Tad Williams Pieśń Łowcy tłumaczyła: Bogumiła Kaniewska ZYSKIS-KA WYDAWNICTWO Poznań 1994 tytuł oryginału: Tailchaser's Songs Copyright ę 1985 by Tad Williams Ś By arrangement with DA W Books, Inc., New York. Ali rights reserved. Copyright ę for the Polish translation by Wydawnictwo REBIS, Poznań 1994 Projekt okładki: Braldt Bralds Liternictwo: Jacek Pietrzyński Redaktor: Adela Skrentni Wydanie I ISBN 83-86530-00-6 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel./fax (61) 526-326 tel. (61) 532-767, 532-751 Łamanie komputerowe i diapozytywy perfekt s.c., ul. Grodziska 11, 63-323 Poznań * * * A zatem spojrzę z uwagą na mego kota... Ponieważ pierwszy promień boskiej chwały na wschodzącym niebie wielbi po swojemu. Ponieważ czyni to okręcając swe ciało siedmiokrotnie ze śmigłą elegancją... Ponieważ spełniwszy obowiązek i otrzymawszy błogosławieństwo, zaczyna zajmować się sobą. Ponieważ ma na to dziesięć sposobów. Po pierwsze spogląda na swoje przednie łapy, by sprawdzić, czy są czyste. Po drugie wychyla się do tyłu, by i tam się oczyścić. Po trzecie wypręża wtedy przed siebie przednie łapy. Po czwarte ostrzy pazury o drewno. Po piąte myje się. Po szóste po umyciu turla się. Po siódme poluje na pchły, by nie przeszkodziły mu w walce. Po ósme ociera się o pień. Po dziewiąte spogląda w górę, by wysłuchać instrukcji. Po dziesiąte odchodzi w poszukiwaniu pożywienia... Ponieważ po skończonej dziennej pracy przystępuje do zajęć jeszcze ważniejszych. Ponieważ nocą nie spuszcza władczego wzroku ze swych przeciwników. Ponieważ zmaga się z siłami ciemności mocą swej naelektryzowanej sierści i jarzących oczu. Ponieważ zmaga się z Diabłem, który jest śmiercią, mocą swej nieujarzmionej żywotności. Ponieważ swym porannym rytuałem wielbi słońce, a ono wielbi jego. Ponieważ pochodzi z plemienia Tygrysa. Ponieważ Kot Cherubin to nazwa Anielskiego Tygrysa... Ponieważ nie istnieje nic rozkoszniejszego niż jego senny spokój. Ponieważ nie istnieje nic bardziej pełnego życia niż jego zwinny ruch... Ponieważ Pan Bóg pobłogosławił jego ruchliwą zmienność... Ponieważ potrafi tańczyć do każdej muzyki świata... Christopher Smart Wstęp W tej godzinie, gdy nie istniał jeszcze czas, wyszła z ciemności na chłodną ziemię Pramatka Meerclar. Była czarna i tak puszysta, jakby w jej futrze zebrała się miękkość całego świata. Meerclar wypędziła wieczną ciemność i wydała na świat Dwoje. Harar Złotooki miał oczy gorące i pełne blasku jak słońce w Godzinie Krótkich Cieni, był w kolorze dnia, odwagi i tańca. Jego towarzyszka, Fela Niebiańska Tancerka, była piękna jak wolność, jak chmury, jak pieśń powracających wędrowców. Złotooki i Niebiańska Tancerka wydali na świat wiele dzieci, a wychowywali je w lesie, który w początkach Dawnych Dni okrywał świat. Śmigły, Przyjaciel Wilka, Znak Drzewa i Świetlisty Pazur, ich młode, miały mocne zęby, bystre oczy, lekkie łapy Ś siła i odwaga wypełniała je aż po koniuszki ogonów. Jednak najbardziej niezwykli i najpiękniejsi z całego niezliczonego potomstwa Harara i Feli byli trzej Pierworodni. Najstarszym z Pierworodnych był Yiror Biały Wicher, o barwie śniegu roziskrzonego słonecznym światłem, a szybki... Środkowy był Grizraz Pożeracz Serc, szary jak cień, a dziwny... Jako trzeci urodził się Tangaloor Ognista Stopa. Był czarny jak Pramatka Meerclar, lecz łapy miał czerwone jak płomień. Zawsze chodził samotnie i śpiewał sam dla siebie. Pierworodni bracia rywalizowali ze sobą. Biały Wicher był tak szybki i silny, jak tylko kot może sobie wymarzyć Ś nikt nie mógł go pokonać w biegach i skokach. Ognista Stopa był mądry jak sam czas, rozwiązywał wszystkie za-gadki i łamigłówki, układał pieśni, które przetrwały wiele pokoleń Ludu. Pożeracz Serc nie dorównywał zdolnościami swym braciom. Rosła w nim nienawiść i zaczął knuć spisek, by spowodować upadek Białego Wichru i poniżenie całego Ludu. I stało się tak, że Pożeracz Serc wyhodował przeciwko Ludowi potężną bestię. Nosiła ona imię Ptomalkum i była ostatnim potomkiem Yenris, psa-demona, którego Meerclar zniszczyła w czasie Dni Ognia. Ptomalkum, wychowana na nienawiści Pożeracza Serc, wykarmiona nią, uśmierciła wielu, nim zabił ją waleczny Yiror Biały Wicher. Jednak on sam otrzymał tyle ran, że wkrótce stracił siły i zmarł. Widząc klęskę swoich knowań, Pożeracz Serc przeraził się, wpełzł w jamę i przepadł w pełnej tajemnic głębi ziemi. Ogromny lament rozległ się na Dworze Harara na wieść o śmierci ukochanego Białego Wichru. Jego brat, Ognista Stopa, w rozpaczy opuścił Dwór, zrzekł się swych praw do Płaszcza Królewskiego i wyruszył w świat. Fela Niebiańska Tancerka, matka Yirora, zamilkła i milczała nieprzerwanie aż do końca swego długiego życia. Tymczasem Harara Złoto-okiego tak przepełniał gniew, że płakał z wściekłości i miotał przekleństwa. Wyjąc zapuścił się w najdziksze ostępy, niszcząc wszystko, co stanęło na drodze jego pościgu za zdrajcą Pożeraczem Serc. W końcu, gdy nie mógł już znieść tak ogromnego bólu, skrył się w niebiosach na łonie Pramatki. Tam żyje jeszcze, goniąc świetliste myszy słońca poprzez przestworza. Często spogląda w dół, na ziemię, z nadzieją, że znów ujrzy tam Yirora biegnącego pod koronami drzew Starego Lasu. Przeminęło wiele wiosen i zim, a świat postarzał się bardzo, nim Ognista Stopa ponownie spotkał swego zdradzieckiego brata, Pożeracza Serc. Było to w czasach Księcia Gład-kowąsa, za panowania Królowej Porannego Promienia; Lord Tangaloor przyszedł z pomocą ludowi sów, Ruhu. Jakieś tajemnicze stworzenie splądrowało ich gniazda i zabiło wszystkich myśliwych Ruhu, którzy stanęli do walki z nim. Og-10 nista Stopa zastawił sidła, wydrążając pazurami niemal na wylot potężne drzewo i, ku swemu zdumieniu, odkrył, że pod nim, złapany w pułapkę, leży jego brat, Grizraz Pożeracz Serc. Pożeracz błagał Ognistą Stopę, by go uwolnił, obiecywał mu, że podzieli się z nim odwieczną wiedzą, jaką posiadł, przebywając pod ziemią. Jednak Lord Tangaloor tylko się roześmiał. Gdy wstało słońce, Pożeracz Serc zaczął płakać. Łkał i skamlał tak bardzo, że Ognista Stopa, choć obawiał się jakiejś sztuczki, uwolnił swego cierpiącego brata spod drzewa, które go więziło. Grizraz tak długo przebywał pod ziemią, że słońce go oślepiało. Drapał i tarł łzawiące oczy, wyjąc tak żałośnie, że Ognista Stopa zaczął rozglądać się w poszukiwaniu sposobu, aby uchronić go przed spaleniem przez gwiazdę dnia. Jednak gdy tylko się odwrócił, oślepiony Pożeracz Serc wykopał tunel, prędzej niż zrobiłby to borsuk czy kret. Zanim wstrząśnięty Ognista Stopa zdołał skoczyć ku niemu, Pożeracz zniknął znowu w samym brzuchu świata. Powiadają, że żyje tam jeszcze, ukryty przed oczyma Ludu, że dokonuje tam, pod powierzchnią, różnych podłości, że cierpi z tęsknoty do Świata Na Ziemi... CZĘŚĆ I Rozdział 1 ...nie pomyl się Bo śmiali tak Nie śpimy nocy tej Księżyc i ja! W. S. Gilbert Nadeszła już Godzina Wstępującej Ciemności i szczyt dachu, na którym leżał Łowca, okrywał cień. Śnił właśnie o skakaniu i fruwaniu w powietrzu, gdy poczuł dziwne mrowienie w wąsach. Fritti Łowca, dziecko polującego Ludu, ocknął się natychmiast i wciągnął nosem powietrze. Z postawionymi uszami i nastroszonymi wąsami badał podmuch wieczornego wiatru. Nic specjalnego. Co więc go obudziło? W zadumie wyprężył łapy i zaczął rozciągać swój giętki grzbiet, od karku aż po czubek rudego ogona. Zanim obrządek ten dobiegł końca, poczucie zagrożenia minęło. Może był to nocny ptak przelatujący nad głową... lub pies w dole na polu... może... Może znowu staję się kociątkiem, pomyślał Fritti, które czmycha przerażone spadającymi liśćmi. Wiatr rozwichrzył mu świeżo ułożoną sierść. Zirytowany zeskoczył z dachu w wysoką trawę. Po pierwsze musi zaspokoić głód. Później przyjdzie czas, aby udać się pod Ścianę Zgromadzeń. Pora Wstępującej Ciemności już mijała, a brzuch Łowcy wciąż był pusty. Omijał go szczęśliwy los. Najpierw zastygł w bezruchu, wpatrując się w wejście do nory susła. Gdy po 13 trwającym całe wieki oczekiwaniu, prawie bez oddechu, mieszkaniec jamy ciągle się nie pojawiał, zdesperowany Łowca poddał się. Po spenetrowniu, w złości, mysiej dziury odszedł, by szukać szczęścia gdzie indziej. Nic z tego. Nawet ćma uszła jego błyskawicznemu atakowi, ulatując spiralnym ruchem w ciemność. Jeśli natychmiast czegoś nie złapię, zmartwił się Łowca, będę musiał wrócić i zjeść z miski, którą wystawił dla mnie Duży. Na Harara! Co ze mnie za myśliwy? Nikła smuga zapachu nagle zatrzymała Łowcę. Znieruchomiał całkowicie, natężył wszystkie zmysły, skulił się i wciągnął powietrze. To był Piszczek Ś zapach szedł z wiatrem... musiał być bardzo blisko. Przesunął się miękko niczym cień, starannie wybierając drogę przez ściółkę, później znów zastygł. Teraz! Skok i niemal tuż przed nim siedzi mrę'aż*, którego zapach wyczuł. Przycupnął sobie, nieświadomy obecności Łowcy, i wpycha ziarna w policzki Ś nerwowo kurczy nos i gwałtownie mruga oczami. Fritti przywarł do ziemi, jego uniesiony ogon kołysał się tam i z powrotem. Przykucnięty oparł się na tylnych łapach i przygotowywał do ataku Ś nieruchomy, z naprężonymi mięśniami. Skoczył. Źle ocenił odległość. Akurat gdy lądował, z wystawionymi pazurami, Piszczek miał dość czasu, by wydać pisk przerażenia i wpaść Ś hop! Ś wprost do własnej dziury. Stojąc nad drogą jego ucieczki, Fritti w zakłopotaniu gryzł własną stopę. Kiedy Łowca wylizywał z miski ostatnie resztki, na ganek wskoczył Chudzielec. Chudzielec był dzikim, burym kotem, szarożółtym mieszańcem, mieszkającym w drenie odprowadzającym wodę z pola. Był nieco starszy niż Fritti i bardzo się tym chełpił. Ś Nre'fa-o, Łowco Ś przywitał się Chudzielec i leni-* Objaśnienia dotyczące wyrazów w pradawnym języku kotów, Wysokim Śpiewie, znajdują się na końcu książki (przyp. tłum.). 14 wie naostrzył pazury o drewniany słup. Ś Wygląda na to, że zostałeś dziś porządnie nakarmiony. Powiedz mi, czy Duzi każą ci robię sztuczki w zamian za kolację? Rozumiesz, często zastanawiam się, jak to działa. Fritti udał, że nie zwraca na niego uwagi i zaczął myc wąsy. Ś Zauważyłem Ś ciągnął Chudzielec Ś że Growlersi mają chyba jakąś umowę z Dużymi: noszą im różne przedmioty, ciągle skaczą dookoła, no i szczekają przez całą noc, aby dostać obiad. Czy to właśnie robisz? Ś Chudzielec przeciągnął się niedbale. Ś Po prostu jestem ciekaw, kapujesz. Którejś nocy Ś och, trudno mi się do tego przyznać Ś może i mnie nie uda się złapać nic na obiad, więc dobrze byłoby mieć coś w zanadrzu. Czy szczekanie jest bardzo trudne? Ś Zamknij się, Chudy Ś burknął Fritti, parsknął śmiechem i jednym susem rzucił się na przyjaciela. Mocowali się przez chwilę, a potem odskoczyli i boksowali łapami. W końcu, zmęczeni, usiedli na moment, by przygładzić rozwichrzone futerka. Gdy odpoczęli, Chudzielec zeskoczył z ganku, Fritti musnął raz jeszcze bok i ruszył w jego ślady. Godzina Najgłębszej Ciszy właśnie się rozpoczęła. Oko Meerclar widniało wysoko na niebie, nieruchome, zastygłe. Wiatr szeleścił liśćmi drzew, gdy Łowca i Chudzielec przemierzali drogę przez pola i płoty, zatrzymując się tylko po to, by wsłuchać się w dźwięki nocy i znów popędzić przez wilgotne, lśniące trawy. Kiedy dotarli do skraju Starej Puszczy otaczającej siedziby Dużych, poczuli świeży zapach innych, podobnych im istot. Ponad wierzchołkiem wzniesienia, za skupiskiem potężnych dębów, znajdowało się wejście do wąwozu. Łowca poczuł się szczęśliwy na samą myśl o pieśniach i opowieściach, jakie miał usłyszeć pod osypującą się Ścianą Zgromadzeń. Pomyślał także o Cichej Łapie, której szczupłą, szarą sylwetkę i wygięty, smukły ogon ostatnio ciągle miał przed oczami. Jak cudownie było żyć i być jednym z Ludu w Noc Zgromadzenia! 15 Oko Meerclar osrebrzało polanę perłowym światłem. Dwadzieścia pięć czy trzydzieści kotów zebrało się u podnóża Ściany, ocierając się o siebie, witając, rozpoznając węchem nowych znajomych. Wiele młodszych kotów walczyło ze sobą dla zabawy. Łowcę i Chudzielca powitała zgraja młodych myśliwych, którzy stali niedbale na samym skraju. Ś Świetnie, że przyszliście! Ś krzyknął Chyżostopy, młody kot o grubej, czarno-białej sierści. Ś Akurat mamy zamiar zabawić się w Hop-Hop-W-Górę, oczywiście, dopóki nie przyjdzie starszyzna. Chudzielec przesunął się, by dołączyć do gry, ale Łowca grzecznie pokręcił głową i ruszył w kierunku tłumu, aby odnaleźć Cichą Łapę. Nie mógł natrafić na jej zapach, gdy prześlizgiwał się pomiędzy tłoczącymi się grupami kotów. Dwie młode kotki, niemal jeszcze kocięta, zalotnie zmarszczyły noski na jego widok i uciekły, prychając z uciechy. Nie zwracając na nie uwagi, z szacunkiem skłonił głowę, mijając Dostojnika. Stary koeur, ułożony majestatycznie na brzuchu u podnóża Ściany, zaszczycił go leniwym grymasem ogromnych, zielonych oczu oraz niedbałym poruszeniem ucha. Nigdzie jej nie widać, pomyślał Łowca, gdzie ona może być? Nikt nigdy nie opuszczał Nocy Zgromadzenia bez ważnego powodu. Zgromadzenia odbywały się tylko w te noce, gdy Oko było całkowicie otwarte i lśniło najjaśniej. Może przyjdzie później, myślał. A może właśnie teraz spaceruje z Długoskoczkiem albo Szemrzącym Liściem, powoli rozwijając swój ogon, aby mogli go podziwiać... Rozzłościła go ta myśl. Odwrócił się i dał kuksańca młodziutkiemu kotkowi, który tańczył i podskakiwał na tylnych łapach. Był to Szybki Pazur, który spojrzał na niego z takim przerażeniem, że Łowcy natychmiast zrobiło się żal małego Ś hałaśliwy kociak bywał dokuczliwy, ale miał dobre zamiary. Ś Przepraszam, Szybki Pazurze Ś powiedział. Ś Nie wiedziałem, że to ty. Myślałem, że to stary Dostojnik, chciałem mu dać nauczkę. 16 Ś Naprawdę? Ś wyszeptał malec. Ś Naprawdę zrobiłbyś to? Fritti od razu pożałował swoich słów. Dostojnikowi z pewnością nie spodobałby się jego żart. Ś Tak czy inaczej Ś rzekł Ś była to pomyłka. Bardzo cię przepraszam. Szybki Pazur był zachwycony tym, że potraktowano go jak dorosłego. Ś Przyjmuję przeprosiny, Łowco Ś powiedział z powagą. Ś Rozumiem twoją pomyłkę. Fritti parsknął. Przyjaźnie kąsnął młodego kota w bok i ruszył dalej. Minęła już połowa pory Najgłębszej Ciszy i Zgromadzenie dawno już się rozpoczęło, a Cicha Łapa wciąż się nie pojawiała. Podczas gdy jeden ze starszyzny raczył swą opowieścią zebrany tłum Ś teraz już niemal sześćdziesiąt kotów Ś Łowca odnalazł Chudzielca, który siedział z Chyżo-stopym i innymi. Kiedy pojawił się Fritti, Mówca opowiadał właśnie o przebywającym w okolicy Growlersie, wyjątkowo dużym i niebezpiecznym, a biegającym na wolności, i Chu-dzielec, wraz z pozostałymi myśliwymi, słuchał go uważnie. Ś Chudzielcu Ś syknął Fritti. Ś Czy przyjdziesz tu na chwilę, żeby ze mną pogadać? Chudzielec ziewnął i przeciągnął się, nim powolnym krokiem zbliżył się do korzeni drzewa, gdzie usadowił się Fritti. Ś No, o co chodzi? Ś spytał uprzejmie. Ś Czy to już czas na lekcję szczekania? Ś Proszę cię, Chudzielcu, nie wygłupiaj się. Nigdzie nie mogę znaleźć Cichej Łapy. Czy nie wiesz, gdzie ona jest? Przy wtórze monotonnej opowieści Chudzielec z uwagą przyglądał się Łowcy. Ś Cóż Ś odezwał się. Ś Wydavya?er1jji-.tiię^fejesteś ostatnio dość zajęty. Wszystko to z po^o^i kotki? t Ś Poprzedniej nocy tańczyliśmy Taniec Akceptacji1! Ś rzekł urażony Fritti. Ś Nie udało nam się go skończyć przed wschodem słońca. Mieliśmy zakończyć dzisiaj. Wiem; że 17 zamierzała mnie przyjąć! Co mogło sprawić, że nie przyszła na dzisiejsze Zgromadzenie? Chudzielec opuścił uszy w udawanym przerażeniu. Ś Przerwany Taniec Akceptacji! Na wąsy Niebiańskiej Tancerki! Już widzę, jak tracisz sierść! A twój ogon wiot-czeje! Fritti niecierpliwie potrząsnął głową. Ś Wiem, że dla ciebie to śmieszne, bo ty biegasz za każdym zalotnie wygiętym ogonem i nie obchodzi cię prawdziwe Połączenie. Ale mnie obchodzi i martwię się o Cichą Łapę. Pomóż mi, proszę. Chudzielec przyglądał mu się przez chwilę, mrugając oczami i drapiąc się za prawym uchem. Ś W porządku, Łowco Ś powiedział po prostu. Ś Co mam robić? Ś Cóż, sądzę, że dziś niewiele możemy zrobić, ale jeżeli jutro jej nie znajdę, może mógłbyś wraz ze mną pójść i rozejrzeć się po okolicy? Ś Chyba tak Ś odparł Chudzielec Ś choć myślę, że odrobina cierpliwości... ouuu! Z dołu podszedł do nich Chyżostopy i swoją płaską głową uderzył Chudzielca w zadek. Ś Chodźcie Ś wrzasnął. Ś O czym tu tak zawzięcie dyskutujecie? Szorstki Pysk zaraz rozpocznie swoją opowieść, a wy tu siedzicie jak dwa tłuste eunuchy! Łowca i Chudzielec skoczyli w ślad za przyjacielem. Kotki kotkami, ale opowieść to opowieść! Lud ścisnął się bliżej dookoła Ściany Zgromadzeń Ś cały ocean rozkołysanych ogonów. Powoli, z ogromną godnością Szorstki Pysk wspinał się po kruchej części Ściany. W najwyższym punkcie przystanął i czekał. Przeżywszy jedenaście czy dwanaście wiosen, Szorstki Pysk z pewnością nie był już młodym kotem, ale w każdym jego ruchu było żelazne opanowanie. Futro w kolorze żółwiej skorupy, niegdyś lśniące, z rdzawymi i czarnymi łatami, zmatowiało z wiekiem, a sierść stercząca wokół pyska posiwiała. Jednak jego oczy 18 były lśniące, czyste i potrafiły utrzymać każdego sprawnego kodaka w oddali, przynajmniej o trzy skoki. Szorstki Pysk był.Oel-cir'va: Mistrzem Starych Pieśni, jednym ze strażników Tradycji Ludu. W ich pieśniach Ś przekazywanych z pokolenia na pokolenie od czasu Wysokiego Śpiewu Dawnych Dni Ś przechowywano całą historię Ludu jak najcenniejszy skarb. Szorstki Pysk był jedynym Mistrzem w najbliższej okolicy, a jego opowieści były dla kotów tak samo ważne jak woda i wolność. Ze swego miejsca na szczycie Ściany długo i uważnie przyglądał się zgromadzonym w dole kotom. Pełne oczekiwania pomruki przeszły w miękkie, ciche mruczenie. Kilka młodych kotów Ś nazbyt podnieconych, by usiedzieć w ciszy Ś zaczęło gwałtownie uspokajać się nawzajem. Szorstki Pysk trzepnął trzykrotnie ogonem i zapadła cisza. Ś Dziękujemy Starszym, którzy opiekują się nami Ś zaczął. Ś Chwalimy Meerclar, której Oko oświetla drogi naszych polowań. Pozdrawiamy nasze łupy, które czynią łowy słodkimi. Ś Dzięki. Chwała. Pozdrowienie. Ś Jesteśmy Ludem i dzisiejszej nocy mówimy jednym głosem, głosem naszych czynów. Jesteśmy Ludem. Połączone odwiecznym rytuałem koty kołysały się delikatnie w obie strony. Szorstki Pysk rozpoczął swoją opowieść: Ś W czasach, gdy ziemia była jeszcze młoda, a niektórzy z Pierwszych żyli jeszcze na tych polach, na Dworze Harara władała Królowa Jedwabne Ucho, wnuczka Feli Niebiańskiej Tancerki. Była dobrą królową. Jej łapy zawsze służyły pomocą Ludowi, a pazury były szybkie, gdy trzeba było zranić wroga. Miała ona syna, Księcia Regenta Ś Dziewięć Ptaków. Był to olbrzymi kocur, zręczny w walce, prędki w gniewie, lecz tak pyszny, jak pyszna może być tylko młodość. W dniu Nadania Imienia opowiadano, że jako kocię jednym machnięciem pazura zniszczył gałąź pełną skowronków. Nadano mu zatem imię Dziewięć Ptaków, a wieść o jego sile i czynach niosła się daleko. 19 Minęło już wiele, wiele wiosen od śmierci Białego Wichru i żaden z mieszkańców Dworu nigdy nie widział nikogo z Pierwszych. Ognista Stopa powędrował w leśne ostępy już wiele pokoleń temu, wielu uważało, że już nie żyje albo że dołączył do ojca i babki w niebiosach. Ponieważ opowieści o sile i odwadze Dziewięciu Ptaków zaczęły krążyć pośród Ludu, przekazywane z ust do ust, a Dziewięć Ptaków przysłuchiwał się podszeptom szubrawców, którzy zawsze przyczepiają się do wielkiego Ludu, Książę uznał się za równego Pierworodnym. Pewnego dnia poprzez Świat-Las gruchnęła wieść, że Dziewięć Ptaków nie zadowala już miejsce Księcia Regenta u boku matki. Zwołano Zgromadzenie, na które przybyć mieli członkowie Ludu z najdalszych stron, by wziąć udział w ucztach, polowaniach i zabawach Ś wtedy to Książę miał wdziać na siebie Płaszcz Królewski Ś ten sam, który Tangaloor Ognista Stopa ogłosił świętym dla wszystkich poza Pierworodnymi Ś i ogłosić się Królem Kotów. Gdy nadszedł wyznaczony dzień, cały Lud zebrał się na Dworze. Wszyscy bawili się, tańczyli i śpiewali, a Dziewięć Ptaków wygrzewał na słońcu swoje wielkie ciało i przyglądał się. Później podniósł się i oznajmił: Ś Ja, Dziewięć Ptaków, prawem krwi i pazura staję dziś przed wami, by przywdziać Płaszcz Królewski, który już zbyt długo nie był używany. Jeśli nie ma tu kota, który znałby jakąś przyczynę, dla której nie mógłbym wziąć na siebie tego Szacownego Brzemienia.... W tym momencie rozległ się gwar i z tłumu wysunął się bardzo stary kot. Jego sierść była przyprószona siwizną Ś szczególnie nogi i łapy Ś a pysk miał śnieżnobiały. Ś Wdziewasz Płaszcz Królewski na mocy prawa krwi i pazura, Książę Dziewięć Ptaków? Ś spytał stary kocur. Ś Tak Ś odparł Książę. Ś Jakie prawo krwi pozwala ci żądać Królestwa? Ś nastawa! białowąsy starzec. Ś Prawo płynącej we mnie krwi Feli Niebiańskiej Tan-20 cerki, ty stary, bezzębny przyjacielu gryzoni! Ś odparł gwałtownie Dziewięć Ptaków i ruszył z miejsca, gdzie leżał. Cały zgromadzony Lud szeptał podekscytowany, gdy Książę podchodził ku Vaka'az'me, tronu z pnia drzewa, tronu przynależnemu Pierworodnym. Przed oczyma całego zgromadzonego Ludu Dziewięć Ptaków podniósł długi ogon i spryskał Vaka'az'me jak swoje łowieckie terytorium. Szept wzmógł się, a stary kot posunął się do przodu chwiejnym krokiem. • Ś O Książę Ś odezwał się starzec Ś może przez krew masz jakieś prawo, by zostać Królem Kotów, ale przez pazur? Czy staniesz do pojedynku o Płaszcz? Ś Oczywiście Ś odrzekł ze śmiechem Dziewięć Ptaków Ś ale kto stanie do walki ze mną? Zgromadzeni otworzyli szerzej oczy, rozglądając się za jakimś potężnym wojownikiem, który podjąłby walkę z ogromnym Księciem. Ś Ja stanę Ś powiedział po prostu stary kot. Cały Lud syczał i prężył grzbiety ze zdumienia, ale Dziewięć Ptaków znów roześmiał się tylko. Ś Idź do domu, dziadku, powalczyć z pchłami Ś powiedział. Ś Ja nie będę bić się z tobą. Ś Król Kotów nie może być tchórzem Ś odezwał się stary kocur. Wtedy Dziewięć Ptaków ryknął ze złości i jednym skokiem rzucił się do przodu, mierząc swą potężną łapą w siwy pysk. Ale stary uskoczył z zadziwiającą chyżością i wymierzył w łeb Księcia cios, który na chwilę go otumanił. Teraz rozpoczęli prawdziwą walkę, tłum zaś z niedowierzaniem obserwował szybkość i odwagę starego, który stanął do pojedynku z tak wielkim i groźnym przeciwnikiem. Po chwili zwarli się w walce i choć Książę wbił zęby w kark starego, ten uniósł tylne łapy, szarpnął pazurami i futro Dziewięciu Ptaków rozwiało się w powietrzu. Kiedy odsunęli się od siebie, młody nie mógł pojąć, jak ten wiekowy, niepozorny kot mógł go tak zranić. 21 Ś Straciłeś wiele skóry, dobry Książę Ś powiedział stary. Ś Czy odwołasz swoje żądanie? Rozgniewany młokos ruszył do ataku i znowu zwarli się w walce. Stary złapał zębami ogon Księcia i gdy przeciwnik usiłował się odwrócić, by rozdrapać mu pysk, stary wyrwał ogon z jego ciała. Lud syczał ze zdziwienia i przerażenia, kiedy Książę, brocząc krwią, obrócił się wokół własnej osi i jeszcze raz stanął przed starym kotem, także zdyszanym i poranionym. Ś O Książę, straciłeś ogon i sierść. Czy i teraz nie zrezygnujesz ze swego żądania? Oszalały z bólu Dziewięć Ptaków rzucił się na starego, walczyli Ś prychając i zadając ciosy, aż krew i łzy migały w słońcu. Wreszcie siwy kocur zaklinował tylną część ciała Księcia Dziewięć Ptaków pod korzeniami Vaka'az'me. Gdy opadł kurz, dreszcz wstrząsnął widzami. Zobaczyli, że w ostatnim starciu z okrycia śmiałka, który przyjął wyzwanie Księcia, opadła cała chmura białego pyłu i jego pysk nie był już siwy, a łapy lśniły barwą płomieni. Ś Widzisz mnie bez maski, Dziewięć Ptaków Ś rzekł. Ś Oto ja, Lord Tangaloor Ognista Stopa, syn Harara, i to z mojego rozkazu nie ma Króla Kotów. Jesteś odważnym kotem, dobry Książę Ś mówił dalej Ś ale twoje zuchwalstwo nie może ujść bezkarnie. Po tych słowach Ognista Stopa złapał Księcia za kark i pociągnął, rozciągając jego tułów i łapy tak, że stały się trzy razy dłuższe od normalnych kocich łap i tułowia. Później uwolnił Księcia spod korzeni drzewa i powiedział: Ś Uczyniłem cię stworzeniem bez ogona i sierści, długim i niezgrabnym. Odejdź teraz i nigdy nie wracaj na Dwór Harara, którego moc sobie uzurpowałeś. Odtąd przeznaczeniem twoim będzie służyć każdemu z członków Ludu, który ci to nakaże, a to samo czynić będą wszyscy twoi potomkowie aż do chwili, kiedy zdejmę z was klątwę. Powiedziawszy to, Lord Tangaloor odszedł, a Lud wypędził ze swego grona zdeformowanego Dziewięć Ptaków i na-22 zwał go M'an Ś co znaczy „spoza światła słonecznego" Ś a on i wszyscy z niego zrodzeni chodzą od tamtej pory tylko na tylnych nogach, gdyż po rozciągnięciu ich przednie łapy stały się zbyt krótkie, by dosięgnąć ziemi. Uzurpator Dziewięć Ptaków, ukarany przez Ognistą Stopę, był pierwszym z rodu Dużych. Długo służyli oni Ludowi, budując nam schronienia od deszczu i karmiąc, gdy nie powiodły się łowy. I jeśli teraz niektórzy z nas służą zhańbionym M'an, to jest to już zupełnie inna historia, na inne Zgromadzenie. Jesteśmy Ludem i dzisiejszej nocy mówimy jednym głosem Ś głosem naszych czynów. Jesteśmy Ludem. Skończywszy pieśń, Szorstki Pysk zeskoczył ze ściany z siłą, która przeczyła ilości przeżytych przez niego wiosen. Gdy odchodził, cały zgromadzony Lud pochylił głowy, wtulając je między przednie łapy na znak szacunku. Godzina Ostatnich Tańców zmierzała ku końcowi i Zgromadzenie rozpadło się na niewielkie grupki Ś koty żegnały się, komentowały pieśń, plotkowały. Łowca i Chudzielec zostali jeszcze przez chwilę, aby z Chyżostopym i kilkoma innymi młodymi myśliwymi omówić plany na następną noc, po czym ruszyli w drogę. Gdy wesoło przemierzali pole, natknęli się na kreta, który, oddalony od nory, znalazł się w tarapatach. Po krótkiej pogoni Chudzielec skręcił mu kark i pożywili się. Z pełnymi brzuchami rozstali się na ganku Łowcy. Ś Mri'fa-o, Łowco Ś powiedział Chudzielec. Ś Jeśli będziesz mnie jutro potrzebował, znajdziesz mnie przy Skrajnym Zagajniku w porze Wszechogarniającej Ciemności. Ś Dobrych snów, Chudzielcu. Jesteś wspaniałym przyjacielem. Chodzielec machnął ogonem i już go nie było. Fritti wskoczył do skrzynki pozostawionej dla niego przez Dużych i zatonął w świecie snu. Rozdział 2 Oto jest Nieuchwytne i Złudne. Stań przed nim, a nie ujrzysz jego głowy. Podążaj za nim, a nie ujrzysz jego pleców. Lao-tzu Tritti Łowca przyszedł na świat jako przedostatni spośród pięciorga młodych. Gdy jego matka, Indez Tułitrawka, obwąchiwała go po raz pierwszy, gdy zlizywała wilgoć z jego świeżo narodzonej sierści, jej zmysły smaku i powonienia odczuły jakąś różnicę Ś subtelne, nieuchwytne doznanie, którego nawet nie umiałaby nazwać. Jego nie-widzące, niemowlęce ślepka i badawczy pyszczek były jakoś bardziej natarczywe niż u rodzeństwa. Gdy go myła, poczuła łaskotanie w wąsach, znak rzeczy niewidzialnych. Być może będzie wielkim myśliwym, pomyślała wtedy. Jego ojciec, Cętkowany Bok, musiał być przystojnym, zdrowym kocurem Ś był w nim nawet jakiś stygmat Dawnych Dni, szczególnie tej zimowej nocy, kiedy śpiewał z nią Rytuał. Teraz jednak odszedł, wiedziony węchem i własnymi, mrocznymi pragnieniami, jej pozostawiając do odchowania potomstwo. Fritti dorastał, a matka zapomniała o swoich pierwszych odczuciach. Codzienna bliskość i krzątanina przy rosnącej gromadce stępiły subtelne wyczulenie zmysłów Tulitrawki. Choć Fritti był kotkiem radosnym i przyjaznym, bystrym i zdolnym, jednak było widać, że nie dorówna rozmiarami swemu ojcu-myśliwemu. Oko otworzyło się nad nim już trzy 24 razy, lecz ciągle nie był większy od swej starszej siostry, Tiryi, a znacznie mniejszy od obu braci. Jego krótkie futerko, niegdyś w barwie śmietany, ściemniało do koloru dojrzałej moreli, białe pozostały tylko obwódki na łapach, ogon oraz niewielka mleczna gwiazdka na czole. Nieduży, lecz szybki i zwinny Ś zważywszy na niezdarność niektórych kociąt Ś Fritti beztrosko przebył pierwszy etap swojego życia. Psocił wraz z rodzeństwem, gonił robaki, liście i inne małe przedmioty i gromadził całą swą dziecięcą cierpliwość, by opanować trudną sztukę polowania, jaką Indez Tulitrawka przekazywała swoim dzieciom. Chociaż ich rodzinne gniazdo znajdowało się w stosie drewna i gruzu za jedną z potężnych siedzib Dużych, matka wiele razy wyprowadzała swoje kocięta poza obręb miejsc należących do rodu M'an, na otwartą przestrzeń, znajomość lasu bowiem była dzieciom Ludu tak samo potrzebna jak wiedza o osadach Dużych. Gdy Tulitrawka oddalała się od domu, jej młode formowały bezładną, rozproszoną i rozbrykaną grupę zwiadowców. Z cierpliwością odziedziczoną po wielu pokoleniach uczyła niesforną gromadkę podstawowych zasad przetrwania: nagłego znieruchomienia, przerażającego skoku, rozpoznawania zapachów, ostrego widzenia, szybkiego zabijania Ś całej sztuki łowów, jaką sama posiadła. Uczyła, pokazywała, sprawdzała; potem cierpliwie uczyła jeszcze raz tego samego i jeszcze raz, i znów, aż do skutku. Z pewnością jej cierpliwość bywała często napięta jak cienka, rozciągnięta nić i zdarzało się czasem, że sfuszerowana lekcja kończyła się energicznym klapsem po nosie winowajcy. Wytrzymałość matki z Ludu również ma swoje granice. Ze wszystkich kociąt Tu-litrawki Fritti najbardziej lubił się uczyć. Jednak i on czasem płacił za nieuwagę obolałym nosem Ś szczególnie wtedy, gdy rodzinka wychodziła na zewnątrz, do lasu i na pole. Kuszące ćwierkanie i szczebiot fla-fa'az i mnóstwo natrętnych zapachów z pola i lasu w jednej chwili powodowały, że zaczynał śnić na jawie, śpiewał sobie o czubkach drzew i wietrze wichrzącym jego futro. Te chwile zamyślenia często 25 przerywał energiczny klaps wymierzony przez matkę wprost w jego mordkę. Nauczyła się rozpoznawać jego rozmarzony wzrok. Dla Ludu linia dzieląca świadomość od marzeń była bardzo subtelna. Choć koty dobrze wiedziały, że Piszczek ze snu nie zaspokoi rzeczywistego głodu, a walki z wyobraźni nie pozostawiają ran, to jednak świat marzeń niósł im taką pociechę i ukojenie, jakich nie mogły znaleźć w realnym świecie. Lud tak bardzo polegał na tym, co prawie niedotykalne Ś na zmysłach, przeczuciach, uczuciach i impulsach Ś i co tak silnie przeciwstawiało się twardym jak skała podstawom przetrwania, że to, co realne i nierealne, wspomagało się nawzajem, tworząc niepodzielną całość. Cały koci Lud miał nadzwyczaj wrażliwe zmysły Ś koty zawdzięczały im i życie, i śmierć. Jednak tylko niewielu wyrastało na Oel-var'iz Ś Nadzmysłowych Ś którzy rozwijali wrażliwość i przenikliwość zmysłów daleko bardziej niż inni, nawet najszczodrzej obdarzeni przez naturę. Fritti był wielkim marzycielem i jego matka przez jakiś czas żywiła nadzieję, że może otrzymał on dar Nadzmysło-wości. Od czasu do czasu miewał bowiem przebłyski talentu o niezwykłej głębi: kiedyś przywołał swojego najstarszego brata z wysokiego drzewa na dół, a w chwilę później gałąź, na której siedział brat, złamała się i spadła na ziemię. Były też inne znaki jego głębokiego var, ale z upływem czasu, gdy wyrastał z kocięctwa, były one coraz rzadsze. Stawał się bardziej roztargniony Ś okazał się raczej marzycielem niż prorokiem. Matka uznała, że się myliła, a gdy nadszedł czas Nadania Imienia, zupełnie o tym zapomniała. Życie matki--łowczyni nie pozwala na bujanie w obłokach. Gdy mijało trzecie Oko życia, młode koty przynoszono po raz pierwszy na Zgromadzenie, by nadać im imiona. Nadanie Imienia było uroczystością o ogromnym znaczeniu. Wśród Ludu głoszono, że każdy kot ma trzy imiona: imię serca, imię twarzy i imię ogona. Imię serca nadawała kocia-26 kowi matka przy urodzeniu. Było to imię w pradawnym języku kotów, Wysokim Śpiewie. Kot zachowywał je tylko dla rodzeństwa, serdecznych przyjaciół oraz partnera, z którym łączył się w Rytuale. Fritti było takim właśnie imieniem. Imię twarzy nadawali Starsi na pierwszym Zgromadzeniu, w którym uczestniczyło młode; było to imię w języku wspólnym wszystkim ciepłokrwistym stworzeniom, w Powszechnym Śpiewie. Co do imienia ogona, to większość Ludu utrzymywała, że każdy kot przychodzi z nim na świat, należy je jedynie odkryć. Odkrycie było sprawą ściśle osobistą Ś jeśli ktoś go dokonał, to nie opowiadał o tym, nie zdradzał też nikomu swego imienia. Oczywiste było też to, że część kotów nigdy nie odkrywa imienia ogona i przeżywa życie, znając tylko dwa swoje imiona. Wielu twierdziło, że kot, który mieszka z Dużymi Ś z M'an Ś traci potrzebę odnalezienia go i obrasta w tłuszcz w błogiej nieświadomości. Tak ważne, tak tajemnicze i rzadkie było wśród Ludu imię ogona i z takim wahaniem rozmawiano na jego temat, że nic więcej właściwie o nim nie wiedziano. Kot albo swoje imię odkrywa, albo nie, mawiali Starsi, i to wszystko, co można zrobić w tej sprawie. W noc Nadania Imienia matka zaprowadziła Frittiego i jego rodzeństwo na specjalne Spotkanie Nosa, które poprzedzało Zgromadzenie. Wtedy Fritti po raz pierwszy zobaczył Szorstki Pysk Oel-cir'va, starego Wąchacza i innych Mędrców Ludu, strzegących jego praw i tradycji. Wszystkie dzieci Tulitrawki oraz kocięta innych samic stłoczono w jednym kręgu. Leżały, pełne obaw, jedno na drugim, a Starsi powoli przechadzali się dookoła Ś wciągając.powietrze w nozdrza i wydając głębokie, huczące dźwięki w rytmie jakiegoś nieznanego języka. Wąchacz pochylił się nad Tiry ą, siostrą Frittiego, położył na niej łapę, a następnie podniósł. Przyglądał się jej przez chwilę i rzekł: Ś Nadaję ci imię Czysta Pieśń. Dołącz do Zgromadzenia. Pobiegła szybko, by pochwalić się swoim nowym imieniem, a Starsi kontynuowali obrzęd. Wyciągali młode koty 27 jeden po drugim ze stosu, na którym leżały, ledwie oddychając z przejęcia, i nadawali im imiona. W końcu Fritti został sam. Starsi przestali krążyć i obwąchali go starannie. Szorstki Pysk zwrócił się do pozostałych: Ś Czy wy również to czujecie? Wąchacz skinął głową. Ś Tak. Wielka woda. Miejsca podziemne. Dziwny znak. Inny Starszy, zniszczony ponurak imieniem Spiczaste Ucho, niecierpliwie szurnął łapą o ziemię. Ś To nie ma znaczenia. Jesteśmy tu, aby nadawać imiona. Ś Racja Ś odezwał się Szorstki Pysk. Ś Cóż...? Ja wyczuwam poszukiwanie. Ś Ja czuję walkę z marzeniami Ś rzekł Wąchacz. Ś Myślę, że on pragnie złowić imię swego ogona, jeszcze zanim otrzyma imię twarzy! Ś powiedział inny Starszy i wszyscy parsknęli cichym śmiechem. Ś Doskonale Ś rzekł Wąchacz. Ś Nadaję ci imię... Łowca. Dołącz do Zgromadzenia. Zaskoczony Fritti zerwał się na równe łapy i pobiegł co tchu, byle dalej od Spotkania Nosa, dalej od chichoczących Starszych, którzy wydawali się bawić jego kosztem. Wtedy Szorstki Pysk zawołał za nim ostro: Ś Fritti Łowco! Odwrócił się i napotkał spojrzenie Mistrza Starych Pieśni. Mimo nosa zmarszczonego z uciechy jego oczy były pełne ciepła i tkliwości. Ś Łowco. Wszystko, co dostajemy tu, na Ziemi Ś to czas nam dany. Zapamiętaj to, dobrze? Fritti wyprostował uszy, odwrócił się i pobiegł ku Zgromadzeniu. Ostatnie dni wiosny przyniosły piękną pogodę, długie wyprawy na pola i w las Ś i pierwsze spotkanie Łowcy z Cichą Łapą. Doroślejący Fritti potrzebował coraz mniej towarzystwa swoich sióstr i braci podczas dziennych zajęć. 28 Każdego dnia słońce dłużej pozostawało na niebie, a zapachy niesione przez ospały wiatr stawały się coraz mocniejsze i coraz słodsze. I tak, z biegiem czasu, wciągnęły go samotne włóczęgi z dala od ludzkich siedzib, między którymi mieszkała i sypiała jego rodzina. W najgorętszej porze Godziny Krótkich Cieni, nasyciwszy głód porannym posiłkiem i uwolniwszy swą wrodzoną ciekawość, buszował po łąkach jak jego krewniacy po sawannach, stawał na wzgórzu, źdźbła trawy łaskotały go w brzuch, a on wyobrażał sobie, że włada tą krainą. Wabiły go także leśne ostępy. Podkopywał korzenie drzew, by odkryć sekrety pierzchających przed nim żuczków, sprawdzał wytrzymałość niższych gałęzi, czując tajemniczy powiew z góry, uderzający we wrażliwwe włosy jego pyska i uszu. Pewnego dnia po upajającym popołudniu, pełnym swobody i poszukiwań, Łowca wynurzył się z niskiego zagajnika, który opasywał jego las, i przystanął, żeby wyciągnąć drzazgę z ogona. Siedział właśnie z wyciągniętymi łapami, ciągnąc zębami kawałek drewienka, gdy usłyszał jakiś głos. Ś Nre'fa-o, nieznajomy. Czy to ty jesteś Łowcą? Spłoszony Fritti zerwał się na równe nogi i szybko rozejrzał dookoła. Na pniu dawno już uschniętego dębu siedziała szara kotka w czarne pręgi i przyglądała się mu. Był tak zatopiony we własnych myślach, że nie zauważył jej, gdy przechodził obok, choć siedziała zaledwie o cztery czy pięć skoków dalej. Ś Dobrych tańców, pani. Skąd znasz moje imię? Przepraszam, ale ja nie wiem, kim ty jesteś. Zapomniawszy zupełnie o jeżynowym kolcu, który utkwił w ogonie, Fritti z uwagą przyjrzał się nieznajomej. Była młoda, chyba nie starsza niż on sam. Miała szczupłe, smukłe łapy i miękko zaokrąglony tułów. Ś Cudze imię nie stanowi wielkiej tajemnicy Ś powiedziała kotka z rozbawionym wyrazem pyszczka. Ś Moje, od dnia Nadania, brzmi Cicha Łapa. Co do twojego, cóż, widziałam cię z daleka podczas Zgromadzenia, a twoje imię 29 było wymienione z powodu twojej dociekliwości i ciągłych wędrówek Ś no i na tym cię przyłapałam! Kichnęła delikatnie. Odwróciła swoje ujmujące, zielone oczy; Łowca spostrzegł jej ogon, który leżał zwinięty dokoła niej, gdy mówiła. Teraz, jakby niezależnie od jej woli, uniósł się i kołysał lekko w powietrzu. Był długi i zgrabny, miękko zakończony i od podstawy do czubka pręgowany takimi samymi czarnymi pasami jak jej boki i zad. To z powodu tego ogona Ś jego leniwych, jakby zachęcających ruchów, które natychmast wprawiły Łowcę w podziw Ś Fritti miał popaść w tarapaty przewyższające wszystkie wyobrażenia, jakie rodziły się w jego rozmarzonej głowie. Godzinę Wstępującej Ciemności spędzili na harcach i rozmowach. Łowca okazał się niezwykle szczery wobec nowo poznanej przyjaciółki, nawet on sam był zaskoczony swoimi słowami: tak mieszały się w nich marzenia, ambicje i nadzieje, że trudno było je od siebie odróżnić. A Cicha Łapa słuchała przez cały czas i potakiwała, jakby mówił najszczerszą prawdę. Kiedy rozstawali się w porze Ostatnich Tańców, prosił, żeby obiecała mu, że spotkają się znowu następnego dnia. Przyrzekła, a on pobiegł do domu i całą drogę podskakiwał z radości. Do gniazda dotarł tak podekscytowany, że obudził śpiące rodzeństwo i przeraził matkę. Gdy jednak dowiedziała się, co uczyniło go tak niespokojnym i radosnym, uśmiechnęła się tylko i czule przygarnęła łapą do siebie. Lizała go za uchem, mrucząc: Ś Tak, tak, synku, tak, tak... Powtarzała to, dopóki nie pogrążył się w świecie snu. Mimo niepokoju, jaki dręczył Frittiego przez następne popołudnie Ś mijające wolno niczym topniejący śnieg Ś Cicha Łapa rzeczywiście pojawiła się w umówionym miejscu, gdy tylko Oko pojawiło się nad widnokręgiem. Następnego dnia przyszła także... i następnego też. Przez całe gorące lato biegali razem, tańczyli i bawili się. Przyjaciele przyglądali się im i mówili, że nie jest to zwykłe zauroczenie, które zostanie zrealizowane i zaraz zakończone, gdy tylko 30 dla młodej kotki nadejdzie jej pora. Fritti i Cicha Łapa wydawali się stworzeni dla siebie, co mogło zaowocować w przyszłości Połączeniem Ś tak rzadko spotykanym, szczególnie wśród młodszego pokolenia Ludu. W rzednącej ciemności Ostatnich Tańców Łowca wybierał drogę między odpadkami z siedzib Dużych. Noc spędził włócząc się po lasach z Cichą Łapą i, jak zwykle, myślami był wciąż przy młodej kotce. Coś go niepokoiło, nie wiedział jednak co. Obchodziła go Cicha Łapa Ś bardziej niż którykolwiek z jego przyjaciół, bardziej nawet niż bracia i siostry Ś ale też przy niej czuł się zupełnie inaczej niż w ich towarzystwie. Widok jej ogona, owijającego ją delikatnie, gdy siedziała, wyprostowanego, gdy szła, poruszał takie rejony jego wyobraźni, których nawet nie umiał nazwać. Zatopiony we własnych myślach przez dłuższą chwilę nie zwracał uwagi na wieści, jakie niósł mu wiatr. Kiedy wreszcie do jego zaam-barasowanego, zadumanego umysłu dotarł zapach strachu, wzdrygnął się w nagłym przerażeniu i wstrząsnął głową. Wąsy dzwoniły na alarm. Skoczył naprzód i popędził w stronę domu, w stronę swojego gniazda. Wydawało mu się, że słyszy przerażone krzyki Ludu, choć powietrze było spokojne i ciche. Wdrapał się na ostatni dach, drapiąc i uderzając się pokonał płot Ś i stanął osłupiały ze zgrozy i strachu. Tam, gdzie piętrzył się stos gruzu, w którym mieściło się jego rodzinne gniazdo, tam... nie było nic! Ziemia była wymieciona jak skała wygładzona wiatrem. Tego ranka, gdy opuszcał swoją rodzinę, matka stała na samym czubku wzniesienia i wylizywała futro jego najmłodszej siostrzyczki, Mi-lusi. Teraz nie było tu nikogo. Fritti rzucił się do przodu i zaczaj drzeć pazurami milczącą ziemię, jakby chciał z niej wydrzeć tajemnicę tego, co się zdarzyło, ale była to ziemia rodu M'an, nie można jej było pokonać ani pazurami, ani zębami. W głowie mąciło mu się od sprzecznych i gwałtownych uczuć. Piszcząc żałośnie, obwąchiwał powietrze. Pełne 31 było chłodnych znaków strachu. Wciąż wisiały w nim zapachy jego rodziny i gniazda, ale mieszała się z nimi okrutna woń przerażenia i gniewu. Wprawdzie działanie wiatru i czasu mąciło jego odczucia, potrafił jednak wyczuć sprawcę. Był tutaj M'an. Duzi spędzili tu wiele czasu, choć nie pozostawili najmniejszego śladu swej obecności. Ich fetor jak zwykle był niemal nieuchwytny, bez znaczenia Ś bardziej przypominali w tym pracowite mrówki czy ruchliwe żuki niż Lud. Tu jego matka walczyła z nimi aż do końca, by uchronić swoje młode, ale Duzi nie czuli ani strachu, ani gniewu. A teraz nie ma już jego rodziny. W ciągu następnych dni, zgodnie z tym, czego się obawiał, Fritti nie natrafił na żadne ślady swoich bliskich. Zaszył się w Starej Puszczy i żył tam samotnie. Jedząc tylko to, co udało mu się złapać własnymi, ciągle jeszcze po dziecinnemu niezręcznymi łapami, schudł i osłabł, ale nie zbliżał się do gniazd Ludu. Chudzielec i inni przyjaciele przynosili mu od czasu do czasu coś do jedzenia, lecz nie udawało się im skłonić go do powrotu. Starsi rozważnie zostawili go samemu sobie. Wiedzieli, że takie rany najlepiej goją się w odosobnieniu, gdzie można wolno podjąć decyzję, czy żyć, czy umrzeć, tak by później jej nie żałować. Fritti wcale nie widywał Cichej Łapy, która nie odwiedzała go w jego pustelni Ś nie wiedział, czy nie współczuła mu w nieszczęściu, czy nie pojawiała się z innych powodów. Nocami, gdy nie mógł spać, zadręczał się wymyślaniem przyczyn jej nieobecności. Minęło już zamknięcie i otwarcie Oka od czasu straty rodziny, gdy pewnego dnia Łowca znalazł się na skraju siedzib należących do M'an. Chory i słaby, niemal nieprzytomny, opuścił opiekuńczy cień lasu. Kiedy leżał, oddychając nierówno w blasku przyjaznego słońca, usłyszał odgłosy ciężkich stóp. Jego przytępione zmysły ogłaszały nadejście M'an. Duzi byli coraz bliżej, słyszał, jak się nawoływali swymi głębokimi, dudniącymi głosami. Przymknął oczy. Jeśli pisane mu było podzielić los rodziny, to niech te stworzenia dokończą dzieło rozpoczęte przez swych krewniaków. Gdy poczuł, 32 jak podnoszą go ogromne ręce, gdy zapach M'an stłumił wszystkie inne zapachy, zaczął tracić świadomość Ś zapadał w sen, a może jeszcze głębiej, nie wiedział sam. Powoli, ostrożnie duch Łowcy powracał na znane sobie obszary. Gdy wróciła świadomość, poczuł, że leży na czymś miękkim, a zewsząd otacza go zapach M'an. Przerażony otworzył oczy i dziko rozejrzał się wokół. Był ułożony na kawałku miękkiej tkaniny, na samym dnie jakiejś skrzynki. Poczuł się jak w potrzasku i ogarnął go strach. Z trudem uniósł się na chwiejnych łapach i usiłował się wydostać na zewnątrz. Był zbyt słaby, aby skakać, lecz po kilku próbach udało mu się złapać przednimi łapami skraj skrzynki i wygramolić się ze środka. Gdy znalazł się na ziemi, rozejrzał się dookoła Ś stał w miejscu pozbawionym ścian, ale pod dachem przytwierdzonym do jednego z gniazd Dużych. Chociaż ze wszystkich stron otaczał go zapach M'an, żadnego z nich nie widział. Już, już miał pokuśtykać w kierunku wolności, gdy zatrzymał go potężny impuls Ś głód. Czuł jedzenie. Rzucił okiem na ganek i dostrzegł tam jakiś mały pojemnik. Ślina napłynęła mu do ust na sam zapach pożywienia, jednak podszedł do niego ostrożnie. Najpierw podejrzliwie obwąchał pojemnik, później wziął jeden próbny kęs Ś było bardzo dobre. Początkowo trzymał uszy w pogotowiu na wypadek powrotu M'an, ale po chwili zupełnie oddał się rozkoszy jedzenia. Połknął wszystko, wylizał miskę i zaraz znalazł drugą, pełną czystej wody, którą natychmiast wychłeptał. Był tak osłabiony, że niemal rozchorował się po łapczywym jedzeniu, ale Duży, który je zostawił dla niego, przewidział to chyba, bo posiłek był skromny. Fritti napił się, na chwiejnych nogach wysunął się ku światłu słońca, gdzie odpoczął przez chwilę, i podniósł się, aby ruszyć w drogę do lasu. Nagle, zza rogu rozdętego domostwa Dużych, wyłonił się jeden z oprawców. Łowca zerwał się do ucieczki, ale jego wątłe i chore ciało odmówiło posłuszeństwa. Jednak, ku jego zdumieniu, Duży nie schwytał go ani nie zabił na miejscu. Po 33 prostu przeszedł obok, schylając się, by pogłaskać czubek jego głowy i odszedł. Tak oto rozpoczął się niełatwy rozejm pomiędzy Łowcą i Dużymi. M'an, na ganku których Fritti znalazł schronienie, nigdy nie utrudniali mu wyjść czy powrotów. Wystawiali mu pożywienie, po które sięgał, jeśli chciał, i zostawiali mu pudełko, w którym mógł spać, o ile sobie tego życzył. Przemyślawszy to z niemałym trudem, Fritti doszedł do wniosku, że Ś być może Ś Duzi przypominają nieco Lud: niektórzy z nich są dobrzy i nie czynią bezsensownych krzywd, a niektórzy źli Ś i to właśnie ci spowodowali zagładę jego rodziny i gniazda, w którym przyszedł na świat. Ta konstatacja przyniosła mu coś na kształt ukojenia i pamięć o stracie powoli opuszczała jego świadomość, choć wciąż powracała w snach. Kiedy wrócił do zdrowia, Fritti znów zaczął szukać towarzystwa Ludu. Odnalazł również Cichą Łapę, o niezmiennie urodziwych wąsach i ogonie. Prosiła, by wybaczył jej, że nie odwiedzała go podczas tych dziwnych dni spędzonych w lesie. Powiedziała, że nie mogłaby znieść widoku towarzysza swych zabaw w takiej rozpaczy. Wybaczył jej z całego serca. Gdy odzyskał dawną siłę, znów biegali razem po polach i lasach. Wszystko było tak jak przedtem, poza tym, że Łowca stał się nieco bardziej milczący i mniej skłonny do beztroskiej paplaniny. Mimo to czas spędzany z Cichą Łapą stał się dla niego jeszcze bardziej drogi. Od czasu do czasu rozmawiali na temat Rytuału, który mieli wypełnić, gdy Cicha Łapa dojdzie do swojej pory, a Łowca stanie się myśliwym. I tak minęło lato, a wiatr zaczął wygrywać na najwyższych liściach drzew dźwięki zwiastujące pieśń jesieni. Ostatniej nocy przed Zgromadzeniem Fritti i Cicha Łapa wspięli się na wzgórze, z którego rozciągał się widok na siedziby M'an. Długo siedzieli, milcząc, otuleni ciemnością Najgłębszej Ciszy, w dole zapalały się migotliwe światła. Ciszę przerwał młody głos Łowcy śpiewającego pieśń: 34 Wysoko tak, Ponad kołyszącymi się szczytami drzew, Ponad skłębionymi chmurami Ś Wypowiemy Słowo. Tuż obok siebie, Na postrzępionym końcu świata, Ponad słońcem i ponad falą Ś Słychać ten głos... Wędrujemy razem Z ogonami wzniesionymi wysoko, Podróżujemy razem Ciepłe dzieci słońca. Już długo tak Tańczymy w lasach. Patrzymy wprost przed siebie Ś Brak nam tylko Słowa. Niedługo już, Wąsami i ciałami, Pojmiemy sens Głosu, który słyszeliśmy. Łowca skończył swą pieśń i znowu siedzieli w ciszy przez pozostałe godziny nocy. Przeszkodziło im dopiero poranne słońce, które wstało, by rozproszyć cienie, lecz kiedy Łowca odwrócił się, by na pożegnanie potrzeć nos Cichej Łapy, pomiędzy ich wąsami zawisła nie wypowiedziana obietnica. Rozdział 3 Ci, którzy śnią w dzień, są świadomi wielu spraw, umykających tym, którzy śnią tylko nocami. Edgar Allan Poe Rankiem po Zgromadzeniu Fritti obudził się z dziwnego snu. Śniło mu się, że Książę Dziewięć Ptaków z pieśni Szorstkiego Pyska porwał Cichą Łapę i uciekał, trzymając ją w swym wielkim pysku. Kiedy Fritti we śnie próbował ją uwolnić, Dziewięć Ptaków pochwycił go, rycząc z wściekłości. Poczuł ból, gdy we śnie jego ciało zaczęło się rozciągać, aż stało się tak cienkie jak nikła strużka dymu... Otrząsając się, jakby pragnął strząsnąć z siebie okropną marę, Łowca wstał i rozpoczął swój poranny obrządek Ś wygładził futro skłębione podczas snu, przywrócił porządek niesfornym wąsom, na koniec lekkim kąśnięciem doprowadził czubek swego ogona do idealnego stanu. Zszedł z ganku i idąc przez wysoką trawę, nie mógł pozbyć się przeczucia, że ten potworny sen nie skończył się wraz z nocą. Wydawał się bardzo ważny z jakiegoś powodu, którego Fritti nie mógł sobie przypomnieć. A jednak nie powinien Ś i nie mógł Ś zapomnieć tego snu. Tylko dlaczego? Ćwicząc bokserskie ciosy na usłużnie giętkim mleczu, nagle przypomniał sobie wszystko. Cicha Łapa! Nie było jej na Zgromadzeniu. Musi iść jej poszukać, dowiedzieć się, co się stało. Teraz był znacznie spokojniejszy niż nocą. W końcu, stwierdził, 36 jest wiele różnych przyczyn, które mogły spowodować jej nieobecność. Mieszkała w siedzibie M'an, może ją zamknęli, żeby nie wyszła. Duzi bywają bardzo kapryśni. Łowca przebiegł przez łąkę, przez zagajnik niewysokich drzew i znalazł się na obrzeżach Starej Puszczy. Cicha Łapa mieszkała dość daleko, więc wyprawa zajęła mu sporą część poranka. Wreszcie zobaczył przed sobą gniazdo M'an, stojące samotnie wśród otaczających je pól. Wyglądało dziwnie pusto, a kiedy się zbliżył, nie mógł natrafić na żaden ślad znajomych woni. Ś Cicha Łapo! Ś zawołał. Ś To ja, Łowca! Nre'fa-o, droga przyjaciółko. Podbiegł bliżej, ale przywitała go cisza. Spostrzegł, że drzwi stoją otworem Ś nie było to przyjęte w gniazdach M'an. Gdy dotarł do domostwa, ostrożnie wsunął głowę do środka, a później wszedł. Dom M'an był pozbawiony nie tylko życia, lecz Ś jak wydawało się Łowcy Ś po prostu wszystkiego. Podłogi i ściany były puste, tak że echo niosło nawet odgłos miękko stawianych łap, kiedy przechodził z pokoju do pokoju. Przez jedną przerażającą chwilę przypomniał sobie zniknięcie jego rodziny, ale ta pustka była jednak inna. Nie czuł zapachu przemocy ani zaskoczenia, nie było najmniejszego dowodu na to, że zaszło tu jakieś niepokojące zdarzenie. Przyczyna, która skłoniła M'an do opuszczenia tego miejsca, była jakąś najzwyklejszą przyczyną. Tylko gdzie jest Cicha Łapa? Dalsze poszukiwania, aż po sam strych, przyniosły wyłącznie widok kolejnych pustych pomieszczeń. Zaintrygowany i zamyślony Fritti opuścił siedzibę M'an. Może ona ukryła się w lesie i właśnie teraz czeka na jego pomoc i przyjaźń! Przez całe popołudnie włóczył się po okolicznych lasach, wołając i nawołując, lecz nie znalazł żadnego śladu swej przyjaciółki. Gdy nadszedł wieczór, zwrócił się po pomoc do Chudzielca, ale we dwójkę mieli dokładnie tyle szczęścia, co wcześniej sam Fritti. Zapuszczali się w głąb lasu, pytali wszystkich o jakiekolwiek wiadomości, ale bez rezultatu. Tak 37 zakończył się dla Łowcy pierwszy dzień poszukiwań zaginionej Cichej Łapy. Trzy następne wschody słońca nie przyniosły żadnej zmiany, żadnego śladu młodej kotki. Frittiemu trudno było uwierzyć, że Cicha Łapa po prostu opuściła okolicę, ale nie znaleziono najmniejszych śladów przemocy, również nikt z Ludu nie widział ani nie słyszał nic, co mogłoby wydać się podejrzane. Szukał jej nieprzerwanie, w dzień i w nocy, zmęczony, lecz nieugięty w swoim postanowieniu. Najpierw pozbawiono go rodziny i domu, w którym przyszedł na świat, teraz jej. Nawet Chudzielec poddał się trzeciego dnia. Ś Wiem, Łowco, że to straszne Ś powiedział mu przyjaciel Ś lecz zdarza się czasem tak, że wzywa nas Meerclar i odchodzimy. Ś Chudzielec spojrzał w dół, szukając właściwych słów. Ś Ona tam odeszła. Przykro mi, ale tak właśnie jest. Łowca skinął głową na znak, że rozumie, i Chudzielec odszedł, by dołączyć do innych. Jednak Fritti nawet nie pomyślał o przerwaniu poszukiwań. Wiedział, że to, co powiedział Chudzielec, mogło być prawdą, ale był przekonany Ś nie rozumiał w pełni, skąd wzięło się tak silne przeczucie Ś że Cicha Łapa nie odeszła do Meerclar, ale żyje gdzieś na ziemi, i potrzebuje jego pomocy. Kilka dni później, kiedy wyostrzywszy węch, przedzierał się przez żywopłot z krzewów kocierpki, gdzie tak często bawili się z Cichą Łapą w chowanego, Fritti napotkał Dostojnika. Stary myśliwy zbliżał się ciszej niż liście niesione jesiennym wiatrem, a jego brązowe ciało poruszało się z niesłychaną oszczędnością. Kiedy znalazł się obok Frittiego Ś okropnie onieśmielonego obecnością dojrzałego kocura Ś Dostojnik zatrzymał się, usadowił i ogarnął młodego kota krytycznym wzrokiem. Chcąc skłonić się z szacunkiem, Łowca pochylił głowę i ponieważ wylądował nosem w kolczastym żywopłocie, zamiauczał z bólu i zawstydzenia. Chłodne, badawcze spojrzenie Dostojnika rozjaśniły iskierki rozbawienia. 38 Ś Nre'fa-o, Dostojniku Ś odezwał się Fritti Ś czy... mmm.... czy rozkoszujesz się dzisiejszym słońcem? Ledwo skończył, z niezgrabnym gestem, swoje pytanie, natychmiast pożałował, że cokolwiek powiedział, że w ogóle wyszedł spod krzaku kocierpki Ś bo niebo było tego dnia szare i zachmurzone. Młody kot był tak zbity z tropu, że widząc to, Dostojnik roześmiał się i zeskoczył z gałęzi na ziemię. Leniwie ułożył swój tułów i, choć głowę trzymał wysoko, wyglądał na odprężonego. Ś Dobrych tańców, mały Ś odpowiedział i ziewnął majestatycznie. Ś Widzę, że ciągle tropisz tę, no, jak jej tam... Cichy Strączek? Ś Ci... Cicha Łapa. Tak, jeszcze jej szukam. Ś No tak... Ś Stary samiec przez chwilę rozglądał się dookoła, jakby szukał jakiegoś maleńkiego i nieznacznego przedmiotu, który mógł mu spaść. W końcu powiedział: Ś A tak... to właśnie to. Oczywiście, że tak. Przyjdź dzisiejszej nocy na Spotkanie Nosa. Ś Co? Ś zdumiał się Fritti. W Spotkaniach Nosa brali udział starsi oraz myśliwi i omawiali na nich tylko najważniejsze sprawy. Ś Dlaczego powinienem tam pójść? Ś wyszeptał. Ś Cóż... Ś Dostojnik znowu ziewnął Ś o ile dobrze rzecz pojmuję Ś choć Harar jeden wie, że mam ciekawsze rzeczy do roboty niż śledzenie waszego przybywania i znikania, smarkacze Ś więc z moich informacji wynika, że od ostatniego Zgromadzenia zaginęło wielu z nas. Sześciu czy siedmiu, wliczając w to twoją małą przyjaciółkę, Brzoskwiniową Łapę. Ś Cichą Łapę Ś nieśmiało poprawił go Fritti, ale Dostojnik już się oddalił. Zawieszone nad Ścianą Oko Meęrclar lśniło jak spojrzenie władcy na tle ciemności nocy. Ś My mamy ten sam problem i niektóre matki bardzo się tym martwią. Ostatnio w ogóle niechętnie opuszczają swoje siedziby. Wiecie, stały się podejrzliwe Ś przemawiał 39 Zdobywca Bagien, który należał do innego odłamu Ludu, mieszkającego po drugiej stronie Skrajnego Zagajnika. Oni mieli własne spotkania i zwykle ich kontakty z klanem Frit-tiego były przelotne. Ś Moim zdaniem Ś ciągnął Zdobywca Bagien Ś cóż, nie jest to naturalne. To znaczy, oczywiście, każdego roku tracimy kilka kociąt... czasem odchodzą od nas samce, nic nikomu nie mówiąc. Zwykłe kłopoty z kotkami, czujecie, co chcę powiedzieć... Ale przez ostatnich kilka dni, które można policzyć na pazurach jednej łapy, mieliśmy trzy zniknięcia. To niezwykłe. Gość z daleka usiadł i rozległ się szum stłumionych syknięć i szeptów wymienianych przez zebranych przywódców klanu. Przejęcie Frittiego, wywołane obecnością na Spotkaniu Nosa wraz z dorosłymi, zaczęło opadać. Słuchając opowieści innych o tajemniczych zniknięciach i widząc, jak rozważne, mądre koty dookoła niego potrząsają głowami i drapią własne pyski w głębokiej zadumie, nagle zaczął się zastanawiać, czy w ogóle będą mu oni pomocni w znalezieniu Cichej Łapy. Dotąd wydawało mu się, że w tym samym momencie, w którym stare koty poznają jego problem, będzie on rozwiązany Ś a co zobaczył? Brwi i nosy strażników tradycji były pomarszczone z troski. Łowca poczuł wokół siebie pustkę. Skoczek, jeden z najmłodszych obecnych na Spotkaniu Ś choć starszy od Frittiego o kilka pór Ś podniósł się do następnej opowieści. Ś Mojej siostrze... siostrze z tego samego gniazda, Płomykowi, zginęło dwoje z jej kociąt w porze ostatniego Oka. Jest uważną matką. Bawiły się obok pnia tego starego drzewa sirzi na skraju lasu, a ona odwróciła się na chwilę, ponieważ jej najmłodsze nie mogło rozczesać kołtuna. Kiedy odwróciła się znowu, nie było ich. I żadnego zapachu lisa czy sowy Ś także nie. Szukała wszędzie, możecie to sobie wyobrazić. Jest bardzo zaniepokojona. Ś Skoczek gwałtownie przerwał i usiadł. Spiczaste Ucho wstał i rozejrzał się po zebranych. 40 Ś Tak, cóż, czy ktoś jeszcze ma do opowiedzenia taką... historię... Dostojnik z ociąganiem podniósł łapę. Ś Przepraszam, Spiczaste Ucho, wydaje mi się... gdzie on jest... a tak, jest tutaj. Młody Łowca ma coś do zameldowania. Jeśli nie jest to już zbyt nużące, oczywiście. Ś Dostojnik ziewnął, pokazując swoje ostre kły. Ś Płochca? Ś odezwał się Spiczaste Ucho zirytowanym tonem. Ś A cóż to za imię? Szorstki Pysk uśmiechnął się do Frittiego. Ś To Łowca, prawda? No, mój mały, mów śmiało. Łowca podniósł się i wszystkie oczy skierowały się na niego. Ś Umm... no... umm... Ś Nieszczęśliwa mina sprawiła, że jego wąsy opadły żałośnie. Ś No bo... Cicha Łapa jest moją przyjaciółką, ona... ona, Cicha Łapa jest... no, ona zniknęła. Stary Wąchacz wychylił się do przodu i przyglądał mu się przenikliwie. Ś Czy widziałeś, co się z nią stało? Ś Nie... nie, proszę pana, ale myślę... Ś Doskonale! Ś Spiczaste Ucho pochylił się i pogłaskał Łowcę po głowie tak szorstko, że niemal go przewrócił. Ś Doskonale Ś ciągnął Spiczaste Ucho Ś bardzo dobrze, tak, dziękujemy Łów... Łów... no tak, to było bardzo przydatne, młody kolego. Teraz możemy już przejść dalej? Fritti usiadł pospiesznie i udawał, że szuka pchły. Nos go palił. Na to Falisty Ogon chrząknął, przerywając kilkanaście sekund nieprzyjemnej ciszy, i spytał: Ś Ale co właściwie mamy robić? Po kolejnej chwili ciszy wszyscy zaczęli krzyczeć jednocześnie: Ś Zaalarmować klany! Ś Wystawić straże! Ś Przeprowadzić się! 41 Ś Nie mieć więcej kociąt! To ostatnie pochodziło od Skoczka, którego Ś gdy poczuł na sobie wzrok całego zgromadzenia Ś nagle zaatakowała taka sama pchła co przed chwilą Łowcę. Stary Wąchacz ciężko uniósł się na łapach. Zgromił wzrokiem Skoczka, a potem ogarnął uważnym spojrzeniem czekający Lud. Ś Po pierwsze Ś warknął Ś lepiej byłoby nam zacząć od ustalenia, że nie będziemy wyć i wrzeszczeć w taki sposób jak przed chwilą. Wiewiórka ziemna z trzmielem w ogonie robi mniej hałasu i z lepszym rezultatem. Teraz zorientujmy się w sytuacji. Ś Z napięciem wpatrywał się w ziemię, jakby nadając kształt głębszej myśli. Ś Po pierwsze: niezwykle duża liczba członków naszego Ludu zaginęła bez wieści. Po drugie: nie mamy pojęcia, co lub kto może być tego powodem. Po trzecie: najlepsze i najmądrzejsze koty z okolicznych lasów zebrały się dziś na Spotkaniu Nosa i nie mogą rozwiązać tej kwestii. I dlatego... Ś Wąchacz przerwał, aby wzmocnić efekt Ś dlatego, chociaż zgadzam się, że powinniśmy rozważyć wystawienie straży i tym podobne, myślę, że trzeba zapoznać z sytuacją głowy mądrzejsze niż Ś tak, mądrzejsze niż nasze. Bez względu na to, jak byłoby to kłopotliwe i niebezpieczne, nie mamy innego wyjścia. Trzeba poinformować o tych wydarzeniach Pewne Osoby. Proponuję, żebyśmy wysłali delegację na Dwór Harara. Naszym obowiązkiem jest powiadomić Królową Kotów! Ś Wyraźnie zadowolony z siebie Wąchacz usiadł, podczas gdy dookoła zawrzało, zapanowała konsternacja i zaskoczenie. Ś Na Dwór Harara? Ś wyrzucił z siebie Zdobywca Bagien. Ś Nikt spośród Ludu z Tamtej-Strony-Zagajnika nie był w siedzibie Pierwszych od dwudziestu pokoleń! Wrzawa wzmogła się jeszcze. Ś Ani nikt z tej strony lasu Ś odezwał się Szorstki Pysk. Ś Mimo to uważam, że Wąchacz ma rację. Słuchaliśmy opowieści o nich całymi nocami, a teraz nikt z nas nie 42 ma zielonego pojęcia, co zrobić. To może nas przerastać. Ja jestem za delegacją. Tłum uciszył się na chwilę, potem nagle dwa koty wyrzuciły z siebie jednocześnie: Ś Kto tam pójdzie? Pytanie znów wywołało harmider i Spiczaste Ucho musiał strzelić pazurami i machnąć łapą, by zapanował spokój. Ś Cóż Ś rzekł na to Wąchacz Ś będzie to bardzo długa i niebezpieczna podróż. Sądzę, że jako Senior Starszyzny posiadam wiedzę i mądrość, tak potrzebne w tej wyprawie. Ja pójdę. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, zza pleców zgromadzonych rozległo się nagłe parsknięcie i wkroczyła Grymaś-nica. Była towarzyszką Wąchacza, urodziła mu niezliczoną gromadę kociąt i nienawidziła wszelkich niedorzeczności. W pełnym majestacie podeszła do Wąchacza i spojrzała mu w oczy. Ś Nigdzie nie pójdziesz, stary przeżuwaczu myszy! Czy myślisz, że pożeglujesz sobie w siną dal i będziesz wyśpiewywał te swoje okropne myśliwskie pieśni przez całą noc, a ja będę tu tkwić jak wiewiórka? Ś zasyczała. Ś Myślisz może, że znajdziesz sobie jakąś zgrabną młodą kocicę na Dworze, co? Zanim wlazłbyś na nią za pomocą tych zmęczonych starych kości, ona byłaby już tak stara jak ja, więc co za różnica? Ty stary łotrze! Szorstki Pysk, by ratować Wąchacza, odezwał się na to pospiesznie: Ś Racja, Wąchaczu! Myślę, że nie powinieneś iść. Lud potrzebuje teraz twojej mądrości. Nie, długa podróż to wyzwanie dla młodych kotów, kotów, które mogą podróżować zimą. Rozejrzał się dookoła i kiedy jego spojrzenie dotknęło Frit-tiego, młody kot poczuł chwilę wielkiej emocji. Jednak wzrok Szorstkiego Pyska przesunął się i zatrzymał na Spiczastym Uchu. Spłowiały stary kocur podniósł się pod wpływem spojrzenia Mistrza Starych Pieśni i zastygł w oczekiwaniu. 43 Ś Widziałeś wiele wiosen, Spiczaste Ucho Ś powiedział Szorstki Pysk Ś ale ciągle jesteś silny i znasz ścieżki Dalekich Lasów. Czy poprowadzisz delegację? Spiczaste Ucho skłonił głowę na znak zgody. Szorstki Pysk następnie zwrócił się do Skoczka, który skoczył na równe nogi i stał, wyraźnie wstrzymując oddech. Ś Ty pójdziesz także, młody myśliwy Ś rzekł strażnik wiedzy. Ś Miej świadomość tego, jaki zaszczyt cię spotkał, i zachowuj się godnie. Skoczek odpowiedział lekkim skinięciem i usiadł. Szorstki Pysk zwrócił się teraz do Wąchacza, który prowadził niemal bezgłośną, głuchą sprzeczkę z Grymaśnicą. Ś Stary przyjacielu, czy wybierzesz jeszcze jednego emisariusza? Ś spytał. Uwaga Wąchacza powróciła do Spotkania Nosa i stary bystro rozejrzał się wokół siebie. Lud wstrzymał oddech, gdy on rozważał swoją decyzję. W końcu skinął na Igraszkę Strumienia, młodego myśliwego, liczącego zaledwie trzy wiosny. Łowca poczuł, jak przeszywa go ból zawodu, choć wiedział, że jego wiek nie dawał mu żadnych szans. Kiedy Szorstki Pysk i Wąchacz uświadamiali Igraszce, jak wielka spoczywa na nim odpowiedzialność, Fritti czuł, jak gorzkie rozczarowanie targa jego sercem. Wreszcie trzej delegaci zebrali się, a Spiczaste Ucho wysunął się, aby otrzymać przesłanie, które mieli dostarczyć do starożytnego Dworu Harara. Wąchacz teraz znów powstał. Ś Nikt jeszcze nie szedł tam, dokąd wam przyszło iść Ś zaczął. Ś Nie mamy nawet wiedzy, która mogłaby was zaprowadzić, poza pieśniami o Dworze, które wszyscy znamy. Jeśli uda wam się spełnić to zadanie i dostaniecie się przed oblicze Królowej Ludu, powiedzcie jej, że starsi ze Ściany Zgromadzeń Ś z tej strony Skrajnego Zagajnika, spod dachu Starej Puszczy, na samych kresach jej włości Ś składają jej hołd i proszą o pomoc i wsparcie w tej sprawie. Powiedzcie jej, że plaga tajemniczych zniknięć dotknęła nie 44 tylko kocięta i dociekliwe kocury, ale Ś na imię Harara Ś całe plemię. Powiedzcie jej, że jesteśmy zdziwieni i zawiodła nas nasza mądrość. Jeśli prześle nam wiadomość, macie obowiązek ją dostarczyć do nas Ś zamilkł na chwilę. Ś O tak. Zobowiązuję was także, abyście pomagali sobie nawzajem i wspierali się we wszystkim, dopóki nie grozi to niepowodzeniem misji... Ś Tu Wąchacz jeszcze raz przerwał i znów przez chwilę był najstarszym z kotów Ludu Ściany Zgromadzeń. Spojrzał na ziemię i pogrzebał łapą w piasku. Ś Wszyscy ufamy, że Meerclar zaopiekuje się wami i uchroni was od niebezpieczeństw Ś dodał. Nie podniósł wzroku. Ś Możecie powiadomić rodziny, ale chcemy, byście wyruszyli tak szybko, jak to tylko możliwe. Ś Może wam się poszczęści Ś powiedział Szorstki Pysk, a po chwili dodał: Ś Spotkanie Nosa jest zakończone. Niemal wszyscy obecni na zebraniu podnieśli się i rzucili naprzód Ś jedni, żeby omówić te ekscytujące sprawy między sobą, inni, żeby po raz ostatni obwąchać się czy zamienić dwa słowa z delegatami. Jedynym kotem, który nie pozostał nawet na chwilę z dzielną delegacją, był Fritti Łowca. Oddalał się od Ściany wypełniony kłębiącymi się, nieznanymi uczuciami. Na samym skraju wąwozu stanął, ostrząc pazury na szorstkiej korze wiązu i przysłuchując się mruczeniu kotów tłoczących się w dole. Nikt na Spotkaniu Nosa nie zatroszczył się o Cichą Łapę, pomyślał. Nikt nie będzie już pamiętał jej imienia, kiedy delegaci dotrą do Dworu. Dostojnik nie pamięta go już teraz! Cicha Łapa nie znaczy dla żadnego z nich nic więcej niż najbardziej parszywy stary kocur Ś i jeszcze teraz każą mu czekać, aż Skoczek i ta cała reszta paradnym krokiem pomaszeruje na Dwór Królowej w nadziei, że ona rozwiąże ten problem! Boski Yirorze, cóż za bzdura! Fritti ryknął, choć nigdy przedtem nie wydawał tego dźwięku i zdarł kolejny płat kory. Odwrócił się i spojrzał 45 w niebo. Gdzieś, czuł to na pewno, Cicha Łapa widziała to samo Oko, ale nikt poza nim nie troszczył się o to, czy jest bezpieczna czy nie. No więc dobrze! Stojąc na wzgórzu z wygiętym w łuk ogonem i uniesioną głową, Łowca poczuł przypływ nagłej determinacji. Kulista Meerclar, jak czuła matka, pochylała się nad nim, gdy składał swą namiętną przysięgę: Ś Przyrzekam na Ogony Pierworodnych, że albo znajdę Cichą Łapę, albo niech duch opuści moje śmiertelne ciało! Nie ma innej drogi! Po chwili Ś gdy zdał sobie sprawę z wagi przyrzeczenia Ś zaczął dygotać. Rozdział 4 I śpiewał samotną pieśń, Która dzwoniła w wietrze. William Wordsworth Rozstanie ze skrzynką na ganku i miską okazało się trudniejsze, niż Fritti przypuszczał. W nikłym słonecznym blasku Rozkwitającego Światła jego gniew i rozczarowanie nie były już tak wstrząsające Ś poza tym był bardzo młodym kotem, nawet jeszcze nie w pełni myśliwym. Tak naprawdę, to wcale nie był pewien, skąd rozpocząć poszukiwania swej straconej towarzyszki. Wtulając się nosem w strzępy tkaniny, którą była wyłożona jego skrzynka, tkaniny pełnej tak dobrze znanych mu zapachów, zastanawiał się, czy nie byłoby lepiej odczekać dzień lub dwa, nim wyruszy w drogę. Z pewnością jakieś łowy albo chwila czy dwie spędzone na zabawie z innymi młodymi rozjaśniłyby mu umysł. Oczywiście. To wydaje się nawet rozsądniejsze niż... Ś Łowco! Dowiedziałem się o twoich zamiarach! Tego się po tobie nie spodziewałem! Zupełnie mnie zaskoczyłeś! Ś zawołał zdyszany Chudzielec, ciężko wskakując na ganek. W zabawnym pomieszaniu wlepiał wzrok we Frittiego. Ś Naprawdę chcesz to zrobić? Za chwilę Fritti Ś jakby wbrew samemu sobie Ś usłyszał własne słowa: 47 Ś Oczywiście, Chudy. Muszę. Gdy tylko to powiedział, poczuł się tak, jakby staczał się z wysokiego wzgórza. Jak się teraz zatrzymać? Czy mógłby zrezygnować? Co pomyśleliby inni? Potężny Łowca, dumnym krokiem przechodzący obok Ściany Zgromadzeń, informujący wszystkich napotkanych o swojej wyprawie. Och, pomyślał, być starszym i mądrzejszym! Ku własnemu zaskoczeniu pochylił się i polizał łapę ze spokojem, który miał wstrząsnąć przyjacielem. Jakaś jego cząstka gorąco pragnęła, by Chudzielec spróbował odwieść go od jego zamiarów, może nawet znalazłby jakiś ważny powód. Jednak Chudzielec tylko uśmiechnął się szeroko i oświadczył: Ś Hararze! Chyżostopy i ja bardzo ci zazdrościmy. Będzie nam ciebie brakowało. Ś Mnie was również Ś powiedział Fritti i nagle odwrócił głowę, jakby chciał złapać pchłę. Po chwili milczenia znów spojrzał na przyjaciela, który przyglądał mu się z dziwnym wyrazem mordki. Milczeli jeszcze przez chwilę, potem odezwał się Chudzielec: Ś A więc chyba to jest nasze pożegnanie. Chyżostopy i Zabójca Chrząszczy, no i cała reszta, prosili, żebym życzył ci szczęścia. Przyszliby tu, ale właśnie zaczęła się wielka zabawa w Łapaj Ogonek i musieli zwołać więcej kotów. Ś Och Ś żałośnie westchnął Fritti Ś w Łapaj Ogonek? No cóż, nie sądzę, żebym miał teraz dość czasu na takie zabawy... tak naprawdę, wiesz, to nigdy nie lubiłem się w to bawić. Chudzielec znowu się uśmiechnął. Ś Myślę, że nie będziesz miał czasu, co? Przygody czekają na ciebie! Ś Chudzielec węszył dookoła. Ś Czy ten mały, Szybki Pazur, był tutaj? Ś Nie Ś odrzekł Łowca. Ś Dlaczego miałby tu być? Ś Pytał, kiedy wyruszasz i skąd. Wyglądał na bardzo przejętego, dlatego myślałem, że miał zamiar zobaczyć się jeszcze z tobą i życzyć ci dobrej podróży. Wygląda na to, że cię podziwia. Cóż, myślę, że będzie za tobą tęsknił. 48 Ś Za mną? Ś No tak. Rozkwitające Światło dobiega już kresu, a ty chciałeś wyruszyć przed Krótszymi Cieniami. Mam rację? Ś Tak, tak. Oczywiście. Ś Łapy Łowcy stały się ciężkie jak z kamienia. Zapragnął wczołgać się z powrotem do swojej skrzynki. Ś Chyba już na mnie czas... Ś powiedział niezbyt raźno. Ś Odprowadzę cię do granicy pola Ś zaproponował przyjaciel. Kiedy szli Ś Chudzielec skacząc i paplając, Fritti wlokąc się bez słowa Ś Łowca starał się zapamiętać i zachować każdy zapach znajomych pól. Przesyłał nieme i jakby spóźnione pożegnanie lśniącym łanom traw, maleńkiemu, niemal wysuszonemu stawowi i swemu ulubionemu żywopłotowi z kocierpki. Pewnie nigdy już nie zobaczę tych pól, pomyślał, a wszyscy tu zapomną o mnie już niebawem. Przez chwilę poczuł dumę z powodu swojej odwagi i poświęcenia... ale gdy dotarli do skraju morza kołyszących się traw, Fritti spojrzał za siebie i zobaczył ledwo widoczny z oddali ganek, na którym stała jego miska, gdzie była jego skrzynka, poczuł takie pieczenie w nosie i w oczach, że musiał usiąść na chwilę, kryjąc łapą mordkę. Ś Cóż... Ś Chudzielec nagle stracił całą pewność siebie Ś dobrych łowów i dobrych tańców, Łowco, przyjacielu. Będę myślał o tobie, dopóki nie wrócisz. Ś Dobry z ciebie przyjaciel, Chudzielcu. Nre'fa-o. Ś Nre'fa-o Ś odparł Chudzielec i zniknął. Uszedłszy zaledwie pół setki kroków w głąb Starej Puszczy, ciągle jeszcze w zasięgu słońca i powietrza docierającego tu spoza lasu, Fritti poczuł się najbardziej samotnym kotem na świecie. Nie wiedział jednak, że ktoś podąża jego śladami... Kiedy słońce osiągnęło południe, Fritti wkroczył w głębinę lasu. Nigdy, idąc na drugą stronę, tędy nie szedł, ale Cicha Łapa uciekałaby raczej tędy, niż drogą wiodącą w pobliżu siedzib M'an. Chociaż słońce było już wysoko, potwor-49 na nocna mara nie ustępowała, zwłaszcza że drzewa rosły gęsto w tej części lasu. Przedzierając się przez gęstwinę i poszycie, spoglądał w górę zdziwiony drzewami w głębi lasu, ich wykrzywionymi i powykręcanymi pniami, zastygłymi w spazmatycznym obrazie jak hlizza, którego ciało porusza się w drgawkach jeszcze po tym, jak zostaje zabity. Niemal co krok zatrzymywał się teraz, aby wypróbować swoje pazury na nieznanych drzewach: kora jednych była twardsza niż ziemia M'an, inne były wilgotne i giętkie. Kilka większych spryskał swoim myśliwskim znakiem Ś bardziej, aby upewnić się co do własnego istnienia pośród gmatwaniny konarów i głębokich cieni niż z brawury. W górze słyszał piosenki innych fla-fa'az niż te, które mieszkały w najwyższych partiach Starej Puszczy. Stąpanie jego niemal bezszelestnych łap było tu jedynym dźwiękiem życia. Za chwilę ucichły nawet ptaki. Rozległ się pojedynczy, ostry, przenikliwy dźwięk i Łowca zastygł bez ruchu. Dźwięk odbił się krótkim echem, później zamarł wchłonięty szybko przez liściasty dywan, szczelnie otulający ziemię. Wtedy, niespodziewanie, gdzieś z wysoka rozległa się istna łomotanina tych dźwięków: tok!, tok-tok!, tok-tok!... tok-t-t-tok! Stukot wzmagał się, niósł po koronach drzew Ś od punktu nad jego głową w głąb lasu. Potem znów zapadła cisza. Węsząc niespokojnie, z nastawionymi wąsami, Fritti powoli posuwał się naprzód, rzucając błyskawiczne spojrzenia ku upstrzonemu światłem grubemu listowiu ponad sobą. Kiedy ostrożnie przekraczał próchniejącą kłodę, rozległo się kolejne ostre tok!, a po chwili poczuł dotkliwe uderzenie w tył głowy. Skulił się, wystawił pazury, ale z tyłu nie znalazł nikogo. Po następnym ostrym uderzeniu w prawą przednią łapę znowu się odwrócił i wtedy poczuł trzeci przykry cios w bok. Kręcił się bezradnie dookoła, nie znajdując źródła bolesnych razów, kiedy z góry spadła na niego cała chmura niewielkich, twardych przedmiotów. Warcząc ze strachu i bólu, wycofywał się Ś tym razem kaskada strzałów zaatakowała go z tyłu. Fritti w panice zerwał się do 50 ucieczki, ale niespodziewanie głośna kanonada rozpoczęła się ponownie Ś tym raz.em wydawało się, że ciosy padają ze wszystkich stron naraz. Kłujące pociski zaczęły krążyć szybko i gęsto. Próbował schować łeb i ochronić oczy, wydostać się spod ostrzału, lecz skoczył prosto na sękaty pień dębu i upadł w glinę Ś tam spadł na niego jeszcze ostrzejszy grad razów. Skulony, widział bębniące dokoła pociski Ś były to kamyki i orzechy o twardych skorupkach. To było stanowczo za dużo jak na niego. Pokonany przez kłujące drobiazgi upadł na poszycie. Kiedy próbował się przesunąć, kasztanowo-kamienna lawina wypychała go do tyłu, wciąż w tę samą stronę. Kiedy doczołgał się pod osłonę krzaku jeżyny, poczuł zaskoczony, że jego łapy gubią oparcie. Stracił równowagę i upadł. Pojął wszystko jednym przebłyskiem świadomości, gdy mignął mu obraz wyschniętego koryta rzeki w dole, w niezmierzonej przepaści. Ostrym zwrotem ciała udało mu się uchwycić krzewu jeżyny i uniknąć śmiertelnego lotu na złamanie karku. Trzymał się teraz kłującego krzaka wszystkimi czterema nogami, zębami i ogonem, wiedząc, w jak groźnym położeniu się znalazł Ś tylko jeżyna chroniła go przed upadkiem w ziejącą otchłań. Wisiał tak przez chwilę oszalały z przerażenia i niepewności. Nagle Ś tok!... tok-tok-a-tok! Ś spadł na niego kolejny potop kamieni i orzechów. Fritti zawył żałośnie. Ś Dlaczego... ouuu... mnie krzywdzisz, ouuu! Ś zawołał i w odpowiedzi orzeszek laskowy uderzył go prosto we wrażliwy różowy nosek. Ś Przecież nikomu tutaj nie zrobiłem nic złego! Dlaczego... ouuu... dlaczego mnie krzywdzisz? Nastąpiła następna kanonada, po niej zapadła cisza. Po chwili z wysokich koron drzew dobiegł go przenikliwy, zrzędliwy głos. Ś Nic złego ty mówić-mówić! Ś Głos był wysoki i zagniewany. Ś Ty łgarz-łgarz-łgarz! Ty-ty! Zabijać! Ty przyjść tutaj, tutaj polować i zabijać. Łgać-kot-łgać! 51 Choć ten ktoś był bardzo zdenerwowany, a jego głos bardzo wysoki, Fritti rozumiał jego słowa w Powszechnym Śpiewie. Z trudem udało mu się mocniej złapać korzeni krzaku. Ś Powiedz mi, co zrobiłem! Ś prosił z nadzieją, że zyska trochę czasu, aby zdobyć pewniejszą podporę, skraj ziemi znajdował się bowiem w zasięgu jego łapy. Wzburzona paplanina, której nie rozumiał, dochodziła naraz ze wszystkich drzew; później bębniący hałas uciszył wszystkie głosy. Ś My nie być głupie ciskacze orzechów, nie-nie. Zły kot zły, Rikchikchik nie dla ciebie, ty nie drażnić, nie robić głupi, o nie-nie! Rikchikchik! Lud wiewiórek! Mimo swej niewygodnej, wiszącej pozycji na krzaku jeżyn Fritti zdziwił się przez chwilę. Wiadomo było, że syczą i wrzeszczą na intruzów, a nawet walczą zajadle przyparte do muru Ś był to jeden z najodważniejszych i najsilniejszych rodów wiewiórek. Jednak gromadzić się, aby atakować kota z Ludu, który nawet nie próbował łowów? To nie do wiary! Ś Posłuchajcie mnie, Rikchikchik! Ś zawołał Fritti. Jego łapy zaczęły drętwieć. Ś Posłuchajcie mnie! Wiem, że wasz rodzaj i my jesteśmy wrogami, ale to sprawa honoru! Jesteśmy tacy, jakimi nas stworzono. Ale daję słowo, że nie chciałem się wam naprzykrzać ani niszczyć waszych gniazd. Szukam mojej przyjaciółki, nie będę tu jadł ani polował! Zaklinam się na Pierwszych! Ś W napięciu czekał na reakcję, ale drzewa milczały. Za chwilę duża, brązowa wiewiórka zeszła w dół po pniu osiki Ś powoli, głową naprzód Ś i zatrzymała się w odległości nawet nie dwóch skoków od Łowcy niepewnie uczepionego korzeni. Rikchikchik spoglądał groźnie, rozchylone wargi odkrywały jego długie zęby, ale Fritti podziwiał odwagę czterokrotnie mniejszej od siebie wiewiórki. Ś Ogon, zęby i kłamstwa'. To-to kot. Ś Głos wiewiórki był wciąż zagniewany, ale już powolniejszy i łatwiejszy do zrozumienia. Ś Móc ufać? Nie. Kot mieć-mieć Pani Whir. Zły-zły kot! 52 Ś Nikogo nie skrzywdziłem, przysięgam! Ś krzyknął płaczliwie Fritti. Ś Wiele zębów i pazurów atakować gniazda! Nawet te-raz-teraz kot zabójca porwać moja chiknek, moja... towarzyszka. Złapana! Zepsute ziarna, nie schowane orzechy! Strach--strach! Ból przeszywał nogi Łowcy i trudno było mu myśleć. Wyciągnął łapę w kierunku krawędzi uskoku, aby ulżyć tylnym nogom. Kamień z drzewa spadł wprost na poszukującą łapę Ś o mały włos a spadłby, cofając pospiesznie zranioną łapę. Chór ostrych wiewiórczych głosów w koronach drzew domagał się krwi. Spróbował skoncentrować się na tym, co mówiła brązowa wiewiórka. Ś Chcesz powiedzieć, że jakiś kot ma twoją towarzyszkę właśnie teraz? Niedaleko stąd? Ś Na ptasie kości! Straszne, oj! Biedna Pani Whir. Złapać ją, złapać! Fritti uchwycił się tej możliwości. Ś Posłuchaj! Proszę, nie rzucajcie we mnie kamieniami. Jestem zdany na waszą łaskę. Spróbuję uwolnić twoją towarzyszkę, jeśli tylko pozwolicie mi wydostać się stąd! Nie musicie mi ufać. Wróćcie na swoje drzewa, a jeśli będę próbował uciec lub zrobić wam krzywdę, możecie zrzucić na mnie głazy, dynie, wszystko. To jedyna szansa, aby ją ocalić! Brązowa wiewiórka z uniesionym, drżącym ogonkiem przyglądała mu się badawczo bystrymi oczkami. Przez chwilę wszystko zastygło jak na żywym obrazie: skamieniała wiewiórka i mały, pomarańczowy kotek, krzywiący się z bólu, zawieszony na krzaku nad przepaścią. Wreszcie Rikchikchik odezwał się: Ś Ty iść. Ocalić ją i być-być wolny. Słowo Pana Fizz. Na święty dąb przyrzekać. Iść za nami, my pokazać drogę. Skacząc i wspinając się, Pan Fizz zniknął między liściastymi gałęziami. Łowca ostrożnie przesunął się, uchwycił się mocniej, potem oparł się tylnymi nogami o korzeń jeżyny i jednym skokiem znalazł się w bezpiecznym miejscu. Był 53 słabszy niż sądził. Jego mięśnie drżały, kiedy wygramolił się na twardy grunt, i przez chwilę nie mógł się podnieść z bólu. W górze, pomiędzy liśćmi, rozległy się niespokojne głosy Rikchikchik. Wstał z trudem, a ich natarczywe głosy zmusiły go do wyruszenia. Na skraju dębowego gaju Rikchikchik zatrzymały się. Łowca od razu pojął, co się stało. Jedno ze starych drzew zwaliło się dawno temu, wyginając się w potężny łuk. Dochodziły spod niego przerażone okrzyki wiewiórki oraz zapach jednego z Ludu. Dach z dębu osłaniał tamtego kota tak, że mógł spokojnie zakończyć swą grę nie niepokojony przez kamienie i orzechy mściwych Rikchikchik. Fritti powoli i ostrożnie ominął gmatwaninę martwych korzeni, które wystawały z jednej strony zwalonego pnia. Bez względu na to, w jaki sposób miał zamiar przekonać tamtego kota, aby porzucił upolowaną ofiarę, do której miał przecież pełne prawo, musiał rozpocząć roztropnie i sprytnie. Nie chcąc go zaskoczyć, zawołał: Ś Dobrych tańców, polujący bracie! Wszedł pod wygięty pień i stanął jak wryty. Pani Whir, z oczami wytrzeszczonymi z przerażenia, leżała przygwożdżona do ziemi łapą wielkiego kocura w kolorze piasku. Gdy pojawił się Łowca, myśliwy badawczo uniósł głowę. To był Dostojnik. Ś O! Młody Łowca! Ś Łapa Dostojnika, trzymająca przerażoną wiewiórkę, nawet nie drgnęła, ale powitalne skinięcie głową nie było pozbawione życzliwości. Ś Cóż za niespodzianka! Wprawdzie spodziewałem się, że możesz pojawić się na tych terenach, ale czekanie jest takie nużące. Ś Zaczął ziewać, ale się powstrzymał. Ś Cóż, skoro się pojawiłeś, może zechcesz mi towarzyszyć? Jest tłuściutka, jak sam widzisz. Początkowo nawet musiałem z nią troszeczkę walczyć. To dobre na apetyt. Przebieg wypadków był zbyt szybki jak dla Frittiego. Ś Czekałeś... na mnie? Ś spytał. Ś Nic nie rozumiem. Dostojnik parsknął rozbawiony na widok zaskoczenia Frittiego. 54 Ś Spodziewam się, że nie. Cóż, będziemy mieć na to mnóstwo czasu po przekąszeniu Rikchikchik. Na pewno nie jesteś głodny? Ś Dostojnik podniósł łapę, aby zadać wiewiórce śmiertelny cios. Ś Stój! Ś wrzasnął Fritti. Teraz Dostojnik wyglądał na zaskoczonego. Przymrużonymi oczami przyglądał się Frittiemu z rosnącym zainteresowaniem, jakby wyrósł mu drugi ogon. Ś O co chodzi, mały? Ś zapytał stary kocur. Ś Czy to jakiś dziwny gatunek trujących wiewiórek? Ś Tak... nie... och, Dostojniku, czy mógłbyś ją puścić? Ś zapytał nieśmiało Fritti. Ś Puścić? Ś Myśliwy był kompletnie zaskoczony. Ś Na boskiego Harara, dlaczego? Ś Przyrzekłem wiewiórkom, że ją ocalę. Ś Pod zaciekawionym spojrzeniem starszego kota Fritti czuł się tak, jakby za chwilę miał zamienić się w pył, który rozniesie następny podmuch wiatru. Po chwili badawczego przyglądania się Frittiemu Dostojnik wybuchnął potężnym śmiechem, przewrócił się na grzbiet i machał łapami w powietrzu. Wiewiórka nie poruszyła się, leżała cicho, oddychała płytko, miała szkliste oczy. Dostojnik przekręcił się na brzuch i przyjaźnie pacnał Łowcę wielką łapą. Ś Och, Mówco Ś wysapał. Ś Wiedziałem, że mam rację! Wielka wyprawa! Ratunek dla panienek-wiewiórek! Oj, oj, oj! Cóż to będzie za pieśń! Ś Dostojnik ze śmiechem potrząsał łbem na wszystkie strony, później spojrzał na leżącą wiewiórkę. Nos Frittiego płonął. Nie wiedział, czy został pochwalony, czy wykpiony, czy też jedno i drugie. Ś No więc dobrze Ś powiedział Dostojnik, zwracając się do Pani Whir. Ś Słyszałaś, co powiedział Szacowny Łowca. Chce, abyś żyła. Więc idź, zanim się rozmyślę. Wiewiórka leżała cicho. Fritti miał już do niej podejść Ś w obawie, że Dostojnik niechcący złamał jej kręgosłup Ś gdy nagle przemknęła pomiędzy nimi, aż kawałki kory wystrzeliły spod jej pazurków, i uciekła spod wygiętego dębu. 55 Ś Żałuję, że nie mam dość wolnego czasu, aby wysłuchać opowieści, jak doszło do tego, że składasz obietnice wiewiórkom, ale mam jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia, nim pokaże się Oko. Szli razem pod ogromnymi drzewami. Fritti szybko przebierał nogami, aby dotrzymać kroku Dostojnikowi. Ś Jednak muszę z tobą poważnie porozmawiać. Byłem pewny, że zdecydujesz się wyruszyć na własną łapę, nie przewidziałem jednak, że zrobisz to tak prędko. Szukałem cię od początku pory Krótszych Cieni. Ś Dostojniku, obawiam się, że nadal nic nie rozumiem. Przepraszam, ale nie rozumiem nic a nic. Co możesz mieć do powiedzenia takiemu głupiemu dzieciakowi jak ja? I skąd wiedziałeś, że sam wyruszę na poszukiwania Cichej Łapy? Skąd wiedziałeś, w jakim kierunku pójdę? Ś Fritti był lekko zadyszany, starał się bowiem nadążyć za tempem starszego kota. Ś Same pytania, mój młody myśliwy. Nie na wszystkie otrzymasz teraz odpowiedź. Wystarczy, jeśli powiem, że nie wszystkiego, co wiem, nauczyłem się pod Ścianą Zgromadzeń. Swego czasu wędrowałem bardzo, bardzo daleko i wąchałem wiele, wiele różnych rzeczy. Przyznaję, że dziś doznaję ogromnej przyjemności, wylegując się na słońcu, no i poluję już nie tak daleko jak niegdyś. Ale ciągle mam własne ścieżki. Co do innych pytań Ś ciągnął Ś nawet karmiony przez M'an eunuch mógł wyczuć każdy twój zamiar, mały poszukiwaczu. Jeszcze przed Spotkaniem Nosa, jeszcze zanim ty sam się dowiedziałeś Ś ja już wiedziałem, że ruszysz za małą Lichą Łapą. Ś Cichą Łapą Ś prychnął Fritti. Ś Ma na imię Cicha Łapa. Ś Oczywiście, Cichą Łapą. Wiem Ś powiedział Dostojnik niecierpliwie, ale i z odcieniem tkliwości. Ś To mój sposób bycia Ś dodał po prostu. Dostojnik zatrzymał się nagle, Łowca stanął u jego boku. Wpatrując się we Frittiego wielkimi, zielonymi oczami, myśliwy powiedział: 56 Ś Dzieją się dziwne rzeczy dookoła, nie tylko w Starej Puszczy. Lud dokonujący transakcji z Rikchikchik nie jest najdziwniejszą z nich. Nie potrafię z całą pewnością wyczuć, co się właściwie dzieje, ale moje wąsy opowiadają przedziwne historie. Ty masz w tym swoją rolę, Łowco. Ś Jak mógłbym... Ś Fritti chciał zaprzeczyć, ale Dostojnik uciszył go gestem łapy. Ś Obawiam się, że nie mam już czasu. Powąchaj wiatr. Fritti wciągnął powietrze. Rzeczywiście podmuch niósł niezwykły zapach wilgotnej i zimnej ziemi, lecz jego zmysły nie potrafiły uczynić z niego żadnego użytku. Ś Musisz nauczyć się ufać własnym odczuciom, Łowco Ś rzekł Dostojnik Ś bo masz kilka naturalnych darów, które pomogą ci, kiedy brak doświadczenia wpędzi cię w kłopoty. Pamiętaj, korzystaj ze zmysłów otrzymanych od Meerclar. I bądź cierpliwy. Dostojnik znowu węszył w powietrzu, lecz Fritti nie czuł już nic niezwykłego. Starszy kot potarł nos o bok Łowcy. Ś Gdy wyjdziesz z lasu, trzymaj się lewym barkiem w kierunku zachodzącego słońca Ś powiedział. Ś To powinno poprowadzić cię we właściwym kierunku. Bez wahania używaj mego imienia jako rekomendacji w swojej podróży. Na niektórych terenach jest ono dobrze znane. Teraz muszę już iść. Oddalił się o kilka kroków. Fritti, zaskoczony wszystkim, co zaszło, przyglądał się, jak odchodzi. Potężny kot odwrócił się. Ś Czy ty przeszedłeś już Inicjację Myśliwego, Łowco? Ś Mmmm Ś zmieszany Fritti potrzebował chwili, aby zebrać myśli. Ś Mmmm, nie. Ceremonia miała się odbyć na Zgromadzeniu po następnym Oku. Dostojnik potrząsnął głową i cofnął się. Ś To nie jest ani właściwy czas, ani właściwe okoliczności na Pieśń Myśliwych Ś powiedział Ś ale zrobię, co będę mógł. Zdumiony Fritti obserwował, jak Dostojnik usadowił się 57 na potężnym zadzie i zamknął oczy. Później głosem nadspodziewanie słodkim zaśpiewał: Pramatko, o dar łowienia Błagamy cię, Błagamy cię. Niech strzeże nas twe Oko, Ty prowadź nas Czujnymi ogonami. Słońce żyje krótko, Oko jest wieczne... Pramatko, wysłuchaj nas, Błagamy cię, Błagamy cię. Pazurem, kłem i kością Składamy hołd twemu światłu. Jeszcze przez chwilę Dostojnik siedział z mocno zaciśniętymi oczyma, potem je otworzył i znów wstał. Poza chłodnym błyskiem oczu w niczym nie przypominał tego powolnego w mowie i ruchach kota, którego tak dobrze znał Łowca. Był tak pełen energii i mocy, że gdy podchodził, Łowca cofnął się bezwiednie. Jednak Dostojnik tylko pochylił się i położył łapę na czole Frittiego. Ś Witaj, myśliwy Ś rzekł, potem odwrócił się i odszedł w pośpiechu, lecz nim zanurzył się w gąszczu, zatrzymał się na krótko, by zawołać: Ś Może odnajdziesz swe dobre tańce, mały Łowco! Ś I po tych słowach Dostojnik zniknął wśród zarośli. Fritti Łowca opadł na ziemię ze zdziwienia. Czy to wszystko zdarzyło się naprawdę? Nie minął jeszcze dzień od chwili, gdy opuścił dom, a już wydaje się, że na zawsze. Wszystko 58 było takie zaskakujące. Podniósł tylną łapę, by podrapać się za uchem i w ten sposób uspokoić wrzące w nim emocje. Drapał się z pasją, gdy spod na wpół przymkniętych oczu dostrzegł dookoła niezwykłe poruszenie. Przerażony skoczył na łapy. Drzewa dookoła były pełne wiewiórek o płomiennych ogonach. Jedna z większych Ś nie ta, z którą rozmawiał wcześniej Ś zeszła w dół pnia wiązu, na wysokość jego wzroku i przywarta do drzewa spoglądała na niego. Ś Ty-ty, kot-kot Ś powiedziała. Ś Chodź-chodź. Teraz mówić-mówić. Czas mówić z Panem Snap. Rozdział 5 Trudno myśleć, kiedy dzień się kończy, Kiedy bezkształtny cień okrywa świat I tylko w twoim futrze mieszka blask. Wallace Stevens Fritti wspinał się wysoko ku czubkom drzew. Rikchikchik, który po niego przyszedł, był o kilka gałęzi wyżej, prowadząc go w górę. Z tyłu i dookoła pozostałe wiewiórki skakały i paplały w swoim języku. Czuł się tak, jakby wspinał się od kilku dni. W wyższej, przyprawiającej o zawrót głowy części dębu procesja zatrzymała się na chwilę. Fritti usiadł na niezbyt szerokiej gałęzi, żeby uspokoić oddech. Jak wszystkie koty potrafił znakomicie się wspinać, ale towarzysząca mu wiewiórka znacznie przewyższała go pod tym względem. Musiał ściślej trzymać się pnia i bardziej dbać o utrzymywanie równowagi niż one, zwłaszcza wyżej, gdzie gałęzie były cieńsze: od czasu do czasu konar kołysał się niebezpiecznie, zmuszając go, by szybko wspiął się na mocniejszą gałąź. Zatrzymali się na jednym z ostatnich roz-widleń, gdzie kilka olbrzymich konarów wyrastało z pnia dębu. Wspięli się tak wysoko, że zachodzące na siebie gałęzie zasłaniały Frittiemu ziemię w dole. Prowadzący go zwiadowcy, którym towarzyszył niezliczony tłum innych Rikchikchik, obserwowali go z daleka, poszeptując ze zdziwienia na widok kota na królewskim drzewie. Mimo bolących nóg Łowca znów został zmuszony, aby się podnieść i podążać za swymi 60 gospodarzami. Przemierzyli jeszcze kilka stóp w górę pnia, omijając wyrastające promieniście gałęzie, i weszli na gruby, wystający konar. Dalej od pnia obwód gałęzi tak gwałtownie zmalał, że Fritti zawahał się, czy utrzyma ona jego ciężar. Rikchikchik nalegał jednak, aby szedł dalej, więc przesuwał się jak na krawędzi, dopóki nie musiał położyć się na brzuchu i przywrzeć do drzewa. Nie mógł już iść dalej. Kiedy tak leżał, łagodnie kołysany przez wiatr, wiewiórka przewodząca drużynie zaświergotała krótki sygnał. Usłyszał hałas, który tak dobrze znał: tok-tok-tok. Podniósł głowę i zobaczył kilka wiewiórek ściskających skorupy orzecha w przednich łapkach i uderzających nimi o pień drzewa w rytmicznym, równym tempie staccato. Z drugiej strony odpowiedział im ten sam rytm. Po gałęzi równoległej do konara, na którym leżał Łowca, oddalonej od niego o kilka skoków wypełnionych tylko powietrzem, przesuwała się powolna, uroczysta procesja Ś majestatyczna jak na wiewiórki, choć może nieco zbyt żwawa i skoczna dla kogoś, kto przywykł do płynnej kociej gracji. Frittiemu wydawało^się, że rozpoznaje Pana Fizz i Panią Whir w pierwszych szeregach dość licznej grupki Rikchikchik. Tę dziwaczną paradę prowadziła spora wiewiórka o posiwiałym futerku i pełnym życia, gęstym ogonie. Oczy starej wiewiórki była czarne jak obsydian, bacznie przyjrzała się nimi Łowcy, kiedy rządek mieszkańców drzew zatrzymał się i przycupnął. Władczy wzrok przez chwilę badał Łowcę, później przesunął się ku Pani Whir. Ś Ten z Ludu kot-kot ratować? Pani Whir z powagą spojrzała na Frittiego kurczowo uczepionego gałęzi. Ś Ten-ten pewnie kot Ś potwierdziła nieśmiało. Łowca nie mógł nie dostrzec, jak Rikchikchik zabezpieczyły swego władcę przed nim, kotem nie zasługującym na zaufanie. Na samym końcu gałęzi o grubości patyka nie mógł znaleźć oparcia, gdyby chciał wykonać skok, a gdyby nawet mu się udało i tak odległość między gałęziami była zbyt 61 duża. Choć wcale nie miał ochoty skakać na któregokolwiek z nich Ś podziwiał spryt rodu Rikchikchik. Ś Ty kot Ś ostro odezwał się Lord Snap. Ś Tak, panie? Ś odrzekł Fritti, zastanawiając się, czego właściwie chce od niego ta stara wiewiórka? Ś Lud-kot, Rikchikchik nie przyjaciele. Ty pomóc Pani Whir. Dlaczego? Fritti sam nie znał jeszcze odpowiedzi na to pytanie. Ś Nie bardzo wiem, Lordzie Snap Ś odparł. Ś Mógł ukryć z porywaczem chiknek pod kłodą, pod kłodą! Ś wtrącił się nagle Pan Fizz. Ś Tak nie zrobić Ś dodał z naciskiem. Lord Snap pochylił głowę i w zamyśleniu ogryzał korę, potem znowu spojrzał na Frittiego i rzekł: Ś Zawsze polować, walczyć-walczyć z lud-kot. Ostatni księżyc cztery kot wspiąć wielkie drzewo. Ukraść chiklek... ukraść młode. Ukraść mnóstwo. Wiedzieć kto kot? Ś Nie wiem, Lordzie Snap. Pojawiłem się w tym lesie dzisiaj. Powiedziałeś cztery koty? Wszystkie razem? Ś Cztery zły kot Ś potwierdził Snap. Ś Wiewiórka Rikchikchik tyle noga. Cztery. Ś Nie wiem, panie, ale mój Lud nigdy nie poluje w tak wielkiej gromadzie Ś powiedział zamyślony Łowca. Snap zastanowił się przez chwilę. Ś Ty dobry-dobry kot. Dotrzymać obietnicy. Na święty Dąb. Pierwszy raz od Początek Roślin Rikchikchik wdzięczny kot-kot. Na-na-nauczyć ciebie rzecz, ty potrzebować j,o-moc-pomoc, Rikchichik dać pomoc. Tak? Zaskoczony Fritti skinął głową. Ś Dobry kot mieć kłopot śpiewać „Mrikkarrikarek-snap", dostać pomoc. Próbować! Fritti spróbował: „Mreowarriksnap". Lord Snap powtórzył frazę i Fritti spróbował raz jeszcze, lecz trudne wiewiórcze dźwięki sprawiały mu kłopot. Powtarzał je raz, drugi i trzeci, smakując dziwne, świergoczące dźwięki. Wszystkie Rikchikchik wychyliły się do przodu, ośmielając go i pokazując, jak 62 wydawać ów świergot. Gdyby Dostojnik widział mnie teraz, dopiero by się uśmiał, pomyślał Łowca. Wreszcie wykonał to na tyle udolnie, że zadowolił starego władcę wiewiórek. Ś W moim naj-najmilszym lesie wzywać pomoc. Także w drzewach mój brat Lord Pop. Dalej... Snap nie wiedzieć. Stary gryzoń pochylił się ku Łowcy i wpatrzył się weń lśniącymi oczami. Ś Inna rzecz. Ty polować Rikchikchik, nie ma pomoc. Obietnica iść-iść. Prawo Liścia i Gałęzi. Zgoda, dobry-kot? Ś Snap patrzył na niego przebiegle. Fritti był zaskoczony. Ś Tak... Tak, zgoda. Tak, obiecuję. Westchnienie radości wyrwało się z piersi wszystkich towarzyszących im wiewiórek, a Lord Snap rozpromienił się, prezentując swoje zużyte siekacze. Ś Dobrze naj-najlepszy Ś zachichotał. Ś To przysługa za przysługa. Ś Przywódca Rikchikchik skinął ogonem na wiewiórkę, która przywiodła tu Łowcę. Ś Pan Click zabrać kot-kot na dół. Ś Tak, Lord Snap Ś powiedział Click. Fritti, czując, że to koniec rozmowy, zaczął wycofywać się powoli po cienkim konarze. Wiewiórki żegnały go radosnym szczebiotem. Wydawało mu się, że słyszy wśród nich Pana Fizz i Panią Whir życzących mu szczęśliwej podróży. Kiedy schodził w dół za zręcznym i szybkim Clickiem, Łowca uświadomił sobie ciemną stronę umowy, jaką właśnie zawarł z Rikchikchik. Teraz powinienem spotkać jeszcze Króla Ptaków i Władcę Polnych Myszy, pomyślał rozgoryczony, i spokojnie będę mógł umrzeć z głodu. Ostatnie chwile Długiego Słońca zmieniły niebo nad wielkim lasem w gorejący płomień. Blask zachodzącego słońca przedzierał się przez splątane gałęzie i kładł się jasnymi cętkami na otulonej liśćmi ziemi pod stopami Łowcy. Tego wieczora poprzedzającego pierwszą noc jego podróży wstępował coraz głębiej i głębiej w tajemnicze ostępy Starej Puszczy. Czuł głód. Nie jadł nic od Ostatnich Tańców poprze-63 dniej nocy. Światło zniknęło nagle, jakby połknięte przez psa Yenris. Przez krótką chwilę, nim jego wzrok dostosował się do ciemności, Fritti nie widział nic. Zatrzymał się, potrząsnął głową, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz Ś nagła ciemność przywróciła pamięć o nocnej marze. Spędzić życie w ciemności! O Hararze! Jak znosili to ci, którzy mieszkali w norach, sypiali w jamach? Podziękował Pramatce za to, że powołała go na ziemię jako jednego z Ludu, który cieszył się wszystkimi zmysłami. Szedł dalej ze zręcznością przyrodzoną jego rasie, obserwując pierwsze chwile nocnego życia, jakie rozkwitało w wielkim borze. Jego wąsy rejestrowały nikłe impulsy ciepła wysyłane przez drobne stworzenia, które ostrożnie wyłaniały się z nor, by sprawdzić, co niesie im wieczór. Wszystkie ich badawcze ruchy były pełne rozwagi i namysłu. Sama obecność Frittiego wzmagała ich czujność. Te z małych zwierząt, które wyskakiwały ze swego ukrycia na oślep, gdy tylko zapadł zmrok, żyły zwykle zbyt krótko, aby doczekać potomstwa, które mogłoby odziedziczyć ich głupotę. Myśląc wyłącznie o jedzeniu, Fritti poruszał się ostrożnie, stawiał stopy na ubitym gruncie tak, by nie zdradził go żaden dźwięk. Chciał znaleźć takie miejsce, gdzie prądy powietrza przemieszczałyby się w bardziej korzystny sposób albo nie poruszały w ogóle: miał zamiar zastawić pułapkę. Zbyt długo już wędrował głodny i nie mógł zdać się na przypadek. Poza tym, jego matka, Tulitrawka, nauczyła go przecież sztuki polowania. Nie chciał, aby pierwszej nocy poza domem głód zmusił go do rozkopywania Piszczkowych siedzib w poszukiwaniu młodych! Będzie zabijał czysto. * * * W górze krążyły nocne ptaki. Wyczuwał przelatujące w ciszy Ruhu. Domyślał się, że nie polowały: sowy wolały wypatrywać i napadać na otwartej przestrzeni. Raczej zakładały gniazda gdzieś w pobliżu. Całe szczęście, pomyślał, ich obecność sparaliżowałaby leśne stwory i znalezienie obiadu 64 stałoby się jeszcze trudniejsze. Jakiś inny, budzący się nocą fla-fa'az zagwizdał i szczebiotał wysoko w gałęziach, tam gdzie Ś z powodu swego ciężaru Ś nie docierał nikt z Ludu. Fritti nie poświęcił mu już drugiej myśli. Kiedy Łowca wskoczył do suchego, usianego skałami wąwozu, nagle i niespodziewanie dobiegła go smuga kociego zapachu. Odwrócił się z naprężonymi mięśniami, ale woń zniknęła. Za chwilę pojawiła się po raz drugi, a wdychając ją dłużej, wyczuł coś dobrze mu znanego. Wtem znów przepadła. Fritti stał zdumiony niezwykłym zjawiskiem, najeżony, ze zmarszczonym nosem. Zapach nie zmienił swej intensywności z powodu zmiany kierunku wiatru Ś on po prostu zniknął. Kiedy powrócił, Łowca rozpoznał go. Nic dziwnego, że wydawał się znajomy Ś był to jego własny zapach. Zmarszczył lekko nos, kiedy badał powietrze, aby potwierdzić swe podejrzenia. Dostał się w nocny wir powietrzny: powolny, niemal niewyczuwalny krąg wiatru. Skały wyschniętego koryta rzeki, ogrzane przez słońce w ciągu dnia, teraz ogrzewały powietrze nad sobą. Stykając się z chłodem nocy, powietrze opadało pomiędzy skały wąwozu, krążąc leniwie dookoła, niosąc mu jego własny zapach. Gdyby nie zatrzymał się tu, nie odkryłby tego Ś przeszedłby, nim powietrze zatoczyłoby koło! Zadowolony, że rozwiązał tę łamigłówkę, przeskoczył na drugą stronę wyschniętego strumienia i już odchodził, kiedy w głowie zaświtała mu pewna myśl. Wrócił i dokładnie zbadał wąwóz w odległości kilku skoków po obu stronach koryta. Znalazł to, czego szukał Ś zamaskowane wejście do nory Piszczka. Wiedział, że ciepło ulotni się za jakiś czas. Wiedział, że ta sztuczka może udać się tylko raz. Usadowił się starannie Ś leżał na szczycie stoku wąwozu, w odległości trzech czy czterech skoków od położonej w dole Piszczkowej jamy. Sprawdził skraj ściany, na którym leżał, i znalazł miejsce, które nie osypywało się przy każdym poruszeniu, skąd nie pośle lawiny grudek ziemi zdradzających jego kryjówkę. Później, zgodnie z katechizmem, który wpoiła mu matka, zastygł nieruchomo w ocze-65 kiwaniu. Nie chcąc odwracać głowy, raczej wyczuwał niż widział, że Oko Meerclar poruszyło się tylko nieznacznie. Kiedy wynagrodziło go lekkie poruszenie tuż przy wejściu do tunelu, czuł się tak, jakby czekał od tysięcy lat. Ostrożnie, niezwykle ostrożnie, z jamy wysunął się czubek noska obwąchującego powietrze. Następnie wynurzył się cały Piszczek. Przez chwilę przycupnął na skraju nory z przerażonymi oczyma, gotowy rzucić się do ucieczki na pierwszy znak niebezpieczeństwa. Przykucnięty, ze zmarszczonym nosem, badał ryzyko. Był polną myszą, szarobrązową i bardzo płochliwą. Fritti nieświadomie zaczął nieznacznie poruszać ogonem w tył i w przód. Piszczek, nie wyczuwając w pobliżu niczego niepokojącego, oddalił się nieco od nory i zaczął szukać pożywienia. Jego nos, oczy i uszy były w nieustannym pogotowiu na wypadek pojawienia się drapieżnika. Nie odchodząc od swej nory dalej niż o jeden prędki skok, gryzoń lasował po obu stronach wyschniętego rowu. Fritti powstrzymywał się ze wszystkich sił, żeby nie rzucić się na mysz, która wydawała się być bardzo blisko. Jego żołądek kurczył się z głodu, czuł też, jak z niecierpliwości drżą mu tylne łapy. Jednak pamiętał też słowa Szorstkiego Pyska, nakazujące cierpliwość. Wiedział, że przy najmniejszym ruchu mały Piszczek pomknie do swej dziury jak strzała. Nie będę kociakiem, przyrzekł sobie Fritti. Mam świetny plan. Poczekam na właściwy moment. W końcu uznał, że mre'az jest tak daleko od swego schronienia, jak powinien. Kiedy mysz odwróciła się na chwilę plecami do niego, Łowca podniósł przednią łapę i opuścił ją powoli po stoku wąwozu, zatrzymując się i nieruchomiejąc, kiedy mysz zdawała się odwracać. Stopniowo, z ogromną precyzją wyciągał łapę w dół, aż poczuł, że słaby nocny wir wichrzy sierść na jego wyciągniętej łapie. Prąd poniósł zapach, który zatoczył krąg wzdłuż ścian wąwozu i powoli docierał do myszy, dochodząc niby od strony jej norki. Kiedy gryzoń poczuł kocią woń, skamieniał z rozdętymi nozdrzami. Łowca spostrzegł nagłe, pełne napięcia wzdrygnięcie myszy, gdy poczuła ona śmier-66 telnego wroga i to najwyraźniej na drodze swej ucieczki. Znieruchomiały Piszczek nie ruszał się z miejsca przez kilka uderzeń serca, a prąd powietrza poniósł dalej zapach Frittiego. Wtedy, w spazmie grozy, ze znieruchomiałym serduszkiem, mysz rzuciła się do ucieczki, oddalając się od norki Ś wprost w stronę Łowcy. Kot natychmiast uwolnił całą swą ujarzmioną energię. Jego sprężone mięśnie jednym ruchem porwały go z miejsca, raz tylko dotknął ziemi i pofrunął dalej. Mysz nie zdołała nawet zapiszczeć ze zdumienia, kiedy straciła życie. Idąc za swym lewym barkiem, zgodnie z pouczeniem Dostojnika, Łowca myślał o swoim dziwnym spotkaniu ze starszym myśliwym. Przyzwyczajony był do widoku wylegującego się Dostojnika, dalekiej, nieprzystępnej persony, a dziś zachowywał się on zupełnie inaczej. Był inny: ruchliwy i pełen energii. Jednak nie to było najdziwniejsze, lecz jego stosunek do Łowcy: pełen sympatii i szacunku. Wprawdzie Fritti zawsze w przeszłości uważał, by nie urazić Dostojnika, ale też z pewnością nie zrobił nic takiego, czym mógłby zasłużyć na szacunek dojrzałego myśliwego. Z tą zagadką nie potrafił sobie poradzić tak, jak poradził sobie z nocnym wirem. Co za dzień! Jakże śmialiby się wszyscy pod Ścianą Zgromadzeń, słysząc opowieść o kimś z Ludu uczącym się języka Rikchikchik na drzewie Króla Wiewiórek. Może nigdy już nie wróci, by zaśpiewać braciom swą pieśń. Był z Ludu i przysięga była dlań święta. Był teraz także myśliwym Ś przez pieśń i przez krew. Jednak ten myśliwy czuł się bardzo smutny i bardzo młody. Kiedy minęła północ, poczuł, że jego zmęczone mięśnie słabną. Zaszedł daleko, nawet według norm Ludu, zwłaszcza zważywszy na wiek. Teraz musiał odpocząć. Węsząc w poszukiwaniu miejsca do snu, znalazł zarośnięte trawą zagłębienie u podnóża wielkiego drzewa. Dokładnie zbadał powiew wiatru i nie wyczuł niczego, co mogłoby go powstrzymać od ułożenia się do snu. Trzykrotnie obrócił się wokół własnej osi w swojej małej kryjówce Ś na cześć 67 Pramatki, Złotookiego i Niebiańskiej Tancerki, którzy dali mu życie Ś potem skulił się i przykrył nos końcem ogona, aby zatrzymać ciepło. Usnął natychmiast. Śniło mu się, że jest pod ziemią, w ciemnościach. Fritti wytężał siły, próbując wydrapać się przez piach na powierzchnię, ale piasku było coraz więcej i więcej. Wiedział, że coś na niego poluje, tak jak on polował na Piszczka. Serce mu łomotało. Przedarł się wreszcie i poprzez zwały ziemi wydrapał na powierzchnię. Tam, w jasnym powietrzu lasu, znalazł swoją matkę i rodzeństwo. Była tam również Cicha Łapa, byli Dostojnik i Chudzielec. Próbował ich ostrzec przed tym czymś, co go ścigało, ale jego usta była pełne piasku; kiedy próbował mówić, wylatywał z nich na ziemię pył. Patrząc na Łowcę, jego rodzina i przyjaciele wybuchnęli śmiechem, a im bardziej starał się wskazać im niebezpieczeństwo, jakie podążało za nim, tym bardziej oni się śmiali Ś aż wysokie, piszczące dźwięki zaczęły drażnić jego uszy... Nagle obudził się. Śmiech przemienił się w wysokie ujadanie. Nasłuchiwał znieruchomiały, aż rozpoznał te dźwięki. Były blisko i szybko zorientował się, że to lis szczekający w ciemności za drzewami. Lisy nie stanowią niebezpieczeństwa dla dorosłych kotów. Fritti wyciągnął się i ponownie ułożył do snu, kiedy usłyszał inny dźwięk Ś żałosne miauczenie małego kotka. Zerwał się natychmiast, by to sprawdzić, wyskoczył z zagajnika i puścił się w dół porośniętego drzewami stoku. Ujadanie i warczenie było coraz głośniejsze. Wskoczył na wierzchołek skały sterczący ponad gęstym poszyciem. Kilkanaście skoków niżej dorosły rudy lis przyparł plecami do wzgórza małe kocię. Grzbiet kotka wygięty był w łuk, a futro nastroszone. Jednak nie był to widok, który mógłby przerazić, nawet kogoś spośród Visl. Kiedy zeskakiwał ze skały, Fritti spostrzegł coś dziwnego w wyglądzie kotka: był chyba ranny i, mimo głośnego syczenia i fukania, z pewnością niezdolny do walki. Łowca zrozumiał, że Visl widzi to także. Wtedy, ku swemu zdumieniu, ujrzał, że ów oblężony przez lisa kociak to Szybki Pazur. Rozdział 6 ...koty w bezludnym śnie (Dwa kłębki futra niczym jedno) Strzygą uszami kwiląc cicho, Czy obydwa śnią jeden sen? Eric Barker Szybki Pazurze! Pazurku! Ś Fritti pędził w dół zbocza porośniętego kępami krzewów. Ś To ja, Łowca! Mały, nie zmieniając swej żałosnej, obronnej postawy, zwrócił nieprzytomny wzrok w kierunku Łowcy, lecz nie dał żadnego znaku, że go rozpoznaje. Lis odwrócił się gwałtownie ku przybyszowi, ale nie ruszył się z miejsca. Kiedy Fritti zatrzymał się o skok czy dwa od nich, Visl szczeknął ostrzegawczo. Ś Nie zbliżaj się, ty drapaczu kory! Z tobą także sobie poradzę! Teraz Łowca mógł spostrzec, że była to samica, mimo najeżonej sierści niewiele większa niż on sam. Była chuda, a jej nogi drżały, nie wiadomo: ze strachu czy z gniewu. Ś Dlaczego grozisz temu kotu, polująca siostro? Ś zaśpiewał Fritti powoli i łagodnie. Ś Czy zrobił ci coś złego? To syn mego kuzyna i muszę ująć się za nim. Wydawało się, że to rytualne pytanie uspokoiło nieco lisicę, ale nie cofnęła się. Ś On napadł moje szczenięta Ś powiedziała zdyszana. Ś Jeśli będę musiała, to będę walczyła z wami obydwoma. 69 Jej szczenięta! Łowca lepiej zrozumiał sytuację. Lisie matki, podobnie jak te z Ludu, są zdolne do wszystkiego w obronie młodych. Spojrzał na jej wystające żebra. To musi być ciężka jesień dla matki i dzieci. Ś W jaki sposób groził twojej rodzinie? Ś badał Łowca. Szybki Pazur, oddalony zaledwie o skok, wpatrywał się w Visl, jakby nieświadomy obecności Łowcy. Lisica spojrzała na Frittiego z uwagą. Ś Wczesnym rankiem, gdy było jeszcze ciemno, zabrałam szczeniaki na polowanie Ś zaczęła. Ś Wtedy to wyczułam jakieś wielkie drapieżniki. Nie znałam tego zapachu, trochę przypominał koty, a trochę borsuki. Szybko zabrałam szczenięta do jamy i położyłam się na nich, aby były cicho, lecz groźny zapach nie znikał. Postanowiłam więc, że bez względu na to, co czyha na zewnątrz, odsunę to coś jak najdalej od legowiska. Kazałam małym zostać na miejscu i wybiegłam z nory drugim wyjściem. Woń była bardzo silna Ś napastnicy byli blisko. Pokazałam się im i od razu uciekłam. Po chwili usłyszałam, że coś za mną idzie. Sprowadziłam ich w dół jaru, a potem w górę, na krawędź wąwozu. Na rozległej łące wyszłam nawet na światło, mając nadzieję, że księżyc oświetli to, co mnie ściga... Ś Co to było? Ś wtrącił się Łowca. Lisica spojrzała na niego i zjeżyła się. Cierpliwości! Łowca zbeształ samego siebie. Ś Nie wiem, kocie Ś odparła szorstko. Ś Byli zbyt przebiegli, by wybiec na otwartą przestrzeń. Kiedy się nie pokazali, musiałam zawrócić w obawie, że zrezygnowali ze mnie i wrócili, aby szukać jamy. Jednak, jak już mówiłam, byli okrutnie sprytni... czekali już na mnie, kiedy pojawiłam się w zagajniku i musiałam biec niczym Renred, żeby im umknąć. Trzymali się cieni i zarośli. Nie wiem nawet na pewno, ilu ich było. Wydaje mi się, że więcej niż trzech. Fritti podziwiał odwagę lisiej matki. Zastanawiał się, czy sam byłby zdolny do takiego poświęcenia. Visl mówiła dalej: Ś Tak czy owak biegłam i biegłam Ś na tyle daleko, 70 by moje szczeniaki były bezpieczne Ś w końcu wprowadziłam ich w cierniowy zagajnik, pełen innych, nęcących zapachów... Mam nadzieję, że słuchasz uważnie. Rzadko rozmawiam z kotami, a już nigdy nie powtarzam im tego, co raz powiedziałam. Ś Słucham z wielką uwagą, polująca siostro. Ś To dobrze Ś lisica wydawała się łagodniejsza. We Frittim zrodziła się nadzieja, że dogadają się bez odwoływania do zęba i pazura, mimo jakiegoś kociego głupstwa dokonanego przez Szybkiego Pazura. Ś No cóż, wybrałam drogę powrotną pełną fałszywych śladów, a kiedy dotarłam do domu, usłyszałam okropny hałas: moje szczenięta ujadały, skamlały i wołały mnie. W gnieździe znalazłam tego małego potwora. Najwyraźniej tamci poszli za mną, a ten wślizgnął się, aby skrzywdzić moich malców! Lisica znów się nastroszyła. Łowca miał już powiedzieć coś uspokajającego, gdy Szybki Pazur krzyknął przeraźliwie. Lis i Fritti odwrócili się i zobaczyli, jak kociak rzuca się bez tchu w przód. Ś Nie! Nie! Ja się chowałem! Chowałem! Ś żałośnie płakał Szybki Pazur. Ś Chowałem się przed nimi! Kotek zaczął przeraźliwie drżeć. Fritti, zatroskany o swego małego przyjaciela, zaczął powoli zbliżać się do niego. Ś Polująca siostro, sądzę, że w swej całkowicie zrozumiałej trosce o młode przez pomyłkę wzięłaś kolejną ofiarę za jednego ze złoczyńców. Był już przy Szybkim Pazurze. Młody kotek żałośnie wtulił swój nos w bok Łowcy i kwilił. Lisica przeszyła Frittiego przenikliwym spojrzeniem. Ś Jakie jest twe imię, kocie? Ś Łowca z Klanu Ściany Zgromadzeń Ś odparł z szacunkiem. Jego łagodny śpiew zdawał się zażegnywać konflikt. Ś Mnie zwą Karthwine Ś prosto powiedziała lisica. Ś Pozwalam ci zabrać, twego krewniaka po dobroci. Ty jednak jesteś odpowiedzialny za to, żeby on trzymał się z dala 71 od naszych nor. Jeśli znów znajdę go w pobliżu moich szczeniąt, nie będzie żadnych ustępstw. Ś To wspaniałomyślne, Karthwine Ś powiedział Łowca, skłaniając lekko głowę na znak akceptacji. Lisica obrzuciła go wzrokiem i po raz ostatni spojrzała na Szybkiego Pazura kryjącego pyszczek na brzuchu Łowcy. Ś Dobrze śpiewasz, Łowco Ś odezwała się powoli, starannie dobierając słowa. Ś Nie sądź jednak, że w tym świecie możesz polegać tylko na swoim śpiewie. My, lisy, także umiemy śpiewać i znamy wiele rzeczy. Jednak nasze szczenięta uczymy także, jak kąsać. Odwróciła się i odeszła dostojnym krokiem. Wstawał właśnie świt, gdy Łowca, leżąc obok drżącego Szybkiego Pazura, cicho nucił mu pieśni o bezpieczeństwie. Po chwili, kiedy przerażenie kotka opadło, Fritti zaprowadził go do drzewa, pod którym spał, i skulił się wokół niego. Gdy poranne słońce wstało, pokrywając ziemię leśnej krainy plątaniną cieniów, usnęli. Frittiego obudził upał Krótkich Cieni. Szybki Pazur nie leżał już, wtulony, obok. Podniósł głowę i zobaczył małego, jak tarza się i bryka po łące, miękkie futro było obwieszone suchym listowiem i sosnowymi igłami. Fritti podniósł się, przeciągnął i poczuł ogromne zmęczenie swoich mięśni. Obserwując z zazdrością fikającego koziołki kodaka, postanowił, że dopóki nie przywyknie do trudów podróży, będzie wybierał łatwiejsze trasy. Wyglądało na to, że Szybki Pazur, bawiący się beztrosko, kiedy Fritti wygrzewał swe obolałe łapy na słońcu, przyszedł już zupełnie do siebie po koszmarze minionej nocy. Kiedy jednak Fritti zapytał go, co się zdarzyło, w oczach małego pojawił się cień niepokoju. Ś Czy nie moglibyśmy porozmawiać o tym po jedzeniu, Łowco? Ś zapytał. Ś Jestem strasznie głodny! Fritti zgodził się i kolejną część popołudnia spędzili na niezbyt udanych łowach Ś zakłócała je skłonność Szybkiego Pazura do pisku w chwilach najwyższego napięcia. Udało 72 im się złapać parę chrząszczy, które Ś dziwnie łaskocząc przy przełykaniu Ś zaspokoiły ich pierwszy głód. Potem znaleźli starą, lecz zdatną do picia wodę z kałuży, wreszcie ułożyli się w cieniu, by strawić. Długą, senną ciszę zakłócało tylko monotonne brzęczenie owadów. Nagle, gdy Fritti już zapadał w sen, Szybki Pazur zaczął opowiadać: Ś Wiem, Łowco, że nie powinienem wyruszać za tobą. Wiedziałem, że będę dla ciebie ciężarem, ale ja tak bardzo chciałbym ci pomóc. Tyle razy byłeś dla mnie miły, a Chyżo-stopy i cała reszta przeganiali mnie tylko albo mi dokuczali. Wiedziałem, że nie pozwoliłbyś mi iść, więc ukryłem się, a potem ruszyłem twoimi śladami. Wszystko samodzielnie! Ś dodał z dumą. Ś A to dlatego rozpytywałeś wśród Ludu o moje zamiary. Ś Masz rację. Chciałem wiedzieć, skąd wyruszysz. Nie jestem aż tak dobry w tropieniu Ś dodał nieco markotnie, ale zaraz rozpromienił się. Ś W każdym razie trzymałem nos przy ziemi i szedłem twoim śladem. Wszystko szło świetnie aż do południa czy coś koło tego, wtedy się trochę pogubiłem. Przez jakiś czas wyglądało na to, że twój szlak zmienił się w drogę kogoś innego, później powrócił, ale jakby w górę i w dół drzewa, przynajmniej tak pachniał. To zupełnie zbiło mnie z tropu, krążyłem przez chwilę dokoła, a kiedy znowu odnalazłem szlak, twoje ślady były już całkiem zimne. Tropiłem, najlepiej jak umiałem, lecz zaczęło się ściemniać, a ja byłem głodny. Właściwie to jeszcze ciągle jestem. Czy nie moglibyśmy złapać jeszcze kilku chrząszczy lub czegoś innego? Ś Później, Szybki Pazurze Ś parsknął Fritti. Ś Później. Najpierw chcę usłyszeć resztę twojej pieśni, mały cu'nre. Ś No dobrze. Cóż, próbowałem natrafić na ciebie, miałem nadzieję, że zatrzymałeś się, aby się przespać czy coś w tym rodzaju, kiedy usłyszałem przeokropny hałas. Była to olbrzymia grupa ptaków, wszystkie naraz ćwierkały i wrzeszczały. Spojrzałem w górę Ś były ich setki, cała chmura 73 fla-fa'az, fruwały jak oszalałe wokół drzewa i robiły okropną wrzawę. Oczywiście wdrapałem się na pień drzewa, żeby zobaczyć, co się dzieje. To, co stało się w górze, musiało być potworne*. Zobaczyłem stosy martwych fla-fla'z, porozrywanych i pozagryzanych, i mnóstwo piór, wszędzie, spływających z wyższych gałęzi. A kiedy popatrzyłem w górę, zobaczyłem oczy! Ś Co to znaczy „oczy"? Ś spytał Fritti. Ś Oczy. Wielkie, bladożółte, nigdy przedtem takich nie widziałem. Oddzielało mnie od nich zbyt wiele gałęzi, żebym zobaczył cokolwiek więcej, ale wiem, że się nie mylę. To coś syknęło na mnie i uciekłem. Myślę, że to zeszło z drzewa za mną, bo ptaki zakończyły swoją awanturę, ale nie odwróciłem się, żeby sprawdzić. Po prostu uciekłem. Ś Szybki Pazur zamilkł, na chwilę przymknął oczy, nim podjął opowieść. Ś Po dźwiękach, jakie słyszałem, myślę, że mogło być ich więcej niż jeden. Byli szybcy i gdybym nie był mały i nie mógł wchodzić pod krzaki i inne takie zarośla, złapaliby mnie. Wiesz, nigdy tak bardzo się nie bałem, nawet kiedy gonił mnie Growler. W końcu nie mogłem już prawie biec, zwolniłem. Jednak nie słyszałem za sobą nic, więc przystanąłem, żeby posłuchać uważniej. Stałem z wyostrzonymi uszami i wtedy coś wychyliło się spod skały i chwyciło mnie! Ś Spod skały? Ś z niedowierzaniem powtórzył Łowca. Ś Przysięgam na Pierwszych! Złapało mnie za nogę! Tu, popatrz na te zadrapania! Ś Szybki Pazur odsłonił rany na nodze. Ś W to także nie uwierzysz, Łowco, ale to coś, co mnie złapało, cokolwiek to było... miało... czerwone pazury! Ś Cóż, mówiłeś, że coś zabijało ptaki, które widziałeś. Prawdopodobnie była to krew. Ś Po półgodzinie ścigania mnie przez piach i jeżyny? Wyczyściłyby się. Poza tym to nie była zakrzepła krew. One były jasnoczerwone. Zdumiony Fritti gestem zachęcił młodego, by mówił dalej. Ś Wrzasnąłem niczym sójka, ale udało mi się jakoś wyrwać. Wszedłem w gęste zarośla tak głęboko, jak tylko mogłem, 74 w nadziei, że to coś jest za duże, żeby wejść za mną. Nie robili żadnego hałasu, ale czułem, że wciąż tam są. Wtedy poczułem lisa, a oni przepadli nagle. Odczekałem chwilę, wygramoliłem się z krzaków i znalazłem tę jamę. Postanowiłem, że ukryję się tam, żeby mieć jakieś schronienie, gdyby tamci po mnie wrócili. Wtedy pojawiła się Visl. Chyba wiesz, co było dalej. Fritti pochylił się ku niemu i potarł nosem czoło malca. Ś Byłeś bardzo dzielny, Szybki Pazurze. Bardzo dzielny. Więc wcale nie widziałeś, co cię goniło? Ś Nie, wcale. Ale nigdy nie zapomnę tamtych oczu. Ani czerwonych szponów! Ufff! Ś Szybki Pazur zatrząsł się od nosa po ogon. Nieco później zwrócił się do Łowcy, wolny już od niepokoju: Ś Od tego gadania o fla-fa'az burczy mi w brzuchu. Czy mówiłem ci, że jestem głodny? Ś Wydaje mi się, że mówiłeś Ś roześmiał się Łowca. Odpoczywali przez całe popołudnie i o zmroku ponownie ruszyli w drogę. Łowca miał pewne obiekcje przed zabraniem ze sobą Szybkiego Pazura, ale ostatecznie stwierdził, że nie ma wyboru Ś nie mógł odesłać młodego kota z powrotem, drogą przez las pełna była niebezpieczeństw. Nie mógł też zrezygnować z poszukiwania Cichej Łapy. Dobrze im się razem wędrowało. Szybki Pazur zwykle wybiegał do przodu, a po chwili zostawał z tyłu, zafascynowany motylem czy lśniącym kamyczkiem. Wyrównywało się to jednak w jakiś sposób, więc stale posuwali się naprzód. Szybkiemu Pazurowi udało się nawet ukrócić nieco swój nawyk piszczenia, co przyniosło im sukcesy w łowach. Minęło kilka dni. Przywykli już do stałego rytmu wędrówki i odpoczynku Ś długi sen w środku dnia, gdy słońce było wysoko, i drugi Ś od Ostatnich Tańców do wschodu słońca. Po drodze łapali pojedyncze chrząszcze i małe ptaki kryjące się w krzakach, polując na większą zdobycz tylko przed ułożeniem się do snu w porze Krótkich Cieni. Pewnego popołudnia Szybki Pazur złapał Piszczka zupełnie sam. Mysz była młoda i w związku z tym głupiutka, ale 75 mały złapał ją bez pomocy i słusznie był z siebie dumny. Przy tym, według Frittiego, była równie smaczna jak jej mądrzejsi krewniacy. Towarzystwo rozpraszało obu kotom nudę podróży i dni mijały bardzo szybko. Chociaż ciągłe skakanie i brykanie Szybkiego Pazura czasami wprawiało Frittiego w złość, jednak był zadowolony z obecności małego. Zaś Szybki Pazur był uszczęśliwiony wędrówką ze starszym, którego podziwiał. Wyglądało na to, że cienie ich pierwszej nocy w dzikiej okolicy zniknęły bez śladu. Szli, a las dokoła nich zaczął się zmieniać, początkowo gęsty i splątany niczym pnący krzew, później stał się jasny i pełen powietrza jak Skrajny Zagajnik. Wreszcie, pod koniec ich piątego dnia w lesie, drzewa najwyraźniej stały się mniejsze i rosły coraz rzadziej. Szóstego dnia Łowca i Szybki Pazur oglądali wschód słońca ze szczytu skały stojącej ponad drzewami niczym samica między swoimi dziećmi. Las przed nimi ciągnął się jeszcze na milę lub dwie, coraz rzadszy i rzadszy, aż do miejsca, w kórym się kończył. Dalej leżały rozkołysane pagórki; kępy drzew pojawiały się w zagłębieniach pomiędzy ich łagodnymi stokami. Doliny ciągnęły się daleko, ich krańce ginęły w porannej mgle. Za nimi mogły znajdować się góry, a może lasy... a może jeszcze coś innego. Nikt ze znajomych Łowcy nie wiedział, co leżało za Starą Puszczą. Obaj wędrowcy wdychali świeży powiew wiatru, upajali się zapachami, które niosło coraz cieplejsze powietrze. Szybki Pazur spojrzał w dół i kuksnął Łowcę w bok. Pod nimi, na niższym wierzchołku głazu, stał jakiś kot. Przedstawiał dziwny widok, zabłocony, ze zmierzwioną sierścią i dzikimi oczami. Gdy Łowca i Szybki Pazur spojrzeli na nieznajomego, ogarnął ich niezwykłym, roztargnionym wzrokim. Została im już tylko chwila, aby pomyśleć nad jego poszarpanym futrem i krzywym ogonem, gdyż nieznajomy zeskoczył ze skały, chwiejnie wylądował na grubym konarze i przepadł wśród liści. Tam, gdzie przechodził, przez chwilę poruszyły się liście i znów zapanowała cisza. Rozdział 7 Ś Och, nic na to nie poradzisz Ś odpowiedział Kot. Ś Wszyscy tu jesteśmy stuknięci. Ja jestem wariat. Ty jesteś wariatka. Ś Skąd wiesz, że jestem obłąkana? Ś rzekła Alicja. Ś Musisz być obłąkana Ś powiedział Kot Ś bo inaczej byś się tu nie przybłąkała. Lewis Carroll (przeł. R. Stiller) Łowca dużo teraz myślał. Długie dni wędrówki dawały mu na to wiele czasu i mógł dokładnie zebrać wszystkie fakty. Historia pogoni, jaką opowiedział mu Szybki Pazur, pasowała do rzeczy, o których słyszał wcześniej: zniknięciach wśród Ludu, historii Rikchichik o napadzie kotów. Lord Snap wspomniał o czterech kotach, już sama liczba upewniła Frittiego, że nikt z Ludu nie dokonał tej napaści na wiewiórcze gniazda. Lisica Karthwine mówiła, że bestie pachniały trochę jak borsuki, a trochę jak koty. Może te stworzenia na tyle przypominają koty, że ich wygląd wprowadza małe zwierzęta Ś jak Rikchikchik Ś w błąd. Nawet Dostojnik powiedział, że coś dziwnego wisi w powietrzu. Nowy gatunek drapieżników? Stanął mu przed oczami obraz oczu i pazurów zapamiętany przez jego małego przyjaciela i wstrząsnął nim dreszcz. Z nagłym drżeniem pomyślał o Cichej Łapie Ś czy tamci mogli ją dostać? Raczej nie, nie czuł zapachu lęku w jej opustoszałym domostwie. Jednak mogli złapać ją w lesie! Biedna Cicha Łapa! Świat jest tak wielki i tak pełen niebezpieczeństw... Jego myśli przerwał Szybki Pazur, który rozdrażnił borsuka. To duże, kopiące 77 ziemię zwierzę mogło być groźne, jeśli zostało do tego zmuszone. Łowca porzucił swoje rozmyślania i pospieszył, by wyciągnąć z opałów kociego malca. Złapał Szybkiego Pazura za skórę na karku i mamrocząc słowa przeprosin, odciągnął od zirytowanego borsuka. Zwierzę chrząkało ze wzgardą, kiedy Fritti się wycofywał, potem odeszło, kołysząc się na obie strony, nie kryjąc swego rozdrażnienia. Niewiele nauczyła Szybkiego Pazura poprzednia lekcja. Wkrótce znów byli w drodze, kierując się ku obrzeżom Starej Puszczy. Budząc się z południowej drzemki, Łowca poczuł na sobie czyjś wzrok. Po przeciwnej stronie polany stał ten dziwny kot, którego widzieli na wyniosłej skale. Nim Fritti zdołał wyplątać się z objęć pochrapującego Szybkiego Pazura Ś kocur zniknął bez śladu. Fritti odniósł wrażenie, że niezwykłe stworzenie było bliskie odezwania się do nich, jego oczy wypełniała dziwna tęsknota. Tego samego wieczora, kiedy przechodzili przez kępę osik, kot znów pojawił się przed nimi. Tym razem nie uciekał, gdy się zbliżali, lecz stał, nerwowo gryząc dolną wargę. Z bliska kocur przedstawiał niesamowity widok. Jego ciekawe ubarwienie od dawna skryło się pod brudem i błotem, które oblepiały skłębione i splątane futro. Gałązki i liście, kawałki drzewnych mchów i wiecznie zielone igły, najdziwniejsze odpadki zdobiły niczym girlandy jego sierść od łba po czubek ogona. Miał opuszczone wąsy, a w oczach smutną zadumę. Ś Kim jesteś, polujący bracie? Ś ostrożnie zagadnął Fritti. Ś Czy poszukujesz nas? Ś Szybki Pazur przywarł do boku Łowcy. Ś Kim... kim... kim... nim... Ś poważnie odezwał się obcy i znów zaczął żuć własną wargę. Miał niski głos. Ś Jak cię nazywają? Ś ponownie spróbował Fritti. Ś Ixum squixum... z piekła rodem... jak więc? Ś Dziwny kot spojrzał nieprzytomnie w oczy Frittiego. Ś Pchło-żerca to ja, jestem... uciekam, więc ja... więc widzicie... Ś Łowco, on jest szalony! Ś nerwowo zapiszczał Szybki Pazur. Ś To choroba mokrego pyska, jestem tego pewien! 78 Fritti pokazał mu, żeby się uspokoił. Ś Nazywasz się Pchłożerca? To twoje miano? Ś Samo, samo. Pożeracz trawy i połykacz kamieni... isky pisky sąuiddlum sąuee... o! Nie! Pchłożerca okręcił się dokoła, jakby coś pełzło za nim. Ś- Tuśmi! Ś krzyknął w pustkę. Ś Żadnych przeklętych tańców w pobliżu mnie, ty cicho-sza sycząca myszo! Gdy znów odwrócił się ku kotom, miał zdziczały wzrok, lecz pod wpływem ich spojrzeń nastąpiła w nim jakaś zmiana. Wyraz szaleństwa ustąpił miejsca zakłopotaniu. Ś Ach, staremu Pchłożercy czasem miesza się w głowie, no tak Ś powiedział i drapnął ziemię swą przeraźliwie brudną łapą. Ś Nie chce skrzywdzić, nigdy nie mógłby, widzicie... Przerażony Szybki Pazur syknął: Ś Jest szalony, widzisz? Musimy iść! Łowca był także przejęty, ale coś tknęło go w wyglądzie starego kota. Ś Co możemy dla ciebie zrobić, Pchłożerco? Ś spytał. Szybki Pazur wpatrywał się w niego tak, jakby i on całkiem stracił rozum. Ś Jesteście Ś powiedział nieznajomy Ś i bądźcie. Stary Pchłożerca po prostu usycha z tęsknoty za rozmową. To wielki świat, ale ci, z którymi można tu porozmawiać, są na wagę złota. Stary kot gwałtownie podrapał się w ucho i wyrzucił stamtąd małe strączkowe ziarenko, które upadło na ziemię. Pchłożerca schylił się i skwapliwie je obwąchał, lecz po chwili uderzył je łapą ze złością, aż potoczyło się w dal. Ś Oto twój świat, prawda? Oto twój świat Ś wymamrotał i wtedy przypomniał sobie o rozmówcach. Ś Wybaczcie, młodzi panowie Ś rzekł. Ś Wkrótce wyruszam. Czy mogę wam towarzyszyć przez jakiś czas? Znam kilka opowieści i jedną czy dwie zabawy. Byłem myśliwym, gdy świat był jeszcze szczeniakiem, i ciągle jestem dobry w tej grze! Ś Z nadzieją spojrzał na Frittiego. Wprawdzie Łowca nie chciał kolejnego towarzysza, lecz 79 było mu żal starego, parszywego kocura. Nie zwracając uwagi na paniczne protesty Szybkiego Pazura, powiedział: Ś Oczywiście, będziemy zaszczyceni, mogąc przebywać przez jakiś czas w twoim towarzystwie, Pchłożerco. Oblepiony błotem stary kot podskoczył i fiknął kozła w powietrzu tak śmiesznie, że nawet Szybki Pazur musiał się roześmiać. Ś Prosiaki i ślady łapy! Ś wrzasnął Pchłożerca, potem zamilkł i szybko rozejrzał się wokół. Ś Ruszajmy! Ś dodał konspiracyjnym szeptem. Pchłożerca okazał się dobrym towarzyszem podróży. Przydarzające się mu napady szaleństwa w żaden sposób nie sprowadzały zagrożenia i po pewnym czasie nawet Szybki Pazur zaakceptował go bez większych obaw. Przez cały wieczór nieprzerwanie śpiewał pieśni lub wygłaszał dziwne poematy. Kiedy Fritti Ś pragnąc odrobiny spokoju Ś w końcu poprosił go, żeby się nieco uciszył, stał się cichy jak bagnisko. Gdy zatrzymali się na odpoczynek w porze Ostatnich Tańców, Pchłożerca nadal milczał. Frittiemu zrobiło się przykro z powodu skutków swojej uwagi Ś nie chciał przecież, aby stary zamilkł zupełnie. Podszedł do obcego, który leżał na ziemi z zaskakującym, nieobecnym spojrzeniem. Ś Mówiłeś, Pchłożerco, że znasz jakieś opowieści. Może opowiedziałbyś nam coś? Chętnie posłuchamy. Pchłożerca nie odpowiedział od razu. Kiedy podniósł głowę, by spojrzeć na Łowcę, jego oczy były pełne ogromnego, przeraźliwego smutku. Fritti pomyślał najpierw, że to jego wina, ale gdy lepiej się przyjrzał, stwierdził, że stary wcale go nie widzi. Nieoczekiwanie wyraz ten zniknął ze skrzywionego pyska Pchłożercy, a jego oczy skoncentrowały się na Łowcy. Uśmiechnął się lekko. Ś No, co tam, zuchu? Ś Opowieść. Obiecałeś, że nam coś opowiesz, Pchłożerco. Ś Tak, rzeczywiście. A znam ich mnóstwo: o wędrowcach, o pechowcach, o cyrkowcach. Co chcecie usłyszeć? 80 Ś O Ognistej Stopie, o jego przygodach! Ś natarczywie upomniał się Szybki Pazur. Ś Och... Ś zawołał Pchłożerca, kręcąc głową Ś niestety, nie znam żadnej ładnej, malutki... nie o Ognistej Stopie. Co jeszcze? Ś Nooo... Ś zastanawiał się rozczarowany Szybki Pazur. Ś Może o Growlersach? Wielkich, nędznych Grow-lersach i odważnych kotach! Co ty na to? Ś Na Cuchnącego Ślimaka! Tak się składa, że znam jedną niezłą o Growlersach! Czy zaśpiewać ją wam? Ś O tak, proszę! Ś powiedział Szybki Pazur, omal nie wyskakując z własnego futra. Tęsknił za opowieściami. Ś Zgoda Ś powiedział Pchłożerca. I zaśpiewał: Ś Dawno temu, gdy koty były kotami, a szczury i myszy śpiewały nocą pod miotłą mru-mru-mru, sza-sza-sza, Growlersi i Lud żyli ze sobą w zgodzie. Ostatnie psy-de-mony wymarły, a ich bardziej pokojowo usposobieni potomkowie polowali wraz z naszymi prapraprzodkami. Żył wtedy pewien Książę imieniem Czerwononogi; był okropnie nieszczęśliwy na Dworze, którym władała jego matka, Królowa Skoczna Chmura. Szepcząc i tańcząc, wyruszył więc w tajemnicze dzike ostępy, pełne skał i drzew, w poszukiwaniu przygody... Ś To tak jak Ognista Stopa! Ś pisnął Szybki Pazur. Ś Ciii... Ś syknął Fritti. Pchłożerca mówił dalej: Ś Cóż, pewnego dnia, kiedy słońce było wysoko na niebie i raziło jego oczy, Czerwononogi dotarł do dwóch gigantycznych stosów kości leżących po obu stronach ścieżki, u wrót doliny. Wiedział, że jest u bram Barbarbar, Miasta Psów. Growlersi i Lud nie prowadzili w tym czasie sporów, a Czerwononogi był jednak księciem wśród swoich, wszedł więc do doliny. Dookoła zobaczył psy wszystkich ras, duże i małe, tłuste i chude, szczekające, biegające, podskakujące, które kopały dziury i nosiły kości we wszystkie strony. Jednak większość kości była transportowana ku filarom bramy, 81 gdzie warczące i skamlące zwierzaki wspinały się na słupy i układały kości na ich szczycie. Dzień płynął, pracowici Growłersi mieli coraz więcej kłopotów z dotarciem na wierzchołek, gdzie próbowali Ś zdyszani, z suchymi nosami Ś połączyć oba filary łukiem. W końcu pojawił się olbrzymi, majestatyczny dog wydający rozkazy, Growłersi skakali i uwijali się, by go zadowolić, ale przyszedł moment, kiedy nie mogli zrobić już nic więcej, by połączyć filary. Każdy szczeniak o giętkich łapach był kolejno wysyłany, aby wypełnić ostatnie, maleńkie puste miejsce Ś dość było na to jednej kości, lecz żaden z nich nie potrafił wspiąć się na szczyt zakrzywionych słupów... Łowca doznał niezwykłego uczucia. Kiedy leżał z mocno zaciśniętymi powiekami, słuchając pieśni Pchłożercy, odkrył, że widzi wszystkie te wydarzenia, tak jak nigdy nie widział przy Ścianie Zgromadzeń. Oko jego umysłu widziało rosnące kościane wieże, wysiłki ludu Growlersów i ich wodza, doga, tak wyraźnie, jakby przy tym był. Dlaczego tak się czuje? Polizał przednią łapę i przemył mordkę, koncentrując się na słowach starego kota. Pchłożerca ciągnął dalej: Ś Tak, w owych czasach psy nie lizały jeszcze M'an, nie były tymi śliniącymi się kanaliami, jakie znamy dziś, ale dla Ludu zawsze były śmieszne Ś poza bezpośrednim starciem, oczywiście. Zatem i Czerwononogi nie mógł powstrzymać śmiechu, gdy zobaczył paradę przestraszonych psiaków pełznących po hakowatych wrotach tylko po to, by za moment schodzić z nich w poczuciu klęski. Na ten dźwięk olbrzymi dog odwrócił się ze złością i warknął ze ściśniętym gardłem: Ś Kim jesteś kocie, że tak się śmiejesz? Czerwononogi powściągnął swe rozbawienie i odrzekł: Ś Jestem Czerwononogi z linii Harara. Dog spojrzał na niego. Ś Ja jestem Rauro Gryź-Nie-Szczekaj z psów królewskich. To niespotykane i nieprawdopodobne, abym był poniżany w ten sposób. Ś Król wypiął pierś i wybałuszył oczy 82 w taki dostojny sposób, że Czerwononogi o mało znów nie parsknął śmiechem. Ś Od jak dawna budujesz te wrota, Królu? Ś spytał. Ś Od trzech pór roku Ś odparł Gryź-Nie-Szczekaj Ś ale ciągle brakuje jednej kości, aby je skończyć. Ś To widzę Ś powiedział Czerwononogi i nagle zapragnął zażartować sobie z napuszonego, napompowanego pychą Króla Psów. Ś Wasza Wysokość, jeśli skończę ci tę bramę, czy wyświadczysz mi w zamian przysługę? Ś spytał. Ś Co by to było? Ś podejrzliwie badał Król. Ś Jeśli wywiążę się z tego zadania, chciałbym dostać kość. Król, myśląc o tysiącach nagromadzonych kości, szczeknął z zadowolenia na wieść o tak niskiej cenie i rzekł: Ś Będziesz mógł wziąć z mojego królestwa każdą kość, jakiej zapragniesz, tylko dokończ moją budowlę. Czerwononogi zgodził się i trzymając ostatnią kościaną część bramy w zębach, ostrożnie i umiejętnie wspiął się na piętrzący się łuk. Kiedy dotarł na szczyt, starannie wepchnął ostatnią część pomiędzy wierzchołki dwóch zakrzywionych wież, pasowała tak jak ostatnia łuska podarowana jaszczurkom przez Meerclar. Potem wrócił na ziemię, gdzie Growlersi szczekali i powarkiwali ze szczęścia, widząc, że ich praca została zakończona, a potężne wrota stoją gotowe. Kiedy wszyscy zadzierali łby ku górze, strzygąc uszami i wyciągając języki w wielkiej radości, Czerwononogi podszedł do podnóża jednej z wież. Przez chwilę badał je dokładnie i skrupulatnie, potem wychylił się do przodu i wyciągnął jedną z ułożonych tam kości. Przez kilka następnych uderzeń serca nie stało się nic Ś potem zachwiało się, zatrzeszczało, sypnęło i brama przechyliła się lekko na jedną stronę, potem na drugą... i runęła z hałasem przypominającym tańce kościotrupów. Kiedy Król Rauro Gryź-Nie-Szczekaj, śliniąc się z wściekłości i zaskoczenia, odwrócił się, by spojrzeć na Czerwononogiego, Książę powiedział tylko: Ś Widzisz, wziąłem swoją kość, jak mi przyrzekłeś! Ś I wybuchnął śmiechem. 83 Król przeniósł poczerwieniałe z wściekłości oczy z kota na pogruchotaną bramę i warknął: Ś Ł-ł-ł-ł-łapać tego p-p-p-p-przeklętego k-k-k-k-kota! Z-z-z-z-zabić go! Wszyscy Growlersi z Barbarbar naraz rzucili się w pościg za Czerwononogim, który jednak był od nich dwa razy szybszy i zdołał uciec. W biegu krzyknął przez ramię: Ś Pomyśl o mnie, Królu, kiedy pełen pychy będziesz obgryzał jakąś kość na swoim nędznym tronie! Od tamtej pory My, Koty, i Tamte Psy jesteśmy wrogami, gdziekolwiek spotkamy się na znanej nam ziemi. Nigdy nie wybaczyli nam poniżenia swego Króla i klną się, że nigdy nie wybaczą Ś dokąd słońce nie spadnie z nieba, a węże nie nauczą się latać w porannym wietrze. Kiedy Pchłożerca skończył swoją pieśń, Szybki Pazur już spał, mrucząc słodko. Fritti poczuł, że opuszcza go dziwne uczucie widzenia zdarzeń. Chciał zapytać o to starego, zabłoconego kota, lecz Pchłożerca był w dziwnym transie, na pół uśpiony, i nie odpowiedziałby. W końcu Łowca również uległ sennemu wezwaniu i przeniósł się na pola snu. Poranne słońce stało już dość wysoko na niebie, kiedy Łowcę wyrwało ze snu uczucie, że coś przygniata mu piersi i brzuch. Szybki Pazur, przez sen, przebierał rozkosznie łapami i zwinięty w kłębek ułożył się na Frittim. Kociak, dopiero niedawno odstawiony od matczynego mleka, z pewnością śnił o matce i swoim gnieździe. Łowca znów poczuł przykre wyrzuty sumienia na myśl o niebezpieczeństwach, na jakie naraża malca ta ryzykowna wyprawa. Zwyczajem Ludu było samotne przeżywanie przygód i łowów, poczucie odpowiedzialności wydawało się nieco nienaturalne. Oczywiście, pomyślał, tak wiele niezwykłych rzeczy zdarzyło się ostatnio. Szybki Pazur dalej bawił się przez sen w niemowlę, co Łowcy przypomniało jego własną matkę... i niespodziewanie poczuł się bezpieczny, czując ciepłe, puszyste ciało tulące się do niego w tej dziwacznej okolicy. Polizał miękką sierść wnętrza Pazurkowego ucha, śpiący kotek zamruczał 84 radośnie. Fritti właśnie odpływał w sen, kiedy usłyszał jakiś głos. Pchłożerca nie spał już i przechadzał się dookoła, mówiąc sam do siebie. Jego oczy przybrały ten daleki wyraz, jaki Fritti widział już wcześniej. Przemieszczał się, a jego ciało okryte brudnym i postrzępionym futerkiem było napięte. Ś Wali się, zasypuje, więzi... jesteśmy... pułapka! Przygwożdżeni tym zwałem, tym ruchomym zwałem i wszystkim.... Ś porywczo mamrotał Pchłożerca, krocząc tam i z powrotem przed oczyma zafascynowanego Łowcy. Ś Ptaki, i te wrzeszczące, piszczące, trzęsące się jak galareta, piszczące czerwone... chichoczące i tańczące... nie mogę wyjść!... Drapać w drzwi, gdzie one są?... muszę je znaleźć... Nagle stary kot najeżył się cały, jakby zaskoczony jakimś dźwiękiem czy zapachem. Fritti nie czuł nic. Sycząc i drażniąc się z kimś, z wystawionymi pazurami Pchłożerca przywarł do ziemi i warknął spomiędzy zaciśniętych zębów: Ś Tu są! Czuję ich! Dlaczego chcecie mnie zabrać? Dlaczego? Ś Zawył, dziko rozglądając się wokół, jakby był otoczony przez wrogów. Ś Potrzebują mnie i to... boli... Aaaa!... Vaka'az'me... wybacz... Aaaaa! Pęka! Pęka niebo! Pchłożerca zawył z bólu, wstrząsnął się cały i skoczył w poszycie. Szelest, jaki wywoływał jego lot, oddalał się szybko. U boku Łowcy przebudził się jego młody towarzysz. Ś Co to było? Ś Ziewnął i przeciągnął się. Ś Wydawało mi się, że słyszę jakiś straszliwy tumult. Ś Pchłożerca Ś odpowiedział Łowca. Ś Myślę, że uciekł. Miał jeden z tych swoich ataków. Wyglądało na to, że myśli, iż ktoś go śledzi. Łowca wstrząsnął głową, jakby chciał pozbyć się obrazu oszalałego Pchłożercy. Ś Cóż, należało się tego spodziewać Ś: trzeźwo odezwał się Szybki Pazur. Ś Może jeszcze wróci Ś zauważył Fritti. Ś No, nie jest zły, naprawdę. Zwariowany jak śmiejący się ptak. Jednak opowiada niezłe historie. Podobała mi się 85 ta o Czewononogim. Swoją drogą, Łowco, to kim był Czerwononogi? Nigdy nie słyszłem, żeby Szorstki Pysk o nim śpiewał. Ani o Królowej Skocznej Chmurze, jeśli o to chodzi. Ś Naprawdę nie wiem, Pazurku Ś powiedział Fritti i już niemal miał zaproponować, żeby upolować coś na śniadanie, gdy spostrzegł, że zamilkły wszystkie ptaki. W lesie stało się cicho jak makiem zasiał. Nagle, cicho jak makiem zasiał, z leśnych zarośli wyłoniło się kilka olbrzymich kotów, kotów dziwnych, poruszających się bezszelestnie jak cienie. Zanim wstrząśnięty Fritti i mały Szybki Pazur zdołali cokolwiek powiedzieć czy poruszyć się, dziwne koty zaczęły okrążać ich obu. Pazurek zaszlochał ze strachu. Dziwne koty patrzyły na nich bardzo, bardzo zimnymi oczami. Rozdział 8 Moje ciało jest tajemnic pełne. Moje ciało to księga pełna rad. Moje drogi niezbadane jak nurty strumienne. Mój grzbiet giętki mówi, nie wydając głosu. Choć częściej milczy niczym głaz. I znakiem sekretnym łapę mą unoszę. Philip Dacey Ruchomy pierścień otoczył Frittiego i jego towarzysza. Obcy krążyli wokół nich w całkowitej ciszy, poruszając się zwinnie i nieustannie ich obwąchując. Koło zacieśniało się, aż w końcu przybysze zaczęli trącać Łowcę i Szybkiego Pazura nosami. Fritti czuł, jak w kociątku wzmaga się strach. Dziwne koty czuły to także. Rosło napięcie pomiędzy zewnętrznym kręgiem a jego środkiem. W końcu Łowca nie mógł znieść tego dłużej. Gdy jeden z obcych otarł się o nich i fuknął na Pazura, Fritti syknął i uderzył go otwartą łapą. Zamiast zaatakować czy odskoczyć ze zdumienia, dziwny kot lekko skinął głową i cofnął się o krok. Był zupełnie czarny. Jego muskuły rysowały się gładko pod krótką sierścią. Jego oczy były wąskimi szparkami, roziskrzonymi szczelinami, ale nie widać było po nim złości. Wcale nie był zagniewany, raczej przeraźliwie spokojny. Ś Tak Ś rzekł czarny kot. Jego głos przypominał osypujący się żwir. Ś Nareszcie wiem, o co chodzi. Dobrze. Przywarł do ziemi tuż przed Łowcą, z położonymi uszami i iskierkami tlącymi się głęboko w ślepiach. Łowca Ś nie-87 zdolny do sensownej odpowiedzi Ś skulił się w pozycji obronnej. Czarny odezwał się znowu: Ś Zastanawiałem się, ile czasu potrzeba takim mela-mre'az jak wy, by odpowiedzieć z godnością Ś tu przerwał i pytająco spojrzał na Frittiego, jakby w oczekiwaniu na jego słowa. Łowca, przerażony, nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Ś Czy chcesz, żebym... się poddał? Ś spytał niepewnie. Czarny kot patrzył na niego badawczo. Czas płynął. Ś Cóż? Kończ już! Ś powiedział obcy. Ś Ja... ja... nie, nie poddam się! Ś wykrztusił Łowca, sparaliżowany strachem i zaskoczeniem. Ś Znakomicie! Ś huknął czarny kot. Ś Nareszcie do czegoś doszliśmy! Cała czwórka kompanów czarnego wycofała się z miejsca, gdzie przykucnęli dwaj przeciwnicy. Ś Jestem Tan Drżący Szpon z Pierwszych Wędrowców Ś oznajmił czarny kot, bezwiednie uderzając ogonem w przód i w tył. Ś Podaj swoje imię twarzy, intruzie! Ś Jestem Łowca z Klanu Ściany Zgromadzeń... i wcale nie jestem intruzem! Ś dokończył Fritti i poczuł teraz gniew. Drżący Szpon wydawał się usatysfakcjonowany, gdyż skinął łbem, ale na jego pysku nie malowało się nic poza skupieniem. Przywierając jeszcze mocniej do ziemi, zad czarnego kota zaczął poruszać się powolnym, kołującym ruchem, a jego ogon łopotał dziko. Łowca bezwiednie przyjął identyczną postawę. Patrzyli sobie prosto w oczy. Nagle Fritti zdał sobie sprawę, że Drżący Szpon jest od niego co najmniej dwa razy większy Ś jednak gdy spoglądał w oczy obcego, traciło to jakiekolwiek znaczenie. Ważny był tylko koniec jego smukłego, czarnego ogona, uderzającego to w tę... to w tamtą stronę... Ś Miło cię spotkać, Łowco Ś syknął Drżący Szpon. Ś Wyślę twą ka na łono Pramatki. Ś Łowco! Ś wrzasnął w panice Szybki Pazur. 88 Fritti odwrócił się teraz i odsunął kotka od siebie w bezpieczne miejsce. Ś Cicho, Pazurku Ś rzekł i potem odwrócił się znów ku czarnemu; spojrzał w oczy o kształcie migdałów. Ś Nie bądź taki szybki, żebyś nie pozbył się własnej ka, Tanie Osiłków. Fritti skoczył w przód. Rozległy się okrzyki radości, które zupełnie zagłuszyły przerażone piski Szybkiego Pazura. Wydawało się, że wszystko dzieje się w jednej chwili. Fritti poczuł wstrząs, kiedy Drżący Szpon zaatakował. Natychmiast znalazł się na ziemi, przygnieciony, próbując wydostać się spod pazurów większego kota. Przekulnął się na grzbiet i podniósł tylne łapy, boksując brzuch swego przeciwnika. Drżący Szpon odsunął się nieznacznie i Łowcy udało się wyślizgnąć i stanąć na łapach. Był to jednak tylko moment wytchnienia, bo czarny kot za chwilę znów go przygniótł. Tarzali się dookoła, wczepieni w siebie pazurami, wyjąc w ciągłej, narastającej waśni. Łowca dawał z siebie wszystko, kopał Drżącego Szpona w żołądek, gryzł i drapał jego łapy i pierś, lecz tylko przez kilka pierwszych sekund Ś był przecież młody i niedoświadczony. Czarny był ogromny i z pewnością stoczył już niejedną walkę. Wojownicy rozłączyli się na chwilę i krążyli wokół siebie z sykiem. Obaj czuli jednak potrzebę ostatecznego rozwiązania i wkrótce znów rzucili się na siebie. Przygwożdżony pod Drżącym Szponem Fritti zdobył się na ostatni wysiłek Ś wijąc się i kręcąc w uścisku olbrzymiego kota, zdołał wysunąć się na tyle, by wbić się zębami aż do krwi w ucho czarnego. W tym samym momencie siły go opuściły i Drżący Szpon przygniótł go swoim ciężarem. Poczuł szczęki zaciskające się na karku. Ś Czy krzyczysz „dość"? Ś warknął Tan wprost w sierść na karku Frittiego. Łowca próbował akurat złapać oddech, aby wykrztusić, że się poddaje, gdy uścisk szczęk zelżał, a nieprzyjemne dla ucha warczenie niosło już tylko echo po polanie. 89 Łowca z trudem przekręcił się na grzbiet i zobaczył Drżącego Szpona Ś skaczącego i wirującego wokół jak kot-de-mon Ś który łapami bił Szybkiego Pazura. Kotek, uczepiony swymi ostrymi zębami, wisiał u lśniącego ogona Drżącego Szpona. Kiedy wreszcie Tanowi udało się uwolnić od młodego kotka, wyczerpany i obolały kocur osunął się na ziemię o niecały skok od leżącego Łowcy. Drżący Szpon lizał swój poraniony ogon i z wyrzutem spoglądał na Szybkiego Pazura, który hardo znosił jego wzrok. Pozostałe koty okrążyły Pazurka, mrucząc gniewnie, lecz Drżący Szpon, gdy tylko wrócił mu oddech, powstrzymał ich, mówiąc: Ś Nie, nie, zostawcie go. Jego obrońca walczył dzielnie, a i on jest dość odważny na swój wiek. Może niezbyt mądrze wybiera sobie wrogów... ale to nie ma znaczenia. Niech sobie będzie. Widząc, że Szybki Pazur jest bezpieczny, Łowca ułożył się na grzbiecie, wyciągając łapy w górę. Najpierw ujrzał tysiące plamek migających przed oczami, a po chwili nie widział już nic... Kiedy Fritti się ocknął, spostrzegł, że Szybki Pazur stał się ośrodkiem zainteresowania. Cała grupa obcych kotów stłoczyła się wokół niego z wyrazem zaciekawienia i rozbawienia. Kociak najwyraźniej opowiadał im o Pchłożercy, Łowca widział, jak Drżący Szpon śmiał się, gdy Szybki Pazur próbował naśladować jeden z zabawnych podskoków starego. Podnosząc się cicho do pozycji siedzącej, Fritti bacznie przyglądał się gromadzie dziwnych kotów. Wyglądali teraz na życzliwych, z pewnością udało się im uspokoić Szybkiego Pazura, ale Łowca nie był tak ufny. Kim byli? Bez wątpienia przewodził im Drżący Szpon. Nawet śmiejąc się, tarzając po ziemi, nie tracił wyglądu opanowanej siły i władzy. Obok niego siedział tłusty, posiwiały, stary kocur, jego futro w po-marańczowo-czarne pasy przypominało letnie światło, brzuch rozpłaszczył się na ziemi pomiędzy grubymi łapami. Z drugiej strony Tana siedziały jeszcze dwa inne koty, jeden szary, drugi w czarno-białe łaty. Żaden z nich nie był tak 90 duży jak Drżący Szpon czy stary o sierści tygrysa, lecz obaj byli smukli, umięśnieni, z chłodnym wzrokiem znakomitych myśliwych. Piąty kot, siedzący poza kręgiem otaczającym Szybkiego Pazura, był zupełnie inny. Patrząc na niego, Fritti poczuł chłód. Piąty kot był biały jak lód, szczupły, smukły jak gałęzie brzozy, ale Łowcę zaniepokoiło co innego. Miał zaskakujące, przerażające oczy: mleczne z niebieskawym odcieniem, większe niż jakiekolwiek kocie oczy widziane przez Frittiego. Łowca przypomniał sobie opowieść Szybkiego Pazura. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie kryje się w nich jakiś okrutny, powolny podstęp. Jednak nie... Szybki Pazur mówił mu o przerażających oczach, ale on przecież musiał widzieć tego białego kota. Popatrz na niego, pomyślał Fritti, gdyby były to te same oczy, czy wywijałby przed nimi koziołki? I nie ma wśród nich czerwonych pazurów... Kiedy Fritti przyglądał się ich łapom, Pazurek w końcu zauważył go i zawołał radośnie: Ś Łowco! Dobrze się czujesz? Brzuchacz mówił, że poczujesz się lepiej. Właśnie opowiadam Pierwszym Wędrowcom o naszych przygodach! Ś To widzę. Ś Fritti ruszył, by dołączyć do grupki. Nikt poza Szybkim Pazurem nie posunął się, aby zrobić mu miejsce, więc wcisnął się tuż obok swego małego przyjaciela. Drżący Szpon obserwował go oczami wąskimi jak u węża, lecz uprzejmie przywitał go skinieniem głowy. Ś Witaj, Łowco. Miałeś dobre sny? Ś zapytał. Ś Nie śniłem Ś odparł Fritti. Tkliwie szturchnął Pazurka. Ś No tak, no tak... Ś odezwał się ogromny Brzuchacz, unosząc swój wielki brzuch, by przyjrzeć się Frittiemu. Ś Oto młody wojownik. Dobrze sobie radziłeś, młodzieńcze. Kiedy się urodziłeś? Masz ze sześć Oczu, co? Ś Za kilka obrotów słońca skończę dziewiąte Ś odparł i zawstydzony wbił wzrok w ziemię. Ś Jestem dość mały na swój wiek. Zapadła nieprzyjemna cisza, którą przerwał miękko szemrzący głos Drżącego Szpona. 91 Ś To nie ma znaczenia. Odwagi nie liczy się wedle Oczu. Jest tym cenniejsza, im trudniej ją rozpoznać. Odpowiedziałeś na wyzwanie i walczyłeś, jak nakazują Stare Prawa. Łowca niezupełnie rozumiał. Ś Wydaje mi się, że nie miałem wyboru. Na te słowa Brzuchacz roześmiał się, a na pysku Drżącego Szpona pojawił się grymas rozbawienia. Ś Zawsze istnieje wybór, mój mały zuchu Ś powiedział Brzuchacz, a inni mu przytaknęli. Ś Każdego dnia dokonujesz wyboru i jeśli zechcesz, możesz któregoś dnia skulić się we własnym futrze i zdechnąć. Pierwsi Wędrowcy nigdy tego nie robią, rozumiesz? Dlatego szanujemy twój wybór. Ś Stanąłem w obronie przyjaciela. Ś Bardzo, bardzo szlachetnie... Ś rzekł Drżący Szpon. Ś Z drugiej strony byłbym nieuprzejmy wobec wszystkich, gdybym nie przedstawił imion twarzy. Ty i ja spotkaliśmy się w walce, lecz moi polujący bracia są ci nie znani. Z Brzuchaczem już rozmawiałeś. Brzuchacz odsłonił zęby w uśmiechu. Ś To jest Wysmukły. Ś Szary skłonił głowę, gdy obwąchiwali się z Frittim. Ś Ten ładny kot w zabawne łaty, który wcale nie pobudza myszy do śmiechu Ś teraz czar-no-biały kocur pochylił cętkowaną głowę Ś to Muskacz. A ten dumny, siedzący samotnie to Lśniące Oko. Biały kot odwrócił się i leciutko poruszył uchem w stronę Frittiego, który uznał ten gest za powitanie. Muskacz zapiszczał: Ś Gdy nie jest w nastroju mistycznym, potrafi złapać jedną czy drugą mysz. Ś To nasz Oel-var'iz. Lśniące Oko jest Nadzmysłowy. Ś Głos Drżącego Szpona był wypełniony podziwem i szacunkiem. Fritti był pod wrażeniem. Jakże niezwykłym kotem musiał być Lśniące Oko, by zdobyć uznanie takiego urodzonego przywódcy jak Drżący Szpon! 92 Ś Ja niestety jestem tylko Łowcą Ś odezwał się cicho. Ś Nie wyróżniam się niczym wyjątkowym, jestem raczej, jak już wspominałem... niewielkiej postury. Brzuchacz wyciągnął się i trącił go swym dużym łbem. Ś Ejże, przecież to nic złego być małym. Nasz Lord Ognista Stopa był najmniejszy z Pierwszych. Ś A skoro już o tym mówimy to, z całym szacunkiem Ś powiedział Fritti Ś czy mogę spytać, dlaczego nazywacie się Pierwszymi Wędrowcami? Ś No cóż, wiele jest rzeczy, o których wy, młode koty, nic nie wiecie Ś powiedział Drżący Szpon. Ś I czy zawsze polujecie tak... w grupie jak teraz? Ś pytał Fritti. Ś Cóż... Ś zaczai czarny kot, ale przerwał mu natrętny Szybki Pazur. Ś I co potrafi Lśniące Oko? Wysmukły ziewnął rozdzierająco i odezwał się zdegustowanym tonem: Ś Z pewnością są nieźli w przepytywaniu. Idę zabić coś na śniadanie. Oddalił się. Drżący Szpon śledził jego gibkie kroki, a potem znów zwrócił się do Łowcy: Ś Wysmukłemu brak cierpliwości, ale ma inne zalety, które rekompensują to z naddatkiem. Spróbuję odpowiedzieć na niektóre z waszych pytań. Brzuchacz prychnął na to. Ś Pierwsi Wędrowcy Ś zaczął Drżący Szpon, zgromiwszy spojrzeniem ciężkiego kocura Ś są ostatnią czystą linią tego Ludu, który towarzyszył Lordowi Ognista Stopa w czasach Pierwszych. Mój przodek, Chyży Szpon, służył mu za panowania Księcia Błękitnego Grzbietu. Przyrzekliśmy na serce i pazur strzec tego dziedzictwa. Dni mężnych walk, dotrzymywanych obietnic i prawdy nie umrą tak długo, jak długo żyć będą Pierwsi Wędrowcy. Ś Drżący Szpon z powagą spojrzał na Łowcę i Szybkiego Pazura. Ś Kiedy nie przestrzega się Praw i Nakazów, życie staje się nędzne 93 i marne, pozbawione godności. My, Pierwsi Wędrowcy, przestrzegamy praw Pierwszych, wcielamy je w życie. To nie zawsze jest łatwe... wielu z tych, w których płynie nasza krew, nie umie żyć zgodnie z naszą regułą. Czarny powoli przesunął wzrok po zgromadzonych i zatopił spojrzenie w dalekim lesie. Ś Jest nas dużo mniej Ś powiedział Drżący Szpon. Ś I mniej jeszcze będzie o tych, co zadrżą Ś rozległ się delikatny, wysoki głos. Drżący Szpon i pozostali odwrócili się ku Lśniącemu Oku, który wciąż siedział oddalony od nich. Ś Tak rzekłeś. Tak rzekłeś Ś schrypniętym głosem odezwał się niestrudzony Tan. Ś I może nie jest to takie złe Ś powiedział Brzuchacz. Ś Jest między Wędrowcami kilku takich, bez których, jak sądzę, doskonale damy sobie radę. Fritti był wciąż zaciekawiony i spytał: Ś Czy zawsze podróżujecie w takich dużych grupach? To naprawdę dziwne! Muskacz i Brzuchacz wybuchnęli śmiechem. Drżący Szpon pospieszył z wyjaśnieniem. Ś Nie, oczywiście, że nie. Byłoby dziwne, gdyby naśladowcy Tangaloora Ognistej Stopy, który zwykle chadzał samotnie, wałęsali się bandami niczym Growlersi. Nie, jest nas zbyt mało, abyśmy mogli trzymać się wszyscy razem. Prawdę mówiąc, poza mną ostała się tylko garstka Tanów. Każdy z nas ma swoje terytorium i choć w noce Oka spotykamy się z jednym czy dwoma z najbliższych sąsiadów, zwykle poruszamy się w pojedynkę. Ś Jednak tutaj jest was pięciu! Ś skomentował Szybki Pazur. Ś Tak, lecz to zupełnie wyjątkowy czas. Zostaliśmy wezwani na terytorium mego brata Ś Tana Cierpkie Zioło. Wszyscy Pierwsi Wędrowcy, którzy usłyszeli wezwanie, zgromadzą się tam. Od czasów mego ojca nie gromadziliśmy się w tak wielkiej liczbie. 94 Ś Będziemy tańczyć, śpiewać i opowiadać kłamstwa Ś zachichotał Muskacz. Ś Drżący Szpon będzie mocował się z Cierpkim Ziołem, a Brzuchacz nawącha się zbyt wiele kociej mięty i wszystkich zawstydzi Ś dodał Muskacz i oberwał za to klapsa od starego kocura. Ś Tak Ś delikatnie przerwał mu Drżący Szpon Ś ale spotkanie wywołały nieszczęśliwe zdarzenia i trzeba będzie myśleć nie tylko o zabawie. Ś Oj, prawda to Ś mruknął Brzuchacz Ś jak i to, co jakiś przeklęty pies zrobił z biednym Tropicielem. Drżący Szpon szturchnął go. Ś Jesteś nieustraszonym myśliwym, stary przyjacielu, ale twoje usta wyprzedzają czasem oczy. Los Tropiciela to nie jest odpowiednia pieśń dla takich niewiniątek jak oni. Ś Gestem wskazał Frittiego i Szybkiego Pazura. Ś Skończmy już ten temat. Dla Frittiego oczywiste było, że wzgląd na ich uczucia nie był jedynym powodem, dla którego Drżący Szpon przerwał rozmowę. Przebiegły czarny Tan nie był skłonny zrezygnować z wszystkich środków ostrożności i całej dyskrecji już przy pierwszym spotkaniu, podobnie jak nie zrobiłby tego Łowca. Fritti znów poczuł podziw dla opanowania Drżącego Szpona. Ś Cóż, sądzę, że już najwyższy czas, byśmy wzięli przykład z Wysmukłego i zdobyli coś na śniadanie. Tan podniósł się. Zerwał się także Szybki Pazur. Ś A czy później powiesz nam coś jeszcze? Ś zapytał kociak. Ś O waszym spotkaniu i o Lśniącym Oku? Ś Na wszystko mamy czas dany nam na Ziemi, Szybki Pazurze Ś z czułością odpowiedział mu Drżący Szpon. Jego słowa, tak podobne do tych, które niegdyś usłyszał od Szorstkiego Pyska, dźwięczały w uszach Łowcy, kiedy koty rozdzieliły się, by zapolować. Po skończonym śniadaniu grupa kotów rozproszyła się po obrzeżach polany, by wymyć się i zdrzemnąć. Właśnie zaczął padać lekki deszcz i Łowca wpatrywał się w krople, 95 które wznosiły obłoki kurzu, padając na wysuszony piach. Monotonne bębnienie w liście ponad jego głową niemal go ukołysało. Czuł, jak opadają mu ciężkie powieki. Jednak mrowienie koniuszków wąsów sygnalizowało czyjąś obecność. Podniósł wzrok Ś obok niego siedział Lśniące Oko, krople deszczu iskrzyły się na jego śnieżnym futrze. Ś Pierwsze deszcze w roku wywołują wiele silnych wrażeń, prawda? Ś Wysoki głos Lśniącego Oka zwodził beztroską. Ś Przepraszam, ale nie rozumiem. Jakich wrażeń? Ś Wrażeń. Snów i marzeń. Objawień i mowy końca ogona. Dla mnie wczesny deszcz jest zawsze... tak jak powiedziałem. Obecność Lśniącego Oka i jego dziwne słowa zdenerwowały Łowcę. Ś Obawiam się, że niewiele wiem o takich sprawach, Lśniące Oko. Oel-var'iz spojrzał na Frittiego z rozbawieniem. Ś Jak sobie życzysz Ś powiedział. Ś Jak sobie życzysz. Odszedł, jakby trzymał na końcu swego długiego ogona jakiś tajemniczy żart. Drżący Szpon patrzył, jak Nadzmysłowy oddala się przez polanę. Później podniósł się, przeciągnął i spokojnym krokiem przeszedł się po obwodzie łąki, prze-stępując drzemiącego Brzuchacza. Obserwującego jego spacer Łowcę znów uderzyła skrywana siła czarnego kota. Ś Wyglądasz na zaniepokojonego, młody Łowco. Czy to sprawka Lśniącego Oka? Tan ułożył się na ziemi obok Łowcy. Ś Nie. Nie, on po prostu był towarzyski, tak myślę, ale ja niezupełnie rozumiałem, co mówił. Mam nadzieję, że go nie obraziłem. Ś Nie martwiłbym się tym za wiele. Widzisz, Nadzmy-słowi to dziwny gatunek. Błyskotliwi, szybcy jak strużka wilgoci, ale nieco grymaśni i dziwni. Wiesz, tacy już są. Kiedy my wszyscy uczymy się, jak złapać Piszczka, Oeł-var'iz dowiaduje się, jak czytać pogodę ze śladów węża, jak wy-96 woływać z bagien salamandry i tak dalej. Przynajmniej tak mówią. Tak czy inaczej są nieco stuknięci, a Lśniące Oko nie jest jeszcze najgorszy pod tym względem. Fritti wyczuwał, że Tan przesadza w swoich kpinach, aby go pocieszyć, ale nie mógł oprzeć się urokowi tej gry. Ś Nawiasem mówiąc Ś ciągnął Drżący Szpon Ś chciałbym wiedzieć, dokąd właściwie podążasz wraz ze swym małym przyjacielem. Bylibyśmy szczęśliwi, mogąc was eskortować, jeśli nasze drogi się schodzą. Ś Właśnie przed chwilą o tym myślałem Ś powiedział Fritti, przeciągając się ociężale. Znieruchomiał w połowie gestu, nagle onieśmielony swoją swobodą w obecności Tana. Ś Sądzę, że muszę zdecydować o tym szybko Ś dokończył cicho. Drżący Szpon nie pokazał po sobie, że zauważył zmieszanie Łowcy. Ś Przykro mi, lecz nie możemy was zabrać na spotkanie Tana. Nieufność wobec obcych, sam rozumiesz... Łowca siedział w milczeniu. Zadanie odnalezienia Cichej Łapy znów go zaniepokoiło. Jak trudno jest być odpowiedzialnym! Zatęsknił do prostych przyjemności swego kociego dzieciństwa. Czy uda mu się ją odnaleźć? Każdy pomysł, który zaświtał mu w głowie, po przemyśleniu okazywał się bezużyteczny. Ś Wydaje mi się Ś rzekł w końcu do Tana Ś że Szybki Pazur powiedział wam, dlaczego zapuściliśmy się w obce lasy? Ś Tak, młody myśliwcze. To odważny i szlachetny uczynek. Żałuję, że nie mogę podarować ci kilku mądrych wskazówek, gdzie możesz znaleźć swoją kotkę, ale niestety świat jest wielki. Nie jest pierwszą kotką, która została skrzywdzona przez tajemnicze moce, ale nic więcej nie mogę powiedzieć. Nie wolno mi przerwać milczenia aż do spotkania Tanów. Czarny kot podniósł łapę i w zamyśleniu podrapał się za uchem. 97 Ś Ja także słyszałem wiele dziwnych historii Ś przyznał mu rację Łowca. Ś Prawdę mówiąc, mój klan wysłał delegację na Dwór Harara, aby szukać pomocy w tej sprawie. Myślę, że powinienem pójść, spotkać się tam z nimi i sprawdzić, czego się dowiedzieli. Obawiam się, że zaledwie powąchałem i polizałem całą sprawę, kiedy postanowiłem wyruszyć. Tak, sądzę, że powinienem dotrzeć na Dwór. Zmrużone oczy Drżącego Szpona zaiskrzyły się dziwnie. Ś Hm, Dwór Ś chrząknął. Ś No tak, każdy myśliwy musi sam postawić łapę na tej drodze. Niestety, kiedy za dzień lub dwa dotrzemy do skraju puszczy, będziemy musieli rozdzielić nasze drogi. Terytorium Cierpkiego Zioła leży w kierunku Vez'an Ś na wschód Ś a wy będziecie musieli iść ku Va'an. Damy wam przynajmniej dobre wskazówki... i dobre życzenia. Ś Drżący Szpon podniósł się i dodał: Ś Prześpij się teraz. Chciałbym wyruszyć po Godzinie Krótkich Cieni. Czarny myśliwy odszedł tanecznym krokiem. Deszcz przeszedł w mżawkę, która kłębiła futra i oblepiała błotem łapy wędrowców. W ciągu szarego popołudnia i wieczoru przemierzali graniczne obszary starego lasu. Szybki Pazur, najmłodszy i najmniej wymagający, wpadł do kilku kałuż, nie zawsze przez przypadek. Tuż przed zachodem, gdy słońce już kryło się za linią widnokręgu, dotarli do ostatniej linii drzew. Drżący Szpon postanowił, że zatrzymają się tu, aby spędzić jeszcze tę ostatnią noc pod osłoną drzew. Wysmukły i Muskacz wytropili dość suche miejsce na wzniesieniu w sosnowym zagajniku i po niezbyt fascynującym polowaniu gromada rozeszła się, by ułożyć do snu. Dłuższy czas leżeli cicho, obserwując coraz większe strumyczki wody, prześlizgujące się niczym węże ku niżej położonym terenom. Muskacz i Szybki Pazur grali przez chwilę w łapki nad grzbietem Drżącego Szpona, póki zabłąkana łapa nie uderzyła Tana w bok łba. Z odchylonymi uszami, jednym warknięciem przywiódł niezmordowaną parę do pełnej niepokoju ciszy. Potem, spostrzegłszy, że była to tylko zabawa, przywódca Pierwszych Wędrowców zwrócił się do Brzuchacza: 98 Ś Stary przyjacielu Ś powiedział Drżący Szpon Ś zanosi się na długą noc. Co powiesz na małą rozrywkę, która mogłaby uchronić moją obolałą głowę od kolejnych łapek? Ś Świetny pomysł Ś wrzasnął Muskacz. Ś Opowiedz nam historię o Wysmukłym i jeżu! Wysmukły spojrzał na Muskacza z niesmakiem. Ś Oczywiście Ś powiedział kwaśno. Ś A później musimy koniecznie wysłuchać opowieści o tym, jak Muskacz po raz pierwszy polował na susła. Muskacz spojrzał przestraszony. Ś Może powinniśmy przełożyć tę opowieść o jeżu na inny raz Ś stwierdził. Drżący Szpon uśmiechnął się. Ś Dlaczego nie piosenkę lub wiersz? Ś zapytał. Ś To powinniście uznać za odpowiednie dla naszych młodych przyjaciół. Brzuchacz stłumił śmiech i przeturlał się na brzuch, który malowniczo rozłożył się pod nim. Ś Mam coś takiego Ś zarechotał Ś co lubią wszystkie ludy, których nazwy i zwyczaje zdołałem zapamiętać. Na te słowa Szybki Pazur, który właśnie podkradał się do Muskacza, sennie powrócił na swoje miejsce przy Frittim. Brzuchacz usiadł, prawie uderzając swą pręgowaną głową w nisko wiszący konar i sapnął z powagą. Ś Oto Ś rzekł Ś krótki wiersz pod tytułem „Szczurojad i duch myszy". Nucił przez chwilę, a potem zaczął śpiewać: Szczurojad to byt taki zwierz, Co lubił tłuste szczury jeść. Śpiewajcie: heja-hej Ś je jeść. Szczurojad wciąż na łowy gnał, Jak wiecie, w upał czy też w grad. Śpiewajcie: heja-hej Ś czy w grad. 99 Szczura raz ujrzał jak we Tam gdzie jaśnieje rzeki brzeg. Śpiewajcie: heja-hej Ś gdzie brzeg. Więc skoczył tam nasz młody By użyć swych pazurów dwóch, Śpiewajcie: heja-hej Ś swych dwóch. Lecz tu gdzie tłusty szczur miał być, O losie zły, nie było nic. Śpiewajcie: heja-hej Ś no nic. Choć słyszał pisk i zębów zgrzyt. Gdzie spojrzał Ś znów nie było nic. Śpiewajcie: heja-hej Ś znów nic. Usłyszał głos: Kółeczku mój, Ja jestem duch, ty jesteś zbój. Śpiewajcie: heja-hej Ś ty zbój. Na ducha głos nasz dzielny kot W ucieczki skoczył śmigły lot, Śpiewajcie: heja-hej Ś kot w lot. Szczurojad przestał myszy jeść. Teraz je chrząszcze, korę, pleśń, Śpiewajcie: heja-hej Ś jeść pleśń. Śpiewajcie: hejahej ten zuch, Co apetytu miał za dwóch, Śpiewajcie: hejahej miau-miau, Mru-mra nie będzie myszy jadł. Koniec pieśni Brzuchacza zbiegł się z wybuchem śmiechu i rozbawieniem. Łowca spostrzegł, że nawet Lśniące Oko ma na swej ascetycznej mordzie wyraz szczerej wesołości. Rozdział 9 W trzcinie śpi wiatr. Chodź. Szelest jej liści rdzawych słów Miedziaków grzechotliwych chór. W trzcinie śpi wiatr. Chodź. Jean Toomer U wschodzie słońca deszcz ustał na jakiś czas. Po porannym posiłku gromada ruszyła w drogę ku skrajom lasu i stanęła na moment, by wyczuć wiatr. W oddali, zasnute mgłą, ciągnęły się doliny i pagórki. Łowca pomyślał, jak daleko stąd znajduje się ich dom. Kiedy Drżący Szpon toczył z Brzuchaczem spór o to, którą wybrać drogę, Szybki Pazur skakał i tańczył po zroszonej trawie. Radość malca z wydostania się z przygnębiającego mroku lasu była zrozumiała, Fritti zazdrościł mu tej chwili beztroski. Mielibyśmy niezwykłe szczęście, gdyby ten las był najgorszym miejscem, jakie mijamy, pomyślał. Miło iść przez otwartą przestrzeń, ale w dolinach musi być bardzo trudno o jakąkolwiek kryjówkę. To rzecz, która przemawia za głębią lasu. Tan Pierwszych Wędrowców podszedł do niego, pozostali stanęli z tyłu półkolem. Ś Rozumiem, że wciąż zamierzasz kierować się w stronę Dworu Ś zachrypiał Drżący Szpon. Jego głos znów wydawał się pełen lekceważenia, lecz Fritti miał zbyt zajęte myśli, by poświęcić temu więcej uwagi. Ś Tak, Tanie. Myślę, że to najlepsze rozwiązanie. Ś No cóż Ś powiedział Drżący Szpon. Ś My musi- 101 my tu skręcić na wschód, wzdłuż skraju Starej Puszczy. Sądzę, że jakieś wskazówki przydadzą się wam, prawda? Ś Oczywiście Ś rzekł Fritti. Ś Doszliśmy tak daleko dzięki bardzo skromnej informacji, jaką podał nam Dostojnik, ale on sam mówił, że kiedy opuścimy las, będziemy potrzebowali jakiejś pomocy. Czarny kot wychylił się i spojrzał badawczo. Ś Powiedziałeś: Dostojnik? Ś Tak, to nasz przyjaciel ze Ściany Zgromadzeń. On śpiewał dla mnie myśliwską pieśń! Ś dumnie dodał Łowca. Tan zmarszczył nos i uśmiechnął się. Ś Czy to taki wielki, spłowiały osobnik? Ś pytał Drżący Szpon. Ś I zawsze zachowuje się tak, jakby przed chwilą się obudził? Fritti skinął głową. Ś Dostojnik! Ś ryknął znienacka Brzuchacz. Stary prę-gowany kocur kręcił łbem z radości. Ś Stary Dostojnik! Dlaczego nie powiedziałeś nam o tym, ty mały, chytry gadzie? Fritti zdziwił się: Ś Nie spodziewałem się, że go znacie. Ś Znacie? Ś zarechotał Brzuchacz. Ś Każde westchnienie, każdy zapach. Polowaliśmy razem w Południowym Lesie Źródła przez wiele, wiele sezonów. Znakomity kot! Ha! Co za czucie w wąsach! Drżący Szpon życzliwie spoglądał na starego druha, który cmokał niczym niemowlę. Ś Brzuchacz mówi prawdę Ś odezwał się Tan. Ś Nie przywitalibyśmy was tak wrogo, gdybyście posłużyli się imieniem Dostojnika. Cóż, skoro jesteście pod pieczą takiego kota i ja czuję się lepiej z wielu powodów. Dostojnik nie uczyniłby swym polującym bratem byle kogo. Fritti znów poczuł się lekko oszołomiony. Wszyscy uważają go za kogoś ważniejszego niż on sam. Ś No tak, ale jak powiedziałem, Dostojnik nie podpowiedział nam, dokąd iść, gdy wydostaniemy się z lasu Ś przypomniał. 102 Ś Ach Ś wyjęczał Drżący Szpon, udając smutek. Ś Żeby ten niedorostek przypominał mi o moich obowiązkach. Wygląda na to, że mój stary kumpel przysłał was tu z daleka, aby mnie przywołać do porządku. Przecież powiedziałem, że dam wam wskazówki, prawda? No dobrze. Słuchajcie uważnie, bo powiem wam coś więcej niż tylko to, jak trafić do Dworu Królowej. Tan odwrócił się i ogarnął wzrokiem falisty krajobraz. Ś A zatem: rozciągają się przed wami Doliny Łagodności. Idźcie w kierunku, który wskazują teraz wasze nosy, a jeśli będziecie utrzymywać swój lewy bok po stronie zachodu, to nie zabłądzicie. Kiedy przekroczycie Rzekę Wskazującego Ogona, znajdziecie się na równinach, mniej więcej w połowie drogi. Nosy trzymajcie zwrócone ku U'ea, u swych krańców równina zacznie się wznosić. Gdy dotrzecie do Szemrzącego Szmeru, przejdźcie na drugą stronę i idźcie w górę rzeki, kierując się ku obrzeżom Lasu Źródła. Poznacie go z pewnością, gdy tylko do niego dojdziecie. Zapamiętasz wszystko? Fritti potwierdził. Ś Ja mu pomogę, panie Ś odezwał się Szybki Pazur. Wszyscy zgodzili się, że z pewnością to zrobi, i Pierwsi Wędrowcy zebrali się wokół, by ich pożegnać. Nawet Wysmukły podszedł bliżej i potarł nosem o nos Pazurka i Łowcy. Kiedy jego towarzysz wymieniał pożegnalne szturchańce z Muskaczem, Łowca ujrzał obok siebie Lśniące Oko. Ś Chciałbym przekazać ci słowa widzenia Ś powiedział biały kot. Ś Czuję przypływ mojej mocy. Fritti nie był pewny, czy chce je usłyszeć, bez względu na to, co powie Lśniące Oko, ale było już za późno, żeby się sprzeciwiać. Nadzmysłowy już obwąchiwał jego nos i wciągał zapach jego grzbietu aż po koniec ogona. Później biały kocur usiadł i przymknął oczy. Gdy znów je otworzył, Łowca ze zdziwieniem spostrzegł, że ich mlecznolazurowy kolor przemienił się w głęboki granat. Szczęki Lśniącego Oka rozwarły się i popłynął natchniony szept: Ś Wielcy zawodzą nocą... ziemia porusza się... odna-103 jdziesz wołanie serca... w nieoczekiwanym miejscu... Ś Nad-zmysłowy potrząsnął głową, jakby przeszkodził mu jakiś głośny dźwięk, i ciągnął szeptem: Ś ...każdy ucieka od niedźwiedzia, ale... czasami sam niedźwiedź... ma złe sny... Ś Tu nastąpiła krótka przerwa. Ś Złapany w mrocznym miejscu dobrze wybieraj przyjaciół... lub wrogów... Po kolejnej chwili ciszy Lśniące Oko znów zamknął oczy, a gdy ponownie podniósł powieki, jego oczy miały dawny odcień błękitu letniego nieba. Jeszcze raz skinął głową wstrząśniętemu Łowcy. Ś Może spotkasz swój szczęśliwy los, dobrych tańców, młody myśliwy Ś powiedział i odwrócił się. Fritti siedział, dumając nad niesamowitą pieśnią, jaką zaśpiewał mu Lśniące Oko, kiedy zbliżył się Drżący Szpon wraz ze stąpającym u jego boku Brzuchaczem. Ś Zanim będziemy życzyć ci dobrej podróży, przyjacielu, chcę ofiarować ci dwa słowa rady Ś powiedział Tan. Ś Dwór może okazać się niezupełnie taki, jak się spodziewasz. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. My, Pierwsi Wędrowcy, uważamy, że to nie jest naturalne i sprzeciwia się woli naszego Pana, Ognistej Stopy, że Lud przez cały czas żyje tak blisko siebie. Poza tym ostatnio także to miejsce zaczyna cuchnąć wonią M'an. Ś Czy to znaczy, że w okolicy mieszkają Duzi? Ś zapytał zaskoczony Fritti. Ś Nie, oczywiście, że nie, lecz wpływ naszych niegdysiejszych sług dotarł nawet do Siedziby Harara. Choć myślę, że nie powinienem cię uprzedzać. My, Pierwsi Wędrowcy, wiedziemy samotnicze życie i wielu mieszkańców Dworu Królowej uważa nas za odszczepieńców. Ty, jako myśliwy, musisz uczynić własny wybór. Ś Czarny przywódca wpatrzył się w piach. Wtedy odezwał się Brzuchacz: Ś Młody Książę Płotołaz nie jest jednak zły. Jeśli będziesz potrzebował przyjaciela, on może się nim okazać. Jest trochę porywczy, ale porządny z niego kot. 104 Drżący Szpon podniósł wzrok i uśmiechnął się, odsłaniając ostre zęby. Ś Chodź, nakładliśmy ci do głowy tyle zagadek, że starczyłoby dla gromady posiwiałych pysków na wiele miesięcy. Musimy się już rozstać. Całą trójką podeszli do pozostałych. Szybki Pazur wywinął się spod Muskacza i przydreptał do Frittiego. Drżący Szpon podniósł łapę w geście błogosławieństwa. Ś Łowco i Szybki Pazurze, młodzi myśliwi i przyjaciele naszego starego towarzysza Dostojnika, życzymy wam szczęśliwej wędrówki. Wiedzcie, że jesteście jednymi z niewielu obcych, którym zawsze wolno będzie wędrować z Pierwszymi Wędrowcami. Fritti i Szybki Pazur pochylili głowy. Ś Odmówię dla was naszą modlitwę. Jeśli kiedykolwiek będziecie w niebezpieczeństwie i wypowiecie jej słowa, a usłyszy ją któryś z Pierwszych Wędrowców Ś pospieszy wam z pomocą. Jeśli nie będzie nikogo w pobliżu, na pewno nie zaszkodzi wam przywołanie imienia Lorda Przygód, bez względu na sytuację. Oto jej słowa: Tangaloorze, jasny płomieniu Płomienna stopo, najdalszy wędrowcze Mówi do ciebie twój myśliwy Wzywa w potrzebie W potrzebie, ale wolny od strachu. Ś Zapamiętacie? Ś zapytał Drżący Szpon. Ś Dobrze! Ś Na chwilę zapadła nieprzyjemna cisza. Potem Drżący Szpon dodał: Ś Dobrych tańców wam obu. Fritti skłonił się. Ś Żegnaj, Tanie, żegnajcie, Pierwsi Wędrowcy. Wasza życzliwość jest tym cenniejsza, że nieoczekiwana. Wam również chciałbym życzyć dobrej drogi i dobrych tańców. Łowca odwrócił się i nie oglądając się za siebie, ruszył ku dolinom. Po chwili dogonił go Szybki Pazur. Pierwsi 105 Wędrowcy dawno zniknęli już z zasięgu wzroku, a oni ciągle szli w milczeniu. Kilka pierwszych dni w dolinach upłynęło im spokojnie. Z każdą godziną zbliżali się ku wierzchołkowi łagodnego pagórka, który dawał widok na całą okolicę. Ustawiając się względem słońca, nie mieli kłopotów z utrzymaniem właściwego kierunku. Gęste trawy koiły ich zmęczone łapy, a zielone stoki wzniesień obfitowały w różnego rodzaju jadalne stworzenia. Rytm życia dolin był spokojniejszy, bardziej melancholijny niż puls lasu i nawet ofiary ich polowań wydawały się akceptować swoje przeznaczenie z cichą rezygnacją. Ta droga przez łagodną, falistą krainę była nawet przyjemna. Jednak dni stawały się coraz chłodniejsze. Jesień była już u skłonu, a zima cierpliwie czekała na swoją kolej Ś dla Frittiego i Pazurka ta zmiana pogody była milczącym przynagleniem. Kiedy któryś z nich zostawał w tyle, gdy zauroczył ich jakiś nowy widok czy zapach Ś przenikający kości chłód, nagłe, lodowate ukłucie szybko odsyłało ich z powrotem na właściwą drogę. Fritti martwił się tym, że pogoda ducha Szybkiego Pazura została zniszczona trudami podróży. Łowca także był w melancholijnym nastroju. Poczucie odpowiedzialności za dzielnego malca mroczyło mu godziny wędrówki. Pewnego szarego popołudnia oba koty polowały na swój południowy posiłek na rozległym, zielonym stoku wzgórza. Jego wierzchołek porastały, niczym korona, leśne krzewy, miejsce poniżej wydawało się wprost wymarzonym terenem łowieckim. Obwąchując skraj zagajnika, koty wypłoszyły stamtąd młodego zająca. Kiedy mknął przez murawę pagórka, rzuciły się do ataku, otaczając Praere z obu stron, by uniemożliwić mu ucieczkę. Nagle zajączek zastygł w miejscu tak niespodziewanie, że zaskoczeni myśliwi także stanęli Ś w tej samej chwili nad ich głowami przesunął się ogromny cień. Skamieniały Praere, z paniką w spojrzeniu, zniknął w chmurze brązowych piór, która nagle spadła z nieba. Ja-106 strząb niemal nie dotykał ziemi, gdy zatrzymał się, by chwytając zająca szponami ze stali, złamać mu kark. Przez chwilę Meskra ciężko machał skrzydłami i wzniósł się w górę, unosząc zwiotczałe ciało. Złapał wiatr i poszybował w górę, pozostawiając za sobą wpatrzone weń koty. Ani ptak, ani ofiara nie wydały najmniejszego dźwięku. Wzgórze nagle opustoszało, w nikłym słonecznym świetle wydawało się nagie. Po chwili Szybki Pazur odwrócił się ku Frittiemu. Rozchylone w przerażeniu wargi odsłaniały jego zęby. Ś Och, Łowco Ś zaszlochał. Ś Chcę wracać do domu. Żadna odpowiedź nie przyszła Frittiemu do głowy i w milczeniu sprowadzał Szybkiego Pazura ze wzgórza. Tego samego popołudnia, kiedy malec nareszcie usnął, Fritti usiadł, wpatrując się w chmury, które przesuwały się po niebie. Minęło osiem dni od czasu, kiedy opuścili obrzeża Starej Puszczy i zaczęli swą wędrówkę po wyżynie; Oko Meerclar osiągnęło swą pełnię i rozpoczęło swoje zamykanie. Ze szczytów wyższych wzgórz mogli teraz dostrzec w oddali przyćmioną, lśniącą smugę, wijącą się nikłym blaskiem wśród dalekich wzgórz. Fritti cieszył się z tego widoku. Był prawie pewny, że jest to Rzeka Wskazującego Ogona, a Drżący Szpon mówił, że oznacza ona połowę ich drogi do Dworu. Pomaszerowali naprzód z nieco większym entuzjazmem, ale początkowo koryto rzeczne wyglądało tak, jakby pozostawało równie daleko; Wskazujący Ogon przypominał po prostu blask na widnokręgu. Jednak wyżyna zaczynała pochylać się ku rzece, a skupiska drzew, które gdzieniegdzie porastały okolicę, stawały się coraz bardziej rozproszone. Trzynastej nocy spędzonej poza lasem usłyszeli nareszcie poprzez łąki stłumiony szmer rzeki. Był to kojący dźwięk Ś z tej odległości tak bardzo przypominał poszum strumyka, który płynie za Ścianą Zgromadzeń po wiosennych roztopach. Zanim usnęli tej nocy, grali w Skradaj-się-Skacz i po raz pierwszy od chwili rozstania z Pierwszymi Wędrowcami Fritti śmiał się. 107 O świcie piętnastego dnia wędrówki przez Doliny Łagodności zeszli w dół płytkiego koryta ku brzegom rzeki. Trawy spowite były mgłą, a niebo pachniało nadchodzącym deszczem. Podejście do Rzeki Wskazującego Ogona, której wody stały wysoko, przypominało zejście z wyżyn do świata wody i chłodnego powietrza. Wartki, szemrzący nurt miał siłę i prędkość, które w niczym nie przypominały nieśmiałości i skromności leśnych strumyków rodzinnych okolic. Rzeka pluskała i śmiała się, niosąc z prądem wierzbowe witki i źdźbła trawy tylko po to, aby posłać je roztańczone w łagodne wiry i pozwolić leniwie dryfować wzdłuż brzegów. Rzeka grała z nimi w kotka i myszkę, porywając je znów w rwący prąd i niosąc, gdzie nie sięgał już wzrok. Fritti i Pazurek bawili się na brzegach rzeki, dopóki słońce nie podniosło się wysoko na niebo nad ich głowami i przedzierając się przez mgłę, odbijało się punkcikami w bystrej wodzie. Na zmianę uderzali w patyki, które płynęły w pobliżu brzegu, wyrzucając do przodu łapy, wychylając się za patykami coraz dalej. Dopiero kiedy Szybki Pazur w chwili beztroskiego zapomnienia o mało nie wpadł do wody, złapany w ostatniej sekundzie za kark, Fritti zaczął się zastanawiać, w jaki sposób zdołają przebyć wartką, silną Rzekę Ogona. Poszli dalej w górę rzeki i woda stawała się jeszcze bardziej gwałtowna i hałaśliwa. Przyczynę tego odkryli tuż przy zakręcie. Tu Wskazujący Ogon nieco się zwężał i opływał kilka skał sterczących w spienionej wodzie niczym złamane zęby. Kiedy podeszli bliżej, wierzchołek jednej z tych skał poruszył się lekko, a potem odwrócił i spojrzał na nich szeroko otwartymi oczami. To był Pchłożerca, tkwiący w samym środku strumienia niczym sowa. Rzeka Ogona kłębiła się i syczała wokół szalonego kota. Przez chwilę przyglądał się on dwóm przyjaciołom, później wstał, wszystkie jego włosy sterczały jak kolce. Bez jednego słowa zakołysał się w miejscu i skoczył na kolejny, dalszy kamień utkwiony w strumieniu. Właśnie szukał następnego, bezpiecznego celu 108 jeszcze jednego skoku, kiedy Fritti zawołał go, przekrzykując ryk wody uderzającej o kamienie: Ś Pchłożerco! To naprawdę ty? To my, Łowca i Szybki Pazur! Czy nas pamiętasz? Pchłożerca odwrócił się i spojrzał na nich niewzruszony. Ś Wracaj, proszę! Pchłożerco! Ś Fritti krzyczał coraz głośniej. Ś Wróć na ten brzeg! Pchłożerca najpierw zawahał się, a potem skoczył z powrotem na kamień, który opuścił. Dwaj przyjaciele obserwowali go, jak mozoli się nad drogą powrotną, jak zeskakuje z ostatniego głazu na brzeg zarośnięty trawą. Przyglądając się im ostrożnie, Pchłożerca przykucnął na skarpie. W końcu rozpoznał ich. Chyba coś mówił, ale Fritti nie słyszał jego słów przez łoskot wód Wskazującego Ogona, pokazał więc, aby stary kocur poszedł za nimi, dalej od brzegu. Zatrzymali się w pewnej odległości od rzeki. Ś Cieszę się, że cię widzę, Pchłożerco! Ś powiedział radośnie Szybki Pazur. Wyglądało na to, że zupełnie zapomniał już o strachu, jaki niegdyś odczuwał w obecności tego dziwacznego, ubłoconego kota. Lekko zafrasowany Pchłożerca okrążał parę wędrowców, obwąchując ich. Ś Wurra-wurra-wurra Ś odezwał się w końcu. Ś Oto żartołowcy, łazęgi-mitręgi we własnej osobie! Ś Z ciekawością wyprostował łeb. Ś Co sprawiło, że wy, małe szczury lądowe, przytuptaliście tupu-tupu nad rzekę? Chcecie nawilżyć wasze noski? A... cóż to za cud, jak udało wam się uciec od piekielnych tortur tych kocich demonów? Wyrosły wam skrzydła i odfhmęliście? Nie byłby to pierwszy przypadek Ś dodał tajemniczo. Ś Jakie koty-demony? Ś spytał Szybki Pazur. Ś Spotkaliśmy tylko Pierwszych Wędrowców, a oni byli dla nas bardzo mili. Ś Ach! Mysie gadanie! Ś warknął Pchłożerca i splunął. Ś Zaczynają przyjemnie, ale szybko czegoś chcą, zawsze męczą ciało. 109 Fritti nie wziął gderania Pchłożercy zbyt poważnie. Ś Już dobrze Ś powiedział. Ś Teraz jesteśmy tu wszyscy, czy moglibyśmy powędrować razem przez jakiś czas? Po przekroczeniu rzeki mamy zamiar przemierzyć Równinę Słonecznego Gniazda. Bylibyśmy zachwyceni, gdybyś nam towarzyszył. Pchłożerca uśmiechnął się i skinął głową. Ś Powinienem tamtędy iść Ś zgodził się. Ś Podążam za wyjątkowo głośną i krzykliwą gwiazdą. Ś Położył uszy po sobie i ściszył głos. Ś Jednak... wiem, dokąd ona idzie, by spędzić zimę! Zadowolony z tego, że podzielił się swoim sekretem, Pchłożerca wykonał niewielkie nożyce łapami i lekko ugryzł w ucho Pazura, który przyjął to przyjaźnie. Ś Czy możesz przeprowadzić nas przez strumień? Ś zapytał Fritti. Ś Wygląda na to, że najlepiej znasz skały. Ś Czy ziemne wiewiórki mają futra na swych pręgowa-nych tyłkach? Pewnie, że mogę! Ś odparł Pchłożerca. Na drugim brzegu Rzeki Ogona zmienił się krajobraz. Otulone zielenią Wzgórza Łagodności zmniejszyły się i znik-nęły zaledwie w ciągu godziny Ś zastąpiły je przypadkowe pagórki niby kocięta ostrożnie wyglądające z rozkołysanych traw. Szybki Pazur i Łowca nigdy nie widzieli nic takiego, co dałoby się porównać z Równiną Słonecznego Gniazda. Rozciągała się ona w dal, wydawała się niemal bezkresna: szeroki, płaski ocean traw i ziół. Była tak płaska, jak tylko natura mogła ją stworzyć, a choć za nimi wznosiły się wzgórza, wydawało się, że idą gdzieś bardzo wysoko. Niebo, wymiecione już wiatrami i deszczami chłodniejszej pory roku, wisiało nisko nad ich głowami i wzmacniało to wrażenie. Czuli się tak, jakby zostali wyniesieni na bezmierną powierzchnię, by sprawdziła ich jakaś nadprzyrodzona moc. Frit-tiego i kociaka cieszyła obecność Pchłożercy. Po trzecim i czwartym wschodzie słońca monotonny majestat równiny zaczął powodować, że poczuli się mali i niepotrzebni. Jednak Pchłożerca był istnym źródłem rozrywki, pełnym fragmen-110 tów dziwnych poematów i zabawnych powiedzonek, które nic nie znaczyły. Gdy pewnego popołudnia usiedli w trawie, by odpocząć, Szybki Pazur nieśmiało zaczął recytować fragment wiersza, jaki ułożył na temat ich wędrówki na Dwór Harara. Był niezdarny i niedokończony, ale Fritti uznał go za uroczy. Zdziwił się, kiedy spostrzegł, że popsuł się nastrój Pchło-żercy. Chcąc uchronić Pazurka od zakłopotania, najpierw pochwalił jego dziecinny utwór, a potem zwrócił się do Pchłożercy, zmieniając temat: Ś Zastanawiałem się Ś zaczął Łowca Ś dlaczego właściwie ta wielka, płaska kraina nazywa się Równiną Słonecznego Gniazda. W niczym nie przypomina mi ona gniazda, Pchłożerco. Czy ty wiesz dlaczego? Pchłożerca spojrzał na Łowcę swymi zasmuconymi oczami i bezmyślnie odgarnął z pyska kosmyk zabrudzonych włosów. Ś Tak się składa, mały smakoszu Piszczkowych udek, że wiem. Naprawdę. Ś To powiedz nam, proszę! Czy to jest pieśń? Ś Nie, to nie pieśń, choć powinna być. Ś Pchłożerca smutno potrząsnął głową. Ś To po prostu coś, co usłyszałem i zapamiętałem w czasach, gdy byłem jeszcze kociątkiem, liczyłem sobie mniej Oczu niż to małe inkum-dinkum tutaj. Fritti zdał sobie sprawę, że nie wie nic o przeszłości Pchłożercy. Obiecał sobie, że później spróbuje wyciągnąć coś na ten temat z szalonego, melancholijnego wędrowca. Ś Mówiono wtedy, mówiono tak Ś zaintonował Pchłożerca Ś że gdy Pramatka Meerclar po raz pierwszy otworzyła swe jasne oczy, wszędzie dookoła panowała ciemność. Oczywiście Pramatka miała oczy widzące najostrzej, ale chociaż widziała, drżała od przenikliwego zimna. Myślała nad tym wciąż i wciąż, bo żaden kot, nawet największy, nie lubi marznąć. Po jakimś czasie zaświtała jej w głowie pewna myśl. Potarła swoje łapy Ś wielkie, czarne łapy Ś jedna o drugą i tarła nimi tak szybko, że wykrzesała iskrę niebiańskiego ognia. Wzięła tę iskierkę i położyła na ziemi. Sama 111 położyła się tuż obok i opiekowała się nią, chroniąc własnym futrem, a iskra rosła. Kiedy iskierka podrosła, próbowała uciekać, ale Pramatka zawsze wychylała się i łapała ją, turlając po ziemi z powrotem, aż do miejsca, w którym się urodziła. Mała rosła, przybierała na sile, stawała się wielka i wspaniała, a kiedy opiekunka łapała ją i turlała z powrotem, ziemia pod nimi stawała się coraz bardziej płaska. Coraz większa, coraz jaśniejsza i coraz bardziej okrągła iskierka w końcu mogła ogrzać wszystkie pierwsze zwierzęta na Ziemi. Toteż przychodziły one i gromadziły wokół młodego słońca, tłocząc się i popychając, aby podejść bliżej... i żadne stworzenie nie robiło już nic poza tym, że leżało w ciepłe i blasku, aż cały świat stał się pusty i martwy poza tym jednym miejscem na ogromnej, płaskiej równinie. To rozzłościło Pramatkę Meerclar niczym przykra pogoda i wyrzuciła słońce wysoko w niebo, skąd mogło sprawiedliwie oświetlać cały świat. Wtedy mieszkańcy Ziemi znowu się rozproszyli. A słońce wciąż świeci tam, w górze. Jednak kiedy słońce, które grzeje i daje światło, najlepiej jak potrafi, jest już zmęczone, Pramatka zabiera je na swoją puszystą pierś, gdzie nabiera sił. Kiedy to się dzieje, świat na jedną porę roku ogarnia chłód. Ś Właśnie teraz Ś kończył Pchłożerca Ś przemierzamy to miejsce, gdzie Pramatka trzymała je w dzieciństwie, stąd nazwa. Proste jak mysz na obiad, co? Fritti i Szybki Pazur zgodzili się z nim. Następnego dnia, kiedy powoli nadchodziła Wszechogarniająca Ciemność, a słońce, o którym opowiadał szalony kot, kryło się już za zachmurzonym widnokręgiem, Pchłożerca dostał jeden ze swoich ataków. Cała trójka szła akurat przez falujące morze traw, zanurzona w nim po pierś, gdy Pchłożerca niespodziewanie przysiadł, nastawił wąsy i zaczął mamrotać. Tym razem nie wyglądał na przestraszonego czy zaalarmowanego, lecz mruczał pełen entuzjazmu: 112 Ś ...A tu cię mam. Ha! Leżysz sobie w zbożu, co? Toczysz się i łaskoczesz mnie w sam nos, co pannico? Ha! Łowca i Szybki Pazur usiedli, żeby to przeczekać, pewni, że przemowa ucichnie za chwilę i będą mogli ruszyć w dalszą drogę. Ś Zaczekaj! Zaczekaj! Ś wykrzyknął Pchłożerca i zerwał się na równe łapy. Ś Gwiazda! Nie widzicie, jak błyszczy? Musimy ją dopaść, nim wywącha z nas prawdziwe kolory! Och, nie pozwólcie, żebym znowu się spóźnił! Muszę przeskoczyć mur! Nagle, bez uprzedzenia, Pchłożerca zerwał się przywołując gwiazdę, jakby widział ją przesuwającą się przed sobą. Zniknął wśród wysokich ziół, a jego przerażeni towarzysze rzucili się w pogoń. Jednak Pchłożerca był zbyt szybki i wkrótce przestali słyszeć nawet jego głos. Przez cały wieczór czekali na niego, nie ruszając się z miejsca, choć żołądki dopominały się pożywienia, ale nie wrócił. W końcu poddali się i ruszyli na polowanie. Ranek powitał ich znów tylko we dwójkę i razem wyruszli w dalszą drogę. Rozdział 10 Na co polują przy migotliwych wodach jezior, Przy srebrnej kuli Księżyca, Jeziorze Nieba Ś W pasiastym gąszczu traw, między nagimi pniami Nieład gwiazd ponad nimi jak zwierzęce ślepia! W. J. Turner Rozpadało się na dobre. Przemierzając rozległe łąki Słonecznego Gniazda, koty najpierw biegły pod lichą, z trudem znalezioną osłoną. Jednak przykrycie pojawiało się się coraz rzadziej, a deszcz padał coraz gęstszy, musiały się zatem pogodzić z przemoczonymi do suchej nitki futerkami. Szybki Pazur przeziębił się i jego katar stał się przedmiotem osobistych zmartwień Łowcy. W niektórych momentach wywoływało w nim to odruch współczucia dla małego kotka i wtedy Fritti zdobywał się na cieplejsze słowo czy pełnego czułości szturchańca. Jednak czasami choroba i młodość Pazurka doprowadzały go do złości, która szybko się zapalała i szybko nikła. Pewnej nocy, gdy podczas gwałtownej burzy przerażony i zmarznięty Pazur wdrapał się na niego, Łowca poczuł, jak całe wezbrane w nim zdenerwowanie wybucha. Odepchnął Pazurka, uderzając go łapą. Kotek zagrzebał się w trawę, cichy szloch wstrząsał jego drobnym ciałem, a Fritti poczuł nagły przypływ przerażenia. Szybki Pazur umrze i zostawi go samego w tej bezkresnej, dzikiej krainie! Wtedy dopiero uświadomił sobie, co zrobił Ś wstał, chwycił malca za kark i przyniósł z powrotem. Wylizał jego mokre fu-114 terko i przywarł do niego mocno, żeby było mu ciepło, dopóki deszcz nie uspokoi się trochę. Kilka dni później, kiedy ciągle szli do przodu pełni zrezygnowanej determinacji, Fritti poczuł, że coś idzie za nimi. Minęła większa część dnia, a przeczucia go nie opuściły, wprost przeciwnie Ś wzmocniły się. Tak ostrożnie jak tylko potrafił, powiedział o nich swemu młodemu towarzyszowi. Ś Ależ Łowco Ś zauważył Szybki Pazur Ś nasze polowania były ostatnio bardzo marne, niewiele jedliśmy. Wydaje mi się, że to dlatego jesteś nieswój. Kto, poza parą zwariowanych kotów, kręciłby się w tej okolicy i to w taką pogodę? Była to rozsądna uwaga, lecz w głębi duszy Fritti czuł, że na jego zmysły oddziałuje coś więcej niż tylko zwyczajny brak myszy. Tej samej nocy, podczas najskrytszej godziny Ostatnich Tańców, Fritti gwałtownie usiadł na swoim posłaniu. Ś Pazurku! Ś syknął. Ś Tam coś jest! Jest tam! Czujesz? Szybki Pazur najwyraźniej czuł to także, był całkowicie przebudzony i drżał. Obaj wbili wzrok w otaczający ich mrok, ale nie zobaczyli niczego poza pustką nocy. Pełznący, mrowiący chłód utkwił w wąsach, a z sąsiedztwa nasycony wilgocią wiatr niósł zapach krwi i starych kości. Resztę nocy spędzili niczym Piszczki, na które polowali Ś drgając na każdy dźwięk Ś ale w końcu wrażenie to zelżało i znikło. W nikłym świetle poranka nie mieli jednak ochoty na sen. Ruszyli w drogę, nie zatrzymując się nawet po to, by upolować coś na śniadanie. W ciągu dnia deszcz wzmógł się, niebo było ciemne i ciężkie, a kiedy spieszyli do przodu, wiatr wiejący z pomocy dmuchał od czasu do czasu w ich twarze strugami wody. Odczucie, że są śledzeni, nie tylko nie opuściło Frittiego, ale dzielił je teraz także Szybki Pazur. Dlatego, kiedy w końcu późnym wieczorem złapali małego, przemoczonego Pisz-czka, zjedli go w pośpiechu i od razu się podnieśli, nie zwa-115 zając na głód i ogromne zmęczenie. Właśnie przełknęli ostatnie kęsy żylastego mięsa, kiedy w wirującej wiatrem, deszczowej ciemności za ich plecami rozległ się potworny, zawodzący jęk, który zmienił ich w niewzruszone skały, ich serca zamarły na chwilę. Inny jęk, nie mniej przerażający, lecz nieco bardziej oddalony, doszedł koty z przeciwnej strony. Byli osaczeni! Ta potworna myśl naraz uderzyła ich obu. Z miejsca gdzie rozległo się pierwsze wycie, teraz dobiegł ich dziwny, niski dźwięk i coś potężnego ruszyło ku nim przez wysokie trawy. Wyrwany w jednej chwili z bezruchu Fritti odwrócił się i stuknął Szybkiego Pazura łbem tak, że kotek omal nie upadł. Ś Uciekaj, Pazurku, tak szybko jak tylko możesz! Ś zapiszczał Fritti, próbując mówić cicho. Szybki Pazur odzyskał równowagę i obaj wystrzelili w przód jak węże spod odwróconej skały. Słyszeli, jak z drugiej strony szeleściły i szemrały trawy. Biegli tak szybko, jak mogli, z uszami ściśle przylegającymi do głowy i wyprostowanymi ogonami. Za sobą słyszli pościg. Ś Och, och, to ci sami, czerwone pazury, och! Ś lamentował Szybki Pazur. Ś Na miłość Białego Wichru, oszczędzaj oddech i biegnij ! Ś dyszał Łowca. Bełkotliwy, powtarzający się jęk za nimi przeszedł w wycie wichru. Pędzili bez wytchnienia-przez deszcz i ciemność, wiatr wiał im w oczy. Na szczęście ziemia była równa, bez drzew i skał, bo nie widzieli drogi i nie zobaczyliby jej nawet wtedy, gdyby byli bardziej przytomni. Opadali.z sił. W końcu, kiedy wydawało się, że ich ucieczka nigdy się nie skończy, odgłosy pościgu osłabły, aż wreszcie ucichły. Jednak ciągle chwiejnie biegli dalej, dopóki mogli, aż w końcu poczuli, że łapy nie wytrzymają już kolejnego skoku. Zwolnili i szli potykając się, bacznie przysłuchując się, wytężając zmysły, by usłyszeć poprzez dudniące serca i zdyszany oddech odgłosy swych prześladowców. Nagle z kępy ziół przed nimi wyłonił się olbrzymi cień. 116 Ś Mam was! Ś powiedział. Z okrzykiem desperacji oba koty zachwiały się i upadły na stopę wielkiego, ciemnego stworzenia. Fritti z trudem wracał do przytomności. Był wyczerpany i miał mdłości. Świat dookoła wydawał się kołysać w dół i w górę. Zaskoczony zastanawiał się nad tym, gdzie się znajduje i co mu się przytrafiło. Potem przypomniał sobie ucieczkę i ogromny, złowróżbny cień. Fritti usiłował wykręcić się i stanąć na nogach, ale poczuł, że jest mocno trzymany. Na karku czuł ostry uścisk, a pod stopami nie mógł wyczuć niczego. Mimo zawrotu głowy otworzył oczy i rozejrzał się wokół. Obok siebie zobaczył Szybkiego Pazura Ś bezwładnego, nieprzytomnego kotka trzymał za kark i niósł w pysku największy kot, jakiego Łowca kiedykolwiek widział. Monstrualny kocur w szaro-zielono-czarne pręgi zwrócił na Łowcę obojętne spojrzenie. Strażnik Szybkiego Pazura stąpał tuż obok niego, lecz stopy Frittiego nie napotykały nic, tylko powietrze... Łowca powoli odwrócił głowę. Nie widział twarzy swego stróża, ale zobaczył grube jak konary łapy kota, które odmierzały ziemię. Fritti wisiał i kołysał się w uścisku tej bestii, bezradny jak trzydniowe kocię. Drgnął ze strachu i rzucił do tyłu łbem, wiercąc się i wtedy znowu zapadła ciemność. Kiedy po jakimś czasie znów wrócił do przytomności, Łowca nie podejmował już kolejnych prób uwolnienia się. Wreszcie niezmordowane potwory zatrzymały się. Fritti został bezceremonialnie zrzucony na ziemię, a obok usłyszał upadek Szybkiego Pazura, co przypominało odgłos padającego ciała martwej myszy. Po chwili odezwał się jakiś głos w Powszechnym Śpiewie, Łowca mocniej zacisnął powieki. Ś To z pewnością nie może być to, czego szukamy? Ś powiedział głos, najwyraźniej niezadowolony. Strach pokonał ciekawość. Fritti nie otworzył oczu i pozostał skulony, twarzą w dół, w trawie. Jako następny odezwał się kot, który go niósł: Ś Tamci jakby zniknęli, panie Ś powiedział powoli 117 i nisko. Ś W pewnym momencie tam byli, a w następnym Ś już ich nie było. Zupełnie dziwne. Ś Zgadzam się. To dziwne! Ponadto trochę niepokojące Ś powiedział pierwszy trochę zamyślonym tonem. Ś Skąd się wzięły te dwa szczeniaki? Ś Wybiegli prosto na nas, panie. Pisnęli jak schwytane wiewiórki i upadli jak dłudzy. Pomyśleliśmy, że trzeba ich przynieść. Biegli. Nastąpiła chwila ciszy. Łowca czuł się na tyle trzeźwy, że lekko uchylił powiekę. Obok ogromnych, kosmatych figur stojących nad nim i nad Szybkim Pazurem pojawił się ktoś trzeci, mniejszy. Mniejszy, choć jednak znacznie większy niż Fritti. Zadrżał. Ś Czy nie wyśledziliście niczego ciekawego, zanim zniknęli, Zwiadowco Nocy? Ś rzekła mniejsza postać i zwróciła się teraz do strażnika Szybkiego Pazura. Fritti nie usłyszał odpowiedzi, ale jakaś odpowiedź musiała zostać udzielona, bo niniejszy cień znów się odezwał: Ś Wiem. Po prostu miałem nadzieję. Ogony i Pazury! Za dużo pytań, za mało odpowiedzi! Mówiący przez chwilę siedział w ciszy, a dwa duże koty cierpliwie czekały, potem podniósł się i podszedł do Szybkiego Pazura, obwąchał go. Ś To jeszcze kocię! Ś powiedział. Ś Dziwne miejsce do zdobywania doświadczeń. Zwrócił się ku Frittiemu, który natychmiast zamknął oczy i stał się bezwładny po ostatnią kosteczkę ogonka. Głos zbliżył się do jego twarzy Ś musiał zebrać całą odwagę, by nie zerwać się do ucieczki. Ś Ten też nie wygląda na myśliwego. Może zgubili matkę? Ś Przysunął się i obwąchał ucho Frittiego, potem ryknął tak niespodziewanie i głośno, że Łowca w szoku wtulił łeb między łapy. Ś Jestem Książę Płotołaz i rozkazuję ci ocknąć się i odpowiadać na moje pytania! Łowca Ś zdyszany, ogłuszony, wczepiony pazurami w ziemię w poszukiwaniu oparcia Ś poruszył się w miej-118 scu i potrząsnął łbem. Płotołaz? Gdzie ja słyszałem to imię? Ś pomyślał. Kiedy otworzył oczy, ujrzał wielkiego, kudłatego kota przyglądającego mu się ciekawie. Sierść kota była czerwonozłota jak jesienne liście. Książę, bo to był on, wyglądał na zadowolonego, jego język wystawał spomiędzy przednich zębów. Reakcja Łowcy wyraźnie sprawiła mu przyjemność. Płotołaz zwrócił się do wielkiego, cętkowanego kota, który niósł Frittiego i wyszczerzył zęby. Ś Nie ma to jak władza Ś powiedział Książę. Ś Mam rację, Zwiadowco Dnia? Ś Tak, panie Ś odrzekł wielki kot. Oszalałe drżenie nerwów Łowcy zaczęło się uspokajać. Przypomniał sobie teraz, że to Brzuchacz wspominał o Płoto-łazie jako dobrym przyjacielu, jakiego mogą mieć na Dworze. Patrząc na rechoczącego Księcia i jego dwóch olbrzymich towarzyszy, Fritti zastanawiał się, czy zdoła przetrwać ta przyjaźń. Zanim słońce zaczęło ogrzewać otaczającą ich krainę traw, Szybki Pazur również się ocknął. Wciąż chory, wyczerpany i przerażony mały kot niewiele się ruszał i niewiele mówił, ale leżał słuchając, jak Fritti kończy opowiadać Księciu o ich podróży. Książę zadawał wiele pytań i bardzo interesowała go ich nocna ucieczka, a jeszcze bardziej Ś to coś o szkarłatnych pazurach, co spotkał Szybki Pazur w Starej Puszczy. Chciał nawet zapytać o to kociątko, lecz Fritti Ś zmartwiony osłabieniem swego młodego towarzysza Ś uchronił go od śledztwa. Płotołaz niechętnie zgodził się przełożyć tę rozmowę na później. Potem Książę wyjaśnił, że podobne przypadki zdarzają się wszędzie w okolicy Dworu Harara. On i jego potężni przyjaciele, Zwiadowca Nocy i Zwiadowca Dnia, bliźniaki ze starego rodu służącego Dworowi, postanowili położyć temu kres. Jednak nie udało im się pochwycić sprawców. Ś To bardzo zastanawiające Ś powiedział Płotołaz zrzędliwie. Ś Są tu, są tam, a po chwili nie ma ich nigdzie. My w trójkę nie możemy ich upilnować. Myślę, że dobrze 119 się stało, że zainteresowali się tym Pierwsi Wędrowcy Ś będzie trochę więcej łap. Ś Ależ ty jesteś Księciem! Ś odezwał się zaskoczony Fritti. Ś Czy nie znajdziesz potrzebnej pomocy na Dworze? Płotołaz spoważniał. Ś To nie jest takie proste Ś powiedział, potrząsając czerwonozłotą grzywą. Ś Nikt nie potraktowałby tego poważnie. Wszyscy mają coś ważniejszego na głowie. Nic dla nikogo nie jest ważne, dopóki nie ugryzie go w jego własny ogon. Nawet Królowa i Książę Małżonek mówią mniej więcej tak: Dalej, ruszaj na poszukiwania, jeśli cię to bawi! Ha! Będą mieli za swoje, kiedy te koto-borsuki, czy co to tam jest, zsuną się z drzew i odgryzą im uszy! Na te słowa Łowca zamilkł zmartwiony. Co się stanie, jeśli nie otrzyma pomocy na Dworze? Jak będzie dalej szukał Cichej Łapy? Wspomnienie jej. kołyszącego się ogona i czarno obwiedzionego noska wróciło do niego z wielką siłą. Jeżeli nikogo innego nie obchodzi to, co się z nią stało, pomyślał gniewnie, to jeszcze jeden powód, dla którego muszę kontynuować poszukiwania. Jego zamyślenie przerwał odgłos nudności Szybkiego Pazura. Marny stan zdrowia jego małego przyjaciela był kolejnym problemem. Deszcze zadomowiły się na stałe i Pazurek nie wydobrzeje, jeśli wkrótce nie znajdzie dla niego schronienia i pożywienia. Ś Książę Płotołazie, czy będziesz wracał teraz na Dwór? Ś zapytał. Ś Jeszcze się właściwie nie zdecydowałem Ś mruknął Płotołaz. Ś Moglibyśmy równie dobrze spróbować przestraszyć jeszcze z jednego czy dwa koty. Czemu pytasz? Ś Mój towarzysz nie czuje się dobrze, jak z pewnością sam widzisz. Bylibyśmy wdzięczni, gdybyś mógł pomóc nam dostać się do Siedziby Królowej. Płotołaz zamyślił się. Ś Ten mały łobuziak nie wygląda dobrze, panie Ś pospieszył z pomocą Zwiadowca Dnia. Ś Chyba powinien się ogrzać. 120 Płotołaz przesunął wzrok ku Szybkiemu Pazurowi, który trząsł się żałośnie na wilgotnej trawie. Ś Cóż, mały przyjacielu, zabierzemy cię gdzieś, gdzie na pewno ci się spodoba Ś w rubaszny, życzliwy sposób powiedział Książę Ś i będziemy nieść cię jak niemowlę. Zabierzemy cię na Dwór. Zwiadowca Nocy i Zwiadowca Dnia nieśli Szybkiego Pazura przez ostatnie mile Równiny Słonecznego Gniazda, a Fritti miał dość siły, aby iść sam. Dobrze się czuł w towarzystwie Płotołaza i jego dwóch myśliwych. Książę był gadatliwy, opowiadał bardzo długie i niezwykle szczegółowe historie z polowań, często przerywając opowiadanie, żeby upewnić się co do szczegółów u Zwiadowcy Dnia. Szczególnie trudne to było, kiedy na tego właśnie książęcego kompana przypadała kolejka niesienia Szybkiego Pazura. Ś ...No i wydaje mi się Ś mawiał Książę Ś wydaje mi się, a powinienem to dobrze pamiętać, że to, co upolowaliśmy tamtego dnia, to była wspaniała przepiórka. A może był to bażant? Pamiętasz, Zwiadowco Dnia? Czy to był kogut bażanta? Ś Mhmm! Ś odpowiadał Zwiadowca Dnia, niosąc w pysku Szybkiego Pazura. Ś Przepraszam? Powiedziałeś: przepiórka? Ś A, bażant? Jesteś pewny? I tak bez końca. Książę Płotołaz był z natury wesoły Ś tryskał rubasznym humorem i uwielbiał nagłe, niespodziewane kuksańce, którymi przewracał swoich kompanów. Skruszony, pełen poczucia winy Płotołaz pomagał później podnieść się ofierze swojego żartu i przyrzekał, że nigdy więcej nie zrobi tego bez uprzedzenia. Bliźniaki były do siebie tak podobne zewnętrznie, że nie można było ich odróżnić, ale różniły się zapachem. Ponadto Zwiadowca Dnia nie był zbyt bystrym kotem, miał za to dobre serce i był bardzo rozmowny. Jego brat, Zwiadowca Nocy, był niezwykle milczący. Spędziwszy z tą trójką jeden dzień, Łowca zrozumiał, że powściągliwość Zwiadowcy Nocy nie była dobrowolna. 121 Był niemową i komunikował się tylko za pomocą gestów. Płotołaz wyjaśnił Frittiemu, że Zwiadowca Nocy został zraniony w krtań, kiedy bronił Księcia przed oszalałym lisem i od tego czasu nie może wydać żadnego dźwięku. Ś Zrobił to dla mnie, niech Harar go zachowa Ś powiedział Płotołaz. Ś Sam widzisz, że to moi prawdziwi polujący bracia. Zwiadowca Nocy rozpromienił się dumnie w swoim nieustającym milczeniu. Równiny zaczęły wznosić się ku górze. Ze wskazówek Drżącego Szpona Fritti wiedział, że dochodzą już do skraju Słonecznego Gniazda. Wzniesienie było nieznaczne, ale tylne łapy Łowcy drżały po całym dniu wędrówki. W końcu dotarli do brzegów Szemrzącego Szmeru. Był to strumień znacznie spokojniejszy niż Rzeka Wskazującego Ogona, pluszczący delikatnie. Jego dno wyłożone było różnobarwnymi kamieniami, nad którymi widać było migotliwe strzałki lśniących ryb. Zatrzymali się, aby się napić i nawet Pazurek przydreptał w dół, by pochłeptać chłodną, czystą wodę. Była słodka i odświeżająca, a gdy się napili, Szybki Pazur i Łowca położyli się obok siebie na brzegu strumienia wypełnieni uczuciem nieśmiałej nadziei po raz pierwszy od wielu, wielu dni. Szybki Pazur jest jednak wciąż bardzo chorym kociątkiem, pomyślał Fritti. Przysunął się bliżej, aby go ogrzać, kiedy pojawił się Płotołaz. Ś Oto jesteśmy nad Szemrzącym Szmerem. Został nam jeszcze jeden skok, jeden krok i już, mały zuchu! Ś powiedział do Szybkiego Pazura. Ś Widzisz tę smugę cienia, tam? Ś Książę wskazał brodą ciemną wstęgę na horyzoncie, widoczną na tle szarego nieba. Ś To skraj Lasu Źródła, największego, najwspanialszego lasu świata. Jeśli pójdziemy teraz wzdłuż Szemrzącego Szmeru, i to nie za daleko, wiecie, gdzie się znajdziemy? Ś Płotołaz spojrzał w dół na obu przyjaciół. Ś W Domu Pierwszych! Jest tam tak ciepło, i syto, i sucho, jak tylko może być! Ś Uśmiechnął się. Oczy-122 wiście nie chciałbym spędzić całego życia, wycierając futro na Dworze, ale nawet ja przyznam, że bardzo miło wraca się do tego gniazda! Ś Książę przyjaźnie szturchnął Frit-tiego. Ś Założę się, że parka takich przybyszów z daleka jak wy będzie zdumiona. Zdumiona! Następne dni minęły Łowcy niczym przemijające majaki. Szybki Pazur miał gorączkę i wisiał cicho w delikatnych uściskach bliźniaków. Sam Łowca był tak wyczerpany jak jeszcze nigdy w swym krótkim życiu, lecz Płotołaz i jego asystenci gwałtownie przyspieszyli kroku w pobliżu domu. Fritti wytężał wszystkie siły, aby nadążyć. Szli wzdłuż północnego brzegu Szemrzącego Szmeru. Fritti postanowił, że pewnego dnia wróci, żeby zbadać krainę, którą mijali Ś pewnego dnia, gdy nie będzie tak zmęczony, a jego stopy nie będą tak obolałe. Na brzegach rozkosznie pluskającej rzeki rosły najróżniejsze gatunki roślin. Przysłonięte miejsca i ukryte groty, dające schronienie przed nieustającym deszczem, ogromnie nęciły zmęczonego Łowcę, a głosy zwierząt i ptaków wzywały go do poszukiwań. Każdy wąsik jego samokontroli był niezbędny, aby zmusić go, by szedł dalej za swymi silniejszymi towarzyszami, by odrzucił ponętne zaproszenie rzecznego świata. W końcu niewielka gromadka kotów dotarła do skraju Lasu Źródła. Mimo pośpiechu Fritti mógł odczuć, jak bardzo różni się ten las od Starej Puszczy w jego rodzinnych stronach. Duch minionego czasu, jaki panował nad tym miejscem, sprawiał, że Stara Puszcza wydawała się, pomimo swej nazwy, młodziutka i świeża niczym kociątko. Las Źródła wyglądał, pachniał, dźwięczał tak wiekowo, tak dostojnie, że nieprawdopodobne było to, iż te drzewa kiedykolwiek wyrosły. Wydawało się raczej, że to świat wyrósł dookoła ich korzeni i konarów. Kiedy Fritti wspomniał Płotołazowi o swoich odczuciach, Książę skinął głową. Zamiast odpowiedzieć z właściwą sobie nonszalancją, czerwonozłoty myśliwy rzekł po prostu: Ś Był zawsze. To jest pierwszy las. 123 Kiedy Fritti poprosił go o wyjaśnienie, Płotołaz zaproponował mu, aby poczekał i zapytał o wszystko na Dworze. Ś Są tam tacy, którzy opowiadają o lesie lepiej niż ja, a ja nie chciałbym przez przypadek kogoś urazić. Łowca musiał się z tym pogodzić, gdyż nic innego mu nie pozostało. Jednak kiedy później zapytał o zwierzęta zamieszkujące Las Źródła, Książę znów był tym serdecznym gawędziarzem i dokładnie opisał Frittiemu wszystko, co biega, pełza, pływa lub fruwa pod odwiecznymi konarami. Dookoła pojawiły się ślady i znaki myśliwskie innych z Ludu. Łowcę interesował już tylko koniec podróży, puszczał mimo uszu gorące spory, które prowadził Płotołaz ze swymi kompanami na temat tego, co oznaczają te wskazówki Ś kto i co robił, kiedy i z kim. Szybki Pazur spał teraz bez przerwy i było mu to zupełnie obojętne. Po całym dniu chwiejnego marszu i słabnięcia również Łowca nie mógł iść dalej. I jego, i jego niedorosłego przyjaciela znów ponieśli w pyskach obok siebie dwaj cętkowani bliźniacy. Budząc się z niewygodnego, rozkołysanego snu i zapadając weń na nowo, Łowca na poły świadomie słyszał jakieś głosy. Książę i dwa inne koty byli wołani ze wszystkich stron, a kiedy Fritti w oszołomieniu otworzył oczy, zobaczył wszędzie kocie kształty Ś całe morze Ludu. To przekraczało granice jego pojmowania, więc znów zamknął oczy. Poczuł, że został położony na czymś miękkim. Kiedy głosy oddaliły się, zanurzył się w krainę snu. Część II Rozdział 11 ...Tłum, gwar i szum Tego wielkiego ula, miasta. Abraham Cowley Dach parzył jego łapy, przytrzymanie ich w jednym miejscu przez dłuższą chwilę sprawiało ból. Stąpając ostrożnie w dół i w górę, poprzez krawędź dachu wpatrywał się w kłębiący się w dole dym. Wiedział, że powinien skakać. Powinien się ratować. Za nim był ogień. Delikatne wnętrze jego nosa drażnił gryzący dym, pod sobą słyszał huk i syczenie płomieni. Dlaczego nie może skoczyć? Rodzina! Gdzieś niżej, zagrożona przez płomienie, była jego matka z rodzeństwem. Byli w niebezpieczeństwie. Teraz sobie przypomniał. Jakiś głos wołał go spośród dymu kłębiącego się przed nim. Wpatrzył się w szare chmury, ale nic nie widział. Z wnętrza siedziby M'an znowu doszły go przerażone głosy jego bliskich. Głos z dymu wołał go po imieniu, namawiając, by skakał w dół, w ocalenie. Przypominał głos Dostojnika, a może Szorstkiego Pyska. Próbował powiedzieć mu o swojej rodzinie Ś schwytanej i zagrożonej przez ogień Ś ale głos wołał bez przerwy: skacz, skacz, zapomnij o nich, uciekaj, ratuj się, uciekaj! Był w potrzasku! Stał okrakiem na krawędzi, za nim rozlegał się paniczny płacz braci i sióstr. Szorstki Pysk Ś a może to był Dostojnik Ś nalegał, aby 125 skakał. Zeskakiwał, uciekał. Nie mógł się zdecydować, uciekać, och, na Harara! Uciekać, uciekać, uciekać.... Łapy drżały mu konwulsyjnie, kiedy Łowca powrócił do świata jawy. Było tak jasno, że zabolały go oczy. Otaczała go potężna kolumnada gigantycznych pni drzew, które pięły się w górę poza zasięgiem jego wzroku. Ciągnęły się niezliczoną liczbę skoków w górę, ich konary zachodziły na siebie jak osnowa potężnej, okrytej korą pajęczyny. Jednak Łowca czuł ciepło na swoim pyszczku. Szeroka smuga słonecznego światła bez przeszkód spływała w dół przez jakiś daleki, podniebny wykusz między wyższymi gałęziami, tworząc z krótkiej, łaskoczącej trawy, na której leżał Fritti, letnią wyspę pośród wiekowego chłodu lasu. Fritti poczuł słabość swoich łap, kiedy trzęsąc się, stanął na nich. Ciężko upadł z powrotem i dokładnie się im przyjrzał, sprawdzając ich opłakany stan swoim wrażliwym językiem. Skóra pod łapkami była popękana i chyba nawet krwawiła. Była jednak starannie oczyszczona, nie znalazł ani jednej drzazgi czy ciernia, choć wiele z nich wbiło się w jego łapy, kiedy zbliżali się do Domu Pierwszych, a on nie miał już siły, aby skupić uwagę i unikać ich. Ktoś oczyścił jego łapy. Płotołaz. Pło-tołaz zostawił go tutaj i bez wątpienia widział, w jakim były stanie. Gdzie on jest? Wciąż oszołomiony i nieco ogłupiały Ś serce dopiero uspokajało się po przerażającym śnie Ś Fritti rozejrzał się dokoła. W zasięgu jego wzroku nie było ani jednego kota. Przestrzeń między strzelistymi drzewami była pusta... lecz słyszał dźwięk głosów. Z miejsca oddalonego na tyle, by dźwięki wydawały się niezupełnie realne, wiatr przynosił gwar kocich odgłosów. Powoli i delikatnie stawiając poranione łapy, Łowca ruszył ku nim, opuszczając swoje słoneczne posłanie. Przechodząc pod wiekowymi drzewami Lasu Źródła, spojrzał w górę i zobaczył grube, lepkie pasma mchu ciągnące się między konarami, w niektórych miejscach były one tak potężne, że tworzyły rodzaj naturalnego sufitu. Ścieżki wydeptane wokół korzeni drzew wyglądały jak sklepione, 126 miniaturowe korytarze. Słoneczne światło sączyło się przez ich korony, znacząc ziemię jasnymi cętkami, i zmieniało światło dnia w ciepły, wzbierający blask. Widział już Lud, którego głosy odbijały się echem od kory starych drzew i miękkiego poszycia lasu. Las roił się od kotów... było ich więcej niż te, które napotkał w całym swoim życiu, wszystkie w jednym miejscu. Różnych rozmiarów i różnych aparycji, spacerujących, śpiewających, śpiących, sprzeczających się Ś koci świat u stóp potężnych, pozbawionych wieku drzew. Patrzył na tę różnorodność, lecz na niego nikt nie zwracał uwagi. Wyglądało na to, że nikt go nie widział, kiedy przechodził obok. Tak ich dużo! Tu jakiś cętkowany goni kotkę, która ma kolec w ogonie; tam tłum otacza dwa mocujące się kocury. Inni po prostu leżą i śpią. Fritti znalazł się na szerokiej drodze Ś trakcie wydeptanym w sprężystej, otulonej liśćmi ziemi przez tysiące łap. Koty mijały go niczym strumień, przychodząc i odchodząc, te, które napotkały jego vzrok, dziwnie pochylały i skręcały łby. Gest ten sprawiał wrażenie dość obojętnego i Łowca domyślił się, że jest to rodzaj pozdrowienia właściwy dla Domu Pierwszych. Niektóre koty w pośpiechu odtrącały go na bok z niecierpliwością. Ponieważ nikt inny nie obrażał się z tego powodu, a on był jeszcze bardzo słaby i onieśmielony Ś po kilku takich zdarzeniach przestał zwracać na nie uwagę. Ileż było tu kotów, jaka różnorodność, och! Jak udaje im się uzyskać choćby chwilkę samotności, zastanawiał się. Było to dziwne. Przypominało raczej mrowisko. Albo siedziby M'an. Ś Łowco! Stój! Łowco! Fritti odwrócił się i zobaczył biegnącego drogą ku niemu Chudzielca. Przynajmniej tak wyglądał... ale kiedy kot zbliżył się do niego, spostrzegł, że ten był większy i bardziej lśniący niż jego przyjaciel ze Ściany Zgromadzeń, choć kolor wydawał się identyczny. Z ironicznym rozbawieniem uświadomił sobie, że przez chwilę rzeczą zupełnie naturalną wydawało mu się spotkanie Ghudzielca tu, w Domu Pierwszych, więcej mil od Skrajnego Zagajnika niż potrafiłby zliczyć. 127 Moja wędrówka przyzwyczaiła mnie do zaskakujących niespodzianek, pomyślał. Żółtoszary kot skoczył i zatrzymał się na chwilę, żeby złapać oddech. Ś Nre'fa-o Ś odezwał się Fritti. Ś Czyżbyśmy już się wąchali? Ś Chwi... chwi... chwileczkę... Ś dyszał przybysz, strojąc śmieszne miny, kiedy usilnie starał się uspokoić oddech. Ś Wybacz Ś powiedział po dłuższej chwili Ś ale właśnie byłem wysoko, wysoko na okropnie wielgachnym drzewie, kiedy opuściłeś miejsce rekonwalescencji i musiałem gnać jak martwy Wujek Biały Wicher, żeby cię złapać. Och! Ś powiedział, rozglądając się dookoła. Ś Mam nadzieję, że żaden z przyjaciół ani krewnych Księcia Tragarza Rosy tego nie słyszał. To było okropnie lekceważące. Ś Spojrzał na Łowcę i, zadowolony z siebie, uśmiechnął się w tak szelmowski i zabawny sposób, że Fritti, który w ogóle nie rozumiał, o czym mówi przybysz, odpowiedział mu uśmiechem. Ś Ummm, powiedziałeś, że masz na imię... Ś odważył się po chwili Fritti. Obcy kichnął gwałtownie i delikatnie wytarł nos łapą. Ś Wybacz Ś powiedział. Ś Czasami zupełnie się zapominam. Jestem Baryton. Książę Płotołaz prosił, żebyś był, no właściwie to nie strzeżony, ale żebyś miał... miał... Ś Śpiewak myślał, zmarszczywszy nos. Ś Przewodnika? Ś podpowiedział Fritti. Ś Przewodnika! Doskonale! Tak właśnie powiedział! No i tak... to ja. Ś To miło, że Książę Płotołaz pamiętał o mnie. Ś To fajny gość, naprawdę. Trochę za bardzo lubi przewracać, chyba wiesz, co mam na myśli, ale porządny z niego kot. Pazury ma dobrze w korze, jak tu mawiamy. Natomiast Książę Małżonek... Ś tu Baryton zamilkł wymownie. Fritti, niepewny, co powiedzieć, grzecznie skinął głową. Ś A więc Ś odezwał się nagle Baryton i płynnym ruchem wygiął grzbiet. Ś A więc Ś powtórzył Ś chodźmy spojrzeć na Dom Pierwszych. To znaczy na jego część. Sły-128 szałem, że to twoja pierwsza wizyta? Jest okropnie, okropnie wielki i wspaniały Ś szczególnie Dwór. Zanim go»zobaczysz, będziesz musiał poczekać, aż Książę Płotołaz to zorganizuje. Naprawdę przyszedłeś zza Równiny Słonecznego Gniazda? Ś Z daleka, z tamtej strony, zza Starej Puszczy Ś odparł Łowca. Ś Nie do wiary. To zdumiewające! Ś powiedział Baryton. Ś Czy tam, gdzie mieszkasz, rosną drzewa? Chyba muszą, prawda? Szli zaledwie chwilkę, kiedy Łowcy nagle przypomniał się Szybki Pazur. Pełen troski o swego małego towarzysza spytał o niego B ary tona. Ś Och, położyli go w najcieplejszym miejscu uzdrawiającym, gdyż był bardziej chory niż ty, i przynieśli mu słodkie trawy i odrobinę myszy. Teraz czuje się dużo lepiej Ś zapewnił go Baryton. Ś Potem zabiorę cię, żebyś się z nim zobaczył. Szli dalej. Baryton aż kipiał od zabawnych anegdot i dowcipów. Wyjaśnił Łowcy, że uczy się, aby zostać Mistrzem Starych Pieśni, ale ponieważ jego nauczyciel jest bardzo zajęty przygotowaniami do jakiegoś wyjątkowego Zgromadzenia, które ma odbyć się dzisiejszego wieczoru, więc on sam nie ma nic do roboty i może towarzyszyć Frittiemu. Wspomniał też, że jego „paczka" Ś co, jak domyślił się Łowca, miało oznaczać jakąś gromadkę młodych kotów Ś uważa, że Płotołaz „jest całkiem w porządku", choć „ciut za szczery". Mówił, że Książę Małżonek, Książę Tragarz Rosy, ma opinię „okropnie poważnego" i „prawie nudziarza". Królowa Słoneczny Grzbiet jest „oczywiście najcudowniejszą kotką". Łowcę zdziwiła poufałość, z jaką Baryton przedstawiał i opisywał dynastycznych przywódców Ludu Ś jakby byli gromadą ogrodowych myśliwych w siedzibie M'an! W Domu Pierwszych panowały wyraźnie inne obyczaje, a on potrzebował trochę czasu, aby do tego przywyknąć. Jednak niektórych rzeczy nadal nie mógł pojąć. 129 Ś Czy zawsze mieszka tu taka niezliczona liczba kotów? Ś spytał o jedną z tych niepojętych spraw. Ś Na Wąsy Błękitnego Grzbietu, nie! Ś roześmiał się Baryton. Ś Zwykle chyba mniej niż połowa z tej rojącej się ciżby. Są tu z powodu tej ceremonii, o której ci mówiłem. Ś Ale nawet jeśli byłaby tu tylko jedna czwarta, to i tak bardzo dużo! Jak znajdujecie pożywienie? Lasy muszą być ogołocone z Piszczków na przestrzeni wielu mil. Ś Och, prawda, że czasem musimy zdobywać jedzenie trochę daleko Ś przyznał przyszły Mistrz Pieśni Ś lecz Las Źródła jest największy na świecie. Kiedy zaczyna być cienko, wysyłamy drużyny myśliwych, aby złapali i przywiedli zwierzynę bliżej Dworu. Jasne, że bywa to nieco męczące Ś te całe dodatkowe polowania i tak dalej Ś ale warto to robić, aby tu mieszkać. To znaczy Ś ja nigdy nie mieszkałem nigdzie indziej i nigdy nie chciałbym mieszkać. Przenigdy. Rozmawiając kontynuowali swój spacer i od czasu do czasu Baryton przerywał tok rozmowy, aby wskazać jakiś ciekawy widok: wyjątkowo wspaniały skrawek mysiej trawy, cudowne drzewo do wdrapywania się, kota, którego Baryton uważał za wyjątkowo szpetnego, rycerskiego lub bystrego, albo cokolwiek, co zasługiwałoby na szczególną uwagę. Wiele kotów znało Barytona, pozdrawiało go, a on odpowiadał radośnie. Łowca stwierdził, że Dom Pierwszych bardziej przypomina drzewo pełne ptaków niż Ś jak wydawało mu się na pierwszy rzut oka Ś mrowisko. Kiedy zobaczyli już kilka najważniejszych atrakcji i wysłuchali duetu młodych kotek Ś „cudownych bliskich przyjaciółek" Barytona Ś śpiewających słodką i smutną piosenkę, w końcu dotarli do altany, w której umieszczono Szybkiego Pazura. Znaleźli go w szerokim na kilka skoków paśmie słonecznego blasku. Kotek nie spał, rozmawiał ze zgrabną, szarą kotką o ciemnozielonych oczach i krótkim futerku. Ś Łowca! Ś wykrzyknął Pazurek, kiedy ich spostrzegł. Ś Co za szczęście, że cię widzę! Myślałem, że bę-130 dziesz spał przez cały dzień i ominie cię zabawa! Czy tu zawsze jest tyle kotów? Fritti podszedł do niego i powąchał miękką sierść kodaka. Wyglądało na to, że zapach choroby zniknął. Ś Bardzo się cieszę, że cię widzę, Pazurku. Martwiłem się o ciebie. Ś Czuję się wspaniale! Ś chichotał malec. Ś Wszyscy byli dla mnie tacy dobrzy. Mam już tu przyjaciół! O, zapomniałem, że nie przedstawiłem was sobie. Łowco, to jest Cienista Strzecha. Ś Wskazał na szarą kotkę, która skromnie skinęła łbem. Ś Ona także jest tu gościem, jak my Ś dodał Szybki Pazur. Ś Nre'fa-o Ś powiedział Fritti. Ś Dobrych tańców. Ś Tobie również Ś odparła. Fritti, skłoniwszy się uprzejmie, znów popatrzył na swego małego przyjaciela. Pazurek rzeczywiście wyglądał lepiej, choć wciąż był wychudzony. Bardzo niewiele jadł podczas choroby. Myśl o jedzeniu spowodowała, że ślina wypełniła pysk Frittiego. Nagle uświadomił sobie, że od wczoraj nic nie jadł. Był głodny! Niesłychane, że spacerował przez całe popołudnie, nie myśląc nawet o jedzeniu. Naprawdę zmienił się bardzo od momentu, gdy opuścił dom. Ś Pazurku, Baryton wspominał, że przynieśli ci jakieś myszy... Ś zaczął. Ś O tak, cały stos. Są tam. Świeżo zabite dzisiejszego ranka. Obsłuż się. Łowca ruszył w kierunku kupki myszy, lecz zawahał się, spojrzawszy na Barytona i Cienistą Strzechę. Ś Jedz, jedz, cu'nre. Nie zwracaj na mnie uwagi Ś rzekł Baryton i roześmiał się. Ś Myślę, że już pójdę Ś powiedziała Cienista Strzecha. Ś Czy mógłbyś mnie odprowadzić, Barytonie? Ciągle jeszcze nie znam dobrze drogi. Ś Z rozkoszą. Zobaczymy się niedługo Ś zwrócił się do Frittiego i Szybkiego Pazura. Ś Wrócę pod koniec Wszechogarniającej Ciemności, żeby zabrać was na Ceremonię. 131 Ś A ja odwiedzę cię później, Szybki Pazurze Ś dodała Cienista Strzecha. Oba koty odeszły z wygiętymi wysoko w górę ogonami, Baryton z przejęciem wyjaśniał te zjawiska na Dworze, które zaciekawiły młodą kotkę. Łowca nawet nie rzucił okiem za odchodzącymi, ale zanurzył się po brodę w myszy, przy wtórze wesołych wyrzekań Szybkiego Pazura na temat bałaganu, jaki robił dookoła. Popołudnie przeszło już w wieczór, a dwaj przyjaciele siedzieli i rozmawiali. Szybki Pazur nie miał jeszcze okazji, żeby zobaczyć coś więcej niż ten fragment Domu Pierwszych, który był widoczny z jego ciepłego schronienia, i był ciekaw szczegółów. Kiedy Łowca opisywał całe mnóstwo rzeczy, które mu pokazał lub o których mu opowiadał Baryton, znów zaczął padać deszcz. Sły-szli miękkie stukanie w liście nad ich głowami, z rzadka jakaś kropla prześliznęła się, by plusnąć w trawę lub w ich futra. Splątane gałęzie i zwisające płaty mchu nie przepuszczały jednak deszczu i przyjaciele siedzieli sobie bardzo wygodnie. W końcu ułożyli się obaj do małej drzemki, a kapanie deszczowych kropelek szumiało im do snu. Rozdział 12 Najpierw umierają dobrzy I ci, których serca są suche jak letni pył Wypalony do dna. William Wordsworth W łaśnie kończyła się Wszechogarniająca Ciemność, kiedy Ś zgodnie z obietnicą Ś Baryton powrócił do altany. Ś Wstawać, wstawać, wy głupie, chrapiące koty! Ś wrzasnął. Ś Tyle jeszcze trzeba zrobić i zobaczyć! Musimy iść na Ceremonię! Ociężały od myszy i snu Fritti powoli zwlekał się z posłania. Ś Czy Szybki Pazur czuje się na tyle dobrze, żeby pójść z nami? Ś spytał przyszłego Oel-cir'va. Ś No pewnie! Czyżbyś nie chciał iść zobaczyć czegoś niezwykle ekscytującego, Szybki Pazurze? Ś zapytał Baryton zaspanego kotka. Ś Tak, myślę, że tak Ś to znaczy chciałbym Ś rzekł Szybki Pazur, prężąc swoje małe ciało. Ś Czuję się doskonale, Łowco. Ś Absolutnie wspaniale Ś roześmiał się Baryton. Ś A więc postanowione. Ruszajmy. Jeśli się spóźnimy, mój ogon zostanie wyrwany z najwyższą brutalnością. Gdy wyłonili się zza galerii drzew Domu Pierwszych, porwał ich strumień Ludu, najwyraźniej zmierzający w jednym kierunku. 133 Ś Czy idziemy na sam Dwór, Barytonie? Ś spytał wstrząśnięty Szybki Pazur. Szarożółty buras obejrzał się za nimi. Ś Nie, Ceremonia odbywa się na Polanie Spotkań. To jedyne miejsce, gdzie równocześnie może zmieścić się cały Lud. Koty przybywają z całego Lasu Źródła, a nawet z bardzo daleka, tak jak wy Ś wyobraźcie to sobie! Ś aby uczestniczyć w Ceremonii. Cześć, Krzakojadzie! Twoje futro niezwykle pięknie dzisiaj lśni! Ś krzyknął do kogoś. Ś Co to właściwie jest za Ceremonia? Ś zapytał Łowca. Ś Czy to coś w rodzaju Nocy Zgromadzenia? Ś Nie, nie, zupełnie co innego. No, trochę innego... Jaskółczy Lot! Hej tam! Ś wołał do następnego znajomego. Ś Jak tam Szlachetna Łapa? Dobrze, to znakomicie! Ś krzyknął radośnie, potem odwrócił się ku swoim dwóm towarzyszom. Ś Jaskółczy Lot wykonuje Taniec Akceptacji z najbardziej fatalną małą, czarno-białą kotką.... o czym to ja mówiłem? Och tak, o Ceremonii. Myślę, że nie macie niczego takiego tam, gdzie mieszkacie, co? Cóż, pełna jej nazwa to Ceremonia Pieśni Białego Wichru. Obchodzimy ją zawsze przy pierwszym zimowym otwarciu Oka Meerclar. Ś O co w niej chodzi? Ś pytał Fritti. Ś Nie pytam przez brak szacunku, ale nigdy o niej nie słyszałem. Ś No tak, ale wiesz, kim był Biały Wicher, prawda? Ś Fritti skinął głową. Baryton mówił dalej: Ś Nie jestem pewny, czy sam rozumiem jej głębszy sens, ale Książę Tragarz Rosy, wiesz Ś ojciec Płotołaza, traktuje ją strasznie poważnie. Snuje opowieść, coś w tym rodzaju, a my śpiewamy pieśni. Jest tam coś o Śmierci i Podniebnych Polach, ale ja nie za bardzo uważam. To dość nudne. Większość z nas przychodzi po to, żeby zobaczyć wszystkich z Dworu, szczególnie rodzinę Królowej. I oczywiście z powodu kociej mięty. Wszyscy lubią kocią miętę. Ś Czy będzie tam Królowa? Ś Szybkiemu Pazurowi, który z trudem dotrzymywał kroku dwóm starszym kotom, brakowało oddechu. 134 Ś Nie, ona nigdy się nie pojawia, z jakichś powodów, które uciekły mi z pamięci. O ja biedny, to okropne myśleć tak dużo. Być Mistrzem Starych Pieśni to nie to samo, co wskoczyć w norę susła, sami wiecie. To wymaga pracy! Ach, ach! To ty, Pieszczotliwa Trawo! To ja, Baryton! Polana Spotkań znajdowała się w centrum ogromnej, leśnej łąki. Nad głowami, tak wysoko, że niemal poza zasięgiem wzroku, olbrzymie konary starych drzew krzyżowały się i splatały w wysokie sklepienie. Polana była płytkim, szerokim wgłębieniem wyściełanym krótką trawą i liśćmi. Po stronie najbardziej oddalonej od nadchodzącej trójki wznosiła się, tworząc pagórek z szerokim, płaskim szczytem. Tam, na wzgórzu, Fritti widział już kilka siedzących kotów. Obniżenie błyskawicznie wypełniało się mruczącymi, szemrzącymi, ocierającymi się nosami kotami, napływającymi na polanę ze wszystkich stron lasu. Wymieniały pomruki w małych grupach. Gromadki Ludu formowały się i rozpadały, nawoływania krewnych i przyjaciół niosły się po całej dolinie. Szybki Pazur, oszołomiony tłumem kotów, usiadł, chłonąc widowisko, jego oczy lśniły z zadziwienia. Jednak Fritti czuł się nieco nieswojo, sierść łaskotała go i uwierała, jakby próbowała uwolnić się z ciała i dać mu więcej miejsca. Czuł, że to niezgodne z naturą, niepojęte i niewłaściwe, że Lud gromadzi się w takiej liczbie. Czym innym były Zgromadzenia, na których spotykali się niekiedy Ś każdy potrzebuje od czasu do czasu towarzystwa. Jednak mieszkać razem, jak tu, w dzień i w nocy, kłaść łapę i następować na cudzy ogon... cóż, bez względu na to, jak mili są dla niego mieszkańcy Domu Pierwszych, nie zostałby tu dłużej niż musi. Gdy tylko trójka kotów znalazła dla siebie jakieś miejsce niedaleko środka dolinki, na szczyt pagórka wznoszącego się ponad polaną wspiął się tłusty kot o okrągłej głowie. Był czarno-biały, a jego kosmate futro dodawało mu powagi Ś mimo że i tak wyglądał niezwykle poważnie. Ogarnął spojrzeniem zgromadzony Lud, a hałas ucichł nieco. 135 Ś To Grzmiący Szept, Szambelan Dworu Ś cichym, podekscytowanym szeptem oznajmił Baryton. Ś Zawsze jest taki ważny. Trochę za bardzo lubi myszy i drzemki, ale nie dajcie się zwieść. Jest stary, lecz szybki jak chrabąszcz. Grzmiący Szept odkaszlnął i przemówił głosem tak donośnym jak wiatr wiejący z gór w doliny: Ś Dobrych tańców dobremu Ludowi. W imieniu Jej Naj-wąśniejszej Mości, Królowej Mirmirsor Słoneczny Grzbiet Ś w prostej linii potomkini Feli Niebiańskiej Tancerki Ś i w imieniu Księcia Małżonka, Sresla Tragarza Rosy, ośmielam się przywitać was na Ceremonii Pieśni Białego Wichru. Książę Małżonek i Książę Płotołaz wkrótce przybędą. Grzmiący Szept pochylił głowę, sprawiając Ś jeśli to możliwe Ś że wyglądał jeszcze okrągłej, i wycofał się na tylną część pagórka. Gwar zgromadzonych kotów wzrósł ponownie. Baryton spojrzał na Szybkiego Pazura, który wciąż rozglądał się wokół z rozchylonym pyskiem. Przyszły śpiewak uśmiechnął się i szturchnął Frittiego. Ś Nie ma to, jak wrócić do swego gniazda, co? Ś powiedział. Kiedy mówił, podszedł do nich jakiś kot, pozdrawiając Barytona jego imieniem. Baryton odwrócił się, jakby jego uwagę przyciągnęło coś, co dzieje się za nim, i machnął ogonem w najbardziej nieznacznym geście pozdrowienia. Przybysz, niepewny, zatrzymał się na moment i oddalił się. Ś Okropnie nienawidzę tego Krzywonogiego Ś zwierzył się Łowcy. Ś Jest w nim coś takiego, co mi zupełnie nie odpowiada. Hmmmm Ś ciągnął, rozejrzawszy się po polanie Ś przypuszczam, że nikt interesujący już się nie pokaże, zanim nie rozpocznie się Ceremonia. Przynajmniej nie będziemy musieli słuchać jednej z długich, pompatycz-nych opowieści Grzmiącego Szeptu. To poczciwy staruszek, całkiem bystry Ś o czym już chyba mówiłem Ś ale potrafi zamęczyć wątkami swych baśni. Wśród zebranych rozległ się szum i wszystkie oczy skierowały się ku wzniesieniu. Płotołaz Ś w towarzystwie nie-136 odłącznych bliźniaków Ś wspinał się na wzgórze. Grupa zawadiackich młodych myśliwych w pierwszym rzędzie zaczęła wołać do niego: Ś Jest, jest tam! Płotku! Kto cię uczesał, stary? Ha! Dobry, stary Płot! Przez chwilę Książę usiłował udawać, że ich nie słyszy, ale wydał go grymas zakłopotanego zadowolenia, jaki wkradł się na jego mordkę, gdy wkraczał na szczyt pagórka. Znalazł swoje miejsce, usadowił się ze swymi towarzyszami po bokach. Kilka innych kotów, które Baryton określił jako funkcjonariuszy Dworu, pojawiło się w polu widzenia. W końcu zjawił się Książę Tragarz Rosy, za którym sunął Grzmiący Szept. Tragarz Rosy zajął miejsce na przedzie wzniesienia. Młodzi myśliwi wznieśli kilka ostatnich przekornych okrzyków do uśmiechającego się Płotołaza. Wśród zgromadzonych zapadła cisza. Ci, którzy kręcili się w poszukiwaniu miejsca do ułożenia się, stanęli, aby popatrzeć na mówiącego Księcia Małżonka. Tragarz Rosy miał beżowe futro, ciemniejące aż do głębokiego brązu na łapach, uszach i ogonie. Coś w rodzaju brązowej maski znajdowało się także powyżej jego nosa, aż do podniesionych kącików ukośnych oczu w kolorze nieba. Miał wygląd kota, który widział wiele dziwnych miejsc i rzeczy i nie uważał ich za bardziej niezwykłe niż słońce czy liście. Jego wąski łeb przesuwał się z jednej strony na drugą, gdy przyglądał się zgromadzonemu Ludowi oczami w kształcie migdałów. Jest w nim coś bardzo dziwnego, pomyślał Fritti. Wygląda, jakby widział tak wiele, że żaden widok nie może sprawić mu już przyjemności. Ś Pozdrowienie od starożytnego Dworu Harara. Ś Głos Tragarza Rosy był łagodny i melodyjny, ale kryła się w nim nuta twardości. Ś Chcę podzielić się czymś z wami, zanim zaczną się tańce, i to wszystko. Wiem, że wolicie tańczyć niż mnie słuchać, więc będę mówił krótko jak wiejący wiatr. Między zgromadzonymi przeszedł pomruk zdziwienia. 137 Ś Chciałbym powiedzieć wam o czymś, o czym myślałem, a Pieśń Białego Wichru jest tego cząstką. Zanim zacznę, czy moglibyśmy zaśpiewać Pieśń Dziękczynną? Poczuję się szczęśliwszy, gdy to uczynimy. Dalej, śpiewajcie ze mną. Tragarz Rosy zaczął melodyjnym głosem. Po chwili dołączyli się inni, aż rozległ się cały chór głosów, niosący pieśń aż do koron drzew i wyżej, ku gwiazdom. Kto mija nas lśniąc tak łagodnie? Czy pada tylko śnieg? Kto czuwa dziś w spokojnym śnie Ś zimowej ciszy cień? To Biały Wicher w lśniącej szacie pomiędzy gwiazd tańcami przy wiatru świście zimy srebrzystymi drogami Ś stąpa ostrożnie, tam dojdziemy... Łowca nie znał słów pieśni, rozglądał się przeto po śpiewającym dumie. Nawet Baryton przymknął oczy, odchylając głowę do tyłu. Szybki Pazur siedział obok niego, słuchając w nabożnym skupieniu. Wszędzie dookoła szemrzące tony Wysokiego Śpiewu unosiły się i wisiały w nocnym powietrzu. Jeśli ciemność słodko nas przywoła, jeśli dzień przepadnie dokoła, chętnie oddamy wszystko, Wichrze, jeśli zawołasz... 138 Ta pieśń zafrasowała Łowcę. Biały Wicher był dzielny i piękny, ale odszedł bardzo dawno temu, w najwcześniejszych dniach. Pieśń, którą śpiewali, mówiła o Pierworodnym tak, jakby mogli go dotknąć, czuć jego zapach. Rozejrzał się wokół po skupionych, wzniesionych ku górze pyskach i zadrżał. Pieśń skończyła się. Patrząc ponad morzem uszu, wąsów i błyszczących oczu, Tragarz Rosy zaczął mówić: Ś Tej magicznej nocy, gdy wspominamy poświęcenie Yirora Białego Wichru, chciałbym opowiedzieć o innym kocie, który dawno, dawno temu cierpiał. Ś Głos Księcia Małżonka był spokojny i wyważony, i nawet awanturnicy z przodu go słuchali. Ś Dawno temu Książę Dziewięć Ptaków został ukarany przez brata Białego Wichru, Lorda Tan-galoor Ognistą Stopę. Zdeformowany i zmieniony w stwora, którego zwiemy M'an, został wysłany w świat, by służył Ludowi Ś tak ukarano go za jego dumę. Cierpiał. Czy zasłużenie? Być może. Z pokolenia na pokolenie jego potomkowie służyli naszym przodkom, czcząc ich i troszcząc się o nich. Przez wieki Lud i M'an stawali się sobie bliżsi. Wielu z Ludu uzależniło się od M'an, którzy dostarczali im tego, co my, koty, zwykłyśmy zdobywać same. Mowa zainteresowała Frittiego. Drżący Szpon powiedział, że Siedziba Harara znalazła się pod wpływem M'an Ś wyglądało na to, że Tragarz Rosy omawia tę kwestię przed całym Ludem zgromadzonym na Ceremonii. Ś Wielu żyjących dzisiaj twierdzi, że Lud stał się słaby Ś kontynuował Tragarz Rosy Ś że wielu z nas zdało się zupełnie na te dziwne, bezwłose koty na dwóch nogach jak na własnych rodziców. Niektórzy twierdzą, że jest to objaw upadku, słabości naszego życia. Nie byłbym tego pewien. Ś Tragarz Rosy wbił swój nieprzenikniony wzrok w zgromadzonych. Ś Jaki grzech popełnił Dziewięć Ptaków? Był pyszny. Wszak cały Lud jest dumny Ś czyż nie wyrastamy jak wzniesiony szczyt, jak najdalszy czubek ogona ponad wszelkie stworzenie? Czyż nie jest prawdą, że najlepiej na 139 całej Ziemi znamy najtrudniejsze jej tańce? Czyż nie są to wystarczające powody do dumy? Możliwe. Jednak czy to nie pycha Pożeracza Serc, jego namiętna chęć, by zostać Panem Wszystkiego, doprowadziła do śmierci Yirora Białego Wichru? Czy muzyka świata nie straciła na zawsze tego najczystszego, białego tonu? Może M'an, ten patetyczny, prze-rośnięty stwór, który tłoczy się ze swymi krewniakami w papierowych gniazdach os, który chodzi po tym świecie bez pazurów i bez futra, może ten obiekt pogardy jest w stanie nauczyć nas czegoś? Słuchacze stawali się coraz bardziej niespokojni, choć szacunek dla majestatu Tragarza Rosy powstrzymywał wrzawę. Wszyscy jednak kręcili się i szeptali. Łowca myślał nad tym, co powiedział Tragarz Rosy. Poraził go ton subtelnej goryczy w słowach Księcia, nikły zapach upadku. Tymczasem Szybki Pazur wyglądał na urzeczonego. Baryton natomiast wyciągał kark na wszystkie strony Ś nie słuchał, wypatrywał przyjaciół. Ś Gdyż jeśli, w całej naszej pysze Ś mówił dalej Tragarz Rosy, a w jego skośnych oczach odbijało się światło Ś będziemy kiedyś trzymani i karmieni przez te, godne najwyższej pogardy, stworzenia, cóż, kto będzie mógł powiedzieć, że nie stało się tak dla naszego dobra? Może Pramatka pragnie, byśmy nauczyli się pokory, my, pyszni myśliwi... Baryton zerwał się nagle. Ś Na Harara! Ś wyszeptał z przejęciem. Ś Zupełnie zapomniałem! Mój nauczyciel, Smakosz, musi zaśpiewać dziś jedną ze starych opowieści, a ja miałem pomóc mu w przygotowaniach! Aj! Wybaczcie mi, wy dwaj, ale muszę biec. Och, Niebiańska Tancerko, on odgryzie mi nos! Nie czekając na odpowiedź, Baryton ruszył w drogę, przeskakując przez otaczające ich kształty. Kiedy uwaga Łowcy powróciła ku frontowi polany, spostrzegł, że Tragarz Rosy przestał już mówić. Słuchacze natychmiast zaczęli ze sobą rozmawiać. Fritti zwrócił się do swego kompana: Ś Co myślisz o tym wszystkim, Pazurku? 140 Szybki Pazur, wyrwany z zamyślenia, wzdrygnął się, przez chwilę jego wzrok pozbawiony był wyrazu, potem powiedział: Ś Och, naprawdę nie wiem. Wszystko jest takie wspaniałe. Zastanawiałem się nad tym, co mówił Tragarz Rosy, i czułem się tak, jakby jakieś światło, bardzo mi potrzebne, znajdowało się niemal w moim zasięgu. Nie chodzi dokładnie o to, co powiedział, ale tak jakby jego słowa niosły to ze sobą... to było niezwykłe uczucie, ale obawiam się, że nie potrafię go opisać. Ś Coś mnie w tym zaniepokoiło Ś rzekł Fritti Ś ale również nie dałbym pazurów za wyjaśnienie dlaczego. Cóż, myślę, że to jest nie do pojęcia dla cudzoziemców, jak my, choć lud Tragarza Rosy chyba nie traktował tego poważnie. Przerwa w spotkaniu trwała dalej, niewielkie grupki żywo plotkowały i konwersowały. Płotołaz podszedł do przedniego skraju wzgórza i rozmawiał ze swymi przyjaciółmi z pierwszych rzędów. Ś Wygląda na to, że przez jakiś czas nic tu nie będzie się działo. Pójdę zrobić me'mre. Chcesz zostać i poczekać na mnie? Ś Myślę, Łowco, że położę się tu na chwilę i popatrzę sobie. Fritti przebrnął przez tłum i wszedł do lasu, poza obwód polany. Kiedy skończył me'mrę i zakopał po sobie dziurę, obszedł powoli kotlinę, rozkoszując się zapachem przesiąkniętego deszczem powietrza. Gdy tak się przechadzał z wysoko uniesionym łbem, jego nozdrza uderzyła jakaś egzotyczna woń. Zatrzymał się na moment, węsząc. Zapach był odurzający i cudowny. Ruszył za nim. Tuż za pagórkiem, na którym siedziała rodzina Królowej, znalazł mały zagonek roślin z maleńkimi, białymi kwiatkami. To one były źródłem tej kuszącej woni i Łowca przez chwilę stał i po prostu spijał ich zapach. Poczuł, jak ogarnia go fala ciepła, jak miękną mu łapy. Zapach najpierw go rozpalił, a potem ukoił, czuł swędzenie i łaskotanie. Podszedł i zerwał zębami jeden liść. 141 Przez chwilę obracał go w pysku, potem połknął. Miał nieco gorzki smak, ale było w nim coś, co sprawiło, że zapragnął jeszcze więcej. Jak we śnie oderwał następny zielony listek, połknął go łapczywie... i następny... Ś Ej, ty tam! Czego tu szukasz? Ś Głos był przeraźliwie donośny. Fritti odskoczył od kwitnących roślin. Stał za nim potężny kot. Ś Jeszcze nie czas na to Ś mówił obcy z dezaprobatą. Ś No i co robisz najlepszego, jedząc tak dużo? Fritti poczuł, że głowę ma lekką i zupełnie pustą. Czuł, że kołysze się z boku na bok. Ś Przepraszam... nie wiedziałem... a co to jest? Nieznajomy spojrzał podejrzliwie. Ś Chyba nie próbujesz mi wmówić, że nigdy przedtem nie widziałeś kociej mięty? Daj spokój, mój mały, nie urodziłem się wczoraj! Zmykaj stąd! Ale już! Trzymaj łapy z daleka od tego miejsca! Wielki kot pogroził mu gestem i Łowca uciekł. Czuł się bardzo dziwnie. Kocia mięta, pomyślał sobie, więc to jest kocia mięta. Drzewa uginały się nad nim, gdy przechodził, a ziemia pod łapami wydawała się nierówna, choć nie wyglądała na taką, kiedy na nią patrzył. Może moje nogi są różnej długości, zastanawiał się. Kiedy szedł w kierunku doliny Ś zataczając się wśród nieznajomych i mimochodem rejestrując, że obce wąsy i obce pyski to wyłaniały się, to rozpływały w przestrzeni Ś ogarnęła go panika. Gdzie jest Szybki Pazur? Musi go odnaleźć. W końcu dostrzegł kociąt-ko. Choć pokonanie odległości między nimi zabrało mu okropnie dużo czasu, ostatecznie znalazł się u boku małego kota. Chciał coś powiedzieć, ale przeszkodziła mu fala mdłości. Jak przez mgłę widział wyraz przerażenia na pyszczku Szybkiego Pazura. Głos malca dochodził z bardzo, bardzo daleka: Ś Łowco! Co ci się stało? Czy jesteś chory? Fritti próbował skinąć łbem w odpowiedzi, ale poczuł, że pysk mu płonie, a jego głowa jest tak ciężka, że upadł na ziemię. Przewracając się na grzbiet, słyszał wątłe dźwięki, 142 gdy zebrany Lud połączył swe głosy w śpiewie. Szybki Pazur stał nad nim, trącając go nosem... później mordka kotka oddaliła się, jakby wpadła do jakiejś dziury, czarnego tunelu zapadającego się w wizji Łowcy. Szybki Pazur stał nad przyjacielem. Mimo że trącał go z całych sił, że usiłował przekrzyczeć śpiewający tłum, Łowca leżał jak martwy. Jego przyjaciel był chory Ś może umierający Ś a on został zupełnie sam pośród ogromnego morza nieznajomych. Rozdział 13 Och, nie wymawiaj jego imienia! Pozwól mu Spać wśród ciemności, Gdzie w chłodzie i zapomnieniu spoczywają kości. Thomas Moore Szybki Pazur w panice biegł przez opustoszałe zakątki i ścieżki Domu Pierwszych, potykając się o wystające korzenie i skręcając, gdy wyłonił się przed nim kształt drzewa. Rybio zimny blask Oka Meerclar sączył się z wysoka przez szpary między gałęziami i liśćmi. Na Polanie Spotkań, gdzie u jego stóp leżał nieprzytomny Łowca, wołał o pomoc Ś głośno i nadaremnie. Dookoła wszystkie koty tańczyły i śpiewały, w niedużych, rozgadanych grupach wyruszały poza polanę na poszukiwanie kociej mięty. Płotołaz zniknął z pokrytego trawą wzniesienia, nigdzie też nie było widać Barytona, a nikt nie dostrzegał przerażonego kociątka miauczącego u boku przyjaciela. Bojąc się o życie Łowcy, opuścił gwar polany, by poszukać kogoś lub czegoś, co mogłoby mu pomóc, doradzić. Jednak pobliskie drogi Lasu Źródła były puste Ś a im dalej odchodził od Ceremonii, od gwaru i światła, tym groźniej i srożej wyglądał wiekowy las. W końcu zatrzymał się, jego oddech zmienił się w płytkie rzężenie. Uświadomił sobie, że jeśli zgubi się w lesie, to nie pomoże swemu przyjacielowi. Co za głupiec, zgromił się w myślach, co za głupiutkie, bezmyślne kocię! Musi wrócić i znaleźć ratunek dla Łowcy. Jeżeli świętujące koty mu nie 144 pomogą, dobrze, jeśli będzie musiał, pójdzie i wyciągnie za ogon samą Królową! Odwrócił się i popędził w stronę nikłego rozgwaru polany. Przy ostatniej linii drzew otaczających krąg, w którym odbywała się Ceremonia, wpadł wprost na Cienistą Strzechę, szarą kotkę, z którą zaprzyjaźnił się tego ranka. Najwyraźniej trzymała się z dala od świętujących, ale przywitała go uprzejmie. Pazurek jęknął: Ś Och, och, Cienista Strzecho, och, tak się cieszę... szybko! Chodź i pomóż mi! Ś jąkał się z przejęcia. Ś Chodź mi pomóc... och, Łowca jest... on jest... och! Cienista Strzecha czekała cierpliwie. Kiedy wreszcie Szybki Pazur uspokoił się na tyle, żeby opowiedzieć jej o tajemniczej dolegliwości Łowcy, zafrasowana pokiwała łbem i poszła z nim na przypominającą olbrzymią czarę Polanę Spotkań. Ceremonia rozpoczęła się już na dobre, gromada kotów skakała i śpiewała pod niebotycznym sklepieniem drzew. Kręgi tancerzy wirowały hipnotycznie, łapy i ogony to spadały w dół, to pięły ku górze w rozproszonym świetle Oka. Wielu najadło się waleriany i dźwięki dziwacznych pieśni oraz niepowstrzymywanego śmiechu unosiły się w powietrzu. Znaleźli Frittiego w tym samym miejscu, w którym zostawił go Szybki Pazur, zwiniętego w kłębek niczym nowo narodzone kocię. Oddychał płytko i nie zareagował, kiedy Szybki Pazur zawołał go po imieniu. Cienista Strzecha spojrzała na niego, potem ostrożnie zbadała wąsami jego pierś i pysk. Przysiadłszy na trawie tuż przy nim, powąchała jego oddech. Wstała, gniewnie potrząsając swym srebrzystym łbem. Ś Twój przyjaciel jest żarłokiem albo głupcem. Albo też jedno i drugie. Pachnie kocią miętą. Tylko szaleniec mógłby zjeść tyle, żeby tak się odurzyć Ś powiedziała Szybkiemu Pazurowi. Ś Co mu się stanie? Ś wykrzyknął malec. Cienista Strzecha spojrzała na niego i mordka jej złagodniała. 145 Ś Nie wiem tego na pewno, mój młody myśliwy. Wiadomo, że nadmiar kociej mięty szokuje i przyspiesza bicie serca, ale on jest młody i silny. Jednak trudniej odpowiedzieć na pytanie, co dzieje się z duchem. Odrobina czyni ka lżejszą, przynosi pieśni i radość. Jeśli ktoś zje dużo więcej, czuje się bardzo silny i upada, pełen najdziwniejszych snów. Tyle, ile zjadł twój przyjaciel... na Harara, nie wiem. Musimy być cierpliwi. Ś Och, biedny Łowca! Ś chlipnął Szybki Pazur. Ś Co ja mam robić, co mam robić? Ś Zaczekam razem z tobą Ś cicho powiedziała Cienista Strzecha. Ś To wszystko, co możemy zrobić. Fritti Łowca spadał, spływał w dół, w niezmierzoną ciemność. Las, który kołysał się, giął i pochylał dookoła niego, zniknął... zniknęło wszystko... spadał w próżni. Gdy leciał, stracił poczucie czasu, nie odczuwał ani podmuchu wiatru, ani ruchu powietrza, które mogłyby podpowiedzieć mu, z jaką szybkością się porusza. Może nie poruszał się wcale, a tylko uczucie mdłości wywoływało w nim takie wrażenie. Po pewnym, bliżej nie określonym czasie... przerażenie błąkało się po jego skłębionych myślach... ujrzał Ś nie, najpierw poczuł Ś słaby blask. Blask zmienił się w iskrę, potem stopniowo rozprzestrzeniał się w smugę białego, zimnego światła. Ku jego zdziwieniu w środku tego światła można było zobaczyć jakiś kształt, a kiedy światło stopniowo zbliżało się ku niemu, rozpoznał figurę wielkiego, białego kota... pozbawiony ogona kot powoli krążył w ogromnej, czarnej kuli. Zbliżył się i blask stał się jeszcze jaśniejszy. Oczy kota-ducha patrzyły w jego kierunku, ale oczy te były mętne, ślepe. Biały kot odezwał się zimnym, szepczącym głosem, dochodzącym jakby z bardzo daleka. Ś Kto tam jest? Ś wykrzyknął. Ś Kto tu przyszedł? W chłodnym tonie jego głosu dźwięczała surowość, która przeszła pojęcie Łowcy. Chciał się odezwać, ale mimo najwyższego wysiłku, nie mógł. Próbując coś powiedzieć, Fritti 146 poczuł nagłe ciepło na czole, jakby łatka o kształcie gwiazdy, którą tam nosił, stała się prawdziwą gwiazdą... jakby zaczęła płonąć. Białe widmo przez chwilę przesuwało się w ciszy, potem znów przemówiło: Ś Czekaj. Myślę, że teraz cię widzę. A, mały duchu, jesteś daleko od swego gniazda. Powinieneś ssać pierś Pra-matki Ś tańcząc w niebiosach ponad Radosnymi Polami. Gorzko pożałujesz tego, że zabłąkałeś się w ten chłodny mrok. Łowca poczuł strach i osamotnienie. Nie mógł się poruszyć ani mówić, mógł tylko słuchać. Ś Dawno, dawno temu zbiegłem w te czarne przestrzenie, ale nie umiem znaleźć miejsca, przez które mógłbym wyślizgnąć się na tamtą stronę Ś zaczął nieznajomy martwym, zoobojętniałym głosem. Ś Od dawna szukam drogi powrotnej do światła. Czasem słyszę śpiewy... Ś powiedział z zimną tęsknotą. Ś Brama jest zawsze tuż za rogiem... coś broni mi dostępu. Dlaczego nie mogę odpocząć, po cichu odpocząć, jak zostało to obiecane? Pomimo strachu Łowca poczuł ogromne współczucie z powodu pustki, w jakiej żył biały kot. Ś Mała gwiazdko, czuję w tobie coś dziwnego. Co to jest? Ś pytał smutny, daleki głos. Ś Przynosisz wiadomości czy po prostu się zgubiłeś... jak ja? Czy przynosisz wieści od mego brata? Nie, to byłby tylko okrutny podstęp! Chłód jest zbyt wielki, noc zbyt głęboka... zostaw mnie samego, myśl o życiu mnie spala... spala mnie! Ach, jak ja cierpię. Rozległ się przytłumiony, odbijający się echem jęk i widmo zaczęło krążyć coraz szybciej i szybciej, aż zniknęło z zasięgo wzroku Łowcy. Znowu otoczyła go ciemność. Nagle poczuł coś pod łapami, choć nieprzenikniony mrok nie ustępował. Próbował przywrzeć, uchwycić się tej stałej rzeczy. Przypominała ziemię, mógł jej dotknąć Ś poza nim samym była jedyną rzeczą w tej gigantycznej, mrocznej ciszy. Przez chwilę. Zanim nie wyczuł czyjejś obecności. 147 Gdzieś tam, w odległej ciemności, coś go poszukiwało. Nie potrafił nawet powiedzieć, skąd to wiedział Ś nie umiał nazwać zmysłu, który mu to mówił Ś ale wiedział. Coś ogromnego, powolnego i groźnego tropiło go... w ciszy pełnej oczekiwania, która była daleko straszniejsza niż jakikolwiek dźwięk w tej niepokojącej próżni. Czoło znów go paliło. Czy świeciło? Poczuł się wyeksponowany jak odkryty cel. Jego czoło płonęło i czuł się tak, jakby dawało tej polującej rzeczy znak jego obecności jak oczy lśniące wśród drzew lasu. Łowca usiłował zakryć pysk łapami, aby schować płonące znamię... ale nie mógł dosięgnąć czoła. Jego głowa rozciągnęła się, nie, to skurczyły się jego nogi! Teraz to czuł, czuł, jak znikają, najpierw go trochę łaskotały, potem zniknęły Ś leżał teraz bezradnie na brzuchu, niezdolny do ucieczki, choć każdy jego nerw rwał się do biegu. To coś było już blisko, szukając go po omacku... dotyk był coraz bliższy i bliższy. Całe poczucie nierzeczywistości roztopiło się w przerażeniu. Coś wyczuło go Ś i chciało go dostać. Zacisnął oczy jak kociątko, które ma nadzieję, że nie widząc, samo nie będzie widziane Ś ale nieprzenikniona ciemność okrutnie zadrwiła sobie z niego, mrok zmienił się znowu w mrok. To było już tuż nad nim, badało... wydawało mu się, że czuje spleśniały, zgniły, starszy niż skały zapach. Ciepłe miejsce na jego czole pulsowało jak serce ognia. Wtedy to coś pochwyciło go i zaczęło nim potrząsać, potrząsać, potrząsać... Przez krótką chwilę z ciemności doszło do niego poczucie ogromnego rozczarowania, później został uniesiony w górę. Wysoko ukazał się punkt światła, świecącego w dół jak promyk słońca. W samym środku tej dziury w czerni ujrzał dziwny, wysoki kształt Ś jakby drzewo bez gałęzi, całkowicie otoczone wodą. Kiedy zamrugał oczami z powodu jaskrawości tego wysokiego światła, kształt zaczaj przybierać rysy Bary-tona, który nim potrząsał i potrząsał... Łowca zapadł teraz w normalny sen, a kiedy się obudził, znajdował się w altance Szybkiego Pazura. Baryton, Cienista Strzecha i jego mały przyjaciel stali nad nim. 148 Ś No, nareszcie! Ś powiedział Baryton. Ś Wszyscy bardzo, bardzo martwiliśmy się o ciebie. Podejrzewam, że tam, gdzie mieszkasz, nie ma prawdziwej kociej mięty. Tak się cieszymy, że lepiej się czujesz. Szybki Pazur schylił się i wylizał pysk Łowcy. Szara kotka stała na ziemi, ale mierzyła Łowcę wzrokiem. Drżący, podziękował im za troskę. Jeszcze nie czuł się zupełnie normalnie: światło sączące się przez gałęzie drzew załamywało się dziwnie i migotało, a wszystkie odgłosy dochodziły do niego podwojone. Czuł się lekki, niemal bezcielesny. Baryton wstał i rzekł: Ś Cóż, wiem, że byłeś okropnie chory, ale leżeliśmy przy tobie cały ranek, a ja zawsze mam tak dużo rzeczy do zrobienia. Mam nadzieję, że nie znienawidzisz mnie, jeśli teraz pobiegnę dopilnować kilku z nich. Ś Odchodząc odwrócił się i dodał: Ś Ach, o mało bym zapomniał! Książę zorganizował dla was wizytę na Dworze dziś wieczorem, gdy zacznie się Najgłębsza Cisza. Jeżeli nie czujesz się dość dobrze, aby iść, cóż, myślę, że zmiana byłaby możliwa Ś ale oni tam, w siedzibie Królowej, niezwykle serio traktują protokół. Nie nalegam na to, żebyś poszedł, to znaczy jeżeli nie czujesz się na siłach... Ś Myślę, że podołam temu zaszczytowi Ś odezwał się po chwili milczenia Fritti. Ś Przeszedłem długą drogę, aby mówić z Królową i... Ś Znowu zamilkł. Ś No tak, pójdę. Ś To dobrze. Wrócę, żeby was zabrać odpowiednio wcześnie Ś powiedział Baryton. Łaciaty śpiewak wyskoczył z doliny. Fritti znów położył się na chwilę, zastanawiając się nad swym dziwnym, przedłużającym się stanem, a uszczęśliwiony Szybki Pazur porządkował jego sierść. Po pewnym czasie odezwała się Cienista Strzecha: Ś Czy jesteś pewny, że będziesz dość silny, aby stanąć przed Królową, Łowco? Ś Smukła, popielata kotka patrzyła na niego, czekając na odpowiedź. 149 Ś Wydaje mi się, że im prędzej to załatwię, tym lepiej Ś powiedział. Trudno było mu wyrazić to, co czuł. Ś Tak jak powiedziałem Barytonowi, przeszliśmy daleką drogę. Obiecałem i jestem związany przysięgą... ale Dom Pierwszych, sam nie wiem, powoduje, że wszystko staje się jakby nieważne Ś to znaczy mogłabyś leżeć tu dzień po dniu, gdybyś zechciała, i myśleć sobie o ważkach. Nie gonić ważki, rozumiesz Ś próbował wyjaśniać Ś tylko o nich rozmyślać. Mogłabyś spędzać całe dnie, zastanawiając się i dumając nad ważkami, rozmawiając o nich... i zanim się spostrze-żesz, będziesz już stara. Któregoś dnia uświadomisz sobie, że właściwie nigdy nie widziałaś ważki... ale nie będziesz już nawet pragnęła jej zobaczyć, bo mogłoby to zniszczyć twoje cudowne wyobrażenia. Obawiam się, że nie wyjaśniam ci tego dość dobrze Ś ciągnął Ś ale czuję, że jeśli w ogóle chcę odnaleźć moją przyjaciółkę, Cichą Łapę, to lepiej, żebym uporał się z tym, ponieważ... Przepraszam, ja po prostu nie potrafię tego wyrazić... Cienista Strzecha podeszła do Frittiego, obwąchała go Ś tym razem nie podejrzliwie, lecz z zainteresowaniem Ś i usiadła. Ś Wydaje mi się, że czuję, co chcesz powiedzieć, Łowco, ale, oczywiście, ja także jestem tu obca. Nie sądzę, żeby zrozumiał cię Baryton ani nikt z nich. Ś Prawdopodobnie nie zrozumieliby Ś przyznał Fritti. Spojrzał na Szybkiego Pazura, który skończył obrządek i tulił się zadowolony do jego ciała, przysłuchując się rozmowie. Ś Co o tym myślisz, Pazurku? Ś spytał. Szybki Pazur spojrzał poważnie. Ś Nie jestem pewny, czy zrozumiałem wszystko, co mówiliście, ale wydaje mi się, że jakaś część myślenia tego Ludu jest po swojemu ważna Ś a przynajmniej powoduje, że chciałbym zadać im kilka pytań, które wydają mi się ważne... choć tak naprawdę to nie wiem, co sprawia, że są ważne. No widzisz? Ś zachichotał kotek. Ś Jestem jeszcze gorszy w objaśnianiu tego niż mój mądry, stary przyja-150 ciel, Łowca. Myślę, że powinniśmy rozstrzygnąć te nudne problemy za pomocą jakiegoś jedzonka. Pora śniadania dawno już minęła! Ś Zgoda, cu'nre. Ś Uśmiechnął się Fritti, chociaż wcale nie chciało mu się jeść. Ś Czy zechcesz pójść z nami na łowy, Cienista Strzecho? Ś zwrócił się do milczącej kotki. Ś Będę zaszczycona Ś odpowiedziała. Przez cały dzień buszowali w leśnym labiryncie Domu Pierwszych, odkrywając zarośnięte krzakami przejścia i dawno zapomniane ścieżki. Lud Domu Pierwszych i Lasu Źródła wydawał się bardzo cichy w dzień po Ceremonii. Większość drzemała albo wylegiwała się na boku, leniwie gwarząc z przyjaciółmi. Wiele kotów ruszyło w drogę tuż po święcie, więc boczne drogi Lasu Źródła były prawie puste. Cienista Strzecha poświęcała większość uwagi Szybkiemu Pazurowi, podprowadzając go ku zwierzynie i przychodząc, by popatrzeć, kiedy natknął się na coś, co go zainteresowało. Wobec Łowcy była przyjazna, jednak z pewną rezerwą. Cieszyło to Frittiego, który ciągle odczuwał skutki doświadczenia poprzedniej nocy. Większość objawów, które towarzyszyły mu przy obudzeniu, ustąpiła, ale jeszcze nie mógł otrząsnąć się z dziwnego uczucia oddalenia. Rozmowa towarzyszącej mu dwójki dobiegała jakby z oddalenia, czuł, że wypełnia go spokój, kiedy przemykał się jak duch pod starymi drzewami. Później, wczesnym wieczorem, Cienista Strzecha odeszła, przyrzekając, że powróci. Szybki Pazur, który hasał jak trzmiel całe popołudnie, i Fritti, ciągle nieco roztrzęsiony, wrócili do ciepłego kątka, aby odpocząć przed wizytą na Dworze. Baryton zjawił się po nich pełen powstrzymywanego przejęcia z powodu powagi i znaczenia funkcji, jaką przyszło mu pełnić. Poszli za nim jak lunatycy poprzez kręte korytarze Domu Pierwszych. Prześlizgnęli się przez ciasno zwartą palisadę srebrnych brzóz i zeszli w dół niewielkiego jaru. Tam, w odbitym świetle pojedynczego, szerokiego promienia światła Oka, który wpadał przez splątany leśny dach, zoba-151 czyli zarysy postaci wielu kotów, które siedziały wokół dolnego obwodu jaru. W ich okrągłych oczach odbijało się światło. Jakaś wielka postać w pośpiechu wyłoniła się z cienia. Ś Tak, tak, to ta dwójka, prawda? Niedługo przyjdzie na nich czas. Ś To był Grzmiący Szept, potężny Szambelan; kiedy mówił, jego głowa kołysała się w dół i w górę niczym wierzba na wietrze. Ś Nawet nie próbujcie się niecierpliwić. Taka jest procedura, jak wiecie. Ty, Barytonie, zostaw ich mnie Ś oto dobry kolega. Możesz poczekać na nich przy wyjściu. Baryton wyglądał na nieco rozczarowanego, lecz wzruszył ramionami i życzył im szczęścia. Poszli za kołyszącym się, mamroczącym coś Szambelanem Dworu, który poprowadził ich do podnóża jednej ze ścian jaru Ś niedaleko frontu i światła. Ś Zostańcie tu, dopóki was nie wezwę. Do tego czasu ani pisku. Przed wami są inni, a czas Jej Miękkości jest bardzo cenny. Po prostu bądźcie cicho, maluchy! Ś oznajmił Grzmiący Szept i oddalił się pospiesznie, a jego szerokie ciało kołysało się z boku na bok. Spojrzenie Frittiego odprowadziło go poprzez maleńki, ciasny jar. Szambelan podszedł do gromadki eleganckich, znakomicie uczesanych kotów, które najpewniej, jak domyślał się Fritti, były dostojnikami na Dworze. Przed nimi siedziało kilka innych, o zróżnicowanej aparycji. Jeden z nich, wielki, dumny, pręgowany kocur, miał w sobie ten niewymuszony, śmiały wdzięk, który Frittiemu przywiódł na myśl Drżącego Szpona. Na płaskim wzniesieniu porośniętym trawą, pod sklepieniem z liści i konarów przeogromnego dębu, usadowili się obok siebie Płotołaz i Tragarz Rosy; ten pierwszy z takim wyrazem ledwo powstrzymywanego znudzenia i pragnienia wyrwania się stąd, że Fritti uśmiechnął się w ciemności sam do siebie. Jak tego rodzaju rzeczy musiały drażnić duszę Księcia-włóczykija! Obok Płotołaza leżał Książę Małżonek, jego łagodne oblicze było pogodne, lecz wzrok miał daleki 152 i niepokojący jak nadchodząca burza. W samym centrum wzniesienia w promieniu światła siedziała Królowa Mirmisor Słoneczny Grzbiet, oświetlona jak postać ze snów. Kiedy Fritti ją spostrzegł, od razu pomyślał o źródle, o leśnym zdroju. Była czysto, lśniąco biała, a długa, miękka sierść, otulająca jej ciało ze wszystkich stron, nadawała jej wygląd puszystego dmuchawca. Tuż przy niej stała maleńka gliniana miska, przyniesiona z jakiejś siedziby M'an. Córa rodu Ha-rara siedziała ze skulonym grzbietem i wyciągniętym łbem. Odstawiła jedną łapę, która sterczała w powietrzu niczym urocze gałęzie brzóz otaczających Dwór. Królowa delikatnie lizała swoją najskrytszą końcówkę. Rozdział 14 Ku wysokiemu kapitelowi... jego zamkowi blademu urodą i upadkiem... P.B. Shelley Audiencja na Dworze Harara ciągnęła się przez długie godziny Najgłębszej Ciszy. Królowa Słoneczny Grzbiet, siedząca w rozpadlinie wielkiego dębu Ś Vaka'az'me Ś spokojnie słuchała wszystkich, którzy stawali przed jej obliczem. Łowca z coraz mniejszym zainteresowaniem obserwował procesję petentów prezentujących się przed tronem. Najobszerniejszą część audiencji wypełniły kwestie terytorialne, ale także ceremonie nadawania imienia i błogosławieństwa dla ciężarnych kotek. Wszystkiemu temu przewodniczyła Królowa, daleka, nieruchoma i jasna niczym gwiazda. W końcu wszyscy interesanci, zadowoleni albo rozczarowani, zniknęli w ciemnościach nocy. Królowa przeciągnęła się, ziewając z niebywałym wdziękiem i dała znak ogonem. Grzmiący Szept zakrzątnął się, wtoczył na wzniesienie i skłonił się przed nią. Władczyni powoli szeptała mu coś do łaciatego ucha, a on kiwał wytrwale głową. Ś Tak, Pani, tak, oczywiście, bezwzględnie tak Ś sapał stary Szambelan. Ś Cóż, czyż nie powinniśmy go wysłuchać? Ś spytała Królowa Słoneczny Grzbiet głosem chłodnym i czystym jak struga wody. 154 Ś Oczywiście, Wasza Włochatość Ś mruknął Grzmiący Szept i pospieszył ku przodowi wzniesienia. Zmrużył swoje stare oczy, wpatrując się w mrok jaru, i oznajmił: Ś Tanie Myszołowie z rodu Pierwszych Wędrowców, bądź łaskaw stanąć przed Vaka'az'me! Pręgowany myśliwy o dumnym wyglądzie, którego Fritti zauważył już wcześniej, podniósł się, przeciągnął i powoli podszedł ku płaskiemu wzniesieniu. Na moment stanął na jego skraju, po czym bez wysiłku skoczył w górę, w krąg światła. Ś Pierwszy Wędrowiec! Jak Drżący Szpon i Muskacz! Ś pisnął Szybki Pazur. Fritti bezwiednie kiwał głową, przyglądając się Myszołowowi. W świetle Oka, które zalewało dębowy tron, żylaste ciało Tana ujawniło ślady wielu zadawnionych blizn, które bielały pod jego krótkim futrem. Pręgi i blizny nadawały Myszołowowi wygląd steranego drzewa. Ś Zawsze do twoich usług, o Królowo Ś rzekł z szacunkiem Pierwszy Wędrowiec, dotykając ziemi brodą. Słoneczny Grzbiet spoglądała na niego z chłodnym zdziwieniem. Ś Nieczęsto widujemy Pierwszych Wędrowców na naszym Dworze Ś powiedziała.Ś Nawet tych, którzy polują w Lesie Źródła, w pobliżu Domu Pierwszych. Cóż za niezwykły zaszczyt. Ś Z całym szacunkiem, Wasza Najwyższość, Pierwsi Wędrowcy nie polują w Lesie Źródła Ś mówił Myszołów z szorstką, lecz cichą dumą. Ś Wiesz wszak, że ponad wszystko stawiamy życie samotne wśród przyrody. Dwór jest zbyt... zbyt zatłoczony, jak na nasze gusta. Ś Słowo „zatłoczony" wyśpiewał z lekką nutą pogardy, która zachmurzyła pogodną twarz Tragarza Rosy. Ś Mówiono nam o tym, Tanie Ś zasyczał Książę Małżonek Ś ale doszły nas także szepty, że Pierwsi Wędrowcy zbierają się na wschód od Dolin Łagodności. Czy twoi przyjaciele nie uznają tak dużego towarzystwa za równie przygnębiające jak nasz Dwór? 155 Myszołów spojrzał gniewnie, a Słoneczny Grzbiet kichnęła i zaczęła czesać swój ogon. Tan odpowiedział, wyraźnie powstrzymując gniew: Ś Spotkanie Tanów odbywa się z tej samej przyczyny, która przywiodła mnie tutaj. Książę Małżonek, z powodów, które bez wątpienia znane są tylko Jego Wysokości, pragnie rozdrapywać stare rany. Nie dam się wodzić za ogon. Zaniedbałbym wtedy sprawy o wiele poważniejsze. Grzmiący Szept, który wciąż jeszcze stał, teraz poruszył się niespokojnie i podszedł, by usiąść przy Księciu Płotołazie, który po raz pierwszy tej nocy wydawał się zainteresowany tym, co się dzieje. Ś Chciałbym, żebyście wszyscy przestali się kłócić, choć na chwilę Ś warknął Książę. Ś Byłoby miło porozmawiać dla odmiany o czymś ważnym. Królowa Słoneczny Grzbiet obrzuciła syna krótkim spojrzeniem, dwa razy strzygnęła uszami i zwróciła się do Myszołowa: Ś Choć być może jest zarozumiały i zuchwały, Płotołaz ma rację. Wybacz nam nasze grubiaństwo, Tanie. Domyślam się, że ciążą na tobie sprawy wielkiej wagi i nie w smak ci nasze przytyki. Ś Posłała zimne spojrzenie Tragarzowi Rosy, na które Książę Małżonek odpowiedział władczym wzrokiem. Ś Proszę, Myszołowie, mów Ś powiedziała Królowa. Weteran wielu walk patrzył na nią przez chwilę, potem znów nisko pochylił głowę i trzymał ją tak przez kilka uderzeń serca. Uniósł wreszcie wzrok i przemówił: Ś Jak Waszej Królewskiej Miękkości wiadomo Ś zaczął Ś jest nas, Pierwszych Wędrowców, niewielu, a nasze włości są rozproszone. Ja sam sprawuję władzę nad większą częścią Równiny Słonecznego Gniazda i tą częścią Lasu Źródła, z wyłączeniem Domu Pierwszych, oczywiście Ś dodał, uśmiechając się przebiegle w stronę Tragarz Rosy. Ś Tereny w kierunku na U'ea, na północ od Troskliwego Dźwięku, były wcześniej pod opieką mego kuzyna, Tana Tropiciela. Teraz on nie żyje. Ś Myszołów zamilkł znacząco. 156 Królowa wychyliła się do przodu z zaciekawieniem w jasnych oczach. Ś Naturalnie przykro nam słyszeć o odejściu Tropiciela z tych terenów Ś powiedziała z namysłem Królowa. Ś Był dzielnym i rozważnym myśliwym. Ciągle jednak nie rozumiemy celu twojej misji. Pierwsi Wędrowcy zawsze decydowali sami o swoich włościach, bez odwoływania się do Dworu. Myszołów przysiadł i niecierpliwie drapnął łapą o ziemię. Ś I będzie tak nadal, o Królowo. To nie spadek po Tropicielu, lecz sposób jego odejścia przywiódł mnie tutaj. Tropiciel został zaatakowany przez jakiegoś tajemniczego wroga i rozerwany na kawałeczki. Inni Wędrowcy z tego terenu po prostu zniknęli. Królowa Słoneczny Grzbiet, przykucnięta w odartym z kory wgłębieniu Vaka'az'me, wstrząsnęła się z niesmakiem. Perłowe wnętrze pnia otaczało jej figurę, gdy zerknęła na Tana. Ś Jakież to okropne! Ś powiedziała. Tragarz Rosy bezszelestnie postąpił krok w kierunku Tana. Ś Co za potwór popełnił ten czyn? Ś zapytał. Ś I jaka ma być nasza rola w tej sprawie, skoro przyszedłeś tu i opowiedziałeś nam tę historię? Fritti, siedzący wśród kilku innych przyglądających się, poczuł, że Szybki Pazur u jego boku napina się niczym młode drzewko. A więc to ściągnęło tu z południa Drżącego Szpona, pomyślał. Ś Nikt z Ludu nie potrafi tego powiedzieć, Najmiłości-wsi Ś ponuro odrzekł Myszołów. Ś Było to bardzo silne stworzenie, o ile bxło tylko jedno. Jeśli była to polująca gromada, to nie jest to wcale mniej niepokojące. Tropiciela potraktowano bezlitośnie. Słoneczny Grzbiet odzyskała zimną krew. Ś Dlaczego jednak przyszedłeś nas niepokoić? Ś zapytała. Ś To okropne słuchać o losie, jaki spotkał Tropiciela, ale Szczurzy Liść i całe północne tereny już od dawna 157 są niebezpiecznymi, zakazanymi miejscami. Dlaczego więc przynosisz nam te niepokojące historie? Ś Przynoszę te złowróżbne wieści nie po to, by niszczyć spokój Domu Pierwszych Ś rzekł Myszołów, a jego głowa poznaczona bliznami uniosła się dumnie. Ś Przyszedłem was ostrzec, ponieważ myślę, że Dwór pozostaje w złudnym spokoju. To nie był pojedynczy wypadek. Ja o tym wiem i wy również. Wasz syn patrolował obrzeża Domu Pierwszych z powodu kłopotliwych zdarzeń w okolicy gniazda. Ś Nareszcie o tym mówimy! Ś odezwał się zadowolony Płotołaz, lecz Tragarz Rosy podniósł swą smukłą łapę i przerwał mu. Ś Na naszych granicach byli jacyś rabusie, ale nie zdarzyło się nic, co warte byłoby zjeżenia włosów Ś powiedział melodyjnym głosem Książę Małżonek. Ś Może to dzicy Growlersi, a może chory Garrin. Wyjaśnień może być wiele, podobnie jak w przypadku nieodżałowanej śmierci Tropiciela. Zniszczony stary Tan spojrzał na Tragarza Rosy z milczącą wzgardą. Ś Potężne Garrin mogą oczywiście być niebezpieczne Ś odezwał się Ś lecz one zimą śpią i takie wypadki zaczynają się w porze ostatnich śniegów. Myślę, że te zdarzenia powtórzą się tej zimy, podczas gdy Garrin schowały się już w swoich jaskiniach. Ś Ich oczy spotkały się, ale Tragarz Rosy nie odezwał się. Ś Cokolwiek czai się na północy, i zaczyna się rozprzestrzeniać, nie jest to naturalne dziecko naszego świata, jak wielu może zaświadczyć. Ziemia ma wiele litości dla swoich stworzeń. Mieszkałem już w miejscach bardzo wysokich i w bardzo niskich, ale nigdy nie spotkałem czegoś takiego. Ś Co masz na myśli, Tanie? Ś zapytała Królowa Słoneczny Grzbiet. Ś Niezupełnie cię rozumiemy. Ś Coś dziwnego osiedliło się po drugiej stronie Drapnię-cia Harara. Leśne stworzenia ze Szczurzego Liścia opuszczają go, uciekają całymi stadami. Ptaki, które tam się gnież-158 dżą, tym razem odlatują za Wielką Wodę. Spośród całego Ludu wy w Domu Pierwszych powinniście wiedzieć najlepiej, że wróży to niebezpieczeństwo. Ś Do rzeczy, .Pierwszy Wędrowcze Ś odezwał się Tragarz Rosy zimnym głosem. Ś To powinno być oczywiste. Tu, dookoła Domu Pierwszych, jest największe ze wszystkich skupisko kotów: głodna, polująca gawiedź, nieustannie penetrująca zarośla w poszukiwaniu fla-fa'az i Piszczków. Jeżeli te stworzenia pozostaną, rozmnażając się i zasiedlając, być może, i inne miejsca, będą trzymały się tych terenów. Las Źródła jest ich rodową siedzibą, tak samo jak i naszą. My, Lud, i ci, na których polujemy Ś wszyscy tańczymy wspólnie. I tak być powinno. Jednak cokolwiek opanowało północne równiny, cokolwiek wzniosło kopiecŚ stos odpadków Ś tak wielki jak Dom Pierwszych, jest to coś, z czym zwierzęta Szczurzego Liścia żyć nie mogą. To niebezpieczeństwo, przed którym powinniśmy ustrzec się wszelkimi siłami. Ś Brawo! Ś wykrzyknął Płotołaz. Ś Na skok Hara-ra, dobrze jest wysłuchać tutaj kogoś, kto ma trochę zdrowego rozsądku. Królowa Słoneczny Grzbiet miała już coś powiedzieć. Fritti i Szybki Pazur, tak jak wszyscy zebrani, przysunęli się nieznacznie, aby usłyszeć jej oświadczenie. Jednak podniósł się, ziewając, Tragarz Rosy. Ś Cóż Ś odezwał się łagodnie Ś wiele racji jest w tym, co powiedziałeś, Tanie, i wiele jest w tym wieści dla nas nowych. Szczególnie ten kopiec wydaje się czymś przedziwnym. Będziemy musieli jeszcze o tym porozmawiać później. Jednak w tej chwili nie uważamy za konieczne dreptać wkoło jak kocięta z powodu jakichś pogłosek ani też organizować górskich ekspedycji nie dość poinformowanych, aby badać coś, co ty sam nazwałeś siedliskiem zła. Ś Myszołów wyraźnie chciał się sprzeciwić, ale Tragarz Rosy uderzył w obie strony swym brązowo obramowanym ogonem i Pierwszy Wędrowiec zachował spokój. 159 Ś Jednakże Ś rzeczowo ciągnął Książę Ś nie jeste-śmi obojętni na zagrożenie. Syn Królowej, waleczny Książę Płotołaz, otrzymuje nasze zezwolenie na zebranie takiej liczby Ludu, jaką sam uzna za konieczną, w celu obrony granic naszego terytorium. Może zaczynać od razu. Ś Cudownie! Ś zerwał się podekscytowany Płotołaz. Ś Tak się cieszę! Ś wymamrotał, nie bardzo odpowiednio do sytuacji, pomyślał Łowca, i jednym skokiem zniknął w mroku. Ś Ponadto Ś ciągnął Książę Małżonek o zimnych oczach Ś poprosimy cię również, abyś ty, Tanie, po spotkaniu ze swymi towarzyszami, Pierwszymi Wędrowcami, wrócił tu i raczył podzielić się waszymi ustaleniami z Dworem Harara. Czy jest to możliwe? Ś Oczywiście, Wasza Wysokość Ś odparł Myszołów odrobinę zadziwiony. Ś Mam nadzieję, że będziemy wspólnie... Ś Oczywiście, oczywiście Ś powiedział Tragarz Rosy. Ś Taka jest wola Królowej. Mam rację, moja wielowąsa Królowo? Ś spytał, zwracając się do Słonecznego Grzbietu. Królowa, uspokojona znajomym dźwiękiem dworskiego obyczaju, machnęła tylko raźno ogonem na znak przyzwolenia. Ś Znakomicie, wydaje nam się zatem, że nasza nocna audiencja dobiegła końca. Dziękujemy ci raz jeszcze, Tanie Myszołowie, za zwrócenie nam uwagi na te kwestie. Przekaż, prosimy, nasze najszczersze kondolencje krewnym i przyjaciołom Tropiciela. Tragarz Rosy zaczął już schodzić z wzniesienia, kiedy raptem odezwał się Grzmiący Szept: Ś Eee... hmmm... mmm... błagam o wybaczenie, Panie, ale wydaje mi się, że został ktoś jeszcze... mmm.... czeka na swoją kolej... jeśli wiesz, co mam na myśli. Tragarz Rosy powrócił na trawiasty pagórek z wyrazem irytacji, który szybko ustąpił miejsca dobrotliwej obojętności. Królowa nie zwracała na nic uwagi Ś czyściła sobie bok, leżąc wśród rozłożystych korzeni Vaka'az'me. 160 Ś Bardzo dobrze Ś powiedział Książę Małżonek. Ś Gdzie oni są? Przyprowadź ich bliżej. Grzmiący Szept pospiesznie kierował do przodu Frittiego i Szybkiego Pazura, zupełnie nieprzygotowanych. Pucołowaty kocur pochylił się i szepnął do Frittiego: Ś Staraj się mówić krótko, mały. Ich Eminencje są w nie najlepszych nastrojach. Zdenerwowany Fritti wyraźnie to widział, a nad Szybkim Pazurem tak zapanowało onieśmielenie, że tylko drżał cichutko u boku Łowcy, gdy stanęli przed Wielkim Dębem. Ś Jakie są wasze imiona i dlaczego stajecie przed nami? Ś zapytał niecierpliwie Książę Małżonek. Ś Jestem Łowca, a to mój towarzysz, Szybki Pazur. Pochodzimy z Klanu Ściany Zgromadzeń, zza Starej Puszczy. Szukamy naszej przyjaciółki imieniem Cicha Łapa. Ś Głos Frittiego był cichy. Królowa w końcu dostrzegła dwa małe kotki. Ś Czy myślicie, że ona jest tutaj, w Domu Pierwszych? Ś zapytała, kierując na nich swoje błyszczące oczy. Szybki Pazur osiągnął szczyt gorączkowego przejęcia, jęknął z rozpaczy i ukrył pysk na biodrze Łowcy. Fritti przełknął ślinę i powiedział: Ś Nie, wielka Królowo, nie myślimy tak. Wydaje nam się, że mogła zostać porwana przez to stworzenie czy... stworzenia, o których mówił Myszołów. Wiele innych kotów spośród Ludu Ściany Zgromadzeń również zniknęło w tajemniczy sposób. Starszyzna wysłała z tego powodu delegację na Dwór Ś dokończył pospiesznie. Słoneczny Grzbiet ziewnęła szeroko, pokazując ostre zęby i nieprawdopodobnie różowy język. Ś Czy przyjmowaliśmy taką delegację? Ś zapytała Grzmiącego Szepta. Stary Szambelan zastanawiał się przez jakiś czas. Ś Nie mogę powiedzieć, że mieliśmy, Wasza Łagodność Ś powiedział w końcu. Ś Nie wydaje mi się, abyśmy kiedykolwiek przedtem słyszeli o Klanie Ściany Zgromadzeń i, 161 na martwego szczura, jestem pewny, że nie przybyła stamtąd żadna delegacja. Ś Czyli wy nią jesteście Ś odezwał się Tragarz Rosy. Ś Obawiam się, że sprawy wielkiego, dzikiego świata przerastają maleńki Dwór. Naprawdę mi przykro, że nie możemy wam pomóc. Możecie pozostać w Domu Pierwszych tak długo, jak potrzebujecie. Może, jeśli interesują was te sprawy, moglibyście pomóc Płotołazowi. Przeszliście już przez pieśń myśliwych, prawda? Zresztą, to nie ma żadnego znaczenia. Mri'fa-o. Audiencja u Królowej jest zakończona. Baryton, który usnął na zewnętrznym skraju jaru, nie mogąc się ich doczekać, poprowadził ich teraz w milczeniu przez las. Fritti, pełen ukrytej urazy i przygnębienia, również nie miał ochoty na rozmowę. Po długim odcinku milczącej podróży ciszę przerwał w końcu Szybki Pazur. Ś Pomyśl tylko, Łowco Ś powiedział Ś widzieliśmy Królową Kotów! Rozdział 15 Doprawdy nie wiem, co wolę: Głosu urodę Czy może urok niedomówień, Czarnego ptaka gwizd Czy ciszę po nim. Wallace Stevens Dni w Domu Pierwszych mijały szybko. Poza granicami przepastnego azylu Lasu Źródła panowała zima. Fritti i Szybki Pazur spędzali czas pod wielkimi drzewami, badali las, polowali i stawali się coraz grubsi, a ich futra Ś coraz bardziej lśniące. Cienista Strzecha Ś wciąż uprzejma i pełna rezerwy Ś spędzała większość czasu z nimi. Wyglądało na to, że szczególnie polubiła towarzyszyć Pazurkowi w jego najróżniejszych ekspedycjach. Pewnego pochmurnego popołudnia, kiedy kociak i szara kotka penetrowali labirynt Domu Pierwszych, Łowca poczuł się bardzo samotny. Baryton był na wyprawie, która poprzedzała obrzędy Oel-cir'va, i miało go nie być przez dwa wschody słońca. Inni mieszkańcy Domu Pierwszych, spośród których Fritti rozpoznawał nielicznych, uwijali się tam i z powrotem w sobie tylko znanych celach, więc Łowca w samotności przechadzał się pod drzewami. Już od dawna nie ruszał się nigdzie bez akompaniamentu paplającego głosiku czy po prostu Ś obecności kompana. Zawędrował aż do południowych krańców Domu Pierwszych, skąd drzewa prowadziły ku skrajom Słonecznego Gniazda Ś idąc własnym tempem, słuchając pieśni własnego wnętrza. Wyszedł spod okapu lasu i szedł w dół 163 pochyłej, zarośniętej trawą łąki, którą przyprószył już pierwszy, puszysty śnieg. Był tak zatopiony w myślach, że nie słyszał lodowatego szumu Szemrzącego Szmeru, dopóki nie stanął na brzegu strumienia. Przysiadł na zadzie, przenikliwy wiatr targał mu sierść i osypywał go śniegiem, a on patrzył, jak przemija woda pluszczącej rzeki, fala znikała z zasięgu jego wzroku, płynąc na wschód, Vez'an, gdzie w końcu wpływała do Troskliwego Dźwięku. Dalej, dużo dalej, leżała kraina jego urodzenia i dzieciństwa, te lasy i pola, które przemierzał wraz z Cichą Łapą pod jasnym letnim niebem. Szeroko otworzył oczy, mimo uderzającego w nie chłodnego wiatru, i wpatrzył się w równinę; myślał o powrocie do domu. Las Źródła nigdy nie będzie jego domem. Gdzieś daleko za tą zimową krainą była Ściana Zgromadzeń. Tam, daleko, miał przyjaciół. Jednak nie miał tam rodziny. Nie było też Cichej Łapy. Siedział tak długo, ogon otulał jego łapy, wreszcie podniósł się i poszedł z powrotem stromą łąką, a śmiech Szemrzącego Szmeru powoli cichł za jego plecami. Ś Łowco! Ś wesoło zawołał Szybki Pazur. Ś Szukaliśmy cię. Poszedłeś na zwiady? Cienista Strzecha i ja mamy ci coś ważnego do powiedzenia! Fritti zatrzymał się i czekał na kotka, który doganiał go w podskokach. Ś Dobrych tańców, Pazurku Ś powiedział. Ś I tobie również, Cienista Strzecho. Ś Kotka wyglądała na pogrążoną w myślach, nieobecną. Ś Ja również mam dla was wieści. Wracajmy do naszego drzewa, schowamy się przed wiatrem. W altance, kiedy wiatr szarpał wierzchołkami drzew wysoko ponad ich głowami, Fritti zwrócił się do przyjaciół bardzo poważnym tonem: Ś Mam nadzieję, że dobrze zrozumiecie to, co chcę wam powiedzieć, i nie będziecie myśleć o mnie źle. Sporo zastanawiałem się dziś nad tym. Decyzja nie była tak ciężka, gorzej jest z przekazaniem jej wam. Muszę opuścić Dom 164 Pierwszych. Siedzę tu już zbyt długo i tracę z oczu mój cel. Ale przyrzeczenie, które złożyłem, jest tak samo ważne jak w chwili, gdy je wygłaszałem. Nie mogę tu spokojnie zimować, nie wiedząc, gdzie podziała się Cicha Łapa. Po przybyciu na Dwór i wysłuchaniu wszystkiego, co zostało tam powiedziane, doszedłem do wniosku, że nie mogę oczekiwać stąd pomocy. Wygląda na to, że coś dzieje się na północy, sądzę, że tam właśnie muszę pójść, by kontynuować poszukiwania. Boję się tego, naprawdę, i każdy wąs mnie szarpie na samą myśl o tym, ale muszę pójść. Harar wie, jak bardzo czasem żałuję... żałuję... Szybki Pazurze, czy ty się śmiejesz?! Szybki Pazur rzeczywiście śmiał się, chichotał cichutko, uderzając łapą Cienistą Strzechę. Ś Oj... oj... oj, Łowco Ś mówił pomiędzy wybuchami śmiechu. Ś Oczywiście, że musimy iść. Właśnie o tym rozmawialiśmy dzisiaj z Cienistą Strzechą. Mówimy o tym od kilku dni. Ale Cienista Strzecha twierdziła, że ty sam musisz zadecydować, kiedy wyruszymy. Fritti był zaskoczony. Ś My? Ależ Pazurku, to jest zimna pora. Nie mogę zabrać cię ze sobą. To nie jest twoja przysięga, twoja śmieszna obietnica. Poza tym, wybacz, byłeś niesłychanie dzielny, ale ciągle jesteś kociątkiem. To może być okropnie niebezpieczne, nie rozumiesz? Ś Wiem o tym. Ś Szybki Pazur spoważniał nieco, choć wciąż bawiło go zaskoczenie Łowcy. Ś Myślę, że tobie i Cienistej Strzesze uda się uchronić mnie przed zagrożeniem. A może my zrobimy to samo dla ciebie. Ś Cienista Strzecha? Ś Zdziwienie Frittiego sięgnęło zenitu. Ś Cienista Strzecho, ty musisz rozumieć, jakie to jest niebezpieczne. Zatrzymaj tu Szybkiego Pazura, błagam. Hararze! Czy wy oboje straciliście zmysły jak stary Pchło-żerca? Cienista Strzecha spojrzała na Łowcę chłodnymi, głębokimi oczyma. 165 Ś Ja również wolałabym, żeby mały nie nalegał na to, by iść, ale on jest uparty. Kimże jestem, aby znać wyroki Meerclar? Powołuje Lud do wielu różnych celów. Co do mnie, cóż, nie winie cię za to, ale powinieneś wiedzieć, że nie tylko ty masz swoje porachunki do wyrównania i obietnice, których musisz dotrzymać. Ś Ale... Ś zaczął Fritti. Szara kocica przerwała mu w pół słowa: Ś Łowco, jeszcze zanim przybyliście do Domu Pierwszych, ja sama stałam przed Vaka'az'me, prosząc o pomoc. Nie uzyskałam nic więcej niż wy. Ja również myślałam o tym, żeby wyruszyć na północ w poszukiwaniu odpowiedzi Ś i byłam już tego bliska, kiedy pojawiliście się wy dwaj i zachwialiście moją decyzją. Fritti spoglądał na nią, nic nie rozumiejąc. Ś Pochodzę z daleka Ś zaczęła Cienista Strzecha. Ś Miejsce mojego urodzenia jest oddzielone od Siedziby Słonecznego Grzbietu wieloma milami i niezliczoną liczbą drzew. Moim ojcem był Wąśliz, jeden ze starszyzny Klanu Jasnego Lasu. Był szanowanym myśliwym, a ja miałam wielu braci i wiele sióstr. Jako młoda kotka gardziłam młodymi samcami naszego plemienia Ś byli zbyt hałaśliwi i zadowoleni z siebie. Kiedy doszłam do swojej pory, oddaliłam się od klanu, aby zyskać pewność, że nie zostanę zdradzona przez własną naturę i nie dochowam się dzieci, których jeszcze nie pragnęłam. Odkryłam, że lubię być sama, lubię samotniczy żywot myśliwego. Wyprawiałam się daleko, zwykle sama. Czasami zabierałam swojego braciszka, Noska. Był jednym z tych nielicznych z Klanu Jasnego Lasu, których towarzystwo ceniłam. Ś Tu Cienista Strzecha spojrzała na wysokie wierzchołki drzew. Kiedy znów spoglądnęła na Frit-tiego, jej twarz była spokojna jak przedtem. Ś Mój ojciec, Wąśliz, dokuczał mi czasami, pytając, czy jestem kotką czy niewielkim i zgrabnym kocurem. Jednak myślę, że był ze mnie dumny. Potrafiłam polować tak samo dobrze jak każdy z młodych samców, a chełpiłam się tym znacznie mniej. 166 Któregoś ranka postanowiłam wyprawić się w kierunku E'a ku Lasowi Źródła. Zapytałam małego Noska, czy chce iść ze mną, ale nie czuł się dobrze. Poprosił mnie, żebym została i dotrzymała mu towarzystwa w okolicach gniazda, lecz zapach poranka był niezwykle silny i nowe nieznane prądy łaskotały mi wąsy. Zostawiłam go i poszłam sama. Nie będę zanudzała was długą opowieścią. Wróciłam dopiero po Najgłębszej Ciszy Ś i przywitało mnie coś tak potwornego, że sama z trudem w to wierzę. Większość mojego klanu nie żyła: rozszarpani, jakby zaatakowała ich banda fik'az. Nosek był jednym z nich. Zacna banda psów nie mogłaby zaskoczyć całego Klanu Jasnego Lasu. Ci, których ciała nie były rozwleczone po lesie, zniknęli bez śladu. Wąśliz był jednym z tych, którzy przepadli. Przez wiele dni odchodziłam od zmysłów, jak fla-fa'az, który najadł się trujących jagód. Kiedy moje sny znów oświetliło słońce, ruszyłam przez las do Domu Pierwszych. Długo czekałam na audiencję, a kiedy się doczekałam, powiedziano mi, że to rozszalały Garrin, miłośnik miodu, zniszczył mój Lud. Wiem lepiej. Kiedy zobaczyłam ciebie i Szybkiego Pazura, wiedziałam, że nasze drogi nie zeszły się bez powodu. Szybki Pazur bardzo przypomina mojego braciszka, Noska, i jest teraz moim przyjacielem. A co do ciebie, Łowco, nie bardzo wiem dlaczego, ale do ciebie także jestem przywiązana. Ś Mówiąc to, Cienista Strzecha odwróciła wzrok. Ś Tak czy owak, takie są moje troski i myślę, że teraz rozumiesz moje pragnienia. Pójdziemy razem. Po długiej chwili milczenia Fritti zwrócił się do Szybkiego Pazura: Ś Wiedziałeś o tym? Ś spytał cicho. Ś Trochę Ś odparł kotek. Ś Nie o wszystkim. Dlaczego zdarzają się takie straszne rzeczy, Łowco? Ś Nie potrafię powiedzieć, Pazurku. Cienista Strzecha podniosła wzrok. Iskry, które rozpaliły się w jej oczach podczas opowiadania, zniknęły. Wyglądała na spokojną, ale zarazem zmęczoną. 167 Ś Chodźmy najlepiej od razu, bo inaczej możemy nie wyruszyć wcale Ś powiedziała wyważonym tonem. Ś Zima atakuje gwałtownie w tej części naszego kraju. Jakby w odpowiedzi wiatr zagwizdał w gałęziach nad ich głowami. Rozdział 16 Na nieboskłonie, tam, gdzie rzeki świecą, Gdzie wzgórza się szkarłacą wiosną. Konają echa. Nasze echa lecą Z serca do serca, ciągle rosną. Alfred lord Tennyson (przeł. Z. Kubiak) Na ścieżkach Lasu Źródła prószył i wirował śnieg. Niemal milcząca grupa kotów, a w niej Fritti i towa-rzysze jego podróży, wędrowała w rozsypce pomiędzy drzewami. Pozostawiane przez nich bezładne ślady łap z wolna zasypywał puszysty śnieg. Płotołaz i jego drużyna posuwali się ku północnym granicom Domu Pierwszych, Myszołów towarzyszył im aż do skraju lasu, gdzie miał skręcić w kierunku Vez'an, ku włościom Cierpkiego Zioła. Kiedy Łowca i jego przyjaciele poprosili o pozwolenie pójścia razem z nimi, Płotołaz był odrobinę zaskoczony, natomiast Myszołów Ś podejrzliwy, ale żaden z nich nie wyraził sprzeciwu. Ś Dlaczego, na imię Tylnej Sierści Błękitnego Grzbietu, pchasz się na terytorium U'ea o tej porze, w dodatku ze smarkaczem i kotką, moje var nie potrafią odpowiedzieć. Ale to już twoja skórka Ś zamruczał Książę. Drużyna Płotołaza składała się głównie z młodych myśliwych i starych kocurów-weteranów, którzy nie przypadli do gustu żadnej z kotek. Jeden czy dwóch, jak młody Spryciarz, no i oczywiście Zwiadowca Nocy i Zwiadowca Dnia, wyglądało na takich, którzy poradzą sobie w tarapatach, ale Łowca miał wątpliwości, czy reszta z nich zda się na cokol-169 wiek w przypadku spotkania z Pazurkowym „potworem o czerwonych szponach". Ta banda oberwańców nie wykazywała ani krzty dyscypliny, która była tak oczywista wśród Pierwszych Wędrowców. Włóczyli się gdzieś w oddali, gdy cała grupa szła przez las, niechętni, by przystać na niekocie zachowanie Ś wspólną wędrówkę. W rezultacie, kiedy cała gromada zatrzymywała się, aby się przespać albo zastanowić nad kierunkiem, całe wieki trwało, nim maruderzy dołączyli do grupy; nierzadko trzeba było poszukiwać zaginionych. W najzimniejszej porze Ostatnich Tańców drużyna dla zachowania ciepła zbijała się w grupę, w stos ułożony z ciał niczym kupka suchych liści. Nagły ruch oznaczał zwykle, że czyjaś łapa trafiła w cudzy nos lub oko, trwała więc nieustanna przepychanka. Spośród trojga przyjaciół tylko Szybki Pazur zdawał się cieszyć tą wyprawą. Łowca i Cienista Strzecha zwykle milczeli, zatopieni w myślach Ś szczególnie kotka, która trzymała się z daleka od krnąbrnej załogi Płoto-łaza. I tak dziwna gromada wędrowała przez porośnięte drzewami obszary zewnętrznego Lasu Źródła... poprzez cienką warstwę świeżego śniegu... Przy piątym Ś od opuszczenia Dworu Harara Ś wschodzie Oka wędrowcy zauważyli, że Las Źródła zaczyna rzednąć. Wkrótce Myszołów, Łowca oraz jego przyjaciele mieli opuścić karawanę Płotołaza i ruszyć swoimi drogami. Dla uczczenia ostatniej wspólnej nocy cała drużyna zatrzymała się tego wieczora wcześniej. Znaleźli zaciszny zagajnik Ś poza zasięgiem wiatru i tylko leciutko przyprószony bielą w północnej części. Ruszyli we wszystkie strony, aby zapolować i stopniowo wracali, bardziej lub mniej zadowoleni z siebie. Cienista Strzecha i Łowca nie ruszyli na łowy, lecz spacerowali w milczeniu po lesie. Szli obok siebie bez słowa, ich nozdrza wypełniał ostry zapach zimy, a ciszę zakłócał tylko delikatny chrzęst śniegu pod łapami. Spoglądając na popielatą kotkę poruszającą się z wdziękiem u jego boku, Łowca poczuł znów chęć mówienia, pragnął obudzić coś w opanowanej, milczącej Cienistej Strzesze... nie zdobył się jednak na przerwanie ciszy. 170 Przystanęli na chwilę, by popatrzeć na lśniące punkciki błyszczące na nocnym niebie, i wrócili do zagajnika tak samo milcząco, jak przyszli. Szybki Pazur, napuszony od chłodu i emocji, także zdążył już wrócić. Poszedł na łowy z Płotołazem i najwyraźniej powstrzymał się od swoich pisków, bo polowanie zakończyło się sukcesem. Ś Zimno, prawda? Ś zapiszczał. Ś Płotołaz jest okropnie dobrym myśliwym. Powinniście nas widzieć! O, idzie! Książę zbliżał się do nich, mijając stadka powracających kotów, niektórych oblizujących się jeszcze. Płotołaz podszedł do trójki przyjaciół i zrzucił na ziemię przed nimi tłuściutką Rikchikchik. Ś Mam nadzieję, że uczynicie mi ten zaszczyt i poczęstujecie się moim łupem Ś powiedział z wyraźną dumą. Frittiemu zaburczało w brzuchu, kiedy zobaczył, jak jego towarzysze zasiadają do uczty, ale przypomniał sobie obietnicę, jaką dał Lordowi Snap. To dotrzymywanie obietnic wygląda co nieco dziwacznie, pomyślał ponuro. Ś No, Łowco, dalej, stary, na co czekasz? Ś zapytał Płotołaz, który uniósł głowę. Jego pysk ociekał krwią wiewiórki... Ś To zbyt skomplikowane, aby to wyjaśniać, o Książę. Jestem zaszczycony twoją miłą propozycją, ale po prostu nie mogę teraz jeść. Postanowienie Frittiego było silniejsze od głodu, ale nie mógł znosić tego zbyt długo. Oddalił się od przyjaciół. Ś Cóż, zawsze mówię, że każdy powinien sam się lizać Ś zamruczał filozoficznie Płotołaz i powrócił do znikającej błyskawicznie Rikchichik. Kiedy wrócili już wszyscy myśliwi, gromada zebrała się w ciasnym kręgu, plecami odwracając się do wiatru, którego podmuchy dochodziły nawet przez chroniące ich skupiska drzew. Po kolei przechwalali się i snuli opowieści. Wielu spośród Ludu przywiedzionego przez Płotołaza z Domu Pier-171 wszych okazało się całkiem wprawnych w opowiadaniu bajek i zabawnych historyjek. Ś Wszystko wskazuje na to, że są lepszymi bajarzami niż wojownikami Ś mruczał Myszołów do Miękkigo Futra, jedynego Pierwszego Wędrowcy, który towarzyszył mu w drodze na Dwór. Po chwili młody Spryciarz wstał, namawiany przez kompanów, i zatańczył. Stawał na dwóch łapach i przykucał, raz pełzał na brzuchu, raz wyskakiwał w górę tak, jakby ciągnięto go do nieba za czarny nos. Momentami poruszał się tylko jego ogon, tworząc dziwne i śmieszne skręty, podczas gdy sam Spryciarz stał skamieniały z wyrazem pełnej koncentracji na pysku. Gromada wiwatowała z radości, kiedy skończył. Rozgrzany pobiegł wytarzać się w niewielkiej zaspie śnieżnej. Myszołów, którego Ś wbrew samemu sobie Ś bawił taniec Spryciarza, podniósł się i przeciągnął. Jeden z kotów z Domu Pierwszych zawołał, aby i on opowiedział jakąś historię. Reszta zgromadzonych zgodziła się z nim i nalegała na baśń. Ś No dobrze Ś rzekł Tan, zamykając na chwilę oczy w namyśle. Ś Mogę wam coś opowiedzieć. Nie poczujcie się dotknięci, ale my, Pierwsi Wędrowcy, wolimy opowieści bardziej kościste niż puszyste. Ś Myszołów otworzył oczy, wstrząsnął swym pełnym blizn tułowiem, najeżył się i usiadł na zadzie. Ś To, co opowiadał wasz szacowny Książę Małżonek, Tragarz Rosy, o Dziewięciu Ptakach i jego zdeformowanym potomstwie, przywiodło mi na myśl inną historię. Czy wiecie wszyscy, jak doszło do pierwszego sporu między M'an Ś służącymi, a Az-iri'le Ś Ludem? To stara historia, ale gwarantuję, że nieczęsto opowiadana na Dworze. Nikt poza Płotołazem i jednym czy dwoma starszymi nie słyszał nigdy tej opowieści. Książę powiedział, że nie może jej sobie przypomnieć. Ś Ach, my, Pierwsi Wędrowcy, zwykliśmy przypominać sobie wszystko Ś powiedział Myszołów z nikłym uśmieszkiem i rozpoczął pieśń monotonnym głosem: 172 W dzikich ostępach Wędruje samotny Ognista Stopa, Lord bezdomny... Przez wiele lat, Z dala od Domu, Przemierza świat Szukając i tropiąc. W najdalszych krainach, Pod obcym niebem, Wędruje tam, gdzie Nigdy Lud nie był. Potem Tan rozpoczął swoją opowieść: Ś W czasach Księcia Pazuromoca, za długiego i szczęśliwego panowania Królowej Córy Wiatru, nasz Pan, Ognista Stopa, polował w gąszczu Lasu Źródła, na jego najdalszych, południowych krańcach. Spędził wiele zim w dziczy i od wielu pór roku nie oglądał nikogo z Ludu. Ścigał się z Yistl, mocował z potężnymi Garrin i gonił śmigłe Praere. Brakowało mu towarzystwa własngo gatunku, lecz poprzysiągł, że nigdy nie powróci na dwór swego ojca, dopóki Biały Wicher nie zostanie pomszczony. Pewnego popołudnia spotkał innego kota wędrującego skrajem Lasu Źródła Ś najpiękniejszego kota, jakiego kiedykolwiek widział. Ogon niczym lato, Ciepłem kołysany, Najpiękniejsze futro, Wiatrem rozdmuchane. Oczu jasność, Łap gibkość, Jak wyśnione W noc samotną. 173 Piękność miała barwę zboża kołyszącego się na rozległych polach za Qu'cef, futro tak miękkie i puszyste jak kocie chmury ponad Słonecznym Gniazdem. Ś Jak masz na imię, mój cudzie? Ś zapytał Lord Ognista Stopa. Ś Nazywam się Kwiat Wiatru Ś padła odpowiedź głosem tak słodkim jak maleńki strumyczek. Ś Kim jesteś? Ś Nie znasz mnie? Ś spytał Pierworodny. Ś Jestem Tangaloor Ognista Stopa, dziecko Złotookiego i Niebiańskiej Tancerki, myśliwy i wędrowiec z Krwi Pierwszych. Ś Ładnie brzmi Ś odpowiedział Kwiat Wiatru, podnosząc cudownie zaokrągloną łapę. Ś Czy chcesz pospacerować ze mną przez chwilę? Lord Ognista Stopa był pokonany własnym zachwytem dla urody Kwiata Wiatru i poszli razem. Wędrowali długo W podskokach, ze śmiechem, Ognista Stopa Z łagodnym Kwiatem. Zachwycit się więc Pierworodny pięknem, Obudziły go Straszliwe słowa. Ś Kwiecie Wiatru, czy masz wielu braci w swoim rodzinnym gnieździe? Ś zapytał po chwili Ognista Stopa. Ś Nie, mieszkam w siedzibie M'an. Nikt z Ludu nie dzieli ze mną gniazda. Ś To dziwne, bo czuję zapach jakiegoś obcego kocura, choć bardzo słabo. Czy ktoś idzie za nami? Ś Ognista Stopa rozglądał się badawczo, stąpając na swych płomienno-czerwonych łapach. Ś Nie sądzę Ś słodko odpowiedział Kwiat Wiatru. Ś 174 Ty jesteś jedynym kocurem, jakiego widziałem przez cały dzień, oczywiście poza mną samym. Lord Tangaloor ze zdumienia okręcił się dookoła własnej osi. Ś Nie jesteś kotką? Ś zawył. Ś Ale jak to możliwe? Pod żadnym względem nie przypominasz samca! Ś Och Ś powiedział zakłopotany Kwiat Wiatru Ś wydaje mi się, że to z powodu tego, co zrobili mi M'an. Przerażony Ognista Stopa Dostrzegł wtedy z trudem Okrutną prawdą słowa Kwiata Wiatru. Odebrano mu Męskość całą Zmieniając go Wpółkotkę. Ś M'an!!! Ś ryknął Lord Ognista Stopa. Ś Zdradliwe nasienie Dziewięciu Ptaków! Splugawili Lud! Zemszczę się na nich któregoś dnia! Ś Mówiąc to, uciekł w las, na zawsze opuszczając okaleczony Kwiat Wiatru. Tak mówi Ognista Stopa, Zwracając się do Dużych, Wygnani spod słońca Niech będą na zawsze. Dziś słudzy Uczynili się panami, Ale prawdziwy Lud Jest niezwyciężony. I dlatego my, Pierwsi Wędrowcy, posłuszni słowom naszego Pana, Ognistej Stopy, nigdy nie zbliżamy się nawet do cienia M'an. 175 Skończywszy swą opowieść, Myszołów znów położył się między Miękkim Futrem a Płotołazem. Przez chwilę panowała pełna napięcia cisza, później odezwał się Książę: Ś No tak, tak. Ja sam zawsze trzymam się z dala od tych bezwłosych, rozciągniętych stworów. Co za historia, co za historia. Wszyscy odetchnęli z ulgą, a większość gratulowała Myszołowowi jego opowieści. Później pojawiły się następne łamigłówki i pieśni i w końcu nawet podekscytowany Szybki Pazur był dość zmęczony, aby zasnąć. Puszysty kłębek kocich ciał usnął i mruczał przez sen, gdy godzina Ostatnich Tańców odchodziła powoli. Godzina Krótszych Cieni znalazła podróżnych zbliżających się ku skrajowi Lasu Źródła, do ostatniego skupiska drzew iglastych i osik oddzielającego wiekowy las od urwiska górującego nad wąwozem Drapnięcie Harara. Tu drużyna Księcia miała umieścić swoje straże, a inni Ś pójść własnymi drogami. Słońce jasno świeciło, ale powietrze było mroźne. Zatrzymując się na granicy, widzieli płaską krainę, na której z rzadka pojawiało się jakieś drzewo Ś okryte płatkami śniegu Ś rozciągającą się przed nimi aż do skraju potężnego wąwozu. Zwracając się do Pierwszych Wędrowców: Myszołowa i Miękkiego Futra, Książę Płotołaz skinął łbem na pożegnanie. Ś Miło było was spotkać, dobrych tańców, Tanie Ś powiedział. Ś Kiedy skończy się Spotkanie Tanów, powinieneś najpierw zobaczyć się ze mną, zanim roztrwonisz swoje wieści, przekazując je tym starym dworakom wysiadującym własne ogony na Dworze. Wiedz, że ja Ś jak nikt inny Ś cenię sobie twoje słowa. Ś Dziękuję ci bardzo, o Książę Ś z powagą odrzekł Myszołów. Ś Dobrze jest wiedzieć, że w odwiecznym Domu naszego Ludu bije jeszcze prawdziwe serce. Pierwszy Wędrowiec obejrzał się na Łowcę i jego dwoje przyjaciół. 176 Ś Miękkie Futro i ja odprowadzimy tych troje aż do miejsca, w którym rozejdą się nasze drogi. Ciebie, Płotołazie, niech prowadzi nasz Pan, Ognista Stopa. Następnie i on, i Miękkie Futro odsunęli się na znaczną odległość, a Fritti, Szybki Pazur i Cienista Strzecha podeszli, aby się pożegnać. Na chwilę przed wyprawą w nieznaną, lecz najwyraźniej znajdującą się pod złą gwiazdą krainę Łowca poczuł, jak bardzo niechętnie rozstaje się z Płotołazem. Wiedział, że będzie mu bardzo brakowało rubasznego Księcia o gorącym sercu. Próbował coś powiedzieć, ale nie mógł odnaleźć właściwych słów, a kiedy Cienista Strzecha podeszła, by podziękować Księciu za pomoc, musiał udawać, że wyciąga drzazgę z ogona. Ś Dobrych tańców, Książę Ś dołączył się Szybki Pazur. Ś W Domu Pierwszych widziałem tak wiele fascynujących rzeczy, że nie zapomnę ich do końca życia. Byłeś dla nas wspaniały. Ś Pazurek mówi także w moim imieniu Ś cicho odezwał się Fritti. Ś Zawdzięczamy ci tak wiele. Płotołaz roześmiał się. Ś Trele-morele! Ja również jestem waszym dłużnikiem. Przynajmniej za informacje na temat terenów w kierunku E' a, jeśli już za nic innego. Trzymajcie się z dala od kłopotów i będzie to dla mnie najlepsza nagroda. Reszta drużyny Płotołaza stłoczyła się wokół, żegnając się ochrypłymi głosami. Kiedy już oddalili się, Łowca odzyskał mowę i zawołał do Księcia: Ś Książę Płotołazie! Ty także bądź bezpieczny i szczęśliwy! Ś Nic się nie martw, mały przyjacielu! Ś huknął myśliwy. Ś Wędrowałem po tych granicach, jeszcze zanim byłem dość duży, by nadać mi imię. Nie musisz obawiać się o nas! Książę wraz ze swoją drużyną przepadł po chwili w gęstwinie lasu. 177 *** Słońce było nisko na niebie, gdy pięć kotów ostrożnie schodziło w dół pochyłej równiny. Myszołów, przy pomocy Miękkiego Futra, opisywał teren, jaki rozciągał się przed nimi. Ś W zasadzie Ś mówił Ś jeśli chcecie przekroczyć Drapnięcie Harara, musicie kierować się na północ, nie w stronę, w którą właśnie idziemy. Tam jest bród. Jednak myślę, że powinniście pójść z nami nieco dalej, aby zobaczyć Ryczący Wrzask. Wart jest nadłożenia pół dnia drogi i naprawdę nie jest zbyt daleko od waszego traktu. Szli, a jak zawsze ciekawski Szybki Pazur wypytywał Tana o historię opowiedzianą przez niego poprzedniej nocy i o stosunek Pierwszych Wędrowców do Dworu Harara. Ś Bo przecież Ś pytał Ś czy wielu z Ludu nie mieszka wraz z M'an w ich domostwach? Dlaczego to miałoby być złe? Nieprzystępny stary Tan cierpliwie znosił nagabywania. Wygląda na to, pomyślał Fritti, że poza Yistl i borsukami nikt nie potrafi obrażać się na Szybkiego Pazura. Ś Zło, mój mały myśliwy Ś wyjaśniał Myszołów Ś polega na tym, że jesteśmy Ludem, nie zaś Growlersami, które, aby żyć, muszą mieć kogoś, kto będzie ich prowadził, które polują w gromadzie i łaszą się do każdego, kto da im jeść. Lud zawsze polegał na własnej wiedzy i własnej mądrości, wykonywaliśmy taniec ziemi bez niczyjej pomocy. Teraz połowa z nas pławi się w nieróbstwie, jest zniewieściała i zniewolona, wzrastając tylko po to, by jeść to, czego dostarczają im dzieci Dziewięciu Ptaków. Ś A teraz Ś ciągnął Myszołów Ś ta trucizna wsączyła się nawet na Dwór, na którym żył niegdyś nasz Pan, Ognista Stopa. Ten meczący mistycyzm i fatalizm Tragarza Rosy! To jest złe! Każdy rozumie, że kot musi biegać, polować. A Królowa! Wybacz mi, Tangaloorze, ona je z miski! Tak jakby należała do jednego z tych niezdarnych, głupawych bydląt wyklętych wiele pokoleń temu. Królowa Ludu nawet 178 nie poluje! Ś Myszołów aż drżał z powstrzymywanej pasji, po chwili pokręcił łbem. Ś Nie powinienem pozwalać sobie na gniew Ś powiedział zasmucony Ś lecz w czasie wielkiego zagrożenia widok tych miauczących pochlebców, wylegujących się, kiedy nasz ród ginie... wybaczcie. Ś Tan zamilkł i przez dłuższy czas nikt inny również się nie odezwał. U schyłku Przeciągającego Słońca wędrowcy dotarli do Ryczącego Wrzasku. Tu, na skraju Drapnięcia Harara, chłodne powietrze mieszało się z mgłą. Wszędzie dookoła rozlegał się stłumiony ryk. Myszołów, który nie odzywał się od pewnego czasu, rozpromienił się nagle. Ś Oto coś, o czym będziesz mogła opowiadać swoim młodym Ś zwrócił się do Cienistej Strzechy. Na brzegu kanionu dźwięk stawał się głośniejszy, aż do ogłuszenia. Fritti skrzywił się. Bez wątpienia nazwa Ryczący Wrzask była odpowiednia. Mgła była w tym miejscu tak gęsta, że Myszołów postanowił przeprowadzić ich przez Szemrzący Szmer w pobliżu jego spadku nad krawędzią Drapnięcia Harara. Kiedy przekraczali śliskie, obmyte wodą kamienie, a Szemrzący Szmer Ś który nie był już tym samym łagodnym strumieniem płynącym za Domem Pierwszych Ś pienił się w dole, Frittiemu przez chwilę zrobiło się żal wszystkich tych chwil, kiedy ktoś go prowadził, od momentu, gdy opuścił swój dom. Świetny koniec dla całej tej śmiesznej wyprawy, pomyślał sobie: zostać zwalonym i zmiażdżonym na śmierć przez najbezpieczniejszą rzekę na polach Meerclar. Jednak udało się im, nawet Szybkiemu Pazurowi, przejść ją bez przeszkód. Gdy znaleźli się znów na krawędzi wąwozu, mogli zobaczyć Szemrzący Szmer kłębiący się ponad przepaścią, spadający ze ściany jaru białą, spienioną falą toczącą i zatapiającą skały w potężnym Troskliwym Dźwięku, daleko, daleko w dole. Woda piętrzyła się w płynącej szybko rzece na dnie Drapnięcia Harara, spadając z miejsca, w którym przykucnęli, a zachodzące słońce lśniło przez firankę mgły, rozrywając niebo na połyskujące smugi złota, czerwie-179 ni i purpury. Wodospad Ryczący Wrzask wył jak rozwścieczone zwierzę, a koty patrzyły nieruchomo na jego przerażającą potęgę. Gdy Wszechogarniająca Ciemność w końcu zakryła słońce, Myszołów poprowadził ich z powrotem wzdłuż brzegów Szemrzącego Szmeru, z dala od krawędzi wąwozu. Kiedy ryk wodospadu osłabł do cichego pomruku, zatrzymali się. Ogłuszonym wspaniałością Ryczącego Wrzasku przyjaciołom zabrało trochę czasu, nim pojęli, że Miękkie Futro i Myszołów mają zamiar ich opuścić. Ś Przykro mi, że nie możemy prowadzić was już dalej Ś powiedział Myszołów Ś ale spóźnilibyśmy się o kilka obrotów słońca na Spotkanie Tanów. Według mnie powinniście pójść dalej wzdłuż ścian wąwozu i przekroczyć go przez Mały Skok. Dobrze byłoby, gdybyście poczekali, aż słońce będzie wysoko, nawet jeśli dotrzecie tam dzisiejszej nocy: to zdradliwa droga. Potem pożegnali się, gdyż Pierwszym Wędrowcom spieszno było w drogę. Ś Pamiętajcie Ś powiedział Myszołów, kiedy się rozstawali Ś kraina, w którą wstępujecie, nosi dziś znamię zła. Idźcie ostrożnie. Chciałbym móc zrobić dla was coś więcej, ale stawiacie łapy na dziwnym trakcie. Kto wie, co z tego wyniknie? Ś Z tymi słowami Tan i jego towarzysz odeszli. Przez znaczną część następnych dwóch godzin trójka przyjaciół kierowała się na zachód, zgodnie z kierunkiem obrzeży Drapnięcia Harara. Każde z nich zatopione było we własnych myślach. Kiedy dotarli do potężnego drzewa, które stało samotnie na krawędzi jaru, oznaczając bliskość Brodu Małego Skoku, cicho skulili się i posnęli. Fritti spał bez snów. Rozdział 17 Kto w dzikich ostępach ocknie się o brzasku, Widząc się panem dalekiego kraju, Ujrzy, czego nie ujrzał przy zachodzie blasku, I zadrży, kiedy pojmie, ile zła, Minęło go w mrocznej ciszy nocy Ślady... na piasku. Archibałd Rutledge Dwiatło dnia odsłoniło Bród Małego Skoku Ś wąski, skalny łuk mostu, który natura przerzuciła ponad Dra-pnięciem Harara. Przeciwna ściana wąwozu była tak daleko, że Mały Skok zdawał się niknąć w przestrzeni. Szybki Pazur spojrzał na tę konstrukcję z niepokojem. Ś Wydaje mi się, że będziemy musieli przez to przejść, prawda, Łowco? Fritti skinął głową. Ś Tak, chyba że próbowalibyśmy zejść w dół na dno Drapnięcia Harara i przeprawić się przez Troskliwy Dźwięk. Nie bardzo to sobie wyobrażam. Ś To jedyna dostępna dla nas droga Ś powiedziała spokojnie Cienista Strzecha. Ś Myszołów mówił, że do końca wąwozu jest wiele mil. Poza tym wątpię, czy jest to najgorsza rzecz z tych, które zobaczymy. Ruszamy? Łowca uważnie przyjrzał się kotce. Nie sądzę, żeby była taka spokojna, na jaką wygląda, pomyślał. Wąsy podpowiadają mi, że i ona się boi. Może bardziej niż my. Jak sądzę, to też jest rodzaj odwagi. Ś Cienista Strzecha ma rację, Pazurku Ś rzekł głośno. Ś Do dzieła. 181 Minęli ogromny dąb, którego splątane korzenie wydawały się podtrzymywać z jednej strony wygięty most. Fritti prowadził, za nim szedł Szybki Pazur, na tyłach Ś Cienista Strzecha, obserwująca wszystko czujnym okiem. Bród Małego Skoku był szerszy, niż wydawało się z daleka Ś dość szeroki, aby trzy koty mogły iść obok siebie Ś i początkowo droga była całkiem łatwa. Jednak deszczowa pogoda i niskie temperatury pozostawiły na skale płaty lodu. Łowca i jego przyjaciele posuwali się powoli i bardzo uważnie. Kiedy wspięli się już daleko na łuk, ściany wąwozu zostały w tyle, a powietrze wypełniło się mrukiem i łoskotem Ryczącego Wrzasku. Oparcie dla łap stało się zdradliwe i nie było słychać prawie nic poza dźwiękiem rzeki. Szli gęsiego nad wąwozem, bez słowa, jak gąsienice po smukłej gałęzi. Tuż przy środkowym miejscu kamiennego brodu Fritti poczuł wiatr, który powiał z przepaści gwałtownym wirem i szarpnął jego futrem. Nagły podmuch zmusił go do postawienia jeszcze kilku chwiejnych kroków. Stanął, obracając się powoli do tyłu, żeby spojrzeć na towarzyszy podróży. Szybki Pazur był jeden czy dwa kroki za nim, Cienista Strzecha podążała w niewielkiej odległości za kociakiem z wyrazem pełnej koncentracji na szarej, poważnej mordce. Ponieważ Łowca czekał, Szybki Pazur zatrzymał się również i spojrzał w dół z mostu. Ś Łowco, Cienista Strzecho! Ś przekrzykiwał wiatr. Ś Widzę pod nami stado ptaków. Jesteśmy wyżej niż same fla-fa'az! W podnieceniu Szybki Pazur wychylił się jeszcze mocniej, aby rozkoszować się tym doznaniem. Serce Łowcy zaczęło bić szybciej z przerażenia i poczuł się tak, jakby rozrosło się i go dusiło. Ś Pazurku! Odsuń się stamtąd! Ś warknął. Zaskoczony Szybki Pazur odskoczył od krawędzi i zachwiał się, ślizgając na wilgotnej skale. Cienista Strzecha, która znajdowała się teraz tuż za nim, błyskawicznie złapała go za skórę na karku. Uścisk jej zębów, silny i pewny, wy-182 dusił z Szybkiego Pazura jęk bólu, ale nie zmieniła chwytu, dopóki wierzgające łapy Szybkiego Pazura nie znalazły znów solidnego oparcia. Potem spojrzała na* Łowcę tak, że ten odwrócił się bez słowa i ruszył dalej przez łuk. Kiedy szli w dół, sama Cienista Strzecha straciła na moment oparcie dla stóp w podmuchu silnego wiatru, ale udało się jej przykucnąć i przeczekać, aż niebezpieczeństwo minie. Przez cały czas Troskliwy Dźwięk dudnił i zdawało się, że wrzeszczał na nich, na trzy maleńkie stworzenia na cienkiej krawędzi ponad potężnymi wodami. Kiedy w końcu dotarli na przeciwległy brzeg, cała trójka padła na ziemię z drżącymi łapami, leżeli przez jakiś czas, nim mogli ruszyć dalej. Krajobraz po drugiej stronie Małego Skoku był nijaki i opustoszały. Z krawędzi wąwozu widać było wierzchołki skał i pagórki oraz płożące się zarośla. Kiedy odeszli dalej od ociekającego wodą mostu, pomruk Troskliwego Dźwięku ucichł, a zimna cisza tej krainy otoczyła ich niczym mgła. Poza ptakami, które od czasu do czasu przelatywały w ciszy nad ich głowami, nie było tu znaków życia. Wiatr, który muskał twarz i wąsy Łowcy, nie przynosił nic poza chłodem i zabłąkanymi zapachami rzeki. Szybki Pazur również z ciekawością obwąchał wiatr, potem zwrócił się do Łowcy, aby potwierdzić swoje odczucia: Ś Nie czuję tu nikogo z Ludu, Łowco. Właściwie to niewiele czuję. Ś Wiem, Pazurku. Ś Łowca rozejrzał się dookoła. Ś To nie jest najbardziej gościnne z miejsc, które widziałem. Cienista Strzecha spojrzała na Frittiego porozumiewawczo i powiedziała: Ś Jestem pewna, że znajdziemy życie w Lesie Szczurzego Liścia, jeśli nie po prostu gdzieś dalej. Fritti zastanowił się nad jej spojrzeniem. Myślę, że ona nie chce, abym przestraszył Szybkiego Pazura, domyślił się. Kiedy szli, Fritti poczuł leciutkie tknienie nie ustającego zdenerwowania gdzieś na samym skraju świadomości. Czuł nikłe brzęczenie czy dzwonienie Ś lecz tak nieznaczne i nie-183 wyczuwalne jak brzęczenie roju pszczół o mile stąd. Jednak słyszał coś, co mimo że tak nikłe, wzmagało się. Kiedy zatrzymali się na odpoczynek na odsłoniętej od wiatru skalnej półce, zapytał swoich towarzyszy, czy i oni to czuli. Ś Jeszcze nie Ś powiedziała Cienista Strzecha Ś ale spodziewam się, że ty poczułbyś to pierwszy. Dobrze, że to potrafisz. Ś Co masz na myśli? Ś zapytał Fritti, nie pojmując jej słów. Ś Słyszałeś, co mówił Myszołów. Słyszałeś też, co mówił Płotołaz. Coś dzieje się w tej dzikiej krainie i właśnie dlatego tu jesteśmy. Lepiej, jeśli my wyczujemy to, zanim to wyczuje nas. Ś Ale co to jest? Ś Oczy Szybkiego Pazura błyszczały z ciekawości. Ś Nie wiem Ś powiedziała Cienista Strzecha Ś ale to jest złe. To jest os w taki sposób, jakiego nigdy przedtem nie wyczułam. Wiedziałam to już wtedy, gdy znalazłam dom mego Ludu. Jeśli mamy zamiar iść przez tereny przez to opanowane Ś a właśnie na nich jesteśmy Ś nie powinniśmy przynajmniej mieć co do tego żadnych złudzeń. Kiedy Cienista Strzecha mówiła to wszystko, wyprostowana, z jasnymi oczyma, Łowca nie mógł powstrzymać się od myśli: jaka była przed śmiercią swego plemienia. Bez wątpienia była łowczynią, ale twarde spojrzenie jej oczu wydawało się spowodowane bardziej smutkiem niż inną przyczyną. Czy kiedykolwiek tańczyła? Śmiała się? Nawet wyobrażenie sobie tego wydawało się dziwaczne, ale przecież widział ją, jak bawiła się z małym Pazurkiem. Może któregoś dnia będzie szczęśliwsza. Chciał w to wierzyć.. Wieczorem szli jeszcze przez chwilę, a kiedy Oko Meer-clar było już wysoko, zatrzymali się na odpoczynek. Brzęczenie, które nawet nie było dźwiękiem, wydawało się teraz bliższe, bardziej przenikliwe i nawet Szybki Pazur i Cienista Strzecha coś czuli Ś jakby prąd spod powierzchni. Po bezskutecznym polowaniu trzy koty przyznały zwycięstwo opu-184 stoszałej dziczy i skuliły się razem w puszysty kłębuszek, by zasnąć. Łowca wyplątał nos spod tylnej nogi Szybkiego Pazura i niespokojnie wciągnął powietrze. Oko zsunęło się poza widnokrąg i jego pysk zawilgotniał od rosy Ostatnich Tańców. Coś go zbudziło, ale co? Starając się nie obudzić uśpionych towarzyszy, wyciągnął głowę ze splotu ciepłych ciał, jak rozwijający się hlizza. Brzęczenie, dziwne pulsowanie, które czuł głęboko w kościach, zmieniło swoją częstotliwość. Było bardziej wibrujące, nie bliższe, ale ostrzejsze. Przeszyło go nagłe, nieznane uczucie. Z ciemności, spoza kręgu ciepła, coś ich śledziło. Łowca zastygł, głowę trzymał bez ruchu, świadomy, mimo strachu, swej niewygodnej pozycji. Nagle poczuł się tak, jakby został wrzucony do głębokiej wody, przypływ straszliwej samotności ogarnął go i przepłynął przez jego wnętrze Ś ale nie było to jego własne odczucie. Coś, jakaś istota, nosiło na sobie to okrutne osamotnienie niczym drugą skórę Ś poczuł to tak wyraźnie, jakby ta torturowana istota znajdowała się tuż przy nim. Przypomniał sobie kota ze snu, na wieki wirującego wśród ciemności, promieniującego zimną rozpaczą. Czy było to identyczne uczucie? Gdy myślał o zjawie z kociej mięty, uczucie znik-nęło. Brzęczenie znów stało się głębokim pomrukiem, a dzika kraina dokoła opustoszała. Fritti czuł, choć nie potrafił powiedzieć w jaki sposób, że stworzenie, które ich obserwowało, zniknęło. Kiedy obudził pozostałych, zaspani wysłuchali jego ekscytującej opowieści, ale po pewnym czasie stało się oczywiste, że Ś cokolwiek to było Ś nie powróci tej nocy. Znów zapadli w niespokojny sen. Następnego ranka, po krótkim marszu w promieniach słońca, ujrzeli górę. Szli w dół kamienistej równiny ku rozległej, płaskiej dolinie. Rozciągała się ona przed nimi aż do podnóża wzgórz, które Ś majacząc na tle nieba Ś wydawały się potężnymi górami. Śnieg znowu zaczął padać, bielił tę krainę wraz z ich futrami, kiedy spoglądali przez strzaskaną, zszarzałą dolinę na wzniesienie w kształcie grzyba na sa-185 mym jej środku. Góra, niska i potężna, wyrastała z zimnej ziemi jak skorupa niezwykłego, ciemnego chrząszcza. Kiedy wędrowcy przekraczali niską krawędź doliny, szarpiące przeczucie wzrosło z nagła. Fritti cofnął się gwałtownie, zjeżył sierść, a Szybki Pazur i Cienista Strzecha potrząsnęli głowami, jakby otoczył ich przykry dźwięk. Ś To jest to! Ś syknął Łowca panicznie i niemal bez oddechu. Ś Tak Ś przyznała mu rację Cienista Strzecha. Ś Odnaleźliśmy źródło wielu kłopotów. Szybki Pazur cofnął się o kilka kroków, przysiadł z szeroko otwartymi oczami, jego drobne ciało drżało. Ś To jest gniazdo Ś mówił cicho. Ś To jest gniazdo i ta rzecz z niego nas użądli, użądli nas. Ś Zaczął cichutko szlochać. Cienista Strzecha, sama niezbyt pewnie stojąca na łapach, podeszła do niego i uspokajająco trąciła go nosem. Spojrzała pytająco znad kotka. Ś Co teraz zrobimy, Łowco? Ś spytała. Fritti pokręcił głową ze zdziwieniem. Ś Nie mam pojęcia. Nawet się nie spodziewałem.... czegoś takiego. Ja... ja się boję. Ś Spojrzał w dół na ogromną, milczącą górę i zadrżał. Ś Ja również, Łowco Ś powiedziała Cienista Strzecha, a ton jej głosu ściągnął wzrok Łowcy. Spojrzeli sobie w oczy i przez jej mordkę przemknął cień uśmiechu, ledwie tykając jej wąsy. Coś jeszcze przemknęło pomiędzy nimi. Zaniepokojony Fritti podszedł do Szybkiego Pazura. Ś Wszystko w porządku, mały przyjacielu Ś powiedział, wąchając Pazurkowy nos. Mały kot pachniał strachem, jego ciało drżało, puszysty ogon skulił między tylnymi łapami. Ś W porządku, Pazurku, nie pozwolimy, aby cokolwiek ci się stało. Ś Fritti nie słuchał nawet własnych słów. Wciąż wpatrywał się w dal, w dolinę. Ś Cóż, bez względu na to, co zrobimy, teraz musimy się ruszyć Ś zauważyła Cienista Strzecha. Ś Wiatr znów 186 się wzmaga, a my stoimy jak wystawieni na cel. Nie tylko pluchy. Fritti zdał sobie sprawę, że ona ma rację. Byli odkryci i bezbronni w tym miejscu jak robak na nagiej skale. Skinął głową z akceptacją i zaczęli namawiać Szybkiego Pazura, aby się podniósł. Ś No, chodź, Pazurku, znajdziemy lepsze miejsce, aby położyć się na chwilę, a później pomyślimy. Cienista Strzecha również podeszła, aby uspokoić malca. Ś Nie podejdziemy ani trochę bliżej, Szybki Pazurze... nie teraz. W żadnym wypadku nie zamierzam spędzić Godzin Ciemności w pobliżu tej góry zła. Na skutek perswazji mały podniósł się powoli i szedł między nimi, gdy ruszyli w długą drogę wzdłuż zewnętrznego obrzeża doliny. W milczeniu, blisko siebie, przyjaciele szli wzdłuż krańców doliny, okrążając górę jak maleńkie planety krążące wokół szarego, umarłego słońca. Kiedy słońce pojawiło się wysoko na niebie, skąpo oświetlając dolinę, na dalekiej krawędzi wielkiego zagłębienia ukazały się skupiska drzew. Rozległe morze drzew widniało w oddali. Ś To musi być Szczurzy Liść Ś powiedziała Cienista Strzecha. Łowcę zdziwiło to, jak mocno zabrzmiał jej głos po tak długim milczeniu. Ś Wygląda na to, że będzie to długi spacer Ś ciągnęła Ś ale tam na pewno znajdziemy schronienie. Ś Oczywiście Ś potwierdził Fritti. Ś Widzisz to, Pazurku? Pomyśl tylko! Drzewa, które można drapać, Piszczki, na które można polować Ś wszystko! Szybki Pazur uśmiechnął się słabo i wymamrotał: Ś Dzięki, Łowco. Przejdzie mi. Szli dalej. U schyłku Krótkich Cieni przeleciał nad ich głowami klucz wielkich, ciemnych ptaków. Jeden z nich oderwał się od stada, zniżył lot i krążył nad kotami. Miał błyszczące oczy i lśniące, czarne pióra. Przez kilka chwil krążył leniwie tuż nad ich głowami, potem z przenikliwym, lekce-187 ważącym krzykiem wzniósł się w górę ku swoim braciom. Kracząc zniknęli z pola widzenia. Kończyła się pora Rozciągniętego Słońca, gdy dotarli na tyle blisko Szczurzego Liścia, by rozróżnić pnie pojedynczych drzew górujących nad krawędzią doliny. Wraz z szybko nadchodzącą nocą uczucie wrogości, płynące z pełnego cienia garbu doliny, zdawało się wzmagać. Łowca czuł głęboko we własnym wnętrzu drżenie Ś i tylko bezmyślne, nieustanne powtarzanie słów modlitwy Pierwszych Wędrowców powstrzymywało w nim chęć zerwania się do ucieczki, ucieczki aż do chwili, w której padnie na ziemię bez sił. „Tangaloorze, jasny płomieniu", mruczał pod nosem, „płomienna stopo, najdalszy wędrowcze..." Wyglądało na to, że ani Cienista Strzecha, ani Szybki Pazur nie czuli tego tak silnie jak on, jednak wyglądali na spiętych i wyczerpanych. Las był teraz doskonale widoczny, ciągnął się na mile za doliną o kształcie misy. Wyglądał ciepło i przyjaźnie. Kiedy słońce w końcu zaczęło zachodzić, krasząc wierzchołki drzew złotym światłem, przyspieszyli kroku, zmuszając ciała do jeszcze większego wysiłku. Gdy słońce zniknęło za najdalszym leśnym widnokręgiem, pozostawiając tylko purpurową poświatę nad drzewami, zerwał się zimny, ostry wiatr, który szczypał ich nosy i płaszczył sierść. Łowca i Cienista Strzecha oraz Szybki Pazur, który dzielnie trudził się za nimi, jeszcze przyspieszyli. Brzęczące uczucie wzmagało się, czuli się bardzo źle. Przeogromna, bezkształtna panika niemal kąsała ich łapy. Jedno po drugim cała trójka zerwała się do biegu. Pędzili w górę stromego zbocza doliny, aż w końcu w dole przed sobą zobaczyli skraj Szczurzego Liścia. Nie dbając o nic, poza zostawieniem niebezpieczeństwa za sobą, stoczyli się w dół krótkiego wzniesienia i popędzili przez skalistą płaszczyznę, by w końcu zniknąć pod osłoną lasu... Las Szczurzego Liścia był pogrążony we śnie... a przynajmniej tak wyglądał. Mroczny, nieruchomy spokój zawisł w powietrzu. Kiedy Łowca i jego przyjaciele wyczerpani wpadli między drzewa, leśna cisza zaciążyła im niemal tak 188 samo jak ich własne zmęczenie. Znalazłszy się w lesie, Fritti i Szybki Pazur gotowi byli paść tam, gdzie stali, lecz Cienista Strzecha zauważyła, jak ważne jest znalezienie miejsca, które dawałoby im schronienie przed zimnem i odkryciem przez kogokolwiek. Choć góra zniknęła z pola ich widzenia, nie zniknęła z ich wspomnień Ś jęcząc z wyczerpania, przystali na propozycję kotki i zagłębili się dalej w las. Ostrożnie wybierając drogę po podmokłej glinie, mijając mchy i grzyby, koty przystosowały się do panującej wokół nich ciszy. Ze spuszczonymi głowami poruszały się powoli i zatrzymywały często, marszcząc nosy przy nieznanych zapachach Szczurzego Liścia. Wilgoć przenikała wszystko, ziemia i kora były przemoczone, ociekały wodą Ś cały las pachniał korzeniami drzew zatopionymi w nieruchomej, podziemnej wodzie. Powietrze było tak zimne, że ich oddechy parowały. Aż do końca Wszechogarniającej Ciemności podróżnicy szukali schronienia, aż znaleźli osłonę od wiatru, którą stanowiły sterczący głaz granitowy i korzenie powalonego drzewa. Natychmiast ułożyli się do snu. Nic ich nie niepokoiło, ale kiedy przebudzili się w środku Najgłębszej Ciszy Ś zmęczeni i głodni Ś nie czuli się szczególnie wypoczęci. Wciąż nie było nawet śladu innych stworzeń większych od insektów. Po bezowocnych poszukiwaniach kotom nie pozostało nic innego, jak zadowolić się kolacją z gąsienic i chrabąszczy. Wszyscy czuli się dość marnie, a Łowca był prawie na skraju rozpaczy i wyczerpania. Drżenie góry, aczkolwiek zmniejszyło się znacznie, od kiedy znaleźli się w Szczurzym Liściu, wciąż w nim tkwiło. Poza tym, w przeciwieństwie do swych przyjaciół, nie zjadł swojej części wiewiórki Płotołaza i wędrował już całe dwa dni bez posiłku, który mógłby nazwać satysfakcjonującym. Przełykając ostatnią larwę, warknął: Ś No tak, jesteśmy na miejscu, nie ma co do tego wątpliwości. Przyprowadziłem nas do samego końca, na pewno. Mam nadzieję, że oboje jesteście zadowoleni z tego, że poszliście ze mną, podczas gdy ja zrobiłem z siebie całkowitego M'an! Może chcecie iść za mną i do wnętrza góry, gdzie 189 wszyscy zostaniemy zarżnięci w jakiś potworny sposób? Ś Trzasnął łapą w dębowy żołądź i patrzył, jak odskakuje. Ś Nie mów takich rzeczy, Łowco Ś odezwał się Szybki Pazur. Ś Nic z tego nie jest prawdą, nic. Ś Wszystko to jest prawdą, Pazurku Ś powiedział gorzko Łowca. Ś Łowca, wielki myśliwy, dotarł do kresu swoich poszukiwań. Ś Z tego, co powiedziałeś, tylko co do jednego masz rację, Łowco Ś powiedziała Cienista Strzecha z zadziwiającą mocą. Ś Co do tego, że znaleźliśmy to, czego szukaliśmy. To coś, o czym nie wiedzieli ani Płotołaz, ani Myszołów, ani nikt inny. Znaleźliśmy źródło zła. Ś Najwyraźniej Tan Tropiciel znalazł je również. Słyszeliście, co się z nim stało! Niech Meerclar ma nas w swojej opiece! Ś rzekł nieco już uspokojony Łowca. Podniósł posępne oczy, by spojrzeć na towarzyszy. Ś W porządku. Pytanie pozostało. Co robimy? Szybki Pazur spojrzał na starsze koty, a potem odezwał się cicho, jakby onieśmielony: Ś Myślę, że powinniśmy wrócić do Księcia i powiedzieć mu o tym. On będzie wiedział, co zrobić. Fritti chciał zaprotestować, kiedy wtrąciła się Cienista Strzecha: Ś Szybki Pazur ma rację. Wyczuliśmy w tym miejscu os. Jest nas zbyt mało i jesteśmy zbyt słabi. Myśleć, że jest naszym obowiązkiem zmierzyć się z tym miejscem samotnie, jest butą przewyższającą Dziewięć Ptaków. Ś Kotka potrząsnęła łbem, jej zielone oczy przybrały wyraz zamyślenia. Ś Jeśli przyprowadzimy tu innych, z pewnością odkryją to samo co my. Może wtedy wielkość Dworu Harara przyda się do czegoś. Chodźcie, wracajmy między korzenie drzewa, dopóki nie ma słońca. Dzisiejszej nocy z pewnością nigdzie nie pójdę. Łowca spojrzał na szarą kotkę z podziwem. Ś Jak zwykle mówisz znacznie rozsądniej niż ja. Ty także, Pazurku. Ś Uśmiechnął się do swego małego przy-190 jaciela. Ś Hararze! Cieszę się, że wy dwoje nie pozwoliliście mi pójść za moim głupim ,ja". Tuż przed świtem Fritti nie mógł spać. Cienista Strzecha i Szybki Pazur posapy wali i mruczeli, ale Łowca leżał między nimi, wpatrując się w ciemne wierzchołki drzew, z nerwami napiętymi tak jak przygięta gałąź. Od czasu do czasu zapadał w coś w rodzaju drzemki, niemal śniąc na jawie, aby za moment znowu ocknąć się nagle, czując się jak w potrzasku, wystawiony na cel, z łomoczącym sercem. Noc mijała. Las był wciąż nieruchomy niczym skała. Łowca wędrował właśnie przez okruchy snu, kiedy usłyszał jakiś hałas. Leżał, nasłuchując gorączkowo przez chwilę, a dźwięk wzmagał się, niespodziewanie ujrzał, że coś gwałtownie zmierza w ich kierunku poprzez leśne runo. Skoczył na równe łapy, szarpiąc swych przyjaciół, przywracając im chwilową świadomość. Ś Coś nadchodzi! Ś syczał, jeżąc sierść. Hałas wzrastał. Czas jakby spowolniał, każda chwila rozciągała się w nieskończoność. Jakiś kształt wypadł z zarośli zaledwie o kilka skoków od nich. Stworzenie to, kolczaste i złachmanione, z wybałuszonymi oczyma, z hukiem pojawiło się na otwartej przestrzeni. Budzenie przyjaciół, jasno oświetlonych przez sączące się przez korony drzew światło Oka, zdawało się trwać wiecznie. Łowca, zesztywniały z przerażenia, czuł się tak, jakby znalazł się w głębokiej wodzie. Dziwaczna postać zatrzymała się. Światło Oka na chwilę oświetliło ją całą Ś był to Pchłożerca. Zanim Fritti, zaszokowany i zaskoczony, zdołał się poruszyć czy wymówić słowo, Pchłożerca odrzucił łeb do tyłu i zawył jak najsroższa zimowa burza: Ś Uciekać! Uciekać! Ś krzyczał szalony kot. Ś Oni nadchodzą! Uciekajcie! Szybki Pazur i Cienista Strzecha byli już w pełni przytomni. Jakby na potwierdzenie krzyku Pchłożercy z mroku lasu za nim rozległ się przeraźliwy, zduszony krzyk. Jednym skokiem Pchłożerca minął Łowcę i jego towarzyszy i przepadł. Następny okropny jęk przeszył powietrze. Z bezwied-191 nymi okrzykami przerażenia cała trójka ruszyła za nim, pędząc na oślep w las, byle dalej od okrutnego dźwięku. Łowca czuł się tak, jakby śnił okropny sen, przebłyski światła Oka wśród ciemności niemal go oślepiały, majaczył się przed nim kształt Pchłożercy, skały i korzenie wyrastały na jego drodze. Las wydawał się pędzić do tyłu. Słyszał wysiłek Szybkiego Pazura i kotki tuż obok siebie. Biegli dalej i dalej, nie myśląc ani o podstępie, ani o ukryciu się, pragnęli tylko uciekać, uciekać! Teraz u jego boku był tylko Szybki Pazur Ś zdyszany, pędzący w paroksyzmie strachu na swych krótkich łapach kocięcia. Fritti oddalał się od niego. Nie zastanawiając się, Łowca zwolnił i odwrócił się, aby go przynaglić. Nad ich głowami rozległ się trzask i coś zeskoczyło z drzewa. Łowca poczuł ostre pazury zatapiające się w jego ciało, raniące mu plecy; potem upadł na ziemię, a jego ka odpłynęła w ciemność. Rozdział 18 Na dłoni widziałem swoje zło. Słońce rankiem zacierało jego kontury, a nocą tonęło w ciemnej chmurze i wyglądało jak ognista kula. Black Hawk Kolejne gwałtowne uderzenie przywróciło Frittiego do realnego świata. Leżał z zamkniętymi oczyma, posiniaczony i wyczerpany. Czuł ostry, lodowaty deszcz padający na niego, mierzwiący jego futro. Nagły wstrząs Ś został zrzucony? zepchnięty? Ś zaparł mu dech w piersiach. Kiedy z powrotem wciągał powietrze do płuc, wraz z nim doszedł go zapach zimnej ziemi, słonej krwi oraz poczuł silną, drażniącą woń zwierzęcego piżma. Jego mięśnie naprężyły się bezwiednie i wtedy ostry ból przeszył mu grzbiet i barki. Stłumił w sobie okrzyk protestu. Powoli i ostrożnie otworzył jedno oko. Natychmiast zamknął je znów, gdy uderzyła w nie kropla lodowatego deszczu. Po chwili spróbował raz jeszcze. Tuż przed swoim zabrudzonym pyskiem ujrzał nieszczęsną, przemoczoną mordę Pchłożercy, który leżał obok na ziemi. Ponad łukiem jego grzbietu zobaczył także kawałek puszystego ogonka Szybkiego Pazura. Ś No. Mówiłem wam, że ta mała larwa się obudzi. Teraz sam będzie dźwigał to swoje kochające słoneczko cielsko. Łowca wstrząsnął się mimowolnie na dźwięk tej mowy tuż przy jego łbie. Głos używał Wysokiego Śpiewu, jąkając 193 się, wypełniając go chrapliwymi nutami i bełkotem. Ostre dźwięki przepełnione były agresją. Położywszy uszy po sobie, Łowca odwrócił się bardzo powoli, by spojrzeć przez ramię. Sterczało tam coś wielkiego i przerażającego. Trzy koty spoglądały w dół na Frittiego i jego towarzyszy leżących na mokrej ziemi. Były duże, wielkości przynajmniej Zwiadowcy Nocy i Zwiadowcy Dnia, adiutantów Płotołaza, ale wyglądały zupełnie inaczej: nie tak powinien wyglądać prawdziwy kot. Ich mordy przypominały oblicza węży, z płaskimi brwiami i szerokimi kośćmi policzkowymi, uszy przylegały ściśle do czaszek. Na Łowcę spoglądały trzy pary wielkich, głęboko osadzonych oczu, w których tliły się niespokojne ogniki. Muskularne ciała były krzepkie i pełne siły, niesione na krótkich, lecz szerokich i gładkich łapach z... czerwonymi pazurami, haczykowatymi szponami w kolorze krwi. Łowca poczuł, że jego serce łomocze ze strachu. Jeden z potworów zbliżył się do niego, dziwne oczy lśniły. Tak jak dwaj pozostali był czarny jak smoła, tylko na brzuchu miał kilka nikłych, bladych plamek. Ś Wstawaj, me'mre Ś warknął. Ś Starczy już tego niesienia. Od tej chwili będziesz hopsał w przód jak trzeba albo poczujesz moje zęby. Ś Obnażył ostrą zawartość swego pyska. Ś Zrozumiano? Ś Z tymi słowami czarny stwór pochylił się ku Łowcy. Jego oddech cuchnął padliną. Fritti poczuł, że strach chwyta go za gardło i żołądek, więc był w stanie tylko słabo skinąć głową. Ś W porządku. No więc ty i twoi marni przyjaciele możecie wstać. Łowca nie mógł już znieść spojrzenia tych potwornych oczu, zwrócił więc wzrok ku swoim towarzyszom. Widział teraz mordkę Szybkiego Pazura. Kotek był przytomny, ale wyglądał na zszokowanego i odrętwiałego. Nie odpowiedział na spojrzenie Frittiego. Ś Ty tam! Ś Łowca odwrócił się. Ś Słuchaj, kiedy ja mówię „wstawać", lepiej wstawaj. Mówi do ciebie Szatański Szpon, dowódca Gwardii Pazura. Macie jeszcze w ca-194 lości wasze nędzne brzuchy dlatego, że ja was lubię, mizerne pluskwy. Wstawać! Już! Fritti stanął na łapach mimo bólu. Czuł, że coś gęstszego i cieplejszego niż deszczówka pozlepiało mu futro na grzbiecie. Rozpaczliwie pragnął się umyć, oczyścić ranę, lecz strach był silniejszy od tego pragnienia. Szatański Szpon syknął na dwie bestie: Ś Długoząb! Szybkokąs! Niech was słońce spali, nie stójcie tak, postawcie tych próżniaków na łapach! Jeśli będzie trzeba któremuś odgryźć ucho Ś śmiało. Tłuściochowi nie będzie przeszkadzało to, że nie są zbyt ładni Ś roześmiał się Szatański Szpon zgrzytliwym, urywanym chichotem, który podrażnił uszy Łowcy. Dwaj Gwardziści Pazura zbliżyli się i postawili na łapy milczącego Szybkiego Pazura i Pchłożercę. Po raz pierwszy od chwili, w której odzyskał świadomość, Fritti rozejrzał się po okolicy. Z pewnością byli jeszcze w Szczurzym Liściu Ś rzędy drzew majaczyły w ciemności ze wszystkich stron. Siąpiący deszcz przeciekał przez gałęzie, a ziemia była miękka i rozmokła. Kiedy trzej wędrowcy zostali zmuszeni do powolnego marszu, Łowca myślał tylko o jednym: zginę. Nie odnalazłem Cichej Łapy, a teraz umieram, szukając jej. Umieram. Zginę. Wtem, kiedy Gwardziści Pazura popędzali ich brutalnymi szturchańcami w łeb i boki, uderzyła go inna myśl: gdzie jest Cienista Strzecha? Chociaż Frittiemu wydawało się, że idą już całą wieczność, zapach powietrza mówił mu, że daleko jeszcze do schyłku Ostatnich Tańców. Czy naprawdę tak niewiele czasu upłynęło od chwili, gdy on, Cienista Strzecha i Pazurek tulili się do siebie w cieple? Spojrzał na swego młodego przyjaciela, z trudem posuwającego się przed nim. Biedny Pazurek Ś gdyby tylko nie poszedł. Spoglądając na maleńki, przemoczony kształt, poczuł pierwszą falę gorącego, nieznanego uczucia: nienawiści. Potężne, niekształtne stwory poganiały ich szturchańcami i warknięciami. Dokąd zmierzali? Dokąd 195 prowadziły ich te bestie? Fritti wiedział Ś w kierunku góry. Coś w końcu wiedział, zło miało jakieś oblicze. To pomogło mu trochę, choć nie wiedział dlaczego. Poza tym nie ma sensu zastanawiać się nad tym zbyt dużo, skoro wiedział, że ma umrzeć. Prowadzący procesję Pchłożerca zaczął coś do siebie mruczeć. Łowca nie potrafił rozróżnić ani jednego słowa w tym gniewnym mamrotaniu i najwyraźniej Gwardziści również nic nie rozumieli. Po chwili przestali zwracać na to uwagę, ale Fritti czuł, że stary szalony kot coś knuje, czuł stopniowo wzrastające napięcie. Niepokoiło go to. Pchłożerca z rykiem wściekłości zwrócił się do Długozęba, najbliższego Gwardzisty: Ś Ty wszo! Ś wrzasnął obdarty, stary kocur. Ś Twoja pieśń jest cierpka! Znam twój brud i twoją ciemność! Długoząb, wykrzywiając pysk ze zdziwienia, niemal niedostrzegalnie obejrzał się do tyłu, a Pchłożerca skoczył między drzewa. Serce Łowcy łomotało. Gwardyjska bestia straciła rezon tylko na jedno uderzenie serca, z rykiem rzuciła się za Pchłożerca. Złapała go niemal natychmiast, zwaliła obszarpanego kota w błoto i wskoczyła mu na grzbiet. Wtedy rozległ się szleńczy ryk Ś Fritti nie potrafił rozpoznać, od którego z nich pochodził Ś i zupełnie niespodziewanie Pchłożerca podniósł się i przeorał pazurami pysk Długozęba. Zlepione błotem włosy sterczały ostro, gdy Pchłożerca rzucił się w przód; przez chwilę wydawało się, że urósł, odzyskał siły. Jednak Długoząb odzyskał swoją siłę i znowu zaatakował, Łowca zobaczył, że Pchłożerca jest tym, kim był: starym kotem zamroczonym szaleństwem, zmagającym się z potworem dwukrotnie od niego większym. Długoząb wymierzył druzgoczący cios w pysk Pchłożercy i stary osunął się bezwładnie w błotnistą ziemię, leżał bez ruchu, z nosa ciekła mu krew. Gwardzista, sycząc jak hlizza, rzucił się, by rozszarpać mu gardło, ale nagle rozległ się zgrzytliwy głos Szatańskiego Szpona: Ś Przestań albo pozbawię cię oczu! Długoząb zawahał się przez chwilę, jego błyszczące spo- 196 jrzenie przyćmiła żądza krwi. Obnażył zęby, a potem spojrzał na dowódcę. Szatański Szpon zaniósł się suchym, urywanym chichotem. Ś Tak Ś powiedział Ś ten stary wariat zrobił z ciebie niezłego durnia, prawda? Ś Długoząb spojrzał na dowódcę z nietajoną złością, ale nie zbliżył się do Pchłożercy. Ś Prawie zwiał, no nie? Ś urągał Szatański Szpon. Ś To był twój błąd i teraz ty będziesz go niósł. I lepiej miej nadzieję, że ten stary, parszywy szczur jeszcze oddycha, bo Tłuścioch chciał tę gromadkę żywcem Ś przynajmniej dopóki ich nie zobaczy. Jak myślisz, co on ci zrobi, jeśli mu w tym przeszkodzisz, przyjacielu? Ś Szatański Szpon uśmiechnął się krzywo. Wstrząśnięty Długoząb odsunął się od skulonego ciała Pchłożercy. Ś Może odda cię Gwardii Kła, eh? Nie byłoby to nieprzyjemne, co? Długozębem wstrząsnął dreszcz i odwrócił wzrok od dowódcy. Ostrożnie zbliżył się do starego kota, obwąchał go, a potem uniósł w pysku. Ś Bardzo dobrze Ś powiedział Szatański Szpon, dając znak Szybkokęsowi, który bez ruchu obserwował wydarzenia. Ś Ruszajmy. Ogniste Oko niebawem się otworzy. Musimy iść dwa razy szybciej, żeby dotrzeć do Zachodniego Wejścia. Popędzani Fritti i jego mały przyjaciel trzymali się ciągle linii prostej, nie wolno było im zwalniać kroku. Nieustający deszcz stał się bardziej rzęsisty, przeinaczał im futra, a leśne ścieżki zmieniał w śliskie bagnisko. Kiedy wydawało się, że więźniów nie może już spotkać nic gorszego, deszcz zaczął zmieniać się w grad. Łowca, czując kłujące bębnienie lodowych kamyków, przypomniał sobie Rikchikchik i ich napaść z wierzchołków drzew. Jednak ten atak nie kończył się, a ciało Frittiego było już zziębnięte i przemoczone. Kiedy on i Szybki Pazur chcieli troszkę zmienić drogę, aby zyskać lepszą ochronę pod drzewami, Szatański Szpon i jego osiłki 197 popchnęli ich z powrotem na ścieżkę. Tym kocim bestiom ostry grad nie przeszkadzał Ś a może tylko tak się wydawało Ś wyglądało na to, że pędzą na jakieś ważne spotkanie. Fritti i Pazurek, pobici i milczący, szli ze spuszczonymi nisko łbami. Pierwsze oznaki świtu rozjaśniły krańce nieba na Vez'an i Gwardia Pazura przyspieszyła kroku. Nagle, na niewidoczną komendę Szatańskiego Szpona, Szybkokąs skoczył do przodu i przepadł w zaroślach wielkich paproci. Pozostali czekali przez chwilę wśród zadumanej ciszy Szczurzego Liścia. Wtem gadzia głowa Szybkokęsa pojawiła się znów, dając znak. Szatański Szpon wydał niski ryk zadowolenia. Ś No, marne Piszczki, właźcie w krzaki! Długoząb, wciąż niosący nieruchome ciało Pchłożercy, skoczył za Szybkokęsem w gęstwinę. Po chwili wahania Ś podczas której ważył szansę ucieczki na wolność, lecz pojął, że nigdy nie uniknie Szatańskiemu Szponowi Ś Łowca ruszył za Gwardią Pazura. Szybki Pazur, z oczami ciągle utkwionymi w dali, poszedł za nim. Przypuszczam, że będą chcieli nas tutaj zabić, pomyślał Fritti. Łowca poczuł się nagle pogodzony ze śmiercią, niemal wdzięczny, że uwolni go ona od tego wysiłku. Schylili głowy i zaczęli przedzierać się przez czepiające się ich wijące pędy Ś dowódca Gwardii Pazura zamykał pochód. Łowca przymknął oczy, aby ochronić je przed wystającymi kolcami i o mały włos wpadłby łbem w dół w dziurę, która pojawiła się przed nim. Otwór był szeroki i ciemny, tunel niknął we wnętrzu ziemi. Szybki Pazur spojrzał ponad ramieniem Łowcy na wejście do podziemnego korytarza, jego oczy zrobiły się wielkie od niemego przerażenia. Przez chwilę poruszał pyskiem, ale wydobył z siebie tylko cichutkie miau. Sztański Szpon przedarł się przez ostatni rząd gałęzi. Ś No Ś powiedział Ś właźcie do środka, wy płazy powierzchniowe, albo będę musiał wam w tym pomóc. Jego niezgrabne cielsko zbliżało się, oczy mu lśniły. Fritti poczuł się rozdarty. Być może byłoby lepiej umrzeć tu, na 198 ziemi, niż zostać zabity jak borsuk w płytkiej norze. Jednak kiedy spojrzał na Szatańskiego Szpona, jego nienawiść powróciła i zapragnął żyć jeszcze choć trochę dłużej. Niby dlaczego olbrzymi Gwardziści mieli wlec ich do tunelu. Tylko po to, by ich zabić? Może jednak to, co mówił dowódca Długozębowi, było prawdą. Dopóki są żywi, zawsze istnieje jakaś nadzieja ucieczki. Cóż, zdecydował, wydaje się, że nie mam wyboru. Kiedy ostrożnie wstępował do mrocznego otworu, jego wzrok zatrzymał się na Szybkim Pazurze. Kotek był tak przerażony, że odsunął się od wejścia do tunelu, jakby chciał uciekać. Fritti przestraszył się. Szatański Szpon, na twarzy którego pojawiły się oznaki zniecierpliwienia, gotów był już coś zrobić. Fritti, nie wiedząc, co robić, zawahał się, a dowódca wysunął swoje krwistoczerwone pazury. Zmuszony do działania Łowca skoczył do przodu, unikając ciosu Szatańskiego Szpona, i pchnął opierającego się Pazurka w kierunku dziury. Przerażony kociak zaczął szlochać i zapierać się łapkami, czepiając się pazurami mokrej ziemi. Ś W porządku, Pazurku, wszystko będzie dobrze Ś usłyszał własne słowa. Ś Zaufaj mi, nie pozwolę, żeby zrobili ci krzywdę. Dalej, musimy iść. Nienawidził samego siebie za to, że wpycha przerażonego malca do tej mrocznej, okropnej dziury. Uderzając łbem i szarpiąc zębami, udało mu się zwolnić chwyt Szybkiego Pazura i razem przepadli w mroku. Rozdział 19 Tam, jak upiorna, bystra rzeka Przez wrót potworną bladość, Tłum straszliwy toczy się w wieczność I śmieje się, lecz nie uśmiecha. Edgar Allan Poe Ściany i podłoga tunelu były wilgotne. Korzenie o barwie brudnej bieli i kawałki innych rzeczy, nad którymi Fritti nawet nie próbował się zastanawiać, zwisały z ziemnego stropu. W miarę jak oddalali się od wejścia, światło stopniowo słabło, aż zniknęło zupełnie, pozostawiając tylko słaby odblask wilgotnej ziemi wyściełającej wnętrze jamy. Szli w dół w nikłym, upiornym świetle niczym duchy kotów podróżujących w przestworzach pośród gwiazd. Szybki Pazur, znalazłszy się pod ziemią, znów zapadł w stan poprzedniego odrętwienia. Łapy zapadały się w glinie, która rozpryskiwała się pod nimi. Po jakimś czasie dogonili pozostałych dwóch Gwardzistów, Długoząb ciągle dźwigał swoje przemoczone brzemię. Szli dalej: Frittiego i Szybkiego Pazura z przodu i z tyłu otaczały szkarłatne szpony, nad nimi i pod nimi była wilgotna, twarda ziemia. Fritti nie potrafił oszacować mijającego czasu. Cała grupa, strzeżących i strzeżonych, wędrowała dalej i dalej, ale wilgoć dookoła pozostawała niezmienna; przytłumiony, obrzydliwy blask ziemi w tunelu nie stawał się ani silniejszy, ani słabszy. Posuwali się dalej i dalej w głąb, nie słyszeli żadnych dźwięków poza własnym oddechem i sporadycznymi słowa-200 mi Gwardzistów. Łowca czuł się tak, jakby spędził w tej norze całą wieczność. Zaczął zapadać w jakiś dziwny półsen. Myślał o Starej Puszczy zalanej promieniami słonecznego światła oświetlającego poszycie lasu... o biegu przez cudownie pachnące, łaskoczące trawy, o Cichej Łapie, o tym, że ją goni i jest goniony przez nią, o tym, jak w końcu układa się do drzemki w letnim upale. Zimne, niespodziewane dotknięcie wijącej się glisty uciekającej spod jego łap gwałtownie ocknęło Łowcę i znów znalazł się w mrocznym tunelu. Słyszał chrapliwy oddech Szatańskiego Szpona. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzy słoneczne światło. Po pewnym czasie głód Frit-tiego wziął górę nad jego zadumą, zaczął zwracać większą uwagę na glisty, które wiły się w wilgotnej ziemi. Po kilku próbach udało mu się złapać jedną i, nie bez trudności, zdołał przełknąć ją podczas marszu. Czuł się okropnie, nie mogąc zatrzymać się podczas jedzenia, ale obawiał się tego, co spotkałoby go, gdyby zwolnił. Chociaż było to poniekąd oszu-kaństwo, poczuł się lepiej po tym niewielkim kąsku, więc tak szybko jak mógł, złapał następną i również ją zjadł. Następną próbował podać Pazurkowi, ale kociak nie zwracał na nic uwagi. Po kilku bezowocnych próbach wmuszenia mu wijącego się kąska, Fritti poddał się i zjadł go sam. Tunel zaczął wznosić się ku górze. Po chwili procesja weszła do małej, podziemnej pieczary, nie większej niż kilka skoków, za to wysoko sklepionej. Wewnątrz groty powietrze krążyło nieco swobodniej i kiedy Szatański Szpon zatrzymał ich, Fritti był więcej niż szczęśliwy, mogąc usiąść na chwilę i dać odpocząć strudzonym łapom. Zmęczonymi ruchami zaczął oczyszczać je z błota i kamieni, potem skierował język ku ranie na barku. Krew zakrzepła i futro było sztywne i skłębione. Podczas mycia odczuwał ból. Szybki Pazur siedział bez ruchu u jego boku, jak sparaliżowany, kiedy Fritti odwrócił się, aby go wylizać, poddał się temu bez słowa. Szatański Szpon i dwaj pozostali rozmawiali ściszonymi głosami w oddalonej części pieczary. Długoząb podszedł do swoich 201 kompanów i cisnął obok nich nieprzytomne ciało Pchłożercy. Później, na skinięcie głowy Szatańskiego Szpona, odwrócił się i wślizgnął do tunelu przez wyjście z przeciwnej strony. Szybkokąs i dowódca rozciągnęli swoje długie, żylaste ciała na podłodze podziemnej komnaty i obserwowali swoich więźniów. Fritti Ś stwierdziwszy, że najlepszym sposobem postępowania jest ignorowanie ich na tyle, na ile to możliwe Ś dalej czyścił z brudu futro Szybkiego Pazura, zważając szczególnie na liczne skaleczenia i otarcia młodego kota. Pchłożerca jęknął i poruszył się, ale się nie ocknął. Później, z tego kierunku, w którym przepadł Długoząb, doszedł stłumiony jęk. Ponaglony niskim warknięciem i gestem łba przez Szatańskiego Szpona Szybkokąs przepadł w tunelu, jeszcze zanim echo zamarło wśród wapiennych ścian. Na końcu korytarza rozległ się zgiełk. Fritti słyszał odgłosy kłótni Długo-zęba i Szybkokąsa. Po chwili pojawili się w jaskini, wlokąc z wysiłkiem jakiś bezwładny, ogromny ciężar. Szatański Szpon podniósł się i popędził na krzywych łapach, by sprawdzić, co przynieśli. Ś Znalazłem go tam, gdzie odgałęzienie tunelu wychodzi na ścianę doliny, szefie Ś powiedział Długoząb, wywalając język. Ś Dokładnie tam, gdzie go wywęszyłeś. Złapałem go, kiedy patrzył w drugą stronę, potem musiałem szybko ściągnąć go na dół, żeby nie spaliło mnie Ogniste Oko. Na Pana, jest całkiem duży, nie? Po tej przemowie Długoząb odwrócił się i zadowolony z siebie zaczął myć ranę na swoim boku. Zainteresowany wbrew samemu sobie, Łowca wyciągnął łeb do przodu, wpatrując się w słabe światło jaskini. Tobół przywleczony przez obu Gwardzistów był jakimś gatunkiem zwierzęcia. Niski jęk bólu wydobywał się ze skulonej sylwetki. Szatański Szpon zerknął na Frittiego. Ś Chodź, pogap się trochę, ty mały, błotnisty Piszczku Ś powiedział. Ś Nie bój się. Ten już cię nie ugryzie! Śmiech dowódcy zazgrzytał w skalnej komnacie. Łowca z wahaniem posunął się do przodu. Na kamiennej podłodze 202 leżał wielki Growler, krew ciekła z jego poranionego pyska i brzucha. Kiedy Łowca spoglądał ponad Szatańskim Szponem, oczy psa otworzyły się Ś były mętne. Był tak duży jak sami Gwardziści Pazura, Fritti zaszokowany i przerażony pojął, że jeden z tych kocich potworów w pojedynkę zdołał ująć fik'az tych rozmiarów. Growler zamrugał, na próżno próbując, by krew nie zalewała mu oczu, i zacharczał boleśnie. Coś w jego wnętrzu było złamane, zwierzę umierało. Zasmucony i zmartwiony Fritti powrócił do swego kąta. Dłu-goząb oderwał się od swego obrządku i powiedział do Szatańskiego Szpona: Ś Nie musimy chyba nic dawać tamtym. Ś Wskazał na Frittiego i Szybkiego Pazura. Ś Co? Szatański Szpon popatrzył na nich dwóch Ś spiętego i zdenerwowanego Frittiego i milczącego, sparaliżowanego Szybkiego Pazura. Ś Musimy tylko doprowadzić ich żywych do Bezmiaru. Nie musimy dzielić się z nimi naszymi skromnymi łupami. Z tymi słowami Szatański Szpon wystawił swoje szkarłatne pazury i wykonał szybki, rozpruwający cios przez brzuch fik'az. Potem, mimo że nie umilkły jeszcze potworne krzyki agonii, Gwardia Pazura zaczęła się posilać. Fritti otulił sobą Szybkiego Pazura i próbował nie słyszeć ich odgłosów. Kiedy Gwardziści skończyli swój posiłek, pokrywając podłogę pieczary przerażającymi odpadkami, zapadli w sen. Na sprawne polecenie Szatańskiego Szpona, Szybkokąs i Długoząb powlekli swoje niezgrabne cielska ku wejściom do jaskini. Kiedy przewrócili się na plecy, by usnąć z łapami w powietrzu, skutecznie zablokowali drogi ucieczki. Jedyne, co pozostało Łowcy, to leżeć bezradnie obok Pazurka i Pchło-żercy, gdy bestie trawiły swoją ofiarę. Fritti nie miał pojęcia, jak długo leżał przy swych dwóch milczących towarzyszach, nasłuchując bulgoczącej drzemki strażników. Zapadł w niespokojny sen, a zbudził go dziwny dźwięk. Najpierw w nieustającym poczuciu zagrożenia po-203 myślał, że umiera i sępy przyfrunęły z nieba, by obgryźć jego kości. Wydawało mu się, że słyszy je dookoła siebie, oczekujące na wyborne kąski. Ich głosy były chrapliwe, niskie i zimne... Kiedy doszedł do pełni świadomości, przysłuchał się niesamowitym dźwiękom wypełniającym jaskinię. To nie były olbrzymie sępy. Wciąż wyciągnięci na grzbietach, oparci o wilgotną ścianę z kamienia, Gwardziści Pazura śpiewali: Nadejdzie taki dzień, Że nad górą świata Zapadnie wieczny cień, Nie będzie światła. Wtedy z głębiny wrót, Gdzie mieszka czas, Wypełznie nasz Lud Bezszelestnie tak... Nie będzie żaden z nas W ukryciu czekał na Życzliwszy nocy czas, Bo zniknie światło dnia I kiedy umrze słońca blask, Będziemy, ty i ja, przemierzać Swobodny, wolny świat W poszukiwaniu zwierza... Bo Słońce, Słońce Słońce umiera I poza świata końce Blask swój zabiera I upragniony mrok Wszędzie roztoczy Ku śmierci, w mrok Słońce się toczy... 204 Pieśń ciągnęła się dalej i dalej, obrzydliwe, monotonne głosy ryczały słowa o ciemności i nienawiści, o zemście, o nocy wypełzającej na świat, krwi na skałach i ziemi, o potędze Ludu z góry, który opanuje świat. Leżący obok Frittiego Pchłożerca otworzył oczy. Zaczął się podnosić, potem położył się z powrotem i słuchał Ś znieruchomiały, milczący Ś monotonnego śpiewu. Łowca widział, jak wstrząsa przemoczonym łbem ze znużeniem, z bólem, aż znów zamknął oczy. Pieśń Gwardii Pazura zdawała się nie mieć końca. Po pewnym czasie Łowca znów zapadł w dręczący, ciężki jak kamień sen. Rozdział 20 Spójrzcie! Śmierć samej sobie stawia tron, w samotnym dziwnym mieście, Daleko w mgłach Zachodu... Edgar Allan Poe pieczarą tunele wydawały się ocieplać. Fritti wiedział, że na górze panuje zima, pada śnieg lub marznący deszcz. Tu, głęboko w ziemi Ś Łowca nie miał pojęcia jak głęboko Ś powietrze stało się gęste od gorąca i wilgoci. Pchłożerca był już przytomny i szedł sam. Idąc mamrotał coś cicho do siebie, ale w żaden sposób nie stawiał oporu. Długoząb, którego pysk jeszcze nie wyleczył się po ciosie wymierzonym mu przez Pchłożercę, z wielką przyjemnością dokuczał staremu kotu, który dzielnie odpierał wszystkie próby doprowadzenia go do wściekłości. Łowca, mozolnie posuwając się na wymizerowanych łapach, raz jeszcze poczuł drganie góry. Tu, pod ziemią, odczucie to było inne, wibrowało głęboko w jego kościach i nerwach. Puls góry wydawał się niższy i bardziej stanowczy, przenikający wszystko, ale Ś dziwnie Ś także bardziej naturalny. Łowca wiedział, że zbliżają się do miejsca przeznaczenia. Ś Czujesz to, co? Fritti aż podskoczył na to szorstkie warknięcie. Szatański Szpon szedł tuż za nim, przypatrując się mu, nieprzyjemne oczy śledziły każdy jego ruch. 206 Ś Widzę, że zacząłeś słyszeć pieśń Bezkresu. Ty mała pluskwo, masz wyostrzone zmysły, prawda, gwiazdko? Dowódca przysunął się do boku Łowcy. Potężna, umięśniona sylwetka górująca nad Frittim onieśmielała go i trudno mu było mówić. Ś Jar., ja coś czuję Ś wyjąkał. Ś Czułem to przedtem... na ziemi. Ś No tak. Ś Szatański Szpon zerknął z ukosa. Ś Nie jesteś ty przypadkiem za bystry? Nic się nie martw... tam, dokąd idziemy, będzie mnóstwo Ludu, gotowego poświęcić wiele uwagi takiemu inteligentnemu kocurowi jak ty Ś może nawet więcej niż sam chcesz. Z zimnym, ponurym uśmiechem, który odsłonił kilka zębów, dowódca Gwardii Pazura cofnął się i dalej szedł za Frittim. Skóra wokół wąsów młodego kota cierpła i łaskotała go. Nie pragnął, aby cokolwiek lub ktokolwiek zainteresował się nim bardziej, niż czyniono to do tej pory. Przyspieszył, aby dogonić Pchłożercę i Szybkiego Pazura. Ziemia drżała. Wkrótce tunel zaczął się rozszerzać. Co każde sto Ś mniej więcej Ś skoków gromadka mijała boczne tunele lub jaskinie; trudno było określić co, gdyż ukazywały się one jako ciemne otwory w szybie głównym. Powietrze nadal się ocieplało, wilgotny upał osłabiał Frittiego i jego przyjaciół. Pchłożerca potrząsał głową na obie strony, jakby chciał z niej zrzucić jakąś opaskę. Ś Znowu tutaj, znowu w dziurach... nigdy, nigdy... Ś Stary kot spojrzał błagalnie najpierw na nie reagującego Szybkiego Pazura, potem na Frittiego, który tylko pokręcił głową. Ś To całe bim-bam warczące i zgrzytające... nie... nie...? Pchłożerca odwrócił wzrok i mamrotał już cicho. Łowca delikatnie trącił głową Szybkiego Pazura. Ś Słyszałeś go, Pazurku? Co ó tym wszystkim myślisz, hmmm? Wąsy się jeżą, prawda? Ś Fritti na próżno czekał na odpowiedź, później spróbował raz jeszcze. Ś Co to będzie za historia, kiedy opowiemy ją w domu, przy Ścianie Zgromadzeń? Myślisz, że nam uwierzą? 207 Po chwili Szybki Pazur podniósł głowę i spojrzał żałośnie na Frittiego. Ś Gdzie jest moja przyjaciółka, Cienista Strzecha? Ś spytał. Jego głos był tak cichy, że Łowca musiał nastawić uszy, aby rozróżnić słowa. Ś Znajdziemy ją, Pazurku, obiecuję. Przysięgam na moje imię ogona. Wyjdziemy stąd i odnajdziemy ją. Kociak przyglądał się mu przez chwilę zamyślonym wzrokiem, później znowu wbił spojrzenie w ziemię. Na Uszy i Łzy Niebiańskiej Tancerki! Ś Fritti zgromił sam siebie. Kiedy przestanę składać obietnice, których nigdy nie będę mógł dotrzymać? Chociaż, pomyślał, musiałem coś powiedzieć Pazurkowi. Ma wygląd kogoś, kto za chwilę położy się i odpłynie na Wysokie Pola. Przynajmniej wyciągnąłem z niego ze dwa słowa. Łowca zauważył teraz, że zmienił się dźwięk w tunelu. Spoza niemal bezdźwięcznego odgłosu ich kroków dochodziła go nikła fala głosów, które chyba były kocimi, niezwykle oddalonymi głosami. Szybkokąs, najbliższy strażnik, odwrócił się i syknął: Ś Niedługo będziemy w domu. Waszym także... przynajmniej na jakiś czas. Wkrótce podziemna droga znów stała się szersza i skierowała się w dół. Pulsowanie nie ustawało teraz i wydawało się niemal znajome, a głosy, które Fritti usłyszał wcześniej, brzmiały mocniej i mocniej. Właśnie gdy wydawało się, że docierają do ich źródła, Szatański Szpon zatrzymał całą procesję. Ś Zaraz Ś rzekł, wpatrując się twardym spojrzeniem we Frittiego i jego kompanów Ś wejdziemy przez jedną z Mniejszych Bram do Bezmiaru. Jeżeli wykonacie jakakolwiek próbę ucieczki, rozerwę was na strzępy i uczynię to z prawdziwą przyjemnością. A w wypadku gdybyście próbowali szczęścia Ś tu zwężonymi oczami spojrzał na Pchłożercę, który niespokojnie odwrócił wzrok Ś nawet jeśli jesteście dość szybcy i sprytni, żeby mi uciec Ś w co wątpię Ś będziecie żałowali, że nie zginęliście pod moimi pazurami, ręczę za to. Gwardia Pazura nie jest najgorsza spośród tych, którzy zamieszkują Bezmiar. 208 Szatański Szpon zwrócił się do swoich podkomendnych: Ś A wy dwaj. Pamiętajcie, nikt nie ma się wtrącać, szczególnie Gwardia Kła. Więźniowie zostają z nami, dopóki nie rozkażę inaczej, zrozumiano? Oby tak. Wszyscy ruszyli w dół za Szatańskim Szponem, prawie natychmiast skręcili i znaleźli się w szerokim pasażu przed bramą wejściową. Na końcu tunelu, w migotliwym, niebie-skozielonym świetle, rysowały się sylwetki dwóch potężnych Gwardzistów Pazura, milczących i strasznych, większych nawet niż ci,' którzy złapali Frittiego. Po obu stronach wrót, które strzegli, na niewielkich pagórkach usypanych z ziemi znajdowały się czaszki. Jedna z nich była czaszką przeogromnego Growlersa, z oczodołami ciemnymi jak smutek. Druga pochodziła od jakiegoś rogatego zwierzęcia. Wszyscy czterej wartownicy spoglądali bez litości na prowadzonego Łowcę i jego kompanów. Kiedy minęli łukowaty tunel wejścia do Bezmiaru, Frittiego ogarnęło dziwne uczucie. Jak w nocnej marze po przedawkowaniu kociej mięty, poczuł płomień na własnym czole. Jednak cokolwiek to było, żaden z jego towarzyszy ani nikt z Gwardzistów nie zwracał na to uwagi. Za progiem rozciągał się widok, który Łowca zapamiętał do końca życia. Rozciągała się przed nimi ogromna jaskinia, o sklepieniu tak wysokim jak wierzchołki drzew w Lesie Źródła. Oświetlała ją fluorescencyjna ziemia, jaką widzieli w tunelu, oraz słabe, błękitne smugi światła pochodzące ze skał wystających ze skalnego sufitu. To upiorne światło zamieniało wszystkich w tej pieczarze w duchy i ruchome cienie. Niżej, na podłodze jaskini, niezliczona liczba kotów przemieszczała się w przód i w tył, jak termity w spróchniałym lesie. Większość z nich wyglądała zwyczajnie, jak Lud, choć ich twarze były tak pełne bólu i rozpaczy, że zdawali się należeć do innej rasy. Pomiędzy nimi poruszali się Gwardziści Pazura, potężni i wielcy, nadając kierunek płynącym, podobnym do insektów tłumom pełznącym tam i z powrotem. To wygląda jak potworny sen o Domu Pierwszych, pomyślał Fritti. Odór strachu, krwi i nie zagrzebanego me'mrę wznosił 209 się w gorącym powietrzu, wypełniał jego nozdrza i dusił go. Szatański Szpon jednym warknięciem pognał ich w dół, na podłogę jaskini, pomiędzy wystające skały i ciepłą, wilgotną maź. Manewrowali pomiędzy rzędami kotów, ocierając się o nich, ale tamci nawet na nich nie patrzyli, tylko mozolnie posuwali się w kierunku wskazanym przez srogich, wszędobylskich Gwardzistów. Kiedy mijali jedną z grup, Fritti zauważył niewielkiego kota z wyłupiastymi oczami i wystającymi żebrami, który wyglądał na chorego. Kaszlał i słaniał się, potem upadł zemdlony na ziemię. Nim Fritti ruszył się, aby mu pomóc, przepchnął się jakiś Gwardzista i pochylił się nad chorym. Następnie bestia podniosła go za kark i gwałtownie nim potrząsnęła. Łowca słyszał gruchotanie kości; strażnik Odrzucił bezwładne ciało na bok jednym, niecierpliwym szarpnięciem głowy i rząd kotów poszedł dalej. Łowca obejrzał się za nimi, potem spojrzał na skulone ciało leżące w brudzie, nie dostrzegane i nie opłakiwane. Jego nienawiść wybuchnęła płomieniem, później stłumiona nieco pozostała ukryta głęboko w sercu. Odwrócił się także. Kiedy rząd prowadzony przez Szatańskiego Szpona dotarł do przeciwległej ściany wielkiej jaskini, cienki, przenikliwy głos zawołał: Ś Szszszatański Szszszponie! Dźwięk wydawał się dochodzić z jednej z niezliczonych jaskiń ukrytych w skalnej ścianie stojącej przed nimi. Dowódca zatrzymał grupę, a w mrocznym wejściu jaskini zamajaczył jakiś kształt. Ś Czego chcesz ode mnie? Ś warknął gniewnie Szatański Szpon. Jego głos zabrzmiał dość dziwnie. Ś Krwawy Świssst pragnie się z tobą ssspotkać Ś powiedział cienki głos sycząco i prześmiewcze. Gdy mówił, Fritti widział błysk zębów w ciemnej grocie, nie widział jednak lśnienia oczu. Ś Śmiechu warte! Ś warknął dowódca. Ś Niby czemu miałbym się tym przejmować? 210 W ciemnej grocie zęby obnażyły się jeszcze raz. Ś Krwawy Świssst chce wiedzieć, kim sssą twoi więźniowie. Mamy już dosssyć niewolników. Tak było po-ssstanowione, czyż nie? Ś To są sprawy między mną a Tłuściochem, a wy, wszy, nie powinniście wtykać w to swych bezwłosych pysków. Jeśli Krwawy Świst ma do mnie jakąś sprawę, będę później w Niższych Katakumbach Ś rzekł Szatański Szpon, odwrócił się i odszedł. Ś Tam się z tobą ssspotka Ś rzekł wysoki głos i z zacienionej pieczary dobiegły dźwięki upiornego rozbawienia. Kiedy wchodzili do ogromnego tunelu w ścianie jaskini, Długoząb syknął do Szatańskiego Szpona: Ś Swoją drogą, czego Gwardia Kła od nich chce? Dowódca odwrócił się i ryknął: Ś Zamknij pysk! Długoząb nie zadawał więcej pytań i przez jakiś czas szli w milczeniu w dół tunelu. W końcu Sztański Szpon zatrzymał drużynę tam, gdzie droga stawała się szersza. Dowódca zepchnął brutalnie Szybkiego Pazura i Pchłożercę na jedną stronę i zwrócił się do Szybkokąsa: Ś Ty i to oślinione me'mre Ś warknął, wskazując Dłu-gozęba Ś zabierzcie tych dwóch do Środkowych Kata-kumb. Niech nie ruszają się stamtąd, dopóki nie rozkażę. Ja i nikt inny! Ś Szybkokąs skinął głową. Ś Dobrze. Tego bystrzaka zabieram na audiencję specjalną. Myślę, że wiecie, kto się nim zainteresuje. Teraz ruszać! Mówiąc to, popchnął Łowcę dalej, w górę szybu, a dwaj Gwardziści zabrali towarzyszy Frittiego do bocznego tunelu. Popychany do przodu Łowca odwrócił się i zawołał przez ramię: Ś Wrócę po ciebie, Pazurku, nie martw się! Pchłożerco, opiekuj się nim! Szatański Szpon wymierzył mu łapą bolesny cios w skroń, od którego zawilgotniały mu oczy. Ś Dureń! Ś ryknął zwierz. 211 *** Kręta droga prowadziła dalej w głąb ziemi. Tunel, którym szli, był usłany kamieniami, kawałkami kości i jakimiś wilgotnymi odpadkami, od których Łowcę przeszywał dreszcz. Musiał ocierać się o brudne ściany, aby uniknąć dotknięcia przerażającego dowódcy Pazurów. Szyb gwałtownie schodził w dół. W nikłe światło odbijane przez ściany zaczęły wdzierać się niebieskie i purpurowe światełka, pochodzące z oddalonego krańca tunelu. Idąc stromą drogą, Łowca spostrzegł także, że zmieniło się powietrze Ś było znacznie zimniej. Po dwudziestu krokach chłód stał się jeszcze bardziej przenikliwy, a ziemia pod poduszkami jego łap stwardniała, może zamarzła. Schylił łeb, żeby przejść pod niskim sklepieniem. Szatański Szpon szedł tuż obok. Kiedy znów podniósł łeb, zobaczył, że weszli do ogromnej komnaty Ś stolicy Bezmiaru. Weszli do Jaskini Jamy... do serca góry. Pieczara była wysoka, jej sklepienie Ś mroczne i dalekie. Na samym środku widniała wielka jama w ziemi, która promieniowała oślepiającym, zimnym, niebieskim blaskiem, przedzierającym się poprzez mgłę osłaniającą podłogę jaskini. Ściany nad nią były podziurkowane jak plaster miodu grotami i tunelami i wszędzie uwijały się ciemne kształty przepływające tam i z powrotem, krzątające się wokół szerokiego obrzeża jamy i wspinające się po strzaskanych kamieniach, aby zniknąć w jednym z otworów na górze. Fritti widział chmurę swego oddechu w lodowatym powietrzu. Ten chłód był czymś niesamowitym tak głęboko pod ziemią, czymś przypominającym okrutny sen? Posuwając się naprzód, szorstko ponaglany przez Szatańskiego Szpona, przyglądał się teraz jamie i czemuś potężnemu, co wyrastało ze środka nory, górując nad podziemną komnatą. Kiedy podszedł bliżej, ciekawość zamieniła się w przerażenie. - Z mrocznego wnętrza jamy wyrastał wijący się stos, masa piętrzących się małych ciał, które wystawały ponad krawędzie olbrzymiej dziury w podłodze jaskini jak wulkan z głębokiej przepaści. Ta skręcająca się z bólu góra była ułożona 212 ze zwierząt Ś męczonych, umierających, umarłych. Koty i fla-fa'az, Piszczki, króliki, Growlersi i Rikchikchik, cała piramida cierpiących zwierzaków, wydających milion upiornych okrzyków. Było wśród nich wiele stworzeń okaleczonych albo poćwiartowanych: im bliżej dna, tym mniej z nich się poruszało. Nozdrza Łowcy podrażnił duszący fetor. Upadł na zimną ziemię, mgła zafalowała nad nim, kryjąc na chwilę potworny widok. Szatański Szpon pochylił się nad nim i uderzył go swym szerokim, płaskim łbem. Ś Wstawaj natychmiast, ty pajacowaty robaku. Zaraz spotkasz Jego Lordowską Mość. Fritti, na słabych łapach, czujący mdłości, został podniesiony i zawleczony do krawędzi jamy. Pragnął zamknąć oczy. Jednak zamiast tego wpatrywał się w wijącą górę, w tysiące pustych oczu i bezwiednie opadających pysków, wydmuchujących małe obłoczki pary. Gwardzista Pazura wysunął się o krok. Ś Wasza Wielkość! Twój nędzny sługa coś dla ciebie przyniósł! Ś zazgrzytał głos Szatańskiego Szpona i odbił się echem wśród strzelistych ścian. Ś Och. Masz, czy masz...? Ś zabełkotał dziwaczny, przytłumiony głos. Ś Wrzuć to do pozostałych. Zjem później. Gigantyczny, ciemny kształt, dotychczas niewidoczny na szczycie stosu ciał, odwrócił głowę i otworzył ogromne oczy o barwie skorupy jajka. Ślepe oczy. Łowca wydał przerażony pisk i rzucił się do tyłu, wprost na twardy jak kamień korpus Szatańskiego Szpona. Skuliwszy się pomiędzy nogami Gwardzisty Pazura, na chwilę Fritti zapomniał nawet o strachu i nienawiści, jaką żywił do dowódcy Ś ta rzecz na szczycie stosu wymiotła z jego umysłu wszystko jak świszczący wiatr. To był kot. Dwadzieścia, pięćdziesiąt, może sto razy większy od niego. Łowca nie potrafił tego określić. Otyłe ciało było tak potężne, że maleńkie nogi nie mogły go utrzymać. Leżał, opasły i władczy, na wierzchołku wijącej się góry ciał. 213 Ś Nie, Wielki, to nie jest do jedzenia...jeszcze. Ś Fritti usłyszł głos Szatańskiego Szpona, daleki, nieistotny. Ś To jeden z tych, których wyczułeś, Wielki. Czy pamiętasz? Ohydne stworzenie obracało swą pozbawioną szyi głowę, aż puste, martwe oczy znalazły się naprzeciw drżącego Łowcy. Nozdrza mu falowały. Ś A tak... Ś powoli odezwał się głos, przypominający rozpryskiwanie się błota na kamieniu. Ś Teraz sobie przypominamy. Czy miał jakiś towarzyszy? Gdzie oni są? Ś Głos przybrał ostrzejszy ton. Ś Miał dwóch, o Panie! Ś Głos Szatańskiego Szpona brzmiał nerwowo. Ś Kociaka, Lordzie, małego kwilącego kodaka i zwariowanego starego kocura, ohydnego jak słońce i kwiaty. Lecz ten jest właśnie tym, którego chciałeś dostać. Jest w nim coś. Ja... ja jestem tego pewien. Ś Aaa Ś wybełkotał potwór i nieznacznie przechylił się na bok, jakby chciał pomyśleć. Schylił swój okrągły łeb w dół, ku stosowi, na którym leżał, ale nie mógł przemóc własnej ociężałości. Z wyrazem zirytowania zmarszczył szeroką brew i natychmiast trzej Gwardziści Pazura, którzy przyglądali się temu z przerażeniem z drugiej strony jamy, wskoczyli do dziury. Szybko wyszarpali okaleczony koci kształt ze środka stosu i wspięli się ku potworowi. Kiedy wspinali się po jego brzuchu, on z błogością otworzył pysk. Wijący się, jęczący kot został wrzucony do środka. Rozległy się odgłosy chrupania, kiedy wielki kot zaczął żuć, a przez jego ślepą twarz przemknął wyraz zadowolenia. Łowca przyglądał się bezradnie, jak bestia przełyka. Później jej uwaga wróciła ku niemu. Ś Teraz Ś syknął Ś zobaczmy, jaki to gatunek Ludu zagraża naszym celom. Łowca poczuł gwałtowne szarpnięcie. Przez chwilę czuł się tak, jakby ogromna góra złapała go i potrząsała nim. Potem przyszedł ostry ból i coś wwierciło się w jego mózg. Ryjąc, myszkując, przedzierało się to przez jego myśli, oddzielając jedną od drugiej, brnęło przez nadzieje, marzenia 214 i pomysły, beztrosko niszczyło pojęcia, przechodząc. Niewidzialna siła przykuła Łowcę do miejsca. Wił się i wył, gdy mózg potwora wtargnął w niego. Kiedy było już po wszystkim, ogłuszony i drżący położył się na lodowatą ziemię obok jamy. Kłujący ból przypływał i odpływał pod jego czołem. W końcu odezwał się Szatański Szpon. Jego głos brzmiał niepewnie: Ś I cóż, Wielki Mistrzu? Kształt na jamie ziewnął, ukazując sczerniałe zęby. Krótki błysk światła zabarwił czerwienią parszywe, szare futro. Ś Ta mała pchła nic nie znaczy. Są tam zapowiedzi, tak Ś ślady Ś ale nie ma siły wartej wspomnienia. Nic nie może zrobić. Mówisz, że jego towarzysze są nieszkodliwi? Ś Ten był jedynym wyróżniającym się spośród innych, przysięgam, Panie. Ś No cóż. Ś W pełnej ociągania mowie stwora brzmiało teraz najwyższe znudzenie. Ś Zabieraj go. Zabij albo każ kopać tunele, nie obchodzi nas to. Dowódca Pazurów siłą podniósł Frittiego do pozycji stojącej, potem popchnął go w kierunku wyjścia z jaskini. Ś Gwardzisto Pazura! Ś zawołał otyły potwór. Szatański Szpon obrócił się i służalczo skłonił łeb. Ś Tak, Panie Wszystkiego? Ś Następnym razem z tak błahego powodu nie przerywaj medytacji Lorda Pożeracza Serc Ś stwierdził stwór, a jego mleczne oczy zalśniły. W ukłonach i lansadach Szatański Szpon pospiesznie wyprowadził Łowcę z Jaskini Jamy. Oszołomiony Łowca, potykając się, przemierzał labirynt korytarzy Bezmiaru. Jego strażnik postępował tuż za nim w całkowitym milczeniu. Mimo duchowego wyczerpania w głowie Frittiego roiło się od myśli na temat tego, co zobaczył. Pożeracz Serc! Lord Pożeracz Serc z Pierworodnych! Widział Grizraza Pożeracza Serc, odwiecznego wroga Ludu. Słyszał jego głos! Dreszcz wstrząsnął jego wynędzniałym ciałem, gdy pomyślał o tym ogromnym, ślepym stworze rozłożonym w jaskini za nimi. 215 Musi... jakoś zawiadomić Płotołaza i pozostałych. Dwór Ha-rara powinien dowiedzieć się o niebezpieczeństwie... bez względu na to, co będzie mógł zrobić. W jaki sposób zdołają obronić się przed tak potężną siłą, tak okrutnymi zuchwalcami? W samych głównych pieczarach widział setki Gwardzistów Pazura, a nie było wiadomo, ilu jeszcze kryje się w tunelach i pieczarach tego gniazda insektów. W jaki sposób mógłbym cokolwiek zrobić, pomyślał gorzko, skoro jestem skazany na śmierć? Jego myśli powróciły do Szatańskiego Szpona, którego gorący oddech owiewał mu ogon. Łowca przypomniał sobie ponuro, że Szatański Szpon został jednak zawstydzony przed obliczem przerażającego Pożeracza Serc. Z pewnością nie pozwoli, aby Łowca przeżył po czymś takim? Osłabiony, zamyślony Fritti poczuł podmuch suchego powietrza targającego sierść na jego pysku. Podniósł wzrok. Tunel w tym miejscu był mroczny, niemal pozbawiony światła. Fritti z trudem spostrzegł jakieś sylwetki posuwające się w ich kierunku. Z zaskakującą zwinnością Szatański Szpon wyciągnął swą łapę o czerwonych pazurach i przycisnął Łowcę do ściany korytarza. Przez chwilę nie mógł złapać oddechu. Charczał bezradnie, tunel wypełnił się dziwnym szeleszczeniem, skrzypieniem przypominającym trzaski starych konarów i nagle pojawiło się w nim mnóstwo szepczących cieni. Minęło ich kilka ciemnych sylwetek. Łowca dostrzegł słaby zarys ogonów i uszu, lecz postacie były niewyraźne, przypominały cienie. W powietrzu unosił się duszący pył i słodka, ciężka woń. Szatański Szpon z szacunkiem schylił głowę i odwrócił wzrok. Nikły poszum suchej, sypkiej mowy krążył w powietrzu, potem dziwne kształty oddaliły się korytarzem. Kiedy Fritti łapał oddech, Szatański Szpon wpatrywał się w przejście płonącym wzrokiem. Ś Gwardia Piszczelą Ś wyszeptała ciemna bestia. Ś Najbliżsi słudzy naszego Pana. Przy jednym z odgałęzień Ś dla Frittiego niczym nie różniącym się od wielu tych, które mijali Ś Szatański Szpon zatrzymał się. 216 l Ś Nie wiem, na czym polega twoja tajemnica Ś warknął, a ciężkie brwi jakby opadły na jego oczy Ś ale wiem, że coś się w tobie kryje. Nie popełnię już błędu i nie zabiorę cię przed oblicze Tłuściocha, dopóki nie dowiem się, co to jest, a dowiem się na pewno. Pan może popełniać błędy, ale ja wierzę, że ty jesteś jednym z nich. Ś Dowódca prychnął gniewnie. Ś Bez względu na to, jaka jest twoja nędzna tajemnica, wyduszę ją z ciebie. Tymczasem wykorzystam twoje nędzne istnienie. Właź! Ś Wyciągnął niezgrabną łapę, wskazując otwór obok Łowcy. Zbierając całą swoją odwagę Ś najwyraźniej miał jeszcze trochę pożyć! Ś Fritti spytał: Ś A gdzie są moi przyjaciele? Ś Wypełnią kałduny Gwardzistów Kła, jeśli zaraz nie wrócę. Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy. Będziesz miał dość kłopotów, martwiąc się o ocalenie własnej, parszywej skóry. No, ruszaj! Dowódca pchnął Frittiego tak szorstko, że ten wpadł do otworu znajdującego się z tyłu. Stracił oparcie na stromej, wysypanej żwirem powierzchni i ślizgając się i turlając, spadał w dół, w mrok. Kiedy upadł, zatrzymując się, usłyszał jeszcze chrapliwy głos Szatańskiego Szpona: Ś Niedługo wrócę, żeby zobaczyć się z tobą! Nie ma obawy. Ś Z szybu dobiegł zgrzytliwy chichot. Minęło kilka chwil, zanim Łowca przyzwyczaił się do niemal kompletnego braku światła. Znajdował się w skalnej komorze, widział ciemne kształty innych kotów stłoczonych na krańcach groty. Kamienne ściany jaskini były mokre, a powietrze Ś wilgotne i gorące. Dookoła leżały dziesiątki wymizerowanych kotów o martwych oczach. Kiedy Łowca przesuwał się wzdłuż ściany Ś w poszukiwaniu drugiego wyjścia lub miejsca, gdzie mógłby się położyć Ś niektórzy z nich prychali słabo, jakby wdzierał się na ich terytorium, ale była to jedyna forma ich sprzeciwu. Myśl o Ludzie stłoczonym na tak mikroskopijnej przestrzeni, zmuszonym do życia tuż obok siebie czy nawet na sobie, w upale wyciska-217 jącym siódme poty, znów wzbudziła gniew w sercu Łowcy. Przestępował przez leżące ciała, gdy zatrzymał go dźwięk znajomego głosu. Uważnie przyjrzał się pyskom i kształtom dookoła, ale nie rozpoznał wśród nich nikogo. Nie potrafił także przywołać imienia, które pasowałoby do głosu. Miał już ruszyć dalej, kiedy jego wzrok padł na kota, który leżał u jego łap. Był wynędzniały, chudy jak nitka. Jego zapadnięte, puste oczy bezradnie wpatrywały się we Frittiego. To ta mamrocząca zjawa zatrzymała go dźwiękiem swego głosu i teraz Łowca z tchem zapartym z zaskoczenia poczuł, że go rozpoznaje: to był młody Skoczek , jeden z delegatów Klanu Ściany Zgromadzeń na Dwór. Wyglądało na to, że osiągnął kres swego życia! Ś Skoczku! Ś odezwał się Fritti. Ś To ja, Łowca! Pamiętasz mnie? Przez chwilę Skoczek spoglądał na niego bez wyrazu, potem jego oczy stopniowo rozjaśniły się. Ś Łowca? Ś wymamrotał. Ś Łowca z... z domu? Ś Fritti skinął ośmielające głową. Ś Och! Ś Skoczek zamknął oczy i zamilkł na chwilę, pozbawiony siły. Kiedy znów je otworzył, lśniła w nich iskra przytomności. Ś Nie rozumiem Ś dodał Ś ale byłoby lepiej dla ciebie... gdybyś umarł... Oczy Skoczka znów się zamknęły, nie chciał powiedzieć już nic więcej. Cienista Strzecha siedziała pod osłoną wystającej skały, obserwując prószący śnieg. Od zimna kręciło jej się w głowie. Rozpaczliwie pragnęła wstać, uciekać i biec, byle dalej od tego potwornego lasu, byle dalej od okropnej, drżącej góry, źródła wszystkich nieszczęść. Wtedy, nocą, kiedy zostali napadnięci, ledwo uprzedzeni przez pojawienie się zwariowanego, kędzierzawego kota, uciekała wraz z przyjaciółmi, uciekała z całych sił. Po raz pierwszy w swoim życiu myśliwej wpadła w panikę, straciła zmysły. W swojej nie-218 przepartej chęci ucieczki omal nie przewróciła w pewnym miejscu małego Pazurka. Wstyd jeszcze teraz dokuczał jej bardziej niż rany. Gdy biegli, coś ją pochwyciło, upadła, mocowała się z czymś wielkim, ale drapiąc i wijąc się, zdołała się uwolnić. Skoczywszy w gąszcz zarośli, leżała jakiś czas w ukryciu, słyszała odgłosy ucieczki i pościgu, niosące się po nocy. Dopiero przy pierwszych promieniach Przebudzonego Światła zmusiła się do wyczołgania z krzaków i poszukania schronienia, które chroniłoby ją przed chłodem. To coś, co ją złapało, zadało jej rany: bardzo bolała ją łapa, nie mogła na niej nawet stanąć i kulała przez cały długi czas, idąc po zamarzniętej ziemi w poszukiwaniu zasłony od wiatru. Przeleżała dwa dni i dwie noce, chora, z gorączką, zbyt słaba, aby polować. Jej towarzysze odeszli Ś zostali zabici lub porwani Ś wszystko, czego w tym momencie pragnęła, to odejść jak najdalej stąd, zniknąć w lasach południa i nigdy już nie wracać myślą do tego potwornego miejsca. Jednak w tej chwili nie mogła iść nigdzie. Instynkt podpowiadał jej, że musi zostać tu. Musi wyzdrowieć. Myśl o Łowcy i Szybkim Pazurze poruszyła nią przez chwilę, podniosła łeb i węszyła w powietrzu, potem z powrotem położyła brodę na zimnej ziemi i przykryła ogonem nos i oczy. Głęboko pod ziemią, w labiryntach Bezmiaru, Fritti Łowca poznawał niektóre tajemnice góry. Skoczek, jego znajomy z rodzinnych stron, był zbyt słaby, aby dużo mówić, ale przy pomocy młodego kota imieniem Łapak udawało mu się wyjaśnić kilka spraw intrygujących Frittiego. Ś ...Widzisz, Gwardziści Pazura są przede wszystkim chłopcami na posyłki. Są dość groźni, Harar świadkiem Ś skrzywił się Łapak Ś ale nie podejmują żadnych decyzji. Nawet ich dowódcy, jak sądzę, niewiele mają do powiedzenia. Ś Co to znaczy? Ś pytał Łowca. Ś Nie mogą nawet iść na polowanie, dopóki ktoś im nie każe. Na wąsy! Nikt w tym plugawym mrowisku nie zrobi nawet me'mrę, dopóki nie uzyska czyjegoś pozwolenia. 219 Ś Więc mówisz, że są jacyś inni? Jakieś inne stworzenia? Ś Fritti pomyślał o cieniach z Gwardii Piszczelą i zatrząsł się nerwowo. Ś Krwawy Świst i jego Gwardia Kła Ś szepnął drżącym głosem Skoczek. Zakaszlał. Ś Oni są z pewnością źli Ś przyznał Łapak. Ś Są przy tym bardziej obrzydliwi niż Pazury i gorsi, wiesz co mam na myśli. Wygląda na to, że oni czyhają wokół, kontrolując, co robią inni. Nawet większość Gwardzistów Pazura boi się ich. Łowca był zaskoczony. Ś Ale skąd oni wszyscy się wzięli? Nigdy nie słyszałem o Ludzie takim jak oni. Skoczek pokręcił głową, a Łapak odpowiedział: Ś Nikt nie słyszał. Nikt nie wie. Ale wiesz, kto... Ś Tu mały kot ściszył głos i rozejrzał się dookoła. Ś Wiesz, kto potrafi robić takie rzeczy. Skrzyżować Lud z Growler-sami? Gorsze rzeczy niż to dzieją się tu, na dole... Ś Łapak przerwał znacząco. Wspomnienie o Pożeraczu Serc, który, potężny i przerażający, wciąż tkwił w jego pamięci, odebrało Frittiemu odwagę. Wstał i przeciągnął się. Podszedł do wyjścia celi i spojrzał w górę, na szyb. Ś Ale dlaczego kopią? Ś zastanowił się głośno. Tuż za nim Skoczek chwiejnie uniósł się na przednich łapach. Ś Koty nie zostały stworzone po to, aby ryć w ziemi Ś powiedział z zaskakującą siłą. Ś Zabili Spiczaste Ucho. Zabili Igraszkę Strumienia. Ś Skoczek kiwał głową ze smutkiem. Wygląda, jakby był starszy od starego Wąchacza, pomyślał Fritti. Jak do tego doszło? Jest niewiele starszy ode mnie. Ś Bez przerwy kopią... albo raczej to my kopiemy Ś powiedział Łapak. Ś Powinno im już wystarczyć tych obrzydliwych tuneli. Ś Więc dlaczego? Ś nastawał Łowca. 220 Ś Nie wiem Ś przyznał Łapak Ś ale jeśli dalej będą tak kopać, niedługo tunele zejdą się razem. Cały świat zapadnie się do ich nor. Ś Zabili Igraszkę Strumienia... Ś smutno mamrotał Skoczek. Ś Zabijają mnie... Rozdział 21 Stamtąd westchnienia, płacz, lament chorałem Biły o próżni bezgwiezdnej tajniki: Więc już na progu stając, zapłakałem. Okropne gwary, przeliczne języki, Jęk bólu, wycia, to ostre, to bledsze, I rąk klaskania, i gniewu okrzyki Czyniły wrzawę na czarne powietrze Lecącą... Dante Alighieri (przeł. E. Porębowicz) Fritti nie mógł spać, spędził kilka bezsennych godzin, zanim do bramy jaskini-więzienia podeszło kilku Gwardzistów Pazura, którzy wezwali jeńców do pracy. Skarżąc się i jęcząc, wspinali się jeden po drugim po stromym szybie. Frittiego zdziwiło to, że niektóre z tych kotów w ogóle są w stanie się poruszać i mają dość sił na tę żmudną wspinaczkę, ale Łapak wyjaśnił mu, że kto nie pokona tej drogi, nie dostanie jeść. Ci, którym się to nie uda, pozostają w małej pieczarze, dopóki nie umrą. Skoczek, z pomocą Łowcy i Łapaka, z trudem zdołał dotrzeć do wyjścia. Na górze zjedli pospieszny posiłek, składający się z robaków i larw, potem czekające na nich Pazury stłoczyły ich w bezładny rząd i poprowadziły przez plątaninę tuneli, które zdawały się nie mieć końca. Dostarczono ich do Szramy, potężnego Gwardzisty o muskularnym ciele i gładkim, skąpym, łaciatym futrze. Szrama wysyłał więźniów, w grupkach po trzech lub czterech, do plątaniny krótkich tuneli, które roz-222 chodziły się z centralnej podziemnej sali we wszystkich kierunkach. Łowca znalazł się w trójce z dwoma starszymi kotami, tak zmęczonymi i wyniszczonymi, że nie miały nawet dość energii na rozmowę. Kiedy dotarli do wejścia wyznaczonego dla nich tunelu, Fritti odwrócił się i nie kierując swoich słów do nikogo konkretnego, zapytał: Ś Ale co właściwie będziemy robić? Szrama okręcił się dookoła i uderzył Łowcę swą monstrualną łapą. Fritti zwalił się na ziemię i wyrosła nad nim pełna guzów, przeorana bielejącymi znakami wielu walk morda Szramy. Ś Żaden słoneczny robak nie będzie mi zadawał pytań! Jasne? Ś zawył wściekle. Jego ciało cuchnęło. Ś Tak Ś wycofał się Łowca Ś ja po prostu nie wiedziałem. Ś Będziesz kopał, to właśnie zrobisz, i to kopał głęboko, oby spaliło cię słońce! Skończysz wtedy, kiedy ja powiem, że skończyłeś. Kapujesz? Ś Fritti żałośnie skinął głową. Ś To dobrze Ś mówił dalej Szrama Ś bo będę miał na ciebie oko, a jeśli zobaczę, że się ociągasz, wyrwę ci język. Teraz kop! Fritti pobiegł, by dołączyć do swych kompanów w tunelu, którzy płaszczyli się, przerażeni uwagą skierowaną na ich grupę. Ich spojrzenia, gdy w trójkę schodzili w dół do tunelu, były pełne wyrzutu. Resztę dnia spędzili w wilgotnej, parującej norze. Łowca i jego dwaj towarzysze wydrapywali ziemię na końcu małego tunelu, używając do tego własnych pazurów i łap, które Meer-clar stworzyła z myślą o innych celach niż rycie w twardej, gliniastej ziemi. Była to praca monotonna, z zawsze zgiętym grzbietem. W tak ograniczonym miejscu Fritti nie mógł sobie znaleźć pozycji dość wygodnej do długiego kopania i poczuł ból, zanim minęła połowa dnia. W południe zrobili krótką przerwę. Fritti bezskutecznie próbował oczyścić strudzone łapy i ich porozrywane, krwawiące poduszeczki z oblepiającej je gliny. Po chwili odpoczynku, który skończył się mo-223 mentalnie, znów zostali zapędzeni do swego tunelu. W miarę upływu czasu Frittiego opanowała jedna tylko myśl: położyć się i usnąć; nawet niech go zabiją, wszystko jedno. Nastąpi to i tak, prędzej czy później. Jednak kiedy był już tego bliski, ukazywał się, wypełniając sobą całe wejście do jamy, supło-waty łeb Szramy, z lśniącymi oczami i skrzywionym pyskiem. Łowca podwoił wysiłki i mimo bólu kopał wściekle jeszcze długo po tym, jak strażnik zniknął. Dwa starsze koty obok niego z dużą wprawą utrzymywały niespieszne, lecz stałe tempo; pod koniec dnia kopania Fritti zaczął ich naśladować. W końcu Szrama kazał im wyjść z tunelu. Cała grupa, z obolałymi zarówno łapami, jak i kośćmi, powlokła się z powrotem do jamy-więzienia, poganiana przez eskortujących Gwardzistów. Łowca niemal stoczył się w dół i prawie natychmiast zapadł w głęboki, ciężki sen. Głębiej, w katakumbach, Szybkiemu Pazurowi i Pchło-żercy, oddalonym od przyjaciela i od słońca o setki skoków ziemi i skał, nie wiodło się nic lepiej. Kiedy Łowca opuścił ich wbrew własnej woli, Długoząb i Szybkokąs, grożąc i popychając, sprowadzili pozostałą dwójkę do jaskini o kilka poziomów niżej. Kazano im zostać tam, dopóki nie wróci Szatański Szpon i nie zdecyduje, co z nimi zrobić. W przeciwieństwie do Frittiego, którego zaprowadzono ostatecznie do pieczary, Szybki Pazur i stary kot stali się mieszkańcami groty, i to jedynymi, ale pogruchotane kości rozrzucone po ciemnej podłodze świadczyły o tym, że nie pierwszymi. Po jakimś Ś wydawało się, że nazbyt długim Ś czasie osamotnienia, ciszę jaskini przerwał łagodny, syczący dźwięk. Pewny, że to Gwardziści Pazura wracają, żeby ich zabić, Szybki Pazur zastygł nieruchomo pod najdalszą ścianą nory, gotowy do oporu przed ostatecznym odejściem. W wejściu do pieczary ukazał się dziwny, blady kształt. Ulga, jaką odczuł Szybki Pazur Ś to na pewno nie byli Gwardziści Ś szybko ustąpiła miejsca zimnemu, niepokojącemu dreszczowi Ś było to niezwykłe uczucie, jakby włożył nos do 224 gniazda rojącego się od białych termitów. Pchłożerca, śpiący niespokojnie w drugim końcu groty, poruszył się i wzdrygnął przez sen, gdy postać wsuwała się do wnętrza. Szybki Pazur wytężył wzrok, aby przyjrzeć się intruzowi. Go się stało z jego futrem? Stworzenie było pozbawione sierści. Miało kształt kota, lecz było nagie jak nowo narodzone kociątko. W pierwszym momencie Szybki Pazur pomyślał rozpaczliwie, że musi to być rodzaj jakiegoś monstrualnego niemowlęcia Ś jego oczy były szczelnie zamknięte jak oczy kota, który wydobywa się z matczynego łona. Stwór odwrócił się w stronę Szybkiego Pazura, jego wielkie nozdrza rozszerzyły się. Potem odezwał się wysokim, szepczącym głosem: Ś Aaaa. Mały przybyszszsz.... jak miło, że dołączyłeś do nasss. Ś Głos miał syczący niczym hlizza. Kiedy przysunął się bliżej, Szybki Pazur spostrzegł, że stworzenie nie ma oczu, ale po prostu fałdy skóry pod łukami brwiowymi. Odsunął się jeszcze dalej, wyginając grzbiet. Ś Cze-czego chce-chcesz od nas? Ś wyjąkał kotek. Ś Ochchch... to zna Wysssoki Śśśpiew... Ś Złowróżbnie zachichotał stwór, potem ziewnął, pokazując pysk pełen długich zębów ostrych jak igły z kości słoniowej. Ś Cóż, mały powierzchniowy Piszszszczku Ś uśmiechnął się krzywo Ś jeśli chceszszsz wiedzieć, to przyszszedłem, aby zabrać wasss do Pana Krwawego Swissstu, który szczerze pragnie ssspot-kać się z tak fassscynującym młodym kocurem jak ty. Ś Kr-kr-krwawego Świstu? Ś powiedział Szybki Pazur, jąkając się ze strachu. Ś Tak, jednego z większych Panów Gwardii Kła. Ma wielką władzę. Krwawy Świssst pragnie dowiedzieć sssię, dlaczego ty i twoi towarzyszsze tak interesssujecie dowódcę Gwardii Pazura. Bo widziszsz, mój mały robaczku, Pan Krwawy Świssst i twój Gwardzisssta są, że tak powiem, przyjaznymi rywalami. Bezoki Gwardzista Kła znowu odsłonił błyszczący gąszcz zębów i zbliżał się do przerażonego kodaka. Jego bezwłosa skóra marszczyła się i wydymała przy każdym ruchu. 225 Ś Szczypawiec! Ś rozległ się donośny głos. Ś Przypuszczam, że przysłał cię tu twój goniący krety pan! Zaskoczony Gwardzista Kła odskoczył, jego wielkie nozdrza falowały. Ś Szatańssski Szszszpon! Ś zasyczał. Dowódca Pazurów wszedł cicho przez otwór i teraz blokował jedyne wyjście z małej jaskini. Ś Czy twój pan nie wie, że mam dość oleju w głowie na to, żeby nie dowierzać moim tępym sługom? Ha! Ś Szatański Szpon wybuchnął chrapliwym śmiechem. Ś Nie próbuj mi przeszkadzać, niedołęgo! Ś wyszeptał Szczypawiec. Ś Zapłacę ci za to, jeśśśli tylko ssspróbujesz. Ton jego głosu zjeżył futro na grzbiecie Szybkiego Pazura, ale Szatański Szpon wydał tylko pomruk obrzydzenia i pochylił głowę, gdy Gwardzista Kła ruszył naprzód powolnym, wężowym ruchem. Bez ostrzeżenia Szczypawiec skoczył w przód z odsłoniętymi kłami, ale Szatański Szpon był przygotowany na jego atak. Zwarli się, dysząc ciężko. Przykucnięty pod zimną skałą Szybki Pazur obserwował szeroko otwartymi oczami, jak oba kształty splotły się i ciężko upadły na ziemię mikroskopijnej pieczary. W ciemności widział tylko urywki walki przetaczającej się od ściany do ściany. Ogony obu stworzeń, jeden czarny, drugi obnażony i kręty, splotły się razem jak oszalałe węże. W pewnym momencie rozległy się głuche odgłosy uderzeń, jęk bólu, a potem Szatański Szpon rzucił się, by uchwycić Szczypawca swymi silnymi szczękami, by złapać bezwłose gardło potwora. Potężne muskuły na karku dowódcy Gwardii Pazura napięły się i pulsowały Ś rozległ się krótki trask Ś i przeciwnik Szatańskiego Szpona zwisł bezwładnie. Czarny zwierz rzucił ciało Kła na ziemię. Przez chwilę drgało słabo, potem zastygło. Szatański Szpon odwrócił się do skulonego Szybkiego Pazura. Ciało Gwardzisty ociekało krwią, lecz nie zwracał na nią większej uwagi niż na krople deszczu. Ś Nawet nie wiesz, jakie miałeś szczęście, mały szczurze słoneczny! Ś warknął. Ś Krwawy Świst zabrałby cię do 226 świata smutku. No, ty i ten stary brudas Ś wskazał Pchło-żercę, który przespał całe zdarzenie Ś róbcie dokładnie to, co wam mówię. Wrócę, żeby to sprawdzić. Szatański Szpon zniknął w otworze wejściowym, nie spoglądając ani na Szybkiego Pazura, ani na Pchłożercę, ani na połamany, bezoki strzęp na podłodze jaskini. Wiele godzin później Szybkokąs przyszedł, aby zabrać Szybkiego Pazura do kopania. Twarz Szybkokąsa była spuchnięta Ś ślad kary, jaką wymierzył mu za nieposłuszeństwo Szatański Szpon. Pchłożercy nie udało się obudzić i zniecierpliwiony Pazur z wściekłości ugryzł go w zmierzwione ucho tak mocno, że pociekła krew. Jednak Pchłożerca nie ocknął się, choć płytkie wznoszenie się i opadanie jego klatki piersiowej świadczyło o tym, że wciąż żyje. Rozdrażniony niepowodzeniem Ś i być może bojąc się kolejnej kary Ś Szybkokąs brutalnie traktował małego Pazurka, prowadząc go do pracy. Kotek został przydzielony do gromady niewolników i spędził długi czas w upale uniemożliwiającym oddychanie, drapiąc brudne ściany tunelu swymi małymi łapami. Dni mijały, podobne do siebie jak dwie krople wody, świat Szybkiego Pazura skurczył się do powtarzającego się koszmaru kopania, po którym następowała samotność w ma-ciupeńkiej grocie, gdy praca się kończyła. Pchłożerca był ciągle w śpiączce, nie wstawał, żeby się pożywić ani wypróżnić. Strażnicy z Gwardii Pazura uznali, że stracił wolę przeżycia i pozostawili go w spokoju w małej skalnej izbie, podczas gdy Szybki Pazur był pędzony do kopania. Pewnego dnia, gdy Długoząb prowadził go przez wielką jaskinię leżącą za Większą Bramą Bezmiaru, Szybkiemu Pazurowi wydało się, że widzi Łowcę. Kot, który wyglądał na jego przyjaciela, znajdował się w stłoczonej grupie niewolników z Ludu, która chyba kierowała się do któregoś z zewnętrznych tuneli. Przejęty Szybki Pazur zawołał go, ale jeśli to nawet był Łowca, to odległość była zbyt duża, bo kot z białą gwiazdką na czole nie odwrócił się. Długoząb wymierzył mu bolesny cios łapą po pysku i kazał kopać jeszcze 227 dłużej niż zwykle. Tego wieczora, gdy wrócił do swej celi, Szybki Pazur zaczął poważnie brać pod uwagę możliwość, że już nigdy nie zobaczy Łowcy. Stracił już Cienistą Strzechę. Nie widział sposobu ucieczki z tego więzienia. Aż do tej chwili w głębi duszy krył nadzieję, że to, co się dzieje, jest tylko złym snem, majakiem. W końcu jednak, stwierdził Szybki Pazur, otworzyły mu się oczy. Teraz wiedział, gdzie się znajduje. Wiedział, że zostanie tu aż do śmierci. Ta świadomość przyniosła mu niespodziewanie wyzwolenie. Było to tak, jakby gdzieś głęboko we wnętrzu jego isoty jakaś jej cząstka została uwolniona, by uciec pod niebo Ś zostawiając tu tylko ciało. Po raz pierwszy od chwili ujęcia przez Gwardię Pazura spał spokojnie. Na skraju Szczurzego Liścia, w cieniu drzew, w przyćmionym, słabym blasku słońca Krótkich Cieni na zimowym niebie, Cienista Strzecha wpatrywała się w górę przycupniętą w ciemnej dolinie. Choć była już na tyle zdrowa, by ruszyć w drogę Ś ból w tylnej nodze prawie przeszedł Ś coś zmusiło ją, aby przyjść tu i ostatni raz spojrzeć na źródło jej nieszczęść. Bezmiar przycupnięty był niczym żywa istota, czekająca tylko na właściwy moment, aby się podnieść i zadać cios. Czuła jej puls, drgający w żołądku i przyprawiający o mdłości. Cienista Strzecha nie pragnęła niczego więcej, jak tylko odwrócić się i odejść natychmiast. Wiedziała, że gdzieś tam są lasy nie tknięte przez złowrogą moc Ś czyste, głębokie lasy. Nawet jeśli ta chorobliwa moc będzie się rozprzestrzeniać, nie dosięgnie ich za jej życia. Cienista Strzecha spędziła całe mroczne popołudnie wpatrując się w znienawidzoną górę. Kiedy zapadła ciemność, znalazła sobie kryjówkę i zasnęła. Pierwsze promienie światła zastały ją znów wpatrzoną w Bezmiar. Myślała. Rozdział 22 Czuję, Jak ciągnie mnie natury zew: krew z krwi, Kość z kości mej, a prawdy tej nie zmieni nic, Ni błogi czas, ni smutku łzy. John Milton Łowca śnił: stał na samym szczycie skały strzelistej jak igła, setki skoków ponad lasem spowitym mgłą. Spoglądając w dół ze swego bocianiego gniazda, słyszał wśród mgieł odgłosy polowania, polowania na niego. Słabe odgłosy rozmów dobiegały do jego uszu. Na skale było zimno, wydawało mu się, że zostanie tu na zawsze. W dole rozciągało się zamarznięte morze zieleni, które nie miało końca. Chociaż wiedział, że jest w niebezpieczeństwie, Fritn' nie czuł lęku, lecz tylko posępną świadomość tego, co nieuniknione: wkrótce poszukiwacze przetrząsną wszystkie kryjówki w lesie; będą musieli zwrócić uwagę na iglicę. Płonące oczy zgromadzą się na dole, później rozpoczną wędrówkę ku górze... Wpatrując się w wirujące mgły, które zamazywały granicę między niebem a ziemią, Fritti zauważył, że układają się one w dziwny, krążący kształt W naturalny dla snu błyskawiczny i szczęśliwy sposób przemienił się on w białego kota, który wirował coraz wyżej i wyżej, zbliżając się do jego perci. Nie był to jednak biały kot z jego majaku w Domu Pierwszych. Obracający się kształt przybliżył się Ś był to Lśniące Oko, Oel-var'iz z Pierwszych Wędrowców. Krążąc przed Frittim, Lśniące Oko zaśpiewał swym wysokim, zawodzącym głosem: 229 Ś Nawet Garrin czasem się lęka... nawet Garrin się lęka... Nagle zerwał się gwałtowny wicher, wprawiając mgły w taniec. Lśniące Oko zniknął w mroku. Wicher zgiął drzewa i zawirował wokół skały Łowcy. Słyszał okrzyki przerażenia i rozpaczy myśliwych na dole. Później wśród pędzących mgieł słychać było tylko ryk wiatru i niknące głosy... Łowca obudził się na gorącej, wilgotnej podłodze swego więzienia zaplątany w ciała towarzyszy niedoli. Próbował zatrzymać w sobie resztki snu, które topniały w nim jak śnieg w promieniach słońca. Lśniące Oko. Co powiedział mu Oel--var'iz tamtego dnia, tak dawno temu? Właśnie żegnali się z Drżącym Szponem i jego wędrowcami... „Każdy ucieka od niedźwiedzia... ale czasami niedźwiedź ma złe sny". We śnie Lśniące Oko także wspominał o Garrin, o niedźwiedziu, tylko co to ma oznaczać? „Każdy ucieka od niedźwiedzia..." Czy chodzi o Pożeracza Serc? Złe sny... czy istnieje coś, czego bałby się nawet Pożeracz Serc? Ale co to jest? Tok myśli przerwało mu pojawienie się Gwardzistów Pazura, w rozgardiaszu, jaki potem nastąpił, niechętnym wstawaniu i wdrapywaniu się do wyjścia po nędzne śniadanie sen zupełnie zniknął ze świadomości Łowcy, wchłonięty przez okrutną rzeczywistość. Od momentu przybycia Frittiego do góry Bezmiaru, Oko nad ziemią otworzyło się, zamknęło i znów otworzyło. Okrutny tryb życia, ostre kary i ohydne otoczenie wymiotły z niego resztki oporu. Rzadko myślał o swoich przyjaciołach: świadomość, że nie potrafi pomóc ani im, ani samemu sobie była równie bolesna jak sama niewola; myśl o tym była bardziej dotkliwa niż taplanie się w błocie ze wszystkimi, walka o robaki czy spór o miejsce do jedzenia albo nieustanne zważanie na Gwardzistów Pazura czy Gwardzistów Kła. Łatwiej było nie przywiązywać do tego wagi, żyć z dnia na dzień. Pewnego razu przez szeregi niewolników tunelu przeszedł syk: Ś Nadchodzi Gwardia Piszczelą! 230 Z nie używanego tunelu wyłoniły się szeleszczące cienie i światło jakby przygasło. Wszyscy jeńcy rzucili się na podłogę, mocno zaciskając oczy, nawet Gwardziści Pazura wydawali się zdenerwowani, mieli zjeżone futra. Fritti przez chwilę poczuł nieodpartą chęć, by pozostać w pozycji stojącej, by spojrzeć w twarz tej okrutnej prawdzie, której bali się nawet ich potężni strażnicy, lecz dziwne głosy i nasycona, ostra woń, niesiona ku niemu wraz z powietrzem, osłabiły jego nogi i on także osunął się, nie podnosząc wzroku. Wybrańcy Pożeracza Serc przeszli! W ten oto sposób, w rzeczach dużych i małych, po trochu góra łamała ducha Frittiego. Więźniowie łączyli się w małe grupki, wrodzona powściągliwość kotów uginała się pod napięciem sytuacji, lecz braterstwo szybko przemijało, ginęło wraz z pierwszą dyskusją na temat posiłku czy miejsca do wyciągnięcia się. Ich życie było ubogie w urozmaicenia, a jeszcze uboższe Ś w radość. Jednak pewnej długiej nocy, gdy jeńcy leżeli w swej podziemnej grocie, ktoś poprosił o opowieść. Słysząc to zuchwalstwo, kilku więźniów zaczęło rozglądać się niespokojnie w obawie przed Gwardią Pazura. Wyglądało na to, że za chwilę ktoś się poruszy, aby zapobiec tej prostej przyjemności. Karbowane Ucho, stary, bury kot-weteran z Lasu Źródła, zgodził się spróbować: Ś Dawno, bardzo, bardzo dawno temu Lord Ognista Stopa stanął na brzegu Qu'cef, Wielkiej Wody. Bardzo pragnął ją przebyć, słyszał bowiem pogłoski, że Lud, który mieszka na drugim brzegu Ś po kądzieli krewniacy jego kuzyna, Księcia Kamienne Niebo Ś żyje w pięknej, obfitującej w zwierzynę krainie. Usiadł więc na brzegu Wielkiej Wody i zastanawiał się, jak przedostać się na drugą stronę. Przywołał wreszcie Pfefirrita, księcia fla-fa'az, który winien był mu jakąś zadawnioną przysługę. Pfefirrit, duża czapla, przybył i krążył nad głową wielkiego myśliwego, utrzymując jednak bezpieczną odległość. Ś Cóż mogę dla ciebie uczynić, o najsprytniejszy z kotów? Ś zapytał. 231 Lord Ognista Stopa wyjaśnił mu i ptasi książę odleciał. Kiedy wrócił, niebo za nim mieniło się najróżniejszymi fla--fa'az. Na rozkaz księcia wszystkie sfrunęły nisko, nad samą Qu'cef i zaczęły uderzać skrzydłami, wywołując potężny wiatr. Był on tak zimny, że woda wkrótce zamarzła. Tanga-loor Ognista Stopa wyruszył, ptaki frunęły przed nim, zamieniając na jego drodze Wielką Wodę w lód, tak aby mógł iść. Kiedy dotarli na drugi brzeg, Pfefirrit zniżył lot i powiedział: Ś No, to jesteśmy kwita, koci Lordzie. Ś I odleciał. I tak, cu'nre-le, po kilku dniach Lord Ognista Stopa zwiedził już całą odległą krainę. Była rzeczywiście cudowna, ale jej mieszkańcy wydali mu się dziwnym i cokolwiek prostackim ludem, wiele mówiącym, a czyniącym niewiele. Zdecydował się więc na powrót do domu i stanął nad brzegiem wody. Wielka Woda wciąż była twarda i zamarznięta, ruszył więc do domu. Jednak droga była długa Ś nie ku radości kociąt nosi nazwę Dużej Wody Ś i kiedy był już na środku, lód zaczął topnieć. Ognista Stopa zerwał się do biegu, ale upłynęło już zbyt wiele czasu i Qu'cef roztopiła się pod nim, wrzucając go do lodowatej wody. Długo płynął w straszliwym zimnie, ale jego wspaniałe serce nie poddawało się. Z trudem zmierzał w kierunku lądu. Nagle spostrzegł wielką rybę z płetwą na grzbiecie, i większą liczbą kłów niż Gwardziści Kła, opływającą go dookoła. Ś No, no Ś odezwała się ryba Ś cóż to za smakowity kąsek pływa po moich wodach? Zastanawiam się, czy smakuje tak dobrze, jak na to wygląda. Ognista Stopa wpadł w rozpacz, widząc jej rozmiary, ale słysząc jej słowa, ucieszył się niespodziewanie, gdyż znalazł drogę wyjścia z kłopotów. Ś Z pewnością jestem smaczny! Ś powiedział Lord Tangaloor. Ś Wszystkie pływające koty są niesłychanie smaczne. Dlatego byłoby szkoda, gdybyś mnie zjadła. Ś Jak to? Ś zdziwiła się ogromna ryba, podpływając bliżej. 232 Ś No, bo jeśli mnie schrupiesz, nikt nie pokaże ci słonecznej zatoczki, gdzie żyje mój Lud, który całymi dniami ugania się w wodzie i gdzie taka wielka ryba jak ty mogłaby jeść i jeść bez końca. Ś Hmmm Ś zamyśliła się ryba. Ś Jeśli cię oszczędzę, pokażesz mi, gdzie mieszkają pływające koty? Ś Oczywiście Ś obiecał Ognista Stopa. Ś Po prostu pozwól, żebym wdrapał się na twój grzbiet, będę lepiej widział drogę. Mówiąc to, wspiął się na wielki, ozdobiony płetwą grzbiet ryby i popłynęli. Kiedy zbliżali się już do brzegu, ryba zaczęła upominać się, by pokazał jej zatokę. Ś To już kawałeczek, jestem pewny Ś powiedział Ognista Stopa. Płynęli dalej, byli już bardzo blisko brzegu. Ryba znów zaczęła domagać się pokazania jej zatoki. Ś Jeszcze kawałeczek Ś powiedział Lord Tangaloor. Podpłynęli jeszcze bliżej do brzegu, aż Ś niespodziewanie Ś woda stała się tak płytka, że gigantyczna ryba spostrzegła, że nie może już dalej płynąć. Wtedy odkryła, że wpłynęła zbyt blisko brzegu i nie może również popłynąć do tyłu i zaczęła ryczeć z gniewu, gdy Ognista Stopa zeskoczył z jej grzbietu i brodząc, wyszedł na piasek. Ś Dzięki za przejażdżkę, Pani Rybo! Ś powiedział. Ś Tak naprawdę, to nie pływamy wiele tam, skąd przybywam, za to uwielbiamy jeść! Idę poszukać kogoś z mojego Ludu, a kiedy wrócimy, zrobimy sobie z ciebie smaczny obiadek. Tak jak ty chciałaś zrobić z nas! I tak się stało. Od tamtej pory żaden kot nie lubi wchodzić do wody... »a jemy tylko te ryby, które można złapać nie mocząc futra. Więźniowie roześmiali się, gdy Karbowane Ucho skończył swoją opowieść. Przez chwilę było tak, jakby wszystkie skały i masy ziemi oddzielające Lud od błękitnego nieba stopniały, a oni śpiewali razem pod Okiem Meerclar. Góra nie zasypiała nigdy. Jak gniazdo oszalałych owadów 233 labirynt tuneli i jaskiń ożywał dziwnymi kształtami i bezgłośnymi jękami. Blade światło świecącej ziemi przemieniało główne korytarze i pieczary w cienistą scenerię pełną migotliwych, ruchliwych duchów. Pozostałe, nieoświetlone miejsca były ciemne jak przestrzenie pomiędzy światami Ś ale nawet w tych czarnych obszarach pustki poruszały się jakieś niewidoczne kształty i dmuchały Ś nie wiadomo skąd Ś wiatry. Góra dopiero niedawno pokazała się słońcu. Przeminęło zaledwie pół tuzina pór roku od momentu, gdy nierówna powierzchnia doliny zaczęła rosnąć, pęczniejąc niczym konar drzewa obsiany larwami os. Przypominała ranę, góra wyrastająca na powierzchni oznaczała głębsze i większe zniszczenia pod powierzchnią: całe mile tunelów, rozchodzących się niczym żyły i tętnice, ciągnęły się poprzez glinę, pod wzgórzem, pod lasami, pod strumieniami, we wszystkich kierunkach, jak szalona, wklęsła pajęczyna. W samym środku tej pajęczyny, pod przysadzistą kopułą Bezmiaru, okrutny, niewyobrażalny pająk badał jej granice, miał ciało tłuste i nieruchome, lecz umysłem obejmował swoje dominium aż po jego najdalsze granice. Grizraz Pożeracz Serc, zrodzony z Feli Niebiańskiej Tancerki i Harara Złotookiego, ukryty pod powierzchnią ziemi od młodości świata, czuł, że nadchodzi jego czas. Miał moc, a w świecie opuszczonym przez Pierworodnych nie było siły, która mogłaby się z nim równać. Leżał w samym sercu góry, a stworzone przez niego poczwary mnożyły się i rozprzestrzeniały. Rozprzestrzeniały się także tunele, przysypując świat na zewnątrz. Niebawem nie będzie już miejsc, które nie byłyby w zasięgu jego łapy. Noc należała do niego: jego stworzenia zrodzone w mrokach ziemi miały władzę również na powierzchni, gdy tylko zapadał zmrok. Kiedy ostatnie nitki pajęczyny zostaną ukończone, stanie się także panem godzin światła. Wszystko, czego potrzebował Ś to czas, jeszcze krótka chwila w porównaniu z całymi wiekami, które spędził, oczekując, planując i... płonąc. Co mogłoby przeszkodzić mu teraz, kiedy jest tak bliski godziny, w której 234 słońce zajdzie na zawsze? Jego rodzina i ci, którzy im dorównywali, zniknęli z powierzchni Ziemi, pozostawiając ślad tylko w mitach i pamięci. On miał moc, a gdzie jest siła, która mogłaby się z nią zmierzyć? Jego chłodny, niezłomny umysł rozważył te argumenty i uznał je za niezbite Ś a jednak ciągle nie mógł wyzwolić się od leciutkiej, niemal niewyczuwalnej nutki niepokoju. Pożeracz Serc na nowo przetrząsał swój umysł, wciąż szukając i szukając... Od wschodu słońca Cienista Strzecha ostrożnie przemierzała, tam i z powrotem, rzadko zarośnięty drzewami skraj Szczurzego Liścia. Na zachód od niej, za szeroką połacią doliny, tkwiła drzemiąca góra. Cienista Strzecha, spacerując tam i z powrotem, kładąc łapy delikatnie jedna za drugą, zataczała uważnie koło. Głowę miała nisko pochyloną, jakby jej krok miał oznaczać głębokie zamyślenie lub decyzję, którą będzie trzeba podjąć błyskawicznie, ale w rzeczywistości decyzja ta została już podjęta. Słońce, iskrzące się w chłodnym powietrzu i obsypujące zaśnieżoną ziemię brylancikami blasku, minęło już południe i rozpoczęło swój szybki zimowy spacer ku zachodowi, kiedy szara kotka przerwała swój uważny marsz i przyłożyła ucho do ziemi. Stała bez ruchu przez dłuższą chwilę, jakby wiatr z gór zamroził ją, futro i kości, tak jak stała. Później, lekko potrząsając głową, zniżyła węszące nozdrza, znów wciągnęła powietrze i nastawiła uszy. Zadowolona z wyniku wyciągnęła łapę, miękko stawiając ją na skrzypiący śnieg i zaczęła odgarniać białe, zimne okrycie uśpionej ziemi. Przebiwszy się przez skorupę z puchu, przeniosła ciężar ciała na tylne nogi i zaczęła kopać na dobre. Glina była na pół zamarznięta i łapy jej mdlały, lecz nie przerywała swoich gwałtownych ruchów, a grudki błota i kamieni pryskały w górę, aż poza jej ogon. Minęła godzina i Cienista Strzecha zaczęła się obawiać, że zawiodły ją zmysły. Ziemia była bardzo twarda i mocna, już prawie cała jej niewielka, szczupła postać zniknęła za krawędzią otworu, kiedy niespodziewanie kopiąca łapa wpadła w próżnię przez 235 dno jamy. Przez szczelinę buchnęło ciepłe, cuchnące powietrze, a kotka cofnęła się zaskoczona. Oto czego szukała, pomyślała. Z pasją wróciła do kopania. Jeszcze moment rycia i mogła już przecisnąć głowę i wąsy przez szparę. Kiedy przepchnęła przez nią swoje przednie łapy, poczuła przypływ paniki, gdy zawieszona kołysała się w próżni. Nieznany mrok pod nią wydawał się bezdenną otchłanią. Waga jej ciała przepchnęła jej tylne łapy przez osypujące się krawędzie otworu. Leciała tylko przez chwilę, potem lekko dotknęła gliniastej podłogi tunelu. Na krótko zwróciła wzrok ku górze, gdzie otwór lśnił blaskiem zachodzącego słońca. Dziura wydawała się teraz bardzo mała, choć przecież nie była daleko; nie daleko, lecz już za nią. Z opuszczoną głową i szeroko otwartymi zielonymi oczami śledzącymi każdy ślad światła w tym ciemnym, nieprzyjaznym świecie Cienista Strzecha cicho wkraczała do wnętrza Ziemi. Rozdział 23 Lęk śmierci? Ś czuć w gardle parę, Mgłę na twarzy. Robert Browning Wlokąc się przez jedną z olbrzymich, łukowato sklepionych sal, obszarpana grupa kotów zmierzała, powłócząc łapami, ku tunelom, gdzie mieli kopać. Wśród falującego morza pozbawionych nadziei zwierząt Łowca wypatrywał Łapaka. Dojrzał tego małego, żylastego kota na samym końcu idącej grupy i zwolnił i tak już ślamazarny krok, dopóki Łapak go nie dogonił. Ś Czołem, Łowco! Ś odezwał się Łapak. W jego głosie brzmiało słabe echo dawnej pogody ducha. Ś Wyglądasz nieco silniej. Jak twoja łapa? Ś Wydaje mi się, że lepiej Ś odpowiedział Fritti. Ś Choć wątpię, czy kiedykolwiek zagoi się na dobre. Podniósł przednią łapę i potrząsnął nią na próbę. Ś No cóż Ś powiedział Łapak konspiracyjnym tonem Ś posłałem wiadomość do takiego jednego z Wyższych Ka-takumb. Odpowiedział, że nie widział twoich przyjaciół, ale będzie miał oczy otwarte. Łapak uśmiechnął się słabo, chcąc dodać Frittiemu otuchy. Przechodzili teraz przez jedne z wielkich wewnętrznych wrót i musieli ściszyć głosy aż do szeptu. Ściany tunelu były 237 teraz bliżej i ich słowa odbijały się w taki sposób, że musiałyby zwrócić niepożądaną uwagę. Ś Dziękuję ci za to, że w ogóle spróbowałeś, Łapaku Ś powiedział Fritti. Ś Jak czuł się Skoczek dzisiejszego ranka? Delegat ze Ściany Zgromadzeń odmawiał wstania do pracy już dwa razy i w konsekwencji od dwóch dni nie jadł. Ś Niestety gorzej. Nic tylko leży i mówi, że jeśli się ruszy, niech straci swoje imię ogona. Szli przez chwilę w milczeniu pośród wynędzniałych kotów o nieruchomych oczach. Ciężcy Gwardziści szli wokół przygnębionej procesji, od czasu do czasu przesuwając się do przodu, aby kogoś przestraszyć lub szturchnąć. Ś Skoczek niedługo umrze Ś odezwał się Łowca. W świecie na górze byłby zdziwiony, słysząc, że ktoś mówi takie rzeczy tak spokojnym głosem. Ś Nie ma już sił na życie Ś zgodził się Łapak. Ś Imię ogona to wszystko, co mu pozostało. W skalistej grocie w ścianie Większych Wrót, Cienista Strzecha spoglądała w dół na grobowe życie góry. Przytłumiona nieco wysiłkiem sprzeciwiania się własnemu instynktowi, zmęczona i przerażona, po omacku schodziła w dół, ku drżącemu centrum góry. Kiedy tunel skończył się urwiskiem, ścianą Większych Wrót, nagle zobaczyła zło, os, w całej okazałości. Strażnicy o zdeformowanych ciałach, chorzy i umierający więźniowie, niesamowite światło i niezdrowe, gorące powietrze Ś wszystko to uderzyło ją jak prawdziwy podmuch wiatru, gdy krążyła wokół jaskini. Przez chwilę nie mogła złapać oddechu, niezdarnie cofnęła się w głąb groty i zwaliła się na podłogę pieczary niczym drżący strzęp. Daleko za nią, blisko powierzchni, blady, ruchliwy nos jednego ze ślepych Gwardzistów Kła wykrył dziwną rzecz: nielegalny tunel do świata na górze, glina była świeżo naruszona. Próby ucieczki zdarzały się często, oczywiście, ale 238 niezmiennie kończyły się niepowodzeniem. To jednak wyglądało inaczej. Czułe nozdrza bezwłosego stworzenia, które odkryło dziurę, zanotowało przedziwny fakt: ktoś wkopał się do środka, a nie na zewnątrz... Gdzieś w głębi Bezmiaru jakiś kształt wyłonił się z jednej ciemnej dziury i wszedł do innej, jeszcze ciemniejszej. Prądy powietrzne i upał kierowały ów kształt do tego, kogo poszukiwał. Ś Panie Krwawego Świssstu Ś zawołał. Zapadła chwila ciszy, a później rozległo się: Ś Parszywiec, już do dawna tęssskniłem za twoim cholernym towarzyssstwem. Myślę, że nareszcie z tobą ssskończę. Niepokój kształtu widoczny był nawet w ciemności. Ś Panie, błagam, nie rób głupssstw. Przyniosssłem ci ważną wieść! Znów zapanowało długie milczenie, a Parszywiec tak dobrze czuł węchem nastrój Krwawego Świstu, jak Lud na górze widzi w świetle dnia. Opanował chęć ucieczki. Ś Co takiego ciekawego ty mógłbyś mi powiedzieć, ssstary partaczu? Ś Ton Krwawego Świstu sugerował natychmiastową śmierć w męczarniach, ale Parszywiec usłyszał w nim cień szansy i przypiął się do niej. Ś Tylko to, najwssspanialszy Panie, tylko to: coś do-ssstało sssię tunelem do Bezmiaru! Coś ze sssłonecznego świata! Znalazłem miejsssce, gdzie to sssię ssstało, powyżej Większych Wrót! Krwawy Świst zbliżał się, aż gorący oddech owiał jego płaszczącego się podwładnego. Ś I niby czemu ja mam ssie tym przejmować? Ś W zaczepnym tonie przywódcy Gwardii Kła brzmiała teraz nutka opanowania. Ś Pewnie już rozgadałeś to wszys-sstkiemu, co chodzi, pełza czy ryje między Dolnymi Kata-kumbami a tym miejssscem? Ś Nie, wssspaniały Panie! Ś zaskamlał Partacz, zadowolony, że słusznie się domyślił. Ś Przyszedłem prosssto do ciebie! 239 Ś Sssprowadź mi Węszomroka. Jesssteś pewien, że to był wejściowy tunel? Jeśli wprowadziłeś mnie w błąd...! Ś Och nie Ś pospiesznie zapewnił Parszywiec, dławiąc się ze strachu. Ś Ja mam rację. Jessstem absssolutnie pewny. Ś Więc przywołam Bassst-Imreta Ś powiedział Krwawy Świst chłodnym tonem, nie kryjąc zadowolenia. Ś Chcesz w to mieszać Gwardię Piszczelą? Ś zapiszczał Parszywiec. Zęby Krwawego Świstu kłapnęły, wytaczając krew z bezwłosej skóry. Ś Imbecyl! Jak śmiesz oddychać w mojej obecności? Znikaj z zasssięgu mojego nosssa, ty nędzny oblizywaczu. Sprowadź Węszomroka, a potem wpełznij pod jakąś ssskałę, dopóki nie zapomnę o twoim issstnieniu! Wzdychając, Parszywiec uciekł w mrok. Krwawy Świst oblizywał swój nagi pysk. Wlokąc się z wykopów w towarzystwie innych niewolników tuneli, strudzony Łowca zauważył ciemną postać Szatańskiego Szpona, który kroczył tuż obok niego, okrutny uśmieszek wykrzywiał jego czarne usta. Ś Nre' fa-o, gwiazdko Ś powiedział drwiąco Gwardzista Pazura. Ś Jak ci się wiedzie w nowym domu? Łowca szedł dalej, nie odpowiadając. Szatański Szpon nie wyglądał na urażonego. Ś Ciągle taki dumny, co? Cóż, i z tym damy sobie radę. Nie zapomniałem o tobie. Wcale. Szatański Szpon zatrzymał się na chwilę, aby się przeciągnąć, jego cętkowany brzuch na krótko dosięgną! podłogi. Skończywszy, dogonił Frittiego jednym lekkim skokiem. Ś- Będziemy mieli jeszcze mnóstwo czasu, aby sobie pogwarzyć Ś zazgrzytał. Ś Pomyślałem jednak, że przyjdę, aby upewnić się, czy nadal odbywasz swój codzienny spacerek dla poprawienia kondycji. Chciałbyś przecież być tłuściutki i szczęśliwy, nieprawdaż? Ś Szatański Szpon twardo spojrzał na stoicką postawę Łowcy i mówił 240 dalej, już ciszej: Ś Coś się dzieje. Wszystkie ślepe jaszczurki Krwawego Świstu ciskają się dookoła, jakby płonęły im ich obrzydliwe, małe ogonki. Chcę, żebyś wiedział, że będę miał na ciebie oko, bez względu na to, co się wydarzy. Mam przeczucie, że może to ciebie dotyczyć Ś nie mam pojęcia dlaczego. Nie trudź się przybieraniem niewinnych min, ale zapamiętaj sobie jedno: wytropię cię. Odkryję twój sekret. Ś Szatański Szpon odwrócił się. Ś Dobrych tańców, słoneczna larwo. Gwardzista Pazura oddalił się. Fritti wpatrywał się w ziemię i nasłuchiwał, jak cichnie odgłos ciężkich łap. Zastanawiał się nad tym, co będzie musiał przecierpieć w następnej kolejności. W swojej jaskini, mając za jedynego towarzysza nieruchome, nieprzytomne ciało Pchłożercy, Szybki Pazur śnił przedziwny sen. Chociaż miał zamknięte oczy, czuł się tak, jakby widział wszystko tak wyraźnie jak zwykle w świecie na górze. Znowu stał na moście Małego Skoku, a pod nim ryczał i pienił się Troskliwy Dźwięk. Ze swego wysokiego miejsca na skalnym łuku widział przysadzistą górę w całym jej ponurym okrucieństwie. W jej zboczu pojawiła się dziura i wypełzły z niej jakieś ciemne postaci. Poruszały się w dziwnym tańcu, nabrzmiałym złością i tajemnym celem. Szybki Pazur usłyszał głośny, dudniący dźwięk, jakby przemówiło słońce. Ciemne postaci rozpierzchły się, uciekły w popłochu, a potem upadły i wpełzły pod ziemię. Szum Troskliwego Dźwięku wzmógł się teraz i z wody wyłoniła się wielka, biała postać o zamazanych, nieokreślonych zarysach. Przeszła przez dolinę. Tam, gdzie czarni tancerze upadli i zostali pochłonięci, z ziemi nagle wyrosły olbrzymie drzewa i kwiaty. Biała postać podeszła do góry i gdy jej dotknęła, olbrzymi kopiec otworzył się, rozkwitając ogromną, czarną różą, z płatkami promieniującymi barwą zachodzącego słońca. W tym blasku biała postać zaczęła się kurczyć, nie, nie kurczyć, lecz przemieniać w mgłę i unosić w górę. Ogarnięty 241 poczuciem spokoju, czując, jak unosi go senna mgła, Szybki Pazur nie czuł, że od jakiegoś czasu ktoś nim potrząsa. Niechętnie otworzył oczy i zobaczył kościstą, posępną mordę Długozęba, z wykrzywionym pyskiem. Ś Och nie, nie ty. Już dość tamtego jednego Ś warczał Gwardzista, wskazując na Pchłożercę. Ś Wstań, niech na ciebie spojrzę. Długoząb obwąchał Szybkiego Pazura od nosa po ogon i spojrzał przez ramię do tyłu, potem zwrócił do malca surową twarz. Ś Szatański Szpon chce, żebym miał cię cały czas na oku. W całej górze panuje zamieszanie, gdyż dostał się do niej jakiś nieproszony gość. Współczuję temu małemu me'mre, kiedy tamci położą na nim swoje pazury. Długoząb, z wyrazem obojętnego zadowolenia z powodu losu intruza, usadowił się na podłodze pieczary. Szybki Pazur, mimo że znów zamknął oczy, stracił swój piękny sen. Słyszał stłumione odgłosy jakichś stworzeń przemierzających tunele na zewnątrz jego więzienia. Łowca spojrzał na Łapaka, nic nie rozumiejąc. Ś Co? Ś wymamrotał. Ś Ktoś z nowych chce z tobą porozmawiać. Mnie nie pytaj Ś powiedział Łapak, kręcąc głową. Ś Tam, przy wejściowym szybie. Łapak powędrował z powrotem na legowisko. Fritti przeciągnął się, czując ból w ramieniu i tępy, głodowy ból żołądka. Stąpając tak ostrożnie, jak tylko mogły jego zmęczone łapy, szedł pomiędzy gromadą śpiących, mruczących ciał. Na froncie dużej więziennej jaskini, przyciśnięty do ściany tunelu wejściowego, kulił się mały, szary kot. Kiedy Fritti zbliżał się, słyszał jakieś zamieszanie dochodzące z wyższych poziomów. Wyglądało na to, że mały kot drży. Ś Nre'fa-o Ś powiedział do przybysza z chłodną uprzejmością. Ś Jestem Łowca. Podobno... Ś Przerwał w pół słowa, poczuwszy mrowienie w wąsach. Ten nowy 242 kot wyglądał znajomo, nawet w mroku. Ś Cienista Strzecha! Ś wybuchnął. W głowie mu wirowało. Czy przez cały czas była tutaj, pracując we wnętrzu góry? Czy to naprawdę ona? Ś Cicho! Ś syknęła kotka. Nie wierząc własnym oczom, pochylił się i obwąchał jej nos i boki. Cienista Strzecha! Gdy on wodził nosem jak we śnie, ona śmignęła go łapą po nosie. Podniósł łeb jak zakłopotany kociak i gwałtownie rozejrzał się dookoła. Żaden z więźniów nie zwracał na nich najmniejszej uwagi. Mimo to przykucnął tak blisko niej, że ich wąsy splątały się i zaczął żarliwie czesać jej futerko swoim językiem. Po cichu, głosem stłumionym przez futro, spytał: Ś Jak się tu dostałaś? Ś Wkopałam się do jednego z tuneli Ś powiedziała. Wprawdzie mówiła to spokojnie, ale jej boki drgnęły. To musiało być straszne dla niej, pomyślał Ś zagubiona w takim miejscu, szukała jednego kota wśród niezliczonych tłumów zwierząt. Ś Jak, na imię Meerclar, udało ci się mnie znaleźć? Ś pytał, ciągle porządkując jej futerko. Ś Jak co? Znaleźć ciebie? Doprawdy, sama tego nie wiem, Łowco. Wiedziałam tylko, że muszę. Nie potrafię ci tego wyjaśnić... Nawet się nie zastanawiałam... Czy mógłbyś dać temu spokój? Ś Najeżyła się, a on przestał czyścić jej sierść. Ś Nie mamy czasu! Ś mówiła dalej. Ś Musimy wydostać się stąd. Wydaje mi się, że mnie szukają. Ś Wstała, nogi drżały jej lekko. Łowca nie komentował tego, ale podniósł się także. Ś Nie możemy iść bez Szybkiego Pazura Ś oznajmił. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie, pomyślał o Cichej Łapie, obiekcie swych poszukiwań, dla której opuścił Ścianę Zgromadzeń tak dawno temu. Czy ona również może być gdzieś tutaj? Czy jeszcze żyje? Przypomniał sobie przerażający tron Pożeracza Serc i poczuł się nagle mały i bezradny. 243 Ś Czy wiesz, gdzie on jest trzymany? Ś zapytała Cienista Strzecha. Odwrócił się, aby na nią spojrzeć. Była wyczerpana, a i on nie czuł się nic lepiej. Ś Pazurek? Ś powiedział. Ś Nie, nie widziałem go od chwili, kiedy nas rozdzielili. Ś Lękliwie spojrzał w górę szybu. Ś Obawiam się, że nie mamy czasu, aby go odszukać Ś odezwała się spokojnie szara kotka. Ś Będziemy mieli szczęście, jeśli sami wydostaniemy się stąd. Ś Ruszyła w stronę szybu. Łowca był w szoku. Ś Ale nie możemy go tak zostawić! To ja go tu przyprowadziłem! To jeszcze kocię! Cienista Strzecha obejrzała się przez ramię i warknęła: Ś Łowco! Nie bądź głupi! Odnalezienie go może zająć nam kilka dni. Musimy wydostać się stąd i ostrzec Lud w Domu Pierwszych. Inaczej będzie za późno dla nas wszystkich! Bardziej mu pomożemy, jeżeli sprowadzimy pomoc, niż jeśli damy się złapać i zabić. Musimy zawiadomić Płotołaza i innych. Chodź już! Fritti próbował protestować, lecz wiedział, że nie potrafi powiedzieć jej prawdy: ani o Pożeraczu Serc, ani o Gwardii Kła, ani o całych milach tuneli zaludnionych podziemnymi, pełzającymi stworami. Cienista Strzecha i tak nie czekała na jego słowa, skradała się w górę stromego tunelu, w stronę słabego, migoczącego światła i dźwięków szorstkich głosów. Fritti ruszył za nią. Góra ożywiła się. Gwardziści Pazura zbierali się w grupy, naradzali się, mówiąc niskimi głosami, później rozdzielali się, aby przeczesywać tunele i przetrząsać jaskinie. Kiedy Łowca i Cienista Strzecha wyszli z szybu na główny korytarz, Gwardia Pazura wdzierała się do jaskini sąsiadującej z tą, którą właśnie opuścili. Okrzyki wściekłości i ciche jęki bólu dochodziły do tunelu, w którym stali. Rzucili się do ucieczki, trzymając się cienia tuż przy ścianie korytarza. Minąwszy kilka więziennych jaskiń, natrafili na tunel, 244 który najwyraźniej nie był używany, ciemny, cuchnący pleśnią Ś wskoczyli do środka. Wrzawa za nimi nieco ucichła. Zatrzymali się na kilka sekund, podczas których Cienista Strzecha próbowała odzyskać orientację. Zamknęła oczy i wsłuchała się we własny instynkt, próbując dotrzeć do zmysłowej pamięci, aby odnaleźć drogę do wykopanego przez siebie tunelu. Po chwili zastanowienia poprowadziła ich w dół tunelu. Trzymali się z dala od głównych przejść, korzystali z bocznych tuneli, nisz i nie dokończonych szybów. Kierowali się w górę i na zewnątrz, zmierzając ku powierzchni okrężną drogą, w stronę miejsca ucieczki. Kilka razy omal ich nie złapano. Raz, słysząc odgłos zbliżających się kroków, ukryli się w płytkim, nie dokończonym tunelu, stali tam nieruchomo, kiedy dwa Pazury dyskutowały nad tym, czy warto sprawdzać ich kryjówkę. Kiedy zwierzaki zdecydowały ostatecznie, że nie warto i poszły dalej, Frittiemu z trudem udało się odzyskać oddech. W końcu znaleźli się na ostatnim, stromym podejściu wiodącym do wyjścia wykopanego przez Cienistą Strzechę. Zerkając zza rogu, zobaczyli, że w tunelu panuje kompletny mrok. Bezgłośnie poruszając się w przód, dostrzegli błysk gwiazd Ś wyjście Ś na samym końcu korytarza. Fritti od tak dawna nie widział nieba, że z przejęcia stracił rozum. Poczuł, że mimo obrzydliwego, mokrego upału góry jego kości i ogon przenika dreszcz. Radośnie rzucił się w przód, znowu przez chwilę czuł trawę pod stopami i chłodny wiatr w futrze. Słyszał, że Cienista Strzecha woła go łagodnie, lecz napominające. Nie zważał na to. Wtedy, niespodziewanie, światło gwiazd zniknęło. W tej samej chwili coś go uderzyło, ogłuszając zarazem. Ostrzegawczy krzyk Cienistej Strzechy przeszedł w skowyt lęku. Coś na nim siedziało, jakaś kąsająca, gryząca istota. Ś Węszomrok! Nie pozwól uciec temu drugiemu! Ś zaświstał w ciemności jakiś głos i znowu Łowca usłyszał krzyk Cienistej Strzechy. To coś na nim sięgało ostrymi zębami do jego gardła, 245 a kiedy wykręcał się rozpaczliwie, poczuł pod pazurami bezwłosą, śliską skórę. Gwardia Kła! Z całych sił starał się uwolnić z uścisku stwora i udało mu się nawet zatopić własne zęby w jego ciele na krótką chwilę. Nagrodził go syczący okrzyk bólu oprawcy. Wierzgnął tylnymi łapami i usłyszał, jak tamten traci oddech. Uścisk zelżał i Łowca uwolnił się natychmiast, a potem rzucił się w kierunku, z którego ostatnio dochodził głos Cienistej Strzechy. Jego oczy nareszcie przywykły do głębokiej ciemności i dostrzegł z tyłu następny kształt na tyle wcześnie, by uniknąć największego impetu ciosu, po którym i tak poturlał się na ziemię. Zatrzymał się przy bezwładnym ciele Cienistej Strzechy. Ś Rzeźniku! Pomóż Węszomrokowi przy więźniach. Teraz Fritti mógł zidentyfikować właściciela głosu, jego wydłużone, bezwłose ciało przysiadło pod otworem, który miał stać się drogą ich ucieczki. Z zadowoleniem kiwał swą pozbawioną oczu głową. Ś Tak Ś powiedział. Ś Tak, jak sssię ssspodziewa-łem, wróciliście tu, ssskąd przyszliście. Jak miło. Ponieważ tak lubicie podróżować, teraz zabierzemy wasss, abyście mogli zobaczyć nasze królessstwo, tak? Dwa pozostałe ciemne kształty otaczały teraz z obu stron Łowcę i Cienistą Strzechę, jeden z nich odezwał się: Ś Dlaczego nie ssskończymy z nimi tutaj, Panie Krwawego Świssstu? Lord Gwardii Pazura pozwolił, aby to pytanie zawisło w mrocznym, parnym powietrzu przez długą chwilę ciszy. Ś Powinieneś sssam to wiedzieć, Rzeźniku, zwłaszcza że okazałeś sssię taki niedołężny. Te stworzenia przyssspo-rzyły nam wiele trosssk i powinniśmy possstarać się odpłacić im pięknym za nadobne. Pożyją ciut dłużej, gdyż ja chciałbym dowiedzieć sssię od nich kilku rzeczy. A przecież od ciebie niczego sssię nie dowiem. Rozumiesz? Rzeźnik myślał nad odpowiedzią, kiedy z tunelu za Łowcą i Cienistą Strzechą wyskoczył jakiś ciemny kształt, który przewrócił obu Gwardzistów niczym dwa suche patyki. Nie 246 czekając na odkrycie swego tajemniczego dobroczyńcy, Łowca i kotka skoczyli na równe nogi i uciekli korytarzem. Z tyłu dochodziły ich odgłosy gwałtownej walki. Ponad nie wznosił się skrzeczący głos Krwawego Świstu: Ś Zatrzymać ich! Zatrzymać ich!!! Kiedy Fritti i Cienista Strzecha biegli nieoświetlonymi, zewnętrznymi korytarzami, czas skurczył się do jednego mrocznego i nie kończącego się ułamka. Byle dalej od Gwardii Kła, byle dalej od tunelu Cienistej Strzechy, dalej, dalej Ś nie mogli myśleć o niczym innym. Nowe rany Łowcy krwawiły, a jego ramię rwało i piekło z każdym krokiem. Pędzili przez niemal całkowite ciemności, ufając swoim wąsom i czułemu słuchowi. W tych szybach nie było prawie śladu świecącej ziemi, która oświetlała większość Bezmiaru; w swej panicznej ucieczce kilkakrotnie wpadli na ściany z ziemi, wstawali i biegli dalej. W końcu musieli zwolnić. Zupełnie stracili orientację, przebyli w ciemności niezliczoną liczba rozgałęziających się tuneli. Ś Myślę, że zostaniemy w tej pułapce na zawsze! Ś zdyszanym głosem odezwała się się Cienista Strzecha, kiedy się zatrzymali. Ś Jeśli będziemy szli lewym bokiem do ściany, kierując się na zewnątrz, w końcu musimy dotrzeć do któregoś z wyjściowych tuneli. Przynajmniej mam taką nadzieję Ś sapnął Łowca. Ś Poza tym to jedyna rzecz, jaką potrafię wymyślić. Porzez szpary i tunele dochodziły ich słabe szepty. Niektóre były dalekimi odgłosami Bezmiaru, wywodzącymi się z głównych pomieszczeń. Niektórych jednak nie potrafili rozpoznać Ś były to jakieś jęki i lamenty, a raz dźwięk czegoś wielkiego, pluszczącego w głębokiej dziurze. Obeszli ją ostrożnie dookoła i zawierając milczącą umowę, by nie mówić o tym dźwięku, uciekli od jej głębiny. Cały czas kierowali się na zewnątrz i odgłosy góry słabły z każdym zakrętem. Powietrze zaczęło się oziębiać, kiedy Fritti o tym wspomniał. Cienista Strzecha zauważyła, że zbliżają się do powierzchni, opuszczając nienaturalny skwar Bezmiaru. Jednak Frittiemu 247 ten chłód nie przypominał chłodu zimy. Był przenikliwy, ale zarazem parny i wilgotny. Czuł się tak, jakby przebiegali przez gęstą mgłę. Powietrze przy wyjściu wykopanym przez Cienistą Strzechę pachniało inaczej. Nie widział jednak sensu, aby się o to spierać i zatrzymał dla siebie swoje wątpliwości. Przemieszczając się przez coś, co ich uszom i wąsom wydawało się szerokim i wysoko sklepionym korytarzem, Łowca usłyszał inny dźwięk: coś, co Ś aczkolwiek słabo Ś przypominało miękkie stąpanie. Cicho powiedział o tym Cienistej Strzesze. Zwolnili, idąc teraz niemal bezgłośnie, i wytężyli słuch. Jeśli były to odgłosy kroków, to tak dalekie, że niemal niesłyszalne. Oboje nieznacznie przyspieszyli kroku. Korytarz, o ile był to korytarz, zwężył się gwałtownie. Znaleźli się w niskim tunelu tak niespodziewanie, że Łowca uderzył czołem w sklepienie. Tunel zwężał się i pogłębiał, potem znowu stawał się wyższy, jakby był wykopany pomiędzy olbrzymimi skałami czy innymi potężnymi przeszkodami. Fritti i Cienista Strzecha przywarli nisko do ziemi i prawie się czołgali. W końcu jama otworzyła się, wychodząc na kolejną, szeroką, dobrze rozplanowaną salę. Posunęli się kilka kroków do przodu, kiedy Łowca zauważył różnicę. Ś Cienista Strzecho Ś syknął z przejęciem Ś tam jest światło! Rzeczywiście było, choć można je było dostrzec tylko na tle głębokiej ciemności, którą właśnie przeszli. Blask dochodził zza rogu na końcu potężnej jaskini, słaby i niebez-pośredni. W niczym nie przypominał błysku świecącej ziemi. Ś Myślę, że jesteśmy blisko wyjścia! Ś powiedziała Cienista Strzecha i Frittiemu wydawało się, że jej oczy zalśniły. Zaczęli iść szbciej, wreszcie zerwali się do biegu Ś teraz widzieli już przeszkody, potężne korzenie drzew oraz kamienie, które ciemniały na tle słabego światła z końca ogromnej komnaty. Powietrze było wciąż chłodne, lecz suchsze; kurz był wszędzie, nieprawdopodobnie dużo kurzu. Wyskoczył przed Cienistą Strzechę, która cofnęła się z krzykiem: 248 Ś Łowco! Tu jest coś nie tak! Właśnie wtedy jeden z czarnych cieni między nimi podniósł się i w tym samym momencie powietrze wypełnił ostry, niezdrowy zapach. Cienista Strzecha pisnęła Ś dziwny, zduszony dźwięk Ś i Fritti potknął się i stanął. Oba koty stanęły jak sparaliżowane. Suchy głos, przypominający tarcie gałęzi, wydobywał się z ciemnej postaci. Ś Nie przejdziecie Ś powiedziała. Słowa były ciche, jakby dobiegały z daleka. Ś Należycie teraz do Gwardii Piszczelą. Ś Nie! Ś huknął nowy głos. Nie wierząc własnym oczom Łowca, znieruchomiały z dziwnego, nieziemskiego przerażenia, zobaczył zapadnięte oczy i nieforemną twarz Szatańskiego Szpona wyłaniające się z ciemności za Cienistą Strzechą. Szara kotka, zdruzgotana, bezwładnie opadła na ziemię i spuściła łeb. Ś Ja odebrałem ich Krwawemu Świstowi i jego Gwardii Kła. Tych dwoje należy do mnie! Ś ryknął Szatański Szpon, ale nie podchodził bliżej. Ś Nie masz do nich prawa Ś wyszeptał dziwny, szeleszczący głos. Ś Nikt nie może stawać na drodze Bast-Im-reta. Wykonuję rozkazy Pana Wszystkich. Gwardzista Piszczelą poruszył się, kołysząc się nieznacznie, wydając szum szeleszczącej skóry, i dowódca Gwardii Pazura cofnął się, jakby został uderzony. Ś Zabierz kotkę, jeśli chcesz Ś mówił dalej Bast-Im-ret. Ś Interesuje nas ten drugi. Teraz odejdź. Zejdź w głębsze miejsca. Szatański Szpon, skowycząc z powodu niewidocznej rany, skoczył w przód, chwycił za kark nie stawiającą oporu Cienistą Strzechę, potem odwrócił się i przepadł w ciemnym, niskim tunelu. Fritti próbował zawołać Cienistą Strzechę, ale nie mógł. Jego stawy trzeszczały z wysiłku, gdy próbował ruszyć się i uciec. Ciemna postać Bast-Imreta odwróciła się Ś koci kształt był jednak nadal zatopiony w ciemności, nawet wówczas 249 kiedy stał przodem do światła padającego zza Łowcy. Fritti nie mógł spojrzeć mu w ciemne miejsca na mordzie, tam gdzie powinny znajdować się oczy. Odwróciwszy z trudem łeb, próbował wstać i przez chwilę mu się udało. Jego łapy były niczym woda, ale udało mu się odwrócić i z bólem zaczął się czołgać, oddalając się od Gwardzisty Piszczelą. Ś Nie ma ucieczki Ś wyszeptał wiatr. Nie, pomyślał Fritti, to nie wiatr. Uciekaj głupcze! Ś Nie ma ucieczki Ś dyszał wiatr, a on czuł, jak słabnie. To nie wiatr, nie wiatr, muszę uciekać, uciekać... Ś Teraz chodź ze mną! Ś usłyszał. Wiedział, że to nie wiatr. Pełzł dalej. Ś Zabiorę cię do Siedziby Gwardii Piszczelą. Ś W ciemnościach za nim monotonnie brzmiał okrutny głos Bast-Imreta. Ś Tam, w mroku, zawsze grają piszczałki, a bezimienni i pozbawieni twarzy śpiewają w głębinach. Nie ma ucieczki. Oczekują nas moi bracia. Chodź. Fritti oddychał z trudem. Zapach pyłu, korzeni i ziemi przyprawiał go o zawrót głowy... przepełniał go... Ś Tańczymy w mroku Ś zawodził Bast-Imret, a Fritti czuł, jak zastygają mu mięśnie. Ś Tańczymy w mroku i słuchamy muzyki ciszy. Nasz dom jest głęboki i cichy. Ziemia jest naszym łożem... Światło jakby pojaśniało. Łowcy niemal udało się dotrzeć do zakrętu tunelu. Mrugał oślepionymi oczami. Ciemna postać Bast-Imreta wyrosła przed nim bez uprzedzenia, blokując przejście. Gwardzista Piszczelą zdawał się emitować suche, trujące wyziewy. Dusząc się, Łowca upadł na ziemię, nie mógł już się czołgać. Potwór stał nad nim, odległy głos cedził nieznane słowa. Opanowało go przerażenie, oblała fala gorąca i cudem znalazł siłę, aby rzucić się do przodu. Kiedy uderzył, poczuł, że pod wpływem jego pędu ugina się zakurzone futro. Bast-Imret skulił się, wydając dźwięk podobny do trzasku cienkich gałązek i wczepił się we Frittiego, gdy ten próbował resztką sił wyrwać się do przodu. Za skrajem tunelu rozlewała się plama światła. Parł do niej, do wolności, którą oznaczała. Jednak Gwardzista Piszczelą trzymał go kur-250 czowo. Duszący kurz i słodkawy zapach otoczyły ich w ciemności niczym trzeci cień. Fritti czuł łapy Gwardzisty Ś kruche, lecz silne jak korzenie oplatające skałę Ś zaciskające się na jego szyi. Złuszczony, suchy pysk poszukiwał jego gardła. Z ostatnim jękiem wykonał zwrot i uderzył na oślep. Kiedy uwalniał się z uścisku potwora, rozległ się okropny dźwięk czegoś rozdzieranego. W jego pazurach i zębach zostały wielkie, zdarte płaty skóry i futra, a kiedy przekręcił się w stronę światła, zobaczył ciemny zarys starych, przy-żółconych kości i wykrzywioną czaszkę Bast-Imreta. Kiedy wdrapywał się w górę krótkiego szybu, poczuł palący ból. Miejsce między jego brwiami drżało i płonęło. Kiedy dostrzegł niski, ciemnoszary krąg nieba, odwrócił się na chwilę Ś pozostawiał za sobą coś potwornego. Stało w cieniach tunelu, a nagi szkielet pyska poruszał się powoli, otwierając i zamykając. Ś Nie zapomnę o tobie tak długo, jak długo żyć będą gwiazdy... Ś dobiegł go daleki, bezbarwny głos. Ogień w głowie Frittiego zapłonął znów i zgasł. Łowca z trudem wyglądnął z jamy. Światło było tak jasne, że przed oczami migotały mu ciemne punkciki. Utykając, niemal przewracając się, wypełzł z dziury Ś z Bezmiaru. Świat był biały. Wszystko było białe. Potem znów wszystko stało się czarne. Część III Rozdział 24 O śnie magiczny! O rozkoszy ptaku! Co wznosisz się nad wzburzonym morzem myśli, Zanim nie złagodnieje w ciszę! John Keats Ból i zmęczenie kłębiły się pod sierścią Łowcy. Wysoko na niebie wznosił się obojętny, płonący głaz słońca. Świat okryty był śniegiem; drzewa, kamienie i ziemię otulała równa, jasna szata. Igiełki bolesnego chłodu kłuły stopy Frittiego, kiedy szedł przez Las Szczurzego Liścia. Od chwili odzyskania przytomności posuwał się na chwiejnych łapach, na wpół oślepiony. Chciał jak najszybciej oddalić się od góry. Wiedział, że musi znaleźć sobie kryjówkę, zanim zapadnie Wszechogarniająca Ciemność, kiedy straszne kształty wypełzną z tuneli, aby go złapać... Na śniegu za nim zostawały czerwone ślady. Późnym popołudniem Fritti wciąż był w trakcie swej beznadziejnej, bezmyślnej ucieczki. Gwałtownie tracił siły. Nie jadł nic od czasu, który musiał być porankiem poprzedniego dnia, a i to Ś jak przystało na posiłek niewolników tuneli Ś niewiele. Teraz Łowca zapuścił się w głąb lasu. Kolumny drzew pięły się ku leśnemu sklepieniu, ziemia pokryta była lodem. Wyczerpanie i blask sprawiły, że jego oczy zaczęły piec i łzawić, a od czasu do czasu wydawało mu się, że dostrzega jakiś ruch. Zatrzymywał się, przysiadając na zi-253 mnym, śnieżnym posłaniu z bijącym sercem... ale nie było tam nic, nic poza nieruchomym światem. Zło rozprzestrzeniające się wokół starego lasu wypędziło z niego życie Ś przynajmniej tak się wydawało. Szczurzy Liść był zatopiony w kompletnej ciszy, rozlegało się jedynie skrzypienie jego kroków; nieruchomy las w milczeniu przypatrywał się jego mozołowi. Kiedy dzień już się chylił, a dokuczliwe zmęczenie jego nosa, uszu i łap przeszło w zastanawiający brak jakichkolwiek odczuć, wrażenie delikatnego ruchu nie opuszczało go i nie mogło być zlekceważone. Kątem oka Fritti spostrzegł czyjąś uciekającą, cienistą postać, jednak kiedy odwrócił głowę, na jego spojrzenie odpowiedziały tylko pnie drzew. Właśnie zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście nie oszalał jak nawiedzany przez cienie stary Pchłożerca, gdy jedno z jego ukradkowych spojrzeń złapało błysk oka. Zniknęło prawie natychmiast za konarem drzewa, ale było tam; był tego pewien. Kiedy w następnym momencie jego uwagę przykuł kolejny ruch, nie odwrócił się, lecz szedł dalej, wypatrując z niemal obłąkańczą przebiegłością. W swym skrajnym wyczerpaniu nawet nie zastanowił się nad tym, że mógłby to być czyhający wróg. Jak kocię bawiące się z rozkołysaną winoroślą Ś najpierw bojaźliwe i obojętne, w następnej chwili rzucające się na łup Ś myślał tylko o poruszającym się stworzeniu, złapaniu go, zabiciu. Spuścił łeb, szkarłatne krople plamiły teraz śnieg bardziej bezładnie, i ujrzał wśród drzew po prawej stronie krótki błysk czegoś ciemnego i zwinnego. Udając, że tego nie zauważa, kontynuował swój nierówny marsz, nieznacznie kierując się ku tej stronie, aż do chwili skoku ze skraju zagajnika. Następne mignięcie tuż przed nim Ś musiał powstrzymać się od skoku. Teraz ostrożnie, ostrożnie... Zatrzymał się na chwilę, usiadł i lizał jedną ze swych krwawiących łap, przez cały czas napinając mięśnie, ignorując ból, czekając... czekając na następny ruch... teraz! Skacząc niezdarnie, tracąc równowagę, Fritti z trzaskiem 254 upadł na poszycie, płasko uderzając łapami. Zrzucił coś z niskich gałęzi i teraz uciekało to przed nim. Skoczył ostatkiem sił. Zanim wylądowały jego łapy, łbem uderzył prosto w pień drzewa i stoczył się skulony i ogłuszony na bok. Coś małego i ciepłego szarpało się pod nim. Chwytając to przednią łapą, podniósł się i potrząsnął łbem. Nic mu się nie stało, nie skaleczył się, był tylko zmęczony... tak bardzo zmęczony... Po raz pierwszy spojrzał teraz zamglonym wzrokiem na swoją zdobycz. Była to wiewiórka, miała wytrzeszczone z przerażenia oczy, rozchylone wargi odsłaniały długie, płaskie zęby. Rikchikchik, pomyślał. Coś tam było z Rikchikchik... nie nadają się do jedzenia? Są trujące? Czuł się tak, jakby jego głowa była przysypana głębokim śniegiem. Dlaczego jest tak zimno? Dlaczego nie mogę myśleć? Wiewiórki. Co mam powiedzieć tej wiewiórce? Myślał intensywnie. Każdy pomysł wydawał się zbyt trudny w realizacji. Spoglądając na małe ciało i drżący, puszysty ogon, poczuł przebłysk pamięci. Podniósł łapę z wiewiórki, która leżała bez ruchu, wpatrując się w niego przerażonymi oczami. Ś Mrrik... Mrikkarik... Ś Fritti usiłował przypomnieć sobie dźwięki. Wiedział, że musi to powiedzieć. Ś Mar... Murrik... To nie miało sensu. Poczuł wielki, miękki ciężar przygniatający mu grzbiet i uginający łapy. Ś Pomóż mi Ś wykrztusił w Powszechnym Śpiewie. Ś Pomóż mi... Lord Snap mówił, żeby powiedzieć wam... Mrirrik... Łowca osunął się na śnieg przed zaskoczoną wiewiórką. Ś Teraz ty kot-kot mówić brrrteek, dlaczego wymawiać imię brat Lord Snap? Nad głową Łowcy, przyczepiona do góry nogami do pnia drzewa, wisiała pucołowata stara wiewiórka z wygiętym ogonem i lśniącymi oczami. Nad nią, wykazując mniej odwagi, gromada Rikchikchik spoglądała z pnia i spomiędzy liści na Frittiego. 255 Ś Mów, już, mów Ś piszczał ich przywódca. Ś Skąd znać Lord Snap? Mów-mów! Ś Powiadasz, że Lord Snap jest twoim bratem? Ś spytał Łowca, próbując zedrzeć pajęczynę ze swojej pamięci. Ś Z całą pewnością tak! Ś zaskrzeczała nieco zdegustowana wiewiórka. Ś Snap być brat Pop. Lord Pop to ja. Ty rozumieć głupi kot-kot? Otumaniony Fritti zastanawiał się nad tym przez chwilę. Ś Miałem ci coś powiedzieć, Lordzie Pop... to znaczy twój brat, Lord Snap, powiedział mi, żebym powiedział... jak to było... Lord Pop wydał niecierpliwy, trzeszczący dźwięk, Ś Spróbuję to powiedzieć... Ś mamrotał Fritti. Ś Mrrarreowrr... nie to nie tak. Mrririk... Meowrrk... Na Harara! Nie pamiętam! Łowca zauważył, że świta Lorda Pop prawie już przestała się go bać i piszczała z uciechy. Łowca był zmęczony, chory i zawstydzony, przez chwilę jego myśli błąkały się gdzieś daleko. Nagle wykrzyknął: Ś Na ostrogi! Mam to! Ś Fritti wybuchnął bolesnym śmiechem. Ś Mrikkarrikareksnap! Dobrze, prawda? W tym uniesieniu radości poczuł nagle, że jego głowa staje się lekka i upadł bezwładnie tam, gdzie stał. Lord Pop wychylił się ku niemu i badał go oczyma w kolorze agatu. Ś Tak, dobrze. Snapa modlitwa Świętego Dębu. My zaszczyceni. Dziwne czasy-czasy. Ty móc iść dziwny kot-kot? Powłócząc nogami, Łowca poszedł za drużyną Rikchi-kchik w głęboki las wewnętrznego Szczurzego Liścia. Kulejąc za rozwrzeszczanymi, spieszącymi się wiewiórkami, Fritti obojętnie zauważył czerwony blask zachodzącego słońca. Coś poruszyło się na samym dnie jego mózgu, próbując zwrócić mu uwagę na zapadające ciemności... ale łeb pękał mu z bólu, nie mógł myśleć. Całą jego uwagę przykuwał wznoszący się obłoczek własnego oddechu. Śnieg chrzęścił pod jego krokami za uwijającymi się Rikchikchik. Gromadka zatrzymała się. Niemal nieprzytomny Łowca stał obok, do-256 póki Lord Pop wraz z dwoma innymi wiewiórkami nie zszedł z drzewa i stanął obok niego. Spoglądając na ich wygięte ogony i okrągłe grzbiety, uśmiechnął się dobrodusznie i powiedział: Ś Wiecie, ja byłem we wnętrzu góry. Towarzysze wiewiórczego Lorda cofnęli się z piskiem, ale sam Lord Pop został. Jego lśniące oczy zdradzały zamyślenie. Bez słowa przywołał tamtych z powrotem, razem umieścili Łowcę w wydrążonym przez uderzenie pioruna pniaku. Jego wnętrze było osłonięte z góry, nie było w nim śniegu. Po wykonaniu trzech niezdarnych, automatycznych obrotów na cześć Pierworodnych, Fritti upadł na ziemię. Stado Rikchikchik przyniosło sosnowe igły i kawałki kory, przykrywając go od ogona po czubek nosa. Ś My porozmawiać jutro dziwny kot-kot Ś powiedział Pop. Ś Ty teraz spać-spać, tak? Kiedy to mówił, Łowca przekroczył już granicę sennych pól. Tej nocy ciemności ożyły tropiącymi kształtami, kręcącymi się dookoła bezowocnie, miejsce snu Frittiego pozostało nieodkryte i bezpieczne. Zatopiony we śnie Łowca stał nad brzegiem ogromnej wodnej przestrzeni, poruszonej przez burzę, lecz cichej. Rozległa lśniąca tafla rozciągała się tak daleko, jak sięgał jego wzrok, cienie fla-fa'az krążyły i szybowały w szarości nieba. Kiedy w końcu się obudził, krótki zimowy dzień w połowie już minął. U schyłku Krótszych Cieni znalazł się jeszcze raz przed obliczem Lorda Pop, który, wraz ze swym dworem, wrócił do wydrążonego drzewa Łowcy. Swym władczym jąkaniem wiewiórczy Lord zauważył, że czekali długo, zanim ich gość, kot, wstanie i w końcu poddali się i wyszli na poszukiwanie pożywienia. Łowca, czując się znacznie lepiej po długim śnie, dopiero teraz odkrył, jak obolałe ma poszczególne części ciała, i zadrżał. Był także wściekle głodny. Rikchikchik mogły to wyczuć, bo nawet Pop trzymał się dalej niż poprzedniego dnia. Ze swej strony Łowca gorączkowo pragnął wyślizgnąć się na małe polowanie, ale ze względu na swój niepewny sojusz z Rikchikchik, naturalnymi 257 łupami, zdecydował, że będzie lepiej, jeśli zaczeka z tym do chwili, gdy będzie mógł wymknąć się niezauważony. Wobec tego, z burczącym brzuchem, usiadł i cierpliwie słuchał długiego sprawozdania Lorda Pop z ich porannych czynności. Ś Więc teraz czas-czas mówić-mówić prawda, tak-tak? Ś zaskrzeczał dostojny wiewiórczy Lord. Ś Dlaczego tutaj, tak-tak nagle kot-kot? Dlaczego mówić-mówić złe miejsce? Fritti starał się, jak umiał, aby wyjaśnić okoliczności, które przywiodły go w końcu do Lasu Szczurzego Liścia. Musiała to być zatem długa opowieść i zajęła większą część odchodzącego popołudnia. Kiedy opowiadał o ocaleniu Pani Whirr i jego późniejszej audiencji u Lorda Snap, słuchacze odpowiadali przenikliwymi piskami zadowolenia. Potem Ri-kchikchik słuchały z pełną niepokoju fascynacją, gdy opisywał tłoczną kocią metropolię Domu Pierwszych. Gdy w końcu dotarł do opowieści o Bezmiarze i jego straszliwych lochach, kilka młodych samic zasłabło, ich towarzysze wachlowali je puszystymi ogonami. Lord Pop słuchał z milczącą powagą, przerywając tylko wtedy, gdy prosił o bliższe wyjaśnienia na temat góry i jej mieszkańców. Ś ...I wtedy natrafiłem na was... albo raczej wy trafiliście na mnie Ś skończył Łowca. Lord Pop pokiwał głową. Ś Jedyna rzecz, której naprawdę nie rozumiem Ś dodał Fritti Ś to tego, czemu wy jeszcze tu jesteście. Myślałem, że wszyscy opuścili Szczurzy Liść Ś rzekł i pytająco spojrzał na przywódcę. Ś Wiele Rikchikchik opuścić go także-także. Wielu iść--iść Ś odparł władca Ś ale Pop nie odejść. Nie móc-móc. Gniazdo rodu od Korzeń-w-Ziemia. Trochę-trochę zostać też--też. Żyć albo umrzeć. Fritti skinął głowę ze zrozumieniem i przez chwilę niezwykłe zgromadzenie milczało. Krótki i zaskakujący przedsmak śmierci, przyniesiony przez lodowaty podmuch wiatru, tknął Frittiego. Przypomniał sobie o tym, co musiał zrobić. Ś Chciałbym prosić cię o przysługę, Lordzie Pop Ś powiedział. 258 Ś Prosić. Ś Mam wiadomość do przekazania dla Domu Pierwszych Ś lordom mego Ludu. Musi dotrzeć tam jak najprędzej. Sam nie mogę podróżować dość szybko. Wciąż jestem bardzo słaby. Ś Rikchikchik zanieść Ś odparł bez wahania Lord Pop. Ś Weźmiemy słowo-słowo. Wysłać Pana Plink. Plink być szybki-szybki, jak orzech-orzech spaść. Młody Rikchikchik uniósł się siedząc, najwyraźniej puchnąc z dumy. Ś Wygląda na bardzo zdolnego Ś rzekł z aprobatą Łowca Ś ale nie powinien iść sam. Wieść jest ważna, a droga do Lasu Źródła daleka i pełna niebezpieczeństw. Poza tym... Ś Łowca starał się mówić najdelikatniej, jak to możliwe. Ś Poza tym koty z Domu Pierwszych nie znają tak dobrze odwagi i dobroci Rikchikchik. Mogłyby... nie zrozumieć. Byłoby lepiej posłać większą grupę. Kiedy zabrzmiały poważne słowa Łowcy, Pan Plink jakby oklapł, a dwie czy trzy z młodszych samic znów były bliskie omdlenia. Jednak Lord Pop przyjął je spokojnie. Ś Cudowny Żołądź! Nie martwić się kot-przyjaciel. Dużo Rikchikchik pójść zaraz. Plink będzie mały Lord! Ś Zaśmiał się krótko do młodego samca, który wydawał się nieco uspokojony. Fritti przekazał im wiadomość, powtarzając ją kilkakrotnie, dopóki Plink i inne młode samce nie zapamiętały jej. Ś I pamiętajcie Ś powiedział poważnie Ś jeśli nie będzie Księcia Płotołaza, musi być przekazana Królowej Słoneczny Grzbiet osobiście! Zebrani wydali cichy, gwiżdżący odgłos niepokoju i Pop ogłosił koniec tajnej narady. *** Polowanie Frittiego nie przyniosło oszałamiających rezultatów. Złapał dość robaków i larw, aby zaspokoić pierwszy głód, a zanim położył się spać, dał się nawet namówić przez 259 życzliwego teraz Pana Plink do spróbowania kasztana. Nawet z pomocą Rikchikchik Ś przy wydobywaniu miąższu orzecha ze skomplikowanej skorupki Ś ten eksperyment nie przyniósł mu zadowolenia; choć wylewnie podziękował Plinkowi, w skry-tości ducha stwierdził, że nie byłby najlepszą wiewiórką. Zima szalała nad Lasem Szczurzego Liścia. Zamiecie śnieżne i porywiste wiatry zagnały niewielki dwór Lorda Pop z powrotem do dziupli. Wysłańcy wyruszyli, żegnani bardzo uroczyście, a po ich odejściu Łowca zapadł w letarg. Najważniejsza sprawa została załatwiona, Dom Pierwszych zostanie ostrzeżony, a on w końcu poczuł się wyczerpany potwornym czasem spędzonym pod ziemią. Kontakty z Rikchikchik stały się rzadsze. Fritti spędzał coraz więcej czasu skulony w swoim gniazdku z pnia drzewa, kryjąc się i odzyskując siły. Polowania były skąpe, oszczędzał więc energię, drzemiąc całymi godzinami, budząc się na krótko i z trudem odróżniając jawę od snu. Skulony w drzewie wypalonym przez piorun, z ogonem owiniętym dookoła nosa dla ciepła pozwalał swoim myślom swobodnie wędrować wśród tego, co niegdyś widział i robił. Przywoływał swych przyjaciół ze Ściany Zgromadzeń: Chudzielca, Chyżostopego, pełnego rezerwy Dostojnika i miłego Szorstkiego Pyska. Jacy będą zdumieni! Czasami myślał o Cichej Łapie, o jej pełnym wdzięku chodzie i miękkich liniach karku i głowy. Wyobrażał sobie, że ją odnalazł i zabrał z powrotem do domu, że słucha, pełna przerażenia i podziwu, kiedy opisuje jej swoje przygody. Ś Dla mnie? Ś powtarzałaby. Ś Wszystko to tylko po to, aby mnie odnaleźć? Potem wiatr zaświstał w pniu, burząc mu futro, i Łowca znalazł się z powrotem w Szczurzym Liściu. Pomyślał o tych, których zostawił, zostawił okrutnemu przeznaczeniu we wnętrzu góry. Myślę, że dlatego właśnie nazwano mnie Łowcą, pomyślał gorzko. Wszystko, czego dokonałem, to gonitwa za rzeczami najbliższymi Ś przypominam kocię, które chce złowić własny ogon, kręcąc się w kółko, i w końcu upada wyczerpane. 260 Pewnego dnia, niemal pół Oka od jego odnalezienia przez Rikchikchik, Fritti wracał do swego gniazda po długim popołudniu wypełnionym bezskutecznym polowaniem. Ze Szczurzego Liścia nie zniknęło wprawdzie całe życie, ale większość stworzeń, które tu zostały, ukryła się przed długą, mroźną zimą. Łowcę ogarnęło poczucie pustki i bezsensu. Zatrzymał się, aby naostrzyć pazury o korę sosny, wyładować nieco frustrację i zrzucić pokrywę białego, puszystego śniegu z gałęzi. Wtedy doznał nagłego objawienia. Jego pobyt w Szczurzym Liściu skończył się. Potężny, pusty las, cichy i okryty śniegiem, był tylko przystankiem, terenem neutralnym. Jak półsen, pomiędzy snem a jawą, nie był miejscem, w którym mógłby pozostać, zbierał tu tylko siły, aby wyruszyć Ś w jednym czy w drugim kierunku. Gdy tak stał, z wygiętym grzbietem i wąsami owiewanymi mroźnym wiatrem, przypomniał sobie,słowa jednego ze Starszych na Nadawaniu Imienia: „On pragnie złowić imię ogona, jeszcze zanim otrzyma imię twarzy". Oni się wtedy śmiali, a on dopiero teraz pojął, że mieli rację. Wyruszył nie po to, by odnaleźć Cichą Łapę, ale by zdobyć cokolwiek. To prawda, że bywał prowadzony, ale mógł wybierać Ś iść za tym czy nie. Teraz musi wybrać jedną lub drugą drogę. Może wracać tam, skąd przyszedł, pozostawiając wszystko Płoto-łazowi i innym, wygrają czy przegrają... a może dokończyć swoją podróż. Nie dlatego, by swoimi małymi łapami mógł zmienić cokolwiek, ale może dokończyć swą podróż. Jego przyjaciele byli w potrzasku, bez nadziei Ś pewnie ich nie uratuje, ale oni przyszli tam wraz z nim Ś należą wiec do siebie. Przez chwilę, tylko przez krótką chwilę, pomyślał, że rozumie teraz, co to znaczy usłyszeć w końcu swój wewnętrzny głos, znaleźć imię ogona. Sierść na jego grzbiecie zjeżyła się i zadrżał bezwiednie. Opuścił się z powrotem na łapy i wrócił do legowiska. Dopiero kiedy skulił się do snu, pojął, że naprawdę wraca do wnętrza góry. Rozdział 25 Lwy wchodzą w krzewy głogu i znikają, Chociaż dzień jeszcze nie minął. Ruch słońca będzie znaczył niebo, Kości będą znaczyć czas. Josephine Jacobsen O świcie Łowca zmierzał w kierunku Va'an, do skraju Szczurzego Liścia. Nie pożegnał się z Rikchikchik. Fritti czuł, że mimo honorowego długu, jaki spłacał za Snapa Lord Pop, nie powinien już dłużej wykorzystywać wiewiórek. One wkładały dość wysiłku w to, aby przetrwać. Los i niezwykły czas uczynił ich sprzymierzeńcami, ale Łowca wiedział przecież, że Rikchikchik i Lud to łup i myśliwy i nic tego nie zmieni. Miał tyko nadzieję, że to niezgodne z naturą przymierze utrzyma się na tyle długo, by jego wiadomość dotarła do Ludu w siedzibie Królowej. Posuwając się cicho wśród gęstego, zaśnieżonego zagajnika, myślał o Domu Pierwszych i czasie tam spędzonym Ś zmuszał się do tego, aby myśleć o czymkolwiek. Góra pojawi się przed nim już niedługo, nie było powodu, aby jego myśli znalazły się tam wcześniej. Pomiędzy rzednącymi szpalerami drzew i paproci, tuż przy skraju wielkiego lasu, Fritti usłyszał nad głową szelest skrzydeł. Przez chwilę zastanawiał się nad możliwością ukrycia się gdzieś, ale zanim zeskoczył z otwartej, białej przestrzeni, na której był doskonale widoczny, dwie czarne postacie sfrunęły w dół z przestworzy. Przygotowany Ś tak sądził Ś na wszystko, co może przynieść mu zły los, przy-262 cupnął i nastroszył sierść. Oba ciemne stworzenia usadowiły się na gałęzi ponad nim z szelestem hebanowych piór. Fritti nieco odetchnął... Była to tylko para kruków Ś Krauka Ś jeden duży, drugi mały. Nie były to najmniej drapieżne spośród fla-fa'az, ale też nie dość silne na to, by mierzyć się szponami z Ludem. Mimo to przyglądał się im podejrzliwie, gdy po kolei patrzyły na niego z góry lśniącymi oczami. Ś To ma być ów Łowca? Ś zapytał starszy ptak nieprzyjemnym głosem. Ś Pewnie, tato, tam ma na cole gwiazdkę, co, nie widzis? Ś zapiszczał mniejszy. Zaskoczony Łowca cofnął się o krok. Ś Umiecie mówić! Ś wyszeptał. Ś Znacie Powszechny Śpiew? Większy Krauka zatrzepotał skrzydłami i ostro zagdakał z uciechy, unosząc się lekko nad gałęzią. Siadając, musnął pióra na piersi wyraźnie zadowolony z siebie i spojrzał na Frittiego. Ś Wśród owych, co nie noszą futra, wielu jest takich, co władają nim lepiej niż koty! Ś Duży ptak znów zachichotał. Ś Ci, którzy są długowieczni, jak my, uczą się mówić. Nawet mój najstarszy tutaj. Ś Wskazał małego kruka. Ś Aczkolwiek mądrością swą nie dorównuje chrabąszczom. Ś No tak Ś odezwał się Fritti po chwili zastanowienia. Ś Wygląda na to, że od teraz nie mam prawa dziwić się niczemu. Skąd wiecie, jak się nazywam? Ś Jak waść plotkujesz z wiewiórkami, to nie powinieneś dziwić się, że nawet drzewa znają jego tajemnice. Przeszła przez ten las niewielka fala, która nie mogła ujść uszom starego Skoggiego, to jest moim. Ś Mój stary tata jest najlepsym dowódcą Krauka w tym lesie Ś pisnął dumnie mały ptaszek. Ś ...A mój mały Krelli nie ma nawet krzty tego rozumu, jaki Wielki Czarny Ptak raczył dać grzybom. Skoggi wychylił się i dziobnął w sam czubek głowy syna. Krelli zakrakał żałośnie i uciekł wyżej na konar, poza zasięg ojcowskiego dzioba. 263 Ś Następnym razem pomyśl, zanim rozewrzesz swój żarłoczny obiadowy otwór! Ś powiedział Skoggi. Ś I nie opowiadaj o naszych sprawach każdemu świstakowi, jakiego spotkasz w ciągu dnia. Fritti, wbrew sobie, był rozbawiony. Ś Ale ty chyba znasz moje sprawy Ś zauważył. Ś Jak powiedziałem onegdaj Ś zaskrzeczał kruk Ś Ri-kchikchik to okrutnie gadatliwa banda. Potrafią one trzymać swoje orzechy, a nie sekrety. Wszyscy o tobie wiedzą i wiedzą też, że przyszedłeś waść Ś wskazał swą lśniącą, czarną głową Ś stamtąd. Z owej góry. Jesteś sławny wśród tych, którzy nie zrejterowali ze Szczurzego Liścia Ś aczkolwiek zostało ich niewielu, tak. Dokąd wybierasz się teraz, panie Łowco? Mimo że Krauka wydawały się nieszkodliwe, Fritti postanowił być ostrożny. Po chwili powiedział: Ś Och, właściwie rozglądam się po lesie. W gruncie rzeczy powinienem już wracać. Ś A być może, być może... Ś zachrypiał Skoggi. Zszedł nieco w dół gałęzi, burząc swe smoliste pióra, potem stanął i spojrzał na Frittiego kątem swego wilgotnego oka. Ś Gdyby nie to, że jesteś kotem wielkiej mądrości, o oku dość bystrym na to, by widzieć, jak zachować to piękne, puszyste futro, które nosisz... cóż, gdyby nie to, wyglądałoby na to, że wędrujesz w stronę owej góry. Na wąsy Feli! Ś wykrzyknął w duchu Łowca Ś ten Krauka był naprawdę bystry. Ś Ale Ś sprzeciwił się Łowca Ś jak sam zauważyłeś, niby dlaczego miałbym iść z powrotem w pobliże tego okropnego miejsca? Ś I to prawda. Otóż okrutne to miejsce. Zło wypełza z niego i kąsa wszystko, nie patrzy co. Wygląda ono na ciemne i straszliwe miejsce i takim też jest. Las już niemal opustoszał, pozostali w nim tylko głupcy. Uciekać! Jedynie to mogła uczynić biedna dusza, by chronić swoją rodzinę i móc włożyć kąsek lub dwa do owych najsłodszych, małych dzióbków. Ś Spojrzał na Krelliego z ukrytym uczuciem. 264 Ś Więc dlaczego ty zostałeś? Ś spytał Fritti. Ś No cóż Ś zakrakał Skoggi, z westchnieniem wskazującym na wielki smutek Ś to jedyne domostwo, jakeśmy znali. Okrutnie ciężko opuszczać gniazdo tysięcy pokoleń. Oczywiście Ś tu zaśmiał się zgrzytliwie Ś w ostatnich czasach łatwiej tu o smaczne kąski dla moich basałyków. Te stwory, które żyją pod ziemią, są może i złe, lecz ostatecznie zostawiają tu to, czego nie dojedzą. Ś Skręcając się ze śmiechu, kruk prawie spadł z gałęzi. Łowca skrzywił się. Ś Otóż Ś mówił dalej Skoggi, wciąż tryskając uciechą Ś nieważne, kto kogo zjada, bo zawsze pozostają resztki. To największa korzyść z tego, że rodzimy się krukami. Ś A cy my zjemy pana Łowcę, tato? Ś niewinnie zainteresował się Krelli. W mgnieniu oka Skoggi zatrzepotał skrzydłami nad konarem drzewa i swym mocnym dziobem wystukał błyskawiczny i bolesny wzór na czaszce pisklaka. Ś Jeśli raz jeszcze się wtrącisz, powyrywam ci pierze i strącę z owego drzewa wprost w pysk owego kota, żeby cię schrupał, ty kamienny łbie! Nie możesz pożerać każdego, kto pojawi się w okolicy! Zwrócił się do Łowcy: Ś Zatem, mój najmilejszy kocie, oczywiście obaj wiemy, że nie jesteś takim głupcem, by wracać do owej przerażającej góry. No tak. Jednak gdyby tak nie było, gdybyś jednak tam szedł, czy wówczas przyjąłbyś waść ode mnie maluteńką radę? Fritti zastanawiał się przez chwilę, a potem uśmiechnął chytrze do Krauka. Ś Cóż, ponieważ mówimy o głupich rzeczach, to przypuśćmy, że potrzebowałbym rady. Co chciałbyś wtedy w zamian? Tym razem Skoggi przyjął wyraz chłodnego rozbawienia. Ś Wy, koty, nie jesteście tak głupie, jak o was śpiewają. Jednak tym jednym, jedynym razem, całkowicie hi-po-te-ty--cznie, pomógłbym bezinteresownie, choć Ś Czarny Ptak wie Ś nie wróżąc powodzenia. Interesuje cię to, waść? 265 Fritti skinął głową. Ś A zatem zgoda. Cóż, pozwól, waść, że ci to powiem. W dniach nie tak bardzo odległych, kiedy po raz pierwszy ujrzeliśmy owo dzwoniące wzgórze wyrastające nad naszym lasem, nie tak wiele tuneli wychodziło stamtąd. Ten pierwszy był mały, a kiedy wykopali większe, ów przestał być używany. Pozwalam sobie myśleć, że jest niestrzeżony, za to dobrze ukryty. Koty z góry nie zważają już nań. Tak możesz go odnaleźć... Kiedy Skoggi skończył, zwrócił się do syna: Ś Teraz, kapuściana głowo, zapamiętaj dobrze to, coś widział. Może któregoś dnia będziesz opowiadał o tym, że byłeś ostatnim, który widział dzielnego pana Łowcę żywym! Znów skrzecząc ze śmiechu, kruk wzniósł się w powietrze, za nim natychmiast ruszył Krelli. Ś Czekaj! Ś krzyknął Fritti i obydwa fla-fa'az zatrzymały się i zawisły w powietrzu. Ś Jeżeli nie ma to znaczenia, kto kogo zjada, to dlaczego mi pomagasz? Ś Doskonałe pytanie, Panie Kocie Ś ochryple krzyknął Skoggi. Ś Widzisz, waść, jak już ci wspominałem, w tym tempie koty z góry spustoszą cały Szczurzy Liść do jesieni. Oczywiście, dokądkolwiek się udadzą, będzie tam dość pożywienia dla Krauka... aleja się starzeję. Wolę wstać rano z gniazda i zastać oczekujące mnie śniadanie. Więc, jeśli ty będziesz miał szczęście, uczynisz mi, waść, przysługę sprowadzając z powrotem do owego lasu swój Lud! Kracząc z rozbawienia, kruki odfrunęły. Ś Szybki Pazurze! Proszę, posłuchaj mnie! Cienista Strzecha niespokojnie przeszła przez jaskinie i wymierzyła kocięciu niezbyt delikatnego klapsa jedną ze swych szarych łap w kolorze dymu. Szybki Pazur mruknął z niezadowolenia, ale nie otworzył oczu, nie poruszył się. Cienista Strzecha martwiła się. Prawie przez cały czas, od kiedy Szatański Szpon przyniósł ją do jaskini, Szybki Pazur spał albo leżał cicho. Kociak ledwo zauważył jej obecność, 266 w jakiś czas po jej pojawieniu się po prostu raz podniósł łeb i powiedział: Ś O, dobrych tańców, Cienista Strzecho! Potem znów zapadł w śpiączkę. Od tego czasu zaledwie kilkakrotnie odpowiedział na jej nieustanne pytania, nie wykazując przy tym żadnego zainteresowania. W kącie jaskini leżał, jak martwy, Pchłożerca. Ś Proszę, Pazurku, porozmawiaj ze mną. Nie wiem, ile czasu tu jeszcze zostanę. W każdej chwili mogą po mnie przyjść. Pomyślała o Szatańskim Szponie i strach zjeżył jej futerko. Dowódca Gwardii Pazura rzucił ją brutalnie do więziennej nory, obiecując, że wróci i „policzy się z nią" po złożeniu raportu Lordowi Bezmiaru. To musiało być kilka dni temu, choć wlokące się godziny mroku sprawiały, że wydawało się to bardzo, bardzo dawno temu. Mógł po nią wrócić w każdej chwili. Ś Szybki Pazurze! Ś spróbowała jeszcze raz. Ś Czy ty mnie rozumiesz? Jesteśmy w strasznym niebezpieczeństwie! Ś Znów go szturchnęła. Ś Obudź się! Jęcząc, Szybki Pazur przesunął się lekko na bok, dalej od jej natrętnej łapy. Ś Ochchch, Cienista Strzecho, dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju? Tu jest tak cudownie i ja nie chcę... Ś Zamilkł na chwilę, błogi wyraz jego twarzy zmienił się w grymas. Ś I... i... i nie chcę być tam, gdzie byłem przedtem Ś dokończył smutno. Cienista Strzecha była zirytowana, zaczęła wpadać w panikę. Ś O czym ty mówisz? Ty śnisz, Pazurku. Malec pokręcił głową, wyraz ukojenia powrócił na jego mordkę. Ś Nie, Cienista Strzecho, ty tego nie rozumiesz. Jestem z białym kotem. Wszystko jest takie spokojne. Uczę się wielu rzeczy. Proszę, nie gniewaj się na mnie. Chciałbym, abyś mogła to zobaczyć, Strzecho! Ś powiedział z pasją, jego oczy były wciąż mocno zaciśnięte. Ś Światło... i śpiewy... Szybki Pazur znów umilkł i żadne starania kotki nie mogły spowodować, aby powiedział coś jeszcze. 267 Opuszczone wejście do tunelu znajdowało się dokładnie w tym miejscu, o którym mówił kruk, ukryte pod obsypanym śniegiem krzakiem jałowca na skraju lasu. Łowca podejrzliwie zbadał stare śmieci, które otaczały wejście, ale nic nie zdradzało niczyjej niedawnej obecności. Nurkując pod dającym osłonę krzakiem, odgarnął pazurami pył i pogruchotane kamienie, które częściowo zasłaniały otwór. Kiedy oczyścił otwór na szerokość wąsów, wcisnął doń łeb i obwąchał ponownie. Wnętrze tunelu pachniało tylko zestarzałym kurzem i kilkoma małymi zwierzętami, które musiały kryć się w tym miejscu. Przez sekundę tylko zawahał się przed spełnieniem swego najnowszego postanowienia i wszedł do środka. Słońce nad białym lasem było właśnie w Godzinie Krótszych Cieni. Tunel był znacznie bardziej suchy niż większość tych, które przemierzał we wnętrzu góry. Powietrze wskazywało na to, że nie był używany. Dodało mu to pewności i szybkim, śmiałym krokiem wstępował w głębinę. Rzadko tylko trafiała się tu świecąca glina, ale to mu wystarczało. Wkrótce zaczął mijać boczne tunele, z niektórych buchało gorące, wilgotne powietrze. Zbliżał się do ruchliwszych dróg Bezmiaru. Wiedział, że będzie musiał być ostrożniejszy. Początkowo nie zauważył, że cisza panująca w opuszczonym tunelu zmieniła się w cichy, delikatny dźwięk. Podziemny puls góry był mu tak dobrze znany z długiego czasu niewoli, że ledwo spostrzegł jego obecność. Kiedy w końcu dotarł on do jego świadomości, stwierdził, że dźwięk jest nieco zmieniony. Zastanowiło go to, ale nie potrafił powiedzieć, na czym polegała ta zmiana. Później zrozumiał. Hałas stopniowo stawał się coraz głośniejszy, tak jakby zbliżał się do jego źródła. Każdy krok wydawał się przybliżać go do czegoś, co produkowało to niskie, niemal bezgłośne drżenie. Kiedy był jeńcem góry, rytm był zawsze ten sam, odległy i wszechobecny, jakby cały Bezmiar wydawał niski, jednostajny, buczący dźwięk. Teraz jednak brzmiał on inaczej, syczał i huczał, był znacznie głośniejszy, 268 a stawał się mocniejszy z każdym krokiem stawianym przez Frittiego. Kiedy minął zakręt, szyb zaczął gwałtownie opadać, a z mroku na końcu tunelu dochodził powiew gorącego, wilgotnego powietrza. Łowca cofnął się gwałtownie, trąc pysk łapą, jakby chciał oczyścić oczy z przywierającego do nich mroku. Zdecydowany na wszystko, nie zważając na strach trzepoczący w jego wnętrzu, Fritti przymrużył oczy, aby ochronić je przed buchającą parą, i ruszył do przodu. Kiedy tak stąpał ostrożnie w dół opadającego chodnika, musiał minąć jakieś drzwi czy inny rodzaj wejścia, gdyż nagle drżenie zmieniło się w donośny ryk, huczący i odbijający się echem od ścian ogromnej jaskini, której nie widział, gdyż otaczała go chmura mgły. Jak Wodospad Ryczącego Wrzasku, pomyślał. Jego futro gwałtownie zawilgotniało. Zrozumiał, że znalazł się nad jakimś potężnym, podziemnym wodospadem. Zadziwiający podziemny podmuch zmienił kierunek i przesunął chmurę oparów. W półświetle błyszczącej gliny zobaczył, że stoi nad przepastną pieczarą, jak pająk, na jednym z płytkich skalnych występów otaczających ściany. Pod nim, oświetlony czerwienią i spieniony, falował gwałtowny strumień. Jaskinia nie miała podłogi, tylko gigantyczna, wartka rzeka płynęła od jednego jej krańca do drugiego, wypełniając ogromną, sklepioną grotę mgłą i chaotycznym rykiem. Łowca poczuł, jak ciepło płonącej rzeki bucha mu w twarz, gdy ostrożnie wychylił się poza krawędź występu, by spojrzeć w dół. Hucząca siła wody, uderzającej z trzaskiem o ściany jaskini i znikającej w skale pod nim, przyprawiła Frittiego o gwałtowny zawrót głowy. Był zdezorientowany ogromem tego widowiska. Kiedy rzeka z rykiem wpływała w ciemności pod nim, migoczące strumienie wodnego pyłu tryskały w górę, zastygały nieruchomo nad jego głową, by za moment z powrotem spaść z pluskiem do źródła. Fritti wycofał się z krawędzi i skulił się na chwilę tuż przy wyjściu z tunelu. W końcu ten tumult zaczął go męczyć. Posunął się do przodu. Wokół jaskini, na przeciwległej ścia-269 nie, widział kilka tuneli czerniejących się na tle zacienionej, oblanej purpurą skały. Pozostając blisko ściany pieczary, skierował się ku nim, kurczowo trzymając się wysokiej ścieżki ponad pędzącą rzeką. Szedł powoli. Od czasu do czasu wiatr tajemniczo zmieniał prądy i mgła zniżała się, zmuszając go do zatrzymywania się i przywarcia do skały, dopóki znów nie zobaczył drogi przed sobą. Posuwał się cal po calu po obwodzie monstrualnej komnaty, oczy miał nieruchomo wbite w drogę przed sobą. Czasami dostrzegał kątem oka jakiś ruch, ale odwracając się, dostrzegał tylko tryskające strugi. W pewnym momencie wydawało mu się, że widzi dwie maleńkie figurki w głębi jednego z tuneli przecinającego główną ścianę, ale gdy skierował spojrzenie w mrok, mgła znowu się podniosła. Kiedy opadła, wszystko wyglądało tak jak przedtem. Po wiekach morderczego marszu dotarł do głównej ściany. Szedł w górę stromej ścieżki, aż napotkał otwory wysoko ponad hukiem i trzaskiem wrzącej rzeki. Pierwszy z tuneli dymił i parował, więc minął go pospiesznie, ale już następne wejście przyniosło przyjazny łyk chłodniejszego powietrza. Gdy znalazł się w jego wnętrzu, temperatura gwałtownie spadła. Zadowolony z pomyślnego obrotu rzeczy, Fritti oddalał się od potężnej jaskini. Kiedy minął kilka zakrętów, odgłos rzeki znów stał się przytłumionym drżeniem. Upadł ciężko na podłogę jaskini, rozkoszując się przez chwilę względnym chłodem i ciszą. Odetchnąwszy kilka razy, przyłożył język do swego przemoczonego, zmierzwionego futra. Ś Ty tam! Ś Jakiś głos przeciął powietrze zacienionego tunelu. Fritti skoczył na równe nogi, uderzenia jego serca wydawały się głośniejsze niż huk rzeki. Ś Ssstój! Ś zasyczał głos. Ś Ssstój i porozmawiaj z Parszywcem z Gwardii Kła! Rozdział 26 Ach, jakiż ze mnie Bóg w tej chwili mógłby być Tu, gdzie mnie pieścić może wiatr i tulić liść, Gdzie każde trawy źdźbło wśród burzy kwiatów tonie I gdzie nad morza brzegiem lśnią wiatru stopy dwie. Alegernon Swinburne Łowca zastygł w miejscu z przerażenia i stał nieruchomo, gdy powolne kroki zmierzały ku niemu w dół tunelu. Słyszał świszczący oddech nadchodzącego stworzenia. Nieodpartą niemal chęć ucieczki stłumiło uczucie tępej rezygnacji i teraz drżał lekko, stojąc w miejscu. Ś Mój towarzysz i ja chcielibyśmy porozmawiać z tobą, nieznajomy. Ś Były to znów syczące słowa, teraz dużo bliżej. Towarzysz, pomyślał Fritti. Jest ich zatem dwóch. Nogi ugięły się pod nim, skulił ogon pod siebie i czekał. Z ciemności wyłoniła się ślepa głowa Gwardzisty Kła. Jego cielsko o obwisłej skórze chwiało się bezwładnie. Fritti przyjrzał się. Tam, gdzie niegdyś drżały potężne nozdrza w bezokim obliczu Gwardzisty Kła, widniała teraz tylko masa zmaltretowanego ciała. Parszywiec zatrzymał się nawet nie o półtora skoku od Łowcy, a jego zniszczony pysk wysuwał się badawczo tam i z powrotem. Ś Jesssteś tam? Ś spytał Gwardzista Kła. Serce Łowcy drgnęło, a on wydał bezwiedne westchnienie ulgi. Stwór był okaleczony! Nie mógł go wyczuć, a przynajmniej nie dość wyraźnie. 271 Ś Aaa Ś sapnął Parszywiec. Ś Tu jesssteś. Teraz cię sssłyszę. Chodź, nie zossstawiaj nasss sssamych. Zgubiliśmy drogę. Ś Ślepy stwór przysunął się bliżej, nadstawiając ucho w stronę Frittiego. Ś Jak ci na imię? Łowca rozważał możliwość wyrwania się ku wolności. Postanowił jednak inaczej. Być może nadarzała się okazja, która mogła przynieść mu jakąś korzyść. Będzie to oczywiście niebezpieczne, ale wszystko tu, pod ziemią, jest właśnie takie. Ś Mm... um... Tunelowiec! Ś wyrzucił z siebie po chwili wahania. Ś Wssspaniale. Brzmienie twojego imienia wssskazuje na to, jakbyś był ssstworzony po to, by nam pomóc. Jesssteś z Pazurów? Twój głosss brzmi bardzo wysssoko. Ś Bo jestem dosyć młody Ś powiedział szybko Łowca. Ś Aaa Ś sapnął zadowolony Parszywiec Ś oczywiście. W czasssie ossstatecznych przygotowań nawet malcy muszą pełnić sssłużbę. Chodź, musssisz nasss wyprowadzić. Jak sssam widzisz, jessstem chwilowo niedołężny z powodu ssskaleczenia. Kaleki Gwardzista Kła, mamrocząc, odwrócił się i powlókł korytarzem. Fritti szedł za nim w niewielkiej odległości. Ostateczne przygotowania? Zastanawiał się. Co się dzieje? Ś Musiałeś przechodzić przez Koryto Płomienia Ś odezwał się przez ramię Parszywiec. Ś Ja nigdy nie podszedłbym tak blisssko. Huk wody powoduje, że tracę orientację i czuję lęk. To nieprawdopodobne, prawda? Ś Tak, tak, z pewnością Ś zgodził się Fritti. Ś Co cię przywiodło do tej opustoszałej części góry? Przyspieszył, aby lepiej usłyszeć odpowiedź bezwłosego stwora. Parszywiec najpierw myślał, potem odpowiedział: Ś Widzisz, niessstety, ssspotkały mnie drobne nieprzyjemności. Malec taki jak ty może jeszcze o tym nie wiedzieć, ale lud taki jak ja ssspotyka wiele niesssprawiedliwo-ści. Widzisz, nie chcę nikogo krytykować, och nie, ale zossstałem niesssprawiedliwie ukarany z powodu ucieczki 272 więźnia. Ale mnie tam nawet nie było Ś och nie, po pro-ssstu przekazałem pewną informację mojemu panu, Krwawemu Świssstowi. Kiedy zdarzyła się ta ucieczka, on zossstał ukarany przez Pana Wszyssstkiego. To z kolei odcierpiałem ja. Niesssprawiedliwość, co za niesssprawiedliwość... Ś Gwardzista Kła przerwał, wzdychając płaczliwie. Z dreszczem lęku, ale i dumy, Fritti zorientował się, że Parszywiec mówi o jego ucieczce. Po chwili Kieł przerwał swoje chlipanie i powiedział: Ś Tu gdzieś jessst mój towarzysz. Mam nadzieję, że nie odszedł. On również cierpi niezasssłużenie. O, wydaje mi się, że go słyszę! Łowca zapomniał o istnieniu towarzysza, ale i on słyszał donośny, silny oddech. Kiedy minęli zakręt, spostrzegł potężny, ciemny kształt płasko leżący w tunelu. Parszywiec poruszał się cal za calem, macając przestrzeń przed sobą wielką łapą o pofałdowanej skórze. Wpadł na ciemne, wielkie ciało. Ś Wssstawaj, wssstawaj! Ś wrzasnął. Ś Znalazłem młodego Tunelowca, który pomoże nam znaleźć drogę powrotną. Wstawaj! Kiedy leżące stworzenie odwracało się z ociąganiem, Parszywiec rzekł do Łowcy: Ś Może wy dwaj sssię znacie. Mój przyjaciel był znaczącą figurą wśród... Grubo ciosana, nieforemna morda, która ukazała się, gdy bestia obróciła się i utkwiła w nim nieszczęśliwe oczy, była Frittiemu znana aż za dobrze. Ś Łowca! Ś ryknął Szatański Szpon, unosząc się na przednich łapach. Zanim Fritti zdołał poruszyć swym zesztywniałym ciałem, Parszywiec rzucił się do przodu i uderzył płaską łapą w pysk Szatańskiego Szpona. Siła uderzenia pozbawiła Gwardzistę Pazura równowagi. Upadł znów na ziemię i jęczał. Ś Cicho, głupcze! Ś warknął Gwardzista Kła i skinął ślepym łbem w stronę Łowcy, który stał obok, zaskoczony do granic możliwości. 273 Ś Nie zwracaj na niego uwagi Ś uspokajał Frittiego. Ś Obawiam sssię, że on nie ma całkiem w porządku w głowie. Pan Wszyssstkich obszedł sssię z nim sssurowo z powodu tego sssamego jeńca. Teraz widzi tego kota w każdym cieniu. To dość sssmutne, prawda? Rzeczywiście, Szatański Szpon nie zwracał uwagi na prawdziwego Frittiego tuż obok, ale tarł brodą o ziemię, jęcząc i powtarzając bez przerwy imię Łowcy. W końcu przestał i spojrzał na Gwardzistę Kła. Ś Dlaczego odszedłeś... na tak długo? Ś pytał Szatański Szpon. Błagalny ton, dobywający się z tego mocnego ciała, wydawał się okrutnie nienaturalny. Fritti uwolnił długo powstrzymywany oddech. Podziemny świat, który skurczył się do twardej, zimnej jak głaz skóry dookoła niego, jeszcze raz się rozszerzył. Niewiarygodne! Szczęście go nie opuszczało. Być tak blisko Szatańskiego Szpona, który go nawet nie rozpoznał! Ś Wssstawaj, ty wielka szmato! Ś warczał Parszywiec. Przerażone miauczenie Gwardzisty Pazura wydało się uszczęśliwionemu Łowcy niemal komiczne. Ś Przyprowadziłem kogoś, kto pomoże nam znaleźć drogę powrotną do głównych tuneli. Tam znajdziemy jedzenie! Wssstawaj. Parszywiec podnosił potężne cielsko. Ś On ma nie całkiem w porządku w głowie, tak jak ci mówiłem Ś tłumaczył Parszywiec, gdy całą trójką ruszyli w głąb korytarza. Ś Mimo całej ssswej sssiły umarłby beze mnie. Ś W głosie Gwardzisty Kła dźwięczała dziwna duma. Łowca znajdował się teraz w sytuacji nie do pozazdroszczenia Ś był przewodnikiem i towarzyszem dwóch stworzeń serdecznie życzących jemu i jego rodowi śmierci, a prowadził ich przez tunele, które były mu zupełnie nieznane, w dół, do tajemnego centrum labiryntu. Szatański Szpon, choć wstał i szedł, nadal wydawał się nie poznawać Frittiego. Jego zachowanie zmieniało się od prostackiego do Ś niespodziewanie Ś lunatycznego lub gwałtownego. W pewnym miejscu zwrócił się do Łowcy, wyjąc: 274 Ś Czarne skrzydła! Czarne skrzydła! Próbował rozszarpać go swymi silnymi pazurami. Na jedno ostre słowo Parszywca stał się na powrót służalczy i płaczliwy. Ś Niedobrze, niedobrze Ś seplenił Parszywiec, trzęsąc poranionym łbem. Ś Wiesz, on był tu kiedyś najważniejszym dowódcą. *** Kiedy uszli kawałek drogi, Łowca Ś który prowadząc ich, kierował się zmianami temperatury i ciśnienia powietrza, z nadzieją, że posuwają się we właściwym kierunku Ś zebrał całą swoją odwagę, aby pociągnąć za język, tak przyjaznego do tej pory, Parszywca. Ś Jak przebiegają „ostateczne przygotowania", eh? Byłem zajęty pewnymi... ee, dość ważnymi sprawami na górze... na powierzchni. Ś Biednemu Parszywcowi nikt wiele nie mówi Ś poskarżył się Gwardzista Kła Ś ale sssporo sssłyszałem. Wielkie poruszenie, wielki niepokój... Sssłyszałem, jak dwóch pokrewnych mi Gwardzistów szeptało, że wkrótce powierzchnia zostanie przerwana! Powierzchnia... przerwana? Frittiemu nie podobało się brzmienie tego słowa. Jakaś straszliwa, niepojęta rzecz ma się zdarzyć i najwidoczniej on i garstka jąkających się Ri-kchikchik byli jedynymi stworzeniami, które mogły uczynić cokolwiek w tej sprawie. Nie, pomyślał Łowca, korygując sam siebie, ja nie mogę zrobić już nic poza odnalezieniem moich przyjaciół i, być może, odejściem wraz z nimi na zawsze. W obliczu mobilizacji Bezmiaru ucieczka w pojedynkę była mało prawdopodobna, w trójkę czy czwórkę Ś niemożliwa. Nie, jedyna nadzieja, a i to nikła, w wiewiórkach i leniwym, obojętnym Dworze. Ś Gwiazdka! Ty pełznący, zdradliwy gwiezdny pysku! Wyrwę ci serce! Ś Szatański Szpon, wyjąc, stanął na drodze, rzucając swym czarnym pyskiem na wszystkie strony. 275 Fritti stwierdził z przerażeniem, że choć Szatański Szpon jest szalony, a Parszywiec ślepy, jednak on ma na czole białą gwiazdkę, po której z łatwością rozpozna go na dole każdy z bardziej spostrzegawczych mieszkańców góry. Gdy Parszywiec uspokajał szalejącego Pazura, Fritti pochylił łeb i potarł brwiami o ziemię. Mrugając, strząsnął kurz z oczu i wyprostował się. Mam nadzieję, że to ją ukryje, pomyślał, albo przynajmniej zabrudzi na tyle, by nie rzucała się w oczy. Nigdy nie będę wyglądał jak Gwardzista Pazura, ale w końcu mogę wyglądać jak anonimowy niewolnik. Bezwłosy znów skłonił Szatańskiego Szpona do wyruszenia i choć Gwardzista Pazura wydawał dziwaczne, skamlące dźwięki, przez jakiś czas nie przerywał ich marszu. In-styktowna orientacja w przestrzeni nie zawiodła Łowcy. Zaczął dostrzegać oznaki zwiększającego się ruchu w tunelach, którymi się posuwali Ś z bocznych szybów dochodziły mocniejsze i świeższe zapachy. Fritti zaczął myśleć o odnalezieniu pojmanych przyjaciół. Wiedział, że może podróżować szybko i bezpiecznie tylko w zewnętrznych, w większości nie używanych korytarzach, gdy już znajdzie się w ruchliwym sercu góry, jego oszustwo straci sens. Zza zakrętu drogi nagle dobiegł go dźwięk ochrypłych głosów. Szatański Szpon, jakby przewidując zdarzenia, wybrał ten właśnie moment, by rozpłaszczyć swoje wielkie ciało o cętkowanym brzuchu w poprzek posadzki tunelu. Łowca rozglądał się w popłochu i po chwili wszedł do maleńkiego tunelu, który właśnie minęli. Groźny, rubaszny śmiech niósł się po tunelu, kiedy cofał się i wciskał w mikroskopijną przestrzeń, która okazała się wyjątkowo ciasną szczeliną. Słyszał, jak śmiejące się głosy zamilkły, słyszał coraz bliższe kroki ciężkich łap. Potem odezwali się. Bez wątpienia był to chrapliwy slang Gwardzistów Pazura: Ś Co to? Co ta góra niezakopanego me'mrę robi na drodze? Ś rozległo się ostre, pełne uciechy warknięcie. Potem inny, równie nieprzyjemny głos powiedział: 276 Ś Najwyraźniej ktoś domaga się obdarcia go ze skóry, na Największego! Kto jest za to odpowiedzialny? Parszywiec odezwał się tonem ugody: Ś Proszę! Nie róbcie mi krzywdy! Jak widzicie, jessstem w towarzyssstwie dwóch bardzo ważnych waszych krewniaków! Tunelowiec, powiedz im! Ś Dwóch! Ś roześmiał się pierwszy Pazur. Ś Widzę tyko jednego, a i ten wygląda na wielką, pozbawioną kości szmatę! A ty co widzisz, Rozpruwaczu? Ś Dokładnie to samo. Bezużytecznego grubasa i małego, wijącego się, ślepego kreta. Jeśli umiem liczyć, Szczerbaty, to jeden i jeden daje dwa. Ten mały szczur nas okłamuje! Parszywiec pisnął ze strachu, a Fritti usłyszał, że dwaj Gwardziści Pazura podchodzą bliżej. Ś Okłamywanie Gwardii Pazura na służbie! Myślę, że poskacze sobie za to, co? Ś Tunelowiec! Ratuj mnie! Ratuj nasss! Ś Głos Kła wzniósł się histerycznie i Fritti, przykucnięty w szczelinie, wstrzymał oddech. Wtedy rozległ się stłumiomy pomruk i ryk Szatańskiego Szpona: Ś Łowca! To ten z gwiazdką to zrobił! Nie, Panie Pa... Panie Poż... Pożeraczu Serc, nie płomień! Moja ka... nie! Aaaaa! Ś Głos zmienił się w przenikliwy jęk. Obaj Gwardziści wydali okrzyki zaskoczenia. Ś Na Krwawe Światło! Ś wymruczał Szczerbaty. Ś To Pazur! Ś To Szatański Szpon! Ś nerwowo wykrztusił Rozpruwacz. Ś Jest banitą! Ukarał go Pan Wszystkich. Nie powinniśmy go dotykać! Ś Fuj! Masz rację. To miejsce cuchnie brudem! Hańbą! A ten miauczący ślepy robak... dalej, spływamy stąd. Obrzydzenie w głosie Szczerbatego nie zamaskowało kryjącego się pod nim lęku. Szybkie kroki minęły szczelinę Łowcy i ucichły w głębi korytarza. Fritti czekał przez chwilę, 277 która wydawała mu się nieskończona, potem ostrożnie wszedł z powrotem do tunelu. Bezwłosa, skulona postać Parszywca pochylała się nad leżącym na wznak czarnym ciałem Szatańskiego Szpona i przez chwilę Łowca nie mógł oprzeć się dziwnemu wzruszeniu. Potem Gwardzista Kła odwrócił swój kaleki pysk i wzruszenie przepadło w nawrocie obrzydzenia. Ś Kto tam jessst? Ś zawołał Parszywiec. Łowca chrząknął niezdecydowanie i powiedział: Ś No przecież ja, Tunelowiec. Zbadałem kilka opuszczonych tunelów. Właśnie minąłem parę moich kumpli. Czy spotkaliście ich? Ś Grozili nam! Ś sapał Parszywiec. Ś Chcieli nasss zabić! Dlaczego nasss zossstawiłeś? Ś Już ci mówiłem! Ś powiedział Fritti, udając złość. Ś Teraz wstawaj! I jego także podnieś. Mam ważne rzeczy na głowie, a pomagam wam tylko dlatego, że jesteście tacy nieporadni i chorzy. Więc jak, idziemy czy nie? Ś Ooo, tak, Tunelowcu! Dalej, Szatańssski Szponie, wssstawaj już. Z Łowcą na czele i ociągającym się Szatańskim Szponem dziwaczna trójka zmierzała ku sercu zbierających się sił. Rozdział 27 Nie Kijem łamie się Serce Nie Kamieniem Ś Bicz tak maleńki, że niedostrzegalny Poznałam, Co smaga Tajemnicze Stworzenie Aż nie upadnie. Emily Dickinson Dziwne rzeczy działy się na świecie nad labiryntem. Światła i jęki z oddali czyniły nocne godziny tajemniczymi i niespokojnymi. Kotki rodziły dzieci zbyt niezwykłe, aby mogły przeżyć, a Książę Tragarz Rosy z Domu Pierwszych wydawał straszne oświadczenia. Wielu z Ludu czuło strach. Ziemia przestała być ostoją, zapadała się zdradziecko. Oko otworzyło się najszerzej o jeden obrót słońca wcześniej niż oczekiwano i zawisło na niebie czerwone i nabrzmiałe. Noc Spotkań wypełniły pytania, na które nie było odpowiedzi, i bezimienny strach. Nadchodziła noc najgłębszej ciemności, Ślepa Noc. Niektórzy szeptali, że tej nocy z mroku wypełznie os. Os zajmowało wiele języków, a jeszcze więcej myślir. Pod ziemią, na swym rozkładającym się tronie z umierających i umarłych, Wielki rozsnuwał pajęczą sieć swych sił. Z siedziby jego mocy biła i pulsowała tak intensywna energia, że czasem powietrze w Jaskini Jamy gęstniało i falowało jak woda. Przedziwne obrazy pojawiały się i znikały, migocząc na granicach jego wizji, jak błyskawice na powiekach śpiącego. Coraz częściej nikt poza Gwardią Piszczelą nie miał 279 dostępu do Pana Wszystkich i Pazury stały, pomrukując, na korytarzach otaczających pieczarę Pana. Nawet Łowca przebywający na peryferiach głównych arterii Bezmiaru czuł, że nadchodzi... coś. Szatański Szpon w ogóle przestał się odzywać, nawet nie mamrotał i nie ryczał, posuwał się do przodu z przytłumionym, martwym blaskiem w głębokich oczach. Zatrzymywał się bez przerwy i drapał wściekle, ryjąc w swym ciemnym futrze niemal do krwi. Fritti rozumiał to. Jego także świerzbiła skóra. Trójka zatrzymała się przy jednym z głównych przejść, spoglądając w dół przez ciemne, pochyłe dojście na szeroki trakt pod nimi. Maszerowały tam drużyny Gwardii Pazura, pędzono osłabionych, powłóczących łapami więźniów. Stojący obok Łowcy Parszywiec nadstawił ucho, przysłuchując się odgłosom kroków, które zdawały się nie mieć końca. Ś Aaaach Ś rozpromienił się Kieł, jego okaleczona twarz pofałdowała się w gmatwaninę bruzd. Ś Sssłyszysz to? Sssłuchaj. Ssstąpa coś wielkiego... wielkiego. Ś Nagi pysk przybrał strapiony wyraz Ś To niesssprawiedliwe. Taki oddany sssługa jak ja... Ś Chlipnął. Fritti, z przejęciem przyglądający się legionom Gwardii Pazura, jak oszalały kiwał głową i na chwilę zapomniał, że tamten nie może go zobaczyć. Ś Urodziłem sssię, aby sssłużyć Panu Wszyssstkich Ś biadał Parszywiec. Ś Jak można było doprowadzić mnie do takiego upadku? Żałosne słowa Kła wreszcie dotarły do Łowcy. W jego głowie zaczął rodzić się pewien pomysł. Ś Parszywcu, muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego Ś rzekł cicho Fritti. Ś Cofnijmy się troszkę w głąb korytarza. Kiedy wycofali się i stanęli przy nieruchomym Szatańskim Szponie, Łowca zapytał: Ś Mówisz, że jesteś lojalnym sługą tego... Pana Wszystkich? Ś O tak! Ś skwapliwie potwierdził Parszywiec. Ś Sssłużyć mu to mój jedyny cel! 280 Ś Wobec tego mogę powierzyć ci mój sekret. Czy przyrzekasz, że go zachowasz? Ś Och, oczywiście, Tunelowcu, zapewniani cię! Ś Parszywiec kiwał głową w górę i w dół w potwornym spektaklu zapewniania o swojej odpowiedzialności. Ś Przy-sssięgam na Ssspieniony Kamień Gwardii Kła! Ś Świetnie. Ś Łowca zamyślił się na chwilę. Ś Lord On Ś Pan Ś potrzebuje doniosłej informacji od jednego z więźniów. Jednak nie ufa swym dowódcom. Niektórzy z nich, jak... no cóż, muszę to powiedzieć, jak Krwawy Świst, okazali się nieodpowiedzialni. Chyba rozumiesz, co mam na myśli. Gwardzista Kła podskakiwał z przejęcia. Ś Oczywiście! Rozumiem. Jak Krwawy Świst! Właśnie! Ś Cóż Ś ciągnął z powagą Fritti, zapalając się do tego podstępu Ś wybrał mnie, abym odnalazł i obserwował tego więźnia. Ale nikt nie może o tym wiedzieć! Widzisz nie byłoby to... no, nie byłoby mądre, szczególnie teraz! Nie bardzo trafiła mu do przekonania jego własna logika, ale Parszywiec był zachwycony pomysłem. Ś Tak czy inaczej Ś dodał Ś Pan Wszystkich wybrał mnie, a ja wybieram ciebie. Musisz odnaleźć mi tego więźnia i nikt nie może o tym wiedzieć, nie może nawet podejrzewać. Czy możesz to zrobić? Ś Sssprytny Tunelowiec. Kto będzie podejrzewał sssta-rego, kalekiego Parszywca? Tak, dokonam tego. Ś Doskonale. Więźniem, którego musisz dla mnie znaleźć, jest kotka, która towarzyszyła uciekającemu Łów... Łów... Ś jąkał się i chrząkał przekonująco. Ś Łowićielo-wi... temu, o którego wścieka się Szatański Szpon. Ta kotka, która z nim była, przeżyła, co? Ś Nie wiem, Tunelowcu, ale sssię dowiem Ś powiedział rzeczowo ślepy stwór. Ś Bardzo dobrze Ś rzekł Fritti. Ś Spotkamy się tutaj, kiedy miną trzy zmiany pracy. Odnajdziesz to miejsce? Ś O tak. Teraz Koryto Płomienia nie huczy już w moich uszach, znajdę drogę. 281 Ś Ruszaj więc i weź ze sobą Szatańskiego Szpona. Tylko chroń go od kłopotów, które mogłyby ściągnąć na was uwagę. Sam Fritti nie chciał być obarczony tą silną, szaloną bestią, która stałaby się jeszcze bardziej niebezpieczna, gdyby wróciła jej pamięć. Ś I pamiętaj Ś dodał. Ś Jeżeli zdradzisz mnie, zdradzisz swego Pana. Idź! Obdarzony nowym zadaniem Parszywiec pospiesznie podniósł Szatańskiego Szpona i obaj odeszli niezdarnie. Łowca, który obserwował ich odejście, zdusił w sobie wybuch śmiechu. Najtrudniejsze było jeszcze przed nim. Gdy to stwierdził, poczuł, że błyskawiczny lot jego myśli zwolnił tempo. Był bardzo głodny. To niemały problem. Stojąc tuż przy ścianie tunelu, obserwował następną, ścieśnioną gromadę więźniów gnaną do kopania i rozważał swoje możliwości. Mógłby spróbować ukryć się tu na skraju, nie rzucając się w oczy, podkradając tam i ówdzie jedzenie, unikając strażników dzięki swej rozwadze i szybkości. Jednak, prędzej czy później, zostałby złapany. We wnętrzu góry nie było żadnych swobodnie włóczących się kotów Ś on przynajmniej takich nie widział. Byłoby to igranie ze śmiercią, a on i bez tego miał łapy pełne kłopotów. Następna grupa więźniów, doglądana przez parę Gwardzistów Pazura, posuwała się przejściem w jego kierunku. Gdy mijali jego kryjówkę, jeden z niewolników na czele pochodu zemdlał. Rozległy się donośne jęki i prychania, kiedy ci, którzy próbowali przeskoczyć leżącego, zaczęli wpadać na innych. Dwa Pazury, wyostrzywszy szkarłatne szpony, ruszyły w stronę zamieszania. Fritti wykorzystał tę szansę, wyskoczył z tunelu i błyskawicznie dołączył na tyły kolumny. Łatwiej będzie uciec z jednej z tych band, niż żyć jak widmo przez dłuższy czas, zdecydował. Poza tym, kto będzie poszukiwał zbiegłego jeńca w więzieniu. Ś Ty mały słoneczny szczurze! Ś zachrypiał głos. Łowca podniósł wzrok na jednego ze strażników o potężnych szczękach. 282 Ś Widziałem! Ś warknął Pazur. Ś Jeśli jeszcze raz będziesz próbował się ukryć, rozpłatam twoje ciało od gardła aż po to, co czyni cię kocurem! Sznur niewolników tuneli znów został pognany do przodu, unosząc ze sobą Frittiego. Życie w drużynie niewolników nie było teraz tak ciężkie jak przedtem. Wzmocnił się podczas pobytu w Szczurzym Liściu, mimo że polowania były skąpe, jednak jadał lepiej niż te biedne zwierzaki, z którymi był uwięziony. Cierpienie i nieszczęścia dookoła przygnębiały go Ś ale tym razem sprawy miały się inaczej: dołączył do grona niewolników na własne życzenie, działał w tajemnicy. Chociaż serce ostrzegało go przed głupotą, nie potrafił ustrzec się cichej dumy. Miał przed sobą cel i jak dotąd odnosił znaczące sukcesy. Jego dobry los tańczył. Więźniowie również czuli zmianę w atmosferze góry. Niepokojące, wstrząsające znaczenie nadchodzących wydarzeń przybiło ich. Żaden z więźniów nie snuł opowieści, nie śpiewał. Nawet kłótnie były cichsze, pełne rezygnacji. Wszyscy więźniowie byli zastraszeni, czekali na cios. Jeden z jeńców lakonicznie opowiedział Łowcy pogłoski krążące wśród strażników: o hałasach i światłach w Jaskini Jamy, o tym, że Gwardia Pazura i Grwardia Kła zbierały się w silne, niecierpliwe brygady wysyłane do odległych tuneli. Udając obojętność, Fritti próbował wyciągnąć z jednego z jeńców Ś jednookiego burasa imieniem Szperająca Stopa Ś więcej informacji, ale wycieńczony kot nie wiedział nic więcej. Fritti pozostał z niewolnikami tuneli przez dwie szychty i zaczął się niecierpliwić: wiedział, że czas ucieka. Jedyne, o czym mógł myśleć, to niebezpieczeństwo, w jakim znajdowali się jego przyjaciele. Dom Pierwszych i los Ludu zniknął z jego umysłu jak bezużyteczna abstrakcja. Po opuszczeniu Szperającej Stopy, Łowca siedział zgarbiony w kącie jaskini, dopóki nie pokazali się strażnicy. Brudny czas kopania ze zgiętym grzbietem wlókł się tak niemrawo jak wyciekający, lepki sok. Choć jego łapy pękały i krwawiły, Fritti kopał jak oszalały Ś siłą próbował przyspieszyć opieszałe godziny. 283 Kiedy przy wejściu do tunelu skrzywiony Gwardzista, warcząc, wydawał rozkaz zakończenia kopania, Łowca i pozostali zmęczeni więźniowie zaczęli wspinać się w górę. Ostrożnie trzymał się z tyłu, stanął, gdy ostatni kot poza nim samym z wysiłkiem przepełzał przez próg tunelu, potem szybko odwrócił się, zbiegł w dół krótkiego przejścia i rzucił się na ziemię na samym końcu dziury, którą kopali. Wturlał się pod kopce wykopanej gliny tak daleko, jak tylko mógł, i leżał cicho. Odgłosy ustawiania więźniów dochodziły tu z góry. Przez chwilę gorejące, złote oko spojrzało w głąb tunelu, lecz mrok i brud skutecznie ukrywały Łowcę, wkrótce usłyszał, jak zniewolona gromada odchodzi. Leżał spokojnie na końcu nory przez kilkadziesiąt uderzeń własnego serca, a w końcu ostrożnie wypełzł na powierzchnię. Mała jaskinia, z której rozchodziły się tunele, była pusta. Przyćmione światło nie zdradzało żadnego ruchu. Niedbale, lecz bardzo szybko usunął największy brud z ogona, pyska i łap, później cicho zbliżył się do większego szybu, w którym zniknęli już jeńcy i ich strażnicy. W jaskini, w której Szybki Pazur, leżąc, śnił o białym kocie, Cienista Strzecha w końcu sama usnęła. Napięcie z powodu niepewności własnego losu, oczekiwanie na pałającego żądzą zemsty Szatańskiego Szpona i wymuszona bezradność jej położenia wyczerpały ją tak, że nie była już w stanie zebrać więcej siły czy smutku, aby oprzeć się zmęczeniu. Przez długi czas leżała z brodą na łapach, przyglądając się spokojnym, bezradnym ciałom Szybkiego Pazura i Pchłożer-cy i rozpacz ogarniała ją niczym ciepła mgła. Kiedy strażnik wetknął swą obrzydliwą głowę do komnaty, zobaczył trójkę kotów leżących w ciszy podobnej do śmierci. Wyszczerzając w zadowoleniu żółte kły, cofnął głowę. Oczy Pchłożercy drgnęły i otworzyły się. Przez chwilę, gdy jego ciało leżało bezwładnie i nieruchomo, oczy zapłonęły nagłym chłodnym płomieniem. W głębi zamigotało światło, które zaraz umarło. Powieki opadły ciężko i znów wszystko skamieniało. 284 Parszywiec już czekał na Frittiego, gdy ten pojawił się w bocznym tunelu. Gwardzista Kła wykonywał coś na kształt niecierpliwego tańca, jego nagi ogon wirował i kręcił się jak tonący nocny pełzacz. Łowca, który pracując, spędził czas, który Ś jak się wydawało Ś mógł mierzyć obrotami Oka, zmierzał tu tak ostrożnie i cicho, jak tylko mógł, po to, by przywitał go donośny, podniecony syk Parszywca: Ś Tunelowiec! Przyszedłeś? Mam wieści, wieści! Ś Cisza! Ś Łowca również syknął Ś Co za wieści? Ś Odnalazłem twojego więźnia Ś powiedział radośnie Gwardzista Kła. Ś Parszywiec dokonał tego! Łowca poczuł, że czas nagli. Ś Gdzie? Gdzie ona jest? Parszywiec wyszczerzył zęby, ich biel zalśniła przeraźliwie pod zmaltretowanym pyskiem. Ś Niedaleko ssstąd, o tak, całkiem blisssko. Och, bys-sstry Parszywiec przysssłużył sssię Panu Wszyssstkich! Fritti usiłował być cierpliwy i czekał z wysuszonym pyskiem, aż Parszywiec opisze miejsce, w którym trzymano Cienistą Strzechę. Kiedy bezooki Gwardzista Kła skończył, Łowca zaczął się wycofywać, snując szaleńczy plany. Nagle zatrzymał się. Lepiej będzie, jeśli będę zachowywał pozory, pomyślał. Ten stwór jest straszliwym wrogiem, ale jako sprzymierzeniec jest niezły. Ś Dobrze się sprawiłeś Ś powiedział. Ś Pan będzie zadowolony. Pamiętaj, ani pary z ust! Ś Oczywiście, sssprytny Parszywiec nie powie sssłowa! Obserwując podskakującego stwora, Fritti zauważył coś, co w przejęciu uszło jego uwagi. Ś Gdzie jest Szatański Szpon? Ś zapytał ostro. Ś Miałeś trzymać go przy sobie. Przez zniszczone rysy Parszywca przebiegł raptowny skurcz strachu. Ś Och, Tunelowcu, on. Jest wypełniony osss. Nie zos-sstał przy mnie, a ja nie mogłem go zmusssić. Jessst taki sssilny, sssam wiesz. Uciekł w głąb tuneli, wrzeszcząc i wy-285 gadując dziwne rzeczy. Zossstał ukarany z powodu więźnia i teraz przepełnia go osss. Nic nie można na to poradzić, pomyślał Fritti. Ś Nieważne Ś powiedział do Parszywca, który natychmiast się rozpromienił. Ś Teraz idź, a jeśli będziesz mi potrzebny, odnajdę cię. Łowca wyskoczył z bocznego tunelu, przeskoczył przez główny szyb i zatrzymał się we wnęce po drugiej stronie, mrok chronił go przed ciekawskimi ^oczami. Kiedy się obejrzał, zobaczył Parszywca, z kaleką twarzą wykrzywioną uśmiechem, jak wciąż podskakuje i tańczy wśród mroku. Kryjąc się w najgłębszym cieniu, Fritti skradał się, omijając szwadrony gniewnych, gromadzących się mieszkańców góry, poruszał się niczym koci duch przez przebudzony świat podziemi. Dzieci góry były wszędzie Ś przemieszczały się, szeptały, nastawiały ostre, czerwone pazury. Dotarł do skrzyżowania trzech tuneli, które opisywał Parszywiec. Ostrożnie rozejrzał się dookoła i widząc, że nikt nie zwraca na niego uwagi, zanurzył się w tym, który wskazał mu Kieł. Czołgał się przed siebie z wzniesionym ogonem, czujnymi wąsami i najeżonym każdym włoskiem. W ścianie przed sobą spostrzegł wejście do szybu. Właśnie to! Pragnął skoczyć, ale opanował się. Ostrożnie, ostrożnie... Dotarł do otworu i ostrożnie zajrzał w dół. Na dnie szybu, w przymglonym świetle, zobaczył... Szybkiego Pazura! Jego serce drgnęło. Kociak i Cienista Strzecha byli uwięzieni w tej samej jaskini! Szczęście go nie opuszczało. Wychylił się dalej do przodu i zauważył dwie inne postaci. Cienista Strzecha! A ten stary, czyżby był to Pchłożerca? Dalczego jednak żadne z nich się nie porusza? Czy mogą być... ależ nie. Widział, jak boki Szybkiego Pazura wznoszą się i opadają. Coś zwaliło się na niego niczym upadające drzewo. Jęcząc z bólu, przeturlał się na bok wejścia do jaskini. Stała nad nim potężna, ciemna postać, a ogromna łapa szykowała się do kolejnego ciosu. Pochyliła się nad nim dziwnie znajoma twarz Gwardzisty Pazura. 286 Ś Czego tu chcesz, co? Ś ryknęło zwierzę. Ś N-nic takiego! Ś pisnął Łowca. Ś Na-na-nazy-wam się T-tunelowiec i zgubiłem drogę. Ś Chciał stać się jak najmniejszy na tle ziemi. Pazur przysunął się bliżej. Ś To prawda? Ś warknął, a jego gorący oddech zmusił Łowcę do przymknięcia oczu. Oczy bestii zwęziły się. Ś Zaraz, zaraz. Kogoś mi przypominasz. Co to za znaczek na twojej głowie? Na głowie? Na czole? Na łzy Niebiańskiej Tancerki! Fritti zaklął sam na siebie. Musiał chyba zetrzeć maskujący go piach, kiedy wygrzebywał się z tunelu więźniów. Fritti wykonał nagły ruch, próbując wykręcić się i uciec, ale ciężka łapa spoczęła na jego karku, szkarłatne pazury lekko kłuły go w gardło. Ś Na Wielkiego! Ś odezwał się Gwardzista Pazura. Ś Jeśli nie jest to nasz mały szczur-uciekinier! Czy to nie zabawne! W przypływie rozpaczy Fritti rozpoznał swojego oprawcę. Był to Szybkokąs, ten, który niegdyś towarzyszył Szatańskiemu Szponowi, a teraz szczerzył zęby, uśmiechając się straszliwym uśmiechem do uwięzionego Łowcy. Ś No dobrze Ś zachichotał Gwardzista Pazura. Ś Znakomicie się składa, że to właśnie ja cię znalazłem. To z twojego powodu zniszczyli mojego szefa. Wszystko przez ciebie! Okrutna łapa zacisnęła się na gardle Frittiego. Zakaszlał bezradnie. Ś Tak, teraz ja jestem dowódcą. Ś Krzywo uśmiechnął się Szybkokąs. Ś Ale ja upewnię się, że dostaniesz to, na co zasłużyłeś. Czarny potwór przykucnął i przysunął swe głęboko osadzone oczy do twarzy sapiącego jeńca. Głos Pazura zniżył się do mściwego szeptu: Ś Zabiorę cię prosto do Tłuściocha! Rozdział 28 Gdziekolwiek byś byt, odnajdzie cię śmierć, Władczyni mrocznej krainy uderzeń serc Ostatnich. Okrutna bestia. O psie, mój Boże! George Baker Spędził Łowcę w dół zatłoczonych teraz korytarzy, popychając go, kąsając i szturchając. Kiedy tak szli Ś ciemny i muskularny Gwardzista wlokący małego, pomarańczowego kotka Ś wielu mieszkańców góry odwracało się z ciekawością, by popatrzeć za dziwaczną parą. Nie było nic niezwykłego w widoku jeńca prowadzonego ku karze lub ku zagładzie, ale mały kot warczał i bronił się Ś stawiał opór! Już od dawna nie widziano tu walczącego dziecka słońca. Fritti, ogarnięty chmurą bólu, złości i gniewu, spostrzegł coś dziwnego: nigdzie nie było niewolników, znik-nęły ponure brygady pracy przemierzające drogi Bezmiaru. Widocznie ich praca była skończona. Nic dziwnego, że został odkryty. Szybkokąs prowadził Frittiego wśród niczym nie różniących się między sobą Gwardzistów Pazura i syczących Gwardzistów Kła o obwisłej, pełnej fałd skórze. Szli coraz niżej, z poziomu na poziom, aż przeszli przez Większe Wrota i w końcu znaleźli się w sklepionym przedsionku Jaskini Jamy. Przed wejściem do Siedziby Pożeracza Serc stała grupka Gwardzistów Pazura, którzy spierali się o coś. Klocowały, kwadratowy zwierzak z kikutem zamiast ogona, z pewnością 288 ich przywódca, usiłował przywołać ich do porządku. Warknął na jednego ze swych podwładnych, który odpłacił mu tym samym, lecz cofnął się zaraz, pochyliwszy łeb. Ś Witaj, Kruszotrawie! Ś zawołał Szybkokąs do tego, który był pozbawiony ogona. Ś Co ty i ta twoja banda bezładnych myszy robicie tutaj? Kruszotraw odwrócił się, by spojrzeć na przybyszów. Ś A to ty, Szybkokąsie?! Bardzo, bardzo źle się dzieje. Ś Nad czym tak lamentujesz? Ś zapytał Szybkokąs, wywalając jęzor w krzywym uśmiechu. Ś Ten tutaj, Szczękacz Ś powiedział zmartwiony Kruszotraw Ś razem z kilkoma innymi słyszeli coś dziwnego w Wyższych Katakumbach. Ś Jakby drapanie Ś odezwał się ponury, o niskich brwiach Szczękacz. Ś Coś tu nie gra. Szybkokąs wybuchł chrapliwym śmiechem. Ś To, czego im naprawdę potrzeba, to kilka ostrych zębów w ich cielskach. Powinieneś trzymać tych nierobów mocniejszą łapą, Kruszotrawie. Ś Roześmiał się. Pomiędzy podwładnymi Kruszotrawa rozległ się nieprzyjemny pomruk. Ś Poza tym, co robicie tutaj wszyscy? Ś ciągnął Szybkokąs. Ś Pan pozbawi was oczu! Kruszotraw skrzywił się. Ś Gdybym nie przyszedł, oni przyszliby tu beze mnie. Jak by to wyglądało? Ś Jak bunt. I to, czemu teraz przewodzisz, też wygląda na bunt, mój głupi przyjacielu. Drapanie! Ha! Kamienna krew i ogień! Wkrótce odkryjecie, że Pan jest straszniejszy niż jakiekolwiek drapanie! Ś A swoją drogą, co przyniosło tutaj ciebie? Ś ze złością syknął Szczękacz. Szybkokąs znalazł się na nim bez ostrzeżenia, zwalił z nóg i rozdarł mu ucho. Ś Możesz zwracać się do swego dowódcy jak do miauczącego smarkacza, ale nie próbuj tego ze mną! Ś wy sapał niskim, złowróżbnym tonem do krwawiącego ucha Szczę-289 kacza. Potem, głośniej, zwrócił się do pozostałych, przyglądających się mu. Ś Przypadkiem przyprowadziłem Panu Wszystkich bardzo ważnego więźnia. Jeśli będziecie mieli szczęście, to będzie on tak ze mnie zadowolony, że zapomni o rozpruciu wam wnętrzności. Ś Bardzo ważnego więźnia? To małe nic? Ś spytał Kruszotraw. Ś To jedyny więzień, któremu udało się uciec Ś warknął Szybkokąs. Ś Ktoś musiał mu pomagać, prawda? Wystarczy? A sami wiecie, co to znaczy, prawda? Ś Pazur wychylił się, aby podkreślić znaczenie swoich słów. Ś Spisek! Pomyślcie o tym! Ś Zadowolony Szybkokąs wyszczerzył zęby. Ś Jeżeli udało mu się uciec, to co właściwie tutaj robi? Ś zapytał jeden z wojowników Kruszotrawa. Szybkokąs spojrzał na niego. Ś Wiem, o co go pytać, bez waszej pomocy Ś powiedział ze złością. Ś Poza tym mam ważniejsze rzeczy do roboty niż sterczenie tutaj i paplanie z jakimiś parszywymi kocurami. Idę zobaczyć się z Panem. Dalej, Kruszotrawie, zabieraj się z powrotem ze swymi jękami i tym całym drapaniem z powrotem do tunelu. Nic tu po was. Ś Nie masz prawa mi rozkazywać, Szybkokąsie Ś powiedział wyzywająco drugi dowódca, ale wycofał się, a za nim cała jego załoga wraz z drżącym, spoglądającym z nienawiścią Szczękaczem. Ś Nie, twardzielu Ś odrzekł zadowolony z siebie Szybkokąs. Przez cały spór Fritti pozostawał bez ruchu, chłonąc to, co dolatywało go z komnaty poniżej Ś rozdzierającą, przeogromną moc Pożeracza Serc. Prawie nie poczuł, jak Szybkokąs pchnął go w stronę wejścia. Mgła przysłoniła mu oczy, a tępy ból, idący od czoła, przeszył czaszkę. Dwóch wartowników przy wejściu, jeden Pazur, jeden Kieł, skłoniło lekko głowy, gdy tylko rozpoznali Szybkokąsa, ale nie odwrócili się, kiedy ten prowdził Frittiego przez portal. Kiedy go minęli, otoczyła ich chłodna mgła. Łowca już drżał. 290 Na samym środku jaskini tron Niemożliwego wyrastał z jamy. Wijące się, konające ciała tworzyły falujące wzory w .zimnym, fioletowym świetle. Na szczycie tego monolitu cierpienia leżał w niedbałej pozie Lord Pożeracz Serc, ślepy i nieruchomy jak ogromna, świeżo wykluta larwa. Pod nim tuziny sług uwijały się wokół krawędzi jamy. Szybkokąs, którego opuściła już śmiałość, powoli popychał Łowcę w kierunku potężnej bestii. Kiedy stanęli nad wielką, okrągłą przepaścią Ś dowódca Pazurów zbierał odwagę, by przemówić Ś po drugiej stronie jaskini, przy głównym wejściu, rozległo się jakieś zamieszanie. Fritti widział, jak Gwardziści Pazura wybiegają w pośpiechu, ale mgła wisząca nad ziemią nie pozwoliła mu stwierdzić, co się właściwie dzieje. Stwór nad rozpadliną powoli odwrócił głowę w kierunku zamętu. Szybkokąs zakaszlał głośno, ale Pan wpatrywał się w głąb jaskini otoczonej potężnymi skałami. Ś Naj-najpotężniejszy Panie... Największy, wysłuchaj swego niewolnika! Ś rozległ się nad jamą głos Szybkokąsa. Potężny łeb odwrócił się wolno, by w końcu utkwić mle-cznobiałe oczy w ich kierunku. Obaj, dowódca Gwardii Pazura i jego jeniec, bezwiednie cofnęli się o krok od krawędzi jamy. Pierworodny spojrzał na nich bez wyrazu. Ś Największy Panie, twój sługa Szybkokąs przyprowadził ci więźnia, który zbiegł, tego z gwiazdą na czole. Oto on! Cętkowany zwierzak cofnął się, pozostawiając skulonego nad krawędzią jamy Łowcę w bezkresnej mocy Pożeracza Serc. Szybkokąs, który w oczekiwaniu bezwiednie wyciągał i chował pazury, w końcu nie wytrzymał panującej ciszy. Ś Czy dobrze uczyniłem, Największy? Czy jesteś zadowolony ze swego sługi? Pożeracz Serc lekko skłonił głowę w kierunku Gwardzisty. Ś Będziesz żył Ś powiedział, a jego głos brzmiał wiekami zgnilizny. Szybkokąs wydał bełkoczący dźwięk, ale nim się odezwał, martwy, błotnisty głos dodał: Ś Dobrze zrobiłeś. Teraz odejdź. 291 Z wytrzeszczonymi oczami Szybkokąs wycofał się ku wyjściu, odwrócił się i zniknął. Łowca bezwładnie upadł na zimną ziemię, pomiędzy nim a jamą unosiły się opary. Kiedy rozproszyły się nieco, stare, niewidome oczy Tłuściocha były utkwione w dali, nic nie dostrzegając. Stos torturowanych ciał, na którym leżał, uniósł się lekko w dziwnym, wspólnym wzdrygnięciu. Pan Bezmiaru zdawał się tego nie zauważać. Nagle, jak zimny, wilgotny, lepki intruz, głos Pożeracza Serc przemówił we wnętrzu umysłu Łowcy. Ś Znam cię. Ś Natrętna obecność bez wysiłku wdarła się w jego myśli. Łowca, w niezdrowym szaleństwie, tarł głową o twardą, zamarzniętą posadzkę jaskini, ale nie udawało mu się pozbyć tego głosu. Ś Nie stanowisz zagrożenia. Wolny czy uwięziony, żwawy czy martwy, nie jesteś nawet małym kamykiem na mojej ścieżce. Ś Coś wiecznego spychało myśli Łowcy w bierną rozpacz, drążąc je coraz głębiej. Ś Ale jeszcze potrzebni są mi moi słudzy... na razie. Wszyscy muszą wiedzieć, że to daremne. Wszyscy muszą wiedzieć, że opór jest daremny. Powinienem rozerwać cię na cząstki i posłać prosto w gwiazdy... Przeraźliwa pustka przepełniła myśli Frittiego, jakby nagle zagłębił się w niezmierzonej otchłani. Gdzieś słyszał własne ciało krzyczące z przerażenia... gdzieś daleko, nieosiągalne. Ś Jednak Ś dudniący potwornie, monotonny głos odezwał się znów Ś zostałeś już przyobiecany. Bast-Imret i Knet-Mukri Ś Gwardziści Piszczelą Ś żądają, abyś należał do nich. Zostaniesz zabrany do Domu Rozpaczy, gdzie zabawisz, póki twoja ka nie wyrwie się w przestworza... Jakby bezgłośnie przywołane, szare, okryte mgłą postaci wyłoniły się z jaskini w skale, wysoko ponad jamą Pożeracza Serc. Ze ściany jaskini, podziurkowanej niczym plaster miodu, ruszyła w dół majestatyczna, przerażająca procesja, niespieszna i pełna spokoju jak czarny lód skuwający zimowy staw. W mętnym, granatowym świetle, promieniującym ze skalnych rozpadlin, postaci te były niemal niewidoczne... 292 bezkształtne. Jaśniejsze iskierki zamigotały przed oczyma. Lekki podmuch wiatru zawiał z górnej części komnaty i mrok jakby przybliżył się. Pozostałe stworzenia cofnęły się, milcząco ustępując drogi Gwardii Piszczelą. Potężna siła przykuła Łowcę do ziemi, mógł tylko obserwować nadchodzącą gromadę cieni. Niespodziewany zgiełk przy wejściu do jaskini, dobiegające stamtąd głośne sygnały Gwardzistów Pazura zwróciły oczy wszystkich, poza ślepym potworem z jamy. Rząd Gwardzistów Piszczelą zatrzymał się, ich rozmazane kształty zafalowały. Konające ciała pod Pożeraczem Serc znów drgnęły, potem na chwilę wszystko ucichło. W wejściu do Jaskini Jamy pojawiła się jakaś postać ledwo trzymająca się na nogach. Był to Kieł, jego twarda skóra była poraniona, krwawił. Ś Zaatakowano nasss! Ś zaskrzeczał. Ś Wielka rzeź przy Bramie Vez'an! W innych miejssscach również! Wśród zgromadzonych zwierząt rozległ się wielki wrzask, z tunelu zza wielkiej jaskini dochodziły jakieś odgłosy. Ś Co to? Co to? Ś krzyczał jak oszalały jeden z Gwardzistów Pazura. Ś To zdradliwi Pierwsssi Wędrowcy! Przybyli razem z tymi sssłonecznymi robakami z Domu Pierwszych! Zdrada! Napad! Wijąc się z bólu i skrzecząc, Kieł upadł na ziemię. Jaskinia nagle zmieniła się w piekło. Zarówno Gwardziści Pazura, jak i Kły zaczęli wyć i podskakiwać, a równocześnie inni z krzykiem wyłaniali się z tunelów. Odgłosy walki dochodzące spoza jaskini stały się głośniejsze, coraz bliższe. Ponad tym chaosem Pożeracz Serc leżał bez ruchu jak lodowiec. Łowca leżał na ziemi przy krawędzi jamy, przypatrując się wszystkiemu jak we śnie. Szał i krzyki nie obchodziły go, nie docierały poprzez paraliżującą, lodową skorupę, jaką Pożaracz Serc otoczył jego serce i ka. Kiedy potężna fala walczących zwierząt wlała się przez wejście do jaskini, zwierając pazury i zęby w śmiertelnym boju, przyglądał się wzbierającemu szaleństwu z tą samą, pełną zaciekawienia obojęt-293 nością, z jaką niegdyś latem obserwował fale na stawie. Dopiero kiedy kilka postaci walczących w pierwszej linii wydało mu się jakby znajomych, poczuł cień zainteresowania. Wielki, czarny kot Ś jak smukły, giętki Gwardzista Pazura Ś walczył wściekle, otoczony przez zgrzytających Gwardzistów Kła. Kto to był? Dlaczego zwrócił na niego uwagę? Czuł, że to ktoś ważny, ale nie mógł sobie przypomnieć kto. Tuż obok inny kocur, pokryty siatką grubych blizn, rozrywał w walce Gwardzistę Pazura, dużo większego od siebie. To następny. Czy tego też powinien znać? Potężny, pręgowany kot z rykiem przedarł się przez wejście, straże rozpierzchły się przed nim. Kiedy ze swego odosobnienia spojrzał poprzez jaskinię, Fritti poczuł, że musi się uśmiechnąć Ś mimo że kot o obwisłym brzuchu walczył o swoje życie. Dlaczego, zastanowił się przez chwilę, dlaczego się uśmiecham? Ponieważ to Brzuchacz, a Brzuchacz jest zabawny. Brzuchacz. Brzuchacz i Myszołów i... i.... Drżący Szpon! Jego przyjaciele! Przybyli jego przyjaciele! Lodowy pancerz na jego duszy stopił się. W końcu Lud przybył! Nadeszli! Fritti podniósł się na łapy z cichym okrzykiem szczęścia. Bitwa rozprzestrzeniała się, zbliżała do miejsca, w którym stał Ś stopniowo otaczała jamę, gdzie leżał nieodgadniony w swej mocy Pożeracz Serc. Łowca niezgrabnie wycofał się pod ścianę jaskini, znajdując niepewne schronienie w kamiennej niszy. Strażnicy mijali go już, by włączyć się do boju. Powoli, jakby na milczący rozkaz, stworzenia z góry stawały plecami do jamy, aż uformowały krąg wokół zamglonej, oświetlonej fioletowym blaskiem nory w samym środku jaskini. Napastnicy zwarli szeregi i ruszyli do ataku, ale odparł ich rząd obrońców jamy. Walczące postaci z wyciem pogrążały się we mgle otaczającej tron władcy Bezmiaru, znikając za obwodem brzegu jamy. Napastnicy cofnęli się i przygotowywali do ponownego natarcia. Na jedno uderzenie serca zapanowała wokół cisza, w której niemal słychać było jeżące się futra... 294 I nagle w jaskini rozległ się, dudniący niczym piorun, głos Pożeracza Serc: Ś Stójcie! Przez chwilę zdumiewającą ciszę zakłócało tylko wibrujące w powietrzu echo tego potwornego dźwięku. Drżący Szpon, który wdrapał się na podstawę ściany komnaty, wbił wzrok w półmrok jaskini. Jego chrapliwy szept, wypełniony zabobonnym strachem, przeszył ciszę: :Ś Na wymiona Pramatki! Syk przerażenia zawrzał wśród Ludu i setki grzbietów i ogonów, jak jeden, wygięło się w łuk. Głos Pożeracza Serc rozległ się znów: Ś Zastanawiałem się, czy pachołki czczące pamięć moich zmarłych braci zbiorą w końcu swą odwagę i spróbują zaatakować moją siedzibę. Więc teraz posłuchajcie mnie, wy, obwąchujący Ognistą Stopę i ścigający Biały Wicher: ostatni z Pierworodnych nie będzie mierzył się z takim miauczącym pospólstwem jak wy. Przeliczyliście się, powierzchniowe płazy. Moc jego słów, jak coś materialnego, powaliła napastników, ale dzieci góry również się nie poruszyły Ś tak wielka była moc Pożeracza Serc. W końcu podniósł się Myszołów. Jego stara, zniszczona twarz była poważna, wąsy dumnie nastroszone. Ś Słowa! Ś krzyknął Tan Pierwszych Wędrowców z Lasu Źródła. Ś Przywiedliśmy ze sobą więcej prawdziwego Ludu niż gwiazd na niebie, Panie Mrowiska. Właśnie teraz penetrują oni twoją króliczą norę. To twój ostatni dzień! Dookoła wszyscy napastnicy potrząsali głowami i mruczeli ze zdumienia i podziwu, głośny pomruk wypełnił skalistą przestrzeń. Ś Możesz sobie siedzieć jak ropucha na tej nędznej imitacji Vaka'az'me aż do końca świata Ś krzyknął Myszołów Ś ale nasze brody nigdy nie tkną ziemi przed tobą! Twoja moc jest zwyciężona! Śmiech Grizraza Pożeracza Serc stoczył się w dół niczym gwałtowna lawina. 295 Ś Głupcy! Ś ryknął głucho. Ś Mówicie mi o mocy, wy, których żywot jest tak kruchy jak spadający liść! Co za kpiny! Ś Znów zabrzmiał jego śmiech. Niżej rozległ się jakiś rumor i tronowa góra Pożeracza Serc wzniosła się nagle. Ś Mówisz o Vaka'az'me Ś zawył i huk stał się jeszcze głośniejszy. Ś Myślisz, że widziałeś tron Pożeracza Serc, ale nie widziałeś nic!! Ś radośnie wykrzykiwał Pan Góry głosem tak przenikliwym jak marznący deszcz. Lud jęknął i był bliski ucieczki, lecz Myszołów wysunął się do przodu i utrzymał szyki. Jednak zanim Tan zdołał powiedzieć słowo, ciemne ciało Pożeracza Serc zaczęło kołysać się i chwiać na szczycie rozkładającej się góry. Ś Czy myślicie, że usadowiłem się tu po to, aby napełniać strachem te żałosne, krzątające się stworzonka, które mi służą? Ś zapytał Tłuścioch. Ś Innymi słowy, po to, by zaprzątać strachem głowy takich jak wy? Ha ha ha ha ha! Ś Głos Pożeracza Serc stał się niemal ogłuszający. Ś Tak jak Fela Niebiańska Tancerka, która zrodziła mnie, ja daję ciepło tej wijącej się górze mięsa! Daję jej moc! Huczący dźwięk z wnętrza jamy zmienił się w rozdzierający, syczący hałas. Światła wydobywające się z wnętrza Ziemi zaczęły migotać szaleńczo. Zebrane stworzenia, wolny Lud, ale i Gwardziści Pazura, zaczęły jęczeć z przerażenia i uciekać znad jamy. Spod Pożeracza Serc wyłonił się potężny kształt, jakby właśnie się wykluł albo uformował z oparów jamy. Wydawał dźwięk niezliczonych, konających stworzeń Ś głosy tysięcy w jednym bezdusznym krzyku. Wszyscy, którzy otaczali jamę, rozproszyli się pod ściany jaskini z wyciem i wrzaskiem, gdy potężny kształt unosił się ociężale. Mdłe, fioletowe światło ślizgało się po czymś monstrualnym, bezkształtnym, mrocznym i nierozpoznawalnym. Do szaleństwa przypominało to jakiegoś psa-demona ze śliniącym się pyskiem i czerwonymi oczyma. Było uformowane z rozkładających się, splątanych ciał z jamy Ś konających, żałośnie zawodzących zwierząt sprzęgniętych w jedno wielkie ciało. 296 Niektórzy z Ludu śmiali się obłąkańczo, próbowali wstać i walczyć. Natychmiast zlało się na nich to coś Ś powalające i śmiertelne. Ś Oto, co stworzyłem!! Fikos! Stworzyłem to! Jaskinię wypełniły krzyki umarłych i umierających, chaos wrzasku. Kiedy ów upiorny pies uderzał i zabijał, głos Pożeracza Serc stawał się coraz głośniejszy: Ś Fikos! Wasza zguba! Zguba dla wszystkich, którzy wędrują po powierzchni świata!! Łowca odwrócił się od straszliwego widoku i uciekł z Jaskini Jamy. Rozdział 29 Lis ma w zanadrzu mnóstwo podstępów, ale i jeż ma swoje także. Archilochos Bezmiar zmienił się w piekło. Gdy Fritti biegł przez półmrok, widział przemykające się chyłkiem kocie kształty piszczące i podskakujące jak tłum oszalałych nietoperzy. Łowca myślał tylko o swoich przyjaciołach. Zbyt dużo śmierci i przerażenia było za nim. Wszystko wskazywało na to, że jest to koniec wszystkiego Ś życia, rozsądku, nadziei. W obliczu tego końca chciał stanąć wraz z przyjaciółmi. Nikt go nie gonił. Gwardziści Pazura walczyli zarówno z Gwardzistami Kła, jak i wciąż napływającymi tłumami wolnego Ludu. Więźniowie, wywabieni odgłosami chaosu ze swych jaskiń, biegali w zamieszaniu, krzycząc, obwąchując, rozpaczliwie szukając wyjścia. Upiorny, głęboki i bezduszny głos Fikos przetaczał się przez górę, nucąc pieśń zniszczenia i szaleństwa. Fritti starał się przypomnieć sobie wskazówki, jakie Ś w dobrej wierze Ś dawał mu Parszywiec. Kilkakrotnie przeraził się, że w zamieszaniu krzyków i ciał pomylił drogę. W końcu rozpoznał zakręt prowadzący w dół. Położył uszy po sobie i popędził w dół pochyłego tunelu. Cienista Strzecha i Szybki Pazur siedzieli tyłem do tylnej ściany jaskini z najeżonymi futerkami. U ich stóp leżał Pchło-żerca, ale teraz jego oczy były otwarte. Przyglądał się z dziw-298 l na, cichą ciekawością Łowcy, który pojawił się w wejściu. Cienista Strzecha przez chwilę wydawała się go nie rozpoznawać, potem, wstrząsając łbem ze zdziwienia, skoczyła do przodu, wołając go po imieniu: Ś Łowco! Jesteś tutaj! Co się dzieje? Ś zawołała i podeszła do niego, węsząc, ale Fritti ominął ją i podszedł do Szybkiego Pazura. Ś Pazurku! Ś krzyknął. Ś To ja, Pazurku! Dobrze się czujesz? Możesz chodzić? Szybki Pazur popatrzył na niego przez chwilę, jakby nie rozumiał, potem łagodny uśmiech rozlał się po jego dziecinnej mordce. Ś Nre'fa-o, Łowco! Ś odezwał się. Ś Wiedziałem, że wrócisz. Fritti odwrócił się i zobaczył, że Cienista Strzecha z niepokojem wpatruje się w górę szybu. Ś Dzieją się straszne rzeczy, Strzecho Ś powiedział. Ś Przybył Lud, ale napotkał straszliwe niebezpieczeństwo. Nic tam po nas. Naszą jedyną szansą jest wydostanie się stąd, teraz, w zamieszaniu. Pomóż wyjść Szybkiemu Pazurowi. Ja wezmę Pchłożercę. Nie zadając żadnych pytań, szara kotka podskoczyła, aby pomóc malcowi, lecz Szybki Pazur sam podniósł się na drżących łapach. Ś Poradzę sobie Ś powiedział. Ś Po prostu czekałem, kiedy przyjdzie Łowca Ś dodał tajemniczo, potem przeciągnął się, nadając swemu ciału kształt niewielkiego łuku. Gorzej było z Pchłożercą. Choć był przebudzony i nie stawiał oporu, okazał się kłopotliwy. Wydawało się, że nie rozumie potrzeby pośpiechu, spacerował sobie niedbale wzdłuż jaskini, obwąchując ściany i kąty, jakby dopiero co tu przybył. Ś Od czasu kiedy zostaliśmy uwięziem, przebywał na polach snu Ś wyjaśnił Szybki Pazur. Ś Widzę go na łapach po raz pierwszy od nie wiem jak dawna. 299 Ś Mam nadzieję, że pamięta, do czego służą łapy Ś warknął Łowca Ś bo czas ucieka. O ile już nie jest za późno. Chodźcie. Cienista Strzecho, pójdziesz ostatnia i będziesz pomagać Pchłożercy. Ś A dokąd idziemy? Ś spytała kotka. Ś Jeżeli do góry przybył Lud, to z pewnością wszystkie wyjścia będą strzeżone? Ś Wydaje mi się, że znam drogę, która nie będzie strzeżona Ś odparł Fritti Ś choć będzie ona ryzykowna. Musimy już iść! Powiem wam, co będę mógł, podczas ucieczki. Gromadka podeszła do wyjścia, Łowca wysunął nos jako pierwszy, aby upewnić się, czy droga jest wolna. Tunel na zewnątrz był pusty, ale w dół przenikały odgłosy wielkiego zamieszania. Kiedy Pchłożerca dotarł do wyjścia z pieczary, zatrzymał się na moment, rozejrzał po miejscu, w którym tak długo leżał uwięziony. Po raz pierwszy od chwili przekroczenia granic Bezmiaru odezwał się: Ś Przeklęte, przeklęte miejsce... Ś powiedział cicho. Potem z trudem poddał się kuksańcom przynaglającej go Cienistej Strzechy. Czwórka zbliżała się ku bardziej uczęszczanym korytarzom, a Fritti usiłował wyjaśnić im wszystko, co widział. Wszędzie dookoła leżeli umarli lub umierający, mieszając się z tłumem żyjących. Świecąca glina, wyściełająca jaskinie i tunele, lśniła już tylko tu i ówdzie i wydawało się, że w całej ciemniejącej górze czai się niebezpieczeństwo. Kilka razy na ich drodze stanęły podziemne stworzenia i byli zmuszeni stanąć do walki, aby pójść dalej. Fritti i Cienista Strzecha walczyli o wolność jak szaleni, wprawiając Kły i Pazury w konsternację: dlaczego te małe koty nie poddają się szybko ze strachu? Świat góry trząsł się w posadach i dla jej przerażonych mieszkańców ci niesforni, bojowi niewolnicy byli tylko kolejnym znakiem kresu ich rzeczywistości. Zdziwieni i przestraszeni Gwardziści często uciekali, aby poszukać stworzeń, które staną się łatwiejszą zdobyczą. Pchłożerca nie ruszał nawet łapą, aby powstrzymać napastników, kulił się 300 tylko, mamrocząc żałośnie. Szybki Pazur trzymał się zaskakująco na uboczu, i on nie podniósł małej łapy w swojej obronie, nawet jeśli coś zagrażało mu bezpośrednio. Zamiast tego wpatrywał się dobrotliwie w napastników, dopóki nie odsunęli się, pełni lęku przed czymś, czego nie mogli zrozumieć. Łowca i Cienista Strzecha, którzy walczyli wytrwale w obronie swego niewielkiego konwoju, byli ranni w wielu miejscach. Szybki Pazur, nie poraniony i nie poruszony, szedł za nimi jak kociak podczas codziennych igraszek. Ś Nie wiem, czy uda nam się zajść daleko w ten sposób Ś wykrztusiła zdyszana Cienista Strzecha, gdy uciekli z miejsca kolejnej potyczki. Ś Ktoś wkrótce obejmie kontrolę nad tymi stworami i wtedy będziemy mogli polecić nasze ka Meerclar. Ś Wiem Ś wysapał Fritti. Nie miał nadziei, że im się uda. Drogi, które przemierzali, stawały się z każdą chwilą coraz bardziej niebezpieczne. Oszczędzał oddech, aby spożytkować go w ucieczce. Jednak w końcu, kiedy dotarli do zewnętrznych tuneli, znaleźli się na mniej uczęszczanych terenach. Atak Ludu z DomuTier-wszych ściągnął większość strażników z obrzeży góry, kiedy czwórka uciekinierów zaczęła kierować się ku dołowi, zgiełk bitwy cichł za ich plecami. Nikło także ziemne światło, ale te drogi Fritti przemierzył już wcześniej Ś a co ważniejsze, kierował nim teraz nasilający się powoli ryk Koryta Płomienia. Syczący huk podziemnej rzeki stawał się coraz bardziej donośny i rósł w ich uszach, gdy zagłębiali się w sznur wąskich, niskich tuneli. Powietrze wypełniała wilgoć. Wygrzebali się z ciasnego przejścia, które Fritti zapamiętał jako ostatnią wysoką pieczarę przed Jaskinią Koryta. Teraz ucieczka wydawała się prawdopodobna, choć Łowca wiedział, że zostawia za sobą wolny Lud toczący Ś i przegrywający Ś walkę na śmierć i życie. Zatrzymał całą grupę, aby ostrzec ich przed niebezpieczeństwem czającym się przed nimi, ale nie wypowiedział zamierzonych słów. Kiedy się odwrócił, spostrzegł, że Pchłożerca zniknął. 301 Ś Cienista Strzecho! Ś krzyknął. Ś Gdzie jest Pchło-żerca? Myślałem, że idziesz za nim! Szara kotka, liżąc rany, obejrzała się za siebie w mroczną pustkę. Jej zielone oczy przybrały wyraz zawstydzenia. Ś Przepraszam, Łowco Ś powiedziała miękko. Ś Szybki Pazur nastąpił na coś ostrego i kulał. Podeszłam do przodu, żeby mu pomóc. Pchłożerca był tuż za nami... Zmartwiony Łowca gwałtownie kręcił głową z niepokoju. Ś To nie twoja wina, Strzecho. Nie mogłaś się tego spodziewać. Cóż, pozwólcie, że opiszę wam jaskinię przed nami i drogę nad rzeką. Gdy skończył, Cienista Strzecha pokiwała głową ze zrozumieniem. Szybki Pazur po prostu siedział, w narastającym mroku wpatrując się w Łowcę. Ś Mam nadzieję, że uda mi się dogonić was, zanim opuścicie Koryto Ś powiedział Fritti. Ś Lecz jeśli nie, kierujcie się na prawe ramię i zmierzajcie ku powierzchni. Ś Co to znaczy „dogonić was"? Ś zapytała zaskoczona Cienista Strzecha. Ś On wraca, żeby znaleźć Pchłożercę Ś powiedział malec. Cienista Strzecha była wstrząśnięta. Ś Wraca? Łowco, nie możesz. Czas ucieka. Nie poświęcaj siebie za nic! Ś To nie jest za nic Ś powiedział Fritti. Ś Ja muszę to zrobić. Chcę, żebyście poszli. Jeśli uda ci się wydostać Pazurka i siebie, będzie mi łatwiej we wszystkim. Idźcie już, proszę. Miał się odwrócić, ale Cienista Strzecha podbiegła i stanęła między Frittim a tunelem. W swoim żalu wyglądała na tak groźną, jakiej jeszcze Łowca nie widział Ś była dużo groźniejsza niż wtedy, gdy walczyła o własne życie. Wyglądała tak, jakby zgubiła krok w tańcu ziemi i nie mogła odnaleźć swojej roli. Ś Szybki Pazurze! Ś krzyczała. Ś Powiedz mu, żeby nie szedł. Nie pozwól mu, aby tak po prostu poszedł ścigać ogon własnej śmierci! 302 Jednak Szybki Pazur tylko spojrzał na nią z dawną czułością i rzekł: Ś Musi iść. Nie utrudniaj nam tego, proszę, Strzecho. Ś Zwrócił się do Frittiego: Ś Może znajdziesz pomyślne tańce, Łowco. Wróć do nas, jeśli będziesz mógł. Łowca miał tylko chwilę na to, aby zadziwić się zmianą, jaka zaszła w jego młodym przyjacielu. Odgłosy wrogości i starcia płynące z dołu przez tunele, wzmocniły jego postanowienie. Ś Mri'fa-o, moi dobrzy, najlepsi przyjaciele Ś powiedział i stanął, aby obwąchać ich oboje, ale nie mógł napotkać spojrzenia Cienistej Strzechy. Skoczył, minął ją i pobiegł w górę tunelu, wracając tą samą drogą, którą wspólnie przebyli. Zewnętrzne drogi, które przechodzili przed chwilą we względnym bezpieczeństwie, znów zapełniły się ciemnymi postaciami Kłów i Pazurów. Wyglądało na to, że walczące bestie odzyskały dyscyplinę, co Ś według Frittiego Ś źle wróżyło Drżącemu Szponowi, Płotołazowi i całej reszcie. Znad jego głowy, nie potrafił powiedzieć z jak daleka, dochodził chrapliwy, przewlekły dźwięk jakiejś ogromnej rzeczy przemieszczającej się w Wyższych Katakumbach. To zapowiadało coś daleko gorszego. Bez trudu mógł się domyślić, jaka to złowroga istota uciekła z Jaskini Jamy i właśnie teraz snuje się po wyższych tunelach. Łowca przypuszczał, że Pchłożerca nie odszedł daleko od trasy, którą szli. Ale jeżeli tak się stało... cóż, nawet nowo odnalezione zdecydowanie Frittiego nie było dość twarde, by miał dobrowolnie znaleźć się w zasięgu wzroku tego potwornego stwora. Skradał się w dół ciasnego tunelu, stąpając ostrożnie. Dostrzegł bowiem grupę Pazurów stojących w rozwidleniu tunelu niewiele skoków dalej Ś właśnie wtedy z niedaleka doszedł go niespodziewany dźwięk, cichy śmiech. Spoglądając w dół, zobaczył szczelinę między kamienną posadzką a ścianą. Właśnie stamtąd dochodził ten dźwięk. Przykucnął, nie spuszczając oka z Gwardzistów na skrzyżowaniu dróg. Byli za-303 jęci czymś, co Ś o ile mógł to stwierdzić z tej odległości i w półmroku Ś wydawało się jakimś sporem. Przykładając do szczeliny swoje czułe ucho, Fritti przysłuchiwał się. To, co usłyszał, nie było śmiechem, lecz jakimś dziwnym chlipaniem. Wcisnął łeb w pęknięcie, nastawił wąsy i spoglądał w głąb. Jakaś ciemna postać siedziała skulona w maleńkiej jaskini w ścianie tunelu. Ś Pchłożerco? Ś szepnął cicho. Nawet jeśli zwierzę go usłyszało, nie dało tego po sobie poznać. Łowca powoli spuścił się w dół maleńkiej groty. Panowała w niej niemal kompletna ciemność, a jaskinia była tak malutka, że nie było w niej miejsca, aby Fritti mógł stanąć. Musiał skulić się przed zmierzwionym, najeżonym kotem. To musi być Pchłożerca, pomyślał Fritti. Nikt poza nim nie ma tak brudnego futra. Wymierzył szlochającej postaci solidnego kuksańca. Ś Pchłożerco! To ja, Łowca! Chodź, wyprowadzę cię stąd. Fritti znów szturchnął szalonego kota, jego szloch zmienił się w niezborny potok słów: Ś Pojmany, pojmany i wyrzucony... wyrzucony jak migotanie.... migotanie... och, tu tkwi zło, os i jeszcze dalej... Fritti był oburzony. Mógł się spodziewać, że znajdzie Pchłożercę w tym żałosnym, mamroczącym stanie. Ś Chodź już Ś powiedział. Ś Nie ma na to czasu. Oczy przywykły mu już do niemal zupełnej czerni, widział czubatą, rozczochraną postać tuż przy sobie. Ś ...Czy nie widzisz, nie widzisz Ś zawodził głos Ś dopasowali nam sierść z kamienia... zabrali skalne czaszki i wszystkim nam zrobili z nich klatkę... jej wnętrze jest za ciasne. Piekielne głębie, jak to pali! Przy tych ostatnich słowach niemal zaryczał. Łowca drgnął. Jeśli tak będzie dalej, z pewnością ktoś ich usłyszy. Jego cierpliwość zaczęła rozpływać się w lęku. Chwycił zębami kłąb brudnego futra i mocno pociągnął. Łapa, ciężka jak potężny kamień, pchnęła go i przyszpiliła do podłoża. 304 Serce Łowcy podskoczyło. Czyżby się pomylił? Czy to w ogóle był Pchłożerca? To byłaby dopiero ironia losu, pomyślał. Poszukiwać imienia ogona w samolubnej misji, a potem głupio wleźć do nory wraz ze wściekłą bestią. Łowca próbował uwolnić się z silnego chwytu, ale był unieruchomiony skutecznie jak niemowlę. Jego wysiłki sprawiły, że zwierzę, które go trzymało, odwróciło się i przez chwilę na jego oblicze padło nikłe światło ze szczeliny. To był Pchłożerca. Przymglone światło ukazało jego oczy, kruche szaleństwem jak pękający lód. Ś Moja krew przywołała wietrzny wir! Ś zaskrzeczał Pchłożerca. Ś On wsysa i wiruje... oj, ja biedny. Jestem w samym środku, to nigdy mnie nie opuści... O, nawet pustka byłaby słodka...! Kiedy ostatnie echo tego krzyku ucichło w korytarzu nad nimi, Fritti usłyszał odgłos biegnących łap i ostre, poszukujące głosy. Zostali odkryci. Próbował podnieść się jeszcze ostatni raz, ale Pchłożerca Ś z obłąkańczą siłą Ś trzymał go mocno. Równie dobrze mógłby tak leżeć pod zwalonym dębem. Bezradny. Zaniknął oczy i czekał na śmierć. Czas jakby zwolnił, tak jak wtedy, bardzo dawno temu, kiedy Gwardia Pazura wyłoniła się z mroku nocy. Myśli płynęły swobodnie, drążyły jakieś obrzeża jego pamięci. Utkwiła tam modlitwa, której nauczył go Drżący Szpon, albo raczej początek tej modlitwy. Jego umysł leniwie badał fragment pieśni, choć wciąż jakaś cząstka jego samego słyszała dźwięki znad rozpadliny i stłumione szlochanie Pchłożercy. Okruch pamięci stanął przed oczyma jego umysłu... „Tangaloorze, jasny płomieniu" ...tak, tak się zaczynała. Zaskakujące, że przypomniała mu się właśnie teraz. Ś Tangaloorze, jasny płomieniu... Ś powiedział to teraz głośno i przysłuchiwał się słodkiemu kontrastowi, jaki powstał, gdy porównał te dźwięki z chrapliwym oddechem zwierzaka obok niego i szorstkimi krzykami bestii nad jego głową. Przez jego usta popłynęła bez przeszkód kolejna cząstka pieśni: Ś Płomienna stopo, najdalszy wędrowcze... mó-wi do ciebie twój myśliwy... Ś jak to się kończyło? O, jest Ś ....w potrzebie, ale wolny od strachu. Tak to było. Zaśpiewał pieśń jeszcze raz, całą, zapominając o obecność Pchłożercy. Gwardziści Pazura na górze byli zadziwiająco cisi. Tangaloorze, jasny płomieniu, Płomienna stopo, najdalszy wędrowcze, Mówi do ciebie twój myśliwy, Wzywa w potrzebie, W potrzebie, ale wolny od strachu. Nawet z zamkniętymi oczyma Fritti uświadomił sobie, że coś się zmienia. Wnętrze jego powiek wypełniło światło, strumienie lśniącej purpury. Świecąca ziemia musiała znowu rozbłysnąć. Otworzył oczy... lecz rozpadlina była tak samo mroczna jak przed chwilą. Czerwony blask bił z jej wnętrza. W ciemnościach łapy Pchłożercy zapłonęły tak, jakby ogarnął je ogień. Pchłożerca dziwnie wił się i skręcał. Światło rozprzestrzeniało się i oświetlone czerwienią powietrze samo zaczęło lśnić jakby od fali gorąca, jednak temperatura nie zmieniła się. Błysnęło i głos melodyjny, jak śpiew całego Ludu pod Okiem Meerclar, wykrzyknął triumfalnie: Ś Oto jestem...! Jego moc odrzuciła Frittiego, uderzył łbem w ścianę szczeliny. Kiedy lękliwie odwrócił głowę, jaskrawe światło już nikło. Pchłożerca siedział przed nim, czarny, niemal niewidoczny, tylko jego łapy lśniły czerwonym blaskiem, blaskiem zachodzącego słońca. Ślady szaleństwa i zaniedbania przepadły, jego futro było gęste i piękne; Pchłożerca patrzył na Łowcę oczyma, w których widoczna była mądrość, miłość i duma, jakie nigdy przedtem w nich nie gościły. Był w nich jednak także smutek, jakby na ich drugim dnie. Fritti wiedział, że stoi przed obliczem największego ze swego gatunku. Ś Nre'fa-o, mały bracie Ś odezwał się Pchłożerca, ale 306 Fritti wiedział, że nie jest to już Pchłożerca: powróciła prawdziwa ka. Głos brzmiał melodią nocy, starym, subtelnym wzorem życia tej ziemi i jej spraw. Fritti upadł na brzuch, zakrył oczy łapami. Skulił się w kłębek. Ś Nie, mały bracie Ś zabrzmiał cudowny głos. Ś Nie musisz tego robić. Nie musisz korzyć się przede mną, wprost przeciwnie. Pomogłeś mi odnaleźć moją własną drogę po długim błądzeniu w mroku i to w czasie, gdy jestem najbardziej potrzebny. To ja powinienem skłonić głowę przed tobą i tym, co uczyniłeś. Mówiąc to, Lord Tangaloor, bo to był on, we własnej osobie, podniósł łapę Frittiego do swego czoła. Biała gwiazda na czole Łowcy zalśniła w ciemności małej jaskini. Ś Ach, mój mały, twoje światło prowadziło mnie, tak jak jutrzenka prowadziła Irao Kamienne Niebo po bezdrożach Wschodu Ś zanucił Lord Tangaloor. Ś Pozostaje mi mieć nadzieję, że przybyłem na czas. Wnętrze małej pieczary znów rozbłysnęło, a Tangaloor Ognista Stopa zdawał się rosnąć, wypełniając sobą szczelnie każdy cal rozpadliny. Ś Mam tu pewne stare porachunki Ś powiedział. Ś Gdy ja przez wiele lat wędrowałem, uwięziony w pułapce własnego szaleństwa, mój brat realizował swoje zgubne plany. Wezwał siły, których nie chciała przyjąć ziemia Ś tak jak swego czasu zrobiłem to ja. Działałem w dobrej wierze, a mimo to pozostawiło to na mnie zniszczoną skorupę, mimo to opuściła mnie prawdziwa ka. Mój brat, Pożeracz Serc, zaangażował tak wiele zła. Muszę spróbować położyć temu kres Ś postać nieco zmalała. Ś Ach, i oczywiście muszę pomścić mego brata, Białego Wichra, bo inaczej jego ka nigdy nie zazna spokoju. Szkoda tylko, że niewinne istoty, takie jak ty, zostały wplątane w sprawki Pierworodnych. Teraz, młody Łowco, powiedz, co mogę dla ciebie zrobić, żebym choć w części spłacił mój dług wobec ciebie? Mów, gdyż wkrótce będę musiał odejść. 307 Oszołomiony Łowca siedział przez chwilę w milczeniu. Kiedy w końcu przemówił, czuł, że nie potrafi podnieść oczu na tego, który stał przed nim. Ś Chciałbym, żeby moi przyjaciele uciekli stąd bezpiecznie. I cały dzielny Lud, który tu przybył, także. Pierworodny milczał, jakby wpatrywał się gdzieś w dal. Później odezwał się łagodnym głosem: Ś Mały bracie, wielu z tych dzielnych już odeszło; ich dusze odleciały na łono Pramatki. Nawet ja nie mogę przywrócić im życia, tak jak nie mogłem ocalić swego ukochanego brata. Co do kotki i kodaka, cóż, spróbuję im pomóc, choć tak się składa, że w tej chwili oni bardziej potrzebują twojej obecności niż mojej. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale tak właśnie jest. Fritti zerwał się i ruszył ku wyjściu, ale Ognista Stopa przywołał go ze śmiechem: Ś Daję ci słowo, że to może poczekać jeszcze chwilkę. Widzę coś jeszcze, jakieś inne pragnienie, które silnie tkwi w tobie. Szukasz kogoś, chociaż zboczyłeś z drogi swych poszukiwań. To ona właśnie doprowadziła cię do mnie, więc teraz ja powinienem ci pomóc. Fritti poczuł się tak, jakby zatonął w głębokich, niebieskich oczach... gdy za chwilę gorączkowo rozejrzał się dookoła, maleńka jaskinia była pusta. Wtedy dotarł do niego głos przenikający do jego umysłu, tak jak głos Pożeracza Serc, lecz z łagodnością i uwagą. Ś Podarowałem ci wiedzę potrzebną do zamknięcia twych poszukiwań. Wolałbym dać ci więcej, lecz muszę spieszyć na pomoc, by uśmierzyć ból. Pozostaniesz w naszych myślach, mały bracie. Głos zniknął i Fritti został zupełnie sam. Wychodząc, przypomniał sobie o Gwardzistach Pazura, którzy zbierali się na zewnątrz. Gdy ostrożnie wysunął głowę przez szczelinę, odkrył, że tunel jest tak pusty, jakby nikt nie pojawił się w nim od czasów Harara. Tylko kilka pyłków kurzu, wirujących lekko w nieoczekiwanie chłodnym podmuchu, mąciło absolutną ciszę. 308 Nie pamiętając, jak przebył tę odległość ani którymi szedł drogami, Łowca wspinał się krętą ścieżką otaczającą Jaskinię Wrzącego Koryta. Potężna, skłębiona rzeka ryczała donośnie jak zwykle, wydawało się nawet, że bije wyżej w ograniczające ją ściany. Droga kryła się we mgle. Fritti patrzył przed siebie. Rzeka naprawdę wznosiła się wyżej, strugi wody uderzały o potężne sklepienie pieczary i opadały jak szumiący deszcz. Mimo marnej widoczności Łowca posuwał się szybko i pewnie wyboistą, nierówną dróżką. Poruszyło go coś, co znacznie go przerastało, i wciąż czuł działanie tego. Prąd powietrza zmienił kierunek, uderzył go prosto w wąsy i w tym samym momencie usłyszał przenikliwy pisk Szybkiego Pazura Ś pisk strachu i bólu. Ś Szybki Pazurze, Cienista Strzecho, idę! Ś ryknął Fritti. Biegł potężnymi susami przez wąską ścieżkę, zawierzając instynktowi, który Ś wiedział o tym Ś został stępiony w tym szaleńczym pośpiechu. Kiedy wyłonił się zza zakrętu wąskiego traktu, przywierając pazurami do wymykającego się podłoża ponad ryczącą, parującą wodą, ujrzał przed sobą dwójkę przyjaciół. Cienista Strzecha stała nad krwawiącym Szybkim Pazurem, zmagając się szaleńczo z wielkim, ciemnym stworzeniem dwukrotnie większym od niej samej Ś z Szatańskim Szponem. Uwalana krwią czarna bestia zwróciła swoje oszalałe oczy w kierunku zbliżającego się Łowcy. Okrutny uśmiech wykrzywił jego szeroką mordę. Ś Gwiazdka. Łowca z gwiazdą na czole. Któregoś dnia zabiję go! Zabiję! Ś Szatański Szpon parsknął chrapliwym śmiechem. Zraniona Cienista Strzecha cofnęła się bez tchu. Łowca gwałtownie rzucił się do przodu, Szatański Szpon przycupnął, jego gruby ogon smagał powietrze. Ryk odbijający się od kamiennego sklepienia zdawał się wypełniać jaskinię. Fritti zatrzymał się raptownie w szerszym miejscu ścieżki, przybierając zgarbioną, przykucniętą pozę o kilka skoków od Gwardzisty Pazura. Złowieszczy pomruk znów wzniósł się ponad łoskot Koryta. 309 Ś Przyjdź po mnie, jeśli chcesz mnie dostać, Szatański Szponie Ś odezwał się Łowca, wkładając w swoje słowa tyle pogardy, ile zdołał. Dziki Pazur jeszcze raz się skrzywił, jego ogon zakołysał się. Ś Chodź do mnie, chyba że umiesz walczyć tylko z kociętami, ty Garrin z kamiennym łbem! Szatański Szpon zawył i wstał, krótka sierść na jego grzbiecie uniosła się jak czarna trawa. Ś Cienista Strzecho! Ś wrzasnął Łowca, przekrzykując wszechobecny łoskot. Ś Zabierz Szybkiego Pazura i idźcie dalej! Ś On jest poważnie ranny Ś odkrzyknęła kotka. Gwardzista Pazura posuwał się sprężyście w dół ścieżki ku Frittiemu, śmierć lśniła w każdym z jego szkarłatnych pazurów. Ś Tym bardziej zabierz go na powierzchnię! Ś krzyknął Fritti. Ś To moja walka! Ty już zrobiłaś swoje. Idźcie już! Widział, jak Cienista Strzecha i Szybki Pazur odwrócili się i oddalali. Kociak bardzo kulał. Potem znowu skierował uwagę na zwierzę przed sobą. Stali teraz naprzeciwko siebie Ś mały, pomarańczowy kot z białą gwiazdą i bestia z podziemia: ciemna, o krwistych pazurach. Wpatrywali się w siebie długo, ich zady i ogony kołysały się rytmicznie. Gwardzista Pazura skoczył, z góry doszedł następny, potężny dźwięk. Nim się zetknęli, Fritti spostrzegł deszcz kamyczków spadający w dół i w tej samej chwili Szatański Szpon spadł wprost na niego. Kąsając się i kopiąc, stoczyli się na samą krawędź wąskiej drogi nad przepaścią; niskie pomruki mrocznej bestii mieszały się z szaleńczymi jękami Łowcy. Darli się pazurami i gryźli, fizyczna przewaga Szatańskiego Szpona wyczerpywała siłę Frittiego, ale mniejszy kot nie ustępował. Zwierali się, kąsali, odstępowali od zwarcia, znów przypadali do siebie. Oba koty poruszały się powoli w ciemności, dwa ślepe zwierzaki na dnie wielkiej wody, ślepe stworzenia tarzające się w błocie. W końcu Fritti został pokonany, przyparty do krawędzi przepaści. Jego łeb wisiał bezwładnie jak kropla nad skłębioną wodą, świat dookoła wirował. Jaskinię 310 wypełniało teraz potężne, nieustanne dudnienie dochodzące od strony skalistego sufitu, jakby nad ich głowami tańczyli giganci. Łowca leżał bez ruchu. Jakiś parzący strumień gorącej cieczy tryskał tuż przy jego twarzy. Szatański Szpon zatopił kły w jego karku, chwytając ciasno kręgosłup. Fritti czuł, jak potężne szczęki zaciskają się... zaciskają... i nagle chwyt zelżał. Gwardzista Pazura puścił jego kark. Spoglądał na małego kota, opierając swą kanciastą łapę na jego piersi. W oczach Szatańskiego Szpona zaszła jakąś zmiana, straciły ostrość. Ś Gwiazdka? Ś powiedział pytająco. Wyraz szaleńczej nienawiści na jego twarzy zmienił się w jakiś rodzaj lęku. Ś To naprawdę ty, gwiazdko? Wyglądało na to, że po raz pierwszy rozpoznał Frittiego, tak jakby duchy i cienie, z którymi walczył, nagle stały się rzeczywiste. Z wolna na jego mordzie zaczynał powracać wyraz nienawiści. Ś Zniszczyłeś mnie, ty mały słoneczny szczurze Ś warknął. Gwardzista Pazura trząsł łbem w obie strony, zupełnie wytrącony, wpatrując się w głąb jaskini. Ś Co się stało? Ś jęknął. Ś Co stało się z moimi... Potworny huk rozdarł powietrze, a potem wielka fala szarego kamienia przesunęła się przed oczyma Frittiego, zasłaniając Szatańskiego Szpona. Kiedy zniknęła, Łowca niespodziewanie znalazł się na krawędzi sam. Z trudem odwrócił głowę i zobaczył, jak ostatnie skały ześlizgują się w dół pochyłej ściany pod nim i z pluskiem giną we wzburzonej rzece. Po Szatańskim Szponie nie było nawet śladu. Fritti podniósł się z trudem i mozolnie wspiął się po pokruszonych resztkach lawiny, później, słaniając się, ruszył w górę. Pieczara drżała teraz na dobre, woda burzyła się i tańczyła potężnymi strumieniami sięgającymi sklepienia jaskini. Upał stał się nie do zniesienia: Łowca musiał zmobilizować całą swoją wolę, aby nie położyć się bez ruchu na miejscu. Dotarł 311 do tunelu prowadzącego na zewnątrz. Koryto za nim trzęsło się w posadach. Stawiał pozbawione czucia łapy jedna za drugą i wlókł się, aż wreszcie nie mógł zrobić już ani jednego kroku i upadł pyskiem na podłogę tunelu. Jak przez mgłę widział coś, co jego uszczęśliwionej imaginacji wydawało się skrawkiem nieba. Ściany tunelu drżały także. Jakie to zabawne, pomyślał gorączkowo. Przecież wszyscy wiedzą, że pod ziemią nie ma nieba...! Ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszał, był huk rozłupywanych skał, dochodzący z jaskini poniżej. Brzmiał on tak, jakby wszystkie drzewa Szczurzego Liścia zwaliły się równocześnie. Za chwilę tunel zawalił się za jego plecami. Rozdział 30 Biedna zagubiona duszo! Zagadkowy, pogmatwany labiryncie duszy! John Donne Wiosna skradała się i wybuchała, od niechcenia wyrzucając z siebie zapachy i wonie Ś ziemia tuż pod grzbietem Łowcy była ciepła od ruchu i odnawiającego się życia. Już wkrótce i on podniesie się i pójdzie z powrotem do swego domu, do skrzynki stojącej na ganku siedziby M'an... ale teraz rozkoszował się leżeniem na trawie. Wiatr wichrzył mu sierść. Beztrosko przebierał nogami w powietrzu, radując się chłodem. Oczy miał zamknięte. Dzień, który minął, wypełniony był niańczeniem Piszczków i obwąchiwaniem drzew; mógłby tak leżeć do końca świata. Falujący wiatr przyniósł cichy pisk, radosny wrzask myszy odnajdującej mysi skarb w głębi ziemi. Głęboko, głęboko pod ziemią. Krzyk doszedł go znów Ś teraz głośniejszy Ś i Frittiemu wydawało się, że słyszał własne imię. Dlaczego ktoś mu przeszkadza? Próbował powrócić do stanu błogiej zadumy, ale błagalny głos stawał się coraz bardziej natarczywy. Wiatr powiał mocniej, śpiewał w jego uszach i wąsach. Dlaczego ktoś psuje mu ten wspaniały dzień? To był głos Cichej Łapy albo Cienistej Strzechy: kotki są wszystkie takie same, dopóki cię potrzebują, traktują jak szacownego gronostaja, a potem łażą za tobą i jęczą, jakby działa im się jakaś krzyw-313 da. Od czasu, gdy wyprowadził Cichą Łapę z... z... gdzie ją właściwie znalazł? To było nawet nie Oko temu... Ś Łowco! Ś Znów ten krzyk. Zamarszczył brwi, ale nie miał zamiaru otwierać oczu. Cóż... może tylko zerknie... Dlaczego nic nie widzi? Dlaczego wszystko jest czarne? Ten głos odezwał się ponownie, ale brzmiał tak, jakby niknął w długim, mrocznym tunelu... albo jakby on sam spadał... w ciemność... Światło! Gdzie jest światło? Ktoś Ś lub coś Ś lizał jego twarz. Szorstki, natrętny język szorował najboleśniejsze miejsca jego pyska, ale kiedy próbował odsunąć głowę, ból stawał się jeszcze większy. Zrezygnowany położył się z powrotem, a po chwili przed jego oczami zaczęły migotać maleńkie, jasne punkciki. Nie rozumiał, co to za wirujące, skaczące plamki, ale jego nos w końcu poczuł jakiś znajomy zapach. Fruwające cętki zaczęły zlewać się ze sobą, jak wysoka trawa odsunięta łapą czerń odpłynęła. Cienista Strzecha, z wyrazem niesłychanego skupienia, obmywała jego pysk swym ostrym, różowym językiem. Fritti nie widział dość dobrze Ś była bardzo blisko, a jej zabiegi były bolesne Ś ale węch go nie mylił. Wymówił jej imię i zdziwił się, że nie zareagowała. Spróbował jeszcze raz, tym razem cofnęła się, spojrzała i zawołała do kogoś, kogo jeszcze nie widział: Ś Budzi się! Fritti próbował przywitać się z nią, powiedzieć, że się cieszy, widząc ją na polach żywych Ś o ile sam tam się znajdował Ś ale zanim udało mu się zrobić coś więcej niż wydać jakiś dźwięk, znów osunął się w ciemność. Kiedy później znowu się ocknął, do Cienistej Strzechy dołączył wielki, kosmaty, rudy kot. Długo trwało, nim rozpoznał w nim Księcia Płotołaza. Ś Co... co...? Ś Jego głos był bardzo cichy. Chrząknął. Ś Co się stało? Czy jesteśmy... na powierzchni ziemi? Cienista Strzecha pochyliła się, jej zielone oczy spoglądały ciepło. Ś Nic nie mów Ś powiedziała łagodnie. Ś Jesteś bezpieczny. Płotołaz wyniósł cię stamtąd. 314 Fritti poczuł słabe, irracjonalne ukłucie zazdrości. Ś Gdzie jest Szybki Pazur? Ś zapytał. Ś Zobaczysz go wkrótce Ś odrzekła i spojrzała na Księcia. Płotołaz rozpromienił się swym radosnym, rubasznym uśmiechem. Ś Martwiliśmy się o ciebie. Nie myśleliśmy, że... po prostu się martwiliśmy. Co za bitwa, co za bitwa. Jak z legendy. Książę sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz wymierzyć Łowcy dobrodusznego kuksańca. Cienista Strzecha przesunęła się i stanęła pomiędzy Płotołazem a jego potencjalną ofiarą, która była już bardzo zmęczona. Ś Śpij i pozwól działać Meerclar Ś powiedziała. Łowca niechętnie wyruszył na pola snu. Nurtowało go tyle pytań... Śpiąc, odzyskiwał zdrowie. Wkrótce stwierdził, że może siedzieć, choć wciąż kręciło mu się w głowie. Zbadał się dokładnie i nie znalazł poważniejszych ran. Liczne, mniejsze obrażenia przestały krwawić, a uważna Cienista Strzecha usunęła większość zakrzepłej krwi z jego krótkiego futra. Oczy miał opuchnięte Ś z trudem otwierał je szerzej niż do połowy Ś ale generalnie był w dobrym stanie. Cienista Strzecha nie chciała na razie odpowiadać na jego pytania i cierpliwie siedziała w milczeniu, kiedy nalegał. Często wpadał w odwiedziny Płotołaz, aby doglądać rekonwalescencji Łowcy, lecz jego gwałtowny temperament nie pozwalał mu na długie rozmowy w bezruchu. Jego wizyty były serdeczne, lecz krótkie. Sen Frittiego niewiele odbiegał od rzeczywistości. Ziemia w istocie była ciepła. Dalekie wierzchołki Lasu Szczurzego Liścia okrywał śnieg, który białą szatą ciągnął się aż po zamglony widnokrąg, ale skraj lasu, na którym obudził się Łowca, był zielony i mokry Ś cienki kobierzec trawy był nasiąknięty wilgocią, jakby śnieg właśnie stopniał w promieniach gorącego słońca. Cienista Strzecha mówiła, że cały teren wokół góry tak właśnie wygląda, ale ona sądzi, że 315 w końcu śnieg wróci. Zima zbliżała się do końca, ale jednak wciąż jeszcze trwała. Mijały dni i wkrótce Fritti mógł wstawać i chodzić. Razem z Cienistą Strzechą badali zazieleniony przedwcześnie las, wspólnie wędrując przez wilgotną, nieprawdziwą jeszcze wiosnę. Gdzieniegdzie w gałęziach drzew rozlegał się pojedynczy śpiew zuchwałego fla-fa'az. Fritti ciągle jeszcze nie widział Szybkiego Pazura, ale Cienista Strzecha przyrzekła, że niedługo zaprowadzi go do niego. Powiedziała, że Pazurek także musi się wyleczyć i nie powinien się wzruszać. Pośród zimowej zieleni tu i tam pojawiały się zdziwione mordy innych kotów, wychudzone, o mętnych oczach. Większość z tych, którym udało się uciec na wolność w godzinie śmierci góry, nie zostawała tu długo Ś odchodzili w poszukiwaniu lepszych terenów łowieckich lub ruszali w drogę powrotną do domu. Tych ocaleńców nie łączyły żadne więzi, odpływali jeden po drugim, gdy tylko zebrali dość siły na podróż. Tylko chorzy i umierający zostali z drużyną myśliwych Płotołaza, a wkrótce i Książę z większą częścią swego Ludu miał wyruszyć ku zalesionej dolinie Domu Pierwszych. Na miejscu miało pozostać tylko kilku wartowników. Widząc ocalonych, Fritti zadumał się głośno nad losem niezliczonego mnóstwa tych Ś panów i niewolników Ś którzy nie uciekli. Słysząc to, Cienista Strzecha opowiedziała Frittiemu, najlepiej jak umiała, o ostatniej godzinie Bezmiaru. Ś Kiedy zostawialiśmy cię z tym... potworem Ś rzekła Ś nie przypuszczałam, że kiedykolwiek cię jeszcze zobaczę. Wyglądało to tak, jakby świat rozdzierał się na strzępy. Szła przez chwilę w milczeniu. Fritti chciał powiedzieć jej coś na pocieszenie, ale powstrzymała go niezwykle surowym spojrzeniem. Ś Pazurek był niemal martwy, krwawił. Przez ostatni tunel ciągnęłam go za kark. Wszystko dookoła waliło się, pękało... brzmiało to tak, jakby walczyły ze sobą jakieś potężne stworzenia. W końcu udało nam się wydostać z tamtego miejsca, znaleźliśmy się w okrytej śniegiem dolinie. Byli tam i inni, biegali dokoła, płakali. Wszy-scy, jak zgubione ka, brnęli na oślep w śniegu, potykając się, upadając. Doszli do skraju Szczurzego Liścia. Przed nimi rozciągała się wznosząca się równina, śliska od topniejącego śniegu, kropelki lśniły na liściach karłowatych roślin. Cienista Strzecha prowadziła, kontynuując swoją opowieść: Ś Zobaczyłam kogoś, kto uwijał się dookoła, hałasował, donośnym głosem wydawał komendy, prowadząc Lud w tą i z powrotem... był to, oczywiście, Płotołaz. Dogoniłam go i powiedziałam, co się zdarzyło. Obawiam się, że byłam dość przestraszona tym wszystkim, ale Książę zrozumiał, o co mi chodziło. Powiedział: „Łowca? Młody Łowca?" Ś Płotołaz sam nie jest taki stary, ale zachowuje się jakby był. Tak czy inaczej powiedział jeszcze: „Tak nie może być, nie młody Łowca, muszę coś zrobić, za wszelką cenę!" Wiesz, jak to on. No i zebrał kilku zdrowszych spośród Ludu, a ja pokazałam im drogę z powrotem do tunelu. Sama zostałam z Szybkim Pazurem, którego... który był bardzo słaby i chory. Znaleźli cię przysypanego piaskiem i kamieniami, a zaraz po wyniesieniu ciebie góra zawaliła się do końca. Przez długi czas nie wiedziałam nawet, czy żyjesz. Nie mogłam znieść tego czekania. Fritti przechodził właśnie po splątanym korzeniu i nie dostrzegł wyrazu twarzy szarej kotki. Zatrzymując się na chwilę, aby strząsnąć wodę z łapy, zapytał: Ś Co to znaczy, że góra się zawaliła? Wydaje mi się, że nie pamiętam tych ostatnich chwil. Ś Pokażę ci Ś powiedziała Cienista Strzecha. Zatopieni w myślach jeszcze przez chwilę pięli się w górę wznoszącej się równiny. W końcu dotarli do skraju doliny, w której stała góra. Tam, gdzie niegdyś wznosiła się złowroga czasza Bezmiaru, widniała teraz szeroka, płytka niecka Ś podłoże doliny zapadło się, jakby nastąpiła na nie przeogromna, milowa łapa. Mokra ziemia była tak czarna jak skrzydła Krauka. 317 Kiedy wracali do Szczurzego Liścia, Fritti ponownie poprosił o spotkanie z Szybkim Pazurem. Ś On był ze mną najdłużej ze wszystkich, Strzecho Ś zauważył. Zmieszała się, słysząc, że zdrabnia jej imię. Ś Nie chciałam bronić ci tego, Łowco Ś powiedziała smutno. Ś Po prostu sugerowałam ci to, co wydawało się najlepsze... Stał się bardzo dziwny Ś dodała po chwili. Ś Kto mógłby go za to winić, po wszystkim, co przeszedł? Ś odparł Fritti. Ś Kto mógłby winić nas? Ś Wiem, Łowco. Biedny Szybki Pazur. No i Pchłożerca. Ś Fritti spojrzał na nią, rozważając coś, ale Cienista Strzecha ze smutkiem kiwała łbem. Ś Nie pytałam cię jeszcze o to, ale myślę, że znam odpowiedź Ś rzekła. Ś Kiedy przyszedłeś, on... cóż, było już za późno, żeby mu pomóc? Fritti pomyślał i tajemnicę postanowił zatrzymać dla siebie. Ś Zanim go znalazłem... Pchłożerca odszedł. To niemal prawda, pomyślał. Ś Jakie to smutne czasy Ś powiedziała Cienista Strzecha. Ś Myślę, że powinnam zaprowadzić cię do Szybkiego Pazura. Jutro, zgoda? Fritti skinął głową. Ś Nie znałam go Ś mówiła dalej. Ś Myślę o Pchło-żercy. Wiesz, nie zrozum mnie źle, Łowco, ale masz najdziwniejszych pod słońcem przyjaciół i znajomych! Fritti roześmiał się. Ś Ścigajmy się z powrotem Ś powiedział i pomknęli jak błyskawice. Przyćmiony początek Rozciągającego się Światła przyniósł wizytę Płotołaza i innych gości. Fritti właśnie się przeciągał po śnie, kiedy spostrzegł Księcia sunącego przez zarośla, jego kosmate futro lśniło wilgocią. U jego boku kroczyła zwinna, pełna wdzięku postać Drżącego Szpona. Łowca krzyknął z radości, po ciepłych powitaniach trzy koty, dwa duże i jeden mały, rozłożyły się wygodnie i zaczęły rozmowę. 318 Ś Słyszę, że nie zawiodłeś zaufania, jakie pokładał w tobie Dostojnik, Łowco. Pełne powagi słowa Drżącego Szpona sprawiły, że Fritti zapragnął zawirować z radości, ale wymagania dojrzałości zwyciężyły tę chęć. Ś Jestem zaszczycony, jeśli tak wielcy myśliwi jak Książę i ty myślą o mnie w ten sposób, Tanie. Choć muszę przyznać, że większość czasu w tym miejscu spędziłem, pragnąc szybkiej i bezbolesnej śmierci. Naprawdę tego pragnąłem. Ś Ale nie spełniło ci się, co? Ś ryknął Książę. Ś Ugryzłeś ich w sam noś! Ś Iz tego, co słyszałem, wysłałeś wiewiórkę po pomoc. Ś Uśmiechnął się Drżący Szpon. Ś Niezwykłe, ale skuteczne. Tym razem Łowca nie powstrzymał radosnego wierzgnięcia. Ś Dziękuję wam obu Ś powiedział Ś ale najważniejsze, że przybyliście. Widziałem, to było wspaniałe. Ś Fritti spoważniał. Ś Widziałem także tę rzecz, którą wywołał Pożeracz Serc. Okropne... to było okropne. Drżący Szpon skinął głową. Ś Rzeczy takie jak ta w ogóle nie powinny istnieć. Już teraz mam kłopoty, gdy próbuję sobie przypomnieć, jak to wyglądało, tak bardzo było złe. Ucieleśnione os! Sądzę, że wkrótce będę się cieszył z tego, że nie mogę przypomnieć sobie szczegółów. Spowodowało olbrzymie straty. Myszołów, niech Harar błogosławi jego mężne serce, poległ w walce z tym... on i inni z mojej drużyny. Ś Czy... Brzuchacz... zginął? Ś cicho spytał Fritti. Drżący Szpon zadumał się przez chwilę, a potem podniósł głowę wykrzywioną uśmiechem. Ś Brzuchacz? Jest poważnie ranny... ale będzie żył. Ś Tan zachichotał. Ś Nawet taka siła nie zdołała zabić starego, odważnego Grubasa. Fritti ucieszył się, słysząc, że opasły Pierwszy Wędrowiec ocalał. Płotołaz uśmiechnął się także, lecz jego wzrok pozostał zaskakująco posępny. 319 Ś Zginęło wiele, wiele dzielnych kotów Ś powiedział Książę. Ś Świat nie zobaczy takiego zgromadzenia Ludu przez wiele pór roku Ś przez więcej pór roku, niż liczą sobie pnie tych drzew. Wielu śmiałków nigdy już nie podniesie się spod ziemi... tak! Ś Różowy nos Płotołaza zmarszczył się ze smutku i zgrozy. Ś Spryciarz i młodzieniec Miękkie Futro... Wścibiacz... Tanowie: kościsty, stary Gorzkie Zioło i Myszołów... moje zuchy Zwiadowca Nocy i Zwiadowca Dnia. Wiesz, zginęli, chroniąc mnie. Wszyscy zostali we wnętrzu zimnej ziemi, a my grzejemy się w słońcu. Książę był wyraźnie zdenerwowany, odwrócił się i podkulił ogon. Fritti i Drżący Szpon spoglądali w ziemię pomiędzy swymi łapami. Łowcę palił i świerzbił nos. Ś Ale... ale co właściwie zamierzał Pożeracz Serc? Ś wykrztusił w końcu Fritti. Ś Dlaczego zdarzyło się to wszystko? Na Meerclar! Ś Westchnął. Po raz pierwszy tknęła go ta myśl. Ś Lord Pożeracz Serc... odszedł, tak? Nie żyje? Ś Niespokojnie spojrzał na Tana. Ś Tak sądzimy Ś z powagą powiedział Drżący Szpon. Ś Rozmawialiśmy na ten temat z Księciem. Jeżeli już nie z innych powodów, to dlatego, że musimy poinformować Królową o wyniku. Tak, myślimy, że Pożeracz Serc odszedł. Nic .nie mogło ocaleć w ostatniej godzinie. Płotołaz, który wrócił już do siebie, powiedział: Ś Tak, to było prawdziwe trzęsienie wąsów! Ś Co się tam stało? Ś zapytał Fritti. Ś Cóż Ś zaczął Drżący Szpon Ś kiedy Fikos, ta rzecz, wyłoniła się z jamy, próbowaliśmy walczyć. Jednak to błyskawicznie kładło wszystkich wokół, zostaliśmy zmuszeni do odwrotu z pieczary. Ś Do odwrotu? Ś wrzasnął Płotołaz. Ś Zwialiście! Z podkulonymi ogonami i wąsami jak przerażone Piszczki! I czy ktoś mógłby się temu dziwić? Ś Niektórzy zostali, by walczyć, mój Książę... jak Myszołów. Skarcony Płotołaz machnął tylko łapą, by Tan mówił dalej. 320 Ś No tak, wycofaliśmy się do zewnętrznych jaskiń. Tam spotkaliśmy Księcia i jego Lud, którzy włamali się przez mniejsze wrota. Fikos wypadł z pieczary, ale bez wyraźnego celu. Niszczył wszystko, co stanęło mu na drodze, przyjaciela czy wroga. Wyglądał na bezrozumne. W pogoni za czymś poleciał jednym z głównych korytarzy. Myślę, że tylko to ocaliło nas przed ostateczną zgubą. Wszystko pogrążyło się w chaosie, Lud walczył i ginął. Ś Nie zapomnij, że zaczęło się ściemniać Ś wtrącił się Płotołaz. Drżący Szpon z powagą skinął głową. Ś Rzeczywiście. Wydawało się, jakby jakieś potężne stworzenie, może sam Pożeracz Serc, zniszczyło całe światło... jakby wciągnęło je jednym oddechem... nie potrafię tego wyjaśnić. Walczyliśmy w najgłębszych ciemnościach, a potem coś... jak niebiański ogień, ale pod ziemią... przemknęło przez jaskinię, paląc i rozłupując wszystko, co mijało. Mknęło prosto do jaskini Pożeracza Serc, jakby celowo. Nigdy nie widziałem nic podobnego. Fritti poczuł, jak wypełnia go głęboka radość. Ś Żałuję, że tego nie widziałem. Ś Z miejsca, w którym staliśmy, widziałem strugi światła bijące z komnaty Pożeracza Serc, jakby słońce wpadło do podziemnej nory. Ziemia dookoła nas zaczęła drżeć. Rozległ się potężny syk i huk, tak jak... jakby niebo waliło się w dół albo las tańczył nad naszymi głowami. Płotołaz krzyknął, żeby wychodzić, żeby wyprowadzić Lud... Ś To prawda Ś potwierdził Książę. Ś ...i wszyscy popędzili do tuneli, które prowadziły na zewnątrz. Stworzenia Pożeracza Serc biegały dookoła jak fla-fa'az pijane od jagód, skrzecząc i ostrząc na siebie pazury... ten widok na zawsze pozostanie w moich snach. Ś A potem wszystko zaczęło się walić Ś odezwał się Płotołaz. Ś Spadało w dół, a gorące opary i woda wdzierały się w głąb korytarzy... cóż to był za cios dla Pierworodnego, eh? Kto śmiałby choćby pomyśleć o czymś takim? 321 Łowca zamyślił się nad tym, co usłyszał. Miał tyle do przemyślenia. Czy nie powinien wyjaśnić, co przytrafiło się jemu? Czy wie na pewno, co właściwie się przytrafiło? Ś Dlaczego? Ś zapytał w końcu. Ś Czego pragnął Pożeracz Serc? Ś Chyba nigdy się tego nie dowiemy Ś powiedział Tan, marszcząc krzaczaste brwi. Ś Możemy przypuszczać, że Lord Pożeracz Serc chciał się zemścić na potomkach Ha-rara. Długo przebywał pod ziemią i przez cały ten czas snuł plany, jak zdobyć władzę nad Ludem. Musiał czuć się zmęczony swymi nędznymi kopiami dzieci Meerclar, ich pochlebstwami i ukłonami... jednak był z Pierworodnych i nie sądzę, byśmy mogli poznać w pełni jego zamiary czy szaleństwo. Dawał życie poza tańcem ziemi, to najwidoczniej naruszyło harmonię świata. Taniec to bardzo skomplikowany i każde zakłócenie z jednej strony wywołuje reakcję z drugiej strony. Ś Tan roześmiał się. Ś Widzę, że Płotołaz patrzy na mnie, jakbym zapadł na chorobę pieniących ust. Wiesz, Łowco, on ma rację, nie ma sensu śpiewać pieśni, jeśli trzeba domyślać się jej słów. Znów coś przerwało Drżącemu Szponowi Ś tym razem był to wysoki, przenikliwy dźwięk dochodzący z wierzchołków drzew. Ś Cycki na kocurze! Ś ponuro mruknął Płotołaz. Ś Zupełnie zapomniałem. Ś Odgłos jest taki, jakby one dobrze o tym wiedziały Ś powiedział Drżący Szpon, gdy gniewny głos powtórzył się. Ś Prosimy, Lordzie Pop! Ś zawołał. Ś Wybacz nam nasz brak ogłady i zejdź na dół. Straciliśmy poczucie czasu. Procesja Rikchikchik, na czele z Lordem Pop, którego pyzaty pyszczek przybrał pogardliwy wyraz, ześlizgnęła się rzędem po pniu topoli. Choć sam Lord Pop przybrał maskę urażonej godności, reszta jego dworu wytrzeszczała oczy i niepokoiła się obecnością aż trzech kotów. Lord Pop zatrzymał swą świtę. Jego nos jednak pozostał dumnie zadarty ku niebu, dopóki Książę Płotołaz nie wykrztusił zmieszany: 322 Ś Okropnie mi przykro, Lordzie Pop. Naprawdę. Nie zamierzałem urazić Rikchikchik. Po prostu zapomnieliśmy, zrozum. Fritti zastanawiał się, czy zmieszanie Księcia wynika z jego niedopatrzenia czy też z faktu, że musi przepraszać wiewiórki. Władca Rikchikchik przypatrywał się przez chwilę zakłopotanemu władcy Ludu. Ś Przyjść tylko powiedzieć tak-tak śmiałemu kotu-kotu Łowcy Ś odezwał się nieco urażonym tonem. Potem zwrócił się do Frittiego: Ś My dotrzymać słowa-słowa. Rikchikchik wykonać dobrze. Teraz trzeba-trzeba sprowadzić dużo-dużo Rikchikchik. Zło-zło pójść. Ś Lord Pop raptownie skłonił głowę przed Frittim, a ten odpowiedział mu tym samym. Ś Twój lud jest bardzo odważny, Lordzie Pop Ś powiedział. Ś Czy to jest Pan Plink? Świetnie się spisałeś, dzielny Plink. Młody samiec Rikchikchik napuszył ogon, pozostałe wiewiórki zaskrzeczały z podziwem. Lord Pop także cmoknął z uznaniem. Ś Wiewiórki Ś wymamrotał Książę Płotołaz. Pop spojrzał na niego bystro. Ś Powiedz Łowcy, co postanowiliśmy, Płotołazie Ś zachęcał Drżący Szpon. Ś No cóż Ś odezwał się Książę, znów zakłopotany Ś cóż... Na ostrogi! Ty to powiedz, Drżący Szponie. To był twój pomysł Ś dokończył ze złością. Ś A zatem Ś ogłaszał Tan Ś z rozkazu Księcia Pło-tołaza, syna jej Najpuszystszej Mości, Królowej Mirmisor Słoneczny Grzbiet, Rikchikchik, w uznaniu dla ich zasług, mogą żyć bezpiecznie w Lesie Szczurzego Liścia, pod jego liśćmi żaden kot nie będzie na nie polował, a gwarantami tego zakazu stają się Pierwsi Wędrowcy. Wśród dworu Lorda Pop rozległy się ciche gwizdy aprobaty. Ś Oczywiście, poza granicami Szczurzego Liścia lepiej uważajcie na swoje puszyste ogonki Ś dodał, nie bez życzliwości, Drżący Szpon. 323 Lord Pop spojrzał badawczo na Drżącego Szpona i cmoknął zadowolony. Ś Więc-więc Ś zaszczebiotał wiewiórczy władca Ś wszystko już zrobić-zrobić. Ś Potem znów zwrócił się do Frittiego: Ś Szczęśliwych zbiorów orzechów, dziwny kot--kot. Odwrócił się i powiódł swą procesję o ruchliwych zadach z powrotem w korony drzew. Po chwili zniknęli. Ś Przykro mi, ale to chyba nie jest w porządku Ś zrzędził Płotołaz. Ś Przecież wiewiórki... Kiedy zaczęła się pora Krótszych Cieni, przyszła Cienista Strzecha, aby zaprowadzić Łowcę do Szybkiego Pazura. Poprowadziła go za obozowisko Płotołaza, do zagajnika wysokich, niebosiężnych drzew. Kiedy zobaczył bladą, puszystą postać Szybkiego Pazura leżącą w promieniach słońca w samym środku gaju, Fritti skoczył do przodu, zostawiając kotkę. Ś Pazurku! Ś wołał. Ś Mały cu'nre! Na dźwięk jego głosu Szybki Pazur rozejrzał się i wstał Ś z wdziękiem przeczącym jego młodości. Za chwilę Łowca znalazł się przy nim, bodąc go łbem i obwąchując, a rezerwa Szybkiego Pazura na moment ustąpiła miejsca rozkosznym pląsom. Ś Tak się cieszę, że nareszcie cię widzę! Ś oznajmił Łowca, okrążając przyjaciela, wdychając jego znajome zapachy. Ś Nawet nie marzyłem, że kiedyś znów będziemy wszyscy... Ś Łowca urwał i zaskoczony stanął z otwartym pyskiem. Szybki Pazur nie miał ogona! Tam, gdzie niegdyś widniał jego puszysty ogonek, został teraz tylko zabliźniający się kikut, skulony pomiędzy pośladkami malucha. Ś Och, Pazurku! Ś wykrztusił Fritti. Ś Och, Pazurku, twój biedny ogon! Na Harara! Cienista Strzecha podeszła bliżej. Ś Przepraszam, Łowco, że ci nie powiedziałam. Chciałam, żebyś najpierw przekonał się, że Szybki Pazur jest żywy 324 i zdrowy, bo inaczej rozchorowałbyś się ze zmartwienia, podczas gdy miałeś odzyskiwać siły. Szybki Pazur uśmiechnął się cicho. Ś Proszę cię, nie denerwuj się tak, Łowco. Wszyscy coś tracimy i zyskujemy coś w zamian. Kiedy rzuciłeś się na Szatańskiego Szpona nad Korytem, uratowałeś mnie od czegoś dużo gorszego niż to. Nie uspokoiło to Łowcy. Ś Gdybym przybył wcześniej... Ś warknął. Szybki Pazur spojrzał mu w oczy wszystkowiedzącym wzrokiem. Ś Nie mogłeś Ś powiedziało kociątko bez ogona. Ś Sam wiesz, że nie mogłeś. Wszyscy mamy jakieś role do odegrania. Ogon to niewielka strata, jeśli zyskujesz za to imię ogona. Ś Twarz Szybkiego Pazura stała się bardzo daleka, a Cienista Strzecha spojrzała na Łowca oczyma pełnymi troski. .Ś Co masz na myśli, Pazurku? Ś zapytał Fritti. Ś Uwolniliśmy Białego Kota Ś powiedział rozmarzony Szybki Pazur. Ś Widziałem go. Widziałem jego smutek i jego radość, gdy upadała góra. Wrócił na ciemne łono Pra-matki. Ś Kociątko potrząsnęło głową, jakby chciało to lepiej wyjaśnić. Ś Wszyscy coś straciliśmy, ale zyskaliśmy w zamian coś o wiele ważniejszego. Ś Znacząco spojrzał na Cienistą Strzechę. Ś Nawet jeśli jeszcze o tym nie wiemy. Fritti popatrzył na swego małego przyjaciela, który mówił w natchnieniu jak Nadzmysłowy. Szybki Pazur uchwycił jego wzrok i jego drobny pyszczek rozjaśnił się ciepłym, czułym uśmiechem. Ś Och, Łowco Ś zachichotał. Ś Jak ty śmiesznie wyglądasz. Chodźcie, znajdziemy coś do jedzenia. Kiedy szli, Szybki Pazur, jak w natchnieniu, opowiadał ó Białym Wichrze: Ś ...mimo wszystko jest coś w tym, co mówił Tragarz Rosy. Kotka poświęciłaby się dla swoich dzieci, ty byłeś gotów poświęcić się za nas. 325 Ś To nie takie proste, Pazurku Ś powiedział zmieszany Łowca. Ś Myślę, że ocaleliśmy, bo Yiror tak chciał Ś ciągnął kotek Ś ale Tragarz Rosy... cóż, Książę Tragarz Rosy widzi wiele rzeczy, choć jak sądzę, jest zbyt ponury. Biały Wicher zawsze uwielbiał biegać, czuć wiatr we włosach Ś nie chciał, aby jego dzieci rodziły się i chowały jak mistycy, a jedynie pamiętały, że jeśli nie zechcą podzielić się darem, jaki otrzymali, dar ten obróci się przeciwko nim. Ś Wydaje mi się, że to, o czym myślisz i śnisz, wykracza zupełnie poza moje pojęcie o tobie, Pazurku Ś odezwał się Łowca. Cienista Strzecha skrzywiła się. Ś Ale to ty przecież nauczyłeś mnie większości tego, co wiem, Łowco! Ś powiedział rozbawiony Szybki Pazur. Zatrzymał się, aby odwrócić zrzuconą gałąź, płosząc zaskoczonego chrabąszcza. Jednym susem kociak uwięził brzęczącego owada, w następnej chwili już go chrupał. Ś W każdym bądź razie Ś mówił Szybki Pazur z pełnym pyskiem Ś postanowiłem wrócić do Domu Pierwszych i tam pozostać. Jest tam wielu mędrców, łącznie z Księciem Małżonkiem, a ja muszę się wiele nauczyć. Cienista Strzecha i Łowca, jak uważni rodzice, szli bez słowa za brykającym Szybkim Pazurem. Rozdział 31 Najwyższe dobro jest jak woda. Woda jest dobra; żywi wszelkie stworzenia, a nie rywalizuje z żadnym. Mieszka w miejscach, którymi gardzą wszyscy. Dlatego właśnie jest tak blisko Tao. Laotzu Tad Williams Pieśń Łowcy tłumaczyła: Bogumiła Kaniewska ZYSKIS-KA WYDAWNICTWO Poznań 1994 tytuł oryginału: Tailchaser's Songs Copyright ę 1985 by Tad Williams Ś By arrangement with DA W Books, Inc., New York. Ali rights reserved. Copyright ę for the Polish translation by Wydawnictwo REBIS, Poznań 1994 Projekt okładki: Braldt Bralds Liternictwo: Jacek Pietrzyński Redaktor: Adela Skrentni Wydanie I ISBN 83-86530-00-6 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel./fax (61) 526-326 tel. (61) 532-767, 532-751 Łamanie komputerowe i diapozytywy perfekt s.c., ul. Grodziska 11, 63-323 Poznań * * * A zatem spojrzę z uwagą na mego kota... Ponieważ pierwszy promień boskiej chwały na wschodzącym niebie wielbi po swojemu. Ponieważ czyni to okręcając swe ciało siedmiokrotnie ze śmigłą elegancją... Ponieważ spełniwszy obowiązek i otrzymawszy błogosławieństwo, zaczyna zajmować się sobą. Ponieważ ma na to dziesięć sposobów. Po pierwsze spogląda na swoje przednie łapy, by sprawdzić, czy są czyste. Po drugie wychyla się do tyłu, by i tam się oczyścić. Po trzecie wypręża wtedy przed siebie przednie łapy. Po czwarte ostrzy pazury o drewno. Po piąte myje się. Po szóste po umyciu turla się. Po siódme poluje na pchły, by nie przeszkodziły mu w walce. Po ósme ociera się o pień. Po dziewiąte spogląda w górę, by wysłuchać instrukcji. Po dziesiąte odchodzi w poszukiwaniu pożywienia... Ponieważ po skończonej dziennej pracy przystępuje do zajęć jeszcze ważniejszych. Ponieważ nocą nie spuszcza władczego wzroku ze swych przeciwników. Ponieważ zmaga się z siłami ciemności mocą swej naelektryzowanej sierści i jarzących oczu. Ponieważ zmaga się z Diabłem, który jest śmiercią, mocą swej nieujarzmionej żywotności. Ponieważ swym porannym rytuałem wielbi słońce, a ono wielbi jego. Ponieważ pochodzi z plemienia Tygrysa. Ponieważ Kot Cherubin to nazwa Anielskiego Tygrysa... Ponieważ nie istnieje nic rozkoszniejszego niż jego senny spokój. Ponieważ nie istnieje nic bardziej pełnego życia niż jego zwinny ruch... Ponieważ Pan Bóg pobłogosławił jego ruchliwą zmienność... Ponieważ potrafi tańczyć do każdej muzyki świata... Christopher Smart Wstęp W tej godzinie, gdy nie istniał jeszcze czas, wyszła z ciemności na chłodną ziemię Pramatka Meerclar. Była czarna i tak puszysta, jakby w jej futrze zebrała się miękkość całego świata. Meerclar wypędziła wieczną ciemność i wydała na świat Dwoje. Harar Złotooki miał oczy gorące i pełne blasku jak słońce w Godzinie Krótkich Cieni, był w kolorze dnia, odwagi i tańca. Jego towarzyszka, Fela Niebiańska Tancerka, była piękna jak wolność, jak chmury, jak pieśń powracających wędrowców. Złotooki i Niebiańska Tancerka wydali na świat wiele dzieci, a wychowywali je w lesie, który w początkach Dawnych Dni okrywał świat. Śmigły, Przyjaciel Wilka, Znak Drzewa i Świetlisty Pazur, ich młode, miały mocne zęby, bystre oczy, lekkie łapy Ś siła i odwaga wypełniała je aż po koniuszki ogonów. Jednak najbardziej niezwykli i najpiękniejsi z całego niezliczonego potomstwa Harara i Feli byli trzej Pierworodni. Najstarszym z Pierworodnych był Yiror Biały Wicher, o barwie śniegu roziskrzonego słonecznym światłem, a szybki... Środkowy był Grizraz Pożeracz Serc, szary jak cień, a dziwny... Jako trzeci urodził się Tangaloor Ognista Stopa. Był czarny jak Pramatka Meerclar, lecz łapy miał czerwone jak płomień. Zawsze chodził samotnie i śpiewał sam dla siebie. Pierworodni bracia rywalizowali ze sobą. Biały Wicher był tak szybki i silny, jak tylko kot może sobie wymarzyć Ś nikt nie mógł go pokonać w biegach i skokach. Ognista Stopa był mądry jak sam czas, rozwiązywał wszystkie za-gadki i łamigłówki, układał pieśni, które przetrwały wiele pokoleń Ludu. Pożeracz Serc nie dorównywał zdolnościami swym braciom. Rosła w nim nienawiść i zaczął knuć spisek, by spowodować upadek Białego Wichru i poniżenie całego Ludu. I stało się tak, że Pożeracz Serc wyhodował przeciwko Ludowi potężną bestię. Nosiła ona imię Ptomalkum i była ostatnim potomkiem Yenris, psa-demona, którego Meerclar zniszczyła w czasie Dni Ognia. Ptomalkum, wychowana na nienawiści Pożeracza Serc, wykarmiona nią, uśmierciła wielu, nim zabił ją waleczny Yiror Biały Wicher. Jednak on sam otrzymał tyle ran, że wkrótce stracił siły i zmarł. Widząc klęskę swoich knowań, Pożeracz Serc przeraził się, wpełzł w jamę i przepadł w pełnej tajemnic głębi ziemi. Ogromny lament rozległ się na Dworze Harara na wieść o śmierci ukochanego Białego Wichru. Jego brat, Ognista Stopa, w rozpaczy opuścił Dwór, zrzekł się swych praw do Płaszcza Królewskiego i wyruszył w świat. Fela Niebiańska Tancerka, matka Yirora, zamilkła i milczała nieprzerwanie aż do końca swego długiego życia. Tymczasem Harara Złoto-okiego tak przepełniał gniew, że płakał z wściekłości i miotał przekleństwa. Wyjąc zapuścił się w najdziksze ostępy, niszcząc wszystko, co stanęło na drodze jego pościgu za zdrajcą Pożeraczem Serc. W końcu, gdy nie mógł już znieść tak ogromnego bólu, skrył się w niebiosach na łonie Pramatki. Tam żyje jeszcze, goniąc świetliste myszy słońca poprzez przestworza. Często spogląda w dół, na ziemię, z nadzieją, że znów ujrzy tam Yirora biegnącego pod koronami drzew Starego Lasu. Przeminęło wiele wiosen i zim, a świat postarzał się bardzo, nim Ognista Stopa ponownie spotkał swego zdradzieckiego brata, Pożeracza Serc. Było to w czasach Księcia Gład-kowąsa, za panowania Królowej Porannego Promienia; Lord Tangaloor przyszedł z pomocą ludowi sów, Ruhu. Jakieś tajemnicze stworzenie splądrowało ich gniazda i zabiło wszystkich myśliwych Ruhu, którzy stanęli do walki z nim. Og-10 nista Stopa zastawił sidła, wydrążając pazurami niemal na wylot potężne drzewo i, ku swemu zdumieniu, odkrył, że pod nim, złapany w pułapkę, leży jego brat, Grizraz Pożeracz Serc. Pożeracz błagał Ognistą Stopę, by go uwolnił, obiecywał mu, że podzieli się z nim odwieczną wiedzą, jaką posiadł, przebywając pod ziemią. Jednak Lord Tangaloor tylko się roześmiał. Gdy wstało słońce, Pożeracz Serc zaczął płakać. Łkał i skamlał tak bardzo, że Ognista Stopa, choć obawiał się jakiejś sztuczki, uwolnił swego cierpiącego brata spod drzewa, które go więziło. Grizraz tak długo przebywał pod ziemią, że słońce go oślepiało. Drapał i tarł łzawiące oczy, wyjąc tak żałośnie, że Ognista Stopa zaczął rozglądać się w poszukiwaniu sposobu, aby uchronić go przed spaleniem przez gwiazdę dnia. Jednak gdy tylko się odwrócił, oślepiony Pożeracz Serc wykopał tunel, prędzej niż zrobiłby to borsuk czy kret. Zanim wstrząśnięty Ognista Stopa zdołał skoczyć ku niemu, Pożeracz zniknął znowu w samym brzuchu świata. Powiadają, że żyje tam jeszcze, ukryty przed oczyma Ludu, że dokonuje tam, pod powierzchnią, różnych podłości, że cierpi z tęsknoty do Świata Na Ziemi... CZĘŚĆ I Rozdział 1 ...nie pomyl się Bo śmiali tak Nie śpimy nocy tej Księżyc i ja! W. S. Gilbert Nadeszła już Godzina Wstępującej Ciemności i szczyt dachu, na którym leżał Łowca, okrywał cień. Śnił właśnie o skakaniu i fruwaniu w powietrzu, gdy poczuł dziwne mrowienie w wąsach. Fritti Łowca, dziecko polującego Ludu, ocknął się natychmiast i wciągnął nosem powietrze. Z postawionymi uszami i nastroszonymi wąsami badał podmuch wieczornego wiatru. Nic specjalnego. Co więc go obudziło? W zadumie wyprężył łapy i zaczął rozciągać swój giętki grzbiet, od karku aż po czubek rudego ogona. Zanim obrządek ten dobiegł końca, poczucie zagrożenia minęło. Może był to nocny ptak przelatujący nad głową... lub pies w dole na polu... może... Może znowu staję się kociątkiem, pomyślał Fritti, które czmycha przerażone spadającymi liśćmi. Wiatr rozwichrzył mu świeżo ułożoną sierść. Zirytowany zeskoczył z dachu w wysoką trawę. Po pierwsze musi zaspokoić głód. Później przyjdzie czas, aby udać się pod Ścianę Zgromadzeń. Pora Wstępującej Ciemności już mijała, a brzuch Łowcy wciąż był pusty. Omijał go szczęśliwy los. Najpierw zastygł w bezruchu, wpatrując się w wejście do nory susła. Gdy po 13 trwającym całe wieki oczekiwaniu, prawie bez oddechu, mieszkaniec jamy ciągle się nie pojawiał, zdesperowany Łowca poddał się. Po spenetrowniu, w złości, mysiej dziury odszedł, by szukać szczęścia gdzie indziej. Nic z tego. Nawet ćma uszła jego błyskawicznemu atakowi, ulatując spiralnym ruchem w ciemność. Jeśli natychmiast czegoś nie złapię, zmartwił się Łowca, będę musiał wrócić i zjeść z miski, którą wystawił dla mnie Duży. Na Harara! Co ze mnie za myśliwy? Nikła smuga zapachu nagle zatrzymała Łowcę. Znieruchomiał całkowicie, natężył wszystkie zmysły, skulił się i wciągnął powietrze. To był Piszczek Ś zapach szedł z wiatrem... musiał być bardzo blisko. Przesunął się miękko niczym cień, starannie wybierając drogę przez ściółkę, później znów zastygł. Teraz! Skok i niemal tuż przed nim siedzi mrę'aż*, którego zapach wyczuł. Przycupnął sobie, nieświadomy obecności Łowcy, i wpycha ziarna w policzki Ś nerwowo kurczy nos i gwałtownie mruga oczami. Fritti przywarł do ziemi, jego uniesiony ogon kołysał się tam i z powrotem. Przykucnięty oparł się na tylnych łapach i przygotowywał do ataku Ś nieruchomy, z naprężonymi mięśniami. Skoczył. Źle ocenił odległość. Akurat gdy lądował, z wystawionymi pazurami, Piszczek miał dość czasu, by wydać pisk przerażenia i wpaść Ś hop! Ś wprost do własnej dziury. Stojąc nad drogą jego ucieczki, Fritti w zakłopotaniu gryzł własną stopę. Kiedy Łowca wylizywał z miski ostatnie resztki, na ganek wskoczył Chudzielec. Chudzielec był dzikim, burym kotem, szarożółtym mieszańcem, mieszkającym w drenie odprowadzającym wodę z pola. Był nieco starszy niż Fritti i bardzo się tym chełpił. Ś Nre'fa-o, Łowco Ś przywitał się Chudzielec i leni-* Objaśnienia dotyczące wyrazów w pradawnym języku kotów, Wysokim Śpiewie, znajdują się na końcu książki (przyp. tłum.). 14 wie naostrzył pazury o drewniany słup. Ś Wygląda na to, że zostałeś dziś porządnie nakarmiony. Powiedz mi, czy Duzi każą ci robię sztuczki w zamian za kolację? Rozumiesz, często zastanawiam się, jak to działa. Fritti udał, że nie zwraca na niego uwagi i zaczął myc wąsy. Ś Zauważyłem Ś ciągnął Chudzielec Ś że Growlersi mają chyba jakąś umowę z Dużymi: noszą im różne przedmioty, ciągle skaczą dookoła, no i szczekają przez całą noc, aby dostać obiad. Czy to właśnie robisz? Ś Chudzielec przeciągnął się niedbale. Ś Po prostu jestem ciekaw, kapujesz. Którejś nocy Ś och, trudno mi się do tego przyznać Ś może i mnie nie uda się złapać nic na obiad, więc dobrze byłoby mieć coś w zanadrzu. Czy szczekanie jest bardzo trudne? Ś Zamknij się, Chudy Ś burknął Fritti, parsknął śmiechem i jednym susem rzucił się na przyjaciela. Mocowali się przez chwilę, a potem odskoczyli i boksowali łapami. W końcu, zmęczeni, usiedli na moment, by przygładzić rozwichrzone futerka. Gdy odpoczęli, Chudzielec zeskoczył z ganku, Fritti musnął raz jeszcze bok i ruszył w jego ślady. Godzina Najgłębszej Ciszy właśnie się rozpoczęła. Oko Meerclar widniało wysoko na niebie, nieruchome, zastygłe. Wiatr szeleścił liśćmi drzew, gdy Łowca i Chudzielec przemierzali drogę przez pola i płoty, zatrzymując się tylko po to, by wsłuchać się w dźwięki nocy i znów popędzić przez wilgotne, lśniące trawy. Kiedy dotarli do skraju Starej Puszczy otaczającej siedziby Dużych, poczuli świeży zapach innych, podobnych im istot. Ponad wierzchołkiem wzniesienia, za skupiskiem potężnych dębów, znajdowało się wejście do wąwozu. Łowca poczuł się szczęśliwy na samą myśl o pieśniach i opowieściach, jakie miał usłyszeć pod osypującą się Ścianą Zgromadzeń. Pomyślał także o Cichej Łapie, której szczupłą, szarą sylwetkę i wygięty, smukły ogon ostatnio ciągle miał przed oczami. Jak cudownie było żyć i być jednym z Ludu w Noc Zgromadzenia! 15 Oko Meerclar osrebrzało polanę perłowym światłem. Dwadzieścia pięć czy trzydzieści kotów zebrało się u podnóża Ściany, ocierając się o siebie, witając, rozpoznając węchem nowych znajomych. Wiele młodszych kotów walczyło ze sobą dla zabawy. Łowcę i Chudzielca powitała zgraja młodych myśliwych, którzy stali niedbale na samym skraju. Ś Świetnie, że przyszliście! Ś krzyknął Chyżostopy, młody kot o grubej, czarno-białej sierści. Ś Akurat mamy zamiar zabawić się w Hop-Hop-W-Górę, oczywiście, dopóki nie przyjdzie starszyzna. Chudzielec przesunął się, by dołączyć do gry, ale Łowca grzecznie pokręcił głową i ruszył w kierunku tłumu, aby odnaleźć Cichą Łapę. Nie mógł natrafić na jej zapach, gdy prześlizgiwał się pomiędzy tłoczącymi się grupami kotów. Dwie młode kotki, niemal jeszcze kocięta, zalotnie zmarszczyły noski na jego widok i uciekły, prychając z uciechy. Nie zwracając na nie uwagi, z szacunkiem skłonił głowę, mijając Dostojnika. Stary koeur, ułożony majestatycznie na brzuchu u podnóża Ściany, zaszczycił go leniwym grymasem ogromnych, zielonych oczu oraz niedbałym poruszeniem ucha. Nigdzie jej nie widać, pomyślał Łowca, gdzie ona może być? Nikt nigdy nie opuszczał Nocy Zgromadzenia bez ważnego powodu. Zgromadzenia odbywały się tylko w te noce, gdy Oko było całkowicie otwarte i lśniło najjaśniej. Może przyjdzie później, myślał. A może właśnie teraz spaceruje z Długoskoczkiem albo Szemrzącym Liściem, powoli rozwijając swój ogon, aby mogli go podziwiać... Rozzłościła go ta myśl. Odwrócił się i dał kuksańca młodziutkiemu kotkowi, który tańczył i podskakiwał na tylnych łapach. Był to Szybki Pazur, który spojrzał na niego z takim przerażeniem, że Łowcy natychmiast zrobiło się żal małego Ś hałaśliwy kociak bywał dokuczliwy, ale miał dobre zamiary. Ś Przepraszam, Szybki Pazurze Ś powiedział. Ś Nie wiedziałem, że to ty. Myślałem, że to stary Dostojnik, chciałem mu dać nauczkę. 16 Ś Naprawdę? Ś wyszeptał malec. Ś Naprawdę zrobiłbyś to? Fritti od razu pożałował swoich słów. Dostojnikowi z pewnością nie spodobałby się jego żart. Ś Tak czy inaczej Ś rzekł Ś była to pomyłka. Bardzo cię przepraszam. Szybki Pazur był zachwycony tym, że potraktowano go jak dorosłego. Ś Przyjmuję przeprosiny, Łowco Ś powiedział z powagą. Ś Rozumiem twoją pomyłkę. Fritti parsknął. Przyjaźnie kąsnął młodego kota w bok i ruszył dalej. Minęła już połowa pory Najgłębszej Ciszy i Zgromadzenie dawno już się rozpoczęło, a Cicha Łapa wciąż się nie pojawiała. Podczas gdy jeden ze starszyzny raczył swą opowieścią zebrany tłum Ś teraz już niemal sześćdziesiąt kotów Ś Łowca odnalazł Chudzielca, który siedział z Chyżo-stopym i innymi. Kiedy pojawił się Fritti, Mówca opowiadał właśnie o przebywającym w okolicy Growlersie, wyjątkowo dużym i niebezpiecznym, a biegającym na wolności, i Chu-dzielec, wraz z pozostałymi myśliwymi, słuchał go uważnie. Ś Chudzielcu Ś syknął Fritti. Ś Czy przyjdziesz tu na chwilę, żeby ze mną pogadać? Chudzielec ziewnął i przeciągnął się, nim powolnym krokiem zbliżył się do korzeni drzewa, gdzie usadowił się Fritti. Ś No, o co chodzi? Ś spytał uprzejmie. Ś Czy to już czas na lekcję szczekania? Ś Proszę cię, Chudzielcu, nie wygłupiaj się. Nigdzie nie mogę znaleźć Cichej Łapy. Czy nie wiesz, gdzie ona jest? Przy wtórze monotonnej opowieści Chudzielec z uwagą przyglądał się Łowcy. Ś Cóż Ś odezwał się. Ś Wydavya?er1jji-.tiię^fejesteś ostatnio dość zajęty. Wszystko to z po^o^i kotki? t Ś Poprzedniej nocy tańczyliśmy Taniec Akceptacji1! Ś rzekł urażony Fritti. Ś Nie udało nam się go skończyć przed wschodem słońca. Mieliśmy zakończyć dzisiaj. Wiem; że 17 zamierzała mnie przyjąć! Co mogło sprawić, że nie przyszła na dzisiejsze Zgromadzenie? Chudzielec opuścił uszy w udawanym przerażeniu. Ś Przerwany Taniec Akceptacji! Na wąsy Niebiańskiej Tancerki! Już widzę, jak tracisz sierść! A twój ogon wiot-czeje! Fritti niecierpliwie potrząsnął głową. Ś Wiem, że dla ciebie to śmieszne, bo ty biegasz za każdym zalotnie wygiętym ogonem i nie obchodzi cię prawdziwe Połączenie. Ale mnie obchodzi i martwię się o Cichą Łapę. Pomóż mi, proszę. Chudzielec przyglądał mu się przez chwilę, mrugając oczami i drapiąc się za prawym uchem. Ś W porządku, Łowco Ś powiedział po prostu. Ś Co mam robić? Ś Cóż, sądzę, że dziś niewiele możemy zrobić, ale jeżeli jutro jej nie znajdę, może mógłbyś wraz ze mną pójść i rozejrzeć się po okolicy? Ś Chyba tak Ś odparł Chudzielec Ś choć myślę, że odrobina cierpliwości... ouuu! Z dołu podszedł do nich Chyżostopy i swoją płaską głową uderzył Chudzielca w zadek. Ś Chodźcie Ś wrzasnął. Ś O czym tu tak zawzięcie dyskutujecie? Szorstki Pysk zaraz rozpocznie swoją opowieść, a wy tu siedzicie jak dwa tłuste eunuchy! Łowca i Chudzielec skoczyli w ślad za przyjacielem. Kotki kotkami, ale opowieść to opowieść! Lud ścisnął się bliżej dookoła Ściany Zgromadzeń Ś cały ocean rozkołysanych ogonów. Powoli, z ogromną godnością Szorstki Pysk wspinał się po kruchej części Ściany. W najwyższym punkcie przystanął i czekał. Przeżywszy jedenaście czy dwanaście wiosen, Szorstki Pysk z pewnością nie był już młodym kotem, ale w każdym jego ruchu było żelazne opanowanie. Futro w kolorze żółwiej skorupy, niegdyś lśniące, z rdzawymi i czarnymi łatami, zmatowiało z wiekiem, a sierść stercząca wokół pyska posiwiała. Jednak jego oczy 18 były lśniące, czyste i potrafiły utrzymać każdego sprawnego kodaka w oddali, przynajmniej o trzy skoki. Szorstki Pysk był.Oel-cir'va: Mistrzem Starych Pieśni, jednym ze strażników Tradycji Ludu. W ich pieśniach Ś przekazywanych z pokolenia na pokolenie od czasu Wysokiego Śpiewu Dawnych Dni Ś przechowywano całą historię Ludu jak najcenniejszy skarb. Szorstki Pysk był jedynym Mistrzem w najbliższej okolicy, a jego opowieści były dla kotów tak samo ważne jak woda i wolność. Ze swego miejsca na szczycie Ściany długo i uważnie przyglądał się zgromadzonym w dole kotom. Pełne oczekiwania pomruki przeszły w miękkie, ciche mruczenie. Kilka młodych kotów Ś nazbyt podnieconych, by usiedzieć w ciszy Ś zaczęło gwałtownie uspokajać się nawzajem. Szorstki Pysk trzepnął trzykrotnie ogonem i zapadła cisza. Ś Dziękujemy Starszym, którzy opiekują się nami Ś zaczął. Ś Chwalimy Meerclar, której Oko oświetla drogi naszych polowań. Pozdrawiamy nasze łupy, które czynią łowy słodkimi. Ś Dzięki. Chwała. Pozdrowienie. Ś Jesteśmy Ludem i dzisiejszej nocy mówimy jednym głosem, głosem naszych czynów. Jesteśmy Ludem. Połączone odwiecznym rytuałem koty kołysały się delikatnie w obie strony. Szorstki Pysk rozpoczął swoją opowieść: Ś W czasach, gdy ziemia była jeszcze młoda, a niektórzy z Pierwszych żyli jeszcze na tych polach, na Dworze Harara władała Królowa Jedwabne Ucho, wnuczka Feli Niebiańskiej Tancerki. Była dobrą królową. Jej łapy zawsze służyły pomocą Ludowi, a pazury były szybkie, gdy trzeba było zranić wroga. Miała ona syna, Księcia Regenta Ś Dziewięć Ptaków. Był to olbrzymi kocur, zręczny w walce, prędki w gniewie, lecz tak pyszny, jak pyszna może być tylko młodość. W dniu Nadania Imienia opowiadano, że jako kocię jednym machnięciem pazura zniszczył gałąź pełną skowronków. Nadano mu zatem imię Dziewięć Ptaków, a wieść o jego sile i czynach niosła się daleko. 19 Minęło już wiele, wiele wiosen od śmierci Białego Wichru i żaden z mieszkańców Dworu nigdy nie widział nikogo z Pierwszych. Ognista Stopa powędrował w leśne ostępy już wiele pokoleń temu, wielu uważało, że już nie żyje albo że dołączył do ojca i babki w niebiosach. Ponieważ opowieści o sile i odwadze Dziewięciu Ptaków zaczęły krążyć pośród Ludu, przekazywane z ust do ust, a Dziewięć Ptaków przysłuchiwał się podszeptom szubrawców, którzy zawsze przyczepiają się do wielkiego Ludu, Książę uznał się za równego Pierworodnym. Pewnego dnia poprzez Świat-Las gruchnęła wieść, że Dziewięć Ptaków nie zadowala już miejsce Księcia Regenta u boku matki. Zwołano Zgromadzenie, na które przybyć mieli członkowie Ludu z najdalszych stron, by wziąć udział w ucztach, polowaniach i zabawach Ś wtedy to Książę miał wdziać na siebie Płaszcz Królewski Ś ten sam, który Tangaloor Ognista Stopa ogłosił świętym dla wszystkich poza Pierworodnymi Ś i ogłosić się Królem Kotów. Gdy nadszedł wyznaczony dzień, cały Lud zebrał się na Dworze. Wszyscy bawili się, tańczyli i śpiewali, a Dziewięć Ptaków wygrzewał na słońcu swoje wielkie ciało i przyglądał się. Później podniósł się i oznajmił: Ś Ja, Dziewięć Ptaków, prawem krwi i pazura staję dziś przed wami, by przywdziać Płaszcz Królewski, który już zbyt długo nie był używany. Jeśli nie ma tu kota, który znałby jakąś przyczynę, dla której nie mógłbym wziąć na siebie tego Szacownego Brzemienia.... W tym momencie rozległ się gwar i z tłumu wysunął się bardzo stary kot. Jego sierść była przyprószona siwizną Ś szczególnie nogi i łapy Ś a pysk miał śnieżnobiały. Ś Wdziewasz Płaszcz Królewski na mocy prawa krwi i pazura, Książę Dziewięć Ptaków? Ś spytał stary kocur. Ś Tak Ś odparł Książę. Ś Jakie prawo krwi pozwala ci żądać Królestwa? Ś nastawa! białowąsy starzec. Ś Prawo płynącej we mnie krwi Feli Niebiańskiej Tan-20 cerki, ty stary, bezzębny przyjacielu gryzoni! Ś odparł gwałtownie Dziewięć Ptaków i ruszył z miejsca, gdzie leżał. Cały zgromadzony Lud szeptał podekscytowany, gdy Książę podchodził ku Vaka'az'me, tronu z pnia drzewa, tronu przynależnemu Pierworodnym. Przed oczyma całego zgromadzonego Ludu Dziewięć Ptaków podniósł długi ogon i spryskał Vaka'az'me jak swoje łowieckie terytorium. Szept wzmógł się, a stary kot posunął się do przodu chwiejnym krokiem. • Ś O Książę Ś odezwał się starzec Ś może przez krew masz jakieś prawo, by zostać Królem Kotów, ale przez pazur? Czy staniesz do pojedynku o Płaszcz? Ś Oczywiście Ś odrzekł ze śmiechem Dziewięć Ptaków Ś ale kto stanie do walki ze mną? Zgromadzeni otworzyli szerzej oczy, rozglądając się za jakimś potężnym wojownikiem, który podjąłby walkę z ogromnym Księciem. Ś Ja stanę Ś powiedział po prostu stary kot. Cały Lud syczał i prężył grzbiety ze zdumienia, ale Dziewięć Ptaków znów roześmiał się tylko. Ś Idź do domu, dziadku, powalczyć z pchłami Ś powiedział. Ś Ja nie będę bić się z tobą. Ś Król Kotów nie może być tchórzem Ś odezwał się stary kocur. Wtedy Dziewięć Ptaków ryknął ze złości i jednym skokiem rzucił się do przodu, mierząc swą potężną łapą w siwy pysk. Ale stary uskoczył z zadziwiającą chyżością i wymierzył w łeb Księcia cios, który na chwilę go otumanił. Teraz rozpoczęli prawdziwą walkę, tłum zaś z niedowierzaniem obserwował szybkość i odwagę starego, który stanął do pojedynku z tak wielkim i groźnym przeciwnikiem. Po chwili zwarli się w walce i choć Książę wbił zęby w kark starego, ten uniósł tylne łapy, szarpnął pazurami i futro Dziewięciu Ptaków rozwiało się w powietrzu. Kiedy odsunęli się od siebie, młody nie mógł pojąć, jak ten wiekowy, niepozorny kot mógł go tak zranić. 21 Ś Straciłeś wiele skóry, dobry Książę Ś powiedział stary. Ś Czy odwołasz swoje żądanie? Rozgniewany młokos ruszył do ataku i znowu zwarli się w walce. Stary złapał zębami ogon Księcia i gdy przeciwnik usiłował się odwrócić, by rozdrapać mu pysk, stary wyrwał ogon z jego ciała. Lud syczał ze zdziwienia i przerażenia, kiedy Książę, brocząc krwią, obrócił się wokół własnej osi i jeszcze raz stanął przed starym kotem, także zdyszanym i poranionym. Ś O Książę, straciłeś ogon i sierść. Czy i teraz nie zrezygnujesz ze swego żądania? Oszalały z bólu Dziewięć Ptaków rzucił się na starego, walczyli Ś prychając i zadając ciosy, aż krew i łzy migały w słońcu. Wreszcie siwy kocur zaklinował tylną część ciała Księcia Dziewięć Ptaków pod korzeniami Vaka'az'me. Gdy opadł kurz, dreszcz wstrząsnął widzami. Zobaczyli, że w ostatnim starciu z okrycia śmiałka, który przyjął wyzwanie Księcia, opadła cała chmura białego pyłu i jego pysk nie był już siwy, a łapy lśniły barwą płomieni. Ś Widzisz mnie bez maski, Dziewięć Ptaków Ś rzekł. Ś Oto ja, Lord Tangaloor Ognista Stopa, syn Harara, i to z mojego rozkazu nie ma Króla Kotów. Jesteś odważnym kotem, dobry Książę Ś mówił dalej Ś ale twoje zuchwalstwo nie może ujść bezkarnie. Po tych słowach Ognista Stopa złapał Księcia za kark i pociągnął, rozciągając jego tułów i łapy tak, że stały się trzy razy dłuższe od normalnych kocich łap i tułowia. Później uwolnił Księcia spod korzeni drzewa i powiedział: Ś Uczyniłem cię stworzeniem bez ogona i sierści, długim i niezgrabnym. Odejdź teraz i nigdy nie wracaj na Dwór Harara, którego moc sobie uzurpowałeś. Odtąd przeznaczeniem twoim będzie służyć każdemu z członków Ludu, który ci to nakaże, a to samo czynić będą wszyscy twoi potomkowie aż do chwili, kiedy zdejmę z was klątwę. Powiedziawszy to, Lord Tangaloor odszedł, a Lud wypędził ze swego grona zdeformowanego Dziewięć Ptaków i na-22 zwał go M'an Ś co znaczy „spoza światła słonecznego" Ś a on i wszyscy z niego zrodzeni chodzą od tamtej pory tylko na tylnych nogach, gdyż po rozciągnięciu ich przednie łapy stały się zbyt krótkie, by dosięgnąć ziemi. Uzurpator Dziewięć Ptaków, ukarany przez Ognistą Stopę, był pierwszym z rodu Dużych. Długo służyli oni Ludowi, budując nam schronienia od deszczu i karmiąc, gdy nie powiodły się łowy. I jeśli teraz niektórzy z nas służą zhańbionym M'an, to jest to już zupełnie inna historia, na inne Zgromadzenie. Jesteśmy Ludem i dzisiejszej nocy mówimy jednym głosem Ś głosem naszych czynów. Jesteśmy Ludem. Skończywszy pieśń, Szorstki Pysk zeskoczył ze ściany z siłą, która przeczyła ilości przeżytych przez niego wiosen. Gdy odchodził, cały zgromadzony Lud pochylił głowy, wtulając je między przednie łapy na znak szacunku. Godzina Ostatnich Tańców zmierzała ku końcowi i Zgromadzenie rozpadło się na niewielkie grupki Ś koty żegnały się, komentowały pieśń, plotkowały. Łowca i Chudzielec zostali jeszcze przez chwilę, aby z Chyżostopym i kilkoma innymi młodymi myśliwymi omówić plany na następną noc, po czym ruszyli w drogę. Gdy wesoło przemierzali pole, natknęli się na kreta, który, oddalony od nory, znalazł się w tarapatach. Po krótkiej pogoni Chudzielec skręcił mu kark i pożywili się. Z pełnymi brzuchami rozstali się na ganku Łowcy. Ś Mri'fa-o, Łowco Ś powiedział Chudzielec. Ś Jeśli będziesz mnie jutro potrzebował, znajdziesz mnie przy Skrajnym Zagajniku w porze Wszechogarniającej Ciemności. Ś Dobrych snów, Chudzielcu. Jesteś wspaniałym przyjacielem. Chodzielec machnął ogonem i już go nie było. Fritti wskoczył do skrzynki pozostawionej dla niego przez Dużych i zatonął w świecie snu. Rozdział 2 Oto jest Nieuchwytne i Złudne. Stań przed nim, a nie ujrzysz jego głowy. Podążaj za nim, a nie ujrzysz jego pleców. Lao-tzu Tritti Łowca przyszedł na świat jako przedostatni spośród pięciorga młodych. Gdy jego matka, Indez Tułitrawka, obwąchiwała go po raz pierwszy, gdy zlizywała wilgoć z jego świeżo narodzonej sierści, jej zmysły smaku i powonienia odczuły jakąś różnicę Ś subtelne, nieuchwytne doznanie, którego nawet nie umiałaby nazwać. Jego nie-widzące, niemowlęce ślepka i badawczy pyszczek były jakoś bardziej natarczywe niż u rodzeństwa. Gdy go myła, poczuła łaskotanie w wąsach, znak rzeczy niewidzialnych. Być może będzie wielkim myśliwym, pomyślała wtedy. Jego ojciec, Cętkowany Bok, musiał być przystojnym, zdrowym kocurem Ś był w nim nawet jakiś stygmat Dawnych Dni, szczególnie tej zimowej nocy, kiedy śpiewał z nią Rytuał. Teraz jednak odszedł, wiedziony węchem i własnymi, mrocznymi pragnieniami, jej pozostawiając do odchowania potomstwo. Fritti dorastał, a matka zapomniała o swoich pierwszych odczuciach. Codzienna bliskość i krzątanina przy rosnącej gromadce stępiły subtelne wyczulenie zmysłów Tulitrawki. Choć Fritti był kotkiem radosnym i przyjaznym, bystrym i zdolnym, jednak było widać, że nie dorówna rozmiarami swemu ojcu-myśliwemu. Oko otworzyło się nad nim już trzy 24 razy, lecz ciągle nie był większy od swej starszej siostry, Tiryi, a znacznie mniejszy od obu braci. Jego krótkie futerko, niegdyś w barwie śmietany, ściemniało do koloru dojrzałej moreli, białe pozostały tylko obwódki na łapach, ogon oraz niewielka mleczna gwiazdka na czole. Nieduży, lecz szybki i zwinny Ś zważywszy na niezdarność niektórych kociąt Ś Fritti beztrosko przebył pierwszy etap swojego życia. Psocił wraz z rodzeństwem, gonił robaki, liście i inne małe przedmioty i gromadził całą swą dziecięcą cierpliwość, by opanować trudną sztukę polowania, jaką Indez Tulitrawka przekazywała swoim dzieciom. Chociaż ich rodzinne gniazdo znajdowało się w stosie drewna i gruzu za jedną z potężnych siedzib Dużych, matka wiele razy wyprowadzała swoje kocięta poza obręb miejsc należących do rodu M'an, na otwartą przestrzeń, znajomość lasu bowiem była dzieciom Ludu tak samo potrzebna jak wiedza o osadach Dużych. Gdy Tulitrawka oddalała się od domu, jej młode formowały bezładną, rozproszoną i rozbrykaną grupę zwiadowców. Z cierpliwością odziedziczoną po wielu pokoleniach uczyła niesforną gromadkę podstawowych zasad przetrwania: nagłego znieruchomienia, przerażającego skoku, rozpoznawania zapachów, ostrego widzenia, szybkiego zabijania Ś całej sztuki łowów, jaką sama posiadła. Uczyła, pokazywała, sprawdzała; potem cierpliwie uczyła jeszcze raz tego samego i jeszcze raz, i znów, aż do skutku. Z pewnością jej cierpliwość bywała często napięta jak cienka, rozciągnięta nić i zdarzało się czasem, że sfuszerowana lekcja kończyła się energicznym klapsem po nosie winowajcy. Wytrzymałość matki z Ludu również ma swoje granice. Ze wszystkich kociąt Tu-litrawki Fritti najbardziej lubił się uczyć. Jednak i on czasem płacił za nieuwagę obolałym nosem Ś szczególnie wtedy, gdy rodzinka wychodziła na zewnątrz, do lasu i na pole. Kuszące ćwierkanie i szczebiot fla-fa'az i mnóstwo natrętnych zapachów z pola i lasu w jednej chwili powodowały, że zaczynał śnić na jawie, śpiewał sobie o czubkach drzew i wietrze wichrzącym jego futro. Te chwile zamyślenia często 25 przerywał energiczny klaps wymierzony przez matkę wprost w jego mordkę. Nauczyła się rozpoznawać jego rozmarzony wzrok. Dla Ludu linia dzieląca świadomość od marzeń była bardzo subtelna. Choć koty dobrze wiedziały, że Piszczek ze snu nie zaspokoi rzeczywistego głodu, a walki z wyobraźni nie pozostawiają ran, to jednak świat marzeń niósł im taką pociechę i ukojenie, jakich nie mogły znaleźć w realnym świecie. Lud tak bardzo polegał na tym, co prawie niedotykalne Ś na zmysłach, przeczuciach, uczuciach i impulsach Ś i co tak silnie przeciwstawiało się twardym jak skała podstawom przetrwania, że to, co realne i nierealne, wspomagało się nawzajem, tworząc niepodzielną całość. Cały koci Lud miał nadzwyczaj wrażliwe zmysły Ś koty zawdzięczały im i życie, i śmierć. Jednak tylko niewielu wyrastało na Oel-var'iz Ś Nadzmysłowych Ś którzy rozwijali wrażliwość i przenikliwość zmysłów daleko bardziej niż inni, nawet najszczodrzej obdarzeni przez naturę. Fritti był wielkim marzycielem i jego matka przez jakiś czas żywiła nadzieję, że może otrzymał on dar Nadzmysło-wości. Od czasu do czasu miewał bowiem przebłyski talentu o niezwykłej głębi: kiedyś przywołał swojego najstarszego brata z wysokiego drzewa na dół, a w chwilę później gałąź, na której siedział brat, złamała się i spadła na ziemię. Były też inne znaki jego głębokiego var, ale z upływem czasu, gdy wyrastał z kocięctwa, były one coraz rzadsze. Stawał się bardziej roztargniony Ś okazał się raczej marzycielem niż prorokiem. Matka uznała, że się myliła, a gdy nadszedł czas Nadania Imienia, zupełnie o tym zapomniała. Życie matki--łowczyni nie pozwala na bujanie w obłokach. Gdy mijało trzecie Oko życia, młode koty przynoszono po raz pierwszy na Zgromadzenie, by nadać im imiona. Nadanie Imienia było uroczystością o ogromnym znaczeniu. Wśród Ludu głoszono, że każdy kot ma trzy imiona: imię serca, imię twarzy i imię ogona. Imię serca nadawała kocia-26 kowi matka przy urodzeniu. Było to imię w pradawnym języku kotów, Wysokim Śpiewie. Kot zachowywał je tylko dla rodzeństwa, serdecznych przyjaciół oraz partnera, z którym łączył się w Rytuale. Fritti było takim właśnie imieniem. Imię twarzy nadawali Starsi na pierwszym Zgromadzeniu, w którym uczestniczyło młode; było to imię w języku wspólnym wszystkim ciepłokrwistym stworzeniom, w Powszechnym Śpiewie. Co do imienia ogona, to większość Ludu utrzymywała, że każdy kot przychodzi z nim na świat, należy je jedynie odkryć. Odkrycie było sprawą ściśle osobistą Ś jeśli ktoś go dokonał, to nie opowiadał o tym, nie zdradzał też nikomu swego imienia. Oczywiste było też to, że część kotów nigdy nie odkrywa imienia ogona i przeżywa życie, znając tylko dwa swoje imiona. Wielu twierdziło, że kot, który mieszka z Dużymi Ś z M'an Ś traci potrzebę odnalezienia go i obrasta w tłuszcz w błogiej nieświadomości. Tak ważne, tak tajemnicze i rzadkie było wśród Ludu imię ogona i z takim wahaniem rozmawiano na jego temat, że nic więcej właściwie o nim nie wiedziano. Kot albo swoje imię odkrywa, albo nie, mawiali Starsi, i to wszystko, co można zrobić w tej sprawie. W noc Nadania Imienia matka zaprowadziła Frittiego i jego rodzeństwo na specjalne Spotkanie Nosa, które poprzedzało Zgromadzenie. Wtedy Fritti po raz pierwszy zobaczył Szorstki Pysk Oel-cir'va, starego Wąchacza i innych Mędrców Ludu, strzegących jego praw i tradycji. Wszystkie dzieci Tulitrawki oraz kocięta innych samic stłoczono w jednym kręgu. Leżały, pełne obaw, jedno na drugim, a Starsi powoli przechadzali się dookoła Ś wciągając.powietrze w nozdrza i wydając głębokie, huczące dźwięki w rytmie jakiegoś nieznanego języka. Wąchacz pochylił się nad Tiry ą, siostrą Frittiego, położył na niej łapę, a następnie podniósł. Przyglądał się jej przez chwilę i rzekł: Ś Nadaję ci imię Czysta Pieśń. Dołącz do Zgromadzenia. Pobiegła szybko, by pochwalić się swoim nowym imieniem, a Starsi kontynuowali obrzęd. Wyciągali młode koty 27 jeden po drugim ze stosu, na którym leżały, ledwie oddychając z przejęcia, i nadawali im imiona. W końcu Fritti został sam. Starsi przestali krążyć i obwąchali go starannie. Szorstki Pysk zwrócił się do pozostałych: Ś Czy wy również to czujecie? Wąchacz skinął głową. Ś Tak. Wielka woda. Miejsca podziemne. Dziwny znak. Inny Starszy, zniszczony ponurak imieniem Spiczaste Ucho, niecierpliwie szurnął łapą o ziemię. Ś To nie ma znaczenia. Jesteśmy tu, aby nadawać imiona. Ś Racja Ś odezwał się Szorstki Pysk. Ś Cóż...? Ja wyczuwam poszukiwanie. Ś Ja czuję walkę z marzeniami Ś rzekł Wąchacz. Ś Myślę, że on pragnie złowić imię swego ogona, jeszcze zanim otrzyma imię twarzy! Ś powiedział inny Starszy i wszyscy parsknęli cichym śmiechem. Ś Doskonale Ś rzekł Wąchacz. Ś Nadaję ci imię... Łowca. Dołącz do Zgromadzenia. Zaskoczony Fritti zerwał się na równe łapy i pobiegł co tchu, byle dalej od Spotkania Nosa, dalej od chichoczących Starszych, którzy wydawali się bawić jego kosztem. Wtedy Szorstki Pysk zawołał za nim ostro: Ś Fritti Łowco! Odwrócił się i napotkał spojrzenie Mistrza Starych Pieśni. Mimo nosa zmarszczonego z uciechy jego oczy były pełne ciepła i tkliwości. Ś Łowco. Wszystko, co dostajemy tu, na Ziemi Ś to czas nam dany. Zapamiętaj to, dobrze? Fritti wyprostował uszy, odwrócił się i pobiegł ku Zgromadzeniu. Ostatnie dni wiosny przyniosły piękną pogodę, długie wyprawy na pola i w las Ś i pierwsze spotkanie Łowcy z Cichą Łapą. Doroślejący Fritti potrzebował coraz mniej towarzystwa swoich sióstr i braci podczas dziennych zajęć. 28 Każdego dnia słońce dłużej pozostawało na niebie, a zapachy niesione przez ospały wiatr stawały się coraz mocniejsze i coraz słodsze. I tak, z biegiem czasu, wciągnęły go samotne włóczęgi z dala od ludzkich siedzib, między którymi mieszkała i sypiała jego rodzina. W najgorętszej porze Godziny Krótkich Cieni, nasyciwszy głód porannym posiłkiem i uwolniwszy swą wrodzoną ciekawość, buszował po łąkach jak jego krewniacy po sawannach, stawał na wzgórzu, źdźbła trawy łaskotały go w brzuch, a on wyobrażał sobie, że włada tą krainą. Wabiły go także leśne ostępy. Podkopywał korzenie drzew, by odkryć sekrety pierzchających przed nim żuczków, sprawdzał wytrzymałość niższych gałęzi, czując tajemniczy powiew z góry, uderzający we wrażliwwe włosy jego pyska i uszu. Pewnego dnia po upajającym popołudniu, pełnym swobody i poszukiwań, Łowca wynurzył się z niskiego zagajnika, który opasywał jego las, i przystanął, żeby wyciągnąć drzazgę z ogona. Siedział właśnie z wyciągniętymi łapami, ciągnąc zębami kawałek drewienka, gdy usłyszał jakiś głos. Ś Nre'fa-o, nieznajomy. Czy to ty jesteś Łowcą? Spłoszony Fritti zerwał się na równe nogi i szybko rozejrzał dookoła. Na pniu dawno już uschniętego dębu siedziała szara kotka w czarne pręgi i przyglądała się mu. Był tak zatopiony we własnych myślach, że nie zauważył jej, gdy przechodził obok, choć siedziała zaledwie o cztery czy pięć skoków dalej. Ś Dobrych tańców, pani. Skąd znasz moje imię? Przepraszam, ale ja nie wiem, kim ty jesteś. Zapomniawszy zupełnie o jeżynowym kolcu, który utkwił w ogonie, Fritti z uwagą przyjrzał się nieznajomej. Była młoda, chyba nie starsza niż on sam. Miała szczupłe, smukłe łapy i miękko zaokrąglony tułów. Ś Cudze imię nie stanowi wielkiej tajemnicy Ś powiedziała kotka z rozbawionym wyrazem pyszczka. Ś Moje, od dnia Nadania, brzmi Cicha Łapa. Co do twojego, cóż, widziałam cię z daleka podczas Zgromadzenia, a twoje imię 29 było wymienione z powodu twojej dociekliwości i ciągłych wędrówek Ś no i na tym cię przyłapałam! Kichnęła delikatnie. Odwróciła swoje ujmujące, zielone oczy; Łowca spostrzegł jej ogon, który leżał zwinięty dokoła niej, gdy mówiła. Teraz, jakby niezależnie od jej woli, uniósł się i kołysał lekko w powietrzu. Był długi i zgrabny, miękko zakończony i od podstawy do czubka pręgowany takimi samymi czarnymi pasami jak jej boki i zad. To z powodu tego ogona Ś jego leniwych, jakby zachęcających ruchów, które natychmast wprawiły Łowcę w podziw Ś Fritti miał popaść w tarapaty przewyższające wszystkie wyobrażenia, jakie rodziły się w jego rozmarzonej głowie. Godzinę Wstępującej Ciemności spędzili na harcach i rozmowach. Łowca okazał się niezwykle szczery wobec nowo poznanej przyjaciółki, nawet on sam był zaskoczony swoimi słowami: tak mieszały się w nich marzenia, ambicje i nadzieje, że trudno było je od siebie odróżnić. A Cicha Łapa słuchała przez cały czas i potakiwała, jakby mówił najszczerszą prawdę. Kiedy rozstawali się w porze Ostatnich Tańców, prosił, żeby obiecała mu, że spotkają się znowu następnego dnia. Przyrzekła, a on pobiegł do domu i całą drogę podskakiwał z radości. Do gniazda dotarł tak podekscytowany, że obudził śpiące rodzeństwo i przeraził matkę. Gdy jednak dowiedziała się, co uczyniło go tak niespokojnym i radosnym, uśmiechnęła się tylko i czule przygarnęła łapą do siebie. Lizała go za uchem, mrucząc: Ś Tak, tak, synku, tak, tak... Powtarzała to, dopóki nie pogrążył się w świecie snu. Mimo niepokoju, jaki dręczył Frittiego przez następne popołudnie Ś mijające wolno niczym topniejący śnieg Ś Cicha Łapa rzeczywiście pojawiła się w umówionym miejscu, gdy tylko Oko pojawiło się nad widnokręgiem. Następnego dnia przyszła także... i następnego też. Przez całe gorące lato biegali razem, tańczyli i bawili się. Przyjaciele przyglądali się im i mówili, że nie jest to zwykłe zauroczenie, które zostanie zrealizowane i zaraz zakończone, gdy tylko 30 dla młodej kotki nadejdzie jej pora. Fritti i Cicha Łapa wydawali się stworzeni dla siebie, co mogło zaowocować w przyszłości Połączeniem Ś tak rzadko spotykanym, szczególnie wśród młodszego pokolenia Ludu. W rzednącej ciemności Ostatnich Tańców Łowca wybierał drogę między odpadkami z siedzib Dużych. Noc spędził włócząc się po lasach z Cichą Łapą i, jak zwykle, myślami był wciąż przy młodej kotce. Coś go niepokoiło, nie wiedział jednak co. Obchodziła go Cicha Łapa Ś bardziej niż którykolwiek z jego przyjaciół, bardziej nawet niż bracia i siostry Ś ale też przy niej czuł się zupełnie inaczej niż w ich towarzystwie. Widok jej ogona, owijającego ją delikatnie, gdy siedziała, wyprostowanego, gdy szła, poruszał takie rejony jego wyobraźni, których nawet nie umiał nazwać. Zatopiony we własnych myślach przez dłuższą chwilę nie zwracał uwagi na wieści, jakie niósł mu wiatr. Kiedy wreszcie do jego zaam-barasowanego, zadumanego umysłu dotarł zapach strachu, wzdrygnął się w nagłym przerażeniu i wstrząsnął głową. Wąsy dzwoniły na alarm. Skoczył naprzód i popędził w stronę domu, w stronę swojego gniazda. Wydawało mu się, że słyszy przerażone krzyki Ludu, choć powietrze było spokojne i ciche. Wdrapał się na ostatni dach, drapiąc i uderzając się pokonał płot Ś i stanął osłupiały ze zgrozy i strachu. Tam, gdzie piętrzył się stos gruzu, w którym mieściło się jego rodzinne gniazdo, tam... nie było nic! Ziemia była wymieciona jak skała wygładzona wiatrem. Tego ranka, gdy opuszcał swoją rodzinę, matka stała na samym czubku wzniesienia i wylizywała futro jego najmłodszej siostrzyczki, Mi-lusi. Teraz nie było tu nikogo. Fritti rzucił się do przodu i zaczaj drzeć pazurami milczącą ziemię, jakby chciał z niej wydrzeć tajemnicę tego, co się zdarzyło, ale była to ziemia rodu M'an, nie można jej było pokonać ani pazurami, ani zębami. W głowie mąciło mu się od sprzecznych i gwałtownych uczuć. Piszcząc żałośnie, obwąchiwał powietrze. Pełne 31 było chłodnych znaków strachu. Wciąż wisiały w nim zapachy jego rodziny i gniazda, ale mieszała się z nimi okrutna woń przerażenia i gniewu. Wprawdzie działanie wiatru i czasu mąciło jego odczucia, potrafił jednak wyczuć sprawcę. Był tutaj M'an. Duzi spędzili tu wiele czasu, choć nie pozostawili najmniejszego śladu swej obecności. Ich fetor jak zwykle był niemal nieuchwytny, bez znaczenia Ś bardziej przypominali w tym pracowite mrówki czy ruchliwe żuki niż Lud. Tu jego matka walczyła z nimi aż do końca, by uchronić swoje młode, ale Duzi nie czuli ani strachu, ani gniewu. A teraz nie ma już jego rodziny. W ciągu następnych dni, zgodnie z tym, czego się obawiał, Fritti nie natrafił na żadne ślady swoich bliskich. Zaszył się w Starej Puszczy i żył tam samotnie. Jedząc tylko to, co udało mu się złapać własnymi, ciągle jeszcze po dziecinnemu niezręcznymi łapami, schudł i osłabł, ale nie zbliżał się do gniazd Ludu. Chudzielec i inni przyjaciele przynosili mu od czasu do czasu coś do jedzenia, lecz nie udawało się im skłonić go do powrotu. Starsi rozważnie zostawili go samemu sobie. Wiedzieli, że takie rany najlepiej goją się w odosobnieniu, gdzie można wolno podjąć decyzję, czy żyć, czy umrzeć, tak by później jej nie żałować. Fritti wcale nie widywał Cichej Łapy, która nie odwiedzała go w jego pustelni Ś nie wiedział, czy nie współczuła mu w nieszczęściu, czy nie pojawiała się z innych powodów. Nocami, gdy nie mógł spać, zadręczał się wymyślaniem przyczyn jej nieobecności. Minęło już zamknięcie i otwarcie Oka od czasu straty rodziny, gdy pewnego dnia Łowca znalazł się na skraju siedzib należących do M'an. Chory i słaby, niemal nieprzytomny, opuścił opiekuńczy cień lasu. Kiedy leżał, oddychając nierówno w blasku przyjaznego słońca, usłyszał odgłosy ciężkich stóp. Jego przytępione zmysły ogłaszały nadejście M'an. Duzi byli coraz bliżej, słyszał, jak się nawoływali swymi głębokimi, dudniącymi głosami. Przymknął oczy. Jeśli pisane mu było podzielić los rodziny, to niech te stworzenia dokończą dzieło rozpoczęte przez swych krewniaków. Gdy poczuł, 32 jak podnoszą go ogromne ręce, gdy zapach M'an stłumił wszystkie inne zapachy, zaczął tracić świadomość Ś zapadał w sen, a może jeszcze głębiej, nie wiedział sam. Powoli, ostrożnie duch Łowcy powracał na znane sobie obszary. Gdy wróciła świadomość, poczuł, że leży na czymś miękkim, a zewsząd otacza go zapach M'an. Przerażony otworzył oczy i dziko rozejrzał się wokół. Był ułożony na kawałku miękkiej tkaniny, na samym dnie jakiejś skrzynki. Poczuł się jak w potrzasku i ogarnął go strach. Z trudem uniósł się na chwiejnych łapach i usiłował się wydostać na zewnątrz. Był zbyt słaby, aby skakać, lecz po kilku próbach udało mu się złapać przednimi łapami skraj skrzynki i wygramolić się ze środka. Gdy znalazł się na ziemi, rozejrzał się dookoła Ś stał w miejscu pozbawionym ścian, ale pod dachem przytwierdzonym do jednego z gniazd Dużych. Chociaż ze wszystkich stron otaczał go zapach M'an, żadnego z nich nie widział. Już, już miał pokuśtykać w kierunku wolności, gdy zatrzymał go potężny impuls Ś głód. Czuł jedzenie. Rzucił okiem na ganek i dostrzegł tam jakiś mały pojemnik. Ślina napłynęła mu do ust na sam zapach pożywienia, jednak podszedł do niego ostrożnie. Najpierw podejrzliwie obwąchał pojemnik, później wziął jeden próbny kęs Ś było bardzo dobre. Początkowo trzymał uszy w pogotowiu na wypadek powrotu M'an, ale po chwili zupełnie oddał się rozkoszy jedzenia. Połknął wszystko, wylizał miskę i zaraz znalazł drugą, pełną czystej wody, którą natychmiast wychłeptał. Był tak osłabiony, że niemal rozchorował się po łapczywym jedzeniu, ale Duży, który je zostawił dla niego, przewidział to chyba, bo posiłek był skromny. Fritti napił się, na chwiejnych nogach wysunął się ku światłu słońca, gdzie odpoczął przez chwilę, i podniósł się, aby ruszyć w drogę do lasu. Nagle, zza rogu rozdętego domostwa Dużych, wyłonił się jeden z oprawców. Łowca zerwał się do ucieczki, ale jego wątłe i chore ciało odmówiło posłuszeństwa. Jednak, ku jego zdumieniu, Duży nie schwytał go ani nie zabił na miejscu. Po 33 prostu przeszedł obok, schylając się, by pogłaskać czubek jego głowy i odszedł. Tak oto rozpoczął się niełatwy rozejm pomiędzy Łowcą i Dużymi. M'an, na ganku których Fritti znalazł schronienie, nigdy nie utrudniali mu wyjść czy powrotów. Wystawiali mu pożywienie, po które sięgał, jeśli chciał, i zostawiali mu pudełko, w którym mógł spać, o ile sobie tego życzył. Przemyślawszy to z niemałym trudem, Fritti doszedł do wniosku, że Ś być może Ś Duzi przypominają nieco Lud: niektórzy z nich są dobrzy i nie czynią bezsensownych krzywd, a niektórzy źli Ś i to właśnie ci spowodowali zagładę jego rodziny i gniazda, w którym przyszedł na świat. Ta konstatacja przyniosła mu coś na kształt ukojenia i pamięć o stracie powoli opuszczała jego świadomość, choć wciąż powracała w snach. Kiedy wrócił do zdrowia, Fritti znów zaczął szukać towarzystwa Ludu. Odnalazł również Cichą Łapę, o niezmiennie urodziwych wąsach i ogonie. Prosiła, by wybaczył jej, że nie odwiedzała go podczas tych dziwnych dni spędzonych w lesie. Powiedziała, że nie mogłaby znieść widoku towarzysza swych zabaw w takiej rozpaczy. Wybaczył jej z całego serca. Gdy odzyskał dawną siłę, znów biegali razem po polach i lasach. Wszystko było tak jak przedtem, poza tym, że Łowca stał się nieco bardziej milczący i mniej skłonny do beztroskiej paplaniny. Mimo to czas spędzany z Cichą Łapą stał się dla niego jeszcze bardziej drogi. Od czasu do czasu rozmawiali na temat Rytuału, który mieli wypełnić, gdy Cicha Łapa dojdzie do swojej pory, a Łowca stanie się myśliwym. I tak minęło lato, a wiatr zaczął wygrywać na najwyższych liściach drzew dźwięki zwiastujące pieśń jesieni. Ostatniej nocy przed Zgromadzeniem Fritti i Cicha Łapa wspięli się na wzgórze, z którego rozciągał się widok na siedziby M'an. Długo siedzieli, milcząc, otuleni ciemnością Najgłębszej Ciszy, w dole zapalały się migotliwe światła. Ciszę przerwał młody głos Łowcy śpiewającego pieśń: 34 Wysoko tak, Ponad kołyszącymi się szczytami drzew, Ponad skłębionymi chmurami Ś Wypowiemy Słowo. Tuż obok siebie, Na postrzępionym końcu świata, Ponad słońcem i ponad falą Ś Słychać ten głos... Wędrujemy razem Z ogonami wzniesionymi wysoko, Podróżujemy razem Ciepłe dzieci słońca. Już długo tak Tańczymy w lasach. Patrzymy wprost przed siebie Ś Brak nam tylko Słowa. Niedługo już, Wąsami i ciałami, Pojmiemy sens Głosu, który słyszeliśmy. Łowca skończył swą pieśń i znowu siedzieli w ciszy przez pozostałe godziny nocy. Przeszkodziło im dopiero poranne słońce, które wstało, by rozproszyć cienie, lecz kiedy Łowca odwrócił się, by na pożegnanie potrzeć nos Cichej Łapy, pomiędzy ich wąsami zawisła nie wypowiedziana obietnica. Rozdział 3 Ci, którzy śnią w dzień, są świadomi wielu spraw, umykających tym, którzy śnią tylko nocami. Edgar Allan Poe Rankiem po Zgromadzeniu Fritti obudził się z dziwnego snu. Śniło mu się, że Książę Dziewięć Ptaków z pieśni Szorstkiego Pyska porwał Cichą Łapę i uciekał, trzymając ją w swym wielkim pysku. Kiedy Fritti we śnie próbował ją uwolnić, Dziewięć Ptaków pochwycił go, rycząc z wściekłości. Poczuł ból, gdy we śnie jego ciało zaczęło się rozciągać, aż stało się tak cienkie jak nikła strużka dymu... Otrząsając się, jakby pragnął strząsnąć z siebie okropną marę, Łowca wstał i rozpoczął swój poranny obrządek Ś wygładził futro skłębione podczas snu, przywrócił porządek niesfornym wąsom, na koniec lekkim kąśnięciem doprowadził czubek swego ogona do idealnego stanu. Zszedł z ganku i idąc przez wysoką trawę, nie mógł pozbyć się przeczucia, że ten potworny sen nie skończył się wraz z nocą. Wydawał się bardzo ważny z jakiegoś powodu, którego Fritti nie mógł sobie przypomnieć. A jednak nie powinien Ś i nie mógł Ś zapomnieć tego snu. Tylko dlaczego? Ćwicząc bokserskie ciosy na usłużnie giętkim mleczu, nagle przypomniał sobie wszystko. Cicha Łapa! Nie było jej na Zgromadzeniu. Musi iść jej poszukać, dowiedzieć się, co się stało. Teraz był znacznie spokojniejszy niż nocą. W końcu, stwierdził, 36 jest wiele różnych przyczyn, które mogły spowodować jej nieobecność. Mieszkała w siedzibie M'an, może ją zamknęli, żeby nie wyszła. Duzi bywają bardzo kapryśni. Łowca przebiegł przez łąkę, przez zagajnik niewysokich drzew i znalazł się na obrzeżach Starej Puszczy. Cicha Łapa mieszkała dość daleko, więc wyprawa zajęła mu sporą część poranka. Wreszcie zobaczył przed sobą gniazdo M'an, stojące samotnie wśród otaczających je pól. Wyglądało dziwnie pusto, a kiedy się zbliżył, nie mógł natrafić na żaden ślad znajomych woni. Ś Cicha Łapo! Ś zawołał. Ś To ja, Łowca! Nre'fa-o, droga przyjaciółko. Podbiegł bliżej, ale przywitała go cisza. Spostrzegł, że drzwi stoją otworem Ś nie było to przyjęte w gniazdach M'an. Gdy dotarł do domostwa, ostrożnie wsunął głowę do środka, a później wszedł. Dom M'an był pozbawiony nie tylko życia, lecz Ś jak wydawało się Łowcy Ś po prostu wszystkiego. Podłogi i ściany były puste, tak że echo niosło nawet odgłos miękko stawianych łap, kiedy przechodził z pokoju do pokoju. Przez jedną przerażającą chwilę przypomniał sobie zniknięcie jego rodziny, ale ta pustka była jednak inna. Nie czuł zapachu przemocy ani zaskoczenia, nie było najmniejszego dowodu na to, że zaszło tu jakieś niepokojące zdarzenie. Przyczyna, która skłoniła M'an do opuszczenia tego miejsca, była jakąś najzwyklejszą przyczyną. Tylko gdzie jest Cicha Łapa? Dalsze poszukiwania, aż po sam strych, przyniosły wyłącznie widok kolejnych pustych pomieszczeń. Zaintrygowany i zamyślony Fritti opuścił siedzibę M'an. Może ona ukryła się w lesie i właśnie teraz czeka na jego pomoc i przyjaźń! Przez całe popołudnie włóczył się po okolicznych lasach, wołając i nawołując, lecz nie znalazł żadnego śladu swej przyjaciółki. Gdy nadszedł wieczór, zwrócił się po pomoc do Chudzielca, ale we dwójkę mieli dokładnie tyle szczęścia, co wcześniej sam Fritti. Zapuszczali się w głąb lasu, pytali wszystkich o jakiekolwiek wiadomości, ale bez rezultatu. Tak 37 zakończył się dla Łowcy pierwszy dzień poszukiwań zaginionej Cichej Łapy. Trzy następne wschody słońca nie przyniosły żadnej zmiany, żadnego śladu młodej kotki. Frittiemu trudno było uwierzyć, że Cicha Łapa po prostu opuściła okolicę, ale nie znaleziono najmniejszych śladów przemocy, również nikt z Ludu nie widział ani nie słyszał nic, co mogłoby wydać się podejrzane. Szukał jej nieprzerwanie, w dzień i w nocy, zmęczony, lecz nieugięty w swoim postanowieniu. Najpierw pozbawiono go rodziny i domu, w którym przyszedł na świat, teraz jej. Nawet Chudzielec poddał się trzeciego dnia. Ś Wiem, Łowco, że to straszne Ś powiedział mu przyjaciel Ś lecz zdarza się czasem tak, że wzywa nas Meerclar i odchodzimy. Ś Chudzielec spojrzał w dół, szukając właściwych słów. Ś Ona tam odeszła. Przykro mi, ale tak właśnie jest. Łowca skinął głową na znak, że rozumie, i Chudzielec odszedł, by dołączyć do innych. Jednak Fritti nawet nie pomyślał o przerwaniu poszukiwań. Wiedział, że to, co powiedział Chudzielec, mogło być prawdą, ale był przekonany Ś nie rozumiał w pełni, skąd wzięło się tak silne przeczucie Ś że Cicha Łapa nie odeszła do Meerclar, ale żyje gdzieś na ziemi, i potrzebuje jego pomocy. Kilka dni później, kiedy wyostrzywszy węch, przedzierał się przez żywopłot z krzewów kocierpki, gdzie tak często bawili się z Cichą Łapą w chowanego, Fritti napotkał Dostojnika. Stary myśliwy zbliżał się ciszej niż liście niesione jesiennym wiatrem, a jego brązowe ciało poruszało się z niesłychaną oszczędnością. Kiedy znalazł się obok Frittiego Ś okropnie onieśmielonego obecnością dojrzałego kocura Ś Dostojnik zatrzymał się, usadowił i ogarnął młodego kota krytycznym wzrokiem. Chcąc skłonić się z szacunkiem, Łowca pochylił głowę i ponieważ wylądował nosem w kolczastym żywopłocie, zamiauczał z bólu i zawstydzenia. Chłodne, badawcze spojrzenie Dostojnika rozjaśniły iskierki rozbawienia. 38 Ś Nre'fa-o, Dostojniku Ś odezwał się Fritti Ś czy... mmm.... czy rozkoszujesz się dzisiejszym słońcem? Ledwo skończył, z niezgrabnym gestem, swoje pytanie, natychmiast pożałował, że cokolwiek powiedział, że w ogóle wyszedł spod krzaku kocierpki Ś bo niebo było tego dnia szare i zachmurzone. Młody kot był tak zbity z tropu, że widząc to, Dostojnik roześmiał się i zeskoczył z gałęzi na ziemię. Leniwie ułożył swój tułów i, choć głowę trzymał wysoko, wyglądał na odprężonego. Ś Dobrych tańców, mały Ś odpowiedział i ziewnął majestatycznie. Ś Widzę, że ciągle tropisz tę, no, jak jej tam... Cichy Strączek? Ś Ci... Cicha Łapa. Tak, jeszcze jej szukam. Ś No tak... Ś Stary samiec przez chwilę rozglądał się dookoła, jakby szukał jakiegoś maleńkiego i nieznacznego przedmiotu, który mógł mu spaść. W końcu powiedział: Ś A tak... to właśnie to. Oczywiście, że tak. Przyjdź dzisiejszej nocy na Spotkanie Nosa. Ś Co? Ś zdumiał się Fritti. W Spotkaniach Nosa brali udział starsi oraz myśliwi i omawiali na nich tylko najważniejsze sprawy. Ś Dlaczego powinienem tam pójść? Ś wyszeptał. Ś Cóż... Ś Dostojnik znowu ziewnął Ś o ile dobrze rzecz pojmuję Ś choć Harar jeden wie, że mam ciekawsze rzeczy do roboty niż śledzenie waszego przybywania i znikania, smarkacze Ś więc z moich informacji wynika, że od ostatniego Zgromadzenia zaginęło wielu z nas. Sześciu czy siedmiu, wliczając w to twoją małą przyjaciółkę, Brzoskwiniową Łapę. Ś Cichą Łapę Ś nieśmiało poprawił go Fritti, ale Dostojnik już się oddalił. Zawieszone nad Ścianą Oko Meęrclar lśniło jak spojrzenie władcy na tle ciemności nocy. Ś My mamy ten sam problem i niektóre matki bardzo się tym martwią. Ostatnio w ogóle niechętnie opuszczają swoje siedziby. Wiecie, stały się podejrzliwe Ś przemawiał 39 Zdobywca Bagien, który należał do innego odłamu Ludu, mieszkającego po drugiej stronie Skrajnego Zagajnika. Oni mieli własne spotkania i zwykle ich kontakty z klanem Frit-tiego były przelotne. Ś Moim zdaniem Ś ciągnął Zdobywca Bagien Ś cóż, nie jest to naturalne. To znaczy, oczywiście, każdego roku tracimy kilka kociąt... czasem odchodzą od nas samce, nic nikomu nie mówiąc. Zwykłe kłopoty z kotkami, czujecie, co chcę powiedzieć... Ale przez ostatnich kilka dni, które można policzyć na pazurach jednej łapy, mieliśmy trzy zniknięcia. To niezwykłe. Gość z daleka usiadł i rozległ się szum stłumionych syknięć i szeptów wymienianych przez zebranych przywódców klanu. Przejęcie Frittiego, wywołane obecnością na Spotkaniu Nosa wraz z dorosłymi, zaczęło opadać. Słuchając opowieści innych o tajemniczych zniknięciach i widząc, jak rozważne, mądre koty dookoła niego potrząsają głowami i drapią własne pyski w głębokiej zadumie, nagle zaczął się zastanawiać, czy w ogóle będą mu oni pomocni w znalezieniu Cichej Łapy. Dotąd wydawało mu się, że w tym samym momencie, w którym stare koty poznają jego problem, będzie on rozwiązany Ś a co zobaczył? Brwi i nosy strażników tradycji były pomarszczone z troski. Łowca poczuł wokół siebie pustkę. Skoczek, jeden z najmłodszych obecnych na Spotkaniu Ś choć starszy od Frittiego o kilka pór Ś podniósł się do następnej opowieści. Ś Mojej siostrze... siostrze z tego samego gniazda, Płomykowi, zginęło dwoje z jej kociąt w porze ostatniego Oka. Jest uważną matką. Bawiły się obok pnia tego starego drzewa sirzi na skraju lasu, a ona odwróciła się na chwilę, ponieważ jej najmłodsze nie mogło rozczesać kołtuna. Kiedy odwróciła się znowu, nie było ich. I żadnego zapachu lisa czy sowy Ś także nie. Szukała wszędzie, możecie to sobie wyobrazić. Jest bardzo zaniepokojona. Ś Skoczek gwałtownie przerwał i usiadł. Spiczaste Ucho wstał i rozejrzał się po zebranych. 40 Ś Tak, cóż, czy ktoś jeszcze ma do opowiedzenia taką... historię... Dostojnik z ociąganiem podniósł łapę. Ś Przepraszam, Spiczaste Ucho, wydaje mi się... gdzie on jest... a tak, jest tutaj. Młody Łowca ma coś do zameldowania. Jeśli nie jest to już zbyt nużące, oczywiście. Ś Dostojnik ziewnął, pokazując swoje ostre kły. Ś Płochca? Ś odezwał się Spiczaste Ucho zirytowanym tonem. Ś A cóż to za imię? Szorstki Pysk uśmiechnął się do Frittiego. Ś To Łowca, prawda? No, mój mały, mów śmiało. Łowca podniósł się i wszystkie oczy skierowały się na niego. Ś Umm... no... umm... Ś Nieszczęśliwa mina sprawiła, że jego wąsy opadły żałośnie. Ś No bo... Cicha Łapa jest moją przyjaciółką, ona... ona, Cicha Łapa jest... no, ona zniknęła. Stary Wąchacz wychylił się do przodu i przyglądał mu się przenikliwie. Ś Czy widziałeś, co się z nią stało? Ś Nie... nie, proszę pana, ale myślę... Ś Doskonale! Ś Spiczaste Ucho pochylił się i pogłaskał Łowcę po głowie tak szorstko, że niemal go przewrócił. Ś Doskonale Ś ciągnął Spiczaste Ucho Ś bardzo dobrze, tak, dziękujemy Łów... Łów... no tak, to było bardzo przydatne, młody kolego. Teraz możemy już przejść dalej? Fritti usiadł pospiesznie i udawał, że szuka pchły. Nos go palił. Na to Falisty Ogon chrząknął, przerywając kilkanaście sekund nieprzyjemnej ciszy, i spytał: Ś Ale co właściwie mamy robić? Po kolejnej chwili ciszy wszyscy zaczęli krzyczeć jednocześnie: Ś Zaalarmować klany! Ś Wystawić straże! Ś Przeprowadzić się! 41 Ś Nie mieć więcej kociąt! To ostatnie pochodziło od Skoczka, którego Ś gdy poczuł na sobie wzrok całego zgromadzenia Ś nagle zaatakowała taka sama pchła co przed chwilą Łowcę. Stary Wąchacz ciężko uniósł się na łapach. Zgromił wzrokiem Skoczka, a potem ogarnął uważnym spojrzeniem czekający Lud. Ś Po pierwsze Ś warknął Ś lepiej byłoby nam zacząć od ustalenia, że nie będziemy wyć i wrzeszczeć w taki sposób jak przed chwilą. Wiewiórka ziemna z trzmielem w ogonie robi mniej hałasu i z lepszym rezultatem. Teraz zorientujmy się w sytuacji. Ś Z napięciem wpatrywał się w ziemię, jakby nadając kształt głębszej myśli. Ś Po pierwsze: niezwykle duża liczba członków naszego Ludu zaginęła bez wieści. Po drugie: nie mamy pojęcia, co lub kto może być tego powodem. Po trzecie: najlepsze i najmądrzejsze koty z okolicznych lasów zebrały się dziś na Spotkaniu Nosa i nie mogą rozwiązać tej kwestii. I dlatego... Ś Wąchacz przerwał, aby wzmocnić efekt Ś dlatego, chociaż zgadzam się, że powinniśmy rozważyć wystawienie straży i tym podobne, myślę, że trzeba zapoznać z sytuacją głowy mądrzejsze niż Ś tak, mądrzejsze niż nasze. Bez względu na to, jak byłoby to kłopotliwe i niebezpieczne, nie mamy innego wyjścia. Trzeba poinformować o tych wydarzeniach Pewne Osoby. Proponuję, żebyśmy wysłali delegację na Dwór Harara. Naszym obowiązkiem jest powiadomić Królową Kotów! Ś Wyraźnie zadowolony z siebie Wąchacz usiadł, podczas gdy dookoła zawrzało, zapanowała konsternacja i zaskoczenie. Ś Na Dwór Harara? Ś wyrzucił z siebie Zdobywca Bagien. Ś Nikt spośród Ludu z Tamtej-Strony-Zagajnika nie był w siedzibie Pierwszych od dwudziestu pokoleń! Wrzawa wzmogła się jeszcze. Ś Ani nikt z tej strony lasu Ś odezwał się Szorstki Pysk. Ś Mimo to uważam, że Wąchacz ma rację. Słuchaliśmy opowieści o nich całymi nocami, a teraz nikt z nas nie 42 ma zielonego pojęcia, co zrobić. To może nas przerastać. Ja jestem za delegacją. Tłum uciszył się na chwilę, potem nagle dwa koty wyrzuciły z siebie jednocześnie: Ś Kto tam pójdzie? Pytanie znów wywołało harmider i Spiczaste Ucho musiał strzelić pazurami i machnąć łapą, by zapanował spokój. Ś Cóż Ś rzekł na to Wąchacz Ś będzie to bardzo długa i niebezpieczna podróż. Sądzę, że jako Senior Starszyzny posiadam wiedzę i mądrość, tak potrzebne w tej wyprawie. Ja pójdę. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, zza pleców zgromadzonych rozległo się nagłe parsknięcie i wkroczyła Grymaś-nica. Była towarzyszką Wąchacza, urodziła mu niezliczoną gromadę kociąt i nienawidziła wszelkich niedorzeczności. W pełnym majestacie podeszła do Wąchacza i spojrzała mu w oczy. Ś Nigdzie nie pójdziesz, stary przeżuwaczu myszy! Czy myślisz, że pożeglujesz sobie w siną dal i będziesz wyśpiewywał te swoje okropne myśliwskie pieśni przez całą noc, a ja będę tu tkwić jak wiewiórka? Ś zasyczała. Ś Myślisz może, że znajdziesz sobie jakąś zgrabną młodą kocicę na Dworze, co? Zanim wlazłbyś na nią za pomocą tych zmęczonych starych kości, ona byłaby już tak stara jak ja, więc co za różnica? Ty stary łotrze! Szorstki Pysk, by ratować Wąchacza, odezwał się na to pospiesznie: Ś Racja, Wąchaczu! Myślę, że nie powinieneś iść. Lud potrzebuje teraz twojej mądrości. Nie, długa podróż to wyzwanie dla młodych kotów, kotów, które mogą podróżować zimą. Rozejrzał się dookoła i kiedy jego spojrzenie dotknęło Frit-tiego, młody kot poczuł chwilę wielkiej emocji. Jednak wzrok Szorstkiego Pyska przesunął się i zatrzymał na Spiczastym Uchu. Spłowiały stary kocur podniósł się pod wpływem spojrzenia Mistrza Starych Pieśni i zastygł w oczekiwaniu. 43 Ś Widziałeś wiele wiosen, Spiczaste Ucho Ś powiedział Szorstki Pysk Ś ale ciągle jesteś silny i znasz ścieżki Dalekich Lasów. Czy poprowadzisz delegację? Spiczaste Ucho skłonił głowę na znak zgody. Szorstki Pysk następnie zwrócił się do Skoczka, który skoczył na równe nogi i stał, wyraźnie wstrzymując oddech. Ś Ty pójdziesz także, młody myśliwy Ś rzekł strażnik wiedzy. Ś Miej świadomość tego, jaki zaszczyt cię spotkał, i zachowuj się godnie. Skoczek odpowiedział lekkim skinięciem i usiadł. Szorstki Pysk zwrócił się teraz do Wąchacza, który prowadził niemal bezgłośną, głuchą sprzeczkę z Grymaśnicą. Ś Stary przyjacielu, czy wybierzesz jeszcze jednego emisariusza? Ś spytał. Uwaga Wąchacza powróciła do Spotkania Nosa i stary bystro rozejrzał się wokół siebie. Lud wstrzymał oddech, gdy on rozważał swoją decyzję. W końcu skinął na Igraszkę Strumienia, młodego myśliwego, liczącego zaledwie trzy wiosny. Łowca poczuł, jak przeszywa go ból zawodu, choć wiedział, że jego wiek nie dawał mu żadnych szans. Kiedy Szorstki Pysk i Wąchacz uświadamiali Igraszce, jak wielka spoczywa na nim odpowiedzialność, Fritti czuł, jak gorzkie rozczarowanie targa jego sercem. Wreszcie trzej delegaci zebrali się, a Spiczaste Ucho wysunął się, aby otrzymać przesłanie, które mieli dostarczyć do starożytnego Dworu Harara. Wąchacz teraz znów powstał. Ś Nikt jeszcze nie szedł tam, dokąd wam przyszło iść Ś zaczął. Ś Nie mamy nawet wiedzy, która mogłaby was zaprowadzić, poza pieśniami o Dworze, które wszyscy znamy. Jeśli uda wam się spełnić to zadanie i dostaniecie się przed oblicze Królowej Ludu, powiedzcie jej, że starsi ze Ściany Zgromadzeń Ś z tej strony Skrajnego Zagajnika, spod dachu Starej Puszczy, na samych kresach jej włości Ś składają jej hołd i proszą o pomoc i wsparcie w tej sprawie. Powiedzcie jej, że plaga tajemniczych zniknięć dotknęła nie 44 tylko kocięta i dociekliwe kocury, ale Ś na imię Harara Ś całe plemię. Powiedzcie jej, że jesteśmy zdziwieni i zawiodła nas nasza mądrość. Jeśli prześle nam wiadomość, macie obowiązek ją dostarczyć do nas Ś zamilkł na chwilę. Ś O tak. Zobowiązuję was także, abyście pomagali sobie nawzajem i wspierali się we wszystkim, dopóki nie grozi to niepowodzeniem misji... Ś Tu Wąchacz jeszcze raz przerwał i znów przez chwilę był najstarszym z kotów Ludu Ściany Zgromadzeń. Spojrzał na ziemię i pogrzebał łapą w piasku. Ś Wszyscy ufamy, że Meerclar zaopiekuje się wami i uchroni was od niebezpieczeństw Ś dodał. Nie podniósł wzroku. Ś Możecie powiadomić rodziny, ale chcemy, byście wyruszyli tak szybko, jak to tylko możliwe. Ś Może wam się poszczęści Ś powiedział Szorstki Pysk, a po chwili dodał: Ś Spotkanie Nosa jest zakończone. Niemal wszyscy obecni na zebraniu podnieśli się i rzucili naprzód Ś jedni, żeby omówić te ekscytujące sprawy między sobą, inni, żeby po raz ostatni obwąchać się czy zamienić dwa słowa z delegatami. Jedynym kotem, który nie pozostał nawet na chwilę z dzielną delegacją, był Fritti Łowca. Oddalał się od Ściany wypełniony kłębiącymi się, nieznanymi uczuciami. Na samym skraju wąwozu stanął, ostrząc pazury na szorstkiej korze wiązu i przysłuchując się mruczeniu kotów tłoczących się w dole. Nikt na Spotkaniu Nosa nie zatroszczył się o Cichą Łapę, pomyślał. Nikt nie będzie już pamiętał jej imienia, kiedy delegaci dotrą do Dworu. Dostojnik nie pamięta go już teraz! Cicha Łapa nie znaczy dla żadnego z nich nic więcej niż najbardziej parszywy stary kocur Ś i jeszcze teraz każą mu czekać, aż Skoczek i ta cała reszta paradnym krokiem pomaszeruje na Dwór Królowej w nadziei, że ona rozwiąże ten problem! Boski Yirorze, cóż za bzdura! Fritti ryknął, choć nigdy przedtem nie wydawał tego dźwięku i zdarł kolejny płat kory. Odwrócił się i spojrzał 45 w niebo. Gdzieś, czuł to na pewno, Cicha Łapa widziała to samo Oko, ale nikt poza nim nie troszczył się o to, czy jest bezpieczna czy nie. No więc dobrze! Stojąc na wzgórzu z wygiętym w łuk ogonem i uniesioną głową, Łowca poczuł przypływ nagłej determinacji. Kulista Meerclar, jak czuła matka, pochylała się nad nim, gdy składał swą namiętną przysięgę: Ś Przyrzekam na Ogony Pierworodnych, że albo znajdę Cichą Łapę, albo niech duch opuści moje śmiertelne ciało! Nie ma innej drogi! Po chwili Ś gdy zdał sobie sprawę z wagi przyrzeczenia Ś zaczął dygotać. Rozdział 4 I śpiewał samotną pieśń, Która dzwoniła w wietrze. William Wordsworth Rozstanie ze skrzynką na ganku i miską okazało się trudniejsze, niż Fritti przypuszczał. W nikłym słonecznym blasku Rozkwitającego Światła jego gniew i rozczarowanie nie były już tak wstrząsające Ś poza tym był bardzo młodym kotem, nawet jeszcze nie w pełni myśliwym. Tak naprawdę, to wcale nie był pewien, skąd rozpocząć poszukiwania swej straconej towarzyszki. Wtulając się nosem w strzępy tkaniny, którą była wyłożona jego skrzynka, tkaniny pełnej tak dobrze znanych mu zapachów, zastanawiał się, czy nie byłoby lepiej odczekać dzień lub dwa, nim wyruszy w drogę. Z pewnością jakieś łowy albo chwila czy dwie spędzone na zabawie z innymi młodymi rozjaśniłyby mu umysł. Oczywiście. To wydaje się nawet rozsądniejsze niż... Ś Łowco! Dowiedziałem się o twoich zamiarach! Tego się po tobie nie spodziewałem! Zupełnie mnie zaskoczyłeś! Ś zawołał zdyszany Chudzielec, ciężko wskakując na ganek. W zabawnym pomieszaniu wlepiał wzrok we Frittiego. Ś Naprawdę chcesz to zrobić? Za chwilę Fritti Ś jakby wbrew samemu sobie Ś usłyszał własne słowa: 47 Ś Oczywiście, Chudy. Muszę. Gdy tylko to powiedział, poczuł się tak, jakby staczał się z wysokiego wzgórza. Jak się teraz zatrzymać? Czy mógłby zrezygnować? Co pomyśleliby inni? Potężny Łowca, dumnym krokiem przechodzący obok Ściany Zgromadzeń, informujący wszystkich napotkanych o swojej wyprawie. Och, pomyślał, być starszym i mądrzejszym! Ku własnemu zaskoczeniu pochylił się i polizał łapę ze spokojem, który miał wstrząsnąć przyjacielem. Jakaś jego cząstka gorąco pragnęła, by Chudzielec spróbował odwieść go od jego zamiarów, może nawet znalazłby jakiś ważny powód. Jednak Chudzielec tylko uśmiechnął się szeroko i oświadczył: Ś Hararze! Chyżostopy i ja bardzo ci zazdrościmy. Będzie nam ciebie brakowało. Ś Mnie was również Ś powiedział Fritti i nagle odwrócił głowę, jakby chciał złapać pchłę. Po chwili milczenia znów spojrzał na przyjaciela, który przyglądał mu się z dziwnym wyrazem mordki. Milczeli jeszcze przez chwilę, potem odezwał się Chudzielec: Ś A więc chyba to jest nasze pożegnanie. Chyżostopy i Zabójca Chrząszczy, no i cała reszta, prosili, żebym życzył ci szczęścia. Przyszliby tu, ale właśnie zaczęła się wielka zabawa w Łapaj Ogonek i musieli zwołać więcej kotów. Ś Och Ś żałośnie westchnął Fritti Ś w Łapaj Ogonek? No cóż, nie sądzę, żebym miał teraz dość czasu na takie zabawy... tak naprawdę, wiesz, to nigdy nie lubiłem się w to bawić. Chudzielec znowu się uśmiechnął. Ś Myślę, że nie będziesz miał czasu, co? Przygody czekają na ciebie! Ś Chudzielec węszył dookoła. Ś Czy ten mały, Szybki Pazur, był tutaj? Ś Nie Ś odrzekł Łowca. Ś Dlaczego miałby tu być? Ś Pytał, kiedy wyruszasz i skąd. Wyglądał na bardzo przejętego, dlatego myślałem, że miał zamiar zobaczyć się jeszcze z tobą i życzyć ci dobrej podróży. Wygląda na to, że cię podziwia. Cóż, myślę, że będzie za tobą tęsknił. 48 Ś Za mną? Ś No tak. Rozkwitające Światło dobiega już kresu, a ty chciałeś wyruszyć przed Krótszymi Cieniami. Mam rację? Ś Tak, tak. Oczywiście. Ś Łapy Łowcy stały się ciężkie jak z kamienia. Zapragnął wczołgać się z powrotem do swojej skrzynki. Ś Chyba już na mnie czas... Ś powiedział niezbyt raźno. Ś Odprowadzę cię do granicy pola Ś zaproponował przyjaciel. Kiedy szli Ś Chudzielec skacząc i paplając, Fritti wlokąc się bez słowa Ś Łowca starał się zapamiętać i zachować każdy zapach znajomych pól. Przesyłał nieme i jakby spóźnione pożegnanie lśniącym łanom traw, maleńkiemu, niemal wysuszonemu stawowi i swemu ulubionemu żywopłotowi z kocierpki. Pewnie nigdy już nie zobaczę tych pól, pomyślał, a wszyscy tu zapomną o mnie już niebawem. Przez chwilę poczuł dumę z powodu swojej odwagi i poświęcenia... ale gdy dotarli do skraju morza kołyszących się traw, Fritti spojrzał za siebie i zobaczył ledwo widoczny z oddali ganek, na którym stała jego miska, gdzie była jego skrzynka, poczuł takie pieczenie w nosie i w oczach, że musiał usiąść na chwilę, kryjąc łapą mordkę. Ś Cóż... Ś Chudzielec nagle stracił całą pewność siebie Ś dobrych łowów i dobrych tańców, Łowco, przyjacielu. Będę myślał o tobie, dopóki nie wrócisz. Ś Dobry z ciebie przyjaciel, Chudzielcu. Nre'fa-o. Ś Nre'fa-o Ś odparł Chudzielec i zniknął. Uszedłszy zaledwie pół setki kroków w głąb Starej Puszczy, ciągle jeszcze w zasięgu słońca i powietrza docierającego tu spoza lasu, Fritti poczuł się najbardziej samotnym kotem na świecie. Nie wiedział jednak, że ktoś podąża jego śladami... Kiedy słońce osiągnęło południe, Fritti wkroczył w głębinę lasu. Nigdy, idąc na drugą stronę, tędy nie szedł, ale Cicha Łapa uciekałaby raczej tędy, niż drogą wiodącą w pobliżu siedzib M'an. Chociaż słońce było już wysoko, potwor-49 na nocna mara nie ustępowała, zwłaszcza że drzewa rosły gęsto w tej części lasu. Przedzierając się przez gęstwinę i poszycie, spoglądał w górę zdziwiony drzewami w głębi lasu, ich wykrzywionymi i powykręcanymi pniami, zastygłymi w spazmatycznym obrazie jak hlizza, którego ciało porusza się w drgawkach jeszcze po tym, jak zostaje zabity. Niemal co krok zatrzymywał się teraz, aby wypróbować swoje pazury na nieznanych drzewach: kora jednych była twardsza niż ziemia M'an, inne były wilgotne i giętkie. Kilka większych spryskał swoim myśliwskim znakiem Ś bardziej, aby upewnić się co do własnego istnienia pośród gmatwaniny konarów i głębokich cieni niż z brawury. W górze słyszał piosenki innych fla-fa'az niż te, które mieszkały w najwyższych partiach Starej Puszczy. Stąpanie jego niemal bezszelestnych łap było tu jedynym dźwiękiem życia. Za chwilę ucichły nawet ptaki. Rozległ się pojedynczy, ostry, przenikliwy dźwięk i Łowca zastygł bez ruchu. Dźwięk odbił się krótkim echem, później zamarł wchłonięty szybko przez liściasty dywan, szczelnie otulający ziemię. Wtedy, niespodziewanie, gdzieś z wysoka rozległa się istna łomotanina tych dźwięków: tok!, tok-tok!, tok-tok!... tok-t-t-tok! Stukot wzmagał się, niósł po koronach drzew Ś od punktu nad jego głową w głąb lasu. Potem znów zapadła cisza. Węsząc niespokojnie, z nastawionymi wąsami, Fritti powoli posuwał się naprzód, rzucając błyskawiczne spojrzenia ku upstrzonemu światłem grubemu listowiu ponad sobą. Kiedy ostrożnie przekraczał próchniejącą kłodę, rozległo się kolejne ostre tok!, a po chwili poczuł dotkliwe uderzenie w tył głowy. Skulił się, wystawił pazury, ale z tyłu nie znalazł nikogo. Po następnym ostrym uderzeniu w prawą przednią łapę znowu się odwrócił i wtedy poczuł trzeci przykry cios w bok. Kręcił się bezradnie dookoła, nie znajdując źródła bolesnych razów, kiedy z góry spadła na niego cała chmura niewielkich, twardych przedmiotów. Warcząc ze strachu i bólu, wycofywał się Ś tym razem kaskada strzałów zaatakowała go z tyłu. Fritti w panice zerwał się do 50 ucieczki, ale niespodziewanie głośna kanonada rozpoczęła się ponownie Ś tym raz.em wydawało się, że ciosy padają ze wszystkich stron naraz. Kłujące pociski zaczęły krążyć szybko i gęsto. Próbował schować łeb i ochronić oczy, wydostać się spod ostrzału, lecz skoczył prosto na sękaty pień dębu i upadł w glinę Ś tam spadł na niego jeszcze ostrzejszy grad razów. Skulony, widział bębniące dokoła pociski Ś były to kamyki i orzechy o twardych skorupkach. To było stanowczo za dużo jak na niego. Pokonany przez kłujące drobiazgi upadł na poszycie. Kiedy próbował się przesunąć, kasztanowo-kamienna lawina wypychała go do tyłu, wciąż w tę samą stronę. Kiedy doczołgał się pod osłonę krzaku jeżyny, poczuł zaskoczony, że jego łapy gubią oparcie. Stracił równowagę i upadł. Pojął wszystko jednym przebłyskiem świadomości, gdy mignął mu obraz wyschniętego koryta rzeki w dole, w niezmierzonej przepaści. Ostrym zwrotem ciała udało mu się uchwycić krzewu jeżyny i uniknąć śmiertelnego lotu na złamanie karku. Trzymał się teraz kłującego krzaka wszystkimi czterema nogami, zębami i ogonem, wiedząc, w jak groźnym położeniu się znalazł Ś tylko jeżyna chroniła go przed upadkiem w ziejącą otchłań. Wisiał tak przez chwilę oszalały z przerażenia i niepewności. Nagle Ś tok!... tok-tok-a-tok! Ś spadł na niego kolejny potop kamieni i orzechów. Fritti zawył żałośnie. Ś Dlaczego... ouuu... mnie krzywdzisz, ouuu! Ś zawołał i w odpowiedzi orzeszek laskowy uderzył go prosto we wrażliwy różowy nosek. Ś Przecież nikomu tutaj nie zrobiłem nic złego! Dlaczego... ouuu... dlaczego mnie krzywdzisz? Nastąpiła następna kanonada, po niej zapadła cisza. Po chwili z wysokich koron drzew dobiegł go przenikliwy, zrzędliwy głos. Ś Nic złego ty mówić-mówić! Ś Głos był wysoki i zagniewany. Ś Ty łgarz-łgarz-łgarz! Ty-ty! Zabijać! Ty przyjść tutaj, tutaj polować i zabijać. Łgać-kot-łgać! 51 Choć ten ktoś był bardzo zdenerwowany, a jego głos bardzo wysoki, Fritti rozumiał jego słowa w Powszechnym Śpiewie. Z trudem udało mu się mocniej złapać korzeni krzaku. Ś Powiedz mi, co zrobiłem! Ś prosił z nadzieją, że zyska trochę czasu, aby zdobyć pewniejszą podporę, skraj ziemi znajdował się bowiem w zasięgu jego łapy. Wzburzona paplanina, której nie rozumiał, dochodziła naraz ze wszystkich drzew; później bębniący hałas uciszył wszystkie głosy. Ś My nie być głupie ciskacze orzechów, nie-nie. Zły kot zły, Rikchikchik nie dla ciebie, ty nie drażnić, nie robić głupi, o nie-nie! Rikchikchik! Lud wiewiórek! Mimo swej niewygodnej, wiszącej pozycji na krzaku jeżyn Fritti zdziwił się przez chwilę. Wiadomo było, że syczą i wrzeszczą na intruzów, a nawet walczą zajadle przyparte do muru Ś był to jeden z najodważniejszych i najsilniejszych rodów wiewiórek. Jednak gromadzić się, aby atakować kota z Ludu, który nawet nie próbował łowów? To nie do wiary! Ś Posłuchajcie mnie, Rikchikchik! Ś zawołał Fritti. Jego łapy zaczęły drętwieć. Ś Posłuchajcie mnie! Wiem, że wasz rodzaj i my jesteśmy wrogami, ale to sprawa honoru! Jesteśmy tacy, jakimi nas stworzono. Ale daję słowo, że nie chciałem się wam naprzykrzać ani niszczyć waszych gniazd. Szukam mojej przyjaciółki, nie będę tu jadł ani polował! Zaklinam się na Pierwszych! Ś W napięciu czekał na reakcję, ale drzewa milczały. Za chwilę duża, brązowa wiewiórka zeszła w dół po pniu osiki Ś powoli, głową naprzód Ś i zatrzymała się w odległości nawet nie dwóch skoków od Łowcy niepewnie uczepionego korzeni. Rikchikchik spoglądał groźnie, rozchylone wargi odkrywały jego długie zęby, ale Fritti podziwiał odwagę czterokrotnie mniejszej od siebie wiewiórki. Ś Ogon, zęby i kłamstwa'. To-to kot. Ś Głos wiewiórki był wciąż zagniewany, ale już powolniejszy i łatwiejszy do zrozumienia. Ś Móc ufać? Nie. Kot mieć-mieć Pani Whir. Zły-zły kot! 52 Ś Nikogo nie skrzywdziłem, przysięgam! Ś krzyknął płaczliwie Fritti. Ś Wiele zębów i pazurów atakować gniazda! Nawet te-raz-teraz kot zabójca porwać moja chiknek, moja... towarzyszka. Złapana! Zepsute ziarna, nie schowane orzechy! Strach--strach! Ból przeszywał nogi Łowcy i trudno było mu myśleć. Wyciągnął łapę w kierunku krawędzi uskoku, aby ulżyć tylnym nogom. Kamień z drzewa spadł wprost na poszukującą łapę Ś o mały włos a spadłby, cofając pospiesznie zranioną łapę. Chór ostrych wiewiórczych głosów w koronach drzew domagał się krwi. Spróbował skoncentrować się na tym, co mówiła brązowa wiewiórka. Ś Chcesz powiedzieć, że jakiś kot ma twoją towarzyszkę właśnie teraz? Niedaleko stąd? Ś Na ptasie kości! Straszne, oj! Biedna Pani Whir. Złapać ją, złapać! Fritti uchwycił się tej możliwości. Ś Posłuchaj! Proszę, nie rzucajcie we mnie kamieniami. Jestem zdany na waszą łaskę. Spróbuję uwolnić twoją towarzyszkę, jeśli tylko pozwolicie mi wydostać się stąd! Nie musicie mi ufać. Wróćcie na swoje drzewa, a jeśli będę próbował uciec lub zrobić wam krzywdę, możecie zrzucić na mnie głazy, dynie, wszystko. To jedyna szansa, aby ją ocalić! Brązowa wiewiórka z uniesionym, drżącym ogonkiem przyglądała mu się badawczo bystrymi oczkami. Przez chwilę wszystko zastygło jak na żywym obrazie: skamieniała wiewiórka i mały, pomarańczowy kotek, krzywiący się z bólu, zawieszony na krzaku nad przepaścią. Wreszcie Rikchikchik odezwał się: Ś Ty iść. Ocalić ją i być-być wolny. Słowo Pana Fizz. Na święty dąb przyrzekać. Iść za nami, my pokazać drogę. Skacząc i wspinając się, Pan Fizz zniknął między liściastymi gałęziami. Łowca ostrożnie przesunął się, uchwycił się mocniej, potem oparł się tylnymi nogami o korzeń jeżyny i jednym skokiem znalazł się w bezpiecznym miejscu. Był 53 słabszy niż sądził. Jego mięśnie drżały, kiedy wygramolił się na twardy grunt, i przez chwilę nie mógł się podnieść z bólu. W górze, pomiędzy liśćmi, rozległy się niespokojne głosy Rikchikchik. Wstał z trudem, a ich natarczywe głosy zmusiły go do wyruszenia. Na skraju dębowego gaju Rikchikchik zatrzymały się. Łowca od razu pojął, co się stało. Jedno ze starych drzew zwaliło się dawno temu, wyginając się w potężny łuk. Dochodziły spod niego przerażone okrzyki wiewiórki oraz zapach jednego z Ludu. Dach z dębu osłaniał tamtego kota tak, że mógł spokojnie zakończyć swą grę nie niepokojony przez kamienie i orzechy mściwych Rikchikchik. Fritti powoli i ostrożnie ominął gmatwaninę martwych korzeni, które wystawały z jednej strony zwalonego pnia. Bez względu na to, w jaki sposób miał zamiar przekonać tamtego kota, aby porzucił upolowaną ofiarę, do której miał przecież pełne prawo, musiał rozpocząć roztropnie i sprytnie. Nie chcąc go zaskoczyć, zawołał: Ś Dobrych tańców, polujący bracie! Wszedł pod wygięty pień i stanął jak wryty. Pani Whir, z oczami wytrzeszczonymi z przerażenia, leżała przygwożdżona do ziemi łapą wielkiego kocura w kolorze piasku. Gdy pojawił się Łowca, myśliwy badawczo uniósł głowę. To był Dostojnik. Ś O! Młody Łowca! Ś Łapa Dostojnika, trzymająca przerażoną wiewiórkę, nawet nie drgnęła, ale powitalne skinięcie głową nie było pozbawione życzliwości. Ś Cóż za niespodzianka! Wprawdzie spodziewałem się, że możesz pojawić się na tych terenach, ale czekanie jest takie nużące. Ś Zaczął ziewać, ale się powstrzymał. Ś Cóż, skoro się pojawiłeś, może zechcesz mi towarzyszyć? Jest tłuściutka, jak sam widzisz. Początkowo nawet musiałem z nią troszeczkę walczyć. To dobre na apetyt. Przebieg wypadków był zbyt szybki jak dla Frittiego. Ś Czekałeś... na mnie? Ś spytał. Ś Nic nie rozumiem. Dostojnik parsknął rozbawiony na widok zaskoczenia Frittiego. 54 Ś Spodziewam się, że nie. Cóż, będziemy mieć na to mnóstwo czasu po przekąszeniu Rikchikchik. Na pewno nie jesteś głodny? Ś Dostojnik podniósł łapę, aby zadać wiewiórce śmiertelny cios. Ś Stój! Ś wrzasnął Fritti. Teraz Dostojnik wyglądał na zaskoczonego. Przymrużonymi oczami przyglądał się Frittiemu z rosnącym zainteresowaniem, jakby wyrósł mu drugi ogon. Ś O co chodzi, mały? Ś zapytał stary kocur. Ś Czy to jakiś dziwny gatunek trujących wiewiórek? Ś Tak... nie... och, Dostojniku, czy mógłbyś ją puścić? Ś zapytał nieśmiało Fritti. Ś Puścić? Ś Myśliwy był kompletnie zaskoczony. Ś Na boskiego Harara, dlaczego? Ś Przyrzekłem wiewiórkom, że ją ocalę. Ś Pod zaciekawionym spojrzeniem starszego kota Fritti czuł się tak, jakby za chwilę miał zamienić się w pył, który rozniesie następny podmuch wiatru. Po chwili badawczego przyglądania się Frittiemu Dostojnik wybuchnął potężnym śmiechem, przewrócił się na grzbiet i machał łapami w powietrzu. Wiewiórka nie poruszyła się, leżała cicho, oddychała płytko, miała szkliste oczy. Dostojnik przekręcił się na brzuch i przyjaźnie pacnał Łowcę wielką łapą. Ś Och, Mówco Ś wysapał. Ś Wiedziałem, że mam rację! Wielka wyprawa! Ratunek dla panienek-wiewiórek! Oj, oj, oj! Cóż to będzie za pieśń! Ś Dostojnik ze śmiechem potrząsał łbem na wszystkie strony, później spojrzał na leżącą wiewiórkę. Nos Frittiego płonął. Nie wiedział, czy został pochwalony, czy wykpiony, czy też jedno i drugie. Ś No więc dobrze Ś powiedział Dostojnik, zwracając się do Pani Whir. Ś Słyszałaś, co powiedział Szacowny Łowca. Chce, abyś żyła. Więc idź, zanim się rozmyślę. Wiewiórka leżała cicho. Fritti miał już do niej podejść Ś w obawie, że Dostojnik niechcący złamał jej kręgosłup Ś gdy nagle przemknęła pomiędzy nimi, aż kawałki kory wystrzeliły spod jej pazurków, i uciekła spod wygiętego dębu. 55 Ś Żałuję, że nie mam dość wolnego czasu, aby wysłuchać opowieści, jak doszło do tego, że składasz obietnice wiewiórkom, ale mam jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia, nim pokaże się Oko. Szli razem pod ogromnymi drzewami. Fritti szybko przebierał nogami, aby dotrzymać kroku Dostojnikowi. Ś Jednak muszę z tobą poważnie porozmawiać. Byłem pewny, że zdecydujesz się wyruszyć na własną łapę, nie przewidziałem jednak, że zrobisz to tak prędko. Szukałem cię od początku pory Krótszych Cieni. Ś Dostojniku, obawiam się, że nadal nic nie rozumiem. Przepraszam, ale nie rozumiem nic a nic. Co możesz mieć do powiedzenia takiemu głupiemu dzieciakowi jak ja? I skąd wiedziałeś, że sam wyruszę na poszukiwania Cichej Łapy? Skąd wiedziałeś, w jakim kierunku pójdę? Ś Fritti był lekko zadyszany, starał się bowiem nadążyć za tempem starszego kota. Ś Same pytania, mój młody myśliwy. Nie na wszystkie otrzymasz teraz odpowiedź. Wystarczy, jeśli powiem, że nie wszystkiego, co wiem, nauczyłem się pod Ścianą Zgromadzeń. Swego czasu wędrowałem bardzo, bardzo daleko i wąchałem wiele, wiele różnych rzeczy. Przyznaję, że dziś doznaję ogromnej przyjemności, wylegując się na słońcu, no i poluję już nie tak daleko jak niegdyś. Ale ciągle mam własne ścieżki. Co do innych pytań Ś ciągnął Ś nawet karmiony przez M'an eunuch mógł wyczuć każdy twój zamiar, mały poszukiwaczu. Jeszcze przed Spotkaniem Nosa, jeszcze zanim ty sam się dowiedziałeś Ś ja już wiedziałem, że ruszysz za małą Lichą Łapą. Ś Cichą Łapą Ś prychnął Fritti. Ś Ma na imię Cicha Łapa. Ś Oczywiście, Cichą Łapą. Wiem Ś powiedział Dostojnik niecierpliwie, ale i z odcieniem tkliwości. Ś To mój sposób bycia Ś dodał po prostu. Dostojnik zatrzymał się nagle, Łowca stanął u jego boku. Wpatrując się we Frittiego wielkimi, zielonymi oczami, myśliwy powiedział: 56 Ś Dzieją się dziwne rzeczy dookoła, nie tylko w Starej Puszczy. Lud dokonujący transakcji z Rikchikchik nie jest najdziwniejszą z nich. Nie potrafię z całą pewnością wyczuć, co się właściwie dzieje, ale moje wąsy opowiadają przedziwne historie. Ty masz w tym swoją rolę, Łowco. Ś Jak mógłbym... Ś Fritti chciał zaprzeczyć, ale Dostojnik uciszył go gestem łapy. Ś Obawiam się, że nie mam już czasu. Powąchaj wiatr. Fritti wciągnął powietrze. Rzeczywiście podmuch niósł niezwykły zapach wilgotnej i zimnej ziemi, lecz jego zmysły nie potrafiły uczynić z niego żadnego użytku. Ś Musisz nauczyć się ufać własnym odczuciom, Łowco Ś rzekł Dostojnik Ś bo masz kilka naturalnych darów, które pomogą ci, kiedy brak doświadczenia wpędzi cię w kłopoty. Pamiętaj, korzystaj ze zmysłów otrzymanych od Meerclar. I bądź cierpliwy. Dostojnik znowu węszył w powietrzu, lecz Fritti nie czuł już nic niezwykłego. Starszy kot potarł nos o bok Łowcy. Ś Gdy wyjdziesz z lasu, trzymaj się lewym barkiem w kierunku zachodzącego słońca Ś powiedział. Ś To powinno poprowadzić cię we właściwym kierunku. Bez wahania używaj mego imienia jako rekomendacji w swojej podróży. Na niektórych terenach jest ono dobrze znane. Teraz muszę już iść. Oddalił się o kilka kroków. Fritti, zaskoczony wszystkim, co zaszło, przyglądał się, jak odchodzi. Potężny kot odwrócił się. Ś Czy ty przeszedłeś już Inicjację Myśliwego, Łowco? Ś Mmmm Ś zmieszany Fritti potrzebował chwili, aby zebrać myśli. Ś Mmmm, nie. Ceremonia miała się odbyć na Zgromadzeniu po następnym Oku. Dostojnik potrząsnął głową i cofnął się. Ś To nie jest ani właściwy czas, ani właściwe okoliczności na Pieśń Myśliwych Ś powiedział Ś ale zrobię, co będę mógł. Zdumiony Fritti obserwował, jak Dostojnik usadowił się 57 na potężnym zadzie i zamknął oczy. Później głosem nadspodziewanie słodkim zaśpiewał: Pramatko, o dar łowienia Błagamy cię, Błagamy cię. Niech strzeże nas twe Oko, Ty prowadź nas Czujnymi ogonami. Słońce żyje krótko, Oko jest wieczne... Pramatko, wysłuchaj nas, Błagamy cię, Błagamy cię. Pazurem, kłem i kością Składamy hołd twemu światłu. Jeszcze przez chwilę Dostojnik siedział z mocno zaciśniętymi oczyma, potem je otworzył i znów wstał. Poza chłodnym błyskiem oczu w niczym nie przypominał tego powolnego w mowie i ruchach kota, którego tak dobrze znał Łowca. Był tak pełen energii i mocy, że gdy podchodził, Łowca cofnął się bezwiednie. Jednak Dostojnik tylko pochylił się i położył łapę na czole Frittiego. Ś Witaj, myśliwy Ś rzekł, potem odwrócił się i odszedł w pośpiechu, lecz nim zanurzył się w gąszczu, zatrzymał się na krótko, by zawołać: Ś Może odnajdziesz swe dobre tańce, mały Łowco! Ś I po tych słowach Dostojnik zniknął wśród zarośli. Fritti Łowca opadł na ziemię ze zdziwienia. Czy to wszystko zdarzyło się naprawdę? Nie minął jeszcze dzień od chwili, gdy opuścił dom, a już wydaje się, że na zawsze. Wszystko 58 było takie zaskakujące. Podniósł tylną łapę, by podrapać się za uchem i w ten sposób uspokoić wrzące w nim emocje. Drapał się z pasją, gdy spod na wpół przymkniętych oczu dostrzegł dookoła niezwykłe poruszenie. Przerażony skoczył na łapy. Drzewa dookoła były pełne wiewiórek o płomiennych ogonach. Jedna z większych Ś nie ta, z którą rozmawiał wcześniej Ś zeszła w dół pnia wiązu, na wysokość jego wzroku i przywarta do drzewa spoglądała na niego. Ś Ty-ty, kot-kot Ś powiedziała. Ś Chodź-chodź. Teraz mówić-mówić. Czas mówić z Panem Snap. Rozdział 5 Trudno myśleć, kiedy dzień się kończy, Kiedy bezkształtny cień okrywa świat I tylko w twoim futrze mieszka blask. Wallace Stevens Fritti wspinał się wysoko ku czubkom drzew. Rikchikchik, który po niego przyszedł, był o kilka gałęzi wyżej, prowadząc go w górę. Z tyłu i dookoła pozostałe wiewiórki skakały i paplały w swoim języku. Czuł się tak, jakby wspinał się od kilku dni. W wyższej, przyprawiającej o zawrót głowy części dębu procesja zatrzymała się na chwilę. Fritti usiadł na niezbyt szerokiej gałęzi, żeby uspokoić oddech. Jak wszystkie koty potrafił znakomicie się wspinać, ale towarzysząca mu wiewiórka znacznie przewyższała go pod tym względem. Musiał ściślej trzymać się pnia i bardziej dbać o utrzymywanie równowagi niż one, zwłaszcza wyżej, gdzie gałęzie były cieńsze: od czasu do czasu konar kołysał się niebezpiecznie, zmuszając go, by szybko wspiął się na mocniejszą gałąź. Zatrzymali się na jednym z ostatnich roz-widleń, gdzie kilka olbrzymich konarów wyrastało z pnia dębu. Wspięli się tak wysoko, że zachodzące na siebie gałęzie zasłaniały Frittiemu ziemię w dole. Prowadzący go zwiadowcy, którym towarzyszył niezliczony tłum innych Rikchikchik, obserwowali go z daleka, poszeptując ze zdziwienia na widok kota na królewskim drzewie. Mimo bolących nóg Łowca znów został zmuszony, aby się podnieść i podążać za swymi 60 gospodarzami. Przemierzyli jeszcze kilka stóp w górę pnia, omijając wyrastające promieniście gałęzie, i weszli na gruby, wystający konar. Dalej od pnia obwód gałęzi tak gwałtownie zmalał, że Fritti zawahał się, czy utrzyma ona jego ciężar. Rikchikchik nalegał jednak, aby szedł dalej, więc przesuwał się jak na krawędzi, dopóki nie musiał położyć się na brzuchu i przywrzeć do drzewa. Nie mógł już iść dalej. Kiedy tak leżał, łagodnie kołysany przez wiatr, wiewiórka przewodząca drużynie zaświergotała krótki sygnał. Usłyszał hałas, który tak dobrze znał: tok-tok-tok. Podniósł głowę i zobaczył kilka wiewiórek ściskających skorupy orzecha w przednich łapkach i uderzających nimi o pień drzewa w rytmicznym, równym tempie staccato. Z drugiej strony odpowiedział im ten sam rytm. Po gałęzi równoległej do konara, na którym leżał Łowca, oddalonej od niego o kilka skoków wypełnionych tylko powietrzem, przesuwała się powolna, uroczysta procesja Ś majestatyczna jak na wiewiórki, choć może nieco zbyt żwawa i skoczna dla kogoś, kto przywykł do płynnej kociej gracji. Frittiemu wydawało^się, że rozpoznaje Pana Fizz i Panią Whir w pierwszych szeregach dość licznej grupki Rikchikchik. Tę dziwaczną paradę prowadziła spora wiewiórka o posiwiałym futerku i pełnym życia, gęstym ogonie. Oczy starej wiewiórki była czarne jak obsydian, bacznie przyjrzała się nimi Łowcy, kiedy rządek mieszkańców drzew zatrzymał się i przycupnął. Władczy wzrok przez chwilę badał Łowcę, później przesunął się ku Pani Whir. Ś Ten z Ludu kot-kot ratować? Pani Whir z powagą spojrzała na Frittiego kurczowo uczepionego gałęzi. Ś Ten-ten pewnie kot Ś potwierdziła nieśmiało. Łowca nie mógł nie dostrzec, jak Rikchikchik zabezpieczyły swego władcę przed nim, kotem nie zasługującym na zaufanie. Na samym końcu gałęzi o grubości patyka nie mógł znaleźć oparcia, gdyby chciał wykonać skok, a gdyby nawet mu się udało i tak odległość między gałęziami była zbyt 61 duża. Choć wcale nie miał ochoty skakać na któregokolwiek z nich Ś podziwiał spryt rodu Rikchikchik. Ś Ty kot Ś ostro odezwał się Lord Snap. Ś Tak, panie? Ś odrzekł Fritti, zastanawiając się, czego właściwie chce od niego ta stara wiewiórka? Ś Lud-kot, Rikchikchik nie przyjaciele. Ty pomóc Pani Whir. Dlaczego? Fritti sam nie znał jeszcze odpowiedzi na to pytanie. Ś Nie bardzo wiem, Lordzie Snap Ś odparł. Ś Mógł ukryć z porywaczem chiknek pod kłodą, pod kłodą! Ś wtrącił się nagle Pan Fizz. Ś Tak nie zrobić Ś dodał z naciskiem. Lord Snap pochylił głowę i w zamyśleniu ogryzał korę, potem znowu spojrzał na Frittiego i rzekł: Ś Zawsze polować, walczyć-walczyć z lud-kot. Ostatni księżyc cztery kot wspiąć wielkie drzewo. Ukraść chiklek... ukraść młode. Ukraść mnóstwo. Wiedzieć kto kot? Ś Nie wiem, Lordzie Snap. Pojawiłem się w tym lesie dzisiaj. Powiedziałeś cztery koty? Wszystkie razem? Ś Cztery zły kot Ś potwierdził Snap. Ś Wiewiórka Rikchikchik tyle noga. Cztery. Ś Nie wiem, panie, ale mój Lud nigdy nie poluje w tak wielkiej gromadzie Ś powiedział zamyślony Łowca. Snap zastanowił się przez chwilę. Ś Ty dobry-dobry kot. Dotrzymać obietnicy. Na święty Dąb. Pierwszy raz od Początek Roślin Rikchikchik wdzięczny kot-kot. Na-na-nauczyć ciebie rzecz, ty potrzebować j,o-moc-pomoc, Rikchichik dać pomoc. Tak? Zaskoczony Fritti skinął głową. Ś Dobry kot mieć kłopot śpiewać „Mrikkarrikarek-snap", dostać pomoc. Próbować! Fritti spróbował: „Mreowarriksnap". Lord Snap powtórzył frazę i Fritti spróbował raz jeszcze, lecz trudne wiewiórcze dźwięki sprawiały mu kłopot. Powtarzał je raz, drugi i trzeci, smakując dziwne, świergoczące dźwięki. Wszystkie Rikchikchik wychyliły się do przodu, ośmielając go i pokazując, jak 62 wydawać ów świergot. Gdyby Dostojnik widział mnie teraz, dopiero by się uśmiał, pomyślał Łowca. Wreszcie wykonał to na tyle udolnie, że zadowolił starego władcę wiewiórek. Ś W moim naj-najmilszym lesie wzywać pomoc. Także w drzewach mój brat Lord Pop. Dalej... Snap nie wiedzieć. Stary gryzoń pochylił się ku Łowcy i wpatrzył się weń lśniącymi oczami. Ś Inna rzecz. Ty polować Rikchikchik, nie ma pomoc. Obietnica iść-iść. Prawo Liścia i Gałęzi. Zgoda, dobry-kot? Ś Snap patrzył na niego przebiegle. Fritti był zaskoczony. Ś Tak... Tak, zgoda. Tak, obiecuję. Westchnienie radości wyrwało się z piersi wszystkich towarzyszących im wiewiórek, a Lord Snap rozpromienił się, prezentując swoje zużyte siekacze. Ś Dobrze naj-najlepszy Ś zachichotał. Ś To przysługa za przysługa. Ś Przywódca Rikchikchik skinął ogonem na wiewiórkę, która przywiodła tu Łowcę. Ś Pan Click zabrać kot-kot na dół. Ś Tak, Lord Snap Ś powiedział Click. Fritti, czując, że to koniec rozmowy, zaczął wycofywać się powoli po cienkim konarze. Wiewiórki żegnały go radosnym szczebiotem. Wydawało mu się, że słyszy wśród nich Pana Fizz i Panią Whir życzących mu szczęśliwej podróży. Kiedy schodził w dół za zręcznym i szybkim Clickiem, Łowca uświadomił sobie ciemną stronę umowy, jaką właśnie zawarł z Rikchikchik. Teraz powinienem spotkać jeszcze Króla Ptaków i Władcę Polnych Myszy, pomyślał rozgoryczony, i spokojnie będę mógł umrzeć z głodu. Ostatnie chwile Długiego Słońca zmieniły niebo nad wielkim lasem w gorejący płomień. Blask zachodzącego słońca przedzierał się przez splątane gałęzie i kładł się jasnymi cętkami na otulonej liśćmi ziemi pod stopami Łowcy. Tego wieczora poprzedzającego pierwszą noc jego podróży wstępował coraz głębiej i głębiej w tajemnicze ostępy Starej Puszczy. Czuł głód. Nie jadł nic od Ostatnich Tańców poprze-63 dniej nocy. Światło zniknęło nagle, jakby połknięte przez psa Yenris. Przez krótką chwilę, nim jego wzrok dostosował się do ciemności, Fritti nie widział nic. Zatrzymał się, potrząsnął głową, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz Ś nagła ciemność przywróciła pamięć o nocnej marze. Spędzić życie w ciemności! O Hararze! Jak znosili to ci, którzy mieszkali w norach, sypiali w jamach? Podziękował Pramatce za to, że powołała go na ziemię jako jednego z Ludu, który cieszył się wszystkimi zmysłami. Szedł dalej ze zręcznością przyrodzoną jego rasie, obserwując pierwsze chwile nocnego życia, jakie rozkwitało w wielkim borze. Jego wąsy rejestrowały nikłe impulsy ciepła wysyłane przez drobne stworzenia, które ostrożnie wyłaniały się z nor, by sprawdzić, co niesie im wieczór. Wszystkie ich badawcze ruchy były pełne rozwagi i namysłu. Sama obecność Frittiego wzmagała ich czujność. Te z małych zwierząt, które wyskakiwały ze swego ukrycia na oślep, gdy tylko zapadł zmrok, żyły zwykle zbyt krótko, aby doczekać potomstwa, które mogłoby odziedziczyć ich głupotę. Myśląc wyłącznie o jedzeniu, Fritti poruszał się ostrożnie, stawiał stopy na ubitym gruncie tak, by nie zdradził go żaden dźwięk. Chciał znaleźć takie miejsce, gdzie prądy powietrza przemieszczałyby się w bardziej korzystny sposób albo nie poruszały w ogóle: miał zamiar zastawić pułapkę. Zbyt długo już wędrował głodny i nie mógł zdać się na przypadek. Poza tym, jego matka, Tulitrawka, nauczyła go przecież sztuki polowania. Nie chciał, aby pierwszej nocy poza domem głód zmusił go do rozkopywania Piszczkowych siedzib w poszukiwaniu młodych! Będzie zabijał czysto. * * * W górze krążyły nocne ptaki. Wyczuwał przelatujące w ciszy Ruhu. Domyślał się, że nie polowały: sowy wolały wypatrywać i napadać na otwartej przestrzeni. Raczej zakładały gniazda gdzieś w pobliżu. Całe szczęście, pomyślał, ich obecność sparaliżowałaby leśne stwory i znalezienie obiadu 64 stałoby się jeszcze trudniejsze. Jakiś inny, budzący się nocą fla-fa'az zagwizdał i szczebiotał wysoko w gałęziach, tam gdzie Ś z powodu swego ciężaru Ś nie docierał nikt z Ludu. Fritti nie poświęcił mu już drugiej myśli. Kiedy Łowca wskoczył do suchego, usianego skałami wąwozu, nagle i niespodziewanie dobiegła go smuga kociego zapachu. Odwrócił się z naprężonymi mięśniami, ale woń zniknęła. Za chwilę pojawiła się po raz drugi, a wdychając ją dłużej, wyczuł coś dobrze mu znanego. Wtem znów przepadła. Fritti stał zdumiony niezwykłym zjawiskiem, najeżony, ze zmarszczonym nosem. Zapach nie zmienił swej intensywności z powodu zmiany kierunku wiatru Ś on po prostu zniknął. Kiedy powrócił, Łowca rozpoznał go. Nic dziwnego, że wydawał się znajomy Ś był to jego własny zapach. Zmarszczył lekko nos, kiedy badał powietrze, aby potwierdzić swe podejrzenia. Dostał się w nocny wir powietrzny: powolny, niemal niewyczuwalny krąg wiatru. Skały wyschniętego koryta rzeki, ogrzane przez słońce w ciągu dnia, teraz ogrzewały powietrze nad sobą. Stykając się z chłodem nocy, powietrze opadało pomiędzy skały wąwozu, krążąc leniwie dookoła, niosąc mu jego własny zapach. Gdyby nie zatrzymał się tu, nie odkryłby tego Ś przeszedłby, nim powietrze zatoczyłoby koło! Zadowolony, że rozwiązał tę łamigłówkę, przeskoczył na drugą stronę wyschniętego strumienia i już odchodził, kiedy w głowie zaświtała mu pewna myśl. Wrócił i dokładnie zbadał wąwóz w odległości kilku skoków po obu stronach koryta. Znalazł to, czego szukał Ś zamaskowane wejście do nory Piszczka. Wiedział, że ciepło ulotni się za jakiś czas. Wiedział, że ta sztuczka może udać się tylko raz. Usadowił się starannie Ś leżał na szczycie stoku wąwozu, w odległości trzech czy czterech skoków od położonej w dole Piszczkowej jamy. Sprawdził skraj ściany, na którym leżał, i znalazł miejsce, które nie osypywało się przy każdym poruszeniu, skąd nie pośle lawiny grudek ziemi zdradzających jego kryjówkę. Później, zgodnie z katechizmem, który wpoiła mu matka, zastygł nieruchomo w ocze-65 kiwaniu. Nie chcąc odwracać głowy, raczej wyczuwał niż widział, że Oko Meerclar poruszyło się tylko nieznacznie. Kiedy wynagrodziło go lekkie poruszenie tuż przy wejściu do tunelu, czuł się tak, jakby czekał od tysięcy lat. Ostrożnie, niezwykle ostrożnie, z jamy wysunął się czubek noska obwąchującego powietrze. Następnie wynurzył się cały Piszczek. Przez chwilę przycupnął na skraju nory z przerażonymi oczyma, gotowy rzucić się do ucieczki na pierwszy znak niebezpieczeństwa. Przykucnięty, ze zmarszczonym nosem, badał ryzyko. Był polną myszą, szarobrązową i bardzo płochliwą. Fritti nieświadomie zaczął nieznacznie poruszać ogonem w tył i w przód. Piszczek, nie wyczuwając w pobliżu niczego niepokojącego, oddalił się nieco od nory i zaczął szukać pożywienia. Jego nos, oczy i uszy były w nieustannym pogotowiu na wypadek pojawienia się drapieżnika. Nie odchodząc od swej nory dalej niż o jeden prędki skok, gryzoń lasował po obu stronach wyschniętego rowu. Fritti powstrzymywał się ze wszystkich sił, żeby nie rzucić się na mysz, która wydawała się być bardzo blisko. Jego żołądek kurczył się z głodu, czuł też, jak z niecierpliwości drżą mu tylne łapy. Jednak pamiętał też słowa Szorstkiego Pyska, nakazujące cierpliwość. Wiedział, że przy najmniejszym ruchu mały Piszczek pomknie do swej dziury jak strzała. Nie będę kociakiem, przyrzekł sobie Fritti. Mam świetny plan. Poczekam na właściwy moment. W końcu uznał, że mre'az jest tak daleko od swego schronienia, jak powinien. Kiedy mysz odwróciła się na chwilę plecami do niego, Łowca podniósł przednią łapę i opuścił ją powoli po stoku wąwozu, zatrzymując się i nieruchomiejąc, kiedy mysz zdawała się odwracać. Stopniowo, z ogromną precyzją wyciągał łapę w dół, aż poczuł, że słaby nocny wir wichrzy sierść na jego wyciągniętej łapie. Prąd poniósł zapach, który zatoczył krąg wzdłuż ścian wąwozu i powoli docierał do myszy, dochodząc niby od strony jej norki. Kiedy gryzoń poczuł kocią woń, skamieniał z rozdętymi nozdrzami. Łowca spostrzegł nagłe, pełne napięcia wzdrygnięcie myszy, gdy poczuła ona śmier-66 telnego wroga i to najwyraźniej na drodze swej ucieczki. Znieruchomiały Piszczek nie ruszał się z miejsca przez kilka uderzeń serca, a prąd powietrza poniósł dalej zapach Frittiego. Wtedy, w spazmie grozy, ze znieruchomiałym serduszkiem, mysz rzuciła się do ucieczki, oddalając się od norki Ś wprost w stronę Łowcy. Kot natychmiast uwolnił całą swą ujarzmioną energię. Jego sprężone mięśnie jednym ruchem porwały go z miejsca, raz tylko dotknął ziemi i pofrunął dalej. Mysz nie zdołała nawet zapiszczeć ze zdumienia, kiedy straciła życie. Idąc za swym lewym barkiem, zgodnie z pouczeniem Dostojnika, Łowca myślał o swoim dziwnym spotkaniu ze starszym myśliwym. Przyzwyczajony był do widoku wylegującego się Dostojnika, dalekiej, nieprzystępnej persony, a dziś zachowywał się on zupełnie inaczej. Był inny: ruchliwy i pełen energii. Jednak nie to było najdziwniejsze, lecz jego stosunek do Łowcy: pełen sympatii i szacunku. Wprawdzie Fritti zawsze w przeszłości uważał, by nie urazić Dostojnika, ale też z pewnością nie zrobił nic takiego, czym mógłby zasłużyć na szacunek dojrzałego myśliwego. Z tą zagadką nie potrafił sobie poradzić tak, jak poradził sobie z nocnym wirem. Co za dzień! Jakże śmialiby się wszyscy pod Ścianą Zgromadzeń, słysząc opowieść o kimś z Ludu uczącym się języka Rikchikchik na drzewie Króla Wiewiórek. Może nigdy już nie wróci, by zaśpiewać braciom swą pieśń. Był z Ludu i przysięga była dlań święta. Był teraz także myśliwym Ś przez pieśń i przez krew. Jednak ten myśliwy czuł się bardzo smutny i bardzo młody. Kiedy minęła północ, poczuł, że jego zmęczone mięśnie słabną. Zaszedł daleko, nawet według norm Ludu, zwłaszcza zważywszy na wiek. Teraz musiał odpocząć. Węsząc w poszukiwaniu miejsca do snu, znalazł zarośnięte trawą zagłębienie u podnóża wielkiego drzewa. Dokładnie zbadał powiew wiatru i nie wyczuł niczego, co mogłoby go powstrzymać od ułożenia się do snu. Trzykrotnie obrócił się wokół własnej osi w swojej małej kryjówce Ś na cześć 67 Pramatki, Złotookiego i Niebiańskiej Tancerki, którzy dali mu życie Ś potem skulił się i przykrył nos końcem ogona, aby zatrzymać ciepło. Usnął natychmiast. Śniło mu się, że jest pod ziemią, w ciemnościach. Fritti wytężał siły, próbując wydrapać się przez piach na powierzchnię, ale piasku było coraz więcej i więcej. Wiedział, że coś na niego poluje, tak jak on polował na Piszczka. Serce mu łomotało. Przedarł się wreszcie i poprzez zwały ziemi wydrapał na powierzchnię. Tam, w jasnym powietrzu lasu, znalazł swoją matkę i rodzeństwo. Była tam również Cicha Łapa, byli Dostojnik i Chudzielec. Próbował ich ostrzec przed tym czymś, co go ścigało, ale jego usta była pełne piasku; kiedy próbował mówić, wylatywał z nich na ziemię pył. Patrząc na Łowcę, jego rodzina i przyjaciele wybuchnęli śmiechem, a im bardziej starał się wskazać im niebezpieczeństwo, jakie podążało za nim, tym bardziej oni się śmiali Ś aż wysokie, piszczące dźwięki zaczęły drażnić jego uszy... Nagle obudził się. Śmiech przemienił się w wysokie ujadanie. Nasłuchiwał znieruchomiały, aż rozpoznał te dźwięki. Były blisko i szybko zorientował się, że to lis szczekający w ciemności za drzewami. Lisy nie stanowią niebezpieczeństwa dla dorosłych kotów. Fritti wyciągnął się i ponownie ułożył do snu, kiedy usłyszał inny dźwięk Ś żałosne miauczenie małego kotka. Zerwał się natychmiast, by to sprawdzić, wyskoczył z zagajnika i puścił się w dół porośniętego drzewami stoku. Ujadanie i warczenie było coraz głośniejsze. Wskoczył na wierzchołek skały sterczący ponad gęstym poszyciem. Kilkanaście skoków niżej dorosły rudy lis przyparł plecami do wzgórza małe kocię. Grzbiet kotka wygięty był w łuk, a futro nastroszone. Jednak nie był to widok, który mógłby przerazić, nawet kogoś spośród Visl. Kiedy zeskakiwał ze skały, Fritti spostrzegł coś dziwnego w wyglądzie kotka: był chyba ranny i, mimo głośnego syczenia i fukania, z pewnością niezdolny do walki. Łowca zrozumiał, że Visl widzi to także. Wtedy, ku swemu zdumieniu, ujrzał, że ów oblężony przez lisa kociak to Szybki Pazur. Rozdział 6 ...koty w bezludnym śnie (Dwa kłębki futra niczym jedno) Strzygą uszami kwiląc cicho, Czy obydwa śnią jeden sen? Eric Barker Szybki Pazurze! Pazurku! Ś Fritti pędził w dół zbocza porośniętego kępami krzewów. Ś To ja, Łowca! Mały, nie zmieniając swej żałosnej, obronnej postawy, zwrócił nieprzytomny wzrok w kierunku Łowcy, lecz nie dał żadnego znaku, że go rozpoznaje. Lis odwrócił się gwałtownie ku przybyszowi, ale nie ruszył się z miejsca. Kiedy Fritti zatrzymał się o skok czy dwa od nich, Visl szczeknął ostrzegawczo. Ś Nie zbliżaj się, ty drapaczu kory! Z tobą także sobie poradzę! Teraz Łowca mógł spostrzec, że była to samica, mimo najeżonej sierści niewiele większa niż on sam. Była chuda, a jej nogi drżały, nie wiadomo: ze strachu czy z gniewu. Ś Dlaczego grozisz temu kotu, polująca siostro? Ś zaśpiewał Fritti powoli i łagodnie. Ś Czy zrobił ci coś złego? To syn mego kuzyna i muszę ująć się za nim. Wydawało się, że to rytualne pytanie uspokoiło nieco lisicę, ale nie cofnęła się. Ś On napadł moje szczenięta Ś powiedziała zdyszana. Ś Jeśli będę musiała, to będę walczyła z wami obydwoma. 69 Jej szczenięta! Łowca lepiej zrozumiał sytuację. Lisie matki, podobnie jak te z Ludu, są zdolne do wszystkiego w obronie młodych. Spojrzał na jej wystające żebra. To musi być ciężka jesień dla matki i dzieci. Ś W jaki sposób groził twojej rodzinie? Ś badał Łowca. Szybki Pazur, oddalony zaledwie o skok, wpatrywał się w Visl, jakby nieświadomy obecności Łowcy. Lisica spojrzała na Frittiego z uwagą. Ś Wczesnym rankiem, gdy było jeszcze ciemno, zabrałam szczeniaki na polowanie Ś zaczęła. Ś Wtedy to wyczułam jakieś wielkie drapieżniki. Nie znałam tego zapachu, trochę przypominał koty, a trochę borsuki. Szybko zabrałam szczenięta do jamy i położyłam się na nich, aby były cicho, lecz groźny zapach nie znikał. Postanowiłam więc, że bez względu na to, co czyha na zewnątrz, odsunę to coś jak najdalej od legowiska. Kazałam małym zostać na miejscu i wybiegłam z nory drugim wyjściem. Woń była bardzo silna Ś napastnicy byli blisko. Pokazałam się im i od razu uciekłam. Po chwili usłyszałam, że coś za mną idzie. Sprowadziłam ich w dół jaru, a potem w górę, na krawędź wąwozu. Na rozległej łące wyszłam nawet na światło, mając nadzieję, że księżyc oświetli to, co mnie ściga... Ś Co to było? Ś wtrącił się Łowca. Lisica spojrzała na niego i zjeżyła się. Cierpliwości! Łowca zbeształ samego siebie. Ś Nie wiem, kocie Ś odparła szorstko. Ś Byli zbyt przebiegli, by wybiec na otwartą przestrzeń. Kiedy się nie pokazali, musiałam zawrócić w obawie, że zrezygnowali ze mnie i wrócili, aby szukać jamy. Jednak, jak już mówiłam, byli okrutnie sprytni... czekali już na mnie, kiedy pojawiłam się w zagajniku i musiałam biec niczym Renred, żeby im umknąć. Trzymali się cieni i zarośli. Nie wiem nawet na pewno, ilu ich było. Wydaje mi się, że więcej niż trzech. Fritti podziwiał odwagę lisiej matki. Zastanawiał się, czy sam byłby zdolny do takiego poświęcenia. Visl mówiła dalej: Ś Tak czy owak biegłam i biegłam Ś na tyle daleko, 70 by moje szczeniaki były bezpieczne Ś w końcu wprowadziłam ich w cierniowy zagajnik, pełen innych, nęcących zapachów... Mam nadzieję, że słuchasz uważnie. Rzadko rozmawiam z kotami, a już nigdy nie powtarzam im tego, co raz powiedziałam. Ś Słucham z wielką uwagą, polująca siostro. Ś To dobrze Ś lisica wydawała się łagodniejsza. We Frittim zrodziła się nadzieja, że dogadają się bez odwoływania do zęba i pazura, mimo jakiegoś kociego głupstwa dokonanego przez Szybkiego Pazura. Ś No cóż, wybrałam drogę powrotną pełną fałszywych śladów, a kiedy dotarłam do domu, usłyszałam okropny hałas: moje szczenięta ujadały, skamlały i wołały mnie. W gnieździe znalazłam tego małego potwora. Najwyraźniej tamci poszli za mną, a ten wślizgnął się, aby skrzywdzić moich malców! Lisica znów się nastroszyła. Łowca miał już powiedzieć coś uspokajającego, gdy Szybki Pazur krzyknął przeraźliwie. Lis i Fritti odwrócili się i zobaczyli, jak kociak rzuca się bez tchu w przód. Ś Nie! Nie! Ja się chowałem! Chowałem! Ś żałośnie płakał Szybki Pazur. Ś Chowałem się przed nimi! Kotek zaczął przeraźliwie drżeć. Fritti, zatroskany o swego małego przyjaciela, zaczął powoli zbliżać się do niego. Ś Polująca siostro, sądzę, że w swej całkowicie zrozumiałej trosce o młode przez pomyłkę wzięłaś kolejną ofiarę za jednego ze złoczyńców. Był już przy Szybkim Pazurze. Młody kotek żałośnie wtulił swój nos w bok Łowcy i kwilił. Lisica przeszyła Frittiego przenikliwym spojrzeniem. Ś Jakie jest twe imię, kocie? Ś Łowca z Klanu Ściany Zgromadzeń Ś odparł z szacunkiem. Jego łagodny śpiew zdawał się zażegnywać konflikt. Ś Mnie zwą Karthwine Ś prosto powiedziała lisica. Ś Pozwalam ci zabrać, twego krewniaka po dobroci. Ty jednak jesteś odpowiedzialny za to, żeby on trzymał się z dala 71 od naszych nor. Jeśli znów znajdę go w pobliżu moich szczeniąt, nie będzie żadnych ustępstw. Ś To wspaniałomyślne, Karthwine Ś powiedział Łowca, skłaniając lekko głowę na znak akceptacji. Lisica obrzuciła go wzrokiem i po raz ostatni spojrzała na Szybkiego Pazura kryjącego pyszczek na brzuchu Łowcy. Ś Dobrze śpiewasz, Łowco Ś odezwała się powoli, starannie dobierając słowa. Ś Nie sądź jednak, że w tym świecie możesz polegać tylko na swoim śpiewie. My, lisy, także umiemy śpiewać i znamy wiele rzeczy. Jednak nasze szczenięta uczymy także, jak kąsać. Odwróciła się i odeszła dostojnym krokiem. Wstawał właśnie świt, gdy Łowca, leżąc obok drżącego Szybkiego Pazura, cicho nucił mu pieśni o bezpieczeństwie. Po chwili, kiedy przerażenie kotka opadło, Fritti zaprowadził go do drzewa, pod którym spał, i skulił się wokół niego. Gdy poranne słońce wstało, pokrywając ziemię leśnej krainy plątaniną cieniów, usnęli. Frittiego obudził upał Krótkich Cieni. Szybki Pazur nie leżał już, wtulony, obok. Podniósł głowę i zobaczył małego, jak tarza się i bryka po łące, miękkie futro było obwieszone suchym listowiem i sosnowymi igłami. Fritti podniósł się, przeciągnął i poczuł ogromne zmęczenie swoich mięśni. Obserwując z zazdrością fikającego koziołki kodaka, postanowił, że dopóki nie przywyknie do trudów podróży, będzie wybierał łatwiejsze trasy. Wyglądało na to, że Szybki Pazur, bawiący się beztrosko, kiedy Fritti wygrzewał swe obolałe łapy na słońcu, przyszedł już zupełnie do siebie po koszmarze minionej nocy. Kiedy jednak Fritti zapytał go, co się zdarzyło, w oczach małego pojawił się cień niepokoju. Ś Czy nie moglibyśmy porozmawiać o tym po jedzeniu, Łowco? Ś zapytał. Ś Jestem strasznie głodny! Fritti zgodził się i kolejną część popołudnia spędzili na niezbyt udanych łowach Ś zakłócała je skłonność Szybkiego Pazura do pisku w chwilach najwyższego napięcia. Udało 72 im się złapać parę chrząszczy, które Ś dziwnie łaskocząc przy przełykaniu Ś zaspokoiły ich pierwszy głód. Potem znaleźli starą, lecz zdatną do picia wodę z kałuży, wreszcie ułożyli się w cieniu, by strawić. Długą, senną ciszę zakłócało tylko monotonne brzęczenie owadów. Nagle, gdy Fritti już zapadał w sen, Szybki Pazur zaczął opowiadać: Ś Wiem, Łowco, że nie powinienem wyruszać za tobą. Wiedziałem, że będę dla ciebie ciężarem, ale ja tak bardzo chciałbym ci pomóc. Tyle razy byłeś dla mnie miły, a Chyżo-stopy i cała reszta przeganiali mnie tylko albo mi dokuczali. Wiedziałem, że nie pozwoliłbyś mi iść, więc ukryłem się, a potem ruszyłem twoimi śladami. Wszystko samodzielnie! Ś dodał z dumą. Ś A to dlatego rozpytywałeś wśród Ludu o moje zamiary. Ś Masz rację. Chciałem wiedzieć, skąd wyruszysz. Nie jestem aż tak dobry w tropieniu Ś dodał nieco markotnie, ale zaraz rozpromienił się. Ś W każdym razie trzymałem nos przy ziemi i szedłem twoim śladem. Wszystko szło świetnie aż do południa czy coś koło tego, wtedy się trochę pogubiłem. Przez jakiś czas wyglądało na to, że twój szlak zmienił się w drogę kogoś innego, później powrócił, ale jakby w górę i w dół drzewa, przynajmniej tak pachniał. To zupełnie zbiło mnie z tropu, krążyłem przez chwilę dokoła, a kiedy znowu odnalazłem szlak, twoje ślady były już całkiem zimne. Tropiłem, najlepiej jak umiałem, lecz zaczęło się ściemniać, a ja byłem głodny. Właściwie to jeszcze ciągle jestem. Czy nie moglibyśmy złapać jeszcze kilku chrząszczy lub czegoś innego? Ś Później, Szybki Pazurze Ś parsknął Fritti. Ś Później. Najpierw chcę usłyszeć resztę twojej pieśni, mały cu'nre. Ś No dobrze. Cóż, próbowałem natrafić na ciebie, miałem nadzieję, że zatrzymałeś się, aby się przespać czy coś w tym rodzaju, kiedy usłyszałem przeokropny hałas. Była to olbrzymia grupa ptaków, wszystkie naraz ćwierkały i wrzeszczały. Spojrzałem w górę Ś były ich setki, cała chmura 73 fla-fa'az, fruwały jak oszalałe wokół drzewa i robiły okropną wrzawę. Oczywiście wdrapałem się na pień drzewa, żeby zobaczyć, co się dzieje. To, co stało się w górze, musiało być potworne*. Zobaczyłem stosy martwych fla-fla'z, porozrywanych i pozagryzanych, i mnóstwo piór, wszędzie, spływających z wyższych gałęzi. A kiedy popatrzyłem w górę, zobaczyłem oczy! Ś Co to znaczy „oczy"? Ś spytał Fritti. Ś Oczy. Wielkie, bladożółte, nigdy przedtem takich nie widziałem. Oddzielało mnie od nich zbyt wiele gałęzi, żebym zobaczył cokolwiek więcej, ale wiem, że się nie mylę. To coś syknęło na mnie i uciekłem. Myślę, że to zeszło z drzewa za mną, bo ptaki zakończyły swoją awanturę, ale nie odwróciłem się, żeby sprawdzić. Po prostu uciekłem. Ś Szybki Pazur zamilkł, na chwilę przymknął oczy, nim podjął opowieść. Ś Po dźwiękach, jakie słyszałem, myślę, że mogło być ich więcej niż jeden. Byli szybcy i gdybym nie był mały i nie mógł wchodzić pod krzaki i inne takie zarośla, złapaliby mnie. Wiesz, nigdy tak bardzo się nie bałem, nawet kiedy gonił mnie Growler. W końcu nie mogłem już prawie biec, zwolniłem. Jednak nie słyszałem za sobą nic, więc przystanąłem, żeby posłuchać uważniej. Stałem z wyostrzonymi uszami i wtedy coś wychyliło się spod skały i chwyciło mnie! Ś Spod skały? Ś z niedowierzaniem powtórzył Łowca. Ś Przysięgam na Pierwszych! Złapało mnie za nogę! Tu, popatrz na te zadrapania! Ś Szybki Pazur odsłonił rany na nodze. Ś W to także nie uwierzysz, Łowco, ale to coś, co mnie złapało, cokolwiek to było... miało... czerwone pazury! Ś Cóż, mówiłeś, że coś zabijało ptaki, które widziałeś. Prawdopodobnie była to krew. Ś Po półgodzinie ścigania mnie przez piach i jeżyny? Wyczyściłyby się. Poza tym to nie była zakrzepła krew. One były jasnoczerwone. Zdumiony Fritti gestem zachęcił młodego, by mówił dalej. Ś Wrzasnąłem niczym sójka, ale udało mi się jakoś wyrwać. Wszedłem w gęste zarośla tak głęboko, jak tylko mogłem, 74 w nadziei, że to coś jest za duże, żeby wejść za mną. Nie robili żadnego hałasu, ale czułem, że wciąż tam są. Wtedy poczułem lisa, a oni przepadli nagle. Odczekałem chwilę, wygramoliłem się z krzaków i znalazłem tę jamę. Postanowiłem, że ukryję się tam, żeby mieć jakieś schronienie, gdyby tamci po mnie wrócili. Wtedy pojawiła się Visl. Chyba wiesz, co było dalej. Fritti pochylił się ku niemu i potarł nosem czoło malca. Ś Byłeś bardzo dzielny, Szybki Pazurze. Bardzo dzielny. Więc wcale nie widziałeś, co cię goniło? Ś Nie, wcale. Ale nigdy nie zapomnę tamtych oczu. Ani czerwonych szponów! Ufff! Ś Szybki Pazur zatrząsł się od nosa po ogon. Nieco później zwrócił się do Łowcy, wolny już od niepokoju: Ś Od tego gadania o fla-fa'az burczy mi w brzuchu. Czy mówiłem ci, że jestem głodny? Ś Wydaje mi się, że mówiłeś Ś roześmiał się Łowca. Odpoczywali przez całe popołudnie i o zmroku ponownie ruszyli w drogę. Łowca miał pewne obiekcje przed zabraniem ze sobą Szybkiego Pazura, ale ostatecznie stwierdził, że nie ma wyboru Ś nie mógł odesłać młodego kota z powrotem, drogą przez las pełna była niebezpieczeństw. Nie mógł też zrezygnować z poszukiwania Cichej Łapy. Dobrze im się razem wędrowało. Szybki Pazur zwykle wybiegał do przodu, a po chwili zostawał z tyłu, zafascynowany motylem czy lśniącym kamyczkiem. Wyrównywało się to jednak w jakiś sposób, więc stale posuwali się naprzód. Szybkiemu Pazurowi udało się nawet ukrócić nieco swój nawyk piszczenia, co przyniosło im sukcesy w łowach. Minęło kilka dni. Przywykli już do stałego rytmu wędrówki i odpoczynku Ś długi sen w środku dnia, gdy słońce było wysoko, i drugi Ś od Ostatnich Tańców do wschodu słońca. Po drodze łapali pojedyncze chrząszcze i małe ptaki kryjące się w krzakach, polując na większą zdobycz tylko przed ułożeniem się do snu w porze Krótkich Cieni. Pewnego popołudnia Szybki Pazur złapał Piszczka zupełnie sam. Mysz była młoda i w związku z tym głupiutka, ale 75 mały złapał ją bez pomocy i słusznie był z siebie dumny. Przy tym, według Frittiego, była równie smaczna jak jej mądrzejsi krewniacy. Towarzystwo rozpraszało obu kotom nudę podróży i dni mijały bardzo szybko. Chociaż ciągłe skakanie i brykanie Szybkiego Pazura czasami wprawiało Frittiego w złość, jednak był zadowolony z obecności małego. Zaś Szybki Pazur był uszczęśliwiony wędrówką ze starszym, którego podziwiał. Wyglądało na to, że cienie ich pierwszej nocy w dzikiej okolicy zniknęły bez śladu. Szli, a las dokoła nich zaczął się zmieniać, początkowo gęsty i splątany niczym pnący krzew, później stał się jasny i pełen powietrza jak Skrajny Zagajnik. Wreszcie, pod koniec ich piątego dnia w lesie, drzewa najwyraźniej stały się mniejsze i rosły coraz rzadziej. Szóstego dnia Łowca i Szybki Pazur oglądali wschód słońca ze szczytu skały stojącej ponad drzewami niczym samica między swoimi dziećmi. Las przed nimi ciągnął się jeszcze na milę lub dwie, coraz rzadszy i rzadszy, aż do miejsca, w kórym się kończył. Dalej leżały rozkołysane pagórki; kępy drzew pojawiały się w zagłębieniach pomiędzy ich łagodnymi stokami. Doliny ciągnęły się daleko, ich krańce ginęły w porannej mgle. Za nimi mogły znajdować się góry, a może lasy... a może jeszcze coś innego. Nikt ze znajomych Łowcy nie wiedział, co leżało za Starą Puszczą. Obaj wędrowcy wdychali świeży powiew wiatru, upajali się zapachami, które niosło coraz cieplejsze powietrze. Szybki Pazur spojrzał w dół i kuksnął Łowcę w bok. Pod nimi, na niższym wierzchołku głazu, stał jakiś kot. Przedstawiał dziwny widok, zabłocony, ze zmierzwioną sierścią i dzikimi oczami. Gdy Łowca i Szybki Pazur spojrzeli na nieznajomego, ogarnął ich niezwykłym, roztargnionym wzrokim. Została im już tylko chwila, aby pomyśleć nad jego poszarpanym futrem i krzywym ogonem, gdyż nieznajomy zeskoczył ze skały, chwiejnie wylądował na grubym konarze i przepadł wśród liści. Tam, gdzie przechodził, przez chwilę poruszyły się liście i znów zapanowała cisza. Rozdział 7 Ś Och, nic na to nie poradzisz Ś odpowiedział Kot. Ś Wszyscy tu jesteśmy stuknięci. Ja jestem wariat. Ty jesteś wariatka. Ś Skąd wiesz, że jestem obłąkana? Ś rzekła Alicja. Ś Musisz być obłąkana Ś powiedział Kot Ś bo inaczej byś się tu nie przybłąkała. Lewis Carroll (przeł. R. Stiller) Łowca dużo teraz myślał. Długie dni wędrówki dawały mu na to wiele czasu i mógł dokładnie zebrać wszystkie fakty. Historia pogoni, jaką opowiedział mu Szybki Pazur, pasowała do rzeczy, o których słyszał wcześniej: zniknięciach wśród Ludu, historii Rikchichik o napadzie kotów. Lord Snap wspomniał o czterech kotach, już sama liczba upewniła Frittiego, że nikt z Ludu nie dokonał tej napaści na wiewiórcze gniazda. Lisica Karthwine mówiła, że bestie pachniały trochę jak borsuki, a trochę jak koty. Może te stworzenia na tyle przypominają koty, że ich wygląd wprowadza małe zwierzęta Ś jak Rikchikchik Ś w błąd. Nawet Dostojnik powiedział, że coś dziwnego wisi w powietrzu. Nowy gatunek drapieżników? Stanął mu przed oczami obraz oczu i pazurów zapamiętany przez jego małego przyjaciela i wstrząsnął nim dreszcz. Z nagłym drżeniem pomyślał o Cichej Łapie Ś czy tamci mogli ją dostać? Raczej nie, nie czuł zapachu lęku w jej opustoszałym domostwie. Jednak mogli złapać ją w lesie! Biedna Cicha Łapa! Świat jest tak wielki i tak pełen niebezpieczeństw... Jego myśli przerwał Szybki Pazur, który rozdrażnił borsuka. To duże, kopiące 77 ziemię zwierzę mogło być groźne, jeśli zostało do tego zmuszone. Łowca porzucił swoje rozmyślania i pospieszył, by wyciągnąć z opałów kociego malca. Złapał Szybkiego Pazura za skórę na karku i mamrocząc słowa przeprosin, odciągnął od zirytowanego borsuka. Zwierzę chrząkało ze wzgardą, kiedy Fritti się wycofywał, potem odeszło, kołysząc się na obie strony, nie kryjąc swego rozdrażnienia. Niewiele nauczyła Szybkiego Pazura poprzednia lekcja. Wkrótce znów byli w drodze, kierując się ku obrzeżom Starej Puszczy. Budząc się z południowej drzemki, Łowca poczuł na sobie czyjś wzrok. Po przeciwnej stronie polany stał ten dziwny kot, którego widzieli na wyniosłej skale. Nim Fritti zdołał wyplątać się z objęć pochrapującego Szybkiego Pazura Ś kocur zniknął bez śladu. Fritti odniósł wrażenie, że niezwykłe stworzenie było bliskie odezwania się do nich, jego oczy wypełniała dziwna tęsknota. Tego samego wieczora, kiedy przechodzili przez kępę osik, kot znów pojawił się przed nimi. Tym razem nie uciekał, gdy się zbliżali, lecz stał, nerwowo gryząc dolną wargę. Z bliska kocur przedstawiał niesamowity widok. Jego ciekawe ubarwienie od dawna skryło się pod brudem i błotem, które oblepiały skłębione i splątane futro. Gałązki i liście, kawałki drzewnych mchów i wiecznie zielone igły, najdziwniejsze odpadki zdobiły niczym girlandy jego sierść od łba po czubek ogona. Miał opuszczone wąsy, a w oczach smutną zadumę. Ś Kim jesteś, polujący bracie? Ś ostrożnie zagadnął Fritti. Ś Czy poszukujesz nas? Ś Szybki Pazur przywarł do boku Łowcy. Ś Kim... kim... kim... nim... Ś poważnie odezwał się obcy i znów zaczął żuć własną wargę. Miał niski głos. Ś Jak cię nazywają? Ś ponownie spróbował Fritti. Ś Ixum squixum... z piekła rodem... jak więc? Ś Dziwny kot spojrzał nieprzytomnie w oczy Frittiego. Ś Pchło-żerca to ja, jestem... uciekam, więc ja... więc widzicie... Ś Łowco, on jest szalony! Ś nerwowo zapiszczał Szybki Pazur. Ś To choroba mokrego pyska, jestem tego pewien! 78 Fritti pokazał mu, żeby się uspokoił. Ś Nazywasz się Pchłożerca? To twoje miano? Ś Samo, samo. Pożeracz trawy i połykacz kamieni... isky pisky sąuiddlum sąuee... o! Nie! Pchłożerca okręcił się dokoła, jakby coś pełzło za nim. Ś- Tuśmi! Ś krzyknął w pustkę. Ś Żadnych przeklętych tańców w pobliżu mnie, ty cicho-sza sycząca myszo! Gdy znów odwrócił się ku kotom, miał zdziczały wzrok, lecz pod wpływem ich spojrzeń nastąpiła w nim jakaś zmiana. Wyraz szaleństwa ustąpił miejsca zakłopotaniu. Ś Ach, staremu Pchłożercy czasem miesza się w głowie, no tak Ś powiedział i drapnął ziemię swą przeraźliwie brudną łapą. Ś Nie chce skrzywdzić, nigdy nie mógłby, widzicie... Przerażony Szybki Pazur syknął: Ś Jest szalony, widzisz? Musimy iść! Łowca był także przejęty, ale coś tknęło go w wyglądzie starego kota. Ś Co możemy dla ciebie zrobić, Pchłożerco? Ś spytał. Szybki Pazur wpatrywał się w niego tak, jakby i on całkiem stracił rozum. Ś Jesteście Ś powiedział nieznajomy Ś i bądźcie. Stary Pchłożerca po prostu usycha z tęsknoty za rozmową. To wielki świat, ale ci, z którymi można tu porozmawiać, są na wagę złota. Stary kot gwałtownie podrapał się w ucho i wyrzucił stamtąd małe strączkowe ziarenko, które upadło na ziemię. Pchłożerca schylił się i skwapliwie je obwąchał, lecz po chwili uderzył je łapą ze złością, aż potoczyło się w dal. Ś Oto twój świat, prawda? Oto twój świat Ś wymamrotał i wtedy przypomniał sobie o rozmówcach. Ś Wybaczcie, młodzi panowie Ś rzekł. Ś Wkrótce wyruszam. Czy mogę wam towarzyszyć przez jakiś czas? Znam kilka opowieści i jedną czy dwie zabawy. Byłem myśliwym, gdy świat był jeszcze szczeniakiem, i ciągle jestem dobry w tej grze! Ś Z nadzieją spojrzał na Frittiego. Wprawdzie Łowca nie chciał kolejnego towarzysza, lecz 79 było mu żal starego, parszywego kocura. Nie zwracając uwagi na paniczne protesty Szybkiego Pazura, powiedział: Ś Oczywiście, będziemy zaszczyceni, mogąc przebywać przez jakiś czas w twoim towarzystwie, Pchłożerco. Oblepiony błotem stary kot podskoczył i fiknął kozła w powietrzu tak śmiesznie, że nawet Szybki Pazur musiał się roześmiać. Ś Prosiaki i ślady łapy! Ś wrzasnął Pchłożerca, potem zamilkł i szybko rozejrzał się wokół. Ś Ruszajmy! Ś dodał konspiracyjnym szeptem. Pchłożerca okazał się dobrym towarzyszem podróży. Przydarzające się mu napady szaleństwa w żaden sposób nie sprowadzały zagrożenia i po pewnym czasie nawet Szybki Pazur zaakceptował go bez większych obaw. Przez cały wieczór nieprzerwanie śpiewał pieśni lub wygłaszał dziwne poematy. Kiedy Fritti Ś pragnąc odrobiny spokoju Ś w końcu poprosił go, żeby się nieco uciszył, stał się cichy jak bagnisko. Gdy zatrzymali się na odpoczynek w porze Ostatnich Tańców, Pchłożerca nadal milczał. Frittiemu zrobiło się przykro z powodu skutków swojej uwagi Ś nie chciał przecież, aby stary zamilkł zupełnie. Podszedł do obcego, który leżał na ziemi z zaskakującym, nieobecnym spojrzeniem. Ś Mówiłeś, Pchłożerco, że znasz jakieś opowieści. Może opowiedziałbyś nam coś? Chętnie posłuchamy. Pchłożerca nie odpowiedział od razu. Kiedy podniósł głowę, by spojrzeć na Łowcę, jego oczy były pełne ogromnego, przeraźliwego smutku. Fritti pomyślał najpierw, że to jego wina, ale gdy lepiej się przyjrzał, stwierdził, że stary wcale go nie widzi. Nieoczekiwanie wyraz ten zniknął ze skrzywionego pyska Pchłożercy, a jego oczy skoncentrowały się na Łowcy. Uśmiechnął się lekko. Ś No, co tam, zuchu? Ś Opowieść. Obiecałeś, że nam coś opowiesz, Pchłożerco. Ś Tak, rzeczywiście. A znam ich mnóstwo: o wędrowcach, o pechowcach, o cyrkowcach. Co chcecie usłyszeć? 80 Ś O Ognistej Stopie, o jego przygodach! Ś natarczywie upomniał się Szybki Pazur. Ś Och... Ś zawołał Pchłożerca, kręcąc głową Ś niestety, nie znam żadnej ładnej, malutki... nie o Ognistej Stopie. Co jeszcze? Ś Nooo... Ś zastanawiał się rozczarowany Szybki Pazur. Ś Może o Growlersach? Wielkich, nędznych Grow-lersach i odważnych kotach! Co ty na to? Ś Na Cuchnącego Ślimaka! Tak się składa, że znam jedną niezłą o Growlersach! Czy zaśpiewać ją wam? Ś O tak, proszę! Ś powiedział Szybki Pazur, omal nie wyskakując z własnego futra. Tęsknił za opowieściami. Ś Zgoda Ś powiedział Pchłożerca. I zaśpiewał: Ś Dawno temu, gdy koty były kotami, a szczury i myszy śpiewały nocą pod miotłą mru-mru-mru, sza-sza-sza, Growlersi i Lud żyli ze sobą w zgodzie. Ostatnie psy-de-mony wymarły, a ich bardziej pokojowo usposobieni potomkowie polowali wraz z naszymi prapraprzodkami. Żył wtedy pewien Książę imieniem Czerwononogi; był okropnie nieszczęśliwy na Dworze, którym władała jego matka, Królowa Skoczna Chmura. Szepcząc i tańcząc, wyruszył więc w tajemnicze dzike ostępy, pełne skał i drzew, w poszukiwaniu przygody... Ś To tak jak Ognista Stopa! Ś pisnął Szybki Pazur. Ś Ciii... Ś syknął Fritti. Pchłożerca mówił dalej: Ś Cóż, pewnego dnia, kiedy słońce było wysoko na niebie i raziło jego oczy, Czerwononogi dotarł do dwóch gigantycznych stosów kości leżących po obu stronach ścieżki, u wrót doliny. Wiedział, że jest u bram Barbarbar, Miasta Psów. Growlersi i Lud nie prowadzili w tym czasie sporów, a Czerwononogi był jednak księciem wśród swoich, wszedł więc do doliny. Dookoła zobaczył psy wszystkich ras, duże i małe, tłuste i chude, szczekające, biegające, podskakujące, które kopały dziury i nosiły kości we wszystkie strony. Jednak większość kości była transportowana ku filarom bramy, 81 gdzie warczące i skamlące zwierzaki wspinały się na słupy i układały kości na ich szczycie. Dzień płynął, pracowici Growłersi mieli coraz więcej kłopotów z dotarciem na wierzchołek, gdzie próbowali Ś zdyszani, z suchymi nosami Ś połączyć oba filary łukiem. W końcu pojawił się olbrzymi, majestatyczny dog wydający rozkazy, Growłersi skakali i uwijali się, by go zadowolić, ale przyszedł moment, kiedy nie mogli zrobić już nic więcej, by połączyć filary. Każdy szczeniak o giętkich łapach był kolejno wysyłany, aby wypełnić ostatnie, maleńkie puste miejsce Ś dość było na to jednej kości, lecz żaden z nich nie potrafił wspiąć się na szczyt zakrzywionych słupów... Łowca doznał niezwykłego uczucia. Kiedy leżał z mocno zaciśniętymi powiekami, słuchając pieśni Pchłożercy, odkrył, że widzi wszystkie te wydarzenia, tak jak nigdy nie widział przy Ścianie Zgromadzeń. Oko jego umysłu widziało rosnące kościane wieże, wysiłki ludu Growlersów i ich wodza, doga, tak wyraźnie, jakby przy tym był. Dlaczego tak się czuje? Polizał przednią łapę i przemył mordkę, koncentrując się na słowach starego kota. Pchłożerca ciągnął dalej: Ś Tak, w owych czasach psy nie lizały jeszcze M'an, nie były tymi śliniącymi się kanaliami, jakie znamy dziś, ale dla Ludu zawsze były śmieszne Ś poza bezpośrednim starciem, oczywiście. Zatem i Czerwononogi nie mógł powstrzymać śmiechu, gdy zobaczył paradę przestraszonych psiaków pełznących po hakowatych wrotach tylko po to, by za moment schodzić z nich w poczuciu klęski. Na ten dźwięk olbrzymi dog odwrócił się ze złością i warknął ze ściśniętym gardłem: Ś Kim jesteś kocie, że tak się śmiejesz? Czerwononogi powściągnął swe rozbawienie i odrzekł: Ś Jestem Czerwononogi z linii Harara. Dog spojrzał na niego. Ś Ja jestem Rauro Gryź-Nie-Szczekaj z psów królewskich. To niespotykane i nieprawdopodobne, abym był poniżany w ten sposób. Ś Król wypiął pierś i wybałuszył oczy 82 w taki dostojny sposób, że Czerwononogi o mało znów nie parsknął śmiechem. Ś Od jak dawna budujesz te wrota, Królu? Ś spytał. Ś Od trzech pór roku Ś odparł Gryź-Nie-Szczekaj Ś ale ciągle brakuje jednej kości, aby je skończyć. Ś To widzę Ś powiedział Czerwononogi i nagle zapragnął zażartować sobie z napuszonego, napompowanego pychą Króla Psów. Ś Wasza Wysokość, jeśli skończę ci tę bramę, czy wyświadczysz mi w zamian przysługę? Ś spytał. Ś Co by to było? Ś podejrzliwie badał Król. Ś Jeśli wywiążę się z tego zadania, chciałbym dostać kość. Król, myśląc o tysiącach nagromadzonych kości, szczeknął z zadowolenia na wieść o tak niskiej cenie i rzekł: Ś Będziesz mógł wziąć z mojego królestwa każdą kość, jakiej zapragniesz, tylko dokończ moją budowlę. Czerwononogi zgodził się i trzymając ostatnią kościaną część bramy w zębach, ostrożnie i umiejętnie wspiął się na piętrzący się łuk. Kiedy dotarł na szczyt, starannie wepchnął ostatnią część pomiędzy wierzchołki dwóch zakrzywionych wież, pasowała tak jak ostatnia łuska podarowana jaszczurkom przez Meerclar. Potem wrócił na ziemię, gdzie Growlersi szczekali i powarkiwali ze szczęścia, widząc, że ich praca została zakończona, a potężne wrota stoją gotowe. Kiedy wszyscy zadzierali łby ku górze, strzygąc uszami i wyciągając języki w wielkiej radości, Czerwononogi podszedł do podnóża jednej z wież. Przez chwilę badał je dokładnie i skrupulatnie, potem wychylił się do przodu i wyciągnął jedną z ułożonych tam kości. Przez kilka następnych uderzeń serca nie stało się nic Ś potem zachwiało się, zatrzeszczało, sypnęło i brama przechyliła się lekko na jedną stronę, potem na drugą... i runęła z hałasem przypominającym tańce kościotrupów. Kiedy Król Rauro Gryź-Nie-Szczekaj, śliniąc się z wściekłości i zaskoczenia, odwrócił się, by spojrzeć na Czerwononogiego, Książę powiedział tylko: Ś Widzisz, wziąłem swoją kość, jak mi przyrzekłeś! Ś I wybuchnął śmiechem. 83 Król przeniósł poczerwieniałe z wściekłości oczy z kota na pogruchotaną bramę i warknął: Ś Ł-ł-ł-ł-łapać tego p-p-p-p-przeklętego k-k-k-k-kota! Z-z-z-z-zabić go! Wszyscy Growlersi z Barbarbar naraz rzucili się w pościg za Czerwononogim, który jednak był od nich dwa razy szybszy i zdołał uciec. W biegu krzyknął przez ramię: Ś Pomyśl o mnie, Królu, kiedy pełen pychy będziesz obgryzał jakąś kość na swoim nędznym tronie! Od tamtej pory My, Koty, i Tamte Psy jesteśmy wrogami, gdziekolwiek spotkamy się na znanej nam ziemi. Nigdy nie wybaczyli nam poniżenia swego Króla i klną się, że nigdy nie wybaczą Ś dokąd słońce nie spadnie z nieba, a węże nie nauczą się latać w porannym wietrze. Kiedy Pchłożerca skończył swoją pieśń, Szybki Pazur już spał, mrucząc słodko. Fritti poczuł, że opuszcza go dziwne uczucie widzenia zdarzeń. Chciał zapytać o to starego, zabłoconego kota, lecz Pchłożerca był w dziwnym transie, na pół uśpiony, i nie odpowiedziałby. W końcu Łowca również uległ sennemu wezwaniu i przeniósł się na pola snu. Poranne słońce stało już dość wysoko na niebie, kiedy Łowcę wyrwało ze snu uczucie, że coś przygniata mu piersi i brzuch. Szybki Pazur, przez sen, przebierał rozkosznie łapami i zwinięty w kłębek ułożył się na Frittim. Kociak, dopiero niedawno odstawiony od matczynego mleka, z pewnością śnił o matce i swoim gnieździe. Łowca znów poczuł przykre wyrzuty sumienia na myśl o niebezpieczeństwach, na jakie naraża malca ta ryzykowna wyprawa. Zwyczajem Ludu było samotne przeżywanie przygód i łowów, poczucie odpowiedzialności wydawało się nieco nienaturalne. Oczywiście, pomyślał, tak wiele niezwykłych rzeczy zdarzyło się ostatnio. Szybki Pazur dalej bawił się przez sen w niemowlę, co Łowcy przypomniało jego własną matkę... i niespodziewanie poczuł się bezpieczny, czując ciepłe, puszyste ciało tulące się do niego w tej dziwacznej okolicy. Polizał miękką sierść wnętrza Pazurkowego ucha, śpiący kotek zamruczał 84 radośnie. Fritti właśnie odpływał w sen, kiedy usłyszał jakiś głos. Pchłożerca nie spał już i przechadzał się dookoła, mówiąc sam do siebie. Jego oczy przybrały ten daleki wyraz, jaki Fritti widział już wcześniej. Przemieszczał się, a jego ciało okryte brudnym i postrzępionym futerkiem było napięte. Ś Wali się, zasypuje, więzi... jesteśmy... pułapka! Przygwożdżeni tym zwałem, tym ruchomym zwałem i wszystkim.... Ś porywczo mamrotał Pchłożerca, krocząc tam i z powrotem przed oczyma zafascynowanego Łowcy. Ś Ptaki, i te wrzeszczące, piszczące, trzęsące się jak galareta, piszczące czerwone... chichoczące i tańczące... nie mogę wyjść!... Drapać w drzwi, gdzie one są?... muszę je znaleźć... Nagle stary kot najeżył się cały, jakby zaskoczony jakimś dźwiękiem czy zapachem. Fritti nie czuł nic. Sycząc i drażniąc się z kimś, z wystawionymi pazurami Pchłożerca przywarł do ziemi i warknął spomiędzy zaciśniętych zębów: Ś Tu są! Czuję ich! Dlaczego chcecie mnie zabrać? Dlaczego? Ś Zawył, dziko rozglądając się wokół, jakby był otoczony przez wrogów. Ś Potrzebują mnie i to... boli... Aaaa!... Vaka'az'me... wybacz... Aaaaa! Pęka! Pęka niebo! Pchłożerca zawył z bólu, wstrząsnął się cały i skoczył w poszycie. Szelest, jaki wywoływał jego lot, oddalał się szybko. U boku Łowcy przebudził się jego młody towarzysz. Ś Co to było? Ś Ziewnął i przeciągnął się. Ś Wydawało mi się, że słyszę jakiś straszliwy tumult. Ś Pchłożerca Ś odpowiedział Łowca. Ś Myślę, że uciekł. Miał jeden z tych swoich ataków. Wyglądało na to, że myśli, iż ktoś go śledzi. Łowca wstrząsnął głową, jakby chciał pozbyć się obrazu oszalałego Pchłożercy. Ś Cóż, należało się tego spodziewać Ś: trzeźwo odezwał się Szybki Pazur. Ś Może jeszcze wróci Ś zauważył Fritti. Ś No, nie jest zły, naprawdę. Zwariowany jak śmiejący się ptak. Jednak opowiada niezłe historie. Podobała mi się 85 ta o Czewononogim. Swoją drogą, Łowco, to kim był Czerwononogi? Nigdy nie słyszłem, żeby Szorstki Pysk o nim śpiewał. Ani o Królowej Skocznej Chmurze, jeśli o to chodzi. Ś Naprawdę nie wiem, Pazurku Ś powiedział Fritti i już niemal miał zaproponować, żeby upolować coś na śniadanie, gdy spostrzegł, że zamilkły wszystkie ptaki. W lesie stało się cicho jak makiem zasiał. Nagle, cicho jak makiem zasiał, z leśnych zarośli wyłoniło się kilka olbrzymich kotów, kotów dziwnych, poruszających się bezszelestnie jak cienie. Zanim wstrząśnięty Fritti i mały Szybki Pazur zdołali cokolwiek powiedzieć czy poruszyć się, dziwne koty zaczęły okrążać ich obu. Pazurek zaszlochał ze strachu. Dziwne koty patrzyły na nich bardzo, bardzo zimnymi oczami. Rozdział 8 Moje ciało jest tajemnic pełne. Moje ciało to księga pełna rad. Moje drogi niezbadane jak nurty strumienne. Mój grzbiet giętki mówi, nie wydając głosu. Choć częściej milczy niczym głaz. I znakiem sekretnym łapę mą unoszę. Philip Dacey Ruchomy pierścień otoczył Frittiego i jego towarzysza. Obcy krążyli wokół nich w całkowitej ciszy, poruszając się zwinnie i nieustannie ich obwąchując. Koło zacieśniało się, aż w końcu przybysze zaczęli trącać Łowcę i Szybkiego Pazura nosami. Fritti czuł, jak w kociątku wzmaga się strach. Dziwne koty czuły to także. Rosło napięcie pomiędzy zewnętrznym kręgiem a jego środkiem. W końcu Łowca nie mógł znieść tego dłużej. Gdy jeden z obcych otarł się o nich i fuknął na Pazura, Fritti syknął i uderzył go otwartą łapą. Zamiast zaatakować czy odskoczyć ze zdumienia, dziwny kot lekko skinął głową i cofnął się o krok. Był zupełnie czarny. Jego muskuły rysowały się gładko pod krótką sierścią. Jego oczy były wąskimi szparkami, roziskrzonymi szczelinami, ale nie widać było po nim złości. Wcale nie był zagniewany, raczej przeraźliwie spokojny. Ś Tak Ś rzekł czarny kot. Jego głos przypominał osypujący się żwir. Ś Nareszcie wiem, o co chodzi. Dobrze. Przywarł do ziemi tuż przed Łowcą, z położonymi uszami i iskierkami tlącymi się głęboko w ślepiach. Łowca Ś nie-87 zdolny do sensownej odpowiedzi Ś skulił się w pozycji obronnej. Czarny odezwał się znowu: Ś Zastanawiałem się, ile czasu potrzeba takim mela-mre'az jak wy, by odpowiedzieć z godnością Ś tu przerwał i pytająco spojrzał na Frittiego, jakby w oczekiwaniu na jego słowa. Łowca, przerażony, nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Ś Czy chcesz, żebym... się poddał? Ś spytał niepewnie. Czarny kot patrzył na niego badawczo. Czas płynął. Ś Cóż? Kończ już! Ś powiedział obcy. Ś Ja... ja... nie, nie poddam się! Ś wykrztusił Łowca, sparaliżowany strachem i zaskoczeniem. Ś Znakomicie! Ś huknął czarny kot. Ś Nareszcie do czegoś doszliśmy! Cała czwórka kompanów czarnego wycofała się z miejsca, gdzie przykucnęli dwaj przeciwnicy. Ś Jestem Tan Drżący Szpon z Pierwszych Wędrowców Ś oznajmił czarny kot, bezwiednie uderzając ogonem w przód i w tył. Ś Podaj swoje imię twarzy, intruzie! Ś Jestem Łowca z Klanu Ściany Zgromadzeń... i wcale nie jestem intruzem! Ś dokończył Fritti i poczuł teraz gniew. Drżący Szpon wydawał się usatysfakcjonowany, gdyż skinął łbem, ale na jego pysku nie malowało się nic poza skupieniem. Przywierając jeszcze mocniej do ziemi, zad czarnego kota zaczął poruszać się powolnym, kołującym ruchem, a jego ogon łopotał dziko. Łowca bezwiednie przyjął identyczną postawę. Patrzyli sobie prosto w oczy. Nagle Fritti zdał sobie sprawę, że Drżący Szpon jest od niego co najmniej dwa razy większy Ś jednak gdy spoglądał w oczy obcego, traciło to jakiekolwiek znaczenie. Ważny był tylko koniec jego smukłego, czarnego ogona, uderzającego to w tę... to w tamtą stronę... Ś Miło cię spotkać, Łowco Ś syknął Drżący Szpon. Ś Wyślę twą ka na łono Pramatki. Ś Łowco! Ś wrzasnął w panice Szybki Pazur. 88 Fritti odwrócił się teraz i odsunął kotka od siebie w bezpieczne miejsce. Ś Cicho, Pazurku Ś rzekł i potem odwrócił się znów ku czarnemu; spojrzał w oczy o kształcie migdałów. Ś Nie bądź taki szybki, żebyś nie pozbył się własnej ka, Tanie Osiłków. Fritti skoczył w przód. Rozległy się okrzyki radości, które zupełnie zagłuszyły przerażone piski Szybkiego Pazura. Wydawało się, że wszystko dzieje się w jednej chwili. Fritti poczuł wstrząs, kiedy Drżący Szpon zaatakował. Natychmiast znalazł się na ziemi, przygnieciony, próbując wydostać się spod pazurów większego kota. Przekulnął się na grzbiet i podniósł tylne łapy, boksując brzuch swego przeciwnika. Drżący Szpon odsunął się nieznacznie i Łowcy udało się wyślizgnąć i stanąć na łapach. Był to jednak tylko moment wytchnienia, bo czarny kot za chwilę znów go przygniótł. Tarzali się dookoła, wczepieni w siebie pazurami, wyjąc w ciągłej, narastającej waśni. Łowca dawał z siebie wszystko, kopał Drżącego Szpona w żołądek, gryzł i drapał jego łapy i pierś, lecz tylko przez kilka pierwszych sekund Ś był przecież młody i niedoświadczony. Czarny był ogromny i z pewnością stoczył już niejedną walkę. Wojownicy rozłączyli się na chwilę i krążyli wokół siebie z sykiem. Obaj czuli jednak potrzebę ostatecznego rozwiązania i wkrótce znów rzucili się na siebie. Przygwożdżony pod Drżącym Szponem Fritti zdobył się na ostatni wysiłek Ś wijąc się i kręcąc w uścisku olbrzymiego kota, zdołał wysunąć się na tyle, by wbić się zębami aż do krwi w ucho czarnego. W tym samym momencie siły go opuściły i Drżący Szpon przygniótł go swoim ciężarem. Poczuł szczęki zaciskające się na karku. Ś Czy krzyczysz „dość"? Ś warknął Tan wprost w sierść na karku Frittiego. Łowca próbował akurat złapać oddech, aby wykrztusić, że się poddaje, gdy uścisk szczęk zelżał, a nieprzyjemne dla ucha warczenie niosło już tylko echo po polanie. 89 Łowca z trudem przekręcił się na grzbiet i zobaczył Drżącego Szpona Ś skaczącego i wirującego wokół jak kot-de-mon Ś który łapami bił Szybkiego Pazura. Kotek, uczepiony swymi ostrymi zębami, wisiał u lśniącego ogona Drżącego Szpona. Kiedy wreszcie Tanowi udało się uwolnić od młodego kotka, wyczerpany i obolały kocur osunął się na ziemię o niecały skok od leżącego Łowcy. Drżący Szpon lizał swój poraniony ogon i z wyrzutem spoglądał na Szybkiego Pazura, który hardo znosił jego wzrok. Pozostałe koty okrążyły Pazurka, mrucząc gniewnie, lecz Drżący Szpon, gdy tylko wrócił mu oddech, powstrzymał ich, mówiąc: Ś Nie, nie, zostawcie go. Jego obrońca walczył dzielnie, a i on jest dość odważny na swój wiek. Może niezbyt mądrze wybiera sobie wrogów... ale to nie ma znaczenia. Niech sobie będzie. Widząc, że Szybki Pazur jest bezpieczny, Łowca ułożył się na grzbiecie, wyciągając łapy w górę. Najpierw ujrzał tysiące plamek migających przed oczami, a po chwili nie widział już nic... Kiedy Fritti się ocknął, spostrzegł, że Szybki Pazur stał się ośrodkiem zainteresowania. Cała grupa obcych kotów stłoczyła się wokół niego z wyrazem zaciekawienia i rozbawienia. Kociak najwyraźniej opowiadał im o Pchłożercy, Łowca widział, jak Drżący Szpon śmiał się, gdy Szybki Pazur próbował naśladować jeden z zabawnych podskoków starego. Podnosząc się cicho do pozycji siedzącej, Fritti bacznie przyglądał się gromadzie dziwnych kotów. Wyglądali teraz na życzliwych, z pewnością udało się im uspokoić Szybkiego Pazura, ale Łowca nie był tak ufny. Kim byli? Bez wątpienia przewodził im Drżący Szpon. Nawet śmiejąc się, tarzając po ziemi, nie tracił wyglądu opanowanej siły i władzy. Obok niego siedział tłusty, posiwiały, stary kocur, jego futro w po-marańczowo-czarne pasy przypominało letnie światło, brzuch rozpłaszczył się na ziemi pomiędzy grubymi łapami. Z drugiej strony Tana siedziały jeszcze dwa inne koty, jeden szary, drugi w czarno-białe łaty. Żaden z nich nie był tak 90 duży jak Drżący Szpon czy stary o sierści tygrysa, lecz obaj byli smukli, umięśnieni, z chłodnym wzrokiem znakomitych myśliwych. Piąty kot, siedzący poza kręgiem otaczającym Szybkiego Pazura, był zupełnie inny. Patrząc na niego, Fritti poczuł chłód. Piąty kot był biały jak lód, szczupły, smukły jak gałęzie brzozy, ale Łowcę zaniepokoiło co innego. Miał zaskakujące, przerażające oczy: mleczne z niebieskawym odcieniem, większe niż jakiekolwiek kocie oczy widziane przez Frittiego. Łowca przypomniał sobie opowieść Szybkiego Pazura. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie kryje się w nich jakiś okrutny, powolny podstęp. Jednak nie... Szybki Pazur mówił mu o przerażających oczach, ale on przecież musiał widzieć tego białego kota. Popatrz na niego, pomyślał Fritti, gdyby były to te same oczy, czy wywijałby przed nimi koziołki? I nie ma wśród nich czerwonych pazurów... Kiedy Fritti przyglądał się ich łapom, Pazurek w końcu zauważył go i zawołał radośnie: Ś Łowco! Dobrze się czujesz? Brzuchacz mówił, że poczujesz się lepiej. Właśnie opowiadam Pierwszym Wędrowcom o naszych przygodach! Ś To widzę. Ś Fritti ruszył, by dołączyć do grupki. Nikt poza Szybkim Pazurem nie posunął się, aby zrobić mu miejsce, więc wcisnął się tuż obok swego małego przyjaciela. Drżący Szpon obserwował go oczami wąskimi jak u węża, lecz uprzejmie przywitał go skinieniem głowy. Ś Witaj, Łowco. Miałeś dobre sny? Ś zapytał. Ś Nie śniłem Ś odparł Fritti. Tkliwie szturchnął Pazurka. Ś No tak, no tak... Ś odezwał się ogromny Brzuchacz, unosząc swój wielki brzuch, by przyjrzeć się Frittiemu. Ś Oto młody wojownik. Dobrze sobie radziłeś, młodzieńcze. Kiedy się urodziłeś? Masz ze sześć Oczu, co? Ś Za kilka obrotów słońca skończę dziewiąte Ś odparł i zawstydzony wbił wzrok w ziemię. Ś Jestem dość mały na swój wiek. Zapadła nieprzyjemna cisza, którą przerwał miękko szemrzący głos Drżącego Szpona. 91 Ś To nie ma znaczenia. Odwagi nie liczy się wedle Oczu. Jest tym cenniejsza, im trudniej ją rozpoznać. Odpowiedziałeś na wyzwanie i walczyłeś, jak nakazują Stare Prawa. Łowca niezupełnie rozumiał. Ś Wydaje mi się, że nie miałem wyboru. Na te słowa Brzuchacz roześmiał się, a na pysku Drżącego Szpona pojawił się grymas rozbawienia. Ś Zawsze istnieje wybór, mój mały zuchu Ś powiedział Brzuchacz, a inni mu przytaknęli. Ś Każdego dnia dokonujesz wyboru i jeśli zechcesz, możesz któregoś dnia skulić się we własnym futrze i zdechnąć. Pierwsi Wędrowcy nigdy tego nie robią, rozumiesz? Dlatego szanujemy twój wybór. Ś Stanąłem w obronie przyjaciela. Ś Bardzo, bardzo szlachetnie... Ś rzekł Drżący Szpon. Ś Z drugiej strony byłbym nieuprzejmy wobec wszystkich, gdybym nie przedstawił imion twarzy. Ty i ja spotkaliśmy się w walce, lecz moi polujący bracia są ci nie znani. Z Brzuchaczem już rozmawiałeś. Brzuchacz odsłonił zęby w uśmiechu. Ś To jest Wysmukły. Ś Szary skłonił głowę, gdy obwąchiwali się z Frittim. Ś Ten ładny kot w zabawne łaty, który wcale nie pobudza myszy do śmiechu Ś teraz czar-no-biały kocur pochylił cętkowaną głowę Ś to Muskacz. A ten dumny, siedzący samotnie to Lśniące Oko. Biały kot odwrócił się i leciutko poruszył uchem w stronę Frittiego, który uznał ten gest za powitanie. Muskacz zapiszczał: Ś Gdy nie jest w nastroju mistycznym, potrafi złapać jedną czy drugą mysz. Ś To nasz Oel-var'iz. Lśniące Oko jest Nadzmysłowy. Ś Głos Drżącego Szpona był wypełniony podziwem i szacunkiem. Fritti był pod wrażeniem. Jakże niezwykłym kotem musiał być Lśniące Oko, by zdobyć uznanie takiego urodzonego przywódcy jak Drżący Szpon! 92 Ś Ja niestety jestem tylko Łowcą Ś odezwał się cicho. Ś Nie wyróżniam się niczym wyjątkowym, jestem raczej, jak już wspominałem... niewielkiej postury. Brzuchacz wyciągnął się i trącił go swym dużym łbem. Ś Ejże, przecież to nic złego być małym. Nasz Lord Ognista Stopa był najmniejszy z Pierwszych. Ś A skoro już o tym mówimy to, z całym szacunkiem Ś powiedział Fritti Ś czy mogę spytać, dlaczego nazywacie się Pierwszymi Wędrowcami? Ś No cóż, wiele jest rzeczy, o których wy, młode koty, nic nie wiecie Ś powiedział Drżący Szpon. Ś I czy zawsze polujecie tak... w grupie jak teraz? Ś pytał Fritti. Ś Cóż... Ś zaczai czarny kot, ale przerwał mu natrętny Szybki Pazur. Ś I co potrafi Lśniące Oko? Wysmukły ziewnął rozdzierająco i odezwał się zdegustowanym tonem: Ś Z pewnością są nieźli w przepytywaniu. Idę zabić coś na śniadanie. Oddalił się. Drżący Szpon śledził jego gibkie kroki, a potem znów zwrócił się do Łowcy: Ś Wysmukłemu brak cierpliwości, ale ma inne zalety, które rekompensują to z naddatkiem. Spróbuję odpowiedzieć na niektóre z waszych pytań. Brzuchacz prychnął na to. Ś Pierwsi Wędrowcy Ś zaczął Drżący Szpon, zgromiwszy spojrzeniem ciężkiego kocura Ś są ostatnią czystą linią tego Ludu, który towarzyszył Lordowi Ognista Stopa w czasach Pierwszych. Mój przodek, Chyży Szpon, służył mu za panowania Księcia Błękitnego Grzbietu. Przyrzekliśmy na serce i pazur strzec tego dziedzictwa. Dni mężnych walk, dotrzymywanych obietnic i prawdy nie umrą tak długo, jak długo żyć będą Pierwsi Wędrowcy. Ś Drżący Szpon z powagą spojrzał na Łowcę i Szybkiego Pazura. Ś Kiedy nie przestrzega się Praw i Nakazów, życie staje się nędzne 93 i marne, pozbawione godności. My, Pierwsi Wędrowcy, przestrzegamy praw Pierwszych, wcielamy je w życie. To nie zawsze jest łatwe... wielu z tych, w których płynie nasza krew, nie umie żyć zgodnie z naszą regułą. Czarny powoli przesunął wzrok po zgromadzonych i zatopił spojrzenie w dalekim lesie. Ś Jest nas dużo mniej Ś powiedział Drżący Szpon. Ś I mniej jeszcze będzie o tych, co zadrżą Ś rozległ się delikatny, wysoki głos. Drżący Szpon i pozostali odwrócili się ku Lśniącemu Oku, który wciąż siedział oddalony od nich. Ś Tak rzekłeś. Tak rzekłeś Ś schrypniętym głosem odezwał się niestrudzony Tan. Ś I może nie jest to takie złe Ś powiedział Brzuchacz. Ś Jest między Wędrowcami kilku takich, bez których, jak sądzę, doskonale damy sobie radę. Fritti był wciąż zaciekawiony i spytał: Ś Czy zawsze podróżujecie w takich dużych grupach? To naprawdę dziwne! Muskacz i Brzuchacz wybuchnęli śmiechem. Drżący Szpon pospieszył z wyjaśnieniem. Ś Nie, oczywiście, że nie. Byłoby dziwne, gdyby naśladowcy Tangaloora Ognistej Stopy, który zwykle chadzał samotnie, wałęsali się bandami niczym Growlersi. Nie, jest nas zbyt mało, abyśmy mogli trzymać się wszyscy razem. Prawdę mówiąc, poza mną ostała się tylko garstka Tanów. Każdy z nas ma swoje terytorium i choć w noce Oka spotykamy się z jednym czy dwoma z najbliższych sąsiadów, zwykle poruszamy się w pojedynkę. Ś Jednak tutaj jest was pięciu! Ś skomentował Szybki Pazur. Ś Tak, lecz to zupełnie wyjątkowy czas. Zostaliśmy wezwani na terytorium mego brata Ś Tana Cierpkie Zioło. Wszyscy Pierwsi Wędrowcy, którzy usłyszeli wezwanie, zgromadzą się tam. Od czasów mego ojca nie gromadziliśmy się w tak wielkiej liczbie. 94 Ś Będziemy tańczyć, śpiewać i opowiadać kłamstwa Ś zachichotał Muskacz. Ś Drżący Szpon będzie mocował się z Cierpkim Ziołem, a Brzuchacz nawącha się zbyt wiele kociej mięty i wszystkich zawstydzi Ś dodał Muskacz i oberwał za to klapsa od starego kocura. Ś Tak Ś delikatnie przerwał mu Drżący Szpon Ś ale spotkanie wywołały nieszczęśliwe zdarzenia i trzeba będzie myśleć nie tylko o zabawie. Ś Oj, prawda to Ś mruknął Brzuchacz Ś jak i to, co jakiś przeklęty pies zrobił z biednym Tropicielem. Drżący Szpon szturchnął go. Ś Jesteś nieustraszonym myśliwym, stary przyjacielu, ale twoje usta wyprzedzają czasem oczy. Los Tropiciela to nie jest odpowiednia pieśń dla takich niewiniątek jak oni. Ś Gestem wskazał Frittiego i Szybkiego Pazura. Ś Skończmy już ten temat. Dla Frittiego oczywiste było, że wzgląd na ich uczucia nie był jedynym powodem, dla którego Drżący Szpon przerwał rozmowę. Przebiegły czarny Tan nie był skłonny zrezygnować z wszystkich środków ostrożności i całej dyskrecji już przy pierwszym spotkaniu, podobnie jak nie zrobiłby tego Łowca. Fritti znów poczuł podziw dla opanowania Drżącego Szpona. Ś Cóż, sądzę, że już najwyższy czas, byśmy wzięli przykład z Wysmukłego i zdobyli coś na śniadanie. Tan podniósł się. Zerwał się także Szybki Pazur. Ś A czy później powiesz nam coś jeszcze? Ś zapytał kociak. Ś O waszym spotkaniu i o Lśniącym Oku? Ś Na wszystko mamy czas dany nam na Ziemi, Szybki Pazurze Ś z czułością odpowiedział mu Drżący Szpon. Jego słowa, tak podobne do tych, które niegdyś usłyszał od Szorstkiego Pyska, dźwięczały w uszach Łowcy, kiedy koty rozdzieliły się, by zapolować. Po skończonym śniadaniu grupa kotów rozproszyła się po obrzeżach polany, by wymyć się i zdrzemnąć. Właśnie zaczął padać lekki deszcz i Łowca wpatrywał się w krople, 95 które wznosiły obłoki kurzu, padając na wysuszony piach. Monotonne bębnienie w liście ponad jego głową niemal go ukołysało. Czuł, jak opadają mu ciężkie powieki. Jednak mrowienie koniuszków wąsów sygnalizowało czyjąś obecność. Podniósł wzrok Ś obok niego siedział Lśniące Oko, krople deszczu iskrzyły się na jego śnieżnym futrze. Ś Pierwsze deszcze w roku wywołują wiele silnych wrażeń, prawda? Ś Wysoki głos Lśniącego Oka zwodził beztroską. Ś Przepraszam, ale nie rozumiem. Jakich wrażeń? Ś Wrażeń. Snów i marzeń. Objawień i mowy końca ogona. Dla mnie wczesny deszcz jest zawsze... tak jak powiedziałem. Obecność Lśniącego Oka i jego dziwne słowa zdenerwowały Łowcę. Ś Obawiam się, że niewiele wiem o takich sprawach, Lśniące Oko. Oel-var'iz spojrzał na Frittiego z rozbawieniem. Ś Jak sobie życzysz Ś powiedział. Ś Jak sobie życzysz. Odszedł, jakby trzymał na końcu swego długiego ogona jakiś tajemniczy żart. Drżący Szpon patrzył, jak Nadzmysłowy oddala się przez polanę. Później podniósł się, przeciągnął i spokojnym krokiem przeszedł się po obwodzie łąki, prze-stępując drzemiącego Brzuchacza. Obserwującego jego spacer Łowcę znów uderzyła skrywana siła czarnego kota. Ś Wyglądasz na zaniepokojonego, młody Łowco. Czy to sprawka Lśniącego Oka? Tan ułożył się na ziemi obok Łowcy. Ś Nie. Nie, on po prostu był towarzyski, tak myślę, ale ja niezupełnie rozumiałem, co mówił. Mam nadzieję, że go nie obraziłem. Ś Nie martwiłbym się tym za wiele. Widzisz, Nadzmy-słowi to dziwny gatunek. Błyskotliwi, szybcy jak strużka wilgoci, ale nieco grymaśni i dziwni. Wiesz, tacy już są. Kiedy my wszyscy uczymy się, jak złapać Piszczka, Oeł-var'iz dowiaduje się, jak czytać pogodę ze śladów węża, jak wy-96 woływać z bagien salamandry i tak dalej. Przynajmniej tak mówią. Tak czy inaczej są nieco stuknięci, a Lśniące Oko nie jest jeszcze najgorszy pod tym względem. Fritti wyczuwał, że Tan przesadza w swoich kpinach, aby go pocieszyć, ale nie mógł oprzeć się urokowi tej gry. Ś Nawiasem mówiąc Ś ciągnął Drżący Szpon Ś chciałbym wiedzieć, dokąd właściwie podążasz wraz ze swym małym przyjacielem. Bylibyśmy szczęśliwi, mogąc was eskortować, jeśli nasze drogi się schodzą. Ś Właśnie przed chwilą o tym myślałem Ś powiedział Fritti, przeciągając się ociężale. Znieruchomiał w połowie gestu, nagle onieśmielony swoją swobodą w obecności Tana. Ś Sądzę, że muszę zdecydować o tym szybko Ś dokończył cicho. Drżący Szpon nie pokazał po sobie, że zauważył zmieszanie Łowcy. Ś Przykro mi, lecz nie możemy was zabrać na spotkanie Tana. Nieufność wobec obcych, sam rozumiesz... Łowca siedział w milczeniu. Zadanie odnalezienia Cichej Łapy znów go zaniepokoiło. Jak trudno jest być odpowiedzialnym! Zatęsknił do prostych przyjemności swego kociego dzieciństwa. Czy uda mu się ją odnaleźć? Każdy pomysł, który zaświtał mu w głowie, po przemyśleniu okazywał się bezużyteczny. Ś Wydaje mi się Ś rzekł w końcu do Tana Ś że Szybki Pazur powiedział wam, dlaczego zapuściliśmy się w obce lasy? Ś Tak, młody myśliwcze. To odważny i szlachetny uczynek. Żałuję, że nie mogę podarować ci kilku mądrych wskazówek, gdzie możesz znaleźć swoją kotkę, ale niestety świat jest wielki. Nie jest pierwszą kotką, która została skrzywdzona przez tajemnicze moce, ale nic więcej nie mogę powiedzieć. Nie wolno mi przerwać milczenia aż do spotkania Tanów. Czarny kot podniósł łapę i w zamyśleniu podrapał się za uchem. 97 Ś Ja także słyszałem wiele dziwnych historii Ś przyznał mu rację Łowca. Ś Prawdę mówiąc, mój klan wysłał delegację na Dwór Harara, aby szukać pomocy w tej sprawie. Myślę, że powinienem pójść, spotkać się tam z nimi i sprawdzić, czego się dowiedzieli. Obawiam się, że zaledwie powąchałem i polizałem całą sprawę, kiedy postanowiłem wyruszyć. Tak, sądzę, że powinienem dotrzeć na Dwór. Zmrużone oczy Drżącego Szpona zaiskrzyły się dziwnie. Ś Hm, Dwór Ś chrząknął. Ś No tak, każdy myśliwy musi sam postawić łapę na tej drodze. Niestety, kiedy za dzień lub dwa dotrzemy do skraju puszczy, będziemy musieli rozdzielić nasze drogi. Terytorium Cierpkiego Zioła leży w kierunku Vez'an Ś na wschód Ś a wy będziecie musieli iść ku Va'an. Damy wam przynajmniej dobre wskazówki... i dobre życzenia. Ś Drżący Szpon podniósł się i dodał: Ś Prześpij się teraz. Chciałbym wyruszyć po Godzinie Krótkich Cieni. Czarny myśliwy odszedł tanecznym krokiem. Deszcz przeszedł w mżawkę, która kłębiła futra i oblepiała błotem łapy wędrowców. W ciągu szarego popołudnia i wieczoru przemierzali graniczne obszary starego lasu. Szybki Pazur, najmłodszy i najmniej wymagający, wpadł do kilku kałuż, nie zawsze przez przypadek. Tuż przed zachodem, gdy słońce już kryło się za linią widnokręgu, dotarli do ostatniej linii drzew. Drżący Szpon postanowił, że zatrzymają się tu, aby spędzić jeszcze tę ostatnią noc pod osłoną drzew. Wysmukły i Muskacz wytropili dość suche miejsce na wzniesieniu w sosnowym zagajniku i po niezbyt fascynującym polowaniu gromada rozeszła się, by ułożyć do snu. Dłuższy czas leżeli cicho, obserwując coraz większe strumyczki wody, prześlizgujące się niczym węże ku niżej położonym terenom. Muskacz i Szybki Pazur grali przez chwilę w łapki nad grzbietem Drżącego Szpona, póki zabłąkana łapa nie uderzyła Tana w bok łba. Z odchylonymi uszami, jednym warknięciem przywiódł niezmordowaną parę do pełnej niepokoju ciszy. Potem, spostrzegłszy, że była to tylko zabawa, przywódca Pierwszych Wędrowców zwrócił się do Brzuchacza: 98 Ś Stary przyjacielu Ś powiedział Drżący Szpon Ś zanosi się na długą noc. Co powiesz na małą rozrywkę, która mogłaby uchronić moją obolałą głowę od kolejnych łapek? Ś Świetny pomysł Ś wrzasnął Muskacz. Ś Opowiedz nam historię o Wysmukłym i jeżu! Wysmukły spojrzał na Muskacza z niesmakiem. Ś Oczywiście Ś powiedział kwaśno. Ś A później musimy koniecznie wysłuchać opowieści o tym, jak Muskacz po raz pierwszy polował na susła. Muskacz spojrzał przestraszony. Ś Może powinniśmy przełożyć tę opowieść o jeżu na inny raz Ś stwierdził. Drżący Szpon uśmiechnął się. Ś Dlaczego nie piosenkę lub wiersz? Ś zapytał. Ś To powinniście uznać za odpowiednie dla naszych młodych przyjaciół. Brzuchacz stłumił śmiech i przeturlał się na brzuch, który malowniczo rozłożył się pod nim. Ś Mam coś takiego Ś zarechotał Ś co lubią wszystkie ludy, których nazwy i zwyczaje zdołałem zapamiętać. Na te słowa Szybki Pazur, który właśnie podkradał się do Muskacza, sennie powrócił na swoje miejsce przy Frittim. Brzuchacz usiadł, prawie uderzając swą pręgowaną głową w nisko wiszący konar i sapnął z powagą. Ś Oto Ś rzekł Ś krótki wiersz pod tytułem „Szczurojad i duch myszy". Nucił przez chwilę, a potem zaczął śpiewać: Szczurojad to byt taki zwierz, Co lubił tłuste szczury jeść. Śpiewajcie: heja-hej Ś je jeść. Szczurojad wciąż na łowy gnał, Jak wiecie, w upał czy też w grad. Śpiewajcie: heja-hej Ś czy w grad. 99 Szczura raz ujrzał jak we Tam gdzie jaśnieje rzeki brzeg. Śpiewajcie: heja-hej Ś gdzie brzeg. Więc skoczył tam nasz młody By użyć swych pazurów dwóch, Śpiewajcie: heja-hej Ś swych dwóch. Lecz tu gdzie tłusty szczur miał być, O losie zły, nie było nic. Śpiewajcie: heja-hej Ś no nic. Choć słyszał pisk i zębów zgrzyt. Gdzie spojrzał Ś znów nie było nic. Śpiewajcie: heja-hej Ś znów nic. Usłyszał głos: Kółeczku mój, Ja jestem duch, ty jesteś zbój. Śpiewajcie: heja-hej Ś ty zbój. Na ducha głos nasz dzielny kot W ucieczki skoczył śmigły lot, Śpiewajcie: heja-hej Ś kot w lot. Szczurojad przestał myszy jeść. Teraz je chrząszcze, korę, pleśń, Śpiewajcie: heja-hej Ś jeść pleśń. Śpiewajcie: hejahej ten zuch, Co apetytu miał za dwóch, Śpiewajcie: hejahej miau-miau, Mru-mra nie będzie myszy jadł. Koniec pieśni Brzuchacza zbiegł się z wybuchem śmiechu i rozbawieniem. Łowca spostrzegł, że nawet Lśniące Oko ma na swej ascetycznej mordzie wyraz szczerej wesołości. Rozdział 9 W trzcinie śpi wiatr. Chodź. Szelest jej liści rdzawych słów Miedziaków grzechotliwych chór. W trzcinie śpi wiatr. Chodź. Jean Toomer U wschodzie słońca deszcz ustał na jakiś czas. Po porannym posiłku gromada ruszyła w drogę ku skrajom lasu i stanęła na moment, by wyczuć wiatr. W oddali, zasnute mgłą, ciągnęły się doliny i pagórki. Łowca pomyślał, jak daleko stąd znajduje się ich dom. Kiedy Drżący Szpon toczył z Brzuchaczem spór o to, którą wybrać drogę, Szybki Pazur skakał i tańczył po zroszonej trawie. Radość malca z wydostania się z przygnębiającego mroku lasu była zrozumiała, Fritti zazdrościł mu tej chwili beztroski. Mielibyśmy niezwykłe szczęście, gdyby ten las był najgorszym miejscem, jakie mijamy, pomyślał. Miło iść przez otwartą przestrzeń, ale w dolinach musi być bardzo trudno o jakąkolwiek kryjówkę. To rzecz, która przemawia za głębią lasu. Tan Pierwszych Wędrowców podszedł do niego, pozostali stanęli z tyłu półkolem. Ś Rozumiem, że wciąż zamierzasz kierować się w stronę Dworu Ś zachrypiał Drżący Szpon. Jego głos znów wydawał się pełen lekceważenia, lecz Fritti miał zbyt zajęte myśli, by poświęcić temu więcej uwagi. Ś Tak, Tanie. Myślę, że to najlepsze rozwiązanie. Ś No cóż Ś powiedział Drżący Szpon. Ś My musi- 101 my tu skręcić na wschód, wzdłuż skraju Starej Puszczy. Sądzę, że jakieś wskazówki przydadzą się wam, prawda? Ś Oczywiście Ś rzekł Fritti. Ś Doszliśmy tak daleko dzięki bardzo skromnej informacji, jaką podał nam Dostojnik, ale on sam mówił, że kiedy opuścimy las, będziemy potrzebowali jakiejś pomocy. Czarny kot wychylił się i spojrzał badawczo. Ś Powiedziałeś: Dostojnik? Ś Tak, to nasz przyjaciel ze Ściany Zgromadzeń. On śpiewał dla mnie myśliwską pieśń! Ś dumnie dodał Łowca. Tan zmarszczył nos i uśmiechnął się. Ś Czy to taki wielki, spłowiały osobnik? Ś pytał Drżący Szpon. Ś I zawsze zachowuje się tak, jakby przed chwilą się obudził? Fritti skinął głową. Ś Dostojnik! Ś ryknął znienacka Brzuchacz. Stary prę-gowany kocur kręcił łbem z radości. Ś Stary Dostojnik! Dlaczego nie powiedziałeś nam o tym, ty mały, chytry gadzie? Fritti zdziwił się: Ś Nie spodziewałem się, że go znacie. Ś Znacie? Ś zarechotał Brzuchacz. Ś Każde westchnienie, każdy zapach. Polowaliśmy razem w Południowym Lesie Źródła przez wiele, wiele sezonów. Znakomity kot! Ha! Co za czucie w wąsach! Drżący Szpon życzliwie spoglądał na starego druha, który cmokał niczym niemowlę. Ś Brzuchacz mówi prawdę Ś odezwał się Tan. Ś Nie przywitalibyśmy was tak wrogo, gdybyście posłużyli się imieniem Dostojnika. Cóż, skoro jesteście pod pieczą takiego kota i ja czuję się lepiej z wielu powodów. Dostojnik nie uczyniłby swym polującym bratem byle kogo. Fritti znów poczuł się lekko oszołomiony. Wszyscy uważają go za kogoś ważniejszego niż on sam. Ś No tak, ale jak powiedziałem, Dostojnik nie podpowiedział nam, dokąd iść, gdy wydostaniemy się z lasu Ś przypomniał. 102 Ś Ach Ś wyjęczał Drżący Szpon, udając smutek. Ś Żeby ten niedorostek przypominał mi o moich obowiązkach. Wygląda na to, że mój stary kumpel przysłał was tu z daleka, aby mnie przywołać do porządku. Przecież powiedziałem, że dam wam wskazówki, prawda? No dobrze. Słuchajcie uważnie, bo powiem wam coś więcej niż tylko to, jak trafić do Dworu Królowej. Tan odwrócił się i ogarnął wzrokiem falisty krajobraz. Ś A zatem: rozciągają się przed wami Doliny Łagodności. Idźcie w kierunku, który wskazują teraz wasze nosy, a jeśli będziecie utrzymywać swój lewy bok po stronie zachodu, to nie zabłądzicie. Kiedy przekroczycie Rzekę Wskazującego Ogona, znajdziecie się na równinach, mniej więcej w połowie drogi. Nosy trzymajcie zwrócone ku U'ea, u swych krańców równina zacznie się wznosić. Gdy dotrzecie do Szemrzącego Szmeru, przejdźcie na drugą stronę i idźcie w górę rzeki, kierując się ku obrzeżom Lasu Źródła. Poznacie go z pewnością, gdy tylko do niego dojdziecie. Zapamiętasz wszystko? Fritti potwierdził. Ś Ja mu pomogę, panie Ś odezwał się Szybki Pazur. Wszyscy zgodzili się, że z pewnością to zrobi, i Pierwsi Wędrowcy zebrali się wokół, by ich pożegnać. Nawet Wysmukły podszedł bliżej i potarł nosem o nos Pazurka i Łowcy. Kiedy jego towarzysz wymieniał pożegnalne szturchańce z Muskaczem, Łowca ujrzał obok siebie Lśniące Oko. Ś Chciałbym przekazać ci słowa widzenia Ś powiedział biały kot. Ś Czuję przypływ mojej mocy. Fritti nie był pewny, czy chce je usłyszeć, bez względu na to, co powie Lśniące Oko, ale było już za późno, żeby się sprzeciwiać. Nadzmysłowy już obwąchiwał jego nos i wciągał zapach jego grzbietu aż po koniec ogona. Później biały kocur usiadł i przymknął oczy. Gdy znów je otworzył, Łowca ze zdziwieniem spostrzegł, że ich mlecznolazurowy kolor przemienił się w głęboki granat. Szczęki Lśniącego Oka rozwarły się i popłynął natchniony szept: Ś Wielcy zawodzą nocą... ziemia porusza się... odna-103 jdziesz wołanie serca... w nieoczekiwanym miejscu... Ś Nad-zmysłowy potrząsnął głową, jakby przeszkodził mu jakiś głośny dźwięk, i ciągnął szeptem: Ś ...każdy ucieka od niedźwiedzia, ale... czasami sam niedźwiedź... ma złe sny... Ś Tu nastąpiła krótka przerwa. Ś Złapany w mrocznym miejscu dobrze wybieraj przyjaciół... lub wrogów... Po kolejnej chwili ciszy Lśniące Oko znów zamknął oczy, a gdy ponownie podniósł powieki, jego oczy miały dawny odcień błękitu letniego nieba. Jeszcze raz skinął głową wstrząśniętemu Łowcy. Ś Może spotkasz swój szczęśliwy los, dobrych tańców, młody myśliwy Ś powiedział i odwrócił się. Fritti siedział, dumając nad niesamowitą pieśnią, jaką zaśpiewał mu Lśniące Oko, kiedy zbliżył się Drżący Szpon wraz ze stąpającym u jego boku Brzuchaczem. Ś Zanim będziemy życzyć ci dobrej podróży, przyjacielu, chcę ofiarować ci dwa słowa rady Ś powiedział Tan. Ś Dwór może okazać się niezupełnie taki, jak się spodziewasz. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. My, Pierwsi Wędrowcy, uważamy, że to nie jest naturalne i sprzeciwia się woli naszego Pana, Ognistej Stopy, że Lud przez cały czas żyje tak blisko siebie. Poza tym ostatnio także to miejsce zaczyna cuchnąć wonią M'an. Ś Czy to znaczy, że w okolicy mieszkają Duzi? Ś zapytał zaskoczony Fritti. Ś Nie, oczywiście, że nie, lecz wpływ naszych niegdysiejszych sług dotarł nawet do Siedziby Harara. Choć myślę, że nie powinienem cię uprzedzać. My, Pierwsi Wędrowcy, wiedziemy samotnicze życie i wielu mieszkańców Dworu Królowej uważa nas za odszczepieńców. Ty, jako myśliwy, musisz uczynić własny wybór. Ś Czarny przywódca wpatrzył się w piach. Wtedy odezwał się Brzuchacz: Ś Młody Książę Płotołaz nie jest jednak zły. Jeśli będziesz potrzebował przyjaciela, on może się nim okazać. Jest trochę porywczy, ale porządny z niego kot. 104 Drżący Szpon podniósł wzrok i uśmiechnął się, odsłaniając ostre zęby. Ś Chodź, nakładliśmy ci do głowy tyle zagadek, że starczyłoby dla gromady posiwiałych pysków na wiele miesięcy. Musimy się już rozstać. Całą trójką podeszli do pozostałych. Szybki Pazur wywinął się spod Muskacza i przydreptał do Frittiego. Drżący Szpon podniósł łapę w geście błogosławieństwa. Ś Łowco i Szybki Pazurze, młodzi myśliwi i przyjaciele naszego starego towarzysza Dostojnika, życzymy wam szczęśliwej wędrówki. Wiedzcie, że jesteście jednymi z niewielu obcych, którym zawsze wolno będzie wędrować z Pierwszymi Wędrowcami. Fritti i Szybki Pazur pochylili głowy. Ś Odmówię dla was naszą modlitwę. Jeśli kiedykolwiek będziecie w niebezpieczeństwie i wypowiecie jej słowa, a usłyszy ją któryś z Pierwszych Wędrowców Ś pospieszy wam z pomocą. Jeśli nie będzie nikogo w pobliżu, na pewno nie zaszkodzi wam przywołanie imienia Lorda Przygód, bez względu na sytuację. Oto jej słowa: Tangaloorze, jasny płomieniu Płomienna stopo, najdalszy wędrowcze Mówi do ciebie twój myśliwy Wzywa w potrzebie W potrzebie, ale wolny od strachu. Ś Zapamiętacie? Ś zapytał Drżący Szpon. Ś Dobrze! Ś Na chwilę zapadła nieprzyjemna cisza. Potem Drżący Szpon dodał: Ś Dobrych tańców wam obu. Fritti skłonił się. Ś Żegnaj, Tanie, żegnajcie, Pierwsi Wędrowcy. Wasza życzliwość jest tym cenniejsza, że nieoczekiwana. Wam również chciałbym życzyć dobrej drogi i dobrych tańców. Łowca odwrócił się i nie oglądając się za siebie, ruszył ku dolinom. Po chwili dogonił go Szybki Pazur. Pierwsi 105 Wędrowcy dawno zniknęli już z zasięgu wzroku, a oni ciągle szli w milczeniu. Kilka pierwszych dni w dolinach upłynęło im spokojnie. Z każdą godziną zbliżali się ku wierzchołkowi łagodnego pagórka, który dawał widok na całą okolicę. Ustawiając się względem słońca, nie mieli kłopotów z utrzymaniem właściwego kierunku. Gęste trawy koiły ich zmęczone łapy, a zielone stoki wzniesień obfitowały w różnego rodzaju jadalne stworzenia. Rytm życia dolin był spokojniejszy, bardziej melancholijny niż puls lasu i nawet ofiary ich polowań wydawały się akceptować swoje przeznaczenie z cichą rezygnacją. Ta droga przez łagodną, falistą krainę była nawet przyjemna. Jednak dni stawały się coraz chłodniejsze. Jesień była już u skłonu, a zima cierpliwie czekała na swoją kolej Ś dla Frittiego i Pazurka ta zmiana pogody była milczącym przynagleniem. Kiedy któryś z nich zostawał w tyle, gdy zauroczył ich jakiś nowy widok czy zapach Ś przenikający kości chłód, nagłe, lodowate ukłucie szybko odsyłało ich z powrotem na właściwą drogę. Fritti martwił się tym, że pogoda ducha Szybkiego Pazura została zniszczona trudami podróży. Łowca także był w melancholijnym nastroju. Poczucie odpowiedzialności za dzielnego malca mroczyło mu godziny wędrówki. Pewnego szarego popołudnia oba koty polowały na swój południowy posiłek na rozległym, zielonym stoku wzgórza. Jego wierzchołek porastały, niczym korona, leśne krzewy, miejsce poniżej wydawało się wprost wymarzonym terenem łowieckim. Obwąchując skraj zagajnika, koty wypłoszyły stamtąd młodego zająca. Kiedy mknął przez murawę pagórka, rzuciły się do ataku, otaczając Praere z obu stron, by uniemożliwić mu ucieczkę. Nagle zajączek zastygł w miejscu tak niespodziewanie, że zaskoczeni myśliwi także stanęli Ś w tej samej chwili nad ich głowami przesunął się ogromny cień. Skamieniały Praere, z paniką w spojrzeniu, zniknął w chmurze brązowych piór, która nagle spadła z nieba. Ja-106 strząb niemal nie dotykał ziemi, gdy zatrzymał się, by chwytając zająca szponami ze stali, złamać mu kark. Przez chwilę Meskra ciężko machał skrzydłami i wzniósł się w górę, unosząc zwiotczałe ciało. Złapał wiatr i poszybował w górę, pozostawiając za sobą wpatrzone weń koty. Ani ptak, ani ofiara nie wydały najmniejszego dźwięku. Wzgórze nagle opustoszało, w nikłym słonecznym świetle wydawało się nagie. Po chwili Szybki Pazur odwrócił się ku Frittiemu. Rozchylone w przerażeniu wargi odsłaniały jego zęby. Ś Och, Łowco Ś zaszlochał. Ś Chcę wracać do domu. Żadna odpowiedź nie przyszła Frittiemu do głowy i w milczeniu sprowadzał Szybkiego Pazura ze wzgórza. Tego samego popołudnia, kiedy malec nareszcie usnął, Fritti usiadł, wpatrując się w chmury, które przesuwały się po niebie. Minęło osiem dni od czasu, kiedy opuścili obrzeża Starej Puszczy i zaczęli swą wędrówkę po wyżynie; Oko Meerclar osiągnęło swą pełnię i rozpoczęło swoje zamykanie. Ze szczytów wyższych wzgórz mogli teraz dostrzec w oddali przyćmioną, lśniącą smugę, wijącą się nikłym blaskiem wśród dalekich wzgórz. Fritti cieszył się z tego widoku. Był prawie pewny, że jest to Rzeka Wskazującego Ogona, a Drżący Szpon mówił, że oznacza ona połowę ich drogi do Dworu. Pomaszerowali naprzód z nieco większym entuzjazmem, ale początkowo koryto rzeczne wyglądało tak, jakby pozostawało równie daleko; Wskazujący Ogon przypominał po prostu blask na widnokręgu. Jednak wyżyna zaczynała pochylać się ku rzece, a skupiska drzew, które gdzieniegdzie porastały okolicę, stawały się coraz bardziej rozproszone. Trzynastej nocy spędzonej poza lasem usłyszeli nareszcie poprzez łąki stłumiony szmer rzeki. Był to kojący dźwięk Ś z tej odległości tak bardzo przypominał poszum strumyka, który płynie za Ścianą Zgromadzeń po wiosennych roztopach. Zanim usnęli tej nocy, grali w Skradaj-się-Skacz i po raz pierwszy od chwili rozstania z Pierwszymi Wędrowcami Fritti śmiał się. 107 O świcie piętnastego dnia wędrówki przez Doliny Łagodności zeszli w dół płytkiego koryta ku brzegom rzeki. Trawy spowite były mgłą, a niebo pachniało nadchodzącym deszczem. Podejście do Rzeki Wskazującego Ogona, której wody stały wysoko, przypominało zejście z wyżyn do świata wody i chłodnego powietrza. Wartki, szemrzący nurt miał siłę i prędkość, które w niczym nie przypominały nieśmiałości i skromności leśnych strumyków rodzinnych okolic. Rzeka pluskała i śmiała się, niosąc z prądem wierzbowe witki i źdźbła trawy tylko po to, aby posłać je roztańczone w łagodne wiry i pozwolić leniwie dryfować wzdłuż brzegów. Rzeka grała z nimi w kotka i myszkę, porywając je znów w rwący prąd i niosąc, gdzie nie sięgał już wzrok. Fritti i Pazurek bawili się na brzegach rzeki, dopóki słońce nie podniosło się wysoko na niebo nad ich głowami i przedzierając się przez mgłę, odbijało się punkcikami w bystrej wodzie. Na zmianę uderzali w patyki, które płynęły w pobliżu brzegu, wyrzucając do przodu łapy, wychylając się za patykami coraz dalej. Dopiero kiedy Szybki Pazur w chwili beztroskiego zapomnienia o mało nie wpadł do wody, złapany w ostatniej sekundzie za kark, Fritti zaczął się zastanawiać, w jaki sposób zdołają przebyć wartką, silną Rzekę Ogona. Poszli dalej w górę rzeki i woda stawała się jeszcze bardziej gwałtowna i hałaśliwa. Przyczynę tego odkryli tuż przy zakręcie. Tu Wskazujący Ogon nieco się zwężał i opływał kilka skał sterczących w spienionej wodzie niczym złamane zęby. Kiedy podeszli bliżej, wierzchołek jednej z tych skał poruszył się lekko, a potem odwrócił i spojrzał na nich szeroko otwartymi oczami. To był Pchłożerca, tkwiący w samym środku strumienia niczym sowa. Rzeka Ogona kłębiła się i syczała wokół szalonego kota. Przez chwilę przyglądał się on dwóm przyjaciołom, później wstał, wszystkie jego włosy sterczały jak kolce. Bez jednego słowa zakołysał się w miejscu i skoczył na kolejny, dalszy kamień utkwiony w strumieniu. Właśnie szukał następnego, bezpiecznego celu 108 jeszcze jednego skoku, kiedy Fritti zawołał go, przekrzykując ryk wody uderzającej o kamienie: Ś Pchłożerco! To naprawdę ty? To my, Łowca i Szybki Pazur! Czy nas pamiętasz? Pchłożerca odwrócił się i spojrzał na nich niewzruszony. Ś Wracaj, proszę! Pchłożerco! Ś Fritti krzyczał coraz głośniej. Ś Wróć na ten brzeg! Pchłożerca najpierw zawahał się, a potem skoczył z powrotem na kamień, który opuścił. Dwaj przyjaciele obserwowali go, jak mozoli się nad drogą powrotną, jak zeskakuje z ostatniego głazu na brzeg zarośnięty trawą. Przyglądając się im ostrożnie, Pchłożerca przykucnął na skarpie. W końcu rozpoznał ich. Chyba coś mówił, ale Fritti nie słyszał jego słów przez łoskot wód Wskazującego Ogona, pokazał więc, aby stary kocur poszedł za nimi, dalej od brzegu. Zatrzymali się w pewnej odległości od rzeki. Ś Cieszę się, że cię widzę, Pchłożerco! Ś powiedział radośnie Szybki Pazur. Wyglądało na to, że zupełnie zapomniał już o strachu, jaki niegdyś odczuwał w obecności tego dziwacznego, ubłoconego kota. Lekko zafrasowany Pchłożerca okrążał parę wędrowców, obwąchując ich. Ś Wurra-wurra-wurra Ś odezwał się w końcu. Ś Oto żartołowcy, łazęgi-mitręgi we własnej osobie! Ś Z ciekawością wyprostował łeb. Ś Co sprawiło, że wy, małe szczury lądowe, przytuptaliście tupu-tupu nad rzekę? Chcecie nawilżyć wasze noski? A... cóż to za cud, jak udało wam się uciec od piekielnych tortur tych kocich demonów? Wyrosły wam skrzydła i odfhmęliście? Nie byłby to pierwszy przypadek Ś dodał tajemniczo. Ś Jakie koty-demony? Ś spytał Szybki Pazur. Ś Spotkaliśmy tylko Pierwszych Wędrowców, a oni byli dla nas bardzo mili. Ś Ach! Mysie gadanie! Ś warknął Pchłożerca i splunął. Ś Zaczynają przyjemnie, ale szybko czegoś chcą, zawsze męczą ciało. 109 Fritti nie wziął gderania Pchłożercy zbyt poważnie. Ś Już dobrze Ś powiedział. Ś Teraz jesteśmy tu wszyscy, czy moglibyśmy powędrować razem przez jakiś czas? Po przekroczeniu rzeki mamy zamiar przemierzyć Równinę Słonecznego Gniazda. Bylibyśmy zachwyceni, gdybyś nam towarzyszył. Pchłożerca uśmiechnął się i skinął głową. Ś Powinienem tamtędy iść Ś zgodził się. Ś Podążam za wyjątkowo głośną i krzykliwą gwiazdą. Ś Położył uszy po sobie i ściszył głos. Ś Jednak... wiem, dokąd ona idzie, by spędzić zimę! Zadowolony z tego, że podzielił się swoim sekretem, Pchłożerca wykonał niewielkie nożyce łapami i lekko ugryzł w ucho Pazura, który przyjął to przyjaźnie. Ś Czy możesz przeprowadzić nas przez strumień? Ś zapytał Fritti. Ś Wygląda na to, że najlepiej znasz skały. Ś Czy ziemne wiewiórki mają futra na swych pręgowa-nych tyłkach? Pewnie, że mogę! Ś odparł Pchłożerca. Na drugim brzegu Rzeki Ogona zmienił się krajobraz. Otulone zielenią Wzgórza Łagodności zmniejszyły się i znik-nęły zaledwie w ciągu godziny Ś zastąpiły je przypadkowe pagórki niby kocięta ostrożnie wyglądające z rozkołysanych traw. Szybki Pazur i Łowca nigdy nie widzieli nic takiego, co dałoby się porównać z Równiną Słonecznego Gniazda. Rozciągała się ona w dal, wydawała się niemal bezkresna: szeroki, płaski ocean traw i ziół. Była tak płaska, jak tylko natura mogła ją stworzyć, a choć za nimi wznosiły się wzgórza, wydawało się, że idą gdzieś bardzo wysoko. Niebo, wymiecione już wiatrami i deszczami chłodniejszej pory roku, wisiało nisko nad ich głowami i wzmacniało to wrażenie. Czuli się tak, jakby zostali wyniesieni na bezmierną powierzchnię, by sprawdziła ich jakaś nadprzyrodzona moc. Frit-tiego i kociaka cieszyła obecność Pchłożercy. Po trzecim i czwartym wschodzie słońca monotonny majestat równiny zaczął powodować, że poczuli się mali i niepotrzebni. Jednak Pchłożerca był istnym źródłem rozrywki, pełnym fragmen-110 tów dziwnych poematów i zabawnych powiedzonek, które nic nie znaczyły. Gdy pewnego popołudnia usiedli w trawie, by odpocząć, Szybki Pazur nieśmiało zaczął recytować fragment wiersza, jaki ułożył na temat ich wędrówki na Dwór Harara. Był niezdarny i niedokończony, ale Fritti uznał go za uroczy. Zdziwił się, kiedy spostrzegł, że popsuł się nastrój Pchło-żercy. Chcąc uchronić Pazurka od zakłopotania, najpierw pochwalił jego dziecinny utwór, a potem zwrócił się do Pchłożercy, zmieniając temat: Ś Zastanawiałem się Ś zaczął Łowca Ś dlaczego właściwie ta wielka, płaska kraina nazywa się Równiną Słonecznego Gniazda. W niczym nie przypomina mi ona gniazda, Pchłożerco. Czy ty wiesz dlaczego? Pchłożerca spojrzał na Łowcę swymi zasmuconymi oczami i bezmyślnie odgarnął z pyska kosmyk zabrudzonych włosów. Ś Tak się składa, mały smakoszu Piszczkowych udek, że wiem. Naprawdę. Ś To powiedz nam, proszę! Czy to jest pieśń? Ś Nie, to nie pieśń, choć powinna być. Ś Pchłożerca smutno potrząsnął głową. Ś To po prostu coś, co usłyszałem i zapamiętałem w czasach, gdy byłem jeszcze kociątkiem, liczyłem sobie mniej Oczu niż to małe inkum-dinkum tutaj. Fritti zdał sobie sprawę, że nie wie nic o przeszłości Pchłożercy. Obiecał sobie, że później spróbuje wyciągnąć coś na ten temat z szalonego, melancholijnego wędrowca. Ś Mówiono wtedy, mówiono tak Ś zaintonował Pchłożerca Ś że gdy Pramatka Meerclar po raz pierwszy otworzyła swe jasne oczy, wszędzie dookoła panowała ciemność. Oczywiście Pramatka miała oczy widzące najostrzej, ale chociaż widziała, drżała od przenikliwego zimna. Myślała nad tym wciąż i wciąż, bo żaden kot, nawet największy, nie lubi marznąć. Po jakimś czasie zaświtała jej w głowie pewna myśl. Potarła swoje łapy Ś wielkie, czarne łapy Ś jedna o drugą i tarła nimi tak szybko, że wykrzesała iskrę niebiańskiego ognia. Wzięła tę iskierkę i położyła na ziemi. Sama 111 położyła się tuż obok i opiekowała się nią, chroniąc własnym futrem, a iskra rosła. Kiedy iskierka podrosła, próbowała uciekać, ale Pramatka zawsze wychylała się i łapała ją, turlając po ziemi z powrotem, aż do miejsca, w którym się urodziła. Mała rosła, przybierała na sile, stawała się wielka i wspaniała, a kiedy opiekunka łapała ją i turlała z powrotem, ziemia pod nimi stawała się coraz bardziej płaska. Coraz większa, coraz jaśniejsza i coraz bardziej okrągła iskierka w końcu mogła ogrzać wszystkie pierwsze zwierzęta na Ziemi. Toteż przychodziły one i gromadziły wokół młodego słońca, tłocząc się i popychając, aby podejść bliżej... i żadne stworzenie nie robiło już nic poza tym, że leżało w ciepłe i blasku, aż cały świat stał się pusty i martwy poza tym jednym miejscem na ogromnej, płaskiej równinie. To rozzłościło Pramatkę Meerclar niczym przykra pogoda i wyrzuciła słońce wysoko w niebo, skąd mogło sprawiedliwie oświetlać cały świat. Wtedy mieszkańcy Ziemi znowu się rozproszyli. A słońce wciąż świeci tam, w górze. Jednak kiedy słońce, które grzeje i daje światło, najlepiej jak potrafi, jest już zmęczone, Pramatka zabiera je na swoją puszystą pierś, gdzie nabiera sił. Kiedy to się dzieje, świat na jedną porę roku ogarnia chłód. Ś Właśnie teraz Ś kończył Pchłożerca Ś przemierzamy to miejsce, gdzie Pramatka trzymała je w dzieciństwie, stąd nazwa. Proste jak mysz na obiad, co? Fritti i Szybki Pazur zgodzili się z nim. Następnego dnia, kiedy powoli nadchodziła Wszechogarniająca Ciemność, a słońce, o którym opowiadał szalony kot, kryło się już za zachmurzonym widnokręgiem, Pchłożerca dostał jeden ze swoich ataków. Cała trójka szła akurat przez falujące morze traw, zanurzona w nim po pierś, gdy Pchłożerca niespodziewanie przysiadł, nastawił wąsy i zaczął mamrotać. Tym razem nie wyglądał na przestraszonego czy zaalarmowanego, lecz mruczał pełen entuzjazmu: 112 Ś ...A tu cię mam. Ha! Leżysz sobie w zbożu, co? Toczysz się i łaskoczesz mnie w sam nos, co pannico? Ha! Łowca i Szybki Pazur usiedli, żeby to przeczekać, pewni, że przemowa ucichnie za chwilę i będą mogli ruszyć w dalszą drogę. Ś Zaczekaj! Zaczekaj! Ś wykrzyknął Pchłożerca i zerwał się na równe łapy. Ś Gwiazda! Nie widzicie, jak błyszczy? Musimy ją dopaść, nim wywącha z nas prawdziwe kolory! Och, nie pozwólcie, żebym znowu się spóźnił! Muszę przeskoczyć mur! Nagle, bez uprzedzenia, Pchłożerca zerwał się przywołując gwiazdę, jakby widział ją przesuwającą się przed sobą. Zniknął wśród wysokich ziół, a jego przerażeni towarzysze rzucili się w pogoń. Jednak Pchłożerca był zbyt szybki i wkrótce przestali słyszeć nawet jego głos. Przez cały wieczór czekali na niego, nie ruszając się z miejsca, choć żołądki dopominały się pożywienia, ale nie wrócił. W końcu poddali się i ruszyli na polowanie. Ranek powitał ich znów tylko we dwójkę i razem wyruszli w dalszą drogę. Rozdział 10 Na co polują przy migotliwych wodach jezior, Przy srebrnej kuli Księżyca, Jeziorze Nieba Ś W pasiastym gąszczu traw, między nagimi pniami Nieład gwiazd ponad nimi jak zwierzęce ślepia! W. J. Turner Rozpadało się na dobre. Przemierzając rozległe łąki Słonecznego Gniazda, koty najpierw biegły pod lichą, z trudem znalezioną osłoną. Jednak przykrycie pojawiało się się coraz rzadziej, a deszcz padał coraz gęstszy, musiały się zatem pogodzić z przemoczonymi do suchej nitki futerkami. Szybki Pazur przeziębił się i jego katar stał się przedmiotem osobistych zmartwień Łowcy. W niektórych momentach wywoływało w nim to odruch współczucia dla małego kotka i wtedy Fritti zdobywał się na cieplejsze słowo czy pełnego czułości szturchańca. Jednak czasami choroba i młodość Pazurka doprowadzały go do złości, która szybko się zapalała i szybko nikła. Pewnej nocy, gdy podczas gwałtownej burzy przerażony i zmarznięty Pazur wdrapał się na niego, Łowca poczuł, jak całe wezbrane w nim zdenerwowanie wybucha. Odepchnął Pazurka, uderzając go łapą. Kotek zagrzebał się w trawę, cichy szloch wstrząsał jego drobnym ciałem, a Fritti poczuł nagły przypływ przerażenia. Szybki Pazur umrze i zostawi go samego w tej bezkresnej, dzikiej krainie! Wtedy dopiero uświadomił sobie, co zrobił Ś wstał, chwycił malca za kark i przyniósł z powrotem. Wylizał jego mokre fu-114 terko i przywarł do niego mocno, żeby było mu ciepło, dopóki deszcz nie uspokoi się trochę. Kilka dni później, kiedy ciągle szli do przodu pełni zrezygnowanej determinacji, Fritti poczuł, że coś idzie za nimi. Minęła większa część dnia, a przeczucia go nie opuściły, wprost przeciwnie Ś wzmocniły się. Tak ostrożnie jak tylko potrafił, powiedział o nich swemu młodemu towarzyszowi. Ś Ależ Łowco Ś zauważył Szybki Pazur Ś nasze polowania były ostatnio bardzo marne, niewiele jedliśmy. Wydaje mi się, że to dlatego jesteś nieswój. Kto, poza parą zwariowanych kotów, kręciłby się w tej okolicy i to w taką pogodę? Była to rozsądna uwaga, lecz w głębi duszy Fritti czuł, że na jego zmysły oddziałuje coś więcej niż tylko zwyczajny brak myszy. Tej samej nocy, podczas najskrytszej godziny Ostatnich Tańców, Fritti gwałtownie usiadł na swoim posłaniu. Ś Pazurku! Ś syknął. Ś Tam coś jest! Jest tam! Czujesz? Szybki Pazur najwyraźniej czuł to także, był całkowicie przebudzony i drżał. Obaj wbili wzrok w otaczający ich mrok, ale nie zobaczyli niczego poza pustką nocy. Pełznący, mrowiący chłód utkwił w wąsach, a z sąsiedztwa nasycony wilgocią wiatr niósł zapach krwi i starych kości. Resztę nocy spędzili niczym Piszczki, na które polowali Ś drgając na każdy dźwięk Ś ale w końcu wrażenie to zelżało i znikło. W nikłym świetle poranka nie mieli jednak ochoty na sen. Ruszyli w drogę, nie zatrzymując się nawet po to, by upolować coś na śniadanie. W ciągu dnia deszcz wzmógł się, niebo było ciemne i ciężkie, a kiedy spieszyli do przodu, wiatr wiejący z pomocy dmuchał od czasu do czasu w ich twarze strugami wody. Odczucie, że są śledzeni, nie tylko nie opuściło Frittiego, ale dzielił je teraz także Szybki Pazur. Dlatego, kiedy w końcu późnym wieczorem złapali małego, przemoczonego Pisz-czka, zjedli go w pośpiechu i od razu się podnieśli, nie zwa-115 zając na głód i ogromne zmęczenie. Właśnie przełknęli ostatnie kęsy żylastego mięsa, kiedy w wirującej wiatrem, deszczowej ciemności za ich plecami rozległ się potworny, zawodzący jęk, który zmienił ich w niewzruszone skały, ich serca zamarły na chwilę. Inny jęk, nie mniej przerażający, lecz nieco bardziej oddalony, doszedł koty z przeciwnej strony. Byli osaczeni! Ta potworna myśl naraz uderzyła ich obu. Z miejsca gdzie rozległo się pierwsze wycie, teraz dobiegł ich dziwny, niski dźwięk i coś potężnego ruszyło ku nim przez wysokie trawy. Wyrwany w jednej chwili z bezruchu Fritti odwrócił się i stuknął Szybkiego Pazura łbem tak, że kotek omal nie upadł. Ś Uciekaj, Pazurku, tak szybko jak tylko możesz! Ś zapiszczał Fritti, próbując mówić cicho. Szybki Pazur odzyskał równowagę i obaj wystrzelili w przód jak węże spod odwróconej skały. Słyszeli, jak z drugiej strony szeleściły i szemrały trawy. Biegli tak szybko, jak mogli, z uszami ściśle przylegającymi do głowy i wyprostowanymi ogonami. Za sobą słyszli pościg. Ś Och, och, to ci sami, czerwone pazury, och! Ś lamentował Szybki Pazur. Ś Na miłość Białego Wichru, oszczędzaj oddech i biegnij ! Ś dyszał Łowca. Bełkotliwy, powtarzający się jęk za nimi przeszedł w wycie wichru. Pędzili bez wytchnienia-przez deszcz i ciemność, wiatr wiał im w oczy. Na szczęście ziemia była równa, bez drzew i skał, bo nie widzieli drogi i nie zobaczyliby jej nawet wtedy, gdyby byli bardziej przytomni. Opadali.z sił. W końcu, kiedy wydawało się, że ich ucieczka nigdy się nie skończy, odgłosy pościgu osłabły, aż wreszcie ucichły. Jednak ciągle chwiejnie biegli dalej, dopóki mogli, aż w końcu poczuli, że łapy nie wytrzymają już kolejnego skoku. Zwolnili i szli potykając się, bacznie przysłuchując się, wytężając zmysły, by usłyszeć poprzez dudniące serca i zdyszany oddech odgłosy swych prześladowców. Nagle z kępy ziół przed nimi wyłonił się olbrzymi cień. 116 Ś Mam was! Ś powiedział. Z okrzykiem desperacji oba koty zachwiały się i upadły na stopę wielkiego, ciemnego stworzenia. Fritti z trudem wracał do przytomności. Był wyczerpany i miał mdłości. Świat dookoła wydawał się kołysać w dół i w górę. Zaskoczony zastanawiał się nad tym, gdzie się znajduje i co mu się przytrafiło. Potem przypomniał sobie ucieczkę i ogromny, złowróżbny cień. Fritti usiłował wykręcić się i stanąć na nogach, ale poczuł, że jest mocno trzymany. Na karku czuł ostry uścisk, a pod stopami nie mógł wyczuć niczego. Mimo zawrotu głowy otworzył oczy i rozejrzał się wokół. Obok siebie zobaczył Szybkiego Pazura Ś bezwładnego, nieprzytomnego kotka trzymał za kark i niósł w pysku największy kot, jakiego Łowca kiedykolwiek widział. Monstrualny kocur w szaro-zielono-czarne pręgi zwrócił na Łowcę obojętne spojrzenie. Strażnik Szybkiego Pazura stąpał tuż obok niego, lecz stopy Frittiego nie napotykały nic, tylko powietrze... Łowca powoli odwrócił głowę. Nie widział twarzy swego stróża, ale zobaczył grube jak konary łapy kota, które odmierzały ziemię. Fritti wisiał i kołysał się w uścisku tej bestii, bezradny jak trzydniowe kocię. Drgnął ze strachu i rzucił do tyłu łbem, wiercąc się i wtedy znowu zapadła ciemność. Kiedy po jakimś czasie znów wrócił do przytomności, Łowca nie podejmował już kolejnych prób uwolnienia się. Wreszcie niezmordowane potwory zatrzymały się. Fritti został bezceremonialnie zrzucony na ziemię, a obok usłyszał upadek Szybkiego Pazura, co przypominało odgłos padającego ciała martwej myszy. Po chwili odezwał się jakiś głos w Powszechnym Śpiewie, Łowca mocniej zacisnął powieki. Ś To z pewnością nie może być to, czego szukamy? Ś powiedział głos, najwyraźniej niezadowolony. Strach pokonał ciekawość. Fritti nie otworzył oczu i pozostał skulony, twarzą w dół, w trawie. Jako następny odezwał się kot, który go niósł: Ś Tamci jakby zniknęli, panie Ś powiedział powoli 117 i nisko. Ś W pewnym momencie tam byli, a w następnym Ś już ich nie było. Zupełnie dziwne. Ś Zgadzam się. To dziwne! Ponadto trochę niepokojące Ś powiedział pierwszy trochę zamyślonym tonem. Ś Skąd się wzięły te dwa szczeniaki? Ś Wybiegli prosto na nas, panie. Pisnęli jak schwytane wiewiórki i upadli jak dłudzy. Pomyśleliśmy, że trzeba ich przynieść. Biegli. Nastąpiła chwila ciszy. Łowca czuł się na tyle trzeźwy, że lekko uchylił powiekę. Obok ogromnych, kosmatych figur stojących nad nim i nad Szybkim Pazurem pojawił się ktoś trzeci, mniejszy. Mniejszy, choć jednak znacznie większy niż Fritti. Zadrżał. Ś Czy nie wyśledziliście niczego ciekawego, zanim zniknęli, Zwiadowco Nocy? Ś rzekła mniejsza postać i zwróciła się teraz do strażnika Szybkiego Pazura. Fritti nie usłyszał odpowiedzi, ale jakaś odpowiedź musiała zostać udzielona, bo niniejszy cień znów się odezwał: Ś Wiem. Po prostu miałem nadzieję. Ogony i Pazury! Za dużo pytań, za mało odpowiedzi! Mówiący przez chwilę siedział w ciszy, a dwa duże koty cierpliwie czekały, potem podniósł się i podszedł do Szybkiego Pazura, obwąchał go. Ś To jeszcze kocię! Ś powiedział. Ś Dziwne miejsce do zdobywania doświadczeń. Zwrócił się ku Frittiemu, który natychmiast zamknął oczy i stał się bezwładny po ostatnią kosteczkę ogonka. Głos zbliżył się do jego twarzy Ś musiał zebrać całą odwagę, by nie zerwać się do ucieczki. Ś Ten też nie wygląda na myśliwego. Może zgubili matkę? Ś Przysunął się i obwąchał ucho Frittiego, potem ryknął tak niespodziewanie i głośno, że Łowca w szoku wtulił łeb między łapy. Ś Jestem Książę Płotołaz i rozkazuję ci ocknąć się i odpowiadać na moje pytania! Łowca Ś zdyszany, ogłuszony, wczepiony pazurami w ziemię w poszukiwaniu oparcia Ś poruszył się w miej-118 scu i potrząsnął łbem. Płotołaz? Gdzie ja słyszałem to imię? Ś pomyślał. Kiedy otworzył oczy, ujrzał wielkiego, kudłatego kota przyglądającego mu się ciekawie. Sierść kota była czerwonozłota jak jesienne liście. Książę, bo to był on, wyglądał na zadowolonego, jego język wystawał spomiędzy przednich zębów. Reakcja Łowcy wyraźnie sprawiła mu przyjemność. Płotołaz zwrócił się do wielkiego, cętkowanego kota, który niósł Frittiego i wyszczerzył zęby. Ś Nie ma to jak władza Ś powiedział Książę. Ś Mam rację, Zwiadowco Dnia? Ś Tak, panie Ś odrzekł wielki kot. Oszalałe drżenie nerwów Łowcy zaczęło się uspokajać. Przypomniał sobie teraz, że to Brzuchacz wspominał o Płoto-łazie jako dobrym przyjacielu, jakiego mogą mieć na Dworze. Patrząc na rechoczącego Księcia i jego dwóch olbrzymich towarzyszy, Fritti zastanawiał się, czy zdoła przetrwać ta przyjaźń. Zanim słońce zaczęło ogrzewać otaczającą ich krainę traw, Szybki Pazur również się ocknął. Wciąż chory, wyczerpany i przerażony mały kot niewiele się ruszał i niewiele mówił, ale leżał słuchając, jak Fritti kończy opowiadać Księciu o ich podróży. Książę zadawał wiele pytań i bardzo interesowała go ich nocna ucieczka, a jeszcze bardziej Ś to coś o szkarłatnych pazurach, co spotkał Szybki Pazur w Starej Puszczy. Chciał nawet zapytać o to kociątko, lecz Fritti Ś zmartwiony osłabieniem swego młodego towarzysza Ś uchronił go od śledztwa. Płotołaz niechętnie zgodził się przełożyć tę rozmowę na później. Potem Książę wyjaśnił, że podobne przypadki zdarzają się wszędzie w okolicy Dworu Harara. On i jego potężni przyjaciele, Zwiadowca Nocy i Zwiadowca Dnia, bliźniaki ze starego rodu służącego Dworowi, postanowili położyć temu kres. Jednak nie udało im się pochwycić sprawców. Ś To bardzo zastanawiające Ś powiedział Płotołaz zrzędliwie. Ś Są tu, są tam, a po chwili nie ma ich nigdzie. My w trójkę nie możemy ich upilnować. Myślę, że dobrze 119 się stało, że zainteresowali się tym Pierwsi Wędrowcy Ś będzie trochę więcej łap. Ś Ależ ty jesteś Księciem! Ś odezwał się zaskoczony Fritti. Ś Czy nie znajdziesz potrzebnej pomocy na Dworze? Płotołaz spoważniał. Ś To nie jest takie proste Ś powiedział, potrząsając czerwonozłotą grzywą. Ś Nikt nie potraktowałby tego poważnie. Wszyscy mają coś ważniejszego na głowie. Nic dla nikogo nie jest ważne, dopóki nie ugryzie go w jego własny ogon. Nawet Królowa i Książę Małżonek mówią mniej więcej tak: Dalej, ruszaj na poszukiwania, jeśli cię to bawi! Ha! Będą mieli za swoje, kiedy te koto-borsuki, czy co to tam jest, zsuną się z drzew i odgryzą im uszy! Na te słowa Łowca zamilkł zmartwiony. Co się stanie, jeśli nie otrzyma pomocy na Dworze? Jak będzie dalej szukał Cichej Łapy? Wspomnienie jej. kołyszącego się ogona i czarno obwiedzionego noska wróciło do niego z wielką siłą. Jeżeli nikogo innego nie obchodzi to, co się z nią stało, pomyślał gniewnie, to jeszcze jeden powód, dla którego muszę kontynuować poszukiwania. Jego zamyślenie przerwał odgłos nudności Szybkiego Pazura. Marny stan zdrowia jego małego przyjaciela był kolejnym problemem. Deszcze zadomowiły się na stałe i Pazurek nie wydobrzeje, jeśli wkrótce nie znajdzie dla niego schronienia i pożywienia. Ś Książę Płotołazie, czy będziesz wracał teraz na Dwór? Ś zapytał. Ś Jeszcze się właściwie nie zdecydowałem Ś mruknął Płotołaz. Ś Moglibyśmy równie dobrze spróbować przestraszyć jeszcze z jednego czy dwa koty. Czemu pytasz? Ś Mój towarzysz nie czuje się dobrze, jak z pewnością sam widzisz. Bylibyśmy wdzięczni, gdybyś mógł pomóc nam dostać się do Siedziby Królowej. Płotołaz zamyślił się. Ś Ten mały łobuziak nie wygląda dobrze, panie Ś pospieszył z pomocą Zwiadowca Dnia. Ś Chyba powinien się ogrzać. 120 Płotołaz przesunął wzrok ku Szybkiemu Pazurowi, który trząsł się żałośnie na wilgotnej trawie. Ś Cóż, mały przyjacielu, zabierzemy cię gdzieś, gdzie na pewno ci się spodoba Ś w rubaszny, życzliwy sposób powiedział Książę Ś i będziemy nieść cię jak niemowlę. Zabierzemy cię na Dwór. Zwiadowca Nocy i Zwiadowca Dnia nieśli Szybkiego Pazura przez ostatnie mile Równiny Słonecznego Gniazda, a Fritti miał dość siły, aby iść sam. Dobrze się czuł w towarzystwie Płotołaza i jego dwóch myśliwych. Książę był gadatliwy, opowiadał bardzo długie i niezwykle szczegółowe historie z polowań, często przerywając opowiadanie, żeby upewnić się co do szczegółów u Zwiadowcy Dnia. Szczególnie trudne to było, kiedy na tego właśnie książęcego kompana przypadała kolejka niesienia Szybkiego Pazura. Ś ...No i wydaje mi się Ś mawiał Książę Ś wydaje mi się, a powinienem to dobrze pamiętać, że to, co upolowaliśmy tamtego dnia, to była wspaniała przepiórka. A może był to bażant? Pamiętasz, Zwiadowco Dnia? Czy to był kogut bażanta? Ś Mhmm! Ś odpowiadał Zwiadowca Dnia, niosąc w pysku Szybkiego Pazura. Ś Przepraszam? Powiedziałeś: przepiórka? Ś A, bażant? Jesteś pewny? I tak bez końca. Książę Płotołaz był z natury wesoły Ś tryskał rubasznym humorem i uwielbiał nagłe, niespodziewane kuksańce, którymi przewracał swoich kompanów. Skruszony, pełen poczucia winy Płotołaz pomagał później podnieść się ofierze swojego żartu i przyrzekał, że nigdy więcej nie zrobi tego bez uprzedzenia. Bliźniaki były do siebie tak podobne zewnętrznie, że nie można było ich odróżnić, ale różniły się zapachem. Ponadto Zwiadowca Dnia nie był zbyt bystrym kotem, miał za to dobre serce i był bardzo rozmowny. Jego brat, Zwiadowca Nocy, był niezwykle milczący. Spędziwszy z tą trójką jeden dzień, Łowca zrozumiał, że powściągliwość Zwiadowcy Nocy nie była dobrowolna. 121 Był niemową i komunikował się tylko za pomocą gestów. Płotołaz wyjaśnił Frittiemu, że Zwiadowca Nocy został zraniony w krtań, kiedy bronił Księcia przed oszalałym lisem i od tego czasu nie może wydać żadnego dźwięku. Ś Zrobił to dla mnie, niech Harar go zachowa Ś powiedział Płotołaz. Ś Sam widzisz, że to moi prawdziwi polujący bracia. Zwiadowca Nocy rozpromienił się dumnie w swoim nieustającym milczeniu. Równiny zaczęły wznosić się ku górze. Ze wskazówek Drżącego Szpona Fritti wiedział, że dochodzą już do skraju Słonecznego Gniazda. Wzniesienie było nieznaczne, ale tylne łapy Łowcy drżały po całym dniu wędrówki. W końcu dotarli do brzegów Szemrzącego Szmeru. Był to strumień znacznie spokojniejszy niż Rzeka Wskazującego Ogona, pluszczący delikatnie. Jego dno wyłożone było różnobarwnymi kamieniami, nad którymi widać było migotliwe strzałki lśniących ryb. Zatrzymali się, aby się napić i nawet Pazurek przydreptał w dół, by pochłeptać chłodną, czystą wodę. Była słodka i odświeżająca, a gdy się napili, Szybki Pazur i Łowca położyli się obok siebie na brzegu strumienia wypełnieni uczuciem nieśmiałej nadziei po raz pierwszy od wielu, wielu dni. Szybki Pazur jest jednak wciąż bardzo chorym kociątkiem, pomyślał Fritti. Przysunął się bliżej, aby go ogrzać, kiedy pojawił się Płotołaz. Ś Oto jesteśmy nad Szemrzącym Szmerem. Został nam jeszcze jeden skok, jeden krok i już, mały zuchu! Ś powiedział do Szybkiego Pazura. Ś Widzisz tę smugę cienia, tam? Ś Książę wskazał brodą ciemną wstęgę na horyzoncie, widoczną na tle szarego nieba. Ś To skraj Lasu Źródła, największego, najwspanialszego lasu świata. Jeśli pójdziemy teraz wzdłuż Szemrzącego Szmeru, i to nie za daleko, wiecie, gdzie się znajdziemy? Ś Płotołaz spojrzał w dół na obu przyjaciół. Ś W Domu Pierwszych! Jest tam tak ciepło, i syto, i sucho, jak tylko może być! Ś Uśmiechnął się. Oczy-122 wiście nie chciałbym spędzić całego życia, wycierając futro na Dworze, ale nawet ja przyznam, że bardzo miło wraca się do tego gniazda! Ś Książę przyjaźnie szturchnął Frit-tiego. Ś Założę się, że parka takich przybyszów z daleka jak wy będzie zdumiona. Zdumiona! Następne dni minęły Łowcy niczym przemijające majaki. Szybki Pazur miał gorączkę i wisiał cicho w delikatnych uściskach bliźniaków. Sam Łowca był tak wyczerpany jak jeszcze nigdy w swym krótkim życiu, lecz Płotołaz i jego asystenci gwałtownie przyspieszyli kroku w pobliżu domu. Fritti wytężał wszystkie siły, aby nadążyć. Szli wzdłuż północnego brzegu Szemrzącego Szmeru. Fritti postanowił, że pewnego dnia wróci, żeby zbadać krainę, którą mijali Ś pewnego dnia, gdy nie będzie tak zmęczony, a jego stopy nie będą tak obolałe. Na brzegach rozkosznie pluskającej rzeki rosły najróżniejsze gatunki roślin. Przysłonięte miejsca i ukryte groty, dające schronienie przed nieustającym deszczem, ogromnie nęciły zmęczonego Łowcę, a głosy zwierząt i ptaków wzywały go do poszukiwań. Każdy wąsik jego samokontroli był niezbędny, aby zmusić go, by szedł dalej za swymi silniejszymi towarzyszami, by odrzucił ponętne zaproszenie rzecznego świata. W końcu niewielka gromadka kotów dotarła do skraju Lasu Źródła. Mimo pośpiechu Fritti mógł odczuć, jak bardzo różni się ten las od Starej Puszczy w jego rodzinnych stronach. Duch minionego czasu, jaki panował nad tym miejscem, sprawiał, że Stara Puszcza wydawała się, pomimo swej nazwy, młodziutka i świeża niczym kociątko. Las Źródła wyglądał, pachniał, dźwięczał tak wiekowo, tak dostojnie, że nieprawdopodobne było to, iż te drzewa kiedykolwiek wyrosły. Wydawało się raczej, że to świat wyrósł dookoła ich korzeni i konarów. Kiedy Fritti wspomniał Płotołazowi o swoich odczuciach, Książę skinął głową. Zamiast odpowiedzieć z właściwą sobie nonszalancją, czerwonozłoty myśliwy rzekł po prostu: Ś Był zawsze. To jest pierwszy las. 123 Kiedy Fritti poprosił go o wyjaśnienie, Płotołaz zaproponował mu, aby poczekał i zapytał o wszystko na Dworze. Ś Są tam tacy, którzy opowiadają o lesie lepiej niż ja, a ja nie chciałbym przez przypadek kogoś urazić. Łowca musiał się z tym pogodzić, gdyż nic innego mu nie pozostało. Jednak kiedy później zapytał o zwierzęta zamieszkujące Las Źródła, Książę znów był tym serdecznym gawędziarzem i dokładnie opisał Frittiemu wszystko, co biega, pełza, pływa lub fruwa pod odwiecznymi konarami. Dookoła pojawiły się ślady i znaki myśliwskie innych z Ludu. Łowcę interesował już tylko koniec podróży, puszczał mimo uszu gorące spory, które prowadził Płotołaz ze swymi kompanami na temat tego, co oznaczają te wskazówki Ś kto i co robił, kiedy i z kim. Szybki Pazur spał teraz bez przerwy i było mu to zupełnie obojętne. Po całym dniu chwiejnego marszu i słabnięcia również Łowca nie mógł iść dalej. I jego, i jego niedorosłego przyjaciela znów ponieśli w pyskach obok siebie dwaj cętkowani bliźniacy. Budząc się z niewygodnego, rozkołysanego snu i zapadając weń na nowo, Łowca na poły świadomie słyszał jakieś głosy. Książę i dwa inne koty byli wołani ze wszystkich stron, a kiedy Fritti w oszołomieniu otworzył oczy, zobaczył wszędzie kocie kształty Ś całe morze Ludu. To przekraczało granice jego pojmowania, więc znów zamknął oczy. Poczuł, że został położony na czymś miękkim. Kiedy głosy oddaliły się, zanurzył się w krainę snu. Część II Rozdział 11 ...Tłum, gwar i szum Tego wielkiego ula, miasta. Abraham Cowley Dach parzył jego łapy, przytrzymanie ich w jednym miejscu przez dłuższą chwilę sprawiało ból. Stąpając ostrożnie w dół i w górę, poprzez krawędź dachu wpatrywał się w kłębiący się w dole dym. Wiedział, że powinien skakać. Powinien się ratować. Za nim był ogień. Delikatne wnętrze jego nosa drażnił gryzący dym, pod sobą słyszał huk i syczenie płomieni. Dlaczego nie może skoczyć? Rodzina! Gdzieś niżej, zagrożona przez płomienie, była jego matka z rodzeństwem. Byli w niebezpieczeństwie. Teraz sobie przypomniał. Jakiś głos wołał go spośród dymu kłębiącego się przed nim. Wpatrzył się w szare chmury, ale nic nie widział. Z wnętrza siedziby M'an znowu doszły go przerażone głosy jego bliskich. Głos z dymu wołał go po imieniu, namawiając, by skakał w dół, w ocalenie. Przypominał głos Dostojnika, a może Szorstkiego Pyska. Próbował powiedzieć mu o swojej rodzinie Ś schwytanej i zagrożonej przez ogień Ś ale głos wołał bez przerwy: skacz, skacz, zapomnij o nich, uciekaj, ratuj się, uciekaj! Był w potrzasku! Stał okrakiem na krawędzi, za nim rozlegał się paniczny płacz braci i sióstr. Szorstki Pysk Ś a może to był Dostojnik Ś nalegał, aby 125 skakał. Zeskakiwał, uciekał. Nie mógł się zdecydować, uciekać, och, na Harara! Uciekać, uciekać, uciekać.... Łapy drżały mu konwulsyjnie, kiedy Łowca powrócił do świata jawy. Było tak jasno, że zabolały go oczy. Otaczała go potężna kolumnada gigantycznych pni drzew, które pięły się w górę poza zasięgiem jego wzroku. Ciągnęły się niezliczoną liczbę skoków w górę, ich konary zachodziły na siebie jak osnowa potężnej, okrytej korą pajęczyny. Jednak Łowca czuł ciepło na swoim pyszczku. Szeroka smuga słonecznego światła bez przeszkód spływała w dół przez jakiś daleki, podniebny wykusz między wyższymi gałęziami, tworząc z krótkiej, łaskoczącej trawy, na której leżał Fritti, letnią wyspę pośród wiekowego chłodu lasu. Fritti poczuł słabość swoich łap, kiedy trzęsąc się, stanął na nich. Ciężko upadł z powrotem i dokładnie się im przyjrzał, sprawdzając ich opłakany stan swoim wrażliwym językiem. Skóra pod łapkami była popękana i chyba nawet krwawiła. Była jednak starannie oczyszczona, nie znalazł ani jednej drzazgi czy ciernia, choć wiele z nich wbiło się w jego łapy, kiedy zbliżali się do Domu Pierwszych, a on nie miał już siły, aby skupić uwagę i unikać ich. Ktoś oczyścił jego łapy. Płotołaz. Pło-tołaz zostawił go tutaj i bez wątpienia widział, w jakim były stanie. Gdzie on jest? Wciąż oszołomiony i nieco ogłupiały Ś serce dopiero uspokajało się po przerażającym śnie Ś Fritti rozejrzał się dokoła. W zasięgu jego wzroku nie było ani jednego kota. Przestrzeń między strzelistymi drzewami była pusta... lecz słyszał dźwięk głosów. Z miejsca oddalonego na tyle, by dźwięki wydawały się niezupełnie realne, wiatr przynosił gwar kocich odgłosów. Powoli i delikatnie stawiając poranione łapy, Łowca ruszył ku nim, opuszczając swoje słoneczne posłanie. Przechodząc pod wiekowymi drzewami Lasu Źródła, spojrzał w górę i zobaczył grube, lepkie pasma mchu ciągnące się między konarami, w niektórych miejscach były one tak potężne, że tworzyły rodzaj naturalnego sufitu. Ścieżki wydeptane wokół korzeni drzew wyglądały jak sklepione, 126 miniaturowe korytarze. Słoneczne światło sączyło się przez ich korony, znacząc ziemię jasnymi cętkami, i zmieniało światło dnia w ciepły, wzbierający blask. Widział już Lud, którego głosy odbijały się echem od kory starych drzew i miękkiego poszycia lasu. Las roił się od kotów... było ich więcej niż te, które napotkał w całym swoim życiu, wszystkie w jednym miejscu. Różnych rozmiarów i różnych aparycji, spacerujących, śpiewających, śpiących, sprzeczających się Ś koci świat u stóp potężnych, pozbawionych wieku drzew. Patrzył na tę różnorodność, lecz na niego nikt nie zwracał uwagi. Wyglądało na to, że nikt go nie widział, kiedy przechodził obok. Tak ich dużo! Tu jakiś cętkowany goni kotkę, która ma kolec w ogonie; tam tłum otacza dwa mocujące się kocury. Inni po prostu leżą i śpią. Fritti znalazł się na szerokiej drodze Ś trakcie wydeptanym w sprężystej, otulonej liśćmi ziemi przez tysiące łap. Koty mijały go niczym strumień, przychodząc i odchodząc, te, które napotkały jego vzrok, dziwnie pochylały i skręcały łby. Gest ten sprawiał wrażenie dość obojętnego i Łowca domyślił się, że jest to rodzaj pozdrowienia właściwy dla Domu Pierwszych. Niektóre koty w pośpiechu odtrącały go na bok z niecierpliwością. Ponieważ nikt inny nie obrażał się z tego powodu, a on był jeszcze bardzo słaby i onieśmielony Ś po kilku takich zdarzeniach przestał zwracać na nie uwagę. Ileż było tu kotów, jaka różnorodność, och! Jak udaje im się uzyskać choćby chwilkę samotności, zastanawiał się. Było to dziwne. Przypominało raczej mrowisko. Albo siedziby M'an. Ś Łowco! Stój! Łowco! Fritti odwrócił się i zobaczył biegnącego drogą ku niemu Chudzielca. Przynajmniej tak wyglądał... ale kiedy kot zbliżył się do niego, spostrzegł, że ten był większy i bardziej lśniący niż jego przyjaciel ze Ściany Zgromadzeń, choć kolor wydawał się identyczny. Z ironicznym rozbawieniem uświadomił sobie, że przez chwilę rzeczą zupełnie naturalną wydawało mu się spotkanie Ghudzielca tu, w Domu Pierwszych, więcej mil od Skrajnego Zagajnika niż potrafiłby zliczyć. 127 Moja wędrówka przyzwyczaiła mnie do zaskakujących niespodzianek, pomyślał. Żółtoszary kot skoczył i zatrzymał się na chwilę, żeby złapać oddech. Ś Nre'fa-o Ś odezwał się Fritti. Ś Czyżbyśmy już się wąchali? Ś Chwi... chwi... chwileczkę... Ś dyszał przybysz, strojąc śmieszne miny, kiedy usilnie starał się uspokoić oddech. Ś Wybacz Ś powiedział po dłuższej chwili Ś ale właśnie byłem wysoko, wysoko na okropnie wielgachnym drzewie, kiedy opuściłeś miejsce rekonwalescencji i musiałem gnać jak martwy Wujek Biały Wicher, żeby cię złapać. Och! Ś powiedział, rozglądając się dookoła. Ś Mam nadzieję, że żaden z przyjaciół ani krewnych Księcia Tragarza Rosy tego nie słyszał. To było okropnie lekceważące. Ś Spojrzał na Łowcę i, zadowolony z siebie, uśmiechnął się w tak szelmowski i zabawny sposób, że Fritti, który w ogóle nie rozumiał, o czym mówi przybysz, odpowiedział mu uśmiechem. Ś Ummm, powiedziałeś, że masz na imię... Ś odważył się po chwili Fritti. Obcy kichnął gwałtownie i delikatnie wytarł nos łapą. Ś Wybacz Ś powiedział. Ś Czasami zupełnie się zapominam. Jestem Baryton. Książę Płotołaz prosił, żebyś był, no właściwie to nie strzeżony, ale żebyś miał... miał... Ś Śpiewak myślał, zmarszczywszy nos. Ś Przewodnika? Ś podpowiedział Fritti. Ś Przewodnika! Doskonale! Tak właśnie powiedział! No i tak... to ja. Ś To miło, że Książę Płotołaz pamiętał o mnie. Ś To fajny gość, naprawdę. Trochę za bardzo lubi przewracać, chyba wiesz, co mam na myśli, ale porządny z niego kot. Pazury ma dobrze w korze, jak tu mawiamy. Natomiast Książę Małżonek... Ś tu Baryton zamilkł wymownie. Fritti, niepewny, co powiedzieć, grzecznie skinął głową. Ś A więc Ś odezwał się nagle Baryton i płynnym ruchem wygiął grzbiet. Ś A więc Ś powtórzył Ś chodźmy spojrzeć na Dom Pierwszych. To znaczy na jego część. Sły-128 szałem, że to twoja pierwsza wizyta? Jest okropnie, okropnie wielki i wspaniały Ś szczególnie Dwór. Zanim go»zobaczysz, będziesz musiał poczekać, aż Książę Płotołaz to zorganizuje. Naprawdę przyszedłeś zza Równiny Słonecznego Gniazda? Ś Z daleka, z tamtej strony, zza Starej Puszczy Ś odparł Łowca. Ś Nie do wiary. To zdumiewające! Ś powiedział Baryton. Ś Czy tam, gdzie mieszkasz, rosną drzewa? Chyba muszą, prawda? Szli zaledwie chwilkę, kiedy Łowcy nagle przypomniał się Szybki Pazur. Pełen troski o swego małego towarzysza spytał o niego B ary tona. Ś Och, położyli go w najcieplejszym miejscu uzdrawiającym, gdyż był bardziej chory niż ty, i przynieśli mu słodkie trawy i odrobinę myszy. Teraz czuje się dużo lepiej Ś zapewnił go Baryton. Ś Potem zabiorę cię, żebyś się z nim zobaczył. Szli dalej. Baryton aż kipiał od zabawnych anegdot i dowcipów. Wyjaśnił Łowcy, że uczy się, aby zostać Mistrzem Starych Pieśni, ale ponieważ jego nauczyciel jest bardzo zajęty przygotowaniami do jakiegoś wyjątkowego Zgromadzenia, które ma odbyć się dzisiejszego wieczoru, więc on sam nie ma nic do roboty i może towarzyszyć Frittiemu. Wspomniał też, że jego „paczka" Ś co, jak domyślił się Łowca, miało oznaczać jakąś gromadkę młodych kotów Ś uważa, że Płotołaz „jest całkiem w porządku", choć „ciut za szczery". Mówił, że Książę Małżonek, Książę Tragarz Rosy, ma opinię „okropnie poważnego" i „prawie nudziarza". Królowa Słoneczny Grzbiet jest „oczywiście najcudowniejszą kotką". Łowcę zdziwiła poufałość, z jaką Baryton przedstawiał i opisywał dynastycznych przywódców Ludu Ś jakby byli gromadą ogrodowych myśliwych w siedzibie M'an! W Domu Pierwszych panowały wyraźnie inne obyczaje, a on potrzebował trochę czasu, aby do tego przywyknąć. Jednak niektórych rzeczy nadal nie mógł pojąć. 129 Ś Czy zawsze mieszka tu taka niezliczona liczba kotów? Ś spytał o jedną z tych niepojętych spraw. Ś Na Wąsy Błękitnego Grzbietu, nie! Ś roześmiał się Baryton. Ś Zwykle chyba mniej niż połowa z tej rojącej się ciżby. Są tu z powodu tej ceremonii, o której ci mówiłem. Ś Ale nawet jeśli byłaby tu tylko jedna czwarta, to i tak bardzo dużo! Jak znajdujecie pożywienie? Lasy muszą być ogołocone z Piszczków na przestrzeni wielu mil. Ś Och, prawda, że czasem musimy zdobywać jedzenie trochę daleko Ś przyznał przyszły Mistrz Pieśni Ś lecz Las Źródła jest największy na świecie. Kiedy zaczyna być cienko, wysyłamy drużyny myśliwych, aby złapali i przywiedli zwierzynę bliżej Dworu. Jasne, że bywa to nieco męczące Ś te całe dodatkowe polowania i tak dalej Ś ale warto to robić, aby tu mieszkać. To znaczy Ś ja nigdy nie mieszkałem nigdzie indziej i nigdy nie chciałbym mieszkać. Przenigdy. Rozmawiając kontynuowali swój spacer i od czasu do czasu Baryton przerywał tok rozmowy, aby wskazać jakiś ciekawy widok: wyjątkowo wspaniały skrawek mysiej trawy, cudowne drzewo do wdrapywania się, kota, którego Baryton uważał za wyjątkowo szpetnego, rycerskiego lub bystrego, albo cokolwiek, co zasługiwałoby na szczególną uwagę. Wiele kotów znało Barytona, pozdrawiało go, a on odpowiadał radośnie. Łowca stwierdził, że Dom Pierwszych bardziej przypomina drzewo pełne ptaków niż Ś jak wydawało mu się na pierwszy rzut oka Ś mrowisko. Kiedy zobaczyli już kilka najważniejszych atrakcji i wysłuchali duetu młodych kotek Ś „cudownych bliskich przyjaciółek" Barytona Ś śpiewających słodką i smutną piosenkę, w końcu dotarli do altany, w której umieszczono Szybkiego Pazura. Znaleźli go w szerokim na kilka skoków paśmie słonecznego blasku. Kotek nie spał, rozmawiał ze zgrabną, szarą kotką o ciemnozielonych oczach i krótkim futerku. Ś Łowca! Ś wykrzyknął Pazurek, kiedy ich spostrzegł. Ś Co za szczęście, że cię widzę! Myślałem, że bę-130 dziesz spał przez cały dzień i ominie cię zabawa! Czy tu zawsze jest tyle kotów? Fritti podszedł do niego i powąchał miękką sierść kodaka. Wyglądało na to, że zapach choroby zniknął. Ś Bardzo się cieszę, że cię widzę, Pazurku. Martwiłem się o ciebie. Ś Czuję się wspaniale! Ś chichotał malec. Ś Wszyscy byli dla mnie tacy dobrzy. Mam już tu przyjaciół! O, zapomniałem, że nie przedstawiłem was sobie. Łowco, to jest Cienista Strzecha. Ś Wskazał na szarą kotkę, która skromnie skinęła łbem. Ś Ona także jest tu gościem, jak my Ś dodał Szybki Pazur. Ś Nre'fa-o Ś powiedział Fritti. Ś Dobrych tańców. Ś Tobie również Ś odparła. Fritti, skłoniwszy się uprzejmie, znów popatrzył na swego małego przyjaciela. Pazurek rzeczywiście wyglądał lepiej, choć wciąż był wychudzony. Bardzo niewiele jadł podczas choroby. Myśl o jedzeniu spowodowała, że ślina wypełniła pysk Frittiego. Nagle uświadomił sobie, że od wczoraj nic nie jadł. Był głodny! Niesłychane, że spacerował przez całe popołudnie, nie myśląc nawet o jedzeniu. Naprawdę zmienił się bardzo od momentu, gdy opuścił dom. Ś Pazurku, Baryton wspominał, że przynieśli ci jakieś myszy... Ś zaczął. Ś O tak, cały stos. Są tam. Świeżo zabite dzisiejszego ranka. Obsłuż się. Łowca ruszył w kierunku kupki myszy, lecz zawahał się, spojrzawszy na Barytona i Cienistą Strzechę. Ś Jedz, jedz, cu'nre. Nie zwracaj na mnie uwagi Ś rzekł Baryton i roześmiał się. Ś Myślę, że już pójdę Ś powiedziała Cienista Strzecha. Ś Czy mógłbyś mnie odprowadzić, Barytonie? Ciągle jeszcze nie znam dobrze drogi. Ś Z rozkoszą. Zobaczymy się niedługo Ś zwrócił się do Frittiego i Szybkiego Pazura. Ś Wrócę pod koniec Wszechogarniającej Ciemności, żeby zabrać was na Ceremonię. 131 Ś A ja odwiedzę cię później, Szybki Pazurze Ś dodała Cienista Strzecha. Oba koty odeszły z wygiętymi wysoko w górę ogonami, Baryton z przejęciem wyjaśniał te zjawiska na Dworze, które zaciekawiły młodą kotkę. Łowca nawet nie rzucił okiem za odchodzącymi, ale zanurzył się po brodę w myszy, przy wtórze wesołych wyrzekań Szybkiego Pazura na temat bałaganu, jaki robił dookoła. Popołudnie przeszło już w wieczór, a dwaj przyjaciele siedzieli i rozmawiali. Szybki Pazur nie miał jeszcze okazji, żeby zobaczyć coś więcej niż ten fragment Domu Pierwszych, który był widoczny z jego ciepłego schronienia, i był ciekaw szczegółów. Kiedy Łowca opisywał całe mnóstwo rzeczy, które mu pokazał lub o których mu opowiadał Baryton, znów zaczął padać deszcz. Sły-szli miękkie stukanie w liście nad ich głowami, z rzadka jakaś kropla prześliznęła się, by plusnąć w trawę lub w ich futra. Splątane gałęzie i zwisające płaty mchu nie przepuszczały jednak deszczu i przyjaciele siedzieli sobie bardzo wygodnie. W końcu ułożyli się obaj do małej drzemki, a kapanie deszczowych kropelek szumiało im do snu. Rozdział 12 Najpierw umierają dobrzy I ci, których serca są suche jak letni pył Wypalony do dna. William Wordsworth W łaśnie kończyła się Wszechogarniająca Ciemność, kiedy Ś zgodnie z obietnicą Ś Baryton powrócił do altany. Ś Wstawać, wstawać, wy głupie, chrapiące koty! Ś wrzasnął. Ś Tyle jeszcze trzeba zrobić i zobaczyć! Musimy iść na Ceremonię! Ociężały od myszy i snu Fritti powoli zwlekał się z posłania. Ś Czy Szybki Pazur czuje się na tyle dobrze, żeby pójść z nami? Ś spytał przyszłego Oel-cir'va. Ś No pewnie! Czyżbyś nie chciał iść zobaczyć czegoś niezwykle ekscytującego, Szybki Pazurze? Ś zapytał Baryton zaspanego kotka. Ś Tak, myślę, że tak Ś to znaczy chciałbym Ś rzekł Szybki Pazur, prężąc swoje małe ciało. Ś Czuję się doskonale, Łowco. Ś Absolutnie wspaniale Ś roześmiał się Baryton. Ś A więc postanowione. Ruszajmy. Jeśli się spóźnimy, mój ogon zostanie wyrwany z najwyższą brutalnością. Gdy wyłonili się zza galerii drzew Domu Pierwszych, porwał ich strumień Ludu, najwyraźniej zmierzający w jednym kierunku. 133 Ś Czy idziemy na sam Dwór, Barytonie? Ś spytał wstrząśnięty Szybki Pazur. Szarożółty buras obejrzał się za nimi. Ś Nie, Ceremonia odbywa się na Polanie Spotkań. To jedyne miejsce, gdzie równocześnie może zmieścić się cały Lud. Koty przybywają z całego Lasu Źródła, a nawet z bardzo daleka, tak jak wy Ś wyobraźcie to sobie! Ś aby uczestniczyć w Ceremonii. Cześć, Krzakojadzie! Twoje futro niezwykle pięknie dzisiaj lśni! Ś krzyknął do kogoś. Ś Co to właściwie jest za Ceremonia? Ś zapytał Łowca. Ś Czy to coś w rodzaju Nocy Zgromadzenia? Ś Nie, nie, zupełnie co innego. No, trochę innego... Jaskółczy Lot! Hej tam! Ś wołał do następnego znajomego. Ś Jak tam Szlachetna Łapa? Dobrze, to znakomicie! Ś krzyknął radośnie, potem odwrócił się ku swoim dwóm towarzyszom. Ś Jaskółczy Lot wykonuje Taniec Akceptacji z najbardziej fatalną małą, czarno-białą kotką.... o czym to ja mówiłem? Och tak, o Ceremonii. Myślę, że nie macie niczego takiego tam, gdzie mieszkacie, co? Cóż, pełna jej nazwa to Ceremonia Pieśni Białego Wichru. Obchodzimy ją zawsze przy pierwszym zimowym otwarciu Oka Meerclar. Ś O co w niej chodzi? Ś pytał Fritti. Ś Nie pytam przez brak szacunku, ale nigdy o niej nie słyszałem. Ś No tak, ale wiesz, kim był Biały Wicher, prawda? Ś Fritti skinął głową. Baryton mówił dalej: Ś Nie jestem pewny, czy sam rozumiem jej głębszy sens, ale Książę Tragarz Rosy, wiesz Ś ojciec Płotołaza, traktuje ją strasznie poważnie. Snuje opowieść, coś w tym rodzaju, a my śpiewamy pieśni. Jest tam coś o Śmierci i Podniebnych Polach, ale ja nie za bardzo uważam. To dość nudne. Większość z nas przychodzi po to, żeby zobaczyć wszystkich z Dworu, szczególnie rodzinę Królowej. I oczywiście z powodu kociej mięty. Wszyscy lubią kocią miętę. Ś Czy będzie tam Królowa? Ś Szybkiemu Pazurowi, który z trudem dotrzymywał kroku dwóm starszym kotom, brakowało oddechu. 134 Ś Nie, ona nigdy się nie pojawia, z jakichś powodów, które uciekły mi z pamięci. O ja biedny, to okropne myśleć tak dużo. Być Mistrzem Starych Pieśni to nie to samo, co wskoczyć w norę susła, sami wiecie. To wymaga pracy! Ach, ach! To ty, Pieszczotliwa Trawo! To ja, Baryton! Polana Spotkań znajdowała się w centrum ogromnej, leśnej łąki. Nad głowami, tak wysoko, że niemal poza zasięgiem wzroku, olbrzymie konary starych drzew krzyżowały się i splatały w wysokie sklepienie. Polana była płytkim, szerokim wgłębieniem wyściełanym krótką trawą i liśćmi. Po stronie najbardziej oddalonej od nadchodzącej trójki wznosiła się, tworząc pagórek z szerokim, płaskim szczytem. Tam, na wzgórzu, Fritti widział już kilka siedzących kotów. Obniżenie błyskawicznie wypełniało się mruczącymi, szemrzącymi, ocierającymi się nosami kotami, napływającymi na polanę ze wszystkich stron lasu. Wymieniały pomruki w małych grupach. Gromadki Ludu formowały się i rozpadały, nawoływania krewnych i przyjaciół niosły się po całej dolinie. Szybki Pazur, oszołomiony tłumem kotów, usiadł, chłonąc widowisko, jego oczy lśniły z zadziwienia. Jednak Fritti czuł się nieco nieswojo, sierść łaskotała go i uwierała, jakby próbowała uwolnić się z ciała i dać mu więcej miejsca. Czuł, że to niezgodne z naturą, niepojęte i niewłaściwe, że Lud gromadzi się w takiej liczbie. Czym innym były Zgromadzenia, na których spotykali się niekiedy Ś każdy potrzebuje od czasu do czasu towarzystwa. Jednak mieszkać razem, jak tu, w dzień i w nocy, kłaść łapę i następować na cudzy ogon... cóż, bez względu na to, jak mili są dla niego mieszkańcy Domu Pierwszych, nie zostałby tu dłużej niż musi. Gdy tylko trójka kotów znalazła dla siebie jakieś miejsce niedaleko środka dolinki, na szczyt pagórka wznoszącego się ponad polaną wspiął się tłusty kot o okrągłej głowie. Był czarno-biały, a jego kosmate futro dodawało mu powagi Ś mimo że i tak wyglądał niezwykle poważnie. Ogarnął spojrzeniem zgromadzony Lud, a hałas ucichł nieco. 135 Ś To Grzmiący Szept, Szambelan Dworu Ś cichym, podekscytowanym szeptem oznajmił Baryton. Ś Zawsze jest taki ważny. Trochę za bardzo lubi myszy i drzemki, ale nie dajcie się zwieść. Jest stary, lecz szybki jak chrabąszcz. Grzmiący Szept odkaszlnął i przemówił głosem tak donośnym jak wiatr wiejący z gór w doliny: Ś Dobrych tańców dobremu Ludowi. W imieniu Jej Naj-wąśniejszej Mości, Królowej Mirmirsor Słoneczny Grzbiet Ś w prostej linii potomkini Feli Niebiańskiej Tancerki Ś i w imieniu Księcia Małżonka, Sresla Tragarza Rosy, ośmielam się przywitać was na Ceremonii Pieśni Białego Wichru. Książę Małżonek i Książę Płotołaz wkrótce przybędą. Grzmiący Szept pochylił głowę, sprawiając Ś jeśli to możliwe Ś że wyglądał jeszcze okrągłej, i wycofał się na tylną część pagórka. Gwar zgromadzonych kotów wzrósł ponownie. Baryton spojrzał na Szybkiego Pazura, który wciąż rozglądał się wokół z rozchylonym pyskiem. Przyszły śpiewak uśmiechnął się i szturchnął Frittiego. Ś Nie ma to, jak wrócić do swego gniazda, co? Ś powiedział. Kiedy mówił, podszedł do nich jakiś kot, pozdrawiając Barytona jego imieniem. Baryton odwrócił się, jakby jego uwagę przyciągnęło coś, co dzieje się za nim, i machnął ogonem w najbardziej nieznacznym geście pozdrowienia. Przybysz, niepewny, zatrzymał się na moment i oddalił się. Ś Okropnie nienawidzę tego Krzywonogiego Ś zwierzył się Łowcy. Ś Jest w nim coś takiego, co mi zupełnie nie odpowiada. Hmmmm Ś ciągnął, rozejrzawszy się po polanie Ś przypuszczam, że nikt interesujący już się nie pokaże, zanim nie rozpocznie się Ceremonia. Przynajmniej nie będziemy musieli słuchać jednej z długich, pompatycz-nych opowieści Grzmiącego Szeptu. To poczciwy staruszek, całkiem bystry Ś o czym już chyba mówiłem Ś ale potrafi zamęczyć wątkami swych baśni. Wśród zebranych rozległ się szum i wszystkie oczy skierowały się ku wzniesieniu. Płotołaz Ś w towarzystwie nie-136 odłącznych bliźniaków Ś wspinał się na wzgórze. Grupa zawadiackich młodych myśliwych w pierwszym rzędzie zaczęła wołać do niego: Ś Jest, jest tam! Płotku! Kto cię uczesał, stary? Ha! Dobry, stary Płot! Przez chwilę Książę usiłował udawać, że ich nie słyszy, ale wydał go grymas zakłopotanego zadowolenia, jaki wkradł się na jego mordkę, gdy wkraczał na szczyt pagórka. Znalazł swoje miejsce, usadowił się ze swymi towarzyszami po bokach. Kilka innych kotów, które Baryton określił jako funkcjonariuszy Dworu, pojawiło się w polu widzenia. W końcu zjawił się Książę Tragarz Rosy, za którym sunął Grzmiący Szept. Tragarz Rosy zajął miejsce na przedzie wzniesienia. Młodzi myśliwi wznieśli kilka ostatnich przekornych okrzyków do uśmiechającego się Płotołaza. Wśród zgromadzonych zapadła cisza. Ci, którzy kręcili się w poszukiwaniu miejsca do ułożenia się, stanęli, aby popatrzeć na mówiącego Księcia Małżonka. Tragarz Rosy miał beżowe futro, ciemniejące aż do głębokiego brązu na łapach, uszach i ogonie. Coś w rodzaju brązowej maski znajdowało się także powyżej jego nosa, aż do podniesionych kącików ukośnych oczu w kolorze nieba. Miał wygląd kota, który widział wiele dziwnych miejsc i rzeczy i nie uważał ich za bardziej niezwykłe niż słońce czy liście. Jego wąski łeb przesuwał się z jednej strony na drugą, gdy przyglądał się zgromadzonemu Ludowi oczami w kształcie migdałów. Jest w nim coś bardzo dziwnego, pomyślał Fritti. Wygląda, jakby widział tak wiele, że żaden widok nie może sprawić mu już przyjemności. Ś Pozdrowienie od starożytnego Dworu Harara. Ś Głos Tragarza Rosy był łagodny i melodyjny, ale kryła się w nim nuta twardości. Ś Chcę podzielić się czymś z wami, zanim zaczną się tańce, i to wszystko. Wiem, że wolicie tańczyć niż mnie słuchać, więc będę mówił krótko jak wiejący wiatr. Między zgromadzonymi przeszedł pomruk zdziwienia. 137 Ś Chciałbym powiedzieć wam o czymś, o czym myślałem, a Pieśń Białego Wichru jest tego cząstką. Zanim zacznę, czy moglibyśmy zaśpiewać Pieśń Dziękczynną? Poczuję się szczęśliwszy, gdy to uczynimy. Dalej, śpiewajcie ze mną. Tragarz Rosy zaczął melodyjnym głosem. Po chwili dołączyli się inni, aż rozległ się cały chór głosów, niosący pieśń aż do koron drzew i wyżej, ku gwiazdom. Kto mija nas lśniąc tak łagodnie? Czy pada tylko śnieg? Kto czuwa dziś w spokojnym śnie Ś zimowej ciszy cień? To Biały Wicher w lśniącej szacie pomiędzy gwiazd tańcami przy wiatru świście zimy srebrzystymi drogami Ś stąpa ostrożnie, tam dojdziemy... Łowca nie znał słów pieśni, rozglądał się przeto po śpiewającym dumie. Nawet Baryton przymknął oczy, odchylając głowę do tyłu. Szybki Pazur siedział obok niego, słuchając w nabożnym skupieniu. Wszędzie dookoła szemrzące tony Wysokiego Śpiewu unosiły się i wisiały w nocnym powietrzu. Jeśli ciemność słodko nas przywoła, jeśli dzień przepadnie dokoła, chętnie oddamy wszystko, Wichrze, jeśli zawołasz... 138 Ta pieśń zafrasowała Łowcę. Biały Wicher był dzielny i piękny, ale odszedł bardzo dawno temu, w najwcześniejszych dniach. Pieśń, którą śpiewali, mówiła o Pierworodnym tak, jakby mogli go dotknąć, czuć jego zapach. Rozejrzał się wokół po skupionych, wzniesionych ku górze pyskach i zadrżał. Pieśń skończyła się. Patrząc ponad morzem uszu, wąsów i błyszczących oczu, Tragarz Rosy zaczął mówić: Ś Tej magicznej nocy, gdy wspominamy poświęcenie Yirora Białego Wichru, chciałbym opowiedzieć o innym kocie, który dawno, dawno temu cierpiał. Ś Głos Księcia Małżonka był spokojny i wyważony, i nawet awanturnicy z przodu go słuchali. Ś Dawno temu Książę Dziewięć Ptaków został ukarany przez brata Białego Wichru, Lorda Tan-galoor Ognistą Stopę. Zdeformowany i zmieniony w stwora, którego zwiemy M'an, został wysłany w świat, by służył Ludowi Ś tak ukarano go za jego dumę. Cierpiał. Czy zasłużenie? Być może. Z pokolenia na pokolenie jego potomkowie służyli naszym przodkom, czcząc ich i troszcząc się o nich. Przez wieki Lud i M'an stawali się sobie bliżsi. Wielu z Ludu uzależniło się od M'an, którzy dostarczali im tego, co my, koty, zwykłyśmy zdobywać same. Mowa zainteresowała Frittiego. Drżący Szpon powiedział, że Siedziba Harara znalazła się pod wpływem M'an Ś wyglądało na to, że Tragarz Rosy omawia tę kwestię przed całym Ludem zgromadzonym na Ceremonii. Ś Wielu żyjących dzisiaj twierdzi, że Lud stał się słaby Ś kontynuował Tragarz Rosy Ś że wielu z nas zdało się zupełnie na te dziwne, bezwłose koty na dwóch nogach jak na własnych rodziców. Niektórzy twierdzą, że jest to objaw upadku, słabości naszego życia. Nie byłbym tego pewien. Ś Tragarz Rosy wbił swój nieprzenikniony wzrok w zgromadzonych. Ś Jaki grzech popełnił Dziewięć Ptaków? Był pyszny. Wszak cały Lud jest dumny Ś czyż nie wyrastamy jak wzniesiony szczyt, jak najdalszy czubek ogona ponad wszelkie stworzenie? Czyż nie jest prawdą, że najlepiej na 139 całej Ziemi znamy najtrudniejsze jej tańce? Czyż nie są to wystarczające powody do dumy? Możliwe. Jednak czy to nie pycha Pożeracza Serc, jego namiętna chęć, by zostać Panem Wszystkiego, doprowadziła do śmierci Yirora Białego Wichru? Czy muzyka świata nie straciła na zawsze tego najczystszego, białego tonu? Może M'an, ten patetyczny, prze-rośnięty stwór, który tłoczy się ze swymi krewniakami w papierowych gniazdach os, który chodzi po tym świecie bez pazurów i bez futra, może ten obiekt pogardy jest w stanie nauczyć nas czegoś? Słuchacze stawali się coraz bardziej niespokojni, choć szacunek dla majestatu Tragarza Rosy powstrzymywał wrzawę. Wszyscy jednak kręcili się i szeptali. Łowca myślał nad tym, co powiedział Tragarz Rosy. Poraził go ton subtelnej goryczy w słowach Księcia, nikły zapach upadku. Tymczasem Szybki Pazur wyglądał na urzeczonego. Baryton natomiast wyciągał kark na wszystkie strony Ś nie słuchał, wypatrywał przyjaciół. Ś Gdyż jeśli, w całej naszej pysze Ś mówił dalej Tragarz Rosy, a w jego skośnych oczach odbijało się światło Ś będziemy kiedyś trzymani i karmieni przez te, godne najwyższej pogardy, stworzenia, cóż, kto będzie mógł powiedzieć, że nie stało się tak dla naszego dobra? Może Pramatka pragnie, byśmy nauczyli się pokory, my, pyszni myśliwi... Baryton zerwał się nagle. Ś Na Harara! Ś wyszeptał z przejęciem. Ś Zupełnie zapomniałem! Mój nauczyciel, Smakosz, musi zaśpiewać dziś jedną ze starych opowieści, a ja miałem pomóc mu w przygotowaniach! Aj! Wybaczcie mi, wy dwaj, ale muszę biec. Och, Niebiańska Tancerko, on odgryzie mi nos! Nie czekając na odpowiedź, Baryton ruszył w drogę, przeskakując przez otaczające ich kształty. Kiedy uwaga Łowcy powróciła ku frontowi polany, spostrzegł, że Tragarz Rosy przestał już mówić. Słuchacze natychmiast zaczęli ze sobą rozmawiać. Fritti zwrócił się do swego kompana: Ś Co myślisz o tym wszystkim, Pazurku? 140 Szybki Pazur, wyrwany z zamyślenia, wzdrygnął się, przez chwilę jego wzrok pozbawiony był wyrazu, potem powiedział: Ś Och, naprawdę nie wiem. Wszystko jest takie wspaniałe. Zastanawiałem się nad tym, co mówił Tragarz Rosy, i czułem się tak, jakby jakieś światło, bardzo mi potrzebne, znajdowało się niemal w moim zasięgu. Nie chodzi dokładnie o to, co powiedział, ale tak jakby jego słowa niosły to ze sobą... to było niezwykłe uczucie, ale obawiam się, że nie potrafię go opisać. Ś Coś mnie w tym zaniepokoiło Ś rzekł Fritti Ś ale również nie dałbym pazurów za wyjaśnienie dlaczego. Cóż, myślę, że to jest nie do pojęcia dla cudzoziemców, jak my, choć lud Tragarza Rosy chyba nie traktował tego poważnie. Przerwa w spotkaniu trwała dalej, niewielkie grupki żywo plotkowały i konwersowały. Płotołaz podszedł do przedniego skraju wzgórza i rozmawiał ze swymi przyjaciółmi z pierwszych rzędów. Ś Wygląda na to, że przez jakiś czas nic tu nie będzie się działo. Pójdę zrobić me'mre. Chcesz zostać i poczekać na mnie? Ś Myślę, Łowco, że położę się tu na chwilę i popatrzę sobie. Fritti przebrnął przez tłum i wszedł do lasu, poza obwód polany. Kiedy skończył me'mrę i zakopał po sobie dziurę, obszedł powoli kotlinę, rozkoszując się zapachem przesiąkniętego deszczem powietrza. Gdy tak się przechadzał z wysoko uniesionym łbem, jego nozdrza uderzyła jakaś egzotyczna woń. Zatrzymał się na moment, węsząc. Zapach był odurzający i cudowny. Ruszył za nim. Tuż za pagórkiem, na którym siedziała rodzina Królowej, znalazł mały zagonek roślin z maleńkimi, białymi kwiatkami. To one były źródłem tej kuszącej woni i Łowca przez chwilę stał i po prostu spijał ich zapach. Poczuł, jak ogarnia go fala ciepła, jak miękną mu łapy. Zapach najpierw go rozpalił, a potem ukoił, czuł swędzenie i łaskotanie. Podszedł i zerwał zębami jeden liść. 141 Przez chwilę obracał go w pysku, potem połknął. Miał nieco gorzki smak, ale było w nim coś, co sprawiło, że zapragnął jeszcze więcej. Jak we śnie oderwał następny zielony listek, połknął go łapczywie... i następny... Ś Ej, ty tam! Czego tu szukasz? Ś Głos był przeraźliwie donośny. Fritti odskoczył od kwitnących roślin. Stał za nim potężny kot. Ś Jeszcze nie czas na to Ś mówił obcy z dezaprobatą. Ś No i co robisz najlepszego, jedząc tak dużo? Fritti poczuł, że głowę ma lekką i zupełnie pustą. Czuł, że kołysze się z boku na bok. Ś Przepraszam... nie wiedziałem... a co to jest? Nieznajomy spojrzał podejrzliwie. Ś Chyba nie próbujesz mi wmówić, że nigdy przedtem nie widziałeś kociej mięty? Daj spokój, mój mały, nie urodziłem się wczoraj! Zmykaj stąd! Ale już! Trzymaj łapy z daleka od tego miejsca! Wielki kot pogroził mu gestem i Łowca uciekł. Czuł się bardzo dziwnie. Kocia mięta, pomyślał sobie, więc to jest kocia mięta. Drzewa uginały się nad nim, gdy przechodził, a ziemia pod łapami wydawała się nierówna, choć nie wyglądała na taką, kiedy na nią patrzył. Może moje nogi są różnej długości, zastanawiał się. Kiedy szedł w kierunku doliny Ś zataczając się wśród nieznajomych i mimochodem rejestrując, że obce wąsy i obce pyski to wyłaniały się, to rozpływały w przestrzeni Ś ogarnęła go panika. Gdzie jest Szybki Pazur? Musi go odnaleźć. W końcu dostrzegł kociąt-ko. Choć pokonanie odległości między nimi zabrało mu okropnie dużo czasu, ostatecznie znalazł się u boku małego kota. Chciał coś powiedzieć, ale przeszkodziła mu fala mdłości. Jak przez mgłę widział wyraz przerażenia na pyszczku Szybkiego Pazura. Głos malca dochodził z bardzo, bardzo daleka: Ś Łowco! Co ci się stało? Czy jesteś chory? Fritti próbował skinąć łbem w odpowiedzi, ale poczuł, że pysk mu płonie, a jego głowa jest tak ciężka, że upadł na ziemię. Przewracając się na grzbiet, słyszał wątłe dźwięki, 142 gdy zebrany Lud połączył swe głosy w śpiewie. Szybki Pazur stał nad nim, trącając go nosem... później mordka kotka oddaliła się, jakby wpadła do jakiejś dziury, czarnego tunelu zapadającego się w wizji Łowcy. Szybki Pazur stał nad przyjacielem. Mimo że trącał go z całych sił, że usiłował przekrzyczeć śpiewający tłum, Łowca leżał jak martwy. Jego przyjaciel był chory Ś może umierający Ś a on został zupełnie sam pośród ogromnego morza nieznajomych. Rozdział 13 Och, nie wymawiaj jego imienia! Pozwól mu Spać wśród ciemności, Gdzie w chłodzie i zapomnieniu spoczywają kości. Thomas Moore Szybki Pazur w panice biegł przez opustoszałe zakątki i ścieżki Domu Pierwszych, potykając się o wystające korzenie i skręcając, gdy wyłonił się przed nim kształt drzewa. Rybio zimny blask Oka Meerclar sączył się z wysoka przez szpary między gałęziami i liśćmi. Na Polanie Spotkań, gdzie u jego stóp leżał nieprzytomny Łowca, wołał o pomoc Ś głośno i nadaremnie. Dookoła wszystkie koty tańczyły i śpiewały, w niedużych, rozgadanych grupach wyruszały poza polanę na poszukiwanie kociej mięty. Płotołaz zniknął z pokrytego trawą wzniesienia, nigdzie też nie było widać Barytona, a nikt nie dostrzegał przerażonego kociątka miauczącego u boku przyjaciela. Bojąc się o życie Łowcy, opuścił gwar polany, by poszukać kogoś lub czegoś, co mogłoby mu pomóc, doradzić. Jednak pobliskie drogi Lasu Źródła były puste Ś a im dalej odchodził od Ceremonii, od gwaru i światła, tym groźniej i srożej wyglądał wiekowy las. W końcu zatrzymał się, jego oddech zmienił się w płytkie rzężenie. Uświadomił sobie, że jeśli zgubi się w lesie, to nie pomoże swemu przyjacielowi. Co za głupiec, zgromił się w myślach, co za głupiutkie, bezmyślne kocię! Musi wrócić i znaleźć ratunek dla Łowcy. Jeżeli świętujące koty mu nie 144 pomogą, dobrze, jeśli będzie musiał, pójdzie i wyciągnie za ogon samą Królową! Odwrócił się i popędził w stronę nikłego rozgwaru polany. Przy ostatniej linii drzew otaczających krąg, w którym odbywała się Ceremonia, wpadł wprost na Cienistą Strzechę, szarą kotkę, z którą zaprzyjaźnił się tego ranka. Najwyraźniej trzymała się z dala od świętujących, ale przywitała go uprzejmie. Pazurek jęknął: Ś Och, och, Cienista Strzecho, och, tak się cieszę... szybko! Chodź i pomóż mi! Ś jąkał się z przejęcia. Ś Chodź mi pomóc... och, Łowca jest... on jest... och! Cienista Strzecha czekała cierpliwie. Kiedy wreszcie Szybki Pazur uspokoił się na tyle, żeby opowiedzieć jej o tajemniczej dolegliwości Łowcy, zafrasowana pokiwała łbem i poszła z nim na przypominającą olbrzymią czarę Polanę Spotkań. Ceremonia rozpoczęła się już na dobre, gromada kotów skakała i śpiewała pod niebotycznym sklepieniem drzew. Kręgi tancerzy wirowały hipnotycznie, łapy i ogony to spadały w dół, to pięły ku górze w rozproszonym świetle Oka. Wielu najadło się waleriany i dźwięki dziwacznych pieśni oraz niepowstrzymywanego śmiechu unosiły się w powietrzu. Znaleźli Frittiego w tym samym miejscu, w którym zostawił go Szybki Pazur, zwiniętego w kłębek niczym nowo narodzone kocię. Oddychał płytko i nie zareagował, kiedy Szybki Pazur zawołał go po imieniu. Cienista Strzecha spojrzała na niego, potem ostrożnie zbadała wąsami jego pierś i pysk. Przysiadłszy na trawie tuż przy nim, powąchała jego oddech. Wstała, gniewnie potrząsając swym srebrzystym łbem. Ś Twój przyjaciel jest żarłokiem albo głupcem. Albo też jedno i drugie. Pachnie kocią miętą. Tylko szaleniec mógłby zjeść tyle, żeby tak się odurzyć Ś powiedziała Szybkiemu Pazurowi. Ś Co mu się stanie? Ś wykrzyknął malec. Cienista Strzecha spojrzała na niego i mordka jej złagodniała. 145 Ś Nie wiem tego na pewno, mój młody myśliwy. Wiadomo, że nadmiar kociej mięty szokuje i przyspiesza bicie serca, ale on jest młody i silny. Jednak trudniej odpowiedzieć na pytanie, co dzieje się z duchem. Odrobina czyni ka lżejszą, przynosi pieśni i radość. Jeśli ktoś zje dużo więcej, czuje się bardzo silny i upada, pełen najdziwniejszych snów. Tyle, ile zjadł twój przyjaciel... na Harara, nie wiem. Musimy być cierpliwi. Ś Och, biedny Łowca! Ś chlipnął Szybki Pazur. Ś Co ja mam robić, co mam robić? Ś Zaczekam razem z tobą Ś cicho powiedziała Cienista Strzecha. Ś To wszystko, co możemy zrobić. Fritti Łowca spadał, spływał w dół, w niezmierzoną ciemność. Las, który kołysał się, giął i pochylał dookoła niego, zniknął... zniknęło wszystko... spadał w próżni. Gdy leciał, stracił poczucie czasu, nie odczuwał ani podmuchu wiatru, ani ruchu powietrza, które mogłyby podpowiedzieć mu, z jaką szybkością się porusza. Może nie poruszał się wcale, a tylko uczucie mdłości wywoływało w nim takie wrażenie. Po pewnym, bliżej nie określonym czasie... przerażenie błąkało się po jego skłębionych myślach... ujrzał Ś nie, najpierw poczuł Ś słaby blask. Blask zmienił się w iskrę, potem stopniowo rozprzestrzeniał się w smugę białego, zimnego światła. Ku jego zdziwieniu w środku tego światła można było zobaczyć jakiś kształt, a kiedy światło stopniowo zbliżało się ku niemu, rozpoznał figurę wielkiego, białego kota... pozbawiony ogona kot powoli krążył w ogromnej, czarnej kuli. Zbliżył się i blask stał się jeszcze jaśniejszy. Oczy kota-ducha patrzyły w jego kierunku, ale oczy te były mętne, ślepe. Biały kot odezwał się zimnym, szepczącym głosem, dochodzącym jakby z bardzo daleka. Ś Kto tam jest? Ś wykrzyknął. Ś Kto tu przyszedł? W chłodnym tonie jego głosu dźwięczała surowość, która przeszła pojęcie Łowcy. Chciał się odezwać, ale mimo najwyższego wysiłku, nie mógł. Próbując coś powiedzieć, Fritti 146 poczuł nagłe ciepło na czole, jakby łatka o kształcie gwiazdy, którą tam nosił, stała się prawdziwą gwiazdą... jakby zaczęła płonąć. Białe widmo przez chwilę przesuwało się w ciszy, potem znów przemówiło: Ś Czekaj. Myślę, że teraz cię widzę. A, mały duchu, jesteś daleko od swego gniazda. Powinieneś ssać pierś Pra-matki Ś tańcząc w niebiosach ponad Radosnymi Polami. Gorzko pożałujesz tego, że zabłąkałeś się w ten chłodny mrok. Łowca poczuł strach i osamotnienie. Nie mógł się poruszyć ani mówić, mógł tylko słuchać. Ś Dawno, dawno temu zbiegłem w te czarne przestrzenie, ale nie umiem znaleźć miejsca, przez które mógłbym wyślizgnąć się na tamtą stronę Ś zaczął nieznajomy martwym, zoobojętniałym głosem. Ś Od dawna szukam drogi powrotnej do światła. Czasem słyszę śpiewy... Ś powiedział z zimną tęsknotą. Ś Brama jest zawsze tuż za rogiem... coś broni mi dostępu. Dlaczego nie mogę odpocząć, po cichu odpocząć, jak zostało to obiecane? Pomimo strachu Łowca poczuł ogromne współczucie z powodu pustki, w jakiej żył biały kot. Ś Mała gwiazdko, czuję w tobie coś dziwnego. Co to jest? Ś pytał smutny, daleki głos. Ś Przynosisz wiadomości czy po prostu się zgubiłeś... jak ja? Czy przynosisz wieści od mego brata? Nie, to byłby tylko okrutny podstęp! Chłód jest zbyt wielki, noc zbyt głęboka... zostaw mnie samego, myśl o życiu mnie spala... spala mnie! Ach, jak ja cierpię. Rozległ się przytłumiony, odbijający się echem jęk i widmo zaczęło krążyć coraz szybciej i szybciej, aż zniknęło z zasięgo wzroku Łowcy. Znowu otoczyła go ciemność. Nagle poczuł coś pod łapami, choć nieprzenikniony mrok nie ustępował. Próbował przywrzeć, uchwycić się tej stałej rzeczy. Przypominała ziemię, mógł jej dotknąć Ś poza nim samym była jedyną rzeczą w tej gigantycznej, mrocznej ciszy. Przez chwilę. Zanim nie wyczuł czyjejś obecności. 147 Gdzieś tam, w odległej ciemności, coś go poszukiwało. Nie potrafił nawet powiedzieć, skąd to wiedział Ś nie umiał nazwać zmysłu, który mu to mówił Ś ale wiedział. Coś ogromnego, powolnego i groźnego tropiło go... w ciszy pełnej oczekiwania, która była daleko straszniejsza niż jakikolwiek dźwięk w tej niepokojącej próżni. Czoło znów go paliło. Czy świeciło? Poczuł się wyeksponowany jak odkryty cel. Jego czoło płonęło i czuł się tak, jakby dawało tej polującej rzeczy znak jego obecności jak oczy lśniące wśród drzew lasu. Łowca usiłował zakryć pysk łapami, aby schować płonące znamię... ale nie mógł dosięgnąć czoła. Jego głowa rozciągnęła się, nie, to skurczyły się jego nogi! Teraz to czuł, czuł, jak znikają, najpierw go trochę łaskotały, potem zniknęły Ś leżał teraz bezradnie na brzuchu, niezdolny do ucieczki, choć każdy jego nerw rwał się do biegu. To coś było już blisko, szukając go po omacku... dotyk był coraz bliższy i bliższy. Całe poczucie nierzeczywistości roztopiło się w przerażeniu. Coś wyczuło go Ś i chciało go dostać. Zacisnął oczy jak kociątko, które ma nadzieję, że nie widząc, samo nie będzie widziane Ś ale nieprzenikniona ciemność okrutnie zadrwiła sobie z niego, mrok zmienił się znowu w mrok. To było już tuż nad nim, badało... wydawało mu się, że czuje spleśniały, zgniły, starszy niż skały zapach. Ciepłe miejsce na jego czole pulsowało jak serce ognia. Wtedy to coś pochwyciło go i zaczęło nim potrząsać, potrząsać, potrząsać... Przez krótką chwilę z ciemności doszło do niego poczucie ogromnego rozczarowania, później został uniesiony w górę. Wysoko ukazał się punkt światła, świecącego w dół jak promyk słońca. W samym środku tej dziury w czerni ujrzał dziwny, wysoki kształt Ś jakby drzewo bez gałęzi, całkowicie otoczone wodą. Kiedy zamrugał oczami z powodu jaskrawości tego wysokiego światła, kształt zaczaj przybierać rysy Bary-tona, który nim potrząsał i potrząsał... Łowca zapadł teraz w normalny sen, a kiedy się obudził, znajdował się w altance Szybkiego Pazura. Baryton, Cienista Strzecha i jego mały przyjaciel stali nad nim. 148 Ś No, nareszcie! Ś powiedział Baryton. Ś Wszyscy bardzo, bardzo martwiliśmy się o ciebie. Podejrzewam, że tam, gdzie mieszkasz, nie ma prawdziwej kociej mięty. Tak się cieszymy, że lepiej się czujesz. Szybki Pazur schylił się i wylizał pysk Łowcy. Szara kotka stała na ziemi, ale mierzyła Łowcę wzrokiem. Drżący, podziękował im za troskę. Jeszcze nie czuł się zupełnie normalnie: światło sączące się przez gałęzie drzew załamywało się dziwnie i migotało, a wszystkie odgłosy dochodziły do niego podwojone. Czuł się lekki, niemal bezcielesny. Baryton wstał i rzekł: Ś Cóż, wiem, że byłeś okropnie chory, ale leżeliśmy przy tobie cały ranek, a ja zawsze mam tak dużo rzeczy do zrobienia. Mam nadzieję, że nie znienawidzisz mnie, jeśli teraz pobiegnę dopilnować kilku z nich. Ś Odchodząc odwrócił się i dodał: Ś Ach, o mało bym zapomniał! Książę zorganizował dla was wizytę na Dworze dziś wieczorem, gdy zacznie się Najgłębsza Cisza. Jeżeli nie czujesz się dość dobrze, aby iść, cóż, myślę, że zmiana byłaby możliwa Ś ale oni tam, w siedzibie Królowej, niezwykle serio traktują protokół. Nie nalegam na to, żebyś poszedł, to znaczy jeżeli nie czujesz się na siłach... Ś Myślę, że podołam temu zaszczytowi Ś odezwał się po chwili milczenia Fritti. Ś Przeszedłem długą drogę, aby mówić z Królową i... Ś Znowu zamilkł. Ś No tak, pójdę. Ś To dobrze. Wrócę, żeby was zabrać odpowiednio wcześnie Ś powiedział Baryton. Łaciaty śpiewak wyskoczył z doliny. Fritti znów położył się na chwilę, zastanawiając się nad swym dziwnym, przedłużającym się stanem, a uszczęśliwiony Szybki Pazur porządkował jego sierść. Po pewnym czasie odezwała się Cienista Strzecha: Ś Czy jesteś pewny, że będziesz dość silny, aby stanąć przed Królową, Łowco? Ś Smukła, popielata kotka patrzyła na niego, czekając na odpowiedź. 149 Ś Wydaje mi się, że im prędzej to załatwię, tym lepiej Ś powiedział. Trudno było mu wyrazić to, co czuł. Ś Tak jak powiedziałem Barytonowi, przeszliśmy daleką drogę. Obiecałem i jestem związany przysięgą... ale Dom Pierwszych, sam nie wiem, powoduje, że wszystko staje się jakby nieważne Ś to znaczy mogłabyś leżeć tu dzień po dniu, gdybyś zechciała, i myśleć sobie o ważkach. Nie gonić ważki, rozumiesz Ś próbował wyjaśniać Ś tylko o nich rozmyślać. Mogłabyś spędzać całe dnie, zastanawiając się i dumając nad ważkami, rozmawiając o nich... i zanim się spostrze-żesz, będziesz już stara. Któregoś dnia uświadomisz sobie, że właściwie nigdy nie widziałaś ważki... ale nie będziesz już nawet pragnęła jej zobaczyć, bo mogłoby to zniszczyć twoje cudowne wyobrażenia. Obawiam się, że nie wyjaśniam ci tego dość dobrze Ś ciągnął Ś ale czuję, że jeśli w ogóle chcę odnaleźć moją przyjaciółkę, Cichą Łapę, to lepiej, żebym uporał się z tym, ponieważ... Przepraszam, ja po prostu nie potrafię tego wyrazić... Cienista Strzecha podeszła do Frittiego, obwąchała go Ś tym razem nie podejrzliwie, lecz z zainteresowaniem Ś i usiadła. Ś Wydaje mi się, że czuję, co chcesz powiedzieć, Łowco, ale, oczywiście, ja także jestem tu obca. Nie sądzę, żeby zrozumiał cię Baryton ani nikt z nich. Ś Prawdopodobnie nie zrozumieliby Ś przyznał Fritti. Spojrzał na Szybkiego Pazura, który skończył obrządek i tulił się zadowolony do jego ciała, przysłuchując się rozmowie. Ś Co o tym myślisz, Pazurku? Ś spytał. Szybki Pazur spojrzał poważnie. Ś Nie jestem pewny, czy zrozumiałem wszystko, co mówiliście, ale wydaje mi się, że jakaś część myślenia tego Ludu jest po swojemu ważna Ś a przynajmniej powoduje, że chciałbym zadać im kilka pytań, które wydają mi się ważne... choć tak naprawdę to nie wiem, co sprawia, że są ważne. No widzisz? Ś zachichotał kotek. Ś Jestem jeszcze gorszy w objaśnianiu tego niż mój mądry, stary przyja-150 ciel, Łowca. Myślę, że powinniśmy rozstrzygnąć te nudne problemy za pomocą jakiegoś jedzonka. Pora śniadania dawno już minęła! Ś Zgoda, cu'nre. Ś Uśmiechnął się Fritti, chociaż wcale nie chciało mu się jeść. Ś Czy zechcesz pójść z nami na łowy, Cienista Strzecho? Ś zwrócił się do milczącej kotki. Ś Będę zaszczycona Ś odpowiedziała. Przez cały dzień buszowali w leśnym labiryncie Domu Pierwszych, odkrywając zarośnięte krzakami przejścia i dawno zapomniane ścieżki. Lud Domu Pierwszych i Lasu Źródła wydawał się bardzo cichy w dzień po Ceremonii. Większość drzemała albo wylegiwała się na boku, leniwie gwarząc z przyjaciółmi. Wiele kotów ruszyło w drogę tuż po święcie, więc boczne drogi Lasu Źródła były prawie puste. Cienista Strzecha poświęcała większość uwagi Szybkiemu Pazurowi, podprowadzając go ku zwierzynie i przychodząc, by popatrzeć, kiedy natknął się na coś, co go zainteresowało. Wobec Łowcy była przyjazna, jednak z pewną rezerwą. Cieszyło to Frittiego, który ciągle odczuwał skutki doświadczenia poprzedniej nocy. Większość objawów, które towarzyszyły mu przy obudzeniu, ustąpiła, ale jeszcze nie mógł otrząsnąć się z dziwnego uczucia oddalenia. Rozmowa towarzyszącej mu dwójki dobiegała jakby z oddalenia, czuł, że wypełnia go spokój, kiedy przemykał się jak duch pod starymi drzewami. Później, wczesnym wieczorem, Cienista Strzecha odeszła, przyrzekając, że powróci. Szybki Pazur, który hasał jak trzmiel całe popołudnie, i Fritti, ciągle nieco roztrzęsiony, wrócili do ciepłego kątka, aby odpocząć przed wizytą na Dworze. Baryton zjawił się po nich pełen powstrzymywanego przejęcia z powodu powagi i znaczenia funkcji, jaką przyszło mu pełnić. Poszli za nim jak lunatycy poprzez kręte korytarze Domu Pierwszych. Prześlizgnęli się przez ciasno zwartą palisadę srebrnych brzóz i zeszli w dół niewielkiego jaru. Tam, w odbitym świetle pojedynczego, szerokiego promienia światła Oka, który wpadał przez splątany leśny dach, zoba-151 czyli zarysy postaci wielu kotów, które siedziały wokół dolnego obwodu jaru. W ich okrągłych oczach odbijało się światło. Jakaś wielka postać w pośpiechu wyłoniła się z cienia. Ś Tak, tak, to ta dwójka, prawda? Niedługo przyjdzie na nich czas. Ś To był Grzmiący Szept, potężny Szambelan; kiedy mówił, jego głowa kołysała się w dół i w górę niczym wierzba na wietrze. Ś Nawet nie próbujcie się niecierpliwić. Taka jest procedura, jak wiecie. Ty, Barytonie, zostaw ich mnie Ś oto dobry kolega. Możesz poczekać na nich przy wyjściu. Baryton wyglądał na nieco rozczarowanego, lecz wzruszył ramionami i życzył im szczęścia. Poszli za kołyszącym się, mamroczącym coś Szambelanem Dworu, który poprowadził ich do podnóża jednej ze ścian jaru Ś niedaleko frontu i światła. Ś Zostańcie tu, dopóki was nie wezwę. Do tego czasu ani pisku. Przed wami są inni, a czas Jej Miękkości jest bardzo cenny. Po prostu bądźcie cicho, maluchy! Ś oznajmił Grzmiący Szept i oddalił się pospiesznie, a jego szerokie ciało kołysało się z boku na bok. Spojrzenie Frittiego odprowadziło go poprzez maleńki, ciasny jar. Szambelan podszedł do gromadki eleganckich, znakomicie uczesanych kotów, które najpewniej, jak domyślał się Fritti, były dostojnikami na Dworze. Przed nimi siedziało kilka innych, o zróżnicowanej aparycji. Jeden z nich, wielki, dumny, pręgowany kocur, miał w sobie ten niewymuszony, śmiały wdzięk, który Frittiemu przywiódł na myśl Drżącego Szpona. Na płaskim wzniesieniu porośniętym trawą, pod sklepieniem z liści i konarów przeogromnego dębu, usadowili się obok siebie Płotołaz i Tragarz Rosy; ten pierwszy z takim wyrazem ledwo powstrzymywanego znudzenia i pragnienia wyrwania się stąd, że Fritti uśmiechnął się w ciemności sam do siebie. Jak tego rodzaju rzeczy musiały drażnić duszę Księcia-włóczykija! Obok Płotołaza leżał Książę Małżonek, jego łagodne oblicze było pogodne, lecz wzrok miał daleki 152 i niepokojący jak nadchodząca burza. W samym centrum wzniesienia w promieniu światła siedziała Królowa Mirmisor Słoneczny Grzbiet, oświetlona jak postać ze snów. Kiedy Fritti ją spostrzegł, od razu pomyślał o źródle, o leśnym zdroju. Była czysto, lśniąco biała, a długa, miękka sierść, otulająca jej ciało ze wszystkich stron, nadawała jej wygląd puszystego dmuchawca. Tuż przy niej stała maleńka gliniana miska, przyniesiona z jakiejś siedziby M'an. Córa rodu Ha-rara siedziała ze skulonym grzbietem i wyciągniętym łbem. Odstawiła jedną łapę, która sterczała w powietrzu niczym urocze gałęzie brzóz otaczających Dwór. Królowa delikatnie lizała swoją najskrytszą końcówkę. Rozdział 14 Ku wysokiemu kapitelowi... jego zamkowi blademu urodą i upadkiem... P.B. Shelley Audiencja na Dworze Harara ciągnęła się przez długie godziny Najgłębszej Ciszy. Królowa Słoneczny Grzbiet, siedząca w rozpadlinie wielkiego dębu Ś Vaka'az'me Ś spokojnie słuchała wszystkich, którzy stawali przed jej obliczem. Łowca z coraz mniejszym zainteresowaniem obserwował procesję petentów prezentujących się przed tronem. Najobszerniejszą część audiencji wypełniły kwestie terytorialne, ale także ceremonie nadawania imienia i błogosławieństwa dla ciężarnych kotek. Wszystkiemu temu przewodniczyła Królowa, daleka, nieruchoma i jasna niczym gwiazda. W końcu wszyscy interesanci, zadowoleni albo rozczarowani, zniknęli w ciemnościach nocy. Królowa przeciągnęła się, ziewając z niebywałym wdziękiem i dała znak ogonem. Grzmiący Szept zakrzątnął się, wtoczył na wzniesienie i skłonił się przed nią. Władczyni powoli szeptała mu coś do łaciatego ucha, a on kiwał wytrwale głową. Ś Tak, Pani, tak, oczywiście, bezwzględnie tak Ś sapał stary Szambelan. Ś Cóż, czyż nie powinniśmy go wysłuchać? Ś spytała Królowa Słoneczny Grzbiet głosem chłodnym i czystym jak struga wody. 154 Ś Oczywiście, Wasza Włochatość Ś mruknął Grzmiący Szept i pospieszył ku przodowi wzniesienia. Zmrużył swoje stare oczy, wpatrując się w mrok jaru, i oznajmił: Ś Tanie Myszołowie z rodu Pierwszych Wędrowców, bądź łaskaw stanąć przed Vaka'az'me! Pręgowany myśliwy o dumnym wyglądzie, którego Fritti zauważył już wcześniej, podniósł się, przeciągnął i powoli podszedł ku płaskiemu wzniesieniu. Na moment stanął na jego skraju, po czym bez wysiłku skoczył w górę, w krąg światła. Ś Pierwszy Wędrowiec! Jak Drżący Szpon i Muskacz! Ś pisnął Szybki Pazur. Fritti bezwiednie kiwał głową, przyglądając się Myszołowowi. W świetle Oka, które zalewało dębowy tron, żylaste ciało Tana ujawniło ślady wielu zadawnionych blizn, które bielały pod jego krótkim futrem. Pręgi i blizny nadawały Myszołowowi wygląd steranego drzewa. Ś Zawsze do twoich usług, o Królowo Ś rzekł z szacunkiem Pierwszy Wędrowiec, dotykając ziemi brodą. Słoneczny Grzbiet spoglądała na niego z chłodnym zdziwieniem. Ś Nieczęsto widujemy Pierwszych Wędrowców na naszym Dworze Ś powiedziała.Ś Nawet tych, którzy polują w Lesie Źródła, w pobliżu Domu Pierwszych. Cóż za niezwykły zaszczyt. Ś Z całym szacunkiem, Wasza Najwyższość, Pierwsi Wędrowcy nie polują w Lesie Źródła Ś mówił Myszołów z szorstką, lecz cichą dumą. Ś Wiesz wszak, że ponad wszystko stawiamy życie samotne wśród przyrody. Dwór jest zbyt... zbyt zatłoczony, jak na nasze gusta. Ś Słowo „zatłoczony" wyśpiewał z lekką nutą pogardy, która zachmurzyła pogodną twarz Tragarza Rosy. Ś Mówiono nam o tym, Tanie Ś zasyczał Książę Małżonek Ś ale doszły nas także szepty, że Pierwsi Wędrowcy zbierają się na wschód od Dolin Łagodności. Czy twoi przyjaciele nie uznają tak dużego towarzystwa za równie przygnębiające jak nasz Dwór? 155 Myszołów spojrzał gniewnie, a Słoneczny Grzbiet kichnęła i zaczęła czesać swój ogon. Tan odpowiedział, wyraźnie powstrzymując gniew: Ś Spotkanie Tanów odbywa się z tej samej przyczyny, która przywiodła mnie tutaj. Książę Małżonek, z powodów, które bez wątpienia znane są tylko Jego Wysokości, pragnie rozdrapywać stare rany. Nie dam się wodzić za ogon. Zaniedbałbym wtedy sprawy o wiele poważniejsze. Grzmiący Szept, który wciąż jeszcze stał, teraz poruszył się niespokojnie i podszedł, by usiąść przy Księciu Płotołazie, który po raz pierwszy tej nocy wydawał się zainteresowany tym, co się dzieje. Ś Chciałbym, żebyście wszyscy przestali się kłócić, choć na chwilę Ś warknął Książę. Ś Byłoby miło porozmawiać dla odmiany o czymś ważnym. Królowa Słoneczny Grzbiet obrzuciła syna krótkim spojrzeniem, dwa razy strzygnęła uszami i zwróciła się do Myszołowa: Ś Choć być może jest zarozumiały i zuchwały, Płotołaz ma rację. Wybacz nam nasze grubiaństwo, Tanie. Domyślam się, że ciążą na tobie sprawy wielkiej wagi i nie w smak ci nasze przytyki. Ś Posłała zimne spojrzenie Tragarzowi Rosy, na które Książę Małżonek odpowiedział władczym wzrokiem. Ś Proszę, Myszołowie, mów Ś powiedziała Królowa. Weteran wielu walk patrzył na nią przez chwilę, potem znów nisko pochylił głowę i trzymał ją tak przez kilka uderzeń serca. Uniósł wreszcie wzrok i przemówił: Ś Jak Waszej Królewskiej Miękkości wiadomo Ś zaczął Ś jest nas, Pierwszych Wędrowców, niewielu, a nasze włości są rozproszone. Ja sam sprawuję władzę nad większą częścią Równiny Słonecznego Gniazda i tą częścią Lasu Źródła, z wyłączeniem Domu Pierwszych, oczywiście Ś dodał, uśmiechając się przebiegle w stronę Tragarz Rosy. Ś Tereny w kierunku na U'ea, na północ od Troskliwego Dźwięku, były wcześniej pod opieką mego kuzyna, Tana Tropiciela. Teraz on nie żyje. Ś Myszołów zamilkł znacząco. 156 Królowa wychyliła się do przodu z zaciekawieniem w jasnych oczach. Ś Naturalnie przykro nam słyszeć o odejściu Tropiciela z tych terenów Ś powiedziała z namysłem Królowa. Ś Był dzielnym i rozważnym myśliwym. Ciągle jednak nie rozumiemy celu twojej misji. Pierwsi Wędrowcy zawsze decydowali sami o swoich włościach, bez odwoływania się do Dworu. Myszołów przysiadł i niecierpliwie drapnął łapą o ziemię. Ś I będzie tak nadal, o Królowo. To nie spadek po Tropicielu, lecz sposób jego odejścia przywiódł mnie tutaj. Tropiciel został zaatakowany przez jakiegoś tajemniczego wroga i rozerwany na kawałeczki. Inni Wędrowcy z tego terenu po prostu zniknęli. Królowa Słoneczny Grzbiet, przykucnięta w odartym z kory wgłębieniu Vaka'az'me, wstrząsnęła się z niesmakiem. Perłowe wnętrze pnia otaczało jej figurę, gdy zerknęła na Tana. Ś Jakież to okropne! Ś powiedziała. Tragarz Rosy bezszelestnie postąpił krok w kierunku Tana. Ś Co za potwór popełnił ten czyn? Ś zapytał. Ś I jaka ma być nasza rola w tej sprawie, skoro przyszedłeś tu i opowiedziałeś nam tę historię? Fritti, siedzący wśród kilku innych przyglądających się, poczuł, że Szybki Pazur u jego boku napina się niczym młode drzewko. A więc to ściągnęło tu z południa Drżącego Szpona, pomyślał. Ś Nikt z Ludu nie potrafi tego powiedzieć, Najmiłości-wsi Ś ponuro odrzekł Myszołów. Ś Było to bardzo silne stworzenie, o ile bxło tylko jedno. Jeśli była to polująca gromada, to nie jest to wcale mniej niepokojące. Tropiciela potraktowano bezlitośnie. Słoneczny Grzbiet odzyskała zimną krew. Ś Dlaczego jednak przyszedłeś nas niepokoić? Ś zapytała. Ś To okropne słuchać o losie, jaki spotkał Tropiciela, ale Szczurzy Liść i całe północne tereny już od dawna 157 są niebezpiecznymi, zakazanymi miejscami. Dlaczego więc przynosisz nam te niepokojące historie? Ś Przynoszę te złowróżbne wieści nie po to, by niszczyć spokój Domu Pierwszych Ś rzekł Myszołów, a jego głowa poznaczona bliznami uniosła się dumnie. Ś Przyszedłem was ostrzec, ponieważ myślę, że Dwór pozostaje w złudnym spokoju. To nie był pojedynczy wypadek. Ja o tym wiem i wy również. Wasz syn patrolował obrzeża Domu Pierwszych z powodu kłopotliwych zdarzeń w okolicy gniazda. Ś Nareszcie o tym mówimy! Ś odezwał się zadowolony Płotołaz, lecz Tragarz Rosy podniósł swą smukłą łapę i przerwał mu. Ś Na naszych granicach byli jacyś rabusie, ale nie zdarzyło się nic, co warte byłoby zjeżenia włosów Ś powiedział melodyjnym głosem Książę Małżonek. Ś Może to dzicy Growlersi, a może chory Garrin. Wyjaśnień może być wiele, podobnie jak w przypadku nieodżałowanej śmierci Tropiciela. Zniszczony stary Tan spojrzał na Tragarza Rosy z milczącą wzgardą. Ś Potężne Garrin mogą oczywiście być niebezpieczne Ś odezwał się Ś lecz one zimą śpią i takie wypadki zaczynają się w porze ostatnich śniegów. Myślę, że te zdarzenia powtórzą się tej zimy, podczas gdy Garrin schowały się już w swoich jaskiniach. Ś Ich oczy spotkały się, ale Tragarz Rosy nie odezwał się. Ś Cokolwiek czai się na północy, i zaczyna się rozprzestrzeniać, nie jest to naturalne dziecko naszego świata, jak wielu może zaświadczyć. Ziemia ma wiele litości dla swoich stworzeń. Mieszkałem już w miejscach bardzo wysokich i w bardzo niskich, ale nigdy nie spotkałem czegoś takiego. Ś Co masz na myśli, Tanie? Ś zapytała Królowa Słoneczny Grzbiet. Ś Niezupełnie cię rozumiemy. Ś Coś dziwnego osiedliło się po drugiej stronie Drapnię-cia Harara. Leśne stworzenia ze Szczurzego Liścia opuszczają go, uciekają całymi stadami. Ptaki, które tam się gnież-158 dżą, tym razem odlatują za Wielką Wodę. Spośród całego Ludu wy w Domu Pierwszych powinniście wiedzieć najlepiej, że wróży to niebezpieczeństwo. Ś Do rzeczy, .Pierwszy Wędrowcze Ś odezwał się Tragarz Rosy zimnym głosem. Ś To powinno być oczywiste. Tu, dookoła Domu Pierwszych, jest największe ze wszystkich skupisko kotów: głodna, polująca gawiedź, nieustannie penetrująca zarośla w poszukiwaniu fla-fa'az i Piszczków. Jeżeli te stworzenia pozostaną, rozmnażając się i zasiedlając, być może, i inne miejsca, będą trzymały się tych terenów. Las Źródła jest ich rodową siedzibą, tak samo jak i naszą. My, Lud, i ci, na których polujemy Ś wszyscy tańczymy wspólnie. I tak być powinno. Jednak cokolwiek opanowało północne równiny, cokolwiek wzniosło kopiecŚ stos odpadków Ś tak wielki jak Dom Pierwszych, jest to coś, z czym zwierzęta Szczurzego Liścia żyć nie mogą. To niebezpieczeństwo, przed którym powinniśmy ustrzec się wszelkimi siłami. Ś Brawo! Ś wykrzyknął Płotołaz. Ś Na skok Hara-ra, dobrze jest wysłuchać tutaj kogoś, kto ma trochę zdrowego rozsądku. Królowa Słoneczny Grzbiet miała już coś powiedzieć. Fritti i Szybki Pazur, tak jak wszyscy zebrani, przysunęli się nieznacznie, aby usłyszeć jej oświadczenie. Jednak podniósł się, ziewając, Tragarz Rosy. Ś Cóż Ś odezwał się łagodnie Ś wiele racji jest w tym, co powiedziałeś, Tanie, i wiele jest w tym wieści dla nas nowych. Szczególnie ten kopiec wydaje się czymś przedziwnym. Będziemy musieli jeszcze o tym porozmawiać później. Jednak w tej chwili nie uważamy za konieczne dreptać wkoło jak kocięta z powodu jakichś pogłosek ani też organizować górskich ekspedycji nie dość poinformowanych, aby badać coś, co ty sam nazwałeś siedliskiem zła. Ś Myszołów wyraźnie chciał się sprzeciwić, ale Tragarz Rosy uderzył w obie strony swym brązowo obramowanym ogonem i Pierwszy Wędrowiec zachował spokój. 159 Ś Jednakże Ś rzeczowo ciągnął Książę Ś nie jeste-śmi obojętni na zagrożenie. Syn Królowej, waleczny Książę Płotołaz, otrzymuje nasze zezwolenie na zebranie takiej liczby Ludu, jaką sam uzna za konieczną, w celu obrony granic naszego terytorium. Może zaczynać od razu. Ś Cudownie! Ś zerwał się podekscytowany Płotołaz. Ś Tak się cieszę! Ś wymamrotał, nie bardzo odpowiednio do sytuacji, pomyślał Łowca, i jednym skokiem zniknął w mroku. Ś Ponadto Ś ciągnął Książę Małżonek o zimnych oczach Ś poprosimy cię również, abyś ty, Tanie, po spotkaniu ze swymi towarzyszami, Pierwszymi Wędrowcami, wrócił tu i raczył podzielić się waszymi ustaleniami z Dworem Harara. Czy jest to możliwe? Ś Oczywiście, Wasza Wysokość Ś odparł Myszołów odrobinę zadziwiony. Ś Mam nadzieję, że będziemy wspólnie... Ś Oczywiście, oczywiście Ś powiedział Tragarz Rosy. Ś Taka jest wola Królowej. Mam rację, moja wielowąsa Królowo? Ś spytał, zwracając się do Słonecznego Grzbietu. Królowa, uspokojona znajomym dźwiękiem dworskiego obyczaju, machnęła tylko raźno ogonem na znak przyzwolenia. Ś Znakomicie, wydaje nam się zatem, że nasza nocna audiencja dobiegła końca. Dziękujemy ci raz jeszcze, Tanie Myszołowie, za zwrócenie nam uwagi na te kwestie. Przekaż, prosimy, nasze najszczersze kondolencje krewnym i przyjaciołom Tropiciela. Tragarz Rosy zaczął już schodzić z wzniesienia, kiedy raptem odezwał się Grzmiący Szept: Ś Eee... hmmm... mmm... błagam o wybaczenie, Panie, ale wydaje mi się, że został ktoś jeszcze... mmm.... czeka na swoją kolej... jeśli wiesz, co mam na myśli. Tragarz Rosy powrócił na trawiasty pagórek z wyrazem irytacji, który szybko ustąpił miejsca dobrotliwej obojętności. Królowa nie zwracała na nic uwagi Ś czyściła sobie bok, leżąc wśród rozłożystych korzeni Vaka'az'me. 160 Ś Bardzo dobrze Ś powiedział Książę Małżonek. Ś Gdzie oni są? Przyprowadź ich bliżej. Grzmiący Szept pospiesznie kierował do przodu Frittiego i Szybkiego Pazura, zupełnie nieprzygotowanych. Pucołowaty kocur pochylił się i szepnął do Frittiego: Ś Staraj się mówić krótko, mały. Ich Eminencje są w nie najlepszych nastrojach. Zdenerwowany Fritti wyraźnie to widział, a nad Szybkim Pazurem tak zapanowało onieśmielenie, że tylko drżał cichutko u boku Łowcy, gdy stanęli przed Wielkim Dębem. Ś Jakie są wasze imiona i dlaczego stajecie przed nami? Ś zapytał niecierpliwie Książę Małżonek. Ś Jestem Łowca, a to mój towarzysz, Szybki Pazur. Pochodzimy z Klanu Ściany Zgromadzeń, zza Starej Puszczy. Szukamy naszej przyjaciółki imieniem Cicha Łapa. Ś Głos Frittiego był cichy. Królowa w końcu dostrzegła dwa małe kotki. Ś Czy myślicie, że ona jest tutaj, w Domu Pierwszych? Ś zapytała, kierując na nich swoje błyszczące oczy. Szybki Pazur osiągnął szczyt gorączkowego przejęcia, jęknął z rozpaczy i ukrył pysk na biodrze Łowcy. Fritti przełknął ślinę i powiedział: Ś Nie, wielka Królowo, nie myślimy tak. Wydaje nam się, że mogła zostać porwana przez to stworzenie czy... stworzenia, o których mówił Myszołów. Wiele innych kotów spośród Ludu Ściany Zgromadzeń również zniknęło w tajemniczy sposób. Starszyzna wysłała z tego powodu delegację na Dwór Ś dokończył pospiesznie. Słoneczny Grzbiet ziewnęła szeroko, pokazując ostre zęby i nieprawdopodobnie różowy język. Ś Czy przyjmowaliśmy taką delegację? Ś zapytała Grzmiącego Szepta. Stary Szambelan zastanawiał się przez jakiś czas. Ś Nie mogę powiedzieć, że mieliśmy, Wasza Łagodność Ś powiedział w końcu. Ś Nie wydaje mi się, abyśmy kiedykolwiek przedtem słyszeli o Klanie Ściany Zgromadzeń i, 161 na martwego szczura, jestem pewny, że nie przybyła stamtąd żadna delegacja. Ś Czyli wy nią jesteście Ś odezwał się Tragarz Rosy. Ś Obawiam się, że sprawy wielkiego, dzikiego świata przerastają maleńki Dwór. Naprawdę mi przykro, że nie możemy wam pomóc. Możecie pozostać w Domu Pierwszych tak długo, jak potrzebujecie. Może, jeśli interesują was te sprawy, moglibyście pomóc Płotołazowi. Przeszliście już przez pieśń myśliwych, prawda? Zresztą, to nie ma żadnego znaczenia. Mri'fa-o. Audiencja u Królowej jest zakończona. Baryton, który usnął na zewnętrznym skraju jaru, nie mogąc się ich doczekać, poprowadził ich teraz w milczeniu przez las. Fritti, pełen ukrytej urazy i przygnębienia, również nie miał ochoty na rozmowę. Po długim odcinku milczącej podróży ciszę przerwał w końcu Szybki Pazur. Ś Pomyśl tylko, Łowco Ś powiedział Ś widzieliśmy Królową Kotów! Rozdział 15 Doprawdy nie wiem, co wolę: Głosu urodę Czy może urok niedomówień, Czarnego ptaka gwizd Czy ciszę po nim. Wallace Stevens Dni w Domu Pierwszych mijały szybko. Poza granicami przepastnego azylu Lasu Źródła panowała zima. Fritti i Szybki Pazur spędzali czas pod wielkimi drzewami, badali las, polowali i stawali się coraz grubsi, a ich futra Ś coraz bardziej lśniące. Cienista Strzecha Ś wciąż uprzejma i pełna rezerwy Ś spędzała większość czasu z nimi. Wyglądało na to, że szczególnie polubiła towarzyszyć Pazurkowi w jego najróżniejszych ekspedycjach. Pewnego pochmurnego popołudnia, kiedy kociak i szara kotka penetrowali labirynt Domu Pierwszych, Łowca poczuł się bardzo samotny. Baryton był na wyprawie, która poprzedzała obrzędy Oel-cir'va, i miało go nie być przez dwa wschody słońca. Inni mieszkańcy Domu Pierwszych, spośród których Fritti rozpoznawał nielicznych, uwijali się tam i z powrotem w sobie tylko znanych celach, więc Łowca w samotności przechadzał się pod drzewami. Już od dawna nie ruszał się nigdzie bez akompaniamentu paplającego głosiku czy po prostu Ś obecności kompana. Zawędrował aż do południowych krańców Domu Pierwszych, skąd drzewa prowadziły ku skrajom Słonecznego Gniazda Ś idąc własnym tempem, słuchając pieśni własnego wnętrza. Wyszedł spod okapu lasu i szedł w dół 163 pochyłej, zarośniętej trawą łąki, którą przyprószył już pierwszy, puszysty śnieg. Był tak zatopiony w myślach, że nie słyszał lodowatego szumu Szemrzącego Szmeru, dopóki nie stanął na brzegu strumienia. Przysiadł na zadzie, przenikliwy wiatr targał mu sierść i osypywał go śniegiem, a on patrzył, jak przemija woda pluszczącej rzeki, fala znikała z zasięgu jego wzroku, płynąc na wschód, Vez'an, gdzie w końcu wpływała do Troskliwego Dźwięku. Dalej, dużo dalej, leżała kraina jego urodzenia i dzieciństwa, te lasy i pola, które przemierzał wraz z Cichą Łapą pod jasnym letnim niebem. Szeroko otworzył oczy, mimo uderzającego w nie chłodnego wiatru, i wpatrzył się w równinę; myślał o powrocie do domu. Las Źródła nigdy nie będzie jego domem. Gdzieś daleko za tą zimową krainą była Ściana Zgromadzeń. Tam, daleko, miał przyjaciół. Jednak nie miał tam rodziny. Nie było też Cichej Łapy. Siedział tak długo, ogon otulał jego łapy, wreszcie podniósł się i poszedł z powrotem stromą łąką, a śmiech Szemrzącego Szmeru powoli cichł za jego plecami. Ś Łowco! Ś wesoło zawołał Szybki Pazur. Ś Szukaliśmy cię. Poszedłeś na zwiady? Cienista Strzecha i ja mamy ci coś ważnego do powiedzenia! Fritti zatrzymał się i czekał na kotka, który doganiał go w podskokach. Ś Dobrych tańców, Pazurku Ś powiedział. Ś I tobie również, Cienista Strzecho. Ś Kotka wyglądała na pogrążoną w myślach, nieobecną. Ś Ja również mam dla was wieści. Wracajmy do naszego drzewa, schowamy się przed wiatrem. W altance, kiedy wiatr szarpał wierzchołkami drzew wysoko ponad ich głowami, Fritti zwrócił się do przyjaciół bardzo poważnym tonem: Ś Mam nadzieję, że dobrze zrozumiecie to, co chcę wam powiedzieć, i nie będziecie myśleć o mnie źle. Sporo zastanawiałem się dziś nad tym. Decyzja nie była tak ciężka, gorzej jest z przekazaniem jej wam. Muszę opuścić Dom 164 Pierwszych. Siedzę tu już zbyt długo i tracę z oczu mój cel. Ale przyrzeczenie, które złożyłem, jest tak samo ważne jak w chwili, gdy je wygłaszałem. Nie mogę tu spokojnie zimować, nie wiedząc, gdzie podziała się Cicha Łapa. Po przybyciu na Dwór i wysłuchaniu wszystkiego, co zostało tam powiedziane, doszedłem do wniosku, że nie mogę oczekiwać stąd pomocy. Wygląda na to, że coś dzieje się na północy, sądzę, że tam właśnie muszę pójść, by kontynuować poszukiwania. Boję się tego, naprawdę, i każdy wąs mnie szarpie na samą myśl o tym, ale muszę pójść. Harar wie, jak bardzo czasem żałuję... żałuję... Szybki Pazurze, czy ty się śmiejesz?! Szybki Pazur rzeczywiście śmiał się, chichotał cichutko, uderzając łapą Cienistą Strzechę. Ś Oj... oj... oj, Łowco Ś mówił pomiędzy wybuchami śmiechu. Ś Oczywiście, że musimy iść. Właśnie o tym rozmawialiśmy dzisiaj z Cienistą Strzechą. Mówimy o tym od kilku dni. Ale Cienista Strzecha twierdziła, że ty sam musisz zadecydować, kiedy wyruszymy. Fritti był zaskoczony. Ś My? Ależ Pazurku, to jest zimna pora. Nie mogę zabrać cię ze sobą. To nie jest twoja przysięga, twoja śmieszna obietnica. Poza tym, wybacz, byłeś niesłychanie dzielny, ale ciągle jesteś kociątkiem. To może być okropnie niebezpieczne, nie rozumiesz? Ś Wiem o tym. Ś Szybki Pazur spoważniał nieco, choć wciąż bawiło go zaskoczenie Łowcy. Ś Myślę, że tobie i Cienistej Strzesze uda się uchronić mnie przed zagrożeniem. A może my zrobimy to samo dla ciebie. Ś Cienista Strzecha? Ś Zdziwienie Frittiego sięgnęło zenitu. Ś Cienista Strzecho, ty musisz rozumieć, jakie to jest niebezpieczne. Zatrzymaj tu Szybkiego Pazura, błagam. Hararze! Czy wy oboje straciliście zmysły jak stary Pchło-żerca? Cienista Strzecha spojrzała na Łowcę chłodnymi, głębokimi oczyma. 165 Ś Ja również wolałabym, żeby mały nie nalegał na to, by iść, ale on jest uparty. Kimże jestem, aby znać wyroki Meerclar? Powołuje Lud do wielu różnych celów. Co do mnie, cóż, nie winie cię za to, ale powinieneś wiedzieć, że nie tylko ty masz swoje porachunki do wyrównania i obietnice, których musisz dotrzymać. Ś Ale... Ś zaczął Fritti. Szara kocica przerwała mu w pół słowa: Ś Łowco, jeszcze zanim przybyliście do Domu Pierwszych, ja sama stałam przed Vaka'az'me, prosząc o pomoc. Nie uzyskałam nic więcej niż wy. Ja również myślałam o tym, żeby wyruszyć na północ w poszukiwaniu odpowiedzi Ś i byłam już tego bliska, kiedy pojawiliście się wy dwaj i zachwialiście moją decyzją. Fritti spoglądał na nią, nic nie rozumiejąc. Ś Pochodzę z daleka Ś zaczęła Cienista Strzecha. Ś Miejsce mojego urodzenia jest oddzielone od Siedziby Słonecznego Grzbietu wieloma milami i niezliczoną liczbą drzew. Moim ojcem był Wąśliz, jeden ze starszyzny Klanu Jasnego Lasu. Był szanowanym myśliwym, a ja miałam wielu braci i wiele sióstr. Jako młoda kotka gardziłam młodymi samcami naszego plemienia Ś byli zbyt hałaśliwi i zadowoleni z siebie. Kiedy doszłam do swojej pory, oddaliłam się od klanu, aby zyskać pewność, że nie zostanę zdradzona przez własną naturę i nie dochowam się dzieci, których jeszcze nie pragnęłam. Odkryłam, że lubię być sama, lubię samotniczy żywot myśliwego. Wyprawiałam się daleko, zwykle sama. Czasami zabierałam swojego braciszka, Noska. Był jednym z tych nielicznych z Klanu Jasnego Lasu, których towarzystwo ceniłam. Ś Tu Cienista Strzecha spojrzała na wysokie wierzchołki drzew. Kiedy znów spoglądnęła na Frit-tiego, jej twarz była spokojna jak przedtem. Ś Mój ojciec, Wąśliz, dokuczał mi czasami, pytając, czy jestem kotką czy niewielkim i zgrabnym kocurem. Jednak myślę, że był ze mnie dumny. Potrafiłam polować tak samo dobrze jak każdy z młodych samców, a chełpiłam się tym znacznie mniej. 166 Któregoś ranka postanowiłam wyprawić się w kierunku E'a ku Lasowi Źródła. Zapytałam małego Noska, czy chce iść ze mną, ale nie czuł się dobrze. Poprosił mnie, żebym została i dotrzymała mu towarzystwa w okolicach gniazda, lecz zapach poranka był niezwykle silny i nowe nieznane prądy łaskotały mi wąsy. Zostawiłam go i poszłam sama. Nie będę zanudzała was długą opowieścią. Wróciłam dopiero po Najgłębszej Ciszy Ś i przywitało mnie coś tak potwornego, że sama z trudem w to wierzę. Większość mojego klanu nie żyła: rozszarpani, jakby zaatakowała ich banda fik'az. Nosek był jednym z nich. Zacna banda psów nie mogłaby zaskoczyć całego Klanu Jasnego Lasu. Ci, których ciała nie były rozwleczone po lesie, zniknęli bez śladu. Wąśliz był jednym z tych, którzy przepadli. Przez wiele dni odchodziłam od zmysłów, jak fla-fa'az, który najadł się trujących jagód. Kiedy moje sny znów oświetliło słońce, ruszyłam przez las do Domu Pierwszych. Długo czekałam na audiencję, a kiedy się doczekałam, powiedziano mi, że to rozszalały Garrin, miłośnik miodu, zniszczył mój Lud. Wiem lepiej. Kiedy zobaczyłam ciebie i Szybkiego Pazura, wiedziałam, że nasze drogi nie zeszły się bez powodu. Szybki Pazur bardzo przypomina mojego braciszka, Noska, i jest teraz moim przyjacielem. A co do ciebie, Łowco, nie bardzo wiem dlaczego, ale do ciebie także jestem przywiązana. Ś Mówiąc to, Cienista Strzecha odwróciła wzrok. Ś Tak czy owak, takie są moje troski i myślę, że teraz rozumiesz moje pragnienia. Pójdziemy razem. Po długiej chwili milczenia Fritti zwrócił się do Szybkiego Pazura: Ś Wiedziałeś o tym? Ś spytał cicho. Ś Trochę Ś odparł kotek. Ś Nie o wszystkim. Dlaczego zdarzają się takie straszne rzeczy, Łowco? Ś Nie potrafię powiedzieć, Pazurku. Cienista Strzecha podniosła wzrok. Iskry, które rozpaliły się w jej oczach podczas opowiadania, zniknęły. Wyglądała na spokojną, ale zarazem zmęczoną. 167 Ś Chodźmy najlepiej od razu, bo inaczej możemy nie wyruszyć wcale Ś powiedziała wyważonym tonem. Ś Zima atakuje gwałtownie w tej części naszego kraju. Jakby w odpowiedzi wiatr zagwizdał w gałęziach nad ich głowami. Rozdział 16 Na nieboskłonie, tam, gdzie rzeki świecą, Gdzie wzgórza się szkarłacą wiosną. Konają echa. Nasze echa lecą Z serca do serca, ciągle rosną. Alfred lord Tennyson (przeł. Z. Kubiak) Na ścieżkach Lasu Źródła prószył i wirował śnieg. Niemal milcząca grupa kotów, a w niej Fritti i towa-rzysze jego podróży, wędrowała w rozsypce pomiędzy drzewami. Pozostawiane przez nich bezładne ślady łap z wolna zasypywał puszysty śnieg. Płotołaz i jego drużyna posuwali się ku północnym granicom Domu Pierwszych, Myszołów towarzyszył im aż do skraju lasu, gdzie miał skręcić w kierunku Vez'an, ku włościom Cierpkiego Zioła. Kiedy Łowca i jego przyjaciele poprosili o pozwolenie pójścia razem z nimi, Płotołaz był odrobinę zaskoczony, natomiast Myszołów Ś podejrzliwy, ale żaden z nich nie wyraził sprzeciwu. Ś Dlaczego, na imię Tylnej Sierści Błękitnego Grzbietu, pchasz się na terytorium U'ea o tej porze, w dodatku ze smarkaczem i kotką, moje var nie potrafią odpowiedzieć. Ale to już twoja skórka Ś zamruczał Książę. Drużyna Płotołaza składała się głównie z młodych myśliwych i starych kocurów-weteranów, którzy nie przypadli do gustu żadnej z kotek. Jeden czy dwóch, jak młody Spryciarz, no i oczywiście Zwiadowca Nocy i Zwiadowca Dnia, wyglądało na takich, którzy poradzą sobie w tarapatach, ale Łowca miał wątpliwości, czy reszta z nich zda się na cokol-169 wiek w przypadku spotkania z Pazurkowym „potworem o czerwonych szponach". Ta banda oberwańców nie wykazywała ani krzty dyscypliny, która była tak oczywista wśród Pierwszych Wędrowców. Włóczyli się gdzieś w oddali, gdy cała grupa szła przez las, niechętni, by przystać na niekocie zachowanie Ś wspólną wędrówkę. W rezultacie, kiedy cała gromada zatrzymywała się, aby się przespać albo zastanowić nad kierunkiem, całe wieki trwało, nim maruderzy dołączyli do grupy; nierzadko trzeba było poszukiwać zaginionych. W najzimniejszej porze Ostatnich Tańców drużyna dla zachowania ciepła zbijała się w grupę, w stos ułożony z ciał niczym kupka suchych liści. Nagły ruch oznaczał zwykle, że czyjaś łapa trafiła w cudzy nos lub oko, trwała więc nieustanna przepychanka. Spośród trojga przyjaciół tylko Szybki Pazur zdawał się cieszyć tą wyprawą. Łowca i Cienista Strzecha zwykle milczeli, zatopieni w myślach Ś szczególnie kotka, która trzymała się z daleka od krnąbrnej załogi Płoto-łaza. I tak dziwna gromada wędrowała przez porośnięte drzewami obszary zewnętrznego Lasu Źródła... poprzez cienką warstwę świeżego śniegu... Przy piątym Ś od opuszczenia Dworu Harara Ś wschodzie Oka wędrowcy zauważyli, że Las Źródła zaczyna rzednąć. Wkrótce Myszołów, Łowca oraz jego przyjaciele mieli opuścić karawanę Płotołaza i ruszyć swoimi drogami. Dla uczczenia ostatniej wspólnej nocy cała drużyna zatrzymała się tego wieczora wcześniej. Znaleźli zaciszny zagajnik Ś poza zasięgiem wiatru i tylko leciutko przyprószony bielą w północnej części. Ruszyli we wszystkie strony, aby zapolować i stopniowo wracali, bardziej lub mniej zadowoleni z siebie. Cienista Strzecha i Łowca nie ruszyli na łowy, lecz spacerowali w milczeniu po lesie. Szli obok siebie bez słowa, ich nozdrza wypełniał ostry zapach zimy, a ciszę zakłócał tylko delikatny chrzęst śniegu pod łapami. Spoglądając na popielatą kotkę poruszającą się z wdziękiem u jego boku, Łowca poczuł znów chęć mówienia, pragnął obudzić coś w opanowanej, milczącej Cienistej Strzesze... nie zdobył się jednak na przerwanie ciszy. 170 Przystanęli na chwilę, by popatrzeć na lśniące punkciki błyszczące na nocnym niebie, i wrócili do zagajnika tak samo milcząco, jak przyszli. Szybki Pazur, napuszony od chłodu i emocji, także zdążył już wrócić. Poszedł na łowy z Płotołazem i najwyraźniej powstrzymał się od swoich pisków, bo polowanie zakończyło się sukcesem. Ś Zimno, prawda? Ś zapiszczał. Ś Płotołaz jest okropnie dobrym myśliwym. Powinniście nas widzieć! O, idzie! Książę zbliżał się do nich, mijając stadka powracających kotów, niektórych oblizujących się jeszcze. Płotołaz podszedł do trójki przyjaciół i zrzucił na ziemię przed nimi tłuściutką Rikchikchik. Ś Mam nadzieję, że uczynicie mi ten zaszczyt i poczęstujecie się moim łupem Ś powiedział z wyraźną dumą. Frittiemu zaburczało w brzuchu, kiedy zobaczył, jak jego towarzysze zasiadają do uczty, ale przypomniał sobie obietnicę, jaką dał Lordowi Snap. To dotrzymywanie obietnic wygląda co nieco dziwacznie, pomyślał ponuro. Ś No, Łowco, dalej, stary, na co czekasz? Ś zapytał Płotołaz, który uniósł głowę. Jego pysk ociekał krwią wiewiórki... Ś To zbyt skomplikowane, aby to wyjaśniać, o Książę. Jestem zaszczycony twoją miłą propozycją, ale po prostu nie mogę teraz jeść. Postanowienie Frittiego było silniejsze od głodu, ale nie mógł znosić tego zbyt długo. Oddalił się od przyjaciół. Ś Cóż, zawsze mówię, że każdy powinien sam się lizać Ś zamruczał filozoficznie Płotołaz i powrócił do znikającej błyskawicznie Rikchichik. Kiedy wrócili już wszyscy myśliwi, gromada zebrała się w ciasnym kręgu, plecami odwracając się do wiatru, którego podmuchy dochodziły nawet przez chroniące ich skupiska drzew. Po kolei przechwalali się i snuli opowieści. Wielu spośród Ludu przywiedzionego przez Płotołaza z Domu Pier-171 wszych okazało się całkiem wprawnych w opowiadaniu bajek i zabawnych historyjek. Ś Wszystko wskazuje na to, że są lepszymi bajarzami niż wojownikami Ś mruczał Myszołów do Miękkigo Futra, jedynego Pierwszego Wędrowcy, który towarzyszył mu w drodze na Dwór. Po chwili młody Spryciarz wstał, namawiany przez kompanów, i zatańczył. Stawał na dwóch łapach i przykucał, raz pełzał na brzuchu, raz wyskakiwał w górę tak, jakby ciągnięto go do nieba za czarny nos. Momentami poruszał się tylko jego ogon, tworząc dziwne i śmieszne skręty, podczas gdy sam Spryciarz stał skamieniały z wyrazem pełnej koncentracji na pysku. Gromada wiwatowała z radości, kiedy skończył. Rozgrzany pobiegł wytarzać się w niewielkiej zaspie śnieżnej. Myszołów, którego Ś wbrew samemu sobie Ś bawił taniec Spryciarza, podniósł się i przeciągnął. Jeden z kotów z Domu Pierwszych zawołał, aby i on opowiedział jakąś historię. Reszta zgromadzonych zgodziła się z nim i nalegała na baśń. Ś No dobrze Ś rzekł Tan, zamykając na chwilę oczy w namyśle. Ś Mogę wam coś opowiedzieć. Nie poczujcie się dotknięci, ale my, Pierwsi Wędrowcy, wolimy opowieści bardziej kościste niż puszyste. Ś Myszołów otworzył oczy, wstrząsnął swym pełnym blizn tułowiem, najeżył się i usiadł na zadzie. Ś To, co opowiadał wasz szacowny Książę Małżonek, Tragarz Rosy, o Dziewięciu Ptakach i jego zdeformowanym potomstwie, przywiodło mi na myśl inną historię. Czy wiecie wszyscy, jak doszło do pierwszego sporu między M'an Ś służącymi, a Az-iri'le Ś Ludem? To stara historia, ale gwarantuję, że nieczęsto opowiadana na Dworze. Nikt poza Płotołazem i jednym czy dwoma starszymi nie słyszał nigdy tej opowieści. Książę powiedział, że nie może jej sobie przypomnieć. Ś Ach, my, Pierwsi Wędrowcy, zwykliśmy przypominać sobie wszystko Ś powiedział Myszołów z nikłym uśmieszkiem i rozpoczął pieśń monotonnym głosem: 172 W dzikich ostępach Wędruje samotny Ognista Stopa, Lord bezdomny... Przez wiele lat, Z dala od Domu, Przemierza świat Szukając i tropiąc. W najdalszych krainach, Pod obcym niebem, Wędruje tam, gdzie Nigdy Lud nie był. Potem Tan rozpoczął swoją opowieść: Ś W czasach Księcia Pazuromoca, za długiego i szczęśliwego panowania Królowej Córy Wiatru, nasz Pan, Ognista Stopa, polował w gąszczu Lasu Źródła, na jego najdalszych, południowych krańcach. Spędził wiele zim w dziczy i od wielu pór roku nie oglądał nikogo z Ludu. Ścigał się z Yistl, mocował z potężnymi Garrin i gonił śmigłe Praere. Brakowało mu towarzystwa własngo gatunku, lecz poprzysiągł, że nigdy nie powróci na dwór swego ojca, dopóki Biały Wicher nie zostanie pomszczony. Pewnego popołudnia spotkał innego kota wędrującego skrajem Lasu Źródła Ś najpiękniejszego kota, jakiego kiedykolwiek widział. Ogon niczym lato, Ciepłem kołysany, Najpiękniejsze futro, Wiatrem rozdmuchane. Oczu jasność, Łap gibkość, Jak wyśnione W noc samotną. 173 Piękność miała barwę zboża kołyszącego się na rozległych polach za Qu'cef, futro tak miękkie i puszyste jak kocie chmury ponad Słonecznym Gniazdem. Ś Jak masz na imię, mój cudzie? Ś zapytał Lord Ognista Stopa. Ś Nazywam się Kwiat Wiatru Ś padła odpowiedź głosem tak słodkim jak maleńki strumyczek. Ś Kim jesteś? Ś Nie znasz mnie? Ś spytał Pierworodny. Ś Jestem Tangaloor Ognista Stopa, dziecko Złotookiego i Niebiańskiej Tancerki, myśliwy i wędrowiec z Krwi Pierwszych. Ś Ładnie brzmi Ś odpowiedział Kwiat Wiatru, podnosząc cudownie zaokrągloną łapę. Ś Czy chcesz pospacerować ze mną przez chwilę? Lord Ognista Stopa był pokonany własnym zachwytem dla urody Kwiata Wiatru i poszli razem. Wędrowali długo W podskokach, ze śmiechem, Ognista Stopa Z łagodnym Kwiatem. Zachwycit się więc Pierworodny pięknem, Obudziły go Straszliwe słowa. Ś Kwiecie Wiatru, czy masz wielu braci w swoim rodzinnym gnieździe? Ś zapytał po chwili Ognista Stopa. Ś Nie, mieszkam w siedzibie M'an. Nikt z Ludu nie dzieli ze mną gniazda. Ś To dziwne, bo czuję zapach jakiegoś obcego kocura, choć bardzo słabo. Czy ktoś idzie za nami? Ś Ognista Stopa rozglądał się badawczo, stąpając na swych płomienno-czerwonych łapach. Ś Nie sądzę Ś słodko odpowiedział Kwiat Wiatru. Ś 174 Ty jesteś jedynym kocurem, jakiego widziałem przez cały dzień, oczywiście poza mną samym. Lord Tangaloor ze zdumienia okręcił się dookoła własnej osi. Ś Nie jesteś kotką? Ś zawył. Ś Ale jak to możliwe? Pod żadnym względem nie przypominasz samca! Ś Och Ś powiedział zakłopotany Kwiat Wiatru Ś wydaje mi się, że to z powodu tego, co zrobili mi M'an. Przerażony Ognista Stopa Dostrzegł wtedy z trudem Okrutną prawdą słowa Kwiata Wiatru. Odebrano mu Męskość całą Zmieniając go Wpółkotkę. Ś M'an!!! Ś ryknął Lord Ognista Stopa. Ś Zdradliwe nasienie Dziewięciu Ptaków! Splugawili Lud! Zemszczę się na nich któregoś dnia! Ś Mówiąc to, uciekł w las, na zawsze opuszczając okaleczony Kwiat Wiatru. Tak mówi Ognista Stopa, Zwracając się do Dużych, Wygnani spod słońca Niech będą na zawsze. Dziś słudzy Uczynili się panami, Ale prawdziwy Lud Jest niezwyciężony. I dlatego my, Pierwsi Wędrowcy, posłuszni słowom naszego Pana, Ognistej Stopy, nigdy nie zbliżamy się nawet do cienia M'an. 175 Skończywszy swą opowieść, Myszołów znów położył się między Miękkim Futrem a Płotołazem. Przez chwilę panowała pełna napięcia cisza, później odezwał się Książę: Ś No tak, tak. Ja sam zawsze trzymam się z dala od tych bezwłosych, rozciągniętych stworów. Co za historia, co za historia. Wszyscy odetchnęli z ulgą, a większość gratulowała Myszołowowi jego opowieści. Później pojawiły się następne łamigłówki i pieśni i w końcu nawet podekscytowany Szybki Pazur był dość zmęczony, aby zasnąć. Puszysty kłębek kocich ciał usnął i mruczał przez sen, gdy godzina Ostatnich Tańców odchodziła powoli. Godzina Krótszych Cieni znalazła podróżnych zbliżających się ku skrajowi Lasu Źródła, do ostatniego skupiska drzew iglastych i osik oddzielającego wiekowy las od urwiska górującego nad wąwozem Drapnięcie Harara. Tu drużyna Księcia miała umieścić swoje straże, a inni Ś pójść własnymi drogami. Słońce jasno świeciło, ale powietrze było mroźne. Zatrzymując się na granicy, widzieli płaską krainę, na której z rzadka pojawiało się jakieś drzewo Ś okryte płatkami śniegu Ś rozciągającą się przed nimi aż do skraju potężnego wąwozu. Zwracając się do Pierwszych Wędrowców: Myszołowa i Miękkiego Futra, Książę Płotołaz skinął łbem na pożegnanie. Ś Miło było was spotkać, dobrych tańców, Tanie Ś powiedział. Ś Kiedy skończy się Spotkanie Tanów, powinieneś najpierw zobaczyć się ze mną, zanim roztrwonisz swoje wieści, przekazując je tym starym dworakom wysiadującym własne ogony na Dworze. Wiedz, że ja Ś jak nikt inny Ś cenię sobie twoje słowa. Ś Dziękuję ci bardzo, o Książę Ś z powagą odrzekł Myszołów. Ś Dobrze jest wiedzieć, że w odwiecznym Domu naszego Ludu bije jeszcze prawdziwe serce. Pierwszy Wędrowiec obejrzał się na Łowcę i jego dwoje przyjaciół. 176 Ś Miękkie Futro i ja odprowadzimy tych troje aż do miejsca, w którym rozejdą się nasze drogi. Ciebie, Płotołazie, niech prowadzi nasz Pan, Ognista Stopa. Następnie i on, i Miękkie Futro odsunęli się na znaczną odległość, a Fritti, Szybki Pazur i Cienista Strzecha podeszli, aby się pożegnać. Na chwilę przed wyprawą w nieznaną, lecz najwyraźniej znajdującą się pod złą gwiazdą krainę Łowca poczuł, jak bardzo niechętnie rozstaje się z Płotołazem. Wiedział, że będzie mu bardzo brakowało rubasznego Księcia o gorącym sercu. Próbował coś powiedzieć, ale nie mógł odnaleźć właściwych słów, a kiedy Cienista Strzecha podeszła, by podziękować Księciu za pomoc, musiał udawać, że wyciąga drzazgę z ogona. Ś Dobrych tańców, Książę Ś dołączył się Szybki Pazur. Ś W Domu Pierwszych widziałem tak wiele fascynujących rzeczy, że nie zapomnę ich do końca życia. Byłeś dla nas wspaniały. Ś Pazurek mówi także w moim imieniu Ś cicho odezwał się Fritti. Ś Zawdzięczamy ci tak wiele. Płotołaz roześmiał się. Ś Trele-morele! Ja również jestem waszym dłużnikiem. Przynajmniej za informacje na temat terenów w kierunku E' a, jeśli już za nic innego. Trzymajcie się z dala od kłopotów i będzie to dla mnie najlepsza nagroda. Reszta drużyny Płotołaza stłoczyła się wokół, żegnając się ochrypłymi głosami. Kiedy już oddalili się, Łowca odzyskał mowę i zawołał do Księcia: Ś Książę Płotołazie! Ty także bądź bezpieczny i szczęśliwy! Ś Nic się nie martw, mały przyjacielu! Ś huknął myśliwy. Ś Wędrowałem po tych granicach, jeszcze zanim byłem dość duży, by nadać mi imię. Nie musisz obawiać się o nas! Książę wraz ze swoją drużyną przepadł po chwili w gęstwinie lasu. 177 *** Słońce było nisko na niebie, gdy pięć kotów ostrożnie schodziło w dół pochyłej równiny. Myszołów, przy pomocy Miękkiego Futra, opisywał teren, jaki rozciągał się przed nimi. Ś W zasadzie Ś mówił Ś jeśli chcecie przekroczyć Drapnięcie Harara, musicie kierować się na północ, nie w stronę, w którą właśnie idziemy. Tam jest bród. Jednak myślę, że powinniście pójść z nami nieco dalej, aby zobaczyć Ryczący Wrzask. Wart jest nadłożenia pół dnia drogi i naprawdę nie jest zbyt daleko od waszego traktu. Szli, a jak zawsze ciekawski Szybki Pazur wypytywał Tana o historię opowiedzianą przez niego poprzedniej nocy i o stosunek Pierwszych Wędrowców do Dworu Harara. Ś Bo przecież Ś pytał Ś czy wielu z Ludu nie mieszka wraz z M'an w ich domostwach? Dlaczego to miałoby być złe? Nieprzystępny stary Tan cierpliwie znosił nagabywania. Wygląda na to, pomyślał Fritti, że poza Yistl i borsukami nikt nie potrafi obrażać się na Szybkiego Pazura. Ś Zło, mój mały myśliwy Ś wyjaśniał Myszołów Ś polega na tym, że jesteśmy Ludem, nie zaś Growlersami, które, aby żyć, muszą mieć kogoś, kto będzie ich prowadził, które polują w gromadzie i łaszą się do każdego, kto da im jeść. Lud zawsze polegał na własnej wiedzy i własnej mądrości, wykonywaliśmy taniec ziemi bez niczyjej pomocy. Teraz połowa z nas pławi się w nieróbstwie, jest zniewieściała i zniewolona, wzrastając tylko po to, by jeść to, czego dostarczają im dzieci Dziewięciu Ptaków. Ś A teraz Ś ciągnął Myszołów Ś ta trucizna wsączyła się nawet na Dwór, na którym żył niegdyś nasz Pan, Ognista Stopa. Ten meczący mistycyzm i fatalizm Tragarza Rosy! To jest złe! Każdy rozumie, że kot musi biegać, polować. A Królowa! Wybacz mi, Tangaloorze, ona je z miski! Tak jakby należała do jednego z tych niezdarnych, głupawych bydląt wyklętych wiele pokoleń temu. Królowa Ludu nawet 178 nie poluje! Ś Myszołów aż drżał z powstrzymywanej pasji, po chwili pokręcił łbem. Ś Nie powinienem pozwalać sobie na gniew Ś powiedział zasmucony Ś lecz w czasie wielkiego zagrożenia widok tych miauczących pochlebców, wylegujących się, kiedy nasz ród ginie... wybaczcie. Ś Tan zamilkł i przez dłuższy czas nikt inny również się nie odezwał. U schyłku Przeciągającego Słońca wędrowcy dotarli do Ryczącego Wrzasku. Tu, na skraju Drapnięcia Harara, chłodne powietrze mieszało się z mgłą. Wszędzie dookoła rozlegał się stłumiony ryk. Myszołów, który nie odzywał się od pewnego czasu, rozpromienił się nagle. Ś Oto coś, o czym będziesz mogła opowiadać swoim młodym Ś zwrócił się do Cienistej Strzechy. Na brzegu kanionu dźwięk stawał się głośniejszy, aż do ogłuszenia. Fritti skrzywił się. Bez wątpienia nazwa Ryczący Wrzask była odpowiednia. Mgła była w tym miejscu tak gęsta, że Myszołów postanowił przeprowadzić ich przez Szemrzący Szmer w pobliżu jego spadku nad krawędzią Drapnięcia Harara. Kiedy przekraczali śliskie, obmyte wodą kamienie, a Szemrzący Szmer Ś który nie był już tym samym łagodnym strumieniem płynącym za Domem Pierwszych Ś pienił się w dole, Frittiemu przez chwilę zrobiło się żal wszystkich tych chwil, kiedy ktoś go prowadził, od momentu, gdy opuścił swój dom. Świetny koniec dla całej tej śmiesznej wyprawy, pomyślał sobie: zostać zwalonym i zmiażdżonym na śmierć przez najbezpieczniejszą rzekę na polach Meerclar. Jednak udało się im, nawet Szybkiemu Pazurowi, przejść ją bez przeszkód. Gdy znaleźli się znów na krawędzi wąwozu, mogli zobaczyć Szemrzący Szmer kłębiący się ponad przepaścią, spadający ze ściany jaru białą, spienioną falą toczącą i zatapiającą skały w potężnym Troskliwym Dźwięku, daleko, daleko w dole. Woda piętrzyła się w płynącej szybko rzece na dnie Drapnięcia Harara, spadając z miejsca, w którym przykucnęli, a zachodzące słońce lśniło przez firankę mgły, rozrywając niebo na połyskujące smugi złota, czerwie-179 ni i purpury. Wodospad Ryczący Wrzask wył jak rozwścieczone zwierzę, a koty patrzyły nieruchomo na jego przerażającą potęgę. Gdy Wszechogarniająca Ciemność w końcu zakryła słońce, Myszołów poprowadził ich z powrotem wzdłuż brzegów Szemrzącego Szmeru, z dala od krawędzi wąwozu. Kiedy ryk wodospadu osłabł do cichego pomruku, zatrzymali się. Ogłuszonym wspaniałością Ryczącego Wrzasku przyjaciołom zabrało trochę czasu, nim pojęli, że Miękkie Futro i Myszołów mają zamiar ich opuścić. Ś Przykro mi, że nie możemy prowadzić was już dalej Ś powiedział Myszołów Ś ale spóźnilibyśmy się o kilka obrotów słońca na Spotkanie Tanów. Według mnie powinniście pójść dalej wzdłuż ścian wąwozu i przekroczyć go przez Mały Skok. Dobrze byłoby, gdybyście poczekali, aż słońce będzie wysoko, nawet jeśli dotrzecie tam dzisiejszej nocy: to zdradliwa droga. Potem pożegnali się, gdyż Pierwszym Wędrowcom spieszno było w drogę. Ś Pamiętajcie Ś powiedział Myszołów, kiedy się rozstawali Ś kraina, w którą wstępujecie, nosi dziś znamię zła. Idźcie ostrożnie. Chciałbym móc zrobić dla was coś więcej, ale stawiacie łapy na dziwnym trakcie. Kto wie, co z tego wyniknie? Ś Z tymi słowami Tan i jego towarzysz odeszli. Przez znaczną część następnych dwóch godzin trójka przyjaciół kierowała się na zachód, zgodnie z kierunkiem obrzeży Drapnięcia Harara. Każde z nich zatopione było we własnych myślach. Kiedy dotarli do potężnego drzewa, które stało samotnie na krawędzi jaru, oznaczając bliskość Brodu Małego Skoku, cicho skulili się i posnęli. Fritti spał bez snów. Rozdział 17 Kto w dzikich ostępach ocknie się o brzasku, Widząc się panem dalekiego kraju, Ujrzy, czego nie ujrzał przy zachodzie blasku, I zadrży, kiedy pojmie, ile zła, Minęło go w mrocznej ciszy nocy Ślady... na piasku. Archibałd Rutledge Dwiatło dnia odsłoniło Bród Małego Skoku Ś wąski, skalny łuk mostu, który natura przerzuciła ponad Dra-pnięciem Harara. Przeciwna ściana wąwozu była tak daleko, że Mały Skok zdawał się niknąć w przestrzeni. Szybki Pazur spojrzał na tę konstrukcję z niepokojem. Ś Wydaje mi się, że będziemy musieli przez to przejść, prawda, Łowco? Fritti skinął głową. Ś Tak, chyba że próbowalibyśmy zejść w dół na dno Drapnięcia Harara i przeprawić się przez Troskliwy Dźwięk. Nie bardzo to sobie wyobrażam. Ś To jedyna dostępna dla nas droga Ś powiedziała spokojnie Cienista Strzecha. Ś Myszołów mówił, że do końca wąwozu jest wiele mil. Poza tym wątpię, czy jest to najgorsza rzecz z tych, które zobaczymy. Ruszamy? Łowca uważnie przyjrzał się kotce. Nie sądzę, żeby była taka spokojna, na jaką wygląda, pomyślał. Wąsy podpowiadają mi, że i ona się boi. Może bardziej niż my. Jak sądzę, to też jest rodzaj odwagi. Ś Cienista Strzecha ma rację, Pazurku Ś rzekł głośno. Ś Do dzieła. 181 Minęli ogromny dąb, którego splątane korzenie wydawały się podtrzymywać z jednej strony wygięty most. Fritti prowadził, za nim szedł Szybki Pazur, na tyłach Ś Cienista Strzecha, obserwująca wszystko czujnym okiem. Bród Małego Skoku był szerszy, niż wydawało się z daleka Ś dość szeroki, aby trzy koty mogły iść obok siebie Ś i początkowo droga była całkiem łatwa. Jednak deszczowa pogoda i niskie temperatury pozostawiły na skale płaty lodu. Łowca i jego przyjaciele posuwali się powoli i bardzo uważnie. Kiedy wspięli się już daleko na łuk, ściany wąwozu zostały w tyle, a powietrze wypełniło się mrukiem i łoskotem Ryczącego Wrzasku. Oparcie dla łap stało się zdradliwe i nie było słychać prawie nic poza dźwiękiem rzeki. Szli gęsiego nad wąwozem, bez słowa, jak gąsienice po smukłej gałęzi. Tuż przy środkowym miejscu kamiennego brodu Fritti poczuł wiatr, który powiał z przepaści gwałtownym wirem i szarpnął jego futrem. Nagły podmuch zmusił go do postawienia jeszcze kilku chwiejnych kroków. Stanął, obracając się powoli do tyłu, żeby spojrzeć na towarzyszy podróży. Szybki Pazur był jeden czy dwa kroki za nim, Cienista Strzecha podążała w niewielkiej odległości za kociakiem z wyrazem pełnej koncentracji na szarej, poważnej mordce. Ponieważ Łowca czekał, Szybki Pazur zatrzymał się również i spojrzał w dół z mostu. Ś Łowco, Cienista Strzecho! Ś przekrzykiwał wiatr. Ś Widzę pod nami stado ptaków. Jesteśmy wyżej niż same fla-fa'az! W podnieceniu Szybki Pazur wychylił się jeszcze mocniej, aby rozkoszować się tym doznaniem. Serce Łowcy zaczęło bić szybciej z przerażenia i poczuł się tak, jakby rozrosło się i go dusiło. Ś Pazurku! Odsuń się stamtąd! Ś warknął. Zaskoczony Szybki Pazur odskoczył od krawędzi i zachwiał się, ślizgając na wilgotnej skale. Cienista Strzecha, która znajdowała się teraz tuż za nim, błyskawicznie złapała go za skórę na karku. Uścisk jej zębów, silny i pewny, wy-182 dusił z Szybkiego Pazura jęk bólu, ale nie zmieniła chwytu, dopóki wierzgające łapy Szybkiego Pazura nie znalazły znów solidnego oparcia. Potem spojrzała na* Łowcę tak, że ten odwrócił się bez słowa i ruszył dalej przez łuk. Kiedy szli w dół, sama Cienista Strzecha straciła na moment oparcie dla stóp w podmuchu silnego wiatru, ale udało się jej przykucnąć i przeczekać, aż niebezpieczeństwo minie. Przez cały czas Troskliwy Dźwięk dudnił i zdawało się, że wrzeszczał na nich, na trzy maleńkie stworzenia na cienkiej krawędzi ponad potężnymi wodami. Kiedy w końcu dotarli na przeciwległy brzeg, cała trójka padła na ziemię z drżącymi łapami, leżeli przez jakiś czas, nim mogli ruszyć dalej. Krajobraz po drugiej stronie Małego Skoku był nijaki i opustoszały. Z krawędzi wąwozu widać było wierzchołki skał i pagórki oraz płożące się zarośla. Kiedy odeszli dalej od ociekającego wodą mostu, pomruk Troskliwego Dźwięku ucichł, a zimna cisza tej krainy otoczyła ich niczym mgła. Poza ptakami, które od czasu do czasu przelatywały w ciszy nad ich głowami, nie było tu znaków życia. Wiatr, który muskał twarz i wąsy Łowcy, nie przynosił nic poza chłodem i zabłąkanymi zapachami rzeki. Szybki Pazur również z ciekawością obwąchał wiatr, potem zwrócił się do Łowcy, aby potwierdzić swoje odczucia: Ś Nie czuję tu nikogo z Ludu, Łowco. Właściwie to niewiele czuję. Ś Wiem, Pazurku. Ś Łowca rozejrzał się dookoła. Ś To nie jest najbardziej gościnne z miejsc, które widziałem. Cienista Strzecha spojrzała na Frittiego porozumiewawczo i powiedziała: Ś Jestem pewna, że znajdziemy życie w Lesie Szczurzego Liścia, jeśli nie po prostu gdzieś dalej. Fritti zastanowił się nad jej spojrzeniem. Myślę, że ona nie chce, abym przestraszył Szybkiego Pazura, domyślił się. Kiedy szli, Fritti poczuł leciutkie tknienie nie ustającego zdenerwowania gdzieś na samym skraju świadomości. Czuł nikłe brzęczenie czy dzwonienie Ś lecz tak nieznaczne i nie-183 wyczuwalne jak brzęczenie roju pszczół o mile stąd. Jednak słyszał coś, co mimo że tak nikłe, wzmagało się. Kiedy zatrzymali się na odpoczynek na odsłoniętej od wiatru skalnej półce, zapytał swoich towarzyszy, czy i oni to czuli. Ś Jeszcze nie Ś powiedziała Cienista Strzecha Ś ale spodziewam się, że ty poczułbyś to pierwszy. Dobrze, że to potrafisz. Ś Co masz na myśli? Ś zapytał Fritti, nie pojmując jej słów. Ś Słyszałeś, co mówił Myszołów. Słyszałeś też, co mówił Płotołaz. Coś dzieje się w tej dzikiej krainie i właśnie dlatego tu jesteśmy. Lepiej, jeśli my wyczujemy to, zanim to wyczuje nas. Ś Ale co to jest? Ś Oczy Szybkiego Pazura błyszczały z ciekawości. Ś Nie wiem Ś powiedziała Cienista Strzecha Ś ale to jest złe. To jest os w taki sposób, jakiego nigdy przedtem nie wyczułam. Wiedziałam to już wtedy, gdy znalazłam dom mego Ludu. Jeśli mamy zamiar iść przez tereny przez to opanowane Ś a właśnie na nich jesteśmy Ś nie powinniśmy przynajmniej mieć co do tego żadnych złudzeń. Kiedy Cienista Strzecha mówiła to wszystko, wyprostowana, z jasnymi oczyma, Łowca nie mógł powstrzymać się od myśli: jaka była przed śmiercią swego plemienia. Bez wątpienia była łowczynią, ale twarde spojrzenie jej oczu wydawało się spowodowane bardziej smutkiem niż inną przyczyną. Czy kiedykolwiek tańczyła? Śmiała się? Nawet wyobrażenie sobie tego wydawało się dziwaczne, ale przecież widział ją, jak bawiła się z małym Pazurkiem. Może któregoś dnia będzie szczęśliwsza. Chciał w to wierzyć.. Wieczorem szli jeszcze przez chwilę, a kiedy Oko Meer-clar było już wysoko, zatrzymali się na odpoczynek. Brzęczenie, które nawet nie było dźwiękiem, wydawało się teraz bliższe, bardziej przenikliwe i nawet Szybki Pazur i Cienista Strzecha coś czuli Ś jakby prąd spod powierzchni. Po bezskutecznym polowaniu trzy koty przyznały zwycięstwo opu-184 stoszałej dziczy i skuliły się razem w puszysty kłębuszek, by zasnąć. Łowca wyplątał nos spod tylnej nogi Szybkiego Pazura i niespokojnie wciągnął powietrze. Oko zsunęło się poza widnokrąg i jego pysk zawilgotniał od rosy Ostatnich Tańców. Coś go zbudziło, ale co? Starając się nie obudzić uśpionych towarzyszy, wyciągnął głowę ze splotu ciepłych ciał, jak rozwijający się hlizza. Brzęczenie, dziwne pulsowanie, które czuł głęboko w kościach, zmieniło swoją częstotliwość. Było bardziej wibrujące, nie bliższe, ale ostrzejsze. Przeszyło go nagłe, nieznane uczucie. Z ciemności, spoza kręgu ciepła, coś ich śledziło. Łowca zastygł, głowę trzymał bez ruchu, świadomy, mimo strachu, swej niewygodnej pozycji. Nagle poczuł się tak, jakby został wrzucony do głębokiej wody, przypływ straszliwej samotności ogarnął go i przepłynął przez jego wnętrze Ś ale nie było to jego własne odczucie. Coś, jakaś istota, nosiło na sobie to okrutne osamotnienie niczym drugą skórę Ś poczuł to tak wyraźnie, jakby ta torturowana istota znajdowała się tuż przy nim. Przypomniał sobie kota ze snu, na wieki wirującego wśród ciemności, promieniującego zimną rozpaczą. Czy było to identyczne uczucie? Gdy myślał o zjawie z kociej mięty, uczucie znik-nęło. Brzęczenie znów stało się głębokim pomrukiem, a dzika kraina dokoła opustoszała. Fritti czuł, choć nie potrafił powiedzieć w jaki sposób, że stworzenie, które ich obserwowało, zniknęło. Kiedy obudził pozostałych, zaspani wysłuchali jego ekscytującej opowieści, ale po pewnym czasie stało się oczywiste, że Ś cokolwiek to było Ś nie powróci tej nocy. Znów zapadli w niespokojny sen. Następnego ranka, po krótkim marszu w promieniach słońca, ujrzeli górę. Szli w dół kamienistej równiny ku rozległej, płaskiej dolinie. Rozciągała się ona przed nimi aż do podnóża wzgórz, które Ś majacząc na tle nieba Ś wydawały się potężnymi górami. Śnieg znowu zaczął padać, bielił tę krainę wraz z ich futrami, kiedy spoglądali przez strzaskaną, zszarzałą dolinę na wzniesienie w kształcie grzyba na sa-185 mym jej środku. Góra, niska i potężna, wyrastała z zimnej ziemi jak skorupa niezwykłego, ciemnego chrząszcza. Kiedy wędrowcy przekraczali niską krawędź doliny, szarpiące przeczucie wzrosło z nagła. Fritti cofnął się gwałtownie, zjeżył sierść, a Szybki Pazur i Cienista Strzecha potrząsnęli głowami, jakby otoczył ich przykry dźwięk. Ś To jest to! Ś syknął Łowca panicznie i niemal bez oddechu. Ś Tak Ś przyznała mu rację Cienista Strzecha. Ś Odnaleźliśmy źródło wielu kłopotów. Szybki Pazur cofnął się o kilka kroków, przysiadł z szeroko otwartymi oczami, jego drobne ciało drżało. Ś To jest gniazdo Ś mówił cicho. Ś To jest gniazdo i ta rzecz z niego nas użądli, użądli nas. Ś Zaczął cichutko szlochać. Cienista Strzecha, sama niezbyt pewnie stojąca na łapach, podeszła do niego i uspokajająco trąciła go nosem. Spojrzała pytająco znad kotka. Ś Co teraz zrobimy, Łowco? Ś spytała. Fritti pokręcił głową ze zdziwieniem. Ś Nie mam pojęcia. Nawet się nie spodziewałem.... czegoś takiego. Ja... ja się boję. Ś Spojrzał w dół na ogromną, milczącą górę i zadrżał. Ś Ja również, Łowco Ś powiedziała Cienista Strzecha, a ton jej głosu ściągnął wzrok Łowcy. Spojrzeli sobie w oczy i przez jej mordkę przemknął cień uśmiechu, ledwie tykając jej wąsy. Coś jeszcze przemknęło pomiędzy nimi. Zaniepokojony Fritti podszedł do Szybkiego Pazura. Ś Wszystko w porządku, mały przyjacielu Ś powiedział, wąchając Pazurkowy nos. Mały kot pachniał strachem, jego ciało drżało, puszysty ogon skulił między tylnymi łapami. Ś W porządku, Pazurku, nie pozwolimy, aby cokolwiek ci się stało. Ś Fritti nie słuchał nawet własnych słów. Wciąż wpatrywał się w dal, w dolinę. Ś Cóż, bez względu na to, co zrobimy, teraz musimy się ruszyć Ś zauważyła Cienista Strzecha. Ś Wiatr znów 186 się wzmaga, a my stoimy jak wystawieni na cel. Nie tylko pluchy. Fritti zdał sobie sprawę, że ona ma rację. Byli odkryci i bezbronni w tym miejscu jak robak na nagiej skale. Skinął głową z akceptacją i zaczęli namawiać Szybkiego Pazura, aby się podniósł. Ś No, chodź, Pazurku, znajdziemy lepsze miejsce, aby położyć się na chwilę, a później pomyślimy. Cienista Strzecha również podeszła, aby uspokoić malca. Ś Nie podejdziemy ani trochę bliżej, Szybki Pazurze... nie teraz. W żadnym wypadku nie zamierzam spędzić Godzin Ciemności w pobliżu tej góry zła. Na skutek perswazji mały podniósł się powoli i szedł między nimi, gdy ruszyli w długą drogę wzdłuż zewnętrznego obrzeża doliny. W milczeniu, blisko siebie, przyjaciele szli wzdłuż krańców doliny, okrążając górę jak maleńkie planety krążące wokół szarego, umarłego słońca. Kiedy słońce pojawiło się wysoko na niebie, skąpo oświetlając dolinę, na dalekiej krawędzi wielkiego zagłębienia ukazały się skupiska drzew. Rozległe morze drzew widniało w oddali. Ś To musi być Szczurzy Liść Ś powiedziała Cienista Strzecha. Łowcę zdziwiło to, jak mocno zabrzmiał jej głos po tak długim milczeniu. Ś Wygląda na to, że będzie to długi spacer Ś ciągnęła Ś ale tam na pewno znajdziemy schronienie. Ś Oczywiście Ś potwierdził Fritti. Ś Widzisz to, Pazurku? Pomyśl tylko! Drzewa, które można drapać, Piszczki, na które można polować Ś wszystko! Szybki Pazur uśmiechnął się słabo i wymamrotał: Ś Dzięki, Łowco. Przejdzie mi. Szli dalej. U schyłku Krótkich Cieni przeleciał nad ich głowami klucz wielkich, ciemnych ptaków. Jeden z nich oderwał się od stada, zniżył lot i krążył nad kotami. Miał błyszczące oczy i lśniące, czarne pióra. Przez kilka chwil krążył leniwie tuż nad ich głowami, potem z przenikliwym, lekce-187 ważącym krzykiem wzniósł się w górę ku swoim braciom. Kracząc zniknęli z pola widzenia. Kończyła się pora Rozciągniętego Słońca, gdy dotarli na tyle blisko Szczurzego Liścia, by rozróżnić pnie pojedynczych drzew górujących nad krawędzią doliny. Wraz z szybko nadchodzącą nocą uczucie wrogości, płynące z pełnego cienia garbu doliny, zdawało się wzmagać. Łowca czuł głęboko we własnym wnętrzu drżenie Ś i tylko bezmyślne, nieustanne powtarzanie słów modlitwy Pierwszych Wędrowców powstrzymywało w nim chęć zerwania się do ucieczki, ucieczki aż do chwili, w której padnie na ziemię bez sił. „Tangaloorze, jasny płomieniu", mruczał pod nosem, „płomienna stopo, najdalszy wędrowcze..." Wyglądało na to, że ani Cienista Strzecha, ani Szybki Pazur nie czuli tego tak silnie jak on, jednak wyglądali na spiętych i wyczerpanych. Las był teraz doskonale widoczny, ciągnął się na mile za doliną o kształcie misy. Wyglądał ciepło i przyjaźnie. Kiedy słońce w końcu zaczęło zachodzić, krasząc wierzchołki drzew złotym światłem, przyspieszyli kroku, zmuszając ciała do jeszcze większego wysiłku. Gdy słońce zniknęło za najdalszym leśnym widnokręgiem, pozostawiając tylko purpurową poświatę nad drzewami, zerwał się zimny, ostry wiatr, który szczypał ich nosy i płaszczył sierść. Łowca i Cienista Strzecha oraz Szybki Pazur, który dzielnie trudził się za nimi, jeszcze przyspieszyli. Brzęczące uczucie wzmagało się, czuli się bardzo źle. Przeogromna, bezkształtna panika niemal kąsała ich łapy. Jedno po drugim cała trójka zerwała się do biegu. Pędzili w górę stromego zbocza doliny, aż w końcu w dole przed sobą zobaczyli skraj Szczurzego Liścia. Nie dbając o nic, poza zostawieniem niebezpieczeństwa za sobą, stoczyli się w dół krótkiego wzniesienia i popędzili przez skalistą płaszczyznę, by w końcu zniknąć pod osłoną lasu... Las Szczurzego Liścia był pogrążony we śnie... a przynajmniej tak wyglądał. Mroczny, nieruchomy spokój zawisł w powietrzu. Kiedy Łowca i jego przyjaciele wyczerpani wpadli między drzewa, leśna cisza zaciążyła im niemal tak 188 samo jak ich własne zmęczenie. Znalazłszy się w lesie, Fritti i Szybki Pazur gotowi byli paść tam, gdzie stali, lecz Cienista Strzecha zauważyła, jak ważne jest znalezienie miejsca, które dawałoby im schronienie przed zimnem i odkryciem przez kogokolwiek. Choć góra zniknęła z pola ich widzenia, nie zniknęła z ich wspomnień Ś jęcząc z wyczerpania, przystali na propozycję kotki i zagłębili się dalej w las. Ostrożnie wybierając drogę po podmokłej glinie, mijając mchy i grzyby, koty przystosowały się do panującej wokół nich ciszy. Ze spuszczonymi głowami poruszały się powoli i zatrzymywały często, marszcząc nosy przy nieznanych zapachach Szczurzego Liścia. Wilgoć przenikała wszystko, ziemia i kora były przemoczone, ociekały wodą Ś cały las pachniał korzeniami drzew zatopionymi w nieruchomej, podziemnej wodzie. Powietrze było tak zimne, że ich oddechy parowały. Aż do końca Wszechogarniającej Ciemności podróżnicy szukali schronienia, aż znaleźli osłonę od wiatru, którą stanowiły sterczący głaz granitowy i korzenie powalonego drzewa. Natychmiast ułożyli się do snu. Nic ich nie niepokoiło, ale kiedy przebudzili się w środku Najgłębszej Ciszy Ś zmęczeni i głodni Ś nie czuli się szczególnie wypoczęci. Wciąż nie było nawet śladu innych stworzeń większych od insektów. Po bezowocnych poszukiwaniach kotom nie pozostało nic innego, jak zadowolić się kolacją z gąsienic i chrabąszczy. Wszyscy czuli się dość marnie, a Łowca był prawie na skraju rozpaczy i wyczerpania. Drżenie góry, aczkolwiek zmniejszyło się znacznie, od kiedy znaleźli się w Szczurzym Liściu, wciąż w nim tkwiło. Poza tym, w przeciwieństwie do swych przyjaciół, nie zjadł swojej części wiewiórki Płotołaza i wędrował już całe dwa dni bez posiłku, który mógłby nazwać satysfakcjonującym. Przełykając ostatnią larwę, warknął: Ś No tak, jesteśmy na miejscu, nie ma co do tego wątpliwości. Przyprowadziłem nas do samego końca, na pewno. Mam nadzieję, że oboje jesteście zadowoleni z tego, że poszliście ze mną, podczas gdy ja zrobiłem z siebie całkowitego M'an! Może chcecie iść za mną i do wnętrza góry, gdzie 189 wszyscy zostaniemy zarżnięci w jakiś potworny sposób? Ś Trzasnął łapą w dębowy żołądź i patrzył, jak odskakuje. Ś Nie mów takich rzeczy, Łowco Ś odezwał się Szybki Pazur. Ś Nic z tego nie jest prawdą, nic. Ś Wszystko to jest prawdą, Pazurku Ś powiedział gorzko Łowca. Ś Łowca, wielki myśliwy, dotarł do kresu swoich poszukiwań. Ś Z tego, co powiedziałeś, tylko co do jednego masz rację, Łowco Ś powiedziała Cienista Strzecha z zadziwiającą mocą. Ś Co do tego, że znaleźliśmy to, czego szukaliśmy. To coś, o czym nie wiedzieli ani Płotołaz, ani Myszołów, ani nikt inny. Znaleźliśmy źródło zła. Ś Najwyraźniej Tan Tropiciel znalazł je również. Słyszeliście, co się z nim stało! Niech Meerclar ma nas w swojej opiece! Ś rzekł nieco już uspokojony Łowca. Podniósł posępne oczy, by spojrzeć na towarzyszy. Ś W porządku. Pytanie pozostało. Co robimy? Szybki Pazur spojrzał na starsze koty, a potem odezwał się cicho, jakby onieśmielony: Ś Myślę, że powinniśmy wrócić do Księcia i powiedzieć mu o tym. On będzie wiedział, co zrobić. Fritti chciał zaprotestować, kiedy wtrąciła się Cienista Strzecha: Ś Szybki Pazur ma rację. Wyczuliśmy w tym miejscu os. Jest nas zbyt mało i jesteśmy zbyt słabi. Myśleć, że jest naszym obowiązkiem zmierzyć się z tym miejscem samotnie, jest butą przewyższającą Dziewięć Ptaków. Ś Kotka potrząsnęła łbem, jej zielone oczy przybrały wyraz zamyślenia. Ś Jeśli przyprowadzimy tu innych, z pewnością odkryją to samo co my. Może wtedy wielkość Dworu Harara przyda się do czegoś. Chodźcie, wracajmy między korzenie drzewa, dopóki nie ma słońca. Dzisiejszej nocy z pewnością nigdzie nie pójdę. Łowca spojrzał na szarą kotkę z podziwem. Ś Jak zwykle mówisz znacznie rozsądniej niż ja. Ty także, Pazurku. Ś Uśmiechnął się do swego małego przy-190 jaciela. Ś Hararze! Cieszę się, że wy dwoje nie pozwoliliście mi pójść za moim głupim ,ja". Tuż przed świtem Fritti nie mógł spać. Cienista Strzecha i Szybki Pazur posapy wali i mruczeli, ale Łowca leżał między nimi, wpatrując się w ciemne wierzchołki drzew, z nerwami napiętymi tak jak przygięta gałąź. Od czasu do czasu zapadał w coś w rodzaju drzemki, niemal śniąc na jawie, aby za moment znowu ocknąć się nagle, czując się jak w potrzasku, wystawiony na cel, z łomoczącym sercem. Noc mijała. Las był wciąż nieruchomy niczym skała. Łowca wędrował właśnie przez okruchy snu, kiedy usłyszał jakiś hałas. Leżał, nasłuchując gorączkowo przez chwilę, a dźwięk wzmagał się, niespodziewanie ujrzał, że coś gwałtownie zmierza w ich kierunku poprzez leśne runo. Skoczył na równe łapy, szarpiąc swych przyjaciół, przywracając im chwilową świadomość. Ś Coś nadchodzi! Ś syczał, jeżąc sierść. Hałas wzrastał. Czas jakby spowolniał, każda chwila rozciągała się w nieskończoność. Jakiś kształt wypadł z zarośli zaledwie o kilka skoków od nich. Stworzenie to, kolczaste i złachmanione, z wybałuszonymi oczyma, z hukiem pojawiło się na otwartej przestrzeni. Budzenie przyjaciół, jasno oświetlonych przez sączące się przez korony drzew światło Oka, zdawało się trwać wiecznie. Łowca, zesztywniały z przerażenia, czuł się tak, jakby znalazł się w głębokiej wodzie. Dziwaczna postać zatrzymała się. Światło Oka na chwilę oświetliło ją całą Ś był to Pchłożerca. Zanim Fritti, zaszokowany i zaskoczony, zdołał się poruszyć czy wymówić słowo, Pchłożerca odrzucił łeb do tyłu i zawył jak najsroższa zimowa burza: Ś Uciekać! Uciekać! Ś krzyczał szalony kot. Ś Oni nadchodzą! Uciekajcie! Szybki Pazur i Cienista Strzecha byli już w pełni przytomni. Jakby na potwierdzenie krzyku Pchłożercy z mroku lasu za nim rozległ się przeraźliwy, zduszony krzyk. Jednym skokiem Pchłożerca minął Łowcę i jego towarzyszy i przepadł. Następny okropny jęk przeszył powietrze. Z bezwied-191 nymi okrzykami przerażenia cała trójka ruszyła za nim, pędząc na oślep w las, byle dalej od okrutnego dźwięku. Łowca czuł się tak, jakby śnił okropny sen, przebłyski światła Oka wśród ciemności niemal go oślepiały, majaczył się przed nim kształt Pchłożercy, skały i korzenie wyrastały na jego drodze. Las wydawał się pędzić do tyłu. Słyszał wysiłek Szybkiego Pazura i kotki tuż obok siebie. Biegli dalej i dalej, nie myśląc ani o podstępie, ani o ukryciu się, pragnęli tylko uciekać, uciekać! Teraz u jego boku był tylko Szybki Pazur Ś zdyszany, pędzący w paroksyzmie strachu na swych krótkich łapach kocięcia. Fritti oddalał się od niego. Nie zastanawiając się, Łowca zwolnił i odwrócił się, aby go przynaglić. Nad ich głowami rozległ się trzask i coś zeskoczyło z drzewa. Łowca poczuł ostre pazury zatapiające się w jego ciało, raniące mu plecy; potem upadł na ziemię, a jego ka odpłynęła w ciemność. Rozdział 18 Na dłoni widziałem swoje zło. Słońce rankiem zacierało jego kontury, a nocą tonęło w ciemnej chmurze i wyglądało jak ognista kula. Black Hawk Kolejne gwałtowne uderzenie przywróciło Frittiego do realnego świata. Leżał z zamkniętymi oczyma, posiniaczony i wyczerpany. Czuł ostry, lodowaty deszcz padający na niego, mierzwiący jego futro. Nagły wstrząs Ś został zrzucony? zepchnięty? Ś zaparł mu dech w piersiach. Kiedy z powrotem wciągał powietrze do płuc, wraz z nim doszedł go zapach zimnej ziemi, słonej krwi oraz poczuł silną, drażniącą woń zwierzęcego piżma. Jego mięśnie naprężyły się bezwiednie i wtedy ostry ból przeszył mu grzbiet i barki. Stłumił w sobie okrzyk protestu. Powoli i ostrożnie otworzył jedno oko. Natychmiast zamknął je znów, gdy uderzyła w nie kropla lodowatego deszczu. Po chwili spróbował raz jeszcze. Tuż przed swoim zabrudzonym pyskiem ujrzał nieszczęsną, przemoczoną mordę Pchłożercy, który leżał obok na ziemi. Ponad łukiem jego grzbietu zobaczył także kawałek puszystego ogonka Szybkiego Pazura. Ś No. Mówiłem wam, że ta mała larwa się obudzi. Teraz sam będzie dźwigał to swoje kochające słoneczko cielsko. Łowca wstrząsnął się mimowolnie na dźwięk tej mowy tuż przy jego łbie. Głos używał Wysokiego Śpiewu, jąkając 193 się, wypełniając go chrapliwymi nutami i bełkotem. Ostre dźwięki przepełnione były agresją. Położywszy uszy po sobie, Łowca odwrócił się bardzo powoli, by spojrzeć przez ramię. Sterczało tam coś wielkiego i przerażającego. Trzy koty spoglądały w dół na Frittiego i jego towarzyszy leżących na mokrej ziemi. Były duże, wielkości przynajmniej Zwiadowcy Nocy i Zwiadowcy Dnia, adiutantów Płotołaza, ale wyglądały zupełnie inaczej: nie tak powinien wyglądać prawdziwy kot. Ich mordy przypominały oblicza węży, z płaskimi brwiami i szerokimi kośćmi policzkowymi, uszy przylegały ściśle do czaszek. Na Łowcę spoglądały trzy pary wielkich, głęboko osadzonych oczu, w których tliły się niespokojne ogniki. Muskularne ciała były krzepkie i pełne siły, niesione na krótkich, lecz szerokich i gładkich łapach z... czerwonymi pazurami, haczykowatymi szponami w kolorze krwi. Łowca poczuł, że jego serce łomocze ze strachu. Jeden z potworów zbliżył się do niego, dziwne oczy lśniły. Tak jak dwaj pozostali był czarny jak smoła, tylko na brzuchu miał kilka nikłych, bladych plamek. Ś Wstawaj, me'mre Ś warknął. Ś Starczy już tego niesienia. Od tej chwili będziesz hopsał w przód jak trzeba albo poczujesz moje zęby. Ś Obnażył ostrą zawartość swego pyska. Ś Zrozumiano? Ś Z tymi słowami czarny stwór pochylił się ku Łowcy. Jego oddech cuchnął padliną. Fritti poczuł, że strach chwyta go za gardło i żołądek, więc był w stanie tylko słabo skinąć głową. Ś W porządku. No więc ty i twoi marni przyjaciele możecie wstać. Łowca nie mógł już znieść spojrzenia tych potwornych oczu, zwrócił więc wzrok ku swoim towarzyszom. Widział teraz mordkę Szybkiego Pazura. Kotek był przytomny, ale wyglądał na zszokowanego i odrętwiałego. Nie odpowiedział na spojrzenie Frittiego. Ś Ty tam! Ś Łowca odwrócił się. Ś Słuchaj, kiedy ja mówię „wstawać", lepiej wstawaj. Mówi do ciebie Szatański Szpon, dowódca Gwardii Pazura. Macie jeszcze w ca-194 lości wasze nędzne brzuchy dlatego, że ja was lubię, mizerne pluskwy. Wstawać! Już! Fritti stanął na łapach mimo bólu. Czuł, że coś gęstszego i cieplejszego niż deszczówka pozlepiało mu futro na grzbiecie. Rozpaczliwie pragnął się umyć, oczyścić ranę, lecz strach był silniejszy od tego pragnienia. Szatański Szpon syknął na dwie bestie: Ś Długoząb! Szybkokąs! Niech was słońce spali, nie stójcie tak, postawcie tych próżniaków na łapach! Jeśli będzie trzeba któremuś odgryźć ucho Ś śmiało. Tłuściochowi nie będzie przeszkadzało to, że nie są zbyt ładni Ś roześmiał się Szatański Szpon zgrzytliwym, urywanym chichotem, który podrażnił uszy Łowcy. Dwaj Gwardziści Pazura zbliżyli się i postawili na łapy milczącego Szybkiego Pazura i Pchłożercę. Po raz pierwszy od chwili, w której odzyskał świadomość, Fritti rozejrzał się po okolicy. Z pewnością byli jeszcze w Szczurzym Liściu Ś rzędy drzew majaczyły w ciemności ze wszystkich stron. Siąpiący deszcz przeciekał przez gałęzie, a ziemia była miękka i rozmokła. Kiedy trzej wędrowcy zostali zmuszeni do powolnego marszu, Łowca myślał tylko o jednym: zginę. Nie odnalazłem Cichej Łapy, a teraz umieram, szukając jej. Umieram. Zginę. Wtem, kiedy Gwardziści Pazura popędzali ich brutalnymi szturchańcami w łeb i boki, uderzyła go inna myśl: gdzie jest Cienista Strzecha? Chociaż Frittiemu wydawało się, że idą już całą wieczność, zapach powietrza mówił mu, że daleko jeszcze do schyłku Ostatnich Tańców. Czy naprawdę tak niewiele czasu upłynęło od chwili, gdy on, Cienista Strzecha i Pazurek tulili się do siebie w cieple? Spojrzał na swego młodego przyjaciela, z trudem posuwającego się przed nim. Biedny Pazurek Ś gdyby tylko nie poszedł. Spoglądając na maleńki, przemoczony kształt, poczuł pierwszą falę gorącego, nieznanego uczucia: nienawiści. Potężne, niekształtne stwory poganiały ich szturchańcami i warknięciami. Dokąd zmierzali? Dokąd 195 prowadziły ich te bestie? Fritti wiedział Ś w kierunku góry. Coś w końcu wiedział, zło miało jakieś oblicze. To pomogło mu trochę, choć nie wiedział dlaczego. Poza tym nie ma sensu zastanawiać się nad tym zbyt dużo, skoro wiedział, że ma umrzeć. Prowadzący procesję Pchłożerca zaczął coś do siebie mruczeć. Łowca nie potrafił rozróżnić ani jednego słowa w tym gniewnym mamrotaniu i najwyraźniej Gwardziści również nic nie rozumieli. Po chwili przestali zwracać na to uwagę, ale Fritti czuł, że stary szalony kot coś knuje, czuł stopniowo wzrastające napięcie. Niepokoiło go to. Pchłożerca z rykiem wściekłości zwrócił się do Długozęba, najbliższego Gwardzisty: Ś Ty wszo! Ś wrzasnął obdarty, stary kocur. Ś Twoja pieśń jest cierpka! Znam twój brud i twoją ciemność! Długoząb, wykrzywiając pysk ze zdziwienia, niemal niedostrzegalnie obejrzał się do tyłu, a Pchłożerca skoczył między drzewa. Serce Łowcy łomotało. Gwardyjska bestia straciła rezon tylko na jedno uderzenie serca, z rykiem rzuciła się za Pchłożerca. Złapała go niemal natychmiast, zwaliła obszarpanego kota w błoto i wskoczyła mu na grzbiet. Wtedy rozległ się szleńczy ryk Ś Fritti nie potrafił rozpoznać, od którego z nich pochodził Ś i zupełnie niespodziewanie Pchłożerca podniósł się i przeorał pazurami pysk Długozęba. Zlepione błotem włosy sterczały ostro, gdy Pchłożerca rzucił się w przód; przez chwilę wydawało się, że urósł, odzyskał siły. Jednak Długoząb odzyskał swoją siłę i znowu zaatakował, Łowca zobaczył, że Pchłożerca jest tym, kim był: starym kotem zamroczonym szaleństwem, zmagającym się z potworem dwukrotnie od niego większym. Długoząb wymierzył druzgoczący cios w pysk Pchłożercy i stary osunął się bezwładnie w błotnistą ziemię, leżał bez ruchu, z nosa ciekła mu krew. Gwardzista, sycząc jak hlizza, rzucił się, by rozszarpać mu gardło, ale nagle rozległ się zgrzytliwy głos Szatańskiego Szpona: Ś Przestań albo pozbawię cię oczu! Długoząb zawahał się przez chwilę, jego błyszczące spo- 196 jrzenie przyćmiła żądza krwi. Obnażył zęby, a potem spojrzał na dowódcę. Szatański Szpon zaniósł się suchym, urywanym chichotem. Ś Tak Ś powiedział Ś ten stary wariat zrobił z ciebie niezłego durnia, prawda? Ś Długoząb spojrzał na dowódcę z nietajoną złością, ale nie zbliżył się do Pchłożercy. Ś Prawie zwiał, no nie? Ś urągał Szatański Szpon. Ś To był twój błąd i teraz ty będziesz go niósł. I lepiej miej nadzieję, że ten stary, parszywy szczur jeszcze oddycha, bo Tłuścioch chciał tę gromadkę żywcem Ś przynajmniej dopóki ich nie zobaczy. Jak myślisz, co on ci zrobi, jeśli mu w tym przeszkodzisz, przyjacielu? Ś Szatański Szpon uśmiechnął się krzywo. Wstrząśnięty Długoząb odsunął się od skulonego ciała Pchłożercy. Ś Może odda cię Gwardii Kła, eh? Nie byłoby to nieprzyjemne, co? Długozębem wstrząsnął dreszcz i odwrócił wzrok od dowódcy. Ostrożnie zbliżył się do starego kota, obwąchał go, a potem uniósł w pysku. Ś Bardzo dobrze Ś powiedział Szatański Szpon, dając znak Szybkokęsowi, który bez ruchu obserwował wydarzenia. Ś Ruszajmy. Ogniste Oko niebawem się otworzy. Musimy iść dwa razy szybciej, żeby dotrzeć do Zachodniego Wejścia. Popędzani Fritti i jego mały przyjaciel trzymali się ciągle linii prostej, nie wolno było im zwalniać kroku. Nieustający deszcz stał się bardziej rzęsisty, przeinaczał im futra, a leśne ścieżki zmieniał w śliskie bagnisko. Kiedy wydawało się, że więźniów nie może już spotkać nic gorszego, deszcz zaczął zmieniać się w grad. Łowca, czując kłujące bębnienie lodowych kamyków, przypomniał sobie Rikchikchik i ich napaść z wierzchołków drzew. Jednak ten atak nie kończył się, a ciało Frittiego było już zziębnięte i przemoczone. Kiedy on i Szybki Pazur chcieli troszkę zmienić drogę, aby zyskać lepszą ochronę pod drzewami, Szatański Szpon i jego osiłki 197 popchnęli ich z powrotem na ścieżkę. Tym kocim bestiom ostry grad nie przeszkadzał Ś a może tylko tak się wydawało Ś wyglądało na to, że pędzą na jakieś ważne spotkanie. Fritti i Pazurek, pobici i milczący, szli ze spuszczonymi nisko łbami. Pierwsze oznaki świtu rozjaśniły krańce nieba na Vez'an i Gwardia Pazura przyspieszyła kroku. Nagle, na niewidoczną komendę Szatańskiego Szpona, Szybkokąs skoczył do przodu i przepadł w zaroślach wielkich paproci. Pozostali czekali przez chwilę wśród zadumanej ciszy Szczurzego Liścia. Wtem gadzia głowa Szybkokęsa pojawiła się znów, dając znak. Szatański Szpon wydał niski ryk zadowolenia. Ś No, marne Piszczki, właźcie w krzaki! Długoząb, wciąż niosący nieruchome ciało Pchłożercy, skoczył za Szybkokęsem w gęstwinę. Po chwili wahania Ś podczas której ważył szansę ucieczki na wolność, lecz pojął, że nigdy nie uniknie Szatańskiemu Szponowi Ś Łowca ruszył za Gwardią Pazura. Szybki Pazur, z oczami ciągle utkwionymi w dali, poszedł za nim. Przypuszczam, że będą chcieli nas tutaj zabić, pomyślał Fritti. Łowca poczuł się nagle pogodzony ze śmiercią, niemal wdzięczny, że uwolni go ona od tego wysiłku. Schylili głowy i zaczęli przedzierać się przez czepiające się ich wijące pędy Ś dowódca Gwardii Pazura zamykał pochód. Łowca przymknął oczy, aby ochronić je przed wystającymi kolcami i o mały włos wpadłby łbem w dół w dziurę, która pojawiła się przed nim. Otwór był szeroki i ciemny, tunel niknął we wnętrzu ziemi. Szybki Pazur spojrzał ponad ramieniem Łowcy na wejście do podziemnego korytarza, jego oczy zrobiły się wielkie od niemego przerażenia. Przez chwilę poruszał pyskiem, ale wydobył z siebie tylko cichutkie miau. Sztański Szpon przedarł się przez ostatni rząd gałęzi. Ś No Ś powiedział Ś właźcie do środka, wy płazy powierzchniowe, albo będę musiał wam w tym pomóc. Jego niezgrabne cielsko zbliżało się, oczy mu lśniły. Fritti poczuł się rozdarty. Być może byłoby lepiej umrzeć tu, na 198 ziemi, niż zostać zabity jak borsuk w płytkiej norze. Jednak kiedy spojrzał na Szatańskiego Szpona, jego nienawiść powróciła i zapragnął żyć jeszcze choć trochę dłużej. Niby dlaczego olbrzymi Gwardziści mieli wlec ich do tunelu. Tylko po to, by ich zabić? Może jednak to, co mówił dowódca Długozębowi, było prawdą. Dopóki są żywi, zawsze istnieje jakaś nadzieja ucieczki. Cóż, zdecydował, wydaje się, że nie mam wyboru. Kiedy ostrożnie wstępował do mrocznego otworu, jego wzrok zatrzymał się na Szybkim Pazurze. Kotek był tak przerażony, że odsunął się od wejścia do tunelu, jakby chciał uciekać. Fritti przestraszył się. Szatański Szpon, na twarzy którego pojawiły się oznaki zniecierpliwienia, gotów był już coś zrobić. Fritti, nie wiedząc, co robić, zawahał się, a dowódca wysunął swoje krwistoczerwone pazury. Zmuszony do działania Łowca skoczył do przodu, unikając ciosu Szatańskiego Szpona, i pchnął opierającego się Pazurka w kierunku dziury. Przerażony kociak zaczął szlochać i zapierać się łapkami, czepiając się pazurami mokrej ziemi. Ś W porządku, Pazurku, wszystko będzie dobrze Ś usłyszał własne słowa. Ś Zaufaj mi, nie pozwolę, żeby zrobili ci krzywdę. Dalej, musimy iść. Nienawidził samego siebie za to, że wpycha przerażonego malca do tej mrocznej, okropnej dziury. Uderzając łbem i szarpiąc zębami, udało mu się zwolnić chwyt Szybkiego Pazura i razem przepadli w mroku. Rozdział 19 Tam, jak upiorna, bystra rzeka Przez wrót potworną bladość, Tłum straszliwy toczy się w wieczność I śmieje się, lecz nie uśmiecha. Edgar Allan Poe Ściany i podłoga tunelu były wilgotne. Korzenie o barwie brudnej bieli i kawałki innych rzeczy, nad którymi Fritti nawet nie próbował się zastanawiać, zwisały z ziemnego stropu. W miarę jak oddalali się od wejścia, światło stopniowo słabło, aż zniknęło zupełnie, pozostawiając tylko słaby odblask wilgotnej ziemi wyściełającej wnętrze jamy. Szli w dół w nikłym, upiornym świetle niczym duchy kotów podróżujących w przestworzach pośród gwiazd. Szybki Pazur, znalazłszy się pod ziemią, znów zapadł w stan poprzedniego odrętwienia. Łapy zapadały się w glinie, która rozpryskiwała się pod nimi. Po jakimś czasie dogonili pozostałych dwóch Gwardzistów, Długoząb ciągle dźwigał swoje przemoczone brzemię. Szli dalej: Frittiego i Szybkiego Pazura z przodu i z tyłu otaczały szkarłatne szpony, nad nimi i pod nimi była wilgotna, twarda ziemia. Fritti nie potrafił oszacować mijającego czasu. Cała grupa, strzeżących i strzeżonych, wędrowała dalej i dalej, ale wilgoć dookoła pozostawała niezmienna; przytłumiony, obrzydliwy blask ziemi w tunelu nie stawał się ani silniejszy, ani słabszy. Posuwali się dalej i dalej w głąb, nie słyszeli żadnych dźwięków poza własnym oddechem i sporadycznymi słowa-200 mi Gwardzistów. Łowca czuł się tak, jakby spędził w tej norze całą wieczność. Zaczął zapadać w jakiś dziwny półsen. Myślał o Starej Puszczy zalanej promieniami słonecznego światła oświetlającego poszycie lasu... o biegu przez cudownie pachnące, łaskoczące trawy, o Cichej Łapie, o tym, że ją goni i jest goniony przez nią, o tym, jak w końcu układa się do drzemki w letnim upale. Zimne, niespodziewane dotknięcie wijącej się glisty uciekającej spod jego łap gwałtownie ocknęło Łowcę i znów znalazł się w mrocznym tunelu. Słyszał chrapliwy oddech Szatańskiego Szpona. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzy słoneczne światło. Po pewnym czasie głód Frit-tiego wziął górę nad jego zadumą, zaczął zwracać większą uwagę na glisty, które wiły się w wilgotnej ziemi. Po kilku próbach udało mu się złapać jedną i, nie bez trudności, zdołał przełknąć ją podczas marszu. Czuł się okropnie, nie mogąc zatrzymać się podczas jedzenia, ale obawiał się tego, co spotkałoby go, gdyby zwolnił. Chociaż było to poniekąd oszu-kaństwo, poczuł się lepiej po tym niewielkim kąsku, więc tak szybko jak mógł, złapał następną i również ją zjadł. Następną próbował podać Pazurkowi, ale kociak nie zwracał na nic uwagi. Po kilku bezowocnych próbach wmuszenia mu wijącego się kąska, Fritti poddał się i zjadł go sam. Tunel zaczął wznosić się ku górze. Po chwili procesja weszła do małej, podziemnej pieczary, nie większej niż kilka skoków, za to wysoko sklepionej. Wewnątrz groty powietrze krążyło nieco swobodniej i kiedy Szatański Szpon zatrzymał ich, Fritti był więcej niż szczęśliwy, mogąc usiąść na chwilę i dać odpocząć strudzonym łapom. Zmęczonymi ruchami zaczął oczyszczać je z błota i kamieni, potem skierował język ku ranie na barku. Krew zakrzepła i futro było sztywne i skłębione. Podczas mycia odczuwał ból. Szybki Pazur siedział bez ruchu u jego boku, jak sparaliżowany, kiedy Fritti odwrócił się, aby go wylizać, poddał się temu bez słowa. Szatański Szpon i dwaj pozostali rozmawiali ściszonymi głosami w oddalonej części pieczary. Długoząb podszedł do swoich 201 kompanów i cisnął obok nich nieprzytomne ciało Pchłożercy. Później, na skinięcie głowy Szatańskiego Szpona, odwrócił się i wślizgnął do tunelu przez wyjście z przeciwnej strony. Szybkokąs i dowódca rozciągnęli swoje długie, żylaste ciała na podłodze podziemnej komnaty i obserwowali swoich więźniów. Fritti Ś stwierdziwszy, że najlepszym sposobem postępowania jest ignorowanie ich na tyle, na ile to możliwe Ś dalej czyścił z brudu futro Szybkiego Pazura, zważając szczególnie na liczne skaleczenia i otarcia młodego kota. Pchłożerca jęknął i poruszył się, ale się nie ocknął. Później, z tego kierunku, w którym przepadł Długoząb, doszedł stłumiony jęk. Ponaglony niskim warknięciem i gestem łba przez Szatańskiego Szpona Szybkokąs przepadł w tunelu, jeszcze zanim echo zamarło wśród wapiennych ścian. Na końcu korytarza rozległ się zgiełk. Fritti słyszał odgłosy kłótni Długo-zęba i Szybkokąsa. Po chwili pojawili się w jaskini, wlokąc z wysiłkiem jakiś bezwładny, ogromny ciężar. Szatański Szpon podniósł się i popędził na krzywych łapach, by sprawdzić, co przynieśli. Ś Znalazłem go tam, gdzie odgałęzienie tunelu wychodzi na ścianę doliny, szefie Ś powiedział Długoząb, wywalając język. Ś Dokładnie tam, gdzie go wywęszyłeś. Złapałem go, kiedy patrzył w drugą stronę, potem musiałem szybko ściągnąć go na dół, żeby nie spaliło mnie Ogniste Oko. Na Pana, jest całkiem duży, nie? Po tej przemowie Długoząb odwrócił się i zadowolony z siebie zaczął myć ranę na swoim boku. Zainteresowany wbrew samemu sobie, Łowca wyciągnął łeb do przodu, wpatrując się w słabe światło jaskini. Tobół przywleczony przez obu Gwardzistów był jakimś gatunkiem zwierzęcia. Niski jęk bólu wydobywał się ze skulonej sylwetki. Szatański Szpon zerknął na Frittiego. Ś Chodź, pogap się trochę, ty mały, błotnisty Piszczku Ś powiedział. Ś Nie bój się. Ten już cię nie ugryzie! Śmiech dowódcy zazgrzytał w skalnej komnacie. Łowca z wahaniem posunął się do przodu. Na kamiennej podłodze 202 leżał wielki Growler, krew ciekła z jego poranionego pyska i brzucha. Kiedy Łowca spoglądał ponad Szatańskim Szponem, oczy psa otworzyły się Ś były mętne. Był tak duży jak sami Gwardziści Pazura, Fritti zaszokowany i przerażony pojął, że jeden z tych kocich potworów w pojedynkę zdołał ująć fik'az tych rozmiarów. Growler zamrugał, na próżno próbując, by krew nie zalewała mu oczu, i zacharczał boleśnie. Coś w jego wnętrzu było złamane, zwierzę umierało. Zasmucony i zmartwiony Fritti powrócił do swego kąta. Dłu-goząb oderwał się od swego obrządku i powiedział do Szatańskiego Szpona: Ś Nie musimy chyba nic dawać tamtym. Ś Wskazał na Frittiego i Szybkiego Pazura. Ś Co? Szatański Szpon popatrzył na nich dwóch Ś spiętego i zdenerwowanego Frittiego i milczącego, sparaliżowanego Szybkiego Pazura. Ś Musimy tylko doprowadzić ich żywych do Bezmiaru. Nie musimy dzielić się z nimi naszymi skromnymi łupami. Z tymi słowami Szatański Szpon wystawił swoje szkarłatne pazury i wykonał szybki, rozpruwający cios przez brzuch fik'az. Potem, mimo że nie umilkły jeszcze potworne krzyki agonii, Gwardia Pazura zaczęła się posilać. Fritti otulił sobą Szybkiego Pazura i próbował nie słyszeć ich odgłosów. Kiedy Gwardziści skończyli swój posiłek, pokrywając podłogę pieczary przerażającymi odpadkami, zapadli w sen. Na sprawne polecenie Szatańskiego Szpona, Szybkokąs i Długoząb powlekli swoje niezgrabne cielska ku wejściom do jaskini. Kiedy przewrócili się na plecy, by usnąć z łapami w powietrzu, skutecznie zablokowali drogi ucieczki. Jedyne, co pozostało Łowcy, to leżeć bezradnie obok Pazurka i Pchło-żercy, gdy bestie trawiły swoją ofiarę. Fritti nie miał pojęcia, jak długo leżał przy swych dwóch milczących towarzyszach, nasłuchując bulgoczącej drzemki strażników. Zapadł w niespokojny sen, a zbudził go dziwny dźwięk. Najpierw w nieustającym poczuciu zagrożenia po-203 myślał, że umiera i sępy przyfrunęły z nieba, by obgryźć jego kości. Wydawało mu się, że słyszy je dookoła siebie, oczekujące na wyborne kąski. Ich głosy były chrapliwe, niskie i zimne... Kiedy doszedł do pełni świadomości, przysłuchał się niesamowitym dźwiękom wypełniającym jaskinię. To nie były olbrzymie sępy. Wciąż wyciągnięci na grzbietach, oparci o wilgotną ścianę z kamienia, Gwardziści Pazura śpiewali: Nadejdzie taki dzień, Że nad górą świata Zapadnie wieczny cień, Nie będzie światła. Wtedy z głębiny wrót, Gdzie mieszka czas, Wypełznie nasz Lud Bezszelestnie tak... Nie będzie żaden z nas W ukryciu czekał na Życzliwszy nocy czas, Bo zniknie światło dnia I kiedy umrze słońca blask, Będziemy, ty i ja, przemierzać Swobodny, wolny świat W poszukiwaniu zwierza... Bo Słońce, Słońce Słońce umiera I poza świata końce Blask swój zabiera I upragniony mrok Wszędzie roztoczy Ku śmierci, w mrok Słońce się toczy... 204 Pieśń ciągnęła się dalej i dalej, obrzydliwe, monotonne głosy ryczały słowa o ciemności i nienawiści, o zemście, o nocy wypełzającej na świat, krwi na skałach i ziemi, o potędze Ludu z góry, który opanuje świat. Leżący obok Frittiego Pchłożerca otworzył oczy. Zaczął się podnosić, potem położył się z powrotem i słuchał Ś znieruchomiały, milczący Ś monotonnego śpiewu. Łowca widział, jak wstrząsa przemoczonym łbem ze znużeniem, z bólem, aż znów zamknął oczy. Pieśń Gwardii Pazura zdawała się nie mieć końca. Po pewnym czasie Łowca znów zapadł w dręczący, ciężki jak kamień sen. Rozdział 20 Spójrzcie! Śmierć samej sobie stawia tron, w samotnym dziwnym mieście, Daleko w mgłach Zachodu... Edgar Allan Poe pieczarą tunele wydawały się ocieplać. Fritti wiedział, że na górze panuje zima, pada śnieg lub marznący deszcz. Tu, głęboko w ziemi Ś Łowca nie miał pojęcia jak głęboko Ś powietrze stało się gęste od gorąca i wilgoci. Pchłożerca był już przytomny i szedł sam. Idąc mamrotał coś cicho do siebie, ale w żaden sposób nie stawiał oporu. Długoząb, którego pysk jeszcze nie wyleczył się po ciosie wymierzonym mu przez Pchłożercę, z wielką przyjemnością dokuczał staremu kotu, który dzielnie odpierał wszystkie próby doprowadzenia go do wściekłości. Łowca, mozolnie posuwając się na wymizerowanych łapach, raz jeszcze poczuł drganie góry. Tu, pod ziemią, odczucie to było inne, wibrowało głęboko w jego kościach i nerwach. Puls góry wydawał się niższy i bardziej stanowczy, przenikający wszystko, ale Ś dziwnie Ś także bardziej naturalny. Łowca wiedział, że zbliżają się do miejsca przeznaczenia. Ś Czujesz to, co? Fritti aż podskoczył na to szorstkie warknięcie. Szatański Szpon szedł tuż za nim, przypatrując się mu, nieprzyjemne oczy śledziły każdy jego ruch. 206 Ś Widzę, że zacząłeś słyszeć pieśń Bezkresu. Ty mała pluskwo, masz wyostrzone zmysły, prawda, gwiazdko? Dowódca przysunął się do boku Łowcy. Potężna, umięśniona sylwetka górująca nad Frittim onieśmielała go i trudno mu było mówić. Ś Jar., ja coś czuję Ś wyjąkał. Ś Czułem to przedtem... na ziemi. Ś No tak. Ś Szatański Szpon zerknął z ukosa. Ś Nie jesteś ty przypadkiem za bystry? Nic się nie martw... tam, dokąd idziemy, będzie mnóstwo Ludu, gotowego poświęcić wiele uwagi takiemu inteligentnemu kocurowi jak ty Ś może nawet więcej niż sam chcesz. Z zimnym, ponurym uśmiechem, który odsłonił kilka zębów, dowódca Gwardii Pazura cofnął się i dalej szedł za Frittim. Skóra wokół wąsów młodego kota cierpła i łaskotała go. Nie pragnął, aby cokolwiek lub ktokolwiek zainteresował się nim bardziej, niż czyniono to do tej pory. Przyspieszył, aby dogonić Pchłożercę i Szybkiego Pazura. Ziemia drżała. Wkrótce tunel zaczął się rozszerzać. Co każde sto Ś mniej więcej Ś skoków gromadka mijała boczne tunele lub jaskinie; trudno było określić co, gdyż ukazywały się one jako ciemne otwory w szybie głównym. Powietrze nadal się ocieplało, wilgotny upał osłabiał Frittiego i jego przyjaciół. Pchłożerca potrząsał głową na obie strony, jakby chciał z niej zrzucić jakąś opaskę. Ś Znowu tutaj, znowu w dziurach... nigdy, nigdy... Ś Stary kot spojrzał błagalnie najpierw na nie reagującego Szybkiego Pazura, potem na Frittiego, który tylko pokręcił głową. Ś To całe bim-bam warczące i zgrzytające... nie... nie...? Pchłożerca odwrócił wzrok i mamrotał już cicho. Łowca delikatnie trącił głową Szybkiego Pazura. Ś Słyszałeś go, Pazurku? Co ó tym wszystkim myślisz, hmmm? Wąsy się jeżą, prawda? Ś Fritti na próżno czekał na odpowiedź, później spróbował raz jeszcze. Ś Co to będzie za historia, kiedy opowiemy ją w domu, przy Ścianie Zgromadzeń? Myślisz, że nam uwierzą? 207 Po chwili Szybki Pazur podniósł głowę i spojrzał żałośnie na Frittiego. Ś Gdzie jest moja przyjaciółka, Cienista Strzecha? Ś spytał. Jego głos był tak cichy, że Łowca musiał nastawić uszy, aby rozróżnić słowa. Ś Znajdziemy ją, Pazurku, obiecuję. Przysięgam na moje imię ogona. Wyjdziemy stąd i odnajdziemy ją. Kociak przyglądał się mu przez chwilę zamyślonym wzrokiem, później znowu wbił spojrzenie w ziemię. Na Uszy i Łzy Niebiańskiej Tancerki! Ś Fritti zgromił sam siebie. Kiedy przestanę składać obietnice, których nigdy nie będę mógł dotrzymać? Chociaż, pomyślał, musiałem coś powiedzieć Pazurkowi. Ma wygląd kogoś, kto za chwilę położy się i odpłynie na Wysokie Pola. Przynajmniej wyciągnąłem z niego ze dwa słowa. Łowca zauważył teraz, że zmienił się dźwięk w tunelu. Spoza niemal bezdźwięcznego odgłosu ich kroków dochodziła go nikła fala głosów, które chyba były kocimi, niezwykle oddalonymi głosami. Szybkokąs, najbliższy strażnik, odwrócił się i syknął: Ś Niedługo będziemy w domu. Waszym także... przynajmniej na jakiś czas. Wkrótce podziemna droga znów stała się szersza i skierowała się w dół. Pulsowanie nie ustawało teraz i wydawało się niemal znajome, a głosy, które Fritti usłyszał wcześniej, brzmiały mocniej i mocniej. Właśnie gdy wydawało się, że docierają do ich źródła, Szatański Szpon zatrzymał całą procesję. Ś Zaraz Ś rzekł, wpatrując się twardym spojrzeniem we Frittiego i jego kompanów Ś wejdziemy przez jedną z Mniejszych Bram do Bezmiaru. Jeżeli wykonacie jakakolwiek próbę ucieczki, rozerwę was na strzępy i uczynię to z prawdziwą przyjemnością. A w wypadku gdybyście próbowali szczęścia Ś tu zwężonymi oczami spojrzał na Pchłożercę, który niespokojnie odwrócił wzrok Ś nawet jeśli jesteście dość szybcy i sprytni, żeby mi uciec Ś w co wątpię Ś będziecie żałowali, że nie zginęliście pod moimi pazurami, ręczę za to. Gwardia Pazura nie jest najgorsza spośród tych, którzy zamieszkują Bezmiar. 208 Szatański Szpon zwrócił się do swoich podkomendnych: Ś A wy dwaj. Pamiętajcie, nikt nie ma się wtrącać, szczególnie Gwardia Kła. Więźniowie zostają z nami, dopóki nie rozkażę inaczej, zrozumiano? Oby tak. Wszyscy ruszyli w dół za Szatańskim Szponem, prawie natychmiast skręcili i znaleźli się w szerokim pasażu przed bramą wejściową. Na końcu tunelu, w migotliwym, niebie-skozielonym świetle, rysowały się sylwetki dwóch potężnych Gwardzistów Pazura, milczących i strasznych, większych nawet niż ci,' którzy złapali Frittiego. Po obu stronach wrót, które strzegli, na niewielkich pagórkach usypanych z ziemi znajdowały się czaszki. Jedna z nich była czaszką przeogromnego Growlersa, z oczodołami ciemnymi jak smutek. Druga pochodziła od jakiegoś rogatego zwierzęcia. Wszyscy czterej wartownicy spoglądali bez litości na prowadzonego Łowcę i jego kompanów. Kiedy minęli łukowaty tunel wejścia do Bezmiaru, Frittiego ogarnęło dziwne uczucie. Jak w nocnej marze po przedawkowaniu kociej mięty, poczuł płomień na własnym czole. Jednak cokolwiek to było, żaden z jego towarzyszy ani nikt z Gwardzistów nie zwracał na to uwagi. Za progiem rozciągał się widok, który Łowca zapamiętał do końca życia. Rozciągała się przed nimi ogromna jaskinia, o sklepieniu tak wysokim jak wierzchołki drzew w Lesie Źródła. Oświetlała ją fluorescencyjna ziemia, jaką widzieli w tunelu, oraz słabe, błękitne smugi światła pochodzące ze skał wystających ze skalnego sufitu. To upiorne światło zamieniało wszystkich w tej pieczarze w duchy i ruchome cienie. Niżej, na podłodze jaskini, niezliczona liczba kotów przemieszczała się w przód i w tył, jak termity w spróchniałym lesie. Większość z nich wyglądała zwyczajnie, jak Lud, choć ich twarze były tak pełne bólu i rozpaczy, że zdawali się należeć do innej rasy. Pomiędzy nimi poruszali się Gwardziści Pazura, potężni i wielcy, nadając kierunek płynącym, podobnym do insektów tłumom pełznącym tam i z powrotem. To wygląda jak potworny sen o Domu Pierwszych, pomyślał Fritti. Odór strachu, krwi i nie zagrzebanego me'mrę wznosił 209 się w gorącym powietrzu, wypełniał jego nozdrza i dusił go. Szatański Szpon jednym warknięciem pognał ich w dół, na podłogę jaskini, pomiędzy wystające skały i ciepłą, wilgotną maź. Manewrowali pomiędzy rzędami kotów, ocierając się o nich, ale tamci nawet na nich nie patrzyli, tylko mozolnie posuwali się w kierunku wskazanym przez srogich, wszędobylskich Gwardzistów. Kiedy mijali jedną z grup, Fritti zauważył niewielkiego kota z wyłupiastymi oczami i wystającymi żebrami, który wyglądał na chorego. Kaszlał i słaniał się, potem upadł zemdlony na ziemię. Nim Fritti ruszył się, aby mu pomóc, przepchnął się jakiś Gwardzista i pochylił się nad chorym. Następnie bestia podniosła go za kark i gwałtownie nim potrząsnęła. Łowca słyszał gruchotanie kości; strażnik Odrzucił bezwładne ciało na bok jednym, niecierpliwym szarpnięciem głowy i rząd kotów poszedł dalej. Łowca obejrzał się za nimi, potem spojrzał na skulone ciało leżące w brudzie, nie dostrzegane i nie opłakiwane. Jego nienawiść wybuchnęła płomieniem, później stłumiona nieco pozostała ukryta głęboko w sercu. Odwrócił się także. Kiedy rząd prowadzony przez Szatańskiego Szpona dotarł do przeciwległej ściany wielkiej jaskini, cienki, przenikliwy głos zawołał: Ś Szszszatański Szszszponie! Dźwięk wydawał się dochodzić z jednej z niezliczonych jaskiń ukrytych w skalnej ścianie stojącej przed nimi. Dowódca zatrzymał grupę, a w mrocznym wejściu jaskini zamajaczył jakiś kształt. Ś Czego chcesz ode mnie? Ś warknął gniewnie Szatański Szpon. Jego głos zabrzmiał dość dziwnie. Ś Krwawy Świssst pragnie się z tobą ssspotkać Ś powiedział cienki głos sycząco i prześmiewcze. Gdy mówił, Fritti widział błysk zębów w ciemnej grocie, nie widział jednak lśnienia oczu. Ś Śmiechu warte! Ś warknął dowódca. Ś Niby czemu miałbym się tym przejmować? 210 W ciemnej grocie zęby obnażyły się jeszcze raz. Ś Krwawy Świssst chce wiedzieć, kim sssą twoi więźniowie. Mamy już dosssyć niewolników. Tak było po-ssstanowione, czyż nie? Ś To są sprawy między mną a Tłuściochem, a wy, wszy, nie powinniście wtykać w to swych bezwłosych pysków. Jeśli Krwawy Świst ma do mnie jakąś sprawę, będę później w Niższych Katakumbach Ś rzekł Szatański Szpon, odwrócił się i odszedł. Ś Tam się z tobą ssspotka Ś rzekł wysoki głos i z zacienionej pieczary dobiegły dźwięki upiornego rozbawienia. Kiedy wchodzili do ogromnego tunelu w ścianie jaskini, Długoząb syknął do Szatańskiego Szpona: Ś Swoją drogą, czego Gwardia Kła od nich chce? Dowódca odwrócił się i ryknął: Ś Zamknij pysk! Długoząb nie zadawał więcej pytań i przez jakiś czas szli w milczeniu w dół tunelu. W końcu Sztański Szpon zatrzymał drużynę tam, gdzie droga stawała się szersza. Dowódca zepchnął brutalnie Szybkiego Pazura i Pchłożercę na jedną stronę i zwrócił się do Szybkokąsa: Ś Ty i to oślinione me'mre Ś warknął, wskazując Dłu-gozęba Ś zabierzcie tych dwóch do Środkowych Kata-kumb. Niech nie ruszają się stamtąd, dopóki nie rozkażę. Ja i nikt inny! Ś Szybkokąs skinął głową. Ś Dobrze. Tego bystrzaka zabieram na audiencję specjalną. Myślę, że wiecie, kto się nim zainteresuje. Teraz ruszać! Mówiąc to, popchnął Łowcę dalej, w górę szybu, a dwaj Gwardziści zabrali towarzyszy Frittiego do bocznego tunelu. Popychany do przodu Łowca odwrócił się i zawołał przez ramię: Ś Wrócę po ciebie, Pazurku, nie martw się! Pchłożerco, opiekuj się nim! Szatański Szpon wymierzył mu łapą bolesny cios w skroń, od którego zawilgotniały mu oczy. Ś Dureń! Ś ryknął zwierz. 211 *** Kręta droga prowadziła dalej w głąb ziemi. Tunel, którym szli, był usłany kamieniami, kawałkami kości i jakimiś wilgotnymi odpadkami, od których Łowcę przeszywał dreszcz. Musiał ocierać się o brudne ściany, aby uniknąć dotknięcia przerażającego dowódcy Pazurów. Szyb gwałtownie schodził w dół. W nikłe światło odbijane przez ściany zaczęły wdzierać się niebieskie i purpurowe światełka, pochodzące z oddalonego krańca tunelu. Idąc stromą drogą, Łowca spostrzegł także, że zmieniło się powietrze Ś było znacznie zimniej. Po dwudziestu krokach chłód stał się jeszcze bardziej przenikliwy, a ziemia pod poduszkami jego łap stwardniała, może zamarzła. Schylił łeb, żeby przejść pod niskim sklepieniem. Szatański Szpon szedł tuż obok. Kiedy znów podniósł łeb, zobaczył, że weszli do ogromnej komnaty Ś stolicy Bezmiaru. Weszli do Jaskini Jamy... do serca góry. Pieczara była wysoka, jej sklepienie Ś mroczne i dalekie. Na samym środku widniała wielka jama w ziemi, która promieniowała oślepiającym, zimnym, niebieskim blaskiem, przedzierającym się poprzez mgłę osłaniającą podłogę jaskini. Ściany nad nią były podziurkowane jak plaster miodu grotami i tunelami i wszędzie uwijały się ciemne kształty przepływające tam i z powrotem, krzątające się wokół szerokiego obrzeża jamy i wspinające się po strzaskanych kamieniach, aby zniknąć w jednym z otworów na górze. Fritti widział chmurę swego oddechu w lodowatym powietrzu. Ten chłód był czymś niesamowitym tak głęboko pod ziemią, czymś przypominającym okrutny sen? Posuwając się naprzód, szorstko ponaglany przez Szatańskiego Szpona, przyglądał się teraz jamie i czemuś potężnemu, co wyrastało ze środka nory, górując nad podziemną komnatą. Kiedy podszedł bliżej, ciekawość zamieniła się w przerażenie. - Z mrocznego wnętrza jamy wyrastał wijący się stos, masa piętrzących się małych ciał, które wystawały ponad krawędzie olbrzymiej dziury w podłodze jaskini jak wulkan z głębokiej przepaści. Ta skręcająca się z bólu góra była ułożona 212 ze zwierząt Ś męczonych, umierających, umarłych. Koty i fla-fa'az, Piszczki, króliki, Growlersi i Rikchikchik, cała piramida cierpiących zwierzaków, wydających milion upiornych okrzyków. Było wśród nich wiele stworzeń okaleczonych albo poćwiartowanych: im bliżej dna, tym mniej z nich się poruszało. Nozdrza Łowcy podrażnił duszący fetor. Upadł na zimną ziemię, mgła zafalowała nad nim, kryjąc na chwilę potworny widok. Szatański Szpon pochylił się nad nim i uderzył go swym szerokim, płaskim łbem. Ś Wstawaj natychmiast, ty pajacowaty robaku. Zaraz spotkasz Jego Lordowską Mość. Fritti, na słabych łapach, czujący mdłości, został podniesiony i zawleczony do krawędzi jamy. Pragnął zamknąć oczy. Jednak zamiast tego wpatrywał się w wijącą górę, w tysiące pustych oczu i bezwiednie opadających pysków, wydmuchujących małe obłoczki pary. Gwardzista Pazura wysunął się o krok. Ś Wasza Wielkość! Twój nędzny sługa coś dla ciebie przyniósł! Ś zazgrzytał głos Szatańskiego Szpona i odbił się echem wśród strzelistych ścian. Ś Och. Masz, czy masz...? Ś zabełkotał dziwaczny, przytłumiony głos. Ś Wrzuć to do pozostałych. Zjem później. Gigantyczny, ciemny kształt, dotychczas niewidoczny na szczycie stosu ciał, odwrócił głowę i otworzył ogromne oczy o barwie skorupy jajka. Ślepe oczy. Łowca wydał przerażony pisk i rzucił się do tyłu, wprost na twardy jak kamień korpus Szatańskiego Szpona. Skuliwszy się pomiędzy nogami Gwardzisty Pazura, na chwilę Fritti zapomniał nawet o strachu i nienawiści, jaką żywił do dowódcy Ś ta rzecz na szczycie stosu wymiotła z jego umysłu wszystko jak świszczący wiatr. To był kot. Dwadzieścia, pięćdziesiąt, może sto razy większy od niego. Łowca nie potrafił tego określić. Otyłe ciało było tak potężne, że maleńkie nogi nie mogły go utrzymać. Leżał, opasły i władczy, na wierzchołku wijącej się góry ciał. 213 Ś Nie, Wielki, to nie jest do jedzenia...jeszcze. Ś Fritti usłyszł głos Szatańskiego Szpona, daleki, nieistotny. Ś To jeden z tych, których wyczułeś, Wielki. Czy pamiętasz? Ohydne stworzenie obracało swą pozbawioną szyi głowę, aż puste, martwe oczy znalazły się naprzeciw drżącego Łowcy. Nozdrza mu falowały. Ś A tak... Ś powoli odezwał się głos, przypominający rozpryskiwanie się błota na kamieniu. Ś Teraz sobie przypominamy. Czy miał jakiś towarzyszy? Gdzie oni są? Ś Głos przybrał ostrzejszy ton. Ś Miał dwóch, o Panie! Ś Głos Szatańskiego Szpona brzmiał nerwowo. Ś Kociaka, Lordzie, małego kwilącego kodaka i zwariowanego starego kocura, ohydnego jak słońce i kwiaty. Lecz ten jest właśnie tym, którego chciałeś dostać. Jest w nim coś. Ja... ja jestem tego pewien. Ś Aaa Ś wybełkotał potwór i nieznacznie przechylił się na bok, jakby chciał pomyśleć. Schylił swój okrągły łeb w dół, ku stosowi, na którym leżał, ale nie mógł przemóc własnej ociężałości. Z wyrazem zirytowania zmarszczył szeroką brew i natychmiast trzej Gwardziści Pazura, którzy przyglądali się temu z przerażeniem z drugiej strony jamy, wskoczyli do dziury. Szybko wyszarpali okaleczony koci kształt ze środka stosu i wspięli się ku potworowi. Kiedy wspinali się po jego brzuchu, on z błogością otworzył pysk. Wijący się, jęczący kot został wrzucony do środka. Rozległy się odgłosy chrupania, kiedy wielki kot zaczął żuć, a przez jego ślepą twarz przemknął wyraz zadowolenia. Łowca przyglądał się bezradnie, jak bestia przełyka. Później jej uwaga wróciła ku niemu. Ś Teraz Ś syknął Ś zobaczmy, jaki to gatunek Ludu zagraża naszym celom. Łowca poczuł gwałtowne szarpnięcie. Przez chwilę czuł się tak, jakby ogromna góra złapała go i potrząsała nim. Potem przyszedł ostry ból i coś wwierciło się w jego mózg. Ryjąc, myszkując, przedzierało się to przez jego myśli, oddzielając jedną od drugiej, brnęło przez nadzieje, marzenia 214 i pomysły, beztrosko niszczyło pojęcia, przechodząc. Niewidzialna siła przykuła Łowcę do miejsca. Wił się i wył, gdy mózg potwora wtargnął w niego. Kiedy było już po wszystkim, ogłuszony i drżący położył się na lodowatą ziemię obok jamy. Kłujący ból przypływał i odpływał pod jego czołem. W końcu odezwał się Szatański Szpon. Jego głos brzmiał niepewnie: Ś I cóż, Wielki Mistrzu? Kształt na jamie ziewnął, ukazując sczerniałe zęby. Krótki błysk światła zabarwił czerwienią parszywe, szare futro. Ś Ta mała pchła nic nie znaczy. Są tam zapowiedzi, tak Ś ślady Ś ale nie ma siły wartej wspomnienia. Nic nie może zrobić. Mówisz, że jego towarzysze są nieszkodliwi? Ś Ten był jedynym wyróżniającym się spośród innych, przysięgam, Panie. Ś No cóż. Ś W pełnej ociągania mowie stwora brzmiało teraz najwyższe znudzenie. Ś Zabieraj go. Zabij albo każ kopać tunele, nie obchodzi nas to. Dowódca Pazurów siłą podniósł Frittiego do pozycji stojącej, potem popchnął go w kierunku wyjścia z jaskini. Ś Gwardzisto Pazura! Ś zawołał otyły potwór. Szatański Szpon obrócił się i służalczo skłonił łeb. Ś Tak, Panie Wszystkiego? Ś Następnym razem z tak błahego powodu nie przerywaj medytacji Lorda Pożeracza Serc Ś stwierdził stwór, a jego mleczne oczy zalśniły. W ukłonach i lansadach Szatański Szpon pospiesznie wyprowadził Łowcę z Jaskini Jamy. Oszołomiony Łowca, potykając się, przemierzał labirynt korytarzy Bezmiaru. Jego strażnik postępował tuż za nim w całkowitym milczeniu. Mimo duchowego wyczerpania w głowie Frittiego roiło się od myśli na temat tego, co zobaczył. Pożeracz Serc! Lord Pożeracz Serc z Pierworodnych! Widział Grizraza Pożeracza Serc, odwiecznego wroga Ludu. Słyszał jego głos! Dreszcz wstrząsnął jego wynędzniałym ciałem, gdy pomyślał o tym ogromnym, ślepym stworze rozłożonym w jaskini za nimi. 215 Musi... jakoś zawiadomić Płotołaza i pozostałych. Dwór Ha-rara powinien dowiedzieć się o niebezpieczeństwie... bez względu na to, co będzie mógł zrobić. W jaki sposób zdołają obronić się przed tak potężną siłą, tak okrutnymi zuchwalcami? W samych głównych pieczarach widział setki Gwardzistów Pazura, a nie było wiadomo, ilu jeszcze kryje się w tunelach i pieczarach tego gniazda insektów. W jaki sposób mógłbym cokolwiek zrobić, pomyślał gorzko, skoro jestem skazany na śmierć? Jego myśli powróciły do Szatańskiego Szpona, którego gorący oddech owiewał mu ogon. Łowca przypomniał sobie ponuro, że Szatański Szpon został jednak zawstydzony przed obliczem przerażającego Pożeracza Serc. Z pewnością nie pozwoli, aby Łowca przeżył po czymś takim? Osłabiony, zamyślony Fritti poczuł podmuch suchego powietrza targającego sierść na jego pysku. Podniósł wzrok. Tunel w tym miejscu był mroczny, niemal pozbawiony światła. Fritti z trudem spostrzegł jakieś sylwetki posuwające się w ich kierunku. Z zaskakującą zwinnością Szatański Szpon wyciągnął swą łapę o czerwonych pazurach i przycisnął Łowcę do ściany korytarza. Przez chwilę nie mógł złapać oddechu. Charczał bezradnie, tunel wypełnił się dziwnym szeleszczeniem, skrzypieniem przypominającym trzaski starych konarów i nagle pojawiło się w nim mnóstwo szepczących cieni. Minęło ich kilka ciemnych sylwetek. Łowca dostrzegł słaby zarys ogonów i uszu, lecz postacie były niewyraźne, przypominały cienie. W powietrzu unosił się duszący pył i słodka, ciężka woń. Szatański Szpon z szacunkiem schylił głowę i odwrócił wzrok. Nikły poszum suchej, sypkiej mowy krążył w powietrzu, potem dziwne kształty oddaliły się korytarzem. Kiedy Fritti łapał oddech, Szatański Szpon wpatrywał się w przejście płonącym wzrokiem. Ś Gwardia Piszczelą Ś wyszeptała ciemna bestia. Ś Najbliżsi słudzy naszego Pana. Przy jednym z odgałęzień Ś dla Frittiego niczym nie różniącym się od wielu tych, które mijali Ś Szatański Szpon zatrzymał się. 216 l Ś Nie wiem, na czym polega twoja tajemnica Ś warknął, a ciężkie brwi jakby opadły na jego oczy Ś ale wiem, że coś się w tobie kryje. Nie popełnię już błędu i nie zabiorę cię przed oblicze Tłuściocha, dopóki nie dowiem się, co to jest, a dowiem się na pewno. Pan może popełniać błędy, ale ja wierzę, że ty jesteś jednym z nich. Ś Dowódca prychnął gniewnie. Ś Bez względu na to, jaka jest twoja nędzna tajemnica, wyduszę ją z ciebie. Tymczasem wykorzystam twoje nędzne istnienie. Właź! Ś Wyciągnął niezgrabną łapę, wskazując otwór obok Łowcy. Zbierając całą swoją odwagę Ś najwyraźniej miał jeszcze trochę pożyć! Ś Fritti spytał: Ś A gdzie są moi przyjaciele? Ś Wypełnią kałduny Gwardzistów Kła, jeśli zaraz nie wrócę. Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy. Będziesz miał dość kłopotów, martwiąc się o ocalenie własnej, parszywej skóry. No, ruszaj! Dowódca pchnął Frittiego tak szorstko, że ten wpadł do otworu znajdującego się z tyłu. Stracił oparcie na stromej, wysypanej żwirem powierzchni i ślizgając się i turlając, spadał w dół, w mrok. Kiedy upadł, zatrzymując się, usłyszał jeszcze chrapliwy głos Szatańskiego Szpona: Ś Niedługo wrócę, żeby zobaczyć się z tobą! Nie ma obawy. Ś Z szybu dobiegł zgrzytliwy chichot. Minęło kilka chwil, zanim Łowca przyzwyczaił się do niemal kompletnego braku światła. Znajdował się w skalnej komorze, widział ciemne kształty innych kotów stłoczonych na krańcach groty. Kamienne ściany jaskini były mokre, a powietrze Ś wilgotne i gorące. Dookoła leżały dziesiątki wymizerowanych kotów o martwych oczach. Kiedy Łowca przesuwał się wzdłuż ściany Ś w poszukiwaniu drugiego wyjścia lub miejsca, gdzie mógłby się położyć Ś niektórzy z nich prychali słabo, jakby wdzierał się na ich terytorium, ale była to jedyna forma ich sprzeciwu. Myśl o Ludzie stłoczonym na tak mikroskopijnej przestrzeni, zmuszonym do życia tuż obok siebie czy nawet na sobie, w upale wyciska-217 jącym siódme poty, znów wzbudziła gniew w sercu Łowcy. Przestępował przez leżące ciała, gdy zatrzymał go dźwięk znajomego głosu. Uważnie przyjrzał się pyskom i kształtom dookoła, ale nie rozpoznał wśród nich nikogo. Nie potrafił także przywołać imienia, które pasowałoby do głosu. Miał już ruszyć dalej, kiedy jego wzrok padł na kota, który leżał u jego łap. Był wynędzniały, chudy jak nitka. Jego zapadnięte, puste oczy bezradnie wpatrywały się we Frittiego. To ta mamrocząca zjawa zatrzymała go dźwiękiem swego głosu i teraz Łowca z tchem zapartym z zaskoczenia poczuł, że go rozpoznaje: to był młody Skoczek , jeden z delegatów Klanu Ściany Zgromadzeń na Dwór. Wyglądało na to, że osiągnął kres swego życia! Ś Skoczku! Ś odezwał się Fritti. Ś To ja, Łowca! Pamiętasz mnie? Przez chwilę Skoczek spoglądał na niego bez wyrazu, potem jego oczy stopniowo rozjaśniły się. Ś Łowca? Ś wymamrotał. Ś Łowca z... z domu? Ś Fritti skinął ośmielające głową. Ś Och! Ś Skoczek zamknął oczy i zamilkł na chwilę, pozbawiony siły. Kiedy znów je otworzył, lśniła w nich iskra przytomności. Ś Nie rozumiem Ś dodał Ś ale byłoby lepiej dla ciebie... gdybyś umarł... Oczy Skoczka znów się zamknęły, nie chciał powiedzieć już nic więcej. Cienista Strzecha siedziała pod osłoną wystającej skały, obserwując prószący śnieg. Od zimna kręciło jej się w głowie. Rozpaczliwie pragnęła wstać, uciekać i biec, byle dalej od tego potwornego lasu, byle dalej od okropnej, drżącej góry, źródła wszystkich nieszczęść. Wtedy, nocą, kiedy zostali napadnięci, ledwo uprzedzeni przez pojawienie się zwariowanego, kędzierzawego kota, uciekała wraz z przyjaciółmi, uciekała z całych sił. Po raz pierwszy w swoim życiu myśliwej wpadła w panikę, straciła zmysły. W swojej nie-218 przepartej chęci ucieczki omal nie przewróciła w pewnym miejscu małego Pazurka. Wstyd jeszcze teraz dokuczał jej bardziej niż rany. Gdy biegli, coś ją pochwyciło, upadła, mocowała się z czymś wielkim, ale drapiąc i wijąc się, zdołała się uwolnić. Skoczywszy w gąszcz zarośli, leżała jakiś czas w ukryciu, słyszała odgłosy ucieczki i pościgu, niosące się po nocy. Dopiero przy pierwszych promieniach Przebudzonego Światła zmusiła się do wyczołgania z krzaków i poszukania schronienia, które chroniłoby ją przed chłodem. To coś, co ją złapało, zadało jej rany: bardzo bolała ją łapa, nie mogła na niej nawet stanąć i kulała przez cały długi czas, idąc po zamarzniętej ziemi w poszukiwaniu zasłony od wiatru. Przeleżała dwa dni i dwie noce, chora, z gorączką, zbyt słaba, aby polować. Jej towarzysze odeszli Ś zostali zabici lub porwani Ś wszystko, czego w tym momencie pragnęła, to odejść jak najdalej stąd, zniknąć w lasach południa i nigdy już nie wracać myślą do tego potwornego miejsca. Jednak w tej chwili nie mogła iść nigdzie. Instynkt podpowiadał jej, że musi zostać tu. Musi wyzdrowieć. Myśl o Łowcy i Szybkim Pazurze poruszyła nią przez chwilę, podniosła łeb i węszyła w powietrzu, potem z powrotem położyła brodę na zimnej ziemi i przykryła ogonem nos i oczy. Głęboko pod ziemią, w labiryntach Bezmiaru, Fritti Łowca poznawał niektóre tajemnice góry. Skoczek, jego znajomy z rodzinnych stron, był zbyt słaby, aby dużo mówić, ale przy pomocy młodego kota imieniem Łapak udawało mu się wyjaśnić kilka spraw intrygujących Frittiego. Ś ...Widzisz, Gwardziści Pazura są przede wszystkim chłopcami na posyłki. Są dość groźni, Harar świadkiem Ś skrzywił się Łapak Ś ale nie podejmują żadnych decyzji. Nawet ich dowódcy, jak sądzę, niewiele mają do powiedzenia. Ś Co to znaczy? Ś pytał Łowca. Ś Nie mogą nawet iść na polowanie, dopóki ktoś im nie każe. Na wąsy! Nikt w tym plugawym mrowisku nie zrobi nawet me'mrę, dopóki nie uzyska czyjegoś pozwolenia. 219 Ś Więc mówisz, że są jacyś inni? Jakieś inne stworzenia? Ś Fritti pomyślał o cieniach z Gwardii Piszczelą i zatrząsł się nerwowo. Ś Krwawy Świst i jego Gwardia Kła Ś szepnął drżącym głosem Skoczek. Zakaszlał. Ś Oni są z pewnością źli Ś przyznał Łapak. Ś Są przy tym bardziej obrzydliwi niż Pazury i gorsi, wiesz co mam na myśli. Wygląda na to, że oni czyhają wokół, kontrolując, co robią inni. Nawet większość Gwardzistów Pazura boi się ich. Łowca był zaskoczony. Ś Ale skąd oni wszyscy się wzięli? Nigdy nie słyszałem o Ludzie takim jak oni. Skoczek pokręcił głową, a Łapak odpowiedział: Ś Nikt nie słyszał. Nikt nie wie. Ale wiesz, kto... Ś Tu mały kot ściszył głos i rozejrzał się dookoła. Ś Wiesz, kto potrafi robić takie rzeczy. Skrzyżować Lud z Growler-sami? Gorsze rzeczy niż to dzieją się tu, na dole... Ś Łapak przerwał znacząco. Wspomnienie o Pożeraczu Serc, który, potężny i przerażający, wciąż tkwił w jego pamięci, odebrało Frittiemu odwagę. Wstał i przeciągnął się. Podszedł do wyjścia celi i spojrzał w górę, na szyb. Ś Ale dlaczego kopią? Ś zastanowił się głośno. Tuż za nim Skoczek chwiejnie uniósł się na przednich łapach. Ś Koty nie zostały stworzone po to, aby ryć w ziemi Ś powiedział z zaskakującą siłą. Ś Zabili Spiczaste Ucho. Zabili Igraszkę Strumienia. Ś Skoczek kiwał głową ze smutkiem. Wygląda, jakby był starszy od starego Wąchacza, pomyślał Fritti. Jak do tego doszło? Jest niewiele starszy ode mnie. Ś Bez przerwy kopią... albo raczej to my kopiemy Ś powiedział Łapak. Ś Powinno im już wystarczyć tych obrzydliwych tuneli. Ś Więc dlaczego? Ś nastawał Łowca. 220 Ś Nie wiem Ś przyznał Łapak Ś ale jeśli dalej będą tak kopać, niedługo tunele zejdą się razem. Cały świat zapadnie się do ich nor. Ś Zabili Igraszkę Strumienia... Ś smutno mamrotał Skoczek. Ś Zabijają mnie... Rozdział 21 Stamtąd westchnienia, płacz, lament chorałem Biły o próżni bezgwiezdnej tajniki: Więc już na progu stając, zapłakałem. Okropne gwary, przeliczne języki, Jęk bólu, wycia, to ostre, to bledsze, I rąk klaskania, i gniewu okrzyki Czyniły wrzawę na czarne powietrze Lecącą... Dante Alighieri (przeł. E. Porębowicz) Fritti nie mógł spać, spędził kilka bezsennych godzin, zanim do bramy jaskini-więzienia podeszło kilku Gwardzistów Pazura, którzy wezwali jeńców do pracy. Skarżąc się i jęcząc, wspinali się jeden po drugim po stromym szybie. Frittiego zdziwiło to, że niektóre z tych kotów w ogóle są w stanie się poruszać i mają dość sił na tę żmudną wspinaczkę, ale Łapak wyjaśnił mu, że kto nie pokona tej drogi, nie dostanie jeść. Ci, którym się to nie uda, pozostają w małej pieczarze, dopóki nie umrą. Skoczek, z pomocą Łowcy i Łapaka, z trudem zdołał dotrzeć do wyjścia. Na górze zjedli pospieszny posiłek, składający się z robaków i larw, potem czekające na nich Pazury stłoczyły ich w bezładny rząd i poprowadziły przez plątaninę tuneli, które zdawały się nie mieć końca. Dostarczono ich do Szramy, potężnego Gwardzisty o muskularnym ciele i gładkim, skąpym, łaciatym futrze. Szrama wysyłał więźniów, w grupkach po trzech lub czterech, do plątaniny krótkich tuneli, które roz-222 chodziły się z centralnej podziemnej sali we wszystkich kierunkach. Łowca znalazł się w trójce z dwoma starszymi kotami, tak zmęczonymi i wyniszczonymi, że nie miały nawet dość energii na rozmowę. Kiedy dotarli do wejścia wyznaczonego dla nich tunelu, Fritti odwrócił się i nie kierując swoich słów do nikogo konkretnego, zapytał: Ś Ale co właściwie będziemy robić? Szrama okręcił się dookoła i uderzył Łowcę swą monstrualną łapą. Fritti zwalił się na ziemię i wyrosła nad nim pełna guzów, przeorana bielejącymi znakami wielu walk morda Szramy. Ś Żaden słoneczny robak nie będzie mi zadawał pytań! Jasne? Ś zawył wściekle. Jego ciało cuchnęło. Ś Tak Ś wycofał się Łowca Ś ja po prostu nie wiedziałem. Ś Będziesz kopał, to właśnie zrobisz, i to kopał głęboko, oby spaliło cię słońce! Skończysz wtedy, kiedy ja powiem, że skończyłeś. Kapujesz? Ś Fritti żałośnie skinął głową. Ś To dobrze Ś mówił dalej Szrama Ś bo będę miał na ciebie oko, a jeśli zobaczę, że się ociągasz, wyrwę ci język. Teraz kop! Fritti pobiegł, by dołączyć do swych kompanów w tunelu, którzy płaszczyli się, przerażeni uwagą skierowaną na ich grupę. Ich spojrzenia, gdy w trójkę schodzili w dół do tunelu, były pełne wyrzutu. Resztę dnia spędzili w wilgotnej, parującej norze. Łowca i jego dwaj towarzysze wydrapywali ziemię na końcu małego tunelu, używając do tego własnych pazurów i łap, które Meer-clar stworzyła z myślą o innych celach niż rycie w twardej, gliniastej ziemi. Była to praca monotonna, z zawsze zgiętym grzbietem. W tak ograniczonym miejscu Fritti nie mógł sobie znaleźć pozycji dość wygodnej do długiego kopania i poczuł ból, zanim minęła połowa dnia. W południe zrobili krótką przerwę. Fritti bezskutecznie próbował oczyścić strudzone łapy i ich porozrywane, krwawiące poduszeczki z oblepiającej je gliny. Po chwili odpoczynku, który skończył się mo-223 mentalnie, znów zostali zapędzeni do swego tunelu. W miarę upływu czasu Frittiego opanowała jedna tylko myśl: położyć się i usnąć; nawet niech go zabiją, wszystko jedno. Nastąpi to i tak, prędzej czy później. Jednak kiedy był już tego bliski, ukazywał się, wypełniając sobą całe wejście do jamy, supło-waty łeb Szramy, z lśniącymi oczami i skrzywionym pyskiem. Łowca podwoił wysiłki i mimo bólu kopał wściekle jeszcze długo po tym, jak strażnik zniknął. Dwa starsze koty obok niego z dużą wprawą utrzymywały niespieszne, lecz stałe tempo; pod koniec dnia kopania Fritti zaczął ich naśladować. W końcu Szrama kazał im wyjść z tunelu. Cała grupa, z obolałymi zarówno łapami, jak i kośćmi, powlokła się z powrotem do jamy-więzienia, poganiana przez eskortujących Gwardzistów. Łowca niemal stoczył się w dół i prawie natychmiast zapadł w głęboki, ciężki sen. Głębiej, w katakumbach, Szybkiemu Pazurowi i Pchło-żercy, oddalonym od przyjaciela i od słońca o setki skoków ziemi i skał, nie wiodło się nic lepiej. Kiedy Łowca opuścił ich wbrew własnej woli, Długoząb i Szybkokąs, grożąc i popychając, sprowadzili pozostałą dwójkę do jaskini o kilka poziomów niżej. Kazano im zostać tam, dopóki nie wróci Szatański Szpon i nie zdecyduje, co z nimi zrobić. W przeciwieństwie do Frittiego, którego zaprowadzono ostatecznie do pieczary, Szybki Pazur i stary kot stali się mieszkańcami groty, i to jedynymi, ale pogruchotane kości rozrzucone po ciemnej podłodze świadczyły o tym, że nie pierwszymi. Po jakimś Ś wydawało się, że nazbyt długim Ś czasie osamotnienia, ciszę jaskini przerwał łagodny, syczący dźwięk. Pewny, że to Gwardziści Pazura wracają, żeby ich zabić, Szybki Pazur zastygł nieruchomo pod najdalszą ścianą nory, gotowy do oporu przed ostatecznym odejściem. W wejściu do pieczary ukazał się dziwny, blady kształt. Ulga, jaką odczuł Szybki Pazur Ś to na pewno nie byli Gwardziści Ś szybko ustąpiła miejsca zimnemu, niepokojącemu dreszczowi Ś było to niezwykłe uczucie, jakby włożył nos do 224 gniazda rojącego się od białych termitów. Pchłożerca, śpiący niespokojnie w drugim końcu groty, poruszył się i wzdrygnął przez sen, gdy postać wsuwała się do wnętrza. Szybki Pazur wytężył wzrok, aby przyjrzeć się intruzowi. Go się stało z jego futrem? Stworzenie było pozbawione sierści. Miało kształt kota, lecz było nagie jak nowo narodzone kociątko. W pierwszym momencie Szybki Pazur pomyślał rozpaczliwie, że musi to być rodzaj jakiegoś monstrualnego niemowlęcia Ś jego oczy były szczelnie zamknięte jak oczy kota, który wydobywa się z matczynego łona. Stwór odwrócił się w stronę Szybkiego Pazura, jego wielkie nozdrza rozszerzyły się. Potem odezwał się wysokim, szepczącym głosem: Ś Aaaa. Mały przybyszszsz.... jak miło, że dołączyłeś do nasss. Ś Głos miał syczący niczym hlizza. Kiedy przysunął się bliżej, Szybki Pazur spostrzegł, że stworzenie nie ma oczu, ale po prostu fałdy skóry pod łukami brwiowymi. Odsunął się jeszcze dalej, wyginając grzbiet. Ś Cze-czego chce-chcesz od nas? Ś wyjąkał kotek. Ś Ochchch... to zna Wysssoki Śśśpiew... Ś Złowróżbnie zachichotał stwór, potem ziewnął, pokazując pysk pełen długich zębów ostrych jak igły z kości słoniowej. Ś Cóż, mały powierzchniowy Piszszszczku Ś uśmiechnął się krzywo Ś jeśli chceszszsz wiedzieć, to przyszszedłem, aby zabrać wasss do Pana Krwawego Swissstu, który szczerze pragnie ssspot-kać się z tak fassscynującym młodym kocurem jak ty. Ś Kr-kr-krwawego Świstu? Ś powiedział Szybki Pazur, jąkając się ze strachu. Ś Tak, jednego z większych Panów Gwardii Kła. Ma wielką władzę. Krwawy Świssst pragnie dowiedzieć sssię, dlaczego ty i twoi towarzyszsze tak interesssujecie dowódcę Gwardii Pazura. Bo widziszsz, mój mały robaczku, Pan Krwawy Świssst i twój Gwardzisssta są, że tak powiem, przyjaznymi rywalami. Bezoki Gwardzista Kła znowu odsłonił błyszczący gąszcz zębów i zbliżał się do przerażonego kodaka. Jego bezwłosa skóra marszczyła się i wydymała przy każdym ruchu. 225 Ś Szczypawiec! Ś rozległ się donośny głos. Ś Przypuszczam, że przysłał cię tu twój goniący krety pan! Zaskoczony Gwardzista Kła odskoczył, jego wielkie nozdrza falowały. Ś Szatańssski Szszszpon! Ś zasyczał. Dowódca Pazurów wszedł cicho przez otwór i teraz blokował jedyne wyjście z małej jaskini. Ś Czy twój pan nie wie, że mam dość oleju w głowie na to, żeby nie dowierzać moim tępym sługom? Ha! Ś Szatański Szpon wybuchnął chrapliwym śmiechem. Ś Nie próbuj mi przeszkadzać, niedołęgo! Ś wyszeptał Szczypawiec. Ś Zapłacę ci za to, jeśśśli tylko ssspróbujesz. Ton jego głosu zjeżył futro na grzbiecie Szybkiego Pazura, ale Szatański Szpon wydał tylko pomruk obrzydzenia i pochylił głowę, gdy Gwardzista Kła ruszył naprzód powolnym, wężowym ruchem. Bez ostrzeżenia Szczypawiec skoczył w przód z odsłoniętymi kłami, ale Szatański Szpon był przygotowany na jego atak. Zwarli się, dysząc ciężko. Przykucnięty pod zimną skałą Szybki Pazur obserwował szeroko otwartymi oczami, jak oba kształty splotły się i ciężko upadły na ziemię mikroskopijnej pieczary. W ciemności widział tylko urywki walki przetaczającej się od ściany do ściany. Ogony obu stworzeń, jeden czarny, drugi obnażony i kręty, splotły się razem jak oszalałe węże. W pewnym momencie rozległy się głuche odgłosy uderzeń, jęk bólu, a potem Szatański Szpon rzucił się, by uchwycić Szczypawca swymi silnymi szczękami, by złapać bezwłose gardło potwora. Potężne muskuły na karku dowódcy Gwardii Pazura napięły się i pulsowały Ś rozległ się krótki trask Ś i przeciwnik Szatańskiego Szpona zwisł bezwładnie. Czarny zwierz rzucił ciało Kła na ziemię. Przez chwilę drgało słabo, potem zastygło. Szatański Szpon odwrócił się do skulonego Szybkiego Pazura. Ciało Gwardzisty ociekało krwią, lecz nie zwracał na nią większej uwagi niż na krople deszczu. Ś Nawet nie wiesz, jakie miałeś szczęście, mały szczurze słoneczny! Ś warknął. Ś Krwawy Świst zabrałby cię do 226 świata smutku. No, ty i ten stary brudas Ś wskazał Pchło-żercę, który przespał całe zdarzenie Ś róbcie dokładnie to, co wam mówię. Wrócę, żeby to sprawdzić. Szatański Szpon zniknął w otworze wejściowym, nie spoglądając ani na Szybkiego Pazura, ani na Pchłożercę, ani na połamany, bezoki strzęp na podłodze jaskini. Wiele godzin później Szybkokąs przyszedł, aby zabrać Szybkiego Pazura do kopania. Twarz Szybkokąsa była spuchnięta Ś ślad kary, jaką wymierzył mu za nieposłuszeństwo Szatański Szpon. Pchłożercy nie udało się obudzić i zniecierpliwiony Pazur z wściekłości ugryzł go w zmierzwione ucho tak mocno, że pociekła krew. Jednak Pchłożerca nie ocknął się, choć płytkie wznoszenie się i opadanie jego klatki piersiowej świadczyło o tym, że wciąż żyje. Rozdrażniony niepowodzeniem Ś i być może bojąc się kolejnej kary Ś Szybkokąs brutalnie traktował małego Pazurka, prowadząc go do pracy. Kotek został przydzielony do gromady niewolników i spędził długi czas w upale uniemożliwiającym oddychanie, drapiąc brudne ściany tunelu swymi małymi łapami. Dni mijały, podobne do siebie jak dwie krople wody, świat Szybkiego Pazura skurczył się do powtarzającego się koszmaru kopania, po którym następowała samotność w ma-ciupeńkiej grocie, gdy praca się kończyła. Pchłożerca był ciągle w śpiączce, nie wstawał, żeby się pożywić ani wypróżnić. Strażnicy z Gwardii Pazura uznali, że stracił wolę przeżycia i pozostawili go w spokoju w małej skalnej izbie, podczas gdy Szybki Pazur był pędzony do kopania. Pewnego dnia, gdy Długoząb prowadził go przez wielką jaskinię leżącą za Większą Bramą Bezmiaru, Szybkiemu Pazurowi wydało się, że widzi Łowcę. Kot, który wyglądał na jego przyjaciela, znajdował się w stłoczonej grupie niewolników z Ludu, która chyba kierowała się do któregoś z zewnętrznych tuneli. Przejęty Szybki Pazur zawołał go, ale jeśli to nawet był Łowca, to odległość była zbyt duża, bo kot z białą gwiazdką na czole nie odwrócił się. Długoząb wymierzył mu bolesny cios łapą po pysku i kazał kopać jeszcze 227 dłużej niż zwykle. Tego wieczora, gdy wrócił do swej celi, Szybki Pazur zaczął poważnie brać pod uwagę możliwość, że już nigdy nie zobaczy Łowcy. Stracił już Cienistą Strzechę. Nie widział sposobu ucieczki z tego więzienia. Aż do tej chwili w głębi duszy krył nadzieję, że to, co się dzieje, jest tylko złym snem, majakiem. W końcu jednak, stwierdził Szybki Pazur, otworzyły mu się oczy. Teraz wiedział, gdzie się znajduje. Wiedział, że zostanie tu aż do śmierci. Ta świadomość przyniosła mu niespodziewanie wyzwolenie. Było to tak, jakby gdzieś głęboko we wnętrzu jego isoty jakaś jej cząstka została uwolniona, by uciec pod niebo Ś zostawiając tu tylko ciało. Po raz pierwszy od chwili ujęcia przez Gwardię Pazura spał spokojnie. Na skraju Szczurzego Liścia, w cieniu drzew, w przyćmionym, słabym blasku słońca Krótkich Cieni na zimowym niebie, Cienista Strzecha wpatrywała się w górę przycupniętą w ciemnej dolinie. Choć była już na tyle zdrowa, by ruszyć w drogę Ś ból w tylnej nodze prawie przeszedł Ś coś zmusiło ją, aby przyjść tu i ostatni raz spojrzeć na źródło jej nieszczęść. Bezmiar przycupnięty był niczym żywa istota, czekająca tylko na właściwy moment, aby się podnieść i zadać cios. Czuła jej puls, drgający w żołądku i przyprawiający o mdłości. Cienista Strzecha nie pragnęła niczego więcej, jak tylko odwrócić się i odejść natychmiast. Wiedziała, że gdzieś tam są lasy nie tknięte przez złowrogą moc Ś czyste, głębokie lasy. Nawet jeśli ta chorobliwa moc będzie się rozprzestrzeniać, nie dosięgnie ich za jej życia. Cienista Strzecha spędziła całe mroczne popołudnie wpatrując się w znienawidzoną górę. Kiedy zapadła ciemność, znalazła sobie kryjówkę i zasnęła. Pierwsze promienie światła zastały ją znów wpatrzoną w Bezmiar. Myślała. Rozdział 22 Czuję, Jak ciągnie mnie natury zew: krew z krwi, Kość z kości mej, a prawdy tej nie zmieni nic, Ni błogi czas, ni smutku łzy. John Milton Łowca śnił: stał na samym szczycie skały strzelistej jak igła, setki skoków ponad lasem spowitym mgłą. Spoglądając w dół ze swego bocianiego gniazda, słyszał wśród mgieł odgłosy polowania, polowania na niego. Słabe odgłosy rozmów dobiegały do jego uszu. Na skale było zimno, wydawało mu się, że zostanie tu na zawsze. W dole rozciągało się zamarznięte morze zieleni, które nie miało końca. Chociaż wiedział, że jest w niebezpieczeństwie, Fritn' nie czuł lęku, lecz tylko posępną świadomość tego, co nieuniknione: wkrótce poszukiwacze przetrząsną wszystkie kryjówki w lesie; będą musieli zwrócić uwagę na iglicę. Płonące oczy zgromadzą się na dole, później rozpoczną wędrówkę ku górze... Wpatrując się w wirujące mgły, które zamazywały granicę między niebem a ziemią, Fritti zauważył, że układają się one w dziwny, krążący kształt W naturalny dla snu błyskawiczny i szczęśliwy sposób przemienił się on w białego kota, który wirował coraz wyżej i wyżej, zbliżając się do jego perci. Nie był to jednak biały kot z jego majaku w Domu Pierwszych. Obracający się kształt przybliżył się Ś był to Lśniące Oko, Oel-var'iz z Pierwszych Wędrowców. Krążąc przed Frittim, Lśniące Oko zaśpiewał swym wysokim, zawodzącym głosem: 229 Ś Nawet Garrin czasem się lęka... nawet Garrin się lęka... Nagle zerwał się gwałtowny wicher, wprawiając mgły w taniec. Lśniące Oko zniknął w mroku. Wicher zgiął drzewa i zawirował wokół skały Łowcy. Słyszał okrzyki przerażenia i rozpaczy myśliwych na dole. Później wśród pędzących mgieł słychać było tylko ryk wiatru i niknące głosy... Łowca obudził się na gorącej, wilgotnej podłodze swego więzienia zaplątany w ciała towarzyszy niedoli. Próbował zatrzymać w sobie resztki snu, które topniały w nim jak śnieg w promieniach słońca. Lśniące Oko. Co powiedział mu Oel--var'iz tamtego dnia, tak dawno temu? Właśnie żegnali się z Drżącym Szponem i jego wędrowcami... „Każdy ucieka od niedźwiedzia... ale czasami niedźwiedź ma złe sny". We śnie Lśniące Oko także wspominał o Garrin, o niedźwiedziu, tylko co to ma oznaczać? „Każdy ucieka od niedźwiedzia..." Czy chodzi o Pożeracza Serc? Złe sny... czy istnieje coś, czego bałby się nawet Pożeracz Serc? Ale co to jest? Tok myśli przerwało mu pojawienie się Gwardzistów Pazura, w rozgardiaszu, jaki potem nastąpił, niechętnym wstawaniu i wdrapywaniu się do wyjścia po nędzne śniadanie sen zupełnie zniknął ze świadomości Łowcy, wchłonięty przez okrutną rzeczywistość. Od momentu przybycia Frittiego do góry Bezmiaru, Oko nad ziemią otworzyło się, zamknęło i znów otworzyło. Okrutny tryb życia, ostre kary i ohydne otoczenie wymiotły z niego resztki oporu. Rzadko myślał o swoich przyjaciołach: świadomość, że nie potrafi pomóc ani im, ani samemu sobie była równie bolesna jak sama niewola; myśl o tym była bardziej dotkliwa niż taplanie się w błocie ze wszystkimi, walka o robaki czy spór o miejsce do jedzenia albo nieustanne zważanie na Gwardzistów Pazura czy Gwardzistów Kła. Łatwiej było nie przywiązywać do tego wagi, żyć z dnia na dzień. Pewnego razu przez szeregi niewolników tunelu przeszedł syk: Ś Nadchodzi Gwardia Piszczelą! 230 Z nie używanego tunelu wyłoniły się szeleszczące cienie i światło jakby przygasło. Wszyscy jeńcy rzucili się na podłogę, mocno zaciskając oczy, nawet Gwardziści Pazura wydawali się zdenerwowani, mieli zjeżone futra. Fritti przez chwilę poczuł nieodpartą chęć, by pozostać w pozycji stojącej, by spojrzeć w twarz tej okrutnej prawdzie, której bali się nawet ich potężni strażnicy, lecz dziwne głosy i nasycona, ostra woń, niesiona ku niemu wraz z powietrzem, osłabiły jego nogi i on także osunął się, nie podnosząc wzroku. Wybrańcy Pożeracza Serc przeszli! W ten oto sposób, w rzeczach dużych i małych, po trochu góra łamała ducha Frittiego. Więźniowie łączyli się w małe grupki, wrodzona powściągliwość kotów uginała się pod napięciem sytuacji, lecz braterstwo szybko przemijało, ginęło wraz z pierwszą dyskusją na temat posiłku czy miejsca do wyciągnięcia się. Ich życie było ubogie w urozmaicenia, a jeszcze uboższe Ś w radość. Jednak pewnej długiej nocy, gdy jeńcy leżeli w swej podziemnej grocie, ktoś poprosił o opowieść. Słysząc to zuchwalstwo, kilku więźniów zaczęło rozglądać się niespokojnie w obawie przed Gwardią Pazura. Wyglądało na to, że za chwilę ktoś się poruszy, aby zapobiec tej prostej przyjemności. Karbowane Ucho, stary, bury kot-weteran z Lasu Źródła, zgodził się spróbować: Ś Dawno, bardzo, bardzo dawno temu Lord Ognista Stopa stanął na brzegu Qu'cef, Wielkiej Wody. Bardzo pragnął ją przebyć, słyszał bowiem pogłoski, że Lud, który mieszka na drugim brzegu Ś po kądzieli krewniacy jego kuzyna, Księcia Kamienne Niebo Ś żyje w pięknej, obfitującej w zwierzynę krainie. Usiadł więc na brzegu Wielkiej Wody i zastanawiał się, jak przedostać się na drugą stronę. Przywołał wreszcie Pfefirrita, księcia fla-fa'az, który winien był mu jakąś zadawnioną przysługę. Pfefirrit, duża czapla, przybył i krążył nad głową wielkiego myśliwego, utrzymując jednak bezpieczną odległość. Ś Cóż mogę dla ciebie uczynić, o najsprytniejszy z kotów? Ś zapytał. 231 Lord Ognista Stopa wyjaśnił mu i ptasi książę odleciał. Kiedy wrócił, niebo za nim mieniło się najróżniejszymi fla--fa'az. Na rozkaz księcia wszystkie sfrunęły nisko, nad samą Qu'cef i zaczęły uderzać skrzydłami, wywołując potężny wiatr. Był on tak zimny, że woda wkrótce zamarzła. Tanga-loor Ognista Stopa wyruszył, ptaki frunęły przed nim, zamieniając na jego drodze Wielką Wodę w lód, tak aby mógł iść. Kiedy dotarli na drugi brzeg, Pfefirrit zniżył lot i powiedział: Ś No, to jesteśmy kwita, koci Lordzie. Ś I odleciał. I tak, cu'nre-le, po kilku dniach Lord Ognista Stopa zwiedził już całą odległą krainę. Była rzeczywiście cudowna, ale jej mieszkańcy wydali mu się dziwnym i cokolwiek prostackim ludem, wiele mówiącym, a czyniącym niewiele. Zdecydował się więc na powrót do domu i stanął nad brzegiem wody. Wielka Woda wciąż była twarda i zamarznięta, ruszył więc do domu. Jednak droga była długa Ś nie ku radości kociąt nosi nazwę Dużej Wody Ś i kiedy był już na środku, lód zaczął topnieć. Ognista Stopa zerwał się do biegu, ale upłynęło już zbyt wiele czasu i Qu'cef roztopiła się pod nim, wrzucając go do lodowatej wody. Długo płynął w straszliwym zimnie, ale jego wspaniałe serce nie poddawało się. Z trudem zmierzał w kierunku lądu. Nagle spostrzegł wielką rybę z płetwą na grzbiecie, i większą liczbą kłów niż Gwardziści Kła, opływającą go dookoła. Ś No, no Ś odezwała się ryba Ś cóż to za smakowity kąsek pływa po moich wodach? Zastanawiam się, czy smakuje tak dobrze, jak na to wygląda. Ognista Stopa wpadł w rozpacz, widząc jej rozmiary, ale słysząc jej słowa, ucieszył się niespodziewanie, gdyż znalazł drogę wyjścia z kłopotów. Ś Z pewnością jestem smaczny! Ś powiedział Lord Tangaloor. Ś Wszystkie pływające koty są niesłychanie smaczne. Dlatego byłoby szkoda, gdybyś mnie zjadła. Ś Jak to? Ś zdziwiła się ogromna ryba, podpływając bliżej. 232 Ś No, bo jeśli mnie schrupiesz, nikt nie pokaże ci słonecznej zatoczki, gdzie żyje mój Lud, który całymi dniami ugania się w wodzie i gdzie taka wielka ryba jak ty mogłaby jeść i jeść bez końca. Ś Hmmm Ś zamyśliła się ryba. Ś Jeśli cię oszczędzę, pokażesz mi, gdzie mieszkają pływające koty? Ś Oczywiście Ś obiecał Ognista Stopa. Ś Po prostu pozwól, żebym wdrapał się na twój grzbiet, będę lepiej widział drogę. Mówiąc to, wspiął się na wielki, ozdobiony płetwą grzbiet ryby i popłynęli. Kiedy zbliżali się już do brzegu, ryba zaczęła upominać się, by pokazał jej zatokę. Ś To już kawałeczek, jestem pewny Ś powiedział Ognista Stopa. Płynęli dalej, byli już bardzo blisko brzegu. Ryba znów zaczęła domagać się pokazania jej zatoki. Ś Jeszcze kawałeczek Ś powiedział Lord Tangaloor. Podpłynęli jeszcze bliżej do brzegu, aż Ś niespodziewanie Ś woda stała się tak płytka, że gigantyczna ryba spostrzegła, że nie może już dalej płynąć. Wtedy odkryła, że wpłynęła zbyt blisko brzegu i nie może również popłynąć do tyłu i zaczęła ryczeć z gniewu, gdy Ognista Stopa zeskoczył z jej grzbietu i brodząc, wyszedł na piasek. Ś Dzięki za przejażdżkę, Pani Rybo! Ś powiedział. Ś Tak naprawdę, to nie pływamy wiele tam, skąd przybywam, za to uwielbiamy jeść! Idę poszukać kogoś z mojego Ludu, a kiedy wrócimy, zrobimy sobie z ciebie smaczny obiadek. Tak jak ty chciałaś zrobić z nas! I tak się stało. Od tamtej pory żaden kot nie lubi wchodzić do wody... »a jemy tylko te ryby, które można złapać nie mocząc futra. Więźniowie roześmiali się, gdy Karbowane Ucho skończył swoją opowieść. Przez chwilę było tak, jakby wszystkie skały i masy ziemi oddzielające Lud od błękitnego nieba stopniały, a oni śpiewali razem pod Okiem Meerclar. Góra nie zasypiała nigdy. Jak gniazdo oszalałych owadów 233 labirynt tuneli i jaskiń ożywał dziwnymi kształtami i bezgłośnymi jękami. Blade światło świecącej ziemi przemieniało główne korytarze i pieczary w cienistą scenerię pełną migotliwych, ruchliwych duchów. Pozostałe, nieoświetlone miejsca były ciemne jak przestrzenie pomiędzy światami Ś ale nawet w tych czarnych obszarach pustki poruszały się jakieś niewidoczne kształty i dmuchały Ś nie wiadomo skąd Ś wiatry. Góra dopiero niedawno pokazała się słońcu. Przeminęło zaledwie pół tuzina pór roku od momentu, gdy nierówna powierzchnia doliny zaczęła rosnąć, pęczniejąc niczym konar drzewa obsiany larwami os. Przypominała ranę, góra wyrastająca na powierzchni oznaczała głębsze i większe zniszczenia pod powierzchnią: całe mile tunelów, rozchodzących się niczym żyły i tętnice, ciągnęły się poprzez glinę, pod wzgórzem, pod lasami, pod strumieniami, we wszystkich kierunkach, jak szalona, wklęsła pajęczyna. W samym środku tej pajęczyny, pod przysadzistą kopułą Bezmiaru, okrutny, niewyobrażalny pająk badał jej granice, miał ciało tłuste i nieruchome, lecz umysłem obejmował swoje dominium aż po jego najdalsze granice. Grizraz Pożeracz Serc, zrodzony z Feli Niebiańskiej Tancerki i Harara Złotookiego, ukryty pod powierzchnią ziemi od młodości świata, czuł, że nadchodzi jego czas. Miał moc, a w świecie opuszczonym przez Pierworodnych nie było siły, która mogłaby się z nim równać. Leżał w samym sercu góry, a stworzone przez niego poczwary mnożyły się i rozprzestrzeniały. Rozprzestrzeniały się także tunele, przysypując świat na zewnątrz. Niebawem nie będzie już miejsc, które nie byłyby w zasięgu jego łapy. Noc należała do niego: jego stworzenia zrodzone w mrokach ziemi miały władzę również na powierzchni, gdy tylko zapadał zmrok. Kiedy ostatnie nitki pajęczyny zostaną ukończone, stanie się także panem godzin światła. Wszystko, czego potrzebował Ś to czas, jeszcze krótka chwila w porównaniu z całymi wiekami, które spędził, oczekując, planując i... płonąc. Co mogłoby przeszkodzić mu teraz, kiedy jest tak bliski godziny, w której 234 słońce zajdzie na zawsze? Jego rodzina i ci, którzy im dorównywali, zniknęli z powierzchni Ziemi, pozostawiając ślad tylko w mitach i pamięci. On miał moc, a gdzie jest siła, która mogłaby się z nią zmierzyć? Jego chłodny, niezłomny umysł rozważył te argumenty i uznał je za niezbite Ś a jednak ciągle nie mógł wyzwolić się od leciutkiej, niemal niewyczuwalnej nutki niepokoju. Pożeracz Serc na nowo przetrząsał swój umysł, wciąż szukając i szukając... Od wschodu słońca Cienista Strzecha ostrożnie przemierzała, tam i z powrotem, rzadko zarośnięty drzewami skraj Szczurzego Liścia. Na zachód od niej, za szeroką połacią doliny, tkwiła drzemiąca góra. Cienista Strzecha, spacerując tam i z powrotem, kładąc łapy delikatnie jedna za drugą, zataczała uważnie koło. Głowę miała nisko pochyloną, jakby jej krok miał oznaczać głębokie zamyślenie lub decyzję, którą będzie trzeba podjąć błyskawicznie, ale w rzeczywistości decyzja ta została już podjęta. Słońce, iskrzące się w chłodnym powietrzu i obsypujące zaśnieżoną ziemię brylancikami blasku, minęło już południe i rozpoczęło swój szybki zimowy spacer ku zachodowi, kiedy szara kotka przerwała swój uważny marsz i przyłożyła ucho do ziemi. Stała bez ruchu przez dłuższą chwilę, jakby wiatr z gór zamroził ją, futro i kości, tak jak stała. Później, lekko potrząsając głową, zniżyła węszące nozdrza, znów wciągnęła powietrze i nastawiła uszy. Zadowolona z wyniku wyciągnęła łapę, miękko stawiając ją na skrzypiący śnieg i zaczęła odgarniać białe, zimne okrycie uśpionej ziemi. Przebiwszy się przez skorupę z puchu, przeniosła ciężar ciała na tylne nogi i zaczęła kopać na dobre. Glina była na pół zamarznięta i łapy jej mdlały, lecz nie przerywała swoich gwałtownych ruchów, a grudki błota i kamieni pryskały w górę, aż poza jej ogon. Minęła godzina i Cienista Strzecha zaczęła się obawiać, że zawiodły ją zmysły. Ziemia była bardzo twarda i mocna, już prawie cała jej niewielka, szczupła postać zniknęła za krawędzią otworu, kiedy niespodziewanie kopiąca łapa wpadła w próżnię przez 235 dno jamy. Przez szczelinę buchnęło ciepłe, cuchnące powietrze, a kotka cofnęła się zaskoczona. Oto czego szukała, pomyślała. Z pasją wróciła do kopania. Jeszcze moment rycia i mogła już przecisnąć głowę i wąsy przez szparę. Kiedy przepchnęła przez nią swoje przednie łapy, poczuła przypływ paniki, gdy zawieszona kołysała się w próżni. Nieznany mrok pod nią wydawał się bezdenną otchłanią. Waga jej ciała przepchnęła jej tylne łapy przez osypujące się krawędzie otworu. Leciała tylko przez chwilę, potem lekko dotknęła gliniastej podłogi tunelu. Na krótko zwróciła wzrok ku górze, gdzie otwór lśnił blaskiem zachodzącego słońca. Dziura wydawała się teraz bardzo mała, choć przecież nie była daleko; nie daleko, lecz już za nią. Z opuszczoną głową i szeroko otwartymi zielonymi oczami śledzącymi każdy ślad światła w tym ciemnym, nieprzyjaznym świecie Cienista Strzecha cicho wkraczała do wnętrza Ziemi. Rozdział 23 Lęk śmierci? Ś czuć w gardle parę, Mgłę na twarzy. Robert Browning Wlokąc się przez jedną z olbrzymich, łukowato sklepionych sal, obszarpana grupa kotów zmierzała, powłócząc łapami, ku tunelom, gdzie mieli kopać. Wśród falującego morza pozbawionych nadziei zwierząt Łowca wypatrywał Łapaka. Dojrzał tego małego, żylastego kota na samym końcu idącej grupy i zwolnił i tak już ślamazarny krok, dopóki Łapak go nie dogonił. Ś Czołem, Łowco! Ś odezwał się Łapak. W jego głosie brzmiało słabe echo dawnej pogody ducha. Ś Wyglądasz nieco silniej. Jak twoja łapa? Ś Wydaje mi się, że lepiej Ś odpowiedział Fritti. Ś Choć wątpię, czy kiedykolwiek zagoi się na dobre. Podniósł przednią łapę i potrząsnął nią na próbę. Ś No cóż Ś powiedział Łapak konspiracyjnym tonem Ś posłałem wiadomość do takiego jednego z Wyższych Ka-takumb. Odpowiedział, że nie widział twoich przyjaciół, ale będzie miał oczy otwarte. Łapak uśmiechnął się słabo, chcąc dodać Frittiemu otuchy. Przechodzili teraz przez jedne z wielkich wewnętrznych wrót i musieli ściszyć głosy aż do szeptu. Ściany tunelu były 237 teraz bliżej i ich słowa odbijały się w taki sposób, że musiałyby zwrócić niepożądaną uwagę. Ś Dziękuję ci za to, że w ogóle spróbowałeś, Łapaku Ś powiedział Fritti. Ś Jak czuł się Skoczek dzisiejszego ranka? Delegat ze Ściany Zgromadzeń odmawiał wstania do pracy już dwa razy i w konsekwencji od dwóch dni nie jadł. Ś Niestety gorzej. Nic tylko leży i mówi, że jeśli się ruszy, niech straci swoje imię ogona. Szli przez chwilę w milczeniu pośród wynędzniałych kotów o nieruchomych oczach. Ciężcy Gwardziści szli wokół przygnębionej procesji, od czasu do czasu przesuwając się do przodu, aby kogoś przestraszyć lub szturchnąć. Ś Skoczek niedługo umrze Ś odezwał się Łowca. W świecie na górze byłby zdziwiony, słysząc, że ktoś mówi takie rzeczy tak spokojnym głosem. Ś Nie ma już sił na życie Ś zgodził się Łapak. Ś Imię ogona to wszystko, co mu pozostało. W skalistej grocie w ścianie Większych Wrót, Cienista Strzecha spoglądała w dół na grobowe życie góry. Przytłumiona nieco wysiłkiem sprzeciwiania się własnemu instynktowi, zmęczona i przerażona, po omacku schodziła w dół, ku drżącemu centrum góry. Kiedy tunel skończył się urwiskiem, ścianą Większych Wrót, nagle zobaczyła zło, os, w całej okazałości. Strażnicy o zdeformowanych ciałach, chorzy i umierający więźniowie, niesamowite światło i niezdrowe, gorące powietrze Ś wszystko to uderzyło ją jak prawdziwy podmuch wiatru, gdy krążyła wokół jaskini. Przez chwilę nie mogła złapać oddechu, niezdarnie cofnęła się w głąb groty i zwaliła się na podłogę pieczary niczym drżący strzęp. Daleko za nią, blisko powierzchni, blady, ruchliwy nos jednego ze ślepych Gwardzistów Kła wykrył dziwną rzecz: nielegalny tunel do świata na górze, glina była świeżo naruszona. Próby ucieczki zdarzały się często, oczywiście, ale 238 niezmiennie kończyły się niepowodzeniem. To jednak wyglądało inaczej. Czułe nozdrza bezwłosego stworzenia, które odkryło dziurę, zanotowało przedziwny fakt: ktoś wkopał się do środka, a nie na zewnątrz... Gdzieś w głębi Bezmiaru jakiś kształt wyłonił się z jednej ciemnej dziury i wszedł do innej, jeszcze ciemniejszej. Prądy powietrzne i upał kierowały ów kształt do tego, kogo poszukiwał. Ś Panie Krwawego Świssstu Ś zawołał. Zapadła chwila ciszy, a później rozległo się: Ś Parszywiec, już do dawna tęssskniłem za twoim cholernym towarzyssstwem. Myślę, że nareszcie z tobą ssskończę. Niepokój kształtu widoczny był nawet w ciemności. Ś Panie, błagam, nie rób głupssstw. Przyniosssłem ci ważną wieść! Znów zapanowało długie milczenie, a Parszywiec tak dobrze czuł węchem nastrój Krwawego Świstu, jak Lud na górze widzi w świetle dnia. Opanował chęć ucieczki. Ś Co takiego ciekawego ty mógłbyś mi powiedzieć, ssstary partaczu? Ś Ton Krwawego Świstu sugerował natychmiastową śmierć w męczarniach, ale Parszywiec usłyszał w nim cień szansy i przypiął się do niej. Ś Tylko to, najwssspanialszy Panie, tylko to: coś do-ssstało sssię tunelem do Bezmiaru! Coś ze sssłonecznego świata! Znalazłem miejsssce, gdzie to sssię ssstało, powyżej Większych Wrót! Krwawy Świst zbliżał się, aż gorący oddech owiał jego płaszczącego się podwładnego. Ś I niby czemu ja mam ssie tym przejmować? Ś W zaczepnym tonie przywódcy Gwardii Kła brzmiała teraz nutka opanowania. Ś Pewnie już rozgadałeś to wszys-sstkiemu, co chodzi, pełza czy ryje między Dolnymi Kata-kumbami a tym miejssscem? Ś Nie, wssspaniały Panie! Ś zaskamlał Partacz, zadowolony, że słusznie się domyślił. Ś Przyszedłem prosssto do ciebie! 239 Ś Sssprowadź mi Węszomroka. Jesssteś pewien, że to był wejściowy tunel? Jeśli wprowadziłeś mnie w błąd...! Ś Och nie Ś pospiesznie zapewnił Parszywiec, dławiąc się ze strachu. Ś Ja mam rację. Jessstem absssolutnie pewny. Ś Więc przywołam Bassst-Imreta Ś powiedział Krwawy Świst chłodnym tonem, nie kryjąc zadowolenia. Ś Chcesz w to mieszać Gwardię Piszczelą? Ś zapiszczał Parszywiec. Zęby Krwawego Świstu kłapnęły, wytaczając krew z bezwłosej skóry. Ś Imbecyl! Jak śmiesz oddychać w mojej obecności? Znikaj z zasssięgu mojego nosssa, ty nędzny oblizywaczu. Sprowadź Węszomroka, a potem wpełznij pod jakąś ssskałę, dopóki nie zapomnę o twoim issstnieniu! Wzdychając, Parszywiec uciekł w mrok. Krwawy Świst oblizywał swój nagi pysk. Wlokąc się z wykopów w towarzystwie innych niewolników tuneli, strudzony Łowca zauważył ciemną postać Szatańskiego Szpona, który kroczył tuż obok niego, okrutny uśmieszek wykrzywiał jego czarne usta. Ś Nre' fa-o, gwiazdko Ś powiedział drwiąco Gwardzista Pazura. Ś Jak ci się wiedzie w nowym domu? Łowca szedł dalej, nie odpowiadając. Szatański Szpon nie wyglądał na urażonego. Ś Ciągle taki dumny, co? Cóż, i z tym damy sobie radę. Nie zapomniałem o tobie. Wcale. Szatański Szpon zatrzymał się na chwilę, aby się przeciągnąć, jego cętkowany brzuch na krótko dosięgną! podłogi. Skończywszy, dogonił Frittiego jednym lekkim skokiem. Ś- Będziemy mieli jeszcze mnóstwo czasu, aby sobie pogwarzyć Ś zazgrzytał. Ś Pomyślałem jednak, że przyjdę, aby upewnić się, czy nadal odbywasz swój codzienny spacerek dla poprawienia kondycji. Chciałbyś przecież być tłuściutki i szczęśliwy, nieprawdaż? Ś Szatański Szpon twardo spojrzał na stoicką postawę Łowcy i mówił 240 dalej, już ciszej: Ś Coś się dzieje. Wszystkie ślepe jaszczurki Krwawego Świstu ciskają się dookoła, jakby płonęły im ich obrzydliwe, małe ogonki. Chcę, żebyś wiedział, że będę miał na ciebie oko, bez względu na to, co się wydarzy. Mam przeczucie, że może to ciebie dotyczyć Ś nie mam pojęcia dlaczego. Nie trudź się przybieraniem niewinnych min, ale zapamiętaj sobie jedno: wytropię cię. Odkryję twój sekret. Ś Szatański Szpon odwrócił się. Ś Dobrych tańców, słoneczna larwo. Gwardzista Pazura oddalił się. Fritti wpatrywał się w ziemię i nasłuchiwał, jak cichnie odgłos ciężkich łap. Zastanawiał się nad tym, co będzie musiał przecierpieć w następnej kolejności. W swojej jaskini, mając za jedynego towarzysza nieruchome, nieprzytomne ciało Pchłożercy, Szybki Pazur śnił przedziwny sen. Chociaż miał zamknięte oczy, czuł się tak, jakby widział wszystko tak wyraźnie jak zwykle w świecie na górze. Znowu stał na moście Małego Skoku, a pod nim ryczał i pienił się Troskliwy Dźwięk. Ze swego wysokiego miejsca na skalnym łuku widział przysadzistą górę w całym jej ponurym okrucieństwie. W jej zboczu pojawiła się dziura i wypełzły z niej jakieś ciemne postaci. Poruszały się w dziwnym tańcu, nabrzmiałym złością i tajemnym celem. Szybki Pazur usłyszał głośny, dudniący dźwięk, jakby przemówiło słońce. Ciemne postaci rozpierzchły się, uciekły w popłochu, a potem upadły i wpełzły pod ziemię. Szum Troskliwego Dźwięku wzmógł się teraz i z wody wyłoniła się wielka, biała postać o zamazanych, nieokreślonych zarysach. Przeszła przez dolinę. Tam, gdzie czarni tancerze upadli i zostali pochłonięci, z ziemi nagle wyrosły olbrzymie drzewa i kwiaty. Biała postać podeszła do góry i gdy jej dotknęła, olbrzymi kopiec otworzył się, rozkwitając ogromną, czarną różą, z płatkami promieniującymi barwą zachodzącego słońca. W tym blasku biała postać zaczęła się kurczyć, nie, nie kurczyć, lecz przemieniać w mgłę i unosić w górę. Ogarnięty 241 poczuciem spokoju, czując, jak unosi go senna mgła, Szybki Pazur nie czuł, że od jakiegoś czasu ktoś nim potrząsa. Niechętnie otworzył oczy i zobaczył kościstą, posępną mordę Długozęba, z wykrzywionym pyskiem. Ś Och nie, nie ty. Już dość tamtego jednego Ś warczał Gwardzista, wskazując na Pchłożercę. Ś Wstań, niech na ciebie spojrzę. Długoząb obwąchał Szybkiego Pazura od nosa po ogon i spojrzał przez ramię do tyłu, potem zwrócił do malca surową twarz. Ś Szatański Szpon chce, żebym miał cię cały czas na oku. W całej górze panuje zamieszanie, gdyż dostał się do niej jakiś nieproszony gość. Współczuję temu małemu me'mre, kiedy tamci położą na nim swoje pazury. Długoząb, z wyrazem obojętnego zadowolenia z powodu losu intruza, usadowił się na podłodze pieczary. Szybki Pazur, mimo że znów zamknął oczy, stracił swój piękny sen. Słyszał stłumione odgłosy jakichś stworzeń przemierzających tunele na zewnątrz jego więzienia. Łowca spojrzał na Łapaka, nic nie rozumiejąc. Ś Co? Ś wymamrotał. Ś Ktoś z nowych chce z tobą porozmawiać. Mnie nie pytaj Ś powiedział Łapak, kręcąc głową. Ś Tam, przy wejściowym szybie. Łapak powędrował z powrotem na legowisko. Fritti przeciągnął się, czując ból w ramieniu i tępy, głodowy ból żołądka. Stąpając tak ostrożnie, jak tylko mogły jego zmęczone łapy, szedł pomiędzy gromadą śpiących, mruczących ciał. Na froncie dużej więziennej jaskini, przyciśnięty do ściany tunelu wejściowego, kulił się mały, szary kot. Kiedy Fritti zbliżał się, słyszał jakieś zamieszanie dochodzące z wyższych poziomów. Wyglądało na to, że mały kot drży. Ś Nre'fa-o Ś powiedział do przybysza z chłodną uprzejmością. Ś Jestem Łowca. Podobno... Ś Przerwał w pół słowa, poczuwszy mrowienie w wąsach. Ten nowy 242 kot wyglądał znajomo, nawet w mroku. Ś Cienista Strzecha! Ś wybuchnął. W głowie mu wirowało. Czy przez cały czas była tutaj, pracując we wnętrzu góry? Czy to naprawdę ona? Ś Cicho! Ś syknęła kotka. Nie wierząc własnym oczom, pochylił się i obwąchał jej nos i boki. Cienista Strzecha! Gdy on wodził nosem jak we śnie, ona śmignęła go łapą po nosie. Podniósł łeb jak zakłopotany kociak i gwałtownie rozejrzał się dookoła. Żaden z więźniów nie zwracał na nich najmniejszej uwagi. Mimo to przykucnął tak blisko niej, że ich wąsy splątały się i zaczął żarliwie czesać jej futerko swoim językiem. Po cichu, głosem stłumionym przez futro, spytał: Ś Jak się tu dostałaś? Ś Wkopałam się do jednego z tuneli Ś powiedziała. Wprawdzie mówiła to spokojnie, ale jej boki drgnęły. To musiało być straszne dla niej, pomyślał Ś zagubiona w takim miejscu, szukała jednego kota wśród niezliczonych tłumów zwierząt. Ś Jak, na imię Meerclar, udało ci się mnie znaleźć? Ś pytał, ciągle porządkując jej futerko. Ś Jak co? Znaleźć ciebie? Doprawdy, sama tego nie wiem, Łowco. Wiedziałam tylko, że muszę. Nie potrafię ci tego wyjaśnić... Nawet się nie zastanawiałam... Czy mógłbyś dać temu spokój? Ś Najeżyła się, a on przestał czyścić jej sierść. Ś Nie mamy czasu! Ś mówiła dalej. Ś Musimy wydostać się stąd. Wydaje mi się, że mnie szukają. Ś Wstała, nogi drżały jej lekko. Łowca nie komentował tego, ale podniósł się także. Ś Nie możemy iść bez Szybkiego Pazura Ś oznajmił. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie, pomyślał o Cichej Łapie, obiekcie swych poszukiwań, dla której opuścił Ścianę Zgromadzeń tak dawno temu. Czy ona również może być gdzieś tutaj? Czy jeszcze żyje? Przypomniał sobie przerażający tron Pożeracza Serc i poczuł się nagle mały i bezradny. 243 Ś Czy wiesz, gdzie on jest trzymany? Ś zapytała Cienista Strzecha. Odwrócił się, aby na nią spojrzeć. Była wyczerpana, a i on nie czuł się nic lepiej. Ś Pazurek? Ś powiedział. Ś Nie, nie widziałem go od chwili, kiedy nas rozdzielili. Ś Lękliwie spojrzał w górę szybu. Ś Obawiam się, że nie mamy czasu, aby go odszukać Ś odezwała się spokojnie szara kotka. Ś Będziemy mieli szczęście, jeśli sami wydostaniemy się stąd. Ś Ruszyła w stronę szybu. Łowca był w szoku. Ś Ale nie możemy go tak zostawić! To ja go tu przyprowadziłem! To jeszcze kocię! Cienista Strzecha obejrzała się przez ramię i warknęła: Ś Łowco! Nie bądź głupi! Odnalezienie go może zająć nam kilka dni. Musimy wydostać się stąd i ostrzec Lud w Domu Pierwszych. Inaczej będzie za późno dla nas wszystkich! Bardziej mu pomożemy, jeżeli sprowadzimy pomoc, niż jeśli damy się złapać i zabić. Musimy zawiadomić Płotołaza i innych. Chodź już! Fritti próbował protestować, lecz wiedział, że nie potrafi powiedzieć jej prawdy: ani o Pożeraczu Serc, ani o Gwardii Kła, ani o całych milach tuneli zaludnionych podziemnymi, pełzającymi stworami. Cienista Strzecha i tak nie czekała na jego słowa, skradała się w górę stromego tunelu, w stronę słabego, migoczącego światła i dźwięków szorstkich głosów. Fritti ruszył za nią. Góra ożywiła się. Gwardziści Pazura zbierali się w grupy, naradzali się, mówiąc niskimi głosami, później rozdzielali się, aby przeczesywać tunele i przetrząsać jaskinie. Kiedy Łowca i Cienista Strzecha wyszli z szybu na główny korytarz, Gwardia Pazura wdzierała się do jaskini sąsiadującej z tą, którą właśnie opuścili. Okrzyki wściekłości i ciche jęki bólu dochodziły do tunelu, w którym stali. Rzucili się do ucieczki, trzymając się cienia tuż przy ścianie korytarza. Minąwszy kilka więziennych jaskiń, natrafili na tunel, 244 który najwyraźniej nie był używany, ciemny, cuchnący pleśnią Ś wskoczyli do środka. Wrzawa za nimi nieco ucichła. Zatrzymali się na kilka sekund, podczas których Cienista Strzecha próbowała odzyskać orientację. Zamknęła oczy i wsłuchała się we własny instynkt, próbując dotrzeć do zmysłowej pamięci, aby odnaleźć drogę do wykopanego przez siebie tunelu. Po chwili zastanowienia poprowadziła ich w dół tunelu. Trzymali się z dala od głównych przejść, korzystali z bocznych tuneli, nisz i nie dokończonych szybów. Kierowali się w górę i na zewnątrz, zmierzając ku powierzchni okrężną drogą, w stronę miejsca ucieczki. Kilka razy omal ich nie złapano. Raz, słysząc odgłos zbliżających się kroków, ukryli się w płytkim, nie dokończonym tunelu, stali tam nieruchomo, kiedy dwa Pazury dyskutowały nad tym, czy warto sprawdzać ich kryjówkę. Kiedy zwierzaki zdecydowały ostatecznie, że nie warto i poszły dalej, Frittiemu z trudem udało się odzyskać oddech. W końcu znaleźli się na ostatnim, stromym podejściu wiodącym do wyjścia wykopanego przez Cienistą Strzechę. Zerkając zza rogu, zobaczyli, że w tunelu panuje kompletny mrok. Bezgłośnie poruszając się w przód, dostrzegli błysk gwiazd Ś wyjście Ś na samym końcu korytarza. Fritti od tak dawna nie widział nieba, że z przejęcia stracił rozum. Poczuł, że mimo obrzydliwego, mokrego upału góry jego kości i ogon przenika dreszcz. Radośnie rzucił się w przód, znowu przez chwilę czuł trawę pod stopami i chłodny wiatr w futrze. Słyszał, że Cienista Strzecha woła go łagodnie, lecz napominające. Nie zważał na to. Wtedy, niespodziewanie, światło gwiazd zniknęło. W tej samej chwili coś go uderzyło, ogłuszając zarazem. Ostrzegawczy krzyk Cienistej Strzechy przeszedł w skowyt lęku. Coś na nim siedziało, jakaś kąsająca, gryząca istota. Ś Węszomrok! Nie pozwól uciec temu drugiemu! Ś zaświstał w ciemności jakiś głos i znowu Łowca usłyszał krzyk Cienistej Strzechy. To coś na nim sięgało ostrymi zębami do jego gardła, 245 a kiedy wykręcał się rozpaczliwie, poczuł pod pazurami bezwłosą, śliską skórę. Gwardia Kła! Z całych sił starał się uwolnić z uścisku stwora i udało mu się nawet zatopić własne zęby w jego ciele na krótką chwilę. Nagrodził go syczący okrzyk bólu oprawcy. Wierzgnął tylnymi łapami i usłyszał, jak tamten traci oddech. Uścisk zelżał i Łowca uwolnił się natychmiast, a potem rzucił się w kierunku, z którego ostatnio dochodził głos Cienistej Strzechy. Jego oczy nareszcie przywykły do głębokiej ciemności i dostrzegł z tyłu następny kształt na tyle wcześnie, by uniknąć największego impetu ciosu, po którym i tak poturlał się na ziemię. Zatrzymał się przy bezwładnym ciele Cienistej Strzechy. Ś Rzeźniku! Pomóż Węszomrokowi przy więźniach. Teraz Fritti mógł zidentyfikować właściciela głosu, jego wydłużone, bezwłose ciało przysiadło pod otworem, który miał stać się drogą ich ucieczki. Z zadowoleniem kiwał swą pozbawioną oczu głową. Ś Tak Ś powiedział. Ś Tak, jak sssię ssspodziewa-łem, wróciliście tu, ssskąd przyszliście. Jak miło. Ponieważ tak lubicie podróżować, teraz zabierzemy wasss, abyście mogli zobaczyć nasze królessstwo, tak? Dwa pozostałe ciemne kształty otaczały teraz z obu stron Łowcę i Cienistą Strzechę, jeden z nich odezwał się: Ś Dlaczego nie ssskończymy z nimi tutaj, Panie Krwawego Świssstu? Lord Gwardii Pazura pozwolił, aby to pytanie zawisło w mrocznym, parnym powietrzu przez długą chwilę ciszy. Ś Powinieneś sssam to wiedzieć, Rzeźniku, zwłaszcza że okazałeś sssię taki niedołężny. Te stworzenia przyssspo-rzyły nam wiele trosssk i powinniśmy possstarać się odpłacić im pięknym za nadobne. Pożyją ciut dłużej, gdyż ja chciałbym dowiedzieć sssię od nich kilku rzeczy. A przecież od ciebie niczego sssię nie dowiem. Rozumiesz? Rzeźnik myślał nad odpowiedzią, kiedy z tunelu za Łowcą i Cienistą Strzechą wyskoczył jakiś ciemny kształt, który przewrócił obu Gwardzistów niczym dwa suche patyki. Nie 246 czekając na odkrycie swego tajemniczego dobroczyńcy, Łowca i kotka skoczyli na równe nogi i uciekli korytarzem. Z tyłu dochodziły ich odgłosy gwałtownej walki. Ponad nie wznosił się skrzeczący głos Krwawego Świstu: Ś Zatrzymać ich! Zatrzymać ich!!! Kiedy Fritti i Cienista Strzecha biegli nieoświetlonymi, zewnętrznymi korytarzami, czas skurczył się do jednego mrocznego i nie kończącego się ułamka. Byle dalej od Gwardii Kła, byle dalej od tunelu Cienistej Strzechy, dalej, dalej Ś nie mogli myśleć o niczym innym. Nowe rany Łowcy krwawiły, a jego ramię rwało i piekło z każdym krokiem. Pędzili przez niemal całkowite ciemności, ufając swoim wąsom i czułemu słuchowi. W tych szybach nie było prawie śladu świecącej ziemi, która oświetlała większość Bezmiaru; w swej panicznej ucieczce kilkakrotnie wpadli na ściany z ziemi, wstawali i biegli dalej. W końcu musieli zwolnić. Zupełnie stracili orientację, przebyli w ciemności niezliczoną liczba rozgałęziających się tuneli. Ś Myślę, że zostaniemy w tej pułapce na zawsze! Ś zdyszanym głosem odezwała się się Cienista Strzecha, kiedy się zatrzymali. Ś Jeśli będziemy szli lewym bokiem do ściany, kierując się na zewnątrz, w końcu musimy dotrzeć do któregoś z wyjściowych tuneli. Przynajmniej mam taką nadzieję Ś sapnął Łowca. Ś Poza tym to jedyna rzecz, jaką potrafię wymyślić. Porzez szpary i tunele dochodziły ich słabe szepty. Niektóre były dalekimi odgłosami Bezmiaru, wywodzącymi się z głównych pomieszczeń. Niektórych jednak nie potrafili rozpoznać Ś były to jakieś jęki i lamenty, a raz dźwięk czegoś wielkiego, pluszczącego w głębokiej dziurze. Obeszli ją ostrożnie dookoła i zawierając milczącą umowę, by nie mówić o tym dźwięku, uciekli od jej głębiny. Cały czas kierowali się na zewnątrz i odgłosy góry słabły z każdym zakrętem. Powietrze zaczęło się oziębiać, kiedy Fritti o tym wspomniał. Cienista Strzecha zauważyła, że zbliżają się do powierzchni, opuszczając nienaturalny skwar Bezmiaru. Jednak Frittiemu 247 ten chłód nie przypominał chłodu zimy. Był przenikliwy, ale zarazem parny i wilgotny. Czuł się tak, jakby przebiegali przez gęstą mgłę. Powietrze przy wyjściu wykopanym przez Cienistą Strzechę pachniało inaczej. Nie widział jednak sensu, aby się o to spierać i zatrzymał dla siebie swoje wątpliwości. Przemieszczając się przez coś, co ich uszom i wąsom wydawało się szerokim i wysoko sklepionym korytarzem, Łowca usłyszał inny dźwięk: coś, co Ś aczkolwiek słabo Ś przypominało miękkie stąpanie. Cicho powiedział o tym Cienistej Strzesze. Zwolnili, idąc teraz niemal bezgłośnie, i wytężyli słuch. Jeśli były to odgłosy kroków, to tak dalekie, że niemal niesłyszalne. Oboje nieznacznie przyspieszyli kroku. Korytarz, o ile był to korytarz, zwężył się gwałtownie. Znaleźli się w niskim tunelu tak niespodziewanie, że Łowca uderzył czołem w sklepienie. Tunel zwężał się i pogłębiał, potem znowu stawał się wyższy, jakby był wykopany pomiędzy olbrzymimi skałami czy innymi potężnymi przeszkodami. Fritti i Cienista Strzecha przywarli nisko do ziemi i prawie się czołgali. W końcu jama otworzyła się, wychodząc na kolejną, szeroką, dobrze rozplanowaną salę. Posunęli się kilka kroków do przodu, kiedy Łowca zauważył różnicę. Ś Cienista Strzecho Ś syknął z przejęciem Ś tam jest światło! Rzeczywiście było, choć można je było dostrzec tylko na tle głębokiej ciemności, którą właśnie przeszli. Blask dochodził zza rogu na końcu potężnej jaskini, słaby i niebez-pośredni. W niczym nie przypominał błysku świecącej ziemi. Ś Myślę, że jesteśmy blisko wyjścia! Ś powiedziała Cienista Strzecha i Frittiemu wydawało się, że jej oczy zalśniły. Zaczęli iść szbciej, wreszcie zerwali się do biegu Ś teraz widzieli już przeszkody, potężne korzenie drzew oraz kamienie, które ciemniały na tle słabego światła z końca ogromnej komnaty. Powietrze było wciąż chłodne, lecz suchsze; kurz był wszędzie, nieprawdopodobnie dużo kurzu. Wyskoczył przed Cienistą Strzechę, która cofnęła się z krzykiem: 248 Ś Łowco! Tu jest coś nie tak! Właśnie wtedy jeden z czarnych cieni między nimi podniósł się i w tym samym momencie powietrze wypełnił ostry, niezdrowy zapach. Cienista Strzecha pisnęła Ś dziwny, zduszony dźwięk Ś i Fritti potknął się i stanął. Oba koty stanęły jak sparaliżowane. Suchy głos, przypominający tarcie gałęzi, wydobywał się z ciemnej postaci. Ś Nie przejdziecie Ś powiedziała. Słowa były ciche, jakby dobiegały z daleka. Ś Należycie teraz do Gwardii Piszczelą. Ś Nie! Ś huknął nowy głos. Nie wierząc własnym oczom Łowca, znieruchomiały z dziwnego, nieziemskiego przerażenia, zobaczył zapadnięte oczy i nieforemną twarz Szatańskiego Szpona wyłaniające się z ciemności za Cienistą Strzechą. Szara kotka, zdruzgotana, bezwładnie opadła na ziemię i spuściła łeb. Ś Ja odebrałem ich Krwawemu Świstowi i jego Gwardii Kła. Tych dwoje należy do mnie! Ś ryknął Szatański Szpon, ale nie podchodził bliżej. Ś Nie masz do nich prawa Ś wyszeptał dziwny, szeleszczący głos. Ś Nikt nie może stawać na drodze Bast-Im-reta. Wykonuję rozkazy Pana Wszystkich. Gwardzista Piszczelą poruszył się, kołysząc się nieznacznie, wydając szum szeleszczącej skóry, i dowódca Gwardii Pazura cofnął się, jakby został uderzony. Ś Zabierz kotkę, jeśli chcesz Ś mówił dalej Bast-Im-ret. Ś Interesuje nas ten drugi. Teraz odejdź. Zejdź w głębsze miejsca. Szatański Szpon, skowycząc z powodu niewidocznej rany, skoczył w przód, chwycił za kark nie stawiającą oporu Cienistą Strzechę, potem odwrócił się i przepadł w ciemnym, niskim tunelu. Fritti próbował zawołać Cienistą Strzechę, ale nie mógł. Jego stawy trzeszczały z wysiłku, gdy próbował ruszyć się i uciec. Ciemna postać Bast-Imreta odwróciła się Ś koci kształt był jednak nadal zatopiony w ciemności, nawet wówczas 249 kiedy stał przodem do światła padającego zza Łowcy. Fritti nie mógł spojrzeć mu w ciemne miejsca na mordzie, tam gdzie powinny znajdować się oczy. Odwróciwszy z trudem łeb, próbował wstać i przez chwilę mu się udało. Jego łapy były niczym woda, ale udało mu się odwrócić i z bólem zaczął się czołgać, oddalając się od Gwardzisty Piszczelą. Ś Nie ma ucieczki Ś wyszeptał wiatr. Nie, pomyślał Fritti, to nie wiatr. Uciekaj głupcze! Ś Nie ma ucieczki Ś dyszał wiatr, a on czuł, jak słabnie. To nie wiatr, nie wiatr, muszę uciekać, uciekać... Ś Teraz chodź ze mną! Ś usłyszał. Wiedział, że to nie wiatr. Pełzł dalej. Ś Zabiorę cię do Siedziby Gwardii Piszczelą. Ś W ciemnościach za nim monotonnie brzmiał okrutny głos Bast-Imreta. Ś Tam, w mroku, zawsze grają piszczałki, a bezimienni i pozbawieni twarzy śpiewają w głębinach. Nie ma ucieczki. Oczekują nas moi bracia. Chodź. Fritti oddychał z trudem. Zapach pyłu, korzeni i ziemi przyprawiał go o zawrót głowy... przepełniał go... Ś Tańczymy w mroku Ś zawodził Bast-Imret, a Fritti czuł, jak zastygają mu mięśnie. Ś Tańczymy w mroku i słuchamy muzyki ciszy. Nasz dom jest głęboki i cichy. Ziemia jest naszym łożem... Światło jakby pojaśniało. Łowcy niemal udało się dotrzeć do zakrętu tunelu. Mrugał oślepionymi oczami. Ciemna postać Bast-Imreta wyrosła przed nim bez uprzedzenia, blokując przejście. Gwardzista Piszczelą zdawał się emitować suche, trujące wyziewy. Dusząc się, Łowca upadł na ziemię, nie mógł już się czołgać. Potwór stał nad nim, odległy głos cedził nieznane słowa. Opanowało go przerażenie, oblała fala gorąca i cudem znalazł siłę, aby rzucić się do przodu. Kiedy uderzył, poczuł, że pod wpływem jego pędu ugina się zakurzone futro. Bast-Imret skulił się, wydając dźwięk podobny do trzasku cienkich gałązek i wczepił się we Frittiego, gdy ten próbował resztką sił wyrwać się do przodu. Za skrajem tunelu rozlewała się plama światła. Parł do niej, do wolności, którą oznaczała. Jednak Gwardzista Piszczelą trzymał go kur-250 czowo. Duszący kurz i słodkawy zapach otoczyły ich w ciemności niczym trzeci cień. Fritti czuł łapy Gwardzisty Ś kruche, lecz silne jak korzenie oplatające skałę Ś zaciskające się na jego szyi. Złuszczony, suchy pysk poszukiwał jego gardła. Z ostatnim jękiem wykonał zwrot i uderzył na oślep. Kiedy uwalniał się z uścisku potwora, rozległ się okropny dźwięk czegoś rozdzieranego. W jego pazurach i zębach zostały wielkie, zdarte płaty skóry i futra, a kiedy przekręcił się w stronę światła, zobaczył ciemny zarys starych, przy-żółconych kości i wykrzywioną czaszkę Bast-Imreta. Kiedy wdrapywał się w górę krótkiego szybu, poczuł palący ból. Miejsce między jego brwiami drżało i płonęło. Kiedy dostrzegł niski, ciemnoszary krąg nieba, odwrócił się na chwilę Ś pozostawiał za sobą coś potwornego. Stało w cieniach tunelu, a nagi szkielet pyska poruszał się powoli, otwierając i zamykając. Ś Nie zapomnę o tobie tak długo, jak długo żyć będą gwiazdy... Ś dobiegł go daleki, bezbarwny głos. Ogień w głowie Frittiego zapłonął znów i zgasł. Łowca z trudem wyglądnął z jamy. Światło było tak jasne, że przed oczami migotały mu ciemne punkciki. Utykając, niemal przewracając się, wypełzł z dziury Ś z Bezmiaru. Świat był biały. Wszystko było białe. Potem znów wszystko stało się czarne. Część III Rozdział 24 O śnie magiczny! O rozkoszy ptaku! Co wznosisz się nad wzburzonym morzem myśli, Zanim nie złagodnieje w ciszę! John Keats Ból i zmęczenie kłębiły się pod sierścią Łowcy. Wysoko na niebie wznosił się obojętny, płonący głaz słońca. Świat okryty był śniegiem; drzewa, kamienie i ziemię otulała równa, jasna szata. Igiełki bolesnego chłodu kłuły stopy Frittiego, kiedy szedł przez Las Szczurzego Liścia. Od chwili odzyskania przytomności posuwał się na chwiejnych łapach, na wpół oślepiony. Chciał jak najszybciej oddalić się od góry. Wiedział, że musi znaleźć sobie kryjówkę, zanim zapadnie Wszechogarniająca Ciemność, kiedy straszne kształty wypełzną z tuneli, aby go złapać... Na śniegu za nim zostawały czerwone ślady. Późnym popołudniem Fritti wciąż był w trakcie swej beznadziejnej, bezmyślnej ucieczki. Gwałtownie tracił siły. Nie jadł nic od czasu, który musiał być porankiem poprzedniego dnia, a i to Ś jak przystało na posiłek niewolników tuneli Ś niewiele. Teraz Łowca zapuścił się w głąb lasu. Kolumny drzew pięły się ku leśnemu sklepieniu, ziemia pokryta była lodem. Wyczerpanie i blask sprawiły, że jego oczy zaczęły piec i łzawić, a od czasu do czasu wydawało mu się, że dostrzega jakiś ruch. Zatrzymywał się, przysiadając na zi-253 mnym, śnieżnym posłaniu z bijącym sercem... ale nie było tam nic, nic poza nieruchomym światem. Zło rozprzestrzeniające się wokół starego lasu wypędziło z niego życie Ś przynajmniej tak się wydawało. Szczurzy Liść był zatopiony w kompletnej ciszy, rozlegało się jedynie skrzypienie jego kroków; nieruchomy las w milczeniu przypatrywał się jego mozołowi. Kiedy dzień już się chylił, a dokuczliwe zmęczenie jego nosa, uszu i łap przeszło w zastanawiający brak jakichkolwiek odczuć, wrażenie delikatnego ruchu nie opuszczało go i nie mogło być zlekceważone. Kątem oka Fritti spostrzegł czyjąś uciekającą, cienistą postać, jednak kiedy odwrócił głowę, na jego spojrzenie odpowiedziały tylko pnie drzew. Właśnie zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście nie oszalał jak nawiedzany przez cienie stary Pchłożerca, gdy jedno z jego ukradkowych spojrzeń złapało błysk oka. Zniknęło prawie natychmiast za konarem drzewa, ale było tam; był tego pewien. Kiedy w następnym momencie jego uwagę przykuł kolejny ruch, nie odwrócił się, lecz szedł dalej, wypatrując z niemal obłąkańczą przebiegłością. W swym skrajnym wyczerpaniu nawet nie zastanowił się nad tym, że mógłby to być czyhający wróg. Jak kocię bawiące się z rozkołysaną winoroślą Ś najpierw bojaźliwe i obojętne, w następnej chwili rzucające się na łup Ś myślał tylko o poruszającym się stworzeniu, złapaniu go, zabiciu. Spuścił łeb, szkarłatne krople plamiły teraz śnieg bardziej bezładnie, i ujrzał wśród drzew po prawej stronie krótki błysk czegoś ciemnego i zwinnego. Udając, że tego nie zauważa, kontynuował swój nierówny marsz, nieznacznie kierując się ku tej stronie, aż do chwili skoku ze skraju zagajnika. Następne mignięcie tuż przed nim Ś musiał powstrzymać się od skoku. Teraz ostrożnie, ostrożnie... Zatrzymał się na chwilę, usiadł i lizał jedną ze swych krwawiących łap, przez cały czas napinając mięśnie, ignorując ból, czekając... czekając na następny ruch... teraz! Skacząc niezdarnie, tracąc równowagę, Fritti z trzaskiem 254 upadł na poszycie, płasko uderzając łapami. Zrzucił coś z niskich gałęzi i teraz uciekało to przed nim. Skoczył ostatkiem sił. Zanim wylądowały jego łapy, łbem uderzył prosto w pień drzewa i stoczył się skulony i ogłuszony na bok. Coś małego i ciepłego szarpało się pod nim. Chwytając to przednią łapą, podniósł się i potrząsnął łbem. Nic mu się nie stało, nie skaleczył się, był tylko zmęczony... tak bardzo zmęczony... Po raz pierwszy spojrzał teraz zamglonym wzrokiem na swoją zdobycz. Była to wiewiórka, miała wytrzeszczone z przerażenia oczy, rozchylone wargi odsłaniały długie, płaskie zęby. Rikchikchik, pomyślał. Coś tam było z Rikchikchik... nie nadają się do jedzenia? Są trujące? Czuł się tak, jakby jego głowa była przysypana głębokim śniegiem. Dlaczego jest tak zimno? Dlaczego nie mogę myśleć? Wiewiórki. Co mam powiedzieć tej wiewiórce? Myślał intensywnie. Każdy pomysł wydawał się zbyt trudny w realizacji. Spoglądając na małe ciało i drżący, puszysty ogon, poczuł przebłysk pamięci. Podniósł łapę z wiewiórki, która leżała bez ruchu, wpatrując się w niego przerażonymi oczami. Ś Mrrik... Mrikkarik... Ś Fritti usiłował przypomnieć sobie dźwięki. Wiedział, że musi to powiedzieć. Ś Mar... Murrik... To nie miało sensu. Poczuł wielki, miękki ciężar przygniatający mu grzbiet i uginający łapy. Ś Pomóż mi Ś wykrztusił w Powszechnym Śpiewie. Ś Pomóż mi... Lord Snap mówił, żeby powiedzieć wam... Mrirrik... Łowca osunął się na śnieg przed zaskoczoną wiewiórką. Ś Teraz ty kot-kot mówić brrrteek, dlaczego wymawiać imię brat Lord Snap? Nad głową Łowcy, przyczepiona do góry nogami do pnia drzewa, wisiała pucołowata stara wiewiórka z wygiętym ogonem i lśniącymi oczami. Nad nią, wykazując mniej odwagi, gromada Rikchikchik spoglądała z pnia i spomiędzy liści na Frittiego. 255 Ś Mów, już, mów Ś piszczał ich przywódca. Ś Skąd znać Lord Snap? Mów-mów! Ś Powiadasz, że Lord Snap jest twoim bratem? Ś spytał Łowca, próbując zedrzeć pajęczynę ze swojej pamięci. Ś Z całą pewnością tak! Ś zaskrzeczała nieco zdegustowana wiewiórka. Ś Snap być brat Pop. Lord Pop to ja. Ty rozumieć głupi kot-kot? Otumaniony Fritti zastanawiał się nad tym przez chwilę. Ś Miałem ci coś powiedzieć, Lordzie Pop... to znaczy twój brat, Lord Snap, powiedział mi, żebym powiedział... jak to było... Lord Pop wydał niecierpliwy, trzeszczący dźwięk, Ś Spróbuję to powiedzieć... Ś mamrotał Fritti. Ś Mrrarreowrr... nie to nie tak. Mrririk... Meowrrk... Na Harara! Nie pamiętam! Łowca zauważył, że świta Lorda Pop prawie już przestała się go bać i piszczała z uciechy. Łowca był zmęczony, chory i zawstydzony, przez chwilę jego myśli błąkały się gdzieś daleko. Nagle wykrzyknął: Ś Na ostrogi! Mam to! Ś Fritti wybuchnął bolesnym śmiechem. Ś Mrikkarrikareksnap! Dobrze, prawda? W tym uniesieniu radości poczuł nagle, że jego głowa staje się lekka i upadł bezwładnie tam, gdzie stał. Lord Pop wychylił się ku niemu i badał go oczyma w kolorze agatu. Ś Tak, dobrze. Snapa modlitwa Świętego Dębu. My zaszczyceni. Dziwne czasy-czasy. Ty móc iść dziwny kot-kot? Powłócząc nogami, Łowca poszedł za drużyną Rikchi-kchik w głęboki las wewnętrznego Szczurzego Liścia. Kulejąc za rozwrzeszczanymi, spieszącymi się wiewiórkami, Fritti obojętnie zauważył czerwony blask zachodzącego słońca. Coś poruszyło się na samym dnie jego mózgu, próbując zwrócić mu uwagę na zapadające ciemności... ale łeb pękał mu z bólu, nie mógł myśleć. Całą jego uwagę przykuwał wznoszący się obłoczek własnego oddechu. Śnieg chrzęścił pod jego krokami za uwijającymi się Rikchikchik. Gromadka zatrzymała się. Niemal nieprzytomny Łowca stał obok, do-256 póki Lord Pop wraz z dwoma innymi wiewiórkami nie zszedł z drzewa i stanął obok niego. Spoglądając na ich wygięte ogony i okrągłe grzbiety, uśmiechnął się dobrodusznie i powiedział: Ś Wiecie, ja byłem we wnętrzu góry. Towarzysze wiewiórczego Lorda cofnęli się z piskiem, ale sam Lord Pop został. Jego lśniące oczy zdradzały zamyślenie. Bez słowa przywołał tamtych z powrotem, razem umieścili Łowcę w wydrążonym przez uderzenie pioruna pniaku. Jego wnętrze było osłonięte z góry, nie było w nim śniegu. Po wykonaniu trzech niezdarnych, automatycznych obrotów na cześć Pierworodnych, Fritti upadł na ziemię. Stado Rikchikchik przyniosło sosnowe igły i kawałki kory, przykrywając go od ogona po czubek nosa. Ś My porozmawiać jutro dziwny kot-kot Ś powiedział Pop. Ś Ty teraz spać-spać, tak? Kiedy to mówił, Łowca przekroczył już granicę sennych pól. Tej nocy ciemności ożyły tropiącymi kształtami, kręcącymi się dookoła bezowocnie, miejsce snu Frittiego pozostało nieodkryte i bezpieczne. Zatopiony we śnie Łowca stał nad brzegiem ogromnej wodnej przestrzeni, poruszonej przez burzę, lecz cichej. Rozległa lśniąca tafla rozciągała się tak daleko, jak sięgał jego wzrok, cienie fla-fa'az krążyły i szybowały w szarości nieba. Kiedy w końcu się obudził, krótki zimowy dzień w połowie już minął. U schyłku Krótszych Cieni znalazł się jeszcze raz przed obliczem Lorda Pop, który, wraz ze swym dworem, wrócił do wydrążonego drzewa Łowcy. Swym władczym jąkaniem wiewiórczy Lord zauważył, że czekali długo, zanim ich gość, kot, wstanie i w końcu poddali się i wyszli na poszukiwanie pożywienia. Łowca, czując się znacznie lepiej po długim śnie, dopiero teraz odkrył, jak obolałe ma poszczególne części ciała, i zadrżał. Był także wściekle głodny. Rikchikchik mogły to wyczuć, bo nawet Pop trzymał się dalej niż poprzedniego dnia. Ze swej strony Łowca gorączkowo pragnął wyślizgnąć się na małe polowanie, ale ze względu na swój niepewny sojusz z Rikchikchik, naturalnymi 257 łupami, zdecydował, że będzie lepiej, jeśli zaczeka z tym do chwili, gdy będzie mógł wymknąć się niezauważony. Wobec tego, z burczącym brzuchem, usiadł i cierpliwie słuchał długiego sprawozdania Lorda Pop z ich porannych czynności. Ś Więc teraz czas-czas mówić-mówić prawda, tak-tak? Ś zaskrzeczał dostojny wiewiórczy Lord. Ś Dlaczego tutaj, tak-tak nagle kot-kot? Dlaczego mówić-mówić złe miejsce? Fritti starał się, jak umiał, aby wyjaśnić okoliczności, które przywiodły go w końcu do Lasu Szczurzego Liścia. Musiała to być zatem długa opowieść i zajęła większą część odchodzącego popołudnia. Kiedy opowiadał o ocaleniu Pani Whirr i jego późniejszej audiencji u Lorda Snap, słuchacze odpowiadali przenikliwymi piskami zadowolenia. Potem Ri-kchikchik słuchały z pełną niepokoju fascynacją, gdy opisywał tłoczną kocią metropolię Domu Pierwszych. Gdy w końcu dotarł do opowieści o Bezmiarze i jego straszliwych lochach, kilka młodych samic zasłabło, ich towarzysze wachlowali je puszystymi ogonami. Lord Pop słuchał z milczącą powagą, przerywając tylko wtedy, gdy prosił o bliższe wyjaśnienia na temat góry i jej mieszkańców. Ś ...I wtedy natrafiłem na was... albo raczej wy trafiliście na mnie Ś skończył Łowca. Lord Pop pokiwał głową. Ś Jedyna rzecz, której naprawdę nie rozumiem Ś dodał Fritti Ś to tego, czemu wy jeszcze tu jesteście. Myślałem, że wszyscy opuścili Szczurzy Liść Ś rzekł i pytająco spojrzał na przywódcę. Ś Wiele Rikchikchik opuścić go także-także. Wielu iść--iść Ś odparł władca Ś ale Pop nie odejść. Nie móc-móc. Gniazdo rodu od Korzeń-w-Ziemia. Trochę-trochę zostać też--też. Żyć albo umrzeć. Fritti skinął głowę ze zrozumieniem i przez chwilę niezwykłe zgromadzenie milczało. Krótki i zaskakujący przedsmak śmierci, przyniesiony przez lodowaty podmuch wiatru, tknął Frittiego. Przypomniał sobie o tym, co musiał zrobić. Ś Chciałbym prosić cię o przysługę, Lordzie Pop Ś powiedział. 258 Ś Prosić. Ś Mam wiadomość do przekazania dla Domu Pierwszych Ś lordom mego Ludu. Musi dotrzeć tam jak najprędzej. Sam nie mogę podróżować dość szybko. Wciąż jestem bardzo słaby. Ś Rikchikchik zanieść Ś odparł bez wahania Lord Pop. Ś Weźmiemy słowo-słowo. Wysłać Pana Plink. Plink być szybki-szybki, jak orzech-orzech spaść. Młody Rikchikchik uniósł się siedząc, najwyraźniej puchnąc z dumy. Ś Wygląda na bardzo zdolnego Ś rzekł z aprobatą Łowca Ś ale nie powinien iść sam. Wieść jest ważna, a droga do Lasu Źródła daleka i pełna niebezpieczeństw. Poza tym... Ś Łowca starał się mówić najdelikatniej, jak to możliwe. Ś Poza tym koty z Domu Pierwszych nie znają tak dobrze odwagi i dobroci Rikchikchik. Mogłyby... nie zrozumieć. Byłoby lepiej posłać większą grupę. Kiedy zabrzmiały poważne słowa Łowcy, Pan Plink jakby oklapł, a dwie czy trzy z młodszych samic znów były bliskie omdlenia. Jednak Lord Pop przyjął je spokojnie. Ś Cudowny Żołądź! Nie martwić się kot-przyjaciel. Dużo Rikchikchik pójść zaraz. Plink będzie mały Lord! Ś Zaśmiał się krótko do młodego samca, który wydawał się nieco uspokojony. Fritti przekazał im wiadomość, powtarzając ją kilkakrotnie, dopóki Plink i inne młode samce nie zapamiętały jej. Ś I pamiętajcie Ś powiedział poważnie Ś jeśli nie będzie Księcia Płotołaza, musi być przekazana Królowej Słoneczny Grzbiet osobiście! Zebrani wydali cichy, gwiżdżący odgłos niepokoju i Pop ogłosił koniec tajnej narady. *** Polowanie Frittiego nie przyniosło oszałamiających rezultatów. Złapał dość robaków i larw, aby zaspokoić pierwszy głód, a zanim położył się spać, dał się nawet namówić przez 259 życzliwego teraz Pana Plink do spróbowania kasztana. Nawet z pomocą Rikchikchik Ś przy wydobywaniu miąższu orzecha ze skomplikowanej skorupki Ś ten eksperyment nie przyniósł mu zadowolenia; choć wylewnie podziękował Plinkowi, w skry-tości ducha stwierdził, że nie byłby najlepszą wiewiórką. Zima szalała nad Lasem Szczurzego Liścia. Zamiecie śnieżne i porywiste wiatry zagnały niewielki dwór Lorda Pop z powrotem do dziupli. Wysłańcy wyruszyli, żegnani bardzo uroczyście, a po ich odejściu Łowca zapadł w letarg. Najważniejsza sprawa została załatwiona, Dom Pierwszych zostanie ostrzeżony, a on w końcu poczuł się wyczerpany potwornym czasem spędzonym pod ziemią. Kontakty z Rikchikchik stały się rzadsze. Fritti spędzał coraz więcej czasu skulony w swoim gniazdku z pnia drzewa, kryjąc się i odzyskując siły. Polowania były skąpe, oszczędzał więc energię, drzemiąc całymi godzinami, budząc się na krótko i z trudem odróżniając jawę od snu. Skulony w drzewie wypalonym przez piorun, z ogonem owiniętym dookoła nosa dla ciepła pozwalał swoim myślom swobodnie wędrować wśród tego, co niegdyś widział i robił. Przywoływał swych przyjaciół ze Ściany Zgromadzeń: Chudzielca, Chyżostopego, pełnego rezerwy Dostojnika i miłego Szorstkiego Pyska. Jacy będą zdumieni! Czasami myślał o Cichej Łapie, o jej pełnym wdzięku chodzie i miękkich liniach karku i głowy. Wyobrażał sobie, że ją odnalazł i zabrał z powrotem do domu, że słucha, pełna przerażenia i podziwu, kiedy opisuje jej swoje przygody. Ś Dla mnie? Ś powtarzałaby. Ś Wszystko to tylko po to, aby mnie odnaleźć? Potem wiatr zaświstał w pniu, burząc mu futro, i Łowca znalazł się z powrotem w Szczurzym Liściu. Pomyślał o tych, których zostawił, zostawił okrutnemu przeznaczeniu we wnętrzu góry. Myślę, że dlatego właśnie nazwano mnie Łowcą, pomyślał gorzko. Wszystko, czego dokonałem, to gonitwa za rzeczami najbliższymi Ś przypominam kocię, które chce złowić własny ogon, kręcąc się w kółko, i w końcu upada wyczerpane. 260 Pewnego dnia, niemal pół Oka od jego odnalezienia przez Rikchikchik, Fritti wracał do swego gniazda po długim popołudniu wypełnionym bezskutecznym polowaniem. Ze Szczurzego Liścia nie zniknęło wprawdzie całe życie, ale większość stworzeń, które tu zostały, ukryła się przed długą, mroźną zimą. Łowcę ogarnęło poczucie pustki i bezsensu. Zatrzymał się, aby naostrzyć pazury o korę sosny, wyładować nieco frustrację i zrzucić pokrywę białego, puszystego śniegu z gałęzi. Wtedy doznał nagłego objawienia. Jego pobyt w Szczurzym Liściu skończył się. Potężny, pusty las, cichy i okryty śniegiem, był tylko przystankiem, terenem neutralnym. Jak półsen, pomiędzy snem a jawą, nie był miejscem, w którym mógłby pozostać, zbierał tu tylko siły, aby wyruszyć Ś w jednym czy w drugim kierunku. Gdy tak stał, z wygiętym grzbietem i wąsami owiewanymi mroźnym wiatrem, przypomniał sobie,słowa jednego ze Starszych na Nadawaniu Imienia: „On pragnie złowić imię ogona, jeszcze zanim otrzyma imię twarzy". Oni się wtedy śmiali, a on dopiero teraz pojął, że mieli rację. Wyruszył nie po to, by odnaleźć Cichą Łapę, ale by zdobyć cokolwiek. To prawda, że bywał prowadzony, ale mógł wybierać Ś iść za tym czy nie. Teraz musi wybrać jedną lub drugą drogę. Może wracać tam, skąd przyszedł, pozostawiając wszystko Płoto-łazowi i innym, wygrają czy przegrają... a może dokończyć swoją podróż. Nie dlatego, by swoimi małymi łapami mógł zmienić cokolwiek, ale może dokończyć swą podróż. Jego przyjaciele byli w potrzasku, bez nadziei Ś pewnie ich nie uratuje, ale oni przyszli tam wraz z nim Ś należą wiec do siebie. Przez chwilę, tylko przez krótką chwilę, pomyślał, że rozumie teraz, co to znaczy usłyszeć w końcu swój wewnętrzny głos, znaleźć imię ogona. Sierść na jego grzbiecie zjeżyła się i zadrżał bezwiednie. Opuścił się z powrotem na łapy i wrócił do legowiska. Dopiero kiedy skulił się do snu, pojął, że naprawdę wraca do wnętrza góry. Rozdział 25 Lwy wchodzą w krzewy głogu i znikają, Chociaż dzień jeszcze nie minął. Ruch słońca będzie znaczył niebo, Kości będą znaczyć czas. Josephine Jacobsen O świcie Łowca zmierzał w kierunku Va'an, do skraju Szczurzego Liścia. Nie pożegnał się z Rikchikchik. Fritti czuł, że mimo honorowego długu, jaki spłacał za Snapa Lord Pop, nie powinien już dłużej wykorzystywać wiewiórek. One wkładały dość wysiłku w to, aby przetrwać. Los i niezwykły czas uczynił ich sprzymierzeńcami, ale Łowca wiedział przecież, że Rikchikchik i Lud to łup i myśliwy i nic tego nie zmieni. Miał tyko nadzieję, że to niezgodne z naturą przymierze utrzyma się na tyle długo, by jego wiadomość dotarła do Ludu w siedzibie Królowej. Posuwając się cicho wśród gęstego, zaśnieżonego zagajnika, myślał o Domu Pierwszych i czasie tam spędzonym Ś zmuszał się do tego, aby myśleć o czymkolwiek. Góra pojawi się przed nim już niedługo, nie było powodu, aby jego myśli znalazły się tam wcześniej. Pomiędzy rzednącymi szpalerami drzew i paproci, tuż przy skraju wielkiego lasu, Fritti usłyszał nad głową szelest skrzydeł. Przez chwilę zastanawiał się nad możliwością ukrycia się gdzieś, ale zanim zeskoczył z otwartej, białej przestrzeni, na której był doskonale widoczny, dwie czarne postacie sfrunęły w dół z przestworzy. Przygotowany Ś tak sądził Ś na wszystko, co może przynieść mu zły los, przy-262 cupnął i nastroszył sierść. Oba ciemne stworzenia usadowiły się na gałęzi ponad nim z szelestem hebanowych piór. Fritti nieco odetchnął... Była to tylko para kruków Ś Krauka Ś jeden duży, drugi mały. Nie były to najmniej drapieżne spośród fla-fa'az, ale też nie dość silne na to, by mierzyć się szponami z Ludem. Mimo to przyglądał się im podejrzliwie, gdy po kolei patrzyły na niego z góry lśniącymi oczami. Ś To ma być ów Łowca? Ś zapytał starszy ptak nieprzyjemnym głosem. Ś Pewnie, tato, tam ma na cole gwiazdkę, co, nie widzis? Ś zapiszczał mniejszy. Zaskoczony Łowca cofnął się o krok. Ś Umiecie mówić! Ś wyszeptał. Ś Znacie Powszechny Śpiew? Większy Krauka zatrzepotał skrzydłami i ostro zagdakał z uciechy, unosząc się lekko nad gałęzią. Siadając, musnął pióra na piersi wyraźnie zadowolony z siebie i spojrzał na Frittiego. Ś Wśród owych, co nie noszą futra, wielu jest takich, co władają nim lepiej niż koty! Ś Duży ptak znów zachichotał. Ś Ci, którzy są długowieczni, jak my, uczą się mówić. Nawet mój najstarszy tutaj. Ś Wskazał małego kruka. Ś Aczkolwiek mądrością swą nie dorównuje chrabąszczom. Ś No tak Ś odezwał się Fritti po chwili zastanowienia. Ś Wygląda na to, że od teraz nie mam prawa dziwić się niczemu. Skąd wiecie, jak się nazywam? Ś Jak waść plotkujesz z wiewiórkami, to nie powinieneś dziwić się, że nawet drzewa znają jego tajemnice. Przeszła przez ten las niewielka fala, która nie mogła ujść uszom starego Skoggiego, to jest moim. Ś Mój stary tata jest najlepsym dowódcą Krauka w tym lesie Ś pisnął dumnie mały ptaszek. Ś ...A mój mały Krelli nie ma nawet krzty tego rozumu, jaki Wielki Czarny Ptak raczył dać grzybom. Skoggi wychylił się i dziobnął w sam czubek głowy syna. Krelli zakrakał żałośnie i uciekł wyżej na konar, poza zasięg ojcowskiego dzioba. 263 Ś Następnym razem pomyśl, zanim rozewrzesz swój żarłoczny obiadowy otwór! Ś powiedział Skoggi. Ś I nie opowiadaj o naszych sprawach każdemu świstakowi, jakiego spotkasz w ciągu dnia. Fritti, wbrew sobie, był rozbawiony. Ś Ale ty chyba znasz moje sprawy Ś zauważył. Ś Jak powiedziałem onegdaj Ś zaskrzeczał kruk Ś Ri-kchikchik to okrutnie gadatliwa banda. Potrafią one trzymać swoje orzechy, a nie sekrety. Wszyscy o tobie wiedzą i wiedzą też, że przyszedłeś waść Ś wskazał swą lśniącą, czarną głową Ś stamtąd. Z owej góry. Jesteś sławny wśród tych, którzy nie zrejterowali ze Szczurzego Liścia Ś aczkolwiek zostało ich niewielu, tak. Dokąd wybierasz się teraz, panie Łowco? Mimo że Krauka wydawały się nieszkodliwe, Fritti postanowił być ostrożny. Po chwili powiedział: Ś Och, właściwie rozglądam się po lesie. W gruncie rzeczy powinienem już wracać. Ś A być może, być może... Ś zachrypiał Skoggi. Zszedł nieco w dół gałęzi, burząc swe smoliste pióra, potem stanął i spojrzał na Frittiego kątem swego wilgotnego oka. Ś Gdyby nie to, że jesteś kotem wielkiej mądrości, o oku dość bystrym na to, by widzieć, jak zachować to piękne, puszyste futro, które nosisz... cóż, gdyby nie to, wyglądałoby na to, że wędrujesz w stronę owej góry. Na wąsy Feli! Ś wykrzyknął w duchu Łowca Ś ten Krauka był naprawdę bystry. Ś Ale Ś sprzeciwił się Łowca Ś jak sam zauważyłeś, niby dlaczego miałbym iść z powrotem w pobliże tego okropnego miejsca? Ś I to prawda. Otóż okrutne to miejsce. Zło wypełza z niego i kąsa wszystko, nie patrzy co. Wygląda ono na ciemne i straszliwe miejsce i takim też jest. Las już niemal opustoszał, pozostali w nim tylko głupcy. Uciekać! Jedynie to mogła uczynić biedna dusza, by chronić swoją rodzinę i móc włożyć kąsek lub dwa do owych najsłodszych, małych dzióbków. Ś Spojrzał na Krelliego z ukrytym uczuciem. 264 Ś Więc dlaczego ty zostałeś? Ś spytał Fritti. Ś No cóż Ś zakrakał Skoggi, z westchnieniem wskazującym na wielki smutek Ś to jedyne domostwo, jakeśmy znali. Okrutnie ciężko opuszczać gniazdo tysięcy pokoleń. Oczywiście Ś tu zaśmiał się zgrzytliwie Ś w ostatnich czasach łatwiej tu o smaczne kąski dla moich basałyków. Te stwory, które żyją pod ziemią, są może i złe, lecz ostatecznie zostawiają tu to, czego nie dojedzą. Ś Skręcając się ze śmiechu, kruk prawie spadł z gałęzi. Łowca skrzywił się. Ś Otóż Ś mówił dalej Skoggi, wciąż tryskając uciechą Ś nieważne, kto kogo zjada, bo zawsze pozostają resztki. To największa korzyść z tego, że rodzimy się krukami. Ś A cy my zjemy pana Łowcę, tato? Ś niewinnie zainteresował się Krelli. W mgnieniu oka Skoggi zatrzepotał skrzydłami nad konarem drzewa i swym mocnym dziobem wystukał błyskawiczny i bolesny wzór na czaszce pisklaka. Ś Jeśli raz jeszcze się wtrącisz, powyrywam ci pierze i strącę z owego drzewa wprost w pysk owego kota, żeby cię schrupał, ty kamienny łbie! Nie możesz pożerać każdego, kto pojawi się w okolicy! Zwrócił się do Łowcy: Ś Zatem, mój najmilejszy kocie, oczywiście obaj wiemy, że nie jesteś takim głupcem, by wracać do owej przerażającej góry. No tak. Jednak gdyby tak nie było, gdybyś jednak tam szedł, czy wówczas przyjąłbyś waść ode mnie maluteńką radę? Fritti zastanawiał się przez chwilę, a potem uśmiechnął chytrze do Krauka. Ś Cóż, ponieważ mówimy o głupich rzeczach, to przypuśćmy, że potrzebowałbym rady. Co chciałbyś wtedy w zamian? Tym razem Skoggi przyjął wyraz chłodnego rozbawienia. Ś Wy, koty, nie jesteście tak głupie, jak o was śpiewają. Jednak tym jednym, jedynym razem, całkowicie hi-po-te-ty--cznie, pomógłbym bezinteresownie, choć Ś Czarny Ptak wie Ś nie wróżąc powodzenia. Interesuje cię to, waść? 265 Fritti skinął głową. Ś A zatem zgoda. Cóż, pozwól, waść, że ci to powiem. W dniach nie tak bardzo odległych, kiedy po raz pierwszy ujrzeliśmy owo dzwoniące wzgórze wyrastające nad naszym lasem, nie tak wiele tuneli wychodziło stamtąd. Ten pierwszy był mały, a kiedy wykopali większe, ów przestał być używany. Pozwalam sobie myśleć, że jest niestrzeżony, za to dobrze ukryty. Koty z góry nie zważają już nań. Tak możesz go odnaleźć... Kiedy Skoggi skończył, zwrócił się do syna: Ś Teraz, kapuściana głowo, zapamiętaj dobrze to, coś widział. Może któregoś dnia będziesz opowiadał o tym, że byłeś ostatnim, który widział dzielnego pana Łowcę żywym! Znów skrzecząc ze śmiechu, kruk wzniósł się w powietrze, za nim natychmiast ruszył Krelli. Ś Czekaj! Ś krzyknął Fritti i obydwa fla-fa'az zatrzymały się i zawisły w powietrzu. Ś Jeżeli nie ma to znaczenia, kto kogo zjada, to dlaczego mi pomagasz? Ś Doskonałe pytanie, Panie Kocie Ś ochryple krzyknął Skoggi. Ś Widzisz, waść, jak już ci wspominałem, w tym tempie koty z góry spustoszą cały Szczurzy Liść do jesieni. Oczywiście, dokądkolwiek się udadzą, będzie tam dość pożywienia dla Krauka... aleja się starzeję. Wolę wstać rano z gniazda i zastać oczekujące mnie śniadanie. Więc, jeśli ty będziesz miał szczęście, uczynisz mi, waść, przysługę sprowadzając z powrotem do owego lasu swój Lud! Kracząc z rozbawienia, kruki odfrunęły. Ś Szybki Pazurze! Proszę, posłuchaj mnie! Cienista Strzecha niespokojnie przeszła przez jaskinie i wymierzyła kocięciu niezbyt delikatnego klapsa jedną ze swych szarych łap w kolorze dymu. Szybki Pazur mruknął z niezadowolenia, ale nie otworzył oczu, nie poruszył się. Cienista Strzecha martwiła się. Prawie przez cały czas, od kiedy Szatański Szpon przyniósł ją do jaskini, Szybki Pazur spał albo leżał cicho. Kociak ledwo zauważył jej obecność, 266 w jakiś czas po jej pojawieniu się po prostu raz podniósł łeb i powiedział: Ś O, dobrych tańców, Cienista Strzecho! Potem znów zapadł w śpiączkę. Od tego czasu zaledwie kilkakrotnie odpowiedział na jej nieustanne pytania, nie wykazując przy tym żadnego zainteresowania. W kącie jaskini leżał, jak martwy, Pchłożerca. Ś Proszę, Pazurku, porozmawiaj ze mną. Nie wiem, ile czasu tu jeszcze zostanę. W każdej chwili mogą po mnie przyjść. Pomyślała o Szatańskim Szponie i strach zjeżył jej futerko. Dowódca Gwardii Pazura rzucił ją brutalnie do więziennej nory, obiecując, że wróci i „policzy się z nią" po złożeniu raportu Lordowi Bezmiaru. To musiało być kilka dni temu, choć wlokące się godziny mroku sprawiały, że wydawało się to bardzo, bardzo dawno temu. Mógł po nią wrócić w każdej chwili. Ś Szybki Pazurze! Ś spróbowała jeszcze raz. Ś Czy ty mnie rozumiesz? Jesteśmy w strasznym niebezpieczeństwie! Ś Znów go szturchnęła. Ś Obudź się! Jęcząc, Szybki Pazur przesunął się lekko na bok, dalej od jej natrętnej łapy. Ś Ochchch, Cienista Strzecho, dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju? Tu jest tak cudownie i ja nie chcę... Ś Zamilkł na chwilę, błogi wyraz jego twarzy zmienił się w grymas. Ś I... i... i nie chcę być tam, gdzie byłem przedtem Ś dokończył smutno. Cienista Strzecha była zirytowana, zaczęła wpadać w panikę. Ś O czym ty mówisz? Ty śnisz, Pazurku. Malec pokręcił głową, wyraz ukojenia powrócił na jego mordkę. Ś Nie, Cienista Strzecho, ty tego nie rozumiesz. Jestem z białym kotem. Wszystko jest takie spokojne. Uczę się wielu rzeczy. Proszę, nie gniewaj się na mnie. Chciałbym, abyś mogła to zobaczyć, Strzecho! Ś powiedział z pasją, jego oczy były wciąż mocno zaciśnięte. Ś Światło... i śpiewy... Szybki Pazur znów umilkł i żadne starania kotki nie mogły spowodować, aby powiedział coś jeszcze. 267 Opuszczone wejście do tunelu znajdowało się dokładnie w tym miejscu, o którym mówił kruk, ukryte pod obsypanym śniegiem krzakiem jałowca na skraju lasu. Łowca podejrzliwie zbadał stare śmieci, które otaczały wejście, ale nic nie zdradzało niczyjej niedawnej obecności. Nurkując pod dającym osłonę krzakiem, odgarnął pazurami pył i pogruchotane kamienie, które częściowo zasłaniały otwór. Kiedy oczyścił otwór na szerokość wąsów, wcisnął doń łeb i obwąchał ponownie. Wnętrze tunelu pachniało tylko zestarzałym kurzem i kilkoma małymi zwierzętami, które musiały kryć się w tym miejscu. Przez sekundę tylko zawahał się przed spełnieniem swego najnowszego postanowienia i wszedł do środka. Słońce nad białym lasem było właśnie w Godzinie Krótszych Cieni. Tunel był znacznie bardziej suchy niż większość tych, które przemierzał we wnętrzu góry. Powietrze wskazywało na to, że nie był używany. Dodało mu to pewności i szybkim, śmiałym krokiem wstępował w głębinę. Rzadko tylko trafiała się tu świecąca glina, ale to mu wystarczało. Wkrótce zaczął mijać boczne tunele, z niektórych buchało gorące, wilgotne powietrze. Zbliżał się do ruchliwszych dróg Bezmiaru. Wiedział, że będzie musiał być ostrożniejszy. Początkowo nie zauważył, że cisza panująca w opuszczonym tunelu zmieniła się w cichy, delikatny dźwięk. Podziemny puls góry był mu tak dobrze znany z długiego czasu niewoli, że ledwo spostrzegł jego obecność. Kiedy w końcu dotarł on do jego świadomości, stwierdził, że dźwięk jest nieco zmieniony. Zastanowiło go to, ale nie potrafił powiedzieć, na czym polegała ta zmiana. Później zrozumiał. Hałas stopniowo stawał się coraz głośniejszy, tak jakby zbliżał się do jego źródła. Każdy krok wydawał się przybliżać go do czegoś, co produkowało to niskie, niemal bezgłośne drżenie. Kiedy był jeńcem góry, rytm był zawsze ten sam, odległy i wszechobecny, jakby cały Bezmiar wydawał niski, jednostajny, buczący dźwięk. Teraz jednak brzmiał on inaczej, syczał i huczał, był znacznie głośniejszy, 268 a stawał się mocniejszy z każdym krokiem stawianym przez Frittiego. Kiedy minął zakręt, szyb zaczął gwałtownie opadać, a z mroku na końcu tunelu dochodził powiew gorącego, wilgotnego powietrza. Łowca cofnął się gwałtownie, trąc pysk łapą, jakby chciał oczyścić oczy z przywierającego do nich mroku. Zdecydowany na wszystko, nie zważając na strach trzepoczący w jego wnętrzu, Fritti przymrużył oczy, aby ochronić je przed buchającą parą, i ruszył do przodu. Kiedy tak stąpał ostrożnie w dół opadającego chodnika, musiał minąć jakieś drzwi czy inny rodzaj wejścia, gdyż nagle drżenie zmieniło się w donośny ryk, huczący i odbijający się echem od ścian ogromnej jaskini, której nie widział, gdyż otaczała go chmura mgły. Jak Wodospad Ryczącego Wrzasku, pomyślał. Jego futro gwałtownie zawilgotniało. Zrozumiał, że znalazł się nad jakimś potężnym, podziemnym wodospadem. Zadziwiający podziemny podmuch zmienił kierunek i przesunął chmurę oparów. W półświetle błyszczącej gliny zobaczył, że stoi nad przepastną pieczarą, jak pająk, na jednym z płytkich skalnych występów otaczających ściany. Pod nim, oświetlony czerwienią i spieniony, falował gwałtowny strumień. Jaskinia nie miała podłogi, tylko gigantyczna, wartka rzeka płynęła od jednego jej krańca do drugiego, wypełniając ogromną, sklepioną grotę mgłą i chaotycznym rykiem. Łowca poczuł, jak ciepło płonącej rzeki bucha mu w twarz, gdy ostrożnie wychylił się poza krawędź występu, by spojrzeć w dół. Hucząca siła wody, uderzającej z trzaskiem o ściany jaskini i znikającej w skale pod nim, przyprawiła Frittiego o gwałtowny zawrót głowy. Był zdezorientowany ogromem tego widowiska. Kiedy rzeka z rykiem wpływała w ciemności pod nim, migoczące strumienie wodnego pyłu tryskały w górę, zastygały nieruchomo nad jego głową, by za moment z powrotem spaść z pluskiem do źródła. Fritti wycofał się z krawędzi i skulił się na chwilę tuż przy wyjściu z tunelu. W końcu ten tumult zaczął go męczyć. Posunął się do przodu. Wokół jaskini, na przeciwległej ścia-269 nie, widział kilka tuneli czerniejących się na tle zacienionej, oblanej purpurą skały. Pozostając blisko ściany pieczary, skierował się ku nim, kurczowo trzymając się wysokiej ścieżki ponad pędzącą rzeką. Szedł powoli. Od czasu do czasu wiatr tajemniczo zmieniał prądy i mgła zniżała się, zmuszając go do zatrzymywania się i przywarcia do skały, dopóki znów nie zobaczył drogi przed sobą. Posuwał się cal po calu po obwodzie monstrualnej komnaty, oczy miał nieruchomo wbite w drogę przed sobą. Czasami dostrzegał kątem oka jakiś ruch, ale odwracając się, dostrzegał tylko tryskające strugi. W pewnym momencie wydawało mu się, że widzi dwie maleńkie figurki w głębi jednego z tuneli przecinającego główną ścianę, ale gdy skierował spojrzenie w mrok, mgła znowu się podniosła. Kiedy opadła, wszystko wyglądało tak jak przedtem. Po wiekach morderczego marszu dotarł do głównej ściany. Szedł w górę stromej ścieżki, aż napotkał otwory wysoko ponad hukiem i trzaskiem wrzącej rzeki. Pierwszy z tuneli dymił i parował, więc minął go pospiesznie, ale już następne wejście przyniosło przyjazny łyk chłodniejszego powietrza. Gdy znalazł się w jego wnętrzu, temperatura gwałtownie spadła. Zadowolony z pomyślnego obrotu rzeczy, Fritti oddalał się od potężnej jaskini. Kiedy minął kilka zakrętów, odgłos rzeki znów stał się przytłumionym drżeniem. Upadł ciężko na podłogę jaskini, rozkoszując się przez chwilę względnym chłodem i ciszą. Odetchnąwszy kilka razy, przyłożył język do swego przemoczonego, zmierzwionego futra. Ś Ty tam! Ś Jakiś głos przeciął powietrze zacienionego tunelu. Fritti skoczył na równe nogi, uderzenia jego serca wydawały się głośniejsze niż huk rzeki. Ś Ssstój! Ś zasyczał głos. Ś Ssstój i porozmawiaj z Parszywcem z Gwardii Kła! Rozdział 26 Ach, jakiż ze mnie Bóg w tej chwili mógłby być Tu, gdzie mnie pieścić może wiatr i tulić liść, Gdzie każde trawy źdźbło wśród burzy kwiatów tonie I gdzie nad morza brzegiem lśnią wiatru stopy dwie. Alegernon Swinburne Łowca zastygł w miejscu z przerażenia i stał nieruchomo, gdy powolne kroki zmierzały ku niemu w dół tunelu. Słyszał świszczący oddech nadchodzącego stworzenia. Nieodpartą niemal chęć ucieczki stłumiło uczucie tępej rezygnacji i teraz drżał lekko, stojąc w miejscu. Ś Mój towarzysz i ja chcielibyśmy porozmawiać z tobą, nieznajomy. Ś Były to znów syczące słowa, teraz dużo bliżej. Towarzysz, pomyślał Fritti. Jest ich zatem dwóch. Nogi ugięły się pod nim, skulił ogon pod siebie i czekał. Z ciemności wyłoniła się ślepa głowa Gwardzisty Kła. Jego cielsko o obwisłej skórze chwiało się bezwładnie. Fritti przyjrzał się. Tam, gdzie niegdyś drżały potężne nozdrza w bezokim obliczu Gwardzisty Kła, widniała teraz tylko masa zmaltretowanego ciała. Parszywiec zatrzymał się nawet nie o półtora skoku od Łowcy, a jego zniszczony pysk wysuwał się badawczo tam i z powrotem. Ś Jesssteś tam? Ś spytał Gwardzista Kła. Serce Łowcy drgnęło, a on wydał bezwiedne westchnienie ulgi. Stwór był okaleczony! Nie mógł go wyczuć, a przynajmniej nie dość wyraźnie. 271 Ś Aaa Ś sapnął Parszywiec. Ś Tu jesssteś. Teraz cię sssłyszę. Chodź, nie zossstawiaj nasss sssamych. Zgubiliśmy drogę. Ś Ślepy stwór przysunął się bliżej, nadstawiając ucho w stronę Frittiego. Ś Jak ci na imię? Łowca rozważał możliwość wyrwania się ku wolności. Postanowił jednak inaczej. Być może nadarzała się okazja, która mogła przynieść mu jakąś korzyść. Będzie to oczywiście niebezpieczne, ale wszystko tu, pod ziemią, jest właśnie takie. Ś Mm... um... Tunelowiec! Ś wyrzucił z siebie po chwili wahania. Ś Wssspaniale. Brzmienie twojego imienia wssskazuje na to, jakbyś był ssstworzony po to, by nam pomóc. Jesssteś z Pazurów? Twój głosss brzmi bardzo wysssoko. Ś Bo jestem dosyć młody Ś powiedział szybko Łowca. Ś Aaa Ś sapnął zadowolony Parszywiec Ś oczywiście. W czasssie ossstatecznych przygotowań nawet malcy muszą pełnić sssłużbę. Chodź, musssisz nasss wyprowadzić. Jak sssam widzisz, jessstem chwilowo niedołężny z powodu ssskaleczenia. Kaleki Gwardzista Kła, mamrocząc, odwrócił się i powlókł korytarzem. Fritti szedł za nim w niewielkiej odległości. Ostateczne przygotowania? Zastanawiał się. Co się dzieje? Ś Musiałeś przechodzić przez Koryto Płomienia Ś odezwał się przez ramię Parszywiec. Ś Ja nigdy nie podszedłbym tak blisssko. Huk wody powoduje, że tracę orientację i czuję lęk. To nieprawdopodobne, prawda? Ś Tak, tak, z pewnością Ś zgodził się Fritti. Ś Co cię przywiodło do tej opustoszałej części góry? Przyspieszył, aby lepiej usłyszeć odpowiedź bezwłosego stwora. Parszywiec najpierw myślał, potem odpowiedział: Ś Widzisz, niessstety, ssspotkały mnie drobne nieprzyjemności. Malec taki jak ty może jeszcze o tym nie wiedzieć, ale lud taki jak ja ssspotyka wiele niesssprawiedliwo-ści. Widzisz, nie chcę nikogo krytykować, och nie, ale zossstałem niesssprawiedliwie ukarany z powodu ucieczki 272 więźnia. Ale mnie tam nawet nie było Ś och nie, po pro-ssstu przekazałem pewną informację mojemu panu, Krwawemu Świssstowi. Kiedy zdarzyła się ta ucieczka, on zossstał ukarany przez Pana Wszyssstkiego. To z kolei odcierpiałem ja. Niesssprawiedliwość, co za niesssprawiedliwość... Ś Gwardzista Kła przerwał, wzdychając płaczliwie. Z dreszczem lęku, ale i dumy, Fritti zorientował się, że Parszywiec mówi o jego ucieczce. Po chwili Kieł przerwał swoje chlipanie i powiedział: Ś Tu gdzieś jessst mój towarzysz. Mam nadzieję, że nie odszedł. On również cierpi niezasssłużenie. O, wydaje mi się, że go słyszę! Łowca zapomniał o istnieniu towarzysza, ale i on słyszał donośny, silny oddech. Kiedy minęli zakręt, spostrzegł potężny, ciemny kształt płasko leżący w tunelu. Parszywiec poruszał się cal za calem, macając przestrzeń przed sobą wielką łapą o pofałdowanej skórze. Wpadł na ciemne, wielkie ciało. Ś Wssstawaj, wssstawaj! Ś wrzasnął. Ś Znalazłem młodego Tunelowca, który pomoże nam znaleźć drogę powrotną. Wstawaj! Kiedy leżące stworzenie odwracało się z ociąganiem, Parszywiec rzekł do Łowcy: Ś Może wy dwaj sssię znacie. Mój przyjaciel był znaczącą figurą wśród... Grubo ciosana, nieforemna morda, która ukazała się, gdy bestia obróciła się i utkwiła w nim nieszczęśliwe oczy, była Frittiemu znana aż za dobrze. Ś Łowca! Ś ryknął Szatański Szpon, unosząc się na przednich łapach. Zanim Fritti zdołał poruszyć swym zesztywniałym ciałem, Parszywiec rzucił się do przodu i uderzył płaską łapą w pysk Szatańskiego Szpona. Siła uderzenia pozbawiła Gwardzistę Pazura równowagi. Upadł znów na ziemię i jęczał. Ś Cicho, głupcze! Ś warknął Gwardzista Kła i skinął ślepym łbem w stronę Łowcy, który stał obok, zaskoczony do granic możliwości. 273 Ś Nie zwracaj na niego uwagi Ś uspokajał Frittiego. Ś Obawiam sssię, że on nie ma całkiem w porządku w głowie. Pan Wszyssstkich obszedł sssię z nim sssurowo z powodu tego sssamego jeńca. Teraz widzi tego kota w każdym cieniu. To dość sssmutne, prawda? Rzeczywiście, Szatański Szpon nie zwracał uwagi na prawdziwego Frittiego tuż obok, ale tarł brodą o ziemię, jęcząc i powtarzając bez przerwy imię Łowcy. W końcu przestał i spojrzał na Gwardzistę Kła. Ś Dlaczego odszedłeś... na tak długo? Ś pytał Szatański Szpon. Błagalny ton, dobywający się z tego mocnego ciała, wydawał się okrutnie nienaturalny. Fritti uwolnił długo powstrzymywany oddech. Podziemny świat, który skurczył się do twardej, zimnej jak głaz skóry dookoła niego, jeszcze raz się rozszerzył. Niewiarygodne! Szczęście go nie opuszczało. Być tak blisko Szatańskiego Szpona, który go nawet nie rozpoznał! Ś Wssstawaj, ty wielka szmato! Ś warczał Parszywiec. Przerażone miauczenie Gwardzisty Pazura wydało się uszczęśliwionemu Łowcy niemal komiczne. Ś Przyprowadziłem kogoś, kto pomoże nam znaleźć drogę powrotną do głównych tuneli. Tam znajdziemy jedzenie! Wssstawaj. Parszywiec podnosił potężne cielsko. Ś On ma nie całkiem w porządku w głowie, tak jak ci mówiłem Ś tłumaczył Parszywiec, gdy całą trójką ruszyli w głąb korytarza. Ś Mimo całej ssswej sssiły umarłby beze mnie. Ś W głosie Gwardzisty Kła dźwięczała dziwna duma. Łowca znajdował się teraz w sytuacji nie do pozazdroszczenia Ś był przewodnikiem i towarzyszem dwóch stworzeń serdecznie życzących jemu i jego rodowi śmierci, a prowadził ich przez tunele, które były mu zupełnie nieznane, w dół, do tajemnego centrum labiryntu. Szatański Szpon, choć wstał i szedł, nadal wydawał się nie poznawać Frittiego. Jego zachowanie zmieniało się od prostackiego do Ś niespodziewanie Ś lunatycznego lub gwałtownego. W pewnym miejscu zwrócił się do Łowcy, wyjąc: 274 Ś Czarne skrzydła! Czarne skrzydła! Próbował rozszarpać go swymi silnymi pazurami. Na jedno ostre słowo Parszywca stał się na powrót służalczy i płaczliwy. Ś Niedobrze, niedobrze Ś seplenił Parszywiec, trzęsąc poranionym łbem. Ś Wiesz, on był tu kiedyś najważniejszym dowódcą. *** Kiedy uszli kawałek drogi, Łowca Ś który prowadząc ich, kierował się zmianami temperatury i ciśnienia powietrza, z nadzieją, że posuwają się we właściwym kierunku Ś zebrał całą swoją odwagę, aby pociągnąć za język, tak przyjaznego do tej pory, Parszywca. Ś Jak przebiegają „ostateczne przygotowania", eh? Byłem zajęty pewnymi... ee, dość ważnymi sprawami na górze... na powierzchni. Ś Biednemu Parszywcowi nikt wiele nie mówi Ś poskarżył się Gwardzista Kła Ś ale sssporo sssłyszałem. Wielkie poruszenie, wielki niepokój... Sssłyszałem, jak dwóch pokrewnych mi Gwardzistów szeptało, że wkrótce powierzchnia zostanie przerwana! Powierzchnia... przerwana? Frittiemu nie podobało się brzmienie tego słowa. Jakaś straszliwa, niepojęta rzecz ma się zdarzyć i najwidoczniej on i garstka jąkających się Ri-kchikchik byli jedynymi stworzeniami, które mogły uczynić cokolwiek w tej sprawie. Nie, pomyślał Łowca, korygując sam siebie, ja nie mogę zrobić już nic poza odnalezieniem moich przyjaciół i, być może, odejściem wraz z nimi na zawsze. W obliczu mobilizacji Bezmiaru ucieczka w pojedynkę była mało prawdopodobna, w trójkę czy czwórkę Ś niemożliwa. Nie, jedyna nadzieja, a i to nikła, w wiewiórkach i leniwym, obojętnym Dworze. Ś Gwiazdka! Ty pełznący, zdradliwy gwiezdny pysku! Wyrwę ci serce! Ś Szatański Szpon, wyjąc, stanął na drodze, rzucając swym czarnym pyskiem na wszystkie strony. 275 Fritti stwierdził z przerażeniem, że choć Szatański Szpon jest szalony, a Parszywiec ślepy, jednak on ma na czole białą gwiazdkę, po której z łatwością rozpozna go na dole każdy z bardziej spostrzegawczych mieszkańców góry. Gdy Parszywiec uspokajał szalejącego Pazura, Fritti pochylił łeb i potarł brwiami o ziemię. Mrugając, strząsnął kurz z oczu i wyprostował się. Mam nadzieję, że to ją ukryje, pomyślał, albo przynajmniej zabrudzi na tyle, by nie rzucała się w oczy. Nigdy nie będę wyglądał jak Gwardzista Pazura, ale w końcu mogę wyglądać jak anonimowy niewolnik. Bezwłosy znów skłonił Szatańskiego Szpona do wyruszenia i choć Gwardzista Pazura wydawał dziwaczne, skamlące dźwięki, przez jakiś czas nie przerywał ich marszu. In-styktowna orientacja w przestrzeni nie zawiodła Łowcy. Zaczął dostrzegać oznaki zwiększającego się ruchu w tunelach, którymi się posuwali Ś z bocznych szybów dochodziły mocniejsze i świeższe zapachy. Fritti zaczął myśleć o odnalezieniu pojmanych przyjaciół. Wiedział, że może podróżować szybko i bezpiecznie tylko w zewnętrznych, w większości nie używanych korytarzach, gdy już znajdzie się w ruchliwym sercu góry, jego oszustwo straci sens. Zza zakrętu drogi nagle dobiegł go dźwięk ochrypłych głosów. Szatański Szpon, jakby przewidując zdarzenia, wybrał ten właśnie moment, by rozpłaszczyć swoje wielkie ciało o cętkowanym brzuchu w poprzek posadzki tunelu. Łowca rozglądał się w popłochu i po chwili wszedł do maleńkiego tunelu, który właśnie minęli. Groźny, rubaszny śmiech niósł się po tunelu, kiedy cofał się i wciskał w mikroskopijną przestrzeń, która okazała się wyjątkowo ciasną szczeliną. Słyszał, jak śmiejące się głosy zamilkły, słyszał coraz bliższe kroki ciężkich łap. Potem odezwali się. Bez wątpienia był to chrapliwy slang Gwardzistów Pazura: Ś Co to? Co ta góra niezakopanego me'mrę robi na drodze? Ś rozległo się ostre, pełne uciechy warknięcie. Potem inny, równie nieprzyjemny głos powiedział: 276 Ś Najwyraźniej ktoś domaga się obdarcia go ze skóry, na Największego! Kto jest za to odpowiedzialny? Parszywiec odezwał się tonem ugody: Ś Proszę! Nie róbcie mi krzywdy! Jak widzicie, jessstem w towarzyssstwie dwóch bardzo ważnych waszych krewniaków! Tunelowiec, powiedz im! Ś Dwóch! Ś roześmiał się pierwszy Pazur. Ś Widzę tyko jednego, a i ten wygląda na wielką, pozbawioną kości szmatę! A ty co widzisz, Rozpruwaczu? Ś Dokładnie to samo. Bezużytecznego grubasa i małego, wijącego się, ślepego kreta. Jeśli umiem liczyć, Szczerbaty, to jeden i jeden daje dwa. Ten mały szczur nas okłamuje! Parszywiec pisnął ze strachu, a Fritti usłyszał, że dwaj Gwardziści Pazura podchodzą bliżej. Ś Okłamywanie Gwardii Pazura na służbie! Myślę, że poskacze sobie za to, co? Ś Tunelowiec! Ratuj mnie! Ratuj nasss! Ś Głos Kła wzniósł się histerycznie i Fritti, przykucnięty w szczelinie, wstrzymał oddech. Wtedy rozległ się stłumiomy pomruk i ryk Szatańskiego Szpona: Ś Łowca! To ten z gwiazdką to zrobił! Nie, Panie Pa... Panie Poż... Pożeraczu Serc, nie płomień! Moja ka... nie! Aaaaa! Ś Głos zmienił się w przenikliwy jęk. Obaj Gwardziści wydali okrzyki zaskoczenia. Ś Na Krwawe Światło! Ś wymruczał Szczerbaty. Ś To Pazur! Ś To Szatański Szpon! Ś nerwowo wykrztusił Rozpruwacz. Ś Jest banitą! Ukarał go Pan Wszystkich. Nie powinniśmy go dotykać! Ś Fuj! Masz rację. To miejsce cuchnie brudem! Hańbą! A ten miauczący ślepy robak... dalej, spływamy stąd. Obrzydzenie w głosie Szczerbatego nie zamaskowało kryjącego się pod nim lęku. Szybkie kroki minęły szczelinę Łowcy i ucichły w głębi korytarza. Fritti czekał przez chwilę, 277 która wydawała mu się nieskończona, potem ostrożnie wszedł z powrotem do tunelu. Bezwłosa, skulona postać Parszywca pochylała się nad leżącym na wznak czarnym ciałem Szatańskiego Szpona i przez chwilę Łowca nie mógł oprzeć się dziwnemu wzruszeniu. Potem Gwardzista Kła odwrócił swój kaleki pysk i wzruszenie przepadło w nawrocie obrzydzenia. Ś Kto tam jessst? Ś zawołał Parszywiec. Łowca chrząknął niezdecydowanie i powiedział: Ś No przecież ja, Tunelowiec. Zbadałem kilka opuszczonych tunelów. Właśnie minąłem parę moich kumpli. Czy spotkaliście ich? Ś Grozili nam! Ś sapał Parszywiec. Ś Chcieli nasss zabić! Dlaczego nasss zossstawiłeś? Ś Już ci mówiłem! Ś powiedział Fritti, udając złość. Ś Teraz wstawaj! I jego także podnieś. Mam ważne rzeczy na głowie, a pomagam wam tylko dlatego, że jesteście tacy nieporadni i chorzy. Więc jak, idziemy czy nie? Ś Ooo, tak, Tunelowcu! Dalej, Szatańssski Szponie, wssstawaj już. Z Łowcą na czele i ociągającym się Szatańskim Szponem dziwaczna trójka zmierzała ku sercu zbierających się sił. Rozdział 27 Nie Kijem łamie się Serce Nie Kamieniem Ś Bicz tak maleńki, że niedostrzegalny Poznałam, Co smaga Tajemnicze Stworzenie Aż nie upadnie. Emily Dickinson Dziwne rzeczy działy się na świecie nad labiryntem. Światła i jęki z oddali czyniły nocne godziny tajemniczymi i niespokojnymi. Kotki rodziły dzieci zbyt niezwykłe, aby mogły przeżyć, a Książę Tragarz Rosy z Domu Pierwszych wydawał straszne oświadczenia. Wielu z Ludu czuło strach. Ziemia przestała być ostoją, zapadała się zdradziecko. Oko otworzyło się najszerzej o jeden obrót słońca wcześniej niż oczekiwano i zawisło na niebie czerwone i nabrzmiałe. Noc Spotkań wypełniły pytania, na które nie było odpowiedzi, i bezimienny strach. Nadchodziła noc najgłębszej ciemności, Ślepa Noc. Niektórzy szeptali, że tej nocy z mroku wypełznie os. Os zajmowało wiele języków, a jeszcze więcej myślir. Pod ziemią, na swym rozkładającym się tronie z umierających i umarłych, Wielki rozsnuwał pajęczą sieć swych sił. Z siedziby jego mocy biła i pulsowała tak intensywna energia, że czasem powietrze w Jaskini Jamy gęstniało i falowało jak woda. Przedziwne obrazy pojawiały się i znikały, migocząc na granicach jego wizji, jak błyskawice na powiekach śpiącego. Coraz częściej nikt poza Gwardią Piszczelą nie miał 279 dostępu do Pana Wszystkich i Pazury stały, pomrukując, na korytarzach otaczających pieczarę Pana. Nawet Łowca przebywający na peryferiach głównych arterii Bezmiaru czuł, że nadchodzi... coś. Szatański Szpon w ogóle przestał się odzywać, nawet nie mamrotał i nie ryczał, posuwał się do przodu z przytłumionym, martwym blaskiem w głębokich oczach. Zatrzymywał się bez przerwy i drapał wściekle, ryjąc w swym ciemnym futrze niemal do krwi. Fritti rozumiał to. Jego także świerzbiła skóra. Trójka zatrzymała się przy jednym z głównych przejść, spoglądając w dół przez ciemne, pochyłe dojście na szeroki trakt pod nimi. Maszerowały tam drużyny Gwardii Pazura, pędzono osłabionych, powłóczących łapami więźniów. Stojący obok Łowcy Parszywiec nadstawił ucho, przysłuchując się odgłosom kroków, które zdawały się nie mieć końca. Ś Aaaach Ś rozpromienił się Kieł, jego okaleczona twarz pofałdowała się w gmatwaninę bruzd. Ś Sssłyszysz to? Sssłuchaj. Ssstąpa coś wielkiego... wielkiego. Ś Nagi pysk przybrał strapiony wyraz Ś To niesssprawiedliwe. Taki oddany sssługa jak ja... Ś Chlipnął. Fritti, z przejęciem przyglądający się legionom Gwardii Pazura, jak oszalały kiwał głową i na chwilę zapomniał, że tamten nie może go zobaczyć. Ś Urodziłem sssię, aby sssłużyć Panu Wszyssstkich Ś biadał Parszywiec. Ś Jak można było doprowadzić mnie do takiego upadku? Żałosne słowa Kła wreszcie dotarły do Łowcy. W jego głowie zaczął rodzić się pewien pomysł. Ś Parszywcu, muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego Ś rzekł cicho Fritti. Ś Cofnijmy się troszkę w głąb korytarza. Kiedy wycofali się i stanęli przy nieruchomym Szatańskim Szponie, Łowca zapytał: Ś Mówisz, że jesteś lojalnym sługą tego... Pana Wszystkich? Ś O tak! Ś skwapliwie potwierdził Parszywiec. Ś Sssłużyć mu to mój jedyny cel! 280 Ś Wobec tego mogę powierzyć ci mój sekret. Czy przyrzekasz, że go zachowasz? Ś Och, oczywiście, Tunelowcu, zapewniani cię! Ś Parszywiec kiwał głową w górę i w dół w potwornym spektaklu zapewniania o swojej odpowiedzialności. Ś Przy-sssięgam na Ssspieniony Kamień Gwardii Kła! Ś Świetnie. Ś Łowca zamyślił się na chwilę. Ś Lord On Ś Pan Ś potrzebuje doniosłej informacji od jednego z więźniów. Jednak nie ufa swym dowódcom. Niektórzy z nich, jak... no cóż, muszę to powiedzieć, jak Krwawy Świst, okazali się nieodpowiedzialni. Chyba rozumiesz, co mam na myśli. Gwardzista Kła podskakiwał z przejęcia. Ś Oczywiście! Rozumiem. Jak Krwawy Świst! Właśnie! Ś Cóż Ś ciągnął z powagą Fritti, zapalając się do tego podstępu Ś wybrał mnie, abym odnalazł i obserwował tego więźnia. Ale nikt nie może o tym wiedzieć! Widzisz nie byłoby to... no, nie byłoby mądre, szczególnie teraz! Nie bardzo trafiła mu do przekonania jego własna logika, ale Parszywiec był zachwycony pomysłem. Ś Tak czy inaczej Ś dodał Ś Pan Wszystkich wybrał mnie, a ja wybieram ciebie. Musisz odnaleźć mi tego więźnia i nikt nie może o tym wiedzieć, nie może nawet podejrzewać. Czy możesz to zrobić? Ś Sssprytny Tunelowiec. Kto będzie podejrzewał sssta-rego, kalekiego Parszywca? Tak, dokonam tego. Ś Doskonale. Więźniem, którego musisz dla mnie znaleźć, jest kotka, która towarzyszyła uciekającemu Łów... Łów... Ś jąkał się i chrząkał przekonująco. Ś Łowićielo-wi... temu, o którego wścieka się Szatański Szpon. Ta kotka, która z nim była, przeżyła, co? Ś Nie wiem, Tunelowcu, ale sssię dowiem Ś powiedział rzeczowo ślepy stwór. Ś Bardzo dobrze Ś rzekł Fritti. Ś Spotkamy się tutaj, kiedy miną trzy zmiany pracy. Odnajdziesz to miejsce? Ś O tak. Teraz Koryto Płomienia nie huczy już w moich uszach, znajdę drogę. 281 Ś Ruszaj więc i weź ze sobą Szatańskiego Szpona. Tylko chroń go od kłopotów, które mogłyby ściągnąć na was uwagę. Sam Fritti nie chciał być obarczony tą silną, szaloną bestią, która stałaby się jeszcze bardziej niebezpieczna, gdyby wróciła jej pamięć. Ś I pamiętaj Ś dodał. Ś Jeżeli zdradzisz mnie, zdradzisz swego Pana. Idź! Obdarzony nowym zadaniem Parszywiec pospiesznie podniósł Szatańskiego Szpona i obaj odeszli niezdarnie. Łowca, który obserwował ich odejście, zdusił w sobie wybuch śmiechu. Najtrudniejsze było jeszcze przed nim. Gdy to stwierdził, poczuł, że błyskawiczny lot jego myśli zwolnił tempo. Był bardzo głodny. To niemały problem. Stojąc tuż przy ścianie tunelu, obserwował następną, ścieśnioną gromadę więźniów gnaną do kopania i rozważał swoje możliwości. Mógłby spróbować ukryć się tu na skraju, nie rzucając się w oczy, podkradając tam i ówdzie jedzenie, unikając strażników dzięki swej rozwadze i szybkości. Jednak, prędzej czy później, zostałby złapany. We wnętrzu góry nie było żadnych swobodnie włóczących się kotów Ś on przynajmniej takich nie widział. Byłoby to igranie ze śmiercią, a on i bez tego miał łapy pełne kłopotów. Następna grupa więźniów, doglądana przez parę Gwardzistów Pazura, posuwała się przejściem w jego kierunku. Gdy mijali jego kryjówkę, jeden z niewolników na czele pochodu zemdlał. Rozległy się donośne jęki i prychania, kiedy ci, którzy próbowali przeskoczyć leżącego, zaczęli wpadać na innych. Dwa Pazury, wyostrzywszy szkarłatne szpony, ruszyły w stronę zamieszania. Fritti wykorzystał tę szansę, wyskoczył z tunelu i błyskawicznie dołączył na tyły kolumny. Łatwiej będzie uciec z jednej z tych band, niż żyć jak widmo przez dłuższy czas, zdecydował. Poza tym, kto będzie poszukiwał zbiegłego jeńca w więzieniu. Ś Ty mały słoneczny szczurze! Ś zachrypiał głos. Łowca podniósł wzrok na jednego ze strażników o potężnych szczękach. 282 Ś Widziałem! Ś warknął Pazur. Ś Jeśli jeszcze raz będziesz próbował się ukryć, rozpłatam twoje ciało od gardła aż po to, co czyni cię kocurem! Sznur niewolników tuneli znów został pognany do przodu, unosząc ze sobą Frittiego. Życie w drużynie niewolników nie było teraz tak ciężkie jak przedtem. Wzmocnił się podczas pobytu w Szczurzym Liściu, mimo że polowania były skąpe, jednak jadał lepiej niż te biedne zwierzaki, z którymi był uwięziony. Cierpienie i nieszczęścia dookoła przygnębiały go Ś ale tym razem sprawy miały się inaczej: dołączył do grona niewolników na własne życzenie, działał w tajemnicy. Chociaż serce ostrzegało go przed głupotą, nie potrafił ustrzec się cichej dumy. Miał przed sobą cel i jak dotąd odnosił znaczące sukcesy. Jego dobry los tańczył. Więźniowie również czuli zmianę w atmosferze góry. Niepokojące, wstrząsające znaczenie nadchodzących wydarzeń przybiło ich. Żaden z więźniów nie snuł opowieści, nie śpiewał. Nawet kłótnie były cichsze, pełne rezygnacji. Wszyscy więźniowie byli zastraszeni, czekali na cios. Jeden z jeńców lakonicznie opowiedział Łowcy pogłoski krążące wśród strażników: o hałasach i światłach w Jaskini Jamy, o tym, że Gwardia Pazura i Grwardia Kła zbierały się w silne, niecierpliwe brygady wysyłane do odległych tuneli. Udając obojętność, Fritti próbował wyciągnąć z jednego z jeńców Ś jednookiego burasa imieniem Szperająca Stopa Ś więcej informacji, ale wycieńczony kot nie wiedział nic więcej. Fritti pozostał z niewolnikami tuneli przez dwie szychty i zaczął się niecierpliwić: wiedział, że czas ucieka. Jedyne, o czym mógł myśleć, to niebezpieczeństwo, w jakim znajdowali się jego przyjaciele. Dom Pierwszych i los Ludu zniknął z jego umysłu jak bezużyteczna abstrakcja. Po opuszczeniu Szperającej Stopy, Łowca siedział zgarbiony w kącie jaskini, dopóki nie pokazali się strażnicy. Brudny czas kopania ze zgiętym grzbietem wlókł się tak niemrawo jak wyciekający, lepki sok. Choć jego łapy pękały i krwawiły, Fritti kopał jak oszalały Ś siłą próbował przyspieszyć opieszałe godziny. 283 Kiedy przy wejściu do tunelu skrzywiony Gwardzista, warcząc, wydawał rozkaz zakończenia kopania, Łowca i pozostali zmęczeni więźniowie zaczęli wspinać się w górę. Ostrożnie trzymał się z tyłu, stanął, gdy ostatni kot poza nim samym z wysiłkiem przepełzał przez próg tunelu, potem szybko odwrócił się, zbiegł w dół krótkiego przejścia i rzucił się na ziemię na samym końcu dziury, którą kopali. Wturlał się pod kopce wykopanej gliny tak daleko, jak tylko mógł, i leżał cicho. Odgłosy ustawiania więźniów dochodziły tu z góry. Przez chwilę gorejące, złote oko spojrzało w głąb tunelu, lecz mrok i brud skutecznie ukrywały Łowcę, wkrótce usłyszał, jak zniewolona gromada odchodzi. Leżał spokojnie na końcu nory przez kilkadziesiąt uderzeń własnego serca, a w końcu ostrożnie wypełzł na powierzchnię. Mała jaskinia, z której rozchodziły się tunele, była pusta. Przyćmione światło nie zdradzało żadnego ruchu. Niedbale, lecz bardzo szybko usunął największy brud z ogona, pyska i łap, później cicho zbliżył się do większego szybu, w którym zniknęli już jeńcy i ich strażnicy. W jaskini, w której Szybki Pazur, leżąc, śnił o białym kocie, Cienista Strzecha w końcu sama usnęła. Napięcie z powodu niepewności własnego losu, oczekiwanie na pałającego żądzą zemsty Szatańskiego Szpona i wymuszona bezradność jej położenia wyczerpały ją tak, że nie była już w stanie zebrać więcej siły czy smutku, aby oprzeć się zmęczeniu. Przez długi czas leżała z brodą na łapach, przyglądając się spokojnym, bezradnym ciałom Szybkiego Pazura i Pchłożer-cy i rozpacz ogarniała ją niczym ciepła mgła. Kiedy strażnik wetknął swą obrzydliwą głowę do komnaty, zobaczył trójkę kotów leżących w ciszy podobnej do śmierci. Wyszczerzając w zadowoleniu żółte kły, cofnął głowę. Oczy Pchłożercy drgnęły i otworzyły się. Przez chwilę, gdy jego ciało leżało bezwładnie i nieruchomo, oczy zapłonęły nagłym chłodnym płomieniem. W głębi zamigotało światło, które zaraz umarło. Powieki opadły ciężko i znów wszystko skamieniało. 284 Parszywiec już czekał na Frittiego, gdy ten pojawił się w bocznym tunelu. Gwardzista Kła wykonywał coś na kształt niecierpliwego tańca, jego nagi ogon wirował i kręcił się jak tonący nocny pełzacz. Łowca, który pracując, spędził czas, który Ś jak się wydawało Ś mógł mierzyć obrotami Oka, zmierzał tu tak ostrożnie i cicho, jak tylko mógł, po to, by przywitał go donośny, podniecony syk Parszywca: Ś Tunelowiec! Przyszedłeś? Mam wieści, wieści! Ś Cisza! Ś Łowca również syknął Ś Co za wieści? Ś Odnalazłem twojego więźnia Ś powiedział radośnie Gwardzista Kła. Ś Parszywiec dokonał tego! Łowca poczuł, że czas nagli. Ś Gdzie? Gdzie ona jest? Parszywiec wyszczerzył zęby, ich biel zalśniła przeraźliwie pod zmaltretowanym pyskiem. Ś Niedaleko ssstąd, o tak, całkiem blisssko. Och, bys-sstry Parszywiec przysssłużył sssię Panu Wszyssstkich! Fritti usiłował być cierpliwy i czekał z wysuszonym pyskiem, aż Parszywiec opisze miejsce, w którym trzymano Cienistą Strzechę. Kiedy bezooki Gwardzista Kła skończył, Łowca zaczął się wycofywać, snując szaleńczy plany. Nagle zatrzymał się. Lepiej będzie, jeśli będę zachowywał pozory, pomyślał. Ten stwór jest straszliwym wrogiem, ale jako sprzymierzeniec jest niezły. Ś Dobrze się sprawiłeś Ś powiedział. Ś Pan będzie zadowolony. Pamiętaj, ani pary z ust! Ś Oczywiście, sssprytny Parszywiec nie powie sssłowa! Obserwując podskakującego stwora, Fritti zauważył coś, co w przejęciu uszło jego uwagi. Ś Gdzie jest Szatański Szpon? Ś zapytał ostro. Ś Miałeś trzymać go przy sobie. Przez zniszczone rysy Parszywca przebiegł raptowny skurcz strachu. Ś Och, Tunelowcu, on. Jest wypełniony osss. Nie zos-sstał przy mnie, a ja nie mogłem go zmusssić. Jessst taki sssilny, sssam wiesz. Uciekł w głąb tuneli, wrzeszcząc i wy-285 gadując dziwne rzeczy. Zossstał ukarany z powodu więźnia i teraz przepełnia go osss. Nic nie można na to poradzić, pomyślał Fritti. Ś Nieważne Ś powiedział do Parszywca, który natychmiast się rozpromienił. Ś Teraz idź, a jeśli będziesz mi potrzebny, odnajdę cię. Łowca wyskoczył z bocznego tunelu, przeskoczył przez główny szyb i zatrzymał się we wnęce po drugiej stronie, mrok chronił go przed ciekawskimi ^oczami. Kiedy się obejrzał, zobaczył Parszywca, z kaleką twarzą wykrzywioną uśmiechem, jak wciąż podskakuje i tańczy wśród mroku. Kryjąc się w najgłębszym cieniu, Fritti skradał się, omijając szwadrony gniewnych, gromadzących się mieszkańców góry, poruszał się niczym koci duch przez przebudzony świat podziemi. Dzieci góry były wszędzie Ś przemieszczały się, szeptały, nastawiały ostre, czerwone pazury. Dotarł do skrzyżowania trzech tuneli, które opisywał Parszywiec. Ostrożnie rozejrzał się dookoła i widząc, że nikt nie zwraca na niego uwagi, zanurzył się w tym, który wskazał mu Kieł. Czołgał się przed siebie z wzniesionym ogonem, czujnymi wąsami i najeżonym każdym włoskiem. W ścianie przed sobą spostrzegł wejście do szybu. Właśnie to! Pragnął skoczyć, ale opanował się. Ostrożnie, ostrożnie... Dotarł do otworu i ostrożnie zajrzał w dół. Na dnie szybu, w przymglonym świetle, zobaczył... Szybkiego Pazura! Jego serce drgnęło. Kociak i Cienista Strzecha byli uwięzieni w tej samej jaskini! Szczęście go nie opuszczało. Wychylił się dalej do przodu i zauważył dwie inne postaci. Cienista Strzecha! A ten stary, czyżby był to Pchłożerca? Dalczego jednak żadne z nich się nie porusza? Czy mogą być... ależ nie. Widział, jak boki Szybkiego Pazura wznoszą się i opadają. Coś zwaliło się na niego niczym upadające drzewo. Jęcząc z bólu, przeturlał się na bok wejścia do jaskini. Stała nad nim potężna, ciemna postać, a ogromna łapa szykowała się do kolejnego ciosu. Pochyliła się nad nim dziwnie znajoma twarz Gwardzisty Pazura. 286 Ś Czego tu chcesz, co? Ś ryknęło zwierzę. Ś N-nic takiego! Ś pisnął Łowca. Ś Na-na-nazy-wam się T-tunelowiec i zgubiłem drogę. Ś Chciał stać się jak najmniejszy na tle ziemi. Pazur przysunął się bliżej. Ś To prawda? Ś warknął, a jego gorący oddech zmusił Łowcę do przymknięcia oczu. Oczy bestii zwęziły się. Ś Zaraz, zaraz. Kogoś mi przypominasz. Co to za znaczek na twojej głowie? Na głowie? Na czole? Na łzy Niebiańskiej Tancerki! Fritti zaklął sam na siebie. Musiał chyba zetrzeć maskujący go piach, kiedy wygrzebywał się z tunelu więźniów. Fritti wykonał nagły ruch, próbując wykręcić się i uciec, ale ciężka łapa spoczęła na jego karku, szkarłatne pazury lekko kłuły go w gardło. Ś Na Wielkiego! Ś odezwał się Gwardzista Pazura. Ś Jeśli nie jest to nasz mały szczur-uciekinier! Czy to nie zabawne! W przypływie rozpaczy Fritti rozpoznał swojego oprawcę. Był to Szybkokąs, ten, który niegdyś towarzyszył Szatańskiemu Szponowi, a teraz szczerzył zęby, uśmiechając się straszliwym uśmiechem do uwięzionego Łowcy. Ś No dobrze Ś zachichotał Gwardzista Pazura. Ś Znakomicie się składa, że to właśnie ja cię znalazłem. To z twojego powodu zniszczyli mojego szefa. Wszystko przez ciebie! Okrutna łapa zacisnęła się na gardle Frittiego. Zakaszlał bezradnie. Ś Tak, teraz ja jestem dowódcą. Ś Krzywo uśmiechnął się Szybkokąs. Ś Ale ja upewnię się, że dostaniesz to, na co zasłużyłeś. Czarny potwór przykucnął i przysunął swe głęboko osadzone oczy do twarzy sapiącego jeńca. Głos Pazura zniżył się do mściwego szeptu: Ś Zabiorę cię prosto do Tłuściocha! Rozdział 28 Gdziekolwiek byś byt, odnajdzie cię śmierć, Władczyni mrocznej krainy uderzeń serc Ostatnich. Okrutna bestia. O psie, mój Boże! George Baker Spędził Łowcę w dół zatłoczonych teraz korytarzy, popychając go, kąsając i szturchając. Kiedy tak szli Ś ciemny i muskularny Gwardzista wlokący małego, pomarańczowego kotka Ś wielu mieszkańców góry odwracało się z ciekawością, by popatrzeć za dziwaczną parą. Nie było nic niezwykłego w widoku jeńca prowadzonego ku karze lub ku zagładzie, ale mały kot warczał i bronił się Ś stawiał opór! Już od dawna nie widziano tu walczącego dziecka słońca. Fritti, ogarnięty chmurą bólu, złości i gniewu, spostrzegł coś dziwnego: nigdzie nie było niewolników, znik-nęły ponure brygady pracy przemierzające drogi Bezmiaru. Widocznie ich praca była skończona. Nic dziwnego, że został odkryty. Szybkokąs prowadził Frittiego wśród niczym nie różniących się między sobą Gwardzistów Pazura i syczących Gwardzistów Kła o obwisłej, pełnej fałd skórze. Szli coraz niżej, z poziomu na poziom, aż przeszli przez Większe Wrota i w końcu znaleźli się w sklepionym przedsionku Jaskini Jamy. Przed wejściem do Siedziby Pożeracza Serc stała grupka Gwardzistów Pazura, którzy spierali się o coś. Klocowały, kwadratowy zwierzak z kikutem zamiast ogona, z pewnością 288 ich przywódca, usiłował przywołać ich do porządku. Warknął na jednego ze swych podwładnych, który odpłacił mu tym samym, lecz cofnął się zaraz, pochyliwszy łeb. Ś Witaj, Kruszotrawie! Ś zawołał Szybkokąs do tego, który był pozbawiony ogona. Ś Co ty i ta twoja banda bezładnych myszy robicie tutaj? Kruszotraw odwrócił się, by spojrzeć na przybyszów. Ś A to ty, Szybkokąsie?! Bardzo, bardzo źle się dzieje. Ś Nad czym tak lamentujesz? Ś zapytał Szybkokąs, wywalając jęzor w krzywym uśmiechu. Ś Ten tutaj, Szczękacz Ś powiedział zmartwiony Kruszotraw Ś razem z kilkoma innymi słyszeli coś dziwnego w Wyższych Katakumbach. Ś Jakby drapanie Ś odezwał się ponury, o niskich brwiach Szczękacz. Ś Coś tu nie gra. Szybkokąs wybuchł chrapliwym śmiechem. Ś To, czego im naprawdę potrzeba, to kilka ostrych zębów w ich cielskach. Powinieneś trzymać tych nierobów mocniejszą łapą, Kruszotrawie. Ś Roześmiał się. Pomiędzy podwładnymi Kruszotrawa rozległ się nieprzyjemny pomruk. Ś Poza tym, co robicie tutaj wszyscy? Ś ciągnął Szybkokąs. Ś Pan pozbawi was oczu! Kruszotraw skrzywił się. Ś Gdybym nie przyszedł, oni przyszliby tu beze mnie. Jak by to wyglądało? Ś Jak bunt. I to, czemu teraz przewodzisz, też wygląda na bunt, mój głupi przyjacielu. Drapanie! Ha! Kamienna krew i ogień! Wkrótce odkryjecie, że Pan jest straszniejszy niż jakiekolwiek drapanie! Ś A swoją drogą, co przyniosło tutaj ciebie? Ś ze złością syknął Szczękacz. Szybkokąs znalazł się na nim bez ostrzeżenia, zwalił z nóg i rozdarł mu ucho. Ś Możesz zwracać się do swego dowódcy jak do miauczącego smarkacza, ale nie próbuj tego ze mną! Ś wy sapał niskim, złowróżbnym tonem do krwawiącego ucha Szczę-289 kacza. Potem, głośniej, zwrócił się do pozostałych, przyglądających się mu. Ś Przypadkiem przyprowadziłem Panu Wszystkich bardzo ważnego więźnia. Jeśli będziecie mieli szczęście, to będzie on tak ze mnie zadowolony, że zapomni o rozpruciu wam wnętrzności. Ś Bardzo ważnego więźnia? To małe nic? Ś spytał Kruszotraw. Ś To jedyny więzień, któremu udało się uciec Ś warknął Szybkokąs. Ś Ktoś musiał mu pomagać, prawda? Wystarczy? A sami wiecie, co to znaczy, prawda? Ś Pazur wychylił się, aby podkreślić znaczenie swoich słów. Ś Spisek! Pomyślcie o tym! Ś Zadowolony Szybkokąs wyszczerzył zęby. Ś Jeżeli udało mu się uciec, to co właściwie tutaj robi? Ś zapytał jeden z wojowników Kruszotrawa. Szybkokąs spojrzał na niego. Ś Wiem, o co go pytać, bez waszej pomocy Ś powiedział ze złością. Ś Poza tym mam ważniejsze rzeczy do roboty niż sterczenie tutaj i paplanie z jakimiś parszywymi kocurami. Idę zobaczyć się z Panem. Dalej, Kruszotrawie, zabieraj się z powrotem ze swymi jękami i tym całym drapaniem z powrotem do tunelu. Nic tu po was. Ś Nie masz prawa mi rozkazywać, Szybkokąsie Ś powiedział wyzywająco drugi dowódca, ale wycofał się, a za nim cała jego załoga wraz z drżącym, spoglądającym z nienawiścią Szczękaczem. Ś Nie, twardzielu Ś odrzekł zadowolony z siebie Szybkokąs. Przez cały spór Fritti pozostawał bez ruchu, chłonąc to, co dolatywało go z komnaty poniżej Ś rozdzierającą, przeogromną moc Pożeracza Serc. Prawie nie poczuł, jak Szybkokąs pchnął go w stronę wejścia. Mgła przysłoniła mu oczy, a tępy ból, idący od czoła, przeszył czaszkę. Dwóch wartowników przy wejściu, jeden Pazur, jeden Kieł, skłoniło lekko głowy, gdy tylko rozpoznali Szybkokąsa, ale nie odwrócili się, kiedy ten prowdził Frittiego przez portal. Kiedy go minęli, otoczyła ich chłodna mgła. Łowca już drżał. 290 Na samym środku jaskini tron Niemożliwego wyrastał z jamy. Wijące się, konające ciała tworzyły falujące wzory w .zimnym, fioletowym świetle. Na szczycie tego monolitu cierpienia leżał w niedbałej pozie Lord Pożeracz Serc, ślepy i nieruchomy jak ogromna, świeżo wykluta larwa. Pod nim tuziny sług uwijały się wokół krawędzi jamy. Szybkokąs, którego opuściła już śmiałość, powoli popychał Łowcę w kierunku potężnej bestii. Kiedy stanęli nad wielką, okrągłą przepaścią Ś dowódca Pazurów zbierał odwagę, by przemówić Ś po drugiej stronie jaskini, przy głównym wejściu, rozległo się jakieś zamieszanie. Fritti widział, jak Gwardziści Pazura wybiegają w pośpiechu, ale mgła wisząca nad ziemią nie pozwoliła mu stwierdzić, co się właściwie dzieje. Stwór nad rozpadliną powoli odwrócił głowę w kierunku zamętu. Szybkokąs zakaszlał głośno, ale Pan wpatrywał się w głąb jaskini otoczonej potężnymi skałami. Ś Naj-najpotężniejszy Panie... Największy, wysłuchaj swego niewolnika! Ś rozległ się nad jamą głos Szybkokąsa. Potężny łeb odwrócił się wolno, by w końcu utkwić mle-cznobiałe oczy w ich kierunku. Obaj, dowódca Gwardii Pazura i jego jeniec, bezwiednie cofnęli się o krok od krawędzi jamy. Pierworodny spojrzał na nich bez wyrazu. Ś Największy Panie, twój sługa Szybkokąs przyprowadził ci więźnia, który zbiegł, tego z gwiazdą na czole. Oto on! Cętkowany zwierzak cofnął się, pozostawiając skulonego nad krawędzią jamy Łowcę w bezkresnej mocy Pożeracza Serc. Szybkokąs, który w oczekiwaniu bezwiednie wyciągał i chował pazury, w końcu nie wytrzymał panującej ciszy. Ś Czy dobrze uczyniłem, Największy? Czy jesteś zadowolony ze swego sługi? Pożeracz Serc lekko skłonił głowę w kierunku Gwardzisty. Ś Będziesz żył Ś powiedział, a jego głos brzmiał wiekami zgnilizny. Szybkokąs wydał bełkoczący dźwięk, ale nim się odezwał, martwy, błotnisty głos dodał: Ś Dobrze zrobiłeś. Teraz odejdź. 291 Z wytrzeszczonymi oczami Szybkokąs wycofał się ku wyjściu, odwrócił się i zniknął. Łowca bezwładnie upadł na zimną ziemię, pomiędzy nim a jamą unosiły się opary. Kiedy rozproszyły się nieco, stare, niewidome oczy Tłuściocha były utkwione w dali, nic nie dostrzegając. Stos torturowanych ciał, na którym leżał, uniósł się lekko w dziwnym, wspólnym wzdrygnięciu. Pan Bezmiaru zdawał się tego nie zauważać. Nagle, jak zimny, wilgotny, lepki intruz, głos Pożeracza Serc przemówił we wnętrzu umysłu Łowcy. Ś Znam cię. Ś Natrętna obecność bez wysiłku wdarła się w jego myśli. Łowca, w niezdrowym szaleństwie, tarł głową o twardą, zamarzniętą posadzkę jaskini, ale nie udawało mu się pozbyć tego głosu. Ś Nie stanowisz zagrożenia. Wolny czy uwięziony, żwawy czy martwy, nie jesteś nawet małym kamykiem na mojej ścieżce. Ś Coś wiecznego spychało myśli Łowcy w bierną rozpacz, drążąc je coraz głębiej. Ś Ale jeszcze potrzebni są mi moi słudzy... na razie. Wszyscy muszą wiedzieć, że to daremne. Wszyscy muszą wiedzieć, że opór jest daremny. Powinienem rozerwać cię na cząstki i posłać prosto w gwiazdy... Przeraźliwa pustka przepełniła myśli Frittiego, jakby nagle zagłębił się w niezmierzonej otchłani. Gdzieś słyszał własne ciało krzyczące z przerażenia... gdzieś daleko, nieosiągalne. Ś Jednak Ś dudniący potwornie, monotonny głos odezwał się znów Ś zostałeś już przyobiecany. Bast-Imret i Knet-Mukri Ś Gwardziści Piszczelą Ś żądają, abyś należał do nich. Zostaniesz zabrany do Domu Rozpaczy, gdzie zabawisz, póki twoja ka nie wyrwie się w przestworza... Jakby bezgłośnie przywołane, szare, okryte mgłą postaci wyłoniły się z jaskini w skale, wysoko ponad jamą Pożeracza Serc. Ze ściany jaskini, podziurkowanej niczym plaster miodu, ruszyła w dół majestatyczna, przerażająca procesja, niespieszna i pełna spokoju jak czarny lód skuwający zimowy staw. W mętnym, granatowym świetle, promieniującym ze skalnych rozpadlin, postaci te były niemal niewidoczne... 292 bezkształtne. Jaśniejsze iskierki zamigotały przed oczyma. Lekki podmuch wiatru zawiał z górnej części komnaty i mrok jakby przybliżył się. Pozostałe stworzenia cofnęły się, milcząco ustępując drogi Gwardii Piszczelą. Potężna siła przykuła Łowcę do ziemi, mógł tylko obserwować nadchodzącą gromadę cieni. Niespodziewany zgiełk przy wejściu do jaskini, dobiegające stamtąd głośne sygnały Gwardzistów Pazura zwróciły oczy wszystkich, poza ślepym potworem z jamy. Rząd Gwardzistów Piszczelą zatrzymał się, ich rozmazane kształty zafalowały. Konające ciała pod Pożeraczem Serc znów drgnęły, potem na chwilę wszystko ucichło. W wejściu do Jaskini Jamy pojawiła się jakaś postać ledwo trzymająca się na nogach. Był to Kieł, jego twarda skóra była poraniona, krwawił. Ś Zaatakowano nasss! Ś zaskrzeczał. Ś Wielka rzeź przy Bramie Vez'an! W innych miejssscach również! Wśród zgromadzonych zwierząt rozległ się wielki wrzask, z tunelu zza wielkiej jaskini dochodziły jakieś odgłosy. Ś Co to? Co to? Ś krzyczał jak oszalały jeden z Gwardzistów Pazura. Ś To zdradliwi Pierwsssi Wędrowcy! Przybyli razem z tymi sssłonecznymi robakami z Domu Pierwszych! Zdrada! Napad! Wijąc się z bólu i skrzecząc, Kieł upadł na ziemię. Jaskinia nagle zmieniła się w piekło. Zarówno Gwardziści Pazura, jak i Kły zaczęli wyć i podskakiwać, a równocześnie inni z krzykiem wyłaniali się z tunelów. Odgłosy walki dochodzące spoza jaskini stały się głośniejsze, coraz bliższe. Ponad tym chaosem Pożeracz Serc leżał bez ruchu jak lodowiec. Łowca leżał na ziemi przy krawędzi jamy, przypatrując się wszystkiemu jak we śnie. Szał i krzyki nie obchodziły go, nie docierały poprzez paraliżującą, lodową skorupę, jaką Pożaracz Serc otoczył jego serce i ka. Kiedy potężna fala walczących zwierząt wlała się przez wejście do jaskini, zwierając pazury i zęby w śmiertelnym boju, przyglądał się wzbierającemu szaleństwu z tą samą, pełną zaciekawienia obojęt-293 nością, z jaką niegdyś latem obserwował fale na stawie. Dopiero kiedy kilka postaci walczących w pierwszej linii wydało mu się jakby znajomych, poczuł cień zainteresowania. Wielki, czarny kot Ś jak smukły, giętki Gwardzista Pazura Ś walczył wściekle, otoczony przez zgrzytających Gwardzistów Kła. Kto to był? Dlaczego zwrócił na niego uwagę? Czuł, że to ktoś ważny, ale nie mógł sobie przypomnieć kto. Tuż obok inny kocur, pokryty siatką grubych blizn, rozrywał w walce Gwardzistę Pazura, dużo większego od siebie. To następny. Czy tego też powinien znać? Potężny, pręgowany kot z rykiem przedarł się przez wejście, straże rozpierzchły się przed nim. Kiedy ze swego odosobnienia spojrzał poprzez jaskinię, Fritti poczuł, że musi się uśmiechnąć Ś mimo że kot o obwisłym brzuchu walczył o swoje życie. Dlaczego, zastanowił się przez chwilę, dlaczego się uśmiecham? Ponieważ to Brzuchacz, a Brzuchacz jest zabawny. Brzuchacz. Brzuchacz i Myszołów i... i.... Drżący Szpon! Jego przyjaciele! Przybyli jego przyjaciele! Lodowy pancerz na jego duszy stopił się. W końcu Lud przybył! Nadeszli! Fritti podniósł się na łapy z cichym okrzykiem szczęścia. Bitwa rozprzestrzeniała się, zbliżała do miejsca, w którym stał Ś stopniowo otaczała jamę, gdzie leżał nieodgadniony w swej mocy Pożeracz Serc. Łowca niezgrabnie wycofał się pod ścianę jaskini, znajdując niepewne schronienie w kamiennej niszy. Strażnicy mijali go już, by włączyć się do boju. Powoli, jakby na milczący rozkaz, stworzenia z góry stawały plecami do jamy, aż uformowały krąg wokół zamglonej, oświetlonej fioletowym blaskiem nory w samym środku jaskini. Napastnicy zwarli szeregi i ruszyli do ataku, ale odparł ich rząd obrońców jamy. Walczące postaci z wyciem pogrążały się we mgle otaczającej tron władcy Bezmiaru, znikając za obwodem brzegu jamy. Napastnicy cofnęli się i przygotowywali do ponownego natarcia. Na jedno uderzenie serca zapanowała wokół cisza, w której niemal słychać było jeżące się futra... 294 I nagle w jaskini rozległ się, dudniący niczym piorun, głos Pożeracza Serc: Ś Stójcie! Przez chwilę zdumiewającą ciszę zakłócało tylko wibrujące w powietrzu echo tego potwornego dźwięku. Drżący Szpon, który wdrapał się na podstawę ściany komnaty, wbił wzrok w półmrok jaskini. Jego chrapliwy szept, wypełniony zabobonnym strachem, przeszył ciszę: :Ś Na wymiona Pramatki! Syk przerażenia zawrzał wśród Ludu i setki grzbietów i ogonów, jak jeden, wygięło się w łuk. Głos Pożeracza Serc rozległ się znów: Ś Zastanawiałem się, czy pachołki czczące pamięć moich zmarłych braci zbiorą w końcu swą odwagę i spróbują zaatakować moją siedzibę. Więc teraz posłuchajcie mnie, wy, obwąchujący Ognistą Stopę i ścigający Biały Wicher: ostatni z Pierworodnych nie będzie mierzył się z takim miauczącym pospólstwem jak wy. Przeliczyliście się, powierzchniowe płazy. Moc jego słów, jak coś materialnego, powaliła napastników, ale dzieci góry również się nie poruszyły Ś tak wielka była moc Pożeracza Serc. W końcu podniósł się Myszołów. Jego stara, zniszczona twarz była poważna, wąsy dumnie nastroszone. Ś Słowa! Ś krzyknął Tan Pierwszych Wędrowców z Lasu Źródła. Ś Przywiedliśmy ze sobą więcej prawdziwego Ludu niż gwiazd na niebie, Panie Mrowiska. Właśnie teraz penetrują oni twoją króliczą norę. To twój ostatni dzień! Dookoła wszyscy napastnicy potrząsali głowami i mruczeli ze zdumienia i podziwu, głośny pomruk wypełnił skalistą przestrzeń. Ś Możesz sobie siedzieć jak ropucha na tej nędznej imitacji Vaka'az'me aż do końca świata Ś krzyknął Myszołów Ś ale nasze brody nigdy nie tkną ziemi przed tobą! Twoja moc jest zwyciężona! Śmiech Grizraza Pożeracza Serc stoczył się w dół niczym gwałtowna lawina. 295 Ś Głupcy! Ś ryknął głucho. Ś Mówicie mi o mocy, wy, których żywot jest tak kruchy jak spadający liść! Co za kpiny! Ś Znów zabrzmiał jego śmiech. Niżej rozległ się jakiś rumor i tronowa góra Pożeracza Serc wzniosła się nagle. Ś Mówisz o Vaka'az'me Ś zawył i huk stał się jeszcze głośniejszy. Ś Myślisz, że widziałeś tron Pożeracza Serc, ale nie widziałeś nic!! Ś radośnie wykrzykiwał Pan Góry głosem tak przenikliwym jak marznący deszcz. Lud jęknął i był bliski ucieczki, lecz Myszołów wysunął się do przodu i utrzymał szyki. Jednak zanim Tan zdołał powiedzieć słowo, ciemne ciało Pożeracza Serc zaczęło kołysać się i chwiać na szczycie rozkładającej się góry. Ś Czy myślicie, że usadowiłem się tu po to, aby napełniać strachem te żałosne, krzątające się stworzonka, które mi służą? Ś zapytał Tłuścioch. Ś Innymi słowy, po to, by zaprzątać strachem głowy takich jak wy? Ha ha ha ha ha! Ś Głos Pożeracza Serc stał się niemal ogłuszający. Ś Tak jak Fela Niebiańska Tancerka, która zrodziła mnie, ja daję ciepło tej wijącej się górze mięsa! Daję jej moc! Huczący dźwięk z wnętrza jamy zmienił się w rozdzierający, syczący hałas. Światła wydobywające się z wnętrza Ziemi zaczęły migotać szaleńczo. Zebrane stworzenia, wolny Lud, ale i Gwardziści Pazura, zaczęły jęczeć z przerażenia i uciekać znad jamy. Spod Pożeracza Serc wyłonił się potężny kształt, jakby właśnie się wykluł albo uformował z oparów jamy. Wydawał dźwięk niezliczonych, konających stworzeń Ś głosy tysięcy w jednym bezdusznym krzyku. Wszyscy, którzy otaczali jamę, rozproszyli się pod ściany jaskini z wyciem i wrzaskiem, gdy potężny kształt unosił się ociężale. Mdłe, fioletowe światło ślizgało się po czymś monstrualnym, bezkształtnym, mrocznym i nierozpoznawalnym. Do szaleństwa przypominało to jakiegoś psa-demona ze śliniącym się pyskiem i czerwonymi oczyma. Było uformowane z rozkładających się, splątanych ciał z jamy Ś konających, żałośnie zawodzących zwierząt sprzęgniętych w jedno wielkie ciało. 296 Niektórzy z Ludu śmiali się obłąkańczo, próbowali wstać i walczyć. Natychmiast zlało się na nich to coś Ś powalające i śmiertelne. Ś Oto, co stworzyłem!! Fikos! Stworzyłem to! Jaskinię wypełniły krzyki umarłych i umierających, chaos wrzasku. Kiedy ów upiorny pies uderzał i zabijał, głos Pożeracza Serc stawał się coraz głośniejszy: Ś Fikos! Wasza zguba! Zguba dla wszystkich, którzy wędrują po powierzchni świata!! Łowca odwrócił się od straszliwego widoku i uciekł z Jaskini Jamy. Rozdział 29 Lis ma w zanadrzu mnóstwo podstępów, ale i jeż ma swoje także. Archilochos Bezmiar zmienił się w piekło. Gdy Fritti biegł przez półmrok, widział przemykające się chyłkiem kocie kształty piszczące i podskakujące jak tłum oszalałych nietoperzy. Łowca myślał tylko o swoich przyjaciołach. Zbyt dużo śmierci i przerażenia było za nim. Wszystko wskazywało na to, że jest to koniec wszystkiego Ś życia, rozsądku, nadziei. W obliczu tego końca chciał stanąć wraz z przyjaciółmi. Nikt go nie gonił. Gwardziści Pazura walczyli zarówno z Gwardzistami Kła, jak i wciąż napływającymi tłumami wolnego Ludu. Więźniowie, wywabieni odgłosami chaosu ze swych jaskiń, biegali w zamieszaniu, krzycząc, obwąchując, rozpaczliwie szukając wyjścia. Upiorny, głęboki i bezduszny głos Fikos przetaczał się przez górę, nucąc pieśń zniszczenia i szaleństwa. Fritti starał się przypomnieć sobie wskazówki, jakie Ś w dobrej wierze Ś dawał mu Parszywiec. Kilkakrotnie przeraził się, że w zamieszaniu krzyków i ciał pomylił drogę. W końcu rozpoznał zakręt prowadzący w dół. Położył uszy po sobie i popędził w dół pochyłego tunelu. Cienista Strzecha i Szybki Pazur siedzieli tyłem do tylnej ściany jaskini z najeżonymi futerkami. U ich stóp leżał Pchło-żerca, ale teraz jego oczy były otwarte. Przyglądał się z dziw-298 l na, cichą ciekawością Łowcy, który pojawił się w wejściu. Cienista Strzecha przez chwilę wydawała się go nie rozpoznawać, potem, wstrząsając łbem ze zdziwienia, skoczyła do przodu, wołając go po imieniu: Ś Łowco! Jesteś tutaj! Co się dzieje? Ś zawołała i podeszła do niego, węsząc, ale Fritti ominął ją i podszedł do Szybkiego Pazura. Ś Pazurku! Ś krzyknął. Ś To ja, Pazurku! Dobrze się czujesz? Możesz chodzić? Szybki Pazur popatrzył na niego przez chwilę, jakby nie rozumiał, potem łagodny uśmiech rozlał się po jego dziecinnej mordce. Ś Nre'fa-o, Łowco! Ś odezwał się. Ś Wiedziałem, że wrócisz. Fritti odwrócił się i zobaczył, że Cienista Strzecha z niepokojem wpatruje się w górę szybu. Ś Dzieją się straszne rzeczy, Strzecho Ś powiedział. Ś Przybył Lud, ale napotkał straszliwe niebezpieczeństwo. Nic tam po nas. Naszą jedyną szansą jest wydostanie się stąd, teraz, w zamieszaniu. Pomóż wyjść Szybkiemu Pazurowi. Ja wezmę Pchłożercę. Nie zadając żadnych pytań, szara kotka podskoczyła, aby pomóc malcowi, lecz Szybki Pazur sam podniósł się na drżących łapach. Ś Poradzę sobie Ś powiedział. Ś Po prostu czekałem, kiedy przyjdzie Łowca Ś dodał tajemniczo, potem przeciągnął się, nadając swemu ciału kształt niewielkiego łuku. Gorzej było z Pchłożercą. Choć był przebudzony i nie stawiał oporu, okazał się kłopotliwy. Wydawało się, że nie rozumie potrzeby pośpiechu, spacerował sobie niedbale wzdłuż jaskini, obwąchując ściany i kąty, jakby dopiero co tu przybył. Ś Od czasu kiedy zostaliśmy uwięziem, przebywał na polach snu Ś wyjaśnił Szybki Pazur. Ś Widzę go na łapach po raz pierwszy od nie wiem jak dawna. 299 Ś Mam nadzieję, że pamięta, do czego służą łapy Ś warknął Łowca Ś bo czas ucieka. O ile już nie jest za późno. Chodźcie. Cienista Strzecho, pójdziesz ostatnia i będziesz pomagać Pchłożercy. Ś A dokąd idziemy? Ś spytała kotka. Ś Jeżeli do góry przybył Lud, to z pewnością wszystkie wyjścia będą strzeżone? Ś Wydaje mi się, że znam drogę, która nie będzie strzeżona Ś odparł Fritti Ś choć będzie ona ryzykowna. Musimy już iść! Powiem wam, co będę mógł, podczas ucieczki. Gromadka podeszła do wyjścia, Łowca wysunął nos jako pierwszy, aby upewnić się, czy droga jest wolna. Tunel na zewnątrz był pusty, ale w dół przenikały odgłosy wielkiego zamieszania. Kiedy Pchłożerca dotarł do wyjścia z pieczary, zatrzymał się na moment, rozejrzał po miejscu, w którym tak długo leżał uwięziony. Po raz pierwszy od chwili przekroczenia granic Bezmiaru odezwał się: Ś Przeklęte, przeklęte miejsce... Ś powiedział cicho. Potem z trudem poddał się kuksańcom przynaglającej go Cienistej Strzechy. Czwórka zbliżała się ku bardziej uczęszczanym korytarzom, a Fritti usiłował wyjaśnić im wszystko, co widział. Wszędzie dookoła leżeli umarli lub umierający, mieszając się z tłumem żyjących. Świecąca glina, wyściełająca jaskinie i tunele, lśniła już tylko tu i ówdzie i wydawało się, że w całej ciemniejącej górze czai się niebezpieczeństwo. Kilka razy na ich drodze stanęły podziemne stworzenia i byli zmuszeni stanąć do walki, aby pójść dalej. Fritti i Cienista Strzecha walczyli o wolność jak szaleni, wprawiając Kły i Pazury w konsternację: dlaczego te małe koty nie poddają się szybko ze strachu? Świat góry trząsł się w posadach i dla jej przerażonych mieszkańców ci niesforni, bojowi niewolnicy byli tylko kolejnym znakiem kresu ich rzeczywistości. Zdziwieni i przestraszeni Gwardziści często uciekali, aby poszukać stworzeń, które staną się łatwiejszą zdobyczą. Pchłożerca nie ruszał nawet łapą, aby powstrzymać napastników, kulił się 300 tylko, mamrocząc żałośnie. Szybki Pazur trzymał się zaskakująco na uboczu, i on nie podniósł małej łapy w swojej obronie, nawet jeśli coś zagrażało mu bezpośrednio. Zamiast tego wpatrywał się dobrotliwie w napastników, dopóki nie odsunęli się, pełni lęku przed czymś, czego nie mogli zrozumieć. Łowca i Cienista Strzecha, którzy walczyli wytrwale w obronie swego niewielkiego konwoju, byli ranni w wielu miejscach. Szybki Pazur, nie poraniony i nie poruszony, szedł za nimi jak kociak podczas codziennych igraszek. Ś Nie wiem, czy uda nam się zajść daleko w ten sposób Ś wykrztusiła zdyszana Cienista Strzecha, gdy uciekli z miejsca kolejnej potyczki. Ś Ktoś wkrótce obejmie kontrolę nad tymi stworami i wtedy będziemy mogli polecić nasze ka Meerclar. Ś Wiem Ś wysapał Fritti. Nie miał nadziei, że im się uda. Drogi, które przemierzali, stawały się z każdą chwilą coraz bardziej niebezpieczne. Oszczędzał oddech, aby spożytkować go w ucieczce. Jednak w końcu, kiedy dotarli do zewnętrznych tuneli, znaleźli się na mniej uczęszczanych terenach. Atak Ludu z DomuTier-wszych ściągnął większość strażników z obrzeży góry, kiedy czwórka uciekinierów zaczęła kierować się ku dołowi, zgiełk bitwy cichł za ich plecami. Nikło także ziemne światło, ale te drogi Fritti przemierzył już wcześniej Ś a co ważniejsze, kierował nim teraz nasilający się powoli ryk Koryta Płomienia. Syczący huk podziemnej rzeki stawał się coraz bardziej donośny i rósł w ich uszach, gdy zagłębiali się w sznur wąskich, niskich tuneli. Powietrze wypełniała wilgoć. Wygrzebali się z ciasnego przejścia, które Fritti zapamiętał jako ostatnią wysoką pieczarę przed Jaskinią Koryta. Teraz ucieczka wydawała się prawdopodobna, choć Łowca wiedział, że zostawia za sobą wolny Lud toczący Ś i przegrywający Ś walkę na śmierć i życie. Zatrzymał całą grupę, aby ostrzec ich przed niebezpieczeństwem czającym się przed nimi, ale nie wypowiedział zamierzonych słów. Kiedy się odwrócił, spostrzegł, że Pchłożerca zniknął. 301 Ś Cienista Strzecho! Ś krzyknął. Ś Gdzie jest Pchło-żerca? Myślałem, że idziesz za nim! Szara kotka, liżąc rany, obejrzała się za siebie w mroczną pustkę. Jej zielone oczy przybrały wyraz zawstydzenia. Ś Przepraszam, Łowco Ś powiedziała miękko. Ś Szybki Pazur nastąpił na coś ostrego i kulał. Podeszłam do przodu, żeby mu pomóc. Pchłożerca był tuż za nami... Zmartwiony Łowca gwałtownie kręcił głową z niepokoju. Ś To nie twoja wina, Strzecho. Nie mogłaś się tego spodziewać. Cóż, pozwólcie, że opiszę wam jaskinię przed nami i drogę nad rzeką. Gdy skończył, Cienista Strzecha pokiwała głową ze zrozumieniem. Szybki Pazur po prostu siedział, w narastającym mroku wpatrując się w Łowcę. Ś Mam nadzieję, że uda mi się dogonić was, zanim opuścicie Koryto Ś powiedział Fritti. Ś Lecz jeśli nie, kierujcie się na prawe ramię i zmierzajcie ku powierzchni. Ś Co to znaczy „dogonić was"? Ś zapytała zaskoczona Cienista Strzecha. Ś On wraca, żeby znaleźć Pchłożercę Ś powiedział malec. Cienista Strzecha była wstrząśnięta. Ś Wraca? Łowco, nie możesz. Czas ucieka. Nie poświęcaj siebie za nic! Ś To nie jest za nic Ś powiedział Fritti. Ś Ja muszę to zrobić. Chcę, żebyście poszli. Jeśli uda ci się wydostać Pazurka i siebie, będzie mi łatwiej we wszystkim. Idźcie już, proszę. Miał się odwrócić, ale Cienista Strzecha podbiegła i stanęła między Frittim a tunelem. W swoim żalu wyglądała na tak groźną, jakiej jeszcze Łowca nie widział Ś była dużo groźniejsza niż wtedy, gdy walczyła o własne życie. Wyglądała tak, jakby zgubiła krok w tańcu ziemi i nie mogła odnaleźć swojej roli. Ś Szybki Pazurze! Ś krzyczała. Ś Powiedz mu, żeby nie szedł. Nie pozwól mu, aby tak po prostu poszedł ścigać ogon własnej śmierci! 302 Jednak Szybki Pazur tylko spojrzał na nią z dawną czułością i rzekł: Ś Musi iść. Nie utrudniaj nam tego, proszę, Strzecho. Ś Zwrócił się do Frittiego: Ś Może znajdziesz pomyślne tańce, Łowco. Wróć do nas, jeśli będziesz mógł. Łowca miał tylko chwilę na to, aby zadziwić się zmianą, jaka zaszła w jego młodym przyjacielu. Odgłosy wrogości i starcia płynące z dołu przez tunele, wzmocniły jego postanowienie. Ś Mri'fa-o, moi dobrzy, najlepsi przyjaciele Ś powiedział i stanął, aby obwąchać ich oboje, ale nie mógł napotkać spojrzenia Cienistej Strzechy. Skoczył, minął ją i pobiegł w górę tunelu, wracając tą samą drogą, którą wspólnie przebyli. Zewnętrzne drogi, które przechodzili przed chwilą we względnym bezpieczeństwie, znów zapełniły się ciemnymi postaciami Kłów i Pazurów. Wyglądało na to, że walczące bestie odzyskały dyscyplinę, co Ś według Frittiego Ś źle wróżyło Drżącemu Szponowi, Płotołazowi i całej reszcie. Znad jego głowy, nie potrafił powiedzieć z jak daleka, dochodził chrapliwy, przewlekły dźwięk jakiejś ogromnej rzeczy przemieszczającej się w Wyższych Katakumbach. To zapowiadało coś daleko gorszego. Bez trudu mógł się domyślić, jaka to złowroga istota uciekła z Jaskini Jamy i właśnie teraz snuje się po wyższych tunelach. Łowca przypuszczał, że Pchłożerca nie odszedł daleko od trasy, którą szli. Ale jeżeli tak się stało... cóż, nawet nowo odnalezione zdecydowanie Frittiego nie było dość twarde, by miał dobrowolnie znaleźć się w zasięgu wzroku tego potwornego stwora. Skradał się w dół ciasnego tunelu, stąpając ostrożnie. Dostrzegł bowiem grupę Pazurów stojących w rozwidleniu tunelu niewiele skoków dalej Ś właśnie wtedy z niedaleka doszedł go niespodziewany dźwięk, cichy śmiech. Spoglądając w dół, zobaczył szczelinę między kamienną posadzką a ścianą. Właśnie stamtąd dochodził ten dźwięk. Przykucnął, nie spuszczając oka z Gwardzistów na skrzyżowaniu dróg. Byli za-303 jęci czymś, co Ś o ile mógł to stwierdzić z tej odległości i w półmroku Ś wydawało się jakimś sporem. Przykładając do szczeliny swoje czułe ucho, Fritti przysłuchiwał się. To, co usłyszał, nie było śmiechem, lecz jakimś dziwnym chlipaniem. Wcisnął łeb w pęknięcie, nastawił wąsy i spoglądał w głąb. Jakaś ciemna postać siedziała skulona w maleńkiej jaskini w ścianie tunelu. Ś Pchłożerco? Ś szepnął cicho. Nawet jeśli zwierzę go usłyszało, nie dało tego po sobie poznać. Łowca powoli spuścił się w dół maleńkiej groty. Panowała w niej niemal kompletna ciemność, a jaskinia była tak malutka, że nie było w niej miejsca, aby Fritti mógł stanąć. Musiał skulić się przed zmierzwionym, najeżonym kotem. To musi być Pchłożerca, pomyślał Fritti. Nikt poza nim nie ma tak brudnego futra. Wymierzył szlochającej postaci solidnego kuksańca. Ś Pchłożerco! To ja, Łowca! Chodź, wyprowadzę cię stąd. Fritti znów szturchnął szalonego kota, jego szloch zmienił się w niezborny potok słów: Ś Pojmany, pojmany i wyrzucony... wyrzucony jak migotanie.... migotanie... och, tu tkwi zło, os i jeszcze dalej... Fritti był oburzony. Mógł się spodziewać, że znajdzie Pchłożercę w tym żałosnym, mamroczącym stanie. Ś Chodź już Ś powiedział. Ś Nie ma na to czasu. Oczy przywykły mu już do niemal zupełnej czerni, widział czubatą, rozczochraną postać tuż przy sobie. Ś ...Czy nie widzisz, nie widzisz Ś zawodził głos Ś dopasowali nam sierść z kamienia... zabrali skalne czaszki i wszystkim nam zrobili z nich klatkę... jej wnętrze jest za ciasne. Piekielne głębie, jak to pali! Przy tych ostatnich słowach niemal zaryczał. Łowca drgnął. Jeśli tak będzie dalej, z pewnością ktoś ich usłyszy. Jego cierpliwość zaczęła rozpływać się w lęku. Chwycił zębami kłąb brudnego futra i mocno pociągnął. Łapa, ciężka jak potężny kamień, pchnęła go i przyszpiliła do podłoża. 304 Serce Łowcy podskoczyło. Czyżby się pomylił? Czy to w ogóle był Pchłożerca? To byłaby dopiero ironia losu, pomyślał. Poszukiwać imienia ogona w samolubnej misji, a potem głupio wleźć do nory wraz ze wściekłą bestią. Łowca próbował uwolnić się z silnego chwytu, ale był unieruchomiony skutecznie jak niemowlę. Jego wysiłki sprawiły, że zwierzę, które go trzymało, odwróciło się i przez chwilę na jego oblicze padło nikłe światło ze szczeliny. To był Pchłożerca. Przymglone światło ukazało jego oczy, kruche szaleństwem jak pękający lód. Ś Moja krew przywołała wietrzny wir! Ś zaskrzeczał Pchłożerca. Ś On wsysa i wiruje... oj, ja biedny. Jestem w samym środku, to nigdy mnie nie opuści... O, nawet pustka byłaby słodka...! Kiedy ostatnie echo tego krzyku ucichło w korytarzu nad nimi, Fritti usłyszał odgłos biegnących łap i ostre, poszukujące głosy. Zostali odkryci. Próbował podnieść się jeszcze ostatni raz, ale Pchłożerca Ś z obłąkańczą siłą Ś trzymał go mocno. Równie dobrze mógłby tak leżeć pod zwalonym dębem. Bezradny. Zaniknął oczy i czekał na śmierć. Czas jakby zwolnił, tak jak wtedy, bardzo dawno temu, kiedy Gwardia Pazura wyłoniła się z mroku nocy. Myśli płynęły swobodnie, drążyły jakieś obrzeża jego pamięci. Utkwiła tam modlitwa, której nauczył go Drżący Szpon, albo raczej początek tej modlitwy. Jego umysł leniwie badał fragment pieśni, choć wciąż jakaś cząstka jego samego słyszała dźwięki znad rozpadliny i stłumione szlochanie Pchłożercy. Okruch pamięci stanął przed oczyma jego umysłu... „Tangaloorze, jasny płomieniu" ...tak, tak się zaczynała. Zaskakujące, że przypomniała mu się właśnie teraz. Ś Tangaloorze, jasny płomieniu... Ś powiedział to teraz głośno i przysłuchiwał się słodkiemu kontrastowi, jaki powstał, gdy porównał te dźwięki z chrapliwym oddechem zwierzaka obok niego i szorstkimi krzykami bestii nad jego głową. Przez jego usta popłynęła bez przeszkód kolejna cząstka pieśni: Ś Płomienna stopo, najdalszy wędrowcze... mó-wi do ciebie twój myśliwy... Ś jak to się kończyło? O, jest Ś ....w potrzebie, ale wolny od strachu. Tak to było. Zaśpiewał pieśń jeszcze raz, całą, zapominając o obecność Pchłożercy. Gwardziści Pazura na górze byli zadziwiająco cisi. Tangaloorze, jasny płomieniu, Płomienna stopo, najdalszy wędrowcze, Mówi do ciebie twój myśliwy, Wzywa w potrzebie, W potrzebie, ale wolny od strachu. Nawet z zamkniętymi oczyma Fritti uświadomił sobie, że coś się zmienia. Wnętrze jego powiek wypełniło światło, strumienie lśniącej purpury. Świecąca ziemia musiała znowu rozbłysnąć. Otworzył oczy... lecz rozpadlina była tak samo mroczna jak przed chwilą. Czerwony blask bił z jej wnętrza. W ciemnościach łapy Pchłożercy zapłonęły tak, jakby ogarnął je ogień. Pchłożerca dziwnie wił się i skręcał. Światło rozprzestrzeniało się i oświetlone czerwienią powietrze samo zaczęło lśnić jakby od fali gorąca, jednak temperatura nie zmieniła się. Błysnęło i głos melodyjny, jak śpiew całego Ludu pod Okiem Meerclar, wykrzyknął triumfalnie: Ś Oto jestem...! Jego moc odrzuciła Frittiego, uderzył łbem w ścianę szczeliny. Kiedy lękliwie odwrócił głowę, jaskrawe światło już nikło. Pchłożerca siedział przed nim, czarny, niemal niewidoczny, tylko jego łapy lśniły czerwonym blaskiem, blaskiem zachodzącego słońca. Ślady szaleństwa i zaniedbania przepadły, jego futro było gęste i piękne; Pchłożerca patrzył na Łowcę oczyma, w których widoczna była mądrość, miłość i duma, jakie nigdy przedtem w nich nie gościły. Był w nich jednak także smutek, jakby na ich drugim dnie. Fritti wiedział, że stoi przed obliczem największego ze swego gatunku. Ś Nre'fa-o, mały bracie Ś odezwał się Pchłożerca, ale 306 Fritti wiedział, że nie jest to już Pchłożerca: powróciła prawdziwa ka. Głos brzmiał melodią nocy, starym, subtelnym wzorem życia tej ziemi i jej spraw. Fritti upadł na brzuch, zakrył oczy łapami. Skulił się w kłębek. Ś Nie, mały bracie Ś zabrzmiał cudowny głos. Ś Nie musisz tego robić. Nie musisz korzyć się przede mną, wprost przeciwnie. Pomogłeś mi odnaleźć moją własną drogę po długim błądzeniu w mroku i to w czasie, gdy jestem najbardziej potrzebny. To ja powinienem skłonić głowę przed tobą i tym, co uczyniłeś. Mówiąc to, Lord Tangaloor, bo to był on, we własnej osobie, podniósł łapę Frittiego do swego czoła. Biała gwiazda na czole Łowcy zalśniła w ciemności małej jaskini. Ś Ach, mój mały, twoje światło prowadziło mnie, tak jak jutrzenka prowadziła Irao Kamienne Niebo po bezdrożach Wschodu Ś zanucił Lord Tangaloor. Ś Pozostaje mi mieć nadzieję, że przybyłem na czas. Wnętrze małej pieczary znów rozbłysnęło, a Tangaloor Ognista Stopa zdawał się rosnąć, wypełniając sobą szczelnie każdy cal rozpadliny. Ś Mam tu pewne stare porachunki Ś powiedział. Ś Gdy ja przez wiele lat wędrowałem, uwięziony w pułapce własnego szaleństwa, mój brat realizował swoje zgubne plany. Wezwał siły, których nie chciała przyjąć ziemia Ś tak jak swego czasu zrobiłem to ja. Działałem w dobrej wierze, a mimo to pozostawiło to na mnie zniszczoną skorupę, mimo to opuściła mnie prawdziwa ka. Mój brat, Pożeracz Serc, zaangażował tak wiele zła. Muszę spróbować położyć temu kres Ś postać nieco zmalała. Ś Ach, i oczywiście muszę pomścić mego brata, Białego Wichra, bo inaczej jego ka nigdy nie zazna spokoju. Szkoda tylko, że niewinne istoty, takie jak ty, zostały wplątane w sprawki Pierworodnych. Teraz, młody Łowco, powiedz, co mogę dla ciebie zrobić, żebym choć w części spłacił mój dług wobec ciebie? Mów, gdyż wkrótce będę musiał odejść. 307 Oszołomiony Łowca siedział przez chwilę w milczeniu. Kiedy w końcu przemówił, czuł, że nie potrafi podnieść oczu na tego, który stał przed nim. Ś Chciałbym, żeby moi przyjaciele uciekli stąd bezpiecznie. I cały dzielny Lud, który tu przybył, także. Pierworodny milczał, jakby wpatrywał się gdzieś w dal. Później odezwał się łagodnym głosem: Ś Mały bracie, wielu z tych dzielnych już odeszło; ich dusze odleciały na łono Pramatki. Nawet ja nie mogę przywrócić im życia, tak jak nie mogłem ocalić swego ukochanego brata. Co do kotki i kodaka, cóż, spróbuję im pomóc, choć tak się składa, że w tej chwili oni bardziej potrzebują twojej obecności niż mojej. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale tak właśnie jest. Fritti zerwał się i ruszył ku wyjściu, ale Ognista Stopa przywołał go ze śmiechem: Ś Daję ci słowo, że to może poczekać jeszcze chwilkę. Widzę coś jeszcze, jakieś inne pragnienie, które silnie tkwi w tobie. Szukasz kogoś, chociaż zboczyłeś z drogi swych poszukiwań. To ona właśnie doprowadziła cię do mnie, więc teraz ja powinienem ci pomóc. Fritti poczuł się tak, jakby zatonął w głębokich, niebieskich oczach... gdy za chwilę gorączkowo rozejrzał się dookoła, maleńka jaskinia była pusta. Wtedy dotarł do niego głos przenikający do jego umysłu, tak jak głos Pożeracza Serc, lecz z łagodnością i uwagą. Ś Podarowałem ci wiedzę potrzebną do zamknięcia twych poszukiwań. Wolałbym dać ci więcej, lecz muszę spieszyć na pomoc, by uśmierzyć ból. Pozostaniesz w naszych myślach, mały bracie. Głos zniknął i Fritti został zupełnie sam. Wychodząc, przypomniał sobie o Gwardzistach Pazura, którzy zbierali się na zewnątrz. Gdy ostrożnie wysunął głowę przez szczelinę, odkrył, że tunel jest tak pusty, jakby nikt nie pojawił się w nim od czasów Harara. Tylko kilka pyłków kurzu, wirujących lekko w nieoczekiwanie chłodnym podmuchu, mąciło absolutną ciszę. 308 Nie pamiętając, jak przebył tę odległość ani którymi szedł drogami, Łowca wspinał się krętą ścieżką otaczającą Jaskinię Wrzącego Koryta. Potężna, skłębiona rzeka ryczała donośnie jak zwykle, wydawało się nawet, że bije wyżej w ograniczające ją ściany. Droga kryła się we mgle. Fritti patrzył przed siebie. Rzeka naprawdę wznosiła się wyżej, strugi wody uderzały o potężne sklepienie pieczary i opadały jak szumiący deszcz. Mimo marnej widoczności Łowca posuwał się szybko i pewnie wyboistą, nierówną dróżką. Poruszyło go coś, co znacznie go przerastało, i wciąż czuł działanie tego. Prąd powietrza zmienił kierunek, uderzył go prosto w wąsy i w tym samym momencie usłyszał przenikliwy pisk Szybkiego Pazura Ś pisk strachu i bólu. Ś Szybki Pazurze, Cienista Strzecho, idę! Ś ryknął Fritti. Biegł potężnymi susami przez wąską ścieżkę, zawierzając instynktowi, który Ś wiedział o tym Ś został stępiony w tym szaleńczym pośpiechu. Kiedy wyłonił się zza zakrętu wąskiego traktu, przywierając pazurami do wymykającego się podłoża ponad ryczącą, parującą wodą, ujrzał przed sobą dwójkę przyjaciół. Cienista Strzecha stała nad krwawiącym Szybkim Pazurem, zmagając się szaleńczo z wielkim, ciemnym stworzeniem dwukrotnie większym od niej samej Ś z Szatańskim Szponem. Uwalana krwią czarna bestia zwróciła swoje oszalałe oczy w kierunku zbliżającego się Łowcy. Okrutny uśmiech wykrzywił jego szeroką mordę. Ś Gwiazdka. Łowca z gwiazdą na czole. Któregoś dnia zabiję go! Zabiję! Ś Szatański Szpon parsknął chrapliwym śmiechem. Zraniona Cienista Strzecha cofnęła się bez tchu. Łowca gwałtownie rzucił się do przodu, Szatański Szpon przycupnął, jego gruby ogon smagał powietrze. Ryk odbijający się od kamiennego sklepienia zdawał się wypełniać jaskinię. Fritti zatrzymał się raptownie w szerszym miejscu ścieżki, przybierając zgarbioną, przykucniętą pozę o kilka skoków od Gwardzisty Pazura. Złowieszczy pomruk znów wzniósł się ponad łoskot Koryta. 309 Ś Przyjdź po mnie, jeśli chcesz mnie dostać, Szatański Szponie Ś odezwał się Łowca, wkładając w swoje słowa tyle pogardy, ile zdołał. Dziki Pazur jeszcze raz się skrzywił, jego ogon zakołysał się. Ś Chodź do mnie, chyba że umiesz walczyć tylko z kociętami, ty Garrin z kamiennym łbem! Szatański Szpon zawył i wstał, krótka sierść na jego grzbiecie uniosła się jak czarna trawa. Ś Cienista Strzecho! Ś wrzasnął Łowca, przekrzykując wszechobecny łoskot. Ś Zabierz Szybkiego Pazura i idźcie dalej! Ś On jest poważnie ranny Ś odkrzyknęła kotka. Gwardzista Pazura posuwał się sprężyście w dół ścieżki ku Frittiemu, śmierć lśniła w każdym z jego szkarłatnych pazurów. Ś Tym bardziej zabierz go na powierzchnię! Ś krzyknął Fritti. Ś To moja walka! Ty już zrobiłaś swoje. Idźcie już! Widział, jak Cienista Strzecha i Szybki Pazur odwrócili się i oddalali. Kociak bardzo kulał. Potem znowu skierował uwagę na zwierzę przed sobą. Stali teraz naprzeciwko siebie Ś mały, pomarańczowy kot z białą gwiazdą i bestia z podziemia: ciemna, o krwistych pazurach. Wpatrywali się w siebie długo, ich zady i ogony kołysały się rytmicznie. Gwardzista Pazura skoczył, z góry doszedł następny, potężny dźwięk. Nim się zetknęli, Fritti spostrzegł deszcz kamyczków spadający w dół i w tej samej chwili Szatański Szpon spadł wprost na niego. Kąsając się i kopiąc, stoczyli się na samą krawędź wąskiej drogi nad przepaścią; niskie pomruki mrocznej bestii mieszały się z szaleńczymi jękami Łowcy. Darli się pazurami i gryźli, fizyczna przewaga Szatańskiego Szpona wyczerpywała siłę Frittiego, ale mniejszy kot nie ustępował. Zwierali się, kąsali, odstępowali od zwarcia, znów przypadali do siebie. Oba koty poruszały się powoli w ciemności, dwa ślepe zwierzaki na dnie wielkiej wody, ślepe stworzenia tarzające się w błocie. W końcu Fritti został pokonany, przyparty do krawędzi przepaści. Jego łeb wisiał bezwładnie jak kropla nad skłębioną wodą, świat dookoła wirował. Jaskinię 310 wypełniało teraz potężne, nieustanne dudnienie dochodzące od strony skalistego sufitu, jakby nad ich głowami tańczyli giganci. Łowca leżał bez ruchu. Jakiś parzący strumień gorącej cieczy tryskał tuż przy jego twarzy. Szatański Szpon zatopił kły w jego karku, chwytając ciasno kręgosłup. Fritti czuł, jak potężne szczęki zaciskają się... zaciskają... i nagle chwyt zelżał. Gwardzista Pazura puścił jego kark. Spoglądał na małego kota, opierając swą kanciastą łapę na jego piersi. W oczach Szatańskiego Szpona zaszła jakąś zmiana, straciły ostrość. Ś Gwiazdka? Ś powiedział pytająco. Wyraz szaleńczej nienawiści na jego twarzy zmienił się w jakiś rodzaj lęku. Ś To naprawdę ty, gwiazdko? Wyglądało na to, że po raz pierwszy rozpoznał Frittiego, tak jakby duchy i cienie, z którymi walczył, nagle stały się rzeczywiste. Z wolna na jego mordzie zaczynał powracać wyraz nienawiści. Ś Zniszczyłeś mnie, ty mały słoneczny szczurze Ś warknął. Gwardzista Pazura trząsł łbem w obie strony, zupełnie wytrącony, wpatrując się w głąb jaskini. Ś Co się stało? Ś jęknął. Ś Co stało się z moimi... Potworny huk rozdarł powietrze, a potem wielka fala szarego kamienia przesunęła się przed oczyma Frittiego, zasłaniając Szatańskiego Szpona. Kiedy zniknęła, Łowca niespodziewanie znalazł się na krawędzi sam. Z trudem odwrócił głowę i zobaczył, jak ostatnie skały ześlizgują się w dół pochyłej ściany pod nim i z pluskiem giną we wzburzonej rzece. Po Szatańskim Szponie nie było nawet śladu. Fritti podniósł się z trudem i mozolnie wspiął się po pokruszonych resztkach lawiny, później, słaniając się, ruszył w górę. Pieczara drżała teraz na dobre, woda burzyła się i tańczyła potężnymi strumieniami sięgającymi sklepienia jaskini. Upał stał się nie do zniesienia: Łowca musiał zmobilizować całą swoją wolę, aby nie położyć się bez ruchu na miejscu. Dotarł 311 do tunelu prowadzącego na zewnątrz. Koryto za nim trzęsło się w posadach. Stawiał pozbawione czucia łapy jedna za drugą i wlókł się, aż wreszcie nie mógł zrobić już ani jednego kroku i upadł pyskiem na podłogę tunelu. Jak przez mgłę widział coś, co jego uszczęśliwionej imaginacji wydawało się skrawkiem nieba. Ściany tunelu drżały także. Jakie to zabawne, pomyślał gorączkowo. Przecież wszyscy wiedzą, że pod ziemią nie ma nieba...! Ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszał, był huk rozłupywanych skał, dochodzący z jaskini poniżej. Brzmiał on tak, jakby wszystkie drzewa Szczurzego Liścia zwaliły się równocześnie. Za chwilę tunel zawalił się za jego plecami. Rozdział 30 Biedna zagubiona duszo! Zagadkowy, pogmatwany labiryncie duszy! John Donne Wiosna skradała się i wybuchała, od niechcenia wyrzucając z siebie zapachy i wonie Ś ziemia tuż pod grzbietem Łowcy była ciepła od ruchu i odnawiającego się życia. Już wkrótce i on podniesie się i pójdzie z powrotem do swego domu, do skrzynki stojącej na ganku siedziby M'an... ale teraz rozkoszował się leżeniem na trawie. Wiatr wichrzył mu sierść. Beztrosko przebierał nogami w powietrzu, radując się chłodem. Oczy miał zamknięte. Dzień, który minął, wypełniony był niańczeniem Piszczków i obwąchiwaniem drzew; mógłby tak leżeć do końca świata. Falujący wiatr przyniósł cichy pisk, radosny wrzask myszy odnajdującej mysi skarb w głębi ziemi. Głęboko, głęboko pod ziemią. Krzyk doszedł go znów Ś teraz głośniejszy Ś i Frittiemu wydawało się, że słyszał własne imię. Dlaczego ktoś mu przeszkadza? Próbował powrócić do stanu błogiej zadumy, ale błagalny głos stawał się coraz bardziej natarczywy. Wiatr powiał mocniej, śpiewał w jego uszach i wąsach. Dlaczego ktoś psuje mu ten wspaniały dzień? To był głos Cichej Łapy albo Cienistej Strzechy: kotki są wszystkie takie same, dopóki cię potrzebują, traktują jak szacownego gronostaja, a potem łażą za tobą i jęczą, jakby działa im się jakaś krzyw-313 da. Od czasu, gdy wyprowadził Cichą Łapę z... z... gdzie ją właściwie znalazł? To było nawet nie Oko temu... Ś Łowco! Ś Znów ten krzyk. Zamarszczył brwi, ale nie miał zamiaru otwierać oczu. Cóż... może tylko zerknie... Dlaczego nic nie widzi? Dlaczego wszystko jest czarne? Ten głos odezwał się ponownie, ale brzmiał tak, jakby niknął w długim, mrocznym tunelu... albo jakby on sam spadał... w ciemność... Światło! Gdzie jest światło? Ktoś Ś lub coś Ś lizał jego twarz. Szorstki, natrętny język szorował najboleśniejsze miejsca jego pyska, ale kiedy próbował odsunąć głowę, ból stawał się jeszcze większy. Zrezygnowany położył się z powrotem, a po chwili przed jego oczami zaczęły migotać maleńkie, jasne punkciki. Nie rozumiał, co to za wirujące, skaczące plamki, ale jego nos w końcu poczuł jakiś znajomy zapach. Fruwające cętki zaczęły zlewać się ze sobą, jak wysoka trawa odsunięta łapą czerń odpłynęła. Cienista Strzecha, z wyrazem niesłychanego skupienia, obmywała jego pysk swym ostrym, różowym językiem. Fritti nie widział dość dobrze Ś była bardzo blisko, a jej zabiegi były bolesne Ś ale węch go nie mylił. Wymówił jej imię i zdziwił się, że nie zareagowała. Spróbował jeszcze raz, tym razem cofnęła się, spojrzała i zawołała do kogoś, kogo jeszcze nie widział: Ś Budzi się! Fritti próbował przywitać się z nią, powiedzieć, że się cieszy, widząc ją na polach żywych Ś o ile sam tam się znajdował Ś ale zanim udało mu się zrobić coś więcej niż wydać jakiś dźwięk, znów osunął się w ciemność. Kiedy później znowu się ocknął, do Cienistej Strzechy dołączył wielki, kosmaty, rudy kot. Długo trwało, nim rozpoznał w nim Księcia Płotołaza. Ś Co... co...? Ś Jego głos był bardzo cichy. Chrząknął. Ś Co się stało? Czy jesteśmy... na powierzchni ziemi? Cienista Strzecha pochyliła się, jej zielone oczy spoglądały ciepło. Ś Nic nie mów Ś powiedziała łagodnie. Ś Jesteś bezpieczny. Płotołaz wyniósł cię stamtąd. 314 Fritti poczuł słabe, irracjonalne ukłucie zazdrości. Ś Gdzie jest Szybki Pazur? Ś zapytał. Ś Zobaczysz go wkrótce Ś odrzekła i spojrzała na Księcia. Płotołaz rozpromienił się swym radosnym, rubasznym uśmiechem. Ś Martwiliśmy się o ciebie. Nie myśleliśmy, że... po prostu się martwiliśmy. Co za bitwa, co za bitwa. Jak z legendy. Książę sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz wymierzyć Łowcy dobrodusznego kuksańca. Cienista Strzecha przesunęła się i stanęła pomiędzy Płotołazem a jego potencjalną ofiarą, która była już bardzo zmęczona. Ś Śpij i pozwól działać Meerclar Ś powiedziała. Łowca niechętnie wyruszył na pola snu. Nurtowało go tyle pytań... Śpiąc, odzyskiwał zdrowie. Wkrótce stwierdził, że może siedzieć, choć wciąż kręciło mu się w głowie. Zbadał się dokładnie i nie znalazł poważniejszych ran. Liczne, mniejsze obrażenia przestały krwawić, a uważna Cienista Strzecha usunęła większość zakrzepłej krwi z jego krótkiego futra. Oczy miał opuchnięte Ś z trudem otwierał je szerzej niż do połowy Ś ale generalnie był w dobrym stanie. Cienista Strzecha nie chciała na razie odpowiadać na jego pytania i cierpliwie siedziała w milczeniu, kiedy nalegał. Często wpadał w odwiedziny Płotołaz, aby doglądać rekonwalescencji Łowcy, lecz jego gwałtowny temperament nie pozwalał mu na długie rozmowy w bezruchu. Jego wizyty były serdeczne, lecz krótkie. Sen Frittiego niewiele odbiegał od rzeczywistości. Ziemia w istocie była ciepła. Dalekie wierzchołki Lasu Szczurzego Liścia okrywał śnieg, który białą szatą ciągnął się aż po zamglony widnokrąg, ale skraj lasu, na którym obudził się Łowca, był zielony i mokry Ś cienki kobierzec trawy był nasiąknięty wilgocią, jakby śnieg właśnie stopniał w promieniach gorącego słońca. Cienista Strzecha mówiła, że cały teren wokół góry tak właśnie wygląda, ale ona sądzi, że 315 w końcu śnieg wróci. Zima zbliżała się do końca, ale jednak wciąż jeszcze trwała. Mijały dni i wkrótce Fritti mógł wstawać i chodzić. Razem z Cienistą Strzechą badali zazieleniony przedwcześnie las, wspólnie wędrując przez wilgotną, nieprawdziwą jeszcze wiosnę. Gdzieniegdzie w gałęziach drzew rozlegał się pojedynczy śpiew zuchwałego fla-fa'az. Fritti ciągle jeszcze nie widział Szybkiego Pazura, ale Cienista Strzecha przyrzekła, że niedługo zaprowadzi go do niego. Powiedziała, że Pazurek także musi się wyleczyć i nie powinien się wzruszać. Pośród zimowej zieleni tu i tam pojawiały się zdziwione mordy innych kotów, wychudzone, o mętnych oczach. Większość z tych, którym udało się uciec na wolność w godzinie śmierci góry, nie zostawała tu długo Ś odchodzili w poszukiwaniu lepszych terenów łowieckich lub ruszali w drogę powrotną do domu. Tych ocaleńców nie łączyły żadne więzi, odpływali jeden po drugim, gdy tylko zebrali dość siły na podróż. Tylko chorzy i umierający zostali z drużyną myśliwych Płotołaza, a wkrótce i Książę z większą częścią swego Ludu miał wyruszyć ku zalesionej dolinie Domu Pierwszych. Na miejscu miało pozostać tylko kilku wartowników. Widząc ocalonych, Fritti zadumał się głośno nad losem niezliczonego mnóstwa tych Ś panów i niewolników Ś którzy nie uciekli. Słysząc to, Cienista Strzecha opowiedziała Frittiemu, najlepiej jak umiała, o ostatniej godzinie Bezmiaru. Ś Kiedy zostawialiśmy cię z tym... potworem Ś rzekła Ś nie przypuszczałam, że kiedykolwiek cię jeszcze zobaczę. Wyglądało to tak, jakby świat rozdzierał się na strzępy. Szła przez chwilę w milczeniu. Fritti chciał powiedzieć jej coś na pocieszenie, ale powstrzymała go niezwykle surowym spojrzeniem. Ś Pazurek był niemal martwy, krwawił. Przez ostatni tunel ciągnęłam go za kark. Wszystko dookoła waliło się, pękało... brzmiało to tak, jakby walczyły ze sobą jakieś potężne stworzenia. W końcu udało nam się wydostać z tamtego miejsca, znaleźliśmy się w okrytej śniegiem dolinie. Byli tam i inni, biegali dokoła, płakali. Wszy-scy, jak zgubione ka, brnęli na oślep w śniegu, potykając się, upadając. Doszli do skraju Szczurzego Liścia. Przed nimi rozciągała się wznosząca się równina, śliska od topniejącego śniegu, kropelki lśniły na liściach karłowatych roślin. Cienista Strzecha prowadziła, kontynuując swoją opowieść: Ś Zobaczyłam kogoś, kto uwijał się dookoła, hałasował, donośnym głosem wydawał komendy, prowadząc Lud w tą i z powrotem... był to, oczywiście, Płotołaz. Dogoniłam go i powiedziałam, co się zdarzyło. Obawiam się, że byłam dość przestraszona tym wszystkim, ale Książę zrozumiał, o co mi chodziło. Powiedział: „Łowca? Młody Łowca?" Ś Płotołaz sam nie jest taki stary, ale zachowuje się jakby był. Tak czy inaczej powiedział jeszcze: „Tak nie może być, nie młody Łowca, muszę coś zrobić, za wszelką cenę!" Wiesz, jak to on. No i zebrał kilku zdrowszych spośród Ludu, a ja pokazałam im drogę z powrotem do tunelu. Sama zostałam z Szybkim Pazurem, którego... który był bardzo słaby i chory. Znaleźli cię przysypanego piaskiem i kamieniami, a zaraz po wyniesieniu ciebie góra zawaliła się do końca. Przez długi czas nie wiedziałam nawet, czy żyjesz. Nie mogłam znieść tego czekania. Fritti przechodził właśnie po splątanym korzeniu i nie dostrzegł wyrazu twarzy szarej kotki. Zatrzymując się na chwilę, aby strząsnąć wodę z łapy, zapytał: Ś Co to znaczy, że góra się zawaliła? Wydaje mi się, że nie pamiętam tych ostatnich chwil. Ś Pokażę ci Ś powiedziała Cienista Strzecha. Zatopieni w myślach jeszcze przez chwilę pięli się w górę wznoszącej się równiny. W końcu dotarli do skraju doliny, w której stała góra. Tam, gdzie niegdyś wznosiła się złowroga czasza Bezmiaru, widniała teraz szeroka, płytka niecka Ś podłoże doliny zapadło się, jakby nastąpiła na nie przeogromna, milowa łapa. Mokra ziemia była tak czarna jak skrzydła Krauka. 317 Kiedy wracali do Szczurzego Liścia, Fritti ponownie poprosił o spotkanie z Szybkim Pazurem. Ś On był ze mną najdłużej ze wszystkich, Strzecho Ś zauważył. Zmieszała się, słysząc, że zdrabnia jej imię. Ś Nie chciałam bronić ci tego, Łowco Ś powiedziała smutno. Ś Po prostu sugerowałam ci to, co wydawało się najlepsze... Stał się bardzo dziwny Ś dodała po chwili. Ś Kto mógłby go za to winić, po wszystkim, co przeszedł? Ś odparł Fritti. Ś Kto mógłby winić nas? Ś Wiem, Łowco. Biedny Szybki Pazur. No i Pchłożerca. Ś Fritti spojrzał na nią, rozważając coś, ale Cienista Strzecha ze smutkiem kiwała łbem. Ś Nie pytałam cię jeszcze o to, ale myślę, że znam odpowiedź Ś rzekła. Ś Kiedy przyszedłeś, on... cóż, było już za późno, żeby mu pomóc? Fritti pomyślał i tajemnicę postanowił zatrzymać dla siebie. Ś Zanim go znalazłem... Pchłożerca odszedł. To niemal prawda, pomyślał. Ś Jakie to smutne czasy Ś powiedziała Cienista Strzecha. Ś Myślę, że powinnam zaprowadzić cię do Szybkiego Pazura. Jutro, zgoda? Fritti skinął głową. Ś Nie znałam go Ś mówiła dalej. Ś Myślę o Pchło-żercy. Wiesz, nie zrozum mnie źle, Łowco, ale masz najdziwniejszych pod słońcem przyjaciół i znajomych! Fritti roześmiał się. Ś Ścigajmy się z powrotem Ś powiedział i pomknęli jak błyskawice. Przyćmiony początek Rozciągającego się Światła przyniósł wizytę Płotołaza i innych gości. Fritti właśnie się przeciągał po śnie, kiedy spostrzegł Księcia sunącego przez zarośla, jego kosmate futro lśniło wilgocią. U jego boku kroczyła zwinna, pełna wdzięku postać Drżącego Szpona. Łowca krzyknął z radości, po ciepłych powitaniach trzy koty, dwa duże i jeden mały, rozłożyły się wygodnie i zaczęły rozmowę. 318 Ś Słyszę, że nie zawiodłeś zaufania, jakie pokładał w tobie Dostojnik, Łowco. Pełne powagi słowa Drżącego Szpona sprawiły, że Fritti zapragnął zawirować z radości, ale wymagania dojrzałości zwyciężyły tę chęć. Ś Jestem zaszczycony, jeśli tak wielcy myśliwi jak Książę i ty myślą o mnie w ten sposób, Tanie. Choć muszę przyznać, że większość czasu w tym miejscu spędziłem, pragnąc szybkiej i bezbolesnej śmierci. Naprawdę tego pragnąłem. Ś Ale nie spełniło ci się, co? Ś ryknął Książę. Ś Ugryzłeś ich w sam noś! Ś Iz tego, co słyszałem, wysłałeś wiewiórkę po pomoc. Ś Uśmiechnął się Drżący Szpon. Ś Niezwykłe, ale skuteczne. Tym razem Łowca nie powstrzymał radosnego wierzgnięcia. Ś Dziękuję wam obu Ś powiedział Ś ale najważniejsze, że przybyliście. Widziałem, to było wspaniałe. Ś Fritti spoważniał. Ś Widziałem także tę rzecz, którą wywołał Pożeracz Serc. Okropne... to było okropne. Drżący Szpon skinął głową. Ś Rzeczy takie jak ta w ogóle nie powinny istnieć. Już teraz mam kłopoty, gdy próbuję sobie przypomnieć, jak to wyglądało, tak bardzo było złe. Ucieleśnione os! Sądzę, że wkrótce będę się cieszył z tego, że nie mogę przypomnieć sobie szczegółów. Spowodowało olbrzymie straty. Myszołów, niech Harar błogosławi jego mężne serce, poległ w walce z tym... on i inni z mojej drużyny. Ś Czy... Brzuchacz... zginął? Ś cicho spytał Fritti. Drżący Szpon zadumał się przez chwilę, a potem podniósł głowę wykrzywioną uśmiechem. Ś Brzuchacz? Jest poważnie ranny... ale będzie żył. Ś Tan zachichotał. Ś Nawet taka siła nie zdołała zabić starego, odważnego Grubasa. Fritti ucieszył się, słysząc, że opasły Pierwszy Wędrowiec ocalał. Płotołaz uśmiechnął się także, lecz jego wzrok pozostał zaskakująco posępny. 319 Ś Zginęło wiele, wiele dzielnych kotów Ś powiedział Książę. Ś Świat nie zobaczy takiego zgromadzenia Ludu przez wiele pór roku Ś przez więcej pór roku, niż liczą sobie pnie tych drzew. Wielu śmiałków nigdy już nie podniesie się spod ziemi... tak! Ś Różowy nos Płotołaza zmarszczył się ze smutku i zgrozy. Ś Spryciarz i młodzieniec Miękkie Futro... Wścibiacz... Tanowie: kościsty, stary Gorzkie Zioło i Myszołów... moje zuchy Zwiadowca Nocy i Zwiadowca Dnia. Wiesz, zginęli, chroniąc mnie. Wszyscy zostali we wnętrzu zimnej ziemi, a my grzejemy się w słońcu. Książę był wyraźnie zdenerwowany, odwrócił się i podkulił ogon. Fritti i Drżący Szpon spoglądali w ziemię pomiędzy swymi łapami. Łowcę palił i świerzbił nos. Ś Ale... ale co właściwie zamierzał Pożeracz Serc? Ś wykrztusił w końcu Fritti. Ś Dlaczego zdarzyło się to wszystko? Na Meerclar! Ś Westchnął. Po raz pierwszy tknęła go ta myśl. Ś Lord Pożeracz Serc... odszedł, tak? Nie żyje? Ś Niespokojnie spojrzał na Tana. Ś Tak sądzimy Ś z powagą powiedział Drżący Szpon. Ś Rozmawialiśmy na ten temat z Księciem. Jeżeli już nie z innych powodów, to dlatego, że musimy poinformować Królową o wyniku. Tak, myślimy, że Pożeracz Serc odszedł. Nic .nie mogło ocaleć w ostatniej godzinie. Płotołaz, który wrócił już do siebie, powiedział: Ś Tak, to było prawdziwe trzęsienie wąsów! Ś Co się tam stało? Ś zapytał Fritti. Ś Cóż Ś zaczął Drżący Szpon Ś kiedy Fikos, ta rzecz, wyłoniła się z jamy, próbowaliśmy walczyć. Jednak to błyskawicznie kładło wszystkich wokół, zostaliśmy zmuszeni do odwrotu z pieczary. Ś Do odwrotu? Ś wrzasnął Płotołaz. Ś Zwialiście! Z podkulonymi ogonami i wąsami jak przerażone Piszczki! I czy ktoś mógłby się temu dziwić? Ś Niektórzy zostali, by walczyć, mój Książę... jak Myszołów. Skarcony Płotołaz machnął tylko łapą, by Tan mówił dalej. 320 Ś No tak, wycofaliśmy się do zewnętrznych jaskiń. Tam spotkaliśmy Księcia i jego Lud, którzy włamali się przez mniejsze wrota. Fikos wypadł z pieczary, ale bez wyraźnego celu. Niszczył wszystko, co stanęło mu na drodze, przyjaciela czy wroga. Wyglądał na bezrozumne. W pogoni za czymś poleciał jednym z głównych korytarzy. Myślę, że tylko to ocaliło nas przed ostateczną zgubą. Wszystko pogrążyło się w chaosie, Lud walczył i ginął. Ś Nie zapomnij, że zaczęło się ściemniać Ś wtrącił się Płotołaz. Drżący Szpon z powagą skinął głową. Ś Rzeczywiście. Wydawało się, jakby jakieś potężne stworzenie, może sam Pożeracz Serc, zniszczyło całe światło... jakby wciągnęło je jednym oddechem... nie potrafię tego wyjaśnić. Walczyliśmy w najgłębszych ciemnościach, a potem coś... jak niebiański ogień, ale pod ziemią... przemknęło przez jaskinię, paląc i rozłupując wszystko, co mijało. Mknęło prosto do jaskini Pożeracza Serc, jakby celowo. Nigdy nie widziałem nic podobnego. Fritti poczuł, jak wypełnia go głęboka radość. Ś Żałuję, że tego nie widziałem. Ś Z miejsca, w którym staliśmy, widziałem strugi światła bijące z komnaty Pożeracza Serc, jakby słońce wpadło do podziemnej nory. Ziemia dookoła nas zaczęła drżeć. Rozległ się potężny syk i huk, tak jak... jakby niebo waliło się w dół albo las tańczył nad naszymi głowami. Płotołaz krzyknął, żeby wychodzić, żeby wyprowadzić Lud... Ś To prawda Ś potwierdził Książę. Ś ...i wszyscy popędzili do tuneli, które prowadziły na zewnątrz. Stworzenia Pożeracza Serc biegały dookoła jak fla-fa'az pijane od jagód, skrzecząc i ostrząc na siebie pazury... ten widok na zawsze pozostanie w moich snach. Ś A potem wszystko zaczęło się walić Ś odezwał się Płotołaz. Ś Spadało w dół, a gorące opary i woda wdzierały się w głąb korytarzy... cóż to był za cios dla Pierworodnego, eh? Kto śmiałby choćby pomyśleć o czymś takim? 321 Łowca zamyślił się nad tym, co usłyszał. Miał tyle do przemyślenia. Czy nie powinien wyjaśnić, co przytrafiło się jemu? Czy wie na pewno, co właściwie się przytrafiło? Ś Dlaczego? Ś zapytał w końcu. Ś Czego pragnął Pożeracz Serc? Ś Chyba nigdy się tego nie dowiemy Ś powiedział Tan, marszcząc krzaczaste brwi. Ś Możemy przypuszczać, że Lord Pożeracz Serc chciał się zemścić na potomkach Ha-rara. Długo przebywał pod ziemią i przez cały ten czas snuł plany, jak zdobyć władzę nad Ludem. Musiał czuć się zmęczony swymi nędznymi kopiami dzieci Meerclar, ich pochlebstwami i ukłonami... jednak był z Pierworodnych i nie sądzę, byśmy mogli poznać w pełni jego zamiary czy szaleństwo. Dawał życie poza tańcem ziemi, to najwidoczniej naruszyło harmonię świata. Taniec to bardzo skomplikowany i każde zakłócenie z jednej strony wywołuje reakcję z drugiej strony. Ś Tan roześmiał się. Ś Widzę, że Płotołaz patrzy na mnie, jakbym zapadł na chorobę pieniących ust. Wiesz, Łowco, on ma rację, nie ma sensu śpiewać pieśni, jeśli trzeba domyślać się jej słów. Znów coś przerwało Drżącemu Szponowi Ś tym razem był to wysoki, przenikliwy dźwięk dochodzący z wierzchołków drzew. Ś Cycki na kocurze! Ś ponuro mruknął Płotołaz. Ś Zupełnie zapomniałem. Ś Odgłos jest taki, jakby one dobrze o tym wiedziały Ś powiedział Drżący Szpon, gdy gniewny głos powtórzył się. Ś Prosimy, Lordzie Pop! Ś zawołał. Ś Wybacz nam nasz brak ogłady i zejdź na dół. Straciliśmy poczucie czasu. Procesja Rikchikchik, na czele z Lordem Pop, którego pyzaty pyszczek przybrał pogardliwy wyraz, ześlizgnęła się rzędem po pniu topoli. Choć sam Lord Pop przybrał maskę urażonej godności, reszta jego dworu wytrzeszczała oczy i niepokoiła się obecnością aż trzech kotów. Lord Pop zatrzymał swą świtę. Jego nos jednak pozostał dumnie zadarty ku niebu, dopóki Książę Płotołaz nie wykrztusił zmieszany: 322 Ś Okropnie mi przykro, Lordzie Pop. Naprawdę. Nie zamierzałem urazić Rikchikchik. Po prostu zapomnieliśmy, zrozum. Fritti zastanawiał się, czy zmieszanie Księcia wynika z jego niedopatrzenia czy też z faktu, że musi przepraszać wiewiórki. Władca Rikchikchik przypatrywał się przez chwilę zakłopotanemu władcy Ludu. Ś Przyjść tylko powiedzieć tak-tak śmiałemu kotu-kotu Łowcy Ś odezwał się nieco urażonym tonem. Potem zwrócił się do Frittiego: Ś My dotrzymać słowa-słowa. Rikchikchik wykonać dobrze. Teraz trzeba-trzeba sprowadzić dużo-dużo Rikchikchik. Zło-zło pójść. Ś Lord Pop raptownie skłonił głowę przed Frittim, a ten odpowiedział mu tym samym. Ś Twój lud jest bardzo odważny, Lordzie Pop Ś powiedział. Ś Czy to jest Pan Plink? Świetnie się spisałeś, dzielny Plink. Młody samiec Rikchikchik napuszył ogon, pozostałe wiewiórki zaskrzeczały z podziwem. Lord Pop także cmoknął z uznaniem. Ś Wiewiórki Ś wymamrotał Książę Płotołaz. Pop spojrzał na niego bystro. Ś Powiedz Łowcy, co postanowiliśmy, Płotołazie Ś zachęcał Drżący Szpon. Ś No cóż Ś odezwał się Książę, znów zakłopotany Ś cóż... Na ostrogi! Ty to powiedz, Drżący Szponie. To był twój pomysł Ś dokończył ze złością. Ś A zatem Ś ogłaszał Tan Ś z rozkazu Księcia Pło-tołaza, syna jej Najpuszystszej Mości, Królowej Mirmisor Słoneczny Grzbiet, Rikchikchik, w uznaniu dla ich zasług, mogą żyć bezpiecznie w Lesie Szczurzego Liścia, pod jego liśćmi żaden kot nie będzie na nie polował, a gwarantami tego zakazu stają się Pierwsi Wędrowcy. Wśród dworu Lorda Pop rozległy się ciche gwizdy aprobaty. Ś Oczywiście, poza granicami Szczurzego Liścia lepiej uważajcie na swoje puszyste ogonki Ś dodał, nie bez życzliwości, Drżący Szpon. 323 Lord Pop spojrzał badawczo na Drżącego Szpona i cmoknął zadowolony. Ś Więc-więc Ś zaszczebiotał wiewiórczy władca Ś wszystko już zrobić-zrobić. Ś Potem znów zwrócił się do Frittiego: Ś Szczęśliwych zbiorów orzechów, dziwny kot--kot. Odwrócił się i powiódł swą procesję o ruchliwych zadach z powrotem w korony drzew. Po chwili zniknęli. Ś Przykro mi, ale to chyba nie jest w porządku Ś zrzędził Płotołaz. Ś Przecież wiewiórki... Kiedy zaczęła się pora Krótszych Cieni, przyszła Cienista Strzecha, aby zaprowadzić Łowcę do Szybkiego Pazura. Poprowadziła go za obozowisko Płotołaza, do zagajnika wysokich, niebosiężnych drzew. Kiedy zobaczył bladą, puszystą postać Szybkiego Pazura leżącą w promieniach słońca w samym środku gaju, Fritti skoczył do przodu, zostawiając kotkę. Ś Pazurku! Ś wołał. Ś Mały cu'nre! Na dźwięk jego głosu Szybki Pazur rozejrzał się i wstał Ś z wdziękiem przeczącym jego młodości. Za chwilę Łowca znalazł się przy nim, bodąc go łbem i obwąchując, a rezerwa Szybkiego Pazura na moment ustąpiła miejsca rozkosznym pląsom. Ś Tak się cieszę, że nareszcie cię widzę! Ś oznajmił Łowca, okrążając przyjaciela, wdychając jego znajome zapachy. Ś Nawet nie marzyłem, że kiedyś znów będziemy wszyscy... Ś Łowca urwał i zaskoczony stanął z otwartym pyskiem. Szybki Pazur nie miał ogona! Tam, gdzie niegdyś widniał jego puszysty ogonek, został teraz tylko zabliźniający się kikut, skulony pomiędzy pośladkami malucha. Ś Och, Pazurku! Ś wykrztusił Fritti. Ś Och, Pazurku, twój biedny ogon! Na Harara! Cienista Strzecha podeszła bliżej. Ś Przepraszam, Łowco, że ci nie powiedziałam. Chciałam, żebyś najpierw przekonał się, że Szybki Pazur jest żywy 324 i zdrowy, bo inaczej rozchorowałbyś się ze zmartwienia, podczas gdy miałeś odzyskiwać siły. Szybki Pazur uśmiechnął się cicho. Ś Proszę cię, nie denerwuj się tak, Łowco. Wszyscy coś tracimy i zyskujemy coś w zamian. Kiedy rzuciłeś się na Szatańskiego Szpona nad Korytem, uratowałeś mnie od czegoś dużo gorszego niż to. Nie uspokoiło to Łowcy. Ś Gdybym przybył wcześniej... Ś warknął. Szybki Pazur spojrzał mu w oczy wszystkowiedzącym wzrokiem. Ś Nie mogłeś Ś powiedziało kociątko bez ogona. Ś Sam wiesz, że nie mogłeś. Wszyscy mamy jakieś role do odegrania. Ogon to niewielka strata, jeśli zyskujesz za to imię ogona. Ś Twarz Szybkiego Pazura stała się bardzo daleka, a Cienista Strzecha spojrzała na Łowca oczyma pełnymi troski. .Ś Co masz na myśli, Pazurku? Ś zapytał Fritti. Ś Uwolniliśmy Białego Kota Ś powiedział rozmarzony Szybki Pazur. Ś Widziałem go. Widziałem jego smutek i jego radość, gdy upadała góra. Wrócił na ciemne łono Pra-matki. Ś Kociątko potrząsnęło głową, jakby chciało to lepiej wyjaśnić. Ś Wszyscy coś straciliśmy, ale zyskaliśmy w zamian coś o wiele ważniejszego. Ś Znacząco spojrzał na Cienistą Strzechę. Ś Nawet jeśli jeszcze o tym nie wiemy. Fritti popatrzył na swego małego przyjaciela, który mówił w natchnieniu jak Nadzmysłowy. Szybki Pazur uchwycił jego wzrok i jego drobny pyszczek rozjaśnił się ciepłym, czułym uśmiechem. Ś Och, Łowco Ś zachichotał. Ś Jak ty śmiesznie wyglądasz. Chodźcie, znajdziemy coś do jedzenia. Kiedy szli, Szybki Pazur, jak w natchnieniu, opowiadał ó Białym Wichrze: Ś ...mimo wszystko jest coś w tym, co mówił Tragarz Rosy. Kotka poświęciłaby się dla swoich dzieci, ty byłeś gotów poświęcić się za nas. 325 Ś To nie takie proste, Pazurku Ś powiedział zmieszany Łowca. Ś Myślę, że ocaleliśmy, bo Yiror tak chciał Ś ciągnął kotek Ś ale Tragarz Rosy... cóż, Książę Tragarz Rosy widzi wiele rzeczy, choć jak sądzę, jest zbyt ponury. Biały Wicher zawsze uwielbiał biegać, czuć wiatr we włosach Ś nie chciał, aby jego dzieci rodziły się i chowały jak mistycy, a jedynie pamiętały, że jeśli nie zechcą podzielić się darem, jaki otrzymali, dar ten obróci się przeciwko nim. Ś Wydaje mi się, że to, o czym myślisz i śnisz, wykracza zupełnie poza moje pojęcie o tobie, Pazurku Ś odezwał się Łowca. Cienista Strzecha skrzywiła się. Ś Ale to ty przecież nauczyłeś mnie większości tego, co wiem, Łowco! Ś powiedział rozbawiony Szybki Pazur. Zatrzymał się, aby odwrócić zrzuconą gałąź, płosząc zaskoczonego chrabąszcza. Jednym susem kociak uwięził brzęczącego owada, w następnej chwili już go chrupał. Ś W każdym bądź razie Ś mówił Szybki Pazur z pełnym pyskiem Ś postanowiłem wrócić do Domu Pierwszych i tam pozostać. Jest tam wielu mędrców, łącznie z Księciem Małżonkiem, a ja muszę się wiele nauczyć. Cienista Strzecha i Łowca, jak uważni rodzice, szli bez słowa za brykającym Szybkim Pazurem. Rozdział 31 Najwyższe dobro jest jak woda. Woda jest dobra; żywi wszelkie stworzenia, a nie rywalizuje z żadnym. Mieszka w miejscach, którymi gardzą wszyscy. Dlatego właśnie jest tak blisko Tao. Laotzu