tytuł: "Wiersze" autor: Tadeusz Różewicz Kolebka 474 Liryki lozańskie 475 Prześwietlenia 476 Sen Jana 477 Kamieniołom 478 Oczekują na obcego 479 Końbysięuśmiał 480 Ewa 482 * * * (Morze w nocy...) 483 * * * (Ciało moje...) 484 * * * (Para starych ludzi...) 485 Leda 486 W nieznanej mowie 487 Nic 488 Strumień 489 Pisklęta 490 Przenikanie 491 Wiersz pisany o świcie 492 Szkic do erotyku współczesnego 493 Za przewodnikiem 495 Otwierały się drzwi 498 Motyle 499 Od jakiegoś czasu 503 Na motywach meksykańskich 504 Kapitulacja 506 Poemat patetyczny 507 Korekta 508 W teatrze cieni 509 * * * idrae się miękko...) 510 Nowy wiersz 511 Opowiadanie o starych kobietach 512 Larwa 515 Streszczenie 517 Dialog 519 Kurtyny w moich sztukach 521 Melies 523 Frans Hals 525 Wyjście 526 Zamknąłem 528 Wiedza 530 Na odejście poety i pociągu osobowego 531 Zabiegi 532 619 Dziatwa 383 Erotyk z końca XIX wieku 385 Szpagat 337 Erotyk nad Gobi 388 O tej samej porze 391 Fragmenty dwudziestolecia 396 Głos anonima 398 Pisałem 399 Głos anonima Et in Arcadia ego 402 (.Wędrówka dusz 402 2, Blocco per notę 413 3. Defilada 421 Z dziennika żołnierza 424 Nic w płaszczu Prospera Kto jest poetą 434 O pewnych właściwościach tak zwanej poezji 435 Karmienie Pegaza 437 * * *(W katedrze...) 438 Nic w płaszczu Prospera 440 O tej samej porze 441 Biel 442 W róży 444 Mija mnie 446 Opowiadanie dydaktyczne 447 I. Nauka cierpliwości 447 II. Sny 448 III. Początek 452 IV. Spotkanie z Franciszkiem 454 V. Prawa i obowiązki 455 Twarz trzecia Z życiorysu 458 Acheron w samo południe 459 Śmiech 467 * * * (Asyż gniazdo...) 468 Talent 469 Pierwsze jest ukryte 470 * * * (O świcie światło...) 471 Drzwi 472 618 Koncert życzeń 323 Białe groszki 324 Strach 325 Żart patetyczny 326 Szaleniec zrównoważony 328 Życzliwość 330 Pomniki 331 Dopełnienie 332 Płytko prędzej 334 Śmierć 335 Ptak 336 Drobne ogłoszenia liryczne 337 Perswazja 338 Jest tak ukryty 339 Nieznany list 342 Nowe porównania 343 Obcy człowiek 344 Wizja i równanie Wizja i równanie 346 Aniołki jeszcze nie skończone 348 Grzeczność nie jest nauką łatwą 349 Szachownica 350 Wigilia w obcym mieście 351 Pod murem 356 Mgła 358 Zielona róża Walka z aniołem 360 "Bocca delia verita" 362 Zielona róża 364 Kasa pancerna 368 W świetle dziennym 370 Grająca szafa z placu Pigalle 372 Grób Dantego w Rawennie 374 Do serca 375 Propozycja druga 376 Ślepa kiszka 378 * * * (Ziemie rzucali na trumnę...) 379 Mars 380 Domek 381 Zdjęcie ciężaru 382 617 W środku życia 262 Rehabilitacja pośmiertna 265 Formy Formy Formy 268 Nie mam odwagi 269 Niejasny wiersz 270 Hiob 1957 277 Rozwarte 278 Rozebrany 279 Ciało 280 W pośpiechu 281 Jestem realistą 282 List do ludożerców 283 Spotkanie 285 Ostrzeżenie 286 Oparł głowę na dłoni 288 Spojrzenia Nienasycony 290 Hycle 292 Obojętność 293 Noga 294 Nie nadaje się do życia 295 Czerwone pieczęcie 296 Banan 297 Wspomnienie z roku 1929 298 Cyganie 299 Spojrzenia 300 Komentarz 305 Rozmowa z księciem * * * (Kto mi związał ręce...) 314 Uzasadnienie 315 Powrót 316 Można 317 Wyjście 318 Kara 319 Nowy człowiek 320 Możliwe 321 Czarne na białym 322 616 Przygoda Don Kiszota z La Manczy !38 Sen i przebudzenie 141 Piosenka 144 Spojrzenie po chorobie 145 Obraz 146 Wspomnienie dzieciństwa 149 Świadek 150 Był styczeń 151 Śmierć mieszczańska 153 Stara chłopka idzie brzegiem morza 154 Pragnienie 158 Równina Pierwsza miłość 160 W związku z pewnym wydarzeniem 164 Z uśmiechu uczynili potwora 167 Równina 168 Srebrny kłos Nad wyraz Drzewo 182 Pogoda 183 Próbuje 184 Moje usta 185 Miłość 1944 187 Kogo tu nie ma 188 Żebraczka z Odensee 189 Ojciec 191 Towarzystwo 192 * * * (Czym są wiersze...) 194 Ciemne źródła 195 I. Tron 195 II. pbrączka 196 III. Świat jest wielki 198 IV. Herszlik stolarz 199 Nad wyraz 201 Syn marnotrawny 202 Srebrny kłos Rozmowa na rynku w Birczy 207 Stary kirkut w Lesku 209 Bystrzyca Kłodzka 211 Chwila 212 Malarka w Starym Sączu 213 Udaio się 214 Spojrzała na słońce 215 Kamienni bracia 216 Gotyk 1954 218 Stałem na stoku góry 219 Poemat otwarty Poemat otwarty 224 1. Łuk 224 2. Roztargnieni śpieszący się 224 3. Wspomnienie pierwsze 225 4. Mur 226 5. Wspomnienie drugie 226 6. Co było ukryte 227 7. Ludzie ludzie 228 8. Rozwiązane ręce 229 9. Głos 229 10. To się złożyć nie może 230 11. Czekam 232 12. Głupi żart 233 13. Może to nie był dom 234 14. Siedząc przy stole 234 * * * (Poruszamy się...) 235 Zasłony Zasłony 236 Prędzej 239 Osttoga TA\ Chleb 242 Ciało 243 Krzyczałem w nocy 244 Drewno 245 Kryształowe wnętrzne brudnego człowieka 246 Życzenia 251 Złote góry 252 Kopytka 253 Kąciki 254 Chaskiel 256 Zostawcie nas 258 Słowo 259' 614 615 pięć poematów Wyznanie 92 Ballada o karabinie 93 Warkoczyk 95 Rzeź chłopców 96 Nowe słońce 97 Karnawał 1949 maskarada 98 Skrzydła i ręce 99 Widzenie i trwoga spryciarza 100 , Głowa w próżni 102 Elegia prowincjonalna 103 I. Przebudzenie 103 II. Anioł w drewnianej koszuli 103 III. Czerwony dywan 104 IV. Rozmowy 106 V. Ucieczka 106 VI. Ulica kota w worku 107 Scylla i Charybda 109 L Gniazdo 109 II. Nic nowego pod słońcem 109 III. W rodzinnych zatokach 110 IV. Do taktu 111 Głosy 112 Czas który idzie Wodzę oczami 116 W ciszy tak drogo okupionej 117 O maleństwie piosenka 120 Powrót do lasu 122 Obietnica 123 Troskliwość robotnicza o wspólne 124 Szedłem Nowym Śiatem 125 . Wodospad 126 Dunafóldvar 127 Nie śmiem 129 Wiersze i obrazy Poetyka 132 Yenderan 134 I. Głos najemnego żołnierza 134 II. Yenderan miasteczko które zniknę!o z mapy Malajów 135 III. Yenderan miasteczko 136 613 Powrót 43 Kopiec 44 Księżyc świeci 45 Plemnik w spodniach 46 Oni 47 Domek z kart 48 Drzewo z żalu 49 Muszla 50 Jatki 52 Ale kto zobaczy 53 Zabawa w konie 54 Zaraz skoczę szefie 55 Pokoje hotelowe 57 Gipsowa stopa 59 Gałązka oliwna 61 I. Twarze z gazet 61 II. Oczami które zaszły krwią 61 III. Człowiek który przeszedł 62 IV. Będzie żył w jasności 63 Jak dobrze 65 Uśmiechy Włosek poety 68 Anioł mieszczański 69 Dytyramb na cześć teściowej 70 Jesienne prace 72 Widzenie 73 Sznur 74 Przemiany 75 Grzechy 76 Czarny autobus 78 Odwiedziny dziadka 79 Ciepło 81 * * * (Oto człowiek...) 82 Białko 83 Zły syn 85 Która to klasa 86 Z muzeum notatki 87 I. "Szał" 87 II. Pantofelek 87 III. Rama 88 Circe 89 612 611 * * Spis treści oblicze ojczyzny ojczyzna to kraj dzieciństwa miejsce urodzenia to jest ta mała najbliższa ojczyzna miasto miasteczko wieś ulica dom podwórko pierwsza miłość las na horyzoncie groby w dzieciństwie poznaje się kwiaty zioła zboża zwierzęta pola łąki słowa owoce ojczyzna się śmieje na początku ojczyzna jest blisko na wyciągnięcie ręki dopiero później rośnie krwawi boli Niepokój Maska 6 Róża 7 Lament 8 Matka powieszonych 10 Dola !1 Bursztynowy ptaszek 12 Marzycie! 13 Dwa wyroki 14 Ocalony 15 Uczeń czarnoksiężnika 17 Żywi umierali 18 Martwy owoc 20 Pożegnanie 21 Z nctaieic 22 jesienny wiersz 23 Deszcz wiosenny 25 Kiedy odchodzisz 26 Wieczność mieszczańska 27 Rachunek 29 Oczyszczenie 30 Termopiie polskie 31 Gwiazoa żywa 33 Czerwona rękawiczka Widzę szalonych 36 Wyobraźnia kamienna 37 Odwiedziny 39 Kasztan 40 Obcy 41 Ściana 42 610 S^^ 609 * * krzyknąłem na Nią przed dziesięciu laty odeszła w pantoflach z czarnego błyszczącego papieru "nie tłumacz się - powiedziała - nie trzeba" krzyknąłem na Nią w pustym szpitalnym korytarzu był lipiec upał łuszczyła się farba olejna na ścianach pachniały lipy w miejskim pokrytym kopciem parku ja bezbożny chciałem dla niej wypłakać kiedy konając odpychała zdyszana puste i straszne zaświaty wróciła na mgnienie oka do siebie na wieś chciałem dla niej wyżebrać w ostatniej godzinie kawałek łąki drzewo chmurę ptaka widzę jej stopy drobne w dużych papierowych trumiennych pantoflach siedziałem miedzy stołem i trumną bezbożny chciałem cudu w przemysłowym zdyszanym mieście w drugiej połowie XX wieku ta rzecz płacze wyjęta ze mnie na światło 608 39- Niepokój 607 Bez tytułu Noc W ogromniejącej czerni w nicości zmarszczka ust wypluwa pestkę przeżutych strawionych słów wargi powleczone szminką szept weź weź na sen weź na sen wieczny oały świat zbiegnie się w twarz wyrówna wygładzi góry wejdą w doliny przeklęte problemy rozwiążą się lekko jak wstążka błękitna we włosach Maryli szept grzech wielki grzech trwoga i drżenie jak morze Śmierć zamieni życie w mały śmieszny guziczek odpadniesz od świata jak od ubrania na listku przepłyniesz przez ocean na listku do szyby przyklejonym na łódeczce karzełek Charon Hanswurst ze śmiesznie zmarszczoną buzią przewiezie Cię na drugi brzeg odpływasz śmiech drwiący huczy dokoła i śmierć ze śmiechu umiera 606 605 anemiczne słońce rozpływa się w chmurek egzemie chłopczyk gapowaty gacek z dużymi uszami trzyma w brudnych łapkach papierową trąbkę i anioł wielki jak sen w czerwonych sandałach dmie w złotą trąbę maski aktorzy dziewczyny embriony na sąd homunkulusy donosiciele stręczyciele upiorki potworki białe robaki na sąd na sąd pieski w kołderkach impotenci wspaniali schizofrenicy białe frygidy na sąd na śmietnik na kwietnik za mur na klomb wzywa Was ciepły głos papierowych trąb 604 ' ,ylkO bóg uchodzi llCiera się •rebrnym bokiem o mur broczy zaciera mgłą cyrk Wojtkiewicza 603 pijane prostytutki na dworcu seplenią szepcą mistrzu mistrzu the mystic Rosę die mystische Rosę Witolda Wojtkiewicza Sąd ostateczny 602 JConie na biegunach kwiaty śnięte marionetki klowni umarłe lalki w śmiertelnych koszulach w białych czapkach w kapturach posypane popielcowym popiołem cukrem pudrem jak torty z cukierni ciast trujących powleczone wesołym różowym lukrem aktorzy larwy emeryci jak czarne splątane nici z osnowy wyprute splątane niepotrzebne czekają na śmietniku kwietniku na sąd ostateczny Cyrk Wojtkiewicza w szkiełku błyska z martwych wstaje 601 wreszcie 17 listopada 1972 roku jako 70-letnia staruszka zadaje sobie śmierć anty-estetyczną popełnia z mężem samobójstwo w zamkniętym samochodzie z podłączoną do wnętrza rurą wydechową dusi się gazami spalinowymi jakby w ostatnim jeszcze geście anty-Rilkowska - piszą gazety - zadaje sobie śmierć odpychającą okrutną obrzydliwą Grób w Raron (mit dem beruhmten Rosenspruch) zosta) zrujnowany kości Poety wyrzucono na śmietnik poczciwy proboszcz nie zwrócił uwagi na to miejsce wiecznego spoczynku doczesnych szczątków z oburzeniem "pisały gazety" o tych biednych kościach na śmietniku Różo, o czysta sprzeczności, rozkoszy, Nie jesteś niczyim snem pod tylu Powiekami. Róża To tylko przypadkowe draśnięcie może we śnie w drodze przez nieuwagę to nic już nie boli otwiera się w środku nocy czerwona powoli rozkwita do żywego mięsa słowa mięsożerna czarna Isenheimer Altar eksplozja boga słońca żółta Grunewald w twardym rzeczowym świetle dnia odpływa nocy czarna kra i wóz ognisty w zadymionym niebie 600 599 Appendix dopisany przez "sarno życie" Gesang ist Dasein Śpiew to istnienie ponieważ patrzył w sprawy wieczne porzucił żonę i córkę córeczkę Ruth owoc stosunku z Clarą Westhoff słowo stało się ciałem nasienie dzieckiem krew z krwi kość z kości Nie napiszę już żadnego listu Po co mam komuś mówić że się zmieniam jeżeli się zmieniam to przecie i tak nie pozostanę tym kim byłem tak mówił Maltę lecz jego Sobowtór słał listy "Yerehrte, liebe Baronesse" Chciał podrzucić swoją jedyną córeczkę rvstokratycznej przyjaciółce jjle ta odmówiła yj 2łebi na ławce stoi "jefknięty kosz pełen róż po prawej lew po lewej jednorożec ^obierce są tu Abelone Gobeliny \V zamyśleniu wybiera barwę następnego goździka Tóchterchen Ruth zamiast bawić się z jednorożcem doiła krowy zamiast karmić lwa karmiła świnie w prawdziwym chlewie (nie na gobelinie z Musee de Cluny) Ruth była przeciwieństwem swego słynnego Rodzica pracowała w oborze jakby chciała przypomnieć ojcu o gnoju i mierzwie jakby chciała przetrząsnąć słynne metafory i róże jakby chciała je sprowadzić z nieba na ziemię jakby chciała poniżyć zbyt wysokie ambicje roztrzaskać kryształowa kulę wybrała życie "proste" w chłopskiej chałupie 598 ,uelena Leopoldowa Staffowa patrzona św. sakramentami zmarła jn 14 III 1957 r. Nabożeństwo żałobne pdbędzie się w kościele św. Karola Borom. na powiązkach w sobotę dn. 16 bm. o godz. 12.15 po którym nastąpi wyprowadzenie zwłok na cmentarz miejscowy do grobu rodzinnego o czym zawiadamiają mąż, siostra, siostrzenica i rodzina Deklamowali podle nie opłacało im się jak mówili - uczyć się roli na jeden raz. Potem było przyjęcie w Sejmie, wydane przez Marszałka Kowalskiego, dużo wina wódki i kwiatów z których kilka - tulipana i coś żółtego przyniosłem żonie (o, spóźniona, zimowa miłości!) Jak zobaczysz Wilka Macha powiedz że żyję bardzo dziwacznie... Krynica l luty 1974 roku co ten tam robi pod ziemią on przez cały czas nas podgląda i obserwuje jak wygląda ta piękna zielona trawka od strony korzeni 597 oddalili się syn Giorgio i brat James Joyce był opętany uczuciami rodzinnymi Składa ręce jak do modlitwy długopis między palcami jak laska wsadzona w szprychy koła pisze przerywa słyszy różne głosy przyszła poczta z l lutego 1949 list od Tadeusza Borowskiego pisze na maszynie bo mi łatwiej "pióro mi zalewa" z radiowego kursu nici Trochę czasu pochłonął nam również dobry staruszek - Leopold Staff któremu dawano ordery kwiaty deklamacje i pieniądze przy świadkach posadzono go na scenie teatru polskiego w takim wyplatanym foteliku na babcie... Staff drżącą ręką chował koperty do kieszeni. Tuwim który to obserwował ze stołu prezydialnego obliczył że Staff zarobi na swoim jubileuszu około miliona złotych. Kiedy zaczęliśmy się śmiać Tuwim podniósł brwi ze zdziwieniem "Czego się śmiejecie - powiedział - przecież to poważna sprawa" Na tymże poranku w teatrze aktorzy deklamowali ohydnie dobrane wiersze Staffa nie odpowiedziałem jeszcze Borowskiemu na ten list Tadeusz popełnił samobójstwo Tuwim podniósł brwi ze zdziwieniem Tuwim Staff 596 zdejmuje okulary tfidzi na stole książkę Ot\vartą w przypadkowym miejscu §lepa kiszka! Nerka! powiedział jo siebie. Nie o ślepą kiszkę tu chodzi ani o nerkę... praskowia Fiodorowna odprowadzała ich, posłyszała hałas i weszła. Co ci jest? Nic"... odkłada książkę bierze do ręki kopertę adresuje kopertę odkłada kopertę przymyka oczy otwiera oczy odkłada długopis słyszy głosy które go wzywają wstaje od stołu patrzy przez okno myśli Erinnerung an James Joyce córka Lucia lat 25 w domu obłąkanych na wiadomość o śmierci ojca mówi co ten idiota robi tam pod ziemią pewnie przez cały czas obserwuje i podgląda nas od spodu erinnerung an James Joyce córka Lucia uciekła w obłęd co ten tam pod ziemią teraz robi żona Nora która wytrwała z nim do końca zwierza się Teraz wszystko stało się 'akie nudne jak długo był z nami zawsze działo się coś "nowego" 595 Sobowtór Stoi z opuszczoną głową robi trzy kroki zamyka drzwi na klucz podnosi z podłogi książkę czytaną w nocy "wielu cierpiało na epilepsję i ci szczekali jak psy miasteczko liczyło czterdziestu nieszczęsnych szczekaczy" składa książkę spogląda w okno szeregi domów mieszkań okien opuszcza głowę siada przy stole bierze do ręki długopis myśli wyjadę muszę wyjechać pisze obrazy odpadają od myśli jak mięso od kości żeby dobrać się do rdzenia do szpiku trzeba zmiażdżyć kość myśli to nie to nie tak opiera dłonie na krawędzi stołu 594 593 patrzą na pióro grzebień na szkła na mistyczne już ciało wiernej towarzyszki życia na rękopis nie skończonego wiersza rodzilem diabla na pustyni włóki się po piasku rodziłem go odbytem : niebytu \\~\lazil ze mnie stękając twardziel żóltoczarny lśniący ciężki nudny powleczony śluzem przemienil się ir nalane krwią oko cialo wychodzące z mojego dala opuszczające mnie pustoszące przemieniające mnie w nic w czarną dziurę zoile którzy przechodzą przez ten pokój odczytują rękopis nie skończonego wiersza z niesmakiem ten sztuczny patos te wydzieliny ta żółć ta krew ta woda ekshibicjonizm '^ruszają ramionami ^puszczają warsztat poety który odebrał sobie 592 38 _ Niepokój 591 1974 ironicznie i ginie za rogiem ulicy w kosmosie a ja młodszy od siebie o dwadzieścia siedem lat idę na ulicę Krupniczą po drodze kupuję herbatę cukier bułki i serdelki w domu czeka na mnie zadanie: Stworzyć poezję po Oświęcimiu. jClatka ptaki które przelatują ' przez ten pokój zmieniają się w ciszę wiersze przechodzą w rzeczy ciemne fizyczne dosłowne można je wiązać u szyi Odwiedza mnie tu mój sobowtór dwój ni k der Doppelganger natrząsa się ze mnie w moim przenicowanym płaszczu wierszu pęka ze śmiechu to ten - myślę - p którym mówią K krzyczy tak jak ja ale z umiarem że wypróżnia się tak jak ja ale kulturalniej że płacze tak jak ja ale piękniej ludzie którzy przechodzą Przez ten pokój mówią ciszej ukradkiem dotykają mebli grzbietów przeczytanych książek 590 589 Widziałem cudowne monstrum Umarły żywy ciągle rodzi złoto W sezonie ogórkowym na łamach prasy kolorowej obok węża morskiego wyłaniał się często Pablo Picasso Monstrum z prehistorii sztuki żył żerował żartował w brzuchu świata na jarmarkach Przed ćwierć wiekiem wyłonił się w Krakowie na ulicy Karmelickiej w samo południe najpierw łysa wielka głowa w głowie czarne płonące oczy na grzbiecie miał serdak góralski w ręce ciupagę 588 1 toczyli go przechodnie którzy się gromadzą o miejsca katastrofy albo przy budce z Plwem ego pociemniałych w słońcu rak wyleciał biały gołąb niewiarygodnie czysty przeźroczysty sztukmistrz iyl w wielu domach zamkach otoczony zmarłymi żywymi żonami reprodukował produkował dzieci obrazy sto dwieście trzysta milion dolarów w Pyskowicach i Gliwicach malarze pokojowi zaczęli malować mieszkania w pikasy zamiast "nie bądź taki Tycjan" mówiono "nie bądź taki pikaso" potem przyszła wiadomość że zmarł że toczą się toczą jakieś procesy spadkowe umarły poruszył się ze ścian prywatnych galerii salonów sztuki muzeów banków kaplic osypują się obrazy rosną w cenę On brzemienny nekropol sztuki róża wiatrów rodzi złote dukaty uśmiecha się do mnie •ósł w sobie "^ystkich zebranych 7,ożv J la dłonie zgórku Wenery kiedy mężczyźni -tarcy i młodzieńcy l białych kołnierzykach | krawatach ff napięciu ziewając z kieliszkiem w dłoni z uśmiechem spłynęli po długich szczupłych palcach l zakończonych ? rubinowymi srebrnymi pazurkami kiedy spłynęli do yestibulum vaginae kobietę pokrył obłok światła pękła czerwień wargowa w ciszę wpadła rozdzierająca ostra muzyka zapłonęły światła kobieta oddalała się na mgnienie otwierając płaszcz zmęczona uśmiechnięta z twarzą między nogami znikała za ciężka kotarą 587 w czerwonym świetle rozbierała się jasnowłosa wysoka kobieta zdejmowała rozchylała przeźroczystą szatę jej uda świeciły fosforycznym światłem palcami dotykała ust powoli rozchylała wargi w obłoku światła dłonie złożyła na łonie toczyła dłonie od stóp do gardła wzdłuż oddawała się sobie oddawała się przedmiotom muzyce światłu które spadało na nią prostopadłe czerwone niebieskie złote ogarniała otaczała zamykała niewidzialnego ptaka białego łabędzia rubor laborium strumień światła wpadał w otwartą twarz w usta 586 585 jak bańka mydlana w której wirowało • niebo pękał pod naporem naszych instynktów otwierał się przenikaliśmy w krajobraz w mięso ludzkie w ciała zwierząt barw smaków zapachów wargi rozchylały się ukazywały do raju wskoczył mały jak iskra diabeł i surowy bóg ojciec w binoklach powiedział betrachten wir unseren Leib als Tempel Gottes denn wir nicht entweihen diirfen jaje świata zamknęło się opancerzyło tęgopokrywe wrogie kaleczące do krwi nasienie zostało zakopane nagość ukryta c,alo rosło do bólu coraz dotkliwsze zwarły się argi wstydliwe Mons pubis tej nocy zbliżała się wojna było to w podrzędnym lokalu rozrywkowym w wesołej dzielnicy portowego miasta tytuły w gazetach rosły z godziny na godzinę rozkazy zostały wydane okręty dwóch supermocarstw płynęły naprzeciwko strip-tease a la Paris biała twarz wykrojone w niej oczy usta kobieta oddawała się na tej sali wszystkim \ tytuły w gazetach rosły zbliżała się zagłada muzyka mechaniczna rozdzierała 584 583 w ciemnej ciepłej wydłużającej się piwnicy narządy płciowe łączy się w wyobraźni z rodnymi częściami zwierząt ptaków owadów z zalążkami roślin przez wybite na światło okienko na naszych oczach łączyły się w powietrzu motyle w wilgotnych trawach ropuchy czarownice odbywały się hałaśliwe psie wesela kary ogier wspinał się tańczył spadał na klacz giętki phallus wyłaniał się z czarnego futerału ruchliwy jak ogień rżenie napełniało niebo rozsadzało małe drżące ciała sinoczerwony płomień kołysał się nad ziemią obraz grzmiał wzbijał się w powietrze nasze usta były suche spalone udami ściskaliśmy obłe grzbiety galopujących zwierząt traciliśmy oddech _, Usta wargi ^ielkie ciężkie białe toczone wznoszące się piersi Lks-Bomby w czarnym rozchylonym futrze wargi duże warsi małe słodkie życie regio okolica kraina eranica strona nieba regio femoris regio orbitalis regio oralis okolica ustna w okolicy ustnej wyróżniamy czerwień wargową rubor labiorum 5. Ovo świat jaje pełne światła mrowiliśmy się jak czarne plemniki uderzaliśmy w nieprzeniknioną Wonkę zamknięty rozrastał się Zezował 582 581 kamienne żółwie w klepsydrze pustyni ośmioramienny tłusty owalny uśmiechnięty bóg jego pieszczoty są ustokrotnione mówią o tym wniebowzięte twarze ziemianek dalej dalej ten sam ale w innej postaci dosiada kobiety jak konia na sposób zwierzęcy nasienie w nią miota zielony miękki raj ściele się dokoła dalej ręce nogi uda na ramionach jak białe skrzydła wzniesione nad głową gdzie ziemia tam niebo w białkach odwrócone wywrócone w podłużnych nieruchomych oczach na phallus wbita jak na rożen w otwartych ustach obejmuje zaciska wargą boga 580 śmiertełna związane w węzeł bez twarzy ciała dalej łączą Sl? stojąc jak nagie kolumny Za czarną jedwabistą wodą pod przeźroczystą powierzchnią raju dyszy i płonie świat potępionych lecą jak liście wąskie srebrne ciała kobiet spadają w ogień wśród uśmiechniętych lwów zmrużonych tygrysów wśród puszystych lisów i wilków wśród róż i rajskich ptaków las phallusów wstaje do nieba księżyc i słońce toczą płomienne głowy po łagodnych panieńskich wzniesieniach Vestibulum vaginae - powrót dojrzewające ciała ukrywały się przed groźnym okiem brodatego boga ojca 579 Regio 1. Yestibulum yaginae w ciemnej cieplej szorstkiej wydłużającej się piwnicy wymoszczonej duszną wilgocią gniły wiosną ziemniaki puszczały ze ślepych oczek mleczne kiełki pachniało zbutwiałą słomą słodką zgnilizną tutaj odbywały się wtajemniczenia misteria dzieci jedynych mieszkańców nieba na ziemi tu natura odsłaniała tajemnicę pici odsłaniała okolicę łona n słodycz podpływała ciemna gęsta ciepła piwnica tutaj niewinni jak ptaki psy owady szukaliśmy gorączkowo owego wejścia przeczuwanego zamkniętego przez zaciśnięte wargi rima pudendi naśladując podpatrzone ruchy zwierząt oślepieni przeczuciem wypełzaliśmy i nory na słońce dzień łowił nas w swoją klarowną źrenice wracaliśmy do światła przedsionek pochwy zamykał się um Templ Świątynia boga miłości w Kara Korum 578 577 Yrśacka elegia dla Yasco Popy Idziemy aleją parku ubywa nas z każdym słowem krokiem liściem umierając rozmawiamy pogodnie o przeszłości o poezji są poeci którzy odbierają sobie życie inni piszą do śmierci ja odbieram sobie poezję żeby widzieć jaśniej Kiedy wybije godzina Nowej Poezji? spróbuje odpowiedzieć Tobie sobie Kiedy ostatni poeta będzie pierwszym poetą a pierwszy ostatnim kiedy zły wiersz będzie dobrym wierszem a dobry wiersz będzie złym wierszem wtedy wybije godzina nowej poezji uśmiechasz się bracie nudzi Cię moja pusta kostyczna retoryka 576 rhodźmy na obiad lubi? fasolową zupę Kobieta która nie jest już kobietą mija nas uśmiecha się bezkrwistymi wargami do siebie . . . usłyszała z mojej przepowiedni ostatnie słowa 1975 r. Niepokó 17 _ 575 Godzina karmienia Miasto wyłania z dymów i mgieł gruby odwłok powleczony neonami wygasa prostytutki wykonują mechaniczne ruchy z twarzą daleką i martwą głosy parzących się dorosłych osobników trwożą dzieci za parawanem tygrys bóg zamknięty w żelaznej klatce w ZOO mruży żółte ślepia jeszcze nie przyszła godzina karmienia godzina otwarcia tygrys bóg drzemie wśród własnych odchodów florą oglądałem przez brudną szybę vv poczekalni urzałem twarzą w twarz słaby odwróciłem się od mojej słabości odwróciłem się od złudzeń na piaskach moich słów ktoś nakreślił znak ryby i odszedł 1969 574 573 Poezja ma zdrowe rumieńce Pisze list przerywa drze papier wrzuca do tekturowego pudła leżą tam podarte wezwania listy które otrzymuje na które odpisał nie odpisał zaproszenie na wiosnę poetycką na jesień na zimę na różę na pióro na konkurs piękności jednego wiersza jednego tomu na zabawę debiutantek przypomina sobie jedząc kaszankę z kapustą że poezja umarła czyta zaproszenie uśmiecha się pogodnie % wrzuca do kosza bierze ze stołu kartkę czyta szkic wiersza »,, drze robi z papieru kulę kulkę kuleczkę wrzuca do kosza "hyla się nad wygrzebuje składa Łha się a poezJ1 tarło metafor 50 rumieni się żyje " śnieg pisze dalej list >ie nic nowego hałem przyjadę wstąpię się zobaczymy u mnie mc TUJ? się różnie raz lepiej tz gorzej deszcz błoto mgła Larzystwo takie sobie .jjnowna i droga pani przepraszam \e tak długo nie odpisywałem totem chory jeszcze teraz mam watę w głowie przepraszam za styl irudno mi złożyć zdanie rano budzę się jak pod ziemią pyta pani czy pisać wiersze czyta wkłada kartkę do koperty zakleja odkleja drze wrzuca do kosza i tak będzie pisała pięć koszy wypełnionych słowem słowo się stało papierem urodzaj na poetów urodzaj na słowa poezja ma zdrowe rumieńce 572 571 * * ło się wiersze Córy na doł Z WL' St nd PraWL-' Str°ny ° CWe-! 7vwano żadnych znaków ie u -* '<** Coś złego mi się stanie? *rf>'> "' nic mi się nie stanie przeżyję to wszystko ile razy człowiek współczesny może utracić godność no więc tak zaraz jak się ta cała historia przez małe h skończy zabiorę się do roboty co? tak jeszcze raz zabiorę się do roboty tak! będę się uczył chińskiego czy warto oczywiście wielki patriota poeta Lu-jou żył w okresie 1125-1210 kiedy Mongołowie podbijali Chiny napisał 9300 wierszy w tym czasie w Chinach 570 569 Elegia na śmierć czternastoletniego chłopca W kabinie telefonicznej w migotaniu świateł wielkiego hotelu zimą roku 1957 usłyszałem zmieniony głos przyjaciela "stało się coś strasznego" potem była cisza "nie przychodź do nas" głos łamał się kruszył osypywał czarna słuchawka taii w uchwycie dłoni '''• rozgrzewała się znieruchomiała jak żywe stworzenie powiesiłem ją widziałem tarczę z cyframi sznur automat rzecz samą w sobie drzwi obrotowe lśniąc i iskrząc W pociłem do siebie , okno widziałem '. czynszowego domu fzarną szczecinę anten na dachach po godzinie usłyszałem głos znajomej wczoraj powiesił się czternastoletni syn twojego przyjaciela kiedy rodzice wrócili do domu zobaczyli w łazience wisielca swoje dziecko ludzie mówią że chłopiec kochał się nieszczęśliwie w pięknej dojrzałej kobiecie" Opadały mgły w świetle dziennym życie chłopca wynurzało się powoli biały Przeźroczysty szczyt 2 czarnym olbrzymim w'okiem śmierci Pogrążonym Banałach Wlelkiego 568 567 j l lipca 1968. Deszcz Z czarnych łapek •»*•:.•» karakułowych obwisły worek na zbiegającej się figurze kobiecej ruchliwa twarzyczka ugnieciona z wysuszonej skóry pleśni pudru inkrustowana złotymi koronkami szlachetnymi kamieniami idzie podskakując jak ptaszysko z przetrąconym skrzydłem dwie nóżki dwa piszczele deszcz niespokojne migotanie diamentów VTIM-' Sjio deszczu rośnie gęstnieje \d domem nad polem nad lasem ien sam widok co w roku 1967 tylko na miejscu gdzie byt łubin płowieje żyto deszcz dziobie gęsto blaszany parapet okna ten sam widok tylko bez białego owczarka Bari został zabity i odarty ze skóry jego buda została rozebrana miejsce zarosło trawą a byt taki wierny . • posłuszny łakomy wdzięczny za każdy kęs ochłap ta[j się umiał cieszyć tak witać tak w oczy patrzeć 566 565 * * forba Rawennę dziś widziałem we śnie w okrągłym niebie białe baranki na zielonej łące światło płynęło przeze mnie złociste lacrima Christi tiłk długo szukałem odp0wiedniego przedmiotu porównania Od chwili kiedy weszła wyciągając do mnie rękę nimęio pół roku przecież twarz tej starej damy to zamknięta torba z krokodyla skóry siatka zmarszczek zbiegająca się w rogach rozbiegajaca się usta jak zamek błyskawiczny dwa rzędy białych zębów otwarta cala damska torba z której sypią się kobiece drobiazgi spojrzenia ?«ly uśmiechy 564 563 Decybele stole słonecznik -jażka otwarta 'przypadkowym miejscu drucken wir etwas aus" żelazne uderzenia wozów tramwajowych w jezdnię stukanie młotka na klatce schodowej po przebudzeniu korowód nazwisk twarzy powtarzany raz jeszcze płaskie spłaszczone dźwięki jeden za drugim zrzucane metalowe karty pojemniki na śmieci jak blaszane kości olbrzyma obijają się o siebie z brzękiem syczenie przeciągłe wysysanie odpadków wypróżnianie pojemników dyszenie motorów pod oknem na trzepaku małe dziewczynki w niebieskich i czerwonych majtkach wywijają kozły piszczą 562 561 (l Kwiecień 1955 rok z nich powiada - wno nieboszczyk odsyła" owrocie do domu się kocem Spóźniona wiosna zimna oszroniała pełna gawronów z czarnym chrustem w dziobie .•/o (Woje v;rt6~ niepokój w skrzydłach za oknem czerwone mury pokryte sadzą płonące okna fabryk bielma szpitali o słońcu nawet nie śni się na wystawie Delikatesów rozsypane cytryny dzień bez atrakcji na ulicy mizerny człeczyna pcha wózek ze wspaniałą dekoracyjną trumną dwaj młodzieńcy na ten widok wybuchają śmiechem 560 36 ~ N'iepnkój 559 jeszcze rok potem zacznie się XX wiek urodzi się syn pierworodny oprawca nowotwór ale na to trzeba jeszcze czekać znaleziony w roku 1940 nieznany głodomór deklamował w malignie mamrotał , v "na miękkim puchu białego posłania promienna cała od słońca pozłoty Danae Zeusa spragniona pieszczoty z osłon swe ciało dziewicze odsłania" 1967-I96H ^ spojeniach murów rosn? tanl gdzie są złożone tam gdzie się łączą tam gdzie są sklepione tam wnikam przez wiatr rozrzucone ślepe nasienie w pęknięciach w ciszy cierpliwie się pienię czekam aż padną mury i powrócą w ziemię wtedy okryję twarze i imiona *',(? 557 Koniec Przerwa-Tetmajer to początek twarz zaciśnięta gruzłowata zawiązana skręcona w jeden supeł węzeł ze sznura z postronka powoli zaczęła się rozwiązywać rozluźniać opadać w ciszy zwisła zapadła się wklęsła w strach poniżenie w ostateczną klęskę w nic 196 S .g stycznia 1940 roku okupowanej przez hitlerowców Warszawie znaleziono na ulicy bezdomnego nędzarza umarł nie odzyskawszy przytomności ale na to trzeba czekać cierpliwie i długo potwory pogrążone są jesszcze w śnie w mózgu ta kropla krwi pulsująca w tajemniczym wnętrzu przyszłości tkanka która ulegnie degeneracji Munchen 1899 Kazimierz Przerwa-TetrrLajer ogląda w Nowej Pinakołece -Wyspę umarłych" 'udzie odpływają jak mgły 1 ^ki na jezioro Idą odpocząć 556 555 myślę o małym bogu krwawiącym w białych chustach dzieciństwa 0 cierniu który rozdziera nasze oczy usta teraz 1 w godzinie śmierci Twarz ta sama 554 twarz poety otwarta pełna ciszy twarz ta sama i zupełnie inna ze ściany patrzy na mnie maska twardym pustym okiem 553 otwierałaś wargi spojrzałem za siebie rń od strony lasu zbliżali się w rozpiętych płaszczach żołnierze nie nie wierzę od przebudzenia zaśnięcia 552 nie wierzę od brzegu do brzegu mojego życia nie wierzę tak otwarcie olcho ko jak głęboko wierzyła moja matka nie wierzę jedząc chleb pijąc wodę kochając ciało nie wierzę w jego świątyniach kapłanach znakach nie wierzę na ulicy miasta w polu w deszczu powietrzu zlocie zwiastowania czytam jego przypowieści Proste jak kłos pszenicy ' m>ślę o bogu ktorv się nie śmiał 551 Jesienne Kiedy pada deszcz leżę płasko rozległe daleko we mgle mokre gałązki tarniny czuję rozpięte pod skórą grębe kolczaste czarne włoskowatość naczyń krwionośnych łodyg roślin krew idzie do góry rdza żółć śniedź i zabarwia równinę na krawędzi niecki węglowej oracz z koniem tworzy obraz sielski rozległy zapomniany gie łoże miała miłość wojenna snopek słomy zgrzebną płachtę troche księżyca chrapanie obcych ludzi zmordowanych jak pociągowe korne nasze ręce rozłączyły się przed dwudziestu laty wiec skąd to światło na białych tarninach na białku przymkniętego oka czarny pociąg towarowy grzmiał na widnokręgu drobne fale na kałużach wody zmarszczki wiatru tw°je suche ciepłe dłonie kruche kostki 550 549 a uderza w okno m stoi ta matka natura niklowe lśnienia na dnie szklanki czarne fusy herbaciane Szklanka blaszana łyżeczka wilgotna brązowe źdźbła herbaciane futerał do okularów niebieski kalendarzyk kieszonkowy z białymi cyframi 1970 Mucha na pudełku (zapałek) czyści przeźroczyste skrzydełka srebrzystoszary chiński termos dziwaczne znaki litery mała martwa natura pomniejsza ucisza leczy usypia mucha uderza miarowo w szybę kropla drąży kamień na blaszanym talerzu grzyby brązowe ciepłe kapelusze szorstkie korzenie osypane ziemią mała martwa natura oświetlona do połowy druga część w cieniu noszem fSo . i,óry zWiza się (do Posłowie do poematu powoli ostrożnie trzeba zdejmować słowa rozbierać obraz z obrazu kształty z barw obrazy z uczuć aż do rdzenia do jeżyka cierpienia do śmierci Są wiersze wewnętrzne i wiersze zewnętrzne są wiersze skończone uchwytne wyrzucone na powierzchnię przez wiedzę rutynę jasne kryształowe promienne Jak światło ' są inne Ptynne senne ciemne 547 Na powierzchni poematu i w środku palcem Biały pagórek soli na szklanym spodku ślady palców wgłębienia cienie iskry kryształów Biała sól na spodeczku wgłębienia po palcach cienie iskrzenie (światła) sól na spodeczku ślady po palcach światła cienie iskrzenie (ziaren) na popielniczce (popielate) wystygłe zimne grudki popiołu żółtobiały zgnieciony skręcony (pomarszczony) niedopałek ślad po wargach na popielniczce grudki szarego popiołu wygaszone (bez światła) udki ostygłe gfmedopałek Jgmeciony palcem ślad szminki Słoik z dżemem różowa bryła z ciemnym wilgotnym wnętrzem brzegi przeźroczyste po brzegach ciemne ziarenka wilgotna słodka bryła w zielonym słoiku plamki światła ciemne i jasne ziarenka Na białym porcelanowym talerzyku obok porowatej cytryny jajko d*a pomidory powleczone MPietą czerwoną skórką ra białym talerzyku gładkie (blade) jajko ' cytryna dwa przeźroczystym wnętrzem czerwone pomidory Jzklanka po herbacie ^klance łyżeczka 546 545 Domowe ćwiczenia na temat aniołów ne anioły .::f° otwarte okna kostnicy v?rowie oczy [ ptasie szkielety k nadające samoloty .> *uct,y na płucach padłych żołnierzy $ ^runy jesiennego deszczu $ s za usta z odlotem ptaków Anioły strącone są podobne do płatków sadzy do liczydeł do gołąbków nadziewanych czarnym ryżem są też podobne do gradu pomalowanego na czerwono do niebieskiego ognia z żółtym językiem anioły strącone są podobne do mrówek do księżyców które wciskają się za zielone paznokcie umarłych anioły w raju są podobne do wewnętrznej strony uda niedojrzałej dziewczynki są jak gwiazdy świecą w miejscach wstydliwych są czyste jak trójkąty i koła mają w środku ciszę dłoniach kobiety ,ozbawione pępka oiszą na maszynach do szycia długie poematy w formie białego żagla ich ciała można szczepić na pniu oliwki śpią na suficie spadają kropla po kropli 1964- I96H 544 " ~ Niepokój 543 najokrutniej szy miesiąc w moim życiu bale wizyty toalety perfumy tańce zmysły chowam przed sobą sznur życie zaciska się jak pętla Spróbuje jeszcze raz chcę się zmienić będę pogodny będę lepszy nie to jest niemożliwe przy wieczornej herbacie wzajemne oskarżenia gniew zapach z ust kłamstwo próbuję pisać nie mogę chowam przed sobą ten postronek jestem starym zmęczonym człowiekiem cały dzień tęskniłem do odrobiny ciepła czułości chcę jak małe dziecko przytulić się do matki moja stara zmęczona dusza tęskni do miłości ziemskiej nie do boskiej zimnej niebieskiej tęsknię do matki nie pamiętam 7Vwvm trupem " 542 541 nasiąka g«iewem ŻÓłdą ust Z kroniki życia Lwa Tołstoja Lata kryzysu We śnie kocha mnie Żona wszystko staje się jasne lekkie we mnie dokoła potem przebudzenie rzeczywistości ślepe uderzenia raz koło razu jestem skazany na życie które jest upadkiem tylko dzieci przebijają ściany naszego więzienia ptasimi głosami przy herbacie ordynarna kłótnia z Żoną oko za oko ząb za ząb , mu oswojona śmierć * eńcami życia bezwstydnymi iru 7 Hnia na dzień rośn'e ^ ,.oje serce jak ciężko M° m lichym robakiem m pyłem na sandałach Schodzącego Boga zbędny pragn? śmierci Panie uwolnij mnie rozwiąż moje związki żvcie poniża mnie pragnę śmierci jestem padliną na jasnej polanie odkryłem w sobie ranę wstydliwą ropiejącą zdrowie kwitnące pożądanie przeprowadzka do Moskwy w domu obłąkanych °Wąkani "urządzają się" n'e myślą o duszy w salonach me myślą o zmartwychwstaniu C2y ja jeden pozostałem Pfzy zdrowych zmysłach 540 539 Wspomnienie snu z roku 1963 v.szystki mi rysami do mnie światło mrźy11" Promienny uśmiech "ozpalał się Śnił mi się Lew Tołstoj leżał w łóżku ogromny jak słońce w grzywie zmierzwionych kudłów lew widziałem jego głowę twarz ze złotej falującej blachy po której spływało nieprzerwanie światło nagle zgasł poczerniał a skóra jego rąk i twarzy była szorstka spękana jak kora dębu zadałem mu pytanie "co czynić" "nic" odpowiedział 538 Moja poezja {legio 1969 niczego nie tłumaczy niczego nie wyjaśnia niczego się nie wyrzeka nie ogarnia sobą całości nie spełnia nadziei nie stwarza nowych reguł gry nie bierze udziału w zabawie ma miejsce zakreślone które musi wypełnić jeśli nie jest mową ezoteryczną jeśli nie mówi oryginalnie jeśli nie zadziwia widocznie tak trzeba jest posłuszna własnej konieczności własnym możliwościom i ograniczeniom przegrywa sama ze sobą » nie wchodzi na miejsce innej i nie może być przez inną zastąpiona otwarta dla wszystkich pozbawiona tajemnicy ma wiele zadań którym nigdy nie podoła 1965 536 535 Powstanie nowego poematu i? w agonu Przez wody Przez noc pędzą dwa poematy wyrzucone naprzeciw kształty tych poematów nowoczesne precyzyjne wnętrza oświetlone wygodne awangardowe wpadają na siebie ślepe rozgromienie obrazów pękanie zaciśnięcie zmiażdżenie przenikanie konanie form przerywa linie zgniata oddechy wyłamuje słowa wytapia rysy zderzenie nowy poemat poemat trzeci nowotwór , "adkowo uśmiechnięty utajony zygotowany rozrostu. 534 533 Zabiegi , a wróżka z małego ekranu IP° ; ze słodkim uśmiechem dobranoc państwu Nasze ciała to stworzenia praktyczne mają dusze nieśmiertelne ale kiedy zajdzie potrzeba żyją długo i szczęśliwie bez duszy jedz jedz owoce jedz biały ser Ciało chodzi na zabiegi ciało zabiega o dobre samopoczucie ciała nie denerwuj się chodź na spacery używaj ruchu oddychaj głęboko pod ziemią nie ma głębokiego oddechu Ciała rodziców mówią do ciał dzieci jedz to będziesz duże będziesz silne jedz jedz będziesz śliczne tłuściutkie dobranoc dobranoc dobranocka życie jest wieczne proaram trwa wiecznie ambicją naszą jest _ ejście do podziemi z uśmiechem jak z jajkiem w ryju 532 Wiedza ^a odejście poety pociągu osobowego ' "ni Lisowskiemu Nic nigdy nie zostanie wytłumaczone nic wyrównane nic wynagrodzone nic nigdy czas niczego nie uleczy rany nie zabliźnią się słowo nie wejdzie na miejsce słowa groby nie zarosną trawą umarli umrą i nie zmartwychwstaną świat się nie skończy poezja powlecze się dalej w stronę Arkadii albo w stronę drugą Nie wie :aki będzie jego ostatni wiersz Jaki będzie pierwszy dzień na świecie bez poezji pewnie będzie padał deszcz w teatrze będą grali Szekspira na obiad będzie zupa pomidorowa albo na obiad będzie rosół z makaronem w teatrze będą grali Szekspira będzie padał deszcz muzy nie dały mu gwarancji że z ostatnim tchnieniem wypowie coś budującego jasnego więcej światła i tak dalej prawdopodobnie odejdzie tak jak odchodzi opóźniony pociąg osobowy 1 Radomska do Paryża Przez Zebrzydowice 530 1967 529 Zamknąłem motyle Cię żebyś Italię , .rigOZll ai^/ł-iw^^wj. ŁŁ«.i»r i i umarłeś w zeszłym tygodniu ? Ltałeś pogrzebany y !'">'- ,:ień 1967 r. Zamknąłem dłoń zacisnąłem zatrzymałem cienie przez ręce przelatują przez palce przeciekają jeszcze piją jeszcze mówią zimne płomienie ciągle przychodzą listy "się streiten in der Kuche iiber eine gestohlene Wurst und stóren mich" pisał 16.3.1913 roku Franz Kafka w miłosnym liście do Felice Bauer dzwonię do umarłych otwierają zamykają otwarte drzwi w opuszczonych columbariach wygrzewają się 528 34, Niepokój 527 Wyjście Słabi żyjemy w zamkniętym kręgu twarzy słów nazwisk inni nas określają klasyfikują przyszpilają wiemy że trzeba rozbić przekroczyć fałszywe koło odejść ale zostajemy Rimbaud w Adenie w roku 1880 zamówił szereg książek między innymi był tam "Ślusarz doskonały" "Mały stolarz" lub coś w tym rodzaju podręczniki wypalania cegły wytapiania szkła świec górnictwa spawania metali murarstwa kanalizacji ten rzeczywiście 10 ji odszedl !<• i °D • rał pieniądze zb powrót do domu śmieci poezji założyć _ ziwą solidną rodzinę oć się Lchowamu syna .;tóry miał być oczywiście owym wspaniałym człowiekiem) cViał też uregulować swój stosunek do służby wojskowej i tak dalej i tak dalej to pięknie ale powiedzcie co ma robić Rimbaud który ma pięćdziesiąt sześćdziesiąt osiemdziesiąt lat jakie książki zamówić gdzie wyjechać co spalić co opuścić 526 525 jego rozmowy z dziećmi jak demonstrował stare i nowe zabawki pociągał za sznurki pajace nakręcał samochody i lokomotywy rozkazywał ołowianym żołnierzom żałuję że nie mogłem w roku 1938 zrobić wywiadu z Meliesem Czy pan chodzi do kina Hals Hals żebrak życiorys pogrążony w ciemnościach gmaty iskanie w domu noclegowym za rogiem albo pod ścianą nigdy in trono jak Rubens Yelaząuez Van Eyck podejrzany odzyskuje swą godność w jednym spojrzeniu w portrecie 524 523 jeszcze po zakończeniu przedstawienia lepią się do nóg szeleszczą piszczą 1967 522 iluzjonisto dyrektor teatru "Robert Houdin" Urodził się w roku 1861 umarł w roku 1938 nakręcił 400 filmów krótkometrażowych między innymi w roku 1898 Pancernik Maine następnie Proces Dreyfusa Joanna d'Arc Faust Wieki cywilizacji zapomniano o nim resztę życia spędził w małym sklepie i zabawkami przypomniano sobie o nim interesuje ten długi okres miedzy ostatnim filmem i śmiercią °kres spędzony w sklepie z zabawkami 521 sałaty laurowego listka natrząsał się dobrodusznie Trzymał nas na dłoni zostawił na piasku i zaczął wchodzić w morze z otwartymi żyłami w moich 1966 520 sztukach nie podnoszą się i nie opadają nie zasłaniają nie odsłaniają rdzewieją 2niją chrzęszczą rozdzierają ta pierwsza żelazna druga szmata trzecia papierowa odpadają kawał za kawałem na głowy widzów aktorów kurtyny w moich sztukach zwisają na scenie "a widowni w garderobie 519 3 lipca 1962 roku jeszcze jeden człowiek na ziemi dowiaduje się o istnieniu angielskiego dramaturga pada deszcz słychać śmiech za ścianą myszkuje mysz w lasach siwy mech pęcznieje jak topielec pytanie które sobie zadał Królewicz Duński przemilczałem to zbyt okrutny i prostacki żart dła współczesnego człowieka 1963 pialog Ha brzegu czarnego morza ozfflawiałem z rosyjskim poetą " poezji o Gogolu Szekspirze Stalinie o strachu wiatr rozwiewał przy ustach nasze słowa zachodziło słońce zalało czerwono krwią wodę powietrze ziemię 518 Szekspir morze dźwigał na swoim grzbiecie ładowane ziarnem statki Mówiliśmy o kryzysie liryki powieści dramatu Szekspir zapładniał Europę grzebał umarłych toczył wojny Śmiał się od ucha do ucha Pytał głosem "biednego Tomka" 0 smak zjedzonego łajna l Streszczenie patrzę w okno deszcz w ciemnych koronach drzew nisko złote łubiny opowiadam mojemu synowi Hamleta mówię o duchu który o szczurze za kotarą poczciwym gadule ojcu obłąkanej myślę o gładkich jak mleko udach królowej Matki o tajemnicy którą ujrzał dojrzewający syn rodziła się i gniła w nim miłość którą trzeba było otruć którą trzeba było odciąć więc ciął mieczem na ślepo którą trzeba było odgryźć więc gryzł którą trzeba było utopić jak ślepe szczenię więc skazał na śmierć niewinną dziewczynę udzielam niejasnych informacji 0 życiu Szekspira 517 Warszawą i Hamburgiem rozkładam się coraz szybciej okazalej ogłuszony słucham równocześnie muzyki wszystkich epok wszystkich dźwięków oślepiony oglądam równocześnie obrazy wszystkich szkół ja martwy stwarzam w pośpiechu nowe formy które wpadają na siebie i zmiażdżone tworzą nowy kształt ja martwy nie kocham milczenia cenię jadło i napoje przywiązuję wagę do rozkładu zajęć żyję pełnią życia jestem tak żywy że nie mogę sobie wyobrazić śmierci drugiej ja martwy tak bardzo zajęty piszę ciągle choć wiem że odchodzi się zawsze z fragmentem z fragmentem całości całości czego czy jestem larwą nowego 1962-1963 516 515 umierają na krzyżach zdobywają kosmos stare kobiety wychodzą o świcie do miasta kupują mleko chleb mięso przyprawiają zupę otwierają okna tylko głupcy śmieją się ze starych kobiet-' brzydkich kobiet złych kobiet bo to są piękne kobiety dobre kobiety stare kobiety są jajem są tajemnicą bez tajemnicy są kulą która się toczy stare kobiety są mumiami świętych kotów są małymi pomarszczonymi wysychającymi źródłami owocami albo tłustymi owalnymi buddami . kiedy umierają z oka wypływa łza i łączy się na ustach z uśmiechem młodej dziewczyny 1963 jestem martwy nlLdy nie byłem akfprzywiązany do życia zczeki moje tak się zwarły "a ciepłych gardziołkach na przegubach "a pulsach na źródle moje palce zakrzywiły się zacisnęły w ciepłych w ciepłym jestem martwy a nigdy jeszcze nie mówiłem tyle o przyszłości o przyszłości która idzie o przyszłości bez której życie jest podobno niemożliwe a przecież przywykłem Ja stygnący Pokochałem ruch Pragnę ruchu przenoszę się z miejsca na miejsce rozpięty Paryżem i Pekinem m i Moskwą 514 eis Opowiadanie o starych kobietach rolę nikczemną i śmieszną uderza siekier4 kobiety są ^ł czalne się pobłażliwie Lubię stare kobiety brzydkie kobiety złe kobiety są solą ziemi nie brzydzą się ludzkimi odpadkami znają odwrotną stronę medalu miłości wiary przychodzą i odchodzą dyktatorzy błaznują mają ręce splamione krwią ludzkich istot stare kobiety wstają o świcie kupują mięso owoce chleb sprzątają gotują stoją na ulicy z założonymi rękami milczą stare kobiety są nieśmiertelne Hamlet miota się w sieci iera bóg 'J re kobiety wstają jak co dzień '"wicie kupują chleb wino rybę umiera cywilizacja _ "[are kobiety wstają o świcie otwierają okna _ _ usuwają nieczystości limiera człowiek stare kobiety myją zwłoki ąrzebią umarłych sadzą kwiaty na grobach lubię stare kobiety brzydkie kobiety złe kobiety wierzą w życie wieczne są solą ziemi kora drzewa są pokornymi oczami zwierząt tchórzostwo i bohaterstwo wielkość i małość *idzą w wymiarach właściwych zbliżonych do wymagań !Ch ania powszedniego gln^Pod Termopil; synowie odkrywają Amerykę ami 512 511 * * wiersz drze się miękko jak gazetowy papier byle jak nierówno próby sklejenia nie dają wyników rozdziera się wzdłuż od krtani aż po odbyt udarto mu część z drugiej strony aby był równiejszy i nagle tamta strona okazała się dłuższa opadał rozłaził się w rękach przy kręgosłupie zostało jeszcze trochę zostały resztki języka ale butwienie obejmowało podniebienie wkładano mu w usta wlepiano "filozofię" sprzątano usuwano papierową papkę Buda sif syn co ty r°blsz pyta ja ja nic nie robię odpowiadam i słysz? w sobie nudny głos ktoś przyjdzie zetrze was z powierzchni ziemi gadającą pleśń zakrywam przed nim pustą twarz poprawiam nowy niepotrzebny wiersz 510 60S Korekta teatrze cieni Śmierć nie poprawi w zwrotce ani jednej linijki to nie korektorka to nie życzliwa pani redaktorka zła metafora jest nieśmiertelna kiepski poeta który umarł jest kiepskim zmarłym poetą nudziarz po śmierci nudzi głupiec zza grobu jeszcze głupstwa gada i światem mną i przedmiotem ', odległości miedzy rzeczownikiem i przymiotnikiem próbuje się wydobyć poezja musi wytworzyć sobie takie narzędzia ukształtować takie formy aby zaczepić o mnie i słowo jak o dwa brzegi które oddalają się bez przerwy rozdzierana próbuje jeszcze raz zbliżyć porównać Połączyć Zdobywać się na Powierzchnię °dchodze 508 •'UJ 507 Kapitulacja Dla H. M. E. at patetyczny na wszystkich moich wieżach snach na słowach na milczeniu powiewają białe flagi na mojej nienawiści na mojej miłości na poezji zatknięte białe flagi na wszystkich murach krajobrazach na przeszłości i przyszłości wywiesiłem białe flagi na twarzach na imionach na wzniesieniach i upadkach powiewają białe flagi ze wszystkich moich okien spływają białe flagi we wszystkich rękach trzymam białe flagi 1966 i własne twarze "eta żywcem pogrzebany i jak podziemna rzeka flechowuje w sobie :»arze imiona nadzieję ojczyznę Poeta okłamany słyszy głosy słyszy swój głos rozgląda się jak człowiek w nocy obudzony Lecz kłamstwo poety kst wielojęzyczne ! ogromne jak wieża Babel lest monstrualne 1 ni« umiera <'&57 506 505 Na motywach meksykańskich J. Zychowi - ciał Widziałem zabawkę meksykańską dla dzieci makabryczną laleczkę drżącego srebrnego kościotrupa na niewidzialnej nitce Szkielet ruchliwy roztrzęsiony roześmiany jak pajacyk z mojego dzieciństwa widziałem maskę śmierci w kolorowych kwiatach jak bukiet ślubny na łonie panny młodej widziałem śmierć z bibułki i słomki zatrzęsienie czaszek z cukru i czekolady wszystko wesołe dookoła lekkie roztańczone jak na maskaradzie wśród zimnych ogni i wybuchów petard przechadza się prawdziwa śmierć 504 V* 503 na łąkach na ostach w ogrodach pawie oczy żałobniki żeglarze modraczki Czarny Apollo zmrocznik pazik rusałka admirał motyle oglądane w dzieciństwie rozkładają skrzydła w słońcu w nocy 1967 jakiegoś czasu nd kilku lat roces umierania poezji fest przyspieszony zauważyłem ze nowe wiersze Haszane w tygodnikach "jegają rozkładowi \v ciągu dwóch trzech godzin umarli poeci odchodzą szybciej żywi wyrzucają ze siebie w pośpiechu nowe książki jakby chcieli zapchać papierem dziurę 502 501 w dużej galerii rozciągało się we śnie złociste ciało miedzy twarzami turystów płynęła z dłonią na ciemnej delcie Wenus przebudzona przez Tycjana pod granitową kolumnadą zjawiły się kobiety młode promienne w balowych sukniach w nieziemskich kreacjach opierały dłoń z migdałowymi srebrnymi paznokciami o szarą kolumnę wznosiły się do góry ramiona wskakiwały na kamienne schody przeginały się odrzucały głowę nieruchomiały powtarzały ten sam gest uśmiechały się podnosiły twarz do nieba oczy miały namalowane gwieździste wielkie nikt ich nie zaczepił nie dotykał nie mówiły nie pociły się słuchały uważnie wrzeszczącego grubasa w rozpiętej koszuli raz odpychała eranitową kolumnę - v mam w oczach twój wdzięk " %-ze hiacynt różowy... *i.v UJ , swych włosach nosiłaś ten kwiat, *' S wśród nich po kryjomu ;Vu dziewczyny w świeżej wiośnie lat koncha jej sromu" ;nna w kostiumie koloru banana kołysała błyszczącą czerwoną torebką Doglądała w dal na zielone wzgórza na żółte Arno leszcze raz odchylała twarz jeszcze raz wchodziła w światło jeszcze raz powtarzano wszystko od początku poprawiają włosy unoszą ramiona pachy wygolone "sta uchylone śmiało ^stawione nogi 500 499 Otwierały się drzwi Otwierały się drzwi Prospero szedł przede mną bez płaszcza i laski na ławkach pod afiszami siedzieli emerytowani przewodnicy ksiądz nauczyciel policjant między nimi mój Anioł Stróż był szczupłą dziewczyną białe włosy spływały na plecy na młode ramiona niebieska szata okrywała tajemnicę płci aniele boży stróżu mój powiedziałem podchodząc blisko do jej twarzy oczu ust młody Szwed roześmiał się 1967 deszcz padał padał desze/ orter opowiadał o Florencji j^ra wynurzała się z wody " Florencji z błota mułu pokrytej plamami ropy perlą , perlą miast mówił pięć tysięcy samochodów uniosły wściekle fale Arno dziesięć tysięcy samochodów zostało pogrzebane w btócie fale wymiotły ze sklepów klejnoty obrazy zegary manuskrypty mapy we Florencji tyłem ostatni raz * czerwcu roku 1964 nad płytkim mętnym żółtym w psie oko Arno Piłem wino Przez twoje oczy przechodziły bure chmury 498 497 ta pięta najpiękniejsza wyraz bólu proszę z tej strony tutaj lepiej widać wyraz twarzy matki ten instrument nazywa się w tej sali zasiadł sąd tutaj w ten otwór szparę można było wrzucać donosy proszę dalej za nami następna grupa kwiaty pokrywają kapelusiki zbrojownia miecze działa pancerze tarcze sztylety przyłbice zbroje kule rusznice nagła cisza wybuchy śmiechu przewodnik przymrużył słodkie oko szepce sepleni grupa otacza go ciasno krąg prawie galopem przebiegli wzdłuż na lewo Bosch Inferno na prawo Bellini Pięta na lewo Bosch Paradiso na prawo na lewo w szafie wśród wojennego oręża wisi pokryty rdzą pas w pasie dwa otworki okrągły opatrzony kolcami i podłużny kolce zagięte do wewnątrz pas zamknięty na kłódkę rycerz udający się na wyprawę zabierał klucz ze sobą siwowłose pochylają się czule do ucha mężów przewodnik przymyka oczy gestykuluje dzieci próbują blć zęby wyplek, stoją złożonymi pod opuszczonym! na »*S! poruszają się *arg L śmiechu cisza *-'bU Tristan Izold złotowłosa z oc otwOrem Pas C"°,o zbroje armaty kusze kule kibice rusznice pancerze koncerze Ule na to "ikt nie zwraca uwagi 1961 496 - Niepokój Za Przew odnikiem Prędzej jeść pić czytać żyć kochać prędzej dalej j^hac .leaec _ więcej szybciej mowie szybciej żegnać odchodzić zostawiać Lcej słuchać patrzeć oglądać dotykać wąchać oglądać posiadać smakować kochać być tu i tam i gdzie jeszcze śmiać się głośniej pchać biec oddychać Szybciej więcej prędzej dalej wyżej niżej głębiej szybciej szerzej żyć jeść pisać spać kochać żyć dłużej W Pallazzo Ducale tłok za przewodnikiem pędzi stadko dobrze utrzymane staruszki panowie w szelkach wycierają czoła chusteczkami kwiaty we włosach Sdzie mogą przysiadają lecz przewodnik pędzi ptaszki we włosach z ust jego płynie potok nazwisk dat anegdot piękna 495 jest opis pragnienia popiołu pustyni wywołuje fatamorganę obłoki i drzewa wchodzą w lustro Brak głód nieobecność ciała jest opisem miłości jest erotykiem współczesnym lalo 1963 494 493 Wiersz pisany o świcie do erotyku Współczesnego Piszę ten wiersz w szarości miękkiej w ciszy bez światła jak w rosnącej kuli pleśni papier bezbarwny pod moją ręką bezdrzewny bezkresny rozwidnia się umarli są przeźroczyści widzę przez nich wielkie miasta Usta stół książkę dzban żółty kwiat słyszę śmiech zanikają to znów gęstnieją zarastają świat 26.7.1965 r A przecież biel najlepiej opisać szarością ptaka kamieniem słoneczniki w grudniu dawne erotyki bywały opisami ciała opisywały to i owo na przykład rzęsy a przecież czerwień powinno opisywać się szarością słońce deszczem maki w listopadzie usta nocą najplastyczniejszym opisem chleba jest opis głodu jest w nim wilgotny porowaty ośrodek c'ep(e wnętrze słoneczniki w nocy P'«si brzuch uda Kybele 492 5yroczystym opisem 491 Pisklęta przenikanie Szelest spadają krople rosy skaza na ciszy na gładkiej niemiłosiernej powierzchni zaczyna się falowanie pękanie niebieskie piski piskląt przelot czarnych jaskółek otwarte żarłoczne żółtodzioby biały pomiot różowieje w promieniach wschodzącego słońca inika przez życie jak światło przez pajęczynę wiszącą w drzwiach otwartego pokoju konający wyprowadzał się długo krzycząc szukając wybiegów układał się śmierć zjadła rysy kolejnych twarzy nałożone na kość 490 489 Nic W nocy słowo nic rozrasta się krzewi gwałtownie w dzień traci swą żarłoczność wślizguje się w życie jak nóż w mięso ; :at)0 * ogrodowej altanie i ruchliwe Roszone jak wilga strumień . . nlOSl w ciepłej pianie gałązki listki płatki kwiatu białego motyla chcę zatrzymać ten strumień rzucam drzewo wyrąbane z dzieciństwa zabawki ptaki twarze stawiam zaporę Pękającą w oczach 488 487 Leda Oieznanej mowie Leda z mocnymi ramionami udami Leda przyciskała do siebie gibkie ciało ptaka z odrzuconą głową z tajemniczym uśmiechem nieobecna uchodziła zostałem od niej oderwany odepchnięty z moich warg z mojego języka płynęła krew Sprzedawała owoce ja słowa były _ 'jla mnie zamknięte ^kazałem granat i" poprosiłem aby go otwarła dojrzałe wnętrze krwawiło w słońcu w ustach zalśnił wilgotny uśmiech wypełniony zębami jeżykiem stówami o nieznanym smaku 1965 486 485 * * * Ciało moje to czterdziestoletnie zwierzę domowe napełnia zgiełkiem otwiera daje niejasne znaki wiosną i o zmierzchu kłębią się we mnie ciężkie białe ptaki z okrągłymi ślepymi piersiami krzyczą biją skrzydłem para -tarych ludzi stąpa ostrożnie krucho i pian wyskakuje naga lśniąca cala bez rąk i głowy bogini miłości czarna pestka w różowym mięsistym arbuzie życia mężczyzna i kobieta zanurzają powoli wytarte przezroczyste skóry w morzu wychodząc na brzeg Dymają się jeszcze *a ręce 484 483 Ewa * Wychodzisz z moich oczu rozebrana szorstkie muszle kolan z różowym środkiem otwierają się w nocy białe skrzydło pachwina anioła zamyka się powoli i słona rosa miłości pokrywa skórę Morze w nocy łamało siebie hucząc roztrzaskiwało kadłub o nikłe betonowe falochrony o zachodzie pomrukując wyciągało się wzdłuż plaż pogodzone powlekało się purpurą drżało jeszcze gniewne pod skórą fal migotało Gagra 1965 482 481 Końbysięuśmiał ości ' będzie jednak sensu oraz humanistycznych Torturowanie rzeczy nie ma przyszłości katowanie maszyn do szycia traktorów pralek telewizorów w dzieciństwie widziałem bitego konia który płakał poeci którzy przyjdą po moim najdłuższym i szczęśliwym życiu - skarcony przez Optymistę wystrzegam się w wierszach trywialnego słowa śmierć - a więc poeci którzy przyjdą nie zobaczą zdziczałego furmana który katuje konia choć mogą zostać zaskoczeni widokiem kierowcy który bije i kopie samochód w maskę 480 Spokój 479 Kamieniołom kują na obcego Kamieniołom katedry milczał wewnątrz zawieszony na zworniku kopalny bóg świecił białymi żebrami na dnie przylepione śliną do opoki modliły się dziwaczne metafizyczne ssaki Nasze nasze małe duże chcemy okryć "kryć w gnieździe rozbijają otoczenie nasze życie jak skorupkę ich ciała rosną milczą dojrzewają i odchodzą zastawiamy sidła myślimy przebiegle może uda się zatrzymać ale one nauczyły się już roówić kochać Przechodzą przez nasz dom Jak Przez poczekalnię f ° drżąc czekają M obcego 478 477 fc* Prześwietlenia Sen Jana poruszam się w sobie większym w tym ciemnym krajobrazie ukryty jest obraz drugi dzieciństwo pole białe puste otwarte bardzo daleko cicho tam pojawia się światło dwa czarne oblicza i sen 1967 Sercu Mistrza widział siebie z twarzą Judasza całował boskie oblicze drzewo było okryte liściem i kwiatami owoc w ukryciu dojrzewał i spadał Przebudzony ujrzał że miłość i nienawiść są jak ręka lewa która bez ruchu spoczywa na łonie 476 1962 475 Kolebka T .ryki lozańskie Ziemia kolebka pełna popiołów pełna grobów jak plaster miodu grób koło grobu płytko pogrzebani od życia oderwani jak usta bez ramion b« wiary ta poet nad Wodą wielką martwą czystą czeka na przyjście szarlatana poezja jak otwarta rana ostatnie krwi płynienie znieruchomiały obraz świata 474 473 Drzwi Śr0dku W ciemnym pokoju na stole stoi kieliszek czerwonego wina przez otwarte drzwi widzę krajobraz dzieciństwa kuchnię z niebieskim czajnikiem serce Jezusa w cierniowej koronie przeźroczysty cień matki w okrągłej ciszy pianie koguta pierwszy grzech białe ziarenko w zielonym owocu miękkie gorzkawe pierwszy diabeł różowy poruszający półkulami pod jedwabną suknią w groszki uchylają się w oświetlonym krajobrazie trzecie drzwi a za nimi we mgle w głębi 472 *<** •«** 471 Pierwsze jest ukryte światło pierwsze drzewo nie pamiętam ani nazwy ani krajobrazu w którym rosło nie pamiętam czy poznałem to drzewo okiem uchem czy było szumem zapachem kolorem czy zjawiło się w słońcu czy w śniegu pierwsze zwierzę nie pamiętam jego głosu ciepła kształtu wszystkie zwierzęta mają swoje nazwy tylko to pierwsze jest ukryte nieznane 1965 Obicie ue węglem twarz j matki Rozpala pod blachą ognisko domowe irzask szczypki zapach zrębu żywiczny płomień szerzy się i huczy w oknie widzę niebo w niebie słońce dokoła stoją wasze twarze ich rysy nie będą już powtórzone 1*1 470 469 * * Asyż gniazdo na spękanej skale białe ptasie jaje niosłem ten krajobraz różowiejący do mojego miasta nie doniosłem trzeciego dnia twój uśmiech zaczął się psuć oddałem Cię ziemi spływa rzeka zapomnienia na oczy usta na twoje stopy obute w papierowe pantofle siedziałem pod murem zamkniętymi 7 twarzą ;vróconą do słońca z zaciśniętymi w jedną pieść rękami tt dzieciństwie sielskim anielskim diabelskim dawałem żebrakom grosiki kromki chleba oni pokazywali kikuty puste rękawy otwarte japy strupy odginasz palec za palcem dwie puste dłonie wywracasz wnętrzności odwijasz powieki nic k|edy podważono mi z?by otwarto usta P°d jeżykiem Wieziono czarny grosz y 468 467 nikt czekał na obu brzegach idę w głębinę kołuję płynę pod powierzchnią tu więcej życia cieplej wyskakuję mam język rozdarty ten hak to nie żart to nie igraszka wykuta ze słów próbuję się zatrzymać chcę wypluć przynętę mogę to uczynić razem z wnętrznościami wtedy pojmuję jeszcze raz że moim zadaniem jest zgoda odzyskuję swobodę lekkość włos lina wydłuża się w nieskończoność odpływam razem z moim czasem 1967 ch była tak długo zamknięta W mej "tak tak długo milczał aż klatka otwarła się rdzewiejąc w ciszy cisza tak długo trwała aż za czarnymi prętami rozległ się śmiech 466 um 465 Ojciec "wpadał" po pierwszym w panamce z laską wygolony pachnący przywoził gazety Muchę Ikaca Express Przewodnik Katolicki cukierki miętowe i wafle sreberko cynfolię składało się starannie na wykupienie Murzynka z pogańskiej niewoli nie było nas był las nikt tu nie słyszał o Hitlerze wuj Anton wspominał wojnę rosyjsko-japońską w komodach i skrzyniach leżały zapomniane ruble w guziki grało się kopiejkami z dwugłowym orłem krajem rządził Dziadek otaczała go płaszczem swej opieki Królowa Korony Polskiej wieś dusiła się od nadmiaru rąk dławiła się gniewem W Częstochowie potępiano bezbożny komunizm i ateizm nie widzieliśmy nigdy di'* C-^ec opowiadał historię °JMacochu i jego kochance 0 ! a arala na skrzypcach fmiała włosy do ziemi /skiem rzucała Konopacka fcusociński walczył o laur z Nunr potem usłyszeliśmy nazwisko Hitlera umarł Dziadek leaoniści generała Franco walczyli pod sztandarami Chrystusa króla potem zaczęło się potem rosło gwałtownie w eterze na ekranach w tytułach gazet w myślach w oczach dzieciństwo zanurzało się Płynąłem długo 1 zamkniętymi ustami zawróciłem Nikt u czekał przy ujściu 464 który na mnie czekał rósł z zamkniętymi ustami wracałem do źródła woda była czysta żywa płynąłem zaciskającym się jak gardło korytem w siebie to ja byłem źródłem chciałem wypłynąć za siebie wrócić dalej głębiej dawniej rzeka była przeźroczysta płytka płytsza nikła znikła Nie było nas był las nie będzie nas będzie las jechało się autobusem potem końmi w półkoszkach polnymi drogami duktami las był lasem Bóg Bogiem Diabeł Diabłem jabłko jabłkiem łąka łąką góra górą ,."<, doliną Jo1 da prawdą pra%o drzewem Jrz vo kłamstwem -isza cisza zeka er śmiercią zvcie życiem O0d blachą paliło się Myszkami i chrustem 0 świcie zbierało się grzyby kozaki prawdziwki maślaki zieleniatki czerwone kurki na blasze piekło się kartoflane placki Jadźka robiła żytnie kluski "bociany" na mleku woda w Warcie była czysta żywa młyn dudnił pod białym księżycem stary Marczak wbijał ość w nieruchome czarne grzbiety ryb spało się w stodole na sianie albo na wysokich wypchanych słomą siennikach w nocy opowiadaliśmy sobie Przygody Jacka Teksasa i Harry Pielą Toma Miksa Pata i Pataszona Arsena Łupina 462 461 zaraz będzie kino Bajka i zakład pogrzebowy chodzę dwadzieścia lat tymi ulicami mleczne szyby proste litery wieńce karawany trumny trumienki trumienki? to chyba żart jakiegoś optymisty idąc wzdłuż tych murów kończyłem czterdziesty piąty rok życia serce moje biło normalnie była godzina dwunasta kiedy stanąłem nad brzegiem kanału w strunach deszczu na czarnym błocie rozkładały skrzydła bielinki i żałobniki we wodzie tłustej czarnej pląsały nimfy igrały jednorożce falowały białe wieloryby oddychały różowe gąbki płuc widać było serce żołądek i macicę w restauracji III kategorii pryszczaty wyrostek ogryzał paznokcie atat oa szybie muchy pańskiego wiankach d odjazdem do Ameryki" ^TfertSJp«esłodzoną herbatę ^ zimna cielęanę la dozorcy w szarych uniformach >ldzaobrazów _ '""* , dobiega śpiew ptaka i rzeźby murzyńskie # P1"' z pseudoklasycznymi wychodzę p*1^ 5,>i sali Landuyt » dr • na płótno wn?trzn°ści rfini^6 ?1 jajniki krew v nudzą się doZH7inie dziesiątej wychodzę °-'realistycznych pośladkach "^owei kobiety każdy z tych pośladków pokazany oddzielnie mógłby uchodzić ° rzeźbę bezprzedmiotową -.tońce składa pocałunek EENDRACHT MAAKT MACHT bliski mojemu sercu śmietnik wielkomiejski poeta śmietników jest bliżej prawdy niż poeta chmur śmietniki są pełne życia niespodzianek pytasz Andrzeju o XXX Biennale widziałem tam zorganizowane śmietniki Burriego podarte worki szmaty damska garderoba sznurki papier Burri głodny w obozie jenieckim układał ze śmieci nowy świat 451 myśleli że są demonami ruchu w piekle wielkiego miasta Automobile e Rumore ich automobile oglądane w Musee du Cinema wywołują salwy śmiechu ich samolot przypomina skrzyżowanie drabiny z aniołem Parole in Liberia rok 1915 Marinetti Balia Boccioni Cavalli Correnti Mattoli Guerre Belle Leger Lourdbimbim Mort aux Bosches traac craac croc tatatata rok 1919 Esplosione Simultaneita verdi tam tumb isonzo paak piing potem dadamax ernst von minimax dada max selbst konstruiertes maschinen fur fruchtlose bestaubung weiblicher saugnapfe zu beginn der wechseljahre u. dergl. fruchtlose verrichtungen tak bawiąc się przechodzili do historii sztuki Jean Huizinga mówi w "Homo ludens" dziecko które się bawi nie przejawia infantylizmu pawilon Królestwa Belgii napis EENDRACHT MAAKT MACHT na spiżowym pośladku kobiety oddanej realistycznie blask słońca dama ta pochodzi z końca XIX wieku zdaje się że Kongo było wtedy prywatną własnością 450 rożna' >ny jerny ten sznurek przez dłuższy czas rosół z makaronem o pogodzie garnitury trochę już znoszone am realistyczne pewna znajoma kobieta irzemieniać się w moich ramionach ko * , j 't> leskie oczy i jasne włosy "" obrzmiałe nienawiść ? w m°Je ramiona ii-« realnym został konfidentem 1^" J zginał P0"0"110 na mocy wyroku prawie v^szystkie moje sny v s^on^ truowane na zasadach tradycyjnej dramaturgii z Andrzejem W. to znaczmy mówię do siebie bo on r:marl tragicznie ta mała jamka w twarzy wejście «do podziemi otwarło się trzeciego dnia ślepy kriecie ten zloty pas w dymie to Wenecja niebo pochmurne różowy koral Palazzo Ducale Andrzejd chcesz się ogrzać budowałeś w nocy zamek na lodzie ślady kr- wina palcach przyleciały tutaj na południe opowenj ci Motc 0 xxx Biennale di Yenezia ce Rumore rokl912 29- 449 z oczami małej Czu-Lin miała w warkoczach zielone wstążeczki widziałem go z dołu był podobny do życia poety i podobny do życia urzędnika i podobny do niczego widziałem go raz jeszcze z lotu ptaka z okienka samolotu mur ten nie dzielił niczego nie bronił ciągnął się był czas że kobiety rodziły małe i wielkie więzienia klatki w których biło serce morze wielkie brzęczące okowy wyrzuca ze siebie trupy z różowymi piętami ten mur udziela lekcji poglądowej ludziom pozbawionym wyobraźni o tym co to jest wyobraźnia rzeczywistości Kiedy zapytano mnie jaki jest ten mur odpowiedziałem z uśmiechem jest długi nie widziałem jego początku ani końca a potem dodałem jest bardzo długi II Sny Sny moje są pospolite mój bezbarwny sąsiad podaje mi paczkę owiniętą w gazetę przewiązaną sznurkiem 448 ^powiadanie dydaktyczne /•ec:vsiawowi Porębskiemu palika cierpliwości Chiński mur dotknąłem go palcami obu rąk środkiem tego krajobrazu jest śpiew ptaka środkiem tego miasta jest uśmiech kobiety krajobraz rozpada się miasto odpada jak mięso od kości zostaje uśmiech chiński mur wspinałem się na jego grzbiet jak na grzbiet śpiącego boga widziałem go na własne oczy bez początku i końca był czas że kobiety rodziły niewolników uwięzionych od stóp do głowy rodziły pułapki na myszy morze jest w'elkie niebieskie okowy które spadły wspominam ten mur od rana pada deszcz pada tak długo o chińskim murze e 447 Mija mnie Prosiłaś napisz mi o sobie o sobie jakim po przebudzeniu w pociągu o sobie we śnie w Sienie na złotym tle w nocy błękicie Guidoriccio da Fogliano mija mnie dostojny szlachetny z celem wytkniętym tak jasno jak miecz 446 445 W róży z Rubensa >*anyj im jadem Rubens złota pszczoła w otwartej róży pokrywający mleczną drogę Pan tarło złota krwi pereł atłasów ciał ognia piór barok ust ud rubin fanfary na cześć życia Satyr zapładniający białą różę rzeki płynące mlekiem i miodem i nagle ten obraz podskórny podziemny ociekający ropą pęknięty gnijący śliski zwisający lecący przez żywe ręce trup ze strupem krwi 444 Biel Biały baranek uciekł schował się w szafie beczy z chorągiewką wbitą w oko krew tryska z rozdartego pyszczka czarnymi płynie rzekami związali baranka udusili baranka ze skóry obłupili kości mu policzyli zęby mu wybili wrzucili do dołu kloacznego baranka nie narodzonego oszukali baranka opluli baranka skazali baranka powiesili baranka pogardą okryli śmiechem przebili kłamstwem nakarmili baranka białego który gładził grzechy tego świata 442 ekcyjnym stole. ' trojony zielenią P^iany nadzieją "to siedzą kupki nieczystości f Jjałych pióropuszach k;°., rnrpi°ra fef*vLstry i tańczą żołnierze «& ° nrzecież nie będzie zabijał «*'-tliSrz w czołgu tfr> ż°j-nv iak anioł Dl*r^ l' m?d>'_sil "wzgórza wstępuje w niebo 'czerwień pompejańska k otwarte płuca przeźroczysta zatoką "Pfht im Besitz de Paradieses zu sein d hat von den nórdlichen Landem Sen sehr traurigen Begriff; Sempre neve, case di legno, eranignoranza... Immer Schnee, holzerne Hauser, grosse Unwissenheit..." Opowiedz mi o włoskiej podróży Nie wstydzę się płakałem w tym kraju piękno dotknęło mnie byłem znów dzieckiem w łonie tego kraju płakałem nie wstydzę się Próbowałem wrócić do raju 422 ada g° orkiestry , do mnie dochodzi piasku * ' po ciałach fon11 -md odeszły które s11* kuk|y z potwornymi głowami l,|brzy'm!e bez2lośnie od ucha do ucha zbyt piękna dla mnie który i Pannamjeszkańcem małego miasteczka północy 'ef^ okrakiem na ichtiosaurze 1 l aliska w moim kraju maja małe czarne zaklejone gipsem okrutne uśmiechy 3 Defilada Albergo Fiore zbudził mnie włakiciel dzień dobry panu Kowalczyk jestem po wojnie zostałem w Napoli generał mówi do mnie (to było przed wojna w Łodzi) sierżancie napijcie się z nami jestem na slu/bie panie generale ja was zapraszam mówi generał dzisiaj u nas defilada «y się pan wybiera lak dzisiaj obejrzę defiladę jutro Pompei i Wc/uwiusz tó?kuję panie Kowalczyk •'ida samochody * samochodach siedzą żołnierze 421 w nocy otwarłem okno złota gwiazda trzeciej kategorii padał deszcz to nazwa mojego hotelu Notturno sul Canal Grandę w papierowej torbie płynę kanałem mniej reprezentacyjnym przez okno zamiast świateł i serpentyn wyfrunęły śmieci lecą opadają płyną nikt tutaj nie śpiewa świateł jest mało wonie mniej wytworne wczoraj płakałem było tak pięknie a może się śmiałem upiory moje spały w Torcello widziałem piękne piekło na ścianach bazyliki kupiłem dwa morskie koniki pachną solą i wodorostami przynoszą szczęście więc jestem szczęśliwy Bazylika Świętego Marka dziewczyna okrywa ramiona głowę czarną koronką ta druga w spodniach stoi potępiona przez straż u wrót świątyni naczynie nieczyste za sprawka szatana w tych czerwonych pantalonach '-• opiętych na pokuszenie Wenecja płonie deszcz Tintoretto złoto 420 419 mnie to nie dziwi widziałem różne rzeczy ale wróćmy do mej włoskiej podróży 21 maja o godzinie 12-tej byłem w Termach Caracalli słońce roztopiło mnie i wyssało słońce na mojej głowie nade mną w niebie tezą ceglane mamuty pod murami kwitną maki mury śpiewają gniazda jaskółek rudy kot jak kość patrzy turkusowym okiem w trawach czerwone maki pod bosą stopą chłodne gładkie kamyki w cieniu rzędy krzeseł jak w teatrze kolumny filary kapitele z gipsu i dykty tu w nocy odbywają się przedstawienia olbrzymi samolot przeleciał kot pobiegł swoją drogą znów przeszły te kobiety widziałem je w katakumbach Catacombe di S. Callisto w katakumbach było dość wesoło restauracja świętego Kaliksta znajduje się naprzeciwko ceny są wysokie punkt jest dobry ta kobieta w czarnej sukni jest jak wąż ze skóry amerykańskiej albo angielskiej błyskawica wzdłuż grzbietu wąż jest zapięty na zatrzask zobaczyć jak zmienia skórę kelnerzy jak bielinki , dokoła stolika skrzydła znów można zejść c0 pogodny S ziemią brak słońca ^mam sobie wyłupic oko Sóre mnie gorszy od godziny Lecież to wina fe, cudnej gadziny ije ryb? na stoliku lecz ona jest widocznie poganką oczywiście nie ryba przechodzi obok bukiet z pięciu zmysłów mam w tej chwili sto zmysłów wszystkie bodźce bodą mnie to istne byki kelnerzy z czerwonymi serwetkami biegają dokoła szpikują mnie cyframi broczę winem nade mną w słońcu stoją ich języki ociekające śliną Dnia 22 czerwca 1960 roku wysiadłem na dwocu kolejowym w Wenecji ,-In Yenedig kennt mich vielleicht nur ein Mensch, und der wird mir nicht gleich begegnen" tu gwiazda była mym mieszkaniem gwiazda nad czarnym kanałem 418 ie w nocy ostatnie życzenie odpowiedział za mnie H szafflPana ^ ńc\\ się do ^iany c>d*r tawjeniu z wydarzeniami historycznymi ' Z"ze politycznym czy wojskowym wydaje się błahe... ówiF.. ...-'• poczekalni można czytać C0 najwyżej gazety" Napisać rozprawę '0 tożsamości w nowej poezji rzeczywistość jest wypełniona rzeczywistością przez pęknięcia w rzeczywistości może przeniknąć wyobraźnia ,.w nas zaś powstaje złuda wyobraźni przez którą czasem chwytamy się podobieństwa rzeczy jako rzeczy samych jak to widać u śpiących i obłąkanych" Nie zostawić ani jednego miejsca ani jednego białego pola dla wyobraźni Malarz S. D. na konferencji prasowej wychodzi z olbrzymiego jaja a'bo ukazuje się we fraku pokrytym osiemdziesięcioma ośmioma pliszkami każdy z nich jest napełniony ''kierem miętowym w Jednym znajduje się zdechła mucha 27-1 iepokój 417 od szumu głowa pękła 21 maja o godz. 12-ej byłem w Termach Caracalli przepraszam za chaos ale świat wyszedł z chaosu niech to wszystko samo się stwarza w ruchu czy myślałaś że wrócę zupełnie odmieniony nie trzeba udawać ile piękna przypada na głowę jednego człowieka na kuli ziemskiej ile prawdy na jedną głowę mięso trawi mięso kryzys współczesnej cywilizacji trwa tak długo lecz podejrzewam że nie ma kryzysu jestem mięsożerny czy pan życzy nogę czy pierś czy podać tatara jesteśmy przedmurzem proszę tatara najazdy tatarskie kwiat rycerstwa zginął tatara przyprawić pan życzy życzę tatara Et in Arcadia ego pan też udaje don Kichota te wiatraki bez skrzydeł to zwykłe szalety proszę podejść bliżej pan mnie łapie za słowo ile mięsa ile prawdy przypada na jedną głowę co spada 416 415 gość uśmiecha się do parówek das ist schón mówi do parówek Japończyk wysypał na dłoń pastylki jak ziarenka ryżu Hindus z bródćj pogrążony w medytacji przechodzi mimo W muzeum watykańskim Sobieski pod Wiedniem przewodnik objaśnia siwe Amerykanki że to król polski który właśnie pod Wiedniem pobił Turków i uwolnił stolice Austrii Wejście na kopułę Eingang żur Kuppel Ingresso alla Cupola przewodnicy kopuluja pośpiesznie z pięknem w oczach turystów rodzą się z tego znudzone potwory uśmiechnięte żyrafy zdejmują pantofle z płonących nóg Spotkałem wczoraj znajomego z Warszawy to było piękne jak "przypadkowe spotkanie na stole sekcyjnym maszyny do szycia z parasolem" ta pięta ta pięta ta pięta Pięta di Michel Angelo czy ta pięta ta pięta ta pięta to oryginał z oryginalnego marmuru ależ naturalnie v,v #.] fantastisch er fliegt odnosi do Boga Ojca Sykstyńskiej Ktoś pr k,oś zyszedł bilem wątek z"u f Syk'styńskieJ Kaplicy ,aki ruch gwar większy jak na dworcu kolejowym podziwia się Michała Anioła Sad Ostateczny czy to piękno nie wiem jak wyrazić ten wstrząs musiałtm głowę położyć na oparciu ławki w Sykstyńskiej Kaplicy widziałem niewidomego trzymała go za rękę jego żona Ewa jego oko objaśniała mu szeptem Sad ostateczny Stworzenie Świata Stworzenie Adama Wygnanie z Raju On podniósł twarz do góry glosy spadały na Jego - w ciemność wzięte oczy r a Ja wielooki wielouchy ivSrty "f wszystkie stro«y Eg? glosy ' ba-y na Ja piękna 414 413 włochate głowy ślepych małp małe banany odarte ze skórki cytrynowe cytryny z czarnymi listkami iskra światła pryska po szkle po niklach po kolorach soków bryły lodu na lodzie otwarte ostrygi iskra światła w plasterku cytryny światło topi się w lodzie topi się bez przerwy ludzie płacą wyciągają ręce biorą do siatek do gazet rybki jak otwarte nożyki tuńczyki granatowe ze słojami drzewa głowę śpiącej meduzy nogi ośmiornicy flaki leżą na lodzie na zielonych liściach jak padłe jagnięta cynobrowe wątroby serca i ozory i dziwaczne ryby z głowami jak czerwone młoty jak jeże niebieskie płaskie, jak talerze ze złocistej skóry iskra czarna ikra w elektrycznym świetle ptaszki tyle ptaszków tyle ptaszków na drucie który przebija umilkłe gardziołka który przechodzi przez otwarte dziobki Jest północ czas wracać odrzutowiec przekłuwa niebo nad zatoką w anielskich włosach świateł przchodzą Angielki w ich białych szyjach śmieją się gołębie zasnęły słodko u stóp bohatera 412 . teł toczą się po morzu s oi z rękami w kieszeni pościeli dziecka jn z CZarnymi oczami śwl tyni *P' ,Q ie gazetą ok uhczce serce Jezusa _ , w girlandzie żarówek zamknął w futerale usiadł przy stoliku _ kelnerzy obrusy składają żagle nad zatoką gwiazdy i palmy jutro słońce wybuchnie nad miastem jutro defilada 2. Blocco per notę Noc w Albergo Fiore NAPOLI Przeglądam notatki 16deń teraźniejszy Port lotniczy . malutkie że dwie dusze •ik .iuZ się na końcu języka -^ l dziewk. na nią nie rzuca kamieniem "vpędzona z raju tkanego w XVI wieku j} przed rajem rozkoszy i miecz płomienisty i obrotny ..^"rzężeniu drogi drzewa żywota znajdujemy się u końca pewnej epoki muzyk ginie podobnie jak zginął poeta' poeta który zginął myśli kobieta jest jak kwiat odłóż to piękne stare porównanie na bok kwiat który się śmieje kwiat który się boi kwiat z kwiatem we włosach kwiat który się sprzedaje kwiat który przychodzi i odchodzi kobieta jest jak kobieta kwiat jest jak kwiat słowo stało się ciałem ciało wypeinia noc °d brzegu do brzegu noc nie ma brzegów k°bieta jest jak kwiat °d)oż to piękne stafe porównanie na bok -chów 4II automaty nie będą potępione automaty mogą się zepsuć wędrują dusze w deszczu wychodzą z młodych ciał wchodzą w ciała gwiazd na wielkich afiszach to wszystko są dekoracje raju dekoracje piekła kościół jest jeszcze otwarty ołtarze są oświetlone w ołtarzu za szkłem leży błogosławiony kościotrup w liturgicznych szatach w rękawiczkach pantoflach kości w fioletowych pończochach kości twarz pozłacana przy klęcznikach skarbonki przed ołtarzami skarbonki przy wejściu i wyjściu skarbonki na chleb świętego Antoniego na beatyfikację sługi bożego na świece dla Dzieciątka na światło dla Serca Jezusa wielka staroświecka kłódka na ścianie koloru wątroby napis SS Messe per le Anime del Purgatorio ciała są zbawione ciała należą do świata zwierząt ciała są niewinne duch znalazł schronienie w Banco di Santo Spirito i osamotnione ciała wędrują po wielkim mieście pod bielmem nieba pod czarnym niebem pod cytryną słońca ciała są zawsze niewinne a dusze coraz mniejsze 410 409 przez okna widać dachy i ściany i okna w ścianach i płaskie dachy w niebie blachę nieba niebieszczącą się białą zmętniała brzęk i huk motorów co oni tam robią wiercą dziurę skroś ziemi przez ten dom a jeśli tego miasta nie ma za ścianą jeśli go tam nie ma jest tylko upał w pustce wrzask cuchnące ryby maszyny świdry łupiące skorupę betonu pękanie krzyki śpiew słów nadmiar słów barokowe kościoły słów pył szuranie papierów a jeśli go tam nie ma tylko wir kłąb pędzący w zgiełku rozpalony do białości kula wybuchająca gasnąca szklana czarodziejska kula a w środku ten kretyn z olbrzymią głową pod zamkniętą katedrą z głową z której sączy się ślina dzwon huczący zawieszony na pajęczynie to miasto spada zbudził się przestraszony w lustrze była noc zamknął drzwi za sobą nad ulicą stało czarne niebo w niebie gwiazdy neony splątane pomnik był ciemny wszystkie pojazdy niego eznanego bohatera >ok ,,vczne mioty i świdry Pnell"i K betonową skorupę ^ "lać wyrzucał świecący pyl to spływały nowych ścianach nieba f t światła leżały kobiety *«rne i błyszczące jak fok, ;,isle wielkookie czerwone 4,ecace czerwone i srebrne 'l^ly z wielkimi brzuchami * jedwabiu miękko żołnierza za rękę prowadzi karlica i buzią jak rajskie jabłuszko odgryza się koleżankom które' czarne jedwabne rozdęte od światła do światła stoją balony na uwięzi spadają gwiazdy gwiazdy z wargami rozchylonymi grająca szafę otaczają młodzi grająca szafa plącze drży grająca szafa śmieje się i śpiewa grająca szafa wypełniona muzyką głosem dusze wędrują 1 mlod>'ch ciał wychodzą * f J;!ce s*»fy wchodzą te dusze niewinne <° grzechu nie znają n z"ają pokuty °mat>' są niewinne U'°m^- znają ne 408 407 jak zebra u wodopoju dwa łoża w lustrze patrzy na swoją twarz w lustrze przymyka oczy lampa pod sufitem w lustrach lampy i twarze na niklowych prętach kolorowe ręczniki lustro nad umywalnią w szufladzie gazety po gościu który wyjechał dziś przed godziną szpilka do włosów to była kobieta strumień wody letniej wody chłodniejącej wody spływa z szumem po jego otwartych dłoniach przekręca klucz w szafie wieszaki kołyszą się w pachnącej obcą istotą szafie brzęczą wieszaki po zdjętych sukniach drewniane metalowe ramiona położył się zamknął oczy leży przykryty białym prześcieradłem myśli osypują się pęka nić którą go łączy pęka nić która wiąże obrazy i słowa nie wiesz co ze mną zrobić czekaj tylko się rozpakuję zamknij oczy chcę się przebrać nie możesz oczu zamknąć co za głupie żarty przywiozłam list od Franka co to jest ananas ty jesteś ananas mówiłeś że mnie weźmiesz ze sobą ale wyjechałeś tak niespodziewanie tej dziurze zabitej deskami Vie wiem czy jeszcze żyję -.Vchać w Warszawie "V to jest stypendium J misi? zdawało C°5-je pan schował przed nami ^ród tych rzeźb z marmuru cudowne obrazy jesteśmy w Wenecji razem nie mogę uwierzyć pocałuj mnie Pan jest Polakiem wypijmy jestem sam na świecie budzi się wystraszony ten pokój w jakim domu ten dom w jakim mieście to odbicie w jakim lustrze to miasto czy ono tam jest jeszcze za ścianą mówi do siebie gdzie jest Neapol to Jest Neapol tak' jest Neapol masz twój Neapol 406 sztywnym lakierowanym Jfbanany wygięte czarnymi plamami księżyce • JV , światła w skórze nosorożca 1 Dresami pesteczek w ustach 1 k tej słowy leżała druga głowa Iowa na "słowie i głowa przy głowie Limida głów wznosiła się dP0'zbielałego nieba ślepe ełowy kokosowych orzechów pokryte brunatnym włosem rozłupane z śliną w białym wnętrzu wyszczerbiony brzeg kamiennego naczynia wygasłego wulkanu ciemna góra nad przeźroczystą zatoką poruszyła się i przyszła do niego przyszła do jego stóp zatoka zatoczyła łuk on był nieruchomy to był ten dom w tym domu był ten pensjonat trzeciej kategorii uniosła go winda krata z żelaznych gałęzi siwa kobieta Prowadzi go korytarzem otwiera drzwi uśmiecha się *skazuje na dwa łoża «ączone ze sobą daJ'e mu klucz Us(tm)echa się wycho^ 405 uderzyło go słońce ulica wyludniała się wycierał dłonią twarz wycierał ręce chusteczką chusteczka pachniała skórką pomarańczową szedł prosto doszedł do jakiegoś placu na placu stał pomnik drugi leżał na ławce z gazetą na twarzy drugi pomnik w kolorowych skarpetkach buciki stały pod ławką głowa nieznanego bohatera na cokole ociekała siwym ptasim pomiotem miał szablę i ostrogę ten trzeci pod pomnikiem co karmił gołębie był bez szabli na nodze miał but z ciężkim obcasem kopyto ulice zbiegały się i rozbiegały w mgnieniu oka stał związany pytał o nazwę wskazywano mu wiele ulic wskazywano mu kierunek ludzie uśmiechali się śpieszyli śpieszyli byli uprzejmi dwie dziewczyny dwoma językami lizały pagórki lodów ciepłymi językami lizały białe i różowe lody 404 " ^ - *alizk? r • im odbierali " Et in Arcadia ego "Und wie mań sagt, dass einer. dem ein Gespenst erschienen, nicht wieder froh wird, so konnte mań umgekehrt von ihm sagen, dass er nie ganz ungliicklich wer-den konnte, weil er sich immer wieder nach Neapel dachte". Goethe 1. Wędrówka dusz li do nieg° chł°Pcy kolorowe paski palmy rubinową wargą uszami d° niego mu do ręki kartoniki bileciki karty Było południe na ulicy bez nazwy uderzyło go słońce szedł ulicą wyludnioną zerwał się wiatr pędził śmieci papiery szurały szeleściły skóry ludzkie niedopałki skórki owoców południowych gniją aksamitne wargi otwierają się afisze mają piękne białe zęby zaludniło się olbrzymi dom obok tego domu drugi olbrzymi dom w cieniu markizy czerwony stolik przy białym stoliku śpi unosi się wielki brzuch z odciętą głową złożoną między ramiona pod stopą rozpalona płyta nazwami hoteli szli obok szli za nim szli przed nim powtarzali nazwy wykrzykiwali wymawiali rękami siowa podnosili do góry rfce składali i rozkładali ręce mężczyzna w białej koszuli zrobił znak krzyża opuszczali go przymykali oczy błyskali białkami śpiewali zostało za nim dwóch admirałów jeden paź królowej to był wspaniały teatr została za nim Stazione Centrale Napoli cisza zatrzymał się w cieniu drzewa nie tu nie było drzewa zatrzymał się w cieniu samochodu ciężarowego C)eń odjechał 402 1961 anonima 399 Głos anomima pisa Tak długo kształtowałem siebie na kształt i podobieństwo niczego formowałem to oblicze na kształt i podobieństwo wszystkiego wreszcie zacierają się rysy moje słowa nie dziwią się sobie dae albo niemy ~ działem obok siebie _ 4ZV zachodziły mi łzami piałem już bardzo długo nagle spostrzegłem ze nie mam w ręku pióra 398 je które z pań zechcą 3 ifl° _. - u mnie wszelkie wzory. zatflÓtv roślinne stylizowane \io'y ^ tutu7.Sz nas nosi w sobie zaródź ^3ŻJh warunków współżycia Dla urzeczywistnienia najwyższej Potęgi j trzeba, by ideowy, 7 ^polską Młodą dusze nowy ciec " ideowe tworzywo... _ •r tworzywo. Młodzi, stać się musi pionem waszych sumień, tak, ie przeciwności Was nie złamią l nje strwożą, ale sprawią, że wysoko poniesiecie sztandar szczytnej Waszej idei. Romantyk, wybitnie przystojny szatyn, kawaler, wykształcony i inteligentny, poznańczyk, idealny materiał na męża. religijny, poślubi prawdziwą miłością młodą przystojną idealistkę. Ewentualny majątek mile widziany. W obliczu życia dla panien ku rozwadze Ale czy myśl zaprzątnięta naszym zewnętrznym wyglądem zdolna jest Potem do oderwania się od ziemi, kiedy od kształtu nosa i koloru włosów lak trudno jej się oderwać? e tak nje wyjaławia myśli i serca Zna troska ° wy^d ^wnętrzny. a wie Patrzeć w odbicie mej twarzy w lustrze, mej dusz ę Się przyg^dać Prawdziwemu obliczu 397 Fragmenty z dwudziestolecia Co cię czeka w roku 1939 Said Foady Warszawa Rok 1939 pozostaje pod wpływem planety Mars, który zagraża zarówno światu, jako też egzystencji poszczególnych jednostek. Złote serce, pogodny, domator, w stopniu służbowym, lat 33, ożeni się z panną posiadającą mały kapitał. Kto poda silne ramię maleńkiej, biednej, udręczonej życiem, tęskniącej do miłości prawdziwie szlachetnego człowieka Zakopane pensjonat "Liberałów" pod zarządem właścicielki tylko dla chrześcijan. Duży ogród basen kąpielowy, bieżąca woda gorąca i zimna. Pięcioraczki Kanadyjskie myją się mydłem "Palmolive". Rotmistrz Sulima obudził się nagle i otworzył szeroko oczy. Leżał w pidżamie na pluszowej otomanie w małym, gustownie urządzonym numerze hotelowym. Które z pań mogą młodej panience pożyczyć 10 zł na opłacenie nauki kroju i szycia, 396 zegar słoneczny w letnim parku stoi noc I-Hon-Jen płyną ryby złote ryby welony pije zieloną cierpką herbatę z białym kwiatem jaśminu o tej samej porze waza jak kropla krwi wschodzi wiruje świeci rośnie spada gaśnie na palcu dziewczyny w chińskim cyrku o tej samej porze w żółtym pyle huczą motory o tej samej porze woły i konie ciągną ciężarowe wozy o tej samej porze w pyle który gryzie ciągną wozy mężczyźni i kobiety w niebieskich drelichach o tej samej porze na żółtej ogromnej rzece na grzbiecie fali żagiel samotnej łodzi nkr?t uchodzi _ asz . nic tym ludziom 0 tej samej porze idziemy białych maseczkach na ustach uśmiechów dwa małe ślepe słonie wśród chińskiej porcelany 1&-1960 394 L6L kłania się mówi nie obudzi go porcelany przeźroczysty dzwoneczek ani huk przenoszonych z miejsca na miejsce gór ani imiona kwiatów broda smoka łapa tygrysa żółty żuraw cień na oknie czerwone wargi sen kwiatów gardłowe głosy bulgot w ciemności na filcowych podeszwach niosą wielkie ciężary i biegną lekko szybko ptak ja z tym małym ciężarem z jedną myślą idę ciężko i niechętnie na dno snu w letnim parku cesarskim I-Ho-Jen liść lotosu na wodzie forma cesarstwa przeminęła cesarz smok cesarzowa pawica płyną ryby złote ryby welony zegar słoneczny noc tysiąc poematów napisano w fabryce lokomotyw na starych gazetach czarnym tuszem 392 vvnialowano poezję do fcian n Pr vieszona na konstrukcjach ?ad maszynami ,sza się lekko ^jedwabnych chustach l kolorowych szarfach "od chmurą stado czarnych ptaków jakie to ptaki w oknie gałęzie drzew jakie to drzewo na podłodze u nóg łoża splecione niebieskie smoki walczą bez wytchnienia gdy oczy zamykam i otwieram stara twarz chłopa jego stara twarz jest przygotowana na przyjęcie mojego uśmiechu jest w niej uśmiech ukryty tak głęboko zaorany czeka trzeba go przywołać uśmiech ukryty w tej zmarszczce * bruzdach te.i twarzy która Jest już ziemią świa«o słońca naF*łnia dolinę 391 samej porze O tej jak do grzechotki nagle pod opuszczonym rogiem czoła zapłonęło krwawe oko rogacza ja wysiadam powiedział na wysokości pięciu kilometrów lecz ona pokazywała paluszkiem światełka w dole i sepleniła śmiech pomylonego wypełnił kadłub samolotu profesor archeologii owinął głowę w gazetę jego kolega łapał w uchu urojoną muchę tymczasem człowiek któremu przewróciło się w głowie pił herbatę 1960 r eciałem ie tysięcy kilometrów ałem od domu ra mnie nakarmili mnie jak dzieciątko dz,esięć tysięcy kilometrów odleciałem od domu leciałem w gwiazdach lira brzęcząca powietrze miedzy strunami tak daleko przeleciała pusta gniewna skłócona nie wypełniły jej smoki lwy złote orły ośmiornice pagody świątynia nieba perta gdy pusty leci tak daleko martwy leci wśród gwiazd 1 nic go nie przebudzi ani nazwy obcych miast ani świtu zimne syreny me dotkną go języki ognia s(ojące nad polami °n śpi z grzecznym uśmiechem na ustach 390 389 ntetycznego makaronu wlókna Erotyk nad Gobi Gobi bez drzewa bez kropli wody rzeki odrąbane od źródła i ujścia koryta rzek urny pełne popiołu po żywej wodzie Gobi bielma soli dziesięć kilometrów pod twoimi nóżkami pod pantofelkami z krokodyla Gobi jest okrutna czerwona cegła wyjęta z ognia gołą dłonią pani w szarym kapelusiku z wilgotnym okiem sarny (oswojonej) poprawia sobie wargi i włosy koloru cynamonu wiezie swoje młode ciało do swego męża który buduje od roku wśród gadów płazów tygrysów motyli kolibrów i słoni ;ZtU' "3JeJ *szybkością dźwięku ^do niego ^ gąpoSmadkTna filiżance tt1Srvch brzęczy samolot w,k'szczota w słoneczniku f zSrnym środkiem 1 .swą piękną sk, to wszystko jest teraz zmęczone w szarym kostiumie Gobi jest w dole dziesięć tysięcy metrów pod małą nóżką W samolocie leciał wariat pod opieką żony dostał pomieszania zmysłów na tle Ho było piękne Jak Otello nego jedwabiu dzieliło ich dziesięć tysięcy kilometrów °na tu on tam eraz uśmiechała się do n'ego słodko 388 noga na drabinie nóżka całuję rączki miedzy nogami fortepianu stoją gorsety abażury sztuczne kwiaty gwiazdy wypchane orły sokoły fałszywe gotyckie katedry gat XII 1959 386 na stalowej Unie _ ^zdzieranie końmi biały szpagat rozciąganie miedzy oczami mężczyzn i kobiet od oka do oka napięty różowy odbicie nagle otwarcie zamkniecie w świetle reflektorów płaszczyzny ud spokojne rozległe Wale zimne zwarte Słońce świeci deszczyk pada czarownica się podkrada życie jest jak łąka po łące skacze czarny minister jak zielony pasikonik szef wywiadu puszcza latawca szef bezpieczeństwa z Jasiem i Małgosią plecie wianki z niezapominajek minister Goebbels otruł swoje małe nie pytał czy chcą umierać w betonowej norze w trawie piszczy jakiś poeta mówią dzieci poważne i smutne wy się panowie bawicie a nam chodzi o życie vk z końca XIX wieku Noel dwie albo cztery na ge na pl Nogi na ramionach _ Jlogi wyrzucone w powietrze Nogi uciekające Noga zgięta \V kolanie Kankankankankankan Bucik za szybą czerwony pantofelek złoty but na nodze lakierowany wąs podkręcony morę ferarum kolano lwica pończocha rozpięta między palcami ręki gdybym był młodszy dziewczyno na udzie podwiązka wąsy zakręcone do góry broda binda matrona noga założona na nogę nogi skrzyżowane rąbek sukni dzieweczka dr§ające wąsy czarne noga w wannie no§a na drzewie 384 383 Zdjęcie ciężaru Przyszedł do was i mówi nie jesteście odpowiedzialni ani za świat ani za koniec świata zdjęto wam z ramion ciężar jesteście jak ptaki i dzieci bawcie się i bawią się zapominają że poezja współczesna to walka o oddech 1959 Tpraz Tera z podbiegają dzieci kwiecia wszyscy się uśmiechają ;,zyscy dzieci kochają ten człowiek z pyskiem lisa pochyla się nad dziewczynką podnosi ją do góry czy podnosi ją w zębach czy przegryza gardziołko podnosi aniołka na rękach a ręce ma w rękawiczkach podnosi wysoko dziewczynkę czy z pyska lisa krew się leje 10 uśmiech się sączy dyktator kocha dzieci dzieci stoją na trybunie kolorowe jak laleczki «emu dorośli nie są jak dzieci ^rosli to są złe dzieci Irzefaa karać dorosłych kl?czą w kącie na grochu przepisują sto razy r? Myślę wiec jestem 382 Propozycja druga Utwór skończony trzeba złamać a kiedy się zrośnie jeszcze raz łamać w miejscach gdzie styka się z rzeczywistością usunąć elementy łączące przypadkowe które pochodzą z wyobraźni pozostałe powiązać milczeniem lub zostawić rozwiązane po skończeniu utworu usunąć fundament na którym się opiera - ponieważ fundamenty ograniczają ruch - wtedy konstrukcja uniesie się i będzie przez chwilę leciała nad rzeczywistością z którą wreszcie się zderzy zderzenie będzie początkiem życia utworu nowego który jest obcy rzeczywistości 376 za p^alca ; sam ulega przekształceniu Grób Dantego w Rawennie po serca Dante Tu nic nie ma Przecież tu pusto Wycieczka zielone okulary czerwone oczy niebieskie wargi pomarańczowe włosy głowy na miękko w głowach piękno Chodźmy dalej Proszę kolejno Tam nic nie ma Zaglądają przez dziurkę Dantis poetae sepulcrum Inwalida bez nogi który siedzi w kąciku mówi zawstydzony To wszystko tu nic więcej nie ma Stalowe łańcuchy Spiżowy wieniec Virtuti et Honori Widziałem specjalistę kucharza wkładał rękę do pyska i przez tchawicę wpychał ją do wnętrza owcy i tam w żywym chwytał serce zaciskał palce na sercu wyrywał serce jednym szarpnięciem tak to był specjalista 1959 a iv 374 375 W świetle dziennym Jeszcze inni siedzą w ciemności wygodnie z cukierkiem w sobie czekają na dramat lub komedię na białym prześcieradle kobiety z oczami które otwierają się i zamykają z ustami w których roją się białe zęby rozbierają się na oczach zebranych z otwartych ciał płynie krew razem z muzyką i dialogiem wszystko tu jest zabawne wstrząsające ciekawsze piękniejsze niż w świecie realnym zmalałym nagle pozbawionym smaku Kiedy bohater dusi lub pokrywa ssane rozchylonymi ustami 'twarze zwrócone iałego Płótna ,re wydziela ze siebie fosforyczny blask W świetle dziennym mała i bezbarwna jest prawdziwa łza brzydko wygląda prawdziwa kobieta co idzie pod murem i plącze ma nos zaczerwieniony rzęsy bez barwy sklejone pończochę na lewej nodze skręconą 370 371 Kasa pancerna Kasa pancerna ściana kasy gładka polerowana dwie piersi u lewego boku ręka dwa otworki oczy szpara usta dwie dziurki w nosie wargi między wargami ząbki otwór większy jeżyk dwa olworki osłonięte muszelkami uszy paznokcie na nodze nos na twarzy z prawego boku ręka kasa pancerna gładka z włosami tu i tam z włoskami z włosami na głowie z pęczkiem włosów pod pacha 368 pomalowany farbą białe p.ersi słania ręką oczy przy m , cudny jest ten zachód rześliczne jest morze kładzie się na boku nad morzem na piasku 369 II Jest we mnie jest coś takiego Nie nie mogę opisać coś jest we mnie coś czego nie było i rośnie nie to nie rośnie podchodzi do gardła Nie podchodzi to jest nieruchome to mnie wypełnia Nie nie wiem dokładnie dobrze że zapominam ale co to jest mów po ludzku czy to jest miłość nie to nie jest strach czy to jest nienawiść idea jak to jest puste Nie to nie jest idea to jest już prawie wszędzie czy to się do ciebie skrada czy idzie otwarcie czy to milczy czy jest wymowne czy to jest daleko krzyczy 0 jeszcze jest daleko tak tak to jest jeszcze bardzo daleko prawda powiedz mi że to jest jeszcze daleko ale co powiedz co to jest już we mnie tu i tu 1 tam ale tego nie było we mnie wiem że nie było wiem że nie było a teraz to jest już w tobie podchodzi ci do gardła nic nie czujesz powiedz mi prędko jakie to jest w tobie czarne czy białe niewidome czy słońce nieme czy woła nic nie mówisz powiedz mi że to jest daleko Nie mówisz że uciekniesz nic nie mówisz powiedz nie możesz mówić nie nie boję się bo nigdy tego nie widziałem może nie widziałem może się przeniesiemy dobrze zaraz na inne miejsce zobaczysz że wszystko będzie dobrze Nie mówisz że nie ma innego miejsca że nie można się przenieść nic nie mówisz mówię że nic jest w nas 'W-/900 366 367 Zielona róża róży kwiatek wyszyła zielono..." Wielkie miasta rosną przeludnione wyludniają się przypływ i odpływ ławice ludzi tak blisko obok jedno przy drugim że widać rozkład z urywków słów tu i tam rozrzuconych można sobie wyobrazić wnętrze ale w roju bez matki zaczynamy żyć coraz samotniej odległość od człowieka do rośnie pod neonami w przeludnionych miastach ocierając się o siebie do krwi żyjemy jak na wyspie zamieszkanej przez nieliczne istoty zostajemy z garstką najbliższych ale i oni odchodzą 364 tażde w swoją stronę • ra ze sobą bH°kurzacze kiepskie obrazy kobiety dziec, Rotory lodówki pewien zasób wiadomości popioły pseudonimy jakieś resztki estetyki wiary . COŚ w rodzaju boga coś w rodzaju miłości jeszcze inni odchodzą do swoich jaskiń z mięsem w zębach słabsi zostają przy barach stolikach jeszcze słabsi opierają się na cieniach słów ale te słowa są tak przejrzyste że widać przez nie śmierć nic odchodzimy ociągając się zamknięci i nikt nie przyznaje się że odchodzi lepiej nie robić zamieszania więc wszyscy żyją wiecznie pamiętacie byliśmy otwarci w czasach największego ucisku cudze cierpienie i cudza radość łatwo przenikały do naszego wnętrza wasze życie biegło do mnie ze wszystkich stron teraz okrywają nas pancerze tylko przez pęknięcia w twarzach ,,,ta; , m°żna zobaczyć 3o5 "Bocca delia verita" pjanów nauczycieli artystów usta prawdy twór w kamiennym kręgu czarny j?zyk C0 wyskoczył z ust •jeszonego Usta prawdy otwór w kamiennym kręgu otwór w pustce kamień który otacza ciszę gładką krawędzią kamień z ustami prawdy cieknie z nich milczenie powietrze ślina krew wypluwa zęby w otwór polerowany i gładki dziewczyna kipiąca śmiechem od stóp na czarnej szpilce do głowy srebrnej cynamonowej i niebieskiej w usta prawdy wkłada rękę białą ciepłą nie odpadła ręka niewinnego kłamstwa śmieszki nie było tam polityków 362 363 lica z aniołem pod mu "JtfSekokształtna fwybitym. na światło oczami •^ '« «n H ijcrzydeł rósł ijapiał zanucił | wilgotne p dotykały ijoczu ust iJiśmy na ziemi jjz gazet ijetniku gdzie ijrew i żółć wymieszana i:em słów izydeł rósł to skrzydła u do ucha ogromne t i stronach głowy t|chmur gy nasze pokryły * ijmnie wreszcie t|iivał olśnił oślinił b i gawędząc (jistycznie w niebo poezji go za nogę mój śmietnik 361 Mgła Bielona róża 1961 Kobieta, która idzie obok, mówi: "Wszystko jest tut nieprawdziwe, nawet przyroda". Przed chwilą siedzieć śmy na ławce. Grzałem rękę w kieszeni jej płaszcza & wielu zasłonami ukryte było jej ciało; ciało - jedyn prawdziwa rzecz w tym mieście. Teraz mgła schowała w sobie wzgórze z zamkiem i pomnik z szarego kamienia Wielkie nieporuszone kłamstwo stoi nad miastem i rzeka. To miasto pełne czarnych, złotych i zielonych wież zamknięte we wnętrzu kamiennego kolosa. W tym wnętrzu rodzą się dzieci i poezje. W tym martwym wnętrzu rozlegają się okrzyki i pieśni. Ten niedźwiadek sprawił prawdziwą radość małemu chłopcu, jeszcze teraz śmieją mu się oczy. To tylko pozornie zabawki są tutaj zabawkami, człowiek człowiekiem, miłość miłością. Rzeka pod kamiennymi mostami zatrzymała się i zastygła. Szmaragdowe główki kaczorów świecą. W mieście tym nawet kłamstwo nie jest prawdziwym kłamstwem. Kłamstwo zamienia się w prawdę, a ludzie mają opuszczone oczy. Miedzy prawdą i kłamstwem zapanowała tu zgoda. Mają one jedno oblicze. Wino w tym mieście ma smak wina, kwiaty są kwiatami, nasienie wytryska z mężczyzn we wnętrzu kobiet. Trójkąty i koła zachowały swoje kształty. 358 Pod murem Przy drzwiach mojego domu zobaczyłem zdechłą ke. Widać zmarzła w czasie tych wielkich mrozów. Vjur nowego domu czerwony i szorstki był ogromny nad nastroszoną myszką. Jednak mam jeszcze wyobraźnie. Wydaje mi się, że mur nad myszką rośnie. Ciekawe, czemu właśnie ja ją musiałem zobaczyć, przecież była taka mała, szara, dobrze zamaskowana. Czy mój wzrok specjalnie ostro widzi małe umarłe stworzenia, śmieci, odpadki? Nie widzę wielkich świateł, a widzę zdechłe myszki pod rosnącymi murami. Może dlatego że urodziłem się w małej mieścinie i do dwudziestego piątego roku życia nie widziałem szerokiego świata. Nie trzeba chodzić ze spuszczoną głową. Potem wyjechałem. W lekkim, musującym powietrzu rozbierałem ten mur. W wesołym, pachnącym powietrzu, które śpiewało. W łuku światła rozbierałem ten mur lepiony z umarłymi. Nosili ze mną przez tyle lat żelazo, ogień i krew. Teraz rozbieram ten mur. Krew znów wróciła do żył, płynęła pod pięknymi skórami, była na ustach kobiet. Nigdy nie nosiłem tak lekkich kamieni. Rozbierałem mur gorączkowo, coraz szybiej i szybciej. Za murem leżały złociste i oranżowe owoce południa, niebieskie i stalowe ryby z różowymi skrzelami świeciły w rękach sprzedawców. Dłonie i języki Murzynów, białka i zęby. Nagle. Czy to miasto zostało postawione dla mnie i czekało dwadzieścia lat? Są tu anioły, chodzą na igłach i obracaj? 356 e w ustach językami. Zapominam o sobie. Tutaj mię-y korzeniami tego ogromnego drzewa budujemy nowe niazdo, uwite bez jednej gałązki, bez potrzeby trwania. ^jad» czarną wodą pod kamiennymi mostami znów bije staroświecko wykrojone czerwone serce. Ah, ąuelle folie! 357 Aut 201 stał płaski i ża_ światem małyc]j |ei|tych z innej kn|,l\\ j/!jrols pomaszerowali dalej' kap I i U i Wszedłem na korytarz. oczysttó^ Liw miedzy szeregami ,M.Wzwiach tabliczki ze j|l, Korytarz jest pusty. ||?°'Wa- Słychać donośne ||, Sff)tów, może Egipcjan. i spada osobno. i czerwone ij butelką w ręce. Na Wię?||M({biśikien jest zasłonięta. ipai wieczerzę wigilijną. ki. Klęczały gipsowe pokryte pyłem bydlęta, pasterze ^ lsob stoi w zimnym kamiennym wnętrzu. To gipsowe ^jigciątko dziś się narodziło i dziś umarło. Za mało jesi tu oddechów, żeby je ogrzać i powołać do życia. (dii stronę bramy zam-|, aiidał białe rękawiczki łv i| orijnetu. Nad dachami $\ .UMJffi jedną bramę i sta-fflOMpzoną nad portalem. ,w ii wciśnięta mała am- liitsl l'bocznej nawie stała wyciągało ręce do 355 Boże! Przecież nie dla siebie pracuję nad swoją pracuje dla innych. Na stoliku lampa. Pod ściana i'***'*• Dwa jbardzo wygodne fotele. Nawet zupełne nic v zagłębi się w takim fotelu, zaczyna nabierać znać "^ i wagi. enia W pokoju jest cicho. Przez zamglone i poorane myczkami wody okno widać kawałek nieba z cienm^ krzyżem anteny telewizyjnej. Dom, którego teraz nie "? dać, ma sześć pięter, betonowe podwórko. Jeszcze wczo '" na balkonach stały zielone drzewka ze spętanymi gałaaj karni. Z kranu kapała woda. Umyłem twarz i powiedzia łem patrząc w lustro... Już nie pamiętam, co powiedziałem. Zbiegłem po schodach na dół. Portier uśmiechnął się do mnie: - Poczty dla pana nie ma. Stary malarz Przed południem. Ruch w mieście był jeszcze duży. Ludzie biegali albo stali. Stali zapatrzeni w helikopter z ciasta i czekolady, w torty, kiełbasy, butelki, butelki, buty, biustonosze i majtki, przezroczyste nocne koszule, zegarki i fałszywą albo prawdziwą biżuterię. Miasto zostało dla mnie zamknięte. Zwodzone mosty podniesiono. Jak cicho. Spojrzałem w okno. Było czterdzieści pięć minut po piętnastej. Usłyszałem spadającą kroplę wody. Krople spadały nieprzerwanie od godziny. Słyszy się jednak tylko kilka. W wielkiej ścianie zapalały się światła. Widać było cienie dzieci i drzewek. Wczoraj pomyślałem z ulgą o galerii obrazów. Wskoczyłem w czerwony tramwaj i pojechałem na wzgórze. Jest tam olbrzymi szary zamek z biało-złotą chorągwią na szczycie. Jest tam katedra z dwoma czarnymi kwiatonarni na dwóch wieżach. Na tym samym wzgórzu jest mu- i galeria obrazów. Jak to dobrze, że będę mógł Zi;eUsć w tego zielonego Van Gogha, przebitego zimnym szli Monarchowie, Ciasto bYło zbyt rtJchliwe. Mężczyźni z pudełeczkami : nialeńkimi drzewkami pod pachą. Kobiety wchodziły do iraniwaju z gałązkami jemioły. Dzisiaj listki były złocone. 7byt długo wpatrywałem się w lakierek z lewej nogi. cóż w nim było? A jednak stałem przed olbrzymią szy-za którą po sn^gu szu do stajenki Trzej Królowie butami, pantoflami i kalosza- , - flj w stronę gdzie świeciła gwiazda, zawieszona na srebrnym drucie. To dobrze, że tam w chłodnej galerii, przerobionej ze stajnj arcyksiecia, zamknięte są te obra-zy W przedsionku wjsj autoportret malarza w stroju wizytowym. Ogromny, \y czarnym tużurku mojego dziadka, z paletą w ręce, stoi na(j białymi domkami, nad zielonymi drzewkami, nad okrętem przybranym w pstre chorągiewki. Obok otwiera ścianę niewielka niebieskawa uliczka zbudowana przez pewneg0 alkoholika z Paryża. Można wejść. Tam dalej na postuąencje rozwaiona bryła kobiety bez głowy. Nogi i ręce rozcjarte; rozchylone sromowe wargi. A dalej jest zielone uoie Van Gogha. Światło. Tramwaj jechał przez most. Rz^a pod mostem stała czarna i przesuwały się po niej stebrne pjany. \v szarości majaczyły inne mosty i wyspy. "Pójdę do obrazów i posiedzę z nimi" - myślałem. Brodaty malarz w źle skrojonym tużurku nie miał dzisiaj treścią do zwiedzających. Właśnie do małego Drzedsionka wkroczyło trzech mężczyzn. Ubrani byli \ paita z futrzanymi kołnierzami. Pilśniowe kapelusze ^dobne do aksamitnych grzybów mieli naciśnięte głęboko na czo}a przez pjersj przewieszone pasy futerałów aparatów fotograficznych. Twarze ich były szerokie, otwlrte j szczere. Głosy tubalne. Jeden z nich wyciągnął ramie w kierunku malarza i machnął sio tj°P°rem- Jeg° tub"ny głos ledwie się zmieścił w przed--To jest malarstwo!1 352 353 Szachownica w obcym mieście Uliczka "U Radnice" oświetlona gazowymi latarniami b ła o tej porze pusta i podobna do dekoracji teatralne' Czy za tymi okienkami, za tymi fasadami są naprawd mieszkania pełne prawdziwych ludzi? O -tej porze wszy! stkie okna były wygaszone lub zakryte wiekami okien nic, bramy były zatrzaśnięte. Tam jednak, w tych makietach, żyli prawdziwi ludzie. Tacy jak ojciec, jak Milena jak robotnicy, z którymi spotykał się na ulicach. Ci ludzie brali do ręki towar, drewno, glinę, kamień i nadawali mu kształt. Brali do ręki dziecko, człowieka, i kształtowali go według własnego wzoru. Prawdziwi ludzie, a więc tacy, którzy wiedzą, po co żyją. Byli związani z sobą i tworzyli całość. Odbywała się między nimi ciągła wymiana. Wymieniali rzeczy i wartości, których wzajemnie potrzebowali. Byli sobie potrzebni. Wykonywali swoje czynności z wielką powagą. Ciągle podkreślali swoją obecność. Zachowywali się tak, aby nikt nie wątpił, że są obecni. Przystawali do siebie tak szczelnie jak czarne i białe pola szachownicy. Byli niezastąpieni. Wykonywali każdą czynność z wiarą, że cała budowa opiera się na ich barkach. Szanowali swoje ciała. Żyli w harmonii ze swoimi ciałami, które odwdzięczały się zdrowiem. Jaka złość ogarnęła tych ludzi, kiedy dowiedzieli się, że syn jednego z nich jest inny! Syn kupca bławatnego, urzędnik bankowy F. K. był punktualny, pracowity, skromny. Był wzorowym urzędnikiem. Starał się. Niestety, był skazany i stracony. Nie mógł zdobyć się na ten największy wysiłek i nie wszedł do środka. Nie związał się prawdziwymi ludźmi. Stał z boku. Wprawdzie wykonywał czynności podobne do innych, ale w każdej chwili mógł odejść. 1958 Sędziowie i oskarżeni W dzień poprzedzający Wigilię ludzie kupowali karpie. Ma ulicy, obok hotelu, stały wielkie drewniane kadzie. Niebieskie światło neonu schodziło w szklistą wodę. Granatowe grzbiety ryb, otwarte pyski z żółtą wargą. Sprzedawca wyjmował wielką rybę i tasakiem miażdżył głowę. Słychać było suche chrupnięcie, płaskie klaskanie ogona i ryba zaświeciwszy bokiem wpadła do torby. Przy kadziach stało sporo ludzi, którzy nie kupowali ryb, tylko przyglądali się i słuchali trzasku łamanych kostek. Kobiety, dzieci. Na ich twarzach malowało się... Nie wiem, co się "malowało". Była pustka. Pustka napięta. Stałem razem z ludźmi. W gromadzie grzały się nasze ciała, ale jednocześnie podpatrywałem innych i nawet sądziłem. Choć nazajutrz jadłem smażonego karpia i nikt nie złożył w moje ręce prawa sądzenia. Jedynym pocieszeniem było dla mnie to, że wszyscy jesteśmy sędziami. 2 Wigilia W2'ś jest Wigilia 1957 roku. Jest teraz godzina piętnasta. ^ hotelu cicho. Lustro. W tym lustrze oglądam swoją arz rano i wieczorem. Czasem robię różne miny. Mój 350 351 Wizja i równanie Wizja i równanie qtko się skończyło. Dokoła poruszali się ludzie, po-WSZ lv się rzeczy. Biegły krajobrazy. Siedział z opusz-rUSZavrni rękami. Kadłub bez nóg. Z twarzą świętego CZYiiotv P}akał Jak dziecko * Prosił> abY niebo oddało ' noai. Przecież musi iść dalej. Widział głupią i zatroskaną twarzyczkę siostry. Pochylai się nad nim'. Biedna Izabela mówiła, że miał przed śmie^ cią cudowne wizje, że widział marmurowe anioły, ame tystowe świątynie, krajobrazy i kwiaty niewypowiedzianej piękności. Nie miał cudownych widzeń. To tylko był ten oficer w operetkowym mundurze. Ozdobiony, obwieszony, brzękający błyszczący oficer. Pasy, klapki, szarfy, sznury, wstęgi, frędzle, pagony, guziki, medale, ostrogi, wąsiki. To był ostatni fantom. Uśmiechnął się. Roześmiał. Teraz leżał spocony i myślał, jak bez pomocy cudzych rąk przewrócić się na drugi bok. Podróż na korytarz już mu się nie uda. Łóżko zostało ustawione bardzo niezręcznie. Nie mógł wyglądać przez okno. Przed oczami miał ścianę. Leżąc pisał listy do matki i siostry. Pisał, że już nauczył się chodzić o szczudle, ale że nie może wejść sam na schody. Pomagają mu w tyrn ludzie: wnoszą go i znoszą. Pisał, że kazał sobie zrobić nogę z bardzo lekkiego drewna, lakierowaną i wyściełaną. Ta doskonale wykonana noga kosztowała pięćdziesiąt franków. Przestrzeń rodząca przestrzeń. Kraje, morza. Wielbłądy, słonie, tygrysy, hieny. Chciałby leżeć głową przy oknie, żeby zobaczyć szpitalne podwórko. Kamienne z jedną czarną akacją. Padał deszcz. Myślał o tym, że nie będzie] już miał syna. Nie będzie miał żony. Złote kajdany, które f dźwigał jak katorżnik, ważyły dwadzieścia kilo. Czter-[ dzieści tysięcy franków. Dwadzieścia kilo złota. Chcii na tym zbudować swoje uporządkowane życie. Doffl 346 347 Obcy człowiek To obcy człowiek czego chce o kogo pyta to nieznajomy pewnie zbłądził albo się omylił mówi że nas szuka lecz nie zna nazwiska kogo pan szuka taki tu nie mieszka to jakiś pijak może pomylony uparcie twierdzi że właśnie nas szuka lecz my go nie znamy kto to jest Nie mogę wejść do waszego domu mieszkania mówicie że mnie nie znacie że jestem obcy patrzycie zdziwieni trochę przestraszeni Właśnie was szukam w tym ogromnym mieście co rośnie 344 ja tej hezludnej Jfe omyWem się wy J.esteście ludzie moi bliźni czv mogę zostać z wami jeden dzień noc estem człowiekiem nie jestem obcy patrzycie na mnie przez judasza nie zdejmując łańcuchów przez drzwi zatrzaśnięte jestem zmęczony chce usiąść przy waszym stole znamy się przecież od narodzenia Chrystusa jestem bardzo zmęczony muszę wam opowiedzieć o sobie o was chce wam powiedzieć że nie ma tajemnicy nie czekajcie 345 Nieznany list porównania Ale Jezus schylił się i pisał palcem na ziemi potem znowu schylił się i pisał na piasku Matko są tak ciemni i prości że muszę pokazywać cuda robię takie śmieszne i niepotrzebne rzeczy ale ty rozumiesz i wybaczysz synowi zamieniam wodę w wino wskrzeszam umarłych chodzę po morzu oni są jak dzieci trzeba im ciągle pokazywać coś nowego wyobraź sobie Kiedy zbliżyli się do niego zasłonił i wymazał litery na wieki Do czego porównasz dzień czy do nocy do czego porównasz jabłko czy do królestwa do czego porównasz ciało w nocy ciszę między ustami między do czego porównasz oko rękę w ciemności prawą do lewej zęby język wargi pocałunek do czego porównasz biodro włosy palce u ręki oddech milczenie poezję w świetle dnia w nocy 342 343 wchodzi w głos który za drzwiami wymienia niewyraźnie twoje imię i nazwisko a może nawet zupełnie inne imię i inne nazwisko gnieździ się chętnie w zamkniętych pomieszczeniach w kopertach kartotekach w biletach kolejowych wezwaniach i ogłoszeniach jest cierpliwy wytrwały zaciska się dookoła kiedy nie możesz oddychać wtedy wypuszcza cię z rąk tak bo on ma ręce możesz odetchnąć możesz porozmawiać z dzieckiem a kiedy dziecko bierze cię za rękę i myślisz że wyjdziesz on cię zatrzymuje tego dnia posłużył się wezwaniem kartka przeleżała kilka dni z innymi papierami w biały dzień w domu pełnym ludzi życzliwych i dobrych przed obiadem rzucił się na mnie 340 następowały uderzenia vv brzuch i jeszcze raz w głowę yyło żebym zawołał otworzył drzwi ale traciłem oddech i mowę kiedy wypuścił mnie z rąk spadałem 341 Perswazja Jest tak .ukryty Nie bój się to jest twój pokój o widzisz stół a tu szafa jabłuszko na stole boisz się mebli głuptasku ten pan już nie przyjdzie Ty boisz się krzesła starej gazety pióra przesadzasz dziwaczysz chcesz się wyróżnić Uśmiechnij się ten pan już nie przyjdzie spójrz nam w oczy nie kryj się po kątach nie stój pod ścianą przecież nikt ci nie każe stać pod ścianą odezwij się zima 1958 jest tak ukryty że ledwie barwi przedmioty ludzi krajobrazy w pewnej chwili (jakiej nie wiem) zaczyna się zbiegać w jedno w jedną rzecz jedno miejsce jedną twarz trzeba odróżniać ten pierwszy prymitywny posługuje się plutonami egzekucyjnymi znakami i mundurami napada armie narody stada ale ten drugi 'aki delikatny ukryty przypomina trochę miłość trochę zabawy dzieci 338 339 Ptak Drobne ogłoszenia liryczne Ten człowiek z zamkniętymi oczami został wrzucony w ogień za chwilę strawi go życie jego przeźroczysta skóra przez którą widać ptaka będzie wisiała między stolikami tych dwóch kawiarni pod słońcem i gwiazdami Pełne godności dyskretne 5ą dzikie zwierzęta śmiertelnie zranione okaleczone uchodzą kryją się w miejsca nieznane i umierają natomiast różni liryczni faceci ogłaszają się w gazecie że umierają jęczą biorą pieniądze umierają wiele razy potem siedzą w kawiarniach plotkują zalewają się żółcią zderzają się prawie miedzianymi czołami nad stolikami brzęk zgiełk ?ony gestem patetycznym 1 Pozbawionym uroku Pokazują komu trzeba gladiatorów zaplątanych W P^owinie własnego mózen uśmiechnięci słodko kwS"o twi SWOJe potrzeby 336 337 Płytko prędzej Pragnę powiedział niestety duszy nie ma dusza wyszła roześmiała się młoda kelnerka była tak zbudowana że można z nią było stworzyć bez duszy nowego człowieka ależ ona ma zadek sklepiony piękniej niż kopuła tej słynnej katedry - pomyślał - cudowne naczynie chwilowo zamknięte dusze zostały widocznie rozebrane przez poprzednie pokolenia i teraz trzeba żyć jak kto może płytko prędzej Ściana okno za drzwiami głosik dziecka za oknem ulica tramwaj wchodzi król Herod diabeł śmierć daję królowi złotówkę i wyrzucam całe towarzystwo za drzwi śmierć jest prawdziwa ogląda się i grozi mi palcem 334 335 Życzliwość po Ziemia poruszała się ruszała się jak wielki kret to byli żywcem pogrzebani słucham twoich słów wspomnień patrzę na brzuch twojej kobiety w którym poruszyło się dziecko urwani ze stryczka uśmiechamy się do siebie życzliwie i ciepło Nasze pomniki 'SA dwuznaczne mają kształt dołu nasze pomniki mają kształt Izy nasze pomniki budował pod ziemią kret nasze pomniki mają kształt dymu idą prosto do nieba 19SS \ 330 331 zrównoważony te; kawiarence ..powietrze Tną stoliku nie drgnęła szklanka Wm Vca ) \ kawy okiem IV! ?* V f(tm)\ , fch lub białych .- . llkl \ świętym 329 Żart patetyczny mówił do wszystkich 7V mnie me czytają słuchają me znają potrzebują mnie me potrzebują ja ich potrzebuj? Nie do potomnych przecież nie ma sensu być może to będą potwory wysoka komisja ostrzega wyraźnie mocarstwa trony i sztaby że przyjdą potwory bez mózgu więc nie do potomnych ale do tych którzy w tej właśnie chwili rozmnażają się z zamkniętymi oczami nie do potomnych kieruję te słowa Mówię do polityków którzy mnie nie czytają mówię do biskupów którzy mnie nie czytają mówię do generałów którzy mnie nie czytają mówię do tzw. "prostych ludzi" którzy mnie nie czytają 326 327 Białe groszki Strach 20 sierpnia wyszła z domu i nie powróciła osiemdziesięcioletnia staruszka chora na zanik pamięci ubrana w granatową sukienkę w białe groszki ktokolwiek wiedziałby o losie zaginionej proszony jest Wasz strach jest wielki metafizyczny mój mały urzędnik z teczką z kartoteką z ankieta kiedy się urodziłem z czego się utrzymuję czego nie zrobiłem w co nie wierzę co tutaj robię kiedy przestanę udawać gdzie się udam potem 324 325 Czarne na białym jConcert życzeń Opowiadanie babuni z kraju chrześcijańskiego Widziałem wielką żółtą rzekę z białymi żaglami z dymami okrętów przeźroczyste gaje bambusowe jeziora i pagody smoki złote niebieskie purpurowe widziałem jeźdźców lecących z rozwiniętym sztandarem ryżowe pola zielone kipiące pola bawełny widziałem krajobrazy rosnące ogromne czarne na białym ziarnku ryżu na płatku kości słoniowej płatku śniegu niknącym stary człowiek który ten świat stworzył żyje ma uczniów którym przekazuje swą tajemnicę ludzką i nieludzką Chodzę po domu na czworakach na palcach chowam się po kątach udaję starą salopkę miotełkę do zamiatania nie rzucam się w oczy w ten sposób uśmiecham się do wszystkich nawet do klamki słucham kroków kiedyś wsadziłam palec do garnuszka z miodem odezwały się głosy trąb sąd ostateczny mdli mnie z miłości przedmioty mają zęby i pazury ta szafa co stoi otwarta to mamusia wasza i babcia to krzesło które przestawiają z kąta w kąt to też babcia Kochanej mamuni i babuni w dniu sto pierwszych urodzin dwustu lat życia życzą syn synowe i wnuki 322 323 Nowy człowiek Nowy człowiek to ten tam tak to ta rura kanalizacyjna przepuszcza przez siebie wszystko Chodzę tak długo tymi ulicami tak długo krążę między domami dworcami barami tak długo chodzę pod ścianami bo myślę że zgubię siebie między różnymi nazwiskami drobnymi ogłoszeniami ideami szyldami może na ławce albo w wagonie albo w poczekalni podrzucę tego noworodka w pudełku po kapeluszach i ucieknę tu był drogowskaz 320 21 _ Niepokój 321 Wyjście jCara Jestem uparty i uległy w tym uporze jak wosk tak tylko mogę odcisnąć świat już dziś w tej chwili żvcie bez wiary jest wyrokiem przedmioty stają się bogami ciało staje się bogiem jest to bóg bezwzględny i ślepy swego wyznawcę połyka trawi j wydala 318 319 Powrót Są miedzy moimi utworami takie z którymi nie mogę się pogodzić przechodzą lata nie mogę się z nimi pogodzić i nie mogę się ich wyrzec są złe ale są moje ja je urodziłem żyją z dala ode mnie obojętne martwe ale przyjdzie chwila kiedy wszystkie zbiegną się do mnie te udane i te nieudane kalekie i doskonałe wyśmiane i odrzucone zbiegną się w jedno pamiętam że dawniej poeci pisali "poezje" można jeszcze pisać wiersze przez wiele wiele lat można też robić wiele innych rzeczy 316 317 *** Uzasadnienie J.P- Kto mi związał ręce stawiam znaki na drodze ten oznacza ptaka ten niebo ten oznacza ptaka bez nieba bez skrzydeł bez oka to nie są ręce złożone do lotu Rzecz zdarzenie dopiero izolowane odcięte zamknięte staje się jasne ostre wyraźne i zbliżone nie do "prawdy" lecz do siebie zaczyna żyć w formie pierwotnej a raczej bez formy gdyż forma jest tym co zostało wyrzucone na zewnątrz wiem że nic nie chce być porównane do niczego aby się objawić wyrazić mocniej lub piękniej 1958 314 315 Zastaję go zawsze w tym miejscu gdzie go zostawiW Jest cierpliwy, leniwy, sztuczny, ograniczony, posłus?nv wymyślony; nic nie robi. Sprawia na mnie wrażenie liżowanego człowieka lub przedmiotu. Oczywiście nie do niego żalu, bo to jestem tylko i zawsze ja. bohater potrafi przez kilka lat powtarzać jedno albo (W zdania. W tym czasie ludzie oddają legitymacje, gadają cudzymi głosami, przyprawiają sobie nowe światopoglądy' tworzą nowe szkoły poetyckie i nowe kryteria estetyczne tymczasem mój "bohater" mówi: "Ja wiem, że ty się nje zmienisz. A może się zmienisz". Rozmowa z księciem 1960 8. Rola Nie mam siły się dźwignąć. Gram z uśmiechem swoją role w tym podrzędnym prowincjonalnym teatrze. Budka suflera została rozebrana. Komedianci poplątali rolę. Przeraża mnie ta góra słów. Jak tu wygrzebać trochę prawdy i ciepła. A może trzeba zamknąć oczy, opuścić ręce i czekać. Czekać, aż przyjdzie ślepiec i zada cios. Ten rakarz zamienił się we fryzjera. Ten hycel łapie teraz motyle, składa znaczki pocztowe. Zamknąłeś oczy zmęczony. Tymczasem oni zamienili rolę. Teraz stoisz z otwartymi ustami, mrugasz oczami i nie możesz si? odezwać. Głupcze. Głuptasku, przecież łatwiej jest żyć bez wiary niż bez golenia. Kończę. Ten świat, który tu próbowałem złożyć, nie jest wygodny ani wesoły. Wszystko jest równie prymitywne, jak pojęcie zła i dobra. Moje opowiadanie jest próbą złowienia i związania bohatera bez twarzy, bez wieku i bez zawodu. Każdy z was może dopisać początek lub koniec do tego opowiadania. Każdy z was może wejść w środek. Każdy z was może mi przerwać w pół słowa, może mnie wyśmiać Przez ten zgiełk idziemy wszyscy do ciszy, do wyjaśnienia. 31: 5. Jest w tym Jest w tym coś cudownego, że moje opowiadanie mogę zaczynać wiele razy, że nie potrzebuję nawiązywać do poprzednio napisanych rozdziałów; że mogą występować inni, ciągle nowi bohaterowie, że opisuję skutki, których przyczyny dopiero powstają. Zaczęte dialogi mogą być doprowadzone do polowy, pytania pozostają bez odpowiedzi. Odpowiedzi dotyczą pytań jeszcze nie zadanych. Mogą tu występować opisy drzew albo opisy wozów tramwajowych. Dopiero teraz odczuwam lekkość, chęć prowadzenia tej rzeczy, chęć dalszego tworzenia. Można tu będzie wykorzystać różne notatki. Najpierw będzie się wydawało, że jest to zupełnie przypadkowa zbieranina obrazów, myśli, słów, aż w pewnej szczęśliwej chwili to wszystko zbiegnie się do środka. Błyśnie przed oczami przypadkowego przechodnia. Złote miasto. W czasie tego przedstawienia krytycy, którzy przeżyli potop razem z pewnymi gatunkami ryb i wodorostów siedzą znów w fotelach. Kobiety mają w uszach i na piersiach diamenty, złoto spoglądają zalotnie na mężczyzn, pochylają głowy wtedy na karku świeci delikatna sierść Włosy na głowach mają ułożone przez fryzjerów są to włosy czarne, czerwone, złote, srebrne, zielone i fioletowe A więc nie tylko krytycy ale i fryzjerzy przeżyli Nie przechowuje się brylantów w odbytnicy nie łyka się pereł, złota nie zaszywa się pod skórą włosów nie goli się zardzewiałą maszynką W środku tego przedstawienia zostanę przebudzony \\rzesien 1950 - rok ir operze 6. Zostanę przebudzony Zostanę przebudzony. Wiem. Z |ych głosów łagodnych i dobrych, z tych uśmiechów, dyskusji o kryzysie poezji. W tej kawiarni, gdzie dziesięciu inteligentnych durni i trzy idiotki opluwają się wzajemnie aforyzmami i dowcipami. W tej kawiarni gdzie nie jestem. Zostanę przebudzony. Wiem. Na drodze do domu, na drodze, po której idę. Na środku tej drogi zostanę przebudzony. W czasie tego przedstawienia, które odbywa się od po- czątku do końca. Kurtyna opada Na kurtynie tłuste muzy wyhodowane w XIX trzymają instrumenty, przedmioty, symbole 7. Tylko cisza Tylko cisza pozwoli mi na uporządkowanie obrazów. Tak, muszę bowiem doprowadzić moje opowiadanie do miejsca, gdzie może się skończyć. Skończyć lub zacząć. Cóż z tego, że jest nudne? Czy mam pokazywać jakieś modne sztuczki? Czy mam przemawiać głosem zboczeńca, pijaka, łobuza albo anioła? Nie będę sobie ułatwiał pracy ani wam lektury, życzliwi czytelnicy. Daję wam to, co każdy z was może dać mnie. Nie wymagajmy od siebie rzeczy interesujących. Często literaci opowiadają ciekawie o bohaterze swojego dzieła. "Stwarzam - mówią - bohatera, a on zaczyna żyć samodzielnie. Co będzie robił, me wiem. On zaczyna mnie prowadzić, ja tylko zapisuję jego dzieje. Czasem zadziwia mnie różnymi niespodzianka-"J11; Żyje swoim życiem, często zmienia plan mojego dzieła"... Szczęśliwy jest twórca takiego samodzielnego onatera. Ja jestem w gorszym położeniu. Mój bohater ^'e chce się do niczego mieszać. Nie sprawia mi nie-Podzianek. Siedzi i czeka. A nawet nie siedzi i nie czeka. 310 311 materiał, surowiec ukryty jest w twórcy jak w Ukryty jest w tym człowieku, co siedzi przy stole trzy w ścianę, w okno. Ale nie otwierajmy go, nie dajmy do wnętrza. _ Nie wolno - mówię do chłopców - nie wolno teraz wchodzić. Jak skończę, przyjdę do was. Siadam do stołu, żeby tworzyć poezję. Tworzyć poezję? Oczekiwanie 4. Rusz się Czekałem. Dla mnie przedstawiał wartość wypalonej za pałki. Ale oczekiwałem go. Całą moją istotę wypełnia^ jego osoba. Rosła. Mogłem jeszcze myśleć o wielu sprawach. Po pewnym czasie wszystkie te sprawy zaczęły mnie opuszczać. Jego nieobecność była coraz wyraźniej-sza. Zacząłem wyglądać przez okno, nasłuchiwałem kroków, zrywałem się z miejsca. Moje rany zabliźniały się Cała przyszłość znikła. Byłem wyłącznie stworzony i przystosowany do tego, aby czekać na mało ważnego człowieka. Inni ludzie, których widziałem na ulicy, udawali chwilami tego oczekiwanego. Oczekiwanie zaczęło mnie pustoszyć. Tylko jego przyjście mogło dać sens mojemu życiu. Moje całe życie, wszystkie radości i cierpienia zanikały. On tylko był drogą i celem. Kiedy czekam, wszystko inne traci znaczenie. Niepokój mój rósł i oczekiwany nieważny człowiek zmienił się w coś ogromnego, wisiał nade mną jak sklepienie niebieskie. Ziernia była pusta. Uczucie oczekiwania, niepokoju rosło, rozpinało mnie na sobie, przebijało. Znów przeszedł inny człowiek. Jeśli on nie przyjdzie teraz... Ale czekałem na niego jeszcze jakiś czas. Już bez tego napięcia. Myślałem o innych sprawach. Nieobecny zaczął się zmniejszać. Odchodzi). Odegrał swoją rolę. Maskarada się skończy. Był to nieważny, obojętny człowiek. Tylko oczekiwany stawał si? większy, ogromny. Kiedy przestałem go oczekiwać, stał sif znów niepotrzebny. Jak my wszyscy. Mieliśmy z nim omówić jakąś drobną sprawę. Wyobrażam sobie, jak sif czeka na kogoś, kto ma dla nas większe znaczenie. 308 dnia rano: RUSZ się. Rusz się i zacznij. Tylko zacznij, a wszystko pójdzie dobrze. Nie chcesz zaczynać, szukasz wykrętów. Ale zacznij pisać. Ociągasz się, zwlekasz. Mówisz sobie: Nie mam nic do powiedzenia". Ale to nie jest prawda. Musisz przełamać niechęć. Wczoraj planowałem napisać opowiadanie o partyzantce. Ale opowiadanie stało się czymś nieznośnym. Wyruszam w dalszą drogę. Muszę siebie przekonać, że to, co robię, nie jest fikcją. To jest tworzenie. Nie zrobię kroku, dopóki się nie przekonam, że to, co robię, jest prawdziwe. Cała liturgia opowiadania. To, że bohater wszedł na schody, a potem schodził ze schodów, opowiadanie o tym, że się przy tym wchodzeniu spocił... nie ma sensu. Mówię nie o tym... Ważne jest to, aby zgodzić się na siebie. Na swoją pustkę i zmęczenie. Zgodzić się. .W przeciwnym razie wszystko jest w życiu rozdarciem. Nie można żyć i pracować bez wyrażenia zgody. Nie mogę tego lepiej wyjaśnić. Niech tak zostanie. Urządź się tak, żeby na nic nie czekać. Nic nie planuj, na nikogo nie czekaj. Tylko wtedy coś zrobisz. Wejdziesz do środka. Do wnętrza. Do środka, który jest zamknięty dla tych, którzy planują, działają i oczekują. Bądź cierpliwy. Nie odwracaj się. Oto mamy bohatera, którego czynności nas nie interesują. Ponieważ spisy-wame życia, różnych zdarzeń i wypadków jest pracą nudną i n;e nastręcza większych trudności, postanowi-em tworzyć z innego materiału. 309 2. Złote miasto Był marzec 1956 roku. Rano spadł gęsty śnieg i spłynąj brudną wodą. Miasto oblepione błotem, bezbarwne, sypją. ce starymi tynkami, pełne sadzy i dymu. Wśród białych płatków śniegu lecą czarne. Niebo nad oknami walało się jak szmata. Była może godzina piąta po południu. Podniosłem głowę i spojrzałem w okno. Czarne i czerwone mury zdrapanych domów, słupy telegraficzne i struny drutów były złote. Okopcony komin piekarni był rubinowy. Trzy gołębie na niebie były białe. Strumień złota spadł na puste ogródki działkowe i dwa martwe badyle zaświeciły jak promienie. Nad dachami stała szmaragdowa wieża kościoła. Na chodnikach i jezdni leżały złociste blachy wody. Z nieba na ziemię zstępowało złote miasto. Minął rok. Był marzec. Rano spadł śnieg. Gwiazda stała na niebie w samo południe. Kładłem się spać w dzień. Każdy przedmiot od rana drwił ze mnie: że nie jestem Kolumbem. Że jestem fabrykantem kału. Kładłem się coraz szybciej. Czytałem do snu felietony cotygodniowych filozofów. Czterech na jednej stronie. Rozwiązywali wszystko na ziemi i niebie. Zima mijała. Wiosna, lato, jesień. Nim się rozejrzałem: przekwitły kwiaty. Syreny fabryczne zimowymi głosami śpiewały w niebie. Psy lizały swoje rany. Wszystkie rany były od rana otwarte. Dwa psy parzyły się w miejscu, gdzie stał pomnik. Kominiarze czyścili pomniki wszystkich obywateli bez względu na zasługi, pochodzenie i przeszłość. Doszło do tego, że każdy obywatel miał swój pomnik. I ty kładziesz się spać? Lekkomyślny. Zamkniesz oczy, a tymczasem oni mogą zmienić dekorację. Obudzisz się obcy. Nie bój się. Jest prawdziwy świat. Na szorstkich gałązkach leży śnieg. Czujesz pod łokciami stół. Ludzie żyją. Słyszysz za oknami kroki. To przechodzi stary człowiek. Chodź, możesz wszystko sprawdzić. Możesz dotknąć. przeżyłem tylko dzięki temu. iż istniały stoły, źdźbła trawy- krople deszczu- To w świecie ducha, w tym fikcyjnym, wieloznacznym świecie wykuto miecz, który przebił bok dobrego, obojętnego stworzenia: Natury. Jeszcze teraz możesz włożyć palce w ranę. za pióro jak za gałąź drzewa, krzemień, ogień. 3 pracownia Nie pozwalam wchodzić do mojej "pracowni" dzieciom. Ci dwaj chłopcy są wysłannikami życia. Tego życia, które nic nie chce wiedzieć o mojej przeszłości i przyszłości. To dobrze, że chłopcy nie widzą, jak próbuję zbudować, stworzyć z niczego ten gmach. Siedzę z opuszczonymi rękami, z zamkniętymi oczami. Nic nie rozumiem, nic nie wiem, ale próbuję budować. Życie ma różnych posłańców. Można ich przepędzić. Najtrudniej jest się obronić przed dziećmi. One też nie wiedzą. Stoją za drzwiami i naradzają się. Słyszę szepty. Skrobanie w drzwi. Po chwili porusza się klamka. Pytają: "Czy już można? Czy już nie pracujesz?" Co mam im odpowiedzieć? Czego tak szukam o zmroku. Czego szukam tak gorączkowo w stosach papieru, na półkach z książkami. Jaka książka, jaki podręcznik jest mi tak bardzo potrzebny. Szukam. Nie mogę oddychać. Jestem niecierpliwy, zły. Co mam odpowiedzieć chłopcom? Już sama moja pracownia jest podejrzana. Jak jest urządzona? Co się w niej dzieje, kiedy drzwi są zamknięte? Nie ma tu ani materiału, ani narzędzi. Kiedy dziecko wchodzi do warsztatu szewca, stolarza, krawca, fotografa, do gabinetu dentysty, do pracowni zegarmistrza... ile tam narzędzi, każde jest na swoim miejscu, ma swoje przeznaczenie, wartość. Ale pokój, w którym "tworzy się poezję" to nieciekawy Pokój. Książki. Trochę byle jakich mebli. Gazety. Jakieś drobiazgi. Tu się robi poezje. Z czego? Jak? Widocznie 306 307 szatnią poczekalnią garderobą magazynem do głowy tej włożono wpakowano wsadzono wbito imperatyw imitację imperializm import imprezę sjonizm imperium impotencję ineksprymable Inflanty infułę inkasenta inspektora obok tego znalazł się Humbold, humbug huryska husaria huzia hybryda hymen hym idiom idiosynkrazja idiota idylla 6. Koniec defilady Zagadałem się. Tymczasem defilada trwa. Idzie znajoma dobra Pani z gwizdkiem. Prowadzi milion dziewczynek Za nimi kroczy sto tysięcy filozofów. Za filozofami maszeruje dwóch strażników. Za strażnikami idzie sto tysięcy arcybiskupów. Jest młodzież, która klaszcze w ręce i wydaje radosne okrzyki. Pani gwiżdże. Dziewczynki maszerują. Trzymają w ramionach milion lalek, które mówią "tata, mama". Moja buda została ozdobiona zielonymi gałązkami. listopad 1957 ^cmentarz 1. Zima lak to się stało, że przeżyłem. Czy przez tamte lata chleb i woda miały ten smak co dawniej, czy w drzewach płynęły soki? Woda, chleb, owoce karmiły widocznie moje ciało pozbawione wiary. Moje ręce posługiwały się przedmiotami, dotykały ciał i włosów, dawały i odbierały rozkosz. Znajomii i przyjaciele byli prawie tacy sami jak przedtem. Trzeba było bardzo uważnie ich oglądać, aby zauważyć te małe skazy i pęknięcia. Czasem otwierali się i wtedy wypływała z nich ciemna rzeka. Rozmawialiśmy o kamieniach, rybach, kobietach, o sztuce, o polityce... O przeszłości. Tylko o przyszłości nie było mowy. O przyszłości pisano w gazetach i mówiono na zebraniach. Gdybym sobie powiedział, że jestem zwierzęciem... Byłem jednak człowiekiem. O tym się nie zapomina. Może przetrwałem dzięki temu, że nauczyłem się pewnych gestów i słów. Do mojego ciała wprowadzałem płyny i ciepłe potrawy. Moje oczy karmiły się kolorami, język smakami, słyszałem dźwięki, rozróżniałem wonie. Nie mogłem znaleźć pożywienia dla wiary. Rano wstawałem zupełnie pusty i gotowy na przyjęcie każdej prawdy. Ciało moje żyło. Wypowiadałem wiele słów. Dorzucałem moje słowa do piramidy słów, którą wznosił cały naród. Byłem pusty i gotowy na przyjęcie każdej prawdy, ale mijały godziny, dni, lata. Przychodził wieczór, noc. Nic mi się nie objawiło, żaden głos nie odzywał się we mnie ani nie dochodził z zewnątrz. Tak przeżyłem zimę. 304 l 20 - Niepokój 305 chleby i bułki robione z tektury i papieru. Atrapy Sa podobne do prawdziwych chlebów. Dla ludzi, którzy sje śpieszą, są nieuważni lub krótkowzroczni, atrapy są prawdziwymi chlebami. Głodni wyciągają ręce po chleby i d0. piero wtedy przekonują się, że te chleby nie karmią W kawiarni za wielkimi szybami siedzą ludzie. Są prawdziwi. Nawet najwięksi znawcy człowieka. Kapłani j Wywiadowcy, nie mają zastrzeżeń. Tych ludzi można ożenić, oszukać, wybadać, pogrzebać. Są prawdziwi. Głowy i paznokcie kobiet są malowane, jednak są to żywi prawdziwi ludzie. Nawet sztuczne rozmowy nie powinny mylić obserwatora. To są prawdziwi, żywi ludzie. Siedzą na krzesłach wypchani swoim doświadczeniem, światopoglądem, wykształceniem. Czekają na przyszłość, trawią teraźniejszość. Mówią. Słowa ich są prawdziwe. Wszystko jest prawdziwe. Kelnerka, z białym fartuszkiem pod brzuchem, z ustami namalowanymi pod nosem, jest prawdziwa. Ciastko jest prawdziwe. Prawdziwa jest woda sodowa w butelce. Prawdziwa jest butelka. Prawdziwe są szklanki, pieniądze, odbicia w lustrach, torebki, nogi, nosy i sedes w toalecie. Można się poruszać pewnie w tym prawdziwym świecie. Można tego wszystkiego dotykać Można wąchać, przestawiać, przenosić, przerabiać. 4. Wycieczka Miasto brzęczy i świeci nad czarnym kanałem jak elektryczna pszczoła. Niebieska Iskra. W sobotę wieczorem otwierają się drzwi. Lekkomyślni wychodzą ze siebie. Odlatują. W białych pióropuszach brzęcząc ostrogami dowodzą sobie. Ciała wydzielają wielkość, dobroć, szlachetność, prawdę. Potem drzwi są zamknięte. Gości wyrzuca się. Na podłodze między niedopałkami i dropsami śpią nie zrealizowane możliwości: głowy Napoleonów, Arcymi-strzów, Kapłanów, Tatusiów. Na ścianach białą kredą wy- rysowali chłopcy promienne figury geometryczne, bezwstydne słońca. Tajemnica płci. Slogany. Inwektywy polityczne. Czy będziemy razem płakać Jakże mogą mnie prosić o współpracę. Oni na dwóch nogach. Współpraca? Czy będziemy razem płakać, czy będziemy razem milczeć, czy będziemy razem szczekać, gryźć? Wiersze? Wszystkie wiersze już zostały napisane. Moja sytuacja jest odmienna, choć nie wyjątkowa. Chodzę na czworakach. Zamiast tworzyć nową grupę, zamiast zasiadać i siedzieć w kolegium, siedzę w budzie z ogryzioną kością w pysku. Cieszę się, że mam uszy, zęby, oczy. Przez wiele lat rozmawiałem ze ścianą. Teraz schowałem się do budy. Zbyt łatwo, lekko wchodzi we mnie pierwszy z brzegu błazen, blagier, głupiec. Wchodzi, rozpiera się, wygaduje to i owo. Ustawia sobie we mnie krzesło, fotel, zasiada w nim i udaje spowiednika, sędziego. Funduje sobie małą czarną. Rozgląda się po moim wnętrzu. Skrzeczy, dowcipkuje, namawia, grozi, liczy, pluje. Jestem stworzony z materiału łatwoprzepuszczalnego. Jestem odkryty i bezbronny. Każde czarne słowo dociera do środka, do rdzenia. Kiedy wejdzie we mnie, rozrasta się. Przed potopem pisałem różne wiersze, podania, prośby, laurki, sztuki. Z resztek słów, jakie mi zostały, skreśliłem ten mały portrecik, który przekazuję ludziom żywym. To jest głowa domu głowa cukru głowa świata ta głowa była długo prawą ręką lewą nogą ta biedna głowa była ta głowa była stołkiem skorupką siedzeniem skrzynią amboną trybuną katalogiem kadzielnicą przetakiem sitkiem sidłem siecią 302 303 kupowanie kwiatów to wszystko i sto innych czynności i sto tysięcy innych czynności To wszystko jest składanie które się złożyć nie może 11. Czekam C0 znaczy ta ryba ewno coś złego mnie spotka ?eraz czekam tylko ' złe wiadomości [ucham kroków na schodach Łkania do drzwi patrz? na jego usta biorę do ręki list otwieram drzwi naszego domu i zawsze czekam na złą wiadomość Jak ten czas się dłuży jak nam się dłuży ten czas 12. Głupi żart Już późno położę się czy coś mówiłeś nic nie mówiłem zdawało mi się Jeszcze jest czas powiedzcie sobie wszystko co układaliście od rana od wielu lat Widziałam we śnie ogromną rybę najpierw poruszyła się woda potem ciemny grzbiet ryba płynęła szybko z czerwoną od krwi głową wywróciła się zaświeciła jasnym brzuchem krwawymi skrzelami jak wachlarzami poruszała szybko na piasku co znaczy ten sen Pamiętasz ten stary kawał ten głupi żart "mam w domu nowy mebel" tu postawimy łóżko tam postawimy stół tu postawimy lustro tam szafę zawieś zasłonki w oknach tu będzie mój kąt oddaj mi łóżko weź sobie stół ty mi oddaj młodość daj mi krzesło weź sobie światło zabieraj wszystko Pamiętasz ten głupi żart '•mam w domu nowy mebel żonę" 232 233 od roślin i zwierząt może ich zabić słowo uśmiech spojrzenie 10. To się złożyć nie może Wstawanie rano kładzenie się do łóżek wybieranie z jadłospisu przymierzanie rękawiczek całowanie się rodzenie dzieci spacerowanie granie w karty granie na patefonie picie wódki picie czarnej kawy smarowanie szczotkowanie masowanie ozdabianie noszenie waty w ramionach noszenie pierścionków noszenie wąsów oglądanie się w lustrze mruganie robienie min robienie kariery robienie tego i owego To jest umieranie oglądanie się za pośladkami kobiet klaskanie i mlaskanie powiadanie dowcipów Jana otoczenia Lżenie wątroby nczu zębów włosów ; wszystkich organów ulaskanie psów kibicowanie podziwianie sztucznych ogni ziewanie mówienie ciągłe szybkie mówienie i': szydercze uśmiechy udawanie czytanie dzienników oglądanie obrazów kupowanie orzechowej sypialni noszenie zegarka noszenie wąsików noszenie kapelusza nadymanie się i płaszczenie wchodzenie wychodzenie wypełnianie kłamanie To jest umieranie oglądanie słonia oglądanie małp wspominanie opowiadanie snów oczekiwanie zdejmowanie kapelusza granie na trąbce smykanie oczu marszczenie czoła Pokazywanie kolan malowanie rzęs 230 231 7. Ludzie ludzie , Rozwiązane ręce o- Co było ukryte jest odkryte dajemy przedstawienie dla dorosłych i dzieci żołnierzy i studentów gospodyń domowych dokoła stoją ludzie przyglądają się mówią śmieją się kiwają głowami Ty przyprawiłeś sobie rogi kły i pazury ja język długi i ostry ty bijesz się w piersi połykasz noże rwiesz łańcuchy łamiesz moje serce stajemy na głowach chodzimy na rękach kobieta ze złotym sercem mężczyzna z oczami dziecka kobieta i mężczyzna w jednej osobie ludzie ludzie cuda w tej budzie w tej naszej budzie ludzie ludzie zlitujcie się rzućcie kruszynkę miłości 228 ona umarła Ciąłbym ręce rozwiązane L0 zwiążą' ten urzędnik czarnym podniszczonym garniturku podpisaliśmy tego dnia w obecności dwóch świadków C0 powiedzieliśmy potwierdzili C0 powiedział ten urzędnik życzę wam szczęścia drzwi się zamknęły gdyby ona umarła miałbym ręce rozwiązane 9. Głos Kaleczą się i dręczą milczeniem i słowami jakby mieli przed sobą jeszcze jedno życie czynią tak jakby zapomnieli że ich ciała są skłonne do śmierci że wnętrze człowieka łatwo ulega zniszczeniu bezwzględni dla siebie są słabsi 229 i przebijał szczura raz koło razu we wschodzącym słońcu 4. Mur Przez ten mur który budowaliśmy razem z dnia na dzień dorzucając słowo do milczenia przez ten mur przebić się nie możemy "lamami żółci czerwonymi paznokciami Twój biały kapelusik który strącił wiatr leci . ., toczy się ścieżką miedzy tarninami ty gonisz za nim śmiejesz się i krzyczysz Ty ciągle biegniesz chwytam cię w ramiona 6. Co było ukryte zamurowani własnymi rękami umieramy z pragnienia słyszymy jak obok porusza się to drugie słyszymy westchnienia wzywamy pomocy nawet łzy uciekają w głąb naszych ciał 5. Wspomnienie drugie Jesień Stała w oknie z zimnym niebieskim okiem z rękami pokrytymi 226 Co było ukryte jest odkryte wchodziliśmy w siebie jak się wchodzi w ziemię powietrze ogień wodę ciała nasze drżały oczy nasze były zamknięte Kiedyś spałeś w ciepłym brzuchu nocy z wystudzonymi ustami zwinięty w kłębek mówiłam do serca cicho cicho głupie gdzie chcesz wyskoczyć on tu zostanie na zawsze nie przebudzi się 227 Poemat otwarty 1. Łuk Z nocy jak z pochwy wyciągnięty bicz ciecpie żądze zwierząt z zamkniętymi oczami gnany uderzeniami krwi pędzony jak stado stratowany otwiera się moje ciało wyskakują zwierzęta obwąchują milczkiem noc grzbiet pierwszej kochanki wyginający się złoty łuk w ciemności napięty znieruchomiał 2. Roztargnieni śpieszący się Jak my się kaleczymy roztargnieni śpieszący się 224 k my się kaleczymy J^jemnie okrutni J Skupienm czujni _ omylni w zadawaniu ciosu wbijamy w siebie ostrza ostrzone przez dzień i noc leżymy * ciemności z małymi zamkniętymi ustami z lodu leżymy koło zapomnianych ciał a każde z nas mówi osobno jaka męka i po co to wszystko mówimy w sobie poruszając wargami 3. Wspomnienie pierwsze Ona spoczywa obok coraz słabsza starzejąca się bez podpory w sobie bez podpory z zewnątrz odsłonięta cała pełna blizn po rozkoszy pełna blizn po ranach po miłości po dzieciach Patrząc na nią on wspomina dzieciństwo: sąsiada co chwytał szczury do żelaznej łapki Przychodził ze stalowym szpikulcem b - Niepokój 225 gj pP^ poemat otwarty \Vierszezlat 1955-1957 Wieczorem siedziałem w izbie człowieka którego ujrzałem pierwszy raz w słonecznej dolinie był tam jedną z mrówek spoglądałem na jego krzątaninę z łagodnym uśmiechem z uśmiechem którego nie mogłem wytłumaczyć sobie sam a on maleńki włóczył za sobą odwłok cienia taczała mnie jego teraźniejszość ° wielkimi i małymi troskami 7_ radością srebrną jak kłos żyta obraz widziany ze stoku góry otaczał mnie i rósł teraz zbliżała się do mnie przeszłość tego człowieka dzieciństwo i młodość młodość w kopalniach w okopach wojny światowej zbliżały się jego usta twarz po której chodziły światła i cienie słońce Italii śniegi Alp wspomnienia ognistych kobiet południa zbliżała się teraźniejszość przyszłość teraz otaczało mnie jego szare długie splątane i mocne jak korzenie drzewa życie Otwarło się przede mną jego serce w którym ukryci byli polegli na wojnie synowie 220 221 Gotyk 1954 Stałem n a stoku góry Żebra umarłego Boga sklepione nad słowami wierzących ślepo Bóg jeż niebieski nabity na tysiąc iglic wież katedr banków ocieka krwią ludzi nie własną z worem złota u szyi ciągną go na swoje dno skazani Stałem na sto ku góry u moich stóp leżała dolina jak na dnie gorejącego słonecznika maleńkie domki i kominy fabryczne konie traktory samochody pociągi jak ziarenka ludzie na polach i drogach jak mrówki z łagodnym uśmiechem obserwowałem życie tego małego światka kiedy zacząłem schodzić zwiększały się domy i fabryki rosły drzewa zwierzęta rośli ludzie zbliżałem się widziałem twarze ludzi ruchy rąk widziałem oczy i usta kolor oczu i kształt ust rysy twarzy zbliżałem się słyszałem słowa i barwę słów 218 219 Kamienni bracia "Liegen und Ruhen in einer Gruft Unter diesem Stein" mówią gotyckie ostre jak miecze litery W katedrze świętego Jakuba w Nysie Dwaj bracia marmurowi mali chłopcy Johannes i Friedrich umarli w kwietniu i maju przed trzema wiekami nieruchomi stoją w murowanej wnęce i trzymają się za zimne ręce Huk był straszny gdy zapadło się miasto 0 północy wyły syreny było jasno 1 czerwono jakby wszystką krew wytoczono na puste ulice Spadły dzwony - pękniętej dzwonnicy rzy katedrze świętego Jakuba p rca w ziemię uderzyły w piwnicach dusiły się dzieci stary rynek jak węgiel się żarzył gorzko dymił zgasł Johannes miał dziesięć lat a Friedrich cztery umarli w kwietniu i maju mówią gotyckie ostre jak miecze litery patrzą mali bracia jak dokoła zmienia się wielki świat 216 2! 7 Udało się Spojrzała w słońce Janek ma rok chodzi na czworakach pewnego dnia patrzę a on stoi na dwóch nóżkach "No - myślę z ulgą - znów się udała ta sztuczka naszej starej ludzkości" Ka rynku gdzie święty Florian jewa drewniany strumień wody na czerwony grzebień ognia pod srebrnym obłoczkiem w świetle dnia stoi dziewczynka j uśmiecha się do siebie pięknie jak anioł którego nikt nie widział cieszy się ze słońca i ciepła i nuci piosenkę nagle w moich oczach w oczach obcego przechodnia który przeżył wojnę ciemność przebija światło i radość skroś słońca widzę czarny kanał jamę wilgotną cuchnącą na dnie małą żydowską dziewczynkę która w dniu wyzwolenia wyszła z zamknięcia PO wielu latach spojrzała w słońce wyciągnęła przed siebie ręce oślepła 214 215 Chwila w Starym Sączu Topole jak winogrona na starym srebrze pochmurnego nieba może tu zostanę naprawdę co mi potrzeba tutaj jest dziewczyna która przeszła i ruchem najpiękniejszym w tej chwili na ziemi i niebie włosy odgarnęła spłynęły ze światłem na strome ramiona górą dymią w popiele nieba zostanę tutaj naprawdę nic mi nie trzeba Cienie na ścianach głuchych kamieniczek i jasny cień na balkonie znów bije serce co umarło w obcej jak gwiazda Weronie Szara tęcza uliczek "iewidomi mijamy toczymy głowy okrągłe dalej szybciej głośniej Ona odkrywa barwę smutku i radości barwę ciszy barwę tęsknoty kiedy skłoni głowę przez jej czarne włosy odlatują ptaki M n 212 213 dębów opłakany przez deszcze zapada w czas w ciszę Bystrzyca Kłodzka 1914 bystrą rzeką miasteczko jak kolorowe schody koralowy biały niebieski biegniesz oczami po stopniach do nieba żółte młyny chrobocą nad zieloną wodą piana drzew spływa w doliny w słońcu i księżycu pracują białe w środku młyny przed zachodem spłonęło jasno miasteczko i zgasło 1954 210 211 na wozach zielonych chłopiec rozciąga harmonie z iskrami srebrnymi od słońca do ziemi Stary kirkut w Lesku jesień 1954 pod kołami wojennych wozów legły długim gościńcem cmentarze tam łagodne westchnienia ziemi góry Słone cicho w niebo odpływają tu pod obłokami pod koronami dębów zarył się w ziemie zjeżył czarnym ścierniskiem nagrobnych kamieni kirkut T- pogromu grobów ocalony pod obłokami horę biegną 1 barwią się w milczeniu P°d zielonymi koronami 208 - Niepokój 209 już ich nie widzę oni mnie nie widzą ja idę szybciej i dalej i dalej wracać nie trzeba 1955 grebrny kłos n0zmowa na rynku w Birczy w miasteczku w zatopionym W gospodzie słychać brzęk muchy ^Opowiedz coś o tym Rzymie Wenecji jakaż ona z wody złota z kości słoniowej kościół świętego Marka a może tylko ci się śniło przemyj oczy w szklniącym Sanie" Cicho Zadudniły na mostku konie zagrzmiały po kamieniach obręcze pierwszy wóz z czerwonym sztandarem 2a nim drugi trzeci leci 206 207 Małgosia biała jak owoc otwarty otwarła starka szpetna i obwisła nikt nie wie że wróciłem jeszcze czas ucieknę nikt nie będzie wiedział że byłem tu i nie byłem ten ptak w klatce nad drzwiami tak jak sztuczny śpiewa ja tam w świecie noce przepłakałem myślałem każdy dom wyciągnie ramiona gałązka każda ptak kamień wyjdą na powitanie nie wejdę do tego domu wszystko tu stare brudne małe starsze brudniejsze i mniejsze ode mnie a ja myślałem że wracam do gniazda do gwiazdy to była moja najjaśniejsza gwiazda w wędrówce przez noc popiół ogień świata zniknąć nie pozna wiedźma okno patrzy "rzeź vślałem że moje miejsce * na mnie czekało teraz widzę _ _ 'je miałem miejsca myślałem puste miejsce p0 mnie tu zostało ale życie jak woda uż je wypełniło jestem jak kamień ciśnięty w głębinę jestem na dnie tak jestem jakby mnie nie było którzy przezornie na miejscu zostali i wkoło siebie zabiegali skrzętnie myślą że przy tym stole są niezastąpieni myślą że nawet słońce kiedy wschodzi pyta o nich to ja odszedłem a oni zostali ta w tej oberży "Pod białym łabędziem" 204 205 Syn marnotrawny (z obrazu Hieronima Boscha) Między zamknięciem i otwarciem drzwi w gospodzie "Pod białym łabędziem" miedzy otwarciem i zamknięciem drzwi co się stało tyle wiosen zim tyle jesieni odleciało miedzy zamknięciem i otwarciem drzwi ujrzałem życie z wilczą szczęką ryj świński pod kapturem mnicha otwarty brzuch świata widziałem wojnę na ziemi i niebie ludzi na krzyżach którzy nie zbawiali berło i jabłko które zgniło w dłoni widziałem koniec i początek świata między zamknięciem i otwarciem drzwi w gospodzie pod białym łabędziem" Widziałem ziemię C0 przez deszcz leź i krwi świeciła trupim światłem stvgnącego ciała wypiłem kufel piwa pod białym łabędziem" inarne tu piwo letnia popłuczyna rzuciłem ostatnią wytartą monetę długo się dziewka przyglądała czy nie fałszywa i mojej twarzy pilnie się przyjrzała wyszedłem nikt mnie nie poznał nikt moich rysów zatartych nie przejrzał ten chłop za rogiem karczmy tyłem odwrócony to mój przyjaciel w tym wielkim koszu nie niosę gościńca skórka mi kocia szczęścia nie przyniosła nikt mnie nie wita i nikt nie poznaje świat ten dokoła jest pełen beze mnie drzwi za mną zamknęła L• OO ' 202 203 do przyścianka unosił się nade mną rozkrzyżowany czarny i skrzeczał moje małe serce stanęło ale on mnie pogłaskał po głowie i odleciał Ludzie mówili "Dobrze takiemu na świecie nic go już nie obchodzi" 1955 wyraz Co ty robisz wyszły z ciemności Czemu nie chcesz w pełnym świetle żyć Wojna się we mnie otwiera powieka miliona rozpadłych lic Co tam składasz co dźwigasz krwią umazany Składam słowa dźwigam swój czas Już tak długo twa bezsłoneczna praca trwa Nad wyraz ciężka do wypowiedzenia jest jedna łza Mi> ma , 200 201 III Świat jest wielki Zabrakło miejsca dla tego dziecka wiec je ze siebie wyrwała i ze świata zgładziła Chodziła w koszuli po podwórku chodziła boso po igle mrozu chodziła tańczyła chodziła sama po świecie Drzewka otulone w słomiane kołderki spały ptaki w ciepłe kraje odleciały świat jest wielki Ona płakała śpiewała kilka słów "Mam diabła mam diabełka mam takiego diabełka tu" palcem na płaską pierś pokazywała i cichutko śmiała się łkała chodziła boso po kuli ziemskiej chodziła tańczyła po naszym małym podwórku Ludzie mówili "Czy takiej źle na świecie O niczym już nie myśli" IV jjerszlik stolarz gardzo się bałem przejścia miedzy ślepymi ścianami domów Tu fruwał Herszlik stolarz pomylony Przykręcała się śruba podatkowa przykręcała się mocniej przyciskała okrutnie świeciła To był dobry człowiek stolarz Herszlik sprzedawał meble na raty pracował od świtu do nocy umarła żona zostawiła mu sześcioro dzieci a jak umierała to nic nie mówiła tylko patrzyła Przykręcała się śruba mocniej i mocniej aż spod niej wyleciał ptak człowiek beztroski pozbawiony ciężaru i zmysłów Szedłem w białym ubranku kiedy on wleciał J 98 199 gruchał wybuchał śmiech szalony śmiech szalony przecięty rozpadał się opadał drgał Kiedy zbliżaliśmy się do jej krzesła tronu matka mówiła "Zostawcie ją dzieci niech sobie siedzi biedna" siedziała ze słodkim nieruchomym okiem zapalała się i gasła wychodziła z naszego mieszkania z małej ciemnej kuchni z naszego życia II Obrączka Przychodziła do kościoła w białym welonie niosła śmiecie i kwiaty na łonie Kłania się słania czerpie dłonią szuka po ziemi szuka na niebie w oczach ludzi kogoś woła i prosi przygarnia do siebie szuka narzeczonego który ją oszukał i ulotnił się niebieski ptak Wyciąga rękę do Pana Boga Ifj do drzew do koni do kanonika wyciąga rękę do ptaków i dzieci do wody kwiatów obłoków i śmieci kto weźmie małą rączkę kto weźmie białą rączkę i założy obrączkę Pocałunki od ust odejmowała i dokoła rozdawała za nią biegły dzieci i ziemią rzucały Ona w uśmiechu pięknie rozkwitała bo na palcu obrączkę miała taką jasną jak słońce taką wielką jak słońce Ludzie nic nie mówili głowami kiwali przechodzili tlw "n-;1-. 196 197 * * * Ciemne źródła Czym są te wiersze pełne cienia wśród szaroskórych buków białych brzóz czym są te wiersze gasną jak wspomnienia nigdy nie oglądanych południowych mórz z książek Conrada Czym są te wiersze zimy drzewa lata tą drogą przeszła Maria bez nazwiska Tak będzie szła do końca świata pełna zdumienia i goryczy I Tron Szła w kapeluszu lecącym jak ogon rajskiego ptaka w światłach obwieszona klejnotami fałszywymi szkiełkami pobrzękując złotymi i srebrnymi łańcuchami spętana czasem wchodziła do naszego mieszkania do kuchni siedziała ze zgaszonym okiem jakby zapatrzona w swoje wnętrze bez dna na zawsze zamknięte nagle odrzucała głowę w białym gołębiu szyi 194 195 Towarzystwo a przecież obaj ludzie biedni ludzie a ja trzeci do towarzystwa. Ten staruszek z kapką u nosa z klapkami nauszników został wystawiony na ulicę przez złe dzieci powinien żebrać ale milczy tylko dłoń wyciągnięta nieśmiało zaniemówiła cztery dziury na pięciu palcach czarnej rękawiczki szare oczy zarastają śmiercią jak martwe myszki jeszcze w listopadzie były rozbiegane żywe nie jest to żaden "senior" ani nestor ani Lew Tołstoj tamten słońce to myszka tamten dąb to pietruszka 192 Niepokój 193 Kobieta powoli wyciągała rękę kiedy nadszedł pierwszy przechodzień schowała ją zawstydzona Stała tak w iskrach mrozu stała i drżała jak dziewczynka z zapałkami i nie miała jednej zapałeczki żebrała dla synka Czekała w kamiennym Odensee z wyciągniętą ręką aż zimny pieniążek sparzył jej dłoń W drewnianym kufrze w pustej izbie spał Hans Chrystian i śniły mu się bajki Ojciec Idzie przez moje serce stary ojciec jsfie oszczędzał w życiu nie składał ziarnka do ziarnka nie kupił sobie domku ani złotego zegarka jakoś nie zebrała się miarka Żył jak ptak śpiewająco z dnia na dzień ale powiedzcie czy może tak żyć niższy urzędnik przez wiele lat Idzie przez moje serce ojciec w starym kapeluszu pogwizduje wesołą piosenkę I wierzy święcie że pójdzie do nieba 1954 190 191 Kogo tu nie ma J aczka z Odensee Pamięci Zbyszka mojego małego ucznia Kto utonął kogo tu nie ma Kto tak strasznie krzyczy kto milczy Kto nie ma ust Co to jest co się wynurza jak okropnie rośnie to małe ciało taki ruch tyle słów kogo tu nie ma to on ten dobry chłopiec zamienił się w rzecz co milcząca wychodzi z wody i rozdziera matkę 1955 Ta oknem piękna zima świeci jak diament YV mrocznej izbie na zimnej blasze stoją puste garnki Matka otuliła synka w szmaty i ułożyła w drewnianym kufrze Nie zamknęła izby Nie wszedłby do niej najbiedniejszy złodziej nawet mysz szara w zielonym promieniu księżyca nie znajdzie tu kruszyny Mały Hans Chrystian zasnął Zamykano bramy sytych domów których sienie o beczkowych sklepieniach pełne były gęstych zapachów gotowanego jadła Białe wystawy sklepów Patrzyły jak oko ślepca 188 189 Dniu mój brylancie najpiękniejszy w świecie domie złoty błękitny wielorybie łzo w moich oczach 0 niezbyt jasne myśli kiedy stoję z rękami w kieszeniach 1 patrzę przez szare pręty deszczu za którymi zazłocił się klon Moje usta które mówiły prawdę kłamały powtarzały twierdziły zaprzeczały żebrały krzyczały szeptały płakały śmiały się Moje usta układające się dokoła wypowiedzianych niezliczonych słów ść 1944 Madzy bezbronni z ustami na ustach z otwartymi szeroko oczami nasłuchując płynęliśmy przez morze leź i krwi 186 187 Próbuje usta Czasem poezja przypomina rączkę niemowlęcia chciałaby uchwycić wszystko Rączka zanurzona we wszechświecie próbuje się zamknąć Próbuje objąć owoc jego kształt doskonały lecz jest słaba otwarta i owoc wypada coraz cięższy większy Kończy się ten dzień gończy się kolacją czyszczeniem zębów pocałunkiem ułożeniem rzeczy więc to był jeden dzień z tych najcenniejszych dni które nigdy nie wracają Co mnie spotkało Przeszedł minął od rana do nocy podobny do zeszłego Dniu mój jedyny co ja zrobiłem co ja zrobiłem A może tak trzeba wychodzić rano PO południu wracać Powtarzać kilka ruchów układać wiele rzeczy 184 185 Nad wyraz Drzewo pog oda Byli szczęśliwi dawniejsi poeci Świat był jak drzewo a oni jak dzieci Cóż ci powieszę na gałęzi drzewa na które spadła żelazna ulewa Byli szczęśliwi dawniejsi poeci dokoła drzewa tańczyli jak dzieci Cóż ci powieszę na gałęzi drzewa które spłonęło które nie zaśpiewa Byli szczęśliwi dawniejsi poeci pod liściem dębu śpiewali jak dzieci A nasze drzewo w nocy zaskrzypiało I zwisło na nim pogardzone ciało Wykopany jakby w słońcu w suchym świecącym piachu Nad dołem stal człowiek Krzewy i zioła były nagrzane i ptaki milczały dokoła w dusznym bukiecie zapachów W dole bawiły się dzieci dół pienił się zgiełkiem kipiał śmiechem strumyk piasku spływał na dno Człowiek który stał nad dołem uśmiechnął się i omijając grzędy kwitnących grobów wyszedł na drogę jechały drabiniaste wozy pełne syczących kłosów a on szedł przed siebie Pogodny znikał na widnokresie 182 183 m Srebrny kłos z lat 1954-1955 nie będzie lasów i majowych łąk Jakie kwiaty będą tam rosły jakie drzewa jakie motyle będą fruwały jakie ptaki będą gniazda słały Można zakopać pod ziemię żelazo beton głaz konstrukcje fabryk martwych miast ale nie można przenieść mórz i gór i wschodów słońca i biegu zmiennych chmur Pod ziemią nie będzie sadów gdzie w lipcową noc po burzy biegną chłopcy przez mrowie czarnych mokrych traw Wyc,4gamy do was ramiona ychodzimy wam na spotkanie M'e ma w nas PodstePu ' ie schodźcie pod ziemię przyjaciele 195* Nie przenoście życia waszego pod ziemię Przyjaciele Nie dajcie sobie wmówić przerażenia i nienawiści Jakże długą drogę przeszedł wasz kraj od ludzkiej pieśni Walta Whitmana do bełkotu Ezry Pounda który ukryty jest przed gniewem narodu w domu obłąkanych uwieńczony laurem w domu obłąkanych jakże długa i ciemna droga a na końcu jej stoi Ezra Pound zdrajca 178 179 Z kręgu naftowej lampki w taką noc został wyprowadzony młody człowiek w lnianej koszuli który nie dokończył wieczerzy Jego żona otwarła usta i dotknęła ręką gardła bo do izby weszło trzech obcych i wyprowadzili młodego prosząc aby wskazał im drogę Stało się to na zewnątrz Kiedy wywołany wyciągnął rękę aby wskazać kierunek jeden z trzech strzelił mu miedzy oczy w jasne czoło Upadł w błoto i leżał tam rozkrzyżowany a ludzie którzy go zabili odeszli w ciemność Niebo czarne usta płukało deszczami i matka z ciemną twarzą głowę syna złożyła na łonie na sercu przebitym mieczami wśród pól gdzie na drogach drewniane krzyże klęczą w błocie w małej polskiej wsi kiedy huczy wiatr i czarne łubiny złocą się w deszczu Nie słyszeli tego strzału i nie widzieli tej śmierci Morgan i Rockefeller Krupp Cloy i Thyssen. 176 VI jest we mnie noc lipcowa w sadzie Iciedy się zrywa wiatr i deszcz ustaje Zielona okiennica stuka w ścianę Biegniemy w środku nocy do ogrodu ja i mój zmarły brat Przez mokre trawy biegniemy pod drzewa Widzę usta które śmiech otacza i rękę co trzyma owoc rozgryziony Czuję smak deszczu i wiatru i księżycowa zastyga polewa na ciemnym dzbanie ziemi Po latach noc nadchodzi noc okupacji noc straszna noc długa widzę brata schodzi do podziemi ginie. VII W kraju czterdziestu ośmiu gwiazd planują budowę podziemnych miast chcą życie zepchnąć pod ziemię przed promieniami wodorowych słońc Lecz pod ziemią '2 - Niepokój 177 Przechowałem w sobie uderzenia jej serca milczenie oczu ciepło i barwę ust ucisk wnętrzności uda pierzchające w cieniu miłości kształt głowy i rudy zmrok opadających włosów i małe słońce uśmiechu Przeszła jak przechodzą chmury lecz od czego pada ten długi niezmierzony cień IV Ja w domu swoim w dziesięć lat po wojnie gdy nocą słyszę kroki wiersz przerywam mam chwilę strachu ciągle idą po mnie od lat piętnastu idą w nocy po mnie słyszę ich oddech ciepły i cuchnący tchnienie padliny na majowej łące to skrzypią buty i czarne rzemienie Odkładam pióro i oddech wstrzymuję Ja człowiek cyfrą na rzeź piętnowany 174 ja jeden z wielu pot ocieram z czoła 2dy nocą słyszę kroki f zamykam oczy które widziały nazbyt wiele O ciało ludzkie najpiękniejszy prochu. W polskiej wsi śpiącej pod warkoczem jesiennych deszczów którą widziano od lat wielu przez jasny opłatek zbożnych pól przez tęczę ludowych pasiaków W małej polskiej wsi 0 której nigdy nie słyszeli Morgan i Dupont Krupp i Thyssen W wiosce tak małej że jej nazwa jest umieszczona tylko na sztabowych mapach Wehrmachtii^ W jesienną noc gdy huczy wiatr 1 czarne łubiny złocą się w deszczu i kałuże wody są martwymi oczami nieba w taką noc został wyprowadzony z izby której podłoga była ubita stopami wielu pokoleń z izby w której obraz z bizantyjską twarzą Matki ciemny nad suchymi wiankami ziół milczał i milczał 175 potem w świetle lamp elektrycznych widzę trawę wygryzioną do korzenia i słyszę głos nieludzki W świetle dnia leży przy drutach kobieta z rozwartymi palcami z których wypadł kawałek chleba W milczeniu reflektorów widzę plac pusty pokryty bielą wapna Nocą słyszeli ludzie furgony którymi wywożono umarłych Tak wyglądała zagłada obozu jeńców radzieckich w jednym z naszych miast Nie odciąłem się od nich wbrew pozorom Nie ja ich trzymam ale oni mnie zaciskają Zamordowani Sprawiedliwi trzymają mnie w rozwartych dłoniach I nie odchodzę uległy ich bezbronności. III Przez ulicę Żabią przez polskie miasto idzie Róża idzie w bieli piór 172 nie zabawa karnawałowa ^° r-re długo będzie unosił wiatr ieSZ^ , • i • •'ierze z pościeli judzie którzy odeszli vfie odcisną kształtu swego ciała Da trawie majowych łąk na fali która drży nad szafranowymi płetwami ryb nie odcisną kształtu svvego ciała na sianie kiedy przez puste klepisko przelatują z piskiem czarne błyskawice jaskółek Nie odcisną kształtu swego ciała na żadnej pościeli Przez ulicę Żabią w Polsce idzie Róża idzie przez bruki nierówne koło domów z gwiazdami których okna zabite deskami idzie przez dom boży w którym dzikie koty znalazły legowisko Idzie wśród piór świecących w ten czarny dzień idzie przez wasze miasta neutralni Szwedzi przez wasze domy teatry świątynie idzie przez wasze wsie neutralni Szwajcarzy przez wasze miasteczka czyste jak łza Przeszła jak przechodzą chmury PO niebie po ziemi bez śladu 173 Och jak kiełkuje jak rośnie we mnie milczące ziarno umarłych owoców idzie do światła przebija ślepą glinę mojego ciała przełamuje zdrewniały język Są w nim słowa dziesięciu młodych poetów którzy zginęli w Warszawie oni nie zobaczą jak zrastają się żebra katedry świętego Jana jak rośnie najmłodsza katedra w Europie jeszcze wilgotny gotycki kwiat pod pochmurnym niebem ojczyzny Jest w nim szept młodych dziewczyn które nie będą tańczyły w majową noc pod koronami drzew dziewczyn których drobne kości i małe czaszki milczą w ziemi. II "Poeta mówi, że za Orfeuszem szły drzewa, morskie fale i kamienie. W nocy leżę 170 , twarzą w ciemności ciężar twojej głowy 1 sercu czuję ciężar góry lodowej ptaka co odleci . kto za mną idzie r^jkt nie odpowiada pytam z lękiem raz wtóry g.to za mną idzie słyszę Jaka cisza dzwoni czy mieszkam w wielkim dzwonie bez serca pytam po raz trzeci kto za mną idzie Słyszę łzy które płyną w nocy z oczu zamkniętych I nie uśniemy Wszystkie obrazy które widziałem krajobrazy w których żyłem opuszczają mnie zostaję z tym jednym sam w świetle lamp elektrycznych widzę ludzi w szynelach koloru ziemi trzymają w rękach miski blaszanki menażki garnki wielu stoi z opuszczonymi rękami stoją jeden przy drugim stłoczeni na placu za miastem owinięci kolczastym drutem milczą przez wiele nocy i dni 171 Równina trzeba chodzić i latami brązami które widziałem jLjobrazami które opuściłem 7 ręką gestapowca na twarzy brata wszystkimi twarzami umarłych ! twarzami żywych których oczodoły były jak pierścienie '-'o si? oprawą czernią niewidomą bo wyłupiono z nich drogie kamienie" Tylko w szorstkich objęciach rzeczywistości bije serce i strumień krwi jak słońce płynie przez zielone drzewo mojego życia Ciasno w piersiach własnych otworzę się jak równina przychylna ruchowi i zmienności niech mnie napełni Ocean życia Zbyt długo pasłem się na łąkach waszych cmentarzy Umarli odwróćcie się ode mnie to jest sprawa między żywymi białorunne baranki drżące jak gałązka ze światła ze snu niech was połknie czarna rzeka gipsowe baranki z zamkniętymi łagodnie pyszczkami Ocean życia 168 Ocean życia Więc trzeba chodzić z wszystkimi owocami wszystkimi barwami owoców słowami które nie zostały wypowiedziane z czarnymi drzewami na śniegu z nocami które będą i z tą jedną która jest Uczeni mówią że wszystkie wypowiedziane słowa trwają w eterze zachowały się w oceanie powietrza ze swym ciepłem barwą smakiem na zawsze Ale we mnie zebrały się obrazy niewypowiedziane którym nie nadano kształtu barwy znaczenia Ludzie z ustami zaklejonymi gipsem 169 Umarł na truciznę którą zostawił w jego wnętrzu gnijący świat Pochylajmy się nad wszystkim Nie zostawiajmy ludzi sam na sam z ich pustką Jesteśmy odpowiedzialni za kształt każdego człowieka Jeśli zapomnimy o tym nasza poezja będzie godną pogardy gadaniną. 1953 uśmiechu uczynili potwora \latka przyciska do serca potwora Twarz obraną z ludzkiej twarzy spalone mięso oczy bez powiek Chciałaby go wepchnąć w siebie aby nie chodził pod słońcem i gwiazdami Potwór polizany jęzorem napalmu Ścigać ludobójców którzy ze światła uczynili potwora Którzy z pocałunku uczynili potwora którzy z uśmiechu uczynili potwora. 166 167 W związku z pewnym wydarzenie^ (Wiersz polemiczny) (Wiers7 nnlemirzrw^ *•*• I Oto dom czynszowy z czerwonych cegieł Z trzeciego piętra wypadł człowiek leży na płytach trotuaru jego twarz przykryto gazetą Mówią kochanka wypchnęła go przez okno mówią rzucić ją chciał Dwaj młodzieńcy z piękną falą na głowie bawią się znakomicie: "lotnika udawał fruwać chciał" Ludzie stoją nad trupem który zakończony jest żółtymi półbutami brudna cyklistówka przy nodze Mówią dzieci miał ja bym nie chłopa ale dziewkę co szczęście rodzinne rozbija tasakiem porąbała 164 T pvva okna na trzecim piętrze jgdno zabite dyktą tam "żyli ze sobą" jjjjęso starzejące się teraz leży na kontuarze ulicy owinięte w papier L0 z tym zrobisz poeto i tym co wypadło przez okno nudnego domu Dzień był powszedni południe lipiec 1952 rok. II My którzy rozprawiamy o tradycji i nowatorstwie 0 wersyfikacji i naśladownictwie my którzy piszemy wiersze rymowane wolne białe którzy jesteśmy uczeni w piśmie którzy opiewamy 1 śpiewamy jak ptaki którzy z pieśnią na ustach idziemy w dal zwróćmy uwagę na martwego Dlaczego nie daliśmy mu nowych uczuć nowych obrazów nowych oczu nowych ust Jeśli był oporny trzeba go było porwać 165 gdy zbliżała się śmierć nie miłość Płonące powietrze zdario z niej suknie leżała na polu naga w dymie i krwi moje opuszczone ręce ręce które nie dotknęły jej ciała żywego moje podniesione oczy Morderca unosił się wysrebrzony już lśniący jak igła szyjąca niebo nierealny Leżała rozebrana przez powietrze ryczące i ogień leżała pod skośnym żółknącym słońcem w środku dymiącego widnokręgu w środku pierwszego dnia wojny nogi wyciągnięte wzdłuż bruzd nieskończonych jak martwe białe jagnięta. IV ŁZO osiemnastoletniego pod niebem na ziemi _ L spadająca w ten dzień przez wszystkie czasy vrzez planety i gwiazdy Izo drążąca niebo i ziemię spadająca na stolice kapitalistycznych krajów na wieczne miasto Rzym Izo lecąca przez ciemność nocy przez lazurowe wybrzeża przez pomarańczowe gaje Izo spadająca na włosy zakochanych kiedy łączą się ze sobą jak wody nieznanych rzek Morderca unosił się wysrebrzony lśniący bez imienia serca twarzy Lecz ja rozpoznałem na zawsze tych którzy go wysłali aby zabił Marię. III Ziemio o jeden oddech lżejsza martwa pusta. 162 163 Pierwsza miłość atowym płaszczyku tarczą , ..ie w majowym słońcu ld/ omieniach deszczu * ieświeca przez moją pa fk przez rzekę dymu z roku na rok z do zniknięcia. Miałem szesnaście lat szedłem przez park oparłem czoło o pień drzewa płakałem Nikt mi krzywdy nie zrobił w parku była cisza skąd ten płacz Nikt mnie o to nie pytał nikomu nie powiedziałem Biegłem do domu krzyczałem jestem głodny głodny a byłem zakochany Śmiechem dom wypełniłem nikt mnie nie pytał ;, ; dlaczego się śmieję Widziałem Marię widziałem Marię Widzę Marię Idzie do szkoły 160 II Miałem osiemnaście lat Biegłem polem w żółtym świetle wrześniowego słońca kiedy nadleciały samoloty upadłem 0 przygniatający obrazie mechanicznego nieba wargą dotykałem ziemi Miałem osiemnaście lat kiedy zobaczyłem pierwszy raz rozebraną Marię Nie wypowiem nigdy jej trwogi ostatniego oddechu wtłoczonego w płuca 1 drżenia nie wypowiem Płaczu życia młodego drżenia ciała dziewczęcego " - Niepokój 161 liii Pragnienie Pamięci Tadeusza Borowskiego z lat 1953-1954 Chciałbym dziś mówić tak ba rwnje i jasno by dzieci biegły do mnie jak <\,Q par)cu co w słońcu stoi i światło ma sobie Chciałbym dziś mówić tak ci^ , j prosto by starzy ludzie czuli się -ł- • Chciałbym tak mówić aby przez łzy dotarły do blasku sjovva Chciałbym dziś mówić spokój • j cjcho by ludzie mogli ze mną odpo^ 7vvvać śmiać się i płakać i milczeć i śpiewać Chciałbym dziś mówić gniewy- j Sl]rowo by odnaleźli zgubione marzenj Skrzydło co kiedyś wytrysło Chciałbym nie mówić lecz czynić słowami aby słów moich dotknęli rekak,: i J ' l»* ludzie 158 przez grudy grady przez deszcz i słońce kamienie i trawy przez chmury i ziemię przez bramy z tarczami przez kamienne kościoły pół wieku szła do morza ogromnego aż ją na brzeg wyniosła nowa władza robotniczo-chłop ska Morze wstępuje w niebo w niebie wodzie mewa krzyczy śmieszka biała kolebeczka na fali dzi co po szumnej fali Ie czerwoną rzucali chwytali plidzieli starą kobietę l- białej chustce na głowie Yiiała oczy przymknięte jej twarz lśniła w świetle ;ak kwiat po deszczu powiło morze ogromne To nie morze mówiło niemowa to otwarły się oczy kobiety drgnęły usta Stara chłopka idzie brzegiem morza podnosi muszlę słucha uśmiecha się do nieba do morza do siebie Taka muszla leżała na komodzie wśród kwiatów z bibułki między obrazkami świętych i kryształową kulą w której sypał wiecznie niebieski śnieg Starsi mówili w muszli jest zamknięte morze i oczy błyszczały dzieciom 156 157 Stara chłopka idzie brzegiem morza Idzie brzegiem morza w białej czystej chustce fala biegnie do niej młoda i gwarna jak łąka przez którą leciała na spotkanie Stara chłopka idzie brzegiem morza jeszcze jest w niej zmęczenie i drżenie jeszcze pełna jest zgiełku podróży sztucznych świateł gorączkowych ruchów dymów nad stolikami nocnego zaduchu zamkniętych przedziałów zimnego wołania megafonów wzdłuż drżących peronów Przyjechała tu o świcie Na srebrnych wydmach w ostrych trawach w różowych światłach nieznane drżały kwiaty Idzie na piasku odciska ślad stopy pierwsza jcobieta z tej podgórskiej wioski idzie brzegiem morskim fala ślad unosi na piasku zostawia muszle z jasnym wnętrzem ziół morskich gnijące łodygi krople bursztynu zgaszone Idzie brzegiem morza pochyla się bierze garść wody zanurza twarz czuje na wargach morze jak łzę W białej chustce związanej pod brodą z trzewikami przez ramię - tak chodzi na jarmark do miasta oszczędzając skórę zelówek - idzie Ty'e lat szła Przez ziemię i wodę 154 155 Ogromną masę martwych ciał wywalił z siebie mroźny wschód w styczniową noc Śmierć mieszczańska n Był styczeń rok czterdziesty piąty I w huku dział jak liść tak drżał nasz dom I w świetle dnia do domu mego przyszli żołnierze z Kraju Rad Zostali krótko r. a kwaterze śpiewali pieśni czyścili broń pomagali matce mówili do niej: Matko • mówili: nie płacz matko nie trzeba Mijają lata ciągle widzę jej uśmiech przez łzy Nie jest to śmierć nagła Nie jest to śmierć żołnierza który uderzony pięścią pocisku pada z odwróconą w niebo twarzą I nie jest to śmierć starego chłopa który wraca do wnętrza ziemi spokojnie jak do swego domu Któregoś dnia jest to jeden z wielu dni podobnych do siebie jak dwie krople wody w pełnym świetle albo w środku nocy zaczyna się konanie Nie jest to śmierć nagła Kiedy przestajesz z dnia na dzień nienawidzić i kochać kiedy odkryjesz złoty srodze zaczyna się konanie ' L 152 153 \ Świadek aył styczeń Ty wiesz że jestem ale nie wchodź nagle do mego pokoju mogłabyś zobaczyć • jak milczę nad białą kartą Czy można pisać o miłości słysząc krzyki zamordowanych i pohańbionych czy można pisać 0 śmierci patrząc na twarzyczki dzieci Nie wchodź nagle do mego pokoju Zobaczysz niemego 1 skrępowanego świadka miłości którą zwycięża śmierć Byl styczeń rok czterdziesty piąty y/ rowach leżeli martwi żołnierze martwi pokryci szkliwe-m lodu j szara zieleń ich mund urów znaczona była czarną Icrwią Żywych i martwych wyrzucił w nocy ze swego wnętrza mroźny wschód na klamrach pasów napis wił się Gott mit uns Świt wyszedł z nocy okrwawiony Żandarm co matkę bił po twarzy 'eżał bez twarzy 2 głową jak orzech czołg zmiętą w kolanie zgiętą-tak od śmierci uciec cfticiał 150 151 opowiedziałem ten obraz czarno-biały powstawał słowo za słowem bez barw i bez muzyki: Oddziały Chińskiej Armii Ludowej idą naprzód w Tybecie Marsz odbywa się na wysokości przeszło czterech tysięcy metrów nad poziomem morza przez góry pokryte śniegiem przez liczne rwące strumienie wśród burz i śnieżnych zawiei Mówiłem dalej III Owoc zatrzepotał o liście i uderzył w ziemię Światło budziło barwy i głosy obejmowało twarze milczących Ramiona ich były splecione oczy otwarte może widzieli obraz daleki rosnący obraz nadziei wyznanie wiary podniesienie marzeń Wspomnienie dzieciństwa ^ świetle dnia byl wesoły jak ptak między jasnymi mieczami słońca które nabiegły krwią 2ółty latawiec błyskał w przewalającym się dymie jak oko smoka Chłopiec wierzył że jest ptakiem leciał przez zielone łąki i krzyczał W nocy ściga mnie jego szybki oddech Stół na którym opieram głowę jest jak pień ściętego drzewa l 148 149 powiedziałem - dom ciepło • drzwi uszczelnione . wiary i nadziei rawdy i świętości Obraz Kornelowi Filipowiczowi Ciemne milczące trawy leżą na dnie martwego światła Jabłonie świecące w słońcu ognistymi barwami wygasły Owoc zatrzepotał o liście i uderzył w ziemię w noc Jesteś ze mną ramiona nasze dotykają siebie szukają ciepła w ciemności Twoja szeroka twarz pragnąca odpowiedzi spokojna twarz pracującej kobiety z małymi ustami dziecka Owoc zatrzepotał o liście i uderzył o ziemię 146 D ierpienia i pół przyjaźni ozsądku poczwarka ambicji P° Ci P0' ,. Marzenia jak ptaki {,ez skrzydeł spadają Tu uczyniła gwałtowny ruch jakby chciała zakryć mi usta II Mówiłem dalej Ta góra okryta śniegiem nie wstąpiła w niebo nad nami jej szczyt kieł lodu nie zaświecił wśród wygasłych jabłoni Nie upadły w chmury kamienne wodospady nie wyskoczyły tygrysy 0 zębach białych jak szron ze skały nie wybiegły pregowane słońcem potoki 1 z wnętrza nieba nie wypłynął orzeł Ja który nie wierzę w poetyckie wizje 147 Piosenka Spojrzenie po chorobie Wyszedłeś z matki razem z krwią czarnym łożyskiem bólu W świetle się topią listki drzew i ptak wywodzi tryle W zielonej smudze sen swój śnisz nad tobą białe motyle Trwoniąc zarys uśmiechu zbliżała się bladła Spojrzały na nią oczy z Oiowiu zwierciadła Oczy tamtej dziewczyny co biegła przez ogród I wstążkę rozwiązaną zapomniała w trawie Po dzikiej pełnej słońca i śmiechu zabawie 1<44 niepokój 145 przez śniegi łąkj i lasy W świetle się to«ją w ciemności gii ,zv nie fkamiz "ud srebrny Jaśnieją guzy u czarnej bluzy w kredowym ko,ie cygański książę "Państwo wielmożn rzućcie do czapki srebrny pieniążek" ,'d Tak, c ' s"a ' O maleństwie piosenka * r?kawy wielki i groźny bohater sławny To maleńkie jest jak pączek co na martwą ziemię spadł - trzęsie listkiem młody wiatr - i rozkwita światłem rączek w szary świat Szedł bury żołnierz jak chmura pochylił się nad łupiną kolebką i uśmiecha się i patrzy na dziecko - a w żołnierzu czarna jest krew nastroszony jastrząb to brew czarne lata i twarz czarna od prochu jak kamienna płyta zamknięta tu ukryta jest wojna i gniew i szaleństwo i miłość i śmierć Stoi tutaj jak skała ogromny i jak obłok miękki i siwy Nad kolebką płacze szczęśliwy k drży listek mały wierzbowy U\ się trzęsie żołnierz ogromny radziecki płowy lew 120 121 nie śmieją się Ludzie którzy oddychają pod ziemią milczą Nadchodzi czas Rośliny których korzenie i kwiaty rozwijają się pod ziemią do słońca zaczną lecieć W ciszy tak drogo okupionej słychać piosenkę więźnia "Padają trawy pod kosą, można je ogniem wypalić ale kto mocen jest rozkazać ziemi wiosennej Ziemio! Nie wolno ci rodzić zieleni i nie noś na sobie bujnych traw" :est w naszym domu °dszy żona się śmieje *• śmiech wypełnia ciszę S drogo okupioną jCoroną złotych włosów błyska rek? przyciska do pieri Słyszę jej głos pwa serca teraz biją we mnie" Słyszę jej głos Słyszę jej śmiech Szczęśliwy śmiech w tej ciszy. III W ciszy tak drogo okupionej w mieście fabrycznym leży cmentarz Czerwony mały cmentarz w środku czarnego miasta nagrobki z prostych desek nad każdym stoi gwiazda W ciszy tak drogo okupionej słychać śmiech dzieci które biegną mijają cmentarz biegną dalej Słychać najczulsze każde słowo i szept i oddech W ciszy tak drogo okupionej IV Śnieg kołował nad czarnym miastem leży na hałdach senny biały ptak 118 119 Wodzę oczami ciszy tak drogo okupionej Płyną chmury nad domem w którym życie moje schodzi czarne warcząc przewalają się nad ziemią jasne przemijają jakby ich nie było Wrastam w życie coraz głębiej i szerzej nietrwały wodzę oczami za chmurami i mocniej kocham ziemię deptaną ludzkimi stopami Śnieg kołował nad czarnym miastem leży na hałdach senny biały ptak Cisza jest w naszym domu w ciszy żona się śmieje jej śmiech wypełnia ciszę Koroną złotych włosów błyska przyciska rękę do piersi Jej śmiech wypełnia ciszę tak drogo okupioną W Hiszpanii w Grecji w domach prostych ludzi mieszka milczenie w biednych domach mieszka śmierć Odszedł od nich śmiech Bo ludzie którzy czekają ludzie którzy przywarli uchem do ziemi ludzie którzy śpią z otwartym okiem 116 117 wznoszą oczy do nieba wzruszają ramionami a są to stworzenia które mają po dwa języki dwa oblicza i sztuczne wnętrzności kręcą się dokoła na kręgosłupach obracają płaskie twarze na kręgosłupach wieje wiatr wieje wiatr przyciskam powieki piszczą mają oczy rozbiegane miękkimi pyskami dotykają mojego serca 1948 który idzie z roku 1950 114 K ^ L'?^- Głosy Było tyle słów obojętnych i ostrych i na twarzach tylko grymas Dzień teraz trudniej nam przeżyć niż naszym rodzicom przerażenie i rozdarcie chłeptanie życia gorączkowe strąceni niedojrzali z otwartymi ustami ociekamy krwią I nie było pory rozkwitania. Było rozdarcie nienawiść niechęć wzajemna i grymas był zaułek ślepy i płaskie twarze murów dziobate od salwy . |ani z bydlęcych wagonów razam, ^ roybk5V° łapy psów łapy PSÓW lapvPsoW Ja wiem nie trzeba tak ja wiem ja wiem kiedy przyjaciel wyciągnie rękę zasłaniam głowę jak przed ciosem zasłaniam się przed ludzkim gestem zasłaniam się przed odruchem czułości. III "Suche nasze głosy kiedy szemramy cicho i naiwnie jak wiatr w wyschniętej trawie lub szczurze łapki w rupieciach naszych pustych piwnic..." Poeci którzy wymierzyli swe życie łyżeczką od kawy są jak ubranka ptaków po dwa albo futrzane ubranka zwierząt które lśnią i spływa po nich woda kiedy zamykają drzwi tam wewnątrz jak gipsowe figury ze słodkimi uśmiechami idiotów mówią "prawda? co to jest prawda?" 112 8 ^ Niepokój 113 żują gumę żują gumę wypluwają małe republiki małych dyktatorów generałów żółtych i kawowych flagi z cyframi i gwiazdami ogonami pawia i palmą Białe mrówki włażąc jedna na drugą zbudowały stupiętrowy kopiec z igliwia żelbetonowego z białych kosteczek lśniących w słońcu "miłuj bliźniego" Mrówkolew w cylindrze mrówkolew z cygarem w zębach wyciera nos w sztandar Yietnamu Terrorystyczny zamach z rozbitych czerepów wycieka nafta rurociągi między Haifą I Lydda mają czkawkę Tylko niemowlęta uśmiechają się pobłażliwie i łykają pigułki firmy "Nic nowego pod słońcem". III. W rodzinnych zatokach Skośne pachwiny syren śpiewają słodko w rodzinnych zatokach Weteran stuka protezą którą drąży czarny kornik niepokoju hedzie zalewał tego deskl ż nlacki żony \s eładzą drewnianą nóżkę męża f "ach dzwoni planowymi ząbkami Sop.ec piękny jak lalka) lv zamczystej skrzyni na której gołąbki amorki i serca tworzą miłą atmosferę zaufania itd. tylko księżyc trzepie się za szybą jak zloty karp z rozplatanym brzuchem Na stole leży "Ekspres" z nagłówkiem "Nieboszczyk w czerwonej galarecie dziecko utopione w klozecie!" (i to się może zdarzyć w domku weterana który wrócił) IV. Do taktu Jest wiatr i deszcz i dwoje ludzi odchodzi w ten deszcz i nikt nie wie jak bardzo się kochają Kadłubek z wmontowanymi w usta organkami przytupuje do taktu lewą ręką. 110 111 skrojonych bardzo źle nie podnoszą oczu do nieba Bo to jest ślepa uliczka uliczka jak szklana kula bo to jest uliczka bez rąk Tylko ślepiec zręcznie wymija mur tu tam tu Tam małe pociągi ryczą jak stalowe cielęta do matki przestrzeni Konduktor przykłada dwa palce do daszka domku w którym mieszkają zabawki chłopiec w niebieskich skarpetkach siedzi z rozchylonymi ustami wskazuje i nazywa po imieniu pyta dlaczego dlaczego. lla i Scy Charybda l Gniazdo Słomkę z powietrza piórko z lotu grudkę ziemi skrzętnie składa wiąże mości ptaszek drobną nóżką stąpa po nieskończoności. II. Nic nowego pod słońcem Oto ciała białych mrówek które mają potężne żuchwy i pracują nimi od urodzin do śmierci pożerają beton żelazo złoto guano bawełnę kauczuk brom morza cieśniny zatoki małe floty archipelagi koralowe i zimne białe antarktydy słodkie jak porcja lodów 108 l 109 IV. Rozmowy Moja ciotka mówi chciałabym być mała jak "robaczek' i siedzieć w szparce mówi panu Jezusowi rosną włosy pan Jezus mruga panu Jezusowi rosną paznokcie w kaplicy temu srebrnemu panu Jezusowi i mówi już mi bliżej do nieba jak do ziemi na trumnę nawet nie będzie wszystko zechlał i poszedł z tą dziwa a niech mnie owiną w gazetę i tak pochowają V. Ucieczka Chmury z włochatymi gębulami w trawach wałęsają się tu wiatry ze spiczastymi pyskami węszą jak psy ale kto odgadnie że uciekam kiedy biorę bilet od kasjera który ma twarz za kratą kto odgadnie że uciekam kiedy podchodzę w poczekalni do stolika czy można i brzydkie dziewczyny ściskają kolanami suknie 106 urzędniczyna który uje w sądownictwie trzydzieści pięć lat Prawj m; "jak człowiek pomyśli o gwiazdach |fmu się nic nie chce" l kurczy się ; dotyka czołem szyby. yj Ulica kota w worku 30 to jest uliczka bez rąk i nóg uliczka bez głowy \V dzień rozmawiamy tkliwie z drzewami które się karmią światłem ale w nocy zostawiamy drzewa na pastwę deszczu który jest monotonny Bo to jest ślepa uliczka uliczka jak szklana kula bo to jest uliczka bez rąk Chłop tu raz wjechał z furką drzewa zabłądził ot tak dzieci mówiły z wielką powagą koń mówiły z uśmiechem koń koń najmniejszy spytał mamusiu dlaczego koń Bo to jest uliczka bez rąk ' nóg uliczka bez głowy Dorośli na niej pogrzebani w ziemi po szyję w ubraniach 107 chłopcy wiodą gwiazdę chłopcy wiodą gwiazdę z kolcem wbitym miedzy ogromny pień powietrza dokoła chłopcy i dziewczęta ich gesty są jak niezamierzone ciosy ich ruchy kaleczą przestrzeń anioł w drewnianej koszuli który ma słodkie kolana ciche wzniesienia źródła oczy między białymi owieczkami które mają różowe pyszczki anioł w drewnianej koszuli jest kwadratowy. to ja który poznałem awd