JAROSLAV HAŠEK NIEZNANE PRZYGODY DOBREGO WOJAKA SZWEJKA I INNE OPOWIADANIA WYBRAŁ, PRZEŁOŻYŁ I WSTĘPEM OPATRZYŁ WITOLD NAWROCKI JAROSLAV HAŠEK: GLOSY DO GENEALOGII JÓZEFA SZWEJKA, SZEWCA Z WINOHRADÓW I DOBREGO ŻOŁNIERZA CK ARMII AUSTRIACKIEJ 1 Zdegradowany jednoroczny ochotnik Jaroslav Hašek, kiedy przybył do 11 kompanii marszowej 91 pułku budziejowickiego, dla pięknej zielonej barwy nazywanego „papuzim”, aby w Czeskich Budziejowicach oraz w Brucku nad Litawą przejść wraz z innymi „zuwachsami” dobranymi z aresztów i batalionów karnych gruntowną reedukację militarną pośród doświadczonych i zdyscyplinowanych żołnierzy oraz oficerów austriackich, miał za sobą bogatą anarchiczną przeszłość literata i dziennikarza i wlokła się za nim czarna legenda niepoprawnego cygana, straceńczego alkoholika i nieobliczalnego awanturnika. Do Czeskich Budziejowic kandydat na chorążego przyjechał nie z własnej woli, choć w oficjalnej wojskowej nomenklaturze nazywał się „jednorocznym ochotnikiem”. „Jednoroczny ochotnik” był po prostu rekrutem z cenzusem, uprzywilejowanym kandydatem na członka korpusu oficerskiego, który miał przejść odpowiednie wyszkolenie wojskowe w rocznej szkole oficerskiej. Przybył tu z fatalną opinią, która sytuowała go w sposób szczególny w niewielkiej zbiorowości młodych ludzi, z których tylko część miała ochotę walczyć — jak to się śpiewa w starej czeskiej piosence żołnierskiej — „za pana cesarza i jego rodzinę”, a inni po prostu pili i bawili się, gotowi zawsze powiększyć grupę obiboków i symulantów, jak później szeregi czeskich dezerterów, którzy w 1915 roku zaczęli masowo przechodzić na rosyjską stronę. Austriacki oficer z praskiej komendy uzupełnień, który na Wyspie Strzeleckiej kierował do wojska otyłego i prowokująco się zachowującego literata — na pytanie, kim jest z zawodu w cywilu, odpowiedział bezczelnie: „Tauglich ohne Gebrechen” — „Zdolny bez ułomności” — polecił go uwadze władz wojskowych, wystawiając następującą charakterystkę: „Haschek Jaroslaus, nach seiner Angabe Schriftleitersetzer. Ein Schwindler und Betriiger”. Trzeba od razu powiedzieć, iż w rzeczy samej Jaroslav Hašek, który według własnego oświadczenia wystąpił przed komisją poborową jako „redaktor i drukarz”, starał się również zasłużyć na miano „krętacza i oszusta”. Jego teczka personalna w komendzie policji praskiej od lat puchła od doniesień o jego różnych łajdactwach i przewinieniach. To po nocy strzelał z dziecięcego pistoletu, to inicjował w stanie nietrzeźwym za białego dnia „występy uliczne”, to zapalał uliczne latarnie i dowodził, że „najciemniej jest zwykle pod latarnią”, to niszczył kosze ochronne drzew na ulicach, to zamierzał skakać do Wełtawy. Ale w sprawy wojskowe wmieszał się dopiero jesienią 1914 roku, kiedy to w zenicie nacjonalistycznego podniecenia i nienawiści do Rosjan, wywołał incydent opisany przez praskiego komisarza policji, pana Slavička: „Podczas kontroli meldunków właściwych dla cudzoziemców stwierdzono, że w hotelu „U Valšu” mieszka Jaroslav Hašek według informacji urodzony w Kijowie i zamieszkały w Moskwie. Na urzędowy rozkaz zameldowany na wspomnianej karcie był przyprowadzony i stwierdzono, iż jest nim znany pisarz i dziennikarz, Jaroslav Hašek, który podczas przesłuchania oświadczył, iż chciał się przekonać, czy kontrola policyjna ewidencji cudzoziemców jest w okresie wojny należycie prowadzona i dlatego zapisał na wspomnianej karcie fałszywe daty”. Nie sądził wówczas, iż Kijów i Moskwa staną się ważnymi etapami w jego życiowej i wojennej wędrówce. Tak jak we wrześniu 1911 roku nie sądził, iż w złowrogi sposób rzeczywistość potwierdzi jego przypuszczenie, że zbliża się katastrofa: „…chyba będzie wojna i wielu ludzi polegnie w służbach różnych państw”. Pobyt w szkole jednorocznych ochotników w Czeskich Budziejowicach był jednym ciągiem awantur, pijaństw, oszustw, żartów i ryzykownych demonstracji. Jaroslav Hašek skupił wokół siebie doborową kompanię wydmikuflów i żartownisiów, z którymi przepijał honoraria uzyskane za publikowane w prasie humoreski. Zrazu wyzywająco pilny adept wojennego rzemiosła, coraz częściej podpada zwierzchnikom. Kiedy kapitan Adamička, życzliwy mu dowódca kompanii, poprosił Haska, aby ozdobił jakimś patriotycznym napisem ścianę w sali wykładowej, stworzył dziełko następującej treści: Zum Befehl auf der Wand Gott strafe Engeland! Her Gott ist mobilisiert und mit seinem Name mit England ist Amen! Wybuchła afera i sprawa mobilizacji Pana Boga, nawet w celu ukarania kupieckiego, kramarskiego Albionu, stała się jednak przedmiotem dochodzenia służbowego i dobrze się stało, że autor „patriotycznego” wierszyka nie stanął przed sądem oskarżony o obrazę religii. Symulant i birbant stracił wreszcie naszywki „jednorocznego ochotnika”, oskarżony o obrazę oficera przesiedział w areszcie i podobno w wagonie aresztanckim skierowany został do obozu wojskowego w Brucku nad Litawą, gdzie wraz z 11 kompanią miał się przygotowywać do wymarszu na front. Jaroslav Hašek nie chciał walczyć za cesarza i austriacką ojczyznę. Zbyt długo zajmował się — jak śpiewano w anarchistycznej piosence — „waleniem aż miło w Austrię spróchniałą”, obśmiewaniem biurokratyzmu i udowadnianiem jej zbędności, aby teraz nadstawiać głowę za „starego Prochazkę”, jak potocznie i prześmiewnie nazywała cesarza czeska ulica, czyniąc go bohaterem licznych dowcipów wyśmiewających głupotę i ograniczoność umysłową Franciszka Józefa I, dziedziczne zresztą — obok padaczki i szaleństwa — dynastyczne dobra Habsburgów. Jaroslav Hašek był zaprzysiężonym przeciwnikiem monarchii austriackiej i zdecydowanym słowianofilem, liczącym w skrytości ducha na Rosję i na jej surową rozprawę wojenną ze znienawidzoną Austrią; w cichości ducha, bo słowianofilstwo było w tym okresie uważane za ciężkie przestępstwo, za zdradę stanu. Czesi, z którymi Hašek służył w 91 pułku budziejowickim — podobnie jak on — wyróżniali się szczególną postawą biernej aktywności, polegającej na destrukcji i sabotowaniu dyscypliny wojskowej. Ani chcieli brać udział w wojnie, ani łączyli przymus wojowania z własnym interesem narodowym. Na ogół nastawieni byli prorosyjsko, sądzili tradycyjnie, iż nadzieję na odrodzenie niezależnego państwa należy wiązać ze zwycięstwem Rosji nad Austro–Węgrami i cesarstwem niemieckim. Tak przynajmniej formułowała swe rachuby bardziej radykalna część czeskiego społeczeństwa, odnosząc się do wojny w kontekście działań politycznych mających na celu restytucję państwa Czechów i Słowaków, które miało powstać pod berłem dynastii Romanowych, a po upadku caratu pod opieką państw zachodnich. Działania te prowadzili na emigracji Tomaš G. Masaryk oraz Edvard Beneš, wykorzystując informacje płynące od tajnych ugrupowań czeskich działających w kraju. Jednocześnie — co wywoływało gniew i oburzenie radykałów — politycy czescy działający w kraju forsowali program lojalności wobec cesarstwa, domagając się jednakże spełnienia dawnych żądań państwowego wyodrębnienia ziem czeskich. Nie pragnęli jednak upadku monarchii, obawiali się, że jej koniec umocni jeszcze bardziej Niemcy i może zagrozić aneksją Czech przez państwo niemieckie, choćby nawet pokonane, ale jednolite narodowo i groźne przez ogrom i dynamizm niemieckiego żywiołu ludnościowego. Natomiast uniezależnienie krajów Korony św. Wacława polityka czeska kojarzyła z nadzieją wyparcia lub ograniczenia roli mniejszości niemieckiej, tak jak to stało się na Węgrzech po ugodzie austro–węgierskiej. Ogólnie rzecz biorąc stosunki polityczne pomiędzy Czechami, a rządem wiedeńskim były tradycyjnie złe. W ciągu długotrwałych rządów cesarza Franciszka Józefa I nigdy nie udało się zaspokoić żądań czeskich i rozwiązać problemu czeskiego w zgodzie z postulatami tej narodowo i ekonomicznie bardzo aktywnej mniejszości. Czesi czuli się pokrzywdzeni dualistycznym rozwiązaniem kwestii węgierskiej; jeszcze w 1865 roku František Palacky, wybitny historyk czeski i działacz narodowy, zwracał uwagę, że utworzenie dualizmu będzie otwarciem szans dla idei panslawistycznych w Czechach, co doprowadzi Austrię do katastrofy, o której myślał „z prawdziwym żalem, ale bez bojaźni”, bo Słowianie byli przed Austrią i będą po niej. Nie mogli też zaakceptować projektów ugody czesko–niemieckiej premiera Taaffego, bowiem obawiali się, iż wyodrębnienie okręgów czysto niemieckich od czeskich umocni żywioł niemiecki w ziemiach podsudeckich oraz na Śląsku i Morawach, gdzie szybko rozwijał się przemysł i dokąd ściągał robotniczy i chłopski element czeski w poszukiwaniu pracy. Uznanie administracyjnej i kulturalnej supremacji Niemców oznaczałoby skazanie Czechów na wynarodowienie oraz likwidację szans na czechizację miast i rejonów przemysłowych. Młodoczeska polityka narodowa nastawiona była na kompromis, ale pojmowała go jako wykorzystywanie każdej okazji dla uzyskania własnych korzyści. Budziło to z kolei nieufność Niemców, pośród których rosła fala skrajnego nacjonalizmu; Niemcy austriaccy żądali bardziej ścisłego związku z cesarstwem niemieckim oraz takich zmian administracyjnych, które uprzywilejowałyby Niemców mieszkających w Przedlitawii. Odpowiedzią była reakcja nacjonalizmu czeskiego, który w 1897 uzyskał własną reprezentację polityczną w postaci partii narodowo — socjalistycznej. Narodowe postulaty czeskie wspierały również inne partie mieszczańskie, m.in. agraryści, skupiający zamożnych chłopów oraz partia chrześcijańsko–robotnicza. W rzeczy samej sprawy narodowe były również najważniejsze dla socjaldemokratów, pośród których coraz silniejszy, dominujący z czasem wpływ mieli uzyskać zwolennicy reformistycznej koncepcji Tomaša G. Masaryka, tłumiący klasowe ruchy czeskiego proletariatu oraz potęgujący dezorientację w świadomości czeskiej klasy robotniczej. Wojnę rozpoczęła Austria niepomyślnie. Nie powiodła się idea upokorzenia Serbii w odwet za zamach na Ferdynanda w Sarajewie; dwie ofensywy austriackie zakończyły się militarnym niepowodzeniem oraz polityczną kompromitacją. Rosja, która wbrew austriackim rachubom przystąpiła do wojny, odnosiła sukcesy i wyparła armię austriacką na linię Karpat i Dunajca, zadając wojskom cesarskim ciężkie straty. Na froncie francuskim załamała się nad Marną ofensywa niemiecka. W maju 1915 roku wojnę wypowiedziały Włochy, a kampania wojenna nad Piawą wykazała mierną wierność słowiańskich pułków. Odepchnięto — co prawda — przy pomocy wojsk niemieckich Rosjan na wschód, ale walki były nadzwyczaj ciężkie i prawie po roku od ofensywy gorlickiej front austriacko–rosyjski załamał się ponownie w czerwcu 1916 roku i dowództwo przeszło w ręce niemieckie. Wojnę wypowiedziała również Rumunia i armia austriacka trzymała się tylko dzięki aktywnej pomocy niemieckiej. Wojna wywołała również komplikacje w funkcjonowaniu austro–węgierskiego organizmu państwowego. Przemysł pracował na zaopatrzenie armii i dla zaspokojenia jej potrzeb przeznaczono większość produktów rolnych. Na stanowiskach robotniczych pracowały teraz kobiety i dzieci. Komunikacja kolejowa była również podporządkowana interesom armii, co pogłębiało jeszcze bardziej trudności zaopatrzeniowe ludności. Konflikt wojenny się przedłużał, rosła nędza i ofiary w ludziach, brakowało żywności, opału i ubrania, kwitła spekulacja i lichwa. Jednocześnie administracja austriacka, aby stłumić wszystkie możliwe niepokoje i opór wprowadzała coraz to nowe restrykcje, które nasiliły się w chwili przejęcia kontroli nad życiem społecznym i politycznym przez władze wojskowe. Armia administrowała również wielkimi zakładami przemysłowymi. W życiu społecznym i — politycznym stosowano coraz bardziej ostry terror, tłumiąc wolność słowa, zakazując działalności politycznej oraz zrzeszania się, drakońsko każąc za przeciwstawianie się wojnie oraz obrazę majestatu. Kiedy w 1915 roku cały pułk czeski przeszedł na stronę rosyjską i mnożyły się pojedyncze przypadki dezercji, władze austriackie i węgierskie przystąpiły do szowinistycznego prześladowania mniejszości słowiańskich, w tym Czechów w szczególności. Nasilono germanizację w urzędach, w większości szkół urządzono szpitale, z bibliotek wyłączono najlepsze dzieła czeskiej literatury patriotycznej, rozwiązano organizację „Sokół” oraz inne stowarzyszenia czeskie, skazywano za byle jakie czyny na niezwykle wysokie kary. Aresztowania i niesprawiedliwe procesy wywoływały nienawiść i opór strony czeskiej i zadecydowały o tym, że wielu Czechów uczestniczyło w masarykowskiej konspiracji trudniąc się zbieraniem informacji dla mocarstw zachodnich oraz sympatyzowało z utworzoną w Paryżu Czeską Radą Narodową. Porozumienie stawało się coraz bardziej niemożliwe, a zamordowanie premiera K. Stürgha przez Friedricha Adlera, syna znanego polityka, na znak protestu przeciwko krzywdzeniu Czechów, było rozumiane jako oznaka poważnego kryzysu wewnętrznego. Bezmyślne i surowe represje władz wojskowych, tworzenie obozów koncentracyjnych, wytaczanie procesów sądowych nawet lojalistycznym politykom, głód i trudności ogólnogospodarcze, zniechęcały do Wiednia także oddanych Austrii czeskich lojalistów. Nic już nie mogło powstrzymać wrogości i zbliżającego się starcia. Proza Jaroslava Haska publikowana w pismach krajowych oraz podczas pobytu w Rosji oddaje antyhabsburskie nastroje czeskie w sposób realistyczny i maksymalnie wierny. Nikt już nie miał złudzeń; Czesi czekali na dzień gniewu i zemsty. 2 W chwili, kiedy Jaroslav Hašek rozpoczynał służbę wojskową, miał 32 lata, za sobą nieudane małżeństwo, debiut poetycki, który nie zwrócił prawie żadnej uwagi, a jeśli już go zauważono („Moderni život”), to uznano go za śmiesznie wydęty, co podwójnie bolało, kilka tomów humoresek i felietonów, szkiców i opowiadań, które nie stanowiły w tamtym czasie gatunku literackiego, który by się cieszył szczególnym prestiżem artystycznym, nieuregulowaną egzystencję dziennikarza, co prawda, utalentowanego i bardzo pracowitego, ale równocześnie niezrównoważonego, cygana i żartownisia, wesołego pijaka i bohatera niezliczonych skandali, zabawny epizod polityczny związany z założeniem oraz opracowaniem programu Partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa, próby tworzenia literackich kabaretów. Na końcu dodajmy, że również nieudaną i raptownie przerwaną karierę urzędnika bankowego oraz smutne, pełne lęków dzieciństwo i młodość, niezrealizowane marzenia o studiach w wiedeńskiej akademii konsularnej, epizod drogeryjny — uczył się bowiem tego zawodu u pana Kokoschki na Persztynie. Chronicznie nieprzystosowany ani do rodzinnego domu, ani do szkoły, ani do zajęć zawodowych, ani do czeskiego systemu politycznego, ani wreszcie do austriackich stosunków społeczno–politycznych oraz do Kościoła znajdował się przez całe życie ze wszystkimi w konflikcie. Dominująca zbiorowość narodowa — Niemcy oraz społeczno–ekonomiczna — mieszczaństwo przez wszystkie praktyki polityczne i społeczne stawiała Haska jako członka społeczności podporządkowanej — czeskiej nie tylko w sytuacji gorszej i uzależnionej, ale również materialnie nieustabilizowanej. Wyobcowany czeski dziennikarz i literat protestował przeciwko temu burzeniem społecznych konwencji, agresywnym lekceważeniem norm i praw, permanentnym wyzwaniem rzucanym wszystkiemu, co przez zbiorowość praską uznane było za święte i nienaruszalne. Nic też dziwnego, że anarchokomunizm stał się wielkim przeżyciem światopoglądowym młodego Haska, podobnie jak był nim dla twórców z nowej generacji pisarskiej, która wstępowała do literatury czeskiej u progu dwudziestego stulecia. I choć popularny praski humorysta i cygan funkcjonował raczej na dalekim obrzeżu praskiego życia literackiego, był jak wielu współczesnych mu poetów i prozaików ideowym uczniem Krapotkina, Reclusa i Grave’a. Wierzył w bezwzględną wolność jednostki i wiązał możliwość jej osiągnięcia z koncepcją zbudowania komunizmu gospodarczego, obejmującego nie tylko środki produkcji, ale i dobra konsumpcyjne. Wspólna własność zapewnić miała natychmiastowe przejście do bezpaństwowej formy komunistycznej egzystencji, do całkowitej i bezwarunkowej fazy wolnego bytowania wyzwolonego ze zmory stosunków własnościowych i wytworzonych przez nie form społecznego i jednostkowego egzystowania. Realizację tych ideałów społecznych, które w strachliwe drżenie wprawiały czeskie i niemieckie mieszczaństwo, wiązał z wiarą w społeczny instynkt mas, w spontaniczną zdolność tłumu do dobrowolnej organizacji społecznej. Antykapitalistyczna utopia odbijała jak w lustrze niepokoje, nadzieje i nastroje drobnego mieszczanina i robotnika w kraju wchodzącym dopiero na drogę intensywnego uprzemysłowienia, stała się pokoleniową prawdą czeskiej moderny. Była wielkim przeżyciem, decydowała o postawie młodych, określała rodzaj i naturę buntu przeciwko pokoleniom ojców, grzęznącym w politycznym lojalizmie i oportunizmie. Ułatwiała nawiązanie bliskich stosunków w obrębie całej generacji oraz dawała poczucie wspólnoty ideowej z innymi, szczególnie słowiańskimi ruchami anarchistycznymi. Siady anarchistycznych buntów przeciwko oficjalnym instytucjom państwowym, a przede wszystkim przeciwko instytucji Kościoła, odnajdziemy w młodzieńczych wierszach Haska oraz w jego artykułach drukowanych na łamach anarchistycznych pism praskich, z którymi współpracował w latach poprzedzających wybuch wojny światowej („Nowa Omladina”, „Komuna”). Tutaj m.in. ogłosił swój program, typowo anarchistyczne wyznanie wiary w automatyczny krach kapitalizmu, który powinien nastąpić w wyniku bezpośredniego ataku na właścicieli środków produkcji oraz po strajku powszechnym, po zbiorowej odmowie wykonania pracy. Ale przede wszystkim podkopywał „spróchniałą Austrię” nie poprzez propagandę Bakuninowskiej teorii terroru jako taktyki rewolucji oraz poprzez kontakty (?).z bośniackimi terrorystami z „Młodej Bośni”, ile przez swoje teksty–humoreski i felietony, w których otaczający go świat widział w ostrym świetle ironii, sarkastycznej, bezlitosnej w wyrażaniu dezaprobaty dla istniejących urządzeń społecznych, w których zręcznie skrywał w „ezopowej” stylistyce nienawiść do cesarstwa oraz pogardę dla działaczy reprezentujących siły społeczne, które stanowiły jego oparcie i w których podważał wszystkie jego wiązania, co motywowało taką konstrukcję opisywanego świata, aby ukazać jego niedoskonałość oraz zakłamanie, by wzbudzić śmiech i nienawiść. Jaroslav Hašek, człowiek rzeczywiście i ostatecznie wyobcowany, wyrażał w życiu i literaturze pogardę dla mieszczańskich i austriackich norm i więzi społecznych. Wybitny badacz życia i twórczości Jaroslava Haška, Radko Pytlik, twierdzi, iż jako realista i pisarz trzymający się ziemi, nie miał Hašek zrozumienia dla patosu i dramatycznych gestów swych rówieśników literackich (Radko Pytlik: „Jaroslav Hašek a dobry vojak Švejk, Praha 1983, s. 14). On nie tylko pisał o wydziedziczeniu i rozejściu się ze społeczeństwem, ale rzeczywiście zrywał z nim więzy i odchodził na dalekie tułacze szlaki. Wędrował po Czechach i Słowacji. Uciekał na dalekie piesze tułaczki na Węgry oraz na Bałkany. Poznawał surową realność życia, jak Maksym Górki, Jack London, Knut Hamsun i inni w bezpośrednim jego doświadczaniu. Wyrażał w swych wędrówkach niepewność egzystencji, niezgodę na zastany świat, ciekawość życia i nadzieję, iż gdzieś za rzeką lub górą będzie ono inne. Po powrocie oddawał się wielodniowym pijaństwom w Pradze, uczestniczył w wesołych biesiadach i prowokacyjnych happeningach, był duszą wielu wesołych towarzystw, wesoły błazen z odcieniem melancholii w spojrzeniu, „anima pia z diabłem alkoholu we krwi”. I równocześnie bezustannie pisał. Zgryźliwy satyryk, bezwzględny ironista, pamflecista, krytyk operujący chętnie inwektywą, paszkwilant i obrazoburca formował się — jak pisze Radko Pytlik — „w groszowych anarchistycznych pismach „Chudas”, „Komuna”, „Omladina”; tam ostrzył satyryczne widzenie świata, z którym pozostawał w konflikcie i którego nie akceptował. Jaroslav Hašek, pozostając w zgodzie z tradycją czeskiej satyry, atakował i piętnował absolutyzm monarchii, jej dziwaczne i anachroniczne struktury, lojalizm i obskuranctwo mieszczaństwa oraz kościelnej hierarchii, płaskie ideały życiowe cesarsko — królewskiej biurokracji oraz burżuazji. Nieodrodny uczeń Karela Havlićka — Borovskiego nie dawał przeciwnikom szansy; był wobec nich bezwzględny, ale mniej od poprzednika dosłowny. Nie pisał wprost, unikał wyrażania swych poglądów expressis verbis i zawsze stosował poetykę zręcznej aluzji akcentującej ironiczny stosunek do autorytetów i patetycznie formułowanych ideałów obywatelsko–państwowych oraz do obowiązujących konwencji życia towarzyskiego. Sarkastyczna ironia, skrywana pod maską pozorowanej lojalności skłania Haska do częstego wykorzystywania technik parodystycznych. Parodiowane jest życie oficjalne (sąd, szkoła, wojsko, polityka, prasa, uroczystości, życie społeczne itd), a wieloletnia tradycja skrywania własnych poglądów pod ezopową maską czeskiego ludowego głupca czy naiwnego prostaczka pozwalała na stosowanie szerokiej gamy środków skrywających właściwe znaczenie tekstów. Czeski odbiorca od wieków uczył się czytania między wierszami, ironią i dowcipem leczył własne kompleksy wynikające z doświadczenia nieprzychylnego losu (przymusowa katolicyzacja, represywne działania gospodarcze i germanizacyjne, poczucie narodowej niepełnowartościowości w monarchii, w której główną rolę odgrywali Niemcy pogardzający Czechami, bolesne odczucie peryferyjności własnego istnienia w konfrontacji z minionym znaczeniem) oraz ironią i sarkazmem bronił się przed wrogą mu cesarsko — królewską władzą reprezentowaną przez wszechmocną administrację. Mieszkaniec świetnego ongiś królestwa, Pragi, w której płowiały ślady dawnej potęgi i historycznego znaczenia, ostro walczący o byt narodowy i ekonomiczną niezależność, był z natury sceptyczny, a przed obcą i wrogą wielkością, przed szychem wspaniałej monarchii bronił się ukochaniem banalności codziennego życia oraz rezerwą wobec wielkiego świata, w którym można było zatracić własną czeską oryginalność lub być do rezygnacji z niej namawianym jak w pismach Gordona Schauera w osiemdziesiątych latach minionego wieku. Nie chodzi tu przy tym o mieszczański ideał „klein aber mein”, lecz o nie pozbawioną filozoficznego podtekstu koncepcję uprawiania „własnego ogródka”, udział bowiem w głównym nurcie historii jest bądź niemożliwy, bądź niepewny. Czech, ściślej prażanin, stosował mniej lub bardziej świadomie ucieczkę w zwykłość, w codzienność, w peryferyjność, bo tam się czuł sobą i czuł się bezpieczny, co nie znaczy, że bezradny i bezsilny, wyrzucony poza nawias europejskiego procesu historycznego. W żarcie, w anegdocie z wyraźnym podwójnym dnem znaczeniowym, w tej całej „piwnej polityce” wyrażał swój dystans wobec historii, której nie uznawał programowo za własną i nie mogąc jej skutecznie przezwyciężyć — pokazywał jej język, parodiował ją, sprowadzał wedle ludowych reguł komicznego przekształcania świata do absurdalnych wymiarów. Był programowo ahistoryczny i faktu nieuczestniczenia w dziejach nie przyjmował tragicznie. Nie buntował się — jak szturmujący obce potęgi Polak epoki powstania listopadowego czy styczniowego — czekał na swój własny moment historyczny, by zaznaczyć i zająć własne stanowisko. Z tym doświadczeniem przybywał Jaroslav Hašek do Czeskich Budziejowic, aby odbyć tu przeszkolenie wojskowe; niemłody i niezbyt zdrowy, bo schorowany, miał reumatyzm i wczesną chorobę wieńcową, dobrze wiedział, iż nic tu po nim i że monarchia wyznaczyła mu do odegrania marną rolę armatniego mięsa. Z właściwym sobie talentem szybko wszedł w nurt koszarowego marginesowego życia i zajął na pułkowej scenie miejsce na tyle widoczne, iż skończyło się to znanymi już restrykcjami służbowymi, degradacją, uwięzieniem, skierowaniem do kompanii marszowej, której powołaniem miało być uzupełnienie przetrzebionych szeregów austriackich na froncie rosyjskim. 3 Jak bardzo trafnie zauważył Radko Pytlik — „Praga jest przede wszystkim labiryntem językowym”, a język czeski przytłoczony przez urzędową niemczyznę „przysposabia się do swojej podrzędnej roli: parodiuje, odkształca i ośmiesza niemczyznę, język rządowy i represyjny, język urzędowy, wojskowy i policyjny. Tradycyjny sprzeciw i niechęć niewolnika wobec zwierzchności przejawia się w różnych formach dialektu i slangu, które lekceważą wszystkie rządowe instytucje i symbole… W sytuacji obronnej wytwarza się szczególny gatunek alegorycznej, ezopowej mowy, w którym są zawarte na pozór nieprzeniknione, skrótowe szyfry i sygnały. Z wierzchu dzielna i naiwnie dobroduszna twarz czeskiego ludu jest równoważona prześmiewnym posłuszeństwem i żartem sprawiającym ostry ból („Kniha o Śvejkowi”, Praha 1983, s. 112). Jak nigdzie, tak właśnie w monarchii austro–węgierskiej znane powiedzenie Juwenala: „Difficile est satiram non scribere”, wydawało się oczywistością. Trudno było nie pisać satyr o stosunkach politycznych w państwie, którego miejsce w Europie było coraz bardziej chwiejne, natomiast odwrotnie proporcjonalna do rzeczywistego znaczenia „wola mocy” i chęć odgrywania pierwszorzędnej roli w rodzinie europejskich potęg militarnych, stawały się przedmiotem uśmiechów i złośliwych żartów. Przegrana wojna z Prusami odebrała monarchii dziedziczną rolę przywódczą w Związku Niemieckim i osłabiła ją militarnie i politycznie. Aneksja Bośni i Hercegowiny po ponad ćwierćwieczu sprawowania nad tymi ziemiami opieki wywołała napięcia w stosunkach z Rosją oraz Serbią, a jednocześnie powiększyła liczbę ludności słowiańskiej w cesarstwie. Franciszek Józef od dawna nie respektował żądań narodowych Serbów z Banatu, którzy bronili się przed węgierskim uciskiem, co wywoływało wewnętrzne naprężenia w skomplikowanej narodowościowej konstrukcji państwa, a jednocześnie dawna polityka dzielenia mniejszości nie przynosiła efektów: Serbowie już nie chcieli atakować katolickich Chorwatów i Dalmatyńców, budziła się świadomość narodowa Słoweńców a Belgrad Karadżordżewiciów lansował jugosłowiańską koncepcję politycznej jedności południowych Słowian. Równocześnie wsparcie, jakiego udzielała Austria dynastii koburskiej w Bułgarii wywoływała protesty Rosjan i Serbów; Bułgaria wysuwała bowiem liczne i niebezpieczne dla pokoju bałkańskiego roszczenia terytorialne, które były zarzewiem kolejnych wojen bałkańskich. Wewnętrzne spory i rozgrywki polityczne wzmagały opozycję czeską, szczególnie po dojściu do głosu radykalnego odłamu młodoczeskiego, co uniemożliwiało zawarcie i wypełnianie ugody czesko–niemieckiej. Konflikty narodowe rodziły się również w Galicji i to na odcinku stosunków polsko–ukraińskich oraz polsko–austriackich; Polacy występowali również z żądaniami rozszerzenia uprawnień państwowych dla Galicji i Lodomerii. Węgierski ucisk narodowy na Słowacji i na ziemiach bałkańskich budził sprzeciw mniejszości słowiańskich, które zręcznie przy pomocy Rosji i Serbii umiędzynarodowiały swą walkę o prawa językowe i narodowe. Skomplikowana dialektyka stosunków austro–węgierskich uniemożliwiała w praktyce wszelkie reformy, bowiem opozycja węgierska była konserwatywna i niechętnie się odnosiła do unowocześnienia armii 1 państwa. Rozwój gospodarczy cesarstwa, choć wytworzył dobrze funkcjonujący wspólny rynek, nie przebiegał jednakowo: tempo przyrostu potencjału gospodarczego w wysoce uprzemysłowionych Czechach, Morawach i na Śląsku było dwukrotnie wyższe niż w Dolnej i Górnej Austrii oraz Styrii, ale przemysł w Galicji oraz na Węgrzech rozwijał się jeszcze wolniej. Rolnictwo czeskie i austriackie było nowocześniejsze od obszarniczej gospodarki węgierskiej i galicyjskiej, co znowu rodziło liczne sprzeczności polityczne i społeczne. Konserwatywny Kościół katolicki utożsamiany był z instytucją domu habsburskiego oraz jego interesami. Przewaga arystokracji i szlachty w aparacie urzędniczym i przede wszystkim w wojsku stwarzała korzystne warunki dla dominacji szlachty i na niej starano się przede wszystkim opierać funkcjonowanie władzy. Prowadziło to do rozlicznych paradoksów, które odbijały się znacznym dysonansem w stosunkach społecznych. Na dworze dominowali Niemcy, Węgrzy i Polacy, narodowości posiadające ciągle liczną i wpływową arystokrację. Analogiczne stosunki wytworzyły się w armii, w której korzystną dla siebie przewagę osiągnęli Niemcy, zgermanizowani Chorwaci, Polacy i Węgrzy. Aspiracje czeskiej inteligencji mieszczańskiej zaspokajały awanse urzędnicze, ale tylko na niższych stanowiskach i w krajach odległych od Czech oraz rdzennej Austrii, co wywoływało również niezadowolenie oraz poczucie niepełnowartościowości. Rosły ruchy klasowe w klasach robotniczej oraz chłopskiej; znaczne wpływy osiągała socjaldemokracja nastawiona reformistycznie, ale poszukująca bezustannie rozwiązania skomplikowanego układu konfliktów narodowościowych. Legenda „felix Austria”, szczęśliwej epoki panowania cesarza Franciszka Józefa I, la belle epoque walca, salonów, zbytku i powszechnego dostatku, wspaniałych huzarów, olśniewających inscenizacji operowych oraz zabawnych operetek, rycerskich manier oraz imponujących strojów, sytych mieszczan i rzekomo dobrze zarabiających robotników, pogodnych chłopów, wspaniałych romansów, w których uczestniczyli arcyksiążęta i wesołe wiedeńskie Mitzi, rozbawionego Wiednia, który w luksusie i ambicjach kulturalnych chciał konkurować z Paryżem — otóż ta piękna legenda zrodziła się później. W czasach, kiedy praski dziennikarz i prozaik przewidywał nadejście katastrofy i w krzywym zwierciadle ukazywał konwulsje świata stworzonego przez austriacki porządek ustrojowy, ani w pierwszym, ani w drugim członie znanego powiedzenia Macieja Korwina, który parafrazując Owidiusza stworzył formułę wielowiekowego istnienia Austrii: bella gerant alii, tu, felix Austria, nube. Inni zmuszali Austrię do prowadzenia wojen, a szczęśliwa Austria nie mogła już oplątywać Europy siecią dynastycznych małżeństw, które zawierały liczne i nie zawsze piękne, często epileptyczne i niezbyt miłe arcyksiężniczki. Zawierała sojusze, które bezustannie obracały się przeciwko jej istocie; wiedeński uniwersalizm dynastyczny, coraz bardziej łagodny i coraz bardziej liberalny nie wystarczał. Konieczna była katastrofa, rozpad państwa, kres monarchii. Wszyscy tego pragnęli i wszyscy się tego bali. Przyszłość wydawała się ciemna i złowroga. Austro–Węgrami władał długowieczny starzec, bigoteryjny i antydemokratyczny, liberalny, bo tak nakazywała dziejowa konieczność, ale wcale niedobroduszny i łagodny, jak uformowała jego wizerunek legenda. Nazwiska Hynaua, Bacha, Luegera i innych związane są z czasem jego rządów i wyrażają formułę praktyki rządzenia wedle zasad zreformowanego absolutyzmu i w interesie narodu, który był hegemonem politycznym w monarchii. Franciszek Józef I był uosobieniem biurokratycznych i zarazem bardziej mieszczańskich, niż arystokratycznych cnót niemieckich: paternalistyczny urzędnik doskonały, biedzący się od czwartej rano (pracował już podczas bardzo oszczędnego i zawsze takiego samego śniadania, po ablucjach dokonywanych za pomocą zimnej wody, którą polewał go równie długowieczny kamerdyner) do późnej nocy (przerwa obiadowa oraz poobiedni wyjazd do kochanki nie zajmowały wraz z krótką drzemką nawet dwu godzin) nad załatwianiem wszystkich — bez wyboru i selekcji — spraw rozsypującej się monarchii i równocześnie przez swe absurdalne jedynowładztwo pogłębiający bezwład rozsypującej się postfeudalnej struktury władzy. Przypominał w sposób żałosny starego bezradnego tkacza, który usiłuje jeszcze panować nad nieposłuszną jego dłoni osnową: wszystko się rozsypywało w rękach, a bezładne próby ratowania monarchii przez osobisty dogląd jej spraw nie polepszały sytuacji. Austriacka „Schlamperei” — nieporządek, niechlujstwo, bałagan i „flądrowatość” — obśmiewana była przez pewne siebie i dumne Niemcy cesarza Wilhelma II, przeciwstawiające austriackiej rozbawionej i roztańczonej, błyszczącej i kruchej, zapatrzonej w przeszłość postawie samouwielbienia, jakby nie z tej epoki rozwoju państwowości — pruski porządek i społeczny dryl, marszowy krok zdobywczych pruskich grenadierów oraz imperialne tęsknoty jun — krów, wcielane w precyzyjne plany strategiczne berlińskich sztabowców von Moltkego. Nad Dunajem pozory i szych wielkiej monarchii, nad Szprewą sprężona siła regulowana co do szczegółów wszechogarniającą organizacją państwowo — wojskową. W Austrii od dawna budziły się nastroje i tęsknoty wielkoniemieckie. Wyrażali je austriaccy Niemcy zaniepokojeni wzrostem roli narodów słowiańskich: Czechów, Polaków, Chorwatów, Słoweńców, herbów, Słowaków. Już w 1882 roku program lincki spisany przez młodych działaczy austro–niemieckich domagał się zjednoczenia z Niemcami i nadania bardziej niemieckiego charakteru Przedlitawii przez wyodrębnienie Galicji i Bukowiny, co zmniejszyłoby potencjał demograficzny słowiański w krajach przedlitawskich. Z czasem — po rozpadzie grupy linckiej — „wielkoniemieckość” zespolona została w programie Georga von Schörnera z antysemityzmem, wyrażanym tak gwałtownie, że nowego lidera wielkoniemców zamknięto, a Nowi Chrześcijanie pod przywództwem dra Karla Luegera stworzyli partię zarówno nacjonalistyczną, jak antysemicką. Znaleźli poparcie w cesarstwie niemieckim, gdzie ruchy nacjonalistyczne znajdowały wsparcie rządowe. Niemcy austriaccy zatrwożeni byli o los państwa rządzonego przez sklerotyczną władzę i lękali się beztroski „ogromnej mieściny, wioskowej metropolii”, jaką wydawał się Wiedeń pisarzom z generacji Alfreda Kubina i Fritza von Herzmanovsky–Orlando. Secesyjny Wiedeń nie był już polityczną metropolią lub był nią tylko z pozoru. Wrażliwa literatura austriacka epoki cesarza Franciszka Józefa od osiemdziesiątych lat XIX wieku po lata poprzedzające wybuch I wojny światowej prorokowała nadejście katastrofy. Przybór zwłaszcza nacjonalizmów — niemieckiego, węgierskiego i słowiańskiego (czeski, słowacki, chorwacki, słoweński, serbski, bośniacko–czarnogórski) — wywoływał kołysanie się fundamentów państwa. Słowiańska fala uświadomienia narodowego reaktywowała stare, bo wywodzące się jeszcze z epoki Wiosny Ludów lęki Wiednia i Budapesztu. „Wilde slaven Fluss” — „dzika słowiańska rzeka”, przed którą ostrzegał Węgrów w 1848 roku anonimowy poeta wiedeński, rozlewała się coraz szerzej. Coraz też powszechniejsza i głębsza była nienawiść do spróchniałego tronu, coraz groźniejsze wydawało się niebezpieczeństwo nadciągającej rewolucji, a sztuka ekspresjom — , styczna wyolbrzymiła przeczucie kresu, zagłady i rozpadu. „Piekłem” nazwał Wiedeń i Insbruk Georg Traki i miejsce ludzkości proroczo widział przed „głowniami dział”. O Kainowych zbrodniach i złudnym poczuciu pewności pisał w poematach prozą Franz Kafka. „Obcość jest wokół mnie” — głosił w poemacie „Śniący chłopiec” Franz Kokoschka. Poczucie alienacji i zagubienia w bezdusznym świecie wypowiadała proza Franza Kafki i Alfreda Kubina. Karl Kraus pisze, olbrzymi dramat „Ostatnie dni ludzkości”, czerpiący pomysł z „treści” owych nierzeczywistych, nieistniejących, nieodgadnionych, czujnymi; zmysłami niedosiężnych, niepodatnych na jakiekolwiek wspomnienie, a tylko w krwawym śnie zachowanych lat, kiedy operetkowe figurynki — grały komedię ludzkości”, ukazujący, jak to wojna staje się kresem wszelkiej formy i początkiem całkowitego rozkładu. Wieszcze tony ekspresjonistycznej poezji wybrzmiewają przede wszystkim w przeczuciu końca świata, który nieuchronnie nadchodzi; wiersze pod tytułem „Welende” pisze Elsa Lasker — Schueler oraz Jakob van Hoddis. Odpowiednikiem tego pojęcia jest Georga Heyma „umbra vitae”. Słowo welende” jest w niemczyźnie jakże bliskie pojęciu „weltwende”, oznaczającemu „zmianę świata”, „punkt jego obrotu” — rewolucję? Jeśli tak to pojmowaną jako wielki wiatr, wichurę, z którą spotykamy się w wierszach Bertolda Brechta i Alfreda Lichtensteina („W wietrze goreje świat”), jako „Sturm”, co w racjonalnym znaczeniu rozumieć można jako „uderzenie”, „atak”, nawet „alarm”. Przeczucie zmiany jest niewątpliwe; w liryce jednym z często powtarzanych słów jest słowo „Aufbruch” np. u Ernesta Wilhelma Lotza czy Kurta Heynicke oznaczające „odjazd”, „odejście”, „przygotowywanie się do podróży” oraz słowo „Bruch”, które oznacza „rozejście”, „rozminięcie”, „rozłam”. Proroctwa zmiany i zmierzchu świata oraz niejasna ewangelia narodzin „nowego człowieka” prowokowały drobnomieszczańską odpowiedź wyrażającą się w wielkomocarstwowej histerii, w głoszeniu koncepcji wielkoniemieckich (rozkładowych wobec austro–węgierskiej jedności), w biciu na alarm przed rozkładowym niebezpieczeństwem reform liberalnych, w żądaniach ograniczenia swobód społecznych oraz kar dla anarchistów i socjalistów, w programach nacjonalistycznych strategicznych marzeń o konfrontacji z Rosją, traktowaną jako protektorka „bezczelnych” Serbów oraz „podstępnych” Czechów, w oczekiwaniu na generalną rozprawę z panslawizmem. Drobnomieszczańską nacjonalistyczna frazeologia była wspierana przez wiedeńskich nacjonalistów rekrutujących się z kręgów arystokratycznych. Ideowi i „filozoficzni” uczniowie Joerga Lanza von Liebenfelsa, założyciele rasistowsko — mistycznego Orden des Neuen Tempels — Zakonu Nowej Świątyni, czytelnicy wydawanej przez niego „ostary” — „Biblioteki Blondynów i Czystych Rasowo” (czasopismo wychodziło w latach 1905–1931), należeli do niego m.in. Fritz von Herzmanovsky–Orlando, Alfred Kubin, Adolf Hitler, uczyli się nowego języka operującego terminami „Mindesrassige”, „Arioheroiker”, „Halb — und Dreivierte — laffen” oraz chłonęli plany „wykorzenienia” („Ausrotten”) oszpecających wspaniały niemiecki naród austriacki mieszańców i „kundli” „Wir mtissen sie dezimieren” — „Musimy ich zdziesiątkować”) i przewidywali również wytępienie „robactwa” brytyjskiego, francuskiego, rosyjskiego i amerykańskiego w okresie pierwszej wojny światowej (por. Fritz von Herzmanovsky — Orlando: „Gesammelte Werke”. Band VII. — Der Briefwechsel mit Alfred Kubin. 1903 bis 1952”. Herausgegeben kommentiert von Michael Klein). Budziły się lęki, jawiły się zmory, trwoga i samotność ogarniały pokolenie Artura Schnitzlera i Zygmunta Freuda; w „Schlafenlied fur. Miriam” Richard Beer–Hoffman z żałością stwierdzał, że „nikt nikomu nie może być druhem”, w lękach przed bezdusznym biurokratyzmem miotał się bohater Kafki, zmęczenie i niepokój wyrażał liryczny bohater Reinera Marii Rilkego. Wyobcowanie i lękliwa samotność miały się stać generacyjnym przeżyciem Ernsta Trakla, Reinera Marii Rilkego, Oskara Kokoschki, Franza Kafki, Johannesa Urzidila, Franza Werfla. Kiedy w 1920 roku „niemiecki Apollinaire” (określenie Kasimira Edschmida) wydawał „neodadaistyczne nie–wiersze” pod tytułem „Der Hakenkreuzzug” („Pochód swastyki”), pisał w jednym z utworów: Swastyka jest na tej ziemi! Strzeżcie się wszystkich Meierów! Niech żyje wasze myślenie z czerwona czarno–białe! Zbliżacie się do światowego pogromu! Swastyka jest na tej ziemi: Wezwałem chrześcijańskiego dorożkarza, ale już nie jeździł konnym zaprzęgiem, który ma żydowskie wejrzenie. Poprosiłem papieża, aby wstąpił do partii komunistycznej i popierał czerwoną Nową Sztukę… — Hans Schibelhuth wyrażał te upowszechnione i rozpoznawalne w rzeczywistości społecznej państw niemieckich zagrożenia i niebezpieczeństwa. Joerg Lanz von Libenfels jako pierwszy wywiesił flagę ze swastyką na swym wiedeńskim domu w 1905 roku, wnet po ucieczce z klasztoru cystersów, gdzie przez lata był zakonnikiem. Państwo jedynej w swoim rodzaju centralistycznej biurokracji;: wrogo przyjazne wobec narodów nie–niemieckich, wielkie i jednocześnie zaściankowe, bezduszne i zarazem familiarne, konserwatywne, bigoteryjne i operetkowe, rozporządzające niejednolitą kulturą, właściwą dla świata mieszańców, a wyrażające marzenie o „heroicznej, aryjskiej; czystości”, trwające, a już znajdujące się zarazem w stadium rozkładu strukturalnego — ożyje po latach w oczyszczającym wspomnienia i Josepha Rotha, Roberta Musila, Heimito von Doderera, Fritza von Herzmanovsky–Orlando, Karla Krausa, w ich literackich pożegnaniach pięknej Austrii, po której rozkładzie już żyć nie warto w innym celu; jak tylko dla utrwalania śladów dawnej świetności lub poszukiwania powodów upadku cesarstwa. Ci wszakże, którzy w tej monarchii żyli i dzielili jej losy, nie patrzyli na zdziecinniałego cesarza jak na dobrego ojca; niczego w ostrym widzeniu realnych konturów życia w monarchii nie przesłaniał im ani barwny szych dworskiego ceremoniału, ani piękno balów i parad, ani spokój Sielankowego Schönbrunnu oraz obezwładniający, kamienny patos Hofburga. Karl Kraus w swej ukazującej się ze zmienną regularnością Die Fackel (Pochodnia) piętnował fałsz systemu, jego biurokrytyzm i oportunizm, bigoterię i osielstwo. Musilowska Cekania czy Tarokania — jak ją widział Karl Kraus przed Robertem Musilem i Fritzem Herzmanovsky–Orlando — była państwem na pól feudalnym i na pół burżuazyjnym: syte zadowolenie i niezdolność do krytycznej oceny zgrzybiałego państwa, spoglądanie na semper felix Austrię przez stereotyp walca, miłych wiedeńskich Mitzi i barwnej armii mogło tylko sprzyjać przyśpieszonemu jego upadkowi. Nie mógł klęsce zapobiec ani dobrotliwie sklerotyczny cesarz, stary Prochazka jak nazywali go Czesi, ani nieudolny aparat biurokratyczny, ani ck buńczuczna frazeologia armii, która w równie napuszonych, ale butnych żelazną siłą wojska wilhelmińskich Niemczech stała się synonimem bałamutnej gadaniny — austriackim gadaniem. Literatura czeska i czeskie ruchy społeczne o nachyleniu anarchicznym lub lewicowo–radykalnym zdawały sobie z tego od dawna sprawę. Antyhabsburskie akcenty pojawiają się w liryce i publicystyce czeskiej coraz częściej u schyłku dziewiętnastego stulecia, by przypomnieć lirykę Stanisłava Kostki Neumanna z tomu Nemesis, bonotum custos lub odwołać się do poezji i publicystyki Karela Havlička–Borovskiego, a w okresie przed wybuchem wojny światowej wyraźnie przybrały na sile. W tym nurcie aluzyjna, przewrotna, prześmiewcza twórczość Jarosława Haska odegrała niemałą rolę, chociaż — co pisarz boleśnie przeżywał — sytuowana była wówczas na obrzeżu głównych nurtów i prądów literackich. Humoreski Jaroslava Haska, jego bogata felietonistyka sprzed pierwszej wojny światowej, jego pisane wspólnie z przyjaciółmi (Josef Mach, Frantiśek Langer, Egon Erwin Kisch, Eduard Drobilek) kabaretowe gry przeznaczone dla publiczności z kręgu zwolenników Partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa założonej przez Jaroslava Haska, którzy gromadzili się w piwiarni pana Zvefiny, aby wspólnie śmiać się z ideologii będącej kpiną, parodią konwencji politycznego myślenia czeskiej i austriackiej burżuazji, wyrastały wprost z ludowego, wielkomiejskiego podglebia. Hašek był ludowy na sposób rabelaisowski, nie chciał być wyrafinowany ani nawet — jak Jan Neruda czy Kareł Havliček–Borovský na tyle poprawny, by mieścić się w oficjalnej czeskiej normie językowej, lecz czerpał obficie z żywiołu podmiejskiej gwary, z potocznych zasobów leksykalnych, a z zasłyszanych w knajpach i winiarniach historyjek czynił pierwowzory fabularne dla humoresek i satyrycznych felietonów. Humor zaś praskiej ulicy, piwiarni i knajpki, ,,pábitelski” (użyjmy terminu Bohumila Hrabala) żywioł dowcipu był wówczas — jak i zresztą zawsze — nieokiełznany i nieposkromiony. I ni