Robert Browning Cesarstwo Bizantyńskie Tytuł oryginału THE BYZANTINE EMPIRE Wyborem literatury bizantyńskiej opatrzył GRZEGORZ ŻUREK Projekt graficzny serii RYSZARD ŚWIĘTOCHOWSKI Opracowanie okładki i stron tytułowych TERESA KAWIŃSKA © Robert Browning 1980 The revised edition copyright in The Catholic University of America Press, Washington, D.C. 1992 © Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1997 PRINTED IN POLAND Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1997 r. Wydanie pierwsze Skład wykonał: Fototype, Milanówek, ul. Sportowa 3 Druk i oprawa: Zakłady Graficzne im. KEN S.A. w Bydgoszczy Fax (052) 21-26-71. Nr zam. 392/97 ISBN 83-06-02615-2 SPIS RZECZY Spis ilustracji i map ...............'........................6 Wstęp ................................................9 Część pierwsza NARODZINY NOWEGO CESARSTWA 500-641 Koniec świata starożytnego .................................... 21 Cywilizacja w fazie przejściowej ................................. 30 Część druga WALKA O PRZETRWANIE 641-867 Odwrót i obrona .......................................... 53 Nowy porządek .......................................... 75 Część trzecia ZŁOTY WIEK BIZANCJUM 867-1081 Odrodzenie i rekonkwista ..................................... 97 Pewność siebie i klasycyzm .................................... 122 Część czwarta OD POZORNEGO BRZASKU DO KATASTROFY 1081-1204 Wyzwanie z Zachodu ....................................... 147 Tradycja i nowatorstwo ...................................... 176 Część piąta KLĘSKA I ROZPAD 1204-1453 Długi zmierzch ........................................... 205 Żywotność kultury ......................................... 233 Przegląd najważniejszych wydarzeń ............................... 263 Wykaz cesarzy ........................................... 265 Bibliografia ............................................. 267 Aneks: Z literatury bizantyńskiej ................................. 271 Indeks osób ............................................. 377 Indeks nazw geograficznych i etnicznych ............................ 386 SPIS ILUSTRACJI 500-641 1. Justynian I i jego otoczenie. Mozaika, 546-548. Rawenna, kościół San Yitale. 2. Teodora, żona Justyniana I, i jej otoczenie. Mozaika, 546-548. Rawenna, kościół San Yitale. 3. Wnętrze kościoła Mądrości Bożej (Hagia Sofia), Konstantynopol, 532-537. 4. Kopuła kościoła Mądrości Bożej. Odbudowana 563. 5. Sklepienie prezbiterium kościoła San Yitale w Rawennie. Mozaika, 546-548. 6. Przemienienie Pańskie. Mozaika, ok. 540. Monaster Ś w. Katarzyny na górze Synaj. 7. Chrystus i św. Menas. Tempera, drewno, VI/Vn w. Paryż, Louvre. 8. Najświętsza Panna z Dzieciątkiem. Enkaustyka, drewno, VI w. (?). Kijów, Muzeum Sztuki Wschodu i Zachodu. 9. Półmisek z wyobrażeniem pasterza i kóz. Srebro, 527-565. Sankt Petersburg, Ermitaż. 10. Półmisek z wyobrażeniem Meleagra i Atalanty. Srebro, 613-629. Sankt Petersburg, Ermitaż. 867-1081 11. Tryptyk Harbaville. Kość słoniowa, X w. Paryż, Louvre. 12. Chrystus koronuje Konstantym VII. Kość słoniowa, połowa X w. Moskwa, Muziej izobrazitielnych iskusstw im. A. S. Puszkina. 13. Chrystus koronuje Romana II i jego żonę Eudoksję. Kość słoniowa, 945-959. Paryż, Bibliotheąue Nationale, Gabinet des Medailles. 14. Bazyli II. Miniatura w Psałterzu Bazylego, ok. 1020. Wenecja, Biblioteca Marciana. 15. Nicefor TTI Botaniata. Miniatura w Kazaniach Jana Chryzostoma, ok. 1078. Paryż, Bibliotheąue Nationale. 16. Widzenie proroka Ezechiela. Miniatura w Kazaniach Grzegorza z Nazjanzu, 867-886. Paryż, Bibliotheąue Nationale. 17. Dawid grający na harfie. Miniatura w Psałterzu paryskim, X w. Paryż, Bibliotheąue Nationale. 18. Tryptyk przedstawiający Deesis. Srebro, złoto, emalia, XI w. Sankt Petersburg, Ermitaż. 19. Relikwiarz. Srebro złocone, 1059-1067. Moskwa, Kreml, Orużejnaja pałata. 1081-1204 20-22. Jan II Komnen i jego żona Irena. Mozaika, 1118-1122. Konstantynopol, Hagia Sofia. 23. Chrystus Pantokrator. Mozaika, ok. 1100. Dafni, kościół klasztorny. 24. Zdjęcie z Krzyża. Fresk, ok. 1164. Nerezi, kościół Św. Pantelejmona. 25. Św. Grzegorz Cudotwórca. Tempera, drewno, XU w. Sankt Petersburg, Ermitaż. 26. Matka Boska Włodzimierska. Tempera, drewno, XII w. Moskwa, Trietjakowskaja galerieja. 27. 28. Czary. Srebro złocone, XII w. Sankt Petersburg, Ermitaż. 29. Zstąpienie do Otchłani. Srebro, złoto, emalia, XII w. Moskwa, Kreml, Orużejnaja pałata. 30. Digenis Akritas (?) w walce z lwem. Talerz glazurowany, XII w. Sankt Petersburg, Ermitaż. 31. Fantastyczny stwór w walce z wężem. Talerz glazurowany, XII w. Sankt Petersburg. Ermitaż. Spis ilustracji 1204-1453 32. Kościół Pantanassa w Mistrze. 1428. 33. Kościół Chrystusa Pantokratora w Nesebyrze. Pół. XIV w. 34. Narodziny Najświętszej Panny. Mozaika, 1315-1321. Konstantynopol, kościół Zbawiciela w monas-terze Chora. 35. Teodor Metochita. Mozaika, 1315-1321. Konstantynopol, kościół Zbawiciela w monasterze Chora. 36. Chrystus i uczeni w Piśmie. Fresk, ok. 1260, Trapezunt, kościół Hagia Eirene. 37. Wskrzeszenie Łazarza. Fresk, 1428. Mistra, kościół Pantanassa. 38. Megaduks Aleksy Apokauk. Miniatura w Manuskrypcie Hipokratesa, ok. 1342. Paryż, Bibliotheąue Nationale. 39. Para książąt z rodziny cesarskiej. Miniatura w Typikonie z Lincoln College, koniec XIV w. Oksford, Bodleian Library. 40. Dwunastu Apostołów. Tempera, drewno, pierwsza pół. XIV w. Moskwa, Muziej izobrazitielnych iskusstw im. A. S. Puszkina. 41. Zwiastowanie. Tempera, drewno, pierwsza pół. XIV w. Skopje, Państwowe Zbiory Sztuki. 42. Przemienienie Pańskie. Miniatura w Manuskrypcie Jana Kantakuzena, 1370-1375. Paryż, Bibliotheąue Nationale. Na okładce: Kielich. Agat, złoto, rubiny, X-XI w. Sankt Petersburg, Ermitaż. Grzegorz Palamas. Tempera, drewno, XIV-XV w. Moskwa, Muziej izobrazitielnych iskusstw im. A. S. Puszkina. Na stronie tytułowej: Kadzielnica. Srebro złocone, XII w. Wenecja, bazylika Św. Marka. Mapy: Cesarstwo Bizantyńskie 527-641 (s. 24-25). Cesarstwo Bizantyńskie 867-1081 (s. 112-113). Świat bizantyński 1204-1453 (s. 216-217). WSTĘP Dla Edwarda Gibbona w roku 1776 tysiącletnia historia Bizancjum zasłużyła na skwitowanie formułką „triumf barbarii i chrześcijaństwa". Wolter uznał ją za „bezwartościowy zbiór oracji i cudów". Monteskiusz w swoich rozważaniach nad wielkością i upadkiem Rzymu przydzielił Cesarstwu Bizantyńskiemu miejsce „tragicznego epilogu rzymskiej chwały", widząc w jego dziejach tylko „pasmo buntów, powstań i zdrad". Poglądy tych przedstawicieli Oświecenia były oparte na dwóch założeniach: pierwszym, że społeczeństwo bizantyńskie samo się nie rozwijało, ale, skamieniałe w swojej niezmienności, tkwiło nieruchomo w świecie rozwoju i postępu, który osiągnął swój szczyt w epoce Renesansu, a ostatecznie w Wieku Rozumu; i drugim, że historia Europy i Bliskiego Wschodu toczyła się jak gdyby poza Cesarstwem Bizantyńskim, nie podlegając żadnym wpływom z jego strony, i że tym samym nie odegrało ono istotniejszej roli w ukształtowaniu świata, w którym oni sami — Monteskiusz, Wolter czy Gibbon — żyli. W ciągu dwóch stuleci, które minęły od czasu, kiedy autor Zmierzchu i upadku Cesarstwa Rzymskiego pisał swoje dzieło, a szczególnie w ciągu ostatnich stu lat, w studiach nad cywilizacją bizantyńską dokonał się ogromny postęp. Obecnie o wiele lepiej niż kiedykolwiek przedtem rozumiemy rolę Bizancjum nie tylko na arenie historii politycznej, ale również w dziedzinie sztuk plastycznych, muzyki, literatury, techniki, religii czy filozofii, rolę niekiedy dominującą, a zawsze istotną. W rezultacie poważny historyk musi dzisiaj odrzucić oba założenia, które legły u podstaw poglądów myślicieli Oświecenia. Cesarstwo Bizantyńskie było przez wiele wieków najpotężniejszym, najbogatszym i najbardziej cywilizowanym państwem w Europie i na Bliskim Wschodzie. Jego wpływ promieniował we wszystkich kierunkach, czasem oddziaływając na bieg wydarzeń w stopniu decydującym, nigdy zaś nie będąc bez znaczenia. Cesarstwo zniknęło wieki temu, ale w naszym świecie ciągle czytelne są jego ślady, jak pozostałości pierwotnego tekstu na palimpseście. Jeszcze teraz spostrzegawczy podróżny zauważy subtelne zmiany w modelu życia i strukturze społecznej, które sygnalizują przekroczenie dawnych granic bizantyńskich. Od politycznej teorii i praktyki carskiej Rosji po teologię Kościoła anglikańskiego, od systemu administracyjnego panującego w świecie islamu po obrzęd konsekracji kościołów w Szkocji — w tych i w wielu innych zjawiskach można doszukać się 10 następstw wpływu zamożnej i wykształconej społeczności na jej sąsiadów. Podobnie niektóre obecne nazwy geograficzne wciąż dają świadectwo dawno minionym związkom ze światem bizantyńskim. Na przykład prowincja Romania we Włoszech nosi taką nazwę dlatego, że od lat sześćdziesiątych VI wieku do połowy wieku VIII była prowincją Cesarstwa, znaną jego obywatelom jako Romania, czyli kraina Rzymian, i wyraźnie odróżnianą od barbarzyńskiego świata tamtejszych księstw longobardzkich. Badania dzisiejszych historyków zadały również kłam wyobrażeniu o Cesarstwie Bizantyńskim jako archaicznym i statycznym organizmie w rozwijającym się świecie. To prawda, że często daje się ono oglądać od strony jednostajnej fasady — rytuał Kościoła, etykieta dworu, frazeologia oficjalnych dokumentów i wystąpień wykazują w ciągu wieków zadziwiająco mało zmian. Ale za tą fasadą potrafimy już teraz dostrzec nieustającą zmienność i rozwój. Pogląd Bizantyńczyków na własne społeczeństwo i jego miejsce w świecie oraz sposób, w jaki dawali oni wyraz temu poglądowi w literaturze i sztuce, przeszły wiele transformacji". Ich przebieg odzwierciedlał zarówno zmiany zachodzące wewnątrz społeczności bizantyńskiej, w zakresie stosunku człowieka do człowieka, człowieka do państwa, człowieka do środków produkcji, jak i przesunięcia w ekonomicznej, politycznej i kulturalnej równowadze między światem bizantyńskim a bliskimi, lecz odmiennymi społecznościami, które go otaczały — Europą Zachodnią, południowymi państwami słowiańskimi, Rusią, koczowniczymi ludami ze stepów Eurazji i światem islamu. Napisano współcześnie sporo książek na temat politycznej historii świata bizantyńskiego, ukazało się też wiele dzieł o zakroju przeglądowym poświęconych bizantyńskiej cywilizacji i kulturze. Autorzy pierwszych mają. skłonność do zdawkowego traktowania tych obszarów działalności wspólnoty cywilizacyjnej, które nie mają charakteru bezpośrednio politycznego czy militarnego. Autorzy drugich często poświęcają za mało uwagi ewoluowaniu społeczeństwa. Celem niniejszej pracy jest przedstawienie szerokiemu kręgowi czytelników obrazu bizantyńskiej cywilizacji — cywilizacji w najszerszym rozumieniu tego słowa — który uwzględniałby zmiany w systemie wartości kultywowanym przez społeczeństwo bizantyńskie oraz rozwój, jakiemu podlegało jego postrzeganie i samego siebie, i świata zewnętrznego, który rozciągał się wokół. Dlatego materia książki została podzielona na części, odpowiadające poszczególnym etapom dziejów Cesarstwa. Każdą część otwiera ogólny zarys politycznych dziejów świata bizantyńskiego, dostarczający bazy, na której wspierają się późniejsze rozważania. Przede wszystkim jednak trzeba koniecznie powiedzieć kilka słów o nazwie, jaką określamy członków bizantyńskiej społeczności. Oni sami bowiem wcale nie nazywali siebie Bizantyńczykami, ale „Rzymianami" — Romaioi. Doskonale zdawali sobie sprawę ze swojej roli spadkobierców Cesarstwa Rzymskiego, które przez tyle stuleci zespalało pod jedną władzą cały świat śródziemnomorski i wiele terytoriów do niego przyległych. Byli też świadomi, że właśnie Cesarstwo 11 Rzymskie stworzyło struktury, w obrębie których zrodziło się chrześcijaństwo — zrodziło się i rozprzestrzeniło, by w końcu stać się religią państwa i w gruncie rzeczy jego wszystkich poddanych. W odczuciu Bizantyńczyków pojęcia „Rzymianin" i „Chrześcijanin" miały często charakter synonimiczny i nieraz spotykamy się z tym, że nazywają oni siebie po prostu „Chrześcijanami" albo „ludem chrześcijańskim", choć przecież poza granicami Cesarstwa Bizantyńskiego zawsze istniało wiele innych społeczności i państw chrześcijańskich. Greckie słowo Byzantios, „Bizantyńczyk", jest raczej literackim określeniem mieszkańca Konstantynopola (zwykłe brzmiało: Konstantinupolites). * Dopiero w XVII wieku uczeni francuscy zaczęli używać terminu „bizantyński" w odniesieniu do państwa, nie do miasta, i mówić o „historii bizantyńskiej". W czasach późniejszych taka praktyka przyjęła się powszechnie, nawet w samej Grecji. Mimo to ciągle używa się też, w różnych językach, terminów „Rzym Wschodni" i „Rzymianie Wschodni". Czego Bizantyńczycy nie robili nigdy w ciągu niemal całej swojej historii, to nie nazywali siebie „Grekami", Hellenes, pomimo że w ich państwie zawsze dominował grecki język i grecka kultura. Co więcej, bizantyńscy władcy i dostojnicy byli głęboko urażeni, jeśli ich zachodni odpowiednicy używali wobec nich nazwy Graeci, a wobec cesarza określenia „cesarz Greków". Ten oczywisty paradoks mówi nam coś istotnego o społeczeństwie bizantyńskim. Dzisiejszy Francuz czy Niemiec jako główną konstytutywną cechę zbiorowości, do której należy, traktuje wspólny język i wszystko, co się z tym wiąże. Bizantyńczyk natomiast postrzegał swoją społeczność z innego punktu widzenia. Wyobrażenie, jakie o niej miał, zmieniało się, jak zobaczymy, wraz z okolicznościami historycznymi, ale nigdy nie była to koncepcja narodu — jak we Francji czy Anglii — ani nawet wspólnoty językowej i etnicznej — jak we Włoszech lub Niemczech przed drugą połową XIX wieku. Co się tyczy granic Cesarstwa Bizantyńskiego, to przez długie okresy były one stabilne, z nieznacznymi tylko zmianami, od czasu do czasu jednak podlegały gwałtownym, a niekiedy wprost katastrofalnym wstrząsom. Oczywiście w tej kwestii bardziej przekonująco od słów przemawiają mapy (zob. s. 24, 112, 216). W każdym razie, jeśli pominąć powolne procesy stopniowego rozrostu i kurczenia się państwa oraz zwykłe regulacje pograniczne, gruntowne, dynamiczne zmiany nastąpiły: w wieku VI, kiedy Justynian odzyskał dla Cesarstwa Italię, Afrykę Północną i południową Hiszpanię, zdobywając je na królestwach germańskich, które się na tych terytoriach ulokowały; w wieku VII, kiedy pierwsza wielka ekspansja islamu na zawsze rozerwała więzy podległości łączące z Cesarstwem Syrię, Palestynę, Egipt i Afrykę Północną; * Zanim Konstantyn Wielki odbudował i rozbudował miasto nad Bosforem, nadawszy mu swoje imię i status cesarskiej stolicy, miało ono już długą, blisko tysiącletnią historię. Założyli je koloniści greccy około roku 660 p.n.e. i nazwali Byzantion. Późniejsze „literackie określenie mieszkańca Konstantynopola" było więc przez wieki określeniem rzeczowym, (przyp. tłum.) 12 w wieku VII i VIII, kiedy słowiańskie ludy, a później państwo bułgarskie, zajęły przeważające obszary północnych Bałkanów i kiedy Italia została utracona na rzecz Longobardów; w wieku IX, kiedy Arabowie zajęli Sycylię i Kretę; w wieku X, kiedy Armenia, północna Mezopotamia i część północnej Syrii zostały odbite Arabom, odzyskana też została Kreta, a prócz tego jeszcze raz terytorium bizantyńskim stały się szerokie połacie północnej Italii; w wieku XI, kiedy państwo bułgarskie zostało rozbite i znaczna część północnych Bałkanów wróciła pod panowanie Cesarstwa, a jednocześnie Turcy Seldżucy zajęli duże obszary Azji Mniejszej; w wieku XIII, kiedy na samym jego początku wojska czwartej krucjaty zdobyły Konstantynopol i podzieliły między swych wodzów większość europejskiego terytorium Cesarstwa, pozostawiając dziedzictwo bizantyńskie kilku lilipucim państewkom — jednemu z nich, położonemu w zachodniej części Azji Mniejszej, udało się wyprzeć intruzów z niektórych zajętych przez nich krain, odzyskać Konstantynopol i restaurować, co prawda w bardzo okrojonej i osłabionej postaci, Cesarstwo Bizantyńskie; wreszcie w wieku XIV, kiedy Turcy osmańscy wyrzucili Bizantyńczyków z Azji Mniejszej i usadowili się w Tracji, a prawie całą resztę bizantyńskich posiadłości w Europie wchłonęło królestwo serbskie — Cesarstwo zostało zredukowane do Konstantynopola, Tesaloniki, części Peloponezu i kilku wysp na Morzu Egejskim. Czy możemy w odpowiedzialny sposób mówić o ciągłości państwa, którego terytorium podlegało tak drastycznym zmianom? Na takie pytanie odpowiedzieć trzeba twierdząco. Przede wszystkim sami Bizantyńczycy nigdy nie mieli żadnych wątpliwości w tym względzie — dla nich zawsze chodziło o restaurację, nie o inaugurację czegoś nowego. Ciągłość struktury politycznej, legitymacji prawnej, więzi religijnej i kulturowej była skutecznym argumentem przeciw najbardziej nawet destrukcyjnym uszczerbkom, jakie ponosiła terytorialna substancja Cesarstwa. Jest rzeczą jasną, że państwo bizantyńskie, podobnie jak cywilizacja, której było nosicielem, nie miało charakteru terytorialnego w talom znaczeniu, w jakim miały go wszystkie europejskie państwa narodowe po epoce Renesansu. Ono oczywiście potrzebowało jakiegoś terytorium, ale mogło zarówno rozszerzać się, jak i kurczyć do mikroskopijnych rozmiarów bez utraty swojej politycznej i kulturowej tożsamości. Jednego tylko małego obszaru nie mogło Cesarstwo utracić na dłużej bez powstania wątpliwości, czy istnieje w dalszym ciągu. Obszarem tym był sam Konstantynopol, stolica założona przez Konstantyna w roku 324 (oficjalna inauguracja — 330), która miała być drugim Rzymem i której oficjalna nazwa zawsze brzmiała Konstantinupolis nea Rome — „Miasto Konstantyna, które jest Nowym Rzymem". Sukcesorskie państwa, które przetrwały zachodni podbój roku 1204, same dla siebie nie w pełni ucieleśniały dziedzictwo i tradycję Cesarstwa Bizantyńskiego. Dopiero kiedy jedno z nich odzyskało stolicę, mogło rościć sobie 13 takie prawo, dopiero to oznaczało pełną legitymacje. Jeśli przyjrzymy się uzurpacjom tronu, jakich wiele notują dzieje państwa bizantyńskiego, okaże się bezspornie, że żadnemu cesarzowi nie udało się, choćby w ograniczonym zakresie i na jakiś czas, utrzymać władzy, jeśli nie miał w ręku Konstantynopola, i przeciwnie, skoro tylko buntownik zainstalował się w stolicy, opozycja przeciw niemu błyskawicznie wygasała. Kiedy bierze się pod uwagę przyrosty i ubytki terytorium, jakich doznawało Cesarstwo Bizantyńskie na przestrzeni wieków, nasuwa się jeszcze jedno pytanie. Czy świat bizantyński, przez co rozumiemy teren, na którym rozwijała się bizantyńska cywilizacja, musiał pokrywać się z terytorium Cesarstwa? Oczywiście nie było tak w końcowym okresie bizantyńskiej historii, kiedy Cesarstwo stało się maleńkim państewkiem bałkańskim, podczas gdy grecki język i grecka kultura, wschodnie chrześcijaństwo i poczucie bizantyńskiej tożsamości rozprzestrzeniły się na o wiele większych obszarach, podległych obcym potęgom politycznym. Ale ta rozbieżność między zasięgiem bizantyńskiej siły a zasięgiem bizantyńskiej kultury była może symptomem upadku, raczej sygnalizowała zbliżający się koniec, niż rokowała nadzieje na kontynuację? W szczególności fakt, że eklezjastyczny autorytet Kościoła Wschodniego oddziaływał w tym schyłkowym momencie o wiele szerzej niż polityczny autorytet bizantyńskiego państwa, stwarzał wiele problemów. Wydawałoby się więc uprawnionym twierdzenie, że zasięg państwa i cywilizacji w zasadzie pokrywały się, a odstępstwa od tej zasady mogły mieć tylko ograniczony charakter. Jeśli jednak zbadać sprawę dokładniej, okaże się, że w gruncie rzeczy ani bizantyńskiej zwierzchności politycznej, ani bizantyńskiej dominacji kulturalnej nie da się zamknąć w ramach jakiegoś ściśle określonego terytorium — jedna i druga promieniowały, z różną w różnych okresach intensywnością, na rozciągający się wokół świat. Nie zawsze jest łatwo ustalić nawet polityczne granice Cesarstwa. Gdy tylko zaczniemy przepatrywać je bardziej szczegółowo, czekają nas rozmaite komplikacje. Spotykamy bowiem terytoria, które uznawały zwierzchność bizantyńską, ale nie obejmował ich bizantyński system administracji, terytoria, na których Bizantyńczycy dzielili się zwierzchnością z innym mocarstwem, terytoria, które płaciły Cesarstwu trybut, ale nie uznawały jego zwierzchności, wreszcie terytoria, które reprezentowały całą gamę różnych stopni zależności, od słabo maskowanej i nie pozostawiającej wyboru podległości po swobodnie zawarty sojusz między równymi partnerami. Również pod tym względem Cesarstwo Bizantyńskie nie przypominało ani nowożytnych państw narodowych z ich jednoznacznie rozwiązywanym problemem suwerenności, ani też większości państw Europy średniowiecznej, w których pojęcia zwierzchności-podległości politycznej i zależności personalnej są często niełatwe do rozwikłania. W rzeczywistości stanowiło ono centrum sfery wpływów — politycznych, religijnych, artystycznych i w ogóle kulturowych — które promieniowało daleko poza swoje granice. Często więc odgrywało zasadniczą rolę w nadawaniu kierunku biegowi wydarzeń w odległych nawet krajach. 14 Inspirujące studium Dymitra Obolensky'ego The Byzantine Commonwealth rozwinęło wypunktowane w tytule dzieła pojęcie, którym zostały objęte wszystkie społeczności związane mocno i trwale z Cesarstwem Bizantyńskim, niezależnie od tego, czy więzy miały charakter formalny, czy nie. Pojęcie to ma szansę utrzymać się w nauce, nawet jeśli historycy nie zawsze będą mogli się zgodzić, jak je definiować. Jest na przykład oczywiste, że średniowieczna Bułgaria czy Gruzja mogły istnieć w takiej formie, w jakiej istniały, tylko dzięki przemożnej potędze i prestiżowi Cesarstwa i jego kultury. Wiele miast-państw Italii, jak Wenecja, Neapol czy Amalfi, pierwotnie wchodziło w skład Cesarstwa, podlegając silnym wpływom bizantyńskim, i dopiero krok po kroku wybijało się na niezależną egzystencję polityczną i dorabiało własnego modelu życia. A jednak byłoby bardzo trudno powiedzieć, kiedy — jeśli w ogóle — te społeczności przestały należeć do bizantyńskiego „commonwealthu". Ruś Kijowska w XI-XIII wieku, a później Wielkie Księstwo Moskiewskie nigdy nie stanowiły części Cesarstwa Bizantyńskiego w znaczeniu politycznym, ale przecież ich kultura wysoka była prawie w całości inspirowana przez wzory bizantyńskie, ich Kościół uznawał swoją zależność od patriarchy Konstantynopola i zawsze powoływano się tam na specjalne związki z Cesarstwem. Kiedy w roku 1453 Konstantynopol wpadł w ręce Turków, wielki książę moskiewski uznał się za prawowitego dziedzica Cesarstwa i ogłosił, że jego państwo jest „Trzecim Rzymem", innymi słowy, naturalnym sukcesorem Cesarstwa Rzymskiego i Cesarstwa Bizantyńskiego. I to nie była pusta chełpliwość czy butne samowyniesienie — te deklaracje miały sens rzeczywisty, odzwierciedlały fakt, że Ruś istotnie należała do bizantyńskiej sfery wpływów, chociaż żaden cesarz bizantyński nigdy nie sprawował, nawet w najbardziej pośredniej formie, zwierzchności nad tym ogromnym krajem. Tu wracamy do punktu wyjścia naszych rozważań. Nie można zrozumieć średniowiecznej historii Europy i Bliskiego Wschodu, nie biorąc pod uwagę istnienia i wpływu tej zazwyczaj potężnej, a zawsze cieszącej się ogromnym prestiżem wspólnoty polityczno-kulturowej, jaką było Cesarstwo Bizantyńskie. Nawet w okresie swojej największej słabości mogło się ono wykazać dwoma walorami: legitymacją prawną (jako kontynuacja Cesarstwa Rzymskiego), której nie miały inne państwa — i której mu nierzadko zazdrościły — oraz kulturą, która umożliwiała bezpośrednie obcowanie z duchowym dorobkiem i Ojców Kościoła, i starożytnych Greków. Tysiącletnie trwanie Cesarstwa było dowodem jego siły oraz giętkości i żywotności politycznych i kulturowych składników, które tworzyły jego zasadniczą substancję. Jego skomplikowany, jedyny w swoim rodzaju aparat administracyjny, jego wyrafinowany system prawny, jego bogactwo, jego zaawansowana technika, zarówno na usługach gospodarki pokojowej, jak i przedsięwzięć wojennych, czynią z Cesarstwa Bizantyńskiego — w każdym razie przed katastrofą wywołaną przez czwartą krucjatę — państwo, które w naszych czasach musiałoby być nazwane supermocarstwem. Nietrudno podać datę końca Cesarstwa Bizantyńskiego. 29 maja 1453 roku 15 armia turecka pod wodzą sułtana Mehmeda II zdobyła szturmem Konstantynopol, a cesarz Konstantyn XI zginął w walce, broniąc swojej stolicy. Tego dnia został unicestwiony organizm polityczny, którego początki — bez żadnej przerwy w ciągłości — sięgały brzegów Tybru w VIII wieku p.n.e., będących wówczas widownią realnych wydarzeń historycznych, jakie potem znalazły odbicie w legendzie o Romulusie i Remusie i o założeniu Rzymu. Znikome resztki terytorium bizantyńskiego pozostały wprawdzie wolne od obcej okupacji, zwłaszcza na Peloponezie, ale nie koronował się żaden nowy cesarz, to zaś, co pozostało z dawnego aparatu administracyjnego, przestało funkcjonować — nawet najbardziej lojalni poddani uznali, że Cesarstwo już nie istnieje. Sytuacja była inna niż po roku 1204, kiedy ocalałe ułamki bizantyńskiego panowania podtrzymywały tradycję Cesarstwa, a w końcu jednemu z nich udało się zrealizować pretensje do dziedzictwa. W roku 1453 nadzieja na restaurację mogła sobie znaleźć miejsce raczej w dziedzinie eschatologii niż polityki. Niekiedy twierdzono, że Cesarstwo Bizantyńskie w gruncie rzeczy skończyło się wraz ze zdobyciem Konstantynopola przez krzyżowców w roku 1204 i ówczesnym rozbiorem przeważającej większości jego terytorium. Wiele można by powiedzieć w związku z tym poglądem. Odrestaurowane Cesarstwo lat 1261-1453 istotnie było bladym cieniem swego poprzedniego wcielenia. Ogromnie zmniejszyła się jego rola ekonomiczna na nowym, obejmującym całe Śródziemnomorze, rynku, który kształtował się w tej epoce. Jego potęga i bogactwo rozpłynęły się, jego terytorium bardzo szybko zredukowało się do garści odizolowanych enklaw. Ale, mimo wszystko, jego obywatele mieli poczucie kontynuacji. Ich ideologia polityczna, chociaż w pewnym stopniu zmodyfikowana, w swoich podstawach nie zmieniła się. Prestiż ich kultury raczej wzrósł, niż zmalał — być może na zasadzie swoistej rekompensaty za utraconą potęgę polityczną. I późne Cesarstwo Bizantyńskie do samego ostatka było traktowane i przez przyjaciół, i przez wrogów jako przypadek specjalny. To nie było zwyczajne państwo, tak jak jego stolica nie była zwyczajnym miastem. Biorąc to wszystko pod uwagę, w naszej książce będziemy śledzić dziejową drogę cywilizacji bizantyńskiej aż do zdobycia Konstantynopola przez Turków. Inny problem mamy, jeśli chcemy odpowiedzieć na pytanie, kiedy bizantyńska historia się zaczyna. Społeczeństwo bizantyńskie wyłoniło się ze społeczeństwa późnego Cesarstwa Rzymskiego. To późne Cesarstwo, odmienne w swojej organizacji, w swojej kulturze i w ogóle w swoim „duchu" od Cesarstwa Rzymskiego doby Augusta, Flawiuszy czy Antoninów, ukształtowała reakcja rzymskich warstw rządzących na półwiecze anarchii i obcych inwazji, jakie nastąpiło po śmierci cesarza Aleksandra Sewera w roku 235. Niektórzy historycy widzą w tym półwieczu rzeczywisty początek epoki bizantyńskiej. Zdaniem innych początek nowych czasów wyznaczyła konstantynowska inauguracja nowej stolicy nad Bosforem w roku 330. Z kolei jeszcze inni za przełomową datę uważają ostateczny podział Cesarstwa na część wschodnią i zachodnią w roku 395 albo zdjęcie z tronu ostatniego cesarza 16 zachodniorzymskiego w roku 476. Są wreszcie i tacy historycy, którzy utrzymują, że Cesarstwo Bizantyńskie uzyskało swą właściwą postać dopiero wtedy, kiedy wojska rosnącego w siłę islamu zdobyły Syrię, Palestynę, Egipt i Afrykę Północną — że dopiero wtedy, niczym motyl z poczwarki, wydobyło się z ruin starego Cesarstwa Rzymskiego. Prawda jest taka, że chociaż okresy historyczne istnieją realnie, a nie powstają w rezultacie kawałkowania przez historyków kontinuum wydarzeń, w istocie pozbawionego spojeń, to jednak nie dzielą ich od siebie wyraźne i jednoznaczne linie graniczne. Poszczególne epoki zachodzą na siebie i przez jakiś czas cechy starego i nowego świata towarzyszą sobie. A zatem wybór jakiejkolwiek konkretnej daty narodzin nowego wieku ma w znacznej mierze charakter arbitralny. Właściwością, która odróżnia Cesarstwo Bizantyńskie od późnego świata rzymskiego, jest rola, jaką odgrywało w nim chrześcijaństwo. Było ono nie tylko religią państwa i ogromnej większości jego obywateli — chrześcijański sposób myślenia, chrześcijańskie ideały, chrześcijański model wyobraźni dominowały w politycznym, intelektualnym i artystycznym życiu całej zbiorowości i wyznaczały jego indywidualną jakość. Oczywiście nie doszło do tego nagle. W długim okresie przejściowym chrześcijaństwo stało się najpierw religią dozwoloną, potem religią faworyzowaną, wreszcie — religią jedyną. W trakcie tego procesu wyższe warstwy ludności miejskiej, które były nosicielami kultury klasycznej, stopniowo przyswajały sobie chrześcijaństwo. Czyniąc to, nie porzucały jednak swojego wcześniejszego wyposażenia intelektualnego, ale raczej przystosowywały je do chrześcijaństwa, a chrześcijaństwo do niego. Tak więc ów przejściowy okres znamionowało intensywne, chociaż nie całkowite, wzajemne przenikanie się chrześcijaństwa i kultury antycznej. Religia objawiona zyskała sankcję intelektualną, osadzając swoją doktrynę na zrębach greckiej tradycji filozoficznej. Adaptacja nie była idealna i zdarzało się, że chrześcijanie przyjmowali stanowiska filozoficzne nie dające się pogodzić z chrześcijańskim dogmatem —jak arystotelizm czy platonizm. W tym samym czasie wiele z klasycznej literatury i sztuki oraz związanych z nimi metod i technik zostało dostosowane do potrzeb chrześcijańskiego społeczeństwa dzięki zinterpretowaniu ich w sposób alegoryczny albo obniżeniu ich rangi teoretycznej przez zepchnięcie do rzędu umiejętności pomocniczych lub propedeu-tycznych. Wiek, w którym nastąpiła synteza kultury klasycznej i chrześcijańskiej, wiek Konstantyna, Juliana i Teodozjusza, wiek wielkich wschodnich Ojców Kościoła, Grzegorza z Nazjanzu, Bazy lego, Grzegorza z Nyssy, i zachodnich, Jana Chryzo-stoma, Ambrożego, Hieronima i Augustyna, wiek, w którym zachodnia, łaciń-skojęzyczna połowa Cesarstwa Rzymskiego w znacznej części znalazła się pod zwierzchnością nowych królestw germańskich, wiek, w którym dawna równowaga między administracją cesarską a samorządnymi miastami została zastąpiona przez władzę scentralizowaną, z nieuchronnie towarzyszącą jej biurokracją — ten wiek sam w sobie ma charakter szczególny. Nie można w sposób odpowiedzialny 17 traktować go po prostu jako prologu tysiącletnich dziejów bizantyńskich, a to z dwóch przyczyn. Po pierwsze, waży tutaj jego własne skomplikowanie, jego doniosłość, bogactwo informacji, które nam zostawił. Po drugie, jak ostatecznie wynika z głębszej analizy, ten wiek należy do starożytności, nie do średniowiecza. Konstantyn ma więcej wspólnego z Aurelianem czy Markiem Aureliuszem niż z Justynianem, nie mówiąc już o którymkolwiek z późniejszych cesarzy bizantyńskich. Grzegorz z Nazjanzu czy Augustyn, chociaż byli chrześcijańskimi biskupami, przez wykształcenie, system wartości, tryb myślenia i działania są bardzo mocno zakorzenieni w świecie starożytności klasycznej. Tak więc w naszej książce zajmiemy się historią cywilizacji bizantyńskiej po ostatecznym triumfie chrześcijaństwa i dopracowaniu się przez ówczesną społeczność syntezy tradycji klasycznej i tradycji chrześcijańskiej, nie będzie zaś w niej mowy, chyba że w sposób pośredni, o wieku Ojców Kościoła i wielkich soborów ekumenicznych. Jeśliby trzeba było wskazać datę, należałoby ją lokować gdzieś około roku pięćsetnego. Bynajmniej nie dlatego, iżby po tej dacie zniknęło wiele charakterystycznych cech społeczeństwa antycznego — w istocie niejedna specyficzna właściwość pierwszego okresu historii bizantyńskiej miała źródło właśnie w konflikcie między wciąż istniejącym starym a rodzącym się nowym. Decydujące zmiany już jednak nastąpiły i najoczywiściej były one nieodwracalne. Motyl wydobył się z poczwarki. Resztki poczwarki ciągle oblepiały jego skrzydła, suszące się w słońcu. Ale nie mógłby już przemienić się w nią z powrotem. Problem nazewnictwa bizantyńskiego w polskojęzycznej literaturze bizantynistycznej, a tym bardziej tam, gdzie występuje ono okazjonalnie, bywał rozwiązywany różnie i jest właściwie nie do rozwiązania w sposób, który nie budziłby żadnych zastrzeżeń. Latynizująca polska tradycja nazewnicza, klasyczna grecka pisownia, jaką stosowali Bizantyńczycy, i różna od klasycznej, postępująca ku nowogreckiej, bizantyńska fonetyka tworzą bowiem triadę bardzo mało harmonijną. W takich sytuacjach najrozsądniej jest uciec się pod skrzydła autorytetu, co w tym przypadku oznacza odwołanie się do Zasad spolszczania i transpozycji tego nazewnictwa, opracowanych w połowie lat osiemdziesiątych przez prof. Oktawiusza Jurewicza — nie wydanych wprawdzie drukiem, ale funkcjonujących w środowisku naukowym. Zgodnie więc z zawartym tam generalnym zaleceniem w niniejszej książce bizantyńskie nazwy osobowe (te przede wszystkim, nazwy geograficzne w mniejszym stopniu) zostaną poddane daleko idącej polonizacji, opartej na szczegółowych regułach sformułowanych w tychże Zasadach. Czytelnik nie powinien być zaskoczony, jeżeli w niektórych wypadkach formy owych nazw będą różnić się, czasem znacznie, od form, jakie spotykał w innych książkach, w tym również wydawanych przez Państwowy Instytut Wydawniczy. Gdyby zaś był zainteresowany ich oryginalną helleńską postacią, znajdzie ją — ujętą w nawiasy — w Indeksie na końcu książki. Sporadycznie dotyczy to również imion należących do Greków z epoki przedbizantyńskiej, jeśli polska forma tych imion jest chwiejna, (przyp. tłum.) CZĘŚĆ PIERWSZA NARODZINY NOWEGO CESARSTWA 500-641 KONIEC ŚWIATA STAROŻYTNEGO O kres, któremu przyjrzymy się najpierw, ciągnie się od roku mniej więcej pięćsetnego do śmierci cesarza Herakliusza w roku 641. Granice historii politycznej tych lat są wytyczone przez dwa wielkie przemieszczenia na mapie ówczesnego świata, z których jedno nastąpiło nieco wcześniej, drugie zaś na samym końcu. Kiedy zaczynał się wiek VI, w Konstantynopolu panował cesarz Anastazjusz, a na Zachodzie od ćwierćwiecza nie było już cesarza. Italię z Sycylią i częścią wybrzeża dalmatyńskiego zajmowało państwo Ostrogotów, rządzone przez króla Teodoryka z jego stolicy w Rawennie. W końcowych latach poprzedniego wieku, wyruszywszy znad Dunaju, wkroczył on ze swoją gocką armią do Italii — mając błogosławieństwo cesarza w Konstantynopolu, który był szczęśliwy, że tak niebezpieczni goście opuścili należące do niego terytorium — i pobił inną, różnoplemienną grupę germańską, która sprawowała tam rządy. Dalej na zachód większa część Galii należała do królestwa Franków, również germańskiego ludu, którego poprzednie siedziby leżały w dzisiejszych północno-zachodnich Niemczech i Holandii. Wyparli oni lub zniszczyli wcześniejszą falę germańskich najeźdźców: Wizygotów i Burgundów. Wizygoci przenieśli się wówczas do Hiszpanii i tam założyli państwo, dzieląc Półwysep Iberyjski między siebie i swoich germańskich pobratymców, Swebów. Natomiast w byłej rzymskiej Afryce powstało królestwo Wandalów, obejmujące też Sardynię, Korsykę i Baleary. Wandalowie także byli ludem germańskim, a z ich nadbałtyckich siedzib wygnały ich pospołu przeludnienie i żądza łupów. Długa odyseja wandalska prowadziła przez północną Rosję i w dół Dniepru nad Morze Czarne, a potem przez całą Europę, najpierw do Galii, następnie przez Hiszpanię nad Cieśninę Gibraltarską. Na jakiś czas zatrzymali się w Hiszpanii, wchodząc w przymierze z innym wędrownym ludem, należącymi do irańskiej grupy językowej Alanami. Później zbuntowany rzymski namiestnik Afryki, komes Bonifacjusz, zaprosił wandalskiego króla Genzeryka, żeby przyłączył się do niego i wsparł go w walce przeciwko władzy centralnej. W roku 429 Wandalowie przeprawili się zatem z Hiszpanii do Afryki. Było ich w sumie około 80 tysięcy, w tym 15 tysięcy wojowników. W ciągu kilku lat przejęli Mauretanię i Numidię, wymiatając stamtąd i Bonifacjusza, i przysłanych z Italii innych dowódców rzymskich, by w roku 435 22 zawrzeć z Rzymianami układ pokojowy. Po kolejnych kilku latach wypędzili garnizony rzymskie z dawnej prowincji o nazwie Afryka, najstarszej rzymskiej posiadłości na kontynencie, odpowiadającej mniej więcej dzisiejszej Tunezji. W jej stolicy, Kartaginie, zainstalował się Genzeryk i stamtąd sprawował rządy jako głowa królestwa wandalskiego. Na początku VI wieku jego potomkowie wciąż byli tam u władzy i trzymali się mocno. Osobliwe to państwa owe germańskie królestwa, które powstały na ruinach zachodniego Cesarstwa Rzymskiego. We wszystkich najeźdźcy byli w mniejszości w porównaniu z ludnością miejscową, ale nie wypędzali jej. Nie mogli sobie na to pozwolić, ponieważ środki do życia czerpali z czynszu płaconego im przez rzymskich dzierżawców. Oni sami zaś stanowili odrębną wojskową kastę, mającą wyłączne prawo do noszenia broni. Tym nowym panom służyło wielu przedstawicieli poprzedniej rzymskiej administracji cywilnej, którzy w znacznej liczbie pozostali na swoich stanowiskach. Zresztą bardziej szczegółowy obraz stosunków między ludnością rzymską a germańskimi „feudałami" rysował się różnie w różnych królestwach. Ostrogoci, Wizygoci i Wandalowie wskutek pewnych zaszłości historycznych byli chrześcijanami wyznania ariańskiego, które zostało potępione przez Kościół jako heretyckie, zarówno we wschodniej, jak i zachodniej części Cesarstwa. Już sama ta okoliczność wznosiła barierę między dwiema wspólnotami, a przecież istniała również inna, podstawowa bariera, którą tworzyły różnice w języku i sposobie życia. Z kolei Frankowie, nad którymi panował wówczas król Chlodwig, wyznawali katolicyzm. Prawdopodobnie byli stosunkowo liczniejsi niż rządząca grupa germańska w innych państwach, ale i oni nie kwapili się do zjednoczenia ze swymi rzymskimi poddanymi. Otwarcie pasożytnicza natura państw germańskich sprawiała, że miejscowej ludności było trudno zdobyć się na lojalność względem nich. Tacy na przykład Wandalowie nie ukrywali, że pogardzają swoimi poddanymi, i od czasu do czasu prześladowali Kościół katolicki — co nie przeszkadzało,. żeby wandalski dwór królewski stylizował się na modłę rzymską i sprawował mecenat nad kółkiem pomniejszych poetów łacińskich. Ostrogoci natomiast, ze swoim dalekowzrocznym, znakomitym władcą, królem Teodorykiem, próbowali zyskać poparcie ludności italskiej, oczywiście w takich granicach, w jakich mogli to robić bez wystawiania na szwank realności własnej władzy. Teodoryk prawdopodobnie przemyśliwał o stopieniu się Rzymian i Ostrogotów w jeden naród, ale na razie była to sprawa odległej przyszłości. Tymczasem wschodnia połowa Cesarstwa kwitła jak przedtem, nie zagrożona inwazjami. Granica biegnąca wzdłuż Dunaju była mniej bezpieczna niż w epoce szczytowej potęgi Cesarstwa, ale kraje wschodniego Śródziemnomorza z ich ludnymi miastami cieszyły się pokojem i spokojem. Co prawda, na wschód od nich leżało perskie imperium, rządzone przez dynastię sasanidzką, i wzdłuż długiej granicy, która ciągnęła się od Kaukazu po pustynie Arabii, dosyć często zdarzały się incydenty. Od czasu do czasu dochodziło nawet do regularnej wojny między 23 oboma mocarstwami. Żadne z nich nie było jednak w stanie — przy ograniczonych możliwościach antycznej sztuki wojennej — zadać śmiertelnego ciosu drugiemu. Tak więc skoro uznano, że prestiżowi stało się zadość, i wzięto jakieś łupy, zawierany był traktat pokojowy. Rząd w Konstantynopolu był przeświadczony, że da sobie radę z wojennymi zaczepkami ze strony Persji i z kłopotami nad Dunajem. Od pięciu stuleci Cesarstwu Rzymskiemu tradycyjnie przychodziło stawiać czoło tym problemom. Inną natomiast wymowę miała utrata Italii i prowincji zachodnich. To była sytuacja bez precedensu, oznaczająca zniszczenie jedności Cesarstwa, które przez wieki obejmowało cały świat śródziemnomorski. Jeżeli zaś to Cesarstwo, jak ówcześnie wierzyli jego władcy i ogół jego obywateli, nie było zwyczajnym produktem historii, ale częścią realizacji powziętego przez Opatrzność planu zbawienia rodzaju ludzkiego, jego terytorium nie mogło się nieustannie zmniejszać. Stara rzymska duma i nowe chrześcijańskie poczucie misji solidarnie pchały wschodnich cesarzy ku polityce rekonkwisty. I rzeczywiście, w roku 468 nastąpiła pierwsza próba odzyskania Afryki od Wandalów, ale skończyła się żałosną klęską. Tymczasem złożone z zachodnich wygnańców grupy nacisku w samym Konstantynopolu i przeciwnicy aktualnej władzy w Italii i Afryce Północnej dbali o to, by tendencje roszczeniowe, animowane i przez imperialną tradycję, i przez chrześcijańską pobożność, nie traciły na sile. W roku 527 na tron konstantynopolitański wstąpił cesarz Justynian. Rzeczywistą władzę sprawował on już podczas dziesięcioletniego panowania swego starego wuja, Justyna I, z pochodzenia wieśniaka, urodzonego w okolicach miasta Naissus (dziś. Nisz w Serbii), któremu drogę do najwyższej władzy wypełniła długa służba w armii. Justynian był człowiekiem zdolnym i ambitnym, pełnym niezachwianej wiary we własne możliwości. Widział w sobie wybrańca Bożego, powołanego do tego, by przywrócić Cesarstwu Rzymskiemu potęgę i prestiż, zarówno wewnątrz państwa, jak i za jego granicami. Jego monumentalna kodyfikacja prawa rzymskiego wywierała decydujący wpływ na europejską teorię i praktykę prawną aż po XIX wiek. Była ona oczywiście dziełem całego zespołu jurystów, na którego czele stał znakomity Trybonian, ale bez entuzjastycznego zaangażowania i niezawodnego wsparcia ze strony cesarza dzieło to nie zostałoby doprowadzone do końca. Z kolei odbudowy wielkiego kościoła Mądrości Bożej (dosłownie: Świętej Mądrości, Hagia Sofia), zniszczonego przez pożar w czasie rozruchów roku 532, dokonało dwóch utalentowanych architektów, Antemiusz i Izydor, jednak Justynian był tym, który dostarczył środków finansowych, niezbędnych do zapewnienia temu przedsięwzięciu odpowiedniej siły pociągowej i ogromnych ilości materiału budowlanego. Od początku swego panowania Justynian był zdecydowany odzyskać utracone prowincje zachodnie i odnowić jedność Cesarstwa Rzymskiego. Zręczna dyplomacja Konstantynopola siała więc niezgodę w królestwach germańskich, i wewnętrzną, i pomiędzy nimi. Jedna kampania wojenna, zorganizowana i kierowana przez młodego wodza, Belizariusza, zlikwidowała królestwo wandalskie i w roku 534 26 przywróciła rzymskie panowanie w Afryce. Rok czy dwa później Belizariusz prowadził już operacje w Italii, przeciw Ostrogotom, ale okazało się, że tam sprawy nie pójdą tak gładko. Wprawdzie w roku 540 została zdobyta gocka stolica, Rawenna, jednak wkrótce nowy przywódca Ostrogotów, Totila, który wiedział, jak przyciągnąć do siebie biednych i uciemiężonych, pobił Rzymian tą ich własną bronią i na powrót usunął ich z Italii. Uruchomiono wtedy wszystkie ludzkie i finansowe zasoby Cesarstwa i pomału, miasto po mieście, Italia jeszcze raz została odzyskana. Dopiero jednak pod koniec lat pięćdziesiątych poddały się ostatnie gockie garnizony w miastach na północ od Padu. W tych ciężkich czasach Italia została spustoszona, mury jej miast poburzone, ludność wyzuta ze swych siedzib, bogaty i kulturalny stan senatorski zdziesiątkowany. Ale to nie była cała cena, jaką trzeba było zapłacić za restaurację, której dopełniło odzyskanie południowej Hiszpanii we wczesnych latach pięćdziesiątych. Gigantyczny wysiłek militarny na Zachodzie wyczerpał skarb państwa, a zaabsorbowanie całej polityki tym kierunkiem prowadziło do niebezpiecznego zaniedbania starych problemów na granicy wschodniej. Justynian chciał pokoju z Persją i był skłonny płacić za to, byleby mieć rozwiązane ręce na Zachodzie. I wprawdzie stworzył na północnych Bałkanach łańcuch umocnionych posterunków, ale nie zapewnił temu regionowi odpowiednio licznej armii, jakiej wymagał wzrastający napór plemion słowiańskich, które wylewały się ze swoich ojczystych ziem w dzisiejszej Polsce, i stepowych nomadów, których wygnały ku zachodowi zmiany w układzie sił następujące za chińskim Wielkim Murem. W dodatku zdolność Cesarstwa do stawienia czoła tym nowym wyzwaniom militarnym uległa osłabieniu wskutek wybuchu w roku 542 zabójczej epidemii dżumy, po którym nastąpiły, w pewnych odstępach, kolejne nawroty zarazy. Tak więc pomimo ogromnego osiągnięcia, jakim było odzyskanie Italii, Afryki i części Hiszpanii, panowanie Justyniana pozostawiło jego następcom spadek składający się przede wszystkim z kłopotów. Przyniosło ono wprawdzie efektowną manifestację rzymskiej potęgi, uświetnił je blask rozkwitających sztuk i życia umysłowego, lecz — odmiennie, niż się spodziewał cesarz — nie było początkiem nowej epoki chwały, ale raczej ostatnią, z góry skazaną na porażkę próbą podparcia budowli, której zawalenie się było nieuniknione. W ciągu kilku lat po śmierci Justyniana w roku 565 znaczna część Italii wpadła w ręce germańskich Longobardów, którzy wtargnęli tam, wyruszywszy z równin dzisiejszych Węgier. Południową Hiszpanię wkrótce odzyskali Wizygoci. W Afryce władza rzymska nigdy realnie nie objęła plemion i księstw berberyjskich. Tylko w dawnej prowincji o tej nazwie i w kilku miastach nadmorskich utrzymywała się rzeczywiście funkcjonująca administracja z mandatu Konstantynopola. Następcy Justyniana, Justyn II (565-578), Tyberiusz Konstantyn (578-582) i Maurycjusz (582-602), niewiele mogli poradzić na pogarszającą się sytuację na Zachodzie, ponieważ bez reszty pochłaniały ich wydarzenia na przeciwległych krańcach Cesarstwa. Wzdłuż liczącej grubo ponad tysiąc kilometrów granicy wschodniej 27 inicjatywa należała teraz do Persów i nie wahali się oni robić z tego użytku. Na granicy dunajskiej nasilające się przenikanie na terytorium Cesarstwa plemion słowiańskich, które już tam pozostawały, zyskało nowy wymiar wskutek naporu innej fali nomadów, mającej silną strukturę państwową — Awarów. Ci raz występowali w roli potężnych (i samowolnych) sprzymierzeńców Rzymian przeciw Słowianom, a kiedy indziej organizowali i wspomagali słowiańskie najazdy. Długa seria odznaczających się ogromną zaciekłością kampanii wojennych doprowadziła do spustoszenia rozległych połaci północnych Bałkanów i bezpowrotnego zniszczenia wielu miast w głębi kraju. Z czasem Awarowie uwikłali się jednak w działania wojenne na Zachodzie, skierowane przeciw Frankom, i ich parcie na Bałkany osłabło. Umożliwiło to cesarzowi Maurycjuszowi, który odniósł już pewne sukcesy w przywracaniu rzymskiej inicjatywy na granicy z Persją, stopniowe przeganianie Słowian i Awarów z powrotem za Dunaj. Było już jednak za późno, by trwale odwrócić bieg wydarzeń. Nepotyzm, bezwzględny fiskalizm, a ostatecznie próba zmniejszenia żołdu żołnierzom przyprawiły Maurycjusza o utratę całego poparcia, jakie miał. Rewolta wojskowa wyniosła na tron niskiego stopniem oficera, niejakiego Fokasa. Mieszanina nieodpowiedzialnego populizmu i brutalnego terroru, jaką charakteryzowało się panowanie Fokasa, ani nie mogła zyskać nowemu władcy sympatii poddanych, a tym bardziej utrzymać jej (chociaż papież Grzegorz Wielki traktował go z szacunkiem), ani być skutecznym środkiem przeciw militarnemu zagrożeniu z zewnątrz. Przeważająca część północnych Bałkanów na powrót została zajęta przez Słowian i Awarów, a większość ciężko doświadczonej tamtejszej ludności rzymskiej, której udało się przeżyć, albo uciekła na południe, kierując się do Tesaloniki i Konstantynopola, albo schroniła się w górach. Na wschodzie znów wzmógł się napór perski. Nieudolne i okrutne rządy Fokasa skończyły się w roku 610, kiedy do Bosforu wpłynął ze swoją flotą syn namiestnika Afryki, Herakliusz, który obalił uzurpatora. Zdolny żołnierz i całym sercem oddany swym obowiązkom władca na samym początku panowania stanął w obliczu wojny na dwóch frontach. Na północy Słowianie i Awarowie buszowali po Bałkanach, prawie nie napotykając oporu i nierzadko zakładając swoje prymitywne wioski na zrujnowanych murach opuszczonych miast rzymskich. Od czasu do czasu ich hordy zapuszczały się aż po Tesalonikę i Konstantynopol. Niebezpieczeństwo na wschodzie było jeszcze groźniejsze. Persja pchnęła swoje wojska poza zwyczajową strefę pograniczną w Armenii i Mezopotamii. W roku 613 padła Antiochia, w następnym Jerozolima. W rękach Persów znalazła się cała Syria i Palestyna, zajęli też Egipt, a ich wypady do Azji Mniejszej sięgały coraz dalej. W tej sytuacji Herakliusz był zmuszony zawrzeć na upokarzających warunkach pokój z chaganem Awarów, aby rozwiązać sobie ręce na wschodzie, i w roku 622 wyruszył na czele swojej armii w głąb Azji Mniejszej. Jego zamiarem było ugodzić perską potęgę w samo serce, nie dążył do stoczenia walnej bitwy z frontową armią 28 przeciwnika. Wykazując ogromną zręczność strategiczną i taktyczną, przedarł się więc do Armenii i stamtąd dokonywał rajdów na południe. Tymczasem, gdy cesarz był w Armenii, w roku 626 Konstantynopol musiał stawić czoło oblężeniu podjętemu przez Awarów, którzy zerwali układ pokojowy, i Persów po drugiej stronie Bosforu. Sytuacja była krytyczna — istnienie Cesarstwa zawisło na włosku. Decydującą rolę odegrała jednak przewaga rzymskiej floty, oblegający ponieśli klęskę w bitwie morskiej i wycofali się. W końcu Herakliusz mógł przeprowadzić ostateczny kontratak. Zmontowawszy cały system przymierzy z ludami Kaukazu i z potężnym królestwem Chazarów, zaczai systematyczny marsz na południe, w głąb Mezopotamii. W grudniu 627 roku stanął naprzeciw głównych sił perskich pod Niniwą i w zażartej bitwie rozbił je w puch. W ciągu kilku następnych miesięcy zajął Ktezyfont, stolicę władców perskich. Król Chosroes został zdjęty z tronu i zamordowany, a jego następca zawarł z Rzymianami układ pokojowy. Cesarstwo odzyskało wszystkie zagarnięte przez Persów terytoria, sam zaś Herakliusz został ogłoszony obrońcą i opiekunem małoletniego syna nowego króla. Kiedy Herakliusz wrócił do swojej stolicy, entuzjastycznie witany przez poddanych, błogosławiony przez patriarchę i duchowieństwo, nikt nie miał wątpliwości, że Cesarstwo jest już teraz w pełni bezpieczne. Gruntowna reforma systemu administracyjnego, o której będziemy jeszcze mówić, przewidywała oparcie armii na lokalnym materiale ludzkim, uniezależnienie jej — inaczej, niż to było za Justyniana — od obcych lenników i najemników. Potęga i prestiż Herakliusza robiły wrażenie nienaruszalnych. Słowiańscy i bułgarscy poddani Awarów z rzymską zachętą i pomocą podnieśli bunt przeciw nim i osłabione państwo awarskie nie było już w stanie zagrażać Konstantynopolowi. Ludziom tych czasów musiało się wydawać, że Cesarstwo Rzymskie i wschodniorzymskie społeczeństwo przetrwały fatalny kryzys — że wraca dawne życie. W tym samym roku 622, w którym Herakliusz wyruszył z Konstantynopola, żeby zburzyć imperium perskie, Mahomet i jego zwolennicy przenieśli się z Mekki do bezpieczniejszej Medyny, gdzie prorok wkrótce pozyskał wielu nowych wyznawców i, bardziej powodowany okolicznościami niż świadomym zamysłem, zaczął kłaść podwaliny pod muzułmańskie państwo arabskie. Nowy ruch religij-no-polityczny zawdzięczał swój sukces w znacznej mierze brakowi stanowczości dwóch wielkich mocarstw, które zdążyły się przyzwyczaić, że Arabowie nie wychodzą poza rolę wykonawców cudzej polityki w charakterze wojsk posiłkowych. Dotychczas to Rzym i Persja podbijały i były podbijane, teraz jednak przyszła pora na Arabów, teraz oni mieli zacząć tworzyć historię. W ciągu kilku lat po śmierci Mahometa w roku 632 wojska muzułmańskie wyszły z Półwyspu Arabskiego i wtargnęły na terytoria rzymskie i perskie. Tak zaczęła się kariera nowych zdobywców, która na przestrzeni jednego stulecia zaniosła ich nad brzegi Loary na zachodzie i Indusu na wschodzie. W roku 635 poddał się Arabom Damaszek. W roku następnym zadali oni druzgocącą klęskę wojskom rzymskim nad rzeką Jarmuk, lewobrzeżnym dopływem Jordanu — co 29 oznaczało koniec rzymskiej władzy w Syrii. Jerozolima, której obroną kierował patriarcha Sofroniusz, wcześniej nauczyciel retoryki, długo wytrzymywała arabskie oblężenie, ale w końcu, w roku 638, głód zmusił święte miasto do poddania się kalifowi Omarowi. W roku 640 padła armeńska twierdza Dywin i zaczął się podbój Egiptu, który został zakończony w ciągu kilku najbliższych lat. Cesarstwo utraciło wszystkie południowe, przeważnie syryjsko- i koptyjskojęzyczne, prowincje i nigdy już nie miało ich odzyskać. Zagony arabskie dokonywały rajdów w głąb Azji Mniejszej. Herakliuszowe dzieło życia waliło się w gruzy na jego oczach. Łańcuch nieszczęść nadwątlił odporność psychiczną cesarza — wydawały się tym straszniejsze, że nikt się ich nie spodziewał. Przez ostatnie kilka lat panowania Herakliusza, do jego śmierci w roku 641, rząd w Konstantynopolu nie podjął żadnej poważniejszej próby kontrataku. Odarte z zachodnich i południowych prowincji, znacznie zmniejszone terytorialnie, ale za to bardziej jednolite etnicznie, Cesarstwo, które odtąd będziemy nazywać raczej Bizantyńskim niż Rzymskim, musiało dostosować się do nowej sytuacji, do życia w zupełnie innych warunkach. CYWILIZACJA W FAZIE PRZEJŚCIOWEJ I Justynian, i Herakliusz byli równie mocno oddani sprawie restauracji i wzmocnienia Cesarstwa Rzymskiego. Ale to nie znaczy, że owo patriotyczne zadanie jawiło im się w tym samym świetle — podobnie zresztą jak współczesnym jednego i drugiego. W aktach prawodawczych Justyniana z rzadka zdarza się coś, co można by nazwać ukłonem w stronę opatrzności Bożej, na przykład w dekrecie uprawomocniającym Digesta, jak zatytułowano usystematyzowany zbiór wyjątków z dzieł prawniczych klasycznego Rzymu. Ale w tym samym dekrecie cesarz zaraz przechodzi do innego tematu, szczegółowo i z użyciem tradycyjnej rzymskiej frazeologii mówi o narzuceniu wieczystego pokoju Persom, o zniszczeniu państwa Wandalów i przywróceniu rzymskiej władzy w Afryce. W innym dekrecie, wprowadzającym Instytucje (Institutiones), oficjalny wykład prawa rzymskiego dla uczącej się młodzieży, Bóg został przywołany tylko w jednym krótkim zdaniu pobocznym. Mówi się tam natomiast o armii i prawie jako dwóch filarach rzymskiego społeczeństwa, o barbarzyńskich ludach wziętych pod jarzmo rzymskie, o nowych prowincjach, które powiększyły terytorium Cesarstwa. A w nagłówku każdego z tych dekretów figuruje sam Justynian w blasku tradycyjnej tytulatury cesarzy rzymskich — Imperator Caesar Flavius lustinianus, Alamannicus, Gothicus, Francicus, Germanicus, Anticus, Alanicus, Yandalicus, Africanus, Pius Felix Inclitus, Yictor ac Tńumphator, semper Augustus. Kiedy cesarski wódz naczelny, Belizariusz, wrócił do Konstantynopola po swoim świetnym zwycięstwie w Afryce, Justynian zorganizował na jego cześć powitanie będące swoistym odnowieniem klasycznego rzymskiego triumfu. Ten przejaw tendencji antykwarskich miał charakter, co się zowie, niecodzienny, ponieważ w nowej stolicy konstantynopolitańskiej w ciągu dwóch wieków jej istnienia taka uroczystość nie zdarzyła się jeszcze nigdy, a ponad pięć i pół stulecia minęło od czasu, kiedy zwykły obywatel, tzn. nie cesarz, celebrował swój triumf w Rzymie. Oczywiście zwycięski Belizariusz nie składał łupów w ofierze Jowiszowi Kapitolińskiemu. Odbywało się to już w społeczeństwie chrześcijańskim i w Konstantynopolu nie było żadnych świątyń pogańskich. Tak naprawdę w wyszukanej symbolice triumfu Belizariusza kryły się jednak elementy niechrześcijańskie. Echo dawnych czasów pobrzmiewało w wyszeptanym przez zwyciężonego króla 31 Wandalów, Gelimera, cytacie z Księgi Eklezjastesa: „Marność nad marnościami i wszystko marność" — kiedy w Hipodromie czołgał się w prochu przed Justynianem. Jakże inaczej przedstawiały się sprawy w czasach Herakliusza! Poeta dworski Jerzy Pizydes, autor panegirycznych relacji z kampanii cesarza przeciwko Persom, miał bardzo mało do powiedzenia o rzymskiej powinności oszczędzania uległych i poskramiania pysznych* i właściwie zrobił znikomy użytek z tradycyjnego zasobu środków wyrazu poezji rzymskiej, związanych z wojną i podbojem. Za to Herakliusz został przedstawiony jako wybrane narzędzie Boże, jako człowiek we wszystkich swoich czynach inspirowany przez niebiosa, prowadzone zaś przez niego działania wojenne jako święta wojna chrześcijaństwa przeciwko niewiernym. Cesarz formował szyki do boju theios — z natchnienia Bożego — i kiedy skończyła się ostateczna, zwycięska bitwa, cała armia wzniosła ręce w górę i serca ku Panu stworzenia. ** Chrześcijańska gorliwość ujawniała się nie tylko w oficjalnej poezji. Kiedy Herakliusz opuszczał Konstantynopol, rozpoczynając długą wyprawę na terytorium nieprzyjacielskie, w kościele Mądrości Bożej zostało przed wymarszem odprawione uroczyste nabożeństwo, podczas którego cesarz modlił się o zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi Boga. A gdy na czele swojej armii udawał się do portu, dzierżył ikonę Chrystusa, która, jak wierzono, nie była dziełem ręki ludzkiej. Kiedy wrócił jako zwycięzca do stolicy, jego pochód triumfalny prawdopodobnie przewyższał wspaniałością pochód Belizariusza. Ale jest rzeczą znamienną, że podążał on nie do Hipodromu, który zwyczajowo był głównym miejscem uroczystości świeckich, ale do kościoła Mądrości Bożej. W drzwiach wielkiej świątyni witał zwycięskiego cesarza patriarcha Sergiusz, a potem wspólnie, cesarz i patriarcha, w akcie dziękczynienia legli krzyżem przed ikoną Najświętszej Panny. I dopiero po dopełnieniu celebracji religijnej Herakliusz, na białym rumaku i w asyście zdobycznych słoni perskich, odbył wjazd do Hipodromu i ukazał się poddanym. Obaj cesarze, i Justynian, i Herakliusz, a także większość ich współczesnych, uważali Cesarstwo za jedyny w swoim rodzaju organizm polityczny, mający prawo do dziedzictwa po Cesarstwie Rzymskim, wraz z jego roszczeniami do uniwersalizmu. Niezależnie od tego uważali je również za jedyny w swoim rodzaju organizm teologiczny, stanowiący część realizacji wielkiego Bożego zamysłu zbawienia rodu człowieczego. Jednak w ciągu dziewięćdziesięciu lat, które upłynęły od zwycięskich * Aluzja do sławnego fragmentu Eneidy Wergiliusza, narodowego poematu rzymskiego: Ty, Rzymianinie, pamiętaj: masz wladnie Rządzić ludami. Te są twoje kunszty: Masz pokojowi nadać prawo, szczędzić Poddanych, wojną poskramiać zuchwałych. (VI 851-853, przekład Z. Kubiaka, przyp. thim.) ** Por. Aneks, s. 304. 32 wojen Justyniana do kampanii Herakliusza, zmieniły się akcenty. Ludzie, którzy próbowali określić i zrozumieć miejsce własnej wspólnoty w świecie, mniej oglądali się teraz na historyczną przeszłość Rzymu, ale raczej patrzyli w jego eschatologiczną przyszłość. Zmiana zachodziła stopniowo i w tym procesie można zaobserwować stadia pośrednie. W opisach wojen Justyniana sporządzonych przez współczesnych symbolem autorytetu, którego widok przyciąga rozproszonych żołnierzy i zagrzewa ich do walki, był sztandar. Natomiast już za czasów Maurycjusza tę samą rolę często odgrywają ikony, niekiedy dostarczane wojsku przez czołowych biskupów. Również życie cesarza w swoim wymiarze publicznym nabrało charakteru swoiście liturgicznego i w coraz większym stopniu polegało na uczestniczeniu w procesjach do kościołów, w samej stolicy i wokół niej, które odbywały się w stałych, określonych dniach. Jak więc widzimy, religijna strona życia publicznego nabierała z biegiem czasu coraz większego znaczenia. Należy jednak wystrzegać się tutaj fałszywych analogii. Za tym zjawiskiem nie stał bowiem rosnący wpływ Kościoła — w miarę jak państwo stawało się coraz słabsze. „Kościół a państwo" to nie był problem bizantyński. Tamtejsze duchowieństwo nie tworzyło osobnej, obdarzonej samoświadomością grupową warstwy społecznej. Jego członkowie nie piastowali także wysokich urzędów państwowych. Jeśli pominąć kilka zwracających uwagę wyjątków — zwracających uwagę nie tylko naszą, ale również samych Bizantyńczyków — ani w późnym świecie rzymskim, ani w świecie bizantyńskim nie było duchownych-polityków. Ba, kler nie był nawet jakąś ostoją kultury wysokiej. Jak zobaczymy, raczej wprost przeciwnie: umiejętność czytania i pisania, a tym bardziej głębsze wykształcenie literackie występowały powszechniej wśród ludzi świeckich niż wśród duchownych. Trzeba też na koniec powiedzieć, że w tamtych czasach Kościół nie dysponował również wielkim majątkiem. Jeżeli społeczeństwo późnorzymskie stało się w ciągu VI i VII wieku bardziej religijne w sposobie postrzegania świata, to bynajmniej nie oznacza, że stało się bardziej klerykalne. Nadawanie charakteru liturgicznego wielu publicznym przejawom życia państwowego służyło umacnianiu prestiżu i autorytetu zarówno samego cesarza, jak i podległych mu najwyższych urzędników państwowych. Wygłaszane przemówienia i pisane dokumenty były bowiem dostępne tylko dla tych, którzy, w pierwszym wypadku, ich słuchali albo, w drugim, byli dostatecznie wykształceni, żeby móc je przeczytać, natomiast regularnie powtarzające się rytualne wystąpienia i czynności cesarskie mogli oglądać wszyscy mieszkańcy stolicy, a ich opisy trafiały do prowincji. One zadzierzgiwały więc o wiele bardziej bezpośrednią więź między władcą a jego poddanymi, niż było to możliwe poprzez stosowanie środków jednoznacznie politycznych. A jednak religia, jak mogła pełnić funkcję mocnego spoiwa, cementującego związki między członkami politycznej wspólnoty, tak równie dobrze mogła być czynnikiem dezintegracji, dzielącym ich na osobne i świadome swojej odrębności grupy. Jeżeli bowiem pomyślność państwa zależy od łaski Bożej, a ta z kolei 33 zależy od wyznawania przez obywateli tego państwa prawdziwej wiary — w VI wieku zaś mało kto kwestionowałby któreś z tych dwu twierdzeń — z tego wynika, że ci, którzy nie chcą przyjąć prawdziwej wiary, nie mogą być pełnoprawnymi członkami organizmu państwowego. I jak długo heretycy podlegali dyskryminacji jako jednostki lub członkowie pozbawionych znaczenia sekciarskich zgromadzeń, integralność wspólnoty nie była poważniej zagrożona. Ale gdy tworzyli oni konkurencyjny Kościół, z własną hierarchią i własną siecią powiązań, wtedy można było spodziewać się wyrwania ze zbiorowości obywatelskiej znacznej grupy osób. I właśnie coś takiego zdarzyło się w wiekach VI i VII. W Kościele od dawna istniał spór co do stosunku zachodzącego między boską i ludzką naturą Chrystusa. Szczegółowe stanowiska i argumenty są skomplikowane i nie ma potrzeby, aby tutaj się nimi zajmować. Dość na tym, że Justynian w ostatnich latach życia i jego bezpośredni następca, Justyn II, popierani przez hierarchię Kościoła konstantynopolitańskiego, zastosowali sankcje karne przeciwko monofizytom, którzy wierzyli, że ludzka natura Chrystusa została w całości niejako wchłonięta przez naturę boską. Duchowni wyznający doktrynę monofizycką musieli zejść do podziemia i założyli własną organizację kościelną. Z luźnej grupy w obrębie Kościoła monofizyci stali się więc antykościołem. Z przyczyn, które nie