Michalina Wisłocka MIŁOŚCI 2001-02-24 H. STY. 2003 20(11 -03.- 3 a pni .ni - 2003 2002 -02- 2 5 •63- l 8 2002-06-20 2002 -07- 1 6 Michalina Wisłocka SUKCES W MIŁOŚCI CZŁOWIEK l NATURA 1 (4)/93 Oficyna Wydawnicza RYTM Warszawa 1993 Graficzna koncepcja serii: Ewa Brykowska-Liniecka Okładka i strona tytułowa: Ewa Brykowska-Liniecka Rysunki: Szymon Kobyliński Opracowanie merytoryczne: Teresa Czudowska-Mencina 109422 Redakcja: Dorota Świderek Korekta: Ewa Popławska Bożena Lada © Copyright by Michalina Wisłocka ISBN 83-85249-24-9 Komputerowy skład i łamanie tekstu: Oficyna Wydawnicza RYTM 01-180 Warszawa, ul. Górczewska 8 Druk i oprawa: Olsztyńskie Zakłady Graficzne im. Seweryna Pieniężnego 10-417 Olsztyn, ul. Towarowa 2 Od autora Miłość i erotyzm są niezwykle różnobarwne, każda kultura ma inny kolor, ciepło i klimat miłości. Przeglądałam podręcznik fiński dla młodzieży szkolnej, mówiący o wychowaniu seksualnym. Za- wiera on liczne rysunki pozycji i pieszczot jak większość tego typu podręczników. Zdumiewająca sprawa: rysunki mają klimat tak zlim- ny, że dla mnie wręcz chłodzący, nie podniecający. Nie potrafię odgadnąć, od czego to zależy, ale fakt pozostaje faktem. Seks krajów skandynawskich, nasycony pornograficzną ilu- stracją i tekstami, jest również zimny, w tych krajach zresztą zrodziła się nazwa cool sex (zimny seks), chociaż trudno powiedzieć, czy tylko tam, ponieważ termin ten pojawił się jednocześnie w Europie Zachodniej i Ameryce. Wygląda na to, że przyroda i warunki klima- tyczne rzutują na charakter życia seksualnego w danym kraju. Seks niemiecki jest twardy—podbarwiony sadyzmem i maso- chizmem. Widocznie w jakiś sposób zakodowały się te cechy w psychice plemion germariskich żyjących niegdyś z walki i rozboju. Anglicy z kolei mają styl życia nadzwyczaj planowy i uporzą- dkowany. W mojej słowiańskiej wyobraźni erotycznej kochanek- -planista to koszmar, ponieważ miłość i erotyzm wydają się być jednoznaczne z poezją, fantazją i barwnością życia. A tego wszyst- kiego, niestety, nie da się zaplanować. Nie dziwiło mnie, że piloci naszych wojennych dywizjonów walczący o Anglię mieli tak nie- zwykłe powodzenie u tamtejszych pań, po prostu oszołomili je ra- dością życia, wyobraźnią i rycerskością w stosunku do kobiet. Najlepiej obrazuje niesłychanie planowy i uporządkowany styl życia Anglików obrazek satyryczny z II wojny światowej toczącej się w Afryce: na linii frontu w trakcie ataku Niemców na baterie Angli- ków, nagle wszyscy oni z wybiciem godziny 17 odkładają broń, ponieważ przyszła pora na popołudniową herbatę. Można było prze- grać bitwę, ale herbata musiała być wypita o piątej. Mam ró' angielską książeczkę służącą wychowaniu seksualnemu młod szkolnej. I tam, podobnie jak w fińskiej, były wszystkie piesz i pozycje sfotografowane, tylko gwoli przyzwoitości on miał: a ona rozpiętą z przodu bluzę Armii Zbawienia... z pagonami! Francuski erotyzm stylem, lekkością i humorem bardzo ; pominą polski. Opowieści Rabelais Gargantua i Pantagruel; przypominają tłuste erotyczne anegdotki naszego Reja i pana Pi Także poezja Yillona, pełna smętku, marzeń i szacunku dla k< bardzo bliska jest naszemu sercu. We francuskiej erotyce domi śmiech, dowcip, zabawne szyfry seksualne, np. ty moja kapuj marchewko — i inne jarzynki. A ponieważ Francuzi nie r przerw w rozwoju swojej kultury tak jak my, więc mogli p wszystkie te lata rozwijać finezję, dowcip i niezwykły wyk1 erotyki. W Rosji —cóż, trudno powiedzieć. Żyją w tej chwili na gr cy dwóch epok. Dawna kultura z czasów carskich, została skutec; wyniszczona przez komunizm. Co się z tego urodzi trudno zgadł Dawny styl, choć wykwintny i niby dworski, miał jednak swo podtekst niewolnictwa. Spotkałam kiedyś przed laty arystokra rosyjską, bardzo wytworną starszą panią, która mawiała do i smarkatych studentek: wy nie macie pojęcia o miłości! Kobiet* miłości powinna jak dywan perski słać się pod stopy mężczyzn] on może ją deptać, kopać, chodzić po niej, a nawet nogi wycier To jest dopiero prawdziwa miłość! A polska sztuka kochania jest podobnie skomplikowana j polska historia. Ciągle przełomy, niewole i zaczynanie od początl W efekcie czego, w stosunku do kultury francuskiej, z którą uprze nio wędrowaliśmy ręka w rękę, jesteśmy do tyłu o 150 lat rozbiort i 50 lat rządów komunistycznych, znanych z niesłychanego puryl nizmu. W latach sześćdziesiątych zaznaczyło się nawiązywanie ( przy. 'Pana Paska. u dla kobiet * dominują a kapustko, ' ^ mieli logli przez "a grani- k"tecznie zgadnęć. : swoisty tokratke do nas, Weta w cierad/ jak >rzed- orów ryta- ! do Stwo^enia Cz **°Włeka ierają w Jeden z kolegów dziennikarzy rzucił kiedyś myśl, która utta mi w pamięci, że warto by napisać książkę stanowiącą wybór m totniejszych problemów z mojej twórczości. Propozycja wydawc serii „Człowiek i Natura" otworzyła możliwość realizacji tego j jektu, tym więcej, że seria przeznaczona dla szerokiego odbici pozwala trafić do bardzo licznych czytelników. Rozdział ł Natura i miłość Rozdział ten stanowi wybór felietonów opublikowanych w Ka- lejdoskopie seksu, związanych dość ściśle z naturą w makro- i mik- rokosmosie. Ukazuje ludzi i zwierzęta, rytmy i biorytmy wewnę- trzne i świata otaczającego — wpływające na kształt naszej kultury erotycznej. Rozpocznę od zabawnej polemiki z Redaktorem Markiem Ró- życkim: Koniec świata z tym chłopem — Pani doktor, czy można powiedzieć, że byt kształtuje uczu- cie, ma wpływ na jakość miłości —słowem: coraz trudniej kochać? Czy też może właśnie w tych ciężkich, kryzysowych czasach ludzie „uciekają w miłość", emigrują w... uczucie? — Wielka miłość tym mocniej rozkwita, im większe natrafia przeszkody. Słabe uczucie nie wytrzymuje ciężkiej próby. Ginie. Małżeństwo to spółka z odpowiedzialnością, udziałami... —... los na loterii, którego nie sposób wyrzucić... —... tak więc nie w kryzysie ekonomicznym kraju dopatrywa- łabym się ewentualnych źródeł kryzysów rodzinnych, zaniku uczu- cia. Obecnie wiele szkód przynosi niewłaściwie rozumiana oświata seksualna. Czasem słyszę w przychodni studenckiej, gdzie przyjmuję pacjentów, narzekania: ,jak tu kochać, gdy nie mamy mieszkania" Bzdura! Wszystkie czasy sprzyjają miłości. Kochać się można i pod namiotem... —Ale jak długo? O. Wilde powiedział, że miłość uśmiecha bez powodu. Zgoda. Ale co potem? — Moim zdaniem sprawy bytowe nie mają wpływu na pri dziwa miłość, a jeżeli już to niewielki. One co najwyżej stają sprawdzianem uczuć. — No dobrze, miłość to sfera spraw idealnych, małżeńst realnych. Da się pogodzić te sprzeczności? — Jak świat światem ludzie próbują je pogodzić z większ lub mniejszym powodzeniem. — Jak Pani doktor określiłaby obecny stan „uczuciowego ] siadania" Polaków i Polek? —Jest to jedyna dziedzina naszego życia, w której każdy m< być milionerem, jeśli tego pragnie. Uczucie „produkuje się" sar mu. Z własnych wewnętrznych materiałów, na użytek wspólny i r nie może przeszkodzić, żeby kochać, ile tylko dusza zapragi Jeżeli sądzimy, że „o ten kredens, o tę szafę rozbiją się jak o rai najbardziej zakochani" jak powiedział poeta, znaczy to, że tak i prawdę w pełni nie wiemy, czym jest uczucie. Wierszyk stoi czte ma łapami na ziemi i jest nadzwyczaj realny, a realizm w miło musi być wyważony, aby jej nie zdominował. Mnie życie nie rozpieszczało i wydaje mi się, że trudne ży< rozwija wewnętrznie człowieka. — Oczywiście mocnego człowieka. Słabego łamie. — Miałam w swojej praktyce lekarskiej do czynienia z kil koi pokoleniami młodzieży. Pokolenie powojenne to młodzi bardzo bi dni ludzie, nieraz obdarci, nic nie posiadający, ale szczęśliwi. ' młodzież głęboko kochała i potrafiła osiągnąć w miłości wysok loty. Ludzie ci żywo jeszcze mieli w pamięci dramatyczną i trud miłość okupacyjną. Muszę powiedzieć, że złe koniunktury działa na miłość jak drożdże. Tak było w latach pięćdziesiątych. Następi pokolenie z lat sześćdziesiątych to, jak ich nazywam, „materiał protestanci". Dzieci dobrze sytuowanych rodziców, zasłużonych b 10 i, małżeiisrwo downiczych, ale też i dorobkiewiczów, którzy osiągnęli wysoką stopę życiowa. Młodzież wypieszczona i wychuchana. Wtedy nastał czas „używania życia", prywatek, „neronienia się" (tak to popularnie nazywano), zbiorowych miłości i różnych innych pomysłów. Nie- wątpliwie stanowiło to w jakimś sensie margines. Nam tylko często się wydaje, że są to zjawiska powszechne. To co robi najwięcej szumu, musuje, jest tylko pianą na powierzchni życia, rzuca się w oczy i stwarza etykietkę, którą pochopnie czasem przyczepiamy pokoleniu. Tak powstają mity, które nie mają pokrycia w rzeczywis- tości, a jednak funkcjonują w świadomości społecznej. To po- kolenie kontestujące i protestujące przeciwko uznanym oficjalnie ideałom i wzniosłościom buntowało się przeciw radom czy życzeniom rodziców uważając, że jedynym ich przyczynkiem do chwały i nieomylności jest to, że przeżyli wojnę czy byli w powstaniu. Głęboki rozłam, jaki zarysował się wtedy między poko- leniami, źle przysłużył się instytucji rodziny. Zawierano związki małżeńskie niejednokrotnie po jednej prywatce, na przekór rodzi- com i „dobrym radom", a prowadziło to do rozwodów po kilku już miesiącach, gdy przyszło do konfrontacji niedojrzałych pomysłów z rzeczywistością. Liczba takich rozwodów wzrastała w zawrotnym tempie. — Można zatem ukazać historię przemian w powojennej Pol- sce od strony seksu i miłości? — Oczywiście. Kolejne pokolenie dwudziestolatków lat sie- demdziesiątych szukało własnych dróg rozwoju. Podróże, wyjazdy zagraniczne, badania naukowe, słowem, erupcja indywidualności. Każdy szukał wielkiej przygody swojego życia. Był to rozkwit ko- niunktury osobistych możliwości. Sytuacja ta nie wpłynęła korzyst- nie na oblicze rodziny. Młodzi ludzie wyjeżdżali masowo na studia zagraniczne czy na „saksy", czyli kontrakty pracy za granicą, pozos- tawiając w kraju niedawno poślubione żony, a także dzieci. Hasłem było zarobienie pieniędzy, by się „urządzić". Efektem takiej polityki 11 małżeńskiej były zdrady, konflikty, porzucanie rodziny i dz które miały wszystko oprócz miłości rodziców zajętych zarabiał pieniędzy podobno dla nich właśnie. A dzieci zaczynały trakto stopniowo dobrobyt i pieniądze jak wroga zabierającego im rc ców. Żeniąc się czy wychodząc za maż nakłada się nawzajen siebie pewne ograniczenia, a wtedy każdy chciał sam osiąg doświadczyć i zobaczyć jak najwięcej. Rozpoczęło się wtedy r lenie ruchu emancypacyjnego kobiet, pod wpływem zachodni ruchu Women's Liberation, w ramach którego przedstawicielki pięknej pragnęły stać się co najmniej mężczyznami, a może na kimś więcej. Czas rozwijającej się wielkiej konsumpcji i małej bilizacji tworzył tendencje wyciśnięcia z życia maksimum przyj ności, obrastano wówczas w piórka i fetyszyzowano rzeczy tamtym modelu życia zabrakło miejsca na uczucie, przekazali udostępnienie chociaż części siebie drugiemu człowiekowi. Mó\ się wtedy: „Przecież nie mamy jeszcze mieszkania i samocłu więc nie możemy się pobrać", czy też: „Nie możemy decydować na dzieci...", „Trzeba mieć warunki do miłości". Zupełny absi Postawienie sprawy na głowie! Rzeczy zjadały możliwości ukłac i kontaktów międzyludzkich. Zdobywanie dekoracji było tak ato bujące, że ludzie niejednokrotnie przegapili swój czas na miłi Lata biegły i coraz trudniej było znaleźć wspólny mianowni potencjalnym partnerem, ponieważ każdy człowiek zaczyna b) upływem czasu coraz gęściej zapisaną księgą. Kolejnym etapem —w następnym pokoleniu lat osiemdzis tych—był gwałtowny nawrót do wnętrza, do rodziny. W tym czi zaczęło się rodzić wiele dzieci. Poprzednio dziecko było przeszki na drodze do karier zawodowych i sukcesu, w trakcie otaczania rzeczami. Rodzice tych dzieci (często rozwiedzeni, po czterdziest postarzeli się i na ogół zostali samotni ze swoim luksusem, willa samochodami. Ich czas minął. 12 i dzieci, Jbianiem 'aktować m rodzi- ;lki płci s nawet itej sta- zyjem- :zy. W zanie i Mówiło chodu, vać się bsurd! lądów absor- liłość. z być z Dzieci odrzuciły model życia rodziców. Te dzieci uciekały z domu zapchanego rzeczami, w których nie było ani odrobiny ciepła, serdeczności i przyjaźni. One były dojrzalsze uczuciowo od rodzi- ców. Niedosyt uczuciowy w rodzinie zwrócił ich zainteresowania i pragnienia właśnie w rym kierunku. Rezultatem tego stanu było tworzenie się wyjątkowo udanych, szczęśliwych młodzieńczych małżeństw. Młodzi sami tworzyli miłość, której nie było w rodzin- nych układach, bowiem okres gwałtownego bogacenia się za wszel- ką cenę zamykał drogę rozwojowi uczuć. Każdy nowatorski ruch społeczny czy naukowy można porów- nać do funkcjonowania wahadła. Ogromny postęp—ruch do przodu (społeczeństwo buntuje się, protestuje, apeluje do zdrowego rozsąd- ku) i nieunikniony powrót poniżej stanu równowagi, regres. Z tych wahań w tę i z powrotem wypośrodkowuje się na koniec mały krok naprzód w kulturze, cywilizacji i stosunkach międzyludzkich, a tak- że w kulturze miłości. — W jakim stadium ruchu „wahadła miłości" znajdujemy się obecnie? — W ramach powrotu do rodziny, zamiast dostatków material- nych poprzedniego pokolenia zaczęto szukać maksymalnych prze- żyć uczuciowo-seksualnych. Nastąpił okres przeliczenia seksuolo- gicznego. Obserwujemy z jednej strony tworzenie azylu, do nowej Arkadii za wszelką cenę, z drugiej zaś przegięcie, przedobrzenie w poszukiwaniu książkowego wręcz ideału partnera. Seksuologowie stoją obecnie przed nowym problemem rozpadania się rodzin, roz- wodów na tle swoiście rozumianej emancypacji kobiet. Naczytały się one literatury seksuologicznej, która zaowocowała licznymi po- zycjami i zaczęły stawiać wysokie poprzeczki i ogromne wymogi swoim partnerom. Tak jak kiedyś kochano się spontanicznie, tak teraz kobiety zaczęły być nadzwyczaj wymagające i pragną miłości „przepisowej"... z podręcznikiem w ręku. Wykształcenie zaczęło być źródłem konfliktów, rozpadu i samozniszczenia rodziny w spo- 13 sób zupełnie paradoksalny. Wahadło postępu odchyliło się kra wo. Seksualne wymagania niezmiennie dążą do maksymalnej sL fakcji. Kobiety uznały, że absolutnie wszystkie muszą odczu satysfakcję w łóżku, każdorazowo zakończoną orgazmem. Jeśli to rozwód i w ogóle koniec świata w rym chłopem. Powstało p dziwne przes trojenie. Polowanie na orgazm, a gdy coś nie wychi to wszystkiemu winien jest mężczyzna, czyli — gnębienie sw< chłopów pod kątem życzeń i wymogów. Kobiety przeoczyły jeć bardzo ważny aspekt sprawy: bywają rozmaite napięcia seksu tak u mężczyzn, jak i u kobiet, i to co u jednego jest normą K miesiącu, to u drugiego dwa czy pięć razy dziennie! Poza tym ma w miłości miejsca na stawianie wymagań, są bowiem spra które muszą stopniowo wspólnie dojrzewać. Rezultat jest taki, i chwili obecnej mamy w poradni prawie wyłącznie samych sfrus wanych pacjentów... — Proszę powiedzieć z ręką na sercu — w jakim sto] zjawisko to zostało spowodowane falą specjalistycznych książę których Pani wspomniała i których częściowo jest Pani autork jakim zaś wkalkulowaną w postęp ceną? — Trudno autorytatywnie stwierdzić. Wahadło w pozycji n symalnego odchylenia w kierunku doznań seksualnych stwór mnóstwo zaułków, w których ludzie grzęzną, głupieją, kłócą s drobiazgi i doprowadzają niemalże do rozwodu. Obudzono nadi rne apetyty, nie uświadamiając ludziom, że ogranicza ich włi natura. Wykształca się pewnego rodzaju równanie potrzeb do n symalnego poziomu, a przecież wiadomo, że każdy człowiek inną naturę. Oświata seksualna uświadomiła ludziom potrzeby, uświadomiła zaś nieprzekraczalnych granic możliwości poszczę nego człowieka. — Pisała Pani, że miłość to jedna z dominujących motyw naszego stosunku do ludzi i świata. To siła napędowa do rozl nych poczynań. Gdybyśmy zatem rozpatrywali potencjalną z 14 ność przeciętnego Polaka i Polki do miłości, to gdzie, zdaniem Pani, tkwią jeszcze rezerwy? —Miłości trzeba się uczyć od dziecka, a nawet jeszcze wcześ- niej. Tymczasem znowu zaczyna się okres wojujący (pomijając kwestię związaną z przyrostem naturalnym, który jest spontaniczno- -biologiczny) — tzn. okres, w którym młodzi ludzie oczytani w popularnonaukowej literaturze seksuologicznej, dochodzą do absur- dalnych wniosków. Najwyższy czas byśmy osiągnęli wreszcie bło- gosławiony stan równowagi. Póki co, mam takich pacjentów jak ten, który przyszedł do mnie i mówi, że jest impotentem. Ma dziewczy- nę, którą kocha i z którą mu zupełnie nieźle wychodzi... Na co ja pytam: w czym problem, gdzie w takim razie ta impotencja? „Proszę pani—powiada ze smutkiem —ja nigdy w okresie plateau nie mam gęsiej skórki na jądrach, znaczy jestem impotentem. W książce tak jest napisane i tak być powinno"! Jest to przykład, do jakiego absur- du doprowadziło „wykształcenie seksualne". Ludzie zaczynają mie- rzyć tętno, liczyć oddechy, patrzeć czy mają gęsią skórkę, czy też różowe plamy na klatce piersiowej. Jeśli dalej będziemy traktować wykształcenie seksuologiczne tak literalnie i dosłownie, to w końcu nie stanie miejsca na miłość. — Zatem zachłysnęliśmy się seksuologiczną wiedzą. Po latach wstydliwej i pruderyjnej nieświadomości temat tabu, jakim była miłość wywalczył sobie równouprawnienie. Czy jest to jednak rów- noznaczne z tym, że kultura seksualna naszego społeczeństwa wy- szła już z powijaków? — Czy pan myśli o miłości-seksie czy o miłości-uczuciu? U nas bardzo często rozdzielane są te zagadnienia: osobno technika i seksualizm, osobno zaś uczucie. To rodzi absurdy, o których wcześ- niej wspomniałam. Trzeba sobie wreszcie uzmysłowić: kocha się partnera, czy też nie. Tu tkwi sedno sprawy. Na poparcie tej tezy przytoczę pouczającą historię, o której pisał Van de Yelde, autor Małżeństwa doskonałego. Żona znanego poety angielskiego wiele 15 lat po śmierci męża przyszła po poradę ginekologiczną. Zdumioi lekarz, który przez wszystkie lata był przyjacielem domu, odkrył,: jego pacjentka jest dziewicą. Na pytanie, jak to możliwe, odpowi działa mu, że jej mąż, z którym szczęśliwie przeżyła trzydzieści li był impotentem. Proszę sobie wyobrazić, że było to na ówczesi czasy jedno z lepszych małżeństw, bardzo kochające się i serdeczn słowem, wzór do naśladowania. Ona aprobowała sytuację ze wzgli du na to, że było im razem bardzo dobrze, że sprawy uczuciom rekompensowały niedostatki miłości fizycznej. Kiedy mówię o tyi moim pacjentkom, niejednokrotnie słyszę pytanie: „A skąd ja mai wiedzieć czy go kocham, czy nie". W podejściu konsumpcyjno-seksuologicznym do życia ludzi zgubili miłość. Sprawy uczuciowe tak przywiędły, przy jednoczes nej dominacji techniki, że ze spraw seksualnych tworzy się urojon problemy. Zapomniano, że seks ma sens, gdy jest wyrazem uczucii dopełnia i wieńczy miłość. Seks zdobi, ale wyłącznie na seksie ni buduje się miłości i więzi rodzinnych. Kryzys, który powstał, jes naszej rodzimej produkcji, nie został importowany z krajów zachód nich. Po przełamaniu tabu zachłysnęliśmy się fizyczną stroną miłoś ci. Ta fascynacja z pewnością stopniowo przeminie. W tych wa runkach seksuologowie muszą się dobrze rozpatrzeć w sytuacji podeprzeć drugą stronę zagadnienia — uczucie, miłość, sugerują właściwe proporcje. Wykazać także ludziom, jak zróżnicowane & możliwości seksualne poszczególnych osobników. — Jaka jest zatem recepta Pani na radość życia, o której prze cięż nie może być mowy bez unormowania spraw miłości? — Precz z receptami, ponieważ recepty i planowanie są wro gami radości życia w miłości. Chcielibyśmy przywrócić radość ży cia, bowiem presja seksualna na współpartnera powoduje panikę jest źródłem takich kompleksów i poniżenia, że mężczyźni czują si^ strasznie przegrani, wręcz tracą chęć do życia. Babki narzekają „Gdzie ci mężczyźni?" „Gdzie te chłopy?"... same ich niszczą. Ra- 16 Zdumiony dość powróci, gdy kobiety przestaną snobować się na równoupraw- , odkrył, że nienie. Walka o prawa kobiet, o wyzwolenie prowadzona w tej , odpowie- formie, że przestaje się być kobietą — to jedno wielkie nieporozu- dzieści lat, mienie. ówczesne — Jak wytłumaczyć powstawanie wielu biur matrymonial- serdeczne, nych, których anonsy czytamy w codziennej prasie. Wynotowałem ze wzgle- tylko kilka: „Ona i On", „Femina" — dyskretnie kojarzy najszczęś- jczuciowe liwsze małżeństwa, przestaniesz być samotnym podając swój adres wie o tym do BM „Westa". Renomowane BM „Yenus", „Syrenka", „Arka |dja mam Noego", „Mazury". Samotność jest przyczyną wielu stresów — przypomina BM „Nadzieja". cia ludzie — Skoro młodzi mają tyle problemów w związku z nadmier- jdnoczes- nymi wymaganiami swoich partnerek, to co dopiero mówić o sytu- ę urojone acji osób starszych, samotnych, nieśmiałych, które mają znacznie i uczucia, mniejszą szansę na kontakt z drugą płcią. Praca i obowiązki mo- icksie nie nopolizują prawie cały czas tych ludzi. Brak jest lokali rozrywko- /stał, jest wych dla czterdziestolatków, nie ma odpowiednich klubów sporto- i zachód- wych itp., itd. Biura matrymonialne są jedyną szansą spotkania się ią miłoś- równolatków, nieśmiałych z nieśmiałymi, i stąd rośnie ich popu- tych wa- larność. ytuacji i —Jesteśmy społeczeństwem skłóconym wewnętrznie, czy ab- ugerując strahując od innych uwarunkowań można zaryzykować tezę, że wane są bylibyśmy dla siebie życzliwsi i serdeczniejsi, gdyby więcej mówiło się o miłości i to w szerszym aspekcie, niż tylko między Nim a rej prze- Nią? Podeprę się kilkoma myślami-sloganami: „Miłość pozwala przebaczać, przechodzić przez trudy życia z wiarą w zwycięstwo i są wro- lepsze jutro; kochać to znaczy być dobrym, szlachetnym, wyrozu- lość ży- miałym". panikę, — Ludzie szczęśliwi w rodzinie i miłości są znacznie bardziej żują się tolerancyjni w kontaktach z otoczeniem niż ludzie rozwiedzeni i rzekają zawiedzeni w życiu osobistym. Miłość jednak nie rozwiąże tych za. Ra- j problemów dnia codziennego, z którymi borykamy się, może co 17 najwyżej ulżyć cierpieniom. Nic ponadto. Jak już mówiłam, wszy stkie czasy sprzyjają miłości. To jest nasz rasowy zdrowy instynkt Żeby nie miłość, to zniknęlibyśmy doszczętnie z naszej planety Poryw seksualny służy odnalezieniu genetycznie odpowiedniegc partnera. Można to tłumaczyć racjami biologicznymi bez żadne psychologii i filozofii. Całkiem po zwierzęcemu. Miłość oparta rw porywie seksualnym, to podstawowy warunek przetrwania człowie ka jako gatunku. — Na koniec naszej rozmowy chciałbym sięgnąć do pamiętni ków Jerzego Andrzejewskiego. Jest tam taki fragment burzący się lankę miłosnego zapamiętania się: „Ludzie zazwyczaj w rozczarc waniach dopatrują się klęski. Ale to nieprawda, gorzko się myh Rzeczywistą klęskę ponosi człowiek o wiele wcześniej, właśni wtedy, kiedy mniema, że odnalazł dla swego istnienia harmonię, a i sens. W miłosnej ufności, w namiętnym oddaniu się, w ślep wierze tkwi klęska, wszystko bowiem, czemu się ciągle i bez z; strzeżeń oddajemy, zniekształcone jest kłamstwem". Co Pani o ty sądzi? — Nie zgadzam się! Człowiek musi mieć poczucie bezgranic nego szczęścia, kiedy biegnie, krzyczy, śmieje się, bez zastanowi nią, co będzie potem. Świadomość ciągłego zagrożenia najczęści kończy się samobójstwem. Wymyślili to już egzystencjaliści. Na to jest niepotrzebne. Gdyby człowiek nie miał w życiu chociaż kill okresów poczucia pełni szczęścia, niezależnie od tego, że potei dajmy na to, może się poślizgnąć i „złamać nogę" — to cóż żyć byłoby warte. Człowiekowi potrzebna jest ułuda, zapomnienie się radości i szczęściu —jest to wielki przerywnik w szarzyźnie żyć Przecież jedynie okresy, które dają człowiekowi absolutną szczęś wość, poczucie pełni życia, zadowolenia, gdy roznosi go nadm radosnej energii, są to okresy, gdy jest bezkonfliktowo zakochał w początkowym stadium miłości. Po co ma się zastanawiać, j< robak siedzi w tym jabłku? I tak niewątpliwie czekają go w ży< 18 ciężkie chwile, niech więc naładuje swój akumulator, jak tylko może najwięcej. W czasie przypływu nie myślimy o odpływie. On i tak przyjdzie albo i nie. A myśleniem „na zaś" — psujemy sobie tylko każdą przy- jemność chwili bieżącej. Nie bądźmy życiowymi malkontentami! „Być" czy „mieć" Chlebem codziennym w pracy seksuologa jest problem ukła- dów szczęściodajnych w życiu. Istnieją w tej dziedzinie dwie posta- wy: „mieć" i „być". W postawie „być" nieważne jest posiadanie różnych dóbr, tylko harmonijne współżycie każdego z nas z otacza- jącą naturą. W życiu spotykamy na każdym niemal kroku sytuacje, które w sposób drastyczny ukazują postawę „mieć". Wczoraj na spacerze pod murami warszawskiej Starówki zobaczyłam grupę dziewczynek świergocących jak stado wróbli na ogromnym, okrytym kwiatami drzewie czeremchy. Podchodząc bliżej zauważyłam, że weszły na drzewo, aby łamać całe naręcze kwitnących gałęzi. Na pytanie, po co to robią, czy nie szkoda im drzewa, przecież jest takie piękne — odpowiedziały, że chcą mieć te kwiaty w domu. I w ten sposób drapieżna chęć posiadania i zabierania wszyst- kiego na własność niszczy piękno otaczającej natury, którym za- chwycać się może wielu ludzi. W impresjach poetyckich Rabindranath Tagore opisuje scenę przepływania łodzią przez Ganges o zachodzie słońca. Obydwaj z przewoźnikiem siedzą milczący i oczarowani cudowną feerią blas- ków wody i nieba, gdy nagle wyskakuje z wody duża ryba, mieniąc się w zachodzącym słońcu wszystkimi kolorami tęczy. Z obu piersi wyrwało się westchnienie. Przewoźnik pomyślał: taka ryba! Jakaż to byłaby uczta dla całej rodziny. Poeta odczuł pojawienie się ry- 19 by jako ostatni akcent podkreślający skończone piękno i narmo przedwieczornej pory. I znów pojawiła się w tej scenie postawa „mieć" i „być". Kiedyś zgłosiła się do poradni piękna dziewczyna. Patrzyła: przyjemnością na jej kruczoczarne, lśniące włosy, piękną cerę, in resujące, pełne smutku oczy i idealną sylwetkę. Rzadko spotyka tak harmonijny przykład kobiecej urody. Skarżyła się, że od kil lat ma chłopca, który ją adoruje, obdarza, wozi na wycieczki. J< nym słowem jest zawsze na jej usługi, tylko, niestety, nie przejav żadnej inicjatywy w dziedzinie kontaktów fizycznych. Nawet, g są sami we dwoje na kempingu czy na wycieczce. Różne mogą być przyczyny takiego stanu rzeczy. Być mc sytuacja da się zmienić czy poprawić, ale istnieją również przypac impotencji wrodzonej lub związanej z jakimś kalectwem, która t najmniej nie pozbawiła chłopaka zdolności kochania, oczywiśc nie w sensie czysto fizycznym. Powiedziałam pacjentce, że sprawa jest skomplikowana i jeż go kocha, to warto się potrudzić nad rozwiązaniem tej zagadki, < trzeba wziąć pod uwagę, że przypadek ten może nie poddawać i żadnemu leczeniu. Przede wszystkim jednak powinna odpowiedzi sobie na pytanie, czy go kocha tak bardzo, że nie potrafi sot wyobrazić życia bez niego. Bo jeżeli nie, to może lepiej rozstać s póki czas, nie zawierając umowy na całe życie. Czy go kocham? — patrzy na mnie swoimi pięknymi, nic r rozumiejącymi oczami. Po prostu nie rozumie pytania. Coraz częściej zamiast ,ja go kocham", pojawia się sprecyz wanie: „ja chcę go mieć", chcę żeby mnie uwielbiał, miał pieniądz samochód, a przede wszystkim obdarzał mnie „złotymi orgazmar wysadzanymi brylantami" w najlepszym gatunku, prawie jak zagr niczny telewizor. Bo nieważne, co pokazuje, ale ile kosztuje. Idąc dalej tą drogą rozumowania, nieważne jest, czy kochar wybaczam, przeczekuję złe passy, ważne natomiast, żeby daws 20 mi, nic nie dawał, dawał. Żeby mieć pełne ręce satysfakcji seksualnej i pożyt- ków wynikających z małżeństwa. A tymczasem Antoni Kępiński w Rytmie życia stwierdza, że: „Przyjemność życia w dużej mierze wiąże się z wysiłkiem, jakiego życie stale wymaga. Większą radość daje zdobycie szczytu górskie- go po kilkugodzinnej wspinaczce niż po kilkunastominutowej jeź- dzie kolejką linową. Łatwość, z jaką dziś wiele przyjemności się osiąga, obniża ich walor. Obserwuje się to zarówno w przeżyciach estetycznych i erotycznych, jak i w przeżyciach tak prozaicznych jak jedzenie, picie czy odpoczynek. Życie straciło swój smak, gdyż zbyt łatwo wiele przyjemności się zdobywa". Wychowywanie dzieci w klimacie posiadania i kultu dla rzeczy drogich rozpoczyna się, to śmieszne, ale niemal od urodzenia. Po cóż, na przykład, karmić piersią? Przecież znacznie wytwor- niej kupować „Humanę". Po co kasza gryczana, kukurydziana albo pospolite płatki owsiane? Trzeba zdobywać za wszelką cenę luksu- sowe, witaminizowane zagraniczne odżywki dla dzieci. I tak odry- wając dzieci od natury odbieramy im wszystkie ciała odpornościo- we, które dostają z mlekiem matki w pierwszych dwóch, trzech miesiącach życia. A później zamiast mleka, sera, jarzyn, kaszy, owoców przekarmiamy je gotowanymi pożywkami, nie zastanawia- jąc się, że każda z nich zawiera zestaw witamin sztucznie dodawa- nych. Karmimy najróżniejszymi mieszankami szybko i wygodnie, kumulując w organizmie bez umiaru te bezcenne witaminy, a jeszcze „dla zdrowia" dodając leki witaminowe, jak „Yibowit" itp. Jaki skutek tego nadmiaru bogactwa już w życiu niemowlę- cym? Po prostu wystarczy porównać człowieka z rośliną. Wiadomo, że nawozy i pożywki stosowane w nadmiarze niszczą rośliny i nie sprzyjają ich rozwojowi. Rosną nam dzieciaki wysokie, wybujałe, o słabych wiązadłach kręgosłupa. Wypadanie dysków ujawnia się nierzadko już w wieku kilkunastu lat. A ponadto, jest to obserwacja z mojej praktyki ginekologicznej, nadmierna wybujałość i akcele- 21 racja wzrostu przejawia się głównie w strukturze kostno-mięśniowej na niekorzyść tak cennych dla organizmu narządów, jak gruczoły płciowe, serce czy układ nerwowy. Wynikiem tego jest, jak sądzę zupełnie odmienny przebieg okresu dojrzewania u współczesnycl dziewcząt. Podręcznikowe, według reguł ustalonych dawnymi cza sy, dziewczyna po rozpoczęciu miesiączkowania miała miesiączk regularne, a macica i narządy rodne osiągały wielkość, jak u kobiet dojrzałej. Mała macica, określana jako infantylna, zdarzała się rza dko i była traktowana jako nieprawidłowość wymagająca leczeni* Dzisiaj co druga dziewczyna, szczególnie wśród tych wybujałycl dobrze wyrośniętych, ma zaburzenia w regularności miesiączkowi nią z przerwami od kilku tygodni do kilku miesięcy. Większość tyć dziewcząt ma infantylne (dziecięce) macice. Moim zdaniem jest to współczesna forma dojrzewania dzie\ czat i ani małe macice, ani nieregularne miesiączki nie wymaga leczenia, jakie stosowano w analogicznych przypadkach dawniej Podobnie, jak np. u wybujałych chłopców trzeba zwrac szczególną uwagę na unikanie gwałtownych, przekraczających mc liwości wolniej rozwijającego się serca (małe serce) wysiłków zycznych, które mogą doprowadzić do omdlenia i poważnych ko plikacji sercowych. Kończąc o odżywkach wracam znowu do konsumpcyjne wychowania człowieka. W miarę dorastania dziecko musi m rower: drogi i nowoczesny, bardzo drogi strój indiański na jedne zowy bal w przedszkolu itp. Ażeby na to wszystko zarobić, tat mamusia orzą od świtu do nocy, nie mając chwili czasu, aby d: ciaka wziąć na kolana, wysłuchać jego żalów, pobawić się z ni po maleńku, dzień po dniu, wychowywać na człowieka ceniąc miłość i ciepły kontakt z bliskimi, umiejącego kochać ludzi, z> rzęta i rośliny. To przerażające, ale coraz częściej spotykam w poradni i dzieżowej pacjentów, którzy nie rozumieją, co to znaczy koi 22 wybranego człowieka. I tu znów przy wyborze partnera na życie dają o sobie znać cechy wychowania konsumpcyjnego „mieć", a nie „być". Zamiast zabawy w łóżku we dwoje zaczyna się gwałce- nie, niestety, dziś najczęściej partnera, wymuszanie na siłę liczby stosunków, orgazmów, satysfakcji fizycznej. A w takim „polowa- niu na orgazm", jak na dzikiego zwierza, gubi się całe człowieczeń- stwo, zrozumienie, tolerancja i chęć uszczęśliwienia drugiego czło- wieka. Nie ma w tym układzie szansy na przyjaźń ani miłość. I tak walcząc ze sobą i wychowując dzieci na następne pokolenie małych drapieżników i konsumentów dochodzimy do starości. Powiedział kiedyś pewien mądry człowiek, że nie ma gorszego towarzysza na starość niż złoto. Chęć posiadania bowiem dzieli nas nieprzebytym murem agre- sywnej wrogości nie tylko od ludzi, ale również od otaczającego świata i przyrody. W wyniku postawy życiowej „mieć" dzieją się rzeczy tak straszne, jak wojny, morderstwa, rabunki. Chęć posiada- nia zakorzeniona w człowieku stanowi główną przeszkodę w zrozu- mieniu sensu życia, na końcu którego śmierć staje przed nami jak potworna niesprawiedliwość, odbierając nam wszystko, o co wal- czyliśmy przez całe życie, czego broniliśmy do ostatniej minuty tego życia i z czym musimy się nieodwołalnie rozstać. Natomiast człowiek, którego dewizą w życiu jest „być", a nie „mieć", być człowiekiem: kocha i rozumie sens życia człowieka, rośliny czy zwierzęcia, osiągając radość nie w posiadaniu, tylko usytuowaniu wobec natury. Człowiek współżyjący harmonijnie z przyrodą widzi i rozumie zachodzące w niej przemiany. Jasne dla niego jest, że istnieje czas siania, czas rośnięcia, czas kwitnienia i owocowania, a potem opadają liście, zamierają soki i przychodzi czas umierania, aby znowu na wiosnę obudzić się, wydając na świat roślinę, drzewo czy kwiat. i 23 Igraszki z diabłem — czyżby? Nie każdy wie, że pierwsza moja publikacja na tematy seksu- alne, które do tego czasu były tabu w prasie, pod znamiennyrr tytułem Zabawa w /isa ukazała się w latach sześćdziesiątych. ^ artykule stwierdzałam m.in., że młodzież podrosnieta... nie potraf zadbać o kształt swojej miłości. Nie stara się nawet często rozejrzę* r.dookoła za jakimś sensownym uczuciem, tylko jak mawiał niegdy: l Boy-Żeleński „ogarnięta dziwną chętką, dużo, byle jak i prędko" urządza durne prywatki, na skutek których młoda mama nie zawsz jest w stanie podać, który z kilkunastu bawiących się razem chłop ców jest ojcem jej dziecka. Wtedy rzuciłam hasło „radosnej zabaw w łóżku we dwoje", a Czytelnicy, jak zwykle pospiesznie, nie zagh biając się w sens artykułu, a zasugerowani przekonaniem, że radosr zatyawa zdarza się tylko w burdelu, ruszyli ławą do ataku na Wisło* ką, która młodzież zachęca do rozpusty. I trzeba było niemal piętnastu lat i kilkuset następnych artyki łów oraz prelekcji w radiu, telewizji i na koniec książki pt. Sztul kochania, żeby wytłumaczyć ludziom, że można się bawić rado nie we dwoje będąc całkiem przyzwoitym małżeństwem lub pa narzeczonych. Ile razy otrzymywałam dziesiątki napastliwych stów w sprawie tej radosnej zabawy, przypominały mi się książ Gabrieli Zapolskiej i stare operetki, w których jak młodzian chc się zabawić, to szedł do kabaretu lub innego sławnego z rozpus lokalu. Wprawdzie kobiety-matki w przebiegu naszej historii, szcj gólnie ostatnich stu lat, niewiele miały powodów do radości rodź synów, którzy ginęli w kolejnych powstaniach i wojnach. I mc stąd postać żony i matki-Polki kojarzy się z osobą poważną, rac; smutną, często w czerni. Ale istnieje druga strona medalu, f powinno być w życiu sytuacji tak trudnych, tak ciężkich, w którj nie stać by nas było na wesoły uśmiech czy lekkomyślny ż; 24 tematy seksu- 1 znamiennym iziesiątych. W ta... nie potrafi zesto rozejrzeć nawiał niegdyś jak i prędko", ima nie zawsze ę razem chłop- idosnej zabawy iznie, nie zagłę- iem, że radosna taku na Wisłoc- tępnych artyku- iążki pt. Sztuka ię bawić radoś- stwem lub parą lapastliwych li- / mi się książki młodzian chciał lego z rozpusty historii, szcze- 3 radości rodząc /ojnach. I może poważną, raczej na medalu. Nie śkich, w których kkomyślny żart. Stanowią one bowiem jedyną odtrutkę na uciążliwości dnia co- dziennego. Kiedyś w „Lecie z Radiem" próbowałam po raz nie wiadomo który szukać recepty na radość życia na co dzień. Audycje rozpo- częłam opowiastką o rakach: Otóż, w czasie urlopu na Mazurach, który spędzałam z rodziną i wnukami, a także z grupą młodzieży mieszkającą obok na polanie w kilku namiotach, zdarzyła się taka przygoda. Chłopcy nałowili pełen garnek raków i postanowili je ugotować. A proceder ten wy- gląda w ten sposób, że raki wrzuca się do wrzątku żywe. Najeść się tym na pewno nie można, a dla połaskotania podniebienia mordo- wanie żywych stworzeń w tak wyrafinowany sposób wydawało mi się nazbyt okrutne. Żyliśmy w dobrej komitywie, więc wykorzystu- jąc swój autorytet powiedziałam chłopakom: „Albo ja, albo raki. Jeżeli zamordujecie te raki, to jeszcze dziś wyjeżdżam z kempingu". Mili chłopcy po chwili zastanowienia zrezygnowali z projektowanej „uczty" i ofiarowali mi w prezencie garnek złapanych raków. Raki siedziały w garnku stłoczone, zmaltretowane, słabo poru- szające szczypcami, w bardzo podłym nastroju. Wzięłam garnek i wysypałam raki na piasek w odległości około metra od wody obser- wując, co będą robiły, ponieważ zawsze pasjonowała mnie obser- wacja życia zwierząt. Największe raczysko poderwało się natych- miast stając słupka na odwłoku, poruszyło wąsami, wystawiło oczy i nie namyślając się ani chwili skoczyło do wody wprost na głębinę, choć było to dość daleko od brzegu. Reszta za jego przykładem skacząc czy pełzając pomaszerowała radośnie w kierunku wody. Tylko kilka młodych raczków leżało dalej nieruchomo na piasku, całkiem zrezygnowanych i nie wierzących w odmianę podłego losu. I nawet gdy biorąc ostrożnie za grzbiety zaniosłam je do wody, leżały nieruchomo, kołysząc się jak martwe liście na powierzchni. Dopiero po dłuższym czasie zaczęły się poruszać i odpłynęły. Nie bądźmy takimi raczkami. Nie można przecież pozwolić, 25 żeby ponura rzeczywistość dnia codziennego odebrała nam całą radość życia. Naprawdę to czy jesteśmy dla siebie mili, serdeczni, pieszczot- liwi w domu, zależy tylko od nas, a odrobina dobrej woli w te dziedzinie opłaca się sowicie. Największym sekretem zdrowia dobrego samopoczucia jest zdolność odwracania uwagi od rzecz; złych czy przykrych. Oczywiście, nie w tym rzecz, żeby człowie nie reagował na otaczające go na co dzień zło, chamstwo. Ale naw< w tak ponurej sytuacji uśmiech czy jakaś żartobliwa uwaga czesi rozładowują atmosferę agresji i wzajemnej wrogości. Nagle robi s lżej, ludzie stają się życzliwi i życie zupełnie znośne. Ale w najba dziej nawet przeładowanym różnymi problemami zawodowymi życiowymi dniu musi sobie znaleźć chwilę relaksu i odprężenia wtedy nie wolno myśleć o rzeczach złych, które były, o truda< które nas czekają, tylko zanurzyć się jak w ciepłej ożywczej kąpi w myśli o rzeczach miłych, o własnych zainteresowaniach, o dz ciach od tej niekłopotliwej a przyjemnej strony, o mężu, który tylko jest kulą u nogi, ale równocześnie miłym, kochanym chło kiem. Nie możemy dopuścić do tego, żeby jak te raki stracić wsz< wiarę w radość życia, bo radosna zabawa w łóżku czy nie w łó we dwoje — to jest właśnie to. Momenty ciepłych kontaktów, n go słowa, serdecznego dotknięcia ręki, a także zabawy w łóżku, ( można by rzec słowami znanej piosenki, że „skąd brać siłę do spraw, gdy ciągle szczaw, pomidory, szczaw, pomidory, szcza^ Aliści nigdzie przecież nie jest napisane, że żarty, serdeczi i pieszczoty w łóżku muszą się zawsze kończyć stosunkiem. muszą! A co się nabawimy i naśmiejemy, to nasze. Radość i uśn są lekarstwem na wszystko i nie jest to slogan prasowy, tylko ciwa lekarska porada. Nie wyobrażamy sobie nawet, stłamszeni kłopotami dni dziennego, jak bardzo niszczą nasz organizm ciągłe stresy i fr 26 cje. Przypomina mi się opowieść, którą wyczytałam kiedyś w sta- rych kalendarzach. Mówiła o recepcie na produkcję straszliwych trucizn, za pomocą których rodzina Borgiów wykańczała niewygod- nych sobie ludzi. j1 Otóż rocznego prosiaka wypuszczano na zamknięty dziedzi- 1 nieć zamkowy i tam szczuto go sforą psów myśliwskich. Psy były l wytresowane, żeby ścigać, skubać i straszyć prosiaka, ale go nie zagryzać. Prosię uciekało w obłędnym strachu, aż wreszcie padało martwe. Wytoczona z takiego prosiaka krew, po oddzieleniu suro- wicy i zagęszczeniu przez podgrzanie stanowiła tak straszliwą tru- ciznę, że jej kropla zabijała ofiarę w ciągu kilku sekund. Jaki stąd wniosek? Całkiem prosty. Jeżeli nie zaczniemy si^ bronić odwracaniem uwagi, wyszukiwaniem, choćby drobnych, jas- nych stron dnia powszedniego, zwiększoną dawką czułości, piesz- czoty i żartu w stosunku do współmałżonka i dzieci, zemrzemy marnie na ogólne zatrucie organizmu jak ten prosiak Borgiów. Denerwowanie się bowiem na zapas, czarnowidztwo, rozmyś- lania oraz ponure prognozy na przyszłość w chwilach wolnych od aktualnych trudności życiowych działają jak straszliwa trucizna. Niszczą naszą wątrobę i system nerwowy w sposób nieodwracalny. Wprawdzie wątroba ludzka ma olbrzymie możliwości regeneracji, ale nie przesadzajmy. Ona też wreszcie może się wyczerpać. Czyli podsumowując — po 15 latach znowu z uporem maniaka serwuję uśmiech i radosne zabawy we dwoje lub gdy rodzina się powiększy — we troje czy czworo na co dzień. Białe plamy na mapie... ciała Chociaż lato już się kończy (piszę to w pierwszych dniach września) pogoda jednak utrzymuje się nadzwyczaj piękna. Dawno już nie było takich wakacji. Spędziliśmy je w Puszczy Piskiej na 27 kempingu, a woda w jeziorze przez sześć tygodni była tak ciepła ja w Bułgarii. Dzieci chlapały się przez całe dnie i nawet babcia po zwoliła sobie popływać. A największą przyjemność sprawiały rr samotne włóczęgi kajakiem, bo to człowiek rozwija sobie „klatk piersiową", odpoczywa na słoneczku w ciszy, samotności, z dalek od wnuczków i obserwuje życie. Przyglądając się czarom i zabiegom młodego pokolenia r kempingu poczyniłam wiele zabawnych spostrzeżeń. Na przykłai wszystkie prawie dziewczyny ostrzyżone były na krótko, po cflłi pięcemu, nadzwyczaj rzadko widziało się włosy dłuższe, rozsypuj ce się na ramiona, nie mówiąc już o takich do kolan, jakie miewa nasze babcie. Pamiętam poetę, który patrzył na księżyc przez wło kochanki, ale nie pamiętam jak się zwał? Chyba Gałczyński? Jak świat światem wiadomo, że chłopcy lubią długie włosy kobiet. Kiedyś skomentowała to zagadnienie moja koleżanka szk< na: „Jedną ręką taki owinie sobie włosy dookoła pięści i wtedy mc spokojnie drugą ręką babę wyłomotać". Może i ta zdrowa Iud2 obserwacja wykształciła takie gusty u mężczyzn. Może było ii czej?... ale w pogawędkach przy ognisku i na spacerach puszcz; skich dziewczyny narzekały, że chłopcy ich nie głaszczą, nie ba\ się ich włosami i pieszczoty z tym związane całkiem spadły z pla A kobiety bardzo lubią głaskanie, czmyranie i chuchanie, a ta! całowanie główki leżącej na kolanach własnego chłopaka. A oni nie głaszczą, nie pieszczą, nie całują włosów, bp widocznie krć sierstka nie działa na nich podniecająco. Może by warto się nad i zastanowić wybierając fryzurę. Najczęstszym widokiem w czasie wycieczek kajakowych oglądanym tylko od strony jeziora — były dziewczyny gołe, ja Pan Bóg stworzył, leżące w trzcinach na materacu lub w kaja opalające „na równo" fragmenty ciała normalnie okryte staniki* minimajteczkami. Tak zwane białe plamy. Wszystkie gdzie mo| jak mogły, opalały białe plamy. Przyszło mi wtedy do głowy, 28 zrobić krótką ankietę wśród chłopców przebywających na biwakach, jakie jest ich zdanie na temat opalenizny kobiecej. I tu... bomba dla dziewcząt. Wszyscy, jak jeden mąż stwierdzili, że nadzwyczaj sek- sownie działają na nich białe plamy rozmieszczone w okolicach erotogennych. Twierdzili, że nie ma nic bardziej czarującego, jak czarna dzie- wuszka naznaczona na piersiach i podbrzuszu białymi trójkącikami, które pozostawiają skąpe staniki i minimajtki opalaczy. No i jak my teraz wyglądamy z naszą „równą" opalenizną? Dalsze obserwacje na kempingu dotyczą mowy miłosnej. Nie- daleko naszego obozowiska biwakowała grupa młodzieży 16-18- -latków. Były z nimi też cztery dziewczyny w wieku około 24 lat. Zachowywali się bardzo hałaśliwie, ale nie byłoby to jeszcze wiel- kim nieszczęściem, bo ludzie chętnie krzyczą, śmieją się w lesie i nad wodą, ale słownictwo jakim się posługiwali było takie, że włos się jeżył na głowie. Niestety, woda niesie daleko, akustyka na jezio- rach jest znakomita i wrzaski te było słychać na odległość paru kilometrów. Spotkałam się z nimi kiedyś na ognisku i zapytałam, czy czytali Sztukę kochania? Owszem, czytali. A czy nie przypominają sobie czasem fragmentów o pięknej mowie polskiej i o młodzieńcach, którzy posługują się tylko słowami na cztery litery... — Że też wasze dziewczyny nie próbują was podregulować za taką mowę? — Co one tam mają do gadania, przecież poderwaliśmy je na przystanku przed uniwersytetem, bo ktoś nam w końcu musi goto- wać. No i tak, dziewczyna „poderwana" do gotowania i różnych innych dodatkowych usług nie ma oczywiście wiele do powiedzenia, chociaż, jak zauważyłam, one w ten sposób nie mówiły. Z tego wynika, że nie był to ich ulubiony styl. Powtórzyłam więc przy okazji ogniska swój wykład o pięknej 29 mowie polskiej traktującej o sprawach miłości i naiwnie myślałam, że coś się zmieni. Niestety, nic się nie zmieniło. Ale kiedy wszystkie dzieciaki na kempingu zaczęły porozumiewać się w ten sposób, ni< wytrzymał jeden z tatusiów. A że był to chłopak z Targówka, a d< tego zbudowany jak ciężarowiec, poleciał na ich kemping i wrza snął: „...Sk...syny, zamkniecie pyski, bo tak wam skuję mordy, ż popamiętacie... Będziecie mi tu akademię dla dzieci urządzać!" l co Jak nożem uciął, skończyły się brzydkie słowa. Jaki z tego wniosek? Zabrakło w domu kogoś, kto by odp wiednio zaargumentował i nauczył ich mówić, jak na ludzi przyst ło. l na koniec coś o wychowaniu: dwa obrazki z życia zwien również zaobserwowane z kajaka. Wypłoszyłam kiedyś niechcący z trzcin młodego perkoza, pc czas gdy mamusia jego pływała o kilkanaście metrów dalej. Per1 ziątko z ogromnym wrzaskiem, zarzucając sobie prawie łapki i głowę „pędziło" po wodzie do mamy, a ja płynąc w ślad za i patrzyłam, co będzie dalej. Mama ani drgnęła. Przyglądała się s kojnie wrzaskom i szalonej ucieczce swojego potomka. W ch jednak kiedy do niej dopadł, łupnęła go dziobem w kark, & zatkało i dała nurka, a on za nią. Tak wyglądała lekcja: co na robić w wypadku niebezpieczeństwa. W innym miejscu jeziora odbywało się karmienie rodziny koziej. Mama obdzieliła rybkami swoje dwa pisklaki. A gdy z! koiły głód przyniosła dużą, bardzo piękną rybkę. Podsunęła jed: pod dziób, po czym głowę wraz z rybką schowała pod wodę, z cając w ten sposób do nurkowania. Perkoziątko piszczało, skn ło, ale bało się głowę zanurzyć. Powtórzyła kilkakrotnie te mai z jednym i z drugim, a ponieważ żaden nie odważył się zanurl po smaczny kąsek, najspokojniej na ich oczach zjadła rybkę. Zachwyciła mnie konsekwencja i stanowczość perkozicl w wychowywaniu własnych piskląt. Jaka szkoda, że wychów] ludzkich piskląt staje się ostatnio dziwnie mało popularne. 30 Huśtawka zmysłów Niejednokrotnie już podkreślałam, że nie jest to z pożytkiem dla człowieka, gdy odcina się od reszty organizmów żywych, istnie- jących na naszej kuli ziemskiej i wydaje mu się, że nie podlega ogólnie rządzącym twardym prawom przyrody. Rośliny, owady, ryby i inne stworzenia mają określony często przez warunki zewnę- trzne i klimatyczne (jak pory roku, zmiany temperatury, nasłonecz- nienie czy nasilenie wiatrów) sposób zachowania i zmiany w trybie życia. Niektóre z tych determinantów są dla nas często niezrozumia- łe, jak np. wędrówki węgorzy przez pół niemal kuli ziemskiej do Morza Sargassowego, gdzie składają ikrę. I jeszcze bardziej zdumie- wające wędrówki maleńkich węgorzyków z powrotem do mórz i jezior, z których wywędrowali rodzice. Niewątpliwie jakiś mecha- nizm biologiczny pędzi je przez pół świata, choć mogłyby równie dobrze, jakby się zdawało, rozmnożyć w wodach, które zamieszku- ją. Widocznie muszą! A dlaczego muszą, tego my jeszcze nie wiemy i trzeba uczciwie przyznać, że nauka współczesna bardzo wielu jeszcze mechanizmów i innych konieczności biologicznych nie po- trafi wyjaśnić. Ale wracając do świata ludzi, zaczynając, oczywiście, od ko- biety, która jest źródłem życia i jak uważam pierwszoplanową istotą w gatunku ludzkim. Życie kobiety podporządkowane jest również różnym rytmom biologicznym. W dziedzinie moich zainteresowań leżą przede wszystkim rytmy związane z przemianami neurohormonalnymi. Jednym z takich rytmów jest cykl miesiączkowy, związany ze zmianami faz księżycowych, stąd i nazwa od staropolskiej nazwy Księżyca — miesiąc. Drugi natomiast to długi cykl obejmujący całe życie kobiety. Każdy z tych cyklów wywiera istotny wpływ na płodność, pobudliwość seksualną i dynamizm życiowy kobiety. 31 Cykl miesiączkowy dzieli się na dwie fazy, w których dominują hormony rujowe lub macierzyńskie. Pierwsza faza, zaczynając od miesiączki, idzie w parze ze wzrostem pobudliwości seksualnej, ponieważ estrogeny są hormonami kochanki. Przeciętnie w połowie cyklu miesiączkowego następuje jajeczkowanie, któremu towarzy- szy najwyższy poziom hormonu „romansowego", po czym wy- kształca się w jajniku ciałko żółte, którego wydzielina — progeste- ron — hamuje zapały miłosne, powoduje wyciszenie inicjatywy seksualnej, uspokaja kurczliwość macicy (przeżyciom seksualnym towarzyszą także intensywne kurcze macicy!) i nasyca jej błon^ śluzową substancjami odżywczymi, sprzyjającymi zagnieżdżenii się zapłodnionego jajeczka. Z chwilą gdy jajo nie zapłodnione umie ra, znów estrogeny przejmują pałeczkę, a zmianie tej towarzysz wyrzucenie niepotrzebnej, bogato unaczynionej błony śluzowe czyli miesiączka. Tak to kiedyś wyglądało, gdy kobiety nie regulowały przyrósł naturalnego i zdarzało się nieraz, że kobieta mając dwanaścioro a czternaścioro dzieci nie miesiączkowała wcale przez cały okr płodności, bo albo nosiła, albo rodziła, albo karmiła. W takich uk! dach hormony estrogenne były zdominowane przez progesterc który nie tylko działa w drugiej połowie cyklu miesiączkowego,; również jest wydzielany w ogromnych ilościach przez ciałko żó ciążowe oraz łożysko płodu. Jaki wpływ wywierała przewaga cia żółtego na życie dawniejszych kobiet? Skracała do minimum okn czynności estrogennej kobiet, co m.in. wpływało na uspokojeń wyrównanie nastrojów psychicznych. W dobie dzisiejszej kobieta mniej rodzi, a tym samym ski okresy oddziaływania progesteronu w swoim życiu. Ponadto pi zawodowa, nauka, nadmiar obowiązków, stresujący tryb życi miastach wpływają ujemnie na czynność hormonalną ciałka żółt W związku z czym zostaje zachwiana równowaga między e genami a progesteronem, i hormon matki wydzielany przez ci 32 żółte zostaje zdominowany przez hormon kochanki. Trzeba tu pod- kreślić, że estrogen jest filogenetycznie bardzo starym hormonem, spotykanym już w pierwszych organizmach, nie tylko u ludzi. W związku z czym jest on hormonem potężnym i nie poddającym się niekorzystnym wpływom środowiska. Badania czynności hormonalnej u kobiet współczesnych wyka- zują wyraźnie zanikanie czynności ciałka żółtego w mniejszym czy większym stopniu. Jakie skutki wynikają z tego zachwiania równo- wagi? Zmniejszanie się wpływu progesteronu w drugiej fazie cyklu i na skutek tego wzrost estrogenów na wiele dni przed miesiączką (u zdrowej kobiety 2-3 dni) wpływa w sposób wyraźny na życie i zachowanie kobiety. Psuje harmonię i równowagę zdrowego cyklu miesiączkowego i pojawiają się dolegliwości zwane zespołem przedmiesiączkowym. A ten „przedmiesiączkowy" w krańcowych przypadkach potrafi rozciągać się do dziesięciu i więcej dni. Domi- nacja estrogenów powoduje w tym okresie zachwianie równowagi solnej w organizmie, i co za tym idzie — pojawienie się wielu przykrych dolegliwości. Bóle głowy, bolesne obrzęki piersi, kłótli- wość, depresja, zaburzenia pamięci, szybkie męczenie się i inne tego rodzaju objawy, które dobrze znają kobiety w swoim zapracowanym życiu. I tak zostajemy oszukane przez hormony estrogenowe, bo zamiast poprawić nam temperament, powodują wiele dolegliwości, piekielne zmiany charakteru i samopoczucia, które obrzydzają życie rodzinie i otoczeniu. Wielu mężczyzn skarży się na nierówność usposobienia swoich żon, na piekło w domu bez żadnej rozsądnej przyczyny. Wiele małżeństw ulega stopniowo rozkładowi przez na- rastanie rodzących się w tym czasie konfliktów. W toku mojej pracy nieraz trafiały do rnnie skłócone małżeń- stwa, dla których znakomitym lekarstwem była rada, aby małżonek zapisywał w kalendarzyku przypuszczalne terminy miesiączek żony. I biorąc pod uwagę „okres ochronny" w ostatnim tygodniu przed miesiączką nie podejmował żadnych zasadniczych dyskusji ani spo- 33 rów, tylko „położył uszy po sobie" i cichutko przeczekał. Moja złota zasada: przeczekać znowu znajduje zastosowanie. Nie może- my przecież brać na serio awantur biologicznych, najczęściej zupeł- nie oderwanych od rzeczywistości. Wracając do spraw seksu, istnieją również niewątpliwe po- wiązania hormonalno-seksualne. Zrobiłam kiedyś u 300 zdrowych kobiet zestawienie okresów największej pobudliwości seksualnej w cyklu miesiączkowym. Okazało się, że u ponad 80% pobudli- wość jest największa w okresie okołomiesi§czkowym (przed i po), u wcale niemałej liczby również w czasie miesiączki i prawie u wszystkich w okresie jajeczkowania. Wynikałoby z tego, że rów- nież popęd seksualny związany jest w jakimś sensie ze skracaniem okresu czynności ciałka żółtego. Warto jeszcze wspomnieć kilka słów o pobudliwości w czasie miesiączki, zdarzały się bowiem ko- biety, które tylko w tym czasie odczuwały pełną satysfakcję sek- sualną. Van de Yelde w swojej książce pt. Małżeństwo doskonałe pisze, że nie wolno utrzymywać stosunków w czasie miesiączki, ponieważ w tym czasie szyjka maciczna jest otwarta i przepuszcza do macicy oraz jajowodów bakterie chorobotwórcze, co może spowodować zapalenie błony śluzowej macicy i jajowodów. Z własnych obserwa- cji lekarskich sądzę, że nie miał racji, ponieważ nieoczekiwanie wiele kobiet, jak się przekonałam, utrzymuje współżycie w czasie miesiączki i są całkowicie zdrowe, a ich narządy rodne pracują również prawidłowo. W tradycji ludowej istnieje również przekona- nie o toksycznym wpływie krwi miesiączkowej, a nawet dotknięcia ręki czy potu kobiety w tym okresie. Uważa się, że rośliny sadzone przez nią w tym czasie marnieją, ciasto nie rośnie, mleko się psuje. Czy przypadkiem obserwacje te nie sugerują istnienia substancji toksycznych we krwi i wydzielinach organizmu kobiety miesiączku- jącej, w związku z czym można by przypuszczać, że te właśnie substancje działają również bakteriobójczo, chroniąc kobietę przed zakaże* ciwwski tego typL przypadki liwa lub w sadyzmu (f ka, co zdarz współżycia i Drugim ny, powiązali całego życia, bardzo duże poziom estroj niskich i śrec seksualna u d: samym wieku Może za czyny, które r to słowo zbyt towarzystwo ; Namiot rozbre jak zwariował młoda dziewc szerowaładoji chłopcy zaprot ty". Nie była z wyjrzał młody każę", zabrał ją wyjątek, który acje wyjątkowe Wracając również pozion 34 łe pisze, snieważ i macicy sodować )bserwa- jkiwanie w czasie ', pracują irzekona- otknięcia f sadzone się psuje. , substancji iesiączku- te właśnie l s netę przed j zakażeniem w czasie miesiączki? Sądzę, że nie ma wyraźnych prze- ciwwskazań natury higienicznej. Natomiast nie zachęcam nikogo do tego typu eksperymentów ze względów raczej estetycznych, ale w przypadku, gdy kobieta właśnie w tym czasie jest najbardziej pobud- liwa lub w popędzie seksualnym obojga istnieje pewna przymieszka sadyzmu (podkreślam — nie zboczenie, tylko niewielka przymiesz- ka, co zdarza się nierzadko), nie widzę żadnych przeciwwskazań do współżycia w tym okresie. Drugim rodzajem biorytmu w życiu kobiety jest rytm seksual- ny, powiązany z poziomem hormonów estrogennych w przebiegu całego życia. I tu przyglądając się dokładniej można stwierdzić bardzo duże wahania. Od okresu dojrzewania do 25 roku życia poziom estrogenów w organizmie kobiety zamyka się w granicach niskich i średnich, w związku z czym pobudliwość i wrażliwość seksualna u dziewcząt jest znacznie mniejsza niż u chłopców w tym samym wieku. Może zakrzykniecie tutaj: ha! ha! ha! a skąd się biorą dziew- czyny, które nieomalże gwałcą chłopców na kempingach? Nie jest to słowo zbyt mocne. Widziałam w czasie wakacyjnej wędrówki towarzystwo złożone z kilku chłopców i nastoletniej dziewczyny. Namiot rozbrzmiewał radosnymi wrzaskami i podskakiwał do góry jak zwariowany żółw, a po jakimś czasie wyszła z niego śliczna młoda dziewczyna, ubrana wyłącznie odgórnie w sweterek i poma- szerowała do jeziora umyć się. Gdy chciała wrócić do namiotu, trzej chłopcy zaprotestowali: „zmiataj lalunia, bo nas wpędzisz w sucho- ty". Nie była zbytnio zmartwiona, ponieważ z pobliskiego namiotu wyjrzał młody człowiek i z okrzykiem „pójdź dziecię, ja cię uczyć każę", zabrał ją do siebie. Ale jak zwykle, widzimy demonstracyjny wyjątek, który przesłania większość spokojnych dziewcząt, bo sytu- acje wyjątkowe po prostu rzucają się w oczy. Wracając do naszych rytmów, popęd seksualny kobiety, jak również poziom estrogenów w jej organizmie zaczynają stopniowo 35 wzrastać, by w wieku 35—45 lat osiągnąć poziom najwyższy. W tyn okresie życia każda kobieta, nawet chłodna i mało pobudliwa młodości, ma szansę osiągnąć pełnię przeżyć seksualnych, o czyn warto pamiętać. Niejednokrotnie mąż o dużych wymaganiach w te dziedzinie traci cierpliwość i rozchodzi się z żoną około trzydziestk a wtedy okazuje się, że rozkwita ona w pełni i staje się znakomit partnerką, ale już nie dla niego. Napięcie seksualne u kobiety, najwyższe około 45 roku życia nierzadko bardzo wolno opada w późniejszych latach i tak, ja dawniej kobieta po pięćdziesiątce uważana była za kobietę starą i ni brana pod uwagę jako partnerka seksualna, obecnie, gdy znaczni osłabły naciski opinii publicznej w tej dziedzinie, widzi się córa więcej starszych par, nieraz i około siedemdziesiątki siedzących n ławkach i czule objętych. Jak widać z powyższych rozważań, na całym życiu kobiet] nie tylko na cyklach miesiączkowych wyraźnie ważą biologiczn rytmy neurohormonalne. I warto wziąć to pod uwagę również w własnym życiu. Rytmy i biorytmy — nie tylko dla panów Poprzednio poruszałam zagadnienie biorytmów w życiu człi wieka, zajmując się głównie kobietą. Dzisiaj swoje rozważania p święcę „panom stworzenia", choć nie tylko. Życiowych rytmów ł biorytmów nie można ograniczać wyłąc nie do bodźców neurohormonalnych, istnieje bowiem znacznie wi cej czynników wpływających na rytmiczne układy w życiu ludzkii Interesujące byłoby wiedzieć, czy rytmy biologiczne ustroju ustal się pod wpływem działań kosmicznych, faz Księżyca, zmienno: pór roku, dnia i nocy, czy też istniały tylko specyficzne dla człow ka, niezależne od środowiska, urządzenia wewnętrzne. 36 Prof. Antoni Kępiński stwierdza w swej książce Rytm życia, że: „Środowisko przyrody ma swoje zasadnicze rytmy, którym też czło- wiek podlega. Jest to rytm dnia i nocy — wysiłku życia i odpoczyn- ku, ale też jasności i ciemności, rozumu i ślepych namiętności — ekstazy, nurt apolliński i dionizyjski w kulturze. Życie w środowisku sztucznym oddala człowieka od tego naturalnego rytmu. Odpoczy- nek staje się trudniejszy, zdarza się bezsenność, szuka się sztucznej nocy w środkach nasennych, odurzających, podniecających. Rytm pór roku jest rytmem cyklu rozwojowego życia — naro- dzłn, młodości, wieku dojrzewania, starości, śmierci, znów narodzin itd. Oderwanie od tego rytmu utrudnia znoszenie własnego wieku, chciałoby się zapanować nad przemijającym czasem, być zawsze młodym. Nasila się lęk przed starością i śmiercią, tak silnie trapiący ludzi dzisiejszych". Prof. Dzierżykraj-Rogalski z kolei prowadził badania antropo- logiczno-statystyczne, które próbowały uchwycić rytmiczność wie- lu zjawisk życiowych. Na przykład ciekawe obserwacje o rytmi- ce zawierania małżeństw. Wprawdzie nie jest to akt biologiczny, ale z biologią dość silnie związany, szczególnie w skutkach, w po- staci potomstwa. Autor cytuje według J. Holtzera badania statys- tyczne częstotliwości zawierania związków małżeńskich w Polsce w latach 1950-1956. Wynika z tego, że po pierwsze: rytm jest prawie identyczny w mieście i na wsi, a po drugie: największa częstotliwość pojawia się w okolicach kwietnia i grudnia, a najniższe wskaźniki w okresie letnim maj-wrzesień. Można by z tego wyciąg- nać wniosek, że pory roku wpływają na częstotliwość zawierania małżeństw. Mnie się jednak wydaje, że rytm ten akurat ma dość mało wspólnego z porami roku, natomiast uderzającą zbieżność ze świę- tami Wielkanocy i Bożego Narodzenia. Argument, który przytacza p. Holtzer, że niewiele z tych małżeństw było zawieranych według obrządku katolickiego, nie znaczy wcale, że nie zagrała tu wielowie- 37 kowa tradycja obyczajowa, która wiązała śluby z tymi dwoma świę tami, która także niewierzącym pozostawiła zwyczaj świętowania Wielkanocy i Bożego Narodzenia. Bardziej zastanawiająca może być współzależność rytmiki uro- dzeń od faz Księżyca, opracowana przez H. Heckerta w 1961 r. Okazuje się, że wyraźny wzrost liczby urodzeń występuje w pierw- szej kwadrze i w czasie pełni Księżyca, a najmniej przypada na ostatnią kwadrę. Kojarzy mi się to w jakiś sposób z wpływem Księżyca na rytmy miesiączkowe kobiety. Jak widać, głęboko u podstaw cywilizacji leży zainteresowanie Księżycem, szczególnie przez zakochanych. I tu już wchodzimy pomału w problem powią zań spraw seksualnych, a co za tym idzie płodnościowych z rytmem księżycowym. A jak wygląda rytm dobowy na przykład? — około godziny czwartej w organizmie spada ciśnienie krwi, zwalnia się tętno, ob- niża temperatura ciała. Stan taki przypomina misia pogrążonego we i śnie zimowym. Ludzie trapieni przez kłopoty czy dramaty życiowe budzą się o tej porze i są najmniej odporni fizycznie i psychicznie, świt jest porą, kiedy przychodzi śmierć —jak śpiewał Yves Montand. \ /^ Natomiast „uczeni w piśmie" twierdzą, że godzina ósma rang jest najlepszą porą na miłość, ponieważ wtedy hormony płciowe męskie i damskie osiągają najwyższy poziom dobowy. Może te jdlatego uczeni, artyści i pisarze bywają najlepszymi kochankami — i ponieważ zwykle nie muszą wstawać na ósmą do pracy. ^ Po godzinie 17 — szczególnie zimą i jesienią, gdy wcześni< zapada zmrok, produkcja hormonów spada tak znacznie, że od czuwamy coś w rodzaju „uderzeń krwi do głowy" — jak kobiet w okresie klimakterium. W tych godzinach jest najwyższe dobc we ciśnienie krwi, najszybsze tętno i podwyższona nieco temp< ratura ciała. Wszystkie te objawy wzmożonego ożywienia obniżają się 38 OLA ania uro- 61 r. ierw- ia na sko u gólnie »wią- odziny ! no, ob- ego we za się o jst porą, ma rano płciowe Może to ikami — wcześnie e, że od- k kobieta sze dobo- co tempe- iżają się z ^ NIEWĄTPLYW/E PWNY ARKS/ wolna od godziny 22 i w nocy równocześnie z hormonami płciowy- mi osiągają swój najniższy poziom. Późnym wieczorem więc i w nocy mamy już tylko szansę na... spanie, co wynika niezbicie z biorytmów. Obserwując zwierzęta, ptaki, a nawet owady — wszystkie kochają się wczesnym rankiem w blasku słońca —jakże daleko odeszliśmy od natury! Uczeni grożą, że bardzo niezdrowe jest lekceważenie „zegara biorytmów", ale cóż począć z tą miłością?... A może tu leży przy- czyna długowieczności uczonych i pisarzy?... Nie wojują z „ze- garem"... Jeszcze kilka obserwacji dotyczących wahań ciepłoty poran- nej u kobiety. Są one ściśle uzależnione od zmian napięcia ukła- du nerwowego sympatycznego i parasympatycznego. Cały bowiem układ nerwowy składa się z dwóch zespołów, tzn. układu mózgowe- go, który steruje życiem świadomym człowieka, i układu wegeta- tywnego, regulującego samoistny, niezależny od świadomości rytm pracy narządów wewnętrznych ciała ludzkiego. Układ wegetatywny dzielimy dalej na sympatyczny i parasympatyczny. Działanie tych dwóch wzajemnie przeciwstawnych układów wywiera zasadniczy wpływ na czynność układu krwionośnego, oddechowego, pokarmo- wego, reguluje ciśnienie krwi, temperaturę ciała i inne funkcje orga- nizmu, niezależnie od naszej woli. Rytm temperatury ciała sterowany przez układ wegetatywny wykazuje np. wyraźny spadek ciepłoty między godziną 21 a 8 rano, kiedy w okresie snu dominuje układ parasympatyczny. Ponadto, o czym wiemy studiując krzywe ciepłoty porannej w rytmie miesiącz- kowym kobiety, temperatura ciała zmienia się w ciągu miesiąca również pod wpływem napięcia układu sympatycznego czy para- sympatycznego. I tu zaobserwowano już współzależność czynności hormonalnej jajnika z napięciem tych układów. Otóż hormony rujo- we (estrogeny) zwiększają napięcie układu parasympatycznego, na- tomiast hormony ciałka żółtego (progesteron) — układu sympatycz- 39 nego. Układ parasympatyczny wpływa na obniżanie się temperatur ciała, sympatyczny — na wzrost, z czego wynika dwufazowoś krzywej termicznej w życiu kobiety: niskie temperatury w pierwsze połowie cyklu miesiączkowego, podwyższone w drugiej połowi cyklu. I tak obserwując biorytmy w życiu ludzkim, trafiliśmy prze pory roku, rytmy księżycowe, dobowe, znowu do układu wegeta tywnego i hormonalnego człowieka. Chociaż mężczyźnie nie dokuczają miesiączki i rytmiczn zmiany nastroju z tym związane, ale ma i on „za swoje" od układó' hormonalnych, które, aczkolwiek w innym rytmie, jednak ulega wyraźnym zmianom w jego życiu. Krzywa czynności hormonaln testosteronu (hormon męski) w czasie życia mężczyzny zmienia s podobnie jak krzywa estrogenowa u kobiety. Podobnie, to nie zr czy tak samo. U mężczyzny poziom hormonów płciowych osiąga najwyżs wskaźniki w i po okresie dojrzewania, tzn. w wieku odJL2 do 24 po czym zaczyna powoli spadać, utrzymując się na wartości; wysokich i średnich do 35-40 roku życia i obniżając się stopnic dalej, aż do późnej starości, Analogicznie do krzywej wydzieh hormonów przebiega krzywa napięcia seksualnego w życiu n czyzny, tzn. razem z okresem dojrzewania pojawia się bardzo sokie napięcie seksualne, które po 35 roku życia bardzo por zaczyna spadać. Porównując krzywą męską z krzywą napięcia seksualne] kobiety, która się wyraźnie różni od krzywej męskiej, wykaz niskie i średnie napięcia w okresie dojrzewania, natomiast naj< sze około 40 roku życia i w okresie przedklimakterycznym. dzimy od razu potencjalne konflikty międzypłciowe w okresacł większych rozbieżności, które nazwałam pierwszą i drugą konfliktową. Zastanawiające jest, dlaczego natura obdarzyła tak wy« 40 i tak wysokimi potrzebami w dziedzinie seksu mężczyznę bardzo młodego, niedoj- rzałego jeszcze do roli opiekuna rodziny, a w naszych warunkach nie mającego żadnych szans społecznych do tego rodzaju układów. W czym tu rzecz? Ano w tym, jak mi się zdaje, że biologiczny instynkt zachowania gatunku, u którego podstaw leży popęd seksu- alny, wcale nie musi iść w parze ze stworzonymi przez nas układami społecznymi. A w naturze, co już zaobserwowali hodowcy zwierząt rasowych, młody samiec jest najwartościowszym samcem, zaś po- tomstwo jego jest zdrowe i odporne na szkodliwe wpływy świata zewnętrznego. Oczywiście, nie znaczy to, że w społeczeństwie ludzkim było- by znakomicie, gdyby tatusiowie mieli po 16-17 lat, ale w sensie gejietycznym i ze względu na dobro potomstwa dzieci, powinnn sig7_ rodzić wcześnie, tzn. w naszych warunkach między 19 a 25 rokiem życia ojca. Występuje tu jeszcze w obecnej rzeczywistości dodatko- wy, niesłychanie ważny argument przemawiający za posiadaniem dzieci możliwie wcześnie — zatrucie środowiska! Każdy rok w życiu ludzkim działa na naszą niekorzyść, a ściślej mówiąc — na niekorzyść gonad (jajniki, jądra) i wątroby — orga- nów najszybciej ulegających toksycznym wpływom otaczającego środowiska. Gdy zjawił się u mnie pacjent z nieprawidłowym nasie- niem, pracujący w wybitnie toksycznych warunkach, wiadomo było, że badania czynności wątroby wykażą równocześnie znaczne uszko- dzenie tego narządu. Wydaje mi się, sądząc z praktyki życia codzien- nego, że plemniki wytwarzane w sposób ciągły w toku całego życia mężczyzny muszą być i są znacznie bardziej wrażliwe na toksyczne wpływy z otoczenia niż jajeczka, z którymi kobieta się rodzi. W związku z czym należy wziąć pod uwagę sprawę decyzji na dziecko i zrezygnować z poglądu królującego w poprzednim pokoleniu, że pora na dziecko przychodzi w momencie pełnej stabilizacji, tzn. posiadania mieszkania, samochodu i dobrych warunków finanso- wych. Oczywiście, że warunki finansowe mają wpływ na odżywia- 41 nie i dobrą kondycję dzieci, ale niewiele pomogą dziecku uszkodzo nemu genetycznie już w komórkach plemnika czy jajeczka. Lepie więc przyciągnąć pasa, ograniczyć swoje wymagania i mieć zdrowe dorodne dzieci, które odpłacą rodzicom mniejszą ilością kłopotów w ich biologicznym rozwoju. Następną porą katastrof w życiu mężczyzny jest wiek przedkli makteryczny, w którym zaczyna się wyraźnie zauważać (oczywiści i tu bywają wyjątki) spadek możliwości seksualnych. Niestety, ta jest w pierwszej fazie konfliktowej, młoda dziewczyna 15-17-letni nie wykazuje nadmiernej skłonności do rozpoczęcia życia seksua nego, a tym bardziej rodzenia dzieci, i słusznie! za to po czterdzie tce temperament kobiety, wręcz odwrotnie niż u mężczyzny, wyra nie wzrasta. I pojawia się dysproporcja „podaży i popytu". A jeś na domiar złego, kobieta nie jest dostatecznie zorientowana w fizji logii tego okresu i okazuje mężczyźnie wyraźnie chęci przewyższ jące jego możliwości, wówczas rani jego miłość własną w sposc bardzo dotkliwy. A skutkiem takiej błędnej polityki jest poszukiw nie innej partnerki. Łatwo bowiem poprawić swoje samopoczuc stwierdzając, że to wina żony, a spadek kondycji związany jest obiektem, a nie subiektywnymi możliwościami. Instynkt prowad go wtedy do kobiet młodych, których potrzeby seksualne nie duże i którym imponują subtelne techniki seksualne dojrzałego me czyzny. Istnieją dwie metody przejścia obronną ręką przez drugi oki konfliktowy, jaki proponuję małżeństwom. Pierwsza — to zani pojawi się „ta trzecia" — hołubienie i zadbanie o dobre samopocz cię mężczyzny w tym ciężkim dla niego okresie, co zapobie rodzeniu się poczucia małowartościowości i szukania innej kobit dla poprawy samopoczucia. Druga — jeżeli jednak nie zorientujemy się w porę i ży< nas uprzedzi, a ukochany, wierny dotąd mężczyzna zostaje opęta amokiem na temat: życie przemija i nic mnie już nie czeka 42 l przyjaciółkę, wtedy pora na drugą receptę: metodę * przeczekać. Konflikt pojawiający się w tym wieku, dąży do rozwodu, zwykle kończy się samoistnie i na tono rodziny. Nie można przecież zapomi- ! dramatu i rozsypywania się całej struktury miłości l aa stare lata, że to właśnie biorytmy „pokazały rogi" i l na bagna katastrof małżeńskich, jak złośliwy diabeł ąjący w starej wierzbie. I stąd mądre ludowe przysło- i piecu diabeł pali". o, w którym żyje człowiek, składa się z dwu elemen- i zewnętrznego, o którym pisałam, i środowiska we- li klimatu wewnętrznego, który również w ogromnym F na jego spokojnym i szczęśliwym życiu seksualnym, i razem pogawędzić o przyczynach zaburzeń seksu- ających z przemian społecznych, jakie zachodzą pod szerzej popularyzowanej oświaty seksualnej, jak dych skutków emancypacji kobiet, i sześćdziesiątych opinię publiczną w Polsce zbulwer- Ir. inwazja seksu. Był to na Zachodzie okres rozkwitu , pornografii, okres eksperymentów z tzw. małżeństwami które narobiły wówczas wiele szumu, dość zresztą o, bo dziś mało kto do tych spraw jeszcze wraca. , podobnie jak narkomania, „dzieci kwiaty" czy femi- f skrajności lesbijskie — ruchu Women's Liberation — ^zawsze w historii ludzkości okresom przesilenia kul- tNazywane bywały rozmaicie zależnie od czasów i kultur i obyczajów" lub w czasach antycznych: „O tempora, 43 Na fali tej pseudoinwazji, szczególnie w Polsce, gdzie 2 gadnienia seksu z dużym trudem przecierały sobie wtedy droj rozpoczęła się akcja oświaty seksualnej. Niedobrze się złożyło,: pornofala wystartowała w Polsce prawie równocześnie z oświa seksualną, która stanowi zdrowy pęd w rozwoju kultury życia se sualnego. Stawianie bowiem znaku równości między obu tak różn mi zagadnieniami otwiera szeroko drogę dla ataków pruderii i kc tuństwa. Niestety, nie tylko to — zaczyna się również „używać" zastę czo podręczników seksuologii, jak Van de Yeldego Życie seksual czy Małżeństwo doskonałe, szukając w nich wyłącznie „pozycj oraz „momentów" i w ten sposób wyznaczając im rolę literatu pornorozrywkowej. Pomimo że nasza oświata seksualna bardzo powoli i w maty dawkach przenikała do społeczeństwa, nie uniknęliśmy pewny negatywnych skutków, które stanowią cenę każdych prawie posl powych tendencji społecznych. Seksuologia jest nauką i podobr jak wszystkie inne dyscypliny naukowe rozwija się z wolna, skok mi, ulega różnym wahaniom od jednej krańcowości do drugiej dopiero po upływie lat następuje stabilizacja, która w sumie posin wiedzę i kulturę ludzką o kilka kroków do przodu. Odchylenia tak nie są szczególną właściwością seksuologii, jest to prawo, ale i cer jaką płacimy za postęp. Ostatnimi laty obserwujemy w Polsce ro kwit piśmiennictwa seksuologicznego, tak naukowego, jak i o ch rakterze popularnym, a co za tym idzie nasiąkanie społeczeństv wiedzą z tej dziedziny. Wiedza, jak każda wiedza zresztą, może być użyteczna, mo; być niebezpieczna. Seksuologia oprócz licznych drobniejszych z gadnień poruszyła dwa problemy, które wydawały się seksuologo społecznie najbardziej godne uwagi i najpilniejsze do rozwikłani Problemami tymi była sprawa onanizmu u młodzieży i dorosły< oraz oziębłości kobiet. Rozważania moje zawężą się tu do zagadni 44 nią oziębłości kobiet, które z upływem lat związało się w sposób trudny do rozgraniczenia z drugim zagadnieniem społecznym, a mianowicie z emancypacją kobiet. Trudno się dziwić, że te dwa problemy tak łatwo znalazły wspólny mianownik, ponieważ jeden i drugi dotyczy równoupraw- nienia kobiety, z tym tylko, że oziębłość ogranicza się wyłącznie do problemów łóżkowych, podczas gdy emancypacja obejmuje wszys- tkie zagadnienia życia kobiety w społeczeństwie. Ruch społecz- ny kobiet, zmierzający do równouprawnienia, stał się ruchem no- watorskim, powodującym głębokie przemiany społeczne. Kobieta, zamknięta dotąd w ciasnych ramach rodziny i całkowicie uzależ- niona od mężczyzny, nie miała szans — z wyjątkiem jednostek wybitnie utalentowanych, które miały dość siły, by rozwiązać wią- żące je konwenanse — na rozwinięcie swoich zdolności umysło- wych, artystycznych czy w ogóle życiowych. Emancypacja polska otworzyła kobiecie szerokie możliwości kształcenia, osiągania sa- modzielności w sztuce, nauce i różnych dyscyplinach pracy, dając jej szansę na rozwój wrodzonych zdolności, podobnie jak męż- czyźnie. Niestety, każdy ruch społeczny czy naukowy, najbardziej nawet pozytywny, ma swoją cenę, którą trzeba za niego zapłacić. Taka ceną emancypacji jak również wypaczeniem jej idei stały się próby stawiania całkowitego znaku równości między mężczyzną a kobietą. Dziś jeszcze przypominam sobie czołówki gazet krzyczące tytułami: „Kobieta na traktorze", „Kobieta podaje cegłę". Nie minę- ło dziesięć lat, gdy przekonaliśmy się, jak ujemnie wpływa na ko- bietę praca wymagająca dużych wysiłków mięśniowych, jak uszka- dza czynność hormonalną jajników i sprawy płodności wibracja towarzysząca pracy na traktorze. Dziś już te zapędy przeszły do historii, ale pojawiły się następne problemy. Okazało się, że kobie- ta zawodowo aktywna, samodzielna, pracuje w gruncie rzeczy na dwóch etatach: w domu i w zakładzie pracy, że ta wolność prze- 45 kształciła się w potworny kierat niewolniczy, zamykając jej wszelk szansę na kobiecość czy jakiekolwiek ludzkie życie. Szczęśliwie wykształcający się z wolna układ partnerski żeństwa, który stworzył życie, zapobiegając całkowitemu znis niu komórki rodzinnej, poprawił wyraźnie sytuacje w tym względ rozdzielając mniej więcej (raczej mniej niż więcej) sprawiedliv obowiązki mężczyzny i kobiety w rodzinie. Tyle o obowiązkach, ale mnóstwo szkód przyniosły nam rów nież przywileje. Jak równość, to równość. Wprawdzie Jerzy U bań we wstępie do książki Danuty Sękalskiej pt. Kobieta wyzwok na stwierdza, że „Polka nie zmierza do detronizacji mężczyzn; lecz pragnie z jego społecznej dominacji wyciągnąć maksimum kc rzyści dla biegu swego życia w kameralnej skali", zaś Michał Ra< gowski na łamach „Kobiety i Życia" podkpiwał, że na takie dictuo obruszyłyby się z pewnością amerykańskie feministki, gdyż icj celem była niewątpliwie „detronizacja mężczyzny", obalenie jeg posągu z hukiem i trzaskiem, a nie jakieś korzyści w „kameralni skali". Coś w tym jest!... ta kameralna skala to właśnie umiar i poczu cię rzeczywistości, natomiast szukając mocnego zadokumentowani swej równości niektóre kobiety noszą spodnie, piją wódkę i pal papierosy znacznie wcześniej i w większych ilościach niż mężczy^ ni. Skutki nie dają na siebie długo czekać, nie mówiąc już o ta| tragicznych, jak rak płuc, na co niegdyś chorowali tylko mężczyźni; a obecnie połowa chorych to kobiety, a co gorsza bardzo częstt młode, niewiele po trzydziestce. Próba osiągnięcia równowagi w sposób dosłowny jest ekspery mentem bardzo niebezpiecznym, ponieważ kobieta różni się od mężi czyzny w sposób zupełnie zasadniczy. Jak długo będzie ona rodzii i wychowywać dzieci, musi pielęgnować pewne wrodzone odręb ności fizyczne i psychiczne, które odgrywają zasadniczą rolę w tyci właśnie obowiązkach. Kobiety w pogoni za równouprawnienien 46 starają się nadmiernie upodobnić do mężczyzn, tracąc przy tym wszelkie walory i przywileje swojej kobiecości. Nie darmo w kultu- ize naszych babek przekazywanej z pokolenia na pokolenie przez dziesiątki, nawet setki lat istniały nienaruszalne zasady, normujące układy męsko-damskie. Zasady te chroniły macierzyństwo, ułatwia- ły opiekę nad potomstwem i uczyły kobietę, jak uszczęśliwić męż- czyznę i utrzymać go przy sobie, po to, żeby macierzyństwo i kobieta, dość bezbronna w tym okresie, zyskiwały ochronę silnego, męskiego ramienia. Ażeby to ramię było silne i męskie, kobieta musi być choć trochę słaba i nieporadna, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie się pchał z opieką do takiej Zosi Samosi, która wszystko sama, sama i to jeszcze lepiej niż którykolwiek mężczyzna. To, że w momencie zrywu kobieta potrafi sama i lepiej, wcale nie świad- czy, że w okresach swoich kobiecych słabości również to będzie potrafiła. A mężczyzna, stworzenie wygodne i leniwe, nadzwyczaj szybko traci wszelkie odruchy opiekuńcze i rycerskie, gdy nie widzi koniecznej potrzeby tego typu poczynań. Nasze babcie, aczkolwiek niewykształcone w nowoczesnej psychologii, znały jednak dokładnie fizjologię i odmienności płci i wychowywały swych mężczyzn w klimacie własnej słabości i nie- możności, wyzwalając w nich w ten sposób maksymalną zaradność, opiekuńczość i siły życiowe. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby współczesna kobieta, ucząca się, pracująca i mająca własne zainteresowania, szanowała męskość swojego mężczyzny i przyzwyczaiła się do opieki i troski nad nią i dziećmi, pomagając mu tylko w miarę potrzeby, a nie rozpychając się łokciami na przodujące miejsce w rodzinie, ponieważ jej rola jako matki pozostanie zawsze niezastąpiona i przodująca. Mężczyź- ni chętnie argumentują, że całą naukę, sztukę, kulturę świat zawdzię- cza talentom i pracy mężczyzn. A kobiety? Kobiety stworzyły, wychowały, uformowały psy- chicznie i umysłowo tych mężczyzn, gdy byli jeszcze dziećmi. I 47 można by napisać tomy o roli matki w tworzeniu ludzi wielkicl polityków, artystów i naukowców. Lekceważymy pod wpływem haseł o zrównaniu praw swój codzienne obowiązki wychowywania i kształtowania psychiki 01 uczuciowości naszych dzieci. Lekceważymy również kształtowani i rozwój kultury w rodzinie, której poziom leży przede wszystkim rękach kobiety. I tu doszliśmy do drugiego elementu naszych ważań, to jest do ujemnego wpływu emancypacji kobiet na s] podejścia do spraw seksu. Podobnie tu, jak i w omówionych poprzednio dziedzinach ży- cia, chęć dominacji wynikająca z nadmiernego upodobnienia do mężczyzny, stworzyła problem, który określiłam kiedyś mi; nem „polowania na orgazm". Kobiety, studiując pilnie literat seksuologiczną, doszły do wniosku, że w dawnych latach najwięk- szym nieszczęściem kobiety była oziębłość seksualna i niezdol- ność do przeżywania orgazmu. Zabawna sprawa, ale ten „zwie czyli słowo orgazm, narodził się bardzo niedawno, chyba razei z oświatą seksualną. Dotyczy to oczywiście słowa, a nie prz cia, które istnieje odkąd istnieją na świecie kobiety. Zdumiewają* sprawa: jomimo-że-niegdyś statystycznie 70% kobiet nie przeżyj t wało orgazmu w czasie stosunku, większość z nicfiltyła zadowolomf. r ze współżycia z mężem, czułości, serdeczności jaką ją otaczał j c rozlicznych przejawów ciepłej troski, wynikającej z roli opiekuna f p pana domu. Oczywiście było i wtedy wielu tyranów i dyktatorów! n ale powiedzmy uczciwie z ręką na sercu, w dobie rozkwitu emancy^ ni pacji, czy i dziś ich nie ma? Krańcowości zdarzały się zawsze, altpc ci wszyscy przeciętni ojcowie rodzin, którzy potrafili być opiekuńf czy i kochający, ci którzy rozkwitali w cieple troskliwości, podzi i uznania własnych kobiet, więdną marnie w mroźnym kli równouprawnienia. A kobiety lamentują wołając „gdzie ci mężczyź^ez; ni?", chociaż na skutek ich i wyłącznie ich błędnej polityki teąch; gatunek jest bliski wyginięcia. Do podobnych wniosków zdaje sifBM dochodzić pani Sekalska. Stwierdza ona w swojej książce, że coraz powszechniejszy jest dziś model „mężczyzny słabego", udręczo- nego życiem, nie dającego sobie rady. Gdyby rozpowszechnił się wśród gatunku istot tryskających przez wieki męskością byłoby to najdziwniejsze zwycięstwo feminizmu. Kobieta uwolniłaby się od samca o czym marzą damy z Women's Liberation, ale także i od partnera! Organizm kobiety jest zbudowany inaczej niż organizm męż- czyzny i nie na darmo strefy erotogenne rozsiane są u niej na całym ciele od stóp do głów. I nie bez kozery wrażliwość ich jest niejed- nokrotnie tak znaczna, że można doprowadzić kobietę do orgazmu pieszczotami uszu, dłoni, piersi czy też innych wrażliwych okolic skóry. I nieprzypadkowo wrażliwość seksualna mężczyzn jest zlo- kalizowana prawie wyłącznie w okolicy narządów płciowych, a przeżycia z tego regionu dają im maksymalne wzruszenia seksualne. Niemądre kobiety w pogoni za równouprawnieniem postawiły sobie za cel życiowy orgazm obejmujący wyłącznie narządy rodne i będą- cy dosłowną repliką orgazmu męskiego. I to wielkie nieporozumie- nie stało się najczęstszym źródłem dramatów rodzinnych, gdy ko- bieta na pozór szczęśliwa, mająca dzieci, dom, kochającego męża, rujnuje wszystko w poszukiwaniu identycznych przeżyć jak męż- czyzna. Próbuje osiągnąć ten cel rozmaitymi drogami, a to szukając przyjaciela, który zadowoli jej wszystkie wymagania lub w ostatecz- ności zadręczając męża ciągłymi utyskiwaniami, że orgazm nie taki, nie pochwowy, łechtaczkowy, że nie w trakcie, a przedtem lub potem... Najczęściej przygodny romans ukazuje takie same mankamen- ty jak współżycie z mężem, a nierzadko fatalnie odbija się na mał- żeństwie. Prześladowanie natomiast męża w ciągłej pogoni za takimi czy innymi przeżyciami, powoduje załamanie się psychiczne kru- chych z natury w tej dziedzinie chłopów, doprowadzając ich do mniejszej czy większej impotencji. 49 I tak ręka w rękę emancypacja i oświata seksualna, oczywiś źle rozumiana, zamiast korzyści, stwarzają w miłości i małżeńst1 mnóstwo konfliktów, nieporozumień i nieszczęść, które są wy ceną, jaką płaci za wyzwolenie i postęp współczesna kobieta. •t Uroda miłości Jest taka piosenka francuska: „pada deszcz, pada deszcz, jakiżl to piękny czas dla żabki". Podobnie my, przez cały rok zmarznięci! ludzie, latem rozpościeramy skrzydła. Gdy przygrzeje słońce, zarazi przychodzi nam do głowy taka miłość jak w starożytnej Grecji albol na plaży dla nudystów. Nareszcie jest przewiewnie, nadmiar przyo-l dziewku nie przysłania biustów, nóg i torsów męskich, no i zaczynaj się cudowny czas dla człowieka. Czas na miłość. Na miłość i seks j radosny, odprężający, słoneczny, podobnie jak otaczająca nas przy- j roda. I może właśnie ten nastrój beztroski i ciepła nie tylko fizycz- nego, ale i uczuciowego pozwoli nam wyjść z mrocznych zaułków „polowania na orgazm", jak na groźnego zwierza z zębami i pazu- j rami. Miałam któregoś lata żałosny telefon gdzieś z drugiego końca j Polski od dziewczyny, która ma dwoje dzieci, kochającego męża i wszystko wydawałoby się świetnie, ale... I zaczyna się wyliczanka, że jednak orgazm nie zawsze, a w ogóle to tylko łechtaczkowy, a nie pochwowy i czasem przy stosunku, ale częściej przed lub po, pod j wpływem pieszczot (uwaga, te pieszczoty już coś mówią o stara- niach partnera). Sytuacja wydaje się dziewczynie tragiczna, a na dnie tych żalów znowu „polowanie na orgazm" i jak wynika z tej rozmowy, nie tak w ogóle, tylko na zupełnie szczególny gatunek, taki o złotych rogach i kopytkach jak konik z bajki. I co począć w tej sytuacji? Skończmy wreszcie z tym „polowaniem". Przecież szczęście 50 wiście istwie ysoką nie zamyka się w przeżyciu jakiegoś wąsko określonego regułami odczucia fizycznego, tylko w radosnej zabawie. Lata mijają, mło- dość ucieka i kiedyś dojdziemy do wniosku, że były to cudowne warunki do śmiechu, tkliwości, pieszczoty i wszelkiego rodzaju przejawów wzajemnego sentymentu, a myśmy zmarnowali ten czas, filozofując jak dawniej scholastycy „ile diabłów mieści się na ostrzu szpilki", a spędzali oni na tym zbożnym zajęciu nieraz całe życie. Podobnie na uganianiu się za orgazmem możemy zmarnować pół życia albo i całe bez większych trudności. Zapytano mnie kiedyś w wywiadzie prasowym, jak wyobrażam sobie osiągnięcie szczęścia w życiu, do jakiego celu zmierzam? Odpowiedziałam wtedy, że nigdy nie lubiłam stawiać sobie nieosią- galnych celów, ponieważ w pogoni za lisem tracimy często to, co najcenniejsze w życiu, to znaczy pogodę i szczęście codziennego dnia. Wydaje się to tak proste, że aż prymitywne, ale znacznie prościej jest postawić sobie cel nieosiągalny, a potem całe życie mieć powód od frustracji i niezadowolenia, niż zbierać troskliwie wszy- stkie okruchy szczęścia, jakie niesie dzień powszedni. Na przykład, na wakacjach mamy ogromne pole do popisu dla naszej wyobraźni seksualnej, ponieważ warunki odmienne od po- wszednich otwierają wiele możliwości. Na przykład miłość w śpi- worze. I tu trzeba kombinować jak się pieścić i jak dać sobie maksi- mum przyjemności i zadowolenia w przestrzeni, w której ledwo możemy się poruszać. A może by tak spróbować stosunku prawie nieruchomego, w trakcie którego korzystamy z pocałunków, muska- nia, łaskotania rzęsami, dotykania, głaskania, zabawy włosami par- tnera (uszy też są nie do pogardzenia). Pozostając „narządowe" w bezruchu starać się zwiększać podniecenie seksualne za pomo- cą skurczów mięśni narządu rodnego kobiety (pisząc wykwintnie), drobnych poruszeń obrotowych miednicami partnera i partnerki. Korzystając z szerokiej gamy najróżniejszych pieszczot i metod, które tworzą ad hoc w ograniczonej przestrzeni ludzie nie pozbawie- '*" 51 ni wyobraźni, osiągamy większa czy mniejszą satysfakcję seksualną, j którą poprzedza szeroki wachlarz czułości i pieszczot. J musimy zrozumieć, że rzecz jest nie w samym celu, ale w bogactwie elemen- tów składających się na drogę do tego celu. Kiedyś jeden z amerykańskich seksuologów wymyślił metodę carrezy, .która polegała na pozostawaniu w bezruchu po połączeniu się seksualnym uwznioślając jednocześnie słowem, gestem i innymi metodami poziom swoich przeżyć. Pan ten uważał wytrysk i normal- ne zakończenie stosunku za prymitywizm i prostactwo w dziedzinie seksu. Ja nie posuwam się aż tak daleko. Nie twierdzę, że nietaktem byłoby osiągnięcie orgazmu, ale nie uważam również, że cel jest ciekawszy od drogi. Wakacje to wolny czas, a wolny czas pozwala nam zerwać ze straszną koniecznością wiecznego pośpiechu, więc bawmy się dla samej zabawy, nie stawiając w ogóle celów. Lato stwarza nam szansę zrozumienia radości, jaką daje wspólna węd- rówka po cudownych zakamarkach własnych ciał. Myślę, że wiele odkryć można zrobić przy tej okazji. Druga szansa: jezioro, słońce, odludne miejsce, gdzie możemy sobie pozwolić na igraszki delfinów w stroju Adama i Ewy. Pływa- nie nago w ciepłej wodzie uczy naszą skórę reagowania na drobne łaskotanie i muskanie fali wodnej, tworzy możliwość —przeciwnie jak poprzednia sytuacja — maksymalnej ruchliwości i niesłycha- nych akrobacji, które były nie do pomyślenia na lądzie ze względu na wagę naszych ciał. Natomiast w królestwie Archimedesa, gdzie ciało traci na wadze tyle, ile waży woda przez nie wyparta, staje się lekkie jak piórko, co umożliwia noszenie partnerki nawet na jednej ręce, nie tylko na dwóch. Wymykanie się, zwinne ucieczki, gonitwy, ocieranie się, przytulanie i pocałunki, baraszkowanie w wodzie jak ryby. Splatanie i dotykanie się całym ciałem w pozycjach stojących, leżących, nawet do góry nogami, gdy kto umie nurkować. I znów pedant zapyta: jak można odbyć stosunek w wodzie? Może można, może nie można, ale zabawy jest mnóstwo, wspomnienia cudowne 52 na całą jesień i zimę, a finał? Cóż, finał to rzecz tak pospolita. Może być, może nie być... Nauczmy się wreszcie wzbogacać swoje życie seksualne o nieskończoną ilość pieszczot, żarcików, zabaw w ciuciubabkę, go- nitw, wyczynów pływackich... Przypomnijmy sobie ponownie wio- dące hasło mojej seksuologii: wróćmy dojradosnej zabawy wedwoje w łóżku i nie w łóżku. Trzeba wreszcie zrozumieć, że szczęście leży rna drodze,j nie w celuj im mniej za nim gonimy, tym na koniec więcej otrzymujemy. Człowiek rozbawiony, roześmiany, odprężony cieszy się życiem i przeżywa wszelkie pieszczoty fizyczne znacznie głębiej i intensywniej niż ten, który zawzięcie ciężko pracując musi (?) osiągnąć orgazm. Na zakończenie tych wyczerpujących letnich igraszek przyto- czę wspomnienie jednej z pacjentek z wędrówki po puszczy. Zmę- czeni wielogodzinnym marszem i przedzieraniem się przez różne niedostępne komysze, wygrzani słońcem i przepełnieni miłością, tkliwością i ciepłem wzajemnego uczucia, położyli się w gęstych paprociach w cieniu brzóz, aby chwilę odpocząć. Słońce łaskotało zamknięte powieki, pszczoły i żuki brzęczały, a oni leżeli bez ruchu trzymając się za ręce szczęśliwi bez reszty. Nagle coś głośno fuknęło nad ich głowami. Kiedy otworzyli oczy, spostrzegli ze zdumieniem wielką, kosmatą mordę łosia, który próbował obwąchać to dziwne znalezisko, jakie napotkał w lesie. Wybuchnęli śmiechem, łoś oczy- wiście dał drapaka. Kończąc swą opowieść dziewczyna uśmiechnęła się i powiedziała: zrozumiałam wtedy, co miał na myśli Faust mó- wiąc: Chwilo, chwilo trwaj wiecznie, jesteś tak piękna. Może to dziwne, może nie, ale uważała tę chwilę za najcenniejsze wspomnie- nie swojej miłości. it\ Rozdział fl » Zmysły Śpiewali niegdyś „Skaldowie", że nie w tym sztuka, by złapać króliczka, ale by gonić go, ale by gonić go!... I tak w miłości dwojga ludzi sztuka zawiera się w kulturze pieszczot i wszystkiego co „przedtem" — a nie tylko, jak w porno- -filmach pokazują czy opisują — co i w co! O kulturze tego co „przedtem" opowiedzą miłym czytelnikom rozdziały o roli zmysłów w miłości wybrane z mojej Sztuki kochania. Wyobraźnia Stendhal w swojej książce O miłości napisał: Kochać to odczu- wać rozkosz oglądając, dotykając, czując wszystkimi zmysłami, jak można najbliżej istotę kochaną i obdarzającą nas miłością. W momencie narodzin miłości i przez cały okres jej trwania zmysły odgrywają zasadniczą rolę. Zaczyna się od wzroku i słuchu, które oddziałują za pośrednictwem psychiki na ośrodki seksualne w mózgu. Potem węch — mogący sygnalizować z daleka obec- ność partnera lub budzić najbardziej intymne przeżycia w bezpo- średnim kontakcie. Zmysł węchu znajduje się na granicy doznań czysto fizycznych i psychicznych, pobudzających wyobraźnię. Na- stępnie przychodzi kolej na bodźce fizyczne odbierane zmysłami smaku i dotyku. Zmysły te odgrywają zasadniczą rolę w kontaktach bezpośrednich, podrażniając czuciowe zakończenia nerwowe, znaj- dujące się na całym ciele, skąd bodźce wędrują do ośrodka orgazmu w mózgu. Gdy rolę dominującą zaczyna odgrywać zmysł dotyku, psychika się wyłącza i nie jest dobrze, jeśli nie wyłączy się całkowi- 54 cię. Kontrola psychiczna nie jest wtedy potrzebna, może natomiast wywoływać wiele zaburzeń w przebiegu odruchowych funkcji na- rządów, stając się źródłem powstawania nerwic seksualnych. Jak już wspomniałam, wrażenia wzrokowe, słuchowe i węcho- we pobudzają ośrodki seksualne w mózgu za pośrednictwem po- szczególnych zmysłów, ale... podniety psychiczne, jak np. wyobra- źnia kształtu, barwy, dźwięku czy zapachu również oddziałują na ośrodek orgazmu bezpośrednio z pominięciem receptorów zmysło- wych. Jak widać, występuje tu bardzo skomplikowany system sy- gnałów oraz różnorodność dróg przewodzenia. W labiryncie psychiki ludzkiej drogi życia seksualnego należą do najbardziej zawiłych i trzeba stale myśleć i sterować nimi, aby uniknąć katastrofy czy rozczarowania. Jednym słowem w dziedzinie jpsychiki i uczuciowości trzeba myśleć, a w trakcie przeżyć fizycz- nych myślenie jest surowo wzbronione — sytuacja wcale niełatwa, ~alL warto o tym wiedzieć. Mówiąc o wyobrażeniach kształtu, barwy czy dźwięku, wcho- dzimy na teren wyobraźni, która obejmuje tak poszczególne najpro- stsze elementy składowe bodźców seksualnych, jak i całego czło- wieka lub jakieś określone sytuacje życiowe. Wyobraźnia w miłości jest potężną siłą inicjującą, przyciągają- cą i utrzymującą jej trwałość, ale wyobraźnię trzeba kształcić i roz- wijać, podobnie jak wiele mechanizmów fizycznych i psychicznych. Już we wczesnym dzieciństwie rozpoczyna się kształcenie wy- obraźni w zabawach dziecka. I tu rodzice, zamiast pomagać dziecku w rozwoju, przeszkadzają, kupując mnóstwo pięknych zabawek — żeby miało się czym bawić! Nic bardziej fałszywego! Nic bardziej — przeciwko wyobraźni. Pamiętam przepyszne zabawy w sklep, do których potrzebna była „kaszka" z krwawników, kamyczki, piasek, tarta cegła, a przede wszystkim mnóstwo skorupek i szkiełek, tros- kliwie zbieranych po świecie. Pamiętam wyścigi na saniach zaprzęg- niętych w renifery i podróże łodzią podwodną „Nautilus" albo galop ' 55 na mustangu przez prerie, gdy jedynym instrumentem tych pasjonu- jących wypraw był leżący pień starej wierzby, wyglansowany do j połysku dziecięcymi nogami i pośladkami. Pamiętam nie kończące się zabawy w tatę i mamę z lalkami i misiem w kąciku za szafą, gdzie był dom i szpital, i szkoła, zależnie od potrzeby, a na półce z zabawkami stał zakopiański domek dla lalek z pełnym umeblowaniem — nie ruszany. Modele samochodów i samolotów zdalnie sterowanych, pocią- gi z ogromną liczbą szyn, zwrotnic, mostów, naśladujące w szcze- gółach wiernie rzeczywistość, są zbyt realne, nie dają pola do wy- obraźni, a dziecko musi mieć warunki do fantazjowania i największą uciechę sprawia mu wymyślanie własnych form i odmian zabawy. Przed kilku dniami widziałam w TV reklamę: siedzi sobie dwóch chłopców (7-8-letnich) na płocie i nudzą się. Jeden mówi: — A wiesz dostałem wczoraj od taty samolot... Drugi mówi: —A ja też dostałem wczoraj od taty samolot. Po czym obraz się oddala i na łące za płotem widać dwóch tatusiów puszczających z zapałem samoloty... Tak to bywa z mechanicznymi zabawkami — najlepiej bawią się tatusiowie! Stopniowo dziecko wyrasta z zabawek, a wchodzi w s'wiat książek, i tu znowu wyobraźnia ma wiele do powiedzenia. Wyobra- żamy sobie bohaterów powieści, ich domy, stroje, przeżycia, wyob- rażamy sobie tak żywo, że stają się naszymi przyjaciółmi, nieomalże żywymi ludźmi. Robinson Cruzoe, Ania z Zielonego Wzgórza, Bari, syn Szarej Wilczycy czy Kubuś Puchatek stoją cierpliwie na półce i czekają na nasze odwiedziny. Dziś (tzn. w latach dziewięćdziesią- tych) niestety telewizja i video, coraz bardziej wypierają książki z dziecięcego pokoju. A skutki tego nie dadzą na siebie długo czekać, gdy doros'niemy zobaczymy jak trudno i nudno się kochać, gdy w dzieciństwie nie rozwiniemy sobie wyobraźni. Konsumpcja bowiem i pieniądze nigdy fantazji nie zastąpią. 56 Potem, kiedy w okresie dojrzewania budzą się zainteresowania seksualne, zaczyna się polowanie na książki o miłości, które zresztą rodzice, wychowawcy czy nauczyciele wydzierają z rąk z okrzy- kiem: To nie jest książka dla młodzieży! — i starannie chowają pod kluczem. Czego się obawiają? Obudzenia wyobraźni seksualnej! Wyob- raźnię bowiem i jej igraszki w dziedzinie seksu uważa się za bardzo niebezpieczne i podniecające młodzież. Dawniej obawiano się książek „nie dla młodzieży". Obecnie mamy jeszcze inne zakazy, dotyczące filmów czy spektakli telewi- zyjnych, ale podejrzewam, że nasi rodzice mieli znacznie bardziej umotywowane powody do obaw niż dzisiejsi. Najpiękniejszy nawet film czy widowisko telewizyjne traktujące o miłości daje obraz gotowy na miarę przeciętnego widza, a książka o miłości działa jak bodziec pobudzając wyobraźnię. Jak interesująco, jak pięknie i pod- niecająco wyobraźnia nie hamowana żadną cenzurą malowała nam perypetie kochanków z powieści, przekonaliśmy się niejednokrotnie konfrontując naszą wersję miłości oraz postaci wyobrażanych boha- terów romansu z osnutą na wątku czytanej powieści wersją filmową czy telewizyjną. Widziałam mnóstwo filmów realizowanych według znanych mi od lat powieści i prawie zawsze stwierdzałam, że to nie to. Czułam się oszukana i rozczarowana. Wyobraźnia odgrywa niemalże równie ważną rolę, a niekiedy ważniejszą nawet niż wrażenia konkretne, odbierane przez wszyst- kie nasze zmysły. Ona pierwsza wprowadza nas w świat seksu i miłości. Wystarczy przypomnieć sobie swój pierwszy pocałunek i ukryte marzenia —jak to będzie? Pewnego dnia nasze marzenia konfrontują się z rzeczywistoś- cią. I co wtedy? Zwykle jakiś uścisk bardzo niezręczny, zetknięcie warg, nieporadne, wstydliwe czy gwałtowne... I zdumienie, że to już wszystko. A gdzie szaleństwa seksualne, przeżywane w wyobraźni 57 przy tej okazji? — zastanawiają się rozczarowani. Czyżby rzeczy- wistość była aż tak uboga i nieciekawa? Okres oczekiwania na pieszczotę, wypełniony intensywne prą- J ca wyobraźni, wytycza perspektywy przyszłych wzruszeń i stawia l nam przed oczyma cel, do którego później już świadomie zmierzamy w rzeczywistości. Jeżeli zbyt szybko chcąc zdobyć partnera przerzucamy się po- spiesznie od pieszczoty do pieszczoty, nie zostawiając sobie czasu na prace wyobraźni, przeżywamy wszystko bardzo pobieżnie i płyt- ko. Napięcie seksuaJne nie ma czasu wzrosnąć i nabrać intensyw- ności, koniecznej do pełnego rozładowania. Cel osiągnięty w sposób tak niedbały i pobieżny nie ma nic wspólnego z zawrotnymi szczy- tami uniesień, jest po prostu małym, nieciekawym pagórkiem bez perspektyw, za którym bezpośrednio czyha nuda. ^W miłości pośpiech jest fatalnym błędem. Nie należy się spie-_ szyć. Trzeba pozwolić pracować wyobraźni. Następnym polem do popisu i ćwiczenia wyobraźni jest poezja — a szczególnie poezja miłosna, np. Konslantego IldefonsaJ3ał- czyńskiego, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Bolesława Leś- miana, Haliny Poświatowskiej oraz wieluJnnych f»etów, zależnie od upodobali i wyboru. Piękny język, barwne porównania, oprawio- ne w melodię słów i fantastyczną nieraz scenerię, nadają się znako- micie do kształtowania wyobraźni czytelnika. Poezja to niewyczer- pany skarbiec subtelnych przeżyć i odcieni miłości. Poezja miłosna z reguły przemawia znacznie bardziej do wyobraźni kobiet niż męż- czyzn, ale inteligentny kochanek chętnie z niej korzysta. Epistolografia miłosna stanowi również duży rozdział literatury pięknej. Listy pisali sławni ludzie, królowie i poeci. Dziś stanowią one dla nas kopalnię wiadomości o ich życiu, uczuciach i charakte- rach. List to literatura dostępna dla każdego i każdy może w tej dziedzinie spróbować swych możliwości uzewnętrznienia myśli i uczuć. 58 Niestety w chorobliwym pośpiechu dnia dzisiejszego zanika piękna sztuka pisania listów. Wypierają telefon lub telegraf, np. — Stop — czekaj w czwartek — kocham — całuje Janek... — i to wszystko. Obawiam się, że za sto lat bardzo niewiele będzie wiado- mo o uczuciach i życiu wewnętrznym współczesnych wielkich ludzi. Chyba że rozwijająca się obecnie bujnie literatura pamiętnikarska ocali nasze życie i przeżycia od zapomnienia. Nie zawsze miłość układa się gładko i kochankowie mogą być razem. Częściej rozstają się na krótszy czy dłuższy okres i wtedy znakomitą możliwością wymiany wzruszeń i myśli stają się listy. Korespondencja podtrzymuje uczucia i chroni je od zapomnienia. Podobno można nawet listownie nawiązać kontakt uczuciowy i za- kochać się, a są ludzie, którym łatwiej wyrazić miłość i uczucie w liście niż bezpośrednio. W czasach naszych babek mawiano, że nic tak nie plami kobie- ty jak atrament. Nie było natomiast żadnych zastrzeżeń w tej mierze dotyczących mężczyzny. Stara, dobra zasada jest prosta i zawsze niezmienna — męż- czyzna prosi, zdobywa, wyjawia swoje uczucia, kobieta natomiast! pozwala się uwodzić i czarować, ale sama tak w słowach, jak i w listach nie powinna ujawniać zbyt bezpośrednio swego zaangażowa-, nią. Jednym z bardzo współczesnych środków budzących wyobraź- nię za pomocą słowa jest telefon. Dobrze znam przypadki omyłek telefonicznych i budzącego się zainteresowania głosem rozmówcy. Męski głos, niski, o pięknej barwie tłumaczy pomyłkę, rzuca jakiś żart czy komplement i zaczyna się rozmowa. Jeśli interesującemu głosowi towarzyszy jeszcze uwodzicielski dowcip, błyskotliwy ref- leks i poczucie humoru, nawiązuje się flirt słowny i... wyobraźnia zaczyna działać. On widzi właścicielkę miłego głosu, przystojną, młodą, inteli- gentną i dowcipną, sposób prowadzenia rozmowy, pełny seksu i 59 wdzięku kobiecego, sugeruje mu w wyobraźni istotę pociągającą, w jego typie. Ona wyobraża sobie np. wysokiego szatyna, o gęstej czuprynie, ciemnych oczach i pięknych rękach i... wyobraźnia działa, tworząc Judzi, sytuacje, uczucia. Wreszcie po iluś tam przegadanych przez telefon wieczorach umawiają się na spotkanie. I tu często rzeczywistość płata figle naszej wyobraźni, ponieważ rzadko się zdarza, że piękny głos, inte- ligencja i dowcip idą w parze z urodą (chociaż i tak bywa). Spotyka się pulchny, łysawy grubasek z nieefektowną niepozorną dziewczy- ną o miłym uśmiechu i gdyby nie telefon i wyobraźnia, nigdy by na siebie nie zwrócili uwagi. Instrumentami wyobraźni są jeszcze flirt i kokieteria. O flircie napiszę szerzej w rozdziale opisującym zmysł słuchu. O kokieterii pomówimy teraz. Kokieteria angażuje wszystkie zmysły: wzrok — to zgrabne ruchy, uwodzicielskie gesty, spojrzenia wiele obiecujące, strój i oryginalne ozdoby zwracające uwagę; słuch — to barwa głosu, miękka, intymna, sposób mówienia, śpiew, gra słów; węch — to perfumy, świeżość, czystość; wreszcie dotyk — to muskanie, ocie- ranie, dotknięcia dłoni, przytulenie w tańcu. Istotę kokieterii stanowią nie tylko bodźce i drażnienie zmys- łów, ale ich rytmiczność. Do walorów rytmiczności bodźców seksu- alnych będę jeszcze niejednokrotnie wracała w dalszych rozdzia- łach, tu zaznaczę jedynie, że rytmiczność bodźców jest specyfiką ośrodków seksualnych i działa na nie silnie pobudzająco. Kokieteria to nieustanne zmiany nastrojów, przyciąganie i od- pychanie na przemian. W efekcie takich zabiegów następuje sumo- wanie się podniet i doprowadzenie partnera do bardzo wysokiego poziomu napięcia seksualnego. Kokieteria jest zwykle bronią kobiet, ale i mężczyźni chętnie z niej korzystają, chociaż w nieco innej formie. 60 Kobieta, wabi, uwodzi, czaruje, obiecuje gestem, wzrokiem, | (potem nagle odwraca się i czaruje innych (z umiarem!). Gdy partner jest zmartwiony i zaniepokojony, znowu przywraca go do łask, aby po jakimś czasie na pozór o wszystkim zapomnieć. Mężczyźni, szczególnie wytrawni uwodziciele, także stosują kokieterię: szaleją, wielbią, zarzucają kwiatami i telefonami — ona zaczyna być mila, ale nagle — cisza, nie pisze, nie telefonuje, przy spotkaniu jest bardzo zaaferowany swoimi sprawami, niemalże grzecznie obojętny. Dziewczyna uświadamia sobie wtedy nagłą po- trzebę jego czułości i uwielbienia, stwierdza, że zaangażowała się uczuciowo znacznie bardziej niż myślała. Niespodziewanie, gdy już oswoiła się z nastrojem smętnej rezygnacji, znowu pojawia się on — czarujący, z kwiatami, komplementami, zaproszeniem na dan- cing czy do teatru i huśtawka zaczyna się od początku. Kokieteria jest jednym z najsilniejszych psychicznych środków wabiących, zmusza do pracy wyobraźnię, która raz maluje w czarnych barwach obrazy zerwania, to znowu promienne perspektywy wspólnych prze- żyć. Niepokój i niepewność odpływu pozwalają w pełni docenić chwile ciepła i harmonii. vKokieteria, podobnie jak biel i czerń w malarstwie, daje życiu walor i plastykę, chroni miłość przed nudą i monotonią. Zmuszanie partnera do oczekiwania, odświeżania pragnień i tęsknot, tak fiżycz: nych, jak i psychicznych, to ćwiczenie wyobraźni, zwiększanie na- tężenia uczuć i świadome wzmaganie napięcia seksualnego. Operowanie zmianami nastroju i kontrastami spotykamy zresz- tą nie tylko w życiu osobistym, ale i w muzyce, sztuce dramatycznej, literaturze czy malarstwie i umiejętne zestawienie kontrastów decy- duje o ich wartości artystycznej. Mówiąc o kokieterii, należy podkreślić konieczność umiaru i wyczucia przy jej stosowaniu. Niezręczna kokieteria, np. słodkie minki, mizdrzenie się i nazbyt pieszczotliwa mowa, może zrobić wrażenie wręcz odpychające. Minoderia i gruchanie, nie pasujące 61 ani do wyglądu, ani do wieku kobiety, budzą u partnera śmiech i chęć ucieczki, a ponadto są niesłychanie nużące dla otoczenia. We wszystkim konieczny jest umiar, bo inaczej przypomina się nam piosenka Miry Zimińskiej „Bo ja przy tobie jestem taka mała" i komentarz przyjaciółki: „Ona mała? jaka mała? onaż krowa!" Oprócz niezręcznej kokieterii występuje jeszcze często pułapka wyobraźni — to nadmierny udział fantazji w miłości, idący w parze z brakiem poczucia rzeczywistości. Związek dwojga ludzi, oparty wyłącznie na romantycznej miłości i wyobraźni, skazany jest z góry na niepowodzenie. Miłość taka jest próbą zaspokojenia własnych pragnień i tęsknoty za pomocą wyobraźni. Tworzymy sobie wy- imaginowanego kochanka i przypisujemy jego walory konkretnej osobie. Przychodzi jednak chwila, gdy rzeczywistość budzi nas w sposób bardzo przykry z urojonego snu. Pojawia się konieczność nawiązania wzajemnego, pełnego kontaktu psychicznego w atmos- ferze realizmu. Wtedy małżeństwo rozpada się tym szybciej, im więcej było fantazji, a mniej rzeczywistego wzajemnego poznania. Nie znaczy to bynajmniej, że miłość musi być całkiem realna i przyziemna. Wyobraźnia powinna być wzbogaceniem, urokiem i ozdobą miłości, ale nie może być jej podstawą. W jednym jeszcze procesie psychofizycznym, bardzo ważnym dla kształtowania się seksualnej części miłości, wyobraźnia odgrywa zasadniczą rolę: w rozwoju odruchów warunkowych. Sygnał ode- brany za pośrednictwem zmysłów budzi skojarzenia w wyobraźni i zależnie od tych skojarzeń powstaje pozytywna lub negatywna re- akcja seksualna. Rozdział omawiający rolę zmysłów w miłości jest jednym z najważniejszych w Sztuce kochania, uczy bowiem, że trud włożony w okresie narodzin miłości jest szkołą mechanizmów i reakcji, pilnie rejestrowanych wzajemnie przez partnerów. Po ślubie zaś bynaj- mniej nie odrzucamy do lamusa wypróbowanych we wcześniejszym okresie metod i rekwizytów, jak kwiaty, nastrój, piękne słowa czy 62 dbałość o wygląd zewnętrzny. Nadal tworzymy z tych elementów w najrozmaitszym wyborze i układzie każdorazowo preludium do sto- sunku. Każdy stosunek później powtarza jak gdyby w skrócie historię miłości. Zmysł wzroku Nie darmo mówimy „wpadła mu w oko" lub „miłość od pier- wszego wejrzenia". Wrażenia wzrokowe najczęściej —a szczegól- nie u osób młodych — są motorem budzącej się miłości. Sprawa przedstawiałaby się ponuro, gdyby uroda zewnętrzna była najważ- niejszym i jedynym warunkiem miłości. Uwarunkowanie takie jest raczej przejawem niedojrzałości życiowej. Zakochałem się w niej czy zakochałam się w nim, bo jest taka ładna, zgrabna, taki przystoj- ny, elegancki. Spotykamy zwykle podobne motywacje w większości listów od nastolatków. Jasne, że także w dojrzałych latach uroda i wygląd zewnętrzny mają duże znaczenie, ale wtedy już wiemy, że nie ma nic bardziej nietrwałego jak oczarowanie urodą. Na szczęście dla większości nieurodziwych uroda i wrażenia wzrokowe powszednieją niezwykle szybko i już po kilku miesiącach czy latach przyzwyczajenia patrzy- my nie widząc, a wtedy dochodzą do głosu inne wdzięki i zalety, początkowo nie zauważone. Bieda, jeżeli ich brakuje — tym więk- sze rozczarowanie. Tu właśnie tkwi szansa dla nieurodziwych, ale ciekawych, dowcipnych, inteligentnych i posiadających miły sposób bycia na co dzień. Na marginesie naszych rozważań warto przestrzec, że ludzie wybitnie piękni są zwykle nieciekawi i egocentryczni. Pieszczeni od dziecka zachwytami otoczenia, dochodzą szybko do wniosku, że im 63 się to należy, bez najmniejszego wysiłku z ich strony, i współżycie z nimi na co dzień nie jest ani proste, ani łatwe. W dziedzinie wrażeń wzrokowych podniecająco działa nie tyl- ko widok partnera, ale również inne elementy z nim związane. Istnieją jednak różnice między reakcjami mężczyzny i kobiety na podniety wzrokowe. Mężczyzn podniecają wszelkiego rodzaju przedmioty specy- ficznie kobiece, jak np. staniczki, majteczki, chusteczki, bielizna nocna. Przedmioty kojarzące się z toaletą kobiety, jak perfumy, puderniczki, szminki, przybory toaletowe. No i przede wszystkim obrazy, rzeźby i fotografie aktów kobiecych oraz ilustracje porno- graficzne. Poza tym — role kobiece w filmie, telewizji, tancerki w balecie itp. Często również budzą zainteresowanie mężczyzn pewne specyficzne cechy kobiece, np. jednego partnera podniecają kobiety perwersyjne, wampowate, innego słodkie błękitnookie kobieciątka, innego wreszcie modne sexbomby. U kobiet elementy podniecające są bardziej zróżnicowane, przekształcone przez wyobraźnię, nie tak bezpośrednie. Często związane są z wytworzonymi w przebiegu życia reakcjami odrucho- wymi, które się wiążą ze wspomnieniami miłości. Na przykład jedna z moich pacjentek nosiła w torebce piękny rogowy grzebień swego ukochanego jeszcze wiele lat po rozstaniu się z nim i twierdziła, że ilekroć go wyjmuje, wracają natychmiast w wyobraźni podniecające wspomnienia przeżytych razem chwil. Jedną z ulubionych jej pie- szczot było wichrzenie, głaskanie i czesanie jego bujnej kędzierza- wej czupryny. W przeciwieństwie do mężczyzn, kobiety bardzo rzadko pod- niecają ilustracje, zdjęcia czy męskie rysunki pornograficzne. Nato- miast intensywnie przeżywają seksualne sceny filmowe i telewizyj- ne, przypominające im sytuacje niegdyś przeżyte. Wzruszają się i podniecają czytając książki o miłości, przy czym wcielają się chętnie w ulubione bohaterki, przeżywając głęboko ich szaleństwa i dramaty 64 sercowe. Oddziałują również na kobiety pewne elementy urody męskiej, związane z erotyczną historią ich życia. Czasem są to oczy czarne czy zielone, czasem czupryna kędzierzawa, łysinka (jak twie- rdzą naukowcy, łysina u mężczyzny jest wykładnikiem wysokiego poziomu hormonalnego, a co za tym idzie — dużych możliwości seksualnych) czy też jedwabisty ,jeż". Czasami gładkość skóry, ciepły uścisk, zapach tytoniu i wody kolońskiej. Czasem utwór muzyczny czy przebój taneczny kiedyś z nim tańczony lub specjalny jakiś rodzaj pieszczot. Mężczyźni magazynują obrazki, zdjęcia i rysunki pornogra- ficzne dla celów erotycznych. Kobiety magazynują wspomnienia seksualne miłości przeżytych, a często tylko wyobrażonych „na temat" kochanego mężczyzny. Kluczem do sezamu wspomnień i wyobrażeń seksualnych są troskliwie przechowywane pamiątki (drobiazgi, listy, zdjęcia). Przedmioty, na które wystarczy spojrzeć, aby wszystko stanęło jak żywe przed oczyma wyobraźni. Moda, czyli przepisy na rodzaj stroju, fryzury a nawet sposobu bycia, była i jest potężnym narzędziem zmierzającym do podkreśle- nia walorów męskich czy kobiecych, a także elementem budzącym za pośrednictwem wzroku zainteresowania seksualne. Egipcjanki starannie malowały oczy, nagie piersi ozdabiały klejnotami, a spódniczki ich choć długie, zrobione były z przezro- czystych, mieniących się tkanin. Mężczyźni w Egipcie chodzili pra- wie nago, ozdabiając się tylko biżuterią i wąską przepaską na biod- rach. Natomiast dla obu płci jednym z najważniejszych elementów stroju były peruki, bujne, obfite, bogato trefione, podczas gdy głowy golono na zero. Grecy chodzili prawie nago. Zdobiła ich skóra, wypielęgno- wana oliwą i ćwiczeniami na świeżym powietrzu, elastyczność ruchów i sprawność fizyczna. Okrywali się tuniką — lekkim ka- wałkiem materiału udrapowanym tak, by podkreślał harmonijną bu- dowę ciała. 65 Średniowieczny strój zmierzał do ukrycia wszelkich pokus cielesnych, ubierając kobiety i mężczyzn w obfite zwoje tkanin ciężkich, ułożonych w proste fałdy tak, aby nic nie podkreślało interesujących wypukłości ciała. Ukryto starannie ręce, nogi, ramio- na, szyję i głowę owinięto tkaniną, ale... czy tak staranne okrycia nie podniecały bardziej niż nagość starożytnej Grecji? Nagość nie była wtedy niczym wstydliwym, była rzeczą najnaturalniejszą w świecie. Ksiądz Hieronim Coignard — bohater powieści Anatola Fran- ce^ — dyskutując z rzecznikiem Ligi Obyczajności Publicznej tak mówi: Zważ, przezacny Katonie, że najstraszniejsze pokusy płyną z wewnątrz, nie z zewnątrz. (...) Gdybyś zgłębiał żywoty i dzieła świę- tych pustelników, żyjących w pustyniach czy szałasach leśnych — widywali oni obrazy wszeteczne i wyuzdane. (...) Diabeł (inni zwą go również naturą) jest lepszym malarzem porubstwa od samego Juliu- sza Romain i bezsilny pan jesteś wobec jego uwodzicielskiej sztuki. (A. France Poglądy księdza Hieronima Coignarda, Warszawa 1963, s. 151). A że dzieło szatana nie było rzeczą rzadką w tamtych czasach, wnosimy z niezliczonych opisów wyganiania diabła najrozmaitszy- mi sposobami. Czasy renesansu odkryły ramiona, szyje i piersi kobiece. W epoce Ludwika XIV czarne muszki przylepiane na karku, policzku czy wypukłości piersi wskazywały drogę pocałunkom. Mężczyźni natomiast, wystrojeni barwnie jak koguty, nosili bardzo obcisłe pan- talony z wyraźnie odznaczającymi się sączkami, w których znajdo- wały się ich męskie wdzięki. Suknie z okresu Dyrektoriatu były wprawdzie proste i skromne w linii, ale szyte z tkanin półprzeźroczystych pozornie tylko przy- krywały. A dalej, z biegiem czasu, gorsety eksponujące piersi i talię osy, tiurniury uwypuklające pośladki, spódniczki coraz węższe i krótsze, 66 lido mini i suknie coraz bardziej wydekoltowane. Potem przyszły qndnie, szerokie, potem bardziej obcisłe, coraz krótsze, wreszcie fcot-pants'y i gdyby nie klimat — może doszlibyśmy do greckiej ttgpści. I bylibyśmy znowu zaskoczeni, całkowita nagość bowiem f ksj zupełnie aseksualna i nie daje pola do popisu wyobraźni, która Jest najpotężniejszym motorem seksu. Przypomina mi się opowiadanie człowieka, który wojażując po Francji i Włoszech postanowił odwiedzić plażę nudystów. Wiedział, że wchodząc tam należy się rozebrać i z niepokojem myślał, co będzie, gdy zobaczy młode nagie kobiety... Nad pewnymi odrucha- mi bowiem nie bardzo można zapanować. Cóż się okazało — widok nagich kobiet (niektóre bardzo piękne i młode), mężczyzn i dzieci był całkowicie pozbawiony erotyzmu i nie zrobił na nim najmniej- szego wrażenia. Organizacje nudystów wykazały, że ukryte obawy ludzi ubra- nych, iż nagość w mieszanym towarzystwie musi zawsze prowadzić do podniecenia płciowego, są całkowicie bezpodstawne. Seks narodził się z chwilą, gdy Adam i Ewa osłonili swą nagość listkiem figowym, a wyobraźnia w postaci węża-kusiciela zaczęła działać. Można by całą książkę napisać jedynie o roli seksualnej stroju w historii ludzkości, zaczynając od Adama i Ewy. I dziś, jak dawniej, istotą mody jest nieustanna zmienność barw, kształtów i akcesoriów, co staje się czynnikiem budzącym stale od nowa zainteresowanie. Jak wspomniałam, nic nie przychodzi tak szybko jak przyzwyczajenie się do największej nawet urody, a przyzwyczajenie jest równoznaczne z niewidzeniem osoby, do któ- rej się przyzwyczailiśmy. Zmiany mody mają jeszcze jeden walor, a mianowicie: skróce- nie czy wydłużenie spódnic, moda na proste lub fantazyjnie wypcha- ne i ozdobne suknie pozwala kobietom wybrać dla siebie takie kompozycje, które kryją brzydkie nogi, maskują tuszę, podkreślają 67 Ii barwą tkaniny kolor oczu, cery itp. Jednym słowem zmienność mody pozwala kobiecie przez jakiś okres zabłysnąć i ukazać ukryte dotąd walory jej sylwetki, twarzy czy cery. Jednym z podstawowych elementów atrakcyjnego wyglądu, niezależnie od takich czy innych kanonów bieżącej mody, jest wy- gląd czysty i świeży. Sukienka czy spodnie odprasowane, wyglą- dające schludnie, zawsze podnoszą urodę i dodają wdzięku tak kobiecie, jak i mężczyźnie. Najbardziej natomiast modny strój wy- gnieciony, oberwany czy brudny niweczy wszelkie efekty. Dotąd mówiłam przeważnie o walorach wizualnych, podkreś- lając seks kobiecy, a co z mężczyznami? Istnieje wprawdzie pogląd, że mężczyzna nieco ładniejszy od diabła jest już dostatecznie przy- stojny, ale po pierwsze — wyobrażałam sobie zawsze diabła jako bardzo pięknego i porywającego mężczyznę, bo jakżeby inaczej tyle kobiet skusił? A po drugie — nasi mężczyźni wcale dziś nie chcą przypominać nędznego Rokity z wyliniałym ogonem, a raczej prag- ną się upodobnić do czarta z mojej wyobraźni. Mężczyzna współczesny nie musi być piękny ani nawet przy- stojny, ale musi być wypielęgnowany (oczywiście na sposób męski). Sempoliński w jednej z piosenek fin de siecle'u śpiewa: .Jedwabisty wąsik lśnił, człowiek wiedział po co żył". Teraz, kiedy mamy tylu wspaniałych brodaczy i wąsali, warto przypomnieć, że wąsik wyma- ga pielęgnacji, że policzki między brodą a wąsem powinny być starannie wygolone (jeżeli tego wymaga kształt brody), a nie pokryte szczeciną od trzech dni nie golonego zarostu. Że podniecający jest widok pięknie przystrzyżonych i wypielęgnowanych brody i wąsów, ale muszą one harmonizować z resztą sylwetki. I tu dochodzimy do sedna sprawy — mężczyzna, który chce podniecać wyobraźnię ko- biety, musi mieć swój styl. Niestety, wielu mężczyzn, szczególnie młodych, zafascynowa- nych panującą modą, nie licząc się ze swym wyglądem i warunka- mi fizycznymi, naśladuje różnych modnych aktorów i piosenkarzy, 68 wyglądając jak ich nieudane kopie. Meczą się w tym przebraniu i pobudzają do śmiechu otoczenie. Istnieje wiele odmian stylu w zależności od wieku, typu urody i usposobienia. Może być mężczyzna stylowo i umiejętnie zanied- bany a la Robinson Cruzoe: długie włosy, broda, wąsy, skórzana kurtka, dżinsy, trykotowa koszulka i torba-worek na ramieniu. Może być w typie sportowym: w golfie, wiatrówce, dżinsach. Może być starannie ubrany: w garniturze z eleganckimi dodatkami, jak muszki, krawaty czy barwne chustki pod szyją. Może ubierać się w stylu wojskowym czy myśliwskim lub po angielsku w ciemnej dyplomat- ce, sztywnym kapeluszu i z parasolem w ręku. Istnieją setki możli- wości, byle tylko nie styl mieszany, czyli brak stylu. Seksualna magia ubioru dotyczy w niemałym stopniu naszych strojów zewnętrznych, ale przede wszystkim jej narzędziem jest bielizna dzienna i nocna. Ubranie podkreśla sylwetkę fizyczną i psychiczną człowieka, bielizna tworzy jego klimat seksualny. Największa ze sztuk jest zdobywanie mężczyzn — mówiła Cy- ganka z Księżycowej Doliny Londona. —Na przykład twoje piękne fatałaszJd, twoje czapeczki, koronki i batysty. Są one sieciami ma- gicznymi Żaden rybak nie łowił ryb w morzu z lepszymi wynikami, niż my kobiety łowimy ich w nasze piękne łaszki. I jesteś na dob- rej drodze. Widziałam mężczyzn oplatanych w sieć halki nie tak wykwintnej, nie tak ślicznej jak ta, którąś suszyła na swoim sznurze. (J. London: Księżycowa Dolina. Warszawa 1973). I dziś jeszcze, jak dawniej, nic się w tych sprawach nie zmie- niło. Wykwintne i finezyjne drobiazgi damskie, dobrane do typu urody, koronkowa bielizna sexy — zawsze są cenione. Wielki błąd popełnia kobieta, która czesze się, stroi i maluje przed wyjściem z domu, a wracając wkłada starą sukienkę, taką na donoszenie, w której „nie można się już pokazać między ludźmi". Zastrzeżenia te dotyczą nie tylko kobiet. Jak już wspominałam, zainteresowanie seksualne idzie w parze ze zwiększeniem wrażli- 69 wości wszystkich zmysłów. Nie budzi więc żadnych wątpliwości fakt, że wysmarowana tłustym kremem twarz lub kłująca, nie ogo- lona broda męża, rolki i siatki na włosach, przybrudzona nieświeża bielizna pościelowa, a często i osobista, są widokiem nieprzyjem- nym. Mężczyzna paradujący po domu w przydeptanych pantoflach i w długich czy krótkich niewymownych jest widokiem wręcz od- stręczającym i na pewno nie nasuwa wyobraźni kobiecej obrazu zdobywczego kochanka. Bielizna dzienna podkreśla wdzięk rozbierania, a jest to mo- ment bardzo ceniony w kontaktach miłosnych. Bielizna nocna, pię- kna, pełna wdzięku, podniecająca, podobnie jak barwne podusz- ki, kolorowe koce, dyskretne oświetlenie podnoszące barwę skóry (złotawy abażur, świece itp.) stają się z upływem czasu symbo- lami intymności i seksu, własnym światem odruchów warunko- wych, stwarzających niepowtarzalność klimatu miłości poszczegól- nych par. Samotność we dwoje — to najwłaściwszy moment dla kobiety do wykorzystania pięknych fatałaszków, zrobienia fryzury i makija- żu, dla mężczyzny zaś jest to okazja do włożenia ładnej domowej koszuli czy bluzy, ogolenia twarzy lub przetarcia wodą kolońską wypielęgnowanej brody czy wąsów. Aczkolwiek szaty i stroje mają duże znaczenie, to również ważną rolę odgrywają walory własnego ciała. Wiadomo już od wieków, jak podnieca mężczyznę widok zgrabnych nóg kobiecych. Szczególnie ruchy i układ nóg są ważne. Wiemy, że płynny chód kobiecy, stawianie nogi jednej przed drugą i stąpanie z palców, a nie z pięty, sugeruje lekkość chodu, a także jego wdzięk. Kobieta spo- tkana na ulicy, chodząca w ten sposób i mająca zgrabne nogi, pocią- ga za sobą dziesiątki zainteresowanych spojrzeń. Przy okazji warto dodać parę słów o tym, jak należy siadać, aby nogi wyglądały efektownie. Można siedzieć przytulając kolano do kolana i ustawiając stopy lekko skośnie obok siebie albo zakładając 70 nogę na nogę — co podkreśla wdzięk kolan i stóp. Natomiast niedo- puszczalne jest siadanie z rozstawionymi na zewnątrz kolanami. Linia nogi i stopy kobiecej jest w tej pozycji brzydko zniekształcona. Nawet najzgrabniejsze nogi wyglądają bardzo nieestetycznie. Męż- czyzna siedzący podobnie wygląda ciężko i niezgrabnie, podkreśla wypukłość brzuszka (jeżeli ma już jego zaczątki), a ponadto uwi- dacznia niezbyt interesujące partie spodni. Rolą makijażu i uczesania jest zatuszowanie wad, a uwypukle- nie zalet. Kobieta powinna umieć ocenić wady i zalety swojej twa- rzy. Malowanie bowiem na niej obrazka, jak to robi wiele kobiet, stosując się niewolniczo do zaleceń mody, wcale nie dodaje im wdzięku. Malować należy tylko te fragmenty, które zwiększają efekt seksualny twarzy kobiecej. Większość kobiet sądzi, że trzy czwarte urody twarzy jest wynikiem takiego czy innego jej zrobienia, a zapominają, że istnieje wiele czynników, jak mimika, uśmiech, płacz czy sposób patrzenia, które znacznie bardziej potrafią dodać urody lub oszpecić kobietę niż makijaż. Jak się uśmiechać? Przede wszystkim jak najczęściej, ale na peł- ny uśmiech mogą sobie pozwolić kobiety o ładnych zębach i kształt- nych wargach. Na szczęście dla tych, które nie mają takich walorów, istnieje jeszcze cała gama pół- i ćwierćuśmiechów, w których śmieją się oczy, dołki w policzkach lub marszczy się zabawnie nos. Nie obawiajmy się zmarszczek śmiechowych! Nawet utrwalo- ne z wiekiem dołki na policzkach czy kurze łapki w kącikach oczu dodają pogody spojrzeniu kobiety starzejącej się. Unikanie nato- miast śmiechu i uśmiechów powoduje z czasem opadanie mięśni policzków i podbródka, co tworzy tzw. małpi pyszczek, który po- wstaje z podłużnych fałd biegnących od skrzydełek nosa aż do podbródka i otaczających usta, z opadającymi ku dołowi kącikami warg. Taki właśnie małpi pyszczek robi wrażenie smutku i starości na zupełnie młodych twarzach. Śmiejmy się i uśmiechajmy jak najczęściej, ponieważ uśmiech 71 to najpotężniejsza broń kobiety, która każdego oczaruje, rozbroi i udobrucha. Uśmiech kuszący, zalotny, tajemniczy, radosny, smutny czy zdawkowy kryje nieprzeliczone możliwości. Można zauważyć w każdym towarzystwie, że kobiety radosne i roześmiane zawsze otacza grono mężczyzn, a smutne pozostają samotne. Ale... nie zapominajmy, że płacz jest także bardzo niebezpiecz- ną dla mężczyzny bronią w polityce mądrej kobiety i temu zagad- nieniu warto poświecić kilka stów. Istnieje ogólna zasada — płacz zdobi blondynki o dziecinnych rysach i dużych oczach, jeśli łzy spływające po policzku powodują co najwyżej lekkie zaróżowienie końca nosa. Można czarować mężczyzn płaczem, byle nie za często. Jest to bowiem ostateczny argument w rozstrzygających momen- tach. Mężczyzna na widok łez wpada w zakłopotanie i konsternację i zwykle ustępuje kobiecie. Broń ta, niewątpliwie skuteczna, stoso- wana jednak zbyt często irytuje go i zniechęca. Brunetki mają skłonność do czerwienienia powiek i występo- wania czerwonych plam na twarzy w czasie płaczu. Kobieta tak reagująca nie powinna płakać, ponieważ wygląd jej nie zachwyci ani nie rozbroi mężczyzny, a raczej wzbudzi chęć ucieczki z sytuacji ze wszech miar nieprzyjemnej. Zamiast płaczu pozostaje jeszcze za- wsze ucieczka w pełne smutku milczenie. Ciche dni! Tego żaden mężczyzna nie wytrzymuje na dłuższą metę. Być może ktoś zakrzyknie, że są to recepty wyjęte ze starych kalendarzy naszych babek. Ale nasze babki o całe niebo więcej od nas wiedziały o technice uwodzenia mężczyzn. Nie mając innych życiowych możliwości, musiały zdobyć i utrzymać przy sobie męż- czyznę, dochodząc do perfekcji w kobiecej dyplomacji. Znały wy- pracowaną przez liczne pokolenia kobiet sztukę kochania, której sekrety matki przekazywały córkom. Wiele z tych przepisów i oby- czajów przypomina przepisy z podobnej literatury innych kultur. Jest to tradycja nie do pogardzenia i nieraz jeszcze będę wracała do sekretów miłosnych naszych babek. 72 Mówiąc o śmiechu i płaczu warto wspomnieć, jak te spra- wy wyglądają u mężczyzny. Istnieje pewien odsetek mężczyzn, na szczęście niewielki, których uśmiech czy śmiech szpeci zamiast dodawać im wdzięku. Po prostu twarz przystojna czy interesująca w uśmiechu nabiera niesympatycznego wyrazu. Tacy mężczyźni po- winni raczej uśmiechu unikać. Poza tymi wyjątkowymi zupełnie przypadkami śmiech odmładza i dodaje wdzięku każdemu męż- czyźnie. A jak wygląda sprawa płaczu? Z wyjątkiem sytuacji tragicz- nych, w ogóle nie wchodzi w rachubę. Nikogo nie wzrusza mężczyz- na płaczący, może budzić tylko lekceważenie. (Współcześni psycho- logowie mają odmienne zdanie w tej sprawie — ale czy mają rację robiąc z mężczyzn mazgajów, to inna sprawa.) Ważnym walorem fizycznym są włosy. U mężczyzny bywają one problemem wielkiej wagi, a niejednokrotnie źródłem potężnych zahamowań i kompleksów. Dramatem większości mężczyzn jest postępujące z wiekiem przerzedzanie się włosów i pojawiająca się łysina. Każdy pragnie mieć bujną czuprynę, a wyłysienie traktuje jako objaw starości. Wspomniałam już poprzednio, że łysina przy bujnym owłosieniu piersi, ramion i kończyn jest wykładnikiem wy- sokiego poziomu hormonów męskich i można by ją raczej traktować jako walor dodatkowy, a nie defekt. Niezależnie od tego warto jednak starannie pielęgnować włosy. Istnieje wiele przepisów kos- metycznych na pielęgnację włosów, nad którymi nie będę się roz- wodzić podkreślając tylko, że włosy, podobnie jak wąsy i brodę, należy myć możliwie często. Kobieta, której włosy nie są bujne i efektowne, może nosić wszelkiego rodzaju czapeczki, woale czy kapelusze, które tuszują niedobory. Przy bujnych włosach nie tylko fryzura wymyślnie skrę- cona i poukładana podkreśla wdzięk włosów. Największą ich zaletą jest czystość, połysk, jedwabistość i sypkośc przy fryzurach gładkich lub swobodnie wijące się pukle przy włosach kędzierzawych. Lakie- 73 rowane i spiętrzone fryzury są dobre na wieczór czy na bal, ale w znacznym stopniu utrudniają wykorzystanie seksualnych walorów włosów. Warto popatrzeć" w kinie na aktorki występujące w filmach miłosnych: potrząsają głową tak, aby włosy rozsypywały się na ramionach, zasłaniały i odsłaniały twarz, patrzą spoza fali włosów opadających na oczy itp. Wszystkie te gesty od dawna zaliczone zostały do repertuaru uwodzicielskiego kobiet. Niestety, pomimo ogromnej wygody i łatwości pielęgnowania włosów krótkich, wielu mężczyzn tradycyjnie woli u kobiet włosy długie. Może sprawiły to wieloletnie nawyki, ale fakt jest faktem i warto go wziąć pod uwagę wybierając rodzaj fryzury. Walory włosów można wykorzystać w pełni pod jednym wa- runkiem — że będą czyste, miękkie i pachnące. I z tego względu farbowanie ich z użyciem dużej ilości wody utlenionej nie jest zbyt korzystne, szczególnie, gdy równocześnie robimy trwałą ondulację. Zestawienie tych dwu zabiegów bardzo niszczy i wysusza włosy. Tracą one wtedy połysk i jedwabistość, robią się szorstkie i sztywne. Ponadto zwykle naturalna barwa włosów harmonizuje z kolorem oczu i karnacją. Należy się dobrze zastanowić, gdyż zbyt śmiałe zmiany koloru włosów mogą przyćmić albo zgoła zgasić urok nie- jednej twarzy. Bardzo cennym elementem wrażeń wzrokowych są ręce, i tu chciałabym wspomnieć o pielęgnacji paznokci. Większość kobiet robi sobie manicure i lakieruje paznokcie w mniej czy bardziej śmiałych kolorach. Istnieje ogólna zasada: nie można używać wy- raźnie kolorowych lakierów, jeżeli nasz tryb życia wymaga częstego mycia rąk i pracy fizycznej. Każdy lakier w takich warunkach łusz- czy się, odpada i paznokcie wyglądają bardzo nieestetycznie. Kobie- ty pracujące rękoma powinny mieć wśród swych kosmetyków nie tylko lakier, ale i zmywacz do paznokci i lakierować paznokcie dopiero wieczorem po skończonej pracy. Oczywiście, z chwilą gdy lakier zaczyna odpadać, należy go starannie zmyć. 74 Manicure można polecić również mężczyźnie, ale pod wa- runkiem, że będzie on polegał wyłącznie na obcięciu paznokci i skórek, tudzież nadaniu im prawidłowego kształtu. Grzechem śmier- telnym w dziedzinie dbałości o ręce, tak dla mężczyzny, jak i kobie- ty, jest obgryzanie paznokci. Widok ten jest ogromnie nieestetyczny, a efekty dla rąk wręcz żałosne. Ręce powinny być zawsze dokładnie umyte i pielęgnowane w miarę potrzeby kremem do rąk lub glicery- ną, tak aby skóra była miękka i gładka, a nie szorstka i przykra w dotyku. Mówiąc o roli wzroku w życiu seksualnym człowieka, trzeba również wspomnieć o ciekawości i podglądaniu nagości, a ściślej mówiąc — podglądaniu nagich kobiet przez chłopców w wieku dojrzewania. Szybko rosnące napięcie seksualne w tym wieku (mię- dzy 12 a 17 rokiem życia) rodzi ciekawość. Chłopcy starają się podglądać kobiety ze swego otoczenia — matki, siostry, koleżanki szkolne, aby zobaczyć, jak wygląda naga kobieta. Interesuje ich nie tylko nagość, ale i wszelkie przejawy erotyzmu, jak pocałunki, pie- szczoty i współżycie seksualne. Zainteresowanie tymi sprawami jest normalnym objawem doj- rzewania. Nie jest jednak wcale obojętne z jakich źródeł zaspokajają chłopcy swoją ciekawość. Jestem przekonana, że można by zaspokoić ciekawość mło- dzieży w sposób kulturalny i estetyczny, udostępniając jej fil- my traktujące o miłości i ukazujące mniej czy bardziej obnażo- ne kobiety. Oczywiście udostępniając filmy miłosne nastolatkom, trzeba kierować się kryteriami estetycznymi i etycznymi. Fil- my o klimacie sadystycznym czy wyraźnie pornograficznym (o pi- jakach, prostytutkach, gwałcicielach itp.), a także ociekające krwią mordownie powinny przede wszystkim podlegać granicy wieku od lat osiemnastu. Filmy o miłości nie tylko pokazują na- gość, ale również uczą, jak się całować, pieścić, uczą flirtu i za- baw miłosnych, uczą, jak się starać o to, by nagość ciała była 75 estetyczna i miała wdzięk seksualny. (Mówię tu o filmach o mi- łości, a nie o filmach porno, które z miłością nie mają nic wspól- nego.) A dorośli? No, dorośli oczywiście też, a ponadto oglądając filmy, spotyka- ją często sceny striptizowe. Warto popatrzeć dokładnie i wykorzys- tać we własnym życiu umiejętność uwodzicielskiego rozbierania się w małżeńskiej sypialni, a swobodne i pełne wdzięku poruszanie się bez ubrania stanowi też niemałą sztukę. Człowiek nie oswojony z własną nagością, rozebrany, zachowuje się komicznie i niezdarnie, podobnie jak na przykład mężczyzna we fraku, który nigdy dotąd tego stroju nie nosił. Brak mu swobody i harmonii ruchów — wyglą- da po prostu głupio i nieelegancko. Radzę „przymierzyć" swoją nagość najpierw w samotności, spróbować z wdziękiem siedzieć, wstać, chodzić czy tańczyć solo przy muzyce. Wtedy okazuje się, że to wcale nie takie proste, trud- niejsze jeszcze niż poruszanie się w zbyt ciasnym ubraniu. Jesteśmy skrępowani, ruszamy się niezdarnie. Dopiero po pewnym czasie, oswajając się z nagością, zaczynamy czuć się swobodniej i poruszać z wdziękiem. Stwierdziłam na początku rozważań o zmyśle wzroku, że cał- kowita nagość jest aseksualna, dlatego też oglądając swą nagość musimy krytycznie ocenić zalety i wady sylwetki, po czym postarać się o dodanie jej zabarwienia seksualnego oraz skrycie defektów za pomocą eleganckich staniczków, rajstop itp. Nawet gdy figura jest bezbłędna, z drobnym biustem, zgrabnymi plecami, nogami i po- śladkami, zawsze dodaje uroku seksualnego koronkowa minikoszul- ka. Jak widać, wiele drobiazgów, ozdób i innych akcesoriów mody trzeba mieć na chwile samotności we dwoje zamiast przybrudzone- go fartuszka i starej sukienki. Na zupełną nagość mogą sobie pozwolić tylko kobiety bardzo zgrabne, wysportowane i o drobnym biuście. Wielkie zmartwienie 76 licznych moich nastoletnich pacjentek — mały biust jest w rzeczy- wistości ogromną zaletą nagiej sylwetki, z dużym natomiast bywają kłopoty. Aby naga kobieta mogła zyskać wdzięk seksualny, wystarczy kilka bransoletek na ręku, przesuwających się i dzwoniących przy poruszaniu się, noszonych powszechnie przez kobiety Wschodu. Łańcuszek na szyję, rozpuszczone długie włosy opadające na piersi mogą odegrać podobną rolę. Trudno dawać tu recepty na zachowa- nie w każdej sytuacji i nie jest to wcale moim celem. Chcę po prostu podkreślić znaczenie nagości w uwodzeniu i utrzymaniu mi- łości mężczyzny, bo nie tylko rozpustne dziewczęta, ale i bardzo przyzwoite żony powinny znać wszelkie sekrety uwodzenia męż- czyzny, gdyż znacznie trudniej jest czarować go przez lata całe, niż zdobyć na chwilę. Muszę tu ostrzec, że spontaniczność w miłości jest jej najwię- kszym walorem, a stosowanie się ściśle i nie zawsze szczęśliwie do przepisów zaczerpniętych z książki daje zwykle opłakane rezultaty. Moje rozważania mają na celu zwrócenie uwagi na pewne sprawy i zasygnalizowanie ich, a dalej zaufajcie swojemu instynktowi i wy- obraźni. Największą sztuką jest stworzenie sobie własnej sylwetki i własnego nastroju w miłości. Jeśli przyzwyczaimy mężczyznę do swego klimatu, niełatwo potrafi go skusić inna kobieta, ponieważ przez wiele lat wypracowane odruchy warunkowe najsilniej odpo- wiadają na bodźce, które je uwarunkowały. Oczywiście nie można wpaść w rutynę i zachowywać się stale jednakowo. Dekoracja w postaci strojów, światła, otoczenia (łazien- ka, las, brzeg morza, dywan...), pościeli (koce, barwne poduszki, narzuty futrzane itp.) powinny się zmieniać. Biorąc pod uwagę powyższe rozważania twierdzę nadal, że nawet listek figowy jest bardziej podniecający niż zupełna nagość, ale i w osłanianiu ciała wskazany jest umiar. Nocne stroje propono- wane przez Ligę Obyczajności Publicznej w książce Anatola Fran- 77 ce'a grzeszą może już „nadmierną perwersją" w budzeniu nastrojów seksualnych. Proponuje ona: ... długie i szerokie koszule nocne dla obojga małżonków, posiadające owalny otwór, który pozwala małżonkom spełnić przy- kazanie boże dotyczące rozmnażania rasy ludzkiej bez obrażania obyczajności i nieskromnego sycenia zmysłów nagością ciała. Celem otoczenia pewnym, że tak rzekę, wdziękiem owej daleko po- suniętej surowości otwory te posiadają wokół haft zdobny i powab- ny. Ksiądz Coignard posunął się jeszcze dalej złośliwie radząc: Należy, zdaniem moim, pociągnąć młodych małżonków przed aktem kopulacji od stóp do głów pastą czarną i glansować szczotkami W ten sposób skóra ich uczyni się podobna do buta, co owionie ponurą żałobą rozkosz zmysłową, podniecaną do tej pory bielą ciała i zaróżowieniem pewnych jego miejsc. Będzie to zarazem ogromną przeszkodą pieszczotom i pocałunkom i niektórym formom wyuzdania, w których biorą udział usta, a tak często niestety praktykowanych przez kochanków w łożu miłosnym. Kończąc rozważania o perwersji podniet ukrytych i odkrytych chciałabym zająć się jeszcze jedną z form ukazywania nagości, dość popularną na świecie. Chodzi tu o malarstwo, rzeźbę, fotografikę i... wydawnictwa pornograficzne. Jak już wspominałam pisząc o specyfice pobudliwości seksu- alnej mężczyzn, działa na nich podniecająco widok reprodukcji rzeź- bionych i malowanych aktów, a także obrazki pornograficzne. Warto na wstępie do dalszych rozważań zastanowić się, czym jest właściwie pornografia. Spotkałam w prasie i literaturze facho- wej setki definicji, których tu nie będę przytaczać, bo po pierwsze — nie jest to rozprawa o pornografii, a po drugie — temat jest potężny i miejsca by w książce nie stało. Pozwolę sobie podać tylko tę, która — wydaje mi się — najtrafniej określa sedno sprawy. Jest 78 to definicja podana przez pisarza francuskiego Jean Cau: Erotyzm to ciało, pornografia — to mięso. Ja powiedziałabym — co pokrywa się zresztą w istotnym sensie z definicją poprzednią —że pornogra- fia to narządy i ich funkcje w oderwaniu od człowieka, to seks całkowicie odhumanizowany. Źródłem popularyzacji pięknego aktu jest spora w ostatnich czasach liczba wydawnictw artystycznych, reprodukujących rzeźbę, malarstwo i grafikę, niestety ze względu na cenę trudno dostępnych dla kieszeni młodzieży, ale zaspokajająca popyt na te rzeczy u ludzi dorosłych. Również współczesna dyscyplina artystyczna — fotogra- fika, umożliwia nam reprodukowanie w dużych ilościach i niedrogo artystycznych fotografii aktów. I tu dochodzimy do sprawy bardzo istotnej, to jest braku roz- różnienia zdrowego erotyzmu od pornografii. Historia sztuki poka- zuje wyraźnie, że nagie ciało ludzkie od zarania ludzkości inspi- rowało artystów, a co za tym idzie, musiało istnieć wśród ludzi zainteresowanie tego rodzaju twórczością. Pornografia jest zdegene- rowaną formą twórczości erotycznej, a będąc łatwo dostępna, sku- tecznie wypiera prawdziwą sztukę z tej dziedziny. Niestety, współczesny zestaw wydawnictw pornograficznych (a to wcale nie to samo, co sztuka erotyczna), filmów i kaset tak „wzbogaca" naszą wyobraźnię, że wszystkiego może się odechcieć. Od pewnego czasu obserwujemy na rynku prasowym czaso- pism ilustrowanych, przeznaczonych dla młodzieży, po prostu zalew tekstów i ilustracji pornograficznych. Młodzież, oczywiście, zaczy- tuje się w takich tekstach i próbuje z lepszym czy gorszym skutkiem wprowadzać je w życie. Na przykład w czasopiśmie ilustrowanym „Twój Weekend" w jednym z numerów na okładce widać nagie dziewczyny zapatrzone w siebie, a z artykułu w gazecie wynika rada: że zawsze lepiej zaczynać od miłości lesbijskiej. Czyżby dlatego, że w ciążę się nie zajdzie? 79 Ale nie żartujmy, bo sprawa jest poważna. W artykule mówiącym o lesbijskich doświadczeniach mło- dziutkich dziewcząt p. dr Corda Lenz mówi, że psycholodzy i sek- suolodzy zazwyczaj bagatelizują takie zdarzenia, twierdząc, że „faza lesbijska" jest całkiem normalnym etapem w rozwoju uczuciowym młodej kobiety. Ale ich „akademickie" dysputy nie są w stanie uspokoić większości zdesperowanych, a czasem zrozpaczonych ma- tek, które — jak sądzę — na szczęście mają zdrowy instynkt. Dalej twierdzi, że według ocen fachowców potwierdzonych przez reprezentatywną ankietę przeprowadzoną przez „Twój Week- end" — prawie połowa nastolatek, właśnie w ramionach przyjaciółki równolatki zdobywa pierwsze doświadczenia seksualne. Być może, że podstawą pseudonaukowych stwierdzeń p. dr Lenz jest wyżej wymienione pismo, ale naukowa seksuologia stwier- dziła już bardzo dawno, że kontakty homoseksualne, podobnie męs- kie jak i kobiece, w wieku dojrzewania utrwalają się w psychice mło- dych ludzi (imprinting) i niejednokrotnie wypaczają ich uczuciowość na całe życie, odbierając im szansę odczuwania miłości dwupłciowej, a tym samym założenia w późniejszym życiu trwałej rodziny. Gdy w kioskach pojawia się kolejny numer pism: „Dziewczy- na", „Twój Weekend", „Bravo" czy „Popcorn" nic nie jest w stanie oderwać uwagi nastolatek od „love-news", horoskopów seksualnych oraz tekstów: „Czy jesteś spragniona miłości?", „Czy pasujecie do siebie?" itp. Niekwestionowany prym w tej neosentymentalnej edukacji wiedzie „Dziewczyna", wydawana od roku polskojęzyczna wersja „Madchen", jeden z nabytków zachodniej „kultury" erotycznej, któ- ra nam tak imponuje. Nastoletnie czytelniczki nowych ilustrowanych magazynów otrzymują jeden gotowy i łatwy do naśladowania wzór. Jest nim wymuskana zewnętrznie, a kompletnie pusta w środku lalka. Jej rolą ma być wyłącznie pobudzanie seksualne i zaspokajanie chłopca, 80 kokieteria i uległość, wabienie i realizacja w szerokim stylu ars amandi. Dziewczęta z „Dziewczyny" nie mają żadnych zainteresowań, ani obowiązków. Dom, rodzina, odpowiedzialność za siebie i blis- kich?... "Wykształcenie, wiedza, sposób zarabiania na życie? Kon- cepcja własnej przyszłości? To wszystko nie istnieje. Istnieje tylko własne ciało i on. Ale wszystkie te recepty na szczęście to bynajmniej nie nowo- czesność, to odpadki ze stołu krajów zachodnich — które zaczynają się od kilku już lat łakomie oglądać na polski styl miłości prawdzi- wej i rodzinnej. Na przykład wydawnictwo „Harlequin" jest przy- kładem, jak pilnie Zachód poszukuje recepty na miłość. Kanadyjski specjalista od zagadnień więzi międzyludzkich — Patrick Madela — stwierdza, że ostatnio w Ameryce obserwuje się zmianę sposobu myślenia, ludzie zaczęli szukać spełnienia w życiu osobistym, a nie — jak do niedawna—w pracy. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Obecnie w Ameryce nastąpił przesyt porno- grafią, zaczęła się moda na miłość. Kochające się pary są podziwiane przez otoczenie. Ludzie szukają miłości, szanują swoje związki. Do niedawna kochający żonę mężczyzna nie miał łatwego ży- cia, z powodu kultu pracy i zarabiania pieniędzy, które dotąd były najwyższymi wartościami i zdominowały życie rodzinne. Faktem jest, że w miejsce pornografii do niedawna zalewającej rynek czytelniczy, do łask wróciły wzruszające historie miłosne. Nastąpił przesyt, pornografia i cool sex (zimny seks) poszły do lamusa jako niemodne starocie. No i jak my wyglądamy z tym „nowoczesnym" seksem?... Czy może tak jak mówił poeta Stanisław Jachowicz: Cudze chwalicie, swego nie znacie. Sami nie wiecie, co posiadacie. Zmysł słuchu Już wśród pierwszych kultur wrażenia słuchowe, rytm i dźwię- ki odgrywały niezmiernie ważną rolę w sprawach seksu. Pierwsze instrumenty to bębny, tam-tamy i kołatki, zrobione z wysuszonych łupin orzecha kokosowego lub tykwy wypełnionej kamyczkami. Dźwięki ich towarzyszyły nieodłącznie narodzinom, miłości i śmierci. Pierwotna muzyka składała się przede wszystkim z rytmu, potem dołączyła się melodia, gdy skonstruowano piszczałki i in- strumenty strunowe. W kolejnym etapie rozwoju muzyki pojawił się melodyjny skandowany śpiew bez słów, aż wreszcie rozpo- czął się triumfalny pochód przez wieki poezji, pieśni i mowy mi- łosnej. Podstawą pierwotnych tańców plemiennych była muzyka ryt- miczna wybijana na tam-tamach i bębenkach, której tempo od po- czątkowo wolnych rytmów wzrastało stopniowo aż do zawrotnej szybkości, tak że tancerze w ekstazie padali na ziemię bez czucia. Rytm w pierwotnej muzyce oddziałuje na ośrodki orgazmu zu- pełnie podobnie jak rytmiczne bodźce dotykowe. Rytmiczne dźwię- ki łącznie z szybką pracą mięśni w figurach tanecznych doprowa- dzały tancerzy do ekstazy. Im ludy pierwotniejsze, tym większa w nich wrażliwość na rytm. Współcześnie próbujemy wracać do mu- zyki rytmicznej — jazz, rock i inne formy nawiązują do dawnych tradycji. Także obecnie taniec jest rodzajem rozrywki seksualnej, w której oddziałuje na ośrodki erotogenne wiele bodźców, jak szybka rytmiczna praca mięśni, szybsze krążenie krwi, dotykanie i ocieranie się ciał tancerzy. W niektórych kulturach istnieje zwyczaj tańców samotnych, które w nie mniejszym stopniu niż zespołowe oddziałują podniecająco, pomimo że pozbawione są towarzystwa kobiety. Wy- starczy przypomnieć sobie taniec Greka Zorby z filmu pod tym 82 tytułem. Również w obrzędowych tańcach indiańskich występują pojedynczy tancerze, jak np. czarownicy czy szamani. W miarę upływu czasu i wykształcenia się bardziej skompliko- wanych instrumentów rodziła się muzyka, której towarzyszyła pieśń miłosna. Gęśle, ukulele, liry, skrzypce i gitary początkowo towarzy- szyły pieśniom bezsłownym, melodycznym, z czasem również pio- senkom i poematom śpiewanym. Niezmiernie ważnym elementem w miłości są wybrane własne słowa czy dźwięki śpiewane, szeptane, mruczane w różnych sytua- cjach miłosnych, od pierwszego spojrzenia, zaczepki, flirtu, pierw- szych pieszczot i żarcików, przyciągania, odpychania, narastającego podniecenia, aż do szeptów i jęków ekstazy, a wreszcie wygasania namiętności. Za pomocą takich śpiewanek można nauczyć się posłu- giwać głosem w miłości tak, aby słowo nie było ważne, tylko jego barwa i intonacja głosu. Kamasutra przewiduje w kontaktach miłos- nych najróżniejsze dźwięki: hmm... grzmienie, gruchanie, płacz, wydawanie dźwięków: sut, dut i phut, przydając do tego także słowa artykułowane jak: matko! mamusiu! dość już! przestań! puść mnie... umieram! W tym wypadku nie chodzi o słowa, te bowiem często nie mają żadnego określonego sensu, a raczej o barwę i intonację mo- wy. Okrzyki te powinny brzmieć, wg wskazań Kamasutry, jak „głos turkawki w lesie, kukułki indyjskiej lub krzyk czapli w nocy". Oprócz dźwięków i słów o charakterze zdecydowanie seksualnym można wprowadzić do klimatu swej miłości ulubione utwory mu- zyczne. Może to być jazz, utwory Lista, Chopina, Mozarta, a nawet organowe fugi Bacha czy np. melodie z filmów, zależnie od upodo- bań czy fantazji. Gdy wybrany rodzaj muzyki stale towarzyszy kontaktom mi- łosnym, staje się on stopniowo zawołaniem miłosnym sygnalizują- cym rozkosz i ściśle z nią związanym. Rozważania te przypomniały mi dawny Film Miłość po połud- 83 niu z Gary Cooperem w roli wytwornego uwodziciela milionera, który woził wszędzie ze sobą orkiestrę cygańską, grającą mu w sytuacjach intymnych Oczarowanie jako tło do miłości. Dziś sytuację mamy znacznie ułatwioną, wystarczy bowiem adapter czy magnetofon oraz ulubione nagrania. Można uważać, że tak liczne akcesoria zbyt komplikują spra- wę, ale im więcej i im bardziej różnorodne bodźce kumulują podnie- ty seksualne, wykorzystując wrażliwość wszystkich zmysłów, tym głębsze i pełniejsze jest przeżycie rozkoszy. Moim zadaniem jest ukazanie wszelkich możliwości, a wybór ich wedle woli i chęci zależy już od każdego z czytelników. Tłem muzycznym mogą być piosenki i ballady miłosne. Już w średniowieczu śpiew skandowany, bezsłowny zmienił się w pieśni miłosne wierszowane, które śpiewali wędrując po kraju trubadurzy i truwerzy. Pieśni o Tristanie i Izoldzie, o Rycerzach Okrągłego Stołu, tak popularne w tamtych czasach, nie straciły wiele ze swoje- go uroku do dzisiaj. Pieśń miłosna występuje w kulturze nie tylko w formie sere- nady i canzony, ale również w formie okolicznościowych przyśpie- wek, towarzyszących tańcom w czasie zabaw wiejskich. Przyśpiew- ki te mają zabarwienie mniej romantyczne, są raczej ciętą szermierką słowną, mieszaniną satyry i seksu. Szczególnie piękne, odznaczające się lirycznym smętkiem, to znów doskonałym żartem są śpiewanki góralskie. Żarty, kpinki, połajanki, seksualne przymówki i zachęty stano- wią treść tych śpiewanek, co w połączeniu z szybkim rytmem tań- ców ludowych stanowi coś w rodzaju pierwotnej formy flirtu. Flirt to jeszcze jeden kształt miłości, który ginie. Flirt to gra seksualna, pojedynek na słowa. Błyskotliwa rozmowa o miłości, podsuwająca partnerowi pewne myśli, sceny uczuciowe czy sugestie — nie zawsze prawdziwe. Zmuszają one jednak do szybkiej orien- tacji, błyskawicznej riposty i zręcznej reakcji na każdą najsubtelniej- szą nawet aluzję. Flirt we wszystkich kulturach świata ma swoje wysoko cenione miejsce. Niestety, we współczesnym świecie zapominamy o tej sztuce. Jeszcze nasze babki uczono zręczności słówek, pochlebstw i dąsów na przemian, uważając flirt, i słusznie, za nieocenioną metodę bu- dzenia miłości. Flirt intryguje, zaczepia, budzi zainteresowanie, po chwili doprowadza partnera do wniosku, że mu się tylko zdawało. Gdy reakcja słabnie, flirtujący rzuca następne nęcące zdanie, ukazu- jące nowe perspektywy, po czym natychmiast zmienia front, gdy spostrzeże nawrót zainteresowania. Zmienne bodźce nagłych przypływów łaski i niełaski we flircie działają na ośrodki seksualne na tej samej zasadzie, jak rytm w muzyce czy w pieszczotach dotykowych. Wszelkie formy podniet rytmicznych budzą i wzmagają zainteresowanie. Przyspiesza się bicie serca, krew zaczyna krążyć szybciej, oczy nabierają blasku, kobieta rozkwita, usta jej stają się pełne, czerwieńsze, wilgotne, cera nabiera rumieńców, ruchy wdzięku, cała promienieje i wabi. Zwierzęta i ptaki również tokują giętkimi ruchami ciała, stra- szeniem piór, zaczerwienieniem grzebienia czy korali, wreszcie śpiewem czy krzykiem miłosnym. Człowiek tokuje mową, najsub- telniejszym narzędziem myśli ludzkiej i o jego kulturze stanowi przede wszystkim piękno i bogactwo jego mowy. Mowa w służbie seksu — podobnie jak wszystkie elementy składające się na obraz tokowania u ptaków i zwierząt — winna podkreślać najbardziej ponętne dla partnera walory swojej płci. Mężczyzna pragnie być władczy, mocny, opiekuńczy, koniecz- nie potrzebny swojej wybrance i zawsze godny podziwu. Kobieta pragnie być pieszczona, budzić zachwyt, być pielęgnowana troskli- wie, szczególnie w chwilach, gdy jest cierpiąca i bezradna, a ponadto zawsze podniecająca dla swojego mężczyzny. Powiedzmy, że w rzeczywistości nie zawsze tak właśnie się układa, ale rolą flirtu kobiecego jest podkreślanie i ukazywanie 85 partnerowi swoich cech najbardziej kobiecych, a równocześnie po- chlebianie jego męskości. Oczywiście stworzenie takich sugestii zwykle szybko uderza do głowy partnerowi czy partnerce. Uważa, że tak musi być zawsze, zaczyna go trochę nużyć stała bezchmurna pogoda — wtedy pora na drugą fazę flirtu, na niełaskę. Nagle robimy się chłodni, złośliwi, ale tylko trochę, żeby nie zaprzeczać swoim sugestiom z okresu poprzedniego. Zajęci swoimi sprawami, przeciętnie grzeczni albo wręcz obojętni, zamknięci w sobie. Postawa i nastrój rozmowy muszą być tak przemyślane, żeby współpartner szybko zatęsknił do minionego ciepła. Dopiero gdy skruszeje i zrobi się bardzo miły, znowu nieoczekiwanie zmieniamy front o sto osiemdziesiąt stopni, wraca łaskawość, podziw i dni słoneczne. Zasadniczą regułą warunkującą pożądane efekty flirtu jest dok- ładna ocena walorów i wad współpartnera, aby zmieniając klimat, nie popełniać kardynalnego błędu i nie zaprzeczać samemu sobie. Nie wolno w żadnym wypadku podważać własnych sugestii i atako- wać cech, które podziwialiśmy poprzednio, bo gra nie ma polegać na wzajemnym oszustwie, ale na admirowaniu u partnera jednych cech, a krytyce drugich. W okresie słonecznym podziwiamy, chwa- limy, cenimy wysoko jego walory, w okresie chmurnym — obojęt- niejemy na uroki i wyciągamy na światło dzienne cechy ujemne, dbając o to, ażeby cechy podziwiane były pierwszoplanowe, a kry- tykowane raczej drobne i nie tyle zasadnicze, ile uciążliwe na co dzień. Może przy tej okazji niektóre uda się wyplenić. Słyszymy nieraz, że on czy ona powiedzieli coś, czego nie da się cofnąć i słowa te wszystko popsuły między nimi. Są to właśnie słowa-ciosy, którymi w chwilach wściekłości, chcąc uderzyć boleś- nie, niszczymy podziwiany dotąd obraz ukochanego. Słów takich nie można cofnąć i nigdy już nie odzyskamy zaufania partnera. Niweczą bezpowrotnie poczucie bezpieczeństwa w miłości i zrywają najistot- niejszą więź łączącą kochanków. Jak widać z dotychczasowych roz- 86 ważań, flirt jest potężnym mechanizmem seksualno-uczuciowym, podtrzymującym trwałość miłości i początkowa zabawa oraz szer- mierka słowna z okresu budzenia się uczuć przekształca się stopnio- wo, w miarę dojrzewania miłości, w reguły gry warunkujące nieo- malże jej istnienie. Kobiety współczesne, podniecone otwierającą się szansą rów- nouprawnienia w pracy i nauce, w zapale zdobywania pozycji dotąd niepodzielnie męskich wylewają dziecko wraz z kąpielą, robiąc sobie wielką krzywdę. Można się kształcić, można pracować naukowo, zawodowo czy społecznie, ale w domu i w miłości kobieta musi być kobietą, a mężczyzna mężczyzną, jeżeli chcą żyć życiem pełnym i uniknąć rozczarowań i kompleksów. Miłość i dom jest azylem nienaruszal- nym, a jedynie tryb życia i zajęcia obojga małżonków mogą być przedmiotem przekształceń i umów takich czy innych. Żadna eman- cypacja nie może mieć wpływu na to, że kobieta jest matką i rodzi dzieci, a w swoim macierzyństwie i w okresie pielęgnacji dziecka potrzebuje opieki mężczyzny. W tej dziedzinie nic się nie zmieni, chyba żeby ludzi zaczęto hodować w probówkach, a rodzina prze- stała istnieć. Wracając do tradycyjnych nauk naszych babek, tyczących sztu- ki miłości, zauważmy, że flirt także miał swoje reguły i przepisy, nie mówiąc już o bogatej „literaturze" z tej dziedziny, jak poradni- ki miłosne, lub gra Flirt towarzyski. Istniało wiele form flirtu nie tylko słownego, ale również polegającego na umownych gestach czy znakach, jak np. kolor papieru listowego, sposób przylepia- nia znaczka (w prawo, w lewo, do góry nogami itp.) albo rodzaj wysyłanych kwiatów (każdy kwiat znaczył co innego w mowie mi- łosnej). Istniały również określone fazy flirtu na trudnej drodze zdoby- wania mężczyzny. Pierwsza i wstępna faza — to podziwianie partnera oraz wy- 87 szukiwanie w nim rozmaitych zalet i walorów. Nie ma na świecie człowieka, który by tego nie lubił — oczywiście w roli obiektu podziwianego. W ten sposób zwracamy uwagę na swoją osobę oraz budzimy uznanie dla naszej wnikliwości, spostrzegawczości i inte- ligencji. Druga faza — to zachęcanie mężczyzny do mówienia o sobie, obserwując bacznie, co uważa on za najcenniejsze w swojej sylwetce psychicznej. Materiał tak uzyskany przydaje się bardzo w projekto- waniu dalszego postępowania i podziwiania. Trzecia faza polega na ukazywaniu swojej słabości kobiecej, aby obudzić u słuchacza współczucie. Tu można było rozwijać wzruszające opisy swej niezaradności, różnorodnych klęsk życio- wych, wyrazić pragnienie opieki i oparcia na męskim ramieniu. Tego z reguły nie trzeba było mówić, ponieważ wzruszony słuchacz sam proponował to ramię. Na pozór reguły te wyglądają dość zabawnie i staromodnie, ale proponuję spróbować, oczywiście przystosowując formę do dzi- siejszej rzeczywistości. Na pewno stwierdzicie ze zdumieniem, że reakcje mężczyzn nic się nie zmieniły pomimo upływu lat i że w starych zabawnych przepisach tkwiło wiele psychologicznej prawdy. Rozważając rolę i znaczenie mowy miłosnej od zarania miłości, trafiamy wreszcie do łóżka i tu nowy problem, o czym mówić? O czym nie mówić? O czym się zawsze mówi? O kłopotach życia codziennego! Zbieramy jak mrówki zmart- wienia i przykrości z całego dnia do wieczornej pogwarki... o Ko- walskim, który jest świnia i znowu donosi szefowi, o Kowalskiej, która powiedziała do Zosi, że mój nowy kostium jest źle uszyty, o Jasiu, który znów przyniósł dwóję, o piecyku gazowym, że się zepsuł i znów trzeba będzie płacić, a dopiero był reperowany, o jajkach, że podrożały, że Zosia podarła buciki i tak dalej, i tak dalej, 88 procesja narzekań i biadań. Wreszcie zmordowani ostatecznie tą przygnębiającą litanią szukamy pociechy w zabawie we dwoje. W zabawie, w której nie zostało już ani cienia radości. Szukanie pociechy i zrozumienia u człowieka kochanego jest rzeczą ludzką, ale nie należy tego robić nigdy w łóżku ani przy stole, bardzo złym nawykiem bowiem jest mieszanie seksu i posiłków z kłopotami dnia. Zbieranie wszelkich brzydkich i złych stron życia codziennego, aby rozsnuć je w wieczornej rozmowie jako tło do miłości jest bardzo niebezpieczne. Stopniowo, w miarę upływu lat, omawianie w łóżku pretensji i krzywd z całego dnia staje się nałogiem, jak picie alkoholu, rodzajem kieliszka na zalanie robaka po ciężkim dniu pełnym kłopotów, zgrzytów i nieprzyjemności. Znużeni, wściekli i zdegustowani życiem — uciekamy, w łóżku szukając zapomnienia i podobnie jak alkoholem, w analogicznych sytuacjach, zalewamy się na smutno. W ten sposób utrwalają się skojarzenia kłopotów i kontaktów seksualnych. Z czasem rodzi się wstręt również do ponu- rej małżeńskiej miłości (niestety, zwykle żonie przypada rola pocie- szyciela). Nie należy nigdy upijać się na smutno ani kochać się dla zabicia zmartwień, w obu przypadkach bowiem mamy potem straszliwego kaca. Skutki takiego postępowania nie dają na siebie długo czekać. Paskudne i dręczące problemy skojarzone ze sprawami seksu nawar- stwiają się w psychice i odruchowo postawa odrazy i niechęci do kłopotów życiowych przenosi się na przeżycia towarzyszące — na kontakty seksualne. Odruch warunkowy utrwala się i niszczy naj- cenniejsze walory współżycia — poczucie pełnego relaksu i rados- nego odprężenia. W tej sytuacji dzieli nas tylko jeden krok do nawiązania roman- su, w którym szukamy radosnej zabawy w łóżku, zamiast małżeń- skiego, wykańczającego system nerwowy, koszmaru. 89 I tu wyłania się następny problem. Wiemy już, o czym nie należy mówić w łóżku, ale o czym rozmawiać? Oczywiście o radosnej zabawie w łóżku we dwoje. Wymyśli- łam to zdanie na użytek własnych publikacji prasowych, żeby ładnie nazwać te czynność. Jeszcze w latach międzywojennych Boy-Żeleński snuł smętne rozważania w Pieśni o mowie naszej: Rzecz aż nazbyt oczywista, Że jest piękną polska mowa: Jędrna, pachnąca, soczysta, Melodyjna, kolorowa. Bohaterska, gromowładna, Czysta niby błękit nieba, Mądra, zacna, miła, ładna — Ale czasem przyznać trzeba, Że ten język najobfitszy W poetyczne różne kwiatki, W uczuć sferze pospolitszej Zdradza dziwne niedostatki. To, co ziemię w raj nam zmienia, Życia cały wdzięk stanowi, Na to nie ma wyrażenia O tym — w Polsce się nie mówi! Pytam tu obecne panie (By od grubszych zacząć braków): Jak mam nazwać „ obcowanie " Dwojga różnej płci Polaków? 90 Czy „ dusz bratnich pokrewieństwem " ? Czy „ tarzaniem się w rozpuście" „Serc komunią" —czy też „ świństwem" Lub czym inny w takim guście? W archaicznym tym zamęcie, Jak ma kwitnąć szczęścia era, Gdzie zatraca się pojęcie Tam i sama rzecz umiera! Ludziom trzeba tak niewiele, By na ziemi niebo stworzyć... Lecz wykrztusić jak; „Aniele, Ja chcę z tobą... cudzołożyć?!" Jak wyszeptać do dziewczęcia: Chcę... „pozbawić cię dziewictwa... Nie obawiaj się poczęcia Kpij sobie zja-wno-grze-szni-ctwa!" Na wieś, gdy się człek dobędzie, Chcąc odetchnąć życiem zdrowszem, Słyszy: „Kaśka, jagze bendzie Wzglendem tego co i owszem..." Od epoki Boya-Żeleńskiego niedługo pięćdziesiąt lat stuknie, a my ciągle w czułych rozmowach możemy jedynie sięgać do termi- nów naukowych lub tzw. literatury płotowej. Przede wszystkim, aby mówić o sprawach miłości i seksu, trzeba mieć narzędzia służące temu celowi, a mianowicie odpowied- nie słowa. Przed czterystu laty Montaigne pisał tak: Cóż ludziom uczyniła czynność płodzenia, tak naturalna, tak 91 potrzebna i sprawiedliwa, aby nie śmieć o niej mówić bez wstydu i wyłączać z rozmów poważnych i statecznych ? Wymawiamy śmiało: zabijać, kraść, zdradzać, tego zaś nie śmiemy inaczej jak półgęb- kiem. Czyż to ma znaczyć, że im mniej czegoś wydzielamy w słowach, tym więcej mamy prawo gromadzić w myśli? Osobliwe w istocie jest, iż te słowa, które są najmniej w użyciu, najmniej pisane, najbardziej przemilczane, są zarazem najbardziej pospolite i najpowszechniej znane, żadnemu wiekowi, żadnemu obyczajowi nieobce, tak samo jak chleb powszedni Wdrażają się w myśl każdego, bez wymawiania, bez głosu i bez gestu, a płeć, która najwięcej tu czyni, ma obowiązek najwięcej przemilczeć. W praktyce okazuje się, że najlepiej do rozmowy służy słow- nictwo płotowe. Stałam kiedyś w pociągu obok kilku młodych chłopców pro- wadzących ożywioną dyskusje. Posługiwali się przez kilka godzin wyłącznie czterema słowami, omawiając najróżnorodniejsze sprawy i co najważniejsze, rozumieli się doskonale. Zapytałam ich w pew- nym momencie: czym się człowiek różni od małpy? — Miedzy innymi, że umie mówić, a wyznacie tylko cztery słowa... Próbując zgłębić ten problem zaczęłam pilnie poszukiwać i szperać w słownikach, w literaturze pięknej, głównie staropolskiej, jak np. u Mikołaja Reja, Jana Kochanowskiego, Andrzeja Morszty- na. Znalazłam tam kilkanaście wcale ładnych określeń, np. draźnięta (piersi kobiece), peja (organ męski), psiocha (organ damski), dup- czenie, kutasik i kuciapka — to z kolei z gwary góralskiej. U Kol- berga, w grupie tzw. tłustych staropolskich przyśpiewek ludowych spotkałam na przykład takie: A gdzie się dział, co mnie chciał, co mi dziurką wywiercał ni świderkiem, ni dłutkiem ino swoim kogutkiem... 92 Ciasem bywał kogutek, czasem kurek — rozmaicie. Oj, a widzisz ty, Janku, me mapichna zamku. Oj, paluszkiem otworzy jak nóżki rozłoży... A w Staropolskich fiywolnościach plebejskich, w wierszykach poświęconych czterem porom roku takie smakowite znalazłam po- równania: Przystąp z wrzecionJdem do prządki Przyrzeńczy się do kądzieli, Ujmij się paczesi śmiele... Skub, póki nie minie wiosna Możesz i w nie korzeń wsadzić Wszak to nie będzie wadzić... Wyjdziesz li w pole z ptakiem, Porwiesz przepiórkę za krzakiem. Nastrój też kosę i grabie, W nocy dobrze staw się babie... Dalej w żartobliwej tragedii Aleksandra Fredry O Królewnie Piczomirze znaleźć można wiele wymyślonych przez autora dowcip- nych nazw dla damskich i męskich wdzięków. Zabawny ten słownik nie znalazł uznania, niestety, w srogich oczach cenzorów i został niegdyś bezlitośnie przepędzony z mojej Sztuki kochania, a ponie- waż od tego czasu lat upłynęło niemało i książka moja „osiwiała" nieomal stając się popularnym podręcznikiem, więc może warto przytoczyć choćby na próbę, spis osób występujących w tym utwo- rze Fredry: Piczomira —królowa Branlomanii Brandalezyusz —książę Chujawii Twardostaj —dowódca godmiszów gwardii królewskiej Klitorys — gubernator Piczenburga i prezes sądów najwyż- szych Spręży kuś —dowódca prawiczek gwardii królewskiej Focenleker —pierwszy minister Onanizm —wódz naczelny wojsk Jebat —rycerz wojsk z Chujawii Psytrzykar —jego przyjaciel Szpiczak —paź królowej. Wiadomo mianowicie, że swawolny ten żart sceniczny jest, jak wieść niesie, pierwszą próbą pisarską przyszłego komediopisarza, a powstał jeszcze za czasów wojaczki napoleońskiej. Poematy sprośne koledzy z wojska przyjmowali entuzjastycznie, potem znikły z obie- gu, a drukiem zostały wydane znacznie później. Sto lat minęło bez mała od tych czasów, a podejście do tego zagadnienia niewiele się zmieniło. Nawet na studiach filologicznych tego typu utwory naszych klasyków oficjalnie nie istnieją. Gdy chciałam wiele lat temu dotrzeć do Piczomiry, aby skompletować słownik do książki, trzeba było nieomalże dziesięciu zezwoleń i motywacji na piśmie z licznymi pieczęciami, aby w Bibliotece Na- rodowej udostępniono mi egzemplarz książki i to na krótko w czy- telni pod czujnym okiem „cerbera". Zwykły śmiertelnik nie miał żadnych szans, aby do niej dotrzeć. Można traktować wszystkie te słowa jako świństwo i pornogra- fię, ale można też, przyjrzawszy się im bliżej, stwierdzić, jak pełne uroku są kwiatki staropolskiej mowy, które w jednym słowie cha- rakteryzują nie tylko postać, ale również jej stanowisko i możliwoś- ci. Wielkiego trzeba mistrza, aby tak krótko i w jednym słowie potrafił zamknąć tyle „treści". A nasz wielki król Jan III Sobieski, który sławą się okrył w wojnie z Turkami o Wiedeń i znany jest głównie od tej stro- ny, podczas gdy znakomite jego pisarstwo epistolograficzne nigdy nie doczekało się należnego uznania i miejsca w historii literatury polskiej. W listach do Marysieńki znaleźć można także, oprócz wielu 94 innych relacji i opisów, przeuroczy słowniczek miłosny, którego czar i subtelność zaskakuje u sarmackiego króla zwalistej raczej postury. Weźmy np. muszeczkę moją śliczną, kuzyneczkę, bruneteczkę, kędzierzawkę, cyculeńJd, księżnę Dupont, pajączka swoim iBonifra- tella imieniem pozdrawiam(...). Lub dalej — wróćmy do naszego hiszpańskiego granda, który milion razy rypie swoją łaskawą muszkę, a ja tak samo piękną Mimi, moją gąseczkę, mojego ptaszeczka i wszystko od wierzchu aż do najszczęśliwszej stópeczki(...). Nie mam ambicji językoznawczych, ale nawet ten mały słow- niczek znaleziony w tekstach staropolskich pokazuje, jak cofnęliśmy się w rozwoju w stosunku do przodków. A Boy-Żeleński, znakomity znawca i smakosz mowy polskiej ostrzega: „Gdzie zatraca się poję- cie, tam i sama rzecz umiera". Ciekawe są perypetie słów i ich znaczeń w mowie ludzkiej, i to nie tylko słów wykwintnych, ale również tych najprymitywniej- szych. I tu nieraz nasuwa się refleksja, że niektóre słowa jak księż- niczki w świecie dzisiejszym zostają zdetronizowane, pozbawione zaszczytnej pozycji i zesłane nieomal pod latarnię. Na przykład płotowe, wszystkim znane słowo pizda narodziło się ponad pięć tysięcy lat temu w języku praindoeuropejskim i brzmiało ono wtedy epi-seda, co znaczyło — miejsce, na którym się siedzi. Mijały wieki i tysiąclecia i w trakcie przekształceń historycz- nych, najpierw zgubiło e i w języku prasłowiańskim miało postać opisda, następnie odpadło o, jako głoska nieakcentowana i w końcu nastąpiło udźwięcznienie głoski s, która zmieniła się w z. Ponadto, przynajmniej w naszym języku, nastąpiło znaczne zawężenie zna- czenia. Śledząc losy tego wyrazu można śmiało powiedzieć, że dziś słowo na pozór prymitywne ma genealogię iście królewską, sięgają- cą tysiącleci. Podobną ciekawostkę stanowi przekształcenie staroindyjskiego 95 słowa z sanskrytu — japati w swojskie jebać, które również nie cieszy się u nas należnymi mu względami umotywowanymi posia- daniem znakomitych przodków. Alarmuję póki czas. Ratujmy język miłosny. Wyrzućmy na śmietnik wstydliwe milczenie. Bądźmy ludźmi. Przyciśnięci koniecznością kochankowie z odrobiną wyobraźni tworzą sobie — nieraz całkiem ciekawy i ładny — słownik miłosny. Są to jednak „szyfry" — do użytku wewnętrznego. Jeśli ktoś nie ma literackiej wyobraźni, musi odpowiednie słowa znaleźć. Gdzie? Po prostu w książkach, literaturze. Jeżeli nawet mało tego albo prawie wcale we współczesnej, to istnieją, jak wyżej wspomniałam, znakomite, staropolskie erotyki — jurne, jędrne, pełne pięknych słów. Trzeba je odkurzyć, wyciągnąć z zamkniętych na siedem spus- tów szaf i archiwów bibliotecznych, wreszcie posłać między ludzi zamiast tandetnej zaśmiecającej rynek pornografii. Najwyższy już czas chyba zróżnicować dwie rzeczy, ponieważ, niestety, tylko nie- liczni bardzo ludzie potrafią rozróżnić erotykę od pornografii. Bo jakże się mogą tego nauczyć, jeżeli z pornografią spotykamy się na każdym kroku, gdyż wędruje ona z rączki do rączki, od starego do młodego i odwrotnie, a erotyki tępimy. I stąd trudno wyrobić dobry smak czytelników. Na koniec niech wiersz z gatunku fraszek pt. O gospodynie} ojca literatury polskiej, Jana Kochanowskiego, będzie pointą moich rozważań: Proszono jednej wielkimi prośbami Nie powiem o co, zgadniecie to sami, A iż stateczna była białogłowa, Nie wdawała się z gościem w długie słowa, Ale mu z mężem do łaźni kazała, Aby mu swoje myśl rozumieć dała. Wnidą do łażniej, a gospodarz miły, Chodzi by w raju, nie zakrywszy żyły. A słusznie, bo miał bindas tak dostały, Żeby był nie wlazł w żadne femurafy. Gość poglądając dobrze żyw, a ono Barzo nierówno pony podzielono Nie mył się długo i jechał tym chutniej Nie każdy weźmie po Bekwarku lutni]. (Bekwark — poeta i muzyk na dworze króla Zygmunta Au- gusta.) Zmysł powonienia Zapachy seksualne to najstarszy chyba filogenetycznie i najsil- niejszy bodziec podniecający. Jak zauważono, działa on nie tylko u ssaków, ale nawet u gatunków znacznie niższych. Znane są reakcje ssaków, a specjalnie psów i dzikich zwierząt, na zapachy samicy w okresie rui. Tego rodzaju węchowe sygnały miłosne spotykamy np. również u owadów. Samiczka motyla może przywabić zapachem samczyka z od- ległości kilkunastu -kilometrów! Nawet najsprawniejszy pies tropo- wiec może tylko podążyć za śladem, ale w żadnym razie nie jest w stanie zwietrzyć obiektu poszukiwanego z odległości kilkunastu ki- lometrów. Stwierdzono, że samiczka motyla ma zaledwie 0,0001 mg substancji aromatycznej. Znikoma tylko część sublimuje w powie- trzu i tam zostaje rozrzedzona tak znacznie, że wprost niepodobna sobie tego wyobrazić. Tak niewiarygodnie znikome ślady zapachu wyzwalają u oddalonego o wiele kilometrów samczyka żywe reak- cje poszukiwania, które doprowadzają go nieomylnie do źródła za- pachu. U ludzi zmysł powonienia miewa bardzo różną wrażliwość. U niektórych zupełnie jest w zaniku, u innych dominuje on nad pozos- 97 tałymi zmysłami, jak np. u znakomitych kucharzy, kiperów czy specjalistów zatrudnionych w wytwórniach perfum dla oceny zapa- chu i tworzenia nowych kompozycji. Wrażenia węchowe stanowią również bardzo silną podnietę seksualną, niestety często niedocenianą. Warto zająć się rozwinię- ciem i wykształceniem tych zdolności u ludzi, którzy nie są zupełnie „ślepi" na zapach. Przydadzą się potem bardzo, stając się jednym z potężnych źródeł podniet seksualnych. Bywa, że zapach specyficzny dla danej osoby, podobnie jak ulubiona melodia, utrwala się w pamięci i niejednokrotnie wystarczy woń tych samych perfum, aby jak żywe stanęły przed oczyma wyobraźni wspomnienia chwil spę- dzonych z kobietą, która ich niegdyś używała. Przypomina mi się zabawna anegdotka o panu pastorze, które- mu młoda, uwielbiana, ale nie umiejąca gotować żona przypalała wszystkie potrawy. Po przedwczesnej śmierci żony troskliwe para- fianki ożeniły go po raz drugi z panią bardzo gospodarną i świetną kucharką. Niestety, żadna ze znakomicie przyrządzonych potraw nie budziła entuzjazmu małżonka, aż gdy pewnego dnia przypalił się krupnik, pastor westchnął z rozmarzeniem w oczach: — Nareszcie odnalazłem ten smak i zapach, który tak lubiłem! Przy pocałunkach miłosnych wędrując po całym ciele stale spotykamy się z różnorodnymi zapachami. Kobiety od najdawniej- szych czasów cenią sobie bardzo stroje i pachnidła. Rzadko która z nich zwraca uwagę na walory swego głosu i sposobu mówienia, każda natomiast pragnie mieć strój inny niż wszystkie i pachnieć oszałamiająco. Stosowanie pachnideł jest prawie tak stare jak kultura ludzka. Bardzo popularne na Wschodzie, w Indiach, Azji czy Afryce. Na- potykano tam w wykopaliskach przepisy traktujące o przyrządza- niu pachnideł i nieraz bardzo ozdobne naczynia do ich przechowy- wania. W Pieśni nad pieśniami (Stary Testament) romantyczne po- 98 chwały kochanków splatają się stale z opisami najrozmaitszych aro- matów. Sulamitka wielbiąc swego kochanka mówi: Od twych olejków woń dziewanny wionie, Imię twe słodsze nad dziewanny wonie, Słodszyś najmilszy nad wonie dziewanny, Przeto tak bardzo miłują cię panny. Kochanek chwali swą Sulamitkę w słowach: Zamkniętym sadem jest ma siostra wierna N ar d w nim i kasja, wonne cynamony I kadzidelny wszelki krzew ceniony, Mirra i szafran, aloesu kwiecie, Z wszystkich balsamów najprzedniejszy w świecie. Ona tak odpowiada: Mój miły jest mirrą w pętlicy Co wonna się kryje na łonie, Jest henną w winnicach Engady Woniącą przez łąki i sady. Czy tając Pieśń nad pieśniami mamy wrażenie, że kochankowie toną wręcz w zapachach i wonie te odgrywają ogromną rolę w ich świecie miłosnym. Wszystkie te pachnidła można podzielić na dwie zasadnicze grupy: zapachy kobiece i męskie. Zapachy kobiece to wszelkiego rodzaju olejki kwiatowe, bukie- ty woni kwiatowych w najróżniejszych układach i kombinacjach, tzw. zapachy les'ne — igliwiowe czy ziołowe, jak macierzanka, rumianek, mięta. Ponadto cały zespół zapachów wschodnich, cięż- kich i aromatycznych, jak olejek sandałowy, mirra, nard i inne. Do grupy zapachów męskich zalicza się lawendę, ambrę, piż- mo, cytrynę, zioła o zapachach ostrych, pikantnych, jak np. olejek balsaminy. Zapachy męskie odpowiadają bardziej ostrej woni potu i gruczołów zapachowych u mężczyzny. Niektóre z nich, jak piżmo, używane są w celu podniesienia walorów seksualnych. Produkt ten 99 otrzymuje się bowiem z gruczołów znajdujących się w okolicy na- rządów płciowych piżmowców działających w okresie rui. Jest to zapach wabiący samice. W dobie dzisiejszej nie można narzekać na brak rozmaitych substancji zapachowych, raczej mamy kłopoty z zalewem wonności w najróżniejszych kosmetykach. Kobieta i mężczyzna mający w swych przyborach toaletowych perfumy, wodę kolońską, sole kąpie- lowe, krem do rąk, kremy do twarzy, szampony do włosów i inne, mają duży problem z harmonizowaniem najróżniejszych zapachów dodawanych do artykułów toaletowych. Wiadomo bowiem, że od- mienne wonie perfum, mydła i szamponu mogą dawać bardzo nie- przyjemne kombinacje. Zwrócono już na to uwagę, a firmy kosme- tyczne o światowej sławie mają w sprzedaży zestawy kosmetyków, mydeł i szamponów o jednym zapachu, co w pewnym stopniu roz- wiązuje kłopoty. Następny z kolei problem, na który koniecznie należy zwró- cić uwagę przy stosowaniu pachnideł, to ilość perfum. Kobieta u- perfumowana tak obficie, że dziesięć metrów za nią ciągnie się jeszcze fala zapachu aż w nosie kręci jest koszmarem dla otocze- nia, szczególnie latem. Elegancka kobieta, umiejąca stosować per- fumy, używa ich w taki sposób, że tylko zupełnie bezpośrednio przy pocałunku czy zbliżeniu twarzy czuje się delikatny zapach jej ciała. Musimy o tym pamiętać, że skóra każdego człowieka ma natu- ralną, bardzo różnorodną woń. Stosując perfumy na powierzchnię skóry, powodujemy procesy chemiczne zachodzące między zapa- chem skóry a dodanym środkiem aromatycznym, w wyniku czego powstaje kombinacja tych dwu woni. Jeżeli zapach dobrany jest właściwie, dodaje on wdzięku własnej woni skóry. Jeżeli niewłaści- wie — zapachy „gryzą się", może powstać kombinacja bardzo nie- przyjemna. Własny zapach, jak własny strój, styl sylwetki czy fryzura, 100 podkreśla oryginalność i niepowtarzalny czar każdej kobiety. Fran- cuzki np. starają się osiągać jak najbardziej niezwykłe i odrębne rodzaje zapachów i wiele z nich ma swój sekret mieszania per- fum. Nasi dziadkowie podobnie produkowali różnorodne nalewki na dziesiątkach gatunków ziół i strzegli pilnie tajemnic przepisów. Per- fumy otrzymane według własnej recepty składają się z kilku do kilkunastu elementów zapachowych. Pozwala to kobiecie pachnieć tak jak żadna inna, czego nie daje się osiągnąć kupując perfumy gotowe. Indywidualny wabik węchowy jest, jak się okazuje, również instynktownym powtarzaniem metody spotykanej w przyrodzie — wabienia zapachem. Zależnie od mody, temperamentu, a przede wszystkim od na- turalnego zapachu skóry, który miesza się z perfumami, należy wybrać sobie zapach czy koktajl zapachowy i używać go stale, nie zmieniając, ponieważ wszystkie zmiany utrudniają utrwalenie odru- chu warunkowego. Oczywiście wybrany zapach, tworzący kobiecie własny klimat seksualny, powinien być miły i pociągający również dla jej partnera. Przesycenie zapachem właścicielki —odzieży, bie- lizny, pościeli — utrwala w pamięci przyjaciela obraz zapachowy i jak gdyby sylwetkę danej kobiety. Zapach ten nie tylko we wspo- mnieniach przywodzi na myśl przeżyte wzruszenia miłosne, ale w aktualnym współżyciu dwojga ludzi zaczyna odgrywać stopnio- wo rolę bodźca warunkującego odpowiedni nastrój. W kolejności: zapach — seks — podniecenie seksualne. Wykształcenie tego rodzaju odruchu warunkowego staje się dla kobiety jeszcze jednym własnym sekretem miłości. Im nagromadzi się ich więcej, im bardziej interesujących i pociągających, a także oryginalnych, tym trudniej innej kobiecie zastąpić ją i wyrugować ze sfery odruchów seksualnych mężczyzny. William H. Masters i Wirginia E. Johnson w podręczniku Les mesentenies sexuelles (Niezgodności seksualne) proponują wyko- rzystanie zapachów dla rozbudzenia wrażliwości seksualnej węchu. 101 Można metodycznie wypracować erotyczne odruchy warunkowe na określony zapach. Szczególnie jest to metoda przydatna, gdy niedoś- wiadczeni kochankowie nie potrafią się jeszcze podniecać natural- nymi zapachami ciała partnera czy partnerki albo — co gorzej — brzydzą się ich. Zahamowania w tej materii ogromnie zawężają bogactwo pie- szczot i warto zrobić próbę wygaszenia odruchów negatywnych w stosunku do zapachu partnera. Zastosowanie ulubionego zapachu może stopniowo usunąć zahamowania istniejące w stosunku do zapachu spermy czy wydzieliny pochwowej. Wybrane perfumy na- leży stosować wyłącznie w kontaktach miłosnych i specjalnie w miejscach erotogennych. Zaczynamy od perfumowania okolicy karku, włosów i piersi, dochodząc wreszcie do okolic sromu i wzgórka łonowego. Zapach winien się stopniowo kojarzyć w wyobraźni partnera czy partnerki z pieszczotami i podnieceniem seksualnym. Z upływem czasu już sam zapach działa podniecająco, jak sygnał erotyczny, a naturalne wydzieliny skojarzone z ulubionym zapachem, również zaczynają działać podniecająco. W ten sposób można pozbyć się stopniowo niektórych dokuczliwych w miłości zahamowań. Na marginesie tych mechanizmów warto jeszcze raz podkreś- lić, że każdy zapach stosowany w celach seksualnych powinien prowadzić do zainteresowania własnymi zapachami. Nie może ko- bieta ani mężczyzna pachnieć tylko mydłem czy wodą kolońską, musi pachnieć przede wszystkim sobą. Dlatego podkreślam jeszcze raz, nadzwyczaj ważny w tej dziedzinie jest umiar. Najważniejsze, żebyśmy mogli pachnieć przede wszystkim so- bą, ale można pachnieć bardzo nieprzyjemnie lub przyjemnie i pod- niecająco, Zapachy przyjemne są ściśle związane z higieną osobistą. Ważniejsze od perfum, wręcz konieczne jest przede wszystkim wye- liminowanie niemiłych woni wynikających z zaniedbań w dziedzi- nie higieny osobistej. 102 Wszelkiego rodzaju nieprzyjemne zapachy kryją w sobie per- fidną pułapkę, ponieważ człowiek tak pachnący najczęściej tego nie czuje. Natomiast otoczenie jest zupełnie zmaltretowane. Nawet lu- dzie o dość delikatnym powonieniu przeważnie nie czują swoich nieprzyjemnych zapachów. Mówię przeważnie, bo niektórzy czują i tym jest dużo łatwiej żyć. Trzeba więc przejść z kolei od omówienia metod zadbania o ponętne zapachy ciała od stóp do głów. Zacznijmy od włosów. Włosy męskie, a tym bardziej kobiece, odgrywają niebagatelną rolę w pieszczotach. Głaskanie po głowie, pocałunki we włosy, muskanie włosami w tańcu partnera, wreszcie fryzura, połysk i ładny układ włosów są ściśle związane z ich czys- tością. Przypominam sobie fragment z filmu z Maurice Chevalierem Miłość po południu, w którym tata detektyw odgadł, że córka jego jest zakochana, ponieważ zaczęła co drugi dzień myć głowę. Włosy brudne i zakurzone zlepiają się w tłuste strączki, wydzielają brzydki zapach nieświeżego łoju. Włosy takie nie układają się, lepią do głowy i wyglądają, jakby ich było o połowę mniej. Dotknięcie, pogłaskanie czy nie daj Boże ucałowanie takiej główki jest wyjątko- wo nieapetyczne i może skutecznie zabić rodzącą się miłość, a ochłodzić nawet bardzo dojrzałą... Częstość mycia włosów uzależ- niona jest oczywiście od ich naturalnych właściwości (suche, tłuste), jak również od pory roku — zimą bardziej się przetłuszczają, latem bardziej kurzą. Ale przeciętnie raz w tygodniu u kobiety, a częściej nawet u mężczyzny (ponieważ są krótkie i łatwiej wysychają) po- winny być myte. Bardzo ważnym momentem jest przesycenie ich lekkim zapa- chem używanej stale wody kolońskiej czy perfum. Aby zapach był dyskretny i wydzielał się jedynie w chwilach podniecenia, należy po umyciu głowy i spłukaniu jej skropić mokre włosy perfumami lub wodą kolońską, a potem dokładnie wytrzeć i wysuszyć. W efekcie takich zabiegów włosy stale nie pachną, ale każde zwilgotnienie ich 103 przy lekkim spoceniu się lub w czasie deszczu czy mgły powoduje wydzielanie bardzo subtelnego zapachu. Na skórę całego ciała należy stosować perfumy czy wodę ko- lońską z ogromnym umiarem. Mężczyzna może zaraz po umyciu i goleniu natrzeć twarz, szyję i dłonie wodą kolońską. Kobieta rów- nież najlepiej zaraz po umyciu zwilża wilgotną jeszcze skórę perfu- mami. Perfumujemy lekko okolicę włosów na karku i za uszami, aby zapach emanował przy tuleniu i zbliżaniu się głów do siebie. Zwil- żenie odrobiną perfum ramion w okolicy dekoltu powoduje przy rozgrzaniu się ciała wydzielanie miłej woni spoza dekoltu sukni. Niewątpliwie duże walory mają w podniesieniu wdzięków sek- sualnych zapachy sztuczne, ale powinny one być dyskretne, żeby nie tuszować własnych zapachów. Świeży pot pojawiający się obficie na powierzchni skóry w czasie kontaktów seksualnych ma zapach przyjemny i podniecający, sygnalizuje on bowiem u partnera zwię- kszenie gry naczynioruchowej, która jest jednym z objawów podnie- cenia seksualnego. Następnym z kolei źródłem miłych lub nieprzyjemnych woni jest oddech. Świeży oddech ma ogromne walory przy pocałunku. W literaturze scen miłosnych spotyka się określenie oddechu pachną- cego fiołkami, macierzanką itd. Jak bardzo ujemnie wpływa na kontakty seksualne nieprzyjemny zapach z ust, widzimy już w prze- pisach Koranu, w którym istnieje paragraf pozwalający rozwieść się z mężem, którego oddech jest cuchnący. Istnienie takich przepisów w księdze kultowej, obwarowującej raczej przywileje mężczyzn niż kobiet, wykazuje, jak bardzo odpychający może być nieprzyjemny zapach z ust. W dzisiejszych warunkach uregulowanie tej sprawy zależne jest prawie całkowicie od naszej woli. Przede wszystkim należy bardzo starannie pielęgnować zęby, plombując ubytki i usuwając spróchniałe korzenie, nie nadające się do leczenia. Regularne wizyty u dentysty co trzy lub sześć miesięcy, zależnie od potrzeby, są tak 104 samo ważne albo nawet ważniejsze od wizyt u kosmetyczki czy fryzjera. Zasada ta dotyczy również mężczyzn, którzy bardzo nie lubią chodzić do dentysty. Zaniedbane zęby, nie czyszczone starannie pastą dwa razy dziennie, są najczęściej przyczyną brzydkiej woni z ust. Czasami przyczyny bywają poważniejszej natury, gdy są wynikiem złego trawienia czy nieprawidłowego wydzielania soków żołądkowych. Pokarmy zalegające w żołądku fermentują i wydzielają brzydki za- pach. W takim wypadku należy leczyć się systematycznie u lekarza chorób wewnętrznych i zażywać środki regulujące czynność tra- wienną żołądka. Doniosła rola warg, języka i jamy ustnej w pieszczotach wy- maga zwrócenia uwagi na ich higienę i zdrowie. Okolicą intensywnie woniejącą są dołki pachowe. Nie radzę nikomu perfumować ani przecierać wodą kolońską dołków pacho- wych, pachwin i okolic ciała łatwo pocących się, ponieważ skóra jest tam bardzo wrażliwa i łatwo można spowodować przykre dolegli- wości uczuleniowe oraz podrażnienia skóry. Objawiają się one drob- ną swędzącą wysypką i zaczerwienieniem. Perfumowanie pach jest tym bardziej niecelowe, że najsilniej nawet woniejące perfumy nie zabijają ostrego zapachu potu, wydzielającego się z włosów w dołku pachowym. Białkowe składniki wydzieliny gruczołów potowych gromadzą się na włosach i z czasem ulegają rozkładowi przesycając je ostrym zapachem, którego żadne mycie nie jest w stanie usunąć. Kobieta pragnąca pozbyć się źródła przykrego zapachu powin- na wygalać włosy pod pachami i codziennie, a nawet kilka razy dziennie, gdy zapach potu jest wyjątkowo ostry, myć je ciepłą wodą z mydłem. Jeżeli pomimo to zapach potu jest przykry, można stoso- wać dodatkowe chemiczne środki odwaniające. Na marginesie tych rozważań warto wspomnieć, że zapach potu i wydzielin gruczołów łojowych pod pachami pod wpływem lęku czy zdenerwowania staje się niezwykle ostry i odpychający. 105 Jest to pozostałość po naszych czworonożnych przodkach (u zwie- rząt są to mechanizmy obronne) i z tego względu po wyjątkowo denerwujących przeżyciach warto się zawsze umyć dodatkowo. Wygalanie pach powinno stać się regułą w porze letniej, gdy pocimy się więcej, a suknie odsłaniają ramiona i pachy, ukazując niezbyt estetyczne owłosienie. Zapach świeżego potu z okolic doł- ków pachowych, dokładnie wymytych i wygolonych, jest zapachem przyjemnym i drażniącym erotycznie, jak wszystkie naturalne wy- dzieliny skóry, pojawiające się w momencie podniecenia płciowego. Stopniowo zbliżyliśmy się w naszych rozważaniach do zapachów odgrywających ogromnie ważną rolę w miłości — zapachów wy- dzielanych przez narządy płciowe tak męskie, jak i kobiece. Natu- ralny zapach nie związany z niedostateczną higieną osobistą, odgry- wa ważną rolę w wabieniu erotycznym. Kobiece narządy rodne wydzielają wiele rozmaitych właściwych sobie woni. Wydzielina pochwy składa się ze złuszczonych komórek na- błonka pochwy oraz płynnego przesięku z jej ścianek. Naturalna wydzielina zdrowej pochwy ma konsystencję mleka i zapach kwaś- nego mleka. Pałeczki kwasu mlekowego znajdujące się w zdrowej pochwie zakwaszają jej wydzielinę i w ten sposób zapobiegają roz- mnażaniu się bakterii chorobotwórczych. Obecność pałeczek kwasu mlekowego i kwasu przez nie wyprodukowanego jest warunkiem naturalnego oczyszczania i dezynfekowania pochwy. Tradycje na- szych babek, zalecające robienie przepłukiwań pochwy u zdrowej kobiety w celach higienicznych, są absolutnie niesłuszne, ponieważ wypłukuje się własną florę bakteryjną pochwy oraz kwas mlekowy, stwarzając tym samym idealne warunki do infekcji. Zdrowa kobieta nie powinna w żadnym wypadku robić przepłukiwań pochwy (iry- gacji), ponieważ jest to zabieg szkodliwy i antyhigieniczny. Oczy- wiście nie mówię tu o irygacjach zalecanych przez lekarza w toku leczenia. Oprócz wydzieliny mlecznej o zapachu kwaśnym w zdrowej 106 pochwie pojawia się okresowo większa ilość szklistego przezroczys- tego śluzu. Śluz ten wydziela się w dużej ilości z szyjki macicznej w okresie jajeczkowania, jak również w chwilach intensywnego podniecenia płciowego. W okolicy napletka łechtaczki, a także dookoła, u nasady warg mniejszych, znajdują się drobne gruczoły łojowe, wydzielające tłus- tawą woskową wydzielinę szczególnie obficie w chwili podniecenia seksualnego. Wydzielina ta ma intensywny zapach, który kojarzy się z podnieceniem seksualnym partnerki, działa podniecająco. Wydzie- lina gruczołów łojowych, zawierająca składniki tłuszczowe, musi być bardzo dokładnie wymywana ciepłą wodą z mydłem, ponieważ, jeśli pozostanie przez kilka dni na wargach sromowych, mieszając się z wydzieliną pochwy i śluzem, ulega fermentacji i powoduje zaczerwienienie oraz podrażnienie skóry. Oczywiście nie trzeba do- dawać jak nieprzyjemnie pachnie taka mieszanina. W tych okolicach ciała, podobnie jak we wszystkich wymienio- nych poprzednio, zapachy ponętne zamieniają się w nieprzyjemne przy zaniedbaniach higienicznych. Mówię tu cały czas o kobietach zdrowych. Istnieją jednak kobiety zdrowe, u których wydzielina narządów rodnych ma zapach wyjątkowo ostry. Kobiety takie powinny unikać przy podmywaniu się mydła albo raczej po dokładnym wymyciu się mydłem i ciepłą wodą opłukać srom lekkim roztworem cytryny czy kwasu bornego, ponieważ odczyn kwaśny zmniejsza intensywność zapachu wydzie- lin pochwowych, alkaliczny natomiast (mydło) bardzo wzmaga. Interesujące spostrzeżenie zrobili Arabowie już w XVI wieku, a dotyczyło ono lawendy jako źródła odwaniającego dla kobiet. Zastanawiający jest fakt, że podobny użytek robiły nasze prababki z tychże niebieskich kwiatków, wkładając je do saszetek i umieszcza- jąc w szafach pomiędzy bielizną. Van de Yelde w Małżeństwie doskonałym pisze, że użyteczność lawendy w ówczesnych czasach była znacznie większa, niż dziś 107 sądzimy, uwzględniając nagminny brak łazienek. Zapach lawendy ma rzeczywiście wpływ odwaniający w przypadku zaniedbań higie- nicznych lub złych zapachów wynikających z choroby. Mówiąc o zapachach specyficznie kobiecych, nie można zapo- mnieć jeszcze o jednym, a mianowicie zapachu miesiączki. Okres ten wymaga od kobiety zdwojonej energii w zabiegach higienicz- nych. Jeżeli krwawienia są obfite, należy często zmieniać wkładki, podmywając się za każdym razem, aby nie pozostawały resztki krwi psującej się i pachnącej brzydko. Zapach świeżej krwi miesiączko- wej może być w szczególnych układach czynnikiem silnie podnie- cającym, jak stwierdza Van de Yelde w Małżeństwie doskonałym. Dotyczy to partnerów, których seksualizm ma pewne zabarwienie sadystyczne. Nie mówię tu oczywiście o zboczeniach, ale o pewnych odchyleniach charakterologicznych, mieszczących się w granicach psychicznej normy. Kontynuacja współżycia w czasie miesiączek nie jest rzeczą tak rzadką, jakby się zdawało. Sądzę, że odgrywają tu rolę dwa względy. Jeden — to podniecające oddziaływanie zapa- chu krwi, a drugi — spotykany u dość licznych kobiet okres maksy- malnej pobudliwości seksualnej, występujący właśnie w czasie mie- siączki. Wielokrotnie dyskutowano, czy współżycie w czasie miesiącz- ki jest szkodliwe dla zdrowia? Zdania na ten temat były bardzo podzielone. Sądzę, biorąc pod uwagę dość liczne przypadki tego rodzaju, z którymi spotykałam się w mojej praktyce lekarskiej, że nie wpływa to w ujemny sposób na stan zdrowia kobiet. I tu, jak we wszystkich omawianych dziedzinach, ciężkim grzechem przeciw estetyce jest niezachowywanie starannej higieny w okresie miesią- czek. Zapachy wydzielane przez różne okolice ciała mężczyzny są zwykle znacznie ostrzejsze niż u kobiety i wyraźnie mniejszą rolę mogą odegrać różne wody kolońskie — niż mycie. Z wielkim tru- dem mężczyzna daje się przekonać, że również należy się podmy- 108 wać. Zupełnie podobnie jak kobieta, mężczyzna powinien myć przy- najmniej raz dziennie ciepłą wodą okolicę krocza, odbytu, mosznę i członek, a następnie wymyć ciepłą wodą namydlając dokładnie żo- łądź, po uprzednim usunięciu skóry napletka, tam bowiem właśnie, u nasady żołędzi, w rowku otaczającym ją mieści się duża liczba gruczołów łojowych, które produkują dość obfitą wydzielinę, po- dobnie jak w okolicy łechtaczki i warg mniejszych u kobiety. Ponad- to w fałdzie napletkowym pozostają resztki moczu. Przy regularnym współżyciu seksualnym dochodzą jeszcze pewne ilości nasienia i wydzieliny z pochwy. Cała ta mieszanina, jeżeli nie usuwamy jej dokładnie podczas mycia, szybko się psuje, wydzielając bardzo nie- przyjemny zapach, a ponadto może powodować stany zapalne i bolesne obrzęki. Przypomina mi się w związku z powyższymi rozważaniami studentka, która po jednym z moich spotkań z młodzieżą akademic- ką pytała, jak by tu wytłumaczyć chłopcu, żeby się umył bezpośred- nio przed spotkaniem, ponieważ w miłości i pieszczotach zapach moczu bardzo psuje jej nastrój. Hm... nie wszystko da się tak po prostu powiedzieć. Można zachęcać do mycia w ogóle lub spróbować zabaw we dwoje pod prysznicem. W żadnym razie nie należy ranić ambicji chłopca, trze- ba „po kobiecemu", okrężną drogą trafić do celu. Przy prawidłowym zachowywaniu higieny osobistej zapach wydzieliny gruczołów łojowych i nasienia męskiego odgrywa wy- bitną rolę w zwiększaniu pobudliwości seksualnej kobiet. Istnieją wyraźne różnice w intensywności i rodzaju woni nasie- nia u mężczyzn różnych ras, a nawet zmienia się ona w miarę upływu lat. Inna bywa u chłopców, młodych mężczyzn, inna u mężczyzny dojrzałego. Van de Yelde twierdzi, że zapach nasienia tego samego męż- czyzny może się zmieniać w zależności od różnych okoliczności życiowych. Po wzruszeniach psychicznych czy zdenerwowaniu za- 109 pach nasienia, podobnie jak zapach potu, staje się ostrzejszy, po wysiłkach fizycznych — bardziej „korzenny". Po szybko natomiast powtarzanych stosunkach staje się wyraźnie słabszy. Przy opisywa- niu zapachu nasienia przez różnych mężczyzn Van de Velde odnosił wrażenie, że zmienia się on równolegle ze zmianą ogólnego zapachu ich ciała, przy czym określenia zmian odcieni pokrywały się z tym, co obserwowały ich partnerki. W związku z tym, co zostało wyżej powiedziane, trzeba przyjąć duże prawdopodobieństwo faktu, że zapach nasienia ulega dużym wahaniom osobniczym. Wpływ podniecający zapachu nasienia męskiego jest ściśle związany z wieżami uczuciowymi łączącymi kochanków. Zapach mężczyzny kochanego działa na kobietę wybitnie podniecająco, podczas gdy zapach mężczyzny nie kochanego może wywołać ob- rzydzenie. Jak już wspomniałam mówiąc o metodzie wypracowania pozy- tywnych odruchów warunkowych na zapachy narządów płciowych, proponowanej przez Mastersa i Johnson w książce cytowanej w tym rozdziale, rola tych zapachów jest ogromnie ważna w pełnowartoś- ciowej miłości seksualnej, łączącej dwoje ludzi. Pieszczoty seksual- ne, w których każdy z partnerów doprowadza pieszczotami i poca- łunkami okolicy narządów płciowych współpartnera do orgazmu, są ściśle związane z podniecającymi przeżyciami dostarczanymi przez zmysły powonienia, smaku i dotyku, ale musze jeszcze raz podkreś- lić — że wszystkie zapachy ciała: potu, skóry, włosów, narządów płciowych, a nawet miesiączki mogą działać zarówno przyciągające, jak i odpychająco. Szczególnie u młodych kochanków, o nie wyrobionych jeszcze odruchach węchowych, zapachy narządów płciowych są zwykle obojętne lub lekko odstreczające. Z upływem czasu, gdy poszcze- gólne wonie stają się w ich psychice sygnałem rozkoszy, nabierają stopniowo walorów podniecających. Trzeba wiele delikatności i wyczucia, aby nie zrazić partnera mniej doświadczonego, narzucając 110 mu pieszczoty zbyt wyrafinowane. I w tej dziedzinie, podobnie jak we wszystkich sprawach miłości, trzeba pilnie obserwować reakcje i dostosowywać rodzaj pieszczot do możliwości mniej doświadczo- nego partnera czy partnerki. Zdarza się i u doświadczonych kochanków, że bez przygoto- wania reagują początkowo lekkim uczuciem wstrętu, a zapach działa odpychająco. Ale w miarę narastania podniecenia ten sam zapach staje się stopniowo bodźcem silnie pociągającym i podniecającym. Zmysł dotyku W arabskiej księdze Ogród wonności Nafzawi pisze: Kobieta jest jak owoc, który nie wyda z siebie słodyczy, dopóki nie utrzesz go w rękach. Czyżbyś nie wiedział, że ambra jeśli się jej nie obraca w dłoniach i nie rozgrzewa, skryje w sobie zawarty aromat? — tak samo jest z kobietą! Zmysł dotyku odgrywa najważniejszą rolę w sferze seksu, a wrażliwe na dotyk zakończenia nerwowe są głównymi receptorami odbierającymi bodźce, doprowadzające do wyzwolenia odruchu or- gazmu w ośrodkach centralnych mózgu. Istnieje zasadnicza reguła: im bodziec jest subtelniejszy i delikatniejszy, tym lepsze daje efekty, a technika muskania, głaskania, opukiwania opuszkami palców, po- drapywania paznokciami i lekkiego muskania dłonią włosów na- skórka stwarza szerokie możliwości wyboru. Nasilenie reakcji re- ceptorów zależy również w dużym stopniu od wyboru i techniki pobudzania. Dotykowe bodźce seksualne działają dwustronnie. Podniecają zarówno partnera, który pieści, jak i tego, który jest pieszczony. Rozkosz dawcy pieszczot rośnie w miarę nasilania się rozkoszy l Nafzawi: Ogród wonności, „Literatura na świecie" 1973, nr 8/9. 111 biorcy. Wszelkie odmiany pieszczot tym bardziej są udane i podnie- cające, im bardziej angażują oboje kochanków. Nie ma tu miejsca na „królewny z drewna" i występy solowe. Pełna rozkosz miłosna jest i będzie zawsze rezultatem angażowania się obojga kochanków. Z tego względu bardzo ważną rzeczą jest nastawienie psychicz- no-uczuciowe do pieszczot. Przy nastawieniu obojętnym lub co gorsza niechętnym nawet długotrwałe drażnienie na j wrażliwszych okolic erotogennych nie daje żadnych efektów, budząc tylko znie- cierpliwienie i złość partnera. Gdy wysokie napięcie seksualne poprzedza chwilę zbliżenia, wystarczy czasem lekkie dotknięcie ręki, aby znaleźć się na progu orgazmu. W warunkach przeciętnych i przy średnim napięciu sek- sualnym wzrasta ono stopniowo pod wpływem pieszczot i dotknięć. Zmysł dotyku, którego zakończenia rozsiane są po całym ciele, reaguje na najróżnorodniejsze pieszczoty seksualne. Dotyk skóry, włosów, dotyk ciała w tańcu, tkaniny przesyconej ciepłem ciała, odczucie drżenia rąk czy bicia serca partnera — wszystko to mieści się w podnietach dotykowych, chociaż obejmuje szeroki wachlarz przeżyć. Na pewno i pocałunki można zaliczyć do tej grupy, ponie- waż wrażenia dotykowe odgrywają w nich niebagatelną rolę, ale przeniosłam je w całości do rozdziału omawiającego zmysł smaku. Aby jakoś uporządkować rozliczne rodzaje pieszczot dotyko- wych, omówię je w kolejności, zaczynając od głowy i wędrując przez wszystkie okolice ciała aż do stóp. W pierwszym okresie uwodzenia ręka mężczyzny, głaszcząca kark kobiety i przesuwająca palcami między włosami, przewijając je i motając dookoła dłoni, wyraźnie swym dotykiem podnieca, ponieważ okolica nasady włosów i uszu jest wybitnie unerwiona seksualnie. Muskanie opuszkami palców tych okolic skóry, lekkie podrapywanie, chuchanie ciepłym oddechem lub dmuchanie wy- zwala całą gamę najsubtelniejszych podniet seksualnych. W społe- czeństwach pierwotnych iskanie i przebieranie palcami włosów na- 112 leży do czynności erotycznych. Ale i wśród współczesnych kochan- ków nierzadko zdarza się duża wrażliwość czuciowa owłosionej skóry głowy i widzą chętnie pieszczoty polegające na drapaniu, muskaniu, głaskaniu lub przebieraniu palcami we włosach. Równie wrażliwa na dotyk jest okolica nozdrzy i warg. Skóra między nosem a górną wargą oraz między dolną a podbródkiem pokryta jest zwykle obficiej niż gdzie indziej meszkiem i muskanie jej oraz lekkie dotykanie powoduje jeżenie się włosków i uczucie wyraźnego podniecenia seksualnego. Warto o tym pamiętać, że szczególnie gęsto unerwione są czuciowo u człowieka linie przejścia skóry w nabłonki śluzowe, w okolice wszystkich otworów natural- nych: granica czerwieni warg, brzegi nozdrzy, odbytu czy przed- sionka pochwy. Bardzo podniecającą zabawą, znaną również w Indiach, są tzw. pocałunki motyli, polegające na łaskotaniu warg, nozdrzy i wrażli- wych okolic karku drobnymi muśnięciami szybko mrugających rzęs. Dotyk i drażnienie okolic wrażliwych seksualnie opiera się na wspólnej zasadzie, wynikającej ze specyficznych reakcji ośrodka orgazmu w mózgu. Wszystkie bodźce seksualne, doprowadzane drogą układu nerwowego z receptorów czuciowych do ośrodków w mózgu, muszą być bodźcami przerywanymi. Ośrodek orgazmu ma bowiem swoistą specyfikę: słabo reaguje na bodźce ciągłe o jedna- kowym nasileniu, odpowiada natomiast silnym pobudzeniem na bodźce przerywane typu: sygnał-przerwa-sygnał-przerwa itd. W związku z taką formą odbierania podniet warto zwrócić uwagę na wyraźne akcentowanie przerw w pieszczotach pobudzających wraż- liwość seksualną skóry. Dotykanie i pieszczenie okolic erotogen- nych winno być wykonywane ruchami drobnymi, przerywanymi, o wyraźnej rytmice, dotykającymi lub muskającymi powierzchnię skóry. Głaskanie długimi, ciągłymi przesunięciami dłoni działa ra- czej uspokajająco i kojąco zamiast podniecać. Okolice najbardziej wrażliwe na bodźce seksualne znajdują się 113 tam, gdzie skóra nie jest narażona na ocieranie ubraniem czy bie- lizną, a tym samym jest cieńsza i bardziej wrażliwa. Wzmożo- na wrażliwość" rozmieszcza się na przyśrodkowych powierzchniach kończyn, tzn. w okolicy pach, wewnętrznych części ramion i przed- ramion, na bocznych powierzchniach ciała. Dalej w rowkowa tych zagłębieniach, biegnących wzdłuż kręgosłupa, w fałdach skórnych w okolicy pasa, na granicy żeber i jamy brzusznej, w dołku pępko- wym, na granicy owłosienia wzgórka łonowego, w fałdach pachwi- nowych i na wewnętrznych powierzchniach ud (bardzo wrażliwe!), a ponadto w przegubach łokciowych, pod kolanami oraz w prze- strzeniach między palcami stóp i dłoni. Wszystkie te okolice tworzą mapę na ciele kobiety, którą zakochany mężczyzna musi bardzo dokładnie, miejsce po miejscu, przestudiować. Miłość jest twórczością, a nie recytacją wyuczonych wierszy- ków. Nie ma na świecie dwu jednakowych kobiet i nie można załatwić tej sprawy po prostu z książki. A propos tych rozważań przypomina mi się scena w jednym z filmów szewdzkich: na ławeczce przy studni siedzi dwoje dzieci, mniej więcej w wieku 14-15 lat. Ona gryzie pestki, on próbuje pieścić ją według przepisów świeżo przeczytanych w książce. Łas- kocze ją za uchem i pyta: —Czy czujesz się przyjemnie podniecona ? Ona: —Nie — / gryzie pestki On muska palcami jej kark i szyję, pytając: —Czy odczuwasz jakiś elektryczny prąd? Ona: —Nie — / gryzie pestki. On całuje ją w szyję na granicy wycięcia sukienki, pytając: —A teraz? Powiedz, co czujesz? Ona: —Nic — i gryzie pestki Wreszcie stracił cierpliwość i zakrzyknął: —Przestańże w końcu gryźć te pestki! Ona: —Kiedy są takie dobre. 114 Mężczyzna powinien starać się stworzyć seksualny portret swej ukochanej kobiety. Odkrywanie wrażliwości receptorów zaczyna się już w pierwszych dniach miłości. Potem następuje długi okres zdo- bywania wszelkimi pieszczotami i rozwijania wrażliwości odnale- zionych miejsc. Dłonie, twarz, ramiona, uszy. Przy każdym z tych etapów trzeba zatrzymać się i dążyć do osiągnięcia maksymalnych efektów. Reaktywność każdego z receptorów trzeba pracowicie bu- dzić, aby zaczął wyraźnie odpowiadać na pieszczoty. W tej dziedzi- nie rzadko spotykamy wyraźną pobudliwość — szczególnie u dzie- wcząt młodych. Nauka pieszczot rozwija ukrytą wrażliwość. Bywa, że cudowna kochanka ujawnia się nagle pod dotknięciem fachowej i przyjaznej dłoni subtelnego partnera po wieloletnim nawet niecie- kawym współżyciu z mężczyzną prymitywnym i egocentrycznym w miłości. Droga pieszczot przez ramiona, kark, szyję, plecy i dołki pa- chowe wędruje dalej do piersi. Piersi kobiece są nie tylko zasadniczym walorem jej urody, nie tylko gwarancją zdrowia i prawidłowego rozwoju jej przyszłych dzieci, ale i najbogatszym, najsubtelniejszym i najwrażliwszym in- strumentem wzruszeń erotycznych. Piersi, jak najczulsza fotoko- mórka, reagują nawet na ślad ciepła, dotknięcia czy inne sygnały miłosne. Pierś kobiety nie podnieconej seksualnie ma typową lekko opadającą linię. Wystarczy myśl o ukochanym, jedno spojrzenie, wystarczy wreszcie tylko otarcie się o ukochanego mężczyznę, aby rozpocząć grę naczyniową i spowodować wzmożony dopływ krwi, powodujący uniesienie i zaokrąglenie się piersi. Mechanizm ten, podobny do mechanizmów działających w narządach płciowych męskich i kobiecych, zaczyna działać pod wpływem bodźców sek- sualnych. Piersi tak wypełnione i napięte zwiększonym przypływem krwi zyskują wzmożoną wrażliwość na głaskanie i dotyk. Ujęcie piersi pełną dłonią silnie podnieca mężczyznę, przy okazji również kobietę, gdy wnętrze dłoni muska jej brodawki. 115 Lekkie i przerywane muskanie brodawek cała powierzchnią dłoni, opuszkami palców lub ocieranie ich nagą skórą ciała mężczyz- ny powoduje tzw. stawianie się sutków. Polega ono na kurczeniu się elastycznych włókien tkanki łącznej, otaczających okrężnie sutek i brodawkę piersiową. Efektem tego skurczu jest zmniejszenie się aureolki piersi oraz uwypuklenie i stwardnienie sutki. Tak przygo- towana sutka zaczyna być wrażliwa na bodźce seksualne, ponieważ stwardnienie jej eksponuje znajdujące się w największej liczbie na wierzchołku zakończenia czuciowe. Głaskanie i łaskotanie brodawek piersiowych, podobnie jak wszystkie poprzednio opisane pieszczoty dotykowe, uruchamia cały zespół odruchów nerwowo-naczyniowych, przygotowujących na- rząd rodny do stosunku. Pod wpływem tych pieszczot rozpoczyna się wypełnianie krwią splotów żylnych okolicy krocza i warg sro- mowych oraz zwiększone wydzielanie śluzu zwilżającego. Głaskanie i drażnienie piersi kobiecych jest jednym z naj- efektywniejszych bodźców seksualnych, a spotęgowanie tych piesz- czot przez pocałunki zostanie szerzej opisane w następnym roz- dziale. Istnieje rodzaj pieszczot piersi sprawiający dużą satysfakcję obojgu zakochanym. Polega on na muskaniu i łaskotaniu sutków żołędzia wzwiedzionego członka. Bodźce dotykowe w tych piesz- czotach są bardzo delikatne i silnie podniecające. Oczywiście jest to rodzaj pieszczot dość wyrafinowanych i odpowiednich dla dojrza- łych kochanków. W pieszczotach piersi, skóry i całego ciała kobiety obowiązuje jedna zasada: im delikatniejszy i subtelniejszy bodziec, tym silniej- szy efekt seksualny. Pieszczota brutalna, nazbyt silna, poraża wraż- liwość zamiast pobudzać, podobnie jak dźwięk zbyt głośny powo- duje ból uszu. Wyjątek od tej reguły stanowią czasami kobiety otyłe, u których zakończenia nerwów czuciowych izolowane są grubą podściółką tłuszczową. W tych przypadkach szczypanie i dość silne 116 z a k y 3- z- iZ- )W JZ- to uje icj- aż- vo- fte, ubą ilne poklepywanie może dawać podobnie korzystne efekty, jak u więk- szości kobiet pieszczoty delikatne. Podniecony mężczyzna niejednokrotnie zdradza tendencję do bolesnego uciskania czy gryzienia piersi kobiety. Warto pamiętać, że pierś kobieca, nabrzmiała i pobudzona seksualnie, jest prawie tak wrażliwa na urazy fizyczne jak jądra męskie. Snując rozważania nad wrażliwością seksualną powierzchni skóry, warto zaznaczyć, że z reguły ciało mężczyzny jest znacznie mniej unerwione od ciała kobiety. Wrażliwość dotykowa u męż- czyzn ogranicza się przeważnie do okolicy narządów płciowych, warg, jamy ustnej oraz dość często uszu i stanowi to podstawową różnicę między typową kobietą a typowym mężczyzną. Mężczyźnie wystarczy popatrzeć na kobietę, otrzeć się o nią czy przytulić i już jest gotowy do stosunku, który daje mu pełną satysfakcję seksualną. U kobiety natomiast trzeba uruchomić w tym celu mnóstwo drobnych mechanizmów, łącznie z pobudzeniem pie- rsi, a na koniec również narządów rodnych. Jeżeli w początkowym okresie współżycia nie obudzimy wraż- liwości zakończeń nerwowych, które uruchamiają mechanizmy ero- togenne, kobieta pozostaje istotą seksualnie niedojrzałą i nie potrafi dać z siebie w chwilach miłości wszystkiego, na co stać jej ciało i psychikę. Cierpliwość i dociekliwość w uczeniu kobiety pieszczot sowicie się opłaca z chwilą, gdy w pełni staje się dla mężczyzny partnerem w miłości. Rozpatrując zagadnienie wrażliwości seksualnej, warto zwró- cić uwagę i na to, że bywają kobiety o mało wrażliwych piersiach i receptorach skórnych, a cała ich wrażliwość koncentruje się w oko- licy narządów płciowych, podobnie jak u mężczyzny. Istnieje również wielu mężczyzn o dużej wrażliwości skóry, którym jak kobietom pieszczoty wstępne są potrzebne do pełnego przeżycia stosunku. Partnerka takiego mężczyzny musi zadać sobie trud i odnaleźć jego strefy erotogenne. Z reguły lokalizują się one 117 dokoła ust, oczu, karku, uszu, ramion, wzdłuż boków i na wewnę- trznej powierzchni ud. Nierzadko i u mężczyzny występuje wyraź- ne unerwienie czuciowe sutków. Głaskanie, pocałunki, łaskotanie czubkiem języka sutków, warg i innych wrażliwych okolic ciała jest im wtedy również potrzebne do pełnego przeżycia stosunku. Mus- kanie dłonią, wpijanie paznokci i gryzienie, szczególnie tuż przed orgazmem, działa podniecająco na niektórych mężczyzn. Dobrze się składa, gdy mężczyzna o dużej wrażliwości skórnej spotyka kobietę przedsiębiorczą i aktywną w pieszczotach, ponie- waż w tym układzie uzupełniają się i zadowalają seksualnie i w pełni. Gdy spotyka się natomiast dwoje leniuchów seksualnych, wtedy oboje mają ochotę być pieszczeni, a żadne nie odczuwa zapału do uwodzenia współpartnera. W rezultacie gotowe nieudane małżeństwo, pełne wzajemnych pretensji w łóżku. Wracając do techniki pieszczot i dotknięć, dłoń partnera węd- rująca stopniowo w okolicę sromu, przesuwa się z wolna wzdłuż szpary sromowej, gdzie palec trafia na wargi mniejsze i łechtaczkę, łaskocząc ją i głaszcząc, aż łechtaczka staje się wyczuwalna w postaci podłużnego twardego wałeczka, grubości małego palca. Do- póki nie ma pełnego wzwodu łechtaczki, trzeba unikać dotykania jej żołędzi, ponieważ sprawia to ból. Warto podkreślić, że przy drażnieniu okolicy łechtaczki należy zmieniać rodzaje bodźców dotykowych, ponieważ ciągłe i jedno- stajne powtarzanie tych samych ruchów powoduje zmniejszenie podniecenia. Ruchy palca masujące z góry ku dołowi wzdłuż należy zmieniać z chwilą wyczucia twardniejącej łechtaczki na ruchy po- przeczne, przy których palec przeskakuje przez jej grzbiet lub ma- suje ją lekko wzdłuż bocznych rowków. Co chwilę przerywając masowanie, poklepujemy okolice wzgórka łonowego i pachwin. Zmienne i różnorakie bodźce dają w efekcie szybsze stawianie się i twardnienie łechtaczki. Oczywiście i tu nie można zapominać o przerywaniu bodźców, unikając ciągłego jednostajnego uciskania. 118 T aź- inie jest lus- zed rnej nie- i w ych, uwa lane yęd- riłuż :zkę, ta w Do- iajej ileży ;dno- zenie ileży ypo- > ma- vając tiwin. i się i nać o mia. Pizy pełnym wzwodzie żołądź łechtaczki uwidacznia się wysu- wając z fałdów napletka. Mężczyzna nie może o tym zapominać, że żołądź łechtaczki jest równie delikatna i wrażliwa, jak żołądź człon- ka i szorstkie lub zbyt mocne dotykanie powoduje uczucie bólu zamiast przyjemności. Aby uniknąć przykrego ocierania, palec musi być zwilżony i w przypadku (szczególnie u młodych, niedoświad- czonych kobiet), gdy wydzielina w okolicy sromu jest zbyt skąpa, dobrze jest zwilżyć go śliną lub innym środkiem zwilżającym. Łaskotaniem łechtaczki można doprowadzić aż do orgazmu, ucząc partnerkę rozkoszy na długo przed rozpoczęciem współżycia. Doświadczenia takie zmniejszają lęk przed pierwszym stosunkiem i budzą ciekawość do dalszych pieszczot. Dla kobiety nie rozbudzonej seksualnie, która nie próbowała wcześniej onanizmu, jest to najwłaś- ciwsza droga do obudzenia pełnej wrażliwości erotycznej. Mówiąc o pieszczotach dotykowych okolicy narządów płcio- wych, nie można pominąć mężczyzny, u którego głównie w tej czę- ści ciała rozmieszczone są receptory odbierające bodźce erotyczne. Wrażliwość na dotknięcia podniecające rozmieszczona jest u mężczyzn w okolicach, gdzie przebiegają pęczki nerwowe unerwia- jące czuciowe narząd płciowy. Droga przebiegu nerwów zaczyna się (biorąc oczywiście pod uwagę powierzchnię skóry) w okolicy odby- tu otaczając zwieracz dookoła. Dalej znajduje się wybitna wrażli- wość wzdłuż szwu kroczowego, łączącego odbyt z podstawą worka mosznowego. Głaskanie i drażnienie palcami tej okolicy daje uczu- cie intensywnej rozkoszy i powoduje gwałtowny przypływ krwi do naczyń żylnych członka. Następną okolicą bogato unerwioną czuciowo jest skóra worka mosznowego, w którym znajdują się jądra. I tutaj głaskanie i ocie- ranie pełną dłonią wyzwala wyraźne uczucie podniecenia i przy- jemności. Drażnienie członka może odbywać się w najróżniejszy sposób. Jeżeli zależy nam na przyspieszeniu wzwodu i zwiększeniu usztywnienia, można stosować lekkie uciskanie i ugniatanie, obej- 119 mując palcami i dłonią nasadę członka i masując go w kierunku żołędzi. Zwiększona wrażliwość na uciskanie i dotyk rozmieszczona jest wzdłuż dolnej jego ścianki (przy wzwodzie przedniej), którędy przebiega szew skórny idący od krocza i moszny. Zakończenie tego szwu znajduje się w wędzidełku napletka, to jest w fałdzie śluzówki, umocowującym napletek do żołędzia członka. Okolica tego fałdu, dolne brzegi żołędzi i brzegi ujścia cewki moczowej są seksualnie najwrażliwsze. Łaskotanie, dotykanie i pieszczenie wszystkich.erotogennych okolic wybitnie podnieca każdego mężczyznę. Pieszczoty wymie- nione wyżej odgrywają podwójną rolę, sprawiają bowiem przyjem- ność i podniecają również kobietę, wyczuwającą, jak w efekcie jej pieszczot członek pęcznieje, unosi się i twardnieje, stając się w pełni gotowy do stosunku. Odczucia te działają bardzo podniecająco szczególnie na kobiety doświadczone w miłości. Wzwód i stawianie się członka jest namacalnym dowodem oddziaływania seksualnego na mężczyznę i nie ma większej klęski w życiu erotyczno-uczucio- wym kobiety niż sytuacja, w której mężczyzna przestaje reagować gotowością na jej pieszczoty. W przypadkach zaawansowanych już pieszczot, poprzedza- jących okres rozpoczęcia współżycia, można również przeżywać wspólnie orgazm w formie tzw. stosunków powierzchownych. Sto- sunki takie doprowadzają do orgazmu poprzez dotykanie i ocieranie łechtaczki żołędzia członka partnera. Spełniają one podwójną rolę, budzą wrażliwość erotyczną kobiety oswajając ją równocześnie z widokiem i dotykaniem męskiego członka w toku przeżyć przyjem- nych. Pieszczoty tego rodzaju są znacznie subtelniejsze niż dotykanie dłonią, ponieważ śluz wydzielający się z gruczołów śluzowych cewki moczowej mężczyzny stwarza prawidłowe zwilżenie i korzystniejsze warunki do pieszczot. Ponadto kończą się zwykle orgazmem obojga partnerów, co daje początek wspólnego przeżywania rozkoszy. Przy okazji ostrzegam, że kontakt powierzchowny, mimo że nie 120 uszkadza błony dziewiczej, nie wnikając do wnętrza pochwy, może doprowadzić do zajścia w ciążę. Niejednokrotnie spotykałam w poradni dziewice ciężarne, nie pojmujące, jakim cudem do tego doszło. Należy wystrzegać się wytrysku nasienia na okolice krocza i warg sromowych, ponieważ plemniki w środowisku wilgotnym bez trudności wędrują z warg sromowych przez otwór błony dziewiczej do wnętrza pochwy i macicy, gdzie mogą spowodować zapłodnie- nie, a co za tym idzie, ciążę. Stosunek powierzchowny czy wspólny orgazm wywołany wza- jemnymi pieszczotami dotykowymi należą do rodzaju pieszczot zwanych pettingiem i wchodzą w skład szkoły miłości. Wypełniają czas oczekiwania na pełne współżycie i uczą zakochanych opano- wania się, kultury miłosnej oraz pilnego zwracania uwagi na reakcje współpartnera. Zmysł smaku Pojęcie smaku w miłości kojarzy nam się natychmiast ze znaną zasadą, że droga do serca mężczyzny prowadzi przez żołądek. Ob- serwacja niewątpliwie trafna, ponieważ rzadko spotkać można męż- czyznę, który nie lubi dobrze zjeść. Książka moja nie jest jednak książką kucharską i nie mogę zbytnio rozwodzić się w niej nad sekretami gastronomii w miłości, choć temat jest niezwykle intere- sujący. Wspomnę jedynie krótko o roli niektórych potraw i używek wpływających na kondycję seksualną. Zasadnicza uwaga: dieta musi być wysokobiałkowa, a więc uwzględniać mięso, ryby, jaja, sery, brak bowiem tych składników w jadłospisie, z wyraźną przewagą jarzyn, stwarza sytuację znaną z popularnej piosenki: „skąd mam mieć siły do tych spraw, gdy ciągle szczaw, pomidory, szczaw, pomidory, szczaw..." 121 Oczywiście nie należy rezygnować z jarzyn, utrzymując właś- ciwe proporcje składników pożywienia. Witaminy i sole mineralne, a także wapno i fosfor, znajdujące się głównie w jarzynach i rybach, są również niezbędne. Niektóre z nich odgrywają bardzo ważną rolę, wpływając na wzmożenie przekrwienia narządów płciowych. Po- dobnie działają kawa, herbata i alkohol, ponieważ wpływają podnie- cająco, zwiększając ciśnienie krwi. Zmysł smaku, oczywiście nierozłączny prawie z węchem, od- grywa zasadniczą rolę przy pocałunkach. Jakże różnorodny bywa smak skóry ludzkiej: cierpki, słodkawy, słonawy, migdałowy lub przypominający przypieczoną skórkę chleba (u ludzi świeżo opalo- nych). Smak śliny ma również wiele odmian, o czym świadczy np. spotykane we wszystkich literaturach świata określenie o „piciu" z ust pocałunków. Smak potu bywa różny nawet u jednego człowieka w zależnoś- ci od okolic ciała. Nie mówiąc już o różnicach między poszczegól- nymi ludźmi czy rasami ludzi. Smak potu, skóry, śliny jest ściśle związany z pocałunkiem. Stanowi prócz dotyku i zapachu jego zasadniczy element składowy i dlatego rozdział ten będzie poświę- cony głównie technice i fizjologii pocałunku. Technika pocałunku jest niezwykle bogata i różnorodna, w znacznym stopniu uzależniona od miejsca całowanego i obyczajów panujących w różnych krajach i u różnych ludów, np. pocałunek murzyński, polegający na pocieraniu się wzajemnie nosami, dostar- cza przede wszystkim bodźców dotykowych i węchowych. Jak już wspomniałam, technika pocałunku zależy nie tylko od miejsca cało- wanego, ale także od wielu czynników, które biorą w nim udział. A są to wargi, oddech, zęby i język. Pieszczoty warg polegają na dotknięciu, muskaniu, przyciśnię- ciu, obejmowaniu wargami, przysysaniu się czy cmoknięciu. Rodzaj i intensywność pocałunku należy dobierać, obserwując bacznie re- 122 akcje partnera. Uważnie wybierać formy aprobowane, a rezygnować i unikać pieszczot niemiłych. Proces oddychania składa się z wdechów i wydechów, przy czym wdech daje uczucie chłodu, a wydech ciepłego chuchnięcia. Zbliżenie warg do skóry partnera i drażnienie jej oddechem daje subtelne podrażnienie zakończeń nerwowych skóry, wrażliwych na ciepło i zimno. Najwięcej takich zakończeń znajduje się na karku, szyi, na plecach i w okolicach pachwin. Zmieniający się prąd ciep- łego i chłodnego powietrza wywołuje uczucie łaskotania, drażniące- go włoski znajdujące się na skórze, i stwarza moment podniecające- go oczekiwania na dalsze pieszczoty. Następnym elementem, odgrywającym niemałą rolę w poca- łunku, są zęby. Chwytać mogą lekko, ujmując fałd skóry, poszczy- pywać, a w wyjątkowych przypadkach, gdy kobiecie sprawia to przyjemność, lekko przygryzać. Rola ukąszeń i pogryzień w piesz- czotach jest dość kontrowersyjna. Kobiety szczupłe i o wrażliwym systemie nerwowym odczu- wają ugryzienie jako ból i największy efekt seksualny uzyskuje się u nich pieszczotami subtelnymi. Istnieją jednak niewiasty o lekko masochistycznym zabarwieniu uczuciowości, a także niewiasty oty- łe, które w pieszczotach wymagają „mocnej ręki", dopiero energicz- ne pieszczoty są przez nie w pełni odczuwane i wywierają efekt podniecający. Ukąszenia w kark, szyję czy ramiona zdarzają się znacznie częściej nie w okresie pieszczot poprzedzających, ale w momen- cie najwyższego podniecenia w czasie orgazmu. Może się zdarzyć chwytanie skóry zębami tak samo przez partnera, jak i partnerkę. W tym momencie rozkosz fizyczna osiąga bowiem takie napięcie, że sięga granicy bólu. Po tak namiętnych pieszczotach pozostają okrągłe czerwone lub zasinione znaki zębów na szyi czy barkach kochanków. Kamasutra, indyjska księga miłości, poświęca wiele miejsca 123 opisom techniki ukąszeń miłosnych, która jest tam wysoko ceniona, tym bardziej że piękne Hinduski są raczej kobietami otyłymi. Autor na wstępie swoich rozważań rozpatruje walory uzębienia sprzyjające ukąszeniom miłosnym: Dobrymi właściwościami zębów są: rów- ność, ich gładki wygląd, zachowanie barwy, należyta wielkość, brak ubytków i ostre zakończenia, Warto podkreślić, jak bardzo księgi miłosne wszelkich sta- rożytnych kultur zwracają uwagę na higienę i estetykę ciała w mi- łości. Dalej mówi Kamasutra na kilkunastu stronach (!) o technice ukąszeń i miejscach, gdzie należy je stosować. Jest to bardzo inte- resująca lektura dla człowieka ciekawego innych kultur i obyczajów. Następnym i znakomitym sojusznikiem w pocałunkach jest język. Giętki, ruchliwy, gładki i wilgotny, świetnie nadaje się do wszelkiego rodzaju głaskania, łaskotania, dotykania i ocierania. Pie- szczoty językiem są subtelniejsze i delikatniejsze niż dotykanie i głaskanie ręką, szczególnie w miejscach pokrytych błoną śluzową, gdzie zwilżenie śliną w czasie pieszczot usuwa wrażenie przykre, związane z suchością i pewną szorstkością skóry palców. Łączenie i wybór wyżej wymienionych technik zależne jest od miejsca, które całujemy. Całowanie kobiety w rękę, jak wiemy, jest typowo polskim obyczajem, ale całując dłonie dam przez kilkaset już co najmniej lat, nie wykorzystujemy w pełni seksualnych walorów tego pocałunku. Oczywiście wzrusza serce kobiece widok męskiej głowy pochylonej nad jej dłonią — tu warto zaznaczyć, że w żadnym wypadku nie należy ciągnąć w górę ręki kobiecej aż pod swój nos, aby złożyć na niej pocałunek, ponieważ gest taki nie dowodzi szacunku ani odda- nia, ani rycerskości. Dłoń kobiecą całujemy zawsze pochylając się nad nią nisko — albo nie całujemy wcale! Na marginesie całowania rąk niewieścich i polskich obyczajów warto przytoczyć, jak te zwyczaje wyglądały w Indiach w interpre- 124 tacji Kamasutry: Również w nocy, w teatrze lub w otoczeniu rodziny całuje ona palce blisko znajdującego się ukochanego lub, w razie jeżeli siedzi, jego palce u nóg. Przy całowaniu palców oboje mogą być stroną wykonującą: przy całowaniu palców u stóp zaś tylko ona, nie mężczyzna, bo byłoby to z jego strony naganną rzeczą. Tak popularne u nas do niedawna całowanie kobiety w rę- kę ograniczało się zwykle do dotknięcia wargami grzbietu dłoni. Grzbietowa część dłoni jest miejscem najmniej unerwionym seksu- alnie. Oczywiście nie odgrywa to żadnej roli przy całowaniu w rękę cioci czy babci, ale gdy chodzi o interesującą nas kobietę, sprawa wygląda zgoła inaczej. Wszystkie bowiem zakończenia nerwowe wrażliwe na dotyk i podrażnienia erotyczne znajdują się na wewnę- trznej stronie dłoni i w zagłębieniach między palcami. Wystarczy iść na francuski film miłosny, aby zauważyć, jak kochankowie całują tam kobiece dłonie. Czynią to tylko w sytua- cjach erotycznych i wyłącznie wtulając wargi we wnętrze dłoni. Można z tego wnosić, że oni również dość dawno odkryli pocałunek w rękę, ale włączyli go z wrodzoną sobie intuicją seksualną do repertuaru pieszczot erotycznych. Pocałunek dłoni jest jedną z pierwszych pieszczot we wczes- nym okresie zbliżenia dwojga ludzi i może oczarować kobietę i zachęcić ją do dalszych zbliżeń pod warunkiem, że stanie się on prawdziwym dziełem sztuki miłosnej, a nie tylko zdawkowym muś- nięciem warg. Dłoń kobieca jest łatwo dostępna już w pierwszych dniach znajomości i całowanie jej daje okazję mężczyźnie do pokazania swej kultury erotycznej. Można wtulić wargi w zagłębienie dło- ni, muskając ją lekko końcem języka wzdłuż linii znaczących wnę- trze dłoni, można wreszcie, wsuwając czubek języka w zagłębienie między palcami, łaskotać boczne powierzchnie palców drobnymi ocierającymi ruchami. Pieszczoty te, podobnie jak wszystkie in- ne, winny unikać ciągłego i jednostajnego przyciskania, a mnożyć 125 bodźce przerywane w formie muskania, chuchania czy łaskotania językiem. Jedna z pacjentek poradni opowiadała mi kiedyś, jak zaczęło się jej małżeństwo, bardzo zresztą udane, gdy poznała w pociągu swego przyszłego męża. Kilka godzin wspólnej jazdy spędzili obok siebie, stojąc przy otwartym oknie w korytarzu. Za oknem przesu- wały się widoki sierpniowej nocy, przesyconej białym światłem księżyca (powtarzam jej słowa). Nastrój jak w powieści dla dorasta- jących panienek! W trakcie interesującej rozmowy on ujął ją za rękę i zaczynając od delikatnego głaskania, muskania palcami, zabawy pierścionkami, które miała na palcach, stopniowo podniósł dłoń do ust i zaczął całować. Dziś jeszcze, tyle lat po ślubie, trudno jej uwierzyć, że tak wiele można osiągnąć, całując jedynie rękę kobiecą. Pieszczenie jej dłoni wypełniło mu całą podróż, trwającą cztery godziny! Pocałunki były tak różnorodne, podniecające i oszałamia- jące, że doprowadziły ją nieomalże do stanu bliskiego orgazmu. Zaskoczenie i zdumienie, dominujące w jej opowiadaniu jeszcze po latach, daje wiele do myślenia. Jak rzadko mężczyzna umie wyko- rzystać wszelkie uroki pocałunku w rękę i jak mało wkłada w to serca i talentu — a szkoda! Następną z kolei okazją do twórczości seksualnej jest pocału- nek w usta. Wspomnę tu jeszcze raz księgę Komosutra, która jest bezcennym źródłem wiadomości o różnorakich technikach pieszczot i pocałunków, a samo omówienie pocałunku w usta zajmuje w niej przeszło trzydzieści stron drobnym drukiem. Oczywiście zacytuję dla przykładu tylko kilka fragmentów: Pocałunki składa się na czole, we włosy, na policzkach, oczach, piersi, na łonie, wargach i wewnątrz ust. Mieszkańcy zie- mi Lata składają je też na miejscu, w którym uda łączą się ze sobą, w zagłębieniach pach i w okolicy pępka. W chwilach szału zmysłów i wedle zwyczaju danego kraju w tych i innych miejscach ciała. (...) Przy czym jest rzeczą znaną w całym świecie, że pocałunek 126 ma być składany w ten sposób, że układa się do niego usta w kształt paczka kwiatu. Należy też rozpatrywać pocałunek stosownie do spo- sobu, w jaki się go składa na różnych miejscach. Są trzy rodzaje zależnie od tego, czy się uwzględni wargę górną, dolną czy wreszcie cały paczek ust (...). Są trzy rodzaje dziewczęcych pocałunków: umiarkowany, drżą- cy i wpijający się. Jeżeli dziewczyna przemocą wezwana usta swe na usta mu kładzie, nie porusza jednak nimi, to jest pocałunek umiar- kowany. Jeżeli zaś dziewczyna trochę rozzuchwalona wargę włożo- ną w jej usta chce pochwycić zębami, a wardze swej dolnej drżeć nakaże, podczas gdy górna lekko się porusza, to pocałunek ten nosi miano pocałunku drżącego. Jeżeli sama zamknąwszy oczy, dłonią oczy kochanka zakryje, trochę tylko jego usta pochwyci i koniusz- kiem swego języka w nie się wpije —to jest to pocałunek wpijający się. Dalej Kamasutra dzieli pocałunki na najrozmaitsze rodzaje, w zależności od ich techniki, układu, nastroju, okoliczności, ale to sobie już darujemy. Cytując powyższe fragmenty, chciałam jedynie unaocznić czytelnikowi, jak wiele gestów, bodźców i różnorakich pieszczot można znaleźć wyłącznie przy pocałunku w usta. Różno- rodność form i możliwości daje pole do popisu najbardziej nawet bogatej wyobraźni. W książce mojej (co już podkreślałam pisząc o pettingu) opi- suję niezmiernie szczegółowo wszelkie rodzaje i techniki pieszczot, ponieważ nie jest ona przeznaczona dla ludzi obdarzonych instynk- tem i dużą inicjatywą seksualną, ale dla tych, którzy pragną znaleźć w niej dokładne informacje o technice pieszczot i współżycia seksu- alnego. Pocałunek może być lekkim tylko muśnięciem warg, może obwodzić końcem języka, ruchem muskającym, granicę przejścia skóry w czerwień warg, gdzie najgęściej rozmieściły się zakończe- nia nerwowe, wrażliwe na bodźce seksualne. Można obejmować 127 wargami usta, łaskocząc wargę czubkiem języka, można uchyliwszy usta wprowadzić język w głąb i dotykać wewnętrznej strony warg. Można wzajemnie łaskotać się i bawić dotykaniem czubkami języ- ków, można wreszcie wprowadzić język głębiej, łaskocząc nim bar- dzo nieraz unerwione seksualnie podniebienie, poruszając rytmicz- nie lub wsuwając język do ust. Rzecz oczywista, że rozmieszczenie wrażliwości seksualnej skóry jest różne, a także wrażliwość różnych partii jamy ustnej i warg jest u ludzi rozmaita. Pieszczenie językiem i podrażnianie okolicy wnętrza ust niektórym kobietom sprawia wybitną rozkosz seksualną, gdy u innych, szczególnie niedoświadczonych w miłości, może budzić niechęć i obrzydzenie. Dlatego jeszcze raz z naciskiem podkreślam, że całując kobietę i domagając się od niej różnorakich pocałunków, trzeba bacznie obserwować jej reakcję i zdążać w kierunku pieszczot budzących oddźwięk seksualny, a unikać tych, które są przyjmowane niechętnie. Generalnym błędem popełnianym przez wszystkich prawie ko- chanków jest przekonanie, że to, co sprawia im przyjemność, jest przyjemne również dla partnera. A niestety często bywa inaczej i w pieszczotach tracimy kontakt z człowiekiem ukochanym. Wracając do techniki pocałunków, pocałunek w oczy musi być bardzo delikatny, przy czym kobieta może w czasie pocałunku mru- gać szybko rzęsami, co dodatkowo podrażnia powierzchnię warg partnera. Pocałunki okolic uszu i karku powinny kojarzyć się raczej z chuchaniem i podrażnianiem skóry temperaturą oddechu, ponieważ w okolicy karku, ramion i pleców znajduje się największa liczba zakończeń nerwowych, wrażliwych na zimno i ciepło. Chuchaniu może towarzyszyć również lekkie muskanie wargami lub czubkiem języka okolicy nasady włosów. Oddzielnym rozdziałem sztuki kochania są pocałunki ucha, szczególnie bardzo unerwionego dołka poniżej muszli usznej i ko- 128 zy rg- y- ir- Z- ue sz ci, m ch w o- :st w u- z IŻ 33 iu m a, Q- niuszka małżowiny. U większości kobiet, a nierzadko i mężczyzn, okolica ta intensywnie reaguje na bodźce seksualne. Pocałunki ucha polegają na chuchaniu, lekkim ocieraniu i łaskotaniu językiem po- wierzchni skóry między uchem, a brzegiem włosów. Ponadto zwy- kle podniecająco działa ssanie dolnego końca ucha, chwytanie go lekko wargami czy zębami, przy równoczesnym łaskotaniu w szyb- kim przerywanym rytmie koniuszka ucha czubkiem języka. Można wymyślić sobie, korzystając z różnych elementów składowych po- całunku jeszcze z pół tuzina rozmaitych pieszczot i zabaw z uchem, mając na względzie również fakt, że niektórzy ludzie mają łaskotki w okolicy uszu i wtedy teren ten raczej do pieszczot się nie nadaje, ponieważ nie wywołuje pożądanego efektu. Wędrując dalej po okolicach erotogennych, których roz- mieszczenie opisałam już poprzednio, całujemy poszukując war- gami miejsc reagujących najintensywniej. Zatrzymujemy się przy nich dłużej, drażniąc czubkiem języka, chuchając, dmuchając, muskając. Wszystkie rodzaje i techniki pocałunków pozwalają pieścić nie tylko kobietę, ale również mężczyznę. Wielu mężczyzn ma dużą wrażliwość seksualną skóry pleców, ud czy ramion, a także bardzo często okolice uszu i karku. Rozpacz prawdziwa, gdy mężczyzna ma łaskotki (a mają je znacznie częściej niż kobiety) albo odczuwa wszelkie pieszczoty jako wrażenia przykre. Opowiadała mi kiedyś jedna z pacjentek, że czuje się niesły- chanie bezradna i bierna w miłości, ponieważ mąż nie znosi żadnego dotykania ani głaskania i przy każdej próbie pieszczot broni się okrzykiem: „Nie dotykaj mnie!". W tym przypadku patologiczna nadwrażliwość w sensie negatywnym pozostała mu po przeżyciach obozowych z okresu wojny. Jest to przypadek na granicy patologii, chociaż tzw. stuprocentowi mężczyźni raczej nie lubią pieszczot poza okolicą narządów płciowych. Nie lubią dlatego, że nie sprawia im to żadnej przyjemności, a nierzadko odczuwają je w sposób 129 przykry. W dziedzinie pieszczot i pocałunków znacznie lepszymi partnerami są mężczyźni, którzy lubią się pieścić. Są oni bardziej komunikatywni we wszelkiego rodzaju grach seksualnych i kontakty z nimi są przyjemniejsze dla kobiety. Następną z kolei uprzywilejowaną okolicą do pocałunków są dołki pachowe, pachwiny i wewnętrzne powierzchnie ud. Warto tu podkreślić, że wygalanie włosów pod pachami udostępnia pieszczo- tom bardzo wrażliwą skórę dołka pachowego. Kontynuując, dochodzimy do pocałunków piersi, niemalże tak unerwionego narządu jak pochwa i łechtaczka i ściśle z nimi w reakcjach związanego. Zależnie od układów psychofizycznych pie- rsi kobiece mogą być niezwykle wrażliwe na bodźce seksualne, do tego stopnia, że można drażnieniem sutków doprowadzić do orgaz- mu, lub całkowicie niewrażliwe, co zdarza się jednak znacznie rza- dziej. Ponieważ spotykamy również dużą różnorodność reakcji u partnerów w pieszczotach sutek, zawsze warto sprawdzić, jak rea- guje mężczyzna na ten rodzaj czułości. Mechanizm erekcji konieczny dla uzyskania pełnej wrażliwoś- ci seksualnej piersi opisuję w rozdziale traktującym o dotyku. Podobnie jak pochwa czy łechtaczka, pierś musi być przygoto- wana do odbioru bodźców. Bez wzwodu nie ma wrażliwości seksu- alnej. Zakończenia nerwowe stają się w pełni wrażliwe na bodźce dotykowe tylko przy stwardniałej i napiętej brodawce, ponieważ są one usytuowane na jej szczycie w okolicy otworków mlecznych. Gdy pierś nie jest dostatecznie przekrwiona i pobudzona seksualnie, brodawki piersiowe są bardzo mało wrażliwe. Twardnienie i wyraź- ne wystawanie brodawek piersiowych jest fizycznym sygnałem bu- dzącego się zainteresowania pieszczotami, często odległymi, jak np. głaskanie czy pocałunki rąk, warg czy karku. U kobiet pobudliwych sutki twardnieją nawet pod wpływem wyobraźni lub widoku kocha- nego mężczyzny. Dalsze drażnienie stwardniałych już brodawek inicjuje zwięk- 130 mi iej :ty są tu o- ik w e- lo i- i- u l- szony przypływ krwi do piersi, powiększanie się jej rozmiarów i stawianie się. Pierś staje się bardziej kulista, zaróżowiona, z wyraź- nym rysunkiem błękitnych żyłek pod skórą. Napięcie i powiększenie piersi utrzymuje się zwykle przez cały czas trwania pieszczot i stosunku aż do orgazmu i ustępuje około 10-15 minut po orgazmie. W efekcie odprężenia naczynia krwionośne piersi rozkurczają się i ułatwiają odpływ nadmiaru krwi żylnej, a piersi wracają do kształtu pierwotnego. Brodawki piersiowe wyraźnie miękną i tracą swoją wrażliwość seksualną. W czasie wizyty w poradni skarżyła mi się pacjentka na nieu- dolność męża w pieszczotach. Ograniczał się on zwykle do kilku pospiesznych pocałunków lokowanych na powierzchni piersi lub lekkiego uciskania zębami, czego nie znosiła. Na koniec rozmowy powiedziała z uśmiechem: „Mógłby się mój mąż nauczyć od swego syna, jak się to robi, ponieważ karmiąc go, bywam czasem bardziej podniecona seksualnie niż przy pocałunkach męża". Uwaga wypowiedziana przez nią półżartem zawierała cenną obserwację. W medycynie wie się nie od dzisiaj, że karmienie dzie- cka piersią powoduje odruchowe kurczenie się i zwijanie macicy po porodzie, co sprzyja szybkiemu gojeniu się rany łożyskowej, a tak- że zapobiega krwawieniom poporodowym. Masters i Johnson w swoich badaniach zaobserwowali, że pierś kobiety karmiącej w mo- mencie orgazmu reaguje równocześnie ze skurczem pochwy i sta- wianiem się macicy — gwałtownym skurczem zbiorników mleko- nośnych, powodującym wytrysk pokarmu. Istnieje ogólnie przyjęty pogląd, że mechanizm ssania u niemowlęcia polega na objęciu war- gami ściśle sutka i wytworzeniu próżni, co daje w efekcie wysysanie pokarmu z piersi kobiety. Zastanawiało mnie jednak zawsze, że kobiety, które z różnych względów nie mogły karmić dziecka i opróżniały pierś ściągaczkami ręcznymi, szybko traciły pokarm. Ściągaczka ręczna czy elektryczna niewątpliwie znacznie silniej zasysa i wytwarza większą próżnię, niż może to zrobić słabe nie- 131 mówię, w związku z czym zrodziło się pytanie, czy proces karmienia nie polega na zgoła czym innym? Kobiety karmiące niejednokrotnie zauważały, że ocieranie bro- dawek przez szorstki stanik powoduje obfite samoistne wydzielanie się mleka. Z wieloletnich obserwacji kobiet na oddziale porodo- wym oraz rozmów z matkami w gabinecie lekarskim wypracowa- łam własną koncepcję mechanizmu laktacji, odbiegającą od ogólnie przyjętej. Z koncepcji tej wynika, że w procesie karmienia istotną rolę odgrywa nie ssanie, a drażnienie'sutka, który na skutek tych bodźców wstrzykuje czynnie pokarm do buzi dziecka. Koncepcję czynnego wstrzykiwania mleka poprzez drażnienie ssaniem zakończeń nerwowych brodawki piersiowej potwierdzają również wyżej przytoczone obserwacje przebiegu stosunku u kobiet karmiących, poczynione przez Mastersa i Johnson. Podobny — czynny mechanizm karmienia — występuje i u innych ssaków, np. wielorybów, których samica wstrzykuje pokarm z sutków do otworu gębowego młodego wieloryba. Można się zastanowić, skąd nagle tak szczegółowy opis proce- su karmienia przy rozważaniach dotyczących techniki pocałunku? Nie jest to bez kozery, ponieważ pocałunki piersi, jeśli mają spełniać swoją rolę pobudzającą seksualnie, muszą wykorzystywać identycz- ne mechanizmy i taką samą drogę wędrówki bodźców w układzie nerwowym, jak przy karmieniu. Mężczyzna całując piersi kobiece powinien iść w ślady oseska: podobnie jak niemowlę przy karmieniu ujmować wargami szeroko aureolkę piersi. Następnie rytmicznymi dotknięciami szorstkiego końca języka podrażniać wierzchołek brodawki piersiowej. Darujcie mi, że powracam stale do rytmiczności bodźców, ale jest to zasad- niczy i pierwszoplanowy warunek efektywności wszelkiego rodza- ju pieszczot. Łaskotanie zakończeń nerwowych usytuowanych na szczycie lub bocznych powierzchniach brodawek (rozmaicie u róż- nych kobiet) powoduje skurcz włókienek sprężystych, otaczających 132 przewody mleczne, co u kobiety nie karmiącej zamiast wytrysku pokarmu wywołuje odczucie intensywnej rozkoszy seksualnej. Mechanizmy wrażliwości seksualnej sutków wyrabiają się sto- pniowo w miarę pieszczot i często niewielka tylko wrażliwość przy pierwszych próbach z czasem wzrasta, osiągając wreszcie duży sto- pień pobudliwości. Rytmiczne drażnienie brodawek przez czas dłuż- szy po przygotowaniu innymi pieszczotami może doprowadzić do przeżycia pełnego orgazmu, obejmującego odczuciem rozkoszy sek- sualnej nie tylko piersi, ale także łechtaczkę i pochwę, pomimo że okolice te nie były bezpośrednio pobudzone. Pieszczoty piersi i bodźce nerwowe biegnące z sutka do narzą- dów rodnych powodują intensywny przypływ krwi do pochwy, warg i łechtaczki oraz stawianie się macicy, podobnie jak to się dzieje w czasie orgazmu i odwrotnie — drażnienie okolic pochwy i łechtaczki powoduje erekcję piersi i stawianie się brodawek sutkowych. Już Leonardo da Vinci, rysując na jednym ze swych szkiców parę ludzi w trakcie stosunku w przekroju strzałkowym — w ciele kobiety narysował połączenie między sutkami a pochwą i macicą. Gdzie dalej jeszcze można całować? Kamasutra twierdzi, że wszystko i wszędzie, gdyż namiętność nie zna żadnych względów, i dalej zaznacza: Do takiej tylko granicy sięga zakres ksiąg, do jakiej ludzie odczuwają średnią pobudliwość. Skoro jednak koło rozkoszy raz w ruch się puściło, wtedy nie ma już żadnej księgi ani żadnego następstwa w porządku rzeczy. Łaskotanie językiem łechtaczki i przedsionka pochwy może być częścią pieszczot wprowadzających i przygotowujących kobietę do stosunku albo celem samym w sobie doprowadzając do orgazmu. Jeżeli pocałunki są częścią preludium przed stosunkiem, u ko- biet niedoświadczonych spełniają podwójną rolę, nie tylko działają drażniąco, ale również zwilżają okolice sromu i przedsionka poch- wy, gdy naturalna wydzielina gruczołów jest zbyt skąpa. Pocałunki i łaskotanie językiem sromu oraz łechtaczki stopnio- 133 wo, w miarę upływu czasu, budzi wrażliwość tych okolic i uczynnią rozmieszczone tam bogato receptory czuciowe. Całkowicie błędne jest mniemanie, ze kobieta od początku współżycia jest wrażliwa w określonych okolicach ciała na bodźce seksualne. Czasami rzeczy- wiście tak jest, ale w większości wypadków trzeba się tej wrażliwoś- ci nauczyć, podobnie jak każdej innej czynności życiowej. Można powiedzieć, nie mijając się zbytnio z prawdą, że nie ma kobiet zimnych — są tylko kobiety nie rozbudzone seksualnie! Czasem budzenie wrażliwości trwa długo, czasem krócej, ale za- wsze jest to pole do popisu dla inicjatywy, cierpliwości i pomysło- wości ukochanego. Także w tej grupie pocałunków nie można zapominać o wstyd- liwości i skrępowaniu niedoświadczonej partnerki. Staramy się za- czynać od pieszczot najsubtelniejszych, pocałunków dłoni, ust, szyi i bardzo powoli przechodzimy do pieszczot okolicy sromu. Pomimo że forma pocałunków jest najskuteczniejszym środkiem budzenia wrażliwości erotycznej tych okolic ciała, wcale nierzadko napotyka- my zdecydowany opór kobiety. Nigdy nie należy zapominać, że pieszczoty wymagają największej delikatności i nie wolno w nich nic forsować na siłę. Przypominam sobie bardzo ożywioną dyskusję na wykładzie o kulturze seksualnej w Towarzystwie Wiedzy Powszechnej, gdy dos- tałam od dziewcząt kilkanaście karteczek z pytaniami: „Mój chłopak jest zboczony, bo chce mnie tam całować, a co gorsza domaga się, żebym go dotykała ręką..." Czy to jest zboczenie? A w ogóle, jak można zdefiniować, co jest zboczeniem w kontaktach seksualnych dwojga zakochanych? Odpowiedź jest prosta — żadna forma ani odmiana pieszczot nie jest zboczeniem tak długo, dopóki nie sprawia przykrości part- nerowi czy partnerce. Zmuszanie współpartnera do pieszczot odra- żających, dręczących lub sprawiających mu przykrość jest zbocze- niem — to już początek sadyzmu. Wszelkie natomiast formy 134 nnia a w :zy- 'OŚ- ma lie! za- ło- a- :yi no lia a- śe :h o >- k pieszczot i kontaktów fizycznych, sprawiające rozkosz obydwojgu i uprawiane przez nich są tylko wzbogaceniem współżycia miłosnego o nowe wartości. Na zakończenie dyskusji zapytałam: — Czy matka całująca swoje niemowlę w pupkę czy piętkę albo w brzuszek wydaje się wam zboczona? — To zupełnie co innego! — zakrzyknięto chórem, — To zupełnie to samo — odpowiedziałam. Po prostu miłość przepełniająca serce i szukająca uzewnętrznienia w pełni tłumaczy wszystkie te pieszczoty. Miłość każe pieścić całe ciało ukochanego człowieka, ponieważ jest on nam bliski i drogi. Te same pieszczoty bez miłości, w stosunku do kogoś obojętnego, są wręcz nie do pomyślenia i wywołują uczucie obrzydzenia. W pocałunkach i pieszczotach narządów płciowych obiektem może być tak kobieta, jak i mężczyzna, ale w przypadku męż- czyzny układy życiowe wyglądają zupełnie inaczej. Pocałunki tych okolic ciała są rodzajem pieszczot wybitnie podniecających, tak dla mężczyzny, jak i dla kobiety. Specyfika ich wskazuje, że są one najbardziej pożądane u kobiet w okresie budzenia się wraż- liwości seksualnej. Inaczej sprawa się przedstawia u mężczyzny. W wieku młodzieńczym sprawia mu kłopoty raczej nadpobudli- wość i nie wymaga on dodatkowych podniet. Kobieta podniecając wymyślnymi pieszczotami ukochanego, może w rezultacie niepra- widłowej polityki zostać w miłości nie zaspokojona. Pieszczenie mężczyzny przed odbyciem stosunku głaskaniem i pocałunkami wydatnie skraca czas trwania stosunku, doprowadzając do wysokie- go stopnia podniecenia jeszcze przed wprowadzeniem członka do pochwy. Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja między kobietą i mężczyzną po czterdziestce. Jak wykazałam już poprzednio, w tym wieku krzywe napięcia seksualnego rozbiegają się ponownie, ale tym razem kobieta osiąga swoje maksymalne możliwości, a wrażli- 135 wość mężczyzny się zmniejsza. Objawia się to zwykle nadmiernym przedłużeniem czasu trwania stosunku, a niekiedy również niedo- statecznym wzwodem. Kobieta łatwo pobudliwa może wyrównać niedobory partnera, zwiększając jego napięcie seksualne pomysło- wymi i różnorodnymi pieszczotami. W tym wieku wzmożona sty- mulacja żołędzi członka pieszczotami zwiększa bardzo intensyw- ność wzwodu i działa podniecająco. Oczywiście warto przy tym pamiętać, że żołądź jest najbardziej unerwiona czuciowe na dolnym brzegu, w okolicy wędzidełka przy- trzymującego napletek, i na szczycie, przy ujściu cewki moczowej. Zidentyfikowanie miejsc najwrażliwszych jest nietrudne — wystar- czy pieszcząc obserwować uważnie reakcje partnera i według nich orientować się w rozmieszczeniu okolic mniej czy bardziej wrażli- wych. Obecnie chciałabym wrócić jeszcze do wieku młodzieńczego. Omawiając ten rodzaj pocałunków należy ostrzec młode kobiety przed przejawianiem wyraźnej inicjatywy. Oczywiście zdarzają się mężczyźni młodzi, którzy lubią być pieszczeni i zachowują się ra- czej biernie w miłości, ale w większości wypadków ich aktywność seksualna jest bardzo duża i niechętnie patrzą na przejmowanie jej przez kobietę. W tej fazie miłości rolą kobiety jest hamowanie. Im dłuższa droga do ostatecznego celu, tym bardziej zakochany jest mężczyzna i tym bogatsza i pełniejsza staje się wrażliwość seksualna kobiety. Rzecz jasna, nie można przez zbyt długi okres wymagać od mężczyzny wymyślnych pieszczot, nie umożliwiając mu pełnego odprężenia fizycznego, ponieważ nadmierne napięcie seksualne mo- że spowodować u niego wiele dolegliwości, jak uczucie ciężkości i bolesnego napięcia w podbrzuszu oraz drętwienie w okolicy pach- win i przykre bóle moszny. Rozwodzę się dość szeroko nad techniką pieszczot dotykowych i pocałunków, ponieważ stanowią one istotną treść preludium po- 136 nym edo- /nać 'sło- sty- yw- ziej rzy- vej. tar- lich żli- go- ety się ra- )ŚĆ jej Im :st na KJ przedzającego stosunek oraz kontaktów miedzy zakochanymi przed rozpoczęciem pełnego współżycia. Młodzi kochankowie nie spiesząc się do stosunków, rozwijają i wzbogacają bardzo swój kunszt i kulturę pieszczot, pośpiech bo- wiem w miłości jest błędem niewybaczalnym. Przypływy i odpływy Pewnego dnia zgłosiła się do mnie kobieta w wieku lat dwu- dziestu, urocza i pełna wdzięku. Minę miała nieco speszoną i z zakłopotaniem powiedziała, że właściwie to nie bardzo wie, od czego zacząć, ale ma poważne kłopoty w swoim młodym jeszcze małżeństwie. Zaproponowałam, że ja będę zadawać pytania, a ona odpowiadać. Łatwiej się wtedy porozumiemy. Okazało się, że jest mężatką od roku, oboje z mężem mieszkali dotąd każde u swoich rodziców, w oczekiwaniu na własne mieszka- nie. Obydwoje studiują. Niespodziewanie kolega męża wyjechał na stypendium zagraniczne i zostawił im pod opiekę na trzy mie- siące kawalerkę. Radość była ogromna z własnego kąta, choćby na tak krótko. Aż nagle (pobyt ich w mieszkaniu ma się już ku końcowi) pojawiły się nieoczekiwanie kłopoty. Mało kłopoty, zupeł- ny dramat. Zaintrygowana, próbowałam dojść, na czym rzecz polega. — Pobraliście się z miłości? — Wielkiej. — A może pani zbyt wcześnie zaszła w ciążę? — Nic podobnego, zabezpieczyłam się. — Współżycie wam nie wychodzi? — Wręcz przeciwnie, kochamy się jak szaleni i przez trzy miesiące prawie nie wychodziliśmy z łóżka. Oprócz oczywiście koniecznych obowiązków związanych ze studiami. Wspólne miesz- 137 kanie po wielu miesiącach dorywczych kontaktów było dla nas darem losu. — A może chłopak panią zdradził? — Jesteśmy nierozłączni. — W czym więc kłopot? — Ja go chyba przestałam kochać. Wszystko w nim mnie irytuje, wszystko przeszkadza. Od kilku dni kłócimy się od rana do nocy i dokuczamy sobie nawzajem bez przerwy. — A on również „przestał kochać"? — Chyba tak i spadło to na nas nagle, jak grom z jasnego nieba, bez żadnej rozsądnej przyczyny. Wydaje mi się, że jeśli tak ma wyglądać nasza przyszłość, najlepszym wyjściem byłby rozwód. — Mam dla pani dwie propozycje. Pierwsza, to przysłać do mnie na pogawędkę swego chłopca. — On jest tutaj. Oboje uznaliśmy, że sami nie znajdziemy wyjścia z sytuacji i musimy się do pani zwrócić o pomoc. — Proszę, niech więc wejdzie... Za chwilę zapukał do gabinetu młody człowiek, wysoki, bady- lowaty z bujną blond czupryną. Spytałam, czy żona go tu przyciągnęła. Zaprzeczył — Nie. Od wielu dni myślałem, aby przyjść do pani, tylko krępowało mnie, że sam nie wiem, co mam powiedzieć. Wydaje mi się jakby z dnia na dzień wszystko przestało mnie inte- resować. Co było najważniejsze, stało się nieważne. Uczucie, które nas łączyło, zniknęło nagle bez śladu... Chyba dobrze się stało, że Kasia namówiła mnie, abyśmy przyszli. Koszmar dręczący nas od kilku dni stał się zupełnie beznadziejny, może znajdziemy jakieś wyjście z pułapki, w której znaleźliśmy się tak nieoczekiwanie. Postarałam się wyjaśnić im przyczynę ich niepokoju. Gdyby tylko was spotkało tak nagłe nieszczęście, byłby to poważny pro- blem, lecz w tej dziedzinie nie stanowicie wyjątku. W każdym uczuciu łączącym parę kochanków istnieje prymi- 138 1S e 3 tywna siła przyciągająca i odpychająca. Zwykle zwycięża ta pierw- sza, pomimo że odpychająca jest znacznie pierwotniejsza i trwalsza. Na dnie miłości — czai się zawsze nienawiść. Warto pamiętać o tych dwu biegunach i odwracalności uczuć, aby uniknąć zaskocze- nia przez życie. Sądzą niektórzy, że w tak bezpośrednim styku miłości i nienawiści tkwi największa tragedia życia ludzkiego. A mnie się wydaje, że to właśnie stanowi o urodzie życia, o jego zmienności i blasku. Stałe pulsowanie życia stwarza przypływy i odpływy. Z chwilą słabnięcia przyciągania seksualnego — zaczyna rosnąć siła odpy- chająca. Pojawia się niespodzianie tam, gdzie pęd do zbliżenia słab- nie, i działa tym silniej, im bardziej byli sobie kochankowie bliscy. Może ona przybrać formę wyraźnej wrogości, a przede wszystkim obrzydzenia seksualnego. Małżeństwo musi o tym wiedzieć i zapo- biegać w porę pogłębianiu się odpływu. Nie trzeba szukać „na siłę" dawnych wzlotów — „głodówka" seksualna to jedyne lekarstwo przywracające apetyt. W każdej dziedzinie życia obowiązuje stałe prawo: po osiąg- nięciu szczytu zawodowego, uczuciowego czy kondycyjnego poja- wia się spadek możliwości, depresja. Jest to mechanizm ochronny organizmu ludzkiego, który dawkuje siły fizyczne i umysłowe tak, aby starczyły na długie lata. Nie można bezkarnie przekraczać granic zakreślonych przez naturę. Intensywne współżycie fizyczne wyczerpuje układy zajmujące się seksualnymi funkcjami organizmu. Układ krążenia musi dostarczać duże ilości krwi do narządów płciowych, anemizując mózg i inne organy. Układ nerwowy, zablo- kowany ciągłymi silnymi podnietami, jest mniej sprawny w innych dziedzinach. Pojawia się ogólne przemęczenie, ponieważ burzliwe przeżycia seksualne pochłaniają tyle energii mięśniowej, ile ciężka praca fizyczna. Gdy przeciążenie układów trwa przez czas dłuższy — dla jed- 139 nych może to być kilka tygodni, dla innych miesięcy czy nawet lat — przychodzi wreszcie moment przesytu. Sytuację taką można by porównać do przejedzenia się słody- czami u ludzi lubiących łakocie. Najpierw jedzą z rozkoszą, potem z przyjemnością, potem siłą rozpędu, ale w pewnym momencie dochodzą do wniosku, że mdli ich na widok ciastek i robi im się niedobrze na myśl o czekoladzie czy cukierkach. Jest to zdrowa reakcja organizmu broniącego się przed nadmia- rem węglowodanów, chroni ona również układ trawienny przed zbyt jednostronnym pożywieniem. Strapionej parze, o której kłopotach pisałam, poradziłam, aby się nie martwili — kończy się bowiem wspólne mieszkanie i będą musieli znowu przez czas jakiś* spotykać się sporadycznie, co w tej sytuacji jest znakomitym zrządzeniem losu, które pozwoli im łatwiej wyjść z ponurego impasu. Jedyną radą na ostry przesyt seksualny jest całkowita zmiana trybu życia, zajęcie się swoją pracą, studiami, hobby, sportem — jednym słowem intensywne zajęcie się sprawami pozaseksualnymi. Rozdział III Narodziny do miłości Stworzenie człowieka zdolnego do miłości polega głównie na zapewnieniu mu dostatecznej ilości witaminy „M", tj. miłości matki. Nie jest prawdą, że uczymy się kochać w dzieciństwie czy w wieku lat kilkunastu, podstawowa bowiem zdolność do kochania rozwija się u człowieka już w łonie matki i wtedy należy zacząć wychowy- wanie dziecka. Dalej: do niedawna lekceważono moment urodzenia i pierwsze dni życia nie biorąc pod uwagę ogromnego znaczenia tego okresu dla kierunku rozwoju uczuciowości u przyszłego człowieka. Ścisły kontakt z matką od chwili urodzenia, tworzy człowieka zdolnego do miłości w dalszym życiu. Wtedy właśnie dziecko, zwykle zabierane od matki na oddział noworodków, traci szansę nawiązania pierwsze- go niesłychanie ważnego kontaktu uczuciowego matka-dziecko, a także zostaje „pokarane" za niewinność. Powoduje to niepowetowa- ne szkody w jego psychice. W chwili obecnej cały świat odwraca się od metody sterylnego i zimnego wychowania człowieka, ponieważ więcej szkody powo- duje brak miłości i bezpiecznego kontaktu z matką, niż przynosi pożytku przestrzeganie szczególnej czystości i jałowości otoczenia dziecka. Oddzielny problem stanowi metoda karmienia niemowlęcia: sztuczne czy naturalne? I nie chodzi tu tylko o skład odżywczy mleka, ale i ogromne znaczenie stałego ciepłego kontaktu z matką. Karmienie bowiem jest najtkliwszą pieszczotą i utrwala więzy uczu- ciowe z matką. Zacznijmy więc od pierwszych miesięcy życia malucha w łonie matki. 141 Dobre dni Drugi trymestr ciąży, czyli środkowe miesiące, obfitują w miłe i korzystne dla miłości małżeńskiej przeżycia. Bo i bogate życie seksualne i pierwsze sygnały od oczekiwanego dziecka — ruchy, których wyczuwanie sprawia obojgu rodzicom wielką radość. Za- czynają rozumieć, że dziecko istnieje i nawiązuje z nimi pierwsze próby kontaktu. Kuchnia, czyli „małe gospodarstwo" dziecka w macicy, w ko- lejnych miesiącach ciąży jest coraz bardziej skomplikowana. Nie mniej niż pielęgnacja niemowlęcia po urodzeniu — tylko że tymcza- sem wszystko samo się robi, chociaż... mama może pomagać lub przeszkadzać. Wiadomo, że łożysko jako filtr przesącza i odcedza różne niekorzystne składniki przychodzące z krwią matki, ale nie- stety przepuszcza: nikotynę, alkohol, wszelkiego rodzaju narkotyki, a także substancje chemiczne z proszków przeciwbólowych czy nasennych i innych leków. Wszystkie te substancje trują dziecko jeszcze bardziej niż matkę, nie mówiąc już o tak ciężkich kalectwach jak po thaliomidzie, które odbiły się niegdyś szerokim echem w świecie. Ale nie tylko substancjami chemicznymi może matka truć i uszkadzać własne dziecko. Yitus R. Droscher twierdzi, że zestreso- wane matki mają głupie dzieci. Cytuję: Zarodek w jaju, chociaż zamknięty w twardej skorupce, wcale nie jest izolowany od otocze- nia. Jeszcze mniej izolowany jest płód w matczynym ciele ssaka, a więc rzecz jasna i u człowieka. Łożysko nie jest ani chemiczną probówką, ani wyspą szczęśliwości. Eksperymentalnie wychowywano różne gatunki zwierząt: ry- by, żaby, żółwie, myszki, obniżając lub podwyższając temperaturę ciała matki ciężarnej. Okazało się potem, że małe „oziębione" miały mniejszą liczbę kręgów, a podgrzewane większą niż normalnie... a więc — wady wrodzone! 142 Gdy ciężarnym samicom szczura podawano duże dawki alko- holu — młode przez całe życie były nerwowe i głupie. Najgorsza jednak sprawa jest z nerwowością i nadmiarem stre- sów u ciężarnej. Eksperymentalnie — nadmierne zagęszczenie myszy w jednej klatce powodowało ciężkie stresy i stany lękowe u samic ciężarnych. Potomstwo takich matek było powolne, mało przedsiębiorcze, a przy próbach tresury głupie. Gdy zwiększono stopień stresu u matek, młode myszki były straszliwie nerwowe, nieustannie kłapały ze strachu zębami, drapały się do krwi (uwaga — u dzieci drapanie się, ogryzanie paznokci, wygryzanie skórek okołopaznokciowych aż do krwi — podobna nerwica!). Oddawały co chwila kał i mocz w minimalnych ilościach. Dalsze nasilenie stresu w ciąży dawało myszki z rozszczepem podniebienia — a to już wady wrodzone! Jeszcze większe nasilenie stresu powodowało obumieranie płodów lub wyginięcie małych w kilka dni po urodzeniu. Przerażające są skutki tych eksperymentów, biedne zwierzaki, które cierpią dla dobra ludzkości, a ludzie tak niewiele przejmują się wynikami badań, stosując starą zasadę „jakoś to będzie" lekceważą ostrzeżenia. Stresy mogą docierać do dziecka nie tylko przez organizm matki, ale i bezpośrednio, np. na gwałtowne huki, hałasy oraz głośne awantury w otoczeniu dziecko reaguje w łonie matki wzdryganiem się, zasłanianiem twarzyczki rękoma i ucieczką w okolice serca, gdzie znajomy rytm działa uspokajająco. Jeden z badaczy umieścił na brzuchu kobiety ciężarnej mały głośniczek uszczelniony z wierzchu grubym pierścieniem gąbki, tak że matka nic nie słyszała — więc nie od niej szły bodźce — a dziecko reagowało wyraźnie przy hałaśliwej muzyce przyspiesze- niem akcji serca i niepokojem, natomiast przy cichych i melodyj- nych dźwiękach wyraźnie się uspokajało. 143 Wróćmy do kuchni płodowej. Łożysko zaopatruje dziecko w pożywienie, wodę i den, a zabiera dwutlenek węgla, mocznik i odpady przemiany materii, które zostają wydalone przez nerki mat- ki. Łożysko jest również potężnym gruczołem wydzielania dokrew- nego, produkującym hormony estrogenowe i progesteronowe, hor- mon wzrostu, gesttageny itp. Wpływają one na powiększenie się piersi, rozrost gruczołów mlecznych i poszerzenie przewodów wy- prowadzających mleko. Ciekawe, że organizm matki przygotowuje w pewnym stopniu dziecko do pokarmu, jaki otrzyma z piersi po urodzeniu. W płynie owodniowym bowiem występuje wiele składników, które znajdują się później w mleku matki, np. tłuszcze, glukoza, aminokwasy, a ponadto ciała odpornościowe. Płód stale łyka wody płodowe, odży- wiając się nimi, a nie strawione resztki zbierają się w jelitach w postaci smółki, która zostaje wydalona po urodzeniu. Ilość płynu owodniowego po 5 miesiącach wynosi ok. litra. Stanowi on nie tylko środowisko dostarczające pożywienia małemu, ale do wód również wydziela się kroplami mocz dziecka. Wody te mniej więcej w ciągu doby ulegają całkowitej wymianie, a głównym źródłem płynu są płuca i nerki płodu, a także owodnia. Przy wszystkich wyżej opi- sanych czynnościach łożysko działa na zasadzie błony dializują- cej, tzn. filtru, który szczelnie oddziela krew matki od krwi dziec- ka, odbierając tylko i przekazując rozmaite składniki w tę i tamtą stronę. Już w 5 miesiącu maluch waży 400 g i ma ok. 25 cm, rosną mu włosy na głowie, a w ogóle to cały jest owłosiony, nawet wąsy ma!!! Można wysłuchać bicia jego serca, a ponieważ ma jeszcze sporo luzu, więc może fikać, koziołkować, kopać i przeciągać się. Odwraca głowę, kiedy na brzuch matki pada silne światło sło- neczne, śpi i można go obudzić hałasem. Często zasypiając ssie paluch. W 6 miesiącu zaczyna się dojrzewanie mózgowia rozpo- 144 czynające się już w miesiącu 4, a trwające do 2 roku życia. Cie- kawa sprawa, płód 6-miesięczny ma już szansę przeżycia poza macicą. Zabawy z nie narodzonym W trzecim trymestrze ciąży rozwijają się również narządy zmy- słu u płodu. Już w trzecim miesiącu dotknięcie czy podrażnienie warg wywołuje połykanie, zależne zresztą od poczucia głodu, i co najzabawniejsze, smaku wód płodowych. Robiono takie doświad- czenia, że dodawano do wód płodowych gorzkiego preparatu, dzie- ciak nie łykał i bojkotował ten smak, aż wody się wymieniły, czyli prawie dobę. Natomiast osłodzone wody płodowe bardzo mu sma- kowały. Po koniec 3 miesiąca prawie całe ciało reaguje na dotyk i to określonymi odruchami. Dotknięcie rączki powoduje zaciśnięcie pięści, okolicy czoła—marszczenie czoła i brwi, a także odwracanie głowy od bodźca dotykającego. Dotknięcie powiek powoduje ich zaciskanie. Około 6 miesiąca dziecko otwiera i zamyka oczy, porusza oczami, a przez ścianę brzucha, gdy matka jest naga, widzi światło w złotoczerwonym kolorze. Oprócz dźwięków ze świata zewnętrznego życiu płodowemu małego obywatela towarzyszy swoista muzyka, którą słyszy we wnętrzu macicy: szum krwi przepływającej w żyłach i tętnicach, bulgotania i dźwięki przesuwanego przez jelita pożywienia. Ale najważniejszym i najukochańszym dźwiękiem jest regularne bicie serca matki, które dominuje nad całą tą orkiestrą. Jak długo słychać ten kojący rytm, tak długo wiadomo, że nic złego stać się nie może. Dlatego przerywanie odgłosów, do których płód jest przyzwyczajo- ny do momentu porodu, niesłychanie szokuje go i przeraża po uro- 145 dzeniu, a natychmiastowe położenie go na piersi matki, gdzie znowu słyszy serce, przywraca mu równowagę wewnętrzną. Warto by tu jeszcze zaznaczyć, ze istnieje pewnego rodzaju pamięć płodowa. W związku z czym dzieciaki lubią pływanie w ciepłej wodzie, czego w trzech pierwszych miesiącach życia nie potrzebują się uczyć, a po- nadto lekkie kołysanie, co nasi przodkowie naśladowali instynktow- nie, robiąc dla dzieci kołyski. Psychologowie prenatalni (zajmujący się psychiką człowieka w fazie przedurodzeniowej) odkrywają stale ślady pamięci powstające w 6 miesiącu i późniejszych okresach życia płodowego, które cza- sem po urodzeniu wracają w snach. Pamięć poczucia bezpieczeństwa w łonie matki każe dzieciom w chwilach smutku czy lęku szukać schronienia w ciasnych, niewie- lkich pomieszczeniach czy zakamarkach, jak strychy, wielkie szafy (ach, gdzie się podziały te strychy i wielkie szafy rodzinne — raj naszego dzieciństwa —a urodziłam się w latach 20.). Dziś zastępują je duże głębokie fotele, w które można się wtulić, lub koce na tapczanie, w które można się zakopać. A poleżenie w wannie wy- pełnionej ciepłą wodą też sprawia wiele pociechy w złych chwilach życia nawet całkiem dorosłemu człowiekowi. Dr F. Krause — psycholog, opisała przypadek matki wiolon- czelistki, która często grała w ciąży, wybierając pewne ulubione utwory muzyczne. U jej syna, dyrygenta, pozostała z okresu płodo- wego pamięć utworów granych przez matkę w ciąży. Zaskoczyło go pewnego razu, że zna partyturę po raz pierwszy kierując orkiestrą wykonującą ten utwór. Dyrygował całkowicie z pamięci. Jak się potem okazało, był to utwór grany najczęściej przez jego matkę w ciąży. Sama spotkałam się z zadziwiającymi przypadkami pamięci płodowej. Asystowałam przy porodzie mojej przyjaciółki, Ireny. Młody lekarz odbierał poród i denerwował się, że główka „klukała" (jak rybka przychodząca do przynęty i cofająca się), to się pokazy- 146 wała, to cofała z powrotem. Pan doktor pokrzykiwał na rodzącą, żeby mocniej parła, ona robiła co mogła, a główka nadal cofała się po każdym skurczu. Ponieważ poród się przedłużał, posłuchałam tętna płodu... było coraz szybsze i coraz cichsze. Nagle zrozumia- łam, co się dzieje. — Hej, doktorze — powiedziałam — a może pępowina okrę- cona na szyi dziecka, bo tętno słabnie. Lekarz wsunął palce do pochwy i znalazł na szyi dziecka silnie okręconą pępowinę. Oczy- wiście natychmiast przecięto ją wewnątrz pochwy i... dziecko uro- dziło się szczęśliwie. Gdy przeczytałyśmy w książce p. Niteckiej1, że dzieci rodzące się z pępowiną okręconą na szyi przez całe życie nie znoszą golfów i szalików ściśle zawiązanych, Irena powiedziała do mnie: „Wiesz, nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego Paulinka za skarby świata nie chce nosić golfów ani nie pozwala owinąć sobie szyi szalikiem". Oto znajomy przykład pamięci płodowej. W trzecim trymestrze ciąży, gdy zmniejsza się ilość wód pło- dowych, bo dziecko rośnie, rodzice mogą już wyczuwać przez po- włoki brzuszne poszczególne części ciała oraz ruchy płodu. Szczęś- liwe młode mamy opowiadają z entuzjazmem, jak dzieciak wysuwa rączki czy nóżki, uwypuklając macicę. Jak chowa łapkę, kiedy się w to miejsce puka palcem, jak się układa, gniewa, a nawet miewa czkawkę, którą kiedyś wysłuchałam słuchawką u ciężarnej, chcąc się upewnić, czy to czasem nie drgawki. Mężczyzna zaczyna odczuwać zapędy ojcowskie, daje lekkie klapsy dzieciakowi, który za bardzo mamę kopie i zaśmiewają się oboje, gdy wypukła dotąd pupa czy inna część ciała wycofuje się rakiem pod wpływem klepania, chowając się w sobie tylko znajo- mych zakamarkach. W ostatnim miesiącu ciąży w związku z wyczuwaniem części l E. Nitecka: Rodzicielstwo od poczęcia. W: Przygotowanie do natu- ralnego porodu, PZWL, Warszawa 1987. 147 ciała dziecka można za pomoce nawiązywania kontaktu z dzieckiem uczyć go rozmaitych ruchów i przemieszczania się na sygnały z zewnątrz. Zaczynamy od ujmowania Jekko palcami uwypuklającego się łokcia lub kolana, oczywiście cały czas mile i przyjaźnie z dzieckiem rozmawiając. Reaguje ono natychmiast, cofając rękę czy nóżkę, dalej ojcowskie poklepywanie wypukłej pupy powoduje — jak wspomniałam — szybkie przemieszczenie się dziecka w maci- cy, aby pupę schować. Takie ćwiczenia gimnastyczne prowadzone przez matkę pod koniec ciąży w sytuacji, gdy dziecko nie układa się prawidłowo, tzn. podłużnie główką w dół, a raczej skośnie lub jeszcze gorzej poprzecznie, pozwalają nierzadko zmienić pozycję przed porodem. Ułożenia Jakie, jeśli utrzymują się do końca ciąży, są bardzo niekorzystne dla przebiegu porodu i nierzadko kończą się cesarskim cięciem. W tych przypadkach w trakcie porodu próbuje- my masować delikatnie stopy matki, współpracując z nią w dopro- waózcniu óo stanu pełnego relaksu, który rozluźnia mięśnie brzucha, a potem przećwiczonymi już uprzednio przez rodziców ruchami lekarz lub położna zachęcają dziecko do przesunięcia się w położe- nie podłużne. Nawet w czasie ciąży współpracując starannie przez ostatnie tygodnie z dzieckiem można stopniowo doprowadzić do unormowania pozycji dziecka jeszcze przed porodem. Wszystko to wymaga niezmiernej delikatności i w żadnym razie nie przepychamy dziecka energicznie, „na siłę". W takim przy- padku bowiem i dziecko, i organizm matki traktuje to jako agresję, kurczą się mięśnie brzucha, kurczy się macica twardo opinając się na dziecku i dziecko zostaje całkowicie unieruchomione. A przy nad- miernie energicznych manipulacjach można doprowadzić do pęk- nięcia macicy. Pamiętam z I Kliniki Położniczej prof. Cżyżewicza dyżury na sali porodowej z dr Filarem, który był swego rodzaju mistrzem od zmieniania układu dziecka w macicy. Trzeba przyznać, że był to człowiek stworzony po prostu do tego typu zabiegów, ponieważ sam miał kilkoro dzieci, które bardzo kochał. Był malutki, 148 zawsze uśmiechnięty, po prostu sama dobroć. Gdy zdarzała się sytuacja nieprawidłowego położenia, dr Filar zawsze próbował ob- rócić dziecko, aby uniknąć cesarskiego cięcia. Warto było widzieć, jak on to robił. Śmiał się i zagadywał, pokrzykiwał do dzieciaka, zachęcając go po prostu w formie zabawy, dotknięć, opukiwania czy lekkich klepnięć po wystającej pupie, do przemieszczenia się samo- dzielnego w pożądanym kierunku. W czasie internatów studenckich przyglądaliśmy się z rozdziawionymi ustami, gdy cały czas gadał z dzieciakiem, a ten słuchał i przesuwał się wedle życzenia, przy całkowicie rozluźnionych mięśniach i macicy matki, czarowanie bowiem było bezbolesne. Aby ocenić ułożenie dziecka, musimy zasięgnąć porady lekar- skiej pod koniec ciąży. Lekarz pokaże nam, jak dziecko leży i nauczy, jeśli jeszcze tego nie umiemy, wyczuwać poszczególne części ciała dziecka, tłumacząc przy okazji, jak leżeć powinno. Albo też uspokoi, że dziecko ułożone jest prawidłowo. Tu należy podkreś- lić, że nieprawidłowe ułożenie dziecka w ósmym miesiącu ciąży nie ma większego znaczenia. Dopiero w tydzień, dwa przed porodem układ dziecka każe się zastanowić... aby włączyć masaże zewnętrzne i próbować doprowadzić do zmiany położenia skośnego czy poprze- cznego na podłużne. Reakcje dziecka na dotknięcia z zewnątrz są czasem zaskaku- jące, np. nie reaguje wcale albo ucieka od ręki antypatycznej. Wy- czuwa jak piesek, telepatycznym instynktem, czy to jest ręka życz- liwa, do której można się przytulić, czy też należy „zjeżyć się" i schować nieufnie w głębi macicy. Rodzice, którzy bawią się z dziec- kiem w ostatnim miesiącu ciąży, zauważyli nie tylko reagowanie na dotyk, ale i pewną inicjatywę w zabawie. Na przykład tata kładzie rękę na brzuchu mamy i po chwili dziecko daje mu kopniaka nóżką. Sądząc, że to przypadek, ojciec przenosi rękę w inne miejsce i po chwili znowu kopniak. Te kopniaki to już prawie świadoma gra „w piłkę nożną" z tatą. 149 Rozmowy z nie narodzonym Jeżeli zabawom towarzyszą rozmowy, to z czasem dziecko po głosie rozróżnia tatę i mamę i rozmaicie reaguje. Przecież ono już słyszy! A nasze kłótnie czy awantury? Też słyszy niestety. I po takich przykrych doświadczeniach późniejsze efekty prób zaprzyjaźnienia się czy zachęty do wspólnej zabawy są dużo gorsze. Nie można zapominać, że już nie jesteśmy sami i stale towarzyszy nam krytyczny obserwator, który okazuje swoje niezadowolenie zupełnie wyraźnie. Na przykład nie rusza się przez cały dzień, nie reaguje na czułe zaproszenia do zabawy — wyraźnie obrażony i spłoszony. Już słyszę głosy niektórych czytelników mojej książki, ależ to bajki!... I przypomina mi się z lat dziecinnych wierszyk Marii Ko- nopnickiej: Czy to bajka, czy nie bajka Myślcie sobie, jak tam chcecie. A ja przecież wam powiadam, Krasnoludki są na świecie! Czy to bajki, czy nie bajki?... Jeśli nie wierzycie, to posłuchaj- cie, jak dużo głupsza od nas i nie znająca bajek kura nawiązuje kontakt i kieruje zachowaniem swoich dzieci w jajku. Wysiadywanie jest najprostszą rzeczą na świecie — pisze dr V.D. Dróscher — kiedy jajka są już złożone, ptak siada na nich i obezwładniony lenistwem pozostaje tak długo, dopóki nie zostanie zluzowany. Dalej streszczam autora: tak by się nam wydawało, ale badacze obserwujący życie zwierząt są innego zdania. Na przykład wcale nie jest obojętne, jak leżą jajka na wylęgarce. Jeśli nie są co jakiś czas przewracane, zarodek przykleja się do skorupy i umiera. Kury mają na to swój sposób, wysiadując jaja wyskubują sobie część piór na 150 :ko po no już :niach solnej teśmy azuje za się ty- leż to i Ko- chaj- jzuje ze dr ich i tanie acze e nie czas nają •r na piersi, tak aby gołe ciało dotykało jajek. W jajku u góry tuż pod brzuchem ptaka jest temperatura 39,5°C, na dole, po stronie gniazda, tylko 12°C. Zarodek musi leżeć stale jak najwyżej na kuli żółtka obracającej się swobodnie w jajku. Jeżeli znajdzie się na spodzie od strony gniazda, to się zaziębi i umiera. A skąd ptak wie, jak obrócić jajko? Otóż zarodek też wytwarza własne ciepło i w miejscu, w któ- rym się znajduje, jajko jest cieplejsze. Ptak stale obraca łapami jajka tak, aby zarodki znajdowały się zawsze pod jego piersią. W ostatnich dniach przed wylęgnięciem pisklę w jajku głośno protestuje piskiem, jeżeli leży w pozycji nieodpowiedniej (znajdująca się w jajku komo- ra powietrzna umożliwia mu wydawanie głosu). I tak rozmawia z mamą, a nawet z mieszkańcami pozostałych jaj. Kto nie wierzy w „bajki", niech sam sprawdzi. Jeżeli przyłożymy jajko na kilka dni przed wylęgiem do ucha, to usłyszymy delikatne piski. Możemy także nawiązać rozmowę naśladując cicho kwokanie kwoki, a przy jajach gęsi szepcząc cichutko „wi-wi-wi", zaraz usły- szymy cichutką odpowiedź z jajka. Na skutek konwersacji kury z pisklętami w jajkach zapamiętują one jej głos już w jajku i zaraz po wykluciu się ze skorupek obdarzają zaufaniem tylko tę istotę, której głos brzmi tak samo. Lekarze pediatrzy sądzą, że nowo narodzone dziecko ludzkie, z którym mama rozmawiała uprzednio, także rozpoznaje swoją mat- kę po głosie, jeszcze zanim ma okazję dobrze jej się przyjrzeć. U zagniazdowników (ptaszki wychodzące z gniazda zaraz po wylęgnięciu) takie rozmowy jeszcze w jajku mają znaczenie „życia czy śmierci". Rodzeństwo musi bowiem uzgodnić termin wylęgnię- cia się, aby wszystkie pisklęta wylęgły się równocześnie. Sprawa nie jest prosta, bo tak kura jak i kaczka, gęś czy inne ptaki z tej grupy składają zwykle tylko jedno jajko dziennie i ostatnie jest siłą rzeczy o kilka dni młodsze od pierwszego. Jak tu uzgodnić czas wylęgu? 151 Nie mogą wylęgać się w kolejnych dniach, bo na jednych mama musiałaby siedzieć, a inne wyjdą i posłużą za śniadanie dla kota czy jastrzębia. Okazuje się, że pisklęta na kilka dni przed wylęgiem porozu- miewają się ze sobą za pomocą cichutkich postukiwań w skorupkę jajka. Pisklęta starsze postukują w rytmie szybszym, że są już goto- we do wyjścia. Na to maruderzy postukują znacznie wolniej, tzn. „poczekajcie trochę, zaraz was dogonimy". Różny rytm stukania w jajku przyspiesza wzrost młodszych, a przyhamowuje starszych pis- kląt. Gdy pora wyklucia nadchodzi, wszystkie hałasują jak bębenki w tym samym szybkim rytmie, roztrzaskują się jajka i wszystkie pisklęta wykluwają się razem. Tak wyglądają rozmowy z nie narodzonym u ptaków. Poród to nie choroba Poród to praca wymagająca wiele wysiłku i przygotowania teoretycznego jak każda praca twórcza. Tylko język francuski trafnie określa poród, nazywając go pracą (le travail). Kobieta zwykle boi się porodu. Zanim jeszcze zacznie rodzić, rozmaite przyjaciółki, ciocie i „osoby życzliwe", naopowiadają jej tyle niestworzonych rzeczy o koszmarnych przeżyciach, jakie były ich udziałem w czasie rodzenia, że trudno się nie bać. Opowieści kobiet o przebytych porodach przypominają żywo wspomnienia wojenne mężczyzn. Liczba straszliwych niebezpie- czeństw, jakie przeżywali, rośnie z roku na rok do rozmiarów zdu- miewających i staje się wiecznym tematem do mrożących krew w żyłach opowieści. Ale... jeszcze prof. Czyżewicz (ojciec polskiego położnic- twa) mówił, że 95% kobiet rodzi tak gładko, że doskonale mo- głyby pozostawać tylko pod opieką położnej. A najwyżej 5% wy- 152 maga opieki i zabiegów lekarskich (było to w latach pięćdzie- siątych). Te 5% porodów skomplikowanych służy za wątek do opowie- ści i wspomnień, zagłuszając całkowicie resztę. Niewątpliwie i nie- mały odsetek normalnie rodzących dodaje swoim wspomnieniom grozy — aby były ciekawsze — i stąd rodzą się strachy. Kobieta boi się porodu licząc się z tym, że towarzyszą mu bóle, krwawienia, zabiegi operacyjne, a całkowita nieświadomość prze- biegu procesów porodowych narzuca jej postawę bierną. Bierność w stosunku do przeżyć porodowych ogromnie zwiększa wszelkie dolegliwości. Jeżeli można działać, jakoś się bronić, przewidywać, decydować — człowiekowi jest po prostu lżej. Podchodząc świadomie do niebezpieczeństwa podejmuje się akcje obronne. Kiedy natomiast leży się i cierpi, jak człowiek zwią- zany i pozbawiony jakiejkolwiek inicjatywy, a dzieje się coś złego, mimo jego woli i świadomości, to cierpienie staje się znacznie bardziej dokuczliwe. Bierność w dramatycznej sytuacji daje po- czucie choroby, procesu szkodliwego, pozbawiając kobietę szansy świadomego udziału w tworzeniu nowego człowieka. Wysiłek twórczy przy porodzie nie jest dziełem tylko kobiety, jest to praca dla dwojga ludzi, a nie jestem pewna czy nie trojga? Oczywiście dla matki, dziecka jeszcze nie narodzonego oraz ojca. Jak wiemy, Skandynawowie cenią w czasie porodu rolę ojca. Sądzę, że wiele przemawia za słusznością takiego punktu widzenia. Przyłożenie bowiem ręki, wyobraźni, a nawet psychiczne włączenie się do pracy twórczej w czasie porodu daje poczucie współtwo- rzenia. Kobieta z natury rzeczy chroni się przed niebezpieczeństwem, bólem czy przykrością pod opiekę swego mężczyzny, także w czasie porodu powinna mieć uczucie, że on jest w pobliżu. Na koniec — dobre i prawidłowe urodzenie dziecka jest dla nich obojga celem w danej chwili najważniejszym, ponieważ jest to ich wspólne dziecko. 153 Kobieta stwierdzając, że jest w ciąży — oczywiście ciąży u- pragnionej — cieszy się, jest to dla niej radosne. Zwierza się mężo- wi. Cieszą się wspólnie. Planują, co będzie — czy syn, czy córka? Potem, gdy początkowy moment radości mija, nadchodzą pierwsze trzy miesiące ciąży, które dla większości kobiet są dość przykre. Kobieta czuje się zwykle marnie i nie ma ochoty myśleć ani zasta- nawiać się nad tym, co będzie dalej. Pragnie tylko jednego, żeby rozliczne dolegliwości skończyły się jak najszybciej. W początku drugiego trymestru ciąży nagle, jak ręką odjął, nudności i przykre doznania mijają. Potem idzie trzeci, czwarty, piąty miesiąc i zbliża się poród. Poród w wyobraźni kobiety, która nie orientuje się na czym rzecz polega, budzi lęk. Nieuchronne rozwijanie się ciąży robi wra- żenie porwania w tryby jakiejś maszyny, co w sposób bezwzględny i nieodwołalny musi skończyć się porodem. Każdy dzień, każda godzina zbliża do przeżycia, które dla kobiety psychicznie i fizycz- nie nie przygotowanej jest groźną perspektywą, zbliżającą się w sposób nieuchronny. Jak wyrok, który został ogłoszony i musi zostać wykonany w określonym czasie. Jednym słowem przeżycie to ma w wyboraźni kobiety rogi i pazury, i jest przerażające. Bardzo pięknie dr Fijałkowski w swojej książce Rodzi się czło- wiek porównuje stan psychiczny kobiety nie przygotowanej do po- rodu do spaceru po parku: Przechodzimy nocą przez miejski skwer, znany z chuligań- skich napaści, naraz trzasnęła gałązka. Sterczący konar drzewa do złudzenia przypomina sylwetkę drągala, trzymającego monstru- alny przedmiot. Skóra cierpnie, dech zapiera. Wreszcie opuszczamy to ponure miejsce, wydostajemy się cali i zdrowi na oświetloną ulicę. A teraz druga scena: Oto znaleźliśmy się w tym samym miejscu w piękny, słoneczny 154 dzień, Jot /n#o wygląda ten wielki konar drzewa rzucający łagodny cień na alejkę. Naraz szelest, oczy nasze uśmiechają się, widząc wiewiórkę skaczącą po gałęziach. Obraz ten ilustruje przeżycie kobiety, która żyje w panicznym strachu przed zbliżającym się terminem porodu, oraz kobiety, która wie, co ją czeka, która jest przygotowana do porodu, dla której jest on twórczą, radosną pracą, sprowadzającą jej dziecko na świat. Narodziny bez przemocy Zmieniło się dziś pojęcie „dobrze urodzonego" dziecka. Kiedyś „dobrze urodzony" miał długi szereg karmazynowych przodków. Dziś dziecko dobrze urodzone — to dziecko, nad urodzeniem któ- rego czuwał nie tylko lekarz, nie tylko położna, ale przede wszyst- kim matka. Od pierwszych skurczów porodowych aż do momentu urodzenia dziecka rola matki jest rolą dominującą, rolą najważniej- szą. Postawa matki, a także ojca decyduje o zdrowiu, dobrej kondycji i pełnej wartości urodzonego przez nią potomka. Pomału jednak „dobrze urodzony" w szpitalu pod opieką doktora i położnej zaczyna przechodzić do historii. Wracamy do porodów fizjologicznych, eks- perymentujemy z porodami w wodzie. Na pierwszy plan zaczyna się wysuwać rola witaminy „M", której brak dręczył niemowlęta przez te wszystkie lata sterylnej, instrumentalnej opieki szpitalnej. Nikt nie odbierał kociąt kotce, szczeniąt suce, cielęcia krowie, a nawet kur- cząt kurze. Tylko ludzkie dziecko pozbawiamy bezwzględnie wita- miny „M" — miłości matki, odbierając je matce natychmiast po urodzeniu. W latach osiemdziesiątych ukazała się we Francji, a potem w Polsce książka Fredericka Leboyera pt. Narodziny bez przemocy . A 2 Frederick Leboyer: Narodziny bez przemocy, PZWL, Warszawa 1986. 155 przemoc ta dotyczy głównie bezradnego, zdanego na naszą łasicę] maleństwa. Ciało dziecka tuż po urodzeniu pokryte jest tzw. mazią pło- dową, czyli śliskie. Nos i usta też wypełnia śluz. Do niedawna powszechnie stosowano metodę „odśluzowywania" dróg oddecho- wych noworodka przez uchwycenie go za nogi i potrzymanie przez chwilę głową w dół. Chwyt taki dawał pewność, że dziecko nie wyślizgnie się z rąk odbierającego poród. Teraz już rzadziej stosu- je się ten sposób, jednak starsi położnicy są do niego przyzwy- czajeni. Chwyt jest mocny i wygodny... Wygodny dla położnika — komentuje Leboyer — a dla dziecka ? Co ono odczuwa zawie- szone nagle w takiej pozycji. Co wtedy dzieje się z jego kręgo- słupem ? Okres życia w łonie matki, dzieli się na I i II połowę ciąży. W pierwszych miesiącach ciąży jajo rozwija się szybciej niż płód, więc dziecko porusza się swobodnie unoszone przez wody płodowe. Na zdjęciach, które udało się wykonać, jego buzia jest całkowicie od- prężona, pełna spokoju i wręcz błogości. Drugi okres ciąży kończy poród, podczas którego — według autora — dziecko przeżywa potworny strach. „Ślepa siła gniecie go i spycha w dół". Nie wystar- czy już zgięcie grzbietu dla ochrony. Niestety trzeba się przepychać przez wąski tunel dróg rodnych. Noworodek jest zatem opętany lękiem przeżytym podczas porodu, przerażony faktem, że znalazł się w zupełnie nieznanym świecie — i wtedy właśnie lekarz chwyta go za nogi i zawiesza w próżni. Kręgosłup poprzednio długo zgięty w czasie ciąży i porodu wykręcamy, bo przebywając kanał miednicy płód wykonuje ruchy śrubowe, zostaje teraz brutalnie wyprostowa- ny, co jest dla dziecka bardzo bolesne. Dla złagodzenia szoku porodowego — radzi autor — trzeba by wszystkie części ciała noworodka zbliżyć do siebie, skupić, scalić... Dałoby to efekt aklimatyzacyjny, podobny do zwiększania ciśnienia wokół nurka, zbyt szybko wyciągniętego na powierzchnię. 156 Na salach porodowych dzieci rodzą się zwykle jedno za drugim i przechodzą „obróbkę taśmową". Po kolei na wagę. Noworodek przybył na świat z ciepła i jego ciało nie znało dotąd kontaktu z twardą zimną powierzchnią. Gdyby człowiekowi dorosłemu zapro- ponować położenie się nago na wadze — zaprotestuje. Noworodki też protestują. Wszystkie dzieci ważone w ten sposób wrzeszczą. Krzyk dziecka na sali porodowej przybiera na sile 3 razy — raz bezpośrednio po urodzeniu, drugi —podczas ważenia, trzeci—przy ubieraniu, czyli przy pospiesznym spowijaniu w szorstkie, twarde od dezynfekcji kaftaniki, w ciasne pieluchy, zwykle uniemożliwiające powrót do pozycji płodowej. Za każdym razem jest to krzyk przerażenia! Ważne jest, aby dziecko pojęło, że wolność, która przyszła tak nagle, jest jego szczęściem, więc nie powinno się bać. Nie zna ono znaczenia słów, ani gestów, będąc jednak częścią natury rozumie język, którego używa od prawieków cała przyroda, i jest to język miłości, mowa, której używają zakochani. Tworzą noc wokół siebie, żeby w półświetle, półcieniu być samym tylko dotknięciem i wtedy ręce mówią, a ciała rozumieją. Kiedy noworodek trafi do wrażli- wych, kochających go rąk, a nie do niecierpliwych i brutalnych rąk położnika, przestaje krzyczeć. Nieraz utulony miękko dłońmi nawet wcale nie krzyczy i wszyscy są przerażeni. Myślimy, że pierwszy krzyk to zwiastun życia, a to tymczasem objaw cierpienia. Na co mamy zwrócić uwagę matki i personelu odbierającego dziecko, aby zmniejszyć do minimum cierpienia dziecka wyrzuca- nego „na siłę" z zacisznego wnętrza łona matki? Dzieci, którym w momencie urodzenia zadano gwałt, są smutne, podporządkowane; urodzeni bez przemocy to ludzie silni, umiejący kochać, wolni od kompleksów — twierdzi Leboyer. Jakie elementy przemocy podkreśla książka Leboyera? Czemu dziecko zaraz po urodzeniu zaciska powieki, odwraca 157 główkę, na twarzyczce maluje się przerażenie? Broni się rękami i nogami przed dotknięciem naszej ręki, co je tak przeraża? Światło? — widzi je płód w łonie matki jak różowozłotą mgłę miłą dla oczu. Zaraz po urodzeniu światło silnych reflektorów, po- trzebne lekarzowi do pracy, poraża dotkliwie wrażliwe oczy nowo- rodka — oślepia go po prostu. Gdy już wiadomo, że na sali porodo- wej wszystko dobrze poszło, gdy urodzi się człowiek — twórzmy półmrok. W pierwszych chwilach życia mało przydatne są słowa, po- trzebna jest mowa dotknięć. Nie pospiesznych, zrutynizowanych „taśmową obróbką", ale czułych jak ręce zakochanych. W takim półcieniu matka ledwo wyczuwa rysy swego dziecka i to dobrze. Noworodek w chwili przyjścia na świat nie jest zbyt piękny, jego rysy cechuje strach i zniekształcenia poporodowe. Lepiej, żeby nie widziała swego dziecka zbyt dokładnie w ostrym świetle. Hałas?... Już w ostatnich miesiącach ciąży, w czasie rozmów z mamą i tatą, mały słyszy ich głosy przyciszone, przenikające przez powłoki brzuszne i wody płodowe, słyszy także pomruki jelit, głos bicia serca czy szmer oddechu matki. Wystarczy przypomnieć sobie naukę pływania — dajemy nurka i nagle wszystko cichnie. Radosny wrzask kolegów, który tak wyraźnie było słychać na po- wierzchni wody, znika i staje się prawie niesłyszalny. Dziecko ma wrażliwszy organ słuchu niż człowiek kilkuletni, w wodzie słyszy jak ryba. I oto dziecko wydobywa się z wody. Nagle w ciągu minuty kakofonia dźwięków na sali porodowej uderza w jego uszy z nie doznawaną nigdy przedtem gwałtownością. Nie ma już wód ani osłony, którą stanowi brzuch matki. Świat ogłusza! Myślę, że można by zainstalować na sali porodowej, podobnie jak na salach operacyjnych, sygnalizację z podświetlonym napisem „Cicho! Rodzi się dziecko!". I w momencie pojawienia się główki noworodka przyciemniają się światła i zapala się napis jak w kinie, 158 i wtedy obowiązuje cisza. Nawet wrzeszczące sąsiednie mamy mogą się na kilka minut opanować. Już pod koniec porodu, ale jeszcze przed ukazaniem się główki, mówiliśmy niewiele i cicho, a gdy się ukazywała, staraliśmy się milczeć — pisze Leboyer. Konieczna wymiana zdań w zespole odbierającym poród odbywała się cichym szeptem, bo dziecko przywykło „tam" do ciszy. Reakcja dzieci na ciszę przy porodzie była równie zaskakująca, jak reakcja matek. Noworodki zamiast „drzeć się" jak zwykle, po dwóch, trzech okrzykach pełnych siły zaczynają spokojnie oddy- chać. Matki natomiast wpadały w panikę: dlaczego moje dziecko przestało krzyczeć? — wołały. Spokój noworodka wywoływał u matki obawę, czy dziecko żyje. A przecież czuła je żywe, lekko poruszające się na brzuchu. Brzuch matki, jeszcze przed chwilą wypukły, teraz jest zapad- nięty, miękki jak gniazdo, ciepły, najlepsze to miejsce do ułożenia dziecka zaraz po urodzeniu. Ono leży na brzuszku z rękami i nogami pod nim zagiętymi, co pozwala mu dowolnie przeciągać się i wy- prostowywać. Pomału reguluje się oddech, ręce i nogi wysuwają się jakby smakując przestrzeń. Przez 9 miesięcy mały człowiek był uwięziony wewnątrz ciała matki, teraz — oszołomiony wolnością zaczyna bać się przestrzeni, ruchy kończyn stają się nerwowe, wtedy dobrze jest podsunąć pod nóżki rękę, aby mógł poczuć grunt pod nogami. Już się nie boi, przeciąga się, ziewa, nawet jakby zaczynało gaworzyć. Śpioch obudził się do życia. Można położyć jej na boku, na plecach, powoli, podpierając oburącz pośladki i plecy. Wszystko to może robić matka, której miłość stwarza dodatkowy klimat czu- łości, należy tylko zwrócić uwagę na głowę. Lepiej jej nie dotykać ani nie głaskać, ponieważ zostaje najbardziej umęczona, torując ciału drogę przez kanał rodny. Każde dotknięcie przypomina nie- przyjemne chwile i jest bolesne. Bliskość matki i dziecka w tym ułożeniu pozwala nie odcinać jeszcze pępowiny. A jeżeli jest długa, 159 umożliwia pełzanie po całej mamie aż do cyca oraz próby obejrzenia j jej twarzy z bliska. A z oddychaniem dziecka jest też cały problem... Nie jest tą takie proste jakby się wydawało. Przed narodzeniem nie było różni* cy między światem a dzieckiem. Świat był bowiem organizmem matki, z którym współżyło ono w doskonałej symbiozie. Oddycha- nie to pierwsza nauka samodzielnego życia, w którym brak oddechu oznacza śmierć. Niestety, jak widać z doświadczeń lat ostatnich, można udusić się jeszcze w łonie matki albo stracić na zawsze szansę świadomego życia (niedotlenienie mózgu i w następstwie tego od- korowania). Gdy przecina się pępowinę natychmiast po urodzeniu, mózg zostaje gwałtownie pozbawiony tlenu, co zmusza do rozpoczęcia oddychania płucami. Włącza się ono nagle, brutalnie jako odpo- wiedź na alarm wszczęty przez organizm: oddychaj, bo inaczej umrzesz! Zamiast powoli oswajać się z ziemskim powietrzem, dziecko chłonie je pełnymi ustami. Powietrze, które nagle wypełnia tchawi- cę, nadmuchuje pęcherzyki płucne, daje w tych warunkach efekt kwasu wylanego na ranę. To jeszcze silniejszy szok niż dla człowie- ka dotąd niepalącego zaciągnięcie się papierosem. Zanim zdąży się porządnie zaciągnąć, następuje gwałtowny wybuch kaszlu. Podob- nie reaguje człowiek, który zmylony przejrzystością płynu łyknie czystego spirytusu. Zaczyna natychmiast protestować całym ciałem: czkawką, ruchami rąk, purpurową twarzą... Doznania te przypomi- nają oparzenie dróg oddechowych noworodka — powietrzem. Zupełnie inaczej wygląda nauka oddychania, gdy dziecko jesz- cze przez 4-5 minut po urodzeniu jest połączone pępowiną z or- ganizmem matki, leżąc na niej spokojnie. Dwa systemy pracują wówczas równocześnie: pępowina nadal zaopatruje dziecko w tlen aż do momentu, gdy płuca pomału przejmą całkowicie to zadanie. Przez te kilka czy kilkanaście minut maleństwo uczy się oddychać, 160 nie przeżywając przy tym szoku, nie chwytając spazmatycznie po- wietrza, niczym ryba wyjęta z wody. Leboyer pisze, że przecięcie pępowiny w chwili, gdy dziecko wyłania się z brzucha matki, to akt wielkiego okrucieństwa, którego wpływu na dziecko nawet nie potrafimy zmierzyć, zupełnie przy tym nie uzasadniony merytorycznie. Dzieci eksperymentalnych porodów same regulowały oddech i nie trzeba ich było pobudzać klapsa- mi. Przecinano pępowinę zawsze dopiero wtedy, gdy już przestała tętnić. Gdy zdejmuje się dziecko z brzucha matki po przecięciu pępo- winy — gdzie je położyć? Nie na zimnej szali wagi, nie na zimnej pieluszce, niech wraca do wody, z niej przecież wyszło. Ręce pod- trzymujące dziecko w kąpieli poczują wkrótce, że jego ciało traci sztywność, mija napięcie mięśni. Wszystko, co było jeszcze zablo- kowane strachem, zaczyna żyć. Mały człowieczek szeroko otwiera oczy, duże, poważne, głębokie. Są to oczy istoty rozumnej, ale zarazem już ufnej. Skupione pytają: gdzie jestem? Dziecko po ciężkim porodzie Mówimy często, że poród to praca, że matka maksymalnie musi zrobić wszystko, aby szczęśliwie urodzić, ale poród, jak już powie- działam, jest pracą nie tylko dla matki, ale i dla noworodka, i to ciężką pracą! Noworodek często rodzi się senny, słaby, zmęczony, nie chce ssać i widać, że coś nie gra. Niestety, tak to bywa w życiu, dla jednych noworodków droga na świat jest łatwa, dla innych trudna i staje się wielkim przeżyciem, a czasami bywa, że i przeszkodą nie do pokonania. Narodziny można by porównać z losem rozbitka, którego wy- rzuciły fale po wielogodzinnym szarpaniu się w walce o życie we 161 wzburzonym morzu. Frederick Leboyer — jak pisze pani Sheila Kitzinger w swojej książce — zwrócił uwagę, używając języka poe- tyckiego, na często brutalne postępowanie z naszymi noworodkami Nie są to przecież zwykłe kawałki mięsa obciągnięte skórą, lecz istoty mające niezwykłą zdolność odczuwania zmysłami Są to podróżnicy, którzy mają już za sobą długotrwałą podróż przez krót- ką przestrzeń — od macicy do świata zewnętrznego poza ciałem matki Zaraz po urodzeniu dziecka lekarz ocenia jego stan ogólny według skali Apgar — 10 punktów jest optymalną oceną. Oce- na według tej skali jest bardzo prosta, ale nawet osoby, nie mają- ce o niej pojęcia, doskonale widzą, że jak noworodek nie oddycha, jest wiotki i blady, nie reaguje na dotykanie, to jest z nim źle. Czasem serce bije u takiego noworodka, ale bardzo wolno i wyma- ga natychmiastowego ratunku (takie dziecko ma l punkt w skali Apgar). Dzieci, których start do życia nie był łatwy, mają w później- szym swym rozwoju często poważne zaburzenia, które wiążą się z wczesnym okresem ich życia. Nie da się zmienić tego, co dziecko przeżyło już w czasie porodu, ale można zrobić wszystko, aby w jakiś sposób wyrównać te straty, gdy otoczymy je po porodzie indywidualną opieką. Trzeba niesłychanie starannie obserwować, co mu przeszkadza, co je dręczy? Jedne lubią ruch dookoła, inne mak- symalną ciszę i na każdy hałas reagują nieomalże drgawkami. Jedne lubią światło, inne trzeba osłaniać firaneczkami i stawiać w cieniu. Dzieci nerwowe wzdrygają się na każdy niespodziewany głośniejszy dźwięk lub przez sen wyciągają nagle z krzykiem wyprostowane rączki. Wszystkie te objawy są dowodem drobnych uszkodzeń układu nerwowego dziecka. A te drobne uszkodzenia trzeba „wygłaskać". 3 Sheila Kitzinger: Karmienie piersią, PZWL, Warszawa 1988. 162 la e- iL cz to •>t- •m ny ;e- )?- tia, :le. 13- ali ęz ;ko r w zie ,co ak- dne niu. szy ane adu ać". Przytulanie, ciche szepty, chuchanie, głaskanie po główce, rączkach, nóżkach, pocałunki. Wszystko to coś nam przypomina? Czyż nie tak wygląda w pierwszym okresie rodząca się miłość? Wszystkie pieszczoty, których nauczyliśmy się w pierwszym okresie miłości, należy teraz oddać swemu maleństwu. Nie wolno dać mu krzyczeć, szybko trzeba sprawdzić pieluszki, pogłaskać, pośpiewać czy nakarmić. Otulanie wygrzanym kocykiem też jest bardzo ważne, ponieważ ciepło w takim wypadku ma ogromne znaczenie, działa kojąco. Długotrwały krzyk wyzwala histerię u dziecka i szarpie układ nerwowy i tak już zmaltretowany ciężkim porodem. Jeżeli boi się kąpieli — to nie kąpać przez 2-3 tygodnie, tylko lekko obmywać rękawicą frotte, zmoczoną w ciepłej wodzie. Żadne energiczne i „przepisowe" pielęgnowanie tu się nie nadaje. Ciepło, czułość i maksymalny spokój, a gdy się wzmocni jego układ nerwo- wy, będzie odporniejszy na otaczające go stresy. Przypomina mi się przepisowe zachowanie według metody dr Morgana wojennego dziecka (Rilla ze Złotego Brzegu Lucy Maud Montgomery). Dziecko, urodzone przy pomocy pijanej baby i leżące w wazie do zupy przy matce zmarłej w czasie porodu, miało dosta- teczną ilość przyczyn, aby być dzieckiem smutnym i zestresowa- nym. Rilla chowała je wprawdzie przepisowo metodą dr Morgana, ale nie za bardzo była do niego przywiązana. Dziecko miało już 8 miesięcy, a nie uśmiechnęło się ani razu. Kiedyś w nocy leżąc w swoim łóżeczku przepisowo z daleka od Rilli (posłanie opiekunki) zaczęło krzyczeć. Rilla próbowała przeczekać (tak uczono w książ- ce, że nie trzeba nigdy dziecka brać do łóżka), ale gdy krzyczało coraz głośniej i żałośniej, załamała się, wzięła je na ręce i położyła obok siebie na posłaniu. Dziecko zamilkło. Okazało się, że rączki i nóżki miało lodowate z zimna, a ponadto, jak sądziła Rilla, pewno przestraszyło się ciemności i samotności. W każdym razie, gdy 163 przytuliła je do siebie pod ciepłą kołdrą, nagle roześmiało się głośno i radośnie. Widocznie dopiero wtedy odkryło miłość. Wśród dzieci uszkodzonych przy porodzie znajdują się i takie, które przydusza mniej czy więcej w czasie porodu pępowina okrę- cona dokoła szyi. Zwykle, jeśli się to w porę spostrzeże i prawidłowo zareaguje, pozostaje tylko wstręt do szalików na całe życie — jak już wspomniałam. Ale mojej przyjaciółce, a ściślej jej córce, zdarzy- ła się o wiele trudniejsza sprawa. Ucisk pępowiny przy porodzie jej synka był tak długotrwały i silny (podwójnie owinięta dookoła szyi), że spowodował porażenie połowiczne. Pół buźki, jedna rączka i nóżka były całkowicie porażone i wiotkie. Oglądając dziecko poradziłam zrozpaczonej babci, której zale- cono, jak dziecko trochę podrośnie, skomplikowane zabiegi rehabi- litacyjne w szpitalu, żeby spróbowała wygłaskać jak najwcześniej, od pierwszych dni po porodzie, zaistniałe uszkodzenia układu ner- wowego (babci — nie mamie, bo babcia była pielęgniarką z za- wodu). Codziennie po kąpieli kładłyśmy dziecko na kocyku pod grzejącą lampą i dłońmi umoczonymi w ciepłej oliwie robiłyśmy masaż. Zaczynał się od okrężnego masowania czółka, policzka, kącika warg z prawej strony. Potem mięśni skośnych szyi. Następnie — położonemu na brzuszku dziecku — masowało się cały krę- gosłup wzdłuż i dookoła poszczególnych kręgów, wszystko nie- zmiernie delikatnie. Potem przekładało się na plecki i masowało rączkę, ramię, przedramię, dłoń i wszystkie paluszki po kolei. Potem nóżkę od pupy, pośladek, udo, podudzie i stopkę również ze wszys- tkimi palcami. Masaż taki trwał ok. pół godziny, robiony bardzo delikatnie sprawiał dziecku wyraźną przyjemność, bo przeciąga- ło się jak kot. Zdumiewające. Mniej więcej po 3 miesiącach wyrów- nała się całkowicie sprawność obu stron ciała. Nawet lekarz był zaskoczony tak zupełnym cofnięciem się wszystkich objawów po- rażenia. Troskliwa babcia z ogromną cierpliwością powtarzała masaż 164 po każdej kąpieli do końca pierwszego roku życia dziecka. Dziś chłopak ma 16 lat — biega, jeździ na rowerze, gra w piłkę i niczym nie różni się od swych rówieśników, a w wolnych chwilach czasem przymila się do babci i prosi: „pomasuj mnie trochę babciu". Wi- docznie pozostała jeszcze z pierwszych miesięcy życia zakodowana sympatia do wszelkiego głaskania i masowania. Przyczyną słabości i senności noworodka, a także niechęci do jedzenia mogą być leki przeciwbólowe podawane matce w czasie porodu albo narkoza przy cesarskim cięciu. Te noworodki są senne i nieaktywne i przez nieomalże 10 dni ssą wolniej, jedzą mniej, bo niedojrzała wątroba noworodka nie wydala dość szybko potrzeb- nych specyfików. Darować mu więc trzeba, że nie ma apetytu, przecież nawet my, dorośli, wymiotujemy po narkozie i nudzi nas jeszcze przez kilka dni. Gdy dostajemy dziecko do karmienia, aby ożywić noworodka, można go delikatnie masować, głaskać, nacierać stopki lekko je podpierając i uciskając. Trzymać go na wprost swej twarzy tak, aby gdy otworzy oczy zobaczyło nasz uśmiech — ale i tak ssie zwykle bardzo mało. W związku z czym należy karmić je najczęściej i dobrze jest pobudzać jego apetyt małymi drobnymi pokusami, masując usta brodawką piersiową i skapując na nie mle- ko, pogadując czule. Pamiętam w pierwszym roku swojej pracy na oddziale położ- niczym, jak niepokoiłam się zawsze, że dziecko po cesarskim cieciu nie budzi się z narkozy. Wprawdzie zawsze się budziło, ale nie wychodziło mu to wcale na zdrowie i wtedy wymyśliłam narkozę psychoterapeutyczną. Zaczynałam od kilku kropli eteru na gazę okrywającą nos i usta pacjentki (była to jeszcze tzw. narkoza otwarta bez aparatów), po czym odkładałam gazę i z tak lekko oszołomioną kobietą zaczynałam konwersację o tym, jakie ma być dziecko, czy syn czy córka? A co by chciał tatuś? A co by chciała mamusia? itd. Rodząca odpowiadała mi z ogromnym wysiłkiem, skupiając uwagę na pytaniach i tak była zajęta rozmową, że nie zauważała, jak roz- 165 cięto brzuch i macicę i wydobyto normalnie krzyczące dziecko. Po czym powiadamiałam ją jeszcze co się urodziło, chociaż niewiele do niej docierało, a potem chlapnęłam solidnie eterem i w drugiej połowie operacji spała już głęboko. Od tego czasu, gdy ordynator, który też przepadał za dziećmi, zobaczył, jakie moja metoda daje znakomite rezultaty, zawsze wzywał mnie do narkozy „psychotera- peutycznej" przy cesarskich cięciach. Przeciętnie lekarz (nie było wtedy jeszcze anestezjologów) używał wtedy 200 do 300 gramów eteru na całą narkozę, mnie wystarczało 50. I to wcale nie jest bajka, tylko prawda! Ciepły wychów cieląt po szwedzku W Szwecji kobiety rodzą w wodzie. Siedzą sobie w trójkątnych basenach oparte ramionami o kra- wędzie basenu, mogą się też do woli obracać i kręcić, jeżeli im wygodnie. Woda ma temperaturę mniej więcej 37-40°C i nagrzewając mięśnie dróg rodnych powoduje ich rozkurczenie i rozluźnienie, w związku z czym poród przebiega szybciej, nie stresując dziecka, bo drogi porodowe są luźne, a krocze bardzo rzadko pęka, tak że tylko w pojedynczych przypadkach zakłada się 1-2 szwy na brzegi ślu- zówki pochwy. Po urodzeniu i odpępnieniu dziecka pacjentka leży na materacu ciepło okryta, dziecko otulone wygrzanymi pieluszkami (w każdym pokoju jest specjalny stolik — podgrzewacz do pieluszek, są one stale ciepłe 37-37,5°C) dalej przy piersi, przeważnie śpi lub ssie. Potem je ważą, opatrują pępek, dają na ręce mamie, która sama przechodzi do pokoju poporodowego. Tam leży w łóżeczku z dzieckiem ubranym tylko w kaftanik i pieluszkę (nóżki i rączki swobodne), tak że w każdej chwili może 166 L„« m «iicodia« ' 9?fl ' 3ZOU1 l •31SS ( 3UO fe UlAp? -ni? oq't M '3 Uli -EJ5 przypadkach można spowodować uszkodzenie mózgu dziecka tzw. odkorowanie w mniejszym czy większym stopniu. Położnice rodzące w szpitalu, szczególnie gdy poród jest długi i ciężki, a rodząca nie je, nie pije i nierzadko wymiotuje, cierpią na ogromny spadek cukru we krwi. Normalnie dziecko pobiera ok. 50% cukru (glukozy) z organizmu matki. Spadek cukru we krwi poni- żej 40 mg% jest stanem alarmującym i niebezpiecznym. Znacznie łatwiej spada poziom cukru u dzieci dystroficznych (mała waga, wcześniak i t p.). W tych przypadkach trzeba specjalnie uważać na poziom cukru, poić glukozą matkę i dziecko po urodzeniu. Istnieje możliwość niedotlenienia mózgu dziecka również przy kroplówkach oksytocynowych. Wiele kobiet domaga się od lekarzy założenia kroplówki oksytocynowej, aby urodzić szybko. Czemu się męczyć przez 6-8 godzin, gdy można „wycisnąć" dziecko kroplów- ką w ciągu 2-3 godzin. Oczywiście nie mówię tu o konieczności stosowania kroplówki dla ratowania dziecka — ze wskazań lekarskich, ale o kobietach, które dopominają się o skrócenie porodu, nie biorąc pod uwagę, że im krótszy poród, tym dłuższe skurcze macicy, a w czasie skurczu dziecko nie oddycha, bo macica zaciska jego naczynia krwionośne. Gdy skurcze są zbyt długie i silne, dziecko się dusi, a im bardziej jest niedotlenione, tym łatwiej o większe czy mniejsze uszkodzenie mózgu. Potem przez całe życie płacimy kłopotami wychowawczymi z dzieckiem za swoje lenistwo w czasie porodu. Mechanizm ten działa również na powstanie hipoglikemii, ponieważ zbyt częste kurczenie się naczyń kosmków łożyskowych w ścianie macicy do- prowadza także do deficytu cukru, po prostu z powodu zmniejszenia dopływu krwi. W drugim okresie porodu matka ciężko pracuje, prze, oddycha szybko, krzyczy, rozszerzają się jej źrenice, a wszystkie te objawy wzrostu poziomu adrenaliny dają w efekcie bardzo silne pragnienie. I tu znowu natura usiłuje wyrównać niedobory cukru, zużytego jako 168 u h, że zu ne. riej mię y mi ten sęste y do- zenia • ini nuuwj - - rryami a Ul1^'-----' wach miedzy skurczą ' drugim okresie - hiiKitzingH stwa nie pozna się na tyle swojego współmałżonka, jak w ciągu 3 dni po ślubie. Coś w tym jest! Jest to okres zdejmowania masek i pokazywania własnej twa- rzy. Dlaczegóż by więc nowe życie we troje nie miało się zacząć od miodowego miesiąca. Autorka proponuje przygotowanie zapasu napojów i jedzenia, aby robić do kuchni tylko „wypady", a większość czasu spędzać w łóżku razem z dzieckiem. Odwiedzin i telefonów nie przyjmujemy — „państwa nie ma w domu". Ostatecznie można wpuścić przyja- ciółkę czy babcię, która by chciała umyć naczynia i uprać pieluchy, nie absorbując nikogo. Niewątpliwie problem stanowi znalezienie tych wolnych dni, ale może to być część urlopu, choćby 10 dni czy 2 tygodnie. I w tym czasie gospodarząc razem z maleństwem na tapczanie, rodzice uczą się rozumieć sygnały, przekazywane przez dziecko, znajdują wspólny język, a i dzieciak ma szansę obejrzeć, pomacać, powąchać i spróbować, jaki smak mają mama i tata. Jest to również pora na naukę karmienia, ponieważ, jak już wspomniałam, ssanie piersi jest jedną z najczulszych pieszczot dla dziecka, ale i tego trzeba się nauczyć, i to nie co 3 godziny z 6-godzinną przerwą na noc, ale będąc stale (dzień i noc) w zasięgu buzi malucha, dość szybko dochodzimy do harmonii zadowalającej obie strony. Dziecko ssie kiedy chce i ile chce, a organizm jego szybko ustala sobie optymalny czas i częstotliwość karmienia. Nie ma obawy, że je mało, ono je nie według książkowych wyliczeń, ale według własnych potrzeb. Ważenie dziecka jeden raz na tydzień zupełnie wystarczy, żeby się upewnić, że przybywa na wadze (jedno szybciej, drugie wolniej, zależnie od wrodzonego poziomu przemia- ny materii). Taki miodowy miesiąc niewątpliwie wywiera ogromny wpływ na późniejszy rozwój uczuciowości dziecka w stosunku do rodzi- ców. Planujemy wielkie przyjęcia, gości na chrzciny, a nie pomyś- 170 l- d a, w ny ja- hy, nie czy L na rzeź zeć, : już itdla j M szeroki jest ten - pomściło zbioru siegu ijącej i jego a. Nie eń, ale y dzień (jedno zemia- wplyw 3 rodzi- pomyś- Rozdział IV Antykoncepcja Nie wyobrażam sobie harmonijnej miłości „na całe życie" l antykoncepcji. Zagadnienie to musi być potraktowane jako jedno z najważniejsi szych, ponieważ miłość tylko wtedy można przeżywać w pełni, gdy] jest miłością bez lęku. Dziecko w życiu dwojga kochających się ludzi jest najpiękniej- szym i najbardziej twórczym elementem, istotną treścią rodziny. lwi żadnym wypadku nie możemy dopuścić do ciąży niepożądanej tak j bardzo, że decydujemy się na jej przerwanie. To jest bowiem strasz- j na decyzja, która zabiła już niejedną miłość. Rozdział ten ograniczę tylko do metod biologicznych antykon- cepcji, tzn. pomiarów ciepłoty porannej oraz opisu nowoczesnych szwajcarskich aparacików opartych na podobnej zasadzie. Wszystkie pozostałe metody, z tymi włącznie, opisałam szcze- gółowo w wydanej przez PCK książeczce pt. Miłość bez lęku, do której odsyłam zainteresowanych czytelników. Pomiary ciepłoty porannej Najlepszym czasem do rozpoczęcia nauki pomiarów ciepłoty porannej jest okres dojrzewania u dziewcząt, tzn. 12-13 rok życia. Pozwoli im to zapoznać się z fizjologią własnego ciała, czynnością hormonalną jajników, jajeczkowaniem itp. A ponadto warto wyrobić sobie odruch warunkowy na codzien- ne pomiary ciepłoty, aby stało się to nawykiem higienicznym, po- dobnie jak czyszczenie zębów czy mycie. Przyda się nam to przez 172 całe życie, nie tylko w celach antykoncepcyjnych, ale i w diagnos- tyce przebiegu wczesnej ciąży, zaburzeniach miesiączkowych czy w dolegliwościach klimakterycznych. Jak należy wykonywać i zapisywać pomiary? Trzeba nastawić sobie budzik na 10 minut wcześniej niż nor- malnie wstajemy. Termometr włożyć do ust między język a podnie- bienie lub pod język na okres 10 minut (bywają termometry 5- i 1-minutowe, wtedy krócej). Przed mierzeniem temperatury nie na- leży wstawać z łóżka, ponieważ musi to być temperatura snu; tym- czasem ruch — siusianie, jedzenie, chodzenie — zmienia dokład- ność pomiaru. Po dziesięciu minutach należy sprawdzić wskazania termometru i zaznaczyć kropeczką na wykresie, sporządzonym wcześniej w kratkowanym zeszycie szkolnym przeznaczonym do tego celu. Na wykresie zaznaczyć trzeba dzień rozpoczęcia mie- siączki. Dlaczego w podpisie rysunku l piszę o „cyklach bezjajeczko- wych"? Ponieważ u dziewcząt zaczynających miesiączkowanie 371 37 -- 36- 35- oetatnła miesiączka 1.1.87 cykl bozowulacyjny mlesiąctki i i 1 3 5 7 9 11 13 15 17 19 21 23 25 27 29 31) 33 35 1.87 11.87—ł Rys. 1. Krzywa ciepłoty w pierwszych cyklach bezjajeczkowych 173 często występuje cykl bez jajeczek — nie są one bowiem jeszcze w pełni dojrzałymi kobietami, ale i u kobiet dorosłych nierzadko spo- tykamy się z cyklami bezjajeczkowymi, szczególnie w okresie przedklimakterycznym. W miarę upływu czasu cordz częściej pojawiają się cykle dwufazowe — z jajeczkowaniem mniej więcej w połowie cyklu; miesiączki wtedy stają się regularniejsze. Oto i wyjaśnienie spra- wy tak często zdarzających się u dojrzewających dziewcząt dłuż- szych przerw między miesiączkami (6 tygodni, 2 miesiące, 3 miesiące), które nie są żadnym objawem chorobowym, tylko przejawem stopniowego przystosowywania się organizmu do no- wej roli w życiu. Dłuższe przerwy w miesiączkowaniu szczegól- nie często występują u dziewcząt wybujałych, które w tym okre- sie rosną bardzo szybko i rozwój narządu rodnego nie nadąża za wzrostem kości i mięśni. Dlatego zaburzenia takie występu- ją najczęściej u dziewcząt intensywnie trenujących sporty, a tak- że u bardzo szybko rosnących. Nieregularności tego typu w ostat- "t octatnia 4-III.86 37 -- 35' l tsrmln miesiączki 17 19 21 23 25 27 29 31 35 35 3 5 7 9 11 13 Rys. 2. Opóźnienie miesiączki bez ciąży v IV. 96 174 nich dziesiątkach lat stają się tak liczne, że skłonna jestem przy- puszczać, iż współczesne dziewczęta w taki właśnie sposób doj- rzewają. Wracając do wykresu krzywej ciepłoty porannej: temperaturę mierzymy nadal — codziennie i cierpliwie zapisujemy ją, aż do wystąpienia miesiączki. A wtedy na dole pod wykresem, w kratkach oznaczających dni cyklu miesiączkowego, zapisujemy daty kalenda- rzowe i kolejne miesiące — co daje wyraźny obraz długotrwałości przerw oraz pokazuje jednoznacznie, że zatrzymanie miesiączki nie ma nic wspólnego z ciążą, a jest związane tylko z tego typu dojrze- waniem. Na wykresie prawidłowego dwufazowego cyklu z jajeczkowa- niem widzimy wzrost temperatury do ok. 37°C (36,9 — 37,3), który utrzymuje się na tym poziomie przez 2-3 dni przed miesiączką, po czym spada poniżej 37°C, a wówczas występuje miesiączka. Pod- wyższenie ciepłoty w drugiej połowie cyklu jest związane z czyn- nością hormonalną ciałka żółtego, które przygotowuje macicę do emulacja 13-15 faza ciałka tółt»go 3 57 9 11 13 15 17 19 21 23 25 27 29 31 Rys. 3. Cykl prawidłowy, dwufazowy, owulacyjny 175 ewentualnej ciąży; jeżeli ciąża nie nastąpi, ciałko żółte zanika i temperatura spada. W przypadku ciąży ciałko żółte rozrasta się nadal i przekształca w ciałko żółte ciążowe, które produkuje zwiększoną ilość progeste- ronu (hormon ciałka żółtego), zabezpieczając prawidłowy rozwój ciąży. W przypadku ciąży nie ustaje zatem działalność ciałka żółtego, a raczej jeszcze się wzmaga. W związku z tym temperatura na krzywej utrzymuje się bez spadku po terminie miesiączki, która się nie pojawiła, stale na wysokości ponad 37°C. Objaw utrzymywania się podwyższonej temperatury ciała w terminie i po terminie spo- dziewanej miesiączki jest niemal stuprocentowym dowodem istnie- jącej ciąży! Porównując rysunki l i 4 widzimy wyraźnie, jaka jest różnica między opóźnieniem miesiączki bez ciąży i niewystąpieniem jej z powodu ciąży. Na rysunku l temperatura waha się w granicach między 36° a 36,8°C — podobnie jak w pierwszej fazie cyklu przed 1 357 9 11 13 15 17 19 21 23 25 27 29 31 33 35 Rys. 4. Wczesna ciąża 176 zan/ka jajeczkowaniem 177 owulacyjnym: powiedzmy 12, 13, 14 dzień — dodajemy 3 dni — 17 dzień, mniej więcej od 18 dnia cyklu do następnej miesiączki mamy okres prawie gwarantowanie niepłodny, wynoszący około 10 dni. Jeżeli zatem dziewczyna uzna, że „absolutnie musi" rozpocząć współżycie seksualne, to niech je przynajmniej ograniczy właśnie do tych 10 dni niepłodnych! Pełna orientacja w ocenie czynności własnych jajników jest ogromnie pożyteczna dla dziewcząt nastoletnich, ponieważ w spo- sób ewidentny i obrazowy pokazuje im pojawienie się jajeczka w ich organizmie; pozwala wyznaczyć dni płodne i niepłodne, pozwala też stwierdzić wczesną ciąże. Test krystalizacyjny — „lizawka" Śmieszna sprawa, po 25 latach spotkałam się z zaprzyjaźnio- nym testem — lecz w innej postaci. Test krystalizacyjny śluzu szyjkowego opisałam pierwszy raz w Polsce w latach 1953-54 pracując w szpitalu zaraz po dyplomie, przedstawiłam go na Zjeździe Towarzystwa Ginekologów Polskich w Lublinie. Przez 25 lat pracy lekarskiej stosowałam ten test łącznie z cytologicznym z doskonałym rezultatem. Znalazł się również na honorowym miejscu w mojej pracy doktorskiej. W badaniach swo- ich pobierałam śluz do krystalizacji z szyjki macicznej. Dużą przyjemność sprawiło mi spotkanie ze starym znajomym w nowym wcieleniu — z testem krystalizacyjnym pobieranym ze śliny. Kobieta sama bada własną ślinę i w ciągu kilku sekund wie, czy w badanym dniu jest płodna, czy nie! Aparat PC-2000, który proponuje nazwać sympatycznie „lizawką", powstał w Hiszpanii. 178 Niemieccy interniści, przeprowadzając badania jego skuteczności, stwierdzili, że u przebadanych kobiet stosujących „lizawkę" nie doszło do niepożądanej ciąży. Szwajcarska PC-2000 pozwala precyzyjnie stwierdzić, kiedy zajście w ciążę jest najbardziej prawdopodobne (3-4 dni przed owu- lacją i 2-3 dni po jej zakończeniu). Powstają więc możliwości pla- nowania poczęcia dziecka i zapobiegania niepożądanej ciąży. Po dłuższej obserwacji można też dość dokładnie ustalić dzień owula- cji, co pozwala z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć płeć dziecka. Jeśli do zapłodnienia dojdzie w dniu owulacji, wówczas najprawdopodobniej urodzi się chłopiec. Zalecenia: Płytkę szklaną po użyciu wyjąć i wymyć w let- niej wodzie. W pojemniczku „lizawki" otwieranym z tyłu (nr 3 na rys. 6) znajdujemy 4 zapasowe płytki i baterię zasilającą aparat. Ważne jest, aby pobierana ślina była czysta, nie zawierała resztek jedzenia. W przypadku stanów zapalnych bądź innych scho- rzeń gardła i jamy ustnej test jest niemiarodajny. Instrukcja użycia — Nieco śliny pozbawionej pę- cherzyków powietrza roz- prowadzić na płytce szklanej (1) i poczekać 2-3 minuty, aż wyschnie. — Wsunąć płytkę do aparatu (2). — Włączyć aparat przełączni- kiem (3). Aparat jest gotów do użycia. — Przekręcając kółko regula- cyjne (4), tak ustawić ostrość obrazu, aby próbka śliny była wyraźnie widoczna. Płytkę oglądamy przez wizjer. Rys. 6 Sposób użycia i opis PC-2000 179 aparatu poucza, że dokładnie takie same wyniki wykażą testy doko- nane przy pobieraniu próbek wydzieliny z pochwy — co nie jest prawdą i nie radzę pobierać wydzieliny z pochwy. Przy pobieraniu śluzu z szyjki macicznej ostrzegałam zawsze, że musi być czysty — pobrany pincetą z czopa śluzowego. Jeżeli bowiem śluz zmiesza się z wydzieliną pochwową, upławami ropnymi czy odrobiną krwi — nie krystalizuje się! — i może wprowadzić w błąd ziarnistym obra- zem, sugerując dni niepłodne. Przed pobraniem próbki śliny nie należy płukać ust wodą, gdyż z powodu rozcieńczenia wynik może być niedokładny. Zaleca się również nie przeprowadzać testów w czasie 2 godzin po spożyciu alkoholu. Dla uniknięcia pomyłek i nietrafnych interpretacji można zasię- gnąć opinii lekarza ginekologa. Ogromną zaletą „lizawki" jest to, że można każdorazowo w którymkolwiek dniu cyklu miesiączkowego stwierdzić: płodny czy niepłodny, podczas gdy pozostałe dwa testy biologiczne: pomiary Jeśli zobaczymy strukturę żył- kowatą lub włóknistą, oznacza to, że kobieta jest w fazie płodnej, biolo- gicznie aktywnej i może zajść w cią- żę. Gdy pod mikroskopem zoba- czymy wzór w postaci punkcików czy kropli, świadczy to o tym, że ślina się nie skrystalizowała. To znak, że kobieta jest w fazie niepłodnej. Rys. 7 Obrazy krystalizacji 180 Ydoko- lie jest ieraniu 'sty— >zasię wi — obra- gdyż a się yciu się- ciepłoty porannej czy komputerowy (który opiszę na następnych stronach) wymagają systematycznych pomiarów w całym cykJu miesiączkowym. Ostatnio ukazały się na rynku aparaciki plastikowe, oparte na teście krystalizacyjnym, podobnie jak PC-2000, Jest w nich tak- że szkiełko, na którym umieszczamy ślinę, mafa soczewka, wszyst- ko osadzone w oprawce plastikowej. W sumie biojac aparacik ten jest mniej precyzyjny, bo sprawia pewne trudności z wyostrze- niem obrazu, ale ma tę zasadniczą zaletę, że jest znacznie tańszy. Osobiście spotkałam się z aparacikiem firmy OPTIMEX™OX — Optyczny Tester Płodności. Warto tu dodać, że OX nie wyma- ga specjalnej żarówki i baterii, ponieważ nastawia się go na świa- tło zwykłej lampy. » w iry Metoda komputerowa — „Biosełf 110" „Bioself 110" jest wskaźnikiem płodności opartym na dwóch tradycyjnie stosowanych naturalnych metodach planowania poczęć: metodzie kalendarzowej rytmu miesiączkowego oraz metodzie ter- micznej, bazującej na zmianie porannej ciepłoty ciała w cyklu mie- siączkowym. „Bioself 110" umożliwia uzyskanie informacji o poziomie płodności pod warunkiem jednak, że zastosujemy się dokładnie do przepisów stosowania aparaciku. Zasada stosowania: czerwony sygnał — zakaz, dni płodne zielony sygnał — droga wolna, dni niepłodne. Aby sprawdzić swój poziom płodności danego dnia, należy dotykać jednocześnie kciukiem i palcem wskazującym metalowej części czujnika temperatury. Kiedy to zrobimy, pojawią się czerwo- ny i żółty, bądź zielony i żółty sygnał, które będą widoczne przez 181 Rys. 8 Budowa Bioselfu Górna osłon* Metalowa czcić Biernika 'Swiatołico' sygnalizujące poziom płodności Metalowy 'guzik' Baterie (DURACEU. ~> X 6? lub UCAR 539 J ć Volts) Dolna osłona Rys. 9 Bioself gotowy do użycia 182 apara, jes, ^ ^ m " 183 Sygnał ciągły czerwony — faza płodności. Faza, w której po- ziom płodności jest najmniejszy, jednak istnieje pewne ryzyko za- płodnienia. Sygnał migający czerwony — wysoka płodność. Jest to najbar- dziej płodna faza cyklu, a więc okres, w którym prawdopodobień- stwo zapłodnienia jest największe. W tym okresie, jeśli nie chcemy zajść w ciążę, zalecana jest wstrzemięźliwość seksualna. Sygnał zielony — faza niepłodności. W tym okresie stosunek płciowy nie powinien prowadzić do zapłodnienia. Pierwszego dnia miesiączki (lub drugiego, jeśli zapomnieliś- my) nacisnijmy za pomocą spiczastego narzędzia (np. długopisu) mały metalowy guzik z boku urządzenia. Sygnał dźwiękowy będzie potwierdzeniem faktu rejestracji. Temperatura powinna być co najmniej raz zmierzona przed pierwszym zarejestrowanym dniem menstruacji. 1. Pierwszego dnia użycia mierzymy temperaturę po obudze- niu. Pierwszego dnia miesiączki naciskamy metalowy guzik. Rys. 12 Rejestrowanie długości cyklu Vf Rys. 13 Bioself ma pamięć 184 po- za- >ar- eń- my lek iś- ;u) się ed e- 2. Nie mierzymy temperatury w ciągu pierwszych 5 dni mie- siączki. Zaczynamy znowu 6 dnia. 3. Drugi i następne cykle: naciskamy guzik każdego pierwsze- go dnia miesiączki. 4. Nie mierzymy temperatury aż do 6 dnia cyklu. Bioself ma pamięć, w której zapamiętane są m.in. następujące informacje: — temperatury rejestrowane podczas ostatnich 64 dni — poziom płodności podczas każdego z tych dni — długość ostatnich 6 cykli. Wszystkie te informacje mogą być wydrukowane wraz z odpo- wiednim wykresem. Dzięki temu twój ginekolog będzie w stanie powiedzieć ci, czy w twoim cyklu następuje owulacja, zbadać długość fazy po owulacji, sprawdzić regularność twojego rytmu miesiączkowania. Informacje te są bezcenne przy określaniu przyczyn trudności zajścia w ciążę lub zmniejszonego poziomu płodności. Informacje do zapamiętania — Zaleca się rozpoczęcie mierzenia temperatury we wcze- snej fazie cyklu miesiączkowego. Jeżeli nie uda się nam za- cząć przed owulacja, Bioself może nie mieć wystarczającej infor- macji do obliczenia fazy fizjologicznej niepłodności. W takim przypadku nie bądźmy zdziwieni, jeżeli urządzenie będzie sygna- lizowało fazę płodności (czerwony sygnał) aż do następnej owu- lacji. — Jeżeli po dwóch cyklach używania Bioselfu nie pojawi się zielony sygnał, należy wydrukować informacje zawarte w jego pa- mięci (skontaktujmy się z punktem sprzedaży, najlepiej pierwszego dnia cyklu) i skonsultować się z ginekologiem. (Uwaga: o adresy, gdzie można sporządzić wydruk wykresu, należy dowiedzieć się w miejscu zakupu aparatu.) 185 — Bioself nie może być stosowany w czasie używania doust- nych środków antykoncepcyjnych. — Karmienie piersią opóźnia występowanie pierwszej mie- siączki po porodzie. W takim przypadku zielony sygnał może się opóźnić lub w ogóle się nie pojawić. — Bioself będzie funkcjonował prawidłowo, nawet jeżeli mamy gorączkę lub raz zapomnieliśmy zmierzyć temperaturę. Jed- nakże istnieje wtedy ryzyko, że zielony sygnał spóźni się lub nie pojawi w tym cyklu. Pewne użyteczne cechy Bioselfu — Podczas dni, w których sygnał jest czerwony, Bioself będzie emitował sygnał akustyczny każdego ranka o tej samej godzinie, o której był dokonany pomiar poprzedniego dnia, aby przypomnieć o konieczności pomiaru temperatury. — Urządzenie będzie emitowało kilkakrotny sygnał dźwięko- wy, aby zasygnalizować następujące błędy: że miernik temperatury jest wilgotny po użyciu — należy wytrzeć go; że próbowano doko- nać pomiaru temperatury poza dozwolonym czasem. — Jeżeli chcemy zmienić godzinę mierzenia temperatury (zmiana strefy czasowej), należy wyjąć baterie na 90 sekund. Bioself będzie gotowy do zmierzenia temperatury następnego ranka w taki sam sposób jak w momencie zakupu. — Jeżeli chcemy możemy mierzyć temperaturę w odbycie lub w pochwie — musimy przestrzegać konsekwentnie stałego sposobu pomiaru w czasie trwania całego cyklu. Konserwacja Bateria Bioselfu powinna starczyć na około l rok. Kiedy zacz- nie się wyczerpywać, urządzenie poinformuje o tym fakcie za po- mocą trzech sygnałów dźwiękowych w momencie, kiedy będziemy chcieli sprawdzić poziom płodności. Mamy około 2 godzin na wy- 186 a doust- 'L} mie- loże się t jeżeli rę. Jed- lub nie będzie inie, o nieć o /ięko- ratury doko- •atury oself 'taki Hub jobu mianę baterii (skontaktujmy się natychmiast z punktem sprzedaży). Aby zmienić baterię, zdejmujemy tylko dolną osłonę, wyjmujemy baterię i zastępujemy ją w ciągu 10 minut, jeżeli chcemy zacho- wać zawartość pamięci urządzenia. Nie zamieniamy górnej i dolnej osłony. Uwaga! Nigdy nie dotykajmy miernika temperatury, zmienia- jąc baterię. t Nie należy wystawiać urządzenia na działanie wysokiej tem- peratury, bezpośrednie promieniowanie słoneczne lub narażać na wstrząsy. Urządzenie może być przechowywane w temperaturze od 0°do50°C. Wskaźnik płodności Bioself zaznajamia z przebiegiem cyklu i oferuje naturalną alternatywę w stosunku do sztucznych metod an- tykoncepcyjnych, a także bardzo wartościową pomoc przy planowa- niu poczęć. „Bioself 110" jest dość wszechstronnym aparatem, ale jak każ- dy mechanizm bardziej skomplikowany, jest znacznie trudniejszy w obsłudze niż np. „lizawka". Może być miłą zabawą dla męża, po- dobnie jak kolejki elektryczne kupowane dzieciom, którymi głównie bawi się tata. Ale i kobiety współczesnej generacji w większości potrafią posługiwać się komputerami. Niewątpliwie Bioself nie na- daje się dla kobiet, które nie potrafią obsługiwać tego mechanizmu, ponieważ —jak się nam skarżyli w punkcie sprzedaży — naciskają kolejno wszystkie możliwe guziki, a potem mają pretensje do pro- ducenta, że Bioself wskazuje źle albo wcale. W tym przypadku przestrzeganie ściśle wskazań użytkowania warunkuje prawidło- we wyniki. scz- po- ;my Rozdział V A potem żyli długo i szczęśliwie Czas płynie, rodzą się dzieci, dorastają, wychodzą z domu, zakładają własne rodziny. I wreszcie pozostaje samotne starzejące się małżeństwo. Dobrze, jeżeli uda się im dojść do późnych lat życia ra- zem. Bardzo często jednak pozostaje samotny mężczyzna czy ko- bieta, którzy pomimo ogólnego przekonania w społeczeństwie, że „oni są już bardzo starzy" — pozostają do śmierci mężczyzną i kobietą. W każdym wieku, a szczególnie w wieku starszym, narząd nie pracujący bardzo szybko zostaje czynnościowo eliminowany i zanika. W swojej praktyce lekarskiej obserwuję z reguły zanikanie i kurczenie się pochwy u kobiet nawet niezbyt starych, czterdzieste-, pięćdziesięcioletnich, w kilka lat po owdowieniu lub niezamężnych. Już po niewielu latach abstynencji narząd staje się nieużyteczny. U kobiet natomiast regularnie współżyjących nawet i w osiemdzie- siątym roku życia widuję kobiety z narządami całkowicie sprawny- mi, bez zmian zanikowych. Badania fizjologii stosunku, przeprowadzone przez Mastersa i Johnson, wykazały, że reakcje nerwowe, mięśniowe i krążeniowe w czasie stosunku u ludzi starych około osiemdziesiątego roku życia, w niczym nie odbiegają od reakcji w wieku średnim — oczywiście u osobników regularnie współżyjących płciowo. Bywa, że w wieku podeszłym pojawiają się różne kłopoty związane z chorobami, ale w przypadku większości schorzeń regu- larne życie płciowe nie tylko nie szkodzi, ale poprawia krążenie krwi, stabilizuje równowagę systemu nerwowego i podnosi ogólne 188 nu, |ce ra- :o- że i d i samopoczucie. Istnieją jednak schorzenia, przy których niewskazane jest współżycie płciowe. Choroby i dolegliwości starszego wieku związane np. ze zmia- nami reumatycznymi w stawach biodrowych, ze schorzeniami jelit czy nadciśnieniem często powodują trudności we współżyciu. Po- nadto przy nie zmniejszonym popędzie seksualnym, występują cza- sem rozmaitego rodzaju osłabienia czynności narządów: u mężczyz- ny słabniecie lub zanikanie wzwodu w trakcie stosunku, u kobiety zmniejszenie wiJgotnos'ci czy zwężenie lub nadmierne rozluźnie- nie mięśni krocza. Większość tych dolegliwości można wyrównać zmianami pozycji czy techniki stosunku. Przy rozluźnieniu mięśni krocza i rozległych rozdarciach po- zostałych po przebytych porodach korzystne są wszystkie pozycje, które umożliwiają skurcz mięśni przywodzących uda oraz skurcze- nie w różnym stopniu uszkodzonych mięśni pochwy. Zwężenie wej- ścia do pochwy wymaga pozycji z szerokim rozłożeniem ud, aby możliwie jak najbardziej rozciągnąć mięśnie zwieracza przedsionka. Opanowanie gry mięśniowej krocza i ścian pochwy w wieku mło- dzieńczym pozwala kobiecie w latach późniejszych, gdy pojawia- ją się zaburzenia wzwodu u mężczyzny, wyrównać te zaburzenia i skurczami mięśni pochwy doprowadzić oboje do orgazmu przy członku pozostającym nieruchomo w pochwie. Wyrównanie tego rodzaju dysproporcji ma ogromne znaczenie, ponieważ reakcje seksualne kobiety zmieniają się w znacznie mniej- szym stopniu w miarę upływu lat niż to się dzieje z popędem płcio- wym u mężczyzny. Kobieta nawet początkowo chłodna rozwija się w pełni seksualnie po trzydziestym roku życia, a szczyt swoich możliwości osiąga między trzydziestym piątym i pięćdziesiątym rokiem życia, i praktycznie rzecz biorąc możliwości jej nie zmniej- szają się z upływem lat, jeżeli kontynuuje stosunki płciowe. V wielu kobiet głód seksualny pojawia się późno, ale gdy się już pojawi, pozostaje do późnej starości. 189 Niebagatelną również sprawą jest uwolnienie się od lęku przed niepożądaną ciążą. Kobiety po menopauzie mogą już bez obaw oddać się w pełni odczuciom fizycznym, nie troszcząc się o metody antykoncepcyjne. To jakby druga młodość, tym pięk- niejsza, że bezpieczna, dojrzała w uczucia i głębię przeżyć fizycz- nych. Przez całe życie, a szczególnie w wieku starszym, zbieramy owoce tego, co zbudowaliśmy i czego nauczyliśmy się w młodości. Trudno sobie po prostu wyobrazić czułą i pełną troski tolerancję dla niedociągnięć współmałżonków w sprawach seksualnych, jeżeli u źródeł jej nie leży serdeczne uczucie przyjaźni. Dorobek doświad- czeń całego życia dotyczy w równej mierze spraw ciała, jak i powiązań uczuciowych. I tu mamy szansę osiągnąć sukces w mi- łości. Seks i sprawy ciała to nie ubodzy krewni miłości, jak sądzą niektórzy. To równorzędni i nierozłączni partnerzy. Okresami domi- nuje jeden, okresami drugi, ale wyplenienie czy zniszczenie strony fizycznej miłości, okalecza ją głęboko i nieodwracalnie. K.C. Hutchin stwierdził, że miłość nigdy nie jest tym samym dla mężczyzny, co dla kobiety. Trafność tego spostrzeżenia można obserwować już od na- rodzin miłości. Dotyczy ona całego życia dwojga ludzi. Autor ten dalej pisze, że mężczyzna potrzebuje miłości, jak kobieta pieniędzy — do wydawania. Dla kobiety natomiast miłość przynosi wartości trwałe, które gromadzi starannie przez całe życie, by przechowy- wać je na przyszłość, mężczyzna zaś woli na stare lata przechowy- wać pieniądze. Może jednak nie tylko?... Zajrzyjmy niedyskretnie w zacisze małżeńskie państwa Wańkowiczów : ... Kiedy obudziłem się pierwszego dnia, Mama odciągała 4 M. Wańkowicz: Atlantyk, Pacyfik, Warszawa 1972, s. 305-307. 190 lęku bez : się ńęk- ycz- imy ści. dla i u id- : i li- \- y kotary odsłaniając szklaną ścianę. Poczułem się jak ryba w akwa- rium. ... Błękitny nylonowy szlafroczek, który podarowałaś Mamie (są to fragmenty listu do córki), przesuwa się na tym wszystkim jak kolorowa fantastyczna ryba, puszczając na ten odmęt świateł poza- łamywanych w czarnej zieleni te zabawne welony —płetwy robro- nów i koronek... — Wiesz — mówię do Mamy przeciągając się w łóżku — jesteśmy jak pajączki niesione babim latem przez świat w mięk- kich strugach nagrzanego powietrza; każdy siedzi w wydmuchanym przez siebie baloniku i jest szczęśliwy. —Ach Pusiu! —potwierdza skwapliwie Mama. —Ach, jakiż ty, rzeczywiście, Pusiu, że tak zawsze coś wymyślisz! No więc i to jest na dokładkę do szczęścia — uwielbienie kobiety. Kobieta jednak ma hard time. Do łóżka podaje obraną poma- rańczę, potem idziemy do Dużego Domu na śniadanie, gdzie mi nalewa kawę, a wszystkie byki, fellows, krzyczą, żeby im też. Nie chcą się zgodzić, że mam copyright na »lulanie«. ... Deszcz się wzmagał, nagle coś zachrobotało u wejścia i w drzwiach w wełniaku, którym się wzbogaciłem upp. Sienkiewiczów wOblęgorku, ukazała się Mama. Przyniosła mi latarkę, zobaczywszy w studio, że zapomniałem jej wziąć, i zaofiarowała się czekać z parasolką. Wśród zebranych zapanowało głuche zdumienie: See —prze- rwał je wreszcie mrDavies (autor amerykańskiego bestselleru 1947) —moja toby powiedziała: go to heli —idź do diabła i rozbij sobie nos. ... Drzemię krótko, więc Mama musi prędko posprzątać po lunchu, a przebudziwszy się, zwykłem pić herbatę. Nauczyłem się, że gdy mi się chce herbaty, pochrząkuję jak morska świnka Ewuni, kiedy widzi, że Ewunia idzie w stronę lodówki z sałatą. Wówczas 191 Królik (żona) ma prawo przekraczać drzwi do mego studio, na których wisi plakat: między narysowaną psią paszczą a uchem kró- liczym —napis: Zły pies! Oto list dokument pantoflarstwa, wiadomo bowiem, że w tak groźnych pozach wyżywają się pantoflarze. Ile lat miłości i wspólnych bied trzeba, żeby tak patrzeć na siebie w jesieni życia. Takim to właśnie systemem mądra kobieta robi z męża „pantoflarza", nie raniąc jego miłości własnej, nie „pie- kłując" i pielęgnując prawie że mimochodem miłość i podziw męża dla siebie do późnych lat życia. Patrzyłam przez wiele lat na prawdziwą jesienną miłość. Moi rodzice byli taką parą. Niestety, matka zmarła o kilkanaście lat wcześniej. Ojciec, który zawsze opowiadał o niej, jak o młodej i pięknej dziewczynie oraz czytał każdemu, czy kto chciał, czy nie chciał słuchać, sonety miłosne, które kiedyś napisał dla niej, przez prawie dziesięć lat głęboko nad czymś rozmyślał. Aż pewnego dnia kazał wykuć kamieniarzowi na płycie nagrobka mamy ku zgorsze- niu bardzo katolickich ciotek (fe, coś takiego, zamiast ogólnie przy- jętych nabożnych wersetów) napis: — „Była mądra, dobra i piękna". W tym zdaniu zamknął całą swoją miłość i uwielbienie dla niej — a ona... taka właśnie była. Na pewno łatwiej zakrzyknąć: „Idź do diabła i rozbij sobie nos" zamiast budować dzień po dniu przez całe życie swoją miłość — ale kiedyś w porze odpływu zostajemy śmiertelnie samotni, gdy braknie jedynego człowieka, który rozumiał bez słów każde nasze „świnko- we pochrząkiwanie". Gdy myślę o tych sprawach, uporczywie przypomina mi się fragment z Przeminęło z wiatrem — prawdziwego „love story" literatury światowej: Ojciec nigdy nie przyjdzie do siebie — Scarlett uznała teraz tę prawdę (...) — i do końca życia będzie stale czekał na Ellen i słuchał, czy nie nadchodzi. Przebywał w jakiejś dalekiej mglistej 192 krainie, gdzie czas stał w miejscu, a Ellen zawsze była w sąsiednim pokoju. Główna sprężyna jego życia pękła z chwilą jej śmierci, a z nią razem minęła pewność siebie, zawadiactwo i wielka żywotność. Ellen była widownią, przed którą rozgrywał się dramat życia Geral- da O'Harry. Teraz kurtyna zapadła na zawsze, lampy zostały zga- szone, widzowie znikli nagle, a stary zdumiony aktor został na scenie sam . I tu kryje się istotny sens miłości. Każdy człowiek marzy o wielkiej roli, jaką odegra w swoim życiu, i widowni pełnej głębo- kiego zachwytu i uwielbienia. Widownie, która daje nam poczu- cie bezpieczeństwa i ogromnej wartości wszelkich osiągnięć nasze- go życia, stwarza i stworzyć może tylko kochający człowiek idący obok nas. 5 M. Mitchell: Przeminęło z wiatrem, Warszawa 1948, s. 613-614. ! N L fff S. N F 2 s s 3 Ł/I c/i N) i-1 W N) N) (-* >—' -~J -f^ VO Dziecko po ciężkim porodzie.......... 161 Ciepły wychów cieląt po szwedzku ...... 166 Kroplówki oksytocynowe oraz hipoglikemia u noworodka........... 167 Miodowy miesiąc niemowlęcia......... 169 Rozdział IV. Antykoncepcja .................172 Pomiary ciepłoty porannej ...........172 Test krystalizacyjny „lizawka".........178 Metoda komputerowa — „Bioself 110" .... 181 Rozdział V. A potem żyli długo i szczęśliwie........188 161 166 167 169 172 172 178 181 188 Nakładem Oficyny Wydawniczej RYTM ukazały się Wojciech Wiśniewski Lekcja polskiego 31 rozmów z polskimi pisarzami współczesnymi, autorami lektur szkolnych. Książka zalecana przez Ministerstwo Edukacji Narodowej do użytku szkolnego; cenna pomoc dydaktyczna dla uczniów i nauczycieli szkół ponadpodstawowych. Mikę Hoare Droga do Kalam a ty Wstrząsające wspomnienia legendarnego dowódcy oddziału najemników w Kongo, człowieka, który stał się pierwowzorem bohatera „Psów wojny" Fredericka Forsythe'a. Aleksander Kropiwnicki Czarny wulkan Barwna reporterska relacja z wyprawy do Republiki Południowej Afryki latem 1992 roku (opowieść o kraju i zamieszkujących go społecznościach, o dniu codziennym i dramatycznych wewnętrznych konfliktach). W najbliższym czasie nakładem Oflcyny Wydawniczej RYTM ukażą się: Edith Wharton Wiek niewinności * Antonio Cerda Barbera Tajemnica ręki * Barbara Wachowicz Ty jesteś jak zdrowie... * Marie Sporrer, Herbert Steiner Simon Wiesenthal. Niewygodny świadek historii * Ysrael Gutman Żydzi warszawscy 1939-43. Getto — Podziemie — Walka * Maja Błaszczyszyn Jecta co chceta (tytuł roboczy) * Kraj — Raj (reportaże dziennikarzy z „Gazety Wyborczej") * Jane Austen Perswazje * Zuzanna Celmer Małżeńskie perypetie (tytuł roboczy) * Charlotte Bronte Yillette * • Włodzimierz Kwaśniewski Pięć wieków szabli polskiej * Józef Flawiusz Dawne dzieje Izraela