Bogdan Woiciszke psychologia miłości Intymność • Namiętność •Zaangażowanie- GDAŃSKIE WYDAWNICTWO PSYCHOLOGICZNE LX GDAŃSK 1993 marabut a 5 ^1 i i co I 3 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI tylko niektórym zmianom zapobiec można. Próby zapobiegania innym narażają nas tylko na niepotrzebne frustracje i bezsilne przekonanie, że nic się nie da zrobić. Udane oddziaływanie na własny związek z innym człowiekiem wymaga (parafrazując słynną modlitwę Kurta Vonneguta): sił - abyśmy zmienili w naszym związku z bliskim człowiekiem to, co zmienić można; cierpliwości - abyśmy potrafili wytrzymać to, czego zmienić nie można; i mądrości - abyśmy potrafili odróżnić jedno od drugiego. Jest mało prawdopodobne, aby zawartość tej książki dodała komukolwiek sił lub cierpliwości. Nie z książek się one biorą. Nie można jednak wykluczyć, że pomoże ona rozróżnić w miłości to, co wymaga sił, od tego, co wymaga cierpliwości. Książka ta powstała dzięki Fundacji im. Aleksandra von Humboldta, której stypendium umożliwiło mi ponadroczny pobyt na Uniwersytecie w Bielefeld, gdzie życzliwie gościł mnie Profesor Alois Angleitner. Dziękuję i Fundacji, i Profesorowi za stworzenie mi wspaniałych warunków do pracy. Dziękuję też Krystynie Ruszczak za nieocenioną pomoc redakcyjną (i zapoznanie mnie z treścią romansów z serii „Harlequin") oraz mojemu wydawcy, Elżbiecie Zubrzyckiej, za sprawne i błyskawiczne wydanie tej książki. Przemiany miłości Trzy składniki miłości - intymność - namiętność - zaangażowanie Rozwój związku miłosnego - zakochanie - romantyczne początki - związek kompletny - związek przyjacielski - związek pusty i jego rozpad za Zmiana jest nieodłączną towarzyszką życia: w ulega zmianom. Brzmi to dość banalnie, dopóki me sobie, że w odniesieniu do wielu zjawisk zywuny sprzeczne pragnienia, aby istniały, a jednoczesny tu nym zmiaiSJ! Jednym z takich zjawisk jest^^ niezmienność tego uczucia jest przecież powszechnie znamię i rękojmię jego prawdziwości. (. ŚU nie Potoczna obserwacja wskazuje Jednak* ze 1«ne U wszystkie) związki między ludźmi oparte na miłości ulegają cie swego trwania daleko idącym przemian' niu zmienia się treść uczucia łą-™<™o oari miłości. Wystąpienie takich zmian j pojawienie się, albo jako zanik „prawdziwej raz naprawdę ją kocham" — konstatują szc rzy mniej mieli szczęścia lub jedynie dłużej albo jako „Dopiero te- PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI ostatecznych wniosków, stwierdzają: „To nie mogła być prawdziwa miłość, skoro tak niewiele z niej zostało". Przyczyny takich zmian są zwykle upatrywane w negatywnych cechach partnera lub własnych („On jest zbyt samolubny na to, żeby mógł zdobyć się na prawdziwą miłość"). W ostateczności można jeszcze westchnąć nad ułomnością ludzkiej natury w ogóle. Z drugiej jednak strony, takie obserwacje bardziej mogą skłaniać do refleksji o naturze miłości niż o naturze zaangażowanych w dany związek osób. W tym właśnie kierunku podążają rozważania zawarte w niniejszej książce, w której staram się zaprezentować koncepcję miłości nie jako pewnego stanu uczuć tego czy innego człowieka, lecz jako procesu rozgrywającego się w długotrwałym związku dwojga ludzi. W myśl tej koncepcji nieuchronność zmian związku miłosnego nie wynika ani ze słabości charakteru jednego bądź obojga partnerów, ani z oddziaływania jakichkolwiek innych, zewnętrznych wobec danego związku czynników, lecz z wewnętrznej natury takiego związku i samego uczucia miłości. TYzy składniki miłości Punktem wyjścia moich rozważań jest dokonane przez Roberta J. Sternberga (1986) rozróżnienie trzech zasadniczych składników miłości: intymności, namiętności i zaangażowania w utrzymanie związku. Omówię pokrótce naturę każdego z tych składników, zwracając szczególną uwagę na ich dynamikę, to znaczy szybkość przyrostu i spadku każdego z nich w miarę trwania związku. Intymność Intymność oznacza tutaj te pozytywne uczucia i towarzyszące im działania, które wywołują przywiązanie, bliskość i wzajemną zależność partnerów od siebie. Badania Sternberga wskazują, że na tak pojmowaną intymność składają się: - pragnienie dbania o dobro partnera, - przeżywanie szczęścia w obecności partnera i z jego powodu, - szacunek dla partnera, - przekonanie, że można nań liczyć w potrzebie, - wzajemne zrozumienie, - wzajemne dzielenie się przeżyciami i dobrami, zarówno duchowymi, jak i materialnymi, - dawanie i otrzymywanie uczuciowego wsparcia, _ wymiana intymnych informacji, _ uważanie partnera za ważny element własnego życia. Jeżeli Czytelnik zaczął właśnie sprawdzać, czy wszystko to czuje wobec kochanej przez siebie osoby, to spieszę dodać, że Jego związek może być intymny, nawet jeżeli któregoś z powyższych uczuć czy zachowań „brakuje" w jego związku. Albowiem nie wszystkie te uczucia muszą być przeżywane, a działania podejmowane, aby można było mówić o zaistnieniu intymności. Dla jej pojawienia się wystarczy dowolna konfiguracja wystarczająco dużej liczby tych składników. Badania Sternberga i jego współpracowników wykazują również, że struktura intymności (czyli skład „mieszanki" wymienionych punktów) nie zależy od tego, czy idzie o miłość do partnera życiowego, ojca, matki, rodzeństwa, czy przyjaciela tej samej płci. Sugeruje to, że choć intymność pojawia się w tych związkach z różną mocą, jest ona zbiorem przeżyć charakterystycznych dla miłości w ogóle, nie zaś dla jednej tylko jej odmiany. Przeciwieństwem będzie tu namiętność, typowa dla miłości erotycznej lub romantycznej, a raczej nieobecna w miłości do rodziców czy dziecka. Dynamika (przemiany) intymności jest łagodna: siła uczuć i działań składających się na intymność rośnie powoli i jeszcze wolniej opada, jak to ilustruje rysunek 1. Pozytywne emocje składające się na intymność wynikają w dużej mierze z umiejętności komunikowania się, wzajemnego zrozumienia i udzielania sobie wsparcia i pomocy, a takie umiejętności wykształcają się dopiero w trakcie wzajemnego poznawania się partnerów. W początkowym stadium związku partnerom często trudno jest się porozumieć, a wzajemne próby pomagania sobie mogą nawet przy najlepszych chęciach kończyć się niepowodzeniem wskutek nietrafnego rozpoznania i zrozumienia rzeczywistych potrzeb partnera albo też nieumiejętności ich zaspokojenia. Jakże często, gnani niecierpliwością serca, chcielibyśmy zrobić dla Niego (Niej) „wszystko", choć nie bardzo jeszcze wiemy, co by to właściwie być miało i jak miałoby się dokonać. Ta chropowatość kontaktów ustępuje jednak w miarę upływu czasu i wykształcania się 10 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI „scenariuszy" wzajemnych kontaktów, czyli pewnych niezmiennych ciągów działań obojga partnerów w najczęściej powtarzających się sytuacjach. Wykształcenie takich scenaripszy jest początkowo silnie nagradzające i przyjemne dla partneró\j/. Na przykład znalezienie skutecznego sposobu pocieszenia partnera, kiedy jest on w depresji, stanowi bardzo przyjemne wydarzenie i dla pocieszanego, i dla pocieszyciela. Ona może odkryć, ze Jemu wcale nie robi się lepiej od szczegółowego rozstrząsania problemów stale stwarzanych przez zawistnego szefa, natomiast doskonale działa wyjście do kina czy placek ze śliwkami według Jej własnego pomysłu. On może się zorientować, że sposobem na Jej nieporozumienia z matką nie jest ponawianie propozycji, aby zrezygnować całkowicie z utrzymywania z matką jakichkolwiek kontaktów, lecz rozmowa o tych dawnych, szczęśliwych czasach, gdy kłótni jeszcze nie było. I tak dalej. Wzrost liczby takich udanych wzorców kontaktowania się i umiejętności wzajemnego zaspokajania potrzeb przez partnerów wymaga oczywiście czasu i dobrych chęci obojga zainteresowanych. W rezultacie intymność rośnie dość powoli w miarę trwania związku, jak to ilustruje rysunek/4^J Udane scenariusze, według których układają się wzajemne kontakty, mają oczywiście tendencje do utrwalania się właśnie dlatego, że są udane li przynoszą partnerom różne nagrody. Z tego samego powodu takie udane scenariusze wzajemnych kontaktów automatyzują się - zaczynają być odgrywane bez namysłu i bez wysiłku, a przecież z pozytywnym skutkiem. Jest to przyjemne i kojące, choć tkwi w tym być może najbardziej zdradliwa pułapka wielu zrazu pomyślnie rozwijających się związków. Już oto wiemy, czego ukochanemu potpeb^ najbardziej, a w dodatku nikt inny nie wie tego aż tak dobrze i przenigdy nie potrafiłby równie płynnie zrealizować recepty na szczęście i nagle... okazuje się, że ukochany odchodzi z inną, która wcale nie zna ani jego, ani sposobu na jego kłopoty z szefem. Co się stało? Dlaczego to, co dotąd było najlepsze, przestało być potrzebne? Nie stało się nic ponad ujawnienie się prawidłowości, którą wszyscy dobrze znamy - rutyna jest zabójcza dla uczuć, szczególnie pozytywnych. Liczne teorie psychologiczne opisujące pojawianie się i przebieg uczuć nie bez podstaw zakładają, że warunkiem niezbędnym do powstania jakichkolwiek emocji jest przerwanie automatyzmów i pojawienie się zdarzeń nieoczekiwanych, odbiegających od tego, co jest zawsze. Dopóki intensywność intymność czas i. i spadek intymności w miarę trwania związku. ;, to długo, ia, jak wszystko jest jak zawsze, dopóty niewole jest mowania się (chyba że „zawsze" oznacza stany do których trudniej jest się przyzwyczaić mz nych, z natury bardziej podatnych na zobojęt również uczucia w związku dwojga ludzi p jak długo partnerzy doświadczają niepewno długo w trakcie ich stosunków pojawiają ^ zalL« rodzaju „chropowatości" i niespodzianki. Ponieważ: w nia udanego związku wszelkie zgrzyty stopniowo zanikaj tym samym warunki niezbędne do pojawiania się uczuć pozy yw nych, a w konsekwencji - same uczucia (Berscheia Zamieranie uczuć związanych z i"^080^^ kle bardzo powolne, gdyż zanik ten powstrzymują 12 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI „zyski" psychiczne wynikające z wykształcenia scenariuszy silnie nagradzających i unikalnych (jeżeli jesteśmy przekonani, że tylko dany partner jest nas w stanie zrozumieć czy skutecznie służyć pomocą). Krzywa ilustrująca natężenie intymności na rysunku 1 opada więc bardzo powoli. Niemniej opada, ponieważ psychiczne zyski maleją w miarę upływu czasu. Jest to wyrazem innej prawidłowości psychologicznej polegającej na tym, że wartość każdej nagrody spada na skutek wzrostu częstości jej otrzymywania. Namiętność Namiętność jest konstelacją silnych emocji zarówno pozytywnych (zachwyt, tkliwość, pożądanie, radość), jak i negatywnych (ból, niepokój, zazdrość, tęsknota), często'z mocno uwydatnionym pobudzeniem fizjologicznym. Emocjom tym towarzyszy bardzo silna motywacja do maksymalnego połączenia się z partnerem. Wiele typowych przejawów miłości, wskazywanych przez ludzi jako takie, to przejawy właśnie namiętności: pragnienie i poszukiwanie fizycznej bliskości, przypływy energii, uczucie podniecenia, bicie serca, dotykanie, pieszczenie, całowanie, kontakty seksualne, obsesja na punkcie partnera, marzenia na jawie, psychiczna nieobecność pod nieobecność partnera itd. (co można sprawdzić w każdej książce z serii „Harleąuin", a także w bardziej naukowych źródłach - np. Shaver i in., 1987). Dominującym elementem namiętności są zwykle w tej czy in-nej postaci pragnienia erotyczne, aczkolwiek nie sposób namiętno-ści utożsamić z potrzebą seksualną ani założyć, że jest to jedyna potrzeba w nią uwikłana. Obok niej w grę może wchodzić potrzeba samourzeczywistnienia czy odnalezienia sensu życia, dowartościowania własnej osoby, dominacji czy opiekuńczości itd. W przeciwieństwie do samej potrzeby seksualnej, zdolność do przeżywania miłosnej namiętności jest w pewnym stopniu darem kultury, nie zaś jedynie natury. Warunkiem jej przeżycia jest nie tylko pojawienie się osoby stanowiącej odpowiedni (tj. atrakcyjny i choć trochę niedostępny) obiekt namiętności, ale również wychowanie w kulturze wyznającej ideał miłości romantycznej. Jak będę się starał przekonać w dalszych częściach tej książki, nasza kultura (szeroko pojęta cywilizacja chrześcijańska) nie tylko ideał taki wyznaje i promuje na nieskończenie wiele sposobów, ale czyni to w sposób aż nazbyt skuteczny. prZEMIANYMIŁOŚCI 13 Podczas gdy dynamika intymności jest łagodna, dynamika namiętności jest dramatyczna. Namiętność intensywnie rośnie, szybko osiągają^ swoje szczytowe natężenie, i niemal równie szybko gaśnie. Początkowy wzrost namiętności jest procesem przebiegającym lawinowo, na zasadzie dodatniego sprzężenia zwrotnego: im silniejsza namiętność, tym więcej pociąga ona za sobą zachowań jeszcze bardziej ją nasilających. Najłagodniejsze z tych zachowań to: bardzo częste kontakty, bliskość fizyczna, długotrwałe patrzenie sobie w oczy - zgodnie z licznymi wynikami badań psychologicznych każdy z tych czynników nasila wielkość przeżywanych przez człowieka emocji (niezależnie od ich pozytywnej lub negatywnej treści). W ten sam sposób i jeszcze silniej oddziałują: izolowanie się partnerów od świata zewnętrznego, prowadzenie rozmów koncentrujących się na ich własnych uczuciach (a rozpamiętywanie każdego uczucia prowadzi do jego nasilenia), kontakty erotyczne itd. Wewnętrzna logika namiętności polega na tym, ze może ona jedynie rosnąć, samo tylko trwanie natomiast jest zapowiedzią jej śmierci. Choć prawda to zupełnie oczywista, w równie oczywisty sposób odrzucamy ją wtedy, gdy akurat sami namiętność przeżywamy. Namiętność nie może wzrastać w nieskończoność, podobnie jak największa nawet lawina nie może spadać bez końca. Załamanie wzrostu namiętności jest więc nieuchronną konsekwencją jej początkowo lawinowego wzrostu. Dobrze o tym wiedzą autorzy romansów z serii „Harleąuin", gdzie kolejność kluczowych zdarzeń jest z reguły podobna, niezależnie od tego, czy on jeździ srebrzystym lincolnem, czy raczej ubiera się u Harrodsa. Po początkowym wybuchu namiętność z jakiegoś zewnętrznego powodu (kamerdyner źle przekazał wiadomość) ulega zawieszeniu. Nie wygasa jednak, choć przez następnych pięćdziesiąt stron istnieje raczej potencjalnie niż faktycznie. Akcja nabiera rumieńców z chwilą ponownego wybuchu namiętności (przeszkoda została usunięta) i czym prędzej się kończy w momencie zapowiadającym niechybny spadek miłosnych porywów. Bohaterkom „harleąuinów" robi się co prawda rozkosznie słabo, ale w istocie za nic mają samą namiętność, wiedząc, że i tak przeminie. Domagają się całej miłości, a więc i intymności, i zaangażowania. Dodajmy też, że namiętność jest ponadto uczuciem z natury swej nierealistycznym. Wymaga absolutnego uwielbienia partnera, 14 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI intensywność namiętność czas Rysunek 2. Wzrost i spadek namiętności w miarę trwania związku. a to jest możliwe jedynie za cenę braku realizmu (żaden śmiertelnik nie zasługuje na absolutny podziw i uwielbienie). Życie oczywiście wymusza realistyczne spojrzenie na partnera i już sam ten realizm musi namiętność zabić, a co najmniej przytłumić. Istotą namiętności jest wreszcie jej zaborczość i zachłanność - ponieważ na mocy swej definicji namiętność jest sprawą najważniejszą dla przeżywających ją ludzi, odsuwa ona na dalszy plan lub wyłącza inne rodzaje ich aktywności życiowej. Dodatkowym czynnikiem kładącym kres namiętności może więc być niemożliwy już do zniesienia poziom dezorganizacji tych pozostałych dziedzin życia. Namiętność jest niekiedy porównywana z uzależnieniem od narkotyków, środków nasennych czy alkoholu (Peele i Brodsky, 1976). Osiąganie stałego poziomu pożądanych przez człowieka re- zultatów działania tych trucizn wymaga stałego zwiększania dawki w miarę przedłużania się okresu ich pobierania. Zrodzone w ten sposób uzależnienie doprowadza do konieczności zażywania coraz większej dawki trucizny jedynie w celu uniknięcia niezwykle przykrych objawów jej odstawienia. Jeżeli do odstawienia w końcu dojdzie, pojawia się głęboka depresja, rozdrażnienie i obsesyjna tęsknota za trucizną. Dopiero długi okres abstynencji doprowadza na powrót do stanu wyjściowego. Porównanie namiętności do fizjologicznego uzależnienia nie jest zbyt liryczne i - jak każda analogia - tylko w pewnym zakresie trafne. Dostarcza jednak przekonywających intuicji co do przebiegu ostatniej, „zejściowej" fazy namiętności. Po początkowo szybkim spadku jej natężenia następuje trwające dość krótko ustabilizowanie namiętności na niższym poziomie (plateau), po czym następuje całkowite jej wygaszenie. Tej ostatniej fazie towarzyszy depresja, a jednocześnie i tęsknota za namiętnością, i niechęć do niej. Tak więc, podczas gdy intymność spada powoli i często nie osiąga w ogóle punktu zerowego, namiętność nie tylko spada do zera, ale jej ostateczny koniec jest w dodatku połączony z negatywnymi emocjami (por. rysunek 2., a także bardziej szczegółowe rozważania nad „naturalną śmiercią namiętności" w rozdziale 4.). Zaangażowanie Zaangażowanie jest tu rozumiane jako decyzje, myśli, uczucia i działania ukierunkowane na przekształcenie relacji miłosnej w trwały związek oraz na utrzymanie tego związku pomimo występowania różnych przeszkód. Podczas gdy namiętność jest tym składnikiem miłości, który niemal w ogóle nie poddaje się „rozumowi" i woli samych zainteresowanych, a intymność poddaje im się jedynie umiarkowanie, zaangażowanie jest wysoce podatne na świadomą kontrolę ze strony kochających się ludzi. Stanowi to zarówno o sile, jak i o słabości tego składnika miłości. Z jednej bowiem strony, silne zaangażowanie partnerów (bądź nawet tylko jednego z nich) może być jedynym, choć skutecznym czynnikiem podtrzymującym związek. Z drugiej jednak strony, zaangażowanie jest zwykle rezultatem świadomej decyzji, a ta może zostać zmieniona czy odwołana, w związku z czym ten składnik miłości może przestać istnieć niemalże z dnia na dzień. W sytuacji gdy jest to już jedyny czynnik 16 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI podtrzymujący trwanie związku, zanik zaangażowania prowadzi do rozpadu samego związku. W udanym związku zaangażowanie jest jednak zwykle jego najbardziej stabilnym składnikiem. Wysiłek wkładany w utrzymanie związku automatycznie zapoczątkowuje proces jego samopodtrzy-mywania się. Wycofanie wysiłku byłoby równoznaczne z przyznaniem się przed sobą i innymi, że wysiłek ów został „zainwestowany" źle, co, oczywiście, niezbyt pochlebnie świadczy o samym „inwestorze". Natomiast pochlebnie świadczy o nim (o niej) wysiłek wydatkowany sensownie i stosownie. Zatem samo wkładanie wysiłku w dany związek nasila szansę, że „inwestor" będzie przekonywał zarówno siebie, jak i innych, iż jego postępowanie jest słuszne, i tym chętniej będzie to nadal czynił. Dalszymi czynnikami podtrzymującymi zaangażowanie są: dodatni bilans zysków i strat uzyskiwanych w danym związku przez partnerów oraz mała atrakcyjność innych (alternatywnych) związków im dostępnych, a także liczne bariery przeszkadzające zerwaniu związku. Bariery te mogą mieć charakter zarówno nieformalny (własny system wartości, naciski rodziny i przyjaciół), jak i formalny (jeżeli związek został zalegalizowany jako małżeństwo). Dość złożona komputerowa symulacja rozwoju związku interpersonalnego (Huesmann i Levinger, 1976) sugeruje, że zanim krzywa zaangażowania osiągnie swój maksymalny i niezmienny poziom, jej wzrost ma charakter esowaty, jak to ilustruje rysunek 3. Oznacza to, że początkowo zaangażowanie rośnie wolno, a w miarę narastania namiętności i intymności jego wzrost jest coraz szybszy. Następujące potem ustabilizowanie zaangażowania trwa w zasadzie aż do końca związku. Przerwanie związku jest zwykle równoznaczne z zaprzestaniem działań związek ów podtrzymujących, a więc z wycofaniem zaangażowania (które spada do zera). Rozróżnienie pomiędzy intymnością, namiętnością i zaangażowaniem jako trzema odrębnymi składnikami miłości wymaga oczywiście jakiegoś odrębnego pomiaru każdego z tych składników. Pewnym krokiem w tym kierunku jest zamieszczony w tabeli 1. kwestionariusz zawierający trzy grupy twierdzeń (skale), z których każda mierzy jeden z tych składników. Treść twierdzeń składających się na każdą z tych skal ilustruje, na czym polega różnica między trzema omówionymi składnikami miłości. PRZEMIANY MIŁOŚCI (§J intensywność zaangażowanie czas Rysunek 3. ... Zmiany wielkości zaangażowania w miarę czasu trwania związku. Tabela 1. Treść twierdzeń składających się na skale intymności (pozycje oznaczone literą I), namiętności (N) i zaangażowania (Z). W odniesieniu do każde] pozycji osoba badana decyduje, jak dalece zgadza się z danym twierdzeniem, wybierając jedną spośród pięciu możliwości: 5 - zdecydowanie zgadzam się, 4 - zgadzam się, 3 - trudno się zdecydować, 2 - nie zgadzam się, 1 - zdecydowanie nie zgadzam się. Miarą każdego ze składników jest suma punktów za odpowiedzi w odniesieniu do pozycji oznaczonych tą samą literą. Źródło: Acker i Davis (1992). 1. Nasz związek jest pełen ciepła i serdeczności. (I) 2. Nie potrafię wyobrazić sobie innej osoby, poza moim partnerem, która uczyniłaby mnie tak szczęśliwą. (N) 3. Uważam nasz związek za coś stałego. (Z) /^yjlełi^w 18 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI 4. Zwierzamy się sobie nawzajem z różnych intymnych spraw. (I) 5. Nie ma dla mnie nic ważniejszego niz nasz związek. (N) 6. Pozostałabym razem z moim partnerem nawet w najgorszych trudnościach. (Z) 7. Mocno pragnę uczynić mojego partnera szczęśliwym. (I) 8. To, co nas łączy, jest bardzo romantyczne. (N) 9. Moje własne zasady każą mi trwać przy moim partnerze. (Z) 10. Dobrze się wzajemnie rozumiemy. (I) 11. Nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłabym być bez mojego partnera. (N) 12. Jestem całkowicie pewna swojej miłości do mojego partnera. (N) 13. Mój partner bardzo mnie wspiera swoimi uczuciami. (I) 14. Uwielbiam mojego partnera. (N) 15. Jestem zupełnie pewna, że kocham mojego partnera. (Z) 16. Mogę liczyć na mojego partnera w potrzebie. (I) 17. Często myślę w ciągu dnia o moim partnerze. (N) 18. Jestem mocno zaangażowana w utrzymanie naszego związku. (Z) 19. Mój partner może na mnie liczyć w potrzebie. (I) 20. Sam widok partnera jest dla mnie podniecający. (N) 21. Nasz związek wynika częściowo z mojej przemyślanej decyzji. (Z) 22. Bardzo sobie cenię obecność mojego partnera w moim życiu. (I) 23. Mój partner jest dla mnie bardzo pociągający fizycznie. (N) 24. Nie pozwoliłabym, by cokolwiek przeszkodziło mojemu zanagżowa-niu w ten związek. (Z) 25. Chętnie dzielę się z moim partnerem wszystkim, co sama posiadam. (I) 26. Idealizuję mojego partnera. (N) 27. Jestem pewna trwałości naszego związku. (Z) - 28. Przeżywam wiele szczęścia w naszym związku. (N) 29. Jest coś prawie „zaczarowanego" w naszych stosunkach. (N) 30. Zawsze czuję się mocno odpowiedzialna za samopoczucie mojego partnera. (Z) 31. Czuję uczuciową bliskość między nami. (I) 32. Nasz związek jest bardzo „żywy". (N) 33. Wierzę, że moja miłość do tego partnera będzie trwała do końca życia. (Z) 34. Dostarczam mojemu partnerowi wiele uczuciowego wsparcia. (I) 35. Bardzo lubię dawać mojemu partnerowi prezenty. (N) 36. Nie potrafię sobie wyobrazić zerwania naszego związku. (Z) PRZEMIANY MIŁOŚCI Rozwój związku miłosnego * Miłość to słowo używane do nazwania podniecenia seksualnego u młodych, przyzwyczajenia u ludzi w sile wiekw i wzajemnego uzależnienia u starych. John Cardi Jeśli przyjąć, że dynamika intymności, namiętności i zaangażowania rzeczywiście zbliżona jest do tego, co ilustrują rysunki 1., 2. i 3., to wynika z tego co najmniej jeden istotny wniosek. Oto w miarę trwania związku miłosnego nie tylko mogą pojawić się ważne zmiany w jego treści i intensywności, ale zmiany takie są wręcz nieuchronne jako następstwo zróżnicowanej dynamiki trzech podstawowych składników miłości. Zn^rni^^ostacU wjakiej miłość tych samych partnerów istnieje i się przejawia, zasadniczo wynikają nie z nacisków i okoliczności zewnętrznych, lecz z samej istoty miłości. Okoliczności decydują raczej o tempie czy nasileniu zmian, natomiast sam fakt ich występowania jest po prostu nieuchronną konsekwencją rozwoju związku. Jak zobaczymy na dalszych stronach, stopień owej nieuchronności jest różny dla różnych zmian: niektórych uniknąć nie sposób, innych - uniknąć można (choć nie zawsze się to zainteresowanym udaje, nawet jeśli tego pragną). Spróbujmy sprecyzować te twierdzenia, rozważając już nie przemiany każdego ze składników miłości z osobna, lecz wszystkich trzech łącznie. Pomocne będzie tu nałożenie na siebie trzech poprzednich rysunków. By tego dokonać, spróbujmy przyjąć jeszcze kilka dodatkowych, dość oczywistych założeń. Po pierwsze, życie każdego ze składników miłości rozpoczyna się w tym samym momencie (jak to bywa w przypadku nowo poznanej osoby). Po drugie, maksymalne natężenie namiętności jest znacznie większe od maksymalnych natężeń intymności i zaangażowania (które nie różnią się między sobą pod tym względem). Po trzecie, przyjmijmy istnienie pewnego progowego, krytycznego natężenia każdego ze składników, które na rysunku 4. wyraża pozioma „gruba kreska". Jeżeli natężenie danego składnika znajduje się poniżej tej wartości, składnika tego jeszcze „nie ma", to znaczy nie liczy się on przy określaniu ogólnego charakteru związku. Jeżeli natężenie składnika przekracza tę wartość i jest 20 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI intensywność próg intensywności _ ^namiętność zaangażowanie ^-urtymność typowe fazy związku Rysunek 4. Zróżnicowanie dynamiki trzech podstawowych składników miłości i wyni- ._-,___„.„..^„^wi oivh4>jiiiivuw iimusci i wynikająca z niego typowa sekwencja faz związku miłosnego rozpoczynającego się miłością od pierwszego wejrzenia: 1 - zakochanie; 2 - romantyczne początki; 3 - związek kompletny; 4 - związek przyjacielski; 5 - związek pusty. ponad kreską, składnik ten „jest", to znaczy występuje w związku jako jego istotna właściwość. Przyjęcie tych założeń pozwala wyróżnić szereg typowych faz związku miłosnego, układających się w pewną naturalną kolejność. O charakterze każdej fazy decyduje to, jakie składniki miłości są w danym momencie obecne w związku z ponadprogową intensywnością: 1 -zakochanie (tylko namiętność); 2 - romantyczne początki (namiętność i intymność); 3 - związek kompletny (namiętność, intymność i zaangażowanie); 4 - związek przyjacielski (intymność i zaangażowanie, ale już bez namiętności): 5 - związek pusty (zaan- gazowanie, ale już bez intymności); 6 - rozpad związku (wycofanie nawet zaangażowania). Oczywiście etapy związku przedstawione na rysunku 4. nie składają się w żadnym wypadku na kolejność obowiązującą, a więc na to, co być powinno, lecz jedynie na to, co bywa najczęściej. (Nauka w ogóle nie mówi o tym, co być powinno, lecz jedynie o tym, co jest, a przynajmniej - co jest prawdopodobne.) Im wcześniejsza faza, tym krócej trwa i tym większa szansa (jeżeli wszystko „dobrze idzie"), że zostanie ona w miarę trwania związku przekształcona w fazę następną. Prawie wszystkie udane związki wychodzą poza fazę 1., 2. i 3. Im faza późniejsza, tym dłużej trwa (z wyjątkiem samego rozpadu, który może być bardzo szybki). Jest to dość smutna prawidłowość, oznacza ona bowiem, że najmniej zadowalająca faza miłości (związek pusty) często trwa dłużej niż wszystkie poprzednie (i bardziej zadowalające) fazy łącznie. Ponieważ trzy pierwsze fazy związku napędzane są namiętnością i jej zmianami (a namiętność słabo poddaje się świadomej i dowolnej kontroli tych, którzy ją przeżywają), zakochanie, romantyczne początki i związek kompletny prawie nieuchronnie skazane są na przeminięcie. Inaczej mają się sprawy z trzema pozostałymi fazami, napędzanymi głównie dynamiką zaangażowania (które niemalże całkowicie pozostaje pod kontrolą zainteresowanych) i intymności (która w dużym stopniu poddaje się kontroli, choć wymaga to i chęci, i umiejętności). Jak będę starał się pokazać w dalszych partiach tej książki, niektóre próby oddziaływania partnerów na jgjodaaia^iriiłośćjwyj; dają się z góry ska^aiiejaajiiejiOjyojdzenie. podczas gdy inne mogą zostać """"^"^nnft^TiacznYm sukcesęjnj_ja^roruć_jwi^zjk_rjrzed \interesow Zakochanie Jeżeli wszystkie trzy składniki miłości .««ynają równocześnie, w momencie poznania nowej ™% ^ struie rysunek 4.), to namiętność, jako składnik najin SbSc na sile, pojawi się najszybciej- jako *» cha całego uczucia. W języku potocznym mówi aę tu o 22 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI - intensywnym stanie uczuć opiewanym przez poetów, ale także określanym jako szybko przemijająca choroba (przez miłośników prozy). Intuicja potoczna wyraźnie odróżnia zakochanie od miłości. „Zakochanie jest ślepe, krótkotrwałe, daje silne uczucie szczęścia nieskalanego myślą i jest cokolwiek egoistyczne, a przynajmniej bardziej skoncentrowane na tym, kto kocha, niż na tym, kto jest kochany („Kocham cię - cóż to cię obchodzi", pisał Goethe). Miłość jest powolniejsza, trwalsza, mądrzejsza i bardziej się koncentruje na osobie kochanej niż kochającej, a oprócz szczęścia zawiera również ból. Literatura piękna przynosi liczne opisy takiej namiętności od pierwszego wejrzenia, uderzającej gwałtownie i nieoczekiwanie niczym piorun z jasnego nieba. Zakochanie nie musi być pierwszą fazą miłości - przypływ namiętności może zdarzyć się nawet po długiej znajomości i być nieoczekiwanym rezultatem powoli narastającej intymności. Tak więc początkowa kolejność faz przedstawionych na rysunku 4. może wyglądać nieco inaczej - cały związek może rozpocząć się od przyjaźni. Co ciekawe, „starzy przyjaciele" bywają nie mniej zaskoczeni pojawiającą się w ich relacji zmianą niż kochankowie „od pierwszego wejrzenia". Ich nagła namiętność wcale nie musi być mniej ekscytująca. Jednakże najbardziej typowy obraz miłości w naszej kulturze to miłość od pierwszego wejrzenia, rozpoczynająca się zakochaniem. Miłość od pierwszego wejrzenia jest zresztą nie tylko stereotypem - około 50% badanych, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, stwierdza, że przeżyło ją co najmniej raz w życiu (Averill i Boothroyd, 1977). Romantyczne początki Istotnym elementem zakochania jest pragnienie możliwie najczęstszych i najbliższych kontaktów z ukochaną osobą. Jeżeli więc zakochanie spotyka się z wzajemnością, a przynajmniej nie zostanie odrzucone przez partnera, naturalną konsekwencją rosnących kontaktów jest rozwój intymności. Oznacza to wejście w fazę romantycznych początków. Ta faza również jest raczej krótkotrwała, ponieważ silnie nagradzające połączenie gwałtownych rozkoszy namiętności z łagodnymi urokami intymności samo w sobie wzbudza skłonność do utrzymania i rozbudowy tak przyjemnego związku. W rezultacie pojawia się decyzja partnerów o zaangażowaniu w utrwalenie związku, który jednak przestaje wtedy być romantyczny, a staje si^ w F~„.. kompletnym. \ Kolejność zdarzeń doprowadzających do zapoczątkować łego związku jest dosyć zgodnie opisywana przez różnych bL' ^/ którzy opierają swe opisy na subiektywnych sprawozdaniac-^_ badanych z przebiegu ich związków bądź też (rzadziej) na ot^ waniu rzeczywistych związków w trakcie ich powstawania. Ił i Huston (1979, s. 8) przedstawili tę kolejność następujące^ 1. Partnerzy spotykają się częściej, na dłużej, w coraz t różnorodnych sytuacjach. , 2. W przypadku rozdzielenia usiłują znowu być razem, cć^ cza im satysfakcji, jeśli się powiedzie. 3. „Otwierają się" przed sobą nawzajem - wyjawiają t^ i łączą ich intymne kontakty fizyczne. . . 4. Stają się mniej zahamowani i bardziej skłonni do dzi^ uczuciami pozytywnymi i negatywnymi, do wzajem^ chwalania się i eanienia. , . ._,...,., . .•• doskonalą 5. Rozwijają swój własny system porozumiewania się i o^ jego używanie. ktu 6. Narasta ich zdolność do zauważania i przewidywani widzenia partnera. *, ~ 1 • iostępowa- 7. Zaczynają wzajemnie synchronizowac swoje cele i p*r ^ontau_ nie oraz wykształcają trwałe scenariusze wzajemnych 8. Zwiększają wysiłek wkładany w związek, podwyższ^ .„ sposób jego ważność we własnej „przestrzeni źycio 9. Coraz silniej odczuwają, że ich indywidualny mter*^ odłączny od istnienia i jakości łączącego ich związ»^, 10. Narasta ich wzajemne lubienie się, zaufanie i miłe? ^ 11. Zaczynają uważać swój związek za niemożliwy do ^ a przynajmniej za niepowtarzalny. 12. Coraz częściej i silniej występują jako para (a nl nostki) w relacjach z innymi ludźmi. ńeku, miłość Jeśli wierzyć literaturze, zwłaszcza tej sprzed XX \v rtyStyCznej dopóty jest zjawiskiem interesującym, wartym opisu i ^ chwilą analizy, dopóki^rachowuje swój romantyczny charak<>---------------- iwje • j_ , miłość j 24 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI utraty tego charakteru (a_więc wyjścia poza jazę zakochania i ro-j^ó^[^ igg dla kogokolwiek interesujący, nie^^^lą^^jg^__ - ~NajrJardziej romantyczne są opowieści o romansach, które kończą się źle (przeważnie śmiercią jednego z partnerów, a jeszcze lepiej obojga) i nigdy się nie stabilizują. Opowieści o romansach udanych, które dobrze się kończą, dobiegają zwykle kresu przed ołtarzem, a więc w momencie kiedy miłość romantyczna ostatecznie przekształca się w miłość kompletną. Nie bez znaczenia jest tu zapewne fakt, że przeszkody, jakie mają do pokonania początkujący kochankowie romantyczni, są bardziej dramatyczne i widowiskowe od dość znojnych trudności, z którymi mozolą się partnerzy w późniejszych fazach związku. Tak czy owak, dla sztuki miłość najwyraźniej przestaje być interesująca z chwilą ustabilizowania się związku. Kult miłości romantycznej jako jedynej, która jest warta przedstawiania przez sztukę i przeżywania przez ludzi, jest w naszej kulturze równie rozpowszechniony, co niedorzeczny, zważywszy, że przez znaczną większość życia kochamy swych partnerów w inny, nieromantyczny sposób. W rezultacie ani z powieści, ani z filmów prawie w ogóle nie dowiadujemy się, co interesującego można zrobić ze swą miłością, gdy przeminie jej romantyczna faza, jako jedyna opisywana w niezliczonych bajkach, powieściach, wierszach, filmach i piosenkach. Co gorsza, stereotyp miłości romantycznej jako uczucia, które dzieje się „samo", właściwie bez wysiłku, a często nawet wbrew wysiłkom zaangażowanych w uczucie partnerów, rodzi katastrofalne w skutkach przekonanie, że również na inne formy miłości oddziaływać nie należy (bo wtedy miłość przestaje być „autentyczna") albo że po prostu nie daje się tego zrobić (jeżeli tylko miłość jest wystarczająco autentyczna). Dalsze partie tej książki mają na celu między innymi przekonanie Czytelnika do poglądu, że kiedy miłość wyjdzie poza fazę romantycznych początków, większość tego, co dzieje się w niej „samo", zmierza prostą drogą do zagłady związku. Natomiast droga do jego utrzymania w postaci cieszącej obie strony wiedzie jedynie poprzez rozsądne, zamierzone i świadome ingerencje samych partnerów w kształt ich związku. Jeżeli Ona poprzestaje jedynie na „bezprzytomnym osuwaniu się w jego ramiona", a On na odczuwaniu „oszalałego bicia swego serca", to prostą (choć ekscytującą) drogą prowadzą swój związek do nieuchronnego końca. Jest z pewnością wzruszające, że On ma oczy „koloru tropikalnej zatoki". Jednak czytając książki z serii „Harleąuin" (z nich pochodzą wszystkie te cytaty) szybko orientujemy się, że tym, co pozwala naprawdę dostrzec kolor tak wyszukany, jest towarzyszący owym oczom kolosalny spadek, świetnie prosperująca firma, a przynajmniej posiadanie „srebrzystego lincolna". Powstaje pytanie, nad którym czytelniczki serii „Ogrodów miłości" wolą się nie zastanawiać: co zrobić, kiedy On dysponuje dziesięcioletnim fiatem, w którym siada jak nie resor, to skrzynia biegów, kiedy Jego fortuna ogranicza się do M-3, kiedy Jego oczy, cóż... jak oczy - patrzą z udręczeniem na cieknący w łazience kran. Tęsknota za srebrzystym lincolnem jest tyleż zrozumiała, co pozbawiona realizmu. Realizm zaś, wedle skwapliwie podsycanej tradycji romantycznej, jest w miłości traktowany jako coś brzydkiego, wyrachowanego i sprzecznego z samą istotą miłości. W rzeczywistości jednak ani realizm, ani rozsądek nie tylko miłości nie zabijają, ale są całkowicie niezbędne dla trwania związku dwojga ludzi i uchronienia go przed katastrofą. Związek kompletny Prawdopodobnie większość związków, jakie ludzie nawiązują (szczególnie w młodości), nigdy nie wykracza poza fare rom^ntyr-7-nych jjo^zątków: albo miłość romantyczna przemija, albo brakuje wystarczającego zaangażowania w przetworzenie związku w stałe relację (z powodu braku równie silnych uczuć partnera), albo jedno i drugieTTrzejście^ólTTazy romantycznych~początków do kompletnego związku jest więc wydarzeniem dość rzadkim w życiu człowieka, ale ma konsekwencje, których ważności nie sposób przecenić. Zgodnie z przedstawioną na rysunku 4. koncepcją rozwoju miłości, czynnikami niezbędnymi dla pojawienia się „ponadprogo-wego", a więc już liczącego się zaangażowania, przekształcającego miłość w związek kompletny (co zwykle oznacza zawarcie małżeństwa bądź przynajmniej zamieszkanie razem), są silna namiętność i intymność, czyli przeżywanie miłości romantycznej. Przytaczane w rozdziale 3. badania nad kryteriami wyboru partnera życiowego przekonują, że miłość romantyczna (oraz takie cechy partnera, które umożliwiają jej przeżywanie, to znaczy promują namiętność i intymność) wyłania się współcześnie jako główne kryterium tego 26 wyboru. Jest to jednak zjawisko raczej świeżej daty - do niedawna miłość romantyczna była uważana nie tylko za kiepską podstawę małżeństwa, ale wręcz za uczucie niemożliwe do pogodzenia z wymogami, jakie stawia przed partnerami stały związek. z? Miłość kompletna jest niewątpliwie najbardziej zadowalającą fazą związku, najsilniej nasyconą emocjami - zarówno pozytywnymi, jak i negatywnymi. Końcem tej fazy jest zanik namiętności, niekoniecznie całkowity, ale poniżej poziomu oznaczającego jej dominację w miłosnej relacji. Jeśli uwierzyć poprzednim rozważaniom nad dynamiką namiętności, zanik ten wydaje się nieuchronny; badania nad długotrwałymi związkami również wykazują, że im dłużej trwa małżeństwo, tym słabsza jest miłość romantyczna pomiędzy małżonkami (Cimbalo i in., 1976). Z faktu, że namiętność zanika po prostu dlatego, iż taka jest jej natura, wynika jeden wniosek praktyczny. Jeżeli wygasa czy słabnie namiętność jednego czy obojga partnerów, nie ma większego sensu twierdzenie, jakoby przyczyną były negatywne cechy któregokolwiek z nich („On nie potrafi kochać") czy ich związku („To nie była prawdziwa miłość"). Równie bezsensowne byłoby obwinianie drzew, że opadły z nich liście, albo twierdzenie, że lata tak naprawdę nie było, skoro po nim nadeszła jesień. Akceptacja tej prawdy mogłaby uchronić wiele par przed goryczą rozczarowań czy rozstań. Tym bardziej że optymistyczna metafora cyklicznych pór roku została tu przywołana nie bez przyczyny. Zanikająca w związku namiętność niekoniecznie musi bowiem wybuchnąć na nowo w odniesieniu do innego partnera. Prawdopodobnie jest to możliwe w stosunku do tego samego partnera - na przykład wtedy, gdyby partnerom udało się utrzymać zadowalający poziom intymności, dzięki czemu cały ich związek nie stałby się dla nich od-stręczający. Nie znam rzetelnych danych, które potwierdzałyby tę tezę, choć można tu przytoczyć anegdoty w rodzaju dwukrotnego małżeństwa Elizabeth Taylor i Richarda Burtona, którzy, jak przystało na idoli Hollywoodu, zawierali liczne małżeństwa, opierające się jedynie na namiętności. Jeżeli pobierali się dwa razy na tej zasadzie, ich wzajemna namiętność musiała wybuchnąć co najmniej dwukrotnie (podobno planowali pobrać się po raz trzeci, czego jednak Burton nie dożył z powodu swoich innych namiętności). Nieco trudniej uwierzyć, że to, co zdarzyło się Taylor i Burtonowi, ,RZEMIANY MIŁOŚCI 27 zdarza się wszystkim, ale można przynajmniej założyć, iż to się zdarzyć może. Związek przyjacielski Gdyby ludzie budowali swoje związki tylko na bazie namiętności, miałyby one niewielkie szansę na trwałość. Dlatego też liczne systemy etyczne nakazują ludziom nie kierować się namiętnością przy wyborze partnera, a niektóre starają się ich nakłonić, by namiętności nie przeżywali wcale bądź przynajmniej przeżywali ją w sposób możliwie beznamiętny. Pomijając rozważania nad tym, czy jest to w ogóle wykonalne i naprawdę najlepsze, stwierdzić można, że oparta na intymności i zaangażowaniu miłość przyjacielska jest zapewne najdłuższą spośród jeszcze satysfakcjonujących faz udanego związku dwojga ludzi. Co więcej, jest to ta faza, której przedłużenie pozostaje w mocy obojga zainteresowanych, jeżeli tylko wykażą po temu odpowiednie chęci i umiejętności. Potoczna obserwacja sugeruje, że chęci wykazują prawie wszyscy, choć gorzej przedstawia się sprawa z umiejętnościami. Podstawowym problemem, który partnerzy mają do pokonania w fazie związku przyjacielskiego, jest powstrzymanie spadku intymności, a więc utrzymanie wzajemnego przywiązania, lubienia się, zaufania, chęci pomagania i otrzymywania pomocy. Intymność oczywiście zamiera pod wpływem egoizmu, nietolerancji, agresji, braku wsparcia czy zdrady. Każdego z tych niebezpieczeństw mogą partnerzy uniknąć, a przynajmniej wiedzą, że unikać ich powinni, jeżeli łączący ich związek ma być nadal zadowalający. Niezbyt logiczna logika ludzkich uczuć w połączeniu z beznadziejnością usiłowań prowadzących do realizacji mitu miłości romantycznej (który dla wielu stanowi jedyną definicję miłości) sprawia jednak, że na partnerów w udanym nawet związku czyha wiele pułapek. Paradoksalnie pułapki te wynikają z tego właśnie, że związek jest udany, a partnerzy pełni są najlepszych chęci. W rozdziale 5. opisuję szczegółowo szereg takich pułapek, jak: - pułapka dobroczynności, polegająca na tym, że stałe i wzajemne ofiarowywanie dobra (oraz unikanie wyrządzania partnerowi krzywd) prowadzi w miarę trwania związku do tego, iż zdolność do sprawiania partnerowi przyjemności maleje, wzrasta zaś zdolność do sprawiania mu bólu; 28 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI - pułapka bezkonfliktowości, polegająca na tym, że stałe unikanie konfliktów w imię utrzymania wspólnoty działań, interesów i uczuć (oraz świętego spokoju) prowadzi do zaniku tej wspólnoty (a święty spokój zamienia się w spokój wręcz śmiertelny); - pułapka obowiązku, polegająca na tym, że systematyczne podpieranie własnych uczuć do partnera poczuciem obowiązku prowadzić może do ich zaniku. Własne działania mogą być widziane jako rezultat jedynie własnej obowiązkowości, nie zaś uczuć żywionych do partnera; - pułapka sprawiedliwości, polegająca na tym, że domaganie się przede wszystkim sprawiedliwości we wzajemnej wymianie „świadczeń" przez partnerów sprowadza się w praktyce głównie do odwzajemniania zachowań negatywnych, a więc sprawiedliwości typu „oko za oko, ząb za ząb". Pułapki te oczywiście nie każdej parze muszą się zdarzyć, choćby dlatego, że niektóre wzajemnie się wykluczają. Są one różnymi drogami pogarszania się jakości związku, a dróg takich jest oczywiście wiele i niestety więcej niż dróg prowadzących do związku szczęśliwego. Niewiele jest bowiem sposobów przeżywania szczęścia, bardzo wiele natomiast sposobów bycia nieszczęśliwym. Pułapki są drogami zdradliwymi, bo paradoksalnymi - ludzie wpadają w nie w imię wysiłków, których deklarowanym i świadomym (choć nie zawsze rzeczywistym) celem jest polepszenie bądź utrzymanie związku. Związek pusty i jego rozpad Niekonieczny, choć prawdogodobny i częsty zarnjcjril^mnaścL doprowadza miłośc^aTapźej byłąlniłość)~4Qlfag7związku pustego,_ ^toregoTedynym elementem jest występowanie motywacJLLzacilOji. [wań nadal ^podtrzymujących ów związek. Ten typ relacji w naszej kulturze jest. zwykle pozostałością po poprzednich, szczęśliwszych fazach związku. Ponieważ związek pusty opiera się jedynie na zaangażowaniu, czynniki podtrzymujące ten związek są w zasadzie tożsame z czynnikami podtrzymującymi-samo zaangażowanie. Sprawia to, że czynniki podtrzymujące zaangażowanie stają się bardziej istotne dla trwania związku, niż były w fazach poprzednich. W szczególności związek pusty bardziej niż inne fazy miłości narażony jest na zniweczenie, gdy w życiu przy- najn,n,i jednego z .LLL**»*LLL tLZŻL. "ego, no^go * ^S E a^cyjnoić ™ązku pustego S si? bardzo «Ika^ 6tcześriie „„z silniejsza ->—r~TTi—?—\—rrriTT.^nYir.a^riwnnia. leL szyjy|^ ( w odczuciu p^rtnBrlBw~usp1rawiedliwia)izajiik^aangażowania. Tego rodzaju norma, jeśli istotnie występuje, zapewne z niejednakową siłą obowiązuje w różnych grupach społecznych i krajach. Jej pojawienie się może wpływać na wzrost częstości rozwodów i spadek ważności przyczyn, jakie uznawane są za wystarczające do rozwodu. 'Zanik intymności w zwjajk^z^ę^n^jńejestjiajważniejszą ani jedyną przyczyną rozwodu, ale coraz częściejjugn^anYjes^_rjrzgjz ^Tr^th dyną przyczyną rozwodu, ale coraz częśjjg^ sam^cTr^amteresowanych za przyczynę wystarczaj ącą Krzywe szybciej lub~wolniejUp~adSjące na rysunku 4. napawają melancholią i zdają się być wyrazem nazbyt pesymistycznego spojrzenia na szansę trwania związku dwojga kochających się ludzi. Cóż, pesymizm i realizm mają ze sobą wiele wspólnego. Faktem jest, że w przeciętnym małżeństwie satysfakcja obojga partnerów l~Tl~T^woJna w miarę jego trwania, a możliwych i dalej Jednak pesymi t g przyczyn jest azjaazbyt wiele, y p Ogólne przesłanie teJTćsiązki jest raczej optymistyczne py styczne - jakkolwiek wiele związków istotnie kończy się fazą pustą i zerwaniem, wcale tak być nie musi. Partnerzy mogą wiele zrobić, by utrzymać swji[związek_w satysfakcjonujące} postaci, głów-nig poprzez podtrzyrnywanie intymnościąj^ujiikanie_^a^mżjj^gyh pułapek Dalszyciąg tej pracy nie z ółwego y nig poprzez podtrzyrnywanie intymnościąj^ujiikanie_^a^jj^gy jefpułapek. Dalszyciąg tej pracy nie zawiera szczegółowego wykazu takich działań (sformułowanie podobnego zbioru przepisów na udany związek, niczym recepty na placek, wydaje się niezbyt możliwe). Opisuję jednak logikę wielu procesów doprowadzających do powstania i zaniku miłości, a opis taki stanowić może pewną podstawę do podjęcia konkretnych działań przez samego Czytelnika, który zadecyduje, w jakiej fazie jest jego związek i czego mu najbardziej potrzeba. I Jedno nie ulega wątpliwości - działania pozwalające utrzymać Yt łniłość na dłużej wymagają nie tylko poświęcenia i wysiłku, ale/|| 30 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI przede wszystkim myślenia i mądrości obojga partnerów. Wysiłek, myślenie i mądrość słabo kojarzą się nam z miłością, o której skłonni jesteśmy raczej sądzić, że powinna dziać się sama, jeżeli tylko jest prawdziwa. Jest to ubolewania godna konsekwencja wspomnianego już, charakterystycznego dla naszej kultury traktowania miłości romantycznej jako jedynej postaci miłości wartej zainteresowania i przeżycia. Jest to także skutek złudzenia, że myślenie zabija uczucia, choć w istocie wzbogaca je, pokazując ogromne możliwości, jakie w uczuciach się kryją. Kiedy historia związku wyjdzie poza fazę miłości romantycznej, to, co się w nim dzieje samo (spontanicznie, bez świadomych wysiłków mających na celu zmianę biegu wydarzeń), działa raczej na szkodę niż na korzyść uczuć. Wszystko zdaje się wskazywać na to, że zdanie się na samo odczuwanie, nie skażone myślą, doprowadza miłość prostą drogą do fazy związku pustego. Natomiast sterowany myśleniem wysiłek stwarza szansę uniknięcia tej fazy i utrzymania związku w fazie przyjacielskiej. Zakochanie Dwa warunki zakochania: przeżycie pobudzenia i jego interpretacja Powstawanie pobudzenia - beznamiętne pożywki namiętności, czyli rola neutralnego pobudzenia - przyjemność nasila namiętność, czyli rola emocji pozytywnych - przykrość także nasila namiętność, czyli rola emocji negatywnych - uroki owocu zakazanego, czyli rola przeszkód Interpretacja pobudzenia jako namiętności - jak kochać, czyli kulturowy wzorzec namiętności - kogo kochać, czyli reguły stosowania wzorca namiętności Różnice między kobietami i mężczyznami - różnice w przeżywaniu namiętności - kto jest bardziej romantyczny? Spośród wszystkich ludzkich uczuć zakochanie jest najbardziej zagadkowe, a otaczająca je mgiełka tajemniczości stanowi wręcz konieczny, nieodłączny jego element. Czy cos tak z natury tajemniczego daje się w ogóle badać? Tak, i to co najmniej na dwa KLszy jest bardzo prosty i polega na poproszeniul ludzi aby opisali, jak się zakochali, co po kolei się działo, w jakich warunkach zdarzenie to miało miejsce itd. Jednak zwykle trudno docieka) naprawdę znaczą uzyskane w ten sposób wynik,. Na P^^ sP°s™d ponad czterystu osób poproszonych w jednym z badań o opisanie jak się zakochały, aż 85% podawało, że to partner oparzał je zainteresowaniem, 71% zaś mówiło o odkryciu pozyy^nych cech kochanej osoby (Aron i in., 1989). Przy tym najważniejszą z 32 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI „kich cech jest atrakcyjność .fizyczna (Averill i Boothroyd, 1977). Jakkolwiek jest oczywiste, że kochamy ludzi, o których sądzimy, iż na miłość zasługują, równie oczywiste jest to, że zarówno odwzajemnianie uczuć, jak i atrakcyjność partnera nie są jego obiektywnymi cechami, takimi jak wzrost czy kolor włosów. Są one bowiem przez, nas jjąrtaerowj przypisane, co oznacza, że stanowią jraczej rezultaty niz'przyczynę naszych uczuć. Zapewne ów dobroczynny wpływ naszych uczuć na przypisywane partnerowi cechy jest w ogóle niezbędnym warunkiem powstania miłości, zważywszy, jak ambitne wymagania miłość stawia obiektowi uczuć. Zakochanie byłoby mało możliwe bez różowych okularów, jakimi nas miłość obdarza, gdy patrzymy na naszego partnera. Drugie podejście polega na tym, by: - po pierwsze, sformułować jakąś prawdopodobną koncepcję opisującą warunki pojawiania się miłości, - po drugie, wybrać jakiś dostępny badaniom wskaźnik czy też „zapowiedź" miłości i - po trzecie, zbadać, czy ta zapowiedź pojawia się ze wzmożoną siłą w warunkach, które sami wywołujemy, a które powinny w myśl naszej koncepcji prowadzić do rodzenia się miłości. W ten sposób możemy ominąć ludzkie domniemania jako sposób poznania warunków, w których miłość się pojawia, a całe nasze przedsięwzięcie nie jest już „mniemanologią", lecz psychologią. Zdrowy rozsądek i sposób, w jaki ludzie opisują swoje zakochanie, wskazują, że do roli takiej zapowiedzi miłości dobrze nadaje się spostrzeganie innej osoby jako pociągającej - fizycznie czy erotycznie atrakcyjnej. Skąd jednak wziąć teoretyczną koncepcję opisującą warunki pojawiania się miłości? Ponieważ miłość jest uczuciem, całkiem dorzeczne wydaje się poszukiwanie takiej koncepcji w teoriach opisujących naturę i warunki rodzenia się wszelkich uczuć. Rozważmy jedną z takich teorii i wynikający z niej opis sytuacji, w jakich pojawia się zakochanie. Dwa warunki zakochania: przeżywanie pobudzenia i jego interpretacja W myśl jednej z teorii (dwuczynnikowej teorii emocji Stanleya Schachtera, 1964) każda emocja składa się z dwóch elementów: 33 pobudzenia fizjologicznego, nadającego emocji jej natężenie, oraz z subiektywnej, osobistej interpretacji jego źródeł i charakteru. Interpretacja ta decyduje o znaku i treści przeżywanej emocji. Wyczekując na swoją kolejkę u dentysty czujemy, jak wali nam serce, potnieją dłonie i robi się nam gorąco - wszystko to są wskaźniki wzmożonego pobudzenia fizjologicznego. Wiemy doskonale, co to pobudzenie znaczy. Słysząc dobiegający zza drzwi warkot wiertarki, wdychając charakterystyczny zapach chemikaliów i przypominając sobie poprzednie wizyty u dentysty wiemy, że przeżywane przez nas pobudzenie ma swoje źródło w tym wszystkim, co już za chwilę nas spotka z rąk dobrotliwie wyglądającej osoby w białym fartuchu. Nie sposób się pomylić - naszemu pobudzeniu na imię „strach". Zarówno pobudzenie, jak i jego interpretacja są niezbędne do przeżycia każdej emocji - czy będzie to radość, czy strach, zachwyt, czy nienawiść. Kiedy nasze serce bije spokojnie, dłonie są suche, a gardło wilgotne, nie dojdziemy do wniosku, że przeżywamy strach, nawet siedząc na fotelu dentystycznym. Oczywiście, im łatwiej zauważalne i jednoznaczne jest to zdarzenie, które przeżywane pobudzenie faktycznie wywołuje, tym bardziej ono właśnie wyznacza subiektywną interpretację tego, co się stało, a więc i treść emocji. Problem jednak w tym, że przyspieszone bicie serca, potnienie dłoni czy uczucie gorąca pojawiają się w wielu różnych sytuacjach i wcale nie zawsze jest jasne, co dokładnie je wywołało. Co ciekawe, możliwa jest nawet i taka sytuacja, kiedy człowiek upatruje przyczyny przeżywanego podniecenia w innym czynniku niż ten, który był faktycznym jego źródłem. Ma to miejsce szczególnie wtedy, kiedy ta pozorna przyczyna sama się narzuca jako typowa i oczywista, natomiast rzeczywista przyczyna przeżywanego przez nas pobudzenia umyka naszej skupionej na czym innym uwadze. Pomysłowego sprawdzenia tej hipotezy dokonali dwaj Kanadyjczycy (Dutton i Aron, 1974) w badaniach polegających na tym, że do samotnych mężczyzn przechodzących przez most zbliżała się pewna dziewczyna z prośbą o udział w krótkim badaniu psychologicznym. Do badań wybrano jedną piękną dziewczynę i dwa mosty: betonowy, biegnący na wysokości trzech metrów nad lustrem spokojnej wody, i drugi, wiszący na wysokości siedmiu metrów nad górskim strumieniem i skałami, wąski, długi i kołyszący się przy każdym kroku. Autorzy założyli, że przechodzenie przez pierwszy most nie będzie miało żadnych szczególnych następstw, natomiast 34 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI przechodzenie przez drugi wywoła u badanych mężczyzn pewien niepokój czy - mówiąc szczerze - strach. Mężczyzna bać się jednak nie powinien, a przynajmniej jest mu nieprzyjemnie przyznać się do tego nawet przed samym sobą. Mężczyźni schodzący z takiego bujającego nad przepaścią mostu najchętniej przypisaliby więc przyspieszone bicie serca i cokolwiek spotniałe dłonie jakiemuś czynnikowi bardziej godnemu prawdziwego mężczyzny niż strach. Na przykład zapierającemu dech w piersiach widokowi pięknych gór albo, jeszcze lepiej, pięknej kobiety, jeżeli taka pojawiłaby się przed ich oczyma zaraz po zejściu z mostu. Rozumiejąc te męskie pragnienia, autorzy ustawili za mostem piękną eksperymentatorkę. Żeby zaś sprawdzić, czy przyspieszone strachem bicie serca jest przez badanych interpretowane jako nieoczekiwany przypływ uczuć do pięknej badaczki, prosiła ich ona o wymyślenie historyjki opisującej scenę przedstawioną na dość niejasnym obrazku, który im wręczała. Okazało się, że skojarzenia mężczyzn schodzących z niebezpiecznego mostu były bardziej nasycone treściami erotycznymi, niż działo się to w przypadku mężczyzn schodzących z mostu bezpiecznego. Dziewczyna zostawiała też swój numer telefonu, „na wypadek, gdyby chcieli dowiedzieć się czegoś bliższego o wynikach badania". Spośród mężczyzn schodzących z niebezpiecznego mostu niemalże co drugi zadzwonił potem do dziewczyny. Jednak wśród mężczyzn schodzących z mostu bezpiecznego tylko co dziesiąty wykazał równie silne zainteresowanie „wynikami badania". Dodać należy, że żadnej z tych różnic nie stwierdzono, kiedy „krótkie badanie psychologiczne" przeprowadzał mężczyzna, a znaczna większość badanych nie chciała nawet wziąć jego numeru telefonu! Oczywiście, trudno powiedzieć, że w eksperymencie tym badano rzeczywiste zakochiwanie się mężczyn, ponieważ brak w nim było, by tak rzec, dalszego ciągu wydarzeń (co nie tylko wymagałoby zbyt wielu pięknych dziewcząt, ale też byłoby nieetyczne). Jednak wiarygodne jest przypuszczenie, że nagły przypływ najwyraźniej erotycznego zainteresowania osobą płci przeciwnej stanowi coś na tyle podobnego do zakochania się, by uważać ten eksperyment za potwierdzenie hipotezy, iż pobudzenie wywołane w istocie lękiem może zostać zinterpretowane przez przeżywającą je osobę jako wywołane erotyczną atrakcyjnością innego człowieka. Tego rodzaju przeniesienie przyczyn pobudzenia z czynnika, który je wywołał (a który nie był wcale oczywisty), na czynnik na- ZAKOCHANIE M: "* '""^ - - -jadający się do tego, by widzieć w nim źródło popudzeiuaffgst zjawiskiem bardzo powszechnym, wykazanym w dziesiątkach badań dotyczących bardzo różnych przyczyn pobudzenia i równie zróżnicowanych emocji uświadamianych sobie przez ludzi Skłoniło to Ellen Berscheid i Elaine Walster (1974) do sformułowania koncepcji wyjaśniającej powstanie miłosnej namiętności jako rezultatu sytuacji, w której człowiek po pierwsze - przeżywa silne pobudzenie emocjonalne, a po drugie - interpretuje je jako wynik własnej miłości do partnera. Prowokacyjność tej idei polega na tym, że pobudzenie konieczne do przeżycia namiętności do partnera wcale nie musi być faktycznie przez owego partnera wywołane. Przeciwnie, pobudzenie to może zostać przeniesione z dowolnego innego czynnika, jeżeli tylko powoduje on wzrost fizjologicznego napięcia, a człowiek z tych czy innych względów nie upatruje w nim przyczyny owego wzrostu. Prowokacyjność tej koncepcji wynika też z założenia, że człowiek musi nauczyć się interpretowania własnego pobudzenia jako namiętności, jeżeli miałby ją przeżyć. Rozważmy, jakie dowody przemawiają za tym, że powstanie pobudzenia i jego odpowiednia interpretacja istotnie wydają się niezbędne do przeżycia namiętności i zakochania. Powstawanie pobudzenia Konsekwencją przedstawionej dwuczynnikowej koncepcji miłości jest więc przewrotna teza, że namiętność może być częściowo, a nawet wyłącznie, wynikiem fałszywego uświadomienia sobie przez nas naszego pobudzenia jako wywołanego przez obiekt naszej namiętności, podczas gdy w rzeczywistości zostało ono wywołane czymś zupełnie innym. Fascynujące jest to, iż rzeczywiste źródło pobudzenia nie musi być wcale przyjemne, może być także neutralne, a nawet nieprzyjemne, jak to było w przypadku opisanego eksperymentu z mostami. Beznamiętne pożywki namiętności, czyli pobudzenie emocjonalnie neutralne Wyobraźmy sobie następującą scenę. Jeszcze kilkaset metrów przed przystankiem autobusowym, do którego zmierzamy, zauważamy nasz'-nadjeżdżający autobus. Ponieważ jeździ on tylko raz na pół godziny, a nam się spieszy, puszczamy się pędem do przy- 36 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCj stanku i w ostatniej chwili dopadamy drzwi, które już, już mają się zamknąć. Szczęśliwie drzwi zatrzaskują się z właściwej strony (za plecami, a nie przed nosem), a my trzęsącymi się jeszcze z wysiłku rękoma przeszukujemy kieszenie marynarki w poszukiwaniu biletu. Zajmuje to trochę czasu, w końcu jednak odnajdujemy jakiś ważny bilet, kasujemy go z ulgą i zapominając o całym zdarzeniu, przechodzimy do przodu poszukując miejsca. Znajdujemy je, siadamy i... napotykamy utkwione w nas jasnozielone oczy nigdy dotąd nie widzianej blondynki (w rzeczywistości jeździ ona już od wielu dni tym samym autobusem i przygląda się nam myśląc sobie: „A ten co dzisiaj taki czerwony?"). Czujemy, jak wali nam serce, a dłonie się pocą - te jasnozielone oczy po prostu zapierają dech w piersi! Po tym wniosku przebiega nam po plecach dodatkowy dreszcz, dołączający się do wielu innych objawów fizjologicznego pobudzenia, 0 których - gdyby nie to spojrzenie - zapewne pamiętalibyśmy, że wzięły się z pogoni za autobusem. Jednak teraz mamy przed sobą nie autobus, lecz przyglądającą się nam blondynkę -jaki więc sens nadal myśleć o komunikacji miejskiej zamiast o oczach blondynki? Zważywszy, jakie kolosalne (wręcz fizjologiczne) wrażenie zrobiły na nas te oczy, staramy się oczywiście doprowadzić do rozmowy 1 spotkania z ich właścicielką. Próbujemy albo od razu, albo, jeżeli nęka nas nieśmiałość, przy następnym spotkaniu, kiedy blondynka znów się nam przygląda, najwyraźniej z zainteresowaniem (w rzeczywistości myśli ona sobie: „O, dziś już nie jest czerwony"). Nie twierdzę oczywiście, że aby pokochać zielone oczy, trzeba koniecznie biegać za autobusami. Faktem jest natomiast, że pobudzenie fizjologiczne utrzymuje się w organizmie przynajmniej przez kilka minut po zaprzestaniu wysiłku fizycznego (lub ustąpieniu innego czynnika, który je wywołał) i że zmiany w poziomie pobudzenia są zwykle znacznie powolniejsze od zmian sytuacji, w której się znajdujemy, a także od zmian w treści zaprzątających nas myśli. Właśnie to, że uspokajamy się dopiero po jakimś czasie, stwarza warunki do pojawienia się tzw. transferu pobudzenia, czyli przeniesienia przyczyn pobudzenia z tego, co rzeczywiście je wywołało, na coś (lub kogoś) nowego, co w tym czasie pojawiło się w naszym otoczeniu i skupiło na sobie naszą uwagę. Tak więc zalegające w organizmie pobudzenie może prowadzić do wzrostu erotycznej atrakcyjności potencjalnego partnera, tak jak to sugeruje nasza scenka z zakochaniem się w autobusie. Gdy 37 ^KOCHANIE oświetlimy ludziom film o erotycznej treści, to uważają go za bardziej podniecający, jeżeli przed projekcją wykonywali intensywne ćwiczenia fizyczne (Cantor i in., 1975). Ma to jednak miejsce głównie wtedy, kiedy między ćwiczeniami a ocenami upłynął pewien czas, dzięki czemu utrzymujące się jeszcze pobudzenie zostanie na ' tyle oderwane w świadomości ludzi od swego rzeczywistego źródła, że może zostać zinterpretowane jako podniecenie erotyczne. W innym eksperymencie proszono badanych o wykonywanie podobnych ćwiczeń, a następnie o ocenę erotycznej atrakcyjności pewnej kobiety na podstawie magnetowidowego zapisu przeprowadzonej z nią pięciominutowej rozmowy (White i Kight, 1984). Wzrost pobudzenia fizjologicznego prowadził do wyższej oceny jej atrakcyjności, jednak tylko u tych badanych, którzy skoncentrowani byli na tej kobiecie (zapowiedziano im spotkanie z nią w późniejszej fazie badania). Taki przyrost atrakcyjności nie występował u badanych oglądających wywiad z kobietą w tym samym pokoju, w którym uprzednio wykonywali ćwiczenia fizyczne i w którym jeszcze były porozkładane różne przyrządy gimnastyczne przypominające o ich wykonywaniu. Warunkiem przeniesienia pobudzenia z jego rzeczywistego źródła na ewentualnego partnera erotycznego jest więc przeniesienie naszej uwagi z czynnika faktycznie wywołującego pobudzenie na owego partnera. Uczuciowo neutralne pobudzenie nie stanowi jednak czynnika, który by niezmiennie podnosił atrakcyjność osób płci przeciwnej. W istocie wzrost pobudzenia działa raczej jako nasilacz bądź to pozytywnego, bądź negatywnego stosunku do potencjalnego partnera. Wykazali to w serii eleganckich badań White i współpracownicy (1981). W jednym z nich znów stosowali krótki, acz intensywny wysiłek fizyczny, wystarczający bądź niewystarczający do podniesienia poziomu fizjologicznego pobudzenia: młodych mężczyzn proszono o bieg w miejscu przez 120 lub 15 sekund. Opisywany przez obie grupy nastrój niczym się nie różnił, choć badani z pierwszej grupy mówili o przeżywaniu znacznie silniejszego pobudzenia, co potwierdziły również obiektywne pomiary tempa akcji serca. Następnie wszyscy badani oglądali wywiad z pewną kobietą, z którą . mieli się wkrótce spotkać, a która była albo piękna, albo brzydka. Po wywiadzie proszeni byli o podanie swoich wrażeń na temat tej kobiety, o ocenę stopnia jej atrakcyjności, seksowności oraz tego, jak bardzo chcieliby się z nią umówić na randkę. Badani oglądający 38 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI wywiad w stanie pobudzenia oceniali kobietę piękną jako bardziej atrakcyjną erotycznie, natomiast kobietę brzydką jako mniej atrakcyjną, niż wskazywały na to oceny badanych o średnim poziomie pobudzenia. Wzrost pobudzenia nie nasilał zatem ogólnie atrakcyjności płci,przeciwnej, lecz nasilał jedynie te uczucia, jakie wygląd potencjalnej partnerki wzbudzał sam przez się. Jeżeli więc On wydaje nam się już na wstępie dość paskudny, randki na bujających mostach (czy inne podobne zabiegi, na przykład szybka jazda samochodem) mogą wywołać przyrost irytacji, a nie namiętności. Przyjemność nasila namiętność, czyli rola emocji pozytywnych Czytelnicy, którzy nie mają zwyczaju biegać ani w miejscu, ani za autobusami, nie muszą jednak popadać w przygnębienie z powodu obniżenia swoich szans na przeniesienie pobudzenia, a w związku z tym i na zakochanie się. Subiektywnemu przeniesieniu ulec może bowiem nie tylko pobudzenie wywołane wysiłkiem fizycznym, ale także dowolną emocją pozytywną. Na przykład jeżeli w poprzednio opisanym eksperymencie zamiast wysiłku fizycznego zastosowano by oglądanie komika budzącego szczerą wesołość, wyniki byłyby bardzo podobne, to znaczy wzrosłaby atrakcyjność pięknej kobiety, brzydkiej zaś - zmalała (co również wykazali White i inni, 1981). W identyczny sposób oddziałuje także pobudzenie seksualne, wywołane na przykład uprzednio oglądanym filmem. W pewnym badaniu wyświetlano młodym kobietom i mężczyznom film o treści erotycznej bądź neutralnej, a następnie pokazywano przeźrocze przedstawiające osobę płci przeciwnej, która była albo brzydka, albo przeciętna, albo piękna (przystojna), z prośbą o ocenę jej erotycznej atrakcyjności. Jak ilustruje rysunek 5., im przystojniejsza była to osoba, tym wyżej oceniana była atrakcyjność jej ciała i tym bardziej uważana była ona za osobę odpowiednią do umówienia się z nią na randkę. To oczywiste. Bardziej interesujące byty dodatkowe różnice między badanymi pobudzonymi i nie pobudzonymi seksualnie. Osoba przeciętna i przystojna była bardziej atrakcyjna zdaniem ludzi pobudzonych, osoba brzydka zaś według z nich była mniej atrakcyjna, niż wynikałoby to z ocen badanych nie pobudzonych. Dodać warto, że wzrost pobudzenia działał w ten sposób zarówno na badane kobiety, jak i na mężczyzn. ZAKOCHANIE 39 Badani pobudzeni erotycznie nie pobudzeni Ogólna ocena ciała 7r Ocena atrakcyjności jako partnera randki -i 7 mała' średnia duża mała średnia duża Atrakcyjność spostrzeganej osoby Rysunek 5. . , . Wpływ przeżywanego pobudzenia seksualnego na ocenę atrakcyjności brzydkiej, przeciętnej lub przystojnej osoby przeciwnej płci. Źródło: Istvan i in. (1983). Wiele danych dowodzi zdroworozsądkowej prawdy, że przeżywanie emocji pozytywnych pozwala nam widzieć zarówno siebie, jak i innych przez różowe okulary. Jednakże wpływ tych emocji na erotyczną atrakcyjność ma nieco odmienny charakter, ponieważ bardziej uzależniony jest od samego pobudzenia i jego siły niz od pozytywnego lub negatywnego znaku przeżywanej emocji. Bmocje pozytywne (a dokładniej: wywołane nimi pobudzenie fizjologiczne) nie nasilają atrakcyjności wszystkich potencjalnych „obiektów namiętności". Nasilają atrakcyjność jedynie tych osób, które juz i tak są bardziej lub mniej atrakcyjne. Co więcej, przeżywanie silnej emocji pozytywnej sprawia, że osoby już odstręczające stają się jeszcze bardziej awersyjne. W identyczny sposób oddziałuje wzrost pobudzenia seksualnego, co zdaje się przeczyć potocznej tezie, że silne pobudzenie zaślepia ludzi do tego stopnia, iż nawet osoby niepożądane stają się pożądane. Wchodzi tu jednak w grę jeszcze siła pobudzenia, które było oczywiście niezbyt duże w eksperymencie zilustrowanym na rysunku 5. Możliwe, że po osiągnięciu jakiegoś wystarczająco dużego pobudzenia seksualnego wszystkie potencjalne obiekty namiętności stają się atrakcyjne. Erotyzm jest, rzecz jasna, źródłem najbardziej pozytywnych i pobudzających emocji w omawianym tu kontekście. Jednak ich przeżywanie decyduje o wzroście jedynie erotycznej, nie zaś ogólnej atrakcyjności osób godnych pożądania. Wykazali to Dermer i Pyszczynski (1978), którzy prosili badanych mężczyzn o wypełnienie kwestionariuszy mierzących stopień, w jakim zarówno lubili oni, jak i kochali kobietę, z którą byli aktualnie związani uczuciowo. Część z nich została jednak uprzednio wprowadzona w stan pobudzenia erotycznego (poprzez czytanie dość śmiałego opisu fantazji seksualnych pewnej studentki), część zaś czytała raczej beznamiętny fragment opisujący zachowanie godowe mew. Choć badani z pierwszej i drugiej grupy nie różnili się siłą, z jaką lubili swoją partnerkę, badani z grupy pierwszej relacjonowali wyższy poziom miłości w stosunku do niej. Co ciekawe, nawet fałszywa wiara mężczyzny w to, że jakaś kobieta nasila przeżywane przezeń pobudzenie, sprawia, iż wyżej ocenia on jej atrakcyjność. Yalins (1966) zapraszał młodych mężczyzn do udziału w badaniach dotyczących jakoby reakcji fizjologicznych na bodźce o treści erotycznej. Wyświetlał im przeźrocza przedstawiające na wpół rozebrane dziewczęta z „Playboya" informując, że bicie ich własnego serca będzie nagrywane na taśmę, a także wzmacniane i odtwarzane przez głośnik. W rzeczywistości odtwarzane badanym dźwięki nie miały nic wspólnego z ich własnym sercem. Przy oglądaniu niektórych, przypadkowo wybranych zdjęć, odtwarzano każdemu badanemu uprzednio nagrany odgłos przyspieszonej akcji serca, a podczas oglądania innych zdjęć odtwarzano im odgłos normalnej akcji serca. Na zakończenie proszono badanych o ocenę, jak dalece każde zdjęcie było dla nich atrakcyjne i ekscytujące, a oceny te powtarzano w miesiąc później w zmienionym kontekście. Pozwalano im też zabrać dowolne zdjęcie jako rekompensatę za udział w eksperymencie. Zgodnie z przewidywaniami, za bardziej ekscytujące uważane były przez badanych te zAKOCHANIE 41 zdjęcia, przy których słyszeli oni przyspieszone bicie rzekomo swojego własnego serca (i efekt ten utrzymywał się jeszcze w miesiąc później), a ponadto te właśnie zdjęcia zabierali do domu. Na ogół skłonni jesteśmy uważać, że nasz wgląd we własne uczucia jest bezpośredni i trafny, że oceniając je, sami wiemy, jakie są, i żadne dodatkowe wskazówki nie są nam potrzebne. A jednak to badanie (i wiele podobnych) dowodzi, że ocena naszych własnych uczuć może być nie tyle prostym ich odczytaniem, ile ich myślowym konstruowaniem na podstawie spostrzeganych objawów własnych uczuć. Takich jak przyspieszone bicie serca czy, na przykład, posolenie herbaty -jeżeli posolimy herbatę wybierając się na randkę, to nikt nam nie wmówi, że powodem mogło być zwyczajne zmęczenie, nie zaś to, że tracimy dla Niego (dla Niej) głowę! Oczywiście nie znaczy to, ze aby przeżyć jakąś emocję, musimy się uprzednio zagłębić w skomplikowane rozmyślania pod hasłem: „Co ja też właściwie czuję?". Procesy interpretacji przyczyn przeżywanego pobudzenia są i reguły bardzo szybkie i zautomatyzowane, jedynie czasami poprzedzone świadomymi deliberacjami (pamiętamy wieszcza zapytującego raz po raz: „Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?"). Nie znaczy to również, że musimy z reguły odczytywać swoje emocje błędnie; nie bardzo zresztą wiadomo, co „błąd" miałby tutaj oznaczać - w końcu to, co dla jednej osoby jest emocją bezzasadną, może być dla kogoś innego uczuciem jak najbardziej usprawiedliwionym. Emocji wzbudzonych przebywaniem w zatłoczonym tramwaju zwykle nie bierzemy za przypływ namiętności bądź niechęci do osoby, którą w tym tramwaju spotykamy. Jednakże z reguły zmiany sytuacji i ich myślowe interpretacje są szybsze od zmian zalegającego pobudzenia emocjonalnego (fizjologicznego). To właśnie „resztowe" pobudzenie zalegające po poprzedniej sytuacji jest pow©dem nasilającym emocje przeżywane w następnej, nawet radykalnie zmienionej sytuacji. Przytoczone badania nie pozostawiają wątpliwości, że takie resztowe pobudzenie może w pewnych warunkach przyczyniać się do wzrostu atrakcyjności płci przeciwnej. Przykrość także nasila namiętność, czyli rola emocji negatywnych Dla nikogo nie ulega wątpliwości, że miłość jest uczuciem, ogólnie rzecz biorąc, silnie pozytywnym. Dla każdego, kto kochał, równie niewątpliwy jest fakt, że daleko miłości do tego, by niosła 42 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI uczucia tylko pozytywne. Przeciwnie, obok niebotycznych wzlotów ducha i ciała miłość namiętna niesie często emocje także negatywne - ból i cierpienie, zazdrość i gniew, rozpacz i strach. Dwu-czynnikowa koncepcja miłości (pobudzenie + interpretacja) zakłada, że namiętność jest przeżywana nie tyle pomimo takich negatywnych emocji, ile - po części przynajmniej - dzięki tym emocjom. Pobudzenie wywoływane emocjami negatywnymi może stanowić tak samo pożywkę dla namiętności, jak pobudzenie wywołane emocjami pozytywnymi i zdarzeniami o charakterze neutralnym. To właśnie zdaje się sugerować przytoczony na wstępie eksperyment z mostami. Oczywiście wynik takiego pojedynczego badania może być interpretowany na różne sposoby - na przykład że wzrost atrakcyjności dziewczyny nie był rezultatem przypisania swego pobudzenia fałszywemu źródłu, lecz rezultatem ulgi po wyjściu cało z niebezpieczeństwa (i ta ulga wyzwoliła pozytywne emocje, które przeniosły się na napotkaną dziewczynę). Dlatego też Dutton i Aron przeprowadzili jeszcze jedno badanie, tym razem laboratoryjne, dotyczące, jak powiedziano jego uczestnikom, prawidłowości rządzących uczeniem się. Badani mężczyźni przekonywali się, że ich partnerką w tym przedsięwzięciu okazywała się „przypadkowo" bardzo ładna dziewczyna. Przekonywali się też, że nie wszystko w czekającym ich badaniu będzie takie przyjemne - karą za błędy popełniane w trakcie uczenia się miały być bowiem wstrząsy elektryczne. Na część badanych czekała tu jednak natychmiastowa ulga, gdyż zapewniono ich, że wstrząsy będą zaledwie słabym swędzeniem. Pozostałym zapowiedziano natomiast, że wstrząsy będą dość bolesne, lepiej więc, by starali się popełniać jak najmniej błędów. Tuż przed rozpoczęciem „właściwego" eksperymentu badacz (zapewniając o swej dyskrecji) prosił badanych mężczyzn o ocenę erotycznej atrakcyjności ich partnerki. Badani oczekujący silnych wstrząsów uważali ją za znacznie bardziej pociągającą, niż sądzili badani oczekujący wstrząsów słabych. Podobne wyniki, wskazujące, że strach może podwyższać erotyczną atrakcyjność (a więc być może i namiętność w warunkach naturalnych), uzyskali także inni autorzy (por. Hatfield i Rapson, 1987). Jednak nie znaczy to, że najlepszym sposobem na zakochanie jest spotykanie się z ukochanym podczas gradobicia lub pożaru. Czasami bowiem efektem przeżywania lęku podczas spotkania potencjalnego partnera jest spadek atrakcyjności tej osoby. ZAKOCHANIE 43 Negatywne emocje mogą się nań przenosić na zasadzie prostego warunkowania znaku emocji (Kenrick i in., 1979; Riordon i Tede-schi, 1983), tak jak reakcja z bolącego zęba przenosi się na biały kitel dentysty. Który z tych efektów wystąpi - czy fałszywe przypisanie pobudzenia emocjonalnego (prowadzące do wzrostu atrakcyjności), czy proste warunkowanie znaku emocji (prowadzące do spadku atrakcyjności partnera), zależy od co najmniej dwóch czynników. Po pierwsze od tego, jak dalece wyraziste jest rzeczywiste źródło strachu i fakt, że przeżywanemu pobudzeniu na imię właśnie strach. Wiele sytuacji ma standardowo ustalone znaczenie jako sytuacje lękotwórcze i trudno oczekiwać zmiany ich definicji. Trudno pokochać dentystę z tego powodu, że boimy się jego zabiegów. Po drugie, partner, na którego pobudzenie może zostać przetransponowane musi się do tego zabiegu nadawać, co oznacza, że nie może być już na wstępie odstręczający. Tak więc, choć bywa, że strach nasila namiętność, nie musi się tak dziać zawsze. Straszenie partnera niekoniecznie musi zaowocować wzrostem jego namiętności, wręcz przeciwnie! Uroki owocu zakazanego, czyli rola przeszkód Przeszkody są tym dla namiętności, czym wiatr dla ognia -nasilają namiętność wielką, a gaszą małą. Jest to często wykorzystywany wątek literacki, a pokonywanie przeszkód stanowi nieodłączny element romantycznego wzorca miłości, o czym będzie mowa nieco dalej. Literackim prototypem roli, jaką odgrywają przeszkody ze strony rodziców, jest oczywiście Szekspirowski dramat Romeo i Julia. Młodzi kochankowie zapałali do siebie namiętnym uczuciem, mimo że pochodzili z dwóch rodów powaśnionych ze sobą od wieków, co zresztą przywiodło kochanków do zguby. Psychologowie twierdzą przewrotnie, że waśń Montecchich z Ca-pulettimi mogła w istocie być jednym z powodów rozpalających namiętność Romea i Julii. Ingerencja rodziców w związek dwojga młodych może mieć bowiem skutek odwrotny do zamierzonego i miast usunąć, może nasilać wzajemną skłonność ku sobie tych ostatnich. Pewnego poparcia tej tezy dostarczyły badania, w których mierzono stopień wzajemnej namiętności i intymności przeżywanej przez kilkadziesiąt par małżeńskich i kilkadziesiąt par „chodzą- 4) N 4) o X •N N 0? ^-> cd O a ^o akże odzi ¦*-» N o on o CD N Vh O. 4) "cd r- 3 45 O >-. cd O "o 4) S-H o on 46 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI drobnym skaleczeniem ręki. Informuje go, że wystąpienie takich uczuć w obecności obcych nazywa się «wstydzić się»". Przykład ten (Berscheid i Walster, 1974, s. 371-372) pokazuje, jak dziecko uczy się nazywania, czy też interpretacji swoich własnych stanów emocjonalnych. Choć własne emocje wydają się nam czymś jasno określonym i sprecyzowanym, precyzja ta nie jest im od początku dana i w przypadku wielu uczuć wynika ona z wyuczenia się, że raczej te, a nie inne pojęcia stosuje się do nazwania pobudzenia przeżywanego w określonych okolicznościach. W przypadku niektórych, dobrze sprecyzowanych uczuć, jak strach, nienawiść czy radość, sprawy od początku są raczej jasne. W przypadku innych, kiedy przeżywane pobudzenie może zostać zinterpretowane na wiele różnych sposobów, uczenie się odpowiednich interpretacji odgrywa znaczną rolę. Berscheid i Walster (1974) przekonują, że namiętność czy miłość romantyczna należy do tej drugiej kategorii uczuć. W swej rozwiniętej postaci pożądanie seksualne niesie szereg specyficznych zmian fizjologicznych, których oczywiście nie sposób pomylić z czym innym. Wczesne fazy reakcji seksualnej są jednak niespecyficzne i przypominają fizjologiczne objawy wielu innych emocji (Zuckerman, 1971). Co więcej, liczni badacze ludzkiego seksualizmu stwierdzają, że choć sama zdolność do przeżywania pożądania i wzorzec towarzyszących mu zmian fizjologicznych są wrodzone, to jednak powody i sposób jego przeżywania są określone przez kulturę, a nie biologiczną strukturę organizmu. Ford i Beach podsumowują swoje rozległe międzykulturowe porównania wzorców zachowania seksualnego następująco: „Doświadczenie kształtuje ludzką seksualność na dwa sposoby. Po pierwsze, to, jakie rodzaje stymulacji i jakie typy sytuacji wywołują pobudzenie seksualne, zależy w dużym stopniu od czynników wyuczonych. Po drugie, dające się zaobserwować zachowanie, w którym pobudzenie to się przejawia, zależy w dużym stopniu od poprzednich doświadczeń jednostki" (1951, s. 262). Tak więc sposób, w jaki ludzie przeżywają namiętność, uzależniony wydaje się po części od wzorca miłości obowiązującego w ich kulturze. Okoliczności, w których dochodzi do przeżycia namiętności również uzależnione są od kulturowych reguł określających, w stosunku do kogo i kiedy namiętność jest przeżywana. 47 Jak kochać, czyli kulturowy wzorzec namiętności Najbardziej rozpowszechniony czy zalecany sposób przeżywania namiętności w naszej kulturze wiąże się z wzorcem miłości romantycznej, którego początków doszukiwać się można w ideale miłości dworskiej, opiewanym przez trubadurów dwunastowiecz-nej Prowansji (Huizinga, 1967, Rougemont ). Choć starożytność oczywiście również znała tęsknoty miłości, były to raczej tęsknoty za jej erotycznym spełnieniem, podczas gdy niezbywalnym elementem ideału miłości dworskiej jest jej niespełnienie. Wynika to najczęściej z przepaści dzielącej kochanków i ich zasadniczej dla siebie niedostępności. Trubadurzy kochali się beznadziejnie w żonach swych chlebodawców - zwykle dość dzikich baronów spędzających czas na polowaniach i wyrzynaniu siebie oraz swoich poddanych. Dworni zaś rycerze ubóstwiali żony swoich seniorów lennych - równie im niedostępne, ponieważ wasalna lojalność, na której opierał się cały system feudalny, wymagała bezwzględnego poszanowania własności seniora, a więc i jego żony. W tej sytuacji spełnieniem miłości była raczej śmierć jednego z kochanków (najlepiej na wojnie lub podczas turnieju, w którym żarliwy rycerz stawał ubrany w koszulę swej kochanki miast własnej zbroi) niż akt seksualny. Wczesnym wcieleniem mitu miłości romantycznej jest historia Tristana i Izoldy. Współczesnym wcieleniem tego samego mitu jest Love story Ericha Segalla - książka, która pomimo całej swojej naiwności i prostoty biła rekordy popularności w latach siedemdziesiątych, podobnie jak nakręcony na jej podstawie film. Bohaterami są Oliver Barrett IV, zdolny student prawa i wybitny hokeista, a przy tym dziedzic jednej z największych amerykańskich fortun, i Jane Calivieri, utalentowana muzyczka i córka skromnego piekarza włoskiego pochodzenia. Tak niefortunny wybór Olivera poróżnia go z jego plutokratyczną, od wieków nie-skażenie anglosaską rodziną, co kończy się odcięciem Olivera od rodziny, ustosunkowanych przyjaciół i rodowych finansów. Jane rezygnuje z atrakcyjnego stypendium w Paryżu i świetnie zapowiadającej się kariery muzycznej, by podjąć pracę nauczycielki i utrzymywać Oliviera do końca jego studiów. W biedzie i znoju udaje się im dotrwać do pierwszej posady Olivera przynoszącej duże pieniądze. Szczęście trwa jednak krótko, Jane bowiem okazuje się 48 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI nieuleczalnie chora na białaczkę. Usiłując ją ratować, Oliver dokonuje jeszcze jednego wyrzeczenia - korzy się przed ojcem, by pożyczyć pieniądze na opłatę luksusowego szpitala. Nic nie jest jednak w stanie powstrzymać nieszczęścia. Jane umiera. Jak widać, miłość romantyczna wymaga od kochanków absolutnej determinacji w dążeniu do jej spełnienia i porzucenia wszystkiego innego - poczynając od zdrowego rozsądku (co wyraża się w bezgranicznym i absolutnym uwielbieniu ukochanej osoby) i dotychczasowych więzów z innymi ludźmi (rodziną i przyjaciółmi), a kończąc na własnych normach moralnych i życiu. Niezbędnym warunkiem miłości romantycznej jest wzajemna niedostępność kochanków (rozdziela ich fatum, różnice urodzenia, zła wola rodziców itd.), a przynajmniej liczne i prawie niemożliwe do pokonania przeszkody na drodze do ich połączenia. Miłość romantyczna jest więc sprawą na śmierć i życie, a właściwie bardziej na śmierć, bo raczej ona niż wspólne życie jest jej spełnieniem. Choć późniejsze czasy uczyniły spełnieniem miłości romantycznej raczej połączenie kochanków, to jednak połączenie owo musiało być stale zagrożone, a przynajmniej poprzedzone żmudnym i bohaterskim przezwyciężaniem licznych przeszkód. Zaabsorbowanie własnym uczuciem i gotowość do poświęcenia prawie wszystkiego, by zdobyć ukochaną osobę i jej wzajemność, pozostają oczywiście obowiązującym elementem wzorca, choć już w złagodzonej, mniej absolutnej postaci. Ten wzorzec powielany jest w bajkach stanowiących zapewne najwcześniej otrzymywany przekaz kulturowy dotyczący właściwego sposobu przeżywania miłości. Piękne dziewice muszą pokochać potwora, aby na powrót zamienił się w przystojnego królewicza, mężni rycerze zaś, aby zdobyć ukochaną, forsują szklane góry bronione przez smoki i czarnoksiężników. W wersji dla dorosłych ten sam wzorzec odnajdujemy w licznych wierszach, powieściach i filmach. Pop-wzorzec miłości romantycznej jest oczywiście cokolwiek obłaskawiony w stosunku do swego oryginału - współcześni kochankowie nie muszą już poświęcać życia, wystarcza porzucenie kariery zawodowej, pieniędzy czy zdrowego rozsądku. Jednak nadal jest to wzorzec stawiający przed kochankami wymagania tak wielkie, że niemożliwe do spełnienia przez większość ludzi. Jak nie bez ironii zauważył Ralph Linton (1936, s. 175): ZAKOCHANIE 49 „Bohater współczesnego amerykańskiego filmu jest zawsze kochankiem romantycznym, dokładnie tak, jak bohater starych arabskich opowieści jest zawsze epileptykiem. Cynik mógłby podejrzewać, że w normalnej populacji proporcja osób zdolnych do miłości romantycznej hollywoodzkiego typu jest równie niewielka, jak proporcja osób miewających ataki epileptyczne". Choć dzieci nie bardzo wierzą w bajki, a dorośli - w oglądane filmy, jedne i drugie propagują sposób, w jaki namiętność należy przeżywać, i prowadzą do wykształcenia pewnego zbioru przekonań składających się na ideologię miłości romantycznej. Kilkanaście takich przekonań weszło w skład Skali Przekonań Romantycznych skonstruowanej przez Sprecher i Metts (1989), a zamieszczonej w tabeli 2. Wszystkie te przekonania korelują ze sobą (to znaczy wiara w jedno z nich nasila szansę akceptacji dowolnego spośród pozostałych). Niemniej jednak wyodrębniają^się spośród nich cztery wiązki ściślej powiązanych przekonań wyrażających (1) wiarę, że „miłość znajdzie sobie drogę", (2) przekonanie, że „tylko Ona (On)", (3) idealizację partnera i (4) wiarę w miłość od pierwszego wejrzenia. Tabela 2. Skala Przekonań Romantycznych. Odpowiedzi na każde twierdzenie udzielane są na skali od 7 (całkowicie się zgadzam) do 1 (całkowicie się nie zgadzam); liczby w kolumnie oznaczają średnie wyniki uzyskane przez 277 studentów i 453 studentki badane przez Sprecher i Metts (1989). podskala „Miłość znajdzie sobie drogę" 1. Gdybym kogoś kochała, związałabym się z nim, nawet gdyby moi rodzice tego nie akceptowali. 2. Kiedy kogoś kocham, potrafię przezwyciężyć przeszkody stojące na drodze tego związku. 3. Gdybym kogoś kochała, znalazłabym sposób na to, abyśmy byli razem pomimo sprzeciwu ze strony innych ludzi, fizycznej odległości czy jakichkolwiek innych przeszkód. 4. Jeżeli jakiś związek byłby mi rzeczywiście przeznaczony, każda przeszkoda (brak pieniędzy, dystans fizyczny, praca zawodowa) zostałaby przezwyciężona. 5. Wiem, że w moim związku miłość będzie rzeczywiście trwać i nie zblednie z czasem. 5,32 4,46 5,04 5,00 4,78 6. Wierzę, ze gdybym kogoś z wzajemnością pokochała, potrafilibyśmy przezwyciężyć wszystkie problemy i przeciwności, jakie mogłyby się pojawić. podskala „Tylko On" 7. Jeżeli raz przeżyję prawdziwą miłość, to juz z nikim innym się to nie powtórzy z taką samą siłą. 8. Wierzę, ze pokochać kogoś naprawdę oznacza pokochać go na zawsze. 9. Myślę, ze jest mi przeznaczona tylko jedna prawdziwa miłość. podskala „Idealizacji" 10. Jestem przekonana, ze zaakceptuję każdą nową rzecz, jakiej dowiem się o człowieku, którego wybrałam na stałe. 11. Związek, jaki zbuduję z moją „prawdziwą miłością", będzie prawie doskonały. 12. Osoba, którą pokocham, będzie doskonałym partnerem: na przykład będzie pełna miłości, akceptacji i zrozumienia. podskala „Miłość od pierwszego wejrzenia" 13. Kiedy znajdę swoją „prawdziwy miłość", prawdopodobnie szybko się w tym zorientuję. 14. Myślę ze zakocham się niemal natychmiast, kiedy juz napotkam tę właściwą osobę. 15. Muszę znać kogoś przez jakiś czas, zanim się w nim zakocham. 5,16 2,91 4,18 3,62 2,63 3,23 4,48 3,65 3,31 W okresie dorastania znaczna część młodzieży oczekuje przeżycia takiej właśnie miłości romantycznej (Dion i Dion, 1975), a im więcej człowiek o niej myśli, tym większa szansa, że rzeczywiście ją przeżyje (Tesser i Paulhaus, 1976). Problemem pozostaje więc pytanie - w stosunku do kogo. Kogo kochać, czyli reguły stosowania wzorca namiętności Kto jest odpowiednim obiektem namiętności? W zasadzie wzorzec kulturowy postuluje tylko jedną cechę „obiektu" niezmiennie kwalifikującą do przeżycia namiętności - piękno, czyli atrakcyjność fizyczną. Śpiąca Królewna, Kopciuszek, Królewna Śnieżka są przede wszystkim piękne, a poza tym, że są także gnębione przez złe macochy czy czarownice, niewiele o nich wiadomo. ZAKOCHANIE 51 A przynajmniej żadne inne ich cechy nie wywołują miłości odpowiednich królewiczów i książąt. Ci ostatni co prawda bywają początkowo żabami czy potworami, ale ostatecznie i oni okazują się w istocie przystojni, a na ogół także dzielni i majętni. Potwierdzenia bajkowej prawdy o dominującej roli wyglądu fizycznego dostarczyły pewne dość szeroko zakrojone badania, w których kilkuset studentów i tyleż studentek rozpoczynających właśnie studia zaproszono na zabawę taneczną (Walster i in., 1966). Warunkiem udziału w zabawie było wypełnienie szeregu kwestionariuszy mierzących liczne cechy osobowości, samoocenę, zdolności intelektualne itp. Wyniki każdej osoby badanej zostały wpisane do komputera, który na tej podstawie, jak powiedziano badanym, miał wśród nie znających się przedtem ludzi kojarzyć pary. W rzeczywistości jednak pary były kojarzone losowo, a dodatkowym czynnikiem uwzględnianym przez badaczy była fizyczna atrakcyjność każdego z uczestników (niepostrzeżenie oceniana przez kilkoro studentów obsługujących całe to przedsięwzięcie). Badaczy interesowała kwestia, co decyduje o akceptacji „komputerowo" przydzielonej partnerki czy partnera. Pytali więc uczestników zabawy, jak dalece partnerka czy partner im się spodobali, jak dalece chcieliby się ponownie spotkać i jak często faktycznie się spotykali (o to ostatnie pytano w 4-6 miesięcy po zabawie). Żadna z licznych cech osobowościowych czy intelektualnych, pracowicie zmierzonych u wszystkich badanych, nie wpływała na to, jak spodobali się swoim partnerom. Wpływ wywierała natomiast jedna jedyna cecha - atrakcyjność fizyczna. Im bardziej atrakcyjna była partnerka, tym bardziej zadowolony był jej partner, tym bardziej chciał się z nią nadal spotykać i tym częściej faktycznie to robił. Identycznie zachowywały się badane dziewczęta. Podobne wyniki przyniosło wiele innych badań nad kryteriami wyboru „romantycznego" partnera - tak mężczyźni, jak i kobiety starali się wybierać partnerów maksymalnie atrakcyjnych fizycznie. Także wtedy, gdy mieli pełną jasność, że ich wybór spotkać się może z odrzuceniem (Berscheid i in., 1971; Huston, 1973). Wszystkie te wyniki okazały się sprzeczne z oczekiwaniami samych badaczy, którzy przewidywali, że ludzie będą się kierowali bezpieczną i sprawiedliwą zasadą dopasowywania atrakcyjności pożądanego partnera do poziomu atrakcyjności własnej. W końcu skoro ja nie jestem Robertem Redfordem, nie będę wymagał od 54 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI kryterium wyboru jest dopasowanie atrakcyjności własnej do atrakcyjności partnera, ale także wtedy, gdy jedynym takim kryterium jest wybieranie (i akceptowanie) partnera o atrakcyjności możliwie najwyższej. Nawet jeżeli wszyscy wybierający kierują się jedynie kryterium maksymalizacji urody partnera, rezultaty ich wyborów wyglądają tak, jakby kierowali się kryterium dopasowywania urody. Ponieważ jednak ludzie niekoniecznie dostają to, czego najbardziej pragną, o regule dokonywania wyborów nie można wnioskować na podstawie ostatecznego rezultatu tych wyborów. Dlaczego w takim razie preferowanie partnerów fizycznie atrakcyjnych ma się wiązać z realizacją kulturowego wzorca określającego, kogo należy kochać? Czyż nie sensowniej jest założyć, że piękno partnera budzi po prostu pożądanie w stosunku do niego (do niej) i że jest to reakcja uwarunkowana biologicznie? Ostatecznie biologiczną funkcją namiętności jest zachęcanie do prokreacji (niezależnie od liczby moralistów namawiających do prokreacji bez namiętności)! Problem polega na tym, że myślenie w kategoriach biologicznych każe oczekiwać, iż wszystkim mężczyznom z grubsza to samo podoba się w kobietach, wszystkim kobietom zaś - mniej więcej to samo podoba się w mężczyznach. Jednak przegląd wzorców zachowania seksualnego w około dwustu różnych kulturach (Ford i Beach, 1951) wykazuje znaczną zmienność kryteriów atrakcyjności i pożądania. W niektórych kulturach (i tych jest więcej) cenione są ciała pulchne i obfite, podczas gdy w innych (mniej licznych) -ciała szczupłe i smukłe. W niektórych za piękne uważane są piersi długie i zwisające, w innych przeciwnie - piersi małe i sterczące. W niektórych kulturach zwraca się szczególną uwagę na oczy, w innych na uszy, w jeszcze innych - na genitalia. W wiktoriańskiej Anglii szczególnym przedmiotem pożądania była kobieca... kostka u nogi, być może dlatego, że wszystko inne było skrzętnie ukrywane. W swoim podstawowym dziele O pochodzeniu gatunków Karol Darwin (1971) cytuje taki oto wzorzec piękności obowiązujący wśród północnoamerykańskich Indian: { „Spytaj Indianina z północy, kim jest piękność, a odpowie ci, jże ma ona szeroką, płaską twarz, małe oczy, wystające kości policzkowe, trzy albo cztery czarne linie w poprzek każdego policzka, ni-Jskie czoło, duży szeroki podbródek, niezgrabny, haczykowaty nos, brązowoczerwoną skórę i piersi zwisające do pasa" (s. 289). ZAKOCHANIE 55 Co więcej, nawet w obrębie tej samej kultury lóżnym ludziom podobają się różne cechy. Na przykład wśród amerykańskich mężczyzn wyraźnie wyodrębniają się ci, których podniecają głównie piersi, głównie pośladki bądź głównie nogi, a ci ostatni dzielą się na tych, którzy reagują albo na nogi szczupłe, albo przeciwnie -na, by tak rzec, nogi mięsiste (Wiggins i in., 1968) Nie ulega wątpliwości, że zarówno kulturowe, jak i indywidualne zróżnicowanie kryteriów piękna jest ogromne i różne wzorce piękna zawierają! wykluczające się cechy. Trudno więc wyobrazić sobie biologicznie\ zaprogramowany „mechanizm spustowy" namiętności, musiałby on bowiem reagować na przeciwstawne cechy w różnych kulturach, a nawet u różnych osób w obrębie tej samej kultury. Cechy, które - jeśli uwierzyć biologicznym przesłankom - powinny być preferowane przez kobiety u mężczyzn (i są przedmiotem tęsknot samych mężczyzn), to szerokie bary, owłosiona pierś i prezencja przypominająca Tarzana. Jednak badania dowodzą, że cechy takie wcale nie zawsze są przez kobiety cenione. Choć kobiety zdecydowanie wolą mężczyzn przybierających od pasa w górę kształt raczej litery V niż gruszki, generalnie wolą one mężczyzn raczej smukłych (i wysokich) niż „tarzanowatych" (por. Cook i McHenry, 1979). Zapewne ku uldze licznych Czytelników, choć nie tych, którzy przypominają kształtem gruszkę. Jednakże nawet ci ostatni mogą czerpać niejakie pocieszenie z dwóch faktów. Po pierwsze, wygląd fizyczny mężczyzny w znacznie mniejszym stopniu decyduje o jego możliwościach budzenia pożądania w oczach kobiet, niż wygląd kobiet decyduje o ich możliwościach budzenia pożądania w oczach mężczyzn. O ogólnej atrakcyjności mężczyzny jako partnera decyduje raczej to, jak dalece jest on w stanie dostarczać swej partnerce pożądanych przez nią dóbr, cokolwiek to oznacza w danym społeczeństwie. Jest to zjawisko po-nadkulturowe i powrócę do niego na końcu następnego rozdziału, przy omawianiu kryteriów wyboru stałego partnera. Po drugie, i to jest pocieszeniem dla wszystkich, oceny atrak- j cyjności innego człowieka są zmienne i stosunkowo łatwo je pod- ^ wyższyć. Innymi słowy, niemalże każdy z nas może dowiedzieć się, \ że jest średnio, a nawet bardzo atrakcyjny, jeżeli tylko zapyta o to ' odpowiednią osobę w odpowiednich okolicznościach. Jeżeli chcesz) się dowiedzieć, że jesteś piękna (przystojny), zapytaj o to człowieka, który: 56 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI 1. jest podobny do Ciebie, 2. często Cię widuje, 3. ma wysoką samoocenę, 4. jest pobudzony seksualnie, 5. jest płci przeciwnej niż Ty i siedzi samotnie w barze tuż przed jego zamknięciem. Nie pytaj natomiast człowieka, który: 1. sam jest fizycznie atrakcyjny, 2. był przed chwilą pytany o to samo przez wybitną piękność, 3. spędza wiele czasu w kinie lub przed telewizorem (oglądając bohaterki i bohaterów na przykład Dynastii). Zgodnie z dość licznymi badaniami (Hatfield i Sprecher, 1986) wszystkie te czynniki znacząco wpływają na oceny atrakcyjności. Jeżeli zabiegi wykorzystujące tę wiedzę okazałyby się nieskuteczne, jest jeszcze ostatnia deska ratunku - zapytać o to własną matkę. Różnice między kobietami i mężczyznami Simone de Beauvoir twierdziła, że kobiety i mężczyźni zupełnie co innego rozumieją pod pojęciem miłości i stąd się bierze większość problemów między nimi. Pewne fakty sugerują, że różnica ta objawia się już na wstępie, a więc w fazie rodzenia się namiętności czy samego pożądania erotycznego. Różnice w przeżywaniu namiętności Znane raporty Kinseya, które w swoim czasie zrewolucjonizowały poglądy na ludzki seksualizm (Kinsey i in., 1948, 1953) zaowocowały m.in. następującymi wnioskami: 1. mężczyźni łatwiej niż kobiety wpadają w podniecenie na sam widok ciała płci przeciwnej, 2. mężczyźni łatwiej ulegają podnieceniu czytając o seksie, 3. głównym czynnikiem wywołującym podniecenie u kobiet jest bliski kontakt fizyczny i dotyk w ogólności. Kinseya i współpracowników uderzyło szczególnie to, że wiele kobiet zupełnie nie rozumie, co takiego podniecającego mężczyźni widzą w obrazie ciała na kawałku papieru czy celuloidu, podobnie jak mężczyzn zdumiewa fakt, że jest to niezrozumiałe dla kobiet. ZAKOCHANIE 57 Bardziej współczesne badania zdają się wskazywać na zanikanie tej różnicy (Cook i McHenry, 1979). Interpretowane jest to jako objaw zanikania podwójnego standardu moralności (bardziej rygorystycznego dla kobiet, a przyzwalającego dla mężczyzn) i tradycyjnego stereotypu erotyki męskiej i kobiecej. W stereotypie tym kobiety windowano na piedestał jako anioły powołane do okiełzny-wania zwierzęcia w mężczyźnie i w związku z tym czyniono z nich istoty „czyste", mniej skłonne i zdolne do seksualnych uniesień. Uniesienia te były natomiast oczekiwane i poniekąd dopuszczalne u mężczyzn, w których zawsze drzemie bestia tylko czekająca, by jej pofolgować. Tego rodzaju stereotyp kulturowy (służący, jak się twierdzi, głównie obronie interesów mężczyzn, a represjonujący seks u kobiet i stanowiący wyraz ekonomicznego uzależnienia tych ostatnich) istotnie może wyjaśniać omawiane tu różnice między kobietami i mężczyznami. Kobiety uczone od dzieciństwa, że seks im nie przystoi, mogą się też nauczyć tłumienia własnego pożądania, nawet jeżeli istotnie je przeżywają. Poza tym, jak zauważają Rook i Hammen (1977), szereg czynników sprawia, że kobiety rzeczywiście mogą być mniej skłonne do interpretowania własnego pobudzenia erotycznego jako takiego właśnie. Po pierwsze, przynajmniej we wczesnej fazie życia, dziewczęta rzadziej uprawiają masturbację niż chłopcy, a nawet jeżeli to robią, rzadziej na ten temat rozmawiają z rówieśnikami. Po drugie, podczas gdy chłopcy są zarówno generalnie, jak i w sprawach seksu w szczególności zachęcani do samodzielności i inicjatywy, dziewczęta wychowywane są w sposób podkreślający raczej bierność i reagowanie na potrzeby czy wymagania innych. Po trzecie, oczywiste różnice anatomiczne sprawiają, że wystąpienie własnego pobudzenia seksualnego jest łatwiej zauważalne dla mężczyzn niż dla kobiet. W konsekwencji, kiedy już pobudzenie to się pojawi, rozpoznanie jego seksualnej natury jest bardziej prawdopodobne u mężczyzn, którzy mają większą liczbę wyrazistych doświadczeń seksualnych i którzy sami częściej inicjują sytuacje do takiego pobudzenia prowadzące. Kobiety natomiast rzadziej miewają we wczesnej fazie życia okazje, by nauczyć się rozpoznawać własne reakcje erotyczne, a będąc częściej jedynie obiektem cudzych zabiegów, mogą niekiedy mieć mniejszą jasność co do charakteru swoich przeżyć. 58 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI 7AKOCHANIE 59 Pomimo skądinąd ogromnych różnic między kulturami znaczna ich większość bardziej nakazuje ukrywanie ciała kobiecego niż męskiego, a ciało kobiety jest zwy^e bardziej upragnionym przedmiotem pożądania dla mężczyn ni^ na odwrót (Ford i Beach, 1951; Symmons, 1979). Ogromny rynek; wydawnictw pornograficznych adresowany jest niemal wyłącznie qo mężczyzn, a pornografia koncentruje się głównie na eksponowaniu kobiecego ciała. Amerykański magazyn „Play girl", wzorowany na znanym „Playboyu", a publikujący zdjęcia nagich mężczyzr^ wykupywany był w poważnej części przez... mężczyzn - homoseksualistów (przynajmniej dopóki nie stworzyli oni własnego rynku pornografii - Symmons, 1979). Wygląda więc na to, że dla r^ężczyzn sam widok kobiecego ciała jest^podniecający, choć widok męskiego ciała często nie jest podniecający dla kobiet. yt Widoczna powszechność tego zjawiska skłoniła niektórych badaczy do poszukiwania biologicznych jego wyjaśnień. W chwili obecnej popularne są wyjaśnienia odwołujące się do zasad so-cjobiologii, która - upraszczając -. zakłada, że zachowania zwierząt ukształtowane zostały w trakcie ewolucji i na mocy jej praw, na wzór i podobieństwo anatomicznych własności organizmów. Te wzorce zachowań, które powiększa ty szansę sukcesu reprodukcyjnego ich wykonawcy (tj. wydania potomstwa i rozpropagowania własnych genów w przyszłych pokoleniach), były w obrębie danego gatunku utrwalane i rozpowszechniane, natomiast wzorce zachowań prowadzące do reprodukcyjnej porażki - zanikały. Osobniki przegrywające w reprodukcyjnym współzawodnictwie bowiem umierały bezpotomnie, a więc nie rnogły przekazać regulujących ich zachowanie genów następnym pokoleniom. W konsekwencji obserwowane obecnie wzorce zachIOwań to te, które przetrwały, a więc zachowania prowadzące w przeszłości do sukcesu reprodukcyjnego ich wykonawców. Socjobiologia wykryła wiele fas cynujących prawidłowości rządzących zachowaniem zwierząt. Nieś rozstrzygnięty pozostaje jednak spór o to, czy jej zasady stosujją się również do zachowania ludzkiego, znacznie bardziej plastycznego i w dodatku występującego obecnie w warunkach zupełtnie odmiennych niż te, które ukształtowały nas jako gatunek biologiczny (wśród sawann plejstocenu, kiedy to w kilkudziesięciooscobowych grupach polowaliśmy na mamuty, których dawno już nie ma, podobnie jak i sawann). Jest to oczywiście współczesna postać odwiecznego sporu o to, co jest ważniejsze: natura czy kultura, i z pewnością nie ma tu miejsca na jego rozstrzyganie. W każdym razie niektórzy socjobiologowie zakładają, że większa podatność mężczyzn niż kobiet na wizualne sygnały pobudzenia erotycznego jest uwarunkowana biologicznie i wynika z odmienności strategii, jakie każdej płci zapewniają sukces reprodukcyjny, czyli rozpropagowanie własnych genów. Jak pisze Symmons (1979, s. 180): „Ponieważ mężczyzna potencjalnie może zapłodnić kobietę niemalże bez ponoszenia kosztów w sensie czasu i energii, selekcja naturalna preferowała tę zasadniczą męską tendencję do pojawiania się pobudzenia seksualnego na sam widok kobiety, z natężeniem wprost proporcjonalnym do jej spostrzeganej 'wartości reprodukcyjnej. Dla mężczyzny każdy przypadkowy kontakt może się okazać reprodukcyjnie opłacalny. (...) Kobiety natomiast inwestują znaczną ilość energii i ponoszą poważne ryzyko zachodząc w ciążę, w związku z czym warunki, w jakich dochodzi do zapłodnienia są dla nich niezmiernie ważne. (...) Podstawową żeńską «strategią» jest uzyskanie możliwie najlepszego partnera, zapłodnienie przez najlepiej przystosowanego mężczyznę spośród dostępnych oraz zmaksymalizowanie zwrotnych zysków wynikających z obdarzenia go seksualnymi względami. Pojawianie się seksualnego pobudzenia na sam widok mężczyzny promowałoby kontakty przypadkowe, utrudniając osiągnięcie wszystkich tych celów". Rozważanie ludzkich namiętności w tak beznamiętny sposób na pewno razi w kontekście miłości romantycznej, co jednak samo przez się nie musi oznaczać nietrafności tych idei (nawet idee beznamiętne i mało pociągające bywają prawdziwe). Namiętność erotyczna zapewne wyrasta ze swych biologicznych funkcji, choć obecnie odgrywają one raczej drugorzędną rolę we wzorcach ludzkiego zachowania. Zupełnie rozsądne jest jednak przypuszczenie, że to, co wpaja w nas kultura i indywidualne doświadczenie, zbu-dowywane jest na bazie elementów wrodzonych i uniwersalnych dla ludzi jako gatunku biologicznego. Znacznie trudniej jest tego oczywiście dowieść w odniesieniu do dowolnej prawidłowości rządzącej naszym zachowaniem, ponieważ wpływy kultury i natury są u człowieka tak silnie ze sobą splecione, że niewiele jest nadziei na ich choćby myślowe rozdzielenie. Niemniej ten (socjobiologiczny) 60 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI sposób wyjaśniania różnic między kobietami i mężczyznami pojawi się w tej pracy jeszcze kilkakrotnie - przy omawianiu odmienności kryteriów wyboru stałego partnera i partnerki, a także odmienności powodów, jakie u kobiet i u mężczyzn prowadzą do zazdrości. Kto jest bardziej romantyczny? s Być może mniejsza skłonność kobiet do wpadania w podniecenie na sam widok mężczyzny (a także ich większa selektywność przy wyborze partnera, o czym mowa dalej) wyjaśnia dość nieoczekiwany i raczej sprzeczny z potoczną intuicją fakt, że mężczyźni są bardziej romantycznymi kochankami niż kobiety. Stereotyp kobiety jako uduchowionego anioła skłonnego do romantycznych uniesień i przyziemnego mężczyzny zajętego pracą i zarobkowaniem nie znajduje potwierdzenia w badaniach empirycznych. Amerykański socjolog C. Hobart (1958) pytał około tysiąca kobiet i mężczyzn o to, jak dalece wyznają romantyczną wizję miłości (a więc zgadzają się z twierdzeniami podobnymi do tych z tabeli 2). Stwierdził, że mężczyźni generalnie częściej się pod nią podpisują niż kobiety. W czterdzieści lat później podobne wyniki uzyskały także Sprecher i Metts (1989). W innych badaniach spytano kilkuset młodych ludzi, jak szybko uświadomili sobie, że kochają swojego aktualnego partnera (partnerkę): 20% mężczyzn zakochało się w czasie trzech pierwszych spotkań, a po dwunastu spotkaniach tylko 30% spośród nich nie było jeszcze pewnych, że kocha. Kobiety okazały się mniej kochliwe: tylko 15% zakochało się podczas trzech pierwszych randek, a po dwunastu aż 43% nie miało jeszcze pewności, że kocha (Kanin i in., 1970). Co więcej, mężczyźni odkochują się z większym trudem niż kobiety - te ostatnie częściej przejmują inicjatywę podczas zrywania związku (przedmałżeńskiego) i są tu bardziej stanowcze. Mężczyźni dłużej trzymają się straconej sprawy i bardziej cierpią z powodu jej zakończenia, są bardziej przygnębieni, samotni, nieszczęśliwi i pochłonięci beznadziejnymi rozmyślaniami typu: „Gdybym tylko zrobił (powiedział) wtedy to, co należało" (Hill i in., 1976). Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że w tak różnych krajach jak Polska i Stany Zjednoczone liczba mężczyzn popełniających samobójstwo z powodu zawodu miłosnego jest kilkakrotnie (czterokrotnie w Polsce i trzykrotnie w Stanach),wyższa niż liczba kobiet posuwających się do tego kroku. A jednak w nieco innym sensie to właśnie mężczyźni zdają się być mniej romantyczni. Cytowani już Kanin i współpracownicy pytali ludzi o sposób, w jaki przeżywali swoją miłość, a w szczególności, z jakim natężeniem przeżywali takie objawy namiętności, jak: - czułam się, jakbym chciała podskakiwać, biegać i krzyczeć; - czułam się, jakbym płynęła na obłoku; _ miałam trudności ze skupieniem uwagi; - czułam się beztroska i upojona; - miałam generalne poczucie szczęścia; - byłam nerwowa przed spotkaniami; - przeżywałam różne sensacje fizyczne: zimne ręce, mdłości, dreszcze na plecach; - cierpiałam na bezsenność; Nie bez przyczyny przytoczyłem je w żeńskiej wersji: z wyjątkiem zdenerwowania kobiety relacjonowały silniejsze przeżywanie namiętności niż mężczyźni. Czy oznacza to, że kobiety są bardziej romantyczne? I tak, i nie. Tak, bo silniej swą miłość przeżywają i generalnie bardziej czują się od swoich stałych partnerów uzależnione (co wydaje się skutkiem zarówno kulturowo zdefiniowanej roli kobiecej, jak i na ogół większej zależności ekonomicznej kobiet od mężczyzn niż odwrotnie). Nie, ponieważ kobiety mają ogólną tendencję do silniejszego niż mężczyźni przeżywania wszelkich uczuć, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych (Fujita i in., 1991). Słusznie więc będzie powiedzieć, że kobiety są bardziej uczuciowe, choć mężczyźni - bardziej kochliwi. i Choć szybsze zakochiwanie się mężczyzn niż kobiet jest zgodne 1 z myśleniem w kategoriach socjobiologicznych, wolniejsze odko-1 chiwanie się mężczyzn jest z nim oczywiście sprzeczne. Strategia sukcesu reprodukcyjnego a la plejstocen nakazywałaby bowiem mężczyznom możliwie szybkie odkochiwanie się i zakochiwanie się w kolejnej wybrance celem dalszej propagacji własnych genów. Nie musi to świadczyć o nietrafności wyjaśnień socjobiologicznych, aczkolwiek wyraźnie świadczy o ich niewystarczalności. Same prawidłowości biologiczne nie wystarczają do pełnego wyjaśnienia różnic między kobietami i mężczyznami pod względem sposobu przeżywania miłości. Romantyczne początki Rozwój intymności - odkrywanie się - budowanie zaufania Kogo i za co lubimy - częstość kontaktów - zalety partnera - przysługi - komplementy Przywiązanie Wybór stałego partnera - uwaga na dobre rady! - kryteria wyboru partnera żeni dny Skutk'em > Prawem namiętności jest stałe dą-zeme do nasilenia i pogłębienia kontaktów z ukochaną osoba Je żeli w,ęc nam.ętność spotyka się z wzajemność^ a przynaSm-S nie zostaje odrzucona, prowadź, do wzrostu intymnoścfdSi^za jemnemu odkiywaniu się partnerów przed sobą^ na astatiu fch a Rozwój intymności Wszyscy potrzebujemy intymności - bliskiego związku z i ciekiem. Powody są oczywiste: człowiek taki n^wde dobS nas zna , rozurme, zapewnia nam więc możliwość bycia sobą po ROMANTYCZNE POCZĄTKI 63 nieważ nie musimy przed nim udawać kogoś, kim nie jesteśmy. Lojalnie przy nas trwając, zapewnia nam poczucie bezpieczeństwa, stałości i zakotwiczenia wobec zmiennych kole: losu. Możemy mu się zwierzyć, podzielić się radością lub kłopotem, dzięki czemu radość stanie się większa, a kłopot mniejszy. Możemy liczyć na jego wsparcie w ciężkich chwilach, radę przy trudnych decyzjach, obronę, kiedy inni nas odtrącą lub zaatakują. Pomimo tych oczywistych i niezbędnych każdemu człowiekowi dóbr wynikających z intymności, nie jest ona różą bez kolców. Równie wiele jest bowiem powodów, dla których można się intymności obawiać. Całkowite odkrycie się przed innym człowiekiem oznacza ujawnienie własnych słabości, wad i postępków, o których sami wolelibyśmy nigdy nie wiedzieć, nie mówiąc już o tym, że wolelibyśmy ich przenigdy nie popełnić. Intymność wystawia nas na ciosy, ponieważ partner, który nas dobrze zna, tym dotkliwiej będzie potrafił nas zranić, jeżeli taka przyjdzie mu ochota. Budzi lęk przed śmiesznością i porzuceniem („Teraz, kiedy już wie, jaka jestem, na pewno nie będzie chciał ze mną nadal być"). Bliski związek oznacza też daleko idące uzależnienie własnych działań, uczuć i losów od innego człowieka, co prowadzić może do utraty poczucia kontroli nad przebiegiem własnego życia, do lęku przed utratą własnej indywidualności i „zlaniem się w jedno" z partnerem. Utrzymanie intymności oznacza bowiem nieuchronnie konieczność dostosowania naszego własnego „ja" do partnera, a więc porzucenia pewnych pragnień i działań, które były nam zawsze nieodłączne, a przyjęcie innych, o których nigdyśmy nie myśleli, że nasze być mogą. Intymność niesie koszty w postaci przeżywania cierpień i lęków już nie tylko własnych, ale i partnera. Wystawia nas wreszcie na ryzyko emocjonalnej katastrofy, jeżeli nasz związek się nie powiedzie^ Dobroczynne i negatywne skutki intymności są jednakowo realne i prawdopodobne, choć ludzie mocno się różnią co do tego, do której konsekwencji intymności przywiązują większą wagę (Hat-field, 1984). Niektórzy (w tradycyjnym układzie ról są to zwykle kobiety) widzą jedynie dobre strony intymności, dążą do jej nasilenia nie rozumiejąc, czego można się w niej lękać. Jeżeli czegoś się obawiają, to raczej porzucenia niż utraty autonomii. Inni (w tradycyjnym układzie ról są to zwykle mężczyźni) nie potrafią lekko potraktować zagrożeń, jakie niesie intymność. Unikając uduszenia \o <¦ NI O o. NI O CL > 03 <2 co | c' co U : ^d W) U CU c L3 00 Cl) 00 c?L o r li Ti ¦a oz,ą_ jowanT przez innych niż juiJJaJc pakrzywdzoae iHeTW^zczególności (jak przekonują liczne leld i Sprecher, 1986) osoby ładne, w prze-ydki«ch: Łą jako charakteryzujące się szeregiem zalet du-jch ich lubieniu, takich jak serdeczność, przyja-[ość, zrównoważenie, towarzyskość, bycie miłym i; szczręśliwsze i mające większe szansę na szczę-ości; lszkol»e podstawowej uzyskują lepsze stopnie i są z nauczycieli za mądrzejsze, grzeczniejsze oraz ;ze nadzieje na przyszłość; l() dzie»ci, jak i jako dorośli lepiej są traktowane : częściej spotykają się z życzliwością, zachętą nnych, ich kontakty społeczne są więc na ogół ,sfakcjonujące; mniejszą odpowiedzialnością za swoje naganne sytuacji, kiedy ich uroda jest „instru-ich popełnienie, jak to się dzieje na \9i - y wyłu dzaniu czegoś od innych); . P iują pomoc innych, choć rzadziej są o nią pro-'uzr • czyzn»mi, zaczynają pracę od wyższej pensji i wy-ii są iw w ^airierze zawodowej; ^ie CZęgciej j szybciej wychodzą za mąż i w doleli są kot^ zar;abiąjących i wykształconych mężczyzn; ktku za \&f ,0 pOvwiedzenia we własnym małżeństwie niż ich (tają więcej ^st mocno niesprawiedliwe, ponieważ obiektywne \|/szystkotoJcech osobowościowych wykazują brak rzeczywi-pomiary różnyd1 oSOObami ładnymi i brzydkimi. Z jednym wyjąt-stych różnic mir^eję^ności społeczne: osoby fizycznie atrakcyjne kiem, którym sąu PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI ^rnielsze i skuteczniejsze w kontaktach społecznych, łatwiej je $$ ^iązują i lepiej potrafią dbać o ich sprawny czy przyjemny prze-^PpA- Nie jest to zaskoczeniem, zważywszy generalnie bardziej po-pi^/^ny charakter ich doświadczeń społecznych. Ale też i nie jest eniem, że osoby te są bardziej lubiane, ponieważ o lubie- ^złowieka bardziej decyduje sposób jego zachowaniajiiż inng^. y wreizcie komplikacja oddziaływania cnót na lubienie nas 'cn Posiadacza polega na tym, że cnoty kogoś, z kimjeste- związani, mogą zarówno podnosić, jak i obniżać naszą własną flść w naszych i cudzych oczach. -j?o pierwsze, możemy pławić się w cudzej chwale, a przynaj-^j uszczknąć z niej trochę dla siebie. Możemy na przykład pod-^a.ć, że jesteśmy na ty z jednym z byłych ministrów (co nie jest P \e> tru<^ne' zważywszy liczbę byłych ministrów), albo też uwypu-\$t ^awodowe sukcesy żony (co jednak jest już nieco trudniejsze, v\&n Że liczba sukcesów w naszym kraju jest ostatnio zbliżona do i^/bV byłych ministrów). Dajemy w ten sposób do zrozumienia, że \\ćv sami musimy mieć zalety nie lada. j y j^o drugie, z powodu porównań z posiadaczem cnót możemy ¦ \vypadać raczej mizernie, a w każdym razie gorzej, niż gdyby-mv j nim nie byli w żaden sposób związani i porównywani. Skoro mi; y>trafi być byłym ministrem (a siedzieliśmy przecież w jednej 0fi c^)-> a ona odnosi sukcesy zawodowe (a przecież kończyliśmy te V studia), dlaczego ja tego nie umiem zrobić? ^artość własnej osoby jest dla człowieka zwykle wartością naj-•^jszą - nawet jeżeli źle o sobie myślimy, to i tak chcielibyśmy ^lyśleć dobrze. Dlatego też nawet i cudze zalety będą nas na-t do sympatii bądź antypatii dla ich posiadacza w zależności ^ływu wywieranego przez owe zalety na poczucie naszej wła- ^artości. Seria interesujących badań Tessera (1986) przeko-, ^e pławienie się w cudzej chwale występuje wtedy, kiedy cu-ty dotyczą spraw, co do których sami jesteśmy pozbawieni ^ji, czy też dziedziny, w której sukcesy nie mają znaczenia dla nia tego, kim jesteśmy i jaka jest nasza własna wartość. Je-* me mamy ambicji politycznych, sukcesy przyjaciela w tej ^jie nie tylko nam niczego nie zabierają, lecz nawet przydają pw&fy ~ tym bardziej, im bliższy jest nam ów przyjaciel. W tej ROMANTYCZNE 81 ¦¦ skłonni jesteśmy podkreślać swój związek z owym przyja-sytua j ' s;e ;eao sukcesami, a w konsekwencji bardziej go da ddinie to cu Jeżeli jednak sami mamy aspiracje w danej dziedzinie, to cu-ń ^ukcesy zagrażają naszemu własnemu poczuciu wartości - tym Z C dij jesteśmy z tym człowiekiem sukcesu" związani i h ń ukcesy zagją Z\ C'ei im bardziej jesteśmy z tym „człowiekiem sukcesu" związani. 7 kładając hipotetycznie, że pozostały nam jeszcze jakieś aspiracje zawodowe, sukcesy żony na tym polu mogą być dla nas dość nieprzyjemne, co prowadzić może do naszej antypatii nie tylko w stosunku do sukcesów, ale i żony. Koncepcja ta wyjaśnia, dlaczego, zgodnie z tradycją, sukcesy zawodowe mężów bardziej cieszą ich żony, niż sukcesy żon cieszą ich mężów. W tradycyjnym układzie ról bowiem to właśnie mężowie mocniej opierają własną samoocenę na sukcesach zawodowych. Postępująca emancypacja kobiet, prowadząca do wzrostu ich własnych aspiracji zawodowych, może więc sprawić, że już nikt nie będzie się cieszył z sukcesów współmałżonka. Jedynym wyjściem wydaje się włączenie przez mężczyzn sukcesów wychowawczo-ro-dzinnych w definicję własnej wartości, co zresztą współcześnie ma miejsce, jak przekonują badania socjologiczne (albo też porzucenie myśli o wszelkich sukcesach, co oby miejsca nie miało). Podsumowując, jakkolwiek prawdą jest, że cnoty i zalety partnera podnoszą naszą dlań sympatię, zależność ta nie jest ani bezwarunkowa, ani bezwyjątkowa. Jednak większość tych ograniczeń nie występuje jeszcze w początkowych fazach znajomości, a szczególnie w fazie romantycznych początków (co nie znaczy, że nie pojawią się one później). Najważniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że sami jesteśmy do pewnego stopnia twórcami zalet partnera (podobieństwo!) i po części właśnie dlatego romantyczne początki są naprawdę przyjemną fazą związku. Przysługi Zdrowy rozsądek (i myślenie w kategoriach kar i nagród) podpowiada, że im więcej ktoś nam oddaje przysług, tym bardziej go lubimy oraz że im więcej wyrządza nam szkód, tym bardziej jest według nas antypatyczny. Nie sposób nie zgodzić się z drugą częścią tego stwierdzenia. Jednak część pierwsza, o pozytywnej roli przysług, obowiązuje jedynie w mocno ograniczonym zakresie. Nie bez powodu chińskie powiedzenie zapytuje: „Dlaczego mnie nienawidzisz? Przecież nigdy ci nie pomogłem!" Co najmniej trzy względy 82 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI decydują o tym, że wyświadczanie komuś przysług jest zawodną drogą pozyskiwania jego sympatii. Po pierwsze, ponieważ w naszej (i w każdej innej) kulturze bardzo silnie obowiązuje niepisana norma wzajemności, oddawanie przysługi zobowiązuje jej odbiorcę do odpłaty tą samą monetą. Na przykład w pewnym badaniu aż 93% osób spełniało niewielką prośbę człowieka, który nieco wcześniej wyświadczył im, nie proszony, drobną przysługę (przyniósł coca-colę podczas wspólnego uczestnictwa w eksperymencie - Brehm i Cole, 1966). Jednakże właśnie z powodu tej normy przysługa może być odczuwana głównie jako nieprzyjemna presja ze strony wyświadczającego ją człowieka. Prowadzi to do niechęci, oporu (jak każde ograniczenie swobody wyboru) i w rezultacie do znielubienia tego człowieka. W zacytowanym badaniu eksperymentatorzy wzbudzali u części badanych wątpliwości co do ich własnej wartości - doprowadziło to do znacznego spadku częstości odwzajemniania przysługi (tylko 13% spełniło prośbę). Kłopoty z samym sobą z pewnością nie są jedynym powodem, dla którego przysługi mogą być odczuwane głównie jako przymus wzajemności. Podobnie odczuwać będziemy przysługi kogoś, kogo nie lubimy, z kim nie chcemy się zadawać itd. * Po drugie, ponieważ wszyscy wiemy, że przysługi mogą rodzić sympatię do ich sprawcy, odbiorca przysługi może łacno dojść do wniosku, iż uzyskanie tej właśnie sympatii jest jedynym powodem działań sprawcyjcMiast być widziany jako miły i bezinteresowny, sprawca przysług zaczyna być postrzegany jako lizus i manipulant, co budzi, rzecz jasna, antypatię. Dzieje się tak oczywiście tym częściej, im bardziej odbiorca przysługi widzi siebie jako dysponenta jakichś dóbr stanowiących przedmiot pożądania sprawcy, nawet jeżeli nikt poza odbiorcą tak nie uważa. Po trzecie wreszcie, niektóre przysługi mogą być obraźliwe, bolesne lub poniżające dla ich odbiorcy, sugerują bowiem, że nie jest on w stanie sam sobie poradzić albo że godzien jest litości i opieki, niczym dziecko specjalnej troski. W najgorszym zaś przypadku przysługa może być tej wielkości bądź rodzaju, że nie pozostawia odbiorcy możliwości stosownego odwdzięczenia się. To może z kolei prowadzić do różnych negatywnych emocji odbiorcy, związanych z zagrożeniem jego poczucia własnej wartości lub z zaburzeniem porządku jego obrazu świata jako miejsca, w którym przestała już obowiązywać reguła wzajemności. Choć tego rodzaju ROMANTYCZNE POCZĄTKI 83 aburzenie może wydawać się zbyt abstrakcyjne, aby budzić emocje wiele badań psychologicznych pokazuje, że zaburzenie ustalonego porządku jest dla człowieka zagrażające, nawet jeżeli skądinąd jest przyjemne. Cudze przysługi są więc z natury swej dwuznaczne (w przeciwieństwie do szkód, jakie wyrządzają nam inni - tu zwykle nie mamy wątpliwości). Aby ich sprawca zyskiwał naszą sympatię, musimy je więc ujednoznacznic w pozytywnym Merunku. Na szczęście dla osób znajdujących się w fazie romantycznych początków nie jest to trudne, jeżeli zdążyły one już wykształcić taki poziom wzajemnego zaufania, że interpretując zachowania partnera stosują zasadę domniemania dobrych intencji, o której była już wcześniej mowa. Interesujące jest to że, własne przysługi wyświadczane przez człowieka są dlań o wiele bardziej jednoznaczne niż przysługi cudze. Mniej mamy przecież wątpliwości co do czystości własnych motywów niż cudzych. Dlatego też, chcąc zyskać czyjąś sympatię, to nie my powinniśmy danej osobie wyświadczać przysługi, lecz raczej , subtelnie nakłonić ją do tego, aby to ona nam oddała przysługę. Jak \ mowa o tym dokładniej w rozdziale 6., wysiłek wymaga uzasadnię- ' nia. Każdy pragnie myśleć o sobie, że jest rozsądny przynajmniej na tyle, iż nie robi rzeczy bez sensu, a więc niczym nie uzasadnionych. Jeżeli ponoszonemu wysiłkowi nie towarzyszy żadne wystarczające do jego uzasadnienia wyjaśnienie zewnętrzne (na przykład wyraźna czy powtarzana prośba), wówczas osoba, która wysiłek podejmuje, szuka dlań uzasadnienia we własnych pragnieniach i upodobaniach. Ktoś, kto wyświadcza nam przysługę, a kogo wcale do tego nie nakłanialiśmy, będzie sądził, że czyni tak, ponieważ nas lubi. Na zasadzie „Dlaczego to dla niego robię? A bo to taki sympatyczny facet!" (jak przekonuje w swojej znakomitej książce Aronson, 1978, a co wykazali na przykład Jecker i Landy, 1969). Komplementy Wiele badań dowodzi, że osoby, które człowieka chwalą i pozytywnie go oceniają, są przezeń bardziej lubiane od osób, które go ganią bądź pozostają neutralne, co zresztą jest zwykle traktowane raczej jako brak pochwał niż jako brak nagan (Mette i Aronson, 1974). Aby dojść do tak odkrywczego wniosku, zapewne nie warto byłoby przeprowadzać specjalnych badań, gdyby nie to, że wska- ar o O O 82 .S -13 C ci .O O. 4> co 3 2- 4 o co u -l/l o C/> x> to ty W 3: M co ™ m '&1 S y -o | L .2 N P 03 S L 2 ^"-e o ¦3-5 o 2 'c 11 4> •« CD -N C O- C ^ ^ '^^^ c &.2 o a 3 «J P -N N 5 ci. a> ^ S ° ^2 sl^l^ I CU ^j J3 o « >. > O o o^ - «5 « Kf 2CŚ^^^ 'S R a> .JJ 3 ca „ o o 1 N cd ? ?^2 s^ o S .si,ci -a m o o 3 •y p o o S H P T3 "r^ o S ilu^ CD N s N p tu ca o -a t3 2 .2 o % .2 -2 i2 J5 _g N 86 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI zaufania, ale także do czegoś znacznie ważniejszego i bardziej wyjątkowego - do ich wzajemnego przywiązania. Pierwowzorem przywiązania jest stosunek małego dziecka do matki czy innej opiekującej się nim na stałe osoby. U małych dzieci obserwuje się bardzo charakterystyczną kolejność reakcji na rozłączenie z matką. W_piLrwszej fazieujest to \ protest wyrażający się płaczem, aktywnym poszukiwaniem matki " i oporem przeciwko próbom niesienia ukojenia przez inne osoby. Dalej następuje rozpacz wyrażająca się bierną rezygnacją połączoną z głuchym, dojmującym smutkiem. Wreszcie następuje faza negacji^ przywiązania wyrażająca się paradoksalnym ignorowaniem matki i jej unikaniem, kiedy się ona już na powrót pojawi. Duża stałość tego ciągu reakcji u różnych dzieci, a także fakt, że przynajmniej dwie pierwsze jego fazy obserwowane są także u dzieci małp, skłoniła badaczy do twierdzenia, że przywiązanie emocjonalne stanowi wrodzony system reakcji. Biologiczną funkcją przywiązania jest utrzymanie pierwotnego opiekuna i dziecka razem, a więc ochrona dziecka przed różnymi niebezpieczeństwami grożącymi jego przetrwaniu (Bowlby, 1969, 1979). Przywiązanie jest oczywiście jednym z wielu systemów reagowania, które zostały w nas wbudowane w trakcie ewolucji, obok takich, jak opiekowanie się, stowarzyszanie się z innymi, eksploracja otoczenia itd. Jest to jednak-system o znaczeniu podstawowym, 0 czym świadczy fakt, że jego włączenie powoduje całkowite wyłączenie większości innych systemów. Na przykład małe dziecko w obecności matki jest zwykle zainteresowane eksploracją (poznawaniem) otoczenia, wykształcaniem nowych umiejętności czy kontaktowaniem się z pozostałymi członkami rodziny oraz innymi ludźmi. Dziecko używa przy rym matki jako .swojej „bezpiecznej bazy" - oddala się od niej tylko na chwilę, po pewnym czasie powraca upewniając się, że matka nadal jest i reaguje na jego obecność, po czym znów bada otoczenie, znów wraca niczym uwiązane na gumce itd. Kiedy jednak matka znika, dziecko przestaje się interesować otoczeniem, innymi ludźmi, uśmiechać się, bawić, a skupia się wyłącznie na odzyskaniu matki i fizycznego z nią kontaktu (faza protestu). Odzyskanie bliskiego fizycznego kontaktu z matką powoduje z wolna zanik protestu. Dziecko na powrót zaczyna się uśmiechać, poznawać otoczenie, dzielić się swoimi odkryciami i zabawkami z matką, przejawiać żywe zainteresowanie innymi ludźmi 1 światem w ogólności. W początkowym okresie życia zaspokojenie 87 [podstawą szczęścia, poczucia bezpieczeń-J siły. _ trzeciego roku życia ten system reakcji na matK$ zacina słabnąć i przybierać mniej dziecinne formy. Samo zapotfzebowanie na przywiązanie nie zanika jednak i nowym obiektem przywiązania, już w dorosłym życiu, staje się ukochana osoba. Świadczą o tym przede wszystkim uderzające podobieństwa między reagowaniem dziecka na matkę, a reagowaniem dorosłego człowieka na ukochaną osobę. Podobieństw tych jest tak wiele i idą one tak daleko, że nie sposób się oprzeć wrażeniu, iż mamy tu do czynienia nie z uproszczoną analogią, lecz z bardzo podobnym procesem. A oto najważniejsze podobieństwa (Shaver i in., 1988, ss. 74-75): 1 1. Przywiązanie: ukształtowanie się i jakość przywiązania zależy od matczynej wrażliwości i reśponsywności (skłonności do reagowania własnym zachowaniem na zachowanie dziecka). Miłość związana jest z pożądaniem zainteresowania i wzajemności ukochanej osoby. 2. Przywiązanie: matka dostarcza dziecku bezpiecznej bazy, w jej obecności dziecko jest bardziej pewne siebie, lepiej znosi stresy, mniej boi się obcych. Miłość: rzeczywista lub wyobrażona wzajemność sprawia, że czujemy się bezpieczniej, pewniej, bardziej optymistycznie, stajemy się bardziej towarzyscy i milsi dla innych. 3. Przywiązanie wyraża się w poszukiwaniu fizycznego kontaktu, tuleniu, obejmowaniu, dotykaniu, pieszczeniu, całowaniu, kołysaniu w ramionach, śmiechu i płaczu, podążaniu za matką. Miłość wyraża się w poszukiwaniu fizycznego kontaktu, tuleniu, obejmowaniu, dotykaniu, pieszczeniu, całowaniu, kołysaniu w ramionach, śmiechu i płaczu, lęku przed rozstaniem z ukochaną osobą. 4. Przywiązanie: zniknięcie matki lub jej niewrażliwość powoduje napięcie, koncentrację na wysiłkach zmierzających do jej odzyskania i brak zainteresowania otoczeniem; płacz i smutek pojawia się wtedy, gdy odzyskanie matki jest niemożliwe. Miłość: odrzucenie bądź obojętność ze strony ukochanej osoby powoduje napięcie, koncentrację na odzyskaniu jej zainteresowania i niemożność skupienia się na czymkolwiek innym; gdy odzyskanie jej zainteresowania jest niemożliwe, również pojawia się płacz i smutek. PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI 5. Przywiązanie: ponowne połączenie się z matką wywołuje śmiech i radosne gaworzenie, podskoki, wyciąganie rąk w górę aby być wziętym na ręce, przytulanie się. Miłość: połączenie z ukochaną osobą (bądź usunięcie wątpliwości co do jej wzajemności) wywołuje radość, przytulanie się itd. 6. Przywiązanie: w przypadku stresu, strachu lub choroby dziecko poszukuje fizycznego kontaktu z matką. Miłość: w przypadku stresu, strachu lub choroby poszukujemy kontaktu i ukojenia u ukochanej osoby. 7. Przywiązanie: choć dziecko może być przywiązane do kilku osób, zwykle tylko jedna pozostaje osobą najważniejszą. Mi- ¦ łość: choć wielu dorosłych uważa, że kocha lub mogłoby kochać więcej niż jedną osobę, intensywna miłość pojawia się przeważnie tylko w odniesieniu do jednej osoby w danym czasie. 8. Przywiązanie: do pewnego momentu rozłączenie czy brak matczynej reakcji nasilają dziecięce zachowania wyrażające przywiązanie. Miłość: przeciwności losu i przeszkody (dezaprobata innych, rozłączenie) do pewnego momentu nasilają namiętność łączącą kochanków. 9. Przywiązanie: wrażliwa matka umie trafnie odczytać potrzeby dziecka, wykazuje ogromną empatię; matka i dziecko wykształcają swój własny system komunikacji, mało zrozumiały dla innych („dziecinne" słowa i zdrobnienia, różne nieartykułowane dźwięki, dużo komunikacji pozasłownej). Miłość: kochankowie wykazują ogromną empatię, jiiekiedy niemal magiczne porozumienie, wykształcają swój własny system komunikacji, mało zrozumiały dla innych („dziecinne" słowa i zdrobnienia, różne nieartykułowane dźwięki, dużo komunikacji pozasłownej). 10. Przywiązanie: dziecko odbiera matkę jako wszechmocną, wszechwiedzącą, dobroczynną, a jej aprobata sprawia mu ' ogromną przyjemność. Miłość: obraz ukochanej osoby zostaje wyidealizowany - zwłaszcza na początku jest ona „wspaniała", „niepowtarzalna", „cudowna", a jej wady są ignorowane; przynajmniej początkowo jej aprobata stanowi źródło największej satysfakcji. W okresie pierwotnego przywiązania dziecko wykształca też pewne umysłowe modele stosunków między sobą a „obiektem przywiązania" oraz modele siebie samego w takich stosunkach. Dotyczą one w szczególności tego, czy obdarzana przywiązaniem 89 Irzebowanie na wspar-Jp, komu takie wsparcie Je czy przekonania ule-r, rosnąca liczba danych ąje nawet w dorosłym ży-ej nas z innymi, na sposób ch kontaktów między matką zech stylów czy typów przywią- ^ pierwszy (charakterystyczny dla r^zny, cechuje się zaufaniem dziecka lostępność, wrażliwość i gotowość do .„.ci. Styl drugi, nerwowo-ambiwalentny zachowaniami typowymi dla wcześniej , Dzieci takie nie mają poczucia bezpie-„jiatka zawsze pospieszy im z pomocą. Cią-becności, odczuwają silny lęk przed rozsta-l^stują już na słabą zapowiedź rozstania, więcej resują się otoczeniem. Styl trzeci, unikający (21% zachowaniami przypominającymi fazę negacji T«,~,jci takie są częściej odrzucane przez matkę (w , strofowane są za próby nawiązania z nią kontaktu tch matka przejawia więcej gniewu i irytacji, a mniej .iych uczuć niż inne matki. różnicowanie stylów przywiązania do matki skłoniło dwoje ińskich psychologów (Hazan i Shavera, 1987) do tezy a stylach przywiązania i intymności, przejawianych przez uouuj vorosłe w stosunku do partnerów bliskiego związku. Poprosili oni "kilkaset osób o zadecydowanie, który z trzech następujących opisów najlepiej do nich pasuje: Styl bezpieczny Z łatwością zbliżam się do ludzi i nie sprawia mi kłopotu ani bycie uzależnionym od innych, ani ich uzależnienie ode mnie. Nieczęsto martwię się tym, że inni mnie opuszczą lub że ktoś za bardzo się do mnie zbliży. Styl nerwowo-ambiwalentny Inni ludzie z oporami zbliżają się do mnie na tyle, na ile bym chciał. Często martwię się, że moja partnerka nie kocha mnie naprawdę i że nie zechce ze mną zostać. Chciałbym się całkowicie ame o tr _ osoby 90 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI zlać w jedno z ukochaną osobą i to czasami odstrasza ode mnie potencjalne partnerki. Styl unikający Czuję się nieco skrępowany bliskością z innymi, trudno mi całkowicie ludziom zaufać lub pozwolić sobie samemu, żeby się od kogoś uzależnić. Robię się nerwowy, gdy ktoś za bardzo się do mnie zbliży, a moje partnerki często domagają się, abym zwierzał im się bardziej, niż na to mam ochotę. Styl bezpieczny został wybrany przez 56% badanych jako najbardziej dla nich charakterystyczny, styl unikający - przez 25% osób, natomiast styl nerwowo-ambiwalentny - przez 19% badanych, a podobne rozkłady częstości występowania tych typów zaobserwowano na próbkach izraelskich (Mikulincer i Nachson, 1991) i australijskich (Feeney i Noller, 1990). Rozkłady te są więc zbliżone do tych zaobserwowanych w badaniach nad związkami matka--dziecko. Nieco ponad połowa badanych charakteryzuje się bezpiecznym stylem przywiązania, pozostali dzielą się mniej więcej po równo na styl unikający i nerwowo-ambiwalentny. Stałość tych rozkładów, które są jednakowe dla obu płci, sugeruje (choć oczywiście nie dowodzi), że wykształcone we wczesnym dzieciństwie style przywiązania mogą utrzymywać się także i w późniejszych fazach życia. Ludzie cechujący się różnymi stylami przywiązania wykazują szereg interesujących różnic pod względem sposobu przeżywania intymności i miłości. Osoby bezpieczne i nerwowo-ambiwalentne mają silniejszą skłonność do odkrywania się przed swoimi bliskimi niż osoby unikające. Inaczej też zachowują się w stosunku do swoich partnerów, którzy sami odkrywają się w małym bądź dużym stopniu: partnerom silnie odkrywającym się ujawniają więcej informacji, bardziej ich lubią i lepiej się czują podczas rozmowy z nimi. Z kolei osoby unikające zachowują się tak samo w stosunku do partnerów odkrywających się zarówno w dużym, jak i małym stopniu (Mikulincer i Ochson, 1991). Style przywiązania wpływają także na poglądy dotyczące miłości. Jak już wspomniałem poprzednio, teoria przywiązania zakłada, że różnice owe wynikają z odmiennych „modeli umysłowych" dotyczących po pierwsze stosunków między sobą a „obiektem przywiązania", po drugie zaś tego, jak wygląda i jest traktowany sam podmiot w tych stosunkach. Szereg różnic w zakresie takich poglądów przedstawia tabela 4. 91 pci od stylu przywiązania się z danym poglądem; 1 która w danym przypadku [Sieczny; N-A=styl nerwowo-laver i in. (1988, s. 82). B N-A U ^^^^^^^^^^^^^^^^^^^Hym życiu. 13 •28 25 ^Bij^^^^^^^^^^K1 Jest ?°~ j^K ^^^^^^^^^^^^Mpale rzadko 0 28 34 41 <¦ ^^^^H^lPtą ! zanikają H! ^^^^^^B izku, ale czasami H! ^^^^^^| :ik na początku. 79 75 60 Ul ^^^^^^| i miłość naprawdę ' ^^^^ftruz z upływem czasu. 59 46 41 ^HH^hać. Ja sam często się 9 20 4 s^^^^Rest spotkanie kogoś, w kim gf^^^^Hawdę się zakochać. 43 56 66 I^^BJsc poznać niż większość ludzi. 60 32 32 wHBĘcej wątpliwości pod własnym ad- ^ Jyjfliniż większość ludzi. 18 64 48 Hflpidzie prawie zawsze mnie lubią. 68 41 36 JP^Hudzie często mnie nie rozumieją lub nie Hjoceniają. 18 50 36 lWest mało ludzi, którzy podobnie jak ja H:hcieliby i byliby w stanie tak mocno za- iflngażować się w długotrwały związek. 23 59 24 12. pgólnie rzecz biorąc, ludzie mają dobre in- tencje i dobre serca. 72 32 44 Trzy style przywiązania współwystępują też z różnicami w sposobie przeżywania miłości. Osoby bezpieczne stwierdzają wyższy poziom szczęścia w swoich związkach, większą przyjaźń i zaufanie do partnera, mniejszą natomiast zazdrość i krańcowość przeżywanych uczuć oraz słabsze obawy przed bliskością niż pozostałe dwa typy. Osoby nerwowo-ambiwalentne relacjonują natomiast większą zazdrość, większą krańcowość wszelkich uczuć przeżywanych 92 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI w stosunku do partnera, obsesję na jego punkcie, pożądanie seksualne, pragnienie całkowitej jedności i wzajemności. Częściej niż pozostałe typy określają swoje uczucie jako miłość od pierwszego wejrzenia. Wreszcie osoby unikające przeżywają stosunkowo największe obawy przed bliskością i najsłabiej akceptują partnera pomimo jego niedoskonałości. Sposób przeżywania miłości przez osoby cechujące się różnymi stylami przywiązania wydaje się zatem ogólnie zgodny z tym, czego można oczekiwać na podstawie teorii przywiązania. Tym bardziej że osoby zaliczające same siebie do poszczególnych typów przypominają sobie także odmienny sposób traktowania w dzieciństwie przez rodziców. Osoby bezpieczne przypominają sobie swoich rodziców jako cieplejszych w kontakcie (zarówno z dzieckiem, jak i między sobą nawzajem), bardziej akceptujących, kochających i opiekuńczych. Osoby nerwowo-ambiwalentne przypominają sobie swoje matki jako niesprawiedliwe i nadmiernie ingerujące w sprawy dziecka, a ojców jako niesprawiedliwych i zagrażających, cały zaś związek między rodzicami jako nieszczęśliwy. Osoby unikające przypominają sobie swoje matki jako zimne, nie poświęcające im uwagi i odrzucające. Na zakończenie jednak należy podkreślić, że podobieństwa między różnymi typami są, ogólnie rzecz biorąc, znacznie silniejsze niż różnice. Na przykład choć osoby bezpieczne są na ogół szczęśliwsze od nerwowo-ambiwalentnych i unikających, w sensie absolutnym wszystkie typy osób uważają się raczej za szczęśliwe (w skali od 1 do 5 średnie oceny pochodzące od tych trzech typów przedstawiają się następująco: 3,51; 3,31 i 3,19). Podobnie sprawy się mają i z innymi wymienionymi skalami. Jakkolwiek zatem te trzy typy osób różnią się nieco, nie należy sądzić, że wykształcony we wczesnym dzieciństwie typ przywiązania ciąży niczym fatum nad całym życiem człowieka i w decydujący sposób wpływa na późniejsze przeżywanie miłości. Znaczna większość ludzi (poza przypadkami patologii, które tutaj pominę) zdolna jest też do wytwarzania więzi emocjonalnej i faktycznie to robi. Przytoczone dane przekonują jednak, że przywiązanie to może przejawiać się na różne sposoby (na przykład nieco silniej poprzez zazdrość i obsesyjną koncentrację na partnerze u osób nerwowo-ambiwalentnych, poprzez przyjazność i zaufanie zaś u osób bezpiecznych) i że sposoby te do pewnego stopnia są zamienne. 93 era :znych początków jest pojawienie się za-ie się związku w związek kompletny. WybrUie^pal IJW1 na' stałe oznacza zwykle w naszej kulturze mał-, żeństwoi a przynajmniej wspólne zamieszkanie. Przemiany, jakim wówczafe podlega miłość partnerów, będą więc oczywiście rozważane w dyskusji nad związkiem kompletnym (w następnym rozdziale). Jednak sam wybór partnera jest - przynajmniej wpółcze-śnie - podyktowany z reguły tym, co dzieje się w fazie romantycznych początków, nie zaś tym, co będzie się działo w fazie związku kompletnego i przyjacielskiego. Jest to rezultatem niemalże całkowitej swobody wyboru partnera stałego związku: tylko od samych zainteresowanych zależy, kogo wybiorą. Taka swoboda wyboru jest zjawiskiem historycznie nowym. Jeszcze przed stu laty własne upodobania przyszłych małżonków odgrywały rolę niewielką albo też zupełnie nieistotną. Swoboda wyboru partnera jest przy tym zjawiskiem kulturowo rzadkim. Do dziś w wielu kulturach tradycyjnych (na przykład w Indiach czy Turcji) małżeństwa aranżują rodzice lub krewni. Jest wreszcie zjawiskiem nieco paradoksalnym. Decyzja o wyborze partnera opiera się bowiem na doświadczeniach przeszłych, choć jej konsekwencje wpływają przede wszystkim na kształt przyszłości. Nie ulega przy tym wątpliwości, że to, co spotykało partnerów w przeszłości (w krótkotrwałej fazie zakochania i romantycznych początków), jest zupełnie odmienne od tego, co czeka ich w przyszłości (czyli w stosunkowo długich fazach związku kompletnego i przyjacielskiego). Nic więc dziwnego, że trudno tu o dobrą decyzję, ponieważ musimy ją podejmować na podstawie przesłanek, które niewiele mają wspólnego z przyszłymi warunkami, w jakich nasza decyzja będzie obowiązywać i wyznaczać bieg naszego życia. Uwaga na dobre rady! Tak zatytułowali Hatfield i Walster (1981) jeden z podrozdziałów swej książki o miłości. Przytoczyli też rady pewnego autora, który zalecał mężczyznom, aby zagwarantowali sobie sukces w małżeństwie upewniając się, że kandydatka na żonę spełnia następujące warunki: 94 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI - jest piękna; - jest młodsza od ciebie; - jest niższa od ciebie; - wyznaje tę samą co ty religię; - jest tej samej rasy co ty; - skłonna jest udawać, że jej inteligencja jest co najwyżej równa twojej; - jest dziewicą na początku waszej znajomości; - skłonna jest zamieszkać z tobą przed ślubem, aby zorientować się, czy dobrze wam się układa; - skłonna jest ci pozwolić na uprawianie twoich ulubionych sportów; ( - jest tolerancyjna wobec twojej pracy, ambicji i zdolności; - skłonna jest mieć tylu synów, ilu chciałbyś mieć; - jest atrakcyjna erotycznie; - nie jest chora na cukrzycę; - nie pija regularnie alkoholu; - nie używała nigdy narkotyków; - w jej rodzinie nie ma chorób psychicznych; - ma duże piersi; - oboje jej rodzice zgadzają się na ciebie; - jest dobrą kucharką; - potrafi szyć i robić na drutach; - nie narzeka i nie kłóci się; - jest czysta i schludna; - nie ma nadwagi; - nie chrapie; Czy to rady dobre? Dobre, chyba trudno byłoby znaleźć lepsze (dlatego je przytoczyłem). Czy należy się do nich stosować? Z pewnością nie! Szansa trafienia na osobę spełniającą dowolnych dziesięć z góry założonych kryteriów jest mniejsza od prawdopodobieństwa trafienia głównej wygranej w toto-lotka. Porady w tej dziedzinie są oczywiście tym lepsze (bezpieczniejsze), im dłuższą zawierają listę niezbędnych zalet. Oczywiście im dłuższa lista, tym trudniej ją spełnić. Krótko mówiąc, dobrych rad słuchać nie należy, jeśli chce się rzeczywiście mieć partnera. Co więcej, badania nad tym, jakie cechy partnerów pozwalają przewidzieć sukces w małżeństwie, sugerują, że cech takich nie ma, 95 a przyJWmi udało ich się dotąd odnaleźć pomimo dziesiąt- ków lamfcszukiwań. Nie znaczy to, że niczego nie udaje się w takich badanifwh stWidrdzić. Jednak z reguły te cechy małżonków, które w jednym badaniu zdają się podwyższać szansę na udane małżeństwo, w innym, kolejnym badaniu okazują się nie mieć żadnego wpływu, nawet jeżeli oba badania dotyczą podobnych populacji. Jedynym zjawiskiem stwierdzanym powszechnie^rxwtarzają-cym sięjz i)adania_na_badanie, jest homogamia, to znaczy_jdk)bór partnerów na zasadzie podobieństwa: jeżeli partnerzy są do siebie podobni, większa jest szansa, że ich uczucie przerodzi się w trwały związek i że związek ten będzie udany. Homogamia jest jednak stwierdzana w odniesieniu do dość nielicznych i prostych cech, takich jak wiek, wykształcenie, pochodzenie społeczne i fizyczna atrakcyjność partnerów. Podobieństwo pod względem cech osobowości jest co prawda stwierdzane systematycznie, ale jest ono bardzo małe (jak tego dowodzi przegląd kilkunastu najważniejszych badań nad tym problemem, dokonany przez Niasa, 1979). Mądrość potoczna podpowiada, że tym, co może decydować o sukcesie małżeństwa, jest komplementarność cech partnerów, z którą mamy do czynienia, kiedy ich potrzeby czy cechy osobowościowe uzupełniają się, jak w przypadku bezradności-opiekuńczości lub uległości-dominacji. Jednakże dokonany przez Niasa przegląd badań wykazuje, że, ogólnie rzecz biorąc, tak lozumiana komplementarność cech ani nie decyduje o wyborze partnera, ani nie podwyższa szansy na trwały, udany związek. Jak będę się starał dalej przekonać, o udanym związku decyduje to, co partnerzy w nim robią, a nie to, jacy są w sensie posiadania jakichś trwałych cech osobowości. Kryteria wyboru partnera Pomimo całej nieskuteczności czy naiwności dobrych rad w zakresie kryteriów wyboru stałego partnera oczywiste jest, że ludzie jakimiś kryteriami się kierują. Jakie to kryteria? Jeżeli trafna jest dynamiczna wizja miłości przedstawiona w rozdziale 1. (rysunek 4.), należałoby oczekiwać, że kryteria te powinny dotyczyć intymności i namiętności, ponieważ to właśnie ich istnienie decyduje o pojawieniu się trwałego zaangażowania się partnerów w związek. 96 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Potwierdzenie tego oczekiwania znaleźć można w wynikach badań nad deklarowanymi przez ludzi kryteriami wyboru stałego partnera życiowego. Największe z takich badań przeprowadzone zostało niedawno przez Davida Bussa i jego kilkudziesięciu współpracowników (Buss, 1989; Buss i in., 1989). Zbadali oni w sumie około dziesięć tysięcy osób z trzydziestu siedmiu krajów (w tym i Polski) leżących na wszystkich zamieszkałych kontynentach. Wśród metod używanych w tych badaniach była lista osiemnastu cech wymienionych w tabeli 5. Badani wskazywali, jak dalece ważna była każda z tych cech jako kryterium wyboru stałego partnera, w skali od 0 (nieistotna lub nieważna) do 3 (konieczna). Pomimo wielkiego zróżnicowania kulturowego (od Ameryki do Zambii) badani wykazali bardzo duże podobieństwo pod względem preferencji różnych kryteriów wyboru (średnia korelacja między ocenami ważności osiemnastu badanych kryteriów wyniosła aż 0,78 dla dwóch dowolnych krajów). Nawet jeśli uwzględnić fakt, że badani byli w większości ludźmi młodymi, studentami i mieszkańcami miast (którzy w większym stopniu niż ludzie starsi, mniej wykształceni i mieszkający na wsi zdają się być uczestnikami wyłaniającej się kultury uniwersalnej), jednorodność deklarowanych kryteriów wyboru jest zdumiewająco duża. Tabela 5. Średnia ocen (w skali od 0 do 3) ważności różnych kryteriów w wyborze stałego partnera życiowego. Kolumna trzecia, „polska specyficzność", dotyczy tego, czy dane kryterium było w Polsce uznawane za ważniejsze (litera W), mniej ważne (litera N), czy tez równie ważne (znak -), jak w innych krajach. Cecha/kryterium Ważność dla: Polska mężczyzn kobiet specyficzność 1. Wzajemna miłość i zafascynowa- nie 2,81 2,87 — 2. Niezawodność 2,50 2,69 _ 3. Dojrzałość j zrównoważenie emocjonalne 2,47 2,68 - 4. Miłe usposobienie 2,44 2,52 _ 5. Dobre zdrowie 2,31 2,28 N 6. Wykształcenie i inteligencja 2,27 2,45 _ 7. To warzy skość 2,15 2,30 N ROMANTYCZNE POCZĄTKI 97 8. Pragnienie posiadania domu i dzieci 2,09 2,21 W 9. Kultura osobista, schludność 2,03 1,98 W 10. Dobra prezencja 1,91 1,46 - 11. Ambicja i przedsiębiorczość 1,85 2,15 - 12. Gospodarność, umiejętność gotowania 1,80 1,28 W 13. Dobre perspektywy finansowe 1,51 1,76 - 14. Podobny poziom wykształcenia 1,50 1,84 - 15. Wysoka pozycja społeczna 1,16 1,46 - 16. Dziewictwo 1,06 0,75 - 17. To samo wyznanie 0,98 1,21 w 18. Podobne poglądy polityczne 0,92 1,03 - Preferowana różnica wieku między sobą a partnerem (w latach) -2,66 3,42 Jak widać w tabeli 5., zdecydowanie najważniejszym kryterium wyboru partnera jest wzajemna miłość i zafascynowanie, a trzy następne kryteria to niezawodność (można na partnerze polegać), dojrzałość i zrównoważenie emocjonalne. Niewątpliwie ta pierwsza czwórka kryteriów wiąże się przede wszystkim z namiętnością i intymnością - trudno sobie wyobrazić ich przeżywanie w odniesieniu do partnera, który nie spełniałby owych czterech kryteriów. Pierwsze cztery kryteria wiążą się też z intymnością i namiętnością w stopniu większym niż którekolwiek z pozostałych kryteriów wymienionych w tabeli. Jak już wspomniałem, owo upatrywanie w miłości romantycznej podstawy do budowania trwałego związku jest - z perspektywy historycznej i kulturowej - zjawiskiem zarówno nietypowym, jak i bardzo niedawnym. W większości znanych kultur, a do niedawna również i w naszej, miłość romantyczna i małżeństwo nie były ze sobą wiązane. Wręcz przeciwnie. Częstokroć małżeństwo było uznawane za „grób" miłości romantycznej, ta zaś za zgoła niewłaściwą podstawę do zawierania małżeństwa (por. Starczew-ska, 1975). W swoim barwnym i fascynującym opisie obyczajów w Polsce przedrozbiorowej Zbigniew Kuchowicz (1975) podaje, że najczęstszym kryterium doboru partnera wśród chłopstwa i mieszczaństwa (ponad 90% ówczesnej populacji) była jego/jej wydajność 98 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI w pracy, wśród szlachty kryteria miały charakter ekonomiczno-ko-ligacyjny, wśród magnaterii zaś polityczno-dynastyczny. Podobnie miały się sprawy i gdzie indziej. Z zachowanej do dziś piętnasto-wiecznej kolekcji listów rodziny Pastonów (Anglia) dowiadujemy się, że gdy jedna z córek rodziny odmówiła zamążpójścia za oblubieńca wybranego przez jej matkę, to „od Wielkiejnocy przeważnie bita bywała raz lub dwa razy w tygodniu, czasem dwukrotnie w ciągu dnia, i głowę miała w dwóch czy trzech miejscach rozbitą" (Coulton, 1976, s. 616). Zabiegi te własnoręcznie wykonywała szacowna seniorka rodu, w trosce o należyte (służące interesom całej rodziny) wyswatanie córki. Wszystko to nie znaczy, że nasi sarmaccy przodkowie czy ich angielscy współcześni się nie kochali. Oznacza jednak, że miłość (przynajmniej romantyczna) nie była uważana ani za konieczny, ani za wystarczający warunek małżeństwa. W świecie współczesnym jest ona za taki warunek uważana tym bardziej, im bardziej dane społeczeństwo jest rozwinięte ekonomicznie i przystaje do coraz szerzej obowiązującego kulturowego wzorca Zachodu. Pierwsze cztery kryteria związane z namiętnością i intymnością są również jednakowe (i jednakowo uporządkowane) dla kobiet i mężczyzn, co sugeruje, że miłość romantyczna stanowi dla obu płci równie silną podstawę do konstruowania stałego związku. Pojawiające się w tabeli 6. różnice między kobietami i mężczyznami wydają się ogólnie niewielkie, jednakże prawie wszystkie przekraczają poziom różnicy przypadkowej. Co więcej, większość z nich stwierdzano wielokrotnie w innych badaniach i układają się one w pewien spójny wzorzec. Mianowicie: - mężczyźni bardziej cenią: dobrą prezencję, gospodarność i umiejętność gotowania, brak uprzednich doświadczeń seksualnych oraz to, by partnerka była młodsza od nich; - kobiety bardziej cenią: niezawodność, dojrzałość, wykształcenie i inteligencję, ambicję i przedsiębiorczość, dobre perspektywy finansowe, ROMANTYCZNE POCZĄTKI 99 podobny poziom wykształcenia, wysoką pozycję społeczną, to samo wyznanie oraz to, by partner był starszy od nich. Większość z tych damsko-męskich różnic co do idealnych cech partnera zdaje się wiązać z odmiennością społecznej roli kobiety i mężczyzny, odmiennością ich pozycji ekonomicznej oraz z kulturowo ukształtowanymi stereotypami tych ról. Co jednak zastanawiające, niektóre różnice występują w próbkach pochodzących z prawie wszystkich krajów reprezentowanych w badaniach. Przede wszystkim mężczyźni bardziej niż kobiety cenią atrakcyjność fizyczną oraz młodszy wiek partnerek we wszystkich trzydziestu siedmiu krajach. Natomiast kobiety w trzydziestu sześciu krajach bardziej niż mężczyźni cenią sobie dobre perspektywy finansowe partnera, a w dwudziestu dziewięciu krajach istotnie wyżej cenią ambicję i przedsiębiorczość. Przypomnijmy też, że do identycznych wniosków doszli przed czterdziestu laty Ford i Beach (1951) na podstawie bardziej nieformalnej analizy danych antropologicznych i etnograficznych dotyczących około dwustu kultur, z których żadna nie miała charakteru cywilizacji przemysłowej (jak to miało miejsce w znakomitej większości krajów badanych przez Bussa). Jeżeli więc te różnice utrzymują się na zbliżonym poziomie niezależnie od specyfiki kulturowej badanych osób, to bardzo trudno jest je wyjaśniać oddziaływaniem czynników kulturowych. Skłoniło to Bussa do sięgnięcia po wyjaśnienia nawiązujące do wspominanej już w rozdziale 2. socjobiologii i założenia, że pewne podstawowe różnice między kobietami i mężczyznami wy-Tażają ewolucyjnie wykształconą swoistość strategii prokreacyjnej (rozrodczej) każdej płci. Silniejsza preferencja partnerek młodszych od siebie (faktyczna różnica wieku małżonków wynosi średnio 3 lata i utrzymuje się we wszystkich krajach) oraz fizycznie atrakcyjnych wyraża prawdopodobnie poszukiwanie partnerki o możliwie wysokiej zdolności do wydawania potomstwa i rozpropagowania tym samym męskich genów. Rola wieku jest tu oczywista - reprodukcyjna zdolność kobiety jest silnie uzależniona od jej wieku, niezależnie od wszelkich czynników kulturowych. Fizyczna atrakcyjność również uważana jest za wskaźnik tej zdolności, ponieważ szereg cech decydujących o atrakcyjności (młodość, zdrowie, pełne wargi, błyszczące 100 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI włosy, dobre umięśnienie) decyduje także o zdolności reprodukcyjnej. Mężczyźni (a raczej „osobniki męskie"), którzy kierowali się tymi kryteriami przy wyborze partnerki, zapewniali sobie większą propagację własnych genów produkując liczniejsze potomstwo 0 preferencjach podobnych do swoich własnych. Mężczyźni, którzy nie kierowali się takimi kryteriami, produkowali mniej potomstwa, w związku z czym ich (dziedziczone) upodobania są dziś mniej rozpowszechnione. Analogicznie można wyjaśniać swoistość kobiecych upodobań dotyczących cech partnera życiowego. Ludzie są gatunkiem, w którym wychowanie potomków pochłania dużo czasu i energii, szczególnie ze strony kobiet, które inwestują w prokreację znacznie więcej niż mężczyźni. Aby zapewnić sobie sukces reprodukcyjny, kobiety muszą więc być znacznie bardziej selektywne od mężczyzn, ponieważ dla nich zły wybór oznacza w biologicznym sensie większą katastrofę niż dla mężczyzn. W szczególności muszą one wybierać takich mężczyzn, którzy rokują nadzieje na zapewnienie dóbr niezbędnych do przetrwania kobiety i potomstwa w czasie, gdy jest ona pochłonięta wychowywaniem dzieci. Ponieważ współcześnie wskaźnikiem zdolności mężczyzny do dostarczania niezbędnych dóbr są jego perspektywy finansowe, ambicja i przedsiębiorczość oraz poziom wykształcenia (choć ten ostatni nie w Polsce), te właśnie cechy są cenione przez kobiety, podobnie jak wśród Eskimosów cenieni są zręczni łowcy fok. Większa selektywność w wyborze partnera ujawniana przez kobiety znajduje też odbicie w mądrości potocznej. Na przykład w bajkach księżniczki znacznie częściej wybrzydzają na licznych konkurentów, niż książęta na liczne kandydatki do swych względów. Oczywiście bardziej przekonywającym argumentem są wyniki badań empirycznych. W jednym z nich proszono młode kobiety 1 młodych mężczyzn o określenie minimalnego, jeszcze dopuszczalnego poziomu różnych cech potencjalnych partnerów (Kenrick i in., 1990). Były to cechy podobne do zamieszczonych w tabeli 6., a także liczne cechy charakteru i osobowości, takie jak twórczość, agresywność, skłonność do dominacji czy poczucie humoru. W zakresie większości cech kobiety okazały się znacznie bardziej wymagające niż mężczyźni. Co więcej, zarówno poziom wymagań, jak i wielkość różnicy między płciami pozostawały mocno uzależnione od stopnia zaangażowania się w potencjalny związek. Naj- ROMANTYCZNE POCZĄTKI 101 •sze wymagania stawiano partnerowi (partnerce) jednorazowej 111 dki i relacji wyłącznie seksualnej, wyższe - partnerowi do stałego „chodzenia ze sobą", najwyższe - kandydatowi na męża/żonę. W przypadku jednorazowej randki, która nie zobowiązuje żadnej z płci do większego wysiłku, kobiety i mężczyźni w ogóle nie różnili się poziomem swoich niskich wymagań. Największa przewaga wymagań kobiecych nad męskimi występowała w odniesieniu do relacji wyłącznie seksualnych, w których potencjalny poziom inwestycji jest znacznie wyższy dla kobiet niż dla mężczyzn (ci ostatni stawiali tu wymagania równie niskie, jak w przypadku jednorazowej randki). W odniesieniu do stałego chodzenia i małżeństwa zarówno kobiety, jak i mężczyźni stawiali coraz wyższe wymagania, choć kobiety robiły to z większą intensywnością. Wyniki te są zrozumiałe, zważywszy, że nie tylko kobiety inwestują w związek więcej niż mężczyźni i są dlatego bardziej od nich selektywne, ale mężczyźni również inwestują wiele (na pewno więcej niż męskie osobniki innych gatunków), a im więcej inwestują, tym bardziej stają się selektywni w wyborze partnerki. R O Z D Z I A (* ZWIĄZEK KOMPLETNY życiu: to, co naprawdę zadecyduje o jego przebiegu, o szczęściu ¦'nieszczęściu, sensie i bezsensie, sukcesach i porażkach w związku dwojga ludzi', dopiero się^zaczyna. Związek kompletny \ "Współzależność partnerów - współzależność skutków działań - współzależność uczuć - samospełniające się proroctwa Empatia - wczuwanie się w partnera: składniki empatii - konsekwencje empatii Chcieć a mieć - teoria sprawiedliwości - sprawiedliwość w związku dwojga ludzi Naturalna śmierć namiętności - miłość i nienawiść - zazdrość Stały partner został wybrany. Burzliwe rozkosze i cierpienia namiętności, wsparte przywiązaniem i łagodnymi urokami intymności, doprowadziły do pojawienia się decyzji o zaangażowaniu i zrealizowania tej decyzji. Pomimo knowań zawistnych rywalek królewicz odnajduje wreszcie Kopciuszka i poślubia go. Cierpienia Pięknej zostają nagrodzone - wbrew „obiektywnym trudnościom" pokochuje Bestię, całuje ją, a ta zamienia się w przystojnego i zamożnego księcia, natychmiast poślubiającego Piękną. Odkupiwszy grzechy młodości, pan Andrzej Kmicic poślubia wyrwaną ze szponów bezecnego księcia Bogusława pannę Oleńkę (ku aplauzowi całej szlachty laudańskiej i czytelników o mocno już pokrzepionych sercach). I co dalej? Ano, żyli długo i szczęśliwie. Jak tego dokonali? Nie wiadomo, bo bajka się skończyła. Zupełnie inaczej niż Współzależność partnerów Tym, co nie tyle w związku dwojga ludzi się zaczyna, ile nabiera pierwszoplanowego znaczenia z chwilą jego stablizacji, jest współzależność partnerów. To, co czuje, myśli, robi i uzyskuje w wyniku swoich działań jedno z nich, zależy od tego, co czuje, myśli i robi drugie. Współzależność jest zjawiskiem powszechnym w społecznościach ludzkich. Niemniej w stałych związkach nabiera ona szczególnego znaczenia z uwagi na dużą częstość i intensywność, z jaką partnerzy nawzajem wpływają na swoje uczucia, myśli i czyny, a także z powodu szerokiego zakresu sytuacji, w jakich to czynią (Kelley i in., 1983; Kelley i Thibaut, 1978). Współzależność skutków działań Najbardziej oczywistym i dotkliwym przypadkiem współzależności partnerów jest współzależność skutków ich działań. Wiążąc się na stałe z innym człowiekiem doprowadzamy do sytuacji, w której skutki naszych własnych czynów zależą już nie tylko od tego, co sami robimy, ale i od tego, co robi partner. Doskonałą ilustracją tego zjawiska jest sytuacja decyzyjna opisywana w matematycznej teorii gier jako dylemat więźnia na przykładzie następującego scenariusza. W pewnym mieście dokonano napadu na bank, a policja złapała dwóch podejrzanych, z których każdy miał przy sobie broń, znajdował się w pobliżu, ale poza tym przeciwko żadnemu z nich nie ma wiarygodnych dowodów winy. Logicznym sposobem na ich uzyskanie jest oczywiście wydobycie odpowiednich zeznań od więźniów. Prowadzący sprawę prokurator stawia więc każdego z nich przed następującym wyborem (a są oni odseparowani i muszą podjąć decyzję niezależnie od siebie). Jeżeli ty się przyznasz i obciążysz współwiną drugiego więźnia, to są dwie możliwości. Po pierwsze, kiedy on się nie przyzna, ty zostaniesz wypuszczony na wolność (w zamian za dostarczenie dowodów jego winy), a on dostanie dwadzieścia lat. Po drugie, kiedy on też się przyzna, obaj dostaniecie Współ - VI - V Empc - i Chcu Nath nar no; i z kr< Pi« po mi gr nc Cc se n po dziesięć lat (żaden z was nie może odnieść korzyści jako jedyny dostarczyciel dowodów, ale kara będzie mniejsza od maksymalnej, ponieważ każdy z was się przyznał). Jeżeli ty się nie przyznasz, to są również dwie możliwości. Po pierwsze, kiedy on się przyzna i obciąży ciebie winą, ty dostaniesz dwadzieścia lat, a on zostanie puszczony wolno. Po drugie, kiedy on też się nie przyzna, obaj zostaniecie skazani na dwa lata jedynie za nielegalne posiadanie broni (z braku dowodów udziału w napadzie). Wszystkie możliwe decyzje i ich konsekwencje przedstawia tabela 6. Tabela 6. Współzależność skutków działań partnerów na przykładzie dylematu więźnia. przyznać się więzień 1: lolat więzień 2: 10 lat nie przyznać się więzień 2: 20 lat nie przyznać się więzień 1: 20 lat więzień 2: 0 lat więzień 1: 2 lat więzień 2: 2 lat Każdy z więźniów stoi więc przed nie lada dylematem. Z jednej strony najrozsądniej byłoby się przyznać, ponieważ lepiej się na tym wyjdzie, niezależnie od tego, co zrobi tamten drugi. Gdyby tamten się przyznał, przesiedzi się 10 zamiast 20 lat, gdyby zaś tamten się nie przyznał, wyjdzie się na wolność zamiast przesiedzieć 2 lata. Z drugiej jednak strony, kiedy obaj więźniowie tak właśnie postąpią, obaj przesiedzą po 10 lat, co stanowczo nie jest rozsądne z ich punktu widzenia. Najlepiej byłoby więc umówić się, że obaj się nie przyznają, ponieważ w ten sposób każdy przesiedzi tylko 2 lata. Ba, ale siedząc w odrębnych celach umówić się nie mogą, a nawet gdyby mogli, to przecież nie wiadomo, czy mogą sobie zaufać. Jeżeli jeden się nie przyzna, ten drugi przecież może go wykorzystać (przyznać się, samemu uzyskać wolność, a jego wkopać na 20 lat). Przyrównywanie partnerów stałego związku do więźniów jest niezbyt przyjemne, ale „więzienny" scenariusz ma pewien dodat- 1 105 scicwencje ich wyborów będą jednakowe za-aj podejrzani są winni, jak i wtedy, gdy wi-a nawet wtedy, kiedy obaj są niewinni! Nie-mma jest winien i czy w ogóle ktoś jest winien, ogólrII|prawi'dRWICsć w tego typu problemach jest taka, że dążenie do indywidualnego dobra daje mniej korzyści niż dążenie do dobrar"*-wspólnego (jeżeli partner również stawia dobro wspólne ponad wła- K) sne), przy czym dążenie do dobra wspólnego może prowadzić do znacznych strat własnych, jeżeli partner zdecydował się postawić jedynie na swoje dobro indywidualne. Taki właśnie charakter ma wiele problemów społecznych. Na przykład ponieważ żyjemy w dziwnym kraju, w którym w większości mieszkań nie ma ani liczników wody, ani liczników energii zużywanej na ogrzanie mieszkania, prowadzi to do niesłychanego marnotrawstwa i jednego, i drugiego. Gdybyśmy wszyscy zaczęli oszczędzać wodę i ciepło, opłaty nie musiałyby rosnąć w tak zawrotnym tempie i wszyscy byśmy na tym skorzystali. Byłoby tak jednak jedynie pod warunkiem, że oszczędzaliby wszyscy. W przeciwnym wypadku ci, którzy oszczędzają, narażają się na nieskuteczne uciążliwości wykorzystywane przez tych, którzy nie oszczędzają. Widząc bezsens swych działań, ci pierwsi przestają zatem oszczędzać - w rezultacie wszyscy marnujemy równie wiele wody, co i ciepła na ogrzanie mieszkań i wszyscy coraz więcej za to płacimy. I tak będzie nadal, dopóki nie zamontujemy sobie indywidualnych liczników. Żadne apele niczego tu nie zmienią. Im więcej bowiem uczestników gry typu dylemat więźnia, tym mniejsza szansa, że będą oni mogli skoordynować swoje wysiłki w celu powiększania wspólnego dobra. Z punktu widzenia związku dwojga ludzi pocieszające jest wyrażenie tej samej prawidłowości w inny sposób: im mniej uczestników gry, tym większa szansa na współdziałanie dla wspólnego dobra. Jeżeli uczestników jest tylko dwoje, a rozgrywki powtarzane są wielokrotnie, dylemat znajduje swe naturalne rozwiązanie. Ponieważ egoistyczne zachowanie własne może prowadzić do podobnego zachowania partnera, oboje zainteresowani uczą się dążyć do dobra wspólnego, nie mówiąc już o tym, że dopóki sobie ufają, z góry wybierają możliwości maksymalizujące dobro wspólne. Tak dzieje się na przykład w grach rozgrywanych wielokrotnie w laboratorium między nieznajomymi. 106 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI W stałym związku dwojga ludzi nie zawsze jednak tak bywa. W miarę trwania takiego związku partnerzy gromadzą zwykle wiele krzywd doznanych od siebie nawzajem. Dlatego też jeżeli jedno z partnerów zachowa się egoistycznie, to podobnie egoistyczna odpowiedź drugiego z partnerów może nie „przywołać do porządku" tamtego pierwszego, lecz rozpocząć spiralę wymiany negatywnej „oko za oko, ząb za ząb". Pierwsze z partnerów bowiem (to, które „zaczęło"), zamiast czuć się przywołane do porządku, przypomina sobie własne poprzednie krzywdy, a reprymenda staje się kroplą przelewającą brzegi pucharu. Zjawisko to jest skutkiem gasnącej intymności i spadku wzajemnego zaufania partnerów, o czym mowa w następnym rozdziale. Pomimo oczywistego ograniczenia osobistej wolności, jakie niesie współzależność, ogólnie rzecz biorąc, bliskie związki z innymi są dla ludzi bardzo korzystne. Przede wszystkim dlatego, że współzależność oznacza także wzajemne dawanie sobie i uzyskiwanie wsparcia społecznego. Dość dramatyczną ilustracją pozytywnego wpływu wsparcia są na przykład epidemiologiczne badania nad ludnością jednego z okręgów stanu Kalifornia, w którym przeprowadzono wywiady z około siedmioma tysiącami osób. Na ich podstawie określono natężenie uczestnictwa każdej z tych osób _w sieci wspierających powiązań z innymi ludźmi. W dziewięć lat później powrócono do tych samych badanych, między innymi w celu sprawdzenia, którzy z nich jeszcze żyją. Jak pokazuje rysunek 7., śmiertelność (z wszystkich przyczyn łącznie) nie tylko rosła wraz z^wiekiem i była większa dla mężczyzn niż kobiet; była również silnie związana z uczestnic-twem w sieci społecznej. W ciągu dziewięciu lat objętych badaniami zmarło aż 30% mężczyzn pięćdziesięciolatków o najsłabszych kontaktach społecznych, a tylko niespełna 10% spośród tych, którzy mieli kontakty najsilniejsze. Zależność ta utrzymywała się po wyeliminowaniu wpływu takich czynników, jak początkowy stan zdrowia, nawyki zdrowotne, otyłość, palenie, picie alkoholu czy przynależność do klasy społecznej. Najbardziej dobroczynny wpływ wywierało pozostawanie w małżeństwie, mniejszy wpływ - kontakty z przyjaciółmi i krewnymi, a wreszcie najmniejszy wpływ - przynależność do kościołów i innych organizacji społecznych. i Dobroczynnego wpływu wsparcia społecznego, a w szczegól-noścf~małżeństwa, na samopoczucie oraz stan zdrowia psychicz- ZWIĄZEK kontakty społeczne: b. silne D słabe I I b. słabe silne grupa wiekowa DolTotynne skutki wsparcia społecznego: wpływ intensywności kontaktów społecznych na śmiertelność kobiet i mężczyzn w rożnych grupacn wiekowych. Źródło: Berkman i Syme (1979). nego i fizycznego dowodzą w sumie dziesiątki badań S1ę bardzo różnymi wskaźnikami zdrowia czy dob dzone na bardzo zróżnicowanych grupach z przykład według danych brytyjskich, zapadam°sc chiczne (mierzona liczbą przyjęć do szpitali 100 ty, mieszkańców) wynosi jedynie 260 dla P w małżeństwie, 770 zaś dla osób samotnych 980 dlag łych i aż 1437 dla osób rozwiedzionych (Cochrane1988^. skie studium nad dziesięcioma tysiącarm mężczyzn, których 108 dwukrotnie w pięcioletnim odstępie czasu, wykazało, że konflikty w rodzinie zwiększały, jijrosiadanie kochającej i wspierającej małżonki obniżało, ryzyko zapadalności na anginę pectoris (Medalie~~ "1 Goldbourt, 1976) itd. Wiele spośród tych korelacyjnych wyników (to znaczy takich, które pokazują jedynie współzmienność zjawisk) nie umożliwia precyzyjnego wnioskowania, co jest przyczyną, a co skutkiem. Na przykład stwierdzenia, czy to małżeństwo blokuje pojawianie się choroby psychicznej, czy też raczej choroba psychiczna uniemożliwia jego zawarcie oraz utrzymanie. Jednak liczne laboratoryjne badania nad skutkami wsparcia społecznego, eksperymenty nad zwierzętami i tzw. badania prospektywne (w których wsparcie mierzy się w pewnym momencie, jego skutki zaś mierzy się po latach) przekonują, że wsparcie jest ważną przyczyną dobrostanu psychicznego i fizycznego. Dlaczego? j* Najważniejsza odpowiedź na to pytanie jest taka, że wsparcie f społeczne, szczególnie ze strony partnera bliskiego związku, spełnia funkcję bufora chroniącego{ przed stresem (Cohen i Wills, 1985). / ' Stres powstaje wtedy, gdy oceniamy sytuację jako zagrażającą, szkodliwą lub wymagającą od nas podjęcia działań, których jednak podjąć nie możemy lub nie potrafimy. Niemożność poradzenia sobie z taką sytuacją, zwłaszcza gdy nagromadzi się w niej wiele szkodliwych czynników, prowadzi do poczucia beznadziejności i własnej bezwartościowości. Prowadzi też do niekorzystnych __winian fizjologicznych (na przykład zaburzeń systemu odpornościowego czy hormonalnego) oraz do szkodliwych zmian w zachowaniu, takich jak nieregularne odżywianie się, nadużywanie alkoholu czy środków uspokajających, zanik zdrowych nawyków (na przykład sypiania przez wystarczającą liczbę godzin) itd. Bliski partner może nas w takich stresujących sytuacjach: - wspierać emocjonalnie, a przede wszystkim podtrzymywać wiarę w wartość naszej własnej osoby; - wspierać informacyjnie, to znaczy pomagać w określeniu i zrozumieniu problemu oraz jego przyczyn, a także w odnajdywa- 1 niu środków zaradczych; bądź też - wspierać Lraktycznie, a więc pomagać w wykonaniu konkretnych działań, służyć pomocą fizyczną i materialną^ Dzięki wsparciu partnera możemy zatem albo widzieć szkodliwe sytuacje jako mniej zagrażające, co prowadzi do mniej in- KOMPLETNY 109 sywnego przeżywania stresu, albo łatwiej znosić i skuteczniej zwalczać stres, który już się pojawił. Tabela 7. Wsparcie społeczne jako bufor chroniący przed stresem: procent kobiet cierpiących na depresję w zależności od liczby stresów życiowych i wsparcia uzyskiwanego jod męża. Źródło: Brown i Harris (1978). wsparcie męża słabe średnie silne mało stresów dużo stresów 4 41 3 26 1 10 Dobrą ilustracją oddziaływania wsparcia jako bufora chroniącego przed stresem są zamieszczone w tabeli 7. wyniki brytyjskich badań nad zapadalnością kobiet na depresję. (Nb. kobiety w ogóle znacznie częściej zapadają na depresję niż mężczyźni; u tych pierwszych często występuje nagromadzenie licznych czynników ryzyka depresji, takich jak niepodejmowanie pracy zawodowej, pozostawanie w domu w celu wychowania dzieci, zależność finansowa od partnera itd.). Kobiety poddane oddziaływaniu licznych stresów życiowych częściej cierpią na depresję niż kobiety takich stresów pozbawione. Jednakże szansa wystąpienia objawów depresji spada znacznie nawet u tych pierwszych, jeżeli uzyskują silne wsparcie od swych mężów (mogą im się zwierzyć, znaleźć pociechę i zrozumienie). Dane te pokazują więc, że liczy się nie tyle sam fakt posiadania stałego partnera,, ile wielkość i jakość wsparcia, którego on udziela. Co ciekawe, niektóre badania sugerują też, że wsparcie mężów ważniejsze jest dla żorTniż wsparcie żon dla mężów (Cohen i Wills, 1985). Różnice te nie są jednak wielkie i zapewne wiążą się z tym, że kobiety czerpią większą satysfakcję ze zwierzania się na temat swoich uczuć, problemów i stosunku do innych ludzi, podczas gdy mężczyźni czerpią więcej satysfakcji ze wspólnego działania i wykonywania zadań. Mężczyźni i kobiety różnią się też zakresem zachowań uważanych za wspierające. Mężczyźni czująTsię wspierani przez samo wspólne wykonywanie razem różnych praktycznych działań PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI ""gą błędnie zakładają, że ona również czuje i wykonując je z partner*^ Kobietom jest natomiast potrzebne się wskutek tego wsPie*owanie na treści przeżyć, nawet jeżeli roz-zwierzanie się i koncentr średnio nie zmieniają w świecie faktów mowy takie niczego bez^ umkać jako bezużytecznych), źi kłni są 111 mowy takie nicg (i mężczyźni skłonni są Współzależność — ^gQ ^^ dotyczy równiez Współzależność P**',^ przez nich emocji. Uczucia part-treści i natężenia PrzezLą i siinie oddziałującą przyczyną naszych nera są niewątpliwie wa> Qznacza cieszyć się radościami partnera, ii | ii_j własnych emocjijvKochaprzeżywane razem radości stają się więk-11 smucić jego smutkami. klop0ty łatwiej jest znosić. W udanym |J sze, a dzielone z Partne ^ z partnerem swoimi uczuciami, jak iii związku zarówno dzieli q ^ ^ strony. Owo podzielanie uczuć ||F i oczekujemy tego sam liskieg0 związku nie tylko żyją w świecie sprawia, że partnerzy ^mj wzajemnje się do siebie upodabniają, / podobnych emocji, ale ^ Twarze partnerów mających za sobą i' i to w dosłownym znaCJłzeńskie są bardziej podobne, niż były na długotrwałe pożycie nv początku małżeństwa. h poproszono dwanaście par małżeń-W pewnych badai ^ najmniej dwadzieścia pięć lat poży-skich, mających za so _ młode" (z czasów, gdy się pobierali) cia, o fotografie twarz) '^ ózniej) Fotografie te dostarczono i „stare" (dwadzieścia Y znającym tych małżeństw z prośbą o od-następnie badanym ni st ŻQną ktorego mężczyzny (bądź na 1 gadnięcie, która koC)1 podobieństwa, to znaczy która kobieta jest l odwrót), oraz o ocen^zczyzny przy ocenach dotyczących twarzy , podobna do ktorego * ch maiżOnków w pary było nietrafne, młodych dobieranie ta starych trafne dobieranie małżonków Jednak przy ocenach i ^ ^ ^^^^by to z przypadku. Po-w pary było znacznie podobieństwa: małżonkowie młodzi nie dobnie było tez z.0JeI)zczegóinie do siebie podobni, jednakże mał-byli spostrzegani jako czn.e częśdej dobierani jako podobni do \( żonkowie starzy Dya ^ . ^ ^fo^y to z przypadku (Za-' siebie niż nie-mateon ^ początku małżeństwa partnerzy nie jonc i in., 198/). ron dobm- niz nie-partnerzy, a stało się tak byli do siebie baruziei^ ^ wynjk ten świadczy o up0. po dwudziestu Piecl11 tnerów długotrwałego związku. Co więcej, dabnianiu się twarzy p } badaniach stwierdzono także, iż upodobnienie się pbrębie pary było tym większe, im bardziej byli oni Swojego małżeństwa. fnego mają tego rodzaju dane ze współzależnością I najbardziej przekonywającym wyjaśnieniem upodab-arzy partnerów w długotrwałych związkach jest od-p podobieństwa przeżywanych przez nich emocji. Jak Eda podstawowa emocja ma charakterystyczny dla sie-f rnimiczny - gdy przeżywamy radość, mięśnie twarzy f w inny wzorzec niż podczas przeżywania tkliwości czy lęki udziałowi mięśni twarzy w wyrażaniu emocji często he się przeżywanie jakiegoś uczucia prowadzi do trwałej jdu tych mięśni. Na przykład twarze osób często popa- przygnębienie nabierają charakterystycznie depresyj-du, „kurze łapki" w kącikach oczu silniej wykształcają które często się śmieją, itd. Partnerzy przeżywający i podobne emocje, zaczynają też nabierać podobnego izutfwafzy- Ponieważ emocjonalne współbrzmienie partnerów tnie przyczynia się do powodzenia ich związku (o czym mowa :o dalej Przy okazji rozważań o empatii), w świetle tej interpre-i zrozumiały jest również fakt, że partnerzy tym bardziej się do 1 )ie upodabniają, im szczęśliwszy jest ich związek. Małżonkowie, i rzy częście-j współbrzmią emocjonalnie, zarówno bardziej się > siebie z tego powodu upodabniają, jak i bardziej są ze swego liązku zadowoleni. I Jakie w ogóle emocje partnerzy w stosunku do siebie prze-żywaią i czym- różnią się one od emocji przeżywanych w związku z inymi ludźmi? Nieco światła na tę sprawę rzucają badania, w których poproszono kilkadziesiąt dorosłych osób o ocenę, jak często i jak intensywnie przeżywają one różne emocje w odniesieniu do dziesięciu osób ze sW°jeg° otoczenia (od bliskich, takich jak współmałżonek czy rodzic, do obojętnych, takich jak sąsiad czy daleki krewny). Były to emocje zarówno pozytywne, jak i negatywne, których nazwy dostarczono badanym. Tabela 8. przedstawia częstość i intensywność przeżywania poszczególnych emocji w stosunku do współmałżonka, a także - dla porównania - w stosunku do sąsiada, a więc postaci dość obojętniej. 112 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI 1 Tabela 8. Częstość i intensywność emocji przezywanych w stosunku do współmałżonka i sąsiada. Oceny częstości dokonywane były w skali siedmiostop-niowej: 0 oznaczało nigdy, 1 - bardzo rzadko, 2 - rzadko, 3 - czasami, 4 - dość często, 5 - często, 6 - bardzo często. Oceny intensywności dokonywane były w skali siedmiostopniowej: 0 oznaczało wcale, 1 - bardzo słabo, 2 - słabo, 3 - umiarkowanie, 4 - dość silnie, 5 - silnie, 6 - bardzo silnie (źródło: Wojciszke i Banaśkiewicz, 1989). Nazwa emocji Współmałżonek sąsiad częstość intensywność częstość intensywność Wstręt Znudzenie Obcość Wrogość Lęk Gniew Poczucie winy Smutek Niepokój 0,63 1,10 1,11 1,16 1,57 2,10 2,64 3,20 3,21 0,77 1,06 1,00 1,24 2,36 2,43 3,04 3,73 3,49 0,75 1,97 2,45 1,17 0,74 1,11 0,77 1,41 1,47 0,81 1,74 1,95 1,10 1,05 1,52 0,88 1,61 1,30 Negatywne (średnio) Zachwyt Odprężenie Szacunek Zainteresowanie Sympatia Czułość 1,86 4,11 4,59 4,74 5,13 5,19 5,23 2,12 4,24 4,60 5,51 5,18 5,14 5,07 1,32 1,52 2,40 3,32 2,51 3,07 1,30 1,33 1,47 2,12 2,64 2,11 2,45 1,44 Pozytywne (średnio) 4,83 4,79 2,35 2,05 Jak widać, specyficzność emocji przeżywanych w stosunku do stałego partnera opiera się na emocjach pozytywnych, nie --gatywnych: tych drugich ludzie nr^™,^ ¦,,L 7~L ' .. _ — co i do sąsiada (a nawet nieco więcej, choć ta różnica me jest istotna). W stosunku do małżonka priżyw^ą natomiast znacznie więcej emocji pozytywnych. Jest to zresztą przeja- różnvch°krfle- P;awidłowośc\stwierdzanej w licznych badaniach (w rożnych krajach i przy uzycm różnych metod). Jeśli w dowolnym ZWIĄZEK KOMPLETNĄ 113 ncie zapytać ludzi o przeżywane przez nich emocje, przy-rnoI"e ca wjększość relacjonuje przeżywanie pozytywnych stanów gmoc?onalnych (Diener i in., 1985). Dane z tabeli 8. sugerują, że bardziej jest to prawdą w odniesieniu do emocji skierowanych partnera bliskiego związku. na *Czy jednak szczęście uzależnione jest przede wszystkim od częstości uczuć pozytywnych, czy od ich siły? Czy lepiej mieć taki związek w którym przeżywamy wiele pozytywnych, choć niezbyt silnych uczuć, czy raczej taki, w którym uczucia pozytywne są rzadsze, ale za to bardzo silne? Seria badań Eda Dienera i jego współpracowników przekonuje jednoznacznie, że dla odczuwania szczęścia i ogólnego zadowolenia z życia znacznie ważniejsze jest częste przeżywanie emocji pozytywnych niż ich silne ^przeżywanie. Im częściej człowiek przeżywa uczucia pozytywne w porównaniu z negatywnymi, tym wyżej ocenia własne szczęście i zadowolenie z życia i tym wyżej oceniają jego szczęście inni. Natomiast sama intensywność przeżywanych przez człowieka uczuć pozytywnych nie decyduje o poziomie jego szczęścia i zadowolenia z życia (Diener i in., 1991). Mała rola intensywności uczuć pozytywnych w wyznaczaniu ogólnego poczucia szczęścia wynika zapewne z ich rzadkości. Na przykład w jednym ze swoich badań Diener prosił 133 osoby o codzienne relacjonowanie nastrojów przeżywanych przez 42 dni. W ten sposób uzyskano zapisy nastrojów ogółem z 5586 „osobo--dni". Tylko w 2,6% zapisów pojawiały się relacje o krańcowo pozytywnych emocjach, mimo że badanymi byli młodzi studenci, z natury rzeczy szczęśliwi i bardziej skłonni do uniesień od dorosłych absolwentów. Intensywne uczucia pozytywne w dodatku mają to do siebie, że są krótkotrwałe: im bardziej intensywna emocja, tym krócej trwa. Wreszcie, intensywność pozytywnych emocji ma swoją psychiczną cenę w postaci duzeJl^Umsywnosa" emocji negatywnych. Logika emocji jest bowiem taka, że te same czynniki, które nasilają intensywność przeżywania emocji dodatnich, nasilają również emocje ujemne. Jeżeli na przykład włożyliśmy wiele wysiłku, by pomóc koleżance w przygotowaniu się do egzaminu, to nasza radość z jej sukcesu będzie większa niż wtedy, kiedy włożyliśmy niewiele wysiłku w pomaganie jej. W przypadku oblania egzaminu ten sam czynnik (wielkość wysiłku) będzie jednak decydował o intensywności naszych emocji negatywnych. 114 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Innym czynnikiem nasilającym przeżywanie emocji jest sposób myślenia o zdarzeniu wywołującym te emocje. Może to być na przykład jednostronne koncentrowanie się tylko na dobrych bądź tylko na złych aspektach tego zdarzenia, koncentrowanie się na tych jego konsekwencjach, które dotykają nas osobiście, na jego odległych skutkach, które być może w ogóle nigdy nie nastąpią, lub wyciąganie z owego zdarzenia daleko idących wniosków. Osoby skłonne do takiego „amplifikującego" (powiększającego) myślenia o zdarzeniach pozytywnych, skłonne są również .do takiego samego myślenia o zdarzeniach negatywnych (Larsen i in., 1987). W rezultacie ludzie szczególnie skłonni do silnego przeżywania emocji pozytywnych, gdy jest im dobrze, są tymi samymi osobami, które przeżywają swoje emocje szczególnie silnie, gdy jest im źle. Nie bez podstaw epikurejczycy i stoicy nawoływali więc do unikania gwałtownych radości jako uczuć mających swoją cenę w tym większym smutku czy cierpieniu, gdy radości już przeminą (Epik-tet namawiał nawet do temperowania radości z każdej rzeczy poprzez myślenie o jej utracie). Zalecenia takie są oczywiście wyrazem ostrożności i zabezpieczania się przed dużymi cierpieniami za cenę pozbawienia się dużych radości. To, że zalecenia te mają swoje uzasadnienie w omówionej logice emocji, nie czyni ich od razu jedynie słusznymi. Czy ktoś chce przeżywać niewiele, by uniknąć cierpień, czy też raczej woli przeżywać mocno, narażając się na cierpienia, jest i pozostanie jego sprawą osobistą, rzadko zależną od świadomego wyboru. Wybór ten (o ile w ogóle możliwe jest świadome jego dokonanie) nie daje się uzasadnić niczym innym, jak upodobaniami wybierającego, te zaś trudno już w ogóle czymkolwiek umotywować. Skoro więc wskazałem tu na pozytywne konsekwencje wyboru strategii ostrożnej, godzi się też i wskazać na jej niebezpieczeństwa. Jak o tym mowa w następnym rozdziale, poważnym, choć mało wyrazistym (i z pozoru niepoważnym) problemem nękającym stały związek jest nuda. Jeżeli nawet partnerom uda się uniknąć destruktywnych tarć i konfliktów, a więc doprowadzić swoje kontakty do bezproblemowej doskonałości, doskonałość taka ze swej istoty jest groźna. Kiedy bowiem między partnerami stałego związku zanikają problemy, łatwo mogą zaniknąć również uczucia, ponieważ wraz z rozwiązaniem problemów zanikają podstawy pojawiania się uczuć. Strategia unikania silnych uczuć może ten proces przyspieszyć - dzięki jej stosowaniu partnerzy mogą mniej cierpieć, ale i, niestety, w ogóle mniej odczuwać. ZWIĄZEK KOMPLETNY Samospełniające się proroctwa Oczywiste jest, że to, co o naszym partnerze myślimy, zależy od tego, co on robi i jaki jest. Nieco mniej oczywiste jest to, że to, co partner robi i jaki jest, zależy również od tego, co my o nim myślimy. Czasami właśnie naszermyślenie tworzy działania partnera. Przyjrzyjmy się pewnej sekwencji zdarzeń, jaka w tej czy podobnej postaci może być udziałem każdej niemal pary. Sekwencja ta to Wielka Próba Miłości, jakiej poddajemy siebie, a jeszcze częściej naszego partnera, aby sprawdzić, czy partner już, jeszcze, czy też w ogóle nas kocha. Porzuć mnie - ruch 1. Ona: Kochasz mnie? On: Tak, oczywiście kocham cię. Porzuć mnie - ruch 2. Ona: Ale czy naprawdę mnie kochasz? On: Tak, naprawdę cię kocham. Ona: I naprawdę rzeczywiście mnie kochasz? On: Tak, naprawdę rzeczywiście cię kocham. Ona: Ale czy jesteś pewien, że mnie kochasz, absolutnie pewien? On: Tak, jestem tego absolutnie pewien. (przerwa) Ona: A czy ty w ogóle wiesz, co to znaczy „kochać"? (przerwa) On: Czy ja wiem... Ona: To znaczy, że nie wiesz. Skąd więc możesz być taki pewny, że mnie kochasz? (przerwa) On: Czy ja wiem... No tak... chyba nie mogę. Porzuć mnie - ruch 3. Ona: Ach, więc nie możesz? Rozumiem. Cóż, skoro Ty me możesz nawet być pewien, że mnie kochasz, to ja nie mogę powiedzieć, dlaczego mielibyśmy nadal być razem. A ty możesz? 116 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI (przerwa) On: Czy ja wiem... Nie, chyba nie. • ' (przerwa) Ona: Długo to trwało, zanim to w końcu z siebie wydusiłeś, prawda? Tak Wielką Próbę Miłości widzi amerykański humorysta Dan Greenberg (za Hatfield i Walsterem, 1981, s. 56). To, czego z takim samozaparciem dokonała dociekliwa partnerka tego dialogu, to sformułowanie samosprawdzającego się proroctwa. Jego istotą jest postawienie przez człowieka pewnej hipotezy o naturze sytuacji czy innego człowieka („Ten nowy sąsiad wygląda na agresywnego faceta, ma takie czarne, zrośnięte brwi"), która to hipoteza inicjuje sekwencję zdarzeń („Sprawdzę, czy rzeczywiście jest taki agresywny, i rzucę w jego psa kamieniem") doprowadzających do pojawienia się faktycznych dowodów jej trafności („Ale krzyczy i wygraża - rzeczywiście jest agresywny, miałem rację"). Jakkolwiek negatywne hipotezy na temat innych łatwiej jest_ potwierdzić niż hipotezy pozytywne, również samo postawienie tych ostatnich podwyższa szansę ich potwierdzenia. Dowodzą tego na przykład badania, w których studenci rozmawiali przez telefon z losowo dobranymi partnerkami na zadany przez badaczy temat (Snyder i in., 1977). U połowy studentów wzbudzano przekonanie, że ich partnerka jest bardzo atrakcyjna (każdemu dawano to samo zdjęcie pięknej dziewczyny), u drugiej połowy zaś - że jest ona brzydka (zdjęcie brzyduli). Następnie zupełnie innym osobom odtwarzano nagrane na taśmę wypowiedzi dziewcząt z prośbą o odgadnięcie, czy słuchana dziewczyna jest ładna, czy brzydka. Osoby badane „drugiej generacji" uznawały za piękne te dziewczęta, których partnerzy z pierwszej fazy badania byli przekonani, że rozmawiają z kobietą atrakcyjną. Za brzydkie natomiast uważane były te dziewczęta, których partnerzy żywili przekonanie, iż rozmawiają z kobietą nieatrakcyjną. Bezpośrednią przyczyną tych różnic był sposób zachowania się - dziewczęta z pierwszej grupy były bardziej ożywione, pewne siebie i lepiej im szła rozmowa, podczas gdy dziewczęta z grupy drugiej prezentowały się dokładnie odwrotnie. Snyder i jego współpracownicy wykazali ponadto, że różnice w zachowaniu dziewcząt wywołane zostały odmiennym postępowaniem rozmawiających z nimi studentów. Mianowicie studenci 117 I? i piękną kobietą, byli bardziej towarzy-lejsi w kontakcie niż studenci przeko-lulą", którzy, krótko mówiąc, po prostu HHHpPPPf przekonania studentów dotyczące urody Knidecytiowary więc o postaci i przebiegu ich zachowa-1U^"coll kolei kształtowało zachowanie ich partnerek. Rację miał zatem George Bernard Shaw twierdząc, że różnica między damą i kwiaciarką tkwi nie tyle w ich zachowaniu, ile w zachowaniu ich bliźnich, w sposobie, w jaki są traktowane. Psychologowie przeprowadzili wystarczająco wiele podobnych badań, by można było twierdzić, iż znacznie lepiej jest zakładać, że jest się kochanym przez partnera, niż zakładać, że jest się nie kochanym. W obu tych przypadkach zachęcamy bowiem partnera do zachowań zgodnych z naszym założeniem. A przecież lepiej uzyskiwać zachowania wyrażające miłość niż jej brak. Rzecz jasna, założenie o miłości partnera nie zawsze będzie oddziaływać w ten sposób. Jeżeli nasz partner znika z nie wyjaśnionych powodów na cały weekend, a jest to już trzeci weekend z kolei, przekonanie o jego (do nas) namiętności ma oczywiście niewiele sensu. Jednak często sytuacja jest bardzo daleka od takiej jednoznaczności. Partnerzy zwracają na siebie mniej uwagi niż przedtem (czy też mniej, niż by chcieli) niekoniecznie dlatego, że interesują się bardziej kimś innym, ale dlatego, że mają kłopoty w pracy, są zmęczeni, znękani życiem - albo z dziesięciu innych powodów. To od nas samych zależy, co zrobimy w takich przypadkach i czy nie rozpoczniemy opisanej już gry „porzuć mnie". Jedno jest pewne. Jeżeli przekonani jesteśmy o własnej bez-wartościowości, a więc o tym, że w istocie nie warto nas kochać, bardziej będziemy skłonni interpretować niejasne zachowania partnera jako wyraz braku miłości niż wtedy, gdy sami jesteśmy pewni, że na miłość zasługujemy. Wiadomo na przykład, że osoby o pozytywnej samoocenie interpretują uzyskiwane od innych informacje zwrotne jako bardziej dla nich pochlebne, niż dzieje się to w przypadku osób o niskiej samoocenie (Brockner, 1983). Dotyczy to głównie takich sytuacji, kiedy zachowanie innych jest wieloznaczne. Warto jednak pamiętać, że prawie każde zachowanie daje się zinterpretować na wiele sposobów, szczególnie jeśli jest pozytywne. Jak już wspominałem poprzednio (w rozdziale 2.), ludzie często precyzują swoje wnioski o własnych uczuciach na podstawie PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI ZVM I wskazówek zewnętrznych, tkwiących w sytuacji i w zachowaniu innych ludzi. Zachowanie partnera jest niewątpliwe taką silną wskazówką. Jeżeli nasz partner nie ma jasności co do stanu swoich uczuć, to nasze przekonanie, że on nas w istocie nie kocha, jest poważnym argumentem na rzecz uznania, iż miłość ta faktycznie przygasła. Nasze przekonanie, że jesteśmy kochani, jest równie ważnym argumentem, iż miłość, nawet jeżeli ma się nie najlepiej, trwa nadal (któż w końcu może o tym lepiej wiedzieć od samego obiektu tej miłości?). Tak więc łatwiej jest kochać osoby__Q wysokiej samoocenie, przekonane, że są warte miłości, niż osoby o samoocenie niskiej, przekonane, że na miłość nie zasługują. y Empatia Podstawowymi warunkami udanego związku są zarówno chęć, jak i umiejętność wczuwania się partnerów w siebie nawzajem i porozumiewania się ze sobą. Pewna elementarna zdolność do wczuwania się w innego człowieka zdaje się być składnikiem biologicznego „wyposażenia" naszego gatunku - nawet jednodniowe noworodki reagują własnym krzykiem na krzyk innego noworodka. Na tej podstawie kształtuje się u człowieka zdolność do przejmowania się cudzym nieszczęściem, rozumienia cudzych emocji i cudzego punktu widzenia. Takie wczuwanie się w innego człowieka, czyli empatia, może być zarówno naszą reakcją na jego położenie (będzie to wtedy nasz przemijający stan psychiczny, wywoływany sytuacją innej osoby), jak i stałą cechą, to znaczy skłonnością czy zdolnością do wczuwania się w położenie innych. Wczuwanie się w partnera: składniki empatii Empatia rozumiana czy to jako stan aktualny, czy jako stała cecha jest zjawiskiem niejednorodnym i oznaczać może trzy dość różne i niezależne od siebie zjawiska. Po pierwsze, wczuwanie się w innego człowieka może oznaczać przyjmowanie cudzego punktu widzenia i patrzenie na sprawy z cudzej perspektywy. Wymaga to pewnych zdolności intelektualnych - chodzi przecież o zrozumienie tego, jak rozumie sytuację partner, jakie są jego myśli, zamiary i uczucia. Może to być również trudne emocjonalnie, ponieważ przyjęcie cudzego punktu widze- 119 I nia wyi Je ». _, jtkim dopuszczenia możliwości, że w danej sprawie is nnttpunkty widzenia niż nasz własny. A ponadto wymaga rtąyslowego „zawieszenia" naszego własnego punktu widzenia i chwilowego porzucenia go, tak abyśmy choćby na chwilę mogli przyjąć punkt widzenia partnera za własny. Trudność z tym związana jest niewielka, dopóki sprawa, o którą idzie, budzi niewiele naszych własnych emocji. Jednak w przypadku poważnego konfliktu z partnerem skłonni jesteśmy uważać, że skoro już jakiś pogląd mamy i go bronimy, to tym samym jest on poglądem prawdziwym. Poglądy odmienne wydają się więc nieprawdziwe. Porzucanie poglądu własnego, by próbnie zaakceptować pogląd partnera, jest zatem dla nas niczym innym, jak porzucaniem prawdy i słuszności na rzecz poglądu nieracjonalnego, fałszywego, krótko mówiąc - głupiego. Problem oczywiście w tym, że dokładnie tak samo sprawy mogą wyglądać z punktu widzenia partnera mającego całkowicie odmienne zdanie. W konsekwencji trudno w bliskim związku o rzecz bardziej niebezpieczhąT"beżuzyfecźną niż posiadanie racji, nawet jeżeli ją udowodnimy partnerowi, sobie samym i wszystkim dookoła. Sukces bliskiego związku dwojga ludzi zasadza się raczej na poszanowaniu odmienności racji partnera niż na najbardziej nawet elokwentnym i racjonalnym przekonaniu go do racji własnych. Po drugie, wczuwanie się w innego człowieka oznacza nie tylko takie dość zimne zrozumienie, ale i ciepłe, emocjonalne współbrzmienie - współczucie dla partnera znajdującego się w jakimś kłopocie. Współczucie jest emocją własną, choć skierowaną na innego człowieka - odczuwaną z jego powodu i w jego, a nie własnej, sprawie. Po trzecie wreszcie, empatia oznacza własne cierpienie na widok innego człowieka znajdującego się w opresji. Podobnie jak współczucie, jest to nasza własna emocja, skierowana jednak na nas samych, nie zaś na znajdującego się w potrzebie człowieka. Badania nad wyznacznikami pomagania innym pokazują, że natknięcie się na człowieka w potrzebie budzić może oba te uczucia - współczucie i własne cierpienie - które są jednak dość niezależne od siebie (Batson, 1987). Co ciekawe, choć nasilone przeżywanie obu tych uczuć prowadzić może do częstszego pomagania innym, pomoc ta udzielana jest z różnych powodów. W przypadku PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI 121 własnego cierpienia - po to, by tego cierpienia się pozbyć. Pomaganie innemu człowiekowi służy tu więc w istocie egoistycznej poprawie własnego samopoczucia. W przypadku współczucia - po to, by poprawić sytuację człowieka znajdującego się w opresji. Pomoc ma tu więc charakter altruistyczny, bezinteresowny. Badania Batsona przekonują przy tym, że własne cierpienie jest dość zawodną przesłanką pomagania innym, ponieważ cierpienie to może zostać usunięte przez ucieczkę z krytycznej sytuacji bez udzielenia pomocy człowiekowi w potrzebie. „Nie mogę na to patrzeć" - powiada osoba cierpiąca na widok cudzego nieszczęścia i rzeczywiście patrzeć przestaje - uciekając czym prędzej od człowieka w potrzebie. Współczucie wymaga natomiast rzeczywistej poprawy losu potrzebującej osoby, częściej więc prowadzi do rzeczywistych prób pomagania. Konsekwencje empatii , Częste przyjmowanie punktu widzenia partnera możliwe jest jedynie dzięki gotowości do uznawania perspektywy własnej nie za jedynie słuszną i obowiązującą, lecz tylko za jeden z możliwych punktów widzenia. Pomniejsza to egocentryzm (koncentrację na sobie i własnym sposobie rozumienia świata), a sprzyja tolerancji wobec cudzej odmienności. Poglądy partnera, które są sprzeczne z naszymi przestają być niewłaściwe, bezsensowne czy głupie, a stają się tylko po prostu inne. Z jednej strony prowadzi to do trafniejszego rozpoznania myśli, pragnień i uczuć partnera, a więc lepszego zrozumienia, co się z nim faktycznie dzieje. Dzięki temu nasze działania mające na celu poprawienie sytuacji partnera mogą być skuteczne i rzeczywiście mu pomagać. Przestajemy uszczęśliwiać partnera na siłę czy urabiać go „na własne kopyto", a zyskujemy szansę uwzględnienia tego, co, według niego, jest szczęściem rozumienia szczęścia. Świadomość względnego charakteru własnych racji i dopuszczenie możliwości, że partner także ma swoje racje, prowadzi ponadto do osłabienia konfliktów i zmniejszenia ich liczby, a przy tym nasila skłonność do kompromisu przy rozwiązywaniu konfliktów już zaistniałych. W rezultacie efektem dużej skłonności partnerów do przyjmowania cudzego punktu widzenia jest wzrost satysfakcji ze wzajemnych kontaktów i całego związku, co wykazały badania na para małże przyjr irówjio małżeńskich (Long i Andrews, 1990), jak i przed-ich (Davis i Oathout, 1987). Co zrozumiałe, skłonność do nrzyjffllilvania perspektywy swojego partnera znacznie silniej była powiązana z satysfakcją ze związku niż ogólna tendencja do przyjmowania cudzej (czyjejkolwiek) perspektywy. Drugi składnik empatii to skłonność do reagowania współczuciem na nieszczęścia innych ludzi. W bliskim związku oznacza to oczywiście dostarczanie partnerowi silnego wsparcia, o którego dobroczynnych skutkach była już mowa poprzednio. Ludzie skłonni do serdeczności i współczucia w kontakcie z innymi nie tylko częściej im pomagają, ale też są dobrymi, wrażliwymi słuchaczami, którym inni częściej się zwierzają. Ogólnie rzecz biorąc, „chłodna" skłonność do przyjmowania cudzej perspektywy poprawia ogólną satysfakcję ze związku dzięki temu, że pomaga ona uniknąć negatywnych zjawisk i procesów (nietolerancja, sztywność, konflikty). Natomiast „ciepłe" współczucie poprawia ogólną satysfakcję dzięki temu, że promuje ono występowanie pozytywnych zjawisk i procesów w danym związku (serdeczność, wsparcie i pomoc, dobre porozumiewanie się z partnerem). Trzeci składnik empatii to skłonność do reagowania własnym cierpieniem n.a_Qrjresjfi_ innych. Ponieważ ten przejaw wrażliwości polega na tym, że cudze nieszczęście staje się nieszczęściem własnym, wpływ tej skłonności na funkcjonowanie człowieka w bliskich związkach z innymi jest raczej szkodliwy niż konstruktywny. Skłonność do reagowania własnym cierpieniem wywiera bowiem egocentryzujący wpływ na funkcjonowanie człowieka. Miast przejmować się innymi, przejmuje się własnymi emocjami (które zwykle bolą bardziej od emocji cudzych), co prowadzić może do osłabienia wspierających partnera zachowań, pogorszenia poziomu porozumiewania się z nim i do zachowań wyrażających brak poczucia bezpieczeństwa i lęk w kontaktach społecznych. W konsekwencji tendencja do reagowania własnym nieszczęściem na nieszczęścia cudze jest cechą obniżającą szansę zbudowania satysfakcjonującego związku z innym człowiekiem, choć dwa pozostałe składniki empatii (przyjmowanie cudzej perspektywy i reagowanie współczuciem) szansę taką podwyższają, jak to wykazali Davis i Oataut (1987). Co ciekawe, na podstawie swoich badań przeprowadzonych na kilkuset parach przedmałżeńskich stwierdzili oni również, że satysfakcja mężczyzn ze związku silniej jest uzależniona od empatii ich partnerek niż satysfakcja kobiet od empatii IL, 122 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI ich partnerów. Najrozsądniejszym wyjaśnieniem tej różnicy zdaje się odwołanie do wielokrotnie tu wspominanej odmienności tradycyjnych ról społecznych kobiet i mężczyzn. Kobiety są w naszej kulturze bardziej niż mężczyźni uważane za ekspertów w dziedzinie życia uczuciowego, a do wymagań roli kobiecej należy troska o uczuciowy stan związków, w które są zaangażowane. Mężczyźni zaś uważani są za mniej zainteresowanych życiem uczuciowym (i do niego zdolnych). Specyficzność ich roli w związku tradycyjnie polega na sprawnym dostarczaniu różnych dóbr niezbędnych do przetrwania tego związku. Takie cechy, jak uczuciowość, zdawanie sobie sprawy z uczuć innych ludzi, wrażliwość czy serdeczność są stereotypowo uznawane za kobiece, podczas gdy przedsiębiorczość, twardość, niewrażliwość i ukrywanie własnych emocji są sztandarowymi składnikami stereotypu męskości (Ashmore i in., 1986). Nawet gdy wprost odrzucamy tego rodzaju stereotypy, fakt, że jest nimi nasycona cała nasza kultura (począwszy od czytanek i lektur szkolnych), oddziałuje na nasze oczekiwania co do tego, jakie powinno być zachowanie partnerów/partnerek i z czego w tym zachowaniu powinniśmy się cieszyć bardziej, a z czego mniej. Zauważyć przy tym warto, że mniejsza skłonność kobiet do] uzależniania swej satysfakcji z bliskiego związku od empatii part-| nerów tylko dobrze może tej satysfakcji zrobić, mężczyźni bowiem| są na ogół mniej empatyczni od kobiet (Eisenberg i Lennon, 1983)." Niewykluczone, że różnica ta opiera się na jakichś elementach wrodzonych, ponieważ noworodki żeńskie silniej reagują płaczem na płacz innych dzieci od noworodków męskich. Co więcej, liczne badania wskazują także, iż kobiety trafniej odczytują uczucia innych na podstawie ich mimiki i pantomimiki (Hali, 1978), choć różnica ta nie jest tak wielka, aby trzeba było podejrzewać mężczyzn, że orientują się, co inni ludzie czują, dopiero wtedy, kiedy ci im to powiedzą. Chcieć a mieć Czy można być świetną kucharką, cierpliwą matką dwojga dzieci, prowadzić dom i nie wyrzekać się ambicji zawodowych, mieć intuicję i bywać doskonałą księgową, być głupszą od partnera (a przynajmniej na to wyglądać), a zawsze i przede wszystkim 1 123 JJJcIT i efc erotycznego pożądania, koniecznie od- Slżna afdym i serdecznym, opiekuńczym i wyma- fascyncwać się swoją pracą, a przy tym zarabiać duże "ieniądze i wiele przebywać w domu, uwielbiać majsterkowanie i naprawy samochodu, być mądrzejszym (a przynajmniej na to wyglądać), być pełnym delikatnego wigoru kochankiem, a po wszystkim nie chrapać? Nie można. Oczywiście, prawie nikt nie dostaje wszystkiego, czego od partnera pragnie, ponieważ nasze pragnienia są nie tylko wygórowane, ale i beznadziejnie sprzeczne. W dodatku sami nie mamy tylu zalet, abyśmy na wszystkie pożądane zalety partnera mogli zasłużyć. Dobrze zbadanym przypadkiem różnicy między „chcieć" a „mieć" jest omawiana w rozdziale 2. różnica między pożądanym i uzyskiwanym poziomem fizycznej atrakcyjności partnera. Choć pragniemy zdobyć partnera maksymalnie atrakcyjnego, faktycznie dostajemy takiego, którego atrakcyjność mniej więcej równa się naszej własnej. Co więcej, pozyskanie partnera, którego ogólna (nie tylko fizyczna) atrakcyjność znacznie przewyższa naszą własną, wcale nie jest sposobem na zapewnienie sobie szczęścia. Takie niedopasowanie może bowiem unieszczęśliwić zarówno partnera, jak i nas samych. Mówi o tym teoria sprawiedliwości i związane z nią wyniki badań. Teoria sprawiedliwości Teoria ta jest bardzo prosta i składają się na nią cztery twierdzenia (Walster i in., 1978): 1. Ludzie kierują się zwykle własnym interesem, toteż usiłują uzyskać maksymalne wyniki („wyniki" oznaczają dowolne zyski po odjęciu poniesionych kosztów). 2. Grupy, a raczej jednostki składające się na te grupy, mogą powiększać łączne zyski poprzez wykształcenie sprawiedliwego systemu wymiany dóbr. Grupy nakłaniają swoich uczestników, aby stosowali się do systemu sprawiedliwej wymiany, nagradzając ich za trzymanie się tego systemu, a karząc za zachowania niesprawiedliwe. 3. Jeżeli człowiek znajdzie się w niesprawiedliwej relacji z innym człowiekiem bądź grupą, budzi to nieprzyjemne napięcia, tym silniejsze, im większa niesprawiedliwość. 124 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI l> 4. Jeżeli człowiek znajdzie się w niesprawiedliwej relacji z innym człowiekiem bądź grupą, próbuje usunąć wynikające stąd napięcia poprzez przywrócenie sprawiedliwości w wymianie dóbr. Teoria sprawiedliwości przewiduje więc, że nierównowaga w wymianie dóbr jest nieprzyjemna nie tylko dla partnera wykorzystywanego (przeżywającego poczucie krzywdy, gniew, upokorzenie czy wstyd), ale także dla partnera wykorzystującego (który może przeżywać poczucie winy, wstyd albo lęk przed rewanżem). Oczywiste, że wykorzystywana ofiara domaga się przywrócenia sprawiedliwości, i potwierdza to wiele badań. Co ciekawe jednak, wiara w sprawiedliwość jest tak duża, że kiedy z tych czy innych powodów uzyskanie rzeczywistego zadośćuczynienia jest niemożliwe, ofiara może zacząć wierzyć, iż ma to, na co zasłużyła, i pomniejsza swoją własną wartość (w ten sposób można wyjaśniać na przykład zadziwiający fakt, że ofiary niezawinionych wypadków drogowych często poszukują przyczyn własnego losu w sobie i we własnych „winach" zupełnie nie związanych z wypadkiem - Janoff-Bullman, 1979). Osoba, która dopuszcza się niesprawiedliwości i czerpie korzyści również stara się ją przywrócić - albo na poziomie faktów (wyrównując ofierze poniesione straty), albo tylko na poziomie własnych przekonań, poprzez usprawiedliwienie własnych działań. Usprawiedliwienie oznacza, jak sama nazwa wskazuje, uczynienie sprawiedliwym czegoś, co sprawiedliwe nie jest, i polega zwykle na zniekształcaniu subiektywnego obrazu faktów: poprzez zaprzeczanie, że ofiara cierpi, poprzez zaprzeczanie własnej odpowiedzialności za jej cierpienia, wreszcie poprzez uzasadnianie, dlaczego ofierze cierpienie „się należy", i odsądzanie jej od czci i wiary. Nie znamy wszystkich warunków decydujących o tym, kiedy sprawiedliwość będzie przywracana przez rzeczywiste wyrównanie krzywd, a kiedy jedynie przez subiektywne usprawiedliwianie się. Wiadomo jednak, że kiedy zadośćuczynienie jest obiektywnie niemożliwe, rośnie szansa wystąpienia takich sposobów „przywrócenia sprawiedliwości", jak negowanie wartości ofiary i przypisywanie jej cech negatywnych. Jednym z pierwszych na to dowodów był eksperyment, w którym pod pewnym pozorem nakłaniano badanych, aby przekazywali innej osobie albo pozytywne, albo negatywne opinie na jej temat (Davis i Jones, 1960). Wykorzystując przygotowany przez badaczy spis wad, badany mówił innej, nowo wie czy no i wrażenie kogoś płytkiego, nie )iz.yjaźń, mającego wiele osobistych uran sobie poradzić. Osoba wysłuchu-pmi na swój temat była w rzeczywistości adacza, o czym jednak właściwi badani nie zekonaniu, że wyrządzają nieznajomemu ni-t zasfiSSfl rzywdę. Części badanych zapowiedziano po-ipotkanie z ocenianą osobą, podczas którego mogliby jej wyjc-."»ifc całą sytuację i wycofać owe rzekomo własne opinie. Pozostali badani przekonani byli, że już nigdy „ofiary" nie zobaczą. Wszystkich badanych dwukrotnie poproszono o ich własną opinię o ocenianej osobie: pierwszy raz - tuż po jej poznaniu i drugi raz -po wygłoszeniu „podstawionej" przez badaczy opinii na jej temat. Badani oczekujący przyszłego spotkania z partnerem nie zmienili swojej początkowej o nim opinii. Jednakże badani przekonani, że go już nie zobaczą, sami zaczęli o partnerze myśleć w bardziej negatywny sposób. Tak więc nie dość, że skrzywdzili nieznajomego, to jeszcze zaczęli o nim gorzej myśleć. Działo się tak jednak tylko wtedy, gdy badanych wprowadzono w przekonanie, że wygłoszenie krzywdzącej opinii było ich własną decyzją (badani, którym wygłoszenie opinii nakazano, nie czuli się osobiście odpowiedzialni ani za wyrządzoną niesprawiedliwość, ani za konieczność przywrócenia sprawiedliwości). Nie mogąc odrobić wyrządzonej innym szkody, za którą sami jesteśmy odpowiedzialni, przywracamy więc „sprawiedliwość" myśląc o tych innych w taki sposób, jakby na tę szkodę w istocie zasługiwali. Zaprawdę rację miał Tacyt, twierdząc, że w naturze ludzkiej leży nienawiść do tych, których się skrzywdziło! Sprawiedliwość w związku dwojga ludzi Czy jednak zasady sprawiedliwej wymiany naprawdę dotyczą bliskich związków między ludźmi? Przecież miłość nie jest transakcją rynkową, gdzie liczy się jedynie bezduszne bilansowanie strat i zysków, gdzie za każde otrzymane dobro trzeba zwrócić jego równowartość, a niespłacenie długu prowadzi do katastrofy tym większej, im dłużej była odwlekana. Przecież gdy kogoś kochamy, przedkładamy jego dobro ponad własne, pełni poświęcenia pragniemy służyć mu pomocą i wsparciem nie dlatego, że liczymy na wzajemność, lecz dlatego, że zależy nam bezinteresownie na szczęściu -a d 128 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Kto ma wpływ [H mężczyzna większy j|§f jednakowy | | kobieta większy mniejszy u kobiet jednakowy Poziom zaangażowania mniejszy u mężczyzn Rysunek 8. Bezdroża sprawiedliwości, czyli zasada mniejszego interesu: to z partnerów, które jest w dany związek mniej zaangażowane, ma w nim więcej do powiedzenia. Źródło: Peplau i Campbell (1989). w nim interes), ma większą w nim władzę. Ilustracją tej zasady są dane z rysunku 8., pochodzące z badań, w których pytano pary przedmałżeńskie, kto jest bardziej zaangażowany i kto ma więcej do powiedzenia w ich związku. Kiedy mniej zaangażowana była kobieta, to ona miała więcej do powiedzenia. Kiedy mniej zaangażowany był mężczyna, to on właśnie miał w danym związku więcej do powiedzenia. Środkowe kolumny z rysunku 8. dotyczą par, w których oboje partnerzy byli jednakowo zaagażowani -jak widać, w tych parach więcej do powiedzenia mieli mężczyźni. Jest to wyrazem tradycyjnego w naszym społeczeństwie układu ról i z reguły większej zależności kobiet od mężczyzn niż na odwrót. 7 sada mniejszego interesu, dość powszechnie obserwowana blskich związkach, również stanowi swoisty przejaw działa-W'a sprawiedliwości. Ten, kto bardziej się „poświęca" pozostając "^związku pomimo mniejszego zaangażowania (a więc ponosi niejako większe koszty niż bardziej zaangażowany partner), uzyskuje zadośćuczynienie w postaci większego wpływu na postać tego związku. Jednak uczuciowe zaangażowanie i władza są dobrami słabo wzajemnie wymienialnymi i zapewne dlatego ten szczególny przejaw sprawiedliwości przyczynia się do i&ietrwałości związku (przynajmniej przedmałżeńskiego). Na zakończenie podkreślić jednak warto, że nie od sprawiedliwości miłość się zaczyna. Licząc na zapoczątkowanie „romantycznego" związku ludzie wolą raczej, aby nie miał on charakteru wymiany rynkowej. Na przykład w pewnych badaniach młodzi studenci współpracowali z miłą i ładną dziewczyną, która w trakcie zadania prosiła ich o pomoc. Studenci tej pomocy udzielali, dziewczyna za nią dziękowała, a także rewanżowała się części badanych w podobny sposób. Badani studenci mieli wraz z dziewczyną wziąć udział jeszcze w drugiej części eksperymentu i w związku z tym pytano ich, co o niej sądzą. Zanim to jednak nastąpiło, badacze (Clark i Mills, 1979) informowali ich, że dziewczyna zamierza wziąć udział w drugiej części badań albo dlatego, że jest nowa na tym uniwersytecie i liczy na nawiązanie jakichś znajomości, albo dlatego, że jest to wygodny dla niej sposób zabicia czasu w oczekiwaniu na męża, dopóki ten nie zakończy własnych zajęć i nie zabierze jej do domu. Okazało się, że badani współpracujący z mężatką bardziej ją lubili, kiedy rewanżowała im się za otrzymaną pomoc -zgodnie z zasadami wymiany dóbr. Natomiast badani liczący na „romantyczny początek" bardziej ją lubili, kiedy dziewczyna się nie rewanżowała i miała do spłacenia pewien dług wdzięczności. Podobne wyniki przyniosły i inne badania. Licząc na romantyczny początek ludzie rzadziej czują się wykorzystywani w przypadku niesprawiedliwości i mniej pragną wyrównania rachunków, a nawet mniej są skłonni do oceniania indywidualnego wkładu partnera czy partnerki we wspólny wynik (Clark, 1985). Przytoczone po-Przednio badania nad faktycznie istniejącymi związkami sugerują jednak, że tego rodzaju pragnienia prędzej czy później się kończą 1 zastępowane są pragnieniem sprawiedliwości. -Ul O O X I § -S..2 o S g u\2~ <^-n >-j2 S ca L *-_2 e N ^ N cuca o .s ca a ^1 4 C —,^2 "5 O N (S 60 ca n »5 O C es S .2 es "eś u. a es ,§ .„- -^ L ca ^g 3 o o " ca^-S -r E e S O 2 -c .2 o i ^ § S -I -s -s 134 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI neutralność ca to neutralność m B to NA POCZĄTKU DOŚWIADCZEŃ BODZIEC OBECNY PO LICZNYCH DOŚWIADCZENIACH BODZIEC OBECNY CZAS Rysunek 9. Dynamika reakcji na pojawienie się i zanik bodźca budzącego silne emocje (pozytywne lub negatywne) na początku doświadczeń z danym bodźcem i po licznych doświadczeniach z tym bodźcem. Źródło: Solomon (1980, s. 695). cem. Jak widać, szczyt stanu pierwotnego wypada tu już znacznie niżej (dziecko mniej się cieszy po dwudziestej wizycie matki niż po pierwszej, skoczek mniej się boi dwudziestego pierwszego skoku niż pierwszego). Natomiast szczytowy stan wtórny jest intensywniejszy i zanika wolniej, niż to miało miejsce na początku (dziecku coraz trudniej się przyzwyczaić do znikania matki). Nasza ogólna reakcja emocjonalna na dany bodziec zależy zarówno od pierwotnego, jak i wtórnego stanu, jaki bodziec ten w nas dza Oba te stany są przecież skojarzone z tym bodźcem, oba W oea się nan przenieść na zasadzie uczenia przez skojarzenie. Teoria procesów przeciwstawnych pozwala więc wyjaśnić wiele doksalnych zjawisk - dlaczego skoczkowie lubią skakać, a żoł-Pierze wojować, dlaczego ludzie potrafią polubić tak (początkowo) nieprzyjemne rzeczy, jak sauna, jogging czy pisanie książek, dlaczego powracające ze szpitala małe dzieci odrzucają swoje matki, nawet jeżeli te często je w szpitalu odwiedzały. Wreszcie pozwala ona w pewnym stopniu zrozumieć, dlaczego trwanie namiętności wymaga nasilania zachowań ją wyrażających (konieczność wyrównania negatywnego „rykoszetu" po porywach i uniesieniach), dlaczego pojednanie z ukochaną osobą jest przyjemniejsze niż stan, kiedy w ogóle kłótni nie było, dlaczego namiętność tak często kończy się nienawiścią i dlaczego w ogóle się kończy (nagromadzenie rykoszetowych, negatywnych stanów wtórnych i kojarzenie ich z osobą partnera). A także, dlaczego tak łatwo o nienawiść do tych, których kochamy, kiedy ich jeszcze kochamy. O tym ostatnim zjawisku świadczą - obok licznych anegdot i utworów literackich - także bardziej systematyczne dane, w rodzaju tych, jakie przedstawia rysunek 10. Pochodzą one z badań, w których ludzie opisywali siłę zarówno dodatnich, jak i ujemnych uczuć przeżywanych w stosunku do różnych osób z własnego otoczenia. Osoby te zostały przy tym uporządkowane według stopnia różnorodności kontaktów, od takich, z którymi oceniający podmiot wykonywał wspólnie tylko od jednego do dwóch rodzajów działań, do osób, z którymi wykonywał wspólnie od jedenastu do dwunastu rodzajów działań (takich jak praca, życie towarzyskie, rodzinne, odpoczynek, uczestnictwo w kulturze itp.). W przypadku osób znanych człowiekowi „jednowymiarowo" (z nielicznych kontekstów), jego emocje zachowywały się „logicznie": im silniejsze były uczucia pozytywne, tym słabsze negatywne i na odwrót (korelacja ujemna). Jednakże w przypadku osób towarzyszących mu w licznych kontekstach (prawie zawsze był to mąż/żona i osoby z najbliższej rodziny) sprawy miały się wyraźnie na odwrót: im silniejsze były emocje pozytywne, tym silniejsze były i negatywne (korelacja dodatnia). „Kocham i nienawidzę" jest więc zjawiskiem dość powszech-nym i normalnym, choć ambiwalencja taka często była uważana za zjawisko patologiczne i wyjaśniana na różne egzotyczne sposoby, 136 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Związek emocji pozytywnych i negatywnych 1-2 3-4 4-5 7- 0.4 0.2 0 -0.2 -0.4 -0.6 L Różnorodność kontaktów Rysunek 10. Związek (korelacja) pozytywnych i negatywnych emocji przeżywanych w stosunku do tego samego człowieka. W przypadku ludzi, których spotykamy w niewielu sytuacjach, im silniejsze są nasze emocje pozytywne, tym słabsze są emocje negatywne (lewa część rysunku). Jednak w przypadku ludzi bliskich, znanych nam z wielu różnych sytuacji, im silniejsze są nasze emocje pozytywne, tym silniejsze są i emocje negatywne (prawa część rysunku). Źródło: Wojciszke i Banaśkiewicz (1989). jako skutek kompleksu Edypa czy nieświadomego lęku przed kastracją. Mniej barwnym, choć bardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem ambiwalencji w stosunku do naszych najbliższych jest to, że po prostu robimy z nimi wspólnie wiele różnych rzeczy, co daje okazję do powstania emocji zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Rzecz jasna, emocje dyktowane przez automatyczne następstwo rykoszetowych stanów wtórnych stanowią jedynie pewną cząstkę ogółu uczuć przeżywanych przez partnerów bliskiego związku i daleko do tego, by schemat z rysunku 9. mógł wyjaśnić wszystko o ludzkich emocjach. Jednak duża liczba zjawisk, w których takie przeciwne stany się pojawiają, nasuwa cokolwiek ^~ ^ flpksie że (prawie) każda przyjemność niesie auto-purytańską refleksJ<^ ^ Losz^ a automatyzm ow wynika SScznie P^Sego układu nerwowego (on to bowiem za-^ałania ^o^neg emo którLgo funk wiaduje fizjologcznymp ^ mni ^^^ choc mecc> bar leżne są ^^^ dopełnienie tego wniosku: (prawie) każdy dziej P°cietSfząCse0L pewne automatyczne dobrodziejstwa. Nawet •eJeUsą one tylko ulgą, to jest to przyjemniejsze niż stan jedynie neutralny. Zazdrość W zazdrości więcej jest miłości do siebie niż do kochanego człowieka. La Rochefoucauld Zazdrość łączona jest z miłością od niepamiętnych czasów jako jej „ciemna strona" czy też nieuchronny skutek. Jest także problemem nękającym przynajmniej od czasu do czasu niemal każdego człowieka i każdą miłość. Jeśli stale nęka dany związek, może doprowadzić w końcu do jego rozpadu. Wielu ludzi skłania do myśli, uczuć i postępków, których nikt by się po nich nie spodziewał, ich samych nie wyłączając. Stanowi najczęstszą przyczynę stosowania fizycznej przemocy zarówno przez mężów w stosunku do żon, jak i przez żony w stosunku do mężów. Czasami przybiera jawnie patologiczną formę urojeń prześladowczych nie znajdujących najmniejszego uzasadnienia w rzeczywistości. Szacuje się, że jest przyczyną 20% wszystkich popełnianych morderstw (White i Mullen, 1989). Psychologowie dość zgodnie uważają, że zazdrość jest nie tyle oznaką i rękojmią prawdziwej miłości (jak twierdził już św. Augustyn w swoich Wyznaniach i jak twierdzą wszyscy zazdrośnicy), ile stanowi reakcję człowieka na subiektywnie spostrzegane zagrożenie: po pierwsze, jego poczucia własnej wartości i/lub po drugie, szans dalszego istnienia związku. Oba te zagrożenia są ze sobą zresztą powiązane, ponieważ osoby o niskim poczuciu własnej wartości mają więcej powodów do powątpiewania w swoją zdolność do utrzymania partnera przy sobie. Decydującą rolę odgrywa w zazdrości nie samoocena ogólna, lecz specyficzna, to znaczy nie to, jak ogólnie (dobrze lub źle) człowiek o sobie myśli, lecz ocena własnej wartości jako partnera bliskiego związku. Stosunkowo duża liczba badań nad powiązaniem 138 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI ogólnej samooceny z zazdrością przyniosła tyleż wyników potwierdzających, co i zaprzeczających istnieniu tego powiązania (White i Mullen, 1989). Natomiast wiele badań zgodnie wykazuje nasilone występowanie zazdrości u osób mających niską ocenę siebie samych w danej relacji, które spostrzegają siebie jako partnerów nieadekwatnych i zgadzają się z twierdzeniami typu: „Chciałbym być innym człowiekiem, tak żeby mój związek z nią był lepszy". Dość krańcowym tego przejawem jest fakt, że kobiety spotykające się z fizyczną agresją własnych mężów z reguły twierdzą, że ci ostatni powątpiewają we własną wydolność seksualną i mają „kompleks niższości" na tym tle (Roy, 1977). Podobną rolę odgrywa też uzależnienie naszej własnej samooceny od tego, co myśli o nas partner. Osoby uzależniające ocenę siebie od ocen partnera („Czułabym się strasznie, gdyby mój partner mnie nie szanował") są zwykle bardziej zazdrosne (White, 1981 a,b). Tego rodzaju uzależnienie oceny siebie od sądów partnera jest oczywiście naturalną i logiczną konsekwencją bliskiego z nim związku. Tak więc, chociaż nieuzasadniona zazdrość stanowi przede wszystkim wyraz problemów, jakie ma z samym sobą ten z partnerów, który ją przeżywa, nie jest to oczywiście cała prawda. Zazdrość stanowi także reakcję na aktualny stan związku między dwojgiem ludzi oraz na sposób, w jaki definiują oni swój związek. Im bardziej partnerzy cenią swój związek, tym bardziej będą się starali o jego utrzymanie, wkładając weń swój czas i energię, co zwrotnie nasila stopień ich własnego uzależnienia od tego związku i jego kondycji. Doprowadza to partnerów do stanu, w którym uważają oni, ze dobra, jakie otrzymują od siebie nawzajem, są dla nich niedostępne poza łączącym ich związkiem. Ogólnie rzecz biorąc, jest to oczywiście pożądane dla związku i zapewnia mu trwanie. Jednak jednym ze skutków ubocznych takiego stanu może być właśnie zazdrość. Szansa jej pojawienia się rośnie, gdy partnerzy czują się bardziej uzależnieni od łączącego ich związku, a to spośród partnerów, które widzi siebie jako bardziej uzależnione i zaangażowane, jest też bardziej zazdrosne (Bringle i in., 1983; White, 1981 b, c). Zgodnie z uprzednimi rozważaniami nad rolą sprawiedliwej wymiany dóbr w stałym związku oczekiwać też należy, że ten z partnerów, który ma zaniżony bilans zysków i uważa, że inwestuje w związek zbyt wiele wysiłku i czasu, będzie bardziej zazdrosny. ; KOMPLETNY ictnieiace badania potwierdzają to oczekiwanie. Wska-kże iż osoby uważające, ze wkładają więcej wysiłku w zwią-zU]ą ^ ic'n partner, czują się mniej bezpiecznie, a ich zazdrość ZL dziej jest przesycona gniewem na samego siebie w momencie • ^przeżywania. Co ciekawe, osoby te odczuwają silniejszy pociąg erotyczny do partnera, zgodnie z ogólną prawidłowością, że wzrost uzależnienia od danego związku i partnera pociąga za sobą nasiloną idealizację tegoż partnera (White i Mullen, 1989). Nie mniej ważną sprawą jest zakres działań obwarowanych regułą wyłączności, tj. przekonaniem, że należy je wykonywać jedynie z partnerem. Wyłączność taka jest zwykle zarezerwowana dla aktywności erotycznej i wiele badań przekonuje, że im silniejsze oczekiwanie wyłączności w tym zakresie, tym większa zazdrość, szczególnie u mężczyzn (White, 1981 a,b). Poszczególne pary różnią się zakresem działań obłożonych klauzulą wyłączności. Niektóre włączają tu na przykład zwierzanie się, pomaganie w potrzebie i wspieranie podczas psychicznych kłopotów, poszukiwanie rady, wspólny wypoczynek itd. Logiczne wydaje się przypuszczenie, że im więcej działań obłożonych klauzulą wyłączności, tym większa szansa pojawiania się zazdrości. Sposób, w jaki partnerzy definiują swój związek, decyduje o tym, co jest widziane jako zagrożenie, a to z kolei wyznacza oczywiście treść zdarzeń prowadzących do zazdrości. Najbardziej przekonujących tu argumentów dostarczają obserwacje antropologiczne. Wśród Ammassalików mieszkających na Grenlandii powszechny był rytuał „gaszenia lampy" - dobry gospodarz udostępniał wizytującemu gościowi własną żonę gasząc w odpowiedniej chwili lampę. Ten, który tego nie czynił, mógł zostać publicznie oskarżony o skąpstwo i niegościnność, a żona niechętna temu procederowi bywała karcona przez męża (Mirsky, 1937). Lesu z Nowej Irlandii (Melanezja) mają zwyczaj polegający na tym, że kochanek żony daje jej prezenty, które przekazuje ona mężowi. Dopóki prezenty trafiają do męża, ten na ogół nie przejawia zazdrości, choć czasami jednak atakuje kochanka (Neubeck, 1969). Począwszy od jat pięćdziesiątych, niektórzy współcześni Amerykanie (szacunki ich liczby wahają się od 1 do 10 milionów, w każdym razie jest lch na pewno więcej niż Ammassalików i Lesu razem wziętych) uPrawiają swinging. Polega on na tym, że pary, zwykle małżeńskie, zapraszają do wspólnych przedsięwzięć seksualnych inne pary lub 140 PSYCHOLOGIA pojedyncze osoby (za pośrednictwem ogłoszeń w prasie lub specjalnie w tym celu powstałych klubów). Inicjatywa należy zwykle do mężów, natomiast żony początkowo stawiają niejaki opór, choć po pewnym czasie dostarcza to im tyleż samo satysfakcji, co ich mężom (Smith i Smith, 1973). Pary te ustalają zwykle zasady określające dopuszczalny zakres kontaktów (na przykład tylko z innymi parami małżeńskimi albo tylko podczas swinging parties) i tylko jedna trzecia par ostatecznie porzuca ten styl życia z powodu zazdrości (Denfeld, 1974). Przykłady te wskazują, że do zazdrości nie dochodzi nawet w przypadku „zdrady małżeńskiej", jeżeli na gruncie przyjętych przez partnerów norm dany akt seksualny miał miejsce w okolicznościach nie zagrażających bądź to istnieniu związku, bądź też poczuciu własnej wartości zainteresowanych stron. Dopiero pogwałcenie tych okoliczności prowadzi do zazdrości. Na przykład Ammassalikowie przyłapujący rywala z żoną poza rytuałem gaszenia lampy, skłonni byli do ataku fizycznego, prowadzącego nierzadko do śmierci rywala. Na mocy tej samej logiki do wybuchu zazdrości dochodzić może w wyniku działań zdających się mieć niewiele wspólnego ze zdradą, jeżeli tylko zgodnie z kulturową definicją tego, co dopuszczalne, stanowią one oznakę zagrożenia. Na przykład wśród dziewiętnastowiecznych Indian kalifornijskich z plemienia Yurok z agresywnym atakiem męża spotykał się śmiałek proszący jego żonę o kubek wody, ponieważ było to uważane za zapowiedź dalszych awansów (Hupka, 1981). Czy bardziej zazdrośni są mężczyźni, czy kobiety? Istniejące badania dają tu sprzeczne wyniki, a większość dowodzi braku różnic w ogólnym poziomie zazdrości. Co jednak nie znaczy, że zazdrość kobiet i mężczyzn niczym się nie różni. Kobiety i mężczyźni różnią się przede wszystkim powodami zazdrości: mężczyźni są bardziej niż kobiety zazdrośni o kontakty seksualne, kobiety są natomiast bardziej niż mężczyźni zazdrosne o czas i uwagę poświęcane rywalkom. Dowodzą tego zgodnie bardzo różne badania nad reakcjami na wyobrażone sytuacje zdrady (Teisman i Mosher, 1978), nad typową zawartością przekazów telewizyjnych (White i Mullen, 1989), wreszcie nad podawanymi przez samych zainteresowanych przyczynami rozwodu. Badania amerykańskie, angielskie i holenderskie zgodnie wykazują, że mężczyźni bardziej uskarżają się na niewierność, choć stroną częściej dopuszczającą KOMPLETNY 141 drady są mężczyźni, a nie kobiety (Buunk, 1987; Levinger, siraźny co najmniej w 4S J ^ 1989). d°bnie ' Tt owe badania nie pozwalają jednoznacznie orzec Dotychczasowe *a satysfakcji z małżeństwa jest -vPÓŹnieJSZtuczny^produktem metody, czy jest zjawiskiem rze-sztucznym pi_______t . •„ w,~ t0 SUeeruie rysunel yłącznie sztucznym v--------- , ~j j.- _, czywistym (choć o mniejszym natężeniu, niż to sugeruje rysunek 11), czy też ma miejsce jedynie w odniesieniu do niektórych par, na przykład tych, które potrafiły przedefiniować znaczenie miłości i własnego związku z opartego na namiętności na taki, który budowany jest głównie na bazie przyjaźni partnerów. Ta ostatnia możliwość wydaje się bardziej atrakcyjna i potwierdzana jest wynikami badań, w których wykrywa się dość nieliczną grupę „małżeństw totalnych", zachowujących witalność po dziesięciu i więcej latach (Cuber i Haroff, 1965). Możliwość taka jest najwyraźniej krzepiąca i uwzględnia potoczną obserwację, że istnieją jednak pary zachowujące do końca życia silny i szczęśliwy związek uczuciowy. Warto jednak pamiętać, ze nawet takie nieliczne obserwacje nie przeczą realności ogólnych, statystycznych trendów omawianych w tej pracy. Najbliżej trzymający się faktów wniosek jest więc taki, że w znacznej większości stałych związków występuje systematyczny i roz-i łożony na wiele lat spadek satysfakcji z tychże związków. Oznacza to ' postępujący spadek poziomu intymności, jaka łączy partnerów, zwa-\ żywszy, że namiętność spada i wcześniej, i w szybszym tempie. W pierwszym rozdziale tej książki intymność charakteryzowana była jako ten składnik miłości, który częściowo poddaje się świadomej kontroli samych zainteresowanych, i niewątpliwie większość par stara się nie dopuścić do jej spadku w swoim związku. Po pierwsze dlatego, ze wysoki poziom intymności jest przyjemny dla samych zainteresowanych. Po drugie dlatego, że ludzie oczywiście zdają sobie sprawę z tego, iż wzajemne świadczenie sobie dobra, zaufanie, przywiązanie i po prostu lubienie się z partnerem H niezbędne dla utrzymania związku, a związek swój utrzymać Pragną (rozpad związku traktowany jest powszechnie jako zło moralne i klęska zainteresowanych). Jednak pomimo usiłowań większości par nie udaje się utrzymać zadowalającego poziomu intym- 154 PSYCHOLOGIA ności, choć możliwe, że udaje się tego dokonać pewnej szczęśliwej mniejszości. Ta bezskuteczność wynikać może albo z tego, że ludzie starają się za słabo, albo nie wiedzą, jak to zrobić. Kilkakrotnie już wskazywanym powodem, dla którego ludziom zdarza się starać o utrzymanie intymności słabiej, niż by mogli, jest mit miłości romantycznej, głoszący, że świadome oddziaływania na miłość sprzeczne są z samą istotą tego uczucia, które powinno dziać się samo. Jednak problemy większości par rozpoczynają się zapewne nie od braku chęci, lecz od braku umiejętności ich zrealizowania, a spadek intensywności starań jest wtórnym efektem ich nieskuteczności. Wiele przyczyn spadku intymności ma oczywisty charakter. Nieodpowiedzialność, egoizm, nieustanna chęć postawienia na swoim, zdrada czy agresywność, ciężkie warunki materialne, utrata swobody wyboru (niemożność robienia tego, co by się chciało, a konieczność robienia tego, czego robić się nie chce), zmęczenie. Wszystkie te powody zaniku ciepłych uczuć dla partnera są wystarczająco dotkliwe, by każdy bez trudu je zauważył i próbował z lepszym lub gorszym skutkiem z nimi walczyć. Nieco mniej oczywistym, a przez to bardziej niebezpiecznym problemem jest nuda. Jak przekonuje pewien doświadczony psycholog terapeuta: „Znudzenie jest zapewne najpowszechniejszym wspólnym mianownikiem wszystkich problemów małżeńskich. Nie zawsze jest jako takie rozpoznawane, ponieważ do czasu, gdy problemy w pełni się objawiają, ich przyczyna - znudzenie - dawno już została zapomniana... Znudzone dzieci stają się poirytowane, namolne, kłótliwe, niezadowolone, niegrzeczne, bezproduktywne, nie zainteresowane, nierozważne, lekkomyślne, skłonne do robienia tego, czego robić nie powinny - i ogólnie mówiąc - nie do zniesienia. Kiedy dorośli się nudzą, skłonni są do tego samego, tyle że na większą skalę" (Venditti, 1980, s. 65). Każdy człowiek ma pewien optymalny dla siebie poziom stymulacji (ilość zewnętrznych bodźców, którą dobrze znosi) i choć ludzie mocno się między sobą różnią co do tego, jaka ilość zewnętrznej stymulacji najbardziej im odpowiada, wszyscy źle znoszą jej niedobór. W początkowych swoich fazach związek miłosny jest niewątpliwie ogromnym źródłem stymulacji. Ekscytujące jest bliższe poznawanie innego człowieka, ekscytujący jest seks, ekscytujące I 155 nje nowych rzeczy wspólnie z innym człowiekiem. Wraz jeSt h™/ m czasu duża część tej ekscytacji bezpowrotnie znika. Po Z-UP latach partner oczywiście przestaje być nowym człowiekiem -U na pamięć jego dzieciństwo i wszystkie niegdyś tak zabawne 211 doty pogięty i upodobania, a przede wszystkim wiemy, co są-dzfon o nas samych. Po latach pożycia mniej ekscytujący staje się ¦ seks - różne sondaże zgodnie wskazują, że ogromna większość małżeństw uprawia go w miarę trwania związku coraz rzadziej. Podobna zależność stwierdzana jest u wielu gatunków zwierząt. Długo przebywające ze sobą osobniki przeciwnych płci tracą dla siebie wzajemne zainteresowanie. Jest to szczególnym przejawem powszechnie występującej tzw. habituacji - utraty zainteresowania dla obiektów, które straciły walor nowości. Jeżeli umieścić szczury w tej samej klatce, to oddają się aktywności seksualnej aż do wyczerpania samca (który dopiero po 10-15 dniach odzyskuje zdolność do kopulowania z normalną dla siebie częstością). W istocie jest to jednak wybiórcza utrata zainteresowania seksualnego, raczej znudzenie niż wyczerpanie. Kiedy bowiem po osiągnięciu tego stadium podstawić samcowi nową partnerkę, nie ma on żadnych kłopotów z ponowną kopulacją, a jeśli podmiany te będą kontynowane, szczur dochodzi do stadium wyczerpania (tym razem nieodwołalnego) po trzykrotnie większej liczbie ejakulacji niż z jedną tylko partnerką (Bermant, 1967). Zjawisko to znane jest pod nazwą efektu Coolidge'a, nazwa zaś wywodzi się nie od nazwiska jego odkrywcy, lecz prezydenta Stanów Zjednoczonych o tym nazwisku. Miał on wraz z małżonką odwiedzić wzorcową fermę drobiu. Z jakiegoś powodu państwo Coolidge byli oprowadzani po fermie oddzielnie, choć obojgu pokazywano pewnego wzorcowego koguta, dzielnie sobie poczynającego z kurami na podwórku. Uprowadzana jako pierwsza Pani Prezydentowa, podziwiając osiągnięcia koguta zapytała, jak często on tak potrafi i uzyskała odpowiedź, że do kilkunastu razy dziennie. „Proszę o tym powiedzieć Panu Prezydentowi" - zażądała Prezydentowa. Nieco później Prezydent podziwiając los rzeczonego koguta zapytał, ile nowych kur On poznaje, i uzyskał odpowiedź, że do kilkunastu dziennie. „Pro-Sze- o tym powiedzieć Pani Prezydentowej" - zażądał Prezydent. Nuda jest przeciwnikiem, z którym równie trudno walczyć, jak z mgłą - widać, że jest, nie widać, skąd napływa, i najwyraźniej nie 157 PSYCHOLOGIA sposób tego napływu powstrzymać. Jedno jest pewne: mgłę można przeczekać, nudy zaś nie - z przecierania oczu i przeczekiwania zrobić się jej może tylko więcej. Pewne nadzieje budzi tu trzecie źródło ekscytacji, jakim jest robienie nowych rzeczy wspólnie z partnerem. Potencjalnie rzecz biorąc, jest to źródło stymulacji które - w przeciwieństwie do poprzednich - nie musi wygasnąć i nad którym partnerzy mogą dowolnie zapanować. Paradoksalnie najczęściej partnerzy jednak tak układają swoje życie, że niezmiennie i ciągle wykonują wspólnie te same czynności, które nie dość, że od początku trudno uznać za podniecające, to jeszcze całymi latami nie ulegają znaczącym zmianom. Prace domowe, oglądanie telewizji, zakupy, codzienna opieka nad dziećmi i ogródkiem działkowym wypełniają wraz z posiłkami zapewne ponad 90% wspólnie spędzanego czasu. Prawdopodobnie wiele par wykonuje wspólnie tylko takie rutynowe działania, dobrowolnie pozbawiając się w ten sposób jedynego prawdziwie niewyczerpanego źródła stymulacji w związku dwojga ludzi. Pułapki intymności Ostatnim wreszcie powodem, a raczej całą grupą powodów, dla których intymność może w stałym związku dwojga ludzi zanikać, jest coś, co nazwę pułapkami intymności. Są to nie zamierzone, a często sprzeczne z naszymi zamierzeniami konsekwencje naszych działań wynikających z rzeczywistej troski o dobro naszego związku z innym człowiekiem - mających na celu czynienie dobra, spełnianie obowiązków, unikanie konfliktów i osiągnięcie jakże pożądanej sprawiedliwości. Aniołem być, czyli pułapka dobroczynności Wszystko wskazuje na to, że podstawowym warunkiem utrzymania przyjacielskiego związku partnerów jest wzajemne i stałe wyświadczanie sobie dobra, a więc dawanie sobie nagród (rozumianych szeroko, jako wszelkie pozytywne doznania). Jednakże stałe otrzymywanie nagród od partnera nieuchronnie prowadzi do spadku ich subiektywnie odczuwanej wartości. Liczne badania zarówno na ludziach, jak i na zwierzętach wykazują bowiem, że sam »z ¦ rost częstość r0SL wartoś dowolnej nagrody owocuje spad-). Ponadto stałe otrzymywanie ania, że będą one otrzymy- - przyszłości, co tym bardziej obniża ich wartość, jako s oczywistego. Stałe nagradzanie podwyższa natomiast po-CZeg°aln^ dokuczliwość wszelkich negatywnych zachowań partnera, ^ko nieoczekiwanych ze strony kochającego przecież człowieka (Aronson, 1970). Jeżeli mąż stale komplementujący urodę swej małżonki i przynoszący jej od lat bukiety kwiatów (załóżmy, że tacy mężowie też bywają) uczyni to z niesłabnącym zapałem raz jeszcze, może się łatwo spotkać co najwyżej z ziewnięciem. Jeżeli jednak wyrazi się krytycznie o jej makijażu czy nadwadze - jest stracony, podobnie jak i ona, kiedy pozwoli sobie zgłosić wątpliwości co do postępów jego kariery zawodowej, którą uprzednio stale się zachwycała. Słowem, w miarę trwania udanego związku spada nasza zdolność do sprawiania partnerowi przyjemności, natomiast rośnie nasza potencjalna zdolność do wyrządzenia mu przykrości. Niebezpieczeństwo stąd wynikające jest tym większe, że nasza zdolność do nagradzania partnera może okazać się w pewnym momencie znacznie mniejsza od przyjemności dostarczanych przez inne osoby, nasza zdolność zaś do wyrządzenia mu przykrości - relatywnie większa. Komplement obcego człowieka, który cokolwiek bez powodu i nieoczekiwanie (a więc szczerze i spontanicznie) zachwyca się nawet nieważnym szczegółem, sprawić może partnerowi (bądź nam samym) przyjemność nieproporcjonalnie wielką i niebezpieczną dla stałego związku. W ten sposób wyjaśnić można wiele przypadków zdrady małżeńskiej, szczególnie takich, którym otoczenie pary nie może s'ę nadziwić, bo „przecież ona jest i głupsza, i brzydsza od jego własnej żony - po co więc on to robi?" Tego rodzaju procesy trudno, rzecz jasna, wykazać w badaniach rzeczywistych małżeństw w ich naturalnie odbywających się kontaktach. Oczekiwanie takich procesów stanowi jednak rozsądny wniosek z wielu rzetelnych wyników badawczych.-Na przykład wiele badań wykazało, że dzieci silniej zmieniają swoje zachowanie pod wpływem aprobaty-dezaprobaty obcych niż swoich własnych rodzi-ców (Shallenberger i Zigler, 1961; Stevenson i in., 1963). Trudno to wyjaśnić bez założenia, że częsta aprobata ludzi bliskich najwyraź-niej traci na wartości. Najbardziej bezpośrednim potwierdzeniem 158 PSYCHOLOGIA MIŁOŚC1 tych idei jest teoria strat i zysków w ocenianiu, sformułowana przez Elliota Aronsona (1970). Zakłada ona, że warunki utraty czegoś dobrego są bardziej dotkliwe od warunków stale negatywnych. Je. żeli ktoś początkowo dobrze się o nas wyrażał, lecz potem zmienił swoje oceny na negatywne, będziemy czuli się bardziej pokrzywdzeni i bardziej będziemy nie lubić tej osoby niż kogoś, kto już od początku wyrażał się o nas jedynie negatywnie. I podobnie dla ocen pozytywnych - warunki zysku są przyjemniejsze od warunków stale pozytywnych. Celem sprawdzenia tych przewidywań zaaranżowano sytuację, w której właściwa osoba badana miała okazję siedmiokrotnie wysłuchać opinii na swój własny temat wypowiadanych przez inną osobę, która w rzeczywistości była podstawioną przez badaczy (Aronsona i Lindera, 1965) współpracowniczką i zachowywała się w zaprogramowany przez nich sposób. W warunkach stale negatywnych wszystkie wypowiadane przez nią opinie były niepochlebne dla badanej (a to, że jest ona nudna, pospolita, a to, że mało inteligentna i zapewne nie ma zbyt wielu przyjaciół, itd.). W warunkach straty opinie wypowiadane przy pierwszych trzech okazjach były pozytywne, przy okazji czwartej zaczynały się zmieniać na negatywne i potem aż do końca były niepochlebne. W warunkach stale pozytywnych wszystkie opinie współpracowniczki były pochlebne dla badanej, wreszcie w warunkach zysku były one początkowo negatywne, potem zaś pozytywne. Na zakończenie eksperymentu proszono badaną o wskazanie, jak dalece ona sama lubiła, bądź nie, swoją partnerkę (tj. współpracowniczkę badaczy). Mimo że w warunkach stale negatywnych badane wysłuchiwały na swój własny temat ogółem aż 24 niepochlebnych stwierdzeń (i 0 stwierdzeń pochlebnych), ich antypatia do współpracowniczki była mniejsza niż w warunkach straty (gdzie wysłuchiwały tylko 8 stwierdzeń niepochlebnych i 14 stwierdzeń pochlebnych). Natomiast mimo że w warunkach stale pozytywnych wysłuchiwały aż 28 pochlebnych stwierdzeń pod swoim adresem (i 0 niepochlebnych), bardziej lubiły współpracowniczkę z warunków zysku, gdzie wysłuchały od niej tylko 14 stwierdzeń pochlebnych (i 8 niepochlebnych). Silniejsze oddziaływanie zysku niż warunków stale pozytywnych i strat niż warunków stale negatywnych może mieć wiele różnych przyczyn. Jedną z nich może być spostrzeganie osoby wyrażającej się o nas w sposób stale niepochlebny jako negatywnie l< ,VIAZEK PRZYJĄĆ^ ogóle nikt nie podoba komplementy - jako dooruuu^.^ _ . a same pozytywy. Trudniej się przejąć przyganami m. fnochwałami niezłomnego optymisty) niż przyganami kogoś, kto wyraźniej nie jest uprzedzony do nas czy świata. Inna przyczyna tkwić może w zasadzie kontrastu. Oceny niepochlebne mogą się wydawać bardziej negatywne po uprzednich ocenach raczej pozytywnych niż negatywnych, podobnie jak Warszawa mniej się wyda europejską stolicą po pobycie w Paryżu niż po wizycie w Tiranie (a to samo odnosić się może do ocen pochlebnych na tle uprzednich ocen negatywnych). Trzecia wreszcie przyczyna tkwić może w emocjach. Jeżeli jesteśmy początkowo oceniani negatywnie, doświadczamy w związku z tym różnych nieprzyjemnych emocji, jak gniew, poczucie krzywdy czy niepokój. Pojawiające się potem oceny pozytywne są oczywiście przyjemne same przez się, a w dodatku niosą także ukojenie wynikające z usunięcia tych początkowych emocji negatywnych. Kiedy jednak jesteśmy już od początku oceniani pozytywnie, otrzymywane pochwały nie dają tej dodatkowej przyjemności, jaką niesie usunięcie początkowo negatywnych emocji. Podobnie w sytuacji straty otrzymywane w późniejszej fazie przy-gany są nie tylko nieprzyjemne same przez się, ale niosą również dodatkowy koszt związany z likwidacją przyjemnych uczuć wywołanych początkowymi ocenami pozytywnymi. Różne badania sugerują, że każdy z tych trzech czynników decydować może o ludzkich uczuciach i sądach, choć na podstawie istniejących dotąd danych nie sposób rozstrzygnąć, który z nich wywołuje omówione zjawisko straty i zysku. W każdym razie wszystkie one pozwalają oczekiwać występowania dość smutnej prawidłowości polegającej na tym, że łatwiej zostać zranionym przez kogoś, kto przedtem czynił nam jedynie dobro. Podobnie łatwiej zostać nagrodzonym przez kogoś, kto przedtem wyrządzał nam zło, choć niewielka t0 pociecha, ponieważ duża jest szansa, że od osoby takiej uciekniemy, zanim zdąży ona wreszcie zrobić coś dobrego. Jednak nie wszyscy uciekamy. Typowym przykładem są tu żony alkoholików, me uciekające zazwyczaj od swych mężów i trwające w nadziei, że Cl ostatni w końcu zrobią owo „coś dobrego". Ponieważ jednak tego nie robią (dalej piją), ich żony często traktują nawet zupeł- 160 PSYCHOLOGIA Miłość nie neutralne zachowania (na przykład oglądanie meczu zamiast upijania się) jako nagradzające i przyjemne. Ogólnie rzecz biorąc, spadek wartości nagród w miarę jCn otrzymywania jest tym wyraźniejszy, im bardziej systematycznie nagrody te były uzyskiwane. Ma to pewną dość nieoczekiwaną konsekwencję polegającą na tym, że zachowanie nagradzane w przeszłości nieregularnie (to znaczy rzadko i tylko po niektórych przypadkach jego wystąpienia) dłużej się utrzymuje, nawet wobec całkowitego wycofania nagród, niż zachowanie, które było uprzednio nagradzane regularnie (po każdym jego wykonaniu). Głodny gołąb, wyuczony, że po każdym dziobnięciu w określony punkt klatki otrzyma do zjedzenia jedno ziarno, szybko się tego oducza, gdy dziobanie owego punktu przestaje być nagradzane. Jeżeli jednak wyuczył się uprzednio, że tylko jedno (nie wiadomo, które) dziobnięcie na kilkadziesiąt bądź kilkaset spotyka się z nagrodą, potrafi dziobać ów punkt tysiące razy bez żadnego skutku, aż do całkowitego wyczerpania. Oczywiście ludzie różnią się od gołębi, ale oni również mają skłonność do wpadania w pułapkę bezskutecznego powtarzania czynności nagradzanych tak rzadko, że wysiłek w nie wkładany jest zupełnie niewspółmierny do ewentualnych zysków (zawzięci gracze dziesiątkami lat usiłują wygrać w toto-lotka, a żony alkoholików potrafią równie długo próbować naprawić swoje małżeństwa). Warunkiem niezbędnym do wpadnięcia w pułapkę nieregularnych nagród jest nieznajomość mechanizmu produkującego nagrody i niemożność zapanowania nad nim. W takiej sytuacji jest na przykład żona nieustannie próbująca ulepszyć swoją kuchnię (załóżmy, że są takie żony), żeby tylko zdobyć uznanie męża, który tylko z rzadka jej kuchnię chwali (i to w dodatku tylko wtedy, gdy powiedzie mu się w pracy, co zdarza się nieczęsto i zgoła niezależnie od kulinarnych wysiłków żony). Pułapka dobroczynności jest szczególnie zdradliwa, ponieważ szansa wpadnięcia w nią tym bardziej rośnie, im bardziej staramy się o dobro partnera. Zagłaskiwanie kota na śmierć nie jest jednak najrozsądniejszym sposobem postępowania. Wydaje się, że otwarte wyrażanie negatywnych emocji i ocen może zdziałać więcej dobrego w ogólnie pozytywnym związku niż stałe ich tłumienie i wypieranie się ich zarówno przed sobą samym, jak i przed partnerem. Choć dobro jest dobre, a zło - złe, zwykle dobro bywa też nudne, 161 • teresujące. Być może jedynym czynnikiem zapewniającym a Zł° vinwość tego, co dobre, jest istnienie zła. Także w stałym ludzi nwoś g ^ dwojga ludzi. Szczęścia się wyrzec, czyli pułapka obowiązku Dawniej rodzice rujnowali swoje relacje z własnymi dziećmi głosząc, że miłość jest obowiązkiem; mężowie i żony ciągle jeszcze zbyt często rujnują wzajemne swoje stosunki popełniając ten sam błąd. Miłość nie może być obowiązkiem, ponieważ nie podlega ona naszej woli. Bertrand Russell Może więc, miast uganiać się za szczęściem i przyjemnościami, które tak trudno zapewnić na stałe, lepiej zdefiniować swój związek z partnerem jako przede wszystkim realizację obowiązku, nie zaś pogoń za szczęściem? W końcu taką właśnie radę, czy wręcz nakaz moralny, słyszymy często, szczególnie ze strony tych, którzy sami szczęścia nie osiągnęli (a nawet nie próbowali). Zacytowany wyżej Russell upatruje zło tego nakazu w niemożności jego spełnienia i w niezasłużonym poczuciu winy nękającym tych, którzy nakazu tego nie mogą spełnić, a potraktowali go jako imperatyw moralny. Pewne prawidłowości psychologiczne sugerują ponadto, że rozumienie miłości jako obowiązku może być zabiegiem nie tylko sprzecznym z istotą miłości, ale także uczucie to uśmiercającym. Dla rozważenia tej sprawy przyjrzyjmy się wynikom kilku badań psychologicznych. W pierwszym z tych badań proszono przedszkolaki o uporządkowanie szeregu zabawek od najbardziej do najmniej pożądanej, a następnie zabraniano im bawienia się jedną z atrakcyjnych zabawek (dla każdego dziecka była to druga z najbardziej pożądanych przez nie zabawek dostarczanych mu przez badacza). Zakaz ten obłożony został zagrożeniem karą albo dużą, albo małą. W warunkach kary dużej badacz mówił: „Nie chcę, abyś się bawił tą zabawką. Jeżeli nie posłuchasz, bardzo się rozgniewam. Pozabieram wszystkie swoje zabawki i pójdę do domu". W warunkach kary małej zaś mówił: „Nie chcę, abyś się bawił tą zabawką. Je-j*eli nie posłuchasz, będę zdenerwowany". Następnie zostawiano każde dziecko sam na sam z zabawkami, w nie zauważony sposób °t>serwując, co robi. Okazało się, że żadne dziecko nie bawiło się 163 f t 162 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI zakazaną zabawką w kilkuminutowym okresie pokusy. Po zakończeniu okresu pokusy ponownie proszono dzieci o uszeregowanie zabawek według stopnia ich atrakcyjności. Oczywiście po to, aby stwierdzić, czy zagrożenie karą faktycznie obniża atrakcyjność zakazanej zabawki (takie obniżenie atrakcyjności zakazanej czynności jest przecież głównym powodem stosowania kar) i czy kary duże są skuteczniejsze od kar małych (co jest powodem stosowania raczej dużych niż małych kar). Tabela 9. Nieoczekiwane skutki silnych kar: zmiany atrakcyjności zakazanej zabawki jako skutek wielkości kary zagrażającej za bawienie się tą zabawką. Liczby oznaczają, ile dzieci ujawniło daną reakcję. Źródło: Aron-son i Carlsmith (1963). zagrożenie atrakcyjność zakazanej zabawki większa bez zmian mniejsza mała kara duża kara brak zagrożenia 4 14 7 10 8 4 8 0 0 Jak widać w tabeli 9., dla żadnego z dzieci oczekujących dużej kary za bawienie się zakazaną zabawką, zabawka ta nie stała się mniej atrakcyjna. Wręcz przeciwnie, większość przedszkolaków zaczęła jej pożądać bardziej niż przed zakazem. Mamy tu więc do czynienia raczej z podniesieniem uroku owocu zakazanego niż ze skutecznym oddziaływaniem (silnej) kary na upodobania dzieci. Jedynie w warunkach kary małej więcej było dzieci, dla których atrakcyjność zakazanej zabawki spadła, niż tych, dla których wzro- j, sła. Inni badacze uzyskali podobne wyniki stwierdzając, że spadek 1j atrakcyjności zabawki słabo zakazanej ma charakter trwały i przeja- f", wia się w rzeczywistym zachowaniu. Dzieci, którym grożono karą słabą, jeszcze po czterdziestu dniach (choć zakaz nie był ponawiany) mniej chętnie bawiły się zakazaną zabawką niż dzieci, którym uprzednio zagrożono karą silną (Freedman, 1965). Badania te jednoznacznie wskazują na jednakowość krótkotrwałych efektów kary silnej i słabej. Jednakże długofalowe skutki kary małej są silniejsze niż skutki kary dużej. Zresztą, te ostatnie ą odwrotne w stosunku do zamie- karza^B- t>laczeg° tak si^ dzieJe? Najbardziej przekonywające wyjaśnienie odwołuje się do po-• uzasadnienia zachowania. Ludzie, od przedszkolaków poczy-jęCia pragną zwykle myśleć o swoim własnym zachowaniu jako "^działaniach sensownie uzasadnionych - poszukują więc powoli 'w uzasadniających to, co robią. Uzasadnienia te z kolei dzielą się grubsza na zewnętrzne i wewnętrzne. Uzasadnienia zewnętrzne oznaczają te powody podejmowania działań, które tkwią w sytuacji czy też poza samym działaniem i przyjemnością, jaką realizacja tego działania niesie. Zewnętrznym uzasadnieniem postępowania jest więc chęć uniknięcia kary, zyskania nagrody, spełnienia cudzej prośby itd. Uzasadnienia wewnętrzne natomiast to przyjemność płynąca z samej realizacji danej czynności, to nasze własne, osobiste powody podejmowania działań, wywodzące się z naszych upodobań, uczuć, a także z naszych własnych przekonań o tym, co słuszne, a co nie. Ludzie są przy tym tak skonstruowani, że szukając przyczyn własnych działań (przynajmniej takich, które nie zostafy przez nich samych zainicjowane i nie były poprzedzone długotrwałym procesem podejmowania decyzji), rozpoczynają zwykle od poszukiwania przyczyn zewnętrznych. Dopiero wtedy, kiedy ich nie znajdują, zwracają się w kierunku ewentualnych wewnętrznych powodów własnego zachowania (chociaż przy interpretacji cudzych zachowań kolejność jest zwykle odwrotna - poszukiwanie powodów zachowań rozpoczyna się od uzasadnień wewnętrznych). Ponadto ludzie zwykle poszukują nie wszystkich możliwych powodów własnych działań, lecz takich, które są do uzasadnienia własnego postępowania po prostu wystarczające. Z reguły poprzestają więc na jednym jego uzasadnieniu - nawet jeżeli faktycznie dane działanie spowodowane było więcej niż jedną przyczyną -1 zwykle jest to uzasadnienie zewnętrzne. Uzbrojeni w tę wiedzę Znajdującą potwierdzenie w licznych badaniach - Nisbett i Ross, °u), przyjrzyjmy się zachowaniu przedszkolaków zagrożonych 1 ną bądź słabą karą za bawienie się zakazaną zabawką. Jedni i drudzy nie bawili się nią w początkowym okresie po- usy, co wymagało jakiegoś uzasadnienia („Dlaczego nie bawię się ™m misiem, skoro mi się podoba?"). Oczywiście, dzieci zagrożone 'ną karą łatwo znajdowały tu zewnętrzne uzasadnienie właśnie groźbie kary („Nie bawię się, bo on się pogniewa i pozabiera 164 PSYCHOLOGIA I U I wszystkie swoje zabawki"). Jednak dzieci zagrożone karą słabą nie znajdowały takiego natychmiastowego uzasadnienia - kara była zbyt słaba, aby rozsądnie i wystarczająco wytłumaczyć niebawie-nie się atrakcyjną zabawką. W tej sytuacji dzieci, poszukiwały in_ nego powodu zaniechania zabawki i pod nieobecność uzasadnienia zewnętrznego dochodziły do uzasadnienia wewnętrznego, odwołującego się do własnych upodobań („Ja po prostu nie lubię tego misia aż tak bardzo"). W rezultacie zakazana zabawka stawała się mniej atrakcyjna. Co ciekawe, ta sama logika każe przewidywać, że uzyskiwanie zewnętrznych nagród za wykonywanie czynności, skądinąd lubianej i zgodnej z własnymi pragnieniami, powinno prowadzić do spadku jej lubienia i zaniku pragnień leżących u jej podłoża. Nagradzany człowiek zaczyna bowiem widzieć własne działania jako powodowane chęcią uzyskania nagrody, nie zaś chęcią wykonywania samej czynności. Jest to zgodne z zasadą, że uzasadniając własne zachowania zwracamy się początkowo w stronę uzasadnień zewnętrznych. Tak więc lubiące się uczyć dziecko, nagradzane przez rodziców pieniędzmi za każdą przyniesioną ze szkoły piątkę, może piątki co prawda nadal przynosić, ale już nie dlatego, że lubi się uczyć, tylko dlatego, by dostawać pieniądze. Może to mieć ten smutny skutek, że mniej będzie lubić naukę dla niej samej, a piątki będzie przynosić jedynie tak długo, dopóki otrzymuje za nie pieniądze. Ten sposób myślenia znajduje uzasadnienie w wynikach innego badania, przeprowadzonego również na przedszkolakach, którym tym razem zapowiadano nagrody za to, co lubiły i mogły robić (nie zaś kary za to, co lubiły, a czego nie mogły robić). Do badań wybrano jedynie dzieci lubiące się bawić pewnym rodzajem pisaków. Jednej grupie zapowiedziano, że jeżeli będą ładnie rysować, to dostaną Odznakę Dobrego Rysownika - błyszczącą złotą gwiazdę z czerwonymi wstążkami i miejscem na wpisanie własnego imienia (wstępne badania wykazały, że gwiazda taka była przedmiotem wielkiego pożądania przedszkolaków). Dzieciom z drugiej grupy nagrody nie zapowiadano, choć również ją dostały. Wreszcie dzieciom z grupy trzeciej nagrody ani nie zapowiadano, ani nie dawano. W kilka dni później wśród zabawek dostępnych każdemu dziecku znajdowały się również pisaki, badacze zaś przez jednostronne lustro obserwowali, jak wiele czasu dziecko poświęca na zabawę pisakami. Okazało się, że dzieci, które uprzednio rysowały dla uzy- MZEK 165 zapowiedzianej nagrody, bawiły się nimi o połowę krócej ^"(Tieci z dwóch pozostałych grup. Nie lubiły już pisaków tak "Z t! jak na początku (Lepper i in., 1973). Badanie to pokazuje ' radoksalne s]cUtki nagrody - miast nasilić lubienie czyn-- ' która była nagrodzona, spowodowała ona skutek dokładnie "dwrotny. Obecność sytuacyjnego uzasadnienia własnego działania ° ostaci nagrody prowadziła do niedoceniania roli wewnętrznego zasadnienia tegoż działania. Nastąpił spadek wewnętrznej moty-vacii do wykonywania uprzednio lubianego działania (motywacji typu: „Robię to, bo lubię"). Nagrody (i kary) oczywiście nie zawsze działają w ten paradoksalny sposób. Często oddziałują one, rzecz jasna, „normalnie" i nasilają motywację do wykonywania działań, za które są udzielane. Decydującym czynnikiem jest przekazywana przez nagrodę informacja, za co jest ona dawana i otrzymywana. Jeżeli nagroda udzielana jest za osiągnięty poziom wyniku czy umiejętności, oddziałuje ona w normalny sposób - im większa nagroda, tym bardziej dodatni jej wpływ na lubienie danej czynności i dalszą ochotę do jej wykonywania. Nagroda może jednak informować odbiorcę nie tylko o osiągnięciach, ale i o powodach jego działania, o tym, że podjął on działanie właśnie po to, by nagrodę zyskać. Jeżeli uwypuklony jest ten aspekt jej treści, to im większa nagroda, tym bardziej ujemny jej wpływ na lubienie danej czynności i dalszą ochotę do jej wykonywania (Dęci, 1975). Oczywiście, winien jestem tu odpowiedź na pytanie: „A co to wszystko ma wspólnego z miłością?" Otóż wydaje mi się, że opisane prawidłowości rzucają bardzo interesujące światło nie tyle na samą miłość, ile na to, co się z nią stać może, jeżeli kochający się ludzie poważnie przejęliby się zaleceniami (niektórych) moralistów, by w miłości nie szukać szczęścia i przyjemności, lecz tylko spełnienia obowiązku. Pozytywne wysiłki i działania skierowane na kochaną osobę 1 trzymanie z nią stałego związku mogą znajdować uzasadnie-nie afoo wewnętrzne, albo zewnętrzne. Uzasadnienia wewnętrzne odwołują się do naszych własnych uczuć do tej osoby, do atrakcyjności naszego z nią związku i do przyjemności, jakie daje nam sam akt troszczenia się o nią. Uzasadnienia zewnętrzne odwoływać się między innymi do nagród za spełnianie nakazów moralnych też do kar grożących za złamanie tych nakazów. Nb. kary 166 PSYCHOLOGIA zdają się tu być ważniejsze od nagród - moralność jest taką dziedziną, gdzie kary za łamanie nakazów (poczucie winy, potępienie ze strony innych) są zwykle większe od nagród za ich przestrzega-nie. Przestrzeganie nakazów moralnych jest bowiem zachowaniem po prostu normalnym i nie zasługującym na większą uwagę, w przeciwieństwie do łamania norm, które jako postępek nienormalny ściąga na siebie uwagę szczególną (zważmy na przykład, jak wiele zachowań niemoralnych obłożonych jest karami przez prawo, które jednak bardzo rzadko nakłada obowiązek wynagradzania za czyny moralne). Prawidłowości pokazane na przykładzie przedszkolaków wskazują, że kiedy człowiek może uzasadniać sobie jakieś własne zachowanie przyczynami zarówno zewnętrznymi, jak i wewnętrznymi, to ma tendencję do widzenia przyczyn zewnętrznych jako jedynych przyczyn swego postępowania, a jednocześnie traktowania przyczyn wewnętrznych jako nieistotnych. Zatem określanie własnych przyzwoitych wobec partnera działań jako rezultatu spełniania nakazów (czy to moralności, czy to rozsądku) prowadzić może do spostrzegania własnych do niego uczuć jako słabszych, w istocie tak słabych, że nie wystarczają one same w sobie do działania na rzecz partnera. Jeżeli natomiast sami widzimy nasze uczucia jako słabsze, to tym samym stają się one słabsze (kto w końcu poza nami ma decydować, jak silne są nasze własne uczucia?). Ten właśnie problem nazywam pułapką obowiązku. Z jednej strony oczywiste jest, że wsparcie dość ulotnych, a w każdym razie zmiennych uczuć składających się na miłość czymś tak stabilnym jak poczucie obowiązku dostarcza naszemu związkowi z innym człowiekiem dodatkowych, solidnych podstaw. Z drugiej jednak strony, widzenie naszego postępowania jako powodowanego obowiązkiem pomniejsza rolę naszych własnych uczuć do partnera, przyjemności, jakie daje nam sama troska o niego, i w konsekwencji może podcinać uczuciowe podstawy naszego z nim związku. Miłość jest swoją własną nagrodą, a jeżeli zachowania wyrażające miłość wyrażają również co innego, łatwo o to, by przestały być spostrzegane jako wyrażające miłość. W dodatku czerpanie podniety do działań pozytywnych wobec partnera z poczucia naszego własnego obowiązku (miast z uroków, jakie daje nam intymność w łączącym nas związku) może być dla partnera niezbyt przyjemne (w końcu to nie on jawi się jako powód naszych działań, lecz nasze własne zasady). Może też być dla niego zagrażające - skoro nam chodzi 167 ZYJACIELSKI ___------ obowiązek, to istnieje niebezpieczeństwo, że znajdziemy j^^ wazniejsze obowiązki. Choć więc spełnianie obowiąz-S°bie V rzeczą piękną i pożyteczną, zamiana miłości w obowiązek kÓWr eński) jest zabiegiem nie pozbawionym poważnych niebezpie-(ma,stw Szczególnie współcześnie, kiedy domaganie się szczęścia CZDr"yjemności jest głośniejsze czy powszechniejsze, niż to bywało kiedykolwiek wcześniej w dziejach naszej kultury. Myślę, że nie ma żadnej prostej recepty na rozwiązanie problemu obowiązku (tak jak nie ma prostej recepty na pułapkę dobroczynności). Nie sposób wyobrazić sobie stałego związku, w którym partnerzy w ogóle nie kierowaliby się poczuciem obowiązku, podobnie jak nie sposób wyobrazić sobie, aby związek dawał rzeczywistą radość, jeżeli kierowaliby się głównie tym poczuciem. Tak więc dobrze, gdy poczucie obowiązku jest, choć niedobrze, gdy jest go zbyt wiele, przy czym „zbyt wiele" oznacza zapewne różne wielkości dla różnych związków. Święty spokój, czyli pułapka bezkonfliktowości Konflikt celów, wartości i interesów w małżeństwie jest tym bardziej prawdopodobny, im bardziej małżonkowie są rzeczywiście partnerami związku i im bardziej się od siebie różnią. Ponieważ w naszych czasach partnerstwo staje się coraz ważniejszą podstawą budowania stałych związków, a partnerzy są zwykle mniej lub bardziej od siebie różni, występowanie konfliktów w małżeństwie jest po prostu nieuchronne. Oczywiście, konflikty są nieprzyjemne (także dlatego, że burzą romantyczny mit jedności pragnień) i zagrażają istnieniu związku. Nic więc dziwnego, że ludzie starają się ich unikać, co przynosi silne natychmiastowe zyski w postaci uniknięcia tych wszystkich przykrości, jakie nękają ich podczas i z powodu kłótni. Unikanie konfliktu ma zresztą swoje uzasadnienie nie tylko w nieco egoistycznym zapewnianiu sobie samemu „świętego spokoju", ale także w trosce 0 dobro partnera - unikanie konfliktu pozwala przecież uchronić również i jego przed złem. Nie na długo jednak. Na dłuższą metę strategia unikania konfliktu stanowi poważne zagrożenie dla ^iązku, ponieważ uniemożliwia zlikwidowanie źródeł konfliktów, Powoduje brak orientacji partnerów co do treści i wielkości czyhających na ich związek zagrożeń, a wreszcie pozbawia ich umiejęt-ności osiągania porozumienia i radości płynącej z pojednania. --------..r-, [VII Uporczywe unikanie konfliktowych tematów rozmów czy dzia-łań prowadzi do zubożenia zakresu spraw, w których partnerzy są lub usiłują być razem, tak że w końcu jedno lub obydwoje dokonują aktu wewnętrznej emigracji. Pozornie pozostają nadal w związku jednak ich życie coraz bardziej zaczyna się rozgrywać poza nim.' Jeżeli ona chce oglądać 147. odcinek serialu z życia wyższych sfer on zaś - transmitowany na innym programie drugoligowy mecz piłki nożnej, to zamiast się kłócić bądź ustępować sobie nawzajem, mogą ominąć konflikt: on pójdzie do sąsiada na mecz, ona zostanie y w domu. Jeżeli ją denerwuje jego wyraźna nieudolność w robieniu ji' kariery zawodowej, on przestanie się jej zwierzać ze swoich kłopo-I tów w pracy (porozmawia o tym z sąsiadem) itd. W niemal każ-I dym pojedynczym przypadku ominięcie konfliktu wydaje się zupełnie rozsądnym rozwiązaniem. Nietrudno jednak zauważyć, że stałe stosowanie przez partnerów tej właśnie strategii prowadzi prostą drogą do tego, że ich życie zaczyna się toczyć gdzie indziej. Unikanie konfliktów, motywowane pragnieniem, aby „było dobrze", prowadzi więc do związku, który albo staje się nijaki (co oznacza, że będzie gorszy), albo negatywny. W konsekwencji postępowanie takie jest równie zabójcze dla związku, jak strategia otwartego atakowania partnera. A obie te strategie współwystępują z niezadowoleniem partnerów z ich związku, podczas gdy strategią sprzyjającą satysfakcji z małżeństwa jest poszukiwanie kompromisu (Levinger, 1980). Unikanie konfliktu stanowi szczególny przykład pułapki polegającej na uleganiu złudnym urokom natychmiastowej ulgi. Uchronienie siebie i partnera przed złem niewielkim i natychmiastowym (starcie z partnerem, czyli otwarte wyrażenie konfliktu) wystawia nas na niebezpieczeństwo zła nieporównanie większego, choć odległego w czasie (doprowadzenie do sytuacji, w której partnerów niewiele już łączy, a konflikty pomiędzy nimi są tak zadawnione i poplątane, że nie sposób ich rozwiązać). Zdarzenia bliskie w czasie mają to do siebie, że są psychicznie znacznie bardziej realne i odczuwalne od zdarzeń znacznie poważniejszych, ale odroczonych. Odłożenie na potem wizyty u dentysty czy w urzędzie niesie natychmiastową ulgę i ta właśnie natychmiastowość decyduje o jej nieodpartym uroku, pomimo świadomości, że tak naprawdę dopiero załatanie dziury w zębie czy wypełnienie deklaracji podatkowej będzie załatwieniem sprawy i ulgą ostateczną. Co więcej, uzyskiwanie takich natychmiastowych ulg jest w oczywisty spo- ZWIAZEK PRZYJACIELSKI 169 :dradliwe. Ząb boli coraz bardziej i w końcu trzeba go bę-„n/ru/flć zamiast plombować, niezłożenie na czas deklaracji nvać zamiast plombować, niezłożenie na czas deklaracji dZ!i tkcwej zaowocuje karą, być może wyższą niż sam podatek. f dbnie -st j w przypadku konfliktów między partnerami stałego P°. °ku Unikanie prób rozwiązania konfliktu przynosi natychmia-Twą ulgę, ale prowadzi do jego nasilenia, obniżając tym samym l "ulgę, ale prowadzi do jego nasilenia, obniżając tym samym szansę znalezienia sensownego kompromisu. Wyobraźmy sobie żonę stwierdzającą wkrótce po ślubie, że jej maż zwraca się w każdej sprawie o radę do swojej matki, która w rezultacie zaczyna wiedzieć o domowym życiu i żonie nawet więcej niz ona sama. Jemu wydaje się to zupełnie naturalne (zawsze dotąd zwierzał się matce), choć ją wyprowadza to z równowagi. Jednak kocha męża i nie chce sprawiać mu przykrości, ponieważ wie, że on kocha swoją matkę, czemu żona wcale nie chce przeszkadzać. Boli ją jedynie brak pewności, czy to, co powierza mężowi, powierza tylko jemu, czy również teściowej. Im dłużej będzie czekała z wyjawieniem swoich pretensji, tym większa jest szansa, iż kiedy to już wreszcie zrobi, pretensji nagromadzi się tyle, że ich zgłoszeniu towarzyszyć będą silne emocje, co na pewno nie pomoże w dobrym przeprowadzeniu rozmowy. Im dłużej będzie czekała, tym większe też będzie zaskoczenie męża i tym trudniej będzie mu-zmienić utarte już zwyczaje, a nawet dostrzec potrzebę ich zmiany („Co cię nagle ugryzło? Nigdy dotąd nie miałaś pretensji"). Dlaczego więc nasza przykładowa żona zwleka ze zgłoszeniem problemu, choć wielekroć o tym myślała i chciała to zrobić? Dlatego, że ma równie wiele powodów, by dążyć do tej rozmowy, jak i jej unikać. Rozmowa jest dla niej tyleż pożądana (dzięki nieJ może uda się nakłonić męża do większej dyskrecji), co od-stręczająca (nie chce go zranić sugerując, że jest maminsynkiem, a P°za tym perswazja może się nie udać i w końcu o wszystkim do-le się teściowa). Obie tendencje - do przeprowadzenia rozmowy 0 jej uniknięcia - rosną tym bardziej, im bliższa jest perspek-tałc^ P.rzeProwadzen'a rozmowy. Ogólna prawidłowość jest jednak a, że w miarę wzrostu bliskości wszelkich obiektów pociągających i odstręczających zarazem (czyli ambiwalentnych) tenden-Ja do ich unikania rośnie szybciej od tendencji do zbliżania się i. "1Cn- Ilustruje to rysunek 12. (zaczerpnięty z klasycznej teorii Wiktu Neala Millera; zobrazowane na nim prawidłowości po-;rdząją liczne badania, między innymi nad zwierzętami, które 171 170 PSYCHOLOGIA dążenie silniejsze od unikania punkt równowagi unikanie silniejsze od dążenia bliskość obiektu celu Konflikt dązenie-unikanie: wzrost tendencji do unikania i dążenia do ambiwalentnego obiektu w zależności od bliskości tego obiektu. za pomocą wstrząsów elektrycznych i jedzenia wyuczono i bać się, i chcieć tego samego obiektu). Dopóki rozmowa jest jeszcze odległa, motywacja do jej przeprowadzenia przeważa nad motywacją do jej uniknięcia i nasza żona ożywiona jest szczerą chęcią zgłoszenia problemu („Jutro się z nim rozmówię"). W miarę zbliżania się rozmowy chęć jej uniK-nięcia rośnie jednak szybciej niż chęć jej przeprowadzenia i kiedy moment ten jest już bliski, motywacja unikania przeważa nad motywacją dążenia do rozmowy. W rezultacie żona wycofuje się z zamierzonej rozmowy („Nie dzisiaj, szkoda psuć nastrój, może pojutrze porozmawiamy"). Jest to więc typowy konflikt „I chciałabym, i boję się". Zdesperowana żona kręcić się będzie wokół punktu przecię- ,ZYJAUt^______.--------------------------- , . , rAwnOwagi, w którym obie mają jedna- hu motywacji (punktu równowagi, w którym obie mają jedna C'a ° iłe w związku z czym nie dochodzi ani do wycofywania się, k°Wdo zbliżania). Niczym pacjent z bolącym zębem, zmierzający Celnie do dentysty, by uciec spod drzwi, kiedy wszystkie stoma-Jogiczne niebezpieczeństwa zyskają na wyrazistości dzięki swej dotkliwej bliskości. Oczywiście, kiedyś w końcu zdecyduje się na odbycie rozmowy - wtedy gdy dojdzie jakiś dodatkowy argument za iej przeprowadzeniem. Niestety, najczęściej jest to argument w postaci własnej silnej emocji (oburzenia na męża, że raz jeszcze powiedział o czymś swojej matce). W rezultacie to, co miało być zgłoszeniem problemu i poszukiwaniem jego rozwiązania, przerodzi się w mało kontrolowany wybuch pretensji. Przykład ten pokazuje jeden z powodów, dla których rozwiązanie konfliktu jest tak trudne dla samych zainteresowanych. Nawet kiedy sensowny kompromis jest w pełni osiągalny, zainteresowani przystępują zwykle do jego poszukiwania w maksymalnie niekorzystnej sytuacji emocjonalnej, kiedy tak są na siebie wściekli bądź znękani, ze widzą wszystko na czerwono lub czarno. Czekanie ze zgłoszeniem problemu do czasu, gdy nie można już dłużej wytrzymać, jest równie niebezpieczne, jak zgłaszanie go w tym momencie, w którym boli on najbardziej. W obu tych stanach bowiem trudno jest zrobić cokolwiek innego niż na oślep zaatakować partnera, a jeszcze trudniej - myśleć. Tu właśnie zdaje się zaczynać rola dla partnera. Skoro jest nam tak źle, to powinien nam pomóc, ukoić nasze emocje, jeżeli zaś nie potrafi tego zrobić, to oczywiście zapytujemy się w duchu, do czego taki partner jest nam w ogóle potrzebny. Ba! Jak jednak partner ma to zrobić, kiedy to on właśnie jest przedmiotem naszego ataku i przyczyną problemu, w którym ma nam dopomóc? Jeżeli choć trochę się nami przejmuje, partner zacznie się bronić i sam atakować! Stanowczo wydaje się, że znacznie lepiej jest od czasu do czasu zepsuć dobry nastrój i przystąpić do nieprzyjemnych rozmów wtedy, kiedy S3 one jeszcze tylko nieprzyjemne. Kompromis jest trudny emocjonalnie nie tylko dlatego, że tflożna go osiągnąć w zasadzie jedynie po jasnym wyrażeniu i konfrontacji sprzecznych pragnień i dążeń. Drugi oczywisty powód po-lega na tym, że choć kompromis jest rozwiązaniem jeszcze możliwym do zaakceptowania dla obojga partnerów, to jednak jest on 172 PSYCHOLOGIA MlŁOŚc, rozwiązaniem odbiegającym od możliwości najbardziej wymarzonej. Dopóki kompromis pozostaje kwestią czystej buchalterii strat i"zysków dokonywanej w imię realizmu, dopóty jest ciosem dla i0-mantycznej koncepcji jedności pragnień. Partnerzy mają więc do wyboru: albo porzucić tę koncepcję (co może być trudne, ponieważ dla wielu ludzi jest ona jedyną wizją prawdziwej miłości), albo w sposób istotny zmienić własne pragnienia, tj. bardziej pożądać rozwiązania kompromisowego niż indywidualistycznego. To może być równie trudne, jeżeli traktowane będzie jako wyrzeczenie się cząstki samego siebie. Dylemat ten zaiste przypomina wybór między Scyllą a Charybdą i jeżeli nie zostanie przez partnerów rozwiązany, pozostają oni między burzliwą udręką wzajemnych ataków a wewnętrzną emigracją bezkonfliktowości. Niezłomność zasad, czyli pułapka sprawiedliwości Wszyscy pragniemy sprawiedliwości i jak wykazały badania opisywane w poprzednim rozdziale, związki, w których wymiana dóbr jest sprawiedliwa, mają większą szansę na trwałość i satysfakcję niż związki niesprawiedliwe. A jednak domaganie się przede wszystkim sprawiedliwości przez każdego z partnerów jest bardzo niebezpieczne dla ich związku, gdyż prowadzić może do spirali coraz bardziej negatywnych zachowań. Sprawiedliwość, jaką partnerzy uzyskują, może łacno przybrać biblijną postać „oko za oko, ząb za ząb". Badania nad przebiegiem wzajemnych kontaktów w parach małżeńskich wykazują zgodnie, że w parach szczęśliwych zgłoszenie jakiegoś problemu spotyka się ze zgodą lub przynajmniej wysłuchaniem przez partnera. W parach nieszczęśliwych odpowiedzią jest natomiast uskarżanie się na ten sam lub inny problem. Prowadzi to do przelicytowywania się partnerów w skargach i nieszczęściach, jakie ich w danym związku spotykają (Billings, 1979; Gottman, 1979; Schaap, 1984). Odwzajemnianie negatywnych zachowań i emocji uważane jest powszechnie za najbardziej zabójcze dla związku zjawisko, ponieważ prowadzi prostą drogą do ich nasilenia na zasadzie błędnego koła. Przy tym każde z partnerów uważa swoje zachowanie za sprawiedliwe, bo zgodne z niepisaną zasadą wzajemności („jak ty mnie, tak ja tobie"). Po kilku rundach negatywnej wymiany nie sposób rozstrzygnąć, „kto pierwszy zaczął", a każdy jest I neTZe 173 nnv że odpowiedzialność za to spoczywa na part-• W dopóki każde z partnerów postępuje niczym sprawiedliwości, postępuje również eskalacja " ' im z tego błędnego koła jest pome-20 kosztu i odpowiedzenie dobrem na zło. slenie mesi»*« '~r;dnak na tym> ze wysiłek taki ma sens jedynie Problem polega J odpOwiedzi partnera. Wyjściem z pu- Warunkiem pou J r ^ poniesienie ryzyka, ze nasza d sprawiedliwość ^ && . .^^ -ak ^^ sądzimy) dobra wola zost n 0„ partnera. Na krótką metę jest PTZ6^ "-fJ-(niesprawiedliwie nagradzamy partnera snej wartości albo boli go głowa, co jest przecież owrue itd. . Krzywda zaś nie tylko boli, ale także a^a*^ ochotę do zrewanżowania się zadającemu boi ?^ żona mówi do męża: „Zepsułeś mi cały wieczór , ten pewno odpowie: „To ty mi zepsułaś wieczór". Z «a8em się to w zautomatyzowaną rundę: „Zawsze musisz & psuć" - „Ależ to ty wszystko zawsze psujesz", gdzie żadne z rów już nie wie, ani co znaczy „wszystko", am co ™*^ I wcale nie pragnie się tego dowiedzieć od drugiego,^ wymieniają już żadnych informacji, lecz jedynie negatywne Kluczową dla związku umiejętnością partnerów jest ^ nie sie od rewanżu, niewplątame się w spiralę wymiany^ i konstruktywne zareagowanie na destruktywny P^P^ Rusbult i współpracownicy (1991) wykazali, ze taka umi odpowiedzenia dobrem na zło rośnie wraz ze wzrostem. - dotychczasowego zadowolenia ze związku, - przekonania o jego ważności we własnym zycm, emocje. 174 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI - wysiłku uprzednio włożonego w ów związek, - zaangażowania w jego utrzymanie. Skłonność do konstruktywnej reakcji na destruktywność partnera maleje zaś tym bardziej, im bardziej jesteśmy przekonani 0 atrakcyjności innych związków potencjalnie nam dostępnych. Istotną rolę odgrywają też pewne indywidualne cechy partnerów, jak stopień skoncentrowania na sobie, niechęć do przyjmowania perspektywy partnera, czy psychiczna męskość-kobiecość (omawiana nieco dalej). Jednakże skłonność do odpowiadania dobrem na zło jest ogólnie silniej uzależniona od stanu związku niż od indywidualnych cech ludzi weń zaangażowanych. Ogólnie najważniejszym aspektem związku, pozwalającym tę skłonność przewidywać, jest poziom zaangażowania partnerów w utrzymanie ich związku. Opisywanie związku miłosnego w kategoriach strat i zysków, normy wzajemności czy sprawiedliwej wymiany może być użyteczne 1 pożądane przy obiektywnej i bezosobowej (na przykład naukowej) analizie bliskich związków. Nie wydaje się natomiast, aby takie buchalteryjne pojęcia były odpowiednimi kategoriami do analizy własnego związku dwojga ludzi. Pojawienie się skłonności jednego bądź obojga partnerów do świadomego rozważania, czy wymiana dóbr w ich od dawna trwającym związku jest sprawiedliwa, stanowi sygnał ostrzegawczy, że dzieje się źle (Levinger, 1979). Dopóki bowiem związek jest zadowalający, każdy z partnerów gromadzi taki zapas „zysków", że nie musi się martwić o znak bilansu. Kiedy jednak zaczyna się martwić, oznacza to wyczerpanie owej nadwyżki i sygnał, który nie może być długo ignorowany, jeżeli związek ma trwać nadal, a przynajmniej jeżeli ma w nim trwać intymność. Reakcje na niezadowolenie Opisane wyżej pułapki są tylko jednym z możliwych źródeł problemów, jakie nękają związek dwojga ludzi. Nawet jeśli uda się uniknąć ich wszystkich, pojawienie się choćby krótkotrwałego niezadowolenia w bliskim związku jest oczywiście nieuchronne. Życie każdej pary dostarcza setek okazji do rozczarowań, konfliktów, udręk czy problemów. Powstaje więc istotne pytanie: jak ludzie reagują na niezadowolenie ze swojego związku, jakie są następ- 175 ' nych rodzajów reakcji i od czego zależy wybór reakcji na n'eZO°zvwiście na pytania te usiłowało odpowiedzieć wielu bada-choć obawiam się, że przegląd wszystkiego, co mają oni do po-CZ^'dzenia, byłby o wiele bardziej męczący niż pouczający. Zamiast m&0 przedstawię tu w zasadzie jedną tylko koncepcję - amerykańskiej badaczki- Caryl Rusbult. Koncepcja wydaje się udanym i badawczo uzasadnionym kompromisem między prostotą (konieczną cechą użytecznej teorii) a skomplikowaniem (nieuchronnym przy tak złożonym zjawisku jak długotrwały związek dwojga ludzi). Punktem wyjścia tej koncepcji było uzyskanie od dużej grupy ludzi swobodnego opisu ich własnych sposobów reagowania na niezadowolenie ze związku miłosnego, sposobów, jakie zaobserwowali u siebie samych w przeszłości. Rusbult i Zembrodt (1983) zidentyfikowały ogółem kilkadziesiąt takich sposobów reakcji, których opisy przedstawiły następnie innej grupie badanych, z prośbą o ocenę ich podobieństwa do siebie. Oceny podobieństwa poddano następnie analizie przy pomocy jednej z procedur statystycznych pozwalających wydobyć ukrytą strukturę znaczeń leżącą u podstaw „powierzchownego" podobieństwa między różnymi konkretnymi reakcjami na niezadowolenie. Owa ukryta struktura okazała się zawierać dwie zasadnicze osie: konstruktywność-destruktywność i aktywność-bier-ność. Jak ilustruje rysunek 13., zamiana każdego z tych wymiarów w dwudzielny podział pozwala wyróżnić cztery zasadnicze typy reakcji na niezadowolenie, czyli Wyjście, Dialog, Lojalność i Zaniedbanie. Wyjście ze związku oznacza jego aktywne niszczenie. Wycofanie się z kontaktów, izolowanie się od partnera, decyzję „pozostańmy (tylko) przyjaciółmi", atak na partnera (włącznie z fizycznym), rozwód. Dialog to podejmowanie prób usunięcia problemu 1 utrzymania związku w dobrym stanie. Dyskusje nad problemem, Proponowanie jego rozwiązań, poszukiwanie kompromisu, poszukiwanie pomocy na zewnątrz (u przyjaciół, terapeutów itp.), próby zmieniania siebie i/lub partnera. Lojalność oznacza cierpliwe przeczekiwanie problemu w nadziei, że „samo się jakoś ułoży" albo Ze „czas zaleczy rany", trwanie przy partnerze, niezwracanie uwagi na jego wady, modlenie się o zmianę na lepsze. Zaniedbanie oznaka wreszcie ignorowanie partnera, ograniczanie czasu z nim spę-zanego, odmowę podejmowania dyskusji, chłodne bądź nieprzy- &vs cu- "5" .2 nie w późniejszych fazach związku. Natomiast odwrotnie mająsl_ sprawy z Lojalnością. Wtedy, kiedy związek dostarcza nam (j6 , cze) dużej satysfakcji, Lojalność jest zbyt bierną formą jego obroC pasuje zaś do faz późniejszych, kiedy to sprawy związku budząR zwykle mniej emocji. Im starszy związek (i jego partnerzy), Y_ mniejsza skłonność do Dialogu, a tym większa skłonność do re ¦ agowania Lojalnością (Rusbult i in., 1986 b). Obie te zależnej są jednak bardzo słabe, prawdopodobnie dlatego, że liczony wl> tach wiek związku jest jedynie pośrednim i zawodnym wskaźniki0', fazy, w jakiej związek się znajduje (niektóre związki zapewne szyb. ciej przechodzą od faz wcześniejszych do późniejszych, a pewna'^ liczba nigdy nie dochodzi do fazy związku pustego). Co cieka*^ wraz z wiekiem związku i partnerów spada również skłonność i reagowania na problemy aktywnym wyjściem ze związku. Wygl^y więc na to, że wraz z upływem czasu spada skłonność partnerom do stosowania wszelkich aktywnych strategii. r Tabela 11. wskazuje także, że im bardziej reagujemy Lojalny ścią, tym mniej skłonni jesteśmy uważać za atrakcyjnych innf 192 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI potencjalnych partnerów czy też życie na własną rękę, poza związkiem. Ponieważ spostrzeganie innych możliwych związków jako mało kuszących decyduje o zaangażowaniu w aktualny związek (o czym mowa w następnym rozdziale), jest to istotna zaleta Lojalności. Zalety tej zdaje się być pozbawiona strategia Dialogu. Sugeruje to, że mimo swego biernego charakteru Lojalność jest strategią nie we wszystkim gorszą od aktywnego Dialogu, ponieważ niesie takie dobroczynne dla związku skutki, których Dialog nie daje. R O Z D Z Związek pusty i jego rozpad Samopodtrzymujący charakter zaangażowania - uzasadnianie własnych działań - dotychczasowe inwestycje - związek z partnerem jako część własnego „ja" Chcieć mimo wszystko, czyli względność satysfakcji - oczekiwania a zyski i koszty - możliwości zastępcze Bariery - poczucie winy - dzieci - naciski społeczne Rozpad Jest tylko Beatrycze i jej właśnie nie ma Jan Lechoń Spadek intymności jest w zasadzie możliwy do uniknięcia, choć wzrastająca liczba rozwodów i omawiana w poprzednim rozdziale ponura krzywa satysfakcji wskazuje, że zapewne większości par nie udaje się intymności utrzymać. Nie spada ona do zera (wielu badaczy twierdzi, że pewne jej elementy, na przykład przywiązanie, nigdy nie zanikają całkowicie), niemniej spada poniżej poziomu, który jeszcze partnerów zadowala. Pozytywnych uczuć jest mało 1 często znacznie mniej niż emocji negatywnych wynikających z doznanych w przeszłości krzywd i nigdy nie rozwiązanych konfliktów. Po latach trwania związku także namiętność jest już tylko echem przeszłości. Powodów do zadowolenia jest więc niewiele, powodów do niezadowolenia tysiąc, przynajmniej jeśli zapytać o to samych PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI zainteresowanych. Związek wkroczył w fazę związku pustego, dokąd niepostrzeżenie dryfował już od dłuższego czasu. Zanik pozytywnych powodów pozostawania w związku nie oznacza oczywiście automatycznego jego rozpadu. W myśl koncepcji przedstawionej w pierwszym rozdziale tej książki, czynnikiem decydującym o dalszym trwaniu związku staje się w tej fazie zaangażowanie, czyli nasze przekonania, decyzje i działania ukierunkowane na utrzymanie związku z danym partnerem. Ponieważ trwanie całego związku zależy w jego fazie pustej od podtrzymania zaangażowania, a zanik zaangażowania oznacza rozpad związku, obecny rozdział niemal w całości dotyczy mechanizmów podtrzymujących nasze zaangażowanie. Liczne małżeństwa trwają nadal pomimo braku satysfakcji, a czasami mimo niesłychanych wręcz cierpień jednego bądź obojga partnerów. Na przykład w Wielkiej Brytanii 60% wszystkich zabójstw kobiet dokonują ich mężowie lub kochankowie, w USA 30% zabójców należy do najbliższej rodziny ofiary (Howells, 1981), nie mówiąc już o mniej krańcowych, choć nieporównanie częstszych przejawach agresji i cierpienia w rodzinach, takich jak bicie czy znęcanie się fizyczne lub psychiczne. Jeżeli nawet ofiara agresji opuszcza w końcu swój związek z agresorem, z reguły dzieje się to dopiero po latach cierpień. Oczywiście partnerzy większości związków zwykle nie biją się ani nie znęcają nad sobą nawzajem, ale nawet oni przechodzą liczne katusze natury psychicznej - niezadowolenie, zawód, depresja, rozpacz, beznadziejność, bezsilność... listę tę łatwo byłoby wydłużać. Dlaczego ludzie trwają w związkach, które zamiast radości i siły dają cierpienie, wyczerpują psychicznie, a nawet mogą być niebezpieczne? Mówiąc najkrócej, ludzie pozostają ze sobą w związku nie przynoszącym im satysfakcji albo dlatego, że dotąd w nim byli, albo dlatego, że mimo wszystko tego chcą, ponieważ nie ma niczego, czego chcieliby bardziej, albo też dlatego, że muszą. Naiwnością byłoby sądzić, że robią to tylko z tego ostatniego powodu. Pierwszy z tych powodów (ludzie pozostają z sobą nadal dlatego, że tak było dotąd) wydaje się na pierwszy rzut oka niepoważny - czy jest sens tłumaczyć, że słońce świeci dziś dlatego, iż świeciło także wczoraj? Cóż, prawdą jest, że jutrzejsza pogoda o wiele częściej okazuje się podobna do dzisiejszej niż od niej różna. Przewidywanie, że jutro będzie tak samo jak dziś, znacznie częściej się potwierdza, niż nie potwierdza. Zaangażowanie zW|ĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD w związek ma charakter zjawiska samopodtrzymującego się i ęs^ dalej starał się przekonywać, że sam fakt pojawienia się zaangażowa,. nia jest zapewne najważniejszym powodem pozostawania partneró^ w skądinąd niezbyt radosnym związku. Powód drugi, „chcieć mimo wszystko", odnosi się nie do bez.v. względnej satysfakcji ze związku, lecz do satysfakcji względnejj Owa względność satysfakcji oznacza, że poziom naszego zadowolę., nia zależy nie tylko od tego, co rzeczywiście od partnera otrzymu. jemy, lecz także od porównania tego, co dostajemy, z tym, czeg oczekiwaliśmy, i z tym, co moglibyśmy uzyskać gdzie indziej ( innych partnerów). Dzięki takim porównaniom możemy uznać ^ znośny nawet taki związek, który nam niewiele daje (ale i tak wię . cej niż inne możliwe związki albo więcej, niż oczekiwaliśmy). Powód trzeci wreszcie to bariery nie pozwalające się ze zwiąż _ ku wycofać. Chciałoby się rzec: „bariery zewnętrzne", choć oczy.. wiste jest, że znaczna ich większość działa jedynie dzięki pewny „wewnętrznym", spełnianym przez nas warunkom, takim jak wartości czy przekonania nakazujące pozostanie w związku. Samopodtrzymujący charakter zaangażowania Jeżeli już raz zaangażujemy się w jakieś działanie, sam fału jego podjęcia może nam utrudniać wycofanie się, niezależnie oy tego, czy skutki działania są zadowalające, czy nie. W przypadki, działań skierowanych na budowę bliskiego związku z innym czło_ wiekiem samopodtrzymywanie się zaangażowania dochodzi d^ skutku dzięki naszej skłonności do uzasadniania własnych działa^ jako sensownych i wartych podjęcia lub dzięki niechęci do utraty dóbr dotychczas zainwestowanych w związek. Trzecim powodei^ jest to, że bliski związek z innym człowiekiem szybko się dla n&s staje częścią naszego własnego ja, naszej własnej tożsamości. Ro^_ ważmy pokrótce te trzy mechanizmy decydujące o samopodtrzy_ mującym się charakterze zaangażowania. Uzasadnianie własnych działań W pewnym badaniu zaproszono młode kobiety do i szczerej dyskusji na temat zachowań seksualnych. Z 196 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI że dyskutowanie o seksie będzie zajęciem interesującym, ponieważ badanie przeprowadzano w latach 50., kiedy seks w znacznie mniejszym niż dziś stopniu nadawał się do rozmów i pociągał jako temat kuszący, a rzadko poruszany. Zapewne podobnie uważały i badane studentki, skoro część z nich zgodziła się nawet podjąć pewne wysiłki w zamian za możliwość brania udziału w owej gru- 1 powej dyskusji o seksie. Od jednej grupy wymagano wysiłku stosunkowo dużego. Dziewczęta musiały przeczytać na głos, w obecności eksperymentatora (mężczyzny), kilka fragmentów opisujących drastyczne sceny erotyczne, a także listę sprośnych słów, którą przygotowali Aronson i Mills (1959), autorzy tego badania, informując przy tym uczestniczki eksperymentu, ze muszą się one nieco wyzbyć zahamowań przed czekającą je dyskusją. Od pozostałych wymagano wysiłku albo małego (czytały na głos słowa dotyczące seksu, choć nie ordynarne), albo żadnego. Następnie badane wysłuchiwały dyskusji, same nie biorąc w niej udziału, rzekomo dlatego, że był to ich pierwszy raz i nie mogły jeszcze przeczytać literatury przedmiotu. W rzeczywistości dyskusję za każdym razem odtwarzano z taśmy, dzięki czemu wszystkie uczestniczki słyszały dokładnie to samo. Wysłuchiwana dyskusja była okropna. Nie dość, że dotyczyła drugorzędnych zachowań seksualnych u niższych zwierząt, to jeszcze jej uczestnicy wypowiadali się w sposób rozwlekły, bełkotliwy i nudny ponad wszelkie wyobrażenie. Uwieńczeniem złośliwości eksperymentatorów (w służbie nauki jednak!) było poproszenie dziewcząt o ocenę, jak dalece podobała im się dyskusja i sami dyskutanci. Dziewczęta, które włożyły mały wysiłek w dostanie się do grupy, a także badane z grupy kontrolnej, nie wydatkującej żadnego wysiłku, oceniały ją jako nudną. Jednakże dziewczęta, które włożyły duży wysiłek, by dyskusji wysłuchać, uważały i dyskusję, i dyskutantów za dość interesujących. Dlaczego coś, co było wyraźnie nudne i bezwartościowe, uznane zostało za niemal interesujące i warte wysiłku? Aronson i Mills powiadają, że właśnie dlatego, iż wymagało wydatkowania wysiłku. Świadomość włożenia znaczącego wysiłku w coś, co najwyraźniej nie było tego warte, jest dla nas nie do zniesienia. Pozostaje ona bowiem w sprzeczności z dobrze ugruntowanymi oczekiwaniami (ludzie wkładają przecież wysiłki w przedsię- ZVVIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 197 wzięcia, które na to zasługują). Trudno nazwać rozsądnym człowieka, który ukierunkowuje swoje wysiłki tak bezsensownie, że niczego wartościowego w zamian nie uzyskuje. Sprzeczność owa jest dla nas nie do zniesienia tak dalece, że zaczynamy wierzyć wpozytywność stanów rzeczy osiągniętych dzięki własnemu wysiłkowi, a które bez tych wysiłków wydawałyby nam się bezwartościowe. Dzięki temu nadal możemy wierzyć we własny rozsądek. Liczne badania wykazały takie właśnie oddziaływanie przeróżnych wysiłków, jak poddawanie się wstrząsom elektrycznym, nieprzyjemnym bodźcom słuchowym, wyczerpująca aktywność fizyczna czy nawet wysłuchiwanie kogoś, kto budzi odrazę i obrzydzenie. Aby polubić coś, w co wkładamy wysiłek, wcale nie musimy tego wysiłku podejmować - wystarczy samo psychiczne przygotowanie się do wysiłku w sytuacji, gdy wydaje się on nieuchronnie nas oczekiwać w przyszłości. Wskazuje na to eksperyment, w którym dawano badanym dość szczegółowy opis dwóch osób -jednej miłej, towarzyskiej i inteligentnej, a drugiej niezrównoważonej, niechlujnej i odtrącanej przez rówieśników (Berscheid i in., 1968). Oczywiście ta pierwsza bardziej była lubiana przez badanych niż ta druga. Badanym zapowiadano udział w dyskusji na tematy intymne z przydzieloną im partnerką, którą miała być albo ta lubiana, albo nie lubiana osoba. Po krótkim okresie przygotowania do dyskusji eksperymentator wracał i mówił, że został popełniony poważny błąd i że faktycznie partnerzy nie powinni być przydzielani badanym, lecz przez nich wybierani. W związku z tym prosił o wskazanie, którą z partnerek badani wybierają do wspólnego udziału w dyskusji. W grupie przygotowanej na kontakt z osobą lubianą tylko 5% badanych wybrało osobę nieprzyjemną. Natomiast w grupie, która oczekiwała kontaktu z tą właśnie osobą, aż 35% badanych ostatecznie ją wybrało jako partnerkę, choć nic już ich do tego nie zmuszało! Nic poza ich własnym nastawieniem. Jeżeli bowiem już postanowimy wystawić się na nieprzyjemne doznania i przygotujemy się do nich psychicznie, nasze zaangażowanie uniezależnia się od swoich pierwotnych powodów, a realizacja decyzji staje się celem sama w sobie. Nawet jeżeli nie musimy jej w końcu realizować. Prawidłowość ta pozwala zrozumieć jeden z powodów, dla których ludzie pomimo braku zewnętrznych barier pozostają w bliskich związkach, choć każdemu obserwatorowi z zewnątrz mogą o *1 < o _J o I o > 1/1 o. c» cd 'ćd O S .2 O j S &-! 03 « n (O 0> (U ¦N 4> N O '5b o .-o o u, N cd > cd o * l.« "I la ¦ °^^l o cer i) •—> i-i >-, fc o S ^ S o 3-a lii ^ o "^ S C ^ ! s CC! C "O > co C (U 2 TD E"f cer ca u Ł i * L ^lY.P^N cd 3 o-S^ cd I ,fsj > I >-* '. . o -^ ^ . O w O ^ o .2 L , To "ćó "a> Ł L ^ d 3 cd O o ao^ o.2 2 60 O _, co ._ Ś^Q .go a 1 cd o .2* 'co (i S « W H N +j 4) )_i c ._ . , r~ _ CO cd O cd O N ¦-; ^ V- N O 5-.x° C rO co ¦— ^ -r-j cu ^^ C co O > err^ Xl -^ 4> O *¦>>"" " S-^ P .2 L 4) c-5 .jł — > v-j-i v- s, O - "-«j o C to C C C -N '-C K "si cd cd O U >,.Si -a 4^ 3 '?'ćvT c' S S to .S N « ' ? ie •= 'S C3 o-2 -o 2 cd CO 0) «.§:* ej o- —.pń^^s^^G — 200 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Podsumowując, podstawą samonapędzającego się mechanizmu zaangażowania jest sprzeczność, jaka pojawiłaby się w momencie wykrycia faktu, że źle swoje wysiłki ukierunkowaliśmy. Usuwanie tej sprzeczności sprawia, że albo przekonujemy samych siebie o jednak dobrym ukierunkowaniu własnych wysiłków i spostrzegamy swój los jako lepszy (niż gdybyśmy nie zdołali samych siebie przekonać), albo wmawiamy sobie, że nasz los jest tym właśnie, na co zasłużyliśmy. Często usuwamy tę sprzeczność zawczasu, zanim w ogóle zdąży się ona pojawić w naszej świadomości. Dotychczasowe inwestycje Nie jest to jednak podstawa jedyna. Podstawą drugą są niemożliwe do odzyskania inwestycje, jakich dokonaliśmy na rzecz istniejącego związku. Inwestycje te są dwojakiego rodzaju: dobra włożone w związek i dobra poniechane, z których zrezygnowaliśmy przez wzgląd na istnienie danego związku. Nie ulega wątpliwości, że budowa związku z drugim człowiekiem wymaga inwestowania weń wysiłku, uwagi, czasu, pieniędzy i dóbr wszelkiego innego rodzaju. Subiektywnie oceniane inwestycje rosną w miarę rozwoju związku mocniej nawet niż zyski, straty i zadowolenie z całego związku, jak to wykazała Rusbult (1983) w badaniach na „chodzących" z sobą parach. Z punktu widzenia czystej buchalterii strat i zysków wszystkie te inwestycje przydają wartości związkowi, niezależnie od tego, co daje nam partner. Dopóki partner dostarcza nam autentycznej satysfakcji, nasze własne inwestycje czynią związek nie tylko bardziej wartościowym, ale i przyjemniejszym (dzięki opisanym poprzednio procesom przekonywania siebie o słuszności naszych własnych wyborów). Gdyby jednak związek miał się rozpaść, większość z inwestycji zostałaby stracona, jak to się dzieje na przykład w przypadku żony, która dla wspierania kariery swego męża porzuciła własną karierę zawodową, aby zająć się prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci. Jedynym sposobem na odzyskanie tych inwestycji jest dalsze pozostawanie w związku w nadziei, że zaowocuje on odpowiednimi profitami. Mimo że nadal jest rozsądnie (nawet niewielka szansa odzyskania inwestycji jest lepsza od jej biaku w przypadku zerwania), to jednak robi się coraz mniej przyjemnie, jeżeli partner przestaje dostarczać nam satysfakcji „sam przez się". Kiedy uprzednie ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 201 inwestycje są duże, a partner nic nam już nie daje oprócz przykrości, znajdujemy się w pułapce własnych inwestycji. Niczym gracz w pokera, który tyle już przegrał, że musi się odegrać, bo inaczej nie wybrnie z długów. Dokonując następnych inwestycji, czyli ponosząc dalsze koszty, gracz pozostaje przy stole, podobnie jak my w naszym związku. Wcale nie dlatego, że jest to przyjemne albo budzi nadzwyczaj uzasadnione nadzieje. Po prostu wycofanie się jest jeszcze bardziej nieprzyjemne i beznadziejne, ponieważ dotychczasowe inwestycje bezpowrotnie przepadną. Choć pułapka inwestycji podtrzymuje zaangażowanie partnerów, dzieje się to za cenę rosnących kosztów, jakie ponosi każde z nich. Mamy tu więc do czynienia z błędnym kołem, które długo może jeszcze utrzymywać przy życiu coraz bardziej niekorzystny związek (załamanie nastąpi dopiero po całkowitej utracie nadziei na odzyskanie inwestycji). Nic więc dziwnego, że im wyżej ludzie szacują inwestycje dotychczas dokonane na rzecz istnienia związku, tym większe jest ich zaangażowanie w jego utrzymanie, niezależnie od samego zadowolenia ze związku, które zresztą również podnosi zaangażowanie (Rusbult, 1980, 1983). Nie od rzeczy będzie też wspomnieć, że socjologiczne analizy różnego rodzaju utopijnych komun czy alternatywnych społeczności przekonują, że przedsięwzięcia te odnosiły większy sukces (trwały dłużej), jeżeli obowiązujące w nich reguły wymagały od uczestników dokonywania niemożliwych do odzyskania inwestycji. Na przykład takich jak zapisanie całej swojej własności na rzecz komuny czy zgoda na brak jakiejkolwiek rekompensaty za dotychczasową pracę w przypadku opuszczenia danej wspólnoty (Kanter, 1968). Obok dóbr włożonych w związek na inwestycje składają się też i dobra poniechane. Najprostszym takim dobrem są nasze kontakty z innymi niż partner osobami. Początkowo, w miarę rozwoju swego związku, partnerzy kontaktują się z mniejszą liczbą osób, rzadziej i na krócej (Milardo i in., 1983). Oczywiście, zwykle robią to po prostu dlatego, że jest im ze sobą przyjemniej niż z innymi. Jednakże części utraconych z tego powodu kontaktów nie daje się już odzyskać, nawet jeżeli powód ich zaniechania straciłby na zasadności. Kontakty w szczególności „nieodzyskiwalne" to oczywiście partnerzy inni niż osoba, na którą się zdecydowaliśmy- Choć nie ma na to bezpośrednich dowodów, można przypuszczać, ze im bar- PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI dziej atrakcyjni byli partnerzy, z których zrezygnowaliśmy, tym dłużej powinniśmy wytrwać w niezadowalającym związku z partnerem faktycznie wybranym, ponieważ tym większa była nasza inwestycja (będąca w stanie podtrzymywać zaangażowanie nawet bez satysfakcji). Na tle pociągających, lecz odrzuconych niedoszłych partnerów nasz wybrany partner wypada tym gorzej, trudniej więc z nim być. Jednak odrzucenie pociągających „niedoszłych" wzmaga nasze zaangażowanie w utrzymanie związku z wybranym partnerem. I problem na całe życie gotowy, jak ilustrują nie kończące się zgryzoty bohaterki Nocy i dni, która zrezygnowała ze słodkiego Józefa Toli-boskiego na rzecz nieco przaśnego Bogumiła Niechcica (co prawda rezygnacja ta niezupełnie była dobrowolna, ale i tak nie przeszkodziło to Barbarze zadręczać siebie, męża i czytelników przez całe trzy tomy). Związek z partnerem jako część własnego , ja" Trzeci wreszcie powód, dla którego raz podjęte zaangażowanie trwać może nadal - niezależnie od satysfakcji ze związku i mimo przynoszonych przezeń cierpień - wiąże się z tym, że wraz z upływem czasu i wspólnego życia bliski związek z innym człowiekiem staje się nieodłączną częścią nas samych, naszej własnej tożsamości. Poczucie własnej tożsamości opieramy zarówno na tym, co nas odróżnia od innych, jak i na tym, co nadaje nam ciągłość w trakcie życia, a więc na poczuciu, że jesteśmy wciąż takim samym człowiekiem. Obie te rzeczy nie muszą mieć ze sobą wiele wspólnego. Na przykład płeć kiepsko odróżnia nas od innych (połowa ludzi ma przecież tę samą), ale niewątpliwie nadaje nam poczucie ciągłości - trudno byłoby się czuć takim (a nawet tym) samym człowiekiem, gdyby uległa ona zmianie. W zasadzie wszyscy są zgodni co do tego, że powszechnym składnikiem miłości jest poczucie, iż ukochana osoba staje się częścią nas samych. Kochając włączamy innego człowieka w obręb własnego „ja", dlatego też wielu myślicieli uważa miłość za rozszerzenie egoizmu na jeszcze jedną osobę - osobę partnera. Współczesna psychologia odnosi się do tego rodzaju odczuć z pewną rezerwą, ponieważ twierdzenie „ona jest po prostu częścią mnie" może być przecież przejawem bardzo różnych zjawisk. Na przykład pobożnych życzeń („Chciałbym, żeby tak było"), ulegania stereoty- 203 ZWIĄZEK yania miłości („Z niezliczonych książek lie powinno się kochać"), podporządkowania sffBMpRlMlWfipartnerki („Ona by chciała, aby tak było"). Dla przeżuwaj ących miłość tego rodzaju ważne są odczucia same w sobie. Z punktu widzenia nauki istotne jest oczywiście pytanie, czy mają one także jakąś zobiektywizowaną postać istnienia i konsekwencje, czy moglibyśmy się o nich dowiedzieć, nawet gdyby sami zainteresowani nam o nich nie powiedzieli? Grupa badaczy (Aron i in., 1991) w dość pomysłowy sposób wykazała, że bliska osoba rzeczywiście jest psychicznie włączana w obręb własnego „ja". Wykorzystali oni banalne zjawisko polegające na tym, że jeżeli coś wiemy na pewno, to nasze odpowiedzi na pytania o to coś udzielane są szybciej niz wtedy, kiedy nie jesteśmy czegoś pewni. Badane osoby (wszystkie zamężne) otrzymały listę kilkudziesięciu cech z prośbą o zadecydowanie, jak dalece każda z tych cech posiadana jest zarówno przez nie same, jak i przez męża. Pozwoliło to dla każdej badanej znaleźć cechy „te same" (posiadane i przez badaną, i przez jej małżonka bądź nie posiadane ani przez badaną, ani przez męża) i „różne" (posiadane przez nią, ale nie przez męża lub przez męża, ale nie przez badaną). Po pewnym czasie badane jeszcze raz decydowały, czy same mają te cechy, czy nie. Tym razem nazwy cech były eksponowane na ekranie komputera, a badana przyciskała tylko klawisze „tak" lub „nie", co pozwoliło zmierzyć czas jej reakcji. Okazało się, że badane szybciej podejmowały decyzje co do „tych samych" cech niż co do cech „różnych". Tak więc żonie łatwiej było się zdecydować, że posiada jakąś cechę, jeżeli jej mąż również ją posiadał. Kiedy zaś ona ją miała, a on nie (lub na odwrót) decyzja wymagała dłuższego czasu, najwyraźniej potrzebnego na rozważenie, „co jest mną, a co nim". Ponieważ w tego typu badaniach czas reakcji pozostaje poza świadomą kontrolą człowieka (badane nie wiedziały, że czas był mierzony), wynik ten jest dość eleganckim i obiektywnym potwierdzeniem tezy, że bliskość innego człowieka polega na tym, iż „miesza" się on z naszą własną osobą. Podobnego „mieszania się" dowodzi oczywiście znaczna liczba innych obserwacji (Aron i Aron, 1986) świadczących, że im ktoś jest nam bliższy, tym bardziej skłonni jesteśmy traktować go tak jak siebie samego. A więc działać na jego rzecz (niezależnie od tego, PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI czy on się o tym dowie), rozumieć świat z jego punktu widzenia, przeżywać jego emocje w taki sam sposób jak własne. A przede wszystkim na wszelkie możliwe sposoby bronić jego dobrego imienia, tak jak bronimy wartości swojej własnej osoby. Jeżeli partner rzeczywiście staje się psychicznie częścią nas samych, zrozumiałe, że nie wyrzekamy się go nawet wtedy, gdy zadaje nam ból. Dokładnie tak samo, jak nie możemy się wyrzec bolącej z powodu reumatyzmu nogi - by użyć niezbyt lirycznego porównania. Chcieć mimo wszystko, czyli względność satysfakcji Oczekiwania a zyski i koszty Myślenie w kategoriach zysków i kosztów każe oczekiwać, że zaangażowanie w związek będzie tym silniejsze, im większą daje on satysfakcję. I tak jest w istocie: porównania różnych par w tym samym czasie dowodzą, że zaangażowanie towarzyszy satysfakcji (Rusbult, 1980), a porównania tych samych par w różnych momentach związku pokazują, że im bardziej rośnie satysfakcja, tym silniej przyrasta i zaangażowanie (Rusbult, 1983; Simpson, 1987). Ogólna satysfakcja winna też rosnąć wraz ze wzrostem zysków otrzymywanych od partnera, a spadać wraz ze wzrostem kosztów ponoszonych w danym związku. Choć wydaje się to zupełnie oczywiste, niewiele faktów wskazuje na to, że tak rzeczywiście jest. Po pierwsze, badania nad parami przedmałżeńskimi, znajdującymi się w początkowych fazach swego związku, pokazują, że w miarę upływu czasu rośnie nie tylko zaangażowanie, ogólna satysfakcja i zyski, ale także... koszty, subiektywnie oceniane jako coraz większe (Rusbult, 1983). Po drugie, te same badania pokazują współwystępowanie zysków z satysfakcją i zaangażowaniem, choć koszty wiążą się z satysfakcją i zaangażowaniem albo słabo, albo wcale. Sugeruje to, że w początkowych fazach związku odnoszona zeń satysfakcja bardziej opiera się na zyskach niż na kosztach. Prawidłowość ta (wykazana zresztą i przez innych autorów, np. Davis i Oathaut, 1987) jest dokładnie sprzeczna z przytaczanymi w poprzednim rozdziale wynikami wskazującymi, że w małżeństwach satysfakcja ze związku opiera się silniej na kosztach niż na zy- skach. 205 * z tych prawidłowości została przynajmniej ^^^ w różnych badaniach, wypada uwierzyć, że partnerzy /w|H|HPl^'uei przejmują się pozytywnymi niż negatywnymi zdarzmiamiw swoim związku, choć w fazach późniejszych bardziej przejmują się zdarzeniami negatywnymi niż pozytywnymi. Nikt nie wykazał dotąd przekonywająco, dlaczego tak jest, ale przypuszczać można, że początkowe niedocenianie zdarzeń negatywnych ma swoje źródło w idealizacji partnera, która wynika z namiętności (ekscytacja wywołana kosztami może być nawet interpretowana jako ekscytacja erotyczna). Może też wynikać z nadziei „młodych" partnerów na satysfakcjonujący związek, którą to nadzieję mylą oni z rzeczywistą satysfakcją z danego związku. Późniejszy wzrost wagi zdarzeń negatywnych wynika zaś zapewne z zaniku idealizacji partnera, spadku nadziei oraz tych zmian oczekiwań, jakie wspomniałem opisując pułapkę dobroczynności. Tak czy owak, najwyraźniej trudno byłoby wnioskować o zaangażowaniu na podstawie samej satysfakcji oraz rachunku zysków i strat. Innym powodem tej trudności jest fakt, że nasze oceny satysfakcji mają charakter względny, ponieważ dokonywane są one zawsze z uwagi na jakieś kryterium, które zwykle ma znacznie więcej wspólnego z naszymi pragnieniami i oczekiwaniami niż z rzeczywistością, z czego wynika szereg paradoksalnych konsekwencji. Zważmy, że w początkowych fazach udanego związku oczekiwania partnerów (co do tego, jak dobrze im ze sobą będzie) stale rosną. Wynika to właśnie z faktu, że związek jest udany i że w miarę jego rozwoju rośnie rzeczywista satyfakcja przezeń dostarczana. Nic bardziej naturalnego niż to, że partnerzy oczekują dalszego wzrostu satysfakcji. Skoro dotąd, kiedy mogliśmy spotykać się tylko czasami i często w nie sprzyjających warunkach, było nam tak dobrze, czyż nie jest usprawiedliwone oczekiwanie, że kiedy już się na dobre połączymy (zamieszkamy razem), będzie nam jeszcze lepiej? - nie bez racji zapytywać mogą partnerzy. Czyż optymistyczne oczekiwania co do związku nie są i oznaką, i prawem miłości? Jak ilustruje rysunek 15., rosną więc zarówno oczekiwania, jak i rzeczywisty poziom zadowolenia ze związku. Niestety, rosną one w niejednakowym tempie. Wzrostu oczekiwań nic właściwie nie ogranicza, może poza zdrowym rozsądkiem, który jednak nie jest c L ;ót .g o 9- «s .*> "B ^Q liii! ? c ^ .2 11111 N "O 4> 'S di ?r> >^ >-. d d •j2 g ^ ^ o- o- 208 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 209 oczekiwań własnego awansu, że ten, jakkolwiek szybki, był i tak wolniejszy od oczekiwanego. Wracając do związków intymnych, każe to oczekiwać większego niezadowolenia z własnego związku tych par, które przyrównują się do innych par, którym z kolei wiedzie się raczej dobrze niż źle. Oczywiście, im ambitniejsze kryterium oceny swego związku wybieramy, tym niżej go ocenimy i na odwrót - im łatwiej dorównać przywołanemu kryterium, tym wyższa ocena zadowolenia z własnego związku. Obok oczekiwań i porównań z innymi parami często przywoływanym kryterium jest to, jak wiodło się nam z partnerem w przeszłości, a więc „za dawnych, dobrych czasów". Gdy wspominamy przyjemne zdarzenia z przeszłości, nasza ocena stanów obecnych spada, gdy zaś wspominamy zdarzenia nieprzyjemne - ocena ta rośnie (Strack i in., 1985). Wspomnienie dawnych, dobrych czasów z partnerem może więc na zasadzie kontrastu tym bardziej unieszczęśliwiać nas w teraźniejszości. Jest w tym jednak odrobina absurdu - przecież szczęśliwa przeszłość z partnerem jest w końcu także częścią naszego związku i dlatego powinna nas również uszczęśliwiać! Szczęśliwe wspomnienia mogą zarówno obniżać, jak i podnosić nasze zadowolenie z teraźniejszości - wszystko zależy od tego, w jakiej roli wspomnienia występują. Jeżeli występują one jako porównanie dla teraźniejszości (kryterium oceny teraźniejszości), to działa zasada kontrastu. Jeżeli jednak występują one w roli składnika ocenianej rzeczywistości, wówczas dobre wspomnienia podnoszą, złe zaś obniżają aktualną satysfakcję. To, w której roli jakieś wspomnienie wystąpi, zależy od sposobu wspominania. Od tego, czy wspominając „wchodzimy" emocjonalnie w przeszłość raz jeszcze, to znaczy ponownie ją przeżywamy, czy też pozostajemy „na zewnątrz" wspominanych zdarzeń. Strack i współpracownicy wykazali, że raz jeszcze wchodzimy w przeszłość, kiedy jest ona niedawna, kiedy szczegółowo ją rozważamy, kiedy przypominamy sobie dokładnie, jaka ona była, nie zaś dlaczego była. I na odwrót. Pozostajemy na zewnątrz, kiedy przeszłość jest odległa bądź przypominamy sobie tylko, że była albo dlaczego była, zamiast przypominać sobie szczegółowo, jaka ona była. Jak więc widać, tak dobrymi i złymi wspomnieniami można się zarówno uszczęśliwić, jak i unieszczęśliwić (jeżeli tylko uda nam się patrzeć z dystansu na wspomnienia złe, a przeżywać raz jeszcze dobre). Dane te ilustrują jeszcze jedno ważne zjawisko, o którym nie można zapominać rozważając zadowolenie ze związku i jego wpływ na zaangażowanie. Nasze oceny satysfakcji (z czegokolwiek zresztą - od samochodu do życia) są niesłychanie zmienne i silnie podatne na oddziaływanie szybko przemijających czynników sytuacyjnych. Jeżeli zapytać ludzi o to, czy, ogólnie rzecz biorąc są zadowoleni z życia, ich oceny okazują się znacząco wyższe, jeżeli akurat zdarzyło im się znaleźć w automacie telefonicznym monetę (podłożoną przez badacza), lub znacząco niższe, jeżeli w tym momencie pada deszcz - jak to wykazał Norbert Schwarz (1989). Liczne badania tego autora przekonują, że kiedy ludzie mają ocenić jakiś skomplikowany aspekt swojego życia (na przykład własny związek z innym człowiekiem), to zamiast pracowicie dodawać czy bilansować wszystkie jego wady i zalety, upraszczają sobie zadanie i dokonują ocen na podstawie tego, jak się czują. Jeżeli aktualnie czują się dobrze, ich oceny wypadają wyżej, jeżeli czują się źle - oceny wypadają niżej. Oczywiście w udanym związku ludzie częściej czują się dobrze niż w nieudanym. Problem jednak w tym, że taki wpływ na oceny zadowolenia ze związku mają nie tylko uczucia z nim związane, lecz po prosta dowolne uczucia przeżywane w momencie wydawania oceny. Nawet jeżeli biorą się one z zupełnie innego źródła, takiego jak beznadziejność dżdżystego poranka czy łagodny spokój pogodnego zmierzchu. Zatem większość naszych ocen satysfakcji to oceny notorycznie zmienne i doprawdy dobrze się dzieje, że zaangażowanie w związek ma wiele innych wyznaczników oprócz samej tylko odnoszonej zeń satysfakcji! Możliwości zastępcze Cnota polega nie na powstrzymywaniu się od zła, lecz na braku jego pożądania. George Bernard Shaw Zaangażowanie rośnie nie tylko wraz ze wzrostem zadowolenia ze związku, ale także wraz z obniżeniem się atrakcyjności tego, co człowiekowi jest dostępne zamiast danego związku. Takie możliwości zastępcze to albo związki z innymi partnerami, 210 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI albo życie w pojedynkę. Wiele badań (Felmlee i in., 1990; Rus-bult 1980, 1983; Simpson, 1987) wykazało, że im mniej pociągające są takie alternatywy, tym większe zaangażowanie w związek, w którym jesteśmy. Nieatrakcyjność możliwości zastępczych dla'związku jest oczywistym powodem, dla którego pozostajemy w obojętnym czy nawet bolesnym związku z innym człowiekiem. Jest to też sensowne wyjaśnienie powodów, dla których na przykład ludzie sześćdziesięcioletni rozwodzą się znacznie rzadziej niż czterdziestolatki. Szansa osiągnięcia czegoś lepszego poza aktualnym związkiem spada z oczywistych względów po przekroczeniu wieku średniego. Dopóki taka rzeczywista lub tylko pozorna szansa istnieje, zaangażowanie w aktualny związek narażone jest na pokusy życia poza związkiem. W sukurs związkowi przychodzi jednak pewien interesujący mechanizm - oto ludzie aktywnie obniżają (we własnych oczach) atrakcyjność możliwości zastępczych w stosunku do związku, w który się angażują. Badania prowadzone w ciągu jednego roku akademickiego nad parami studenckimi, z których część przetrwała, część zaś rozpadła się, wykazały pewną interesującą różnicę między nimi. Dla par, które ostatecznie się rozpadły, atrakcyjność możliwości zastępczych rosła w miarę upływu czasu, podczas gdy dla par, które przetrwały, atrakcyjność ta spadała (pomiarów dokonywano dwunastokrotnie w ciągu roku - Rusbult, 1983)j>Jedne i drugie znajdowały się w tym samym miasteczku uniwersyteckim, zamieszkałym przez około dziesięć tysięcy rówieśników płci przeciwnej, stanu wolnego. Ponieważ trudno założyć, że atrakcyjność tych rówieśników jednocześnie rosła i spadała, należy przyjąć, że pary, które przetrwały, pomniejszały wartość innych potencjalnych partnerów (natomiast osoby z par rozpadających się same dodawały uroku możliwym partnerom alternatywnym). Na podobnej zasadzie stwierdzono, że dla młodych ludzi aktualnie zaangażowanych w stały związek fizyczna i erotyczna atrakcyjność rówieśników płci przeciwnej jest znacznie mniejsza niż dla ludzi aktualnie wolnych. Takie obniżenie atrakcyjności nie dotyczyło jednak spostrzegania atrakcyjności ani rówieśników tej samej płci, ani osób płci przeciwnej, ale znacznie starszych od badanych, a więc nie stanowiących konkurencji dla ich aktualnego związku (Simpson i in., 1990). To ZWH IPAD 211 pomnie] .anie wau. ^i potencjalnych konkurentów może mieć co najmnie., dwa powody. Po pierwsze, stwierdzenie wysokiej atrakcyjności kogoś innego niż własny partner jest sprzeczne z dalszym pozostawaniem w związku z tym partnerem. Powiedzieć o kimś, że jest atrakcyjny, oznacza przecież tyle, co powiedzieć, że nas pociąga. Jeżeli pociąga mnie ten barczysty brunet, czemu u licha nadal angażuję swe uczucia w tego chudego blondyna? Sprzeczność tę możemy rozwiązać albo porzucając blondyna i wiążąc się z brunetem, albo wynajdując w brunecie takie cechy, które nas do niego zniechęcą („Ma takie zrośnięte brwi, że nie budzi zaufania. Na pewno wykorzystałby mnie i porzucił"). Im bardziej zaangażowani jesteśmy w związek z blondynem, tym większa szansa na to drugie rozwiązanie sprzeczności, czyli pomniejszanie wartości bruneta. Zabieg ten służy więc obronie naszego związku z blondynem. Powód drugi nie dotyczy obrony naszego związku, lecz sposobu, w jaki związek ten wpływa na nasze spostrzeganie świata, w tym potencjalnych konkurentów (bruneta). Jeżeli jesteśmy mocno zaangażowani w związek z blondynem, to prawdopodobnie bardzo się nam ów blondyn podoba. Po prostu jest w naszych oczach niesłychanie przystojny - tym przystojniejszy, im większe nasze zaangażowanie (inni nie muszą podzielać naszego zachwytu, to bez znaczenia, chodzi tylko o nasze zdanie). Jeżeli blondyn jest w naszych oczach niesłychanie atrakcyjny, to oczywiście trudno, aby przy takim porównaniu ktokolwiek inny, w tym również barczysty brunet, mógł zasłużyć na poważniejszą uwagę (jeżeli najpierw oceniamy kogoś bardzo atrakcyjnego, to później oceniane osoby wypadają - na zasadzie kontrastu - znacznie gorzej - Kennck i Gu-tierres, 1980). Spostrzeganie bruneta jako nieatrakcyjnego będzie więc tym silniejsze, im większe nasze zaangażowanie w związek z blondynem. . . •_ Oba opisane mechanizmy wskazują, że tym silniej pomniejszać będziemy wartość konkurenta, im bardziej zaangażujemy siew związek z naszym obecnym partnerem. Jednak mecha™z™ P* . szy (obrona związku) powinien działać głównie wtedy, kieay pj wia się jakieś zagrożenie dla związku (z blondynem), a wię y konkurent jest bardzo atrakcyjny i/lub kiedy jego ^.enien^tos osobiście dotyczy, na przykład faktycznie go spotykamy. PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI mechanizm drugi (spadek atrakcyjności potencjalnych konkurentów wskutek dużej atrakcyjności aktualnego partnera) nie stawia takich ograniczeń: duża atrakcyjność własnego partnera powinna -Ś powodować spadek atrakcyjności wszystkich konkurentów, nieza- 1 leżnie od ich atrakcyjności i tego, czy ich istnienie nas osobiście * dotyczy, czy też nie. Aby sprawdzić, która z tych linii rozumowania jest trafniejsza, Johnson i Rusbult (1989) przeprowadzili eksperyment, w którym młodzi ludzie słabo bądź silnie zaangażowani we własny aktualny związek (co zmierzono na wstępie) oceniali atrakcyjność innych osób płci przeciwnej. Przy tym osoby te potencjalnie mogły - albo nie mogły, zagrozić ich obecnemu związkowi (badani mieli je osobiście spotkać lub nie). Okazało się, że obniżanie atrakcyjności potencjalnych konkurentów występowało przede wszystkim w warunkach dużego zagrożenia dla związku - kiedy konkurent był wysoce atrakcyjny i zanosiło się na osobisty z nim kontakt. W dodatku badani bardzo zadowoleni ze swojego aktualnego związku mieli większą skłonność do pomniejszania wartości partnera konkurencyjnego niż osoby zadowolone tylko umiarkowanie. Tak więc świadoma skłonność do pomniejszania wartości partnerów konkurencyjnych rośnie w warunkach potencjalnego zagrożenia dla już istniejącego związku. Nie zamyka to jednak sprawy, ponieważ inne badania sugerują, że skłonność ta pojawia się także w warunkach, w których nie może być mowy o jakimkolwiek zagrożeniu dla związku, kiedy ludzie wcale o nim nie myślą. We wspomnianych już badaniach Simpsona i współpracowników (1990) stwierdzono, że osoby aktualnie zaangażowane w bliski związek -w przeciwieństwie do osób aktualnie niezaangażowanych spostrzegają rówieśników płci przeciwnej jako mniej atrakcyjnych. Autorzy ci dołożyli wielu starań, aby dokonać pomiaru atrakcyjności rówieśników w warunkach nie mających żadnego związku z aktualnymi kontaktami badanych z płcią przeciwną. Badanie przedstawiano jako prowadzone przez agencję reklamową i dotyczące skuteczności reklam prasowych. Badani oceniali szesnaście reklam, tylko w sześciu z nich występował rówieśnik płci przeciwnej i tylko dwa pytania na cztery dotyczyły atrakcyjności tej osoby (pozostałe dotyczyły skuteczności reklam). Dopiero po zebraniu tych ocen pytano badanych, czy są z kimś aktualnie związani, czy nie. Mimo tych trożności pomniejszanie atrakcyjności nadal wszyst i środkc miało Ljsce. m Ponieważ badanf nie myśleli o swoich stałych partnerach w trakcie dokonywania ocen (dlaczego mieliby myśleć o ukochanej na widok reklamy papierosów czy kosiarki?), wyniki te sugerują, że pomniejszanie wartości możliwych konkurentów jest tendencją nieświadomą, pojawiającą się automatycznie w wyniku samego zaangażowania się w bliski związek z innym człowiekiem. Nie można wykluczyć dość interesującej możliwości, że tendencja ta jest uwarunkowana biologicznie i rozwinęła się w trakcie ewolucji naszego gatunku jako powiększająca szansę sukcesu reprodukcyjnego. Utrzymanie stałego związku jest biologicznie korzystne dla jednostki (przypomnijmy przytaczane w rozdziale 4. dane wskazujące na przykład na lepszy stan zdrowia osób pozostających w małżeństwie), podnosi bowiem szansę jej przetrwania. Przynajmniej w odniesieniu do kobiet, bardziej uzależnionych od mężczyzn z uwagi na obciążenie funkcjami biologicznymi, utrzymanie stałego związku prawdopodobnie podnosiło (w ewolucyjnej przeszłości naszego gatunku) szansę wydania i wychowania potomstwa, a więc rozpropagowania własnych genów w następnych pokoleniach. Geny tych kobiet, które potrafiły utrzymać się w bliskim związku z mężczyzną, przetrwały i rozpowszechniły się (i my je mamy w naszym garniturze genetycznym), geny tych kobiet, które tego nie potrafiły, nie rozpowszechniły się (i my ich nie mamy). Hipoteza, że skłonność do aktywnego pomniejszania atrakcyjności konkurencyjnych partnerów zanika wraz z wiekiem czy trwaniem związku, wydaje się dość prawdopodobna także z tego powodu, iż w długotrwałych związkach spadać może motywacja do ich obrony. Gdyby się okazało, że zależność ta rzeczywiście występuje, byłby to jeden z czynników pomniejszających zaangażowanie w związek i nasilających skłonność do jego opuszczenia. Bariery Oczywistym powodem, dla którego partnerzy pozostają w związku nie dającym zadowolenia lub przynoszącym cierpienie, jest przymus, a więc bariery nie pozwalające tego związku opuście. L .2, ° C bO.Si, n O x > u") D- 22 'S cd cu c CU '>i N Cu CU 3 cd , -n vo R cd N ^ cd Jd ^. ,xi 8 g «= 2 p 5 C o .. o bo n cu o .32 >> cu rri • n o r~ c/3 r^ ^ ti " 5 Cu E «d L -N g N cd C CU cdJ N cU o? "S CU N c/l O cd N O Rf 3 cu S cd1 •—> CU V-, cd (U .32 cd cu •S.0 •S g O CU N ^ I Sil? 3 'B ii Cu Cu N cd cd C O -O >, Cu O Cu cu ¦N B .2 n CU Cd c/3 --- "—» O CU CD _k> cu Cu cd 3 ^4? Cu O xi o 32 BBS ^ 1 1 & O I cd cd g O _N N §3-5 3 (U •N CU c -52 o o ^ i g „1 c/D Cd cd n cd 'u N .2 E ; cu p .2 o .2 32" B eT E S _ o ^o „ Cd g^pH v«0 B ^i, Cu Cu >.vO „O cu" N 5-5 1^* 216 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI w tym pierwowzorze (Baumeister i in., 1991). Podstawową funkcją poczucia winy jest podtrzymanie istniejących bliskich związków z innymi ludźmi. Ludzie zdają sobie zresztą sprawę z owej funkcji i dlatego nierzadko (i całkiem skutecznie) podejmują próby wywołania u swoich partnerów tego właśnie uczucia. Jednak niemal zawsze próby takie skierowane są na partnerów bliskich związków, nie zaś na osoby, z którymi nie jesteśmy związani, czy ludzi zupełnie obcych - jak stwierdzili Baumeister i współpracownicy. Autorzy ci zauważają, że podtrzymywanie więzi przez poczucie winy dochodzi do skutku za pośrednictwem co najmniej trzech mechanizmów. Po pierwsze, dzięki swemu powiązaniu z poczuciem winy negatywnego znaku emocjonalnego nabierają me tylko zachowania krzywdzące partnera, ale także zachowania wyrażające jedynie brak zaangażowania. Baumeister i współpracownicy (1991) poprosili około stu osób o dokładne opisanie sytuacji, w której ktoś wprowadził ich w poczucie winy, i tyleż osób o opisanie sytuacji, w której oni kogoś w poczucie to wpędzili. Opisy te były następnie oceniane ze względu na stopień, w jakim pojawiały się w nich różne treści, między innymi z uwagi na powody przeżywania poczucia winy. Jak widać w tabeli 12., bardzo częstym powodem zarówno przeżywania winy, jak i wprowadzania w to poczucie było zaniedbywanie partnera, zaniechanie robienia czegoś, co robić się powinno, wreszcie odmienność oczekiwań obojga partnerów co do pożądanego sposobu postępowania. Aktywne zrobienie czegoś złego było oczywiście także przez badanych wymieniane, ale wcale nie tak często, jak kazałaby tego oczekiwać „wewnątrzpsychiczna" wizja poczucia winy.i Co zrozumiałe, osoby wprowadzone w poczucie winy są mniej skłonne (niz osoby wprowadzające) do tego, by widzieć przyczyny całej sytuacji w łamaniu norm moralnych, częściej zaś upatrują owych przyczyn w moralnie obojętnej odmienności oczekiwań obojga partnerów. Widać więc wyraźnie, że złamanie normy moralnej wcale nie jest konieczne ani do przeżycia winy, ani do podjęcia próby wpędzania partnera w to poczucie. Brak pozytywnych wysiłków na rzecz podtrzymania związku oraz nieuwzględnianie odmiennych oczekiwań partnera często wystarcza i do przeżycia, i do wprowadzania w poczucie winy. V JEG0 R0ZPAD 217 Tabela 12. Treści pojawiające się w epizodach z poczuciem winy, opowiadanych przez osoby, które wprowadzono w poczucie winy, i przez osoby, które wprowadziły partnera w poczucie winy. Liczby oznaczają procenty osób, w których opowiadaniu dana treść się pojawiła. Źródło: Baumeister i in. (1991). osoby (A) osoby (B) Treść wprowadzone wprowadzające powód: A zrobiła coś złego 22,7 52,9 powód: A zaniechała czegoś 70,2 53,1 powód: A zaniedbała partnera 58,7 32,7 powód: odmienność oczekiwań 49,0 29,1 osoba B otwarcie manipuluje 14,6 32,7 osoba B posługuje się przeszłością 18,4 37,0 osoba B kłamie, naciąga fakty 0 16,4 osobie B poprawia się samopoczucie 4,7 44,0 „metawina" osoby B 0 21,2 usprawiedliwianie własnych działań 62,5 60,4 wspominanie o normach partnera 55,1 13,0 osoba A przeprasza, żałuje 20,8 46,3 osobie A pogarsza się samopoczucie 49,0 67,3 osoba A czuje niechęć i pretensje 37,2 1,9 Ponieważ ludzie na ogół unikają działań (i zaniechań) prowadzących do negatywnych emocji, poczucie winy powstrzymuje partnerów od wycofywania własnego zaangażowania ze związku. Warto przy tym zauważyć, że praktyczne czy „obiektywne" szkody, do jakich prowadzi zaniedbanie partnera, są często znikome: mąz spóźniający się dwie godziny na obiad niszczy, w sferze namacalnych faktów, co najwyżej pół kilo kartofli. A jednak może czuć się winny, a żona może nie omieszkać go w tym poczuciu umocnić. Oczywiście, liczy się tu szkoda symboliczna, sprowadzająca się do zaniedbywania partnerki i związku. Być może większość okazji, przy których poczucie winy przeżywamy, dotyczy właśnie tego typu sytuacji - a poczuwanie się do winy jest w istocie ie^^™°Z~ liwym sposobem naprawienia takich symbolicznych szkoa. u oku pienie kartofli przez spóźniającego się męża niczego nie napraw . 218 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Pokazanie żonie, że czuje się winny, jest sposobem na wymazanie własnego zaniedbania i dowodem, iż jednak nadal o nią dba Zapewne w ten właśnie sposób można wyjaśniać fakt, że dość często ludzie dopuszczający się zdrady informują o tym (z poczuciem winy) swoich partnerów, choć wyznanie takie na ogół pogarsza stan związku, przyczyniając się nieraz do jego zerwania (Lawson 1988). Partner, który zdradził, może być nękany poczuciem winyl a wyznanie zdrady może zarówno stanowić dla niego ulgę, jak i być wyrazem nadziei, że wyznanie i rozgrzeszenie przyczynią się do naprawy związku, podobnie jak ma to miejsce w przypadku większości innych przewinień. Wyznanie zdrady niesie jednak oczywiście pewien dodatkowy przekaz, że związek jest zagrożony, i przekaz ten przysłania skądinąd dobroczynne dla związku konsekwencje ciągu „wyznanie-poczucie winy-rozgrzeszenie". Wygląda więc na to, że najskuteczniejszym sposobem na zdradę jest po prostu nie dopuszczać się jej, a jeżeli już nastąpiła - nie mówić o niej. Drugim powodem związku poczucia winy z utrzymywaniem zaangażowania jest fakt, że ludzie świadomie wykorzystują poczucie winy jako sposób na manipulowanie partnerem i utrzymanie go przy sobie. Jeżeli nie podobają nam się czy bolą jakieś działania (zaniechania) partnera, to pokazywanie mu swojego cierpienia może go przed takimi postępkami powstrzymać. Wszystko to działa oczywiście pod warunkiem, że nasze cierpienie jest czymś, czego partner pragnie uniknąć. Stanowi to zarówno o sile, jak i o słabości tego sposobu oddziaływania na poziom zaangażowania partnera. O słabości, sposób ten jest bowiem skuteczny jedynie tak długo, dopóki trwają uczucia partnera i jego troska o nasze dobro. Wzbudzanie poczucia winy nie tylko promuje działania pokazujące zaangażowanie, ale również opiera się na intymności i zaangażowaniu już istniejącym. O sile, ponieważ odwołanie się do pragnień partnera sprawia, że ten sposób kształtowania jego działań pozbawiony jest oznak zewnętrznego przymusu - przeciwnie, opiera się przecież na emocjach partnera. To dzięki tym ujemnym emocjom będzie on unikał wywołujących je działań. Wzbudzanie poczucia winy jest też możliwe nawet wtedy, kiedy nie mamy nad partnerem żadnej „realnej" władzy, jaką dają na przykład własna atrakcyjność, możliwość opuszczenia związku, dysponowanie dobrami materialnymi itp. zWlĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 219 Szereg wyników z tabeli 12. sugeruje jednak, że wzbudzanie cia winy jest bronią raczej obosieczną i niezbyt bezpieczną żvciu. Przede wszystkim jest to manipulacja partnerem, odwo-T'aca się niekiedy do kłamstwa czy naciągania faktów, z czego nąj-vwraźniej lepiej zdają sobie sprawę osoby wprowadzające w poczuci winy niż wprowadzane. Dlatego też u tych pierwszych pojawia sie czasami „metawina", czyli poczucie winy z powodu wprowadzenia partnera w poczucie winy. Choć osoby wprowadzające znacznie częściej wspominają o żalu i przeprosinach partnera niż osoby wprowadzane, nie doceniają jednak niechęci i pretensji partnera o to że został w poczucie winy wprowadzony. Pretensje partnera nie odgrywają większej roli, kiedy ulega on wpływowi z powodu na przykład przymusu, jednakże mogą one niewątpliwie hamować uleganie poczuciu winy. Gromadzenie się pretensji musi przecież z czasem pomniejszać pozytywne uczucia partnera, czyli podciąć samą podstawę skuteczności prób wprowadzenia go w poczucie winy. Spóźniający się na obiad mąż tylko do czasu będzie czuł się winny. Po kilku miesiącach zacznie mieć do żony pretensje (na przykład że nie docenia wartości jego pracy), a wreszcie już pod drzwiami będzie wzdychał głęboko, jakąż to swarliwą i niewyrozu-miałą ma żonę. Nie tylko poczucie winy zaniknie, ale w ich uczucia wtargnie chłód znacznie dotkliwszy od chłodu wystygłych kartofli. Pojawienie się pretensji jest tym bardziej prawdopodobne, im bardziej partnerzy różnią się oczekiwaniami co do pożądanego sposobu postępowania. Odmienność tych oczekiwań sprawia, że możemy znaleźć się w sytuacji, gdy zrobiliśmy coś, co wydaje nam się zupełnie słuszne, a jednak przeżywamy z tego powodu poczucie winy po wykryciu, że partner czuje się skrzywdzony. Na przykład zwykliśmy spotykać się od czasu do czasu z paczką przyjaciół z liceum, a tu nagle okazuje się, że nasz ukochany ma żal o to, że nie zabieramy go z sobą na te spotkania. Choć nasze własne działanie uważamy za usprawiedliwione (podtrzymywanie starych przyjaźni jest przecież cnotą, a nie występkiem), czujemy się winni z powodu reakcji partnera (czuje się zlekceważony). Taka paradoksalna sytu-acJa nie może trwać zbyt długo ani się powtarzać. Albo zmienimy ocenę własnego zachowania (i samo zachowanie), albo zakwestionujemy zasadność krzywdy partnera stwierdzając, że czepia się (i c!erpi) bez żadnego powodu. Nietrudno przewidzieć, która reak-cJa jest tu bardziej prawdopodobna. O B N > C3 V- -* W-Tg „ .5; (tf r u S f» fi rP-BlfllS a +-" P C O 53 r" R^ ^c M o g § Oh g c u ca >o •=> g E • ^ O -n ^c« -? ^ r1 di ca o y n P rt1 n. ia ^ ig -d 2 * S ° S 2 L -o u "H -3 E ^ 'E .3 NO c^'S CUgON Bi»iri8o-$i Ol "B O cd O 222 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Badania nad przyczynami rozwodów wykazują, że choć bez-dzietność osłabia szansę małżeństwa na trwanie, samo istnienie dzieci nie tyle zmniejsza częstość rozwodów, ile opóźnia ich wystąpienie. Prawdopodobieństwo rozwodu w pierwszym roku życia pierwszego dziecka jest bliskie zeru, jednakże narodziny następnych dzieci nie mają już tak dobroczynnych skutków (White, 1990). W rezultacie poważny procent rozwodzących się par to pary posiadające dzieci. Ogólnie rzecz biorąc, rozwód jest zjawiskiem szkodliwym dla dzieci, ponieważ wpływa negatywnie na ich zachowanie, przystosowanie psychiczne i społeczne, samoocenę, poziom osiągnięć szkolnych oraz siłę więzi z obojgiem rodziców. Współczesny przegląd 92 różnych badań nad tym problemem, które objęły łącznie ponad 13 tysięcy dzieci (Amato i Keith, 1991) przekonuje jednak, że wielkość tego wpływu jest na ogół przeceniana. Zdaje się to pozostawać w sprzeczności z szeroko rozpowszechnionym poglądem o bardzo negatywnych skutkach rozwodu dla dzieci. Pogląd ten bierze się być może z faktu, że rozwód dość często współwystępuje z różnymi formami patologii społecznej, takimi jak bezrobocie, alkoholizm czy przestępczość. Istniejące badania przekonują jednak, że krańcowo negatywny wpływ na losy dzieci wywierają raczej te przejawy patologii w rodzinie, nie zaś sam rozwód. Szkodliwość skutków rozwodu dla dzieci z rodzin nim dotkniętych silnie zależy od tego, w jakim wieku są dzieci w momencie rozwodu. Negatywne skutki rozwodu są stosunkowo silne, jeżeli dotknięte nim dzieci znajdują się w szkole podstawowej i średniej. Skutki te są natomiast bardzo słabe i nierzetelne (to znaczy w jednych badaniach się ujawniają, w innych nie) w odniesieniu do dzieci przedszkolnych i niemal wcale nie występują, jeżeli dzieci są już na studiach (Amato i Keith, 1991). O stosunkowo małej szkodliwości rozwodu dla dzieci najmłodszych i najstarszych decydują jednak zapewne inne powody. W przypadku najmłodszych rozwód rodziców następuje jeszcze, zanim zdążą sobie one wykształcić stabilny obraz świata społecznego i własnej rodziny. Niemal od początku wzrastają więc w „nienormalnej", rozbitej rodzinie, która jednak dla nich samych jest normalna, jako że innej sytuacji nie znają. W przypadku dzieci najstarszych rozwód rodziców jest stosunkowo nieszkodliwy; zapewne dlatego, że mając dwadzieścia czy więcej lat młodzi ludzie bardziej myślą o perspektywie założenia własnej rodziny niż o odchodzącej w przeszłość rodzinie, z której wyszli. L ponadto dzieci najstarsze, jako ludzie prawie dorośli, mają większą zansę ułożenia sobie stosunków z każdym z rodziców oddzielnie. Co w ogóle decyduje o szkodliwości rozwodu dla dzieci (szczególnie w wieku od siedmiu do siedemnastu lat)? Odpowiedzi są w zasadzie trzy. Po pierwsze, nieobecność jednego z rodziców jest szkodliwa dla dziecka, ponieważ oznacza ona nieobecność jednego z ważnych wzorców socjalizacyjnych (w szczególności chłopcy chowani bez ojca nie mają kulturowego wzorca męskości). Ponadto kontakt dziecka z nieobecnym rodzicem z reguły słabnie, a w dodatku jedno z rodziców nie jest w stanie poświęcić dziecku tyle uwagi i pomocy, ile uzyskałoby ono od dwojga rodziców łącznie. Brak mieszkających razem obojga rodziców pozbawia także dziecko możliwości obserwowania, jak rozwiązują oni swoje konflikty, negocjują czy osiągają kompromis, co może w przyszłości spowodować brak tychże umiejętności u dziecka. Z wyjaśnień tego typu wynikają pewne przewidywania, których potwierdzenie stanowiłoby dowód na trafność myślenia o negatywach rozwodu w kategoriach szkodliwości samej nieobecności jednego z rodziców. Przede wszystkim dzieci tracące jedno z rodziców z powodu śmierci powinny mieć się równie źle jak dzieci z małżeństw rozwiedzionych, natomiast dzieci zyskujące rodzica przybranego w miejsce tego, który dom opuścił, powinny mieć się równie dobrze jak dzieci z rodzin nietkniętych. Przegląd 23 badań, w których porównywano dzieci z rodzin pełnych, dotkniętych rozwodem i dotkniętych śmiercią jednego z rodziców, wykazał, że śmierć rodzica powoduje pogorszenie różnych wskaźników funkcjonowania dziecka, jednak pogorszenie to jest mniejsze niż w przypadku rozwodu. Z kolei przegląd 21 badań, w których porównywano dzieci z rodzin nietkniętych, dotkniętych rozwodem i żyjących z jednym tylko rodzicem oraz dotkniętych rozwodem, ale mieszkających z rodzicem przybranym wykazał, że pogorszenie funkcjonowania dzieci mieszkających z przybranym rodzicem jest równie duże jak w przy-Padku dzieci mieszkających z tylko jednym biologicznym rodzicem. Powtórne małżeństwo nie jest więc rozwiązaniem problemu dzieci (choć niewielka liczba badań sugeruje, że przybrany ojciec polepsza funkcjonowanie chłopców). Ten układ wyników (Amato i Keith, 1991) sugeruje, że choć sama nieobecność jednego z rodziców jest powodem części negatywnych skutków rozwodu, nie jest to powód jedyny. Drugim takim powodem jest pogorszenie finansowej sytuacji dzieci. Typową konsekwencją rozwodu jest spadek dochodów rodziny, której głową jest matka. W znacznej większości przypadków bowiem sądy (w tym w tak różnych krajach, jak Polska i USA) przyznają opiekę nad dzieckiem matce, nie zaś ojcu, a prawie wszędzie na świecie kobiety zarabiają gorzej niż mężczyźni. Spadek dochodów oczywiście może wpłynąć na pogorszenie materialnego standardu dziecka, poziomu jego zdrowia, możliwości wypoczynku czy zdobycia wykształcenia. Jednakże nieliczne wystarczająco precyzyjne badania wskazują, że nawet wytrącenie (za pomocą metod statystycznych) wpływu wywieranego na dobrostan dziecka przez finansową sytuację rodziny pozostawia ten dobrostan na niższym poziomie u dzieci z małżeństw rozwiedzionych niż u dzieci z rodzin pełnych (Guidubaldi i in., 1983). Pogorszenie sytuacji finansowej ma więc pewien udział w obniżeniu dobrostanu dzieci dotkniętych rozwodem, aczkolwiek daleko do tego, by czynnik ten można było uznać za decydujący. Trzecim wreszcie powodem szkodliwości rozwodu dla dzieci jest negatywne oddziaływanie konfliktów między rodzicami przed i po rozwodzie. Niewątpliwie wrogość i konflikty między rodzicami są źródłem stresu i cierpienia dzieci. Tym bardziej że spora część rodziców w swoim dążeniu do jak najdotkliwszego „dołożenia" partnerowi nie cofa się przed pożałowania godnym procederem przeciągania dzieci na swoją stronę (nie bacząc na to, że wyrządzają w ten sposób znacznie większą krzywdę dziecku niż partnerowi). Konflikty między rodzicami oznaczają też ich niezdolność do skoordynowania wysiłków wychowawczych, co sprawia, że ich oddziaływania na dziecko mogą być wzajemnie sprzeczne, a przynajmniej mniej skuteczne od działań uzgodnionych. Myślenie w kategoriach negatywnych następstw konfliktu prowadzi do hipotezy, że w pełnych rodzinach nękanych silnymi konfliktami występuje pogorszenie funkcjonowania dzieci. Dobrostan dzieci z takich rodzin może być nawet mniejszy niż w przypadku dzieci z rodzin rozbitych, ale harmonijnych i wolnych od konfliktu. Spora liczba badań zarówno starszych (Longfellow, 1979), jak i nowszych (Amato i Keith, 1991) przekonuje, że choć najlepiej mają się dzieci ze szczęśliwych rodzin, w których oboje rodzice ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 225 są obecni, naszej *$tL^%LLL odzice sa obecni, ale stale *•LL•;^ sią pod „*ta tatach cnowywane przez jedno z rodziców, ok H w osiągniecia wskaźników, jak przystosowame społeczne p ' dwoma szkolne czy ^P^- \^%L z rodzin szczęśliwych nia dzieci słabnie p im słabszy jest fonfl* większe jest ich ™? hipotezy (szczególnie dru§) w dotychczasowych wynikach Tak W1ęc, ogólnie rzecz sie być najważniejszą P^ Przy tym istotne znaczenie dalece rodzice sa w stan, dziecka we własne/o w wychowywaniu dzieci Wszystko to nie znaczy y dzieci obojętnym. Może on j^oŁ tym mniejsze, wiedzionymi już rodzicami i im wychowywaniu dzieci. Obie te ' ą. dość jednoznaczne poparcie (Amato i Keith, 1991). ~ kt między rodzicami zdaje ia funkcjonowania dzieci. yle sam rozwód, ile to, jak lemnej wrogości, wciągania ie współpracować ze sobą rozstania (Raschke, 1987). Dzwód jest wydarzeniem dla mniejszym złem, a niewiele iia go z pijaństwem, prosty- -~ł~(~"' ł-riTwodu u mora- wĘm mmmm 226 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI obłożony jest tam mniejszym (i ciągle malejącym) odium społecznym. Malejące potępienie społeczne rozwodu zapewne przyczynia się do osłabienia negatywnych skutków rozwodu dla dzieci. Skutki te mogą być poważniejsze w innych krajach. Istniejące dane porównawcze nie uprawniają jednak do przewidywania tutaj jakichś kolosalnych różnic (por. Amato i Keith, 1991). Naciski społeczne s Ostatnim wreszcie rodzajem bariery są naciski społeczne - od nieformalnych, takich jak oczekiwania i namowy rodziny czy przyjaciół, do formalnych, jak system prawny utrudniający bądź uniemożliwiający wyjście z formalnie zawartego związku. Naciski nieformalne dotyczą związków zarówno przedmałżeńskich, jak i małżeństw. Im poważniej zaangażowani są partnerzy, tym silniejsze są naciski otoczenia na utrzymanie związku (Johnson, 1982). Im większy poziom integracji danej społeczności (mierzony stopniem jej ustabilizowania - na przykład niemożnością przenosin do innych miejsc zamieszkania), tym rzadsze są w niej rozwody (Breault i Kposowa, 1987). W ten sam sposób można wyjaśniać utrzymujący się w Polsce od lat kilkudziesięciu znacznie mniejszy procent rozwodzących się małżeństw na wsi niż w mieście. Poza takimi, dość oczywistymi, zależnościami zdumiewająco mało wiadomo o wpływie nacisków nieformalnych na dynamikę zaangażowania w związek. Być może jest to skutkiem powszechności tych nacisków - fakt, że występują one dość niezmiennie, musi z natury rzeczy utrudniać wykrycie ich współzmienności z czymkolwiek innym. Bariery prawne dotyczą jedynie formalnie zawartych małżeństw. Dość powszechne przekonanie społeczne jest takie, że wprowadzanie zmian prawnych zwiększających dostępność rozwodu wywiera destruktywny wpływ na instytucję małżeństwa i przyczynia się do zwiększenia liczby rozwodów. W naszym kraju argumentacja ta przybiera niekiedy postać tezy o demoralizacji narodu przez prawa komunistyczne. Jednak fakty każą dość sceptycznie odnosić się do tego rodzaju twierdzeń. Na przykład w USA, które o różne skażenia można podejrzewać, ale z pewnością nie o skażenie komunizmem, gwałtowny wzrost liczby rozwodów nastąpił juz na początku lat 60., złagodzenie zaś potępienia rozwodów w opinii publicznej miało miejsce na przełomie lat 60. i 70. Dopiero ZWIĄZEK PUSTY I JEGO ROZPAD 227 potem w większości stanów złagodzono prawo dotyczące rozwodów (Cherlin, 1981). Późniejsze badania dość zgodnie wykazały brak różnic pod względem liczby rozwodów w stanach, które prawo złagodziły, i tych, w których zmian takich nie wprowadzono (Ra-schke, 1987). Sugeruje to, że prawa dotyczące życia rodzinnego raczej „wloką się" za tym, co ludzie robią i uważają za słuszne, niż kształtują opinie i zachowania. W sumie wydaje się, że bariery formalne (prawne) są mało skutecznym środkiem na utrzymanie zaangażowania samych zainteresowanych w ich związek, jeżeli zawiodą bariery nieformalne i inne, poprzednio omówione, czynniki podtrzymujące to zaangażowanie. Rozpad Współczesny trubadur - Paul Simon, śpiewa co prawda, że „musi być z pięćdziesiąt sposobów, na które porzucasz tego, kogo kochasz", jednak naukowa psychologia ma o nich raczej niewiele do powiedzenia. Przyczyna jest prosta i ma charakter etyczny. Psychologowie wiedzą, że prowadzenie badań nad związkami, które się aktualnie rozpadają, mogłoby spowodować przyspieszenie ich rozpadu (na przykład dlatego, że badanie takie koncentrowałoby partnerów na ich negatywnych emocjach, a skupienie się na dowolnych emocjach prowadzi zwykle do ich nasilenia). Wobec tego stosowane są dość zawodne metody, takie jak proszenie badanych o opis rozpadu, jaki miał miejsce w przeszłości, bądź o relacje z sytuacji jedynie wyobrażonych. Tego rodzaju relacje dają jednak obraz mocno wygładzony, przemyślany i uzasadniony przed samym sobą. Zdają sprawę raczej z tego, w jaki sposób ludzie myślowo sobie poradzili(by) z katastrofą swego związku, niż z rzeczywistych procesów, na których rozpad ten polegał. Dynamiczna koncepcja miłości stanowiąca oś tej książki sugeruje, że rozpad związku nastąpić może co najmniej w trzech momentach. Po pierwsze, po wystąpieniu namiętności i/lub intymności samo zaangażowanie w utrzymanie związku może się wcale na dobre nie pojawić. Najbardziej prawdopodobną tego przyczną jest asymetria uczuć, a więc niejednakowy poziom namiętności i/lup intymności u obojga partnerów. Po drugie, po zaniku namiętności, żt-ili?l 3. L, M ° M e -s , vo > b I vc_) H 3 fc •¦ o i-1 vii li|9 n t i , js ca a> ca & ca >-, ca V-i O C o (U ig f!i|Ws s -iii O ^-v i_ Cu v« >- -_ S ca c S^I-s (U t3 C O t- 3 -d ca t3 r- *o3 O"2 C 8 Q H lal c a o ca «> o g ^ 5? S P i iŁi 230 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI idących zmian w treści naszych własnych wspomnień o przeszłości byłego związku. Zmiany te często służą wyidealizowaniu naszej własnej osoby, a najlepiej i samego związku, co jednak może być trudne do pogodzenia. Trudno rozdział ten zakończyć inaczej niż Iwaszkiewiczowską trawestacją cytatu z Lechonia (który ten rozdział otworzył): Jest tylko miłość i jej właśnie nie ma! ROZDZIAŁ 7 Różnorodność Rodzaje miłości Psychozabawa - jaka jest Twoja miłość? Dotychczasowe rozważania prowadzone były w taki sposób, jakby miłość była zjawiskiem zupełnie jednorodnym, jakby wszyscy ludzie kochali się w podobny sposób, a jedyne różnice między nimi wynikały z etapu związku, na jakim się znajdują. Przyjęcie takiej konwencji pozwoliło przedstawić w sposób - mam nadzieję - dość uporządkowany wiele z tego, co dzieje się między partnerami stałego związku. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to tylko pewna wygodna konwencja, pozwalająca zrozumieć w miłości wiele, choć nie wszystko. Tym, czego ona zrozumieć nie pozwala, jest różnorodność miłości, a więc fakt, że pomimo podobieństw różni ludzie przeżywają swą miłość na różne sposoby. Ponieważ cała ta książka koncentrowała się dotąd raczej na podobieństwach, przyjrzyjmy się na jej zakończenie zróżnicowaniu miłości. Rodzaje miłości ^ W potocznej czy literackiej refleksji nad miłością zauważyć można bez trudu wielość kryteriów orzekania o prawdziwości tego uczucia. Czasami sądy takie opieramy na intensywności bądź gwałtownej dynamice uczucia: miłość prawdziwa to taka, która partnerów głęboko porusza (Robert i Maria z Komu bije dzwon czują, jak porusza się pod nimi ziemia), albo ta, która uderza gwałtownie jak piorun. Innym razem sądy o prawdziwości uczucia opieramy na u c « •- L?2 E 3 L §p ca f; ^ o L -5 E .«ł o, 'co -*1 'S 'ss "2 3 k> i „ ¦« " o -o M > ^ c ^a32^ E N Sfi &0 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Niezależność tę faktycznie wykazali Hendrick i Hendrick (1986), którzy zbudowali kwestionariusz pozwalający mierzyć sześć wymienionych typów miłości. To, co proponuję Czytelnikom na zakończenie tej książki, to wypełnienie na własny użytek tego właśnie kwestionariusza i przyjrzenie się własnej miłości pod kątem stopnia, w jakim nasycona jest ona tymi sześcioma jakościowo różnymi sposobami jej przeżywania. Psychozabawa - jaka jest Twoja miłość? Punktem wyjścia dla Hendricków była konstrukcja szeregu twierdzeń, z których każde dotyczyło jednego typu miłości. Punktem dojścia było wyselekcjonowanie (za pomocą pewnych procedur obliczeniowych zwykle stosowanych w takich przypadkach) takich pytań, które mierzyły „swój" typ miłości, ale nie odnosiły się do żadnego z pięciu pozostałych typów. W rezultacie powstał kwestionariusz pod nazwą Skala Postaw Wobec Miłości, zawierający 42 twierdzenia, z których każde 7 mierzyło jeden typ miłości. Osoby badane przy pomocy tego kwestionariusza proszone są o udzielenie odpowiedzi na kolejne twierdzenia z myślą o własnych poglądach na miłość w ogóle bądź tez z myślą o własnym konkretnym partnerze (aktualnym lub ostatnim, jeżeli nie są z nikim aktualnie związane). Odpowiedzi na każde pytanie udzielane są w skali od 1 (zupełnie się nie zgadzam), poprzez 2, 3, 4, do 5 (całkowicie się zgadzam). Suma odpowiedzi na siedem pozycji dotyczących tego samego typu informuje, jak silna jest skłonność do przeżywania (lub aktualne przeżywanie) miłości danego typu. Pozwala to porównywać zarówno różnych ludzi między sobą, jak i różne typy miłości dla tego samego człowieka (tego samego związku). Im większa suma dla danej skali (tj. siódemki pytań), tym bardziej dany typ przeżywania miłości dominuje nad pozostałymi. Wszystkie twierdzenia zamieszczone są w tabeli 14. i Czytelnik może dla zabawy spróbować odpowiedzieć na każde z nich, by zorientować się w charakterze miłości przeżywanej w odniesieniu do aktualnego (bądź jakiegokolwiek innego) partnera. Z różnych względów będzie to jednak tylko „psychozabawa", a nie przedsięwzięcie naukowe. Chociażby dlatego, że kwestionariusz ten skonstruowany został na próbie ok. 1400 studentów amerykańskich, RO_ NOŚC 235 a nie oróbie polskiej. Jednak próba Hendricków była mocno zróżnic^ ^ana, a idea podstawowych typów miłości wywodzi się jeszcze ze starożytnej Grecji, toteż jest prawdopodobne, że Polacy nie różnią się tu tak bardzo od Amerykanów. Zabawa ta może być dość pouczająca, ponieważ może pomóc w zorientowaniu się, co miłość w danym związku oznacza, a przede wszystkim, czy oznacza to samo dla obojga zainteresowanych. Tabela 14. Twierdzenia składające się na Skalę Postaw Wobec Miłości. Przy każdym twierdzeniu jest pięć możliwych odpowiedzi: 5 - całkowicie się zgadzam 4 - zgadzam się 3 - trochę tak, trochę nie (albo brak zdania) 2 - nie zgadzam się 1 - zupełnie się nie zgadzam nsH l.e."/3 Już od pierwszego spotkania coś nas przyciągnęło do siebie. S j 2.1. ^ .2 Próbuję trzymać go trochę w niepewności co do mojego zaangażowania w nasz związek. • i 3.s.^ A Dopiero gdy go już jakiś czas kochałam, zdałam sobie sprawę z tej miłości. J, 4.p.2 2 Zanim się z kimkolwiek zwiążę, próbuję sobie wyobrazić, kim on się stanie w przyszłości. l{ 5.m.P;21 Kiedy źle się dzieje między nami, dostaję rozstroju żołądka. 5 6.a. 5'^-Próbuję własnymi siłami mu pomóc, gdy znajdzie się w kłopotach. ^ 7.e.' .^ Pomiędzy nami zachodzi coś w rodzaju właściwej „reakcji che-^ "* micznej". ^ 8.1. '; t( Nic mu się nie stanie, jeżeli pewnych rzeczy o mnie nie będzie wiedział. k 9.s. 2. Nie potrafię kogoś pokochać, jeśli najpierw nie zacznę się o niego troszczyć. _, J lO.p. 2 Próbuję starannie zaplanować swoje życie, zanim wybiorę sobie partnera. 5 H.m.jJ Kiedy nie udaje mi się związek, w który byłam mocno zaangazo-^ wana, wpadam w taką depresję, ze nawet zdarzało mi się myslec ^ o samobójstwie. , O 12.a. 3 Raczej sama wolałabym cierpieć niż pozwolić na to, Dy on cier- Cf : 13.e3 Nasza miłość fizyczna jest bardzo intensywna i satysfakcjonująca. 236 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI 27 ^29, 231 i34 4 35, 1. 2, Czasami bywam w sytuacji takiej, że muszę uważać, aby żaden. z moich partnerów nie dowiedział się o istnieniu drugiego. Do dziś pozostaję w przyjaznych stosunkach z prawie każdym, kogo kiedyś kochałam. Najlepiej kochać jest kogoś o podobnych poglądach i doświadczeniach życiowych. Czasami myśl o tym, że jestem zakochana, tak mnie pobudza, iz f. nie mogę zasnąć. Z. Nie potrafię być szczęśliwa, dopóki nie przedłożę jego szczęścia nad swoje własne, e. 3 Myślę, ze byliśmy dla siebie nawzajem przeznaczeni. ^ Bez trudu i dość szybko otrząsam się z nieudanego związku. Najlepsza miłość wyrasta z długotrwałej przyjaźni. C" Głównym kryterium w wyborze partnera jest dla mnie to, jak zapatruje się on na moją rodzinę. Kiedy on nie zwraca na mnie uwagi, pogarsza się moje samopo-- czucie fizyczne. .a. y. Zwykle skłonna jestem poświęcić moje pragnienia, jeżeli pozwoliłoby mu to zrealizować jego własne, .e. 5,Oboje bardzo szybko się zaangażowaliśmy emocjonalnie w nasz związek. .1. 'y Myślę, ze mój partner zdenerwowałby się, gdyby dowiedział się - j*o niektórych rzeczach, jakie robię z innymi osobami. 5|rTrudno dokładnie określić moment, w jakim zakochaliśmy się w sobie. ,p. 3 Ważną sprawą przy wyborze partnera jest to, czy okaże się on dobrym ojcem. m. if Kiedy jestem zakochana, mam kłopoty ze skoncentrowaniem się f v na czymkolwiek innym, .a. 2 Mój partner może używać według własnej chęci wszystkiego, co j do mnie należy. ,e. 3 Naprawdę dobrze się rozumiemy nawzajem. .1. _3 Kiedy mój partner zbytnio się ode mnie uzależni, mam ochotę / trochę się wycofać. .s. ^Miłość jest w rzeczywistości głęboką przyjaźnią, a nie jakimś mistycznym, tajemniczym uczuciem. Jednym z kryteriów wyboru partnera jest to, jak zapatruje się on na moją pracę zawodową. Nie potrafię się zrelaksować, kiedy podejrzewam, ze on jest w da- ' nej chwili z kimś innym. L Nawet kiedy rozgniewa się na mnie, nadal w pełni i bezwarun-' kowo go kocham. RÓZI\IORODNOŚĆ 237 0 37 e 2 Uważam, ze on doskonale pasuje do mojego ideału urody fizycz-. 1 41. 3.a. . nej. a ^g i. H Lubię trochę „bawić siew miłość" z kilkoma różnymi partnerami.-^' "% 39.s. 7 Moje najbardziej udane związki miłosne wyrastały z dobrej przy- ^ jaźni. I p. 9 Zanim się z kimś zwiążę na poważnie, próbuję się zorientować, % jakie cechy są dziedziczone w jego rodzinie, na wypadek gdyby- ~" śmy mieli kiedyś dzieci. , Kiedy on nie zwraca na mnie uwagi choćby przez chwilę, zdarzar mi"się robić różne głupie rzeczy, by odzyskać jego zainteresować nie. Li 42.a. J Dla niego wytrzymałabym wszystko., ^ Początkiem wszelkich sensownych działań jest zawsze diagnoza stanu wyjściowego. Jeżeli więc, Czytelniku, pragniesz podjąć działania mające na celu obronę swej miłości przed jej „naturalnym" losem (tj. fazą związku pustego i ewentualnym rozpadem), rozpocznij również od diagnozy i wypełnij powyższą Skalę Postaw Wobec Miłości. Namów też do tego samego swoją partnerkę (partnera) i porównajcie wyniki. Sumę punktów uzyskanych przez każde z Was możecie nanieść na wykres z rysunku 16., uzyskując dwa profile („Ona" i „On"), co pozwoli Warn łatwo się zorientować, w czym się różnicie, a w czym jesteście do siebie podobni w poglądach na miłość i sposobie jej przeżywania. Profile już wyrysowane to przeciętne wyniki uzyskane przez kilkaset studentek i studentów badanych przez autorów skali, Clyde'a i Susan Hendrick. Ich analizy statystyczne wykazały, że kobiety i mężczyźni nie różnią się pod względem Eros i Agape, kobiety ujawniają silniejszą Storge, Pragmę i Manię, mężczyźni zaś kochają na sposób znacznie bardziej ludyczny niż kobiety. Ponieważ wyniki z rysunku to średnie pochodzące od około 400 osób, zupełnie naturalne jest, że różnice między pojedynczymi osobami, na przykład Wami, będą znacznie większe. Uzyskiwane przez Was wyniki będą też o wiele bardziej krańcowe niż te średnie - przynajmniej niektóre Wasze wyniki będą się więc lokowały znacznie powyżej lub -znacznie poniżej średnich z rysunku 16. Nawet jeżeli nic innego z tego nie wyniknie, analiza uzyskanych Przez Was wyników stanowić może świetną okazję do porozma- 238 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI natężenie 30 — 1 25 ' — mężczyźni i 20 M L ^^ y y kobie i 15 f 1 ^N^ RÓŻNORODNOŚĆ 239 Eros Ludus Storge Pragma Mania Agape Typ miłości Rysunek 16. Profile miłości - natężenia sześciu typów miłości mierzonych przez Skalę Postaw Wobec Miłości, uzyskane dla młodych kobiet i mężczyzn w badaniach amerykańskich. Źródło: na podstawie danych Hendricka i Hendrick (1986). wiania na temat stanu Waszego związku. Taka sztucznie wywołana okazja do rozmów na ten temat może być lepsza od okazji pojawiających się samoistnie na co dzień. Ponieważ, jak starałem się poprzednio przekonać, okazje samoistne to najczęściej okazje negatywne, rozpoczynające się od skarg jednego z partnerów, co często prowadzi do spirali wzajemnych oskarżeń. Po przeminięciu początkowych faz związku i upewnieniu się o wzajemnej miłości i zaangażowaniu większość par rozmawia o swoim związku tylko wtedy, kiedy coś jest nie w porządku. Dopóki wszystko jest w porządku, nie ma przecież o czym rozmawiać - podpowiada zdrowy rozsądek. I podpowiada nierozsądnie. Rozmowa o problemach wtedy, kiedy już bolą na tyle, że musimy o nich rozmawiać, ma mniejszą szansę na ich zadowalające rozwiązanie niż rozmowa w momencie, kiedy dolegliwość problemów jest jeszcze niewielka, mniejsza niż nasza zdolność do wysłuchania partnera i dopuszczenia myśli, że może jemu (jej) jednak chodzi nie tylko o to, by „jeszcze raz zgłosić te swoje pretensje" (nieuzasadnione, oczywiście). Eros, miłości namiętnej i romantycznej, dotyczą pytania nr 1 7, 13, 19, 25, 31 i 37 (wszystkie z literą e). Osoby uzyskujące wysoką punktację w tej skali (suma punktów za odpowiedzi na te pytania przekracza 21) przeżywają miłość jako zafascynowanie kochaną osobą i jej urodą. Czują do partnera nieodparty (choć niekoniecznie wytłumaczalny) i odwzajemniany pociąg fizczny. Jego realizacja w dużym stopniu stanowi istotę tej miłości i prowadzi do głębokiego porozumienia między partnerami. Eros jest więc przede wszystkim namiętnością, choć im wyższe wyniki w tej skali, tym większa również intymność i zaangażowanie w związek, a także ogólna satysfakcja odnoszona ze związku zarówno przez kobiety, jak i mężczyzn (Davis i Laty-Mann, 1987; Hendrick i Hendrick' 1987; Levy i Davis, 1988). Co ciekawe, skłonność do przeżywania miłości w ten sposób jest dodatnio związana z bezpiecznym stylem przywiązania, a ujemnie ze stylem unikającym (o stylach tych była mowa w rozdziale 3.). Ludus, miłości jako gry czy zabawy, dotyczą pytania nr 2, 8, 14, 20, 26, 32 i 38 (wszystkie z literą 1). Osoby uzyskujące wysoką punktację w tej skali (suma punktów za odpowiedzi na te pytania wynosi więcej niż 21) przeżywają miłość jako zabawę, której silne i głębokie zaangażowanie w związek z partnerem raczej przeszkadza, niż pomaga. Miłość jest dla nich grą nie pozbawioną świadomego manipulowania partnerem, a nawet, w pewnych granicach, oszukiwania go. Jeżeli ta forma miłości (opiewana przez rzymskiego poetę Owidiusza) jako jedyna dominuje w danym związku, nie ma czego zazdrościć obdarzanemu nią partnerowi. Wiele osób nie nazwałoby takiego związku miłością. Tym bardziej że cytowane poprzednio badania wykazały, że skłonność do ludycznego traktowania miłości jest ujemnie związana z namiętnością, intymnością i zaangażowaniem oraz z ogólną satysfakcją ze związku. Jest też charakterystyczna dla osób o unikającym stylu przywiązania i współwystępuje z wysokim poziomem konfliktów między partnerami. Jeżeli jednak w danym związku występują równocześnie i inne, poważniejsze formy miłości, nie ma powodów do niepokoju - trudno, aby miłość niosła radość, jeżeli będzie całkowicie pozbawiona elementu wyzwania, gry i zabawy! 240 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI ROZNORCDNOŚ< Storge, miłości przyjacielskiej, dotyczą pytania nr 3, 9, 15, 21, 27, 33 i 39 (wszystkie z literą s). Osoby uzyskujące wysoką punktację w tej skali (suma punktów za odpowiedzi na te pytania powyżej 21) przeżywają miłość jako uczucie spokojne, łagodne i kojące. Zamiast tumultu mieszanych uczuć miłość przeżywana jest tu raczej jako łagodna ewolucja i pogłębianie się przywiązania, trwałego i solidnego, choć pozbawionego tajemniczości. Jedynymi składnikami miłości, z którymi ten styl jej przeżywania jest powiązany, są intymność i troska o partnera. Pragmy, miłości praktycznej, dotyczą oytania nr 4, 10, 16, 22, 28, 34 i 40 (wszystkie z literą p). Osoby uzyskujące wysoką punktację w tej skali (suma punktów powyżej 21) przeżywają miłość jako racjonalną i uzasadnioną lokatę swoich uczuć. Nie ma tu boskich uniesień, nie ma też i potępieńczych cierpień. Jest praktyczna kalkulacja strat i zysków, dość przyziemna, rozsądna i dlatego jest w niej miejsce na uwzględnianie strat i zysków również i partnera. Ta forma miłości wydaje się cokolwiek mniej pociągająca od jej długofalowych skutków, a jej przeżywanie nie jest powiązane z innymi przejawami miłości (namiętnością, intymnością, zaangażowaniem). Manii, miłości obsesyjnej, dotyczą pytania nr 5, 11, 17, 23, 29, 35 i 41 (wszystkie z literą m). Osoby uzyskujące wysoką punktację w tej skali (powyżej 21) przeżywają swoją miłość jako opętanie, może nie tyle partnerem, ile swoim własnym uczuciem. Jak pisał Lee (1974, s. 48): „Grecy nazywali ją theia mania, boskim szaleństwem. Zarówno Safona, jak i Platon, wraz z całym legionem innych porażonych opisywali jej objawy: podniecenie, bezsenność, gorączka, spadek apetytu, bóle serca.Waniakalny kochanek jestj;ałkowicie pochłonięty myślami o ukochanej. Najmniejszy brak entuzjazmu z jej strony niesie lęk i ból, każda ulotna oznaka serdeczności niesie natychmiastową ulgę, choć nie trwałą satysfakcję. Zapotrzebowanie na uwagę i uczucia ukochanej jest niemożliwe do nasycenia". Ten rodzaj pasji o wyraźnie zaznaczonym fizjologicznym podłożu wydaje się łatwiejszy do przeżywania przez nastolatków w okresie dorastania (jakimi byli na przykład Romeo i Julia u Szekspira), choć może dotknąć każdego. Skłonność do Manii jest oczywiście silnie powiązana z namiętnością, choć nie z zaangażowaniem w związek czy satysfakcją zeń odnoszoną. Jest charakterystyczna dla osób cechujących się nerwowo-ambiwalent-nym stylem przywiązania do swoich partnerów. Agape, miłości altruistycznej, dotyczą pytania nr 6, 12, 18, 24, 30, 36 i 42 (wszystkie z literą a). Osoby uzyskujące wysoką punktację w tej skali (powyżej 21) przeżywają miłość jako oddanie p*r}~ nerowi, bezinteresowne, trwałe, pełne niewyczerpanej cierpliwości i troski. Ta miłość, bardziej niż jakakolwiek inna jej forma, jest zapomnieniem o dobru własnym, a troską jedynie o istotne dofro partnera, bez jakiegokolwiek liczenia na wzajemność. Jest związana z zaangażowaniem w utrzymanie związku i intymnością, troską o partnera i niskim poziomem konfliktu, a także z namiętnością i wysokim poziomem satysfakcji ze związku oraz bezpieczny01 stylem przywiązania do partnera. Właśnie tę formę miłości miał na myśli św. Paweł w listach do Koryntian, gdy pisał, że obowiązkiem chrześcijanina jest troska o dobro bliźnich niezależnie od tego, czy oni na to zasługują, cz> nie Istotą tej miłości jest postawa „pragnę tylko tego, czego t pragniesz", jak to pięknie opisuje w swej książce Krystyna St czewska (1975). . r Agape jest moralnym ideałem miłości w etyce zarówno cn^ ścijańskiej, jak i w systemach etycznych większości wielkich reUgu* świata Podobnie jak to bywa z innymi ideałami, ludzie do tej fofmy' miłości nie dorastają. Wspominany już Lee, który badał pod tyn* względem Amerykanów, Kanadyjczyków i Brytyjczyków, twierdzy że jedyne co mu się udało znaleźć, to epizody agapiczne, ale m^ pary trwale kochające się w ten sposób. Rzadkość występowania formy miłości w czystej postaci wynika z trudności jej pogodz z indywidualizmem naszych czasów, w których każdy sam dla zdaie się być najważniejszy, a jeżeli coś jeszcze jest ważne, J przykład rodzina, to dzieje się to głównie na zasadzie symb nego włączenia tego czegoś do własnego „ja". Nie bez jest także fakt, że koniecznym warunkiem Agape jest odwzajemnianie tej formy miłości przez partnerów (w p razie prawie na pewno wpadną w pułapkę sprawiedliwości, j opisano w rozdziale 5.)- Podobnie jak w przypadku^innych ałów, do miłości tego typu można jedynie zmierzać, choć ^Pe nie sposób jej osiągnąć. Pocieszające jest jednak to ze miarą cesu jest tu nie tylko stopień realizacji ideału, ale stopie*^ w ja obojgu zainteresowanym udaje się tak samo do ideału zwizy . _ W ogóle podobieństwo między partnerami pod względem f^_ sobu przeżywania wzajemnej miłości może w pewnym stopniu 242 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI cydować o ich satysfakcji ze związku (co jak dotąd faktycznie udało się wykazać dla Eros), a w konsekwencji i o jego trwałości. Podobieństwo partnerów w zapatrywaniach na to, czym jest miłość w ogóle, a w szczególności ta konkretna miłość, która ich łączy, jest ważniejsze od, powiedzmy, pokrewieństwa ich znaków zodiaku (ulubionego przedmiotu dociekań wielu par). Szansę na szczęście zapisane są nie w gwiazdach, lecz w nas samych, w treści i jakości relacji, jaka nas łączy z partnerem, a przede wszystkim w tym, co z tą relacją sami robimy. Bibliografia Acker, M., & Davis, M. H. (1992). Intimacy, passion and commitment in adult romantic relationships: A test of the triangular theoiy of love. „Journal of Social and Personal Relationships", 9, 21-50. Ade-Rider, L., & Brubaker, T. H. (1983). The ąuality of long-tenn mar- riages. In T. H. Brubaker (Ed.) Family relationships in later life (pp. 21-30). Beverly Hills: Sagę Publications. Ainsworth, M. D. S., Blehar, M. C, Waters, E., & Wall, S. (1978). Pattems of attachment: A psychological study ofthe strange situation. Hillsdale, NJ: Erlbaum. Amato, P. R., & Keith, B. (1991). Parental dworce and the well-being of children: A meta-analysis. „Psychological Bulletin", 110, 26-46. Anderson, N. H. (1981). Foundations of informalion integration theoiy. New York: Academic Press. Argyle, M. (1987). The psychology of happiness. London: Meuthen. Argyle, M., & Martin, M. (1991), The psychological causes of happiness. In F. Strack, M. Argyle and N. Schwarz (Eds.) Subjective well-being (pp. 77-100). Oxford: Pergamon Press. Aron, A., & Aron, E. N. (1986). Love as the expansion of self: Under- standing attraction and satisfaction. New York: Hemisphere. Aron, A., Aron, E. N., Tudor, M., & Nelson, G. (1991). Close relationships as induding other in the self. „Journal of Personality and Socia) Psychology", 60, 241-253. Aron, A., Dutton, D. G., Aron, E. N., & Iverson, A. (1989). Expenences offalling in love. „Journal of Social and Personal Relationships", 6, 243-257. 244 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI IPi Aronson, E. (1970). Some antecedents of interpersonal attraction. In "W. J. Arnold and D. Levine (Eds.) Nebraska Symposium on Motivation (pp. 143-173). Lincoln: University of Nebraska Press. Aronson, E. (1978) .Cztowg/c - istota społeczna. ^Wa^szawa^WK^ Aronson, fcTTSTCarTimitHiXTvl'." (l%3j.~The~effect of the seventy of threat on the devaluation of the forbidden behavior. „Journal of Abnormal and Social Psychology", 1963, 66, 584-588. Aronson, E., & Linder, D. (1965). Gain and loss of esteem as determi- nants of interpersonal attractiveness. „Journal of Experimental Social Psychology", 1965, 1, 156-171. Aronson, E., & Mills, J. (1959). The effect of seveńty of initiation on li- king for a group. „Journal of Abnormal and Social Psychology", 59, 177-181. Aronson, E., & Worchel, P. (1966). Similarity vs. liking as determinants of interpersonal attractiveness. „Psychonomic Science", 5, 157-158. Ashmore, R. D., Del Boca, F. K., & Wohlers, A. J. (1986). Gender stereo- types. In R. D. Ashmore & F. K. Del Boca (Eds.) The social psychology of female-male relations (pp. 69-163) New York: Academic Press. Austin, W., McGinn, N. C, & Susmilch, C. (1980). Internat standards revisited: Effects of social compansons and expectancies on judgrnents offairness and satisfaction. „Journal of Experimental Social Psychology", 16, 426-441. Averill, J. R., & Boothroyd, P. (1977). On falling in love in conformance with the romantic ideał. „Motivation and Emotion", 1, 235-247. Batson, C. D. (1987). Prosocial motivation: Is it ever truły altruistic? In L. Berkowitz (Ed.) Advances in experimental social psychology (vol. 20, pp. 65-122). New York: Academic Press. Baumeister, R. F., & Scher, S. J. (1988). Self-defeating behavior pat- terns among norrnal individuals: Review and analysis of common self-destructive tendencies. „Psychological Bulletin", 104, 3-22. Baumeister, R. F., Stillwell, A. M., & Heatherton, T. F. (1991). The interpersonal functions ofguilt: Toward a morę social conceptualization of morał affect. Unpublished manuscript. Bem, S. L. (1974). The measurement of psychological androgyny. „Journal of Consulting and Clinical Psychology", 47, 155-162. Berkman, L., & Syme, S. L. (1979). Social networks, host resistance, and mortality: A mne-year follow-up study of Alameda County residents. „American Journal of Epidemiology", 109, 188-204. Bermant, G. (1967). Copulation in rats. „Psychology Today", July, 53-61. Berscheid, E., Boye, D., & Darley, J. (1968). Effect offorced association upon voluntary choice of associate. „Journal of Personality and Social Psychology", 8, 13-19. BIBLIOGRAFIA 245 Berscheid, E., Dion, K., Walster., E., & Walster, G. W. (1971). Physicał attractiveness and dating choice: A test of the matching hypothesis. „Journal of Experimental Social Psychology", 7, 173-189. Berscheid, E., & Walster, E. (1974). A little bit about love. In T. L. Huston (Ed.) Foundations of interpersonal attraction (pp. 355-381). New York: Academic Press. Billings, A. (1979). Conflict resolution in distressed and nondistressed mar- ned couples. „Journal of Consulting and Clinical Psychology", 47, 368-376. Bowlby, J. (1969). Attachment and loss: Vol. 1. Attachment. New York: Basic Books. Bowlby, J. (1979). The making and breaking of affectional bonds. London: Tavistock. Breault, K. D., & Kposowa, A. J. (1987). Explaining dworce in the United States: A study of 3,111 counties, 1980. „Journal of Marriage and the Family", 49, 549-558. Brehm, J. W., & Cole, H. (1966). Effects of a favor which reduces freedom. „Journal of Personality and Social Psychology", 3, 420-426. Brichler, G. R., Weiss, R. L., & Vincent, J. P. (1975). Multimethod analysis of social reinforcement exchange between mańtally distressed and nondistressed spouse and słranger dyads. „Journal of Personality and Social Psychology", 31, 349-360. Bringle, R. G., Renner, P, Terry, R. L.,& Davis, S. (1983). An analysis of situation and person components ofjealousy. „Journal of Research in Personality", 17, 354-368. Brockner, J. (1983). Low self-esteem and behavioral plasticity. Some impli- cations. In L. Wheeler & P. Shaver (Eds.) Review of Personality and Social Psychology, Vol. 4. Beverly Hills: Sagę. Brown, G. W., & Harris, T. (1978). Social ońgins of depression. London: Tavistock. Brycz, H., & Wojciszke, B. (1992). Personality impressions on ability and morality trait dimensions. „Polish Psychological Bulletin", in press. Burgess, R. L„ & Huston, T. L. (Eds.) (1979). Social exchange in deve- loping relationships, New York: Academic Press. Buss, D. M. (1989). Sex differences in hwnan matę preferences: Evolutio- nary hypotheses tested in 37cultures. „Brain and Behavioral Sciences", 12, 1-49. Buss, D. M. et al., (1989). International preferences in selecting mates: A study of 37 cultures. „Journal of Cross-cultural Psychology". Buunk, B. (1987). Conditions that promote breakups as a conseąuence of extradyadic involvements. „Journal of Social and Clinical Psychology", 5. 271-284. 246 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Byrne, D. (1971). The attracłion paradigm, New York: Academic. Byrne, D., Nelson, D., & Reeves, K. (1966). Effects of consensual valida-tion and invalidańon on attraction as a function of verifiability. „Journal of Experimental Social Psychology", 2, 98-107. Cantor, J., Zillman, D., & Bryant, J. (1975). Enhancement of experienced sexual arousal in response to erotic stimuli through misattribution of unrelated residual excitation. „Journal of Personality and Social Psychology", 32, 69-75. Cherlin, A. J. (1981). Marriage, dworce, remarriage. Cambridge: Harvard University Press. Cimbalo, R. S., Faling, V., & Mousaw, P. (1976). The course of love: A cross-sectional design, „Psychological Reports", 38, 1292-1294. Clanton, G., & Smith, L. G. (Eds.) (1977). Jeałousy. Englewood Cliffs, NJ: Prentice-Hall. Clark, M. S. (1985). Implications of relationship type for understanding compatibility. In W. Ickes (Ed.) Compatible and incompatible rela-tionships (pp. 119-140). New York: Springer Verlag. Clark, M. S., & Mills, J. (1979). Interpersonal attraction in exchange and communal relationships. „Journal of Personality and Social Psychology", 37, 12-24. Cochrane, R. (1988). Marriage, separation and dworce. In S. Fisher & J. Reason (Eds,) Handbook of life stress, cognition and health. Chiche-ster: Wiley. Cohen, S., & Wills, T. A. (1985), Stress, social support, and the buffering hypothesis. „Psychological Bulletin", 98, 310-357. Comer, R., & Laird, J. D. (1975). Choosing to suffer as a conseąuence of expecting to suffer: Why people do it? „Journal of Personality and Social Psychology", 32, 92-101. Cook, M., & McHenry, R. (1979). Sexual attraction. Oxford: Pergamon Press. Cooper, J. (1980). Reducing fears and increasing assertiveness: The role of dissonance reduction. „Journal of Experimental Social Psychology", 16, 199-213. Cuber,. F„ & Harroff, P. B. (1965). The significant Ameńcans. New York: Appleton-century. ) Wartościowanie - ęfefa negatywności. O naturzejęnh^ BIBLIOGRAFIA 247 } Ossolineum j^j^o^ Warszawa PIW. Davies, J. C. (1962). Toward^theulyT^TewEifion. „American Sociological Review", 27, 5-19. pavis, D. (1982). Determinants of responsireness in dyadic interaction. In W. Ickes and E. S. Knowles (Eds.) Personality, roles and social be-havior. New York: Springer Verlag. j Davis, H. E., & Jones, E. E. (1960). Changes in interpersonal perception as a means of reducing cognitive dissonance. „Journal of Abnormal and Social Psychology", 61, 402-410. Davis, K. E., & Latty-Mann, H. (1987). Love styles and relationship ąuality: A contńbution to validation. „Journal of Social and Personal Relationships", 4, 409-428. Davis, M. H., & Krau, L. A. (1991). Dispositional empathy and social relationships. In W. H. Jones & D. Perlman (Eds.) Advances in personal relationships (vol. 3, pp. 75-115). London: Jessica Kingsley Publishers. Davis, M. H., & Oathout, H. A. (1987). Maintenance of satisfaction in romantic relationships: Epmathy and relational competence. „Journal of Personality and Social Psychology", 53, 397-410. Dęci, E. L. (1975). Intńnsic motivation. New York: Plenum Press. de Hoog, K. (1979). Matę selection in the Netherlands. In M. Cook and G. Wilson (Eds.) Love and attraction (pp. 171 -174). Oxford: Pergamon Press. Denfeld, D. (1974). Dropouts from swinging: The mamage counselor or informant. In J. R. Smith & L. G. Smith (Eds.) Beyond monogamy (pp. 260-267). Baltimore: John Hopkins University Press. Derlega, V. J., Wilson, M., & Chaiken, A. L. (1976). Friendship and dis-closure reciprocity. „Journal of Personality and Social Psychology", 34, 578-587. Dermer, M., & Pyszczynski, T. A. (1978). Effects of erotica upon mens loving and liking responses for women they love. „Journal of Personality and Social Psychology", 36, 1302 -1309. de Rougemont, D. (1940). Love in the Western World. New York: Harcourt Brace & World. Deutsch, M. (1973). The resolution ofconfiict: Constmctive and destructive processes. New Haven, CT: Yale University Press. Diener, E., Larsen, R. J., Levine, S., & Emmons, R. A. (1985). Inten-sity and freąuency: Dimensions underfying positive and negative effect. „Journal of Personality and Social Psychology", 48, 1253-1265. r, E., Sandvik, E., & Pavot, W. (1991). Happiness is the freąuency, not the intensity of positive versus negative affect. In F. Strack, M. Argyle & N. Schwarz (Eds.) Sub}ective well-being (pp. 119-139). Oxford: Pergamon Press. , K. K., & Dion, K. L. (1975). Self-estecm and romantic love. „Journal of Personality", 43, 39-57. 248 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Dion, K. L., & Dion, K. K. (1976). Love, liking and trust in heterosexual re- lationships. „Personality and Social Psychology Bulletin", 2, 187-190. Dittes, J. E. (1959). Attractiveness of group as function ofself-esteem and aceptance by group. „Journal of Abnormal and Social Psychology", 59, 77-82. Driscoll, R., Davis, K. E., & Lipetz, M. E. (1972). Parental interference and romantic love: The Romeo and Mięt effect. „Journal of Personality and Social Psychology", 24, 1-10. Duck, S. (1982). A topography of rełałwnship disengangement and disso- lution. In S. Duck (Ed.) Personal relationships. 4: Dissolving personal relatioships (pp. 1-30). London: Academic Press. Dutton, D. G., & Aron, A. P. (1974). Some evidencc for heightened sexual attraction under conditions of high anxiety. „Journal of Personality and Social Psychology", 30, 510-517. Eisenberg, N., & Lennon, R. (1983). Sex differences in empathy and related capacities. „Psychological Bulletin", 100-131. Epstein, S. M. (1967). Toward a unified theory of aiuiety. In B. A. Maher (Ed.) Progress in expeńmentalpersonality research (Vol. 4). New York: Academic Press. Feeney, J. A., & Noller, P. (1991). Attachment style as a predictor of adult romantic relationships. „Journal of Personality and Social Psychology", 58, 281-291. Felmlee, D., Sprecher, S., & Bassin, E. (1990). The dissolutwn of inti- mate relationships: A hazard model. „Social Psychology Quarterly", 53, 13-30. Festinger, L., Schachter, S., & Back, K. (1950). Social pressures in infor- mal groups: A study of human factors in housing. Stanford: Stanford University Press. Fitzpatrick, M. A. (1986). Mamage and verbal intimacy. In V. J. Derlega & J. Berg (Eds.) Self-disclosure: Theory, research and therapy. New York: Plenum. Ford, C. S., & Beach, F. A. (1951). Pattems of sexual behavior. New York: Harper and Row. Freedman, J. L. (1965). Long-term behavwral effects of cognitive disso- nance. „Journal of Experimental Social Psychology", 1, 145-155. Freedman, J. L., Wallington, S., & Bless, E. (1967). Compliance with- out pressure: The effects of guilt. „Journal of Personality and Social Psychology", 7, 117-124. Fujita, F., Diener, E., & Sandvik, E. (1991). Gender differences in negatwe affect and well-being: The case for emotional intensity. „Journal of Personality and Social Psychology", 61, 427-434. BIBLIOGRAFIA 249 Glenn, N. D. (1989). Duration ofmaniage, family composition, and marital happiness. „National Journal of Sociology", 3, 3-24. Glenn, N. D. (1990). Quantitative research on marital ąuality in the 1980s: A cńtical review. „Journal of Marriage and the Family", 52, 818-83TT' Gottman, J. M. (1979). Marital interaction. New York: Academic Press. Guidubaldi, J., Cleminshaw, H. K., Perry, J. D., & McLoughlin, C. S. (1983). The impact of parental dworce on children: Report of the na- tionwide NASP study. „School Psychology Review", 12, 300-323. Hali, J. A. (1978). Gender effects in decoding nonverbal cues. „Psychological Bulletin", 85, 845-858. Hatfield, E. (1984). The dangers of intimacy. In V. J. Derlega (Ed.) Com- munication, intimacy, and close relationships. New York: Academic Press, pp. 207-220. Hatfield, E., & Rapson, R. L. (1987). Passionate love: New directions in research. In W. H. Jones and D. Perlman (Eds.)Advances in personal relationships, Vol 1, pp. 109-139. Hatfield, E., & Sprecher, S. (1986). Minor, minor: The importance oflooks in everyday life. Albany, NY: SUNY Press. Hatfield, E., Traupman, J., Sprecher, S., Utnę, M., & Hay, J. (1985). Eąuity and intimate relations: Recent research. In W. Ickes (Ed.) Compatible and incompatible relationships (pp. 91-118). New York: Springer Verlag. Hatfield, E., & Walster, G. W. (1981). ,4 new look at love (Fifth printing). Lanham: University Press of America. Hazan, C, Shaver, P. (1987). Romantic love conceptualized as an attachment process. „Journal of Personality and Social Psychology", 52, 511-524. Hendrick, C, & Hendrick, S. S. (1986). A theory and method of love. „Journal of Personality and Social Psychology", 50, 392-402. Hendrick, C, & Hendrick, S. S. (1987). Research on love: Does it measure up? „Journal of Personality and Social Psychology", 56, 784-794. Hill, C. T., Rubin, Z., & Peplau, L. A. (1976). Breakups before marriage: The end of 103 affairs. „Journal of Social Issues", 32, 147-167. Hobart, C. W. (1958). Incidence of romanticism during courtship. „Social Forces", 36, 363-367. Holmes, J. G., & Rempel, J. K. (1989). Trust in close relationships. In C. Hendrick (Ed.) Review of personality and social psychology (Vol. 10, > PP. 187-220). Beverly Hills, CA: Sagę. ells, K. Social relationships in violent offenders. In S. Duck & R. Gilmour (Eds.) Personal relationships (vol. 3, pp. 215-234) London: Academic Press. , J. (196TL Jesień średniowiecza. Warszawa: PWN. ^ Ii! 250 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Huesmann, L. R., & Levinger, G. (1976). Incremental exchange theory: A formal model for progression in dyadic social interaction. In L. Berkowitz & E. Walster (Eds.) Advances in experimental social psy- chology, Vol. 9, New York: Academic Press. Huston, T. L. (1973). Ambiguity of acceptance, social desirability, and da- ting choice. „Journal of Experimental Social Psychology", 9, 32-42. Im, W., Wilner, R. S., & Breit, M. (1983). Jealousy: Interventions in couples therapy. „Family Process", 22, 211-219. Istvan, J., Griffitt, W., & Weidner, G. (1983). Sexual arousal and thepola- ńzation of perceived sexual attractiveness. „Basic and Applied Social Psychology", 4, 307-318. Janoff-Bullman, R. (1979). Characterological versus behavioral self-blame: Inąuińes into depression and rape. „Journal of Personality and Social Psychology", 37, 1798-1809. Jecker, J., & Landy, D. (1969). Liking a person as a function of doinghim a favor. „Human Relations", 22, 371-378. Johnson, D. J., & Rusbult, C. E. (1989). Resisting temptation: Devalua- tion of alternative partners as a means of maintaining commitment in close relationships. „Journal of Personality and Social Psychology", 57, 967-980. Johnson, M. P. (1982). Social and cognitive features of the dissolution of commitment to relationships. In S. Duck (Ed.) Personal relationships. 4: Dissolving personal relationships (pp. 51-73). London: Academic Press. Kalick, S. M., & Hamilton, T. E., III. (1986). The matching hypothe- sis reexamined. „Journal of Personality and Social Psychology", 51, 673-682. Kanter, R. M. (1968). Commitment and social organization: A study of commitment mechanisms in utopian communities. „American Socio- logical Review", 33, 499-517. Kanin, E. J., Davidson, K. D., & Scheck, S. R. (1970). A research notę on male-female differences in experience of heterosexual love. „The Journal of Sex Research", 6, 64-72. Kapłan, H. (1974). The new sex therapy. New York: Brunner/Mazel. Kelley, H. H., Berscheid, E., Christensen, A., Harvey, J. H., Huston, T. L., Levinger, G., McClintock, E., Peplau, L. A., & Peterson, D. R. (1983). Close relationships. New York: W. H. Freeman & Co. Kelley, H. H., & Thibaut, I. W. (1978). Interpersonal relations: A theory of interdependence. New York: Wiley Interscience. Kenrick, D. T., Cialdini, R.- B., & Linder, D. E. (1979). Heterosexual attraction and attńbutionalprocesses in fear-producing situations. In M. BIBLIOGRAFIA 251 Cook & G. Wilson (Eds.) Love and attraction (pp. 11-120). Oxford: Pergamon Press. Kenrick, D. T., & Gutierres, S. E. (1980). Contmst effects andjudgments of physical attractiveness: When beauty becomes a social problem. „Jeur-nal of Personality and Social Psychology", 38, 131-140. Kenrick, D. T., Sadalla, E. K., Groth, G., Trost, M. R. (1990). Evolu-tion, traits, and the stages ofhuman courtship: Qualifying the parental investment model. „Journal of Personality", 58, 98-116. Kinsey, A. C, Pomeroy, W. C, & Martin C. E. (1948). Sexual behavior in the human małe. Philadelphia: Saunders. Kinsey, A. C, Pomeroy, W. C, Martin C. E., & Gebhard, P. H. (1953). Sexual behavior in the human female. Philadelphia: Saunders. Koren, P., Carlton, K., & Shaw, D. (1980). Mańtal conflict: Relations among behaviors, outcomes, and distress. „Journal of Consulting and Clinical Psychology", 48, 460-468. Kosewski,_M. (1988). Ludzie w sytuacji pokusy ijipokorzenia. Warszawa: Wiedza Powszechna Kuchowicz^Z. (1975). Obyczaje staropolskie XVII i XVIII wieku. Łódź. Langer, E. J. (1975). The illusion of control. „Journal of Personality and Social Psychology", 32, 311-328. Langer, E. J., & Rodin, J. (1976). The effects of enhanced personal re-sponsibility for the aged: A field experiment in an institutional setting. „Journal of Personality and Psychology", 34, 191-198. Larsen, R. J., Diener, E., & Cropanzano, R. S. (1987). Cognitive opera-tions associated with the characteristie of intense emotional responsive-ness. „Journal of Personality and Psychology", 53, 161-11 A. Larzelere, R. E., & Huston, T. L. (1980). The Dyadic Trust Scalę: To-ward understanding interpersonal trust in close relationships. „Journal of Marriage and the Family", 42, 959 -604. Lawson, A. (1988). Adultery: An analysis of love and betrayal. New York: Basic Books. Lee, J. A. (1973). The colors of love: An exploration of the ways of loving. Don Mills: New Press. LePper, M. R., Greene, D., & Nisbett, R. E. (1973). Undermining chil- dren's intrinsic interest with the extrinsic reward: A test of the overjus- tification hypothesis, „Journal of Personality and Social Psychology", 28, 129-137. Levinger, G. (1964). Task and social behavior in marriage. „Sociometry", 27, 433-448. Levinger, G. (1965). Mańtal cohesiveness and dissolution: An integrative review. „Journal of Marriage and the Family", 27, 19-28. 252 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Levinger, G. (1966). Source ofmarital dissatisfaction among applicants for dworce. „American Journal of Orthopsychiatry", 36, 803-807. Levinger, G. (1980). Toward the analysis of close relationships. „Journal of Experimental Social Psychology", 16. 510-544. Levy, M. B., & Davis, K. E. (1988). Love styles and attachment styles cotn-pared: Their relations to each other and to vańous relationship charac-teństics. „Journal of Social and Personal Relationships", 5, 439-471. Lewicki, P. (1983). Self-image bias in person perception. „Journal of Per-sonality and Social Psychology", 45, 384-393. Linton, R. (1936). The study ofman. New York: Appleton-Century. Locke, K. D., & Horowitz, L. M. (1990). Satisfaction in interpersonal interactions as a function of similarity in leven of dysphońa. „Journal of Personality and Social Psychology", 58, 823-831. Long, E. C. J., & Andrews, D. W. (1990). Perspective taking as a predictor ofmarital adjustment. „Journal of Personality and Social Psychology", 59, 126-131. Longfellow, C. (1979). Dworce in context: Its impact on children. In G. Levinger & O. C. Moles (Eds.) Dworce and separation: Context, causes and conseąuences. New York: Basic Books. Mead, M. (1931). Jealousy: Pnmitwe and cwilized. In S. D. Schmalhauser & Calverton (Eds.) Woman's coming of age (pp. 35-48). New York: Horace Liveright. Masters, W., & Johnson, V. (1966). Human sexual response. Boston: Lit-tle, Brown & Co. McHale, S. M., & Huston, T. L. (1985). The effect of the transition to parenthood on the mamage relationship: A longitudinal study. „Journal of Family Issues", 6, 409-434. McKilip, J., & Reidel, S. L. (1983). External validity ofmatching onphysical attractweness for same and opposite sex couples. „Journal of Applied Social Psychology", 13, 328-337. Medalie, J., & Goldbourt, V. (1976). Angina pectoris among 10,000 men: Psychosocial and other tisk factors as evidenced by a multwariate analysis ofafive-year incidence study. „American Journal of Medicine", 60, 910-924. Mettee, D. R., & Aronson, E. (1974), Ajfectwe reactions to appraisal from others. In T. L. Huston (Ed ), Foundations of interpersonal attraction. New York: Academic Press. Mikulincer, M., & Nachson, O. (1991). Attachment styles and patterns of self-disdosure. „Journal of Personality and Social Psychology", 61, 321-331. Milardo, R. M., Johnson, M. P., & Huston T. L. (1983). Developing close relationships: Changing patterns of interaction between pair members BIBLIOGRAFIA 253 and social networks. „Journal of Personality and Social Psvcholoey" 44, 964-976. Mirsky, J. (1937). The Eskimo of Greenland. In M. Mead (Ed.), Coopera-tion and competition among pnmitwe peoples New McGraw-Hill. York: Montgomery, B. M. (1988). Quality communication in personal relationships. In S. W. Duck (Ed.) Handbook of personal relationships (pp. 343-359). Chichester: Wiley. Murstein, B. I. (1974). Love, sex, and maniage through ages. New York: Springer. Murstein, B. I., Christy, P. (1976). Physical attractweness and mańtal choice. „Journal of Personality and Social Psychology", 34, 537-542. Neubeck, G. (1969). Other societies: An anthropological review ofactrama- rital relations. In G. Neubeck (Ed.) Extramarital relations (pp. 27-69). Englewood Cliffs, NJ: Prentice Hali. Nias, D. K. B. (1979). Mańtal choice: matching or complementation? In M. Cook & G. Wilson (Eds.) Love and attraction (pp. 151-155). Oxford: Pergamon Press. Nisbett, R., & Ross, L. (1980). Human inference: Strategies and shortco- mings of social judgment. Englewood Cliffs, NJ: Prentice-Hall. Patterson, G. R., Cobb, J. A., & Ray, R. S. (1972). Direct inte/ventions in the classroom: A set of procedures for the aggresswe child. In F. Clark, D. Evans & L. Hamerlynck (Eds.) Implementing behavioralprograms for schools and clinics Champaign II.: Research Press. Peele, S., & Brodsky, A. (1976). Love and addiction. New York: New American Library. Peplau, L. A., & Campbell, S. M. (1989). Power in dating and mar- riage. In J. Freeman (Ed.) Women: A feminist perspectwe (4th ed., pp. 121-137). Mountain View, Ca: Mayfield. Raschke, H. J. (1987). Dworce. In M. B. Sussman and S. K. Steinmetz (Eds.) Handbook of mamage and the family. New York: Plenum Press. Reis, H. T., & Shaver, P. (1988). Intimacy as an interpersonal process. In S. Duck (Ed.) Handbook of personal relationships. Theory, research and interventions. Chichester: J. Wiley & Sons, pp. 367-389. Rempel, J. K., Holmes, J. G., & Zanna, M. P. (1985). Trust in close relationships. „Journal of Personality and Social Psychology", 49, 95-112. Sgykowski, J. (1970)^^_zggat/mgń_ psychologii^motywacjL Warszawa: Riordan7c~A., & Tedeschi, J. T. (1983). Attraction in aversive environ-ments: Some evidence for classical conditioning and negatwe reinforce-ment. „Journal of Personality and Social Psychology". 44, 683-692. 254 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Rodin, M. J. (1978). Liking and disliking: Sketch of an alternative view, „Personality and Social Psychology Bulletin", 4, 473-478. Rook, K. S., & Hammen, C. L. (1977). A cognitive perspective on the experience of sexual arousal. „Journal of Social Issues", 33, 7-28. Ross, L. (1977). The intuitive psychologist and his shortcomings: Distortion in the attńbution process. In L. Berkowitz (Ed.) Advances in Expe-rimental Social Psychology, (Vol. 10, pp. 87-116), 173-220. New York Academic Press. Roy, M. (1977). A current survey of 150 cases. In M. Roy (Ed.) Battered women: A psychological study of domestic violence (pp. 98-109). New York: Van Nostrand. Rubin, L. (1976). Worlds of pain: Life in the working class family. New York: Basic Books. Rusbult, C. E. (1980). Commitment and satisfaction in romantic associa-tions: A test of the investment model. „Journal of Experimental Social Psychology", 16, 172-186. Rusbult, C. E. (1983). A longitudinal test of the investment model: The development (and deterioration) of satisfaction and commitment in he-terosexual involvements. „Journal of Personality and Social Psychology", 45, 101-117. Rusbult, C. E„ Johnson, D. J, & Morrow, G. D. (1986 a). Impact of couple pattems of problem solving on distress and nondistress in da-ting relationships. „Journal of Personality and Social Psychology", 50, 744-753. Rusbult, C. E., Johnson, D. J., & Morrow, G. D. (1986 b). Determinants and conseąuences of exit, voice, loyalty and neglect: Responses to dis-satisfactions in adult romantic involvements. „Human Relations", 39, 45-63. Rusbult, C. E., Johnson, D. J., & Morrow, G. D. (1986 c). Predicting satisfaction and commitment in adult romantic involvements: An as-sessment of the generalizability of the investment model. „Social Psychology Quarterly", 49, 81-89. Rusbult, C. E., Morrow, G. D., & Johnson, D. J. (1987). Self-esteem and problem sohing behavior in close relationships. „British Journal of Social Psychology", 26, 293-303. Rusbult, C. E., Verette, J., Whitney, G. A., Slovik, L. F., & Lipkus, I. (1991). Accommodation processes in close relationships: Theory and preliminary empirical evidence. „Journal of Personality and Social Psychology", 60, 53-78. Rusbult, C. E., & Zembrodt, I. M. (1983). Responses to dissatisfaction in romantic involvements: A multidimensional scaling anafysis. „Journal of Experimental Social Psychology", 19, 274-293. BIBLIOGRAFIA 255 Rusbult, C. E., Zembrodt, I. M., & Gunn, L. K. (1982). Exit, voice, loyalty, and neglect: Responses to dissatisfaction in romantic involve-ments. „Journal of Personality and Social Psychology", 43, 1230-1242. Rusbult, C. E, Zembrodt, I. M, & Iwaniszek, J. (1986). The impact^of gender and sex-role orientation on responses to dissatisfaction in close relationships. „Sex Roles", 15, 1-20. Sadalla, E. K., Kenrick, D. T., & Vershure, B. (1987). Dominance and he-terosexual attraction. „Journal of Personality and Social Psychology", 52, 730-738. Sager, C. (1976). Marriage contracts and couple therapy. New York: Bruner/Mazel. Schaap, C. (1984). A comparison of distressed and nondistressed married couples in a laboratory situation: Literaturę survey, methodological issues, and an empirical investigation. In K. Hahlweg & N. S. Jacobson (Eds.) Marital interaction: Anafysis and modification (pp. 133-158). New York: Guilford Press. Schachter, S. (1964). The interaction of cognitive and physiological determinants of emotional state. In L. Berkowitz (Ed.) Advances in expe-rimental social psychology (vol. 1, pp. 48-81). New York: Academic Press. Schlenker, B. R. (1984). Identities, identifications, and relationships. In V. J. Derlega (Ed.) Communication, intimacy, and close relationships. New York: Academic Press, pp. 71-104. Schwarz, N. (1989). Feelings as Information. Informational and motiva-tional functions of ajfective states. In R. Sorrentino & E. T. Higgins (Eds.) Handbook of motivation and cognition: Foundations of social behavior (Vol. 2). New York: Guilford. Shallenberger, P., Zigler, E. (1961). Rigidity, negative reaction tendencies and cosatiation affects in normal and feebleminded children. „Journal of Abnormal and Social Psychology", 63, 20-26. Shaver, P., Hazan, C, & Bradshaw, D. (1988). Love as attachment. The integration of three behavioral systems. In R. J. Sternberg & M. L. Barnes (Eds.) The psychology of love (pp. 68-99). New Haven: Yale University Press. Shaver, P., Schwartz, J., Kirson, D., & 0'Connor, C. (1987). Emotion ¦ knowledge: Further exploration of a prototype approach. „Journal of Personality and Social Psychology", 52, 1061-1086. Sigall, J., & Aronson, E. (1969). Liking for an evaluator as a function of her physical attractiveness and naturę of evaluations. „Journal of Experimental Social Psychology", 5, 93-100. 256 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Simpson, J. A. (1987). The dissolution of romantic relationships: Factors involved in relationship stability and einotional distress. „Journal of Personality and Social Psychology", 53, 683-692. Simpson, J. A., Gangestad, S. W., & Lerma M. (1990). Perception of physical attractiveness: Mechanisms involved in the maintenance of romantic relationships. „Journal of Personality and Social Psychology", 59, 1192-1201. Smith, L. G., & Smith, J. R. (1973). Co-marital sex: The incorporation of extra-mańtal sex into the marriage relationship. In J. Money & J. Zubin (Eds.) Critical issues in contemporary sexual behavior (pp. 391-408). Baltimore: John Hopkins University Press. Snyder, M., Tanke, E. D., Berscheid, E. (1977). Social perception and interpersonal behavior: On the self-fulfilling naturę ofsocial stereotypes. „Journal of Personality and Social Psychology", 35, 656-666. Solomon, R. L. (1980). The opponent-process theory of acąuired motivation. „American Psychologist", 35, 691-712. Sprecher, S., & Metts, S. (1989). Development of the „Romantic Beliefs Scalę" and examination of the effects of gender and gender-role orien-tation. „Journal of Social and Personal Relationships", 6, 387-411. Starczewska, K.... (1975j._ijfco;y miłości w kulturze Zachodu^ Warszawa: ' PWR Sternberg, R. J. (1986)./! triangular theory of love. „Psychological Review", 93, 119-135. Stevenson, H. V., Keen, R., & Knights, R. M. (1963). Parents andstrangers as reinforcing agentsfor children'sperformance. „Journal of Abnormal and Social Psychology", 67, 183-185. Strack, F., Schwarz, N., & Gschneidinger, E. (1985). Happiness and remi-niscing: The role of time perspective, mood, and modę of thinking. „Journal of Personality and Social Psychology", 49, 1460-1469. Symmons, D. (1979). The evolution of human sexuality. Oxford: Oxford University Press. Tangney, J. P. (1991). Morał affect: The good, the bad, and the ugly. „Journal of Personality and Social Psychology", 61, 598-607. Tangney, J. P. (1992). Situational determinants ofshame andguilt inyoung adulthood. „Personality and Social Psychology Bulletin". Teisman, M. W., & Mosher, D. L. (1978). Jealous conflict in dating couples. „Psychological Reports", 42, 1211-1216. Tesser, A. (1986). Some effects of self-evaluation maintenance on cognition and action. In R. M. Sorrentino & E. T. Higgins (Eds.) Handbook of motivation and cognition: Foundations of social behavior. New York: Guilford Press. BIBLIOGRAFIA 257 Tesser, A., & Paulhaus, D. L. (1976). Toward a causal model of love. „Journal of Personality and Social Psychology", 34, 1095-1105. Tesser, A., & Rosen, S. (1972). Similarity of objective fate as a determinant of the reluctance to transmit unpleasant information. „Journal of Personality and Social Psychology", 23, 46*53. Thornes, B., & Collard, J. (1979). Who divorces? London: Routledge &~ Kegan Paul. Valins, S. (1966). Cognitive effects offalse heart-rate feedback. „Journal of Personality and Social Psychology", 4, 400-408. Venditti, M. C. (1980). How to be your own marriage counselor. New York: Continuum. Walster, E., Aronson, V., Abrahams, D., & Rottmann, L. (1966). Impor- tance of physical attractiveness in dating behavior. „Journal of Personality and Social Psychology", 4, 508-516. Walster, E., & Festinger, L. (1962). The effectiveness of „overheard" persua- sive Communications. „Journal of Abnormal and Social Psychology", 65, 395-402. Walster, E., Walster, G. W., & Berscheid, E. (1978). Eąuity: Theory and research. Boston: Allyn and Bacon. White, G. L. (1980). Physical matching and courtship progress. „Journal of Personality and Social Psychology", 39, 660-668. White, G. L. (1980). Inducing jealousy: A power perspective. „Personality and Social Psychology Bulletin", 6, 222-227. White, G. L. (1981a). Some correlates of romantic jealousy. „Journal of Personality", 49, 129-147. White, G. L. (1981b). A model of romantic jealousy. „Motivation and Emotion", 5, 295-310. White, G. L. (1981c). Relative involvement, inadeąuacy, and jealousy: A test of a causal model. „Alternative Lifestyles", 4, 291-309. White, G. L., & Kight, T. D. (1984). Misattribution of arousal and at- traction: Effects of salience of explanations for arousal. „Journal of Experimental Social Psychology", 20, 55-64. White, G. L., Fishbein, S., & Rutstein, J. (1981). Passionate love and misattribution of arousal. „Journal of Personality and Social Psychology", 41, 56-62. White, G. L., & Mullen, P. E. (1989). Jealousy. Theory, Research, and Clinical Strategies. New York: Guilford Press. White, L. K. (1990). Determinants of dworce: A review of research in the eighties. „Journal of Marriage and the Family", 52, 904-912. White, L. K., & Booth, A. (1985). Transition to parenthood and marital ąuality. „Journal of Family Issues", 6, 435-450. 2f 258 PSYCHOLOGIA MIŁOŚCI Si Srj Sn i Sc Sp St, Sti1 St< Sti Sy Tai Tai Te] Te; Wiggins, J. S., Wiggins, N., & Conger, J. C. (1968). Correlates of he-terosexual somatic preference „Journal of Personality and Social Psy-chology", 10, 82-90. Woiciszke_,_B1 (1986). Struktura ja, wartości osobiste i zachowanie. Wrocław: Ossolineum. Wojciszke, B., & Banaśkiewicz, R. (1989). Zróżnicowanie emocji pnezy- 32, 879-897. Wortman, C. B., & Brehm, J. W. (1975). Responses to uncontrollable out- comes: An mtegration of reactance theory and the leamed helplessness model. In L. Berkowitz (Ed.) Advances in expenmental social psycho- logy (Vol. 8, pp. 277-336). New York: Academic Press. Zajonc, R. B. (1968). Atntudinal effects of merę exposure. „Journal of Personality and Social Psychology Monographs", 9, 1-28. Zajonc, R. B„ Adelmann, P. K., Murphy, S. T, & Niedenthal, P M. (1987). Convergence in the physical appearance of spouses „Motiva- tion and Emotion", 4, 335-346. Zuckerman, M. (1971). Physiological measures of sexual response in the human. „Psychological Bulletin", 75, 297-329. Spis treści Od autora ................................................................................ 5 1. Przemiany miłości ............................................................. 7 Trzy składniki miłości ............................................................. 8 Intymność ....................................................................... g Namiętność .................................................................... 12 Zaangażowanie ................................................................. 15 Rozwój związku miłosnego ................................................... 19 Zakochanie ...................................................................... 21 Romantyczne początki ..................................................... 22 Związek kompletny.......................................................... 25 Związek przyjacielski ....................................................... 27 Związek pusty i jego rozpad ............................................. 28 2. Zakochanie .......................................................................... 31 Dwa warunki zakochania: przeżycie pobudzenia i jego interpretacja ................................................................. 32 Powstawanie pobudzenia ........................................................ 35 Beznamiętne pożywki namiętności, czyli pobudzenie emocjonalnie neutralne .................................................... 35 Przyjemność nasila namiętność, czyli rola emocji pozytywnych 38 Przykrość także nasila namiętność, czyli rola emocji negatywnych .......................................................... 41 Uroki owocu zakazanego, czyli rola przeszkód .................... 43 Interpretacja pobudzenia jako namiętności ............................... 45 Jak kochać, czyli kulturowy wzorzec namiętności ................. 47 Kogo kochać, czyli reguły stosowania wzorca namiętności .... 50 Różnice między kobietami i mężczyznami ................................. 56 i I 'I Różnice w przeżywaniu namiętności ................................... 56 Kto jest bardziej romantyczny? .......................................... 60 Romantyczne początki ......................................................... 62 Rozwój intymności .................................................................. 62 Odkrywanie się ................................................................. 64 Budowanie zaufania .......................................................... 68 Kogo i za co lubimy ................................................................ 73 Częstość kontaktów .......................................................... 73 Zalety partnera ....'............................................................ 75 Przysługi .......................................................................... 81 Komplementy ................................................................... 83 Przywiązanie .......................................................................... 85 Wybór stałego partnera ........................................................... 93 Uwaga na dobre rady! ....................................................... 93 Kryteria wyboru partnera .................................................. 95 Związek kompletny.............................................................. 102 Współzależność partnerów ...................................................... 103 Współzależność skutków działań ........................................ 103 Współzależność uczuć ....................................................... 110 Samospełniające się proroctwa ........................................... 115 Empatia ................................................................................. 118 Wczuwanie się w partnera: składniki empatii ...................... 118 Kosekwencje empatii ........................................................ 120 Chcieć a mieć......................................................................... 122 Teoria sprawiedliwości ....................................................... 123 Sprawiedliwość w związku dwojga ludzi .............................. 125 Naturalna śmierć namiętności .................................................. 130 Miłość i nienawiść............................................................. 131 Zazdrość .......................................................................... 137 5. Związek przyjacielski .......................................................... 149 Ponura krzywa satysfakcji ........................................................ 15 Pułapki intymności ................................................................. 15i Aniołem być, czyli pułapka dobroczynności ......................... 15 Szczęścia się wyrzec, czyli pułapka obowiązku ..................... 16l' Święty spokój, czyli pułapka bezkonfliktowości .................... 167 Niezłomnosć zasad, czyli pułapka sprawiedliwości ................ 172 Reakcje na niezadowolenie..................................................... 174 Dialog ............................................................................ 177 Lojalność ......................................................................... 179 Zaniedbanie ..................................................................... 180 Wyjście ............................................................................ 181 Od czego zależy rodzaj reakcji? ............................................... 183 Męskość-kobiecość........................................................... 184 Samoocena...................................................................... 188 Stan związku ................................................................... 189 6. Związek pusty i jego rozpad .............................................. 193 Samopodtrzymujący charakter zaangażowania .......................... 195 Uzasadnianie własnych działań.......................................... 195 Dotychczasowe inwestycje ................................................ 200 Związek z partnerem jako część własnągo „ja" .................... 202 Chcieć mimo wszystko, czyli względność satysfakcji ................... 204 Oczekiwania a zyski i koszty .............................................. 204 Możliwości zastępcze ........................................................ 209 Bariery .................................................................................. 213 Poczucie winy ................................................................... 214 Dzieci .............................................................................. 221 Naciski społeczne ............................................................. 226 Rozpad .................................................................................. 227 7. Różnorodność ...................................................................... 231 Rodzaje miłości ...................................................................... 231 Psychozabawa - jaka jest Twoja miłość? .................................... 234 Bibliografia .............................................................................. 243 PROPOZYCJE GDAŃSKIEGO WYDAWNICTWA PSYCHOLOGICZNEGO DOTYCHCZAS UKAZAŁY SIĘ Anna Polender POJEDYNEK Z NERWICĄ 0 NERWICY OPTYMISTYCZNIE Frances L. lig, Louise Bates Ames, Sidney M. Baker ROZWÓJ PSYCHICZNY DZIECKA OD 0 DO 10 LAT PORADNIK DLA RODZICÓW, PSYCHOLOGÓW I LEKARZY .. - . Cris Evatt, Bruce Feld DAWCY I BIORCY TAJEMNICE WZAJEMNEJ FASCYNACJI ¦ JAK UCZYNIĆ TWÓJ ZWIĄZEK SZCZĘŚLIWSZYM BIBLIOTEKA PROGRAMOWANIA NEUROLINGWISTYCZNEGO LESIIE CAMERON-BANDLER, DAWID GORDON, MCHAEL LEBEAU KNOW HOW JAK ROZWIĄZAĆ CODZIENNE I NIECODZIENNE PROBLEMY LESUE CAMERON-BANDLER, MCHAEL LEBEAU W NIEWOLI UCZUĆ JAK WZBOGACIĆ WŁASNE ŻYCIE EMOCJONALNE W PRZYGOTOWANIU BIBLIOTEKA PROGRAMOWANIA NEUROLINGWISTYCZNEGO LESUE CAMERON-BANDLER KU HARMONII W MIŁOŚCI JAK POGŁĘBIĆ TO, CO W ŻYCIU NAJPIĘKNIEJSZE RICHARD BANDLER, JOHN GRINDER, VIRGINIA SATIR ZMIENIAĆ SIĘ W RODZINIE CONNIARE I STEVE ANDREAS SERCE UMYSŁU RICHARD BANDLER JOHN GRINDER ZŻABW KSIĘŻNICZKI RENĘ DE LASSUS EFEKTYWNA KOMUNIKACJA PRZY POMOCY PNL ORAZ Michael Wirsching WOKÓŁ RAKA Hanna Jaklewicz AUTYZM WCZESNODZIECIĘCY DIAGNOZA ¦ PRZEBIEG • LECZENIE Jean Maisonneuve RYTUAŁY Elżbieta Zub^zycka NARZECZENSTWO, MAŁŻEŃSTWO, RODZINA, ROZWÓD? Franek Hajcak i Patricia Garwood ZŁOŚLIWE CHOCHLIKI W SYPIALI Ruth Maxwell DZIECI, ALKOHOL I NARKOTYKI Janet G. Woititz ZDROWE RODZICIELSTWO Elżbieta Zubrzycka MAMO! TATO! JA CHCĘ 0 TYM POROZMAWIAĆ Naszym pragnieniem jest, aby publikowane przez nas książki dotarły do rąk wszystkich zainteresowanych nimi Czytelników. Dlatego też dokładamy starań, by uczynić je powszechnie dostępnymi, zabiegając o to, by znalazły się one w możliwie dużej liczbie księgarni i bibliotek, by docierały do Czytelników możliwie szybko i skutecznie. Stąd też nasza oferta indywidualnego zakupu książek w Wydawnictwie za pośrednictwem poczty, skierowana do tych Czytelników, aczkolwiek nie tylko, którzy mają kłopoty z nabywaniem naszych tytułów, choćby z uwagi na miejsce swego zamieszkania. Zainteresowanych tą propozycją prosimy o przesłanie listu, kartki pocztowej, posłańca, gołębia czy faxu z informacją, które z wydanych lub zapowiadanych pozycji wzbudziły szczególną chęć zakupu. A oto nasz adres: Wydawnictwo MARABUT ul. Żeromskiego 11A/2 81-826 Sopot tel./fax (058) 51 61 04 ttt GODZINY SPĘDZONE W TOWARZYSTWIE MARABUTA MOGĄ OKAZAĆ SIĘ NAJCIEKAWSZYMI W TWOIM ŻYCIU A-