Peter Singer O życiu i Śmierci PIW -BIBLIOTEKA Myśli WSPÓŁCZESNEJ Warszawa 1997 Peter SINGER * . « /_ _ _ O życiu i śmierci Upadek etyki tradycyjnej Przełożyły i posłowiem opatrzyły Anna Alichniewicz i Anna Szczęsna Państwowy Instytut Wydawniczy Tytuł oryginału RETHINKING LIFE AND DEATH THE COLLAPSE OF OUR TRADITIONAL ETHICS Okładkę projektował MACIEJ URBANIEC .:^"Ci.;0^ 3',nfb'sl/\ c Copyright c Peter Singer, 1994 First published by The Text Publishing Company, Melbourne, Australia c Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1997 ISBN 83-06-02641-1 Druk i oprawa: Zakłady Graficzne im. KEN S.A. Bydgoszcz, ul. Jagiellońska l, Fax 21-26-71 Peter Singer urodził się w Melbourne w Australii w roku 1946. Kształcił się na Uniwersytecie w Melbourne i w Oksfordzie. Wykładał na Uniwersytecie Oksfordzkim, Nowojorskim, Uniwersytecie Colorado w Boulder, Uniwersytecie Kalifornijskim w Irvine i Uniwersytecie La Trobe. Obecnie jest profesorem filozofii i wicedyrektorem Centre for Human Bioethics Uniwersytetu Monash w Melbourne. Najbardziej znane jego książki to Animal Liberation, czasami nazywana "Biblią ruchu wyzwolenia zwierząt", Practical Ethics oraz How Arę We to Live? Singer jest autorem dużego artykułu o etyce w ostatnim wydaniu Encyclopaedia Britannica. Wraz z Helgą Kuhse redaguje czasopismo "Bioethics". Książka Rethinking Life and Death uhonorowana została nagrodą przyznaną przez The National Book Council. Heldze Kuhse, z podziękowaniem za czternaście lat przyjaźni i współpracy, kiedy to razem na nowo przemyśleliśmy etykę życia i śmierci. PODZIĘKOWANIA Przez ostatnie czternaście lat Helga Kuhse i ja współpracowaliśmy w dziedzinie, której dotyczy ta książka. Uczyliśmy się od siebie, a nasze myśli tak się splotły, że trudno dziś powiedzieć, które pomysły pochodzą ode mnie, a które od niej. Kto porówna tę książkę z jej pracą The Sanctity of Life. Doctrine in Medicine - A Cr itique, dostrzeże, ile jej zawdzięczam. Na przykład - wykorzystałem jej spostrzeżenie, że używany zwykle w bioetyce przez zwolenników tezy o świętości ludzkiego życia podział na środki zwyczajne i nadzwyczajne służy zamaskowaniu faktu, że w rzeczywistości wydaje się sądy oceniające jakość życia. W rozdziale 6 w znacznej mie rze wykorzystałem naszą wspólną pracę Should the Baby Live?, natomiast rozdział 7 wiele zawdzięcza szczegółowej wiedzy Helgi na temat praktykowania eutanazji w Holandii. Bez jej intelektualnego partnerstwa i zachęty prawdopodobnie już dawno przestałbym pracować w tej dziedzinie, a książka ta w ogóle nie zostałaby napisana. Wdzięczny jestem Michaelowi Heywardowi i Di Gribbie z wydawnictwa Text Publishing, którzy przekonali mnie, że trzeba napisać tę książkę. Michael Heyward i Bob Weił z nowojorskiego St. Martin's Press pomogli mi nadać jej kształt. Zawdzięczam także wiele mojej matce, Córze Singer, która przez lata przechowywała dla Centre for Human B ioethics archiwa wycinków prasowych. Znaleziony tam wartościowy materiał wykorzystałem w kilku rozdziałach. Greg Pence wiel- kodusznic udostępnił mi maszynopis drugiego wydania swej książki Ciassic Cases in Medical Ethics (1995, Mc Graw-Hill), prawdziwą kopalnię wiedzy. Rozdział 8 wiele zawdzięcza współpracy z Paolą Cavalieri nad redagowaniem książki The GreatApe Project. Carole Outterson uprzejmie udostępniła mi niepublikowane wyniki swych badań nad pos tawami pediatrów angielskich. John Dwyer pomógł w pewnych kwestiach prawniczych. Ostateczna wersja książki wiele zyskała dzięki szczegółowym komentarzom Helgi Kuhse, Paoli Cavalieri, Grega Pence'a, Jeffa McMahana i Boba Weila. Na końcu i z pewnością najmniej, lecz wciąż godne podziękowania są badania Esther Singer nad pojęciem śm ierci w "Latającym Cyrku Monthy Pythona". : .,'i.i!, ^:\'^'J:\'^y-\ (ić^i:i(>H Jr .: i. __A"I t>3f>'iq p[ s y~Asfis'A 91 . s'J3!-\bwax f3J ali ,3xasHzob ._au^rO A - _wnsŁ;' 'ewysu ys /.im3S3si^oqg [ar. małfilz^^^w - bfii?lv., _ ul nzol^rwa o ysat wó/iinnalows s3Siq a^laotd w _ : .^ /sute 3n^sso'/wsbiin i onIcs^YWS i~Ahov. sn it.isboq tii'.; inaao /bł^ ^f 3[fib'{w baot.iiw/s^m'! w as .ui/lcł uinawf. [cd'/w osioim (3nx'Jf>ns w ft aif,t.\bsoi W .t;bvs aao^Gj IOJI;(I .^.y^iA vdn& 'iins biwtA?. y3eiq Jinfoq/ px.'t;n (fpJ: ^!yH '{sba!w pwołógysas?' esa^i&bwBS alsr// ^ łsrsb'-. 'd^iałni [o[s3a .nbnBiołl w ijsfiriBlu'? fiint>wo>('/J)iinq !t;f! i onwEb suj '.łifirioboqobwfi'iq /lariaKS i ł;w^<'^^^.t_IBq o^-. »lóyo w Bł s?!s^ia>! E .ainisLaisb [a) w 5tiwo3i:nq n;/ ;; .BnBriiqen vrfi;i; n0 iCI i iwob-itiw^aH iwoisBriaiM mal?'3[ _/ns^rsii/' iinrri ilfino)l9siq '/si6i>l .^nirizdciul ix3T fiwlaffiwiib ,_ /_ i lt3V/ doa i biewyaH IsBfiyiM .9.4x^1?'^ ,>! ''.>SKiqsn n'L' ^>f pj btibun im iia;ornoq wnH. ,-;'fiinBM .18 o^iAwĄi __' -' ,TJgni2 9;no3 .sałem [3[<)fn ataiw 'JSiffij niBsaarcbwi.'' aoia niimuH _i0"t ^my3 liib ł;tfiW7W( )ri-J3siq Biel \3s'^ ^ i. "! ".' _/itdii'., ni^nsaod tnaiooinbmwl.i oganiiws ,ib\(n .ssinlaD uoJ ^'-((noria ; _ _ .q _ __'_i^iriYW pa '/apsitaw ywoinfi3s;"iaiwoq yT . ;^'_i .'.i/iy iyi?'boriaBS riaBbał^ioq ii'.)YS?d'?tg w 3^inu33siq i^iws ',)'Jdow '_/wi:t^^oq [3S?.iin ?iK BiriKseidoasiq s3'i^o '/inisb ^G .mi;łsm i j^mes p[ubowoq al '/nsimasiS .cb^s o§aiA\buI _ batwe/t^iw w isbul ;)gos>'^aiw ooda ,yingtiłw o^ PROLOG '.ń inni ?iBnb3[o! ,i['Jiod<, i>żofilBS3Sauqob pnwfiiq Po prawie dwóch tysiącach lat władania naszymi myślami i decyzjami w sprawach życia i śmierci tradycyjna etyka zachodnia załamała się. Przyszły historyk, chcąc dokładnie określić ten moment, wskaże być może 4 lutego 1993. W dniu tym brytyjski Sąd Najwyższy orzekł, że lekarze opiekujący się młodym mężczyzną, Anthonym Blan dem, mają prawo podjąć działania zmierzające do przerwania życia swojego pacjenta. Historyk holenderski mógłby jednakże wybrać raczej 30 listopada 1993 - dzień, gdy parlament jego kraju uchwalił ustawę sankcjonującą zasady, jakimi od kilku już lat kierowali się lekarze holenderscy otwarcie podający środki letalne pacjentom, któ rych cierpienia były nie do zniesienia i którzy nie mając nadziei na poprawę swego stanu prosili, by pomóc im umrzeć. Amerykanie nie byli wprawdzie świadkami podobnie doniosłych decyzji sądowych lub głosowań w Kongresie, dwunastu przysięgłych z Michigan przemówiło jednak zapewne w imieniu społeczeństwa, uniewinniając 2 maja 1994 doktora Jacka Kevorkiana, oskarżonego o udzielenie Thomasowi Hy-de'owi pomocy w samobójstwie. Ponieważ trudno wyobrazić sobie bardziej typowy przypadek pomocy lekarza w samobójstwie, uniewinnienie Keyorkiana było wielkim zwycięstwem w walce o jej legalizację. Dr Kevorkian sam przyznał, że dostarczył tlenku węgla, rurkę i maskę, jakim i posłużył się Hyde kładąc kres swojemu życiu, które stało się nie do zniesienia wskutek szybko postępującego zespołu zaburzeń neurologicz- nych, zwanego stwardnieniem bocznym zanikowym (ALS) lub chorobą Lou Gehriga. Te powierzchniowe wstrząsy są wynikiem poważniejszych przesunięć w głębszych pokładach zachodniej etyki. Przechodzimy okres przeobrażania się naszej postawy wobec świętości ludzkiego życia. Przemiany te powodują zamęt i rozłam. Dlatego właśnie, choć większość ludzi w większości krajów popiera prawną dopuszczalność abor cji, to jednak inni szczerze wierzą, iż jest ona tak wielkim złem, że gotowi są blokować dostęp do klinik, w których jest przeprowadzana, niszczyć je, a nawet - paradoksalnie - popadają w skrajność mordowania lekarzy za to, że wykonują aborcje. Wszędzie można spotkać się z jeszcze innymi przejawami naszego zagubienia. Oto trzy pr zykłady: _ American Medical Association uznało, że w przypadku pacjenta w stanie nieodwracalnej śpiączki, lekarz może odstawić wszelkie przedłużające życie środki medyczne - w tym również odżywianie i nawadnianie - i nie jest to czynem nieetycznym. Jednocześnie podkreśla się jednak, że "intencją lekarza nie powinno być spowodowanie śm ierci".1 _ Dwadzieścia lat po przyjęciu kryterium "śmierci mózgowej" jako kryterium śmierci człowieka, jedna trzecia lekarzy i pielęgniarek, którzy mieli do czynienia z pacjentami zmarłymi śmiercią mózgową w szpitalach w Cleveland w stanie Ohio, uważała, że ludzie, których mózgi umarły, mogą być uznani za zmarłych, ponieważ są "nie odwracalnie umierający" albo "jakość ich życia" jest "nie do przyjęcia".2 Idea przeszczepiania narządów oparta jest na przekonaniu, iż umieramy wówczas, gdy umiera nasz mózg - a jednak okazuje się, że poglądu tego nie akceptują nawet ci lekarze i pielęgniarki, którzy ze śmiercią mózgową stykają się najczęściej. _ W przeprowadzonej ostatnio ankiecie zadano pediatrom pełniącym odpowiedzialne funkcje w lecznictwie Zjednoczonego Królestwa wiele pytań, między innymi, czy zgadzają się, że: l. Aborcja po dwudziestym czwartym tygodniu ciąży jest moralnie dopuszczalna, jeśli płód jest obarczony wadami. 10 2. Nie ma moralnej różnicy między aborcją płodu a czynnym przerwaniem życia noworodka, jeśli ich wiek płodowy (tzn. liczony od momentu zapłodnienia) jest ten sam i obarczone są tymi samymi wadami. 3. W żadnych okolicznościach nie jest moralnie dopuszczalne podjęcie działań mających na celu przerwanie życia noworodka obarczonego poważnymi wadami. Blisko czterdzieści procent pediatrów stwierdziło, iż zgadza się ze wszystkimi trzema opiniami, chociaż na dobrą sprawę nie jest to możliwe bez popadania w sprzeczność. Każdy z tych przykładów jest jak zdjęcie migawkowe: ukazuje ludzi przyłapanych w trakcie zmiany poglądów. American Medical Association dostrzegło wreszcie, że bezcelowe jest podtrzymywanie życia pacjentów przez dziesięć, dwadzieścia lub trzydzieści lat, jeśli nie ma nadziei, że odzyskają świadomość. Nie zdobyło się jednak na odwagę, by porzucić tradycyjny pogląd, że rozmyślne przerwanie życia niewinnej istoty ludzkiej jest zawsze złem moralnym. Nawet pracownikom służby zdrowia zatrudnionym przy transplantacji narządów i nauczonym, iż pacjenci, mimo że ich serca wciąż pracują, są martwi, gdyż martwe są ich mózgi, trudno jest pogodzić ten fakt ze s woimi uczuciami i sposobem myślenia. Pediatrzy zaakceptowali diagnostykę prenatalną i późne przerywanie ciąży w przypadku stwierdzenia poważnych wad. Dostrzegają również, że nie ma rzeczywistej różnicy między dojrzałym płodem a noworodkiem w tym samym wieku płodowym. Czynna eutanazja noworodków z poważnymi wadami jest mimo to n adal nielegalna i kodeksy etyki lekarskiej nie dopuszczają jej bez względu na to, jak bardzo noworodki te są niedojrzałe i jak poważnymi defektami obarczone.3 Nie są to akademickie problemy wynajdywane w abstrakcyjnych teoriach filozofów, którzy publikując swe teksty w uczonych pismach odlegli są od realnego świata. Sprzeczności te mają bezpośrednie konsekwencje dla ludzi w najistotniejszych momentach ich życia. Farsa, w jaką przeobraziła się tradycyjna 11 etyka, stała się zarazem tragedią, która z niewielkimi zmianami rozgrywa się bez końca na oddziałach intensywnej opieki medycznej na całym świecie. Od 1989 roku symbolem tej tragicznej farsy jest, przynajmniej dla mnie, obraz Rudy'ego Linaresa, dwudziesto-trzyletniego malarza pokojowego z Chicago, który stoi w oddziale szpitalnym, grożů%c bronią nie pozwala zbliżyć się pielęgniarkom i odłącza respirator, od ośmiu miesięcy utrzymujący przy życiu pogrążone w śpiączce niemowlę -jego syna Samuela. Uwolnionego wreszcie od respiratora Samuela Linares kołysze w ramionach aż do chwili, gdy pół godziny później dziecko umiera. Odkłada wówczas broń i płacząc podd aje się. Działał on zarówno przeciwko prawu, jak i tradycyjnej etyce, które strzegą świętości ludzkiego życia; ale jego reakcje uczuciowe zgodne były z wyłaniającą się postawą moralną, która broni się lepiej niż poprzednia i ją zastąpi.4 Tradycyjnej etyki bronią nadal biskupi i konserwatywni bio-etycy, którzy z namaszczeniem głoszą niezbywalną wartość każdego ludzkiego życia, niezależnie od jego charakteru i jakości. Lecz podobnie jak nowe szaty cesarza, tak i te uroczyste sentencje wydają się prawdziwe i istotne tylko pod warunkiem, iż nie ośmielamy się podważyć twierdzenia, że każde ludzkie życie posiada pewną szczególną godność lub wartość. Raz zakwestionowana, tradycyjna etyka kruszy się. Etykę tę, którą już i tak nadwątliło zachwianie się autorytetu religii i coraz lepsze rozumienie początków i natury naszego gatunku, niszczą obecnie przemiany w technologii medycznej, z którymi w jej sztywnych ramach nie sposób sobie poradzić. Jednakże nie jest to jeszcze powód do niepokoju lub rozpaczy. Okres przejściowy, kiedy zmienia się ocena kwestii tak fundamentalnych, musi być pełen niepewności i rozterek, będących udziałem zwłaszcza tych, którym wychowanie każe akceptować tradycyjną etykę bez dyskusji. Ale jest to także okres historycznej szansy - mamy okazję u kształtować etykę, która nie musi posiłkować się oczywistymi fikcjami, w jakie nikt tak naprawdę nie wierzy; etykę, która wykazuje więcej współczucia i jest bardziej zgodna z tym, co ludzie postanawiają w odniesieniu do samych siebie; etykę, która nie nawołuje do przedłużania życia wówczas, gdy jest to w oczywisty sposób bezc elowe; etykę, która mniej arbitralnie niż tradycyjna określa, co jest wiążące, a co nie. Aby znaleźć lepsze podejście do decyzji o życiu i śmierci, musimy jednak zdać sobie sprawę, dlaczego zawiodła etyka tradycyjna. Czytelnicy zauważyli już, że mówiąc o tradycyjnej etyce, uznającej świętość ludzkiego życia, nie ściszam głosu. Nie próbuję też ukrywać jej porażek, uciekając się do wymyślnych dystynkcji pojęciowych i skomplikowanych teorii. Nie interesuje mnie dalsze łatanie i przerabianie tradycyjnego podejścia, tak byśmy mogli udawać, że ma ono nadal sens, podczas gdy tak nie jest. Niepowodzenia etyki tradycyjnej stały się tak jaskrawe, że podobne strategie mogą jedynie na krótką metę rozwiązać jej problemy i, tak jak zaakceptowany przez American Medical Association sposób postępowania z pacjentami w stanie nieodwracalnej śpiączki, wymagają zrewidowania niemal j uż w momencie ich przyjęcia. Zerwanie z tradycyjnym sposobem ujmowania tych problemów nieuchronnie zderzy się z naszymi zwykłymi przekonaniami moralnymi. Dla niektórych będzie to szokujące. Szok ten wywoła jednak raczej szczerość, z jaką opisuję to, co już robimy, aniżeli jakieś moje nowe radykalne propozycje, co powinniśmy robić . Gdy zbyt długo ukrywa się drażliwe sprawy, zerwanie zasłony bywa sporym wstrząsem. Chętnie jednak przyznaję, że nie tylko z tego powodu książka ta będzie bulwersować czytelników. Pewne moje wnioski różnią się bardzo od panujących poglądów etycznych. Nie jest to jednak jeszcze powód, aby konkluzje te lekceważyć. Jeśli każ da próba reformy etyki byłaby odrzucana właśnie dlatego, że jest niezgodna z uznanymi przekonaniami moralnymi, to nadal torturowalibyśmy heretyków, brali w niewolę podbite ludy i uważali, że kobiety są własnością mężów. Ocena moich poglądów nie powinna zależeć od tego, jak bardzo są one niezgodne z panującymi przekonaniami m oralnymi, lecz od argumentów wysuniętych na ich obronę. 13 Ci zwolennicy tradycyjnej etyki, głoszącej świętość życia, którzy znają moje wcześniejsze prace, nie zdziwią się, że w książce tej są obiektem ataku. Ale może ona zaniepokoić także osoby skądinąd solidaryzujące się ze stanowiskiem, którego bronię. Dotyczy to m.in. osób przekonanych, iż mogą konsekwentnie bronić liberal nego prawa aborcyjnego twierdząc, że opowiadają się za możliwością wyboru, bez konieczności określania, kiedy zaczyna się życie ludzkie, lub bez podawania powodu, dla którego płodu nie należy uważać za człowieka. Innymi moimi naturalnymi sojusznikami, którym także to, co piszę, może się nie spodobać, są osoby proponujące t akie przedefiniowanie śmierci mózgowej, by dla uznania pacjenta za zmarłego wystarczała śmierć części mózgu odpowiedzialnych za świadomość. Lecz argument, który wytoczę, może być niewygodny nawet dla zwolenników przyjętej obecnie definicji śmierci mózgowej. Mogą oni poczuć się zaniepokojeni, gdyż poszukują takiego sposobu przedstawiania swojego stanowiska, który w możliwie najmniejszym stopniu narusza etykę tradycyjną. Także dla osób zaangażowanych w sprawę wyłącznie jednej reformy jest to rozsądna taktyka polityczna - po co wzburzać przeciwko sobie cały świat, skoro można mieć za wroga tylko ruch antyaborcyjny? Jeśli spróbujemy zająć się problematyką świętości ludzkiego życia jako osobnym zagadnieniem, otrzymamy jedynie układankę, której fragmenty będziemy dopasowywać na siłę, póki cały obrazek nie wygnie się i nie rozpadnie na kawałki właśnie dlatego, że składany był na siłę. Myślę, że można stworzyć coś lepszego - wię kszy obraz, którego wszystkie elementy do siebie pasują. Obojętnie jaka paląca sprawa nas absorbuje, i tak zmuszeni będziemy kiedyś przyjrzeć się temu szerszemu obrazowi. Ukaże on nam praktyczne rozwiązania problemów uznanych obecnie za nierozwiązywalne i pozwoli działać humanitarnie i ze współczuciem tam, gdzie nasza dzisiejsza et yka prowadzi do rozwiązań, których nikt nie chce. Otóż chcę naszkicować ten większy obraz. CZęŚĆ I WĄTPLIWE ZAKOŃCZENIA l. NARODZINY PO ŚMIERCI Nie wiem... Nie wiem, jak daleko możemy się posunąć. Doktor James Jackson, szef Maternal and Child Health Services, Highland Generał Hospital, Kalifornia OPOWIEŚĆ AMERYKAŃSKA Wymachując tasakiem Trisha Marshall wtargnęła do mieszkania sześćdziesięciokilkuletniego inwalidy. Zażądała pieniędzy, ale mężczyzna, któremu amputowano obie nogi, został już kiedyś obrabowany. Teraz był przygotowany. Wyciągnął broń i strzelił w głowę Marshall. Potem wezwał policję. Wydarzenie to miało miejsce w nocy 19 kwietnia 1993 w North Oakland, po przeciwnej niż San Francisco stronie zatoki. Dwa dni później Marshall, teraz na oddziale intensywnej opieki medycznej w Highland Generał Hospital, została uznana za zmarłą śmiercią mózgową. Miała dwadzieścia osiem lat i była matką czworga dzieci, ale wszystkie znajdowały się pod opieką innych osób. Policja w Berkeley podała, iż toczyło się przeciwko niej dochodzenie w związku z kilkoma innymi rabunkami. W jej krwi wykryto kokainę i alkohol. Stwierdzono również, że jest w siedemnastym tygodniu ciąży.' Chociaż Marshall była martwa, gdyż nastąpiła u niej śmierć mózgowa, to jednak respirator podtrzymywał jej oddech, serce biło, ciało było ciepłe i trwały procesy fizjologiczne. Do szpitala przyszli jej rodzice i przyjaciel, który powiedział, że jest ojcem dziecka. I on, i rodzice chcieli, by szpital zrobił wszystko, co możliwe, a by dziecko się urodziło. Etyczne dylematy medycyny są w USA szeroko dyskutowane od 1975 roku, kiedy to rodzice Karen Ann Quinlan prosili lekarzy, by odłączyć od respiratora znajdującą się w stanie 17 ^piączki córkę. W większości amerykańskich szpitali działają obecnie specjalne komisje do rozpatrywania tak skomplikowanych etycznie przypadków. Postępowanie wobec Trishy Mar-^iall zostało szczegółowo przedyskutowane przez komisję ety-e/ną Highland Hospital. Starała się ona ustalić, czego chciałaby Marshall, a także, co leży w interesie płodu. Świadomie natomiast nie brano pod uwagę okoliczności, w jakich Maryli all zmarła, faktu, że ani nie chciała, ani nie była w stanie /ajmować się swoimi dziećmi, oraz kosztów intensywnej opieki medycznej. Etycy zgodzili się z lekarzami, że należy pod-11 /ymywać funkcje jej organizmu tak długo, jak tylko możliwe, ; ihy płód miał szansę osiągnąć stadium zdolności samodzielnego życia. Kiedy rozeszła się wieść o tej decyzji, zamierzenia szpitala 11 ighland spotkały się z ostrą krytyką. Zwracano uwagę na takt, że podobnie jak większość amerykańskich szpitali komunalnych działających w spauperyzowanych rejonach miejskich, Highland Hospital usiłuje opiekować się ofiarami przestępstw, chorób psychicznych, AIDS, narkotyków i niedożywienia dysponując niewystarczającym budżetem. Szacowano /as, że utrzymanie ciąży Trishy Marshall będzie kosztować 200 000 dolarów, do czego należało dodać przynajmniej drugie tyle, niezbędne dla opieki nad mającym urodzić się przedwcześnie dzieckiem.2 Dashka Slater, dziennikarka, która robiła na ten temat r eportaż, napisze później: "Niemal każdy telefonista, recepcjonista, gliniarz lub bibliotekarz, który dowiedział się, nad czym pracuję, miał wyrobione zdanie o sprawie Marshall i można je było przeważnie streścić jednym dobitnym stwier-i-1/eniem: «Wyrzucanie pieniędzy w błoto»"3. George Wilson, s/.ef do spraw medycznych firmy Medi cal, zajmującej się ubezpieczeniami zdrowotnymi w stanie Kalifornia, powie-cl/.iał, że jego firma nie pokryje żadnych wydatków poniesiony ch po śmierci Marshall: "To jest podobne do niedawnego przypadku rozdzielenia bliźniąt syjamskich. Rodzina ma prawo prosić o heroiczne środki, lecz czy ma prawo naciągać na nie społeczeństwo mające tak żałosny wskaźnik szczepień, które kosztują raptem po dziesięć dolarów na każdego dzieciaka?4 Dashka Slater napisała, że lekarze zajmujący się Marshall "przyznawali, iż czuli się jakby porwani strumieniem medycznego postępu. W naszych rozmowach wiele razy zdawali się niemal błagać o kogoś, kto by ich zatrzymał w tym biegu, albo przynajmniej o etyczny ster, który przeprowadziłby ich przez rwący nurt". Artykuł Slater zawiera taki oto fragment wywiadu z doktorem Jamesem Jacksonem, który jako szef Maternal and Child Health Services w Highland Hospital był odpowiedzialny za ratowanie dziecka Marshall: "Narządy nadają się do przeszczepienia, teraz po prostu trzymamy przez 105 dni zmarłą śmiercią mózgową kobietę, może następnym razem zaczniemy je pobierać..." - przerwał na chwilę głowiąc się, co jemu i jego kolegom mogłoby się udać następnym razem. - "Nie wiem - zakończył. - Nie wiem, jak daleko możemy się posunąć, ale muszą być jakieś granice. W końcu na tym świecie jest tylko tyle środków medycznych, ile jest." Przez trzy i pół miesiąca serce Marshall nadal pracowało, respirator wtłaczał powietrze do płuc, a środki odżywcze przepływały przez sondę w nosie i docierały do żołądka. Pielęgniarki poruszały jej kończynami, by uchronić je przed zesztywnieniem, zmieniały ułożenie jej ciała, by zapobiec odleżynom, i utrzymywały jej ciał o w czystości. Trzeciego sierpnia przez cięcie cesarskie urodził się noworodek płci męskiej, trochę niedojrzały, ale zdrowy. Media okrzyknęły wyczyn szpitala medycznym cudem. Lekarz ze szpitala określił dziecko jako "fajne". Ale opowieść na tym się nie kończy. Dziecko, nazwane Darious Marshall, spędziło trzy i pół tygodnia na oddziale intensywnej terapii, po czym uznano, że można je zabrać do domu. Ale do czyjego domu miało pójść? Rodzina Marshall chciała zabrać je do swojego, a jej przyjaciel do swojego. Zaczął się spór o opiekę nad dzieckiem. Z ostał rozstrzygnięty, gdy badanie krwi wykazało, że przyjaciel Marshall nie jest ojcem dziecka. 19 OPOWIEŚĆ NIEMIECKA Pouczające może być porównanie historii Trishy Marshall z innym przypadkiem, pod pewnymi względami podobnym, a pod innymi nie. Przenieśmy się przez połowę świata do Niemiec i cofnijmy w czasie sześć miesięcy przed ów moment, gdy dla Marshall tak fatalnie skończyła się próba rabunku. 5 października 1992 Marion Płoch, osiemnastoletnia Niemka pracująca jako pomoc dentystyczna w południowych Niemczech, wyruszyła w drogę powrotną do domu. Między Feucht i Altdorfjej samochód uderzył w drzewo. Gdy kwadrans później na miejsce wypadku przybył ambulans, była nieprzytomna i stwierdzono złamanie kości czaszki. Wezwano hel ikopter i przewieziono ją do szpitala w Erlangen, cichym mieście uniwersyteckim. Rodziców, Gabrielę i Hansa Plochów, wezwano do szpitala i tam powiedziano im, że córka znajduje się na oddziale intensywnej terapii, ale nie ma szans na przeżycie. Zapytano ich, czy nie byliby skłonni wyrazić zgody na pobranie jej narządów do przeszczepie nia, ale odmówili. Potem przyszła zaskakująca wiadomość. Córka, powiedziano Płochom, jest w ciąży. Ciąża trwała już około trzynastu tygodni. Czy wiedzą, kto jest ojcem? Nie wiedzieli. Marion Płoch była niezamężna i nie powiedziała rodzicom, że spodziewa się dziecka ani też że ma jakiegoś chłopaka. Lekarze oznajmili rodzicom Marion, że choci aż ich córka albo już jest, albo wkrótce będzie w stanie śmierci mózgowej, to jednak możliwe byłoby podtrzymywanie jej funkcji fizjologicznych aż do marca - przez następne pięć miesięcy - do chwili, gdy płód stanie się zdolny do samodzielnego życia. Czy państwo Plochowie zgadzają się, by w tym celu ich córka pozostawała nada l podłączona do respiratora? Pod presją Plochowie wyrazili zgodę. Później mieli powiedzieć, że zgodzili się tylko dlatego, że zagrożono im, iż w przypadku odmowy zostaną im odebrane prawa rodzicielskie.5 Trzy dni po wypadku testy medyczne wykazały śmierć móz- 20 gową. Wkrótce potem państwo Plochowie doszli do granic wytrzymałości. Próbowali cofnąć zgodę na dalsze podtrzymywanie funkcji fizjologicznych córki. Lekarze powiedzieli jednak, że teraz w grę wchodzi życie płodu i że nie mogą wyłączyć respiratora. Zdesperowani Plochowie zwrócili się o pomoc do prasy popularnej. Przypadek nazwa ny "Erlangen Baby" (od nazwy miasta, w którym znajdował się szpital) wkrótce znalazł się na pierwszych stronach gazet. Decyzja lekarzy o podtrzymywaniu czynności fizjologicznych Marion Płoch została zaatakowana tak gwałtownie, że krytyka, jaka spotkała Highland Generał Hospital, wygląda przy tym wręcz na zachętę. Bez wątpienia dlatego, że w Niemczech na każdą kwestię etyczną kładzie się cień nazizmu, a także dlatego, że presja finansowa wywie rana na szpitale niemieckie nie dorównuje amerykańskiej, krytyka skupiła się nie na kosztach, lecz na problemie ludzkiej godności. Parlamentarzystka Hanna Wolf powiedziała, że Marion Płoch została "zdegradowana do roli płynu odżywczego, do wyrzucenia po użyciu". Alice Schwarzer, redaktorka pisma feministycznego "Emma", stwierdziła: "P apieżowi to się spodoba - kobiety jako inkubatory. Ja uważam to za zboczenie." Szpital zalały obelżywe listy. Doktora Johannesa Scheelego, profesora chirurgii ze szpitala w Erlangen i lekarza odpowiedzialnego za ciało Marion Płoch, porównywano do Josefa Mengele, naczelnego lekarza Oświęcimia. Kiedy jedna z gazet doniosła, że ciało Mar ion Płoch poddawane jest ćwiczeniom gimnastycznym - normalne postępowanie wobec pacjentów w śpiączce, zapobiegające przykurczom kończyn - na ścianie szpitala na widocznym miejscu pojawiło się graffiti komentujące tę "gimnastykę zwłok". Inny niemiecki lekarz, Julius Hackethal, nie był tak pewny, że Marion Płoch to zwłoki. Usiłował wytoczyć Scheelemu sprawę o spowodowanie "uszczerbku cielesnego, zatrucia i maltretowania pacjenta pozostającego pod jego opieką". Broniąc poglądu, że Płoch jest nadal pacjentką, Hackethal dodał: "Wyrażenie «śmierć mózgowa» jest konstrukcją werbalną, 21 która nie ujmuje sedna sprawy. W rzeczywistości jedynie kora mózgowa pacjentki nie funkcjonuje, natomiast pozostała część jej mózgu działa bardzo dobrze. Ona żyje." Stanowisko Hac-kethala spotkało się jednak z nikłym poparciem, gdyż panowała opinia, że "wszystkie części mózgu są martwe (...) włącznie z niższymi i filogenetyc znie starszymi". Prokurator, któremu Hackethal przedstawił swą skargę, odmówił wniesienia oskarżenia. Podczas gdy wokół szalała burza sporów, lekarze robili wszystko, co było w ich mocy, by utrzymać płód przy życiu. Scheele powiedział: "Nie widzimy żadnego moralnego powodu, aby pozwolić płodowi umrzeć." Zgodził się z tym kierownik kliniki, doktor Franz Pauł Gali: "Prawo dziecka do życia nakazuje zastosować nowoczesne metody tech nologiczne." A w odpowiedzi na falę krytyki zarzucającej, że wykorzystanie ciała Marion Płoch jako inkubatora jest przejawem braku szacunku dla niej, radca prawny kliniki, profesor Hans Bernhard Wurmeling, stwierdził: "Szacunek dla martwego ciała nie jest absolutnym nakazem etycznym, a prawo do życia jest." Gdy jednak zapytano, co by się stało, jeśli okazałoby się, że płód uległ uszkodzeniu podczas wypadku lub wskutek leczenia, jakiemu poddano później jego matkę, między opiniami lekarzy i radcy zarysowała się rozbieżność. Wurmeling powiedział, że w takim przypadku słuszne byłoby odłączenie urządzeń. Scheele stwierdził natom iast, że uszkodzenie takie nie miałoby znaczenia, gdyż "nie nam decydować, kiedy życie ma wartość". Chociaż Wur