Ministrowie spraw zagranicznych " Rzeczypospolitej Praca zbiorowa pod redakcją Janusza Pajewskiego Redakcja Marek Baumgart, Janusz Faryś Redakcja techniczna Andrzej Barszcz Komputerowy skład tekstu Wiesław Szykowski Korekta Bogdan Twardochleb J Copyright by Janusz Pajewski Copyright by "Polskie Pismo i Książka" ISBN 83-85360-04-02 Polskie Pismo i Książka, Szczecin 1992 Wydanie pierwsze Ark. wyd. 9,0 ark. druk. 13 Druk: Zakład Małej Poligrafii „barw druk" 85-415 Bydgoszcz ul. Łubinowa 28 Spis treści JANUSZ PAJEWSKI Z dziejów dyplomacji polskiej PRZEMYSŁAW HAUSER Leon Wasi1ewski..(18 X11918 - 1611919). ALEKSANDRA KOSICKA - PAJEWSKA Ignacy Paderewski.(16 11919 - 9 XI11919) JANUSZ PAJEWSKI Stanisław Patek.(16 XI11919 - 9 V11920) JANUSZ PAJEWSKI Eustach Sapieha..(23 VI11920 - 25 V 1921) JAUSZ FARYŚ Konstanty Skirmunt.(11 V11921 -6 V11922) WALDEMAR ŁAZUGA Gabriel Narutowicz.(28 V11922 - 9 XI11922) JANUSZ FARYŚ Marian Seyda.(28 V 1923 - 27 X 1923) JANUSZ FARYŚ Roman Dmowski.(27 X 1923 -15 XI11923) JANUSZ PAJEWSKI Maurycy Zamoyski.(19 11924 - 27 VI11924) MAREK BAUMGART Aleksander Skrzyński (16 XI11922 - 26 V 1923) (27 VIM 924- 5 V 1926).... JANUSZ PAJEWSKI August Zaleski. (15 V 1926 - 2 X11932) JERZY MAREK NOWAKOWSKI Józef Beck (2 XI 1932 - 30 IX1939) Wykaz skrótów 17 39 57 69 81 91 105 115 121 135 151 .167 .204 " Z DZIEJÓW dyplomacji polskiej "Dyplomacja" - czytamy w Wielkim Stowniku Języka Polskiego - to "działalność organów państwowych i ich przedstawicielstw za granicą w zakresie realizowania polityki zewnętrznej na drodze pokojowej oraz re- prezentowania i ochrony interesów państwa na arenie międzynarodowej"; i zaraz cytat z dzieła literackiego dla zilustrowania działalności dyplomaty- cznej: "Książę to stary i doświadczony mistrz w polityce i dyplomacji. Mó- wi zatem tak jasno, że każdy pojmie, co mówi, a nikt nie pojmie, co myśli". Dyplomacja, w znaczeniu zespołu osób zajmujących się utrzymaniem stosunków ze światem zewnętrznym, powstała po utworzeniu pierwszych organizmów państwowych. Szczególne wydarzenia, jak: zawieranie przy- mierzy czy - co w tamtych czasach ściśle się z tym wiązało - małżeństw dynastycznych i układanie traktatów pokoju, powodowały wysyłanie po- selstw do państw obcych. Poseł, zwany wówczas orator-mówca czy le- gatus-wysłaniec, po spełnieniu misji powracał do kraju. W wieku XIV, a bardziej jeszcze w XV, zaczęły powstawać na zachodzie Europy stałe le- gacje. Swoich legatów czy nuncjuszy wysyłał papież, wysyłała Najjaśniej- sza Rzeczpospolita Wenecka, wymieniały pomiędzy sobą pomniejsze państewka włoskie. Wieki XVI i XVII to już pełny rozkwit służby dyplo- matycznej i stałych poselstw. Językiem urzędowym dyplomacji, językiem, w którym pisano traktaty, wygłaszano urzędowe, uroczyste przemówienia oraz prowadzono nego- cjacje, była łacina. Po podpisaniu traktatów westfalskich w 1648 r. języ- kiem dyplomatycznym, językiem traktatów, negocjacji, a i poufnych rozmów był francuski. Stało się tak nie tylko wskutek potęgi politycznej Francji, nie tylko w wyniku promieniowania cywilizacji francuskiej i ów- czesnego rozkwitu literatury francuskiej. Przyczyną był język francuski, je- go precyzja, jego swoiste cechy, pozwalające na wyrażenie myśli w sposób subtelny, finezyjny, a czasem, gdy zachodziła potrzeba, na ukry- wanie myśli - również subtelne i finezyjne. Margrabia Pallayicini, długoletni ambasador austriacki przy Wysokiej Porcie, pisał w jednym z raportów o rozmowie z wielkim wezyrem, Saidem Halimem, że wielki wezyr zna wprawdzie doskonale język francuski, ale nie na fyle, aby można było prowadzić z nim wymianę opinii z wszelkimi finezjami. Przewaga czy mo- nopol francuskiego, jako języka dyplomacji, trwała do paryskiej konferencji pokojowej w 1919 r., kiedy zostały równouprawnione języki francuski i angielski. Tak też byto w dwudziestoleciu międzywojennym. II wojna światowa przyniosła kres dominacji francuszczyzny. Polityka i jej gałąź - dyplomacja - to sztuka, a więc politykiem czy dy- plomatą trzeba się urodzić, tzn. trzeba mieć do polityki predyspozycje wrodzone; w okolicznościach sprzyjających można je rozwinąć, pogłębić, w okolicznościach niepomyślnych - można je pomniejszać, a nawet zu- pełnie zatracić. Jak w każdej odpowiedzialnej pracy, potrzebny jest chara- kter; tylko człowiek silnego charakteru potrafi łączyć odwagę z roztropnością, a to jest niezbędne w polityce. Gruntowna znajomość własnego kraju i jego potrzeb, znajomość i rozumienie świata obcego oraz psychiki ludzi innych narodowości, to niezbędne warunki pracy w dy- plomacji. Dyplomacja polska ma dawne i dobre tradycje. Piękne karty zapisała w dziejach Polski dyplomacja Mieszka l i Bolesława Chrobrego, dyplomacja "panów krakowskich" w XIV w., działalność wybitnych "statystów", jak wówczas nazywano Jana Zamoyskiego, Lwa Sapiehę i Jerzego Ossoliń- skiego. W XVII w. wystąpiło zjawisko niepomyślne - ginęła racja stanu Rzeczypospolitej, wysuwał się natomiast coraz silniej interes dynastyczny Wazów, później Sasów, a także potężnych rodów magnackich. W XVIII w. byto to już zjawisko dominujące; Rzeczpospolita nie prowadziła już własnej polityki zagranicznej, czynił to król, nie biorąc pod uwagę inte- resów państwa, lub magnat. Dopiero u schyłku dawnej Rzeczypospolitej Sejm Czteroletni podjął działania dyplomatyczne, kierowane polską racją stanu, przerwane zresztą prędko. W okresie rozbiorów zastępcze, kadłubowe organizmy państwowe: Księstwo Warszawskie, Królestwo Kongresowe, Wolne Miasto Kraków, nie mogły prowadzić oficjalnie polityki zagranicznej; mogła być tylko mo- wa o działaniach zastępczych, podejmowanych przez niektórych polity- ków. Prowadził natomiast politykę zagraniczną rząd Powstania Listopadowego i Powstania Styczniowego. Poważną rolę w polityce nie tylko polskiej, lecz i europejskiej odegrał książę Adam Czartoryski. Hotel Lambert uważa się za Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie istniejące- go państwa polskiego. Okres między rokiem 1871 (klęska Francji, zjednoczenie Niemiec), a 1914 (wybuch l wojny światowej), to czas względnej stabilizacji i pokoju w Europie; kwestia polska, która dotąd była przedmiotem żywego zaintere- sowania rządów, parlamentów i opinii publicznej, pozornie utraciła charakter międzynarodowy, zeszła z łamów prasy, nie pojawiła się w dyskusjach parlamentarnych, ale znaczenia bynajmniej nie utraciła. Nie można mówić wtedy o polskiej dyplomacji czy o polityce zagranicznej, ale należy przywołać w pamięci polskie działania na arenie międzynarodowej. Na pierwsze miejsce wysuwa się Henryk Sienkiewicz - jego list otwarty do cesarza niemieckiego i ankieta w sprawie wywłaszczania ziemi polskiej, to wystąpienia Polaka, cieszącego się autorytetem międzynarodowym i działającego w zastępstwie nie istniejącego polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Taki sam charakter obrony nieprzedawnionych, niewygasłych praw Polski do niepodległego bytu miała akcja Polskiej Partii Socjalistycznej na międzynarodowych kongresach socjalistycznych. Propagandę na rzecz umiędzynarodowienia sprawy polskiej podjął w 1908 r. Roman Dmowski, gdy opublikował w trzech obcych językach książkę Niemcy, Rosja i kwestia polska. Największe znaczenie miał tu przekład francuski La Ouestbn Polonaise (1909 r.). W 1907 r. powstała w Paryżu Polska Agencja Prasowa, a w latach 1909 i 1911 - polskie biura prasowe w Rzymie i w Londynie; rozsyłały one do prasy materiały polskie. Skromne to były początki, ale były. Rok 1914 i wybuch l wojny w krótkim czasie przywróciły sprawie polskiej jej utajony od pewnego czasu, a nigdy nie przebrzmiały charakter międzynarodowy. Ułatwiało to działania polskie. 16 sierpnia 1914 r. zawiązał się w Krakowie Naczelny Komitet Narodowy.którego zadaniem byto objecie kierownictwa politycznego Legionów Polskich walczących u boku państw centrałnych. Zorganizował on biura prasowe w Wiedniu, Budapeszcie, Berlinie, Sofii, Konstantynopolu, Bemie (Szwajcaria), Sztokholmie i Kopenhadze. Niektórzy działacze NKN, jak Michał Sokolnicki, Karol Bader, Tadeusz St. Grabowski i Władysław Baranowski, weszli później do dyplomacji polskiej. Jesienią 1915 r. wyjechał na Zachód Roman Dmowski; celem jego podróży byto zainteresowanie rządów państw zachodnich i tamtejszej opinii publicznej kwestią polską, a zarazem dyskretne przeciwdziałanie wszystkiemu, co mogłoby doprowadzić do odrębnego pokoju pomiędzy Rosją, a państwami centralnymi. 15 stycznia 1917 r. zaczęte urzędować w Warszawie Tymczasowa Rada Stanu, powołana przez władze niemieckie i austriackie "w celu tworzenia państwa polskiego". Pracowała ona w ośmiu departamentach, prototypach przyszłych ministerstw. Departament Spraw Politycznych szkolił kadry przyszłego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Tymczasowa Rada Stanu nie zdołała wywalczyć sobie żadnych atry- butów rządowych; działalność jej skończyła się 25 sierpnia 1917 r. o rozmowie z wielkim wezyrem, Saidem Halimem, że wielki wezyr zna wprawdzie doskonale język francuski, ale nie na tyle, aby można było prowadzić z nim wymianę opinii z wszelkimi finezjami. Przewaga czy mo- nopol francuskiego, jako języka dyplomacji, trwała do paryskiej konferencji pokojowej w 1919 r, kiedy zostały równouprawnione języki francuski i angielski. Tak też byto w dwudziestoleciu międzywojennym. II wojna światowa przyniosła kres dominacji francuszczyzny. Polityka i jej gałąź - dyplomacja - to sztuka, a więc politykiem czy dy- plomatą trzeba się urodzić, tzn. trzeba mieć do polityki predyspozycje wrodzone; w okolicznościach sprzyjających można je rozwinąć, pogłębić, w okolicznościach niepomyślnych - można je pomniejszać, a nawet zupełnie zatracić. Jak w każdej odpowiedzialnej pracy, potrzebny jest charakter; tylko człowiek silnego charakteru potrafi łączyć odwagę z roztropnością, a to jest niezbędne w polityce. Gruntowna znajomość własnego kraju i jego potrzeb, znajomość i rozumienie świata obcego oraz psychiki ludzi innych narodowości, to niezbędne warunki pracy w dy- plomacji. Dyplomacja polska ma dawne i dobre tradycje. Piękne karty zapisała w dziejach Polski dyplomacja Mieszka ! i Bolesława Chrobrego, dyplomacja "panów krakowskich" w XIV w., działalność wybitnych "statystów", jak wówczas nazywano Jana Zamoyskiego, Lwa Sapiehę i Jerzego Ossoliń- skiego, W XVII w. wystąpiło zjawisko niepomyślne - ginęła racja stanu Rzeczypospolitej, wysuwał się natomiast coraz silniej interes dynastyczny Wazów, później Sasów, a także potężnych rodów magnackich. W XVIII w. byto to już zjawisko dominujące; Rzeczpospolita nie prowadziła już własnej polityki zagranicznej, czynił to król, nie biorąc pod uwagę inte- resów państwa, lub magnat. Dopiero u schyłku dawnej Rzeczypospolitej Sejm Czteroletni podjął działania dyplomatyczne, kierowane polską racją stanu, przerwane zresztą prędko. W okresie rozbiorów zastępcze, kadłubowe organizmy państwowe: Księstwo Warszawskie, Królestwo Kongresowe, Wolne Miasto Kraków, nie mogły prowadzić oficjalnie polityki zagranicznej; mogła być tylko mo- wa o działaniach zastępczych, podejmowanych przez niektórych polity- ków. Prowadził natomiast politykę zagraniczną rząd Powstania Listopadowego i Powstania Styczniowego. Poważną rolę w polityce nie tylko polskiej, lecz i europejskiej odegrał książę Adam Czartoryski. Hotel Lambert uważa się za Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie istniejące- go państwa polskiego. Okres między rokiem 1871 (klęska Francji, zjednoczenie Niemiec), a 1914 (wybuch l wojny światowej), to czas względnej stabilizacji i pokoju w Europie; kwestia polska, która dotąd była przedmiotem żywego zaintere- sowania rządów, parlamentów i opinii publicznej, pozornie utraciła charakter międzynarodowy, zeszła z łamów prasy, nie pojawiła się w dyskusjach parlamentarnych, ale znaczenia bynajmniej nie utraciła. Nie można mówić wtedy o polskiej dyplomacji czy o polityce zagranicznej, ate należy przywołać w pamięć! polskie działania na arenie międzynarodowej. Na pierwsze miejsce wysuwa się Henryk Sienkiewicz - jego list otwarty do cesarza niemieckiego i ankieta w sprawie wywłaszczania ziemi polskiej, to wystąpienia Poteka, cieszącego się autorytetem międzynarodowym i działającego w zastępstwie nie istniejącego polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Taki sam charakter obrony nieprzedawnionych, niewygasłych praw Polski do niepodległego bytu miała akcja Polskiej Partii Socjalistycznej na międzynarodowych kongresach socjalistycznych. Propagandę na rzecz umiędzynarodowienia sprawy polskiej podjął w 1908 r. Roman Dmowski, gdy opublikował w trzech obcych językach książkę Niemcy, Rosja i kwestia polska. Największe znaczenie miał tu przekład francuski La Ouestbn Pobnaise (1909 r.). W 1907 r. powstała w Paryżu Polska Agencja Prasowa, a w latach 1909 i 1911 - polskie biura prasowe w Rzymie i w Londynie; rozsyłały one do prasy materiały polskie. Skromne to były początki, ale były. Rok 1914 i wybuch l wojny w krótkim czasie przywróciły sprawie polskiej jej utajony od pewnego czasu, a nigdy nie przebrzmiały charakter międzynarodowy. Ułatwiało to działania polskie. 16 sierpnia 1914 r. zawiązał się w Krakowie Naczelny Komitet Narodowy .którego zadaniem było objecie kierownictwa politycznego Legionów Polskich walczących u boku państw centralnych. Zorganizował on biura prasowe w Wiedniu, Budapeszcie, Berlinie, Sofii, Konstantynopolu, Bernie (Szwajcaria), Sztokholmie i Kopenhadze. Niektórzy działacze NKN, jak Michał Sokolnicki, Karol Bader, Tadeusz St. Grabowski i Władysław Baranowski, weszli później do dyplomacji polskiej. Jesienią 1915 r. wyjechał na Zachód Roman Dmowski; celem jego podróży byto zainteresowanie rządów państw zachodnich i tamtejszej opinii publicznej kwestią polską, a zarazem dyskretne przeciwdziałanie wszystkiemu, co mogtoby doprowadzić do odrębnego pokoju pomiędzy Rosją, a państwami centralnymi. 15 stycznia 1917 r. zaczęła urzędować w Warszawie Tymczasowa Rada Stanu, powołana przez władze niemieckie i austriackie "w celu tworzenia państwa polskiego". Pracowała ona w ośmiu departamentach, prototypach przyszłych ministerstw. Departament Spraw Politycznych szkolił kadry przyszłego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Tymczasowa Rada Stanu nie zdołała wywalczyć sobie żadnych atry- butów rządowych; działalność jej skończyła się 25 sierpnia 1917 r. 15 października tego roku odbyła się intromisja Rady Regencyjnej. W przeciwieństwie do TRS Rada Regencyjna i rząd przez nią powołany miały już pewne, choć ograniczone i wąskie, atrybuty władzy państwowej. 7 grudnia 1917 r. mianowała ona gabinet pod prezesurą Jana Kucharze- wstóego. Obok ośmiu ministerstw utworzono również Departament Spraw Politycznych; na jego czele stanął najpierw Wojciech hr. Rostworowski, od 4 kwietnia - Janusz książę Radziwiłł. 23 października departament ten przemianowano na Ministerstwo Spraw Zewnętrznych (się.1); ministrem został Stanisław Głąbiriski. Departament Spraw Politycznych, zwłaszcza od objęcia kierownictwa przez księcia Radziwiłła, próbował już prowadzić politykę zagraniczną. Wysłał też przedstawicieli dyplomatycznych do Wiednia (Stefan hr. Przeździecki i Tytus Filipowicz), do Berlina (Adam Ronikier), do Sofii (Ta- deusz St. Grabowski). W centrali zasiedli do pracy młodzi, początkujący dyplomaci: Roman Knoll, Juliusz Łukasiewicz, Kajetan Dzierżykraj-Mora- wski i Karol Bader. Wszyscy oni działać będą później na placówkach dy- plomatycznych. Przedstawicielstwa dyplomatyczne polskie powstawały już także w państwach koalicji; wysyłał je Komitet Narodowy Polski. Organizacja ta zawiązała się 15 sierpnia 1917 r. w Lozannie pod prezesurą Romana Dmowskiego. Jej siedzibą był Paryż. KNP objął funkcje Ministerstwa Spraw Zagranicznych (akcja polityczna na arenie międzynarodowej i opieka konsularna nad Polakami w krajach koalicji) oraz funkcje Minister- stwa Spraw Wojskowych (kierownictwo polityczne organizującej się we Francji ochotniczej armii polskiej). Przedstawicielstwa dyplomatyczne objęli: Erazm Piftz w Paryżu, Władysław Sobański w Londynie, Konstanty Skirmunt w Rzymie i Ignacy Paderewski w Waszyngtonie. Wszyscy oni pracowali później na czołowych stanowiskach w dyplomacji polskiej. W Londynie działał ponadto późniejszy długoletni minister spraw za- granicznych, August Zaleski - początkowo w charakterze emisariusza polskich ugrupowań demokratycznych w Rosji, a właściwie Aleksandra Lednickiego, później już jako nieoficjalny pełnomocnik Rady Regencyjnej. Prace przygotowawcze były więc już dość daleko posunięte, gdy pełna niepodległość przyniosła nieodpartą potrzebę istnienia ministerstwa Leona Wasilewskiego (18 listopada 1918 r. -16 stycznia 1919 r), a pełną parą potoczyła się praca za gabinetu Paderewskiego (16 stycznia -9 grudnia 1919 r.). Pod ogólnym kierownictwem Paderewskiego prace te prowadzili podsekretarze stanu: wytrawny urzędnik - dr Władysław Wrób-lewski i doświadczony dyplomata ze służby austriackiej, o szerokich horyzontach - Władysław Skrzyński. Był to człowiek wykształcony, mający szerokie stosunki w świecie, zwłaszcza we Francji, toteż przyczynił się wielce do wyprowadzenia dyplomacji polskiej z zaścianka na szeroki świat. Podczas służby austriackiej nigdy nie utracił kontaktu z Polską był zawsze gorącym patriotą. Potrafił też zrozumieć nowe czasy i stosunki. Znaczne zasługi w formowaniu naszego MSZ położył organizator i pierwszy długoletni dyrektor Protokołu Dyplomatycznego, Stefan hr. Przeździecki. Protokół ten odgrywał wówczas większą rolę niż dziś, a w początkach państwowości polskiej - rolę szczególną. Osoba Przeździeckiego, wspomina Jan Gawronski, "nadawała europejski ton wszelkim poczynaniom naszej dyplomacji na terenie Warszawy i przyczyniła się wydatnie do uzyskania dla niej na arenie międzynarodowej tego równouprawnienia, o które darmo nieraz i przez długie lata dobijali się przedstawiciele różnych, nowo powstałych państw". Przeździecki w korpusie dyplomatycznym, akredytowanym w Warszawie, miał ogromny autorytet. Jego radom i zaleceniom poddawali się bez wahania obcy dyplomaci; mógł dzięki temu łagodzić wszelkie nieporozumienia i zadrażnienia. Umiał też znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Kiedyś poseł angielski, sir William Max Muller, pozwolił sobie na nie nazbyt taktowną uwagę dotyczącą trudnego do wymówienia nazwiska „Przeździecki". Hrabia Stefan uciął krótko: "Nie każdy ma zaszczyt nazywania się Muller". Zespół osobowy MSZ był dość zróżnicowany pod względem pochodzenia politycznego; należeli doń działacze Komitetu Narodowego Polskiego, mężowie zaufania Naczelnika Państwa, pracownicy Naczelnego Komitetu Narodowego, nieliczni fachowcy ze służby austriackiej i wreszcie osoby, które dzięki swej pozycji w społeczeństwie i dotychczasowej działalności wydały się pożądane w dyplomacji polskiej. 16 stycznia 1919 r. stanął na czele ministerstwa, jako kierownik, Ignacy Paderewski; stanowisko podsekretarza stanu piastował, jak wiemy, od lutego do czerwca 1919 r. Władysław Wróblewski, organizator aparatu urzędniczego Rady Regencyjnej, a od czerwca do listopada 1919 r. -Władysław Skrzyński. 31 stycznia 1919 r. w skład ministerstwa wszedł Zdzisław Okęctó, do wybuchu wojny konsul austriacki w Kairze. Objął on początkowo stanowisko szefa Sekcji Politycznej (nomenklatura austriacka), przemianowanej wkrótce na Departament Dyplomatyczne - Polityczny, a następnie Polityczny. Wiosną i latem 1919 r..obsadzono już najważniejsze placówki dyplo- matyczne, l tak stanowiska posłów we Francji, we Włoszech, w Belgii i w Szwajcarii objęli czołowi działacze Komitetu Narodowego Polskiego: wi- ceprezes Komitetu, ordynat Maurycy Zamoyski - w Paryżu, Konstanty Skirmunt - w Rzymie, przy Kwirynale, Władysław Sobański - w Brukseli, Erazm Piltz - w Belgradzie i Jan Modzelewstó - w Bemie. Poselstwo w Wielkiej Brytanii objął książę Eustachy Sapieha, wychowany i wyksztatec- ny w Anglii, dobrze znający stosunki angielskie. Do Waszyngtonu poje- chał książę Kazimierz Lubomirski; obrotny, wielokrotnie pomnożył odzie- dziczoną fortunę. Uważano, że jako dobry businessman będzie umiał krzątać się dookoła stosunków finansowych ze Stanami Zjednoczonymi i uzyska pożyczkę. Postem przy Stolicy Apostolskiej został wybitny uczo- ny, dawny rektor Katolickiego Uniwersytetu we Fryburgu, prof. Józef Wie- rusz-Kowalski. Mąż zaufania PHsudskiego, Stanisław Patek, działał w delegacji polskiej na konferencję pokojową, a 16 grudnia zasiadł w fotelu ministra spraw zagranicznych. Zaufani PHsudskiego: Leon Wasilewski, Michał Sokolnicki i Witold Jodko-Narkiewicz, objęli poselstwa w Rydze, Helsinkach i Stambule, placówkę berlińską zaś - Ignacy Szebeko. Dyplo- mata ze służby austriackiej, Aleksander hr. Skrzyństó, został posłem w Rumunii. Polskę reprezentowali wówczas tylko posłowie nadzwyczajni i mini- strowie pełnomocni. Ambasador był przedstawicielem wielkiego mocar- stwa, akredytowanym w wielkim mocarstwie. W Europie było sześć mocarstw (Francja, Wielka Brytania, Austria, Niemcy, Włochy i Rosja); nadto, z uwagi na wielkie tradycje historyczne, wymieniano ambasado- rów z Hiszpanią. W stolicy wielkiego mocarstwa było więc sześciu amba- sadorów. Na przełomie XIX i XX w. przybyły jeszcze dwa mocarstwa pozaeuropejskie: Stany Zjednoczone i Japonia, które przyjmowały i wysy- łały ambasadorów. Ambasador był wówczas wysokim dygnitarzem pań- stwowym, rangą równym mniej więcej marszałkowi w wojsku. Wynikało to przede wszystkim stąd, że ambasador był osobistym przedstawicielem swego monarchy wobec władcy mocarstwa, w którym pełnił funkcje am- basadorskie (np. ambasador austriacki w Londynie był osobistym przed- stawicielem Franciszka Józefa, cesarza Austrii i apostolskiego króla Węgier, wobec Wiktorii, królowej Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Bry- tanii i Irlandii, cesarzowej Indii). Ceremoniał przyjęcia ambasadora różnił się bardzo od przyjęcia posła - był znacznie bardziej uroczysty. Po l woj- nie światowej mocarstwa koalicji dokonały wymiany ambasadorów z Bel- gią, dając w ten sposób wyraz uznania dla postawy tego państwa podczas wojny. Polska nie była mocarstwem, ale aspirowała do tej roli, zabiegała też o możność wymiany ambasadorów i w miarę czasu uzyskiwała ten przy- wilej. W 1924 r. poselstwa polskie przy Stolicy Apostolskiej i we Francji przemianowano na ambasady; posłowie polscy: Władysław Skrzyński przy Watykanie i Ałfred Chłapowski w Paryżu, sktedali ponownie listy uwierzytelniające papieżowi i prezydentowi Republiki Francuskiej, tym ra- zem w charakterze ambasadorów. W Warszawie była odtąd nuncjatura apostolska l klasy i ambasada francuska. W 1929 r. powstały ambasady: nolska przy Kwirynałe i włoska w Warszawie. Również w 1929 r. podnie- ,iono do rangi ambasad poselstwa: amerykańskie w Warszawie. polskie w Waszyngtonie oraz polskie w Londynie i brytyjskie w Warszawie. W 1930 r Polska i Turcja przekształciły w ambasady poselstwa: polskie w Ankarze i tureckie w Warszawie. Rok 1934 przyniósł wymianę ambasad w miejsce poselstw z sąsiadami Polski - najpierw ze Związkiem Radzie kim (kwiecień), następnie z Niemcami (październik). W 1938 r. prze- cję polityki wobec Czechosłowacji, którą reprezentował Wasilewski. Tak wyglądały tylko najważniejsze wówczas sprawy, do jakich nale żały stosunki z koalicją i sąsiadami. Wyłoniło się też wiele innych proble- 6w, którymi Ministerstwo Spraw Zewnętrznych musiało się wówczas ijmować. Do nich należały próby nawiązania stosunków handtowych z innymi krajami, jak; Szwecją, Szwajcarią i Holandią. W nattoku tych spraw lnie zapomniano o zbliżającej się konferencji pokojowej. Już w końcu listc- ada powołano przy Ministerstwie Spraw Zewnętrznych Biuro Prac Kon- - • : A-;„ rtoo7\/ nrrpmuślano iego strukturę, » -j-c-y - * eskortę". Moraczewski, oddając kilka dni później swoją władzę R wskiemu, zastrzegł, iż "ta zbrodnia nie ujdzie bezkarnie, że będzie na i karana zgodnie z obowiązującym kodeksem."39 Również sprawa stosunków z sąsiadem na południu pozostawała wyjaśniona. Wprawdzie z Czechami doszło do ugody i prowtzoryczn rozgraniczenia wpływów na Śląsku Cieszyńskim na zasadzie etnog ' nej, ale sprawa wymagała zatwierdzenia przez Pragę i Warszawę, l czeskiego jednak podział ten nie satysfakcjonował. Już w połowie !ist< da protestował przeciwko "naruszeniu całości historycznego obs?a państwa czeskiego poprzez utworzenie w Cieszynie Polskiej Rady h dowej". Zaniepokojony Pteudski w porozumieniu ż Wasilewskim wysłał v łowię grudnia do Pragi delegację pod przewodnictwem Stanisława Gut wskiego. Miała się ona spotkać z prezydentem Masarykiem i wręczyć mt dzi, ufających w swoje bezpieczeństwo, bo osłanianych przez j— ---—»'"«wskiemu.' ipada powołano przy Minister^ ^^ raemyślano jego strukturę, wręcz stwierdził, że jego rząd nie czuje się związany umową przez lokalne wtadz^Dopiero 24 grudnia detegacja przez prezydenta Masaryka. Gutowski, po zapewnieniu Masaryka, "ż< naród polski, Naczelnik Państwa i Rząd Tymczasowy przepojeni są ser decznymi uczuciami w stosunku do bratniego narodu czeskiego", nował "prowizoryczne uregulowanie kwestii spornych, które zabezpieczało dobre stosunki i uniemożliwiało konflikty czesko-polskie. IJsTz propozycją 'powołania komisji polsko^zeskiej w celu rozwiązanggresowych. Zdużą ^"^^^^ukowych, jak: prawny^gec- spornych problemów granicznych. Premier Kramarz nie chciał negocjaąi fdzieSąc na wydztały weatug,b^'el: ^_ ...^.^. *, l-r fktatów handlowch Hp." Wasilewski, jak mógł, starał się podołać wszystkim tym obowiązkom, ^^^^ri^S&SSrtt IMIWii y , », -.«__. -^, -_j_^_ - - , f ^ obiecując przekazać polskie propozycje rządowi czeskiemu. Nastawieni zaś tego rządu było znane. Zawarte 24 grudnia na Spiszu zawieszeń? broni między wojskami czeskimi a polskimi, połączone z wytyczeniei tymczasowej linii demarkacyjnej, poprowadzonej z korzyścią dla Cze- chów, zostało zerwane już po kilku dniach. Jednak niewielkie obszary Spiszu i Orawy nie były najważniejsze. Znacznie groźniejsze chmury gro- madziły się nad Śląskiem Cieszyńskim, gdzie Czesi, odmawiając uznania listopadowej ugody, skoncentrowali znaczne siły zbrojne, zabiegając jed- nocześnie usilnie o poparcie ententy. W takiej sytuacji groźnie zabrzmiałaj wypowiedź Masaryka w wywiadzie dla londyńskiego "Timesa" w połowie' stycznia, stanowiąca jakby uzasadnienie bliskiego już zbrojnego uderze-1 zabezpieczało dobre stosunki i uniemożliwiało konflikty czesko-polskie.'""! wato się in statu na^nd^ ^2S^Lbettep w stadium organizacji, Masaryk, clziękując za serdeczne stowa, jednocześnie sam umył ręce| wie mu^ Pod datą dostatecznie aDsorDowaiy •**" no—«»•» r-^\i turlyipń nie l43 A przecież na kierowaniu ny.' - trzech" Wasilewski: w ja i Moraczewski 0sutemdo Belweder! ^Najczęściej by- udawaliśmy się przysłanym po urzędach . ^jruc.niu, ».v.. ^..^t„. j , a- ,-••• , - _ nią czeskiego na Śląsk Cieszyński. Masaryk stwierdzał: "Jest to kraj do f Bardzo nikogo nie należący, a mający wielkie znaczenie gospodarcze. Nie może- "Zwykle po my mieszkającej tamże mniejszości wydać na łup. Polacy obsadzili wszy 32 33 wato to koło północy. Konferencje nasze z Komendantem najczęście bywały się w jego sypialni, przy herbacie. Komendant najczęściej l do łóżka i rozmawialiśmy z nim zwykle do 2 • 3 po północy. Nieraz 1 śmy tak znużeni całodzienną orką, że formalnie zasypialiśmy. Dla i to to tym uciążliwsze, że nazajutrz o 9 rano byliśmy już przy biuri ministerialnych, gdy Komendant wstawał dość późno i zresztą był od i lu lat przyzwyczajony do pracy nocą." Dalej Wasilewski stwierdza: śmy też osobiście byli tak wymęczeni i wyczerpani nadludzką dymisja byłaby dla nas wprost fizycznym wyzwoleniem."* Chwila ta zbliżała się dość szybko. Niepowodzenie zbrojnego chu w nocy z 4 na 5 stycznia niczego nie zmieniło. Od grudnia, Piłsudskim a Komitetem Narodowym Polskim, trwały zakulisowe rozr, wy, w których doniosłą rolę odegrał Paderewski, jako kandydat na rządu możliwy do przyjęcia przez obie strony. Potężnym środkiem sku był również bojkot finansowy rządu ze strony Was posiadając Wobec zbliżającego się terminu konferencji pokojowej, Polska potrze wała bowiem nieodzownie międzynarodowego uznania ze strony ent€ Dni gabinetu Moraczewskiego były już policzone. Gabinetu tak, nagle zaczęto się zastanawiać, czy musi to oznaczać dymisję wszystfc ministrów. 15 stycznia 1919 r. w "Kurierze Polskim" pojawił się ad Rząd ustępuje. Pisano tam m. in.: "W kołach zbliżonych do rządu [ pogląd, że pomimo ataków pewnego odłamu prasy stanowisko p. Wa wskiego wzmocniło się w ostatnich czasach znacznie i że wobec tego i ustąpi on wraz z całym gabinetem. (...) Jest to kombinacja w zasadzie; pełnie dopuszczalna i praktykowana często na Zachodzie, gdzie upe gabinetu nie pociąga za sobą konieczności ustąpienia ministra spraw; granicznych. Czy jednak uzus ten znajdzie zastosowanie u nas - nąjl sza przyszłość pokaże."46 Wiadomość nie potwierdziła się. Wasilewski ustąpił wraz z rząde Widać jednak, że dobrze zapisał się jako minister i pozyskał jeszcze' ksze zaufanie PHsudskiego, skoro ten, prowadząc przetargi z Komitete Narodowym Polskim na temat utworzenia rządu kompromisowego, pr, widywał dla Wasilewskiego odpowiednio eksponowane stanowisko dziedzinie polityki zagranicznej. Informował o tym 13 stycznia Paderev w radtotelegramie skierowanym do Dmowskiego do Paryża. Czytanł tam m. in.: "Nie potrafię utaić Panu, że warunki podane są bardzo twardB Komendant Ptłsudski żąda przybrania przez Komitet Narodowy dziesięojB nowych członków, mianowicie: Dłuskiego, Sokolnickiego, Sójkowskiegdj Diamanda, Thugutta, Wasilewskiego, Bójka, Patka, Downarowicza, wJ żyńskiego lub jakiego ludowca na jego miejsce. (...) Pragną, żeby Dmq| ki, Paderewski i Wasilewski byli członkami delegacji polskiej na konfe- •• (47 CJI. Mimo że na własną prośbę Ptłsudski zwolnił go z tej ostatniej funkcji, :ostał przecież Wasilewski jednym z najbardziej zaufanych jego współ- ;owników. Nic w tym dziwnego. To właśnie rozpracowywaną w szczekach przez Wasilewskiego koncepcję kształtu terytorialnego państwa jlskiego, opartą na idei federacji, będzie PHsudski próbował realizować latach 1919 -1920 PRZYPISY 1. K.W. Kumaniecki, Odbudowa państwowości polskiej. War szawa - Kraków 1924, s. 130. 2. J. Ptłsudski, Pisma zbiorowe, t. V, s. 20. 3. Dokumenty przełomu, "Kultura Polski" nr 45-48 z 15 XII 1918, s. 691-692. 4. „Kultura Polski" nr 2 z 13 l 1918, s. 83. 5. Tamże, s. 84. 6. Tamże, s. 84-85. 7. Tamże, s. 85. 8. "Czas" nr 510 z 21 XI 1918. 9. Tamże 10. Tamże 11. "Chwila Bieżąca" nr 1 z 23 XI 1918. 12. Archiwum Akt Nowych (dalej AAN), sygn. 390 (Akta Leo na Wasilewskiego), t. 66, k.14. 13. Dokumenty przełomu, "Kultura Polski" nr 45-48 z 15 XII 1918. 14. J. Pajewski, Odbudowa państwa polskiego 1914-1918, Warszawa 1978, s. 316. 34 35 15. Archives du Ministere des Affaires Etrangeres Europę 1918-1929, vol. 46, k. 167-169. Cyt. za: Pajewski, op. c/f., s.* 317. 16. 'Monitor Polski" z 25 Xl 1918. 17. Tamże 18. J.Moraczewski, Wspomnienie współpracy z Leonem Wa- silewskim, w: Niepodległość, t. XVI, Warszawa 1937. 19. AAN, sygn. 390, t. 66, k. 13. 20. "Vorwarts", nr 346 z 17 XII 1918. 21. P. Łossowski, Zerwane pęta, Warszawa 1986, s. 202. 22. H. Kessler, Tagebucher (1918-1937), Frankfurt am Main 1961, s. 56. 23. AAN,sygn. 390,t.2, s.10. 24. "Kurier Polski" nr 315 z 17 XII 1918. 25. "Kurier Poranny" nr 312 z 14 XII 1918. 26. "Gazeta Poranna za 2 grosze" z 15 XII 1918. 27. "Kurier Poranny" nr 314 z 16 XII 1918. 28. Tamże 29. "Kurier Warszawski" nr 349 z 18 XII 1918. 30. Tamże 31. "Goniec Warszawski" nr 416 z 18 XII 1918. 32. Dokumenty przełomu, "Kultura Polski" nr 45-48 z 15 XII 1918,5.694. 33. "Goniec Warszawski" nr 415 z 17 XIM 918. 34. "Kurier Warszawski" nr 349 z 18 XII 1918. 35. L. Wasilewski, O wschodnią granicę państwa polskiego, Warszawa 1919, s. 11. 36. AAN, sygn. 390, t. 66, k. 13. 37. "Kurier Warszawski" nr 349 z 18 XII 1918. 38. "Monitor Polski" z 7 l 1919. 39. J. Moraczewski, op. c/f., s. 219. 40. "Monitor Polski" z 12 XII 1918. 41. Tamże, 141 1919. 42. Tamże, 29X11918. W Pobóg-Malinowski, Leon Wasilewski, szkic , y. w: Niepodległość, t. XVI, Warszawa 1937. 44. J. Moraczewski, op. cii. 45 L Wasilewski, Józef Piłsudski. Jakim Go znałem, Warsza- wa 1935, s. 161. 46. "Kurier Polski" z 15 l 1919. 47. AAN, sygn. 390, t. 28, k. 1. 36 37 ALEKSANDRA KOSICKA-PAJEWSKA IGNACY JAN PADEREWSKI 16 11919 r.-9 XI11919 r. i "Mąż stanu jest tak, jak poeta, twórcą - pisał Tomasz Garrique Masa- "- Interesował mnie od dawna związek między polityką, sztuką rzą- dzenia państwem i poezją; poeci są we wszystkich narodach twórcami, ale także strażnikami narodowych i politycznych ideałowi Co do mnie adomie udoskonalałem moją wyobraźnię najlepszą poezją i jako zwo- snnik artystycznego realizmu dążyłem do ścisłego realizmu Goethego. ez wyobraźni, fantazji (nie fantastyki) niemożliwa jest polityka na szero-l skalę zakrojona i żadna polityka twórcza?j Szczególnie dużo przykładów związku polityki i poezji znaleźć można i w literaturze polskiej, wszak historia nierozerwalnie splotła poetów z poli- tyką, a politykę z poetami. Stąd wyjątkowa rola wieszczów, a zwłaszcza [ Adama Mickiewicza i Zygmunta Krasińskiego. Warto przypomnieć, że w wielu krajach artyści i poeci byli politykami. Filozof angielski, Herbert Henry Asąuith, był premierem Wielkiej Brytanii, prezydent Francji, Georges PompkJou zaś - dyrektorem banku Rothschil- dów, ale nie wszyscy wiedzą, że miał wykształcenie filologiczne i był au- torem antologii poetów francuskich. Interesowała go literatura francuska i klasyczna; jako urzędujący minister skarbu wziął udział w kongresie pisa- rzy francuskich, na którym wygłosił znakomity referat o poezji Baudelai- re'a. Alphonse Lamartine, wybitny poeta, jeden z twórców francuskiego ro- mantyzmu, jako minister spraw zagranicznych odznaczał się realizmem. Dodajmy, że dla nas, Polaków, niesympatycznym. Sam Ignacy Padere- wski powiedział kiedyś, że skoro poeta był ministrem spraw zagranicz- nych, to dlaczego nie może nim być kompozytor? l rzeczywiście - kompozytor Paderewski został ministrem spraw zagranicznych. Ignacy Paderewski wychowywał się w bardzo patriotycznej atmosferze domu rodzinnego, wszakże przebywały w nim dwa pokolenia powstań- ców; rozmowy z nimi przyczyniły się w znacznej mierze do rozwinięcia uczuć patriotycznych przyszłego artysty i zrodzenia się marzenia, "by kie- 38 39 co nie I dyś stać się pożytecznym Ojczyźnie."3 Warto wspomnieć o dwu stiach charakteryzujących Paderewskiego. Jedna jest świadectwem patriotyzmu, druga natomiast - to właściwość charakteru, która jest jec głównych, a może i zasadniczą przyczyną sukcesów życiowych. Paderewski, jako dziesięcioletni chłopiec, czytał opis bitwy pod G waldem. Wtedy właśnie narodziła się myśl uczczenia wielkiego zwy stwa nad Krzyżakami wzniesieniem pomnika. Ekscelencja Mtu Bobrzyński, narażając własne stanowisko namiestnikowskie, wyraził z< de na postawienie pomnika w Krakowie. "Być takim genialnym artystą kim jest Paderewski - powiedział - i równocześnie tak wieli obywatelem swojej Ojczyzny - to rzecz chyba cudowna."4 W 1910 r., w 500-lecie bitwy, marzenie się spełniło. Na odsłoni pomnika Paderewski wygłosił swoje pierwsze przemówienie polityc Powiedział tam: "Dzieło, na które patrzycie, nie powstało z nienav Zrodziła je miłość głęboka Ojczyzny nie tylko w jej jasnej, silnej prze ści, zrodziła je miłość i wdzięczność dla tych przodków naszych, co n łup, nie po zdobycz szli na walki pola, ale w obronie słusznej, dobrej wy zwycięskiego oręża,"5 Druga kwestia, która zasługuje na uwagę.to wielka pracowitość rewskiego. Już jako absolwent konserwatorium i nauczyciel rozumień jego wykształcenie ogólne jest niewystarczające. Zaczął pobierać pry\n ne lekcje łaciny, matematyki, literatury i historii. "Być może niektóre pra mioty były zbędne, ale wiele wiadomości bardzo przydało mi się późnić wspomina Paderewski - Wiedza jest jedyna rzeczą, która wzbogaca, której nikt nie może nikomu odebrać.* Zainteresowania Paderewskiego, jak i wielu Polaków, polityką w ol się niewoli płynęły z troski o losy uciemiężonej Ojczyzny i z nadziei odzyska ona niepodległość. Nie tyle ambicja polityczna, nie temperarrH polityczny, ile gorący patriotyzm skierowały go do polityki. Sukcesy dziedzinie sztuki zapewniły mu wysoką pozycję w świecie, sławę świa wą, a to pozwoliło wielkiemu artyście wystąpić jako orędownik Polski. W 1908 lub 1909 r. Paderewski w rozmowie z premierem Wieli Brytanii, Herbertem Asquithem, wspominał, że chętnie zamieniłby v jaki wywiera na publiczność, na władzę ówczesnego szefa rządu rosyjs skiego - Piotra A. Stołypina, ponieważ wówczas mógłby pomóc Polsce. Na to usłyszał stanowczą uwagę Asquitha: "Nie ma żadnej nadziei na przyszłość dla Ojczyzny Pana - żadnej!" Paderewski ripostował: "Panie premierze, tak różne rzeczy dzieją się na świecie, że tego, co przyniesie przyszłość, nawet premier angielski nie jest w stanie przewidzieć i przej powiedzieć."7 Odpowiedź bardzo trafna, nie było bowiem w tym czasie na świecie idu, który by dążył do odbudowania państwa polskiego, czy choćby po- jenia sprawy polskiej. Paderewski przez cały czas l wojny światowej był na Zachodzie, a / jej ostatnie lata spędził w Ameryce. O aktualnej sytuacji w kraju infor->wał go Komitet Narodowy Polski i osobiście Roman Dmowski. Istniała duża różnica w poglądach Paderewskiego i wielu Polaków w iju, przede wszystkim PHsudskiego, na problem odzyskania niepodte-ści Polski. Paderewski patrzył oczyma polityków państw zachodnich, izy uważali, że Polska swoją niepodległość zawdzięcza zwycięstwu Jicji nad Niemcami. Natomiast w kraju uważano, nie negując znacze-jnia tego zwycięstwa, że naród przede wszystkim sobie zawdzięcza wy-|kształcenie świadomości narodowej i odzyskanie niepodlegtaści. 21 listopada 1918 r. Paderewski otrzymał telegram wzywający go do powrotu do kraju, "by harmonijnie skoordynować wszystkie polskie uczu- cia."8 Rzecz znamienna, że "apel pojednawczy" podpisał nie Pteudski osobiście, co mcżna łatwo wyjaśnić, ale kierownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Tytus Rlipowicz. Było to zapewne celowe pomniejszenie roli Paderewskiego. Sytuacja polityczna kraju była złożona. Lewicowy rząd Jędrzeja Moraczewskiego ostro zwalczała prawica, a także większość społeczeństwa polskiego. Narodowi demokraci z Romanem Dmowskim na czete walczyli o jak naj- większe wpływy polityczne w kraju. Po prawicowym zamachu stanu rząd Moraczewskiego podał się do dymisji. Przed Naczelnikiem Państwa poja- wiła się nowa trudność powołania nowego rządu. Nowy gabinet nie mógł być ani lewicowy, ani prawicowy, rozumiano wszakże, że dopóki w państwie nie powstanie suwerenna władza w po- staci Sejmu Ustawodawczego, na czele rządu musi stanąć ktoś, kto znaj- duje się poza partiami politycznymi, a- jednocześnie ma autorytet w Polsce i na świecie. Stąd decyzja kompromisu politycznego zarówno ze strony Dmowskiego, jak i Pteudskiego. 16 stycznia 1919 r. prezydentem ministrów (taka była wówczas tytula- tura) nowego rządu został Ignacy Paderewski, który objął również kierow- nictwo Ministerium Spraw Zagranicznych. "Pan jest człowiekiem zupełnie innej kategorii niż my wszyscy - pisał w łiście do Paderewskiego Dmo- wski. - My jesteśmy robotnicy polityczni; stoimy może w pierwszym szere- gu, ale zawsze w szeregu. Pana zaś w żaden szereg umieścić nie można. Ma Pan stanowisko wyjątkowe w Polsce i za granicą i ma Pan indywidualność z tych, które się nie w każdym pokoleniu zjawiają. Przy tym jest Pan niezwykłym (człowiekiem - przyp. A. K.), w którym wielka du- sza artystyczna kombinuje się z umysłem politycznym i z politycznym 40 41 temperamentem. Takiego jak Pan człowieka do niczego anektować można. My też chcemy mieć tylko cząstkę Pana."9 Rząd, na którego czele stanął Paderewski, szybko został uzr przez państwa zachodnie. Łagodził antagonizm między narodowymi mokratami w Paryżu, a PHsudskim w Warszawie. Nowo utworzony zdobył od razu mocną pozycję prawną i polityczną, Sejm Ustawodav bowiem na jednym z pierwszych posiedzeń wyraził mu znaczną ścią głosów votum zaufania. Przed Naczelnikiem Państwa, Sejmem i Radą Ministrów stanął pr lem najważniejszy - granice; żadna z nich nie była ustalona z wyjątki południowej w zachodnich Karpatach. Walkę o granice, niełatwą wsl braku sił i środków, a także rozproszenia na pięć kierunków działał utrudniała sytuacja polityczna Europy. Polityka zagraniczna państwa polskiego była rozdwojona - stc do Rosji, Ukrainy, Litwy, a bodaj częściowo również do Niemiec, ustal w Warszawie i decydował o tyrn Naczelnik Państwa. Natomiast syti Polski w tworzącym się nowym układzie sił w Europie, granice z Niei mi - wszystko to rozstrzygało się na konferencji pokojowej w Paryżu. 18 stycznia 1919 r. rozpoczęła obrady konferencja pokojowa w P« żu. Swoimi ambicjami wykraczała ona znacznie poza problem pokc nych Niemiec i Austro-Węgier, wszakże konferencja wzięła na ciężar przebudowy i urządzenia Europy. Sprawą pierwszoplanową niepodległej Polski był czynny udział w konferencji paryskiej. Ów udział w pracach nad urządzeniem Europy był bezcennym, polftyczi zwycięstwem Rzeczypospolitej. Delegacja polska miała niełatwe zadanie na owej konferencji. Mi prowadzić walkę polityczną z mocarstwami zachodnimi, ich stanowi; bowiem wobec pokonanych Niemiec i nieobecnej Rosji silnie na stosunek wobec Polski. Mocarstwa zgadzały się tylko w sprawie uzt nią odbudowanego państwa polskiego, natomiast w innych kwestiach,; zwłaszcza dotyczących granic Polski, kierowały się względami sprz< nymi, dominowała ich wzajemna rywalizacja i odrębność interesów. Od stycznia do początku kwietnia, do przyjazdu Paderewskiego Paryża, delegacji polskiej przewodniczył niepodzielnie Dmowski. 29 cznia delegacja polska otrzymała zaproszenie na posiedzenie Rady wyższej. 12 lutego ukonstytuowała się komisja do spraw polskich pod prz< wodnictwem byłego ambasadora Francji w Berlinie, Julesa Car Celem komisji było zbadanie kwestii granic Polski; wnioski miała prz< stawić Radzie Najwyższej. Na polecenie komisji Dmowski przedłożył jej 28 lutego notę w sprawie granic zachodnich, a 3 marca - dotyczącą granic wschodnich. Postulaty olskie opierały się na kombinacji argumentów historycznych i etnografi-:znych. Realizacja żądań polskich była uzależniona od mocarstw, stano-jvila przedmiot walk i przetargów nie ekspertów, lecz polityków państw zachodnich. W ciągu kilku tygodni komisja ekspertów szukała rozwiązania proble- nu zachodnich granic Polski. Pracowała rzetelnie, czasem z wyraźną ży- izliwościądla postulatów polskich. 19 marca Cambon przedstawił Radzie Najwyższej pełny raport; na ogół pokrywał się on z żądaniami polskimi. Komisja jednak nie rozstrzygnęła losu ziemi mazursko- warmińskiej, pro-wnując plebiscyt. Były to propozycje, decyzja ostateczna należała do irtady Najwyższej. Rada Najwyższa 3 kwietnia postanowiła, że w czte-Irech powiatach okręgu kwidzyńskiego odbędzie się plebiscyt, a Gdańsk [zostanie wolnym miastem."11 W tym czasie w Polsce, zarówno w opinii publicznej, jak i w Sejmie, oaezwały się silne głosy krytyki pod adresem Dmowskiego. Pierwszego delegata Polski obarczano odpowiedzialnością za niepowodzenia paryskie. Domagano się równocześnie bezzwłocznego wyjazdu do Paryża premiera i ministra spraw zagranicznych, Paderewskiego, w celu "ratowania sprawy" Jako szef rządu i minister spraw zagranicznych na konferencji pokojowej wysunął się szybko na pierwsze miejsce przed Dmowskiego, chociaż przywódca narodowych demokratów był większą indywidualnością. Dmowski miał wielu wrogów, m. in. Lloyda George'a, a nade wszystko wielką finansjerę żydowską, która swoje działania, zarówno jawne, jak i zakulisowe, skierowała przeciwko Polsce. Paderewski, spełniając ogólne życzenie i osobiście zaniepokojony decyzją Rady Najwyższej, po naradzie z Naczelnikiem Państwa w pierwszych dniach kwietnia opuścił Warszawę i przybył do Paryża. Dmowski wspomina: "Przybył w momencie bardzo trudnym i niebezpiecznym. Wprawdzie rzecz i najważniejsza, granica niemiecko- polska, już była zrobiona, projekt trakta-| tu z Niemcami wygotowany, ale traktat nie był podpisany. Niemcy się jeszcze nań nie zgodziły. Wrogie zaś względem Polski stanowisko Anglii kryto niebezpieczeństwa, któreśmy wszyscy przeczuwali. Paderewski miał dobry stosunek osobisty nie tylko z Wilsonem, ale i z Lloydem Georg'em. To, poza jego stanowiskiem oficjalnym, ułatwiło mu zbliżenie się do Rady Pięciu. Mógł rozmawiać osobiście z premierem angielskim, co mnie się nigdy nie zdarzało. Przez cały czas pobytu w Paryżu delegację polską wobec Rady Najwyższej reprezentował Paderewski; on z jej członkami konferował, on 42 43 prowadził politykę polską. Porozumiewaliśmy się od czasu do czasi ster był w jego ręku."12 W drugim dniu pobytu w stolicy Francji polski premier i ministerj. zagranicznych złożył wizytę ministrowi francuskiemu, Stephene Pic wi. W czasie rozmowy nadmienił, że chciałby jak najprędzej spotkać premierem, Georgesem Clemenceau. Pichon zaraz zatelefonował do • ca zwycięstwa" i powtórzył życzenie Paderewskiego. Stała się rzecz oczekiwana. Clemenceau natychmiast wyjechał z Ministerium We gdzie urzędował, przybył na Quai d'Orsay i zjawił się w gabinecie Pić na. Podszedł do Paderewskiego i mrugając oczyma zapytał: "Czy i jest kuzynem wielkiego pianisty Paderewskiego?" Paderewski odparł: jestem ja, Panie Prezydencie". Na to Clemenceau z udanym niem: "Dotąd był Pan pierwszym artysta świata, teraz jest Pan żale pierwszym ministrem - co za upadek."1' Paderewski, lekko urażony, przedstawił Clemenceau swój poglądj sytuację Polski i postulaty polskie wobec Niemiec. "Stary Tygrys" uw że Polska leży we francuskiej strefie interesów i będzie potrzebna Fn dlatego też, potakując, z sympatią słuchał wywodów wielkiego artyś, Paderewski był zadowolony z rozmowy; wyszedł z niej w przekonaniu.1 Polska może liczyć na poparcie Francji. Następne spotkanie odbył Paderewski z Wilsonem, mając nadzieję^ zdoła przekonać prezydenta o krzywdzących decyzjach Rady Najwyżs Wilson argumentował decyzję tym, że Gdańsk jest niemiecki, Polsce i miast niezbędny, dlatego też nie będzie ani polski, ani niemiecki - b wolnym miastem pod protektoratem Ligi Narodów. Na próżno premier i i nister spraw zagranicznych bronił stanowiska polskiego, na próżno jako i_ gumentu użył znanego powiedzenia króla pruskiego, Fryderyka II, że tej] kto włada Gdańskiem, jest bardziej władcą Polski niż ten, kto panuje i Warszawie. Wilson był obecnie mniej podatny na argumenty niż podczi wcześniejszych rozmów z Paderewskim. Wszystkie jego myśli zajęte r. Ligą Narodów, w niej bowiem upatrywał bezpieczeństwo i pokój dla śv ta, dla Europy i w konsekwencji dla Polski. Na posiedzeniu Rady Najwyższej 9 kwietnia 1919 r. Paderewski | jął w wymownych słowach obronę Gdańska. Polacy domagali się p go posiadania Gdańska, "portu historycznego i jedynego portu Pc. "Czy naród 30-milbnowy może rozwijać swój przemysł i handel, czy . że się wyżywić, czy może żyć godnie jak członek użyteczny rodziny nć. dów, jeśli nie ma portu morskiego? Gdańsk jest dla Polski niezbędr Wywody te poparł Paderewski powołaniem się na wolę Sejmu Ustav dawczego, w którym na 320 posłów zasiada 150 włościan i 50 rób ków. Ludzie ci nie żywią żadnych tendencji zaborczych, ale "świac jich praw żądają, aby Polska miała wszystko, co polskie i niezbędne Ila egzystencji narodowej."1' mnie takie Często się t źmi, których ania, to jest n jtorii Polaków niedocenionym. Rozmowa t; i na zmianę sumienia premi 10 kwietnia Paderewski został zaproszony na śniadanie do Uoyda ieofge'a. W dzienniku premier angielski zanotował: "Niewielu ludzi zrobi- ażenie jak Paderewski. Mógłbym go słuchać godzina-za, że jesteśmy rozczarowani po spotkaniu z wielkimi viono, ale tym razem rzecz przeszła wszelkie oczeki-rywiście wybitny człowiek. Opowiadał nam trochę hi-pozostawił wrażenie, że są oni narodem wyniosła wszakże oczekiwanego skutku, nie wpty-polityki Lbyda George'a. Paderewski próbował trafić "do ra" przez eksperta brytyjskiego Morleya i przez pułkowni-i House'a, ale i ta metoda nie date rezultatów. Pułkownik House zanotował w swoim pamiętniku wymowny szczegół "Urządzamy dzisiaj (14 kwietnia) wieczorem obiad dla dwudziestu pięciu osób, a następnie przyjęcie na cześć premiera i pani Paderewskiej. Jeden z dziennikarzy zauważył: "Zdaje się, że dajecie mu obiad zamiast Gdańska."16 22 kwietnia na Radzie Najwyższej prezydent Wilson przedstawił ostate- czną decyzję w sprawie Gdańska, który z rolniczym zapleczem, choć włą- czony do polskiego obszaru celnego, otrzymał status międzynarodowy pod kontrolą Wysokiego Komisarza Ligi Narodów. O losie ziemi mazurskiej miał zdecydować plebiscyt Było to wielkie niepowodzenie Polski i osobista po- rażka Paderewskiego. Jak miała pokazać przyszłość, był to dopiero począ- tek ciężkich batalii, prowadzonych w Paryżu o granice Polski. 7 maja 1919 r. na plenarnym posiedzeniu konferencji wręczono za- proszonej delegacji niemieckiej projekt traktatu pokojowego. Delegacja, na której czele stał Ulrich Brockdorf-Rantzau, miała udzielić odpowiedzi, czy Niemcy przyjmują postawione im warunki, czy też nie. Niemcy nie mieli wszakże prawa żądać zmian merytorycznych, mogli tylko przedsta- wić własne propozycje. Dlatego też Paderewski, spokojny o decyzje Ra- dy, pospiesznie na sześć tygodni opuścił Paryż, by w Warszawie, w Sejmie, przeprowadzić niezbędne uchwały w sprawie wileńskiej. Po powrocie do Paryża czekała go przykra niespodzianka. 29 maja Niemcy, korzystając z różnicy zdań wśród mocarstw, przedstawili swoje szczegółowe żale; nazwali je Uwagami do projektu warunków pokojo- wych. Jednym z głównych punktów był prostest przeciw oddaniu Polsce Górnego Śląska, a jedynym argumentem twierdzenie, iż Niemcy nie mo- gą istnieć bez Śląska, natomiast Polska może. Nie przyjęli również bez zastrzeżeń proponowanej granicy polsko-niemieckiej na całej długości. 44 45 Żądania delegacji niemieckiej pokrywały się z koncepcją Lloyda ge'a "oszczędzania Niemiec", przysporzyły premierowi angielskiemu i wych antypolskich argumentów. Na posiedzeniu Rady Najwyżs 2 czerwca Lloyd George wystąpił z propozycją wprowadzenia do zatv dzonego już projektu granicy polsko-niemieckiej wielu "poprawek" przeprowadzenia plebiscytu na Górnym Śląsku. Na posiedzeniu pnego dnia Wilson i Clemenceau ostro protestowali przeciwko pstwom na rzecz Niemiec, ale już 4 czerwca zaakceptowali propoz Lbyda Georg'a. 5 czerwca do apartamentów Wilsona, gdzie odbywały się obrady dy Czterech, przybył zaproszony Paderewski. Prezydent Stanów czonych oznajmił polskiemu mężowi stanu, że o losie Górnego Śl< zadecyduje plebiscyt. Wilson dodał, iż mocarstwa nie mają wątplii "co do polskiego charakteru większej części ludności", ale plebiscyt się odbyć. Paderewski zakwestionował logikę decyzji, wystąpił przeciwko l dzącym Polskę postanowieniom. Pytał Lloyda George'a, dlaczego plebiscytu na Górnym Śląsku, kiedy nawet niemieckie statystyki wykazś znaczną większość polską w tej dzielnicy. Pytał, dlaczego sprzymierzę cy nie chcą oddać 200 tyś. Niemców w Gdańsku pod rządy polskie,-! zgadzają się pozostawić 3 min. Polaków pod rządami niemieckimi? Lk George nie odpowiedział na to pytanie, oznajmił wszakże, że sprawa j^ zdecydowana i nie chce o niej więcej słyszeć. Zarzucił Paderewskie niewdzięczność i ku zdziwieniu obecnych dowodził, iż większość Pc ków "bądź dobrowolnie, bądź pod przymusem" walczyła w czasie po stronie przeciwników mocarstw alianckich i że 1,5 min. Francuzć 1 min Anglików i 0,5 min Włochów oddało życie za sprawę niepodh Polski. Następnie wystąpił z ostrą tyradą przeciwko Paderewskiemu. rzucił Polsce, a także innym małym narodom, iż są bardziej imperiali; czne niż wielkie mocarstwa; godzi to osobiście w niego, wszakże, własnych słów, "jest człowiekim, który całe życie walczył za małe dy."17 Premier polski miał chęć zapytać wówczas Lbyda George'a, jak angielski postępuje obecnie w Irlandii, ale tego nie zrobił. Wystąpię premiera angielskiego było bardzo bolesne. Paderewski cieszył się, niedługo nadejdzie moment podpisania traktatu. To samo stanowisko z mował Dmowski, uważając, że podpisany traktat zatrzyma walkę LI George'a o odbudowę Niemiec. Mały traktat wersalski to jeszcze jedna przykra niespodzianka, jald czekała Paderewskiego. Traktat dotyczył ochrony praw mniejszości naroi dowych pod względem religijnym, społecznym, kulturalnym i szkolnym tfj » utworzonych państwach. Punktem wyjścia była sytuacja Żydów w Dlsce. Było to upokorzenie i upośledzenie Polski, wszakże nie tylko Nie- cy i Rosja, ale także mniejsze państwa pozostawały poza zasięgiem tej kontroli. Pozornie był to sukces mniejszości narodowych, ale tylko pozornie, mieważ w istocie zaostrzał stosunki pdsko-żydowskie w państwie, co xze rozumiał Paderewski. Wielki artysta wywodził, że Polska przez jwietó dawała przyMad tolerancji narodowej i wyznaniowej, była schronie-jniem dla Żydów prześladowanych w innych krajach. Traktat uniemożliwi i Niemcom i Żydom stanie się normalnymi obywatelami kraju i spowoduje [stan wrzenia w Europie Środkowej, gdzie będzie stale istniała groźba ob- interwencji w wewnętrzne sprawy kraju. i Paderewski zakończył swoje wystąpienie uwagą, iż traktat podpisze pod warunkiem, że takie zobowiązania wezmą na siebie wszystkie pań- stwa, nie tylko Polska. Znaczyłoby to, że Murzyni w Stanach Zjednoczo- nych, czy Hindusi w Imperium Brytyjskim otrzymaliby takie same prawa jak Żydzi w Polsce. Argumenty premiera i ministra spraw zagranicznych : wywarty wrażenie na Clemenceau, nawet na Lfoydzie George'u, ale Wil- son pozostał niewzruszony. Według Headlana-Morleya, jednego z dele- gatów angielskich, Wiisona bardziej obchodziły głosy w wyborach w Nowyrn Jorku niż dobro Żydów w Polsce. 23 czerwca 1919 r. Niemcy zgodzili się na wszystkie warunki zmodyfi kowanego traktatu, W pięć dni później - 28 czerwca - traktat został podpi- sany: z jednej strony przez przedstawicieli 27 państw i 5 dominiów brytyjskich, z drugiej - przez Niemców. ' W sali zwierciadlanej Pałacu Wersalskiego, pośrodku stołu zasiadał Clemenceau; był to dzień triumfu starca, pamiętającego Sedan i prokla- mowanie w tej samej sali Wilhelma l cesarzem zjednoczonych Niemiec. Z prawej strony "Starego Tygrysa" zajęli miejsca Wilson i Ltoyd George, po lewej natomiast - Vittorio Emanuete Ortando (premier Włoch) i Makino (delegat Japonii). Obok stołu głównego stały tam dwa inne, za którymi siedzieli przedstawiciele innych państw, m. in. Dmowski i Paderewski. Pod oknami stali artyści malarze, którzy robili szkice z natury; w przyszło- ści miały one być zawieszone w pałacach i muzeach. Gdy delegaci zajęli już miejsca, otwarto drzwi i wprowadzono delegację niemiecką. Ustalono pierwotnie, że nikt nie wstanie, by ją powitać. W ostatniej chwili brytyjski minister spraw zagranicznych, Arthur James Balfour, zadecydował, że Niemcy dostąpią tego zaszczytu. Skutkiem oryginalnej pomyłki sekreta- rza konferencji, Francuza Dutasta, 24 wystrzały artyleryjskie oddano w chwili, gdy delegaci polscy podpisywali traktat, a właściwie dwa traktaty wersalskie. 'To dobry omen dla Polski" - powiedział Clemenceau. 46 47 Warto nadmienić, iż Paderewski albo zapomniał, ^^.» _ f. -— f Twarz Paderewskiego skupiona, wzruszona, była jakby ucieleśnić modlitwą do świętości tego momentu, jakim on jest dla Polski. Za tą rra litwą idzie Dmowski; wydaje się jeszcze większy niż zazwyczaj, r dlatego, że wyprostowany. Idzie krokiem pewnym, twardym , lekko sze na boki swoją staturę, w rysach twarzy powaga i tylko w lecjutkim i kątach ust uśmieszku, tylko w oczach, w oczach - co za radość!!!."18 - .. .. .» i_Ł_i.. o, ,i A^^I^ t-»r-ywrvatr7ort cio im Wszystkie postanowienia traktatu nie mogły nie wywołać wśród du polskiego uczucia krzywdy i rozczarowania. Nastroje wśród i czeństwa miały swoje odzwierciedlenie w Sejmie. Powołano sejmową komisję ratyfikacyjną pod przewodnictwem sława Głąbińskiego. Sytuacja była trudna; gdyby Polska odrzuciła traktat Niemcami, znalazłaby się z nimi w stanie wojny. Powszechnie zdawarfl sobie sprawę, iż "duży i maty" traktat był dla zwycięskiej Polski "dyktatem w takim samym stopniu, jak dla Niemiec. Słusznie pisze Głąbiński w sw^| ich wspomnieniach, iż w Wersalu "zapomniano o tym, że egoizm i insty każdego narodu kryje w sobie także wielką ambicję, która w narodzie c stóm jest przeczuloną aż do próżności; nie myślano też o tym, że wzn ka taka obudzić może w narodzie bunt przeciwko jej autorom."19 spra 30 lipca 1919 r. sprawa stanęła na porządku dziennym obrad S€ Dyskusję rozpoczął przybyły z Paryża prezes ministrów i minister sr zagranicznych, Ignacy Paderewski, gorącym i jak zawsze płomieni przemówieniem, chcąc zmienić ogólny nastrój przygnębienia i góry "Ojczyzna nasza wolna nareszcie - powiedział. - Kolebka rodu naszi % Gopto, Kruszwica, Gniezno, Poznań ukochany są już nasze. (...) Gdy Polsce jasność wielka i gdy nawet wróg odwieczny uznał naszą niepod gtość i zgodził się na oddanie znacznej części łupu, wtedy ludzie -miast się cieszyć, zamiast przyozdabiać swoje domy w dzień wes przystroić w chorągwie zwycięstwa, odprawiać modły dziękczynne i śi wać Hosanna radosne - chodzą ponurzy, jakby za pogrzebem, zwie 48 49 delegatem wyraził, "w A!exandre sadorów zdoła Galicja V niła wiele polskie dom polsK, Czechy z zastrzeżeniem pozostawienia ostatecznej decyzji rządom Warszawie i w Pradze. Polacy uznali ten podział na słuszny, rząd p natomiast pretendował do znacznie większej części Śląska. Czesi i krotnie, 29 grudnia 1918 r. i 23 stycznia 1919 r., napadli zbrojnie na działy polskie na Śląsku Cieszyńskim. Wskazując na oficerów mundurach francuskich i angielskich powoływali się na rzekome dzenie Rady Najwyższej, wzywające wojska polskie do wycofania się Śląska Cieszyńskiego. Napad wywołał oburzenie w kraju i ostry protes Paderewskiego 27 stycznia 1919 r. 23 kwietnia 1919 r. zebrała się w Paryżu Rada Najwyższa i zaprc: iła przedstawicieli Polski i Czechosłowacji do wyłożenia swoich poglądć Przemawiali: najpierw Beneś - mato przekonująco, Kramarz - namięt~! gwałtownie, następnie Dmowski - świetnie i jasno stwierdził, że sąsi two z Niemcami nakazuje Polakom i Czechom "solidarność i zgodi pożycia", aby nie było "Czechów pod panowaniem polskim, a Polaki pod czeskim". Ostatni zabrał głos Paderewski i w pięknym, chociaż m stanowczym przemówieniu wsparł Dmowskiego. Pomimo niewątpliw sukcesu polskiego, a może właśnie dlatego, Rada nie wydała tego decyzji. Była chwila, gdy można było sądzić, że kwestia zaognionych st ków polsko - czeskich rozstrzygnie się w wyniku osobistego porozumie pomiędzy Paderewskim a prezydentem Czechosłowacji, Masaryki 20 maja 1919 r. Masaryk telegraficznie prosił Paderewskiego, aby zat mał się w Pradze, gdy będzie jechał z Warszawy do Paryża, w celu oi wienia spraw spornych pomiędzy Polską a Czechosłowacją, 25 m Paderewski przybył do Pragi. Wbrew zasadom protokołu, prezesa rz polskiego witał na dworcu praskim prezydent republiki we własnej osobie. Na Hradczanach odbyła się kilkugodzinna konferencja. Paderewski —' proponował utworzenie polsko-czeskiej komisji w sprawie granicy mit obydwoma państwami, postulując, aby miejscem jej obrad był Krakć Masaryk przyjął propozycje z zaznaczeniem, że Polacy i Czesi powii się porozumieć "bez odwoływania się do decyzji cudzoziemskiej". Un czyste i serdeczne przyjęcie szefa rządu polskiego w Pradze miało os1 dzić nieprzychylne stanowisko Czechów w sprawie porozumienia Polską Komisja odbywała narady w Krakowie, ale nie doszło do uzgodniei stanowisk. Postanowiono wówczas przekazać sprawę ministrom spr zagranicznych - Paderewskiemu i Benesowi. l to nie dato rezultatu, c szef rządu polskiego uważał, że spór powinna rozstrzygnąć wola ludn miejscowej, tj. plebiscyt, czemu sprzeciwiał się Beneś. Ostateczni 27 września 1919 r. Rada Najwyższa postanowiła przeprowadzić na ter dwoma narodami przepaść, odnia nastręczała Paderewskiemu wiele trudności, przy->k. Ofensywy z maja, czerwca i lipca 1919 r. oddały w rę-;szą część Galicji Wschodniej. Z opozycją przeciwko dom polsK,,H w Galicji Wschodniej wystąpiło wiele czynników, a m.in. , Jąż jeszcze wpływowe w Paryżu grupy tzw. białej emigracji rosyjskiej, zapowiadające w niedługim czasie upadek bdszewizmu, powrót do władzy reakcji oraz uznanie długów cesarskich. Ludzie ci twierdzili, iż Ukraińcy nie są odrębnym narodem, lecz częścią narodu rosyjskiego, że Galicja Wschodni; .inna wejść w skład imperium rosyjskiego. Popierali ich Czesi, któr« ądy Galicji Wschodniej pragnęli widzieć w rękach Rosjan lub Ukraińc żadną miarą nie chcieli widzieć tam Polaków. Antypolska agitacja Benusa odnosiła skutek. Nie można też zapomnieć o nafcie galicyjskiej, która przykuwała uwagę kapitałów francuskiego i angielskiego. Rządy państw koalicji domagały się, aby Polska zawarta rozejm z Ukraińcami, a wojska polskie powstrzymały marsz w Galicji Wschodniej. W imieniu Polski występował na razie sam Dmowski. Działał stanowczo i energicznie, nie dał się zastraszyć próbami szantażu, że jeżeli Polacy nie ustąpią w sprawie Galicji Wschodniej i nie zawrą rozejmu z Ukraińcami, mocarstwa zmienią na niekorzyść Polski ustaloną już granicę polsko-nie- miecką. Odpowiedź Dmowskiego był krótka: "W tej sprawie nie mam gło- su. Jest to rzeczą wielkich mocarstw wiedzieć, co wart jest ich podpis i ich honor."24 Wroga Polsce polityka osłabiła pozycję Paderewskiego w kraju, gdzie dotychczas wierzono w jego wielkie wpływy w świecie. Na posiedzeniu Rady Czterech 17 maja 1919 r., gdy zastanawiano się nad wstrzymaniem wysyłania wojsk gen. Józefa Hallera do Polski, raptem Lloyd Geor-ge podkreślił, że "p. Paderewski powinien być popierany, ponieważ jest człowiekiem bardzo uczciwym i lojalnym. Należy mu dać do zrozumienia, że jeśli polecenia Rady nie zostaną wypełnione, nie udzieli się (Polsce -przyp, A. K.) dalszego poparcia". Lloyda Georg'a poparł Wilson, oświad- 50 51 czając że "ważne jest, aby nie stwarzać nawet pozorów, że p. wski nie jest popierany."25 Dlatego, zdaniem Wilsona, zawiadomienie o wstrzymaniu należało wysłać na ręce Piłsudskiego, a nie Paderewskiego. Istotnie, sudski zaczął otrzymywać "prawie codziennie noty, nadzwyczaj przył od Rady Czterech. Paderewski po powrocie do Paryża przybył 5 czei na posiedzenie Rady Czterech i wyjaśnił, że Polska wstrzymała 11 działania wojenne, a następnego dnia Ukraińcy zaatakowali w kilku scach armię polską; kraj ogarnęło wrzenie. Paderewski podał się do misji, która nie został przyjęta. 25 czerwca 1919 r. mocarstwa upoważniły Polskę do "tymcz< okupacji wojskowej" Galicji Wschodniej aż do Zbrucza. Kraj miał mać autonomię, jego mieszkańcy pełnię swobód politycznych i nych. Miał to być stan tymczasowy. Ostateczną decyzję o losach Wschodniej mocarstwa miały podjąć później, opierając się na wynil plebiscytu. Komisja Rady Najwyższej opracowała tymczasem projekt żenią stosunków w Galicji Wschodniej. Raz jeszcze stanął Paderewski przed Radą Najwyższą i 23 wrześi 1919 r. przemówił gorąco i wymownie, zaatakował przekonująco t< projektu, zapewnił, że Polska z utratą swojej starej dzielnicy nigdy się pogodzi i będzie swoich bronić do niej praw. Rzucił na szalę swój aut< tet, wołając, że nie po to stanął na czele rządu, aby wiązać swoje n; sko z aktem rezygnacji. 25 września obradowała Rada. Przewodniczący, Jules Cambon, słał następnie do Paderewskiego pismo ze znamiennymi słowami: "l rano mieliśmy Radę Pięciu; poruszono kwestię Galicji Wschodniej. Di gat amerykański, p.Pdk, mówił, jak wielkie wrażenie zrobiło na nim stąpienie Pana, poparł żywo wniosek o przyłączeniu do Polski Galii Wschodniej - ostatecznym, nie zaś jedynie tymczasowym. Rada podzN lała to stanowisko, ale delegat angielski zażądał, aby mu dano czas otrzymania instrukcji rządu angielskiego. Myślę jednak, że Pan wygrał."' Nadzieje Cambona okazały się złudne. Paderewski wkrótce wyjęci do Londynu i tu przekonał się o nieustępliwym, wrogim stanowisku brytyjskiego, a właściwie LJoyda George'a. 6 października telegrafował Warszawy: "Sprawa Galicji Wschodniej stoi niepomyślnie.(...) Tu zrobić nie mogę." Dyplomata amerykański, White, informował posła Sl nów Zjednoczonych w Warszawie, Gibsona: 'W sprawie Galicji Ws< niej Uoyd George był jak skała."27 Sprawa Galicji Wschodniej zachwiała ostatecznie słabnącą pozy< Paderewskiego w kraju. Jego działalność na stanowisku prezydenta mii strów wywołała rosnącą krytykę w Sejmie i w społeczeństwie. Daszyró wobec pada 1919 rządową. Padere\ j nych i pier | potrzebę ki ciesząca s napięć pafi kcjonowan nie broni t nazwał go "szlachetnym człowiekiem i dobrym obywatelem", ale mężem stanu bez planu działania, dlatego "ofiaruję - powiedział - mu wszystkie kwiaty Polski, jeśli nie będzie zasiadał na fotelu premiera. Nie dążono do jego dymisji, póki miano przekonanie, że jest on niezbędny i niezastą piony jako obrońca praw Polski na arenie międzynarodowej. Gdy spotka ło go ta duże niepowodzenie, wzgląd ten przestał grać rolę. Paderewski jeszcze przez czas krótki próbował utrzymać się u władzy, ' (chęci Piłsudskiego i Sejmu było to bezskuteczne. 27 listo- x>dał się do dymisji, a 9 grudnia opuścił ostatecznie ławę jako premier, kierownik ministerstwa spraw zagranicz-y delegat na*konferencję pokojową wypełnił rzeczywistą w ciągu pierwszych sześciu miesięcy urzędowania. Jako aufaniem postać bezpartyjna pomógł przy rozładowaniu (Tch i spowodował, iż młode państwo było zdolne do fundo wie, czy tylko Paderewski spowodował, że to zawieszenie broni trwało tak długo, jak trwało w rzeczywistości. Akceptowała go lewica, ponieważ sądziła, że ma on magiczną władzę wpływania na koalicję. Prawica natomiast widziała w nim "zbawcę", gdyż trzymał lewicę w ryzach. Niepomyślne postanowienia paryskie zniszczyły cześć autorytetu "wielkiego artysty". Lewica zaczęła patrzeć na premiera bardziej krytycznie, prawica spostrzegła, że chyli ją ku przepaści. W tej sytuacji oba kie- runki uznały użyteczność Paderewskiego za skończoną. 22 grudnia, w 13 dni po ustąpieniu rządu Paderewskiego, przewodniczący konferencji pokojowej, premier Francji, Clemenceau, zawiadomił delegację polską, że "Rada Najwyższa Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych postanowiła dzisiaj zawiesić wykonanie decyzji dania Polsce mandatu na lat 25 w Galicji Wschodniej z zastrzeżeniem prawa ponownego rozpatrzenia tej sprawy". Upór Lloyda George'a złamał nie Paderewski, lecz Clemenceau. Sprawa ta przeszło trzy lata wisiała nad Polską jak miecz Damoklesa aż do 15 marca 1923 r., do uznania przez mocarstwa wschodnich granic Rzeczypospolitej. Wspomnieć jeszcze należy o pracach nad organizacją Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Prace te zapoczątkowały jeszcze rządy Rady Regencyjnej; kontynuował je rząd Moraczewskiego. W czasie urzędowania Paderewskiego organizowanie nowych agend ministerstwa prowadził podsekretarz stanu (do czerwca 1919 r.), wytrawny urzędnik, dr prawa administracyjnego, Władysław Wróblewski. Na początku czerwca podsekretarzem stanu został Władysław Skrzyński; ten świetny znawca Europy nadał początkującej dyplomacji polskiej szlif europejski. 'Był to przede wszystkim wielki pan, o dużej kulturze i doskonałym obyciu światowym, 52 53 dłu gol etni czło nek aus tro- we gier skie j dypl om acji, dos kon ale zr wsz elki e jej ark ana . Był on dla nas zeg o rzą du, z któr ego czło nkó w kto miał jaki ekol wie k doś wia dcz eni a mię dzy nar odo we, jakb y okn « Zac hód , bo zag rani czni dypl om aci od raz u znaj dow ali z nim wsp ó zyk i mo żno ść łatw ego por ozu mie nia. "29 Pad erewski osobiści e nie zajmow ał się sprawa mi organiz acy ale miał wpływ na obsadę placówe k dyploma tycznyc h. Ułatwił Augi Zaleskie mu początki kariery. Zresztą Padere wski nie miał szczęśli wej ri do ludzi; jego najbliższ e otoczeni e nie zawsze było na poziomi e. "Pad< wski - pisze Dmows ki w liście do Stanisła wa Grabski ego - ma straszny lent do otaczani a się hołotą. Niebezp ieczni są ludzie lubiący pochlebi bo zawsze znajdą kanalie. Dziś najnieb ezpiecz niejszy m człowie kiemj jego otoczeni u jest p. H. (Horody ski - przyp. A. K.), bardzo sprytny i pi biegły, ale bez żadnych skrupułó w." Fun kcji "urzędni czych" nie sprawo wał Padere wski najlepiej , wyki wał je z "artysty czną niedbał ością", wielce szkodli wą dla państw a, rżało się, że termino we noty nadcho dzące do MSZ znajdo wano tygodnia ch w prywatn ym mieszka niu państwa Padere wskich. W yróżn iał się Pade rews ki cech ą szcze gólną , wym agają cą podkr < nią, mian owici e niez wykły m talent em kraso mów czym : mówi ł z n swob odą i polot em po polsk u, franc usku i angie lsku. W służbie państwo wej pełnił jeszcze Padere wski obowiąz ki piei go delegat a Rzeczy pospolit ej przy Lidze Narodó w (od 18 lipca 1920 r. 23 maja 1921 r.). Na pierwsz ym, uroczyst ym posiedz eniu Ligi w Gen< 15 listopad a 1920 r., zgotowa no Padere wskiem u serdecz ną owację. Mie szkał stale w posiadło ści Riond - Bosson w Morges w Szwaj< lub w Kaliforni i, żywo intereso wał się sprawa mi kraju. Rząd polski mi niezawo dnie liczyć na jego pomoc i współdz iałanie. Był o okolicz nością wysoce niepom yślną dla sprawy polskiej podi II wojny światow ej, że stan zdrowia nie pozwolił sędziwe mu Padere wski mu na rozwini ecie szersze j działaln ości; nie staną) na czele państw a j< prezyd ent Rzeczy pospolit ej, sprawo wał tylko funkcję przewo dnicząc * Rady Narodo wej, namiast ki Sejmu na wygnan iu. Swoim autoryt et wspiera ł gen. Sikorski ego, urokie m swojeg o wielkie go nazwis ka przei wiał do świata w obronie Polski. Była to jedynie mała cześć tego, chciał dać swojej Ojczyźn ie. Zma rł w Nowym Jorku 29 czerwca 1941 r., pochow any został 5 li| na cmentar zu w Arlingto n pod Waszyn gtonem. Dokładn ie w piećdzie sii jeden lat później, 5 lipca 1992 r. Jego zwłoki, przewie zione do Ojczyzi spoczęł y w krypcie Katedry św. Jana w Warsza wie. W uroczys tości; •W udział prezyd ent Stanó w Zjedn oczon ych Amery k, Półno cne, - Geor- e Bush i prezy dent Rzecz yposp olitej Polski ej - Lech Wałęs a. Na zoczeni e przytoc zę fragme nt rozmo wy, jaką przepro wadź* MiecJsł aw Pruszyń ski ze Stanisła wem Grabski m: "Ja, Panie, nie mogę , walk - mówi zapalają c się Grabski - że gdy jeden ma być 3*Ttod 5 musi być mały. Polskę przecie ż stać na to, by m,ara szereg G neposp olity-ch. l teraz ja się Pana z kolei zapyta m: dlaczeg o się Padere wskiego ? Toć chcę, by Pan, ,ako jeden z przed- Ecieli młodeg o pokole nia, się mnie pytał o Padere wskieg o Bo gdy , jSsieTg o ze strony i piteudc zyków, i dmows zczyko w po-i mniejsz a, gdy słyszę, jak się go przemilc za, gorzej - plotkę szerzon ą w \LL koSpira cjach, to, że jest mason em, a to, że ma przyjaci ół Ży- dów a to że lepszy muzyk niż polityk itd. itd., to bierze mnie lęk. Kt óż dziś nie przyzn a racji Grabski emu, gdy mówił o wielkiej roli l t derews kie P rz y pi s y 1 Celowo w tym szkicu o Paderewskim jako ministrze spraw zagranicznych pominęłam jego biografię i działalność pod- czis ! wojny światowej. (Por.: M. M. Drozdowski, Ignacy Jan Paderewski. Zarys biografii politycznej, Warszawa 198 Perkowski i R. Wapiński, Paderewski Ignacy Jan, Polski Słownik Biograficzny" (dalej "PSB"), t. XXIV, s. 795 m.). Masaryk, D/e Weltrevolution. Erinnerungen und Be- gen 1914 - 1918, Berlin 1925, s. 498. 2. T . G t r a c h t u 3. l . J. P a d er e w s ki , P a m ię tn ki , W ar s z a w a 1 9 6 1 , s. 5 3. 4. A . G rz y m ał a- Si e dl e c ki , N ie p o s p ol ic i lu d zi e w d ni u s w oi m p o w s z e d ni m , K ra k ó w 1 9 7 4, s. 2 9 8. 5. A rc hi w u m p ol it y c z n e Ig n a c e g o P a d er e w s ki e g o. O pr a ć. W . St a n ki e wi c z i A. Pi b er (d al ej A PI P ), 1. 1: 1 8 9 0- 1 9 1 8, W ar s z a w a - W ro cł a w - K ra k ó w - G d a ń s k 1 9 7 3, s. 2 7. 6. l . J. P a d er e w s ki , o p. c/ f., s. 1 2 1 . 7 . Tamże, s. 341 . 8 . Dokumenty przełomu, "Kultura Polski" nr 45-48 z 15 XII 1 9 1 8 , s . 6 9 1 - 6 9 2 . 54 55 9. M. Kułakowski, Roman Dmowski w świetle listów i wspo-l mnień, t. li Londyn 1972, s. 80. 10. Sprawozdanie stenograficzne Sejmu. Dyskusja nad; expose w dniach 22, 24 lutego 1919 r., uchwalenie votum za-\ ulania 25 lutego 1919 r. 11. T. Piszczkowski, Anglia a Polska 1914-1939 w świetle do-' kumentów brytyjskich, Londyn 1975, s, 98. 12. R. Dmowski, Polityka polska i odbudowanie państwa, Warszawa 1926, wyd. II, s. 387. 13. A. Zamoyski, Paderewski, Londyn 1982, s. 186 -187. 14. APIP, t. II.: 1919 -1921, Warszawa - Kraków - Gdańsk 1974,5.86. 15. A. Zamoyski, op. c/f., s. 99 -100. 16. T. Piszczkowski, op. c/f. s. 99 -100. 17. A. Zamoyski, op. c/f.; por.:T. Piszczkowski, op. c/f., s. 103. l 18. Relacja A. Grzymały-Siedleckiego, patrz: M. Kułakowski, •• op. c/f., s. 174. 19. S. Głąbiński, Wspomnienia polityczne, Pelplin 1939, cz. l, j s. 445. 20. Sprawozdania sejmowe z 30 lipca 1919 r., w. S. Głąbiń ski, op. cii, s. 447. 21. J. PRsudski, Pisma zbiorowe, Warszawa 1937, t.V, s. 74. 22. "Zeszyty Historyczne", Paryż 1963, z. 3, s. 87. 23. APIP, t. II, s. 442. 24. R. Dmowski, op. c/f., s. 402. 25. Sprawy polskie na konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 r., Warszawa 1965, t. II, s. 316. 26. APIP, t. II, s. 341. 27. Tamże, s. 353, nr 274. 28. Przemówienie w Sejmie Ustawodawczym 20 X 1919 r. 29. J. Gawroński, Dyplomatyczne wagary, Warszawa 1965, s. 136. 30. M. Kułakowski, op. c/f., s. 167. 31. "Zeszyty Historyczne", Paryż 1976, z. 36, s. 43. Rozmows Mieczysława Pruszyńskiego ze Stanisławem Grabskim. JANUSZ PAJEWSKI Stanisław Patek (16 XI11919 r.-9 V11920 r.) go. Kiero trzy dni p Wróbtews trzecim m stał Stani mogłoby i dośwład ciwów. N PatK wy • stwa. Pate obrońca powsze< Uroc ziemian kał w V prawo, się szyi czątkov Po dymisji gabinetu Paderewskiego 9 grudnia 1919 r. Naczelnik Państwa mianował 13 grudnia nowy rząd pod prezesurą Leopolda Skulskie-' rtwo Ministerstwa Spraw Zagranicznych sprawował przez lekretarz stanu w Prezydium Rady Ministrów, Władysław 16 grudnia 1919 r. następcą Paderewskiego, a zarazem Irem spraw zagranicznych odrodzonej Rzeczypospolitej, zo-v Patek. Kandydatów na to trudne stanowisko nie było i nie elu. Niewielu było polityków z odpowiednim przygotowaniem niem; nominacja Patka nie wywołała więc zdziwienia i sprze-et Dmowski zalecał swym zwolennikom, aby nie zwalczali y on teraz niż inni"), chociaż wiedziano powszechnie, że no-spraw zagranicznych jest mężem zaufania Naczelnika Pań- tany był dotąd nie tyte jako dyplomata, lecz jako wymowny towy więźniów politycznych caratu. Z tego tytułu cieszył się e szacunkiem, uznaniem i sympatią, się 1 maja 1866 r. w Rusinowie pod Kozienicami, w rodzinie ij. Po ukończeniu gimnazjum w Radomiu w 1885 r. zamiesz-izawie i ze stolicą związał się już na całe życie. Tu ukończył >tł aplikację i w 1894 r. rozpoczął praktykę adwokacką. Wybił na jedno z czołowych miejsc w palestrze warszawskiej, po-(tkowo jako cywilista, później zajął się przede wszystkim obroną więźniów politycznych; zasłynął na tym polu jako odważny obrońca wal- czących z caratem. Do historii przeszły jego mowy na procesach Stefana Okrzei i Józefa Montwiłła-Mireckiego. Był jedynym z założycieli i głównych działaczy Związku Pomocy dla Więźniów Politycznych. W domu przy ul. Królewskiej 25 w Warszawie zajmował dwa mieszkania: we frontowym znajdował się jego apartament prywatny oraz kancelaria adwokacka, drugie, "od podwórza", było siedzibą Związku Pomocy dla Więźniów Politycznych. W tym mieszkaniu ukrywał się przez pewien czas Józef Ptł- 56 57 sudski. Od dnia pierwszego spotkania Patek do końca życia pozc pod jego urokiem. Obronę więźniów politycznych przez Patka władze carskie uzi tak niepożądaną, iż doprowadziły do skreślenia go w 1911 r. z listy _ katów; wywołało to oburzenie i protesty także i w Rosji. Wybuch wojr 1914 r. pozwolił mu na rozszerzenie działalności społecznej; był 02 kiem Rady Miejskiej Warszawy, ale przede wszystkim poświęcił się c nizacji sądownictwa polskiego, został sędzią Sądu Apelacyjnegoji następnie Sądu Najwyższego. l Nie sąd wszakże stał się polem działania Patka w odrodzonej f lecz polityka zagraniczna. Z pracą na arenie międzynarodowej zeN po raz pierwszy jeszcze przed wojną. W latach 1909 -1911 wznc masonerię polską, związaną z Wielkim Wschodem Francji. Znaczną? że nawet czołową rolę odegrał tutaj Patek; jeździł do Paryża, gdzie "inicjowany". 10 czerwca 1919 r. powstała w Warszawie loża polsk zwdenie". Zebrania masońskie odbywały się często w mieszkaniu Pewniej i bardziej samodzielnie wkroczył Patek na arenę między i dową jesienią 1914 r., gdy z ramienia Józefa PHsudskiego wyjechał Francji i do Anglii. PHsudski wyzyskał jego obycie w świecie oraz dosS nałą znajomość francuskiego i wysłał go na Zachód, aby powiadof państwa koalicji, że Legiony walczą wyłącznie przeciwko caratowi i nit nie wystąpią przeciwko Francji czy Anglii. Patek przedarł się przez austriacko - rosyjski w Królestwie, następnie przez Kraków, Wiec Szwajcarię nie bez przygód dotarł do Francji. Był w Ministerium Sf Zagranicznych, gdzie usłyszał zdumiewającą i wiele mówiącą radę: "f tes semblants que vous croyez" - "Udawajcie, że wierzycie" (chodzili odezwę wielkiego księcia Mikołaja). Bardziej interesująca i nie pozbawiona pewnych skutków polityczr była rozmowa Patka z Georgesem Clernenceau, późniejszym "ojc--B zwycięstwa", wówczas jednym z głównych przywódców opozycji. Cieką? wie opowiadał mi o niej pan Patek w swym mieszkaniu przy ul. Kanonii \,. Warszawie 5 maja 1939 r. Clernenceau oświadczył mu, że źródło infor macji i dyspozycji to nie Paryż, nie Bordeaux, gdzie przebywali wówczas prezydent i rząd francuski, lecz Londyn. Doradzał nawiązanie stosunków z Anglikami, a nie z ministrem spraw zagranicznych Theopł^| Delcassem, mówiąc, że "tam rządzi Izwolski" (ambasador rosyjski). sympatią słuchał wywodów Patka o Polsce, a także jego opowiadania Legionach Polskich. Po każdym ustępie powtarzał: "Potrzebna Wam j« niepodległość". Spotkanie zakończył znamienną radą: "Idźcie na najw kszy hazard". Rozmowa ta przyniosła pewien skutek, i to pozytyw 58 cztery lata później, gdy Patek - najpierw jako delegat na konferencję •ne jako minister spraw zagranicznych - zetknął się po- Hiceau. Mniejsze znaczenie miał pobyt Patka w Londynie , gdzie dotarł do sekretarza stanu w Foreign Office, Ed- ie pociągnęło to za sobą skutków politycznych, iegacji polskiej na konferencji pokojowej była pierwszym •dyplomatycznej Patka. Na podstawie porozumienia Pił- clerewskim w styczniu 1919 r., dziesięciu mężów zaufania nstwa wes?ło w skład Komitetu Narodowego Polskiego. od nich Patek i z całej dziesiątki odegrał w pracach konfe- lybitniejszą. Jako wybitny prawnik i znawca problematyki cował w komisji przygotowującej część XIII (artykuły 387 - wersalskiego, regulującą kwestie pracy. Jesienią 1919 r., [^ważnie zachorował, Patek wysunął się na czoto delega- Iności zajął się z powodzeniem sprawami Galicji Wschod- lamienna, że pierwszy delegat francuski, premier Francji nie tylko pamiętał rozmowę w Bordeaux w październiku 914 '*'*vł się też ze swoją do niego sympatią. Patek opowiadał, ik ź; to powitał go "Stary Tygrys" podczas pierwszego spęt- ani, : st-ce bien Vous? - "Czy to rzeczywiście Pan?" - zapy- ał, v <ę do swego gościa. "Je n'ai pas de doute, Exellence, }ue D!" - "Nie mam wątpliwości, Ekscelencjo, że to jestem brzmiała odpowiedź Patka. Replika zgrabna na takie resztą Ctemenceau słynął. •>im wydał się nowy minister inteligentnemu obserwatorowi i3mu. Pan Patek, pisał poseł włoski w Warszawie, France- sco m\, to człowiek "o kulturze humanistycznej, mtłym tempera- mer mjących manierach (...), był wiernym wykonawcą polityki oso! sudskiego w jej chwilach mniej szczęśliwych."1 Opo anie Patka o jego pracy na konferencji pokojowej było bardzo intc ijące. Ze sporą dozą autoironii wspomniał, że po każdym swym p mówieniu na konferencji czy w komisjach zapytywał współpracownika ak ono wypadło. "Bo, proszę pana - mówił - adwokat zawsze pyta, ja opadła jego mowa." Po czym, jakby nawiązując do czasów, gdy prz <^iami carskimi bronił bojowników o niepodległość Polski, dodał z dur r^ "Ostatnia moja klientka - to Polska." Jesienią 1919 r, premier Paderewski zamierzał wysłać Patka do Pragi na stanowisko pierwszego posła Rzeczypospolitej w Czechosłowacji. Uważał zapewne, że znajdzie on różne tajne kanały, wiodące do Masary- ka i Beneśa, niedostępne dla wielu innych. Patek nie zdążył objąć pla- cówki w Pjadzft.jjdyż 16 grudnia Naczelnik Państwa podpisał jego spraw zagranicznych w utworzonym trzy dni 59 Niemcy. OIWHSH-U.CI in= i« -~~^,j„ „. -a.—, ._, już w tece ofertę pokojową rządu radzieckiego z 22 grudnia 1919 r. z pozycją natychmiastowego wszczęcia rokowań pokojowych.3 Przed udzieleniem odpowiedzi, rząd polski chciał poznać opinię dów państw zachodnich, był przecież od nich pod wieloma -'0' uzależniony. W Paryżu konferował z Patkiem już nie Ctemenceau, który, nie brany prezydentem, w wielkim gniewie rzucił władzę, lecz Alexandre Ml lerand, dawny działacz socjalistyczny, pierwszy socjalista w rządaJ burżuazyjnych III Republiki. Podzielał on poglądy swego poprzednika ni komunizm i kontynuował jego politykę. Patek usłyszał więc radę, aby ni ska nie spieszyła się zbytnio z zawieraniem pokoju z Rosją i uzy obietnicę "pełnego poparcia Francji" w razie agresji rosyjskiej. Z Paryża udał się minister do Londynu i tam 26 stycznia 1920 r. konferencję z Lloydem George'em, któremu towarzyszył sekretarz w Foreign Office, ford George Curzon. Stanowisko pierwszego " wcześniej gabinecie Leopolda Skulskiego. Gabinet ten miał chan kompromisowy, centrowy, z nachyleniem ku prawicy. Na objęcie tekH nistra spraw zagranicznych przez człowieka prawicy i Komitetu Nar< wego Polskiego nie zgodziłby się ani Naczelnik Państwa, ani lev Niezbędny był kompromis, i tutaj Patek, mąż zaufania Pteudskiego, szący się szacunkiem i sympatią stronnictw lewicowych, mający dc stosunki we Francji, wydał się, a może i był najlepszym kandydat^ Chwila, gdy obejmował urzędowanie, była ciężka: państwo odbudowy ce się w trudnych warunkach, tocząca się od lutego 1919 r. wojna' wschodzie oraz upoma batalia polityczna o granice zachodnie. Ministr spraw zagranicznych niełatwo tu było znaleźć właściwą drogę. Traktat wersalski podpisali w imieniu Polski Paderewski i Dmowskjj czerwca 1919 r., ratyfikację natomiast - Patek 10 stycznia 1920 r. w P żu. Była to jego pierwsza podróż zagraniczna w charakterze min' spraw zagranicznych. W końcu stycznia 1920 r. odbył w Paryżu i w dynie rozmowy z szefami rządów oraz ministrami spraw zagraniczr Francji i Wielkiej Brytanii. Głównym ich tematem była sytuacja w Eun wschodniej i rola w niej Polski. Właśnie w Londynie odbyła się 12 gru 1919 r. narada pierwszego ministra Wielkiej Brytanii, Ltoyda George'1 premierem Francji, Clemenceau, oraz ambasadorami Włoch i Star Zjednoczonych w Anglii w sprawie utworzenia kordonu przeciwko n Radzieckiej. Stwierdzono, że zawiodły rachuby związane z KofczaN Denikinem. Postanowiono otoczyć ją "drutem kolczastym" oraz powstr mać się od łożenia na interwencję zbrojną w Rosji. Polska, według h planów, miała być 'barierą przeciwko Rosji", winna "szachować" ("ch Niemcy.2 Stwierdzenie to dosyć enigmatyczne. Tymczasem Patek ' • ' • ' -•- rtn __.J„;„ iniO p -, .^awiediiw^ |varłszy pokć wiązana wsr /ówczas py1 Zawarty 2 r i rzaden kwesto że *, ^ąu z nie us Patek cf awia Polsr lutego 19: ąrnową K< viada ^i^ r Zarćt, : bralazte •? mej Fecyzję wyboru pomiędzy wojną a pokojem. Po powrocie io Warszawy w tym sensie informował Radę Ministrów, je Spraw Zagranicznych i dziennikarzy, że Francja opo-;'a wojną, a w Anglii bierze górę raczej prąd pokojowy. vrocie Patka do Warszawy na jego biurku ministerialnym Jaracja Rady Komisarzy Ludowych Rosyjskiej Socjalisty-nej Republiki Rad (ówczesna oficjalna nazwa państwa ramowana do rządu i narodu polskiego. Zawierała ona epublika radziecka uznaje bez zastrzeżeń niepodległość i 'olski; wojska czerwone nie przekroczą obecnej linii frontu, rzeź miejscowości: Dryssa, Dzisna, Połock, Borysów. Pasz, stacja Białokorowicze (na Ukrainie), Czudnów, PHawa, rząd radziecki nie zawarł z Niemcami ani z żadnym innym idu, który pośrednio lub bezpośrednio zwracałby się prze-riie ma takiej kwestii terytorialnej, gospodarczej czy innej, ?na by rozstrzygnąć pokojowo, na drodze wzajemnych )zumień6 -— nosiła podpisy: przewodniczącego Rady l y~.. - Włodzimierza Lenina, komisarza spraw z~"irar>'10 Jziczerina, komisarza wojny - Lwa Trackiego. żne centrum. Patek zabierał głos, ale wydaje się, iż nie odegrał. Uchwała komisji, ogłoszona 25 lutego miska nie odrzuca propozycji pokoju", Polska prowadzi h zaborczych, lecz wyłącznie w obronie żywotnych in-ąda usunięcia "krzywd dziejowych, nie pozwalających ;h stosunków sąsiedzkich w przyszłości pomiędzy na->syjskim", Polska ma "prawo i obowiązek" żądać, aby eszkująca obszary, które przed 1772 r. wchodziły w 'pospolitej, otrzymała możność "swobodnego wypowiedze-przynależności państwowej". komisji była poparciem polityki federacyjnej Pteudskiego. j Było; ;ną, że można ją zrealizować tylko z bronią* w ręku. W \i icznościach rozpoczęła się interesująca gra dyptomaty- ?ądami polskim a radzieckim, pomiędzy Patkiem a Czi- r. Cziczerin wystosował notę z ubolewaniem, iż Polska częła jeszcze rokowań pokojowych, ale wojska polskie Dodjęły ;. Pomimo tego Armia Czerwona nie przekroczy linii na- kreślonei v. deklaracji Rady Komisarzy Ludowych, jeśli nie zostanie do te- jotą z 27 marca 1920 r. Patek wyraził gotowość rządu ąpienia do rokowań pokojowych i proponował na ich iko Borysów. Sugerował rozpoczęcie układów 10 kwiet- erin odpowiedział zgodą na 10 kwietnia, zastrzegł się na ko miejscu układów w Borysowie i wysuwał rozmaite kontrpc Tallin lub jakiekolwiek inne miasto w państwie neutral- Piotrogród, Moskwa, Warszawa, Grodno, Białystok, a na-ondyn. Rząd polski ofiarowywał na czas rokowań rozejm m odcinku dokoła Borysowa, rząd radziecki natomiast domagał się rozejmu na całym froncie. Patek przegrał. Obie strony przygotowywały się do wojny, a 'iedzialność za niedojście rokowań do skutku zrzucała na ika. Polska znalazła się w położeniu gorszym, gdyż upór w sprana nie budził zrozumienia. Grę zakończył ostatecznie komuni-Ministerstwa Spraw Zagranicznych z 20 kwietnia 1920 r., óry podtrzymywał dotychczasowe stanowisko rządu polskiego, dotyczą- 62 63 ce Borysowa jako najbardziej odpowiedniego miejsca rokowań w: rozejmu na odcinku frontu, i kończył się zapewnieniem, iż rząd "trwa nadal na stanowisku jak najszybszego zawarcia sprawiedliwec koju."8 Był to już koniec rozmów na temat rozejmu: 21 kwietnia 1920 r. j między rządami Rzeczypospolitej Polskiej i Ukraińskiej Republiki Lud( zawarto umowę. Polska uznawała Dyrektoriat z głównym atamanem, menem Petlurą na czele, za zwierzchnią władzę Ukraińskiej RepufcM dowej; tak ustalono granice pomiędzy Polską a Ukrainą, iż Matopc Wschodnia i Ziemia Chełmska wschodziły w skład Rzeczypospolite trzy dni później, 24 kwietnia, zawarto polsko-ukraińską konwencję skową, a 25 kwietnia wojska polskie, dowodzone osobiście przez Na nika Państwa, wszczęły wielką ofensywę na Ukrainie; rozpoczęła sią, wyprawa kijowska. Obok celu ściśle militarnego, jakim było zniszczyć i żliwie najznaczniejsze sHy radzieckie na południu Rosji i zapobiec p gotowywanej ofensywie Armii Czerwonej, był też cel polityc utworzenie niezależnego państwa ukraińskiego, sprzymierzonego z ską. , Jaki był tu osobisty udział Patka? Na cztery dni przed za.._ umowy, 17 kwietnia, minister wyjechał do Paryża: w imieniu rządu we podpisał podsekretarz stanu w MSZ, Jan Dąbski, późniejszy wodniczący delegacji polskiej w Rydze. Ale są to okolicz zewnętrzne, które niewiele wyjaśniają. Polityką w sprawie Ukrainy l, wał osobiście PHsudski przy pomocy najbardziej zaufanych współpra ników, konwencję wojskową podpisali: Walety Sławek i Wa- Jędrzejewicz. Nie ulega wątpliwości, iż udział Patka w tej sprawie był znaczny. Po Warszawie krążył wówczas żart, że obejmując tekę mini spraw zagranicznych miał on dać PHsudskiemu słowo honoru, iż "nie l dzie się mieszał do polityki". Jeszcze w kilka lat później Patek wsp_.„ ten żart ze zrozumiałą i, dodajmy, słuszną irytacją. Był jednak w żarcie bek prawdy. PHsudski zlecił mu technikę pracy dyplomatycznej, ster trzymał mocno we własnych rękach. Dalsze prace Patka na stanowisku kierownika dyplomacji pofsk miały już większego znaczenia. Jeszcze podróż do Paryża i Rży kwietniu i maju 1920 r. Jeszcze wyjazd na Zachód, gdzie 9 czerwc skoczyła go dymisja gabinetu Skulstóego. 24 czerwca 1920 r. objął urzędowanie nowy gabinet pod pręż Władysława Grabskiego; tekę ministra spraw zagranicznych objął do; ,orj czasowy poseł polski w Londynie, ceniony tam bardzo, Eustachy ksią^ Sapieha. Na na; grencji w / celu oni lież w 3arv pnę tygodnie przypadła obecność (nie udział) Patka na konia w dniach 5-16 lipca 1920 r. Konferencja została zwołana /ienia spraw niemieckich, lecz dość nieoczekiwanie zajęte się lą polsko - rosyjską. Pałkowi powierzono kierownictwo dele- j; sprawował je krótko, zaledwie trzy dni, gdyż 8 lipca przybył tes ministrów, Grabstó, z pełnomocnictwami utworzonej ty- śniej Rady Obrony Państwa. Po pierwszych rozmowach , że nikt z członków delegacji polskiej nie orientował się w po- iwy polskie w Spa prowadził wyłącznie Grabski. •ócił do kraju i tu - pomimo wieku (miał 54 lata) - wstąpił do ;opniu podporucznika służył w l pułku szwoleżerów. Był to w pizod ładny, ale drobny. Wrócił wkrótce do służby dypłomaty-!• marca 1921 r. cto15luteg#1926r. byłDosternpolskirnwJa- ależała ona do tych państw, z którymi Polskę łączyły ważne też dzieliły silne przeciwieństwa. Patek potrafił nadać stosun- - japońskim przyjazny charakter. Starał się dobrze poznać i 3 by rozpraszało moje wysiłki, ile raczej poprawić nasze stosunki ina płaszczyźnie ogólnej." Pteudski przerwał mu i śmiejąc się powiedział: ciekawe, bo ja bym działał akurat odwrotnie."10 64 65 Przeniesiony z Moskwy na ambasadora do Stanów Zjednoczeń 17 stycznia 1933 r. Patek złożył listy uwierzytelniające prezyder FranWinowi Rooseveltowi. Odgrywał tu podobno jakąś rolę w nav nych właśnie (listopad 1932 r.) stosunkach pomiędzy Stanami Zjedr nymi a Związkiem Radzieckim. Po trzyletnim urzędowaniu w Waszyngtonie wrócił do kraju 6 1936 r. Z nominacji prezydenta wszedł do Senatu i pozostał w nim nież na następną kadencję w 1938 r. Przebywał odtąd stale w Wa wie, także w czasie okupacji. Zginął podczas powstania na Mieście 22 sierpnia 1944 r. Stanisław Patek był nie tylko adwokatem, działaczem spoteczr dyplomatą, lecz również wybitnym kolekcjonerem dzieł sztuki i par historycznych. Jego piękny apartament, najpierw przy Królev później przy Kanonii w Warszawie, z pięknym widokiem na Wisłę, dziej miał wygląd muzeum niż mieszkania, w którym się pracuje i czywa. Piękne, stylowe meble, na ścianach obrazy, szczególr wizerunkami osób pracujących dla kraju w epoce Księstwa Warszav go, Królestwa Kongresowego i Powstania Listopadowego, cenne miny ry, stara biała broń - krótka i długa oraz palna. Wreszcie wspar kolekcja starej porcelany, a także sztuki japońskiej. Swoje piękne zb postanowił Patek ofiarować miastu Warszawie: miały utworzyć muzę jego imienia. Zamiar spełzł na niczym. Nastąpiła agresja hitlerowska i sierpniu 1944 r. płomienie pochłonęły i obróciły w popiół wszystko, owoc wieloletniego, zbieraczego trudu. Tamż Tamź . Rapc \926i znych. 191S s. 572 - 574. s. 743 - 744. ambasadora Francji w Japonii, P. Claudela, z 9 IV rchiwum francuskiego Ministerstwa Spraw Zagrani- •chives du Ministere des Affaires Etrangeres, Euro- 1929, vol. 12, k. 88. Przypisy 1. F. Tommasini, La risurrezione delia Polonia, Milano 1925, s. 22. 2. Dokumenty i materiały do historii stosunków polsko-ra- dzieckich, t. II: listopad 1918 - kwiecień 1920 (dalej: Doku menty i materiały...), Warszawa 1961, s. 491. 3. Tamże, s. 499 - 500. 4. T. Piszczkowski, Anglia a Polska 1914 - 1939 w świetle do kumentów brytyjskich, Londyn 1975, s. 143. 5. Tamże, s. 143 -144; Dokumenty i materiały..., s. 563 - 564. 6. Dokumenty i materiały..., s. 568 - 569. 66 67 JANUSZ PAJEWSKI Eustachy Sapieha (23 VI11920 r.-25 V 1921 r.) 3Hc« fetac jitał 184 ak |kar Iści ;e ta n S a pi e h a- R ó ż a ń s ki ur o d ził si ę 2 si er p ni a 1 8 8 1 r. w ;j p o d L w o w e m . R ó ż n y m i dr o g a m i c h a d z ał y w c z a s a c h is a c h ni e w ol i lo s y P ol a k ó w . D zi a d m in is tr a, ró w ni e ż E u- > ył of ic er e m w P o w st a ni u Li st o p a d o w y m i z a m ę st w o z o- K rz y ż e m Vi rt ut i M ilit ar i. O jc a, J a n a P a wł a, ur o d z o n e g o w j, fo s y z a wi o dł y d o A n gl ii, g d zi e ot rz y m ał o b y w at el st w o, .v c z a s - p o d d a ń st w o br yt yj s ki e; b ył of ic er e m V p uł k u dr a- ró le w s ki ej . P rz e ni k n ęł a g o c ał k o wi ci e i o g ar n ęł a k ul tu ra pr z e k a z ał s w y m d zi e ci o m , łą c z n o ś ci w s z a k ż e z kr aj e m iź d zi e m ik a 1 8 7 7 r. z a w ar ł w W ar s z a w ie m ał ż e ń st w o z ą. Z n a c z n ą c z ę ś ć ro k u s p ę d z ał w e w zi ęt y c h w p o s a g u :i W s c h o d ni ej . is ter uk oń cz ył gi m na zju m we Lw ow ie, stu dio wa ł na ste / " Zu ry ch u i uz ys kał ta m st op ie ń inż yni er a. 17 cz er wc a •ę z ksi ęż nic zk ą Te re są Iza bel lą Lu bo mi rsk ą z Pr ze wo r- Izi cz ył ro zle głe do br a Sp us zy w Gr od zie ńs kie m, m usi ał ob yw at els tw o ro syj ski e. W ost at nic h lat ac h pr ze dw oje n- się go rli wi e go sp od ark ą w Sp us zy. Tó tce tru dn e lat a l wo jny św iat ow ej. Ja k prz ed wi elu Po la-. Sa pie hą ot wo rzy ło się sz ers ze niż dot ąd pol e dzi ała lno - poi ity cz nej . 916 r. stanął po Stanisła wie Dzierzbi ckim na czele Rady nczej, instytucj i powoła nej do niesieni a pomocy ludności , dotknięt ej nieszcz ęściami wojny. Kierowa ł również pracami 'Ratujm y dzieci". 17 r. wszedł już do czynnej polityki. On to był inicjator em niedo- machu stanu w 1917 r., tj. utworze nia rządu bez porozu mienia z "n. Na uroczyst ej akademi i 3 maja w ratuszu warsza wskim mia-ić rząd polski z zapewni onym z góry poparci em stronnict w. Na i miał stanąć jako regent popular ny wówcza s prezyde nt stolicy, 69 Zdzisław Lubomirski, i mianować miał pięciosobowy gabinet z jako premierem na czele. Stanisław Thugutt wyraził zgodę na wejści rządu i objęcie jednej z tek. Skutkiem rezerwy Lubomirskiego sprawy niechał. W Pamiętniku woyennymZdzisławowej Lubomirskiej znajduj* notatka z 30 kwietnia 1917 r.: "Eustachy Sapieha, miody, energi rwący się do czynu. Cenny pracownik w przyszłej Polsce. Płonie zapałem. (...) Kokietuje go lewica."1 Dwa razy podejmował akcję mediacyjną Rady Regencyjnej - w padzie 1917 r. wyjechał do Szwajcarii dla porozumienia z Komitetem rodowym Polskim, działającym w państwach koalicji. Chodzi uzgodnienie działania Rady Regencyjnej w okupowanej Polsce z KN Zachodzie, później już tylko, jak formułował Sapieha, o modus viv< Sprawa nie doszła do skutku, ponieważ rozbieżności zbyt były z Nie powiodła się również misja prowadzenia rozmów ze stromi ramienia Rady Regencyjnej po dymisji gabinetu Świeżyńskiego. Rozi tych bodaj nie rozpoczął. Wypadki biegły ze zbyt wielką szybkość] wiodły do rozwiązania Rady Regencyjnej. Noc z 4 na 5 stycznia 1919 r. to próba zamachu na rząd Jędrzeja raczewskiego. Sapieha odegrał tu rolę znaczną, może nawet kie czą. Strona zewnętrzna zamachu, jego faktografia, jest dość zi Zamachowcy uwięzili ministrów: Moraczewstóego, Thugutta i W. wskiego, nie powiodła im się akcja przeciwko PHsudskiemu. Zamąć łamał się po kilku godzinach. Wyjaśnienia wymagają wciąż zai organizatorów zamachu. Wiadomo, że były różnice poglądów między piehą a czołowym politykiem endeckim, Jerzym Zdziechowskim. działania Sapiehy wywarła wpływ rozmowa, jaką w końcu grudnia 191 odbył w Belwederze z PHsudskim. Nakłaniał wówczas Naczelnika R stwa do utworzenia rządu koalicyjnego. Odpowiedź PHsudskiego brzi ła: "Obowiązkiem moim (...) jest nie dopuścić do rozlewu krwi bratni Lewica w Polsce jest dynamiczna; gdybym utworzył rząd inny, oni bylfl wyszli na ulicę i dlatego musiałem Was pominąć". Podobno dodał jeal cze: "Czy kto z Was się odważy?' Czy Sapieha nie mógł stów tych wziąć za dyskretną zachętę prav« do czynnego wystąpienia przeciwko gabinetowi lewicowemu? Niezwykl łagodny stosunek PHsudskiego do zamachowców świadczy.że zamaB nie krzyżował jego planów, a może był mu nawet na rękę. W każdym ni zie jego skutki i znaczenie trafnie niewątpliwie ocenił sam Sapieha, gdyi 1924 r. mówił: "Myśmy działali w rzeczywistości ku wygodzie Pteudskij go. Nie chciał on rządu lewicowego, ale nie mógł od razu go się po; A zamach okazał, że ani my nie potrafimy nic zrobić, ani lewica. To 01 iracz*'- AS aSr iW iW' ares? ryń; .ko niepr.. skiego W książf ciługi watę Żore lety i ^ najb wie! 192 żerr lonc giei drogę Paderewskiemu." W 10 dni po zamachu na gabinet -ieqo na czele rządu stanął Paderewski. ^? Niedługi czas pozostawał w areszcie w gmachu Mmister-Wewnętrznych. Na drugi dzień po jego uwięzieniu gen. Sta-otycki ztożył wizytę księżnej Eustachowej Sap,eżyn.e . 'że o tos męża może się nie obawiać. Wkrótce po zwolmemu .pieha wraz z Janem Tysztóewiczem i Włodzimierzem Cze-Xifundowaf' szwadron ułanów, tzn. zapewnił fundusze na za-odeł mundurów i butów. W szwadronie tym rozpoczął służbę Ńerz co zjednało mu szczególną, szczerą życzliwość Pił-zyły ich zresztą sentymenty litewskie. Pewnego dnia, n 1919 r do szwadronu na froncie przybył goniec z War-wał się gdzie jest "ułan Sapieha". Poszukiwał "ułana Sa-wręczyć mu pismo Naczelnika Państwa2 Była to nominacja adzwyczajnego i ministra pełnomocnego w Wielkiej Brytanii. A •SSoTlate 1919 r. na porządku dziennym rozważań rządowych - »a sprawa obsady tworzonych właśnie pierwszych placo-^znyrh Na czele poselstwa w Londynie pomyślano po-awić Józefa hr. Potockiego z Antonin. Przyjaciel króla iiał silną pozycję nie tylko wśród arystokracji angielskie), ale >,-» politycznym, nie kwapił się jednak do wejścia do służby Jstatecznie stanowisko pierwszego posła odrodzone) Rze-rtei w Wielkiej Brytanii objaj Eustachy Sapieha. Z uwagi na zna-.jlkiej Brytanii w ówczesnym świecie, a także ze względu na lae stanowisko względem Polski, Londyn był placówką dla pd-dypfomaty najważniejszą i najtrudniejszą. F r •! Office przyjęto pierwszego posła polskiego z taką opinią: ra "przewidziany na posła Polski w Londynie. Ojciec jego w Anglii i służył w dragonach gwardii. Urodził się jako oby-i Obywatelstwo rosyjskie nabył dziedzicząc dobra na Litwie, zniczką Lubomirską." Dobra to rekomendacja wstępna. Za-Sapiehy ocenią Anglicy później. Pozytywnie, politycznych Warszawy panowała opinia, że najciekawsze, wj wartościowe są raporty posła polskiego w Londynie. Dziś, gdy Dortów Sapiehy z drugiej potowy 1919 r. i pierwszej potowy ^głoszono drukiem, gdy mamy dostęp do archiwum, opinię tę mo-'twierdzić. pha rozumiał politykę angielską i trafnie oceniał stanowisko rządu dski W listopadzie 1920 r. Sapieha wysunął wobec poste francuski Warszawie, Hectora de Panafieu, myśl wszczęcia rozmów na temat mierzą. W odpowiedzi na relację Panafieu, prezes ministrów i mi spraw zagranicznych, Aristide Briand, telegrafował do Warszawy, a Polska ustabilizuje się i wzmocni, nadejdzie chwila odpowiednia d cieśnienia związków polsko - francuskich o charakterze ściśle obr znaczyło to, że przymierze ma obejmować wyłącznie Niemcy. Przymierze z Polską miało wszakże w Paryżu zwolenników i or ników. Byli to: prezydent Republiki, Alexandre Millerand, minister < Louis Barthou, i szef sztabu, gen. Edmond Buat. Ich wpływ spra 28 grudnia 1920 r. wpłynęło oficjalne zaproszenie: "Prezydent Repi rząd byliby szczęśliwi, gdyby Naczelnik Państwa, marszałek Pte zechciał przybyć do Paryża. Wizyta ta (...) ułatwiłaby przez prowac rozmów bezpośrednich zawarcie umowy politycznej i gospodarczej cji z Polską". 3 lutego 1921 r. Naczelnik Państwa w towarzystwie ministrć zagranicznych, Eustachego księcia Sapiehy, i ministra spraw wych, gen. Kazimierza Sosnkowskiego, przybył do Paryża. Naj\ sza chwila całego pobytu, to śniadanie u prezydenta 5 lutego w Elizejskim. Po śniadaniu PHsudski wraz z Sapiehą i Sosnkowskim Millerand, Briand, Barthou i sekretarz Berthelot przeszli do gabinetu zydenta, wojskowi zaś - Foch, Buat IWeygand - czekali w salonie, l mowa nie trwała długo. Pfeudski przy pomocy Milleranda przefor polski punkt widzenia o potrzebie zawarcia przymierza. Po wyjściu z netu prezydent zlecił Fochowi opracowanie wespół z Polakami p wień umowy wojskowej, uzupełniającej umowę polityczną. Sapieha z Sosnkowskim pozostali w Paryżu do 19 lutego, PHsudski zaś o| Francję 6 lutego. Marszałek wyjeżdżał z Francji bardzo zadowolony i do końca zachował miłe wspomnienie chwil poprzedzających zawarcie przymii Wspominał później: "Millerand był bardzo zadowolony, Berthelot uś chał się z przymusem i widać było, że był niekontent, A ten stary Barthou miał łzy w oczach; trzeba mu świadczyć dużo sympatii."5 Rozpoczęła się praca nad redagowaniem tekstu obu umów. SŁ,, zajął się układem politycznym i gospodarczym, Sosnkowski zaś - woj wym. 6 lutego 1921 r. Agencja Havasa ogłosiła komunikat takiej trej "Rząd francuski i polski, w jednakowym stopniu dbając o utrwalenie s1 jego bezpieczeństwa, jak również pokoju Europy, uznały wspólność i resów łączących oba zaprzyjaźnione kraje; przy tym zgodne są ^^a^^j^^.^ ^ ot ministra ^^^.r?.;?? Uiteoo w godzina* ran- ił ministra Sapiehę, czy strona puior** ha odpowiedział twierdząco, ru v^Mv., ,, ł polski znalazł się 7 lutego w rękach zaskoczonego tym roche'a. mię 19 lutego 1921 r. Sapieha i Briand podpisali umowę poii-- ~*~„*jo ifnnwencta wojskowa. Umo- wy i przedłożyć go Francuzom już 7 lutego w godzinach ran- odpowiedział twierdząco. Po całonocnej pracy w posel-L ~« 7 intenn w rękach zaskoczonego tym 319 lutego 1921 r. Sapiena i DIMUIU r~., „v. dni później, 21 lutego, stanęła konwencja wojskowa. Umo-jna stanowHa, że oba rządy porozumiewać się będą (se w interesujących je kwestiach polityki zagranicznej (art. l.). W srowokowanego zaatakowania jednej ze stron, oba rządy "po-się" (se concerteraient) w sprawie obrony swoich terytoriów i in-irt. III.). Umowa miała wejść w życie dopiero po podpisaniu ipodarczych, ułatwiających ekspansję kapitału francuskiego do stąpiło to w rok później, już po dymisji Sapiehy, dnia, 19 lutego, Sosnkowski, Foch i Buat podpisali tajną kon-jwą. Przewidywała ona obustronną, wzajemną pomoc > agresji niemieckiej, jak również, że Francja "zobowiązuje się ziemi, jak i na morzu, aby zapewnić Polsce bezpieczeń-itrony Niemiec" w razie zagrożenia Polski przez Republikę Rad6 wiązania Francji nie miały, jak to z zadowoleniem stwierdza La-1eru zdecydowanie imperatywnego", ale mimo to wzmac-ycję Polski i podnosiły jej autorytet na arenie międzynarodowej, znaczenie dla rokowań ryskich, a zwłaszcza na Górnym Śląsku lich tygodniach przed plebiscytem. Zasługi dzielą tu: Ptłsudski, i i poseł w Paryżu, Maurycy Zamoyski. lępny traktat przymierza, jaki znegocjował Sapieha, to układ z Ru- podpisany w Bukareszcie 3 marca 1921 r. towił on, że "Polska i Rumunia zobowiązują się wspomagać wza-na wypadek, gdyby jedna z nich została zaatakowana bez dania j ze swej strony w swych obecnych granicach wschodnich. W nawę tego, na wypadek, gdyby jedno z obydwu państw zostało bez x>wodu ze swej strony zaatakowane, drugie będzie się uważało za e w stanie wojny i udzieli mu zbrojnej pomocy. -st sprawą oczywistą, że chodziło tu o Związek Radziecki; istniała wszakże głęboka różnica pomiędzy położeniem Polski i Rumunii. Polska warta ze Związkiem Radzieckim traktat pokojowy, który uregulował 74 75 granice pomiędzy tymi państwami. Inaczej Rumunia. W 1918 r. ar wała ona Besarabię (od 1878 r. była to prowincja rosyjska), czego zek Radziecki nigdy nie uznał. W stosunkach pomiędzy Zv Radzieckim a Rumunią panował stan beztraktatowy. Podjęte więc wiązania bardziej obciążały Polskę niż Rumunię. Traktat ten, odno w 1926 r., przyczynił Polsce trudności podczas rokowań o pakt nieag ze Związkiem Radzieckim w 1932 r. Polska w przymierzu z Rum upatrywała nie tyle pomocy wojskowej, ile drogi na Zachód, gdyby wl niku wojny z Niemcami została zamknięta komunikacja przez Gdart| Bałtyk. Wiemy, że rachuby te okazały się zawodne, ale nie może taj ciążąc ministra spraw zagranicznych, który wynegocjował traktat r z postulatami rządu, Sejmu i ówczesnej opinii publicznej. Wizycie Sapiehy w Bukareszcie nadali Rumuni charakter urc zarazem serdeczny. Wybitny historyk i polityk rumuński, późniejszy j mier, prof. Nicolae Jorga, wygłosił w obecności polskiego ministra i ' tarzy rumuńskich odczyt o związkach historycznych pomiędzy Po Rumunią, ze szczególnym uwzględnieniem roli, jaką odegrał tu ród i piehów. Rozgrywały się w tym czasie ważne dla Polski sprawy na północr wschodzie i zachodzie - Litwa i Śląsk. W próbach rozwiązania tych ' stii przypadła Sapieże rola niemała. Wilno od 9 października 1920 r., gdy wkroczył tam na czele tzw. litewsko-białoruskiej gen. Lucjan Żeligowski, znowu było w rękach skich Utworzono wtedy tzw. Litwę Środkową; rządził tam najpierw i Żeligowski, a następnie - Komisja Rządząca pod prezesurą Aieksar Meysztowbza. Litwa Środkowa w koncepcjach PHsudskiego miała być j mostem pomiędzy Polską a Litwą drogą do związania obu tych pańs Sapieha powziął taką myśl - Litwa będzie państwem złożonym z dwl kantonów, wileńskiego i kowieńskiego, ze stolicą w Wilnie, z dwoma j^ karni urzędowymi - polskim i litewskim. Taka dwuczłonowa, dwukantć wa Litwa weszłaby w ściślejszy związek z Polską; łączyć je miała wsr. polityka zagraniczna i gospodarcza oraz obrona narodowa. W Londynie projekt przyjęto życzliwie; mówiono, że "Litwini byliby j pi, gdyby ten plan odrzucili". Ale Sapieha widział niemałe trudności w j zyskaniu dla takiej koncepcji większości i w Polsce, i na Litwie. Na zlecenie Rady Ligi Narodów z 3 marca 1921 r. rozpoczęły si^ Brukseli bezpośrednie rokowania pdsko-litewskie pod przewodnie belgijskiego ministra spraw zagranicznych, Paula Hymansa. Za podstatj dyskusji wziął on zmieniony niewiele plan Sapiehy. Rokowania ni' J" skutku w wyniku sprzeciwów litewskich. Ale i w Polsce myśl oddań mi Wileńskiej Litwie, nawet ściśle związanej z Polską wywołała silr 76 iraS arar cne Pnz sta > federacji litewskiej mocno atakował obóz Narodowej Demo-;twni im byli "piastowcy". Kwestia litewska osłabiła pozycję mi-;hy. Osłabiła ją również sprawa Górnego Śląska. 33 1921 r. plebiscyt na Górnym Śląsku przyniósł 479 tyś. gto-3, a 707 tyś. (w tym 180 tyś. sprowadzonych emigrantów) -Wobec takiego stosunku głosów, Niemcy domagali się przy-;ałego Górnego Śląska. Polska zaś żądała podziału, co nie by-3 względu na silne pomieszanie obu narodowości na terenie wym. Polskę popierała Francja, Niemcy natomiast miały potęż-bwnika w Anglii. Było sprawą widoczną, że losy Śląska roz-się w grze pomiędzy Paryżem a Londynem. W nocy z 2 na 21 r. wybuchło lii powstanie śląskie, jako akt samoobrony przed liemieokim i groźbą krzywdzącej Polskę decyzji mocarstw. er spraw zagranicznych wyjechał 26 kwietnia na Zachód i pro->u oraz Londynie obronę praw Polski do Śląska. Znajdował :no we Francji, w Anglii natomiast napotkał mur niechęci, a na-Na łamach prasy angielskiej roiło się od napaści na Polskę ów śląskich. Prasa polska natomiast dawała wyraz swoje-?niu na Anglię, na nieprzyjazną politykę angielską i wrogie- .loyda George'a. !iej sytuacji rozpoczęła się kampania przeciwko ministrowi ozono go odpowiedzialnością za zagrożenie Śląska. Fakt, •)ieha był niewątpliwie angtofiłem, iż ciążył do zbliżenia i uzy-oparcia Anglii, uznawano wobec jej wrogości za świadectwo jego a. "Kurier Poranny", który w czerwcu 1920 r. witał go życzli-:xz. "Jego niepowodzenia, pomimo poparcia rządu łrancu-dowodzą, że nie jest on w stanie reprezentować Polski za Potrzebny jest ktoś inny, kto potrafi przekonać p. Uoyda Geor-dlugo grał na strunach polskiej cierpliwości i ustępliwości." wywołał zapewne zachwyt wielu czytelników, ale nie wskazał, w olska może przekonać Ltoyda George'a, że wyczerpała się :ierpliwość. Rząd polski nie miał środków nacisku na Anglię i nie j niczego ofiarować w zamian za poparcie naszych postulatów ślą-Me w sytuacjach ciężkich szuka się zwykle winnych i usuwa się iedzialnych ministrów. Sapiehę za "człowieka o szerszym umyśle". Telegram o debatach komisji otrzymał minister w Paryżu, w cl gdy usiłował nakłonić premiera francuskiego, Brianda, aby Frań ziła okupacją Zagłębia Ruhry, gdyby Niemcy chcieli wkroczyć Śląsk. 19 maja Sapieha wrócił do Warszawy, a następnego dnia, po dzeniu Rady Ministrów, w którym wziął udział, złożył prośbę Witos prosił Sapiehę, aby zachował tymczasowe kierownictwo min stwa. Minister postawił warunek, że otrzyma satysfakcję ze strony kc satysfakcją tą miałoby być ustąpienie Grabskiego. Ale z uwagi na s nek sił w Sejmie było to sprawą niemożliwą. Na dobitkę wybuchł jeszcze konflikt z Włochami. 14 maja 191 "Journal de Pologne", dziennik publikowany w Warszawie w języku * "cuskim, zamieścił wywiad z wiceministrem spraw zagranicznych,: zmem Piltzem. Pite wspomniał o współdziałaniu żołnierzy włoski garnizonu koalicyjnego na Górnym Śląsku z Niemcami. Włoski d'affaires w Warszawie, baron Modica di San Giovanni, zgłosił się i miera Witosa i zażądał udzielenia Piltzowi dymisji. Witos ustąpił v\ wie, że odmowa zwróci Włochy w walce o Śląsk przeciwko Polsct 19 maja podał się do dymisji. Było to podkopanie autorytetu nów wstałego państwa. Sapieha twierdził, iż był to błąd i że jego intery osobista u włoskiego ministra spraw zagranicznych, hr. Carlo Sforzyj pobiegłaby upokorzeniu Polski. Stanowiło to kolejny powód odrzuca propozycji Witosa zachowania kierownictwa ministerstwa. Ataki na ministra Sapiehę ułatwiła ta okoliczność, że nie było silfl stronnictwa czy grupy, która by go popierała. Narodowa Demokn 78 10 za zbytnią uległość wobec Naczelnika Państwa, a najsilniej go pisma uchodzące za wyrazicieli kół belwederskich. Pteud-ę cenił i lubił, współpracę z nim, jako ministrem spraw zagrani-sądzał pozytywnie. "Najlepiej jeszcze współpracował ze mną mówił 28 października 1925 r."10, ale silniejszego poparcia u nie mógł, czy nie chciał. Niechętny był mu prezydent mini-sociaż mówił: "Spraw powierzonych mu stale pilnował."9 j także i zawistny podsekretarz stanu w MSZ, Dąpski. Sapieha sam. (Ipliwą przeszkodą w jego działalności politycznej był brak tempe--,znego i polftyćznych ambicji. Wszedł na arenę polityczną i ważat, że tak nakazuje mu obowiązek patriotyczny. Piltz, jcia dobrze, pisał 8 stycznia 1921 r. do Paderewskiego: eha, aby pozostać na stanowisku kierownika polityki zagra-jychodzić w kompromisy takie naturalnie, które nie przeczą nbm, musi robić ustępstwa. Jeżeli je robi, to tylko ze wzglę->ubliczne, a nie na swój interes, bo trzeba silnych nalegań, Monić do pozostania, kiedy on sam czuje się zniechęcony do naj-pnia i bardzo chciafcy wszystko rzucić i ustąpić."10 •istra spraw zagranicznych, Eustachego Sapiehę, oceniali ? W Foreign Office mówiono, że jego "polityka była rozsądna i 3 poprawienia opinii o Polsce za granicą."1 i już do pracy w dyplomacji. Nazwisko jego wymieniono szcze latem 1924 r. jako kandydata do teki spraw zagranicz-ostafo to bez skutku. Odegrał natomiast pewną rolę w polity-wnętrznej. Był jednym z tych, którzy przygotowali zbliżenie 'nserwatywnym ziemiaństwem, a marszałkiem PHsudskim. : odegrał na zjeździe w Nieświeżu w 1926 r. W latach 1928 -jył posłem na Sejm i zasiadał na lawach BBWR. Marszałek PHsud-często księcia Sapiehę na poufne rozmowy, ale - rzecz chciał z nim dyskutować wyłącznie na tematy polityki zagra-;ęgać jego opinii w tej dziedzinie; nie dopuszczał natomiast, oruszał zagadnienia polityki wewnętrznej. II wojny światowej losy rzucały go po rozległych krainach :ku Radzieckiego. Stanął nawet przed sądem w Moskwie i został »ny na karę śmierci za działalność skierowaną przeciwko ZSRR. Za-iy, co ma do powiedzenia na swoją obronę, odparł, że pierwszy raz zdarzyło mu się spotkać z takim faktem, że ktoś za działalność lżoną we własnym kraju może być sądzony przez sąd innego pań-Karę śmierci zamieniono mu na 15 lat ciężkich robót na Syberii, żył się tam znamienny epizod. Sapieha znalazł się w tajdze syberyj- 79 stóej w grupie kilku tysięcy zesłańców. Przyjął ich stary, brodaty czh Więźniowie stali na placu; dużymi grupami skierowywano ich do rój ciężkich robót. Były to chwile wielkiego napięcia. Trwało to długo. W cię na placu został sam książę. Wówczas brodaty kierownik za do pomieszczenia, w którym urzędował; grzecznie spytał, czy j ciem Sapiehą. Przydzielił mu najlżejszą pracę w ogrodzie. Pozw Sapieże przeżyć zesłanie. Na pożegnanie kierownik wypowiedział mówiące słowa: "Ja toże kniaź". Był to jatóś książę gruziński, uwił wkrótce po wybuchu rewolucji i zapomniany na dalekiej Syberii.12 ku miesiącach Sapiehę zwolniono na skutek interwencji zagraniczr «W 1941 r. udał się do Anglii, gdzie odgrywał jeszcze pewną roi ciu emigracji. Po wojnie przybywał bądź w Londynie, bądź w Kenii, w 1963 r. PRZYPISY 1. J. Pajewski, Odbudowa państwa polskiego 1914 - 191t wyd. III, Warszawa 1985, s. 327- 328, tamże dalsza literatur przedmiotu. 2. Relacja księcia Eustachego Seweryna Sapiehy (syr udzielona mi w Poznaniu 30 V 1988 r. (dalej: Relacja M* E. S. Sapiehy). 3. Dokumenty i materiafy do historii stosunków polsko - dzieckich, t. II, nr 233, s. 416 - 418. 4. Relacja księcia E. S. Sapiehy. 5. W. Jędrzejewicz, Kronika życia Józefa PHsudskiego, i l 1921 -1935,s.17. 6. Powstanie II Rzeczypospolitej. Wybór dokumentów 18 1925, Warszawa 1981, nr 308 i 309, s. 616 -619. 7. Tamże nr 311, s. 621 - 622. 8. J. PHsudski, Pisma zbiorowe, t. VIII, Warszawa 1937, s. 21€ 9. W. Witos, Moje wspomnienia, t. II, Paryż 1964, s. 434. 10. Archiwum polityczne Ignacego Paderewskiego, t. II, 1 i - 1921. Oprać. W. Stankiewicz i A. Piber, Wrocław 197 623. 11. T. Piszczkowski, Anglia a Polska 1914 - 1939 w świetle dokumentów brytyjskich, Londyn 1975, s. 451, vide s. 202, 12. Relacja księcia E. S. Sapiehy. JANUSZ FARYŚ Konstanty Skirmunt (11 V11921 r.-6 V11922 r.) iu Eustachego księcia Sapiehy prezydent ministrów, Win-jrzez przeszło trzy tygodnie nie mógł uzgodnić ze stronnic-yymi, komu powierzyć tekę ministra spraw zagranicznych, oto dziesięciu kandydatów. Wreszcie 11 czerwca 1921 r., na i rządu, Naczelnik Państwa, Józef PHsudski, powołał na to sko Konstantego Skirmunta. był już postacią znaną, miał bowiem bogaty życiorys polfty-się 30 lipca 1866 r. w Motodowie na Polesiu. Pochodził ze camożnej rodziny ziemiańskiej. Ukończył studia prawnicze ecie w Petersburgu. W latach 1907-1917 był członkiem ro-Państwa z wyboru ziemian guberni grodzieńskiej. 1916 r. wyjechał za Zachód; przebywał głównie we Włoszech, >ył rzecznikiem sprawy polskiej. Aktywnie współdziałał przy zatoże-Narodowego Polskiego, brał bowiem udział w naradach po- dających jego powołanie, a także narodziny na konferencji w inie (9 -10 VII11917 r.). Postanowiono wówczas, że Skirmunt bę-atował KNP we Włoszech, zarówno wobec Kwirynału, jak i o stanowiło wówczas rzecz bez precedensu. W KNP Skir zbliżył się do realistów (Stronnictwa Polityki Realnej) i do ich przy-zma Piłtza. Razem usiłowali oni bezskutecznie stworzyć •ciwwagę wobec Romana Dmowskiego i endeków. Polsce niepodległej pozostał Skirmunt w służbie dyplomatycznej, J uległ jedynie jego status formalny. Dotychczasowego nieoficjal-reprezentanta Polski we Włoszech, wraz z międzynarodowym uz--teeczypospolttej, Naczelnik Państwa mianował w sierpniu '. posłem RP przy Kwirynale. Na stanowisku tym pozostał do 1 r. W momencie zatem obejmowania urzędu ministra dys->kirmunt, jak na polskie warunki, bogatym doświadczeniem i do-n przygotowaniem do spełniania tej wysokiej i odpowiedzialnej funkcji. 80 81 Nowego ministra czekało trudne zadanie. Polska potrzebowała j koju wewnętrznego i poprawnych stosunków z sąsiadami, aby skon trować całą uwagę na uzdrowieniu waluty, bez której odbi rozbudowa życia gospodarczego kraju była utrudniona. Tymczas Europie panowała wówczas dość powszechna opinia, że Polska dzi politykę awanturniczą i zaborczą. Na potwierdzenie tych ocen czano zwykle trzy przykłady: wyprawę kijowską, zajęcie Wilna "zbuntowane" wojska gen. Lucjana Żefigowskiego oraz trzy pow śląskie. Celem zatem polityki zagranicznej Skirmunta, którą całościowo | stawił w instrukcji rozesłanej 3 sierpnia 1921 r. do wszystkich po Rzeczypospolitej, było dążenie do poszanowania traktatów i zap Polsce bezpiecznego miejsca w Europie wschodniej. Zamiar ten minister zrealizować przez poszerzenie istniejących układów z Fn Rumunią także na Czechosłowację oraz państwa bałtyckie. Kolejnyr daniem, jakie Skirmunt stawiał przed dyplomacją polską, była likw» napięć w stosunkach ze wszystkimi sąsiadami, zwłaszcza zaś z Nie mi i Rosją Radziecką. Wobec Berlina i Moskwy proponował realizacji lityki modus vivendi, przy czym w odniesieniu do Rosji Radzieckiej mi podkreślał potrzebę wykonywania postanowień traktatu ryskiego, a m.in. zaniechanie wzajemnych interwencji w wewnętrzne sprawy dr strony, co wiązało się także z likwidacją rosyjskich i ukraińskich dz antybolszewickich z terenów Polski. W zakończeniu instrukcji Skin stwierdzał, iż Polska potrzebuje trwałego pokoju, konsekwentna zaś i zacja przedstawionych celów winna doprowadzić do stopniowej zrtjj ocen polityki polskiej. Nim ministrowi udało się zrealizować jakiekolwiek z przedst...-, założeń, już 9 września 1921 r. upadł gabinet Witosa. Przetargi nad ifl mowaniem nowego rządu trwały długo, gdyż endecja podjęła prć forsowania na premiera własnej kandydatury (prof. Ste Gtąbińskiego). Ostatecznie 19 września został powołany kolejny pozaparlamentarny z rektorem Politechniki Warszawskiej, prof. AnM Ponikowskim, na czele. Znalazło się w nim miejsce także dla Skirrra który kontynuując rozważną politykę zagraniczną miał ułatwić sanacj nansów. Zadania tego podjął się Jerzy Michalski, który stwarzał wrazi człowieka niezmiernie energicznego, a jego wypowiedzi wskazywały stanie się "żelazną miotłą", "bezlitosnymi nożycami", porządkuje skarb i w konsekwencji walutę polską. Żywiono wówczas ogrom dzieję, że dzięki odpowiedniej polityce Skirmunta i energii Michał; uda się powstrzymać zawrotne tempo inflacji i wprowadzić stabilny i łęc ministrowie odgrywali pierwszoplanową rolę w gabinecie liach ministra na pierwszy plan wysuwały się ponownie sto-- radzieckie. Problematyka niemiecka bowiem, zdominowa- jeciągającą się walkę o przyłączenie Górnego Śląska do iaż absorbowała uwagę dyplomacji polskiej, znajdowała się poza jej zasięgiem. Decydowały o wszystkim wielkie mocar-;stie Warszawy znajdowały posłuch jedynie w Paryżu. Anglia / aspiracje niemieckie. ile zainicjował bezkonfliktowego okresu w stosunkach ami radzieckimi. Już. od kwietnia 1921 r. zaczęły się sto->pory, dotyczące realizacji, albo raczej: niewykonywania rta^u ryskiego. Skirmunt zainicjował wówczas politykę od-ą, zerwanie wzajemnych stosunków nie leżało w interesie W końcu września doszło więc do rozmów, a dpisano tzw. protokół Dąbski - Karachan (Jan Dąbski tistrem spraw zagranicznych, a Lew Karachan - pierwszym ra-faffaires w Polsce). Protokół zobowiązał Polskę do wy-vódców emigracji rosyjskiej i ukraińskiej, zerwania nizacjami kontrrewolucyjnymi oraz przesunięcia obozów itnierzy rosyjskich i ukraińskich w grab kraju. Rosja Ra-Yiała umożliwić działalność Komisji Reewakuacyjnej i ,-yplacić raty za mienie kolejowe. Obie strony zobowiążą ouszczania band na drugą stronę granicy. 1 likwidował wszystkich napięć, jakie istniały w stosunkach ckich i nadal dawały o sobie znać. Usuwał natomiast gtów-iżnień, jaki stanowiła działalność przywódców organizacji nych i dobitnie podkreślał ugodowy, nacechowany rozsad-jpstwami charakter polityki Skirmunta. Protokół spowodował jed-wszy gwałtowny atak na nowego ministra. Obóz belwederski, '.a jego lewica (PPS, PSL- "Wyzwc4enie"), nie był, nie mógł nawet Dwolony z tego, że były członek KNP objął ster polityki zagranicz-3Z dochodził element nowy, Skirmunt bowiem - w porozumieniu z ladziecką - szedł dalej, niż to głośł obóz narodowy. Wydalenie h sojuszników Pttsudskiego i jego obozu, takich jak: Borys Sawin-3men Petlura czy Stanisław Burak - Bałachowicz, i pozostałe zo-ania polskie zawarte w protokole, wywołały gwałtowny kontratak. ", oceniając układ, napisał 11 października 1921 r., że "nasze praw Zagranicznych dało dowód niesłychanej słabości..." W tym tonie i nie przebierając w argumentacji wystąpili posłowie socjali-i na posiedzeniu sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych 29 i 30 82 83 Koleją ,rym sta zer ;ime< jjm Orz< Idskl W irzekaja^ lozi się ci; •jąć K uw: Inyr- lazte fileńsk Ina-"1 października 1921 r. Inna sprawa, że również endecja, która ^^.^ motywy i cele polityki rządu, krytycznie odniosła się do formy jej reaH zwłaszcza zaś naruszenia prawa azylu. Kolejnym elementem pojednawczej polityki Skirmunta były żabi, pełną normalizację stosunków połsko-czechostowackich. W tym celu się on do Pragi i 6 listopada 1921 r. podpisał z Edwardem Bem układ. Wizyta w Czechosłowacji wywołała w Polsce znaczne wzburzi Zarzucano Skirrnuntowi, i chyba słusznie, że pojechał do Pragi, zai ściągnąć Beneśa do Warszawy. Polska była większa od Czecho a polski minister -18 lat starszy od czechosłowackiego. Czynniki tłumaczyły wizytę względami protokolarnymi, Skirmunt bowiem < nowisko ministerialne później od Beneśa. Podstawowe punkty mienia mówiły o wzajemnym uznaniu terytorialnego stanu po; Oznaczało to uznanie przez Pragę wschodnich granic Polski, ale j cześnie akceptację przez Warszawę przynależności Śląska Zaolzia go do Czechosłowacji. Strony zobowiązały się też do "ży neutralności i wolnego tranzytu materiałów wojennych" w razie w sąsiadami, wreszcie do stłumienia wszelkiej wrogiej propagandy i nt rowania organizacji, których działalność byłaby wymierzona prze drugiej stronie. Chodziło, oczywiście, o organizacje ukraińskie z Wschodniej, które swobodnie działały w Czechostowacji i z jej te prowadziły działalność propagandową w Polsce. W sumie więc układ podpisany przez Skirmunta miał charakU stny dla Polski. Niechęć do Czechostowacji i brak przekonania, i~ ,, wykona przyjęte zobowiązania, były jednak wśród stronnictw polityczl tak silne, że rząd nie ośmielił się go przedłożyć Sejmowi do ratyfikacji dynie endecja w pełni aprobowała tę politykę. Szeroko pojęta lewn centrum (a wśród nich pHsudczycy) znów bardzo krytycznie oceniły poi kę zagraniczną ministra. Do wzrostu niezadowolenia PHsudskiego i obozu belwederskiego l bęc Skirmunta przyczyniły się też pewne elementy jego polityki pers< nej. Chodziło zwłaszcza o skierowanie do Ligi Narodów lgnę Szebeki (rząd podjął w tej sprawie decyzję 7 l 1922 r.), który, jako delegat, miał wyraźnie na celu pilnowanie właściwego delegata Po Genewie - Szymona Askenazego. Ugrupowania probelwederskie decyzji słusznie dostrzegały pierwszy symptom ulegania przez m personalnym naciskom endecji. Potwierdzeniem tej tezy było równi. że wcześniej stanowisko wiceministra Skirmunt zaproponował Mariai Seydzie, czołowemu działaczowi narodowo-demokratycznemu, a w f szłości także członkowi KNP. trudnym i kontrowersyjnym wewnętrznie problemem, przed o także Ministerstwo Spraw Zagranicznych, było ostateczne Ziemi Wileńskiej do Polski. Po wyczerpaniu wszelkich możli-jyjnych w sporze polsko- litewskim Warszawa postanowiła, a ijący w Wilnie zaakceptował przyłączenie Wileńszczyzny do stu ostatecznego załatwienia tych spraw delegacja Sejmu p przybyła do Warszawy i tutaj, w dniach 2 i 3 marca 1922 r., 3 powodu do poważnego konfliktu, w którego wyniku rząd po-ymisji. Potowa bowiem delegacji wileńskiej i prawica w kraju, ruńcie inkorporacyjnym, opowiedziała się za przyłączeniem skiej w obręb Rzeczypospolitej "bez warunków i zastrzeżeń", uwzględniając postulety Skirmunta, który musiał brać » stanowisko mocarstw szczególnie mocno zaakcentowane emarche ich posłów, domagał się, aby w akcie złączeniowym > formuła, iż "Sejm Rzeczypospolitej Polski ustali statut Ziemi mówiąc, prawica chciała z Wileńszczyzny zrobić (i uczyniła to) jewództwo, Natomiast Pttsudski, rząd i lewica chciały jej nadać Litonomię. Stanowisko rządu (i Skirmunta) tym razem bliskie federafetycznym złudzeniom PHsudskiego i jego obozu, cho-odowane zostało przesłankami innej natury. Bez wątpienia mi-ię wówczas endecji. Nie mogła ona jednak tego wyraźnie lyż ułatwiłaby Pteudskiemu podjęte działania na rzecz wy-inia Skirmunta ze składu nowego gabinetu. Atak więc prasy prana rząd ominął ministra spraw zagranicznych, którego tłumaczyła ona naciskiem wywieranym przez Naczelnika Kontrowersji na tle sprawy wileńskiej gabinet podał się do 3onikowski - co prawda - ponownie otrzymał misję uformowania le teka Skirmunta była zagrożona. Przeciwko niemu wypowie-podobno PSL - "Piast", a początkowo także socjaliści i Naczelnik », który w zanadrzu miał kandydaturę Augusta Zaleskiego. Mówiło a Aleksandrze Skrzyńskim i Szymonie Askenazym. Ostatecznie, sją stronnictw centrowych, Ponikowski ponownie powierzył Skir- awy zagraniczne. xz poruszanych tutaj zagadnień, od początku 1922 r. dyplomacja a przede wszystkim zajmowała się przygotowaniem do konferencji . Inspirował ją premier angielski, Uoyd George, w celu zainicjo-ateń na rzecz odbudowy normalnych relacji ekonomicznych w e przez, w znacznej mierze, normalizację stosunków gospodar-idlowych i udział w odbudowie Rosji Radzieckiej. W konferencji 84 85 \ stos sany "•- protok iure1 miało wziąć udział 29 państw, w tym po raz pierwszy oficjalnie dziecka i pokonane Niemcy, a także Stany Zjednoczone w chai obserwatora. Zachodziła więc obawa, że jej prace mogą zostać sl nie na drogę walki z obowiązującymi traktatami, bądź też będą""1 do ograniczenia suwerenności gospodarczej państw, zwłaszc^ średnich, na rzecz międzynarodowego konsorcjum. Skirmunt dzo aktywne działania, aby w pełni ochronić interesy Polski. Najpierw delegacja polska wzięła udział w obradach państw M, tenty, które w końcu lutego 1922 r. odbyły się w Bukareszcie wiono w nich podjąć solidarne działania przeciwko wszelkim tei mocarstw do przeforsowania w Genui dyktatu ekonomicznego zjonizmu terytorialnego. Następnie Polska zajęła się wypracowaniem wspólnej linii , wania z państwami bałtyckimi. Skirmunt, podobnie jak i jego poprzi przywiązywał wielką wagę do utworzenia Związku Bałtyckiego, zł go z Finlandii, Estonii, Łotwy i Polski. Już na początku swojego i wania, 24 lipca 1921 r., wziął udział w zjeździe ministrów zagranicznych tych państw w Helsinkach. W przeddzień konfere nueńskiej doszło do dalszego zbliżenia. W dniach 13-17 marca T ponownie obradowali, tym razem w Warszawie, ministrowie spraw 2 nicznych wymienionych państw. Celem zjazdu było wypracowanie j litych zasad postępowania w Genui i wobec Rosji Radzieckiej. C zakończyły się podpisaniem układu warszawskiego, który mówiło mnym uznaniu traktatów zawartych przez te państwa z Rosją Radzi a także o pokojowym rozstrzyganiu sporów oraz życzliwej postawie dających się stron w razie nie sprowokowanej agresji. Uzgodniom oczywiście, zasady wspólnego postępowania w Genui. Zręczność dyplomatyczną Skirmunta najlepiej uwidoczniła t. wobec Rosji Radzieckiej i państw bałtyckich. Ugoda z Moskwą ni wodowała zmniejszenia aktywności w odniesieniu do państw bałt co wydawało się wzajemnie wykluczać. Układ warszawski zaś wzi stanowisko Polski w Europie, a zwłaszcza wobec Rosji Radziecl* swoich poglądach na rolę państw bałtyckich Skirmunt bliższy był d belwederskiemu niż narodowemu. Ten ostatni bowiem traktował t jako element przejściowy, niemożliwy do zaakceptowania przez Rosję. Doceniając pewną wspólność interesów Polski, Rosji Radzi państw bałtyckich na konferencji genueńskiej, minister zaapn udział polskiego przedstawicielstwa (Witold Jodko-Narkiewicz) w t niu w Rydze (29 II11922 r.) z udziałem delegacji radzieckiej pod kii nictwem Gieorgija Cziczerina. Podpisany wówczas protokół por K 86 i między Warszawą a Moskwą (nadwątlone przez świeżo d warszawski), a zatem wzmocnił stanowisko Polski w n przysporzył Skirmuntowi, zwłaszcza we Francji, ten pas-w którym była mowa o potrzebie powszechnego uznania adzieckiej. rei się Skirmunt uzyskać poparcie mocarstw zapraszają-j i w tym celu wyjechał 26 marca 1922 r. do Paryża, •l się do Londynu i Brukseli, a na koniec przeprowadził tmi włoskimi. Politykę wobec państw Europy zachod-italoną od czasów wojny, W lutym 1921 r., po wizycie w Paryżu, Polskę i Francję połączył układ sojuszniczy, który wano "kamieniem węgielnym polskiej polityki zagrani->kirmunta, jak każdego polskiego ministra, było dbanie ^kcjonowanie. Tymczasem z powodu francuskich aspi-h przeciągała się sprawa ratyfikacji układu. Wreszcie, resją czynników wojskowych, został on 12 maja 1922 r. t Sejm, ;i polsko-trancuskie miały ustalony charakter i Skirmunt mógł *ryż wykaże zrozumienie nie tylko dla obaw, ale i aspira-.czki. Większą niewiadomą stanowił Londyn, niechętnie ;ac Polski, którą traktował jako klienta Francji. M.łn. z ctów Skirmunt usiłował zbliżyć się do Anglii, co przyjmowano w tą niechęcią, ale co było także niezgodne z poglądami ?go. obił bardzo wiele, aby ochronić interes Polski na konferen-można zaryzykować stwierdzenie, że uczynił wszystko, \ozliwe. W praktyce okazało się jednak, że delegację polską stać adynie na zwycięską defensywę. Nie wynikało to z jej winy. cych od początku trwania konferencji dwóch obozów, które •y. jeden - Francja i Belgia, a drugi - Anglia i Włochy, oraz jvego, bulwersującego wszystkich, układu Niemiec i Rosji •dpłsanego 16 kwietnia 1922 r. w Rapallo, delegacja polska \ zdziałać. Skirmunt, lojalnie wspierany przez drugiego de-)ie Gabriela Narutowicza, popełnił - zdaje się - jeden tylko stępując z propozycją uznania wschodnich granic Polski. Zwiodły oryczne zapewnienia, jakie uzyski na Zachodzie, zwłaszcza zaś Tymczasem staly się one powodem gwałtownej napaści iorge'a na Polskę, zawierającej sugestie rewizji granic wschod- \ Powrocie do kraju Skirmunt zdążył jeszcze wygłosić w Sejmie l V1922 r.), w którym m.in. stwierdził, że program polski w Ge- 87 nui był jasny i prosty. Sprowadzał się on do tego, aby: "1. wpływać i tómi środkami na utrzymanie solidarności między państwami d4 do zapewnienia pokojowego rozwoju Europy w drodze uszar dzielą obowiązujących traktatów, 2. zapobiec rozbiciu prac konfe przyczynić się do uzyskania przez nią możliwie najwydatniejszych! ków, szczególnie w dziedzinie sanacji stosunków w Europie niej."1 Ponadto minister omówił dokładnie przebieg i zr konferencji (świadomie chyba ją przeceniając); zwrócił też uwagę,; ska od dawna liczyła się z możliwością podpisania układu nie" dzieckiego, ale nie była w stanie się mu przeciwstawić. 2 czerwca 1922 r. Naczelnik Państwa poprosił Radę Minis Belwederu, żądając od niej odpowiedzi na pytanie: "Czy państwo j znajduje się w stanie zagrożenia?" Zasadniczą informację prz Skirmunt. Zarówno on, jak i inni członkowie gabinetu, zwracali * konsekwencje wynikające dla Polski z układu w Rapallo. Rada uchwaliła, aby wszystkie resorty uwzględniały to w swojej pracy i vĄ trzech tygodni przygotowały oraz przedstawiły powzięte w tej ą rządzenia. Zarówno wystąpienie Skirmunta, jak dyskusja i podj^ zje nie zadowoliły PHsudskiego, który w ostrych słowach ocenił rządu. Skirmunt był jedynym ministrem, który zareagował na te opuszczeniem sali obrad. Odpowiedzią rządu na krytykę była dy^^ tego gabinetu i znów jedynie minister spraw zagranicznych '^ przeciw tej decyzji. PHsudski 6 czerwca przyjął dymisje wskiego. zaczynając tym samym najdłuższe w Polsce przesilenie we. Skirmunt opuścił swój urząd 26 czerwca, gdy w nowym gal: Artura Śliwińskiego funkcja ta została powierzona Gabrielowi Nar czowi. Wszyscy oceniający politykę Skirmunta stwierdzają, że charaktt wala się ona wielkim umiarem i pojednawczością. Stawiane zaś nr rzuty dotyczą nie tyle celów politycznych, lecz metod, jakimi realizowana; przede wszystkim zarzucano mu słabość. PHsudski mi* wiedzieć w rozmowie z Władysławem Baranowskim, że Skirmunt "...zasługiwać dla obcych przede wszystkim, a potem lub przez • swoich". Stanisław Mackiewicz napisał o nim po latach, że dobre ki z sąsiadami uważał za cel sam w sobie.3 Dla odmiany Leon twierdził, że Skirmunt był pierwszym w Polsce ministrem z prawdzw zdarzenia.4 Również dyplomaci akredytowani w Warszawie oceniali dziatel Skirmunta pozytywnie. Poseł francuski, Hectorde Panafieu, mówił, tle dotychczasowych polskich ministrów spraw zagranicznych "Skir chociaż daleko mu, aby go przyrównywać do orła, był niewątpliwie pzru jon Srać'. C Z' z :g filliam Max Multer, poseł brytyjski, pisał o nim w jednym z rapor-aaż nie jest człowiekiem wyjątkowych zdolności, wiedzy ani do-lia, p. Skirmunt potrafi zdobyć szacunek i zaufanie wszystkich zyp. J.F.), z którymi pozostawał w oficjalnych stosunkach. (...) i p. Skirmunta było nie tyle rozszerzenie granic Polski, ite skon-«e jej dotychczasowych obszarów. Jego programem była połity-raktatach pokojowych, na wyrównaniu głównych punktów mocarstwami alianckimi oraz na przyjaznym załatwianiu >mych kwestii z sąsiadami Polski."6 Max Muller zatem traf ;ele polityki polskiego ministra. Podobnie było z postem Tommasinim, który po latach napisał, że Skirmunt "...od pier-ili zrozumiał (...) konieczność przywrócenia za granicą zaufania jwania, lojalności i rozwagi polityki polskiej."7 Oto tylko niektóre opinii. Wydaje się, że Biliński i dyplomaci zachodni mieli rację, ak Skirmunt po rocznym urzędowaniu w MSZ stał się jedną z dymisji gabinetu Ponikowskiego i musiał opuścić Wierzbową. W m odbijała się codzienność ówczesnego życia politycznego, na->iymi zmianami rządów i poszczególnych ministrów, wszak ego poprzedników nie kierował MSZ dłużej. Skirmunt miał wiete destynowały go do dłuższego kierowania polityką zagrani-omal jednak od początku jego kariery ministerialnej towarzyszy-jpadku. Prowadząc bowiem politykę wynikającą z polskiej zawsze dobierał właściwie metody realizacyjne, a ponadto akże z realiami wewnętrznymi. Polityką wobec Rosji Ra- "zechostowacji oraz pewnymi decyzjami personalnymi naraził mowej i Naczelnikowi Państwa, który ponadto był załntere-utrzymaniem wpływów na sprawy zagraniczne. Prawica też mia-a do niektórych decyzji Skirmunta, zwłaszcza zaś do jego fesie kryzysu wileńskiego, czy pewnych tendencji proangiel-'ce polskiej. Brakło mu więc dostatecznego wsparcia we- scy obserwatorzy krajowi i zagraniczni w pełni dostrzegali, że d początku urzędowania przy Wierzbowej nie miał dostatecz-ia w Sejmie. Zwalczany przez PHsudskiego i lewicę, nie był złowiekiem prawicy. Już bowiem jego nominacja ministerialna ebieglym działaniem Witosa, skierowanym przeciwko endecji. >wy musiał poprzeć tę kandydaturę, mimo że w ten sposób ącone jego plany. "Gazeta Warszawska" napisała wówczas , że nie każdy członek b. KNP musi zostać ministrem spraw za-ch. Jeśli mimo to szeroko pojęty obóz narodowy bronił Skirmun-3 chwilowo i czysto koniunkturalnie w obawie, aby na jego 89 miejsce nie przyszedł minister zbliżony do lewicy i dyspozycyjny Naczelnika Państwa. PHsudstó jednak docenił zdolności i charakter Skirmunta. Po zs majowym z dyplomacji zostali usunięci wszyscy byli członkowie jedynie Skirmunt pozostał do wieku emerytalnego na stanowisku | potem ambasadora polskiego w Londynie (od 14 X 1922 r. 1929 r. poseł, a następnie, do 27 V11934 r., ambasador). Norr tę właśnie placówkę dyplomatyczną otrzymał dlatego, że powiedział Skirmuntowi w Genui w obecności Narutowicza, że js stanie być ministrem, niechaj przyjedzie do Londynu na posła, wieź zapamiętał to i wyciągnął właściwe wnioski. Skirmunt wszal poważne wątpliwości, czy propozycję przyjąć. Obiekcje wynikały znajomości języka angielskiego, chociaż poza tym był prawdziwy! gtotą (znał płynnie francuski, niemiecki, włoski i rosyjski). Żył długo. Przed II wojną światową mieszkał w majątku rodzir Motodowie. Uciekł stamtąd w ostatniej chwili przed wkroczeniem l wików. Zapewne dzięki temu ocalił życie, albowiem bolszewicy żal brata i siostrę. Okupację hitlerowską przetrwał w Warszawie. Po schorowanym i starym, opiekowały się siostry urszulanki. Zme 1949 r PRZYPISY 1. Sprawozdanie stenograficzne z 315 posiedzenia Sejf Ustawodawczego, 1.16. 2. W. Baranowski, Rozmowy z Piłsudskim 1916 - 1931, Wi szawa1938, s. 169. 3. S. Cat-Mackiewicz, Historia Polski od 11 listopada 1918\ do 17 września 1939, Londyn 1941, s. 154. 4. L. Biliński, Wspomnienia i dokumenty 1846 - 1922, t. Warszawa 1924, s. 361. 5. T. Piszczkowski, Anglia a Polska 1914 - 1939 w świetle dćt kumentów brytyjskich, Londyn 1975, s. 205. 6. Tamże, s. 223 - 224. 7. F. Tommasini, Odrodzenie Polski, Warszawa 1928, s. 33 WALDEMAR ŁAZUGA Gabriel Narutowicz (28 V11922 r.-9 XI11922 r.) owicz - pierwszy prezydent niepodległej Polski. Tak za-stysząc to nazwisko. Pierwszy Sejm Ordynaryjny, pier-ry prezydenckie, krótka i tragicznie zakończona prezydentura. y jego życiorysu przychodzą zwykle na pamięć później - wybit-, światowej sławy uczony, bojownik o sprawę polską podczas jvej, minister robót publicznych i minister spraw zagranicz-ttni urząd już bliski prezydentury, zaledwie czteromiesięcz- npisany wydarzeniami. lenią 1922 r. sytuacja wewnętrzna kraju była daleka od sta-jrw długie przesilenie rządowe i konflikt Naczelnika Pań-iim Ponikowskim, potem nieudana próba ze Stefanem i efemeryczny gabinet Artura Śliwińskiego, nerwowe próby i Korfantym, wreszcie, z końcem lipca, gabinet profesora Jagiellońskiego, związanego z konserwatystami, Juliana ały ten czas ostra, nieustająca walka prawicy z lewicą i 'skiego z endecją. Na zewnątrz zaś - seria trudnych i zazę-często spraw, niespokojna granica wschodnia, wojna pod->wą, zatargi z Czechostawacją wokół Jaworzyny, niepokoje iląsku, trudne rozmowy z Niemcami i niełatwa sytuacja na reszcie niepewny los Galicji Wschodniej, l jeszcze nieświet--»zej młodej dyplomacji oraz częste zmiany na stanowisku jej ernika. :ęc minister, któremu przyszło się zmierzyć z tymi problema- 'rzypomnijmy krótko tę dobrze znaną postać. Gabriel Narutowicz się 17 marca 1865 r. w Telszach na Żmudzi, w domu ziemiań-iżywtonym typowym dla tamtych stron litewsko-polsko-żmudzkim, ym patriotyzmem.1 Gdy podrósł, była szkoła, matura, wydział etyczno- fizyczny uniwersytetu w Petersburgu i groźna choroba która zawiodła go do Szwajcarii i Davos. Potem była politech-Zurychu i zamknięte wskutek pracy konspiracyjnej drzwi powrotu 90 91 , ,ak Komendant. Dopiero na życia, kult racy da Ot do Ojczyzny. Były także prywatne biura inżynierskie i wspaniały kariery zawodowej: wielkie budowle, profesura na macierzystej p^ ce, wielka sława i nie mniejsze pieniądze. Znamienne, że przez cały ten okres Narutowicz od polityki tr trochę z dala. Zmianę przynosi dopiero wojna. Wtedy, przejęty jeU karni, zakłada w Zurychu Polski Komitet Samopomocy i roztac7* nad dwudziestokilkuosobową grupą robotników polskich, wyć Niemiec; organizuje dla nich jadłodajnię i barak, troszczy się o pi« ułatwia starania o powrót do kraju. Stopniowo PKS krzepnie i n kontakt z działającym w Lozannie Komitetem Pomocy dla Poli Szwajcarii i Komitetem Veveyskim, na którego czele stoi Henryk Sil wieź. Narutowicz zaś podejmuje jeszcze współpracę z zawiązar Chicago Komitetem Obrony Narodowej, który chce wysyłać pieniąd sudskiemu. Nadal jednak poglądy na politykę ma dość nieskrystalć ne: z wychowania i instynktownie antyrosyjski, ale z przeko najbliższy chyba jest formule apolitycznej, reprezentowanej przez ki sienkiewiczowski. Potem zbliża się do związanego z Naczelnym Ko tem Narodowym Centralnego Biura Prasowego w Bemie; dzieje się czasie, kiedy w Szwajcarii coraz wyraźniejszy staje się spór r^™4™ lennikami dwu głównych orientacji. We wrześniu 1915 r. grupa realistów i narodowych demok wiązuje Centralną Agencję Polską w Lozannie. Kilka miesięcy (w lutym 1915 r.) powstaje stowarzyszenie pod nazwą "Polska a' Sympatie Narutowicza są po stronie tej ostatniej organizacji ~~* się jej ideologia niepodległościowa. Z końcem maja 1916 r. zydent wygłasza w Bemie odczyt publiczny, zorganizowany przy i nym współudziale biura prasowego NKN, i po raz pierwszy w ten: formułuje swoje poglądy; daje najpierw coś w rodzaju zarysu his*- ski, by ostro skrytykować politykę Rosji i Niemiec wobec Polake1 tywnie natomiast mówi o Austro-Węgrzech i podnosi poparcie udzielają one NKN i Legionom. Chyba rzeczywiście wypada - swego pierwszego wystąpienia politycznego "jest bardzo zadov Tak więc nie ulega wątpliwości: Narutowicz to zwolennik one striackiej. Jednak - ściślej biorąc - nie tyle jej samej, ile tego, co i wiąże: Legionów, które żywo oddziałują na jego wyobraźnię, i os mendanta, którego zawsze podziwiał. Charakterystyczne, jak duzi prostego, tradycyjnego i emocjonalnego patriotyzmu w myśleniu p~" nym Narutowicza. Nie towarzyszyła mu refleksja historyczna nad | tą drogą, jak u Askenazego, ani wielkie doświadczenie polityczne,! Piltza. Narutowicz, od wielu lat na obczyźnie, swoje obowiązki woM czyzny pojmuje bardzo prosto - pragnie przecie wszystkim budzić; za ziwi ,obr ują ączony z umiarem i M* »»,••».. Kże - zapewne "inżynierskie" - swomos*;i puŁy,,.—, — . wypadki polityczne nabierają tempa, coraz bardziej wcią- nie pozwalają wytchnąć. 5 listopada 1916 r dodatki nad- żienników szwajcarsfóch przynoszą wiadomość o och cesarzy i Narutowicz, który dowiaduje się o tych pla- wcześniej, jest poruszony, podobnie jak zresztą cała emi- ska. Jednak reakcje są różne: od sentymentalnych manifestacji, rotesty polityczne. ozątku 1917 r. przyszły prezydent niepodległej Polski nosi się z ogłoszenia listu otwartego do kanclerza Rzeszy, Bethmanna 8 stycznia na łamach "Neue Zuricher Zeitung" zamieszcza ar-anie sprawy polskiej. Zestawiając politykę rosyjską z niemiecką, tę ostatnią 4 W rezultacie, to jego wystąpienie wielu odczy-oparcia dla idei Rady Regencyjnej - władze niemieckie usi-: go do przyjazdu do Warszawy. Zdzisław Lubomirski w gronie swoich bliższych współpracowników Narutowicz ny - dziwi się, że jego analizę sytuacji politycznej wzięto za ji politycznej. Trochę gubi się w tym wszystkim. Wiete spraw t'« ma też jakąś grottgerowską wizję naszej przeszłości, wy-zcze z rodzinnego domu, która nie zawsze przystaje do bie- padków. Z rozczuleniem np. ogląda pierwsze fotografie - teudskiego, a o sporach między politykami na emigracji po-"Tam są specjaliści. Ja umiem tylko po polsku czuć."5 To z lekka skrywany sarkazm - umiał o wiele więcej, budowuje się Polska, poświęca jej swój gorący patriotyzm i ol-=dzę fachową. Jednak profesorem w Polsce być nie chce; pra-: jej na polu praktycznym, a katedrę - jak mówi - pozostawić f lodszym. Ostatecznie do kraju powraca dopiero w 1920 r. Pre-ftadysław Grabski proponuje mu tekę ministra robót publicznych. •ację podpisuje zaocznie, ale Narutowicz nie odmawia. Śmierć żony ta mu rozstanie się ze Szwajcarią. W lipcu przybywa do Warszawy. schodzie toczy się wojna... < ciągu dwu lat pobytu w kraju Narutowicz ma różne doświadczenia czne. Zbiera je również na polu dyplomacji. Żywo zwłaszcza obcho-;jo stosunki z Litwą, będące od początku niepodległości w głębokim 92 93 impasie. PHsudski - jak wiadomo - dąży do federalizmu, ale ani Wilna w kwietniu 1919 r., ani - w zmienionej już sytuacji - w paź 1920 r. (bunt" gen. Lucjana Żeligowskiego), nie przybliżają tych [ Podobnie jak powołanie Litwy Środkowej przez Żeligowskiego i nJ pomysły kantonalne.6 Okazuje się, że również Liga Narodów jest • wie bezradna: Litwini wszak nie wyobrażają sobie Litwy bez Wilrn cy zaś - Polski bez tego miasta. Ostatecznie 12 stycznia 1922 wycofuje się z mediacji, l jest to koniec planów federacyjnych Pifc go. Cztery dni wcześniej, 8 stycznia, na Litwie Środkowej odbywaj wybory; chodzi - nie ma co do tego złudzeń - o połączenie kraju l wstóego z Polską. Mniejszości narodowe wypadają z gry, do wchodzą sami Polacy. 20 lutego Sejm ten na dziesiątym posiedz dejmuje uchwałę, która głosi, że "Ziemia Wileńska stanowi bez wa i zastrzeżeń nierozdzielną część Rzeczypospolitej Polskiej."7 Nas inkorporacja Wileńszczyzny, co - jak pisze znawca przedmiotu, P* sowski - "przesądziło o odgrodzeniu się Litwy od Polski"8, Litwa l nie uznaje wyborów wileńskich. Ogół Litwinów - stwierdza Jan Juil - nie może pogodzić się z utratą Wilna9 Dla Gabriela Narutowicza jest to sytuacja bardzo przykra. na, znana w powiecie Telsze od potowy XVI w., była tysiącznyr związana z Litwą i rodzinną Żmudzią. Starszy brat, Stanisław, za: Sejmie wileńskim w 1905 r. i w radzie litewskiej - Tarybie - w 1 chę pisał, w życiu publicznym był bardzo czynny. Poza tym Narutov wie czuli się rdzennymi Litwinami o wiele bardziej, niż najrdzenniejszych działaczy litewskich, a jednocześnie Polakami, kłymi do aktywności na narodowej niwie. Co więcej - Stanisław niej żał do zwolenników federacji. Ożeniony z Billewiczównąi spow z PHsudskim, miał do niej stosunek o wiele bardziej powściągli' briel. Wyobrażał sobie, że Litwini, na podobieństwo belgijskich "nie wyrzekając się litewskości z jednej strony, a kultury polskiej z di będą lojalnymi obywatelami wspólnego państwa."10 Gabriel natc myślowo ukształtowany na emigracji, reprezentował pogląd oparty nych, ogólniejszych przesłankach. O Polsce bowiem można było dś wać z Litwy, ale i na odwrót - o Litwie z Polski, l to - zdaje się - gl różniło braci. Tak czy inaczej misja Gabriela do Wilna, inspirowana i popifi przez Konstantego Skirmunta, właściwie zawiodła. Rozmowy szły < nie. Litwini nie dali się namówić do wyborów i akceptacji Sejmu wilef go, a nawet nabrali do Narutowicza wiele podejrzeń i przy okazj omieszkali mu tego wytknąć.11 94 żenią genueńskie byty już innej próby. Do Genui pojechał iko wiceprzewodniczący delegacji polskiej i prawa ręka Skir-ł nie zamierzała bronić systemu wersalskiego na wschód od ncja wymówte się od gwarancji, a Niemcy zbliżyły się do Ro-ość nieoczekiwanie stanęła wobec żądań rewizji niedawno iranic z Litwą i sugestii, że również w sprawie Śląska i Pomo-sto zostało przesądzone. teza w Genui zajmowały sprawy transportu, ate ekscytowało io, co rozgrywało się między wielkimi mocarstwami, co byto n ich wystąpień i do czego Polska z reguły dopuszczana nie a polityka, wielkie sprawy. Toteż dla wiceprzewodniczącego była politycznym uniwersytetem i przyczyną rozstań z ami dotyczącymi możliwości Polski w dyplomacji euro-także Rosji i Niemiec, które zawierając pakt w Rapallo wychc- rszą lekcją były również debaty w komisji transportowej i star-iierem Litwy, Galwanauskasem; ostro zaatakował on Polskę i -ly rejestr krzywd, jakich Litwini doznali od Polaków - oświadczył, :ja postanowień komisji transportowej może natrafić na kłopoty. vły mocne. Niezły jednak mówca Galwanauskas począt- •j z tropu Narutowicza, jednak po chwili riposta była celna. ^iadczył, że pretensje Litwy nadają się może do komisji po- ie transportowej, po czym w imieniu delegacji polskiej za- jszczeniem sali. Po ponad godzinnej dyskusji roszczenia Litwy .e Atoania, a Narutowicz, osaczywszy Galwanauskasa, sukcesie. T> w czerwcu 1922 r. wybuchł nowy kryzys rządowy i Poni- odejść. PHsudski, po okresie wahań, nalegał na to stanow- K Państwa nie życzył sobie, aby ograniczano jego rolę w trznej. Załamała się zresztą polityka gospodarcza rządu, zdaniem PHsudskiego - pogorszenie międzynarodowego «a Polski.13 zerwea na czele rządu stanął Artur Śliwiński, ale nie utrzymał się 1 hpca, po kilkutygodniowym prowizorium, zastąpił go Julian No- t tego pierwszego istniał zaledwie 9 dni. Tekę ministra spraw mych objął dotychczasowy minister robót publicznych, Gabriel Nie był co prawda jedynym ani pierwszym kandydatem na Świński myślał raczej o pośle Rzeczypospolitej w Bukaresz-andrze Skrzyństóm, i dopiero, gdy okazało się, że "kandydatura ego jest nierealna", zwrócił się z tą ofertą do Narutowicza.14 95 Nowak zaś objął gabinet w mało zmienionym składzie. Jak WM na w pamiętnikach, pozostawienia teki Narutowiczowi zażądał "Pił^B żądanie to, jak wiele innych, nowy premier spełnił."1' PHsudski zresztą był wobec Nowaka uprzedzająco delikatny; | mianowicie życzenie, aby mógł się dość często porozumiewać l strem spraw zagranicznych, "bo go to bardzo interesuje, a ma na renie już dość znaczne doświadczenie, więc i abym nie był zaa gdy się będzie często informował bezpośrednio u ministra resorte* biegu naszej polityki zagranicznej."16 Informował się rzeczywiście. Jego stosunki z nowym minis zagranicznych ułożyły się bardzo dobrze. Wreszcie znalazł " jalnego" współpracownika i - jak zapewniał - "po raz pierw; urzędowaniu" czuł się swobodnie, nie obawiając się dysonansó Belwederem a Wierzbową. PHsudskiego ujmował wielki takt, sp< krecja Narutowicza. Narzekał, co prawda, na jego daleko idącs ność wobec ludzi", ale pozostawał pod wrażeniem delikatności,j traktował on wynikłe między nimi różnice zdań i trudne dla Piłsui, role (gdy - jak podczas wizyty w Rumunii - Polskę reprezentowali! nie odpowiedzialny i nieodpowiedzialny przedstawiciel państwa). ™ rzkniałego Marszałka Narutowicz był jednym z niewielu prav Europejczyków i... ludzi poważnych wśród Polaków. 'Widać było: dym niemal sfowie - pisał - że p. Narutowicz mówi o świecie ^^ nym jak człowiek, który świat ten zna, z tym światem się zżył i w nim ze znacznie większą swobodą niż w świecie polskim, pobyt w Szwajcarii, stałe obcowanie z mnóstwem ludzi zatrzym^ się na krótko lub na długo w tym zajezdnym domu Europy - w Szvw dawały mu ten spokój w ocenie ludzi i zjawisk dobrze mu znanys rzadko spotyka się w Polsce. Nie było w tym, co mówił, nigdy ani H nych, tak często u nas spotykanych, iluzji, ani też akcentów niech? drażnienia w stosunku do zjawisk wynikających z naturalnych ter tego lub innego państwa."1' Gdy niedawny profesor politechniki w Zurychu wprowadził się rzbową, podstawą bezpieczeństwa zewnętrznego kraju były sojuszjsórr skowe z Francją i Rumunią (z lutego i marca 1921 r.). Do RujHhtże pojechał Narutowicz wraz z PHsudskim we wrześniu 1922 r., w lipcu l miast zapewnił Poincarlgo, że będzie "wzmacniał nasz (tj. Francji i f - p. W.Ł.) sojusz, do którego Polska jest niewzruszenie przywiązana i ry odpowiada tak wiernie interesom dwóch krajów oraz łączącej je tf cyjnej przyjaźni."1* Potem wielokrotnie powtarzał ten motyw. Częściowo zapew^B obaw, jakie nad Wisłą budziło zbliżenie rosyjsko - niemieckie po Rap. 96 Diętych stosunków z sąsiadami: Niemcy wszak utrzymywały omiczny i nie wywiązywały się z umów. Na wschodzie były ojne granice. edzeniu Rady Ministrów 4 lipca omawiano program rokowań tóeckich. Od Niemców postanowiono zażądać zniesienia boj-ego i dotrzymania umowy z Wiesbaden ( w sprawie wirowanych podczas okupacji), a także respektowania ej w sprawie rozrachunków skarbowych byłej dzielnicy m proponowano udzielenie tranzytu do Rosji i na Ukrai-wierając na razie żadnego formalnego układu."19 edzenie konferencji odbyto się 15 lipca. Przewodniczyłi. /ski ze strony polskiej i von Stockhammer ze strony nie- obydwaj w randze ministrów pełnomocnych). Rozmowy prze-ej atmosferze i 20 lipca podpisano protokół stwierdzający nienie stron".20 ięc stosunkowo gładko. Co prawda był to raczej łatwiejszy ajemnych stosunkach. Inaczej przedstawiała się pod tym arawa Górnego Śląska. Jak wiadomo, po III powstaniu ślą-\ Ligi Narodów i Rady Ambasadorów wytyczono nową linię potnego obszaru. 15 maja 1922 r. podpisano konwencję mującą współżycie gospodarcze dwu części podzielonego ;ojenie jednak nie nastąpiło. Przeciwnie, terror nacjonalisty-;ię nasilił i położenie Polaków po tamtej stronie granicy stato ? dramatyczne. Gdy Narutowicz obejmował urząd, Polska śnie do kolejnych stref przyznanych jej terytoriów. Jednak osy radości dominowały w prasie. "Napady graniczne orgeszu !", Francuzów z Niemcami", "Prześladowania ludności na Górnym , "Masowe ucieczki Polaków na polską stronę" - informowano w acji, 21 sierpnia 1922 r., rząd polski uchwal* kredyt w wysoko-nln marek na pomoc dla uchodźców. W sprawę zaangażował się też z końcem tego miesiąca przedstawił swoje uwagi z podróży po Śląsku. Naczelnik Państwa wysoko ocenił pracę tamtejszej poScp, atorrfest działalność starostów. Mówł o trudnościach, jatóe powodują fcy, o ciężkie) sytuacji aprowizacyjnej, niejasnej walutowej i nie zawsze h wobec rządu wystąpieniach władz śląskich (na mocy statutu orga-go z sierpnia 1920 r. Śląsk cieszył się znaczną autonomią!). Zarówno l opinii rządu, jak i PHsudskiego, winę za niepokoje i prześladowania w na Śląsku ponosiła strona niemiecka.22 'ierzbowej uznano, że należy działać. 1 września Gabriel Naruto-3żył na ręce prezydenta Ligi specjalną notę, doręczoną przez 97 Askenazego. Stwierdził w niej, że ludność polska w niemieckiej < Górnego Śląska nie tylko nie otrzymuje od rządu niemieckiego opn pozostaje obiektem rozmaitych prześladowań i szykan. Na Śląsio] tamy w nocie - działają tajne organizacje, których celem jest "wytó polskości po niemieckiej stronie". Terror wobec ludności polskiej jel przykładny. Liczne są przypadki dotkliwego pobicia lub poranienia tażu, rabunku, a także przywłaszczenia majątków i ziemi po Pc których zmuszono do ucieczki. Obiektem głównych prześladowań! scy księża, a szczególnej perfidii - polska młodzież, której się nie ? nią opieki szkolnej i przeszkadza w awansach. Usiłowania Mieszanej, mającej strzec porządku, są paraliżowane i nie odnoś ku. Rząd polski jest więc zmuszony zwrócić się do Ligi Narodów, i wstrzymała dalsze gwałty nad ludnością polską i umożliwiła wygr powrót do swoich domów z zapewnieniem bezpieczeństwa życia nią. Niewątpliwie Narutowicz, wykształcony w Szwajcarii, o instytt newskiej miał wysokie wyobrażenie. Trzeba stwierdzić, że odwołaj do autorytetu Ligi było w takich wypadkach zwyczajną procedurą, l no natomiast - i to w trybie tajnym - postanowiono w Warszawie nić administrację Śląska przez mianowanie delegata rządu centp dokonać zmiany na stanowisku dowódcy wojsk, powiększyć siły p co specjalnie podkreślono - zmusić Korfantego do powściągnięcia^ wyborczej walki, która nie służy sprawie Śląska2 Wybory mobilizowały rząd na różnych płaszczyznach. W tym l ście pojawte się również sprawa Litwy, do której Narutowicz miał t gólny sentyment; stosunki z nią nadal były złe i nic nie wró« poprawy. Na razie, w lipcu, minister spraw zagranicznych Litwy, powtórzył żądanie oddania Wilna i ustanowienia granicy między t stwami według traktatu suwalskiego. Polska nie podjęła tematu wieź oświadczył tylko, że żądanie to nie może być brane "realnie tym kraj nasz jest gotów rozpocząć negocjacje z Litwą "bez ż strzeżeń."25 Właściwie wciąż to samo - tylko wybory nie pozwalały na 1 „ stać. Z końcem sierpnia Narutowicz zgłosił wniosek o jednorazowy, zwyczajny kredyt w wysokości 2 min. marek na poparcie polskiej l wyborczej na Litwie Kowieńskiej. Sprawa wniesiona na Radę Mini| była delikatna. "Dotychczasową negację powagi żywiołu polski^ Kowieńszczyźnie - dowodził Narutowicz - opierają Litwini na fak wybory do Konstytuanty, dzięki odpowiedniej agitacji, terrorowi i nk sinej geografii wyborczej, dały nam tylko 3 mandaty na ogólną ito posłów." Polacy są sterroryzowani i apatyczni - wielu wątpi w skute typospolitej. Ludność polska wymaga silniejszego wsparcia, :e zbliżające się wybory zadecydują prawdopodobnie o pra- rządowych dla Polaków i o losach zagrożonej tam polsko- •eśnie z tym dyplomacja polska usiłowała nie dopuścić do j forum Ligi sporu Polski z Litwą. Narutowicz zlecił to Szy-lazemu, a ten w obszernym memoriale dowiódł "zbędności, ;i i niedopuszczalności" wszelkich tego rodzaju powtórek27 alicji Wschodniej słusznie chyba uchodzi za największy su-ityczny Narutowicza. Tadeusz Hołówko napisał, że bez tego /glądałoby uznanie całej naszej granicy wschodniej za >. Narutowicz miał tu niełatwe zadanie, podminowana konfli-iowymi Małopolska Wschodnia, aspiracje Ukraińców, ja z ramienia koalicji, nieprzyjazne wypowiedzi Lloyda liwe komentarze na Zachodzie i wiete porażek na tym okazywało się - był to twardy orzech do zgryzienia. )iracje mniejszościowe łatwo tam absolutyzowano i polityka miała wyciągnąć z tego korzyści, Polska zaś, skrępowana ^ościowymi, była w praktyce dość bezradna, gdyż nie-Dsunięcie na jednym polu mogło osłabić jej szansę na drugim; nym Śląsku zależał Gdańsk, od polityki gdańskiej - Li-Galicja Wschodnia - łańcuch, którego żadne z ogniw dostatecznie pewne., isem zbliżały się wybory do Sejmu i w interesie polskiej racji o, aby objąć nimi również Galicję Wschodnią. Zabiegając jed- awerenności nad nią, myślano jednocześnie o jakiejś rewolucji prawnej, Polska bowiem jedynie czasowo administrc-toszarem i postawie Anglii, Włoch oraz Francji state o tym przy-Dowodzili, że Warszawa nie powinna podejmować nych kroków i należy zdać się w zupełności na decyzję mo-ostrzegali - może narazić się na nieprzyjemne kompłika-kontaktów z przedstawicielami mocarstw, Narutowicz nie, że "decydującym w kwestii wyborów w Małopolsce ;zie stanowisko Anglii."28 Hy się debaty i wahania: przeprowadzić wybory, czy je odłożyć? :zy nie, przestróg, zwłaszcza Anglii i jej warszawskiego posła, Vlax Mullera? Wahali się Narutowicz i Ptłsudski, Askenazy i Nózie, jeśli Konferencja Ambasadorów przekaże sprawę Mało-chodniej Lidze Narodów? Narutowicz i Askenazy woleliby nie tego; Polska - ich zdaniem - absorbowała Ligę dostatecznie e wywoływać tam nieprzyjaznych reakcji. Z drugiej strony - 98 99 trudno było wybory odłożyć. Narutowicz zalecał ostrożność, ale przystał, że Sejm mógby uchwalić statut samorządowy i wyprzedzić ewentualną inter- wencję mocarstw. Ostatecznie z szuflad Ministerstwa Spraw Zagranicznych wyciągnięto kilka projektów, zaangażowano najlepsze siły (z Michałem Bo- brzyńskim, Stanistewem Kasznicą Henrykiem Lowenherzem i Szymonem Askenazym) i w ciągu dwóch czy trzech dni projekt był gotowy.29 Przyjęła go Izba i tak uchwalono ustawę o zasadach powszechnego samorządu wojewódzkiego, przewidującą rozszerzenie kompetencji trzech województw południowo-wschodnich w sprawach gospodarczych, kulturalnych, komunikacyjnych itp. Miano więc ustawę o charakterze "eksportowym" - pisał Andrzej Ajnenkiel - i dlatego państwa koalicji "nie zaprotestowały przeciwko objęciu Galicji Wschodniej wyborami. Sytuacji na interesującym nas obszarze ustawa w niczym nie zmieniła, gdyż ani wówczas, ani później nie została wprowadzona w życie. Więcej nawet, uchwalenie jej stało się jedną z zasadniczych przyczyn niewprowadzenia w ogóle w II Rzeczypospolitej samorządu wojewódzkiego."30 Wszystko to prawda. Eksperyment jednak się udał. Osobny rozdział w polityce zagranicznej Narutowicza stanowiły sto- sunki z Rosją. Jak wspomniano, wzgląd na nie kazał po Rapallo tym do- bitniej akcentować sojusz z Francją. Jednak latem 1922 r. co nieco tu się zmieniło: Narutowicz zapewnił szefa dypbmacji radzieckiej, Gieorgija Czi- czerina, i Maksyma Litwinowa o gotowości przedyskutowania wzaje- mnych stosunków. Cziczerin natomiast napomknął coś o podziale na strefy wpływów w republikach bałtyckich. Rozmowy - aczkolwiek trudne - trwały. Dialog był zawiązany. Radziecką koncepcję powszechnej redukcji zbrojeń przyjęto w Euro- pie z wielką uwagą. Warszawa zachowała pewną rezerwę. W grę wcho- dziła nie tylko zrozumiała nieufność, ate również niejasny program konferencji, a także początkowo zbyt krótki termin (do 5 września) na jej dokładne przygotowanie. Wobec niespokojnych granic, o rozbrojeniu mó- wiło się niełatwo. Ponadto Polska, o ile swoją politykę wschodnią chciała traktować szeroko, musiała podjąć działania koordynacyjne w Finlandii, Estonii i na Łotwie. Tymczasem porozumienie między tymi państwami (tzw. układ warszawski) nie doczekało się ratyfikacji ani w Finlandii, ani w Polsce, a wątpliwości budziło w Estonii i na Łotwie. Był jeszcze problem sąsiedniej Litwy i duża aktywność dyplomacji Moskwy na tym obszarze. Z ratyfikacją układu warszawskiego w sejmowej Komisji Spraw Za- granicznych poszło łatwo. Do Rewia Narutowicz wyruszył osobiście. Je- chał przez Rygę, a w czasie podróży prowadził już rokowania; chodziło o wspólne, jednolite zaprezentowanie się wobec Rosji. Narutowicz, sam człowiek kultury Zachodu, wyobrażał sobie, że państwa bałtyckie będą reprezentacją tego Zachodu w Moskwie. Formalnym tytułem byłaby przy- należność do Ligi Narodów. Przedtem jednak należało załatwić kilka spraw, a głównie te, które wynikały z różnej długości granicy poszczegól- nych państw z Rosją. Zrozumiałe, że aktywność bałtycka Polski mocno niepokoiła Rosję. Mniej jasne były reakcje Zachodu i rozlegające się tam glosy, że propozy- cja radziecka jest traktowana w Warszawie nieszczerze i rozumiana jed- nostronnie. Mniejsza, że nie wiadomo, o co właściwie chodziło. W instrukcjach Narutowicza do placówek dyplomatycznych w Finlandii, Esto- nii i na Łotwie tyleż było obawy przed ewentualną restytucją planów Rosji kosztem niedawno powstałych państw, co zachęty do ożywienia konta- któw i ogólnej poprawy klimatu. Śladów "nieszczeroścf tam nie byto. Tak więc do konferencji w Moskwie Narutowicz starannie przygotował dyplomację poteką. Najpierw - dwukrotnie - spotkali się eksperci wojskowi stron, a następnie w Rewlu - ministrowie spraw zagranicznych Estonii, Finlandii i Polski (8 i 9 października). Plonem tych spotkań była decyzja o przyłączeniu się do każdej inicjatywy, zmierzającej do utrwalenia pokoju w Europie i obesłania zapowiadanej konferencji w Moskwie "Ententa pół- nocy" - jedna z ulubbnych myśli Narutowicza - zdawała się sprawdzać. Problemem była Rumunia, Bukareszt bowiem swój udział w konfe- rencji uzależniał od uznania przez Rosję przynależności Besarabii do Ru- munii. 8 listopada Narutowicz oświadczył, że w Moskwie Rumunię będzie reprezentować Polska, co - mówił - ma tym większe znaczenie, że w ten sposób "wszystkie sąsiadujące z republikami sowieckimi europejskie państwa będą na zjeździe w Moskwie po raz pierwszy reprezentowa- ne."31 Geograficzne przywództwo państw leżących wzdłuż tej osi bardzo odpowiadało ambicjom polityki polskiej. Po powrocie z Rewia Narutowicz zajął się Kłajpedą. Niebawem miała ona stać się przedmiotem debat Konferencji Ambasadorów i na Wierzbo- wej nie chciano wyrzekać się tu pewnego wpływu. Miasto - ze względów historycznych, gospodarczych, politycznych i etnicznych - było obszarem niezmiernie delikatnym. W grę wchodziły rozmaite naciski zewnętrzne Narutowicz zdawał sobie sprawę ze splotu interesów w tym mieście, z wagi portu dla Polski i z drażliwości Litwy na tym punkcie. Opowiedział się więc za wolnym terytorium pod międzynarodową gwarancją i za równo- wagą na nim między Polską a Litwą. Gdyby jednak - przewidywał - sto- sunki połsko-lłtewskie uległy poprawie, statut może być zmieniony, a o nowej regulacji prawnej zadecydują wtedy wspólnie z Polską Litwa i lud- ność Kłajpedy. W listopadzie 1922 r. to stanowisko Narutowicza zyskało aprobatę komisji Konferencji Ambasadorów. 100 101 Z końcem listopada na konferencję do Moskwy wyruszyła delegacja polska. Na jej czele dość nieoczekiwanie stanął Janusz książę Radziwiłł. W Moskwie - wspominał polski arystokrata - sytuacja była bardzo ciężka, "bo z jednej strony stało olbrzymie mocarstwo rosyjskie, a z drugiej strony takie kraje, jak: Estonia, Łotwa, Finlandia. Ówczesna polityka polska (...) chciała roztaczać pewną opiekę nad tymi państwami. Poza tym była jesz- cze Litwa, z którą nie mieliśmy stosunków. Tak więc sytuacja była dyplo- matycznie bardzo trudna. Wybrnąłem z niej jednak dość szczęśliwie." ' Formalnie biorąc rezultaty konferencji były znikome, Rosja bowiem akcentowała przede wszystkim jej aspekty wojskowe, proponując rozmaite redukcje armii, natomiast Polska i sprzymierzone z nią kraje - rozwią- zania polityczne. Skończyło się więc na oświadczeniach przewodniczących delegacji o niepodejmowaniu przez ich kraje kroków agresywnych. Paktu o nieagresji nie zawarto. Na więcej z pewnością było za wcześnie. Jednak znaczenie konfe- rencji było spore - dla samej idei rozbrojenia, dla klimatu w tej części Eu- ropy, dla niespokojnych dotąd obszarów pogranicza. Nie dla Narutowicza jednak, który końca tej konferencji już nie doczekał - wybrany 9 grudnia 1922 r. pierwszym prezydentem odrodzonego państwa, zginął 16 grudnia od kuli zamachowca Jakim ministrem spraw zagranicznych był Gabriel Narutowicz? Trud- no ocenić, ponieważ szefem dyplomacji był krótko. Większych błędów zdołał się ustrzec, ale i olśniewających sukcesów nie miał. Na ogół zgod- nie współpracował z PHsudskim i na Wierzbowej zaszczepiał kompeten- cje, systematyczność, pracowitość i zamiłowanie do porządku. Niewątpliwie znajomością Zachodu mógł imponować nie tylko w kraju. Wschód znał niezgorzej. Politykę bałtycką i Galicję Wschodnią mógłby policzyć po stronie aktywów. Do polityki wszedł późno, ale nauczył się jej szybko. Urodzonym politykiem nie był. Reprezentował typ profesora i dżentelmena w polityce, polityka w stylu zachodnioeuropejskim, o liberal- nych zasadach i nieco konserwatywnych manierach, l - co może było w nim najbardziej charakterystyczne - nie mając większego politycznego in- stynktu, miał w sobie jednocześnie coś z wielkiego męża stanu... 102 PRZYPISY 1. Gabriel Narutowicz. Pierwszy Prezydent Rzeczypospolitej. Księga Pamiątkowa (dalej: Gabriel Narutowicz...}, Warszawa 1925, s. 3 i n. 2. J. Pajewski, Wokół sprawy polskiej. Paryż - Lozanna - Lon dyn 1914 - 1918, Poznań 1970, s. 110 - 113, 117, 120; D. Płygawko, Sienkiewicz w Szwajcarii. Z dziejów akcji ratunko wej dla Polski w czasie pierwszej wojny światowej, Poznań 1986, s. 52-54. 3. Bader do Sokolnickiego, Berno, 9 V11916, cyt, za: J. Paje wski, op. cit., s. 128. 4. D/e Stimmung in Polen, "Neue Zuncher Zertung" 8 l 1917 (fotokopia ze zbiorów prof. J. Pajewskiego). 5. Cyt. za: M Ruszczyc, Strzafy w "Zachęcie", Katowice 1987, s. 55. 6. J. Bardach, Krajowcy, federaliści, inkorporacjoniści, w: O dawnej i niedawnej Litwie, Poznań 1988, s. 273. 7. Cyt. za: J. Jurkiewicz, Rozwój polskiej myśli politycznej na Litwie i Białorusi w latach 1905 - 1922, Poznań 1983, s. 249. 8. P. Łossowski, Po tej i tamtej stronie Niemna, Warszawa 1985,8.195. 9. J. Jurkiewicz, op. cit., s. 241. 10. J. Bardach, O świadomości narodowej Polaków na Litwie i Białorusi w XIX - XX w., w. O dawnej i niedawnej Litwie .(da lej: O świadomości narodowej Polaków...), s. 226 - 227. 11. "Przegląd Wileński" z 17 XI11922 pisał: "P. Narutowicz na stanowisku ministra spraw zagranicznych niczym nie zazna czył, że jest synem Litwy i że losy jego rodzinnego kraju leżą mu blisko na sercu. Zaufanie więc specjalnie dot. jego osoby nie jest dość usprawiedliwione." Cyt. za: J. Bardach, O świa domości narodowej Polaków..., s. 227. 12. J. Wszelaki, Minister Narutowicz w Genui, w: Gabriel Na- rutowicz..., s. 179 -187. 103 JANUSZ FARYŚ 13. A. Garlicki, U źródeł obozu betwederskiego, Warszawa 1978,8.363. "14. "Kurier Poranny" 29 V1 1922. Marian Seyda 28 V 1923 r. -27X1923 r. 14. urer o . 15. J. Nowak, Wspomnienia z ławy rządowej, Kraków 1 41 - 42. 16. Tamże ~ 17. J- PHsudski, Wspomnienia o Gabrielu Narutow,czu, w: < briel Narutowicz..., s. 143. 18 Cyt. za: "Monitor Polski" 6 VI1 1922, nr 150. irstarw^^ Warszawa, mkr. nr 20063, syg. 19-20. "Monitor Polski" 24 VI1 1922, nr 165. » on i ?Q VI 1922- zob.: J. Przewtocki, Sto- 22 Protokoty posiedzeń Rady Ministrów. ***** * ™ '«* '- AAN, mkr. nr 20063, syg. 1 23. "Monitor Polski" 6 IX 1 922, nr 202. , Monitor Polski" 24 VI1 1922, nr 165. 24 Profo/co* posiedzeń Rady Min,strów. Protokół z 14 1922 r AAN, mkr. 20063, syg. 19- 25 26 27. "Monitor Polski" 15 IX 1922, nr 209. 28. J. Nowak, op. c/f., s.48. 29. J. Krasuski, Warszawa 1 982, s. 224 - 226. 104 30 A Ajnenkiel, Parlamentaryzm II Rzeczypospoltej, War szawa1975,s. 180. 31 J Kumaniecki, Po trattacie rs^m.Stosunk, polsko -ra dzieckie 1921 - 1923, Warszawa 1971, s. 153. 32 J Radziwiłł, Wspomnień*, część ,V, "Przegląd Kultural- ny" 18 l 1962. Po długich przygotowaniach, 28 maja 1923 r. powstał wreszcie wszy w Polsce rząd parlamentarny z Wincentym Witosem na czete. na centro-prawtcowej koalicji stronnictw, nazyw i std, ż Po aiugnji i HI Ły a~ pier wszy w Polsce rząd parlamentarny z Wincentym wnosem •» ~. >. Ga binet opierał się na centro-prawicowej koalicji stronnictw, nazywanej kąśliwie przez lewicę "Chjeno-Piastem". Nazwa wzięła się stąd, że jej podstawę stanowiły partie (endecja, chadecja, chrześcijańsko- narodowa), które do wyborów przystąpiły w bloku Chrześcijańskiej Jedności Narodo wej oraz ludowcy z PSL-"Piasf. Tekę spraw zagranicznych powierzył Wi tos Marianowi Seydzie. Najlepszym kandydatem prawicy na to stanowisko byłby Roman Dmowski, który podczas wielkiej wojny i na konferencji pokojowej w Paryżu wykazał się dobrym rozeznaniem sytuacji pofitycznej i zdolnościami dyplomatycznymi. Dowiódł wówczas, iż jest nie tylko ideologiem, ate także wybitnym mężem stanu i niekwestionowanym przywódcą obozu narodowego. Dmowski jednak nie kwapił się do objęcia stanowiska państwowego, a nie najlepszy stan zdrowia stanów* doskonałe alibi. Sądzono więc, że szefem dyplomacji zostanie Stanisław Grabski, doświadczony polityk, odgrywający wówczas istotną rolę w Związku Ludowo-Narodowym (podstawowa partia obozu narodowego, sukcesor Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego). Kandydatem Dmowskiego był jednak Seyda i dlatego wygrał on rywalizację z Grabskim. 105 Marian Seyda urodził się 7 lipca 1879 r. w Poznaniu. Studiował prawo na uniwersytetach w Berlinie i Wrocławiu, uwieńczone doktoratem, oraz historię sztuki w Berlinie i Monachium. Podczas studiów wstąpił do Związku Młodzieży Polskiej "Zef i odtąd już na trwałe związał się z ruchem narodowym. W 1900 r. został członkiem Ligi Narodowej, a także wszedł w skład jej gremium kierowniczego czyli Komitetu Centralnego. Współtworzył obóz narodowy w zaborze pruskim, stając na czele Komitetu Krajo- wego Ligi Narodowej w tym zaborze. W 1906 r. założył i objął redakcję "Kuriera Poznańskiego", a następnie "Orędownika". W1915 r. Seyda wyjechał do Szwajcarii, gdzie wszedł w skład zarządu i objął kierownictwo wydawnictw Centralnej Agencji Polskie) w Lozannie, a na początku 1916 r. został jej prezesem. Działał na rzecz przyjazdu Dmowskiego na Zachód. Następnie zaś (w 1917 r.), wspólnie z Romanem Dmowskim i Erazmem Piltzem, zabiegał o powołanie Komitetu Polskiego. Seyda był autorem memoriału, w którym komunikował przedstawicielom dyplomaty- cznym koalicji w Bernie zamiar powołania Komitetu Narodowego Polskie- go. KNP, powołany 15 sierpnia 1917 r. w Lozannie, przeniósł swoją działalność do Paryża. Od sierpnia 1917 r. do końca wojny Seyda był naj- aktywniejszym współpracownikiem Dmowskiego w centrali KNP. W Pol- sce niepodległej został 1 czerwca 1919 r. wybrany posłem do Sejmu Ustawodawczego, a następnie l Sejmu Ordynaryjnego. Dysponował więc Seyda, jak mato który działacz obozu narodowego, bogatym doświadczeniem politycznym, wyniesionym z pracy w gremiach kierowniczych Ligi Narodowej, z działalności dziennikarskiej, a zwłaszcza z KNP. Podstawowym celem jego ministerialnej działalności miała być praktyczna realizacja narodowej myśli politycznej. Dotąd wszak żadnego ministra spraw zagranicznych nie można było w pełni identyfikować z en- decją. Podstawowym założeniem myśli narodowej pozostała teza, że z dwóch głównych sąsiadów Polski Niemcy są nadal wrogiem najgroźniejszym. Konsekwencją takiego rozumowania było dążenie do ścisłej współpracy przede wszystkim z Francją i z Czechosłowacją oraz postulaty jakiegoś modus vivendi 2 Rosją (w tym także z Rosją Radziec- ką) i niewiara w trwałość państw bałtyckich. Założenia tej polityki zostały wyłożone zarówno w zasadach współ- pracy stronnictw większości parlamentarnej, ustalonych 17 maja 1923 r., jak i zwłaszcza w wystąpieniach Seydy: 8 czerwca na forum senackiej Komisji Spraw Zagranicznych i 21 czerwca w sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. W deklaracjach tych była akcentowana, co naturalne i niezbędne w warunkach polskich, konieczność prowadzenia polityki po- kojowej, która miała w konsekwencji doprowadzić do zabezpieczenia gra- nic, stabilnego rozwoju gospodarczego oraz powstrzymania gwałtownej inflacji, a także wzrostu roli pieniądza. W Komisji Spraw Zagranicznych Seyda zwrócił uwagę, że Polska trwa niezłomnie przy postanowieniach i uprawnieniach wypływających z traktatu wersalskiego. Między innymi dlatego z sympatią i zrozumieniem przyjęła okupację Zagłębia Ruhry przez Francję i Belgię, ponieważ od jej przebiegu i wyniku zależeć będzie w przyszłości rola Niemiec w Europie i ich stosunek do Polski. Minister zwracał uwagę na konieczność zorganizowania pod przewodnictwem Polski antyniemieckiego w swojej istocie bloku państw Europy środkowej położonych między Bałtykiem a Bałkanami. Dlatego nowy szef MSZ za- biegał o uregulowanie stosunków i ścisłą współpracę z Czechosłowacją, a także z Rumunią i Jugosławią. Z tych samych względów deklarował on potrzebę prowadzenia poko- jowej polityki wobec Rosji Radzieckiej. Zwracał przy tym uwagę, że wiele pociągnięć polityki radzieckiej ma wyraźnie konstruktywny charakter. Re- alizacja takiej polityki miała także na celu pozyskanie rynków zbytu w Ro- sji Radzieckiej i na Bałkanach oraz zainteresowanie kapitałów z Europy zachodniej i Stanów Zjednoczonych inwestycjami gospodarczymi w Pol- sce. Wreszcie Seyda wskazywał na nadmierne ustępstwa Ligi Narodów w Gdańsku i stwierdził, że Polska nie będzie prowadzić żadnych pertra- ktacji z władzami Wolnego Miasta, póki te nie wrócą do działań zgodnych z postanowieniami traktatu wersalskiego. Praktycznie rezultaty owych deklaracji okazały się bardzo mierne. Najpierw zaniepokojenie Anglii i Włoch wywołało zaostrzenie tonu wobec Niemiec. W rozmowach jednak z postem angielskim (William Max Multer) i włoskim (Francesco Tommasini) Seyda deklarował zamiar utrzymania poprawnych stosunków z Niemcami. Tendencję tę potwierdziło expost ministra w sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, które także w zakre- sie problematyki niemieckiej było utrzymane w tonie umiarkowanym. Tra- dycje polityczne Narodowej Demokracji (Niemcy - główny wróg Polski, a także ugruntowany frankofilizm) powodowały, że w istniejącej sytuacji eu- ropejskiej, zdominowanej konfliktem francusko - niemieckim i okupacją Zagłębia Ruhry, Zachód (a więc Anglia i Włochy) z nieufnością patrzył na Polskę. W większym stopniu dotyczyło to wszakże opinii publicznej tych państw, zwłaszcza jej lewicowego odłamu (także we Francji i Belgii), niż rządów. Tej nieufności nie mogły rozwiewać artykuły w prasie narodowej, która, polemizując z lewicową opozycją w kraju, pisała np.: "Polityka naro- dowa jest jasna. Nie będzie, jak tego pragnie lewica, eksperymentów na Wschodzie, ani też, jak lewica insynuuje, rozpoczynać serii eksperymen- tów na Zachodzie. Ale nie będzie, jak dawniej, wpatrzona w złote bramy Kijowa, zapominać o prawach i interesach Polski nad Odrą i Bałtykiem." Akurat jednak w odniesieniu do Niemiec Seyda popełnił może naj- mniej błędów, chociaż i tutaj ich się nie ustrzegł. W rokowaniach np. nad sprawą opcji wykazał wiele politycznej niezręczności. Generalna wszakże linia polityczna każdego innego ministra, wywodzącego się ze Związku Ludowo-Narodowego, byłaby podobna. Gorzej się przedstawiały stosunki z Czechosłowacją. To prawda, że minister starał się w pełni realizować narodowe koncepcje polityczne, dą- żąc do utworzenia antyniemieckiego bloku państw Europy środkowej z Polską i Czechosłowacją na czele. Zrobił to jednak nieudolnie, usiłując dostosować rzeczywistość do koncepcji; nie przewidział, gdyż sprawa nie 106 107 była wcześniej konsultowana, reakcji Pragi. Czechosłowacja odpowie- działa pośrednio (w "Czeskim Stówie", organie prasowym Benesa), w sposób zdecydowanie odmowny, a nawet ubliżający Polsce. Minister Ed- ward Beneś i wszystkie liczące się czynniki praskiego życia politycznego nie widziały wówczas (i długi czas potem) żadnego interesu, ba, dostrze- gały jedynie same mankamenty współpracy z Polską. Osobiste, zażyłe i koleżeńskie stosunki, jakie w czasie wojny ukształtowały się między Sey- dą a Benesem, nie przyniosły żadnych efektów. Polskiego ministra obar- cza odpowiedzialność, że nie przewidział tej sytuacji. W stosunkach z Czechosłowacją drażniący Polskę był także sposób traktowania mniejszości polskiej na Śląsku Zaolziańskim oraz nie rozwią- zana definitywnie kwestia Jaworzyny. W obydwu sprawach Seyda zajmo- wał zdecydowane stanowisko i przegrywał. Zdumienie zgoła mogła budzić decyzja ministra postawienia kandydatury Polski w wyborach do Rady Ligi Narodów. Wiadomo bowiem było, że z ramienia Małej Ententy o wybór będzie zabiegać także Czechosłowacja. Rywalizacji tej Polska w żaden sposób nie mogła wygrać, Czechosłowacja była bowiem benia- minkiem Europy, szczególnie tej związanej z Ligą. Polska zaś była osa- motniona na gruncie genewskim, dodatkowo osłabiona niefortunną decyzją Seydy, który na miejsce Szymona Askenazego, ustępującego z funkcji delegata, nie mianował kolejnego, odrębnego szefa delegacji pol- skiej, lecz misję tę powierzył Konstantemu Skirmuntowi, który ją sprawo- wał obok kierowania poselstwem w Londynie. Decyzję tę musiano odczytać w Genewie jako afront i bagatelizację Ligi. Polska przegrała więc z Czechosłowacją, a także Szwecją, również wysoko notowaną na gruncie genewskim. Odosobnienie Polski w Genewie było niepokojące ze względu na wiele spraw spornych z pogranicza niemieckiego, mniejszości narodowych, a zwłaszcza Wolnego Miasta Gdańska. Z powodu sabotowania przez Gdańsk współpracy z Polską, rząd podjął kroki odwetowe, a także za- kwestionował kompetencje Wysokiego Komisarza Ligi Narodów, który in- terweniował w tym sporze. Rada Ligi uznała jednak, że komisarz dysponował odpowiednimi prerogatywami, a sprawy sporne poleciła zała- twić w bezpośrednich rokowaniach. Rezultaty więc były niekorzystne dla Polski. Podobnie było w sporze o usuwanie kolonistów niemieckich, któ- rych Liga zakazała usuwać, a także w wielu innych drobniejszych spra- wach. Nie we wszystkim tutaj zawinił Seyda. Jego poprzednicy i następcy przegrali też bardzo wiele spraw w Lidze Narodów. Natomiast nie ulega wątpliwości, że swoimi decyzjami, jak chociażby nietaktownym brakiem stałego przedstawicielstwa w Genewie, ułatwiał on zadanie przeciwnikom Polski. Nie bez wiedzy Seydy (chociaż sprawy wyznaniowe były w gestii Mi-. nisterstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego) doszło do konfliktu z Watykanem. Paradoks sytuacji polegał na tym, że endecja programowo opowiadała się za ścisłą współpracą z Kościołem, rząd tym- czasem odmówił wizy wjazdowej wracającemu z Rzymu arcybiskupowi obrządku grecko-katołickiego, Andrzejowi Szeptyckiemu, Żądał wpierw od metropolity odpowiedniego listu pasterskiego, w którym obok treści re- ligijnych byłaby wzmianka o konieczności poszanowania władz. Przed- stawiony projekt listu nie zadowolił rządu i wobec tego Szeptyckiemu uniemożliwiono powrót do Lwowa, przewożąc go ze stacji granicznej do Poznania. Przez półtora miesiąca mieszkał tam w jednym z zakonów na własny koszt, aby nie stwarzać wrażenia, że jest internowany. Sprawa Szeptyckiego powodowała krytyczne oceny zagranicy, zwłaszcza zaś Watykanu, toteż we wrześniu rząd zabiegał o jej szybką likwidację. Do wzrostu zadrażnień z Watykanem doprowadziła też sprawa biskupa wileńskiego, Jerzego Matutewicza. Rząd domagał się w Rzymie jego usunięcia z Wilna, twierdząc, że faworyzuje on księży pochodzenia litewskiego i białoruskiego oraz działa na niekorzyść Polski. Dający się zauważyć zwrot w polskiej polityce wystąpił także w spra- wach dotyczących państw bałtyckich. Jednym z podstawowych elementów myśłi politycznej obozu narodowego było przeświadczenie, że Polska nie może dąfcyć do rozbijania Rosji. Konsekwencją takiego rozumowania było przekonanie, że przyszła, pobolszewioka Rosja będzie dążyć do dostępu do Bałtyku, co przesądzi los państw bałtyckich. Tym, jak sądzę, należy tłumaczyć, że Seyda w dwóch swoich pierwszych' programowych wystąpieniach przed sejmową i senacką Komisjami Spraw Zagranicznych mówił o państwach bałtyckich niewiele i dość chłodno. Jeszcze dobitniej minister zaakcentował swoje stanowisko, odwołując dosłownie w ostatniej chwili wyjazd na konferencję państw bałtyckich w Rydze (9-12 VII 1923 r.). A przecież na posiedzeniu komisji stwierdził, że uda się do Rygi, aby złożyć "dowód naszej przyjaźni". Udział w obradach jedynie wiceministra spraw zagranicznych, Henryka Strasburgera, był traktowany w tym wypadku jako bez mała afront, a w każdym razie potwierdzenie hipotezy o zmianie polskiej polityki zagranicznej. Dał temu publiczny wyraz minister estoński, Aleksander Hellat, oskarżając Seydę o ignorowanie państw bałtyckich. Wydawać się mogło, że wraz z powołaniem nowego rządu ulegną wreszcie wyraźnej poprawie stosunki polsko-radzieckie. Wnioski takie jednoznacznie wynikały z myśli politycznej obozu narodowego, przeciwnego różowaniu Rosji i tworzeniu na jej obrzeżach państw narodowych. W 1923 r. ustrój bolszewicki traktowali endecy jeszcze jako element przej- 108 109 ściowy i z myślą o przyszłej Rosji, a także w obawie przed zagrożeniem niemieckim, szukali możliwości ułożenia stosunków między Warszawą a Moskwą na zasadzie modus vivendi. Pierwsze działania Seydy tezę tę zdawały się w pełni potwierdzać, ] 8 czerwca, w pierwszym swoim expose, minister jasno sprecyzował zało- żenia pokojowej polityki wobec wschodniego sąsiada. Potwierdził to w tajnej instrukcji dla szefów polskich placówek dyplomatycznych w Moskwie i Kijowie. Czytamy w niej: "Niezależnie od chwilowych wahań koniunktury politycznej, zasadniczą linią polityczną rządu polskiego w stosunku do Rosji i Ukrainy jest chęć doprowadzenia do normalnych sąsiedzkich stosunków z tymi państwami." Również oficjalne czynniki radzieckie z zadowoleniem przyjęły przejecie sterów polskiej polityki zagranicznej przez endecję. Szef polityki ra- dzieckiej, Gieorgij Cziczerin, mówił w wywiadzie dla "Manchester Guardian": "Co się tyczy Polski, to uważamy niedawną zmianę gabinetu za ważną w tym sensie, że nowy rząd przejawia pragnienie odstąpienia od systemu awantur, a jego przywódcy ogłaszają się zwolennikami poko- jowych, praktycznych stosunków z Rosją."3 Wcześniej, wpływowy wów- czas Karol Radek mówił, "...że partia narodowo-demokratyczna w polityce wewnętrznej Polski jest największym wrogiem komunizmu, ale wie (on - przyp. J.F.) również, że ten obóz konsekwentnie dąży do zbliżenia z Rosją. Z kolei radziecki charge d'affaires w Berlinie, Bratman - Brodawski, mówił 5 lipca 1923 r. Tadeuszowi Morawskiemu, pracownikowi poselstwa polskiego w Berlinie, że "z obecnym rządem będzie można dojść do porozumienia i znaleźć wspólny język, gdy dawniej trzeba było być przygotowanym na wszelkie niespodzianki."5 Seyda zdawał sobie sprawę z tego, że Rosja Radziecka dobrze przy- jęła rząd Witosa. Obiecująca początkowo współpraca uległa jednak szyb- kiemu załamaniu. 23 lipca Polska i piętnaście innych krajów otrzymała notę notyfikującą powstanie Związku Socjalistycznych Republik Radziec- kich (utworzonego 30 XII 1922 r. decyzją l Zjazdu Rad), W przeciwień- stwie do innych państw, rząd polski nie uznał automatycznie ZSRR, lecz postawił wiele warunków (honorowanie przez ZSRR umów, jakie Polska zawarła z wchodzącymi w jego skład republikami, możliwość utworzenia ekspozytur poselstwa w Charkowie, Tyflisie i Mińsku, przedłużenie termi- nu repatriacji i opcji z Dalekiego Wschodu, uwzględnienie roszczeń Kasy im, Mianowskiego i Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności oraz pisemna deklaracja o przyjęciu przez ZSRR postulatów polskich). Zwią- zek Radziecki złożył oświadczenie, iż będzie honorował zobowiązania podjęte przez poszczególne rebubliki, przy jednoczesnym domaganiu się bezwarunkowego uznania siebie jako państwa. Rokowania trwały długo i dopiero Dmowski 13 grudnia 1923 r, w przedostatnim dniu istnienia gabinetu Witosa, zaakceptował ZSRR. Niekonsekwencja postępowania Seydy była i w tym wypadku widoczna. Z jednej strony dążył do poprawienia stosunków ze wschodnim sąsiadem, a z drugiej - bez istotnej przyczyny -doprowadził do nadwyrężenia ich. Obok tych spraw strona radziecka sondowała, jak się zachowa Pol- ska w razie rewolucji w Niemczech. Rozmowy na ten temat prowadził w sierpniu Karo! Radek z postem polskim w Moskwie, Romanem Knollem; podobny cel miała misja Wiktora Koppa w Warszawie (a także w innych stolicach). Oczywiście, Seyda nie mógł w tej sprawie zająć stanowiska odpowiadającego ZSRR, a tym bardziej podpisać jakiegokolwiek układu. Sondaż Koppa wykazał jednak pokojowe intencje stron i doprowadził do pewnej poprawy stosunków polsko- radzieckich. Jeśli chodzi o stosunki z wielkimi mocarstwami, to Narodowa Demo- kracja była najbardziej frankofilskim ugrupowaniem w Polsce. Paryż za- tem miał ogromne wpływy na politykę zagraniczną Polski. Tak było od początku II Rzeczypospolitej i nic się nie zmieniło, może poza zwiększe- niem zależności w okresie kierowania MSZ przez Seydę. Zasadnicza zbieżność interesów polsko-francuskich występowała na tle spraw nie- mieckich (chociaż i tutaj w poszczególnych kwestiach istniały różnice). Natomiast w stosunkach z innymi państwami rozbieżności były wyraźne. Seyda żalił się posłowi włoskiemu na brak poparcia Francji w sprawie Ja- worzyny, cztonkowstwa Polski w Radzie Ligi Narodów itd. "Lecz to rozża- lenie nie sktoniło go do okazywania mniejszej ustępliwości wobec życzeń francuskich"6 - pisał Tommasini. Minister o takim rozwodzie politycznym jak Seyda nie mógł sobie pozwolić na większą samodzielność wobec Pa- ryża. Wielka Brytania reagowała chłodno na powstanie rządu Witosa, pod- jęła jednak próbę uniezależnienia Polski od Francji. Miato temu służyć bliższe gospodarcze powiązanie z Londynem, a także przyjęcie przez Hil- tona Younga funkcji doradcy finansowego rządu polskiego. Jesienią 1923 r. następowała wyraźna poprawa stosunków polsko-brytyjsłoch. Po- seł angielski w Warszawie, Max Muller, oceniał Seydę bardzo życzliwie, pisząc, że "w braku Dmowskiego posiada on w Narodowej Demokracji najlepsze kwalifikacje na ministra spraw zagranicznych."7 Zgoła inaczej scharakteryzował go poseł włoski, Francesco Tommasini, może dlatego, że również w odniesieniu do Włoch Seyda popełnił znaczne błędy. Nie chodziło tylko o sprawy gospodarcze (samochody, samoloty, Towarzystwo "Ursus"), zresztą niewątpliwie źle załatwione z powodu presji francuskiej. Przede wszystkim jednak drażniły gafy dyplomatyczne ministra, a zwłaszcza niedopuszczalna charakterystyka Tom- masiniego. W sumie więc stosunki polsko-włoskie układały się źle. Spra- wa o tyle dziwna, że endecja żywiła wiele sympatii do Mussoliniego. Seyda popełnił wiele błędów i 27 października w ramach rekonstrukcji wzmacniającej gabinet, ustąpił miejsca Romanowi Dmowskiemu. Pozo- stał nadal w ministerstwie jako podsekretarz stanu. Dmowski bowiem nie lubił urzędowania, a ponieważ zdrowie nie w pełni mu dopisywało, zatem znaczną część czasu spędzał w swoim majątku Chludowo w pobliżu Po- znania. Potrzebował więc zastępcy lojalnego i obeznanego z pracą MSZ. Do tej roli Seyda w pełni się nadawał. Trzeba docenić tę decyzję, ponie- waż podjął się obowiązków i z całym poświeceniem dalej pracował, cho- ciaż stawiały go w trudnej prestiżowo sytuacji. Działalność drugiego gabinetu Witosa jest stosunkowo łatwa w oce- nie. Ponosił on stałe porażki w rozwiązywaniu węzłowych problemów po- litycznych i gospodarczych kraju nie tylko ze względu na prawicowy charakter programu i zdecydowaną opozycję lewicy, lecz przede wszy- stkim z powodu niestarannie skompletowanego składu osobowego. Obok kolejnych ministrów skarbu koronnym tego przykładem może być minister spraw zagranicznych, Marian Seyda. Jego urzędowanie stanowiło jedno pasmo porażek dyplomatycznych. W niczym ich nie tłumaczy ogólnie trudna sytuacja międzynarodowa Polski. Większości omówionych po- tknięć udałoby się uniknąć, gdyby minister działał z większą rozwagą i •wyczuciem sytuacji. Poseł Tommasini, podsumowując po latach politykę Seydy, napisał, że "osłabił on węzły łączące Polskę z państwami bałtyckimi, obraził Stoli- cę Św. aresztowaniem metropolity Szeptyckiego. (...) Spowodował incy- dent z Rosją z okazji uznania republik sowieckich, zaostrzył stosunki z Czechosłowacją, doznał głośnego niepowodzenia, przeciwstawiając kan- dydaturę Skirmunta Beneśowi do Rady Ligi Narodów, oziębił serdeczne stosunki między Polską a Włochami...' Pisałto człowiek mający osobiste urazy do Seydy, o czym trzeba pamiętać, ale też trudno byłoby podważyć jego sądy. Po dymisji gabinetu Seyda nadal aktywnie działał politycznie w Sej- mie, a następnie przez dwie kolejne kadencje (1928 -1935) był senato- rem. Po przewrocie majowym 1926 r. wrócił na stanowisko redaktora naczelnego "Kuriera Poznańskiego". Funkcję te sprawował do wojny 1939 r. Wchodził też w skład władz naczelnych Stronnictwa Narodowego. W 1936 r., na tle rozbieżności z Dmowskim i grupą młodych, odsunął się od działalności w SN. We wrześniu 1939 r. znalazł się na emigracji, gdzie wszedł w skład rządu gen. Władysława Sikorskiego. Funkcje ministerial- ne sprawował Seyda w gabinetach Sikorskiego i Mikołajczyka do listopa- da 1944 r. (z przerwą od 30 VII 1941 r. do l 1942 r.). Na emigracji był także współorganizatorem i jednym z przywódców SN. Na skutek rozgry- wek partyjnych w styczniu 1942 r., wraz z grupą swoich politycznych przyjaciół, usunięty został z jego szeregów. Po wojnie pozostał na emi- gracji w Argentynie. Zmarł w Buenos Aires 17 maja 1967 r. PRZYPISY 1. Wschód czy Zachód, "Gazeta Warszawska" 25 VI11923. 2. Archiwum Akt Nowych (dalej: AAN), MSZ, t. 6743, k. 50 - 51. 3. Dokumenty i materiaty do stosunków polsko-radzieckich, t. IV, Warszawa 1965, s. 251. 4. AAN, Ambasada RP Moskwa, t. 54, k. 24. 5. Tamże, MSZ, t. 6743, k. 56 - 57. 6. F. Tommasini, Odrodzenie Polski, Warszawa 1928, s. 302. 7. T. Piszczkowski, Anglia a Polska 1914 -1939 w świetle do kumentów bn/tyjskich, Londyn 1975, s. 234. 8. F. Tommasini, op. c/f., s. 76. 112 113 JANUSZ FARYŚ Roman Dmowski (27X1923 r.-15 XI11923 r.) Na przełomie września i października 1923 r. do korpusu dyplomaty- cznego docierały informacje, że nastąpi rekonstrukcja rządu, w której ra- mach Roman Dmowski obejmie tekę spraw zagranicznych. Wiadomość tę przyjmowano na ogół bardzo sceptycznie. Tymczasem 27 października doszło do reorganizacji, mającej na celu wyraźne wzmocnienie rządu. W jego skład weszli wówczas m.in. Wojciech Korfan- ty, jako wicepremier, i Roman Dmowski. W dwudziestoleciu międzywojennym, jakkolwiek by na nie patrzeć i oceniać, dwie osobistości wybijały się ponad przeciętność ówczesnego życia politycznego. Byli to. Józet Pteudski i Roman Dmowski. Skrótowe szkice, poświęcone poszczególnym ministrom, wystarczą, jak sądzę, dla oddania ich osobowości i polityki. Wyjątkiem jest tu Dmowski. Jego rola dziejowa tak niewspółmiernie przerastała ministerialny epizod, że niepo- dobieństwem byłoby się nim zajmować w tego typu publikacji. Dlatego je- dynie z kronikarskiego obowiązku odnotujemy jego niespełna siedmbtygodniowe urzędowanie przy Wierzbowej. Dmowski urodził się 9 sierpnia 1864 r. w Kambnku, wsi położonej w pobliżu Warszawy (Pra- gi), w rodzinie rzemieślniczej. Studia przyrodnicze ukończył w rosyjskim Uniwersytecie Warszawskim. Podczas studiów należał do Związku Mło- dzieży Polskiej "Zef. Wspólnie z Janem Ludwikiem Popławskim i Zyg- muntem Balickim dokonał swoistego zamachu, przekształcając 1 kwietnia 1893 r. Ligę Polską w Ligę Narodową. Wówczas zaczął się kształtować ruch narodowy, nacjonalistyczny, nazywany następnie endeckim. Trójka wymienionych przywódców stworzyła ideologię narodową. Zwłaszcza zaś wydana w 1903 r. praca Dmowskiego Myśli nowoczesnego Polaka stała się Talmudem nacjonalistów polskich. Inna praca: Rosja, Niemcy i kwestia polska, wydana w 1908 r., dała ideologiczną podstawę orientacji na Rosję, która była wszakże orientacją antyniemiecką. Podczas l wojny Dmowski sprawę polską związał z państwami enten- ty. W listopadzie 1915 r. znalazł się na Zachodzie, gdzie w 1917 r. utwo- 114 115 rzył pols ką repr eze nta cję polit ycz ną w pos taci Ko mit etu Nar odo weg o Pol- skie go. Uko nsty tow any w Loz ann ie Ko mit et, dzia łał pod jeg o pre zes urą od 15 sier pnia 191 7 r. w Par yżu. Miał on swo je prz edst awi ciel stw a w stoli - cac h mo car stw zac hod nich , two rzył arm ię pols ką i sto pni owo prz ejm owa ł atry buty rzą du. Po woj nie i odz ysk aniu niep odle głoś ci prz ez Pol skę, Dm o- wsk i nie pod jął z Pte uds kim wal ki o wła dzę . Odł oży ł ją na cza sy póź niej sze . Ga bin et Pad ere wsk ieg o sta no wił ko mpr omi s, kor zyst ny dla Pirsuds kiego. Dm owski został II delegat em Polski na konfere ncję pokojo wą w Pary- żu. Z powod u jednak czaso wej nieobe cności Padere wskieg o (l delegat a) i ogrom nego autoryt etu odgryw ał rolę pierws zoplan ową. Dobrze uzupeł- niając się z Padere wskim, w Paryżu zdecyd owanie występ ował w spra- wie realiza cji polski ch postul atów terytor ialnyc h. Na skutek jednak posta wy Uoyd Georg e'a, a stopni owo także Woodr owa Wilson a, lep- szych rezulta tów nie był w stanie wywalc zyć. W każdy m razie podcza s wielkiej wojny Dmows ki, jako prezes KNP i delegat Polski na konfere ncję pokojo wą wykaz ał się przymi otami godny mi wybitn ego męża stanu. Do kraju wrócił w maju 1920 r.; formaln ych funkcji już nie pełnił. Pozost ał jed- nak niekwe stiono wanym , pierws zym, a zapew ne nawet jedyny m, autory- tetem w obozie narodo wym. Ko ncep cje polity czne Dmo wskie go nie mogł y być, rzecz jasna , inne niż Seyd y. Wyni kały one bowi em z myśli narod owej, którą w istotn ym, jeśli nie domi nując ym stopn iu tworz ył Dmo wski. Założ enia swoj ej polity ki sprec yzow ał nowy minis ter dwuk rotnie . Najpi erw 16 listop ada na posie - dzeni u sejm owej, a nastę pnie 22 listop ada - sena ckiej Komi sji Spra w Za- grani czny ch. Zaró wno wyst ępują c w komi sjach , jak i podc zas rozm ów z dyplo mata mi Dmo wski podkr eślał pokoj owy chara kter polity ki polski ej. To natur alne, tak zwykl e zaczy nają swoje expo se minist rowie spra w zagra ni- czny ch. Moty wacj e Dmo wskie go brzmi ały jedna k bardz o przek onyw ają- co. Mówił on bowi em, że dla Polsk i kwest ie teryto rialne przes tały istnie ć, a grani ce, dzięki akce ptacji międ zynar odow ej, uzysk ały trwał y chara kter. Po wtóre zaś dla kraju spra wą najist otniej szą było uzdro wieni e pieni ądza, a opera cja ta wym agała pokoj owej atmo sfery. Zasa dy polity ki pokoj owej poleg ały, wecłu g minist ra, na: 1. p o s z a n o w a n i u i p r z e s t r z e g a n i u t r a k t a t ó w ; 2. n i e i n g e r e n c j i w s p r a w y w e w n ę t r z n e s ą s i a d ó w i i n n y c h p a ń s t w ; 3 . rozwijaniu stosunków i współpracy ekonomicznej ze wszystkimi kraj ami . W roz mo wa ch z dyp lom ata mi, Dm ow ski eks po no wał wył ącz nie spr a- wę ref or my fina nsó w jak o po dst aw ow e zad ani e poli tyki pol ski ej. Po sło wi an giel ski em u, Will iam owi Ma x Mul ler owi , po wie dzi ał, że głó wn ą prz ycz y- ną jego powrotu do czynnej polityki nie było zaintere sowanie polityką za- graniczn ą, lecz chęć reformy finansó w Polski "razem z przyjaci elem, mini- strem skarbu, Kuchars kim". Nasuwa się przy tym refleksj ą że Dmows ki słabo się znał albo na ludziach , albo na finansac h, a może jedno i drugie, wszak Kuchar ski był jednym z najsłab szych ministró w skarbu II Rze- czyposp olitej. Dostrze gali to wszysc y, od Witosa poczyn ając, a na kie- rownicz ych gremiac h obozu narodo wego kończąc . Jeden tytko Dmows ki najpierw forsował jego kandyda turę, a potem przeciw stawiał się dymisji. W polityc e zagran icznej baczn ą uwagę zwraca ł Dmow ski na sytuacj ę wewnę trzną w Niemc zech. Na posied zeniu sejmo wej Komisj i Spraw Za- granic znych mówił, że dla Polski jednak owo niebez pieczn e jest zwycię stwo bdsze wizmu, jak i nacjon alizmu w Republ ice Weima rskiej. Wyraż ał przeko nanie, że kontrol a wojsko wa Niemie c, której orędo wnikie m był pre- mier Francj i, Raym ond Poinc are, jest dla Polski ważni ejsza niż dla państw zacho dnich. W tym przeko naniu utwierd ził go powrót Kronpri ntza do Niemie c. Ostry ton łagodzi ła nieco formą zgrabn iejsza niż w wystąp ieniach Seydy. W o b e c w s c h o d ni e g o s ą si a d a z aj ął D m o w s ki p o st a w ę p oj e d n a w c z ą P o - sł o w i a n gi el s ki e m u m ó w ł, ż e " ni e w ie r z y w s u k c e s k o m u ni z m u w N ie m - c z e c h, a w o b e c te g o ni e o b a w ia si ę kł o p ot ó w z e w s c h o d ni m s ą si a d e m ." W ko mi sj ac h st wi er dz ił, że ni e za mi er za od gr ad za ć si ę od Z wi ąz ku R ad zi ec ki eg o ża dn y m ko rd on e m. W rę cz pr ze ci w ni e - u w aż a, że ce te m po lity ki po lsk iej wi nn a by ć pe łn a no rm ali za cj a z Z S R R, ug ru nt o w an a dz ię- ki zg od ne j ws pó łpr ac y go sp od ar cz ej, uz go dn io ne j i sk on kr et yz o w an ej w uk ła da ch : ha nd lo w y m i ko m un ik ac yj ny m. N a ko ni ec s w oi ch rz ąd ó w w M S Z do pr o w ad ził D m o w sk i 14 gr ud ni a do uz na ni a Z S R R pr ze z P ol sk ę. S pr a w a, kt ór a be z m ał a 5 mi es ię cy jąt rz ył a w za je m ne st os un ki, zo st ał a wre szci e roz wią zan a. Z pro ble ma tyk ą ros yjs ką (bo nie tylk o rad zie cka ) wią zał się pro ble m sto sun kó w z pa ńst wa mi bałt yck imi, Dm ow ski był prz eci wn y soj usz nic ze- mu po wią za niu Pol ski z Est oni ą i Łot wą w ob awi e, ab y zwi ąz ek ten nie utr ud nił sto sun kó w z prz ysz łą (po bol sze wic ka) Ro sją a tak że z po wo du bra ku prz eko na nia co do trw ało ści ich nie po dle głe go byt u. W prz eci wie ń- stw ie do Se ydy roz um iał, że w int ere sie Pol ski też tez y utr zy ma nie jak najl eps zyc h kon takt ów z pa ńst wa mi bałt yck imi. Na cis kał y zre szt ą na to koł a woj sko we. Ro zpo czą ł wię c prz ygo tow ani a do zw oła nia kon fer enc ji tyc h pa ńst w w Wa rsz awi e. W spo sób ocz ywi sty wię c no wy min iste r na- pra wia ł błę dy poli tyki sw oje go po prz ed nik a. U tr z y m uj ą c tr a d y c yj ni e d o br e st o s u n ki z F ra n cj ą, D m o w s ki je d n o c z e ś- ni e p rz y c z y ni ł si ę b a r d z o d o d al s z e g o p ol e p s z e ni a p o w ią z a ń z A n gl ią W li st o p a d zi e z o st ał w ła ś ni e p o d pi s a n y p d s k o - a n gi el s ki u kł a d h a n dl o w y. 117 mm Zakrawa na pewien paradoks właśnie ten fakt, że narodowo-demokraty- czni, frankofilscy ministrowie potrafili lepiej od swoich poprzedników uło- żyć kontakty na linii Warszawa - Londyn. Przyczyniła się do tego przede wszystkim zmiana rządu angielskiego, ustąpienie Lloyd George'a i pewna modyfikacja polityki zagranicznej przez gabinet konserwatywny. 14 grudnia 1923 r. gabinet Witosa podał się do dymisji. W ten sposób zakończyła się półtoramiesięczna "kariera" ministerialna JDroowskiego, Zbyt krótko kierował MSZ, aby można było dokonać oceny jego działalno- ści oraz porównać z poprzednikami (i następcami) na tym stanowisku. Możliwe jedynie jest porównanie z poprzednikiem, Marianem Seydą: wy- pada ono korzystnie dla Dmowskiego. Dalsze rozważania można tylko snuć przez analogię, zestawiając działalność Dmowskiego w czasie wiel- kiej wojny, w Komitecie Narodowym Polskim i po wojnie, na konferencji pokojowej w Paryżu, Zaprezentował wówczas obok kunsztu dyplomaty- cznego cechy charakterystyczne dla wybitnego męża stanu. Na tej pod- stawie można przypuszczać, że byłby dobrym ministrem spraw zagranicznych. Inna sprawa, czy dla urodzonego przywódcy kierownic- two nawet tak ważnego resortu nie stanowiło nadmiernego ograniczenia, uniemożliwiającego rozwinięcie ogromnych możliwości. Tezę tę potwierdzają zresztą wypowiedzi Dmowskiego, który w 1921 r. miał powiedzieć Joachimowi Bartoszewiczowi, jednemu z liderów Związku Ludowo-Narodowego, że "jedynym stanowiskiem, które bym w Polsce chciał i mógł zająć, to stanięcie na czele takiej instytucji, której nie ma, a która w Polsce, powstałej w warunkach anormalnych, zlepionej z trzech części, jest potrzebna. To jest instytucja, którą bym nazwał "komi- sją budowniczą» cz^ «urządzającą». Składać się ona powinna z ludzi ro- zumiejących potrzeby Polski, mających odpowiednią wiedzę i doświadczenie, i którzy by zajęli się budowaniem państwa na dalszą me- tę, bo tego nie zrobi ani rząd, ami Sejm, ani nikt inny."2 Jan Skotnicki, dobry obserwator ówczesnego życia politycznego, zwrócił uwagę na istotną rzecz, że dla DmowsWego, w końcu głównie ideologa, najodpowiedniejsze byłoby stanowisko redaktora naczelnego wielkiego organu politycznego, a nie ministra, ponieważ "pasja impono- wania ludziom swoimi ppgramami uniemożliwaiijąmu wszelką koronkową robotę polityczną, z góry ułatwiając przeciwnikom jej paraliżowanie. Stwierdzenie to zawiera sporą dozę prawdy. Roman Dmowski przez całe swoje polityczne życie był współtwórcą, a następnie niekwestionowanym przywódcą obozj narodowego i tylko w tym kontekście jest możiwa ocena jego politycznej dziatalności. Zmarł 2 stycznia 1939 r. w Warszawie. Pochowany w grobowcu ro- dzinnym na Brednie. Do historii przeszedł jako najwybitniejszy, obok Pił- sudskiego, autorytet II Rzeczypospolitej. PRZYPISY 1. T. Piszczkowski, Anglia a Polska 1914 - 1939 w świetle do- kumentów brytyjskich, Londyn 1975, s. 235. 2 J. Kułakowski (Zieliński), Roman Dmowski w świetle listów, t. II, Londyn 1972, s. 213. 3. J. Skotnicki, Przy sztalugach i przy biurku, Warszawa 1957, s, 169. 118 119 JANUSZ PAJEWSKI Maurycy Zamoyski (19 i 1924 r.-27 VI11924 r.) Maurycy Klemens Zamoyski urodzą się w Warszawie 30 lipca 1871 r. Rodzice - Tomasz Zamoyski, XIV ordynat i Maria z Potockich. Nauki po- bierał w Lesznie, później w Stuttgarcie. Według opinii żony "wiete nauki i korzyści z tego pobytu (w Stuttgarcie - przyp. J. P.) nie wyniósł, zadzie- rzgnął za to serdeczne stosunki z ówczesną artystyczną grupą Polaków, która w owym czasie liczyła tak sławne nazwiska jak: Fałata, Chełmoń- skiego, Wyczółkowskiego, Kossaka i innych i przebywała w Bawarii. Pod wpływem tych artystów rozwinął bardzo swój pogląd na sztukę i zamiło- wanie do niej, a specjalnie do muzyki, oraz dojrzał wśród ludzi innych sfer, z którymi nauczył się koleżeńsko współpracować i rozumieć ich, co mu tak wiele później w życiu pomogło". Zgon ojca 21 grudnia 1889 r. uczynił go XV ordynatem, panem wiel- kiej fortuny, a zarazem - dzięki osobistym sentymentom i poglądom - spadkobiercą rodowych tradycji Zamoyskich. Nazwisko jednego z naj- pierwszych rodów magnackich w Polsce i wielkopańska fortuna dawały Maurycemu Zamoyskiemu, według ówczesnych pojęć i stosunków społe- cznych, wyjątkową pozycję w życiu kraju. Gdy mówiło się krótko "ordy- nat", bez innego określenia, wiadomo było, że to ordynat Zamoyski na Zamościu i Klemensowie. Młodzi ludzie jego sfery wiedli najczęściej życie jednostronne - polo- wania, jazda konna, bale, karty. Zamoyski nie stronił od takich uciech, ale jego patriotyzm i poczucie obywatelskie skierowały go wcześnie na wy- ższą drogę, a umocniło go na niej dwóch wybitnych Polaków - Henryk Sienkiewicz i Roman Dmowski. A było to tak. 15 grudnia 1900 r. odsłonięte gmach Towarzystwa Za- chęty Sztuk Pięknych w Warszawie. Projekt budowy zrodził się już w 1858 r., ale zdołano go zrealizować dopiero ponad czterdzieści lat później dzięki wydatnej pomocy finansowej Zamoyskiego. W dniu otwarcia wie- czorem odbyło się w pałacu Błękitnym wielkie przyjęcie. Najznamienitszy spośród zaproszonych, Sienkiewicz, w pięknym przemówieniu zwrócił się 120 121 do gospodarza, wskazując mu obowiązki obywatelskie, jakie mu przy- padły z racji nazwiska. Wskazania autora Trylogii wywarły na Zamoyskim wrażenie niezatarte. Nie było odtąd ważniejszej sprawy w życiu kraju w dziedzinie kultury czy dobroczynności bez jego doniosłego udziału, i to na naczelnym miejscu. Długo natomiast pozostawał Zamoyski z dala od życia politycznego; jego udział w delegacji do Petersburga był bez znaczenia. Dopiero Dmo- wski zachęcił go do pracy politycznej w takim kształcie, jaki był wówczas możliwy w zaborze rosyjskim. Spotkaniu z nim przypisywał Zamoyski do- niosłe znaczenie. "Gdyby nie Dmowski - mówił później - puste byłoby moje życie." W 1904 r. został Zamoyski członkiem tajnej Ligi Narodowej, kierującej działalnością obozu narodowego. W czerwcu 1905 r. zawiązano w Króle- stwie Stronnictwo Demokratyczno-Narodowe. Zebranie organizacyjne odbyło się w pałacu Błękitnym przy żywym udziale ordynata; wszedł on do zarządu tego stronnictwa. Był jednym z głównych organizatorów wiel- kiego pochodu narodowego, pierwszej na taką miarę od dziesięcioleci demonstracji narodowej, która odbyła się 5 listopada 1905 r. Znaczne su- my łożył Zamoyski na publikację organów prasowych stronnictwa, które bez jego subsydiów nie mogtoby się zapewne ukazywać. Był posłem z Lubelskiego do l Dumy. Udziałem w pracach Stronnictwa Demokratycz- no-Narodowego (wkrótce Narodowo-Demokratycznego, ND - endecja) odciągnął część ziemiaństwa od grupy zachowawczej (Stronnictwo Poli- tyki Realnej) i skierował je w szeregi Narodowej Demokracji. Wojna stworzyła przed Zamoyskim nowe zadania. Poparł politykę Dmowskiego, orientację antyniemiecką, prorosyjską i prokoalicyjną. Wszedł w sWad Komitetu Narodowego Polskiego, zwanego Komitetem Narodowym pierwszym, zawiązanego w Warszawie w listopadzie 1914 r., ate nie odegrał tam większej roli. W sierpniu 1915 r. wyjechał z rodziną do Kijowa, następnie do Białej Cerkwi do BranicWch, później do Petersburga, przemianowanego już na Piotrogróxi Od stycznia do lata 1916 r. przebywał za Zachodzie: w Anglii, Francji i Srwajjcarii. Powrócił do Piotrogrodu dobrze zorientowany w sytuacji ogólnej i w nastrojach dominujących w państwach koalicji. 14 sierpnia 1915 r. złożył wizytę ambasadorowi Francji w Pbtrogrodzie, Majrice Palloloque. Ten "drugorzędny, mdły literat raczej niż polityk" (Askenazy), a snob, z dumą i radością przyjmował wizyty polskich panów, słuclheł ich wynurzeń i z dumą notował to w swym dzienniku. A oto, co wówczas, w sierpni j 1915 r., usłyszał z ust Zamoyskiego: "Pomimo sukcesów armii rosyjskiej w Galicji, Polacy są przekonani, że Rosja nie wyjdzie z wojny zwycięzcą że carat, goniły ostatkiem sił, przygotowuje się teraz do rokowań z cesarstwami niemieckimi; koszty tego pojednania ma ponieść Polska. Pod wpływem tej myśli czuję, jak odżywają w nich dawne nienawiści; dorzucają do tego jeszcze drwiącą pogardę z kolosa rosyjskiego, którego słabość, niemoc i ułomność moralna i fizyczna ukazuje się dziś w pełnym świetle. (...) Kon- centrują odtąd nadzieje na Francji i Anglii, poszerzają nadmierne roszcze- nia narodowe. Nie wystarcza im już autonomia pod berłem Romanowów - trzeba im niepodległości absolutnej i całkowitej, wskrzeszenia w całości państwa polskiego; nie spoczną, póki nie zatriumfują w tej kwestii na kon- ferencji pokojowej."1 W końcu sierpnia 1916 r. wyjechał Zamoyski ponownie na Zachód; pozostał już we Francji w różnym charakterze do początku 1924 r. Pier- wsza część pobytu na Zachodzie, to praca w Komitecie Narodowym Pol- skim, druga - to poselstwo w Paryżu. KNP odegrał podczas wojny doniosłą rolę: związanie sprawy polskiej ze zwycięskimi mocarstwami koalicji zachodniej, to jego dzieło. Myśl utworzenia organizacji, która objęłaby reprezentację ciążeń polskich wo- bec mocarstw zachodnich, zaprzątała umysły polityków polskich co naj- mniej od początku 1917 r. Przygotowania trwały kilka miesięcy i wreszcie, 15 sSerpnia1917 r. na zjeździe w Lozannie, utworzono Komitet Narodowy Polski. Pierwotnie Dmowski był zdania, iż KNP to "sui generis rząd polski, który o tyte tylko rządem nie będzie, że nie będzie rządził krajem". Tej koncepcji był przeciwny Zamoyski i ostatecznie jego zdanie przemogło. Komitet objął funkcję Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie istniejącego jeszcze państwa i niektóre funkcje Ministerstwa Wojny, mianowicie zwie- rzchnictwo polityczne armii, która zaczęła się organizować we Francji na podstawie dekretu prezydenta Poincarego z 4 czerwca 1917 r. Ostatecznie Francja, następnie Wielka Brytania, Włochy i wreszcie Stany Zjednoczone uznaty KNP za "oficjalną organizację polską". Jego prezesurę objął Dmowski, wiceprezesem i skarbnikiem został Zamoyski. Siedzibą Komitetu był Paryż; biura swe ulokował w nie istniejącym już dziś domu 11 bis przy Avenue Kleber. Ordynat zajął niewielki apartament na niedalekiej Avenue Marceau. Delikatną sprawą było zdobycie funduszów niezbędnych, aby Komitet mógł prowadzić pracę. Pewnych środków dostarczyła Polonia amerykań- ska, nadeszło też nieco zasiłków z kraju. Głównym jednak źródłem utrzy- mania był portfel ordynata. Nie wahał się on nawet przed zastawieniem cennych, pamiątkowych klejnotów rodzinnych; niektóre były niegdyś własnością Gryzeldy Batorówny. Dopiero na początku 1918 r. rządy fran- cuski i angielski udzieliły KNP pożyczki, płatnej w ratach miesięcznych. Członkowie Komitetu zobowiązali się na piśmie wobec rządów w Paryżu i w Londynie, że zwrócą ją z własnych funduszów, gdyby nie uczynił tego 122 rząd odbudowanego państwa polskiego. Realną wartość na tym doku- mencie miał jedynie podpis Maurycego Zamoyskiego. W 1919 r. dług ten przejął całkowicie rząd polski. W pracach Komitetu miał Zamoyski udział żywy i wpływ znaczny. "Nie ma Pan pojęcia - pisał Dmowski 2 września 1917 r. do Paderewskiego -jak pracuje ordynat Zamoyski, pomimo że nigdy w życiu do reguralnej pracy się nie wkładał."2. Ze szczególną pasją pracował nad organizacją wojska polskiego we Francji. Praca szła raźno. Wiosną 1918 r. byta to już siła, z którą należało się liczyć. Wodzem tego wojska został generał Józef Haller, od czasu przedarcia się przez front austriacki i bitwy pod Kaniowem opromieniony legendą. Wynikła wszakże kwestia, kto mianować ma wodza armii polskiej: Komitet czy prezydent Francji. Postanowiono ostatecznie, że uczyni to KNP za zgodą rządu francuskiego. 4 października 1918 r. Maurycy Zamoyski, pełniący pod nieobecność Dmowskiego obowiązki prezesa Komitetu, mianował generała Józefa Hallera wodzem armii polskiej i uroczyście wręczył mu nominację. Dziedziną, której Zamoyski poświęcał wiele uwagi i pracy, były wystą- pienia publiczne KNP. Przypisywał dużą wagę do ich treści i formy. Treść musiała być starannie przemyślana i podana w pięknej formie: był Za- moyski znakomitym stylistą francuskim. Większa część publicznych enuncjacji Komitetu i jego korespondencji wychodziła całkowicie, czy w znacznej mierze, spod pióra Zamoyskiego. "Musimy bardzo dbać - uczył -o ujęcie i wyrażenia, jak nam to nakazuje nasza stara kultura polityczna polska." Nie można dość silnie uwydatnić tych stów w czasach upadku kultury językowej i lekceważenia piękna języka polskiego. Warto przypomnieć ocenę pracy Maurycego Zamoyskiego w Komite- cie Narodowym Polskim, wyrażoną przez Dmowskiego w książce o od- budowaniu państwa polskiego: "Był człowiekiem myślącym samodzielnie (...), człowiekiem myślącym nowocześnie i rozumiejącym Polskę XX stu- lecia. Dlatego mógł nie tylko pomagać materialnie polityce polskiej, ale brał w niej czynny udział osobisty i w wielu rzeczach był wprost niezastą- piony. (...) Należy on do tej garści ludzi, którzy w wielkiej, rozstrzygającej dla naszego narodu chwili umieli tworzyć jego przyszłość, bo umieli my- śleć i działać, i myśleli nie o sobie, nie o swoich ambicjach i planach oso- bistych, jeno o Polsce.'3 Świadectwem, jaką pozycję zajmował wówczas w społeczeństwie or- dynat Zamoyski i jaką rolę odgrywał w polityce polskiej, jest fakt, że tzw. aktywiści, tj. zwolennicy oparcia Polski o państwa centralne, usilnie pra- gnęli pozyskać go dla swego obozu, skłonić do powrotu do kraju; w za- mian ofiarowywali mu wejście do Rady Regencyjnej. 124 Wybitny historyk, prof. Ludwik Kolankowski, pisał: "Kto wie, czy i w tym tak niepospolitym gronie wielkich serc i umysłów(,..), śp. Maurycy Zamoyski nie był umysłem najtrzeźwiejszym."4 Silna pozycja, jaką Zamoyski wyrobił sobie we Francji, sprawiła, że prezydent ministrów i minister spraw zagranicznych, Ignacy Paderewski, prosił go o przyjęcie stanowiska posła polskiego w Paryżu, pierwszego posła odrodzonej Rzeczypospolitej. Poselstwo paryskie, to ważna karta w życiu Zamoyskiego. Reprezentować w stolicy wielkiego mocarstwa Polskę, ledwo przywróconą do życia państwowego, zniszczoną, ubogą, zdobywającą dopiero granice, otoczoną wrogami, nieznaną czy zbyt mato znaną w świecie - nie była to sprawa łatwa. W wielkim świecie Paryża nie imponował mu nikt, nie zależało mu na nikim. Rozmawiał tylko z prezydentem Republiki, z prezesem mini- strów i ministrem spraw zagranicznych oraz z zaprzyjaźnionym marszał- kiem, Ferdynandem Fochem. Do rozmów z dostojnikami III Republiki mniejszego kalibru zniżał się rzadko, pozostawiając je swym współpra- cownikom, zwłaszcza radcy poselstwa, Józefowi Wielowieyskiemu, by- wałemu we Francji, żonatemu z Francuzką. Zamoyski czuł się przedstawicielem Polski historycznej, dawnej Rzeczypospolitej Jagiello- nów, Batorego i Sobieskiego; nie miało dteń znaczenia, że państwo to upadło, że teraz dopiero wracało do życia państwowego, że było słabe, ubogie. Sposób urzędowania Zamoyskiego tak opisuje jeden z jego współpra- cowników, Stanisław Schimitzek, "W paryskim poselstwie polskim, tak jak w urzędach francuskich, obowiązywało urzędowanie z dwugodzinną przerwą na tzw. śniadanie, czyli nasz obiad. Po południu Zamoyski rząd ko zjawiał się na rue de Marignan, częściej można go było zastać przy ulubionym tir aux pigeone (strzelaniu do rzutków); w zamian znosił nam nazajutrz nowiny, w pierwszym rzędzie o znaczeniu politycznym, zasły- szane w rozmowach z ludźmi, z którymi utrzymywał kortakty. Gdy trzeba było, potrafił z nami pracować godzinami nad trudną redakcją jakiegoś ważnego dokumentu (...) lub przesiedzieć do białego rana nad ustale- niem w najdrobniejszych szczegółach planu jakiejś ważnej akcji dyplo- matycznej. Miał łatwość nawiązywania stosunków z ludźmi, a w rozmowach z nimi nie wyczuwało się dystansu, który wynikał z obowiązu- jącej hierarchii społecznej."5 Rzecz szczególna, ten wielki pan, który - co zrozumieć łatwo - czuł się najlepiej w swoim świecie, w kręgu arystokracji, szczerze polubił paryskiego korespondenta "Robotnika", Hieronima Konna, znanego pod pseudonimem "Hieronimko", i lubił z nim rozmawiać. "Hieronimko", zagrożony w 1905 r. Sybirem, wyjechał do Paryża i prędko zadomowił się nad 125 Sekwaną. Miał pierwszorzędne informacje polityczne, był człowiekiem świetnie poinformowanym i pisywał do "Robotnika" interesujące kore- spondencje. Z ordynatem przypadli sobie wzajemnie do gustu, "Hieronim- ko" mawiał: "Ordynat Zamoyski jest moim przeciwnikiem, ale pan Zamoyski jest moim wielkim przyjacielem."6 Gdy jesienią 1922 r. wyłoniła się możliwość wyboru hrabiego Zamoy- skiego na prezydenta Rzeczypospolitej, "Hieronimko" pojechał do War- szawy i pośród swoich przyjaciół z PPS i zbliżonych do niej kół lewicowych zabiegało poparcie kandydatury hrabiowskiej. Najdonioślejszą kwestię w pracach Zamoyskiego w poselstwie pary- skim stanowiło zawarcie przymierza z Francją. Byto sprawą oczy wista, że najważniejszym punktem programu wizyty Naczelnika Państwa we Fran- cji będzie sprawa przymierza. Marszałek Ptłsudski bawił w Paryżu w dniach 3 - 6 lutego 1921 r. i wtedy zapadły decyzje zasadnicze. Wydawać by się mogto, że zawarcie przymierza polsko-francuskiego byto kwestią prostą i nigdzie nie mogto budzić wątpliwości. Tak byto po stronie polskiej, inaczej we Francji. Wyczerpanie Polski po sześcioletniej wojnie, przewlekające się rokowania w Rydze o pokój ze wschodnim sąsiadem, trudna sytuacja wewnętrzna nowo powstałego państwa, nie uchwalona jeszcze konstytucja - wszystko to skłaniało ostrożnych Francuzów do odsuwania ostatecznych decyzji co do zbliże- nia z Polską. Stał na tym stanowisku prezes ministrów i minister spraw zagranicznych, Aristide Briand, podzielał je marszałek Foch. Za przymie- rzem z Polską opowiadali się natomiast: prezydent Republiki, Alexandre Millerand, minister wojny, Louis Barthou, i szef sztabu, generał Edmond Buat. Ostatecznie ten punkt widzenia przeważył i decyzja w tym kierunku zapadła 5 lutego 1921 r.; znaczną rolę odegrał wtedy PHsudski. 6 lutego ogłoszono deklarację obu rządów "skoordynowania swoich wysiłków, a w tym celu utrzymania najściślejszego kontaktu wzajemnego dla obrony swoich najwyższych interesów." 5 lutego wieczorem Naczelnik Państwa wyjechał z Paryża do Verdun. Nad Sekwaną pozostali ministrowie Sapieha i Sosnkowski dla przygoto- wania przymierza politycznego i konwencji wojskowej. 7 lutego wicedyre- ktor polityczny francuskiego MSZ, Jules Laroche, późniejszy ambasador w Warszawie, zapytał "przekornie" ministra Sapiehę, czy Polacy zechcą przygotować na ranne godziny 8 lutego projekt umowy politycznej. Sapie- ha wyraził zgodę i udzielił ogólnych instrukcji postowi ZamoyskJemu, który wezwał sekretarza poselstwa, Tadeusza Romera, i na całą noc zasiadł z nim do pracy. Romer układał kolejne punkty układu, natomiast Zamoyski zmieniał je, poprawiał, przeredagowywał i uzupełniał. Wprowadzał zmia- ny zarówno merytoryczne, polityczne, jak i językowe, by odpowiadały pre- cyzji i pięknu języka francuskiego. Po całonocnej pracy poseł mógł oddać ministrowi pełny, starannie opracowany polski projekt przymierza, wrę- czony następnie na Quai d'Orsay. Rzućmy okiem na charakterystyczne różnice pomiędzy projektem polskim, konttprojektem francuskim, a tekstem ostatecznie przyjętym. Projekt polski w redakcji Zamoyskiego stanowih "Rządy polski i francuski we wspólnej trosce o obronę pokoju w Europie przez poszanowanie tra- ktatów..." Kontrprojekt francuski mówił tylko o traktatach "wspólnie podpi- sanych", a więc tylko o wersalskim. Ostatecznie przyjęto tekst kompromisowy: wspominał on o "traktatach wspólnie podpisanych lub też takich, które zostaną wzajemnie uznane". Szło tu oczywiście o uznanie przez Francję traktatu z Rosją, który właśnie finalizowano w Rydze. Tra- ktat ten Francja wraz z Wielką Brytanią i Włochami uznała uchwałą Kon- ferencji Ambasadorów z 15 marca 1923 r. Jeszcze bardziej znamienna była może druga zmiana. Projekt Zamoyskiego mów* "Oba rządy zobo- wiązują się porozumiewać się w wszystkich kwestiach polityki zewnętrz- nej interesujących oba państwa, w celu udzielenia sobie wzajemnej pomocy". Francuzi nie zgodzili się na postanowienie o "wzajemnej pomo- cy". Wyjaśnili tę niechęć obawą przed komplikacjami na terenie parla- mentarnym i zapewniali, że o pomocy stanowić będzie tajna konwencja wojskowa. Istotnie, 19 lutego 1921 r. ministrowie Sapieha i Briand podpisali ukted o przymierzu, a marszałek Foch oraz generałowie: Sosnkowski i Buat tajną konwencję wojskową. Obie umowy weszły w życie dopiero w półtora roku po ich podpisaniu, po zawarciu umów gospodarczych, ułatwiających działalność kapitału francuskiego w Polsce. Ate na to Zamoyski nie miał już wpływu. Z czasów kierowania przez Zamoyskiego poselstwem paryskim warto przytoczyć jedno jeszcze wydarzenie, rzucające znamienne światto na je- go patriotyzm i postawę życiową. W czasie, gdy decydowała się sprawa Górnego Śląska, poselstwo polskie otrzymało poufną wiadomość, że wy- soki urzędnik Foreign Office, który zajmował się sprawami polskimi i miał wpływ na stanowisko swego rządu, przegrał w karty fortunę i grozi mu kompromitacja. Zamoyski bez namysłu pokrył pokaźny dług dyplomaty brytyjskiego. Wkrótce dał się zauważyć jego wpływ pozytywny; nie była to, rzecz prosta, i nie mogła być zupełna zmiana stanowiska Wielkiej Bry- tanii wobec Polski, ale złagodzenie kursu w sprawach, gdzie mógł sięgać wpływ wyższego funkcjonariusza, l rzecz znamienna, pomimo nalegań najbliższych wspótoracowników, wtajemniczonych w sprawę, Zamoyski nie dał się nakłonić do zwrócenia się do rządu polskiego z żądaniem zwrotu wyłożonej, pokaźnej sumy. 126 127 Rok 1922 przyniósł wprowadzenie w życie konstytucji marcowej, wy- bory do pierwszego Sejmu Ordynaryjnego i wybór prezydenta Rzeczypo- spolitej. Wybory do Sejmu (5 listopada) i do Senatu (12 listopada 1922 r.) nie przyniosły ani prawicy, ani lewicy, ani centrum wyraźnej przewagi; wybór prezydenta musiał więc być owocem kompromisu. Szukano więc kogoś, kto mógłby skupić wokół siebie możliwie znaczną większość. Dla lewicy i centrum takim kandydatem był początkowo Pfeudski; gdy wszakże Mar- szałek ogłosił 4 grudnia, że kandydować nie będzie, w kołach lewicowych i centrowych widziano przyszłego prezydenta w osobie: Gabriela Narutowicza, Stanisława Wojciechowskiego lub Wincentego Witosa Dla prawicy sytuacja była bardziej skomplikowana; myślano pierwot- nie o Dmowskim, ale ten stanowczo odmówił i nie dopuścił do wysunięcia kandydatury Paderewskiego. Ogłoszono, że kandydatem prawicy jest marszałek Sejmu Ustawodawczego, wówczas marszałek Senatu, Woj- ciech Trąmpczyński. Był to wszakże jedynie akt kurtuazji względem stare- go parlamentarzysty, wiadomo było bowiem, że paść nań mogą tylko głosy posłów i senatorów prawicowych, a to nie wystarczało. Dmowski wysunął kandydaturę Zamoyskiego i - pomimo jego oporu i początkowej odmowy - skłonił go ostatecznie do wyrażenia zgody. Spodziewano się, że powaga Zamoyskiego, jego zasługi społeczne, fakt, że stał z dala od wszelkich sporów wewnętrznych, zjednają mu liczne głosy centrum, a nawet lewicy. Liczono, że Zamoyski zdoła skupić mniej więcej około 2/3 głosów w Zgromadzeniu Narodowym l rzeczywi- ście, wydawać się mogło, że kandydatura Zamoyskiego miała zwolenni- ków również w innych obozach. Opowiedział się na nią i pracował na jej rzecz wśród stronnictw sejmowych ówczesny minister spraw zagranicz- nych, Gabriel Narutowicz. "Kandydatem jego - wspomina PHsudski - był nasz poseł paryski, Maurycy Zamoyski. Twierdził, że przewiduje przy no- wych wyborach zaostrzenie, a nie zmniejszenie tarć wewntętrznych. Wy- daje mu się, że najłagodniejszym przejściem do dalszego życia państwowego bytoy właśnie Maurycy Zamoyski, który swoim łagodnym charakterem i miłym obejściem może wybrnie z trudnej sytuacji, jaką nie- wątpliwie mieć będzie mój następca w Belwederze. Prowadził o tej kan- dydaturze ze mną długie dyskusje, spokojnie biorąc i rozważając wszystkie pro i kontra. Zawsze przy ostatecznym wywodzie stwierdził, że u niego argumenty pro przeważają nad argumentami kontra." Później Na- rutowicz powiedział PHsudskiemu, "że pomimo dość wielkich starań nie mógł znaleźć poparcia dla kandydatury Maurycego Zamoyskiego." O dyskusji prowadzonej w klubie sejmowym PSL-"Piast" pisał Win- centy Witos: "Ja bytem raczej zwolennikiem kandydatury Maurycego Za- 128 moyskiego, nie chciałem jej jednak forsować w klubie ze względu na ca-tość, gdyż wiedziałem, że uprzedzenie do prawicy i każdego jej kandydata przechodziło wszelkie granice, a cóż dopiero, gdy ten kandydat był hrabią." Wyboru pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej dokonało Zgroma- dzenie Narodowe 9 grudnia 1922 r. Obok dwu kandydatur, które miały je- dynie demonstracyjny charakter (Ignacy Daszyński i Jan Baudoin de Courtenay), w dwóch ostatnich, decydujących głosowaniach (czwartym i piątym) stanęli przeciwko sobie: Zamoyski, Narutowicz i Wojciechowski. Zręczny manewr parlamentarny wyeliminował w czwartym głosowaniu Wojciechowskiego, tak że Zgromadzenie Narodowe miało ostatecznie do wyboru dwie osoby - Zamoyskiego i Narutowicza. Wynik głosowania zależał od klubu-PSL - "Piast", który wbrew chęciom Witosa, przechylił szalę na rzecz Narutowicza. 9 grudnia 1922 r., dzień wyboru prezydenta, spędził Zamoyski w Pa- ryżu w silnym napięciu. Nie odpowiada prawdzie relacja sekretarza posel- stwa, Stanisława Schimitzka, jakoby wyjechał na polowanie. Z obawą czekał na telefony z Warszawy, z niepokojem myślał o możliwości wyboru. Po otrzymaniu wiadomości o wyborze Narutowicza przesłał mu natychmiast telegram: "Proszę Pana Prezydenta przyjąć powinszowania z powodu wyboru oraz gorące życzenia owocnej i wydajnej pracy dla dobra Ojczyzny." Zamoyski przez cały 1923 rok pozostawał w poselstwie w Paryżu, 15 marca przyjmował w imieniu rządu polskiego uchwałę Konferencji Ambasadorów o uznaniu granic wschodnich Rzeczypospolitej. Rok 1924 przyniósł powołanie go do Warszawy na stanowisko ministra spraw zagranicznych. 15 grudnia 1923 r. ustąpił gabinet Wincentego Witosa, a 19 grudnia prezydent podpisał nominację gabinetu Władysława Grabskiego. Grabski objął władzę pod hasłem naprawy skarbu i temu zadaniu podporządko- wał wszystkie prace swego rządu. Stanowiska ministerialne powierzył osobom mającym kwalifikacje fachowe, a mogącym liczyć na życzliwy lub w ostateczności neutralny stosunek stronnictw sejmowych. Przy ob- sadzie teki spraw zagranicznych Grabski przedstawił klubom sejmowym alternatywnie dwa nazwiska - Maurycego Zamoyskiego i posła w Londy- nie, byłego ministra spraw zagranicznych, Konstantego Skirmunta. Wo- bec takiej alternatywy lewica stanęła na stanowisku, że nominacja Zamoyskiego będzie właściwsza niż Skirmunta. 19 stycznia 1924 r. pre- zydent podpisał nominację Zamoyskiego. Nowy minister, skutkiem choroby, objął urzędowanie dopiero 9 lutego 1924 r. Na stanowisku ministra pozostał tło 27 lipca 1924 r. Grabski, for- 129 mując nowy rząd, brał pod uwagę, że minister spraw zagranicznych w je- go gabinecie będzie następcą Dmowskiego; chodziło wiec o to, aby był to mąż z wysoką pozycją osobistą. Inne względy, jak przygotowujący się z wolna zwrot polityki polskiej od Paryża ku Londynowi, nie grał tu zapewne roli. Gdyby było inaczej, wybór musiałby paść na inną osobę. Interesująca była rozmowa, jaką Zamoyski przed odjazdem z Paryża odbył we francuskim MSZ na Quai d'Orsay. Francuzi wyrazili radość, że dyplomata tak wybitny, tak dobrze im znany i tak przez nich ceniony obej- mie ster polityki zagranicznej zaprzyjaźnionej Polski i będzie go piastować czas dłuższy, zapewne kilka lat. Odpowiedź Zamoyskiego zadziwiła za- pewne Francuzów; wyprowadził ich z błędu - urząd ministra sprawować będzie krótko, jego fortuna, nadszarpnięta wielkimi darowiznami, wojną i inflacją, wymaga czujnego oka pańskiego, toteż zająć się będzie musiał osobiście prowadzeniem spraw majątkowych. Zapewne postanowił już wycofać się z życia politycznego; przejście na czas krótki z rue de Marig- nan na ulicę Wierzbową z poselstwa paryskiego do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie, byłoby "une belle sortie". Tak zapewne ro- zumował Zamoyski i dlatego, choć niechętnie i z oporami, przyjął tekę spraw zagranicznych w rządzie Grabskiego. Rzecz interesująca, że wspominał w tej rozmowie, iż za jego powoła- niem do rządu oświadczyła się część lewicy i to go skłoniło ostatecznie do przyjęcia teki. Zapewne chodziło tu o stanowisko lewicy, która w rzą- dzie Grabskiego wolała widzieć Zamoyskiego niż Skirmunta. Półroczny niespełna czas piastowania przez Zamoyskiego teki spraw zagranicznych to chyba najsłabszy okres w jego życiu publicznym. Trudna była pozycja Polski w Europie w roku 1924, podobnie jak sy- tuacja ministra spraw zagranicznych w kraju. Gdy Grabski obejmował władzę, było już sprawą widoczną niepowodzenie polityki Poincarego twardej ręki wobec Niemiec; okupacja Zagłębia Ruhry nie przyniosła spo- dziewanych skutków. Francja, wyczerpana wojną i nękana niepomyślną sytuacją finansową, pragnęła zmiany polityki; dążeniom tym dała wyraz w wyborach parlamentarnych w maju 1924 r. 11 czerwca Poincarego na stanowisku prezesa ministrów i ministra spraw zagranicznych zastąpił mer Lyonu, radykalny senator, Edouard Herriot. Znaczyło to zupełną zmianę polityki Francji wobec Wielkiej Brytanii i Niemiec, a w konsekwencji także w stosunku do Polski. Wcześniej, jeszcze w styczniu 1924 r., u steru rządu w Anglii stanął pierwszy w dziejach tego państwa gabinet la- bourzystowski z Ramsayem MacDonaldem na czele. Zapowiadało to zmiany również w polityce brytyjskiej. Musiało to wywrzeć wpływ na politykę Grabskiego. Jakaż była tu rola Zamoyskiego? Chyba niewielka. Sytuacja była powikłana. Polska miała pewien udział, co prawda ra- czej bierny, w grze pomiędzy Londynem a Paryżem. 7 października 1923 r. przybyła do Warszawy misja angielskich ekspertów finansowych z komandorem Hiftonem Youngiem na czele. Anglicy uważali, że skoro Francuzi wysłali do Polski instruktorów wojskowych i zorganizowali misję wojskową francuską, również oni powinni "zainstalować - według słów Grabskiego - misję finansową na stałe, która miała nas nauczyć admini- stracji państwowej i finansowej. Miało to równoważyć w Polsce wpływy francuskie". Nie zgadzał się na taką rolę ekspertów angielskich Grabski (od 23 grudnia premier) i eksperci brytyjscy musieli opuścić Polskę. Ale Grabski bynajmniej nie zrezygnował z myśli zbliżenia z Anglią i zabiegało to własnymi sposobami "tajnej dyplomacji". Na polecenie szefa "rządu działali w Londynie Adam Ronikier i Józef Rettinger. Pożyczka angielska nie doszła do skutku, ale rozmowy poufne toczyły się przykładnie. Zain- teresowanie Londynu Polską płynęło z dwóch źródeł - chęci załagodzenia konfliktu polsko-niemieckiego, rzecz prosta, wyłącznie kosztem Polski, oraz wykorzystania jej jako terytorium tranzytowego w stosunkach hand- lowych brytyjsko-radzieckich; 1 lutego 1924 r. Wielka Brytania uznała rząd radziecki de iure. Zamoyski zapewne wówczas jeszcze o misjach Ronikera i Rettingera nie wiedział, wiadomość tę powiązał chyba dopiero później, ale orientował się w chęciach, zwłaszcza stronnictw lewicowych, zbliżenia z Wielką Brytanią. Starał się więc prowadzić grę na dwie strony - podkreślał potrzebę zachowania tradycyjnej przyjaźni z Francją i jednocześnie robił awanse pod adresem Londynu. Przed wyjazdem z Paryża nowy minister w wywiadzie dla dziennika "Le Temps" zapowiedział, że zabiegi jego pójdą w kierunku umocnienia przymierza polsko-francuskiego. Oświadczenie to prasa francuska przyjęła z dużym zadowoleniem. Ale warto przytoczyć w tym miejscu wrażenia, jakie z pierwszej roz- mowy z nowym ministrem spraw zagranicznych odniósł poseł brytyjski w Warszawie, sir William Max Muller. Raportował on z satysfakcją zapewnienia Zamoyskiego o jego woli zacieśnienia stosunków pomiędzy Polską a Wielką Brytanią. Zapewne nie były to zwykłe, dyplomatyczne, kurtuazyjne frazesy; poseł brytyjski dojrzał w nich chyba elementy konkretne, skoro zapewnił ministra, że nic tak nie wzmocni "zainteresowania politycznego Polską (Wielkiej Brytanii), jak świadomość, że kapitał angielski może się tam angażować". Oceniając tę rozmowę, pamiętać trzeba, że Zamoyski był dobrze widziany w Londynie - i to nie tylko w świecie arystokracji i w kołach konserwatywnych. W chwili, gdy polityka Wielkiej Brytanii wobec Związku Radzieckiego wchodziła na nowe tory, nie były pozbawione znaczenia słowa ministra o Rosji. "Hrabia Zamoyski powie- 130 131 dział - raportował Max Muller - że jego głównym celem i zadaniem będzie poprawa stosunków z Rosją.. Dawny reżim Rosji przeminął i nigdy nie wróci, rządy muszą się więc liczyć z taką Rosją, jaka jest."8 Nie sposób przeceniać znaczenia tych wynurzeń, ale świadczą one niewątpliwie, że Zamoyski nie był, jak to często twierdzono, jednostron- nym frankofilem, zapatrzonym wyłącznie w Paryż. Świadczy o tym rów- nież i sympatia, jaką budził w Londynie. Czy widział jasno linię polityki, którą wówczas, w 1924 r., prowadzić należało? Tu odpowiedź musi być chyba przecząca, choć niewątpliwie dostrzegał ważne kwestie, które na- suwała sytuacja. Zerwał np. ze szkodliwą polityką Mariana Seydy lekce- ważenia Ligi Narodów. Przywrócił stanowisko samodzielnego delegata Polski przy Lidze i powierzył je entuzjaście Ligi - Aleksandrowi Skrzyń- skiemu. Bcposes Zamoyskiego, wygłaszane w sejmowej Komisji Spraw Za- granicznych, miały charakter ogólnikowy i pobudzały przeciwników do krytyki. A była ona ostra i bezwzględna, przybierająca w niektórych wy- stąpieniach, zwłaszcza posła Jana Dąbskiego, charakter walki personalnej. Nieżyczliwie usposobiony do Zamoyskiego i krytycznie go oceniający Maciej Rataj zanotował w swym dzienniku 24 kwietnia 1924 r.: Thugutt "oburzony na DąbsWego za jego walkę personalną przeciwko Zamoy-skiemu i Skirmuntowi. Zamoyski, nie przyzwyczajony do tak brutalnych ataków na swoją osobę, nie umiał się bronić odpowiednio ostro i sprawiał wrażenie bezradności. Zmiana na stanowisku ministra spraw zagranicznych była nieunikniona. Złożyło się na to kilka czynników. Przede wszystkim sam Zamoyski nie trzymał się teki, na stanowisku ministerialnym zupełnie mu nie zależało, przeciwnie - rad był je porzucić i, jak mówił w styczniu 1924 r. w Paryżu, prowadzić osobiście nadzór ordynacji. Zmieniła się też sytuacja w rządzie. Zamoyski nie wydawał się Grabskiemu osobą tak pożądaną w gabinecie, jak to było początkowo. Umyślił kombinację, która miała mu zapewnić poparcie i lewicy, i prawicy; była to rekonstrukcja gabinetu, zmiany na stanowiskach ministrów spraw zagranicznych oraz wyznań re- ligijnych i oświecenia publicznego. Sądził, że skoro w dwóch mocar- stwach zachodnich - Wielkiej Brytanii i Francji - przywódcy lewicy kierowali polityką zagraniczną, niechże przywódca polskiej lewicy, Stani- sław Thugutt, zasiądzie na fotelu polskiego ministra spraw zagranicznych, natomiast Ministerium Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego obejmie brat premiera, prof. Stanisław Grabski. Nie doszło to do skutku z powodu silnej opozycji w klubie poselskim PSL-"Wyzwolenie". Thugutt zrezygnował na razie z wejścia do rządu. Zamoyski wszakże, słusznie urażony, ustąpił 27 lipca 1924 r., pomimo nalegań premiera, który chwilowo chciał go utrzymać w gabinecie. Był to kres działalności politycznej Maurycego Zamoyskiego; nie po- zwoliła mu na nią konieczność zajęcia się sprawami ordynacji, a następnie rozwijająca się choroba serca. Sprawował jeszcze prezesurę Rady Naczelnej Organizacji Ziemiańskich, ale nie miało to już większego zna- czenia. Zmarł w Warszawie, w pałacu Błękitnym, 5 maja 1939 r. Maurycy Zamoyski "był człowiekiem nieprzeciętnego formatu i gorą- cym patriotą" , wysokiej miary przedstawicielem Rzeczypospolitej za granicą, mniej wyróżnił się natomiast na fotelu ministra spraw zagranicz- nych. Człowiek innego zupełnie obozu, Roman Knoll, powiedział mi, że "bezwzględne oddanie Sprawie" było dominującą cechą Maurycego Za- moyskiego. PRZYPISY s 74; O "Hie-onimce-. A. Pragier, Czas przesz* Londyn 1966,, 503-508 lany, uonayn isuu,.?.--_ _ 7. List syna Jana Zamoyskiego do mnie z 19 V 1988 r. 8. T. Piszczkowski, Anglia a Polska 1914 - 1939 w świetle do kumentów brytyjskich, Londyn 1975, s. 240 - 241. "**" "T^^HP , 'r Pamiścią" i zapowiadał rychłe upomnienie się o "ko- rytarz". Wywiad spotkał się wprawdzie z szybkim dernenti, ate przecież 170 171 już Bismarck głosił, że najlepszym dowodem prawdziwości wszelkich in- formacji jest ich dementowanie, tak więc w niemieckie dementi nikt nie wierzył. Posunięcia Eteudskjego były obliczone na osiągniecie kilku celów. Głównym było oczywiście przecięcie nabrzmiałych stosunków z Beffr nem. Oprócz tego kierownikom polskiej politykr zagranicznej chodziło o storpedowanie zarysowującej się groźby dyktatu czterech mocarstw, tzw. Paktu Czterech. Równolegle do bicia pięścią w stół trwała jednak delikat na gra dyplomatyczna. 15 łuteg- 3eck, przemawiając w sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, oświadczył, że "nasz stosunek do Niemiec i ich spraw,będzie dokładnie taki sam, jak stosunek Niemiec do Polski. W praktyce więc więcej zależy w tej dziedzinie od Berlina niż od Warszawy." Pięć tygodni później agencje przekazały zawoalowaną odpowiedź Hitlera. Oznajmił on w Reichstagu, że gotów jest "wyciągnąć rękę do każdego narodu, który pragnie zasadniczo zamknąć smutną przeszłość". Po wy mianie pierwszych sygnałów świadczących o możliwości porozumienia, rozpoczęła się subtelna gra, mająca ustalić jego cenę. Miał chyby rację Paweł Zaremba, który, analizując kompleks wyda- rzeń związanych ze sprawą tzw. wojny prewencyjnej, pisał: 'W rzeczywi- stości nie chodziło o sprowokowanie wojny, lecz o przekonanie państw zachodnich o dwóch sprawach. Po pierwsze, że Polska poważnie traktuje swe zapowiedzi oporu zbrojnego w razie próby narzucenia jej rewizji gra- nic i - po drugie - że mocna postawa sygnatariuszy traktatu wersalskiego jest jedynym sposobem zapobieżenia agresji niemieckiej, także pod rzą- dami Hitlera"8 Przekonywanie Zachodu nie było proste, Hitler natomiast doskonale zrozumiał połskie poczynania. Ponieważ jego celem nie były drobne re- windykacje terytorialne, lecz demontaż całego europejskiego porządku, stosunkowo szybko zgodził się na ustępstwa. 18 kwietnia 1933 r. Beck wysłał list do posła polskiego w Berlinie, Al- freda Wysockiego. Pisał w nim m.in.: "Powołując się na polecenie rządu, proszę powiedzieć kanclerzowi, że szereg głosów przypisuje mu, jako kanclerzowi Rzeszy, bądź też jako szefowi partii, tendencje ingerencji w sprawy gdańskie, przeciw prawom i legalnym interesom Polski. Ze strony kanclerza nie widzimy takiej akcji, ale chcielibyśmy zapytać, czy nie uz- nałby on za celowe zakazać publicznie tego rodzaju działań, co usunęło- by wszelkie podejrzenia ze strony Polski. Niesprecyzowanie tego stanowiska stwarzałoby niepotrzebne, naszym zdaniem, trudności i zmu- siłoby nas do wyciągnięcia pewnych konsekwencji." Dalszy ciąg wywodów pozwala sądzić, że byto to nieomal ultimatum. Początkowo zresztą Beck nosił się z zamiarem wysłania w specjalnej mi- sji do Berlina podsekretarza stanu, Szembeka, ostatecznie jednak zada- nie to spadło na Wysockiego. Ze swojej misji wywiązał się on nadspo- dziewanie dobrze. Jego rozmowa z Hitlerem 2 maja zaowocowała wspólnym komunikatem, którego projekt ze strony niemieckiej "różnił się zasadniczo od fragmentu mojego (tzn. A. Wysockiego - p.J.M.N.) proje- ktu, przedłożonego Hitlerowi (...), rozszerzał ramy oficjalnej deklaracji na całokształt stosunków między Polską a Niemcami, podkreślając zdecydo- wany zamiar rządu niemieckiego postępowania w ramach obowiązują- cych traktatów."9 Była to zasadnicza zmiana stanowiska niemieckiego, jednocześnie nie zamykająca jednak drogi do wystąpienia z postulatem ewentualnej re- wizji granic. Warto jeszcze zauważyć, że podczas rozmowy Hitler rozwo- dził się nad niebezpieczeństwem rosyjskim i przyrostem demograficznym w ZSRR. Gra była jednak w toku. l wówczas, gdy Wysocki odbierał telefonicz- nie gratulacje od swojego szefa, a zdumiony Zachód studiował tekst ko- munikatu, w Berlinie ogłoszono o potwierdzeniu uprzednich układów ze Związkiem Radzieckim (5 maja). Dotyczyły one współpracy gospodarczej i wojskowej. Znowu zamajaczyło widmo Rapałto. Nie zrażeni Pojący kon- tynuowali naciski i zachęty pod adresem Niemiec Największy ciężar ga- tunkowy wśród tych działań miało bez wątpienia ocieplenie na linii Warszawa - Moskwa. Należy tu uczynić pewne zastrzeżenie. Poprawa stosunków ze wschodnim sąsiadem leżała niewątpliwie w zamiarach Pteudskiego i Be- cka. Tak więc rozpatrywanie ówczesnej polityki wschodniej Polski wyłą- cznie w kategoriach zabiegu taktycznego, skierowanego pod adresem Niemiec, byłoby poważnym błędem. II Rzeczpospolita nie chciała jednak przekraczać dość wyraźnie zarysowanych granic poprawności w stosun- kach z ZSRR. Jednak, jako że polityka zagraniczna państwa stanowi za- wsze integralną całość, polskie gesty pod adresem Moskwy były z uwagą obserwowane w Berlinie, wpływając na stanowisko Hitlera wobec War- szawy. Wiosna i lato 1933 r., jak już stwierdzono, stanowiły najlepszy okres w stosunkach polsko-radzieckich w całym okresie międzywojennym. No- wym postem w stolicy ZSRR został Juliusz Łukasiewicz, beniaminek Be- cka. Zaproszeni przez niego na tradycyjny raut trzeciomajowy goście (a w 1933 r. wyróżniał się on wyjątkowo dobrą obsadą) mieli okazję spotkać jedną z czołowych osobistości polskiego życia politycznego. Na zapro- szenie redaktora "IzwiestF, Karola Radka, przybył bowiem do Moskwy Bogusław Miedziństó, redagujący półurzędową "Gazetę Polską". Już sam kontakt szefów organów rządowych obu państw miałby swoją wagę, a 172 173 przecież nie było tajemnicą że obaj redaktorzy należeli do najściślejszych elit decyzyjnych swoich państw. Rozmowy tych panów odbywały się, rzecz jasna, za wiedzą i zgodą PHsudskiego oraz Stalina. Głównym zadaniem Miedzińskiego było przekonanie strony radziec- kiej, że Polska nigdy nie zgodzi się na sojusz z Niemcami, sKierowany przeciwKb ZSRR. W Moskwie usłyszał on jednak propozycje daleko idą- cej współracy politycznej. Podobne sugestie padły pod adresem naczel- nika Wydziału Wschodniego MSZ, przyjaciela Becka (a wcześniej szefa II Oddziału), Tadeusza Schaetzla, Sprecyzował je ostatecznie Radek, rewizytując w lipcu Miedzińskiego. Zaproponował on formalny sojusz wojskowy i układ gwarantujący niepodległość państw bałtyckich, swoim ostrzem, oczywiście, skierowany przeciwko Niemcom. Nader chara- kterystyczna była również trasa podróży Radka. Poza rodzinnym Tarno- wem oraz Warszawą i Krakowem odwiedził Śląsk, Pomorze i Wielkopolskę. Było to wyraźne podkreślenie zainteresowania współpra- cą antyniemiecką. Wszystkie propozycje Radka, podobnie zresztą jak delikatną sugestię legalizacji KPP, strona polska w uprzejmy sposób uchyliła. Dowodziło to, że Warszawa nie zamierza wychodzić poza nor- malizację wzajemnych stosunków. Ocieplenie trwało jednak nadal. Ożywiła się wymiana kulturalna, od- bywały się wizyty przedstwicieli wojska. Na czofo wspólnych interesów obu stron wysunęło się bowiem w tym czasie obalenie krystalizującej się idei tzw. Paktu Czterech. Wysunięta przez Mussoliniego koncepcja poro- zumienia mocarstw europejskich (Włoch, Niemiec, Francji i Wielkiej Bry- tanii) z perspektywy Warszawy i Moskwy wyglądała bardzo groźnie. Przede wszystkim stwarzała groźbę równouprawnienia Niemiec we wszystkich płaszczyznach życia międzynarodowego, a więc także w dziedzinie zbrojeń. Można się było również obawiać, iż niemieckie rewin- dykacje terytorialne znajdą pełne poparcie "koncertu mocarstw". Po dru- gie zaś, ZSRR, pretendując do rangi wielkiego mocarstwa (miał ku temu wszelkie dane w odróżnieniu od Polski), uważał Pakt Czterech za próbę "wypchnięcia" państwa radzieckiego poza obręb Europy. Dyplomacje Polski i ZSRR miały więc jak najgorsze mniemanie o pakcie i zwalczały go na wszelkie sposoby. Częściowo także sprawa tzw. wojny prewencyjnej wiązała się z Pa- ktem Czterech oraz serią nacisków na Berlin. Beck był nawet skłonny udać się do Pragi i Belgradu, by przedyskutować ewentualne wspólne posunięcia "antypaktowe". 24 marca 1933 r. poseł czechosłowacki w Warszawie został poinformowany o zamiarze Becka wyjazdu do Pragi i chęci spotkania z Beneśem oraz prezydentem Masarykiem. "Ale nim zdążyłem do Pragi dojechać - wspominał Beck z irytacją - już Beneś zdą- żył ztożyć czotobitną deklarację wobec, czterech mocarstw.czyniąc tym samym nasze porozumienie bezprzedr^c.,^ - jedyna chyba poważ- niejsza próba porozumienia się Warsz^ z Pragą p^^ mjnisterium Becka została zaprzepaszczona: Pakt czterech został wprawdzie paryowany j podpi^ny (15 |ipca) ate rozbieżności pomiędzy sygnatariuszamij zwłaszcza w kwestii austriackiej, sprawiły, że nigdy nie doszło do jego ^(^1. Czym ^ ^^ •K^a ktu, udowodnił jednak w pięć lat później ukted monachijski. Trudno się dziwić niechęci Potoki do tego typu mecharlizmu decyzji międzynarodowych. We wrześniu, przed swoją pierwszy ofjcjalną w^ w Paryżu j jesien_ na sesją Ligi Narodów, Beck odbył z Pi^^m konferencję na temat stosunków z Niemcami, Wnioski były optymistyczne. Uznano iz Hitl6r . ^ reformator iTWSTucjonista" - potrzebu^ zewnętrznego spokoju, jak również, że z nazistami można "prowadzić ^ dy^ję na $are tem0ty". Pod koniec września, jadąc do Ge,^ Beck na dwa dni zatrzymał się w Paryżu. Od dłuższego czasu 8^ ^^ ^biegała o oficjalne przyjęcie nowego ministra w stolicy F^JJ Wizyta zaczęła się od przy- krego zgrzytu, gdyż na dworcu nie oc,zekiwał B^^ jak ^^ ^ : minister Joseph Paul-Boncour, ale 1^^^ urzędnik MS2 Qeck odczuł to jako policzek, tym bardziej ^e . ^^ formalnych uprzejmości czynionych późmej - Francuzi nie mie^ ^ zaproponowania niczego rozsądnego. Nadal chcieli traktować Po\&ką -^k Wienta nie ^0^ własnych wobec niej zobowiązań. Dużo bardziej owocne okazały s^ ^mowy nad Lemanem Beck spotkał się tam z ministrem Konstant^ Neurathem oraz wschodzącą gwiazdą hitlerowskiego reżymu, Jos^^ Goebbelsem. Z obu s*ron po- jawHy się ostrożne sugestie uregulo^^ stosu^ów między Polską a Cała sprawa nabrała aktualności już ^ j^ dnj^h, ponieważ Niemcy, wykorzystując jako pretekst przyznanie im ^wa do dozbrojenia dopiero w przyszłości, ogłosili wyst^e z Ligi Narodów. Polacy wykorzystali 1o natychmiast do usztywnjenia stanowiska w rokowaniach gospodarczych, ale prasa przyjęła 00^^ 3^^ nadzwyczaj spokojnie. Niemcy z kolei, mimo ostrej kry^ ^ poczynań ze strony ZSRR wznowili po kilku dniach zawieszone od p^ miesięcy kontakty prasowe ze Związkiem Radzieckim, wyciągają, stary straszak "linii Rapalto" Miał jednak rację Wojciechowski, ^ pisar -Wobec tych wypadków jak też znacznego odprężenia w st(^unkach polsko-niemieckich znikła wisząca nad Polską zmora rewizji granicy poisko-niemieckiej jako skutku porozumienia Niemiec z Zachodert, Pdska po,^ ^^^ ^^ znalazła się też w korzystnej sytuacj. byte w forrnalnie poprawnych sto- 174 175 sunkach z sąsiadem wschodnim, polepszała swe stosunki z sąsiadem zachodnim, naprawiała też atmosferę w stosunkach polsko-francuskich. Nadchodził więc okres dokonania ostatecznego wyboru."11 Dyskusyjna wprawdzie jest teza, że Polska stała wobec rzeczywis- tych możliwości wyboru, ponieważ ZSRR oferował sojusz o obliczu anty- niemieckim, a Francuzi nie bardzo chcieli się angażować w Polsce. Niemcy oferowali, przynajmniej pozornie, najlepsze warunki, toteż już na początku listopada 1933 r. nowy poseł w Berlinie, młody Wielkopolanin, Józef Lipski, odbył rozmowę z Piłsudskim. Marszałek udzielił mu instru- kcji, dotyczących rozmów z Hitlerem. Wywód nowego przedstawiciela Polski miał sprowadzać się do stwierdzenia, że jednym z fundamentów bezpieczeństwa Polski była współpraca państw w ramach Ligi Narodów. Wobec wystąpienia Rzeszy z tej instytucji, należałoby znałeźć sposób wyrównania tego elementu bezpieczeństwa w drodze kontaktów bezpo- średnich. Kanclerz w rozmowie z Lipskim zgodził się z tą sugestią. Komu- nikat po rozmowie zawierał wyrzeczenie się siły we wzajemnych stosunkach i zapowiedź podobnej regulacji traktatowej. Pełnym tokiem ruszyły przygotowania do paktu o nieagresji. Chara- kterystyczne, że spotkały się one z wyraźnie niechętną postawą Francji i Wielkiej Brytanii. Nader interesujące były również komentarze do komuni- katu z prasy polskiej i niemieckiej. "Gazeta Polska" - na osobiste polece- nie Becka - sugerowała, że Niemcy uznają tym samym powersalskie, terytorialne status quo,12 Prasa hitlerowska natomiast podnosiła rolę przyjaźni z Polską, ale nie zająknęła się nawet o uznaniu granic. Niemcy, godząc się na formułę traktatową, zamierzali oczywiście upiec parę pieczeni przy jednym ogniu. Przede wszystkim chodziło im o zyskanie życzliwej neutralności Warszawy wobec planów zbrojeniowych i agresywnej polityki. Po drugie, normalizując stosunki z Polską, zamierzali uspokoić opinię międzynarodową, przyzwyczajoną do tradycyjnego anta- gonizmu polsko-niemieckiego. Wreszcie: bardzo chcieli poróżnić Polskę ze Związkiem Radzieckim i Francją. Stąd m. in. wzięła się ostatecznie for- muła deklaracji, a nie paktu o nieagresji. Ekspert Auswartiges Amt sugerował: 'Sformułowania deklaracji są swobodniejsze, nie osłabiają przy tym prawnej strony wyrzeczenia się użycia siły i stanowią kontrast ze zgranymi klauzulami paktu o nieagresji. Przypuszczalnie więc Polacy nie będą uważali za absolutnie niezbędne wprowadzenie do tekstu deklaracji klauzuli o utrzymaniu w mocy trakta- tów dotychczas zawartych."13 Chodziło oczywiście o sojusz polsko-fran- cuski i pakt o nieagresji ze Związkiem Radzieckim. Już 20 listopada projekt niemiecki był gotowy i poseł Mottke wręczył go Piłsudskiemu. Ten przekazał dokument do analizy Beckowi, który z kolei postanowił trochę Niemców poszantażować i w instrukcji dla Li- pskiego stwierdzał, że projekt wymaga "gruntownej analizy". W języku dyplomatycznym znaczy to tyle, co zwłoka. Jednocześnie ożywiały się kontakty na linii Warszawa - Moskwa, ponieważ strona radziecka złożyła właśnie formalną propozycję traktatu gwarantującego niepodległość kra- jów nadbałtyckich i przez celową niedyskrecję przekazała tę wiadomość do prasy. Porozumienia polsko-niemieckiego wprawdzie to nie storpedo wato, ale na tyle zaniepokoiło Berlin, że zgodzono się tam na najważ- niejsze z proponowanych przez Polskę poprawek. Ostatecznie 22 stycznia Beck (i Pfeudski) aprobował tekst traktatu. Tego samego dnia zaakceptował go również Hitler i 26 stycznia Lipski oraz Neurath podpi- sali dokument. W kilka dni po podpisaniu deklaracji minister Beck wsiadł do pociągu, wyruszając z ważną wizytą dyplomatyczną. Jej kierunek mógł wydawać się zaskakujmy. Szef polskiej dyplomacji udawał się bowiem do Moskwy. Formalnie rzecz biorąc rewizytował stolicę ZSRR po odwiedzinach w Warszawie ludowego komisarza spraw zagranicznych, Gieorgija Czicze- rina. Pretekst był wszakże mocno naciągany, zważywszy, że Cziczerin był w Polsce we wrześniu 1925 r. Jak stwierdził Andrzej Skrzypek: "Pra- ktycznym celem podróży Becka była demonstracja, że przez zawarcie polsko-niemteckiet deklaracji stosunki pdsko-radzieckie bynajmniej nie uległy pogorszeniu."^ W stołicy ZSRR przyjmowano Becka bardzo ciepło. Był przecież pier- wszym europejskim ministrem spraw zagranicznych, odwiedzającym ofi- cjalnie Związek Radziecki. Politycy w Moskwie nie wyzbyli się również nadziei na bliższą współpracę z Polską. W ciągu trzech dni (13 -15 lute- go) Beck rozmawiał kilkakrotnie z szefem radzieckiej dyplomacji, Maksi- mem Litwinowem, oraz z premierem, Wiaczestawem Mototowem, Spotkał się również z Mikołajem Kalininem oraz ministrem obrony ZSRR, Klimentem Woroszytowem. "Rozmowy polityczne były długie, ale bardzo ogólnikowe i nowych elementów dla naszych stosunków nie wniosły"' - wspominał w Ostatnim raporcie. Beck ściśle wykonywał polecenie PHsudskiego, który zastrzegał się przed wizytą, "ażeby się nie dać wciągnąć na śliskie tory kolaboracji poli- tycznej z Sowietami". Optymizm polski dość znacznie odbiegał od tonu oceny Litwinowa. Ludowy komisarz spraw zagranicznych w notatce spo- rządzonej dla Stalina pisał m. in.: 'Trzeba uważać, że współpraca z Pol- ską w stosunku do Niemiec w najbliższym czasie odpada. (...) Wypada uznać, że Polska uważa się w najbliższym czasie za zabezpieczoną od strony Niemiec. Nie wynika z tego, że Polska zawarta już jakiekolwiek taj- ne porozumienie z Niemcami. Możliwe, iż z rozmów z Niemcami Polska 176 177 wyniosła przekonanie o możliwości zawarcia takiego porozumienia w tym momencie, w którym Polska tego zechce. W każdym razie Polska speku- luje na tych możliwościach, jakich oczekuje od naszego zderzenia z Ja- ponią. (...) Gdyby uznać, że poprzednie rozmowy Polaków z Radkiem miały szczery i poważny charakter, to niewątpliwie uznać by trzeba obec- nie poważny zwrot w orientacji polityki Polski."15 Litwinów stwierdzał rów- nież, że nie widzi możliwości współpracy z Polską na terenie krajów nadbałtyckich, a zbliżenie z ZSRR stanowi element maskujący w nowej orientacji politycznej Rzeczypospolitej. Notatka ta wskazywała, że polsko-radzieckie zbliżenie osiągnęło już swoje apogeum i we wzajemnych stosunkach należy oczekiwać pewne- go niżu. Polityka polska, aczkolwiek wyznaczana przez stosunki z wielkimi są- siadami, rzecz jasna nie ograniczała się do tych kontaktów. W1933 r. do- szło do bardzo charakterystycznego dla metod politycznych Becka incydentu z Włochami. Jednym z głównych celóyy-polskiej dyplomacji w połowie lat trzydziestych było wywrócenie tzw. Paktu Czterech. W związ- ku z tym wiosną 1933 r. Beck polecił świeżo mianowanemu ambasadoro- wi przy Kwirynale, Jerzemu Potockiemu, aby zrzekł się tej godności. Potocki miał oficjalnie umotywować swój krok tym, że "podjął się swej misji w Rzymie z założeniem, że ma pogłębić tradycyjnie przyjazne stosunki miedzy Polską a Włochami; wobec tego jednak, że nowa polityka włoska godzi w żywotne interesy międzynarodowe Polski, nie czuje się na siłach do objęcia stanowiska." Nowym przedstawicielem Polski w Rzymie zo- stał Alfred Wysocki, świeżo opromieniony sukcesem rozmowy z Hitlerem i zapoczątkowaniem ocieplenia w stosunkach polsko - niemieckich. Sama demonstracja została obliczona całkiem dobrze, gdyż Wysocki został w Rzymie przyjęty bardzo ciepło, z honorami większymi niż nowy ambasador francuski. Oczywiście, to wszystko nie miało większego wpły- wu na przebieg wydarzeń związanych z Paktem Czterech, ale pewien su- kces prestiżowy pozostał. Za sukces poczytywał sobie Beck również rozwój stosunków z Cze- chosłowacją. Niewątpliwie wzajemna rezerwa obu państw została prze- rwana - jak określił to minister - "czułymi oświadczeniami pod adresem Polski". Rozmawiając w Genewie (19 l 1934 r.) z Beneśem, przyjął jed- nak Beck ton raczej ostry i nie dopuszczający pomysłów porozumienia. Relacja zawarta w Ostatnim raporcie stanowi przede wszystkim wylicze- nie polskich pretensji pod adresem Pragi i wszelkiego rodzaju spraw spornych. Przy okazji zaś ujawnia pogardę wobec Czechosłowacji jako państwa, które bezzasadnie rości sobie pretensje do "uprzywilejowanej pozycji" w naszej części Europy. Warto z tej rozmowy wywołać jedną kontrowersję, dość dobrze charakteryzującą różnice między dwoma poli- tykami, darzącymi się wzajemną i głęboką niechęcią. "Ja jestem realistą; o wszystkim decydują problemy ekonomiczne - oświadczył mi dr Beneś. - Odpowiedziałem mu, że zamknąwszy oczy na znaczenie imponderabi- Itów, w dzisiejszej epoce nie można mówić o realizmie politycznym." Nieodległa przyszłość miała pokazać, że w jakimś sensie obaj mieli rację. Kiedy na granicach ich państw pojawiły się hitlerowskie wojska, w jednym wypadku zbrakło armat, a w drugim - woK ich użycia. Na razie jednak Beck, mając w rękawie asa w postaci gotowej już deklaracji pol- sko-niemieckiej, mógł pouczać nie lubianego Beneśa. W omawianym okresie wyłączne i całkowite kierownictwo polskiej po- lityki zagranicznej spoczywało w rękach PHsudskiego. Marszałek osobi- ście kilkakrotnie instruował Lipskiego w czasie rokowań na temat paktu o nieagresji z Niemcami. Dwukrotnie rozmawiał z prezydentem Senatu Wolnego Miasta Gdańska, Hermannem Rauschningiem, przebywającym w Polsce w roli osobistego wysłannika Hitlera. Nawet instrukcji dla Wy- sockiego, wyjeżdżającego na nie najważniejszą placówkę rzymską, udzielił Ptłsudski osobiście. Beck w tym czasie był tylko wykonawcą poli- tyki Marszałka. Nie zmienia to w niczym faktu, że najmłodszy ze znaczących w polity- ce europejskiej ministrów spraw zagranicznych (miał 38 lat obejmując urząd) mógł dostać zawrotu głowy od sukcesów. Polska, uprzednio za- grożona na prawie wszystkich granicach, z konieczności wisząca u fran- cuskiej klamki, w krótkim czasie unormowała swoje stosunki z wielkimi sąsiadami (stając się wręcz obiektem awansów), mogła sobie pozwolić na bicie pięścią w stół wobec Włoch; o względy Warszawy zabiegały Pra- ga i Bukareszt. Nawet sojusznicza Francja musiała zacząć się liczyć ze zdaniem polskiego ministra. Beck był obiektem zainteresowania w Lidze Narodów, fetowano go w Moskwie i z lubością łykał pochlebstwa w ro- dzaju powtarzanego przy różnych okazjach w Genewie, że "Polska jest wielkim mocarstwem". Przecież Beck był wciąż jeszcze politykiem niezbyt doświadczonym. Miał więc prawo uwierzyć, iż od początku w polskiej polityce zagranicze- nej tkwiły potencjalne możliwości mocarstwowe, których po prostu nie wy- korzystywał kunktatorski i gnuśny Zaleski, że twarda i dynamiczna polityka jest jedyną receptą na sukces. Tymczasem początek jego mini- sterium zbiegł się z okresem wyjątkowej koniunktury dla Polski. Pojawie- nie się nieobliczalnego reżymu hitlerowskiego w Niemczech sprawiło, że Polska stała się nagle obiektem zainteresowania Europy. Hitler doprowa- dził do załamania się tej linii polityki niemieckiej, której symbolami były Rapallo i Locamo. W środku naszego kontynentu dopiero zaczynała się 178 179 wykuwać nowa konfiguracja polityczna. Udział w niej Polski był pożądany przez każdą ze stron. Ówczesna Rzeczypospolita stanowiła czynnik (za- równo pod względem wojskowym, jak i politycznym) ważący na sytuacji w środku Europy. Błędem Becka było natomiast niedostrzeganie, iż ta bajeczna koniunktura nie będzie trwała w nieskończoność. Ryzykowne balansowanie między Berlinem a Moskwą już na początku 1934 r. prze- stawało przynosić pozytywne rezultaty, o czym wymownie świadczy cyto- wana notatka Litwinowa. Co gorsza, zmieniła się również koniunktura militarna. Program dozbrojenia armii, realizowany w ZSRR, a zwłaszcza w Niemczech, dosłownie z miesiąca na miesiąc zmieniał na naszą nieko- rzyść stosunek sił. Czynnik ten należało koniecznie brać pod uwagę przy konstruowaniu planów na przyszłość W ówczesnym świecie obowiązywała jeszcze zasada "pacta sunt ser- vanda" i unormowanie stosunków z wielkimi sąsiadami bardzo wzmocniło międzynarodową pozycję II Rzeczypospolitej. Widomym tego dowodem stała się wizyta w Warszawie ministra spraw zagranicznych Francji, Louisa Barthou (22-23 IV 1934 r.). Dotych- czas Francuzi traktowali Polskę niemal jak kraj zależny. Przyjmowano - i owszem - w Paryżu polskie wizyty, natomiast żaden z szefów dyplomacji francuskiej nie pofatygował się do Warszawy. Wizyta zaczęła się wszak- że od dyplomatycznego zgrzytu, stanowiącego rewanż Becka za nieta- ktowne przyjęcie w Paryżu. Na dworcu oczekiwał francuskiego ministra jedynie podsekretarz stanu. Później jednak - zgodnie zresztą z instrukcją PHsudskiego - przyjmowano Barthou ze wszystkimi honorami. Polityczny bilans odwiedzin był natomiast skromny. Minister przyjechał do Polski z projektem jej współudziału w tzw. pakcie wschodnim, pomyślanym jako replika Locamo w Europie wschodniej. Wedle założeń francuskich i ra- dzieckich projektodawców paktu jego sygnatariuszami miały być, obok dwóch wymienionych państw, Niemcy, Polska, Czechosłowacja i kraje nadbałtyckie. Beck i PHsudski wysuwali obiekcje dotyczące udziału Cze- chosłowacji (w jej miejsce proponowali Rumunię), a przede wszystkim wyrażali jak najbardziej uzasadnione wątpliwości co do zgody Niemiec na uczestnictwo w tak pomyślanym pakcie. Warto może w tym miejscu pokłócić się trochę z Jerzym Krasuskim, który w swoim zgrabnym eseju o międzywojennej polityce zagranicznej Polski stwierdził: "Nigdy bowiem nie padła myśl, że pakt wschodni mógłby być zawarty bez Niemiec, czyli wyraźnie przeciwko nim."17 Być może taka polityka była obca Francuzom, choć Barthou był za starym lisem, by mieć zbyt wiele złudzeń. Na pewno zaś nie miała ich dyplomacja radzie- cka, która forsując ideę paktu wschodniego, widziała w nim przede wszy- stkim tamę dla zaborczych planów Hitlera. Ze strony Polski zadziałał w tym wypadku, po raz pierwszy wyraźnie, syndrom niechęci do narażania się zachodniemu sąsiadowi. Polska za- dowolona z ułożenia stosunków z Hitlerem, nie chciała przyłączać się do rozmów, które na milę pachniały zamiarem okrążenia Rzeszy. Jeśli więc można mówić o negatywnych skutkach paktu ze stycznia 1934 r. w kate- goriach taktyki politycznej, to ów syndrom był bodaj najwyraźniejszy. Stro- na polska bardzo chciała traktować stosunki z Niemcami jako constans, podczas gdy w rzeczywistości podlegały one nieustannej ewolucji, zate^ żąc przede wszystkim od realnego układu sił. Tego w Warszawie jakby nie chciano przyjąć do wiadomości. Oczywiście, idea paktu wschodniego była niewykonalna ze względu na zadadniczy sprzeciw Niemiec i brak entuzjazmu małych, potencjal- nych sygnatariuszy do okrążania Rzeszy. Pojący niepotrzebnie jednak brali na siebie część odium za załamanie idei paktu. TJarażali się pjzy tym na zarzut seteetnej współpracy z Niemcami - nie po raz pierwszy i nie ostatni. A Beck znowu solidnie naraził się Francuzom. W czerwcu 1S3ir. spotkał się z ministrem Barthou ponownie, tym razem w Genewie. W roz- mowie dość twardo przedstawił polskie obiekcje wobec paktu wschodnie- go, co Francuza doprowadziło do takiej furii, że wyszedł w trakcie rozmowy, pozostawiając jej kontynuowanie swoim urzędnikom. Sam projekt paktu był związany nie tylko z osobistymi zamysłami mi- nistra. W 1934 r. Paryż, zdając sobie sprawę ze słabnięcia własnej pozy- cji w "koncercie mocarstw", zaangażował się mocno na rzecz wprowadzenia Związku Radzieckiego na arenę polityki europejskiej. Najwyraźniejszym objawem tej współpracy stało się pirzyjęeję ZSRR do Ligi Narodów. Powrót wschodniego sąsiada Polski do grona mocarstw Europy nie budził oczywiście w Warszawie entuzjazmu, ale trudno było w sposób efektywny przeciwstawić się takiemu biegowi wypadków. RoJacy, robiąc więc dobrą minę do złej gry, głosowali za przyjęciem ZSRR do Ligi. Beck wykonał tylko prestiżowy gest, warunkując wobec Moskwy - i szero- ko to rozgłaszając - swoją zgodę uprzednim uroczystym potwierdzeniem przez Związek Radziecki wszystkich układów zawartych z Polską. Ta mocno reklamowana operacja nie dała zbyt wiele w sensie dyplomatycz- nym, natomiast stanowiła (zwłaszcza jej publicystyczny charakter) niepo- trzebną złośliwość, mającą obniżyć "triumf sowiecki" w oczach Europy. Jednocześnie minister uczynił gest dużo ważniejszy z politycznego punktu widzenia. Biorąc za pretekst wejście ZSRR do Ligi, Polacy zapro- ponowali, by traktaty mniejszościowe rozszerzyć na wszystkich członków genewskiej instytucji. Oczywiście, mocarstwa nawet nie chciały o tym sły- szeć. Beck, rzecz jasna, tego właśnie się spodziewał i 13 września_ojjosjL z trybuny zgromadzenia Ligi, że wobec niechęci wszystkich członków 180 181 poddan ia się tym samym rygoro m, Polska \^povw adate^ wojejob owią- zania^w ynikajac e z traktató w. Było to zrealizo wanie^ jednego z punktó w progra mu polskiej polityki zagranic znej, omówio nego na konfere ncji z PHsuds kim w grudniu 1931 r. Zresztą i tym razem Beck kontakt ował się w czasie sesji z Marszał kiem, uzyskuj ąc aprobat ę swojego posunię cia. Wrażeni e, w świecie wywołał o ono natomia st feteJne __W tym wypadk u nie chodziło nawet o meritum sporu, poniew aż oba państw a zaintere sowane losem mniejsz ości w Polsce, czyli Niemcy i ZSRR, nie należały w tym momen cie do Ligi (Związe k Radziec ki został przyjęty 5 dni później). Sposób jednak_ zatetwie nia sprawy przez Becka wykazy wał łudzące podobie ństwo do metod stosowa nych przez państwa agresyw ne: Niemcy, Japonię i Włochy. Wprawd zie minister próbow ał pozyska ć do współpr acy w obaleni u traktatu mniejsz ościowe go Czecho słowację , ale robił to - słusznie zresztą - bez przekon ania. Zatr zymaws zy się w drodze powrotn ej z Genewy w Moszez enicy pod Żywce m, gdzie wypocz ywał Pteuds ki, Beck zdał mu krótką relację ze swoich poczyn ań. Marszał ek był bardzo zadowol ony i kolejny raz mocno chwalił swojego "najzdol niejszeg o ucznia". Minister wziął również udział w przygot owaniu gry wojenn ej, która miała się obracać wokół problem u reakcji polskiej w razie rozpadu Czecho słowacji . Nazywa jąc rzecz po imie- niu - było to przygot owanie do zbrojnej okupacji Śląska Cieszyń skiego." Mija ły dwa lata od objęcia przez Becka kierown ictwa polskiej dyplo- macji. W pocz^ku Jłstopad a nastąp Ho jeszcze jedno znamie nne wydarz enie. Poselst wo niemiec kie w Warsza wie zostało podnies ione do rangi afl^asa d^Cora z znaczni ejsza część Europy przyglą dała się Polsce jako aliantow i Niemiec . Doty chczaso wa struktur a polityki europej skiej rozsypy wała sią L dnia na dzień, a w Polsce zabrakł o dotychc zasowe go kierowni ka całokszt ałtu polityki. PHsudsj fl nie zdołał przyjąć już francus kiego ministra spraw za- gmiczny ch, Pierreła Lavala, który przebyw ał w Warsza wie na początk u maja 1935 r. 10 maja telefonic znie wywołał Becka z przyjęci a wydane go na cześć francus kiego ministra . Beck, tak jak stał, we fraku i przy orde- rach, pojechał do Belwed eru. Usłyszał od gasnące go, starego człowiek a: "Kochan y, kochany Beck." Potem długo opowiad ał o rozmow ach z Lava- lem, nie wiedząc nawet, ile z jego wypowi edzi dociera do umieraj ącego Marszał ka. "Starał się dobywa ć swobod nego tonu, silił się nawet na uśmiech y - notował Mieczys ław Lepectó - ale ja widziałe m, jak mu drżały usta."19 Podobni e jak wielu innych ten twardy oficer i aroganc ki niekiedy minister kochał owego starego człowie ka jak ojca. Był jednym z bardzo nieliczny ch, którzy zaznali od Ptłsudsk iego ojcowski ego uczucia. 1 8 2 Było to ostatnie spotkani e Becka z PHsuds kim. Dwa dni później w mieszka niu państwa Becków zadzwo nił telefon. "Doznał em uczucia prze- rażenia - zapisał obecny tam wówcza s Wiktor Drymme r - jak automat po- spieszył em za ministre m Beckie m do gmachu Rady Ministró w. Ukazał nam się błady i głęboko wzruszo ny pułkown ik Sławek. Szedł na Zamek zawiado mić prezyde nta Mościcki ego."20 Zau ważmy, kto został najpierw zawiado miony o zgonie Marszał ka - Sławek i Beck, dwaj najwiern iejsi i sprawuj ący w tym czasie kluczow e stanowis ka rządowe . Dla obu śmierć Marszał ka była tragedią, zarówno w wymiarz e osobisty m, jak i "polrfyćż hym Obaj byli zszoko wani, a równo- cześnie najgłębi ej wewnętr znie zobowią zani do realizacji testame ntu Pił- sudskie go. Poniewa ż takowy nie został sformuło wany na piśmie, musieli realizow ać to, co w ich wewnętr znym przekon aniu byto tym testame ntem. Ten moralny imperaty w związał im ręce, pozbawił ich działani a elastycz ności konieczn ej dla polityka. Za niemożn ość realizacji testame ntu Pteud- stóego Sławek zapłacił śmiercią samobój czą."21 Beck - gorszą chyba, choć naturaln ą, na rumuńsk im wygnani u. Swoj ą polityczn ą samodzi elność rozpocz ął Beck od wizyty w Berlinie. Częścio wo był to wynik zbiegu okoliczn ości, gdyż odwiedzi ny w stolicy Niemiec zapowie dział jeszcze przed śmiercią PHsudsk iego. Ale taki kierunek pierwsze j podróży dyploma tycznej samodzi elnego szefa polskiej dy ptomacji miał swoją wymowę . Minister zdawał sobie sprawę z tego i - jak notował Szembe k myślał o równocz esnej podróży do Paryża i Berlina. Ostatecz nie jednak zrezygn ował z francuski ej części swojego planu. W Niemcze ch zgotowa no mu przyjęcie pierwsze j kategorii - z kompa- nią honorow ą, dywana mi, rautami eto. - zastrzeż oną zwykle dla szefów państw. Same rozmow y były pełne powtarz anych przez Hitlera pokojo- wych frazesów i deklarow anej woli budowa nia jak najlepsz ych stosunkó w z Polską. Między wiersza mi jednak pojawiły się znowu sugestie o jakimś zbliżeniu , może nawet wojskow ym, o ostrzu antyradz ieckim. Wprost zaś obaj rozmów cy zgodzili się, iż dyktatur a jest najefekty wniejszą formą rządów, a Liga Narodó w - zmursza łym i śmieszn ym teatrem marionet ek. Gda ński baromet r stosunk ów polsko- niemieck ich wykazy wał tymcza- sem, że berliński partner postano wił wypróbo wać odporno ść Polaków , osłabion ych śmiercią Ptłsudsk iego. Spór o reglame ntację waluty i upraw- nienia celne w Gdańsk u dłużył się w nieskońc zoność. Tymcza sem utrzy- manie tej sytuacji przez dłuższy czas - jak notował Beck - "wyrzuc ałoby definityw nie miasto i port gdański poza obręb naszego obszaru celnego" . Na to, oczywiśc ie, Polska pozwolić sobie nie mogła, l chociaż dokume nty wskazuj ą, że sprawa gdańska została, przynaj mniej częścio wo, sprowo- kowana przez ludzi związan ych z tradycyjn ym ruchem nacjonali styczny m (Deutschnattonale) dla osłabienia rzekomo propolskiej tendencji Hitlera, to mamy prawo wątpić, czy wbrew kanclerzowi ciągnęłaby się tak dłu- go.22 Polacy wykazywali jednak konieczną stanowczość i 8 sierpnia, do- słownie na dwie godziny przed odpłynięciem Becka z Gdyni do Helsinek, porozumienie między Rzeczpospolitą a Wołnym Miastem zostało podpi- sane. Należy jeszcze dodać, że latem 1935 r. Polska (i osobiście Beck) sta- nowiła obiekt sporego zainteresowania międzynarodowego. W odróżnie- niu od sytuacji sprzed kilkunastu miesięcy było to jednak zainteresowanie o wymiarze poniekąd negatywnym. Zarówno ZSRR, jak Francja i Wielka Brytania były zaniepokojone widocznym ociepleniem na linii Berlin - War- szawa. Liczono się dość powszechnie, że z chwilą śmierci Prtsudskiego kurs ten, szalenie w Polsce niepopularny, ulegnie zmianie, a przynajmniej złagodzeniu. Repliką Becka był okólnik, wysłany do wszystkich placówek zagranicznych. Stwierdzał on, że już w końcowym okresie życia Marszał- ka twórcą (a nie tylko wykonawcą) polskiej polityki był Beck, tak więc na tym polu nic nie ulegnie zmianie. W jakimś sensie minister czynił się oso- bistym gwarantem stabilności postawy MSZ. Było to o tyle ważne, że z kręgu Generalnego Inspektora Stł Zbrojnych (gen. Rydza - Śmigłego) wy- chodziła coraz ostrzejsza krytyka poczynań Becka, sformułowana przez samego Rydza już we wrześniu 1935 r. Czas rzeczywistych sukcesów ministra dobiegał jednak końca. Silna pozycja Polski wynikała częściowo ze sztucznie utrzymywanej słabości militarnej wielkich sąsiadów, częściowo zaś z chwiejnej równowagi w Eu- ropie, zltórej wypchnięto ZSRR, a sprawy sporne regulowały mocarstwa na forum Ligi Narodów. Początek roku 1536 był okresem wyraźnej ofensywy politycznej państw agresywnych. Hitler po raz wtóry, po wprowadzeniu obowiązku powszechnej służby wojskowej, postanowił zagrać va banąue. 7 marca wypowiedział bowiem układy tokameńskję, a wojska^niemieckie zajęły zdemilitątyzpwaną dotąd Nadrenię. Polska znalazła się w sytuacji, mó- wiąc delikatnie, niewygodnej. "Podstawowym problemem było pytanie, czy pogwałcenie paktu reńskiego i traktatu wersalskiego wywoła stanow- cze wystąpienie mocarstw zachodnich - pisał Jerzy Krasuski - i czy Hitler zostanie zmuszony do cofnięcia się. Gdyby to miało nastąpić, Polska mu- siałaby porzucić politykę współpracy z Niemcami. Dla Becka było jednak od początku jasne, że nie stanie się absolutnie nic..."23 Zagrał więc nie-całkiem uczciwie. Zawiadomił sojusznika francuskie- go, że w razie potrzeby Polska jest gotowa wykonać swoje zobowiązania sojusznicze. Kilka godzin później polecił ogłosić agencji prasowej "Iskra", słusznie uchodzącej za tubę MSZ, że Locamo ma w Polscy ^ s^wę i krok niemiecki został przyjęty w Warszawie ze zrozumienie^ zasugero wano również delikatnie, iż to nie Francja została napadnie^ ^ zacho dzi więc "casus foederis". Y Trudno się dziwić, że zirytowani Francuzi odbili pJtejgpzkę, rozpo- wszechniając treść polskiej deklaracji gotowości wystąpie^g przeciwko Niemcom. Równocześnie stwierdzili ustami ambasadora Lej^g No§|ai że teraz - w razie konfliktu z Niemcami - Francja nie będzie , ^0$% przyjść Polsce z pomocą Jakiś czas w dwóch stołkach, czterech. Zaczyr Nadrenii było w l niej Piteudski mówił o trudnościach^ siedzenia na K w połowie lat trzydziestych próbow^ siedzieć na ;dnak z nich pomału spadać. Następ(pstwern spraWy \c^Jym razie popsucie się stosunków Pc.^^ zarówno z Niemcami, jak i z Francją. tempa negocjacj wersją Locamo. renii, z perfidną litaryzację, jeśli Wiedzieli oczyw błoto ogromnyc wstała więc kor nów paktów g\ Brytanię, Francj Minister próbował naprawić swój błąd, lansując ideę^ tzw> trzeciego członu paktu za-! odniego. Natychmiast po okupacji N^^j nabrary id tzw. paktem zachodnim, mającym t)^ poprawioną ncy bowiem, doprowadziwszy do remnj|jtaryzacji ^ad-zelnością zaproponowali, że zgodzą się na jej demi. :, samego dokona Francja po swojej stronje qranicv ?, że Francuzi nigdy się nie zgodzą n^a wyrzucenie w iiiardów, włożonych uprzednio w linię Maginota Po-apozycja angielska, sugerująca zawa^jg dwóch czło- incyjnych, z których pierwszy obejr^^gjpy vWelką Jiemcy, drugi zaś - Niemcy, Włochy i Pprancię Pod koniec i a36 r. Beck zaproponował trzeci człon teqo paktu bezpieczeństwa, obejmujący Francję, Niemcy i Polskę. Była lto więc jakby reasekuracja traktatów stanowiących podstawy polityki P^skjego ministra: sojuszu z Francją i paktu o nieagresji z Niemcami. "Proje^ trzeciego członu paktu zachodniego stanowił szczytowe osiągniecie l\oncepcji polskiej polityki zagranicznej, reprezentowanej przez Becka. (...) Był to projekt ^ zręczny, co nierealny; był rezultatem modelowych, od)jerwanych ^ realiów posunięć na rozłożonej na biurku europejskiej sz^hownicy dyplomatycznej. Usiłował pogodzić zasadniczo sprzeczne irnteresy Niemiec i mocarstw zachodnich i był wyrazem wyolbrzymionego^ poglądu na rolę Polski w Europie."24 Do komentarza M. Wojciechowskiego trudno dodać, cokolwiek Jak na dłoni widać tu wszystkie słabości polityki Becka. Do tych kłopotów ministra dołączyły się jeszcze prvobiemy na froncie wewnętrznym. Wiosną 1936 r. ostatecznie zakończył ^ f^^ chwiejnej równowagi pomiędzy trzema grupami wewnątrz elity Sanacyjnej. Sojusz 184 185 Mościckjego z gen. Rydzem-Śmigłym doprowadził do eliminacji Sławka. Wyraźnie zwyżkowała natomiast pozycja generała. Na majowym Zjeździe Legionistów zdołał on przeforsować zmianę statutu organizacji, usunięcie Sławka z prezesury (sprawowanej odT9§4 r.) i mianowanie na to stanowisko Adama Koca. Co ważniejsze zaś, Rydz wygłosił na zjeździe programowe przemówienie, zapowiadające konsolidację społe- czeństwa wokół armii, poniekąd deklarując objęcie po PHsudskim nastę- pstwa w dyktaturze. Kilka tygodni później ukazał się okólnik premiera, gen. Felicjana Sławoja-Składkowskiego, mianującego Rydza, wbrew konstytucji, "drugą osobą w państwie". Dla Becka oznaczało to nie tylko komplikację na arenie międzynaro- dowej, nie tylko nawet wyraźne złamanie zasad, którymi kierował się Pił- sudski, ale przecie wszystkim pojawienie się konkurenta do kierowania polską polityką zagraniczną. Rydz-Śmigły wraz z grupą wokół niego sku- pioną wysuwał od pewnego czasu postulat ożywienia sojuszu wojskowe- go z Francją oraz ochłodzenia powiązań z Niemcami. Minister wiedział też zapewne o francuskich naciskach na zdymisjonowanie go i zastąpie- nie kimś milej widzianym w Paryżu, np. Zateskim. Była to myśl hołubiona szczególnie przez ambasadora Noela. Wkrótce Beck miał się zetknąć z pierwszymi oznakami samodzielno- ści politycznej Generalnego Inspektora. Oto w połowie sierpnia przyjechał do Polski gen. Maurice Gamelin, przewidywany we Francji na naczelnego wodza w wypadku wojny. Spotykał się on z Rydzem-Śmigłym oraz roz- mawiał z czołowymi osobistościami polskimi. Sekretnie poruszano rów- nież sprawę dymisji Becka. Dwa tygodnie później Rydz rewizytował francuskiego dowódcę na zamku Rambouillet. Spotkał się we Francji z niezwykle ceremonialnym przyjęciem, był przyjmowany przez prezyden- ta, premiera, generaljcję i ministrów. Wynegocjował również rzecz nie- zmiernie cenną, gdyż znaczną (równą półrocznemu budżetowi Polski) pożyczkę na cele wojskowe. Francuzi nie chcieli jednak angażować się w sprawy polskie zbyt mocno, dlatego też nie poruszano sprawy ewentual- nej dymisji Becka. Ministrowi przypadło tylko niewdzięczne zadanie uśmiechania się do Niemców, niezwykle zaniepokojonych inicjatywą Rydza-Śmigtego, i wy- wodzenie, że całe rozmowy to właściwie nic ważnego. Stronę niemiecką zaś interesowało przede wszystkim, czy nie doszło do jakichś rozmów sztabowych. Trafnie chyba zauważył Teriecki, że w działaniach Becka w nastę- pnych miesiącach widać pewne niezdecydowanie. Linia polityki polskiej przestała bowiem być ustalana wyłącznie przy Wierzbowej i bez względu na to, czy Beck chciał się dogadać z Rydzem z przyczyn oportunistycz- nych, czy zasadniczych, leżało to w interesie polityki polskiej. 5 Zmieniała się również sytuacja europejska. Od lipca 1936 r. trwała wojna domowa w Hiszpanii, w którą bardzo mocno były wmieszane Nie mcy i Włochy, a po drugiej stronie Związek Radziecki. Narastało napięcie na Dalekim Wschodzie, spowodowane agresywną polityką Japonii. Eol ska, jako jeden z nielicznych krajów europejskich, uznała marionetkowe państwo Mandżukuo. utworzone w Chinach przez Japończyków. Nie na stroiło to przyjaźnie do Polski władz radzieckich, zwłaszcza że w samym ZSRR rozpoczynały się na dobre wielkie "czystki". Wyciszanie tonu prasy radzieckiej wobec Polski, jakie nastąpiło po śmierci PHsudskiego, przesta ło obowiązywać Jednocześnie prasa polska nie mogła nie skorzystać z propagandowego prezentu, jakim były wielkie procesy moskiewskie. Tak więc na granicy wschodniej napięcie się raczej powiększyło. Również sto sunki z Rumunią, głównym sojusznikiem w razie starcia na wschodzie, niebezpiecznie się pogarszały. Beckowi, przy współudziale posła Mirosła wa Arciszewskiego, udało się wprawdzie obalić wyjątkowo nie lubianego szefa dyplomacji rumuńskiej, Nicolae Titulescu, ale w Bukareszcie mie szanie się Polaków w sprawy wewnętrzne Rumunii potraktowano raczej chłodno,