Kazimiera Iłłakowiczówna Poezje wybrane Ikarowe loty (1912) Otwierajcie na oścież zorzy złotej wrota!@ Jak motyl - skrzydła w słońcu wypręża tęsknota,@ jak kamień na dno duszy opadł stary ból.@ Odrzuciła za siebie troski wola dumna,@ radosny tryska w niebo - stubarwna kolumna -@ duch ludzki wyzwolony, zwycięzca i król!@ Jak kwiat zapachem - życie moje wzbiera mocą!@ Jeszcze po ciemnym borze złe duchy łomocą@ i w zatopione dzwony biją - zmarłych dzwon!@ Niech storczyki na grobach kwitną i paprocie,@ nam lśni szczęście zdobyte w krwawym trudu pocie,@ bije w sercu, drga w dechu umęczonych łon!@ Niech strzaskane kolumny po grobowcach leżą...@ Nam krew dzwoni na nutę bohaterską, świeżą,@ zatęchłych mogił obrzydł osmętek i kurz!@ Jak świat długi - lodową korę rwą powodzie...@ Naprzód... Ster ujmij w rękę! Już spuszczamy łodzie,@ my - ptaki do nieznanych zdążające mórz.@ Śmieje się ze mnie dzisiaj życie moje władne,@ bom sądził, że tęsknicą złamany - upadnę@ i skrzydła zdruzgotane w prochu będę wlókł,@ a oto, krwią serdeczną karmiona i ciałem,@ dziś tęsknota za słońcem leci zmartwychwstałem...@ Ani mię ból pokonał, ani obłęd zmógł!@ Otwierajcie na oścież wrota młodej wiośnie,@ a duch wam zolbrzymiały pod niebo urośnie@ i - zbywszy więzów, zbywszy żałości i łez -@ jak orzeł pijany światłem nad chmury wybieży,@ niepomny ziemi, żadnej niebaczny rubieży,@ bez lęku o zagubę, bez troski o kres!@ Bunt młodości Ach, dosyć, dosyć obrony!@ Od losu nikt nie uciecze...@ Ja w piersiach mam jęk i dzwony,@ i gwiazdy, i harfy, i miecze!@ Bunt wszystek i zawierucha@ jak ogień zamknione we mnie;@ krew w żyłach szaleństwem bucha,@ a usta - milczą nikczemnie!@ Już pełne szaleństwa kruże,@ ty, gwiazdo moja, poprowadź!@ Jak długo zaklętą burzę@ w nieszczęsnej piersi mam chować?!@ Padają cięte, jak kosą,@ kwiaty wybrane ogrodu,@ płaczkowie w mogiły niosą@ synów mojego narodu...@ O, bogdaj mi umrzeć było@ w dzieciństwie, cicho, pogodnie,@ niż teraz, nad tą mogiłą,@ buntu rozpalać pochodnię!@ Wiem, zginie zdeptany nogą@ nasz sztandar, sztandar młodzieńczy,@ tłum ręką szorstką i srogą@ skroń moją cierniem uwieńczy.@ Nie traćmy, nie traćmy ducha!@ Nasz sztandar powiewa w górze,@ płomień nad gwiazdy wybucha,@ pienią się czary i kruże...@ Szaleństwa pełne puchary -@ do góry serca i głowy!@ Łopocą, świszczą sztandary,@ zaczęty lot Ikarowy!@ Z cyklu: Gwiazda pielgrzyma Gwiazda pielgrzyma *** ("Tyle spłynęło, przepadło pieśni...") *** Tyle spłynęło, przepadło pieśni,@ nic nie powstaje i nic się nie śni,@ powietrze - tłoczy!@ Tłum pluje słowem, śmiechem ubliża@ i nieprzytomne w dół patrzą z krzyża@ umarłe oczy.@ Gdzie jest ten piorun, co nas rozpali?!@ Długoż będziemy pod krzyżem stali@ z bezwstydnym czołem?@ Gdzie jest huragan, co nas po świecie@ z rodzinnych zgliszczy w oddal rozmiecie@ siwym popiołem?!@ Z cyklu: "Ach, dokądże mam pójść z moją tęsknotą?!" Ach, dokądże mam pójść z moją tęsknotą 7. W jarzmie Duchy się nasze karmiły niewolą,@ a serca w głuchej nienawiści rosły;@ krzyż ciąży bardziej, rany bardziej bolą,@ ramiona silne, co tyle już zniosły,@ dziś opadają jak zwiędłe łodygi.@ Duchy się nasze karmiły potęgą@ wygasłych, dawno spróchniałych mocarzy@ i zaprzedały się straszną przysięgą@ u potępionych, fałszywych ołtarzy,@ gdzie sprawowała kapłaństwo Niewola.@ Duchy się nasze podjęły cierpienia@ za sprawę Widma, za sprawę straconą,@ i odrzuciły w przepaść wielkie lśnienia,@ i zapomniały, że są gdzieś i płoną,@ słońca przyszłości wspaniałych narodzin.@ Duchy są nasze złe i są kłamliwe,@ i znikczemniałe do ostatnich granic,@ i niepamiętne na braterstwo żywe@ narodów, niepamiętne więcej na nic,@ jak na przysięgę swoją i na krzywdę!@ 12. Błogosławieństwo Błogosławieństwo siwym ojców włosom@ ślemy, obozem zalegli po bitwie!@ Błogosławieństwo - pól ojcowych kłosom,@ błogosławieństwo - matczynej modlitwie,@ błogosławieństwo - ustom, co nas klęły!@ Błogosławieństwo tym niepłodnym polom,@ kędy nas ręce ojcowe wygnały!@ Błogosławieństwo ojców łzom i bolom,@ i tym męczeńskim walkom, pełnym chwały,@ gdzie się sztandary nasze z sobą zwarły!@ Błogosławieństwo waszym niskim strzechom,@ co nas od wichrów zimowych broniły.@ Błogosławieństwo waszym Złom i Grzechom,@ błogosławieństwo wam aż do mogiły,@ aż do lekkiego w ojczyźnie skonania!@ Błogosławieństwo waszym dniom i nocy,@ błogosławieństwo utrudzonym nogom@ ślemy - zmęczeni, chociaż pełni Mocy!@ ...Przekleństwo tylko - starym waszym bogom,@ co nas w bezdomne zmieniły sieroty!@ 13. Na gościńcu Jak zamęczone bezlitośnie liście@ padliśmy w kurzu, kędy ciżba chodzi,@ i tutaj będziem omdlewać wieczyście@ za polnym wichrem, co - bujając - chłodzi,@ za polną rosą, która - pieszcząc - poi.@ Jak liście wiązów, klonów i topoli@ w pył się pokruszym złośliwy i suchy.@ To, co w nas jeszcze żywe jest i boli,@ jutro, w bezduszne zmienione okruchy,@ głupi przechodzień postołem zagarnie.@ Tutaj pospołu z wami, bracia moi,@ padłam i w słońce patrzę, i jak dziecię@ czekam czystego dżdżu, co nas napoi,@ a drżę przed burzą, która nas rozmiecie@ jak zamęczone bezlitośnie liście.@ Tutaj jak jedna z was (choć jakże różna!)@ co dzień się szczęścia nowego spodziewam,@ co dzień mi błyska nadzieja (tak próżna!)@ i tutaj, w kurzu tym, jak wróbel śpiewam@ nie wam ni sobie - słońcu na pociechę!@ 15. Zakończenie Coś się tak dziwnie duchowi majaczy@ w nie przewidzianej nigdy myślą mowie,@ że ktoś to wszystko zrozumie... wybaczy...@ Ktoś, jak obrońca, tłumowi opowie@ w bajce... historii albo przypowieści...@ Że czyjeś ogniem oczyszczone palce@ te nasze serca rdzą i pleśnią zżarte@ wywloką z grobów, kędy jak padalce@ śpią zadumane... Że ktoś naszą kartę,@ krwią zapisaną, we łzach czytać będzie@ i tak zapłonie, jak w gradowym wietrze@ piorun ukryty, i tak bożym gromem@ oszczerstwa w czasie nasnute rozetrze,@ że się ukryta Moc stanie widomem@ błogosławieństwem - nieodpartym cudem!@ Coś się tak dziwnie duchowi tłomaczy,@ że my, co całe życie powstawali@ (powstać nie mogli!), my, ten tłum kopaczy@ w głębiach, w powrotnej przyniesieni fali,@ perły i bursztyn, i koral zdobyty@ w ramiona brzegom czekającym ciśniem!...@ A potem będziem cicho słać się z falą@ do nóg lodowcom, słońcu w oczy błyśniem,@ spoczywający, co się już nie żalą,@ uspokojonych milionami skrzydeł!@ Z cyklu: Ognie Ognie Oczekiwanie Jesteśmy cisi oboje@ jak dwa gołębie przed burzą...@ Tęsknoty i niepokoje@ w dali się chmurzą.@ Boję się jutra! Pogoda@ nad nami lekko oddycha,@ na niebie jutrzenka młoda@ stoi tak cicha...@ Daleko, pod barwną tęczą,@ znak niewiadomy nikomu...@ Może za chwilę zadźwięczą@ pomruki gromu?!...@ Jesteśmy senni i cisi@ jak piasek wichrom powolny.@ Wysoko grom losu wisi,@ runąć niezdolny.@ Zostanie... Zostanie cichy, cichy lęk@ głęboko, w sercu, na dnie...@ Jaskrawych kwiatów świeży pęk@ w bezdenną noc upadnie.@ Zostanie lekki, lekki proch@ na tych słonecznych drogach,@ dziecięcy żal, dziecięcy szloch,@ cień w opuszczonych progach.@ Zostanie dziwny, dziwny mrok@ na ustach i w źrenicach...@ ...czerwonej zjawy ciemny wzrok@ w północnych błyskawicach!@ Desolation I Sad nasz stoi spowity żałobą@ tam, gdzie niegdyś bywaliśmy z tobą.@ I jaśminy, bez ruchu uklękłe,@ są pobladłe, nieme i wylękłe;@ bzy szlochają, bratki pragną śmierci@ - odkąd dusza, rozdarta na ćwierci,@ w cztery strony świata rozwłóczona,@ na rozdrożach nieznajomych kona.@ II Dom, gdzie niegdyś mieszkaliśmy sami,@ oślepłymi spogląda oczami,@ w noc wygląda cichą do ogrodu,@ drży w noc letnią od mroku i chłodu,@ biedną strzechę tuli do jabłoni@ i oknami wybitymi dzwoni.@ III Krzyk mój woła na cię bez ustania:@ "Czemu miłość - gorsza od konania?!@ Czemu usta ustom dają płomień@ nie gasnących nigdy oszołomień?@ Czemu w ogniu tym grozi zatruta@ strzała śmierci - ostra jak cykuta?!@ Czemu miłość tych, co płoną dla niej,@ nieśmiertelnym jadem zgryzot rani@ i spogląda twarzą ciemnozłotą@ na szaleńców palonych tęsknotą?@ Jak bóg wojny roznieca zarzewie,@ wiecznie kłamie, nic nie chce, nic nie wie?"@ Kolędy polskiej biedy. W wigilię powrotu (1917) Kolędy polskiej biedy 1917 Nie stało osła i wołu... Nie stało osła i wołu,@ by Go ogrzali pospołu@ oddechem...@ Wszystkie do wojska zabrano,@ w daleką drogę pognano@ z pośpiechem.@ Nie stało ściany ni żłobu@ dla zwyczajnego sposobu@ ku szkodzie!@ Co było pod ręką blisko@ - poszło na opał w ognisko@ w pochodzie.@ Słoma już dawno zabrana,@ nie stało garsteczki siana@ na łoże.@ Dziecię najświętsze kostnieje...@ "Czymże ja ciebie ogrzeję,@ niebożę?!"@ A cóż to przywieźli?... A cóż to przywieźli mędrcy ze Wschodu,@ królowie, panowie wielkiego rodu?@ "Z dobrawoli, szczerym sercem, szczerą ochotą@ - dla Jezusa wonną mirrę, kadzidło, złoto."@ A na czym królowie ci przyjechali?@ A cóż to nad nimi w niebie się pali?@ "Przyjechali na wielbłądach z strusimi pióry,@ najjaśniejsza z gwiazd im w drodze świeciła z góry!"@ A gdzież to Dzieciątko z nieba zesłane,@ przez gwiazdę i mędrców długo szukane?@ "Dzieciąteczkośmy znaleźli śród suchych liści,@ w białym śniegu, pod tarniną - całą w okiści."@ Czy były przy Dziecku pomocne służki,@ z darami, pieśniami biedne pastuszki?!@ "Cherubiny Mu służyły przez ten dzień cały,@ archanioły w złotych zbrojach na straży stały.@ Pastuszkowie z wsi pobliskich doń nie przybiegli,@ pastuszkowie w obcej ziemi od miecza legli!..."@ Z cyklu: W wigilię powrotu IV ("O, daj mi powrócić do źródeł twych łask...") W wigilię powrotu IV O, daj mi powrócić do źródeł twych łask,@ gdzie święte tryskają zdroje,@ gdzie wiosna, gdzie młodość, gdzie szczęście, gdzie brzask,@ dziedzictwo jedyne moje!@ O, daj mi powrócić na łan, na smug,@ gdzie każda grudka jest żyzną,@ a będę twym chłopem i sługą twych sług,@ ojczyzno... ojczyzno...@ Niech krwawy na czole wystąpi znój@ od twardej, niewdzięcznej roli...@ Jam twój do mogiły i w grobie twój,@ i nic mię od ciebie nie boli.@ A jeślim jest winien - od setek lat -@ ojczyste niech sądzą mnie głosy,@ na polskiej ziemi niech głowę mą kat@ czerwony podejmie za włosy!@ A jeślim jest winien, niech orze mię pług,@ aż dusza ostanie - blizną,@ niech wzgardą się stanę, ja - proch u twych nóg -@ ojczyzno!... ojczyzno!...@ V ("Tyś nam jest wywyższona...") V Tyś nam jest wywyższona jak między gwiazdami@ miesiąc, jak na miesiącu jakiś sen wróżebny.@ Z tych, którzy na cię plwają, żaden cię nie splami,@ a którzy na cię zbójcze dobędą oręże,@ zginą, a żaden ciebie strzałą nie dosięże.@ Jako psy szczekać będą na ów księżyc srebrny@ i gryźć ziemię, i znaczyć ślad spienioną śliną,@ i od własnej wścieklizny zatruci - poginą.@ Trzy struny (1917) Z cyklu: Trzy struny Trzy struny 1917 Trzy struny Harfę pieśniarza strzaskały pioruny,@ zostały tylko trzy struny.@ Serce ustaje, drga coraz boleśniej,@ zostały tylko trzy pieśni:@ Pierwsza zawodzi po nocy w żałobie,@ druga przysięgi powtarza na grobie,@ trzecia przebiega jak wicher po błoni.@ Pierwsza zapomnieć o hańbie nie może,@ druga w powietrzu jak pochodnia gorze,@ trzecia zmyliła i pościg, i warty,@ mundur ma krwawy, na piersiach rozdarty,@ głos jej się zrywa, gdy polami goni:@ "...do broni!... Do broni!! Do broni..."@ 1914 Modlitwa Cichą noc, Boże, daj nam przed świtaniem,@ spokojny powiew pośród sianożęci,@ abyśmy byli dobrze wypoczęci,@ kiedy powstaniem.@ Dobrą noc uproś dla nas, Matko Boska:@ niech się włóczęga o strzechę nie troska,@ niech usną czujne po więzieniach straże,@ niech rozgrzeszenia doznają zbrodniarze@ i winowajcy,@ niech droga łaski wolna stanie zdrajcy.@ Niech zemsty krwawa pochodnia zagaśnie@ i szpieg północny, co się boi cienia,@ niechaj, doznawszy wreszcie przebaczenia,@ spokojnie zaśnie.@ Niech Twoja ręka błogosławi ciszę@ i do snu ziemię strudzoną kołysze.@ Matko Najświętsza i Niepokalana,@ nakryj nas płaszczem niebieskim do rana.@ A ta dudka z zielonej wierzbiny... A ta dudka z zielonej wierzbiny@ zawsze jeden, jeden ma ton.@ Bo słyszała o poranku w trwodze,@ jak jechali bez końca dragoni...@ W sto?... w dwieście?... w dwa tysiące koni?!@ ...bo słyszała w dolinie ukryta,@ jak huczały po łące kopyta,@ jak tętniły po drodze.@ A ta dudka z zielonej wierzbiny@ zawsze jeden, jeden ma ton.@ Bo widziała, gdy jak burzą przywiani@ przylecieli zza wzgórka ułani,@ w skok wypadli i cwałem po błoni@ w sto? w dwieście? w dwa tysiące koni?!@ Czy to były huzary?... Czy to byli dragoni?...@ Skąd się wzięli i przez kogo nasłani?...@ Czy to byli ułani?!@ A ta dudka z zielonej wierzbiny@ zawsze jeden, jeden ma ton.@ Huk i blask, błysk i grzmot w oddali!@ Pojechali w tysiące koni,@ polecieli na zgon, na zgon...@ Ułani, ułani na czele,@ pod granaty, kule, szrapnele,@ wspięty w siodle każdy, z szablą w dłoni,@ a za nimi huzary, a za nimi dragoni!...@ Któż powstrzyma ich i kto ocali?!@ A ta dudka z zielonej wierzbiny@ tylko jeden, jeden ma ton:@ "Każdy kłos na polu w ziemię wbity,@ połamany, stratowany kopyty,@ każda jabłoń - owocu zbawiona,@ każda czysta studnia - splugawiona.@ Nad cichymi, zwęglonymi sioły@ puste krzyczą o hańbie kościoły!@ Kto rozpętał nad nami te klęski?!@ Czyje trupy włóczą po zagonie@ oszalałe od przestrachu konie?@ Czyj, zawczora wracając zwycięski,@ pułk podpalił wieś i dwór zrabował,@ i siwego księdza zamordował?@ Kto nagrodzi, Boże zagniewany,@ te pożogi, te krzywdy, te rany?@ Kto, gdy nowe jutro rozednieje,@ trupie pola zorze i obsieje?@ ...i kto wskrzesi tych, co dziś się biją@ za czyją Wolność, za czyją?!"@ 1914 Słyszcie, jak się Polska modli Czy słyszycie piosenkę skowrończą,@ wy, co ślepo idziecie za chlebem,@ w miastach, w obcym polu, het pod niebem,@ gdzie w pustyni już drogi się kończą,@ gdzie śród słoty, strosząc pióra krucze,@ czarna troska bez celu się tłucze?@ Czy słyszycie żałobne wołanie@ Monarchini Polskiej z Częstochowy:@ "Czy już tron mój złocisty gotowy?@ Czy już włócznie błyskają na łanie?@ Czy już widać, słychać z mojej wieży@ blask i tętent husarskich rycerzy?!"@ Ciemną nocą, w mgieł wstających dymie,@ w woni obcych ziół pod stopą zmiętych@ patrzą ku wam twarze polskich świętych,@ pastorały i krzyże olbrzymie,@ patrzą ku wam oczy, co was znają,@ i wołają, wołają, wołają...@ Tam!... Tam o was mówią piór żałobą@ aniołowie, świątyń pustych straże,@ barw wymową - rozbite witraże,@ gruzy, które cicho szepcą z sobą...@ Wszystko o was!... I gruzy się smucą:@ "Zapomnieli... Przepadli!... Nie wrócą."@ Ach, jak tęsknią do was pola żytnie,@ okopami, mogiłami zryte,@ łąki, płoty, rowy pospolite,@ ukwiecone złoto i błękitnie.@ A jezioro, co się łuską bieli,@ już zwątpiło: "Przepadli... zginęli!..."@ Wy, co w ślepej pogoni za chlebem@ coraz dalej ślecie tropy gończe,@ czy słyszycie piosenki skowrończe@ het, za wami, bijące pod niebem,@ nad łąkami, nad lasem, nad zbożem,@ jak serc tysiąc w silnym ręku bożem?!@ Ach, usłyszcie mimo huk działowy,@ jak się serce ojczyzny rozrasta@ - wy - co w gwarach olbrzymiego miasta@ potraciliście serca i głowy...@ Nim się dusza do ostatka spodli,@ słyszcie, jak się Polska za was modli!@ Przelotne ptaki Zleniwiała cała nasza brać,@ wszyscy ręce poskładali próżne,@ a pytały się ptaki podróżne:@ "Czy nie czas za szable wziąć i więzy rwać?"@ Lub z czarami mętnych uciech w dłoni@ śpią i jarzmo za nic im sromotne!@ A pytały się ptaki przelotne:@ "Czy nie czas, nie pora już dosiadać koni?"@ I pytały się mową przeróżną,@ lecąc sznurem kędyś na południe,@ i wołały wichrowo, przecudnie!...@ ...i pytały się, i wołały na próżno.@ Z cyklu: Zatrute kwiaty Zatrute kwiaty Zła wróżba Szłam ścieżką wieczór przez łany@ dojrzałych zbóż,@ znalazłam wianek zdeptany@ czerwonych róż.@ I odtąd we śnie wciąż chodzę@ drożyną tą@ i widzę róże na drodze@ zbroczone krwią.@ Z cyklu: Najsmutniejsze moje piosenki Najsmutniejsze moje piosenki Bądźcie wy ze mną Bądźcie wy ze mną, jabłonie, jabłonie,@ śliwki kwitnące, śnieżnobiałe wiśnie,@ kiedy się sen mój spali i rozpryśnie.@ Bądźcie wy ze mną, niech mi będzie jaśniej,@ niepokalane wy i wy kojące,@ gdy się w pomroce zbłąkam i roztrącę.@ Bądźcie wy ze mną, gdy spłonie i zgaśnie@ słońce na niebie i serce w mym łonie@ - kwitnące śliwki, śnieżnobiałe wiśnie@ i wy, jabłonie, przeczyste jabłonie!@ Bose dziewczątko Wyszłam sama na sad przez rosę,@ a dokoła i w górze - mgła.@ Idzie za mną dziewczątko bose,@ idzie za mną i gra.@ Wszystkie róże schylone stoją@ i ugina się biały bez...@ Jakże poznać skrzypeczkę moją?@ Struny - ciężkie od łez!@ Siwe oczy, jak śnieg sukienka@ i błękitny u czoła krąg,@ jedna struna po drugiej pęka@ i wypada jej z rąk.@ Śmierć cichutko gotuje kosę,@ a dokoła i w górze - mgła...@ Idzie za mną dziewczątko bose,@ idzie za mną i gra.@ Z cyklu: Błędne ognie Błędne ognie O jesieni, jesieni... Niech się wszystko odnowi, odmieni!...@ O jesieni, jesieni, jesieni...@ Niech się nocą, do głębi przezroczą,@ nowe gwiazdy urodzą czy stoczą,@ niech się spełni, co się nie odstanie,@ choćby krzywda, choćby ból bez miary,@ niesłychane dla serca ofiary,@ gniew czy miłość, życie czy skonanie,@ niech się tylko coś prędko odmieni!!@ O, jesieni... jesieni!... jesieni.@ Ja chcę burzy, żeby we mnie z siłą@ znowu serce gorzało i biło,@ żeby życie uniosło mię całą@ i jak trzcinę w objęciu łamało!@ Nie trzymajcie, nie wchodźcie mi w drogę,@ już się tyle rozprysło wędzideł...@ Ja chcę szczęścia i bólu, i skrzydeł@ i tak dłużej nie mogę, nie mogę!!@ Niech się wszystko odnowi, odmieni!...@ O jesieni... jesieni... jesieni.@ 1907 Przebudzenie Obudziłam się dzisiaj z rana@ na wezgłowiu mokrym od łez...@ Woda szumi w dole wezbrana@ i zakwita pod oknem bez.@ Sama dusza strwożona nie wie,@ jaki niosła na skrzydłach sen...@ Ponad rzeczką i po zalewie@ polatują jaskółki hen.@ Pozostały z nocnych straszydeł@ cień się kładzie na licach wód...@ Ach, pękajcie, więzy mych skrzydeł,@ jak wiosenny zwietrzały lód!@ Co się śniło - to się prześniło,@ przeszła pora szarug i słot...@ Ty się zerwij od taczek, siło,@ i na nowo rozpocznij lot!@ Jak sobie niektóra biedota wyobraża niebo Kiedy umrzemy, będziemy spali@ na różnobarwnej świecącej fali;@ śpiewać nam będą anielskie chóry@ same preludia i uwertury.@ Kiedy umrzemy, dadzą nam nieba@ zawsze bez miary mięsa i chleba,@ słodkiego wina i maku z miodem,@ tak że nie będziem przymierać głodem!@ Ledwie się budzisz, zaraz od rana@ w białą sukienkę jesteś ubrana,@ a w jasne włosy, niepostrzeżenie,@ ktoś szylkretowe włożył grzebienie.@ Wnet aniołowie przynoszą kruże,@ a w nich pachnące czerwone róże,@ pęki goździków, kiście mimozy,@ białe kamelie i tuberozy.@ Kiedy umrzemy, moje kochanie,@ święto wieczyste dla nas nastanie,@ grać będą co dzień posłuszne wiatry@ najucieszniejsze w świecie teatry.@ Słońce, nie piekąc zbytecznie, świeci,@ a tuż orkiestra powietrzna leci@ i ulubione od Matki Boskiej@ grają mazurki ci Szopenowskie.@ A gdy już staniem na strasznym sądzie,@ to sam Stróż Anioł przy nas usiądzie,@ przejasny anioł, w promieniach cały,@ żeby się biedne dusze nie bały.@ A kiedy herold z trąbą się zmęczy,@ na niebotycznej klękniem przełęczy@ i być nie może chyba inaczej,@ tylko nam grzechy Pan Bóg przebaczy!@ Skrzydła weźmiemy świecące, nowe,@ ty - przezroczyste, ja - purpurowe,@ i polecimy w obłoki sami@ z Panem Jezusem i aniołami.@ Badyle Głowę nisko, niziutko pochylę,@ by podpatrzeć, jak się chwieją badyle;@ cała w słuch się i oko zamienię@ i twarz blisko do ziemi przyłożę,@ aby wiedzieć, o czym śnią na ugorze@ tu i ówdzie leżące kamienie.@ Pozostawcie mię samą na polu:@ jedno małe ziarenko kąkolu@ jest mi bardziej braterskie, litosne@ od was. Oczy i słuch wciąż wytężam,@ co dzień zrywam się, padam, zwyciężam,@ co dzień korzę się, walczę i rosnę.@ Wolę słotę, wolę hałas gromów@ od zaduchu waszych niskich domów,@ od powietrza, które duszę ściska.@ Tu dzień każdy wznosi coś, coś grzebie,@ a nade mną po szerokim niebie@ z głośnym gwizdem przeganiają wichrzyska.@ Puch przelata. Ktoś nieznany sieje@ chwasty, zboża, zgony i nadzieje,@ pieśni dzikie, śmiałe i żałosne,@ a ja coraz szerzej wzrok otwieram,@ puch i pieśni, i nadzieje zbieram@ i upadam, i powstaję, i - rosnę!@ Śmierć Feniksa (1922) Śmierć Feniksa 1922 Śmierć Feniksa Podpaliłam na gnieździe Feniksa, starego, łysego Feniksa!@ Płonie las, przeskakuje ogień od drzewa do drzewa;@ zginęły palmy, buki, dęby i figowce,@ brzozy rade by uciec - skupiły się i stłoczyły jak owce.@ Cały las się kotłuje, góra opowiada o zbrodni dolinie:@ "Feniks stary się pali, Feniks na gnieździe ginie!!"@ Zwariowały, poszalały po drzewach małpy i liany,@ zwinęły się, rozskoczyły się,@ tysiącem pętli roztoczyły się...@ Stary pustelnik wbił się w ziemię zmartwiałymi kolany,@ nie może uciekać dalej,@ a już mu się szałas jodłowy nad głową pali!@ Żal mi się zrobiło siwiutkiego pustelnika@ z długą, mądrą, białą brodą, w postołach z łyka,@ z serem na półce, z wodą świeżą w garnuszku,@ z posłaniem słomianym, na którym spał dobrze - jak w łóżku,@ z cichutką, drżącą modlitwą zawsze przy ustach wpadniętych,@ z krucyfiksem z witki brzozowej, z obrazkami najdroższych świętych...@ Żal mi się zrobiło staruszka świętego,@ wpadłam, wskoczyłam w sam środek lasu płonącego.@ "Staruszku, staruszku, jeśli ci Bóg miły,@ uciekajmy co siły!"@ Wzięliśmy się za ręce... Dusi dym... Dalej! dalej!@ W prawo, w lewo - śmierć czyha, dąb za dębem się wali,@ palą się na piaskach wrzosy,@ palą się w powietrzu głosy,@ palą się gile, makolągwy, żołny, kolibry, papugi,@ wąż boa w wyschłym stawie goreje jak długi.@ Wzdłuż stawu i - ku łąkom, byle dopaść wody!@ Tam rowy kopią chłopy z dworów i zagrody,@ drą rydlem żwir, targają korzenie łopatą...@ Och, dobiec! i twarz byle mokrą nakryć szmatą...@ Ciemno... i dech się kończy...@ Pali się gdzieś wysoko cienki tryl skowrończy,@ tuż blisko, w najstraszliwszej, najsłodszej rozterce,@ pali się na kwitnących bzach słowicze serce...@ ...dech się kończy... to serce drga resztką słodyczy...@ A nad lasem śmierć słychać: Feniks, Feniks krzyczy,@ iskry mu idą z oczu, płomień idzie z gardła@ i tylko krzyku jeszcze pożoga nie zżarła!@ Aż nagle dech powieje - aż się włosy całe z czoła zwiną...@ Patrz, staruszku, ktoś idzie, ktoś idzie drożyną:@ dziecko małe, w pożodze zbłąkane, spłakane,@ w strzępach, co zeń zwisają czarne, potargane...@ ...kulejące od cierni - patrz, jak ku nam bieży!@ A za nami krzyk cichnie i dech coraz świeży@ przelata jak jaskółka przed końmi w skwar biały.@ ...na włosach kwiaty niesie, co już spopielały...@ Już go mam, już go niosę...@ ...trzymam ciebie, staruszku, lecz ono jest bose!@ Nie bójcie się, pożoga za nami już słaba,@ dogasają bambusy, szczątki baobaba@ i palmy sagowe,@ i dęby korkowe,@ filodendrony, fikusy@ i kaktusy.@ Tu, gdzie są rzadsze krzewy, wilgoć na polanie,@ nic się nam złego nie stanie.@ Patrz, staruszku, i módl się... Patrz - jak nam jaśnieje...@ Tu, gdzie starej figury cień dawny próchnieje,@ gdzie złamany niski płotek@ zarósł wianuszkiem stokrotek,@ połóżmy je. Ty odmów pacierze: niech raczy@ Bóg zbawić niemowlęta, starców i niech Matka Boska modli się za podpalaczy.@ Patrz! Czy śpi? Czy na czoło cudu zeszła chmura?@ Twarz - dziecięcia, lecz rosną z czoła złote pióra,@ u ramion wytryskają loty,@ każdy palec u stopy małej w pazur złoty@ zamieniony, wypręża się... O, pójdź na ręce,@ szczęście uratowane, dzieciątko ptaszęce,@ królewiczu rajski, śpiewie w kolory zaklęty,@ nieśmiertelny, niezwalczony,@ święty, święty, święty!...@ Z cyklu: Lew Lew Znalezienie lwa Idę posępnie, idę pochmurnie,@ trzymając się lwiej grzywy;@ lew cicho stąpa, lew cicho mruczy@ zmęczony, ledwie żywy.@ Idziemy wolno, chyba do domu.@ Co powie gospodyni@ i kot, co myjąc futerko w oknie,@ łapę na słońcu ślini?!@ Do pensjonatu... mówić nie warto,@ wyrzucą nas z hotelu;@ w domu jest miejsce w kącie, pod lustrem,@ u okna, na fotelu.@ Marianna będzie pod nosem klęła,@ obiadu nie da w porę,@ lecz na ulicy go nie zostawię@ i lwa do domu zabiorę.@ Lew przeszkadza Nie kładź na stole łapy, kiedy piszę,@ nie rycz o świcie, kiedy leżę we śnie;@ ten szum, co drzewa za oknem kołysze,@ jest niczym; z martwych dla nas nic nie wskrześnie@ i nic nie przyjdzie do nas, ku nam, w gości@ z tego, co mogło być... stamtąd, z przeszłości.@ Mnie pieśnią bije krew, ty mruczysz prozą@ o piaskach, piaskach, wolnej karawanie,@ o ciężkich słoniach, co łup wielki wiozą,@ o palmach, które samum na kolanie@ zgina, by złamać, lub z nich łuk napina,@ by słonecznego ubić muezina.@ Muezin biały... W smukłym minarecie@ są czarne wnęki, skąd jaskółek roje@ muezin biały rozsyła po świecie;@ tam znikło zwinne, chybkie szczęście moje,@ znikło jak tamte - lecz już nie wybieży...@ Ach, nie rusz, nie rusz, lwie... niech cicho leży...@ Przechadzka Chodzimy razem na spacer,@ gdy dzień szarzeje, szarzeje,@ jak droga w nieskończoność@ leżą przed nami Aleje.@ Daleko, nad Belwederem,@ obłoczne narosły skręty;@ sterczą nad pniami bezlistne,@ strzeliste na niebie pręty.@ Popędził jak myśl puszczona,@ podskoczył jak prężna kula;@ mały zdumiony gazeciarz@ do słupa się przytula;@ żołnierze dwaj podeszli@ chwytając za karabiny,@ zemdlał na ławce chałaciarz,@ krzyknęły biegnąc dziewczyny,@ podszedł pobladły milicjant...@ ...(tak, panie, mieszkam w Warszawie,@ codziennie o takim zmroku@ z tym lwem w Alejach się bawię."@ Wszystko, co będę miała Będę miała gronostaje i lisy,@ kapelusze duże i obłoczne,@ tylko jeszcze podumam, poczekam,@ tylko jeszcze na chwilę odpocznę.@ Będę miała w pozłacanej obroży@ malutkiego bonończyka na sznurku,@ tylko jeszcze popatrzę, posłucham,@ jak się kłócą wróble na podwórku,@ jak się pająk - spuszczany po ręku -@ cienkiej nitki mocno, mocno czepia,@ jak wieczorem z pnia grubej akacji@ patrzą sowy krągłe, krasne ślepia.@ Będę miała błyszczące lakierki@ małe - ledwo się zmieszczą na dłoni -@ i ogromny sapiący samochód,@ co pojedzie z siłą dwustu koni.@ Będę miała walansjeny, koronki,@ przezroczyste batysty i tiule,@ tylko jeszcze raz cichutko przeliczę@ te podarte cztery biedne koszule;@ te, przez które jak przez siatkę przejrzystą@ przebłyskuje z każdym ruchem skóra,@ że ja nawet sama nigdy nie wiem,@ gdzie się kończy koronka, gdzie dziura;@ tylko jeszcze raz przesunę, nawlokę@ sama wstążki - wyblakłe, różowe,@ zaceruję cienką, cienką nitką@ ramię coraz bardziej "koronkowe".@ Tylko jeszcze raz z głębokim westchnieniem@ na dno samo koszyka położę@ wszystko, co się stało siatką samą,@ czemu żadna igła nie pomoże...@ Ostatnia próba Tylko jeszcze świerszcza posłucham@ wiosennego pod oknem w murze,@ tylko jeszcze z bzu kwitnącego@ sobie szczęście, szczęście wywróżę.@ Tylko jeszcze pokończę stare -@ od nowego by wszcząć rachunku,@ tylko jeszcze chwilę zaczekam@ twych, wybranych, ust pocałunku!@ Tylko jeszcze oczy wypatrzę,@ tylko jeszcze wytężę uszy,@ czy mi gwar, gwizd i łomot uliczny@ twoich kroków, twoich kroków nie głuszy?@ Tylko jeszcze raz jeden przy tobie@ rumieńcami gorąco spłonę,@ żeby sprawdzić, czy u ciebie ratunek,@ czy na wieki wszystko stracone?@ W pustyni Cóż tam może być takiego w Saharze,@ czego ci tutaj moja noc nie pokaże?!@ Palmy w piasku po pas zagrzebane?@ Kości białe? Czaszki nie poznane?@ Zawiane od wieków skarby?@ Wielbłądzie podwójne garby?@ Cóż tam może być takiego w Saharze?@ Czyś ty lwem był, gdy dla Marii z Magdali@ czterej lwi grób głęboki kopali@ ...a kopali go aż na stóp czterdzieści,@ bo inaczej się włos bujny nie mieści...@ Czy pamiętasz, jak Barnaba śniady@ szedł, trzcinami w piaskach znacząc ślady?@ ...a gdzie stopy jego przeszły święte,@ tam padały kwiaty świeżo ścięte.@ Czy pamiętasz, jak szli goście weselni@ nad piaskami do odległej pustelni,@ jak ćwierkały dzwoneczki - ptaszyny,@ jak we włosach czarnych lśniły bursztyny,@ jak wiew chłodny leciał i pachnący@ do pustelni w upale stojącej,@ jak studzienka biegła z wielbłądami,@ srebrną wodą tryskając czasami?@ Czy pamiętasz go pod płachtą namiotu@ w strasznej masce kurzawy i potu?@ i dwie pięści zaciśnięte kurczowo?@ i bykowiec podniesiony nad głową?@ i przekleństwo, przekleństwo miotane@ na różaną, gwiezdną karawanę?@ Czy widziałeś, jak od świstów batogu@ na twarz padła i leżała u progu?@ jak w bursztynach, różach, gwiazdach cała@ do północy jak dziecko szlochała,@ jak, gdy ustał świst, ścichła i ona,@ śmiercią zdjęta albo snem zmorzona?@ ...aż się, jakby zrodzone tuż, w skale,@ jęły mnożyć, mnożyć nad nią małe szakale...@ Cóż tam może być takiego w Saharze,@ czego ci moja noc nie pokaże?@ Pożegnanie Dobranoc... Nigdy z sobą nie będziem mówili.@ Raz ostatni twej grzywy splątaną pozłotę@ w szesnaście twardych, ścisłych warkoczy zaplotę.@ Jak Samson będziesz, ręką utrefion Dalili.@ ...ach, jak smutna, jak czarna nad nami godzina!@ Samson w wigilię klęski z ręki Filistyna!@ Dobranoc... Jak najmilsze pieszczone zwierzęta@ z dzieciństwa żegnam ciebie... koty fantastyczne,@ kudłate wierne psiska, jeże, ptaki śliczne,@ kolorowe dzięcioły, niezgrabne wronięta,@ gąsienice chowane pod szybą, wąż miły,@ salamandry, co same z okna wyskoczyły.@ Dobranoc, lwie... Już ciebie śpiewem nie obudzę,@ nie będziesz, wtłoczon między papiery i kurze,@ służył za miękki dywan moim stopom w biurze,@ znów wszystko będzie nudne, śliskie, szare, cudze,@ już nikt nie będzie, słuszną wściekłością przejęty,@ łapał milczkiem tych, których nie lubię, za pięty.@ Dobranoc... Byłeś mądry, czujny i milczący,@ powiedziałam ci wszystko. Ty w sercu zachowaj,@ jak się chowa krzyż chrzestny lub ślubny korowaj,@ i milcz... A jeśli słowem mnie zdradzisz niechcący -@ ja cię wydam... Przysięgnę z rękami obiema@ na jasnej Ewangelii, że cię wcale nie ma!@ Z cyklu: Zatrute kwiaty Zatrute kwiaty Nie chcę nic wiedzieć o gwiazdach Nie chcę nic słyszeć o gwiazdach! Jam sama jest jak gwiazda błądząca,@ co przecina rozpędem - eteru zasypane światami pustynie,@ coraz blasku nabiera, im się bardziej o krawędzie powietrzne roztrąca,@ coraz więcej goreje i gorejąc przelata, i świeci, i ginie...@ Nie chcę nic wiedzieć o gwiazdach, nie chcę nic słyszeć o gwiazdach!@ Nie chcę nic wiedzieć o gwiazdach, o niebiańskiej światłości i sile...@ Jam jest gwiazda strącona@ i gasnę tak, jak brat mój Luciferus kona,@ tylko on kona wiecznie w ogniu, a ja jedną chwilę,@ chwilę ledwie widoczną gasnę w ziemskim pyle;@ on milionami potępionych serc potrząsa każdym serca swego drżeniem,@ ja - rzucona w przestrzenie nieznanym skinieniem -@ doleciałam do kresu i samotnie stygnę.@ On walczy i - przeciw nadziei - zawsze ma zemsty nadzieję,@ i choć w pętach - ma skrzydła!! Mnie - bezskrzydłą - czarna ziemia wiąże@ i dokąd iskierka żaru w mym sercu głęboko goreje,@ wiem, że już nie ulecę, już się nie wydźwignę...@ Stygnę, ginę, gasnę - i nikogo z sobą nie pogrążę.@ Z cyklu: Oddechy Oddechy Straż Sen o brzozach przydrożnych tuż za krzesłem stoi,@ sen o znanym gościńcu, rowach, kędy kwiecie@ poziomek już rozkwitło... Gra - niby na flecie -@ sen i coś szepce, szepce biednej głowie mojej.@ Od jego kolorowych piór - jak od witraży@ - cień jest koło mnie inny, dziwny i omylny.@ Rozbija się uliczny gwar jak proch bezsilny@ o te gałęzie brzóz, o poziomkowe kwiecie,@ o was, storczyki moje, kiedyś rwane w lecie,@ o łątek lot, co się nade mną waży,@ o drganie cichych strun, gdy je rzęsami trącę,@ o wszystkich bratków serca koło mnie czuwające.@ Beztroska Białe są ręce moje, senne są moje oczy,@ nie dbam, co dziś koło mnie i co mię jutro otoczy.@ Słyszę, jak ptaki łopocą - nie dbam, żurawie czy sępy@ rozniosą mą duszę po świecie na drobne starganą strzępy.@ Na świecie dalekim ktoś jedzie po szerokim morskim wybrzeżu,@ ma serce moje żywe jak różę przy pancerzu,@ słońce tysiączne odblaski rozpala w złotym kirysie,@ biały, ogromny pióropusz u hełmu na wietrze lśni się...@ Nie dbam o moje serce wstające z morza lazuru,@ patrzę na nagie drzewo, co jak złodziej wyrasta u muru,@ na szyby, co przy zgniłej pogodzie codziennie we łzach mokną...@ i tęsknię do zielonej gałęzi, co czasami zagląda przez okno...@ Kurier z Zachodu Przyleciał brat mój, zachodni wichr,@ posłaniec nieznanej wieści,@ u kolan moich przy ziemi ścichł@ i, śpiący, już nie szeleści.@ Śni mu się obłok pośrodku nieb@ o białej wełnie jagnięcej,@ lecą doń gwiazdy - jak ptaki na lep -@ a jest ich milion... i więcej.@ Śnią mu się światła wypadłe z gniazd,@ jak złotopióre pisklęta,@ gdzie leżą ciała umarłych gwiazd,@ ziemia się staje przeklęta;@ zanim zapieje poranny kur@ w duszną noc letnią na ziemi@ - stają tam czarty w żałobie piór@ na warcie nad zabitemi.@ Desperation Mam ptaka dzikiego w sercu na uwięzi@ i kiedy zasypiam, i kiedy się budzę,@ czuję w piersi dziwne, straszne serce cudze,@ słyszę świst wieczorny, szczebiot przedzaranny@ i szum nieustanny, i szmer nieustanny@ dookoła i nad głową - gałęzi.@ Czuję zimne, krągłe źrenice gasnące,@ szpony chwytające, szpony szukające,@ oddech, co ustaje, życie, co się kończy...@ ...serce me nieszczęsne, serce me szalone!@ Połów (1926) Połów 1926 Połów Od czarnej słodyczy, jedwabnych snów@ dusza powstaje i tęskni znów,@ i wije wianki, i powrozy wije,@ i zarzuca je gwiazdom i księżycom na szyję;@ wychodzi z ciała na niebieski połów@ i wraca z siecią pełną ptaków i aniołów.@ Z cyklu: Śladem zatartej kolei Śladem zatartej kolei Powrót Wracam do prostych rzeczy - do pyłów tańczących w próżni,@ do małego ślepego pająka, co się barwą od ściany nie różni,@ do drżących w słocie okiennic głośnego, gorzkiego szlochu,@ do szpar ciekawych w podłodze, pełnych zagadek i prochu.@ Wracam z zawiłej drogi zwycięskiej, wracam z podboju@ do tajni mysiej nory, ukrytej w kącie pokoju,@ do strasznej śmierci dzięcioła, do przygód okropnych jeża,@ do niepojętej ucieczki sowy i nietoperza.@ Coraz jest prościej, ciszej... coraz bezpieczniej, jaśniej...@ Wracam - jak smok znużony - do starej, starej baśni.@ Niepowrotne Do białego domku nad rzeką@ jest niedaleko;@ do lasu ze ścieżką od igieł śliską@ jest także blisko;@ do sadu z bawiącą się małą dziatwą@ dobiec - tak łatwo!@ Do kochanka młodego, do rozkoszy głębokiej@ tylko dwa kroki...@ ...ale do ramion otwartych miłości matczynej@ raz była droga i nie ma innej;@ ale do jarzębin z radości nizanych na cienkie sznury@ zwinęła się ścieżka i nie będzie wtórej...@ ...ale do szczęścia w berle, zbroi i koronie@ ktoś odważny popłynął - i na pewno utonie!@ Pejzaż W cichych ogrodach, ogrodach tęsknoty,@ piasek na ścieżkach jest biały i złoty;@ na wielkich łąkach, na łąkach tęsknicy,@ storczyki stoją jak świeca przy świecy,@ a szum rozlanej, jak wąż, wkoło rzeki@ tak mi zamyka, zamyka powieki!@ W cichych ogrodach jest światło majowe:@ śpią w trawie smoki kosmate i płowe,@ śród bzów kwitnących omdlały z zapachu@ wielki jednoróg przystanął bez strachu,@ już śpi, już oczy przed światłem zaciska,@ a bzów kiść wielka wyziera mu z pyska.@ Zegar ogromną wskazówką słoneczną@ jakąś godzinę pokazał odwieczną;@ na wygładzonym i lśniącym kamieniu@ spoczęło Szczęście... W jednym okamgnieniu@ zrzuciło skrzydła rajskie, pióra pawie@ i jako polny konik - znikło w trawie.@ Fontanna w paproć spowita i bluszcze@ przeczystą wodę przelewa i pluszcze;@ z basenu, wparty w kamienie i zielska,@ potężny wicher wyziera w pół cielska,@ rozrzucił ręce, rozpostarł skrzydliska,@ a woda w pył mu o pierś się rozpryska.@ Preludium wiosenne Za fijołkami, za liśćmi mokremi,@ za zapachem poruszonej ziemi@ idzie dusza w ciemność, deszcz, wygnanie.@ Za niziutką trawką, drobną, krzywą,@ za wierzbiną ledwie, ledwie żywą@ idzie dusza na ziąb, na głód, na tułactwo bezdrożne.@ Nisko, nisko czarne wronie, kawcze, krucze skrzydła zawisły,@ nadsłuchują, patrzą, podpatrują, dzioby proste, ostre gotują.@ Za fijołkami, za liśćmi mokrymi,@ za wodami nisko rozlanymi,@ za wołaniem ptasim tuż nad wodą,@ za przedwiośniem, za porankiem, za urodą@ idzie dusza w ciemność, na ziąb, na deszcz, na głód, na wygnanie.@ Lampa z dziecinnych lat Była biała lampa z wytłoczonym krajobrazem,@ grzała, usypiała i dzwoniła zarazem;@ świecił na niej księżyc, domek z jasnym okienkiem,@ dym ulatywał u góry pasmem takim cienkiem.@ Przemytnicy szli, jodły gór im sprzyjały,@ padał z przełęczy w przepaść potok jak mleko biały;@ przemytnicy szli długim, długim jak wąż korowodem,@ most przez rzekę leżał, woda świeciła pod spodem.@ O dzwonie, dzwonie lampy, o głębokie przeciągłe dudnienie,@ o matczyne na włosach ręce, na szyi, na policzkach tchnienie,@ sucharek z lukrem przy twarzy, w czekoladzie dwie małe pięście@ i przez całą noc na sercu bijącym szczęście, skrzydlate szczęście.@ Z cyklu: Z jesiennej wsi Z jesiennej wsi 1. Święta Róża Gdy jarzębina dojrzewa@ przy jarzębinie,@ idzie święta Róża aleją,@ żadnej nie minie.@ Anioły jej służą z ochotą,@ przędą równiutką nić złotą;@ potem się zbijają w gromadkę@ i cała ich ciżba czeka,@ a święta Róża powoli@ jagody na nitkę nawleka.@ 6. Szpalery Strzyżone lipowe szpalery@ są cztery:@ Jeden prowadzi@ do kamiennej kadzi;@ do niej woda ze źródełka wpływa i odpływa,@ żaląc się każdą kroplą, że jest nieszczęśliwa.@ Drugi szpaler biegnie wzdłuż omszałej poręczy@ do niszy, w której marmurowa panna spoczywa na tęczy;@ przechyliła na ramię odrzuconą głowę,@ a wiatr słoneczny sypie jej na oczy przezroczyste liście klonowe.@ Trzeci szpaler brnie@ i chce dojść po owoce do sadu,@ lecz stary jest, omszałej pamięci,@ i zapomniał odwiecznego rozkładu,@ więc wszedł w park zarosły topolą@ i utonął w kalinie, leszczynie...@ Tędy jeleń przechodzi z gąszczu,@ by ogryzać u muru brzoskwinie.@ A czwartym szpalerem przebiega nocą wicher mocarny@ i wspina się do okiennic kosmaty, skrzydlaty i czarny,@ i bije w okna różami jak iskry czerwonemi,@ aż lecą błyskawice i pełgają wpółmartwe na ziemi.@ Wreszcie wszystkie kwiaty ciśnie i, raniąc o pierś własną pięści,@ stoi śród błyskawic pod oknem i jak goryl ryczy głucho, i chrzęści.@ 9. Śmierć róż Sukienki żółtych róż wysokopiennych@ spłowiały szkaradnie,@ czerwone - zeschły sczerniałe,@ ostatnia biała przed jutrem opadnie;@ osy się kręcą niechętne, letniej szukając słodyczy.@ Spóźniony anioł pospiesznie zbiera róże opadłe@ i na paciorkach je liczy;@ pochował wszystkie - jak w trumnę -@ do dziwnego, to malejącego, to rosnącego w oczach koszyka,@ wspiął się na palce, wzniósł się lekko i prostopadle@ i uleciał... i znika...@ Osy nacierają niechętne i mruczą, i odstępują, i wracają wojskiem skrzydlatem,@ i kręcą się, i brzęczą... I umierają z tęsknoty za latem.@ Z cyklu: Asfodele Asfodele Anioły Anioły schodziły po ścieżce białej,@ schylały się, patrzały, głowy ku sobie zbliżały,@ chwiały ogromnymi, cichymi piórami,@ szemrały szumiącymi szatami@ i stawały bojąc się przestraszyć ciszę,@ która się razem z nimi nad ziemią czekającą kołysze.@ Zamęczonemu... Pamięci Kazimierza Rybińskiego Zamęczonemu ziemia bywa lekka,@ cicha - aniołów łagodna opieka,@ słodki - wiew skrzydeł, co go wyniósł z klęski,@ aby wypocząć mógł - wreszcie zwycięski.@ Serce, co do swej nie dorosło szarży,@ już się nie szarpie i już się nie skarży;@ usta wypiły wodę zapomnienia,@ która żarzące węgle w róże zmienia.@ Już nic nie żąda, niczego nie żebrze@ ten, co nad rzeką rajską rytą w srebrze@ spoczął, na zawsze syty i wesoły,@ i spod przymkniętych powiek zachwycony@ śledzi latające, migające anioły.@ Pobojowisko Wszedł biały świt nad polem,@ nad czarnym, rozdartym polem,@ i zakwitła krew ludzka makiem,@ centurią i kąkolem;@ oczami wejrzały - ostróżka,@ bratek i bławatek,@ motyle zadrgały niziutko@ jak szept lubych i matek;@ jaskry i kłosy@ stały jak blask jasnowłosy.@ A pole było jak ciało rozbite, nieruchome,@ a wiatry rozpędzone po nim - jak konie z furii niewidome.@ Z cyklu: Dziwadła i straszydlaki Dziwadła i straszydlaki Straszydlaczek Taki jesteś znajomy, znajomy,@ masz chodaczki, chodaczki ze słomy,@ słoma kłuje, gdy się ciebie całuje,@ ale to nic, bo się tego nie czuje.@ Prześpiewałeś ze świerszczami do świtu,@ spadłeś teraz ze środka sufitu@ potargany, połaman, szurpaty,@ w sukieneczce w jagody i kwiaty.@ Śpij we włosach, niech nikt cię nie trąca,@ zaśnij prędko, nim przyjdzie służąca@ z dzbankiem, z miotłą, z światłem, z mokrym drzewem,@ z głośnym stukiem i radosnym śpiewem.@ Dwie baby A baba była czarna i kosmata, i szczerbata, i garbata@ i chodziła dokoła pokoju, choć tylko co przeszła pół świata,@ i stukała kijem po kątach, zaglądała za piec i komodę,@ a jak co spostrzegła - kuła krzywym kłykciem w skamieniałą brodę.@ I była druga baba, baba biała, tłusta, nieruchoma,@ co się nigdy stąd nie ruszyła,@ z opadłymi wzdłuż kolan rękoma -@ i ta druga baba biała pośrodku pokoju stała,@ i tylko powieki podnosiła, i w szparę księżycową patrzała.@ Zmora Zaspane i zmokłe, zmarnowane i zmięte,@ ma tylko oczy przezroczyste jak miód na przynętę,@ tylko trzyma w rękach krzyk powietrza pachnącego upalnie,@ tylko we włosach ma deszcze zaklęte, które biły niedawno nawalnie.@ Ach, zamilcz, zaśnij!... Jeszcze tyle zostało roboty...@ Lecz ono nie zasypia i chce pieszczoty, pieszczoty, pieszczoty.@ Ach, ucichnij... Nie śni w tobie nic, ani szczęście, ni groza,@ sińce na rękach masz od kija czy od powroza,@ hańba ci patrzy z przygiętego karku,@ suknieś zniszczyło, zdarło na drodze czy na jarmarku,@ twarz - spalona, gdzie w skwarze gryzł kurz, żarły poty,@ uroda znikła jak uśmiech znikoma,@ czepia się włosów puch przelotny i piasek, i słoma!!@ Lecz ono nie usypia... i chce pieszczoty, pieszczoty, pieszczoty...@ Tulipanowy starzec Takie masz ręce chudziutkie, staruszku tulipanowy,@ szepcesz coś, mruczysz obcymi, rzewnymi słowy;@ ptaki nad tobą gędziolą,@ aż uszy bolą,@ chcą twoich włosów białych do gniazd na puchy...@ Ale ty nie wiesz, nie słyszysz nic, bo jesteś głuchy.@ Zrobili panu@ butki z czerwonego safianu,@ żabot pachnący@ i łańcuch z żywych kwiatów jaśniejący, woniejący.@ Urocznica A jaka jest, kiedy zasypiasz?... Różowa, różowa,@ jak niesłychana suknia, jak kora sosnowa,@ jak małe ręce migotliwe, pieszczotliwe...@ jak blade usta, nareszcie szczęśliwe...@ A jaka jest w tańcu?... Jak płomyk na głowie.@ A jaka - kiedy kochasz?... Tego się nie wypowie!@ Tanecznice "A czy będzie cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia tysięcy?"@ "Będzie więcej, będzie więcej!@ Mrugające oczy zasłonią, zaciemnią powietrze,@ a od stopek wiewających murawy staną się bledsze,@ kwiaty się połamią pod ciężarem oddechów, ciężkich od oczekiwania."@ "A czy będą skrzypce grały?" "Będą grały do rozstania@ jak do śmiechu, jak do łkania,@ jak złotą nitką po wstążce zielonej,@ jak przez słoneczne struny latający ptak czerwony...@ Będą grały,@ zamierały,@ całowały, dotykały... całowały, dotykały."@ Nawiedzona Nie chciała chodzić z nami,@ chciała chodzić pod rękę z kwiatami,@ a kwiatów było niewiele,@ poszły na spacer w niedzielę.@ Ogród był smutny.@ Mówiono jej: "Nie wychodź, bo ziąb dziś okrutny.@ Nie wychodź: werben nie znajdziesz, chyba aż w parowie,@ malwy i rudbekie Marysia wyniosła na głowie;@ ostatnie róże Hanka ścięła; Kasia goździk przy goździku@ rwała, aż cały bukiet niesie przy staniku;@ Jadwisia astry w koniec zebrała fartucha."@ Mówiono jej: "Daj pokój!" Ale była głucha;@ oślepła od pragnienia, po grzędach pustych jak liść migotała,@ a wichura za nią biegła, za włosy ją chwytała.@ Cudo Przynieśli ją na liściu, położyli do klatki, za pręty,@ nie wiedzieli, co jej dać, i dali jej masła i miodu, i mięty,@ i wsunęli wróblęce gniazdeczko,@ żeby miała łóżeczko,@ i trochę wody w krysztale,@ tak mało - że nie było jej widać wcale.@ A ona wstała rano, podeszła do tej solniczki,@ żeby umyć oczy, stopy i policzki...@ I śpiewała, włosem trzepotała,@ o wielkie srebrne lustro wołała;@ tłukła się o pręty, wyglądała przez dziurki@ i wołała o nożyczki, żeby przyciąć pazurki,@ o świecidełka z pudełka,@ żeby przystroić skrzydełka!@ Nikt jej nie słyszał,@ tylko ją szelest liści zza okna uciszał.@ Z cyklu: Anioły Anioły 2. Gobelin Czy można się bawić ptakami@ - jak piłkami?@ Sikorą, pliszką, wróblem, sójką, gilem@ - jak motylem?@ Skowronkiem - jak dzwonkiem?@ Kawką - jak zabawką?@ Tak czynią anioły,@ gdy chcą mieć dzień wesoły.@ Jeden poucza kukułkę, na ręku ją trzyma,@ a ona, zawstydzona, wodzi za każdym słowem oczyma;@ drugi poprawia na szaro wróble kolorowe od krzyku,@ a trzeci w każdym ręku trzyma po zwaśnionym czyżyku.@ I gdy się - choć rozdzielone - jeszcze bardziej kłócą,@ przychodzą anioły najmłodsze i łagodne im pieśni nucą.@ 4. Anioł Pocieszyciel Anioł w najgęstszym, najsmutniejszym fiolecie,@ czarnooki, czarnowłosy... Och, nie widzieliście i nie wiecie!!@ Schodzi po stopniach głęboko, głęboko, w podziemia, w podziemia,@ w mrok, w pustkę, w wilgoć, gdzie wąż prastary ciszę ślepotą oniemia.@ ...i szuka, i aż oczy czarne ze smutku w ciemności zamyka,@ szuka z rękami rozpostartymi - grzesznika.@ A grzesznik ma ręce w rubinowych pierścieniach@ i rany głębokie, i serce czarne i ciężkie... i szlocha na zimnych kamieniach.@ 7. Z pastorałki Pan Jezus drży w kolebce, śród zimy urodzony;@ czuwa trwożnie nad dzieciątkiem tłum aniołów schylony;@ Maryja@ jak lilija@ giezłem dziecko owija.@ Jeden anioł liczy minuty,@ drugi anioł do niego przykuty,@ trzeci hymn wesoły poczyna,@ że to pierwsza wieków godzina@ ludziom w darze@ na zegarze@ od Bożego Syna.@ Od światła, od gwiazd, od śniegu biją blaski.@ Daj ogrzać synaczka, Maryjo, pełna łaski.@ Anioły ze śpiewem w srebrnych zbrojach niech odstąpią, Panno święta,@ niech przyjdą chuchać na dzieciątko litościwe zwierzęta,@ bo mrozu na dworze stopni siedemnaście!@ I wy, pastuszkowie mili, do szopy prędko właźcie,@ osła i wołu przyprowadźcie blisko,@ bo wygasło do szczętu ubożuchne ognisko.@ Mróz zęby szczerzy,@ a dzieciątko słabiutkie leży@ i Maryja coraz bledsza nad kołyską.@ Od szat, od zbroi, od skrzydeł, od białych wyciągniętych rąk@ dokoła szopy - szafirowy, lśniący, niespokojny w powietrzu krąg.@ A z wewnątrz na mróz, ku gwiazdom, do góry@ płynie ciepłych oddechów słup białopióry,@ szepty litościwe, płacz urwany@ i "Lulajże, lulaj, Jezuniu kochany".@ Płaczący Ptak (1927) Płaczący Ptak 1927 Płaczący Ptak Płaczącego Ptaka na gościńcu schwytano.@ Teraz nocą płacz słychać po domu,@ szurgot skrzydeł szorujących,@ tupot szponów szukających,@ a rano@ nic nie mówiąc nikomu@ służący stary, gdy wstanie,@ sprząta pióra nieznane i krew na dywanie.@ Płaczącego Ptaka leżąc we śnie, w półprzytomnej pogrążony niemocy,@ chory, słyszeć będziesz śród nocy:@ śpi służba, śpi nad światłem zasłoniętym ogarka@ dzielna, o krótkich silnych rękach, pielęgniarka,@ a chory w gorączce wie wszystko, wszystko czuje.@ Tam, w salonie, Ptak dziobem mocnym w kącie kuje;@ w ścianie, o parę tylko - może o pięć - cali,@ jest robak. Robak światłem błękitnym się pali,@ nić snuje, która świeci poświatą cieniuchną@ jak świeca? jak oczy kocie?... jak próchno?@ Jest Ptak. Ach, i szloch słychać, co się staje łkaniem@ i rośnie w bicie serca, które będzie drganiem@ ścian, stukiem głośnym tafli w posadzkach za chwilę...@ Któż to połamał i poskładał połamane dookoła, kwitnące badyle?@ Któż to ostatnie róże z ogrodu poprzynosił nieoporne@ i liście żółkniejące, i macierzanki pokorne?@ Któż to pozbierał trupy małe z łąki,@ podeptane boże krówki, poduszone bąki,@ szerszenie o lśniących skrzydełkach i osy, i mrące@ zielonawe "księżniczki", duszki latające?@ Po kołdrze pełzają kwiaty nie kwiaty:@ wąż łąkowy, chrząszcz bez głowy@ i jeż kostropaty.@ Ręce są ciężkie, palce toną w bezsile.@ Chory przeprasza kwiaty, prosi o litość motyle,@ próbuje głaskać zastygłe od żalu księżniczki...@ ...a róże duszą go, a jeż mu kłuje policzki,@ a Ptak płacze tuż za ścianą, tak blisko, i porusza u okien zasłony...@ Pełno go... Drapieżny jest i dziki, i bijący skrzydłami, i nieutulony!@ "Niechże Ptak mi zejdzie i dziobem wykłuje mi oczy,@ niechaj tylko wiem, że jest przy mnie, że nie tłucze się już i nie broczy,@ że nocami nie lata po salach, nie rozbija się o odrzwia mosiężne...@ Niech rozkraje mi dziobem skronie i oczy krzywoprzysiężne.@ Niechże zleci na me wezgłowie rozwścieczony i groźny, i wraży,@ niech mi padnie strzałą na piersi, niech skrzydłami legnie na twarzy,@ niech zeń zetrę pajęczyny i wapno, resztki sideł ze szponów zdejmę,@ niech go tylko rękami ogarnę, niech go tylko ramionami obejmę,@ niech uściele na sercu mi gniazdo jak jaskółka przy niskiej strzesze@ - a już ja go ukołyszę, upieszczę... a już ja go uspokoję, pocieszę."@ Ręce są ciężkie, oczy błędnie szukają powieki.@ Ptak na sercu jest - to ulata miłujący - to na zawsze daleki...@ Badyle chwytają za ręce, liście tłoczą się z szelestem do słuchu...@ Pielęgniarka ma róże, róże konające z płaczu we włosach...@ i krew!... krew!... krew!... na białym fartuchu...@ Z cyklu: Podwójne klisze Podwójne klisze Zalana łąka Po łące zalanej, zalanej żalem, strumień przepływa,@ idzie kosiarz, kosiarz znużony, dźwigając kosę,@ a za nim dzieci, dzieci małe, jasnowłose,@ pędzą brodząc gąski, gąski białe i siwe.@ Po łące, łące zalanej, zalanej żalem@ płynąc, przez nurt wyrwane, wyrwane wierzbeczki o serce moje trącają gałęźmi...@ Lecz kosiarz już się rozpłynął, a kosa, kosa w namule grzęźnie,@ a dzieci razem, razem z gąskami aniołowie do domu zabrali.@ Po łące.... łące... żalem... żalem na głębokość stu wież zalanej,@ włóczy się żagiel, żagiel rozdarty, wlecze się prom, prom strzaskany.@ Coraz to mija mię jedno, jedno lub drugie, serce moje rani... rani i płynie dalej@ na oceanie, na morzu, morzu... na jeziorze pustym... na łące, łące zalanej żalem.@ Melodia Przypomina się w nocy, to się jawi, to schowa,@ cała owinięta w jedwabne, jedwabne słowa.@ Zaledwie ujmę je, zaledwie je rozchylę,@ ulatują z zawojów materii lekkiej - motyle.@ A gdy się wgłębić chcę,@ zaczynają opadać jedwabie z chrzęstem i szelestem@ i ukazuje się - jak zawsze - twoja twarz!...@ ...i budzę się z płaczem, i znowu czuję, że jestem...@ Kamień To tutaj, przez ten gąszcz; trochę w lewo, w bok, jeszcze niżej...@ Oto leży! Ktoś na nim wyrył słabą ręką płytki, szeroki znak krzyża.@ Probowano ociosać go; tam legł odłamek młotka, co się na nim stępił;@ teraz porasta mchem; cząber nań wpełza powoli, maleńka kępka przy kępie.@ Jawia mi się na obczyźnie dalekiej, gdy myślę o Polsce najmniej,@ i za nim zaraz - drogi, płoty, kartofliska, pola zorane zwyczajnie,@ jakiś las, jakieś mrugające krótką falą jezioro...@ Jawia mi się, gdy na ścieżce miłości stoję i dalej iść mi niesporo...@ Jawia mi się... Ach, w czas każdy,@ gniecie mię, przytłumia i miażdży!@ Nie podniosę go sama ani mocą żadnych przymierzy...@ ...idźmy dalej... Zostawcie go... To kamień, co mi na sercu leży.@ Rozstanie Kołysanie się klonów nic nie przypomina...@ To była - nie wiem już! - lipa? jesion? jarzębina?@ Drzewa jakieś tracące liść i całe kapiące od złota@ i rozbiegające się drogi, i pootwierane wrota,@ i tętent koni, i płacz zgłuszony tętentem, i tętent przerwany płaczem...@ ...nie, to nie były klony... Nic, nic nie przypomina!@ ...to drzewa, wszystko - one! To nie ja rozpaczam...@ Ćma To nie ślepa, puszysta ćma,@ to ja.@ Z ciemności lecę, spod jesionów, dębów i lip@ do okien jarzących, do szyb.@ Żadnej z twych szyb nie omijam,@ o każdą się rozbijam,@ tęsknię do lampy, do świecy...@ Na śmierć, na śmierć, na śmierć lecę!@ Noc Co dzień o innej porze@ noc klęka na dworze,@ gwiazdami się pleni@ i obiecuje, że się już nigdy nie zmieni...@ A potem@ ramiona rozpościera i bzem ciężko szeleści nad płotem.@ Aż z płaczem ros i słowika i gwiazd ostrych zgrzytem@ - łamie wszystkie przysięgi i staje się świtem.@ Róże I skojarzą się róże czerwone z białemi,@ ale niziutko, niziutko przy ziemi,@ i gałęzie przeplotą, i listeczki przeplączą,@ ale się już nie rozejdą, ale się już nie rozłączą.@ I zostaną zawsze razem, i rozrosną się razem wiernie,@ ale będą kryły głęboko wbite piersią w pierś, wzajemne ciernie.@ Z cyklu: Kartki miłosne Kartki miłosne Przepowiednia W ciemności obok siebie będziecie leżeli@ i rozdzieli was woda płynąca, i ogień bieżący rozdzieli,@ i rozdzielą was róże i lilie, i chrząszcze, i gąsienice,@ i ścieżki przez pola uprawne, i splątane miejskie ulice,@ i wielkie - aż po horyzont - szerokie kartofliska,@ i usta, co usta całują, i ręka, co rękę ściska,@ i przypomnienie żalu,@ i koral, co w oceanie ciepłym wyrósł na koralu,@ i kwiatowi podobna rybka w szklanym słoju,@ i zapach fijołków z drugiego pokoju,@ i obietnica kiedyś dana - kiedyś - matce...@ ...i ptak, co na swobodzie żył, a umarł w klatce.@ Ojczyzna Kraj cały zaległ serce. Dalekie stało się olbrzymiem i bliskiem,@ kraj cały zaległ serce lasem i wrzosowiskiem,@ jodłami,@ co do góry korzeniami@ w mokradle kruchym się walą,@ torfami,@ które całymi latami@ na głębokość nieznaną się palą.@ Kraj zaległ serce, z serca patrzy w oczy,@ zieleni się, płynie Dźwiną, Dryssą i Indrą, piaszczy się i obłoczy,@ z jezior wychyla tysiąc dusz, rybackimi oplątał sieciami,@ aż się sypią szczupaki i liny, i płotki... I pyta: "Czy jesteś z nami?"@ Do złota, do złota samego w sercu przez pustynię się przedziera@ i pyta: "Kogo rodzić zamyślasz - kwiecie czy bohatera?"@ Liście brusznicowe,@ łąki bahunowe,@ dyrwany cząbrem porosłe,@ brzózki do lat nie dorosłe.@ Drogi polne nieustępliwe,@ poziomeczki od piasku siwe;@ małe dziewczęta - Genowefy, Matyldy, Grasyldy, Weroniki, Judyty,@ pojące szurpate krowy z wiadra u studni rozbitej...@ Harmoniki dźwięki niezrozumiałe, po powietrzu latające,@ długie sznury burłaków u rzeki i flisy, flisy skrzypiące.@ Łąki bahunowe pod sosnami,@ dudki nieporadne nad pastwiskami,@ jesteście w duszy zamiast tej, co godziny na momenta liczy@ - zamiast miłosnej słodyczy!@ Zamiast radosnego oddania@ dokoła są mgły i w mgłach wilkołaków stąpania.@ Nie ust całowanie,@ ale jak wzbiera pod lodem rzeka - nadsłuchiwanie.@ Nie serca o serce gwałtowne uderzenie,@ ale od sosen w księżycu światła i cienie.@ Nie dorosłe do lat uczucia - jak pień zbyt wiotki,@ rozbite paciorki szczęścia, nie diament twardy, promienny... Słodki@ dźwięk słów obcych wszystkim jak imiona - Genowefa, Monika, Weronika...@ ...i nieporadna, niezrozumiała, nieustępliwa odwaga -@ jak ciągła komarów nad północnym jeziorem muzyka.@ Z cyklu: Zielona bransoletka Zielona bransoletka Grające skrzydło Skrzydło mego anioła,@ zwieszone nad tobą jak drzewo płaczące,@ odzywa się muzyką,@ kiedy je potrącę.@ A gdy zasypiasz i milczenia wzywasz,@ zrazu kryje się pozorem@ ciemności, aby później purpurowym@ i złotym rozbłysnąć kolorem.@ Powrót Jak taką wielką miłość nagle z śnieżycy wprowadzić do domu!@ ...nieład, pantofle na dywanie, porozrzucane książki, wstążki, rzeczy małe i znikome...@ Jak się z nią witać?!... Obok ziewa ktoś. Pachnie mocno cudzym kalafiorem...@ Co mówić? O co pytać?... "Gdzie byłeś?... Każdego na cię tutaj czekano wieczoru...@ ...z myślą o tobie zaczynano dzień... Serce spływało krwią, a oczy - łzami...@ ...prócz ciebie - nie było nic, nic pod gwiazdami!@ Gdzie przepadałeś? Gdyś bawił z dala, ktoś zebrał twe żniwa@ i nie powrócą!... Patrz, włosy twe - siwe..."@ Caritas Bóg jest miłosierny, aniołowie są miłosierni,@ Matka Boska ma płaszcz niebieski i nigdy nie bywa w czerni,@ święci Młodziankowie@ chodzą z wianuszkami na głowie,@ a gwiazdy im krągłe u stópek kwitną jak jaskry w rowie.@ Bóg jest miłosierny... Niech serce serca nie krwawi,@ Anioły Stróże zejdą i wszystko się nagle naprawi:@ będą ręce na włosach leżały,@ będą zmięte róże ożywały,@ będziesz miał jasne włosy, jak kiedy byłeś mały...@ Z cyklu: Kamienie Kamienie Jesień Wypatrzyliśmy oczy za jaskółką odlatującą.@ Latem stało po drogach tak upalne, tak upalne gorąco,@ od księżyca nad dachem było aż do głębi serca srebrzyście!...@ Teraz serce rozsypane po drogach leży jak liście... jak liście...@ Miłość Była podobna do śmierci - w smaku słodka, żelazna w dotknięciu,@ mówiła słowa wolniutkie w półśnie, w drapieżnym ziewnięciu;@ była podobna do głębi przybrzeżnej w wartkim potoku,@ miała oczy ciemnym mułem nabiegłe, miała włosy z wonnego mroku.@ Trzymała mię związaną za ręce, trzymała mię przykutą za barki,@ zgasiła wszystkie myśli półszeptem jak struchlałe pod czaszką ogarki@ i złożyła mi głowę - ciężką jak ołowiu głaz - na kolanie,@ przysięgając, że nie pójdzie przenigdy, że od kolan już moich nie wstanie.@ Posąg Stoi i tęskni do nas pozłotą włosów błyszcząca@ i stopy małe wyciąga do zimnych palców miesiąca,@ piołun dziś rano zebrany włożyła do fałdów sukni,@ chyli się, patrzy i szepce, pozłotą włosów błyszcząca:@ "Pójdź, stopnie takie łagodne... Pójdź... tylko szybą nie stuknij."@ Na macierzance usłana ścieżeczka miesięcznej bieli.@ "Pójdź, tylko szybą nie stuknij... Ojciec i matka zasnęli."@ Wyskoczył cicho nad trawę maleńki pagórek kreci@ u stóp, na ścieżce tęskniącej, co łukiem ramion się bieli,@ i nagle skrzydła rozwinie, i krzyknie! I - do nas wleci.@ Pogrom Rozsypały się na kruchą trawę@ myśli, spojrzenia, szelest słów nieważki;@ zabrali - drżące jak liście klonu, krwawe@ serce ze śmiertelnej porażki.@ Wyniesione stygną na drodze, gdzie gruda@ stanęła z wieczora na ranek,@ lampy, rzeźbione krzesła, kryształowe cuda,@ gobeliny, sieć lekka firanek;@ na wietrze i na szronie żałośnie łopocą@ - płachta kolorowa, chusty welon biały,@ rąbki jasne (kryjomo pieszczone przed nocą),@ zziębnięte szat obręby (całowane w mroku),@ osłony (raz widziane, jak gdyby w obłoku)@ i skrzydła...@ Skrzydła ptaków zmarzniętych, co nie doleciały.@ Jest taki błękit... Jest taki błękit - ale ja go nie widzę, nie czuję;@ jest taka gwiazda - ale ona w nieznanej orbicie kołuje;@ jest taki płomień - ale pali się tylko raz jeden, na stypie;@ jest takie szczęście - ale je oddech własny na świata cztery strony rozsypie.@ Z cyklu: Jeszcze rymy dziecięce Jeszcze rymy dziecięce Zły człowiek Biedny człowiek, który podpalił dom nasz i stodołę,@ śpi w opuszczonej budzie, deski pod nim gołe.@ Jutro pójdzie dalej, z ciężkim sercem i zmęczony niezmiernie,@ na przełaj, bez drogi, przez bajora, kamienie, nieużytki i ciernie.@ A u nas już cieśla ciosa jasne belki z co najgrubszych jedli,@ pachnie smołą - i lada chwila nowe dźwignie się osiedle.@ Dzikie gęsi "A ta gęś dzika, co leci nad morzem,@ gdy noc czarna zapadnie - gdzie się spać położy?"@ "Na morzu, na dalekim oceanie, na bezgranicznej swobodzie,@ korale rosnące z dna od stóp do głów kąpią się w wodzie.@ Codziennie na koralu z poprzedniego dnia wyrasta koral nowy,@ aż wychyną, aż wyjrzą, aż się rozgałęzią na powierzchni koralowe ostrowy.@ Tam, z krzykiem żałosnym, gdy słońce bez tchu za widnokrąg wreszcie zapada,@ klucz dzikich północnych gęsi na krótki nocleg osiada.@ Każda gęś głowę czujną nakrywa skrzydłem prawem albo lewem@ i śpią, a ciepły wiatr głaszcze je lub stroszy im piórka powiewem."@ Dzika lalka Ubrali ją inaczej niż wszystkie -@ w płoche trawy, szurpate listki,@ paciorki z bzu, paciorki z kaliny;@ pióreczka sterczały w jedwabistych włosach;@ choć zimno było, zawsze miała bose@ drobne, kwadratowe nożyny.@ Nie stało trocin - włosiem ją wypchano;@ jak gęsiareczki dalą ścierniem słaną@ musiała śpieszyć, w połowie przepasana szmatką...@ Toteż gdy przyszła na świat ledwo żywa,@ mówi od rzeczy, po nocach się zrywa@ i doktór orzeka, że nic jej nie pomoże, bo jest od urodzenia wariatką.@ Pamięci Stefana Żeromskiego Duszy najszczersze kochanie,@ serce wstrząsające sercami,@ ogniu miłości rozdartej@ coraz to głębszym łkaniem@ - jakże bez ciebie zostaniem...@ Tyś targał kajdanami,@ gdy przed wolności zaraniem@ ciężkimi spętany snami@ trwał naród. Tyś w duszach dzieci@ siał ogień, siewca uparty...@ Kto dziś ten plon dojrzały roznieci,@ jakże bez ciebie zostaniem?...@ Na naszych sercach wsparty@ - a my trzymający się społem@ twych szat - takeśmy stąpali,@ szarpani twego serca szarpaniem,@ paleni twego ognia pożarem,@ przygięci pod twego brzemienia mozołem,@ my w twym jarzmie - ty w naszych serc i ramion otoczy!...@ Pękło serce i zamknęły się twe oczy,@ a nas zgon twój przysypał popiołem.@ Jakże bez ciebie zostaniem!@ Miłości nasza... Jeśli brzemię dźwigasz jeszcze dziś, już nie dzielone z nikim,@ i tam gdzie trwasz teraz, jesteś bardziej niż na ziemi serca samotnikiem,@ jeśli walczysz, płoniesz, porywasz się całą mocą człowieczą@ na gwiazdy i na słońca, które cię kaleczą@ - o, wiedz, o, słysz, o, zobacz, jak za tobą, niby za bratem lub ojcem śród bitwy,@ idziem!... A jak święte chorągwie rozwinięte lśnią i szeleszczą@ nad nami serc naszych za ciebie modlitwy@ - o koronę dla męki, o nagrodę za męstwo,@ o ostateczne twe w imię Boga najwyższego zwycięstwo,@ o boże na twym dziele dla potomnych pieczęcie,@ o łaskę ciszy, o spoczynek słodki na sercu bożym i w Jego miłosierdzia wieczystym objęciu.@ Chory satyr Leży tam, duży i cichutki, bez ruchu,@ blisko małych chojaków, pod liśćmi łopuchu,@ a koza stara, dobra, lepsza od człowieka,@ czasami przebiegając udziela mu mleka,@ a on nie wie, czy powróci jeszcze doń... i tak sobie czeka.@ Blisko - droga i park, i rozrosłe, rozłożyste jabłonki,@ i folwark, gdzie łańcuchy, pługi, cugle brzękają i dzwonki,@ gdzie stodoła dudni od wozów i konie gubią podkowy@ na bruku nierównym, i od desek błyszczących bije dech sosnowy.@ ...a on jest taki chory i nie może podnieść głowy@ ani się rozejrzeć w gęstwinie, ani gwizdnąć, ani postraszyć dziewek,@ ani dorzucić kamieniem na zaoranym do gawronów i siewek.@ Śmiałe serce bije tak nierówno, ostygają kosmate u nasady kopyta,@ silne, szerokie dłonie są jak niemrawe drewna,@ a krew po żyłach przechodzi taka mdlejąca, niepewna@ i nie potrafi już przemóc gorączki, która po kościach zgrzyta.@ Ulatujące jaskółki żegnając się obsiadają druty;@ skowronek chciał pieśń jego zaśpiewać i drgnął - i zapomniał nuty;@ wróbel, którego hałasem zwabiła ładowna bryczka,@ z ćwierkaniem, jak z wielkim płaczem, do szorstkiego przypadł policzka;@ a sroki, z wierzchów sosen na przydrożne spadając krzyże,@ opowiadają głośno obojętnym podróżnym wieści o chorym satyrze.@ Biały sen Sen cały biały...@ - i serce, i ręce omdlały -@ ...skłania się, skłania@ od ledwie widnego świtania,@ od gwiazdy zarannej,@ od siostry dziewanny,@ od leszczyny w chmiele owiniętej,@ od figury na wzgórku świętej.@ A kto mu drogę zagrodzi@ - temu będzie jeszcze, jeszcze słodziej.@ A kto się przed nim ukorzy@ - będzie jak anioł boży.@ A na kogo zejdzie w ciszy i nie spostrzeżony wcale@ - ten wstanie jako słońce samo w niewymownej chwale.@ Kapelusz Jasny odcień płynącej rzeki,@ co u brzegu staje się płytką,@ mrugające przed snem z wolna powieki,@ ptak lecący, kwiat lekki, daleki@ - wyszyte złotą nitką.@ Cień od wstążki - aż niebieski od czerni,@ niespodziana, ogromna, różowa@ krótkiej szpilki niewidocznej głowa@ i brzeg - niski płotek z małych cierni.@ Czarownica Mam mówiącego ptaka, mam gadającą wodę,@ mam starego czarodzieja i dam ci go potrzymać za brodę;@ mam węża, co się podnosi na ogonie wśród kwiatów w trawie,@ mam dwa uczone szerszenie, które mi sypiają w rękawie.@ Mam cudownego szpaka, mam żabę i żuka, i jeża,@ mam mądrą białą kawkę, puszysty kłębuszek pierza:@ przemówi do ciebie ptak mój, gdy się najmniej będziesz spodziewał,@ a smutny smok na podłodze nogi będzie ci łzami oblewał.@ Twój sen, najpierwszy na świecie, u mnie ma swoją ojczyznę@ i u mnie mieszka radość, którąś ty wygnał w obczyznę,@ a jeśli do mnie przyjdziesz, zbrojone zmyliwszy straże,@ to własne twe śpiące serce w pudełku ci małym pokażę.@ Wierzę w cuda I ten, i ów, i jeszcze tamten, profesorowie nawet i doktorzy prawa@ mówią, że nie ma cudów... Ja jednak mogę zaświadczyć@ inaczej, bo co dzień się ze mną cud stawa:@ wdeptaną w ziemię, zmieszaną z codziennym splątanym śmieciem,@ wydobywa mię boża moc i dzierży ocaloną w swym ręku jak żywą różę w bukiecie.@ Bóg i milczenie Bóg nad milczeniem moim trwa, jak ongiś przed świata początkiem@ unosił się nad chaosu bezładem,@ a ja w mej własnej głębi, zostawiona sobie, perłę przy perle układam,@ dźwięki, kolory, oddechy, poruszenia - żadnym nie związane wątkiem,@ kolor i kształt przy głosie,@ jak w chaosie.@ I śpieszę się, i gromadzę, i u przepaści skarbów bez tchu@ pracując boję się, czy zdążę@ przygotować wszystko ku chwili, gdy jednym władczym@ słowem Bóg me milczenie rozwiąże.@ Połów O czarna Matko Boska, uwięziona w srebrnej ikonie,@ która trzymasz nad głową Dzieciątka wąskie, mocno złożone dłonie,@ spójrz na nędzę mego połowu, na dno moich podartych sieci,@ i niech z rąk Twych nagle rozwartych ptak, świetlisty cały, ku mnie zleci!@ Zwierciadło nocy (1928) Zwierciadło nocy 1928 Z cyklu: Zwierciadło nocy Zwierciadło nocy Zasypiające gwiazdy Gwiazdy zasypiające@ mają dzwoneczki srebrne,@ muzyka zlatuje światłem@ na wszystko, co jest podniebne,@ lecz w jeziorze odbity blask@ zrywa się jak za zaklęciem@ i wraca w górę muzyka@ w najsłodszym wniebowzięciu.@ Rzeka Ciemną klamrą, mostem, spięta rzeka@ od kamiennych brzegów ziarnek żwiru żebrze;@ czepia się i zapomina, czego chciała,@ i dźwiękając łzami, w świetle cała@ bieży dalej, gubiąc łzy w miesięcznym srebrze.@ Wzruszony smok Smok na łące,@ wpatrzony w księżycową pełnię,@ lśniącym pazurem grzebie@ w kostropatej wełnie;@ język mu z paszczy wypadł@ w bezmiernej zadumie.@ I chciałby śpiewać jak człowiek albo wyć jak wilk,@ lecz - nie umie!@ Księżycowy paw Żeby nie zbudzić ptaka śpiącego na gałązce klonowej,@ idźcie ścieżką okólną, brzegiem zarośli i traw:@ tam, patrzcie tylko, w powietrzu przezroczym, z pióropuszem u głowy,@ tańczy w milczeniu głębokim księżycowy, błękitny paw.@ Ogon rozpostarł olbrzymi, a blask mu na skrzydłach dymi,@ koralowe pazurki wypręża, to zaciska@ i depce woń siana i mgieł białe chuściska,@ i pije, pije, pije blask i dziobie, dziobie, dziobie w przestrzeni@ małe różowe perły, pełne księżycowych płomieni.@ Złamany jaśmin Łuk jaśminowej gałęzi przełamano na dwoje kamieniem,@ zgniecione pachnie kwiecie słodyczą skradzioną upałom.@ "Zmienisz się, zginiesz!" "Nie, jasność na jasność wymienię."@ "Trupie!" "Na gwiazdach zakwitnę jak tutaj - złoto i biało."@ Dusze Dusze obstępują dom nalany życiem po brzeg,@ śmiechem i śpiewem, i dziecięcym szczebiotem:@ krok ich na dróżkach - nieznaczny jak ścieg,@ zmywa je deszcz, zasypuje śnieg,@ nietoperz wymiata niespodzianym lotem,@ pająk w przędziwo nieumyślnie zwija,@ a wielki księżyc spojrzeniem wypija.@ Skrucha wieczoru Ogrody zakwitają w ciemności,@ jak niebo gwiazdami zakwita...@ Spadły łzy wieczoru rzęsiste,@ rosa leży głęboka, obfita...@ Oczyściło się serce dnia.@ Już dosyć! Więcej skruchy nie trzeba.@ Sznurami woni błagalnych@ kwiaty wstępują do nieba.@ Kolumny nad wodą Spoczną lecące liście@ na stawach strojnych w łabędzie,@ wyjdzie spod kolumn cisza@ i posągiem nad wodą usiędzie,@ i runie w sercu lato@ walącym się wiekiem trumny,@ a cisza westchnie u brzegu:@ "O kolumny... kolumny... kolumny..."@ Z cyklu: Pusta muszla Pusta muszla Opuszczenie Miłość naszą doczesną,@ śmiertelną, krótkotrwałą,@ Bóg wyniósł mocą swoją@ i dał jej w wieczności ciało;@ w czasie była jak motyl,@ w bezkresie jest wyraźną muzyką,@ przez której kryształ przeczysty@ boża słoneczność przenika.@ Lecz myśmy - jak puste muszle,@ opuszczone łuski owadu,@ siwa nicość naigrawa się z nas@ i piaskiem na serca nam pada.@ Miłość i obecność boża Nie wiem, czyli w szatana jestem sferze, czy pod cieniem krzyża!@ Miota mną prąd dwojaki - dźwigająca fala,@ która mię do miłości i do Boga zbliża,@ i odpływ, co od Boga i od ciebie mię oddala,@ najmilszy mój, od Boga i od ciebie mię odpycha@ i zasypia... I z falą martwą razem jak płaz jestem cicha.@ Jeśli boża obecność w nas jest tym, co ma nas zbawić,@ jeśli jest iskrą, która nas rozpala,@ jeśli jest duchem, co nami oddycha,@ jak może w obecności tej chorzeć i krwawić@ niedoskonały twór, dziedzictwo sprzed potopu,@ miłość, ostatnie z monstrów pozostałe pod błękitem stropu.@ Lecz jeśli w tępym śnie zmysłów i ducha@ z zaświata jedna miłość jak źródło wybucha,@ jeśli w pustce zarosłej sennością i zielskiem@ ona budzi człowieka wołaniem anielskiem,@ jeśli dzięki niej w głębi grubych kości i krwi gęstej zwierza@ nadprzyrodzonym biciem głos boży uderza@ - jak może moc ta, jakimkolwiek odezwie się echem,@ być nie porywem ku świętości, ale grzechem?!@ Czarne i białe O Boże, któryś miłość stworzył i dopuścił żądzę,@ i wzniecił przyjaciela, a dopuścił wroga,@ jakże, ślepy proch ziemi, dojrzę, kędy droga,@ jakże Twe sprawy poznam, zbadam i rozsądzę.@ O, niech zstąpi Twój cherub i rzeknie: "Ja rządzę!"@ - i niech przetnie świat ręką niemylną i chrobrą@ na prawdę i na zdradę, na zło i na dobro@ i niechaj wzrosną wpośród ściany i wrzeciądze,@ dzielące po wiek wieków szatana od Boga@ i zdradę od wierności, a miłość od żądzy.@ Z cyklu: Błękitny kwiat Błękitny kwiat Błękitna chwila Zniknie za brzegiem, ujdzie za skały@ żagiel, w błękicie jak skrzydło biały,@ na rozpalonym zboczu rozściele@ wiatr przedwieczorny pachnące ziele,@ niską buczyną, ostrym jałowcem@ wstrząśnie nad dzikim górskim manowcem.@ Dom jest daleko, świat jest daleko,@ za zapomnienia górą i rzeką:@ nic nam nie grozi, nikt o nas nie wie;@ ptak w migdałowym ukryty drzewie@ potrząsa skrzydłem i gwiżdże z cicha,@ zdeptany piołun wonią oddycha.@ Połóż mi rękę pod senną głowę.@ Wczoraj - zginęło, dzisiaj - jest nowe,@ jutro - pod żaglem białym na głębi@ ściga lecące stado gołębi.@ Jesteśmy wolni, jesteśmy sami@ śród ziół pachnących, pod błękitami.@ Koniki polne w kamieniach dzwonią...@ Serce zamiera jak ptak pod dłonią.@ Czas coraz pustą napełnia czaszę...@ Wczoraj - zginęło, dzisiaj - jest nasze,@ a jutra nie chcą widzieć za mgłami@ oczy zamknięte pocałunkami.@ Z cyklu: Wiersze pogodne Wiersze pogodne Zima W Anglii w grudniu bywa mglisto i zielono;@ we Włoszech róże kwitną i szare pod błękitnym niebem schną liście oliwne;@ w dalekiej Grenlandii zorze jak pogorzeliska płoną.@ U nas wszystko jest ciche, miękkie i w dotknięciu dziwne,@ puszyste, zagrzebane, skostniałe,@ białe... białe...@ Wieczorem rzuca się strzałę z papieru, by nacieszyć się jej spadaniem,@ a strzała wpada w wir śniegu, lecący nad dzwonków perlistym drganiem.@ Więc śledzisz ją, jak lata krzywo, już od puchu zimnego pierzasta,@ i, coraz mniejsza dla oczu, coraz to w ciężar urasta,@ aż nagle spada pionowo jak ołów,@ twarda, skostniała i już niepodobna do latawców, ptaków i aniołów.@ W dzień kto się kuli od mrozu i policzek ma jeden biały, a drugi czerwony,@ i czeka na tramwaj, bo się śpieszy do dziecka, matki lub żony,@ nagle dojrzy gwiazdkę jedną, drugą, trzecią - na rękawie@ i staje, a tramwaj już ruszył, i patrzy, i ogląda siebie samego ciekawie@ w gwiazdach coraz liczniejszych od pięt aż po szyję...@ I śmieje się, i idzie pieszo, i cieszy się, że żyje!@ Wiedzą o tym anioły grudniowe, o ogromnych oczach z szronem ocienioną rzęsą,@ i śpieszą się, i białymi rękami wielkie płachty śniegu ponad Polską trzęsą.@ Zabitemu Z dłoni twoich wyrosną goździki,@ z martwych oczu - bławatki,@ twoje jasne, ciężkie, ciężkie włosy@ chwiać się będą jak pszeniczne kłosy.@ Mak czerwony, mak czerwony dziki,@ weźmie twego śmiechu klejnot rzadki,@ weźmie twoich ust przedziwną mowę@ w swoje płatki miękkie, purpurowe.@ Serce twoje rozdarte od mieczy@ przenajczystsza pogoda uleczy.@ Stopom twoim skrwawionym w podróży@ biała rosa na łąkach usłuży.@ Bo wzdłuż łanów, po przebytej męce,@ chodzą z wolna, złączeni za ręce,@ chodzą z wolna i z cicha - zbawieni@ w złotych zbrojach, w bieli i czerwieni.@ Pogrzeb lata Uklękła jesień przy drodze u słupa,@ ma na silnych rękach młodego skostniałego trupa,@ spogląda dokoła, czy się go też kto użali...@ Dostrzegli ją mali chłopcy, co tam chrust zbierali,@ pokładli na piasku wiązki,@ pobiegli po zielone gałązki,@ skopali, zdeptali i las, i pole, i trawę,@ umaili martwego, sobie zrobili zabawę.@ Przybiegły gęsiareczki brudno odziane,@ zobaczyły ciało w gałęzie ubrane,@ zaśpiewały głosikami cienkimi, cienkimi,@ aż zaczęły spadać żółte liście na całą ziemię.@ I przyszła staruszeczka stuletnia, zgarbiona, skulona nieboga,@ posłyszała śpiewy płaczek siedzących nad drogą,@ przydreptała bliżej, bliżej,@ schyliła się niżej, niżej,@ cała się od stóp zapadła, cała się przygięła@ i rękami matczynymi martwego objęła.@ Powiedziała mu słowa tkliwe, tkliwe:@ "Tyżeś to, moje dzieciątko nieżywe?"@ Zwyciężone natchnienie Wisisz nade mną, chmuro, chwiejesz się, chwiejesz, pieśni,@ jak śnieg zawieszony w górze nad kwitnącym sadem czereśni,@ grozisz błyskawicami, przerażasz pomrukiem złowrogim@ i walczyć muszę z tobą jak z czymś stuskrzydłym, stugłowym, stunogim.@ Tnę mieczem, ogniem palę kształt, co się pomiędzy mną a słońcem obłoczy,@ i już sercem wiem, że zwycięsko na powrót w gardło niebytu cię wtłoczę.@ Z głębi serca (1928) Z głębi serca 1928 Z cyklu: Z głębi serca Z głębi serca Nieznane Jeszcze nie wszystko we mnie jest dla mnie znajome,@ żyję w przedsionku jak na słonecznym podwórzu:@ o gołębie moje, o klomby żółtych begonii,@ o róże... róże...@ Jest dom i korytarze ciemne i kryjome,@ i zegar, który drży jak serce i jak serce dzwoni,@ i galerie patrzące umarłych oczyma,@ i - Bóg, który jest wszędzie, jest tam, gdzie mnie nie ma.@ Duch i ciało Duch nieśmiertelny,@ zamknięty w ciele człowieka -@ nienawidzę opornej gliny,@ która mnie, więżąc, obleka;@ od wysiłku mych skrzydlisk i szponów@ rysuje się przeklęta skorupa...@ Z jakimż hymnem niebosiężnej radości@ wylecę zwycięsko na trupa!@ Nie dla siebie I można wygrać wszystko, ale nie dla siebie,@ wymodlić każdą łaskę, każdy sprawić cud,@ wyczytać ciemne jutro jak piosenkę z nut,@ wstrzymać klęskę jak wilka u owczarni wrót,@ wszystko to można, wszystko, ale nie dla siebie.@ Kończy się cudotwórstwo, gdy chodzi o własne@ klęski, u granic własnych staje włości@ i składa oręż. Tam gdzie by najprościej@ było - uczynić wszystko dla własnej miłości,@ jest się bezsilnym wobec nędzy własnej.@ Po tylu próbach - dziś jest wszystko jasne:@ z ran, odniesionych w niejednej potrzebie,@ człowiek się leczy, rzeczy martwe grzebie,@ zrzuca postacie, co dlań już zbyt ciasne,@ do nowych cudów sił szuka po niebie,@ ale ich sprawić nie może dla siebie.@ Nieświęta męka Na drogach mej boleści nie znalazłam, Boże,@ śladów krwi Chrystusowej,@ na moich cierni kolcach, w ran moich otworze@ nie było ni gałązki cierni z Jego głowy;@ uderzeń, których barki moje i oblicze@ doznały, nie sprawiły męki bożej bicze.@ Druh, który się mnie zaparł jak ów u ogniska,@ miał inne miano.@ Na śladach moich stóp krwi nie zbierano,@ nie przyszła żadna miłość przez urągowiska@ z przeczystą chustą...@ ...a na Golgocie mojej było pusto...@ Tęsknota i miłość Jeśli w tej tęsknocie zostanę,@ jeśli do końca w niej wytrwam,@ uniosę się nad wiecznością@ jak nad jeziorem rybitwa.@ Jeśli w tej miłości utonę,@ jeśli w tej tęsknocie zgoreję,@ gdy zbudzę się, Bóg nade mną@ zamiast dnia rozednieje.@ Tęsknota grobów Bóg oddechem pył przesypuje@ nad równinami,@ umarli to wiedzą pod ziemią,@ niepokojeni snami.@ Suche szeleszczą szkielety,@ przewracają się białe kości.@ "Gniecie nas wilgotny grób,@ nie masz nad nami litości.@ Duch nasz uleciał i mieszka@ daleko, w domu Boga,@ opuścił nas żywy czerw@ nieznaną, ciemną drogą.@ Leży na nas kilka stóp ziemi@ jak na piersi chorego - maligna,@ kiedyż, kiedyż przyjdzie anioł,@ co nasze groby podźwignie?"@ Obrona Chwiejna stoję, migocząca i majacząca,@ i rani mię wszystko, i każdy mię potrąca;@ ci, którzy mię kochają, gwałtowni i prości,@ nie mają nade mną litości,@ a którzy nienawidzą mnie - są źli i są olbrzymi,@ i wiedzą, że drżę przed nimi.@ Więc jedno tylko jest pomiędzy mną a grozą świata:@ skrzydła i ręce przezroczyste, z rąk i skrzydeł krata,@ leciutkie szkielety widm jak weneckie szkiełka kruche,@ kosteczki szeleszczące i błony skrzydeł suche.@ Walka Tablice nowych praw szatan ze złota wykuł:@ "Oto jest Zakon Czasu, pokłoń się, niewolniku,@ pokłoń się, plemię tchórzliwe, słabe i nienawistne,@ a ja ci jarzmo włożę i pętlę na szyi zacisnę."@ Ale myśmy powstali zgodnie i skoczyli złemu do oczu,@ a każdy z nas tchnienie boże we włosach zjeżonych poczuł,@ a w oczach bijących męstwem krył każdy zimną grozę@ na myśl o wrogu świata z gotowym w ręku powrozem.@ Wybraniec Bóg mię powołał przez ogień, przez mrok, przez ciszę;@ Bóg mię powołał... Głosy Jego surm słyszę...@ Piętrzy się fala zalewu@ od płomienia i śpiewu,@ od piorunów, które są jak snop wężów w Jego prawicy,@ od gromu, który ślepnie przy Jego źrenicy.@ Bóg mię powołał, mnie, nędzę i niewolnika,@ jak rycerzy - Bayarda i Zawiszę, jak królów - Konstantyna i Ludwika,@ jak świętych - Piotra, Magdalenę, Krzysztofa...@ Bóg mię powołał!... O, któż by się nie cofał...@ Do Wilna O miasto, twoje mury dziecku nie były przychylne!@ Pamiętam nędzę srogą na jakimś poddaszu w Wilnie@ i ciężką matki chorobę, i nudne gderanie niańki,@ i cerkwi nad miastem kopuły jak kolorowe bańki,@ generalskie srogie wąsiska, kozackie czerwone lampasy...@ ...surowe, ubogie dzieciństwo, dalekie, dalekie czasy...@ Któż ziarnka piasku policzy sypiące się z urwisk nad Wilią!@ Tyle ubiegło dni różnych, godziny i ludzie się mylą:@ Grób ojca w ziemię zapadły bez żadnych ludzkich wspominek,@ grób drugi pod sosną wyniosłą śród Radziwiłłowskich Dubinek...@ ...zgłuchł żal i krzywda zasnęła, i przeszłość osnuła zielskiem@ te groby nie połączone, te groby rodzicielskie.@ O miasto moje, nie znane mi twoje widnokręgi.@ Oglądam tylko widoki i czytam o tobie księgi:@ lasy cię obstąpiły, wilczyska ciebie obległy,@ wysokie wieżyce kościołów twoich pod niebo wybiegły,@ chmury nawisły nisko, z dzwonami kościołów się mierzą@ i północ chłodna nad tobą o każdej godzinie leży.@ Ja, która nie mam domu ani stałego osiedla,@ widzę cię myślą czasami, śród twoich dębów i jedli.@ Jak ktoś osierocony wspomina daleką familię,@ tak ja cię - dalekie - wspominam i Górę Trzykrzyską, i Wilię,@ i myślę jak ktoś wygnany, czyje przepadło i miano:@ a gdyby tam powrócić - jak by mię też spotkano?@ I myślę jak ktoś wygnany, gdy dzieciństwo wspomina ubogie:@ a gdyby wrócić - czy kwiat mi, czy kamień upadnie pod nogi?@ I snuje się z cierni różaniec, i pytają twarze męczeńskie:@ "Tam gdzie my legliśmy w męce, czy wypada ci wkroczyć zwycięskiej?@ Zbudź się z różanych nadziei i zerwij sieci omamień,@ łzami twej matki w tym mieście każdy oblany kamień!@ Tutaj marniała od troski, tutaj upadła od razów,@ leży w tym kraju twa krzywda pod dwojgiem ukryta głazów.@ Schnąć będziesz tutaj i ginąć od niewiadomej goryczy,@ bo krwi twej tu pełno pod ziemią i ona do ciebie krzyczy.@ Wróć na rozstaje, pozostań na zawsze na ścieżkach, co ślady mylą,@ nie wracaj do miasta dzieciństwa, nie wracaj do lasów nad Wilią!"@ Ja, która nie mam domu, pytam cię, stary grodzie,@ jak mi to moje sieroctwo twoje twarde serce nagrodzi?@ Jakim przemówisz słowem, zanim się z żalu rozpłaczę@ i przypadnę do zimnej twej piersi, i krwi mojej krzywdę przebaczę,@ i przebaczę dwa groby zapadłe, nieznane i rozłączone?...@ O Wilno nieznajome, o Wilno moje rodzone...@ 1929 Z cyklu: Krzysztof w służbie u diabła Krzysztof w służbie u diabła Rozmowa ze świętą Magdaleną "O święta Magdaleno,@ jaką zdobyłaś ceną@ zbawienie?"@ "Miłość we mnie gorzała,@ pożoga na mnie stargała@ urodę, kosztowne odzienie."@ "O Magdaleno płacząca,@ duszo w jaśnieniu chodząca,@ różane twe ciało i lice@ pieścili miłośnicy...@ Skądże ci się to wzięło,@ żeś w bożym raju stanęła?"@ "Byłam jak żar wiekuisty,@ gorejący śród wężowiska,@ pełzał po mnie gad nieczysty@ z śliną u pyska...@ Wąż za wężem się palił i ginął bez śladu...@ ...nie czułam... nie wiem... Kwitnę pośród Chrystusowego sadu."@ "O miłośnico zbawiona,@ próżna przed grzechem obrona:@ czart mię za ręce włóczy,@ kamieniem serce tłucze...@ Zapomniałam bożego wzroku,@ błąkam się w pachnącym mroku;@ jedwabiem - oczy ściśnięte,@ usta - pocałunkiem zamknięte...@ Na ramionach, na szyi - hańby sine ślady!@ O święta Magdaleno, przyszłam do ciebie po radę."@ "Nie wiem, nie pamiętam... Cała jestem pożogą...@ Nigdy - przedtem - nie było nikogo...@ Nie doświadczyłam, nie walczyłam, nie wiem, co pokusa...@ ...stoję u stóp Chrystusa..."@ Popiół i perły (1930) Popiół i perły 1930 Z cyklu: Dom nasz Dom nasz Storczykowe zbocze Na zboczu, które zbiega łąką w dół, ku rzece,@ storczyki stoją w trawie niby świece@ jasnozielone, złotawe i białe...@ Gdy krew zachodu gasi słońca chwałę@ i spaja niebo czerwonym zalewem@ z ziemią, gdy lekkie wzdychają powiewy@ od wód maleńkich, biegnących ku większej@ - wzdłuż zbocza, które łagodnie się piętrzy,@ wstają prosto ku złotym i białym niebiosom@ dymy woni czarownej, przesianej przez rosę.@ Od kwiatów modlitewnie zapatrzonych w górę@ biją prawie widzialne kadzidlane sznury...@ ...i czy się aż poza świat tym trybem przesączą,@ czy plączą się i kończą, rozchodzą czy łączą,@ czy wreszcie stożek tworzą, bo ich nic nie dzieli,@ czy, rozdzielone, wiszą pod niebem jak kielich@ - nie wiem... I myśl snująca wątek o tych dziwach@ kończy się w samym sercu, na sercu - urywa...@ Miodowe kwitnienie Co to w pamięci kołysze się tak słonecznie i rzewnie?@ To wiosna głęboka - to kwitnący marchewnik.@ Wyrósł ponad resztę zielska o dwie głowy,@ rozłożysty jest, pachnący i majowy;@ trzęsą nim wiatru podmuchy,@ obsiadły go pszczoły, muchy...@ Od ogrodu do ogrodu@ wieje, leci zapach miodu.@ Liście Grabimy liście w ogrodzie,@ by trawie ich ciężar nie szkodził.@ Suwają się grabie... grabie@ mocniej... mocniej, słabiej... słabiej.@ Posuwiście szeleścimy...@ ...jeszcze daleko do zimy.@ Puste miejsce Tam, na rozstaju, krzyża nie wolno było stawiać...@ za Murowanką, niedaleko Krasławia.@ Dyrwan porastał piach. Na pagórku kamień leżał.@ Cóż człowiekowi po tej pustce? Ledwie zając tam czasami przebieżał.@ Jastrząb krążył wysoko... Kwilił, kwilił, kwilił...@ Tam pusto i dziś. Tam powstańca Moskale zabili.@ Moje rzeki Indra - wartka śród spadzistych brzegów,@ Raudawizka - w łąkach ścieg przy ściegu,@ grząskie, wąskie, drobne córki bagien,@ skryte zwykle, w czas jesienny nagie@ - pamiętam was bełkocące w ciszy letniej,@ zagłuszone upalnie i kwietnie...@ I pamiętam rozlew nad rozlewy,@ zatopione brzegi, łąki, krzewy@ i czajki wiosenne, i kry, które płyną@ wszystkie do Dźwiny.@ Liksnieńska kniejka Kałuże jak wycięte ze szkła. Tutaj dech z pola nie wieje.@ Po obu stronach drogi ciągnie się chłodna knieja.@ Spojrzeniem nieuchwytnym, znajomym i bliskim@ czuwa nad nie wyschniętym nigdy topieliskiem.@ Od niskich paproci przez maliny lepkie i gęste@ nawet osik wzrok jadącego nie dosięga często.@ Tymczasem w górze, jeśli przechylić nie leniąc się głowę,@ aż w niebie tkwią rozpuszczone wierzchołki brzozowe:@ rozplótł je wicher i zostawił słońcu,@ słońce całowało dzień jeden i rzuciło w końcu.@ Patrz długo, a zobaczysz z bryczki twej, śród jazdy,@ jak brzozy swą tęsknotą budzą śpiące gwiazdy.@ Nie dla obcych Ten las, ten ogród, ten dom,@ te porosłe cząbrem manowce@ - to nie są wiersze dla was,@ to nie są wiersze dla obcych!@ Stoją tu w czcionkach zaklęte,@ grządkami na stronicach,@ ale ten, kto to żywcem spamiętał,@ tylko ten się może zachwycać.@ Mówi do mnie dzień mój powszedni,@ mówi noc od dnia samotniejsza:@ "O czym bajesz? Co to znów za jedni?@ Jakże krąg twoich widzeń się zmniejsza!"@ Krąży koło mnie zjawa,@ coś jak kocur o szarej sierści,@ coraz węższy mój widnokrąg się stawa,@ coraz zaciska się pierścień.@ I mruczy, i skuczy, i łapami powłóczy,@ śmieje się twarzą zawiędłą,@ a gdy taniec ustanie, szepce w ucho pytanie:@ "No i cóż ci się znowu uprzędło?"@ Więc przędą się brzozy szumiące@ i miedze ubożuchne,@ a zjawisko tuż, blisko, usta wąskie zaciska@ i skrzeczy: "Próchno... Próchno..."@ Takim jadem mi drogę mości,@ tak szydzi - aż nie mam siły@ i aż wszystkie tamte piękności@ na pomoc mi wstają z mogiły.@ I tka się dywan ogromny,@ przedziwny, acz zbladły gobelin:@ to, co sczezło, i to, co przytomne,@ powstaje i ściele się, ściele.@ Studnie i bagna, i jezior toń nagła,@ lniane dzieweczki i w płótniankach chłopcy...@ Lecz cokolwiek się stworzy - tytuł trzeba położyć:@ "Dla swoich - nie dla obcych."@ Rzeczułka Wodo śpiewaczko, wodo samograjko,@ zarosłaś rzęsą, niezapominajką,@ schowana w trawie, śród torfów zapadła,@ bulgocesz na dnie w swą fletnię - zajadła.@ Świergocesz szybko, niejasno, lecz zwięźle,@ w mule, pod którym piosnka twoja grzęźnie,@ pchana przemożną, nieodpartą chętką,@ by coś oznajmić - prędko, prędko, prędko!@ Znowu mam suknie i włosy dziewczęce:@ zbiegam, pod struny twe podkładam ręce...@ Na trzcinach lekkie chwieją się motyle,@ twarz potrącając, którą do cię chylę@ pośród gęstwiny, co gorącem bucha...@ O moja, o siostrzyczko, słucham, słucham, słucham...@ Wabolskie Jezioro Tam, nad Wabolskim Jeziorem,@ czajki odprawiają nieszpory.@ Jutro niedziela... W Liksnie kościół rozbity,@ w Iłłukszcie też... Lamentują po wioskach kobiety.@ Nie ma komu się modlić, nawet kleryk i ten leży chory.@ Latają czajki w przedświąteczną i słoneczną porę.@ Na ławkę, pod jesion, co tam kiedyś stał,@ przychodzi patrzeć na jezioro blady chłopca kształt:@ na boku lancę postawił,@ z ran wielokrotnych krwawi.@ Nie dba na dziurę w czole białym,@ patrzy spokojny, wyrozumiały;@ bledziutką twarzą chłonie@ kształt kościoła, co tak prędko nie zadzwoni;@ oczami pełnymi słodyczy@ wodę głaszcze, czajki liczy.@ Jakieś białe kwiatowe przelatują płatki@ - to od matki.@ Puch słoneczno_srebrny lata@ - to od brata.@ Ptaszki piszczące dyszkantem@ boczą się na czapkę z amarantem.@ Słońce z cieniów splotło wian@ nad nim - bo słaby od ran.@ (Wielu było tych, co z nim osłabli...@ Zginąć przyszło od kozackich szabli...)@ Czajki latają i kwilą...@ Pochyla się żołnierz, pochyla,@ żegna się krzyżem, o korzeń się potyka,@ na lancy się wsparł i - chciał coś rzec i znika.@ Wie dobrze pobożny, łagodny okoliczny gmin,@ że nad jeziorem czasem widny nieboszczyka polskiego pana zabity młodszy syn.@ Dwa kościoły Kościół w Indrycy, drugi w Warnowiczach,@ po dwóch stronach Dźwiny dwa święte oblicza,@ dzwonnice dwie pytające jedna drugiej:@ "Czy suma będzie krótka, czy nieszpory długie?"@ Procesje kolorowe dwie, na które słońce praży,@ i zarośnięte, rozgrodzone dwa wiejskie cmentarze.@ Cmentarz w Jurahowie Po stromym urwisku czeremcha się wspina;@ śpią w brzozowej kniejce dziedzice Baltyna.@ Płynie łąką bystry ruczaj,@ młyn daleko stuka, huczy,@ z wzgórz okolicznych pachnie las sosnowy@ i dymy lecą od Baltyna i Jurahowa.@ Cmentarzyk jurahowski klęczy po pas w trawach,@ płot - dawno obalony; bydło wchodzi bez obawy,@ pomiędzy ciasne pnie łaciate krowy się tłoczą@ i łamią bez, i brzózkom zbyt długie obrywają warkocze.@ Fujarka pytająco gwiżdże tuż, tuż za dawnym wałem...@ ...na grobie śpi z kiścią traw w pysku owca z jagnięciem białem.@ Przychodzimy o wczesnym ranku, na przełaj przeciąwszy drogę.@ "...trzeba pomóc biednym umarłym, a oni nas też kiedyś wspomogą..."@ Mamy łopaty i grabki, ciężko pracujemy schylone.@ "Trzeba oczyścić mogiłki śpiącym kurlandzkim baronom."@ Równamy ślady racic, podźwigamy upadłe krzyże...@ "I oni nad nami się schylą, kiedy śmierć się do nas przybliży!"@ Uwalana rosą i ziemią żarliwie, patrzę na bonę@ i widzę już, jak jarzą się przy mnie gromnice zapalone,@ jak płacze dom, jak ksiądz pośpiesza z Olejami,@ by ubiec ten żelazny młot, który mi oddech złamie...@ ...i - z trudem już - spostrzegam, jak gdyby przez zasłonę,@ u wezgłowia mego poważny rząd jurahowskich wiernych baronów.@ Zmora Trudno było głowę obrócić na stronę,@ wielkie lustro naprzeciwko stało zawieszone,@ wisiał na nim pled w czarną kratkę.@ Nie wiadomo było do ostatka,@ w co się zmieni, w jaki kształt,@ będzie latał czy też stał,@ milczał czy też głośno wołał@ - kiedy nożem o północy dotknie się go zmora.@ Niedziela Ganek - z lekka wilgotny od rosy,@ ślady stóp na zgrabionym bose.@ Jeszcze wcześnie. Stangret myje koła.@ Dzwony biją dalekiego kościoła.@ Już Barbara z Józią śpieszą na piechotę;@ już ich nie ma; już znikły za płotem.@ A ja mam sukienkę różową, ślicznie krochmaloną,@ i cieszę się, że święta i że już dzwoniono.@ Dwór w Dorotpolu Nad jeziorem - aleja lipowa:@ tam mieszkała pani Piotrowiczowa.@ Dwór miała rozłożysty, sad wielki i stromy,@ kiedykolwiek się przyszło, zawsze była w domu;@ nastawiała konfitur na białej serwecie@ i mówiła: "To dla was, dzieci. Jedzcie... jedzcie!"@ Mogiła Na cmentarzu w Liksnie leżysz, pośród pól,@ brzęczą wkoło kwietne łąki jak calutki ul;@ do lasu sosnowego, któryś ukochała,@ jest wiorsta niecała;@ nie pamiętam już, jak wygląda krzyż,@ pod którym śpisz,@ i w którą stronę głowę twą strudzoną@ wówczas złożono.@ Brzozy tam szumią, olchy i osiki,@ pełno jest ożyn, głogów, malin dzikich.@ Tam śpią rodzice twoi i bracia, i siostry@ i łez tam nie ma już ni łkań, ni zgrzytów ostrych,@ ani kto żywy, na mogiłach ręce łamie...@ Umarli jedni, a drudzy - wygnani.@ I tylko czasem nocą lub w południe samo@ słychać, jak targnie ktoś, zapadłą stuknie bramą@ i pośpiesznymi kroki cmentarz cały zmierzy,@ a potem głuchy stuk o płytę twą uderzy@ i niewiadomy ktoś zawoła twoje imię,@ i cicho znów... Lecz ty, o cherubinie@ cmentarzy, gdy nad krajem tym swe loty zniżysz,@ zobaczysz, jak na matki mej mogile@ w ranach i zmazach cały, ze skrzydłami we krwi i w pyle,@ duch mój - samotny bardzo - leży krzyżem.@ Gosposia Gosposia stara, jeszcze dotąd piękna,@ opowiada dziwa, że aż się jej lękam:@ jak - młoda, rosła i biała -@ służyła u rosyjskiego generała,@ jakie tam były uczty, jak płynęło wino.@ "A ja sobie chodzę", mówi, "suknia na mnie sina,@ bransolety i kolczyki,@ a dokoła pułkowniki,@ adiutanty i huzary,@ każdy tancerz doskonały...@ Oni w żarty, a ja - w śmiech..."@ "Gosposiu! Przecież to grzech..."@ Powołanie W kuchni jest czysto, pachnie mlekiem i chlebem,@ któż by mógł zapamiętać, że chodzić do kuchni nie trzeba.@ W salonie głośni goście rozmawiają do syta,@ w kuchni cicho polana dogasają pod płytą.@ Gosposia fartuch biały włożyła, odpoczywa beztroska,@ Magdalena lampeczkę poprawia przed Matką Boską.@ Siedzę na białym stole, warkocz mam potargany,@ czytam wpatrzonym we mnie "Tygodnik Illustrowany",@ Or_ota i Savitri, i nagle głos mi zawisa...@ ...i wiem, że sama także muszę zacząć wiersze pisać.@ Przylaszczki Jeden dzień - jak złoty, złoty miód:@ Donat, chłopak ogrodowy, splótł@ - co za szczęście, co za szczęście! -@ Koszyk nie większy od pięści.@ Jeszcze śnieg leży w kotlinach leśnych,@ jeszcze się o Wielkanocy nie śni,@ pobiegł w las co tchu,@ nabrał w koszyk mchu,@ póty czaił się śród olch, śród brzóz,@ aż przylaszczek garść do domu niósł.@ Zakrzyknęły w kuchni dziewczęta:@ "Ot, kto o gołąbce naszej pamięta!"@ Z śmiechem głośnym, cichym krzykiem@ wepchnęły go do pokoju z koszykiem.@ Dońka w strachu dźwiga kwiaty, skrzypią pod nim deski,@ a tam chore dziecko leży, oczy ma niebieskie.@ Dzierżawca sadu W sadzie pod jabłonią oliwną@ stoi stary, stary Żyd z brodą niby Noe,@ patrzy na urodzaj: cmoknął, głową kiwnął,@ potem na wszyściutkich palcach długo coś rachował;@ spojrzał uroczyście jak Abraham,@ machnął ręką po czymś przykrym, chociaż błahym;@ zawołał przeciągle w stronę sadu,@ zdziwił się, że nikt nie odpowiada.@ Po czym zawrócił nagle i, uspokojony,@ krokiem arcykapłana ruszył w moją stronę.@ Dawidek i jaśmin A Dawidek - pobożny, młody, poważny Żyd -@ stawał nieraz oniemiały, kiedy jaśmin kwitł.@ Zaczynały się porzeczki,@ były krzyki, razy, sprzeczki,@ spuszczano psy z łańcuchów:@ "Jaki biały!... Jak w puchu..."@ Gromiły łupieżców Łaja i Sura, i Małka...@ "Gdzie Dawid... Nu... chłopa nie ma ni kawałka!"@ Kołysaał się Dawidek,@ ani głosu nie wydał.@ Patrzył na jaśmin biały.@ "Jasny on... doskonały!"@ Kradną las Ujrzeć ich w lesie jeszcze, jeszcze raz:@ stoją między brzozami, brody mają po pas,@ oczy wielkie, niebieskie, nieszczere@ opuścili na ręce, w których dzierżą siekiery.@ Konwalie ławą bielą się pomiędzy nami spokojne i bose...@ Blisko, tuż... Boże, co się stanie, gdy oczy i siekiery błękitne podniosą?!@ Starowiery Starowier Wasyl z synami ośmioma@ skrzypiące antonówki zsypywał na słomę.@ Olbrzymim wzrostem sięgał pomiędzy owoce,@ nogi miał wielkie - w łapciach niespożytej mocy.@ Śpieszyli się synowie, pomocne olbrzymy,@ by wywieźć plon jabłeczny przed nadejściem zimy.@ Tamtejsi Jacyż to nasi tamtejsi?@ Bledsi, chudsi, lżejsi, mniejsi.@ Piechotą na jarmark idą,@ by ich podwiózł - proszą Żyda;@ służą starowierom jak parobcy,@ nie strzyżeni, niepiśmienni... Ciche owce!@ Tyfus ich dziesiątkuje coraz i cholera,@ tacy byli w mym dzieciństwie... Jacyż oni teraz?@ Dzieci ich patrzą jak blade kwiatki lnu,@ psy ich zawsze wyją, skomlą - nie znają snu...@ W kościele łanem się chylą zbitym przez grad,@ ten najszczęśliwszy z nich, co krzyżem padł;@ hostia nad nimi wzniesiona jaśnieje niezwykle...@ O święci, nieznani święci Łotwy i Litwy!@ Tamtejsze dzieci Czyście dzisiaj szczęśliwsze,@ czy lepszy dzień wam świta,@ małe tamtejsze dzieci,@ które uczyłam czytać?@ Przychodziły z Liwczan,@ przybywały z Kokiń,@ w oczach miały siwych, modrych@ spokój głęboki.@ Dawałam im elementarze,@ mówiąc: "Czekajcie, sama wam wszystko pokażę",@ a one siadały w trawie,@ czapkami, warkoczykami się bawiąc.@ Siwy ze starości bez patrzał@ na kajety od literek coraz pstrokatsze...@ Przychodziły psy - mądre, cierpliwe -@ patrzeć, jak mój zapał w cieple dogorywał.@ Zlatywały się roje much,@ coraz bardziej słabł w nas wszystkich duch,@ przez palce jak słońce przeciekał...@ Przysyłano nam chleba i mleka.@ Schodził wieczór matczyny, głęboki,@ kurz obfity nad drogami rósł@ i z wolna ku domowi, pośród młodych brzóz,@ odchodziły dzieci do Ruchman, do Liwczan, do Kokiń.@ Nasze dziewczęta Senne, łagodne łotewskie dziewczęta:@ wszystkie suknie krochmalone, żadna nie wymięta,@ chustki jedwabne, białe...@ Łąki, co przejść nie dały,@ kurz, co się stopom sprzeciwiał,@ złość cierni i igliwia,@ kundle biegnące z ujadaniem w ślad@ - przezwyciężone. Oto już wstępują w księży sad@ i orszakiem dostojnym, przy ramieniu ramię,@ idą pod kwitnącymi słodko czereśniami.@ Baby W piątek przychodziły baby po leki:@ palce miały grube, nogi kalekie,@ zakurzone siadały w korytarzu, na schodkach...@ Żyło im się ciężko w zimie, w lecie niesłodko!@ Łagodne, cierpliwe i dzikie,@ mówiły wzorzystym językiem,@ wyjmowały z tobołów chude niemowlęta...@ Pamiętam - paczki, butelki i - gardło od żalu ściśnięte.@ O byt "Chcę być koniecznie nazwany!"@ "Jesteś nieznany."@ "Tak, lecz miano me, skoro je wymówisz,@ podobne będzie jasnemu błyskowi,@ wywiedzie mię z niebytu, w którym mię zostawia@ nawet i własna pamięć." "Jesteś spod Krasławia.@ Nic więcej nie wypowiem. Będziesz w cieniu stał,@ nikomu nie wiadomy, nieznajomy kształt."@ Z cyklu: Popiół i perły Popiół i perły Biała róża Raj ten obrasta cierniem, które nie chce kwitnąć -@ przyjdą wieczór żniwiarze, cały zbiór mój wytną.@ Zasadzą inne krzewy, strojne w białe pąki:@ i śpiewające drzewo, i drzewo rozłąki,@ a w samym środku białą różę pożegnania.@ Tam cię odnajdę: będziesz stał i patrzał na nią.@ Perły Jak dziwnie - kłaść się spać bez płaczu!...@ "Czy wiesz, że nigdy, nigdy nie zobaczysz@ tych gorzkich ust, tych oczu ciemniejących,@ że nigdy dnie nie będą czarne i pachnące@ od czekania na chwilę, której czas się liczy@ spadającymi z wolna kroplami słodyczy?"@ Wiem... Sen głęboki tuż jest... Jego zjawie@ jedynej tylko w oczy chcę zaglądać pawie.@ Są w nim narcyzy chłodne i wielkie wachlarze,@ którym twarz spokojniejszą od śmierci pokażę.@ Wiem o wszystkim... Tam, we śnie, jest taka kaplica,@ gdzie nieznane świętości twarz mają księżyca,@ a wkoło nich, jak rosa, co drży i migota,@ pasmami i kołami promienieją wota.@ Tam - dźwięczne kolorami, nasycone ciszą -@ sznury łez mych ostygłych, perły moje wiszą,@ a Świętość Nieznajoma, Miłość Niepojęta,@ zważyła każdą łzę mą, o każdej pamięta@ i dzierży pod stopami swymi, swymi berły,@ całe me wypłakane serce, zmienione na perły.@ Wiem - o czym mówisz... Ale Miłość Niepojęta@ i tamto ma w swym skarbcu, o tamtym pamięta@ i trwa w migocie wotów i oczu - jednaka...@ W ten idę sen. Znużyłam się... I sił nie starczy już płakać.@ Sen Śnię, że umarłam i okiem jestem zawsze w twą duszę wpatrzonym,@ nie dbam, czy nas co łączy, i nie wiem - kto nas rozdziela,@ przenikam całą przestrzeń śpiewem jak wiolonczela...@ I wreszcie jestem - tobą!... i wreszcie jestem zbawiona...@ Miłość Przez dni jesiennych słodkie zamieranie,@ przez dymy ognisk, jarzębin różaniec,@ przez jaskółczane krótkie "do widzenia",@ które wiatr wczoraj w ciepły deszcz pozmieniał -@ proszę cię, święta i wieczna jesieni,@ niech się już moje serce nie odmienia!@ Przez liści tuman, co się w parku kręci,@ przez szron na miejscach letnich sianożęci,@ przez oddalenia i przez niepamięcie,@ przez śmierć, co zawsze jest nie do pojęcia -@ proszę cię, wierna i boża służebno,@ niech zginie serce, jeślić jest potrzebne!@ Jeśli tak trzeba i jeśli nie żal ci@ rozkwitu lata, skoś to, coś skazała@ - czy kłos, czy owoc, czy kwiat niedojrzały -@ wytnijcie ogród mój, a dom podpalcie...@ ...ale przez obietnice i przez wypełnienia,@ przez lęk miłości i mękę rodzenia@ zaklinam ciebie, o święta jesieni,@ niech się już moje serce nie odmienia!@ Z cyklu: Wiersze chropowate Wiersze chropowate Miłość Wariant II Miłość - trzeźwa, dalekowzroczna - z głębokimi bruzdami na licach@ wychodzi samotnie na niebo na kształt miedzianego księżyca...@ O miły mój, co za pustka!... o miły, co za tęsknica...@ Ani mi twarz twoja bliska, ani mi twa mowa - pamiętna,@ ani wiem, czyli gdzie oddychasz, czy biją krwią twoje tętna...@ Lecz ona - świeci, bezmyślna, bezkarna i obojętna.@ Cóż jej do nas - wieczystej, cóż jej do nas - przeczystej!@ Stamtąd, skąd wzrok jej się szerzy wysoki i uroczysty,@ nawet nie widny nasz padół, krwi naszej opar mglisty.@ O, bogdajeś sczezła, twardy nad naszą męką obrazie,@ bogdaj cię piorun spalił, mór najczarniejszy poraził!...@ Myśmy ledwo co z ran powstali... Serca nasze - skaza przy skazie...@ W piekła przepastną paszczę padł ten, co cię rozniecił,@ lecz tyś - jak maska jego - została i czar twój świeci...@ ...i wyją psy do ciebie, i skamlą o tobie poeci!@ Zasłaniasz nam - o złudo ty! - obecność bożą@ i wbrew potędze Stwórcy głosisz nam: "To ja tworzę!"@ - i trujesz nas, zbawionych... i wbijasz nam w serca noże...@ Lecz Chrystus, co za nas umarł, i z ciebie jad wytoczy,@ i będą kiedyś miliony patrzały - promienne oczy! -@ na twoją maskę strzaskaną, na zgon twój, co niebo ubroczy!@ Z cyklu: Malowanki wiejskie Malowanki wiejskie Obłoki Łagodne ręce lata, łagodne ręce lata:@ jedna - wierzbę nade mną zaplata i rozplata,@ druga - dotyka twarzy, spocząć ma na ramieniu...@ Jakie błękitne niebo przez firankę zieleni!@ Woda - tatarak wierzchem, pachnące błoto spodem,@ ani się da uwierzyć, że była skuta lodem,@ że tam, po samym środku, o grube szkło przyrębli@ tupali w szronie ludzie, przy dźwięcznych wiadrach ziębli.@ Teraz przychodzą owce, tłoczą się bok przy boku,@ a inne owce na niebie patrzą na nie, tęskniąc z obłoków.@ Pole kapuściane Pole kapuściane,@ wiejące fioletem,@ gdy przed tobą stanę,@ jak stawałam przedtem@ - nie będę tęskniła do raju@ ani do zamorskich krajów,@ ani do sławy...@ O pole łaskawe,@ o pole dorodne,@ oczy me - głodne@ ciebie jak nigdy przedtem -@ będą się tylko twoim syciły fioletem.@ Lato Rowy poziomkowe, ukwiecone rowy,@ zapach błotny, miodny, zapach malinowy,@ żuczki, muszki, puszki, słomki,@ olbrzymie ukryte poziomki.@ Warczą głośniej, głębiej, słabiej@ na dnie dźwięczne głosy żabie.@ Coś kwitnie biało, obficie.@ Trochę wyżej, dalej, w życie,@ ozywa się coś, wabi, wabi,@ coś szeleści - jak w atłasie,@ mówi słowa - jakby ptasie,@ kroki stawia - jakieś inne,@ nie człowiecze, nie dziecinne...@ Niby że się tam, we zbożu,@ do snu nie może ułożyć...@ Niby że się tam nie mieści!...@ Wabi, świergoce, szeleści...@ A jesienią - wzięto zboże,@ nic nie było na ugorze.@ `tt Z cyklu: Malowanki wiejskie (c.d.) Malowanki wiejskie (c.d.) Harmonika Ktoś, kto idzie z harmoniką,@ ciszę nagle rozgiął i zgiął,@ przeciął ją jak nożem,@ na powietrzu rozprysłą położył,@ zebrał znowu wiórek przy wiórku -@ stanął sam na dalekim pagórku...@ I tam - to składając, to rozkładając ramiona -@ dziwi się, że cisza pełna jest dźwięków zranionych.@ Mgły i słowik Późno na łące w maju@ mgły bez przyczyny wstają,@ na cienkich wzrosłe łodygach@ nie mogą się prędko ścigać:@ wyciągają tępe głowy@ do młodej brzózki majowej.@ Jedne gęstsze, inne bledsze,@ łapami gniotą powietrze.@ A na skraju z owej brzózki młodej@ słowik strąca czyste zgłoski jak kropelki wody.@ Bezpieczna godzina Po zielenią powleczonej topieli@ lekką stopą chodzą anieli...@ Czaple widać pod olszynkami,@ wodzą sennie, sennie oczami.@ Pod zieloną cienką przykrywą@ leży otchłań - mokre, duszne szkliwo -@ o tę przepaść, zimną paszczę czarta,@ stoi tafla jeziorna oparta.@ Nisko wisi tarcza słoneczna...@ Bije w górze godzina bezpieczna...@ Oddalają się głosy dalekie...@ Wieją skrzydła - lekkie, lekkie, lekkie...@ Mogiłka Stara bajka polna, wszystkim wiatrom znana:@ stała brzózka na pagórku, w trawie po kolana,@ gałązeczki rozpuściła,@ by przykryć nimi mogiłę,@ w której w łachman owinięty@ śpi zabity żołnierz święty.@ Tam, u tej mogiły, pod anielską wodzą@ śród majowych nocy słowiki się schodzą,@ zlatują się pareczkami - żalą się,@ a nad nimi gwiazdy palą się.@ Inwokacja Proszę was, brzozy znajome od Dźwińska do Mołodeczna,@ jeśli was kiedy odwiedzę, niech mi droga będzie bezpieczna.@ Poczwórnym stoicie szeregiem, szumicie poczwórnym rzędem...@ ...Dajcie mi cień miłosierny, gdy przejeżdżać będę tamtędy.@ Proszę was, brzozy znajome od Mołodeczna do Wilna,@ jeśli Bóg da na czas nadążyć - niech mi droga będzie niemylna!@ Błądziłam tyle czasu, czart mię na początku omylił...@ Jeśli przed końcem was ujrzę, raczcie się ku mnie nachylić.@ Były drogi od słońca spieczone, bez cienia pośród winogradów,@ i takie, które się później na serce wężami kładą,@ i zwycięstw laurowe szlaki, i taneczny bieg we krwi cały...@ Lecz o was jedynych myślę: "Oby się tylko ostały!"@ Spoglądam w śmierci wrota leciutko przez wiatr uchylone@ i ręce do was wyciągam na obie gościńca strony,@ prosząc, byście wyrosły, jeśli z dala umierać będę,@ po obu stronach mej śmierci szumiącym poczwórnym rzędem.@ Ballady bohaterskie (1934) Ballady bohaterskie 1934 Z cyklu: Warneńczyk Warneńczyk Władysław Warneńczyk rozmawia z ojcem swym, Jagiełłą "Jak to było, królu ojcze, w ojczyźnie waszej?@ Mówi pani matka, Sonka, że tam w boru straszy."@ "Nie straszy tam już nic ani się złe nie lęże:@ zagasł ogień nad Niewiażą, potracone węże,@ synku mój, królewiczu.@ Legł Perkunas, z kamienia ciosany, nad Dubissą,@ samem rąbał dęby święte, buki, cisy.@ Kiedym rzucił miecz i w rękę chwytał topór,@ zleciał piorun niedaleczko z niebieskiego stropu,@ synku mój, królewiczu..."@ "Czyś się nie bał, królu ojcze, bogów i boginek,@ nie żalć było świętych drzew, płynących doliną?"@ "Bóg twój i mój, Bóg Polski, rządził mą prawicą,@ patrzał na mnie, Jezus Chrystus pozłocistym licem,@ pogoda wchodziła w serce, lęku pierzchała pokusa...@ Mniej się lękałem Perkuna niż nowego Boga, Chrystusa,@ synku mój, królewiczu!"@ Zabawa Władysława Warneńczyka "Będę się bawił sam, zostaw mię samego, piastunie.@ Kaźmierz jest jeszcze mały, zabaw mych dzielić nie umie.@ Daj mu piasku i wiórów: do wieczora będzie zajęty.@ Zawołaj niańki do niego. Na miasto idź sam, bo dziś święto.@ Ustawię Turków za drogą... Ta droga - to będzie rzeka.@ A tutaj stoi Zawisza, dopiero się w pancerz obleka.@ Gwiżdże nad wojskiem wiatr, łopocą polskie chorągwie,@ błyszczą na łąkach jeziorka okrągłe jak wina stągwie.@ Król rzymski, Zygmunt, się cofa, następuje srogi Amurat...@ I zginie mężny Zawisza, chyba że ja zdążę zza góry.@ Jesteśmy wszyscy silni, jesteśmy wszyscy młodzi...@ Król rzymski w cieniu nocy uszedł i zniknął jak złodziej.@ My nie ujdziem, pośpiech rumaków naszych kamienie słyszą,@ zdążym, zdążym... i Węgry z nami... Trzymaj się chwilę dłużej, Zawiszo!"@ Kraków oczekuje powrotu Władysława Warneńczyka "Jakież to światła, jaka to wrzawa?"@ "Czekamy na króla Władysława."@ "A po cóż ten orszak przygotowany?"@ "To - matka jego, a to - możne pany,@ tu - ulubiony jego koń, tam - psy, a ówdzie - sokół...@ Cóż to wam, panie, że łzę widać w oku?@ Coś z Węgra, może z Hiszpana lub Niemca,@ dość, że postawę macie cudzoziemca."@ "Nie Węgierem ja ni rycerz niemiecki...@ Wracam z niewoli tureckiej...@ Och... Na galerach wiosłowałem ci ja@ i mniej zaznałem chleba niźli kija..."@ "Macie tu miód i ser, i słodki placek...@ Żeście są smutni, widzim to, rodacy."@ "Wzięto mię za trupa, gdym przy wiosłach ścichł,@ Turczynka mię ocuciła, a wykupił mnich.@ I wieziono mię żywego wpół na północ,@ czasem koniem, czasem mułem, rzadziej - czółnem.@ Ach!... ludzie dobrzy... Świateł wiele tu, a w oczach - czarno...@ Byłem pod Warną."@ "Wiemy, zginął cały mnogi lud, kwiat cały męski,@ ale król nasz, król nasz uszedł klęski;@ przychodzili tu pielgrzymi z dalekiej Budy,@ powiadali: wraca król, ocalony cudem!"@ "Pod Warną byłem. Nikt grobów nie kopał,@ hufiec skrzydlaty ptaków nad nami łopotał,@ psy dzikie gryzły ścierwo końskie, ludzkie ścierwo,@ chorągwie porzucone wiatr jak kwiaty zerwał@ i targał je po cierniach, i nurzał je w piasku,@ i złotogłowiem ich głaz morski głaskał.@ Na ręku zbója schwytanego, obrosłego sierścią,@ widziałem..." "Co?! Przez Boga - mów..." "Królewski pierścień."@ Z cyklu: Żałosne pieśni o Barbarze i Auguście Żałosne pieśni o Barbarze i Auguście Dubinki - 1535 W Dubinkach, nad zamkiem wysokim,@ tam żeglują przeczyste obłoki,@ w maju kwitnące;@ tam słowiki płaczą w bzach rozrosłych,@ tam żeglują sowy niby posły@ od jeziora do miesiąca.@ W ogrodzie kalina stoi,@ rosę ma na listkach swoich,@ w lekkiej zadumie...@ Po ścieżce, w wilgotnym chłodzie,@ Basia Radziwiłłówna przechodzi,@ sukienką szumi.@ Piastunka za idącą goni.@ "Do jeziora zbiegła! Już po niej...@ Rybacy mili,@ nie szła tędy moja panienka?@ Okrutnie się o nią lękam...@ Czyście jej nie widzieli?!"@ "Płynęła ku słońcu łódką,@ zachód przed nią gasł pomalutku,@ czerwony cały;@ miała światła we włosach pełno,@ sukieneczka z jedwabiu i wełny@ na niej jaśniała."@ Brzegi wody bagniste się trzęsą,@ porośnięte czernicą i rzęsą,@ złe i zdradliwe...@ Piastunka u wody samej@ niespokojnymi słowami@ jak czajka wzywa.@ Wilno - 1545 "Odejdźcie, późno już... I rękę moją puśćcie,@ panie mój miłościwy, Auguście.@ Zaszło słońce: Antokol gaśnie i gaśnie na ręku waszej@ królewskiej mości pierścionek.@ Pyta mię król, czemu oczy tak trzymam spuszczone?@ Pierścienie pana mego oglądam... Niestety!...@ Ten z perłą - od nieboszczki, małżonki królewskiej, Elżbiety.@ W trumience swej zasnęła tak niedawno, taka młoda;@ swój pierścień August król na wieczność tej zmarłej oddał:@ ściska ona go teraz w paluszkach zziębniętych...@ Pyta mię król, dlaczego usta blade mam, a oczy zamknięte?@ Nie wiem - dokąd ucieka krew, gdy zbiega z twarzy,@ nie wiem... Lecz w oczach czuję łzy, które się stoczyć nie ważą,@ pełne mam serce łez i oczy pełne żalu...@ ...piękna była, z twarzą czystą świętej, której grzech żaden nie skalał.@ Mówiła do mnie raz z tym licem tak podobnym przezroczystej chuście...@ A teraz żal mi... Wasza królewska mość niech raczy me ręce puścić!@ Odejść mi czas do matki... Więc dobrze... Czasem o zmroku@ opada z pamięci ciężar, w który czas - siepacz ją okuł:@ wszak dziewczęciem młodziutkim weszła na tron Elżbieta, królewska żona...@ I ja byłam dziewczęciem nie wiedzącym i czystym jak ona.@ W ogrodzie naszym róż i bzu, i pełno było malin...@ Brat mówił: dziś zarosło wszystko i muru kawał się zwalił@ na ławkę ulubioną mą... Wasza królewska mość wie, że po zgonie małżonka mego, Gasztołda,@ ukryć starałam się i nie szukałam tak jak inne - hołdów...@ Los chciał inaczej. Nie każdej dano jest tak czystej zstępować do trumny...@ Żal mi, żal... Niechaj mię pochowają obok niej, gdy umrę!"@ Piotrków - 1548 "Powiedzcie, senatorowie, panom szlachcie zebranym w Sejmie,@ że tego, o co mię szarpią, żaden człowiek mi nie odejmie,@ żem obiecał na życie całe, słowa męskiego świadom,@ jako małżonki mej nie opuszczę jawnie ani odejdę jej zdradą.@ Wstyd wam, wojewodowie, sławni Korony rycerze,@ paktów radzicie dochować, stać przy zawartych przymierzach:@ jakoż mi wierzyć będziecie, jak ważyć królewskie słowo,@ jeśli przysięgi, danej małżonce mej, nie dochowam?@ Dziwny mi, waszmościowie, wasz sąd o ludzkim sumieniu...@ Gdym na tronie jest, azali już się człowiekiem nie mienię?@ Odkądże to widziano, jaki naród taką wiarą się chlubi,@ że co człeka prostego hańbi, tym król grzesząc, duszy własnej nie gubi!@ Przystojniej by wam było, skoro przed sądem mię macie,@ byście, panowie duchowni, po mej stronie stali w Senacie.@ Uszom mym prawie nie wierzę albom jest ślepiec lub głupi:@ przeciwko bożemu prawu i cnocie - radzą biskupi!@ Uciszcie się, waszmościowie, i wstąpcie w serca wasze,@ bo August serca nie zmieni ni król się gróźb nie przestraszy.@ A jeśli na sztych iść mamy - to, przez naród mój opuszczony,@ raczej niż czci i małżonki - wolę pozbyć waszej korony!"@ Wilia koronacji - 1550 "A może ja będę zdrowa?"@ Będziesz królową.@ "We włosach - co to? Nitka srebrna..."@ Szata piękna na jutro potrzebna.@ Ból, co przeszywa, lice, które bledną...@ "Już pozostało tylko to, to jedno!..."@ Rana okropna - tak długo w ukryciu...@ "Niechaj wygładzą skazy w aksamicie."@ Byle nie upaść, nie omdleć na progu.@ "Jutro - korona... Nic więcej nie mogę!"@ Z cyklu: Czarniecki Czarniecki Czarniecki idzie na Krym Pawołocz, Biała Cerkiew i Korsuń zostały w dalekiej łunie,@ rozsypał się żołnierz po stepie, zataili się w jarach rezunie...@ "Cicho! Owińmy słomą i wojłokiem grubym kopyta.@ Panowie, do siodeł! Już czas... Noc jest ciemna, droga mgłą okryta...@ Pomyślne gwiazd aspekta powodzenie wyprawie wróżą...@ Na koń! Nim miesiąc minie - wrócimy z tajemnej podróży."@ Siedli na koń; lunął deszcz i po trawie uschniętej chlastał.@ Ruszyli, prowadził znający ścieżki towarzyszy dwunastu.@ Spieszyli co pary w koniach, przesiadając się na idące luzem.@ Sam Czarniecki! Nie było snu ni dla zmęczenia czyjego ekskuzy.@ "Choryś, waść? Trudna rada: wronyć samotnego rozdziobią.@ Ustajesz? Zostań... Zaniesiem za powrotem o tobie rodzinie żałobę.@ Nie śpiesznoć? Ojczyźnie śpieszno brać zwycięstwo i rany goić!@ Krym - tuż. Chan tatarski, próżnując, z ordą nieczynną stoi."@ Spuszczali się orłom podobni z gór na półwyspu nizinę;@ z błękitnego morza żaglowiec na jadących wesoło skinął;@ spostrzeżono ich z namiotów tatarskich, krzyk powstał śród obozowisk:@ "Jadą, jadą obcy rycerze, ziemi północnej posłowie!"@ Kijowski pan wojewoda, Czarniecki o sępiej twarzy,@ pił kumys i gadał na radzie: słuchali pilnie Tatarzy.@ Słuchał krymski posępny chan i chan bitnej ordy budziackiej@ i wracając, dwadzieścia tysięcy Tatarów wiódł oddział lacki!@ Tratowali stare burzany i młodziutką, wschodzącą trawę,@ sławili śpiewając Allacha, sułtana i króla, i sławę...@ Wspinały się kare konie i stawały dęba siwe,@ a Czarniecki jechał na przedzie, dłońmi oczy od słońca nakrywał.@ Z cyklu: Wiersze belwederskie Wiersze belwederskie Modlitwa Niech - jeśli drogi nie wie -@ zstąpi na niego zarzewie@ Ducha,@ niech, stojący sam na rozstaju,@ głosów mylnych, które wołają,@ nie słucha.@ A jeśli nasępiona ohydnie@ noc nad nim się nie rozwidni,@ niema i skąpa -@ Ty krzewów płonących aleją@ ukaż mu wieczyste koleje,@ kędy sam stąpasz.@ Gdy ku Golgocie wzwyż,@ dźwigając wraz z Tobą krzyż,@ iść pocznie pochylony,@ a motłoch się zwierzęcy pokwapi@ i tłumy napłyną gapi@ jak głodne wrony -@ Ty od pazurów drapieżnych@ osłoń go szatą śnieżną,@ ukryj i pokrzep!@ Niech Weroniki chusta@ i jego skrwawione usta -@ jak Twoje - otrze.@ Z cyklu: Służące Służące Agatka i pekińczyk Służyła Agata u pani@ i wszystko spełniła dla niej...@ Od rana do nocy sprzątanie.@ Herbatę parzyła ciągle,@ szorowała garnki i rondle.@ Nie chodziła na spacer - bo skądże!@ Na rozbitych dreptała stopach@ i robiła wszystko na opak,@ nie wiedziała - co mendel, co kopa.@ I był piesek śliczny na ręku,@ co się w domu nikogo nie lękał,@ kędzierzawy - istna panienka.@ Kudełki jasne na oczach,@ ogonkiem wesoło toczył,@ zaraz szczekał, jak tylko co poczuł.@ Nie chciał na dwór, bo lękał się stróżki,@ z mleka zjadał same kożuszki,@ miał puchowe dla siebie poduszki.@ Nie lubił pana ni dzieci,@ tylko do kuchni poleciał,@ do Agatki, do rondli, do śmieci.@ Nic nie szukał, nie węszył po kątach,@ tylko patrzył, jak drepce, jak sprząta@ bóstwo miłe - Agatka służąca!@ Oczy piękne otwierał na nią,@ ze zdziwienia na nóżkach się słaniał,@ że jej płomień jasny się kłania,@ że Gorącem i Światłem rządzi,@ że śród smaków i zapachów nie zbłądzi -@ snuł wielbiące myśli jak kądziel.@ Urzeczony jej nucenia muzyką,@ lekko skraju fartucha dotykał@ ciepłym końcem falistego języka.@ O Hani, co się zabiła Była szósta godzina@ (spadła młodsza z drabiny).@ Podłoga jasna, śliska,@ cała się aż połyska;@ świeci biały czepeczek,@ krew jej ze skroni ciecze.@ Zbiegli się domownicy,@ palą przy niej gromnice.@ Ktoś po doktora dzwoni.@ Stróż powiedział: "Już po niej!"@ Kucharka pędem leci.@ "Idą - pani i dzieci!"@ Weszła pani i pyta:@ "Oj, Haniaż to zabita?"@ Klęka przy niej na ziemi.@ "Może się co odmieni...@ Poślemy wraz depeszę,@ niech się swoi pośpieszą.@ Powiedz nam, pókiś żywa,@ jak się twój dom nazywa,@ jaką posłać wiadomość,@ co powiedzieć i komu,@ kto na twe zawołanie@ przyjedzie, biedna Haniu?"@ "Niechaj się nikt nie troska!...@ Nędza zowie się wioska,@ a gmina moja Krzywda...@ Na nic się list nie przyda...@ Nie przyjedzie nikt z domu...@ Niepotrzebna wiadomość...@ Tatuś poległ z Moskalem,@ brata Niemcy zabrali,@ siostrzyczki obie małe@ dawno ziemia schowała...@ Mama już ze trzy lata@ co noc do mnie kołata:@ ja na klucz drzwi zamykam,@ ona przez drzwi przenika...@ Suknią po kuchni pluska,@ świeci jak srebrna łuska,@ siada u mnie na łóżku,@ wciąga za sobą nóżki.@ Włos jej pachnie jak żywy,@ oczy mi nim zakrywa...@ Głos jej zawsze ten samy...@ Nie trzeba telegramy...@ Nie trzeba Pogotowia...@ Już przy mnie aniołowie."@ Z cyklu: Obrazki z podróży po Czechosłowacji Obrazki z podróży po Czechosłowacji Wycieczka do Drezna Z najgorszych nocy zrywa się człek@ jak kot, co spadł na jezdnię.@ Już Sehensw~urdigkeiten mam@ po same uszy w Dreźnie.@ Przez dziewięć godzin chodzi się,@ to znowu się przystaje:@ Szyllera domek, Weisser Hirsch,@ die Gruft i Rumpelmayer.@ Kamienne faunom podsuwa usta@ Wenus wdzięcząca się w parku.@ O, gdyby można zdzielić Augusta@ Mocnego po złotym karku!@ Ogromny Anglik niesie koc,@ Angielka - bedekera.@ Przed sztalugami kopistów rój@ pot krwawy wraz z farbą rozciera.@ Choćbyście cały boży dzień@ i przez noc do rana tarli,@ nie wstaną żywi z waszych płacht@ mistrzowie dawno umarli.@ Przed Madonną Sykstyńską Siedzą ludzie zmęczeni pod ścianą,@ ciszy słowem żadnym nie mącą,@ patrzy na nich dziewczę_madonna,@ usta zaciska drżące.@ Gwiazdy czarne rozwarła szeroko,@ niemowlę trzyma mocno...@ Niechby krzyknął ktoś, zapłakał ktoś@ - co matka z dzieckiem poczną!@ Wyszła młodziusieńka z ogrodu@ rajskiego ukrytą furtką...@ Wpatrzył się w nią robotnik niemiecki@ z łataną na łokciach kurtką,@ siwy profesor, panienki dwie@ i grubas, co głośno sapie,@ i ja, i święta Barbara też,@ i Sykstus, wielki papież.@ Konduktor Konduktor Czech się nie gniewa,@ żeś cudzoziemiec:@ poda ci przez okno bagaże@ i drogę w rozkładzie pokaże@ po całej ziemi.@ Ma bliznę białą przez twarz.@ Jeśli mu koronę dasz@ za jego dobroć@ - będzie życzył ci, byś był szczęśliwy,@ a oczy jego z siwych@ staną się modre.@ Spyta się o hrad Warszawa@ i będzie ci rady dawał,@ co i jak zwiedzać,@ i szeptem szczęśliwym opowie,@ jak bywał w Stanisławowie,@ od Czech o miedzę.@ Pyta, kiedy wracasz do domu,@ i mówi, że ma mały domek@ pod Brnem Morawskim...@ I stojąc przy oknie jak bracia,@ patrzycie, jak krajobraz odwraca@ swoje obrazki.@ W podróży Kopią kartofle na polu takim jak nasze:@ bruzdy długie, długie, wioska - niedaleko,@ z wozem koń pociągu się przestraszył,@ pędzi nad rzeką.@ Nic obcego nie ma tu... Że zamieciono@ - to bywa także u nas, nawet w Wileńszczyźnie!@ Idzie półnagi chłop, maleństwo niesie żona...@ Stacyjka jakaś po Pilźnie.@ Wspina się bór na pagóry, pagóry galopują zielone,@ pociąg szybkość podwoił, jak by tęsknił, jak by za granicą miał żonę...@ Zaraz granica niemiecka: żandarm bystro i uprzejmie patrzy.@ Wszystko jak u nas. Czy za chwilę będzie inaczej?@ Słowik litewski (1936) Słowik litewski 1936 Z cyklu: Słowik litewski Słowik litewski Słowik litewski Pan słowik na gałęzi jak w dzieciństwie,@ w puszczy nadniemeńskiej czy dźwińskiej,@ a nad nim leszczyna czy bez, czy jaśmin,@ tak jak zawsze, tak samo właśnie.@ Liść czy dwa zakołyszą się nagle bez wiatru:@ to ptaki uleciały lub siadły.@ Padają krople wilgoci w dół...@ ...słowik w pół słowa milknie, pieśń ucina wpół.@ Śpiewaj dalej, słowiku, śpiewaj tylko dla mnie:@ ja twą pieśń opowiem, ani słowa nie skłamię,@ przepiszę ją świeżą na czysto,@ pytającą, zapłakaną, perlistą.@ O mogiłkach zapomnianych słowa powtórzę:@ jakie tam krzyże upadłe, jakie zdziczałe róże;@ o łączce niebieskiej z kładką na leśny brzeg,@ o jasnowłosym chłopcu, co przez len kwitnący biegł.@ O lnie, co się pokruszył, na nitki się rozdzielił@ i jak zeń było płótno do trumien czy na wesele...@ O kolebeczce kolebanej, o murowance malowanej,@ o piołunie, co leczy gorycz, o krwawniku, co goi rany.@ A śpiewaj coraz dalej, za wszystkich się wypowiedz,@ co dławiącej ich tęsknoty nie potrafią zawrzeć w słowie,@ co wyszli z puszczy - ludzie puszczańscy -@ niezwyczajni służby jaśniepańskiej.@ Co gryzą w zębach przekleństwa i modlitwy...@ Za moich, za mnie, słowiku z Litwy,@ za nas poszarpanych granicami...@ Za nas, serce nasze, słowiczku, kochanie.@ Grób w Dubinkach Jezioro pluska i pluska,@ a na mogiłkach pustka,@ kalina dokoła krzyża@ jagody dojrzałe zniża.@ "Zniżałaś je wiele razy,@ stojąc tu przy mnie na straży,@ patrzyłaś w wodę jak w lustro,@ za każdą rybką, co plusła,@ za każdym nowym miesiącem@ coraz bardziej się rumieniąca.@ A pod chwiejbą twoich korali@ mój się proch rozsypywał dalej@ i ów robak, co serce mi przeżarł,@ dziś - jak ja - rozsypany leży...@ ...i już więcej spróchniałe nie tną@ gady sukni mojej pośmiertnej...@ Całam lotna i całam już chybka,@ z lekkim piaskiem łączona szybko.@ A w mej trumnie, co się kruszy i łamie,@ sam zostanie w końcu tylko kamień.@ Ani robak go stoczyć nie mógł,@ ani ziąb go zimą nie przemógł.@ Głaz ten miałam za życia u szyi@ i pozostał, gdy mnie martwą myli,@ i pozostał, i na sercu ciężył,@ gady, trumnę i proch mój zwyciężył.@ Wyrósł wielki i grób mój rozkruszy,@ gdy mną wiatr będzie miotał i prószył@ po sosenkach i grykach, i żytach,@ po bezdrożach i drogach bitych."@ Grób dubiniecki Leżała matka w grobie nad jeziorem,@ myślała o córce, że już i na nią pora.@ Mówiła do brzóz, do wierzb, do jaskółek:@ "Jakie to dziecko nieczułe!@ Odeszła mię jasnowłosa, dwuletnia,@ z głosem cieniuteńkim jak fletnia...@ Zostawiła mię w tym piasku dubinieckim.@ ...niedobre, bezmyślne dziecko!@ Trzepotała się po świecie obcym,@ daleko od tych grobowców."@ Chmura nad mogiłkami przechodzi,@ szepce, że już wiozą ją w łodzi,@ że z dalekiej, przegranej bitwy@ wraca martwa w trumnie na Litwę...@ ...że granice od Polski nareszcie otwarte@ dla niej, dla tej umarłej.@ Jesienna gruda U nas, daleko, o tej porze@ mróz ziemię grabi, ziemię orze:@ stoją kanciate, suche, próżne@ na wszystkich polach wszystkie bruzdy.@ Przyprószył śnieżek tu i ówdzie@ ruń wybujałą, lód na bruździe.@ Ptak, zaskoczony dziwem owem,@ pazurem stroszy sobie głowę.@ Wiatr przytupuje dla odwagi@ na polu zimnym, polu nagim:@ spojrzał, odmierzył, tnie jak rózgą@ ptaka nie ptaka, ruń nad bruzdą.@ Ktoś - koń nie koń, uzda nie uzda -@ już się przewalił! Mknie po bruzdach...@ To nic. To tylko ja, skrzydlata,@ tutaj przelatam, tu przylatam.@ Inna jesień Jarzębiny koralowe głaszcze@ jesień tutejsza,@ a ja rwę na rżyskach strzępy płaszcza,@ coraz smutniejsza.@ MIedzą idę, co nie znała kosy,@ w las się zapuszczam...@ Cóż, gdy całkiem innym wabi głosem@ litewska puszcza.@ A czy bór ten nadniemeński będzie,@ miński czy dźwiński@ - jego czar taki ciężki pamięci@ jak kamień młyński.@ Całe moje życie postawione@ na onym głazie...@ Tych gałęzi, tych gałęzi zielonych@ nic nie wymaże.@ Wezwanie O Litwo, o ojczyzno,@ teraz się do mnie przyznaj!@ Niczyją, z gniazda wypchniętą,@ tutaj mię przygarnięto.@ Najlepsze, wybrane ziarno@ dostawałam w Polsce za darmo.@ Siałam ziarno w ziemię uprawną@ w dzieciństwie, w młodości, niedawno.@ Weszło pole całe pozłociste,@ złociste, kłosiste, faliste.@ Ubrałam się z tego żniwa@ jak monarchini prawdziwa.@ Lecą ptaki ze wschodu, z zachodu,@ pytają, jakiegom rodu.@ O Litwo, o ojczyzno,@ teraz się do mnie przyznaj!@ Do Litwy Na innej ziemi zostawiłam ślad,@ znak mój wyryłam na nie naszym spiżu,@ byłam jak posiew, co wschodzi, gdzie padł.@ Ty mię, o Litwo, racz wspomnieć choć krzyżem,@ niech moje imię na tym krzyżu stoi...@ ...bo byłam twoja.@ Otom podobna jest monecie płonej,@ kto mię w obiegu ma - czysty trafunek.@ Ale na zawsze na niej utrwalony@ twój, ojczyzno moja, wizerunek.@ A ty - choć twarz twa piękna, a ja licha -@ mnie nie odpychaj.@ Po wszystkich krajach synów masz, ojczyzno,@ a każdy twoim znaczony stygmatem,@ i czy się przyznasz do nich, czy nie przyznasz,@ oni twe imię wywyższą nad światem.@ Z nich nikt nie zdradził cię, żaden nie zwątpił@ w twoją chorągiew.@ Cierniem nosiła pod zaciężnym hełmem,@ nużył mię broni szczęk, gniótł pancerz ciężki.@ Twój len, twe zboże, owiec twoich wełna@ snem moim chwiały po bitwach zwycięskich@ - nie obok konia na żołnierskiej derce,@ lecz na twym sercu.@ Bo mi się jawiasz cała w szumie wód@ i warkoczami brzóz powiewasz ku mnie...@ Jeśli nie zdążę żywa do twych wrót,@ daj mi powrócić na twój cmentarz w trumnie.@ Otwórz granice jak ramiona białe,@ bom cię kochała!@ Oto księżyca lśni w jeziorze maska@ i dubiniecki w górze stoi zamek:@ po tym jeziorze daj mi wnijść po łaskę@ i pozdrowienie przyjąć jak sakrament,@ wszak do dalekiej tyś także, o miła,@ zawsze tęskniła!@ Stań, wesprzyj dłonie o graniczny słup@ i nie broń trumnie, kiedy w niej przypłynę,@ bo na cmentarzu jest w Dubinkach grób@ zawsze gotowy dla mnie i gościnny.@ Wie każde drzewo, woda wie i trawa@ o moich prawach.@ Bez praw, bez ziemi własnej, bez imienia,@ niech dom i ziemię po zgonie odzyskam.@ ...a lny i zboża niechaj się rozplenią@ i kamień skryją, gdzie ono nazwisko@ już raz wyryłaś i znowu potwierdzisz@ dla mnie po śmierci.@ Z cyklu: Gromnice i wilki Gromnice i wilki Wilki Nad ciemnościami światło się roznieca.@ Wyje wilk, wyje wilk na gromnice,@ a zima ściska, ściska rękami obiema...@ "Umarł, umarł.@ Nie ma, nie ma..."@ Zamknięte to dla rozumu,@ ale widoczne dla tłumu:@ umarł, a światło nad nim@ wiekuiste przyświeca.@ Umarł, a świeci w płomieniu@ i rozum tego nie zmieni,@ nawet jeżeli pieśń zmilczy,@ zagłuszona wyciem wilczym.@ Wilki pustoszą okolicę.@ "Umarł, umarł.@ Nie ma, nie ma..."@ Wyje wilk, wilk wyje na gromnice.@ Na Gromniczną O Panno prześliczna@ Gromniczna,@ po ogień Twój święcony,@ wiszący nad woskiem gromnic,@ przez las kolący i wyjące wilki@ idę bez wszelkiej obrony:@ nie módl się ani się przyczyniaj, ale tylko@ wspomnij.@ Ty, coś rodziła dziecię bez ognia i dachu,@ a przez ucieczkę uszła od zamachu@ i potem całe życie wyczekała w lęku@ na Syna mękę...@ Ty, coś chodziła między śmiertelnemi@ najbliższa ziemi i najdalsza ziemi@ - mnie, płomienia szukającą w bladych świecach,@ od napadu zbójeckiego nie chroń,@ ale mi gromnice dalekie w jutrznię wyraźną rozniecaj@ nad mgłą szronu, nad zawianą między chałupami sanną.@ ...i nie módl się, Najświętsza Panno,@ gwiazdo szczęśliwego, krótkiego konania,@ dla mnie o obronę ni pociechę,@ nie módl się, zorzo łask, nie osłaniaj,@ tylko - wspomnij.@ Wilk Gromniczny Szła Najświętsza przez bór Panienka,@ miała płaszcz błękitny, białą sukienkę@ i szło wilczysko chytre, przyczajone, przemarznięte,@ za Panną Świętą.@ Wilka szukali z kłonicami,@ jak go znajdą, kości mu połamią:@ zeżarł zeszłej zimy cielę białe prześliczne@ w samą Gromniczną!@ Spotykają chłopi Świętą Podróżną,@ zdejmowali czapki, patrzą - na próżno.@ "Wybacz nam, Pani Wspaniała,@ czyś wilka nie widziała?@ Zjadł on sierotce Jasi jagnię chude,@ zagryzł wołu w stajni i psy po budach:@ Wielka Twa łaska, Matko, straszna jego ohyda,@ więc nam go wydaj!"@ "Anim go szukała, ani go wydam.@ Patrzcie lepiej po sercach, to się wam przyda,@ bo tam to właśnie, a nie wśród leśnych ścieżyn,@ wilk leży!"@ Poszły rosłe chłopiska milcząc do chałup.@ Ogląda się Panienka po śniegu białym,@ ogląda się wszędzie, aż spod płaszcza jej milczkiem@ wylazł łeb wilczy!@ "A tuś mi, dławco jagniąt bezbronnych?@ Katom cię wydać byłabym skłonna,@ tylko że nad twą wilczą niedolą@ serce mię boli.@ Skoroś sam znalazł moją opiekę,@ zostań już przy mnie, bo gdzie uciekniesz?@ Będziesz mi za to roztropnie służył@ zimą w podróży."@ Odtąd chodzi wilk z Matką Najświętszą wiernie@ przez śniegi puste, zawiane ściernie,@ pełniąc śród nocy mroźnych i długich@ różne posługi.@ A kiedy jasną gromnicą świeci@ Panna przeczysta pośród zamieci,@ tuż i Gromniczny Wilk za swą panią@ jarzy ślepiami.@ Z cyklu: Wiersze belwederskie Wiersze belwederskie O posągu błękitny... Takeś daleki od kwiatów i od nas,@ o posągu, posągu błękitny!@ Modlimy się, płacząc po tobie, co dnia,@ by w ciemnicy twej fijołki zakwitły,@ by wiekom sarkofagów urosły zielone gałęzie,@ by malwy z trumien wytrysły jak więźniowie wyrwani@ z więzień.@ O, niech się ściany zazielenią,@ niech Demeter wielmożną władzą@ rozkaże pędy puścić korzeniom,@ co kamienie i trumny rozsadzą.@ Niechaj rozpękłe lochy@ ku Wiśle kwietnym stokiem spłyną jak modlitwą...@ Niech kwieciem, niech bujnością zmartwychwstaną prochy,@ o posągu błękitny!... posągu błękitny.@ Z cyklu: Polonia Restituta Polonia Restituta Polonia Restituta Gniótł mię, wbijał w ziemię, oczy zalewał potem.@ Były wiosny i lata. Nie wiedziałam o tem.@ Jesienią cięższy się zdał, oślizgły od posępnych deszczów.@ Zimą dygotał ze mną razem ostrym dreszczem.@ Drzazgami ranił mię, gwoźdźmi ślad na barkach mych rył@ i żywił się mym oddechem, i dźwigał się ostatkiem mych sił.@ Niech wie ten, kto na mnie go włożył, kto pomazaniem mię jego namaszczał,@ że przede mną cieniem sięgał, a za mną wlókł się płaszczem.@ Że wytracił wzdłuż mego szlaku, który grozą swoją okrywał,@ wszystko, co kwitło i rosło, wszystko, co było żywe.@ Druzgotał mię, pochylał, niżej najniższych poniżał...@ Nie rozeznałam, nie nazwałam go... Nie wiedziałam, że ciężar był krzyżem.@ Nie wiadomo było mi. Aż dziś oto zjawa jego wykuta@ w maleńki kształt na dłoni mej: Polonia Restituta.@ Do Polski Upadłam z gniazda na bruk...@ Podniosłaś mię pisklęciem spod nóg,@ przycisnęłaś do serca po prostu@ i odtąd w żyłach mi@ niezmienny rytm twojej krwi@ pozostał.@ Nie miałam imienia ni zasług...@ Nigdy w tobie czucie nie zgasło@ dla mego dziwnego sieroctwa@ i żyłam śród dzieci twych grona@ zawsze sprawiedliwie pieszczona,@ nie obca.@ A jeśli mię kto zapyta,@ czy bywałam odziana i syta,@ czy starczyło wszystkiego dla wszystkich@ - to powiem, że niepodejrzliwi@ sycą się, jeśli miłość ich żywi,@ nawet listkiem!@ ...i powiem, że i najwątlejszy,@ jeśli celu swego nie zmniejszy,@ ale wątłość wysili nad miarę@ - o głodzie, w trudzie pochylon,@ zdobędzie nadzieję, miłość@ i wiarę.@ Kupiłaś mię u złego pana,@ matko dobra, matko przybrana,@ na rozstaju u potęg ciemnych.@ Żeś ufała bez granic i święcie,@ powierzyłaś mi klucz i pieczęcie@ tajemne.@ Rosnę, płonę i w dojrzałość się złocę,@ o Polsko, u źródeł twej mocy,@ cudze dziecko, niczyje nasienie!@ I nim utrudzona zagasnę,@ niejedno twe żniwo własnym@ ciepłem zrumienię.@ Ku twojej większej chwale@ wysilę się i wypalę,@ rozdam się, rozdaruję do szczętu.@ A ty, chłonąc mię w swoim rytmie,@ o ojczyźnie mojej, o Litwie,@ pamiętaj.@ Modlitwa o pokój O Boże, napełnij mię ciszą@ jak pole kwitnącym lnem!@ Ojczyznę moją słyszę,@ jak czuwa nad moim snem.@ Kołysze mię ufność niezmierna@ i nic mi więcej nie trzeba,@ ojczyzno, słodyczą wierną@ sięgająca od ziemi do nieba.@ Myślałam: już nigdy nie zaśnie@ serce głuchym targane stukotem...@ Wracam z Żelaznej Baśni,@ powiedziałam ojczyźnie o tem.@ Przygarnął mię dźwięk jej mowy,@ jej siły kojący krąg@ i piłam - jak zawsze - znowu@ napój magiczny z jej rąk.@ ...stąpałam pośród mieczów@ wpatrzona w zorze olbrzymie,@ chronił mię swoją pieczą@ Bóg i ojczyzny imię.@ Pod strażą oczu uważnych,@ szeptów z dala i kroków bliskich@ widziałam zamknięte - żelaznych,@ uśpionych smoków pyski.@ Jeszcze na mnie te zorze dyszą@ zapach grozy i obcych ziem...@ O Boże, napełnij mię ciszą@ jak pole kwitnącym lnem!@ ...jeszcze dusi mię nie moja nienawiść,@ smoczy opar i wyziew trupi...@ O Boże, racz nas wybawić@ od zemsty - ślepych i głupich...@ Powiedziałam o tym ojczyźnie,@ powiedziałam wszystko, co wiem...@ O Boże, nienawiść zabliźnij -@ jak pole kwitnącym lnem.@ Z cyklu: Stare bóstwa Stare bóstwa Piosenka o Ubożęciu A to ciche Ubożę@ mieszka u nas w komorze,@ za bierwionem, w szczelinie,@ ze świerszczykiem w kominie.@ Zbrojni wolą mężowie@ bić hołd Światowidowi:@ idą, jadą we światy@ krwawe nieść mu obiaty.@ Miałam cielca siwego,@ strzegłam go od małego,@ poiłam wodą czystą,@ pasłam trawą soczystą.@ Za dwa bicze korali@ bracia mi go zabrali,@ za dwa kolce bursztynu@ wzięli go do gontyny.@ W ofierze z mnogim bydłem@ przed możnym Światowidem@ zakłuto mego cielca@ ulubionego wielce!@ A Ubożę nie straszy...@ Trochę miodu i kaszy,@ trochę mleka i prosa@ i piosenka wpół głosu.@ Mocna, lekka jak pianka,@ z pajęczyny sukmanka,@ z kory białej brzozowej@ łapcie, chodaczki nowe.@ Z czystej wełny jagnięcia@ kożuch dla Ubożęcia,@ a z mysiego futerka@ dla Ubożątka derka.@ Włożę bursztyn, korale,@ Ubożątko pochwalę,@ stanę tuż przy kominie:@ może do mnie wychynie,@ może spojrzy łaskawie,@ moją dolę poprawi!@ Z cyklu: Wnętrze pierścienia Wnętrze pierścienia Źródło snów Anioł rozpostarty na ścianie@ chwieje kolorami, skrzydłami,@ nie zstępuje na posadzkę świecącą.@ Oczy trzyma spuszczone, usta zawarł milczące.@ Ze skroni jego skupionych, ocienionych mrokiem,@ suną iskier warkocze, staczają się z szelestem obłoki.@ Za oknem czuwa bezsennie niespokojny, zdrożony towarzysz:@ obydwaj za dwa końce tęczę dzierżą, po której spływają miraże.@ Zwycięstwo Wróciłam do ciebie z zatrutej męką czeluści.@ Nie widziałeś, gdziem była, aleś mi wszystko odpuścił.@ Cierpiałam, łańcuch gryzłam, głazy dźwigałam.@ Z radością witałeś mnie: "Jednegoś mnie tylko kochała."@ Zdarłam młodość do krwi, uśmiech przeżarła włóczęga.@ Nigdyś do mego piekła promienną myślą nie sięgał.@ Wydobyłam się, ręce wzniosłam nie wierząc skowronkom i niebu...@ W jasnej, szczęśliwej pewności czekałeś mię u wrót Erebu.@ W pierścieniu Anioł i ptak zwinęły skrzydła pod głową,@ studnia i księżyc szepcą ściszoną mową,@ siłą nasycone najświętszą@ nieruchomieje wnętrze.@ Jak dziwnie kłaść się spać bez płaczu,@ w pierścieniu, co nas, sennych, otacza,@ i wiedzieć, że podobnych zasypiań bez liku@ pełna jest nieśmiertelność, która nas przenika.@ Z cyklu: Treny Treny Umarłym Coraz dłuższy wasz szereg, o moi najbliżsi:@ oddech wasz jak mgła ciepła tuż w powietrzu wisi,@ idąc wyczuwam skrzydeł waszych lot nad sobą...@ Gdziekolwiek się po ziemi tulą wasze groby,@ nie trzyma się ich lotny kształt wasz, lecz przecieka@ przez kamienne grobowce i przez trumien wieka.@ A sercem moim nurt wasz razem z krwią przepływa@ i dzielę się mym czuciem z wami - dotąd żywa» -@ rozdaję się na cząstki, rozmnażam się w wielość,@ chcąc być i tą, i tamtym, wszystkich sobą wcielać,@ mym ciepłem wszystkich wskrzeszać i żywić, i poić,@ o gwiazdy moje, ptaki moje, mili moi!@ Wy o formie rozbitej, jako światło lotni,@ ja - zaklęta w istnienie, w mej jaźni samotna;@ wy - przenikliwi, wy - przenikający,@ ja - zwarta niby drzewo w kamieniu rosnące;@ wy - wszystko i wy - wszędzie, a ja tylko tutaj,@ tylko sobą i w sobie niewolnik przykuty.@ Jak wy - żywa, lecz martwa i samotna w trupie@ dnia jednego kształt ciemny mój jak wy rozłupię@ i złączę się z jasnością, widzeniem i lotem,@ porywem wielkich wichrów i światów obrotem,@ napoję sobą was i sama wami się nasycę,@ o mili moi, gwiazdy moje, błyskawice!...@ Sukienki Sukienki biednej umarłej@ ani się nie zmięły, ani się nie podarły,@ puste, pachnące, lekkie...@ ...niepotrzebne na wieki!@ Stoją obok siebie jak muszelki@ złote, srebrne, białe pantofelki,@ obcasiki wysokie, cieniutkie jak noże...@ ...już ich ona nie włoży!@ Nie będzie nikt dobierał kolorów...@ ...już nie pora!@ Wstążki więdną jak motyle w jesieni...@ ...już się to nie odmieni!@ Nikt nie powie: "Zabierzcie to: włożę dziś z różami kapelusz..."@ ...wiekuista zapadła niedziela.@ Już ona nie wstanie, nie zaśmieje się, nie pobieży!@ ...już ona w niebo odziana... Już ona w ziemi leży.@ Cudowny kołacz Zabrała się duszyczka z ziemi bezdrożnej,@ zostawiła klejnoty, odzienie różne...@ Uniosła się leciutka, wesoła jak jaskółka,@ zostawiła stroje, suknie przyjaciółkom:@ tej najmniej miłej - perły i diamenty,@ tej średniej, kochanej - domy i okręty,@ a tej trzeciej, najwierniejszej - kołacz napoczęty.@ Pierwsza się przyodziała jak królowa,@ druga liczy, rachuje, nigdy nie gotowa...@ ...a ta trzecia, tamtym nierówna,@ przekonała się, że ten kołacz - cudowny.@ Już od rana kawał sobie ukraje,@ roześmiana cała w oknie staje.@ Cała okolica zadziwiona,@ patrzą, leci ptactwo z każdej strony,@ kolorowym pierzem szumią wiatry,@ lecą gile, kraski, kuropatwy...@ A ta trzecia, innym nierówna,@ łamie, kruszy, dzieli kołacz cudowny.@ Wiersz zaduszny Syn leżał na marach nieżywy,@ matka nad nim schylona siwa.@ Wyjechał zdrów, wesół, rumiany...@ Przywieźli go zabitego, całego w ranach.@ Późna godzina zapadała nad światem,@ szumiały drzewa, pod oknem pachniały kwiaty;@ ksiądz odjechał i zgłuchły kopyta za bramą.@ "Odejdźcie stąd, rozejdźcie się, zostawcie nas samych."@ Kapał wosk gorącymi łzami po stole,@ pochylały się płomyki ku ranie na czole...@ "O synu, syneczku, jedyny mój, najwdzięczniejszy,@ powiedz mi, kto cię zabił, by się mój żal umniejszył.@ Hodowałam cię, wyhołubiłam piękniejszego nad wszystko@ do męskiego wieku od maleńkiej kołyski.@ Ilem cię, dzieciątko moje, pieściła@ - tyle na twym zabójcy niechbym się teraz mściła!"@ Kapały świece żółtym woskiem,@ świecił obrazek Matki Boskiej.@ Biła godzina za godziną...@ Westchnął umarły, krwią świeżą spłynął.@ "O matko, staruszko moja umiłowana,@ nie tak mię boli śmiertelna rana,@ ile twój żal, o moja miła,@ żeś mnie, dziecko twoje, przeżyła.@ Nie mścij się, matko, na mym zabójcy...@ Dobrze mi, gdziem jest - u Boga Ojca.@ ...ani wiem, za co i co za przyczyna!...@ Dobrze mi, gdziem jest, u Boga Syna.@ Zdjęto mi życie, jakby ciężar zdjęto...@ Jak wicher - wieje nade mną Duch Święty.@ Otom powiedział ci... W tym wszystko masz...@ A Matka Boska twoją nosi twarz!"@ Wiersze bezlistne (1942) Wiersze bezlistne 1942 Z cyklu: Bezlistna pamięć Bezlistna pamięć Bezlistna pamięć Z pamięci opada liść więdnący@ jak z lipy,@ tak samo go byle wiew potrąca,@ popycha.@ I oto stoi - anioł odarty@ ze wspomnienia,@ jak drzewo, które słota szarpie@ w jesieni.@ Zasypują nas liście... Czasem się coś takiego wyśni:@ zasypuje mnie żółte liście@ u zastygłych na wieczność wrót olbrzymich.@ Z oślizgłych pni wilgoć nasyca ziemię@ i czuję, jak pode mną korzenie@ zasypiają na zimę.@ Czasem się coś takiego wyśni:@ zasypują nas żółte liście@ - korzenie, piasek i trawę, i mnie...@ Nie zrzucę ich, całunu z siebie nie zedrę,@ zostanę u wrót zastygłych katedry@ jak kamień leżący na dnie.@ Nade mną morze liści,@ obok - zamknięty kościół...@ Czasem się coś takiego wyśni@ w przeddzień wieczności.@ Zasypany piołunem ślad Oto jest najżałośniejsza@ z bardzo żałosnych baśni...@ Zmniejszaj się, tropie, zmniejszaj,@ zaśnij, żałości, zaśnij...@ I niech przykryje śnieg ten,@ który raniutko spadł,@ do najdroższych moich umarłych@ wydeptany cierpliwy ślad.@ Wyłamali za życia wyłom,@ poszli wyłomem od nas,@ jak gdyby ich nie było,@ zstępuje człowiek do dna.@ ...Bo najpierw opadły laury,@ a potem cyprys i mak;@ skopały w pędzie centaury@ wyłamany jedyny szlak...@ A teraz cyprys się skończył,@ z laurów liść ostry spadł@ i lecą śnieżeczki rącze@ na zasłany piołunem ślad.@ 1939 Hymny do Ducha Świętego I Ziemia jest pusta, skąpa,@ nic dla mnie więcej nie może.@ Po smutku moim stąpaj,@ Duchu, jak po jeziorze.@ Wszystkie ryby_lewijatany@ pośnięte zaległy brzeg,@ wiatr nawiał mułu i piany@ z ospałych rzek.@ Płyną apostołowie,@ miota ich fala krótka,@ już Piotr w przeprawy połowie@ opuszcza łódkę.@ Zatonie, niechybnie zatonie,@ w pianach i mułach, i mętach!@ Zejdź na wodę i stąpaj po niej,@ o Duchu Święty.@ II Duchu, czyli przeto mnie łamiesz@ i niszczysz,@ że nie umiem żyć okruchami@ jak wszyscy?!@ Plewy i piasek na misce,@ żaden w niej klejnot nie błyszczy.@ Jakich jeszcze trzeba wyrzeczeń,@ upadków,@ nim się hardość z duszy wywlecze@ ostatnią?!@ Jakich rąk - obcych czy bratnich?@ Jakich wykonawców i świadków?@ Ty, coś w zbroję bez skazy@ mnie zakuł,@ stań sam, jak już tyle razy,@ na szlaku,@ w trzech obliczach, trzech ognistych szyszakach,@ w krzyżach, mieczach, chorągwiach i ptakach.@ III Lecisz i napełniasz otchłanie,@ w kształt się coraz jawniejszy oblekasz.@ Nade mną od dawna bez granic@ Twoja tarcz i opieka.@ Wiem - zginęli, poszli na dno, przepadli@ możni, co wiedli zastępy.@ Do mnie Twoje skrzydła - diablim@ bronią przystępu.@ Nie czuję ran, chociaż krwawią,@ ślepym wzrokiem dosięgam prawdy:@ Ty mię u przepaści zbawisz@ zawżdy.@ Gdy szukam Cię, nie świtasz,@ gdy zwątpię, świecisz w odmętach...@ Zniszcz, zmiażdż, lecz się objaw do syta,@ Duchu Święty.@ 1937 Z cyklu: Wiersze gwiaździste Wiersze gwiaździste 2. Gwiazdy lecą Wieczór nad nami,@ ciemność nad nami...@ Niech nas nie złamie!@ Gwiazdy lecące,@ światy ginące@ niech nas nie zmącą.@ Kołysze się, kołysze@ nad gwiazdami@ cisza.@ ...wieczór nad nami.@ Gwiazdy ginące@ niech nas nie złamią.@ Z cyklu: Wiersze własne Wiersze własne Zamiast śmierci Poezja mnie stoczyła jak wnętrze owocu,@ które czerw wielokrotnie przeżarł i wydrążył:@ tuczone moją krwią, skrzydlone moją mocą,@ wiersze pełzają i krążą,@ jak kruki dziobią i jak osy tną,@ i - obce, groźne... śmieszne - jednak są nieodwołalnie mną.@ Byłam światem. Lecz świat ów, zjedzony mnóstwem tuneli,@ stracił swą jedność i na części drobne się podzielił,@ na ułameczki, odcinki, sektory.@ I rysuje się powierzchnia świata, bo świat jest chory,@ chory od zbytniego mnóstwa,@ od wielości nie do zniesienia.@ I oto stanie się pusty,@ jak w Piśmie stało,@ jak pusty Chaos@ przed dniem Stworzenia.@ O, niech na spustoszeniu jałowym,@ zamiast śmierci i pogrzebu,@ zwycięski krzew purpurowy@ strzeli ku niebu@ i zrodzi róże, żywe i śmiałe jak lwięta!@ I niechaj o mnie żadna z tych róż nie pamięta.@ Dusze powrotne Karolowi Szymanowskiemu Pomiędzy gwiazdą a gwiazdą,@ od przepaści do przepaści@ krąży łódka głębinna.@ Wiosłem Charon porusza:@ odwracają się od ziemi dusze,@ jeszcze zanim odpłyną.@ Odpływają niecierpliwe,@ głodne, spragnione, stęsknione@ - pomiędzy gwiezdne przypływy,@ pomiędzy wyspy kosmiczne,@ z Charonem o znajomym obliczu,@ wioślarzem wszystkich wód.@ A potem w cichość naszą@ spomiędzy wielu przepaści@ wracają, spadają w dół@ na samą głąb, na sam spód...@ I stamtąd tęsknią, od nocy do nocy,@ od gwiazdy do gwiazdy,@ wypatrujące Charona,@ błagające pomocy,@ o odlot walczące zaciekle...@ ...i skarżą się, że są w piekle!@ Pusty wiersz Słońce, które śniegu się lęka,@ winnice drżące przed zimą,@ brak myśli i słów do rymu@ - to ta piosenka.@ Po winnicach od rydlów i grabi@ pozostał nierówny ścieg...@ Mnie zziębłą, zimo, zabij,@ nim spadnie śnieg.@ Oczy, które zbyt wiele wiedzą,@ życie, które mrozu się lęka...@ ...panie, panowie, koledzy!...@ To ta piosenka.@ O lato, lato... Pani Róży Raczyńskiej Z najżałośniejszych liści upleciony lipowy wian,@ o lato... lato!@ Zeszłoś ze słońcem bose@ na szronem białe pokosy:@ stopy masz pocięte, znużony chód,@ przeszłoś góry przełęczą, a rzeki - w bród,@ o lato... lato!...@ O ciernie podarty płaszcz i pęknięty malin dzban,@ o lato... lato!...@ Jeśli cię kiedy zapomnę, jeśli przestanę miłować,@ niech i mój wątek urwany twarda niepamięć pochowa...@ ...od darów twych szczodroty życie wezbrało jak owoc,@ o lato, lato.@ ...z najżałośniejszych liści upleciony lipowy wian...@ Niech mię niepamięć pochłonie, jeśli cię przestanę miłować!@ Nie będzie... Nie będzie nigdy żyło między nami:@ ani nie wzrośnie, ani się nie złamie.@ Kędyś wystrzeli ciepłem albo światłem,@ ale nie będzie między nami kwiatem.@ Nie będzie przenigdy łączyć nas ni dzielić,@ ani zasmucać, ani też weselić...@ Ani opuści nas - bo nie posiędzie!@ I - prócz w tym wierszu - wcale go nie będzie.@ Romans Strzelisty lot twój błysnął nieskończony,@ jawiasz się jeszcze, ale tylko łuną.@ Na szlak twój kawki żarłoczne i wrony@ runą.@ Stoisz poświatą, poświatą się żalisz,@ że śladu twego nie stało na ścieżce.@ Kędyś się skończył, jak gwiazda się spalił,@ żerują lśniące i mądre drapieżce.@ Z bezkształtu we kształt już się nie odstaniesz.@ Jak przed Stworzeniem - któż by mógł rzec: "Stań się."@ Nie będziesz nigdy, nie wyjdziesz z otchłani@ pół_dusz, pół_bytów - krótki mój romansie!@ Wiotkość Krokusy na pokosach,@ szrony na malinach i rosy.@ Przechodzisz malinami,@ rosa ci szat nie plami.@ Bierzesz jagody źrałe,@ lecą ci z rąk zetlałe.@ Dotykasz ziół, krzewów i ziół...@ Walą się złamane na pół.@ Mój awans W. T. Drymmerowi Może kiedyś w górę się wyłamie@ ścieżka,@ może kiedyś nad ogrodami@ zamieszkam,@ nad lipami, co się rdzawią@ tu i tam po Warszawie,@ ukryte za murem krętym,@ przez dozorców na klucz zamknięte.@ Może kiedyś wyjść mi przyjdzie nad chmury@ z cynobru@ i poznam, że świat widziany z góry@ jest dobry;@ że pod jaskółczanym szczebiotem,@ nad kręgami skrzydeł nietoperzy@ lżej pachnie i piękniej migota,@ niż kiedy go się w dole przemierza.@ Może kiedyś stanę cała srebrna,@ dusza bez ciała,@ i przekonam się, że więcej nie dbam,@ o com tak wielce dbała...@ A jeśli to się zdarzy wiosną@ i wysoko, wysoko górą,@ może głową w niebo wrosnę@ jak krzew w sklepienie muru.@ Modlitwa w tłoku O Boże, daj mi ciemność,@ ciemność i ciszę,@ i taką moc tajemną,@ żeby nie słyszeć.@ I sławę bezimienną,@ i drogę bezpowrotną...@ O Boże, daj mi ciemność@ i samotność.@ 1937 Z cyklu: Melodia człowieka Melodia człowieka Kraska i Europa Kraska na trzcinie wysokiej...@ Woda pijąca obłoki.@ Chwała Bogu - daleko Europa,@ czarujący, niepotrzebny opar.@ Kiedy zwiozą suche kopy siana,@ kiedy lato polegnie złamane,@ kiedy kraska zbrudzi barwne suknie@ - miłość moja zwiędnie i pożółknie,@ i odejdzie w zimnej szacie zgrzebnej@ do Europy, czarującej, niepotrzebnej.@ Z cyklu: Muzyka nad Powiślem Muzyka nad Powiślem Muzyka nad Powiślem Stefanowi Starzyńskiemu Dlaczego nie jadą Powiślem z rewii@ ułani - Stasia nie wie...@ Górą jeżdżą, lśniące co dzień jak w święta,@ samochody pana Prezydenta,@ pan Składkowski nigdy nie obrał@ drogi ulicą Dobrą.@ Nie chodzi po ulicy Leszczyńskiej@ nasz pan minister Starzyński.@ Tam, na górze, chorągiewki furkocą,@ tam armaty po asfalcie grzmocą,@ tam od tłumu - gęsto, i od świateł - łuna.@ Dlaczego nie u nas?...@ A ty, Stasiu, więcej nie pytaj,@ bo nie będzie inaczej, i kwita.@ Dla nich tam, u góry, chorągiewki ładne,@ a dla ciebie rynsztok na Radnej.@ Dla nich tabory w kwieciu,@ a dla ciebie, Stasiu, śmiecie,@ swąd, dym i kurz,@ i już.@ A ty się nie martw, nie płacz,@ bo teraz u nas ciepło;@ ogrody wieją akacją od Karmelitów do Zamku,@ wiosna puka do suteren, potrząsa klamką.@ Spojrzyj nocą na gwiazdy, spojrzyj trochę z boku:@ wszystkie je widać w rynsztoku!@ ............................ A nad rynsztokami@ chodzą z mandolinami,@ z gitarą, z harmonią, z piosenką@ i ci, i tamci,@ chłopcy_muzykanci,@ i grają posuwiście a cienko.@ Sama im się wymyka@ taka właśnie muzyka@ dla ciebie i dla mnie, Stasiu.@ Tak grają od szóstej,@ gdy na górze jest jeszcze pusto,@ bo są żwawi, bo są młodzi, bo są nasi!@ A bądźcie dla nich łaskawi, panowie policja,@ bo za ich granie oddamy pół życia.@ A sypcież im monety, litościwe kobiety,@ monety i kwiaty, i wiśnie@ z całego, całego Powiśla!@ I ty, Stasiu, nie płacz,@ bo to jest najlepsze,@ co powstaje z rynsztoków samo@ i przystaje przed każdą bramą,@ gdzie są nędzni i chorzy, i słabi,@ co przystaje i śpiewa, i wabi,@ rozdaje się wszystkim za darmo@ i najchętniej idzie na marne@ z pieśnią w zębach, ze śmiechem w oku.@ ...bo wszystkie gwiazdy, Stasiu, są także w rynsztoku!@ Kościółek Świętej Tereski na Tamce Kościółek ma oddech głęboki,@ bo bez drzwi i bez okien,@ każdemu jednako łaskawy,@ bo bez ławek...@ Wszyscy jednako w biedzie,@ dlatego nikt nie siedzi.@ Cały kościół - czerwony. Czy od zórz?@ Czy czerwonych róż?@ Przypłynęła na wiślanej krypie@ jeszcze przed Wiankami,@ róże nam czerwone sypie...@ Módl się za nami,@ patronko, panieneczko święta:@ niech nas nie złamie@ zła moc, która nas pęta.@ O, błyskaj nad nami, błyskaj@ kwieciem i białymi rękami...@ ...i broń nas i naszych piskląt@ od głodu... I od nas samych.@ Czarny dym Czarny dym nad nami,@ czarny dym...@ Osłab, Jezu, ramię@ ludziom złym.@ Zwiąż ich z łaski Twojej@ srebrną wstążką:@ jeśli zechcą broić,@ niech nie zdążą.@ Czarny dym na dworze@ cały dzień.@ Tchnij nam, dobry Boże,@ gwiazdę weń.@ Niechże już wieczyste@ mroki dymu!@ ...za tę gwiazdę wszystko@ przebaczymy.@ 1938 Z cyklu: Wiersze podróżne Wiersze podróżne Gęsi nad G~oteborgiem Nocowały nad G~oteborgiem gęsi:@ każda głową wywija, trzęsie,@ bo nie same nocowały parami,@ ale z łabędziami, łabędziami, łabędziami!@ A łabędzie, surowe, mocne,@ nie mogły spać od północy:@ czekały, aż będzie rano,@ kiedy się z gęśmi rozstaną.@ O Anglio, Anglio, daleka wyspo... Cofnął się szeroki przypływ,@ ił został i piasek zwykły,@ wybijają stopeczki mewie@ drobne ślady na zalewie.@ Daleko odeszły szumy@ żwiru o żwir i muszli o muszlę.@ Powstaje nordycka zaduma@ i sieci zastawia na duszę...@ Bodziesz mgły masztami,@ kominami zaciemniasz niebo,@ panujesz nad kontynentami,@ a tak niewiele potrzeba:@ chleba glon, zupy miska,@ całe buty i karabin blisko...@ ...o Anglio, Anglio, daleka wyspo.@ Wyrosłaś z potu pokoleń i stanęłaś, i zakrzepłaś.@ ...a u nas - nieporządek, a u nas chaos ciepły:@ popychają się ludziska w tłumie,@ jeden krzyczy, drugi nie rozumie,@ przysięgają nienawiść sobie,@ potem się wszystko przerobi!@ Tu - padło słowo i stoi wyrok.@ Tu - po stuleciach jest tak, jak było:@ roast_beef, cisza w niedzielę,@ a po katedrach gotyckich święci@ wyrżnięci@ przez Cromwella.@ I choć z kamienia byli, serce się ściska.@ ...o Anglio, Anglio, daleka wyspo.@ Zastawiasz sieci jak rybak i - czekasz.@ A przypływ już szumi z daleka.@ I od bełkotu i szumu@ budzi się nordycka zaduma,@ i odchodzi obojętna, choć bliska,@ przez rozlewiska, przez osypiska, przez topieliska...@ ...O Anglio, Anglio, daleka wyspo.@ Z cyklu: Wiersze pobożne i dziecinne Wiersze pobożne i dziecinne Nienawidzieć nie będę Przyrzekam tobie, bolesna twarzy,@ przed skonaniem:@ nienawidzieć nie będę tych, których mi wskażą,@ za nic!@ ...ani za myśl, ani za czyn, ani za słowo,@ ani jawnie, ani po kryjomu@ - obiecuję tobie, męczeńska głowo.@ ...tak mi, Zbawicielu, dopomóż.@ Przybitego motłoch znieważa,@ nikt nie osłania...@ Nienawidzieć nie będę tych, których mi wskażą,@ za nic!@ Do Matki Boskiej ukrytej Pod Twoją obronę, Matko, i Ty - pod obronę naszą,@ o Królowo...@ Niechaj Cię tam, gdzieś ukryta, najazd piekielny nie straszy.@ Sił nam dodaj, od zwątpienia zachowaj!@ Jeszcze dwa, trzy wysiłki i wroga wyżeniem, wygonim!@ Zasiędziesz znowu, przeczysta, gwiaździsta w koronie.@ Słysz nas w ukryciu, jak ziemia w głębi swej słyszy orłów kwilenie.@ Ziść nam, spuść nam siły ku wybawieniu.@ Idziem ku Tobie, rwą się ku Tobie serca nasze w potężnym splocie...@ Wdarł się czart i tron ci złupił, i unurzał Twój kościół w błocie!@ Skryłaś się, Królowo nasza, w ziemi łono@ jak ziarno, jak diament, jak Persefona.@ Idziem na Twój ratunek@ pod miast palących się łuną,@ Matko zwolona!@ Uproś nam serca odważne,@ uproś nam ręce żelazne,@ śmigłom naszym daj trwałość podniebną,@ ku Twej obronie potrzebną.@ A gdy wiosną wyjdziesz spod ziemi,@ będziemy wybawieni.@ Wiersz napisany w czasie ewakuacji Msz dnia 8 IX 1939 r. w Kamieńcu na skutek wieści, że ojcowie paulini ukryli obraz Matki Boskiej Częstochowskiej przed najazdem Niemców. Na polskie groby w Budapeszcie Położyłeś ich, Panie, jednakowym rzędem@ jak miecze opuszczone i złożone tarcze,@ lecz oni razem z nami na Twój sąd przybędą@ i jednako wraz z nami przed Tobą zaświadczą.@ O, spraw, niech spoczywają bez wspomnień i tęsknot,@ niech od nowa skończonych mąk nie wspomni żaden.@ Nędza ich przed Chrystusem - bogatsza od szczęścia,@ a śmierć u czoła - wspanialsza niż diadem.@ Z cyklu: Wiersze dla ludzi Wiersze dla ludzi Przemierza mnie żelazna przemoc Któż to cię, ziemio, przemierza@ krokiem ciężkim, krokiem żołnierza?@ "Przemierza mnie żelazna przemoc...@ Ale my nie zginiemy!!"@ Któż to cię, ziemio, skrzywdził,@ a teraz jeszcze szydzi?@ "Król Herod to, król Herod@ i marszałek jego, Gero."@ Czego ty, ziemio, czekasz?@ "Sądu, co się odwleka.@ Wodza, co ze mnie wstanie,@ obejmie wództwo nad nami."@ A czy znasz ty jego, ziemio?@ "Wstanie i wództwo obejmie.@ Powiedzie nas i polęże...@ ...ale nim zginie - zwycięży."@ Ojczyzna Zdeptali mnie hukiem obozów,@ tupotem i turkotem...@ Przeszły deszcze, stanęły mrozy.@ Nie wiem o tem.@ I włożyli na mnie ciężar@ nad siły.@ Ale ja wstanę na wiosnę z mogiły@ i zwyciężę.@ Przykryli mnie tysiącem tysięcy@ grobów@ i myślą, że nie ma na to więcej@ sposobu.@ A ja pod grobami świeżymi@ rosnę kwiatami rajskimi:@ róże pęcznieją w pąkach całe@ od łez, od łez...@ ...i przebije się w maju biały@ bez.@ Nie ma takiego zła, którego bym, spokojna cała,@ w głębi swej nie wytrzymała.@ Spływam krwią, ach, krwią męczeńską spływam,@ ale z mej głębi krew przelana znowu wstaje żywa,@ liśćmi, pąkami, kwieciem rozwinięta...@ ...jutro nad złem zwycięskim burza się rozpęta,@ jutro zadygocą mogiły i ja zadygocę cała,@ i wybuchnę żywa z grobu na pół czerwona, pół - biała.@ Grudzień 1939 Z cyklu: Kur siedmiogrodzki Kur siedmiogrodzki O tobie Pieje o tobie wiatr i badyl o tobie szeleści,@ o tobie - dziecku czy mężu, czy chłopcu, czy niewieście -@ o tobie - w kajdanach spodlałym, czy o tobie - uszlachconym w lochu.@ Opowiada o tobie pogoda i deszcz nad tobą szlocha...@ Rękami zwiniętymi w pięść, palcami zgiętymi w szpon@ wpija mi się we włosy, szarpie serce moje jak dzwon@ dymem przeraźliwej utraty, wstydu kadzidłem i mirrą...@ ...i orzeł twój, orzeł krąży, kąsa przeciągłym skwirem.@ Ktoś stąpa spiżem Nie nasz - kamień i badyle nie nasze.@ Od obcych pagórów chude wietrzysko gwiżdże.@ Kaliny rozwiesiły jagody. Trawy tną jak pałasze.@ Czepia się cierń. Liść mokry obuwie szepcąc liże.@ Gdziekolwiek się ruszę, ktoś stąpa za mną spiżem@ i płoszy ptactwo, i straszy...@ O, rzuć miecz i na żółtych liściach pod bukami spocznij,@ chrustem się rozgałęźnij, mgłą się rozobłocznij.@ Zbądź rzezi i pogromu, i klęski rozdartej.@ Rzuć miecz!... Zejdź z warty.@ Kur siedmiogrodzki Wiatr tłucze się od nocy do rana,@ podrzuca hocki i klocki...@ Pieje o twoich kajdanach@ kur siedmiogrodzki.@ Kracze o nas jak kruk,@ że ni żywiśmy, ani umarli...@ ...woła, że uczcił cię wróg,@ gdy się swoi ciebie wyparli...@ I pieśń za pieśnią kładzie@ w poprzek kołyszącej się nocki@ o naszym śmiertelnym bezwładzie@ kur siedmiogrodzki.@ Biednemu Julkowi Niechże nie płacze obcy deszcz nade mną@ pośród szpalerów lśniących winogradem,@ bo w domu serca i bez tego - ciemnym@ nalane jadem.@ Niech nie lituje się nikt mojej doli,@ jeśli zgoreję, niech mnie nikt nie wspomni,@ bo tam są żywi ci, których pierś boli@ jeszcze ogromniej.@ Niech mojej hańby i mojego wstydu@ nikt litościwym nie kryje kadzidłem,@ bo sroższym ranom w ojczyźnie się przyda@ anielskie skrzydło.@ I niech nie za mnie modli się wierzący@ polskim pacierzem, który godzi w niebo,@ bowiem im bardziej niż mnie tu, ginącej,@ modlitwy trzeba.@ Czerwone i białe Zasypali mnie liśćmi suchymi,@ zagłuszyli jedliną i chrustem,@ szalał nade mną przy ziemi@ wicher zimny i zły, i pusty.@ Lecz ja się rozrastam i krzepnę,@ i cała jestem korzeniem.@ A kiedy przyjdą dni ciepłe@ po pierwszej wiosennej burzy,@ wyjdę po deszczu nawalnym,@ rozrosła i triumfalna,@ czerwoną i białą różą.@ Poezje 1940_#1954 (1954) Poezje 1940_#1954 (1954) Skąd tutaj śpiewać... Skąd tutaj śpiewać i o czym?@ Chyba że się zaobłoczę,@ że za perlistą zasłonką z wilgoci@ sen wymarzę o purpurze i złocie.@ Szafirowych skrzydeł migotanie i szelest,@ pachnące ziele, durzące ziele,@ struny z księżyca na wodzie znajomej...@ I może jakieś światła i domy:@ pozłota na nich od snu, a ściany i drzwi@ czerwone od krwi.@ Umarli... znajomi... kochani... Idą ku mnie tylko kalinami,@ po cierniach, po sinych jagodach,@ umarli, znajomi, kochani.@ Idą ku mnie tylko po szelestach,@ między wichry zadyszane wplątani:@ "Ty tu?! Ach, cóż za pogoda..."@ Od szronów - brwi ich siwe,@ młode rzęsy dziwnie ociężały...@ I głaszczę ich, choć wiem, że - nieżywi...@ znajomi... ci, których kochałam:@ Jaś, co spalił się wraz z samolotem,@ i Kazio, co zginął potem,@ Pawełek oceanem przykryty,@ Tadzio zastrzelony przez bandytów...@ Młodzi, zamyśleni, zmarnowani,@ idą ku mnie, idą kalinami@ znajomi, umarli, kochani.@ Marsz Bema 1 Nie mogę spać od widzeń i wspomnień -@ wszystko, co mogło być, stoi nade mną niezłomnie,@ to, co będzie - wznosi miecz, twarz strzaskaną i krwawi,@ co było - pod mogiłami jęczy w zapomnieniu i sławie.@ I gdy tak noc bezsennie migota,@ zrywać się poczynają tupoty:@ od lasów przez wąwozy@ gruchocą armaty i wozy,@ zjeżdżają głowiastymi brukami...@ I nagle wiem,@ że to Bem, Bem, Bem,@ Bem maszerować poczyna ulicami.@ 2 Na przedmieściach łomot i stuk:@ grzmią bokańcze tysiąca nóg,@ twarze wąsate i chorągiewki,@ w strojach malowanych radosne dziewki,@ roześmiane baby w jaskrawych wełnach...@ ...i dzwony szczęścia pełne@ nade mną! O Jezu miłosierny!...@ 3 I nie bronię się już, nie bronię,@ słyszę trąbki i słyszę konie.@ Tysiąc koni pod oknem parska@ sławą zbrojną polsko_madziarską...@ I walą muzyki nie muzyki,@ i świecą, i kołyszą się szyki...@ 4 Tak to, kiedy noc najbardziej niema@ miażdży serca i męstwo łamie,@ Bóg posyła generała Bema,@ żeby maszerował ulicami...@ I gdy słyszę muzykę i grzmot bokańczy,@ serce we mnie szalone z radości tańczy@ i sławę wspomina starą,@ bo - z łaski Bożej - wiem,@ że to Bem, Bem, Bem, że to Bem, Bem, Bem,@ Bem maszeruje Kolozsv~arem.@ Lament Tylko na tej mogile jednej,@ tylko na tej mogile wysokiej@ tylko takie same obłoki...@ Przechodzą tamtędy płaczki,@ w szarudze wroniska kraczą...@ ...tylko na tej mogile jednej,@ tylko na tej mogile wysokiej...@ W prawo krzyż, w lewo trzy kroki@ nie widać nic: zionie przepaść.@ Tamtędy to płaczki ślepe,@ płaczki ślepe i ptaki oślepłe,@ i krzyż oślepły od płaczu,@ i obłoki... obłoki...@ Tylko na tej mogile jednej,@ tylko na tej mogile wysokiej.@ Grób polskiego żołnierza Najcichsza z cisz...@ Dębowy pęknięty krzyż,@ róża na grobie i powoje.@ Nie przelata żadna chorągiew...@ I co noc ktoś krzyże wokół rąbie,@ i kwiaty unosi jak swoje.@ Co ręka cierpliwa ozdobi,@ zdepce przechodzień, sponiewiera złodziej.@ ...ale czasami przechodzi@ najcichsza z cisz@ i na ławce lub na drewnianym płocie@ spocznie w przelocie.@ Oto stoi, oczy zasłania@ i w serce żołnierskie przenika,@ choć bez oblicza.@ Anioł?...@ Beatrycze?... Nike?!...@ Wyschła rzeka Od buków i dębów szum stoi,@ mgła rzekę wyschniętą poi.@ Całe lato nie było dżdżów@ ani w sercu zbytecznych słów,@ ani mgły, ani wieści, ni ros.@ Wyschła rzeka i zacichł głos.@ A teraz - wilgoć w powietrzu@ o całe niebo się wesprze.@ A teraz rosną w głębi@ wody, których nic nie wytępi.@ I słyszę - i wiem, i czekam,@ jak wzbierają serce i rzeka.@ Bóg jest wszędzie Nie można tego obejść: Bóg jest wszędzie,@ w każdym dziwnym i strasznym obrzędzie.@ Wywołuje Go nie tylko modlitw kadzidlany kwiat,@ ale szubienice i topór, i kat.@ Bóg jest w sędzi, który sądzi krzywo,@ i w świadku, co przysięga na prawdę fałszywie,@ nie może nie być. I to mnie przestrasza.@ Bo jeśli - w świętym Piotrze, to także - w Judaszu;@ jeśli w Żydzie zamęczonym niewinnie przez Niemców,@ to także w Niemcach tych?... I tak się kręcę@ od prawdy do nieprawdy, od kary do zbrodni,@ w każdej cząsteczce - Boga odnajdując co dnia.@ I chce mi się wyciągnąć ręce nad człowiekiem,@ i winnym i niewinnym, i małym i wielkim,@ i krzyczeć wielkim głosem błagalną przestrogę,@ aby sądząc człowieka, nie męczono Boga.@ Białość Tylko tyle białości,@ co w tym kwiecie.@ Reszta - żeby powiedzieć najprościej@ - śmiecie.@ Płatki drobniusieńkie, zębate:@ światłość nad nimi lata...@ A ja schodziłam pół świata,@ przekochałam, prześniłam siebie@ tylko po to, żeby w tej kolebie,@ śród ździebełek na pochyłości,@ znaleźć tyle białości,@ co w tym kwiecie.@ Fioletowe bawoły O bawoły, fioletowe bawoły!...@ Ziemia uschła, całe zbocze - gołe.@ I nie woła nikt. Ach, nikt nie woła!...@ Rogi kręte, mięśnie mocno spięte,@ siły wielkie, ciemne, niepojęte.@ Nie ma woli ani snów, ni święta.@ Całe zbocza w kamiennym oporze@ czarnosine bawoliska orzą...@ I nie woła nikt! Ni świąt! O Boże!@ I tak idą to grzbietem, to żlebem,@ rozrywając, przewalając glebę,@ z ziemi w niebo, kopytami w niebo...@ Jarzmem grodzą drogi i rozdoły,@ stękające, tępookie, niskoczołe@ bawoły, fioletowe bawoły.@ Wszystkie serca... Wszystkie serca zostały w domu.@ Dom się spalił. Popiół rozrzucono.@ Nie dolata zeń nic. W polu szron.@ Nie kochało się tych serc, bo - wierne...@ Ach, tam cała pamięć domu, cała - w czerni!@ Tutaj - skała i gruda, i cierń.@ Wszystkie serca o serca się tłuką,@ wichr przelata przez nie, wichru szuka...@ Tutaj wrony krążą, kracze kruk.@ Ale serca sercom ocaleją,@ wbrew zwątpieniu i przeciw nadziei,@ i polatać będą wichry lżej.@ I lżej piorun uderzy znajomy,@ i nie spalą się wszystkie bierwiona@ ani serca wszystkie zmiażdży grom...@ ...bo zostanie serce, serce domu.@ Bóg jest także z nimi... Bóg jest także z nimi...@ Bóg jest także z wyklętymi,@ przy samej, przy samej ziemi.@ Wyklął ich dom i Kościół,@ wyklęły martwe kości,@ już im nic nie urośnie.@ A Bóg, jak ziarno z ognia,@ lata nad nimi co dnia,@ ogarnie ich, zapłodni.@ I trysną kwieciem gęstym,@ skrzydłami, burzą, szczęściem,@ światem całym zatrzęsą.@ Wilk w klatce Nie mogę się wyzwolić, nie mogę się wywyższyć,@ nie mogę od hałasu powrócić do ciszy.@ Cisza we mnie skłócona, dusza we mnie zraniona.@ Chcę zamilknąć, chcę myśleć "Pod Twoją obronę".@ A serce się trzepoce, a krew stuka, łomoce.@ Był Duch, a teraz w klatce wilk kłapie po nocy.@ Oklepaniec Już będę pisała rymem,@ nie jak ziemia po niebie - dymem;@ będą wiersze równe jak pasjanse.@ To nie to, co te asonanse!@ Witaj, stara, wygodna "tęsknoto"!@ Porzuciłam cię chyba po to,@ aby wrócić z tym większą ochotą.@ "Żal", jak frędzla zawsze gotowa,@ a tuż za nim "słowa" i "głowa"...@ Mniejsza o to - jaka osnowa!@ I wnet treść się znajoma splecie,@ że w sadzie, że w polu, że w lecie,@ że dziewczę - "jak kwiat" i "jak dziecię".@ A tu z bitwy "wojaki" i konie@ i dzwonią; a serce w tym dzwonie@ "pęknięte"... A jakże!... I po nie@ ptak leci... Wiadomo, że ptaki@ - to orły "szumne"... A jaki@ ich żer? Krew "czerwona jak maki".@ Teraz to serce "w rozterce"@ jak upiora kołem przewiercę@ przez grób, przez "murawy kobierce".@ I spłynie "posoką" broń gładka,@ a zapłacze aż "do ostatka"@ jedyna tylko matka.@ Tak o księżycu blada@ sama do rymu się składa@ stara znajoma - ballada.@ I o niej wieczorną porą@ wodą spleśniałą i chorą@ zaszumi "litewskie jezioro".@ Miłość Nie ma nas... Pustka tam i dach strzaskany;@ wszystko, cośmy kochali, pogrzebało zgliszcze,@ lecz to, co wzrasta z grobów, znowu pokochamy.@ Zawsze zmartwychwstaniemy. Nas nie można zniszczyć.@ Darmo sili się diabeł, by zadeptać żagiew:@ miłość raz rozniecona nigdy nie osłabnie.@ Ponad grobami ona to świeci jak zorza,@ po którejkolwiek groby leżą stronie,@ i ze skłóconych rzesz bije jej pożar,@ i z bratobójczych iskrą tryska broni,@ kulą mierzoną w serce brata świszcze.@ Próżne nadzieje. Nas nie można zniszczyć.@ W lato zimne W Rumunii w lato zimne@ czaban młodziutki zginął;@ prosił ostatnim słowem:@ "Pochowajcie mnie pod drzewem jodłowem;@ połóżcie mi kapelusz pod karkiem;@ na jodle powieście fujarkę;@ dajcie znak - pierścień - mojej niebodze...@ A dokoła jodły tej niech owce chodzą:@ białe owce bliżej, czarne dalej,@ wszystkie owce, cośmy razem je pasali."@ A za tym smyczkiem... A za tym smyczkiem@ cygańskim@ chude policzki@ bezpańskie.@ Słuchają go, gdy gra ładnie,@ pracy nie dają, bo kradnie.@ Wodzi smyczkiem po strunie, po strunie,@ o głodzie po całej Rumunii.@ Ulica została pusta Przyszli Niemcy do miast węgierskich:@ mieli broń i chleb, i porządek... Nie mieli serca.@ Zaleli malowany, śpiewający Siedmiogród,@ bo inaczej pewnie być nie mogło.@ Posmutniały wesolutkie Żydóweczki w kramach,@ pochowały się Cyganeczki tańczące po bramach,@ dzieci powkładały każde palec w usta...@ I malowana, śpiewająca ulica została pusta!@ Sowiecki pogrzeb Wariant II Nieśli go nieżywego we czterech@ w długim pudle z czerwonego papieru:@ pod skrwawionym bandażem - martwa twarz chłopięca,@ ordery na piersiach, kwiaty w sinej ręce.@ Młode twarze - skamieniałe, pobladłe@ za tą trumną niesioną na dwóch prześcieradłach.@ Jeden dźwigał wieniec z astrów tak jak potrafił,@ drugi broń, trzeci czapkę, czwarty - fotografię.@ Szli jeden za drugim z wieńcami w szarfach,@ a wiatr im jasne włosy głaskał i szarpał.@ Żal nam pomarnowanych... Cerkiewka zakwita świętymi,@ a cmentarz - zielskiem...@ O, módl się, módl się za nimi,@ Pani Anielska!@ Popadali wojną rażeni,@ pomorem ścięci...@ O, módlcie się, módlcie za nimi,@ nieznani święci.@ W cerkiewce - śpiew wielostruny,@ strop - wielobarwny...@ Żal nam pomarnowanych Rumunów@ teraz i dawno!@ Ptaszek - martwo strącony do dołu... Ptaszek, martwo strącony do dołu,@ w litosnej ziemi przeradza się w piołun.@ Piołun zdeptany nie idzie na marne:@ zmielony z piaskiem, nowym wzejdzie ziarnem;@ już jego soki i krążą, i płyną,@ wzrasta sasankiem, ożywa tarniną...@ Tak lud, gnieciony, mielony, roztarty,@ przez głupich wodzów przegrany jak w karty,@ ścielący trupem swym obce wyraje@ - kolorem, słowem, muzyką powstaje@ i w żyłach świata - jak stubarwną wstążką -@ kolorem, słowem i muzyką krąży.@ Zdarło się życie... Zdarło się życie na wichrze@ szorstkim,@ spływa coraz słabsze i cichsze@ jak paciorki.@ Założyłam paciorki na szyję,@ czekam pełni...@ Już mi serce kończące się nie bije@ prawie zupełnie.@ W pokoju będzie ciemno Przecięta nitka po nitce@ i ciągle pracują nożyce.@ Już tylko jedna struna...@ A potem zasłony zesuną.@ W pokoju będzie ciemno,@ a za oknem strzeliście,@ załopocą skrzydła srebrne@ niby w jesieni liście.@ Bóg w swym niebie dobrze wie Rozbito mnie. Sklejono. Wziął mnie grajek.@ Przyciśnięta do smyczka, ostry ton wydaję@ tuż obok tej melodii dawnej, tej niebiańskiej,@ którą wygrał na skrzypce swej Paweł Kochański.@ Tłum nie wie, klaszcze żwawo, pieni się zachwytem,@ lecz Bóg w swym niebie dobrze wie, że zgrzytam.@ Śmierć kładzie zasłonę Na oczy moje otwarte@ śmierć kładzie zasłonę srebrną.@ Teraz widzę, że nie było warto,@ teraz widzę, że nie było trzeba.@ Tyle lat! Wysiłek tak uparty!@ Bez domu, bez Boga, bez chleba!@ Śmierć zawiesza zasłoną niebo...@ Teraz widzę, że nie było warto.@ Ciernie i chwasty Barbarze Przechodziłaś niedaleko,@ zawsze niema,@ odpychałaś miód i mleko@ rękami obiema.@ Przygarniałaś chwasty i cierń,@ wszystko, czym ludzie gardzą...@ Kochałaś mnie zawsze wiernie,@ ale nie bardzo!@ Dopalają się ostatnie nasze dnie@ teraz właśnie;@ weźże moje serce, zajrzyj w nie,@ zanim zgaśnie.@ Znajdziesz tam na pewno - spojrzyj choć raz,@ bardzo cię proszę -@ węże i jaszczurki, cierń i chwast,@ wszystko, coć było najdroższe!@ Tuż obok Boga Nie ma ani skąd, ani dokąd,@ ani gdzie, ani kędy, ni po co...@ Ot, okna gwiaździsty czworokąt@ po nocach.@ I nie ma za co ni przy czym,@ nie ma kiedy ani do kogo...@ Tylko ogniste bicze@ pełgające to słodko, to srogo.@ I tylko nurt ten wysoki,@ i bliskość prądu tuż obok...@ Jeszcze dzień, jeszcze może trzy kroki@ - i już Ty, i już tylko z Tobą.@ Mniejsza o to - w jakim olśnieniu,@ wszystko jedno - w świetle czy w mroku,@ mniejsza - za co i po co, i kędy,@ i gdzie, i skąd, i dokąd.@ Do ojczyzny mojej - ciszy Nad zamętem jak ptak wiszę:@ tu pożoga, tam pożoga...@ Do ojczyzny mojej - ciszy -@ zagubiona wszelka droga.@ Nie zobaczą, nie posłyszą:@ walka wre pod niebiosami...@ O ojczyźnie mojej - ciszy -@ zagubiona wszelka pamięć.@ Więc na chmurach skrzydłem piszę,@ piórem jasnym, piórem ciemnym:@ o ojczyźnie mojej - ciszy -@ żadnej, żadnej wieści nie ma.@ Z cyklu: Wiersze braterskie Wiersze braterskie 2. Każdej żyjącej rzeczy na okrasę... To, co z nas jest śmiertelne,@ ziemia sprawiedliwie podzieli,@ rozsądzi.@ To jaskrom@ na własność,@ a tamto - jesionom pożyczka.@ Ziemia mądrze,@ bez omyłki, pooblicza:@ ty i ja - dwa oblicza,@ dwa serca dzwoniące w swych klatkach jak w pudłach od skrzypiec...@ Rozsypie się to, rozsypie,@ wespnie się w listeczki ciemne,@ włączy się w kwiatuszki jasne...@ Ziemia mądrze,@ sprawiedliwie rozsądzi,@ jak rachmistrz pooblicza.@ Każdej żyjącej rzeczy na okrasę@ rozda ciebie wraz ze mną@ - dwa serca, dwa oblicza -@ moje, twoje, nasze...@ Miejsce, gdzie padnę Ani kolorowe szkła,@ ani zasłony jedwabne@ nie skrzepią mnie, gdy osłabnę.@ Spojrzenie moje - twarde i niepocieszone -@ widzi to miejsce, gdzie padnę@ bez ozdób żadnych:@ bez słów, bez łez. Do niegom całe życie szła...@ Ty, któryś mnie prowadził śród dobra i zła,@ przynajmniej na tym miejscu wyrośnij nareszcie widomy!@ Chodzę za Tobą, Chryste... Chodzę za Tobą, Chryste,@ nie znużę się nigdy,@ śpieszę w tym wyścigu,@ któryś Ty z śmiercią wygrał.@ Chciwy tłum Cię ogarnia@ głuchych, ślepych, kalek...@ Za apostołami Twymi@ nie widać Cię wcale...@ Cuchnie krwią i ropą rzesza,@ śmiecie zaścieła Twój szlak.@ Ach, gdzie jest Bóg Mojżesza,@ gdzie jest gorejący krzak?!@ Chodzę za Tobą, Chryste,@ po całej Twojej ziemi,@ lecz nie z tymi, co są czyści,@ ale z trędowatymi!@ Zamiast modlitwy Nie mam już czasu Cię kochać:@ koniec mój nadto bliski.@ Tylko ręce wyciągam w tłoku,@ o Chryste!@ Serce inaczej chciało,@ stopy szły z trudem - nie tędy.@ Gdybym dawniej wiedziała... Gdybym wówczas umiała!@ ...teraz już zawracać nie będę.@ Brnę dalej, bo inaczej nie umiem...@ Wszystko we mnie i wkoło - nieczyste.@ Tylko ręce wyciągam w tłumie:@ o Chryste!@ Tylko wieczór... Jest już tylko wieczór. Jezu, tylko wieczór!@ Cały dzień się sterał, okaleczał:@ odrąbano godziny, minuty opadły@ i ocalał tylko wieczór od zagłady,@ tylko wieczór,@ Jezu, tylko wieczór.@ Wieczór pełen skaz i pełen gwiazd@ ofiarujem Tobie, nim do szczętu zgasł.@ To, co krwią i słowem broczy@ - oczyść;@ co rozdarte w bezrozumnym szale@ - zalecz;@ zło z piekła, pokuszenie - kto wie, może z nieba -@ przebacz.@ Niech będzie, jaki chce, ale przy Tobie, z Tobą - pokój daj rzeszom,@ póki czas... Bo już tylko wieczór został, Jezu, tylko wieczór!@ Niektórzy Czynią dobrze,@ Ciebie nie znając,@ czynią dobrze - łaski Twej nie szukając,@ uznojeni i w grudniu, i w maju.@ Każdym słowem@ Twojej prawdzie bluźnią,@ jak olbrzymy@ w Twojej kując kuźni@ kształt, co nas przed Tobą wyróżni.@ Umierają@ od grzechów czarni@ tak jak my@ w troskach i męczarni...@ A Ty wszystkich nas po śmierci przygarnij.@ Podobny światłu Wschodzisz i zachodzisz podobny@ światłu@ dziecięciem w żłóbeczku nadobnym,@ chłopięciem żydowskim z warsztatu,@ obliczem, które kusiciel oglądał na puszczy,@ wieńcem z ciernia wzniesionym nad szyderczą tłuszczą...@ Zachodzisz i wschodzisz jak księżyc...@ A ja - ginę i znów powstaję, kiedy Ty zwyciężasz.@ Z cyklu: Wiersze rozproszone Wiersze rozproszone Na trzcince suchej... Na trzcineczce suchutkiej, kruchej jak wosk,@ powiesiłam kółeczko, mój własny los.@ Latają siwe wróble,@ los mój chwiejący się skubią.@ Ziarenka czyste, puszyste, szkliste@ krążą tam wieczyście, koliście@ i rosną na wiosnę dokoła jagody,@ a jesienią opadają liście...@ ...na trzcineczce suchutkiej - okrągły pierścionek,@ nie cięższy niż jagoda, nie większy niż dzwonek.@ A ja się mocuję z cherubem Mówiono cuda@ o walce anioła z Jakubem.@ A ja się mocuję z cherubem:@ stopy wparte w kamień, skrzydła - jak konary grube.@ Słyszę w dzień i w nocy,@ jak mu serce nierytmicznie łomoce:@ łomót i łomót, i znowu@ łomót!@ Czoło jego nade mną jak młot,@ zamknięte - oczy surowe;@ cała pierś w brąz zakowana,@ całe serce - jedna wielka rana.@ Kołysze się serce pęknięte,@ świat zalewa czerwienią@ i - łomót!...@ I już nie pamiętam,@ o co walczymy spleceni@ i czy przeciwnicyśmy, czy sprzymierzeni?!@ Kluż 1945 Antygono, patronko sióstr Antygono, patronko nas, biednych,@ powtarza mi się sen: wybiegam,@ leży brat mój zabity na śniegu.@ Oddala się - już krok słychać słabiej -@ drugi brat, co tamtego zabił.@ Las, mrok, zasadzka, karabin.@ Suche rączki drogowskazu na słupie;@ padam we śnie płacząca przy trupie;@ szepce ktoś: "Rzuć! Kto inny odkupi!"@ A ja mam go na sercu i szlocham,@ bo i tego, i tamtego kocham,@ tamtego, co uszedł w popłochu.@ Zginie z głodu i mrozu w zawieję...@ Co mu dam jeść i w co go odzieję?@ Antygono, patronko sióstr bez nadziei!@ Wzięłaś brata ciało nieostygłe,@ wydarłaś je psom, wilkom i strzygom.@ Antygono, patronko ścigłych.@ Przyjmij sen mój. Niech to będzie ostatni@ brat, który padł z ręki bratniej,@ i ostatni syn morderca u matki.@ Przyjmij życie moje za okup,@ Antygono, święta garstko prochów.@ Antygono, siostro nasza z mroków.@ 1 XI 1947 Zaczynam się i kończę... Janowi Parandowskiemu Zaczynam się i kończę śpiewem,@ śpiewem dlatego - iżby@ na prawo i na lewo@ ścieżka się wykrajała śród ciżby.@ Krok w prawo - i słowo się rozpierzcha@ światłością, zmierzchem;@ krok w lewo - już inne słowo@ smugą mży kolorową.@ Tam matka dziecko karci;@ idą o siebie wsparci@ kochankowie związani przysięgą;@ bydło pędzą na rzeź,@ ptactwo kwocze w klatkach, gęś gęga;@ samochody - raz, dwa, cztery, sześć,@ klaksony, trąbki... Pogoda, ulewa.@ A ja idę i śpiewam.@ Jak inaczej torować drogę?@ Inni potrafią, ja - nie mogę.@ Wspominam i skaldów nieśmiertelne awantury,@ i to groźne, to słodkie pienia trubadurów,@ a gdy na burzę się zbiera,@ wspominam nawet Homera.@ Któż to był? Czy z nieba spadł?@ Po prostu - wędrowny dziad,@ który żył w okresie wojen:@ obok niego człowiek człowieka zabijał,@ a on ich ze śpiewem mijał.@ Jak inaczej wykrajać wąski szlak dla życia?@ Jeśli to wam przeszkadza - zabijcie!@ 1948 I znowu, znowu... I znowu, znowu miłość bezsensowniejsza niż wszystko@ do rozmokłych płaskich pól, do zrudziałych brzozowych listków,@ do byle jakich płotów, co nad drogami się chwieją,@ do oczu szaroniebieskich bez łez i bez nadziei.@ Był człowiek wolny jak duch, był człowiek samotny jak obłok,@ zniósł wszystko, co było trzeba, i nic mu się już zdarzyć nie mogło;@ odczulił się od czułości, odżalił się od smętku@ i stąpał raźno i mocno, i myślał jasno i prędko.@ Teraz wszystko nieuchronne znów się dokoła zamyka:@ popiół spalonych kości przylepia się do trzewika,@ każde źdźbło - ciężkie od wspomnień, a każdy kamień - od krzywdy...@ Oplata mnie polska tkliwość i już nie opuści mnie nigdy!@ 1947 Daleki grób Leżysz w ziemi nieznanej... Lecz to już nie ty, nie ty!@ Ręce - splecione suchymi palcami szkieletu...@ I twarz - nie twoja już, w szerokie znaczona szramy.@ Już nie ty... I już nie kochanek!@ Co się stało z tą siłą? W co zmieniła się pasja niedawna?@ Stoją w krzyż kamienny zaklęte na grobie twoim wraz z sławą.@ Sława?! Czy warto dla niej krzyż nieść i ręce krwawić?!@ Sławo! o, jakżeś ty podobna niesławie!@ Leżysz w ziemi dalekiej pod płytą obcojęzyczną...@ A tutaj niegdyś wiatr chłodził dziecinne twe policzki;@ skakały ci psy do kolan, wracałeś zziajany z pola@ i paliły cię łzy dziecięce,@ które już dawno nie bolą...@ Stoi las i dzisiaj tak samo jak dawniej - uparty...@ Nie wybierałeś. Za ciebie rzucono karty.@ Nie odstąpiłeś niczego. Wszystkiemu zostałeś wierny:@ i prawu niepisanemu, i twardym prawa literom.@ Nikt nie śmie cię pochwalić, nikt twego imienia nie przeklnie...@ A strumień niepamięci - unosząc twe imię - wciąż cieknie.@ 1948 Pogrom w Kolozsv~arze Historia płaczu pełna, straszny psalm Dawida,@ miasto wydało zbrodni swoich Żydów:@ powywlekano z domów stuletnich staruchów;@ babki mchami porosłe - zaklęte w bezruchu,@ osłupiały. Niemowląt płacz trąca o bruki.@ Panienki słabe ciągną nieforemne juki,@ padają pod ciężarem młodziankowie drobni.@ Miasto łezką spłynęło; nie pochwala zbrodni@ ani jej nie potępia, ni się jej sprzeciwia.@ Miasto buzię w ciup składa.@ Przysięga - fałszywie!@ By wykonać bezprawie, prawem się okryło@ i myje zohydzone ręce tak jak Piłat.@ Więc ich wiozą i wiodą oszalałych, trupich,@ a już motłoch się wdziera. Co zostało - łupi.@ Kupcy, oficerowie, damy cienkoskórne,@ szef policji i doktor praw, i sam pan burmistrz.@ Jeszcze młodym sąsiadom żal oczy zalepia,@ a już ciągną na schody żydowski fortepian:@ "I tak rozkradną!" Zabrał szabaśnik adwokat,@ a suknię koronkową - panna modrooka,@ ubierze się w nią latem, kiedy będzie ciepło...@ A żydostwo gromadą tysięcy zakrzepło:@ na chłodzie górskich nocy, w cegielni niegrzanej@ trząsł się z zimna - odziany kto czy nie odziany.@ Osiemnaście tysięcy!... I wnet mór się wszczyna:@ tu skonała rodząca, tam - hoża dziewczyna.@ Śmierć szła pośród obozu, cięła ślepo mieczem;@ co dłoń podniesie, więzy niewolnym rozsiecze.@ A niewolni przypadli do ziemi przed Panem@ jak pszenica przez zbójów w drodze rozsypana:@ "O Boże Izraela!" I szloch wdarł się w niebo.@ ...bo w górze anioł sforą ognistą kolebał.@ Jeden błysk... Nie wiadomo - zobaczył? policzył?@ I już one rozżarte pospuszczał ze smyczy.@ ...o dniu grozy!... O płaczu kolozsv~arskich matek!@ O nieszczęście ogniste! O klęsko skrzydlata!@ Zasłały ziemię trupy dzieciątek węgierskich.@ Zabita panna młoda na mężowskiej piersi.@ Pośród świeżo rozkwitłych róż w godzinie owej@ padła śliczna Ilonka w sukni koronkowej.@ I miasto, jak powietrzną wyludnione trąbą,@ skryło się w doły, czoła nie śmiąc stawić bombom.@ Boże chrześcijan i żydów, Niemców i Anglików,@ którego jawnych znaków człek co dzień dotyka,@ jeśli cierpią niewinni tak za cudze czyny,@ jakąż karę z twej możnej ręki ześlesz - winnym?!@ Kolozsv~ar 1944 W maju 1944 rząd Sz~alasiego rozkazał zamknąć Żydów w gettach. Wkrótce po wysiedleniu Żydów z Kolozsv~aru i umieszczeniu w podmiejskiej cegielni nastąpił nalot anglo_amerykański, który spowodował straty wśród ludności chrześcijańskiej, a nie dotknął wysiedlonych Żydów. Z cyklu: Z wycieczki jesiennej Z wycieczki jesiennej Z dębem dąb Z dębem dąb rozmawiał@ o piórach czaplich i pawich...@ Lipa lipie szeptała:@ "Zapomniałam..."@ Osina drży ku osinie zgięta:@ "Kochali... Pomarli... Pamiętam..."@ Wątpliwość Łuk rzeki, nie wiem, czy mnie wiąże, czy też dzieli@ od łąk tych. I ta najzieleńsza zieleń,@ co w niebo wrasta tam, kędy się kończy,@ nie wiem: czy z niebem kłóci mnie, czy łączy?@ Chmury się pasą,@ drzemie piach pod lasem...@ Nie wiem: czy stale kocham wszystko to, czy tylko czasem?@ Zakwitają fijołkami groby Zielony przeminął dobrobyt...@ Zakwitają fijołkami groby...@ Ty leżysz daleko, osobno.@ Wszędzie morza szafirowa wstęga...@ Nie wyciągam rąk - nie dosięgnę...@ I marmury... One się sprzysięgły!@ Ani dzień ci się tak słodko pochyli,@ ani będą tam po polsku mówili,@ obce będą chrząszcze i motyle.@ Na grobowcu twym w bieli wyciosanym@ polska jaskółeczka z oczkiem szklanym@ posmutnieje, nim odleci rano.@ Lekkomyślne serce (1959) Lekkomyślne serce 1959 Lekkomyślne serce Serce bardziej od wiatru powietrzne@ łopoce, łopoce na wietrze.@ "Powiedz, serce, serce zuchwałe,@ czyś ty czerwone, czy białe?"@ "Czasy były czarniejsze od moru:@ łopotałom wielą kolorów,@ od czarności przez szafir i fiolet."@ "Nikt ci, serce, za złe tego nie ma,@ ale rzeknij nam, z czym dzisiaj trzymasz?@ Powiedz, serce, serce nietrwałe,@ czyś ty czerwone, czy - białe?"@ "Zieleń mnie za młodu syciła,@ złotom w walce żartkiej zdobyło,@ srebrem mnie Matka Boża okryła."@ "Migotałoś wieloraką barwą:@ wszystkie tobie ostry wicher zabrał,@ nie zostały żadne inne - całe,@ tylko czerwona i biała."@ "Krąg mój - wąski i obieg mój - krótki,@ a czerwone i białe są smutki@ jak kwiatuszki na anielskiej sukni.@ W tym krążeniu - moja ojczyzna,@ na ten nurt ktoś mnie możny nanizał@ i nic innego nie wyznam."@ Więcem zmilkła i już nie pytała,@ czy jest czerwone, czy białe.@ Wiersz na styczeń 1944 Przebacz wrogom, wyrzeknij się zemsty,@ bo nie ujrzysz gwiazdy betlejemskiej.@ Będzie stała w górze - płomień biały -@ nie dla ciebie, serce skamieniałe!@ Chóry będą nad bożą kolebką,@ lecz nic nie drgnie w twojej krwi zakrzepłej.@ Przejdzie obok ciebie Boże Narodzenie,@ ziemio zbrodni, kainowa ziemio,@ bez pokuty i bez miłosierdzia@ rozdzierana i rwąca na ćwierci,@ wołająca groźnie i rozpacznie@ za krew bratnią o nową krew bratnią.@ Święte prawo Nie ma powodu@ ani trzeba dowodu:@ nie tylko umierać - żyć trzeba z narodem.@ Nie spadek to po przodkach, żaden z nimi związek,@ nie przysięga ani obowiązek,@ nie słowo uczciwe a spłacone krwawo,@ to - po prostu święte prawo,@ prawo@ bez żadnych dowodów@ nie tylko umierać, ale żyć z narodem.@ Z cyklu: Ku Warszawie Ku Warszawie Rozmowa Rozmawiałam w Łazienkach@ z posągami,@ rozmawiałam w Wilanowie z bzem.@ Pytały: "Kiedy?" Mówiłam: "Za nic!"@ I: "Jaka będzie poręka?"@ One: "Sama wiesz", a ja: "Pewno że wiem."@ Jakiś żółty liść@ wypominał wszystkie klęski,@ szumiał: "Nie dziś? Nie dziś?"@ Cóż się z liściem podniewolnym będę kłócić,@ co go każda jesień znów otrzęsie,@ co się z nim będę kłócić!@ "Nie wrócę." - "Wrócisz!" "Nie wrócę!" - "Wrócisz."@ Z cyklu: Wiersze z Anglii Wiersze z Anglii W Dewonie dalekim W Dewonie dalekim@ - bliski grób,@ nad nim tylko powietrza słup,@ opodal tylko szum rzeki.@ Rzeka połyska@ i mówi: "Jestem blisko."@ Powietrze chwieje się w upał@ i dzwoni:@ "W Dewonie@ dalekim@ - grób!"@ Taki sam kraj... Taki sam prawie kraj,@ taki sam most i gaj,@ mogiłki, piołun i osty,@ kościółek - tyle że siwy.@ Ale na mogiłkach krzyże@ nie pochyłe, nie krzywe@ - obce!@ Trącały motyle Trącały motyle ślepca,@ że z nimi polecieć nie chce:@ "Jakże ty powrócisz do dom@ z tego zaklętego ogrodu?@ Zamroczono cię kwieciem letnim, jesiennym,@ winobraniem, żniwem pewnym i plennym.@ Ostatnie światła nad tobą...@ Jakże ty powrócisz do dom?"@ "Zostawcie mnie, wesołki, pomroce,@ więcej w niej niźli w świetle mocy,@ ukazuje mi - chcę czy nie chcę -@ dęby schodzące ku rzece,@ ukazuje łachy na łące...@ Przestańcie wesołki, mnie trącać."@ Był w domu ogród Był w domu ogród - uwiądł,@ był w domu braciszek - umarł;@ źródła były, a potem wyschły,@ słowiki śpiewały, teraz ucichły.@ A tutaj - tylko klawisze,@ co ich dotknę, tamtego nie słyszę.@ A tutaj wszędzie - morze...@ Patrzę, patrzę... Ojczyzny nie dojrzę.@ Z cyklu: Wiersze wiślane Wiersze wiślane Wisła Rzeka, co mocuje się z piaskiem,@ i laski, laski, laski...@ Wiklinę przyciągnął stateczek,@ a słońce piecze, piecze.@ Słabiutkie, wąskie@ dwie, trzy, trzydzieści trzy gałązki@ wiążą we wiązki;@ szaro, srebrzyście, słabo@ w poprzek wody je kładą.@ I łudzi się ta wiklina,@ że powódź zatrzyma.@ Przeszedł po łąkach zachód... Przeszedł po łąkach zachód,@ przeszedł po łąkach zapach,@ włóczą się jeszcze, jeszcze...@ Ja za tymi gąskami,@ ja za tymi łąkami@ śpieszę.@ I biegnę nieprzytomnie...@ Wołają, płaczą po mnie,@ nie chcą wierzyć,@ że za tymi łąkami,@ zachodami, zapachami@ ta sama wieczność leży.@ Z cyklu: Pokonani Pokonani Przestępca Nie miał prawa tak czynić, chociaż dobrze czynił,@ słusznego doznał gniewu, kornie wyznał błąd swój,@ a teraz porywami strzela ruń ozimin@ i wszystko, co zasadził, rozpęczniało w pąkach.@ Zagłuchłą o nim pamięć infamia okrywa,@ lecz o racji rąk jego świadczą setne żniwa.@ Każdej zdrady... Na świat cały ogłaszali heroldzi,@ że nie wolno im więcej się płodzić.@ Miłosierny dał im tylko kamień,@ złotousty - czad kłamliwych omamień;@ nędzarz nawet proszący jałmużny@ zdał się sobie od nich lepszy, bo - różny.@ Każdej zdrady doznali i co dnia@ najdumniejszy nad nimi się podlił.@ Ale mądrość szła w wieczór samotna,@ kędy trupy wywlekano za wrota,@ by od matek tchu resztką tchnących@ pozabierać niewiniątka żyjące.@ Zebrała je w połę gwiaździstego płaszcza@ i przysięgła im: "Na Boga żyjącego, jutro jest wasze!"@ Z cyklu: Mała suita poznańska Mała suita poznańska W Poznaniu na wygnaniu... W Poznaniu na wygnaniu@ leci liście z kasztanów,@ w Warszawie kurz na trawie@ posiew krwi pozasłaniał.@ W Poznaniu na wygnaniu@ szrony - białe jak gąski,@ w Warszawie na Powązkach@ - jeden smug ziemi wąski.@ Badyl ten smug porasta,@ rosną krzyże i chwasty,@ róża róży się kłania@ z Poznania, z wygnania...@ W Poznaniu leci liście,@ w Warszawie kurz się kładzie...@ Na Powązkach gałązki@ gościnne najbardziej.@ Zaduszki 1957 Wyszlim rano... Wyszlim rano ulicą@ we mgle;@ może świt już przeświecał,@ może nie.@ Na rogu Reja i Sienkiewicza@ anioł stał i jaśniał obliczem.@ Pochylilim się i uklęklim,@ a wnet już nie anioł,@ ale chłopak we dzwonek brzękał,@ kogoś wiódł, a może osłaniał...@ Może chłopak? Może nie anioł.@ Z cyklu: Bamberki Bamberki Złudzenia i rzeczywistość Obiecywało serce, że pęknie.@ Nie pękło.@ Groziło życie, że zwiędnie@ - nie zwiędło.@ Gdzież to się wszystko podziało@ i czy było prawdziwe?@ W poezji skamieniało,@ jest żywe.@ Szeptem (1966) Szeptem 1966 Poezja Nie wypije się tego, nie zje...@ Nie lubię, nie lubię poezji!@ Świdruje to cienkim ostrzem,@ nalotem się lepkim rozpostrze,@ żwirowatym grozi osadem...@ Czeka człek, a on nie opada!@ Więc niechże choć przekłuje na wylot...@ Nie kłuje, ale tylko myli.@ Lepi się, lecz nie przylepi...@ Ot, nie mówmy o tym lepiej,@ może się samo rozlezie...@ Nie lubię, nie lubię poezji!@ Anioł od podpowiadania Nie umie, nie rozumie@ tak - jak ja... I także w tłumie.@ Cherlawy, chuderlawy,@ ostatni do każdej zabawy.@ Nie słyszy, gdy mu się podpowiada...@ "Nic nie umiesz. Siadaj..." Siada.@ Stłukł w domu klosz i matka go za to stłukła.@ Ani tu, ani tam... Żyć - za trudna sztuka...@ Ale ja wiem: jest taki anioł,@ anioł od podpowiadania.@ Trzeba nań tylko natrafić,@ a potem się już wszystko potrafi.@ Nie ufam Obiecał Pan mój, że ożyję@ - ja znikąd, ja niczyja.@ I że On mi rodem i kolebką@ - mnie żadnej, mnie ślepej -@ że On wie i nie wyda mnie nikomu,@ mnie bezbronnej, mnie bezdomnej...@ Obiecał mi Pan mój przez Wodę i Ducha,@ a ja - nie ufam!@ Z cyklu: Małe apokryfy Małe apokryfy Stworzenie Pan mój i Bóg mój@ samotny i pełen chwały,@ a człek w czasie, w sieci przyczyn i skutków@ wpatrzony w wieczności zalew.@ Do pełnego morza - któż wie,@ ile rzek podobnych się wlewa...@ W chwale Pan mój i Bóg mój...@ A ja na lutni, tak, owszem - na lutni,@ w czasie, nad wodą śpiewam.@ Dzieło miłości Wydobyć z niebytu jak żyjątko z piasku,@ stłumić ciemnością, oślepić blaskiem,@ zamknąć w czasie, dać cel bezkresny...@ Z tym człowiek sobie ma radzić. Taki jest.@ Kain i Abel Było nas dwóch braci na pustym globie:@ Kain i Abel.@ Jeden baranki pasał, drugi na roli robił,@ jeden był mocny, drugi - słaby.@ Było nas dwóch braci i dwie różne miłości@ do Boga Stwórcy:@ jeden baranki mu składał zarżnięte,@ drugi - pszenicę, kukurydzę i miętę,@ słodkie ogórki.@ Było nas dwóch braci, któryś z nich pozazdrościł@ - Abel? Kain?@ Pokłóciliśmy się u ofiarnych ołtarzy,@ słaby silnego zabił... To się powtarza...@ I nie wiem dalej.@ Ocalenie "Nie, nie baranem@ byłem, ale rosłym jagnięciem,@ z pastwisk dalekich zabranem...@ A niósł mnie anioł,@ w zarośla lepkie uwikłał@ i zniknął.@ Takie było moje z Izaakiem spotkanie.@ Nieprawda, że mnie zarżnięto!@ Poszedłem z nimi na dół:@ ojciec Izaaka na osiołka wsadził,@ głaskał nas obu i było święto."@ Jakub i Ezaw O jakimś czasie i w jakiejś przestrzeni@ spotykają się rozłączeni:@ woda z niebem, światło i ciemność,@ z świetnym triumfem praca daremna...@ A nawet, na pustyni kamieniami usłanej,@ Pan i Bóg nasz, Jezus Chrystus - z szatanem.@ Tak więc i przebiegły lizus, Jakub,@ co pierworodztwo kupił,@ spotkał się w końcu z Ezawem,@ myśliwym łatwowiernym i głupim.@ Płakał prostak barczysty,@ pan nad rozległym Edomem,@ a Jakub, drżąc ze strachu,@ kulił się w jego ramionach.@ Oślica Balaama To ona, zawsze ta sama,@ wizjonerka, oślica Balaama.@ Pęd naprzód! Przeszkód@ dla mnie tak jak nie ma:@ przelatuję po wierzchu,@ przemykam się bokiem...@ A ona, ze szklanym okiem,@ czterema kopytkami zaparta w ziemię,@ przemawia zupełnie jak człowiek:@ "Stój, ani kroku@ dalej. Zabraniam!"@ "Czyś wściekła się! Milcz. Przecieś - niema."@ A ona: "Kiedy tam - anioł!"@ Ruth Leżały kłosy porzucone przez żeńców,@ przechodziła tamtędy Ruth cudzoziemka,@ płachtę niosła białą u ramienia.@ Mówił mądry Booz, dobry gospodarz:@ "Dajcie parę kłosów zebrać tej młodej."@ ...tu pole, ówdzie pole, tam - namioty i trzoda.@ Stara Noemi, dobra świekra@ "Idź w wieczór, połóż mu się u nóg" do Ruth rzekła.@ "Jemu żonka młoda, tobie - opieka."@ Leżą w płachcie kitki prosa, kłosy pszeniczne...@ Nie śpi Ruth, u nóg starca leżąc milczy.@ Zbudził się Booz. "Wstań", mówi, "niech ci się przyjrzę."@ Job Ten Job - nie wiedzieć, kto zacz: koczownik, może nawet Beduin?!@ - Po ciężkiej próbie jako mocarz wstał z ruin:@ nowych miał stad mrowie,@ żon i synów nie zliczy najbieglejszy człowiek,@ a z przyjaciół i sług@ pułk wystawić mógł.@ Tak tedy, jak za dawnej jego wspaniałości,@ każdy mu kadził, każdy zazdrościł.@ On jednak, zapytywany, kto mu jest najmilszy,@ chwiał głową, uśmiechał się i milczał.@ A ręką, która dawno odwykła od pracy,@ łeb Burka kudłatego głaskał i obracał,@ kundla, co kości teraz najtłustsze ogryza,@ wtedy zaś samotnemu ropne rany lizał.@ Skazaniec Wymierzono mu śmierć i wstyd,@ pozostali najbliżsi w hańbie.@ Prawo@ stąpało po nim: dotąd słychać tych morderczych stąpań zgrzyt.@ Niesławą@ tarcza splamiona zapomniany grób osłania -@ aż do dnia, kiedy Dike na nowo się ocknie,@ przeciw sędziom i katom jak wichura się rozdąsa,@ a skazańcowi stawiać pocznie@ na zapomnianym grobie dźwięczny pomnik z brązu.@ Przy bramie O świcie zaświergotał i zamilkł@ wyraźnie i umyślnie,@ czekać potem trzeba było przy bramie@ - nuż jeszcze raz świśnie;@ a że nie czekało się - prysła@ nitka wszystkich poświstów@ wraz z ptakiem - oczywista...@ Nowe Złoty i pawi poblask,@ nie umiejący słów;@ rzeka zielona i modra;@ jaskółki - znów;@ daleko to, co swojskie i nasze,@ Bug i Wisła...@ Kwiecie żółte stadem się pasie@ na rumowiskach.@ Ile trzeba było rozbitych,@ wypalonych gniazd,@ żeby nasz tłum różnolity@ tu się pasł!@ Oczy mamy błędne i obce,@ palce - niepewne,@ nierytmicznie w tych palcach dygoce@ czas niepotrzebny.@ Z cyklu: Bicze z piasku Bicze z piasku Piach Nie przeminął, cofnął się głębiej@ w niepamięć...@ Bahun i kępy żurawin@ - zamknięte na siedem pieczęci;@ koleiny, w koleinach - na kamieniu kamień;@ jeszcze rów, jeszcze płot@ i szlak (ten, który się cofnął),@ i wy, stojący na kępie,@ zapadający się coraz głębiej.@ "A po wierzchu to wszystko?" - Piach...@ Ja go znam, on mnie zna,@ całych mil sypkich nie zliczę.@ Stanąć trzeba by w wyrwie u sosen@ i - póki sił, póki głosu -@ w pamięci czy w niepamięci@ kręcić, kręcić, kręcić@ z piasku bicze.@ Osypisko Takie właśnie urwisko@ jak nad Dźwiną niedaleko Lubistu.@ Osypuje się grunt, piasek czysty,@ spada na brzeg piaszczysty.@ Wpół osypiska - gzyms:@ wygrzebana pieczara i dym,@ dziecko płowe i lekkomyślne@ piecze kartofle w ognisku.@ Osypuje się piach z osypiska,@ przez dymniki do ognia pryska.@ Dźwina w dole mielizny liże...@ Ktoś potężny równa góry z niżem,@ wsparł się gdzieś o krawędź i - myśli.@ Powrót Obieżyświat, który przestał biec,@ idzie gościńcem, patrzy - kędy lec.@ Nie podoba mu się łąka, bo kwiecista,@ nie podoba mu się woda, bo pryska,@ ani bór - bo smolny, ani gaj - bo wilgotny...@ Obejrzał świat cały i nic mu po tym.@ Ale teraz przed nim wrzos i cząber,@ pagóreczki, wydmy suche, okrągłe,@ piasek, piasek, kędy spojrzeć - piasek...@ I położył się tam obieżyĂświat... I na wieki zasnął.@ Kiedy przebije się źródło Kiedy przebije się źródło,@ napiją się wszyscy.@ Gdy znaleźć będzie trudno,@ ktoś nić pochwyci.@ Nić może będzie z kropel,@ może ze lśnień,@ może widzialna w mroku,@ może nie.@ Szukający może schyli się z trudem,@ może stanie i krzyknie...@ Ale gdy znajdzie źródło,@ napiją się wszyscy.@ Gdyby się nauczyć Gdyby się nauczyć od runi@ śmierci i - jak dążyć ku niej,@ jak pochylać pod śnieg mrozem ścięty@ źdźbła zielone, w pełni soków zgięte,@ jak się zebrać w sobie, życia skrę osłaniać@ aż do wiosny, aż do zmartwychwstania!@ Wyznanie Szukać mnie?!... Więc raczej w Termopilach,@ w zmyślonych krajach u Szekspira,@ na Lermontowskim Krymie i Kaukazie.@ A zawsze - w obrazie@ owej Krystyny, księżnej Mediolanu,@ w Emaus Rembrandta,@ w skałach Leonarda...@ W balladzie starego Uhlanda.@ Uszłam od Bertranda de Born w bitwie, z jego tarczą;@ nie ma mnie pośród Greków poległych czy rannych;@ nie w Kordelię - w Regan i Goneril wierzyłam uparcie;@ podsłuchiwałam w Emaus - ale wśród sługusów -@ słów Chrystusa@ nie rozumiejąc; a u stóp Dziewicy Skał@ to ja spłoszyłam pawia, co tak kornie stał,@ z krzykiem uleciał@ i nie ma go na obrazie, jak wiecie.@ Księżnej Mediolanu - pierścień drogi zginął;@ zginął młody poeta w głupim pojedynku...@ To wszystko - moja wina.@ Szukać mnie? Chyba tam, bo tu się nie zaczynam.@ Odejście w tło Odejść w tło,@ jednością czuć się z pejzażem.@ Na pierwszym planie:@ twarze,@ Dobro i Zło,@ Miłość, Walka, Zbrodnia@ i pomsta za nie.@ A tam, w tle, dogasające pochodnie@ i pręgi barw pozachodnie@ dojrzałe, zrozumiałe.@ I wody niewidzialnej flet@ daleko, głęboko w tle.@ Z cyklu: Szeptem Szeptem Źdźbło Pod jesień chłodniejsze wieją wiatry,@ barwi się jeszcze liść nieopadły@ od zieleni przez czerwień do żółtości ostatniej.@ Wieje od naszych jesiennych, tak dawno boleśnie znanych,@ wieje od naszych tęskniących, od wygnanych...@ (Piołun i popiół z pajęczyną na rany!...)@ Położyć by choć źdźbło na ten wiatr zachodni:@ niechże wieje wolniej i łagodniej...@ Oni - jak my, my - jak oni... Wszyscy podobni.@ Szeptem Nie zawiedzie - ale tylko w tym jednym,@ nie odstąpi - ale tylko za tę cenę,@ wierna - ale tylko w tej godzinie,@ dzielna - ale tylko kiedy nóż na gardle.@ Ani się do niej przyznać, ni nie przyznać,@ ani służyć, ni porzucić służbę,@ ni powierzyć się, ni nie dowierzać,@ ani przysiąc jej, ani ją przekląć.@ Wyjść najpewniej na przestrzeń niewinną,@ gdzie by wszystko było o czym innym,@ oddalonym, bez świadków, nie krewnym...@ I wkorzenić się tam, i nareszcie rosnąć wielkim drzewem.@ Liberum veto Oprzeć się za wszelką cenę.@ Komu? Po co? Z jakich przyczyn?@ "Nie chcę. Nie chce. My nie chcemy..."@ Ależ serce i rozsądek,@ i - prawdę mówiąc - żołądek@ radzą ciągnąć w przód, a nie w tył.@ "A ja przeczę!" Czemu przeczysz?@ Do jakiej nam dążyć mety?@ "Ja po prostu nie chcę, nie chcę."@ Puste kłosy Sługi nieużyteczne,@ kłosy wymłócone przypadkiem...@ Przebiegał wiatr, przechodził deszcz@ - wzdłuż, wszerz, wspak»-@ na nie zoraną powierzchnię@ z kłosów wymłóconych na wietrze@ ziarno wysypał ptakom.@ Sługi nieużyteczne!@ Niechby chwilę patrzeć, jak dziobią@ ziarno rozsypane na wietrze,@ nim wiatr puste kłosy skręci,@ zanim nas zbiorą żeńcy,@ nas - słomę, i cisną w ogień...@ Sługi nieużyteczne... Sługi nieużyteczne...@ Silni i słabi Z bagien zamarzłych,@ z zamarzniętych u brzegu jeziorek@ - ten sam wiew, ten sam jęk:@ "Depcą nas zawsze ci sami.@ Tacy sami zimą u przerębli@ zapalają łuczywa na lodzie,@ a latem wykoszą łąki...@ Nie zginęli, nie odeszli, nie umarli...@ Nigdy nie przyjdzie pora,@ która tę moc przełamie!@ Zawsze - ci sami, tacy sami..."@ Niechby ta jedna nić... Kiedy trzeba będzie iść@ w daleką ciemność,@ niechby ta jedna nić@ została ze mnie.@ Niech oderwie się cała reszta@ i spadnie w przepaść@ - to jedno niech trwa na wieczność@ dźwięczne, choć ślepe.@ Bo tym, co za życia żyło@ żywe najbardziej@ - nieśmiertelna za grobem miłość@ nie pogardzi.@ Nota bio_bibliograficzna Kazimiera Iłłakowiczówna urodziła się 19 sierpnia 1892 r. w Wilnie. Wcześnie osierocona, spędziła dzieciństwo i pierwszą młodość w domu Zofii z Plater Zyberków Buynowej, najpierw w Baltynie, potem w Stanisławowie koło Krasławia, w guberni witebskiej. Nauki początkowo pobierała w domu, egzaminy zdawała w gimnazjum w Dynaburgu, dwa lata kształciła się na pensji Cecylii Zyberk Plater w Warszawie. W latach 1906_#1908 przebywała czas jakiś we Fryburgu, a następnie w Genewie. W latach 1908_#1909 studiowała w Oksfordzie, w kolegium dla cudzoziemek, później - w Londynie. W r. 1909 opuściła Anglię i po zdaniu egzaminów z greki i łaciny w Petersburgu udała się do Krakowa, zapisując się tu w jesieni r. 1910 na Uniwersytet Jagielloński. W r. 1914 otrzymała absolutorium na wydziale filozoficznym (polonistyka, anglistyka). Po powrocie na obszar Rosji z wybuchem pierwszej wojny światowej wstąpiła do czołówki polskiej Wszechrosyjskiego Związku Ziemskiego i w latach 1915_#1917 pełniła na froncie służbę siostry miłosierdzia. Odesłana do Piotrogrodu wskutek choroby, pracowała tu w latach 1917_#1918 jako korektorka w drukarni. W r. 1918 przybyła do Warszawy i objęła stanowisko referenta w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. W maju 1926 r. została delegowana do Ministerstwa Spraw Wojskowych na stanowisko sekretarza ministra. W r. 1936 wróciła do Ministerstwa Spraw Zagranicznych jako urzędnik do specjalnych poruczeń przy Gabinecie Ministra. W r. 1939, po wybuchu drugiej wojny światowej, została wraz z Msz ewakuowana do Rumunii. Do r. 1947 przebywała w Cluj, utrzymując się z lekcji języków obcych. W końcu tegoż roku wróciła do kraju. Mieszkała stale w Poznaniu i tam zmarła. Debiutowała w r. 1905, ogłaszając w "Tygodniku Ilustrowanym" wiersz pt. "Jabłonie". Wydała m.in. następujące zbiory wierszy: "Ikarowe loty", Kraków 1912; "Wici. Cieniom roku 1914 poświęcone", Warszawa 1914; "Kolędy polskiej biedy. W wigilię powrotu", Petrograd 1917; "Śmierć Feniksa", Toruń_warszawa_siedlce 1922; "Połów", Warszawa 1926; "Złoty wianek (...)", Warszawa 1927; "Płaczący ptak", Warszawa 1927; "Zwierciadło nocy", Warszawa 1928; "Z głębi serca", Warszawa 1928; "Popiół i perły", Warszawa 1930; "Ballady bohaterskie", Lwów 1934; "Słowik litewski", Warszawa 1936; "Wiersze o Marszałku Piłsudskim. 1912_#1935", Warszawa 1936; "Wiersze bezlistne", Budapeszt 1942 (utwory z lat 1936_#1941, powielone staraniem Komitetu Opieki nad Polakami na Węgrzech); "Poezje. 1940_#1954", Warszawa 1954; "Lekkomyślne serce", Warszawa 1959; "Szeptem", Warszawa 1966. Poezje wybrane ukazały się w wydaniach następujących: "Trzy struny", Petrograd 1917 (tu m.in. wiersze ze zbiorów: "Wici" oraz "Kolędy polskiej biedy"; wydanie drugie zmienione - Warszawa 1919); "Wiersze wybrane. 1912_#1947", Łódź 1949 (z posłowiem Wilhelma Szewczyka); "Wiersze religijne. 1912_#1954", Poznań 1955 (z przedmową Zbigniewa Pędzińskiego); "Wybór wierszy", Warszawa 1956 (wybrał Wacław Kubacki; zawiera także "Wiersze rozproszone" i "Wiersze nowe"); "Wiersze. 1912_#1959", Warszawa 1964 (wybrał Paweł Hertz, tekst wierszy przejrzany przez autorkę, nota bio_bibliograficzna; wydanie drugie - Warszawa 1976, nota bio_bibliograficzna zmieniona); "Ta jedna nić", Poznań 1967 (zawiera utwory treści religijnej częściowo ogłoszone w zbiorze "Wiersze religijne. 1912_#1954", a także nowe utwory); "Liście i posągi", Poznań 1968 (zawiera utwory z różnych lat, poświęcone Poznaniowi i Wielkopolsce); "Poezje wybrane", Warszawa 1968 (wybrał Hieronim Michalski, słowo wstępne autorki); "Wiersze zebrane", t. 1_#2, Warszawa 1971 (nota edytorska; wydanie niepełne; nie włączono też wierszy dla dzieci oraz poematów, ballad i kolęd); "Odejście w tło", Poznań 1976. Z innych publikacji poetyckich należy wymienić popularne "Obrazy imion wróżebne", Warszawa 1926, oraz "Czarodziejskie zwierciadełka. 58 wróżb wierszem", Poznań 1928 (wydanie drugie zmienione - Poznań 1929). Utwory z obu tych zbiorów w nieco odmiennym układzie ukazały się w tomie pt. "Obrazy imion", Poznań 1957. Wiersze przeznaczone dla dzieci znajdują się w zbiorach następujących: "Rymy dziecięce", Warszawa 1923 (dokonany przez autorkę przekład angielski ukazał się jako maszynopis powielony około r. 1943, bez miejsca wydania); "Wesołe wierszyki", Warszawa 1934; "Zwierzaki i zioła", Warszawa 1960; wybrane utwory dla dzieci: "Wiersze dziecięce", Warszawa 1958. Proza o tematyce wspomnieniowej: "Ścieżka obok drogi", Warszawa 1939 (właśc. 1938, ukazały się trzy wydania w r. 1939; zawiera wspomnienia o Józefie Piłsudskim); "Z rozbitego fotoplastikonu", Warszawa 1957; "Niewczesne wynurzenia", Warszawa 1958; "Trazymeński zając. Księga dygresji", Kraków 1968. Utwory dramatyczne znajdują się w zbiorze "Rzeczy sceniczne", Warszawa 1969. Z przekładów poetyckich należy wymienić następujące: Schiller, "Don Karlos, infant hiszpański", Warszawa 1933 (tłumaczenie dokonane dla Teatru Narodowego w Warszawie, rzecz wystawiona tu w r. 1932; wydanie drugie pt. "Don Karlos. Poemat dramatyczny", Warszawa 1954); Endre Ady, "Wybór poezji", Budapeszt 1943 (maszynopis powielony, w serii Biblioteka Polska); Goethe, "Egmont. Tragedia", Wrocław 1956; Emily Dickinson, "Poezje", Warszawa 1956. Spośród licznych tłumaczeń prozy wyróżnia się wznawiany wielokrotnie przekład powieści Lwa Tołstoja "Anna Karenina", t. 1_#4, Warszawa 1952_#1953. Otrzymała m.in. następujące nagrody za twórczość literacką: nagrodę m. Wilna, 1930; Państwową Nagrodę Literacką, 1945; nagrodę Polskiego Pen_clubu, 1954; nagrodę m. Poznania, 1957; nagrodę ministra kultury i sztuki I stopnia, 1967; nagrodę m. Poznania i województwa poznańskiego, 1968; nagrodę państwową I stopnia, 1976. Wybór niniejszy obejmuje wiersze z książek Kazimiery Iłłakowiczówny ogłoszonych w latach 1912_#1966. Teksty pochodzą z pierwszych wydań tomów uwzględnionych w wyborze, tylko "Kolędy polskiej biedy" wg: "Wiersze. 1912_#1959", Warszawa 1964; "Wiersze bezlistne" i "Wiersze rozproszone" wg: "Wiersze zebrane", t. 2, Warszawa 1971.