NARODY I CYWILIZACJE W serii NARODY i CYWILIZACJE ukazały się: Maldwyn A. jones HISTORIA USA Albert Grenier HISTORIA GALÓW Else Roesdahl HISTORIA WIKINGÓW Paul Johnson HISTORIA ANGLIKÓW Albert Hourani HISTORIA ARABÓW Cyril Mango HISTORIA BIZANCJUM W przygotowaniu: Philip Curtin, Steven Feierman, Leonard Thompson, Jan Yansina HISTORIA AFRYKI John King Fairbank HISTORIA CHIN Claude Markovits HISTORIA INDII Herwig Wolfram HISTORIA GOTÓW John 0'Beirne Ranelagh HISTORIA IRLANDII R. Allen Brown HISTORIA NORMANÓW Bernard Lewis MUZUŁMAŃSKI BLISKI WSCHÓD Jean-Paul Roux HISTORIA TURKÓW NARODY i CYWILIZACJE Przekład Krystyna Dąbrowska Posłowie Dariusz Kołodziejczyk Wydawnictwo MARABUT Gdańsk 2003 Tytuł oryginału: HISTOIRE DES TURCS. DEUX MILLE ANS DU PACIFIQUE A LA MEDITERRANEE Copyright © Librairie Artheme Fayard Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo MARABUT, Gdańsk 2002 Wydanie pierwsze w języku polskim Redakcja merytoryczna: prof. Jerzy Tulisow Posłowie i bibliografia polskojęzyczna: dr Dariusz Kołodziejczyk Redakcja: Bogumiła Cirocka, Jolanta Gadomska, Izabela Pałasz-Alwasiak Korekta: Hanna Kościelecka, Małgorzata Żywicka Opracowanie graficzne: Tomasz Bogusławski Mapy: Bartosz Zakrzewski Skład: Maria Chojnicka ISBN 83-916989-7-1 Wydawnictwo MARABUT ul. Zielony Stok 35A, 80-119 Gdańsk tel./fax (prefiks) 58 302-01-17, tel. (prefiks) 58 302-01-29 e-mail: marabut@marabut.gd.pl Klub Książki MARABUTA: www.marabut.gd.pl Drukarnia Wydawnictw Naukowych S.A. Łódź, ul. Żwirki 2 Pamięci mego syna Alaina, którego Bóg powołał do Siebie, poświęcam te strony J.-P. R. Nota odautorska W pracy tej nie kierowałem się zasadą, nadużywaną - jak mi się wydaje przez historyków, a polegającą na budowaniu piramidy ustawionej podstawą do góry, czyli na mnożeniu liczby stron poświęconych poszczególnym epokom w miarę zbliżania się do czasów nowożytnych. Starałem się natomiast wydobyć na jaw te okresy, kiedy Turcy odgrywali rolę największą i w pełni wykazali swe wrodzone zdolności, co o wiele bardziej łączy się z odległą aniżeli bliską przeszłością. Duże znaczenie przypisuję między innymi cywilizacji i rozważaniom natury ogólnej: mówią o tym całe trzy rozdziały (pierwszy, czwarty i ósmy) i liczne akapity. Rozdział drugi, zaczynający się od czasów prehistorycznych, doprowadza nas do V wieku n.e. Dalszych 250 lat, od początku VI do połowy VIII wieku, dotyczy rozdział trzeci. Rozdziały od piątego do dziesiątego traktują o średniowieczu, najpłodniejszym okresie w dziejach Turków. Doceniam pełne dla nich chwały stulecia XVI i XVII, tak na terenie imperium osmańskiego, jak i w Indiach, jednakże to, co składało się na specyfikę turecką, uległo już wówczas osłabieniu; później, w XVIII i XIX wieku, następuje rozkład. Tym 400 latom poświęcam tylko dwa rozdziały, jedenasty i dwunasty. W zamian, w ostatnim rozdziale książki mówię wyłącznie o XX stuleciu, kładąc nacisk na te wydarzenia, które wstrząsnęły światem tureckim, oraz na jego dynamiczne odrodzenie, będące pomyślną zapowiedzią na przyszłość. Z szacunku dla niespecjalistów zrezygnowałem z wszelkiej naukowej transkrypcji, stosując jako jedyny znak diaktryczny tremę nad o (ó) i u (u)* dla oddania właściwych dźwięków. W słowach chińskich stosowałem najczęściej formę przyswojoną w języku francuskim, w koniecznych przypadkach podając w nawiasie formę/wiwz. Nie ma też w tej pracy aparatu krytycznego, z czego można by mi uczynić słuszny zarzut, gdybym zwracał się głównie do środowiska naukowego. Życzyłbym sobie, aby * W książce tej zastosowano transkrypcję, czyli taką konwersję pisma, która polega na oddawaniu fonetycznych właściwości głosek oznaczanych literami jednego alfabetu za pomocą systemu ortograficznego innego alfabetu. Jeśli dana nazwa ma dwie często spotykane wersje, to preferuje się wersję bardziej spolszczoną (np. Tochtamysz. a nie Tohtamysz czy Tuktamysz). W niektórych wypadkach uwzględniono oba warianty (np. Hulagu, mong. Hiile'u). (Ten i inne przypisy oznaczone „przyp. wyd." pochodź;) od pro f. Jerzego Tulisowa. konsultanta merytorycznego niniejszego wydania, lub drą hab. Darius/a Kolodziejczyka, autora ..Posłowia"). Nota odautorska dla badaczy książka moja stała się swoistym notesem do nanoszenia własnych spostrze- żeń, uzupełnień, uwag krytycznych i poprawek, tak by pewnego dnia można się było doczekać prawdziwej historii Turków. Dla szerszej publiczności przypisy nie miałyby większego znaczenia, zwłaszcza że przy poważnym ich potraktowaniu musiałyby ich być tysiące, co zmusiłoby mnie do prawie podwojenia objętości tomu. Bibliografia, niekom- pletna wprawdzie, lecz obejmująca również artykuły ściśle specjalistyczne, pozwoli oso- bom zainteresowanym na dalsze zgłębianie tematu. Gwoli sprawiedliwości, aczkolwiek czytelników znających język turecki jest niewielu, cytuję także niektóre dzieła turecko- języczne, uchodzące dziś za klasykę lub służące podstawowymi danymi*. „Wskazówki bibliograficzne" uzupełniono polskojęzyczną literaturą przedmiotu (przyp. red.). Wprowadzenie Książka ta nie jest ani historią Turcji, ani studium na temat życia, obyczajów i psychologii mieszkańców tego kraju. Jest to raczej panorama dziejów różnych ludów tureckich, które żyły w Azji, Europie i Afryce w ciągu dwóch tysięcy lat ery chrześcijańskiej i które dziś jeszcze, choć utraciły swe niegdysiejsze znaczenie, reprezentują bardziej lub mniej liczące się masy ludzi w rozmaitych regionach świata. Mieszkańcy dzisiejszej Turcji stanowią niewątpliwie jeden z najistotniejszych konarów wielkiego drzewa tureckiego; ponieważ jednak wyrasta z niego sporo innych gałęzi, nie przypisuję im pierwszoplanowej roli, ani nawet takiej, na jaką zasługują, gdyż o nich właśnie wiemy najwięcej. W przeszłości znano je pod różnymi nazwami: Hiung-nu, Hunowie, Ujgurzy, Sel- dżucy, Mamelucy, Kipczacy, Timurydzi, Wielcy Mogołowie, żeby tylko wymienić nie- które. Dzisiejsze nazwy nie pozwalają niewtajemniczonym odgadnąć ich przynależności do wspólnego pnia, a są to między innymi: Turcy, Turkmeni, Kirgizi, Uzbecy, Tatarzy, Azerowie, Kazachowie, Jakuci, Czuwasze, Baszkirzy... W dziejach ludzkości odegrały te ludy rolę zasadniczą, której praktycznie nie sposób opisać, nie przyznając im wyjątkowego miejsca. Wszystkim wiadomo, że imperium osmańskie było w XVI wieku największą światową potęgą. Jednocześnie jednak mało kto wie, że ich hordy przewędrowały przez wszystkie euroazjatyckie stepy od Mandżurii po Węgry, że tak samo zagrażały Europie, jak Dalekiemu Wschodowi, że dokonały dziesiątek grabieżczych napadów na Indie, wzbudzając wszędzie paniczny strach, że były bezpośrednimi sprawcami wielkich inwazji, zanim podporządkowały sobie Ruś Kijowską i osadziły własne dynastie w Pekinie, Delhi, Kabulu, Isfahanie, Bagdadzie, Kairze, Damaszku, Konstantynopolu, Tunisie i Algierze. Któż z nas nie zna sztuki stepowej? Ale kto wie, że była dziedzictwem Turków, którzy upowszechnili ją aż nad brzegami syberyjskiego Jeniseju, aż na krańcach Chin? Komu się nie marzy zwiedzanie grot w Lungmen? Ale kto wie, że tamtejsze skalne świątynie zawdzięczamy dynastii Wej, która była dynastią turecką? Któż, będąc w Kairze, nie podziwiał meczetu Ibn Tuluna? Ale kto wie, że Ibn Tulun był Turkiem? Jakiego turystę w Indiach nie zachwycił grobowiec Tadż Mahal w Agrze, lecz kto wie. że to niezrównane dzieło zbudowano dla ukochanej księcia, w którego żyłach płynęła krew turecka? W jakim domu nie znajdzie się orientalnych dywanów? Ale kto pomyśli, 10 Wprowad zenie że były one wyłącznym i najbardziej reprezentatywnym wytworem turecko-perskiego geniuszu? I któż nie widział tańczącego Nurejewa? Długo zastanawiałem się, czy nadać swemu dziełu tytuł: Historia Turków. Wyda- wało mi się to nieskromne, ponieważ rozległość tematu i złożoność tureckich dziejów wymagałyby nie jednego, lecz wielu tomów! Żaden jednak inny tytuł nie okazał się bardziej odpowiedni. Chociaż bowiem opis wydarzeń został tu ograniczony do samej osnowy, skoro zmierzam bowiem do uwypuklenia ciągłej obecności Turków i żywot- ności ich ducha, dzięki któremu tak często triumfowali, to przecież mimo wszystko chodzi tu o historię. Słowo „turecki" nie ma zbyt dobrej opinii we Francji pomimo oddziaływania takich osobistości, jak król Franciszek I czy pisarz Pierre Loti, pomimo tysięcy turystów, którzy, wyjeżdżając do Turcji z nieufnością, wracali stamtąd zauroczeni. Jest to jedna z największych niedorzeczności, a zarazem jedna z największych niespodzianek, jaka może się przydarzyć uczonemu. Ten nieprzychylny odbiór wypływa z wielu, w gruncie rzeczy niezbyt szlachetnych, przyczyn, lecz przede wszystkim, jak sądzę, z naszej niewiedzy. A kto w końcu ponosi za nią odpowiedzialność? Nas, specjalistów zajmujących się problematyką turecką, jest niewielu, a przy tym, trzeba to stwierdzić otwarcie, jesteśmy zajęci głównie badaniami podstawowymi, takim lub innym pasjonującym nas tekstem czy wydarzeniem, znamienną cechą cywilizacyjną czy gramatyczną ciekawostką albo szczególnym przedmiotem czy obiektem. Nie troszczymy się wcale o to, by poinformować szerszą publiczność - która niewątpliwie tego od nas oczekuje - o celowości naszych prac badawczych, o ich wynikach i ogólnym kontekście, w jaki się wpisują. Odkąd zacząłem pracować nad Turkami, a więc od bardzo dawna, spotykam się z pytaniem: „dlaczego właśnie nad Turkami?". Należy przez to rozumieć: dlaczego nie nad Wolofami, Dajakami, Albańczykami czy Baskami? Rzecz jasna, Baskowie i Wolofowie są też nie bez znaczenia i należałoby się nimi bliżej zainteresować; pole poszukiwań badawczych będzie jednak w tym przypadku nieporównywalnie węższe od tego, jakie oferują nam Turcy. Przy nich bowiem obcujemy stale z historią powszechną. Czy komukolwiek przyszłoby do głowy pytać egiptologa, hellenistę czy hebraistę, co ich skłoniło do wyboru tej, a nie innej dyscypliny? Oczywiście nie, gdyż zbyt duża jest nasza wiedza o roli starożytnego Egiptu, kultury greckiej czy narodu żydowskiego. Nie mamy jej tylko w odniesieniu do Turków. Jako historyk religii i historyk sztuki od trzydziestu lat zajmuję się badaniem tego, co można uznać za trwałe i ciągłe w dokonaniach Turków pomimo zmiennych kolei ich dziejów; usiłuję dociec, jakie były źródła ich wiary i praktyk kultowych, jak przebiegała ich ewolucja duchowa, jaki mógł być ich ewentualny wpływ na inne religie, zwłaszcza na islam, i wreszcie, czy i w jakiej mierze mogły przetrwać do dzisiaj ich pradawne wierzenia. W całkiem naturalny sposób doprowadziło to do stopniowego, choć nierównomiernego zainteresowania się różnymi ludami tureckimi w różnych okresach ich egzystencji. Nie zawsze, oczywiście, udawało mi się przeanalizować wszystkie punkty faktografii historycznej, społecznej, ekonomicznej czy nawet kulturalnej, a tym bardziej zgłębić jej tajniki. Zżyłem się jednak bardzo ze światem tureckim, studiując nieustannie jego religijne idee, poznając de visu znakomitą większość jego artystycznych Wprowadzenie 11 dokonań, czytając lub studiując podstawowe dzieła jego klasycznego i współczesnego piśmiennictwa, tak wschodniego, jak zachodniego, a przy okazji także poświęconą temu światu literaturę zagraniczną: chińską, arabską czy europejską, odwiedzając liczne kraje niegdyś mu podporządkowane, od Maghrebu po Ganges, obcując z nim nie tylko jako historyk, lecz także jako etnolog poprzez misje terenowe i kontakty z jego dzisiejszymi przedstawicielami, przede wszystkim w Turcji, ale również w Iranie, Afganistanie, byłym Związku Radzieckim i na Bałkanach. Jeśli mój opis dwóch tysięcy lat historii jest jej skrótem, bez wątpienia nadmiernym i z pewnością niekompletnym, a tym samym nieraz niepewnym, aczkolwiek - mam nadzieję - wiernym, to dlatego że moim celem było ukazanie Turków jako organizm żywotny, mający swoiste cechy i rządzący się własnymi prawami, jako grupę ludzką złożoną z elementów bardzo różnorodnych, ale tworzącą konkretny zbiór, w matematycznym sensie tego słowa, zbiór w najoczywistszy sposób realny, ponieważ można go dokładnie zdefiniować pojęciem: turecki. Chciałbym zaprosić czytelnika do tej nadzwyczajnej, jedynej w swoim rodzaju historycznej przygody. Pełnej tętentu kopyt końskich, gwałconych dziewcząt, palonych miast i wież wznoszonych z ludzkich czaszek. Pełnej przemocy i krwi pijanej. Ale nie zabraknie w niej też pokoju i ciszy, porządku i budowy, umiaru i mądrości, modlitwy, tolerancji i braterstwa, słodkich radości i wyrafinowanego zbytku, mistycznych uniesień i arcydzieł sztuki. Jak wszystko, co wyrasta ponad przeciętność, składa się ta historia z kontrastów i przesady. Koniec końców jest ona dziełem ludzi z krwi i kości, ludzi godnych miana człowieka, zdolnych do najlepszego i najgorszego, ludzi, w których żyje jeszcze barbarzyńca z zamierzchłej przeszłości i ukształtowany później człowiek cywilizowany. Rozdział 1 Tureckość Turcy? Wiemy o nich więcej, niż to sobie uświadamiamy, ale jest to jedynie luźny zlepek wiadomości i potrzeba sporego wysiłku, aby nasze wyobrażenia, efekt edukacji szkolnej i późniejszych zainteresowań kulturalnych, utworzyły w miarę spójny obraz rzeczywistości. Ze szkoły wynosimy zwykle wspomnie- nie o tym, że wyprawy krzyżowe podjęto celem wyzwolenia Ziemi Świę- tej z tureckiej niewoli; że w 1453 roku Turcy zdobyli Konstantynopol, roz- strzygając tym samym o losach średniowiecza; że Sulejman Wspaniały był sojusznikiem Franciszka I w walce z hegemonią Karola V; że przez całe XIX stulecie przewijała się kwestia Orientu, wynikająca ze słabości impe- rium osmańskiego, nazywanego „chorym człowiekiem Europy"; że była też rewolucja młodoturków, choć wątpię, czy to określenie, bardzo swego czasu modne i na wszelkie sposoby odmieniane, kojarzy się z właściwym pojęciem. Dzięki Racine'owi znany nam jest Bajazet; komedia Mieszczanin szlachcicem wprowadziła modę na turecczyznę, popularną jeszcze w XVIII wieku; Anatole France nie pozwala nam zapomnieć o Czerwonym Sułtanie, który próbował ożywić gasnącą przeszłość islamu, masakrując chrześcijan. Nad ginącym świa- tem możemy podumać, śledząc losy bohaterów powieści Pierre'a Loti Aziyade i Desenchantees (Zawiedzione). W naszej pamięci przechowały się jeszcze wier- sze Wiktora Hugo, płótna Ingresa i Delacrobc, melodie Mozarta z Uprowadze- nia z seraju... Względna obfitość akcesoriów sprawia, że gdzieś z dalekiego tła wyłania się rozległy - jak przypuszczamy - horyzont, a w uszach zaczynają pobrzmiewać Turcy? 13 słowa, które budzą nasze libido: seraj, odaliska, lub słowa, które nas przerażają. W naszej podświadomości dymią jeszcze pożary, wzniecone niegdyś przez janczarów: Przyjacielu, odrzekło Grecji smutne dziecię, Daruj mi proch i kule*. Jednocześnie w tureckiej łaźni kobiety Ingresa tulą piersi do rozłożystych bioder; mężczyźni w turbanach pozdrawiają się na bazarze „salam alejkum"; po słodkich wodach Bosforu prześlizgują się łodzie. Obraz wypełnia się stopniowo, ale i umyka przed nami, rozmywa się ni to w smudze nargilowego dymu, ni to w oparach mgły, lub może w tumanach piasku i kurzu unoszących się na szlaku karawany, która kroczy wolno w takt muzyki Borodina... I tak od poziomu słabo rozpoznanych i w końcu nielicznych faktów przechodzimy do poziomu nierealnych wizji, które dzięki naszej fantazji mogą stać się malownicze, piękne, dziwaczne, żartobliwe lub potworne. Domyślamy się, że rzeczywistość jest inna; przede wszystkim jednak jest znacznie bogatsza, niż można by się spodziewać. Turcy to jakieś dwa tysiąclecia historii, która rozgrywała się na przestrzeni od Pacyfiku po Morze Śródziemne, od Pekinu po Algier, Wiedeń i Troyes, i w której los Turków splótł się z losem wszystkich lub prawie wszystkich ludów starożytnego świata; to okresy niezwykłego natężenia wydarzeń, które niekiedy dobrze znamy, nie wiedząc nawet, że to Turcy byli ich sprawcami lub uczestnikami, albo też przeciwnie, wydarzeń, które pozostają całkowicie poza polem naszego widzenia: Attyla i Hunowie; państwo Tabgaczów w północnych Chinach; królestwo Chazarów w południowej Rosji; Samarra - stolica Abbasydów; zgodne współistnienie wielkich religii w ujgurskiej Azji Środkowej; dynastia Seldżuków w Persji; Czyngis Chan i hegemonia Mongołów; Mamelucy w Egipcie; Kijowska Ruś - wasal Złotej Ordy; Tamerlan; renesans w Samarkandzie i Heracie za Timurydów; imperium osmańskie, pierwsze mocarstwo świata w XVI wieku; Babur Szah i muzułmańskie państwo w Indiach; Atatiirk i narodowa rewolucja w Turcji... W roku 1903 sinolog Edouard Chavannes dziwił się, że pomimo genialnych przewidywań osiemnastowiecznego orientalisty De Guignesa „historia rasy tureckiej czeka wciąż na napisanie". Byłby nadal zdziwiony, gdyby dożył naszych czasów. * Cytat z wiersza Wiktora Hugo Dziecko \\ pr/cktad/ie Zbigniewa Bieńkowskiego (przyp. tłum.). 14 Turecko ść Turkologia Turkologia jest nauką dosyć młodą, jedną z później wyodrębnionych wśród dyscyplin orientalistyki. Jeszcze niedawno bliskowschodnia gałąź wchodziła w zakres islamistyki, zaś dalekowschodnia należała do sinologow, sprowoko- wanych niejako do wyjścia poza własną specjalność. Całościowo rzecz ujmując, zdobycze turkologii są dość ograniczone, choć w pewnych kwestiach - kapi- talne: to swoiste prolegomena, które raczej wskazują niż penetrują pole badaw- cze. Przekazywane informacje są wciąż fragmentaryczne, a głębokie w nich luki przypominają obszar teira incognita na zeszłowiecznej mapie; do tej pory ani nie przetłumaczono, ani nie przebadano tysięcy rękopisów i dokumen- tów archiwalnych. Ogarnięcie tego materiału wymaga i wielkiej cierpliwości, i żmudnych przygotowań, chodzi bowiem nie tylko o źródła tureckie, pozosta- wione przez posługujących się licznymi językami Turków, ale również arabskie, sogdyjskie, chińskie, perskie, ormiańskie, syryjskie, gruzińskie, rosyjskie, mon- golskie, greckie, łacińskie i - w mniejszym zakresie - jeszcze inne, pochodzące od tych, którzy jako sąsiedzi bądź walczyli z Turkami, bądź utrzymywali z nimi kontakty dyplomatyczne, bądź też poprzestawali na pisaniu o nich. Dotychcza- sowe wyniki mogą być zakwestionowane przez nowe odkrycia. Ostatnie prace wykopaliskowe prowadzone w miejscowości Bugut w Mongolii unaoczniły tak ważne zjawiska kulturowe, że historia Turków pomiędzy VI a VIII wiekiem musi ulec częściowej rekonstrukcji. Bywają trudności szczególne, kiedy nie sposób oprzeć się na niesprawdzo- nych ciągle jeszcze źródłach pisanych, a wynikają one z samej natury historii tureckiej. W krajach o wysokiej kulturze, gdzie na ogół nie brakuje infor- macji, część wydarzeń rozgrywała się poza zasięgiem wzroku, przygotowana przez grupy ludzi bądź niepiśmiennych, bądź nieskłonnych do ujawniania kulis swych intryg. Nie znając ich genezy, musimy czasem sami podjąć poszukiwania przy bardzo skromnych środkach. W tych mało gościnnych regionach świata, dokąd prowadzi nas trop, przestrzenie są niezmierzone, a ci, których śladów szukamy, mieli zwyczaj przemieszczać się tam swobodnie. Wiadomo, oczywi- ście, że nomadyzm nie jest bezładnym błądzeniem, jednak koczownicy, którzy w regularnych odstępach czasu, nieraz przez kilka stuleci, przebywają w tych samych stronach, gotowi są częściej niż inni podejmować dalekosiężne, między- kontynentalne wycieczki. Nie mają w tym umiaru. Gdyby do tego zachowali własną strukturę i nazwę, można by względnie łatwo prześledzić ich trasy. Cóż, kiedy są mistrzami w zacieraniu za sobą śladów. Rozproszone plemiona łączą się w federacje. Jedno z nich staje na czele, narzucając pozostałym swą nazwę. Tak utworzona formacja rozwiązuje się następnie równie nieoczeki- wanie, jak powstała. W panującym ogólnie chaosie każde plemię odzyskuje poprzednią niezależność. Nie na długo jednak, gdyż nieuchronnie dochodzi Turkologia 15 do ponownego połączenia, tym razem pod innym przywództwem, więc i pod inną nazwą, częściowo z udziałem dawnych partnerów, choć nie wszystkich, częściowo z nowymi. Niekiedy, i to trochę komplikuje sprawę, ta sama jed- nostka może być różnie określana. Dla jednych będzie to grupa Kumanów, dla drugich - Połowców lub Kipczaków. Ona sama bez oporów sięga po nazwę już słynną w przeszłości, aby okryć się chwałą tych, którzy ją zdobyli, czy raczej, aby przejąć po nich dziedzictwo. Znani nam z zachodniej historii Awarowie nie są Awarami prawdziwymi, lecz samozwańcami, którzy przywłaszczyli sobie imię ludu znanego z historii Chin jako Żoużanie. Założone w XVI wieku przez Babur Szaha państwo Wielkich Mogołów ma pochodzenie tureckie, ale chęt- nie odwołuje się do mongolskiego imperium Czyngis Chana. W wypadkach wyjątkowych nazwa plemienia czy ludu może zyskać nieograniczony zakres pojęciowy: mianem „Tatarów" na przykład, pierwotnie jednego z plemion pro- tomongolskich, od XVIII wieku zaczęto określać mało wyrazistą masę ludzką, która w ostateczności mogła objąć wszystkich „barbarzyńców" azjatyckich, łącz- nie z Mandżurami; podobnie rzecz się ma z pojęciem „Turcy", które począt- kowo odnosiło się jedynie do ludu kowali żyjącego w górach Ałtaju. Wspólne wyznaczniki Może kogoś zdziwi wypowiadanie się na temat wad i zalet etnicznych Tur- ków, wskazywanie rysów dominujących czy stałych skłonności ich charakteru w sytuacji, gdy jednocześnie podkreśla się z uporem, że chodzi o niezwykle zróżnicowane grupy ludzi. Cóż bowiem może łączyć Jakuta - myśliwego z lasów Syberii, Kazacha - stepowego hodowcę trzody, rolnika z Sinkiangu i stam- bulskiego mieszczucha? Czy można przyjąć, że istnieje pokrewieństwo między wojownikiem Hunów, przewodnikiem karawan z VIII-wiecznej Mongolii, żyją- cym w X wieku buddyjskim mnichem z oaz Turkiestanu, muzułmańskim misty- kiem z XIII wieku, wodzem osmańskim, który w XVI stuleciu wojuje w Euro- pie, XVIII-wiecznym korsarzem z berberyjskich wybrzeży, żyjącym współcze- śnie szamanem z Ałtaju, komunistycznym poetą Nazimem Hikmetem i fil- mowcem, który nakręcił Drogę*! Zwłaszcza, że przez te dwa tysiąclecia na rozległych obszarach Eurazji warunki życia musiały być różne; radykalnie też zmieniał się kontekst polityczny, ekonomiczny, kulturowy. Przetrwały jednak tradycje. Ja sam, przebywając wśród tureckich wieśniaków w Afganistanie czy wśród koczowników w Anatolii, natykałem się na trochę tylko zniekształcone, choć już niezrozumiałe rytuały, o których mówią napisy z południowej Syberii, w 1982 r. wyróżniony Złotą Palmą w Cannes (przyp. wyii. Mowa tu o tureckim reżyserze (Yilmaz Giintry). którego film Droga (tureckie Yol) został 32 r. wyróżniony Złota Palma w Cannes (przyo. wyii.). 16 Turecko ść powstałe w ostatnich wiekach I tysiąclecia n.e. Przetrwały te same zachowania, których pewne szczególne cechy odnajduje się w społeczności ujgurskiej z póź- nego średniowiecza, w nadkaspijskim królestwie Chazarów, chanacie Złotej Ordy i w imperium osmańskim, a mianowicie: odporność fizyczna i moralna; duże poczucie godności; poszanowanie danego słowa; nieprzejednany stosu- nek do zdrajców; brak jakiegokolwiek rasizmu; silny duch wojskowy i odpo- wiadające mu cnoty żołnierskie - gotowość do ataku, solidarność w boju, ślepe posłuszeństwo wobec dowódcy, pogarda dla życia własnego i innych; biegłość w sprawach administracji, księgowości, archiwaliów; duża chłonność klas spo- łecznych przy jednoczesnej silnej ich strukturyzacji; upodobanie do mecenatu; lęk przed kapłanami, troska o organizację Kościołów, nieustająca ciekawość religijna. Nie bez wahania ośmielam się zauważyć, że jeśli mentalność jest odbiciem języka (lub może odwrotnie?), to w tym wypadku cechy te wypływają wyłącznie z charakteru tureckiego. Niemniej, podejmując próbę opisu faktu tureckości, musimy odwołać się właśnie do języka. Zgodnie z przyjętą praktyką użyłem słowa „fakt", choć należałoby mówić raczej o rzeczywistości, mimo że jest trudniejsza, bardziej nieuchwytna i zmienna, podczas gdy fakt może być łatwo wyodrębniony, utrwalony, naukowo określony. Jedyną możliwą do przyjęcia definicją jest definicja lingwistyczna. Turkiem jest ten, kto mówi po turecku. Każde inne sformułowanie będzie nieadekwatne. Jeżeli w słowniku zapiszemy, że Turkami, w wąskim ujęciu, są obywatele Repu- bliki Tureckiej, wtedy z jednej strony wyłączymy wszystkie inne grupy, które mówiły lub mówią w języku tureckim i które są Turkami w szerokim sensie, z drugiej zaś uznamy za Turków - tak jak rząd, któremu podlegają - mniejszości narodowe w Turcji, na przykład Kurdów, którzy są ludem irańskim i za Turków się nie uważają. Z oczywistych względów politycznych dochodzi tu do języko- wego nadużycia. Igraniem ze słowami w odwrotnym kierunku jest odmawianie kwalifikacji „Turcy" obywatelom byłego ZSRR, którzy posługują się językiem tureckim, i postrzeganie ich jako tureckojęzycznych Azerów, Uzbeków, Kaza- chów i tak dalej. Takie podejście do nazewnictwa, wygodne dla uniknięcia niejasności w wykładzie, stosuje się - z powodu tych samych racji politycznych - wobec średniowiecznych Gaznewidów, Seldżuków czy Ujgurów, których nikt nie waha się nazywać Turkami. Jeśli pojęcie rzeczywistości tureckiej wiąza- łoby się z włączeniem do niej tylko tych ludów, które same określały się jako tureckie, zawęzilibyśmy mocno pole obserwacji, pozostawiając na marginesie te grupy, które często były uosobieniem tureckości. Niebawem przekonamy się, jak bardzo na przestrzeni dziejów bywał ograniczony zasięg słowa „Turcja". Tymczasem jednak musimy unaocznić inny fakt, pozornie będący zaprzecze- niem tego, o czym mówiliśmy. Chodzi o wielkie, autentycznie tureckie forma- cje, których językiem oficjalnym był perski i inne języki irańskie. Jest oczy- Wspólne wyznaczniki 17 wiste, że znajdowały się one w trakcie „odturczania", nie przeszły jednak do końca tego procesu, który dotknął tylko warstwę rządzącą, dzięki czemu pozo- stały w kręgu tureckim. Zrodzone z ludów tureckojęzycznych, dały narodziny kolejnym pokoleniom tureckojęzycznym. Przeciwny proces objął hordy Tur- ków bułgarskich: uległszy ostatecznie slawizacji, zostali oni straceni dla świata tureckiego i przestali interesować jego badaczy. Pomimo złudnych pozorów jedynym kryterium pozostaje nadal język. W żadnym wypadku nie etniczność! Ślady najstarszej narodowości tureckiej usiłowali zlokalizować archeolodzy, wskazując tereny, gdzie w grobach znaj- dowano czaszki osobników wyłącznie krótkogłowych, to znaczy reprezentują- cych cechy mongoloidalne lub - używając terminologii z lat wcześniejszych - odnoszące się do rasy żółtej. Mieli prawdopodobnie rację, choć ich postępo- wanie mogło być nierozważne; pierwotna gałąź Turków posiada rzeczywiście określone cechy rasowe. Kwalifikacja antropologiczna szybko jednak staje się bezprzedmiotowa. W okresie przedchrześcijańskim jako lud turecki wymienia się Kirgizów, ludzi o jasnych włosach i niebieskich oczach, wysokiego wzro- stu, którzy musieli być paleoazjatami lub sturczonymi Indoeuropejczykami. Od tamtej pory próby wyodrębnienia jakiejś cechy fizycznej jako typowej staną się coraz bardziej niemożliwe, ponieważ Turcy mają skłonności egzogamiczne i dobierają sobie żony spośród nie-Turczynek, ponieważ mieszają się z wszyst- kimi napotykanymi na swej drodze nacjami i ponieważ ich język odznacza się taką siłą przyciągania, że przyswoiły go liczne inne ludy. Wiemy dobrze, choć nie spodoba się to rasistom, że nie ma ras czystych. Ale musimy pójść jesz- cze dalej i stwierdzić, że Turcy nie stanowią też żadnej rasy mieszanej: oni nie mają żadnego rasowego charakteru; rasa turecka jako taka nie istnieje. W żyłach Turków mieszkających w różnych częściach świata z wyjątkiem może odosobnionych masywów górskich w Azji Środkowej, płynie o wiele więcej krwi cudzoziemskiej - mongolskiej, chińskiej, irańskiej, greckiej, kaukaskiej, rosyjskiej, murzyńskiej - niż starej krwi tureckiej, tej, która sprawia, że oczy są skośne, a policzki wystające. Przez długie lata, przynajmniej we Francji, mylono Turka z muzułmani- nem, tak jak dziś nie rozróżnia się Araba i muzułmanina. Nie było to bezpod- stawne, gdyż od czasu wypraw krzyżowych do początku XX wieku Turcy obja- wili się nam jako zagorzali zwolennicy Mahometa i Koranu. Ich muzułmańskie powołanie jest jednak zjawiskiem stosunkowo niedawnym i w żadnym wypadku nie wyłącznym. Wprawdzie bardzo wcześnie, bo nie później niż w VIII wieku, zetknęli się z islamem i znaleźli w orbicie jego wpływów, jednak dopiero potem - stopniowo - począwszy od XI stulecia, zaczął ich wciągać głębiej. Konwersja sporych grup plemiennych z Azji Środkowej dokonała się ostatecznie dopiero w XVII wieku, a do dziś żyją ludy, aczkolwiek nieliczne, które nigdy nie miały kontaktu z religią muzułmańską. Co więcej, nie zniknęły specyficznie tureckie 18 Turecko ść (lub ściślej mówiąc - turkomongolskie) struktury religijne, które rozwijały się wraz z pierwszymi cywilizacjami, potem zdołały oprzeć się islamowi, a nawet same na niego oddziaływały, teraz zaś, w zmodyfikowanej już formie, są pie- czołowicie kultywowane. Poza tym w różnych momentach swych dziejów Turcy stykali się ze wszystkimi wielkimi religiami świata i nierzadko znakomicie je wzbogacali. Turcja i 1\ircy Słowo „Turek", które nie ma, jak widać, ani etnicznej, ani religijnej war- tości, nie budzi też skojarzeń z pojęciem państwa czy narodu. W żadnym okresie swej historii Turcy nie byli zjednoczeni w jednym miejscu, w obrębie wyznaczonych granic, pod wspólnym zwierzchnictwem. Największe ich impe- ria wiązały się z jedną tylko frakcją i opierały na ludności nietureckiej, bez porównania liczebniejszej w swej masie niż Turcy. Można nawet zaryzykować pogląd, że do naszych czasów nie było państwa prawdziwie tureckiego, to zna- czy takiego, które byłoby utworzone przez większość turecką, zarządzane przez Turków i uznawałoby się za tureckie. Przed powstaniem Republiki Tureckiej jedynym wyjątkiem w tej mierze mogłoby być drugie imperium (określane przez nas paradoksalnie terminologią chińską jako T'u-kiie), stanowiące przykład wybujałego nacjonalizmu. W tamtej odległej epoce pojęcie imperium czy ple- mienia było bardziej oczywiste niż pojęcie państwa czy narodu, zapamiętajmy jednak ten przykład z uwagi na jego doniosłość, będącą być może skutkiem wyjątkowości. Nazwa „Turcja" będzie miała później różne znaczenia, z których część do dzisiaj trochę nas dziwi. Marco Polo nazwie Turkomanią (krajem Turkoma- nów lub Turkmenów, czyli koczujących Turków) Azję Mniejszą (Anatolię), a Wielką Turkią - Turkiestan chiński od Lob-nor do Kaszgaru. Jego arab- ski kolega, Ibn Battuta, napisze At-Turkijat, Turcja, mając na myśli Anatolię, ale wyjaśni, że to „kraj Rum" (zamieszkiwany przez Greków, spadkobierców Rzymian, czyli Rumijczyków) pod rządami muzułmańskich Turkmenów. Inni geografowie i historycy arabscy wyrażeniem Dawlat at-Turkijat, Państwo Turcji, i Dawlat al-Atrak, Państwo Turków, określać będą aż do 1517 roku mamelucki Egipt i Syrię, gdzie elementy tureckie były dość ograniczone. Natomiast impe- rium osmańskie, które jest przecież kolebką nowożytnej Turcji (a równocze- śnie, choć to już inne zagadnienie, wielu wywodzących się z niego narodów), otrzyma nazwę od dynastii, która je uformowała: Osmanfy (Osmanogułłary). Pogarda dla słowa „Turek" sprawi, że popadnie ono stopniowo w dziwną nie- łaskę w Turcji, gdzie w XIX wieku stanie się synonimem chłopa i chama. Powróci dopiero z modą na nacjonalizm, sprowadzoną z Orientu przez dok- trynerów rewolucji francuskiej. Filozofia ta będzie dawno już upowszechniona Turcja i Turcy 19 wśród chrześcijańskich narodowości imperium, kiedy poeta Mehmet Emin, ku wielkiemu oburzeniu opinii publicznej, ośmieli się powiedzieć: „Jam Turek, wielka jest i wiara, i ród mój". Pomimo niefortunnego obchodzenia się ze słowem „Turek", wśród ludów tureckich istnieje niepodważalne poczucie pokrewieństwa, rozciągane niekiedy, zarówno z uwagi na zasadnicze podobieństwa, jak i wskutek okoliczności historycznych, na ludy mongolskie. To nie tylko sentymentalne, ale nadal żywe i dynamiczne poczucie wykorzystywane bywa czasem bezwzględnie przez ambitnych polityków. Przykładów na to ciągle dostarcza epoka nowożytna: weźmy choćby emigrację elementów „tatarskich" z radzieckiej Azji Środkowej do Turcji w następstwie rewolucji październikowej i potem II wojny światowej, czy całkiem niedawne (i z powodu wojennych okoliczności raczej niemożliwe do spełnienia) prośby Kirgizów z afgańskiego Pamiru o udzielenie tureckiego azylu. Przeszłość dostarczyła dowodów jeszcze bardziej wymownych. Charakterystyczne, że przywódcy Turków po osiągnięciu pewnego poziomu władzy za swoje podstawowe zadanie uważają pokonanie w pierwszej kolej- ności wszystkich sąsiadów tureckich i ewentualnie mongolskich. Najdobitniej- sze świadectwo takiej postawy dał Tamerlan, którego prawie cała działalność wymierzona była przeciwko największym ówczesnym państwom tureckim: Cho- rezmowi, Złotej Ordzie, Mamelukom, Chaldżim i Osmanom. Podobnych dzia- łań jest więcej, a przyświeca im następująca idea: tak jak w niebie jest tylko jeden Bóg, tak na ziemi może być tylko jeden władca. W praktyce sprawdza się ona jednak w pełni tylko w odniesieniu do tych, którzy również w nią wierzą. Podczas starć zbrojnych nie należało do rzadkości, że oddziały tureckie odda- wały się w ręce wrogów, jeśli byli oni także Turkami, porzucając swego prawo- witego dowódcę, podczas gdy trwały przy nim wierne jednostki cudzoziemskich najemników w imię legalności, którą uznawali za wartość nadrzędną. Do tego właśnie doszło w bitwie pod Ankarą w 1402 roku: na stronę Turków Tamer- lana przeszli osmańscy Turcy Bajezida, a oddane mu serbskie siły pomocnicze zostały rozgromione. Zrozumiałe, że najemnicy tureccy w wojskach muzułmań- skich nie dość skutecznie strzegli granic państwowych i szybko ulegali Seldżu- kom podczas ich wielkich najazdów. Upodobanie do jedności występuje u Turków przemiennie z upodobaniem do pluralizmu: wprawdzie Najwyższy Bóg jest tylko jeden, ale za to - istnieje mnóstwo bóstw niższego rzędu, które są równie atrakcyjne. Historia plemion tureckich oscyluje nieustannie pomiędzy monarchicznym centralizmem a ple- miennym rozproszeniem. Naturalnie, lepiej znamy to pierwsze niż drugie, jako że imperium uwidoczniało się bardziej wtedy, kiedy pojedyncze plemiona roz- praszały się w cieniu. Należy się jednak wystrzegać ocen poprzez pryzmat pań- stwowości, która stanowi jedno skrzydło dyptyku, w dodatku to mniej ory- ginalne. Kultura imperialna wydaje się być w stałej opozycji wobec kultury 20 Turecko ść ludowej, liczniejsze są też w niej elementy obce, prowadzące do synkretyzmu. Założenie to jest szczególnie prawdziwe wówczas, gdy względna jedność ple- mion pozwala na podbój krajów o wysokim poziomie cywilizacji. W przypad- kach skrajnych, kiedy zdobywcy stanowią znikomą mniejszość, następuje ich wynarodowienie i w końcu roztopienie wśród ludności podbitej. Nawet jed- nak wówczas, gdy są wystarczająco liczni, by przetrwać, tracą częściowo lub całkowicie swój charakter. Turkolog powinien więc umieć trafnie oddzielić to, co jest ich własnym udziałem, od tego, co zostało nabyte od ludów im podporządkowanych, w imieniu których się wypowiadają. Jest to tym bardziej konieczne, że Turcy mają zmysł imperialny i bez przerwy przychodzi im rzą- dzić czy to samym, czy to pospołu z Mongołami, których hegemonię wów- czas uznawali - nad takimi potęgami, jak Chiny, Indie, Persja i Egipt, a także nad paroma mniejszymi państwami. Los, który popycha ich do zakładania lub współzakładania wielkich państw i do zasiadania na tronach świata, przeszka- dza im jednak w ukształtowaniu i rozwoju panturkizmu, jednego z wielu nowo- czesnych wynalazków, pozbawionego całkowicie realizmu, przynajmniej dzisiaj, bo trudno przewidzieć, co stanie się jutro. Ruch ten narodził się w okresie dekadencji państwa osmańskiego i w ogarniętej rewolucją Rosji jako prze- sadna konsekwencja nacjonalizmu europejskiego, jako swoista rekompensata za poniesione straty i w opozycji do panislamizmu, który przyniósł rozczaro- wanie i nie odpowiadał już więcej liberałom, przepojonym ideałami rewolucji 1789 roku i uważającym się za ludzi nowoczesnych. Jego wyrazicielem był nie kto inny, jak Enwer Pasza, jeden z przywódców imperium podczas I wojny światowej, któremu sądzono było zginąć w niejasnych okolicznościach w roku 1922, kiedy podążał za swym marzeniem po bezkresnych przestrzeniach Azji Środkowej, przeżywającej wtedy bolszewickie trzęsienie ziemi. Względnie cie- płe przyjęcie, z jakim spotkał się w Rosji, było nie na rękę panislamistom. Celem Enwera Paszy nie było zresztą połączenie wszystkich tureckojęzycznych narodowości, lecz utworzenie republiki otwartej dla tych, które żyły na tery- toriach mających już wkrótce przekształcić się w ZSRR. Rozwój panturkizmu został szybko zahamowany na skutek zdecydowanej postawy władz, które nie chciały dopuścić do powstania wspólnego bloku turecko-muzułmańskiego, i za pośrednictwem instytucji wielu sfederowanych republik. Języki tureckie Jak widać, nawet ideologia nie jest w stanie wyrazić tureckiej rzeczywisto- ści. Wracamy więc do języka: jedynego, który to potrafi. Powiedzmy raczej: do języków. W rzeczywistości bowiem mamy do czynie- nia nie z jednym zasobem językowym, utrwalonym w pierwszych wiekach ery Języki tureckie chrześcijańskiej i nadal używanym w naszych czasach od północno-wschodniej Syberii po Cypr i Bałkany, ale z wieloma językami czy też dialektami turec- kimi, wyrosłymi ze wspólnego pnia w taki sam lub podobny sposób, jak języki romańskie. Część z nich jest bardzo sobie bliska i pozwala ich użytkownikom porozumieć się przy pewnym wysiłku. Inne wykazują spore rozbieżności, które prawie uniemożliwiają nawiązanie dialogu. Wszystkie należą do grupy języków aglutynacyjnych, niegdyś zwanej ural- sko-ałtajską, obecnie dzielonej chętniej na uralską lub ugrofińską (fiński, estoń- ski, lapoński, węgierski) i ałtajską (turecki, mongolski, tunguski), przy czym ta ostatnia, sama w sobie kontrowersyjna, stanowi raczej roboczą propozycję na użytek specjalistów. Pomijając zapożyczenia leksykalne, języki te nie mają punktów stycznych z językami indoeuropejskimi (w tym z perskim) i semickimi (zwłaszcza arabskim), choć tak często są ze sobą mylone. Dawno już wyodrębnione zostały dwie podstawowe grupy języków ałtaj- skich. Grupa pierwsza, tak zwanych języków „na R", jest bardziej ograniczona, ponieważ dotyczy tylko starobułgarskiego i nowożytnego czuwaskiego. W gru- pie drugiej, obejmującej wszystkie pozostałe, zwane językami „na Z", są jesz- cze dwie podgrupy językowe: „na D" i „na Y". Do pierwszej wchodzą języki zachodnie, do drugiej inne języki rozpowszechnione na wschodzie: na Syberii, w Mongolii i w Turkiestanie. Struktura języka aglutynacyjnego polega na dodawaniu do rdzenia sufik- sów, które nie powodują w nim zmian, ani same się nie zmieniają, chyba że, jeśli chodzi o samogłoski, wskutek działania prawa harmonii wokalicznej. Louis Bazin w swojej Gramatyce tureckiej przytoczył skrajny i dość zabawny przykład. Zdanie: „Czy jesteście tymi, których nie mogliśmy sturczyć?" tłu- maczy się w języku tureckim z Turcji jednym słowem, którego poszcze- gólne sufiksy oddzielam tutaj kreską (w normalnej formie nie występującą): turk-le-sz-tir-e-me-dik-ler-im-iz-den-mi-sin-iz? „Oto, jakim wspaniałym językiem jest turecki" - napisał Moliere w sztuce Mieszczanin szlachcicem, trafnie doda- jąc: „Wyraża tak wiele w tak niewielu słowach". Mechanizm tej konstrukcji pozwolą zrozumieć prostsze przykłady wzięte również z tureckiego. Dom to ev, domy - evler, moje domy - evlerim, w moich domach - evlerimde, i tak dalej. W morfologii, której wyłącznym czynnikiem jest sufiksacja, przywiązuje się niewielkie znaczenie do zgodności liczby, nie ma też pojęcia rodzaju. W przypadku zwierząt nie rozróżnia się płci: arsłan jest i lwem, i lwicą. Składnia wymaga, aby zdanie nadrzędne następowało po zdaniu podrzędnym; wynikająca stąd niezwykle rygorystyczna konstrukcja zda- niowa przetrwała praktycznie niezmieniona aż do II wojny światowej, kiedy młodzi literaci zaczęli poszukiwać nowych środków wyrazu. Każde słowo okre- ślane stoi przed słowem określającym; ten sam porządek odnosi się również do powiązanych ze sobą grup wyrazowych. Upraszczając można powiedzieć, 22 Turecko ść że czytelnik europejski powinien rozpoczynać lekturę zdania tureckiego od końca i stopniowo przechodzić do początku. Jeśli chodzi o gramatykę, to pra- wie nie ma w niej wyjątków, a odmiana rzeczowników i czasowników podlega tej samej regule. Ta struktura lingwistyczna pozwala zdefiniować niektóre stałe cechy turec- kiego charakteru, jego model intelektualny, który od szczegółu zmierza do uogólnienia, jego logikę, wyczucie syntezy, dokładności i porządku, upodobanie do precyzyjnych i stałych reguł, do harmonii i równowagi. Konserwatyzm języka odpowiada konserwatyzmowi tego, kto się tym językiem posługuje. Nie ma jednak takiego konserwatysty, który na dłuższą metę nie zaakcepto- wałby pewnych zmian! Bardzo stabilny, język turecki jest też mocno zużyty; już w najstarszych zachowanych o nim świadectwach z początku VIII wieku daje się zauważyć, jak bardzo był wysłużony, przynajmniej jako nośnik przekazu oralnego. Od tamtej pory jego ewolucja przebiegała trochę wolniej. Absolut- nie nic nie świadczy o tym, by podział na dwa wielkie odgałęzienia językowe dokonał się przed nastaniem ery chrześcijańskiej. Główna zmiana, jakiej potem doświadczył turecki, wynika ze snobizmu rządzących warstw osmańskich. Zalew słów i konstrukcji arabsko-perskich przyczynił się do ukształtowania frazy bar- dziej wyszukanej, lecz pedantycznej, niejasnej i sztucznej, odbiegającej daleko od języka ludowego, znacznie bardziej tradycyjnego, który pojawił się ponownie po upadku imperium osmańskiego, by stać się podstawą nowożytnego języka Turcji, takiego, jakim mówi się i pisze dzisiaj. Naukowcy z młodych republik tureckich skrzętnie odnotowują różnice dialektalne, będące często skutkiem błędnej wymowy, i wyrażenia lokalne, które są odbiciem odmiennej rzeczy- wistości ekonomiczno-politycznej świata socjalistycznego i kapitalistycznego, obserwując równocześnie masowy napływ słownictwa francusko-angielskiego z jednej strony i rosyjskiego z drugiej. Rodzą się prawdopodobnie nowe języki literackie, które w niedługim czasie pogłębią rozdźwięk pomiędzy różnymi gałęziami tureckiego drzewa. Do zapisu języków tureckich służyło na przestrzeni dziejów wiele alfabe- tów. Najstarszy z nich, alfabet błędnie nazywany runicznym, był dobrze przysto- sowany do fonologii tureckiej. Mimo epigraficznego przeznaczenia, wykorzy- stywano go szerzej w rękopisach; pierwsze znane nam teksty wyryto na stelach tym właśnie alfabetem. Zachował się dłużej, niż przypuszczano, bo co naj- mniej do XI stulecia; posługiwano się nim jeszcze, może zresztą od niedawna, kiedy na scenie pojawił się tak zwany alfabet ujgurski. Lepiej przystosowany do pisma ręcznego, był zmodyfikowanym alfabetem sogdyjskim, nie tak łatwym i satysfakcjonującym jak poprzedni, ale właśnie jemu dane było upowszechnić się w IX wieku i funkcjonować jako narodowe niemal narzędzie różnych ludów tureckich do czasu, gdy wraz z inwazją islamu narzucono im pismo arabskie. To Języki tureckie 23 ostatnie osiągnęło jeszcze większy sukces, aczkolwiek słabo odpowiada fone- tyce tureckiej: ma zaledwie trzy samogłoski, podczas gdy turecki liczy ich nie mniej niż osiem; odtwarza dźwięki semickie, które nie występują w tureckim, ale nie ma liter na odtworzenie dźwięków tureckich. Pismo arabskie stało się jednak siłą sprawczą niezmiernie obfitej literatury. Po I wojnie światowej Turcy z Turcji zamienili je na alfabet łaciński, lekko zmodyfikowany, tak by wszystkie dźwięki miały w nim swe odpowiedniki i aby wymowa wynikała automatycznie z pisemnego zapisu; Turcy, którzy znaleźli się w świecie radzieckim, przyjęli słowiańską cyrylicę. Królewskie powołanie We wcześniejszym fragmencie przedstawiłem już swój pogląd na temat stałych wyznaczników cywilizacji tureckiej. Musimy teraz do nich powrócić, ponieważ posłużą nam one za przewodnika w całej naszej pracy: nie po to, oczywiście, by do założonej z góry idei odpowiednio dostosować materiały dokumentalne - nie omieszkamy tu wskazać tych, które prowadzą na manowce - ale po to, by ten zarys rzeczywistości tureckiej, tropionej na przestrzeni dwóch tysięcy lat mocno niespójnej historii, ograniczyć do spraw najistotniejszych i możliwie wszechstronnie je naświetlić. Naszą nicią Ariadny, pomijając specjalistyczny żargon, nie może być język: mamy ją odnaleźć w tym, co język wyraża, a więc w mentalności tych, którzy się nim posługują. Jako pierwsze narzuca się stwierdzenie, że bez wojny nie byłoby tureckości. Nie chcę przez to powiedzieć, że wojna nie dotknęła innych ludów. Jednak te inne mogły albo pozostać sobą pomimo wojny, albo ich los nie zależał tylko od niej, nawet jeśli wykorzystywali ją do swych celów, czerpali z niej zyski czy okrywali się chwałą. Trudno natomiast wyobrazić sobie, jaki byłby los Turków w świecie powszechnego pokoju. Nie dlatego bynajmniej, że ich przymioty, jak już wspomniałem, są czy- sto żołnierskiej natury. Jeśli nie wynikały z wojennego rzemiosła, nie mogły wystarczać same w sobie. Pierwotna ojczyzna Turków nie była zdolna wydać wielkiej cywilizacji, ona ledwie mogła ich wyżywić, pod warunkiem że byli nie- zbyt liczni, że potrafili wydzierać żywność drapieżnikom i do upadłego bronić swej zdobyczy. Każdy wyż demograficzny zmuszał ich do wzajemnego wybija- nia się lub emigracji. Podzieleni na plemiona, nie przeżyliby bez uprawiania wojaczki. Zgrupowani w federacje, tak trafnie przez Renę Grousseta nazwane „stepowymi imperiami", mogli je utworzyć tylko narzucając wolę silniejszego słabszemu. Dysponowali wtedy taką siłą uderzeniową, że musieli nieuchronnie się nią posłużyć. Wykorzystywali ją przeciwko państwom, których mieszkańcy prowadzili osiadły tryb życia, z reguły je pustosząc, a czasem też opanowując 24 Turecko ść jedno z nich lub kilka równocześnie. Kiedy pojawiali się nagle po długiej ciszy panującej na stepach, towarzyszył im taki zgiełk i wrzawa, że ich echo prze- taczało się kolejnymi falami do najdalszych zakątków ziemi. Najazdy Attyli, Czyngis Chana (którym Turcy nie przewodzili, ale w których brali udział), Tamerlana pozostawiły po sobie najokropniejsze wspomnienia. Zdobywszy siłą trony na trzech kontynentach, w Pekinie, Delhi, Isfahanie, Damaszku, Bagda- dzie, Kairze, Konstantynopolu i Algierze, zmuszeni też byli użyć siły, aby nie dać się stamtąd usunąć. Niektóre ludy, na przykład Rusini za czasów Złotej Ordy, czuły się uciemiężone. Inne doznawały dzięki nim niebywałego rozwoju, tak jak Chiny za panowania Tabgaczów, Iran - Seldżuków, Egipt - Mamelu- ków, Indie - Wielkich Mogołów. Jeśli chodzi o imperium osmańskie, to stało się dzięki nim jedną z największych potęg świata. Często mówi się, że byli dla islamu mieczem, zanim zostali jego tarczą. Najemnicy tu, kondotierzy tam, biją się wszędzie. Kto jest ich przeciwnikiem? Cały świat. Kolejno wszystkie narody, od najbliższych po najdalsze: Chińczycy, niewątpliwie też Japończycy, a wraz z nimi Koreańczycy, Tonkińczycy, Birmańczycy, Jawajczycy, Hindusi, Persowie, Arabowie, Ormianie (nie można tego zapomnieć do dziś), przy okazji także Gruzini, narody kaukaskie wszelkiej maści, Rosjanie, Polacy, Litwini, Grecy, Serbowie, Rumuni, Bułgarzy, Albańczycy, Francuzi, Niemcy, Węgrzy, Hiszpa- nie i Portugalczycy, Włosi, afrykańscy Murzyni i wiele innych pomniejszych. Jeśli chodzi o bezpośrednich sąsiadów Turków, to zachowywali się zawsze jak ich dziedziczni wrogowie! Zdarzały się, bez wątpienia, wspaniałe okresy dobroczynnego pax Turcica, zawsze jednak usytuowane między jedną rzezią a drugą. Ze względu na te pierwsze nie sposób zapomnieć o tych drugich. W pewnej jednak mierze są dla siebie wzajemnym wytłumaczeniem. To nie o Turkach pisze Marco Polo, lecz o Mongołach Czyngis Chana, którzy przewyższali ich bojową zaciekłością i ogromem zniszczeń, choć od nich pochodzili. Po śmierci zdobywcy Wenecja- nin zauważa: „Wielka szkoda, że umarł, ponieważ był człowiekiem ostrożnym i mądrym". Potrafił ocenić jego dzieło mimo pożarów i mordów i nie była to ani trochę ocena niedorzeczna: Czyngischanowe imperium było jednym z budow- niczych gmachu świata. Turcy mają królewskie powołanie. Są par excellence panami ziemi. Ich imperia, z których żadne w ciągu tych dwóch tysięcy lat nie przypomina dru- giego, opierały się jednak na wspólnych zasadach. Były to mozaiki ludów, które zmuszano do zgodnego współżycia, pozostawiając im, przy silnie scentralizo- wanej i despotycznej władzy, ich tożsamość, kulturę, język, religię, często przy- wódców. Wyniesieni do najwyższych godności prawem zdobywców, bez oporów odwoływali się do swych wasali, jeśli ci górowali nad nimi cywilizacyjnie, powie- rzali im często odpowiedzialne stanowiska, nic wahali się również zapożyczać od nich tego, co mogło przynieść im korzyść: techniki, stylu życia, religii lub Królewskie powołanie 25 języka. Można pomyśleć, że ich główną troską było organizowanie podbitych ludów, zarządzanie nimi, prowadzenie ich do boju, tworzenie archiwów. To tłu- maczy, dlaczego tak często ulegali im w końcu, dając się zasymilować. W naszej cywilizacji, z trudem pojmujemy, czym były i czym pozostały archiwa tureckie niebywałe ze względu na ich rozmiary i jakość. Notowali wszystko i wszystkie dokumenty przechowywali, toteż znajduje się je wszędzie, w każdym większym mieście, które kiedyś znajdowało się w ich władaniu. Oto jeden przykład: archiwum tureckiego Urzędu Premiera, składające się w więk- szości z archiwaliów pozostawionych przez wezyrów imperium osmańskiego, liczy sto milionów akt, z których niejeden to czasem kilkusetstronicowy rejestr. Niebywale bogate są również biblioteki. W samym Stambule jest ich ponad dwadzieścia, w tym dwie bardzo słynne: w pałacu Topkapy (Topkapi) i przy meczecie Sulejmanije: ta ostatnia szczyci się kolekcją rękopisów muzułmań- skich szacowaną wstępnie na 56 483 dzieł. Nasuwają się tu liczne skojarzenia, jako że w swym schyłkowym okresie imperium osmańskie uchodziło w oczach Europejczyków za relikt średniowiecza. Poprzestańmy na przypomnieniu, że księgozbiór Karola V, króla Francji, liczył w chwili jego śmierci l 200 rękopi- sów, co wydawało sią zawrotną liczbą i przyciągało do tej „biblioteki" intelek- tualną elitę epoki. Turcy, w swej pierwotnej strukturze barbarzyńcy, byli ludźmi idealnie chłonnymi: osiągali niekiedy stadium najbardziej wyrafinowanej cywilizacji, zachowując przy tym coś z dzikości swoich przodków. Otwarcie na świat, do którego wdarli się przemocą, uczyniło z nich tłumaczy i pośredników. Pre- destynowały ich do tego zresztą kolejne geograficzne przemieszczenia. W Azji Centralnej kontrolowali bezpośrednio jedwabny szlak, którym przerzucane były na zachód bogactwa Dalekiego Wschodu, ale krążyły nim także idee religijne i kulturalne. Na Bliskim Wschodzie zajmowali kluczowe placówki graniczne na przejściach z Europy do Azji, znad Morza Czarnego do Morza Śródziem- nego, a czasem znad Morza Śródziemnego do Morza Czerwonego i Oceanu Indyjskiego. Już w naszych czasach jednym z docelowych zamierzeń Republiki Tureckiej jest pozostać muzułmańską i europejską zarazem. Tolerancja religijna Wrogowie Turków uważają ich za fanatyków; jest to jeden z najstarszych wątków propagandowych, ciągle jeszcze z wyraźnie złą wolą nagłaśniany przez Greków i Ormian. I rzeczywiście, mogą się tacy wydawać, zwłaszcza odkąd stanęli po stronie islamu, w momentach szturmu, kiedy rozlegają się ich pieśni bojowe i apokaliptyczne groźby. Jednakże nic są nimi ani trochę, kiedy opad- nie już upojenie krwią i skończy się plądrowanie miast. Odnotowywane przez 26 Turecko ść historię przejawy fanatyzmu rzadko były spontanicznym działaniem, przeważ- nie zaś - rezultatem rozmaitych intryg, które gwałciły ich sumienia. Ale nawet jeśli byli fanatykami, czy pozostaliby nimi nadal, stojąc na czele wielonarodo- wych i wielowyznaniowych państw, które nie mogłyby istnieć bez konsensusu wszystkich stron? Nietolerancja kłóciłaby się wówczas z podstawową zasadą ich rządów i doprowadziła do ich zguby. Tak jak kształtowali organizmy naro- dowe, tak też za swój imperialny obowiązek uważali organizację życia Kościo- łów, wyznaczanie każdemu przysługującemu mu miejsca i, rzecz znacznie trud- niejsza, niedopuszczanie do tego, by ktokolwiek próbował odebrać to miejsce drugiemu. Nie zawsze im się to udawało - toteż taoiści, chrześcijanie i muzuł- manie, korzystając z czynionych na ich rzecz koncesji i przyznanych przywile- jów, czuli się uprawnieni do gnębienia innych: ale obwinia się o to, natural- nie, Turków! Cechuje ich wrodzony szacunek dla ludzi, którym przypisywano nadprzy- rodzoną moc, obawa przed tymi, których posądzano o kontakty z bóstwem. Niejednokrotnie zdarzało się, że w trakcie masakry ludności, grabieży czy nisz- czenia miast nakazywali oszczędzić duchownych. W swoich państwach ogła- szali wciąż nowe „edykty tolerancji", które były formalnym uznaniem swobody praktyk kultowych i zwolnień podatkowych dla kapłanów, pod warunkiem że ci ostatni modlili się za nich. Odznaczają się też dużą ciekawością dla spraw religijnych. Zanim wybrali drogę islamu, z pozoru ostatecznie, byli kolejno wyznawcami wszystkich reli- gii świata. Nawet jako muzułmanie nadal interesują się innymi wierzeniami, choć już bardziej okazjonalnie niż poprzednio. Studiowali tłumaczone dla nich święte pisma, spotykali się z teologami, organizowali dysputy z możliwie naj- szerszym udziałem przedstawicieli różnych kultów. Niekiedy skłaniali się ku synkretyzmowi. Jaskrawym tego przykładem jest Akbar, turecki władca Indii, który nawet stworzył nową religię opartą wprawdzie na islamie, lecz złożoną z elementów heterogenicznych. W całkowitym przeciwieństwie do Europy, gdzie lud z reguły wyzna- wał wiarę swego pana, Turcy starali się usilnie o wprowadzenie ekumeni- zmu, upierając się przy możliwości pokojowego współistnienia: to właśnie sta- nowi jeden z najpoważniejszych punktów ich wkładu w dzieło powszechnej cywilizacji. Społeczności tureckie Obraz Turka jako tradycyjnego koczownika uległ wypaczeniu pod wpływem obrazu arabskiego Beduina, a tymczasem nomadyzm jednego i drugiego pod- lega zupełnie innym prawom i wyraża całkowicie odmienne ideały. Koczów- Społeczności tureckie 27 nictwo było wprawdzie dla Turków jednym z głównych sposobów życia, ale nie wyłącznym. Nie było nigdy oznaką szlachectwa, nie towarzyszyła mu też pogarda dla rolnika; rzadko kiedy łączyło się z etyką. Pragmatyczni Turcy potrafili z niego rezygnować, jeśli widzieli w tym korzyść dla siebie. Fascyno- wało ich życie osiadłe, musieli mu się jednak oprzeć, gdyż jego uroki stanowiły dla nich zagrożenie. Widzimy to już w VIII wieku, kiedy Bilge Kagan, marzący o zbudowaniu miasta, za którego murami mógłby się zamknąć, odstępuje od tego planu wskutek nalegań swego doradcy Tonjukuka. Widać to i dzisiaj, kiedy nomadzi anatolijscy z Taurusu wyprzedają wielbłądy, by przemieszczać się autokarami. I owszem, Turcy lubią koczownictwo, są nim mocno naznaczeni. Ich władcy będą tęsknić w swych pałacach za dawnym wędrowaniem, a niektóre plemiona przez całe wieki będą się opierać naciskom władz zmuszających je do osiedlenia. Ich słownictwo dostarcza przykładów na to, ile mu zawdzięczają. Oda, pokój, to niegdysiejszy otag, namiot lub raczej miejsce, gdzie roznieca się ogień; damga, pieczęć, była początkowo tamgą, znakiem do cechowania bydła; ordu, wojsko, to horda lub orda, czyli obóz wojskowy wodza szczepu. Turcy potrafią poświęcić się uprawie roli; raz przywiązawszy się do ziemi, stają się tym, czym dziś Anatolijczycy: jedną z najrzetelniejszych ras chłopskich. Spadkobiercy najstarszych metalurgów świata, tych, co tworzyli animalistyczną sztukę stepową, repliki wyrobów z drewna, zostają górnikami, przemysłow- cami, rzemieślnikami. Miasto ich oszałamia, nie z powodu dokonywanych tam gwałtów, grabieży i pożarów, lecz jako miejsce do życia. Islam, religia społecz- ności mieszczańskiej (pomimo szlachectwa nomadyzmu arabskiego), społecz- ności osady targowej, wyzwala w nich upodobanie do regionalnych metropolii, do swoistej - już wtedy - manii wielkomiejskości. Są dobrymi kupcami, cho- ciaż utrwaliły się opinie przeciwne spowodowane handlową nadaktywnością Greków, Ormian i Żydów w Stambule. Dokumenty ujgurskie zawierają sporo weksli i kwitów dostawczych, a wspaniałe karawanseraje Seldżuków w Azji Mniejszej poświadczają - rzecz niesłychana - że w społeczności muzułmańskiej pierwsze miejsce przyznawano nie religii, lecz kupieckim przetargom. Kobieta zajmuje w społeczności tureckiej wysoką pozycję i pomimo osmańskich haremów, narośli stosunkowo późnego okresu, cieszy się swobodą odpowiadającą wrodzonemu jej poczuciu ludzi wielkich przestrzeni. Przy mężczyznach, odznaczających się dużym wigorem seksualnym, wydawała się zawsze ofiarą. Taką jednak, która umie się bronić: w rzeczywistości, w rytuałach, w mitologii. Jej zdobycie ma dla Turków wartość wojennego albo myśliwskiego łupu. Często sprawia to takie wrażenie, jakby posiadanie kobiet, gwałcenie żon lub córek wroga, czy - cytując stare teksty - „przyciskanie ich do piersi" było wystarczającym usprawiedliwieniem podbojów. 28 Turecko ść Czy są wielkimi twórcami? Literatura Turków, niedostatecznie jeszcze znana, ucierpiała w epoce osmańskiej z powodu sztucznych naleciałości i porównań ze szkołą arabską i perską. Niektóre jednak utwory - ludowe, epickie, mistyczne czy humorystyczne, mają niezaprzeczalne walory, a zdarzają się teksty przepiękne. O dzienniku Babur Szaha można powiedzieć, że nie napisano bardziej niezwykłych wyznań, a o trzynastowiecznej poezji Junusa Emre, że ciągle jeszcze jest namiętnie czytana. Jeśli chodzi o architekturę, malarstwo, rzeźbę, wzornictwo przemysłowe i plastykę, to do chwili obecnej trudno oddzielić wkład Turków od wkładu ich poddanych. Swego czasu zarzucano im bezpodstawnie, że położyli kres wielkiej animalistycznej sztuce stepowej, że dokonali plagiatu, najpierw ze sztuki ormiańskiej, a następnie z bizantyjskiej. Do tych ocen, które w dwóch wypadkach na trzy są fałszywe, powraca się coraz częściej. Zaczyna natomiast być doceniana ich twórcza rola w muzułmańskiej ceramice i miniaturze. Świeżo odkryty Mehmed Sijah Kalem z całą pewnością może być zaliczony do największych malarzy świata. Wiadomo też, ile zawdzięcza im sztuka tkania dywanów, w której pospołu z Persami dzierżą absolutny prym. Jakie mają uzdolnienia artystyczne? To co najmniej rozmiłowani w sztuce pasjonaci, antykwariusze, mecenasi. Kiedy dochodziło do rzezi, wszyscy lub prawie wszyscy starali się oszczędzić rzemieślników na równi z kapłanami; każdy lub prawie każdy władca zapraszał ich - albo ściągał - na swój dwór. W XV wieku Osmanowie, a w XVII Wielcy Mogołowie zachłannie gromadzili malarstwo europejskie. Już w średniowieczu, a więc w czasie, kiedy nikt jeszcze nie interesował się archeologią, Seldżucy kolekcjonowali rzeźby greckie i rzymskie, ozdabiali nimi mury miast i ściany pałaców. Prawdą jest, że Gaznewidzi zniszczyli w Indiach wiele świątyń, ale prawdą jest też, że wiele dzieł sztuki znalazło się z powrotem na ich dworze. Jeśli chodzi o zarzut zrównywania z ziemią pamiątek przeszłości, to wystarczy wybrać się do Anatolii, by przekonać się, jak bardzo jest on niesprawiedliwy. To za panowania Turków, w czasach dynastii Wej, rozwinął się w Chinach jeden z najwspanialszych kierunków rzeźbiarstwa ze skalnymi świątyniami w grotach Jiinkang i Lungmen; to również za ich panowania powstały w Azji jedne z najpiękniejszych, najbardziej przemawiających do wyobraźni zabytków: Wielki Meczet Piątkowy w Isfahanie, Tadż Mahal w Agrze oraz ten, który nie doczekał się jeszcze należnych mu hołdów: meczet sułtana Selima w Edirne. Rozdział 2 Hunowie i inni barbarzyńcy z północy Kto powiedział, że przez tysiące lat, prawie od początków ery współczesnej, historia świata opierała się na rywalizacji ludów koczowniczych i osiadłych? Napomyka już o tym Biblia, porównując odmienne osobowości dwóch synów Abrahama, a może ł wcześniej w Księdze Rodzaju - Kaina i Abla. Jeśli przyjąć, że koczownicy biorą zawsze górę nad ludami osiadłymi, z których zresztą sami się wywodzą, to w wypadku Turków jest to klucz do zrozumienia ich długich i burzliwych dziejów. Uformowali się w czasach bliżej nam nieznanych, w północnych regionach Eurazji, a dokładniej - z całą pewnością u jej wschodnich krańców. Tam, gdzie rozciągają się lasy Syberii, które strzegą ich tajemnic. Ponieważ dali o sobie znać dosyć późno, można tylko snuć domysły, kiedy wyszli z lasów, aby zająć się pasterstwem w Górnej Azji i dołączyć swój głos do chóru tych pierwotnych hord, które na tysiąc lat przed Chrystusem zaczynają przemieszczać się równinami Europy Wschodniej ku wybrzeżom Atlantyku. Nie sposób ustalić precyzyjnie pochodzenia Turków: dopóki nie mamy świadectwa ich własnego języka, określenie ich pochodzenia nie jest możliwe, to można by zrobić tylko opierając się na danych czerpanych z lingwistyki. Jak dotąd, najstarszym wyrazem tureckim, który został rozpoznany, jest słowo Tengri (III wiek p.n.e.), oznaczające równocześnie Niebo i Wielkiego Boga. ale jako słowo wspólne dla tureckiego i mongolskiego pozostawia pewne wątpliwości co do pierwszeństwa jego etymologii. Niezbitych faktów kulturowych nie ma. Euroazjatyckie stepy są na całej przestrzeni bardzo ujednolicone. To, co mówi Herodot o cywilizacji Scytów, w większej części odnosić się będzie do społeczności tureckiej późnego średniowiecza. Słynna animalistyczna sztuka stepowa wykazuje uderzające 30 Hunowi e i inni barbarz yńcy z północy podobieństwo - mimo podziału na różne szkoły - od węgierskiej puszty po zakole Żółtej Rzeki; poświadczony od epoki brązu szamanizm, bardziej magiczno-religijna technika niż religia, to zjawisko cechujące w równej mierze ludy paleoazjatyckie, jak i parę innych. Pożyteczne mogłoby się okazać porównanie cech antropologicznych przy założeniu, że Turcy byli osobnikami krótkogłowymi, co wydaje się prawdopo- dobne, ale wymaga jeszcze udowodnienia, ponieważ - jak już wspomniałem wcześniej - Kirgizi, jeden z najstarszych ludów tureckich, od 201 roku przed naszą erą wymieniany przez Chińczyków, są pod względem antropologicznym Indoeuropejczykami. Badania zresztą pozwalają tylko wykluczyć te strefy, gdzie Turków być nie mogło, gdzie mogiły zawierają tylko szczątki długogłowych, nie dają natomiast pewności, gdzie się rzeczywiście znajdowali, jako że krótkogłowi mogliby być równie dobrze Turkami, Mongołami czy Tunguzami, czyli jakimkolwiek ludem ałtajskim. Minimalnie ryzykując powiedzmy, że byli to odpowiednio: Prototurcy, Protomongołowie i Prototunguzi zależnie od miejsca, w jakim te trzy grupy ludzkie tworzyły skupiska na początku ery historycznej, czyli w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Najstarsza mapa ludnościowa Górnej Azji wygląda następująco: na krań- cach wschodnich, w dzisiejszej Mandżurii* - Prototunguzi, w Mandżurii Zachodniej i Mongolii Wschodniej - Protomongołowie, na pozostałym obsza- rze Mongolii aż po jezioro Bałchasz - Prototurcy. Cała reszta oraz południowe i zachodnie regiony stepowe znajdowały się w rękach Indoeuropejczyków i paleoazjatów, co uniemożliwia usytuowanie tam jakiejkolwiek grupy ałtaj- skiej. Wykopaliska w okolicach Minusińska, w górnym biegu Jeniseju, wskazują na stałe powiększanie się populacji krótkogłowych w tak zwanej epoce kultury karasuckiej (1200-700 lat p.n.e.), najprawdopodobniej wskutek osiedlenia się tam Prototurków. W epoce tagarskiej (700-300 lat p.n.e.) to samo zjawisko uwidacznia się w rejonie Ałtaju. Wreszcie po roku 300 dochodzi chyba do przy- spieszonego napływu krótkogłowych do południowej części Syberii i regionu ałtajskiego. Może to świadczyć o tym, że przodkowie ówcześnie północnych Turków najpierw powoli, stopniowo, a następnie gwałtownie opuszczają lasy, żeby w okresie poprzedzającym erę chrześcijańską dotrzeć w północne rejony Tien-szan i stepów nad jeziorem Bałchasz. Nowi przybysze albo wypierają stam- tąd Indoeuropejczyków, albo przyłączają się do nich, a może też stanowią siłę na tyle atrakcyjną, że ci ostatni przyswajają sobie ich kulturę i język. Przypusz- * Staram się na ogół nie używać takich określeń, jak ..dzisiejsza Mandżuria" czy ..przyszły Afganistan". Oczywiście to nielogiczne mówić o Afganistanie przed powstaniem tego państwa, ale wobec i tak już skomplikowanego słownictwa czytelnik sam, gdzie trzeba, wybierze właściwe określenie. Hunowie i inni barbai-zyńcy z północy 31 czalnie chodzi tu właśnie o Kirgizów, którzy jako pierwszy lud indoeuropejski, a w każdym razie niemongoidalny, mieszają się z populacją turecką. Emigracja z terenów leśnych na tereny stepowe była dla Prototurków jedną z największych rewolucji w ich dziejach: przechodzą oni z etapu myślistwa i zbieractwa do etapu hodowli, od kultury renifera do kultury konia. Zadziwiające są wyniki wykopalisk prowadzonych w miejscowości Pazyryk w górach Ałtaju, gdzie odkryto doskonale zakonserwowane dzięki wypełnieniu grobów lodem (V-II wiek p.n.e.) przedmioty łatwo ulegające zepsuciu oraz ciała ludzi pozwalające na identyfikację gnębiących ich chorób (takich, jak na przykład ropotok zębowy); zwłoki ludzi w maskach i konie przebrane za reny: wymowne świadectwo tęsknoty za światem utraconym i trudnej adaptacji do nowych warunków życia. I oto już wkrótce stają się ludźmi w pełni stepowymi, swoistymi spadko- biercami wszystkich dzikich ludów, prawdziwymi barbarzyńcami, o ile termin ten określa nie tyle brak wyższej cywilizacji, co stałą gotowość do agresji. Tymi barbarzyńcami, których od kilku tysiącleci Chińczycy nazywali Hu i którzy, posłuszni tajemniczym z pozoru czynnikom, mogącym jednak przybrać nazwę głodu, zarazy, gołoledzi niszczącej pastwiska czy przeludnienia, bezustannie przenoszą się z miejsca na miejsce, pojawiają i znikają, grupują lub rozpra- szają. Napadają na miasta w Państwie Środka i na perskim pograniczu, po czym wycofują się błyskawicznie, pozostawiając po sobie jedynie niezliczone mogiły. Niepokonani jeźdźcy, tworzą jedność ze swym wierzchowcem, jednym z najlepszych koni świata, sprawiając wrażenie, jakby urodzili się na końskim grzbiecie i nigdy z niego nie schodzili. Oni pierwsi nauczyli się zaprzęgać konia i pierwsi go dosiedli, wymyślili też dla niego siodło i strzemię. Niezrównani łucznicy, mieli łuki, które donosiły najdalej, i najostrzejsze strzały. Tak uzbro- jeni, pędzili na swych rumakach przez dwa tysiące lat, wydając się ludem nie do pokonania. Hiung-nu Obecność Prototurków wśród barbarzyńców północy, którzy od niepamięt- nych czasów (drugie i trzecie tysiąclecie) atakowali Chiny nie może być dato- wana przed założeniem pierwszej dostrzeżonej przez nas wielkiej konfederacji koczowniczej, mianowicie Hiung-nu. Narodziła się tak, jak powstawały potem wszystkie państwa stepowe; dzięki przedsiębiorczości jednego człowieka, który potrafił narzucić swe przywództwo najpierw własnemu klanowi, a następnie grupie ważniejszych plemion. O tym człowieku, zmarłym około 210 roku przed Chrystusem, nie wiemy nic więcej poza fonetycznym zapisem jego imienia: T'u-man i tytułu: szan-jii, który musiał 32 Hunowi e i inni barbarz yńcy z pótnocy być odpowiednikiem króla. O jego klanie i tych, co go otaczali, nie wiemy nawet tyle. Jeśli chodzi o plemiona, które mu się podporządkowały, to musiały one pochodzić z różnych grup etnicznych lub, mówiąc bardziej precyzyjnie, z różnych grup językowych, o ile oczywiście wydarzenia w tych zamierzchłych czasach przebiegały tak, jak zawsze później przebiegały. Wśród tych grup były zapewne i plemiona prototureckie. Problem, przed jakim staje teraz historyk, nie polega na tym, by wiedzieć, kim dokładnie byli Hiung-nu, ale kto im przewodził, czy też może, jakie były proporcje między różnymi elementami, które tworzyły ową konfederację. To problem nienowy, podnoszony już w XVIII wieku przez De Guignesa. Docze- kał się on prawie tylu rozwiązań, ilu było uczonych zajmujących się jego bada- niem. Nic jednak nie upoważnia do tego, aby uznać Hiung-nu za Indoeuropej- czyków: ani ich krótka czaszka, ani inne cechy opisane przez Chińczyków: niski wzrost, przysadzisty tułów, duża, okrągła głowa, szeroka twarz, wystające kości policzkowe, szeroko rozstawione nozdrza, krzaczaste brwi, podłużne oczy. Byli to z pewnością Azjaci. Ale którzy konkretnie? Zdaniem jednych badaczy (na przykład Ligetiego) byli to paleoazjaci, zdaniem innych (druga hipoteza Shi- ratoriego) - Protomongołowie, ale najczęściej widziano w nich Prototurków (pierwsza hipoteza Shiratoriego, Pelliot, Hambis). Wiele wskazuje na to, że tak właśnie było, ku takiemu wnioskowi zmierza też analiza różnych faktów. Weźmy usytuowanie centrum państwa Hiung-nu: znajdowało się ono w pół- nocnej Mongolii, w dorzeczu Orchonu i Selengi, znanym później pod turecką nazwą kraju Ótiiken, a więc w miejscu o wielkim znaczeniu strategicznym, które przez stulecia miało być newralgicznym punktem dla państw stepowych, zwłaszcza od V do VIII wieku dla pierwszego historycznego państwa Turków. Dzieje tych ostatnich odznaczają się tak potężnym ładunkiem dynamizmu, że jedynym jego wytłumaczeniem musi być wcześniejszy okres długich przygo- towań. W każdym razie wspomniane państwo tureckie będzie się odwoływać do konfederacji Hiung-nu i nie bez racji, gdyż wiele jej zawdzięcza: to ona przegrupowała plemiona, położyła fundamenty pod nową, koczowniczą kulturę i w znacznej mierze zapewniła ludom ałtajskim przewagę w całej Górnej Azji. Kontynuując dzieło, którego początkiem była emigracja populacji krótkogło- wych, Hiung-nu wywarli skuteczny nacisk na Indoeuropejczyków, zmuszonych w końcu do wycofania się na zachód. Następcy T'u-mana, Mao-tun (ok. 210-174) i Lao-szang (ok. 174-161), napierają równocześnie w kierunku południowym i zachodnim. Na zachodzie mają do czynienia z plemionami Jiie-czy, których usuwają z Kansu (Gansu) w trakcie dwóch kolejnych kampanii przeprowadzonych niewątpliwie w latach 177-176 i 174-165. Zgodnie ze starym stepowym obyczajem, praktykowanym już przez Scytów i poświadczonym przez Herodota (warto zwrócić uwagę na przenikanie się rytów), czaszka pokonanego króla (165?) służy im jako puchar. Hiung-nu 33 Jiie-czy, tożsami być może z Tocharami wymienianymi przez autorów starożyt- nych, próbują osiedlić się w dolinie rzeki Iii, ale zajmujące ten region plemiona Wu-sun - (bardzo niepewni protoplasci Turków) nie dają się wyrugować. Prze- dzierają się więc przez Ferganę i Sogdianę, by po dotarciu do Baktrii zniszczyć słynne greckie królestwo, ostatnią spuściznę po Aleksandrze Wielkim. Jest to pierwsza, o ile wiemy, wielka migracja jakiegoś ludu, którą można ujmować w kategoriach historycznych. Jej zasięg i rozmach trzeba zbadać choćby po to, by lepiej zrozumieć te, które będziemy obserwować w przyszłości. Oto gotowy scenariusz wielkich inwazji. Za plemionami Jiie-czy podążają Hiung-nu, pod- porządkowują sobie Wusunów (Wu-sun) znad Iii i docierają do rosyjskiego Turkiestanu: niezły spacerek! Na południu natykają się na Chiny, które, na szczęście dla siebie, prze- żywają wtedy okres wyjątkowego dobrobytu i potęgi. Już około roku 307 zre- formowały armię, tworząc oddziały jazdy na wzór koczowników, zapożyczając ich ubiór, według ostatnich danych - ubiór perski, i zaczęły budować umocnie- nia obronne na granicy. Właśnie skończyło się panowanie Ts'in Szy Huang-ti (221-210), tak zasłużonego dla kraju, że z pierwszej części jego imienia utwo- rzono nazwę Chin. Książę ten zdążył połączyć w jeden system obronny - Wielki Mur - rozproszone fragmenty fortyfikacji zbudowane przez swoich poprzedni- ków. Jak potoczyłyby się wydarzenia w czasach mniej pomyślnych? Po pierw- szych atakach Chińczycy zmuszeni byli odstąpić barbarzyńcom krainę Ordos w zakolu Żółtej Rzeki; ich władca ledwo uniknął niewoli podczas jednego z licznych napadów na Szansi (Shanxi) w 201 roku; wodzowi Hiung-nu dali za żonę rodowitą księżniczkę, przedmiot najwyższego pożądania i najcenniejszą nagrodę dla wszystkich koczowników świata; musieli też płacić daninę. Nie zapobiegało to dalszym najazdom Hiung-nu - do czego więc słu- żył Wielki Mur? - którzy wdzierali się na terytorium chińskie w latach 166, 159, 144, 129, operując w rejonie dzisiejszego Pekinu. Mimo to pomiędzy osiadłym państwem Hań a koczowniczym państwem barbarzyńców, wtedy już przeogromnym, bo ciągnącym się od Korei do stepów zachodniej Syberii, zda- wała się utrzymywać równowaga sił. Chiny musiały i mogły kontratakować. Zapoczątkowana została wówczas polityka, której zawsze się trzymały i która polegała najpierw na przemiennym, a później na równoległym stosowaniu dzia- łań politycznych i wojskowych. Mając skłonności do intryg, na co często zwra- cali uwagę barbarzyńcy jako ich ofiary, Chińczycy usilnie starali się rozbu- dzić międzyplemienną zawiść, poróżnić członków panującego rodu, wspierać buntowników, jednym słowem siać w ich szeregach ziarno niezgody. Z mniej- szym powodzeniem próbowali nakłonić do sojuszu plemiona Jiie-czy, grając na ich pragnieniu odwetu, ci jednak pozostali głusi na śpiewy zbyt od nich oddalonej syreny. Tradycja mówi, że wysłany w tym celu do Baktrii chiński K'ien (138-126), przez długi czas przetrzymywany jako więzień 36 Hunowi e i inni barbarz yńcy z północy Hiung-nu, dokonał otwarcia jedwabnego szlaku. Wydaje się to mało prawdo- podobne z uwagi na bardzo dawne stosunki między światem perskim a chiń- skim, ale wtedy rodzi się wielki projekt przyszłej zagranicznej polityki chińskiej: skolonizowanie oaz Azji Środkowej, będących doskonałymi miejscami postoju dla międzykontynentalnego handlu i ważnymi ośrodkami kulturalnymi i rolni- czymi, które należało wydrzeć nomadom. Dynastia Hań - czasem pokonana, częściej zwycięska - opanowała w końcu Tunhuang (Dunhuang) i Turfan, po czym doprowadziła do szczęśliwej dla siebie rywalizacji pomiędzy Hu-han-je, początkowo swym wasalem, a w przyszłości sojusznikiem dzięki małżeństwu, a Cze-cze, nowym władcą Hiung-nu, i to w samym sercu ich państwa, w dolinie Orchonu. Wypędzony w roku 49 przez swego konkurenta, Cze-cze decyduje się wyemigrować na zachód wraz ze swymi zwolennikami. Po drodze pokonuje plemiona Wu-sun i osiedla się w rejonie Czu i Tałas pomiędzy jeziorem Bałchasz a Jeziorem Aralskim. Cztery lata później dopada go tam oddział Chińczyków, przez których zostaje rozgromiony, wzięty do niewoli i zabity. Utworzone przez jego następców zachodnie państwo Hiung-nu, z braku informacji wymyka się całkowicie uwadze historyków. Niecały wiek później, około 48 roku n.e., wskutek dyplomatycznych inter- wencji chińskich bądź też w następstwie samorzutnych rozgrywek wewnętrz- nych, dochodzi do drugiego kryzysu i podziału Hiung-nu na dwa nowe kró- lestwa: Północne w Mongolii Północnej i Południowe w dzisiejszej Mongolii Wewnętrznej. Ten rozłam zapowiada ich upadek. W roku 91 Chińczycy podcho- dzą do Orchonu i biorą do niewoli rodzinę szan-ju. W 93 poważny cios zadają im przybyłe znad górnego Amuru plemiona Sien-pi (Xienbei), praprzodkowie Tunguzów lub raczej (?) Mongołów. Koalicja tych ostatnich z Chińczykami kła- dzie definitywnie kres potędze założonego przez T'u-mana imperium. W dru- gim stuleciu naszej ery hordy z północy zostają wyeliminowane: część z nich wycofuje się w najodleglejsze rejony Górnej Azji, część, nie chcąc się poddać prawu zwycięzców, ucieka na zachód i przyłącza się do następców Cze-cze. Osiadłszy nad Irtyszem i na południowym wybrzeżu Jeziora Aralskiego, spy- chają na północ Ostiaków i Wogułów. Jeśli chodzi o hordy z południa, to skupiają się one w zakolu Żółtej Rzeki, gdzie sfederowane z Chinami odgry- wają rolę podobną do tej, jaką odgrywali Germanie na obrzeżach Impeńum Romanum (220-265). W podobny też sposób po upadku dynastii Hań (220) nie omieszkają rozproszyć się po całych Chinach, zakłócając przez dziesiątki lat spokój i stabilność kraju. W roku 308 jeden z wodzów Hiung-nu, szan-ju noszący już chińskie imię Liu-jiian, stojąc na czele pięćdziesięciu tysięcy ludzi, mianuje się cesarzem w T'aijiian (Taiyuan) i spadkobiercą Hanów. Jego dynastia przeszła do historii pod nazwą Pei Hań (Północnych Hań) lub wcześniejszych Czao. Trzy lata Hiung-nu 37 później jego syn Liu Ts'ung (310-318) zdobywa stolicę Chin, Lojang (Luoyang). Prawowici władcy bezsilnie przyglądają się plądrowaniu kraju; dwaj spośród nich, pojmani przez barbarzyńców, muszą usługiwać im jako podczaszowie i napełniać puchary, zanim zginą z ich ręki. Pozostali rezygnują w końcu ze stawiania oporu i przenoszą się do Nankinu w południowych Chinach (317). W ten sam sposób i z tych samych przyczyn, jak zauważa Renę Grousset, Bizancjum zastępuje na zachodzie Rzym. Liu-Ts'ung wydawał się wszechmocny. Pod jego panowaniem znalazła się większa część Szensi (Shaanxi) i Szansi (Shanxi), północna część prowincji Honan (Henan) i Szantung (Shandong) oraz południowa część Hopei (Hebei). Kiedy umiera, jego następcy okazują się niezdolni do utrzymania władzy. Jednemu z nich udaje się wszakże założyć nową dynastię: Czao późniejszych (ok. 330-350), którzy terytorialnie mieli większy zasięg niż Pei Hań, zagarnęli bowiem wszystkie ich posiadłości, a dodatkowo jeszcze północne regiony Kiangsu (Jiangsu) i Anhuei (Anhui) aż do dolnego biegu Jangcy (Yangzi), Błękitnej Rzeki. Tabgacze W trzecim stuleciu, wieku zamieszania w chińskiej historii, kolejne po Hiung-nu fale barbarzyńców zalewają północną część kraju, zachęcone utrzy- mującą się tam próżnią. I tak w roku 260 na północy Szansi, w regionie Tatung, usadawiają się plemiona Tabgaczów, w transkrypcji chińskiej noszące również nazwę To-pa, niewątpliwie turkojęzyczne i pochodzące znad jeziora Bajkał*: na temat tych ludzi, mających odegrać w przyszłości wielką rolę, mamy wystarczająco dużo informacji, by z całkowitą niemal pewnością ustalić ich tożsamość. Przez około sto lat nic się o nich nie mówi. Dopiero pod koniec IV wieku, kiedy ich władca T'o-pa Kuei (386-409) podbija Szansi i Hopei, pojawiają się nagle w pełnym świetle. W 422 roku zajmują chińską stolicę, Lojang, i niejako automatycznie, pod dynastyczną nazwą Wej, wchodzą w uprawnienia cesarzy Chin. Z tego też tytułu dopominają się o całe terytorium kraju, łącznie z protektoratami w oazach Azji Środkowej, które opanowują około roku 448 (Kucza i Karaszar) i 456 (Hami); drogą podboju podporządkowują sobie co najmniej północną połowę Chin, anektując Szensi (436), Szantung, Honan i część Kiangsu (446). Ulegają jednak kulturze chińskiej, tracąc zarazem cnoty * Ponieważ język Tabgaczów pozostaje nieznany, ich przynależność etniczna ciągle budzi wątpliwości. Zdania, że pochodzili oni znad jeziora Bajkał, nie należy brać dosłownie - ostatnie znaleziska każą raczej widzieć ich kolebkę gdzieś w Wielkim Chinganie i może na Zabajkalu (przyp. wyd.). 38 Hunowi e i inni barbarz yńcy z północy żołnierskie koczowników; wyłącznie to spowoduje ich przegraną w starciu z Chinami Południowymi, kiedy po roku 469 poprowadzą swe oddziały na przedpola Nankinu. Sławę i znaczenie zapewniły im jednak nie błyskotliwe operacje wojskowe, lecz wyjątkowe zdolności do cywilizowania się, do występowania w roli obroń- ców kultury chińskiej przed innymi barbarzyńcami. Oczywiście początkowo, za panowania ich największych władców, T'o-pa Kuei (386-409), To-pa Sy (409-423) i T'o-pa Tao (423-452), zaprezentowali wszystkie barbarzyńskie wady i zalety; między innymi praktykowali egzekucję matek książęcych tuż po intronizacji ich synów, aby uniemożliwić wpływ kobiet na rządy. Od czasu jednak T'o-pa Siin (452-465) przechodzą na buddyzm i stają się propagato- rami tej religii w Chinach. Lojang liczy wówczas nie mniej niż tysiąc trzysta pagód. T'o-pa Hung I po sześciu latach rządów (465-471) rezygnuje nawet z tronu, by poświęcić się buddyzmowi jako mnich. Jego wnuk, T'o-pa Hung II (471-499)*, zasłużył na tytuł do chwały, zlecając wykonanie słynnych rzeźb skalnych w jaskiniach Lungmen. Nic dziwnego, że w tych warunkach buddyzm zostaje w końcu religią państwową. Złagodzenie obyczajów plemiennych pod kojącym wpływem buddyzmu, przejmowanie kulturowych wzorców chińskich, opowiadanie się po stronie Chińczyków zapoczątkowują proces dekadencji za panowania T'o-pa K'iao (499-515). Powstrzymuje go chwilowo regencja Hu, starszej już, lecz ener- gicznej wdowy po T'o-pa K'iao, tradycyjnie tureckiej, choć przychylnej bud- dyzmowi: to ona wysyła do Indii słynnego podróżnika, Sung Jiina. W roku 534 dochodzi do rozłamu, który pociąga za sobą stopniowy zanik państwa: niebawem po Tabgaczach, wchłoniętych przez chińską masę, nie pozosta- nie śladu. Ich stupięćdziesięcioletnia dominacja w Chinach pociągnęła za sobą kon- sekwencje polityczne i militarne. Na stepach, częściowo opustoszałych po wyemigrowaniu Hiung-nu, protomongolskie plemiona Żoużanów lub raczej, używając ich prawdziwej nazwy, Awarów, zakładają nowe państwo koczow- nicze, którego ambicje zdobywcze były nie mniejsze niż poprzednika. Tabga- cze, zżyci jeszcze z warunkami stepowymi i dysponujący sprawnymi oddziałami jazdy, nie ograniczają się do powstrzymywania naporu Awarów, lecz około roku 400, a więc w okresie formowania się ich państwa, wyruszają przeciw nim na wojnę. W latach 429, 443 i 449 decydują się na wielki przemarsz przez pustynię Gobi, żeby dopaść Żoużanów w samym sercu ich kraju, w Ótiiken. Równocze- śnie w roku 439 anektują Kansu, wypędzając osadzoną tam od roku 397 grupę * Ludy Dalekiego Wschodu nie znają europejskiego zwyczaju „numerowania królów''; tutaj cyfry rzymskie służą po prostu do odróżnienia dwóch panujących po sobie wtadców, których imiona (choć po chińsku pisane różnie) nie różnią sit; niczym w transkrypcji (przyp. wyd.). Tabgacze 39 Hiung-nu, która przenosi się do Turfanu i opanowuje go na lat dwadzieścia. Wreszcie w roku 458 Tabgacze zadają tak potężny cios Żoużanom, że ci przez sto lat żyją tylko wspomnieniem dawnej potęgi. Plemiona Turków przygotowują grunt do swej przyszłej hegemonii. W Chinach oddziaływali na taką skalę, że średniowieczni Arabowie i Grecy nazwali ten kraj ich imieniem. Koczownicy stepowi Regiony pomiędzy jeziorem Bałchasz a Aralskim, gdzie dotarły pierzcha- jące przed Tabgaczami grupy Cze-cze i Hiung-nu, zostały już częściowo stur- czone w III wieku p.n.e. Zdaniem Chińczyków, od Morza Zachodniego (Kaspij- skiego?) po Tałas koczowały niezliczone plemiona. W kronikach występują pod różnymi i tym trudniejszymi do rozszyfrowania nazwami, że dotyczące ich dokumenty są nadzwyczaj niepewne. W źródłach chińskich te ludy noszą nazwy T'-ie-le lub Czi-le, lub, zwłaszcza w epoce Wej, Kao-kii Ting-ling, przy czym nazwy T'ie-le, Czi-le i Ting-ling są zapewne zniekształconymi formami nazwy tubylczej, a Kao-Kii („Wysokie Wozy") jej chińskim tłumaczeniem lub odpo- wiednikiem. Według najnowszych badań, to ostatnie wyrażenie miałoby odno- sić się do Tegreków, a nie do Tóleszów, jak wcześniej sądzono. Jakkolwiek było, Kao-kii Ting-ling uważani są przez Chińczyków za spadkobierców Hiung-nu i nie ma żadnych powodów, by wątpić w ich wspólne pochodzenie. I tak na początku VI stulecia, lub może trochę wcześniej, jedna z ich frak- cji, wywodząca się niewątpliwie z bardzo wschodniego środowiska, połączyła się z innymi, tworząc federację dziewięciu plemion, po turecku Tokuz Ogusz, który to zwrot dla większej harmonii brzmieniowej przekształcił się, zdaniem Hamiltona, w Tokuz Oguz. Prawdopodobnie w połowie VII wieku najsilniej- sze z tych plemion, złożone z dziesięciu sprzymierzonych klanów, uformowało grupę Dziesięciu Ujgurów, po turecku On Ujgur, co znaczy dziesięciu krew- nych lub dziesięciu sojuszników, jako że słowo ujgur pochodzi od uja - krewni, sojusznicy, a nie od uj - iść za kimś, podporządkować się komuś. Grupa ta przejęła zapewne kierownictwo nad całą federacją, co tłumaczyłoby, dlaczego mówiono o niej przemiennie: raz Dziewięciu Oguzów (Tokuz Oguz), a raz Ośmiu Oguzów (Sekiz Oguz); to drugie określenie wykluczałoby Ujgurów, którzy już zostali wyróżnieni dzięki narzuconej innym supremacji. Wywód ten pozostaje hipotetyczny, zakłada bądź to zbieżność wydarzeń, struktur i słow- nictwa, bądź to kolejne fale migracji, bądź też rozłam grupy ujgurskiej. Fak- tem jest, że w roku 531 gocki historyk Jordanes, a w 552 bizantyjski Agatiasz wymieniają plemiona On Ogur, Ogundur, Sary Ujgur (Żółci Ujgurzy), Uturgur, Kutrigur jako usytuowane na północy Kaukazu razem z Bułgarami, Akatzirami i Iszgilami lub Isgilami, podczas gdy pole działania Tokuz Oguz i On Ujgurów 40 Hunowi e i inni barbarz yńcy z północy znajdowało się - w niedługi czas potem - znacznie dalej na wschodzie, bo na południowym brzegu jeziora Bajkał. Z drugiej strony źródła muzułmańskie mówią o bardzo niedawnym przybyciu na zachód tych, których nazywają Tokuz Ghuz, a potem tylko Ghuz, to znaczy Oguzów. Wszystko wydaje się mocno nie- jasne, tak jeśli chodzi o daty, jak i lokalizację. Jedyne, co nie budzi wątpliwości, poza wczesnym pojawieniem się rozpro- szonych nazw, to przesuwanie się ludów tureckich w kierunku Europy Wschod- niej, które następuje kolejnymi falami w ostatnich stuleciach pierwszej połowy milenium. Z powodu całkowitego braku informacji odnoszących się do stepów aralskich nie potrafimy uściślić faktów, ograniczając się do wysunięcia pewnych hipotez. Zdaniem niektórych, następcy Cze-cze oraz Hiung-nu, którzy przyłą- czyli się do nich w II wieku, wędrowali w dalszym ciągu na zachód i dość wcześnie dotarli w południowe rejony dzisiejszej Ukrainy pomiędzy Wołgą a Donem. Zwolennicy przeciwnej tezy głoszą, że Hiung-nu pozostali na miej- scu, przepędzając inne, nieznane nam, niestety, ludy. I to właśnie Hiung-nu albo ci nieznani, uchodzący za nich, mieliby być ludem znanym nam w przy- szłości pod nazwą Hunów (Hunoi około roku 150 u Ptolemeusza, jeśli nie ma tu przekłamania); nazwę tę trudno uznać za przypadkową, zbyt silnie bowiem kojarzy się z Hiung-nu, a przemawia za tym dodatkowo sogdyjska forma Chun w odniesieniu do tychże Hiung-nu. Hunowie Jeśli zapisek Ptolemeusza jest autentyczny, to Hunowie osiedlili się w dorzeczu Wołgi około II stulecia n.e. Tam też mieli nawiązać (i chyba później nawiązali) kontakt z Sarmatami, którzy od III wieku p.n.e. zastąpili Scytów na terenach położonych na północ od Morza Czarnego, pomiędzy Wołgą a Dnie- strem. Ich sąsiadami były plemiona Gotów, przybyłe w II wieku n.e. ze Skandy- nawii i osiadłe na zachód od Dniepru. Pewne jest, że w latach 374-375 Hunowie pod wodzą Balamina lub Balambera przeprawili się przez Don i Dniepr i napa- dli na germańskich Wizygotów i Ostrogotów oraz paleoazjatyckich Alanów*. Ludy te, przestraszone nagłym wtargnięciem jeszcze od nich dzikszych i lepiej uzbrojonych Azjatów i wypychane przez nich, szukały ratunku w ucieczce. Tak rozpoczęły się w Europie wielkie najazdy barbarzyńców, pod wieloma wzglę- dami porównywalne do tych, jakie w tej samej epoce, lecz tysiące kilometrów dalej, przetaczały się przez Chiny. * Alanowie są przodkami dzisiejszych Osetów - byli więc ludem północnoirańskim, czyli indoeuropejskim, a nie paleoazjatyckim (przyp. wyd.). Hunowie 41 Podzieleni na trzy hordy, dowodzone przez Uldisa i Mundzuka, podpo- rządkowawszy sobie tych wszystkich, którzy przed nimi nie uciekli, Hunowie zostali niepodzielnymi panami terenów między Uralem a Karpatami. Rzymianie odnosili się do nich z szacunkiem, nie tyle się ich obawiając, co podziwiając. Oddawali im swoje dzieci na zakładników i zabiegali o ich woj- skowe poparcie w walce z Wizygotami (427), Frankami (428) i Burgundami (430). Czyżby się na nich nie poznali? Byliby tak zaślepieni? A może, podob- nie jak Chińczycy, szukali w dalszym sąsiedzie obrony przed bliższym sąsiadem? W każdym razie nie patrzyli na nich wzrokiem ludzi wystraszonych tym, co się miało wydarzyć. Czy Priskos, poseł na dworze Attyli (448-449), oceniał bez- stronnie tego wielkiego jastrzębia, który kochał się w zbytku i gotów był się ucy- wilizować? Król Hunów miał siedzibę gdzieś na Wołoszczyźnie, w mieście zbu- dowanym z drewna, opasanym murami, które były naszpikowane strażniczymi wieżami. Jego pałac zdobiły rzeźbione boazerie i kosztowne wełniane dywany. Nosił bogato haftowane stroje, jadł i pił ze złotych i srebrnych naczyń, inkrusto- wanych szlachetnymi kamieniami. Otaczał się sekretarzami-tłumaczami, prze- świadczony o potrzebie kontaktowania się z innymi ludźmi. Był nie tylko wiel- kim strategiem, ale i wytrawnym dyplomatą. Do władzy Attyla doszedł w porozumieniu ze swym bratem Biedą w roku 434. Początkowo jedynym ich zmartwieniem było regularne odbieranie rocznej daniny od cesarza Teodozjusza II, obiecanej ich poprzednikowi i wynoszącej 350 złotych liwrów; potem - jej stałe zwiększanie, a w najśmielszych planach - podwojenie. Dla osiągnięcia tych celów musieli podjąć kilka wypraw i znisz- czyć kilka miast greckich, przede wszystkim jednak prowadzili pertraktacje. Pertraktowali jeszcze w roku 445, kiedy umierał, być może zgładzony, Bieda. Parę lat po jego śmierci objął swą misję Priskos. Niebawem wszystko ulega zmianie. Dwie wyprawy podjęte przez Attylę na zachodzie wpłyną bardziej na jego reputację niż całe poprzednie życie; będzie się o nim mówić, że to bicz Boży, człowiek, po którego przejściu nie odrasta trawa, a o jego Hunach, do tej pory uważanych za bezbarwnych, że to istoty nieczyste, pozbawione niemal cech ludzkich. Sprawią to niewątpliwie metody działania Attyli, przypominające te, jakie zastosują później jego dalecy spadkobiercy, Czyngis Chan i Tamerlan: traktowanie terroru jako broni paraliżującej, która stawia przed taką samą alternatywą jak w przyszłości bomba atomowa - bezwarunkowa kapitulacja albo totalne unicestwienie. Celem samych najazdów, błyskawicznych i w sumie krótkotrwałych, nie jest zresztą podbój, lecz grabież, a ich siła napędowa tkwi nie w ekspansjonizmie, lecz w żądzy złota i kobiet; inaczej byłyby niewytłu- maczalne. Zimą roku 451 Attyla przeprawia się przez Dunaj i Ren, wkracza na teren Imperium Rzymskiego w pobliżu Moguncji, tam gdzie rozczłonkowana gra- nica wydaje się szczególnie słaba; pomimo jednak zniszczeń spowodowanych 44 Hunowi e i inni barbarz yńcy z północy przez Franków w latach 440—441 jest to ciągle jeden z najbardziej zaludnio- nych, najlepiej zorganizowanych i najaktywniejszych regionów ze wszystkich posiadłości rzymskich. Uderza jak piorun. Miasta muszą zapłacić trybut lub zostaną spalone. Palą się. I płacą. Hunów poznano już wcześniej, wiadomo było, że obrócili w perzynę Mezję, Ilirię, Trację i Macedonię (444-447). Nastę- puje exodus przerażonej ludności, która tłoczy się na drogach, szuka schro- nienia w górach i w lasach. Wszędzie gdzie przechodzi Attyla, jak grzyby po deszczu pojawiają się święci: Lupus w Troyes, Agnan w Orleanie, Genowefa w Lutecji, sami biskupi i dziewice, jedynie oni zdolni są jeszcze wypowiadać się w imieniu wstrząśniętej Galii. Czy do barbarzyńcy przemawiają te żar- liwe modły kierowane do Boga, modły, które nie zastąpią brzęczącej monety? Attyla ugina się pod ciężarem łupów, co opóźnia jego marsz powrotny. Czy doznał porażki, czy go pokonano w Orleanie? Wracał do swojej bazy, bo był wystarczająco bogaty. Wykrwawiony kraj otrząsa się po burzy i widząc ogrom zniszczeń, apeluje o pomoc. Legiony Aecjusza i wspierające je oddziały posiłkowe z całej Galii z opóźnieniem wykorzystują ostatnią szansę. Dwu- dziestego czerwca 451 roku w odległości dwudziestu kilometrów od Troyes doganiają Hunów na Katalaunijskich Polach jak brzmi ich tradycyjna nazwa lub, mówiąc ściślej, na Polach Mauriackich (łac. Campi Mauriaci); Chalons nie miało z tym nic wspólnego. Znajdujący się w odwrocie Hunowie, któ- rych jedynym celem było ocalenie łupów, chronią się za szańcami z własnych wozów, by potem pod osłoną nocy wymknąć się i podjąć pochód ku brze- gom Renu. Czy byli przegranymi, jak ówczesna propaganda próbowała wmówić współczesnym, a na pewno wmówiła przyszłym pokoleniom? Oczywiście - nie. A może ponieśli połowiczną klęskę, jak głosi bardziej ostrożna nauka dzisiejsza? W żadnym wypadku. Ich siły zbrojne i ich morale pozostały nietknięte. I to do tego stopnia, że niecały rok później Attyla przedsięweźmie nową wyprawę, ale nie do Galii, gdzie nie zostało już nic do złupienia, tylko do Italii. Miasta włoskie padają tak, jak przedtem miasta galijskie, i tak samo się palą; naprzeciw Attyli wychodzi papież i namawia go skutecznie do wycofania się. Będzie kanonizowany jako święty Leon Wielki, podobnie jak Lupus, Agnan i śliczne dziewczę z Nanterre, patronka Paryża*. Warto poczytać egzaltowane opisy spotkania na Katalaunijskich Polach: To był straszliwy, niebywały i wielki bój. Czegoś takiego starożytność nie przeżyła [...]. Mały strumyk zamienił się w rwący potok, który spłynął krwią [...]. Podczas tej ogromnej bitwy najbardziej walecznych narodów świata sto sześćdziesiąt pięć tysięcy ludzi straciło życie po obu stronach. Święta Genowefa (przyp. wyd.). Hunowie 45 Tak pisze historyk gocki Jordanes. Oto temat na wielką epopeję. Tymczasem dochodzi do kolejnej straty. W maju 453 roku umiera Attyla po nocy poślubnej z jasnowłosą Germanką Ildiko: być może pada ofiarą spisku, być może własnych zapałów miłosnych. Jego państwo rozpada się w jednej chwili. Buntują się Goci, wycofują inne ludy germańskie. Plemiona Hunów wracają na wschód albo, podobnie jak Hiung-nu w Azji, szukają protekcji Rzymian i łączą się w federacje na ich ziemiach w Mezji i Dobrudży. Czy w historii może się powtórzyć jakaś epopeja? W okresach poniże- nia ludy stepowe zawsze marzą o tym, by na nowo przeżyć przeszłość: jeden z synów Attyli porywa się na Bizancjum. Dzieci jednak rzadko dorównują ojcom; i ten ponosi klęskę, a jego głowa zostaje wbita na włócznię i wysta- wiona na hipodromie. O Atrylo! W powyższym opisie dobrze znanych wydarzeń, które przypominam w na- dziei na ich bardziej wiarygodną interpretację, Hunowie traktowani są przeze mnie jak Turcy albo raczej, chcąc zachować większą ostrożność i zarazem pre- cyzję, jak ludy pochodzące z tej samej, co oni, lecz od dawna już od wspól- nego pnia oddzielonej grupy językowej. Nie wnoszę tu nic nowego. Pogląd taki podziela większość orientalistów pomimo zawodowej powściągliwości i bez względu na pewne merytoryczne zastrzeżenia, jakie budzi zagmatwany ciąg faktów. Wprawdzie wykopaliska archeologiczne na Ukrainie nie przyniosły rozstrzygających wyników, ale za to prace prowadzone na Węgrzech wyka- zały, że Hunowie pochodzili z populacji o wyjątkowo krótkich głowach. Poza tym, kiedy całkiem już zniknęli ze sceny dziejowej, na ich miejscu pojawiły się plemiona bezsprzecznie prototureckie, ich spadkobiercy lub pociotkowie ich wasali, a wszyscy przecież nie mogli przywędrować tu z plemionami T'ie-le, nierozpoznanymi On Ujgurami! Badania lingwistyczne również nie są najmocniejszą podporą. Jedynym dobrze znanym słowem hunickim jest strava (uczta)*, dające się wytłumaczyć jednocześnie w języku tureckim i gockim. Całkowicie enigmatyczne jest imię Attyli, w którym dopatrywano się wielu znaczeń, w tym tureckiej nazwy Wołgi - Etil/Itil. Czy ta zadziwiająca postać nie mogłaby nosić imienia germańsko-turec- kiego z pantureckim rdzeniem ata, co znaczy „ojciec", i germańskim zdrobnie- niem -Ha? Wtedy Attyla byłby ojczulkiem narodów. Bicz Boży ojczulkiem narodów? A czy nie tak właśnie będzie postrze- gany w niektórych kulturach? Niezależnie bowiem od utrwalonego we wspól- nej tradycji obrazu wyłącznie destrukcyjnych działań Hunów, spotykamy się * Hunickie słowo strava oznacza ceremonię pogrzebową, stypę, może też dary składane przy tej okazji zmarłemu. Słowo to próbowano wywodzić nie tylko z języka gockiego i tureckiego, ale i, co Polaka nie zdziwi, z języków słowiańskich (przyp. wyd.). 46 Hunowi e i inni barbarz yńcy z północy też z przywiązaniem do tego niezwykłego bohatera. Mam tu na myśli nie tylko krąg kultury tureckiej, gdzie odkryto go ponownie w XX wieku, ale także węgierskiej, niemieckiej i paru innych... Średniowieczne eposy, zwłaszcza przy- pominające Pieśń o Nibelungach poematy burgundzkie Le chant des mis bur- gondes a la cour d'Attila (Śpiew królów burgundzkich na dworze Attyli) i La mort d'Attila (Śmierć Attyli), ukazują go - pod imieniem Atli zresztą - jako wyrozumiałego po ojcowsku władcę. W alzackim cyklu o świętej Odyli, któ- rej przypisuje się jednak rodowód frankijski (część Franków przyłączyła się do Attyli), występują postaci: jej ojca Ethelryka (inny możliwy wariant połączeń z Atli lub Etil), kuzynki - świętej Hunny, męża - Hunno, a akcja toczy się w mieście Hunnawihr. Heftalici Rok 442: T'o-pa Tao w stolicy Chin, Lojangu! Rok 451: Attyla w Szampa- nii! W tym samym czasie pojawia się dwóch Turków, potężnych, zwycięskich, a przynajmniej wystarczająco wybitnych, by ich imiona stały się symbolami. Czyż to nie imponujące wejście do historii? Na tym jednak nie koniec. Koczownicze ludy stepowe są zdecydowanie w bojowym nastroju, ponieważ w tym samym stuleciu wsławiają się także w Persji i w Indiach. Mowa tu o Heftalitach, zwanych także Je-Ta lub Białymi Hunami, którzy byli wasalami Żoużanów, czyli Awarów, i żyli w górskim masywie Ałtaju. Zbuntowali się oni przeciwko swym panom, a wywalczywszy niezależność zaatakowali Sogdianę, Baktrię i Chorasan (440), skąd po pokonaniu i zabiciu Sasanidy Peroza (459-484) ruszają na Indie. W zdobytym po drodze Kabulu, gdzie jeszcze dzisiaj można oglądać resztki wzniesionych przez nich murów, mają doskonałą bazę wypadową przeciw Półwyspowi Indyjskiemu, aktualną i w naszych czasach. Państwo Guptów chyli się właśnie ku upadkowi: świetna okazja dla barbarzyńców. Heftalici pustoszą Gandharę, po której zostały tylko ruiny, i -jak mówią źródła -wybijają dwie trzecie jej ludności, pozostałą trzecią część biorąc w niewolę. Pod przywództwem tegina Toramany, z książęcego rodu, ale nie króla, opanowują Indus i prowincję Malwa. Przez prawie sto lat dają się mocno we znaki krajom indoirańskim, to je tyranizując, to współpra- cując z nimi, to przy każdej możliwej sposobności mieszając się w ich sprawy wewnętrzne, niekiedy nad wyraz dobitnie: w roku 568 któryś z Heftalłtów jest doradcą perskiego cesarza Chosroesa. Około roku 565 zostają pokonani w Azji Środkowej przez dawnych Turków T'u-ktie, a w drugiej połowie wieku VII, kiedy już się o nich nie wspomina Heftalici 47 w Persji, znikają też z Indii, usunięci stamtąd lub wchłonięci przez miejscowych. Potrafili skutecznie utrzymać swą przewagę tylko przez jedno stulecie: okres niewielki, lecz jednocześnie bardzo znaczący, jakby jedyną racją ich istnienia było zaznaczenie na mapie świata trzeciego tureckiego punktu. Czy rzeczywiście tureckiego? Według panującej opinii, Heftalici wywodzą się z Protomongołów, ale argumenty uzasadniające tę tezę nie wydają się prze- konujące. Ich pierwotne środowisko, Ałtaj, kolebka i rezerwuar Turków, prze- mawia za pochodzeniem prototureckim. Jakkolwiek jest, nie ulega wątpliwości, że pod względem etnicznym są nie bardziej jednolici niż inne ówczesne for- macje i że oprócz klasy rządzącej, o której przynależności lingwistycznej warto podyskutować, byli wśród nich również przedstawiciele grup turkojęzycznych. Historia państw stepowych różni się zawsze w szczegółach, pozostając nie- zmienną w sprawach zasadniczych. Państwo Awarów Musimy teraz wrócić do Awarów, przez autorów chińskich nazywanych Żoużanami, z którymi zetknęliśmy się już dwukrotnie. Są to najprawdopodob- niej Protomongołowie, których obecność w Chinach potwierdzają ich przyszli wrogowie, Tabgacze, nie mają też nic wspólnego z pseudo-Awarami, którzy pod nazwą Awarów znani są na zachodzie i z którymi rozprawił się ostatecz- nie Karol Wielki. Dowodzony przez Szó-luna lud Żoużanów pokonuje ple- miona Kao-kii Ting-ling niedaleko Kobdo (Mongolia zachodnia), Tarbagatajju i w rejonie Semipałatyńska, by w krótkim czasie odtworzyć w poprzednim mniej więcej kształcie, a więc od stepów koreańskich po Irtysz i Karaszar, dawne państwo Hiung-nu, któremu jednak nie potrafili nadać dawnego rozmachu i stabilności. Zdobywszy niekwestionowaną przewagę w Górnej Azji, natknęli się na przeszkody ograniczające ich dalszą ekspansję i skuteczne sprawowanie władzy: gwałtowne ataki Tabgaczów i bezustannie prowokowane walki wewnętrzne, zwłaszcza około roku 520, bunty licznych poddanych, głównie Heftalitów oraz - jeszcze bardziej uciążliwe w skutkach - plemion Ting-ling, które nie mogły zapomnieć swej dotkliwej porażki i pogodzić się z własnym wasalstwem. Badacza historii tureckiej Awarowie interesują nie tylko dlatego, że są okresowo następcami Turków w Mongolii, że walczą z nimi, podporządkowują ich sobie, a w końcu zostają przez nich wyeliminowani, lecz również dlatego, że wnoszą do Górnej Azji nowe elementy cywilizacyjne, które przekształcą się w specyficznie tureckie. Między innymi pod ich wpływem stary królewski tytuł 48 Hunowi e i inni barbarz yńcy z północy szan-ju ustępuje tytułowi kagan (kahan), który w tej formie lub w jej oboczności chan (kań)* doczeka się niezwykłej kariery, a wraz z szan-ju zniknie być może starożytna wizja władzy. * Trudno mówić o oboczności słów kań i kagan, bo są to dwa różne wyrazy, choć pokrewne i czasami brzmiące podobnie. Można przypuszczać, że kagan („cesarz") jest pochodną od wyrazu kań („król"), tak jak pers. szachinszah od szacha. Późniejsze zbliżenie (formalne i znaczeniowe) tych terminów nastąpiło za sprawą Mongołów, w których języku dawny kagan przekształcił się w ka'ana i cha (z długim a), który z kolei został przejęty jako chan przez inne narody (przyp. wyd.). Rozdział 3 Kowale z Ałtaju Jak się wydaje, ludy Górnej Azji, w większości tureckie, źle znosiły domi- nację Żoużanów (407-552), która w efekcie jawi się jako zjawisko akcydentalne w długim ciągu historycznym, kiedy to przewagę miały tutaj ludy turkojęzyczne, podczas gdy mongolskojęzyczne przebywały głównie na Dalekim Wschodzie. Przy obecnym stanie naszej wiedzy nie sposób ustalić, jak wyglądała mapa świata tureckiego od V do VII wieku. Liczne nazwy podawane w transkrypcji przez kronikarzy chińskich nie zostały do tej pory jednoznacznie rozpoznane, a ich usytuowanie, nawet jeśli coś mówi, może wprowadzać w błąd. Uwaga ta odnosi się również do inskrypcji tureckich z początku VIII wieku. Samo wyli- czenie ludów, aczkolwiek konkretne i w języku tureckim, nie zawsze pozwala na identyfikację terminów geograficznych, a tym bardziej nazw plemiennych i etnicznych. Przy braku wokalizacji spółgłosek poszczególne ich grupy mogą wskazywać zarówno Turków, jak i nie-Turków, a w wypadku całego wykazu być bliższym określeniem nazwy jakiegoś plemienia. W tych warunkach każda próba opisu zostawia spory margines niepewności. Dodajmy, że poświadczona obecność w takiej czy innej miejscowości tej czy innej formacji tureckiej nie oznacza bynajmniej, że była tam grupą dominującą lub może jedyną. Mogły przecież - i musiały - przyłączyć się do niej populacje indoeuropejskie, szcze- gólnie sogdyjska. Ludy i federacje tureckie w wiekach od V do VII Na wschodnich krańcach Mongolii, w sąsiedztwie Protomongołów z Man- dżurii, w ścisłym kontakcie z nimi i być może częściowo zmongolizowane, żyły 50 Kowale z Ałtaju grupy ludów tureckich, z których najbardziej znani są Izgilowie, Bajyrku, Tata- rzy i Oguzowie. Razem z nimi zapuściło tam korzenie protomongolskie plemię Kitanów lub Kitajów, którym sądzone było odegranie wielkiej roli, choć wów- czas jeszcze nie przekroczyli gór Kadyrykan*. Plemiona Izgil i Bajyrku nie mają większego znaczenia: naturalne środowisko tych pierwszych jest niepewne, dru- dzy żyli w górnym biegu Kerulenu. Piękna przyszłość czeka natomiast Tatarów i Oguzów. Tatarzy tworzą prawdopodobnie dwie federacje: jedną złożoną z co naj- mniej trzydziestu plemion, tak zwany Otuz Tatar (Trzydziestu Tatarów), i drugą, mniej liczną, dziewięcioplemienną, tak zwany Tokuz Tatar (Dziewięciu Tata- rów), która mogła zresztą stanowić część pierwszej. Przypuszczalnie zajmowali teren pomiędzy rzeką Kerulen, w dolnym jej biegu, a jeziorem Bajkał, w żad- nym wypadku nie wychodząc poza jego południowo-zachodni kraniec. Niektó- rzy badacze uznają ich za Protomongołów, którzy później ulegli sturczeniu. W każdym razie musieli utrzymywać bliskie stosunki najpierw z Protomon- gołami, a później z Mongołami aż do czasów Czyngis Chana (XIII wiek). Ich imię zyska światowy rozgłos, często co prawda w błędnej formie „Tarta- rowie", powstałej w wyniku pomieszania nazwy mitycznej rzeki antyku z bar- barzyńskim terminem. Do średniowiecza są prawie nieznani, dopiero począw- szy od X wieku, coraz częściej pojawiają się wzmianki na ich temat, zwykle w kontekście ich waleczności i dzikości, cech znamiennych dla ludu, w którym nie brakowało ani walecznych, ani dzikich. W XI stuleciu arabski leksyko- graf Mahmud al-Kaszgari, dobrze na ogół poinformowany, umiejscawia ich w kraju Ótiiken, ale już dwieście lat później widzimy ich znowu w górnym biegu Kerulenu. Jeśli chodzi o wspomnianych wcześniej Tokuz Oguz, Dziewięciu Oguzów, to plemiona te mogły reprezentować olbrzymią formację turkojęzyczną, osia- dłą na terenach daleko wysuniętych na zachód. W jej skład wchodziliby przy- szli Turcy, wymieniani w kronikach chińskich jako T'u-kiie, oraz część ple- mion Bajyrku i Ujgurów, o ile ci ostatni nie uzyskali nad Oguzami pewnej przewagi. Według inskrypcji z początku VIII wieku głównym terenem działa- nia Tokuz Oguz miały być południowe i południowo-wschodnie rejony nad- bajkalskie. Zanim plemiona T'u-kiie (Turkuci) nie ustanowiły swojej stolicy w krainie Ótiiken, tak jak przed nimi zrobili to Hiung-nu i Żoużanie, na północy Mongo- lii i na południu Syberii koczowali Kurykanie, Kirgizi, Syr Tarduszowie i Ujgu- rzy. Dwie pierwsze grupy można łatwo zlokalizować. Kurykanie żyli na zachód * Bliżej nieznany (wspominany tylko w tekstach starorureckich) masyw górski na południu Syberii (przyp. wyd.). Ludy i federacje tureckie w wiekach od V do VII 51 od Bajkału, w regionie dzisiejszego Irkucka, być może, jako członkowie federa- cji ujgurskiej, Kirgizi zajmują górną część dorzecza Jeniseju (Yeni Czaj, Nowa Rzeka)*, to znaczy rejon od Minusińska do Abakanu. Niekiedy twierdzi się, że podporządkowali sobie także tereny leżące aż nad źródłami Jeniseju, w okoli- cach dzisiejszej Tuwy, jednak znalezione tam starożytne inskrypcje tak bardzo różnią się od inskrypcji kirgiskich, że nie mogą być potwierdzeniem działania tu innych Kirgizów o nieznanej nazwie. Jak to już było powiedziane, Kirgizi należą do najstarszych znanych nam ludów tureckich, nie reprezentują jednak żadnych cech antropologicznych rzekomej rasy tureckiej. Uważani na ogół za sturczo- nych Indoeuropejczyków, są - wedle opisów chińskich - „wysokim chłopcami o jasnych włosach", a w XI wieku Arab Gardizi, przytaczając legendę o ich słowiańskim pochodzeniu, dodaje, że zachowali jeszcze coś ze Słowian, a mia- nowicie rude włosy i białą cerę. Ich nazwa, podobnie jak wiele archaizmów w ich języku, ma etymologię czysto turecką. Rdzeń kyrk znaczy czterdzieści, -izl-yz to często występująca końcówka (iki - dwa; ikiz - bliźnięta, kyz - dziew- czyna). Z połączenia kyrk i kyz powstaje określenie Czterdzieści Dziewcząt, które albo wywodzi się z mitu o genealogii Kirgizów pochodzących ze związku czterdziestu dziewic i dzikiej bestii, albo też było tego mitu zalążkiem. Kir- gizi to czterdzieści sfederowanych plemion, tak samo jak Tatarzy i Oguzowie. Pozostawiwszy po sobie ciekawe teksty epigraficzne, próbują narzucić w VIII wieku hegemonię innym ludom Azji Środkowej, wycofują się jednak do swych baz wyjściowych, gdzie pozostaną aż do XVIII wieku, dając rzadki w historii Górnej Azji przykład zasiedzenia. Niektóre ich plemiona mogły zapewne się przemieszczać, co tłumaczyłoby, dlaczego zachodni Turcy ofiarowali kirgiską niewolnicę bizantyjskiemu posłowi Zemarchowi, ale aby wyjaśnić ten fakt, nie trzeba uciekać się do zjawiska migracji: wystarczającym wytłumaczeniem są wojny. Jeśli chodzi o Syr Tarduszów, którzy wypasali swoje trzody bardziej na południu, między górami Ałtaju a jeziorem Bajkał, to pozostają oni dość zagadkowi. Przypuszczalnie określenie Tardusz oznaczało w VII, jeżeli już nie w V wieku Turków wschodnich. Ujgurzy, omawiane już tutaj ugrupowanie dziesięciu sojuszników, On Ujgur, umiejscawiani są w inskrypcjach z VIII wieku na południe od Bajkału, niewykluczone jednak, że ich siedziby znajdowały się na północ od gór Ótiiken, tam gdzie współcześnie przebiega granica dzieląca Syberię z Mongolią. Dziś wiemy, że ludy tureckie nie zamieszkiwały terenów na południe od pustyni Gobi, czyli na pograniczu chińskim, tureckojęzyczne inskrypcje w Mongolii sytuują tam jedynie ludy chińskie i tybetańskie. * Proponowana przez autora etymologia nazwy „Jenisej" wydaje się nieprawdopodobna, ponieważ wyraz „Jenisej" wywodzi się z języków uralskich, a nie zachodniotureckich, w któ- rych występuje wyrażenie Yeni Czaj (przyp. wyd.). 52 Kowale z Ałtaju Masyw ałtajski, zarówno po mongolskiej, jak i syberyjskiej stronie, to niewątpliwy rezerwuar populacji tureckich, wśród których w okresie hegemonii Awarów Chińczycy wymieniają T'u-kiie, pierwszych Turków noszących tę nazwę. W rejonach wschodnich, ciągnących się do brzegów jeziora Bałchasz, żyją Karłucy (czyli „śnieżni") i Tólesze: ci pierwsi przyłączą się do Arabów, aby rozprawić się z Chińczykami w decydującej bitwie nad rzeką Tałas, ci drudzy, równie tajemniczy jak Tarduszowie, w okresie panowania ujgurskiego tworzyć będą zachodnie skrzydło ich państwa. Na południe od Ałtaju koczują ludy nazywane przez Chińczyków Sza-t'o, bez odniesień do konkretnej nazwy tureckiej. Będą ostatnimi Turkami, którzy na własną rękę dokonają podboju Chin. W ich sąsiedztwie napotykamy Basmyłów, których nazwa jest jednym z wariantów odczasownikowej formy „basmysz", oznaczającej „tych, co naciskają". Terenem ich działania jest południowo-wschodnia Dżungaria, a „nacisk" wywierany jest być może na Tarym, gdzie jednak - wbrew opiniom niektórych badaczy - nie udało im się chyba przeniknąć, tak że przyszły Sinkiang (Xinjiang) pozostał nadal głównym ośrodkiem państw o kulturze indosasanidzkiej i religii buddyjskiej. Wreszcie, na południe od jeziora Bałchasz, natrafiamy na lud Tiirgeszów (Tiirkeszów), bez wątpienia bliski T'u-kiie (Turkutom lub Turkom w szerszym znaczeniu), jeśli sądzić po dodanym do rdzenia sufiksie -esz, towarzysz. Jak się zdaje, w inskrypcjach tureckich wyraz turgesz traktowany jest prawie wymiennie z nazwą On Ok, Dziesięć Strzał, oznaczającą dziesięć zachodnich plemion pań- stwa T'u-kiie. Prawdopodobnie chodzi tu o jedno plemię sprawujące kontrolę nad pozostałymi. Dobrze znani Chińczykom i podzieleni na plemiona „żółte" i „czarne", tworzą chyba grupę dominującą do roku 711 i później ponownie od 716 do 766, kiedy to ich terytorium przechodzi we władanie Karłuków. Ani kroniki chińskie, ani inskrypcje tureckie nie pozwalają odtworzyć mapy na zachodzie, a źródła bizantyjskie słabo je w tym wyręczają. Trudno uwierzyć, by tereny pomiędzy jeziorem Bałchasz a Aralskim nie były przynajmniej czę- ściowo zaludnione przez potomków Hiung-nu oraz Ting-ling, czyli Tegreków. Region kaspijski, na północ od Morza Czarnego, jest miejscem wędrówek trud- nych do zidentyfikowania ludów tureckich, a także Hunów, którzy wycofali się tutaj po śmierci Attyli i nieudanej wyprawie jego syna na Bizancjum. Wkrótce też zaznaczają tu swą obecność Bułgarzy, Węgrzy i Chazarowie. Z przedstawionego wyżej, bardzo niedoskonałego obrazu wynika, że świat turecki, ruchliwy i dynamiczny, prawie nieprzerwanie zajmował przestrzeń ciągnącą się od krańców Mandżurii po krańce Bizancjum, a więc bardzo długi i stosunkowo szeroki pas ziemi (pomiędzy 45 a 55 równoleżnikiem), ograniczony z jednej strony lasami północy, z drugiej zaś - łańcuchami gór i ośrodkami wielkich cywilizacji południa. Pierwsi historyczni Turcy 53 Pierwsi historyczni Turcy Mocno osłabieni najazdami Tabgaczów w roku 458, Awarowie musieli z kolei stawić czoła Tóleszom, którzy niecierpliwie domagali się przywrócenia im niezależności, wywołując bunty w latach 508 i 521. Kiedy w roku 546 szykowało się kolejne powstanie Tóleszów, Żoużanie zostali o tym uprzedzeni przez niejakiego Bumyna, wodza jednego z tureckich plemion w Ałtaju, którego imię poznamy wkrótce dzięki chińskiemu zapisowi T'u-kiie. Rewolta Tóleszów zostaje zduszona w zarodku. Bumyn domaga się oczywiście zapłaty: ręki jednej z księżniczek, spotyka się jednak z brutalną i obelżywą odprawą: „Czy nie pochodzisz z niewolników, którzy kują dla nas broń w Ałtaju?". Poniżony Bumyn postanawia się zemścić i wysyła posła na dwór chiński. Taki jest oficjalny punkt wyjścia nowej dynastii i przyszłego państwa, jak donosi późniejsza inskrypcja z Tarjat. Dopiero jednak w roku 552, przyłączywszy się do Tabgaczów - lub raczej do Wej, którzy nie ulegli jeszcze wówczas schińszczeniu - Bumyn wyrusza przeciw Awarom i rozprawia się z nimi tak bezwzględnie, że ich zrozpaczony kagan popełnia samobójstwo. W chińskiej transkrypcji nazwy T'u-ktie kryje się słowo „Turek" lub raczej „Turiik"; pod uwagę brane jest również Tiirkut, archaiczna forma liczby mno- giej od Turiik*, z którą spotykamy się po raz pierwszy w historii. Wyraz ten, tłu- maczący się jako „silny" lub „silni" i określający początkowo nie formację ple- mienną czy etniczną, lecz organizację polityczną, w przyszłości używany będzie z pominięciem innych znaczeń, niekiedy uzupełniony epitetem kok (gók), „nie- bieski", czyli „boski" lub „niebiański". Późniejsze użycie słowa Tiirk na określenie wszystkich ludów turecko- języcznych zawdzięczamy prawdopodobnie muzułmanom, którzy zauważyli, że w różnych krajach utrzymujących z nimi stosunki mówi się językiem tym samym lub zbliżonym do tego, jakim posługują się Turkowie - Turkuci. W klanie przewodzącym Turkutom, a przynajmniej w rodzie Bumyna, uważającym się za potomków Hiung-nu, utrzymywała się legenda o ich niebiańskim pochodzeniu i cudownym narodzeniu, z-której licznymi wariantami zapoznali nas Chińczycy. T'u-kiie są szczególnym odgałęzieniem Hiung-nu. Ich rodową nazwą było A-se- na (Aszyna). Tworzyli oddzielną hordę, ale z czasem pokonani zostali przez sąsiednie państwo, które unicestwiło całą ich rodzinę z wyjątkiem dziesięcioletniego chłopca. Ze względu na jego młody wiek żaden żołnierz nie miał odwagi go uśmiercić. Ostatecznie * Autor tylko częściowo na rację. Rekonstruowaną formę Tiirkut rzeczywiście interpretuje się jako formę pluralis, jednak nie archaiczną, a obcojęzyczną, bo mongolską. Zakłada się. że Chińczycy poznali ją za pośrednictwem Zoużanow, których niekiedy podejrzewa się o pocho- dzenie mongolskie (przyp. wyd.). 54 Kowale z Ałtaju ucięto mu stopy i rzucono w bagno porośnięte trawą. Tam karmiła go mięsem wilczyca. Kiedy chłopiec wyrósł na młodzieńca, połączył się z samicą, która wkrótce stała się brzemienna. Król, dowiedziawszy się, że dziecko ciągle żyje, wysłał ponownie swoich ludzi, by go zabili. Ci, widząc przy nim wilczycę, chcieli i ją zabić. Ale drapieżnica uciekła i wdrapała się na górę położoną na północy królestwa Turfan. Znajdowała się tam jaskinia, a w jaskini polana pokryta bujną roślinnością, która miała kilkaset // w obwodzie i nad którą ze wszystkich stron zwieszały się skały. Schroniwszy się w jaskini, wilczyca wydała na świat dziesięciu chłopców. Chłopcy, kiedy dorośli, wzięli sobie za żony kobiety z zewnątrz, które zostały matkami. Ich potomstwo wybrało rodowe imię, a jeden z synów nazwał się A-se-na (Aszyna). Aszyna, nazwa królewskiego klanu i prawdziwa nazwa dynastyczna, nie ma pochodzenia tureckiego, wbrew opinii Boodberga, który widzi w niej pochodną od as- („przechodzić góry"); podobnie jest z imionami pierwszych władców, kojarzącymi się raczej z językami indoeuropejskimi. Mit o rodowodzie Aszyny jest oczywistą kopią mitu Wusunów, ludu osiadłego w II wieku p.n.e. nad jeziorem Issyk-kul i w dorzeczu Iii, uważanego przez część badaczy za Prototurków, ale przypominającegp raczej lud indoeuropejski, opisywany jest bowiem jako niebieskooki i rudobrody. I wreszcie: oficjalnym językiem dynastii, przynajmniej początkowo, nie był turecki, lecz sogdyjski, na co wskazuje nieodparcie królewski napis z Bugut, wyryty na pomniku nagrobnym syna Bumyna, Mugan Kagana, zwanego przez Chińczyków Mu-han (553-572). Można się więc zastanawiać, czy Turkuci byli już sturczeni w chwili dojścia do władzy, czy też, poddani wpływom kultury sogdyjskiej i biorący za żony - jak głosi legenda - kobiety nie tureckie, lecz kobiety tubylcze z Turfanu (wyraźna aluzja do egzogamii), byli ludem tureckojęzycznym, ale podobnie jak wielu ich następców porzucili ze snobizmu własne narodowe obyczaje na rzecz cudzoziemskich. Na rzecz turkojęzyczności Turkutów przemawia i to, że przejęli oni bez trudności spadek po Awarach i w krótkim czasie zdobyli przewagę nad wszystkimi tureckojęzycznymi plemionami, zmęczonymi dominacją mongolską. Znaczny udział miał w tym Istemi (552-575), brat Bumyn Kagana, który odzie- dziczył po Żoużanach królewski tytuł kagana. Według źródeł chińskich, Istemi wraz z dziesięcioma innymi wodzami plemion On Ok (Dziesięć Strzał) towa- rzyszył swemu bratu w podboju Dżungarii, a po jego śmierci, która nastąpiła bardzo szybko, bo w roku zwycięstwa, przyjął tytuł jabgu (wicekróla) i zacho- wał wszystkie zachodnie regiony państwa dla swego bratanka, Mugan Kagana. Ten ostatni wybiera na swą rezydencję „święty kraj Ótiiken", nad brzegami Orchonu i Selengi w północnej Mongolii, tam gdzie niegdyś rezydowali władcy Hiung-nu i Żoużanie, i skąd teraz będzie zagrażał Chinom. Pierwsi historyczni Turcy 55 Pod energicznym przywództwem Istemiego i jego syna Tardu (575-603) Turkuci, a wraz z nimi wszyscy Turcy odnoszą nadzwyczajne sukcesy na zachodzie. W pierwszej kolejności - dyplomatyczne. Istemi nawiązuje rozmowy z per- skimi Sasanidami i sprzymierza się z nimi przeciwko Heftalitom, odnawiając w ten sposób przymierze koczowników z ludami osiadłymi, taki sam niebez- pieczny i przeciwny naturze sojusz, jaki zawarł Rzym najpierw z Germanami, a później z Attylą, i jaki tak często zawierać będą z barbarzyńcami Chiny i Bizancjum. Największy z władców sasanidzkich Chosroes, król królów, poślu- bia księżniczkę tureckiego rodu, która powije mu syna, Hormuzda IV, nazy- wanego powszechnie Turkzade („Syn Turka"). Fakt ten będzie miał kapitalne znaczenie, jeśli nie dla teraźniejszości, to dla przyszłości, zapowiada bowiem wprowadzenie do armii perskiej najemników tureckich, niewątpliwie chrześci- jan, ale z pochodzenia Turków. Polityka, którą zapoczątkuje Hormuzd, będzie kontynuowana w muzułmańskiej Persji, podjęta w Bizancjum, w arabskim kali- facie Abbasydów i w Egipcie, skutkiem czego wszystkie te kraje będą kierowane przez Turków, by w końcu ulec rozpadowi. Już w 590 (!) roku przeciw Chosro- esowi buntuje się jeden z jego generałów, Bahram Czubin; zostaje pokonany połączonymi w tym celu siłami dwóch przeciwników, Greków i Persów, a Sasa- nida bierze do niewoli licznych zbuntowanych żołnierzy tureckich i odsyła ich bazyleusowi jako przywódcy chrześcijaństwa. W drugiej kolejności - sukcesy wojskowe. Zjednoczeni z Persami, Tur- kuci zwracają się przeciwko Heftalitom, a po ich rozgromieniu około roku 565 dzielą się pozostałością po nich. Pierwszym przypada w udziale Baktria, drugim - Sogdiana, kraj o starej perskiej kulturze, gdzie zakładają bazy, z któ- rych będą w przyszłości rozprzestrzeniać się wpływy tureckie. Ich oddziaływa- nie na ludność miejscową przebiega powoli i towarzyszy mu głębokie krzyżo- wanie się ras, co nie umniejsza ani trochę brutalnego faktu, że Persja traci definitywnie jedną z najcenniejszych prowincji, a cywilizacja indoeuropejska doznaje kolejnego uszczerbku. Tak rodzi się nowy kraj turecki, który znacz- nie później będzie nazwany Turkiestanem, zanim w naszych już czasach nie pojawi się pod nazwą Uzbekistanu. Samarkanda i Buchara, miasta, które pobu- dzają naszą wyobraźnię i o których się marzy, są już miastami tureckimi lub wkrótce nimi będą! Czasy się zmieniają. Turcy wkraczają w krąg wielkich cywilizacji. Turkuci mają teraz styczność z Persami wzdłuż niezwykle długiej gra- nicy: Turan i Iran tworzą ramy dla przyszłej wielkiej epopei, Księgi królewskiej Ferdousiego. Początkowo panuje tu jednak bezruch. Krótko po roku 565 na dworze sasanidzkim przebywa grupa posłów Istemiego, którą kieruje Sogdyj- czyk Maniach. Siatka jego kontaktów rozszerzy się po roku 567 przez nawiąza- nie bliższych stosunków z Bizancjum. Ten sam Maniach z Sogdyjczykami zostaje 56 Kowale z Ałtaju wysłany do cesarza Justyniana II, aby przekazać „list w alfabecie scytyjskim", czyli sogdyjskim. Jeszcze w tym samym 567 roku na dwór Istemiego udaje się Bizantyjczyk Zemarch, a wkrótce potem kolejni posłowie, między innymi w 576 Walentyn, który zabierze ze sobą stu sześciu Turków (lub Irańczyków, wasali tureckich?), przybyłych do Konstantynopola w latach wcześniejszych. Te nastę- pujące po sobie kontakty, którym zawdzięczamy bizantyjskie zapiski o zachod- nich Turkutach - bezcenne źródło informacji, stały się możliwe dzięki protek- toratowi, jaki nad ludami południowo-wschodniej Europy sprawowali Istemi i Tardu: mówi się o tym w 569 i potem w 576, co pozwala ocenić skalę wzajem- nego zainteresowania. Wyjaśnieniem tych kontaktów są wspólne ambitne plany Greków i Turkutów. Ci pierwsi od wieków, od czasów rzymskich, toczą niekoń- czące się walki z Persami, walki nierozstrzygnięte i tak bardzo wyczerpujące obu przeciwników, że okażą się bezsilni, kiedy ze swoich pustyń wyjdą Arabo- wie. Nowa sytuacja, powstała po osiedleniu się Turkutów na zachodzie, czyni z nich potencjalnych sojuszników. Zostają nimi z mocy prawa. Tardu, świadomy politycznych realiów, porzuca przyjaźń irańską na rzecz greckiej. W latach 584, 588 i 590 atakuje Persję, by w końcu zająć Tocharystan. Nie przeszkadza mu to przy nadarzającej się okazji mieszać się w spory bizantyjskie. Wysyła na przy- kład swoje oddziały, by wspomogły Turków z terenów przyszłej Ukrainy w ich działaniach przeciwko greckim faktoriom na Krymie, i to w czasie, gdy na jego dworze, gdzieś nad Iii, gości bizantyjski poseł Walentyn. Wydaje się, że nic nie powstrzyma Turków w ich ekspansji. Rozciągnęli już swe panowanie na Mongolię, rosyjski Turkiestan, część Turkiestanu chińskiego, zachodnie pobrzeże Morza Kaspijskiego, północne i wschodnie regiony Afga- nistanu, sięgają prawie po brzegi Indusu, do samych wrót Indii... Ich państwo jest jednak zbyt rozległe, a Chińczycy czuwają. Początkowo, przestraszeni tą nową barbarzyńską potęgą, swoim zwyczajem ugięli przed nimi kark. I tak, kiedy ostatni potomkowie Żoużanów schronili się w ich państwie, nie potra- fili oprzeć się żądaniom kagana: imigranci zostali wydani i zmasakrowani przez Turkutów u stóp Wielkiego Muru. Potem, w czasach gdy na tronie mieli zasiąść T'angowie, udało im się opanować sytuację. Byli nadal zdolni prowadzić swą tradycyjną politykę zagraniczną, polegającą na łączeniu lub poprzedzaniu kam- panii dyplomatycznych kampaniami wojskowymi. Świadomi tego Turkuci skru- pulatnie, lecz na próżno analizowali postępowanie swoich adwersarzy. Słowa Tabgaczów [tj. Chińczyków - przyp. wyd.] są słodkie, a ich bogactwa znie- walające. Nęcąc swoimi słodkimi słowami i zniewalającymi bogactwami, przyciągnęli do siebie ludy żyjące daleko, te zaś, które osiadły blisko, przyswajały sobie szkodliwe nawyki [...]. Jeżeli jednak choćby jeden człowiek zszedł z dobrej drogi, to już go nie Pierwsi historyczni Turcy 57 puszczali do jego szczepu, ludu, przyjaciół [...]. I ty, ludu turecki, jeśli pójdziesz w tym kierunku, jesteś skazany na zagładę*. W roku 582 dochodzi do zerwania Turkutów wschodnich czy też pół- nocnych, tych znad Orchonu, z Turkutami zachodnimi, Dziesięcioma Strza- łami, którzy ponadto szukają zaczepki ze swymi sąsiadami z północy, T'ie-Ie lub Ting-ling. Wkrótce rywalizacja obu państw przerodzi się w otwartą walkę i wtedy Chiny będą mogły zbierać punkty. Stopniowo odzyskują swe wpływy w Azji Środkowej i jeśli nawet dla tych, których nazywano T'u-kiie, nie skoń- czyły się jeszcze piękne czasy, wkrótce przejdą w stan prawie całkowitej podle- głości. W okresie 630-681 Chińczycy sprawują protektorskie rządy na królew- skich dworach w Górnej Mongolii i nad Orchonem, a ich kolonie umacniają się daleko na zachodzie. Zapewne nigdy w swej historii Chiny nie osiągnęły takiej świetności i uznania, nigdy też później ich nie odzyskały: rozpoczyna się dla nich złoty wiek. Drugie państwo turkuckie Ten właśnie moment wybrali Turkuci, by na terenie samego kaganatu, w kraju Ótiiken, odbudować swe dawne państwo lub raczej zbudować państwo całkiem nowe. Ruch odnowicielski miał charakter ludowy. Przyznają to królewskie inskryp- cje, które w jednym długim zdaniu donoszą o uświadomieniu „pospolitego ludu tureckiego w swej masie" oraz oskarżają „nieobeznanych kaganów, którzy panują, złych kaganów oraz ich oficerów, wszystkich pozbawionych mądrości i zalet", a na końcu, jeszcze bardziej gwałtownie, atakują „szlachtę turecką, (która) porzuciwszy własne tureckie imiona, szlachtę schińszczoną, (która) przyjąwszy imiona chińskie, posłuszna jest cesarzowi chińskiemu"**. Ruch ten nie mógł się jednak urzeczywistnić inaczej niż poprzez odnowiony sojusz dynastii i mas, sojusz podtrzymywany dziwnym trafem przez wielkiego barba- rzyńskiego pana, który sam również uległ schińszczeniu, aczkolwiek nienawi- dził wszystkiego, co chińskie: przez Tonjukuka. Nie ulega wątpliwości, że to odrodzenie, całkowicie nieprzewidziane, wynikało z głębokiego nacjonalizmu. * Cytat za: S. Kałużyński Tradycje i legendy ludów Mongolii, Warszawa 1978, s. 52-53 (przyp. wyd.). ** W przekładzie S. Kałużyńskiego cytat ten brzmi następująco: „Na tronie zasiadali i pano- wali źli, nierozumni kaganowie. Ich bojurukowie byli również głupi i źli [...]. Tureccy begowie porzucili swoje tureckie imiona, przyjęli imiona kagackich begów i stali się posłuszni kaganowi Tabgaczów". (Ibidem, s. 58). 58 Kowale z Ałtaju Wszystko na to wskazuje: nagła nieufność do buddyzmu, religii obcej i bar- dzo popieranej w pierwszych dziesięcioleciach państwa, ku której nadal skła- niali się suwerenowie; odrodzenie religii tradycyjnej; obstawanie przy dawnych bogach, wielkim Tengrim-Niebie, i przy dawnych przodkach, poprzednikach Bumyna i Istemiego; powrót do języka narodowego, który po raz pierwszy zastępuje język sogdyjski w oficjalnych tekstach, w monumentalnych inskryp- cjach z Chószó Cajdam i Bajan Cogt, zwanych też inskrypcjami znad Orchonu, a ułożonych na cześć Bilge Kagana, jego brata Koi Tegina i ich mądrego doradcy, Tonjukuka, w latach 732, 743 i na pewno też w latach 724-726. Cała sprawa jest ewenementem w dziejach tureckich, gdzie do tej pory jedynym uczuciem, jakie przejawiały ludy na drodze podboju była wierność plemienna, szacunek dla zmarłego przodka, którego dzieło należało podjąć. Nie był to ruch na miarę tamtych czasów, lecz zadziwiająco nowoczesny. Byłem ludem mającym swoje państwo. Gdzie jest teraz moje państwo? Dla kogo podbijam obce ludy? Gdzie jest teraz mój kagan?* To powiedziawszy garstka Turkutów, najpierw siedemnastu, potem siedem- dziesięciu, potem siedmiuset - mówi ten sam tekst (którego nie należy przyjmo- wać dosłownie, gdyż chodzi o mistyczne znaczenie liczb) - rozpoczyna walkę partyzancką pod wodzą księcia krwi, Elterisz Kagana, zwanego Kutługiem, czyli „Szczęsnym", „Szczęśliwym", „Tym, co ma kut «szczęście, łaskę nieba»". Tak rozpoczyna się ta historyczna przygoda. W ciągu około sześćdziesięciu lat rodzi się, rozkwita, a potem znika straszliwe mocarstwo, a być może coś więcej - prawdziwe państwo, troszczące się o „ukonstytuowanie" i „zorganizowanie", jak głoszą jego twórcy. Są to trzej książęta, wspierani radami tego samego Tonjukuka, trzydziestoparoletniego w chwili, gdy wszystko się zaczyna, osiem- dziesięcioletniego w chwili śmierci. Pierwszy tworzy podwaliny tego państwa Elterisz (681-691), potem Kapagan Kagan (691-716), znany również pod imie- niem Beg Czora, doprowadza je do szczytowej potęgi, wreszcie Bilge, „Mądry" (716-734), najmniej zasłużony, ale najsłynniejszy z tej trójki dzięki inskrypcjom wyrytym ku jego pamięci i stanowiącym jeden z najstarszych i najpiękniejszych pomników języka tureckiego. Porwali się na wielkie dzieło: skupić przy sobie Turkutów; zrzucić chiń- skie jarzmo; zmusić do uległości najpierw plemiona Tokuz Oguz, polityczną podporę systemu, a potem inne, łącznie z On Ok, czyli Turkutami zachod- nimi, Turgeszami i Kirgizami; odeprzeć protomongolskich Kitanów, o któ- rych historia mówi jeszcze niewiele, ale których czeka wielka przyszłość; zapu- ścić się aż pod Żelazne Wrota, do kraju Persów i Greków, skąd przywiezie się saniami „wielkie ilości żółtego złota i białego srebra, dziewice i kobiety, garbate Ibidem, s. 58. Drugie państwo turkuckie 59 wielbłądy i zwoje jedwabiu"; wreszcie potrząsnąć Chinami i w trakcie jednej tylko kampanii zniszczyć aż dwadzieścia trzy ich miasta; i jeszcze dotrzeć do Rzeki-Oceanu, czyli Pacyfiku w zatoce Pohai-li. Dzieła doprawdy imponujące, ale nigdy niedokończone. Do tej pory nie wiadomo, czy chodziło tu o zajęcie kolejnych terytoriów, czy o ich ograbie- nie, o podporządkowanie czy unicestwienie nieprzyjaciół. Czytając inskrypcje, odnosi się często wrażenie, że te same wydarzenia powtarzają się periodycz- nie. I częściowo jest to prawda. Wyprawy do Chin zaczynają się w 683 roku i potem są ponawiane w 685, 687, 694, 698, 699 i 702. Pierwsza kampania w Sogdianie prowadzona jest w latach 700-701, druga, na wezwanie mieszkań- ców Buchary, w 707, trzecia, jak podają teksty arabskie, w latach 712-713 i koń- czy się zajęciem całego kraju z wyjątkiem Samarkandy. Jeśli chodzi o zatargi międzyplemienne, wydają się one trudne do rozszyfrowania. Plemiona On Ok i Kirgizów, raz pobite, znowu się buntują, jakby trwały w nieustannym oporze. A tymczasem to na ich dobrowolnej, czy też wymuszonej, współpracy opiera się państwo Turkutów, podobnie zresztą jak każde państwo stepowe. W tym przy- padku szczególne znaczenie ma współpraca plemion Tokuz Oguz. Przyłączenie się tej grupy do Elterisza w roku 681 decyduje o jego powodzeniu, a jej odejście w 716 zapowiada nieodwołalnie zmierzch Bilge Kagana. W zajściach sprowokowanych przez plemiona Bajyrku zostaje zabity Kapa- gan Kagan, „Dzik" lub raczej „Kagan, który trzyma", a jego głowa odesłana do Chin - żałosny koniec! Dnia 25 listopada 734 roku umiera otruty Bilge! Jego brat Koi Tegin, „Książę-Jezioro", udzielający mu stałego poparcia i pomocy, znika już wcześniej, w lutym 731. A wielki starzec Tonjukuk, przedziwna oso- bowość przeniknięta kulturą chińską, a jednocześnie zagorzały patriota, ener- giczny dowódca wojenny, który zostawił nam wyryty na kamieniu swój testa- ment polityczny, on także już nie żyje, prawdopodobnie od 725 roku. Chińczycy w tym czasie opanowali Dżungarię (714), a Tiirgeszowie pod wodzą kagana Su-łu (717-748) zajęli basen Tarymu. Państwo przetrwało jeszcze do roku 744, rządzone przez pyszałkowatego księcia, który kazał się nazywać Tengri Kaganem, czyli „Cesarzem-Niebo", a potem, już skromniej, przez uzurpatora Ozmysza Kagana. Niczego to nie powstrzymało: świat turecki odebrał impuls do działania na stulecia. Inwazja arabska Tuż po pokonaniu państwa Turkutów Chiny będą miały do czynienia z Ara- bami. Po śmierci proroka Muhammada w Medynie w roku 632 jego następcy, kalifowie, wyruszają na podbój świata. Dwie bliskowschodnie potęgi, Bizan- cjum i Persja, były na tyle wykrwawione w odwiecznych bojach, że okazały się 60 Kowale z Ałtaju niezdolne do stawienia im oporu. Bizantyjczycy, pokonani w bitwie nad Jarmu- kiem 20 sierpnia 636 roku, wycofują się do Azji Mniejszej i Konstantynopola, skąd będą mogli kontynuować walkę. Persowie załamali się tak genialnie, jak to tylko oni potrafią, w trakcie dwóch bitew: pod Kadisiją w 637 i Nehawen- dem w 642 roku. Kilka lat później (651 lub 652) ostatni cesarz sasanidzki zabity został na pograniczu tureckim, gdzie na próżno szukał schronienia. Po staro- żytnej Persji został fikcyjny twór, który uosabiał marionetkowy książę, przez dłuższy czas „król królów" dla Turków i Chińczyków. W ten sposób Arabowie i Turcy, ogarnięci tym samym ekspansjonistycznym dążeniem, zmierzając jedni na Wschód, drudzy na Zachód, znaleźli się na wprost siebie. Muzułmańscy Arabowie zajęli olbrzymie tereny od południowej Francji po brzegi Indusu i Amu-darii i umocniwszy się tam, nie byli zdolni posu- wać się dalej. Kampanie podejmowane przez nich za panowania Omajjadów straciły po roku 705 charakter wojen błyskawicznych; były to raczej interwen- cje: w Tocharystanie, dawnej Baktrii, zarządzanej wówczas przez buddyjskich władców tureckich z Kunduzu; w Chorezmie i Sogdianie, gdzie ze zmiennym szczęściem wojowali z miejscowymi książętami tureckimi i perskimi, wielokrot- nie z Turkutami znad Orchonu i wreszcie z Turgeszami, którzy zdawali się ich najbardziej zaciekłymi wrogami. Jeśli chodzi o Chiny, to w całkowitej niepewności wahają się, czy wkroczyć do akcji. W roku 750 zmusza je do tego drobny incydent: zabójstwo króla Tasz- kentu przez gubernatora chińskiego. Żądny zemsty syn ofiary apeluje o pomoc do Karłuków, koczujących w rejonie pomiędzy Irtyszem a jeziorem Bałchasz, oraz do arabskich garnizonów w Sogdianie. Na nieszczęście dla Chin odpo- wiedzieli jedni i drudzy. W lipcu 751 ich połączone siły rozbiły armię chińską nad brzegiem rzeki Tałas, w połowie drogi między Syr-darią a Bałchaszem. W ten sposób jednego dnia rozstrzygnęły się losy Azji Środkowej, która zamiast przejść pod panowanie Chin, do czego -jak się zdawało - dojdzie, otworzyła się na islam. Skromni Karłucy zadowalają się tytułem jabgu, wicekróla, i objęciem we władanie ośrodków dawnej potęgi On Ok. Chiny, które zapewne mogły kontratakować, pogrążają się na osiem lat (755-763) w rozgardiaszu wojny domowej. Bułgarzy Musimy się teraz trochę cofnąć, aby przedstawić sytuację na stepach Europy południowo-wschodniej, gdzie również przebiegała ekspansja turecka. Jak pamiętamy, Turkuci wkroczyli tam do akcji po zawarciu sojuszu z Bizan- cjum. Bułgarzy 61 Pierwszoplanową rolę po śmierci Attyli odgrywają na tym terenie trzy główne grupy plemion, zapewne skonfederowanych lub przynajmniej stano- wiących luźny zlepek: Bułgarzy, Chazarowie i Węgrzy. Dwie pierwsze wywodzą się z pnia turkojęzycznego, trzecia posługuje się jednym z języków ugrofińskich, ale zdominowana jest przez klan turecki. Pochodzenie tych ludów pozostaje do tej pory niepewne. Można jednak przypuszczać, że na uformowanie się Bułgarów wpływ miała jedna z wycofu- jących się na Wschód grup Hunów oraz różne elementy etniczne przybyłe tu wcześniej z terenów Azji wraz z Hunami. Sami Bułgarzy, czy też ich klan przy- wódczy, Dulowie (Dżulowie), uważają się za potomków jednego z synów Attyli, Irnika, o którym pamiętali w VIII stuleciu, dziwnym trafem zapomniawszy jednak o jego ojcu. Na rzecz zlepku etnicznego przemawia ich nazwa, utwo- rzona z tureckiego bulga, „mieszać", i końcówki imiesłowu -ar, oznaczająca „pomieszani". Z kolei o ich zerwaniu ze wspólnym pniem tureckim świadczy- łyby odmienności lingwistyczne, z powodu których razem z Czuwaszami, swymi spadkobiercami w rejonie środkowej Wołgi (dziś częściowo w Autonomicznej Republice Czuwaskiej w Rosji), są jedynymi przedstawicielami grupy ludów mówiących językiem „na R". Po raz pierwszy wzmiankuje się o nich w roku 480, sytuując ich w strefie pomiędzy Morzem Kaspijskim a dorzeczem Dunaju, gdzie pojawiają się jako sprzymierzeńcy Bizantyjczyka Zenona w walce z Gotami i pomocnicy Awarów, którzy zbliżają się do Morza Czarnego i podporządkowują wkrótce ludy żyjące na jego północnych obrzeżach. Bułgarami rządzą wówczas namiestnicy, z których najsłynniejszy jest Gostun, u władzy w roku 603, panujący dość długo, lecz nie wiadomo do kiedy. Jego bratanek Kowrat lub Kubrat (a wskutek zniekształcenia - Kurt) dawny uczeń Bizantyjczyków, ochrzczony w 619 i zmarły w 642 (a nie w 655, jak przyjmuje się niekiedy za Pritsakiem), wyzwoliwszy się po pięciu latach walki (635) spod kurateli Awarów, przyjmie tytuł chana i założy Wielką Bułgarię. Po zgonie Kowrata terytorium kraju zostaje podzielone pomiędzy jego pięciu synów o pogańskich obyczajach, spośród których znani są dwaj: Bezmer, „Niestrudzony", według niektórych źródeł tożsamy z Bajanem (po mongolsku - „Bogatym"), oraz Isperich albo Asparuch, „Sokolik", jeden z pierwszych książąt noszących imię drapieżnego ptaka. Ten podział ułatwia zadanie Chazarom, którzy wychodzą z głębi Azji, a w końcu doprowadza do przegrupowania Bułgarów na trzy hordy. Pod naciskiem nowych najeźdźców pierwsza horda pozostaje na miejscu, pogodzona z rolą wasala i skazana na przyszłe rozpłynięcie się wśród innych nacji Przedkaukazia. Horda druga, dowodzona przez Ispericha (644-702), ucieka na zachód. W 679 przekracza Dunaj, by rok później osiąść w krainie znanej później jako 62 Kowale z Ałtaju Bułgaria. Wyrasta ona na potęgę zagrażającą stolicy Bizancjum, którą kilka- krotnie próbuje zdobyć, między innymi w 762, a potem 811 roku, kiedy to bułgarski chan Krum (803-814) zwycięża i zabija cesarza Nicefora I, a z jego czaszki - zgodnie z tureckim obyczajem - każe zrobić puchar do picia. Potem horda miesza się z południowymi Słowianami i szybko slawizuje. Proces asy- milacji zostaje przyspieszony, kiedy Borys I przechodzi w roku 864 lub 865 na chrześcijaństwo. Jego pytania na temat przyjętej doktryny skierowane do papieża powodują ogłoszenie tak zwanej Responsa Nicolai Papae, której sto sześć artykułów oświetla różne aspekty prasłowiańskiej cywilizacji bułgarskiej. Od tej jednak pory bałkańscy Bułgarzy przestają być przedmiotem zaintereso- wania badaczy dziejów tureckich. Trzecia horda wędruje wzdłuż Wołgi i pod koniec VIII wieku zakłada u zbiegu tej rzeki z Karną dobrze zorganizowane królestwo, znane pod nazwą Wielkiej Bułgarii lub Bułgarii Nadwołżańskiej. Jego stolica, Bułgar, położona około stu kilometrów od dzisiejszego Kazania, którego przyszły rozwój spowo- duje jej upadek, należy do najwcześniej przebadanych archeologicznie ośrod- ków tureckich. Na terenach nadwołżańskich zachowały się późne zabytki piśmiennic- twa bułgarskiego, głównie w postaci nagrobnych inskrypcji muzułmańskich z XIII-XIV wieku, najważniejszym jednak dokumentem języka jest „lista ksią- żąt bułgarskich": czternaście linijek tekstu w staro-cerkiewno-słowiańskiej kro- nice, która pochodzi z końca VIII wieku i zawiera mnóstwo niejasności. Lista składa się z dwóch części. W pierwszej podane są imiona książąt (kniaziów) naddunajskich, w drugiej - Ispericha i jego następców, aż do Umora, zmarłego z całą pewnością w roku 763. Irnik, syn Attyli, wymieniony w pierwszej części, musiałby żyć sto pięćdziesiąt lat, a jego rzekomy ojciec Awitochol - aż trzy- sta. Ta mityczna długowieczność znajduje tylko jedno wyjaśnienie: na osi czasu próbowano umieścić postacie historyczne. Irnik panował w roku 453, sto pięć- dziesiąt lat przed Gostunem, który objął władzę w 603. Awitochola należałoby zatem szukać trzysta lat przed Irnikiem, to znaczy w 153 roku nowej ery, czyli wtedy, kiedy Bułgarzy przebywali jeszcze w Górnej Azji. Oparte na domysłach próby ożywienia go w osobie wodza Hiung-nu, Mao-tuna, i paru innych nie przyniosły rezultatu. Można tylko przypuszczać, że to właśnie on zadecydował 0 migracji Bułgarów. Węgrzy, którzy w X wieku są ostatnią falą wielkich zachodnich inwazji 1 jedną z najokropniejszych, mają związek z turkologią tylko z uwagi na jeden, ważny zresztą, fakt: około V lub VI wieku, kiedy daleko im było do etnicznej lub lingwistycznej spójności, tej ugrofińskiej grupie przewodziło tureckie ple- mię Kabarów. Chwilowa dominacja ludu turkojęzycznego nad Węgrami, która nie spowodowała jednak ani ich sturczenia, ani utworzenia kolejnego państwa tureckiego, dowodzi, jak płynnym procesem było powstawanie i łączenie się Bułgarzy 63 poszczególnych hord. Każe również zastanowić się krytycznie nad poprzednimi formacjami, o których wiemy tak mało, i pozwala zauważyć, że nie wolno przy- wiązywać zbytniej wagi do tytułów, imion książęcych i nazw dynastycznych. Co moglibyśmy powiedzieć o plemionach Hiung-nu, Żoużanów i Wusunów, gdy- byśmy ich oceniali na podstawie rządzącego nimi klanu? Panowanie tureckie nad Węgrami nie jest zresztą wcale powodem, dla którego w źródłach muzuł- mańskich czy bizantyjskich, zwłaszcza u Konstantyna Porfirogenety, nazywa się ich Turkami. Na tej samej zasadzie muzułmanie będą później kwalifikować jako Turków Rusów i Słowian. Podobny styl życia, niejasne wschodnie usytu- owanie wystarczyły do przyklejenia takich niedokładnych etykietek. Nigdy nie przyjrzano się temu bliżej, nie powstała też na ten temat żadna nowoczesna koncepcja naukowa czy ideologiczna. Chazarowie Podobnie jak w przypadku Bułgarów, nazwa Chazarów wydaje się dobrze znana w Górnej Azji w formie Kazar lub Kasar występującej w łonie federa- cji On Ujgurów. Prawdopodobnie więc przybyli oni do południowej Europy z jakąś frakcją ujgurską, co nie wyklucza możliwości, iż byli mieszańcami, przy- właszczyli sobie tę nazwę lub nosili ją wspólnie z innymi. Niektórzy badacze widzą w nich bezpośrednich potomków zachodnich Hunów. Jako tacy wymie- niani są w kronikach gruzińskich i ormiańskich od II lub III wieku n.e., o ile nie zachodzi tu przekłamanie. Być może, choć nie ma co do tego pewności, ich właśnie ma na myśli Priskos, bizantyjski wysłannik do Attyli, kiedy w 448 roku wspomina o ludzie Akatzir (tożsamym z Ak-Kazarami, czyli Białymi Cha- zarami, których razem z Czarnymi Chazarami pozna później al-Istahri?) I być może też, jak przypuszcza Ananiasz Zajączkowski, z obawy przed nimi Cho- sroes I (531-578) wznosi potężną twierdzę w Derbencie i buduje mury obronne w górach Kaukazu. Oficjalny początek dziejów Chazarów to lata 626-627, kiedy bazyleus Herakliusz uzyskuje od nich pomoc w postaci czterdziestotysięcznego kor- pusu jazdy dla zaatakowania sasanidzkiej Persji. Relacja o spotkaniu cesa- rza bizantyjskiego i wodzów chazarskich pod murami Tyflisu stanowi piękne wprowadzenie do ich historii. Musi ona być jednak znacznie starsza, gdyż podobne spotkanie nie doszłoby do skutku, gdyby państwo Chazarów nie uzy- skało wcześniej rozgłosu. I rzeczywiście, zajmują oni wówczas rozległą prze- strzeń wokół Morza Kaspijskiego, przez długi czas zwanego Morzem Chaza- rów, i na północ od Morza Czarnego, w trójkącie utworzonym przez Wołgę, Don i Kaukaz. 64 Kowale z Ałtaju Jest to, jak pamiętamy, prawie ta sama epoka, kiedy zaczynają się inwa- zje arabskie, rozpada imperium sasanidzkie, po którym dziedzictwo przejmują muzułmanie, i słabnie Bizancjum. W tej sytuacji sojusz między Bizantyjczykami a Chazarami, zawarty w 626 roku, zostaje umocniony jako korzystny dla jed- nych i dla drugich: ci pierwsi zdobywali bowiem sojusznika o dużych walorach wojskowych, ci drudzy - rynek zbytu towarów z Dalekiego Wschodu i możli- wość korzystania z wielkiej kultury. Przez kilkaset lat w tym przymierzu nie widać żadnych zakłóceń, a obie strony utrzymują stale okresowe kontakty. Władców obu państw łączą przyjacielskie więzi, wyrażane w różnej formie w VII i VIII wieku. Zmuszony do opuszczenia kraju bazyleus Justynian II (685-695; 705-711) chroni się na dworze chazarskim, zawiera tam związek małżeński z siostrą kagana, którą potem zabierze do Konstantynopola, gdzie będzie ona panować pod imieniem Teodory. Za jego przykładem idą inni. Kon- stantyn V również poślubia księżniczkę chazarską, w wyniku czego na tronie bizantyjskim zasiądzie syn barbarzynki, Leon IV Chazar (775-780). Kiedy jed- nak pod koniec IX wieku Chazarowie zaczną politycznie podupadać, zmuszeni zmagać się z rosnącą potęgą Rusi Kijowskiej pod rządami kniazia Świętosława, Bizantyjczycy uznają, że nadszedł odpowiedni moment, by zdradzić swych wier- nych sprzymierzeńców, i w roku 1016, za panowania Bazylego II, wysyłają prze- ciwko nim swoją flotę, która ma wesprzeć wojska Rusów. Oznacza to, oczywi- ście, rychły koniec Chazarów, którzy po roku 1030 przestają się liczyć; wkrótce jednak zacznie się na nowo okres ataków na Konstantynopol. Jakakolwiek byłaby polityczna rola Chazarów na stepach, które zapewne długo jeszcze stanowiły ich zaplecze w walce z innymi tureckimi koczownikami, mniej niż oni cywilizowanymi, trzeba przyznać za Dunlopem, że bardzo często ich nie doceniano, chociaż stawiali wytrwały opór islamowi w czasach jego największej ekspansji. Wspierając znacząco siły bizantyjskie, dali też im szansę lepszej obrony, a w efekcie - ocalenia Konstantynopola i chrześcijaństwa. Gdyby pytanie o to, „co by było, gdyby", nie było daremne, można by się zastanawiać, do czego by doszło, gdyby Chazarowie wzorem innych Turków prowadzili tradycyjnie agresywną politykę wobec Bizancjum i znaleźli się po stronie zwolenników islamu. Byli jednak wrogami. Oddziały muzułmańskie od czasów Omara (644-656) zapuszczały się w góry Kaukazu, szukając dostępu do położonych na północy terenów nizinnych. Ich nacisk nasila się w latach 722-723; pustoszą stolicę chazarską Bałandżar lub Samandar na stepach nad Terekiem, zmuszając kagana do wycofania się z zagrożonej strefy i założenia nowego miasta, Itil, u ujścia Wołgi, a później jeszcze jednego, Sarkel, w środkowym lub dolnym biegu Donu. W roku 731 Chazarom udaje się przejść do kontrnatarcia i przekroczyć Kaukaz, a w 779, za panowania kalifa Haruna ar-Raszyda, podejść pod granice Iraku. Chazarowie 65 Wyczyny wojenne nie stanowią jednak podstawy historii Chazarów, a wręcz przeciwnie: składa się na nią, w przymierzu z Bizancjum, pokój i polityka reli- gijna. Można tu mówić o pax Khasarica, dzięki któremu w kraju panuje względna stabilność i rozwija się kultura. Ziemia, której część to przyszły rosyjski czar- noziem, nie jest jeszcze uprawiana: wszystkie źródła potwierdzają zgodnie, że niczego się tu nie produkuje. Bogactwo jest jednak widoczne. Opiera się ono na kupieckiej aktywności mieszkańców, występujących - jeśli wolno tak powie- dzieć - w roli importerów, eksporterów i pośredników. Do obozów i miast Chazarów ściągają podróżnicy i kupcy z całego Bliskiego Wschodu. Przywożą ze sobą cudzoziemską modę, gusty, idee. Stosunki z Bizancjum sprawiają, że Chazarowie są w pewnej mierze uczniami Greków, ale wpływom bizantyj- skim przeciwdziała wpływ islamu, który szybko osiąga wysoki poziom cywi- lizacyjny i którego oddziaływanie jest równie silne. Państwo Chazarów okazuje się tak samo podatne na wpływy innych, jak wszystkie państwa tureckie, jed- nak usytuowane z dala od krajów o długiej tradycji i gęstym zaludnieniu nie traci - w odróżnieniu od innych - swej tożsamości: jego językiem pozostaje turecki, a sposobem na życie - nomadyzm. Zakładane przez Chazarów miasta nie powinny nas łudzić: były to tylko wielkie burgi, dobrze zagospodarowane - może nawet przez samych Bizantyjczyków - obozy, gdzie prawdopodobnie tylko nieliczni mieszkali przez cały rok, gdyż większość zadowalała się zimowa- niem. Porzucona została tylko tradycyjna religia, i to jedynie przez tych, którzy nabyli cywilizacyjnej ogłady; zresztą nie jest to rys szczególny u Turków, otwar- tych zawsze na nowe religie, przynajmniej do czasu przyjęcia islamu. Zaskakuje jednak ich wybór: przechodzą bowiem na judaizm. Przez długi czas, lekceważąc jednoznaczne pod tym względem teksty arabskie, w Chaza- rach dopatrywano się ludu żydowskiego. Największy zachodni badacz ich dzie- jów, Dunlop, nadał wręcz swej książce tytuł: The history of the Jewish Khazars (Historia wyznających judaizm Chazarów). Przyznaje w niej jednak, że religię tę wybrała tylko klasa rządząca, w nieustalonym jeszcze bliżej okresie. Źródła hebrajskie wskazują na pierwsze dziesięciolecia VIII wieku, natomiast arab- ski historyk Masudi (zmarły 956-957) stwierdza, że nastąpiło to za panowania kalifa Haruna ar-Raszyda (786-809), co wydaje się bardziej wiarygodne. Mimo przejścia na judaizm, możliwości działania dla apostołów wszelkich wyznań musiały być ciągle duże w połowie IX wieku, ponieważ w tym czasie zostaje tu wysłany przez Bizantyjczyków święty Cyryl (851-863) z misją ewangeliza- cyjną. Przyjmowany z wszelkimi względami, jakimi Turcy otaczają duchownych, miał okazję dyskutować z rabinami na tematy teologiczne przy królewskim stole. Fakt ten należy ocenić z całym uznaniem, ponieważ z takim podejściem spotykamy się po raz pierwszy, chociaż w żadnym wypadku nie jest on pro- totypem spontanicznych czy zorganizowanych spotkań przedstawicieli różnych 66 Kowale z Altaju kościołów, spotkań których historia dostarczyła tyle przykładów. Takie religijne debaty, choć na znacznie większą skalę, odbywały się już znacznie wcześniej, daleko bardziej na wschodzie. Nie sposób dowiedzieć się, jaki był w ogóle i w poszczególnych okresach religijny status Chazarii, ani z jakim przyjęciem spotkał się w niej judaizm. Prześladowanie żydów przez rzymskiego cesarza Romana Lekapena (919-944) spowodowało, że wielu z nich schroniło się właśnie tutaj, wzmacniając zado- mowioną tu już wcześniej wspólnotę. Nigdy jednak w społeczności Chazarów, zasadniczo tolerancyjnej, jak zauważa arabski geograf z Sycylii, Idrisi (zmarły 1166), w społeczności, gdzie każdy, jak się wydaje, mógł swobodnie wyrażać swe poglądy, nie było żadnej religii państwowej, judaistycznej czy innej. Jeśli wierzyć Ibn Rostehowi (X wiek), król był wyznania żydowskiego, ale jego lud praktykował jeszcze dawną religię Turków, i nie jest wykluczone, że ta ostatnia nie została nigdy całkowicie zapomniana przez masy. Zdaniem Masudiego, judaizm był religią panującą, ale jednocześnie powołano siedmiu sędziów dla różnych wyznań: dwóch dla muzułmanów, dwóch dla żydów, dwóch dla chrześcijan i jednego dla pogan, Rusów, Słowian i innych. Czy wyrażające się w ten sposób równouprawnienie trzech religii było formalne, czy też odpo- wiadało ich równomiernemu upowszechnieniu? Nie wiadomo. Wiadomo, że w Tamatarsze znajdowała się przynajmniej jedna diecezja, w Samandarze - kościoły, meczety i świątynie, w Itilu - odrębne dzielnice dla żydów, chrze- ścijan, muzułmanów i pogan. Prawdopodobnie jednak islam osiągnął większy zasięg niż religie konkurencyjne, zwłaszcza w IX, a jeszcze bardziej w X wieku. Mówi się o pewnym kaganie, który przeszedł na islam, zapewne ze względów politycznych. W tym kontekście możliwe jest wytworzenie się swoistego indy- ferentyzmu religijnego, lub raczej, jako że nie był to czas mdłych uczuć, czegoś w rodzaju synkretyzmu. Jego ilustracją mógłby być chazarski książę Dagestanu równoczesny wyznawca trzech wielkich religii. Tylko wojenne wyprawy Ara- bów mogły doprowadzić do zaburzeń w tej dziedzinie, podpalenia meczetu czy innego sposobu pogwałcenia kultu, zwykle jako reakcja na towarzyszące takim wyprawom przejawy brutalności. Żyjący w naszych czasach, głównie w Polsce, na Krymie i w ośrodkach emigracyjnych (w sumie około dwudziestu tysięcy osób) Karaimi lub Karaici, Turcy żydowskiego wyznania nietalmudycznego, tylko przez niektórych bada- czy uważani są za potomków Chazarów. Niewykluczone więc, że zachodni świat turecki miał jeszcze inne kontakty z judaizmem i okazał się podatny na jego wpływy. Rozdział 4 Starożytna cywilizacja turecka Z narodzinami islamu zaczyna się nowa epoka. Era hidżry dotyczy nie tylko muzułmanów. Nie dlatego, by Turcy natychmiast się do nich przyłączyli i bez reszty się z nimi utożsamiali, lecz dlatego, że nowa religia zmieniła oblicze Sogdiany i zachodnich obszarów Chin, które od dawna fascynowały koczow- ników z północy. Zanim rzeczywiście włączą się w nurt wielkich cywilizacji, z którymi do tej pory tylko flirtowali (o ile się w nich całkiem nie zagubili), warto uważniej im się przyjrzeć. To, czego dokonali do tej pory, wystarczyłoby jako tytuł do chwały. Step Opuściwszy syberyjskie lasy, pozostawiwszy tam swoich przodków, o któ- rych nic nie wiemy, protoplasci Turków mieli teraz zostać ludźmi stepów, a ściślej - opustoszałych stepów Mongolii, gdyż tam znajdowała się ich nowa kolebka. Wejście w tak odmienne środowisko geograficzne nastręczało mnó- stwo trudności adaptacyjnych, ale potrafili je przezwyciężyć, zachowując to, co było możliwe do zachowania (świadczą o tym liczne podobieństwa, zwłasz- cza wierzeń, u myśliwych i u pasterzy), porzucając to, co należało porzucić, niekiedy bez przekonania lub tylko pozornie (odkryte w kurhanach Pazyryku konie przebrane za reny!). Kraj jest bezlitośnie surowy i mogą w nim przetrwać tylko ci, którzy nagi- nają się do jego praw. Czy dowiemy się kiedykolwiek, ile dzieci zmarło w wieku niemowlęcym, ilu słabych i chorych musiało zginąć? Ci, co przeżyli, „zapra- wieni od dzieciństwa do chłodu, głodu i pragnienia" - jak pisze Ammian 68 Starożyt na cywiliza cja turecka Marcellin, mając na myśli Hunów, wytwór pod każdym względem stepowy - doszli w tym do perfekcji. Ich ciała i umysły zahartowane zostały w tyglu burz, lodów i kamieni. Mieli rację Turkuci, nazywając się Silnymi. Step mongolski to wyżyna położona na wysokości 1200-1400 metrów, z głę- bokimi depresjami i wyniosłymi szczytami: Ałtaj ma ponad 4600 metrów, Chan- gaj, gdzie leży kraina Ótiiken - 4000, Tannu-Oła - prawie 3000. Deszcze tu nie docierają: w Dżungarii, na pustyni Gobi, średnia opadów rocznych jest niższa od 100 milimetrów i z wyjątkiem terenów górskich nie przekracza nigdy 200 milimetrów. Zimą panują silne chłody, temperatura spada do -50 stopni Celsju- sza; wszystko znika wtedy pod cienką warstewką śniegu, a jeziora i rzeki zama- rzają. Latem może się zrobić nagle bardzo gorąco, ale zdarzają się złe sezony, kiedy słońce nie jest w stanie rozgrzać gleby, a spod bieguna wieją burany. U stóp wyżyn pokrytych gęstym iglastym lasem - sosnami, świerkami i jodłami, rozciągają się prerie, a w rozpadlinach kryje się leśna roślinność; niepostrzeże- nie tereny porosłe mizernymi krzakami przechodzą w pustynie. Przemieszczają się tu stada bydła, z pozoru bezładnie, a jednak poddane rytmowi życia koczowników, w rytmie zmian pór roku, latem wspinają się na wysokogórskie pastwiska (jajła), zimą udają się na zimowiska (kyszła) położone w mniej surowych regionach wyżyny. Nawet najbardziej naukowe kalendarze nie zastąpią tu nigdy naturalnej rachuby lat, który opiera się na roku słonecz- nym zaczynającym się, gdy zielenieją łąki, i na miesiącach księżycowych, oraz innego - konkurującego z pierwszym - opartego na obserwacji zjawisk przy- rody, takich jak wichury, poroże jeleni, narodziny młodych zwierząt, powrót ptaków. Badanie gwiazd i nieba wprowadza zwyczajowy podział roku dostoso- wany do przesileń wynikających z opozycji i koniunkcji Słońca i Plejad. Kalendarz Dwunastu Zwierząt, uznawany przez Turków za ich własny, tak bardzo, że w XI wieku stworzyli legendę o jego pochodzeniu, zapożyczony został od Chińczyków. Najstarsze o nim świadectwo, z roku 584, zawdzięczamy Turkutom zachodnim, od których prawdopodobnie za pośrednictwem Awarów przejmują go i używają na początku VII wieku Bułgarzy z ukraińskich stepów. Kalendarz ten opiera się na cyklu dwunastoletnim, zgodnie z którym każdy rok, każdy miesiąc, każdy dzień i każda godzina znajdują się pod znakiem innego zwierzęcia. Przemieszczający się sezonowo lub okazjonalnie koczownicy wykorzystują w tym celu dwugarbne wielbłądy-baktriany, dobrze znoszące zimno, oraz konie, wozy i sanie, przy czym te ostatnie znane są z inskrypcji i rytów skalnych. W przeciwieństwie do utrwalonego w naszej pamięci obrazu bliskowschodnich karawan, Turcy i pokrewne im ludy Azji Środkowej, aczkolwiek używają wielbłądów przy handlu, do transportu wolą pojazdy zaprzęgowe. W stepach zachodnich są one bezkonkurencyjne. Ciągnione przez woły, rzadziej przez wielbłądy, tworzą niezapomniany i zaskakujący podróżnika widok, który tak Step 69 opisał Clarke: „posuwają się powoli naprzód, w prostej linii, nieraz całymi setkami". Rozmiary wozów musiały być dość znaczne, sądząc po znalezisku w jednym z grobów w Pazyryku; ma on 3 metry wysokości, 3,35 szerokości i koła średnicy 2,15 metra zabezpieczające przed ugrzęźnięciem w piasku. Według Chińczyków, wozy są charakterystyczne dla plemion Tie-le lub Ting-ling („Wysokie Wozy"), choć pewnie mniejszych (?) rozmiarów. Te większe używane są również przez Hunów, którzy posługują się nimi „do przewożenia swych rodzin", i zostały w XIV wieku opisane przez Ibn Battutę i przez wielu innych podróżników przemierzających obszary późniejszej Rosji. Były to ruchome budy, a właściwie - prawdziwe domostwa, gdzie królują penaty, wśród których kobiety mogły prząść, szyć, rodzić i karmić dzieci. Wykorzystywanie bud nie wyklucza użycia namiotu wojłokowego, w formie kwadratu lub prostokąta: bardziej obszernego dla suwerena (namiot księcia heftalickiego miał bok długości czterdziestu stóp) i mniejszej jurty, którą to nazwę wprowadzili dawno temu podróżnicy rosyjscy, wypaczając właściwy sens tureckiego słowa jurt, oznaczającego kraj, obozowisko, część ziemi wyznaczonej na domostwo. Wykonana z giętkich, połączonych ze sobą i pokrytych wojłokiem drewnianych listew, ma ona formę wielkiego kulistego dzwonu. Znajdujący się na szczycie otwór, ujście dla dymu, tworzy razem z głównym paleniskiem swoistą axis mundi tego mikrokosmosu. Ruchoma klapa pozwala zamykać go po wygaszeniu ognia czy zostawieniu tlącego się popiołu. Drzwi otwierają się na wschód: „z szacunku dla tej strony, gdzie wstaje słońce". Ten kierunek, rygorystycznie przestrzegany przez starożytnych Turków, ulegnie zmianie pod wpływem Chińczyków, zapewne około X wieku: drzwi będą wtedy otwierane na południe, tym razem ku chwale słońca stojącego w zenicie. Zwyczajem chińskim każdej stronie świata odpowiada jakiś kolor i jeden z czterech żywiołów wszechświata. Jeszcze za Osmanów Morze Czarne nosiło tę nazwę dlatego, że znajdowało się na północy; Morze Śródziemne, położone na południu, nazywało się Morzem Białym, Ak Deniz. Koń Hodowla to główne zajęcie stepowych Turków. Ich ziemia rodzinna, Mongolia, jest par excellence krajem hodowców: w tym tkwi jej siła i zarazem wyjaśnienie, dlaczego tu właśnie zakładano tyle państw. Tylko hodowla daje klucz do zrozumienia historii Turków, tylko ona rzuca prawdziwe światło na losy ich i Mongołów w różnych częściach świata. Jeśli koczownikom udało się uzyskać przewagę nad innymi, to zawdzięczają to wartościom, które mogły się swobodnie rozwijać przede wszystkim dzięki umiejętności jazdy konnej. 70 Starożyt na cywiliza cja turecka W Mongolii istnieją optymalne warunki do intensywnej hodowli koni. Jest ona również możliwa w większości państw stepowych, ale nie sposób zajmować się nią na pustyni, w regionach leśnych czy rolniczych, a więc na Syberii, w Chinach i Europie, a tym bardziej w dolinach wielkich rzek: Tygrysu, Eufratu, Nilu. Muzułmańska potęga turecka na Bałkanach, Bliskim Wschodzie i w Indiach oprze się na innych podstawach. Żaden kraj bowiem, w którym ludność prowadzi osiadły tryb życia, nie ma dość roślinności, by wyżywić wielkie stada. Dlatego często decydowano się raczej na złupienie takiego kraju niż na osiedlenie się w nim, wiedząc, że wcześniej czy później będzie się zmuszonym albo do niego przystosować, albo go opuścić, i to nie na skutek rozmiękczającego oddziaływania cywilizacji, lecz ruiny własnej kawalerii, która stanowi warunek podboju. Dysponujemy obecnie wystarczającą liczbą danych, by to ocenić. W roku 1918, przed wprowadzeniem nowoczesnej gospodarki, Mongolia mogła wyży- wić 5 milionów koni, ponad milion wołów, ponad 7 milionów owiec i 222 tysiące wielbłądów, razem 3 895 000 jednostek zwierząt, przy czym jedna jed- nostka składa się z jednego konia, wielbłąda i wołu albo z pięciu owiec. Tak samo musiało być za dawnych czasów, o ile wojny, epidemie wśród zwierząt, nalot szarańczy (46 rok n.e.) czy susza nie spowodowały katastrofalnego, lecz przejściowego spadku pogłowia, albo gdy szczęśliwe okoliczności nie dopro- wadziły do jego nadmiernego przyrostu. Tyle że w 1918 roku Mongołowie nie byli już ludem wojowniczym czy najeźdźczym i większe znaczenie miało dla nich pasterstwo niż jazda konna. Sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby podstawą aktywności była wojna: wówczas konie ceniono by bardziej niż inne zwierzęta. W normalnych czasach stado Hiung-nu liczyło od 15 do 25 sztuk bydła na osobę: w wypadku plemion biednych i w okresie nieurodzaju zmniejszało się do poniżej dwóch sztuk, zaś w wypadku plemion najbogatszych i w okresie pro- sperity zwiększało się do około 300 sztuk (szacunki z 127 roku p.n.e.). Ponieważ populację Hiung-nu ocenia się na 1,5 miliona osób, ich stado powinno składać się minimalnie z 2 milionów zwierząt, maksymalnie - w teorii - z 450 milio- nów, a średnio - z 30 milionów. Wiadomo, że odsetek koni w stadzie wyno- sił od 12 do 15, co daje około 4 milionów sztuk, ale mógł też dochodzić do 40, co dawałoby szokującą liczbę 12 milionów koni (szacunki z 46 roku n.e.). Porównajmy: w 1955 roku w Związku Radzieckim było ich 13 milionów, a w 1965 - 8. Te skrupulatnie ustalone dane odpowiadają zresztą informacjom historycz- nym, z których wynika, że koczownicy prowadzili na wojnę minimum 2-3 konie na osobę, dzięki czemu mieli zawsze świeże wierzchowce. 900 tysięcy koni wystarczało aż nadto dla armii liczącej 300 tysięcy ludzi; o takiej kolosalnej na ówczesną epokę armii, niemającej precedensu w przeszłości, wspomina się często w tekstach źródłowych, które budzą jednak wątpliwości współczesnych Koń 71 badaczy, moim zdaniem - nieuzasadnione. Prawdą jest, że nie trzeba było aż takiej siły dla osiągnięcia przewagi nad wszystkimi piechotami dawnego świata, nad średniowiecznymi rycerzami z Dalekiego Wschodu i Dalekiego Zachodu. Ani Chiny, ani Indie, ani Europa nie były, oczywiście, w stanie utrzymać tylu zwierząt. Było to możliwe, choć w minimalnej mierze, na płaskowyżach Iranu i Turcji. Równina węgierska, najbogatsza w pastwiska na całym Zachodzie, mogła w najlepszym wypadku wyżywić 323 tysiące jednostek zwierzęcych, a więc zaledwie dwunastą część tego, co Mongolia, i w dodatku lasy zajmowały tam niegdyś większą przestrzeń niż obecnie. Odejmując od tego prawdopodobną liczbę owiec i wołów koniecznych do wyżywienia ludności, Węgry nie mogły utrzymać więcej niż 50-70 tysięcy jeźdźców: wystarczało to do wyruszenia na wyprawę przeciw Galii czy Italii, zwłaszcza z pomocą ludów skonfederowanych, ale nie wystarczało na podbój tych krajów, tym bardziej że dla koni brako- wało tam paszy. Dlatego w planach Attyli nie leżało zdobycie Europy. Dlatego Seldżucy, zawsze wierni oddziałom jazdy, spowodują poważny regres w rolnic- twie perskim i anatolijskim. Dlatego Mongołowie i Turcy nie potrafią utrwalić swych zdobyczy w Syrii i Iraku ani posłużyć się tymi krajami jako bazami do wypadów w dolinę Nilu i będą narażeni na ataki mameluków (ale czy ich kon- nica przeprawiłaby się przez pustynię Synaj?). Dlatego Czyngis Chan, człowiek o dużej inteligencji, zorientowawszy się w czym problem i nie chcąc mimo to zrezygnować z dominacji nad światem, będzie się zastanawiać nad przekształce- niem w pastwiska wszystkich ziem uprawnych w Chinach. Oto dlaczego, kiedy nie toczono wojen, starano się eksportować konie. Dla zachowania pokoju z Ujgurami Chiny zmuszone będą po horrendalnych cenach kupować od nich konie, które z góry skazane są na wymarcie z głodu. I oto dlaczego ekspedycje wojenne trwały często tak krótko, nie dłużej niż starczyło czasu na skonsumo- wanie furażu i osłabienie zwierząt, ale za to powtarzały się co roku. Do tego, żeby osiąść na stałe w kraju cywilizowanym, nie przekształcając go w step, potrzebne były inne cechy: nietroszczenie się o przyszłość, namiętny pociąg do miasta, niepohamowana zachłanność, która niczym alkohol odbiera rozum. Lub może zdolność do powolnego, trwającego jedno lub dwa stulecia przystosowania się do warunków, tak jak to będzie w przypadku Osmanów, którzy w wyniku adaptacji potrafią tak zreorganizować siły militarne, by ich podstawy nie stanowiła kawaleria. Attyla, decydujący o losach Impeńum Romanum, nie opuścił węgierskich równin. Jak wilk, który był często jego emblematem, jego etykietką, prawdziwy barbarzyński koczownik, trzeźwo myślący, niedający się ucywilizować, musi krążyć po obrzeżach cywilizacji, ale nie może do niej przeniknąć. Do czego przydałaby się broń, ekwipunek, ubrania, dostosowane przez Turków do życia konnego i przejęte później przez narody cywilizowane, gdyby zabrakło koni? Tylko na stepie było ich pod dostatkiem. Dziwi nas często, dlaczego tylu wielkich zdobywców rezygnowało 72 Starożyt na cywiliza cja turecka z osiedlenia się w kraju o kulturze osiadłej. Rozumiemy jednak, dlaczego opustoszało tyle regionów nowożytnej Azji, gdzie niegdyś były uprawne pola, wiedząc, że wówczas przebywali tam nomadzi. Ludzie Hodowla, polowanie, wojna, podstawowe zajęcia mężczyzn, zdawały się wystarczać im do utrzymania. Błędem byłoby jednak sądzić, że Turcy z Gór- nej Azji nie podejmowali innych opłacających się im działań. Handel, któremu zawdzięczali fortunę Chazarowie, jest nie tylko ich domeną. W archaicznym świecie tureckim istnieje rozległa sieć handlowa, która nie ogranicza się do końskich targów. Plemiona koczownicze, tak samo jak Chińczycy i Persowie, walczą zażarcie o kontrolę nad wielką osią, która łącząc Morze Śródziemne z Chinami, wiodła przez Mezopotamię, Persję, południowe rejony nadkaspij- skie, Transoksanię, oazy Sinkiangu, północną i południową część Takla Makan aż do Si-ngan-fu, i która swoją nazwę, jedwabny szlak, zawdzięcza wspaniałym chińskim tkaninom. W Azji Środkowej istny monopol mają pod tym względem Sogdyjczycy, usiłujący narzucić też kontrolę samemu Iranowi. Korzyści, jakie stwarza rynek perski, są też główną przyczyną konfliktu pomiędzy Sasanidami a Turkami, którzy szukają zysków dla siebie i swoich wasali. Mniejszą rolę odgrywa rolnictwo, choć również jest obecne. Prymitywne jeszcze w dolinach rzek, kwitnie w bogatych oazach, które Turcy teraz odwie- dzają, a nawet próbują się tam urządzić. Życie miejskie, w Mongolii całkiem nieznane, raczkujące dopiero u Bułgarów i istniejące we wczesnym stadium rozwoju u Chazarów, zaczyna jednak powoli przyciągać. Miasto wydaje się wielu czymś w rodzaju ideału, tyleż uwodzicielskim, co niebezpiecznym mira- żem. Bilge Kaganowi marzy się zbudowanie miasta w stylu chińskim i można powiedzieć, że bliski jest dzień, kiedy urok przezwycięży obawy. Funkcjonuje też przemysł. Nie tylko produkcja wojłoku i dywanów, tych specyficznych wytworów świata turecko-perskiego, ale także wyroby metalur- giczne z żelaza, brązu, złota. Sztuka Hiung-nu, która przeżyje ich o całe stule- cia i która jest niczym innym, jak jednym z przejawów sztuki animalistycznej, pokazuje mistrzowskie opanowanie metalurgii przez starożytne populacje ze stepów azjatyckich. To. co w sporych ilościach znaleziono w Ordosie w zakolu Żółtej Rzeki, w rejonie Minusińska na południu Syberii, a zwłaszcza na tere- nie wykopalisk w Noin Uła w północnej Mongolii: sprzączki do pasów, guzy z ekwipunku i uprzęży, agrafy, końcówki grotów, wszystkie te przedmioty budzą nasz podziw. Plemiona turkuckie część swej potęgi zawdzięczają zapewne temu, że w czasach dominacji Żoużanów trudniły się kowalstwem w górach Ałtaju, Ludzie 73 nie tylko zresztą dlatego, że posiadały wiedzę na temat ognia i żelaza, pier- wiastków nadprzyrodzonych, które upodobniały ich do szamanów, ale dlatego, że produkowały broń. Kiedy się uniezależnią, będą proponować Bizantyjczy- kom zakup swego żelaza. Do dziś nie jest pewne, czy istniał modelowy typ Turka z okresu późnego średniowiecza. Nawet bowiem jeśli pominiemy wszystkie populacje sturczone, tych niebieskookich blondynów i rudowłosych, którzy kojarzą się z wikin- gami i Alamanami, to i tak będzie on mieszańcem z powodu egzogamii, sło- wiańskich konkubin i tradycyjnego upodobania do wyboru żon na dworach zagranicznych, ówcześnie - na dworze chińskim. Mongoloidzi stanowią jed- nak ciągle grupę na tyle typową, że rysy ich twarzy i budowa ciała wzbudzają wśród zagranicznych obserwatorów dużą ciekawość, niepozbawioną dreszczyku przerażenia. Cudzoziemcy, zwłaszcza ludzie zachodu, uważają ich za bardzo brzydkich, monstrualnych w dosłownym sensie, to znaczy przypominających bardziej zwierzę niż człowieka. Ocenia ich w ten sposób Ammian Marcel- lin z powodu „przysadzistego tułowia [...] przesadnie długich kończyn gór- nych, nienaturalnie dużej głowy", a Sidoine Apollinaire z powodu ich nosa: „nieforemnego i płaskiego guza", „oczu osadzonych w oczodołach jak w piw- nicy", skąd „rzucają przenikliwe spojrzenia, które obejmują najdalsze prze- strzenie". Czy tak bardzo później się zmienią? Wydaje się, że to sen, bo przecież dla muzułmańskich estetów z XII i XIII wieku będą oni ideałem ludzkiej urody ze swymi długimi warkoczami, wystającymi kośćmi policzkowymi i skośnymi migdałowymi oczami. I rzeczywiście: ileż wdzięku mają ich wizerunki na perskich miniaturach i gaznewidzkich freskach! Równie mocno przykuwa uwagę ich charakter, nieoceniany ani trochę bardziej korzystnie. Można wyczuć, że wynika to z przerażenia, pogardy lub nienawiści. Turcy są hardzi i gwałtowni, chciwi, złośliwi, okrutni, brudni, odrażający. Oddają się rozbojowi, a „w dzikości i zaciętości przechodzą wszystko, co można sobie wyobrazić". „Żyją zresztą jak zwierzęta, nie gotują i nie przyprawiają potraw, a ćwiartki mięsa wkładają między własne uda a końskie grzbiety". „Nieczyste duchy, które błądzą po pustyni [...], wydały ich na świat. Pod ludzką postacią kryją okrucieństwo drapieżników [...]". Tak opisują Hunów Ammian Marcellin i Jordanes, a użyte przez nich określenia prawie słowo w słowo powtórzy Mateusz z Paryża i wielu innych, mówiąc o Mongołach Czyngis Chana. Ich inwazję ukażą, oczywiście, w wymiarze eschatologicznym, będącym być może pogłosem wizji proroka Joela: Nadciągnął bowiem naród przeciw mojemu krajowi [...]. Spustoszone jest pole, w żałobie jest ziemia [...]. Bliski jest dzień Pański [...] lud wielki, a mocny, któremu 74 Starożyt na cywiliza cja turecka równego nie było od początku i nie będzie po nim nigdy aż do lat przyszłych pokoleń. Przed nim ogień pożerający, a za nim płomień palący*. Jest w tym i prawda, i fałsz, spostrzeżenia trafne, choć czasem niezrozu- miałe, a czasem celowo udramatyzowane, i oceny błędne, które będą upor- czywie powtarzane. Co wyrafinowany Rzymianin z okresu dekadencji mógł pomyśleć o ludziach, którzy z szacunku dla czystości wody, z obawy, aby jej nie zbrukać, nie powinni byli ani sami się w niej myć, ani prać w niej ubrań i czy- ścić przyborów, nie podjąwszy przedtem tysięcznych środków ostrożności? Czy powiedzenie, że „nieczyste duchy [...] wydały ich na świat" było zbyt przesadne w stosunku do ludzi, którzy sami z dumą podkreślali, że pochodzą od wilka i łani czy jakichś innych zwierząt, a ich przodkowie we wcześniejszym stadium ewolucji przebywali w bagnach i jaskiniach? Jeśli chodzi o słynną już anegdotę z kawałkiem mięsa włożonego między ludzki pośladek a grzbiet koński, to daje ona pojęcie o skali pogardy. Każdy jeździec wie, że bez zranienia zwierzęcia nie można trzymać pod siodłem mięsa, ale Hunowie musieli przecież coś jeść, nie schodząc z konia: były to właśnie suszone porcje wydobywane z sakwy. Nagłe pojawienie się Turków, dokonane przez nich rzezie, strach, jaki wywoływali, i potworne legendy, które sami rozpowszechniali o sobie, by wzbudzić przerażenie - wystarczająco tłumaczą resztę. Ich nerwy muszą być jak postronki, skoro tak łatwo przelewają krew innych: zabijają bez litości, ale też - jak się wydaje - bez szczególnego wyrafinowania w okrucieństwie. Tortura nie jest wynalazkiem barbarzyńców, ale ludzi o wielkiej kulturze. Czy to brak wrażliwości, czy wyobraźni? Zagłada ich nie przeraża. Wierzą, że lepiej zabić niż być zabitym i że ich istnienie jest funkcją zniknięcia innych. Żyjąc w przyrodzie, znają jej prawa i wiedzą, że życie rodzi się ze śmierci, a jego ciągłość wynika stąd, że są zjadający i zjadani. Zapewne mniej niż inni lękają się śmierci; powtarzają, że wolą zginąć w walce niż umrzeć z powodu choroby. Śmierć, mówią, to konieczność. Nie przestają być jednak ludźmi, a ich uczucia są głęboko ludzkie. W jakże wzruszających słowach wspomina Bilge Kagan swego zmarłego młodszego brata, Koi Tegina: Moje oczy, które zawsze widziały, stały się jak ślepe, a mój umysł, który zawsze był trzeźwy, stał się otępiały. Ogarnęła mnie boleść. Wiek (ludzi) określa Bóg-Niebo, a wszystkie dzieci człowiecze zostały stworzone po to, by umrzeć. Oto jak bardzo bolałem: gdy łzy spływały mi z oczu, wstrzymywałem je, gdy zaś szloch wydobywał się z mego serca, wstrzymywałem go**. A syn władcy kazał wyryć na swym nagrobku: „Mądry kagan odleciał. Kiedy nadchodzi lato, kiedy na niebie ukazuje się tęcza, kiedy w góry ucieka Biblia Tysiąclecia, Poznań-Warszawa 1989, s. 1064-1065. E. Tryjarski. Zwyczaje pogrzebowe ludów tureckich na tle ich wierzeń, Warszawa 1991, s. 337. Ludzie 75 jeleń, myślę o nim [...]". Okrzyk beznadziei jednego z wodzów jest tu równie wymowny, jak długa żałobna mowa: „Wyruszyłeś na wojnę synu, i już cię więcej nie zobaczę, mój lwie!". Wojna Turcy zdobyli na niej opinię niezwyciężonych, i to bynajmniej nie jest uzurpacją. Tej opinii zawdzięczają częściowo swe sukcesy. To, że prowadzona przez nich wojna wydawała się wyjątkowo potworna, odpowiada rzeczywistości i ich usilnym staraniom, by w to wierzono. Im większy strach, tym mniejszy opór. Ukształtowany w ten sposób obraz atakujących hord tureckich jest jeszcze mniej prawdziwy niż ten, jaki dotyczy ich osobowości. Pozwalają to dziś skorygować materiały dokumentalne. Nie jest to horda niezdyscyplinowanych i rozszalałych dzikusów, ale dobrze zorganizowane, sprawne wojsko. Dowódcy cieszą się niepodważalnym autorytetem, a struktura, zapewne zapożyczona od perskich Achemenidów, jest ściśle ustalona. Oddziały, złożone z dziesięciu, stu, tysiąca i dziesięciu tysięcy osób (większe jednostki zwano z perska tumenami), formowały się wokół buńczuków z ogona konia lub jaka i znaków o drzewcach zwieńczonych złoconą głową wilka lub jakiegoś innego zwierzęcia. Są to jeźdźcy, niewątpliwie wyborowi, ale nie tylko jeźdźcy. Piechota, któ- rej istnienie często się neguje (Hunowie, twierdzi kronikarz, byli całkowicie niezdolni do walki pieszej), bezsprzecznie też istnieje. Już ryty skalne przedsta- wiają klęczących łuczników z napiętymi łukami, podobnych do dwóch Scytów z kurhanu Kuł Oba na Krymie*, którzy szyją z łuków, stojąc plecami do siebie na rozstawionych i lekko ugiętych w kolanach nogach. Turkucki generał Ton- jukuk opowiada, że zabiera ze sobą na wyprawę dwie trzecie jeźdźców i jedną trzecią piechurów. O tych ostatnich i o ich przydatności w boju nie wiemy nic. Czegóż to natomiast nie wypisywano o wojownikach i koniach! Ruchliwi, szybcy, niezmordowani, wszechobecni na polach bitew, przypominają nam, cał- kiem niesłusznie, Indian z Dzikiego Zachodu, jeżdżących na oklep, półnagich i lekko uzbrojonych. W rzeczywistości i rząd koński i uzbrojenie zmieniały się nieustannie w ciągu wieków, bez przerwy udoskonalane i dostosowywane do nowych warunków. W interesującej nas epoce rząd koński wygląda wspaniale: z czaprakiem i mosiężną osłoną na łeb do walki. Jeśli chodzi o jeźdźca, to nosił on pancerny kirys i kolczugę, wyposażony był w tarczę, długą i ostrą dzidę, topór i być może już w szablę, w czasach późniejszych stanowiącą białą * Chodzi tu o wizerunki znajdujące się na złotej czarze znalezionej w tym kurhanie (przyp. \wd.). 76 Starożyt na cywiliza cja turecka broń par excellence, w prostą i chronioną długą gardą szpadę oraz niezrów- nany łuk, któremu taki rozgłos nadali wojownicy Scytów i Fartów. „Nieszczę- sny ten, w którego jest wymierzony, ponieważ jego strzały niosą śmierć" - pisze Sydoniusz, a Ammian dorzuca: „Nic nie może dorównać wprawie, z jaką na niebywałe odległości wypuszczają swe strzały [...] równie twarde i zabójcze jak żelazo". To, co się nie zmienia, to zwierzę, stepowy koń: dość mały, krępy, spokojny, wytrzymały, rozpieszczany przez swego pana, zajmujący w klanie prawie takie samo miejsce jak człowiek, nazwany od imienia swego pana, swej maści lub jakiegoś szczegółu swej anatomii; teksty często opisują dokładniej wierzchowca niż jego właściciela. Armia, zdecydowanie ofensywna, nie zaniedbuje innych manewrów, któ- rych zna wystarczająco dużo, żeby ciągle zaskakiwać nieprzyjaciela. Posługuje się przeróżnymi podstępnymi sztuczkami i nie musi chronić się za murami. Potrafi też operować w kraju zurbanizowanym, choć chyba nie posiada machin oblężniczych: źródła nie podają, w jaki sposób zdobywane są miasta. Przypisywane im liczby nie zawsze dają się sprawdzić, a mogą się krańcowo różnić. Przypomnijmy, że państwa powstawały dzięki siedemnastu, siedemdzie- sięciu czy siedmiuset ludziom; liczby są oczywiście symboliczne, ale siły celowo skromne. Właśnie z pomocą siedemnastu jeźdźców wódz Chaldżi zdobędzie pod koniec XII wieku stolicę Bengału! Inskrypcje z Mongolii mówią, że w jed- nej z bitew około dwóch, trzech tysięcy Turkutów zmagało się z sześcioma tysią- cami Oguzów, w innej zaś Turkuci mieli zaatakować sto tysięcy wojowników zebranych w dolinie. Sto tysięcy! Można by uznać, że chodzi po prostu o wielką liczbę, tę jednak wyrażono by raczej jako wielokrotność liczb 7 i 9. Ponadto armie tureckie dzielono na dziesiątki, setki, tysiące itd. Chazarowie oferowali Bizantyjczykom czterdzieści tysięcy jeźdźców, a plemiona On Ok miały wysta- wić armię trzystutysięczną. Różnego rodzaju dokumenty z okresu tysiąclecia dowodzić będą za pomocą liczb słabości lub znaczenia sił zbrojnych: nie zapo- minajmy, że Turcy są zapalonymi archiwistami, statystykami, rachmistrzami. Chińczycy oceniają liczebność wojsk turkuckich na prawie milion ludzi. To nie absurd. Każdy z nich jest żołnierzem od wczesnej młodości do późnej starości. Pospolite ruszenie nie zostało wymyślone w czasach nowożytnych, podobnie jak zasada, że każdy normalny człowiek musi albo zabić, albo sam zostanie zabity, która wydaje się barbarzyństwem w krajach cywilizowanych. Teksty tureckie wiernie relacjonują przebieg operacji, przeprowadzanych niekiedy w pełni zimy. „Z trudem przebrnąłem przez grubą warstwę śniegu - opowiada Tonjukuk. - Na szczyt wspinaliśmy się pieszo, ciągnąc konie za uzdy i czepiając się drzew''. Rzeki przekraczano w bród, wpław lub na tratwach, jeśli nie były zamarznięte. Ucieka się. Ściga się uciekających zbiegów. Do ataku wybierano noc lub świt, żeby spaść na nieprzyjaciela jeszcze śpiącego, pewnego Wojna 77 swego bezpieczeństwa z powodu wielkiej odległości czy przeszkód naturalnych. Nawet jeśli wszyscy byli wyczerpani, a żołnierze szemrali, domagając się odpoczynku, nadrzędnym hasłem była od pierwszej chwili szybkość akcji i wola zwycięstwa. Choć znaczenie woli, dzięki której można wszystkiego dokonać, jest istotne, wspomaga ją potężnie wiara w Boga, który kiedy trzeba „wywiera presję", i taktyka ludzi, którzy zdają się urodzonymi strategami. Nie sposób zrozumieć sukcesów ludów koczowniczych, które powta- rzały się od czasów Scytów aż do udoskonalenia broni strzeleckiej, jeśli nie wspomni się o użytku, jaki potrafią oni zrobić ze swej podwójnej wyższości nad przeciwnikiem: w jeździectwie i łucznictwie. Otóż unikają oni walki wręcz z wyjątkiem sytuacji, gdy są pewni zwycięstwa z uwagi na zajmowaną pozycję lub przewagę liczebną. Wolą szarżować na linie wroga galopem i dotarłszy w ich pobliże, w chwili gdy stamtąd mają paść strzały, wykonują nagłą woltę, wypusz- czając za siebie „partyjską strzałę". Ammian Marcellin uporczywie przypisuje to Hunom: „Napotkawszy opór, rozpraszają się, ale mogą zawrócić z tą samą prędkością, napierając i roztrącając wszystko na swej drodze". Kiedy jako zwy- cięzcy nie potrafią wymusić na wrogu przyłączenia się do nich, dla przykładu mordują wszystkich, nieświadomie wspierając w ten sposób naturę w zwalcza- niu przeludnienia. To są pogromy, a może i ludobójstwo. Teofilakt ocenia na 300 tysięcy liczbę zabitych w czasie jednej tylko wojny: „Trupy leżą na prze- strzeni czterech dni marszu". Turcy nie odczuwają żadnego wstydu, odstępując czy uciekając z pola walki. Wprost przeciwnie, próbują pociągnąć za sobą nie- przyjaciela na bezkresne tereny, gdzie pozostaną nieuchwytni, mogąc polować na ścigających „jak uprzykrzone owady", żeby posłużyć się piękną przenośnią chińską, odcinając ich od zaplecza i porywając im zaopatrzenie. Tylko przyparci do muru stawiają czoła, nad mogiłami swych przodków - jak mówią Scytowie - albo obładowani zbyt ciężkimi łupami. Zamykają się wtedy w kręgu własnych wozów, które tworzą prawdziwą ruchomą fortecę; tak właśnie postąpił Attyla na Polach Katalaunijskich. Życie społeczne Podstawową komórkę społeczną stanowi u Turków rodzina, ograniczona dziedzicznie do linii męskiej, której członkowie mają wspólne imię i legendę genealogiczną. Rodzina wchodzi w skład klanu, włączona w skomplikowaną sieć układów, ponieważ warunki geograficzne i ekonomiczne uniemożliwiają odosobnienie. Zdarzają się jednak samotnicy, którzy z tytułu magicznego powołania (szamani) bądź z powodu wykluczenia z grupy prowadzą życie tułacze, w przypadku tych ostatnich - zawsze nędzne. Poznamy później 78 Starożyt na cywiliza cja turecka kilku ich wielkich przedstawicieli. Zobaczymy, że za wszelką cenę szukać będą sprzymierzeńców, odwoływać się do starożytnych więzi, naturalnych bądź wynikających z powiązań rodzinnych, zawartych w dzieciństwie związków narzeczeństwa lub braterstwa krwi, polegającego na dozgonnym zaprzysiężeniu dwóch osób, które wymieniły symboliczne prezenty i zmieszały swą krew, wypijając ją po nacięciu nadgarstków. Poszczególne ludy czują się jednak zagrożone i zarazem bezsilne, toteż łączą się w federacje i chętnie akceptują państwo. To ostatnie znamy lepiej, jak już wspomnieliśmy, toteż poprzez życie państwa możemy studiować prze- jawy życia społecznego, aczkolwiek silnie zniekształcone: totemizm, który przy- puszczalnie jest pierwotnym systemem świata turecko-mongolskiego; politeizm, w którym Niebo zaczyna się przekształcać w jednego deus otiosus; elementy klasyfikacji i podziału, w tym tamgi, abstrakcyjne znaki własności wypalane żelazem na zwierzętach domowych i ryte w kamieniu, przygotowujące grunt dla totemu dynastycznego, którym będzie Wielki Przodek, i dla monoteizmu różnych bogów, podczas gdy sama tamga przekształci się w pieczęć. Państwo tureckie jest scentralizowane i zhierarchizowane. Na jego czele stoi suweren, szan-jii u plemion Hiung-nu, kagan lub chan (pisany kań) od czasów Żoużanów. Żona władcy to katun, stąd kadyn i hanym, czyli „dama" która będzie dobrze znana naszej literaturze; to właśnie „drogiej, szlachetnej i dręczącej pamięci" pewnej damy zadedykuje swój utwór Pierre Loti. Królewska para jest: „mianowana przez Niebo", „podobna do Nieba" i „przybyła z Nieba". Stamtąd otrzymuje kut, wiatyk, duszę. Podczas intronizacji króla i królową przedstawia się Niebu, unosząc ich na wojłokowym dywanie, aby zostali rozpoznani. W ich otoczeniu są postacie wielkich panów, begów, w nowożytnym tureckim - bejów, dziś zdegradowanych, podobnie jak katun, do zwykłej formy grzecznościowej. Członkowie klasy uprzywilejowanej, begowie, mają wyraźne upodobania cywilizacyjne i są pierwszymi, którzy zdradzając masy przejmują obce zwyczaje, na przykład ulegając wpływom chińskim. Gromadzą różne funkcje i noszą przysługujące im tytuły, mało dla nas zrozumiałe. Najważniejsze z nich to: jabgu, których uważamy za wicekrólów, prawdopodobnie najstarsi synowie władcy, u Turkutów kontrolujący zachodnie marchie; tegin, młodsi synowie lub bracia, a przynajmniej krewni króla; i szad, być może najwyżsi rangą po suwerenie, jeśli sądzić po Elteriszu i Bilge, którzy mieli tytuł szad, zanim zostali kaganami. W dalszej kolejności występują: tarkan, czur, tutuk i ataman; ten ostatni spotykany jest też u Kozaków i nie może, jak przez pewien czas sądzono, być pochodną niemieckiego wyrazu Hauptmann, który dostał się tam za polskim pośrednictwem. Poborcy podatkowi są źle widziani przez lud, co może wskazywać, że nie stanowią formacji plemiennej, lecz są powołani przez księcia. Życie społeczne 79 Sukcesja odbywa się przez dziedziczenie, ale nie zawsze w linii prostej; zależy czasem od wyboru, czasem od przymiotów osobistych. Między braćmi dochodzi często do sporów, ale kiedy następuje porozumienie, przynosi zawsze korzystne skutki: świadczą o tym przykłady Bumyna i Istemiego, Bilge Kagana i Koi Tegina, być może Attyli i Biedy. Zobaczymy, jak w czasach późniejszych królowe-matki będą próbowały poprzez symbole i parabole przekonać synów o konieczności trzymania się razem. Do czasu przyjęcia radykalnych rozwiązań - internowania lub rzezi pozostałych członków rodziny panującego - zmorą państw tureckich będą wieczne zatargi wewnątrzdynastyczne. Nie ma formal- nych dowodów na to, by już wówczas wprowadzono w życie jedyne korzystne prawo dziedziczenia, polegające na tym, że syn pierworodny otrzymuje za życia ojca część spadku po nim lub zostaje uposażony z dala od domu, podczas gdy młodszy wraz z rodzinnym domem zachowuje królewski tron. Kiedy ważne formacje zapewniają porządek i organizują wyprawy rabun- kowe, masy - z wyjątkiem sytuacji katastroficznych - nie czują się nieszczęśliwe. Określano je wtedy słowem budun, lud, będącym pojęciem raczej politycznym niż społecznym. Porozumienie ludu z kaganem wskazuje, że ma on świadomość dobroczynnej działalności suwerena, który często daje dowody zainteresowania sprawami podwładnych. „Moje plemiona żyją w dostatku, to mi wystarcza" - to zdanie przypisuje jednemu z kaganów tekst chiński. Turkutów przedstawia się na ogół jako ludzi noszących futrzane lub skórzane ubrania i mających luźno opadające włosy. O Hunach mówi się, że „zakładają tunikę lnianą i kaftan z pozszywanych skór szczurzych [...] na głowę hełm lub czapkę [...] a wokół nóg okręcają skóry koźle". Praca pozostawia dużo wolnego czasu. Usadowieni na nieruchomych koniach, spędzają dzień na pilnowaniu trzody: to by wyjaśniało powtarzające się często uwagi, że Hunowie, Turcy, Mongołowie wydają się urodzeni na koniu. Tak usadowieni, marzą, jedzą, niekiedy drzemią. Wyłączywszy niektóre zabawy wieczorne, grę w kości, zagadki, robienie latawców, słuchanie niekończących się bajek i muzyki „pół dzikiej, ale miłej dla ucha i rozweselającej serce", większość rozrywek ma charakter gwałtowny. Najbardziej liczą się: miłość, picie, polowanie. To ostatnie traktowane jest jako namiastka wojny lub - jak podaje tekst późniejszy - najlepsze przygotowanie do niej. W oczach Turków polowanie ma prawie takie samo znaczenie: jeśli zgodnie z ogólną zasadą trzeba zabić człowieka, aby być uznanym za dorosłego, to wyczyn łowiecki odgrywa często rolę zabójstwa. Zwykle podczas polowania używano strzał, ponieważ jednak krwawa śmierć jest niebezpieczna dla zwierzęcia, z którego uchodzi wówczas dusza, a w następstwie i dla człowieka, gdyż ofiara może się mścić, wybierano polowanie z jastrzębiem albo użycie arkanu, pułapki, kamienowanie lub batożenie zwierzyny, zamkniętej przedtem przez naganiaczy w myśliwskim kręgu. Głównym motorem, który napędza Turków bardziej niż 80 Starożyt na cywiliza cja turecka żądza złota, jest pożądanie kobiet. Kto wie, dlaczego Czyngis Chan podbije świat? On sam odpowiada na to bez ogródek: „Ponieważ nie ma większej rozkoszy niż ściskanie żon i córek wroga!". Pragnienie nieustannego ćwiczenia się w tym, co można by nazwać sportem, dowartościowuje takie gry, jak dość tu nieoczekiwana piłka nożna, wyścigi konne, zapasy, pojedynki młodych mężczyzn i zwierząt; malowidła skalne pokazują, że uprawiane jeszcze we współczesnej Turcji walki wielbłądów wywodzą się z odległej starożytności. Wyraźne jest zamiłowanie do zabawy: śluby, rytuały inicjacji w okresie doj- rzewania, przyjęcia posłów, zawieranie traktatów, składanie przysiąg, pogrzeby i czczenie zmarłych - wszystko to jest pretekstem do fetowania. Mile widziani są przejezdni goście; turecka gościnność była taka sama jak dzisiaj. Objadano się wtedy i pito do przesady. Nawet tam, gdzie wino jest nieznane - choć wia- domo, że znano je przynajmniej w Sogdianie i że Turcy importowali winorośl z północnych Chin - regularne są wypadki zamroczenia: kumys, sfermento- wane mleko źrebiąt zawiera 4-5 procent alkoholu. Wielki prawodawca, jakim będzie Czyngis Chan (Mongoł wprawdzie, ale kontekst jest ten sam), zarządzi, aby nie upijać się częściej niż raz w tygodniu. Na próżno. Kronikarze zwycza- jowo odnotowywać już będą: „zmarły z przepicia", zamykając biografie książąt z Azji Środkowej. Chiński pielgrzym Hiian-tsang, spożywając obiad na dworze turkuckim, tak pisze: Kagan zaprosił wysłanników, by usiedli, i kazał im podać wino przy dźwiękach instrumentów muzycznych. Rzucono się do picia. Wkrótce zapanowało wielkie oży- wienie. Wtedy wniesiono ćwiartki gotowanych baranów i cieląt, których wielkie ilości postawiono przed biesiadnikami. Nie pisze, że - jak jeszcze dzisiaj nakazują dobre obyczaje w Mongolii - wytarł sobie dłonie o płaszcz gospodarza. Mocno poplamiony płaszcz to oznaka bogactwa i szlachetności. Imię Tonjukuka oznacza człowieka „w pomazanej tłuszczem tunice". Tak działo się w epoce wielkiego dobrobytu! Jednak w okresach mniej pomyślnych pożywienie ogranicza się do tego, co dostarcza stado: mleka i pro- duktów pochodnych, w tym jogurtu, jednego z najwspanialszych wynalazków tureckich (słowo jogur znaczy gęstnieć), mięsa, świeżego latem, konserwowa- nego zimą w zamarzniętej ziemi, po wielkim biciu pod koniec jesieni. Do tego dodaje się trochę korzeni, rosnących tutaj w stanie dzikim i tylko gdzienie- gdzie uprawianych, cebulę, niezbędną dla ludzi o diecie mięsnej; jedno z ple- mion Tabgaczy przyjęło nawet od niej nazwę Kumukren, przestawiając głoski w Kumurken. Życie społeczne 81 Jeść! Na tych zagrożonych biedą ziemiach, gdzie przed zorganizowa- niem się plemion przymierano głodem, szczęście wyraża się w prostych sło- wach: „Jedząc jelenia, jedząc zająca, panowaliśmy. Żołądki ludu były pełne". Wypowiedział je Tonjukuk, mędrzec, który potrafił dostrzec rzeczy podstawowe wówczas, gdy widoczny był nadmiar dóbr, ponieważ niczego nie brakuje po zwycięstwie. Ze wszystkich stron napływało wtedy złoto i srebro, brokaty, bele jedwabiu (jednostka monetarna kupców z karawan) i mnóstwo niewolników... Długo można rozwodzić się nad ostentacyjnym przepychem barbarzyńcy, który mógł olśnić ludzi cywilizowanych. Bizantyjczycy widzą u Turkutów „jedwabne tkaniny o kunsztownie dobranych najpiękniejszych barwach", posągi, urny, złote szpile i szkatułki, srebrne naczynia, pozłacane drewniane kolumny, krze- sła i łóżka ze złota, „wsparte na czterech pawiach"; i te same wspaniałości u Heftalitów, z tym, że nogi łóżek miały formę feniksa. Wspomniany tu już Hiian-tsang podziwia kagana, przez którego był przyjęty: Miał na sobie płaszcz z zielonej satyny i niczym nie przykrywał włosów. Na czole miał jedwabną przepaskę, kilkakrotnie owiniętą i spadającą z tyłu. Otaczało go około dwustu oficerów w brokatowych płaszczach, wszyscy z włosami splecionymi w warkocz. Podróżnik Sung Jiin opisuje królową heftalicką, która „nosi jedwabny płaszcz ciągnący się po ziemi". Zauważa też, że na głowie ma „złoty róg, wysoki na osiem stóp, wysadzany szlachetnymi kamieniami w pięciu kolorach"; był to boktak, typowa fryzura, którą widzimy jeszcze na miniaturach muzułmańskich, i prawdopodobnie prototyp naszego średniowiecznego henninu. Kultura W całym świecie stepowym, od Europy Wschodniej po wybrzeża Pacy- fiku, elementy życia materialnego wykazują, mimo pewnych różnic szcze- gółowych, dużą jednolitość, której prawie nie zmieniły upływające stulecia. Francuski badacz G. Dumezil zdołał odnaleźć dalekich dziedziców plemion scytyjskich wśród Osetów. Jednak chociaż miał świadomość możliwego porów- nania zjawisk występujących u jednych i u drugich, jako indoeuropeista nie potrafił wyciągnąć wszystkich wniosków. Ta jednolitość, te zbieżności, które - jak zauważa Dumezil - mogą równie dobrze wypływać z tych samych warun- ków życia, jak i być wynikiem zapożyczeń, pozwalają przy ostrożnym podejściu wytłumaczyć jakiś fakt z VIII wieku faktem z wieku XII i przebadać współcze- śnie żyjących Anatolijczyków, aby lepiej zrozumieć średniowiecznych Mongo- łów. Nie znaczy to, że wszędzie i w każdym czasie można będzie zobaczyć ten 82 Starożyt na cywiliza cja turecka sam obraz. Przyjmując, że różnice kulturowe są funkcją rozwarstwienia społecz- nego i struktury politycznej, musimy przyznać, że istnieją mniej lub bardziej szczelne granice, poza którymi to, co prawdziwe w jednym miejscu, będzie fał- szywe w drugim. Byłoby zbyt proste i - jak wskazują fakty - zbyt niedokładne stwierdze- nie, że Turkuci wschodni znajdowali się pod wpływem chińskim, a Turkuci zachodni - irańskim. Błąd taki popełnił Renę Giraud, wierząc, że kult ognia - wspólny wszystkim Turkom - praktykowany był przez Turkutów zachodnich ze względu na bliskość Persji, a obcy żyjącym z dala od niej Turkutom wschodnim. Mamy przecież świadectwa, że kalendarzem Dwunastu Zwierząt posługiwano się na Ukrainie, a winorośl sprowadzili do Chin Turcy z Bliskiego Wschodu! Technika, idee, sztuka przenoszone są swobodnie z jednego krańca Eurazji do drugiego i nie jest jeszcze możliwe ustalenie, co starożytny świat turecki zawdzięcza Chinom, a co Persji, nie mówiąc już o ludach Indii, Germanach, Tocharach czy mieszkańcach Kuczy. Oazy Sinkiangu stały na bardzo wyso- kim poziomie cywilizacyjnym. Wystarczy przypomnieć tutaj ich wielkie szkoły malarskie, na przykład tę z Kyzyłu, kwitnącą przez stulecia (450-750); rozgłos, jaki zdobyli aż w Chinach tancerze, muzycy i kurtyzany z Kuczy; podziw, w jaki wprawiły Chińczyków pałace tego miasta. Dawno już potwierdzono oddziaływanie Chin na plemiona koczownicze, ale jak miało go nie być, skoro uległa mu szlachta turkucka, a jej poddani przez pięćdziesiąt kolejnych lat znosili chiński protektorat. Wpływ ten jednak wyolbrzymiano. Objął on swym zasięgiem tylko niewielką część ludów pół- nocnych. Kumanowie na przykład nie znali chińskiego kalendarza. Można się natomiast pokusić o wyjaśnienie pewnych zjawisk chińskich oddziaływaniem Turków, jako że zapożyczenia nie były jednostronne. W chińskim wyrazie Tien, niebo, dopatrywałem się kiedyś związku z tureckim Tengri (przy wypadnięciu drugiej sylaby), posuwając się być może za daleko, ale nie brakuje też innych, bardziej zasadnych przykładów, które miałem już okazję cytować. W odróżnieniu od Chin minimalizowany był wpływ Sogdiany, chociaż przy- znaje się, że język sogdyjski stanowił lingua franca w całej Azji Środkowej. Od czasu odkrycia inskrypcji w Bugut mamy dowód, że posługiwano się nim aż w dalekiej Mongolii w VI wieku naszej ery i że był oficjalnym językiem pierw- szego państwa turkuckiego. Jego stosunki z Sogdianą zacieśniły się, oczywiście, po dokonaniu jej podboju, ale istniały już wcześniej. W legendzie o pocho- dzeniu Bumyna i Istemiego mówi się o małżeństwie syna wilczycy z mło- dymi dziewczętami z Turfanu, a więc Indoeuropejkami, niewątpliwie z Sog- diany. W późniejszym okresie Sogdyjczycy będą posłami kaganów w Persji i Bizancjum, a jednocześnie ich doradcami, usiłującymi zresztą zrównoważyć wpływy chińskie. Kultura 83 Można więc przyjąć za niemal pewne, że to, co stanowi najstarszą część zasobu kultury tureckiej, zostało częściowo zapożyczone od innych ludów, koczowniczych i osiadłych, dalszych i bliższych. Chciałoby się powiedzieć, że turecka jest wyłącznie synteza tych elementów, gdyby to miało jakiekolwiek znaczenie: bo przecież cywilizacji całkowicie oryginalnej, powstałej samoistnie, nigdzie chyba nie ma... Ze względu na stapianie się ludów rola Turków w artystycznej twórczości stepowej jest niepewna. Nie wiemy, w jakiej mierze są autorami tych drogo- cennych wyrobów, które spotykamy na książęcych dworach, wyjąwszy dywany i przedmioty metalowe będące ich własnym dziełem. Czy wywarli wpływ na malarstwo oazowe? Czy udało im się przedłużyć lub ożywić wielką sztukę ani- malistyczną, która z pewnością wyryła na nich swoje piętno, czy też skazali ją na wymarcie? Oto pytania, na które bezpieczniej będzie nie udzielać jeszcze odpowiedzi. Ich umiejętności i talenty artystyczne nie są nam znane, ale orientujemy się w ich gustach. Schińszczeni, dają się poznać jako mecenasi sztuki; dynastii Wej, czyli Tabgaczom, zawdzięczają Chiny niektóre ze swych wielkich dzieł. Z okazji pochówku swych książąt Turkuci wschodni ściągają artystów chińskich, zlecając im wykonanie malowideł w nagrobnych świątyniach, które są jedyną ich architekturą. Po tych pamiątkowych budowlach zachowały się, niestety, tylko ruiny, pośród których sterczą stele z inskrypcjami, posągi i tak zwane bałbały. Te ostatnie to bezkształtne, kamienne monolity, przedstawiające zabitych lub wziętych do niewoli nieprzyjaciół, które uszeregowane nieraz setkami tworzyły triumfalne aleje: w mauzoleum Mugan Kagana doliczono się ich nie mniej niż dwustu siedemdziesięciu. Pośmiertne posągi spotyka się we wszystkich krajach stepowych, między innymi w Rosji, gdzie nazwano je kamiennymi babami, choć wyobrażają osobników obojga płci: są to dosyć prymitywne wizerunki zmarłych świadczące nie najlepiej o artystycznym guście ich twórców. Nie mają one nic wspólnego z bałbałami, z którymi często myli je literatura specjalistyczna. Wysokie od pół metra do dwóch (wyjątkowo - 2,85), przedstawiają postacie uzbrojone, siedzące, a rzadziej - stojące, które trzymają puchar w prawej ręce, położonej na piersi; posłużą za prototyp tradycyjnego obrazu muzułmańskiego księcia, jaki zacznie się pojawiać w brązie lub kości słoniowej począwszy od IX wieku. Najbardziej pierwotne plemiona nie znały pisma, a przynajmniej o niczym takim do tej pory nie wiadomo. Dość wcześnie natomiast jest ono używane przez Turkutów. Najstarszy pozostawiony przez nich dokument to inskrypcja z Bugut, odkryta w 1956 roku w Mongolii, nad prawym dopływem Selengi, i poddana badaniom w 1972. Bez daty, powstała zapewne około 581 roku. Jak wszystkie inskrypcje turkuckie, a później ujgurskie, wyryto ją na steli ustawio- nej pionowo na plecach żółwia, który jest wyobrażeniem świata w kosmogo- 84 Starożyt na cywiliza cja turecka chińskiej, zapożyczonym zresztą z wedyjskich Indii. Tekst utrwalony został na trzech bokach steli, wysokości 1,2 metra, w dwudziestu dziewięciu linijkach, częściowo zatartych, z lukami, i spisany wprawną ręką, z pewną elegancją, nie po turecku - jak wspomniałem wcześniej - lecz po sogdyjsku; czwarty bok steli wypełnia tekst sanskrycki, do tej pory nie rozszyfrowany. Inskryp- cje tureckojęzyczne są nowszej daty i pochodzą z okresu narodowej rewolucji, której przewodził Kapagan Kagan. Najstarszą (?) z nich byłaby ta z Bajan Cogt, podyktowana ku własnej chwale przez Tonjukuka około roku 715 (?). Wyprzedza ona o kilka lat pamiątki po królewskich braciach Bilge Kaganie i Koi Teginie, datowane na 735 i 732 rok i nazywane ogólnie inskrypcjami znad Orchonu lub Chószó Cajdam. Stele, na których je umieszczono, mają 3,75 metra wysokości i zawierają obok długich partii tekstu tureckiego - tekst chiński. Ułożone w tym samym czasie inne napisy: znad rzeki Ongin, zapewne z roku 729, z Ich Asgat, napis ku czci Kuli Czura z lat 724-725 (?) oraz bardzo krótki On Oków znad Tałasu, prawdopodobnie z 732, mają mniej- sze znaczenie. Wszystkie wyryto w kamieniu alfabetem nazywanym błędnie runicznym, dobrze dostosowanym do języka, będącym pochodną aramejskiego, przejętym w Sogdianie mniej więcej w VI stuleciu. Zostały odczytane prawie natychmiast po odkryciu przez Fina Thomsena i Rosjanina Radłowa, pracu- jących oddzielnie i rywalizujących ze sobą (1896). Niezbyt dobrze skompono- wane, ale z pewnym polotem poetycko-epickim, dzięki czemu mogą być uznane za dzieła literackie, przynoszą one zwięzłe informacje na temat życia religij- nego, organizacji społecznej, ideologii politycznej i znacznie dłuższe - na temat kampanii wojennych oraz biografii. Stanowią podstawę wszelkich badań turko- logicznych. Religia narodowa Kulturalne kontakty Turków z różnymi ludami i podatność na ich wpływy sprawiają, że religia, którą dzielą z Mongołami, a może także z ludami ałtaj- skimi w ogóle, nie jest nazbyt oryginalna i mało w niej elementów niezna- nych gdzie indziej. Również szamanizm, znany od czasów prehistorycznych i uważany za specjalność Syberii i Górnej Azji, nie jest czymś wyjątkowym: to magiczno-religijna technika, która doprowadza do ekstazy i pomaga w odbyciu kosmicznej podróży z pomocą duchów przyjaznych, walczących z duchami zła, przy czym jedne i drugie są przeważnie duchami zwierzokształtnymi. Co zaś się tyczy religii, która wykracza daleko poza szamanizm i przeciwstawia mu się, o ile magia przeciwstawia się religii, to nie stanowi ona monolitu. Oparta na podstawowych wartościach i określonej wizji świata, może się różnić zależ- Religia narodowa 85 nie od regionu, epoki czy przynależności społecznej tych, którzy ją praktykują. W świetle ostatnich analiz jawi się coraz bardziej jako mistyka. Jej najwyższym uosobieniem jest Tengrł, Bóg-Niebo. Błękitny, wieczny, wzniosły, potężny, twórczy albo i nie, jest wszechświatem „kształtującym się" lub „już ukształtowanym". On daje rozkazy, wywiera presję na ludzi i nie zna innej kary niż śmierć. Z całą pewnością transcendentalny, może być jednak dostępny dla władców, szamanów oraz ptaków, które są duszami zmarłych i mają w nim siedzibę, może też przychodzić do człowieka dzięki swoim posłań- com, orłom i jastrzębiom, a także promieniom światła, które dają życie i zapład- niają kobiety. Bóstwa drugorzędne, niełatwe do odróżnienia od duchów wyższych, działają równocześnie z Tengrim, mogą być z nim powiązane, tak jak bogini Ziemia, którą on otacza i osłania, zespół „duchów ziemi i świętych wód", bogini łożyska i opiekunka nowo narodzonych, Umaj, i Od Tengri, „Bóg Czasu", może odrębny od Nieba, a może będący jednym z jego wcieleń. Pozostałe, cytowane zawsze oddzielnie, przynajmniej w omawianej epoce, tylko częściowo pojawiają się w tekstach tureckich. Dowiadujemy się o nich z relacji cudzoziemców lub poprzez wydarzenia późniejsze; tak poznano księżyc, słońce, Wenus, górę, zwłaszcza świętą górę Ótiiken, centrum świata i oś wszechświata; Wielkie Drzewo i skupiska drzew, takie jak zagajnik, las, zwłaszcza las Ótiiken; ogień, oczyszczający i strzegący domowego ogniska, alter ego szamana, wpadający jak i on w trans, i mogący tak jak on dotrzeć poprzez swój dym do Nieba; bóg progu i wszelkie te mało konkretne bóstwa, przejawy życia, przedmioty obdarzone noumenem, dusze rzeczy, które być może od tej właśnie epoki wcielają się w idole, ongony, które później lepiej poznamy. To, że wilk, totem rodziny Aszyna, został wielkim przodkiem, podczas gdy inne totemy utraciły swą wyrazistość, znaczy, iż świat zwierzęcy zachował na ogół swą nadzwyczajność, będąc „całkiem inny i całkiem podobny" i dysponując władzą większą od władzy ludzkiej. Jego pomoc jest niezbędna. Toteż jeśli się chce, aby zwierzęta dały się strzyc, doić i składać w ofierze, trzeba wypełniać rytualne powinności z okazji narodzin młodych sztuk, polowania, uboju oraz poświęcenia, kiedy to niektóre okazy gatunku, z takich czy innych względów nieprzydatne, zostają „wyzwolone". Kult, często słabo postrzegany, wyraża się w modlitwach, krótkich strzeli- stych aktach; w bezkrwawych ofiarach i codziennych darach z jadła i napoju; w poświęceniu Niebu i innym bóstwom zabijanego w ofierze zwierzęcia, głów- nie konia, niekiedy wbijanego na pal, ale też innych zwierząt, na przykład u Bułgarów - psa. Te wyrazy hołdu i ofiary mają na celu zachowanie ustalo- nego porządku: żeby nie zawaliło się niebo, żeby nie zapadła się ziemia, żeby stada dobrze się chowały, żeby rodziło się coraz więcej dzieci... 86 Starożyt na cywiliza cja turecka Uroczystości pogrzebowe i czczenie pamięci zmarłych to być może naj- ważniejsza część rytuału. Pochówek nie ma jednolitego czy nienaruszalnego charakteru i chyba ulega zmianie w okresie dominacji Turkutów. „Przedtem był zwyczaj palenia zmarłych, teraz się ich grzebie" - mówią źródła chińskie. Spopielanie, grzebanie oraz wystawianie zwłok na drzewie mogły jednak współ- istnieć, ponieważ były tylko środkiem technicznym do osiągnięcia tego samego celu: aby ciało nieboszczyka, a raczej jego główna część, kości, dotrwały do jednej z dwóch pór roku, kiedy możliwe są ceremonie pogrzebowe, a więc do czasu, kiedy z drzew opadają liście albo kiedy rozwijają się pączki. Pochó- wek stwarza okazję do licznych wystąpień, a w wypadku pogrzebu księcia jego wasale i sojusznicy przysyłają delegację. Wszyscy obecni muszą uczest- niczyć w rytuale: krążyć wokół zmarłego, golić się, robić nacięcia na twarzy, lamentować i wychwalać zasługi nieboszczyka. Wspólnie spożywa się uroczysty posiłek. Do grobu kładzie się rzeczy niezbędne do przeżycia, a także konie, niewolników, żony. Od czasu Turkutów składanie w ofierze wdowy przestało być konieczne i wołano raczej wydać ją ponownie za mąż, za szwagra czy zięcia, zobowiązanych do jej przechowania dla zmarłego. Zmarłego czczono ponownie, w analogiczny prawie sposób, czterdzieści dni po pogrzebie i pod koniec roku. Jak wszystko na świecie człowiek jest równocześnie niepowtarzalny i różno- rodny. Jego dusze obecne są w określonym miejscu i zarazem wszędzie. Mogą przebywać poza nim, a także w nim, w jego kościach, krwi, oddechu, wędro- wać po ciele; każda z nich może znajdować się w różnych miejscach: w niebie, gdzie „jest jak wśród żywych", w „totemicznym rejonie przodków", w grobie, w chorągwi, w bałbale; po śmierci człowieka dusze mogą się wcielić w jego zmartwychwstałe ciało albo w ciało innego człowieka, błądzić i powracać, żeby nawiedzać żywych. Etyka nie stanowi dla Turków czegoś oczywistego i często daleka jest od tego, co dla nas ma sens moralny. Zakazane jest pogwałcenie tabu i czynności, które mogłyby zakłócić rytualnie przestrzegany porządek. Nie wolno zbrukać wody, ognia, żądać od natury więcej, niż może dać, obrażać jej władców-gospo- darzy. Pierwszym obowiązkiem jest posłuszeństwo i wierna służba kaganowi, gwarantowi kosmicznego ładu. Poddanie się nieprzyjacielowi to zbrodnia zbio- rowa, która - jak tego dowodzi doświadczenie - powoduje zbiorową karę. Przestępstw nie traktuje się jak przewinień i nie karze, jeśli nie popełniono ich wewnątrz społeczności, do której się należy. Nie są też karane: zabójstwa, kradzieże, fałszerstwa i gwałty dokonane na nieprzyjacielu lub cudzoziemcu, który nie jest gościem. Złamanie danego słowa i przysięgi, zdrada stanowią jeden z najcięższych grzechów, a wierność podjętemu uroczyście zobowiązaniu pozostanie jedną z głównych cech społeczności tureckiej. Religie powszechne 87 Religie powszechne Mimo ogromnej żywotności religii narodowej (potrafiła ona przetrwać aż do naszych dni, aczkolwiek w formie zniekształconej lub jako zwykły substrat), ze względu na jej przede wszystkim mistyczny charakter jest ona otwarta na wszelkie inne wyznania. Jak wykaże jednak historia, przypisuje ona tak duże znaczenie niektórym rytuałom, że będzie to stanowić przeszkodę w konwersji. Tkwi w tym zarzewie konfliktu, ale wojny religijne nie są specjalnością Turków, którzy wolą uciekać się do udawania i rozmaitych wykrętów i ostatecznie raczej ustępują w punktach spornych, by obstawać tylko przy tym, co ostatecznie byłoby do przyjęcia dla innych. Bowiem dla Turków religie świata mają nieodparty urok. Inskrypcja z Bugut, która unaocznia wpływy sogdyjskie wśród Turków, potwierdza też rolę buddyzmu. Wyznawcą tej doktryny miał być Bumyn Kagan: podczas seansu przywoływania jego ducha nieboszczyk nakazuje swym spad- kobiercom założyć nowy klasztor. Czyżby pośmiertne nawrócenie? Niewyklu- czone. Dowodzi to jednak, że Mugan Kagan, jego syn i autor tekstu, zastosował się do życzenia Bumyna, przynajmniej formalnie, i jeśli coś tu może nas dzi- wić, to wyłącznie nasza własna nieświadomość. Faktem dobrze znanym jest, że buddyzm, który narodził się w Indiach, utorował sobie w Azji Środkowej drogi prowadzące do Chin: powstały tu solidne schroniska etapowe, a na wiel- kich szlakach już w drugim wieku naszej ery - jak to dziś wiemy - pojawili się misjonarze hinduscy, partyjscy i Jiie-czy. Niektórzy z nich pozostawili świa- dectwa przyjęcia, z jakim spotkali się u Turków. Dżinagupta mógł swobodnie głosić swoje nauki wśród T'u-kiie, u których przebywał w latach 574-584. Pra- bhakaramitra (626), ucząc ich prawa i zachęcając do swojej wiary, „znajduje u suwerena zaufanie i uległość szczególną". Zalety i wyrozumiałość gospoda- rzy wychwala niestrudzenie Hiian-tsang (629-645). Minimum tego, co określa się mianem przychylności, pozwala buddystom, okresowo wyganianym z Chin, schronić się u Turków na podobnej zasadzie, na jakiej znajdować będą azyl u Chazarów żydzi dręczeni pogromami bizantyjskimi. Buddyzm turecki istnieje więc od połowy VI wieku, ale nie odgrywa większej roli, jest powierzchowny i nie wpływa na zmianę mentalności i życia. Różne źródła zgodnie potwierdzają utrzymywanie się wierzeń tubylczych, do których trwale i ciągłe przywiązane są masy, ale które szanowane są też przez możnych: na „buddyjskiej" steli w Bugucie, do której prowadzi długa aleja tradycyjnych bałbałów, znajduje się płaskorzeźba wyobrażająca pogański mit o pochodzeniu Turkutów. W VIII stu- leciu, pomimo wyraźnej jeszcze skłonności do buddyzmu Bilge Kagana, który życzy sobie zbudować klasztor w wymarzonym przez siebie mieście, jego mini- ster Tonjukuk może bezkarnie - zdaniem kronikarzy chińskich - odwieść go od Starożytna cywilizacja turecka tego projektu następującym argumentem: „Budda i Lao-tsy nakazują ludziom łagodność i pokorę. Takie nauki nie przystoją wojownikom". Aluzja do taoizmu, choć w tym zapisie osamotniona, nie wydaje się nie- prawdopodobna, zważywszy na złożoność życia religijnego Turkutów, a tym bardziej - ówczesnego życia religijnego w całej Azji Środkowej. Po stepowych szlakach obok buddystów krążyli też, pozostawiając po sobie ślady, przedstawi- ciele innych wyznań, mianowicie manicheizmu i nestorianizmu. Chrześcijański mnich A-lo-pen, który w 635 roku przybył do stolicy Tangów, trzy lata później uzyskał zgodę na zbudowanie tam klasztoru. Duchowni manichejscy, docie- rający do Chin - według obliczeń Paula Pelliota - od VI wieku, w roku 621 założyli tam świątynię ognia. Gdy zatem Chazarowie prowadzili politykę tolerancji, którą zdziwieni historycy uważają za wyjątkową, Turkuci, zachowując stare wierzenia, otwierają się na wielkie religie powszechne. W ten sposób przygotowują teren dla tej nadzwyczajnej społeczności ujgurskiej, która będzie ich spadkobierczynią, wprowadzi Turków w krąg wielkiej kultury i ofiaruje światu niezapomniane zjawisko prawdziwego ekumenizmu. Rozdział 5 Ku oazom modlitw Kiedy wiek VIII dobiegał półmetka, w Azji zachodziły głębokie przemiany, które w decydujący sposób wpłynęły na jej losy w nadchodzących stuleciach. Nową erę, do tej pory w stadium embrionalnym, miały otworzyć dwa wyda- rzenia: upadek dynastii T'u-kiie w roku 744, ostatecznie tylko epizod, i bitwa nad rzeką Tałas w 751, której konsekwencją jest wyeliminowanie Chin z Azji Środkowej, a ściślej - pozbawienie Chin środków do zapowiadającego się już podporządkowania tego regionu wpływom chińskim. Wszystkie wielkie religie z wyjątkiem islamu, który przetrawia jeszcze swe podboje, przekształciły się w religie rzeczywiście uniwersalne, obejmujące swym zasięgiem środkową część kontynentu od Bliskiego Wschodu po Chiny. Spotkały się tutaj z żarliwym przyjęciem i mogły na tyle głęboko zapuścić korzenie, aby ich nasiona skrzyżowały się i wydały owoce. Naturalna skłonność Turków i Mongołów do tolerancji, ich ciekawość dla spraw wiary znajdą szerokie możliwości zaspokojenia, a samym religiom zapewnią na długo takie pole do działania, o jakim w innych okolicznościach i w środowiskach o mniej przychylnym nastawieniu można by tylko marzyć. Nie panuje tu zadziwiająca zasada cuius regio, eius religio: nie ma inkwizycji ani tego wszystkiego, co legnie u podstaw świętej wojny muzułmańskiej - dżihadu, wypraw krzyżowych czy fanatycznych wybuchów nacjonalizmu chińskiego. Przygotowuje się natomiast grunt do jedynej w dziejach ludzkości cywilizacji, która opromieni oazy Kansu i Sinkiangu. Ale zanim do tego dojdzie, upłynie jeszcze sporo czasu. 90 Ku oazom modlitw Świat arabski i świat turecki Rozpoczęta w roku 635 militarna ekspansja Arabów zatrzymała się po osią- gnięciu punktu kulminacyjnego. W rozciągniętym ponad miarę państwie kali- fów, które zajmuje przestrzeń od południowych Pirenejów po Indus i Transok- sanię, nie brakuje problemów wewnętrznych mających już wkrótce doprowadzić do jego rozczłonkowania i gwałtownych zamieszek na tle ideologicznym. Bajecznie majętni arabscy władcy tracą zamiłowanie do wojen i bardziej troszczą się o to, jak nacieszyć się posiadanym bogactwem, z pozoru nie- wyczerpanym, niż jak zdobywać nowe. Islam przestaje być siłą zaborczą i zmie- nia się w siłę przyciągającą. Czerpiąc obficie z tradycji greckiej i perskiej, inspiruje rozwój najwspanialszej w ówczesnej epoce kultury, którą stara się rozpropagować wśród nadzwyczaj podatnych sąsiadów, zwłaszcza wśród bar- barzyńców z północy. Aby ustrzec się przed ich zakusami, Arabowie prowadzą politykę głównie defensywną: jest to polityka muru wzniesionego na pograniczu stepów, przypominającego tamę, o którą rozbija się bez pożytku fala przypływu. O tym, jakie były granice ambicji czy też możliwości tej polityki, mówi fakt sła- bego wykorzystania przez islam jego zwycięstwa nad Chinami; muzułmanie zadowolą się jedynie lepszym usadowieniem w regionie Taszkentu, u podnóża wysokich szczytów Tien-szanu. Na tym pograniczu, od Morza Czarnego po Pamir, rozciąga się świat, jeśli jeszcze nie turecki, to ulegający sturczeniu. Spychani stąd Indoeuropejczycy wycofują się na całej lini. Koczownicy tureccy, do tej pory zaglądający tylko na stepy środkowej Ukrainy, są tam teraz coraz liczniejsi, coraz bardziej prężni; Scytowie, podobnie jak ich spadkobiercy Sarmaci oraz Germanie już stamtąd zniknęli, a Słowianie jeszcze nie utorowali sobie drogi. Oazy Serindii, chociaż wciąż w rękach sogdyjskich, zaczynają wchodzić w orbitę zainteresowań noma- dów z Mongolii, którzy szykują się do ich rychłego i całkowitego podboju. Wszystko przebiega tak, jak gdyby Sogdiana, w miarę oddawania swych życio- dajnych soków Turkom, coraz bardziej poddawała się ich wpływom i coraz lepiej znosiła ich moralne oraz fizyczne uściski, z których mieli się narodzić mieszańcy. Wprawdzie Turcy jeszcze przez pewien czas przyglądają się Chi- nom, ale już nie tak łakomie, ich wzrok kieruje się też ku innym horyzon- tom. Wprawdzie centrum ich potęgi znajduje się jeszcze przez jedno stulecie w świętej krainie Ótiiken, ale tylko przez jedno stulecie! Wszystko popycha ich na zachód. Wszystko ich tam pociąga od czasu, gdy niesamowity impuls popchnął w tamtym kierunku plemiona turkuckie. Tam jest teraz ich prze- znaczenie. Niezwykłemu pędowi Arabów ku wschodowi odpowiada pęd Turków ku zachodowi. Jak gdyby dwa potężne wiatry o przeciwnych kierunkach miały zderzyć się ze sobą. Ale nie wynika z tego prawdziwa burza, raczej burzliwy Świat arabski i świat turecki 91 związek dwóch przeciwstawnych natur. Pierwsza jest siłą duchową i kulturową, druga - przede wszystkim militarną. Arabowie dadzą Turkom swoją religię i cywilizację, Turcy dadzą Arabom swoje wojska. Państwo ujgurskie w Mongolii Panowanie Turkutów skończyło się nie w wyniku klęski militarnej, lecz wskutek swoistego zamachu stanu, przeprowadzonego przez kilka podległych plemion, które zdecydowane były przejąć władzę w państwie. Bunt był nie- wątpliwie wymierzony przeciw koronie i klanowi Aszyna, a nie przeciw ludowi czy nawet panującemu plemieniu, aczkolwiek sami zbuntowani przyznali kilka lat po tym wydarzeniu, że „zmuszeni byli zniszczyć całkowicie lud turkucki", zapewne dlatego że ten chciał dochować wierności dynastii. Zwycięscy zama- chowcy ustawiają się w roli prawowitych spadkobierców pokonanych. W dwóch inskrypcjach, z Tarijat, napisanej około 753-759, i z Szin Us z roku 760, odwo- łują się do założycieli państwa T'u-kue, zapewne Bumyna Kagana i w mniej czytelnym fragmencie - do Istemiego. Akceptują ich tradycje, potwierdzają wolę „odnowienia sławy przodków", pozostawiają ośrodek władzy w „cen- trum Ótiiken" i każą powtarzać ludowi: „W tobie, (nowy) władco, jest siła (Nieba)". Nowi ludzie pochodzą z plemion Basmyłów, Karłuków i Ujgurów; wszyscy oni są sprawcami przewrotu, ale nie wszyscy osiągają jednakowe korzyści. Odsunięci prawie natychmiast Basmyłowie nie będą mogli odegrać swej roli, a Karłucy, zmuszeni około 746 roku do wyemigrowania na zachód, do kraju Dziesięciu Strzał (On Ok), zachowają znaczącą pozycję, która wzrośnie po ich udziale w bitwie nad Tałasem. Jeśli chodzi o Ujgurów, to dojdą oni do władzy dzięki przywódcy klanu czy plemienia Jagłakar. Ujgurzy nie są nieznani w historii chińskiej. Wywodzą się podobno z ple- mion Kao-kii Ting-ling (a może T'ó-le lub T'ie-le), będących potomkami jednej z grup Hiung-nu, i od dawna mają kontakty z dworem Niebiańskiego Państwa, który inspirował i wspierał ich opór przeciwko Turkutom, narzucającym im zarząd nad „dzikimi regionami północy". Jak zawsze, gdy na fali przypływu znajdą się nowe barbarzyńskie ludy, kronikarze opisują ich jako „ludzi niskiego wzrostu, butnych i okrutnych, doskonałych jeźdźców i łuczników, ale bardziej pazernych niż wszystkie pozostałe ludy stepowe". Poddali się oni już wcze- śniej wpływom Chin, pogodzili z ich systemem administracyjno-organizacyjnym i okazali ich trwałym i wiernym sojusznikiem. Ledwo jednak Chiny zdążyły uznać państwo Ujgurów, już były zmuszone szukać u nich pomocy w obawie, by rozpętana właśnie wojna domowa nie zagroziła dynastii T'ang. 92 Ku oazom modlitw W roku 755 dowodzący armią chińską Ań Lu-szan, który wywodził się ze starej rodziny tureckiej o kulturze sogdyjskiej i zasłynął jako jeden z najlepszych kondotierów w historii Azji, stając na czele potężnej siły złożonej głównie ze sfederowanych Turków, zbuntował się przeciwko władzy cesarskiej i opanował obie stolice: Lojang (Luoyang) i Czangan (Chang'an). Nie widząc innego wyj- ścia, Syn Nieba zwrócił się o pomoc do Ujgurów, którymi rządził wówczas ich drugi kagan, Bajan Czor (747-759), lub, by użyć tytulatury bardziej kompetent- nej, pokazującej, jak bardzo trudno jest się zorientować w genealogii Ujgurów - Bilge kól kagan tengride bołmysz el etmisz bilge kagan*. Bajan Czor wysyła do Chin swego syna, jabgu. Ten pokonuje uzurpatora i po otrzymaniu obiecanej, niezwykle wysokiej nagrody wraca do kraju, by wziąć udział w wyprawie na Kirgizów (758). W roku 761 wojna domowa ogarnia jednak na nowo północne Chiny, a T'angowie po raz kolejny zapewniają sobie sojusz Ujgurów, oczywi- ście za cenę złota i uprzedzając swych przeciwników, którzy również zamierzali apelować do sąsiadów. Kagan Bógii, dowodząc osobiście czterema tysiącami żołnierzy regularnych i dziesięcioma tysiącami poborowych, wkracza na zie- mie Cesarstwa i w ciągu ośmiu lat (762-770) doprowadza do unormowania sytuacji na korzyść dynastii. Czy ta nie miała racji, płacąc? Będzie musiała zapłacić znacznie więcej, żeby ci, których wezwała, opuścili kraj. Ujgurzy nie- chętnie opuszczać będą podbite przez siebie ziemie chińskie, ale wyniosą się w końcu. Powrócą dopiero w latach 790-791 dla uregulowania drugorzędnej sprawy. Ważny rozdział historii narodu zostaje zamknięty. W 762 roku Bógii Kagan, który spotkał w Lojang mówiących po sog- dyjsku duchownych manichejskich, daje się im nawrócić i szeroko otwiera przed nimi bramy swego królestwa. Zabierze ich potem do Mongolii i urzą- dzi wspaniale w murowanej stolicy - wymarzonym mieście Bilge Kagana - którą Ujgurzy kazali wybudować nad brzegami Orchonu, w miejscu dzisiej- szego Karabałgasunu, i która nosiła wówczas nazwę Ordubałyk: miasto kró- lewskiego obozu. Manicheizm, religia Maniego, oparta na przeciwstawieniu i współdziałaniu pierwiastków dobra i zła, światła i ciemności, obu jednakowo twórczych, zrodziła się w trzecim wieku w Babilonie i oddziaływała na cały ówczesny świat, szczególnie na Afrykę Północną, gdzie nauczał jej przed nawróceniem się na chrześcijaństwo przyszły święty Augustyn, a także na Europę, gdzie legła u podstaw herezji albigensów, i na Persję, skąd została przeniesiona na Daleki Wschód. Jej oddziaływanie na Ujgurów, którzy ogłosili ją religią państwową, miało wybitnie cywilizacyjny charakter. Ściśle wiązana przez nich z kulturą Sogdiany, sprawia, że język sogdyjski staje się drugim językiem * Bardziej prawidłowa jest wersja tego tytułu podana w L'Empire des steppes (Paris 1960. s. 172) R. Grousseta - tengride kut bułmysz el etmisz bilge kagan (przyp. wyd.). Państwo ujgurskie w Mongolii 93 oficjalnym państwa, używanym wraz z tureckim już od czasu inskrypcji z Sewrej (762), która upamiętnia szczęśliwe zakończenie kampanii chińskiej i szczęśliwą konwersję. Stopniowo przyjmuje się nowe pismo, mniej „poręczne" do odnotowy- wania języka tureckiego niż stary system używany przez Turkutów, ale za to mające pełną liczbę samogłosek. Pochodna graficznego zapisu sogdyjskiego, przez długi czas funkcjonuje równolegle z tureckimi „runami", do których mocno przywiązana jest religia narodowa. Alfabetem runicznym i przy uży- ciu pędzelka zapisane będą w połowie VIII wieku inskrypcje błagalne w nie- bezpiecznym przejściu w dolinie Chojt Tamir i znacznie później jeszcze liczne manuskrypty w oazach Tarymu. Nowy alfabet zostanie jednak w końcu zaak- ceptowany i przez długie stulecia, do czasu powstania narodowej literatury tureckiej, służyć będzie jako środek przekazu. W późniejszym okresie pismo to, nazywane teraz ujgurskim, będzie przejęte przez Mongołów, którzy prze- każą je Mandżurom. Dzięki językowi sogdyjskiemu dziki jeszcze lud ujgurski nawiązuje bliski kontakt z subtelną i wyrafinowaną myślą Persji, a za jej pośrednictwem z myślą śródziemnomorską. Przesadą byłoby jednak powtórzenie za inskrypcją z Kara- bałgasunu (około 810), że: „Ten kraj o barbarzyńskich obyczajach i pełen opa- rów krwi stał się krajem, w którym ludzie żywią się warzywami; ten kraj, gdzie zabijano, jest teraz krajem, gdzie ludzie uczą się czynić dobrze". Żadnej reli- gii nie udało się do tej pory skutecznie oderwać swych wyznawców od ich naturalnych skłonności, zwłaszcza od przemocy. Historia państwa ujgurskiego w Mongolii składa się nie tylko z aktów pokoju i łagodności. Co najmniej dwóch kaganów zostało zamordowanych: piąty w roku 791, jedenasty - w 832; dwu- nasty zaś w roku 839 popełnił samobójstwo na wieść o rebelii swego ministra. Życie religijne, medytacje, spowodowały jednak, że część ludzi zerwała z agre- sywnymi i wyniszczającymi praktykami, a wielkie łupieżcze wyprawy ustąpiły miejsca wytężonej działalności handlowej i rolniczej. Około roku 800 następuje wydarzenie o kapitalnym znaczeniu dla Ujgurów: ich osadnicy zakładają kolo- nie w bogatych oazach kotliny Tarymu: w Karaszarze, Beszbałyku i Turfanie, co stanowi pomyślną zapowiedź przyszłości. Jeśli chodzi o kontakty z Chinami, to mimo ich pokojowego charakteru nie są całkiem neutralne. Jak się zdaje, po kampanii 762-770 Ujgurzy nie tylko uważają się za równych swym cesarskim sąsiadom, ale - co więcej - traktują ich wyjątkowo bezczelnie. Choć wyświad- czali im i nadal wyświadczają znaczne przysługi, między innymi w walce z Tybe- tańczykami, odbywa się to za wygórowaną cenę półprotektoratu, który z trudem znoszą chińscy nacjonaliści, duchowni i konserwatyści. Ujgurscy władcy żądają i dostają za żony księżniczki chińskie, propagują bez ograniczeń manicheizm i, rzecz najgorsza, narzucają system wymiany zwierząt hodowlanych na jedwab przy takiej stawce, że koń - bezużyteczny zresztą w Chinach - osiąga podwójną 94 Ku oazom modlitw wartość, co jest równoznaczne z płaceniem prawdziwego trybutu. Jak już było mówione, intensywna hodowla koni w Mongolii prowadzi do wojny lub eks- portu pogłowia. Chiny wolą pokój; kanclerzowi, który żali się na rujnującą, jego zdaniem, sytuację, Jego Wysokość odpowiada - czyż to nie piękne? - że „lud cierpi stale na brak koni"... Jakkolwiek poważne byłoby nawrócenie się książąt, jakkolwiek silne byłyby ich przekonania religijne, manicheizm, podobnie jak buddyzm w początko- wym okresie państwa turkuckiego, nie zniechęcił mas do ich starych wierzeń. Stosunki między szamanizmem a manicheizmem pozostają ciągle zagadką, ale niewykluczone, że opierają się na tolerancji i współdziałaniu, choć każda z religii wypływa z całkowicie odmiennych ideałów. Być może dychoto- mia dawnego szamanizmu, z jego paralelami: niebo - ziemia, wschód - zachód, niebieskie - czarne, uległa nasileniu pod wpływem manichejskim, co tłumaczyłoby dualistyczne tendencje w późniejszych przejawach turec- kiego życia religijnego. Faktem jest, że to właśnie w klasztorze manichej- skim napisana będzie już później, bo w X wieku, ale starymi runicznymi literami, księga przepowiedni, Yrk Bitig, utrzymana całkowicie w duchu tra- dycji nomadów; a w ujgurskim dialekcie z Turfanu zostanie zredagowana jesz- cze później, około 1300 roku, przepiękna wersja oguzkiej epopei Oguz-name (przechowywana w paryskiej Bibliotece Narodowej), która wychwala wręcz turecki poganizm. Wreszcie, rzecz nie najmniej ważna, wielki mit o rodowo- dzie Ujgurów, też stworzony w środowisku manichejskim, idealnie odzwier- ciedla tradycyjne przejawy religijności; będzie się cieszył taką popularno- ścią, że i Chińczycy, i muzułmanie (Dżuwajni) przeniosą go równocześnie na epokę mongolską; będą go wspominać w Persji (wielki historyk Raszid ad-Din) i w Europie (Marco Polo); zainspiruje różne ludy, między innymi Oguzów, Najmanów, Ongutów, mongolskich Kałmuków i Ojratów. Zgodnie z tą legendą, Bógii Kagan miał się narodzić z drzewa zapłodnionego pro- mieniem światła. Nieobecność tradycyjnego drapieżnika skłania do przypusz- czeń, że być może nie chodzi tu o pierwotny mit Ujgurów, kierowanych przez wierny przodkom klan Jagłakar, lecz o mit późniejszy, utrwalony na początku IX wieku, w okresie kolejnej zmiany dynastycznej i dojścia do władzy plemienia Ediz. Pieczyngowie Po swoim podwójnym zwycięstwie, odniesionym w 744 roku nad Turku- tami i w roku 751 nad Chińczykami, Karłucy nie napotkali więcej trudności w ujarzmianiu lub usuwaniu plemion, które koczowały w ich sąsiedztwie na Pieczyngowie 95 obrzeżach jeziora Bałchasz. W grupie tych koczowników znajdowali się Pie- czyngowie, uważani powszechnie za Oguzów, którzy dawno temu oderwali się od wspólnego pnia. Oni to kierowali się ku Jezioru Aralskiemu, a stamtąd, z nieznanych powodów, choć zapewne pod naciskiem innych plemion oguz- kich, ruszyli dalej na zachód. Osiedlali się kolejno pomiędzy Uralem a Wołgą, pomiędzy Wołgą a Donem, na północ od Morza Azowskiego, gdzie starli się z klientami Chazarów, Madziarami (Węgrami), którzy odepchnęli ich nad dolny Dniepr i Dunaj, na tereny ich ostatecznego osiedlenia. Nie bardzo wia- domo, jak znosili Chazarowie te różne przetasowania, jawnie szkodzące ich interesom i wciskające ich coraz głębiej w ten swoisty trójkąt, którego połu- dniową podstawę tworzyły góry Kaukaz, a północne boki - Wołga i Don. Jeśli chodzi o Pieczyngów, to w ostatnich dziesięcioleciach IX wieku pano- wali prawdopodobnie nad całym stepem czarnomorskim od dolnego zakola Donu po Mołdawię. To, że Rusowie, a tym bardziej Bizantyjczycy, którzy tak długo prowadzili politykę przyjazną wobec Chazarów, przyglądają się teraz biernie ich niszczeniu i, co gorsza, przyłączają się do tego, jest czymś więcej niż czarną niewdzięczno- ścią: to nieprawdopodobne zaślepienie! A jednak w roku 965 kijowski książę Świętosław opanowuje stolicę Chazarów, a w 1016 połączone siły grecko-ruskie zadają im śmiertelny cios. Pieczyngowie są wtedy u szczytu potęgi. Gardizi zna- komicie opisuje ich niezliczone stada, iście barbarzyńskie bogactwo waz i dro- gocennych pasów, wojenne trąby w formie zwierzęcych łbów i obfitość broni. Wyłącznie napastliwi wobec wszystkiego, co wiąże się z cywilizacją, są jak naj- dalsi od tego, by kontynuować mądrą politykę swych poprzedników. W roku 934 przyłączają się do Węgrów, swych niedawnych wrogów, żeby napaść na Tra- cję; w 944 zawierają antybizantyjski sojusz z księciem Igorem. Kiedy zniknęli Chazarowie, a księstwo kijowskie wydawało się na tyle potężne, by uniemożli- wić Pieczyngom wszelką ekspansję na północy, lub też może oni sami tym kie- runkiem się nie interesowali, zaczyna się seria niesamowitych wypadów przeciw cesarstwu bizantyjskiemu, w którego armii znajdowało się przecież tylu najem- ników - Pieczyngów. Ataki powtarzają się w latach 1026, 1061, 1064, 1087, 1088-1089 i 1090. W szkole uczy się nas, że Turcy wkroczyli do Europy, a kon- kretnie na Bałkany, razem z Osmanami. Jak widzimy, byli tu już z Pieczyngami, o ile nie wcześniej. Smutny to okres dla drugiego Rzymu! W tym samym czasie, gdy barba- rzyńskie plemiona Turków nękają Bizancjum bezustannymi napadami, po Azji Mniejszej nie przestają grasować tureccy muzułmanie; Turcy reprezentujący najbardziej rozwiniętą ówczesną cywilizację. Bazyleus Roman IV Diogenes, zmuszony do przeciwstawienia się tym ostatnim, zostaje pokonany na wschod- nich rubieżach swojego imperium i w roku 1071 wzięty do niewoli w bitwie pod Manzikertem. Służący w jego oddziałach Pieczyngowie przechodzą natychmiast 96 Ku oazom modlitw na stronę nieprzyjaciół, a jednocześnie swych rasowych pobratymców, fakt aż nazbyt dobrze znany z historii. Do tej daty i do tej bitwy jeszcze wrócimy. Teraz powracamy do Azji. Upadek państwa ujgurskiego w Mongolii Mimo względnego spokoju w państwie Ujgurzy muszą od czasu do czasu pokonywać różne trudności, spowodowane głównie rywalizacją wewnętrzną oraz zagrożeniem ze strony barbarzyńskich jeszcze sąsiadów. W roku 840 oba te czynniki sprzęgają się celem ich obalenia. Nieznana grupa buntowników ściąga znad górnego Jeniseju wojska Kirgizów, którzy w sile stu tysięcy ludzi pojawiają się błyskawicznie nad północno-wschodnią granicą. Palą stołeczny Ordubałyk i zabijają kagana. Ogarnięci paniką Ujgurzy szukają ratunku w nieprzytomnej ucieczce. Trzynaście plemion „zbliżonych do obozu księcia" i przyzwyczajonych do oglądania się na Chiny, w nich pokłada swe nadzieje. Przemierzają Gobi i z ufnością docierają do granicy. Oto, co znaczy zapomnieć, że za oddawane niegdyś usługi kazali zbyt drogo płacić Chińczykom. Ci, zranieni w miłości własnej, nie przebaczają nigdy. Teraz pewni siebie Chińczycy zwracają się przeciw Ujgurom, spychając ich w stronę Kirgizów, którzy z kolei odrzucają ich ku Chinom. Osaczeni uciekinierzy będą się tułać żałośnie przez blisko osiem lat, umierając z głodu i chłodu, ginąc od ciosów zadawanych im tak długo i tak dotkliwie, że w końcu rozproszeni lub unicestwieni znikną bez śladu (848). Szałowi radości w Chinach towarzyszy wybuch nienawiści. Od roku 845 rozpoczyna się systematyczne prześladowanie manichejczyków, a przy okazji wszystkich innych obcych religi, które zdążyły się tu zakorzenić. Piętnaście innych plemion ujgurskich, w tym Jagłakar, bardziej przezor- nych lub może mniej pechowych, nie mając zaufania do Chińczyków, skie- rowało się na południowy zachód, żeby dotrzeć do założonych tam niegdyś kolonii. Niewiele wiadomo o ich wędrówce, ale musiała przebiegać nie bez kłopotów, podobnie jak ich wejście w nowe środowisko na terenie bogatych oaz, gdzie mimo ciepłego przyjęcia ze strony współrodaków trzeba było liczyć się z intrygami Chińczyków i zaczepkami Tybetańczyków. Jednak w ciągu jakichś pięćdziesięciu lat plemiona te doskonale zaaklimatyzowały się w dwóch ośrodkach: w Kanczou (Ganzhou), w prowincji Kansu (Gansu) i w Siczou (Kao-cz'ang lub Koczo, obecnie Kara Chodżo)*, w krainie, którą kiedyś nazwie się Turkiestanem chińskim, a potem Sinkiangiem (Xinjiang). * Inaczej mówiąc, ziemie zachodniej grupy emigrantów ujgurskich mieściły się w trójkącie między Kuczą (południowe stoki Tien-szanu), Beszbałykiem (dalej na północ, w okolicach dzisiejszego Urumczi) i wzmiankowaną już oazą Turfanu (przyp. wyd.). Kirgizi 97 Kirgizi Ludem, który zasiedlił górną Mongolię, oblewany wodami Orchonu, Selen- gi i Tofy święty kraj Turków - Ótiiken, okazał się stary lud Kirgizów. Właśnie im przypadło w udziale to, przed czym wzbraniali się manichejscy Ujgurzy: odbudowa państwa stepowego. Nie potrafią tego jednak dokonać. Ci dawni, sturczeni teraz Indoeuropejczycy byli zbyt silnie przywiązani do swojej rzeki, Jeniseju, do regionu, gdzie dzisiaj znajduje się Minusińsk, a gdzie kiedyś pod- porządkowali ich sobie i niejeden raz poważnie przetrzepali im skórę Turkuci. Wydają się gruboskórnymi barbarzyńcami, chociaż otrzymali pewne podstawy cywilizacyjne od swych sąsiadów z Mongolii. Umieli pisać, pod warunkiem że nie chodziło o długie teksty, gdyż ich literacka wena szybko się wyczerpywała. Pozostawili po sobie sporo drobnych tekstów żałobnych, które niewiele się różnią od pozostawionych przez ich nieznanych sąsiadów na terenie dzisiej- szej Tuwy. Przez długi czas uważani za lud bardzo starożytny, są raczej ludem archaicznym ze względu na ubogą kulturę i brak innych praktyk kultowych poza szamanizmem. Wbrew temu, co mogłaby sugerować niestaranna lektura inskrypcji z Sudżi, nie zostali ani trochę zarażeni manicheizmem Ujgurów. Ich najstarsza pisemna pamiątka, ta znad Ujbatu l, pochodzi prawdopodob- nie z VIII wieku, najświeższe: z Ałty Kół 2, znad Ujbatu 3 i wspomniana już Sudżi, datowane są na koniec IX - początek X wieku. Inskrypcje te, dość cenne dla badacza kultury, nie mają żadnej wartości źródłowej dla badacza dziejów, zwłaszcza że są często trudne do odczytania i pełne luk. Nie wiemy więc prawie nic o tym, czego dokonali Kirgizi na terenach przez siebie podbitych, chyba tylko to, że spowodowali ich nawrót do barbarzyństwa. Okazali się niezdolni do utrzymania nad Orchonem i w 924 przegnali ich stamtąd nowi przybysze, tym razem lud protomongolski, Kitanowie lub Kitajowie. Wycofali się spokoj- nie tam, skąd przyszli, by dalej prowadzić swoje pierwotne życie aż do czasów współczesnych. Stary i święty kraj Ótiiken nie będzie już nigdy więcej należeć do Turków, lecz do Mongołów. Protomongolskie państwo Kitanów Do tej pory ekspansję Kitanów powstrzymywała potęga Turkutów i Mongo- łów. Ułatwiła ją słabość Kirgizów. W latach 907-926 dochodzi do zjednoczenia plemion kitańskich pod wodzą A-pao-ki, który wkracza do Mongolii, otwierając swym następcom drogę do północnych Chin. Cesarz chiński szybko zrezygno- wał z terenów położonych na północ od Żółtej Rzeki, a Kitanowie zajmują miejsce wśród oficjalnych dynastii pod nazwą Liao. Dawniej uczniowie Ujgu- rów, w ciągu kilku pokoleń ulegną schińszczeniu i osłabieniu. Zaatakuje ich 98 Ku oazom modlitw z boku wywodzące się z Mandżurii plemię Dżurdżenów, które w 1125 wkro- czy do Pekinu, by dokończyć dzieła zniszczenia. Nazwa Kitanów przetrwała w używanej przez różne ludy nazwie Chin: Kitaj (Kytaj, Kitad itp.), która upo- wszechniona w Europie przez Marco Polo długo rozbudzała fantazję ludzi zachodu! Jeśli weszli w orbitę naszych zainteresowań, chociaż nie są Turkami, to z jednej strony dlatego, że stanowią zapowiedź przyszłego pojawienia się potęgi mongolskiej, tak ważnej w dziejach Turków, z drugiej zaś dlatego, że sądzone im było odegrać pewną rolę w świecie tureckim. Kiedy bowiem w 1125 roku wypę- dzono ich z Chin, nadzwyczajny przypływ energii każe im wrócić do koczow- nictwa. Przemierzą całą Azję Środkową, ażeby w północno-wschodniej części późniejszego rosyjskiego Turkiestanu założyć w latach 1130-1135 państwo bud- dyjskie, znane pod nazwą państwa Karakitajów (Czarnych Kitajów). Powrócimy do nich w dalszej części. Mongolia po upadku Kirgizów W północnej Mongolii, na terenach, które można określić jako pierwszą Turcję, po odejściu Kirgizów zrobiło się pusto. Nie zgodzili się tam powró- cić Ujgurzy mimo propozycji uczynionej im przez Kitanów; ci z kolei nie czuli się na siłach kontrolować ziem, których byli panami, ponieważ wybrali życie w Chinach, a tamtejsze pastwiska nie pozwalały na utrzymanie efektyw- nej jazdy. Mongolizacja dokonuje się poprzez stopniowy napływ Protomongołów, ludów koczujących do tej pory głównie w Mandżurii, czyli na wschodnich kresach Mongolii, skąd główna ich siła jako awangarda wyemigrowała właśnie do Chin. Spychając prawdopodobnie osłabione plemiona tureckie, koczownicy mongolscy zasiedlali powoli - choć dokładnie nie wiadomo, jak i kiedy - ziemie, które będą nazywane ich imieniem być może już na początku X lub dopiero w XII wieku. W każdym razie, kiedy Czyngis Chan rozpoczynał swą niebywałą karierę, mongolizacja była jeszcze daleka od zakończenia i wielki zdobywca miał przede wszystkim do czynienia z ludami tureckojęzycznymi. Pierwsi przybyli Tatarzy znad dolnego biegu Kerulenu, tak barbarzyńscy, że trudno stwierdzić, czy byli Mongołami w trakcie sturczania się, czy też Turkami w trakcie mongolizacji. Od początku czasów historycznych odgrywali pewną rolę w państwach tureckich, zagrażając zwłaszcza Turkutom. Potem zjawili się Najmanowie, językowo również w połowie drogi: mówili wprawdzie po turecku, ale nazwa tego ludu Nagman - „Osiem" jest czysto mongolska. Rozciągnięci pomiędzy Kobdo a górną Selengą, znajdowali się pod Mongolia po upadku Kirgizów 99 wpływem kultury ujgurskiej, wyznając częściowo nestoriańskie chrześcijaństwo, częściowo szamanizm. Byli jeszcze Kereici (Keraici), którzy doszli do największej potęgi na początku XII wieku. Ich wódz nosił podwójny tytuł: chiński - króla (wang) i turecki - cesarza (chan), i stąd znano go jako Wang-chana lub Ong-chana. U niego właśnie jako wasal przejdzie chrzest bojowy Czyngis Chan. Kereici wraz ze swym księciem, Markusem, nawrócili się około roku 1000 na chrześci- jaństwo; wyznawców tej religii miało być około dwustu tysięcy. I wreszcie Onguci, w większości również chrześcijanie. Obozowali wzdłuż Wielkiego Muru, pomiędzy Ordos a Liao-ho. Historycy dopatrują się w nich potomków Sza-t'o*, ludzi pustyni, którym przypadło w udziale przeprowadze- nie ostatniej czysto tureckiej kampani w Chinach. Czy wszystkie te ludy były rzeczywiście chrześcijańskie lub tylko chrystia- nizowane, pozostaje do dzisiaj zagadką, taką samą jak w średniowieczu, gdy wieści o tym dotarły na zachód. Zapewne jednak to nie one dały początek legendzie o Księdzu Janie, krążącej wówczas po Europie i bulwersującej jej mieszkańców**; legenda ta zrodziła się prawdopodobnie pod wpływem bud- dyjskiej inwazji Karakitajów, ale tajemnicze wieści o chrześcijańskich Tatarach pozwoliły jej się umocnić i przetrwać. Chrześcijaństwo, choć w pewnym okresie przeżywało swój rozkwit w regionach wschodnich, zniknęło w czasach wielkiej rewolucji mongolskiej, by nie pojawić się więcej. Plemiona Sza-t'o Zgodnie z kronikami chińskimi Sza-t'o mieli zorganizować się po upadku państwa zachodnich Turkutów (On Ok) w pobliżu miejscowości Barkul, skąd tak uporczywie spychani byli przez Tybetańczyków na wschód (?), że w końcu poprosili o protekcję Chiny (800). Te pozwoliły im przebywać na terenach na północ od Ordosu, czyli tam, gdzie tradycyjnie skupiano sfederowane plemiona barbarzyńców, które korzyły się przed nimi „zginając kolana i schylając głowy". Sza-t'o żyli spokojnie przez siedemdziesiąt lat. W roku 878 wkraczają do Szansi, zapewne po to, by wziąć udział w tłumieniu kolejnego buntu w państwie chińskim. * „Lud pustyni" to przekład chińskiej nazwy Sza-t'o (przyp. wyd.). ** Pogłoski o legendarnym Księdzu Janie szerzyły się w Europie, począwszy od połowy XII w. Miał on być jednym z Trzech Króli, jego państwo zaś leżeć miało gdzieś daleko na wschodzie. Uważano, że walcząc z muzułmanami, dopomoże on Europie w odzyskaniu grobu Chrystusa. Krążyły nawet rzekomo przez niego napisane listy. Zob. S. Kałużyński, Tradycje i legendy ludów tureckich, Warszawa 1986, s. 87. Wątek podjęty przez U. Eco w jego powieści Baudolino (przyp. wyd.). 100 Ku oazom modlitw T'angowie zmagali się wówczas ze swoistą rewolucją chłopów, którzy wtar- gnęli do ich stolicy, Cz'ang-an (Chang-an). Wezwane na pomoc plemiona Sza-t'o zjawiły się pospiesznie. Ich władca, Liko-jong, po wypędzeniu chłop- skich rebeliantów z Cz'ang-anu otrzymał w nagrodę tytuł ministra i został mianowany gubernatorem zajętej przez siebie prowincji Szansi. Sza-t'o zacho- wywali się jak lojalni wasale do czasu zniknięcia dynastii Tangów (907); poczuli się wtedy zwolnieni z obowiązku podległości i nie omieszkali się ogłosić w ich miejsce cesarzami. W Lojang panowały kolejno dwie ich dynastie. Trwało to jednak bardzo krótko, pierwsza sprawowała władzę w latach 923-936, druga od 936 do 946 roku. Podobnie jak Kirgizi, Sza-t'o nie potrafili stawić oporu Kitanom. W ten sposób w połowie X wieku następuje koniec ostatniego turec- kiego królestwa w Chinach. Ujgurzy z Kansu i Sinkiangu Musimy sobie uświadomić następujące zjawisko: aż do tej pory wszystkie wielkie ludy tureckie przestawały być anonimowe wyłącznie na skutek działań zbrojnych i oto pojawiają się Ujgurzy, którzy nie chcą potwierdzić się poprzez oręż! W Turkiestanie Wschodnim panuje wielka cisza, którą przerywa tylko szept modłów, muczenie wołów pracujących na roli i pokrzykiwanie kupców. „Niedoświadczeni i ułomni skrybowie", „niżsi duchowni" zajmują miejsce zuchwałych wojowników, aby wysławiać imię Turków: przepych ustępuje skromności, podboje - administrowaniu, dieta mięsna - wegetarianizmowi, wielkie wędrówki - zadziwiającej nieruchliwości. Rozczarowani wojennymi przygodami, znużeni koczownictwem Ujgurzy odrzucili, jak widzieliśmy, propozycję Kitanów, aby zintegrować dawne tureckie włości w północnej Mongolii. Osiedli na dobre w północno-zachodniej części Chin, na terenie dzisiejszych prowincji Sinkiang i Kansu, skupieni wokół dwóch ośrodków: Kanczou (Ganzhou) i Siczou (obecnie region Turfanu), gdzie utwo- rzyli dwa odrębne i niezależne królestwa, przewodząc być może całej pleja- dzie małych księstw. Na czele pierwszego z tych państw stała prawdopodobnie dawna królewska dynastia znad Orchonu, mianowicie Jagłakar. Kontynuacją trudnych doświadczeń, jakimi były dla Ujgurów: rozpad ich państwa, unicestwienie poważnej części plemion, długa wędrówka i uciążliwa adaptacja do życia w oazach, okazał się długotrwały konflikt z Tybetańczy- kami. Nacisk tych ostatnich na cały basen Tarymu, do którego dostęp otwo- rzyła ich wojskom bitwa pod Tafej-czuan (Dafeichuan) w roku 679, skończy się ponad sto lat później wraz z upadkiem ich monarchii i rozdrobnieniem państwa (około 842). Ujgurom wystarczą teraz tylko takie siły zbrojne, które powstrzymają ewentualne wypady ich sąsiadów tureckich, na północy koczów- Ujgurzy z Kansu i Sinkiangu 101 niczych Karłuków, panów dzisiejszej Dżungarii, i na zachodzie plemion Jagma i Czigil, o których poza fragmentarycznymi informacjami muzułmańskich auto- rów nie wiemy nic. Ujgurzy, których historyk Dżahiz (zmarły w 869) nazywa nadal Tokuz Oguzami, mieli - jego zdaniem - stracić wiele ze swej starodaw- nej waleczności, co przyniosło im niejedną porażkę. To bardzo możliwe, gdyż 0 Ujgurach można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że byli awanturnikami. Potrafili jednak zachować niezależność. Chiny, które utrzymują stałe kontakty z królestwem Ujgurów w Kansu, przez dłuższy czas odnoszą się do nich przychylnie. Podoba im się, że regular- nie płacą daninę i że oficjalnie są kontrolowani za pośrednictwem chińskiego okręgu wojskowego z siedzibą w Tuanhuang (Dun-huang, obecnie Cha-czou). Powoli jednak więzi te są zrywane. Chińczycy oskarżają Ujgurów o bunt, roz- boje i tysiące wymyślonych szkód. Ostatecznie w roku 1028 spokrewniony z Tybetańczykami lud Tangutów brutalnie zawładnie ich terytorium i położy kres istnieniu ich państwa. Część populacji ujgurskiej zostanie na miejscu do naszych czasów, nie odgrywając żadnej roli politycznej, ale zachowując język 1 niektóre archaiczne obyczaje. Pozostała część schroni się i przetrwa w pobli- skiej prowincji Nanszan. Ujgurzy z Kanczou określani są niekiedy jako Sary Ujgur, czyli Żółci lub Żółtogłowi Ujgurzy. Nazwa ta nie zniknie i mówi się, że „nawiązuje do ich buddyjskiej wiary"; wiele jednak ludów tureckich ma w swej nazwie „kolo- rowy" przymiotnik: niebieski, czerwony, czarny, żółty (lub jasny), przy czym ten ostatni miał szczególne znaczenie w szamanizmie jako mistyczne odniesienie do słońca lub księżyca. Sary Ujgurzy byli niewątpliwie ludem tureckojęzycznym wyznania buddyjskiego; być może raczej zujguryzowani niż rzeczywiście Ujgu- rzy, pochodzący z południowego Tarymu, spychani powoli na wschód przez zwycięski islam, przyłączyli się do prawdziwych Ujgurów z Kansu po zniszcze- niu ich królestwa przez Tangutów. W XI wieku spotykamy ich w regionie Cho- tanu (Hetian), w XIV wieku - pomiędzy Cajdamem a Czerczenem, a dopiero w XVII lub XVIII wieku zaczną się osiedlać na południe od wielkiego szlaku prowadzącego od Suczou (Suzhou) do Kanczou (Ganzhou). Mieszkają tam nadal: dwa tysiące kilometrów od punktu wyjściowego. Ujgurskie królestwo w Sinkiangu jest bardziej oddalone od Chin, od któ- rych dzieli je najpierw ujgurskie, potem tanguckie państwo na terenie Kansu. Kroniki chińskie odnotowują fakt przysłania do nich wielkiego poselstwa z Sin- kiangu, ale informacje na ten temat są skąpe. Inaczej przedstawia się los króle- stwa i jego długotrwałość. Rozwija się ono pomyślnie do czasu imperium mon- golskiego, z którym zwiąże się tak otwarcie, że nie tylko zostanie oszczędzone, ale nawet uprzywilejowane. Będzie wtedy oddziaływać na Mongołów bardziej niż kiedyś na Kitanów, przekazując im podstawy swej kultury i dostarczając wła- snych kadr administracyjnych. Przeżyje ich państwo o długie lata. 102 Ku oazom modlitw Dzieje się tak dlatego, że z końcem IX wieku poziom kulturalny Ujgurów w oazach jest znacznie wyższy niż w Mongolii północnej i w następnych stuleciach będzie stale wzrastał. Półbarbarzyńcy, jakimi byli jeszcze w 840 roku, osiedliwszy się w wielkich ośrodkach buddyzmu, korzystają swobodnie z ich dorobku, by się w pełni ucywilizować. Nic nie pozwala sądzić, by naginali się do nowego kursu z myślą o tym, by go w przyszłości zmienić. Okazują się doskonałymi uczniami, jeśli nie mistrzami. Artystyczna szkoła Azji Środkowej, pozornie przynajmniej, rozwija się za ich panowania tak samo, jak przedtem. Ujgurzy czerpią z jej dziedzictwa i czują się za nią odpowiedzialni. W południowej Kaszgarii, gdzie styl persko-hinduski pozostawał długo pod wpływem Bamjanu, w wieku IX i X jego podstawowe cechy zdają się przenikać z Indii za pośrednictwem Kaszmiru. W Kaszgarii północnej, której miasta: Tumszuk, Kyzył, Kumtura, Szortuk, Beszbałyk i Murtuk wytyczały szlak ekspansji buddyzmu na wschodzie, następuje okres dekadencji; przyjście Ujgurów niczego tu nie zmienia. W Tunhuangu, państewku powstałym na terenie prowincji Kansu, gdzie przejawy twórczości są liczniejsze i między V a XIII stuleciem nie wykazują żadnych oznak rozkładu, nie widać też, aby po zajęciu miasta przez plemiona ujgurskie zwiększyły się lub zmniejszyły zawsze tak tutaj silne wpływy chińskie. Tak najprawdopodobniej przebiegała lekcja sztuki. Nie inaczej rzecz się ma z literaturą. Utworów oryginalnych powstaje nie- wiele, mnożą się natomiast przekłady. Te ostatnie zajmują miejsce bardziej niż honorowe w piśmiennictwie Turfanu, którego najstarsze świadectwa pochodzą prawdopodobnie z VIII wieku. O dwa stulecia późniejsze są pierwsze tek- sty powstałe w Tunhuangu, co można wytłumaczyć tybetańską okupacją tej oazy do połowy IX wieku, a tym samym brakiem wcześniejszego osadnic- twa tureckiego. Najazdowi Tangutów w 1028 roku zawdzięczamy niezwykły skarb złożony z malowideł i wielojęzycznych rękopisów, głównie chińskich, ale także tureckich, tworzących archiwum jednego tylko klasztoru: został on zamurowany w służącej za skrytkę grocie w Tunhuangu i odkryty w roku 1900. W 1907 roku badał to miejsce sir Aurel Stein, a w 1908 - Paul Pelliot, dzięki temu British Museum w Londynie i Bibliotheąue Nationale w Paryżu dyspo- nują dziś zbiorami wielu tysięcy kartek, w większości do tej pory nieopubliko- wanych. Są to najprzeróżniejsze dokumenty, najczęściej w formie osobistych notatek, wprawek pisemnych czy listów handlowych, a także umoralniające bajki, traktaty religijne, tłumaczone często z języków obcych, zwłaszcza chiń- skiego i sanskrytu. Sztuki plastyczne i literatura unaoczniają olbrzymią wówczas witalność buddyzmu. Zasadne jest więc przypuszczenie, że ujgurski manicheizm stop- niowo ustępował mu miejsca, nie zniknąwszy jednak zupełnie. O wpływie tego ostatniego świadczy znacząco kolekcja tekstów religijnych, pochodzących Ujgurzy z Kansu i Sinkiangu 103 zarówno z wykopalisk niemieckich w Turfanie, jak i ze wspomnianej groty manuskryptów w Tunhuangu, na przykład tak zwany Chuastuanift (Modlitwa pokutna) napisany, jak to było wówczas w zwyczaju, językiem prostym i czy- stym. Jak zauważył Pelliot, podkreślając znaczenie więzi łączących cały staro- żytny świat, „trzeba dzisiaj wybrać się do Turkiestanu [...] aby właściwie sko- mentować traktat świętego Augustyna". Od czasu napisania tych słów sytuacja wprawdzie trochę się zmieniła, choćby wskutek najświeższych odkryć koptyj- skich, ale ich istota pozostaje prawdziwa. Jeśli chodzi o buddyzm, to pozostały po nim spisane po turecku pismem ujgurskim, sogdyjskim i hinduskim, brahmi, liczne manuskrypty, a wśród nich Bajka o dobrym i złym księciu, powstała pod wpływem chińskim, którą ana- lizuje się od 1914 roku i która nadal zajmuje miejsce w pracach lingwistów i turkologów. Obok ciągle żywotnych religii: buddyjskiej, manichejskiej i szamanizmu, w ujgurskich oazach Sinkiangu i Kansu funkcjonowały też inne wyznania, zwłaszcza chrześcijański nestorianizm. Doktryna Nestoriusza, patriarchy Kon- stantynopola, głosiła - jak wiadomo - że Chrystus łączył w sobie dwie osoby, odpowiadające jego dwóm naturom. Wyklęty w roku 431 przez sobór w Efezie i prześladowany w krajach śródziemnomorskich, nestorianizm znalazł schronie- nie w sasanidzkim Iranie i cały swój misjonarski wysiłek kierował na wschód. Nie wiemy, kiedy przedostał się do Azji Środkowej, ale wiemy, że w roku 635 dotarł do Chin, gdzie jego kariera trwała krótko i przyniosła mierne efekty. Mocno natomiast zakorzenił się w kotlinie Tarymu, którą przekształcił w ośro- dek apostolatu oddziałujący na wielkie formacje koczownicze; pisaliśmy już o sukcesach odniesionych wśród ludów Mongolii. Źródła muzułmańskie skru- pulatnie donoszą o istnieniu w X wieku wspólnot chrześcijańskich w Sinkiangu, a niemieckie misje zebrały w regionie Turfanu mnóstwo tekstów nestoriań- skich, które są odpowiednikiem tych, jakie w Tunhuangu znalazł Pelliot, mię- dzy innymi Pochwałę Świętej Trójcy. Po mazdaizmie i judaizmie zostało w Azji Środkowej mniej śladów. Obec- ność pierwszej religii potwierdzają autorzy muzułmańscy, a Chińczycy, pisząc o ołtarzach ognia, wymieniają Zaratustrę, aczkolwiek w słowach trochę dwu- znacznych. Religia druga poświadczona jest lepiej: w judeoperskich dokumen- tach z Kaszgarii i w rękopisie hebrajskim z początku IX wieku, odkrytym przez Pelliota. Działalność wyznawców judaizmu jawi się jednak mniej wyraziście, zapewne wskutek ich mniejszego znaczenia. Wreszcie islam, który w przyszłości zatriumfuje na tych terenach, na razie jeszcze reprezentowany jest słabo, mimo iż muzułmańscy kupcy, posłowie i sufi od dawna przemierzają kraj. Co do ich poczynań, to często jesteśmy skazani na domysły, nie ulega jednak wątpliwości, że byli wystarczająco liczni, by zdobyć dobre rozeznanie w sprawach Azji Środ- kowej, chociaż ich relacje nie są, niestety, wiernym tego odbiciem. 104 Ku oazom modlitw Zadziwiająca społeczność! Zapewne poszczególne jej nacje i wyznania miały w miastach swoje własne dzielnice, być może obwarowane wewnętrz- nymi murami, jakie zdarzyło się jeszcze widywać podróżnikom czasów nowo- żytnych. Ale przecież w każdym takim mieście, które nie było żadną świa- tową metropolią, żyli obok siebie wyznawcy co najmniej trzech wielkich religii: manicheizmu, buddyzmu i chrześcijaństwa, oraz kultu animistycznego, starej religii tureckiej; po jego ulicach i placach mogli swobodnie poruszać się, głosić swoją wiarę i o niej dyskutować żydzi, muzułmanie i zoroastryjczycy! Godna zazdrości i podziwu sytuacja, kiedy idee tolerancji i ekumenizmu, nieodmiennie zabarwione sceptycyzmem i relatywizmem, stawiane są wyżej niż sekciarstwo i dogmatyczna, niewzruszona wiara. Jak się zdaje, nie ma w historii ani jed- nego przykładu, który można by porównać z przykładem Ujgurów, chyba że się dobrze poszuka w innych społecznościach tureckich lub spokrewnionych z nimi społecznościach mongolskich... Rozdział 6 Przyjęcie islamu Iluzja murów! Od Wielkiego Muru Chińskiego poczynając, na Wale Atlantyckim kończąc, wznoszono je zawsze z nadzieją na uchronienie się przed zewnętrzną inwazją i zawsze robiono to na próżno. Tego złudzenia nie udało się uniknąć również Arabom, którzy zmęczeni wojnami i w obawie przed ludami Goga i Magoga oraz przed zapowiadaną apokalipsą marzyli teraz o wiecznym bezpieczeństwie, jakie zapewniłaby im rozległa sieć fortyfikacji wzniesionych niegdyś przez Persów: należało ją tylko odbudować. Pokonanie kolejnych plemion barbarzyńców nie przysporzyłoby im więcej chwały, podobnie bezużyteczny byłby podbój stepów ciągnących się za gra- nicami ich państwa, prowadzących do „Krainy Ciemności", do tych pogrążo- nych miesiącami w nocnym mroku i skostniałych pod śniegiem ziem północy. Hasłem, które pozostało aktualne do końca IX wieku, stała się obrona. Nie dlatego bynajmniej, że zrezygnowano z nawracania na islam: tego zabraniała sama religia, wciąż żywa. Fortyfikacje odbudowano po to, by położyć kres prze- mocy, a dzieło islamizacji powierzono teraz poszukiwaczom przygód, posłom, misjonarzom i kupcom. Dlatego mur, tak jak tego chciano, nie był całkowi- cie szczelny. Najemnicy Mur był nieszczelny także po przeciwnej stronie. Bardzo wcześnie, bo w niecałe pięćdziesiąt lat po hidżrze, zaczęli stamtąd przenikać do świata muzułmańskiego przedstawiciele Turków, a wraz z nimi prawdopodobnie też innych grup językowych Eurazji. W roku 674 gubernator Basry miał kontyn- 106 Przyjęci e islamu gent łuczników tureckich, złożony z dwóch - czterech tysięcy jeńców pojma- nych w Bucharze. Bardzo szybko doceniono ich zdolności bojowe i zaczęto się zastanawiać nad ich szerszym wykorzystaniem. Uważa się powszechnie, że Abbasydzi i wzorujący się na nich lennicy, zmuszeni stawiać czoła niekoń- czącym się waśniom Arabów i ich klientów, mawali, woleli korzystać z usług żołnierzy-cudzoziemców, którzy wobec braku jakichkolwiek więzi z ludnością miejscową byliby im całkowicie oddani. Nie podzielam tego poglądu. Gdyby tak naprawdę było, bagdadzcy kalifowie przekonaliby się szybko, że niesubordyna- cja, jakiej dopuszczają się wobec nich najemnicy, ich wybryki, zdrady, nadużycia stwarzają problemy i niebezpieczeństwa co najmniej takie same, jeśli nie więk- sze od tych, jakich przysparzali im Arabowie i ich klienci - Berberowie, Kopto- wie, Syryjczycy i Irańczycy. O ile początkowo można było odnieść rzeczywiste korzyści z posługiwania się niewielką ilością obcej milicji, wkrótce nie widziano innych sposobów, jak ciągłe jej powiększanie. Budowniczowie świata muzuł- mańskiego, Arabowie, odmawiali pełnienia służby wojskowej, a jeśli, przymu- szeni, ją podejmowali, to tylko w obronie własnej; utraciwszy w wyniku łatwości życia wszelkie zamiłowanie do walki, woleli korzystać ze zdobytych już dóbr niż ryzykować ich utratę i nie widzieli żadnego powodu, by umierać. Już za panowania pierwszych Abbasydów jedyny pewny element w armii stanowili Irańczycy z Chorasanu, którzy brali udział w rewolucji skierowanej przeciw Omajjadom z Damaszku, przekonani, że wspierając nową dynastię arabską, bardziej ziranizowaną niż poprzednia, lepiej służą Persji. Ich złudzenia, a tym samym ich wierność, zmniejszały się jednak w miarę upływu czasu. Od roku 820 wielcy wasalowie kalifów, Tahirydzi, rządzili praktycznie samodzielnie: była to bardziej skuteczna metoda zapewnienia autonomii Iranowi i jego przyszłego odrodzenia, metoda, która znajdzie wielu naśladowców. Teraz już i oni, Irań- czycy, nie chcieli więcej ginąć za islam. Potrzebni byli nowi wojownicy. I tak imigracja turecka, utrzymywana przez długi czas w rozsądnych gra- nicach, przybiera niebezpieczne rozmiary w wieku VIII, a jeszcze bardziej w następnym stuleciu. Od drugiej połowy VIII wieku Turcy zaczynają zajmo- wać poważne stanowiska w aparacie państwowym: Zubair ben at-Turki (Syn Turka) zostaje gubernatorem Hamadanu i Mosulu, Hammad at-Turki odgrywa niepoślednią rolę w budowie Bagdadu za Al-Mansura, a w Egipcie gubernator- skie rządy sprawuje odległy poprzednik Ibn Tuluna (779-780), który twierdził, że boi się kalifa bardziej niż Boga. W IX wieku pomnaża się liczba funkcjona- riuszy tureckich, którym udaje się wznieść ponad anonimowy los najemników kalifatu. W ten sposób stają się oni w pewnym sensie wszechobecni od cza- sów Al-Mansura, a jeszcze bardziej za panowania jego następcy, Al-Mutasima, o którym do niedawna mówiło się, że to on sprowadził Turków do państwa arabskiego. Najemnicy 107 Nazywa się ich tutaj mamelukami. Po arabsku mamluk oznacza białego niewolnika w przeciwieństwie do niewolnika czarnego, pochodzącego z Afryki wschodniej, niekiedy również żołnierza, przede wszystkim jednak przeznaczo- nego do posług domowych przy rodzinie lub do pracy na roli, głównie na plantacjach trzciny cukrowej w południowym Iraku. Turcy pojawiają się więc jako niewolnicy: są kupowani, mają swoich panów i mogą być wyzwalani. Naj- większym rynkiem handlu niewolnikami była Samarkanda, ale były też inne, usytuowane dalej, na wschodzie i na północy. Niewolników tureckich, jako „najpiękniejszych, najlepszych ze wszystkich", poszukiwano od Chorasanu po Bagdad. Towar był rzadki i osiągał prohibicyjne ceny: sto pięćdziesiąt - dwieście tysięcy dirhemów! „Byli to najdrożsi niewolnicy na świecie", pisał Ibn Haukal. Ale czy rzeczywiście byli niewolnikami ci mężczyźni, którym dawano broń do ręki, którzy mieli chronić swego pana i których dopuszczano do najwyższych stanowisk?! Którzy w roku 818 nie wahali się zabić wezyra Al-Fadla Ibn Sahla?! Wkrótce zostaną niezbędnym elementem państwa, a następnie jego prawdzi- wymi panami. Osobista gwardia kalifa Al-Mutasima miała liczyć - zależnie od źródeł - od czterech do siedemdziesięciu tysięcy Turków. Była w każdym razie na tyle liczna i ruchliwa, że - jak głosi tradycja - aby się jej pozbyć z Bagdadu, którego mieszkańcom dawali się we znaki, trzeba było zbudować Samarrę; prawdopodobnie jednak doszło do tego raczej za sprawą potężnego opozycyjnego ruchu mutazylitów. Prawdą jest, że potężna wówczas Samarra, po której pozostały tylko puste pola i ruiny, świadectwo imponującej niegdyś sztuki abbasydzkiej, była miastem, w którym znajdowały się dzielnice tureckie i w którym Turcy postanowili sięgnąć po władzę. Decyzja Al-Mutawakkila (846-861), aby rządzić bez wezyra, dała pole do działania wyższym oficerom tureckim, którzy zajęli miejsca sekretarzy, fawo- rytów, doradców i szambelanów różnego szczebla. Ze względu na rozgłos można tu wymienić kilka imion spośród wielu innych: Afszyn, który zgniótł rewoltę perskiego heretyka Babaka (816-837) w Azerbejdżanie; Buga al-Kabir (zmarły w 862), który narzucił Armenii czasowe uzależnienie wasalne; Buga asz-Szarabi (zmarły w 868), sprawujący przez pewien okres faktyczną władzę w państwie abbasydzkim; Raszid at-Turki, który dowodził oddziałami muzuł- mańskimi w Górnym Egipcie (880); Aszyna, który około 840 roku otrzymał przywilej zasiadania na tronie; Itach (825-849), tytularny gubernator Jemenu i Chorasanu; Wassaf (zm. w 867), generał, a następnie szambelan; Al-Fath Ibn al-Chakan, zaufany kalifa Al-Mutawakkila, z którym wychowywał się od dziecka, i wreszcie Ibn Tulun, założyciel dynastii w Kairze, o którym będziemy jeszcze mówili. Mając tylu wpływowych przedstawicieli. Turcy czuli się wszechmocni - czyż tak w istocie nie było? - i w końcu zgładzili Al-Mutawakkila, by w roku 861 wybrać jego następcę. 108 Przyjęci e islamu To ważna data. Z tą chwilą arabscy kalifowie tracą faktyczną władzę, a mamelucy są niewolnikami już tylko z nazwy. Stają się prawdziwymi panami, podczas gdy podporządkowani im i wybierani przez nich następcy Mahometa muszą pod groźbą śmierci naginać się do ich woli. Naginają się, lecz mimo to często giną: trzech na czterech spadkobierców Al-Mutawakkila traci życie tak jak i on, wskutek zabójstwa. Wydawałoby się, że Turcy, których nie potrafiono się pozbyć, przestaną być niezbędni. Tymczasem wręcz przeciwnie: okazali się bardziej niż kiedykolwiek niezastąpieni, gdy bunty czarnych niewolników z plantacji w Iraku, znane jako powstanie Zendżów (869-883), pozbawiły kalifa jego afrykańskich oddziałów, które przechodziły na stronę nieszczęsnych buntowników. Dalsze przebywanie w Samarze było niepotrzebne. W roku 892 miasto zostało zdane na łaskę piasków, a dwór przeniósł się znowu do podupadłego Bagdadu. Przyjmuje się z reguły, że mamelucy tureccy po nawróceniu na islam byli szczerymi muzułmanami, których wchłonęła cywilizacja arabska. Mój punkt widzenia jest zasadniczo odmienny, choć wiem dobrze, że potomkowie Turków całkowicie się zarabizowali, jak na przykład słynny filozof Farabi (879-950), wnuk tarchana. Wiem też, co powtarzał często Massignon, że najemnicy z Samarry tak bardzo pragnęli odbyć pielgrzymkę, hadżdż, do Mekki, że specjalnie dla nich kazano wybudować w Samarze małą Kaabę: rzecz niesłychana! Czy są to jednak dowody ostateczne? Żyjący przecież znacznie później Turek Mahmud al-Kaszgari, wychowany w państwie Karachanidów i mieszkający w Bagdadzie, wyrazi wprawdzie pewne zastrzeżenia co do pogańskich tradycji swych ziomków, ale o nich nie zapomni. Założenie, że w IX wieku nastąpiło „odturczenie" najemników, pocią- gnęło za sobą przyjęcie tezy, że byli oni silnie przemieszani z ludnością miejscową lub że zostali kupieni jako dzieci i wychowani w religii muzuł- mańskiej, tak jak później janczarzy. Nic takiego nie miało miejsca. Wspo- minałem już, że abbasydzcy władcy starali się trzymać cudzoziemskich żołnierzy z dala od muzułmańskich waśni. W Samarze mieszkali oni w odręb- nych dzielnicach, zgrupowani według narodowości, mieli zakaz łączenia się z tubylcami i żenienia się z innymi kobietami niż zakupione dla nich przez kalifa dziewczęta tureckie. Ibn Haukal podkreśla z naciskiem fakt, że w Azji Środkowej poszukiwano również kobiet, ale wyłącznie młodych. Ten ostatni punkt jest o tyle ważny, że kobiety są z zasady bardziej przywiązane do tra- dycji przodków, a w społecznościach muzułmańskich ponadto są tylko poło- wicznie członkami wspólnoty ze względu na niski poziom edukacji koranicz- nej i słabe uczestnictwo w życiu społecznym i religijnym. Wpływ Turczynek na urodzone w krajach islamu dzieci musiał więc powstrzymywać ich skłon- ności do zerwania z własną przeszłością, o ile takie skłonności występowały. Najemnicy 109 Tymczasem autorzy muzułmańscy, przede wszystkim zaś Dżahiz, poza odwagą i prostotą przypisują Turkom właśnie wierność ojczystej ziemi. Jak to ujął von Grunebaum, [...] gwałtowność ich reakcji, a jeszcze bardziej sprzeciw wobec asymilacji, ich przywiązanie do kraju, w którym się urodzili... tego się nie wytłumaczy zwykłą tęsknotą: to kryje w sobie groźne konsekwencje. Turcy bowiem przedkładają wła- sną grupę, nawet usytuowaną w sercu islamu, ponad przynależność do wspólnoty muzułmańskiej. W sposób oczywisty należy więc podkreślić ich wpływ na głębokie prze- kształcenia społeczności islamu w IX wieku, i to we wszystkich dziedzinach: przemiany te docenić muszą prawnik, teolog, socjolog, a także historyk sztuki, kiedy widzi odnowę i rozkwit ikonografii oraz rozwój sztuki nagrobnej, która, choć formalnie potępiona przez szarijat, uznana będzie w przyszłości za jedną z najwspanialszych form architektonicznego kunsztu muzułmanów. Idźmy dalej rym tropem. W tymże IX wieku, w którym zaznacza się prze- waga Turków, od początku bardzo podatnych na kulturę sogdyjską, a więc irańską, następuje też rozbudzenie narodowych uczuć wśród Persów zalewa- nych falą arabizmu. Nie mógł to być przypadek, zwłaszcza że w późniejszym okresie Turcy zostaną - rozmyślnie czy też nieświadomie - przywódcami Persji. Gaznewidzi i Seldżucy będą nie tylko mówić po persku, ale zapewnią sztuce irańskiej wszelkie środki do pełnego wyrażenia jej oryginalności; za ich pano- wania literatura perska osiągnie szczyt doskonałości. Jeszcze później, kiedy na tronie Isfahanu zasiądą Turkmeni, dadzą oni początek pierwszej narodowej dynastii Safewidów. Odrodzenie irańskie w IX i X wieku ma ścisły związek z przyszłą historią turecką na ziemiach islamu. Dla naszych rozważań nie jest zapewne ważne to, że daleki potomek sasanidzkiego generała, Bahram VI, założy w Transoksanii i Chorasanie niezależny emirat Samanidów (874-999), ponieważ będzie on sun- nitą, uzna zwierzchność kalifa Abbasydów i dla obrony islamu wystawi straż na granicy z Turanem. Natomiast niezwykle istotny jest fakt, iż bardziej na zacho- dzie Bujidzi (Buwajhidzi) przyłączą się otwarcie do szyitów i w roku 945 zajmą Bagdad; choć są wrogami kalifatu, nie ośmielą się podnieść ręki na monarchę, który osłupiały i bezsilny, nadal będzie pełnił swoją funkcję. Tymczasem w roku 940 umiera najstarszy poeta muzułmańskiego Iranu, Rudaki, właśnie wtedy, gdy tłumaczy się na perski zredagowaną po arabsku historię Irańczyka Tabariego, pierwsze dzieło prozą. Tak dobiega kresu impe- rium arabskie w Azji. 110 Przyjęci e islamu Tulunidzi i Ichszydzi w Egipcie Najsłynniejszym z Mameluków jest bezdyskusyjnie Ahmad Ibn Tulun, kuzyn Bajak Bega, szambelana kalifa Al-Mutazza. Wysłany do Egiptu, by strzec wierności tej ważnej prowincji, 15 września 868 roku przybywa do Fustatu, starego Kairu, i wkrótce przyznaje sam sobie wszelkie uprawnienia. Świetny organizator i ekonomista, dzięki obniżeniu podatków doprowadza do pięciokrotnego wzrostu produkcji. Osiągnięte w ten sposób znaczne dochody, których tylko niewielka część przekazywana jest kalifowi, pozwalają mu na podjęcie wielkich robót i zorganizowanie z kontyngentów tureckich, greckich i sudańskich dobrze wyszkolonej i płatnej armii. Po raz pierwszy od czasów Ptolomeusza Egipt staje się niezależnym krajem, zdolnym do zajęcia odpowiedniego miejsca w polityce Bliskiego Wschodu. I miejsce to zajmuje. Kalif nie tylko nie zdecydował się na ukaranie nielojalnego wasala, ale musiał pogodzić się z jego ingerencją w Syrii, potem z okupacją tego kraju, a wreszcie z aneksją Cylicji i części Mezopotamii. O pozycji Egiptu niech świadczy fakt, że syn Ibn Tuluna, niewolnika z Samarry, Chumurawaj poślubia córkę kalifa podczas ceremonii weselnej, której przepych staje się przysłowiowy. Wnukowie wielkiego Ibn Tuluna, który zmarł w roku 884, okazali się jednak nieudolni i w roku 905 oddziały wojsk Abbasydów wkroczyły do Fustatu. Nowo mianowany gubernator, również Turek, otrzymał książęcy tytuł ichszyda. I on, i jego dzieci byli wiernymi sługami Bagdadu. Tak Tulunidzi, jak Ichszydzi zachowywali się jak ortodoksyjni i przykładni muzułmanie: członkowie społeczności Dar al-islam, nie byli zainteresowani schizmą, herezją czy sekciarstwem. Ich sztuka, zwłaszcza architektoniczna, świadczy wymownie, do jakiego stopnia ulegli wpływom abbasydzkiego Iraku. Okazały meczet Ibn Tuluna w Kairze stanowi tylko dostosowaną do warunków lokalnych replikę Wielkiego Meczetu Al-Mutawakkila w Samarze. Sukces Fatymidów W Egipcie, podobnie jak w centrum kalifatu, w bujidzkim Iraku, rośli w siłę zwolennicy szyizmu. Fatymidzi, którzy wprowadzili go do Afryki Północnej i założyli własną dynastię w Ifrikijji, dzisiejszej Tunezji, w 969 roku zostali panami doliny Nilu. Pod ich rządami kraj odzyskał niezależność, którą dał mu Ibn Tulun, osiągnął wysoki poziom rozwoju cywilizacyjnego i na krótki okres zdobył przywództwo nad całym światem muzułmańskim, zwłaszcza w latach 1057-1059, kiedy zbuntowany generał turecki Arsłan ibn Besasiri uznał ich zwierzchnictwo najpierw w Mosulu, a potem przez jeden rok nawet w Bagdadzie. Dynastia Fatymidów wiąże się o tyle z historią turecką, że Sukces Fatymidów 111 od czasu panowania Al-Aziza (975-996), ich drugiego kalifa (mieli czelność sięgnąć po ten tytuł), i przed zwerbowaniem Nubijczyków i Sudańczyków wprowadzili do swej armii, złożonej do tej pory z Berberów i niewolników europejskich, regimenty mameluków tureckich. Aczkolwiek badacze wolą negować istnienie tego, co z braku bardziej adekwatnego terminu można by określić jako świadomość narodową wśród najemników, trzeba przyznać, że to właśnie ona stała się motorem, który zantagonizował różne formacje wojskowe Fatymidów. Egipt stał się ćwiczebnym terenem walk rasowych, gdzie ostatecznie, po wyeliminowaniu z końcem X wieku Berberów, najlepsi okazali się Turcy. Suweren i jego wezyrowie stają się odtąd marionetkami w rękach oficerów. Z czasem egipskim mamelukom powierzona będzie władza królewska. Szerzenie islamu wśród T\irków W czasie gdy na ziemiach kalifatu pojawiają się Turcy-niewolnicy, wśród Turków z Azji Środkowej zaczynają krążyć wysłannicy islamu, przekonani 0 swojej ewidentnej wyższości i nie wątpiący w dobre przyjęcie, jakie należy im zgotować. Jeśli wierzyć arabskiemu historykowi Jakutowi, już za panowania omajjadzkiego kalifa Hiszama (722-743) do nieznanych nam, niestety, wład- ców tureckich wysyłani byli misjonarze z zadaniem ich nawrócenia. Poselstwa te musiały się zapewne powtarzać, choć niewiele o nich wiemy. Lepiej natomiast orientujemy się we wzmożonej ruchliwości kupców i mistyków, którzy przemie- rzali azjatyckie stepy. Kupcy arabscy, bardzo aktywni w pierwszych wiekach hidżry, byli świetnymi propagatorami religii muzułmańskiej, którą głęboko przeżywali i której dawali świadectwo „na drogach i królewskich dworach", gdzie cieszyli się sławą pełnomocników pierwszej ekonomicznej potęgi świata 1 przedstawicieli najwyższej cywilizacji. Mistycy, sufi, musieli tworzyć grupę dość niejednolitą, w której obok zwykłych biedaków znajdowały się nawie- dzone wagabundy, a także ludzie światli, o szerokich horyzontach, ożywieni prawdziwą wiarą i miłością do Boga. Byłoby czystą fantazją zakładać, że islam proponowany barbarzyńcom nie był islamem wielkomiejskich uczonych. Oczy- wiście, do nieuświadomionych mas kierowano osoby mniej wykształcone, ale być może o bogatym życiu duchowym, stąd też prości ludzie mogli je mylić ze swymi antycznymi szamanami, co nie przeszkadzało, lecz wręcz torowało drogę konwersji. Istniała jednak elita turecka, złożona z górnej warstwy społeczeń- stwa ujgurskiego, która nie mogła być a priori wyłączona z misji nawracania i która, w pewnej mierze przynajmniej, okazała się na nie podatna. Gardizi wspomina o cmentarzu muzułmańskim w buddyjskim Chotanie; nie bez zna- czenia jest też fakt, że jeden z największych filozofów islamu, Al-Farabi, który 112 Przyjęci e islamu żył w Damaszku oraz Aleppo i zmarł w podeszłym wieku w roku 950, pocho- dził z osiadłej w Azji Środkowej rodziny tureckiej. Również Samanidzi, którzy uaktualnili starodawną politykę Persji, polegającą na prewencyjnych wypadach przeciwko skoncentrowanym siłom koczowników stepowych, ale bez zagrabia- nia ich ziem czy podporządkowania mieszkańców, mogli w trakcie tych rajdów stosować ideologiczne przymuszanie, tak jak to zrobili podczas kampanii tała- skiej, kiedy jeden z kościołów zamieniono na meczet. Ich roli nie można jednak w żadnym wypadku porównywać ze zniewalającym oddziaływaniem kupców i mistyków. Jeśli chodzi o stwierdzenie, że święta wojna muzułmańska, dżihad, mogła odpowiadać walecznemu temperamentowi Turków i odgrywać pewną rolę w ich islamizacji, to niczego ono nie tłumaczy. Turcy jako muzułmanie mogli posługiwać się świętą wojną dla swych własnych celów, nie potrzebowali jednak dżihadu do wywoływania wojny: nie przysłużył się on też sprawie ich przejścia na islam. Dokonywało się to w sposób powolny, a przede wszystkim etapowo. Ara- bowie założyli kilka miast nad Syr-darią, służących jako bazy wypadowe w kie- runku Irtysza i krainy Turków Kimeków w zachodniej Syberii. Wielki ośrodek handlowy, jakim był Chorezm, miał zapewne własne kolonie muzułmańskie na szlaku wiodącym na zachód i północny zachód, gdyż -jak wskazują zachowane teksty - kupcy udający się nad Wołgę woleli raczej przejeżdżać przez to miasto niż kierować się prostszą i bardziej bezpośrednią drogą kaukaską... Cóż, osta- tecznie to drobnostka. Przyjęcie islamu przez Bułgarów Pierwsze ważniejsze sukcesy na drodze islamizacji Turków uzyskano bardzo daleko od ziem muzułmańskich, mianowicie wśród Bułgarów znad Wołgi i Karny, prawie na progu „Krainy Ciemności". Tu po raz pierwszy dostrzegamy tendencję do zakorzenienia się i utrwalenia na długie lata islamu w obcym mu klimacie. Bułgarzy byli jeszcze wówczas prawdziwymi barbarzyńcami pomimo ich zyskownego handlu futrami i pomimo dwóch większych miast, Bułgaru i Suwaru, bardziej zresztą przypominających wielkie obozowiska wojłoko- wych namiotów i drewnianych chat, które porzucano latem, przenosząc się na tereny pastwisk. Dlaczego i jak zdecydowali się zostać muzułmanami? Nie wiadomo. Wiemy tylko, że w roku 921 bułgarska delegacja przybywa do kalifa Al-Muktadira, aby powiadomić go o konwersji oraz poprosić o przysłanie fachowców od budowania małych fortów i o uczonych mogących wykształ- cić ich w nowej wierze. W drodze powrotnej delegacji towarzyszył Ibn Fadlan, Przyjęcie islamu przez Bułgarów 113 świetny ambasador, którego dodatkową zasługą w naszych oczach było napi- sanie relacji z podróży. Islamizacja nie zmieniła w zasadniczy sposób poziomu życia Bułgarów, ale przyczyniła się do odczuwalnego postępu. Bułgarzy poznali pismo, którym do tej pory prawdopodobnie się nie posługiwali, ożywiły się też znacznie ich miasta. Jak wykazują prace wykopaliskowe, Bułgar był miastem solidnym, które musiało skupiać około pięćdziesięciu tysięcy dusz, z dwoma meczetami i łaźniami. Bito w nim srebrne monety, przynajmniej okresowo, w X wieku, a później ponownie od 1180 do 1225 roku w imieniu bagdadzkiego kalifa. W tym czasie powstał tu przemysł, głównie garbarski (tę umiejętność przejmą znacznie później Rusowie) i szewski, który zasłynął bułgarskimi butami i otworzył przed nimi liczne rynki zbytu. Rolnictwo rozwijało się na tyle dobrze, iż pozwalało na eksport zbóż do Rusi Kijowskiej, kiedy tam występowały okresy nieurodzaju. Co mogło wyniknąć na dłuższą metę ze spotkania z islamem? Otóż okazało się ono czysto przypadkowe; jego zasięg był ograniczony i nie miał żadnego wpływu na sąsiednie ludy. Przyszłość tych terenów wiązała się ze Słowianami. Ich wyprawy przeciwko Bułgarom nasilają się w tym samym X wieku, który był świadkiem nawrócenia tego ludu na islam, a na początku XIII stulecia u granic Bułgarii miało wyrosnąć groźne miasto: Niżny Nowgród, dzisiejsze Górki. Karachanid/i Zupełnie inne znaczenie mieć będzie późniejsza o kilka lat islamizacja ludów tureckich nazywanych Karachanidami od tytułu ich władcy, Kara chana (Czarnego chana), lub rzadziej i błędnie - Ilekchanami od używanego również przez nich tytułu ilek, który jednak nie był ich własnym. Na ten temat krąży wiele legend, a mało tekstów pozwala go poznać, tak że jesteśmy skazani na hipotezy. Bez zbytniego ryzyka można przyjąć, że były to plemiona Jagma, a więc bez wątpienia Oguzi. Ta wielka konfederacja, przypuszczalnie po zniszczeniu pań- stwa Karłuków, zajęła cały region wokół Jeziora Bałchasz i Morza Aralskiego, po czym dokonała znacznych przeobrażeń swej dawnej, dziewięcioplemiennej struktury i poprzednich mitów: liczyła teraz dwadzieścia dwie lub dwadzieścia cztery formacje i przypisywała sobie pochodzenie od byka, powołując się jed- nocześnie na totemiczne przymierze z drapieżnymi ptakami. Wiadomo, że Karachanidzi opuścili południowe zbocza Ałtaju i koczowali wokół dwóch opanowanych przez siebie miast, Kaszgaru na zachodnim krańcu kotliny Tarymu i Bałasagunu w basenie jeziora bałchaskiego. Sąsiadowali 114 Przyjęci e islamu więc z jednej strony z wielką cywilizacją ujgurską, z drugiej zaś - z grupą barbarzyńskich ludów tureckich, mianowicie z Czigilami na zachód od Issyk-kul i z Karłukami na wschód od Jeziora Bałchasz, których nadal stanowili część składową: współczesne im inskrypcje ukazują ich jako typowych mongoloidów o małych oczach i spłaszczonym nosie. Kultura tego ludu musiała być ściśle związana z tureckim pogaństwem, aczkolwiek elity mogły być ucywilizowane przez Ujgurów. Ich imiona: Bugra, Wielbłąd-samiec, i Arsłan, Lew, odsłaniają mitologiczny rodowód, a opowieść o przyjęciu przez nich islamu, z wątkami oniryzmu i zwierzęcych przewodników, świadczy o przejawach szamanizmu. Według najbardziej wiarygodnego przekazu, jeden z ich wodzów, Satuk Bugra Chan, miał w roku 960 podjąć decyzję o nawróceniu, pociągając za sobą ludzi z dwustu tysięcy namiotów. Ale ani data zgonu tego księcia, która zgodnie z innymi przekazami miała wypadać wcześniej, bo w 955 lub 956 roku, ani onomastyka jego rodziny nie potwierdzają tej informacji. Można jedynie stwierdzić, że w drugiej połowie X wieku i przez cały wiek XI mieszkańcy zachodniego Sinkiangu oraz dolin Czu i Tałas przeszli pogłębioną islamizację. Jeśli pomimo oszczędności danych możemy w sposób uprawniony powiedzieć, że przyjmujące islam masy dokonywały, kiedy to było możliwe, religijnej syntezy, dostosowując stare wierzenia do wymogów nowej wiary, to w odniesieniu do kadr państwowych musimy bezsprzecznie uznać, że tworzyli je prawowierni muzułmańscy sunnici, ożywieni zapałem neofitów i prowadzący surowe życie. W ten sposób poza granicami ojczyzny islamu, nazywanej przez trzy wieki Dar al-islam, ukształtowało się specyficzne państwo muzułmańskie będące jed- nocześnie państwem na wskroś tureckim. Ten fenomen usprawiedliwiony jest, oczywiście, geograficznym oddaleniem od ośrodków kultury arabskiej i gęsto- ścią zaludnienia na ziemiach Karachanidów, niemniej pozostaje on znaczą- cym zjawiskiem w czasie, gdy wszelkie przejawy świata muzułmańskiego były wyłącznie arabskie, a język perski dopiero nieśmiało dawał znać o sobie. Z tej perspektywy faktem o wyjątkowym znaczeniu jest zredagowanie w latach 1067-1070 właśnie w Kaszgarze, przez niejakiego Jusufa Has Hadżiba z Bała- sagunu, Katadgu Bilig - „Księgi szczęścia" czy raczej „wiedzy, która przynosi szczęście"; zachowały się trzy egzemplarze tej księgi: dwa napisane alfabe- tem arabskim, źle przystosowanym do potrzeb tureckiego, i jeden - alfabetem ujgurskim. To dydaktyczno-alegoryczne dzieło, w sumie mierne, ustawia język turecki na poziomie języka literackiego w świecie muzułmańskim i przyczynia się do przekształcenia religii przywiązanej jeszcze do swych etnicznych i lingwi- stycznych korzeni w religię o charakterze prawdziwie uniwersalnym. To wła- śnie po turecku wypowiadać się będą muzułmańscy duchowni z Azji Środko- wej, tworzący pod wpływem boskiego natchnienia niczym pisarze profesjonalni, Karachanidzi 115 z których najbardziej znany będzie w XII wieku Ahmed Jesewi. Człowiek ten, któremu przypisuje się niezliczone cuda i dar wszechobecności, był podobno wychowankiem Arsłana Baby: w trakcie studiów w Bucharze napisał cieszący się dużym rozgłosem poemat mistyczny. Utwór ten dotarł do nas w formie późnych, bo siedemnastowiecznych rękopisów, które muszą jeszcze w znacz- nej mierze odzwierciedlać język oryginału: tak wielka jest siła tradycji oralnej. Ahmed Jesewi zmarł w lasach (dzisiejsze miasto Turkiestan), gdzie po latach na jego grobie Timur kazał wystawić wspaniałe mauzoleum. W strefie wpływów karachanidzkich doceniano naukę arabskiego, języka liturgii i Koranu, i nie przypadkiem za największe dzieło Kaszgarczyków uważa się napisany po arabsku w Bagdadzie (1072-1083) słownik języka tureckiego, którego autorem był urodzony w Barsganie nad Issyk-kulem Mahmud al-Kaszgari. Słownik ten jest dla uczonych jednocześnie encyklopedią zwyczajów i obyczajów pogańskich ludów tureckich oraz antologią tworzonej w języku tureckim literatury ludowej. Gaznewidzi w Afganistanie Prawie w tym samym okresie, kiedy dokonywała się islamizacja Karachani- dów, w obrębie dzisiejszego Afganistanu powstawało pierwsze muzułmańskie państwo tureckie, nazwane państwem Gaznewidów od miasta Gazna, które wybrano na stolicę. Porównanie formacji karachanidzkiej z gaznewidzką uka- zuje istniejące między nimi różnice strukturalne. Jeśli już Gaznewidów z kimś porównywać, to lepiej z Tulunidami. Obydwie dynastie wywodziły się z mame- luków; obydwie wywalczyły niezależność dzięki buntowi, panując nad ludnością w większości nieturecką; obie wreszcie wrosły w obcą sobie cywilizację, z tym że Gaznewidzi w perską, podczas gdy Tulunidzi - w arabską. Wasale Abbasydów w Iranie wschodnim, Samanidzi, mieli także swoich najemników tureckich. Ich dowódca, Turek Ałp Tegin, mianowany pod koniec panowania Abd al-Malika (954—961) gubernatorem Chorasanu, za rządów jego następcy Mansura I (961-976) odmówił złożenia urzędu i schronił się w Balchu, czyli słynnej w starożytności Baktrze. Nie mogąc się tam jednak utrzymać, zmuszony był wycofać się na południowy wschód, do Gazny. Miasto to było już częściowo zaludnione przez emigrujących Turków, toteż Ałp Tegin solidnie się tu umocnił, uznając jednak zwierzchnictwo Samanidów. Po jego śmierci inny mameluk, Sebuk Tegin (977-997), postanowił powięk- szyć posiadłości poprzednika poprzez podbój Balchu, Kunduzu, Kandaharu i Kabulu. Było to już dość potężne państwo, kiedy dwa lata później odziedziczył je słynny Mahmud z Gazny (999-1030), największy władca tej dynastii i jeden 116 Przyjęci e islamu z najznakomitszych książąt islamu. To jemu przypadło w udziale otwarcie przed muzułmanami dostępu do Indii, o które Arabowie ledwo zahaczyli, pojąc konie w Indusie podczas jednej z wypraw. Mahmud wyprawia się tam po raz pierwszy w roku 1001 i od tej pory regularnie ponawia swe łupieżcze wypady w latach następnych, łącznie siedemnaście razy, przyłączając Pendżab, niszcząc liczne ksiąstewka, których nie jest w stanie kontrolować, zostawiając za sobą coraz więcej ruin, między innymi słynnych świątyń w Mathurze, unosząc do swego górskiego kraju bajeczne bogactwa. Jak udowodnił to już wcześniej Aleksander Wielki, taka właśnie była rola Afganistanu: trzymać klucze do subkontynentu indyjskiego; dzika i groźna Przełęcz Chajberska to królewski trakt, który prowadzi tam nieuchronnie. Jego bliżsi i dalsi następcy, Afganowie i Turcy, będą o tym pamiętać aż do czasów nowożytnych. O tej drodze nie zapomną też Anglicy, którzy jako wicekrólowie Indii czuwać będą, aby nie wkroczyli tędy Rosjanie. Znaczenie i bogactwo Mahmuda nie miały sobie równych. Dawno już nie zdobyto dla islamu w zwycięskiej orężnej walce tak ważnych terytoriów; samo Lahaur, które pod gaznewidzkim gubernatorem stało się prężnym ośrodkiem kulturalnym, było nie byle jakim kąskiem. Od dawna zagraniczne skarby dworskie nie trafiały w takiej ilości do miast muzułmańskich. Tymczasem te, które zdobyto w Indiach, wydawały się niewyczerpane. Tym sposobem Gazna wzniesiona na pustkowiu, które zadziwi Babur Szaha jako miejsce wybrane na stolicę, przekształci się w ogromne miasto, równe Bagdadowi i z nim konkurujące, w prawdziwą metropolię muzułmańskiej Azji. Cywilizacja, która się tu wówczas rozwinęła, była nieskończenie wyższa od tej, jaką mogli poznać Karachanidzi, wtedy jeszcze mało okrzesani; sama w sobie miała jednak tę osobliwą cechę, że obok języka arabskiego promowała mowę nie turecką, lecz perską, którą posługiwano się - jak widzieliśmy - kilka dziesięcioleci wcześniej w państwie Samanidów i która teraz zyskała najżywszy oddźwięk. Gaznewidzi bowiem, choć tureckiego pochodzenia i przywiązani do niektórych swoich tradycji, ulegli iranizacji i występowali w roli mecenasów kultury perskiej. Ze wszystkich regionów świata muzułmańskiego przybywają do nich artyści, poeci, uczeni, cała ówczesna elita intelektualna. W Gaznie powstaje poezja klasyczna, wzorowana początkowo na kasydzie i panegiryku. Tutaj też w roku 1017 zamieszkał Al-Biruni, nazywany w średniowiecznej Europie Aliboronem, matematyk, astronom, lekarz i logograf, urodzony w Chorezmie największy uczony islamu. Mahmudowi z Gazny dedykował Ferdousi swoją Szah-name (Księgę królewską), arcydzieło literatury perskiej i wielką epopeję narodową; nie należy się jednak zbytnio dziwić, że nie przypadła ona do gustu wielkiemu księciu pomimo jego irańskich upodobań, ponieważ w złym świetle ukazywała Turków i przypominała mu o krwi przelanej przez jego przodków. Gaznewidzi w Afganistanie 117 Dzisiaj, u stóp tajemniczej cytadeli, z dała od ubogiej wioski lepianek, cią- gnie się tu opuszczone i zaniedbane pole. Doły w ziemi to rezultat prowadzo- nych tu niegdyś włoskich prac wykopaliskowych, pasjonujących tylko dla spe- cjalistów. W bielonym wapnem budynku, pod pięknie rzeźbionym kamieniem, spoczywa ten, który był Mahmudem Wielkim: dla niektórych - najbardziej fanatyczny z muzułmanów (O, Mathuro!), dla innych - najbardziej toleran- cyjny z Turków, choć bez wątpienia był i jednym, i drugim. Tuż obok budynek z cegieł, o skomplikowanej strukturze, lecz ubogiej technice, bez ozdób, obec- nie przekształcony w muzeum, skrywa grobowce ostatnich Timurydów. Dwa pozbawione wieżyczek minarety strzelają w niebo, ukazując misterny orna- ment z gwiazd. Zauroczony turysta może długo błądzić pośród traw, szukając niedostrzegalnych śladów tego, co było niegdyś pięknym meczetem czy słynną szkołą. Sic transit gloria mundi: tutaj bardziej niż gdziekolwiek indziej odczuwa się marność najdoskonalszych nawet dzieł ludzkich! Seldżucy A oto ostatnie skrzydło tureckiego tryptyku muzułmańskiego z X wieku. Około roku 985 plemię Kynyk z konfederacji oguzkiej, chronione przez totem samca jastrzębia, opuszcza najodleglejsze regiony północne, żeby założyć obozowisko na prawym brzegu Syr-darii, na terenach kontrolowanych przez Samanidów lub w ich pobliżu, konkretnie w Dżandzie, mieście, o którym się mówiło, że zostało założone przez muzułmanów, a którego rozległość wykazały dopiero niedawne wykopaliska radzieckie. Wodzem Kynyków był niejaki Seldżuk lub Saldżuk (Mała Tratwa lub Mały Potok), syn Dukaka, pełniącego służbę u jednego z książąt chazarskich, który -jak się domyślamy - został im podporządkowany. Od imienia przodka cały jego potężny ród nazwano Seldżukami, którą to nazwę zachowujemy stosownie do zwyczaju. Najstarsze wiadomości o pochodzeniu Seldżuka zawdzięczamy Malik-name (Księdze królów), anonimowemu i dziś zagubionemu dziełu z X wieku, cytowanemu często przez późniejszych historyków. Nie pozwala ona jednak na rozstrzygnięcie wątpliwości co do tego, czy Seldżuk był szamanistą: jest to prawdopodobne, ale niektórzy wolą widzieć w nim żyda lub chrześcijanina, ponieważ trzej jego synowie noszą biblijne imiona: Israił, Michaił i Musa (Mojżesz), które zresztą mogły być nadawane muzułmanom. W rzeczywistości wszyscy oni nosili dodatkowo imię Arsłan, po turecku Lew, a Michaił nazwał swoje dzieci tradycyjnie: Czagry (Krogulec) i Tugruł lub Togruł (Sokół). To nazewnictwo jest charakterystyczne dla totemizmu i świadczy o wierności mitom rodowodowym i przywiązaniu do drapieżnych zwierząt i ptaków; 118 Przyjęci e islamu będziemy jeszcze o tym mówić, tłumacząc niektóre z imion książąt seldżuckich. Wszyscy jednak zgodnie sądzą, że Seldżuk jako pierwszy w swojej rodzinie nawrócił się na islam: zrobił to zapewne dość późno, w podeszłym już wieku, ale żył podobno sto lat! Nie dokonał zresztą niczego nadzwyczajnego. Z jego synów Michaił zmarł młodo, a o Musie panuje powszechne milczenie. Ród zawdzięcza swój suk- ces trzeciemu synowi Seldżuka, Arsłanowi-Israiłowi, jego synowi Kutłumyszowi i dwom synom Arsłana-Michaiła: Togruł Begowi i Czagry Begowi, którzy byli świetnymi żołnierzami, stojącymi na czele kohort wiernych i dobrze zorganizo- wanych żołnierzy. Skłaniając się niewątpliwie ku Samanidom, ale też nie waha- jąc się przyłączyć do ich wrogów, jeśli przynosiło to korzyści, Seldżucy praco- wali cierpliwie na swe przyszłe sukcesy, na błyskawiczną interwencję na Bliskim Wschodzie, którą umożliwiła im ich oficjalna, jeśli nie szczera, islamizacja. Na początku roku tysięcznego ich znaczenie było jeszcze niewielkie. Konflikty wśród muzułmańskich Turków w XI wieku Pod koniec pierwszego tysiąclecia ery chrześcijańskiej można się było zasta- nawiać, czy mariaż Turków z islamem, tak świetnie wprowadzony w życie przez Karachanidów, spowoduje podjęcie ekspansji muzułmańskiej w Chi- nach czy raczej Turków na zachodzie, ponieważ obie te siły, skierowane w przeciwne strony, zdawały się trwać w niepewnej równowadze na zie- miach Transoksanii. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Konwer- sja Karachanidów nie zmieniła niczego w przebiegu historii tureckiej, któ- rej logika narzucała stopniowy i nieustanny marsz ze wschodu na zachód. Wprawdzie teksty z XI wieku, szczególnie Mahmuda al-Kaszgariego, w emo- cjonalnej formie przywołują wielkie bitwy stoczone w Azji Środkowej przez muzułmanów z niewiernymi i jest prawie pewne, że Karachanidzi, którzy nie tworzyli spójnego frontu, lecz byli często podzieleni na księstwa, musieli wal- czyć zarówno z barbarzyńcami na północy, ciężką i w dużej mierze pogańską jeszcze masą, jak tego dowodzą opisy wspomnianego tu już Kaszgariego, jak i z Ujgurami na wschodzie. Jednak jedyną przeprowadzoną przez nich z roz- machem kampanią była wyprawa Kadyr Kara Jusefa (zmarłego w 1032), która zakończyła się zdobyciem buddyjskiego Chotanu. Znacznie bardziej pocią- gała ich Transoksania, zwana przez Arabów Mawarannahrem, oraz Chora- san. Walka toczyła się w gruncie rzeczy między Persją a Turanem, między ludem osiadłym a koczownikami, między ziranizowanymi Turkami a zarabizo- wanymi Persami. Konflikty wśród muzułmańskich Turków w XI wieku 119 Mocno zajęci na zachodnich granicach odpieraniem ataków Bujidów, szy- ickich władców kalifatu, Samanidzi nie dysponują niezbędnymi środkami, aby przeciwstawić się „żółtemu niebezpieczeństwu" Karachanidów, i na próżno wzywają swych poddanych do świętej wojny z „niewiernymi", którzy byli rów- nież muzułmanami i również sunnitami. Nie znalazłszy innego wyjścia, zaape- lowali o pomoc do Gaznewidów, swych dawnych wasali, którzy choć zwróceni głównie ku Indiom, ogłaszają się natychmiast ich obrońcami, przyznając sobie w nagrodę Chorasan. Rezultat jest taki, że odtąd dwie potęgi zainteresowane są zniknięciem Samanidów. Jesienią 999 roku karachanidzki król Uzkendu, Arsłan Ilek Nasr, wkracza do Buchary, bierze do niewoli ostatniego Samanidę i przyłącza do swego państwa Transoksanię. Naprzeciw siebie pozostali teraz Gaznewidzi i Karachanidzi. Ich rywaliza- cja o panowanie nad wschodnim Iranem była nieunikniona, ale przysłużyła się głównie trzeciemu rozbójnikowi, jakim okazali się Seldżucy. Po kilku latach kurtuazyjnych, by nie powiedzieć braterskich, stosunków między obu państwami Arsłan Ilek Nasr wykorzystuje nieobecność Mahmuda z Gazny, kierującego akurat kampanią w Indiach, by zająć Chorasan oraz złupić Niszapur i Balch. Tak zaczyna się chaotyczna walka, którą z niemałym trudem prowadzili Mahmud i jego następca Masud (1030-1040), uciekając się do intryg w państwie Karachanidów i wciągając w nie brata swego wroga, niejakiego Tugan Chana, oraz wykorzystując nieoczekiwaną pomoc w postaci ofensywy Kitanów, którzy w roku 1017 wysłali swoje oddziały aż do Kaszgarii. Rok 1025 to pierwsza pewna data w historii Seldżuków, data wciągnięcia do walki przeciw gaznewidzkiemu Mahmudowi syna Seldzuka, Arsłana Isra- iła, który zostaje pokonany i wzięty do niewoli. Trzymano go jako zakładnika, a jego oddziały „skoszarowano" w Chorasanie. Tymczasem Togruł Beg, Cza- gry Beg i inni dowódcy z plemienia Kynyk udali się ze swymi formacjami na obozowiska w Chorezmie, w delcie Amu-darii. Na krótko jednak. Ludzie Arsłana Israiła, niesforni i ruchliwi, opuścili wkrótce miejsce swego interno- wania, aby udać się na służbę do „książątek" w Azerbejdżanie, skąd robili wypady na tereny ormiańsko-bizantyjskie. Seldżucy po raz pierwszy działali wtedy na tym froncie, który miał się dla nich okazać bardzo ważny. Nieba- wem Czagry i Togruł opuszczą Chorezm, aby zająć miejsce swych kuzynów w Chorasanie i opanować Merw i Niszapur (1028-1029). Ich wkroczenie do Iranu uświadamia wreszcie Masudowi z Gazny, jakie stanowią niebezpieczeń- stwo. Wysyła jedną ze swych armii przeciwko nieuchwytnym koczownikom, którzy 22 maja 1040 roku błyskawicznie decydują się na bitwę pod Dandanka- nem na północ od Merwu. Masud zostaje całkowicie rozgromiony i chroni się w Indiach. 120 Przyjęci e islamu Założenie państwa Wielkich Seldżuków w Iranie Teraz wszystko potoczyło się bardzo szybko. Czagry Beg zostaje w Chorasa- nie, żeby pilnować kraju, uniemożliwić ewentualny powrót Gaznewidów i sta- wić czoła Karachanidom. Wypełnia swoje zadanie, a po jego śmierci (1058) rządy obejmuje jego syn Ałp Arsłan (Dzielny Lew). Drugi z synów Czagry Bega, Kawurd Kara Aisłan (1041-1073) próbuje szczęścia w Kermanie w Iranie południowym, gdzie zakłada autonomiczne księstwo, które, pomijając przejście cieśniny Ormuz i interwencję w Arabii, przetrwało bez większych wstrząsów do końca XII wieku. Togruł Beg wyrusza na podbój Iranu, zajmując w latach 1040-1044 Rej i Hamadan. Napotkani przez niego Turkmeni Arsłana Israiła nie chcą uznać jego zwierzchnictwa i przenoszą się do górnej Mezopotamii, gdzie część z nich zginie, rozgromiona przez Arabów i Kurdów. W roku 1059 Togruł walczy pod Isfahanem, który, z braku machin oblężniczych, bierze głodem. Czyni zeń swoją stolicę. Zostaje panem Iranu. Musi teraz wybrać odpowiednią politykę. Dokonuje tego z przenikliwością, która zadziwia u tego barbarzyńcy. Wiedział, że na Bliskim Wschodzie, gdzie panoszyła się anarchia, może okazać się gwarantem porządku, ale musi skończyć z grabieżami. Tymczasem jego Turkmeni, ci tureccy koczownicy, jak wszyscy zdobywcy stepowi szaleli na punkcie łupów i kobiet. Poskromił ich i swoje aspiracje, wymagając przyzwoitego zachowania na ziemiach Dar al-islam, poza którymi nic się w jego oczach nie liczyło, zezwolił jednak na podejmowanie rabunkowych wypraw na tereny bizantyjskie. I tak w roku 1048 wysyła swego ciotecznego kuzyna Ibrahima Ibn Inala do Azji Mniejszej, gdzie też poprowadzi osobiście swe oddziały w latach 1054-1055. Do korzyści czerpanych z grabieży dochodzą dodatkowe profity po wznowieniu świętej wojny, podczas której występuje w roli obrońcy wiary. Ten typ polityki zewnętrznej, wymuszonej okolicznościami, postanawia wprowadzić również wewnątrz swego państwa, deklarując się jako opiekun kalifa i sunnizmu. Ktoś mniej przezorny mógłby sądzić, że to sprawa podwójnie przegrana, ale Turek potrafił dostrzec niezwykłą siłę, jaką stanowiła jeszcze dla mas ortodoksyjna tradycja muzułmańska i znaczny autorytet kalifatu. Wkrótce spotkała go za to nagroda. W roku 1055 ten, który uosabiał islam, ale nie był już panem nawet w Bagdadzie, wezwał go na pomoc. Togruł wkroczył do Mezopotamii i usunął ze stolicy państwa ostatniego z Bujidów. W uznaniu jego zasług kalif przyznaje mu tytuł sułtana, którym to słowem od dawna posługuje się lud arabski, ale które - jak się wydaje - nie było do tej pory oficjalnie używane, oraz tytuł ,.króla wschodu i zachodu". Powierza mu też misję podporządkowania wszystkich ziem islamu, otwierając przed nim drzwi do światowej kariery. Założenie państwa Wielkich Seldżuków w Iranie 121 Nie obyło się jednak bez trudności. Turkmeni, których trzody nie wytrzy- mały klimatu irackiego, zmuszeni byli przenieść się na płaskowyże Persji. Nara- ziło to na szwank ich interesy w Mezopotamii i trzeba było kolejnej ryzykownej wyprawy w dolinę dwóch rzek, aby znowu „ocalić kalifat". Jednak cztery lata później nieprawdopodobna ceremonia dopełniła miary szczęścia zwycięskiego Seldżukidy: żeni się z prawowitą córką Władcy Wiernych, i to według turec- kiego obrządku. Takie samo wrażenie zrobiłby stary murzyński król poślubia- jący przy dźwiękach tam-tamu księżniczkę kapetyńską czy habsburską! Togruł miał wtedy siedemdziesiąt lat i wkrótce potem zmarł. Władza przeszła w ręce jego bratanka, Ałp Arsłana (1063-1073), który zastąpił Czagry Bega na stanowisku dowódcy gwardii w Chorasanie. Imperium Wielkich Seldżuków w Iranie stało się rzeczywistością. Rozdział 7 Świat Seldżuków Droga do Manzikertu Dojście do władzy Ałp Arsłana, bratanka Togruł Bega (1063), odbyło się nie bez kłopotów, które same w sobie były nieznaczne, ale stanowiły zapowiedź znacznie większych problemów w przyszłości. Główni rywale Arsłana, Kawurd z Kermanu, a jeszcze bardziej, wspierany przez Turkmenów i grupy innowier- ców z północnego Iranu, Kutłumysz, zostali w sumie dość szybko wyelimino- wani i Ałp Arsłan pozostał jedynym panem zjednoczonego terytorium, obejmu- jącego przydzielony mu Chorasan oraz rozległe włości persko-mezopotamskie jego stryja. Będąc z usposobienia wojakiem, Ałp Arsłan zdołał szczęśliwie powie- rzyć administrację kraju człowiekowi o usposobieniu pokojowym, Irańczykowi Nizamowi al-Mulkowi (1018-1092). Stał on na czele rządu także za pano- wania syna i następcy Arsłana, Malik Szaha. Stabilizacja władzy okazała się dobroczynna, sprzyjając wielkiemu rozwojowi kulturalnemu w seldżuckiej Per- sji XI wieku. Celem panowania Seldżuków zdawało się zniszczenie kalifatu fatymidz- kiego w Kairze i ta idea wpisywała się w politykę obrony władzy Abbasydów i ortodoksji. Tę politykę, zapoczątkowaną przez Togruł Bega, zamierzał konty- nuować nowy książę, lecz okoliczności nie pozwoliły na jej urzeczywistnienie. Natomiast nie wypracowano żadnego projektu działań przeciwko cesarstwu bizantyjskiemu - nie licząc planu powstrzymania go na granicach - na wypa- dek ewentualnego ataku od tyłu, kiedy dojdzie do wyprawy na Egipt. Tym- czasem terenem łupieżczych napadów pozostawała Azja Mniejsza; prowadził tam oddziały sam sułtan, aby zaspokoić apetyty swych zachłannych wojowni- Droga do Manzikertu 123 ków i znaleźć pieniądze na ich żołd; operowali tam prawdziwi rządowi korsa- rze, niekiedy na konto suwerena, częściej na własne, mimo ryzyka, że zostaną ukarani, choćby wcześniej, otwarcie czy po cichu, do tego ich zachęcano. Do Iranu przybywały wciąż nowe klany Oguzów, a w ślad za nimi inne, coraz dzik- sze i coraz liczniejsze hordy, których wcale nie chciano przyjmować: stanowiły one w państwie stałe zarzewie zamieszek i niepokojów, których nie zamierzano dłużej znosić. W roku 1048 Togruł Beg wyprawia swego kuzyna Ibrahima przeciwko siłom chrześcijańskim. Zdobycie przez niego jeszcze w tym samym roku Erzurum Ormianie ocenili jako straszliwą katastrofę. Choć dzisiaj wydaje się to nam wydarzeniem drugorzędnym, niewykluczone, że zapoczątkowało ono inwazję na zachód. Faktem jest, że w następnych dziesięcioleciach stacjonujący w Azerbejdżanie i w górnej Mezopotamii Turkmeni dokonywali zaciekłych ataków na Armenię i środkową Azję Mniejszą. W roku 1054 operują oni w okolicy jeziora Wan, w 1057 - w pobliżu Malatji, w 1059-1060 - w Siwas, w 1062 - ponownie wokół Malatji oraz Dijarbakyru. Stolica Armenii, Ani, pada w roku 1064: na jej katedrze, jednym z najpiękniejszych kościołów w mieście, który do dzisiaj zachwyca urodą w dzikim pejzażu nad radziecką granicą*, Ałp Arsłan każe umieścić półksiężyc, jeden z wielu symboli tureckich. Po wielu latach, tak jakby to ciało niebieskie obmyło się we krwi Ormian, stanie się ono symbolem samego imperium osmańskiego, a poprzez nie - jednym z symboli islamu. Trzeba było z tym skończyć. Tak przynajmniej uważał nowy bazyleus, Roman Diogenes. Zawodowy oficer, zaraz po koronacji zebrał wielką armię, liczącą być może dwieście tysięcy ludzi, w której skład obok Greków i innych chrześcijan wchodziły silne oddziały najemników tureckich, zwłaszcza Pieczyn- gów, ale także Oguzów. Na jej czele skierował się ku Iranowi. Czując zagro- żenie na granicy, Ałp Arsłan wyruszył mu naprzeciw z armią mniej liczną, ale bardziej zwartą. Dnia 19 sierpnia 1071 roku dochodzi do spotkania w pobliżu jeziora Wan, nad górnym Eufratem, w miejscowości Manzikert lub Malazgirt. Grecy zachowali się tchórzliwie. Napotykane przez nich po drodze ruiny mocno osłabiły ich morale. Dali się otoczyć przez Turków i nie potrafili zapobiec dostaniu się do niewoli ich wodza. Roman Diogenes, bazyleus, cesarz rzym- ski, jeńcem Turków! Po raz pierwszy w historii w ręce muzułmańskiego księcia wpada bizantyjski imperator! Zwycięstwo było totalne i nie ulega wątpliwości, że Ałp Arsłan mógł zająć bez walki całą Azję Mniejszą. To, że Turek pokonał Greka, nie znaczy jednak, że pokonał jego mit. Rzym, który stał za nim i wydawał się równie wieczny, jak sam islam, nawet teraz, wystawiony na łup, był nie do zdobycia. Sułtan Obecnie granica Turcji i Armenii (przyp. wyd.). 126 Świat Seldżuk ów zachował się wielkodusznie: czyżby myślał tylko o Egipcie? W zamian za okup uwolnił cesarza i zwrócił mu wszystko, co ten utracił w trakcie powtarzających się od pięćdziesięciu lat porażek. A potem wyruszył na wojnę z Karachanidami. W roku 1072 Gazi, zwycięski muzułmanin, którego wiktorię Turcy świętują do dzisiaj, ginie bez chwały, dając się zabić w głupiej sprzeczce ze zwykłym jeńcem, na przedprożu stepów Azji Środkowej. Kipczacy, Kumanowie, Połowcy Tak, to był straszliwy okres dla Bizancjum! W tym samym czasie, kiedy na irańskich kresach rozpadała się armia, w Europie spadały na cesarstwo, bardziej niż kiedykolwiek, zaciekłe ataki Pieczyngów. Dla ocalenia imperium trzeba było wzywać nowych barbarzyńców: Kipczaków, których Słowianie nazy- wali Połowcami, a Łacinnicy - Kumanami. Umówiwszy się z Bizantyjczykami, ci ostatni wkroczyli do Grecji pod dowództwem dwóch wodzów, których imiona zachowały się w historii, Togortaka i Maniacha, roznieśli Pieczyngów 29 kwiet- nia 1091 roku; niedobitki zostały zmiecione pod ciosami Jana Komnena wiosną 1122 roku. Kipczacy, którzy pierwotnie odróżniali się być może od Połowców i Kuma- nów (Komanów), reprezentowali typ nordycki: jasna cera, włosy blond lub rude. Połowice oznacza płowego drapieżnika, a Kuman to jego prawdopo- dobny odpowiednik, złożony z rdzenia ku - żółtawy i sufiksu -menl-man, z któ- rym już się zetknęliśmy (Turk-men). Niektórzy badacze, w tym Hazai, uważają ich za potomków Sary (Żółtych), którzy około roku 850 zamieszkiwali dorze- cze Tarymu. Zdaniem innych, byli to koczownicy spokrewnieni z Oguzami, zapewne jedna z gałęzi konfederacji Kikmeków znad Irtysza i Obu, która z nie- znanych powodów zaczęła w XI wieku przemieszczać się na zachód, powodu- jąc przy okazji dużą destabilizację wśród północnych Oguzów i bez tego mało stabilnych. Pomimo odejścia jednej z ich grup razem z Seldżukami, Oguzowie zaj- mowali jeszcze rozległe obszary stepowe ciągnące się na obrzeżach bułgar- skiego królestwa nad Karną i na pograniczu chazarskim wzdłuż dolnej Wołgi aż po kraj Karłuków na wschodzie. Nagły wymarsz Kipczaków popchnął ich w stronę Dunaju. Podobno było ich sześćset tysięcy, gdy przekraczali Dunaj, ale ulegli zagładzie na Bałkanach, rozbici przez koalicję ludów południowo- -wschodniej Europy. Posuwający się za nimi Kipczacy około roku 1054 znaleźli się na północ od Morza Czarnego, usadawiając się mocno na równinach Ukrainy, które w okresie od XI do XV wieku nosić będą od nich nazwę stepów kipczackich, Kipczacy, Kumanowie, Połowcy 127 Deszt-i Kipczak. Ich ciągłe najazdy na księstwa słowiańskie staną się wielkim tematem starosłowiańskich kronik. W annałach Kijowa odnotowano nie mniej niż pięćdziesiąt wielkich najazdów na ziemie ruskie między rokiem 1061 a 1210, nie licząc drobniejszych wypadów. Wielką narodową epopeją jest Stówo 0 wyprawie Igora, które już po fakcie odtwarza z liryzmem los ekspedycji 1185 roku. Tyle że książę Igor, bohater starodawnej Rusi, był sam w trzech czwartych Połowcem, a językiem jego matki był turecki! Któż nie zna mistrzowsko zorkiestrowanych przez Borodina Tańców po łowieckich! Autorzy rosyjscy chętnie przedstawiają Połowców jako koczowników i bar- barzyńców. Mają rację w tym sensie, że masy istotnie wiodły życie wędrowne, a trzymając się z dala od wielkich prądów cywilizacyjnych, zachowały wiele archaicznych obyczajów. Ale gdyby iść do końca tym tropem, można by zapo- mnieć o tym, że byli wśród nich rolnicy i mieszczanie. Ich główne obozowiska znajdowały się nad dolną Wołgą, w tym samym miejscu, gdzie Chazarowie stworzyli aktywne, pełne życia ośrodki. Rzeka ułatwiała handel z Bułgarami 1 dalej - z państwami ruskimi na północy; droga lądowa - z Chorezmem i Rusią Naddnieprzańską; port Sudak na wybrzeżu krymskim - z Bizancjum i Anato- lią. Turcy nie stworzyli wprawdzie tych szlaków wymiany, które znajdowały się głównie w rękach muzułmanów, ale czerpali z nich korzyści: nakładane na towary cło stanowiło podstawę ich dochodu. W obrocie były nie tylko futra, ale także strzały, kora dębowa, czapki, rybi klej, bursztyn, garbowane skóry, miód, orzechy, broń, bydło, wreszcie - przewożeni przez kipczackie stepy niewolnicy. Oni właśnie mieli duże znaczenie gospodarcze, polityczne i społeczne, a mia- sta Bułgar i Itil zdawały się ważnymi rynkami zbytu lub etapowymi bazami dla ogromnych karawan z jeńcami. Zarówno Ibn Rosteh, jak Gardizi donoszą, że mieszkańcy terenów nadwołżańskich urządzali wręcz polowania na współ- ziomków, a pojmanych sprzedawali potem cudzoziemcom. Wschodnie kraje muzułmańskie, szachowie Chorezmu, Karachanidzi, a zwłaszcza władcy Egiptu, kupowali masowo niewolników do oddziałów przybocznej milicji: jak ongiś na dworze Abbasydów, mieli z nich wyrosnąć ich przyszli panowie. Początki Seldżuków w Azji Mniejszej Po przegranej pod Manzikertem Grecy, niedysponujący już poważniej- szymi siłami zbrojnymi, musieli układać się z Turkami. Nie przysparzało im to wielu problemów. Turcy nie byli ani ich odwiecznymi wrogami, tak jak Per- sowie, ani orędownikami konkurencyjnej religii, tak jak Arabowie; znali ich od dawna jako barbarzyńców najeżdżających wschodnie granice cesarstwa i jako najemników w szeregach własnej armii. Greków nie interesował poza tym pła- skowyż Anatolii, w dużej części zrujnowany, przynajmniej do czasu, gdy czuli 128 Świat Seldżuk ów się pewnie na wybrzeżach, gdzie na ich potęgę pracowały bogate porty. Wystar- czyło kontrolować poczynania Turków, ograniczać ryzyko niestabilności, jakiej byli przyczyną. W tym celu wykorzystywano antyczną metodę Rzymian i Chiń- czyków, polegającą na utrzymywaniu ich w charakterze plemion skonfedero- wanych na własnym terytorium. Była to metoda niebezpieczna, wręcz szalona, która zawsze zawodziła, ale do której zawsze się uciekano, ponieważ nie wymy- ślono żadnej innej i ponieważ ludzie żyją złudzeniami! Kiedy w roku 1081, dziesięć lat po Manzikercie, na tron wstępował Aleksy Komnen, posłużył się tą metodą z wyjątkową niefrasobliwością: swemu wiernemu sojusznikowi seldżuckiemu, Sulejmanowi ibn Kutłumyszowi, oddał na stolicę Nikeę (tureckie miasto Iznik), w którym ongiś odbywały się sobory i które leżało zaledwie o kilka mil od Bosforu! Sulejman, jak na to wskazuje arabski wyraz ibn, był synem Kutłumysza, który rywalizował ze swym młodszym kuzynem Ałp Arsłanem. Dwaj jego bracia zostali przez Arsłana wzięci do niewoli w Persji, a trzeci, Michaił, sojusznik jak i on Michała VII (1071-1078), schronił się na ziemiach tego ostatniego, skąd nadal zagrażał swemu potężnemu krewniakowi, zanim nie został pokonany i zabity przez tureckiego gubernatora Bagdadu, Bursuka, nasłanego przez Malik Szaha, następcę Ałp Arsłana. Sulejman był więc jedynym wolnym spadkobiercą świetnego rodu. Nieprawowierny, bądź też niezbyt gorliwy muzułmanin, przebywał w górach Taurusu lub w dolinach, które rozciągały się u ich stóp, nie otrzymując, jak można sądzić, żadnych apanaży ze strony Wielkich Seldżuków, skorych skądinąd do wynagradzania klienteli swego państwa. Oddany Bizancjum, potrafił zyskać sympatię okolicznej ludności; ciągnęli do niego starzy wiarusi, czuli na wielkie nazwisko i chwalebną przeszłość, oraz wszelkiego typu nomadzi - łowcy przygód, którym zostawił wioski, podczas gdy sam zajął się miastami. Mając do dyspozycji niebagatelne siły, poparcie mas i prestiżową stolicę - Nikeę, zdecydował się to wykorzystać. W roku 1084 zajmuje Iconium, które nazywa Konją, potem rusza na Małą Armenię w Cylicji, utworzoną przez emigrantów z Wielkiej Armenii po zajęciu Ani i bitwie pod Manzikertem, a ściślej - przez awanturnika imieniem Filaret Wahram, po grecku Brachamios, który wykroił sobie księstwo na południe od Malatji. Rok później Sulejman bierze Antiochię, wywołując wielkie oburzenie w całym świecie: pamiętano bowiem, że tam właśnie uczniowie Chrystusa po raz pierwszy nazwani zostali chrześcijanami. Czy można było dopuścić, by kościół Świętego Piotra został przekształcony w meczet? Agnostyk Sulejman potrafił, kiedy trzeba, zachować się jak przykładny sunnita. Następnie pomaszerował na Aleppo. Mieszkańcy wezwali na pomoc Wielkich Seldżuków, którzy szybko przybyli. Sulejman zginął pod miastem, jego syn Kyłycz Arsłan (Lew-Szabla) dostał się do niewoli. Opanowane przez nich miejscowości Początki Seldżuków w Azji Mniejszej 129 odzyskały niezależność lub przeszły w ręce Ormian. Wszystko się skończyło, zanim na dobre się zaczęło. Trzeba było zaczynać od nowa. Wielcy Seldżucy w Syrii Następca Ałp Arsłana na tronie Wielkich Seldżuków już na wstępie zapowiedział swój program, pozostawiając na stanowisku wezyra Nizama al-Mulka i przybierając imię Malik Szaha, po arabsku króla (malik), po persku cesarza (szali). Nie zamierzał być niczym więcej niż muzułmańskim księciem. Wobec wydarzeń w Azji Mniejszej i politycznej pustki w tym kraju pozostał obojętny. Był zresztą wszystkim - dobrym dyplomatą, a także administratorem, ale nie wojskowym: wyjątkowe sukcesy jego armia zawdzięczała szybkości działań, inicjatywie świetnych dowódców, a bardziej jeszcze - pokojowym nastrojom ludności. Na północy Malik Szah przyłączył Transoksanię i ustanowił protektorat nad Karachanidami. Na południu poskromił ekstremistyczne królestwo muzuł- mańskie Karmatów z Ahsy (Bahrajn) i uzyskał od kalifa przywilej opieki nad świętymi miejscami islamu, Mekką i Medyną. W Górnej Mezopotamii zagar- nął Dijarbakyr, jedną z najpotężniejszych fortec Wschodu i jedyną w Turcji, gdzie zachowały się bazaltowe wały, imponujące, lecz ponure pomimo zdo- biących ich czerń reliefów. Potem interweniuje w Syrii, mając w planach pod- bój Egiptu. W Syrii grasowała banda Oguzów, dowodzona przez niejakiego Atsyza (Bezimienny lub Bez Konia), który zdobył Ramię, Jerozolimę (w 1071 i 1077) i Damaszek (1076), zanim nie poróżnił się z Fatymidami i nie wezwał na pomoc sułtana. Ten ostatni wysyła pospiesznie swego brata Tutusza, który opanowuje sytuację i wkracza do Damaszku, gdzie natychmiast każe stracić Atsyza (1079). Następnie, w odpowiedzi na apel mieszkańców Aleppo zagrożonych kampanią Sulejmana ibn Kutłumysza, zajmuje miasto i powierza zarząd nad nim Ak Szungkurowi (Białemu Sokołowi), ojcu przyszłego założyciela dynastii Zankidów, któremu Aleppo zawdzięcza między innymi swą architekturę. Na koniec przybywa do Antiochii (1086) i w pobliskim Morzu Śródziemnym poi swego konia, dziękując Bogu za łaskę zwycięstwa. Sukcesja po Malik Szahu Po apogeum nieuchronnie następuje dekadencja. Dla Wielkich Seldżuków zaczęła się ona w roku 1092, z chwilą śmierci Malik Szaha. Słabość wschodnich monarchii polegała na braku ścisłych reguł następstwa tronu. Czterej synowie 130 Świat Seldżuk ów władcy: Mahmud, Barkyjaruk, Muhammad I i Sandżar, skłóceni o sukcesję, dokonali podziału państwa, które w następstwie ulegało coraz większemu rozdrobnieniu. Dodajmy, że ustały podboje, a tym samym wyschły źródła bogactwa; że wierni zwyczajom plemiennym Turcy nie dawali się okiełznać oraz że szyizm okazał się nie do wykorzenienia w swoich redutach. Izmailici z Alamut, podlegli „Starcowi z Gór", uczynili narzędziem polityki zabójstwa przeciwników, dokonywane przez ludzi oszołomionych haszyszem, tak zwane haszszaszi, od którego to słowa pochodzi francuski wyraz assassin (morderca); stanowili oni faktyczne państwo w państwie. Autorytet Seldżuków, odbudowany czasowo pod rządami Muhammada I (1105-1118), stał się symboliczny po zgonie ostatniego z braci, Sandżara (1157). Nie naruszyło to w niczym potęgi tureckiej. Wręcz przeciwnie. Przez cały wiek XII i na początku XIII potwierdzała się ona nieustannie. To, że abbasydzki kalif An-Nasir (1188-1225) usamodzielnił się jako rzeczywisty władca w Bagdadzie, że najpierw w Syrii, a potem w Egipcie usamodzielniła się dynastia Ajjubidów, założona przez słynnego Saladyna (po arabsku Salah ad-Din), Kurda, to znaczy Irańczyka, okazało się w ostateczności incydentem bez większych konsekwencji dla tureckości. Karachanida Mahmud al-Kaszgari uprzedzał tylko późniejsze wypadki, pisząc z satysfakcją: „Bóg dał im imię Turków i powierzył królewską godność. Uczynił z nich panów owych czasów. Złożył w ich ręce rządy nad narodami świata. Ustanowił ich ponad ludźmi!". Czyżby przeczuwał, że już wkrótce będą niekwestionowanymi władcami całej Azji, od Zatoki Bengalskiej po Morze Śródziemne? Wyprawy krzyżowe Po śmierci Malik Szaha syn Sulejmana ibn Kutłumysza, tureckiego władcy greckiej krainy Rum, Kyłycz Arsłan, pojmany przez Wielkich Seldżuków pod Aleppo, został uwolniony i bez trudności przejął władzę w Nikei. Zajęty był odbudową potęgi ojcowskiej, kiedy przybyli krzyżowcy. Wyprawy krzyżowe, przedstawiane jako wielki ruch religijnych entuzjastów, mający na celu wyzwolenie Ziemi Świętej z niewoli tureckiej, były w gruncie rzeczy od dawna obmyślanym i długo przygotowywanym kontratakiem chrze- ścijaństwa i Europy wymierzonym w islam i Azję. Choć ich koniec okazał się żałosny, za niepodważalny sukces należy uznać powstrzymanie tureckiego parcia ku zachodowi. Kiedy Turcy ponownie ruszyli, było już poniewczasie: Europa miała już ponownie dość sił i środków, by się im przeciwstawić i osta- tecznie ich pokonać, zanim jeszcze zapewniła sobie przewagę ekonomiczną i techniczną. Wyprawy krzyżowe 131 Uczestnicy wyprawy docierają na brzeg azjatycki w 1096 roku. Kyłycz Arsłan, zajęty wówczas działaniami przeciw Malatji, miastu, które było ważnym węzłem komunikacyjnym w Anatolii i ośrodkiem życia seldżuckiego, wraca pospiesznie, ale zostaje pokonany pod Doryleum, niedaleko dzisiejszego Eskiszehir. Czy był to odwet za Manzikert? Próba wymazania z pamięci tamtego sławetnego dnia? Oczywiście - nie, ale był to triumfalny wyczyn chrześcijan, dzięki któremu ocalono Bizancjum, odrzucono Turków w głąb Anatolii i odzyskano dla Greków Nikeę. Krzyżowcy przemierzają Azję Mniejszą, oblegają (20 października 1097) i opanowują (3 czerwca 1098) Antiochię, a potem Edessę, w końcu (15 lipca 1099) - Jerozolimę. Anatolijscy Seldżucy nie będą się nimi więcej zajmować, z wyjątkiem sytuacji, gdy przez ich ziemie przechodzić będą posiłki krzyżow- ców, niekiedy z powodzeniem, ale czasem doznając porażki: i tak podczas dru- giej wyprawy rozproszone zostaną oddziały Konrada III (październik 1147), a siły Ludwika VII zmuszone do przeprawienia się do Palestyny drogą morską. W trakcie trzeciej wyprawy Fryderyk Barbarossa dotrze aż do Konji i bez prze- szkód pomaszeruje dalej, by znaleźć śmierć w niewielkiej rzece w południowym Taurusie (czerwiec 1190). Krzyżowcami nie interesują się też Irańczycy, zajęci wtedy na wschodnich granicach. Prawdziwymi przeciwnikami krzyżowców będą, poza Egipcjanami, Sel- dżucy syryjscy, częściowo zarabizowani, lecz bardzo podzieleni i niezdolni początkowo do zorganizowania się pomimo dwóch silnych domów panujących z rodu Tutusza (zmarłego w 1095). Jego synowie, rządzący w Aleppo - Ridwan (1095-1113) i w Damaszku - Dukak (1095-1104), rzeczywistą władzę zosta- wili w rękach „atabegów", swoich drugich ojców z okresu dzieciństwa, którzy umiejętnie wykorzystywali swój wpływ na dawnych wychowanków dla własnej kariery. Guwerner Dukaka, Turek Tugtegin (zmarły w 1128), założy w końcu własną dynastię, Burydów, która pod naciskiem damasceńskich mieszczan, wrogo nastawionych do jej panowania, zmuszona będzie opuścić stolicę (1154), gdzie później zastąpią ją Zankidzi. Atabeg z Mosulu, Zanki (1127-1147), syn Ak-Szungkura i wychowawca jeszcze innego księcia seldżuckiego, po przyłą- czeniu Aleppo zostanie najpotężniejszym władcą muzułmańskim na Bliskim Wschodzie. Jego syn Nur ad-Din (1147-1174), nazywany przez nas potocz- nie Nuradinem, po zdobyciu Damaszku dokończy dzieła zjednoczenia Syrii i będzie popierał rozwój nauk i sztuk pięknych. W roku 1171 wyśle na pod- bój Egiptu Szirkuha w towarzystwie jego bratanka Salah ad-Din Jusefa ibn Ajjuba, naszego Saladyna, rycerskiego przeciwnika krzyżowców (1174-1193) z pochodzenia Kurda. Wraz ze zniszczeniem kalifatu Fatymidów urzeczywist- nia się niespełnione marzenie Wielkich Seldżuków. Saladyn działa jednak na własny użytek. To jego dynastia, dynastia Ajjubidów, pokona ostatecznie krzyżowców. 132 Świat Seldżuk ów Seldżucy z Azji Mniejszej Seldżucy, którzy podobnie jak inni zapuścili korzenie w Azji Mniejszej, pod koniec XI wieku panowali już tylko nad wielką drogą południową, która od Morza Egejskiego poprzez Taurus prowadziła ku portom Cylicji, dokąd oni sami przybyli - przypomnijmy - od południowego wschodu. Tymczasem od bitwy pod Manzikertem otwarta była droga północno-wschodnia, którą w kolejnych falach napływały nowe plemiona. Uciekali przed nimi najpierw wspominani już tutaj Ormianie, którzy założyli Małą Armenię w Cylicji, póź- niej Grecy, którzy szukali schronienia w górach, nad Morzem Czarnym, lub na wybrzeżu śródziemnomorskim. Ci, co pozostają na miejscu, albo potra- fią zachować własną tożsamość, albo będą się stopniowo mieszać z Turkami, przydając im nowych cech antropologicznych. Ludność plemienna zacznie się osiedlać w miastach dopiero na początku XII wieku, podczas gdy wokół prze- trwają obszary koczownictwa, akceptowane przez Turkmenów, jako nieróżniące się zbytnio od tych w Persji, czy w Azji Środkowej. W ten sposób docho- dziło do powstania rozlicznych ksiąstewek, na przykład Saltukidów w Erzu- rum (około 1103) pod nominalnym zwierzchnictwem Wielkich Seldżuków; Mengiidżedidów w Erzindżanie (około 1118), Artukidów z Górnej Mezopo- tamii w Dijarbakyrze, Mardinie i Majjafarikin (dzisiejsze Silwan) czy wreszcie Daniszmendów (około 1084), panujących nad całym trójkątem utworzonym przez miasta: Kajseri, Siwas i Amasję. Daniszmendzi, którzy odgrywali w Azji Mniejszej poważną rolę jako groźni przeciwnicy Seldżuków, znani są z Daniszmend-name, zachowanego w czternastowiecznej przeróbce dzieła z XIII wieku, będącego nie tyle pracą historyczną, co swoistą epopeją pełną elementów folklorystycznych. W tej dość jeszcze tajemniczej dynastii dopatrywano się pochodzenia perskiego lub ormiańskiego, co nie wydaje się ani trochę prawdopodobne ze względu na jej turecką onomastykę. Własna propaganda widziała w nich potomków Togruł Bega, co nie jest niemożliwe, choć każda ówczesna większa dynastia szukała naturalnych powiązań ze zwycięzcami bitwy pod Manzikertem. Próżne wysiłki Seldżuków, aby wyjść poza Azję Mniejszą i narzucić swe panowanie tak na wschodzie, jak na zachodzie, sprawiły, że te liczne rody stały się ich wrogami lub ofiarami, oraz doprowadziły do powstania wielkiego królestwa Rumu. Kyłycz Arsłan I, zapomniawszy po śmierci Malik Szaha, ile zawdzięcza Bizancjum, rozpoczął swą karierę od gwałtownych ataków na cesarstwo, początkowo drogą lądową, potem, gdy zbudował flotę w Smyrnie i Fokai, drogą morską. Klęska, jaką poniósł w walce z krzyżowcami, i okupacja wybrzeży egejskich przez Bizantyjczyków uświadomiły mu jednak, że droga na zachód jest odcięta. W tej sytuacji postanowił zwrócić się na wschód. W roku 1106 odebrał Artukidom Majjafarikin i zajął Malatję, która kusiła go Seldżucy z Azji Mniejszej 133 od dawna. Rok później, wezwany przez mieszkańców Mosulu, wkracza do tego wielkiego irackiego miasta i nie waha się ogłosić sułtanem, zmazując w ten sposób winę porażki pod Doryleum i ustawiając się w roli zdecydowanego przeciwnika Wielkiego Seldżukidy z Iranu. Przyniosło mu to zgubę. Pokonany przez tego ostatniego, musiał się wycofać i utonął w rzece podczas odwrotu. Z jego śmiercią, po krachu planów zachodnich, skończyły się i wschodnie złudzenia Seldżuków z Rumu. Ich przyszłość wiązała się z płaskowyżem anatolijskim. Mieli go wkrótce opanować, a zasługa zapoczątkowania podboju przypada Kyłyczowi Arsłanowi II (1155-1192). W tym celu udał się on najpierw do Konstantynopola i został lennikiem bazyleusa (1162), a następnie skierował się przeciwko Daniszmendom, których rozbił, zajmując Elbistan, Larandę (dzisiejszy Karaman), Kajseri, Czankyry, Ankarę, wreszcie Marasz i Siwas. Przed zniknięciem z areny dziejów Daniszmendzi poprosili o interwencję Bizantyjczków, których zaczynały niepokoić sukcesy ich rzekomego wasala. W listopadzie 1176 roku, w wąwozie Myriokefalon zostali oni jednak po raz kolejny rozgromieni przez Turków: sto lat po Manzikercie potwierdziło się, że turecka okupacja Anatolii nie jest epizodem. Azja Mniejsza, ślepa uliczka, w którą zapędzały się przybywające z Azji Środkowej plemiona koczowników, miała wszelkie dane ku temu, by stać się Turcją. To prawda, że dwunastu potomków Kyłycza Arsłana II w walce o władzę rozpęta niszcząca królestwo Rumu wojnę domową. Prawdą jest też, że pomimo izolacji i osamotnienia znajdzie ono właściwe sobie sposoby na przezwyciężenie kryzysu, choć nie spowoduje to większego otwarcia na forum międzynarodowym. Zjednoczenie nastąpiło za panowania Kej Chosrewa I (1192-1196 i 1204-1210) oraz Ala ed-Din Kejkobada (1219-1237), który doprowadził rumijskich Seldżuków do apogeum. Wkrótce Adalja (Antalja) zostaje zabrana Wenecjanom (1207), Synopa - Grekom, Wrota Cylicyjskie i Kalanoros przechrzczone na Alaiję (Alanję) - Ormianom; uzyskanie dostępu do mórz na południu i północy czyni z królestwa Rumu potęgę morską, a zdobycie Erzindżanu i Erzurum (1230) otwiera mu drogę do handlu z Persją i Dalekim Wschodem. Wielka społeczno-religijna rewolta Baby Ishaka, która ogarnęła cały kraj od Taurusu po Malatję i Amasję i przez dwa czy trzy lata wiązała doborowe oddziały seldżuckie, w tym posiłkowe oddziały rycerzy zachodnich ochotników (około 1240), świadczyć może o gospodarczej prosperity. Ale już powoli nadciągała epoka Mongołów Czyngis Chana. Czy trzeba jednak uprzedzać bliską już przyszłość? Zimą roku 1242/1243 wojska mongol- skie zapuszczają się do Mezopotamii, a ich wódz Bajdżu zajmuje Erzurum, co pozwala mu wiosną zbliżyć się do Azji Mniejszej. Seldżucy, którzy wiedzą, czego się spodziewać, ponieważ od dziesięcioleci przyjmowali u siebie tych, co 134 Świat Seldżuk ów uciekali przed straszliwą inwazją, wzywają na pomoc wszystkich Anatolijczy- ków, Franków, władców królestwa Nikei i Trapezuntu, ostatnich pozostałości cesarstwa bizantyjskiego po zdobyciu przez krzyżowców Konstantynopola. Nie czekając na przybycie posiłków, sułtan Kej Chosrew II (1237-1246) rozstawia swe siły pod Kosę Dag, w jednym z wąwozów w prowincji Erzindżan. Wódz Bajdżu, wykorzystując stary chwyt koczowników, który polega na symulowaniu ucieczki, zaskakuje tych, którzy powinni jeszcze tę sztuczkę pamiętać, i tak 26 czerwca 1243 roku armia Seldżuków przestaje istnieć. Kiedy Mongołowie opanowują Siwas i Kajseri, sułtan ucieka ku Ankarze, niedostępnej dzięki ota- czającym ją pustyniom. Przed ostatecznym upadkiem chroni kraj elastyczna i szybka polityka jego wielkiego wezyra i pierwszego ministra. Spotyka się on z Bajdżu na południowym wybrzeżu Morza Kaspijskiego i pertraktuje: Rum będzie lennikiem płacącym roczną daninę w złocie i srebrze. Seldżuckie pań- stwo, bezsilne i upokorzone, nie przetrwa dłużej niż pół wieku w charakte- rze wasala. Sandżar i Wschodni Iran Popatrzmy, co w tym czasie robią Wielcy Seldżucy. Po śmierci Malik Szaha, nie zważając na próby restauracji państwa iracko-perskiego przez Muhammada I (1105-1118), książęta krwi i atabegowie toczą ze sobą wzajemne boje. Mimo formalnego uznania zwierzchnictwa sułtana jego władza ogranicza się do Chorasanu i Chorezmu oraz w pewnej mierze do podległej mu karachanidzkiej Transoksanii. Za panowania Sandżara (1118-1157), ostatniego z Wielkich Seldżuków zasługującego na ten tytuł, pozostający zresztą w mocy do śmierci Togruła III w 1194 roku, Daleki Wschód, który od dawna już nie interweniował w sprawy środkowo-zachodniej Azji, został do tego ponownie wciągnięty, choć w sposób niebezpośredni. Protomongolskie plemiona Kitanów (Kitajów), które - jak widzieliśmy - zniszczyły kirgiskie państwo nad Orchonem, podbiły w roku 936 Północne Chiny, a następnie zostały stamtąd usunięte w roku 1125 i po pozbyciu się naleciałości chińskich, zapewne bardziej powierzchownych, niż to się na ogół przyjmuje, powróciły do koczownictwa. Stojący na ich czele wódz, 0 chińskim imieniu Je-lii Ta-szy (około 1130-1142), przeprowadził Kitanów przez Azję Środkową, gdzie po drodze podporządkowali sobie regiony Turfanu 1 Kuczy, zanim stanęli na granicy państwa Karachanidów. Ci ostatni, zajęci wówczas zmaganiami z Karłukami znad Iii i tureckojęzycznym plemieniem Kangły znad Morza Aralskiego, popełnili błąd, traktując nowo przybyłych jak potencjalnych sprzymierzeńców. Je-lii Ta-szy wkroczył do Bałasagunu i zdetronizował miejscowego Karachanidę, po czym zwrócił się przeciwko Sandżar i Wschodni Iran 135 innym członkom książęcego rodu, zajął Kaszgar i Chotan i po obaleniu władcy Samarkandy kazał się ogłosić gurchanem, który to tytuł, zdaniem autorów muzułmańskich, miał znaczyć „chan chanów". Sandżar zmuszony był włączyć się do akcji jako suzeren Transoksanii; inter- weniował i został pokonany! Tak narodziło się nowe państwo stepowe, ale już buddyjskie, częściowo schińszczone, znane odtąd pod nazwą państwa Karakita- jów, Czarnych Kitajów, a więc raczej północnych niż zachodnich. Przegrana Wielkiego Seldżukidy wywołała szerokie reperkusje, ponieważ współcześni uznali ją za porażkę islamu i Persji oraz triumf Chin, inaczej mówiąc, za swoisty odwet za bitwę nad Tałasem. Prawdą jest, że świeżo zisla- mizowane ziemie Azji Środkowej przeżyły antymuzułmańską reakcję, w pew- nym sensie porównywalną z prowadzoną w tym samym czasie rekonkwistą hiszpańską. Bez wątpienia wtedy w środowisku lewantyńskich chrześcijan zro- dziła się, a następnie rozpowszechniła w Europie Zachodniej, wiara w tajemni- czego Księdza Jana, który miał się pojawić w sercu Azji, aby upokorzyć islam; tę legendę ożywią trochę później chrześcijańscy Kereici z Mongolii w osobie Ong Chana*. Porażka Sandżara wyprzedziła trochę jego własny koniec. Iran zaczęły zalewać plemiona Oguzów, uciekające być może przed Karakitajami. Szerzyły się też bunty oddziałów stacjonujących w Chorasanie. Udało im się pojmać sułtana, złupić jego stolicę i większe miasta. Wprawdzie Seldżukida odzyskał wolność w roku 1156, ale było to zaledwie na rok przedtem, nim umarł, wyczerpany ciężarem władzy. Ujmowane w szerszym kontekście, jego panowanie przyczyniło się do utrzymania w systemie wasalnym wielkich feudałów. Jednym z nich był Atsyz, imiennik zdobywcy Jerozolimy, który władał żyznym, bogatym, od dawna zisla- mizowanym regionem delty Amu-darii i który przejął stary tytuł szacha Cho- rezmu, nie bez rozdrażnienia znosząc zwierzchnictwo Seldżuków. Nieustannie przez niego wywoływane bunty pozostałyby niewątpliwie bezskuteczne, gdyby nie Karakitajowie. Ich wkroczenie pozwoliło mu po śmierci Sandżara bez trudu przejąć spuściznę po nim i wystąpić w roli jego następcy. Około roku 1193 Takasz, spadkobierca Arsłana (1156-1172), który był następcą Atsyza, objął we władanie Chorasan, dzięki czemu mógł sięgnąć po królewskie nadania Seldżukidy Togruła III. Ów prawowity książę, od tej pory traktowany jak uzurpator, uległ Takaszowi w bitwie pod Rej, które jest dzisiaj przedmieściem Teheranu, i został przez niego zabity. Syn Takasza, Ala ed-Din Muhammad (1200-1220), zebrał wtedy w pełni owoce pracy swoich poprzedników. O ile jednak tamci byli wiernymi sojusznikami Karakitajów, on wdał się w rozgrywki przeciw ostatniemu karachanidzkiemu księciu, Zob. przypis na stronie 99. 138 Świat Seldżuk ów który rządził pod ich kuratelą. To zapoczątkowało zmierzch karakitajskiego państwa: być może było tu zbyt obco, by móc się utrzymać. Także wówczas pojawia się wątek mongolski. W roku 1211 ostatni władca Karakitajów zostaje zdetronizowany przez własnego zięcia, Najmana Kuczliiga, Turka z Mongolii, nawiasem mówiąc - najzaciętszego wroga Czyngis Chana. Gaznewidzi, Gurydzi i szach Chorezmu Ala ed-Din Muhammad najgłośniejsze swe zwycięstwa odniesie w Iranie Wschodnim, na terenie dzisiejszego Afganistanu. W tamtejszym masywie Gur żyło harde i zacięte irańskie plemię, które stworzyło niewielkie, lecz pomyślnie rozwijające się państewko, od rodzinnej ziemi nazwane państwem Gurydów, gdzie islamem interesowała się wyłącznie kasta panująca. W okresie rządów Gaznewidy Bahram Szaha (1118-1152) Gurydzi się zbuntowali i po obaleniu sułtana pojawili się nagle w sławnym i ogromnym mieście Gaznie, które zrów- nali z ziemią (1150). Uciekający w panicznym popłochu Gaznewidzi zapędzili się aż do Indii! Dopadły ich tam, osaczyły i ostatecznie w roku 1187 unice- stwiły wojska Gurydów, którzy zajęli całe ich terytorium. Niedawno w górzystej i dzikiej okolicy odkryto wysoką wieżę, pochodzącą z okresu ich hegemonii, oznaczającą zapewne miejsce stolicy. Wspaniale skonstruowany minaret Dżam wznosi dziś jeszcze swą smukłą sylwetkę pośród nagich wzgórz. Konflikt pomiędzy Gurydą a szachem Chorezmu, pomiędzy Persem a Turkiem, był nieunikniony. Pretekstem do jego wybuchu stała się aneksja Heratu (1204). W roku 1215 Ala ed-Din Muhammad zajął Gaznę i prawie cały Afganistan. Pozwoliło mu to dwa lata później podjąć zwycięski marsz w te rejony Persji, nad którymi nie miał jeszcze kontroli, i przyjąć tam hołd od niezależnych atabegów. Jego państwo obejmowało wtedy - poza Chorasanem - Transoksanię, Afganistan i prawie cały Iran. Szach Chorezmu szykował się do wyprawy na Bagdad. Był to jednak kolos na glinianych nogach, który nie zdołał jeszcze okrzepnąć w czasie. Aby przeżyć, powinien chronić się przed burzami. Tymczasem od wschodu wraz z Czyngis Chanem nadchodziła najgwałtowniejsza nawałnica, jakiej kiedykolwiek doświadczył świat. Zostanie przez nią porwany. Konsolidacja islamu w Indiach W roku 1175 Gurydą Gijas ad-Din wysyła swego brata Muhammada ibn Sama, bardziej znanego pod imieniem Szihaba ad-Din, aby rozprawił się z Gaznewidami. Odbiera on im kolejno: Multan, Usz, Peszawar (1179). Sijalkot (1181) i Lahaur (1186). W roku 1192 niszczy kierowaną przez księcia Prithwi- radżę koalicję Radzputow w miejscowości Nardin pod Tara'ori, co ułatwia mu Konsolidacja islamu w Indiach 139 zajęcie Adżmeru i Delhi, a następnie - interwencję w dolinie Gangesu. Jego namiestnik Muhammad ibn Bachtijar Chaldżi z nieprawdopodobną łatwością podbija Bihar i Bengal. Wkróce po pierwszych zwycięstwach szacha Chorezmu nad Gurydami dowodzący wojskami najemników w Indiach turecki wódz Kutb ad-Din Ajbek (Książę Księżyc) ogłasza się „sułtanem Turków i Persów" i zakłada muzuł- mańskie państwo w Delhi (1206), które odegra w przyszłości poważną rolę polityczną. Po niedługim okresie panowania Ajbek ustępuje miejsca Szams ad-Din El-Tutmyszowi (Temu, który bierze państwo), swemu zięciowi i jed- nemu z najlepszych suwerenów Indii (1211-1236). Warto odnotować rzadki, jeśli nie jedyny w historii islamu fakt pozostawienia tronu córce: „najbardziej uzdolnionej z jego dzieci", Razijji. Rządziła ona tylko cztery lata, zamordo- wana w roku 1240 nie przez muzułmańskiego antyfeministę, lecz przez hin- duskiego fanatyka. Trochę później najsilniejszą osobowością będzie Bałban (zmarły w 1287), potomek wielkiego rodu z Azji Środkowej, sprzedany jako niewolnik El-Tutmyszowi. Jako minister, a następnie sułtan, Bałban wielokrot- nie uśmierzać będzie bunty w Bengalu, gdzie kolejny dowódca Togruł (jesz- cze jeden turecki „jastrząb"), ogłosi swą niezależność. Udaje mu się zastąpić go swoim drugim synem Bugra Chanem (1280), w którego znaczącym imie- niu (Cesarz Wielbłąd) widzimy daleki wpływ Karachanidów i upartą trwa- łość - pod gorliwą przecież wiarą muzułmańską - przedislamskich tradycji tureckich. Zważywszy na głęboką iranizację Gaznewidów i przynależność Gurydów do świata perskiego, można by przypuszczać, że w średniowiecznych Indiach tureckość nie odgrywała większej roli. Byłby to jednak błąd. Wprawdzie językiem dworu gaznewidzkiego, a tym bardziej gurydzkiego był perski, ale warstwy niewolników tureckich mówiły wyłącznie po turecku i tylko w tym języku do nich się zwracano. Jak wszędzie, tak i tutaj tworzyli oni świadomą swej odrębności arystokrację, której specyfikę antropologiczną dostrzegały źródła hinduskie; miała się ona utrwalić dzięki małżeństwom mieszanym w obrębie jeśli nie jednego, to kilku plemion. Ciekawe byłoby dowiedzieć się czegoś więcej o ich pochodzeniu, zachowanych reliktach kulturowych, kontaktach utrzymywanych z przybyłymi tu wcześniej, jeszcze przed wyprawami Mahmuda z Gazny, Turkami: spotykano ich przecież już w VII wieku w armii króla Kaszmiru, Harszy (zmarłego około 647), a później w Beludżystanie i zapewne gdzie indziej. Termin turuszka, którym w Indiach środkowych określano muzułmanina, potem zaś telugu, funkcjonujący dziś jeszcze w niektórych wyrażeniach na południu, to przekształcenia słowa Ttirk lub raczej Tunik. Niewolnicza dynastia Mameluków z Delhi skończyła się w roku 1290. Jej dokonania były o tyle znaczące, że pozwoliły na umocnienie turecko-afgańskiej 140 Świat Seldżuk ów potęgi na subkontynencie i na przeniknięcie islamu do mas hinduskich, pod wpływem żarliwego mistycyzmu sufich. Tej dynastii należy również zawdzięczać pierwsze wielkie zabytki muzułmańskie w Indiach, także te, wzniesione przed oficjalnym przejęciem władzy: meczety w Adżmer i Delhi (Kuwwat al-islam), ze słynnym Kutb Minar, najwyższym i jednym z najpiękniejszych minaretów świata. Jeśli chodzi o zbudowany w roku 1231 grobowiec Sułtana Guri, to jest to najstarsze świadectwo indyjskiej architektury żałobnej, w której tak dobitnie przejawił się duch islamu. Rozdział 8 Turcy w świecie muzułmańskim Wielość wydarzeń na rozległej przestrzeni rozprasza uwagę i spycha na plan dalszy rzecz najważniejszą: to, że świat turecki traci dotychczasowy punkt ciężkości i przesuwając się ku zachodowi, jeśli nie w całości, to w przeważającej swej części sytuuje się w łonie Dar al-islam, którego granice znacznie poszerzył. Prawie do roku tysięcznego Ótiiken, czyli północna część Mongolii, ziemia, na której - zdaniem samych Turków - „trzymało się państwo", pozostawała w rękach tureckich. Tu zakładali swe siedziby Hiung-nu, T'u-k(ie, Ujgurzy, Kirgizi, Żoużanie. Stąd też, jak się zdawało, czerpali swe siły, kierowane następnie do tak odległych rejonów, jak Chiny czy Europa. Wprawdzie od dłuższego już czasu ciągnęło ich bardziej ku zachodowi niż wschodowi, w X wieku potrafili jeszcze wkroczyć do Niebiańskiego Państwa. Sto lat później, a tym bardziej w XII i XIII wieku, wszystko się zmienia. Plemiona tureckie w Mongolii stają się niezdolne do narzucenia swej hege- monii plemionom mongolskim: droga do Chin zamyka się przed tymi pierw- szymi, otwiera przed drugimi. Część Turków zostaje zepchnięta na północ, na Syberię, jak na przykład przodkowie Jakutów, nazwani tak przez Rosjan zgodnie z terminologią tunguską: znajdą się oni w północnej grupie nadbaj- kalskich ludów tureckich. Część, spychana w kierunku zachodnim, osiedli się między Ałtajem a Uralem, przez długie lata wiodąc koczowniczy i pogański tryb życia, w sąsiedztwie chylącej się ku upadkowi, lecz wciąż żywej, cywiliza- cji ujgurskiej. Północne regiony czarnomorskie są nadal tureckie - należą do Kipczaków, którzy zastąpili tutaj Chazarów i Picczyngów. Bułgarzy i Karacha- nidzi przyjmują islam, nawróceni przez uczniów Mahometa. W Indiach religię tę upowszechniają Gaznewidzi. Ogromne terytoria zostają w ten sposób włą- 142 Turcy w świecie muzułm ańskim czone w polityczną i kulturalną strefę wpływów muzułmańskich. Na środkowym wschodzie, od Afganistanu poprzez Transoksanię, Chorezm, Iran, Irak, Syrię aż do kraju Rum, władza należy do Turków. W Egipcie coraz większą rolę odgrywają Mamelucy, zwłaszcza po 980 roku. Wpływom tureckim poddają się całe prowincje, które staną się kolejnymi bazami ich przyszłych inwazji. Choć przyszłość nie wszędzie rysuje się jednakowo, jej perspektywy są zasadniczo te same: islamskie. Historycy określają często jako seldżucki Wschód muzułmańską Azję w okresie XI-XIII wieku, aby uwypuklić jej względną jedność po imigracji plemion Oguzow, wśród których Seldżucy stanowili element najbardziej repre- zentatywny. Pomijając kwestię oczywistych rozbieżności, określenie to nie może się odnosić do Karachanidów i Bułgarów, którzy tworzą formacje zbyt jedno- rodne, tureckie od podstawy po szczyt (choć ci drudzy, jako nietypowi, mniej się tu liczą). Obejmuje natomiast wszystkie inne państwa, gdzie mniejszość turecka panuje nad większością nieturecką: arabską, perską, hinduską czy grecką; gdzie dochodzi do nieuchronnej konfrontacji z islamem koczowników wywodzących się z tych samych środowisk i o tej samej strukturze mentalnej i gdzie problem ten znajduje identyczne rozwiązanie. Zaludnienie Zapominając o tym, że dawniej demografia nie była tym samym, czym jest demografia dzisiejsza, chętnie roztaczamy wizje milionowych mas Turków, którzy przetaczali się falami przez ziemie islamu. Są one jednak dalekie od rzeczywistości, o której niewiele wiemy i o którą wciąż się spieramy. Do tej pory zgodzono się chyba tylko co do tego, że były regiony trwałego i przejściowego zaludnienia; że gęstość osiedlenia nie wszędzie była jednakowa; że po pierwszym przypływie imigrantów w XI wieku nastąpił przynajmniej jeszcze jeden, dwa stulecia później, w wyniku najazdów mongolskich. Do Indii dotarli prawie wyłącznie żołnierze, którzy utworzyli tam arysto- krację, ulegając szybko najpierw wpływom perskim, a następnie hinduskim. Arabski Bliski Wschód, który również stał się łupem wojskowych, ze względu na warunki klimatyczne uniemożliwił hordom osiedlenie się tam razem ze sta- dami. Wątpliwe, czy zachowano tam pełnię władzy, która prawdopodobnie pozostała w rękach wielkich rodów tubylczych; kariera Kurda Saladyna jest tutaj ewenementem. Inaczej rzecz się miała w Persji i Azji Mniejszej. Persja, przez której całe terytorium przebiegała droga tranzytowa, temu faktowi zawdzięcza zachowanie swej tożsamości. Mówiliśmy już i jeszcze do tego powrócimy, że pod panowaniem tureckim język i kultura perska znajdo- wały się w rozkwicie. Niemniej osadzenie na tych terenach plemion Oguzow Zaludnienie 143 w odczuwalny sposób wpłynęło na perskie zasoby etniczne i lingwistyczne, nie od razu wprawdzie, lecz stopniowo, przez kilka stuleci, od XI do co najmniej XVI wieku. Proces ten zaczai się za Seldżuków, zanim uświadomiono sobie, jak nim pokierować. Z północnych rejonów Deszt-e Kewir wyparci zostali na południowy wschód Beludżowie, podczas gdy ich pogromcy, Turkmeni, dopiero w okresie nowożytnym zdecydowali się przejść na osiadły tryb życia. Znaczne elementy tureckojęzyczne przeniknęły do Farsu i Zagrosu, tworząc tam dzi- siaj wielką konfederację Kaszkajów. W Azerbejdżanie plemiona tureckie przy- właszczają sobie w okolicy Tebrizu i Baku wilgotne niziny Zakaukazia na wprost chrześcijańskiej Gruzji. Miejscowa ludność, której proces asymilacji zakończył się w XIV wieku, to współcześni Azerowie, najpoważniejsza, bo stanowiąca szóstą część ludności, mniejszość w Iranie (około czterech - pięciu milionów osób), o języku zbliżonym do języka współczesnych obywateli państwa turec- kiego. Poza zasięgiem najeźdźców pozostają tylko zalesione i depresyjne tereny nadkaspijskie. Z dala od wydarzeń historycznych, tereny te staną się w przy- szłości miejscem schronienia, które szybko ulegnie przeludnieniu. Najwięcej plemion tureckich skupiło się w Anatolii, gdzie gleba i klimat do tego stopnia im sprzyjały, że potrafili przekształcić ją w Turcję. Czyżby byli tak liczni? Według C. Cahena, najlepszego znawcy średniowiecznej Azji Mniejszej, liczba tutejszych Turków nie przekraczała u schyłku średniowiecza dwustu, trzystu tysięcy. Szacunek ten wydaje mi się zaniżony. Nie tylko dlatego, że lektura tekstów źródłowych wywołuje inne wrażenie (wrażenia mogą być zwodnicze), ale także dlatego, że znacznie wyższe są szacunki dotyczące innych formacji migrantów, przykładowo Pieczyngów i Kipczaków, którzy przecież nie mieli do wykonania takiego dzieła, jak Turcy anatolijscy! Za prawdziwe należy jednak uznać oceny innych uczonych, twierdzących, że w XIII wieku, kiedy proces „turczenia" dopiero się rozpoczynał i do osiadłych tu plemion dołączały nowe, ludność turecka stanowiła 10 procent całości populacji. Asymilacja przebiegała powoli i nigdy się nie zakończyła. Na początku XX stulecia, na obszarze przyszłej Republiki Tureckiej, zamieszkiwało co najmniej 30 procent ludności nietureckiej: Kurdów oraz Greków i Ormian. Ci ostatni w ciągu kilku dziesięcioleci praktycznie zniknęli, zmuszeni do emigracji do Europy czy Libanu lub wycofania się do radzieckiej Republiki Armenii, bądź też wyginęli w trakcie wojen domowych i cudzoziemskich, które przetaczały się przez ich kraj. Około półtora miliona Greków repatriowano do Grecji. Jedynie Kurdowie pozostali tam, gdzie żyli od dawna. Osiedlanie się Turków w Azji Mniejszej miało niejednorodny charakter. W rejonach wschodnich plemiona nadal koczowały, zostawiając tubylcom mia- sta i pola. Część mieszkańców Wielkiej Armenii, ze stolicą w Ani, przeniosła się do Cylicji, żeby założyć tam Małą Armenię. W obu tych królestwach prawie nie odnotowano ormiańsko-tureckiej symbiozy, jeśli sądzić po znikomej liczbie 144 Turcy w świecie muzułm ańskim słów, które przeszły z jednego języka do drugiego. Nadmorskie wybrzeże było mało spenetrowane przez najeźdźców i rybołówstwo pozostało domeną auto- chtonów; tureckie nazewnictwo ryb jest w całości pochodzenia greckiego; do roku 1922, kiedy rozpoczęła się wymiana ludności między Grecją a Turcją, prze- trwały tu dziesiątki małych portów egejskich i śródziemnomorskich. Turcy osiedlali się głównie na wielkim płaskowyżu centralnym, na zachód od Eufratu, pośród ludności bizantyjskiej. W latach 1030-1080, w okresie turkmeńskich rozbojów, musiało tu dojść do ucieczki wieśniaków i mieszczan, ale jej rozmiary wyolbrzymiano, gdyż kraj nie był wyludniony, a kiedy utrwaliło się panowanie Seldżuków, nastały czasy stabilizacji. Seldżucki sułtanat w Anatolii określany był przez muzułmanów jako kraj Ar-Rum, podczas gdy Europejczycy nazywali go Turcją lub Turkomanią. Nomadzi i osadnicy Koczownictwo nie jest dla ludów tureckich tym samym, czym dla Arabów: wyższą formą życia i oznaką szlachectwa. Niemniej liczne plemiona pozostały wierne wędrowniczej idei przodków, toteż polityka ich osiedlania, prowadzona najpierw przez rządy Seldżuków, a później Osmanów, nie zawsze uwieńczona była powodzeniem. W chwili obecnej, gdy całkowitej zmianie uległy warunki ekonomiczne, a nomadyzm w Turcji stał się zjawiskiem zupełnie marginalnym, można jeszcze zauważyć przywiązanie, jakie okazują mu najstarsi obywatele. Nomadowie byli to przede wszystkim i są do dzisiaj wielbłądnicy, którzy ubocz- nie trudnią się wypasem owiec i kóz; ale byli też, niewątpliwie między innymi, wędrowni drwale, tak zwani „leśni mężowie", (po turecku agaę eri). Potom- kami tamtych nomadów nie wydają się być spotykani przez nas po dziś dzień tak zwani Tahtadży, jedna z kilku niepasterskich grup koczowniczych. W Persji - jak twierdzą iraniści - plemiona Oguzów przyczyniły się w bliżej nieokreślony sposób do upadku rolnictwa: ich przykład i spowodowane przez nich spustoszenie doprowadziły do tego, że osiadli od dawna Irańczycy, w tym wielkie plemię Bachtjarów z Zagrosu, powrócili do nomadyzmu. Ci, którzy zamieszkali w miastach, powiększyli panujące w nich napięcie wewnętrzne, często przykładając ręki do ich ruiny, w tym Niszapuru, gdzie dzieła zniszczenia dokończyli Mongołowie. Szkody są niewątpliwe, nie przesadzajmy jednak: dla cywilizacji, a zwłaszcza dla gospodarki irańskiej, znacznie groźniejsze w skutkach okazały się potworne straty poniesione w trakcie późniejszych napaści Czyngischanidów i Timurydów. W Anatolii koczownicy osiedlali się na ogół w tych strefach podmiejskich, gdzie rolnictwo było zaniedbane. Wyparci później w górskie regiony na południe kraju, znaleźli tam odpowiednie tereny do wypasu trzody. Zimą schodzili na wybrzeże Morza Egejskiego, w doliny Cylicji i Pamfilii. Te niegdyś Nomadzi i osadnicy 145 bardzo żyzne ziemie, gdzie kilkakrotnie w ciągu roku można było zbierać plony, zostały porzucone. Z wielkich starożytnych miast większość zniknęła, ocalało kilka portów, między innymi Antalja i Synopa, wykorzystywane przez Turków w handlu międzynarodowym. Anatolijski płaskowyż był prawdziwym sercem seldżuckiego kraju Rum. Pomimo swej zachowawczości klany tureckie dość wcześnie osiadły na tutejszej roli albo przeszły z koczowniczego na półkoczowniczy tryb życia. Zmieszawszy się z tubylcami, utworzyli jedną z najrzetelniejszych ras chłopskich na ziemi. Ponieważ islam jest cywilizacją miejską, a Turcy mieli zawsze upodobanie do miast, ich wodzowie rezydowali w ośrodkach miejskich, choć nie we wszystkich. Na przykład w Erzindżan podstawę ludności tworzyli Ormianie; podobnie mogło być gdzie indziej. Dziś miasto Silwan, dawne Majjafarikin, zamieszkane jest wyłącznie przez Kurdów. O ile w Iranie urbanizacja, tak jak i osadnictwo Turków okazały się powierzchowne, o tyle w Anatolii dokonały się one w pełni. Miasta odgrywały znaczącą rolę i w gospodarce, i w polityce. Gaznewidzi nadali wielki rozmach życiu swojej stolicy: Gazna liczyła wówczas prawdopodobnie około miliona mieszkańców. Za Wielkich Seldżuków poważnym centrum kulturalnym stał się Isfahan. Seldżucy rumijscy nie mieli jednej metropolii, lecz liczne ośrodki w ważniejszych miastach, których sturczone nazwy przypominają o ich greckim pochodzeniu: Konja to starożytne Iconium, Kajseri - Cezarea, Ankara - Ancyra, Siwas - Sebastia i tak dalej. W połowie XIII wieku Simon Saint-Quentin pisze, że w państwie Seldżuków jest sto miast, a Ibn Said wspomina o dwudziestu czterech, które mają gubernatora - wali, sędziego - kadi, meczet - dżami, łaźnię - hammam. Stolica, Konja, to rozległe miasto, liczące wiele dziesiątek tysięcy mieszkańców: trudno o ściślejsze dane. Siwas zajmował zapewne drugie miejsce, a dalej plasowały się: Kajseri, Erzurum, Malatja, Nijde (Nigde) i parę innych. O ich strukturze wiemy niewiele. Tam, gdzie współżyło obok siebie kilka nacji, jak na przykład w Antalji, musiały być odrębne dzielnice dla Żydów, Greków i Turków: odnajdujemy tu ten sam podział, jaki występował już u Ujgurów. Prawie wszędzie żyją grupki Persów, którzy odgrywają niebagatelną rolę i których liczba znacznie się zwiększy z napływem uchodźców po inwazjach mongolskich. Islamizacja Mówiliśmy już, że swój sukces Seldżucy częściowo zawdzięczali przyłącze- niu się do sunnizmu i wierności kalifatowi. Na tych założeniach opierała się cała ich polityka, która odgrywała na Bliskim Wschodzie znaczącą rolę. Nic nie pozwala sądzić, że oficjalnej postawie nie odpowiadały faktyczne przekonania Seldżuków. Niezależnie jednak od szczerości ich wiary, zachowali oni wiele 146 Turcy w świecie muzułm ańskim tradycji pogańskich, dając przykład wyjątkowej tolerancji. Była ona widoczna głównie w Anatolii, której ludność wyznawała chrześcijaństwo. Sułtanowie sel- dżuccy organizowali dysputy religijne, na które zapraszali uczonych różnych wyznań. Chrześcijańskie księżniczki miały w sułtańskim pałacu własną kaplicę i kapłanów. Kyłycz Arsłan II pisał do swego przyjaciela, syryjskiego patriar- chy Malatji, że dzięki jego modłom pokonał Bizantyjczyków. Możliwe, że taką postawę (i takie środki) wymuszała konieczność pokojowego współżycia, ale odpowiada ona również naturalnym skłonnościom Turków: była to praktyka Tu-kiie i Ujgurów, będzie - Czyngischanidów i Wielkich Mogołów. Nie miała swego odpowiednika w świecie muzułmańskim, chociaż islam jest z natury rze- czy tolerancyjny, zwłaszcza wobec żydów i chrześcijan. Nic dziwnego, że śre- dniowieczni podróżnicy arabscy, którzy przemierzali Azję Mniejszą, czuli się tym zgorszeni. Władcy i wysocy dygnitarze z ich otoczenia, nawet nietureckiego pocho- dzenia, dodawali zwykle do swych muzułmańskich imion tureckie imiona typu totemicznego, często animalistyczne, na przykład: Ałp Arsłan, Togruł Beg, Cza- gry Beg czy słynny wezyr Karataj (Czarny Źrebak). Oni też kazali umieszczać własne znaki herbowe na murach swych miast i pałaców, i to na widocznym miejscu, nie obawiając się oficjalnego zakazu islamu dotyczącego wyobrażania postaci na rysunkach czy płaskorzeźbach. Przez długi okres utrzymał się pogań- ski obyczaj wykopywania z ziemi i palenia kości zmarłych wrogów, być może nie całkiem już świadome upamiętnianie czasów, kiedy był to jedyny dostępny sposób definitywnego pozbycia się ich doczesnej obecności. Regułą było, aby przy uśmiercaniu członków rodziny królewskiej nie przelewać krwi, ponieważ - zgodnie z dawnymi wierzeniami - krew była siedzibą duszy: duszono ich za pomocą sznura, poduszki lub futra. W dalszym ciągu też wojskowe proporczyki ozdabiano, doczepiając do nich końskie ogony. Jeśli chodzi o status kobiety, to we wszystkich krajach tureckich, zisla- mizowanych czy nie, ani trochę nie odpowiada on obrazowi, jaki przekazuje zazwyczaj społeczność muzułmańska. Turczynka nie ukrywa swej twarzy i nie jest zamknięta w haremie, uczestnicząc czynnie i z całkowitą swobodą w życiu politycznym i społecznym. Ibn Fadlan, który w X wieku przebywał z posel- stwem wśród świeżo wówczas nawróconych nadwołżańskich Bułgarów, stwier- dził wyraźnie: „Kobieta się nie zasłania. Nie chowa przed nikim żadnej części swego ciała". I przytacza anegdotę, która tym bardziej go szokuje, że uznawane przez niego prawo religijne nawet mężczyznom nakazuje zakrywanie części ciała znajdującej się powyżej kolan. „Pewnego dnia - pisze - zobaczyłem, jak żona mego gospodarza, rozmawiając w najlepsze, uniosła spódnicę i podrapała się w srom". Jego bułgarski gospodarz, przed którym wyraził swe oburzenie, zaczął się śmiać: „Wytłumacz mu - powiedział do tłumacza - że chociaż moja żona odkrywa przed wami swój srom, to trzyma go poza zasięgiem i broni do Islamizacja 147 niego dostępu. To lepsze niż chować i pozwalać brać". Kilka wieków później Ibn Battuta (1304-1377) zwraca uwagę na uprzejme stosunki, jakie utrzymywał z kobietami w krajach tureckich. Zauważył na przykład, że w Transoksanii suł- tan siedzi na tronie pomiędzy dwiema księżniczkami, z których jedna jest jego żoną. W Chorezmie odnotowuje: ,Jtatun (pani) żona kadiego (sędziego) przy- słała mi sto dinarów. Jej siostra, żona emira, wydała na moją cześć przyjęcie w pawilonie, który ufundowała". W Anatolii opowiada: „Taki Chatun podniosła się na nasze powitanie, pozdrowiła nas uprzejmie, rozmawiała z nami i pole- ciła, aby podano nam posiłek". Swoje spostrzeżenia podsumowuje tak: „Bytem świadkiem w owym kraju, jakim szacunkiem cieszą się kobiety. Są one bardziej poważane od mężczyzn". Z całą pewnością Ibn Battuta przesadza i nawet jeśli w świecie mongolsko-tureckim są regentki, czyli królowe, władza pozostaje domeną mężczyzn. Warto jednak przeczytać niezwykłe stronice poświęcone kobietom w Księdze Dede Korkuta, jednym z najpiękniejszych tekstów anatolij- skich, zredagowanych niewątpliwie w XV wieku, ale zawierającym fragmenty znacznie wcześniejsze! Pewne jest, że islam i stara religia Turków i Mongołów mają pewne cechy wspólne, na które zwrócono już uwagę. Wielki, wyrażający tendencje monoteistyczne, Bóg-Niebo, może być utożsamiany z Allahem, a muzułmańska wiara w dżinny i anioły pozwala w zmienionej szacie zachować bogów niższego rzędu, niezliczone duchy i duszki. Inne cechy, nienadające się do wprowadzenia do islamu bez wzbudzania otwartego sprzeciwu, mogły zostać użyte do popełnienia swoistego gwałtu na religii kalifatu. Przykładem niech będzie utrwalenie się - niezależnie od niej lub przeciw niej - całkowicie niezgodnego z Koranem kultu zmarłych i grobów. Oczywiście, istniały też punkty rozbieżne, co do których nie było mowy o jakimkolwiek kompromisie między obu stronami. Należał do nich między innymi rytualny ubój zwierząt: przepisy islamu wymagały, by zwierzę było zarżnięte i wykrwawione, przepisy tureckie - by było ono uduszone (jak członkowie rodów panujących) bez przelewu choćby jednej kropli krwi. Ta rozbieżność stanowiła jedną z głównych przeszkód przy nawracaniu się Turków. Masy były jeszcze bardziej niewierne. Prawdę powiedziawszy, ich islamiza- cja oznaczała zwykłe uznanie religii muzułmańskiej. Niezbitych dowodów na to, przekonujących nawet dla niezorientowanych w temacie, dostarcza litera- tura, nawet ta późniejsza. Pierwsza turecka wersja bardzo cenionej w świecie muzułmańskim opowieści o Józefie i żonie Putyfara (Jusuf we Zeliha), autor- stwa Szejjada Hamzy (XIII wiek), rozpoczyna się jak wszystkie teksty muzuł- mańskie formułą: bismi 'llah ar-Rahman ar-Rahim (W imię Boga miłosiernego, litościwego). Tymczasem autor czuł się zobowiązany przetłumaczyć wszystkie słowa tej codziennej inwokacji na turecki, łącznie z imieniem Allaha (Boga). Jeszcze późniejsza wielka epopeja oguska, Księga Dede Korkuta, na każdej 148 Turcy w świecie muzułm ańskim stronie zawiera ślady tureckiej pogańskości, jak choćby modlitwy do boskiej trójcy, jaką tworzy góra, woda i drzewo. Przeprowadzone przeze mnie badania etnograficzne wśród tureckich nomadów w Anatolii, będące odpowiednikiem badań innych uczonych w środowisku osiadłym, wykazują jasno, że po dzie- więciu wiekach islamizacji prości ludzie przechowali coś więcej niż namiastkę średniowiecznych wierzeń. Regularny wzrost wpływów poganizmu zaobserwo- wano między końcem XI a początkiem XIII wieku i potem ponownie z począt- kiem XV wieku, po jego ożywieniu wywołanym najazdami mongolskimi. Jakież więc zaraźliwe musiało być jego oddziaływanie około roku 1100! Szyizm, który odznacza się liberalniejszym podejściem do dogmatów niż sunnizm oraz przybiera bardziej elastyczne i różnorodne formy, wzbudził więk- sze zainteresowanie wśród plemion. Odwoływali się do niego często turkmeń- scy baba, choć w gruncie rzeczy byli spadkobiercami dawnych szamanów; głosili oni bardzo rozwinięte niekiedy doktryny, cieszące się dużą popularnością, i byli zdolni porwać za sobą masy. Za panowania Kej Chosrewa II doszło do praw- dziwego powstania pod rewolucyjnymi hasłami społeczno-politycznymi, któ- remu przewodził Baba Ishak. Bliżsi środowiskom miejskim i rzemieślniczym gildiom byli achi ożywieni szczerą i szlachetną wiarą, wątpliwą jednak pod względem ortodoksyjnym. Wśród wielu ówczesnych wędrownych derwiszów wyjątkowe szczęście dopisało Hadżiemu Bektaszowł, który pochodził z Cho- rasanu. Osiedliwszy się na Soludży Kara Ójiik (aktualnie Bektasz, na mapach tureckich - Haci Bekta§), nauczał tam niekonformistycznego islamu, nie trosz- cząc się o dosłowne przestrzeganie dogmatów i rytuałów. Głosił pochwałę wina, tańca i wspólnotowego posiłku w mieszanym gronie, zastępującego być może komunię. Założony przez niego i oparty na jego książce Wilajet-name zakon bektaszytów, skodyfikowany został w XV wieku. Wcześniej, bo już w począt- kach wieku XIV, bektaszyzm związał się ściśle z elitarnymi w państwie Osma- nów oddziałami janczarów, co tłumaczy posłuch, jakim cieszył się u współ- czesnych. Nie mniejszy sukces zdobył w środowisku ludzi wykształconych ruch misty- cyzmu o bardziej ortodoksyjnym zabarwieniu. Największą w nim postacią jest Dżelal ed-Din Rumi, nazywany przez muzułmanów Mewlana (Nasz Pan). Uro- dzony w 1207 roku w Balchu, po inwazji mongolskiej w roku 1219 schronił się w Konji. Po skończeniu edukacji i kilku latach nauczania, utworzył bractwo memlewitów, bardziej znane pod nazwą tańczących derwiszów. To ważne sto- warzyszenie, a także mająca mu służyć twórczość poetycka Rumiego, zwłaszcza napisane po persku Mesnewi, zyskały od tamtej pory międzynarodowy rozgłos. Kiedy w roku 1273 Dżelal ed-Din Rumi zmarł, w pogrzebie uczestniczyła cała ludność miasta, niezależnie od wyznania. Do dzisiaj nad miastem góruje wieża zdobiona ceramiką i kopuły zwieńczające sale tańca i modlitwy, a w dole wzno- szą się i opadają jak fale kopuły cel klasztornych. Klasztor, którego architekturę Islamizacja 149 datuje się na XVI wiek, przekształcono w muzeum, ale stale przybywają tam pielgrzymi, którzy w pokorze, z uniesionymi ku niebu dłońmi, błagają o wsta- wiennictwo świętego. O ile w Persji i arabskich krajach Bliskiego Wschodu Turcy szybko włączyli się w miejscowe środowiska muzułmańskie, gotowi uczestniczyć w ich waśniach, o tyle w Anatolii czekała ich konfrontacja z chrześcijaństwem. Stwierdzenie, że w XIII wieku żyło tam 10 procent Turków, oznacza, że 90 procent ludności, nie licząc Kurdów, było chrześcijanami. Stosunki między większością a mniejszością, zwłaszcza między Turkami i Grekami, układały się, jak to widzieliśmy, doskonale w okresie Seldżuków rumijskich i były niewątpliwie ściślejsze niż stosunki z sąsiednimi państwami muzułmańskimi. Wśród arystokracji obu krajów często zawierano związki małżeńskie. Matki Kej Chosrewa I i II były Greczynkami. Wpływom swych chrześcijańskich wujów ulegał podobno Kej Kawus II. Kiedy ze względów politycznych jakiś turecki książę musiał szukać schronienia za granicą, udawał się raczej do Konstantynopola niż do Damaszku czy Isfahanu. Na monetach bitych przez Daniszmendów znajdują się wizerunki Chrystusa oraz świętego Jerzego, który nie mógł być przecież jeszcze „zislamizowany". Pomimo tolerancji, a może za jej przyczyną, dość liczne były przypadki przechodzenia tubylców na islam ze względów politycznych, ekonomicznych i kulturalnych lub po prostu pod wpływem uznania dla cywilizacji muzuł- mańskiej. Rząd W zasadzie sułtan sprawował władzę z nadania kalifa. Mówiliśmy już, w jakich okolicznościach zapewnił sobie ten tytuł, i związane z tym poważanie, Togruł Beg. Nie brakowało jednak wodzów, którzy sami je sobie przyznawali, doszedłszy do pewnego poziomu potęgi. Stosunki łączące sułtana z kalifem były napięte: uznawał on istnienie i autorytet moralny swojego zwierzchnika, okazywał mu szacunek i na tym sprawy się kończyły. Tytularna godność suł- tana była skromna, ale tytułów już wtedy nie brakowało. Kyłycz Arsłan uważał się za „sułtana Arabów i Persów", nie tylko Turków, sam ustanawiając wła- sne zwierzchnictwo prawem zwyczajowym, nie czekając na mianowanie przez kalifa. Był wszechmocny, powoływał i odwoływał wysokich urzędników, któ- rych tytuły, często bardzo ważne, nie zawsze odpowiadały pełnionym funkcjom. Naczelny wódz, otoczony kawalerią gazich, czyli żołnierzami wiary lub raczej - aby wierniej oddać znaczenie słowa - pogromcami niewiernych, którzy kiero- wali się jednak całkiem innymi ideałami niż baba i achi, nierzadko rezygnował z kierowania administracją, powierzając troskę o nią wezyrowi. Jednym z nich był Nizam al-Mulk, pierwszy minister za panowania Wielkich Seldżuków, który 150 Turcy w świecie muzułm ańskim odgrywał rolę równą, jeśli nie większą od roli sułtana. Jemu właśnie zawdzię- czamy sentencję, która spotkała się z żywym oddźwiękiem wśród Turków i która dobrze odzwierciedla atmosferę epoki, pomimo panującej religijności: „Świat może żyć bez wiary, nie może - bez sprawiedliwości". Nie mając tego sta- tusu co Nizam al-Mulk w Persji, jego odpowiednik w Konji, minister Karataj, był równie wielką osobistością. W chwilach słabości sułtan dawał się często zdominować atabegowi, swemu wychowawcy z okresu dzieciństwa; w Iranie, Syrii, Mezopotamii niejeden z atabegów brał sprawy w swoje ręce, czyli zakła- dał własną dynastię. Nic podobnego nie zdarzyło się u Seldżuków w kraju Rum, gdzie zachowywał on funkcję preceptora. Wojskiem dowodził beglerbeg (ściślej: beglerbegi, „bej bejów"), późniejszy bejlerbej, który odpowiadał arab- skiemu emir al-umara (książę książąt). Wyższy oficer, beg, mógł po zdobyciu jakiejś prowincji zostać jej gubernatorem, ale musiał utrzymać armię i zbierać podatki. Graniczne posiadłości tworzyły tak zwane udż (tureckie we), marchie. Skądinąd wszędzie w prowincjach władzę sprawowali krewni sułtana, wspo- magani i zapewne kontrolowani przez namiestników, walich. Spośród innych dygnitarzy najciekawszy tytuł i funkcję miał perwane (rozdawca łask), w któ- rego gestii leżało rozdawanie królewskich łask. Jednemu z nich udało się nawet zostać dyktatorem. Niedawni koczownicy, przywykli do życia w jurcie, poniechawszy takich interesujących zajęć, jak polowanie czy wojna, rozsmakowali się teraz w luksu- sie. Każą sobie budować pałac w stolicy, a do tego letnią i zimową rezydencję. Seldżucy z Rumu mieli stałe siedziby w Konji, a dodatkowe w Kobadabadzie i Alanji. Przykład ten zaczęli naśladować pośledniejsi książęta: w Dijarbakyr i Konji odkryto przepięknie rzeźbione stiuki, z motywami ludzi, roślin i zwie- rząt, i doprawdy nie wiadomo, które z nich pochodzą z sułtańskiego dworu. Na bardziej okazałe ślady tych rezydencji nie natrafiono ani w Persji, ani w Tur- cji, chociaż w ruinach Kobadabadu zachowała się wspaniała ceramika ścienna. Za to w Afganistanie, w Laszkari Bazarze, przetrwały imponujące fragmenty wysokiej zabudowy gaznewidzkiej, w tym kilka cudownych fresków. W Gaznie archeolodzy włoscy wydobyli na światło dzienne płyty z obrobionego mar- muru oraz odtworzyli widoczne w ziemi ślady założenia pałacowego na pla- nie krzyża: takie same, jakie trochę później wykorzystali przy budowie swych meczetów Irańczycy, a które są dziedzictwem starodawnej sztuki budowlanej Chorasanu. Gospodarka Czytając kroniki, można by pomyśleć, że Azja Mniejsza została w XI stuleciu całkowicie zdewastowana wskutek najazdów turkmeńskich, a więc w ciągu niecałego półwiecza. Tymczasem na początku XIII wieku, czyli jakieś Gospodarka 151 sto pięćdziesiąt lat później, znajdowała się już ona w pełni rozkwitu i uchodziła za jeden z najbogatszych rejonów świata. Czy takie podźwignięcie z upadku było możliwe? Owszem, pod warunkiem jednak, że zniszczenia nie były nieodwracalne, że nietknięty pozostał system irygacyjny i nie spłonęły lasy, tak jak to miało miejsce później, ale nie z powodu nomadów, którzy zawsze z wahaniem zatrzymywali się przed terenami zalesionymi. Gęstość zaludnienia nie zmieniła się w sposób odczuwalny: z całą pewno- ścią dlatego, że wielu uciekinierów powróciło; na miejscu pozostało też o wiele więcej osób, niż to się na ogół sądzi. Chrześcijanie różnych narodowości woleli tureckie cło od bizantyjskich podatków, trochę brutalną siłę sułtanów od sła- bości bazyleusa, porządek od anarchii. Na wsi uprawiana była ziemia, w mie- ście ożywiło się rzemiosło. Produkcja pokrywała wszystkie potrzeby, a pozo- stałą nadwyżkę natychmiast eksportowano dzięki doskonale rozwiniętej sieci handlowej. Podobnie jak w innych krajach muzułmańskich, w sułtanacie Rumu kara- wany zastąpiły dawne wielkokołowe wozy, używane nadal przez Turków na równinach kipczackich. Muzułmańska cywilizacja handlowa posługiwała się wielbłądem i karawaną, które zajęły miejsce dawnych środków transportu, starorzymskiego wozu i drogi. W ten sposób doszło do budowy karawanse- rajów (po turecku han), które Seldżucy kazali stawiać na wszystkich skrzy- żowaniach w Anatolii, ciągnąc ich sieć od Konji w kierunku wschodnim, północnym i zachodnim aż do granic Bizancjum oraz w kierunku połu- dniowym do portów Antalji i Alanji. Obiekty te, o których będziemy jesz- cze mówić, były finansowane przez sułtanów, wezyrów albo bogate osoby prywatne, a może również przez zbiorowości. Odnaleziono ich ponad sto, w lepszym lub gorszym stanie, w większości z podaną datą budowy, co pozwala stwierdzić, że oddawano je do użytku w przededniu mongolskich inwazji. Handel z Europą odbywał się drogą morską, za pośrednictwem Wenecjan, którzy zapewnili sobie preferencyjne umowy, a także kupców z Pizy, Genui i Prowansji. Wymianą ze światem arabskim, być może o mniej- szym zasięgu, zajmowali się przede wszystkim muzułmanie i Bizantyjczycy. Jak się wydaje, handlowa flota Seldżuków nie była zbyt rozwinięta, aczkol- wiek zbudowali oni własną marynarkę, mianowicie w zachowanych w Alanji XIII-wiecznych arsenałach. Ciągle niewiele wiadomo o wymianie z Dale- kim i Środkowym Wschodem. Rozmiar eksportu surowców i wyrobów rze- mieślniczych znacznie przewyższał import, bliski zeru. W ten sposób rosło bogactwo kraju. Seldżucy, którzy w chwili dojścia do władzy nie mieli swo- jej waluty, zaczęli wzorem Daniszmendów bić własny pieniądz. Początkowo były to monety z brązu, potem, za Kyłycz Arsłana II, ze srebra, a w końcu w XIII wieku, ze złota. 152 Turcy w świecie muzułm ańskim Struktura rolnictwa w kraju seldżuckim bardzo się różniła od struktury w krajach bizantyjskich i muzułmańskich, gdzie występował podział na własność państwową i prywatną. Turcy, dawni hodowcy stepowi, mieli trudności ze zrozumieniem, że ziemia może należeć do pojedynczych osób. Uważali, że jest ona niepodzielna, a tym samym jedynym jej właścicielem może być monarcha lub państwo. Działki średniej wielkości, rzadko przekraczające powierzchnię jednej czy dwóch wiosek, nadawano dostojnikom tytułem dożywotniej renty. Były to tak zwane ikta, co tłumaczy się zwykle jako lenno, aczkolwiek chodzi o coś zupełnie innego, ponieważ system ikta nie uprawniał do ściągania podatków ani do sprawowania moralnej czy materialnej władzy nad tymi, którzy rolę uprawiali i z pracy na roli się utrzymywali. Przetrwało też trochę wielkich posiadłości ziemskich, przeważnie wcze- śniejszego pochodzenia, których właściciele potrafili je zatrzymać. Wielka hodowla, jakkolwiek bardzo ważna w życiu koczowników, przestała być pod- stawą gospodarki. Okres prosperity przeżywała uprawa. Ibn Said ocenia liczbę anatolijskich wiosek na około 400 tysięcy; liczbę oczywiście przesadzoną, nawet jeśli obejmowała ona także skupiska drewnianych czy glinianych chatek, które w razie konieczności porzucano, by przenieść się gdzie indziej. Przemieszcze- nia takie, z nie zawsze znanych nam przyczyn, były na porządku dziennym: sam autor pisze o 36 tysiącach wiosek, które popadły w ruinę właśnie wskutek porzucenia. Na wsi produkowano głównie żywicę, drewno, bawełnę, sezam, proso, oliwki i owoce. Przemysł zajmował trochę słabszą pozycję niż rolnictwo. Wydobywano tu ałun, żelazo, srebro, sól, lapis lazuli. W okresie od XIII do połowy XV wieku sprowadzane na Zachód zapasy ałunu pochodziły w całości z Azji Mniej- szej. Nad wodą obracały się czerpaki norii, w powietrzu - skrzydła wiatra- ków. Bardzo aktywne było rzemiosło. Można sobie wyobrazić, jak wyglądało w dniach rozkwitu, krążąc po dzisiejszych podupadłych bazarach Wschodu: po tych uliczkach należących w całości do miedziorytników, garncarzy, cera- mików, bławatników, garbarzy, wytwórców pasmanterii czy rusznikarzy... Ale żeby poznać prawdziwe rękodzieło trzeba się przejść po muzeach; współcze- śni rzemieślnicy zatracili dawny gust, zapomnieli o starych technikach. Gdzie podział się ów zmysł artystyczny, wyczucie kolorów, umiejętności, dzięki któ- rym wyrób stawał się niepowtarzalnym dziełem? Czasami człowiekowi może się wydawać, że śni, kiedy wytargowawszy jakiś nowoczesny przedmiot, bierze do ręki autentyk z zabytkowej kolekcji. Czy wszystkim, co pozostało z prze- szłości, są dywany, które wykonuje się nadal ze znawstwem i upodobaniem? Turcy wiązali je i tkali, odkąd tylko zjawili się na Bliskim Wschodzie. Z dywa- nami perskimi zetknęli się tutaj i być może także w Anatolii, gdzie mono- pol na ich produkcję mieli Ormianie. To był wystarczający bodziec. Szczę- śliwym trafem kilka z tych wyrobów uchowało się do naszych czasów. Są Gospodarka 153 już one całkowicie muzułmańskie, a jednocześnie bardzo tureckie. Ówczesna Europa musiała wcześnie się na nich poznać, gdyż w następnych stuleciach zamawiano olbrzymie ich ilości. Dzisiaj dywany z XV i XVI wieku możemy podziwiać na obrazach Holbeina, Lotta i Belliniego, którzy wielokrotnie je malowali. Język i literatura W państwie Karachanidów, tureckojęzycznych Turków żyjących w sturczo- nym kraju, język i literatura były tureckie. Wspominałem już o ich pierw- szych pisarzach: Jusufie Has Hadżibie, autorze Kutadgu Bilig, i Mahmudzie al-Kaszgarim, któremu zawdzięczamy napisany po arabsku wspaniały słow- nik turecki, będący równocześnie antologią literacką. Nie byli oni jedynymi piszącymi; spośród pozostałych warto przypomnieć Ahmeda Jesewi, wiel- kiego mistyka. Poza tym wszędzie, u Gaznewidów w Persji i u Seldżukidów w Rumie, językiem oficjalnym i językiem kultury był perski. Cieszył się on takim poważaniem, że pod jego wpływem elity tureckie zaczęły uważać swój ojczysty język za niezdolny do wyrażania wyższych idei. Ta sytuacja utrzymywała się przez długi okres i trzeba było upadku wielkich monarchii turecko- -muzułmańskich, aby język turecki odzyskał w pełni swe prawa. Jeszcze w XV wieku Mir Aliszer Nawoi (1441-1501), pochodzenia ujgurskiego, próbując udowodnić wyższość własnego języka nad perskim, czynił to w duchu bardzo perskim i przy użyciu licznych iranizmów. Za panowania Osmanów, dynastii w końcu tureckojęzycznej, język ulegał wynaturzeniu wskutek arabsko-perskich naleciałości frazeologicznych i leksykalnych aż do czasu reformy na przełomie XIX i XX wieku. Tymczasem perski, który za Samanidów dochodził dopiero do głosu, przeżywał swój prawdziwy renesans na dworze Mahmuda z Gazny. Ten oświecony despota wszelkimi sposobami ściągał do siebie literacką elitę Wschodu. Ibn Sina (980-1037), zwany przez nas Awicenną, należał do nielicznych wyjątków, które mu się oparły. Na większości ciążył obowiązek pisania panegiryków, które czasami prowadziły do wypaczenia talentu autorów. Ferdousi wiele ryzykował, tworząc własną wizję dziejów w Szah-name (Księdze królewskiej), najwybitniejszym epickim poemacie Iranu. Największa swoboda wypowiedzi panowała pod rządami Wielkich Seldżuków i ich następców, kiedy to nastąpił bujny rozkwit poezji i powstały najlepsze dzieła, jakie mogła ona ofiarować ludzkości: Nasiri Chosrewa, Baby Tahira, Abu Zajdą, wielkiego mistyka Attara, Nizamiego, Omara Chajjama, którego angielskie tłumaczenia autorstwa Fitzgeralda (1859) z entuzjazmem przyjmie wykształcona Europa, i trochę później Saadiego z Szirazu. Czego jeszcze brakowało ówczesnej 154 Turcy w świecie muzułm ańskim literaturze perskiej? Tylko dwóch naprawdę ważnych nazwisk: Dżamiego i Hafiza. Czy jest to zasługa Seldżuków, czy nie, za ich panowania Iran przeżył swój złoty wiek. Prosty lud turecki pozostał oczywiście poza zasięgiem tego literackiego zrywu. Nadal nie znał perskiego i posługiwał się językiem przejętym od swoich przodków, nie próbując wpływać na jego rozwój. To zresztą język ten oca- liło i pozwoliło mu przetrwać wśród Turków. Wielcy miłośnicy pieśni, ody, epopei, układali je nieustannie, nawet wtedy, jeśli nie potrafili ich zapisać. Cała ta oralna i bardzo zachowawcza literatura opiera się na rymowanych, rytmicznych wierszach albo na żartach i powiedzonkach. Tematyka sentymen- talna wyrażana jest w tworzonych po dziś dzień kupletach mani (siedmiozgło- skowy czterowiersz z jednym rymem); w tekstach epickich, często brutalnych i fantastycznych, występują bohaterowie zarówno muzułmańscy, jak pogańscy, i cała masa nadprzyrodzonych stworów, które wywodzą się bezpośrednio z sza- manizmu. Typowo ludowym bohaterem jest Nasreddin Hodża, który żył prawdo- podobnie w XIII wieku i był poczciwym, choć trochę rubasznym, realistą o zaraźliwym humorze. Wokół tej postaci powstał cykl zabawnych historii, które cieszyły się nadzwyczajnym powodzeniem i docierały wszędzie tam, gdzie prze- chodzili Turcy, wliczając w to Bałkany i Maghreb. Literatura pisana kształtuje się dość późno, w drugiej połowie XIII lub na początku XIV wieku. Jej największym przedstawicielem jest Junus Emre (około 1238-1320), mistyk piszący prostym, bezpośrednim i nadal dla nas zrozumiałym językiem. Ma on ciągle swoich czytelników, w odróżnieniu od tureckich poetów klasycznych z epoki osmańskiej, obecnie już niezrozumiałych. Sztuka Seldżucy czerpali wiele korzyści z odrodzenia perskiego i zarazem sprzyjali jego rozwojowi. Podstawowe znaczenie ma pod tym względem działalność wiel- kiego wezyra Nizama al-Mulka. Dla wzmocnienia i upowszechnienia ortodoksji muzułmańskiej założył on nowy rodzaj placówki zarówno pod względem kul- turalnym, jak i architektonicznym o nazwie „madrasa", nazywanej po turecku medresą, którą postrzega się jako szkołę koraniczną bądź lepiej - jako uczel- nię religijną. Było to raczej kolegium typu angielskiego. Pierwsze madrasy, nazwane nizamijja od imienia ich twórcy, zbudowane zostały w Bagdadzie, Niszapurze, Isfahanie, Balchu, Heracie i Merwie. Stąd przeniosły się najpierw na Bliski Wschód, a potem do Egiptu i Afryki Północnej. Zakładane począt- kowo z myślą o wybitnym mistrzu, na przykład al-Gazalim, wielkim filozofie, który był jednym z pierwszych wykładowców, albo dla grupy uczonych, stały się Sztuka 155 z czasem ośrodkami wiedzy muzułmańskiej i świeckiej w dziedzinie astronomii, medycyny, chemii... Nie udało im się jednak osiągnąć zamierzonego celu: nie zdołały wykorzenić szyizmu ani skończyć z izmailitami z Alamutu, palaczami haszyszu i asasynami. Przeciwnie, rozwinęły się kolejne ruchy nieortodoksyjne, takie jak imamici, uznający dwunastu imamów, i aszaryci. O ile tylko dzięki wykopaliskom i nielicznym zabytkom znamy to, co musiało być wielką sztuką gaznewidzką, i o ile słabo orientujemy się w sztuce karachanidzkiej, o tyle mamy dobitne świadectwa sztuki Wielkich Seldżuków w Iranie. W kraju tym nie zachował się żaden zabytek sprzed XI stulecia, który mógłby umożliwić porównanie, ale wiemy wystarczająco dużo, by nie wątpić w zadziwiającą aktywność twórczą w tamtych czasach. Jej najwyższym przejawem jest nowy układ meczetu, który miał zastąpić sanktuarium typu arabskiego o równoległych nawach. Stanowił on transpozycję pałacu gazne- widzkiego na planie krzyża, z wielkim dziedzińcem centralnym, ogromnymi liwanami o sklepieniu ostrołukowym, zamkniętymi z trzech stron i wychodzą- cymi na dziedziniec, z potężnymi portykami, dwoma minaretami w kształ- cie ściętego stożka i salą modlitwy pod kopułą, przyległą do południowego liwanu. Plan ten, cieszący się niesłychanym powodzeniem i po dziś dzień sto- sowany w irańskich madrasach, najpełniejszą formę uzyskał w Meczecie Piątko- wym w Isfahanie, który jest pomnikiem narodowego geniuszu wypracowanym w ciągu wielu pokoleń. Na dwóch kopułach haramu i przedsionka wypisane są imiona Malik Szaha i Nizama al-Mulka; były to dopiero próby, ale niebawem pojawią się prawdziwe arcydzieła. W Anatolii, przyszłej Republice Tureckiej, która przed inwazją Seldżu- ków nie wchodziła w skład Dar al-Islam, z wyjątkiem terenów wschodnich zasiedlonych od dawna przez Arabów, na najeźdźców czekała wielka praca: budowa świątyń, szkół, szpitali, obserwatoriów, pałaców... Przystąpili do niej umiejętnie, choć późno. Żadna budowla nie wydaje się wcześniejsza niż z 1150 roku. Te, które pochodzą z okresu późniejszego, są dziełem Wielkich Seldżu- ków, Daniszmendów lub Artukidów. Pojawia się ich coraz więcej pod koniec XII wieku, a zwłaszcza w wieku XIII. Najstarsza tutejsza medresa, w Kajseri, powstała w roku 1193, a więc w czasie kiedy gdzie indziej było ich już bardzo wiele, w samym Aleppo doliczono się ponad czterdziestu. Przez siedemdziesiąt czy może przez sto lat turecka już Anatolia nie miała żadnych osiągnięć arty- stycznych, żadnego dorobku cywilizacyjnego. Twórczość Seldżuków, tak bogata i płodna, przejawiała się przez niecały wiek: pół wieku wystarczyło na wydanie najlepszych dzieł. Ze względu na brak tradycji muzułmańskich w Anatolii. przemarsz Tur- ków przez Iran i luźne ich kontakty z Arabami, zakłada się niekiedy a pńori, że sztuka Seldżuków z Rumu była wtórna wobec sztuki perskiej. O wtórności 156 Turcy w świecie muzułm ańskim nie może być mowy mimo pewnych analogii w ornamentyce stiuków, dekora- cyjności ceramiki ściennej, upodobania do pewnych form i technik, takich jak na przykład nisze stalaktytowe czy elementy stiukowe przypominające plaster miodu - mukarnas. Irańczycy wznosili swe budowle z cegły, Seldżucy - z kamie- nia. Pierwsi wymyślili nowy rodzaj meczetu: świetlistego i zwiewnego, tamci wzorowali się jeszcze na tak zwanym planie arabskim, o równoległych nawach, ograniczonych kolumnadą i ciężkimi filarami, o prymitywnie surowych, czasem nieharmonijnych mikrobach. Tylko dwie medresy, w Erzurum i Siwas, przejęły irański portyk z dwoma bliźniaczymi minaretami; żadna nie przestrzega ściśle planu czterech liwanów. W Azji Mniejszej wielokrotnie tworzono coś nowego dzięki inteligentnemu przystosowaniu do otoczenia: w meczetach zniesiono poprzedzający haram (salę modlitwy) podwórzec zewnętrzny, w medresach znacznie ograniczono podwórzec wewnętrzny i osłonięte go kopułą chroniącą przed zimowym chłodem. Ściślejsze pokrewieństwo istnieje pomiędzy architekturą Seldżuków z Ru- mu a architekturą Ormian, swoistą sztuką preromańską będącą wynikiem ide- alnego kompromisu bizantyjsko-perskiego. Rozwijały się one równolegle, nie bez prób wzajemnego „podglądania", lecz bez uległości. Na sztuce seldżuckiej zaważyły również wpływy syryjskie, bizantyjskie i starotureckie, nieprzekracza- jące rozsądnych granic. Ta sztuka, w której jest tyle zapożyczeń, świadczących zresztą o jej twórczym geniuszu, nie przestała być sztuką oryginalną, indywidu- alną, a zarazem reprezentatywną dla kultury muzułmańskiej. Jako taka wydaje się nieodrodnym owocem związku, który połączył w średniowieczu Turków z islamem. We wszystkich społecznościach islamu, a od społeczności tych nie odbie- gają wcale Seldżucy z Iranu, główną budowlą jest meczet. Inaczej jest w kró- lestwie Rum, gdzie meczet pełni funkcję czysto użytkową, niewdzięczną, jak to już wspomnieliśmy, pierwsze miejsce zostawiając karawanserajom. Były to obiekty imponujące, które miały cieszyć oko i pokrzepiać serce. Wyrastały na skrzyżowaniach dróg; wśród wioskowych lepianek czy stepowego pustko- wia przypominały prawdziwe bazyliki: z pięknego surowego kamienia, dosko- nale wyposażone, o zróżnicowanym planie, często tworzonym wokół central- nej nawy, którą oskrzydlają ostrołukowo sklepione boczne nawy, nieuchronnie nasuwają to porównanie. Bijąca od nich potęga, pyszne proporcje i harmonijna powaga przywodzą na myśl sztukę benedyktyńską. O wiele liczniejsze, lecz zazwyczaj miniaturowej wielkości, rozrzucone wśród ulic, placów i pól, są grobowce, tureckie turbe - równie atrakcyjne elementy sztuki anatolijskiej. Okrągłe, wieloboczne, a później także kwadra- towe, mniej lub bardziej przypominające kształtem wieżę z małą kopułą, którą wieńczy dach w formie piramidy, są w swej nieskończonej różnorod- ności świadectwem bardzo specyficznej sztuki budowlanej. W czasach póz- Sztuka 157 niejszych w Iranie wschodnim i w Indiach Wielkiego Mogoła czeka je nie- zwykła kariera: zostaną przekształcone w prawdziwe, usytuowane w ogrodach, nagrobne pałace. W świecie muzułmańskim kult zmarłych jest czymś obcym i w pierwszych wiekach hidżry nie było mowy o mauzoleach. Według prawa koranicznego pochówek powinien mieć miejsce na pustyni bez oznaczania go jakimkol- wiek napisem; stąd wiele cmentarzy to po prostu zbiorowisko bezkształtnych kamieni, a rozporządzenia władz religijnych z Kairu (tzw. fetwy) nieustannie domagały się zniszczenia grobów. Grobowce stawiane przez Seldżuków ana- tolijskich należą do najstarszych, po perskich wysokich wieżach, i w pewnej mierze są porównywalne z jurtami koczowników. Niewykluczone, że właśnie stamtąd się wywodzą, a wraz z nimi cała nagrobna sztuka islamu. Trzeba tylko poszukać przekonujących dowodów. Sztuka dekoracyjna w okresie Seldżuków z Rumu nie była zbyt widoczna. Wyczuwa się jej niedostosowanie do estetyki muzułmańskiej, która potępia linie krzywe i odrzuca relief na rzecz płaszczyzny. Wyrazista, gwałtowna, czę- sto nielogiczna, z jej kolumienkami, które niczego nie podtrzymują, źle złożo- nymi rozetami czy tarczami, czasem na pograniczu złego smaku, nasuwa sko- jarzenia z barokiem i jest odbierana jako swoisty zbiór wybranych elementów. Najbardziej pociąga w niej skłonność do odtwarzania figur ludzkich i zwierzę- cych, zarówno takiego, które jest wyrazem twórczej inwencji i niekiedy dobrego gustu, jak i tych polegających na skopiowaniu z niezliczonych postaci antyku, które podsunęła autorom anatolijska przeszłość. Ozdabiają one mury miast i pałaców, znajduje się je w medresach, karawanserajach, grobowcach, a nawet - o, zgrozo - na ścianach nielicznych meczetów! Mimo zniszczeń spowodowa- nych przejawami fanatyzmu w XVI wieku i później, te średniowieczne wytwory islamu, które można jeszcze liczyć na setki, pozwalają mówić o dekoracyjnej szkole Seldżuków. Nie była ona w XIII wieku odosobniona: być może wywodziła się ze szkoły gaznewidzkiej, po której zachowało się tylko parę marmurów; zapewne nawią- zywała do sztukaterii i kamieniarstwa ówczesnego Iranu, do kamieniarstwa Syrii i zadziwiającego rzemiosła z dagestańskiego Kubaczi. Poddane anali- zie tematycznej, dzieła te świadczą o przywiązaniu do motywów staroazja- tyckiej sztuki stepowej: zwierzyny płowej i drapieżnej, walk zwierząt, a także majestatycznych książąt. Wyobrażenia te, nowość w architekturze, pojawiały się od dawna w rękodziele muzułmańskim; przedmiotach z kości słoniowej, drewna, metali, fajansu, znanych od czasów Samarry i jej najemników, i upo- wszechnionych potem na całym Zachodzie, nawet w dalekiej Hiszpanii. Przy- wrócili je do życia Seldżucy i ponownie ożywili Mongołowie: pod ich wpły- wem kształtowała się ikonografia Fatymidow w Egipcie, a następnie Ajjubidów i Mameluków. 158 Turcy w świecie muzułm ańskim Kulturalna rola Turków w świecie muzułmańskim z trudem przebija się do świadomości, podczas gdy dawno już doceniono ich funkcję, jako „bicza", a następnie „tarczy" islamu. Najnowsze odkrycia ukażą ją, być może, jako jeszcze większą. Tymczasem bilans ich dokonań jest porażająco oczywisty. Pomimo jednak świeżej krwi, którą wnieśli, pomimo ich twórczego zapału, krnąbrności, śmiałości, na jaką sobie pozwalali i którą zarażali innych, ich siła okazała się niewystarczająca do ostatecznego zawrócenia islamu z jego drogi. To oni ostatecznie ugięli się przed nim, kiedy ich geniusz uległ osłabieniu. Rozdział 9 Hegemonia mongolska Kiedy przerwaliśmy naszą opowieść, Turcy z Rumu padali pod ciosami mongolskiego wodza Bajdżu (1243); władający Persją Chorezmszachowie szy- kowali się do ataku na Bagdad, choć już ze wschodu zagrażał im Czyngis Chan; a Kipczacy nie posiadali jeszcze swojej historii, gdy już nowi przybysze zaczynali im narzucać własną jej wersję. Wszędzie z wyjątkiem Indii naturalny pochód ludów tureckich ku swemu przeznaczeniu został brutalnie przerwany kolosalnym wstrząsem. Owo „trzęsienie ziemi" w samym sercu Azji, o niespo- tykanej dotąd amplitudzie, zmiotło całe jej peryferia, docierając do najdalszych zakątków świata: po tym wstrząsie ziemia nie była już nigdy tym, czym była przedtem. Hegemonia Mongołów to nadrzędne wydarzenie XIII wieku, wobec którego żadne państwo nie pozostało obojętne: ani, oczywiście, Chiny, ani Korea, Japonia, Indochiny, Birma czy Malaje... Dla papieża Innocentego IV będzie ono jedną z największych trosk, wyrażoną na soborze ekumenicznym w Lyonie (1245) w słynnym rozdziale o łzach; królowie Anglii i Francji wymieniać będą korespondencję z Mongołami; z Wenecji wyruszy do Pekinu Marco Polo szlakiem Wilhelma Rubruka* i Jana Piano Carpiniego**. Dzięki * Rubruk Wilhelm (właśc. Willem Ruyshroeck). ok. 1220 - ok. 1270. podróżnik flamandzki, franciszkanin, w misji króla Francji Ludwika IX odbył w latach 1252-1255 podróż do chana mongolskiego w Karakorum. której opis zawarł w łacińskim Itinerarium (przyp. wyd.). ** Jan de Piano Carpini (właśc. Giovanni da Pian del Carpine), 1182-1252. włoski francisz- kanin, w latach 1245-1247 jeździł jako poseł papieski do Mongolii (od Wrocławia - wspól- nie z Benedyktem Polakiem). Historia Mongolorum Carpiniego i Relatio Benedykta ukazały się w języku polskim: Spotkanie dwóch światów. Stolica Apostolska a świat mongolski w polowie XIII wieku, pod red. J. Strzelczyka, Poznań 1993 (przyp. wyd.). 160 Hegemo nia mongols ka temu wydarzeniu Europa odkryje Azję, zachwyci się jej cudami i, nie przestając o nich marzyć, już znacznie później wyśle swoje okręty na nieznane morza, w nadziei na ich odnalezienie. Nie możemy tu jednak zajmować się szerzej tym wydarzeniem, które wiąże się z historią powszechną i samo w sobie ze wszech miar godne jest uwagi, możemy je jedynie analizować w kontekście turkologii. Jest on zresztą obszerny, ponieważ Turcy byli w tę historię zamieszani znacznie bardziej niż jakiekolwiek inne ludy. Gwoli ścisłości wyjaśnijmy, że jeśli zgodnie z tematem podkreślamy przy tym aspekt turecki, to nie dlatego bynajmniej, by zapomnieć o mongolskim. Nasi bohaterowie, aczkolwiek odgrywali wielką rolę w tych wydarzeniach, nie zajęli miejsca na proscenium, pozostając w cieniu Mongołów z ich wodzeni Czyngis Chanem i jego następcami; byli tylko inicjatorami dramatu, który być może bez nich nie mógłby się rozegrać, ale którym nie oni kierowali. Turcy i Mongołowie Trudno nam się z tym pogodzić. Czyżby ci, którzy od tysiąca lat stali na czele konfederacji plemion władali stolicami tylu krajów przeżywali kryzys? Dlaczego nie! Skoro zachowywali się jak ofiary i słudzy, to znaczy, że czas należał nadal do koczowników z Ótiikenu, tego Ótiikenu, który był niegdyś ich kolebką, ale który oni odstąpili Mongołom. Czy byli ich ofiarami? Prawie wszystko, co zbudowali w XI i XII wieku, rozpadło się pod ciosami Mongołów. Państwo Chorezm, królestwo Seldżuków w Anatolii, kraj Kipczaków - przechodziły kolejno w ich ręce i traciły podmiotowość. Zostali tylko Mamelucy w Egipcie, którzy oparli się najeźdźcom, gdy ci dotarli do celu. Czy byli sługami? Oczywiście, i to jakimi! Mongołowie mieli przed sobą ogrom zadań, a ich siły były nieliczne: kilkaset tysięcy jeźdźców, którzy musieli uganiać się od Adriatyku po Morze Chińskie i Japonię i zajmowali prawdo- podobnie dwadzieścia milionów kilometrów kwadratowych powierzchni! Nie byli też zbyt liczni ci, którzy mieli ochotę do nich się przyłączyć i uczestni- czyć w ich wojennej epopei. Turcy czuli, że zbytnio się od nich nie różnią. Od urodzenia przyzwyczajeni byli do federacji plemiennych, w których mieszały się stepowe ludy ałtajskie: Turcy, Mongołowie, Tunguzi. Dystans pomiędzy dwoma plemionami tureckimi był niewiele większy od tego, jaki dzielił ple- mię tureckie od mongolskiego. I choć mówiono różnymi językami, ich struk- tura składniowa była taka sama i ujawniała tę samą metodę rozumowania. Występowali w masie: wielkie formacje koczowników z Górnej Azji, Ujgurów, Turcy i Mongołowie 161 poddanych Karakitajów, zapewne Turkmenów z Persji i Afganistanu oraz Kip- czaków i Bułgarów są wszędzie liczniejsze od Mongołów, zwłaszcza na polach bitew zachodniej Azji i wschodniej Europy. Kiedy Czyngis Chan zdecyduje się podzielić swe imperium między synów, Czagatajowi, którego posiadłości nie były najodleglejsze, przypadną w udziale tylko cztery tysiące Mongołów. A co się stanie z resztą? Powrócili pewnie w rodzinne strony, o ile tam nie zostali, ponieważ Mongolia będzie terytorium o populacji prawie wyłącznie mongol- skiej. Jeżeli ktoś ją opuści, to właśnie Turcy. Ofiary, słudzy, ale i beneficjenci oraz spadkobiercy! Mongołowie, jeszcze bardzo prymitywni, nieznający literatury i nauk, ale pragnący się uczyć, szukali nauczycieli do szkół i urzędników do kancelarii, administracji i dyplomacji. Będą nimi, ale w późniejszym okresie, Chińczycy i muzułmanie, nie wywierając większego wpływu na genezę ich kultury. Całkiem odmiennie zachowają się ich sąsiedzi, mający z nimi od dawna kontakty, Ujgurzy. Przeczuwając, być może, do jakiego stopnia okażą się im potrzebni, przekazują Mongołom to wszystko, czego sami się nauczyli, a przynajmniej tyle, ile tamci mogą przyswoić: własny alfabet, który wkrótce posłuży do zapisania języka mongolskiego, własny język do utrzymywania kontaktów międzynarodowych, własną kulturę w takim zakresie, aby mogła powstać kultura Czyngischanidów. Zbiorą też owoce swej działalności, będą mieli dobrą pozycję w imperium, zwiększy się ich autorytet i wzmocni siła witalna: to dzięki niej zapisany oryginalnym alfabetem język ujgurski przetrwa aż do ostatnich zawirowań czasów nowożytnych. Tak przygotowani cywilizacyjnie przez Ujgurów, Mongołowie, którzy w wielu swoich prowincjach stanowili znikomą mniejszość, ulegną w końcu sturczeniu; mowa turecka odrodziła się dzięki mowie mongolskiej, a silniejsze państwa tureckie po przejściu przez tygiel mongolski zastąpią państwa słabsze, które były przed nimi. Przez ponad dwa stulecia niektóre z nich marzyć będą o odtworzeniu imperium Czyngis Chana, za którego spadkobierców - nie bez pewnych podstaw - będą się uważać, a także o tym, by dać ludziom jednego króla na ziemi, tak jak mają jednego Boga w niebie, i aby ponownie doprowadzić do ery szczęśliwości - o, paradoksie wojowników! - jaką on kiedyś zapewnił. Jak niegdyś pax Romana, po okresie beznadziei i rozpaczy pax Mongolorum pozostawi po sobie wspomnienie, które nie zaginie. W różnych zakątkach świata tureckiego, nawet w piętnastowiecznym Kon- stantynopolu, jak tego dowodzi przykład malarza Mehmeda Sijah Kalema, daje się teraz wyczuć od nowa znajomy zapach górnoazjatyckich stepów, pod- czas gdy w połowie XIII wieku przytłoczone cywilizacją muzułmańską trady- cje tureckie prawie zaginęły. Zapach ten wniosły częściowo nowe plemiona, które dołączyły do przybyłych tu wcześniej, częściowo przypominało go rygo- rystyczne i długo przez Czyngis Chana stosowane prawo jasak, będące tro- 162 Hegemo nia mongols ka chę tylko przekształconą wersją najstarszego zwyczajowego prawa tureckiego z okresu Hunów i T'u-kiie. Zapach ten nie ulatnia się tak szybko. Oddycha się nim jeszcze dzisiaj na płaskowyżu anatolijskim podczas wieczornych pogwarek ostatnich nomadów, a także wtedy, gdy w wiejskiej zagrodzie popija się herbatę w towarzystwie gościa zmęczonego długą wędrówką. Geneza państwa mongolskiego Po tysiącletnim panowaniu Turków w Mongolii, a w konsekwencji w całej Azji Środkowej, nastała era Mongołów. Tak czy inaczej spokrewnieni z Tur- kami, ukształtowani jak i oni przez duchowy świat szamanizmu, wyposażeni w podobne narzędzia językowe, od niedawna osiadli na tej samej ziemi, z któ- rej i oni przez kilkaset lat czerpali swą energię, Mongołowie próbowali się zorganizować i zapewnić sobie przewagę. Przez krótki okres mieli jednego króla. Stadium powstawania trwało u nich długo, z okresami niepewności i roz- czarowań, ale dało życie olbrzymowi. Od dawna już nad brzegami Orchonu i Selengi nie stworzono niczego nowego, i gromadziły się siły, które pewnego dnia miały wybuchnąć. Tak rodziło się przyszłe imperium Mongołów, ostatnie w dosłownym sensie tego słowa państwo stepowe, takie jak wcześniejsze pań- stwa Hiung-nu, Zoużan, T'u-kiie i Ujgurów, odtworzone wokół tego samego centrum, przy użyciu tych samych reguł, w tych samych warunkach i przez podobnych ludzi, ale które rozrośnie się ponad miarę. Jak wszędzie, tak i tutaj wyłania się stary problem geniuszu jednostki, która zdaje się tworzyć historię. Wierzymy w człowieka, w jego determinujące oddziaływanie na bieg rzeczy, ale wiemy też dobrze, że jest on przede wszystkim produktem swojej społeczności i swego czasu. Nie ujmując nic wyjątkowości Czyngis Chana, trzeba powiedzieć, że gdyby urodził się i rozwijał w innych okolicznościach, jego życie byłoby bezowocne. Jednak jako produkt ludu, który wówczas był w stanie go wydać, przybywszy na świat w sprzyjających jego rozwojowi warunkach i czasie, okazał się jedynym człowiekiem zdolnym w pełni urzeczywistnić to wszystko, co było możliwe, choć niekoniecznie nieuchronne. Początki Czyngis Chana Nie wiemy, kiedy urodził się Temudżyn, przyszły Czyngis Chan: być może w roku 1155 lub 1162, albo też w 1167, jeśli wierzyć Pelliotowi. Z opowieści o jego dzieciństwie, w których historia miesza się z legendą, dowiadujemy się, Początki Czyngis Chana 163 że jego przodkowie wywodzili się od szarego wilka i płowej łani, a potem jeszcze od kobiety imieniem Ałan Goa, zapłodnionej przez promień światła wpadający przez górny otwór jurty, którym uchodzi dym. Jest to typowy mit rodowodowy, jeden z wielu rozpowszechnionych wśród ludów ałtajskich: wynika z niego, że Temudżyn bardzo wcześnie stracił ojca, Jesiigeja, bratanka ostatniego w XII wieku króla mongolskiego, i że prowadził życie nieuporządkowane, często marne, walcząc o żywność z dziką zwierzyną nad brzegiem górnego Kerulenu. Jak z tego widać, do zrobienia wielkiej kariery trzeba koniecznie być wcześniej sierotą i biedakiem. Został mężczyzną, poślubiając córkę jednego z wodzów plemienia Kongi- ratów (zaręczono go, kiedy był jeszcze chłopcem): tak zaczyna się dojrzałość na stepach turecko-mongolskich. Dzięki temu związkowi Temudżyn mógł zostać wasalem Togruła, osobistości o słabym charakterze, ale stojącej na czele naj- większego w Azji Środkowej plemienia Kereitów, schrystianizowanych Turków, którzy koczowali w dolinach Orchonu i Toły, ulegając tam częściowej mongoli- zacji. Togrułowi, znanemu również pod podwójnym turecko-chińskim tytułem Ong (lub Wang) Chana (Króla Chana), w dużej mierze zawdzięczał Temudżyn swoje pierwsze sukcesy: nominację w roku 1196 na suwerena Mongołów; zwy- cięstwo nad Kajmanami, Turkami, którzy zajmowali jeszcze tereny pomiędzy Irtyszem a górami Changaj i jako sąsiedzi Ujgurów zostali przez nich trochę ucywilizowani; pokonanie Tatarów znad dolnego Kerulenu, którzy spowodo- wali przed wielu laty śmierć jego ojca; zwycięską walkę ze związanym z nim więzami pobratymstwa Dżamuką, który był jego głównym rywalem. Jak należało się w tych warunkach spodziewać, w roku 1202 lub 1203 Temudżyn zrywa z Togrułem-Ong Chanem, pokonuje go i przyłącza do swego terytorium kraj Kereitów. Cała Mongolia dojrzała już wtedy do tego, by dostać się w jego ręce. Po kolejnej porażce Najmanowie zostali ubezwłasnowolnieni lub schronili się u Karakitajów, gdzie ich później jeszcze odnajdziemy; poddają mu się też Onguci, potomkowie Turków Sza-t'o, ochrzczeni i koczujący na północy Ordosu. Wiosną 1206 roku zwołane u źródeł Ononu wielkie zgromadzenie plenarne, kuruttaj, zatwierdza Temudżyna w jego funkcjach; niewątpliwie wtedy, a nie w roku 1196, przyjmuje on tytuł Czyngis Kagana, Chana Oceanu*, czyli uniwersalnego, który dla nas stał się Czyngis Chanem. Przyłączanie kolejnych ziem następuje z dobrej woli lub siłą. Ujgurzy, najkrócej mówiąc: pacyfiści, znaleźli się przy nim spontanicznie; poszli za nimi Karłucy znad Iii. Tradycyjnie wojowniczych Kirgizów z doliny Jeniseju * Tytuł ..Czyngis" bywa łączony z mongolskim słowem tengris (morze) i tłumaczony jako: wielki jak morze, powszechny (przyp. wyd.). 164 Hegemo nia mongols ka podporządkował najstarszy syn Czyngis Chana, Dżoczi, w trakcie jednej z wypraw na Syberię (1207). Wypada tu przypomnieć, że w toczącej się wojnie stepowej pokonani mieszają się często ze zwycięzcami, dając im - jak głosi pewien stary tekst - „swoją aktywność i siły". Obok różnych klanów mongolskich, które stanowiły zalążek wojsk czyngischańskich, choć nie należały wcale do naj- pewniejszych, znajdowały się teraz wielkie ludy tureckojęzyczne: Najmanowie, Kereici, Onguci, Karłucy, Kirgizi, Ujgurzy i Tatarzy, czyli, przyjmując nawet na wyrost, że każdy lud miał identyczną populację, na jednego Mongoła przy- padało siedmiu Turków! To fenomenalne zjawisko, dzięki któremu ku obu- rzeniu Mongołów oznaczać się będzie niebawem imieniem Tatarów wszystkie stepowe nacje Europy Wschodniej, Azji Środkowej i Syberii, nie było dziełem przypadku i kazało domyślać się znaczenia roli Turków. W roku 1211, ulegając odziedziczonej po przodkach fascynacji Chi- nami, wówczas podległymi częściowo Dżurdżenom (Tunguzom), Czyngis Chan powiódł przeciwko nim swoje oddziały w sile dwudziestu pięciu tysięcy ludzi, nie licząc rekrutowanych na miejscu tubylców z jednostek pomocniczych, co na tak wielkiego wodza stanowiło niewielką armię. Kierował tam kampa- nią do roku 1216, po czym zdał dowództwo jednemu ze swoich adiutantów. Ostateczny podbój Chin zakończył się dopiero w 1279 roku za panowania Kubiłaja. W rzeczywistości musiał zabezpieczyć sobie tyły. Plemiona Si Hia, czyli Tanguci ze wschodniego Tybetu, były wprawdzie podbite, lecz skore do buntu. Zagrażali mu też Karakitajowie. Ukaranie tych pierwszych nie odciągało zbyt- nio od Mongolii, ale pokonanie drugich wiązało się z zaangażowaniem daleko na zachodzie, na przedpolu świata irańskiego. Wyprawy karne nie przyno- siły ostatecznego zwycięstwa. W roku 1218 najzdolniejszy z generałów mon- golskich, Dżebe, wyrusza na czele dwudziestu tysięcy ludzi przeciw Karaki- tajom. Muzułmańska ludność ich państwa, z pochodzenia turecka, buntuje się na wieść o zbliżaniu się Mongołów i przechodzi do ich obozu. Przez długi czas znosiła prześladowania ze strony buddyzmu, do których dołą- czyły się prześladowania ze strony chrześcijaństwa! Wódz Najmanów, Kiiczlug, który schronił się przed Temudżynem w Bałasagunie, poślubił córkę tam- tejszego gurchana, również „króla uniwersalnego", a następnie zajął miej- sce na jego tronie, swoim poddanym zostawił wybór między Jezusem a Sia- kjamunim. Narzucenie takiej alternatywy przekraczało możliwości zrozumienia Mon- gołów. Uważali oni wszystkie religie za równoprawne, wszystkimi się interesu- jąc, ale też odczuwając przed nimi pewne obawy. Gotowi byli je szanować, pod warunkiem jednak że żadna z nich, nawet ich własna, nie będzie dominować nad innymi ani mieszać się w wewnętrzne sprawy państwa. Do sporu pomiędzy Początki Czyngis Chana 165 duchowieństwem a państwem nie doszło, gdyż został wcześniej uregulowany. Wielki szaman Mongołów, Kókóczii, nazywany również Teb Tengri (Arcynie- bieski), który odegrał niebagatelną rolę po dojściu Czyngis Chana do władzy, pozwalał sobie na coraz więcej i stracił przez to życie. Ci, którzy tak bardzo lękali się władzy duchownej, opowiadali potem, że „wzniósł się do nieba ubrany we własne ciało". Tacy władcy bardziej przypadali do gustu muzułmanom niż Kitaj - buddysta czy Najman - chrześcijanin. I w ten sposób, bez przelewu krwi, Czyngis Chan wszedł w posiadanie kolejnego państwa. Zniszczenie Persji Mongołom bardzo zależało na handlu. To także była wielka tradycja kraju Ótiiken. Kiedy więc w roku 1218 karawana kupców muzułmańskich, która wracała z Mongolii, została zatrzymana i źle potraktowana w Otrarze, na granicy państwa chorezmijskiego, Czyngis Chan zażądał odszkodowania. Szach odmówił. Szach Chorezmu Muhammad miał wszelkie powody do chwały: pokonał Gurydów, Karakitajów, Wielkich Seldżuków, a przy tym był walecznym ryce- rzem! Był jednak porywczy, niestały, lekkomyślny. Jego państwu, świeżo ukon- stytuowanemu (1194), brakowało trwałych podstaw. Naprzeciw niego rozciągał się prawie monolityczny, choć złożony z reprezentantów różnych wyznań, blok turecko-mongolski, niezwykle spójny, któremu przewodził geniusz wyrastający ponad innych, równie nieprzeciętnych. Latem 1219 roku Czyngis Chan skoncentrował swoje wojska nad górnym Irtyszem, gdzie przyłączył się do niego król Karłuków, Arsłan Chan, dzięki czemu dysponował siłą stu pięćdziesięciu - dwustu tysięcy ludzi, a więc o wiele mniejszą niż ta, jaką mógł wystawić do boju Muhammad Szach. Na świat perski zwaliła się tak potworna, druzgocąca siła, jakiej dotąd nie znał. W ciągu pięciu lat wszystko zostaje zburzone i spalone. Uprawne pola zamieniają się w pustynię. Samarkanda, Urgencz, Balch, Merw, Niszapur, Herat, Damgan, Rej i inne miasta, które od starożytności szczyciły się wyrafinowaną kulturą, legły w gruzach. Pokryły je stosy trupów. Cywile i żołnierze, mężczyźni, kobiety, dzieci i starcy zostali bezlitośnie wycięci w pień. Pod Urgenczem odwrócono bieg Amu-darii po to, by wody rzeki zalały miasto. W Bamjanie, gdzie zginął Mutiigen, ukochany wnuk Czyngis Chana, w ofierze całopalnej za jego duszę poświęcono wszystko i wszystkich bez wyjątku: zrezygnowano nawet z łupów. W Niszapurze masakrowano nawet psy i koty! 166 Hegemo nia mongols ka Nieprzytomna panika ogarnęła ludność; elity uciekły, jeśli tylko mogły. Bierność tych, co pozostali, ich bezradność, budzą mieszane uczucia, niekiedy - szok. Pojedynczy wojownik wiązał grupę mężczyzn, a później bez oporu z ich strony jednemu po drugim podcinał gardła; niewielki oddział jeźdźców otaczał tłum ludzi i prowadził ich na miejsce kaźni, nikt nie próbował się bronić czy uciekać. Cały wschodni Iran, Chorasan, Afganistan, wówczas spustoszone, są dzisiaj świadkami ich męczeństwa. Nadal nosi po nich żałobę Miasto Westchnień (Bamjan), położone na wysokiej skale naprzeciw olbrzymich, wyciosanych w tej samej skale posągów Buddy. Czyngis Chan i jego ludzie nie odznaczali się szczególnym zamiłowaniem do mordów, sadyzmu czy wyrafinowanego okrucieństwa. Byli to po prostu doskonale zorganizowani barbarzyńcy, którzy wprowadzali w życie pewien system z najdalszymi jego konsekwencjami. Zajmowali się wojną, ponieważ było to ich naturalne zajęcie: zabijać, aby nie być zabitym. Nie wyobrażają sobie innej gospodarki niż pasterska. Ziemia ma dla nich wartość o tyle, o ile mogą z niej wyżywić swoje stada. Nie wiedzą jeszcze, gdyż dowiedzą się o tym dopiero kilka lat później, że cła i podatki potrafią przynieść więcej zysków niż grabież. Miast nie znają wcale. Nikt ich nie uczył sztuki ich zdobywania. Dreptali w miejscu pod murami miast chińskich, które świadome tego potrafiły im się oprzeć. W obliczu miejskich murów tracą swoją ruchliwości. Ażeby przed nimi padły, nie zawsze wystarczy pędzić przed sobą niczym żywe tarcze tłumy jeńców, których ciała zapełnią fosy. Miasta powinny kapitulować z własnej woli. Tylko przerażenie mogło je do tego skłonić. Wkrótce wszędzie było wiadomo, że opór oznacza zagładę. I jeśli na początku heroizm kazał wybierać śmierć, pod koniec powtarzające się mordercze widowiska zniechęciły wielu odważnych. Dzisiaj akcje te można by przyrównać do straszaka atomowego kilku mocarstw zdecydowanych na użycie bomby; tyle że Mongołowie nie musieli bać się represji, ponieważ nie mieli miast. Działają oni przede wszystkim na rzecz własnych interesów, bez szcze- gólnej złości. Potrafią okazać łaskę, kiedy jest im to potrzebne. Oszczędzają często rzemieślników, którzy mogą im się przydać w Mongolii; księży, pod warunkiem jednak, że ci będą się modlić o ich długowieczność; i dziewczęta, ponieważ nie ma ich zdaniem większego szczęścia niż obejmowanie pięk- nych kobiet. A co na to szach Chorezmu? Muhammad jest osłupiały. Nie broni się. Nie wypowiada walki. Ucieka. Widzimy go najpierw w Balchu, potem w Tus, Damganie i Kazwinie. Dociera wreszcie na jedną z wysp kaspijskich i tam, złamany własnym strachem i tchórzostwem, ten wielki bohater i paladyn, umiera w grudniu 1220 roku. Zniszczenie Persji 167 W rodzinie Muhammada był jednak człowiek niepozbawiony odwagi i energii: jego syn, Dżelal ad-Din Mengiiberti. Udało mu się utorować drogę przez mongolskie hordy i wycofać do Gazny, gdzie zorganizował ponownie armię. Na próżno. Zaatakowany i usunięty z miasta przez Czyngis Chana, zepchnięty nad Indus i tam pokonany 24 listopada 1221 roku, musiał szukać schronienia u sułtana Delhi. Tej zimy Mongołowie zrezygnowali z dalszego pościgu. Powrócili rok później, kierując przednie oddziały na Multan. Szybko się jednak wycofali z tego kraju, który okazał się „gorący jak piekło". Wypad do Europy Kiedy Muhammad z Chorezmu rzucił się do ucieczki, w ślad za nim Czyn- gis Chan wysłał swoich dwóch generałów, Dżebe i Siibeteja, z dwudziestoma pięcioma tysiącami ludzi. Przeprowadzili oni jeden z najbardziej fantastycznych wojennych rajdów, jakie znamy. Po skutecznych działaniach w Iranie północ- nym, pokonaniu Gruzinów, wówczas u szczytu swej potęgi, grabieżczym skoku na Hamadan, starożytną Ekbatanę, przeszli Kaukaz na wysokości Derbentu i wylądowali na stepach kipczackich. Chan Kipczaków, Kotjan, od niedawna zapewne przekonany do prawo- sławia, które odniosło duży sukces na początku XIII stulecia, uprzedził o ich inwazji Rusinów i domagał się pomocy; potem, pod wrażeniem słów Mongo- łów o łączących ich z Kipczakami więzach krwi zmiękł lub tylko tak udawał, by zyskać na czasie. Skorzystali na tym Mongołowie, niszcząc Alanów, Czerkiesów i inne ludy kaukaskie i wysyłając poselstwo do Kijowa w celu powiadomienia, że ich kampania wymierzona jest tylko przeciw zbuntowanym niewolnikom, Połowcom. Zamiast odpowiedzi przyszła wiadomość o zabiciu posłów: było to wypowiedzenie wojny przez małą Ruś wielkiemu stepowemu mocarstwu, a tym samym także - koczującym i osiadłym Turkom, wojny, która będzie trwała do XX wieku. Zaczyna się źle: osiemdziesięciotysięczna armia ruska, dowodzona przez książąt Halicza, Kijowa i Smoleńska, która przyłączyła się do Kipczaków, zostaje 31 maja 1223 roku pobita nad Kałką. Umożliwiło to Mongołom spusto- szenie faktorii krymskich i dotarcie do miasta Bułgar, skąd odparci rozpędzili jeszcze uralskich Turków Kangły i posuwając się północnym brzegiem Morza Kaspijskiego dołączyli do głównych sił Czyngis Chana. Ten ostatni opuścił już Persję: nie wydawał się zainteresowany dłużej krajem, w którym wyrządził tyle zła. Powróciwszy do Azji Środkowej, zmarł 18 sierpnia 1227 roku. „To wielka strata, gdyż był człowiekiem ostrożnym i mądrym" - tak mniej więcej mógłby skomentować jego śmierć Marco Polo z Wenecji. 170 Hegemo nia mongols ka Sukcesja Czyngis Chan miał czterech synów: Dżocziego, Czagataja, Ógódeja i Tołuja. Pierworodny zmarł krótko przed ojcem, zostawiwszy po sobie następ- ców. Wszyscy książęta i ich spadkobiercy podlegali w zasadzie wielkiemu cha- nowi aż do roku 1388, faktycznie jednak podzielili między siebie imperium Czyngis Chana, utrzymując ze sobą tylko luźne kontakty, o ile nie wynisz- czali się wzajemnie. W ten sposób powstało wiele chanatów o płynnych i czę- sto zmieniających się granicach stosownie do potrzeb niezliczonych hord, ple- mion i rodowych książąt, których statusu, ambicji i uprawnień nikt dobrze nie znał. Po okresie panowania Ógódeja (1229-1241), Gujuka (1246-1248), Móng- kego (1251-1259) i regencji małżonek dwóch pierwszych, Tóregene (1242- -1246) i Oguł Kajmysz (1248-1251), kiedy to stolica mieściła się w Karako- rum nad Orchonem, w świętym kraju starożytnych Turków, pod rządami Kubi- łaja (1260-1294) i jego następców, wielcy chanowie przenieśli się do Pekinu, nazwanego miastem chanów, Chanbałyk. Ulegli oni potem schińszczeniu i wpi- sali się na długą listę oficjalnych dynastii Chin pod nazwą Jiian (1279-1368). Im większą okrywali się chwałą, tym silniejsza stawała się ich wola podbojów: opanowawszy w latach 1231-1236 Koreę, podporządkowali ostatecznie Połu- dniowe Chiny (1279), wdali się bez powodzenia w awantury w Japonii (1274, 1281) i na Jawie (1293), w Indochinach (1280) i w Birmie (1277-1300), gdzie udało im się ustanowić protektorat. Po ostrych sporach pomiędzy Kubiłajem a jego młodszym bratem, Ary- kiem Bóge, otcziginem (strażnikiem ojcowizny) i władcą Karakorum, a później z wnukiem Ógódeja, Kajdu, wspieranym przez wszystkich legitymistów mon- golskich, osobistością znaczącą, która w roku 1301 zniknęła ze sceny, władcy z dynastii Jiian stopniowo tracili z pola widzenia sprawy zachodu i ich kontrola nad całą czyngischańską parantelą stała się iluzoryczna. Obok państwa mongolskiego w Chinach rozwijały się inne państwa mon- golskie. Chanat perski, znajdujący się w rękach syna Tołuja, Hułagu (Hule'ii), i jego potomków, uległ islamizacji i przekształcił się w monarchię irańską, choć jednocześnie wzrosła demograficzna presja Turków. Chanat kipczacki, dziedzictwo Dżocziego w najdalszej, zachodniej części imperium, i czagatajski, utworzony mniej więcej na dawnych ziemiach państwa Karakitajów, wliczając w to Ujgurię i Transoksanię, zostały całkowicie sturczone. Można uznać za normalne, gdy klasa rządząca daje się wchłonąć klasie rzą- dzonej, ale nie jest normalne, gdy całe ważne formacje tracą swój język i tożsa- mość. To właśnie przydarzyło się w Turcji, Persji, na stepach Europy Wschod- niej (z wyjątkiem Kałmuków z późniejszej fali imigracyjnej), gdzie po ludach mongolskojęzycznych nie zostało śladu; nie jest nawet pewne, czy afgańscy Sukcesja 171 Chazarowie są rzeczywiście potomkami Czyngischanidów. Oczywiście to sam Czyngis Chan podejmował starania celem przemieszania elementów tureckich i mongolskich w swoich wojskach, wydaje się jednak, że mongolskojęzyczne masy przywiązane będą nadal do swego kraju: Mongolia pozostanie ojczyzną Mongołów. Kampania europejska Jeden z synów nieżyjącego już Dżocziego, pierworodnego Czyngis Chana, Batu (1227-1255), otrzymał po ojcu stepy położone na zachód od Irtysza wraz z Chorezmem i wszystkim, co zostało do podboju na Zachodzie. Było to bardzo piękne dziedzictwo, z którego nie wyciągnął wszystkich możliwych korzyści, ponieważ bardziej odpowiadała mu rola tego, który wybiera wielkich chanów na kurułtaju, dokonującym elekcji pierwszych następców Czyngis Chana. Jesienią 1236 roku jego stryj Ógódej, pierwszy wielki chan, do którego wyniesienia do najwyższej godności osobiście się przyczynił, daje mu rozkaz podjęcia ofensywy w Europie. Pod nominalnym dowództwem Batu, a faktycz- nym - starego generała Siibeteja, licząca około sto pięćdziesiąt tysięcy ludzi armia mongolska, złożona w jednej trzeciej z Mongołów, a w dwóch trzecich z Turków, rozpoczyna marsz przeciw wrogom: Bułgarom, Kipczakom i Rusi- nom, osłabionym wskutek ich wcześniejszej porażki. Jeszcze tego roku Batu podporządkowuje bułgarski chanat nad Karną. W 1237 atakuje Kipczaków, których większa część przyłącza się do niego, ale około czterdziestu tysięcy ludzi przedostaje się na Węgry, by tam przyjąć chrzest i wymieszać się z tubyl- cami. Zimą 1237-1238 kieruje się przeciw księstwom ruskim: bierze Riazań (16 grudnia), Kołomnę, Moskwę, Suzdal, Włodzimierz (3 lutego). Nowogród ocaliły wiosenne roztopy i błoto, w którym nie mogła operować jazda (marzec 1238). Zawracając na południe, spotyka kipczackiego chana Kotjana i ponow- nie zwycięża. Pod koniec 1239 roku zajmuje Perejasław i Czernihów, w roku 1240 - Kijów, by następnie przekroczyć granicę Polski. Dnia 13 lutego 1241 roku przechodzi po lodzie Wisłę, każe podpalić Kraków, opuszczony przez mieszkańców, i odnosi zwycięstwo nad połączonymi siłami Polaków i Niem- ców na Śląsku. Wkracza na Morawy i na Węgry, gdzie skupiwszy swe siły pod Pesztem, w trakcie jednej z najpiękniejszych swych bitew rozpędza Węgrów i zajmuje ich stolicę (11 sierpnia). W lipcu 1241 dociera do Neustadt pod Wied- niem; w marcu 1242 jego przednie oddziały zapuszczają się do Splitu (Spalato) i Kotoru (Cattaro) nad Adriatykiem. Po tym pochodzie Batu nie wydawał się ani zaspokojony, ani zmęczony. Jego kawaleria przegrupowywała się na węgierskiej puszcie; na trasie od Pacyfiku do Atlantyku pozostał do przemarszu tylko niewielki, najbardziej 172 Hegemo nia mongols ka zachodni odcinek! Tymczasem w Mongolii 11 grudnia 1241 roku umiera Ogódej. Dla wyboru jego następcy w naczelnym chanacie zbiera się kurułtaj. Chcą w nim uczestniczyć wszyscy dowódcy europejskiej wyprawy z Batu na czele. Wielka fala letniego przypływu opada, by nigdy więcej się nie podnieść. Europa zostaje ocalona dzięki śmierci jednego człowieka: teraz już nikt nie zaprzeczy, że los jednostki może się łączyć z losem całego świata. Złota Orda władczynią Rusi Ród Batu zachował tylko część ziem podbitych w Europie: posiadłości dawnych Kipczaków, bułgarskie królestwo Karny i mniej lub bardziej pod- porządkowane księstwa ruskie, obejmujące rozległe, choć o słabo zarysowa- nych granicach terytorium pomiędzy Kaukazem, Chorezmem, Irtyszem i lasami dalekiej Północy, oznaczające nie tyle przestrzeń geograficzną, co przemiesz- czającą się po niej płynną i niestabilną formację ludzką. Nazwa Złotej Ordy, po turecku Attun Ordu (Złoty Obóz), którą temu terytorium nadano, niewątpli- wie lepiej oddaje jego tożsamość niż mniej ścisłe określenie Chanat Kipczacki, pod jakim jest również znane. Część azjatycka usytuowana za Uralem będzie na poły niezależna pod zarządem dwóch innych synów Dżocziego: starszego Ordy, który założy Białą Ordę, i Szejbana, którego potomkowie odziedziczą w przyszłości tereny tej ostatniej, podbijając około 1480 roku Chanat Tiumeń- ski lub Syberyjski, po czym powołają do życia państwo Uzbeków. Przez okres co najmniej stulecia Złota Orda była państwem kwitnącym i - w pewnej mierze - interesującym, jak wszystko, co wyrasta ponad przeciętność. Po Batu, zmarłym w roku 1255, przelotnie schedę dzierżyli jego synowie, Sartak (zmarły również w 1255) i Ułakczi (zmarły w 1257), brat Berke (1257-1266), który przeszedł na islam, a później wnukowie, Mangu Timur (1266-1280) i Tuda Mangu (1280-1287). Za panowania tego ostatniego oraz jego bratanka i następcy, Tulabugi (Telebogi) (1287-1290), prawdziwym władcą państwa był Nogaj, stryjeczny wnuk Berkego, świetny dowódca, który poprowadził Ordę na Bałkany, gdzie aż do roku 1292 sprawował faktyczny protektorat. Wtedy to kolejny chan, Toktaj lub Toktoa (1290-1312), pozbył się go, choć - podobnie jak poprzednicy - właśnie jemu zawdzięczał tron. Kobiety i dzieci z plemienia Nogaja zostały sprzedane jako niewolnicy „w niepoliczalnej liczbie", a „sułtan i emirowie egipscy wykupywali ich masowo od kupców". Monarchowie pierwszej połowy XIV wieku, Ózbeg (1312-1340), Dżanibek (1340-1357) i Berdibek (1357-1359), mogli już rządzić, nie dzieląc się władzą, ale w latach 1361-1380, w okresie anarchii zwiastującym zbliżający się zmierzch, ponownie kierował Orda dowódca armii, Mamaj. Złota Orda władczynią Rusi 173 Od czasów Mangu Timura, a być może jeszcze od czasów Berkego, chanowie kipczaccy zaczęli się dystansować wobec innych Czyngischanidów: 0 ile Batu należał do tych, co wybierali wielkiego chana, o tyle jego dalsi następcy byli faktycznie niezawisłymi suwerenami. Sam Berke nie wahał się wystąpić przeciwko swemu kuzynowi, Ilchanowi z Persji, zawierając sojusz z egipskim Mamelukiem Bajbarsem, przywódcą pierwszej muzułmańskiej potęgi na świecie. W roku 1263 podpisał umowy handlowe z Bizancjum, a około 1266 udzielił licznych przywilejów Genueńczykom z faktorii krymskich, które dzięki temu przeżyły okres niebywałego rozwoju. Posuwając się jeszcze dalej, na początku XIV wieku Ozbeg pozwolił Wenecjanom założyć faktorię u ujścia Donu - Tanę (późniejszy Azak lub Azow). Kontakty z Zachodem były wówczas poważne, a tolerancja Mongołów umożliwiła franciszkanom misyjną działalność wśród ortodoksyjnych Kumanów i nawrócenie ich na katolicyzm rzymski. Zakonnicy przetłumaczyli dla nich na język turecki łacińskie psalmy 1 modlitwy. Zachowany w bibliotece Petrarki słynny Codex Comanicus zawiera słownik i literackie teksty kumańskie, przede wszystkim religijne, powstałe w latach 1294-1295, oraz ich kontynuację z roku około 1340. Sojusz Złotej Ordy z Egiptem i przejście na islam jej władców zapo- czątkowały głębokie zmiany w społeczeństwie oraz powolne, lecz nieustanne szerzenie się tej religii wśród mas, zwłaszcza w XIV wieku. Równocześnie pro- sty lud zapominał stopniowo mongolskiej mowy, a sama arystokracja uległa sturczeniu. Rodzime języki, zwłaszcza bułgarski, wyrugowane zostały najpierw przez ujgurski, kulturalne narzędzie Czyngischanidów, potem przez turecko- -kipczacki. Wszystkich bez różnicy tureckojęzycznych muzułmanów określano mianem Tatarów („Tartarów"). Chociaż plemiona nadal koczowały, a podstawę gospodarki stanowiła hodowla, okres rozkwitu przeżywało rolnictwo, handel i przemysł. Bogatym ośrodkiem kultur uprawnych, szczególnie zbożowych, stał się Chorezm, a znacznie później chanat bułgarski nad Karną. Kraje położone na północ od Saratowa i na południe od Niżnego Nowogrodu, mocno zale- sione, nie nadawały się wcale do osadnictwa tureckiego, ale tutejsza ludność dostarczała wielu surowców naturalnych. Półwysep Krymski, gdzie roiło się od kupców europejskich, stał się dla nich centrum transakcji handlowych. Jak na państwo koczownicze życie miejskie Złotej Ordy było zadziwiająco intensywne. O ile początkowo jedynym miastem z prawdziwego zdarzenia, takim, w któ- rym bito pieniądz, był Bułgar, o tyle wkrótce wyrosła mu konkurencja - dwa nowe miasta: położone niedaleko wybrzeża kaspijskiego, Saraj Batu, w którego istnienie niekiedy się powątpiewa, i Saraj Berke (w pobliżu dzisiejszego Wołgo- gradu), do którego rozwoju przyczynił się szczególnie Ózbeg Chan i który był stolicą w latach 1253-1345. Tak pisał o nim marokański podróżnik Ibn Battuta, który zwiedzał je w 1335 roku: 174 Hegemo nia mongols ka To jedno z najpiękniejszych miast, jakie istnieją [...]. Jest nadzwyczaj duże. Ma piękne bazary i szerokie, rojne ulice [...]. Domy tworzą zwartą masę [...]. Jest tu trzynaście meczetów piątkowych (dżami) [...]. Żyją tu różne nacje [...], każda w swojej dzielnicy, wokół swego bazaru. Ibn Battucie nie brakowało porównawczych odniesień. Saraj Berke musiało liczyć powyżej stu tysięcy mieszkańców i wolno sądzić, że istniał tam prawdziwy przemysł metalurgiczny. W XIV wieku zbudowane zostaną kolejne miasta, które będą się silnie rozwijać; między innymi Kazań, które legenda wiąże z chanem Batu, i Hadżi Tarkan (Astrachań), po raz pierwszy wymienione w roku 1333, opanowane całkowicie przez ludność tureckojęzyczną i bijące wła- sny srebrny pieniądz, dinar, dzielony na dirhemy, który był w obiegu w całym państwie, a nawet w Azji Środkowej. Muzułmańska cywilizacja Ordy uzależniona była ściśle od cywilizacji Cho- rezmu, gdzie wielką renomą cieszyło się miasto Urgencz, pełne wspaniałych budowli. Rozpoczęte około 1840 roku wykopaliska w Saraj Berke umożli- wiły odkrycie emaliowanych fajansów, w których przeważają barwy niebieskie, dowodzące między innymi wpływów perskich. Sztuka ludowa przetrwała jednak przede wszystkim na stepach, taka jaką jeszcze w roku 1253 widział Wilhelm de Rubruk: w wojłokowych domach pokrytych malowidłami wyobrażającymi ptaki, rośliny i czworonogi. Złota Orda znana jest głównie z tego, że utrzymywała w jarzmie poddań- stwa Ruś Kijowską: zapłaci za to drogo, duszą i ciałem swych dzieci. Tymczasem sama Ruś, a przynajmniej jej ówcześni reprezentanci, szlachta i duchowieństwo, godzili się chętnie ze swym wasalstwem, wykazując lojalność i oddanie. Dzięki tradycyjnej turecko-mongolskiej tolerancji kapłani zwolnieni byli z podatków pod warunkiem wznoszenia modłów za chana. Mimo zdarzających się nie- kiedy gwałtownych kazań skierowanych przeciwko barbarzyńskim ciemiężycie- lom, autorzy radzieccy nie mylili się, pisząc, że „swymi publicznymi modłami za suwerenów popi wpajali masom ideę, że poddanie rządowi tatarskiemu było absolutną koniecznością". Lud nie zawsze był o tym przekonany. Bun- tował się lub szemrał, ale kniaziowie mnożyli niskie pokłony i udawali się często do obozu chanów, żeby złożyć im hołd i wręczyć „nieocenionej war- tości" dary. W zasadzie niezawiśli, wstępowali oni na tron dzięki „przywile- jowi chańskiemu"; nadzorowani początkowo przez gubernatorów mongolskich, potem przez kontrolerów fiskalnych, od roku 1284 zaczęli się organizować, by zbierać i wysyłać daninę, z wyjątkiem sytuacji, gdy czuli się dość silni, by się od tego powstrzymać. Trybut został ustalony po spisie powszechnym z 1257 roku, który objął wszystkie ziemie ruskie i został przeprowadzony przez dzie- siętników, setników i tysięczników mongolskich; wyłączono z niego mnichów, księży i popów, czyli tych wszystkich, którzy „służyli Matce Boskiej i Naszemu Złota Orda władczynią Rusi 175 Panu" (Latopis Ławrentjewski). Nawet w Nowogrodzie, który nigdy nie został wzięty, wysłannicy tatarscy w roku 1259 wymogli na Aleksandrze Newskim straż honorową i ochronę, i - jak podaje kronika miejska - „Wielmoże kazali pro- stym ludziom płacić, ponieważ bojarzy wiedli łatwy żywot, czyniąc go trudnym dla ludu". Czy kiedykolwiek, mimo rosyjskiego geniuszu, skończyłaby się niewola Rusi, gdyby nie potworne wykrwawienie, jakim była sprzedaż najlepszych synów kipczackich na rynkach niewolników? Podbój Persji, Syrii i Anatolii Hostis to po łacinie wróg, po francusku (l'hóte) - gość. Nic nie wydaje się tak odległe od tradycji wschodnich jak to paradoksalne skojarzenie, a jednak są wyjątki: Najman Kuczliig obalił króla Karakitajów, u którego znalazł azyl, a Dżelal ad-Din, syn szacha Chorezmu, Muhammada, zapominając o swym zobowiązaniu wobec sułtana Delhi, spiskował przeciwko niemu. Zyskał tyle, że wydalono go z Indii. Tak jak Czyngis Chan nie pozostał w Persji, tak Dżelal ad-Din mógł tam powrócić (1224) i objąć w posiadanie dziedzictwo po swoim ojcu. Czy wygnani książęta nigdy niczego się nie nauczą? Dżelal ad-Dłn nie pamiętał już o Mongołach i zachowywał się tak, jakby mieli nigdy nie powrócić. Nie wystawił straży nad Amu-darią. Na własny rachunek podjął tureckie marzenie 0 pochodzie na Zachód. Wszyscy, których spotykał na swej drodze, okazywali się jego wrogami: Syryjczycy, Anatolijczycy, Gruzini; wojował z nimi dzielnie, ale nieroztropnie. Co mógł zrobić, gdy zimą 1230/1231 hordy Czyngischanidów wyruszyły ponownie w drogę do jego kraju, ciągle wykrwawionego, który leczył dopiero niezagojone rany? Nic. Lub raczej - uciec, tak jak jego ojciec. On jednak pozwolił, aby ludność i książęta bronili się przez jakieś dziesięć lat i wolał umrzeć zamordowany. W roku 1242, kiedy Persja była już w znacznej mierze opanowana, nad oddziałami, które tam operowały, objął dowództwo generał Bajdżu. Zachował je do roku 1256. Był to okres nawrotu wielkiej ofensywy mongolskiej, ofensywy „na wszystkich frontach", jak powiedziano by dzisiaj, gdy lubi się powtarzać szczęśliwie użyte zwroty: Batu doszedł pod Wiedeń, synowie Tołuja, Kubiłaj 1 Móngke, do Jiinnanu, Tonkinu (1257) i Sycz'uanu (1258). Bajdżu otrzymał rozkaz przejścia do ataku. Mongołowie uderzali z taką samą siłą jak dawniej, ale oni sami nie mieli już wyglądu dzikich barbarzyńców: wyczuwało się, że złagodnieli w zetknięciu z Ujgurami i mędrcami chińskimi. Dnia 25 czerwca 1243 roku pod Kosę Dag 176 Hegemo nia mongols ka pod Erzindżanem utracili niepodległość Seldżucy z Rumu, ale ich miasta, z nie- wielkimi wyjątkami, Erzurum, Tokat, Kajseri, zostały oszczędzone. Nad wasal- nym teraz państwem Kej Chosrewa ustanowiono ścisłą kontrolę, mongolscy książęta otrzymywali tu apanaże, liczne warownie obsadzono garnizonami. Tak jak kilka lat wcześniej postąpili Gruzini, król Hetum z Armenii zgodził się na protektorską władzę tych, w których widział przede wszystkim wrogów islamu i z którymi z tych względów zamierzał współpracować. Dla mniej szlachetnych powodów identycznie zachował się Lulu, król Mosulu. W roku 1256 przybywa do Iranu Hulagu, wnuk Czyngis Chana po jego najmłodszym synu, Tołuju, brat trzeciego z kolei wielkiego chana. Choć ma tytuł gubernatora, bardzo szybko wchodzi w rolę prawdziwego króla, to znaczy człowieka świadomego i odpowiedzialnego, zamierzającego stworzyć tu dobrze zorganizowaną monarchię dziedziczną. I będzie to, rzeczywiście, najsilniejszy chanat mongolski w Persji, nazywany najczęściej państwem Ilchanów, a że ii, modyfikacja starotureckiego el, oznacza cesarstwo, można powiedzieć, że jest to państwo „książąt cesarstwa". Oczywiście, aby pod każdym względem uchodzić za mocarstwo muzułmańskie, zislamizuje się całkowicie i nieodwołalnie, cho- ciaż przynajmniej za panowania Hulagu (1256-1265) jest jeszcze w zupełności podporządkowane Czyngischanowemu prawu jasak, a jeśli się już skłaniało ku jakiejś religii, to raczej ku chrześcijaństwu. W każdym razie, jak to zobaczymy, nie ku islamowi. Natychmiast po przybyciu Hulagu pozbywa się izmailickiej sekty asasynów, z którymi nigdy nie udało się uporać Seldżukom, a następnie zajmuje Bagdad (1258). Upadek olśniewającej stolicy Abbasydów, miasta z Tysiąca i jednej nocy, oraz zgładzenie kalifa, na którego nawet szyiccy Bujidzi nie ośmielili się podnieść ręki, wywołuje w całym świecie muzułmańskim poruszenie równe lub nawet większe od tego, jakie dwa wieki później wywoła zdobycie Konstantynopola przez Mehmeda Fatiha. Hulagu wybiera na rezydencję Tebriz i Maragę, dwa miasta Azerbejdżanu, gdzie Mongołowie wypasali zazwyczaj swoje konie i gdzie skupiały się tureckie plemiona Azji. Wkrótce też zaczynają się te dziwne rozmowy pomiędzy Mongołami a krzyżowcami na temat wspólnego podboju Syrii i Egiptu, rozmowy, do których zachęcali i w których pokładali swoje wszystkie - nigdy zresztą niespełnione - nadzieje Ormianie. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że Mongołowie poważnie myśleli o sojuszu z Frankami. Nie byli to już ci sami niezliczeni w swej masie i jak niegdyś niepokonani wojownicy, te butne hordy, które nie cofały się przed niczym w świętym przekonaniu, że Bóg powierzył im misję panowania nad całym światem. Nadmiernie rozproszeni na olbrzymiej przestrzeni, wszędzie w coś zaangażowani i na dodatek podzieleni między sobą, stanowili wciąż jeszcze groźną siłę, ale nie byli już wszechmocni, o czym niebawem świat miał się przekonać. Jeśli chodzi o krzyżowców, to ich Podbój Persji, Syrii i Anatolii 177 pycha i zaślepienie, przewrotne rachuby obejmujące muzułmańskich książąt, niewyzbyte obawy przed tymi barbarzyńcami, ledwo przypominającymi ludzkie stworzenia, i wreszcie ich małoduszność nie pozwoliły im skorzystać z jedynej szansy, jaka się nadarzała. We wrześniu 1259 roku Hulagu wyrusza z Persji do Syrii, wysyłając w awangardzie Najmana Kit Bugę. Po zajęciu Nusajbinu poddaje się Edessa i Harran. Oblegane Aleppo pada 12 stycznia 1260. Przestraszona Syria rezygnuje z dalszego oporu: Hama i Damaszek są w rękach okupantów. To były sukcesy godne przeszłości. Krzyżowców i Mongołów dzieli teraz dystans zaledwie kilkudziesięciu kilometrów. Niekiedy dochodzi do spotkań: czy wykorzystują tę okazję do współpracy? Nie: wolą się zabijać. Tymczasem islam zdaje się dobiegać kresu. Wojskom Hulagu zagrażają na tyłach chanowie kipczaccy, a równocześnie nadchodzi wezwanie na kolejny kurułtaj po śmierci Móngkego (11 sierpnia 1259). Jak niegdyś w Europie śmierć Ógódeja, tak teraz śmierć Móngkego powstrzymuje ofensywę Mongołów i powoduje wycofanie ich armii. Hulagu opuszcza Syrię, zostawiając tam mongolskiego gubernatora w towarzystwie trzech doradców perskich i 20-tysięcznych sił okupacyjnych, które wkrótce zostaną zgniecione. Mamelucy egipscy Zostawione w Syrii wojska mongolskie miały naprzeciw siebie Egipt, którego nowymi władcami zostali właśnie Mamelucy, rekrutujący się z dawnych białych niewolników w służbie poprzednich suwerenów. Najemnicy mameluccy od dawna służyli w Egipcie, odgrywając tam pierwszoplanową rolę. Na początku XIII wieku, za panowania następców Saladyna, sułtanów ajjubidzkich, ich liczba wzrosła do tego stopnia, że tworzyli znaczący doborowy korpus, bardzo dobrze zorganizowany i stacjonujący głównie na wyspie Rawda na Nilu, Bahr an-Nil, skąd też wzięła się nadana im nazwa Bahrytów. Byli to jak kiedyś, i jak będą w przyszłości, przede wszystkim Turcy rodem z Chorezmu i państwa kipczackiego, z którymi mieszali się przedstawiciele innych narodowości: Czerkiesi, Alanowie i Słowianie, rozmaitego pokroju ludzie, zakupieni lub porwani na terenach bliższej czy dalszej Azji i spro- wadzeni tutaj powolnymi stepowymi karawanami lub włoskimi statkami. Te zasoby były bez przerwy odnawiane ze względu na ubytki, jakie w ich szere- gach czyniły wojny i stała, choć powolna, arabizacja. Jak się zdaje, wszyscy rzucali się na bezcenny towar ludzki. An-Nuwajri podaje na przełomie roku 1307-1308, że chan Toktaj zemścił się na krymskich Genueńczykach, którzy byli odpowiedzialni za nieustanne porywanie tatarskich dzieci i ich sprzedaż 178 Hegemo nia mongols ka w krajach muzułmańskich. Trochę później Al-Umari pisze o korzyściach z tego tytułu odnoszonych przez wasali Kipczaków: „Choć Mongołowie z Kipczaku są zwykle górą w starciach z wojskami Czerkiesów, Rusów, Madziarów i Jasów*, ludy te porywają i sprzedają ich dzieci". Ten sam autor wielokrotnie sygnalizuje przypadki sprzedaży własnych dzieci przez samych Kipczaków, bądź dlatego że jakieś plemię się zbuntowało, bądź by stawić czoła trudnej sytuacji, bądź wresz- cie ze zwykłej chęci zysku. „W okresie suszy i głodu Turcy (Kipczacy) sprzedają swoich synów. Kiedy mają wszystkiego w bród, przeciwnie: pozbywają się chęt- nie córek". Potwierdza to Al-Makrizi: „Tatarzy sprzedają swoje dzieci i swo- ich bliskich kupcom, którzy wywożą ich do Egiptu lub w inne miejsca". Nie wspomina nic o Mongołach, którzy również dostarczani są Egipcjanom, choć nie wiadomo, w jaki sposób. Monopol na ich transportowanie drogą morską mieli Włosi z Półwyspu Krymskiego i Tany (Azowa). Ibn al-Athir odnotowuje, że „statki przybijały [do Sudaku na południowo-wschodnim wybrzeżu Krymu] z ładunkami odzieży sprzedawanej Połowcom za dziewice i niewolników". Oni też są głównym przedmiotem umów zawieranych w 1263 roku pomiędzy Bizan- cjum, Kipczakami i Egiptem... Wyprawy krzyżowe przeciw ajjubidzkiemu Egiptowi utorują drogę do władzy Mamelukom. Po soborze laterańskim w roku 1215 Europa zrozumiała, że duchowym i umysłowym centrum świata muzułmańskiego stała się dolina Nilu i że to właśnie ją trzeba pokonać, aby ocalić Królestwo Jerozolimy. Po klęsce piątej wyprawy krzyżowej sprawy przejmuje w swoje ręce król Francji, Ludwik Święty, który postanawia zaatakować Ajjubidów w Egipcie. Dnia 6 czerwca 1249 roku ląduje w Damietcie. Jego armia, zdziesiątkowana najpierw przez głód, zarazę i żołnierzy egipskich, dostaje się w całości do niewoli; uwięziono nawet samego króla (6 kwietnia 1250). Nie będzie to jednak zwycięstwo Ajjubidów. Miało ich już tutaj nie być. Będzie to zwycięstwo Mameluków. Wymierzone przeciwko egipskim Ajjubidom działania krzyżowców staną się dla nich okazją do przejęcia władzy. Ażeby uprawomocnić dokonany 2 maja 1250 roku zamach stanu, jego przywódca Ajbek (Książę Księżyc) poślubia wdowę po ostatnim sułtanie, kobietę energiczną i niebezpieczną: w roku 1259 każe go ona zgładzić, trzy dni później ginie zresztą sama. Nowym władcą zostaje proklamowany chorezmijski niewolnik Kutuz (Jak). W tym samym okresie w Syrii święcił tryumfy Hulagu. Mongoł wysyła ultimatum do Egipcjanina, chcąc narzucić mu protektorat. Kutuz odmawia i zabija posła. Wtedy następuje historyczny zwrot. Kutuz rusza do Palestyny, rozbija niewielki garnizon mongolski w Gazie i prosi: tak, prosi krzyżowców o zgodę na przemarsz przez ich terytorium. Bóg Jasowie to późnośredniowieczna nazwa Alanów (przyp. wyd.). Mamelucy egipscy 179 czasem oślepia tych, których chce ukarać: krzyżowcy pozwalają Egipcjanom przejść swobodnie do Syrii. Dnia 3 września 1260 roku pod Ajn Dżalut spotykają i pokonują dowodzoną przez Kit Bugę armię mongolską. W ciągu jednego dnia wyzwolili całą Syrię aż po Eufrat! Damaszek miał wszelkie powody, by z entuzjazmem powitać zwycięzcę. Nieważne, że na polu bitwy dziesięciu mameluków walczyło przeciwko jednemu Mongołowi, że Kit Buga bronił się dzielnie, że - zanim ścięto mu głowę - miał powiedzieć dla ocalenia honoru: „Dopóki żyłem, byłem niewolnikiem mego pana. Nie jestem tak jak wy zabójcą swego pana". Ajn Dżalut pozostanie jednym z tych miejsc, gdzie ważyły się losy ludzkości. Po raz pierwszy od półwiecza, od czasu gdy spowodowali trzęsienie ziemi, Mongołowie zostali zwyciężeni! Mamelucy zbili na tym ogromny kapitał. Nazwa Turcy, która w świecie islamu wzbudzała mieszane odczucia, stała się teraz jednoznaczna i była wyno- szona pod niebiosa. W społeczności i hierarchii muzułmańskiej umocniła się na długo pozycja tych, którzy określali się tym mianem. Wszystkim tureckoję- zycznym nacjom przysłużyło się to, co było osiągnięciem niejednorodnej grupy najemników, którym niedawno jeszcze obmacywano mięśnie i oglądano zęby. Nikt nie wątpił, o kogo chodzi. Nikt nie przyznał Arabom czy Egipcjanom prawa do triumfu, który należał się wszystkim Turkom; królestwo Mameluków było odtąd jednomyślnie nazywane tureckim: Dawlat al-Atrak (od arabskiej liczby mnogiej słowa Turek - Atrak), a pewien historyk damasceński z XIII wieku zanotował: „To nadzwyczajne, że Tatarzy zostali zniszczeni przez ludzi ich własnej rasy, przez Turków!". Ten, któremu zawdzięczano najświeższy sukces, mamelucki generał kip- czackiego pochodzenia Bajbars, Wspaniały Drapieżnik lub może Szczęśliwa Pantera, w czasie powrotnej drogi zwycięskiej armii do Kairu obali podstęp- nie Kutuza (25 października 1260). Razem z nim uda się do Egiptu potomek kalifów abbasydzkich, który miał odbudować kalifat zniesiony przez Mongołów, a którego rola polegać będzie na biernym wyczekiwaniu, aż nadejdzie właściwy dzień i pojawi się nowy turecki zdobywca, Osman Selim. Do tego dnia 1517 roku, kiedy do Kairu przybędzie sułtan Selim, sułtanat mamelucki mimo symptomów schyłku pod koniec XV wieku pozostanie jedną z największych potęg śródziemnomorskich. Połączony z Syrią Egipt przeżyje okres wielkiego dobrobytu, prężnej i wyrafinowanej kultury. Nie sposób sobie dzisiaj wyobrazić w tym fascynującym, lecz brudnym, zawszonym i zatłoczonym Kairze, jak wspaniale prezentowało się to miasto w tamtych czasach, zwłaszcza około 1340 roku, kiedy liczyło pięćset, może sześćset tysięcy mieszkańców, jak niesłychanie bogate było państwo, które czerpało bajeczne zyski z międzynarodowego handlu korzeniami, perfumami, kością słoniową, perłami, bursztynem, szlachetnymi metalami i złotem, gąbką, muszlami, cyną. 180 Hegemo nia mongols ka To wtedy hutnicy egipscy pokazali Europie technikę emalierstwa na szkle, które mogło konkurować z kruchym i finezyjnym szkłem weneckim; wtedy powstały kunsztownie inkrustowane drogocennymi kamieniami świeczniki, misy i sekretarzyki z brązu; z tego okresu pochodzi zachowana wśród naszych skarbów prawdziwa lub rzekoma chrzcielnica Ludwika Świętego... Oczywiście, nie ma już dzisiaj pozłacanych naczyń, ścian zdobionych złotymi płytkami, marmurowych pałacyków, ale jest w Kairze nieopodal bazaru Al-Chalili, zdumiewająca ulica pełna mameluckich zabytków z XIII i XIV wieku. Na pewno nie są one piękniejsze od innych - takich jak madrasa sułtana Hasana II (1356) czy grobowce kalifów, których minarety i kopuły tworzą w palących promieniach słońca jeden z najwspanialszych zespołów miejskich - ale zgrupowane tu, mają nieprzeparty urok dla serca i oka. Warto się tam udać i popatrzeć, jak z dołu ku górze pną się kolumny i łuki arkad. Ilchanowie, Mamelucy i Seldżucy z Rumu Po bitwie pod Ajn Dżalut do Syrii próbował powrócić Hulagu, a potem jego następca Abaga (1265-1282), ale wszystkie usiłowania Mongołów speł- zły na niczym. W październiku 1281 roku licząca trzydzieści tysięcy ludzi armia Abagi, do której przyłączyło się kolejne trzydzieści tysięcy Gruzinów, Ormian i Franków, została pokonana w pobliżu Homs przez sułtana Kala- wuna: w tym wypadku nie można szukać wymówki w liczbach! Od tej pory walka stała się bardziej zagmatwana i przewlekła. Towarzyszyły jej z jed- nej strony próby tworzenia skomplikowanych układów sojuszniczych pomię- dzy Mamelukami, Chanatem Kipczackim („Mongołami" ruskimi) i Chanatem Czagatajskim („Mongołami" transoksańskimi), z drugiej zaś - pomiędzy Ilcha- nami („Mongołami" perskimi) i chrześcijanami. O rozmowach prowadzonych przez Iran z Europą Zachodnią świadczy wiele listów zachowanych w archi- wach europejskich. Wtedy też miało miejsce jedno z najbardziej niezwykłych wydarzeń epoki: misja nestoriańskiego prałata Rabbana Saumy. Ten Ujgur czy też Ongut, urodzony niedaleko Pekinu, a zamieszkały w Iranie, wybrany został przez chana Arguna (1284-1291) na posła, który doręczy jego pisma papieżowi w Rzymie, Filipowi Pięknemu w Paryżu i królowi Anglii Edwardowi I w Bor- deaux (1287). Pozostawiona przez Saumę relacja z tej podróży jest wprawdzie bardzo lakoniczna, stanowi ona jednak w pewnej mierze replikę na Opisanie świata Marco Polo. W ten sposób, za pośrednictwem Turka, Azja odpowie- działa na wielkie odkrywcze podróże Europejczyków... Przyjęcie islamu przez spadkobierców Abagi, najpierw przez Tekudara (1282-1284), a następnie, po okresie odwrotu od tej religii za Arguna, przez Gazana (1295-1304), Óldżejtu (1304-1316) i Abu Saida (1317-1334), położyło kres polityce otwarcia na świat chrześcijański. Ilchanowie, Mamelucy i Seldżucy z Rumu 181 Za rządów Abagi doszło do dramatycznego napięcia. W roku 1277 udręczeni panowaniem Mongołów emirowie seldżuccy w Anatolii wezwali na pomoc Bajbarsa. Pobił on okupacyjne oddziały w Elbistanie i zbliżał się do Kajseri, przekonany, że spotka się z entuzjastycznym przyjęciem ludności tureckiej. Ta ostatnia zachowała się jednak obojętnie i zdegustowany sułtan mamelucki wycofał się do Egiptu. Mongołowie perscy, wzmocniwszy siły, mogli ukarać buntowników. Pierwszy minister Kyłycz Arsłana II i Kej Chosrewa II, perwane* Muin ed-Din, który wcześniej odbił Grekom Synopę (1265) i próbował zjednoczyć i skonsolidować państwo, skazany został na śmierć za zdradę stanu. Surowe represje w połączeniu z uzależnieniem Azji Mniejszej przyczyniły się do jej postępującego upadku. Na próżno w ostatnich latach XIII wieku usiłowała ona otrząsnąć się i wyzwolić, doprowadziła tylko do jeszcze większej anarchii i nasilenia się buntów feudalnych i plemiennych. Wreszcie w roku 1303 umiera, nie pozostawiając bezpośrednich następców, ostatni władca seldżucki. Razem z nim znika dynastia. Kraj Rum rozpada się na szereg drobnych i skłóconych ze sobą ksiąstewek, wśród których na zachodnim krańcu plasuje się jedno z najskromniejszych: mający przed sobą nadzwyczajną przyszłość emirat rodu Osmanów, zwanych na zachodzie Ottomanami. Mongolski chanat w Iranie zaczyna tracić na znaczeniu za rządów Gazana, którego przedstawia się jako rdzennego Mongoła, bardzo przywiązanego do historii rodaków i rozmiłowanego w ich genealogii, który jednak poznał inne języki i kultury, nawrócił się na islam, wybrał na swego ministra wielkiego historyka perskiego Raszid ad-Dina i zaczai wznosić w Tebrizie wspaniałe budowle. Jak zawsze w kontakcie ze starodawną osiadłą cywilizacją koczownicy ulegali stopniowemu wynarodowieniu. Kiedy w roku 1334 umiera Abu Said, chanat całkowicie się rozpada: książęta mongolscy mogli jeszcze zachować trochę niezależności na zachodzie, ale na wschodzie zastąpiły je dynastie irańskie, w tym potężny ród afgańskich Kertów. Kilkadziesiąt lat później, z końcem XIV wieku, jednych i drugich porwie kolejna nawałnica, która przejdzie nad wschodem, tym razem turecka, choć powołująca się na Czyngischanidów, a którą sterować będzie „Żelazny Kuternoga", czyli Timur Lenk, znany jako Tamerlan. Tytuł perwane został opisany na stronie 150. Rozdział 10 Timurydzki kataklizm Mongolskie panowanie nad światem Turków nie osłabiło ani ich geniuszu, ani aktywności; wręcz przeciwnie - dodało im nowych sił. Po okresie bardziej iluzorycznego niż faktycznego zaćmienia świat ten pojawił się ponownie w pełnym świetle i ponownie wypełnił hałasem całą ziemię. Bliższy nam w czasie, nie tak odległy w przestrzeni, a przez to może bardziej wyrazisty, lepiej utrwalił się w naszej pamięci, choć zwykle przywiązujemy niewielką wagę do spraw Orientu. Wiek XIV i pierwsze dziesięciolecie wieku XV są - jeśli chodzi o inte- resującą nas tematykę - prawie w całości związane z działalnością jed- nego człowieka i jednej dynastii. Tym człowiekiem jest Timur Lenk, Timur Kulawy, którego imię przekształcono u nas na Tamerlan, dynastią nato- miast - Osmanowie. W Indiach, na Rusi, w Azji Środkowej trwa jeszcze okres schyłkowy lub rozpoczął się ostateczny upadek. W wypadku Timura miejscem akcji jest Samarkanda, w wypadku dynastii - przesmyk, jaki mię- dzy Europą a Azją tworzą Dardanele i Bosfor. Oddaliliśmy się od stepów i od państw stepowych, aczkolwiek Renę Grousset uważał, że państwo zbu- dowane przez Tamerlana tam właśnie miało swój początek. Siedziba tych pierwszych znajdowała się w Mongolii, wśród zalesionych gór krainy Ótiiken, oddalonej o jakieś trzy tysiące kilometrów od Samarkandy, a jeszcze bar- dziej od Morza Marmara. Nie było tam jeszcze prawdziwych miast, prakty- kowano starą religię boga Tengri; w przyszłości miała się ona stać krajem wyłącznie mongolskim. Te drugie państwa osadzone są na terenach staro- żytnych cywilizacji: perskiej w wypadku Timura, greckiej i chrześcijańskiej w wypadku Osmanów, na ziemiach uprawnych, żyznych, obsianych, gdzie Timurydzki kataklizm 183 co krok spotyka się miasto, jednym słowem obracają się w innym wszech- świecie. Grousset ma jednak o tyle rację, że w Tamerlanie drzemie jesz- cze woń stepów, marzenie o podboju Chin oraz poczucie pokrewieństwa z Czyngischanidami, które popycha go do odtworzenia ich potężnej forma- cji politycznej. Na podobnej zasadzie ileż można znaleźć powodów odstrę- czających go od tego! Ponad wszystko w świecie kocha on Samarkandę i ciągle tu coś buduje. Lepiej niż ktokolwiek inny umie zdobywać miasta: w ciągu kilku dni zajmie Smyrnę, której Osmanowie nie potrafili odbić przez parę lat. Przystosowuje się łatwo do każdego klimatu: do syberyjskich mro- zów i piekielnego żaru Indii, które zmusiły do odwrotu Czyngis Chana, ale źle znosi długie pościgi za koczownikami: w takich sytuacjach, z wyjątkiem rozgrywanych z mistrzowską strategią bitew, okazuje się gorszy od chana Kipczaków. Oczywiście, wszędzie jeszcze step bierze górę nad rolnictwem, wszędzie jeszcze wielu ludzi żyje wyłącznie z nomadyzmu, jednak już oazy zaczynają być jak kotwice trzymające ich na uwięzi. Turkmeni z irańsko-anatolijskiego pogranicza nie mogą się obyć bez Tebrizu, Bagdadu czy Dijarbakyru, a sułtan osmański, przezwany niebawem Wielkim Turkiem, uchodzi w oczach współro- daków za Bizantyjczyka raczej niż za Azjatę; jego architektura w Bursie, choć skromniejsza, odpowiada architekturze Samarkandy. Wyczuwa się, że historia zachowująca pozycję chwiejnej równowagi pomię- dzy tym, czym była, a tym, czym będzie, jest o krok od ostrego zakrętu, w któ- rym skończy się supremacja koczowników i zacznie ich nieunikniony zmierzch. Z oddali już słychać armaty. Prawdziwa restauracja imperium Czyngischa- nidów dokona się w XV-XVI wieku, nie w Mongolii: tam będzie tylko jej karykaturą, lecz w osiadłych środowiskach Fergany i Transoksanii, za Timura i później za Babur Szacha. Spełniło się prastare marzenie Bilge Kagana o zbudowaniu miasta, a jego doradca Tonjukuk, który nie chciał, by Turcy zamknęli się za murami, przegrał w tej grze o wiele bardziej, niż można by sądzić. Jest też inna nowa okoliczność: religia muzułmańska zatriumfowała wszę- dzie tam, gdzie Czyngis Chan zadał jej druzgocący cios. Teraz wszystkie wielkie ruchy tureckie odwoływać się będą do islamu: Prorok mógłby powiedzieć, że Turcy nie są jeszcze muzułmanami, ale zaakceptowali już nową wiarę. Pod ich turbanami i chałatami kryją się jeszcze ciała naznaczone po dawnemu szama- nizmem, ale ostatecznie - ubiór czyni mnicha. Czy w XV wieku mogło mieć znaczenie dla przyszłości to, że wierzący Timur po cichu bije pokłony raczej Tengriemu niż Allahowi, skoro głośno wypowiada szahadęl Albo to, że Osman jest kiepskim sułtanem, a wybitnym chanem, skoro i tak pewnego dnia zosta- nie kalifem? 184 Timuryd zki katakliz m Ułus Czagatajski Dzielnica (ułus) przydzielona drugiemu synowi Czyngis Chana, Czagata- jowi, obejmowała w zasadzie: Issyk-kul, południowo-wschodni brzeg Jeziora Bałchasz, rzeki Czu, Iii i Tałas, Afganistan i Transoksanię, ale jej granice były równie płynne jak pozostałych chanatów. Zachowali tam swoje przywi- leje inni książęta, w tym ujgurscy, często bardziej uzależnieni od Czyngischani- dów z Mongolii, niż od Czagataidów, którzy - co więcej - byli niejednokrotnie igraszką w ich rękach. Po śmierci Czagataja w roku 1242 władzę po nim objął jego wnuk Kara Hiile'u, sierota po Miitiigenie, zabitym w roku 1221 pod Bamjanem: jednak już cztery lata później zastępuje go wuj Jisii Mengii (1246-1252), faworyzowany przez wielkich chanów, którzy często intronizowali i detronizowali książąt według własnego widzimisię. Kara Hule'ii odzyskał władzę trochę później dzięki swej „pięknej, mądrej i roztropnej" żonie, Organie Katun, która sprawowała bezpośrednie rządy w latach 1252-1261, a potem rządziła jeszcze pośrednio poprzez swego kolejnego męża, Ałgu (1261-1266), zresztą kuzyna męża pierwszego, i wreszcie w imieniu ich syna, Mubarak Szaha (1266). W tych trudnych dla cywilizacji islamskiej czasach szczęśliwym wsparciem okazała się dla niej obecność muzułmańskiej rodziny Jaławaczów: Mahmuda, któremu Czyngis Chan osobiście powierzył administrację i finanse miast Górnej Azji, oraz jego syna Masuda (zmarłego w roku 1289) i trzech wnuków, sprawujących swoje funkcje do początków XIV wieku. W dziejach chanatu jedyną ważniejszą sprawą były ciągle ponawiane próby podboju Indii z terytorium Persji wschodniej (dzisiejszego Afganistanu): wojska mongolskie, które wycofywały się już stamtąd z powodu upałów, powtarzały swe wyprawy w latach 1297, 1299-1300, 1303, 1304 i 1327, za każdym razem pustosząc i grabiąc kraj. Operacja w 1303 roku, przeprowadzona przez księcia Turgaja i jego 120 tysięcy żołnierzy, o mało nie zakończyła się sukcesem: przez dwa miesiące oblegano Delhi, ale ostatecznie miasto się nie poddało. W roku 1334 ułus Czagataja rozpadł się na dwie części: Mogolistan na północym wschodzie i sąsiadującą z nim na południu Transoksanię. Podział ten odpowiadał politycznej logice: nigdy jeszcze żadne państwo nie zostało utworzone z dwu tak wyraźnie przeciwstawnych krajów. Transoksania, jak wia- domo, to ziemia starożytnej cywilizacji, której narzucono islam. Zrujnowane przez Czyngis Chana miasta podźwignęły się szybko, czerpiąc ze swej bogatej historii siłę zapominania o teraźniejszości, po to by zbudować przyszłość. Tak dalece odtworzyły poprzedni poziom dobrobytu, że wielki historyk perski, Dżu- wajni, mógł opisywać Bucharę jako miasto niemające sobie równych w świecie muzułmańskim. Tymczasem panujący tutaj chanowie czagatajscy zapominali Ułus Czagatajski 185 niekiedy, że transoksańskie miasta stanowią ich własność i bezmyślnie, sto- sownie do własnych potrzeb, zbójeckimi napadami rujnowali tutejsze ziemie rolnicze; w 1273 roku splądrowali nawet samą Bucharę. Tutaj także wykazy- wano tendencje do usamodzielnienia się przez rozdawanie nadań dygnitarzom, honorowanym arabskim tytułem malika lub perskim szacha, przy jednoczesnym zachowaniu wielkiego szacunku dla chana, a przynajmniej dla reprezentowa- nej przez niego prawowitej władzy czyngischańskiej, kojarzącej się z owym pax Mongolorum, które wspominano coraz lepiej w miarę narastania anarchii. Mogolistan, którego centrum stanowiły stepy nad Iii, nie miał jeszcze żadnych doświadczeń cywilizacyjnych, był prymitywny i dziki. Po swoim przodku, któ- rego za życia nazywano „strażnikiem jasaku", Czagataidzi odziedziczyli ślepą wierność prawom zwyczajowym i zamiłowanie do wiecznych wędrówek. Powta- rzali: „Nie zatrzymywać się nigdzie na stałe, a szczególnie w miastach!". Całko- wicie sturczeni w połowie XIV wieku, musieli około roku 1300 być na dobrej do tego drodze; niekiedy wyznawali islam, ale bez większego przekonania. Zda- wało się, że pod względem kulturowym są całkowicie bierni, zawieszeni pomię- dzy ujgurską cywilizacją Tarymu a perską cywilizacją Transoksanii. Podział na dwa chanaty nie trwał jednak długo. Mongolski ród Dugłat wyniósł na tron Mogolistanu energicznego, inteligentnego i zręcznego wodza, Tugłuk Timura (1347-1363), który nawrócił się na islam, tak jak Henryk IV nawrócił się na katolicyzm dla zjednoczenia całego królestwa. Na początku doprowadził do uznania tego faktu przez tureckiego emira Transoksanii, Kazgana (1347-1357), u którego służył przyszły Tamerlan, a po jego śmierci umieścił swego syna, Iljasa Hodżę, na stanowisku gubernatora prowincji. Wierzył, że jako doradca okaże mu się przydatny ten sam Timur Lenk, którego uznawał jako wodza Barłasów. Nie wiedział, że doradca okaże się panem (1361). Tamerlan Timur Lenk miał wówczas dwadzieścia pięć lat. Urodził się 8 kwietnia 1336 roku w Hodża Ilgar pod Keszem, około stu kilometrów na południe od Samarkandy, w tym niespokojnym środowisku Chanatu Czagatajskiego. Jego ojcem był Turgaj (Skowronek) - naczelnik klanu Barłasów, sturczonych Mon- gołów. Uznanie przez chana jego namiestnictwa w Keszu, wodzostwa nad Bar- łasami i stanowisko doradcy gubernatora nie mogły Timurowi wystarczać. Miał w sobie zbyt wielki rozmach. Po dojrzałym namyśle zdecydował się postawić kartę turecką przeciw mongolskiej, mieszczańską przeciw koczowniczej, muzuł- mańską przeciw szamańskiej, i zerwał z Timurem Tugłukiem. Przedostawszy się potajemnie do Samarkandy, zaczął agitować wśród ludności, przekonał ją do 186 Timuryd zki katakliz m swojej sprawy, poprowadził do walki i częściowo dzięki niej utorował sobie drogę do władzy. Nie obyło się to zresztą bez kłopotów: zaznał przedtem wygnania i wdawał się w różne awantury, w tym zdradliwe przymierza z wła- snym szwagrem, Mir Husejnem, królem Balchu, Kunduzu, Chulmu i Kabulu (zmarłym w 1369). Ucieczki, rejterady, dymisje w niczym nie zmieniły jego pod- stępnych planów: w końcu został królem! Dnia 10 kwietnia 1370 roku podczas barbarzyńskiej i imponującej uroczystości w zdobytym Balchu włożono mu na głowę złotą koronę. Roszcząc sobie prawo do odbudowy całego imperium Czyngis Chana, Tamerlan nie nosił odtąd innych tytułów niż emir i pozwolił przetrwać w cieniu potężnemu niegdyś chanowi czagatajskiemu, który stał się bezwolną kukłą w jego rękach, ale w którego imieniu podpisywał firmany. Podobnie też nie ośmielił się obalić jasaku i pro kłam owaćszańjatu, tak jakby jednocześnie można było być muzułmaninem i Mongołem! W poprzednich rozdziałach przytaczaliśmy kolejne nazwy miast zdobytych przez Czyngłs Chana i jego następców, wyliczaliśmy wywołane przez nich pożary i rzezie, byłoby więc nużące raz jeszcze powtarzać tę równie długą i równie smutną podróż przez cały Środkowy Wschód, tym razem z Timur Lenkiem. Żeby to zrobić, należałoby tak samo jak on przemierzyć wzdłuż i wszerz te same co przedtem szlaki, maszerując bezustannie tam i z powrotem, ponieważ jego zawsze zwycięskie kampanie zdawały się wciąż zaczynać na nowo. Przez dziesięć lat musiał toczyć ciągłe boje o to, by narzucić swą władzę w Transoksanii i Chorezmie (1371 - początek wojny z Chorezmem, 1379 - zajęcie Urgenczu); dwa razy musiał wkraczać do Bagdadu; co najmniej dwa razy zmuszony był ze znacznymi siłami wyprawiać się przeciw Mogolistanowi i co najmniej cztery razy przewodzić operacjom wymierzonym w chanat Kipczaków... Rezultat, owszem, imponujący. W ciągu dwudziestu czterech lat wielkiemu emirowi udało się utworzyć państwo obejmujące Transoksanię, Chorezm, Mogolistan, całą Persję, Mezopotamię, Armenię, Kaukaz, Anatolię wschodnią; udało mu się też utrzymać przewagę w Azji Mniejszej, Indiach północnych i na całym terytorium Złotej Ordy. Zamierzał wyruszyć na podbój Chin. Ten kaleki mężczyzna, kulawy i o uschniętym ramieniu, którego już od lat utrzymywała przy życiu tylko ogromna siła woli, potrafił w samym środku zimy skoncentrować olbrzymie siły w Otrarze nad Syr-darią, zanim zabrała go śmierć. Było to 19 stycznia 1405 roku. Pochowano go w Samarkandzie, mieście, które ukochał i które nierozerwalnie jest z nim związane. Jeśli miał już odpocząć, to tylko wśród swoich, pod bulwiastą kopułą Gur-e Mir, jednego z pierwszych w islamie nagrobnych pałaców. Przez trzecią część wieku Timur przemierzał Azję, zostawiając za sobą ruiny, obnosząc się ze swoją perwersją, popisując się swoją destrukcyjną Tamerlan 187 wszechpotęgą. Powiedzmy to bez ogródek: pomimo wybitnych niekiedy uzdol- nień, pomimo skrajnie złożonego charakteru, pomimo całego swego geniu- szu był jako człowiek bliższy monstrum niż bohaterowi. Świadectwem jego okrucieństwa są nie tylko wieże z ludzkich czaszek, wznoszone na jego rozkaz pod bramami miast; ten potworny obyczaj o wciąż nieznanym pochodzeniu, sprzeczny z najstarszymi tradycjami tureckimi i - jak się zdaje - wymyślony około 1340 roku w Chorasanie, będzie, niestety, zbyt często powtarzany w póź- niejszych czasach i to niekiedy przez władców zasługujących prawie wyłącznie na pochwały. Jedna z takich wież zachowała się w jugosłowiańskim Niszu; trwa tam nabożne czuwanie na pamiątkę Osmanów. Jeszcze bardziej oskarżają go okaleczone na zawsze, a zdawałoby się - nieśmiertelne miasta, zamienione w pustynię bogate ziemie, w których nie ma już ujęć wodnych ani kanałów irygacyjnych. Oskarża go również jego kultura, zdolności i pycha jego czynów. Czyngis Chan był w końcu tylko wielkim barbarzyńcą, ignorantem, który nie miał świadomości tego, że czyni zło, ale który poza złem potrafił też czynić dobro: chociażby poprzez pokój, jego prawdziwy i ostateczny ideał. Gdzie jest pokój timurydzki? Gdzie jest konstruktywne dzieło Timura? A przecież obda- rzony był zmysłem organizacji i zdolnością tworzenia. Kochał sztukę, literaturę, prawo. „Mieszkańcem Raju" (Dżannatu makam) nazwali go pośmiertnie pane- giryści! Takie skojarzenie mogłoby się nasunąć tylko komuś, kto by zwiedzał Samarkandę, jego stolicę, i odłożył na bok historię. Z myślą o pozostawieniu po sobie takiego dzieła skupił on tutaj artystów i rzemieślników deportowanych z czterech krańców jego imperium. Samarkanda niewątpliwie stała się zasie- wem tego, co słusznie określa się mianem renesansu Timurydów, jego dzieci. Ale, jakkolwiek wspaniała, została zbyt drogo opłacona. Tamerlan umierał tak, jak umiera dobry muzułmanin: recytując szahadę. Niezaprzeczalnie wierzący, przez całe swe życie mieszał islam z szamani- zmem i tylko ktoś nieświadomy istoty wiary mógłby nie przyznać, że człowiek może równocześnie wyznawać dwie religie. Jak rzeczowo zauważył Jean Aubin: w Tamerlanie, który rozpoczynał karierę w służbie pogańskich jeszcze Czaga- taidów znad Iii, tkwiła ta sama, co u transoksańskich notabli potrzeba dopa- sowania się do przedislamskiego podłoża. Społeczność, w której się rozwijał - a pod tym względem wszystkie ówczesne społeczności tureckie niewiele się między sobą różniły - była już muzułmańska, ale jej oblicze niezupełnie odpo- wiadało temu, jakie zwyczajowo przypisuje się islamowi. Piło się tutaj wino, komponowało muzykę, lubowano się w malarstwie figuratywnym, często swo- bodnym, a niekiedy i erotycznym, kobiety cieszyły się tutaj niepodważalnymi swobodami, same decydowały o sobie, a czasami i o mężczyznach, przyjmowały gości pod nieobecność mężów i uczestniczyły w zabawach; Timur zapraszał do swego stołu najpiękniejsze damy dworu. Wierny prastarym tradycjom ujgur- skim. chazarskim, seldżuckim, czyngischańskim, jednym słowem - tradycjom 188 Timuryd zki katakliz m tureckim, nie miał w sobie nic z fanatyka: pociągała go tajemna moc derwi- szów i czarowników, ale bawiło go też odkrywanie ich sztuczek; z upodobaniem przysłuchiwał się teologicznym dysputom. Niejednokrotnie oszczędzał personel religijny islamu z tego samego względu, co licznych artystów i rzemieślników, oraz podobnie jak Czyngis Chan, kapłanów i tych wszystkich, którzy intereso- wali go ze względu na swe szczególne zdolności. Nie wykazywał jednak szcze- gólnej czci dla meczetów: ten człowiek, który czuł się wyższy ponad wszelką bojaźń, nie wahał się spotkanych na swej drodze najcenniejszych nawet świą- tyń, także kościołów, przekształcić w pochodnie średniowiecznej Persji. Mienił się obrońcą wiary, bohaterem świętej wojny, ale ostatecznym wynikiem jego działań było zniszczenie wszystkich muzułmańskich mocarstw ówczesnej epoki: Osmanów, Indii, Kipczaków, a jeśli ich losu uniknęło państwo Mameluków, to nie stało się to za jego sprawą. Jest rzeczą oczywistą, że świat, w którym żył, był niezdolny do stworzenia pojęcia solidarności muzułmańskiej, chociaż podczas każdej ze swych kampa- nii Tamerlan dawał religijne powody do takiego właśnie działania. Kampania w Delhi miała na celu ukaranie władców, którzy zachowywali się zbyt tole- rancyjnie wobec Hindusów: zabił ich wtedy bardzo wielu. Podczas wyprawy do Azji Mniejszej chodziło ostatecznie o zdobycie i likwidację wielkiej bazy chrześcijaństwa, Smyrny. I kto wie, czy wyprawa na państwo Kipczaków nie była wymierzona przeciw faktoriom genueńskim? Równie wielki polityk, co wojskowy, obdarzony w istocie bardzo twórczą umysłowością, rozgrywał swą grę wszystkimi kartami, mając za jedynego mistrza własną wybujałą ambicję. Odpowiadała ona głębokiej, instynktownej i wynikającej z odwiecznego dzie- dzictwa idei: na ziemi może być tylko jeden król, przez co należy rozumieć: jeden Turek rządzący Turkami. A teraz popatrzmy, w jaki sposób ideę tę wpro- wadził w życie. Chanat Kipczacki w XIV wieku Pod koniec krótkiego panowania Berdibeka (1359) w chanacie Złotej Ordy doszły do głosu waśnie rodzinne, plaga dynastii czyngischanidzkich. W ciągu dwudziestu lat, od 1360 do 1380 roku, to koczownicze państwo czternastokrot- nie zmieniało chana. Ucierpiał na tym prestiż państwa. W roku 1371 ruscy książęta odmówili dalszego trybutu. Należało więc ich do tego zmusić. Orda, kierowana przez Mamaja, nowego „twórcę królów" i jednocześnie najbardziej energiczną osobistość wśród Kipczaków, wysyła ekspedycję karną. Została ona odparta przez wielkiego kniazia Dymitra Dońskiego nad rzeką Wożą, a następ- nie rozproszona na Kulikowym Polu, w widłach Donu i Niepriadwy, dnia 8 września 1380 roku. Orda wydawała się zgubiona. Chanat Kipczacki w XIV wieku 189 Ocalił ją na krótko Tochtamysz, daleki potomek Dżocziego, spokrewniony z chanami Białej Ordy. Był to klient Timura Lenka, który udał się do Samarkandy, by złożyć hołd wielkiemu emirowi, i który otrzymał z jego rąk władzę nad plemionami koczującymi na północ od Syr-darii. Wykorzystał to, by zostać chanem Białej Ordy. Ustosunkowany i pewny siebie, dostrzegał anarchię panującą w Złotej Ordzie i przewidywał zagrożenia, jakie mogły dla niej wyniknąć z klęski na Kulikowym Polu. Postanowił zaradzić temu na swój sposób. Ze wszystkimi swymi siłami przeszedł Ural, zaatakował Mamaja i pobił go w pewnej odległości od pola bitwy nad Kałką, gdzie niegdyś wielkie zwycięstwo odnieśli Mongołowie. Złota Orda znalazła się teraz we władaniu Tochtamysza, który przejął na własne konto wszelkie jej roszczenia. Pierwsze dotyczyło Rusinów. Ponieważ przygotowywali się oni do powstania, wyruszył przeciwko nim, splądrował Włodzimierz i kilka miast o mniejszym znaczeniu, a 26 sierpnia 1382 roku zajął i kazał podpalić Moskwę. Na próżno próbowali interweniować Litwini. Zwycięstwo Tochtamysza było całkowite i musiał przed nim ugiąć kolana król Polski, Jagiełło*. Ruś wróciła na sto lat w wasalne uzależnienie od Tatarów. Odnowiciel potęgi czyngischańskiej w Europie Wschodniej uznał się za zdolnego do podbicia Azerbejdżanu, nad którym Ordzie nie udało się nigdy zapanować i o który tak długo walczyła z perskimi Ilchanami. Przekonany 0 swej nieomylności, Tochtamysz postanowił zerwać z Timurem, któremu wszystko zawdzięczał. Zdradziecko zaatakował go na Kaukazie i wycofał się. Nieco później napadł znienacka na Transoksanię, praktycznie rozbrojoną, 1 znów się wycofał. Manewr ten powtórzył w roku 1389. Dopiero wtedy Timur, który uparł się „uważać go za syna" - cóż za dziwna słabość u tego człowieka z żelaza? - zdecydował się z nim skończyć. Udał się w pościg za Tochtamyszem po stepie, ale ten - jak wszyscy koczownicy - odmawiał walki, wciągając Timura w niekończącą się błędną pogoń, coraz bardziej na północ, aż do źródeł Tobołu, osłabiając jego morale, wyczerpując ciągłym znikaniem i zmuszając do półrocznego szukania śladów, które rozwiewał wiatr. Wreszcie prawie przypadkiem dał się mu przyłapać niedaleko Uralu, gdzieś w okolicach dzisiejszego Kujbyszewa (wówczas Samary) czy Kunduczy. Tego dnia, 13 czerwca 1391 roku, Złota Orda dostała niezłe baty. Nie tak straszne jednak, by Tochtamyszowi nie udało się ponownie narzucić swej władzy. Timur * Powtarzana przez niektórych autorów plotka o lennej zależności Jagiełły od Tochtamysza wzięła się z niezrozumienia treści listu, który ów ostatni wysłał do króla Polski, przypominając o należnym mu „wychodzie" (daninie) z jakichś ziem, ale bynajmniej nie z całego królestwa. Była to jedynie propozycja regulacji zobowiązań (i to na zasadzie wzajemności), wynikająca z faktu posiadania lenników na terenie sąsiada. Zarówno ton listu, jak i w ogóle stosunki Tochtamysza z jego korespondentem są przyjazne. Gdy w 1398 roku Tochtamysz zostanie pobity przez rywali, schroni się u stryjecznego brata Jagiełły, Witolda (przyp. wyd.). 190 Timrydz ki katakliz m raz jeszcze wyprawił się przeciw niemu. W roku 1395 dotarł nad Terek, zboczył w stronę Kazania, ogołocił Saraj i Hadżi Tarchan (Astrachań), a na zakończenie splądrował kraj Czerkiesów i Alanów na Kaukazie. W okresie gdy Ruś szykowała się do odrodzenia, Złotej Ordzie zadano tak silne ciosy, że nigdy już się całkowicie nie podźwignęła. Wypad do Indii Tradycją rodu Czagataja były grabieżcze rajdy do Indii, naturalna nie- mal skłonność wszystkich tych, którzy na dobre umocnili się w Kabulistanie. W Delhi Czagataidzi mieli jednak do czynienia z książętami, którzy zdecydo- wani byli za cenę walki zbrojnej lub złota ochronić swój kraj, toteż ekspedycje, choć często zyskowne, nie przynosiły nigdy ostatecznych rozstrzygnięć. W roku 1290 przebywający na dworze indyjskim Firuz Szah, ziranizo- wany (lub może „zafganizowany") Turek z plemienia Chaldżi, odebrał tron jednemu z potomków Bałbana i po sześciu latach panowania pod imieniem Dżelal ed-Dłn Chaldżi (1290-1296) przekazał władzę Ala ed-Din Muhamme- dowi (1296-1316). Jemu to przypada zasługa wytrzymania w 1303 roku dłu- giego oblężenia mongolskiego, zasługa, którą w oczach ludu dzielił z misty- kiem Nizamem ad-Dinem: miał on ocalić miasto dzięki uzyskanej łasce Nieba. Sułtanat promieniował wówczas żywym światłem, częściowo dzięki obecności kulturalnych elit ze Środkowego Wschodu, które schroniły się tu, uciekając przed inwazją Mongołów. Potem dynastia zaczęła podupadać, aż zastąpił ją ród Tugłuków (1320-1414) z innego plemienia tureckiego. Stare tradycje pod- trzymywali pierwsi ich władcy: Gijas ad-Din Tugłuk (1320-1325) i jego syn Muhammad (1325-1351). Mówią o tym pamiątki zachowane w Tugłukabadzie (Trzecie Delhi), nie tyle mieście, co fortecy wzniesionej na kamienistym wzgó- rzu, oraz w grobowcu założyciela dynastii, jednym z najbardziej imponujących obiektów indyjskiej stolicy, postawionym pośród raczej smutnych murów. Od drugiej połowy XIV wieku monarchia popadła w stan letargu, na co bardzo szybką reakcją była secesja prowincji: Bengalu w roku 1338 i później pełniej- sza w 1352, Dżajpuru - w 1384, Gudżaratu - w 1396. W Dekanie w roku 1347 powstał sułtanat Bahmanidów, który dał początek królestwom Bidża- puru, Bidaru i Golkondy. Nie było już książąt, którzy sprzeciwiali się Cza- gataidom. We wrześniu roku 1398, poprzedzany przez swego wnuka Pir Muhammada, który przekroczył Indus i po półrocznym oblężeniu zajął Multan (maj 1398), na Indie napada Tamerlan. Wszędzie zwycięski, obarczony około 100 tysiącami jeńców, których w końcu postanawia wymordować, już u wrót Delhi spotyka 17 września armię sułtana Muhammad Szaha (1392-1412), a raczej jego wezyra Wypad do Indii 191 i prawdziwego władcy królestwa, Mallu Ikbala. Dzień później wkracza trium- falnie do miasta, by przez dwa tygodnie upajać się własnym sukcesem i obli- czać niewątpliwie przeogromne łupy. Przed wyruszeniem w drogę powrotną do Samarkandy nie omieszkał jeszcze obedrzeć ze skóry pogańskich mieszkańców sąsiednich okolic. Na swego przedstawiciela wyznaczył Chyzyr Chana, dostojnika afgań- skiego, który mienił się potomkiem Proroka. Pewnie dlatego dwadzieścia lat później koronuje się na sułtana Delhi, nadając założonej przez siebie dynastii nazwę Sejidów (1414-1444), która wyraża to święte pokrewieństwo. Stany prowincjonalne umacniają swą niezależność... i wszystko idzie w zapo- mnienie. Timur już się nie pojawił. Był dla Indii jeszcze jednym koszma- rem więcej. l\irkmeni Karakojunłu i Akkojunłu W Górnej Mezopotamii, Armenii, na Zakaukaziu, w Kurdystanie i Azer- bejdżanie narzucony został obcy tym krajom porządek przez koczowników turkmeńskich pochodzenia oguskiego, którzy przybyli tu razem z Seldżu- kami lub hordami Czyngischanidów. Spośród różnych ich klanów: Bajatów, Dógerów, Czepnich, Bajyndyrów, dwie konfederacje osiągnęły znaczną władzę. Były to: Karakojunłu (Ludzie Czarnych Baranów), których posądzano o pewne skłonności do szyizmu, absolutnie jednak niepotwierdzone, oraz Akkojunłu (Ludzie Białych Baranów), a więc, jak by na to wskazywała ich nazwa - paste- rze. Musieli oni utrzymywać ze swymi stadami kontakty typu paratotemicznego, jeśli sądzić po nagrobkach ich możnych lub (przynajmniej) niektórych z nich, znajdowanych czasem in situ, a dziś częściej w prowincjonalnych muzeach i przedstawiających dość prymitywne rzeźby baranów z kamienia białego albo czarnego. Rzeźbione również przez nich figury koni w uprzęży każą domyślać się pradawnych obyczajów pogrzebowych Turków z Azji Środkowej. Te dwa rywalizujące ze sobą ugrupowania uformowały się mniej więcej w tym samym czasie, w połowie XIV wieku. Miejscem operowania Karakojunłu był głównie Azerbejdżan i Irak, gdzie podporządkowali sobie najpierw dystrykt Musz (1365), potem Mosul i Sindżar, a na końcu (1388) - Tebriz. Dla Akkojunłu takim terenem był Dijarbakyr i wschodnie regiony dzisiejszej Turcji, nad górnym biegiem Tygrysu. Starcie obu konfederacji wydawało się nieuniknione, gdy na arenie pojawił się Tamerlan. Podejmowanie decyzji nie trwało długo. Akkojunłu przyłączyli się do zdobywcy i zostali jego wiernymi sojusznikami. Karakojunłu, wprost przeciwnie, stawiali mu zaciekły opór do czasu, kiedy Kara Jusuf (1389-1420) zmuszony był schronić się w Egipcie. Niezależnie od różnicy postaw jedni i drudzy bez większych trudności odzyskali pełną suwerenność w roku 1406. 192 Timuryd zki katakliz m Po latach anarchii państwo Karakojunłu stało się jednym z czterech mocarstw muzułmańskich za panowania Dżihan Szaha (1439-1467), sułtana i kagana zarazem, dzięki właściwej organizacji politycznej i wojskowej, spraw- nemu personelowi administracyjnemu, bogactwu, aktywności i rozległemu tery- torium (Irak, Sultanijja, Kazwin, Rej, Isfahan, Fars, Kerman). Suweren, który był jednocześnie poetą, tworzącym w języku perskim i tureckim, popierał roz- wój nauk i budownictwa. Zapowiadająca się pomyślnie przyszłość okazała się jednak zdradziecka. W roku 1467 całkowitą klęską zakończyła się ekspedycja skierowana przeciw Uzun Hasanowi (1453-1478), wodzowi Akkojunłu. Sułtan Dżihan Szah i jeden z jego synów polegli. Nie mogąc przeciwstawić się nawale, nieudolny następca tronu Hasan Ali (1467-1469) popełnił samobójstwo. Sukce- sję po nim przejął Jusuf, którego wcześniej kazał oślepić Uzun Hasan, a potem zamordował własny syn, Ugurłu Mehmed. Wszystkie posiadłości Karakojunłu przeszły w ręce Akkojunłu. Uzun Hasan był niewątpliwie wielkim królem. Rok po zwycięstwie nad swymi rywalami pokonał wielkiego chana z rodu Timurydów, Abu Saida. Do przyznanego mu przez Tamerlana Dijarbakyru przyłączył teraz Bagdad, Herat, Tebriz. W Persji dokonywało się ponowne zjednoczenie. Nawiązała z nią kontakty Europa, w pierwszej kolejności Wenecja i papiestwo, które spodziewały się zyskać sprzymierzeńca w walce z Osmanami. Jednak po okresie panowania Jakuba (1478-1490) pomiędzy jego synami i bratankami wszczął się spór o władzę, a jednocześnie intensywnie rozwijała się propaganda szyicka. W roku 1503 Szah Ismail z rodu Safewidów, który miał dać początek nowoczesnej Persji, pokonał dwunastego z kolei władcę Akkojunłu, Alwanda ibn Jusufa (1498-1504), wnuka Uzun Hasana. Następca tego ostatniego, Murad, usiłował kontynuować walkę, w końcu jednak musiał schronić się w Konstantynopolu. Pokładając wszystkie swe nadzieje w sułtanie Selimie, towarzyszył mu w kampanii 1514 roku, ale po drodze zmarł w Urfie. Miał wówczas dwadzieścia pięć lat; razem z nim wygasła dynastia. Nie można powiedzieć, by dominacja Turkmenów była dobrodziejstwem dla podległych im krajów, o które wciąż się kłócono. Intensywny typ koczow- nictwa stopniowo spychał te kraje ku przepaści, zanim jeszcze spustoszyły je walki persko-tureckie oraz zdewastowały najazdy Czyngischanidów i Timury- dów. Irak, którego bogactwo zależało od systemu irygacyjnego, nie mógł odbu- dować dawnej sieci kanałów i znalazł się na pozycji kraju zacofanego. A prze- cież Turkmeni dawno już nie byli barbarzyńcami. O rozkwicie ich cywilizacji świadczy dziś jeszcze zbudowany przez Dżihan Szaha Błękitny Meczet w Tebri- zie: jedna z architektonicznych pereł Persji, szczytowe osiągnięcie malarskiej szkoły Tebrizu, konkurującej ze szkołami w Szirazie i Heracie. Mamelucy kontra Tamerlan 193 Mamelucy kontra Tamerlan Mimo okresu wspaniałości, jaki w XV wieku przeżywało mameluckie pań- stwo Egiptu i Syrii, nie wszystko szło jak z płatka. Zmontowana w XIII stu- leciu wielka machina wojenna, dzięki której zdołano się oprzeć Czyngischa- nidom, zaczynała rdzewieć i sułtan Barkuk (1382-1399) musiał mocno się natrudzić, żeby uśmierzyć rewolucję. Mameluccy parweniusze nie spuścili jed- nak z tonu. Kiedy Faradż (1399-1412) otrzymał ultimatum Tamerlana, w którym ten domaga się uznania swojej zwierzchności i wydania mu zdrajców zbiegłych do państw mameluckich, sułtan z godnością odmawia. Czyżby w Egipcie wytworzyła się honorowa tradycja, nakazująca przyjmować tych, co zostali pokonani i porzuceni przez cały świat, i dochować im wierności nawet za cenę życia? Faradż wiedział, że czeka go wojna. W październiku 1400 roku Timur, który znajdował się w Malatji, ruszył na Aleppo. Po zajęciu Hamy, Homsu i Baalbeku stanął pod Damaszkiem. Mameluk pozorował najpierw obronę, po czym zostawił miasto swemu losowi. Dla wynegocjowania warunków kapitulacji z Damaszku wysłano' posłów, wśród których znajdował się słynny historyk tunezyjski, chluba islamu, Ibn Chaldun. Podczas spotkania intelektualisty i żołnierza nie brakowało pikantnych momentów. Timur, który potrafił docenić talent, a przy tym pasjonował się historią, przyjął posła z największą kurtuazją. Wypytywał go długo o Maghreb i olśnił rozległością swej wiedzy i bystrością umysłu. Mogłoby to uratować miasto, gdyby cytadela nie stawiała oporu przez czterdzieści trzy dni. Zrujnowano je doszczętnie. Zaprószony przypadkowo pożar zniszczył częściowo Wielki Meczet Omajjadów, najstarszy w świecie muzułmańskim. Jeszcze jeden koszmar! Tamerlan odszedł, tak jak przyszedł, a Mamelukom udało się wkrótce odzyskać Syrię. Spośród wielkich państw turecko-muzułmańskich jeszcze tylko jedno nie skrzyżowało miecza z Tamerlanem Zdobywcą, a była to największa wśród nich potęga, otoczona nadal aureolą kolejnych zwycięstw nad niewiernymi chrześcijanami, czyli imperium Osmanów. „Cały świat nie jest tyle wart, by miał należeć do dwóch panów", miał powiedzieć Tamerlan. Pycha i tylko pycha prowadziła do nowej wojny. Anatolijskie emiraty Wypędzane przez Mongołów lub uciekające przed ich inwazją tureckie plemiona ze Wschodu, może z Chorasanu, może z dalszych stron, przybywały masowo do Azji Mniejszej i to nie tylko na ziemie sułtanów seldżuckich, którzy czuli się zmuszeni do ich przyjęcia, ale także do sąsiadujących z nimi księstw 194 Timuryd zki katakliz m chrześcijańskich, bizantyjskich lub ormiańskich. Z niewyjaśnionych do dziś powodów Turkmeni ci w przeciwieństwie do plemion Kojunłu, tak „białych", jak „czarnych", dość szybko osiedli na roli, wykazując niezwykłe zdolności dostosowania się do nowego otoczenia. Z reguły przejmowali oni świetne wzorce kultury seldżuckiej, nie uzależniając się od niej w sposób niewolniczy, a nawet dość głęboko ją przekształcając, czym otworzyli drogę dla przyszłej klasycznej cywilizacji Turcji XVI wieku. Pozostając na uboczu mody perskiej, która obowiązywała na całym muzułmańskim wschodzie, mówili wyłącznie po turecku i jako pierwsi oficjalnie narzucili ten język Anatolii: była to istotna zmiana, rzutująca na dalszy jego rozwój. Wtedy to pojawiły się pierwsze tureckie tłumaczenia arcydzieł literatury perskiej i arabskiej. Dość rozbudowana struktura plemion turkmeńskich pozwoliła im na utworzenie licznych państewek, które uznawały zwierzchnictwo sułtanatu seldżuckiego i hegemonię mongolską, w praktyce jednak cieszyły się dużą niezależnością. Wzrosła ona jeszcze pod protektoratem Ilchanów (1277) i w sposób całkiem naturalny doprowadziła do przejęcia przez nich sukcesji po Seldżukach, kiedy ci zniknęli w 1303 roku. Wśród tych państewek, łącznie dwudziestu, jedne prawie nic nie znaczyły, inne zaś doszły do takiego znaczenia, że musiano się z nimi liczyć. Najstarszy, a równocześnie najsilniejszy był założony w Cylicji emirat czy też bejlikat Karamanu, którego wódz Mehmed Bej w roku 1276 zdołał w imieniu Seldżuków zagarnąć ich stolicę, Konję. Jego następcy - znacznie już później - proklamują się seldżuckimi spadkobiercami, zdobędą Konję (1402) i przyznają sobie monarszy tytuł sułtana. Inne, powstałe w późniejszym okresie i o wiele skromniejsze, także potrafią się czymś zasłużyć, doprowadzając na przykład do sturczenia zajętych przez siebie terenów lub aktywnie ten proces popierając, tak jak emirat Eszrefogłu w Bejszehirze, Hamid w Ułuborłu i Antalji, Mentesze w Mugli czy Isfendijar w Kastamonu. Szczególną strukturę miały marchie, udż, zakładane na pograniczu bizantyjskim i tworzące linię frontu pomiędzy islamem a chrześcijaństwem: oparte na zasadach świętej wojny, dżihadu, na plan pierwszy wysuwały tych, co ją prowadzili, tak zwanych gazich, czyli zwycięzców. Nie przeszkadzało im to w prowadzeniu bratobójczych walk z sąsiadami, ale dopiero w drugiej kolejności. Przez pierwsze dziesięciolecia XIV wieku, za panowania Jakuba Beja, do silniejszych i groźniejszych zaliczano państwo Germijan, założone w roku 1283 wokół Kiitahji. Państwo Ajdyn, którego flota operowała na wyspach greckich, podchodząc pod Bałkany, odznaczyło się zwłaszcza w latach 1330-1345 pod rządami gaziego Umur Beja (zmarłego w 1348). Wszystkie te księstwa wcześniej czy później zmuszone będą podporządkować się jednemu z nich, mianowicie bejlikatowi Osmanów, którym sądzone było odegranie wielkiej międzynarodowej roli. Świt Osmanów 195 Świt Osmanów Osmanowie, po turecku Osmantyłar lub Osmanogułłary (Dzieci Osmana), tworzyli w XIII wieku jeden z tych bejlikatów, który jeśli czymkolwiek wyróż- niał się wśród innych, to chyba niewielkim obszarem i słabością: usytuowany w najdalszej, północno-zachodniej części ziem tureckich, narażony był bezpo- średnio na ciosy Bizantyjczyków. Ród ich wywodził się z oguskiego plemienia Kajów, które podczas najaz- dów Seldżuków lub później, w czasie podbojów mongolskich, wyemigrowało do Armenii. Wszystko, co wiąże się z ich pochodzeniem, jest niepewne; zwłaszcza że dawniejsi historycy, pisząc o nich, kierowali się raczej względami apologe- tycznymi niż duchem obiektywizmu. Jakkolwiek było, prawdopodobnie około roku 1225 znaleźli się w regionie Ahlatu nad jeziorami Wan, poddani wła- dzy niejakiego Sulejmana, o podejrzanie muzułmańskim jak na to środowisko imieniu. W każdym razie jego syn, a może wnuk, Er Togruł, i dzieci tegoż mają już imiona o brzmieniu typowo tureckim: Sewdżi i Giinduz, nie wydaje się więc, by byli wcześniej zislamizowani, zwłaszcza że Er Togruł (Męski Sokół) kojarzy się dodatkowo z totemizmem. Autentyczność tej postaci, o której krą- żyło wiele legend, była zresztą kwestionowana; prawie z pewnością można jed- nak przyjąć, że należał do dowódców wojskowych wiernych Seldżukom i że otrzymał od nich lenno w Bitynii. Prawdziwa historia zaczyna się od jego trze- ciego syna, Osmana, noszącego imię muzułmańskie. Założyciel państwa, które otrzymało jego imię i którym władać będzie trzydziestu sześciu jego potom- ków, Osman zawdzięcza swoje dojście do władzy albo osobistym powiązaniom z jakimś wojskowo-religijnym zakonem, albo wpływowi swego teścia, szejcha Edebali (zmarłego w 1325 roku). Bitynia, którą ofiarowali mu Seldżucy, mogła być zatrutym podarkiem, ale w rzeczywistości okazała się niesłychanie cenna. Z całej muzułmańskiej Anatolii przybywali tu awanturnicy i bojownicy za wiarę; garnęli się pod sztandary Kajów tym chętniej, że ci w odróżnieniu od wodzów innych marchii powstrzymywali się od udziału w sukcesyjnych sporach po Seldżukach, kierując swe siły przeciw Bizantyjczykom i to z wyjątkowym szczęściem. W roku 1290, jeszcze przed oficjalną datą powstania państwa ustaloną na rok 1299, Osman I Gazi (1299-1326) opanowuje kilka warowni i osiada w Jeniszehir. Kilkanaście lat później (1317) przekazuje swemu synowi Orhanowi dowództwo nad własną armią, zorganizowaną jeszcze według starego systemu Azji Środkowej na oddziały liczące dziesięciu, stu i tysiąc ludzi, z zadaniem zdobycia dwóch ważnych miast chrześcijańskich, Brusy (Bursy) i Nikei. Czy żył jeszcze, kiedy Orhan wkroczył do pierwszego z nich i ustanowił tam stolicę? Nie wiadomo. Pochowano go w każdym razie w jednym z mauzoleów cesarskiej nekropolii, która zalicza się do architektonicznych wspaniałości miasta. 196 Timuryd zki katakliz m Wspierany przez swego brata Ala ed-Dina (zmarłego w 1333 roku), który był jego wezyrem, Orhan (1326-1359) dał się poznać jako pierwszorzędny orga- nizator i okazał prawdziwym założycielem państwa. Stworzył podstawy admi- nistracji, zbudował mennicę, przedsięwziął rozległe prace budowlane w Brusie. Jednym z najgenialniejszych i najbardziej rewolucyjnych jego posunięć wydaje się przeprowadzona około 1330 roku reorganizacja sił zbrojnych. Równolegle do oddziałów nieregularnych, azabów, utworzył armię zawodową, rzecz wów- czas nieznaną (pomijając może mameluków), jeni czeń (stąd poi. janczarzy) - nową milicję, której siły oceniano początkowo na tysiąc ludzi. Jej liczba zwięk- szała się coraz bardziej, by w końcu XVI wieku dojść do dwudziestu tysięcy. Od początku XV wieku rekrutacja odbywała się metodą dewszirme (odnoszącą się również do iczogłanów, paziów, czyli przyszłych funkcjonariuszy), to zna- czy przez „zbiórkę" dzieci z rodzin chrześcijańskich, wychowywanych w religii muzułmańskiej z myślą o ich wyłącznej służbie wojskowej w gwardii księcia. Jak głosi legenda (lub niepotwierdzona tradycja), instytucję janczarów łączono z potężnym zakonem religijnym bektaszytów, założonym przez Hadżi Bekta- sza Welego (1210-1271) w środkowo-zachodniej Anatolii, w mieście noszącym później jego imię; zakon ten pozostaje nadal, w sposób mniej lub bardziej zakamuflowany, jedną z żywotnych sił w Turcji, tak jak w Albanii był jed- nym z czynników sprzyjających rewolucji komunistycznej. Zasada podziału na żołnierzy zawodowych i nieregularnych obowiązywała też w kawalerii, gdzie wydzielono dwa korpusy: sipahiów (spahisów) i akyndżych (zajmujących się łupieniem pogranicza). Dzięki sprzyjającym okolicznościom zagraniczna polityka Orhana oddalała się stopniowo od ostrożnej polityki jego ojca. W dalszym ciągu kierując główny swój wysiłek przeciw Bizancjum, któremu odbiera Nikeę (Iznik) w 1331 roku, Nikomedię (Izmit) w 1337, Gallipoli (tureckie Gelibolu) w 1357, zwraca się też przeciw swym najbliższym sąsiadom tureckim, anektując pomiędzy rokiem 1335 a 1345 bejlikat Karasu. Jego syn Sulejman Pasza (zmarły w 1357) sprawdził się jako bezcenny pomocnik, obdarzony - jak się zdaje - prawdziwym geniuszem strategicznym, którego jednak nie sposób ocenić z uwagi na przedwczesną śmierć Sulejmana na polowaniu. Co się tyczy Orhana, to zachowywał się jak układny i przebiegły dyplomata, czasami okazując przyjaźń bazyleusowi Janowi VI Kantakuzenowi, którego córkę Teodorę poślubił, czasami wspierając jego rywala Jana V Paleologa, a zawsze ciągnąc korzyści z waśni książąt bizantyjskich. Żeby wspomóc swego teścia w walce z Serbami, w roku 1346 po raz pierwszy wysyła swe wojska do Europy. Niewykluczone, że napotkał tam oddziały innych emirów, którzy chyba nie patrzyli na niego zbyt przychylnym okiem. Było to ważne wydarzenie. Być może zainspirowany nim syn Orhana, Murad I (1359-1389), urodzony około 1326 roku, zrozumiał, że należy Świt Osmanów 197 koniecznie odblokować drzwi na Bałkany, zaryglowane solidnie przez Bizan- cjum. W roku 1361 lub 1362 po sforsowaniu Dardaneli zagarnia miasto Hadriana, Adrianopol, w którym ustanawia drugą stolicę, Edirne. Jego bej- lerbej (głównodowodzący) zajmuje z kolei Filipopolis (Płowdiw), przez co w jego ręce wpada prawie cała Tracja, a do niewoli dostają się tysiące jeńców. Przy tej okazji ogłoszono prawo pendżik, według którego piąta część okupu za jeńców miała trafiać do skarbu. Na Zachodzie zawrzało. Papież Urban V nawoływał do nowej krucjaty... Choć duch wypraw krzy- żowych jeszcze nie zaginął, daleko było do poprzedniej gorączki; na apel papieski odpowiedziały tylko zagrożone bezpośrednio ludy Wschodu: Buł- garzy, Serbowie, Bośniacy, Węgrzy i Wołosi, którzy zostali jednak pobici w roku 1363. Dnia 15 czerwca 1389 roku ich wojska rozgromiono doszczęt- nie w Kosowie. Na polu bitwy Serb Miloś Kobilović zasztyletował Murada*: został potępiony przez całą Serbię, która z entuzjazmem przyłączyła się do zwycięzcy i przez długi czas dostarczała mu najwierniejszych oddziałów posiłkowych. W trakcie gdy Murad zaangażowany był w podbój królestwa bałkańskiego, w kraju należało rozprawić się z ukształtowaną w duchu rycerskim konfraternią religijną, której członkowie, achi, wywodzili się z mieszczaństwa i rzemieślni- ków. Pociągnęło to za sobą marsz na Ankarę: Osmanowie wciąż interesowali się sprawami tureckimi i zamierzali kontrolować Anatolię. Zaangażował się w to bez reszty Bajezid I Jyłdyrym (Błyskawica), zwany w Europie Bajazetem (1389-1402). W roku 1381 poślubił on córkę beja Germijanu, która wniosła mu w posagu sporą część ojcowizny. Pozostałą część zagarnął sam i w ciągu kilku lat podporządkował sobie Konję, Anatolię, Nijde (Nigde), Karaman, Kajseri, Tokat, Siwas, Kastamonu, Amasję, a więc całą starożytną Azję Mniejszą aż do brzegów Eufratu. Nie mniejsze były jego sukcesy w Europie, gdzie wodzowie osmańscy robili stałe wypady na Wołoszczyznę, Węgry i do Bośni, i gdzie przez siedem lat oblegali Konstantynopol. W tym czasie królowi węgierskiemu Zygmuntowi udało się zebrać wielką armię z udziałem rycerzy zakonu krzyżackiego i zakonu szpitalników z wyspy Rodos; znalazł się w niej też sam kwiat szlachty francuskiej: wielki konetabl Francji, hrabia d'Eu, admirał Jean de Yienne, marszałek de Boucicaut, pan de Coucy, książę burgundzki, Jan bez Trwogi, z ponad tysiącem rycerzy i giermków. Armia została pokonana 25 września 1396 roku pod Nikopolis przez Bajezida i jego wasala Stefana Łazarewicza, despotę serbskiego. * Fakt ten nie został z całą pewnością stwierdzony. Przesadne wydaje się również podkre- ślanie potępienia zabójcy przez własny naród; ostatecznie stai się on bohaterem wielu legend i pieśni. Obecnie nazywa się go zwykle Miłoszem Obiiiciem. Nazwisko Kobilović (albo Kobilić) nadają mu utwory powstałe przed XVIII wiekiem (przyp. wyd.). 198 Timuryd zki katakliz m Zwycięzca - padyszach, sułtan i chan w jednej osobie - który w pełni zasłu- giwał na przydomek Błyskawica (Jytdyrym) zajął następnie Tesalię i Peloponez wraz z Atenami. „Mój koń - powiedział - będzie jadł owies na ołtarzu świętego Piotra w Rzymie". Dlaczego nie? Kto mógłby go zatrzymać? Bitwa pod Ankarą Można stwierdzić górnolotnie, że Bóg czuwał nad Europą, z kolei ujmując rzecz historycznie - zły duch Turków sprawił, iż Bajezid Błyskawica żył w tej samej epoce, co Timur Kulawy. Mówiliśmy o pysze tego ostatniego, uzasad- nionej jego niezwyciężonością; pokażemy teraz pychę tego pierwszego, którą tłumaczy stworzone w ciągu niecałego stulecia i obejmujące milion kilometrów kwadratowych powierzchni potężne królestwo. Potrzebny był jednak pretekst do wojny. Nie mogło go zabraknąć, gdy obu monarchów, jednakowo uho- norowanych sukcesami, dzieliła wspólna granica. Tym pretekstem okazała się niepewna podległość kilku feudałów. Timur zresztą zawsze mógł znaleźć inny: miał przecież pod ręką wywłaszczonych emirów anatolijskich, którzy schronili się na jego dworze. „Kim ty jesteś - mógłby zapytać osmańskiego władcę - i jak śmiesz mierzyć się ze mną?". Gdyby jednak Bajezid trochę się ukorzył, gotów był go oszczędzić, głównie dlatego, że dobrze prowadził wojnę z niewiernymi, którą Timur doceniał: ciągle ta jego propaganda! Był w niej mistrzem i na długo przedtem, nim zaangażował się w Anatolii, o wiele wcześniej niż przed wyruszeniem do Syrii w sierpniu 1400 roku, jego agenci rozpoczęli intensywną kampanię psychologiczną. Bajezid nie miał racji, nie doceniając jej i przecenia- jąc własną siłę. Dał rym dowód mniejszego talentu. Obaj władcy maszerowali naprzeciw siebie z całym swym wojskiem, prowadząc kontyngenty złożone ze świeżo podbitych ludów. Spotkali się 20 lipca 1402 roku w pobliżu Ankary. Mówiono o zderzeniu jednego miliona ludzi. Nie mogło ich tam być więcej niż ćwierć miliona, ale były to same doborowe oddziały, najpiękniejsze, jakie widziano. Pod wielobarwnymi proporczykami, pośród błyszczących mundurów żołnierzy, niesamowite wrażenie robiły ogromne słonie, sprowadzone z Indii przez Transoksańczyków. Przepiękna parada! Wspaniałe święto! Któż w tych warunkach mógłby nie kochać wojny? Podobno tylko dla niej stworzony został człowiek. Bitwa zaczęła się dość późnym rankiem, około dziewiątej, ale zakończyła dopiero po zapadnięciu zmroku. Janczarzy trzymali się dzielnie, a jednostki chrześcijańskie, zwłaszcza Serbów, którymi dowodził król Stefan, dokonywały cudów. Oddziały muzułmańskie, zmobilizowane w Azji Mniejszej, przeszły jednak na stronę wroga, w którego szeregach znajdowali się ich dawni emirowie: anatolijscy Turcy czuli się bliżsi Azjatom niż tym, których uważali Bitwa pod Ankarą 199 już za Europejczyków. Kiedy słońce zniknęło za pokrytymi jeszcze lasem pagórkami, państwo osmańskie było pokonane, a sam padyszach znalazł się w niewoli. Zmarł kilka miesięcy później z rozpaczy, a ten, który go rozgromił, choć pogardzał nim mniej niż chciał okazać, z wielką pompą urządził mu pogrzeb w Brusie. Tamerlan przemierzał Azję Mniejszą, odbudowując bejlikaty, grabiąc anatolijską stolicę Osmanów i - jako że święta wojna zobowiązuje - odbijając Smyrnę z rąk rodyjskich rycerzy. Bazyleus nie czekał na jego zwycięstwo, by wywiesić na swych murach ozdobiony smokiem sztandar Timura. Nie był niepokojony. Powracając po raz kolejny do Samarkandy, wielki emir, który we własnych oczach stał się już władcą uniwersalnym i który przynajmniej w świecie turec- kim nie miał godnego siebie rywala, oświadczył, że pragnie teraz uszczęśliwić swój lud. Czyżby doświadczał spóźnionych wyrzutów sumienia za popełnione przez siebie zbrodnie? Prawdą jest, że od kilku już lat sprawiał wrażenie, jakby nie był całkiem głuchy na głos miłosierdzia, i dokonawszy tylu zniszczeń, zabrał się wreszcie za odbudowywanie. Z okazji jego powrotu wyprawiono huczne uro- czystości. Brał w nich udział poseł Kastylii, Ruy Gonzales de Clavijo, i wspo- mniał o tym w relacji ze swej podróży na Wschód. Ale co robił Hiszpan w początkach XV wieku tak daleko od małej, egzotycznej Europy? Nie był tu jedyny. Król Francji Karol VI i Anglii Henryk IV mieli tu także swoich wysłanników, których jednak nie ciągnęło do pisania pamiętników. Świadczy to jednak o tym, że od czasu gdy w XIII wieku Europa odkryła drogę do Azji, nie była już ona tak odległa. I nie minął wiek, gdy przestała być taka mała. Don Ruy de Clavijo zapowiadał pojawienie się konkwistadorów. Rozdział 11 Czasy świetności tureckich państw muzułmańskich Wszystko, co po śmierci Timura należało odbudować, zostało odbudo- wane, tym razem - z korzyścią dla świata tureckiego, w całości już pod znakiem islamu, który przestał być fasadą, a stał się prawdziwą inspiracją do czynów i natchnieniem dla serc. Religia muzułmańska, którą Turcy wyznawali odtąd z przekonaniem, choć może i z pewnymi uprzedzeniami, mogła również im słu- żyć jako oficjalna ideologia, tak jak to było za czasów Seldżuków: od tego są wszystkie ideologie. Imperium osmańskiego nie można jednak traktować jako państwa naprawdę teokratycznego, gdyż w takim państwie władza działa na rzecz Boga, za którego przedstawiciela jest uważana, tymczasem w monarchii Osmanów to Bóg wykorzystywany był często w interesie władzy. Islamem mani- pulowano przez pewien czas, i to na niespotykaną przedtem skalę, w Indiach za panowania Wielkich Mogołów, a konkretnie - Akbara. I tu, i tam chodziło jed- nak o formacje polityczne mogące uchodzić za największe z istniejących potęg muzułmańskich. Regularnie malało znaczenie jasaku, a rosło - szarijatu, cho- ciaż w środowisku Czagataidów w Azji Środkowej i Transoksanii, i być może jeszcze gdzie indziej, przetrwało wspomnienie o Czyngischanidach. Odwieczne tradycje cofały się przed prawem muzułmańskim lub usiłowały przeżyć pod maską szyizmu. Ten stary, „protestancki" ruch w islamie, który święcił dawniej triumfy za Bujidów i Fatymidów, odzyskał siły w takim stopniu, że mógł utoro- wać sobie drogę do zdobycia przewagi w Persji. Dokonała się niezwykła przemiana Turków, przemiana równie znacząca jak kiedyś ta, która spowodowała ich przejście od gospodarki zbieractwa w lasach Syberii do gospodarki hodowlanej na stepach Azji Środkowej. Otoczenie naturalne, klimat, tryb życia różniły się tu całkowicie od poprzednich i całkowicie odmienne czekały też tutaj zadania. Nomadyzm wprawdzie nie Czasy świetności tureckich państw muzułmańskich 201 zaniknął - istnieje przecież do dziś, choć już tylko w stadium szczątkowym - jednak rola koczowników dobiegła lub była bliska końca. Ludzie przywiązani do wędrówek nie stworzyli już niczego istotnie ważnego: skazani byli na odejście. Nastał czas ludzi osiadłych. Najdziwniejsze, że pomimo tych przeobrażeń nie uległy zmianie podsta- wowe cechy tureckiego charakteru, że zachowana została ciągłość działań, postaw, sposobu bycia. Nie zmieniła się też struktura samych państw, w których Turcy nadal stanowili mniejszość i nadal tolerancyjnie odnosili się do większo- ści, nie próbując jej na ogół ani islamizować, ani sturczać. W jednym państwie mogli oni tworzyć tylko grupę przywódczą, w innym - sami przywódcy byli nie-Turkami, często nawet - zislamizowanymi i sturczonymi w ciągu kilku dzie- sięcioleci renegatami, którzy jednak myśleli i reagowali jak Turcy. Tempo transformacji było zadziwiające, jej sukces - niesłychany. Zaledwie jednak stała się w pełni faktem, zamieniła się we własną klęskę, tym dziwniej- szą, że nic jej nie zapowiadało: uczeni osiągnęli pułap wiedzy, ich technika zdystansowała technikę europejską, stan finansów był doskonały, armia - naj- bardziej nowoczesna, flota najbardziej niezawodna, a miasta - pełne budowli zaliczanych obecnie do najcenniejszych w świecie zabytków. Trwało to sto pięćdziesiąt - dwieście lat. Renesans timurydzki zaczął się po 1404 roku; pierwsze oznaki dekadencji dały się zauważyć w drugiej połowie XVI wieku. W każdym razie wiek XVI to jeszcze okres szczytowego rozwoju i nawet w XVII stuleciu nie odnotowano poważniejszego regresu: statek, który idzie szybkim kursem, długo jeszcze płynąć będzie siłą rozpędu, choć w jego maszynerii coś się psuje. Koniec supremacji koczowniczej to wynik unowocześnienia techniki. Broń palna okazała się skuteczniejsza od najdoskonalszego łuku, najlepszych i naj- liczniejszych koni. Argument jest nie do odparcia: nomadzi mogli wprawdzie dorównać ludziom osiadłym, gdyby w tym samym co oni czasie uzbroili się w strzelby i działa, ale tak czy tak tracili swoją przewagę. Z końcem XV wieku bardziej konserwatywna część świata tureckiego zostaje w zasadzie wyelimino- wana; choć nie zniknie bez oporu, choć jeszcze nieraz okryje się chwałą, należy już do przeszłości. Pozostała część Turków, która wzorowo przeszła pierwsze wielkie przekształcenie czasów nowożytnych, będzie kontynuować zaszczytną karierę aż do tego niezbyt odległego dnia, kiedy - częściowo z własnej winy - nie zdoła pokonać drugiego progu modernizacji. Historycy długo dyskuto- wali nad przyczynami załamania się Azji w ogóle, a świata muzułmańskiego w szczególności. Ustalono, że spowodowane to było wielkimi odkryciami, które utorowały Zachodowi drogę do Ameryki i dały mu swobodę ruchów, jakiej dotąd nie miał, a jeszcze bardziej - rewolucją przemysłową w Europie. Nale- żałoby teraz ustalić, dlaczego nie uczestniczyła w tym Azja. Zauważmy od razu, że jeśli ktokolwiek - poza narodami chrześcijańskimi - był do tego zdolny, to 202 Czasy świetnoś ci tureckic h państw muzułm ańskich właśnie Turcy osmańscy. Nie zdobyli się na to. Prawdopodobnie poprzestali na próbach zrozumienia tego, co się dzieje; prawdopodobnie rozum zachęcał do włączenia się w budowę nowoczesnego świata, ale dusza wzbraniała. Prawdą jest, że potęga podobnie jak bogactwo, nie może być wszędzie równocześnie. Pieniądz przyciąga pieniądz, siła - siłę. Nigdzie w świecie nie słyszano o jed- nakowym podziale dóbr i zdolności. Depozytariuszami siły, która nieustannie będzie się potęgować, zostaną narody chrześcijańskie, od Słowian do Portugal- czyków i Anglików. Losy Turków potoczą się teraz dwojako: ci, co pozostaną na etapie wojowników stepowych, zaczną szybko chylić się ku upadkowi, a ci, co włączą się w rewolucję broni palnej, zaczną zwyciężać dzięki artylerii i zastosowaniu najnowszej sztuki wojennej, gdzie o zwycięstwie decydować będzie logistyka i powolny transport ciężkich dział. Tym drugim torem kroczyć będą przede wszystkim Turcy osmańscy. Renesans timurydzki Tamerlan miał czterech synów z prawego łoża i licznych wnuków. Jednym z nich był szaleniec Miran Szah, gubernator Azerbejdżanu i Iraku, który spłodził również chorego umysłowo Chalila. Wystarczyły mu trzy lata, aby zaprzepaścić dorobek Timurydów w zachodniej części państwa. Poddany zgubnemu wpływowi swej małżonki, Szad al-Mulk, w której był nieprzyzwoicie zakochany, ogołocił skarb, zwócił wszystkich przeciwko sobie i pogrążył kraj w anarchii. W roku 1405 przywrócił tam porządek były namiestnik mongolski w Bagdadzie, Ahmed Dżałair. Trzy lata później z wygnania w Egipcie powrócił Kara Jusuf, chan Karakojunłu, i po obaleniu Mirana stworzył w obrębie jego posiadłości to królestwo, które - jak już wspominaliśmy - okazało się jednym z najsilniejszych na Środkowym Wschodzie, zanim nie padło pod ciosami Uzun Hasana. W ten sposób w Iraku i północno-zachodniej Persji nie było więcej mowy o Timurydach. Inni potomkowie Tamerlana byli bardziej utalentowani. Dziwna rzecz - nie odziedziczyli po nim zainteresowania bronią. Jego syn Szah Ruch (1405-1447), pobożny muzułmanin i zarazem strażnik jasaku, oraz wnuk Uług Beg (1447-1449), wybitny uczony, trzymali się z dala od timurydzkich waśni, zadowalając się powstrzymywaniem tendencji separatystycznych swoich wasali, dzięki czemu udało im się zjednoczyć część rodu. Szah Ruch miał siedzibę w Heracie, skąd zarządzał Chorasanem, Mazanderanem, Transoksanią, Parsem z Szirazem i Isfahanem, i utrzymywał kontakty z Chinami. Uług Beg, który rzą- dził w Transoksanii, żył z głową w gwiazdach: w roku 1427 na granicy północnej dał się pokonać Uzbekom, w pewnym sensie tureckim spadkobiercom czyngi- schańskiej Białej Ordy, a po śmierci ojca okazał się niezdolny do przejęcia po Renesans timurydzki 203 nim dziedzictwa. Został zamordowany przez swego własnego syna. Z konfliktu, jaki wybuchł po tym zabójstwie, wyszedł zwycięsko Abu Said (1455-1469), nie- szczęsna ofiara dochowania wierności przodkom, zgładzony ostatecznie przez Uzun Hasana. Potomkowie Abu Saida panowali już tylko w Transoksanii, roz- dzieranej stale walkami wewnętrznymi. Uług Beg był znanym powszechnie poetą, muzykiem, filozofem, matema- tykiem i astronomem. Odnalezione nie tak dawno jego obserwatorium astro- nomiczne należy do rzadkich tego typu zabytków, jakie zachowały się do naszych czasów. Opracowane przez niego Tablice astronomiczne, bardziej znane jako Tablice Uług Bega, stanowiły epokowe wydarzenie w badaniach nieba. Po śmierci władcy przewiezione zostały przez innego astronoma, Al-Kutczego, na osmański dwór Mehmeda II, który je opublikował. Warto odnotować, że już wtedy Konstantynopol niczym magnes przyciągał cały świat turecki. Szah Ruch, także uczony, był jednak przede wszystkim mecenasem. Ścią- gał do Heratu i popierał pisarzy i artystów, stając się - w perspektywie wyłącz- nie perskiej - pierwszym twórcą timurydzkiego odrodzenia. Dokonało się ono w pełni za sułtana Husajna Mirzy, zwanego również Bajkarą (1469-1506), który był prawnukiem Timura przez jego syna Omar Szejcha i stryjecznym wnukiem Szah Rucha. Ten subtelny i wytworny książę, wspomagany przez swego ministra i zarazem najwybitniejszego przedstawiciela tureckiej literatury czagatajskiej, Mir Aliszera Nawoi (1441-1501), przekształcił Herat we Florencję Wschodu. W piśmiennictwie zasłynęli wówczas poeta Dżami i historycy Mirchond i Chon- demir. W latach 1470-1506 zaszczycał to miasto swą obecnością najznakomitszy malarz perski, Behzad. Wszędzie uwidaczniała się aktywna działalność archi- tektów, których budowle olśniewały ceramicznym wystrojem. Tego kulturalnego wzlotu nie odczuwano w zachodniej Persji. Sziraz, który miał niezwykle utalen- towanych malarzy, przeżył już swój złoty wiek w XIII stuleciu, a w Tebrizie pod panowaniem Karakojunłu przygotowywano się dopiero do założenia artystycz- nej szkoły safewidzkiej. Podobnie jak Gaznewidzi i Seldżucy, Turcy timurydzcy okupywali teraz swe winy, służąc sprawie perskiego renesansu. Safewidzi na tronie Persji Ruch safewidzki, który miał doprowadzić do powstania dynastii o tym samym imieniu, narodził się w środowisku turkmeńskim we wschodniej Anatolii. Wielu badaczy widzi w Safewidach twórców nowożytnej Persji, ale zdaniem Minorsky'ego dynastia ich stanowi trzecią z kolei wersję panowania koczowniczych Turków nad antycznym ludem Medów i Persów. Faktem jest, że safewidzki Iran był państwem w pełni narodowym i zarazem podatnym na oddziaływanie mniejszości tureckich. 204 Czasy świetnoś ci tureckic h państw muzułm ańskich Safewidzi wywodzili swe pochodzenie od sunnickiego szejcha Safi ed-Dina (1253-1334) z Ardebilu, który cieszył się dużą popularnością wśród Kyzyłba- szów, (czyli „Czerwonych Głów") ze Środkowego Wschodu, skądinąd zresztą niezbyt ortodoksyjnych. Mimo dość powszechnej opinii, że Kyzyłbasze czy też Alewici są tureckimi szyitami, od dawna zwracałem uwagę na ich przywiąza- nie do tradycji szamańskich i wspomnień z Azji Środkowej, skrywanych pod maską szyizmu, dość otwartego i mającego niezliczoną ilość odcieni. Wybitna znawczyni tego zagadnienia, Irenę Melikoff, stwierdziła wyraźnie, że alewizm był „religijną koncepcją turkmeńską, której propaganda safewidzka użyczyła rysów mistyczno-szyickich". Na przełomie XV i XVI wieku „czerwonogłowi" Turkmeni, żywiący żal do Osmanów z powodu zniewolenia bejlikatów i czując się coraz bardziej obcymi suwerenom rezydującym w bizantyńskim przepychu Konstantynopola, zdeklarowali się jako poplecznicy szyizmu. Na przywódcę wybrali twórcę ruchu safewickiego, Hajdara, który wraz ze swym synem Ismail Szahem (1502-1524) gotów był podjąć walkę z Osmanami, by zaspokoić dalekosiężne aspiracje Turk- menów. Pomiędzy ortodoksyjnymi i „protestanckimi" muzułmanami wybuchła wojna religijna, okrutna jak zawsze, która po wygranej szyizmu i ustanowieniu go religią państwową w Persji przekształciła się w wojnę pomiędzy państwem osmańskim i perskim. Dodatkowo przeniosła się ona na teren Azji Środkowej, gdzie inna potęga turecko-sunnicka, mianowicie państwo Uzbeków, sprzymie- rzyła się oczywiście z Osmanami. Ten długi konflikt, na którym Persja nie wyszła najlepiej, przyspieszył znacznie degradację Anatolii wschodniej, zapo- czątkowując wcześniej niż się spodziewano proces emigracji Ormian. Sytuacja tych ostatnich jako mieszkańców strefy przyfrontowej stała się do tego stopnia nieznośna, że część z nich przedostała się do Isfahanu, część do Konstantyno- pola, inni wyruszyli jeszcze dalej w różne strony świata. Doszło też do ostatecz- nego podziału ludności anatolijskiej pochodzenia tureckiego na dwie rywali- zujące ze sobą zaciekle i mniej więcej równe sobie frakcje, choć ich rozmiary trudno byłoby dziś oszacować. Turkmeni, szczególnie zaś Kyzyłbasze, którzy musieli pozostać w Anatolii, nie wymazali z pamięci przeżytego holocaustu i do tej pory wypominają ze świętym oburzeniem sułtanowi Selimowi swoich współbraci „porąbanych na kawałki" i „zatknięte na czubkach włóczni" główki dzieci. Konsekwencje tego dawnego konfliktu odnajdziemy potem w okresie narodowej rewolucji tureckiej, a nawet jeszcze teraz, w rozbiciu na dwie wiel- kie partie polityczne obywateli Republiki Tureckiej. Szach Ismail, założyciel dynastii Safewidów, uważany był długo za Turka. Dzisiaj niektórzy wolą widzieć w nim Persa lub może Kurda. Jego matką była córka Uzun Hasana, wodza Akkojunłu, a więc Turczynka, ojcem zaś - Hajdar, który jeśli nawet przypadkiem był Persem, utrzymywał stałe kontakty ze środowiskiem tureckojęzycznym. Sam Ismail okazał się utalentowanym Safewiidzi na tronie Persji 205 poetą, piszącym pod pseudonimem Hataji w języku turecko-azerbejdżańskim (czyli azerskim), choć władał też arabskim i perskim. Aby przysłużyć się swojej sprawie, ojciec lub syn sfałszowali prawdopodobnie dokumenty - o ile nie zrobiono tego przed nimi - odnoszące się do szejcha Safi ed-Dina, przerabiając go na najprawdziwszego szczerego szyitę, który wywodził się z rodu zięcia Proroka, Alego, i ostatniego króla sasanidzkiego, Jezdegerta III. Bardzo przemyślany program! Hajdar, wprowadzony poprzez małżeństwo do królewskiej rodziny Akko- junłu, został przez nich następnie zabity. Przebywający na wygnaniu Ismail szukał okazji do zemsty. W latach 1502 i 1503, wspierany przez wiernych mu Kyzyłbaszów, pokonuje kolejno Alwanda i Murada, wodzów Białych Baranów, i wkracza do Tebrizu, gdzie ogłasza się szachem. Jego państwo pozostanie pań- stwem perskim, a nie mezopotamskim czy anatolijskim, o czym przesądzi klęska w bitwie z sułtanem Selimem I (23 sierpnia 1514, Czałdyran), pozbawiając go wszelkich możliwości ekspansji w kierunku zachodnim. Dzieło zjednoczenia kraju przypadnie w udziale jego następcy, który w latach 1529-1530 zdobędzie jeszcze Chorasan. Ukształtowane wówczas granice, nie licząc drobnych korekt spowodowanych późniejszymi wojnami, będą znanymi nam dzisiaj granicami państwa irańskiego, które zajmuje przestrzeń o wiele skromniejszą niż w cza- sach starożytnych i nie obejmuje wszystkich ludów posługujących się językami irańskimi. Turcy stanowili tu mniejszość, ale oligarchiczną. Rekrutowali się wyłącz- nie z plemion, które podbiły Persję: Szamłu, Ustagłu, Ramłu, Tekkeli, Kadżar i Warsak, oraz z chorasańskich Afszarów, którzy przyłączyli się do nich póź- niej. Ich bejowie zajmowali najwyższe stanowiska cywilne i wojskowe, dzielili między siebie najlepsze ziemie i monopolizowali środki materialne. Pogardzali Persami, którzy odpłacali im tym samym, rozmawiali po turecku, choć pisali już po persku, opierali się na koczownikach, mimo że sami prowadzili osiadły lub miejski tryb życia. Podobnie jak francuscy protestanci wypędzeni z kraju po odwołaniu Edyktu nantejskiego, chowali w sercu nienawiść do osmańskiej Turcji, gdzie - o dziwo - klasa rządząca była już nieturecka. W okresie dzie- sięciolecia poprzedzającego wstąpienie na tron Abbasa Wielkiego (1588-1629) Turkom udało się wprowadzić prawdziwą dyktaturę. Dlatego też szach pró- bował szukać przeciwwagi dla ich wpływów, opierając się na zawodowej pie- chocie, wyposażonej w broń palną, na chrześcijańskiej administracji i handlu ormiańskim. Jednocześnie starał się podnieść poziom kulturalny Szahsewenów („Tych, co kochają szacha", czyli Alego, a nie króla perskiego) - Kyzyłbaszów, którzy nadali Persji groźną formę teokracji. Najbardziej znamiennym posunię- ciem było mianowanie dostojnika tureckiego na stanowisko wezyra, tradycyj- nie zarezerwowane dla Persa. Nie przeszkodziło to wcale tureckiemu króle- stwu w Persji stać się królestwem w pełni perskim. Ci, których zachód nazywał 206 Czasy świetnoś ci tureckic h państw muzułm ańskich Wielkimi Sofimi, w swoich isfahańskich pałacach rozmawiali po turecku, ale nie miało to nic wspólnego ze sprawami państwa, i podobnie jak ich obyczaje wiązało się ściśle z prywatną sferą życia. Ich stolica, Isfahan, i jej pyszne zabytki 0 cudownie dekoracyjnym wystroju, jej place, aleje, mosty, pawilony, grobowce 1 meczety, wzniesione i urządzone dzięki geniuszowi Safewidów, stanowią nie- zapomniane świadectwo triumfu ducha perskiego. Koniec Złotej Ordy Chanat Kipczacki, któremu dawną potęgę i skuteczność przywrócił Toch- tamysz, został mocno osłabiony ciosem zadanym mu przez Tamerlana. Jego nieoczekiwane odrodzenie okazało się bardziej powierzchowne niż rzeczywiste i chanatowi groziła powolna śmierć. Dobre czasy nastały jeszcze na krótko za panowania następców Tochtamysza: Timur Kutługa (1398-1400), który zwy- ciężył Litwinów nad Worsklą, Szadi Bega (1400-1407), który podjął wyprawy przeciw Rusi, i Pułada (1407-1412), choć faktycznie w imieniu dwóch ostat- nich suwerenów rządy sprawował wódz ordy Nogajów - inaczej: Mangytów - Idiku* (1400-1412). On to jeszcze w 1408 roku zażądał od Rusi daniny, podpa- lił Niżni Nowogród i Gorodec, po czym pomaszerował na Moskwę, spod której wycofał się jednak pod wpływem mglistych obietnictw posłuszeństwa. Moskwa stanęła wówczas na czele podnoszących się z upadku ziem ruskich i szykowała się do wejścia na historyczną arenę pod przewodem wielkiego księcia Iwana III (1462-1505). Nieunikniony rozkład Złotej Ordy zaczął się w okresie długiego sprawowa- nia władzy przez Kiicziik Muhammeda (1423-1459). Około roku 1430 od cha- natu odłączył się i założył własne królestwo, znane pod nazwą Chanatu Krym- skiego, jeden z potomków Tuga Timura, syna Dżocziego, Hadżi Girej I (zmarły w 1466). To nowe państwo z późniejszą stolicą w Bachczysaraju nie ograniczało się terytorialnie do małego półwyspu na południu dzisiejszej Ukrainy, ale się- gało górnego Donu, dolnego Dniepru, Tambowa i Jelca. W rękach dynastii Girejów pozostawało ono aż do upadku w roku 1783, nie zawsze zresztą dys- ponując pełną suwerennością. W roku 1475 Mengli Girej I musiał uznać się za lennika imperium osmańskiego, które kontrolowało bezpośrednio wybrzeże czarnomorskie, a w 1771 roku chanat znajdzie się czasowo pod protektora- tem Rosji**. Drugim z kolei, który ogłosił własną niezależność (1445), był syn Dżalal ed-Dina i wnuk Tochtamysza, Uług Muhammad (1445-1446). Jego spadko- * W źródłach ruskich Idiku zwany jest Edygejem (przyp. wyd.). ** Nie była to jednak, jak zdaje się sugerować autor, chwilowa zależność, ale krok w kierunku całkowitej utraty niepodległości (przyp. wyd.). Koniec Złotej Ordy 207 bierca Mahmudek (1446-1464) pokonał i wziął do niewoli wielkiego księcia Moskwy, Wasyla II, a następnie zagarnął Kazań, gdzie rządził wówczas Ali Beg. Chanat Kazański rozszerzył się na terytorium dawnej Bułgarii i objął zarówno tureckojęzycznych Tatarów, Baszkirów i Czuwaszów, jak i nieturecko- języcznych Czeremisów i Mordwinów. W ślady Uług Muhammada i Hadżi Gireja I poszedł Kasym (1466-1490), który utworzył małe państewko wokół Astrachania, wciśnięte między Wołgę i Don, Kubań i Terek. To rozdrobnienie Złotej Ordy samo w sobie było groźne. Ale doszło do czegoś gorszego. Mniej więcej w tym samym czasie jeden z potomków Uług Muhammada, również o imieniu Kasym, udał się do Moskwy, żeby otrzymać nadaniu „hrabstwa" w mieście Gorodok, przemianowanym później na Kasymow. Okazał się on wiernym stronnikiem Moskwy, ułatwiając jej przyszły kontratak. W roku 1573 jego kolejny spadkobierca, Sajn Bułat, przyjmie chrzest i wkrótce już jako Symeon otrzyma tytuł cara: będzie to wstęp do przyszłej rusyfikacji i wymuszonej konwersji w latach 1651-1656. Miary nieszczęść Złotej Ordy dopełniły wielkie plemiona koczownicze, które działały już wyłącznie na własną rękę. Na przykład Nogajowie znad rzeki Ural stają się tak potężni, że w roku 1551 potrafią wystawić do boju armię złożoną z trzystu tysięcy jeźdźców. Wzbogacą się oni stopniowo, handlując końmi z kniaziami ruskimi, którym rocznie sprzedawać będą do pięćdziesięciu tysięcy sztuk; handel ten uzależni ich jednak poważnie od Rusi. Rozpadu Złotej Ordy dałoby się uniknąć, bo przecież w każdej chwili któryś z dowódców wojskowych mógł odtworzyć na stepach zjednoczone pań- stwo tureckie, gdyby nie nagły wzrost znaczenia Rusinów. Wyłonienie się ich państwa, które miało się okazać zaciekłym i nieprzejednanym wrogiem ludów tureckojęzycznych i islamu, było z pewnością najważniejszym wydarzeniem w dziejach Turków pomiędzy XV a XIX stuleciem. Naturalnie, Turcy nie prze- widzieli konsekwencji tego wydarzenia. Jak wszystkie ludy stojące na skraju przepaści trwali w zaślepieniu, które zdumiewa historyka. Nie potrafili zjedno- czyć się w obliczu niebezpieczeństwa, nie uczynili nic, żeby odwrócić zły los, a niekiedy nawet przyspieszali jego bieg. Przeciwko temu, co pozostało ze Złotej Ordy, występuje Iwan III, który najpierw sprzymierza się z chanami: krymskim i Akkojunłu, Uzun Hasanem, potem zaś - według stałego scenariusza - odmawia płacenia trybutu. Kiedy Ahmed Chan (1460-1481) wyrusza na Moskwę, jej ludność grupuje swe siły nad Oką, a następnie nad Ugra (1480), gdzie nikt nie chce zaryzykować bitwy. Wojska tatarskie wycofały się. Oznacza to koniec, ponieważ Orda mogła rządzić tylko przemocą. W roku 1502 chan krymski Mengli Girej I, z poduszczenia wielkiego księcia Moskwy, zajmuje i niszczy Saraj. 208 Czasy świetnoś ci tureckic h państw muzułm ańskich Chanaty Kazański i Astrachański Aż do roku 1518, kiedy to wygasła dynastia założona przez Uług Muham- mada, Chanat Kazański był państwem silnym, zdolnym powstrzymać presję Rusi. Synowie Mahmudeka, Chalil (1462-1467) i Ibrahim (1467-1479), mogli się nawet poszczycić pewnymi sukcesami, jak choćby zdobycie Wiatki. Począt- kowe szansę zniweczył jednak konflikt, jaki wybuchł pomiędzy synami Ibra- hima, Alim, Muhammadem Aminem i Abd al-Latifem, i zbiegł się z wyprawą Tatarów z Chanatu Syberyjskiego. Śmierć Muhammada Amina w roku 1518 doprowadziła do poważnego kryzysu sukcesyjnego, który przypadł w najgor- szym momencie. Wietrząc dobry interes, Moskwa i Krym forowały własnych kandydatów na tron. Jako wówczas najsilniejszy wygrał najpierw Krym. Chan Mehmed Girej (1515-1523) w roku 1521 rozbił doszczętnie Moskwiczan, spu- stoszył regiony: moskiewski, nowogrodzki, riazański, narzucił ponownie daninę, sprzedał jako niewolników „setki tysięcy jeńców" (?) na rynkach Kafty i osadził na tronie w Kazaniu Sahiba Gireja. Triumf był krótkotrwały. Dwa lata po tej epopei Mehmed zginął, a rok później Sahib Girej abdykował, pozostawiając kazański tron trzynastoletniemu bratankowi - Safie Girejowi (1524-1531). Tymczasem w Kazaniu potrzebny był człowiek dojrzały i to nie byle kto, tym bardziej że wydarzył się niebezpieczny wypadek: jazda tatarska, która dla umocnienia pozycji Safy ruszyła na Moskwę, została zatrzymana palbą artyleryjską. Był to nie tyle niebezpieczny wypadek, co ostry zakręt historii! Po raz pierwszy armata okazała się skuteczniejsza od jeźdźców i łuków. W ciągu jednego dnia złamana została równowaga sił. Upokorzenie chana krymskiego wykorzystały plemiona Nogajów, które splądrowały jego ziemie, oraz władcy Rusi, którzy podjęli podwójną ofensywę, dyplomatyczną i wojskową. Osmanowie, zamiast przystąpić do natychmiastowej interwencji w interesie swoich lenników i własnym, nie zrobili nic. Na próżno Tatarzy krymscy usiłowali stworzyć koalicję antyruską. Udało im się to dopiero w latach 1560-1570, kiedy było już za późno. W atmosferze powszechnej obojętności w ciągu kilku dziesięcioleci XVI wieku zadecydowały się losy dwóch światów: tureckiego i słowiańskiego. W roku 1552 Iwan IV Groźny postanawia rozprawić się z Kazaniem. Oblężenie miasta, w którym bierze udział artyleria, zaczyna się w czerwcu, kończy - drugiego października zwycięskim szturmem. Wojska krymskie, które z kilkoma bombardami próbowały przyjść Tatarom z odsieczą, poniosły ciężkie straty i zostały odparte. Chanat Kazański przyłączono do Rusi, jego ludność zmuszono do posłuszeństwa lub wypędzono, najlepsze ziemie rozdano bojarom i klasztorom, a wszędzie zaroiło się od Rosjan. Na początku XVII wieku Tatarzy stanowili już mniejszość tam, gdzie przedtem mieli swoje królestwo i gdzie utrwalili cywilizację turecką. W późniejszych okresach czekają ich Chanaty Kazański i Astrachański 209 gorsze doświadczenia: będą musieli przeżyć do końca politykę rusyfikacji i chrystianizacji. Po upadku Kazania trzeba było jeszcze trzech lat. żeby pokonać dzielnych Baszkirów z regionu Ufy. Piszę: pokonać, a nie: podporządkować, ponieważ nie zaakceptowaliby oni nigdy statusu lenników. Małe plemię baszkirskie nie przestanie swej prawie beznadziejnej walki z przyszłą Wielką Rusią; buntuje się w latach 1678, 1708, 1716, 1735-1737, 1740 i 1755, a w roku 1773 da Pugaczowowi jego najlepszego pomocnika, Saławata Jułajewa. Z kolei zaczyna się rozgrywka o wyeliminowanie Chanatu Astrachańskiego, znacznie słabszego niż Chanat Kazański. Na tamtejszym tronie książęta zmie- niali się prawie tak samo często, jak prezydenci w systemach wielopartyj- nych. Rosjanie, Nogajowie, Tatarzy krymscy i kazańscy prześcigali się w intry- gach. Naciski ord i wielkiego Chanatu Krymskiego doprowadziły w końcu do tego, że władca Abd er-Rahman (1534-1538) zwrócił się o pomoc do cara. W ten sposób drzwi do Astrachania zostały otwarte. Car stanął w nich w roku 1556 i przyłączył królestwo do nowo powstającego państwa rosyjskiego. Był to wielki odwet na Mongołach, a zarazem podzwonne dla Turków. Pozostawione same sobie ziemie krymskie, w stosunkowo wąskim korytarzu pomiędzy Wołgą a Donem, będą w przyszłości ostatecznie i nieodwołalnie skolonizowane. Jak- kolwiek oceniać to, co wydarzyło się w drugiej połowie drugiego tysiąclecia (1550-1900), rezultat - z niewielkimi wyjątkami - jest następujący: wszyst- kie terytoria na północ od Morza Czarnego, aż po Ural i Kamę, które przez ponad tysiąc lat należały do ludów tureckojęzycznych, znalazły się w rękach ludów słowiańskojęzycznych. Czy stało się tak na skutek intensywnej koloni- zacji? Docenionego nareszcie potencjału rolniczego? Asymilacji, przesiedleń, egzekucji, być może - zbrodni ludobójstwa? Pytania te nie doczekały się do dzisiaj odpowiedzi. Azja Środkowa po śmierci Timura Ziemie na wschód i południowy-wschód od Uralu przypadły w udziale Szejbanowi, bratu Berkego, Ordy i Batu. Kiedy za Tochtamysza wodzowie Białej Ordy objęli panowanie nad Złotą Ordą. regiony Sary Su, Ułu Tau oraz Turgaju zostały zagarnięte przez Szejbanidów, których ordy, w liczbie dziewięćdziesięciu dwóch, przyjęły w połowie XIV wieku miano Ózbegów lub Uzbeków. Właściwym twórcą uzbeckiej potęgi był Abu'1-Chajr (1412-1468), którego w 1428 roku nad Turą w zachodniej Syberii (okolice dzisiejszego Tobolska) ogłoszono chanem. Przejął on wszystkie posiadłości Czagataidów, położone na wschód od rzeki Ural i na północ od Syr-darii, i wkroczył do Transoksanii, 210 Czasy świetnoś ci tureckic h państw muzułm ańskich by pomóc Timurydzie Abu Saidowi w odzyskaniu tronu jego przodków w Samarkandzie. Sukces okazał się przelotny. Azja Środkowa nie dojrzała jeszcze do uzbeckiego państwa. W latach 1465-1466 całe rodziny, klany buntują się i decydują na wędrówkę po stepie. Od tureckiego słowa kazak (uciekinier), które Słowianie przekształcili w kozak, stepy te noszą dziś nazwę Kazachstanu. Przyłączyli się do nich i objęli nad nimi dowództwo książęta Karaj i Dżanibek, których popierał chan Mogolistanu. Do rozkwitu ich barbarzyńskiej potęgi przyczynili się synowie Dżanibeka, Baranduk (około 1488-1509) i Kasym (1509-1518). Ten ostatni, zdaniem Babur Szaha, mógł wystawić w polu trzysta tysięcy wojowników. Kazachowie podzielili się w końcu na trzy ordy*: Wielką na wschodzie, Średnią nad Irtyszem i Małą na zachodzie. Działo się to w tym samym okresie, kiedy państwo Uzbeków zaczęły pustoszyć zachodniomongolskie plemiona Ojratów, czyli Kałmuków, władające rozległym terytorium u podnóża Ałtaju i Changaju. W tych okolicznościach zmarł Abu'1-Chajr, a trzy lata później resztki stworzonego przez niego państwa zniszczy najbardziej energiczny z chanów Mogolistanu. Jego restauracją zajmie się wnuk Abu'1-Chajra, Muhammad Szejbani, który rozpoczął swą karierę w mieście Turkiestan. Włączywszy się w spory pomiędzy Timurydami, w roku 1500 wkracza on do Buchary i Samarkandy, i zajmuje Chorezm, a następnie zwraca się przeciwko swym dawnym protektorom, chanom mogolskim. W bitwie pod Achksi w Ferganie rozbija Mongołów i Ujgurów, zdobywa Kokand i Andiżan (czerwiec 1503); Chiwa i Balch dostają się w jego ręce w latach 1505-1506, Herat - w 1507 roku. Po opanowaniu zachodniego Turkiestanu i Chorasanu Uzbecy stanowili największe państwo Azji Środkowej, ale funkcjonujący w tym państwie system apanaży czynił je kruchym. Muhammad Szejbani był księciem wyrozumiałym, wykształconym, świadomym swej wartości, osobowością pierwszoplanową, której wszystko mogło się powieść, gdyby nie dwa nieszczęsne przypadki. Po pierwsze: wzbudził nienawiść w kimś, kto był człowiekiem zupełnie innego formatu, a przy tym dobrze wykształconym, mianowicie w Babur Szahu, zdobywcy Indii; po drugie: spotkał na swej drodze safewidzkiego szacha Ismaila. Pokonano go, zanim sułtan Selim odniósł zwycięstwo nad szyitami: 2 grudnia 1510 roku bitwa pod Merwem położyła kres karierze i życiu Muhammada Szejbaniego. Bitwa miała rangę symbolu i wywołała wiele zamieszania. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów na granicy między Persją a Turanem, która od czterech stuleci stanowiła dla Turków odskocznię do wykonania zwrotu na Bliski Wschód, Persja zwyciężyła Azję Środkową, człowiek osiadły powstrzymał koczownika. To były niuanse, ale siła niuansów bierze się z brutalnych faktów, z idei, która jest tej siły nośnikiem. Chodzi raczej o żuzy - duże ugrupowanie rodowo-terytorialne (przyp. wyd.). Babur Szah 211 Babur Szah Babur, czyli Pantera, urodził się w 1483 roku w Andiżanie w księstwie Fergany, którym jego ojciec władał tylko dzięki protekcji mogolskiego chana Junusa. O wybiciu się na niepodległość, o powrocie do Samarkandy nie było co marzyć: chan Szejbani miał zbyt mocną pozycję w Transoksanii. Wielkich ludzi stać jednak na marzenia! Babur nigdy nie przestał śnić 0 mieście swoich przodków i poświęcił swoje najlepsze lata, od czternastego do trzydziestego szóstego roku życia, na próby jego zdobycia. A przecież pochodził z arystokracji, wywodząc się poprzez Miran Szaha w prostej linii od Tamerlana; a poprzez matkę - od Czyngis Chana. Przeznaczony był mu jednak inny los: miał stać się założycielem imperium indyjskiego. W dolinie Indusu i Gangesu, jak wszędzie po odejściu Timura, nie zbudowano żadnego państwa. Do roku 1414 panowała tam anarchia, później efemeryczną dynastię Sajidów założył pewien ziranizowany Turek, pełniący funkcję gubernatora. Zastąpiła ich afgańska dynastia Lodi, która wygasła pod tyrańskimi rządami Ibrahim Szaha (1517-1526). Turcy nie odgrywali już większej roli i zdawało się, że poszli w zapomnienie. Nadszedł czas ich powrotu. Zdobywca Indii, Babur, był jedną z najpełniejszych i najbardziej fascynują- cych postaci, jakie można spotkać. Trzeba jednak zdobyć się na pewien wysiłek, aby pojąć, że był człowiekiem swojej epoki i swojego środowiska, który nie cofał się przed zbrodnią. Nie dlatego, że był okrutny z natury, wręcz przeciwnie: zabija, masakruje, ponieważ taki jest zwyczaj; wznosi wieże z ludzkich czaszek, nie odczuwając wyrzutów sumienia. Ten nienasycony sybaryta i pasjonat, który nadużywał wszystkiego, co mogło ofiarować życie, miłości, wina, narkotyków, hazardu, jadła i sportu, wielokrotnie robił długi rachunek sumienia i nigdy nie przyszło mu do głowy, że postąpił źle, tak samo zadając śmierć winnym, jak 1 niewinnym; nigdy, wyrażając częste życzenie „nawrócenia się", nie zadręczał się odpowiedzialnością za wydane przez siebie wyroki skazujące, często w trybie doraźnym. Uważał się za człowieka dobrego, skłonnego do litości, okazującego łaskę, gdy go o to proszono, zawsze w najwyższym stopniu zatroskanego o to, co w jego pojęciu było sprawiedliwością. Dzisiaj rozumuje się inaczej i kwestia jego osądu nie budzi naszych wątpliwości. Ale cóż to za indywidualność! Ma wszystkie zalety ciała i umysłu, siłę fizyczną - wprost legendarną. Jest doskonałym szermierzem; nie ma sobie równych w łucznictwie; wspaniale jeździ konno i prędzej zajeździ wierzchowca, nim sam się zmęczy; poluje jak nikt inny, wybierając gonitwę za zwierzyną niż łowy z jastrzębiem, które wydawały mu się nie dość atrakcyjne, dopóki nie upodobał sobie jednego sokoła. Przebywa rzeki wpław, osobiście toruje w śniegu drogę dla swych oddziałów i odmawia schronienia się, gdy 212 Czasy świetnoś ci tureckic h państw muzułm ańskich jego żołnierze muszą znosić niepogodę... Między jedną wojną a drugą, na polowaniu lub w podróży, zatrzymuje się niekiedy, aby napisać parę linijek wierszy, zanotować jakieś spostrzeżenia. Jest człowiekiem wszechstronnie wykształconym. Jurysta, dogłębnie zna prawo. Poważny, ale i pełen entuzjazmu krytyk: jego oceny twórczości pisarzy i artystów często potwierdzą potomni. Nie omieszka nigdy zwiedzić mijanego po drodze zabytku. Zachwyca go pobyt w Heracie, pełnym jeszcze życia mimo niedawnej śmierci Husajna Bajkary. Uwielbia lektury i pewnego dnia tak długo zasiedział się w bibliotece, że jego sztab zaczął go szukać. Zachwyca go przyroda, dzika i oswojona. Potrafi godzinami przyglądać się kwiatom; jego miłości do nich zawdzięczamy zapewne te cudowne ogrody, które urządzą w Indiach jego potomkowie. Jako człowiek zna ludzkie słabości i wzloty, i ma niezwykłe wyczucie współbliźnich. Bezsprzecznie skłonny do przekory, do kawałów, których nie powstydziłby się współczesny uczniak, unika złośliwej przesady w jednym i drugim. Z najwyższym szacunkiem odnosi się do przekonań drugiego człowieka i bez wahania rezygnuje z przyjemności, które sprawiłyby przykrość jego gościowi. Swoich najbliższych kocha tak, jak kocha życie. Jaką czułością otacza własną żonę! Z jakim bólem opłakuje śmierć tych, których stracił! Jaką trwogą napawa go śmierć jemu sądzona! Z jaką nostalgią wspomina przeszłość i ukochany kraj, który porzucił! A list adresowany do syna; pełen finezji, umiaru i subtelnych niuansów, to prawdziwa perełka dawnej literatury epistolarnej. Wystarczy. Tak opisany człowiek uniósł się już ponad ludzką kondycję. Jest geniuszem. Jego Pamiętniki lub - ściślej - Wydarzenia, Wakiat, nazywane popularnie Babur-name (Księga Babura), napisane prostym, bezpośrednim sty- lem, nie bez stronniczości, ale najzupełniej szczerze, są nie tylko podstawowym źródłem historycznym, ale jedną z najpiękniejszych książek wspomnieniowych, jakie ukazały się w języku turecko-czagatajskim. A jego kampania w Indiach, jedyna konsekwentnie przez niego przeprowadzona operacja militarna, stawia go w rzędzie największych zdobywców. Rezygnując w końcu z drogiej mu Samarkandy, Babur urządził sobie królestwo w Kabulu, a więc tam, skąd można kontrolować Indie. Początkowo, przez pięć lub może sześć lat, wyprawiał się tam w celach rabunkowych. Wreszcie któregoś dnia zdecydował się na wielką przygodę. Wyrusza z Kabulu 17 listopada 1525 roku z nieznacznymi siłami (dwanaście tysięcy ludzi), schodzi przełęczą Chajber, przekracza Indus, zajmuje Sijalkot i Malwę. Dnia 20 kwietnia następnego roku w miejscowości Panipat (tam, gdzie tyle razy rozstrzygały się losy Indii) natyka się na stutysięczną armię Ibrahima Lodi, której towarzyszy tysiąc słoni. Wychodzi zwycięsko z tego starcia i nazajutrz wjeżdża do Delhi. Poddają mu się wszystkie prowincje północy, łącznie z Bengalem. Babur Szah 213 Cztery lata później, 26 grudnia 1530 roku, umiera, nie zdążywszy na dobre zorganizować swego państwa, zapełnić go dziełami sztuki, których można by się po nim spodziewać. Spoczywa w Kabulu, w skromnym grobie, przy którym blednie grobowiec Humajuna, a kto wie, może i sam Tadż Mahal. Wnuk kazał mu wyryć takie epitafium: „Niczym światło poranka podbił królestwo dusz i świat ciał i uleciał do Nieba". Założenie imperium indyjskiego Kiedy w roku 1876 angielska królowa Wiktoria proklamowała się cesa- rzową Indii, podjęła tylko koronę, która osiemnaście lat wcześniej spadła z głowy Bahadur Szaha II, ostatniego władcy Wielkich Mogołów. Tworząc swego czasu imperium indyjskie, Babur jak każdy ówczesny książę myślał 0 restauracji dzieła Czyngis Chana i z tego względu ten Turek i muzułmanin odwoływał się do Mongołów lub Mogołów. Syn Babura, Humajun, kochany przez ojca tą miłością, która każe prze- chodzić do porządku dziennego nad przeciętnością i okazywać pobłażliwość ukochanej osobie, nie potrafił tego państwa zachować. Jeszcze całkiem niedoj- rzałe, musiał je wydać uzurpatorowi afgańskiemu, wyjątkowo utalentowanemu Szer Szahowi, a sam szukał schronienia na dworze safewidzkim (1538). Czyżby Babur tak bardzo pomylił się w ocenie syna? Rok przed śmiercią Humajun odnajdzie w sobie siły, by odzyskać ojcowiznę (1556), którą po nim odziedzi- czy trzynastoletni wtedy Akbar. Szczątki Humajuna, postaci dziwnej jak na ojca 1 syna dwóch geniuszy, spoczną w wybudowanym przez wdowę po nim, Hamidę Banu Begum, ogromnym mauzoleum, które stanie się prototypem i zarazem arcydziełem ogrodowo-pałacowej sztuki sepulkralnej, z jakiej zasłynie archi- tektura indyjska (1569). Akbar jeszcze jako dziecko staje się dziedzicem największej na ziemi potęgi. Indie, zamieszkane prawdopodobnie przez około stumilionową popula- cję, były krajem o nagromadzonych przez wieki bogactwach, które pomnażały się nieustannie dzięki krociowym wpływom uzyskiwanym z doskonale rozwi- niętej produkcji przemysłowej i wymiany handlowej. Większość mieszkańców stanowili wieśniacy, ale miasta przeżywały okres rozkwitu: Lahaur było bardziej zaludnione niż Paryż czy Neapol, największe ówcześnie miasta Europy. Poziom życia Hindusów był porównywalny do europejskiego: bez zbytniego dostatku, ale i bez niedożywienia. Natomiast klasa rządząca pławiła się w nieprawdopo- dobnym luksusie. Po trudnych początkach spowodowanych częściowo własną małoletniością, nad którą czuwała matka i atabeg Bajram Chan, mając dość szczęścia, by jesz- BAKTRI A Baktra (Balch) KASZMIR ~^\_ Srinagar TURCY W INDIA CH T Y B E T Założenie imperium indyjskiego 215 cze raz pokonać Hindusów w Panipacie, mógł Akbar rozpocząć przygotowania do przyszłego zjednoczenia całego subkontynentu, organizacji i dalszego wzbo- gacania państwa oraz przedziwnego doświadczenia duchowego, jakim była jego religia oparta na pradawnej tureckiej koncepcji boskości. Wyzwolony spod kurateli matki i atabega Bajram Chana, nowy władca okazał się równie wielkim zdobywcą, co doskonałym organizatorem i wielko- dusznym mecenasem. Do swego państwa przyłączył kolejno: Malwę, Gudża- rat, Bengal, część Orisy, Kaszmir, Sind, Beludżystan (1572-1594) i zaanga- żował się militarnie w Dekanie, który poważnie da się we znaki jemu i jego następcom. Prawodawstwo Akbara położyło kres tak zwanemu prawu bułata, jedynemu jakie czasem stosował sułtanat delijski. Zapoczątkowało ono głębo- kie reformy, przyjmowane zapewne nie bez uprzedzeń, ale dzięki którym ich autor zasłużył na miano pierwszego - w nowożytnym rozumieniu - męża stanu, któremu leżały na sercu sprawy socjalne. Podjęto pewne środki na korzyść chło- pów; zniesiono opłaty dyskryminacyjne, takie jak podatek gruntowy, charadż, nakładany na niemuzułmanów; zwalczano samobójstwa wdów; zniechęcano do przedwczesnych małżeństw. Kto był przewodnikiem Akbara na tej drodze, nie wiadomo. Być może popchnęły go ku niej jego własne reakcje, reakcje czło- wieka stepu, porażonego złożonością i nadmiernym liberalizmem społeczeń- stwa hinduskiego oraz niezdolnego - pomimo czynionych wysiłków - do ich zrozumienia i przyjęcia. Do najśmielszych innowacji Akbara należały te, które dotyczyły reli- gii. Tu inspiracja nie może budzić wątpliwości nikogo, kto zna historię turecką: nie wypływa ona z myśli hinduistycznej, jak niekiedy usiłują to tłumaczyć indolodzy, lecz z turecko-mongolskich tradycji tolerancji, cieka- wości dla spraw religijnych i organizacji Kościołów. Jeśli zaprowadziły one Akbara dalej niż innych, to dlatego że problem religii był tu znacznie bardziej skomplikowany i krańcowo niebezpieczny. Wolność wyznania była kamieniem węgielnym politycznego systemu Akbara: czuwał nad nią z myślą o Hindusach, uciskanych często przez muzułmanów, i pozwolił jezuitom na swobodny dostęp do jego państwa. Z relacji Hieronima Xaviera, stry- jecznego wnuka świętego Franciszka Ksawerego, który przebywał w Indiach w latach 1595-1614, wiemy, jakiego przychylnego przyjęcia tam doznali. W swo- jej stolicy z czerwonego piaskowca, Fatehpur Sikri, założył Akbar w roku 1575 tak zwany Dom Adoracji, Ibadet-chane, gdzie duchowni hinduscy, dżi- niści, parsowie, muzułmańscy ulemowie i chrześcijańscy misjonarze rozpra- wiali w jego obecności o różnicach wyznaniowych. Na nic zdały się protesty ortodoksów islamskich. Prawdą jest, o czym się często zapomina, że w mie- ście był też ogromny meczet. Dla tubylczych małżonek księcia zbudowano hinduistyczne pawilony, pawilony w stylu indyjskim; świadczą one o szero- 216 Czasy świetnoś ci tureckic h państw muzułm ańskich kich horyzontach władcy, nie ujmując nic z bardzo muzułmańskiego charak- teru miasta. Rozdrażniony ideologicznymi sporami, które nie znajdowały rozwiązania, Akbar ogłosił w roku 1579 nadzwyczajny dogmat o własnej nieomylności, tym samym przyznając sobie absolutną władzę duchową jako uzupełnienie absolutnej władzy politycznej. Uprawnienia te znacznie przekraczały upraw- nienia kalifa, który mógł jedynie przewodzić muzułmanom i który mógł się mylić. Ostatecznym posunięciem na tej drodze było stworzenie Din-i Ilahi, Boskiej Religii, mającej charakter synkretyczny. Spotkała się ona z ograniczo- nym powodzeniem, stawiając za to na porządku dziennym sprawę ewentual- nego odszczepieństwa muzułmanina Akbara. Rygorystyczny, nieustępliwy islam nie był tym razem skłonny do kompromisu. Akbar zmarł w roku 1605, przekształciwszy małe królestwo indyjskie w potężne i wspaniałe imperium. Jego imię przeszło do legendy. Indolodzy, których trudno przecież posądzić o nastawienie proislamskie, uważają go zgodnie za najwybitniejszego monarchę swojej epoki. Następcy Akbara, Dżahangir (1605-1627) i Szahdżahan (1628-1658), nie zrywając bezpośrednio z polityką ojca, czynili wysiłki, by zabezpieczyć przy- wileje muzułmanów, i próbowali urzeczywistnić podwójne marzenie: o zjed- noczeniu Indii i odzyskaniu Azji Środkowej przez podporządkowanie Uzbe- ków. Ich polityka, tak zagraniczna, jak wewnętrzna, nie przyniosła większych sukcesów, ale pod ich rządami w kraju dokonał się dalszy znaczący roz- wój kultury. Dżahangirowi, który był rozmiłowany w malarstwie, zawdzię- cza wiele tutejsza szkoła miniatury. Szahdżahan z kolei, który pasjonował się architekturą, zerwał ostatecznie z tak drogim jego ojcu czerwonym pia- skowcem na rzecz białego marmuru. Spośród mnóstwa zabytków jeden daje mu wystarczający tytuł do chwały i stanowi ukoronowanie jego panowa- nia. Jest nim Tadż Mahal, zbudowany w Agrze grobowiec ukochanej mał- żonki władcy i być może najsłynniejszy zabytek świata. W swej nadzwy- czajnej delikatności, w skończonym wyrafinowaniu, a także ze względu na swój układ, otoczenie i surowiec, stanowi on całkowite przeciwieństwo arcy- dzieła Sinana - meczetu sułtana Selima w Edirne. Czyżby tylko przez przypadek przekazywał to samo przesłanie duchowe i wyrażał tę samą symbolikę: symbolikę więzi pomiędzy nieosiągalną górą a realną ziemską siedzibą, z kopułą, która zdaje się szybować po niebie, i czterema minare- tami, które wskazują cztery różne strony świata? Ci dwaj tureccy monar- chowie, tak dalecy od swoich pradawnych tureckich korzeni, tak oddaleni przestrzennie jeden od drugiego i tak mocno osadzeni w wielkich cywi- lizacjach klasycznych, poprzez te pomniki sztuki pozostają sobie zadziwia- jąco bliscy. Renesans i triumf Osmanów 217 Renesans i triumf Osmanów Po najeździe Timura, którego punktem kulminacyjnym była bitwa pod Ankarą w 1402 roku, Osmanowie potrzebowali tylko dziewięciu lat, żeby odtworzyć swoje państwo. Okres ten historycy tureccy uważają niekiedy za interregnum, niekiedy zaś za okres rządów Sulejmana I, suwerena nominal- nego. Wszystko okazało się zadziwiająco łatwe pomimo restauracji bejlika- tów anatolijskich, pomimo bratobójczych wojen, w jakie wdawali się synowie Bajezida i pomimo rewolucyjnego, by nie powiedzieć komunistycznego wrze- nia w regionie Ajdynu, któremu przewodził Mahmud Simawnały Bedreddin (1359-1450). Łatwe, ponieważ europejska Turcja pozostała wierna i ponie- waż ani chrześcijanie, ani Bizantyjczycy, ani inni nie uczynili nic, by przeszko- dzić Turkom. Najpierw Mehmed I Czelebi („Pan") (1403-1421), pozbył się swych braci i zawarł sojusz z Bizancjum, żeby odzyskać emiraty i uśmierzyć rozruchy spo- łeczne. Jego następca Murad II (1421-1451) miał początkowo więcej trudno- ści: nie powiodło mu się oblężenie Konstantynopola, porażką zakończyła się jego wyprawa na Belgrad, nie potrafił się oprzeć nowej krucjacie połączonych sił Węgrów, Polaków, Niemców, Wenecjan i Albańczyków Skanderbega, któ- rymi dowodził wojewoda siedmiogrodzki, Janos Hunyady. Zmuszony zawrzeć niekorzystny dla siebie pokój w Szeged* (1444), zastanawiał się nawet nad abdykacją na rzecz syna. Chrześcijanie popełnili jednak błąd, zrywając nagle zawieszenie broni; dla Turków, przywiązanych do zasad przodków, złamanie pokojowej przysięgi było aktem świętokradczym. Murad wrócił pospiesznie, zdziesiątkował krzyżowców pod Warną, a później w drugiej bitwie na Kosowym Polu (1448). Mógł teraz umierać spokojnie: Europa straciła wszelką nadzieję na ocalenie Bizancjum. Nadzieja towarzyszy teraz młodemu Mehmedowi II (1451-1481), który zyska przydomek Zdobywcy, Fatih, właśnie po zajęciu Konstantynopola. Od ośmiu stuleci marzyły o tym mieście kraje islamu. „Szczęśliwa armia, szczęśliwy wódz, który nim zawładnie" - głosiło apokryficzne zapewne, ale starodawne powiedzenie, które według muzułmańskiej tradycji paść miało z ust Mahometa. Zostanie też ono wypisane nazajutrz po zwycięstwie na bramie bazyliki Aja Sofia. W pewnym sensie było to oczekiwanie apokaliptyczne. Mehmed miał dwadzieścia jeden lat: był w tym bezczelnym wieku, kiedy nie szanuje się świętości, a Bizancjum żyło już niemal wyłącznie dzięki mistycz- nemu szacunkowi, jakim je otaczano. Było to w gruncie rzeczy wystraszone lenne miasto, obłożone podatkami i pańszczyzną, półprotektorat osmański, * W rzeczywistości tzw. pokój segedyński zawarto w Edirne i potwierdzono w Waradynie, rumuńskiej Oradei (przyp. wyd.). 218 Czasy świetnoś ci tureckic h państw muzułm ańskich prawie kolonia turecka. Ponieważ chodziło o przedsięwzięcie niezwykłe, młody władca niczego nie zostawia przypadkowi. Każe wybudować ogromną fortecę po europejskiej stronie Bosforu, Rumeli Hisar, naprzeciw tej, którą Baje- zid pobudował po stronie azjatyckiej, Anadołu Hisar. W warsztatach Edirne odlano nowe gigantyczne działo, w gotowości do boju czekało dwanaście tysięcy żołnierzy i 350 okrętów... Cesarz Konstantyn XI Paleolog kieruje ostatni roz- paczliwy apel do Europy: gdzie się podziały te czasy, kiedy Bizantyjczycy opo- wiadali się raczej za turbanem tureckim niż rzymską mitrą? Mieli za to teraz zapłacić. Europa wysyła im śmieszne posiłki w postaci siedmiuset ludzi pod dowództwem Giovanni Longo Giustinianiego. Nocą 23 kwietnia 1453 roku Mehmed przeprowadza część swojej floty drogą lądową z Bosforu do Złotego Rogu, gdzie nazajutrz o świcie ujrzeli ją zaskoczeni Bizantyjczycy. Miesiąc później, przed szturmem proponuje bazyleu- sowi honorową kapitulację: ten ostatni ma dość godności, by ją odrzucić. Dnia 29 maja Turcy rzucają się do wyłomu, jaki wybiły w murach armatnie kule. Kon- stantyn ginie z bronią w ręku, co było najmniej ważne. Mehmed Fatih wjeżdża konno do bazyliki Świętej Zofii* i nakazuje uroczyste modły. Tak zakończył się okres średniowiecza i zaczął się okres nowożytny. W świecie chrześcijańskim zapanowało ogromne wzburzenie. Nie łudźmy się: to nie wyprawy krzyżowe ani masakry Greków i Ormian w dniach agonii Osmanów, ale właśnie upadek Konstantynopola wypaczył ostatecznie obraz Turków w oczach Europejczyków, odbierając im wszelką prawość, przydając wszelkiej niegodziwości. Nastały czasy powszechnej niemożności i ogólnego zniechęcenia: Serbia, Bośnia, Hercegowina, Albania, Karamania, Trapezunt i czarnomorskie faktorie Genui przeszły w ręce Osmanów. Chan krymski uznał się za wasala. Morze Czarne stało się tureckim jeziorem. W swojej nowej stolicy, którą znacznie później nazwano Stambułem, Meh- med II zajął się administracją. Ogłosił pierwszy kodeks turecki, Kanun- name i stworzył podwaliny organizacyjnego systemu, polegającego na stałej współ- pracy różnych podmiotów i absolutnym poszanowaniu władcy, który dla stabil- ności państwa musiał być gotów poświęcić członków własnej rodziny. Chrześci- janom, a konkretnie Genueńczykom, przyznano wielkie przywileje; mianowani zostali patriarchowie ormiańscy, syryjscy, greccy i wielki rabin; obok sądów muzułmańskich, kadich, wprowadzono równoległe instytucje trybunałów ekle- zjastycznych. W ten sposób, dochowując wierności tradycyjnym wartościom przodków: tolerancji, ciekawości dla innych religii i organizacji kultu, struktury państwa zyskały oficjalne oparcie w bazie wyznaniowej. Ani wtedy, ani później nie podjęto żadnych kroków celem sturczenia czy zislamizowania niemuzułma- nów i ten dziwny twór państwowy, stanowiący scentralizowaną i despotyczną Właściwie Mądrości Bożej (przyp. wyd.). Renesans i triumf Osmanów 219 monarchię absolutną, był jednocześnie na tyle demokratyczny i liberalny, że przyzwalał na działalność komórek o tendencjach odśrodkowych. Funkcjono- wanie takiego systemu wymagało dobrej woli ze strony jego uczestników oraz wielkiej wytrwałości ze strony Osmanów, którzy - jeśli zawodził autorytet kró- lewski, sięgali po środki przymusu. Oczywiście, było to możliwe tylko w okre- sach przypływu dobrej koniunktury. Do jej odpływu jest jeszcze daleko. Wiek XV to epoka wielkiego tureckiego humanizmu, pasjonującego odkrywania najróżniejszych cywilizacji. Wszystko było takie interesujące. Wszystko - warte poznania. Zniknęły granice w dzie- dzinie myśli i sztuki. Przyglądano się sztuce Bizancjum, z której przejęto kilka wartościowych wzorców i prawie wszystkie wady, a także - sztuce Chin i katolic- kiej Europy. Architekci, wyraźnie zauroczeni i eksperymentujący pod wpływem architektury bazyliki Aja Sofia, marzyli o stworzeniu budowli jeszcze większych i wspanialszych niż ona. Zaproszono Gentile Belliniego. W albumie Fatiha sąsiadują ze sobą obrazy w stylu włoskim i perskim oraz trochę „chińskie" Mehmeda Sijah Kalema, który będąc lepiej znanym, mógłby uchodzić za jed- nego z największych malarzy świata... Zapuszczono się aż do Indii. Wiąże się z tym pewna anegdota, być może prawdziwa, gdyż subkontynent południowoazjatycki leżał w kręgu zaintereso- wań Osmanów, być może fałszywa, gdyż nie znajduje potwierdzenia w kroni- kach imperium, które w jej bohaterze widzą zwykłego Turkmena. Tymczasem chodzi o brata Mehmeda II, zwanego Jusufem, który miał uniknąć bratobójczej śmierci dzięki fortelowi swej matki i schronił się w Indiach. Po licznych przygodach w roku 1485 lub 1486 dotarł na dale- kie południe i tam, 570 kilometrów od Bombaju, zawłaszczył tron w Bidża- pur, dawnej posiadłości Chaldżich (1294). Przybrał imię Adil Szaha, założył wybitną skądinąd dynastię Adilszahów, choć jego trzej pierwsi następcy niczym się nie odznaczyli. Osmańska czy turkmeńska, ta monarchia w samym sercu Indii dobrze świadczy o przedsiębiorczości Turków. Ich pałace, meczety, gro- bowce złożyły się na nieprzeciętny styl muzułmańskiej architektury odległego wschodu. Pod niebem tropików, wyczuwa się tam tę nieuchwytną aurę, która każe myśleć o chłodzie północy. Być może sprawiają to wyjątkowo cebulaste kopuły, które w jakiś sposób kojarzą się z Moskwą. A jednak potrafi być ona surowa i hemisferyczna, przy całej swej romantycznej bujności, tak charakte- rystycznej dla Gol Gumbadu, grobowca, który wyróżnia się nie tyle urodą, ile siłą, doskonałym wyważeniem proporcji oraz swą wielkością, i którego kopuła, największa na świecie, pokrywa wnętrze o powierzchni 1500 m2. W chwili śmierci Mehmeda II jego syn Bajezid Weli („Święty") był guber- natorem Amasji. Wielki wezyr popierał jednak drugiego syna, Dżem Sułtana (1458-1495), który tak jak i Jusuf zmuszony był uciekać z kraju. Schronił się w Europie, gdzie pod imieniem Zizima budził zainteresowanie kronikarzy, by 222 Czasy świetnoś ci tureckic h państw muzułm ańskich w końcu zginąć w tajemniczych okolicznościach w Neapolu, zapewne z rozkazu Aleksandra Borgii; wsparcia udziela się tylko możnym. Janczarzy opowiedzieli się wtedy za Bajezidem, który idąc w ślady swego ojca obdarzył ich „łaską przywilejów". Tak uhonorowana groźna milicja nabrała złych przyzwyczajeń i zaczęła się wtrącać do polityki, każąc sobie płacić za usługi. Nowy władca był pacyfistą, który przedkładał negocjacje nad kampanie wojenne, ale pozwa- lał swoim generałom zbierać owoce zwycięstw. Nie odpowiadało to jego trze- ciemu synowi, Selimowi I Jawuzowi („Groźnemu"). Zdetronizował on Baje- zida i z ostrożności, tak przynajmniej radził Mehmed II, kazał stracić całą swoją rodzinę. Za Selima I (1512-1520) rozpoczyna się okres nowych podbojów, skiero- wanych tym razem nie na zachód i mających zmienić oblicze państwa. Dwa powody wzywały sułtana na wschód: rozprzestrzenianie się w tureckich środo- wiskach w Anatolii szyickiego ruchu Safewidów i zwrot w handlu międzynaro- dowym. Prawie w pełni udało mu się w pierwszym wypadku: pokonując w roku 1514 szacha Ismaila pod Czałdyranem, umocnił swój autorytet w Azji Mniej- szej - za jaką cenę! - i zajął Kurdystan. Aby odpowiedzieć na drugie wyzwa- nie, należało dokonać aneksji Syrii i Egiptu. W roku 1516 Selim I zdobywa Aleppo, Homs, Damaszek, Jerozolimę. Dnia 22 lutego następnego roku bitwą na wzgórzu Mukattam pod Kairem otwiera sobie drogę do królestwa Mamelu- ków. Szeryf Mekki natychmiast powierza mu ochronę miejsc świętych w Ara- bii. W drodze powrotnej do Konstantynopola towarzyszy sułtanowi ostatni kalif abbasydzki: fakt o tyle doniosły, że związany z przekazaniem uprawnień. Osma- nowie staną się teraz religijnymi i politycznymi przywódcami islamu, przejmą nad nim pełną kontrolę i będą zmuszeni prowadzić szeroko zakrojoną politykę islamską. Urodziwszy się jako gazi i podbiwszy Europę jako gazi, nie mogli teraz odłożyć szabli, nie wziąwszy do ręki tarczy. To, co było dynamicznym orężem w rękach pierwszego Seldżuka i pierwszego Osmana, stawało się obec- nie ciężkim brzemieniem dla następców Selima. Jego syn Sulejman, którego określamy mianem Wspaniałego, nosi turecki przydomek Kanuni, czyli Prawodawca. O sułtanie Sulejmanie (1520-1566) uczyliśmy się wszyscy w szkole: jest to jeden z tych nielicznych ludzi Wschodu, który przemawia do naszej wyobraźni jako sojusznik Franciszka I w walce z domem panującym Austrii. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że ten sojusz okazał się pożyteczny tylko dla Francji, która uzyskała wsparcie militarne (uzyskałaby je i bez zawierania traktatu) i która jako pierwsza skorzystała z dobrodziejstw „kapitulacji", czyli łaskawych koncesji sułtana, godnego odtąd bardziej wymownego tytułu padyszacha. Za to po latach jaki kosztowny będzie ten sojusz dla Osmanów! Inne europejskie mocarstwa, łase na profity osiągane przez monarchię Kapetyngów, wytargują takie czy inne przywileje, a w następstwie będą mogły ingerować w sprawy wewnętrzne Renesans i triumf Osmanów 223 imperium... Ale, cóż to szkodzi. Niemniej jednak po kilku wiekach wypraw krzyżowych ta przyjaźń Arcychrześcijańskiego Króla Francji z Wielkim Turkiem lub - bardziej familiarnie i zarazem bardziej zasadnie - po prostu Turkiem wywoła potworny skandal, który jeszcze się powiększy, gdy osmańskie galery pojawią się pod Niceą (1543) i przezimują w Tulonie. Ten alians nie mógł przetrwać. Panowanie Sulejmana traktuje się jako apogeum Osmanów i oceny tej nie sposób kwestionować. W wyniku jego ofensywnych działań, prawie zawsze uwieńczonych powodzeniem, imperium maksymalnie powiększy swój obszar. Jako wódz przeprowadził nie mniej niż trzynaście kampanii lądowych, dziesięć w Europie i trzy w Azji, mając pod sobą niekiedy dwieście tysięcy żołnierzy i kilkaset dział. Zajmuje Bagdad, Irak, Belgrad, Budę (dziś Budapeszt), i całe Węgry, które po głośnym zwycięstwie Sulejmana nad Ludwikiem II pod Mohaczem przejdą na sto pięćdziesiąt lat w ręce Turków. W roku 1529 po raz pierwszy staje pod Wiedniem. Absolutną dominację na Morzu Śródziemnym i zakotwiczenie się w portach Algieru, Tunisu, Dżerby, Trypolisu, Rodos i Adenu ułatwiają mu korsarze, przede wszystkim dwaj greccy bracia Barbaros, a wraz z nimi różnej maści tłum renegatów: Chorwat Pijale Pasza, Turgut Reis, Salah Reis, Kalabryjczyk Kyłycz Ali Pasza i słynny kartograf Piri Reis, który do dzisiaj zadziwia nas swą wiedzą. Barbarossowie, znani w Europie jako bracia Barbarossa, a w krajach islamu jako Orucz (Arudżi) Reis i Hajreddin (Chajr ad-Din, około 1467-1546), zakładają w Afryce Północnej pirackie państewko, które staje się zagrożeniem dla chrześcijan, ale i samo jest nękane. Hajreddin w zamian za trybut otrzymuje protekcję Sulejmana, który mianuje go kapudanem paszą, admirałem i głównodowodzącym marynarki tureckiej i w ciągu kilku miesięcy buduje dla niego najsilniejszą w owych czasach flotę. Przed Sulejmanem drży cały świat i pomimo rozdarcia spowodowanego w Europie reformacją katolicy i protestanci wiedzą, że ich głównym problemem jest zagrożenie ze Wschodu. Najbardziej lękliwi spodziewają się apokalipsy, która będzie karą za podział chrześcijan i popełnione przez nich zbrodnie; wszyscy natomiast z wyjątkiem Francuzów pokładają nadzieję w kolejnych krucjatach i nienawidzą Turka. Bogactwo tego ostatniego jest niewymierne i nie budzi niczyich wątpliwo- ści; jego aktywność handlowa - bardzo intensywna. Liczący być może siedem- set tysięcy mieszkańców Konstantynopol to największe miasto znanego ówcze- śnie świata: trzy razy większe niż Paryż. Przyrost demograficzny, porównywalny z europejskim, doprowadził w XVI wieku do prawie trzykrotnego zwiększenia liczby ludności: z dwunastu do trzydziestu pięciu milionów. Dzięki prawnikom zakończone zostaje dzieło instytucjonalizacji państwa. Sławę zdobywają wielcy 224 Czasy świetnoś ci tureckic h państw muzułm ańskich poeci osmańscy: Baki oraz Fuzuli, w którym Gibb widział „jednego z naj- bardziej utalentowanych poetów, jakich wydał Orient". Znakomicie rozwijają się sztuki piękne. Architekci, uczniowie słynnego Sinana (1489-1578 lub 1588), wznoszą wspaniałe budowle w stolicy i na prowincji, nie obawiając się już rywa- lizacji z bazyliką Aja Sofia, której dorównał meczet Sulejmanije w Stambule i którą przewyższył meczet Selimije w Edirne. Tak, za Sulejmana osiągnięto jeden ze szczytowych momentów cywilizacyj- nego rozwoju. A jednak... liircy w Afryce Północnej Zatrzymajmy się w tym momencie, gdy gwiazda bliska jest zenitu, a my nie wiemy dobrze, czy dopiero go minie, czy już minęła. Wymieniliśmy tyle nazw, zapewne zbyt wiele, by zatrzymać uwagę na tych, które teraz przesuwają się przed nami. Znamy już Kair, Damaszek, Bagdad, bo zwiedziliśmy je z innymi Turkami, ale takie nazwy, jak Algier, Tunis, Trypolis czy Buda i Belgrad są dla nas nowe. Krótka wzmianka na długiej liście podbojów osmańskich - tyle tylko poświęcamy im najczęściej miejsca, choć na całe strony zasługiwałby Maghreb, którego historia za czasów tureckich ma tyle odniesień do dziejów Europy Zachodniej: poświęćmy mu chociaż kilka zdań. Wydzierali sobie tę krainę Turcy i Hiszpanie. Zajęcie wybrzeża Afryki Północnej od dawna zaprzątało uwagę chrześcijan. Teren antycznej Kartaginy stanowił jeden z celów Ludwika IX Świętego. Dla Osmanów - przeciwnie, zdobycie baz na tych ziemiach, które nazwie się berberyjskimi, było ideą całkiem nową i w dodatku nie ich autorstwa: ofiarowali im ją, prawie siłą, dwaj piraci, którzy nie byli nawet Turkami czy muzułmanami z urodzenia. Wykorzystają to bezbłędnie. W roku 1516 korsarze „tureccy" lądują w Algierze. W roku 1534 są w Tunisie, a w 1551 - w Trypolisie. Zakładają w tych portach prawdziwe bazy do pirackich napadów na Morzu Śródziemnym. Bezustannie grabią chrześcijańskie wybrzeża i rekwirują okręty. Przez kilka stuleci utrzymuje się tu stan niepewności, a przebycie Morza Śródziemnego staje się bardziej niebezpieczne niż podróż przez Atlantyk. Na maghrebijskich galerach tłoczą się niewolnicy: w latach 1575-1580 taki los spotyka Cervantesa; w haremach pełno jest dziewcząt z Prowansji, Kalabrii, Kastylii. Najpiękniejsze wysyła się niekiedy w prezencie padyszachowi w Konstantynopolu. Aimee de Rivery, kuzynce Józefiny de Beauharnais, udało się nawet utorować sobie drogę do seraju sułtańskiego, gdzie została walide, wszechmocną królową i matką sułtana Mahmuda II Reformatora. Turcy w Afryce Północnej 225 Uważa się często, biorąc pod uwagę położenie w okresie schyłkowym, że dominacja Osmanów ograniczała się do linii wybrzeża. W rzeczywistości oku- pacja Afryki Północnej systematycznie się poszerzała, dochodząc do granic Maroka, które pozostało nietknięte. W Algierii w roku 1522 zdobyto Kon- stantynę, około 1546 - Tlemsen, a około 1552 objęto kontrolą oazy saharyj- skie, osadzając garnizon w Tugurcie. W latach 1556-1569 prawie całkowicie zawładnięto Tunezją, gdzie Turcy dotarli do Kairuanu i Gafsy. Za korsarzami przyszła twarda administracja osmańska. W każdym kraju utworzono rząd, diwan, czyli radę wyższych dostojników pod kierownictwem paszy, który repre- zentował Wysoką Portę lub po prostu Portę, czyli rząd padyszacha. W skali imperium kolonie te odgrywały niepoślednią rolę. Algier liczył w XVI wieku ponad 50 tysięcy mieszkańców, niewiele mniej niż Damaszek (70 tysięcy). Klasę rządzącą tworzyły wszędzie rodziny pochodzenia tureckiego, często rywalizu- jące ze starą arystokracją arabsko-berberską, ale do tych kosmopolitycznych, międzynarodowych portów przybywali też szukać szczęścia wszelkiego rodzaju awanturnicy, głównie chrześcijańscy renegaci, ludzie bez czci i wiary, męty z Europy i Lewantu. I na ogół dobrze na tym wychodzili. Będąc banitami, zachowywali się wszędzie jak bandyci, którymi rzeczywiście byli. Cervantes, wprawdzie żywiący się nienawiścią do islamu i Turków, ale piszący o nich ze znajomością rzeczy, kreśli taki „budujący" obraz Wenecjanina Hasana Paszy, swego pana i zarazem pana Algieru: Każdego dnia, z błahego powodu lub bez powodu, kogoś wieszał, kogoś innego wbijał na pal i jeszcze komuś obcinał uszy, a robił to, jak twierdzili sami Turcy, dla własnej przyjemności i dlatego, że bycie katem rodzaju ludzkiego leżało w jego naturze. Podobne teksty pozwalają zrozumieć, w jaki sposób w Europie Zachod- niej kształtowało się wyobrażenie o Turkach: wyobrażenie, które tłumaczy przyszłość. Z upływem czasu sytuacja prowincji maghrebijskich zaczyna jednak ulegać niekorzystnym zmianom. Rosnące zubożenie kraju pozwala ocenić ewolucja demograficzna. W przeddzień inwazji francuskiej Algier liczył nie więcej niż 30 tysięcy mieszkańców, podczas gdy Bagdad miał ich prawie 100 tysięcy, Damaszek - 150, Aleppo - prawie 250, a Kair - około 300 tysięcy. Marynarze zajmujący zawsze pierwsze miejsce w zakładanych przez siebie i dla siebie koloniach, które zresztą po większej części im właśnie zawdzięczały swój dobrobyt, bez żenady wtrącali się w sprawy publiczne, a nawet przejmowali władzę. W roku 1590 prawdziwym władcą Tunisu zostaje tamtejszy dej, podczas gdy pasza pełni już tylko funkcje reprezentacyjne. Wkrótce potem dej Algieru zaczyna mianować i odwoływać gubernatorów prowincji, bejów, nie przejmując 226 Czasy świetnoś ci tureckic h państw muzułm ańskich się Konstantynopolem. Na początku XVIII stulecia Ahmed Pasza Karamanły (1711-1745) z Trypolitanii wysyła jeszcze do stolicy nałożone na niego podatki, ale jest to już chyba ostatnia więź, jaka łączy go z imperium. Tunezja, która w roku 1705 staje się prawie tak samo niezależna, jak Libia, sto lat później (1816) uwalnia się całkowicie od janczarów. Kiedy w roku 1830 pod Algierem wylądują Francuzi, będą odbijać miasto i kraj Turkom; dopiero później będzie się mówić o Arabach i jeszcze Tartaren z Taraskonu* będzie się przechwalać polowaniem na lwy u „Terków" (Turków). Wysoka Porta nie zrobi nic w Algierii, ale spróbuje odbudować swój autorytet w Tunezji, gdzie jej agenci prowadzili cichą wojnę o wpływy z agentami francuskimi. Utraciła Cyrenajkę, która dostała się bractwu Sanusijja, ale odzyskała pełną kontrolę nad Trypolitanią, gdzie jej garnizony znajdą się nawet na pustyni; z tego tytułu na początku XX wieku Porta zostanie wciągnięta do wojny z Włochami. Co pozostało po długiej obecności Turków w Afryce Północnej? Archiwa. I parę rodzin pamiętających o swoim osmańskim pochodzeniu i o tradycjach, których znaczenia nie należy ani przeceniać, ani nie doceniać. Turyście zwiedzającemu maghrebijskie miasta te tradycje rzucają się w oczy; przykryte kopułami sale meczetów, cylindryczne minarety i pałace kojarzą się - mimo całkiem tu innego nieba - z Bosforem. A na bazarach, sukach, coraz rzadziej już spotykane kafelki ceramiczne, wełniane dywany o luźnym splocie i biżuteria są - mimo ich wyraźnie lokalnego charakteru - dalekim odbiciem cesarskich splendorów Wschodu. Pierwsze oznaki dekadencji A jednak... Użyłem tej partykuły jako zapowiedź dekadencji, a przynaj- mniej wątpliwości i zastrzeżeń, jakie należałoby zgłosić wobec określenia „nie- kwestionowane apogeum imperium osmańskiego". Oczywiście, w XVI wieku nikt nie mógł dostrzec pierwszych oznak jego rozkładu. Potrafiło ono wyłącz- nie zachwycać. Czy było to jeszcze państwo tureckie? Realnie liczył się w nim tylko pady- szach, „sułtan nad sułtanami, pan nad panami, rozdawca koron monarchom świata, cień Boga na ziemi", jak sam określał siebie między innymi Sulej- man. Był to pan absolutny niewolniczego państwa. Do niego należały wszyst- kie bogactwa i wszystkie ziemie. Mógł je rozdawać i odbierać wedle własnej * Bohater pełnej humoru trylogii powieściowej Alphonse'a Dandeta, wydanej w Polsce: w 1921 roku Przygody imci pana Tartarena z Taraskonu, w 1925 Przygody Tartańna w Alpach i w 1956 Port Taraskon (przy. wyd.). Pierwsze oznaki dekadencji 227 woli. Szlachectwo i przywileje nie były dziedziczone, lecz przyznawane stosow- nie do zasług; o pozycji człowieka decydowała często pańska łaska... A jednak w tym niewolniczym państwie życie jego władcy zależało od szwadronu żołnie- rzy; prosty lud korzystał z większej swobody niż gdzie indziej; miarą sprawie- dliwości było to, że obywatela chroniło tysiące praw; wielki wezyr co tydzień osobiście obchodził bazary, by przekonać się o rzetelności cen i braku nad- użyć. Było to państwo tureckie poprzez wyostrzoną świadomość bycia takim, poprzez zachowaną pamięć o korzeniach, poprzez charakterystyczne przejawy tureckiego ducha. Jak wszyscy Turko-Mongołowie Sulejman lubił teologiczne dysputy, z tą różnicą że organizował je wyłącznie dla uczonych muzułmań- skich i nie interesował się chrześcijaństwem, jak to jeszcze miał w zwyczaju jego poprzednik Mehmed II. Najbardziej wiarygodne jest tu jednak powiedze- nie wielkiego wezyra Ibrahima, choć on sam nie był Turkiem. Ten ulubieniec Sulejmana, skazany na śmierć pozornie bez powodu, a może dlatego, że kre- sem przyjaźni - podobnie jak miłości i szaleństwa - może być wyłącznie śmierć, pewnego dnia tak się wyraził w obecności ludzi z zachodu: „Na ziemi może istnieć tylko jedno imperium, tak jak na niebie jest tylko jeden Bóg". A były to słowa Czyngis Chana i Timura! Będąc świadomie Turkiem, instynktownie padyszach czuł się raczej muzuł- maninem. Uosabiał przecież islam. Żeby sprostać temu, co decydowało o turec- kim „być albo nie być" na zachodzie, musiał koniecznie zwalczać herezje - stąd jego kampanie przeciw szachowi Ismailowi; musiał też poprzez podboje poszerzać królestwo prawdziwego Boga - stąd zaciekła walka z Habsburgami, z powodu której stracił z oczu problemy wschodu, mimo że informowały go o nich jego służby wywiadowcze. Jako pobożny muzułmanin spędzał wiele czasu na kopiowaniu Koranu: zachowało się co najmniej osiem spisanych przez niego rękopisów. Wreszcie, jak wszyscy monarchowie z jego rodu, był również Europejczykiem: Kyzyłbasze nie mylili się pod tym względem. Ponieważ muzuł- manki nie mogły być niewolnicami, a w haremach były tylko niewolnice, matki przyszłych sułtanów Książąt Wiernych, przez całe pokolenia dobierano spośród chrześcijanek. Chrześcijańskie pochodzenie mieli także prawie wszyscy dygni- tarze, wybierani jako niewolnicy w wieku dziecięcym i wychowywani w reli- gii muzułmańskiej do przyszłej służby wojskowej w gwardii janczarskiej lub do służby cywilnej w korpusie paziów. Żaden z wielkich wezyrów Sulejmana Wspaniałego nie był Turkiem. Ibrahim, faworyt z lat młodości, był pięknym Grekiem, Sokołłu Mehmed - Bośniakiem, Liitfi - Albańczykiem, Rustem, któ- rego imię przypomina jedną z perełek Istambułu* - świniopasem z Segedynu, a wszyscy, naturalnie, byli renegatami. To samo dotyczyło funkcjonariuszy niż- szego szczebla. W nieunikniony sposób - jak zauważa Andre Ciot - horyzonty * Chodzi tu o jedno z arcydzieł słynnego architekta Sinana - ufundowany przez wielkiego wezyra Rustema meczet Rustem Pasza Dżamii (przyp. wyd.). 228 Czasy świetnoś ci tureckic h państw muzułm ańskich myślowe całej tej grupy, niezależnie od indywidualnych zdolności, były zasad- niczo europejskie. Jeśli chodzi o mniejszości etniczne, to nie tylko funkcjonowały one w obrę- bie struktury nadanej im przez Mehmeda II, ale stawały się podstawowym try- bem w mechanizmie imperium. Każdy „naród", mówiąc językiem Osmanów, to znaczy każda wspólnota religijna, miała własne wioski, a w miastach - własne dzielnice, dokładnie takie same, jak u Ujgurów z Sinkiangu czy u Chazarów... W Konstantynopolu muzułmanie stanowili zaledwie połowę ludności; żyło tam ponad czterdzieści procent chrześcijan i dziesięć - żydów. Świadomy wysokich umiejętności tych ostatnich, Sulejman skupiał ich przy sobie tym łatwiej, że byli prześladowani lub rugowani przez chrześcijan. Gmach państwa był doskonało- ścią w swoim rodzaju, ale wymagał dobrowolnej współpracy wszystkich uczest- ników, będącej bardziej jeszcze niż brak ideologii narodowej funkcją obfitości dóbr i ciągłego sukcesu. Pod koniec panowania Sulejmana sukcesy stały się jednak mniej spekta- kularne, a niebawem miały się skończyć. Zasoby bogactw zaczęły się kurczyć, a na odległym jeszcze, ale już widocznym horyzoncie pojawiło się widmo ubó- stwa. Ujawnił się również europejski nacjonalizm, groźny produkt z importu. Państwo było ponad miarę rozrośnięte: gdyby chociaż tak jak w okresie koczow- niczym znajdowało się w ręku prawdziwych jeźdźców! Dotarcie do najbardziej oddalonych prowincji wymagało całych miesięcy marszu lub żeglugi. Armii, zbyt ciężkiej, brakowało ruchliwości. Persja okazała się nie do zdobycia, ponie- waż Irańczycy swoim zwyczajem odmawiali zawsze walki, a Osmanowie z kolei nie mogli operować zbyt daleko od swoich baz... Pomimo wspaniałych zwy- cięstw na zachodzie Sulejmanowi nie udało się zająć Wiednia ani pokonać Habsburgów; na wschodzie zaś nie potrafił wyeliminować szyizmu. Duży, choć wyolbrzymiany wpływ miała na niego jego konkubina Roksolana, Rusinka - lub być może Polka - którą ku wielkiemu oburzeniu wszystkich poślubił; zapo- czątkowała ona pożałowania godne rządy kurtyzan i faworytów, i z zazdrości doprowadziła do pomieszania spraw państwa ze sprawami haremu. Normą, która nie mieściła się w obyczajowości tureckiej, stało się szkalowanie i wię- zienie rywalek. Monarcha, który rządził największym mocarstwem na ziemi i który był arbitrem całej Europy, zarzucił z czasem dowodzenie swymi woj- skami, podobnie jak zarzucił seks, i zamknął w seraju, w świecie skoncentro- wanym na dzieciach, odaliskach i eunuchach. Już wtedy nad entuzjazmem zaczęło przeważać wyrachowanie, nad zainte- resowaniem - odrętwienie. Admirał Barbaros, podobnie zresztą jak jego prze- ciwnik Andrea Doria, przestał dążyć do decydującego zwycięstwa, które uczy- niłoby go niepotrzebnym, lecz przedłużał walkę, dzięki której był niezbędny. Ciekawość ustąpiła miejsca obojętności, duch twórczy - naśladownictwu, ambi- cja - samozadowoleniu. Klapki na oczach ograniczyły szerokość spojrzenia. Pierwsze oznaki dekadencji 229 Pierwsza kampania perska* zakończyła się fiaskiem; powtarzano ją dwukrotnie, popełniając te same błędy, nie wyciągając nauki z doświadczeń. Kiedy w Edirne wieńczono meczet Sułtana Selima II kopułą trochę większą od kopuły bazy- liki Aja Sofia, Sinan doprowadził do perfekcji architekturę muzułmańską: cel został więc osiągnięty i nie trzeba było dalej szukać. Poprzestawano na dotych- czasowych osiągnięciach, zresztą całkiem udatnie, na powielaniu w nieskoń- czoność idealnego wzorca. W roku 1575 Taki ed-Din wybudował w Stambule wspaniałe obserwatorium, trzecie w hierarchii tego typu obiektów muzułmań- skich. Jednakże astronom, który był jednocześnie astrologiem - obie profesje wciąż się mieszają - wystawił sułtanowi horoskop, który mu się nie spodobał. Turcy wierzyli zawsze w gwiazdy, ale w razie potrzeby przechodzili do porządku dziennego nad głosem wyroczni; padyszach tym razem kazał zniszczyć niefor- tunną budowlę. I wreszcie w niebezpiecznym stopniu nagromadzono bogac- twa, a fortuna wzmaga zamiłowanie do próżniactwa i życiowych przyjemności i wymusza stałe jej pomnażanie. Korupcja zaczyna zastępować system wartości i sens wysiłku. Urzędy częściej się kupuje, niż na nie zasługuje. Każda czyn- ność przeliczana jest na złoto. Na każdym stanowisku widzi się tylko możliwe do osiągnięcia profity. Syn Sulejmana Wspaniałego, potomek Jyłdyryma, Fatiha i Jawuza, Selim II (1556-1574) otrzyma przydomek Mest, Pijak. Tak zwana wyprawa na dwa Iraki - arabski i perski (przyp. wyd.). Rozdział 12 Dekadencja i agonia W XVI stuleciu następuje historyczne przetasowanie. Przywództwo świata w błyskawicznym tempie przenosi się z Azji do Europy. Wie o tym każdy historyk, ale nie każdy przywiązuje do tego należytą wagę. Przyczyn upadku państw azjatyckich szuka się zwykle w nich samych. I znajduje się je bez trudu. Ale wszelkie społeczeństwa bezustannie nękane są utajonymi chorobami, które potrafią w końcu zwalczyć dzięki własnej witalności. Jeśli choroby toczące w XVIII i XIX wieku wschód, w tym interesujące nas kraje tureckie, okazały się śmiertelne, to dlatego, że kraje te utraciły siły żywotne: choroby są w tym wypadku konsekwencją, a nie przyczyną ich upadku. Kiedy w okresie dobrej koniunktury Osmanów dochodzi do buntu plemion anatolijskich popierających szyitę Ismail Szaha, zadana im klęska kładzie kres kryzysowi. Jednak gdy organizm turecki jest chory, to wybuch powstania ludności nietureckiej w nieuchronny sposób prowadzi do najgroźniejszych powikłań. Wydaje się bezsporne, że Turcy zdolni byli rozwijać się zgodnie z ryt- mem nowoczesności, ponieważ wielokrotnie dawali dowody swoich zdolności do ewoluowania. W wieku XV nie brakuje przykładów potwierdzających nie tylko to, że nadążają za postępem naukowym i technicznym, ale - że go wyprze- dzają. Malowniczym tego świadectwem jest słynne działo spod Konstantyno- pola, odlane w Edirne i w ciągu dwóch miesięcy dostarczone na miejsce akcji przez czterystu mężczyzn i sześćdziesiąt wołów. Z działa tego bardzo skutecznie wystrzeliwano pociski o wadze sześciuset kilogramów. Tymczasem dwadzieścia pięć lat później, w roku 1478, eksplodowała francuska bombarda eksperymen- talna przy próbie wystrzelenia bomby ważącej dwieście pięćdziesiąt kilogra- mów. Na początku XVI wieku cesarz niemiecki Maksymilian mawiał jeszcze, Dekadencja i agonia 231 że: „trzeba wyrażać się z całym szacunkiem o działach Wielkiego Turka". Być może dwieście lat później śmiałby się z nich tylko. W każdym razie nie zrobi- łyby na nim wrażenia: będą o kilka dziesięcioleci spóźnione wobec tych, jakie wystawi do boju Europa. Podobnie działo się we wszystkich innych dziedzinach, jest więc oczywiste, że coś musiało się wydarzyć. Umysły tureckie uległy zwap- nieniu, pozór znaczył więcej niż istota rzeczy, beznadziejnie przywiązywano się do tego, co było dawniej, i wierzono w powodzenie rozwiązań, które kiedyś okazały się skuteczne. Przed przejściem na pozycje reakcyjne, zrobili się fana- tycznie konserwatywni, nie chcąc odstąpić od tego, co stało się śmieszne, płyt- kie, przestarzałe. A może raczej dali się sprowadzić do mentalnego poziomu demencji, która czasami towarzyszy starości. Tylko bowiem cierpiący na tę przy- padłość człowiek mógł twierdzić w XVIII wieku, że statki dlatego źle się trzy- mają na wodzie, iż zbyt wysokie są pokłady, a następnie wnioskować, by nie obniżać wysokości stropu, gdyż wtedy należałoby skrócić turbany. Czy to nie dziwne podejście jak na ludzi, których pradziadowie przechodzili sukcesywnie od życia leśnego do życia stepowego, od państwa koczowniczego do państwa osiadłego? W tym wypadku przyczyny nie są jednak tak łatwe do wyjaśnienia jak te, które spowodowały zmierzch przewagi nomadów. Winą często obarcza się islam, jako niezdolny do przystosowania się, pomijając przy tym fakt, że podobny zmierzch przeżywały w tej samej epoce niemuzułmańskie kraje Azji, i zapominając, że świat muzułmański dał wiele dowodów swych możliwości adaptacyjnych. W oskarżeniu tym jest jednak trochę prawdy. Nieskończenie mniej zaawansowana niż Turcy Ruś, bliska jeszcze barbarzyństwu, bardzo szybko dogoniła Europę, której przecież w politycznym i geograficznym sensie była częścią w znacznie mniejszym stopniu niż Osmanowie; dogoniła tylko ze względu na swój chrześcijański rodowód. Muzułmanie zostali więc z jednej strony wykluczeni z europejskiego chóru narodów, z drugiej - wykluczyli się sami, jak wszystkie inne wielkie cywilizacje nieeuropejskie, ponieważ stworzyli sobie własny świat, który w pełni ich satysfakcjonował. Nie było żadnej przyczyny, aby dwie rewolucje, które wstrząsnęły Europą i spowodowały jej wewnętrzne wyobcowanie, wstrząsnęły również pozostałą częścią globu. Gdyby jednak w sprzyjających okolicznościach miały one przynieść Europejczykom przewagę, wtedy Turcy dla zapobieżenia temu powinni przeprowadzić te rewolucje także u siebie, nawet ryzykując utratę - rzecz niebagatelna - własnej duszy. Pierwsza rewolucja wymknęła się Turkom niezależnie od tego, czy chcieli się do niej włączyć, czy jej przeciwdziałać. Chodzi tu o wielkie wyprawy morskie, do których popychała ludzi zachodu ich nienasycona zachłanność i które trudno ocenić słuszną miarą, pamiętając o tym, że Hiszpanie i Por- tugalczycy zamierzali przede wszystkim znaleźć drogę do Indii i na Daleki 232 Dekade ncja i agonia Wschód w celu zniszczenia kupieckich monopoli egipsko-weneckich i turecko- -genueńskich. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. W roku 1492 odkryta została Ameryka, w 1495 powstało kolonialne państwo hiszpańskie dla eksploatacji jej bogactw. W 1498 Vasco da Gama opływa Przylądek Dobrej Nadziei, a w 1505 przyprawy korzenne kosztują w Lizbonie pięć razy mniej niż w Wenecji. Burzy to dotychczasową gospodarkę Lewantu: jego rola jako pośrednika jest zagrożona, a handel znajduje konkurenta w handlu europejskim. Oczywiście, świat muzułmański nie od razu popadł w ruinę. Blokada portugalska nigdy nie zahamowała dopływu towarów na Bliski Wschód, a były okresy, że bardziej zyskownie zaopatrywano się w Wenecji niż w Lizbonie. Minęły stulecia, nim Europejczykom udało się zapuścić na Morze Czerwone i do Zatoki Perskiej, gdzie królowały galery tureckie, tak jak na Oceanie królowały wielkie żaglowce łacińskie. Znajdowali się jednak na dobrej drodze. Turcy mogli wprawdzie i potrafili reagować w czasach poprzedzających upadek, ale ich reakcje, choć szybkie, były zawsze połowiczne. Niezaprzeczalnym sukcesem Konstantynopola był podbój Egiptu w roku 1517. Przeznaczone dla Mameluków bogactwa dzielono odtąd z Osmanami, co pozwoli im interweniować na Morzu Czerwonym, gdzie z braku własnej floty (skutek braku drewna) nieobecni byli Mamelucy. Gdyby jeszcze zdobyto się na opanowanie Jemenu i zainstalowanie baz na wybrzeżu afrykańskim, Portugalczycy mieliby zablokowany dostęp do Zatoki. Turcy jednak rezygnują szybko z dalszej ofensywy. Nie dochodzi do podboju Indii, choć pilnie tę kwe- stię rozważano. Ekspedycja wysłana na trwożny apel władcy Gudżaratu, silna i dobrze przygotowana, z nieznanych przyczyn kończy się porażką i nie zostaje ponowiona. W roku 1538 w drogę do Diu, głównej twierdzy Indii okupowa- nej przez Portugalczyków, wyrusza siedemdziesiąt osiem okrętów wiozących dwadzieścia tysięcy ludzi, w tym siedem tysięcy janczarów. Po wylądowaniu na brzegu dopuszczono się aktów grabieży, które źle usposobiły tubylców, po czym silnie zbombardowano miasto. I na tym się skończyło. Kampanie perskie, względnie obiecujące, umożliwią po zajęciu Basry dostęp do Zatoki Perskiej i kontrolę nad drugą tradycyjną drogą morską, ale niepokonani Safewidzi zachowają drogę lądową prowadzącą wdłuż południo- wego brzegu Morza Kaspijskiego. Próby kontrolowania go od strony północnej okażą się całkowicie niewystarczające. Po nieudanej wyprawie na Astrachań w roku 1569, nie podjęto już żadnych działań przeciwko miastu. W nadziei na osaczenie Persji i Rosji od tyłu pospiesznie szkoli się Uzbeków w strzela- niu z broni palnej: wysłano tam oddział janczarów, gdy przydałyby się dywizje. Uzbecy, podobnie jak inne ludy tureckie z Azji Środkowej, żyli jeszcze w śre- dniowieczu, na etapie koczownictwa, konia i łuku. Nie będąc w stanie nawiązać Dekadencja i agonia 233 kontaktu z ludźmi zachodu, zamykają się coraz bardziej we własnym kręgu, co powiększa ich zacofanie. Oczywiście, że łatwo jest po fakcie mówić, co powinni byli zrobić Osmano- wie. Niewątpliwie Morze Śródziemne wydawało im się ważniejsze niż Ocean Indyjski, a groźba europejskiej krucjaty bliższa niż rosyjski ekspansjonizm. Pomylili się. Czy jednak mogli się nie pomylić? Tymczasem nadchodzi druga rewolucja europejska. Nie jest łatwo przy- gotować się do niej, kiedy przeżywa się okres osłabienia. Należało jednak natychmiast pójść śladem nowożytnej myśli naukowej, która formowała się w ostatnich latach XVI wieku i miała doprowadzić do wieku oświecenia, kiedy wszystko ulegnie gwałtownym przeobrażeniom i zatriumfuje religia postępu. Turcy tym tropem nie podążą. W czasie, gdy inne narody europejskie, już do tego przygotowane, dostosują się do tempa angielskiej industrializacji, oni przyglądać się jej będą z daleka, zaopatrując się w kolejne wyroby przemy- słowe, prawie zawsze z niechęcią i zawsze w chwili, gdy te staną się już przestarzałe. Rosyjskie zwycięstwo w Europie Naprzeciw stale rosnącej w siłę Rosji znajdowały się w Europie dwie nie- równe potęgi tureckie: imperium Osmanów oraz uzależniony od niego wasal- nie Chanat Krymski, będący jeszcze państwem stepowym, choć Złota Orda przystosowała się częściowo do życia osiadłego. Rosjanie musieli w przeszłości wiele znieść i wycierpieć z powodu Turków, a zwłaszcza Tatarów. Zamierzają teraz oddać im w dwójnasób. Chcą ich unicestwić, mimo że sami nie zostali unicestwieni. Po upadku Złotej Ordy, zajęciu Kazania i Astrachania, w południowo- -wschodnich rejonach Europy ostały się tylko plemiona koczownicze i króle- stwo Krymu. Jego chan Dewlet Girej jeszcze w roku 1571 odgrywał na tyle ważną rolę, że mógł sobie pozwolić na podpalenie Moskwy. Był to jego ostatni wyczyn, prawie incydentalny, ponieważ nacisk Rosjan na dawne stepy kip- czackie wzrósł podwójnie: dotarli oni na zachodzie do starych ziem Kijow- skiej Rusi, których granice biegły mniej więcej wzdłuż Dniepru i Worskli, na wschodzie zaś oparli się na wielkiej osi nadwołżańskiej, której strzegły twier- dze w Samarze, Saratowie i Carycynie (1586-1590). Półwysep Krymski ocalał tylko dzięki protektoratowi Osmanów. Usunięcie ich stamtąd stało się teraz celem polityki carów. Przy każdej okazji toczyli oni wojny z Porta, niekiedy bez powodzenia, częściej odnosząc sukcesy, i próbowali zaczepić się w Azowie, 234 Dekade ncja i agonia do czego po raz pierwszy doszło w roku 1699. Zapowiedzią ich przyszłego suk- cesu było zawarcie traktatu w Kiiczuk Kajnardży (1774): imperium osmańskie uznawało w nim i gwarantowało niepodległość Krymu, a to oznaczało jego wyzwolenie. Moskwa po mistrzowsku odgrywała wciąż tę samą i nadal aktualną komedię. Po doprowadzeniu do izolacji upatrzonego przez siebie kraju, ster władzy oddaje swojemu człowiekowi. Naród go nie akceptuje i wybucha powstanie. Figurant apeluje do swoich mocodawców. Ci, pod pretekstem poszanowania sojuszy, przybywają nieszczęsnemu z pomocą, po czym na stałe zajmują jego miejsce. To właśnie zdarzy się na Krymie pomiędzy 1777 a 1783 rokiem. Szahin Girej Chan (albo: chan Szahin Girej), który sprowadzi Moskali, będzie usunięty przez „wyzwoliciela" Krymu, Potiomkina. Schroni się w Turcji, gdzie zostanie osądzony i skazany za zdradę stanu. Taki koniec spotka w Europie ostatniego potomka Czyngis Chana. Tatarom krymskim dano wszelkie gwarancje. Nie będą dotrzymane. Moskwie chodzi o wyeliminowanie Turków z wszystkich europejskich tery- toriów lub o ich zrusyfikowanie. Mogą się czuć prawie usatysfakcjonowani. Mieszkańcy półwyspu zachowają się biernie: ponieważ zabiera się im ziemię, szukają schronienia w imperium osmańskim. Ich exodus zamieni się w kosz- mar i poniosą masowe straty: w roku 1783 liczbę Tatarów szacowano na ponad pół miliona, w 1862 - na niecałe 100 tysięcy, a ich kalwaria nie dobiegła jesz- cze końca. Tymczasem na wschodzie ordy Nogajów zmuszone były ustąpić pod napo- rem mongolskich Kałmuków z Dżungarii. Po przejściu Wołgi dały się zdzie- siątkować i zostały po nich mizerne resztki. Na południu, gdzie w XVI wieku Rosjanie nawiązali kontakt z kaukaskimi chrześcijanami (przejściowy protek- torat nad Gruzją), za oddziałami żołnierzy postępowali koloniści, rugując wszystkich osiadłych na równinach tubylców muzułmańskich. Za czasów Piotra Wielkiego (1682-1725), odpowiednio nastawieni przez rosyjskich emisariuszy, Ormianie z Turcji powitają z entuzjazmem wkraczające na Kaukaz wojska car- skie. Odtąd jęli być postrzegani, oni, którzy tworzyli jeden z ważnych składni- ków imperium, jako jego zaprzysięgli wrogowie i agenci zagranicy. W tych warunkach nie było nikogo zdolnego do przeciwstawienia się carom. Ale opierano się im zaciekle. Zepchnięci w góry Kaukazu i pociągnięci przez Czerkiesów muzułmanie prowadzić będą walkę od 1784 do 1859 roku. Uosobieniem tego oporu będzie legendarny Szamil, w latach 1834-1859 przywódca walki narodowowyzwoleńczej ludów Kaukazu, którego imię stało się sławne nawet w Europie, a dziś porównuje się go chętnie z emirem Abdel-Kaderem*. Arabski przywódca, walczący w XIX wieku z Francuzami o niepodległość Algierii (przyp. wyd.). Rosyjskie zwycięstwo w Europie 235 W XVIII wieku także gdzie indziej wybuchać będą sporadyczne i krwawe bunty. Tatarzy kazańscy powstaną w 1705 roku, plemiona Baszkirów - w latach 1705-1711, różne grupy Turków przyłączają się do długotrwałej wojny chłop- skiej Pugaczowa (1773-1775), a potem znowu poderwą się Baszkirzy, Czuwasze i nadwołżańscy Tatarzy. Na terenie od Karny po Morze Czarne i od Dniepru po Wołgę nie objawił się żaden Czyngis Chan, żaden Timur. Nie widziano wież z ludzkich czaszek. Rosjanie nie byli barbarzyńcami. Wspomnieliśmy o ludobójstwie: okazało się przykładowe. Syberia Rosjan od dawna interesowała ta niezmierzona, pokryta lasami i prawie pozbawiona ludności ziemia. Już w 1465 roku przeszli oni Ural i zapuścili się aż nad brzeg Obu, pierwszej wielkiej rzeki, którą spotyka się, maszerując na wschód. Po zajęciu Kazania i podporządkowaniu Baszkirów z Ufy wszystkie wschodnie drogi stanęły przed nimi otworem. W XV wieku wokół Sybiru, „miasta" zwanego również Iskerem i położo- nego szesnaście kilometrów od dzisiejszego Tobolska, istniał niezależny chanat założony przez sturczonych Mongołów, których przodkiem miał być na pół legendarny Tajbuga Beki. Nie pochodził on z Czyngischanidów i był skłócony z Szejbanidami znad dolnego Tobołu. W latach osiemdziesiątych XV wieku wodzowi tych ostatnich i krewnemu Abu'1-Chajra, Ibakowi, udało się odebrać chanom Sybiru gród Tiumeń. Jego wnuk, Kuczum (około 1556-1598), zagra- żał im do tego stopnia, że nie znajdując innego wyjścia chan sybirski Jadygar zwrócił się o pomoc do Iwana Groźnego. Takiej okazji car nie mógł zmar- nować. Nie zmartwił się też zapewne na wieść o porażce i zabiciu Jadygara. Prowadził własną wojnę. Była ona długa i krwawa, ponieważ Szejbanidzi bro- nili się z nadspodziewanym uporem, kontratakując i pokonując kozackiego dowódcę Jermaka Timofiejewicza (1584) oraz odbijając zajęty wcześniej przez niego Sybir. Rosjanie musieli zaczynać wszystko od nowa. Wyruszają ponownie, z ograniczonymi siłami zbrojnymi, ale częściowo wyposażeni w strzelby, broń nieznaną jeszcze jeźdźcom syberyjskim, a od 1587 roku wspomagani przez pry- mitywną artylerię. Dzięki pomocy kupieckiej rodziny Strogonowych, założycieli kompanii o półpaństwowym statusie, kolonizują region, tworząc bazy w Tiu- meniu (1586), Tobolsku (1587) i Tarze (1594), gdzie ich garnizon liczy tysiąc dwustu jeźdźców i pięciuset piechurów. Bazy te pozwoliły im w roku 1595 zniszczyć Tatarów barabińskich, koczujących w noszących to samo miano ste- pach na wschód od Omska i na północ od Semipałatyńska, a w roku 1598 - wypędzić Kuczuma, który zbiegł na stepy nogajskie, gdzie zginął. Nic ich teraz 236 Dekade ncja i agonia nie mogło powstrzymać i w szybkim tempie posuwali się naprzód. W roku 1596 założyli Naryn, w 1604 - Tomsk, w 1620 - Jenisejsk, w 1628 - Krasno- jarsk, w 1634 - Ust'-Ilimsk, w 1652 - Irkuck. W tym samym okresie (1630) podporządkowano plemiona Jakutów, które około 1450 roku przywędrowały na Syberię i dotarły nawet na półwysep Tajmyr, wciskając się pomiędzy świat tunguski i paleoazjatycki. Pozwolono im na własną administrację aż do roku 1782, kiedy to Katarzyna Wielka postanowiła przejąć nad nimi bezpośred- nie rządy. W latach 1615-1650 najeźdźcom stawili czoło Kirgizi, korzy co najmniej od VI wieku zajmowali dolinę Jeniseju. Niezdolni odnieść zwycięstwo jako wojownicy, nie nadawali się też do znoszenia poddaństwa. Woleli wszyscy razem wyemigrować w góry Tien-szan i osiedlić się w kraju noszącym dziś nazwę Kirgizji*. Ale było to tylko odroczenie wyroków losu. Nie dane im było ujść przed Rosjanami. Dokąd może zaprowadzić ludzi umiłowanie wolności? Gdy nadeszła pora, garstka zapaleńców zdecydowała się na wygnanie, by po tysiącznych tarapatach zamieszkać w pamirskiej dolinie Wachan, która niczym ramię wyciąga się z Afganistanu w kierunku Chin. Kraina była surowa, ale nie było w niej panów! Dzisiaj żyją w ubóstwie w Pakistanie i niekiedy słyszy się, że ich ostatnią nadzieją jest azyl na Alasce**. Przedziwne tułacze życie tureckiego ludu, który okazał się najbardziej ze wszystkich niewzruszony! Azja Środkowa Region Tobolska, który był punktem wyjściowym dla epopei Dalekiego Wschodu, okazał się też świetną bazą wypadową przeciwko Azji Środkowej. Po zdobyciu południowej i wschodniej Europy, po zdobyciu Syberii cóż to był za łup dla rosyjskiego ekspansjonizmu! Kilka wiorst od osad kolonistów zaczy- nały się stepy Kazachów, nazywanych wskutek pomyłki Kazach-Kirgizami lub Kirgizkajsakami, których się obawiano i z którymi prawie nie utrzymywano kontaktów. Pod koniec XVII wieku chan Tjawka (zmarły w 1718), którego przedstawia się jako wielkiego organizatora tych ruchliwych plemion, podzie- lonych, niestety, na trzy luźno ze sobą związane ordy, po zaatakowaniu go przez Mongołów z Dżungarii poprosił o pomoc Rosję. Skończyło się to ustanowie- niem protektoratu nad ordami (1731). Posługując się metodą wypróbowaną * Źródła nie notują takiej migracji. Wszystko wskazuje na to, że Kirgizi syberyjscy pozostali w rodzinnych stronach, zmieniając tylko nazwę (Tatarzy abakańscy, Chakasowie). Nazwę „Kirgiz" zanieśli w góry Tien-szan zapewne jeszcze dawni Turcy, przy czym nawet nie wiadomo, jakie było jej pierwotne znaczenie (przyp. wyd.). ** Kirgizi pamirscy w roku 1984 schronili się w Turcji (przyp. wyd.). Azja Środkowa 237 nad Wołgą i na Syberii, Rosjanie utworzyli linię wysuniętych placówek kozac- kich, wokół których budowano forty, zalążki przyszłych miast: Omska (1715), Semipałatyńska (1718), Ust'-Kamienogorska (1720), Petropawłowska (1752). Kazachowie stawiali wytrwały opór: byli to jeszcze barbarzyńcy, chociaż w XVI wieku dzięki wysiłkom mułłów z Kazania zaczai do nich przenikać i szerzyć się islam. Jeśli przez tyle czasu uniknęli wasalnego uzależnienia, to dlatego, że ich nieurodzajne ziemie nie przedstawiały większego pożytku dla kolonizatorów. Początkowo zostawiono im ich stroje i wodzów, potem doszło do obalenia cha- natów (1822-1844), wreszcie, około 1853 roku, lud złożył broń*. Rosja znalazła się wówczas na przedpolu bogatych oaz Chorezmu i Trans- oksanii. Jak pamiętamy, odnowiciel imperium uzbeckiego, Muhammad Szejbani, którego słuszniej - zdaniem J. L. Bacąue-Grammonta - byłoby nazywać nie Szejbanidą, a Abulchajrydą, wróg Babura, został w roku 1510 rozgromiony i zabity przez szacha Ismaila. Jego następcom udało się jednak przywrócić Uzbekom część dawnej siły. Wuj i spadkobierca Muhammada, Ibrahim Kóczkiindżi (1510-1530), miał - jak zauważa Babur - armię składającą się ze 150 tysięcy ludzi. Ta ocena nie wydaje się zawyżona: w bitwie pod Dżam** (1528), gdzie Uzbecy ponownie ulegli Safewidom, ci pierwsi zostawili na polu walki 50, a ci drudzy - 20 tysięcy swoich żołnierzy. Po odzyskaniu Buchary (1557), Samarkandy (1578) i Taszkentu (1582), królestwo uzbeckie mogło za panowania Abd Allaha Ibn Iskandera (około 1579-1580), dziesiątego następcy Abu'l Chajra, najechać na czagatajską Kaszgarię i zająć Chorezm i Chorasan. Kres tym ekspansjonistycznym tendencjom kładzie interwencja szacha Abbasa Wielkiego. W tych okolicznościach Abd al-Mumin wszczyna bunt przeciw własnemu ojcu. Jego rezultatem jest okres anarchii, w trakcie której dynastia wymiera (1599). Chanat uzbecki przechodzi wtedy pod panowanie rodu Dżanidów lub Asz- tarchanidów, którzy uciekli tutaj znad dolnej Wołgi po jej przyłączeniu do Rosji. Przeniesiono wówczas stolicę do Buchary (1599-1785), czego konse- kwencją był zmierzch Samarkandy. Po dość spokojnym stuleciu, kiedy za okres świetności uchodzą jeszcze czasy rządów chana Abd al-Aziza (1645-1680), dochodzi do oderwania się Fergany, narażonej na napady ord kazachskich. Powstaje tam niepodległy chanat, którym zarządzał z Kokandu abulchajrydzki * Użyte przez autora sformułowania mogą stać się źródłem nieporozumień. W „obaleniu chanatów" nie było nic dramatycznego - chodziło o reformę administracyjną pozbawiającą i tak ubezwłasnowolnionych chanów resztek znaczenia. Lud, zanim „złożył broń", używał jej głównie do zajazdów i krwawej zemsty, a nie do walki z zaborcą. Wzmianka o strojach może wynikać z pomyłki w tekście oryginalnym (franc. costumes - stroje i coutumes ~ zwyczaje) (przyp. wyd.). ** Według R. Grousseta bitwa ta rozegrała się koło miejscowości Turbet-i Szejch Dżem, między Meszhedem a Heratem (przyp. wyd.). 238 Dekade ncja i agonia książę Szah Ruch (1710). W roku 1785 sukcesję po Dżanidach przejmuje w Bucharze szef plemienia Mangytów, Muhammad Rahim, którego wnuk Murad (1785-1800) przywraca tytuł królewski, mianując się emirem. Tymczasem w sunnickim Chorezmie nie uznano dominacji szyickiego rodu Safewidów i podporządkowano się innemu Szejbanidzie, Ilbarsowi (1512). Po wyschnięciu lewej odnogi Amu-darii jeden z następców Ilbarsa, Arab Muhammad (1603-1623), porzucił starożytną stolicę Urgencz i przeniósł się do Chiwy, od której antyczne królestwo Chorezmu przyjęło teraz nazwę chanatu Chiwy. Jego emirowie mimo skromnych środków okazywali się nieraz wybitnymi władcami. Arab Muhammad skutecznie odpierał najazdy Kałmuków i rozbił kolumnę wojsk rosyjskich; Abu'1-Gazi Bahadur Chan (1644-1663) łączył zalety polityka, pisarza i historyka, a jego księgi są wciąż ważnym źródłem do badania dziejów Czyngischanidów i Turków Azji Środkowej. Jeśli chodzi o Turkiestan Zachodni, to jego izolacja i podział na trzy kró- lestwa, często zwalczające się wzajemnie i skłócone ze swymi sąsiadami Turk- menami, przyczyniały się do stopniowego upadku kraju. Pozostał on na etapie średniowiecza. Miary nieszczęść dopełniła kampania Nadir Szaha (1740), który uzurpował sobie prawo do tronu Persji i zajął Bucharę i Chiwę. Państwo, które stworzył Nadir Szah, nie przetrwało po jego śmierci. Afgański oficer z plemienia Durrani, Ahmad-Chan (1747-1773), ogłosił się szachem i założył w Kandaharze królestwo znane odtąd jako Afganistan. Miało ono zapewniony byt państwowy do roku 1979, ponieważ spełniało funkcję bufora pomiędzy imperium brytyjskim w Indiach a imperium rosyjskim w Azji Środkowej. Przesunięcie jego granicy poza północną część Hindukuszu oznaczało objęcie afgańską jurysdykcją tureckich mieszkańców najdalej na południe wysuniętych stepów Azji, czyli Turkmenów i Uzbeków, i chan Buchary na próżno usiłował odzyskać miasto Balch. Chanaty Buchary i Chiwy musiały w XIX wieku poprzestać na działaniach defensywnych. Popadły w stan swoistego półbarbarzyństwa, który wzbudza dreszcz zgrozy, gdy przypomni się starożytny splendor Transoksanii. Sowieci nie omieszkali pokazywać cytadeli w Bucharze z jej izbą tortur (coś w rodzaju makabrycznego muzeum Grevin w Paryżu) oraz architektonicznie monstru- alnego pałacu emira, z jego tandetnymi ozdobami. Każdemu jednak wolno zgłębiać tajemnice przeszłości czy to w obserwatorium Uług Bega, czy u stóp majestatycznego minaretu Kalan, czy przy niezrównanej ażurowej ceramice, jaka zdobi grobowiec Samanidy Ismaila. W czasach ogólnego tureckiego rozkładu nadal wyróżniał się dynami- zmem Chanat Kokandzki. Ekspansja terytorialna, dobrobyt i odnowa kultu- ralna, które w tym kontekście zakrawały na cud, okazały się zbyt archaiczne, by przetrwać. Pomiędzy rokiem 1800 a 1840 trzej chanowie: Alim (1800-1810), Umar (1810-1822), poeta, mąż poetki i założyciel sześćdziesięcioosobowej Azja Środkowa 239 grupy poetyckiej, oraz Muhammad Ali (1822-1842), zdołali powiększyć tery- torium, dokonując aneksji Taszkentu i Turkiestanu, i narzucić swą władzę pół- milionowej grupie Kazachów (78 tysięcy namiotów) z Wielkiej Ordy, którzy koczowali między Syr-darią a jeziorem Bałchasz, zanim - oczywiście - nie dostali się pod panowanie Rosji. Zakończenie wojny krymskiej i klęska powstańców kaukaskich umożli- wiły wojskom rosyjskim swobodę działania w Azji Środkowej (1865). Natra- fiły tam na słaby opór. Kolumna generała Czerniajewa po opuszczeniu Wier- nego (Ałma Ata) zajęła Turkiestan, Taszkent, Czimkent. Chanat Bucharski, który przez ponad trzydzieści lat znosił krwawe rządy tyrana Nasr Allaha (1827-1860), prawie z ulgą uznał swoje wasalstwo za panowania Muzafera ad-Dina (1860-1885). Chiwa poddała się w roku 1873, Kokand - w 1876. Podbój zakończył się w latach 1873-1884 opanowaniem krajów turkmeń- skich, położonych pomiędzy południową linią pustyni Karakum a granicą perską, z głównym miastem Merwem (Mary). Najsilniejszy z wymienionych, Chanat Kokandzki, z jego miastami liczącymi do 100 tysięcy mieszkańców, armią złożoną z 30 czy 40 tysięcy żołnierzy i z 45 zdezelowanymi działami, został zneutralizowany w ciągu trzydziestu lat. Nie mógł nic zrobić. Inne - tym bardziej. 1\irkiestan Wschodni Turkiestan Wschodni był w nie lepszej sytuacji niż Turkiestan Zachodni: piękne ujgurskie czasy dawno się skończyły i zatarły się całkowicie w ludzkiej pamięci. Jeśli udało im się nie wpaść w ręce Rosjan, to dlatego, że mieli wpaść w ręce Chińczyków, którzy mogli nareszcie zrealizować swoje stare, snute od tysiąca lat marzenie. Po raczej bezowocnych najazdach Timura Czagataidzi odzyskali dawny autorytet. Nad dorzeczem Iii i Tarymu panowali Wais Chan (około 1418-1428) i jego syn Esenbuga II (1429-1462). Wychowany w Szirazie Junus Chan, który w coraz bardziej prostackim środowisku czagatajskim zachował perską ele- gancję, potrafił przy wsparciu Timurydy Abu Saida całkowicie zrekonstruować państwo, przyłączając do niego Kaszgar, Sajram i Taszkent (1462-1486). Potem królestwem podzielili się dwaj jego synowie, Ahmed (1486-1503) i Mahmud (1487-1508). Pierwszy przejął ziemie Ujgurów z Kuczą, Karaszarem i Turfa- nem oraz dawny Mogolistan, to znaczy dorzecze Iii i Jułduzu, drugi - Kaszgar, Jarkend i Chotan. Ich współpraca umożliwiła jednak zachowanie spójności pań- stwa. Pomimo to zostali wypędzeni z zachodniego Turkiestanu przez Muham- mada Szejbaniego i zmuszeni do przeniesienia się poza Pamir i Tien-szan. Tam poczuli się na tyle pewni, by zaatakować nie tylko Hami, o które od dawna kłócili się z Chińczykami, ale same Chiny. Chanowie Mansur (1503-1543) 240 Dekade ncja i agonia i Said (1514-1533) zaczęli się wyprawiać przeciwko Tunhuangowi (Dunhuang) i innym miastom Kansu. Czyżby miały powrócić czasy Tu-kiie i Tabgaczów? Było to niemożliwe. Kilka lat po tych ekspedycjach Szah Chan (1545-1570) musiał stawić czoło buntom, które pogrążyły kraj w chaosie i zaciemniły całko- wicie jego historię. Kotlina Tarymska tworzy wówczas mozaikę małych księstw, zdominowanych przez dwie konkurujące ze sobą rodziny, które zgodnie ze starą tradycją turecką określone były dwoma przeciwstawnymi kolorami: Aktagłyk (Białogórcy) i Karatagłyk (Czarnogórcy). Podając się za chadżów, potomków Proroka i pierwszych kalifów, wprowadziły one rządy teokratyczne, przeciwko którym usiłowali walczyć sterroryzowani ostatni Czagataidzi. W roku 1677 sytuacja ta pozwoliła dżungarskiemu władcy Gałdanowi ustanowić nad nimi bezpośrednią kontrolę, która trwała do roku 1753. Cztery lata później, po wyeliminowaniu Dżungarów, kraj zajęli Chińczycy. Nazwali go Sinkiangiem (Xinjiang), co znaczy Nowa Marchia. Turcy próbowali zrzucić jarzmo chińskie. Ich buntom przewodził w roku 1826 Dżahangir, a w 1857 - Wali Chan Beg. Więcej szczęścia miał Jakub Chan, który przez pewien czas był jedynym panem Kaszgaru, Jarkendu, Chotanu, Aksu i Kuczy. Kontakty z nim nawiązali zainteresowani rozwojem sytuacji Rosjanie i Anglicy. Jednak po jego śmierci (1877) powrócili Chińczycy. Wtedy właśnie w Turkiestanie Wschodnim ustalona została linia graniczna pomiędzy Rosją a Chinami. Postsafewidzka Persja Polityka szacha Abbasa zmierzająca do utrzymania w ryzach plemion tureckich w Persji nie pozbawiła ich ani trochę prężności. Przejawiała się ona w trakcie wojen domowych, które spowodowały upadek Safewidów, rzeczywisty w roku 1722 i formalny w 1736, i ciągnęły się w następnych dziesięcioleciach. Ostatecznym wynikiem tych wojen było pojawienie się bliżej nieznanego generała Nadira ze środowiska Turkmenów-Afszarów, który w roku 1736 ogłosił się szachem w Teheranie. Jemu to Turcy ze Środkowego Wschodu zawdzięczają swoją ostatnią epopeję. Nadir Szah nie może być, oczywiście, porównywany z Aleksandrem Mace- dońskim, Cezarem, Czyngis Chanem czy Timurem, ale w czasach mu współcze- snych dokonał jednego z tych nadzwyczajnych wyczynów, do których tak bardzo przyzwyczaili nas tureccy koczownicy i które przywodzą na myśl ich świetną przeszłość. W okresie między 1736 a 1747 rokiem narzucił on zwierzchność Persji, Afganistanowi, chanatowi Chiwy; pokonał Osmanów, wkroczył do Indii, rozbił Wielkich Mogołów i zajął ich stolicę, Delhi (1732). Wśród przywiezio- nych stamtąd bezcennych łupów znajdował się słynny Pawi Tron, dziś ozdoba Postsafewidzka Persja 241 muzeum w Teheranie. Nadir Szah nie należał do ludzi łagodnych, a po nieuda- nym zamachu na jego życie w roku 1741 okazał się niebezpiecznym wariatem. Kilka lat później zmuszeni byli się go pozbyć najbardziej mu oddani z Turkme- nów, Afszarowie i Kadżarowie (1747). Z podbitych przez Nadira posiadłości jego synom dostał się tylko Chorasan. Stworzonym przez niego imperium podzielili się generałowie. Jeden z nich założył - jak pamiętamy - królestwo Afganistanu. Inny, Karim Chan Zend, odziedziczył Persję, gdzie ogłosił się skromnie wakilem, regentem, i ustanowił efemeryczną dynastię pod własnym imieniem. Będący stolicą Sziraz w dużej mierze zawdzięcza mu swój dzisiejszy wygląd. W tym mieście pełnym ogrodów, w osiedlu róż znajduje się zjawiskowa budowla - meczet Wakila z jego równoległobocznymi nawami, które oddzielają od siebie spiralne kolumny. Choć dookoła już czuje się upadek i widzi nieudolne naśladowanie Zachodu, w meczecie prawie wszystko jest doskonałe! Sziraz Karim Chana tchnie przedziwnym urokiem, którym warto rozkoszować się wieczorem, kiedy opada fala gorąca, a jakiś artysta ożywia przed nami przeszłość, recytując strofy Hafiza lub Saadiego. Usytuowane tuż obok, pośród drzew i kwiatów, grobowce obu poetów każą zapomnieć o grobach tych wszystkich, których ludzkość uparcie nazywa wielkimi. W jakim innym kraju niż w Persji wznoszono by pomniki ku czci poetów, a nie generałów? Ostatecznie Persję opanował dawny zakładnik Nadira, Aga Muharnmad z tureckiego plemienia Kadżarów. Pozbawiony niegdyś męskości przez swego znienawidzonego pana, wyszedł po tym zabiegu nie jako człowiek apatyczny, z potulnym spojrzeniem wołu, ale pełen gniewu, zapalczywości, z błyskiem okrucieństwa w oku. Był to eunuch utalentowany. Po ogłoszeniu się szachem w Teheranie (1794), zapoczątkował dynastię Kadżarów (1794—1925) i szybko podporządkował sobie całą Persję, narzucając tyrańskie rządy. Niemniej udało mu się wydrzeć Gruzję z rąk Rosjan i pokonać władcę Chorasanu, Afszara Szah Rucha (1748-1795), który przechowywał zdobyte w Indiach skarby swego ojca Nadira. Ale Aga Muhammad okazał się zbyt żądny krwi. Zginął w 1797 roku, zamordowany przez własnych służących. Jego następca, Fath Ali Szah (1797-1843), którego dobrze znamy z olej- nych portretów o raczej zachodniej inspiracji, nawiązał stosunki dyplomatyczne z Europą, ale musiał ustąpić Rosji tereny położone na północ od rzeki Araks i nie potrafił przezwyciężyć oporu Anglii w sprawie zajęcia Heratu, który pozo- stał afgański. Wbrew łudzącym pozorom dynastia Kadżarów prowadziła poli- tykę, która powoli spychała Persję na drogę dekadencji i niedorozwoju. Sztuka muzułmańska promieniowała jednak resztką dawnej świetności: do takiego wniosku skłaniają przynajmniej ceny jej dzieł na publicznych aukcjach. Tak więc tymi, którzy nadal, jak od tysiąca lat, rządzili Persją, byli ciągle jeszcze Turcy. 242 Dekade ncja i agonia Ostatni Wielcy Mogołowie Można zasadnie domniemywać, że po stuletniej okupacji Indii Wielcy Mogołowie i wyżsi dygnitarze tureccy z ich otoczenia odturczyli się już i znaleźli poza zasięgiem naszych badań. Byłoby to jednak stwierdzenie zbyt pochopne, nie uwzględniające złożoności wydarzeń. Wspomnieliśmy już wysiłki Szahdża- hana dążącego do odzyskania kraju przodków. Jego poprzednik, Dżahangir przekształcił Kabul w jedną ze swych ulubionych rezydencji. Tym, który najbardziej starał się o wtopienie cywilizacji muzułmańskiej w świat hinduski, był przede wszystkim Akbar, ten sam Akbar, którego liczne cechy charakteru świadczyły, że jest bardziej turecki od Turka. Jeśli chodzi o jego następców, to chętnie mówi się o nich jako o ziranizowanych książętach. Tymczasem wzorów artystycznych nie szukali oni bynajmniej u Safewidów, lecz w timurydzkiej Azji Środkowej, skąd się wywodzili. Owszem, czują się Hindusami, ale tylko do pewnego momentu: zachowują bowiem świadomość swej przynależności do arystokratycznej grupy obcych najeźdźców, z którą łączą ich uprzywilejowane więzi. Świat turecki jako całość interesuje ich 0 wiele bardziej niż reszta świata muzułmańskiego i utrzymują stałe kontakty z imperium osmańskim. Jednym słowem: są nadal Turkami i zamierzają nimi pozostać. W roku 1658 syn Szahdżahana, Aurangzeb, nie mogąc doczekać się objęcia władzy, detronizuje swego ojca. Robi to dość uprzejmie: darując mu życie i łaskę zamknięcia w pawilonie, z którego mógł on oglądać Tadż Mahal, grobowiec swej ukochanej przy wciąż zmieniającym się oświetleniu dnia i nocy. Grobowce hinduskie, znacznie liczniejsze, wspanialsze i bardziej monu- mentalne niż gdziekolwiek indziej - czyż nie jest to paradoks w kraju, w którym spopiela się ciała zmarłych, i w religii muzułmańskiej, która w stanowczych fetwach domaga się nieustannie zniszczenia grobów? Jaka była ich geneza? W jakich zakamarkach podświadomości się zrodziły? Można im przypisać dowolny rodowód. Moim zdaniem, nie ulega wątpliwości, że jest to ostat- nie i najwyższe wcielenie odległego wspomnienia sepulkralnej sztuki tureckich 1 mongolskich ludów stepowych! Aurangzeb, muzułmański dewot i fanatyk, robił prawie wszystko na przekór Akbarowi. Rozbudował imperium Mogołów do takich rozmiarów, że terytorialnie pokrywało się niemal z całymi Indiami, ale też rujnował kraj, wywoływał waśnie religijne i rasowe, i to w czasie, kiedy subkontynent indyjski, na który zachwyconymi jeszcze oczyma spoglądali Europejczycy jak na największą potęgę świata, potrzebował przegrupowania swych sił, aby zażegnać niebezpieczeństwo, jakie już wkrótce miało wyniknąć z utraty złudzeń przez nowych przybyszów. Ostatni wielcy Mogołowie 243 W przeciwieństwie do władców Gudżaratu, którzy z chwilą przybycia Portugalczyków wezwali na pomoc Osmanów, Wielcy Mogołowie przychylnie ustosunkowali się do zakładania europejskich faktorii. Admirał Albuquerque wylądował w Goa (1510), kiedy Babur już wkroczył do Indii, a za panowa- nia potężnego Akbara Anglicy założyli Kompanię Wschodnioindyjską (1600). Hindusi nie interesowali się wcale międzynarodowym handlem i byli zachwy- ceni, że robią to za nich inni, zakupując masowo lokalne produkty. Europa dostrzegła w tym słabość. I miała rację. Po Aurangzebie zabrakło władców, któ- rych imiona godne byłyby wzmianki. Władza centralna uległa osłabieniu; nara- stała opozycja pomiędzy hindusami a muzułmanami; rozwijały się siły odśrod- kowe. Ta olbrzymia w wyobrażeniach Europejczyków potęga nie mogłaby się im oprzeć ani przez chwilę. Skończy się to tym, co zwykle nazywamy wojną kolonialną. W roku 1858 Anglia obali Bahadur Szaha II, ostatniego potomka Babura i Akbara. Brytyjscy zdobywcy, którzy w największej pogardzie mieć będą tubylców, pozwolą jednak - rzecz dla nich niesłychana - aby przetrwała najważniejsza część tego, co zbudowali Wielcy Mogołowie. Od Sulejmana Wspaniałego po rok 1699 Zachodzące słońce promieniuje zawsze najpiękniejszym światłem: tak było i z gwiazdą Osmanów, która pochylała się nad horyzontem. W drugiej połowie XVI wieku odnoszono nadal sukcesy wojskowe. Klęska floty pod Lepanto, po której całe chrześcijaństwo ogarnął szał radości, pocią- gnęła za sobą bunt prowincji, ale niebawem powrócił spokój, a flotę odbudo- wano w ciągu kilku miesięcy. Aż do końca XVII wieku imperium ani się nie powiększało terytorialnie, ani też nie zmniejszało. Pokój zawarty w 1606 roku w Zsitvatorok uwidacznia jego maksymalną wielkość. Była ona nadmierna. Poza dzisiejszą Turcją państwo osmańskie obejmowało Zakaukazie, Kaukaz, Krym, Ukrainę południową, tereny, na których obecnie znajdują się: Rumunia, Jugosławia, Bułgaria, Grecja i Węgry, a dalej Syrię, Izrael, Liban, część Iraku, Arabię łącznie z Jemenem, Egipt, Cyrenajkę i Trypolitanię, Tunezję i Algierię. Jak za czasów Sulejmana jest to pierwsze mocarstwo świata. Jeszcze przoduje w wielu dziedzinach. Ewlija Czelebi jest genialnym podróżnikiem. Dżihan numa Hadżi Chalify to doskonała synteza ówczesnej wiedzy geograficznej. Dwa dzieła o rolnictwie, kilka innych o hodowli kwia- tów w poetyckiej formie zamykają badania naukowe; jeśli chodzi o empirię, to dodajmy, że w XVII i XVIII stuleciu samorzutnie praktykowano tu szczepienia przeciw ospie, które Europa - jak dziś wiemy - odkryła najprawdopodobniej w Stambule. Słynna lady Mary Montagu tu dała się zaszczepić na długo przed 244 Dekade ncja i agonia wynalazkiem Jennera. Architektura, już nie odkrywcza, staje się monumen- talna jak nigdy przedtem. W roku 1616 na miejscu dawnego bizantyjskiego hipodromu ukończony zostaje meczet Sułtana Ahmeda, nazwany z powodu olśniewającego wystroju Meczetem Błękitnym; nie najpiękniejszy ze wszyst- kich, ale najsłynniejszy, jeśli chodzi o uzyskane efekty, które przeszły naj- śmielsze oczekiwania. Pół wieku później nadal mistrzowsko zaprezentuje się Jeni Dżami, Nowy Meczet. W pałacu Topkapy dobudowuje się kilka przepięk- nych pawilonów, a ściany pokrywa cudowną dekoracją. Jeszcze za panowania Ahmeda III (1703-1730) jego stolica oddaje się zabawom i z takim zami- łowaniem hoduje kwiaty, że czasy te nazwano „erą tulipanów" (tureckie lale devń). Niedługo potem, zapewne w latach 1735-1745, Abdullah Buchari maluje wyszukane portrety eleganckich dam, nie brzydząc się też pornografią. Prze- wyższa go kunsztem zmarły w roku 1732 Lewni, ostatni klasyczny malarz szkoły osmańskiej. Tymczasem nadszedł zmierzch. Za sułtana Murada III (1574-1595) i Meh- meda III (1595-1603) rządy sprawuje ukryta za plecami mężczyzn małżonka i matka obu szachów, Wenecjanka Baffo. Ahmedowi I (1603-1617) udaje się od niej uwolnić, ale sam jest tak nieudolnym władcą, że znużeni ministrowie myślą o zastąpieniu go innym. Młody Osman II (1618-1622) próbuje zwalczyć korup- cję, ale buntują się przeciw niemu i zabijają go janczarzy. W pierwszych latach rządów Murada IV (1623-1640) pojawia się nowa Baffo w osobie Kosem, która jako wszechmocna królowa-matka, walide, opróżnia skarb, przygląda się bez- czynnie buntom anatolijskich chłopów i czyni ustępstwa na rzecz soldateski. Żeby nieco przywrócić porządek, padyszach nie stroni od drakońskich metod. Jego brat Ibrahim I (1640-1648), jedyny, który ocalał ze zdziesiątkowanej mor- dami rodziny, staje się zabawką w rękach kobiet i w końcu - ofiarą zabójców. Władzę po nim obejmuje dziecko jeszcze, Mehmed IV (1648-1687). Jego bra- cia i następcy pozwalają imperium dryfować. Ich nieudolność tuszują w latach 1656-1710 działania dynastii wielkich wezyrów, Kópriilu. W roku 1663 wysyłają oni wojska Osmanów na Śląsk. Europę ogarnia znowu paniczny strach. Jego Wysokość Ludwik XIV posyła swą szlachtę na pomoc pobitym dwa razy Austriakom, dając świadectwo, że duch wypraw krzyżowych jeszcze nie zaginął. Mimo to słychać wielki krzyk: Wiedeń oblężony! Wiedeń zaraz padnie! Już pada! A jednak nie. Nadciąga Polak Jan III Sobieski i turecka Wiktoria przekształca się w bezładną ucieczkę. W porzuconym pospiesznie obozie wiedeńczycy odkrywają tego dnia smak kawy*, którą rozsławią na cały świat. Jeszcze jedna krucjata lub może powszechna koalicja! Tym razem przyłączają się do niej Rosjanie, by już nigdy jej nie opuścić. Dnia 26 stycznia 1699 roku w podpisanym w Karłowicach Kawę znano już wcześniej w Europie (przyp. wyd.). Od Sulejmana Wspaniałego po rok 1699 245 traktacie Turcy zmuszeni są do pierwszych ustępstw, pozostawiając prawie całe Węgry w rękach Habsburgów. Wszystko jest przesądzone. Panuje niesłuszna opinia, że islam mógłby zatriumfować w Europie, gdyby tego dnia broniący do niej dostępu Wiedeń został zdobyty. Na to było już za późno. Wszystkie wcześniejsze grzechy, dostrzegane już za rządów Sulej- mana, skumulowały się teraz. Sprzeniewierzenie jest powszechne: mianowani i odwoływani na zasadzie kaprysu gubernatorzy myślą tylko o jak najszybszym wzbogaceniu się. Rozpanoszenie janczarów staje się nieznośne: z końcem XVI wieku uzyskali prawo żenienia się i dziedziczenia stanowisk. Wkrótce każdy może się do nich zaciągnąć. Biorą udział we wszystkich zamieszkach, wynoszą i obalają władców. Dowodzący nimi aga to niekiedy prawdziwy tyran. Są jeszcze żołnierzami, ale utracili swą wzorową postawę wojskową sprzed lat. Koncesje przyznawane przez Sulejmana Franciszkowi I zostają ponowione w roku 1604 i jeszcze parę razy; Francja ustanawia swoisty protektorat nad europejskimi podróżnikami i kupcami udającymi się do imperium, z wyjątkiem Wenecjan i Anglików, którzy mają własne przywileje*. Niebawem uzyskają je Austriacy i Rosjanie i zechcą objąć patronat nad miejscowymi chrześcijanami, którzy dopiero teraz pojmą, że niegdyś byli szczęśliwi. Współpraca religijna spali na panewce. Korzystając z nadanych im przywilejów, Grecy tyranizują swych braci w Chrystusie: winą za to obarcza się Turków. Pomimo wszystko wciąż przestrzega się zasad tolerancji i swobód wyznaniowych, ale ich rezultaty stają się wręcz szkodliwe, w miarę jak możni czują się coraz mniej osmańscy, a coraz bardziej - uciskaną mniejszością narodową. Duchowieństwo jest bowiem arabskie, marynarka - grecka, handel - ormiański i grecki, finanse - ormiańskie i żydowskie. Dygnitarze nadal nie są Turkami. Dynastia wezyrów Kóprulu to z pochodzenia Albańczycy, podobnie jak przyszły wicekról Egiptu, Mehmed Ali. Pełnomocnikiem do spraw traktatu karłowickiego jest Grek Aleksander Mawrokordato. Przybywa coraz więcej zagranicznych doradców. Działalność barona Totta w XVIII wieku przywodzi na myśl Limana von Sandersa i pierwszą wojnę światową**. Od czasu gdy Roksolana zamknęła kobiety w seraju, ugrzęźli tam też sułta- nowie, z dala od pól bitewnych i narad ministrów. Dywan, który kiedyś zbierał się cztery razy w tygodniu dla przedyskutowania spraw państwowych, prze- kształcił się w miejsce pozbawionych większego sensu spotkań protokolarnych. Harem zamienił się w arenę, na której rozgrywał się ostry wyścig o dojście do * Własne przywileje mieli też kupcy Rzeczypospolitej (przyp. wyd.). ** Baron Tott (wg J. Reychmana - Franciszek de Toth), z pochodzenia Węgier czy Austriak, który pracując jako inżynier w Turcji, wielce przyczynił się do modernizacji artylerii osmańskiej. Liman von Sanders - niemiecki generał, reformator armii tureckiej na początku XX w. (przyp. wyd.). 246 Dekade ncja i agonia władzy. Żyją tam setki kobiet - ich liczba dojdzie nawet do półtora tysiąca - które chcą zostać faworytami, małżonkami, pierwszymi małżonkami. Szaleją namiętności, lecz rządzi nie miłość, tylko ambicja i nienawiść. Ta, której uda się zdobyć względy księcia, musi rozpalić do maksimum jego uczucia lub dać mu syna, o ile przedtem nie zostanie zmuszona do aborcji lub zgładzona. Jeśli dziecko się urodzi i jeśli przeżyje, będzie musiała jeszcze walczyć dla niego 0 tron. A kiedy wreszcie dzięki niemu zostanie walide, być może utrzyma się przy władzy, ryzykując zawsze najgorsze. Tak, najgorsze, bo o to samo rywali- zują z kobietami eunuchowie. Sprowadzeni dość wcześnie, zapewne pod koniec XIV wieku, na dwór Osmanów - jako podarunek Bizancjum - zajmują tam takie stanowiska, że co ambitniejsi dworzanie też domagają się wykastrowa- nia. Jak więc uwierzyć, że największym bodźcem dla mężczyzn jest pożądanie kobiet? Początkowo są to biali, głównie z Kaukazu, nie zawsze dość silni, by znieść operację, ale tak piękni, że wzbudzają i po niej zazdrość. Potem dobiera się już czarnych: z Etiopii, Sudanu i Czadu, wytrzymałych na pozbawienie męskości i możliwie najbrzydszych. Na rynkach płaci się za nich ceny bajeczne, zwłaszcza jeśli są ułomni. Zarządzający eunuchami kyztar agasy („przełożony nad dziewczętami"), stanowił w hierarchii osmańskiej jedną z najważniejszych 1 zarazem najbardziej destrukcyjnych osobistości. Gdyby się dobrze zastanowić, okazałoby się, że ich jedyną zaletą było to, że się nie rozmnażali, choć pozo- stawał sam gatunek: niezniszczalny. Zgodnie z tradycją turecką własność była dobrem rodzinnym, toteż nie ustanowiono ścisłych reguł dziedziczenia i prymatu któregoś ze spadkobierców. Widzieliśmy nieraz, jak wielką plagą wszelkich monarchii były kłótnie pomiędzy braćmi i jak z powodu kolejnych podziałów rozpadały się imperia. Żeby zapobiec walkom o sukcesję, Osmanowie stosowali bratobójstwo, które nam wydaje się potworne, ale które - jak wszystkie wymyślone przez człowieka instytucje - ma swoje uzasadnienie. Nie mogąc pbalić zwyczaju, nadali mu brutalne, choć skuteczne ramy, wyjątkowo przy tym niebezpieczne. Mehmed II wprowadził prawo, w myśl którego: „ktokolwiek przejmie najwyższą władzę, uśmierci swych braci, żeby dać wytchnienie światu". Sulejman, który osobiście zgładził trzech swoich synów, miał powiedzieć: „Dziękuję Bogu, że mogłem żyć wystarczająco długo, aby widzieć, iż muzułmanom nie grozi wojna pomiędzy moimi synami... Gdyby stało się odwrotnie, żyłbym i umarł w rozpaczy". W tych słowach zawiera się sens państwa i dobra wspólnego, jakiego dziś nie potrafimy już sobie wyobrazić. Być może człowiek jest zawsze i wszędzie taki sam, ale reakcje jego serca i umysłu stają się często niezrozumiałe z jednego pokolenia na drugie. Z końcem XVI wieku bratobójstwo wyszło z użycia. Czy była to humani- zacja obyczajów? Książąt nie zabijano już więcej, lecz osadzano w tak zwanym kafesie (klatce): wydzielonym budynku pałacowym, szczerze mówiąc - raczej Od Sulejmana Wspaniałego po rok 1699 247 komfortowym, gdzie do usług mieli eunuchów i bezpłodne kobiety. Było to jeszcze gorsze. Często wyznaczony czy wybrany na następcę dziedzic wychodził stamtąd ogłupiały, by zasiąść na tronie. Porażki Osmanów wydają się zrozumiałe. Można się nawet dziwić, że nie było ich więcej i że nie doszło do nich wcześniej. Obok niezliczonych grzechów imperium przechowało też pewne wartości: scentralizowaną władzę, bardzo silny system administracyjny, zamiłowanie do porządku, które zapobiegało rozprzężeniu. Ważne jest i to, że Turcy, w miarę jak inne nacje stawały się mniej pewne, brali na siebie coraz bardziej odpowiedzialne zadania państwowe i że mieli mnóstwo zalet, przede wszystkim odwagę. Zniszczenie imperium osmańskiego Wskutek upadku ducha, wahań i zdrad różnych nietureckich społeczności w imperium Osmanów jego obrona spadła przede wszystkim na barki Turków. Robili to z godnym podziwu heroizmem i ogromnym samozaparciem, choć nie oni na tym korzystali. Anatolia została prawie skazana na niedorozwój, a w XIX wieku słowo „Turek" nie miało już w Konstantynopolu innego zna- czenia niż cham, prostak, zacofany chłop. Przez ponad dwa stulecia będą się wykrwawiać na coraz to nowych polach bitew. Ilu ich zostanie, gdy wszystko się skończy? Dziesięć, może dwanaście milionów. Generalnie pokonani, potrafili zwyciężać, ponieważ mieli niezachwianą wiarę w siebie i odziedziczyli rzetelne przymioty żołnierskie. Wypada jednak przyznać, że istnienie imperium osmań- skiego od 1699 do 1922 roku było możliwe dzięki tym, którzy faktycznie zain- teresowani byli jego zniszczeniem, obawiali się jednak, że upadek Osmanów przyniesie korzyści innym: i tak, nie mogąc się zdecydować na dobicie państwa, podtrzymywali je sztucznie przy życiu. Były to dwa wieki wojen z zagranicą i wojen domowych, podstępnych mor- dów i bezsensownych rzezi, po których następowały zawsze prześladowania; dwa wieki stopniowego chylenia się ku upadkowi, z przejściowymi okresami odrzucania lub akceptacji obyczajów europejskich, z coraz częstszymi ingeren- cjami obcych mocarstw w sprawy wewnętrzne, z uzależnieniem ekonomicz- nym i postępującą dewastacją całego kraju. Do uporczywego, niesłabnącego ani trochę nacisku Rosji, do mniej skoordynowanych ataków Austrii dołą- czały się powstania ludności nietureckiej. Nacjonalistyczna ideologia rewolucji francuskiej rozbudziła ducha „narodów". Intrygi cudzoziemców, ich zachęty i obietnice podrywały do buntu i wolnościowych zrywów wszystkie mniejszo- ści chrześcijańskie. Europa, która manipulowała nimi po cichu, mogła sobie pogratulować; opiewali je Byron i Hugo, malował Delacroix. W uprawiających partyzantkę rozbójnikach greckich dopatrywano się - poprzez pryzmat roman- 248 Dekade ncja i agonia tyczności i w duchu panującego wówczas romantyzmu - potomków Praksyte- lesa i Sokratesa. Dla Europy Ormianie byli tylko pionkami przesuwanymi na szachownicy i w końcu zostawiano ich własnemu losowi, nie przestając się nad nimi użalać, pomstować na ludobójstwo, słuchać ich zwodniczej propagandy. Zręczniejsi jeszcze od Greków, propagandyści ormiańscy unurzali Turków we krwi, która miała ich brukać aż do czasów Republiki, choć w najgorszym nawet razie nie powinna zniesławiać nikogo poza państwem osmańskim: sprawie tej nigdy nie przyjrzano się bliżej. Europa, która sama ulegała dechrystianiza- cji, chętnie zajmowała się udręczonym chrześcijaństwem w krajach islamu. Zapomniano przy tym, że do zniszczenia gmachu Osmanów w takim samym stopniu, co chrześcijanie, przyczynili się muzułmanie, podlegający tym samym, co oni, siłom odśrodkowym: Wahhabici w Arabii, Bośniacy i Albańczycy Ali Paszy z Janiny na Bałkanach, Mehmed Ali, główny wasal Porty, który w pew- nym momencie gotów był ją zastąpić, i to nawet bez pomocy Europejczyków, a potem jeszcze wszyscy Arabowie z Bliskiego Wschodu, z którymi współpra- cował słynny Lawrence. Wielką reakcją turecką były reformy, tanzimat, zapoczątkowane przez Selima III (1789-1807). Pojął on w końcu, że bez niezbędnych zmian struktu- ralnych imperium nie będzie miało żadnej szansy na przetrwanie. Pod wpływem janczarów i ich sojuszników, duchownych, skazano go jednak na śmierć. Projekt reform podjął na własną rękę Mahmud II (1808-1839), naturalny lub adopto- wany syn Aimee de Rivery. Rozpoczął we właściwym miejscu: niszcząc w roku 1826 własną gwardię janczarską kosztem pewnego nawet osłabienia armii; za to uwalniając się od poważnego obciążenia. Sułtan porzucił też pałac Topkapy i cały swój harem, wprowadził obowiązkowo ubiór europejski z dodatkiem fezu, otoczył się ministrami w stylu zachodnim i wysłał ambasadorów do wiel- kich mocarstw. Jego następca, Abdiilmedżid I (1839-1861), mógł się dobrać do samych korzeni zła. Proklamował równość wszystkich wobec prawa, zrefor- mował finanse, administrację i sądownictwo, na nowych zasadach zorganizował armię, otworzył wyższe uczelnie, zniósł niewolnictwo czarnych. Zmiany były więc rzeczywiste. Nie ma potrzeby zastanawiać się, dlaczego nie przysłużyły się Turkom. Przeciwko „choremu człowiekowi Europy" zawią- zała się istna międzynarodowa krucjata; w XIX wieku niemożliwe też oka- zało się harmonijne współżycie ludów, które, jeśli kiedykolwiek coś do siebie zbliżyło, to tylko kult Korony i zamiłowanie do zysków, jakich dostarczały wyłącznie podboje. Załamanie trwało i osmańskie imperium upadło. Z koń- cem pierwszej wojny światowej nie zostało po nim nic i zastanawiano się, czy w ogóle będzie jeszcze Turcja. Etapy rozkładu są znane. Wiek XVIII był etapem niepowodzeń, wiek XIX - rozczłonkowania. W okresie 1828-1913 Grecja odzyskała jedność tery- torialną. Kraje jugosłowiańskie i Bułgaria oddzieliły się od imperium pomiędzy Zniszczenie imperium osmańskiego 249 rokiem 1830 a 1878. Rumunia ukonstytuowała się w latach 1858-1878. W roku 1830 Algierię podbiła Francja. Autonomiczna od 1705 roku Tunezja zgodziła się w roku 1881 na protektorat francuski. Egipt, znajdujący się od 1882 roku pod kontrolą Francuzów i Anglików, a potem samych Anglików, był turecki na zasadzie fikcji. Wiek XX miał ten proces zakończyć. W roku 1912 uzyskała niepodległość Albania i tego samego roku Włochy zajęły - choć nie bez kłopotów - Cyrenajkę i Trypolitanię. Turcja, którą w 1914 roku rządził triumwirat paszów: Talaata, Dżemala i Enwera, i w której po „Czerwonym Sułtanie", Abdulhamidzie II (1876-1909), panował Mehmed V (1909-1918), przystąpiła 31 października do wojny po stronie państw central- nych. Jej oddziały spisywały się dzielnie: o mało nie zdobyły Kanału Sueskiego (styczeń 1915), odrzuciły francusko-angielski desant w Dardanelach (kwiecień - grudzień 1915), doprowadziły do kapitulacji Townsenda w Kut al-Amara (29 kwietnia 1916), skutecznie opierały się zbuntowanym Syryjczykom oraz wspie- ranym przez Rosjan partyzantom ormiańskim: walka o Wan była tak zaciekła, że jego ruin nie udało się już odbudować. Ostatecznie jednak padło Erzurum, Trapezunt i Bagdad. Kiedy skapitulowała Bułgaria, która była ich sojuszni- kiem, wykrwawieni Turcy zmuszeni byli podpisać zawieszenie broni w Mudros (30 października 1918). Jego konsekwencją był traktat w Sevres, o którym będziemy jeszcze mówić. Co zostało po Turkach, którzy od dwóch tysięcy lat robili tyle hałasu? Mieli w swych rękach Algier, Tunis, Trypolis, Kair, Aden, Mekkę, Jerozolimę, Damaszek, Aleppo, Bagdad, Isfahan, Samarkandę, Kaszgar, Kazań, Astrachań, Seraj, Konstantynopol, Sofię, Ateny, Belgrad, Budapeszt, Kabul, Delhi, Bidża- pur, Tarym, Ótiiken i Pekin, nie zostało im ani jedno wielkie miasto, ani jedno małe państwo, w którym byliby wolni i niezależni. A Turcja? Czy istniała, skoro nawet w Anatolii mówiono o królestwie grec- kim, ormiańskim, kurdyjskim? A imperium osmańskie? Usunięto je ze wspól- noty narodów. Przez trzysta, czterysta, pięćset lat, przez połowę tysiąclecia, nikogo nie islamizowało ani nie sturczało. Po tym okresie świat wydawał się bez mała taki sam, jak wtedy, gdy państwo Osmanów jeszcze się nie ukonstytu- owało. Przetrwał szyizm, który był jego wrogiem w łonie islamu. Nienaruszone zostało chrześcijaństwo. Ochrona języków i kultur ludów nietureckich umoż- liwiła im zachowanie własnej tożsamości i ukształtowanie się Węgier, Grecji, Bułgarii, Rumunii, Jugosławii i państw arabskich, i mogłaby pozwolić na ufor- mowanie się Kurdystanu. Jedynie Ormian spotkało rozczarowanie. Nie zniknęli jednak, gdyż w Związku Radzieckim powstała Republika Armenii, a w innych częściach świata - ruchliwa, zdolna, aktywna diaspora. Niestety, większa część ich starożytnego kraju, w którym dali tyle dowodów wielkiego ducha, była już zamieszkana przez kogo innego. Można zrozumieć gorycz Ormian: tylko oni nie skorzystali na katastrofie Osmanów. Być może podśmiewano by się z ich 250 Dekade ncja i agonia utopijnych marzeń, gdyby nie były takie żałosne i bolesne i gdyby - trzeba to szczerze powiedzieć - sami nie wznieśli stosu, na którym płonęli, wspomagając ze wszystkich swych sił Rosjan w ich wojnie z Turkami, z którymi przez całe wieki żyli przecież w zgodzie i czerpali z tego niemałe korzyści. Tak, Turcy dokonali niewielu zmian na okupowanych przez siebie teryto- riach. To raczej ich elity ulegały asymilacji. Język elit, pełen orientalnej retoryki, zwrotów i wyrażeń arabsko-perskich, był niezrozumiały dla chłopów, i nawet dzisiaj, w drugiej połowie XX wieku, wydaje się Turkom bardziej obcy niż trzy- nastowieczny język inskrypcji znad Orchonu i Jeniseju. Gdyby ten dawny język nie uchował się w zacofanych wioskach i zagubionych farmach, ludzie, którzy pozostali wierni swej tożsamości, nie mogliby przetrwać. Czyżby Turcy nie przysłużyli się żadnej sprawie? Czy tylko przekazali ludom bałkańskim swoje tańce, tkaniny, alkohol (rakiję), typ zabudowy, a za ich pośrednictwem całej ziemi - szaszłyki (sziszkebab) i jogurt, które zresztą przypisuje się komu innemu? Po co usiłowali nauczyć innych zasad toleracji? Po co próbowali przyzwyczajać ludzi różnych wyznań i różnych języków do wspólnego życia w pokoju i poczuciu współodpowiedzialności? W wieku XX okaże się, że Flamandowie nie chcą Walonów, dla francuskich Kanadyjczyków obcokrajowcami są Kanadyjczycy angielscy, na Cyprze walczą ze sobą dwie społeczności, a w Irlandii odżywają znowu wojny religijne... Niewątpliwie są to przejściowe zaburzenia: w każdym razie lekcja historii trwa! Nie powinniśmy wątpić, że Turcy przysłużyli się nie jednej, lecz tysiącu spraw. Wszystkie one tłoczą się w moich myślach, cisną mi się pod pióro - są w Chinach, Indiach, Rosji, w imperium osmańskim! Przytoczmy choć jedną z nich, wybraną przypadkowo w tym ostatnim państwie. Czego dokonałby Karol V bez Turków? Prawdopodobnie rekonkwista hiszpańska wykroczyłaby poza Gibraltar, a granice Hiszpanii - zgodnie z życzeniem Izabeli Katolic- kiej - przesunęłyby się na południowe wybrzeże Morza Śródziemnego. Czy Franciszek I mógłby się oprzeć swoim wrogom? Co stałoby się w XVI wieku z naszą piękną Francją i jej zamkami nad Loarą? Jest prawie pewne, że refor- mację - jak to sugeruje K. Setton - spotkałby ten sam los, co powstanie albigensów. Niech więc protestanci wiedzą, że życie zawdzięczają najprawdo- podobniej Turkom. Ich dzieła były nieuchronnie wpisane w nieprzeniknione plany Boże. Rozdział 13 Zmartwychwstanie Pod koniec roku 1920 sytuacja świata tureckiego wydawała się bezna- dziejna. Prawie w tym samym czasie, kiedy sułtan podpisuje traktat w Sevres (20 sierpnia), który zatwierdza niepomyślne postanowienia zawieszenia broni w Mudros (30 października 1918), na terytorium tego, co było imperium rosyj- skim, totalnym zwycięstwem bolszewików kończy się jesienią wojna domowa i tym samym obalone zostają anachroniczne chanaty w Bucharze i Chiwie, a młode „republiki muzułmańskie", pierwotnie pragnące się sfederować lub pozostać niezależne, przyłącza się do ZSRR. Turcy, którzy wyszli z wojny wykrwawieni, wszędzie pokonani i pod każdym względem przegrani, wydają się skazani na utratę samorządności i powierzenie swego losu w ręce cudzoziemców. Nikt nie wiedział, jaka przyszłość ich teraz czeka, nawet jeśli w Londynie uważano ją za ciężką, a w Moskwie - za promienną. Bez zbytniego pesymizmu można było stwierdzić, że należą już do przeszłości. W najgorszym razie świat gotów był uznać ich naród za relikt przeszłości i pamiątkę zamierzchłych czasów, za coś w rodzaju czerwonoskórych Indian, Papuasów, a nawet - czemu nie? - aborygenów z Australii. Czy będą w stanie wytrzymać głód, czystki, asymilację? Czy uda im się uniknąć poczucia beznadziejności, które prowadzi niekiedy do chorobliwej manii śmierci? W najlepszym razie opinia międzynarodowa się nimi nie interesuje, a problemy, jakie stwarzają nowym rządom, są drugorzędne i łatwe do rozwiązania. Są tacy, którzy marzą o zmartwychwstaniu, o zjednoczeniu się w jedno państwo pantureckie rozciągnięte na milionach kilometrów kwadratowych. Ale kto potraktowałby poważnie te rojenia? Kto uwierzyłby w ambitny program czy 252 Zmartw ychwsta nie bardziej realistyczny plan? Wielu Turków rodzi się w Kazaniu. A kto wie, czym jest w roku 1920 Kazań? Są pod każdym względem niedoceniani. Nie bierze się nawet pod uwagę ich liczby, małej wprawdzie, zwłaszcza w porównaniu z powierzchnią ciągnącą się jeszcze teraz od Pacyfiku prawie po Morze Śródziemne. Ilu ich jest? Dwadzieścia pięć, może dwadzieścia sześć milionów, podzielonych na dwie główne i niemal równorzędne grupy po jedenaście - dwanaście milionów, z których pierwsza zajmuje Anatolię i wschodnią Trację z Konstantynopolem włącznie, druga zaś - byłe kolonie rosyjskie w Azji Środkowej, nie licząc diaspory europejskiej czy azjatyckiej. Jest ich więc tylko tyle, by nie zamienić się w skamielinę, albo też - co bardzo problematyczne - narodzić się na nowo. Likwidacja imperium osmańskiego Z punktu widzenia zwycięskich aliantów imperium osmańskie skazane było na zniknięcie; wraz z nim zniknęłaby Turcja. Sułtan-kalif jest już tylko marionetką w swojej stolicy, którą okupują wojska francuskie i brytyjskie. Wszystkie arabskie państwa Lewantu przechodzą pod mandat mocarstw zachodnich. Cylicja i południowo-wschodnia Anatolia dostają się w strefę wpływów Francji, Antalja i Konja - w strefę wpływów włoskich. Grecy, którzy zajęli Smyrnę (15 maja 1919), przymierzali się do podboju obiecanego im królestwa egejskiego; łudzono ich możliwością utworzenia państwa w Foncie. Zadecydowana była autonomia Kurdystanu. Armenia miała zostać wolnym i suwerennym krajem, obejmującym cały wschód anatolijski, z szerokim dostępem do Morza Czarnego; można się było tylko zastanawiać, kto tam będzie mieszkać, skoro - jak utrzymywała propaganda ormiańska - cała ludność została wyrżnięta albo - jak mówiono później - przeniosła się do Rosji lub przyłączyła do starej już i znaczącej emigracji. Czy w tej okrawanej ze wszystkich stron Anatolii zostało jeszcze trochę miejsca na wciśnięcie Turcji? Niektórzy przestraszeni patrioci sądzą, że dla zachowania jedności kraju najlepiej byłoby znaleźć się pod obcym, na przykład amerykańskim, protektoratem. Nie brakuje jednak Turków, których oburza myśl o takim ćwiartowaniu i zniewoleniu Turcji. Po dziesięciu latach ciągłych wojen, w spustoszonym, wyludnionym, pozbawionym bogactw i częściowo okupowanym kraju trzeba wyjątkowej odwagi, żeby przeciwstawić się wszechmocnej woli zwycięzców. Wspiera ich zresztą najwyższy moralny autorytet islamu, kalif, a wyzwanie jemu rzucone to świętokradztwo, za które płaci się czymś w rodzaju ekskomuniki. Czy znajdzie się choć jeden człowiek, by się na to poważyć? Rewolucja Mustafy Kemala i wojna o niepodległość 253 Rewolucja Mustafy Kemala i wojna o niepodległość Jest nim urodzony w 1881 roku w Salonikach Mustafa Kemal Pasza, świetny generał, który kiedyś wyróżnił się w Trypolitanii (konkretnie w 1912 roku w Tobruku) i w Cieśninie Dardanelskiej, przesiąknięty laickimi i rady- kalnymi hasłami, w głębi duszy rewolucjonista. Niewygodny dla kalifa, otrzy- muje misję zdemobilizowania oddziałów anatolijskich i 19 maja 1919 roku ląduje w Samsun, prowincji, która gotowa jest go poprzeć. Miesiąc później (22 czerwca) kieruje z Amasji odezwę do rodaków, potępiającą sułtańską poli- tykę ustępstw. Następnie zwołuje posiedzenie Kongresu Narodowego w Erzu- rum (lipiec) i kolejne w Siwas (wrzesień), gdzie stawia kwestię integralności terytorium zamieszkanego przez większość turecką i domaga się utworzenia ludowego rządu, który miałby to zapewnić. Niecały rok później (23 kwietnia 1920) w Ankarze, stepowym mieście położonym w smutnej i dzikiej okolicy, zbiera się Zgromadzenie Narodowe, które uznaje się za przedstawicielstwo narodu i przekazuje Kemalowi Paszy swoje uprawnienia. Z tą chwilą staje się on uosobieniem Turcji, wolą całego jej ludu, tym, którego niebawem nazwie się Ataturkiem, co nie znaczy wcale ojcem Turków, lecz Ojcem Turkiem, zapewnię w sensie „Turkiem jak praojcowie". Dla cudzoziemców i dla aliantów jest on jednak przywódcą rozbójników! Dla sułtana i jego wezyra być może - mimo wszystko - czymś więcej. Potępiają go i wysyłają przeciw niemu wojsko, ale bez zbytniego pośpiechu i wyjątkowo pasywne. Jeśli chodzi o Anglików, to zajmują oni ministerstwa, każą aresztować kilku notabli, co pociąga za sobą rozwiązanie Parlamentu w Konstantynopolu. Teraz wystarczy zaufać Grekom, Włochom, Francuzom i Ormianom, a wszystko wróci do normy. Wojna może się zacząć na nowo. Tak trzeba. Mustafa Kemal wie, że Turcy są u kresu sił, ale wie też, że alianci za wszelką cenę pragną pokoju i życia po tak długim ocieraniu się o śmierć. Generał Karabekir rozpoczyna ofensywę na froncie północno-wschodnim. Rosjanie są zajęci własną rewolucją, Ormianie - osamotnieni zostają pobici i odepchnięci w góry Kaukazu. Czy nie jest znaczące, że swój pierwszy międzynarodowy układ kemalistowska Turcja podpisuje 2 grudnia 1920 roku w Gumrii z przedstawicielem Republiki Armenii? Inne państwa potwierdzą go w nadchodzących miesiącach. Rosjanie zwracają terytoria zajęte przez nich od 1878 roku: Kars, Ardahan, Artwin, i tym samym uznają wspólną granicę z Turcją, podobnie jak Ormianie, których republika pozostanie kaukaską. Nie zachęca to Kurdów do podjęcia walki, zwłaszcza że i tak zniechęcili ich już do tego Anglicy podczas kongresu zwołanego w Kiahcie (Kahta) w maju 1919 roku. Tymczasem jeden pododdział francuski i trzy bataliony Legionu Ormiań- skiego wylądowały w grudniu 1918 roku w Mersinie i zaczęły okupować wiła- 254 Zmartw ychwsta nie jet Adany, po czym posunęły się do Maraszu, Ajntabu (dzisiejszy Gazian- tep) i Urfy, żeby wymienić trwających tam na pozycjach Brytyjczyków. Francja chciała przed zakończeniem wojny zebrać owoce zwycięstwa, bez wdawania się jednak w dalszą walkę zbrojną. Jej siły w tym regionie były nieznaczne, toteż ledwo ocaliła honor w starciu z nieregularnymi oddzia- łami tureckimi. Przybyła na odsiecz kolumna posiłkowa odblokowała oto- czony przez Turków Marasz i wycofała się (10 lutego 1920 roku), zosta- wiając dwustu zabitych, zabierając trzystu rannych i znacząc drogę odwrotu trupami dwóch - trzech tysięcy Ormian, zmarłych z głodu, zmęczenia i zimna. Ponieważ inne operacje nie przebiegały lepiej, 20 października 1921 roku Francuzi zawierają układ z kemalistami, który pozwala Turcji pozyskać dla frontu zachodniego oddziały unieruchomione w Taurusie, a ponadto ustalić tymczasową granicę z Syrią, wówczas pod mandatem francuskim: będzie ona zmodyfikowana w roku 1928 oraz w 1939, kiedy to do Turcji powróci san- dżak Aleksandretty. W podpisanym równolegle i na podobnych warunkach traktacie Włosi zobowiązują się do ewakuacji swych wojsk z Antalji i Konji (13 marca 1921). Dla Turków nadszedł czas militarnego wzmocnienia i zachęty moralnej. Kiedy w styczniu 1921 roku ruszyła grecka ofensywa skierowana przeciw Eski- szehir i Dumlupynar, zastopował ją pod Inónii (10 stycznia) najbliższy współ- pracownik Kemala, Ismet Pasza, który na pamiątkę tego wydarzenia znany będzie pod przybranym nazwiskiem Inónii. W marcu ma miejsce nowe natar- cie greckie i na tym samym polu bitwy ostatniego dnia tego miesiąca Turcy odnoszą kolejne zwycięstwo. W lipcu trzeci atak: pada Afjon, Kiitahja, Eski- szehir, a Turcy wycofują się na linię Sakarji, gdzie Mustafa Kemal, mianowany naczelnym wodzem i wyposażony w pełnię władz, spotyka ich 23 sierpnia. Przez kolejne dwadzieścia dwa dni powstrzymuje ich. A potem w końcu zmusza do ustąpienia. I oto tego bezbożnika, tego niedowiarka, obdarza się zaszczytnym tytułemgazi, który przyznawano zwycięzcom w świętej wojnie! Tymczasem negocjacje pokojowe ugrzęzły w martwym punkcie. Gazi decyduje się z tym skończyć. 26 sierpnia 1922 roku rzuca swój słynny rozkaz: „Żołnierze, waszym celem jest Morze Śródziemne!". Trzydziestego - Grecy ponoszą klęskę pod Dumlupynar, a 9 września Turcy wkraczają do Smyrny (Izmiru). Miesiąc później (11 października) Francja doprowadza do podpisania zawieszenia broni w Mudanii, mimo że Wielka Brytania planowała interwencję dla ocalenia nieszczęsnych sojuszników. Teraz już można zwołać w Szwajcarii konferencję pokojową (20 listopada 1922). Aby się upewnić, że jego delegacja będzie jedynym reprezentantem Tur- cji, Mustafa Kemal trzy tygodnie wcześniej (l listopada) przegłosował w par- lamencie zniesienie sułtanatu. Kalifat przetrwa jeszcze piętnaście miesięcy, do 3 marca 1924 roku, jako autorytet moralny i religijny. Traktat lozański uznaje Rewolucja Mustafy Kemala i wojna o niepodległość 255 24 lipca 1923 roku istnienie Turcji w granicach, jakie w przybliżeniu kraj ten ma po dziś dzień, unieważnia kapitulacje i zatwierdza powrót kraju do wspól- noty narodów. Tureckie Zgromadzenie Narodowe proklamuje 29 października republikę i przenosi stolicę do Ankary. Jedyna wówczas partia, Republikań- ska Partia Ludowa (pierwotnie Partia Ludowa), którą kieruje wyposażony we wszelkie pełnomocnictwa Mustafa Kemal, może się teraz podjąć przekształce- nia starego imperium muzułmańskiego w młode państwo tureckie, które ma być państwem narodowym, zachodnim i nowoczesnym. Grecko-turecka umowa (z 30 stycznia 1923 roku) przewiduje wymianę mniejszości narodowych w obu krajach, z wyjątkiem Greków w Stambule i Turków w Tracji zachodniej. Pół- tora miliona Greków opuszcza ziemię swych przodków - ziemię, na której żyli od ponad dwóch tysięcy lat! - i prawie pół miliona Turków repatriuje się do Anatolii. Pesymiści nie mieli racji. Wbrew wszelkim oczekiwaniom Turcja ożyła. Nie jest to już, oczywiście, mocarstwo o aspiracjach międzynarodowych, a tym bar- dziej - konfederacja ludów. Po raz pierwszy państwo to opiera się na podstawie etnicznej, na narodowości tureckiej, która chce być i czuje się turecka, kiero- wana przez Turków i z myślą o Turkach. Nie rezygnując z islamu, który staje się sprawą prywatną, a nie społeczną czy polityczną (czy to możliwe?), tworzy się nowoczesną i laicką strukturę organizacyjną, porównywalną do europej- skiej. Świadczy o tym cała seria podjętych środków, które składają się na tak zwaną rewolucję kemalistowską, a mianowicie: zniesienie zakonów religijnych i trybunałów kadich; zakaz tradycyjnego ubioru; zastąpienie szańjatu kodeksem cywilnym (szwajcarskim), handlowym (niemieckim) i karnym (włoskim). Wraz ze zniesieniem tych instytucji znikały równocześnie: poligamia, haremy, odda- lanie żon, nierówność w dziedziczeniu. Turczynki wcześniej niż Francuzki zdo- były prawo głosu i wyboru do parlamentu oraz dostęp do wszystkich męskich zawodów, przynajmniej formalnie, jeśli nie zawsze praktycznie. Alfabet łaciń- ski z kilkoma dodatkowymi znakami diakrytycznymi zastępuje pismo arab- skie. Język, którego podstawą staje się język ludowy, bliski archaicznej mowie tureckiej, przechodzi głębokie przeobrażenia: eliminuje się z niego słownictwo arabsko-perskie, jakim był przesiąknięty, i tak cenioną w środowisku Osma- nów długą frazę oraz masowo tworzy się neologizmy. Wszystkie te reformy przeprowadza się z tą samą energią, ale w równie sztuczny i powierzchowny sposób, co za czasów Sełdżuków, kiedy sułtanowie zdecydowali się na wybór przodującej wtedy cywilizacji sunnickiego islamu. Dnia 10 listopada 1938 roku umiera Atatiirk i cała Turcja okrywa się żałobą, która jest widomym świadectwem uznania dla tego wszystkiego, co mu zawdzięczała. 256 Zmartw ychwsta nie Władzę w kraju obejmuje po nim Ismet Inónii (1884-1973). Nie wszystko jednak idzie ku lepszemu, i pomimo swej ostrożnej neutralności podczas dru- giej wojny światowej Turcja napotyka poważne problemy, spowodowane nagłą zmianą obyczajów i postaw oraz oswajaniem się z demokracją, której zapowie- dzią stało się założenie w roku 1946 pierwszej partii opozycyjnej. Rozwojowi rolnictwa, środków łączności i przemysłu, wzmożonej urbanizacji, szkoleniu sil- nej armii towarzyszy utrzymywanie się dawnego podziału na sunnitów i szyitów, który przekształci się stopniowo w rywalizację polityczną, oraz opór przeciw naciskom zagranicy i dalszym ustępstwom Turków na arenie międzynarodowej. Turcy, którym pozwolono żyć i nawet z zadowoleniem przyjęto ich przyłączenie się do Europy, nie chcieli dłużej tolerować tego, by w imię nadrzędnych racji usuwano ich z ziem przez nich zamieszkanych. Nie godzą się, kiedy Bułgaria po przystąpieniu do bloku komunistycznego wysiedla lub przyzwala na wyjazd sporej części tureckich mieszkańców, stano- wiących w roku 1946 dziesięć procent ludności (700 000 osób), których jakoś trzeba przyjąć w Turcji. Ale co mogą zrobić? Nic. Nie wypowiada się wojny komunistom, nawet jeśli ma się na to ochotę. Na szczęście, Jugosławia nie spra- wia tego typu kłopotów. W roku 1929 żyło tam 280 tysięcy Turków, przemie- szanych z muzułmanami bałkańskimi, łącznie 11 procent ludności, przy czym w Bośni i Hercegowinie odsetek ten wynosił 37, a w niektórych okręgach Serbii południowej - nawet 48. Nie ma też problemów w Grecji, w rejonie zachodniej Tracji. Natomiast nie brakuje ich na Cyprze, gdzie w rękach ludności turecko- języcznej, stanowiącej prawie piątą część mieszkańców (18 procent), znajduje się w 1960 roku 38 procent ziem uprawnych i 51 procent wielkiej własności prywatnej. Kiedy przywódca greckich wyspiarzy, arcybiskup Makarios, zapo- wiedział Enosis, czyli rodzaj Anschlussu, pomiędzy dwiema społecznościami wybucha konflikt (1963) i rząd Ankary, nie widząc innego wyjścia, wysadza na wyspie swoje oddziały 20 lipca 1974 roku. Nie, nie wszystko zmierza ku lepszemu w kraju, gdzie mnożą się zamachy, gospodarka jest niestabilna, kryzys polityczny goni za kryzysem i gdzie wojsko, demokratyczne przecież, musi raz po raz interweniować, aby nie dopuścić do wojny domowej i zapobiec szerzącej się anarchii. Wydarzyło się jednak coś cudownego, czego źródła sięgają samej istoty rasy tureckiej. W okresie wojny o niepodległość Turków było 11 milionów, w roku 1927 jest ich 13 milionów, w 1935 - 15,' w 1945 - 19, w 1950 - 21, w 1970 - 35, a w 1980 - 45. To nadzwyczajny przyrost naturalny: jego wskaźnik nie spada poniżej 2,4%, a często jest równy 3,0%. Przy tym tempie w roku dwutysięcznym Turcja liczyć będzie 80 milionów mieszkańców. Tylu ludzi, 80 milionów, nie sposób się łatwo pozbyć, chyba że nastąpi kataklizm atomowy! Turcy z Iranu i Irańczycy z Turcji 257 Turcy z Iranu i Irańczycy z Turcji To prawda, nie wszyscy ci ludzie są Turkami. I na tym polega jeden z najważniejszych problemów współczesnej Turcji. Nie liczą się już jak dawniej mniejszości chrześcijańskie: Grecy, Gruzini, Ormianie, którzy stanowią obecnie zaledwie półtora procent całej ludności. Problemem jest zwarta grupa Kurdów, to znaczy Irańczyków - starego ludu, z którego kiedyś wyszedł bohater wypraw krzyżowych, Saladyn - zajmująca wschodnie regiony kraju, w bezpośrednim sąsiedztwie Kurdów syryjskich, irackich i perskich. Ilu ich jest? Trudno to ustalić, gdyż rząd w Ankarze uważa wszystkich obywateli za Turków, co ma się mu za złe, choć zapewne w przeciwnym wypadku zarzucano by mu dyskryminację rasową. Prawdopodobnie stanowią nie mniej niż 8-9 procent, czyli około 4, a być może więcej milionów osób. Mutatis mutandis, stwarzają oni taki sam problem, jak Korsykanie we Francji, czy Baskowie w Hiszpanii, choć 0 znacznie większym zasięgu. A potrafią działać bezwzględnie. Dziwnym kaprysem historii, mniejszości irańskiej w Turcji odpowiada w Iranie - tym niezmierzonym, trzykrotnie większym od Francji kraju - silniej- sza jeszcze mniejszość tureckojęzyczna. Podstawową jej grupę tworzą Azerowie (Azerbejdżanie), co najmniej 5-6 milionów ludzi, mówiących językiem zbliżo- nym do współczesnego tureckiego z Turcji i żyjących w okręgu azerbejdżań- skim ze stolicą w Tebrizie, blisko granicy z zamieszkaną również przez Azerów republiką radziecką. Są też inne grupy, prowadzące często koczowniczy lub półosiadły tryb życia, w prowincjach Zagros, Fars i Gorgan, jak na przykład potężna ponad półmilionowa konfederacja Kaszkajów. W sumie około 20-25 procent obywateli Iranu ma rodowód turecki. Takiej wielkiej społeczności nie można lekceważyć, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, jaką historyczną rolę odgrywała tutaj od początku drugiego tysiąclecia. Przypominała ona zresztą o sobie wielokrotnie, między innymi tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej, kiedy ZSRR usiłował oderwać Azerbejdżan od cesarstwa Iranu (apel do Rady Bezpieczeństwa wystosowany 12 grudnia 1946). Spodziewano się, że irańscy Turcy zachowają się bardziej zdecydowanie po obaleniu szacha i dojściu do władzy ajatollaha Chomejniego. Informacje na ten temat są jednak zbyt wyselekcjonowane, by można się było rozeznać lepiej w sytuacji. Zapewne tworzą oni nadal pewną siłę społeczną 1 polityczną we współczesnym Iranie, który z racji swych doświadczeń jest jednym z najbardziej interesujących krajów w świecie muzułmańskim. Rewolucja radziecka Wybuch rewolucji w Rosji zaskakuje tamtejszych muzułmanów, wśród których Turcy i Tatarzy stanowili grupę zdecydowanie największą. Nie spo- 258 Zmartwy ch wsta nie dziewając się jej, nie będąc do niej przygotowanymi i prawie w niej nie uczestnicząc, podczas długiego okresu agitacji są oni popychani kolejno lub równocześnie ku ideologii socjalistycznej, panislamistycznej i panturec- kiej. To czysto rosyjskie lub, jak kto woli, słowiańskie przedsięwzięcie doko- nuje się i utrwala bez nich, by nie powiedzieć: przeciw nim. Z narzuconej im siłą rewolucji usiłowali, naturalnie, wyciągnąć jakieś korzyści dla sie- bie, nieudolnie i w pośpiechu tworząc organy administracyjne i wojskowe, zdolne bronić ich postulatów. Te ostatnie są oczywiste i zgodne z hasłami epoki: samorząd, równość chrześcijan i muzułmanów, zwrot ziem zagrabio- nych w trakcie kolonizacji i całkowite zniesienie tejże. Antyrosyjscy w głębi duszy, dystansują się tak wobec białych, jak czerwonych, choć stosownie do okoliczności przyłączają się raz do jednych, raz do drugich. Prokolo- nialne nastawienie tych pierwszych dość szybko prowadzi do zadrażnień. Punkty zapalne pojawiają się też w kontaktach z drugim stronnictwem, lecz nie na najwyższym szczeblu, gdyż władze radzieckie usiłują zdobyć popar- cie ludności nierosyjskiej, tylko w praktyce dnia codziennego, jako że bol- szewicy rosyjscy chcą zachować dla siebie zdobycze rewolucji. Muzułmanie tureckiego pochodzenia powinni liczyć tylko na siebie, ale na to nie mają środków, a wszelkie ruchy niepodległościowe czy autonomiczne są szybko tłumione. W listopadzie 1917 roku muzułmańska Rada Ludowa proklamuje w Ko- kandzie autonomię Turkiestanu. Odpowiedzią na to jest wysłanie z Taszkentu jednostek rosyjskich, które 6 lutego 1918 roku wkraczają do zbuntowanego mia- sta, plądrują je, podpalają, mordują mieszkańców. Uformowany w 1917 roku w Orenburgu narodowy rząd baszkirski, któremu przewodniczył Ahmed Zeki Walidow, historyk, znany później w Turcji jako Zeki Yelidi Togan, przestaje ist- nieć w lutym 1918. Równie szybko rozprawiono się ze słabą władzą powstańczą partii Ałasz Orda na Stepie Kazaskim. 13 stycznia 1918 roku oddział maryna- rzy sewastopolskich rozbija we wsi Sireń armię Tatarów krymskich, a następ- nie usuwa władze muzułmańskie, które ukonstytuowały się wcześniej w Sym- feropolu. Jeśli chodzi o nowe państwa, które tworzą się i są później odtwarzane podczas krótkotrwałych sukcesów sił białogwardzistów oraz interwencji Tur- ków anatolijskich, Niemców i Anglików, to ich żywot jest równie efemeryczny, jak los kontrrewolucji; nie przetrwają dłużej niż obecność wojsk zagranicznych. Wolne republiki w Kazaniu, na Krymie i w Azerbejdżanie będą tylko krótko- trwałym zjawiskiem. Rewolucja nie pozwoliła ludom tureckim na odzyskanie suwerenności. Narzuciła im natomiast prawo, którego nigdy nie wybierały. Turcy z Rosji znaleźli się w systemie socjalistycznym. Narodowy komunizm turecki 259 Narodowy komunizm turecki Niezdolni do kontynuowania walki, z wyjątkiem partyzantki, porzuceni przez Zachód, który - jak to ujmie Anglik R. Pipes - widzi w nich „bierne populacje kolonialne", Turcy z byłego imperium carskiego zmuszeni są prze- stawić się na komunizm. Za guerillą opowiada się najbardziej konserwatywna i zacofana część muzułmanów: górale z Dagestanu oraz dawni mieszkańcy chanatów Buchary i Chiwy. Tworzą się grupy tak zwanych zbójników basmaczy (by użyć znanego również w Turcji wyrazu), którzy poniósłszy klęskę przejdą z tym niechlubnym imieniem do historii. Od 1919 roku operują na terenie Fergany, kraju Babur Szaha. Ograniczeni w swych działaniach w roku 1920, nabierają nowych sił w 1921. Właśnie wtedy pojawia się wśród nich Enwer Pasza, zięć kalifa, były minister wojny w imperium Osmanów i członek triumwiratu, który „przeszedł na Wschód", ale szybko zdradził bolszewików, by z szaleńczym zapałem oddać się sprawie panturkizmu. Zostanie zabity w 1922 roku, mając zaledwie czterdzieści lat, nie zdoławszy zjednoczyć powstańców: wsławi się własną odwagą i ośmieszy brakiem skromności. Basmacze tylko na krótko okażą się groźni; nie mając realnego programu, niezdolni do skoordynowania własnych akcji, źle wspomagani z zewnątrz, na dłuższą metę nie mieli szans. W roku 1928 rezygnują z dalszej kampanii. W budowę nowego ustroju włącza się turecka elita. Na Krymie, w Azer- bejdżanie, w Ufie, a jeszcze bardziej w Kazaniu górna warstwa społeczna osiągnęła poziom wykształcenia porównywalny, a niekiedy i wyższy od rosyj- skiego. W stolicy Tatarii na przykład co dwunasta dziewczyna uczęszcza do szkoły, podczas gdy w Rosji tylko jedna na pięćdziesiąt pięć. Podobnie jest gdzie indziej. Wielu muzułmanów popiera politykę Mir Sejida Sułtana Ali Ogłu, bardziej znanego pod zrusyfikowanym nazwiskiem Sułtana Galijewa, choć nie wszyscy są zwolennikami jego ideologii, planów i taktyki. Ten najwyżej w hierarchii partii komunistycznej usytuowany muzułmanin, bliski współpracownik Stalina, zostaje między 1920 a 1923 rokiem heroldem „narodowego komunizmu tatarskiego". Jego celem jest zjednoczenie wszystkich uciskanych muzułmanów w socjalistycznej republice Wielkiego Turanu*. Dodatkowo wysuwa on stare żądania dekolonizacji i zwrotu ziem, wierząc w realizację swych złudnych planów. Jego bolszewiccy przyjaciele również mówią o rozpadzie kolonializmu, * Wielki Turan - wymarzone przez panturkistów olbrzymie państwo, obejmujące wszystkie ludy tureckie, a według niektórych koncepcji - wszystkie ałtajskie. Nazwa „Turan" pierwotnie z Turkami nie miała nic wspólnego. W utrwalonej w Szach-name mitologii irańskiej, oznacza ona stepy Azji Środkowej, sferę negatywnego bohatera Tura (przyp. wyd.). 260 Zmartw ychwsta nie ale mają na myśli coś zupełnie innego. Między Turkami a Rosjanami dochodzi na tym tle do nieporozumień, nie bez złej woli jednej strony i nierozumnego zaślepienia - drugiej. Tak zwaną politykę narodowościową kształtowano już w czasie wojny domowej, a od 1922 roku stopniowo wprowadza się ją w życie. Różni się ona diametralnie od programu Sułtana Galijewa, ponieważ ma na celu utworzenie nie jednego, lecz wielu organizmów politycznych, różnych pod względem wiel- kości i struktury, na wyznaczonych często sztucznie terytoriach, wokół rozma- itych skupisk etnicznych lub lingwistycznych dawnej Rosji, a także - nadanie statusu języków pisanych wszystkim dialektom i narzeczom. Tak więc Turcy, a ogólniej mówiąc - muzułmanie, nie tylko nie doczekają się zjednoczenia w Wielkim Turanie, ale co gorsza będą rozdzieleni wewnętrznymi granicami, a ich języki, do tej pory mimo wszystko dość bliskie i od stu lat upodabnia- jące się do siebie, zaczną się tak różnicować, że nawet najskromniejsze gwary znajdą się w lepszej sytuacji niż języki zasłużone, mające własne piśmiennictwo i mniej lub bardziej powszechny odbiór. Narodowy komunizm turecki spalił na panewce. Powstanie ZSRR Wewnętrzna struktura Związku Radzieckiego mimo dokonywanych z bie- giem lat modyfikacji przypomina strukturę dzisiejszą, toteż dla uproszczenia pominiemy w naszych rozważaniach te historyczne zmiany. ZSRR składa się z piętnastu sfederowanych republik, a w ich obrębie z dwudziestu dodatkowych republik autonomicznych i tak zwanych oblasti, czyli autonomicznych obwodów. Wśród republik federacyjnych sześć ma rodo- wód muzułmański. Są to: zamieszkany przez ludność irańską i tureckojęzyczną mniejszość Uzbeków (24 procent) Tadżykistan (142 000 km2 powierzchni, 2 900 000 mieszkańców w 1970 roku, stolica - Duszanbe) oraz zamiesz- kane głównie przez ludność turecką: Kazachstan (2 715 000 km2 powierzchni, 12 850 000 mieszkańców, stolica - Ałma Ata), Kirgizja (198 000 km2 powierz- chni, 2 935 000 mieszkańców, stolica - Frunze), Turkmenistan (488 000 km2 powierzchni, 2195 000 mieszkańców, stolica - Aszchabad), Uzbekistan (449 000 km2 powierzchni, 11 799 000 mieszkańców, stolica - Taszkent) i Azer- bejdżan (85 000 km2 powierzchni, 5110000 mieszkańców, stolica - Baku). Cztery pierwsze z tych „tureckich" republik tworzą pewną całość, obejmując terytorium dawnego rosyjskiego Turkiestanu (razem 3 851 km2 powierzchni, siedmiokrotnie więcej niż Francja, i prawie 30 000 000 mieszkańców). Z wyjątkiem Kazachstanu wszystkie one mogą poszczycić się bardzo starą cywilizacją, której najświetniejsze dokonania wiążą się z Uzbekistanem i takimi Powstanie ZSRR 261 jego miastami, jak Taszkent, Buchara, Samarkanda, Kokand, Chiwa i Urgencz... Wyznaczona rzeką granica, bardziej polityczna niż geograficzna, dzieli Uzbe- ków na dwie grupy: tych ze Związku Radzieckiego i tych z Afganistanu. Ci drudzy, których jest około miliona i których unieśmiertelnił Kessel w powieści Jeźdźcy, zajmują doliny na północ od Hindukuszu i kilka miast: Balch, Kunduz i Mazar-i Szerif. Uzbecy tworzą najsilniejszą mniejszość turecką na tej irańskiej ziemi, jaką jest Afganistan, ale są również inne, bardziej rozproszone, których liczba może sięgać około pół miliona. W dziewięciu innych republikach federacyjnych znajduje się przynajmniej po jednej wysepce tatarskiej, w tym na Litwie, gdzie przebywa około 6 500 potomków najstarszych osiedleńców tatarskich (mniej więcej tyle samo mieszka w Finlandii). W republikach Gruzińskiej i Armeńskiej odsetek ludności tureckojęzycznej wynosi odpowiednio: 12 (570 000) i 10 (240 000). Federacyjna Republika Rosyjska, nieporównanie większa od pozostałych, ma szesnaście republik autonomicznych, z których część przynajmniej w pewnej mierze jest „turecka". Trzy z nich jako spadkobiercy dawnego Chanatu Kazańskiego tworzą wielką enklawę w samym centrum krajów zrusyfikowanych, a są to: Autono- miczna Republika Tatarska (68 000 km2 powierzchni, 3 139 000 mieszkańców, w tym 47 procent Tatarów, 5 procent Baszkirów i Czuwaszów, stolica - Kazań), Autonomiczna Republika Baszkirska (143 000 km2, 3 757 000 mieszkańców, w tym tylko 22 procent Baszkirów i 23 procent Tatarów, stolica - Ufa) i Auto- nomiczna Republika Czuwaska (18 300 km2, l 208 000 mieszkańców, stolica: Czeboksary). Pozostałe są bardziej wyizolowane. Autonomiczna Republika Dagestań- ska w północnej części Kaukazu (50 300 km2, l 500000 mieszkańców, stolica - Machaczkała) sąsiaduje z Azerbejdżanem: jej ludność, częściowo tureckoję- zyczna, to jedyna w Europie południowo-wschodniej (po rozwiązaniu Autono- micznej Republiki Tatarów Krymskich) pozostałość po blisko dwutysiącletniej okupacji tureckiej. Reszta to niewielkie skupiska Tatarów nogajskich. Największą z rosyjskich republik autonomicznych jest położona na Syberii i zamieszkana przez Jakutów, niemuzułmańskich Turków, Jakucja. Jej ponad miarę rozległa powierzchnia (3 103 000 km2) zajmuje 14 procent terytorium ZSRR, a kolosalne bogactwa są mało jeszcze wyeksploatowane. Oddalona od metropolii, stosunkowo słabo skolonizowana (18% imigrantów w roku 1926, 45 - w 1972), trwa w odwiecznym oporze przed rusyfikacją, oży- wiona duchem narodowym, co poświadcza działalność pisarza Altana Saryna* * Pisarza o takim nazwisku historia literatury jakuckiej nie zna. Prawdopodobnie jest to pseudonim. Być może kryje się pod nim tworzący wlaśnie w latach dwudziestych Safronow lub współczesny mu Nieustrojew, obaj oskarżani o odchylenie nacjonalistyczne (przyp. wyd.). 262 Zmartwy chwstan ie (około 1925 roku), niekiedy też pantureckim, próbuje przystosować się do nowych warunków, nie tracąc własnej tożsamości. Jakuci tworzą ograni- czoną wprawdzie i rozproszoną, ale spójną i liczącą się grupę (400 000 osób w 1980 roku), która pomimo usilnej propagandy, jakiej jest poddawana, ma pewne szansę na przetrwanie, przynajmniej do czasu kolejnej transformacji ekonomicznej. W przeciwieństwie do nich prawie wszystkie inne tureckojęzyczne popu- lacje na Syberii zdają się skazane na przyszłe zniknięcie. Syberia (12 milio- nów km2 powierzchni) była krajem niezaludnionym, po którym obok Tur- ków (58 procent) przemieszczali się Mongołowie, Tunguzi i paleoazjaci. Do roku 1897 osiedliło się już tutaj 4 700 000 Europejczyków, w 1926 było ich 9 milionów, w 1970 - 25. A naprzeciw nich nawet nie milionowa (1980) grupa Turków! Już tylko jako ciekawostki etnograficzne i lingwistyczne wymie- nia się małe grupy, nie liczące nawet kilkuset członków, takie jak Dołganie, Tefałarzy (dawniej Karagasi) i inne. Grupą bardziej zwartą i lepiej przygoto- waną do obrony są Ałtajczycy, lud starożytny i bardzo do swych gór przywią- zany, choć też mocno rozczłonkowany: należą do nich Teleuci (lub Telengici), Kumandinowie, Tuba, Czełkanie i Tatarzy z Kuzniecka. Ci ostatni to dawni Ojraci, którzy wyróżnili się niegdyś „burchanizmem", rodzajem antychrześci- jańskiego mesjanizmu, początkowo popieranego przez Sowietów, później potę- pionego za ksenofobię. W roku 1926 oceniano ich liczbę na pięćdziesiąt do stu tysięcy, dziś prawdopodobnie podwojoną. Wypada jeszcze wymienić: Tuwiń- czyków z Autonomicznej Republiki Tuwińskiej (170 000 km2, 225 000 miesz- kańców, stolica - Kyzył), Szorów (około 10 000 osób), dawnych Tatarów aba- kańskich (inaczej minusińskich), zwanych dziś Chakasami, dzielących się na Kaczyńców, Sagajów, Beltirów, Kyzyłów i Kojbałów (łącznie około 100 000 dusz według szacunków z 1980 roku), oraz Tatarów z Syberii zachodniej, których sytuacja jest jeszcze bardziej godna pożałowania i do których jesz- cze wrócimy. Żadna z republik tureckich nie grupuje wszystkich swoich ziomków, a wszystkie są częściowo zamieszkane przez przedstawicieli sąsiednich naro- dowości i, oczywiście - w mniejszym lub większym stopniu - przez Rosjan i innych Europejczyków: Ukraińców, Białorusinów, Ormian, Gruzinów i Bał- tów. W republice czuwaskiej liczba ludności, w większości zresztą rosyjskiej, wynosiła w 1970 roku l 208 000, a tymczasem Czuwaszów, pochodzących od dawnych Bułgarów nadwołżańskich i posługujących się językiem, który, obok jakuckiego, najbardziej odbiega od innych języków tureckich, było wówczas w całym Związku Radzieckim l 694 000 i stanowili oni czwartą pod względem wielkości grupę turecką po Uzbekach, Tatarach, Kazachach i Azerach. Ozna- cza to, że Czuwasze w swej większości żyją poza własnym krajem, a także - wyjaśnia niezrozumiałe przy pierwszej lekturze dane statystyczne, na przykład Powstanie ZSRR 263 to, że w Azerbejdżanie populacja wzrosła o 30 procent, podczas gdy liczba Azerów powiększyła się w tym samym czasie o 50 procent, a w Kirgistanie odpowiednio o 42 i 47 procent. Nacjonalistyczne odchylenie Polityka narodowościowa, niezgodna z aspiracjami muzułmanów w ogóle, a Turków w szczególności, nie mogła ich zadowalać. Musieli oni zrezygnować z Wielkiego Turanu, a co gorsza zostali ściśle zintegrowani ze Związkiem Radzieckim, państwem wprawdzie federacyjnym, ale silnie scentralizowanym i zdominowanym nadal przez Europejczyków. Narzucono im jedyny model socjalizmu, wbrew obietnicom nie szanowano ich tradycji i kultury, a walka z feudalizmem, koczownictwem, organizacją plemienną i religią stanowiła poważny zamach na ich wolności. Żywy sprzeciw, jaki wywołała ta polityka, uznany został za „odchylenie nacjonalistyczne", które brutalnie tępiono od roku 1925 do 1941, kiedy to wymogi wojny zepchnęły na plan dalszy problemy wewnętrzne i z oczywistych względów zmusiły władze do kompromisów. W wyniku kampanii ideologicz- nych, czystek i zsyłek doszło do prawie zupełnego - w przeddzień inwazji nazistowskiej - zaniku inteligencji muzułmańskiej, która wcześniej przyłączyła się do komunistów, oraz do całkowitego, z pozoru przynajmniej, zapomnienia 0 wszelkim „narodowym" czy „muzułmańskim komunizmie". Nie uniknął losu innych Sułtan Galijew, najpierw uwięziony (1923), potem skazany na ciężkie roboty (1928), a w końcu rozstrzelany jako „nacjonalista", „wróg ludu" i „pan- turkista" (1937). W trakcie wojny zmalała presja bolszewicka na Turków, a większość żoł- nierzy pochodzenia muzułmańskiego spisywała się równie dzielnie i lojalnie jak inni. Niektóre jednak nacje niesłowiańskie, zwłaszcza zaś muzułmanie z Krymu 1 północnego Kaukazu poszli na współpracę z Niemcami. W każdym razie oni właśnie po wyzwoleniu oskarżeni zostali o zdradę ojczyzny i rozproszeni po całej Azji Środkowej i Syberii. Zrehabilitowano ich w okresie destalinizacji. Tymczasem na Krymie, który stał się integralną częścią Ukrainy, dla tych, co wrócili, nie było już miejsca. Zajęli je ci, którzy od trzystu lat usiłowali Tatarom to miejsce wydrzeć. Zajęcie przez Niemców większej części europejskiego terytorium ZSRR miało też wiele innych konsekwencji dla ludów tureckich. Na ich ziemie, szczę- śliwie oszczędzone przez wroga, przeniosły się masy uciekinierów, powiększając tym samym przewagę elementu słowiańskiego; w dużej mierze skorzystał na tym przemysł i wzrosła aktywność gospodarcza. 264 Zmartw ychwsta nie Kolonizacja, gdyż tak właśnie trzeba to nazwać, choćby termin był nie- zbyt adekwatny, nigdy praktycznie nie ustała, a jej efekty wciąż się nasilały. Już za caratu stepy południowej Rosji były, przypomnijmy, w znacznej części słowiańskie; wkrótce Turcy stanowić będą nikły i rozproszony element. Urbani- zacja i uprzemysłowienie Syberii zachodniej poważnie osłabiły tamtejsze małe grupy Tatarów, które zdawały się zalane żywiołem obcym: w 1970 roku Tatarzy tiumeńscy liczyli około 20 000 osób, tobolscy - od 32 000 do 35 000, tomscy i tarscy - 11 000, a barabińscy - około 7500. Dziesięć lat później nie mogło być ich więcej niż jakieś 150 000, a więc tyle, co nic! Już przed wojną anty- koczownicza polityka spowodowała spadek liczby tubylców. Rosjan, stanowią- cych w 1926 roku 30 procent całej ludności Kazachstanu, było w roku 1970 już 43 procent, do czego trzeba dodać 14 procent Ukraińców i Białorusinów; kazachski byt republiki wydawał się poważnie zagrożony, i w latach 1950-1960 wszyscy obserwatorzy zapowiadali zgodnie jej kompletną rusyfikację w nieda- lekiej przyszłości. Gdzie indziej sytuacja populacji tureckojęzycznej była mniej groźna, ale już choćby te zjawiska, o których wspomnieliśmy - rezygnacja z idei republiki turańskiej, zniknięcie elit, rozwiązanie niektórych republik, ustępstwa terytorialne na rzecz imigrantów - świadczą wymownie, że dwadzieścia pięć lat komunizmu okazało się dla nich wyjątkowo szkodliwe. Komunizm turecki Nie wszystko jednak okazało się negatywne. Polityka radziecka miała na celu doprowadzenie tubylców do poziomu proletariatu rosyjskiego pod względem technicznym, gospodarczym i kulturalnym oraz upodobnienie ich do rosyjskich homines sovietici. Rosjanie zaparli się, by za wszelką cenę przekształcić społeczności czasem rozwinięte, ale częściej zacofane, plemienne, pasterskie, feudalne, niekiedy na etapie leśnego zbieractwa, w nowoczesne „narody". W dużym stopniu im się to udało. Dzisiaj praktycznie każde dziecko jest objęte obowiązkiem szkolnym, choć są sygnały, prawdziwe lub fałszywe, o odpływie dziewcząt ze szkół. Można więc powiedzieć, że nie ma analfabetów, a zróżnicowane i obfite piśmiennictwo, w języku rosyjskim i w językach tubylczych, krąży w milionach egzemplarzy książek i czasopism rocznie. Na wszystkich poziomach wykształcono kadry autochtoniczne, zapewne z przewagą mężczyzn (czuje się tu jeszcze wpływ tradycji islamu); w Azji Środkowej w 1962 roku kobiety stanowiły zaledwie czwartą część absolwentów studiów wyższych lub zawodowych (73 000). Pomimo dwujęzyczności (nauka rosyjskiego jest obowiązkowa) języki narodowe przeżywają rozwój, jakiego może wcześniej nie doświadczyły, i ciągle jeszcze nie zróżnicowały się na tyle, by uniemożliwić porozumienie się w ramach tureckiej grupy językowej, z wyjątkiem jakuckiego Komunizm turecki 265 i czuwaskiego, które zbyt już odbiegły od wspólnego rdzenia. Historię wykłada się w sposób stronniczy, z tendencyjnym nastawieniem; dużo uwagi poświęca się wielkiej literaturze pisanej i mówionej, arcydziełom sztuki islamu, folklorowi, spuściźnie narodowej. Dzięki temu wzmacnia się partykularyzm, który jeszcze nie zaginął, odrębności, których świadectwem jest już sam wygląd, ubiór, mieszkanie, oraz tradycyjne zwyczaje, które nie dość jeszcze naginają się do życzenia władz. Kolonizujący nie mieszają się zresztą wcale z kolonizowanymi. Muzuł- manie są mniej zurbanizowani; na terenie Azji Środkowej stanowili w roku 1959 tylko 60 procent populacji miejskiej. W niektórych miastach, na przykład we Frunze czy Ałma Acie, ponad 80 procent mieszkańców to Europejczycy. Taszkent, szóste co do wielkości miasto ZSRR (półtora miliona mieszkań- ców), ma 57-procentową większość słowiańską, która nadaje mu europejski wygląd; kłóci się on z bardzo azjatycką w charakterze dzielnicą staromiejską, którą nazwałem kiedyś mediną, co nie spotkało się z aprobatą. Jedni żyją tu, drudzy tam. Ledwo się ze sobą spotykają w strefie granicznej. Kiedy w roku 1967 wybrałem się do tamtejszej opery, imienia Aliszera Nawoi, pompatycznej budowli w stylu neomuzułmańskim, aby posłuchać Trubadura, na widowni było tylko kilku Turków, a wśród członków orkiestry - jeden skośnooki, o wystają- cych kościach policzkowych - skrzypek. Na wsi natomiast i w małych osadach Europejczycy są bardzo nieliczni. Część z nich to rozpici i otępiali lumpen- proletariusze. Pozostali za wszelką cenę szukają akceptacji tubylców: przesia- dują z nimi w czajchanach (herbaciarniach), uczestniczą w ich grach i zaba- wach, naśladują Turków i w pewnym sensie upodobniają się do nich. Kiedyś w jednej z „kawiarń" w Bucharze, która nie jest przecież małym miastecz- kiem (185 000 mieszkańców), widziałem dwóch Rosjan grających w tryktraka na czymś w rodzaju niskiego podium i rozmawiających po uzbecku w otoczeniu grupki kibicujących im Uzbeków. Dysproporcje demograficzne Turcy reprezentują więc bardzo typowe i w dużej mierze opozycyjne wobec Europejczyków grupy. Miażdżąca dysproporcja liczbowa pomiędzy jednymi a drugimi zaczyna maleć. O ile w dziesięcioleciu 1950-1960 naturalny przyrost Rosjan wynosił 2,5 procent, o tyle w kolejnym dziesięcioleciu spadł do 1,1 procent, a obecnie nie przekracza zapewne 0,6 procent rocznie, zbliżając się tym samym do zachodniego. Turecki rozpęd rozrodczy, mimo lekkiej tendencji malejącej, jest bardzo wysoki, zawsze powyżej 2,5 procent, dochodząc niekiedy do 3, a nawet 4 procent rocznie. I tak w okresie 1959-1970 rozziew pomiędzy Rosjanami a nie-Rosjanami zmniejszył się z 19 do 16 milionów, a prawie zanikł w roku 1980. Jeśli w latach 1959-1970 w całym Związku Radzieckim wskaźnik 266 Zmartw ychwsta nie przyrostu wyniósł 16 procent, to w wypadku Rosjan - tylko 11, Ukraińców - 13, a wszystkich muzułmanów razem - 40 i więcej. Tadżykistan odnotował wzrost 0 47 procent, Uzbekistan o 45, Kirgizja i Turkmenia o 42, Kazachstan o 40, Azerbejdżan o 38; z republik niemuzułmańskich jedynie Armenia ma to samo tempo przyrostu (wskaźnik 41 procent). W republice rosyjskiej w analogicznym okresie nastąpił spadek udziału Rosjan w całej populacji z 83,3 procent do 82,8 oraz wzrost udziału Tatarów z 2,9 do 3,7 procent. Pomimo przesuwania się środka ekonomicznej ciężkości z północy na połu- dnie, które z różnych, trudno uchwytnych nieznanych bliżej przyczyn zaznacza się coraz wyraźniej i dzięki któremu nieustannie powiększa się znaczenie ziem muzułmańskich, we wszystkich tych republikach bez wyjątku poprawia się pro- porcja narodowości rodzimych w stosunku do europejskich. W zagrożonym jeszcze w 1970 roku Kazachstanie udział Rosjan spadł z 43,2 do 42,8 pro- cent, a Kazachów - wzrósł z 29,8 do 32,4: ewolucja niewielka, ale wymowna. Gdzie indziej widać ją jeszcze lepiej. W Kirgizji większość stanowią już Kirgizi 1 Uzbecy: 55 procent. Dane dotyczące Turkmenii i Uzbekistanu: Rosjanie - spadek z 17,3 do 14,5 procent, oraz z 13,5 do 12,3; Turkmeni - wzrost z 60 do 65,6 procent; Uzbecy - wzrost z 61,1 do 64,7 procent (pozostałe 23 procent odnosi się do innych grup tureckich). Podobne wyliczenia można by ciągnąć długo. Według spisu z 1970 roku populacja tureckojęzyczna liczyła w przybliżeniu 33 miliony wobec 179 milionów Słowian (w tym 129 milionów Rosjan) na łączną liczbę ludności 242 miliony, co oznacza, iż co siódmy obywatel ZSRR miał pochodzenie turec- kie. Przyjmując, że roczny przyrost utrzymuje się na poziomie dwóch procent (w rzeczywistości jest on zapewne wyższy: niektórzy sądzą, że nawet dwukrot- nie!), w roku 1983 byłoby ponad 42 miliony Turków i można przewidywać dzień, kiedy stanowić oni będą piątą część ludności Związku Radzieckiego. Jeśli nic się nie zmieni, w roku 2000, a więc za siedemnaście lat, będzie ich około 60-65 milionów i jeden Turek przypadać będzie na dwóch Rosjan lub czterech obywateli ZSRR przy niewielkim marginesie błędu. Gdyby wziąć pod uwagę wskaźniki najwyższe, którym trudno jednak dać wiarę, Turków byłoby już dzisiaj 46 milionów i prawie dwa razy tyle w roku 2000 (90 milionów). Byłby to nieprawdopodobny skok demograficzny. Konfrontacje W chwili gdy sytuacja demograficzna ulega totalnej zmianie, wymogi poli- tyczne brutalnie zmuszają Rosjan do wyjścia z izolacji. Otwarcie Moskwy na kraje Trzeciego Świata, a zwłaszcza na kraje muzułmańskie, w naturalny spo- sób sprawia, że stają się one punktem odniesienia i przykładem. Można długo Konfrontacje 267 1 szeroko dyskutować o tym, do jakiego stopnia ludy ZSRR, w większości o sta- rym rodowodzie muzułmańskim, zachowały wiarę swych przodków i przestrze- gają praktyk religijnych. Jakkolwiek jest, wypada zauważyć, że niekoniecznie trzeba być praktykującym, żeby być uznanym za muzułmanina, i że można nawet uważać się za ateistę, a mimo to wchodzić w skład ummy, wspólnoty wiernych. Muzułmanie radzieccy, którzy nie zapomnieli o tym, że byli Tur- kami, nie powinni też zapomnieć o tym, że należeli kiedyś do świata islamu, niezależnie od tego, czy są agnostykami, ludźmi antyreligijnymi, przekonanymi komunistami, sceptykami czy też wierzącymi. Nawet jeśli ze względów konfron- tacyjnych utwierdza się ich w przekonaniu, iż mają wyższy poziom życia i lep- szy system ekonomiczny niż ich współwyznawcy na świecie, przestali być tylko przedmiotem polityki wewnętrznej, wysuwając się na plan pierwszy w polityce zagranicznej. To zjawisko może mieć dalekosiężne konsekwencje. Jest też inne pole konfrontacji, może nie zasadniczej, ale niepozbawionej znaczenia. Kazachstan, Kirgizja i Tadżykistan mają wspólną, długości około 2 500 kilometrów, granicę z Chinami, a ściślej z autonomicznym regionem ujgurskim Sinkiang, całkowicie zislamizowanym byłym Turkiestanem Wschod- nim. Na temat islamu i Turków w Chinach mamy niewiele dokładnych informa- cji. Według spisu z 1941 roku w Sinkiangu mieszkało 3 730 000 osób, w tym: 2 900 000 Ujgurów, 318 000 Kazachów, 65 000 Kirgizów, 52 000 innych Tur- ków, 302 000 Chińczyków, w tym 100 000 Dunganów (czyli chińskojęzycznych muzułmanów). W prowincji Kansu miało być 800 000 tureckich Ujgurów i Sała- rów, milion Dunganów i 5 500 000 Chińczyków. Obliczenia szacunkowe z 1982 roku określają na pięć milionów liczbę Chińczyków w Sinkiangu; byliby to głównie „żołnierze-robotnicy rolni", osadzeni blisko granicy radzieckiej, z dala od centrów kulturalnych, chociaż Urumczi to miasto o charakterze kosmopo- litycznym. Liczbę Ujgurów szacuje się tam na około sześć milionów, do czego należy dodać Kazachów, Kirgizów i innych Turków, razem prawie milion osób. W Kansu i gdzie indziej ludności tureckojęzycznej miało być w tym czasie mniej więcej dwa miliony. Te osiem czy dziesięć milionów Turków to znikoma garstka wśród liczącego już miliard istnień ludzkich morza chińskiego. Jeśli jednak Kansu wydaje się zalane Chińczykami, w Sinkiangu do tego jeszcze daleko. Mając oparcie w swej starożytnej cywilizacji, ten ujgurski region ma szansę zachowania własnej toż- samości, zwłaszcza że prawdopodobnie zależy na tym również władzom chiń- skim. Niewykluczone, że oba sąsiadujące ze sobą mocarstwa komunistyczne zechcą wykorzystać mniejszości muzułmańskie, by jedna wabiła drugą na zasa- dzie lustrzanego zajączka... Przez ostatnie stulecie, które dzieli nas od czasu, kiedy świat turecki zdawał się skazany na zniknięcie, byliśmy świadkami kilku prawdziwych zmartwychwstań, pod różnymi postaciami i w bardzo odmiennych warunkach. 268 Zmartw ychwsta nie Mówiąc, że Turcy odnaleźli się w życiu, nie mamy już na myśli Pacyfiku, który rozpłynął się za najdalszym horyzontem, lecz obszar od Morza Śródziemnego po samo centrum Azji Środkowej. To ostatnie zmartwychwstanie Turków, jak sądzę - największe i najbardziej porywające, wiąże się z ich wiarą w życie, z wolą odpowiedzi na jego najstarsze przesłanie: rozwijajcie się i rozmnażajcie. Wnioski Historyk może mieć nadzieję, że poprzez swoje studia lepiej zrozumie świat współczesny, nie może się jednak spodziewać, że dzięki nim pozna przyszłość. Doświadczenie nauczyło go przyczynowo-skutkowej logiki wydarzeń, ale rów- nież tego, że normalny bieg rzeczy zmieniają często przypadkowe wydarzenia. Analiza faktów dokonanych wymaga zbyt wiele wysiłku, by jeszcze oddawać się analizie możliwości. Tego, że przeszłość zapowiada przyszłość, badacze dziejów nie traktowali nigdy jak prawidła, a tym mniej dzisiaj, wśród tylu niepewno- ści i zagrożeń. Stwierdzenie, że historia jest wiecznym rozpoczynaniem się od nowa, pozostawiam innym, sam będąc przeświadczonym o jej stopniowym zdą- żaniu ku pewnemu celowi. Codziennie przekonujemy się, jak mylące potrafią być prognozy krótkoterminowe i to w najbardziej przyziemnych sprawach, a cóż dopiero, gdyby dotyczyły problemów wielkich i sięgających w pierwsze dziesię- ciolecia XXI wieku, które, choć wydają się bliskie, są odległe w perspektywie ludzkiego życia. Nie wiem, co stanie się z Turkami, i nie jest moją rolą to wiedzieć. Moja demograficzna ekstrapolacja, choć dobrze podbudowana matematycznie, jest sama w sobie ryzykowna; któż mógłby zaręczyć, że nie nastąpią nagłe zaburzenia tendencji demograficznych, potworny kataklizm, ludobójstwo czy coś jeszcze nieprzewidzianego? A nawet jeśli żadna z tych ewentualności nie stanie się faktem, cóż znaczyć będzie w trzecim tysiącleciu sto pięćdziesiąt czy dwieście milionów ludzi posługujących się językiem tureckim? Będzie to bardzo mało w stosunku do sześciu miliardów ludzi, którzy tego języka nie znają wcale. Wszystko, co możemy powiedzieć, to to, że takim samym prawem, jak inne ludy, mogą oni zapewnić sobie przyszłość odpowiadającą ich wysiłkom, być może nawet - odpowiadającą im w dwójnasób, ale szaleństwem byłoby 270 Wnioski przypuszczać, że mogą odzyskać miejsce, które do nich należało przez prawie dwa tysiąclecia. Nic do takich przewidywań nie upoważnia. Jestem świadkiem przeszłości: przeszłości prawdziwie niezwykłej, w peł- nym znaczeniu tego słowa nadzwyczajnej, a świadectwo moje ma wartość nie ze względu na kwalifikacje autorskie, lecz ze względu na niewielką liczbę specja- listów w tej dziedzinie. Poświęciłem jej główną część mych trudów, z nadzieją nie tyle na zgłębienie jej tajemnic, wydobycie na jaw nieznanego, co raczej na ukazanie jej sylwetki, która odcina się wyraźnie, podczas gdy rysy twarzy i fałdy na ubraniu pozostają w cieniu. Wyrażam przy tym nadzieję, że inni badacze stopniowo uzupełnią ten wizerunek, nadadzą mu kolorów, skorygują niedokładne zapewne lub niedoskonałe linie. Będę mógł uznać za pełny swój sukces, jeżeli stronice mojej książki posłużą innym za kanwę; nie będę uważał za porażkę, jeśli czytelnik uświadomi sobie tylko zasięg tematu: wydobędę go przynajmniej z niezasłużonego milczenia. Logika, która sprawiła, że doprowadziłem swoje dzieło do końca, uczyniła ze mnie również świadka tureckiej teraźniejszości, choć bardziej skromnego, gdyż jest ich wielu. Nie przeszkadza mi to oceniać ją miarą historyczną i uważać, że jest dość bezbarwna. Najważniejsze jednak, że istnieje! Sześćdziesiąt lat temu nie byłbym tego taki pewny. Czy nie jest jednak z mojej strony przesadą oceniać to, co jest, na podstawie tego, co było? Aby wydać wyważoną opinię, powinniśmy na jakiś czas zapomnieć o jeźdźcach, którzy przekraczają Wielki Mur, o janczarach, którzy oblegają Wiedeń, o Złotej Ordzie, która pali Moskwę, o Ujgurach, którzy rozprawiają o Bogu w samym sercu azjatyckich pustyń. Nie ma już chanów na tronach świata, nie ma wielowyznaniowych dysput, nie ma edyktów tolerancji. Jakkolwiek piękne są poematy komunisty Nazima Hikmeta, nie mają one tego blasku, co Tadż Mahal, a film Droga to jeden z wielu dobrych filmów reżysera, który jest zapewne patriotą, ale który zawdzięcza swój sukces zadawnionym urazom wobec ojczyzny i naszym fałszywym wyobrażeniom. Turecki wszechświat skurczył się poważnie na przestrzeni dziejów i kurczy się wciąż jeszcze z każdym dniem. Jest on teraz jednak mniej rozproszony, lepiej przegrupowany, położony nad niejednym nowym Ótukenem, nie tak rozległy, za to bardziej zagęszczony, i wciąż zajmuje ważną pozycję. W rękach Turków znajdują się cieśniny o niezmiennie strategicznych walorach, a turecka armia, silna i zdecydowana, spadkobierczyni wielkich tradycji odwagi i krwi, jest wystarczająco dobrze wyekwipowana i na tyle biedna, by w razie potrzeby zginąć na polu walki. Wybrana przez Turcję droga laicyzacji i ukierunkowania na zachód okazała się decydująca i ma wielki wpływ na wszystkie ludy muzułmańskie. Czy jej obecne wahania i rozdarcia mogą to zakwestionować? Oto jedna z fundamentalnych kwestii, nad którą należy poważnie się zastanowić, ponieważ na świat islamu jak nigdy dotąd oddziałuje Wnioski 271 ideologia. Kryzys, jaki ten świat przechodzi, daje początek nowym tendencjom, równie dobrze marksistowskim, jak faszystowskim, a także - hasłom powrotu do większego rygoryzmu islamskiego, a więc czegoś w rodzaju chomejnizmu. Odpowiedź Turcji, która - miejmy nadzieję - będzie rozważana i zgodna z linią jej tradycyjnej polityki, nie może być dla nikogo obojętna. Jeśli Republika Turecka dokona zwrotu lub załamie się, tym samym przestanie istnieć jedyna stabilna strefa na Bliskim Wschodzie i we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego: będzie to wielce ryzykowna i niebezpieczna przygoda! W okrytym tajemnicą Iranie, gdzie po upadku szacha wszystko stało się możliwe, swoje znaczenie ma blok azerski i potrafi o tym przypominać. Byłoby dziwne, gdyby nie znaczyły nic plemiona tureckie, przywykłe od wieków do wznoszenia i obalania tronów. Ujgurzy z Sinkiangu, zanim pewnego dnia nie pochłonie ich fala chińskiego przypływu, mogą być, jeśli nie królem i królową, to koniem i wieżą w roz- grywanej przez dwa komunistyczne molochy partii szachów. Dla jednego z tych molochów niezwykle palącym problemem stają się miliony Turków z ich wykształconą inteligencją i świadomymi masami, które żyją w południowych regionach ZSRR, tam dokąd teraz przesuwa się punkt ciężkości kraju. Zastanawiam się, a nie jest to próba zgłębienia przyszłości, czy nie ma gdzieś w świecie tureckim, podzielonym dobrze strzeżonymi, ale tyle razy zmie- niającymi się granicami, choćby jednego czy kilku zalążków wydarzeń, które mogłyby wpłynąć na losy ziemi, tak jak niegdyś inwazje Hunów, Seldżuków, Mongołów. Czy w planach Bożych zostały one przypisane czasom, które bez- powrotnie już minęły? Gdyby jednak nadszedł taki dzień, że ludy, w których przez długie wieki widziano Gogów i Magogów, zostałyby wezwane jeśli nie do sprowokowania tych wydarzeń, to do współuczestniczenia w nich, wtedy zasko- czony i wystraszony świat zastanawiałby się zapewne, kim one są. Czy trzeba czekać, aż nastąpi takie wydarzenie, żeby dostrzec jego przyczyny? Jeśli nawet nie interesuje nas przeszłość Turków, bez której nie sposób dobrze zrozumieć historię powszechną, Turcy zasługują przynajmniej na to, by zainteresować się ich teraźniejszością, która może zaważyć na przyszłości. Kalendarium Data Historia Turków Historia powszechna 334 p.n.e. Aleksander Wielki podbija Azję. 221 p.n.e. Szy Huang-ti zakłada dynastię Cin w Chinach. 210 p.n.e. 206 p.n.e.-220 n.e. 177-165 p.n.e. 166 p.n.e. 138-126 p.n.e. 49 p.n.e. 48 p.n.e. 31 p.n.e.-14 n.e. 48 n.e. 93 n.e. II w. n.e. 224 n.e. 260 n.e. Śmierć Tu-mana, wodza konfederacji Hiung-nu. Wypędzenie Jiie- czy z Kansu do Baktrii, gdzie zakładają królestwo helleńskie. Wypad Hiung-nu do Chin. Poselstwo Czang K'iena w Baktrii; stosunki Chiny-Persja. Czecze emigrują nad Tałas. Podział Hiung-nu na dwa państwa. Sienpijczycy pokonują Hiung-nu. Hunowie nad Wołgą? Tabgacze na północy Szansi. Dynastia Hań w Chinach. Juliusz Cezar w Egipcie. Cesarz Oktawian August. Państwo Sasanidów w Persji. 274 Kalenda rium Data n.e. Historia TUrków Historia powszec hna 306-337 308-350 317 330 374-375 386-409 395 402 406 427 440 451 476 480 496 527-568 531-579 534 552 565 582 590-604 619-907 622 Królest wo Hiung- nu w Chi- nach Północn ych. Hunowi e przepra wiają się przez Don. Tabgacz e na północy Chin. Powsta nie państwa Żouża- nów (Awaró w). Sojusz Rzymia n z Hunami. Począte k inwazji Heftalitó w. Attyla w Galii. Bułgarz y pomiędz y Morzem Kaspijsk im a Dunaje m. Król perski Chosroe s wznosi mury kaukask ie. Rozłam wśród Tabgac zów (Wej). Powsta nie T'u- kiie; założeni e przez nich państwa . Rozgro mienie Heftalitó w. Podział państwa Tu-kiie. Konstan tyn Wielki. Chińczy cy cofają się do Nan- kinu. Sobór w Nicei. Bizancju m, druga stolica rzym- ska. Germani e przecho dzą Ren. Koniec zachodn iego cesarst wa rzymski ego. Tolbiac; przyjęci e chrztu przez Chlodwi ga. Justynia n Wielki. Gr zeg orz I Wi elki , pap ież. Dy nas tia Ta ng w Chi nac h. Hid żra . Kalendariu m 275 Data n.e. Historia 1\irków Historia powszec hna 626-627 629-638 636-642 642 661 674 680 681-744 732 744-840 750 751 755 762-770 ok. 780 785-809 800 811 833-882 Herakli usz, cesarz bizantyj - ski, prosi o pomoc Chaza- rów. Podział protobuł garskie go państw a w Europie połu- dniowo- wschodni ej. Pierwsz e grupy najemni ków tureckic h w krajach islamu. Presłow iańscy Bułgarz y na Bałkana ch. Drugie państw o Tu- kiie. Państw o ujgurski e w Mon- golii. Bitwa pod Tałas pomiędz y Chińczy kami, Arabam i i Tur- kami z Azji Środko wej. Rewolt a tureckie go kondo- tiera Ań Lu- szana w Chi- nach. Ujgurzy w Chinach . Ich przejści e na manich eizm. Powsta nie Bułgarii Wołżań - sko- Kamski ej. Król bułgars ki Krum zabija cesarz a bizanty jskiego Nice- fora I. Najemn icy tureccy w Sama- rze. Dagobe rt, król Frankó w. Arabsc y muzułm anie na Bliskim Wschod zie. Koniec sasanid zkiej Persji. Dynasti a Omajja dów w Da- maszku. Karol Młot pokonuj e Arabów pod Poitiers. Dynasti a Abbasy dów w Bagda- dzie. Harun ar- Raszyd, kalif w Bag- dadzie. Karol Wielki, cesarz. Samarr a, stolica Abbasy dów. 276 Kalenda rium Data n.e. Historia Turków Historia powszec hna 840-924 843 851-863 864-865 868-884 874 880 883 IX w. 905 907-926 911 921 923-946 963-1025 965 969 985 987 999 Królestw o kirgiskie w Mon- golii. Osiedleni e się Ujgurów w Sinkiang u. Święty Cyryl u Chazaró w. Nawró cenie się na chrześc i- jaństwo Borysa I. Slawiza cja Bułgaró w bałkańs kich. Tulunidz i w Kairze. Kampani a Turków Raszida w Górnym Egipcie. Turcy Sza-t'o w Chinach. Przewag a Pieczyng ów w Eu- ropie południo wo- wschod- niej. Iszid, gubernat or Egiptu. Poselstw o Ibn Fadlana w świeżo zislamizo wanej Buł- garii nadwołż ańskiej. Ałp Tegin zakłada państwo Ga- znewidó w. Dominac ja Sza- t'o w Chi- nach. Książę Świętosł aw zajmuje stolicę Chazaró w. Seldżuc y nad Syr- darią. Karacha nidzi zajmują Bu- charę. Traktat z Yerdun. Perskie królestw o Samanid ów. A-pao-ki wpuszcza Kitanów do Chin. Normano wie w Normandi i. Bazyli II Bułgarob ójca. Podbój Egiptu przez Fatymidó w. Hugo Kapet, król Francji. Koniec królestwa Samanidów w Persji. Kalendariu m 277 Data n.e. Historia Ttorkó w Historia powszec hna 999-1030 Koniec X w. 1016 1026-1090 1040 1054 1059 1066 1071 1071-1076 1081 1085 1091 1096 1099 1122 1130-1135 1150 1157 1171 Mahmud z Gazny w Indiach. Islamizacja Kaszgarii. Tu- recko- muzułmańs kie państwo Karachanid ów. Ruś i Bizancjum niszczą Chazarów. Napady Pieczyngó w na Bi- zancjum. Seldżucy odnoszą zwycięstwo nad Gaznewida mi. Zajęcie Isfahanu przez Sel- dżuków. Manzikert: Turcy pokonują Bizantyjczy ków. Turcy w Antiochii, Da- maszku, Jerozolimie. Powstanie królestwa Rum (Nikea). Kipczacy w Grecji. Porażka Pieczyngó w. Wylądowan ie krzyżowcó w na Bliskim Wschodzie. Zdobycie Jerozolim y przez krzyżowcó w. Rozgromien ie Pieczyngó w. Po wypędze niu z Chin Ki- tanowie zakładają państwo karakitajs kie. Zniszczenie Gazny przez Gu- rydów. Koniec Wielkich Seldżuków. Wielka schizma wschodnia. Bitwa Anglosasów z Normanami pod Hastings. Odzyskanie Toledo przez króla Kastylii Alfonsa VI. Pierwsza krucjata. Saladyn w Egipcie. Ajjubidzi. 278 Kalenda rium Data n.e. Historia l\irków Historia powszec hna 1176 1180 1187 1198-1216 1200-1220 1204 1206 1211 1214 1223 1227 1230-1231 1243 1249 1250 1255-1260 1260-1294 1278 1290 1295 1299 Myriokefa lon: Bizantyjcz ycy rozbici przez Seldżuków . Koniec państwa gaznewidz - kiego. Apogeum państwa Chore- zmu. Mamelucki e państwo w Delhi Koniec państwa Karakitajó w. Mongolski wypad do Europy wschodnie j. Podbój Persji przez Mongo- łów. Bitwa pod Kosę Dag: Sel- dżucy z Rumu wasalami Mongołó w. Mameluc y przejmują władzę w Kairze. Mongoło wie pod Wiedniem, w Junnanie, Tonkinie, w Syrii i na Rusi. Koniec Mamelukó w w Delhi. Powstanie imperium osmań- skiego. Filip II August, król Francji. Innocenty III, papież. Zajęcie Konstanty nopola przez krzyżowcó w. Czyngis Chan, władca Mongolii. Zwycięstw o Francji pod Bouvi- nes. Śmierć Czyngis Chana. Wytępie- nie albigensó w. Ludwik IX Święty w Egipcie. Kubiłaj, władca Chin. Dynastia Jiian. Założenie habsbursk iej dynastii w Austrii. Parlament w Anglii. Kalendariu m 279 Data n.e. Historia Itorków Historia powszec hna 1320-1414 1328 1337 1346 1361 1370 1382 1389 1389-1403 1398 1402 1405 1405-1447 1406 1412-1468 1414_1444 1430 1438 1445 1447-1449 1450 1453 1462-1505 1466 Dynastia Tugłuków w Delhi. Osmanie w Europie. Zajęcie Adrianopo la przez Osmanów . Tamerlan u władzy. Tochtamy sz na czele Złotej Ordy. Kosowe Pole: Osmanie opa- nowują Bałkany. Panowani e Bajszyta I. Kampania Timura w Indiach. Bitwa pod Ankarą (Timur- -Bajazet). Śmierć Tamerlana . Szah Ruch w Heracie. Restauracj a Akkojunłu i Ka- rakojunłu. Abu'1- Chajr zakłada państwo uzbeckie. Założenie Chanatu Krym- skiego. Założenie Chanatu Kazań- skiego. Uług Beg. Mehmed II zdobywa Kon- stantynop ol. Założenie Chanatu Astra- chańskieg o. Koniec Kapetyngó w w linii pro- stej. Początek wojny stuletniej. Joanna d'Arc. Dynastia Sajidów w Delhi. Koronowa nie Habsburg ów. Wynalezie nie druku. Iwan III w Rosji. 280 Kalenda rium Data n.e. Historia l\irków Historia powszec hna 1473-1506 1477 1483-1546 1492 1494 1502 1510 1512-1520 1515-1547 1516 1519-1556 1520-1566 1525 1533 1533-1584 1534 1551 1552 1556 1556-1605 1571 1572 1584 Husajn Bajkara. Renesans timurydzk i. Koniec Złotej Ordy. Ismail zakłada dynastię Safewidó w. Muhamm ad Szejbani poko- nany przez admirała Albu- querque w Goa Ismaila (In- die). Selim I, sułtan osmański. Wylądow anie Turków w Al- gierze. Sulejman Wspaniały . Babur Szah w Indiach. Wylądow anie Turków w Tu- nisie. Wylądow anie Turków w Try- polisie. Zajęcie Kazania przez Ro- sjan. Zajęcie Astrachan ia przez Rosjan. Akbar, cesarz Indii. Spalenie Moskwy przez chana krymskie go. Syberyjcz ycy zwyciężaj ą Ko- zaków. Zniszczeni e księstwa Burgundii. Luter. Odkrycie Ameryki. Zajęcie Gre- nady przez chrześcija n. Początek wojen włoskich. Francisze k I, król Francji. Karol I, cesarz rzymsko- nie- miecki. Henryk VIII zrywa z Rzymem. Iwan IV Groźny. Noc świętego Bartłomiej a. Kalendariu m 281 Data n.e. Historia Ttorków Historia powszec hna 1587 1595 1598 1600 1606 1615-1650 1618-1648 1624-1642 1628-1658 1630 1649-1658 1658-1707 1663 1672-1725 1699 1705 1713 1736-1747 1741 1742-1775 1757 1776 1782 1783 1794 Tatarzy barabińsc y zniszczeni przez Rosjan. Pokonanie Chanatu Syberyj- skiego. Apogeum imperium osmań- skiego: pokój w Sitvatorok . Walki Kirgizów z Rosjanami . Szahdżah an, sułtan Indii. Rosjanie w Jakucji. Aurangze b, cesarz Indii. Oblężenie Wiednia przez Osmanów . Traktat karłowicki : pierwsze ustępstwo Osmanów . Niepodległ ość Tunezji. Protektora t rosyjski nad Ka- zachami. Wyprawy Nadir Szaha. Chłopska wojna Pugaczow a w Rosji (rewolta Tatarów). Aneksja Sinkiangu przez Chiny. Rosjanie anektują Jakucję. Rosjanie anektują Krym. Założenie tureckiej dynastii Kadżarów w Iranie. Rosjanie zakładają Tobolsk. Edykt nantejski. Założenie Kompanii Wschod- nioindyjsk iej. Wojna trzydziest oletnia. Kardynał Richelieu. Oliver Cromwell. Piotr I Wielki. Dupleix, gubernato r francuski w Indiach. Ahmed Szah Durrani zakłada Afganista n. Niepodległ ość Stanów Zjedno- czonych. 282 Kalenda ńum Data n.e. 1798-1799 1822-1844 1830 1858 1866 1873 1876 1911-1912 1912 1914-1918 1917 1918 1919-1928 1920 1922 1923 1938 Historia l\irków Wyprawa Bonaparte go do Egiptu. Zniesieni e Chanatu Kazach- skiego. Niepodleg łość Grecji. Wylą- dowanie Francuzó w w Algie- rze. Koniec imperium Wielkich Mogołów w Indiach. Buchara lennikiem Rosji. Chiwa anektowa na przez Rosjan. Kokand anektowa ny przez Rosjan. Włochy zajmują Trypolitan ię. Wojny bałkańskie . Proklamo wanie autonomii Turkiesta nu. Zawiesze nie broni w Mun- dros. Walki basmaczó w z radziecką Rosją. Traktat lozański. Zwycięst wo kemalisto wskich Turków nad Grecją. Proklamo wanie Republiki Tureckiej. Śmierć Mustafy Kemala Atatiirka. Historia powszec hna Konflikt francusko -turecki. Królowa Wiktoria cesarzow ą Indii. Pierwsza wojna światowa. Tablice genealogiczne Pierwsze państwo turkuckie Tu-u l Bumyn Kagan (522) l Istemi Kagan (522-375) l Kolo (552) Mugan Kagan (553- 572) l To Po Kagan (573- 581) Tardu (575-603) Iszbara Kagan (581-587) TUrkuci wschodni Turkucy zachodni Drugie państwo turkuckie 1 Hterisz Kutług Kapagai (681-691) (691~ 1 1 1 Bilge Kagan Koi Tegin BO (716-734) (t731) (71 ł Kagan -716) gii 6) 1 -1 1 Jijan Tengri Kagan (734) (734-741) 284 Tablice genealo giczne Pochodzenie Seldżuków Seldżuk l ~ Arsłan Israił Michaił Musa Kutłumysz Torguł (1038-1063) Czagry Beg Sulejman ibn Kutłumysz (1077-1086) Kawurd Ałp Arsłan (1063-1073) Seldżucy z Rumu Seldżucy z Kennanu Malik Szach (1078- 1082) Tutusz Mahmud (1092-1094) Barkyjaruk (1094-1104) Muhammad I (1105-1118) Sandżar (1118-1157) Seldżucy perscy Seldżucy syryjscy Seldżucy z Rumu (anatolijscy lub konjjscy) 1077-1237 1077-1086 Sulejman ibn Kutłumysz 1092-1107 Kyłycz Aisłan I 1107-1116 Malik Szah 1116-1155 Masud I 1155-1192 Kyłycz Arsłan H 1192-1196 Kej Chosrew I (pierwsze panowanie) 1196-1204 Sulejman D 1204 Kyłycz Arsłan ffl 1204-1210 Kej Chosrew I (drugie panowanie) 1210-1219 Kej Kawus I 1219-1237 Ala ed-Din Kaykubad I Tablice genealogiczne 285 t. 8: CA N ,2. er- P l n * ^ s 1 B ( v a. 286 Tablice genealo giczne Pierwsi Mongotowie, założyciele Ord Gzyngis Chan Dżoczi (1-1227) Orda Batu Beike Szejban Koniczi Sartak l TUtukan Ułakczi (t!257) Mangu Timur Tbda Mangu Tlilabuga Szejbani dzi, (1266- 1280) (1280- 1287) (1287- 1290) Dżanidzi Bajan (1301-1309) Złot a Ord a, zmi erzc h Mo ngoł ów 1287-1290 Tulabuga 1290-1312 Toktaj 1312-1340 Ozbeg 1340-1357 Dżanibek 1357-1359 Berdibek 1359-1380 okres anarchii, podczas którego Ordą k i e r o w a ł M a m a j , d o w ó d c a a r m i i 1378-1398 Tochatmysz z Białej Ordy, zmierzch Ordy 1398-1400 Kuczliig 1400-1407 Szadi Beg 1407-1412 Puład 1412-1423 Timur 1423-1459 Kucziik Muhammad 1460-1481 Ahmad 1481-1502 Szejk Ali Tablice genealogiczne 287 Ilchanowie lub Mongołowie perscy Czyngis Chan Tohij Hulagu (1256-1265) Bajdu Abaga (1265- 1282) Tekuda r (1287- 1284) Aigun (1284- 1291) Gajkatu (1291- 1295) Gazan (1295-1304) Óldżejtu (1304-1316) AbuSaid (1317-1334) Książęta czatagąjscy 1227-1242 Czagataj 1242-1246 Kara ffile'u (żona Organa Katun) 1246-1252 JisuMengu 1252-1261 Organa Katun 1261-1266 Ałgu (żona Organa Katun) 1266 Mubarak Szah 1266-1271 Barak 1271-1274 okres anarchii 1274-1306 Duwa 1306-1307 Kundżuk 1307-1309 Telika 1309-1310 Kebek (pierwsze rządy) 1310-1320 Esenbuga 1320-1326 Kebek (drugie rządy) 1326-1333 Tamaszyryn 1333-1347 podział chanatu 1347-1363 Tughik Timur 288 Tablice genealo giczne Karakojuntu Bajram Kodża (t!380) Kara Mehmed (1380-1389) Szah Mansur książę Bagdadu Kara Jusuf (1389-1420) najazd timurydzki Iskander (1420- 1438) Dzihan Szah (1439- 1467) Yusuf (1469) Hasan Ali (1467- 1469) Akkojunłu KaraUtman (Kara Jawtak Arsłan) (1378-1435) Ali (1435- 1438) Hamza (1438- 1444) Dżehangir (1444- 1469) Uzun Hasan (1453- 1478) Chalil (1478) Jakub (1478- 1490) Ugurłu Mehmed Maksud Jusuf Bajszungkur Murad Ahmed Góde (1490-1492) (1497-1508) (1497-1498) Rustem (1492-1497) Muhammad Alwand (1498-1502) (1498-1504) Tablice genealogiczne 289 Pochodzenie Osmanow Sulejman ErTogruł Osman I (1299- 1326) Ala ed-Din Orhan (1326- 1359) Murad I (1359-1389) Sulejman Pasza (t!357) Osmanowie w linii prostej 1389-1402 Bajezid I Jyłdyrym ^ 1403-1421 Mehmed I Czelebi (Pan) 1421-1446 Murad H 1444-1481 Mehmed E 1481-1512 Bajezid H 1512-1520 Selim I Jawuz (Groźny) 1520-1566 Sulejman Wspaniały, zw. Kanuni 1566-1574 Selim H Mest (Pijak) 1574-1595 Murad m 1585-1603 Mehmed m najazd timuiydzki 290 Tablice genealo giczne Następcy Mehmeda III Mehmedm Ahmedl (1603- 1617) Mustafa I (1617- 1623) Osman n (1618- 1622) MuradlY (1623- 1640) Ibrahim (1640- 1648) MehmedlY (1648- 1687) l Sulejman n (1687- 1691) Ahmedn (1691- 1695) Mustafa H (1695- 1703) Ahmedm (1703- 1730) Mahmud I (1730- 1754) Osman IQ (1754- 1757) Mustafa m (1757- 1774) Abdiilhami d I (1774- 1789) l Selim m (1789- 1807) Mustafa IV (1807- 1808) Mahmud n (1808- 1839) Abdiilmedżid I (1839-1861) Abdulaziz (1861-1876) MuradY (1876) Abdiilha mid n (1876- 1909) Mehme dY (1909- 1918) Mehmed VI (1918- 1922) Tablice genealogiczne 291 Timurydzi Taragaj Tamerlan (1370-1405) Dżehangir Omar Szejch Miran Szah Szah Ruch (1405- 1447) Pir Muhammad Bałban Omar Mirza UługBeg (1447-1449) Gaj ar ad- Din Mansur AbuSaid (1455-1469) Abdullatif (1449-1450) Husajn Bajkara Ahmed Sułtan Mahmud (1469-1506) (1469-1494) (1494- 1495) Muhammad Omar Szejch Babur Szah Pochodzenie Babur Szaha Czyngis Chan Czatagaj Junus Tamerlan Kutług Nigar Hanim żona Omar Szejch Babur Szah 292 Tablice genealo giczne Wielcy Mogołowie 1526-1530 BaburSzah 1530-1540 Humajun (pierwsze rządy) 1540-1556 zagarniecie władzy przez Szer Szaha 1556 Humajun (drugie rządy) 1556-1605 Akbar Wielki 1605-1627 Dżahangir 1627-1658 Szahdżahan 1658-1707 Aurangzeb 1837-1858 BahadurSzah Chanowie kazańscy Tochatmysz (1378-1398) Dżalal ed-Din l.Uług Muhammad (1438-1445) 2. Mahmudek (1445-1462) Kasym Jakub 4. Ibrahim (1467- 1479) 3. Chalil (1462- 1467) S.Ali (1479- 1487) 6. Muharnmad Amin (1487- 1496) potem 1502- 1518 7. Abd al- Latif (1496- 1502) (ich sukcesorami są Girejowie krymscy) Tablice genealogiczne 293 LL ts- a-e. o B. 5» t/l w f ^ o. f s^ $L -g. U) P E. i po 03 Wskazówki bibliograficzne Bibliografia dotycząca świata tureckiego jest obszerna, jednak w odniesieniu do niektórych okresów i postaci brakuje opracowań monograficznych. W takim wypadku trzeba sięgać po artykuły rozproszone w prasie specjalistycznej, często turecko- lub ro- syjskojęzycznej. Ze względu na nie w pełni jeszcze sprawdzoną wartość tych publikacji poniższe zestawienie obejmuje - oprócz dzieł ogólnych i uznanych za klasyczne - te prace, które okazały się najbardziej użyteczne i z których zaczerpnięto najwięcej pod- stawowych danych. W Encyclopedie de ITslam znajdziemy najpełniejszą i najświeższą informację naukową, uzupełnioną z reguły wykazem bibliografii. W pracy tej wyko- rzystałem większość dzieł cytowanych w mojej książce La Religlon des Turcs et des Mongols (Payot, Paris 1984), które z tego tytułu zostały tutaj pominięte, choć odno- szą się również do historii Turków. Opracowania ogólne Encyclopedie de l'Islam, Leiden 1913-1942, l wyd. Leiden-Londres 1960 i nast., 2 wyd. Obszerniejsza jest wersja turecka: Islam Ansiklopedisi, Istanbul 1940 i nast. Pełne omówienie sygnowane przez różnych autorów, znajdziemy w następujących seriach: The Cambridge History o f India, The Cambridge History of Islam, vol. II, Cam- bridge 1970; The Cambridge History o f Iran, vol. VIII w trakcie wyd., vol. I-V w 1968; The Cambridge mediaeval History; Geschichte der islamichen Ldnder, Leiden-Kóln 1962-1969; Geschichte Mittelasiens, Leiden-Kóln 1966. Bardzo zalecane, choć tu na ogół nie wymieniane, są różne dzieła historyczne poświęcone Chinom, Indiom, Iranowi, Bizancjum, Rosji i krajom śródziemnomorskim. Abu'l Ghazi Bahadur Khan, Histoire des Mongols et des Tatars, trąd. Desmaisons, t. I-II, Saint-Petersburg 1871-1874. Wskazówki bibliograficzne 295 Aspects of altaic civilisation, ed. by D. Sinor, Indiana University Publications 1963. Avcioglu D., Tilrklerin Tarihi, t. I-III, Istanbul 1979. Barthold M., Turkestan down to the Mongol Invasion, 3 ed., London 1968 (praca bogato udokumentowana); tenże, Four Studies on the History of Central Asia, Leiden 1956-1963; tenże, Histoire des Turcs d'Asie centrale, Paris 1945 (rzeczowy i logiczny wywód, szeroko obecnie dyskutowany); tenże, Zwólf Yorlesungen iiber die Geschichte de Tiirken Mittelasiens, Hildesheim 1962. Berl E., Histoire de 1'Europe d'Attila a Tamerlan, Paris 1946 (trochę marginalna). Brockelman K., Histoire des peuples et des Etats islamiąues, Paris 1949 (pozycja klasyczna, wyd. niemieckie Miinich 1939). Cahun L., Introduction a 1'histoire de l'Asie, Paris 1896 (dzieło ambitne, bardzo piękne pod względem literackim, mocno przestarzałe). Czaplicka M. A., The Turks of Central Asia in History and at the present Day, Oxford 1918. Diehl, Margais, Le monde ońental de 395 a 1081, 2 ed., Paris 1944. Diehl, Galland, Oecomenos, Marcais, L 'Empire ońental de 1081 a 1453, Paris 1945. Eberhard W., Kultur und Siedlung der Randvólker China, „Toung Pad", XXXVI (supl.) 1942; tenże, Cin'in simal komsulari, Ankara 1942 (turecka wersja ww. dzieła, przejrzana i uzupełniona). Grousset R., L'Empire des Steppes, 6 ed., Paris 1960 (słynne, choć trochę zdezak- tualizowane dzieło, które - moim zdaniem - zachowuje w pełni swą wartość). Guignes de J., Histoire generale des Huns, des Turcs et des Mongols, Paris 1756 (prawdziwy odkrywca historii tureckiej). Hambis L., La Haute-Asie, Paris 1953 (mały podręcznik mongolisty, dobrze zo- rientowanego w problematyce tureckiej). Hammer-Purgstall J. von, Histoire de 1'empire ottoman depuis son origine jusqu'a nosjours, Paris 1835-1843, tłum. z niem., t. I-XVIII, wyd. oryg. Pest 1827-1835 (dzieło bardzo stare, niemające, niestety, współczesnego odpowiednika). Howrth H. H., History of the Mongols, London 1876-1888 (mimo odległej daty wydania pod pewnymi względami nadal interesujące). Inalcik H., The Ottoman Empire, Conąuest, Organisation and Economy, London 1975. lorga N., Geschichte des osmanischen Reichs, Gotha 1908-1913; tenże, Histoire des Etats balcaniąues, Paris 1925. Jonquiere de la, Histoire de 1'Empire ottoman, Paris 1788. Karpart H., The ottoman State and its Place in the World History, Leiden 1976 (rozprawa). Klaproth H. J., Tableaia histońąues de l'Asie, Paris 1826. Kóprulu M. F. Turkiye Tarihi, Istanbul 1929. Lamouche (płk), Histoire de la Turąuie, 2 wyd., przejrz. i uzup. przez J.-P. Roux (zbyt skrótowe, zwłaszcza jeśli chodzi o historię starożytną). Lewis R., Eveiy day Life in ottoman Turkcy. New York 1971 (przekonujący esej). Mac Govern, The early Empire of Central Asie, Chapell Hills 1939. 296 Wskazó wki bibliogr aficzne Mantran R., Histoire de la Turąuie, Paris 1961 (doskonały, bardzo treściwy pod- ręcznik). Mouradjad D'Ohsson A. C., Histoire des Mongols, 2 ed., Amsterdam 1852. Parker, A Thousand Years ofthe Tatars, 2 ed., London 1924 (niestety, przestarzałe). Peters R. E, Histoire des Turcs, Paris 1966. Roux J.-P., Turąuie, Paris 1953 (opis przede wszystkim współczesny). Sauvaget J., Introduction a l'histoire de 1'Orient musulman (2 wyd. przejrz. przez C. Cahena), Paris 1961 (praca o charakterze bibliograficzno-krytycznym). Sykes P. M., History of Persia, 3 ed., London 1930. Weissmann N., Les Janissaires, Paris 1957 (na temat głównej instytucji w impe- rium osmańskim). Zinkeisen J.W., Geschichte des osmanischen Reiches in Europa, Hamburg-Gotha 1840-1863 (reedycja 1962). Rozdział pierwszy O naszych wyobrażeniach dotyczących Turków zobacz: Clair A. N. St., The Image of the Turks in Europę, New York 1973. Z podręczników gramatycznych wymieniamy fundamentalne dzieło A. von Gaba- ina, Alttiirkische Grammatik, 2 Aufl., Leipzig 1950, a jeśli chodzi o dialekt osmański - J. Deny, Grammaire de la langue turąue, dialect osmanli, Paris 1921. Językowi współczesnej Turcji poświęcony jest niewielki podręcznik wielkiego gra- matyka L. Bazina, Introduction a l'etude de la langue turąue. Grammaire, Paris 1968. Zainteresowanych całą grupą języków tureckich odsyłamy do Philologiae Turcicae Fundamenta, t. I: Linguistiąue, Mainz 1959. Zobacz także: Bazin L., Le turc, w: Le Langage, Encydopedie de la Pleiade, Paris 1968, a na temat turkologii tegoż autora: La turcologie. Bilan provisoire, „Diogene" 24 (1952). Literaturze tureckiej poświęcone są Philologiae Turcicae Fundamenta, i. II. Litterature, Mainz 1964 (tłum. franc. A. Bombaci, Histoire de la Litterature turąue, Paris 1968). O pozostałościach preislamskich tradycji tureckich w świecie muzułmańskim trak- tuje między innymi J.-P. Roux, Les Traditions des nomades de la Turąuie meridionale, Paris 1970 (tamże bibliografia). Rozdział drugi Spośród obfitej literatury odnoszącej się do prehistorii i archeologii najbar- dziej przydatne okazały się następujące prace: Appelgren Kivalo, Alt-altaische Kun- stdenkmdler, Helsingfors 1931; Carter D., The Symbol of the Beast. The animal Style of Eurasia, New York 1957; Golomshtok, Gńaznow,Archaeologicalinvestigations in Cen- tral Asia, „Ars Islamica'" V, 2 (1938); Jettmar K., The Altai before the Turks, „Bulletin Wskazówki bibliograficzne 297 Museum of far eastern Antiąuities", 23 (1951), Stockholm; tenże, Die fruhen Step- penvólker ..., Baden-Baden 1964; Laszlo G., Steppenvólker und Germanen, Berlin 1971; Rudenko S. J., Der zweite kurgan von Pazyryk, Berlin 1952. O Hiung-nu piszą: Bazin L., Le Distiąue Hong-nou du, Tsin-chou, „Oriens" I, 2 (na podstawie protureckiego tekstu z IV wieku) i De Groot, Die Hunnen der vorchristlichen Zeit, Berlin-Leipzig 1931 (dzieło przestarzałe i niekiedy mylące). Stosunki Hiung-nu z Hunami są tematem wielu publikacji. Na uwagę zasługują zwłaszcza: Jettmar K., Hunnen und Hsiung-nu: ein archdologisches Problem, „Archiv fur Yolkerkunde" VI-VII (1951-1952); Maenchen-Helfen O. J., Huns und Hiong-nou, „Byzantion" XVII (1944-1945). Ten temat pojawia się często w pracach poświęco- nych Hunom zachodnim: Doerfer, Żur Sprache der Hunen, „Central Asiatic Jour- nal" VIII, l (1973); Alfóldi, Fundę aus der Hunnenzeit und ihre ethnische Sonderang, „Archaeologia Hungarica" IX (1932) Budapest; Altheim E, Attila et les Huns, Paris 1952 (tłum. z niem., wyd. oryg. 1951); tenże, Geschichte der Hunnen, Bd. I-V, Ber- lin 1954-1964; Brion M., La vie des Huns, Paris 1961; Eberhard W., Chronologischer Ubersicht iiber die Geschichte der Hunnen, „Belleten" IV, 16 (1940); Hambis L., Attila et les Huns, Paris 1972; tenże. Le probleme des Huns, „Revue Historiąue CCXXX, 2; Pritsak O., Ein hunnisches Won, „Zeitschrift der Deutschen Morgenlandische Ges- selschaft", Wiesbaden 1954. Przesuwaniem się ludów tureckich na zachód zajmują się: Haussig, Die gros- ser Wanderungen der Reiter-Nomaden von Ostasien nach Europa, „Saeculum Weltge- schichte" III (1971), Berlin, Wien. O Tabgaczach (Topa, Wej) piszą: Bazin L., Recherche sur les parlers T' o-Pa, „Toung Pao", XXXIX, 4-5 (1955) Leipzig; Boodberg, The langage of the To-Pa Wei, „Harvard Journal of Asiatic Studies" 1936; Eberhard W., Das Tobą Reich Nordchinas, eine soziologische Untersuchung, Leiden 1949. Na temat Heftalitów zobacz: Hermann, Die Hephtaliten und ihre Beziehungen, w: Asia Major 1925; Vivien de Saint-Martin L., Les Huns Blancs ou Hephtalites des histońens byzantins, Paris 1849. Identyfikacja ludów Górnej Azji w epoce starożytnej znajduje odbicie w takich pra- cach, jak: Bazin L., Notes sur les mots Oguz et Tiirk, „Oriens" VI (l 953); Hamilton J. R., Toąuz Oyuz at On Uygur, „Journal Asiatiąue" CCL, l (1962); Pulteyblank E. G., Some remarks on the Oghuz Problem, „Ural altaische Jahrbiicher" XXVIII (1956); Sinor D., Autour d'une migration de peuples au v'' siecle, „Journal Asiatiąue" CCXXXV (1947). O ludach sąsiadujących z Chinami i inwazjach Prototurków na Chiny można prze- czytać: Grousset R., Histoire de l'Extreme-Orient, t. I-II, Paris 1929, a także prace cytowane wcześniej, zwłaszcza Eberharda. Rozdział trzeci Najpoważniejsze prace o Kirgizach. choć tylko ze współczesnego Afganistanu, są autorstwa badacza francuskiego. Zobacz: Dor R.. Contribution a ietude des Kir- ghiz du Pamir afghan, Paris 1975: Dor, Naumami, Die Kirghisen des Afganischen Pa- 298 Wskazó wki bibliogr aficzne mii; Gras 1978 (tamże bibliografia); Radlov W., Obsercations sur les Kirghiz, „Jour- nal Asiatique" 1863. Podstawowych wiadomości o Tu-kiie dostarczają ich inskrypcje oraz źródła chiń- skie i bizantyjskie (zob. bibliografia w: Roux J.-R, La religion, op. cit., i Phil. Turcicae, op. cit.). Można też sięgnąć do Giraud R., L'Empire des Turcs celestes, Paris 1960. Ekspansją Arabów w Azji i stosunkami arabsko-tureckimi zajmują się: Gibb H. A. R., The arab Conąuests in Central Asia, London 1923; Le Strange G., The Lands of the eastern Caliphate, London 1966; Spuler B., Iran in Frtihislamischer Zeit, Wiesbaden 1952; Welhausen J., Das arabische Reich und sein Sturz, Berlin 1902. Historii przedsłowiańskich Bułgarów poświęcone są studia: Runciman S., A History ofthe first bulgarian Empire, London 1930; Slaterski V, Geschichter der Bulgaren, Bd. I: Von den Grundzung der bulgarischen Reich bis zu Turkenzeit (1679-1396), Leipzig 1918. Można też wykorzystać dwie bardziej szczegółowe rozprawy: Mikkole, Die chronologie der turkischen Donaubulgaren, „Journal St. Finno-Ougriienne" XXX (1915), Helsinki i Pritsak O., Die sogennante bulgarsiche Furstenliste und die Sprache der Protobulgaren, „Ural Altaische Jahrbiicher", XXVI, 1-4. O inwazjach węgierskich patrz: Macartney, The Magyars in the ninth centuiy, Cambridge 1930. Klasyczną pozycją dotyczącą Chazarów pozostaje: Dunlop D. M., The history of the Jewish Khazars, Princeton - New Jersey 1954. Interesującym przyczynkiem jest publikacja polska ze streszczeniem francuskim: Zajączkowski A., Ze studiów nad za- gadnieniem chazarskim, Kraków 1947. Zobacz także: Minorsky W.,yl new book on the Khazar, „Oriens" XI (1958); Szyszmann S., Les Khazars, problemes et controverses, „Re- vue historiąue" CL (1957). Tematyce karaimskiej poświęcił swą pracę: Zajączkowski A., Karaims in Poland, Varsovie-La Haye-Paris 1961. Rozdział czwarty Bardzo szczegółowe i niezwykle bogate jest studium o kalendarzach: Bazin L., Les Calendriers turcs anciens et medievawc, Universite de Lilie 1974. O hodowli i koniach pisze Sinor D., Horse and pastwę in inner Asian history, w: Oriens Extremus, 1972. Sprawy uzbrojenia przedstawiają w swych artykułach: Moaven N., Arcs, fleches, carąuois, „Etudes mongoles" I (1970) i Uray Kiihhelmi, La periodisation de 1'histoire des armements des nornades de la steppe, „Etudes mongoles" V (1974). O tytułach i rangach społecznych w Azji Środkowej traktują między innymi: Pritsak O., Stammesnammen und Titulatwen des altaische Vólkei\ „Ural-altaische Jahrbiicher" XXIV (1952); Shiratori K., A study on the Titles kaghan and katun, w: Memoirs Toyo Bunko. Tokyo 1926. Hodowla i osadnictwo to temat pracy: L. Fóldes, Yiehwirstschaft und Hirtenkul- tur, Budapest 1969. Świetną lekturą o stosunkach pomiędzy dawnymi Turkami a koczownikami stepo- wymi jest: Dumezil G., Romans de Sc\thie et d'alentours, Paris 1978. Wskazówki bibliograficzne 299 Wpływy sogdyjskie przedstawia: Bazin L., Turcs et Sogdiens, w: Melanges linguis- tiques offerts a Emile Benveniste, Paris 1975; tenże, Les calendriers, op. cit. Zobacz także: Kijastornij i Livsic, The sogdian inscńption of Bugut Reavised, „Acta Orientalia AC. Hungaricae" XXDI, l (1972), a ze starszych opracowań: Enoki K., Sogdiana and the Hsiung-nu, „Central Asiatic Journal" I, 1. Obszerną literaturę ma temat nagrobnych posągów zobacz między innymi: Jisl, Balbals, Steinbabas und andere Steinfiguren, Praga 1970 (tamże wyczerpująca biblio- grafia). O wspólnej religii Turków i Mongołów traktuje moja praca La Religion, op. cit., z pełną (lub prawie pełną) bibliografią, oraz w odniesieniu do epoki T'u-kue: La Re- ligion des Turcs de l'Orkhon, „Revue Histoire des Religions" 1962. Czasów współcze- snych dotyczy klasyczna już, ale pełna uprzedzeń pozycja: Harva U., Les representations religieuses des peuples altaiąues, Paris 1955 (tłum. z niem.). Dawnym tradycjom poświęcone są publikacje: Traditions religieuses et parareligieu- ses des peuples altaiąues (materiały z kolokwium), Paris 1972; Ógel, Ttirk Mitolojsi, Ankara 1971 (bogata, lecz niepewna dokumentacja); Inan, Tarihte ve bugtin Sama- nizm, Ankara 1954 (znacznie lepsza) i mojego autorstwa Les Traditions, op. cit. Na ten temat zobacz liczne artykuły Boyle'a, zwłaszcza: Turkish and mongol shamanism in the Middle agę, „Folklor" 83 (1972). O wpływie buddyzmu na średniowiecznych Turków dowiemy się pośrednio z tek- stu: Gabain A. von, Die Buddistische Turkenmission, w: Asiatica Festschrift F. Weller, Leipzig 1954. Rozdział piąty Ogólne wyobrażenie o cywilizacji muzułmańskiej w średniowieczu dają: D. et J. Sourdel, La civilisation de 1'islam dassiąue, Paris 1968. Jednym z podstawowych dzieł, mimo pewnych niejasności w odniesieniu do Turków, jest: Miąuel A., La Geographie humaine du monde musulman jusqu'au milieu du siecle, t. l-II, Paris-La Haye 1967-1975. O tureckich działaniach w Chinach zobacz: Eberhard W., Lokalkultur in Alten China, t. I-II, London-Pekin 1942-1943; Levy M. S., Biography An-lu Shan, University of California, Berkeley-Los Angeles 1960; Des Rotours R., History of Ngan-lou-chan, „Bib. Ins. des Hautes Etudes chinoises" XVIII, Paris 1962. Krótki przegląd religii Górnej Azji znajdziemy w: Pelliot R, La Haute Asie, Pa- ris 1931. Bardziej szczegółowe aspekty omawiają: Chavannes E., Le Nestorianisme et l'inscription de Kara Balgassun, „Journal Asiatiąue" 1897; Chavannes, Pelliot, Un traite manicheen retrouve en Chine, „Journal Asiatique'' XI, l (1913); Le Coq von, Titrkische manichaica aux Chotscho, I, III. „Abhandlungen der Preussischen Akade- mie den Wissenschaft". Berlin 1922. Jedyna historia Pieczyngów ukazała się po turecku: Kurat A. N., Pecenek Ta- rihi, Istanbul 1937. Piszą też o nich: Nemeth J.. Żur Kenntnis der Petchengen, „Kórosi Csoma Archivum"; Neumann K. E.. Die Vólkcr des sudlichen Russlands, Leipzig 1855. 300 Wskazó wki bibliogr aficzne Sporo informacji o Pieczyngach i innych ludach stepowych znajduje się w nowszych i lepszych, choć jeszcze nie klasycznych dziełach Neumanna i innych autorów: Eck A., Le Moyen Agę russe, Paris 1933: Vasiliev A. A. The Goths in the Crimea, Cam- bridge Mass. 1936; Prisher T., The asiatic background, „Cambridge Mediaeval History" I (1910) (autor często dostrzega Turków tam, gdzie ich nie ma, np. s. 323-335, 660 i nast.); Marąuart J., Osteuropaische und Ostasiatische Streifziige, Leipzig 1903; Cha- landon, Essai sur le regne d'Alexis Commene (1081-1118), Paris 1900; Yernandsky, The Origins of Russia, Oxford 1969. Fundamentalnym dziełem na temat Kitanów jest: Wittfogel, Feng, History of chi- nese society. Liao (907-1125), New York 1949. Jeśli chodzi o Ujgurów, to wybór ogranicza się do: Frankę O., Geschichte des Chinesischen Reiche, Bd. I-V, Berlin-Leipzig 1930-1952; Gabain A. von, Das Leben im uigurischen Konigreich von Qoćo, (850-1250), Bd. I-II, Wiesbaden 1973; tenże, Das uigurischer Kónigreiche von Chotscho, Berlin 1961; Hamilton J. R., Les Ouighours a l'epoque des Cinq Dynasties d'apres les documents chinois, Paris 1956; Mackerras C., The Uighur Empire (744-840) according to the T'ang dynastie histories, Australian University Canberra 1968. Rozdział szósty Najemnicy tureccy w krajach muzułmańskich są tematem licznych artykułów i książki: Ayalon D., L'Esclavage des Mamelouks, Jerusalem 1951. Godne polecenia są zwłaszcza: Frye R. B., Sayli A. M., Turks on the Middle East before the Saljuąs, „Jo- urnal American Or. St." 63 (1943); Pipes D., Turks in earfy muslim service, „Journal Turkish Studies" 2 (1968). Na uwagę zasługują również: Miąuel A., Geographie, op. cit.; Herzfeld E. E., Geschichte des Stadt Samarra, Hamburg 1948; Grunebaum G. E. von, Islam medieval, Paris 1962 (pozycja klasyczna, tłum. z niem.). Tulunidami interesował się: Hassan Z. M., Les Tulunides: etude de l'Egypte mu- sulmane a la fin du IX siecle (868-905), Paris 1933. Warto też sięgnąć do opracowań historyków Egiptu i średniowiecznego Wschodu: Lane-Poole, A History of Egypt in the Middle Ages, 2 ed., London 1947; Munier, Wiet, L'Egypte byzantine et musul- mane, Le Caire 1932. Wiele publikacji dotyczy podróży Ibn Fadlana, w tym: Canard M., La relation du voyage d'Ibn Fadlan chez les Bulgares de la Volga „Annales, Institut des Etudes Orientales" XVI, Alger 1958. O Bułgarach nadwołżańskich pisze Gerard Ch., Les Bulgares de la Volga et les Slaves du Danube, Paris 1933. Z braku kompleksowych opracowań o Karachanidach można przeczytać artukuły: Pritsak O., Von den Kaduk zu den Karachanides, „Zeitschrift Deutsch. Morgenl. Ge- sell". 101 (1951) i Grenard, La Legendę de Satok Boghra Khan et l'histoire, ..Journal Asiatiąue" 1900. Zobacz też: Radlov W., Das Kutadku Bilik des Jusuf Chass Hadschib aus Balasagun, Sankt Petersburg 1891-1910; Brockelmann C., Mittlertiirkischer Won- schatz nach Mahmud al-Kasyańs Divan Luyat at-Turk. Budapest-Leipzig 1928. Wskazówki bibliograficzne 301 O Gaznewidach można się dowiedzieć dzięki: Bosworth C. E., The Ghaznevid.es, Edinbourgh 1968; Nazim N., The Life and Times of Sultan Mahmud of Ghazni, Cam- bridge 1931. Bardzo ciekawy, choć też bardziej specjalistyczny jest artykuł: Bombaci A., Introduction to the excavation of Ghazni, „East and West" X (1959). Literatura dotycząca Seldżuków w rozdziale siódmym. Rozdział siódmy Z publikacji poświęconych Seldżukom wybieram kilka tytułów, których uzupełnie- niem będzie zawarta w nich bibliografia. Podstawowe dzieło to: Cahen C., Pre- ottoman Turkey, London 1968. Tego samego autora zobacz też: La Syrie du Nord a l'epoque des Croisades, Paris 1940. Częściowo mylącym opracowaniem jest: Talbot Rice T., The Saljuks in Asia Minor, London 1961, a nieco przestarzałym, choć całkiem dobrym pozostaje: Laurent J., Byzance et les Turcs Seldjoukides jusqu'en 1081, Nancy 1913. Życie i działalność Saladyna opisuje: Elisseeff N., Nur al-Din, un grand prince musulman de Syrie au temps des Croisades, Damas 1967. Kumanami zajmują się: Marąuart J., Uber das Yolksstum der Komanen, w: Bang, Marąuart, Ost-Tiirkestanische Dialektstudien, Berlin 1914; Nemeth J., Das Yolksna- men Quman und Qun, „Korosi Csoma Archivum" III (1941-1944); Tietze, The Ko- man ńddles and turkish folklore, Berkeley and Los Angeles 1960; Grónbech K., Ko- manisches Wórterbuch, Kopenhavn 1942; Pelliot P., A propos des Comans, „Journal Asiatique" 1920. O Daniszmendach pisze: Melikoff L, La Gęste de Melik Danishmend, Paris 1960. Turcy w Indiach przed Mogołami to temat artykułów: Aziz Ahmad, The early turkish nudeus in India, „Turcica" IX (1977); Aubin J.,L'Ethnogenese des Qaraunas, „Turcica" I (1969), i książek: Majumdar (wyd.), The Delhi Sultanate, Bombay 1960; Ishmari Psasad, A histoiy of Qaraunas Turks in India, Allahabad 1936. Przy opisie wypraw krzyżowych korzystałem z: Grousset R., Histoires des Croisa- des et du royaume franc de Jeruzalem, Paris 1934-1936; Runciman S., History of the Crusade, Cambridge 1951-1954; Setton K. M. i inni, A Histoiy of the Crusades, vol. I-I1, Philadelphia 1956-1962. Rozdział ósmy Problematyce osiedlania się Turków na roli poświęcone są artykuł i książka X. de Planhola: Les nomades, la steppe et la foret en Anatolie, ,.Geographische Zeitschrift" 53 (1965); De la plaine pamphylienne aux lacs pisidiens: nomadisme et vie paysanne, Paris 1958. Ten sam temat porusza Eberhard W.. Nomades and Farmers in southe- astern Twkez, „Oriens" VI (1953). Temat islamizacji, dawnych tradycji i bractw religijnych podejmują poza mną (w pozycjach już przytaczanych) przede wszystkim: Cahen C., Le probleme du shi'isme dans l'Asie Mineurc lunjuepreottomane, w: Le Shilsme inwmite, Paris 1970; tenże, Baba 302 Wskazó wki bibliogr aficzne Ishaq, Baba Ilyas, Hażi Bektash et quelqu.es autres „Turcica" I (1969); Melikoff L, Le Probleme Kizilbash, „Turcica" VI; Birge J. K., The Bektachi order of Deivishes, London 1937; Kópriilii M. E, Turk edebiyatinda lik mutesewifler, Istanbul 1919 (dwie ostatnie publikacje są do dziś niezastąpione w swoim przedmiocie). O stosunkach pomiędzy islamem a chrześcijaństwem w krajach tureckich trak- tuje nie najnowsza, ale bardzo treściwa książka: Hasluck, Christianity and Islam under the Sultans, Oxford 1929, której uzupełnieniem może być: Turan O., Les souverains seldjoukides et leurs vassaux non-musulmans, „Studia Islamica" I (1954). Włoską wersję słynnej książki Dede Korkuta stworzył Rossi E., // Kitab-i Dede Qorqut, Roma 1952. O karawanserajach zobacz: Erdmann K., Das anatolische Karavansaray, Bd. I- II, Berlin 1965. Odkrywcą sztuki tureckiej był: Gabriel A., Yoyages archeologiques dans la Turąuie orientale, t. I-II, Paris 1940 i Monuments turcs d'Anatolie, Paris 1931-1934. Dobry opis sztuki dekoracyjnej pozostawił Sarre E, Seldschukische Kleinkunst, Leipzig 1909. Po zabytkach jednego z tureckich miast średniowiecznych oprowadza: Unal R. H., Les monuments islamiąues anciens de la ville d'Erzurum et de są region, Paris 1968. Dziełem podstawowym jest nadal: Sauvaget J., Alep, Paris 1941. Rozdział dziewiąty O mongolskim kodeksie prawnym piszą: Yernandsky, The scope and contents of Gengis Khan's, „Harvard Jour. As. Studies" 3 (1938); Vladimirtsov, Le Reginie social des Mongols, Paris 1948 (trochę stronniczy). Autorem monografii o Czyngis Chanie jest Vladimirtsov, Gengis Khan, Paris 1948. Całościowo historią mongolską zajmują się: Grousset R., L'Empire mongol, 7re phase, Paris 1941; Bouvat L., L'Empire mongol, Paris 1927; Elias, Ross, History of the Mo- ghuls of Central Asia, London 1895; Lemercier-Quelquejay, La Paix mongole, Paris 1970. Zagadnienia szczegółowe: Pelliot P, Les Mongols et la Papaute, „Revue Orient chretien" 1924, 1931. Mnóstwo informacji można znaleźć w: Wolde B. E., La For- mations de 1'Empire russe, Paris 1952-1953; Yernandsky, The Mongols and Russia, New Haven 1953. Złotą Ordą interesowali się szczególnie: Grakov B. D., Jabulovsky, La Hordę d'Or, Paris 1939; Hammer-Purgstall J. von, Geschichte der Goldenen Hordę in Kipt- schak, Pest 1840; Pelliot R, Notes sur l'histoire de la Hordę d'Or. Paris 1949; Supler B., Die Goldene Hordę, Leipzig 1943. Z braku prac ogólnych o Chorezmie polecić można: Houdas, Histoire du sultan Djelal ad-Din Mankoberti de Muhammad an-Nasawi, Paris 1895. Mamelucy egipscy są tematem następujących opracowań: Ayalon D., Gunpow- der and firearms in the Mamluk Kingdom, London 1956; Darray A., L'Eg\>ple sous le regne de Barsbay, 825-841/1422-1438, Damas 1961; Gaudefroy-Demombynes M., La Syrie a l'epoque des Mamelouks. Paris 1923; Ziadeh N. A., Urban Life in Syria under the early Mamluks, Beyrouth 1963. Wskazówki bibliograficzne 303 O Hebanach, perskich Mongołach, przeczytać można w: Supler B., Die Mongolen in Iran, nowe wyd. Berlin 1958; Chabot J. B. Notes sur les relations du roi Argoun avec 1'Occident, „Revue de 1'Orient latin" 1894. Rozdział dziesiąty Ciekawy okres z historii Czagataidów przedstawia: Aubin J., Le chanat de Cagataj et le Khorasan (1334-1380), „Turcica" VII, 2 (1076). Zobacz też: Elias, Ross, op. cit. Dzieje Timura opisał po francusku: Kehren, Tamerlan, L'Empire du seigneur de fer, Neuchatel 1978. Godna polecenia wydaje się praca: Hookham H., Tamburlaine the Conąueror, London 1962. Na uwagę zasługuje też artykuł: Aubin J., Comment Tamerlan prenait les villes?, „Studia Islamica" 1963. Bardzo interesująca relacja de Clavijo nie doczekała się tłumaczenia na francuski; zobacz wersję angielską: Mar- kham R., Narrative of the embassy of Ruy Gonzales de Clavijo to the court of Timur, at Samarkand, London 1859. Literatura dotycząca Kipczaków podana została w rozdziale poprzednim, zobacz: Złota Orda. Na plemiona Akkojunłu i Karakojunłu zwróciło uwagę kilku historyków, w tym: Minorsky W., La Perse au XVe siecle entre la Turąuie et la Yienne, Paris 1933; tenże, A soyurgal of Qasim b. Jahangir Aa Qoyunlu, „Buli. School Orient and As. Studies" IX (1958); Woods J. E., The Aąąuyunlu: Clan, Confederation, Empire. A Study in 15th (9th) century turkish iranian Politics, Minneapolis-Chicago 1976. Jedyną całościową pracą o emiratach lub bejlikatach jest: Uzuncarsili S. M.,Ana- dolu beylikleri, Istanbul 1937. O poszczególnych emiratach pisali: Lemerle R, L'Emirat Aydin, Byzance et l'Occident, Paris 1957; Wittek P., Das Furstentum Menteshe, Istanbul 1934; Enver Kartakin, Ramazanogullari Beyligi tarihi, Istanbul 1974. Kształowanie się imperium osmańskiego stanowi temat opracowań: Kóprulii M. E, Les Origines de 1'Empire ottoman, Paris 1935; Wittek R, The Rise ofthe ottoman Empire, London 138; Beldiceanu N., Recherches sur les villes ottomanse au XVe siecle, Paris 1973. Rozdział jedenasty O renesansie timurydzkim pisano przede wszystkim pod kątem sztuki islamu; zobacz na przykład: Stochoukine L, La Peinture des manuscripts timourides, Paris 1954. Powstało też kilka monografii: Barthold M., Ulugh Begh, Leiden 1963; Bouvat L., Essai sur la cirilisation timouride, Paris 1926. Więcej opracowań jest o początkach Safewidów: Oktay Efendiev, Le role de tribus de langue twąue dans la creation de l'Etat sefćride. ..Turcica" VI (1975); Denisson Ross E., The early years of Shah Isma'il founder of the Scfcrid dynasty, ..Journ. Roy. Asiatic St." XXVIlV(1896); Sarwar, The Histoiy of Shah Isnm'// 'Safavi, Aligahr 1939; Cahiz 304 Wskazó wki bibliogr aficzne Oztelli, Les oeiwres de Hatay, „Turcica" VI. Warto też odnotować: Tadhkirat ul- Muluk. A Manual of safavid Administration, trąd. W. Minorsky, London 1943. Z chanatów powstałych po rozpadzie Złotej Ordy tylko krymski doczekał się licz- niejszych opracowań. Zobacz: Craven E. Lady, A Journey through the Crimea to Con- stantinople in 1783, London 1789; Hammer-Purgstall J. von, Geschichte der Chane der Krim unter osmanischer Herschaft, Wien 1856 (reedycja Amsterdam 1970); Boudrier R., Histoire de la Crimee, Paris 1972; Djafar Sadamat, La Crimee, passę, present, reven- dication des Tatars de Crimee, 1928; Ortekin H., Krim hanlirinin secresi, Istanbul 1948. Dobry artykuł ukazał się o Abulchajrydach: Bacque-Grammont J. L, Une listę ottomane de princes et d'apanages abu'l-khayrides, „Cahiers du monde russe et so- vietique" XI (1970). O Kazachach pisze: De Levchine A., Descńptions des hordes et des steppes des Kirghiz-Kazak, Paris 1840 (tłum. z roś.). W wersji francuskiej są już pamiętniki Babur Szaha: Babur chah, Le Livre de Babur, trąd. du turc par. J.-L. Bacque-Grammont, Paris 1980. Baburowi poświęcił niewielką książkę: Grenard, Baber, Paris 1930. Z wielu dzieł odnoszących się do imperium indyjskiego najbardziej przydatne oka- zały się: Chand T., Influence of Islam on Indian Culture, Allahabad 1943-1946; Chandra T., Society and State in the moghol Period, Delhi 1961; Ibn Hasan, Central structure of the Moghol Empire, London 1936; Prasad B., History ofJahangir, 5 ed., Allahabad 1962, The Life and times of Humayun, Bombay 1955; Saksena B. P. History of Shahjehan of Dilhi, Allahabad 1932; Smith N. A.,Akbar, the Great Moghul, 1542-1605, 2 ed., Oxford 1927. O sztuce w czasach Wielkich Mogołów zobacz: Brown, Indian painting under the Mongols, Oxford 1927; tenże, Indian Architecture The islamie Period, Bombay 1942. Historią Osmanów w XV i XVI wieku zajmowali się: Beldiceanu-Steiner L, Le regne de Selim I, tournant dans la vie politiąue et religieuse de l'Empire ottoman, „Tur- cica" VI; Babinger E, Suleyman der Groos, Bd. I-II, Stuttgart 1922; tenże, Mahomet II, le Conąuerant et son temps, Paris 1954; Runciman S., The Fali ef Constantinople 1453, Cambridge 1965; Beldiceanu N., Le Monde ottoman dans le Balkans, 1502- 1566, Londres 1976; Inalcik H., The Ottoman empire. The classical agę, 1300-1600, London 1973; Merriman J.-B., Suleiman the Magnificent, New York 1944. Podstawowym dzie- łem francuskojęzycznym o Sulejmanie jest: Ciot A., Soliman le Magnifiąue, Paris 1983. Wśród obfitej literatury poświęconej korsarzom i ich państwom polecamy: Achard R, La VieextraordinairedesfreresBarberousse, Paris 1939 (trochę zbeletryzowane); Del- mas de Grammont H., Histoire d'Alger sous la domination turąue (1515-1830), Paris 1887; Julien C. A., Histoire de rAfriąue du Nord, 2 ed., Paris 1956 (dzieło fundamen- talne); Pignon J., La Tunisie turąue et hussainite, w: Basset i inni, Initiation a la Tunisie, Paris 1950; Rossi E.. S ton di Tripoli e delia Tripolitana delia conquesta arabe a 1911. Roma 1968 (o podstawowym znaczeniu); Pencers W., Algiers in the Agę of the Corsa- irs, Norman, Oklahoma 1976. Ówczesną cywilizację osmańska możemy poznać dzięki opracowaniom z historii sztuki: Gibb E. G. W. A History of ottoman Poetry, vol. I- VI, London 1900-1909; Adivar A., La Science chez les Turcs ottomans, Paris 1939; Stocho- ukine L, La Peintwe turc/ue. t. I-II, Paris 1966-1971; Yetkin S. K., L 'Archilecture turąue en Turąuie, Paris 1962; Aslanapa O., Turkish an and architecture. London 1971. Wskazówki bibliograficzne 305 Rozdział dwunasty O szlakach indyjskich i problemach komunikacyjnych pisali: Kisling H. J., Shah Isma'il, la nouvelle route des Indes et les Ottomans, „Turcica", VI; Bennigsen, Lemercier-Quelquejay, La Moscovie, la hordę nogai et le probleme des Communications entre l'Empire ottoman et l'Asie centrale en 1552-1556, „Turcica" VII (1972). Koniec chanatu krymskiego: zobacz bibliografia w rozdziale poprzednim oraz: Fischer A.W., The Russian Annexion of Cńmea, 1772-1783, Cambridge 1970; Pinson H., Russian Policy and the Emigration of the crimean Tatar to the Ottoman empire, 1854-1862, w: Guney Dogu Avmpa Aristirmalań Dergisi, t. I, 1972; Kirimal E. M., Der Nationalkampf der Kiim Tuerken, Emsdetten 1952. Bogatą literaturę ma Syberia; polecamy zwłaszcza: Kai Donner, La Siberie, Paris 1945; Levin, Potapoff, The peoples of Siberia, transl. from Russian, Chicago-London 1964; Hambis L., La Siberie, Paris 1957 (dobre dziełko wprowadzające); Radłov W.,Aus Sibirien, Bd. I-II, 2 Aufl., Leipzig 1893 (dzieło praktyczne i godne uwagi); Bemionov Y., La Conąuete de la Siberie, Paris 1938. O chanatach w Azji Środkowej i ich aneksji przez Rosję warto poczytać w: Bacąue-Grammont J.-L., Une description du khanat de Khokand vers 1832, „Cahiers du monde russe et sovietique" XIII (1972); Frye R. N., The History of Bukhara, Cam- bridge Mass. 1954; Landsdell H., Russian Central Asia, vol. I-II, Boston 1885; Pierce R. A., Russian Central Asia 1867-1917, Berkeley-Los Angeles 1960. O żywotności literatury tureckiej w Sinkiangu pisał: Katanov K. T., Volks Kundliche Texte aus Ost Turkestan, Berlin 1943. Ostatnim wielkim zdobywcą tureckiej Azji interesował się: Lockart L., Nadir Shah, London 1938, a ostatnim wielkim władcą mongolskim: Sarkar K. N., History of Aw- rengzib, Calcutta 1912-1924. Kompletne studium na temat Lepanto stworzył: Lesure M., Lepante, la crise de 1'Empire ottoman, Paris 1972. W intymny świat imperium osmańskiego wprowadzić nas może nadzwyczajna ko- bieta i autorka szczególnej książki: Lady Montagu M., LTslam au peril des femmes, introd., trąd et notes d'A.-M. Moulin, P. Chuvin, Paris 1981. Spora literatura dotyczy ostatniego okresu panowania Osmanów, w tym szczegól- nie: Montran R., Istanbul dans la seconde moittie du XVI€ siecle, Paris 1962; tenże, La Vie ąuotidienne a Constantinople au temps de Soliman le Magnifiąue et de ses suc- cesseurs, Paris 1965; Driault E., La Question d'Orient, Paris 1926; Ancel J., Manuel histońąue de la Question d'Orient (1792-1930), Paris 1930. Rozdział trzynasty Mnóstwo autorów zajmuje się rewolucja kcmalistowską i współczesną Turcją; tro- chę mniej jest zainteresowanych problematyką Turków w byłym Imperium Rosyjskim. Zmuszeni dokonać wyboru, może nie zawsze trafnego, /wracamy uwagę na niektóre pozycje. 306 Wskazó wki bibliogr aficzne W odniesieniu do Republiki Tureckiej: Tekin Alp, Le Kemamalisme, Paris 1937; Armstrong H., Mustafa Kemal, Paris 1933; Benois-Mechin, Mustafa Kemal ou la mort d'un empire, Paris 1954; Deny, Marchand, Petit Manuel de la Turąuie nouvelle, Paris 1932; Dumont R, Mustafa Kemal, Bruxelles 1983 (doskonałe opracowanie); Genti- zon R, Mustafa Kemal ou l'Orient en marche, Paris 1929; Lewis B., The Emergence of Modem Turkey, 2 ed., London 1968 (niezbędne); Roux J.-R, La Turąuie, l ed., Pa- ris 1979; Roux J.-R, Bacąue-Grammont J.-L., Mustafa Kemal, Paris 1982; Stenford Shaw J., Shaw E. K., Histoiy of the Ottoman Empire and Modem Turkey, 1808-1975. Cambridge, Mass. 1977. W odniesieniu do Turków w Związku Radzieckim: Bennigsen, Lemercier-Quel- quejay, L'Islam en Union sovietique, Paris 1968; Carrere d'Encausse H., L'Empire ec- late, Paris 1978; tenże, Reformę et revolution chez les musulmans de 1'empire russe, Paris 1966; Castagne J., Les Basmatchis. Le mouvement national des indigenes d'Asie cen- trale depuis la revolution d'octobre 1919 jusqu'd octobre 1924, Paris 1925; Krader L., Peoples of Central Asia, Bloomington 1962; Leimbach N., Die Sovjetunion, Stuttgart 1952; Mende G. von, Der Nationalkampf der Russland Turken, Berlin 1936; Monteil V., Les Musulmans sovietiques, Paris 1957; Pipes D., The Fonnation of the Soviet Union. Communism and Nationalism, 2 ed., Cambridge, Mass. 1964; Shabad T, Geography of the USSR, New York 1951; Slonim M., Les Onze Republiaues Sovietiques, Paris 1937; Wheeler G. E., The People of Soviet Central Asia, London 1966; tenże, The modern History of Soviet Central Asia, London 1964. Bibliografia w języku polskim Liczba polskich prac poświęconych dziejom Turków i Turcji jest dość znaczna. Po- nadto ukazało się w Polsce nieco przekładów książek obcych autorów. Z kolei polscy autorzy często publikują w językach obcych, pragnąc dotrzeć do międzynarodowego obiegu naukowego (dzięki temu w oryginalnej bibliografii do książki Jeana-Paula Roux znalazła się na przykład angielskojęzyczna praca Ananiasza Zajączkowskiego o Kara- imach). Prac tych nie umieszczono w poniższej bibliografii, ograniczonej do książek polskoj ęzy cznych. Podstawowym kompendium wiedzy o dziejach Turcji pozostaje wciąż Historia Tur- cji Jana Reychmana, wydana w 1973 roku w znanej serii „Ossolineum". Choć znacz- nie zdezaktualizowana, zawiera ona podstawową faktografię z zakresu dziejów Turcji, jak również rozdział o dawnych ludach tureckich przed ich przybyciem do Anato- lii. W tej samej serii ukazała się Historia Azerbejdżanu Bohdana i Krzysztofa Ba- ranowskich (Wrocław 1987). Charakter kompendium ma również Historia literatury tureckiej Stanisławy Płaskowickiej-Rymkiewicz, Miinewer Borzęckiej i Małgorzaty Ła- bęckiej-Koecher (Wrocław 1971), doprowadzona niestety tylko do lat sześćdziesiątych XX wieku. Sztuce tureckiej od czasów najdawniejszych po osmańskie poświęcona jest praca Zdzisława Żygulskiego jun. (Sztuka turecka, Warszawa 1988), zawierająca też obszerną bibliografię. Dawnej stepowej kultury tureckiej dotyczą m.in. następujące prace: - Lwa Gumilowa, Dzieje dawnych Turków, Warszawa 1972; - tegoż, Śladami cywilizacji wielkiego stepu, Warszawa 1973; - Stanisława Kałużyńskiego, Tradycje i legendy ludów tureckich, Warszawa 1986; - Małgorzaty Łabęckiej-Koecherowej, Mitologia ludów tureckich (Syberia Połu- dniowa), Warszawa 1998; - Edwarda Tryjarskiego. Zwyczaje pogrzebowe ludów tureckich na tle ich wierzeń, Warszawa 1991 (ta ostatnia książka oparta jest m.in. na XIX-wiecznych relacjach pol- skich zesłańców, którzy przymusowy pobyt na Syberii wykorzystali na obserwację kul- tury miejscowych ludów, „nieskażonej" jeszcze ani kontaktami z islamem, ani z cy- wilizacją europejską). O pierwszych tureckich przybyszach w Mu ropie traktuje praca zbiorowa Krzysz- tofa Dąbrowskiego, Teresy Nagrodzkiej-Majchr/yk i F.dwarda Tryjarskiego - Hunowie europejscy, Protobutgarzy, Chazarowie, PieczY/igowif (Wrocław 1975). 308 Bibliogr afia w języku polskim Wiele informacji o dawnych mieszkańcach stepu znajdzie Czytelnik w książce Sta- nisława Kałużyńskiego pt. Dawni Mongołowie (Warszawa 1983) oraz wydanej przez te- goż uczonego XIII-wiecznej kronice mongolskiej, Tajna historia Mongołów, Warszawa 1970. Europejskiej części imperium mongolskiego i jej stosunkom z Rusią poświę- cona jest praca radzieckich autorów B. Grekowa i A. Jakubowskiego, Złota Orda i jej upadek, (wydanie polskie 1953). Dzieje państw Azji Środkowej od starożytności do XVIII wieku obejmuje książka Bobodżana Gafurowa pt. Dzieje i kultura ludów Azji Centralnej (Warszawa 1978), pisana z perspektywy tadżyckiej. Polecić warto biografię Tamerlana pióra wybitnego polskiego historyka Mariana Małowista, Tamerlan i jego czasy- (Warszawa 1985). Indyjskie państwo Wielkich Mogołów przybliża książka Wal- demara Hansena, Pawi Tron (Warszawa 1987). Seldżucy nie mają szczęścia do polskich autorów. Klasyczną pozycją pozostają natomiast trzytomowe Dzieje wypraw krzyżowych Stevena Runcimana (Warszawa 1987), obejmujące wprawdzie ten sam okres i obszar, ale pisane z zachodniej perspektywy. Mehmed Zdobywca doczekał się znakomitej biografii pióra Franza Babingera, przełożonej na język polski, Z dziejów imperium Osmanów. Sułtan Mehmed Zdobywca i jego czasy (Warszawa 1977). Nieco inny charakter ma wydany pod podobnym tytułem zbiór artykułów, poświęconych kolejnemu wybitnemu sułtanowi, Sulejman Wspaniały i jego czasy. Imperium osmańskie we wczesnej epoce nowożytnej, wyd. M. Kunt i Ch. Woodhead (Wrocław 1998). Dużym powodzeniem wśród czytelników cieszy się prze- łożona na polski książka Raphaeli Lewis, Życie codzienne w Turcji osmańskiej (War- szawa 1984). Problematykę obyczajową i życia codziennego podejmują też niedawno wydane prace Mariana Bałczewskiego: Gry i zabawy Turków osmańskich na podstawie polskich i obcych źródel (Warszawa 2000) oraz Znajomość edukacji Turków osmańskich w Polsce (Warszawa 2001). Fragmenty relacji XVII-wiecznego osmańskiego podróżnika Ewliji Czelebiego wydał w polskim przekładzie Zygmunt Abrahamowicz (Księga po- dróży Ewlij i Czelebiego, Warszawa 1969). Zarys historii Maghrebu pod zwierzchnictwem osmańskim zawiera Historia Tunezji (Wrocław 1994) Andrzeja Dziubińskiego oraz od- powiednie rozdziały pióra tegoż autora w monumentalnej Historii Afryki do początku XIX wieku (red. M. Tymowski, Wrocław 1996). Wiadomości o obszarze, ustroju i po- dziale administracyjnym imperium osmańskiego w XVI i XVII wieku zawiera mono- grafia Dariusza Kołodziejczyka - Podole pod panowaniem tureckim. Ejalet kamieniecki 1672-1699 (Warszawa 1994). Tam też znajdzie Czytelnik bibliografię dziejów stosunków polsko-tureckich, uzupełnioną przez tegoż autora w katalogu wystawy Wojna i pokój. Skarby sztuki tureckiej ze zbiorów polskich od XV do XIX wieku (Warszawa 2000). Tureckie dylematy w XIX wieku, po macoszemu potraktowane przez Jeana- Paula Roux, plastycznie ukazuje klasyczna praca Bernarda Lewisa Narodziny nowoczesnej Turcji (Warszawa 1972). Okres od schyłku XIX wieku do roku 2000 obejmuje Tur- cja Dariusza Kołodziejczyka, wydana w serii „Historia Państw Świata w XX Wieku" przez wydawnictwo „Trio" (Warszawa 2000). Zawiera ona kalendarium i podstawową bibliografię. Tatarskim spadkobiercom Złotej Ordy, którzy się osiedlili w Wielkim Księstwie Litewskim, nazwani z czasem Lipkami, poświęcono już sporo uwagi. Wymienimy tu tylko kilka pozycji: Bibliografia w języku polskim 309 - Leona Bohdanowicza, Selima Chazbijewicza, Jana Tyszkiewicza, Tatarzy mu- zułmanie w Polsce, Gdańsk 1997; - Piotra Borawskiego, Tatarzy w dawnej Rzeczypospolitej, Warszawa 1986; - Piotra Borawskiego i Aleksandra Dubińskiego, Tatarzy polscy. Dzieje, obrzędy, legendy, tradycje, Warszawa 1986; - Klucz do raju. Księga Tatarów litewsko-polskich z XVIII wieku, wyd. Henryka Jankowskiego i Czesława Łapicza, Warszawa 2000; - Jana Tyszkiewicza, Tatarzy na Litwie i w Polsce. Studia z dziejów XIH-XVIII w., Warszawa 1989. Bogatą bibliografię poświęconą Karaimom - tureckiej mniejszości zamieszkującej od średniowiecza tereny Rzeczypospolitej - znaleźć można w książce Caraimica. Prace karaimoznawcze (Warszawa 1994), zawierającej zbiór artykułów polskiego turkologa Aleksandra Dubińskiego, wywodzącego się ze społeczności karaimskiej. Chronologię dziejów chanatu krymskiego z szerokim uwzględnieniem jego sto- sunków z Rzecząpospolitą zawiera praca Leszka Podhorodeckiego pt. Chanat krymski i jego stosunki z Polską w XV-XVlll w. (Warszawa 1987). O rosyjskim podboju Syberii i Azji Środkowej pisał Zygmunt Łukawski w dwóch wydanych przez siebie książkach: Historia Syberii (Wrocław 1981) i Dzieje Azji Środko- wej (Kraków 1996). Rosyjskie doświadczenie imperialne jest też przedmiotem książki Ewy Thompson (Trubadurzy imperium. Literatura rosyjska a kolonializm, Kraków 2000), pisanej wprawdzie z innej perspektywy badawczej, ale niezwykle inspirującej z punktu widzenia historiografii ludów tureckich. O dzisiejszej sytuacji postradzieckich obszarów Syberii i Azji Środkowej traktują wreszcie opracowania zbiorowe, dowodzące żywego zainteresowania polskich uczonych zarówno ich tradycją, jak i bieżącymi przemianami. Wymieniamy tu tylko trzy pozycje, mając świadomość, że lista nie jest pełna: - Kazachstan. Historia - społeczeństwo - polityka, red. T. Bodio i K. Wojtasz- czyk, Warszawa 2000; - Uzbekistan. Historia - społeczeństwo - polityka, red. T. Bodio, Warszawa 2001; - Wielka Syberia małych narodów, red. E. Nowicka, Kraków 2000. Jako ostatnią chciałbym wymienić - wyjątkowo - pozycję angielskojęzyczną, która się okazała bardzo przydatna podczas pisania posłowia. Jest to świeżo wydana praca dwojga autorów: Jacoba Landaua i Barbary Kellner-Heinkele, Politics of Language in the ex-Soviet Muslim States: Azerbayjan, Uzbekistan, Kazakhstan, Kyrgyzstan, Turkme- nistan and Tajikistan (London 2001). Oprać. Dariusz Kołodziejczyk Posłowie Książka Jeana-Paula Roux jest dziełem niezwykłym. W epoce ścisłych specjali- zacji autor porwał się na temat wymagający biegłości turkologa, ale też mongolisty, sinologa, indologa, iranisty, arabisty i rusycysty (ta ostatnia specjalizacja uchodzi na Zachodzie za równie egzotyczną co wymienione wyżej). W efekcie powstała fascynu- jąca panorama dziejów ludów tureckich, będąca jednocześnie - co Czytelnik z łatwością dostrzeże - szkicem dziejów Eurazji. Myśląc o Azji, myślimy częściej o Indiach, Chi- nach, Japonii, czy nawet Arabach, niż o Turkach. Tymczasem właśnie przyjęcie ich optyki, niejako perspektywy stepowej, pozwala powiązać pozornie odległe wydarze- nia historii powszechnej. Jest to niewątpliwie największą zaletą pracy prezentowanej polskiemu Czytelnikowi. Jean-Paul Roux nie jest właściwie historykiem sensu stricto, choć historią para się nie od dziś. Jego wcześniejsze badania obejmują tak różne dziedziny, jak religioznaw- stwo, etnografia, lingwistyka, literaturoznawstwo i historia sztuki. Przy tak rozległych zainteresowaniach i ambitnym sformułowaniu tematu trudno się ustrzec potknięć fak- tograficznych, które staraliśmy się skorygować w wydaniu polskim. W sumie jednak książka Roux broni się, nawet w zakresie wąsko pojętej historii wydarzeniowej, pre- zentując w zasadzie poprawny - choć z pewnością dyskusyjny - zarys dziejów Tur- ków i ich sąsiadów. Nie to jest jednak głównym celem książki. W zamyśle autora ma ona prowoko- wać i inspirować, nie pretendując do roli wyczerpującego studium monograficznego. I taką funkcję z pewnością spełnia z nawiązką! Żywy i plastyczny język autora, nie- stroniący od pewnego manieryzmu i wątków osobistych, odbiega od przyjętego języka publikacji naukowych. Autor kocha Turków, niekiedy jednostronnie, choć nie szczędzi im wyrzutów, nie zawsze zresztą sprawiedliwych. Śladów tureckiej historii dopatruje się zarówno w imperium mongolskim, jak też w Indiach Wielkich Mogołów. Persji Safawidów (przyjęta forma „Safewidów" podkreślać ma tureckość dynastii), a nawet korsarskich państewkach Afryki Północnej. Dla „tureckiej" historii zawłaszcza zarówno dynastie, które już dawno zatraciły język przodków, jak i obce ludy, żyjące pod wła- dzą turecką, chociażby zislamizowanych Słowian czy Greków. Rozmach ten zawstydzić mógłby niejednego tureckiego nacjonalistę. Można podjąć dyskusję, czy uprawnione są terminy „naród", a nawet „nacjona- lizm", stosowane przez autora w odniesieniu do starożytnych mieszkańców Wielkiego Posłowie 311 Stepu. W nauce anglosaskiej kwestionuje się wszak prawomocność tych terminów na- wet w stosunku do mieszkańców przedindustrialnej Europy. Przypisywanie dawnym Turkom nowoczesnych koncepcji ekumenizmu, tolerancji i poszanowania autonomii narodowej również zakrawa na anachronizm. W argumentacji autora widać ślady zaciekłych sporów, toczonych we współcze- snej Francji nie tylko wśród uczonych, ale też wśród polityków. Oburzony stereotypami francuskiego ciemnogrodu, autor niekiedy przesadnie podkreśla kulturalną i cywiliza- cyjną rolę Turków. Wciąż żywy spór dotyczący ormiańskiej tragedii w latach I wojny światowej rozstrzyga na korzyść Turków, zarzucając wprost Ormianom rolę rosyjskiej piątej kolumny. Słowo „ludobójstwo" pada natomiast (choć ze znakiem zapytania), gdy autor wspomina rusyfikację zamieszkanych ongiś przez Tatarów stepów nadka- spijskich i nadczarnomorskich. Piszący te słowa nieraz postulował „odczernienie" obrazu tureckiego panowa- nia na Bałkanach. Jednak wizja Serbów, powszechnie i entuzjastycznie witających na- jeźdźców, nie lepiej służy prawdzie historycznej niż dawne mity o „jarzmie tureckim". Prawdą jest, że wielu chłopów bałkańskich wolało nowych władców od rodzimych feudałów; prawdą jest również, że serbskie rycerstwo walczyło u boku sułtana pod Nikopolis i Ankarą; jednak mówienie o entuzjazmie jest chyba przesadą. Wątków polskich jest w książce Roux niewiele: Mongołowie w Krakowie, kore- spondencja Tochtamysza i Jagiełły, Warna, Sobieski pod Wiedniem - to właściwie wszystko. Gdy autor wspomina antycesarski sojusz Sulejmana Wspaniałego i Fran- ciszka I, nie zająknie się słowem, że trzecim wierzchołkiem antyhabsburskiego trójkąta było polsko-litewskie państwo Jagiellonów, a kupcy polscy otrzymali przywileje kapi- tulacyjne na długo przed francuskimi. Cóż, w perspektywie historii powszechnej nasza część Europy często jest traktowana po macoszemu: ani to Zachód, ani Rosja. Najwięcej zastrzeżeń budzić może sposób przedstawienia stuleci XVIII i XIX. Okresowi temu poświęcono w książce zaledwie 20 stron, a dotyczący go rozdział nosi znamienny tytuł „Dekadencja i agonia". Tak pisano w Europie przez długi czas, tak pisano również w pierwszych latach republikańskiej Turcji, której apologeci rysowali osmańską przeszłość w czarnych barwach, by tym dobitniej uwydatnić osiągnięcia ke- malizmu. Tymczasem taki sposób pisania został wyśmiany przez Edwarda Saida w gło- śnej książce Orientalizm (wyd. polskie 1990). Dziś wiemy już, że „chory człowiek nad Bosforem" wcale nie był taki chory (podobnie jak Rzeczpospolita doby Sejmu Cztero- letniego, choć i tak nie uniknęła rozbiorów), a korzeni kemalistowskiej rewolucji szu- kać należy w dokonaniach poprzednich pokoleń. Podobnie rozkwit kultury tureckiej w pierwszych, przedstalinowskich latach ZSRR zawdzięczał wiele rodzimej inteligencji, wyrastającej - pomimo szykan - na uniwersytetach carskiej Rosji. Sporna też jest ocena wpływów arabsko-perskich na język i kulturę turecką. Od czasu narodzin panturkizmu obwiniano je o „sztuczność" i wywołanie późniejszej de- kadencji. Poglądy te w dużym stopniu podziela Jean-Paul Roux. Słyszymy zarzuty, że alfabet arabski źle oddawał turecką fonetykę (tak jakby alfabet łaciński dobrze odda- wał fonetykę angielską). Kwestia ta nie jest bynajmniej akademicka: upadek ZSRR ożywił spór o dobór alfabetu w dawnych radzieckich republikach tureckich. Obok obrońców rosyjskiej grażdanki wypowiadali się zarówno zwolennicy pisma łacińskiego, 312 Posłowi e jak i powrotu do alfabetu arabskiego, nie mówiąc już o nielicznych entuzjastach pisma ujgurskiego czy tzw. pisma runicznego. Kampania o oczyszczenie języka z naleciałości arabsko-perskich, trwająca w Republice Tureckiej w latach trzydziestych i czterdzie- stych XX wieku, ma już swe apogeum za sobą. Jeszcze niedawno jednak staranny dobór słownictwa przez tureckiego rozmówcę mógł zdradzać jego polityczne sympatie. Znamy podobne kwestie z własnego podwórka. Całkiem niedawno jeszcze chwa- lono u nas „Polskę piastowską" za „rdzenność" i nieuleganie obcym wpływom. Nieufnie podchodzono za to do późniejszego dziedzictwa Jagiellonów, nie mówiąc już o odsą- dzanym od czci i wiary sarmatyzmie, pełnym makaronizmów i barokowych wtrętów. Po drugiej wojnie światowej walczono u nas z niemieckim kartoflem i szlafrokiem, zastępu- jąc je rodzimym ziemniakiem i podomką. Jak widać, podział na „słuszne" i „niesłuszne" słowa i epoki występuje nie tylko w turkologii. Książka Jeana-Paula Roux ukończona została przed kilkunastu laty. Autor do- prowadził narrację do lat osiemdziesiątych XX wieku, jednak za ostatnie wydarzenie, godne umieszczenia w kalendarium, uznał śmierć Atatiirka w 1938 roku. Podobnie jak najtężsi zachodni sowietolodzy nie przewidział rychłego upadku ZSRR. Historia sprawiła mu psikusa: to tak, jakby pisać historię Polski w roku 1913. A jednak książka się nie zdezaktualizowała. Cóż to jest zresztą kilkanaście lat wobec dwóch tysiącleci? Wiele prognoz autora właściwie nie wymaga korekty. Repu- blika Turecka, mimo niedawnej zapaści finansowej, wciąż z determinacją zmierza do Europy. Nawet tureccy islamiści, którymi zachodni dziennikarze lubią straszyć opinię publiczną, są świadomi gospodarczych korzyści integracji z Zachodem. Turecka trans- formacja okazała się na tyle trwała, że za rządów Turguta Ózala (premier 1983-1989, prezydent 1989-1993) republikańskie władze przeprosiły się z religią, oficjalnie uzna- jąc islamskie korzenie nowożytnej Turcji. Mimo pielgrzymki do Mekki i przynależności do islamskiego bractwa nakszbendich turecki prezydent nie stracił zaufania Waszyng- tonu i Banku Światowego. Postulował też przyspieszenie integracji europejskiej i miał odwagę podjąć kwestię kurdyjską, która dziś, niemal dziesięć lat po jego śmierci, wy- daje się bliższa politycznego rozwiązania niż kiedykolwiek wcześniej (choć w takich sprawach, jak dowodzi choćby przykład Basków czy Irlandii, trudno o definitywne rozstrzygnięcia). Po ujęciu przywódcy kurdyjskiej partyzantki Abdullaha Ocalana, ska- zanego na śmierć w 1999 roku (wyroku nie wykonano), władze tureckie nie uległy po- kusie triumfalizmu i rozpoczęły nieśmiałe ustępstwa na rzecz tej kilkunastomilionowej dziś mniejszości. Paradoksalnie przyrost naturalny, uznawany za .,cud" przez Jean- Paul Roux, jest dziś największą turecką bolączką. Wprawdzie wbrew przepowiedniom Turcja liczy dziś nie 80, a „zaledwie" 65 min, ale przyrost naturalny „przejada" w znacznym stopniu efekty wzrostu gospodarczego. Przyjęcie takiego kolosa nie budzi entuzjazmu potencjalnych partnerów z Unii Europejskiej. Choć od grudnia 1999 roku Turcja po- siada status kandydacki, termin jej wstąpienia do Unii wciąż nie wydaje się bliski. Śledząc wszędzie nawet najdrobniejsze ślady Turków, Jean-Paul Roux nie wspo- mniał o wielomilionowej tureckiej diasporze, która już dziś mieszka w Unii Euro- pejskiej, choć nie zawsze korzysta z pełni praw obywatelskich. Od ponad trzydziestu lat tureccy gastarbeiterzy pracują na wzrost gospodarczy krajów zachodniej Europy, a ich dzieci kończą tamtejsze uniwersytety. Zwiedzając przed kilku laty monachijską Posłowi e 313 fabrykę BMW widziałem liczne tureckie nazwiska nie tylko na liście robotników, ale też na liście inżynierów. Niewiele można dodać na temat Azerów i innych ludów tureckich zamieszkują- cych Islamską Republikę Iranu. Ich przyszłość, podobnie jak przyszłość Iranu, nadal stanowi zagadkę. Jeszcze mniej jasne są dziś perspektywy sąsiedniego Afganistanu. Tamtejsi Uzbecy, wchodzący w skład tzw. sojuszu północnego, gościli niedawno na ekranach naszych telewizorów podczas relacji z operacji przeciwko talibom. Światowe media, które niemal nigdy nie zaglądają w tamte strony, donosiły też o zaniepokoje- niu władz chińskich, obawiających się wzrostu islamskiego fundamentalizmu wśród Ujgurów z Sinkiangu. Największe zmiany zaszły oczywiście na obszarze byłego ZSRR, który formalnie przestał istnieć wraz z ustąpieniem prezydenta Michaiła Gorbaczowa 25 grudnia 1991. Już wcześniej, 8 grudnia, podczas spotkania w Puszczy Białowieskiej powołana została Wspólnota Niepodległych Państw (WNP), początkowo z udziałem trzech republik sło- wiańskich: Rosji, Białorusi i Ukrainy. Dnia 13 grudnia 1991 roku, na konferencji w Asz- chabadzie deklarację wstąpienia do WNP złożyło pięć republik środkowoazjatyckich: Kazachstan, Kirgistan (Kirgizja), Uzbekistan, Turkmenistan oraz Tadżykistan (zdomi- nowany przez irańskich Tadżyków, ale zamieszkany też przez tureckich Uzbeków). Podczas spotkania założycielskiego w Ałma Acie (21 grudnia 1991) do WNP dołączyła również ostatnia z republik tureckich - Azerbejdżan. Wszystkie te republiki już wcze- śniej proklamowały suwerenność (najwcześniej Azerbejdżan - 23 września 1989), a na- stępnie niepodległość (Uzbekistan i Kirgistan 31 sierpnia 1991, Tadżykistan 9 września, Azerbejdżan 5 października, Turkmenistan 27 października, Kazachstan 16 grudnia). Gdy w 1992 roku wybuchła azersko-ormiańska wojna o Górski Karabach, władze Azerbejdżanu, rozgoryczone rosyjskim poparciem dla Ormian, ogłosiły wystąpienie z WNP, by powrócić tam po nowych wyborach w 1993 roku. W wyniku wojny Azerbej- dżan faktycznie utracił sporny obszar, choć wspólnota międzynarodowa nie uznaje tego do dzisiaj. Również w 1992 roku wybuchła wojna domowa w Tadżykistanie między ko- munistycznym rządem a islamską opozycją. Dodatkowe spięcia w tym rejonie wywołały spory tadżycko-uzbeckie. Konflikty te zaowocowały zwiększeniem rosyjskiej obecności wojskowej na Zakaukaziu i w Azji Środkowej oraz ściślejszą integracją w ramach WNP. Napięcia etniczne na tych obszarach uwidoczniły się już w latach osiemdziesią- tych wraz z rozluźnieniem kontroli Moskwy w czasach pieriestrojki. Mimo lokalnych rozruchów i interwencji milicji i wojska, trudno jednak mówić o oddolnej rewolucji, analogicznej do wschodnioeuropejskiej „Jesieni Narodów" roku 1989. Władza z re- guły pozostawała w ręku funkcjonariuszy partyjnych, dysponujących siecią lokalnych powiązań klanowych oraz układów z Moskwą. By zyskać legitymizację w oczach społe- czeństwa, początkowo chętnie odwoływali się oni do haseł nacjonalistycznych, a nawet islamskich. Zmieniano nazwy stolic (Frunze na Biszkek w Kirgistanie) lub przeno- szono je w nowe miejsce (z Ałma Aty do Akmoły. przemianowanej w 1998 na Astanę w Kazachstanie). Ogłaszano nadrzędny status miejscowych języków i proklamowano derusyfikacje. Wywołało to niepokój 10-milionowej społeczności rosyjskiej, która z dnia na dzień traciła uprzywilejowany status. Wielu Rosjan zdecydowało się na emigrację, zwłaszcza z zagrożonych wojną Tadżykistanu i Azerbejdżanu. W latach 1989-1995 wy- 314 Posłowi e jechały ze wspomnianych sześciu republik niemal 2 min Rosjan. Wciąż stanowią jednak liczącą się grupę, zwłaszcza w Kazachstanie (niemal 35 procent wobec 44 procent Ka- zachów w 1996 roku) i Kirgistanie (niemal 16 procent wobec 60 procent Kirgizów). Od czasu upadku ZSRR niezwykle aktywną rolę odgrywa na tych obszarach Tur- cja. Wspólne dziedzictwo języka i religii (islam sunnicki) w połączeniu z dość wysokim stopniem rozwoju gospodarczego (ponad 6 tyś. USD rocznego dochodu na miesz- kańca Turcji wobec 4 tyś. w Rosji i około 2 tyś. w Azji Środkowej) czynią z niej atrakcyjny wzór do naśladowania dla miejscowych elit. W dodatku Ankara może li- czyć na dyskretne wsparcie Waszyngtonu, zaniepokojonego nie tyle nawet odrodzeniem wpływów Moskwy, ile możliwością rozwoju islamskiego fundamentalizmu. Turcja sporo zainwestowała na obszarze Azji Środkowej, pomogła też w reorganizacji szkolnictwa i uniwersytetów. Początkową sielankę zakłóciły jednak z czasem ciche, lecz słyszalne wzajemne pretensje. Tureccy przedsiębiorcy rozczarowani byli wszechobecną korup- cją i postsowiecką etyką pracy, podczas gdy miejscowa ludność dość miała ciągłych pouczeń nowego „wielkiego brata". Mniejszą rolę odgrywają dziś na tych obszarach szyicki Iran oraz Chiny, graniczące z Kazachstanem, Kirgistanem i Tadżykistanem. Ustępstwa terytorialne na rzecz Chin o mało nie doprowadziły niedawno do upadku prezydenta Kirgistanu Askara Akajewa. Choć pierwsze lata niepodległości obfitowały w napięcia w stosunkach z Moskwą, Rosja nigdy nie utraciła wpływów na tych obszarach, a o jej roli decydują nie tylko względy militarne. Rosjanie wciąż stanowią duży odsetek kadr kierowniczych i perso- nelu technicznego. Wielu mieszkańców Azji Środkowej studiowało na rosyjskich uczel- niach, pracowało na rosyjskich budowach, odbywało w Rosji służbę wojskową. Wojnę rosyjsko-niemiecką, toczoną w latach 1941-1945 w odległej Europie, kirgiscy miesz- kańcy gór Tien-szan do dziś nazywają wszak „wielką wojną ojczyźnianą" (yjiy ama MCKenduK cozyai). Po stalinowskich czystkach, w wyniku których duża część rodzimej inteligencji wyginęła w łagrach, w latach powojennych trwał swoisty „drenaż mózgów": wielu najzdolniejszych studentów zostawało po studiach w akademickich i przemysło- wych ośrodkach Rosji. W rezultacie do dziś wielu mieszkańców Azji Środkowej znaj- duje rosyjską telewizję, film, literaturę i prasę po prostu atrakcyjniejszą od rodzimej, a na co dzień używa języka rosyjskiego i swoje dzieci wysyła do rosyjskich szkół. Do- tyczy to zwłaszcza ludności miejskiej. Uchwały rządów i parlamentów, zapowiadające promocję języków narodowych, okazały się fikcją wobec braku środków finansowych na ich realizację. Cóż z tego na przykład, że w Azerbejdżanie, Turkmenistanie i Uzbe- kistanie wprowadzono w latach 1991-1993 alfabet łaciński, który zastąpić miał rosyjską grażdankę, skoro do dziś brakuje pieniędzy na druk elementarzy, a w prasie nowym pismem drukuje się tylko nagłówki. Czemu się zresztą dziwić, skoro w o ileż bogatszej Polsce na edukację i naukę przeznacza się zaledwie drobne ułamki budżetu. Osobną grupę stanowią tureccy mieszkańcy samej Rosji, przekształconej w 1992 roku w Federację Rosyjską, złożoną z 89 autonomicznych podmiotów. Najsilniejszy jest bez wątpienia bogaty w ropę i gaz ziemny Tatarstan, który początkowo (wraz z Cze- czenią) odmawiał nawet podpisania układu federacyjnego. Przyjęta niedawno uchwała władz Rosji, zabraniająca publikacji w językach narodowych w innym alfabecie niż grażdanka, z pewnością wywoła protesty Tatarów, którzy - podobnie jak ich środko- Posłowi e 315 woazjatyccy pobratymcy - planowali przejście na alfabet łaciński. Niedawna tragedia lotnicza nad Szwajcarią przypomniała też Europie o istnieniu Baszkirów, najliczniej- szej tureckiej narodowości Rosji obok Tatarów i Czuwaszy. Na Syberii odrodzenie przeżywa lud Sacha (Jakuci), zamieszkujący ogromny obszar w dorzeczu Leny. Pol- scy etnolodzy pracujący we wschodniej Syberii donoszą o nowym, ciekawym zjawisku: amerykańskie organizacje indiańskie coraz częściej udzielają instytucjonalnej i finanso- wej pomocy autochtonom Rosji, tworząc swoistą „międzynarodówkę paleoazjatycką", w której uczestniczyć też mogą ludy tureckie. Czas pokaże jednak, czy nowe doświad- czenie modernizacyjne związane z upadkiem ZSRR pozwoli przetrwać pomniejszym ludom Syberii, którym od dawna prorokuje się zagładę. Jean-Paul Roux prognozował, że w roku 2000 na obszarze ZSRR żyć będzie od 60 do 90 min ludzi posługujących się językiem tureckim. Podobnie jak w wypadku Turcji, prognozy okazały się nieco przesadzone. Ludność Azerbejdżanu i pięciu repu- blik środkowoazjatyckich liczy obecnie około 65 min (Uzbekistan 25 min, Kazachstan 16,5 min, Azerbejdżan 8 min, Tadżykistan 6,5 min, Kirgistan i Turkmenistan po około 4,5 min), w tym jednak trzeba uwzględnić 8 min Rosjan, 4 min Tadżyków i niemal l min Ukraińców (z ponad miliona Niemców zamieszkujących Kazachstan i Kirgi- stan większość już wyjechała). Na ludy tureckie przypadałoby więc ponad 50 min, co przy uwzględnieniu tureckich ludów Rosji dałoby w sumie w przybliżeniu liczbę 60 min. Wciąż jest to liczba pokaźna, dorównująca znaczeniem Turkom anatolijskim, wśród których żyją wszak indoeuropejscy Kurdowie. Jak jednak wiemy, liczba ludno- ści danego państwa i narodu od dawna już nie przesądza o jego znaczeniu. Decydują o tym inne atuty. Atutów tych Turkom nie brakuje, choć są nierównomiernie rozło- żone. Kaspijska ropa oraz położenie między natowską Turcją. Iranem, Indiami, Chi- nami i Rosją czynią z Zakaukazia i Azji Środkowej kluczowy obszar geostrategiczny dla polityki światowej, co zauważa Zbigniew Brzeziński w błyskotliwej książce Wielka szachownica (wydanie polskie 1998). Pytanie tylko, czy mieszkańcy tych obszarów po- trafią to wykorzystać dla własnego pożytku? Przykład równie ważnego Afganistanu stanowi groźne memento. Na pewno nie jest zaś atutem katastrofa ekologiczna, zgoto- wana regionowi jeszcze przez władze radzieckie. Wysychające Morze Aralskie, coraz bardziej zatrute Morze Kaspijskie, składowiska odpadów chemicznych i nuklearnych w Kazachstanie to tylko początek katalogu klęsk, z którymi radzić sobie będą musiały miejscowe władze i społeczeństwo. Wiele do życzenia pozostawia też system eduka- cji. Wprawdzie niemal zlikwidowano analfabetyzm, co wyróżnia region na tle innych krajów Bliskiego i Środkowego Wschodu, ale sam sposób nauczania daleki jest od doskonałości. Zastąpienie formułek marksistowsko-leninowskich peanami uwielbienia dla nowych „ojców narodu" nie sprzyja rozwojowi krytycyzmu i twórczego myślenia, niezbędnych dla wszelkiego postępu. Nawiązując w zakończeniu do słów autora: Turcy z pewnością nie odgrywają dziś tak ważkiej roli, jak w czasach Hunów i Mongołów, choć niedawny rozpad ZSRR wywołał nową falę entuzjazmu i odwrócił w znacznym stopniu procesy ich rusyfika- cji. Procesy narodowotwórcze spowodują zapewne, że wkrótce straci sens mówienie o ludach tureckich jako mitycznej jedności, choć może nie spodoba się to panturki- stom i części turkologów. Podobnie jak Słowianie c/y Germanie, którzy już dawno 316 Posłowi e myślą o sobie raczej jako o Polakach i Rosjanach, Niemcach i Anglikach, tak wkrótce Turcy, Azerowie, Uzbecy i Tatarzy ostatecznie wyemancypują się ze wspólnego pnia, nawet jeśli u podstaw pierwotnych podziałów leżały - jak chce autor - sztuczne granice i makiaweliczna polityka władz radzieckich. Narody tureckie nie dyktują dziś globalnej polityki, ale na pewno są w niej obecne i widoczne. Bez wątpienia będą też wpływać na dalsze losy świata i choćby z tego względu warto im się przyglądać. Dariusz Kołodziejczyk Indeks osób, grup etnicznych i dynastii Abaga 180, 181 Abbas Wielki 205, 237, 240 Abbasydzi, dyn. kalifów arab. 13, 55, 106, 109, 110, 115, 122, 127, 176 Abd al-Aziz 237 Abd Allach Ibn Iskander 237 Abd al-Latif 208 Abd al-Malik 115 Abd al-Mumin 237 Abdel-Kader 234 Abd er-Rahman 209 Abdullach Buchari, malarz 244 Abdiilhamid II, „Czerwony Sułtan" 12, 249 Abdiilmedżid I 248 Abu'1-Chajr 209, 210, 235, 237 Abulchajrydzi 237 Abu'1-Gazi Bahadur Chan 238 Abu Said, spadkobierca Abagi 180, 181 Abu Said, wielki chan z rodu Timurydów 192, 203, 210, 239 Abu Zajd, poeta 153 Achemenidzi, dyn. pers. 75 Adilszahowie 219 Aecjusz (Aetius Flavius), wódz armii rzym. 44 Afganowie 116 Afszarowie, plemię 205, 240, 241 Afszyn, oficer mamel. 107 Aga Muhammad 241 Agatias Scholastyk 39 Agnan, św. 44 Ahmad-Chan, oficer afgań. 238 Ahmad ibn Tulun, zał. egip. dyn. Tulunidów 10, 106, 107, 110 Ahmed, syn Junusa 239 Ahmed Chan 207 Ahmed Dżałair 202 Ahmed Jesewi, pisarz 115, 153 Ahmed Pasza Karamanfy 226 Ahmed I 244 Ahmed III 244 Ahmed Zeki Walidow (Zeki Yelidi Togan) 258 Ajbek, dowódca mamel. 178 Ajjubidzi 130, 131, 157, 178 Akajew Askar, pręż. Kirgi- stanu 314 Akatzir zob. Chazarowie Akbar (Dżelal ed-Din Mu- hammad), wfadca ind. 26, 200, 213-216, 242, 243 Akkojunłu, plemię 191, 192, 204, 205, 207 Ak Szungkur 129, 131 Aktagłyk (Białogórcy) 240 Alamanowie 73 AJanowie 40, 167, 177, 178, 190 Al-Aziz, kalif 111 Albańczycy 10, 24, 217, 227, 245, 248 Al-Biruni (Aliboron), mate- matyk, astronom, lekarz 116 Ala ed-Din, brat Orhana 195 Ala ed-Din Kejkobad 133 Ala ed-Din Muhammad 135, 138 Ala ed-Din Muhammed, wtadca ind. 190 Albuquerque AJfonso d', admirał portug. 243 Aleksander Mawrokordato 245 Aleksander Newski, książę włodzimier. 175 Aleksander III Wielki, król maced. 33, 116, 240 318 Indeks osób, grup etniczny ch i dynastii Aleksander VI (Borgia), papież 222 Alewici 204 Al-Fadl Ibn Sahl, wezyr 107 AI-Fath Ibn al-Chakan, zaufany kalifa Al-Mutawakkila 107 Ali, wnuk Mahmudeka 208 Ali Beg 207 Ali Pasza 248 Alim, chan kokandz. 238 Al-Kutczi, astronom 203 Al-Makrizi 178 Al-Mansur 106 AJ-Muktadir, kalif 112 Al-Mutasim, kalif bagdadz. 106, 107 Al-Mutawakkil, dowódca mamel. 107, 108, 110 AI-Mutazza, kalif 110 A-lo-pen, mnich chrzęść. 88 Al-Umari 178 Alwand ibn Jusuf 192, 205 Ałgu 184 Alp Arsłan, syn Czagry Bega 120-123, 128, 129 Alp Tegin, dowódca tur. najemników 115 Ałtajczycy (Teleuci, Kuman- dinowie, Tuba, Czełka- nie, Ojratowie) 262 Altan Saryn, pseud. pisa- rza zob. Safronow, Nie- ustrojew 261 Ammianus Marcellinus 67, 73, 76, 77 Anatolijczycy 27, 81, 134, 175 Andrea Doria zob. Doria Andrea Anglicy 116, 202, 240, 243, 245, 248, 253, 258, 316 Ań Lu-szan, kondotier tur. 92 An-Nasir, kalif abbasydzki 130 An-Nuwajri 177 A-pao-ki, wódz Kitajów 97 Arab Muhammad, nast. II- barsa 238 Arabowie 17, 24, 39, 52, 56, 59, 60, 66, 90, 91, 105, 106, 112, 116, 118, 127, 144, 149, 155, 179, 226, 248, 310 Argun, chan 180 Arsłan, następca Atsyza 135 Arsłan Baba 115 Arsłan Chan, król Karłuków 165 Arsłan ibn Besasiri, gen. tur. 110 Arsłan Ilek Nasr, król Uzkendu 119 Arsłan Israił, syn Seldżuka 117-120 Artukidzi 132, 155 Aryk Bóge 170 A-se-na (Aszyna) zob. Tu-kiie Asparuch zob. Isperich Asztarchamidzi 237 Aszyna, oficer mamel. 107 Aszyna, rodzina 85, 91 Atatiirk Kemal (do 1934 Mustafa Kemal Pasza) 13, 253-255, 312 Atsyz, szach Chorezmu 135 Atsyz, wódz oguzki 129 Austriacy 244, 245 Attar, poeta-mistyk 153 Attyla, wódz Hunów 13, 24, 41, 44, 46, 52, 55, 61- 63, 71, 77,79 Aubin Jean 187 Augustyn (Aureliusz Augu- styn), św. 92, 103 Aurangzeb, syn Szahdża- hana 242, 243 Awarowie (zob. też: Żo- użanie) 15, 38, 46, 47, 52-54, 61, 68 Awicenna (Ibn Sina), filo- zof, lekarz 153 Awitochol, ojciec Attyli 62 Azerowie 9, 16, 143, 257, 262, 263, 313, 316 Azjaci 32, 40, 183, 198 B Baba Ishak 133, 148 Baba Tahir, poeta 153 Babak, heretyk pers. 107 Babur Szah (Zahir ad-Din Muhammad), zał. ind. dyn. Wielkich Mogo- łów 13, 15, 28, 116, 183, 210-213, 237, 243, 259 Bachtjarzy, plemię 144 Bacque-Grammont J.L., au- tor 237 Baffo, Weneq'anka 244 Bahadur Szah II 213, 243 Bahmanidzi 190 Bahram Czubin 55 Bahram VI, zał. emiratu Samanidów 109 Bahram Szah 138 Bahryci, żołnierze tur. 177 Bajaci, klan 191 Bajak Beg 110 Bajan, syn Kowrata 61 Bajan Czor, kagan ujgur. 92 Bajazyt (Bajezid) I zw. Bły- skawicą, sułtan tur. 19, 197, 198, 229 Bajbars 173, 179, 181 Bajdżu, wódz mong. 134, 159, 175 Bajezid Weli 219, 222 Bajram Chan, wychowawca Akbara 213, 215 Bajyndyrowie, klan 191 Bajyrku 50, 59 Baki, poeta osmań. 224 Balamin (Balamber), wódz Hunów 40 Bałban 139 Bałtowie 262 Baranduk, syn Dżanibeka 210 Barbaros Hajreddin (Chajr ad-Din), korsarz 223, 228 Barbaros Orucz (Arudżi) Reis, korsarz 223 Barkuk, sułtan 193 Barkyjaruk, syn Malik Szaha 130 Barłasowie, klan mong. 185 Baskowie 10, 257, 312 Basmacze 259 Basmyłowie 52, 91 Baszkirzy 9, 207, 209, 235, 261, 315 Indeks osób, grup etnicznych i dynastii 319 Batu 171-173, 175, 209 Bazin Louis 21 Bazyli II, cesarz bizant. 64 Beauharnais Józefina de 224 Beduini 26 Beg Czora zob. Kapagan Kagan Behzad, malarz pers. 203 Bellini Gentile 153, 219 Beltirowie zob. Chakasowie, Tatarzy 262 Beludżowie 143 Benedykt Polak 159 Berberowie 106, 111 Berdibek 172, 188 Berke 172, 173, 209 Bezmer, syn Kowrata 61 Białorusini 262, 264 Bieńkowski Zbigniew 13 Bilge Kagan, władca T'u-kue 27, 58, 59, 72, 74, 78, 79, 84, 87, 92, 183 Birmańczycy 24 Bizantyjczycy 60, 61, 64, 65, 73, 76, 81, 95, 126, 132, 133, 183, 195, 217 Bieda, brat Attyli 41, 79 Bógii Kagan, władca ujgur. 92, 94 Boodberg, autor 54 Borodin Aleksandr P. 13, 127 Borys I, chan, książę bułg. 62 Bośniacy 197, 227 Boucicaut de, marszałek 197 Brzeziński Zbigniew 315 Brytyjczycy 254 Budda (właśc. Siddharta Gautama) 88 Buga al-Kabir, oficer ma- mel. 107 Buga asz-Szarabi, oficer ma- mel. 107 Bugra Chan 139 Bujidzi (Buwajhidzi) 109, 119, 120, 176, 200 Bułgarzy 24, 39, 52, 61-63, 68,72,85, 112, 113, 127, 141, 142, 146, 161, 171, 197, 262 Bumyn Kagan, władca T'u-kiie 53, 54, 58, 79, 82, 87, 91 Burgundowie 41 Bursuk, gubernator Bag- dadu 128 Burydzi 131 Byron George Gordon, lord 247 Cahen C., badacz 143 Cervantes Saavedra Miguel de 224, 225 Cezar Juliusz zob. Juliusz Cezar Chakasowie zob. Tatarzy 262 Chaldżi, dyn. tur. w Indiach 19, 76, 91, 190 Chalil, syn Mahmudeka 208 Chalil, syn Miran Szaha 202 Chavannes Edouard 13 Chazarowie 13, 16, 39, 52, 61, 63-66, 72, 76, 87, 88, 95, 127, 141, 171, 228 Chińczycy 24, 30-33, 36, 38, 39, 41, 52-54, 56, 57, 59, 60, 68, 69, 72, 76, 82, 94, 96, 101, 103, 128, 161, 239, 240, 267 Chodzą Nasreddin, bohater ludowy 154 Chomejni Ruhollah (właśc. Musawi Hendi), ajatol- lach 257 Chondemir, historyk 203 Chorezmszachowie, władcy Persji 159 Chosroes I, król pers. z dyn. Sasanidów 46, 55, 63 Chumurawaj, syn Ibn Tu- luna 110 Chyzyr Chan 191 Clarke, autor 69 Clavijo Ruy Gonzales de, podróżnik 199 Ciot Andre, autor 227 Coucy de 197 Cyryl, św. 65 Czagataj, syn Czyngis Chana 161, 170, 184, 190 Czagry Beg, syn Arsłana-Michaiła 117-121 Czang K'ien 33 Czao późniejsi, dyn. chin. 37 Czao wcześniejsi, dyn. chin. 36 Cze-cze, wódz Hiung-nu 36, 39, 40 Czełkanie zob. Ałtajczycy 262 Czeng zob. Ts'in Szy Huang-ti Czepni, klan 191 Czerkiesi 167, 177, 178, 190, 234 Czerniajew, gen. roś. 239 Czigil, plemię 101, 114 Czi-le (T-ie-le) 39, 45, 57, 69 Czuwasze 9, 61, 235, 261, 262, 315 Czyngis Chan (właśc. Temu- dżyn) 13, 15, 24, 41, 50, 71, 73, 80, 98, 99, 133, 138, 159-171, 175, 176, 183, 184, 186-188, 211, 227, 234, 235, 240 D Dajakowie 10 Dandet Alphonse, pisarz 226 Daniszmendzi 132, 133, 149, 151, 155 De Guignes, orientalista 13, 32 Delacroix Eugene, malarz franc. 12, 247 Dewlet Girej 233 Dógerowie, klan 191 Dołganie 262 Doria Andrea 228 Dugłat, ród mong. 185 Dukak, ojciec Seldżuka 117 Dukak, syn Tutusza 131 Dulowie (Dżulowie) 61 Dumezil Georges 81 Dunganowie 267 Dunlop, D.M. 64, 65 Durrani, plemię 238 Dymitr Doński, książę mosk. 188 Dżahangir 216, 242 320 Indeks osób, grup etniczny ch i dynastii Dżahangir, przywódca bun- tów tur. w XIX w. 240 Dżahiz, al-Amr ibn Bahr 101 Dżami 153, 203 Dżamuka 163 Dżanibek, książę kazachs. 210 Dżanibek, wódz Złotej Ordy 172 Dżanidzi 237, 238 Dżebe, gen. mong. 164, 167 Dżelal ad-Din Mengiiberti 167, 175 Dżelal ed-Din Muhammad zob. Akbar Dżelal ed-Din Chaldżi zob. Firuz Szah Dżelal ed-Din Rumi 148 Dżem Sułtan (Zizim) 219 Dżemal, pasza 249 Dżihan Szah 192 Dżinagupta 87 Dżoczi 164, 170-172 189, 206 Dżulowie zob. Dulowie Dżungarzy 240 Dżurdżeni 98, 164 Dżuwajni 94, 184 Eco Umberto 99 Edebali, teść Osmana I 195 Ediz, plemię 94 Edward I Plantagenet, król ang. 180 Egipcjanie 131, 178, 179 Elterisz Kagan zw. Kutłu- giem, władca Pu-kiie 58, 59, 78 Emin Mehmet 19 Enwer Pasza 20, 249, 259 Er Togruł 195 Esenbuga II 239 Eu d', hrabia 197 Europejczycy 25, 180, 199, 218, 227, 231, 232, 242, 243, 248, 262, 263, 265 Ewlija Czelebi, podróżnik 243 Farabi, al- (Alfarabi), filozof 108, 111 Fath Ali Szah 241 Fatymidzi, dyn. 110, 111, 129, 131, 157, 200 Ferdousi 55, 116, 153 Filip IV Piękny, król franc. 180 Firdausi zob. Ferdousi Firuz Szah (Dżelal ed-Din Chaldżi) 190 Fitzgerald Edward, lord 153 Flamandowie 250 France Anatole (właśc. Frangois A. Thibault) 12 Franciszek Ksawery, św. 215 Franciszek I de Yalois, król franc. 10, 12, 222, 245, 250, 311 Francuzi 24, 224, 226, 249, 253, 254 Frankowie 41, 44, 46, 134, 176, 180 Fryderyk I Barbarossa, ce- sarz niem. 131 Fuzuli, poeta osmań. 224 Gałdan, władca dżungar. 240 Gama Vasco da 232 Gardizi, kronikarz arab. 51, 95, 111, 127 Gazan 180, 181 Gazali, al- 154 Gazi 126 Gaznewidzi, dyn. muzułm. w Afganistanie i Pendża- bie 16, 28, 109, 115, 116, 119, 138, 139, 141, 145, 153, 203 Genowefa, św. 44 Germanie 36, 55, 82, 90, 315 Ghuz zob. Oguzowie Gibb, autor 224 Gijas ad-Din 138 Gijas ad-Din Tugłuk 190 Giraud Renę 82 Girejowie, dyn. 206 Giustiniani Giovanni Longo 218 Goci 40, 45, 61 Gorbaczow Michaił, pręż. roś. 313 Gostun, książę bułg. 61, 62 Grecy 18, 24, 25, 27, 39, 55, 56, 58, 65, 123, 127, 132, 133, 143, 145, 149, 218, 227, 245, 248, 253- 255, 257, 310 Grousset Renę 23, 37, 92, 182, 183, 237 Griinebaum von, autor 109 Gruzini 24, 167, 175, 176, 180, 257, 262 Gujuk 170 Gundiiz, syn Er Togruła 195 Giiney Yilmaz 15 Guptowie, dyn. ind. 46 Gurydzi 138, 139, 165 H Habsburgowie 227, 245 Hadrian, cesarz rzym. 197 Hadżi Bektasz Weli, derwisz 148, 196 Hadżi Chalifa, geograf 243 Hadżi Girej I 206, 207 Hafiz 154, 241 Hajdar 204, 205 Hambis Louis 32 Hamida Banu Begum, żona Humajuna 213 Hamilton J.R. 39 Hań, dyn. chin. 36 Harsza, król Kaszmiru 139 Harun ar-Raszyd, kalif z dyn. Abbasydów 64, 65 Hasan Ali 192 Hasan Pasza 225 Hazai, badacz 126 Heftalici 46, 47, 55, 81 Henryk IV, król Nawarry 185 Henryk IV Lancaster, król ang. 199 Herakliusz, cesarz bizant. 63 Herodot 29, 32 Hetum, król armeń. 176 Hindusi 24, 188, 213, 215, 242, 243 Indeks osób, grup etnicznych i dynastii 321 Hiszam, kalif omajjadzki 111 Hiszpanie 24, 199, 224, 231 Hiung-nu 9, 31-33, 36-40, 45, 47, 50, 52-54, 62, 63, 70, 72, 78, 91, 141, 162 Holbein Hans, mł. 153 Hormuzd IV zw. Tiirkzade, król pers. 55 Hu, barbarzyńcy na płn. od Chin 31 Hu, regentka, żona To-pa K'iao 38 Hiian-tsang 80, 81, 87 Hu-han-je, wasal dyn. Hań 36 Hugo Yictor Marie 12, 13, 247 Hulagu (Hule'u), chan mong. 7, 170, 176-178, 180 Hiile'u zob. Hulagu Humajun, syn Babur Szaha 213 Hunowie 9, 13, 15, 40, 41, 44, 45, 52, 61, 63, 68, 69, 73-75, 77, 79, 162, 271, 315 Hunyady Janos 217 Husajn Mirza zw. Bajkarą 203, 212 I Ibak, wódz Szejbanidów 235 Ibn al-Athir 178 Ibn Battuta 18, 69, 147, 173, 174 Ibn Chaldun, historyk 193 Ibn Fadlan, ambasador 112, 146 Ibn Haukal 107, 108 Ibn Rosteh 66, 127 Ibn Said 145, 152 Ibn Sina zob. Awicenna Ibn Tulun zob. Ahmad ibn Tulun Ibrahim, syn Mahmudeka 208 Ibrahim, wezyr Sulejmana Wspaniałego 227 Ibrahim I 244 Ibrahim Ibn Inal 120, 123 Ibrahim Kóczkundżi 237 Ibrahim Szah, z dyn. Lodi 211, 212 Ichszydzi, dyn. 110 Idiku (Edygej), wódz Noga- jów 206 Idrisi, al- 66 Igor, w. książę kijowski 95, 127 Ilbars, Szejbanida 238 Ilchan 173 Ilchanowie, dyn. pers. 176, 180, 189, 194 Ildiko, żona Attyli 45 Iljas Hodża 185 Indianie 75, 251 Indoeuropejczycy 17, 30, 32, 51, 82, 90, 97 Ingres Jean Auguste Domi- nique 12, 13 Innocenty IV, papież 159 Inónii Ismet (Ismet Pasza) 254, 256 Irańczycy 16, 56, 106, 109, 130, 144, 156, 228, 257 Irnik, syn Attyli 61, 62 Ismail Szah (pseud. Hataji) 192, 204, 205, 210, 222, 227, 230, 237, 238 Isperich (Asparuch), książę bułg. 61, 62 Istahri, al- 63 Istemi Kagan, władca T'u-kue 54-56, 58, 79, 82, 91 Iszgilowie (Isgilowie) 39 Itach, gubernator Jemenu i Chorasanu 107 Iwan III, książę mosk. 206, 207 Iwan IV Groźny 208, 235 Izabela I Katolicka, królowa hiszp. 250 Izgilowie 50 Jagiellonowie, dyn. pols. 311, 312 Jagiełło Władysław zob. Władysław Jagiełło Jagłakar, dyn. znad Or- chonu 91, 94, 96, 100 Jagma, plemię 101, 113 Jakub Bej 194 Jakub Chan 240 Jakuci 9, 15, 141, 236, 261, 262, 315 Jakut Al-Hamawi, historyk arab. 111 Jaławacze, rodzina muzuł. 184 Jan bez Trwogi, książę burg. 197 Jan III Sobieski, król poi. 244, 311 Jan V Paleolog 196 Jan VI Kantakuzen, cesarz bizant. 196 Japończycy 24 Jasowie zob. Alanowie Jawajczycy 24 Je-lii Ta-szy, wódz Kitanów 134 Je-Ta zob Heftalici Jenner Edward, lekarz ang. 244 Jesiigej, ojciec Czyngis Chana 163 Jezdegert III, król sasan. 205 Jisii Mengii 184 Jordanes (Jordanis) 39, 45, 73 Jiian, dyn. chin. 170 Jiie-czy 32, 33, 87 Juliusz Cezar, wódz rzym. 240 Jułajew Saławat 209 Junus, chan mong. 211, 239 Junus Emre 28, 154 Justynian II, cesarz bizant. 56, 64 Jusuf (Adil Szah) 219 Jusuf Has Hadżib 114, 153 K Kabarowie 62 Kaczyńcy zob. Chakasowie, Tatarzy 262 Kadyr Kara Jusef, wódz ka- rachan. 118 Kadżar, plemię 205, 241 Kajdu, 170 Kajowie, plemię 195 322 Indeks osób, grup etniczny ch i dynastii Kalawun, sułtan 180 Kałmucy 94, 170, 210, 234, 238 Kałużyński Stanisław 57, 99 Kanadyjczycy 250 Kangły, plemię 134, 167 Kao-kii Ting-ling 39, 47, 91 Kapagan Kagan (Beg Czora) 58, 59, 84 Kapetyngowie 222 Karabekir, gen. tur. 253 Karachanidzi (Ilekchanowie) 108, 113-116, 118- 120, 126, 127, 129, 130, 134, 139, 141, 142, 153 Kara Hule'ii, wnuk Czaga- taja 184 Karaimi (Karaici) 66 Karaj 210 Kara Jusuf 191 Karakitajowie 98, 99, 135, 138, 161, 163-165, 170, 175 Karakojunłu, plemię 191, 192, 203 Karatagłyk (Czarnogórcy) 240 Karataj, wezyr 146, 150 Karim Chan Zend 241 Karłucy 52, 60, 91, 94, 101, 113, 114, 126, 134, 163-165 Karol Wielki (Charlema- gne), król Franków, ce- sarz 47 Karol V, cesarz rzym.-niem. 12, 250 Karol V Mądry, król franc. 25 Karol VI, król franc. 199 Kasarowie (Kazarowie) zob. Chazarowie Kasym, potomek Uług Mu- hammada 207 Kasym, syn Dżanibeka 210 Kasym (1466-1490) 207 Kaszkajowie 143, 257 Katarzyna II Wielka, cesa- rzowa roś. 236 Kawurd Kara Arsłan, syn Czagry Bega 120 Kawurd z Kermanu 122 Kazach-Kirgizi (Kirgizkajsa- kowie) 236 Kazachowie 9, 15, 16, 210, 236, 262, 266, 267, 314 Kazgan 185 Kej Chosrew I 133, 149 Kej Chosrew II 134, 148, 149, 176, 181 Kej Kawus II 149 Kemal Pasza Mustafa zob. Atatiirk Kemal Kereici 99, 135, 163, 164 Kertowie, ród afgań. 181 Kessel Joseph, pisarz franc. 261 Kikmecy, plemię tur. 112, 126 Kipczacy zob. też: Kuma- nowie, Połowcy, Złota Orda 9, 15, 126, 141, 143, 159-161, 167, 171, 172, 178, 183, 186, 188 Kirgizi 9, 17, 19, 30, 31, 50, 51, 58, 59, 92, 96-98, 100, 141, 164, 236, 266, 267 Kitajowie zob. Kitanowie, Karakitajowie 50, 58, 97, 100, 101, 134, 165 Kitanowie 50, 58, 97, 98, 100, 102 Kobilović Miloś zob. Miłosz Obilić Kojbałowie zob. Chakaso- wie, Tatarzy 262 Kókóczii (Teb Tengri), sza- man 165 Kół Tegin, brat Bilge Ka- gana 58, 59, 74, 79, 84 Kołodziejczyk Dariusz 7, 309, 316 Komnen Aleksy 128 Komnen Jan 126 Kongiraci, plemię 163 Konrad III, król niem. 131 Konstantyn V 64 Konstantyn XI Paleolog 218 Konstantyn Porflrogeneta 63 Kópriilu, dyn. wezyrów 244, 245 Koptowie 106 Koreańczycy 24 Korsykanie 257 Kosem, królowa-matka 244 Kotjan, chan kipczac. 167 Kowrat (Kubrat, Kurt), chan, zał. Wielkiej Buł- garii 61 Kozacy 78 Krum, książę bułg., zał. dyn. Kruma 62 Ksiądz Jan 99, 135 Kubrat zob. Kowrat Kubiłaj 170, 175 Kuczliig, wódz Najmanów 164 Kiiczuk Muhammed 206 Kuczutn 235 Kuli Czur 84 Kumanowie zob. też: Kip- czacy, Połowcy 15, 82, 126, 173 Kumandinowie zob. Ałtaj- czycy 262 Kumiikren, plemię Tabga- czów 80 Kurdowie 16, 130, 131, 142, 143, 145, 149, 204, 253, 257 Kurt zob. Kowrat Kurykanie 50 Kutb ad-Din Ajbek 139 Kutłumysz 122 Kutuz 178, 179 Kyłycz Ali Pasza 223 Kyłycz Arsłan I, syn Sulej- mana ibn Kutłumysza 128, 130-132, 149 Kyłycz Arsłan II 133, 146, 151, 181 Kynyk, plemię oguz. 117, 119 Kyzyłbasze (Szahseweni) 204, 205, 227 Kyzyłowie zob. Chakasowie, Tatarzy 262 Lawrence z Arabii 248 Liao, dyn. zob. też: Kitano- wie 97 Lao-szang, wódz Hiung-nu 32 Lao-tsy 88 Indeks osób, grup etnicznych i dynastii 323 Leon I Wielki, papież, św. 44 Leon IV, cesarz bizant. 64 Lewni, malarz 244 Ligeti, turkolog 32 Liko-jong, władca Sza-t'o 100 Litwini 24 Liu-jiian, zał. dyn. Pei Hań 36 Liu Ts'ung , cesarz z dyn. Pei Hań 37 Lodi, dyn. afgań. 211 Loti Pierre (właśc. Julien Yiaud) 10, 12, 78 Lotto Lorenzo, malarz 153 Ludwik II, król węg. i czes. 223 Ludwik VII 131 Ludwik IX Święty, król franc. 159, 178, 180, 224 Ludwik XIV, król franc. 244 Lulu, król Mosulu 176 Lupus, św. 44 Lutfi, wezyr Sulejmana Wspaniałego 227 Łacinnicy 126 Łazarewicz Stefan, despota serbs. 197, 198 M Madziarowie zob. Węgrzy Mahmud, syn Junusa 239 Mahmud, syn Malik Szaha 130 Mahmud al-Kaszgari 50, 108, 115, 118, 130, 153 Mahmud Jaławacz 184 Mahmud Simawnały Bedre- din 217 Mahmud z Gazny zw. Wiel- kim, władca z dyn. ga- znew. 115-117, 119, 139, 153 Mahmud II Reformator 224, 248 Mahmudek 207, 208 Mahomet (Muhammad ibn Abd Allah) 17, 59, 108, 141 Makarios, abp 256 Maksymilian I, cesarz rzym.-niem. 230 Malik Szah 122, 128-130, 132, 134, 155 Mallu Ikbal 191 Mamaj 172, 188, 189 Mamelucy, dyn. egip. 9, 13, 19, 24, 110, 139, 142, 157, 160, 173, 177- 180, 188, 193, 222, 232 Mandżurowie 15, 93 Mangu Timur 172, 173 Mangyci 238 Mani (Manicheusz) 92 Maniach, poseł T'u-kiie 55 Maniach, wódz Kumanów 126 Mansur, chan 239 Mansur I 115 Mao-tun, wódz Hiung-nu 32,62 Marco Polo zob. Polo Marco Markus, książę keraic. 99 Massignon, autor 108 Mateusz z Paryża 73 Masudi, al- 65, 66 Masud Jaławacz 184 Masud z Gazny 119 Medowie 203 Mehmed Ali, wicekról egip. 245, 248 Mehmed Bej 194 Mehmed Girej 208 Mehmed Sijah Kalem 28, 159, 219 Mehmed I Czelebi 217 Mehmed II Fatih 176, 203, 217-219, 222, 227- 229, 246 Mehmed III 244 Mehmed IV 244 Mehmed V 249 Melikoff Irenę, autorka 204 Mengli Girej I 206, 207 Mengiidżedidzi 132 Michaił, brat Kutłumysza 128 Michaił (Arsłan), syn Sel- dżuka 117, 118 Michał VII 128 Minorsky, autor 203 Mir Aliszer Nawoi 153, 203, 265 Mir Sejid Sułtan Ali Ogłu zob. Sułtan Galijew Mir Husejn 186 Miran Szah 202, 211 Mirchond, historyk 203 Moliere (właśc. Jean Bapti- ste Poquelin) 21 Móngke 170, 175, 177 Mongołowie 13, 20, 24, 30, 36, 48, 50, 69-71, 73, 79, 81, 84, 89, 93, 97, 101, 133, 134, 144, 147, 157, 159-167, 171, 173, 175-179, 181, 185, 186, 189, 190, 193, 209, 210, 213, 235, 236, 262, 271, 311,315 Montagu Mary, lady 243 Mozart Wolfgang Amadeus 12 Mugan (Mu-han) Kagan, władca T'u-kiie 54, 83, 87 Mubarak Szach 184 Muhammad, syn Gijasa ad-Din Tugłuka 190 Muhammad, szach Chore- zmu 165-167, 175 Muhammad Ali, chan ko- kandzki 239 Muhammad Amin 208 Muhammad ibn Abd Allah zob. Mahomet Muhammad ibn Bachtijar Chaldżi 139 Muhammad ibn Sam (Szi- haba ad-Din) 138 Muhammad Rahim 238 Muhammad Szah, sułtan 190 Muhammad Szejbani 210, 211, 237 Muhammad I, syn Malik Szacha 130, 134 Muin ed-Din 181 Mundzuk, wódz Hunów 41 Murad 192, 205 Murad, emir z plemienia Mangytów 238 324 Indeks osób, grup etniczny ch i dynastii Murad I, syn Orhana 196, 197 Murad II 217 Murad III 244 Murad IV 244 Murzyni 24 Musa (Mojżesz), syn Sel- dżuka 117, 118 Muzafer ad-Din 239 Miitugen, wnuk Czyngis Chana 165 N Nadir Szah 238, 240, 241 Najman Kit Buga 177, 179 Najman Kiiczliig 138, 175 Najmanowie 94, 98, 163- 165 Nasiri Chosrew, poeta 153 Nasr Allach, tyran 239 Nasreddin Hodża, boh. lud. 154 Nazim Hikmet Ran 15, 270 Nestoriusz, biskup Konstan- tynopola 103 Nicefor I, cesarz bizant. 62 Niemcy 24, 171, 217, 258, 263, 315, 316 Nieustrojew, pisarz jakuc. 261 Nizam ad-Din, mistyk 190 Nizam al-Mulk 122, 129, 149, 150, 154, 155 Niżami, poeta 153 Nogaj 172 Nogajowie (Mangyci) 206-209, 234 Nubijczycy 111 Nur ad-Din (Nuradin) 131 Nurejew Rudolf 10 O Obilić Miłosz 197 Ócalan Abdullah, przywódca partyz. kurd. 312 Odyla, św. 46 Ogódej, syn Czyngis Chana 170-172, 177 Oguł Kajmysz 170 Oguzi (Ghuz) 40, 50, 51, 76, 94, 95, 113, 123, 126, 129, 135, 142, 144 Ojratowie zob. Kałmucy, Attajczycy, Tatarzy 94, 210, 262 Óldżejtu 180 Omajjadzi, dyn. kalifów arab. 60, 106 Omar, kalif arab. 64 Omar Chajjan, poeta 153 Omar Szejch 203 Onguci 94, 99, 163, 164, 180 On Ok 52, 54, 57-60, 76, 84, 91,99 On Ujgurzy zob. też: Ujgu- rzy 39, 40, 45, 63 Orda, wnuk Czyngis Chana 172, 209 Organa Katun 184 Orhan, syn Osmana I 195, 196 Ormianie 24, 25, 27, 123, 132, 133, 143, 152, 156, 180, 204, 218, 234, 248, 249, 253, 254, 257, 262, 311, 313 Osetowie 40, 81 Osman I Gazi, zał. impe- rium osmań. 195 Osman II 244 Osman Selim 179, 183 Osmanowie, dyn. tur. 19, 28, 69, 71, 95, 144, 148, 153, 181-183, 187, 188, 192-195, 197, 199, 200, 204, 217-225, 228, 230-233, 240, 243, 244, 246-249, 255, 259 Ostiacy 36 Ostrogoci 40 Ottomanowie zob. Osmano- wie Otuz Tatar 50 Ózal Turgut, premier i pręż. tur. 321 Ózbeg 172, 173 Ozbegowie zob. Uzbecy Ozmysz Kagan, władca T'u-kiie 59 Papuasi 251 Partowie 76 Pei Hań, dyn. chińska zob. też: Czao wcześniejsi 36 Pelliot Paul 32, 88, 102, 103, 162 Peroz, z dyn. pers. Sasani- dów 46 Persowie 24, 28, 55, 56, 58, 60, 72, 105, 109, 118, 127, 138, 145, 149, 203-205 Petrarka Francesco 173 Pieczyngowie 95, 123, 126, 141, 143 Pijale Pasza 223 Piotr I Wielki, car roś. 234 Pipes R., badacz 259 Pir Muhammad 190 Piano Jan Carpini de (właśc. Giovanni da Pian del Carpine) 159 Polacy 24, 45, 171, 217, 228, 244, 316 Polo Marco 18, 24, 94, 98, 159, 167, 180 Połowcy zob. też Kipczacy, Kumanowie 15, 126, 127, 167 Poquelin Jean Baptiste zob. Moliere (pseud.) Portugalczycy 24, 202, 231, 232, 244 Potiomkin Grigorij A. 234 Prabhakaramitra 87 Praksyteles 248 Priskos, poseł bizant. 41, 63 Pritsak O. 61 Prithwiradża, książę ind. 138 Protomongołowie 30, 32, 47, 49, 50, 98 Prototunguzi 30 Prototurcy 30-32, 54 Ptolomeusz Klaudiusz 40, 110 Pugaczow Jemieljan, Kozak doński 209, 235 Puład 206 Rabban Sauma, prałat ne- storiański 180 Racine Jean 12 Radloff Wilhelm zob. Ra- dłow Wasilij (pseud.) Indeks osób, grup etnicznych i dynastii 325 Radłow Wasilij (właśc. Wil- helm Radloff) 84 Ramłu, plemię 205 Raszid ad-Din 94, 181 Raszid at-Turki 107 Razijja, księżniczka tur. 139 Reychman J., badacz 245 Ridwan, syn Tutusza 131 Rivery Aimee de 224, 248 Roksolana, konkubina Sulej- mana Wspaniałego 228, 245 Roman I Lekapen, cesarz bizant. 66 Roman IV Diogenes, cesarz bizant. 95, 123 Rosjanie 24, 116, 141, 208, 209, 233-237, 239, 240, 241, 244, 245, 249, 250, 262, 264-266, 313- 316 Rubruk Wilhelm (właśc. Willem Ruysbroeck) 159, 174 Rudaki, poeta pers. 109 Rumijczycy 18 Rumuni 24 Rusini 24, 167, 171, 189, 207, 228 Rusowie 63, 64, 66, 95, 113, 178 Rustem, wezyr Sulejmana Wspaniałego 227 Rzymianie zob. też: Rumij- czycy 18, 41, 45, 74, 128 Saadi z Szirazu, poeta 153, 241 Sacha lud zob. Jakuci Safa Girej 208 Safawidzi zob. Safewidzi Safewidzi, dyn. pers. 109, 192, 203-205, 222, 232, 237, 238, 240, 242, 310 Safi ed-Din 203, 204 Safronow, pisarz jakuc. 261 Sagajowie zob. Chakasowie, Tatarzy 262 Sahib Girej 208 Said, chan 240 Said Edward, autor 311 Saint-Quentin Simon 145 Sajn Bułat (Symeon) 207 Saladyn (Salah ad-Din Jusef ibn Ajjub) 130, 131, 142, 177 Salah Reis 223 Saltukidzi 132 Sałarowie 267 Samanidzi 109, 115- 119, 153, 238 Sanders Liman von, gen. niem. 245 Sandżar, syn Malik Szacha 130, 134, 135 Sarmaci 40, 90 Sartak 172 Sary Ujgur zob. też: Ujgurzy 101 Sasanidzi, dyn. pers. 55, 72 Satuk Bugra Chan, wódz karach. 114 Scytowie 29, 32, 40, 75-77, 90 Sebuk Tegin, dowódca ma- rne!. 115 Sejidzi (Sajidzi), dyn. ind. 191, 211 Sekiz Oguz 39 Seldżucy, dyn. tur. 9, 13, 16, 19, 24, 27, 28, 71, 109, 117, 120-140, 142- 145, 149-151, 153-157, 160, 165, 176, 180, 191, 194, 195, 200, 203, 222, 255, 271 Seldżuk (Saldżuk - Mała Tratwa, Mały Potok), zał. dyn. Seldżuków 117, 119, 120 Selim I Jawuz 192, 204, 205, 210, 222, 229 Selim II Mest 229 Selim III 248 Serbowie 24, 196-198, 311 Selton K., autor 250 Sewdżi, syn Er Togruła 195 Shiratori K. 32 Si Hia, plemiona 164 Sidoine Apollinaire zob. Sydoniusz Sien-pi (Xienbei), plemiona znad Amuru 36 Sinan, architekt 216, 224, 227, 229 Skanderberg (właśc. Jerzy Kastriota) 217 Słowianie 51, 62, 63, 66, 90, 113, 126, 177, 202, 210, 266, 310, 316 Sobieski Jan III zob. Jan III Sobieski Sogdyjczycy 55, 72, 82 Sokołłu Mehmed, wezyr Sulejmana Wspaniałego 227 Sokrates 248 Stalin Józef (właśc. I.W. Dżugaszwili) 259 Stein Sir Aurel 102 Strogonowie, rodzina ku- piecka 235 Strzelczyk J. 159 Siibetej, gen. mong. 167, 171 Sudańczycy 111 Sulejman, wódz Kajów 195 Sulejman ibn Kutłumysz, syn Kutłumysza 128- 130 Sulejman Pasza 196 Sulejman I 217 Sulejman Wspaniały zw. Kanuni, sułtan turecki 12, 222-224, 226-229, 243, 245, 246, 311 Su-lu, kagan Tiirgeszów 59 Sułtan Galijew 259, 260, 263 Sung Jiin 38, 81 Sydoniusz (Sydoine Apolli- naire), św. 73, 76 Syr Tarduszowie 50-52 Syryjczycy 106, 175, 249 Szad al-Mulk 202 Szadi Beg 206 Szah Chan 240 Szah Ismail zob. Ismail Szah Szah Ruch, książę abulchajr. 238 Szah Ruch, syn Timura 202, 203 Szah Ruch, władca Chora- sanu 241 Szahdżahan 216, 242 Szahin Girej Chan 234 Szamil, przywódca górali kaukas. 234 Szamłu, plemię 205 326 Indeks osób, grup etniczny ch i dynastii Szams ad-Din El-Tutmysz 139 Sza-t'o 52, 99, 100, 163 Szejban, wnuk Czyngis Chana 172, 209 Szejbanidzi 209, 236-238 Szejjad Hamza, pisarz 147 Szer Szah 213 Szirkuh 131 Szó-lun, wódz Żoużanów 47 Szorowie 262 Swiętosław, w. książę kijow- ski 64, 95 Tabari, historyk arab. 109 Tabgacze (To-pa) 13, 24, 37-39, 47, 53, 56, 57, 80, 83, 240 Tadżykowie 313, 315 Tahirydzi 106 Tahtadży, koczownicy 144 Tajbuga Begi 235 Takasz, władca Chorasanu 135 Taki Chatun 147 Taki ed-Din 229 Talaat, pasza 249 Tamerlan zob. Timur T'ang, dyn. chin. 56, 88, 91, 92, 100 Tangutowie 101, 102, 164 Tardu, władca T'u-kiie 55, 56 Tatarzy 9, 50, 51, 98, 99, 163, 164, 173, 178, 179, 189, 207-209, 233- 236, 257, 258, 261-264, 266, 311, 314-316 Tefałarzy (Karagasi) 262 Tegrekowie 39, 52 Tekkeli, plemię 205 Tekudar 180 Teleuci (Telengici) zob. też: Ałtajczycy 262 Temudżyn zob. Czyngis Chan Tengri Kagan, władca T'u-kiie 59 Teodora, cesarzowa bizant. 64 Teodora, żona Orhana 196 Teodozjusz II, cesarz wschodniorzym. 41 Teofilakt Symokatta 77 Thibault Francois A. zob. France Anatole (pseud.) Thomsen W. 84 T-ie-le zob. Czi-le Timofiejewicz Jermak 235 Timur (Tamerlan), wódz, zał. dyn. Timurydów 13, 19, 24, 41, 115, 181- 190, 192, 193, 198-200, 202, 203, 209, 211, 217, 227, 235, 239, 240 Timur Kutług 206 Timurydzi, dyn. muzułm. w Mawarannaharze, Cho- rezmie i Chorasanie 9, 13, 117, 187, 192, 202, 210, 239 Ting-ling zob. też: Kao-kii Ting-ling, Tegrekowie 39, 57, 69 Tjawka, chan kirgiz. 236 Tocharowie 33, 82 Tochtamysz, chan Złotej Ordy 7, 189, 206, 209, 311 Togortak, wódz Kumanów 126 Togruł, władca Bengalu 139 Togruł Beg, syn Arsłana-Michaiła 117-122, 123, 149 Togruł-Ong Chan 163 Togruł III 134, 135 Tokuz Oguz zob. też: Ujgu- rzy 39, 40, 50, 58, 59, 101 Tokuz Tatar 50 Toktaj (Toktoa) 172, 177 Tólesze 39, 52, 53 Tołuj, syn Czyngis Chana 170, 175, 176 Tonjukuk, gen. turków. 27, 57-59, 75, 76, 80, 81, 84, 87, 183 Tonkińczycy 24 T'o-pa zob. Tabgacze T'o-pa Hung I, władca Tab- gaczów 38 T'o-pa Hung II, władca Tab- gaczów 38 T'o-pa K'iao, władca Tabga- czów 38 T'o-pa Kuei, władca Tabga- czów 37, 38 T'o-pa Sun, władca Tabga- czów 38 T'o-pa Sy, władca Tabga- czów 38 T'o-pa Tao, władca Tabga- czów 38, 46 Toraman, wódz Hefalitów 46 Tóregene 170 Tott (Franciszek de Toth), baron 245 Townsend 249 Transoksańczycy 198 Tryjarski Edward 74 Ts'in Szy Huang-ti (Czeng), cesarz chiński 33 Tuba zob. Ałtajczycy 262 Tuda Mangu 172 Tuga Timur 206 Tugan Chan 119 Tugłuk Timur 185 Tugtegin, zał. dyn. Burydów 131 Tulabuga (Teleboga) 172 T'u-kue (Turkuci) 18, 46, 50, 52-60, 68, 76, 78, 79, 81-83, 86-89, 91, 93, 94, 97-99, 141, 146, 162, 240 Tulisow Jerzy 7 Tulunidzi, dyn. 110, 115 T'u-man, wódz Hiung-nu 31, 32,36 Tunguzi 30, 36, 160, 164, 262 Turgaj 184 Turgaj (Skowronek), naczel- nik Barłasów 185 Turkmeni 9, 18, 109, 120-123, 132, 143, 161, 183, 191-193, 204, 219, 238, 240, 266 Turko-Mongołowie 227 Turkuci zob. T'u-kiie Tiirgeszowie (Turkeszowie) 52, 58-60 Indeks osób, grup etnicznych i dynastii 327 Tutusz 129, 131 Tuwińczycy 262 Tybetańczycy 93, 96, 99- 101 U Ugurłu Mehmed 192 Ujgurzy 9, 16, 39, 50, 51, 71, 91-94, 96-98, 100-102, 104, 114, 118, 141, 145, 146, 160, 162-164, 175, 180, 210, 228, 267, 270, 271, 313 Ukraińcy 262, 264, 266, 315 Uldis, wódz Hunów 41 Utakczi 172 Uług Beg, wnuk Timura 202, 203, 238 Uhig Muhammad 206-208 Umar, chan kokandz. 238 Umor, książę bułg. 62 Umur Bej 194 Urban V, papież 197 Ustagłu, plemię 205 Uzbecy 9, 16, 202, 204, 209, 210, 216, 232, 237, 260-262, 265, 266, 313, 316 Uzun Hasan 192, 202-204, 207 Vasco da Gama zob. Gama Yasco da Yiaud Julien zob. Loti Pierre (pseud.) Yienne Jean de, admirał 197 W Wahhabici 248 Wais Chan 239 Walentyn, posef bizant. 56 Wali Chan Beg 240 Walonowie 250 Warsak, plemię 205 Wassaf, gen. mamel. 107 Wasyl II, książę mosk. 207 Wej, dyn. chin. zob. też: Tabgacze 10, 28, 37, 39, 53, 83 Węgrzy (Madziarowie) 24, 52, 61-63, 95, 171, 178, 197, 217, 245 Wielcy Mogołowie, dyn. mu- zutm. w Indiach 9, 15, 24, 28, 146, 156, 200, 213, 240, 242, 243, 310 Wiktoria, królowa W. Bry- tanii, cesarzowa Indii 213 Witold, brat stryjeczny Wła- dysława Jagiełły 189 Wizygoci 40, 41 Władysław Jagiełło, król polski 189, 311 Włosi 24, 226, 253, 254 Wogułowie 36 Wolofowie 10 Wołosi 197 Wusunowie (Wu-sun) 33, 36, 54,63 Xavier Hieronim 215 Xienbei zob. Sien-pi Zajączkowski Ananiasz 63 Zaratustra (Zoroaster) 103 Zanki, atabeg z Mosulu 131 Zankidzi 129, 131 Zemarch, poseł bizant. 51, 56 Zendżowie 108 Zenon, Bizantyjczyk 61 Złota Orda zob. też: Kipczacy 16, 19, 24, 172-174, 188, 206, 207, 233, 270 Zoroaster zob. Zaratustra Zygmunt Luksemburski, król węg. 197 Żoużanie zob. też: Awaro- wie 15, 38, 39, 46, 47, 49, 50, 53, 54, 56, 63, 72, 141, 162 Żydzi 27, 145 Spis map Turcy na Dalekim Wschodzie 34 Turcy na Zachodzie 42 Turcja i Bliski Wschód 124 Turcy na Środkowym Wschodzie 136 Turcy, Mongołowie i Rosjanie 168 Turcy w Indiach 214 Imperium osmańskie 220 Spis treści Nota odautorska 7 Wprowadzenie 9 Rozdział 1. Tureckość 12 Turcy? 12 Turkologia 14 Wspólne wyznaczniki 15 Turcja i Turcy 18 Języki tureckie 20 Królewskie powołanie 23 Tolerancja religijna 25 Społeczności tureckie 26 Rozdział 2. Hunowie i inni barbarzyńcy z północy 29 Hiung-nu 31 Tabgacze 37 Koczownicy stepowi 39 Hunowie 40 Heftalici 46 Państwo Awarów 47 Rozdział 3. Kowale z Ałtaju 49 Ludy i federacje tureckie w wiekach od V do VII 49 Pierwsi historyczni Turcy 53 Drugie państwo turkuckie 57 Inwazja arabska 59 Bułgarzy 60 330 Spis treści Chazarzy 63 Rozdział 4. Starożytna cywilizacja turecka 67 Step 67 Koń 69 Ludzie 72 Wojna 75 Życie społeczne 77 Kultura 81 Religia narodowa 84 Religie powszechne 87 Rozdział 5. Ku oazom modlitw 89 Świat arabski i świat turecki 90 Państwo ujgurskie w Mongolii 91 Pieczyngowie 94 Upadek państwa ujgurskiego w Mongolii 96 Kirgizi 97 Protomongolskie państwo Kitanów 97 Mongolia po upadku Kirgizów 98 Plemiona Sza-t'o 99 Ujgurzy z Kansu i Sinkiangu 100 Rozdział 6. Przyjęcie islamu 105 Najemnicy 105 Tulunidzi i Ichszydzi w Egipcie 110 Sukces Fatymidów 110 Szerzenie islamu wśród Turków 111 Przyjęcie islamu przez Bułgarów 112 Karachanidzi 113 Gaznewidzi w Afganistanie 115 Seldżucy 117 Konflikty wśród muzułmańskich Turków w XI wieku 118 Założenie państwa Wielkich Seldżuków w Iranie 120 Rozdział 7. Świat Seldżuków 122 Droga do Manzikertu 122 Kipczacy. Kumanie. Połowcy 126 Początki Seldżuków w Azji Mniejszej 127 Wielcy Seldżucy w Syrii 129 Sukcesja po Malik Szahu 129 Wyprawy krzyżowe 130 Seldżucy z Azji Mniejszej 132 Spis treści 331 Sandżar i Wschodni Iran 134 Gaznewidzi, Gurydzi i szach Chorezmu 138 Konsolidacja islamu w Indiach 138 Rozdział 8. Turcy w świecie muzułmańskim 141 Zaludnienie 142 Nomadzi i osadnicy 144 Islamizacja 145 Rząd 149 Gospodarka 150 Język i literatura 153 Sztuka 154 Rozdział 9. Hegemonia mongolska 159 Turcy i Mongołowie 160 Geneza państwa mongolskiego 162 Początki Czyngis Chana 162 Zniszczenie Persji 165 Wypad do Europy 167 Sukcesja 170 Kampania europejska 171 Złota Orda władczynią Rusi 172 Podbój Persji, Syrii i Anatolii 175 Mamelucy egipscy 177 Ilchanowie. Mamelucy i Seldżucy z Rumu 180 Rozdział 10. Timurydzki kataklizm 182 Ułus Czagatajski 184 Tamerlan 185 Chanat Kipczacki w XIV wieku 188 Wypad do Indii 190 Turkmeni Karakojunłu i Akkojunłu 191 Mamelucy kontra Tamerlan 193 Anatolijskie emiraty 193 Świt Osmanów 195 Bitwa pod Ankarą 198 Rozdział 11. Czasy świetności tureckich państw muzułmańskich 200 Renesans tinmrydzki 202 Safewidzi na tronie Persji 203 Koniec Złotej Ordy 206 Chanaty Kazański i Astrachański 208 Azja Środkowa po śmierci Timura 209 Babur Szah 211 332 Spis treści Założenie imperium indyjskiego 213 Renesans i triumf Osmanów 217 Turcy w Afryce Północnej 224 Pierwsze oznaki dekadencji 226 Rozdział 12. Dekadencja i agonia 230 Rosyjskie zwycięstwo w Europie 233 Syberia 235 Azja Środkowa 236 Turkiestan Wschodni 239 Postsafewidzka Persja 240 Ostatni Wielcy Mogołowie 242 Od Sulejmana Wspaniałego po rok 1699 243 Zniszczenie imperium osmańskiego 247 Rozdział 13. Zmartwychwstanie 251 Likwidacja imperium osmańskiego 252 Rewolucja Mustafy Kemala i wojna o niepodległość 253 Turcy z Iranu i Irańczycy z Turcji 257 Rewolucja radziecka 257 Narodowy komunizm turecki 259 Powstanie ZSRR 260 Nacjonalistyczne odchylenie 263 Komunizm turecki 264 Dysproporcje demograficzne 265 Konfrontacje 266 Wnioski 269 Kalendarium 273 Tablice genealogiczne 283 Wskazówki bibliograficzne 294 Bibliografia w języku polskim 307 Posłowie 310 Indeks 317 Spis map 328 DALSZE KROKI MARABUTA W serii NARODY l CYWILIZACJE Philip Curtin, Steven Feierman, Leonard Thompson, Jan Yasina HISTORIA AFRYKI John King Fairbank HISTORIA CHIN Claude Markovte HISTORIA INDII Herwig Wolfram HISTORIA GOTÓW John 0'Beirne Ranelagh HISTORIA IRLANDII Bernard Lewis MUZUŁMAŃSKI BLISKI WSCHÓD W serii ŚREDNIOWIECZE Hartmut Boockmann ZAKON KRZYŻACKI* Yitto Fumagalli ŚWIT ŚREDNIOWIECZA Jacques le Goff SAKIEWKA l ŻYCIE Donald M. Nicol OSTATNI CESARZ RZYMIAN W serii AKADEMIA MARABUTA Jean Delumeau RELIGIE ŚWIATA * w koedycji z Oficyną Wydawniczą Volumen KSIĄŻKI WYDAWNICTWA MARABUT DOSTĘPNE W SPRZEDAŻY WYSYŁKOWEJ W serii NARODY i CYWILIZACJE Maldwyn A. Jones HISTORIA USA Albert Grenier HISTORIA GALÓW Else Roesdahl HISTORIA WIKINGÓW Paul Johnson HISTORIA ANGLIKÓW Albert Hourani HISTORIA ARABÓW Cyril Mango HISTORIA BIZANCJUM W serii ŚREDNIOWIECZE Malcolm Lambert ŚREDNIOWIECZNE HEREZJE Jacques Le Goff KULTURA ŚREDNIOWIECZNEJ EUROPY Leo Moulin ŚREDNIOWIECZNI SZKOLARZE l ICH MISTRZOWIE Fernand Niel ALBIGENSI l KATARZY Regine Pemoud TEMPLARIUSZE Regine Pernoud KOBIETA W CZASACH WYPRAW KRZYŻOWYCH Reginę Pernoud INACZEJ O ŚREDNIOWIECZU Jean-Claude Schmitt DUCHY. ŻYWI l UMARLI W SPOŁECZEŃSTWIE ŚREDNIOWIECZNYM W serii TWORZENIE EUROPY Umberto Eco W POSZUKIWANIU JĘZYKA UNIWERSALNEGO Aron Guriewicz JEDNOSTKA W DZIEJACH EUROPY (ŚREDNIOWIECZE) Poza seriami Jacek Kaczmarski A ŹRÓDŁO WCIĄŻ BIJE... (WIERSZE l PIOSENKI) Anka Kowalska PESTKA Tony Mason PASJA MILIONÓW PIŁKA NOŻNA W AMERYCE POŁUDNIOWEJ Wojciech Wiśniewski RZYMIANIN Z AK. RZECZ O PŁK. DR. JÓZEFIE RYBICKIM Kazimierz Leski ŻYCIE NIEWŁAŚCIWIE UROZMAICONE. WSPOMNIENIA OFICERA WYWIADU l KONTRWYWIADU AK Zamówienia prosimy kierować na adres: Klub Książki MARABUTA, ul. Zielony Stok 35A, 80-119 Gdańsk lub telefonicznie bądź faksem: tel. (prefiks) 58 302-01-17, tel.Aax (prefiks) 58 302-01 -29 lub pocztą elektroniczną: marabut@marabut.gd.pl Zachęcamy do korzystania z naszej księgarni internetowej: www.marabut.gd.pl