Barbara /tuchman Telegram Zimmermanna BARBARA W(ERTHEIM) TUCHMAN urodziła się w Nowym Jorku w r. 1912. Ojciec był międzynarodowym bankierem oraz działaczem społecznym i kulturalnym. Matka pochodziła z rodziny Morgenthau. była córką ambasadora USA w Turcji, jej kuzyn był ministrem skarbu w gabinecie prezydenta F. D. Roosevelta. Autorka otrzymała staranne wykształcenie w przodujących uczelniach wschodniego wybrzeża: Walden School, a następnie związanej z uniwersytetem Harvarda Radcliffe College (dla dziewcząt). Pracę rozpoczęła jako dziennikarka pisząc do najpoważniejszych pism postępowych. W czasie wojny domowej w Hiszpanii była korespondentem The Nation, pisząc o walce rządu demokratycznego w Madrycie. W czasie II wojny światowej pracowała w ministerstwie informacji, prowadząc dział Dalekiego Wschodu, skąd przekazywała bieżące wiadomości dla agencji europejskich. Jako pisarka wystąpiła w 1956 r. wydając książkę „Bible and Sword". Poświęcając się całkowicie pisarstwu historycznemu oddała czytelnikom wiele cennych prac, w których ze swobodą i erudycją odmalowała obraz odległych epok i czasów bliskich współczesności - zdobywając ogromne uznanie i popularność. Jej dzieła tłumaczono na wiele języków. Kolejno ukazywały się następujące książki: TELEGRAM ZIMMERMANNA (1958), SIERPNIOWE SALWY (1962), (nagroda Puli-łzera), WYNIOSŁA WIEŻA (1966), wydanie polskie 1987, STILWELL AND THE AMERICAN EXPERIENCE IN CHINA, 1911—45 (nagroda Pulitzera 1971), ODLEGŁE ZWIERCIADŁO, CZYLI KATASTROFALNE XIV STULECIE (1979), PRACTISING HISTORY (1981), NOTES FROM CHINA (1982), MARCH OF FOLLY (1984), przygotowywane jest tłumaczenie dla Wydawnictwa MON. Mimo że nie jest historykiem profesjonalnym, w uznaniu jej niezwykłego dorobku w zakresie tej dyscypliny otrzymała tytuł doktora honoris causa wielu uniwersytetów amerykańskich i europejskich, wśród nich Sorbony, Oxfordu i Harvardu. Wyszła za mąż za lekarza, doktora Leslie Tuchmana, i ma trzy córki. Zamieszkuje i pracuje w swej siedzibie wiejskiej w Cos Cob w stanie Connecticut oraz w Nowym Jorku. Prócz książek pisze liczne artykuły publicystyczne, zabierając głos w dyskusji o ważkich sprawach politycznych i moralnych naszej epoki. TELEGRAM ZIMMERMANNA HISTORIA WSPÓŁCZESNOŚĆ ODKRYWANIE TAJEMNIC BARBARA W. TUCHMAN TELEGRAM ZIMMERMANNA TŁUMACZYLI: MARIA J. l ANDRZEJ MICHEJDOWIE WYDAWNICTWO MINISTERSTWA, OBRONY NARODOWEJ Tytuł oryginału: The Zimmermann Telegrarń Copyright Barbara W. Tuchman 1958, 1966 Okładkę l stronę tytułową projektował MICHAŁ MARYNIAK Redaktor ANDRZEJ BOGUSŁAWSKI Redaktor techniczny RENATA WOJCIECHOWSKA \. Korektor ZOFIA BANASIAK © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Warszawa 1988 WIIBTUJ Uni*«i*yi«tv Wpfsdno do r> Inwentarza Dzi°ł..J ISBN 83-11-07532-8 4408- K- Od redakcji Barbara W. Tuchman, autorka takich bestsellerów, jak „Sierpniowe salwy", ,,Mairse szaleństwa", „Odległe zwierciadło" czy „Wyniosła wieża", tworzy już od pięcdeiesięciu lat (ur. 1912, debiut książkowy 1938) własną wizję historii ludzkiego szaleństwa, nieokiełznanej zaborczości, ignorancji i pychy, ale też wzniosłości, dumy i bezprzykładnego, choć często i daremnego, męstwa. Swobodnie porusza się po całym obszarze dziejów cywilizacji, łączy błyskotliwie wydarzenia z pozoru odległe i nieporównywalne: charakterystycznym przykładem jej metody jest podtytuł jednej ze wspomnianych publikacji: „Od Troi do Wietnamu". Pani Tuchman, wywodząca się z lewicującej inteligencji nowojorskiej (podobnie np. jak młodsza o pokolenie Susann Sontag), wszechstronnie wykształcona, reprezentuje amerykańską szkołę socjologii historycznej Diltheya i Husserla, a poprzez nich i Hegla, ale wniosła do niej własny wkład, oryginalne spojrzenie i niezwykłą umiejętność wyszukiwania źródeł trudno dostępnych lub takich, na które inni badacze nie zwróciliby uwagi. Z powyższego mogłoby wynikać, że jej książki to poważne dzieła przeznaczone dla znawców zorientowanych w skomplikowanej problematyce historycznej, dla osób o odpowiednim przygotowaniu. Otóż nic bardziej błędnego. Przeciwnie, autorka „Marszu szaleństwa" nawiązuje niezwykle łatwo kontakt z każdym czytelnikiem, nawet z takim, który wyniósł ze szkoły raczej mętne pojęcie o podstawowych faktach z przeszłości. W dodatku, co ciekawsze, z czytelnikiem pod każdą szerokością geograficzną. Prace pani Tuchman były bowiem tłumaczone na wiele języków, z japońskim włącznie. Dwukrotna laureatka prestiżowej nagrody Pulitzera (to jak Oskar dla filmowców) opublikowała „Telegram Zimmermanna", reklamowany przez nowojorskiego wydawcę jako „najbardziej rewelacyjna historia szpiegowska wszystkich czasów" oczywiście dla czytelnika amerykańskiego, któremu nie musiała wyjaśniać spraw powszechnie za Oceanem znanych, podobnie jak polskiemu odbiorcy nie trzeba tłumaczyć pojęć w rodzaju „Grunwald 1410" czy „Racławice 1794".' Ponieważ jednak nie każdy Polak zna dokładnie historię Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, pozwalamy sobie zamieścić kilka słów •wprowadzających, nie zdradzając, rzecz jasna, pointy „Telegramu". Otóż aby zrozumieć, dlaczego jedna zaszyfrowana depesza kajzerowskie-go miiniistira spraw zagranicznych Zimmermajma, adresowana do 'ambasadora II Rzeszy w Waszyngtonie, hrabiego Bemstorffa, zmieniła losy świata, musimy cofnąć się do lat trzydziestych XIX wieku, kiedy to stanów było zaledwie 24 i(dziś 51), a granica ekspansji przybyszów z krajów anglosaskich zatrzymała siię na linii rzeki Missisipi. Tylko nieliczne grupy osadników uchwyciły przyczółki na rozległych terytoriach na Zachodzie, należących wówczas do Meksyku. Największe obecnie pod względem powierzchni .stany — Teksas i Kalifornia — a także dzisiejsza Arizona, Nowy Meksyk, Newada, Arcamsas i Colorado, należały wówczas do świeżo powstałej po walkach wyzwoleńczych i po arzucendiu dominacji korony hiszpańskiej Republdki Meksyku. W roku 1'845 pomiędzy imłodą Republiką a Stanami .rozpoczęła się wojna. Pretekstem do niej stało się zdobycie przez Meksykanów Fortu Alamo i wymordowanie jego nielicznej załogi, o czyim' zresztą autorka napomyka w jednym lapidarnym zdaniu. Ale był to tylko pretekst. Białych .pomiędzy Atlantykiem a Missisipi było już .prawie trzydzieści milionów, a ziemie na Dalekim Zachodzie zbyt nęciły, by ,te miliony, do których dołączały wciąż nowe i nowe fale emigrantów, można było zatrzymać na miejscu, czyli na Wschodnim Wybrzeżu i Południu. To wtedy odbywały się słynne wyścigi: na dany znak tysiące wyruszały z jednej linii, a każdy mógł objąć na własność tyle ziemi, ile koń przebiegł od świtu do zachodu słońca. V Regularna armia amerykańska, choć owiana legendą walk o niepodległość, była wtedy nieliczna, słabo uzbrojona i źle dowodzona, toteż wojna o tzw. tereny sporne przeciągnęła się aż do 1047 r. bez podpisania pokoju, bez ostatecznych rozstrzygnięć. Jeszcze słabsze i jeszcze gorzej zorganizowane wojska meksykańskie niby przepędzono wreszcie za Rio Grandę, lecz trwał impas. Kongres Stanów Zjednoczonych A. P. nie bardzo wiedział, co zrobić z tymi olbrzymimi połaciami 'składającymi się w większości z pustyń, niedostępnych gór i nieużytków. Żadnej z walczących stron nie przyszło oczywiście do głowy, aby pytać o zdanie prawowitych właścicieli tych ziem — Arapahów, Kiowów, iNawahów, Koman-czów, Apaczy lub Indian Puelblo. Im powtana wystarczyć „ostateczna granica", wyłudzona chytrym podstępem, zatwierdzona „na wieki" w 1834 r., a przebiegająca 'mniej więcej poprzez Góry Skaliste i dalej na południe aż do El Paso. I oto zaledwie w rok po opisywanych wydarzeniach sytuacja zmieniła się diametralnie. Poseły w kąt przysięgi, zapewnienia i uchwały. W dolinie 6 Sacramento odkryto bogate pokłady żółtego kruszcu. Gorączka złota (1848) zerwała wszystkie tamy, podeptała wszelkie układy. Rzesze poszukiwaczy w ciągu kilku lat zapełniły pobrzeże Pacyfiku i przyległe tereny, a rząd Stanów po prostu zaanektował posiadłości prawnie wciąż* jeszcze przynależne Meksykowi. Dumni spadkobiercy Azteków nie zapomnieli o tym nigdy. Pokonanie słabych przede wszystkim ekonomicznie Meksykanów było niezbyt trudne, ale pojawił się poważny problem: co dalej z zagarniętym siłą terytorium. Albowiem od tamtych lat aż do dziś pozostała nierozwiązywalna sprawa szczelności, a więc i obrony nowej . granicy, ciągnącej się dwa tysiące kilometrów od Houston do San Diego. Pozostają też wyrzuty sumienia niczym zadra za skórą. A także zjawisko, dobrze znane psychologom, szczególnie zajmującym się kryminalistyką: wyrzuty sumienia rodzą agresję wobec ofiary, zwłaszcza jeśli jest słabsza i ma rację. A teraz przenieśmy się do lutego 1317 roku. Ludność Stanów Zjednoczonych, jak rzadko kiedy wcześniej lub później, jest zgodna ze swoim prezydentem, Woodrowem Wilsonem: żywotne interesy Amerykanów są związane przede wszystkim z kontynentem amerykańskim. Aliantom w Europie można oczywiście pomagać, ale bez przesady: „to nie jest nasza wojna", brzmiał powszechny chór. Jak nigdy święciła triumfy tzw. doktryna Monroegp sformułowana w pierwszej ćwierci XIX w., gorliwie podtrzymywana przez wpływowe koła biznesu, który czerpał wówczas największe zyski przede wszystkim z dwóch źródeł: ropy naftowej z pól Teksasu czy Arizony oraz z bezprzykładnego, zaiste krwiożerczego wyzysku „republik bananowych" na południe od Rio Grandę, od Chihuahua w Meksyku po Limę, Bogotę, Caracas, z całym basenem Karaibów, w tym Kubą, włącznie. Jeszcze w Lutymi nikomu się nie śniło, że synowie Ameryki będą umierać setkami w błotach Flandrii, nad Sommą, pod Isonzo czy Piave. Wprawdzie od Ii9ll4 roku (rozchodziły się pogłoski o japońskich apetytach na Kalifornię czy meksykańskich pretensjach do Colorado, o niemieckich knowaniach, mających na celu wciągnięcie korpusu generała Pershinga w wyniszczającą batalię z przywódcami rewolucyjnych oddziałów meksykańskich, Villa, Zapatą czy Obregonem. Lecz Co innego plotki i pogłoski, lokalne afery bądź nawet akty .sabotażu, co innego mniej lub bardziej sztucznie podsycana wrzawa prasowa, kontro-wana zresztą natychmiast przez wszechwładny koncern Heansta, uciszana przez kolejne dementi czynników oficjalnych — a zupełnie co innego jawny, namacalny, nie dający się obalić dowód zdrady interesów narodowych: autentyczny dokument z podpisem ministra Cesarstwa Niemiec, z błogosławieństwem samego kajzera. Nawiasem mówiąc butni, zadufani, pełni wyzywającej arogancja Niemcy specjalnie się nie przejęli ujawnieniem ich sekretów (mimo rozszyfrowania depeszy do końca wojny nie zmienili swego kodu!). Byli tak krótkowzroczni, że nie wiedzieli, co ścią- gają na swoje i nie tylkio na siwoje głowy, jakie skutki będzie miało obudzenie się Ameryki z letargu doktryny Monroeigo. Musimy przy tyim wziąć pod uwagę, że ówczesne Stany Zjednoczone, choć już dysponowały sporym potencjałem przemysłowym, surowcami i tęgimi umysłami, ibyły imilitairnyim karzełkiem. To nie przesada. Cała armia lądowa nie przekraczała wtedy pięćdziesięciu tysięcy żołnierzy, gdy tymczasem w jednej tylko bitwie nad Sommą poległo prawie pół miliona z obu walczących zaciekle stron. Poległo pół miliona? Wobec tego ile musiało być pod bronią na tym froncie? A na innych? Telegram Zimmermanma stał się jednak iskrą, z której rozgorzał nie tylko płomień dwóch wojen światowych. To on właśnie spowodował zasadniczy zwrot w polityce Stanów Zjednoczonych, to .dzięki niemu zaczęły się one raptem czuć 'Odpowiedzialne nie wyłącznie za własne podwórko, ale i — niestety — za wszystko, co się dzieje na całym globie, od Zatoki Perskiej po Nową Zelandię i od Grenlandii po Antarktydę. Nie należy oczywiście przeceniać wagi faktów jednostkowych, ale przecież bywają w historii narodów takie momenty zwrotne, które zmieniają sposób myślenia, punkt widzenia, świadomość zbiorową. Gdyby nie fatalnie niezręczna gafa kajzerowskiego ministra, być może Stany Zjednoczone i tak — w ten czy tony .sposób — przyłączyłyby się do aliantów. Ale z pewnością byłyby to całkiem inne Stany. „Globalna" strategia i mocarstwowe ciągoty zapoczątkowane zostały w tych gorących miesiącach początku 1:917 roku i to z powodu ujawnienia i(a nie ujawnić go nie mógł nawet pacyfistycznie do ostatka nastawiony prezydent Wilson) owego nieszczęsnego telegramu. Jego złowieszcze iskutki — w sferze polityki, ekonomii, zagrożenia wojennego — trwają do dzisiaj. Co więc takiego zawierała tajna depesza, przechwycona przez brytyjski wywiad i przekazana Wilsonowi? Dlaczego akurat ten dokument — a wyłapywano z korespondencji Berlina ze światem praktyoznae (wszystko — w ciągu niewielu dni tak gwałtownie zmienił to, co zmianom poddaje się najtrudniej: świadomość społeczeństwa? Jakich żywotnych interesów Stanów właśnie, a nie Europy czy innego zakątka kuli ziemskiej, dotyczył ów epokowy dokument? O tym opowiada ta pasjonująca książka. Nota od autorki Niczego w tej książce sama nie wymyśliłam. Wszystkie wymienione tu osoby są prawdziwe; cokolwiek mówią lub czynią, jak to opisałam na następnych stronach, ma oparcie w dokumentach (zaś tylko w jednym czy dwóch przypadkach w relacji ustnej); wnikliwy czytelnik może odnaleźć źródła tych faktów w przypisach zamieszczonych na końcu książki. Wobec wielu osób, które udzieliły mi życzliwej pomocy, *żywię uczucie szczerej wdzięczności. W szczególności wiinnam podkreślić mój dług i wyrazić podziękę pani Julii B. Canroll iż wydziału dokumentów dyplomatycznych w Państwowym Urzędzie Archiwów i Dokumentacji w Waszyngtonie za jej niezastąpioną pomoc w przeprowadzeniu mnie przez ten archiwalny labirynt oraz za jej życzliwą współpracę w wyszukiwaniu materiałów źródłowych, odpowiadających na wiele pytań, a stanowiących zagadkę; admirałowi sir Williamowi Jantesowi of Churt w hrabstwie Surrey za jego niezwykłą uprzejmość w postaci udzielenia mi osobistej pomocy podczas analizy dokumentów jednostki wywiadu marynarki o nazwie „Room 40", jak również za informacje zawarte w jego książce „The Eyes of the Navy", której zawdzięczam tak wiele; komandorowi P. K. Kempowi, szefowi archiwum admiralicji w Whitehall za udostępnienie mi faktów o wyprawie statku „Telconia", którego zadaniem było przecięcie kabli podmorskich; pani Ruth Hotblack z Londynu, sekretarce admirała Halla, za jej osobiste reminiscencje; dziś już nieżyjącemu panu Wildono-wi Lloydowi z Waszyngtonu za udostępnienie mi wyników jego badań sprawy Szeka; panu Dawidowi C. Meaimsowi, szefowi działu rękopisów w Bibliotece Kongresowej, oraz panu Howardowi B. Gotliebowi — kustoszowi działu rękopisów historycznych Biblioteki Uniwersyteckiej w Yale za pomoc w zlokalizowaniu informacji o dokumentach Wilsona, Lansinga i House'a; panu Boydowi C. Shaferowi z Amerykańskiego Stowarzyszenia Historycznego oraz pani Agnes E. Paterson z Instytutu Hooverowskiego i jego Biblioteki przy Uniwersytecie w Stanford za jej cenne sugestie co do źródeł; czcigodnemu pastorowi Amosowi J. Peaslee za informacje z je- go osobistych zapisków; doktorowi Paulowi Sweet, szefowi działu dokumentów niemieckich w Departamencie Stanu; pannie Annę Orde z archiwów Foreign Office w Londynie; panu Walterowi Friedowi z Nowego Jorteu za wyjaśnienie mi niektórych wątpliwości; panu Alfredowi Ro-mneyowi i panu Henry Sachsowi z Nowego Jorku za pomoc udzieloną mi w zrozumieniu niemieckich tekstów. » Pragnę także podziękować za zezwolenie zacytowania szeregu zbiorów rękopiśmiennych, a w szczególności: pani Chandler P. Anderson za dziennik jej małżonka, pannie Mabel Choate za list ambasadora Choate, czcigodnemu pastorowi Josephowi C. Grew za jego osobiste dokumenty, panu Arthurowi W. Page za dokumenty i dziennik ambasadora Waltera Hinesa Page'a, czcigodnemu pastorowi Williamowi C. Philłipsowi za jego dokumenty 'Osobiste, Bibliotece Houghton przy Uniwersytecie Harvarda jako kustoszowi dokumentów Page'a i Phillipsa, a także Bibliotece Uniwersytetu w Yale jako kustoszowi dokumentów House'a i Polka. Czuję się w obowiązku podziękować New York Society Library za udostępnienie mi ich książek, stojących otworem regałów bibliotecznych oraz mikrofilmów czasopism, a już szczególnie za największe dobrodziejstwo — za ofiarowanie mi miejsca do pisania w niezakłóconym spokoju. Zaś anonimowemu recenzentowi książki George'a F. Kennana pod tytułem „Russia Leaves the War", który napisał w Times Litterary Supplement z datą 4 stycznia ,1957 następujące zdanie: „Do obecnej chwili nie wiemy z żadnego naprawdę liczącego się źródła, z jakiego to powodu Wilson podjął tak doniosłą decyzję o wprowadzeniu Stanów Zjednoczonych do pierwszej wojny światowej" — pragnę powiedzieć: „A kuku!" Przedmowa do nowego wydania Od chwili ukazania się pierwszego wydania tej książki ujawnione zostały, w swym czasie niedostępne, informacje, rzucające nowe światło na problem kryptografii w telegramie, choć nie na okoliczności historyczne d polityczne, które nadal pozostają takimi, jak je opisałam. Sklasyfikowany dotychczas jako tajny biuletyn Korpusu Łączności, zatytułowany „Telegram Zimmermanna z 16 stycznia 1917 i jego tło kryptograficzne", rlapisany przez Williama F. Friedmana oraz Charlesa J. Men-delsohna (Ministerstwo Wojny, Biuro Dowódcy Łączności, Waszyngton, Drukarnia Rządowa, 1938), został w roku 1965 zdjęty z rejestru dokumentów tajnych. Główny jego autor był w latach 1921— 47 szefem służby do spraw analizy szyfrów w Ministerstwie Wojny oraz tym, który przełamał w 1941 japoński kod i jest w Ameryce w dziedzinie kryptografii osobistością o najwyższym autorytecie. Podczas pisania tej książki wiedziałam o .istnieniu biuletynu; mimo złożenia prośby o jego udostępnienie pan Friedman okazał mi wiele uprzejmości, lecz na ten temat nie pisnął ani słowa. Stąd też nie mogłam go ani przejrzeć, arii dotrzeć do sedna sprawy. Obecnie okazuje się, że muszę zmodyfikować moją relację, wyjaśniając, że w telegramie zastosowano inny niemiecki kod o numerze 0075. Pociąga to za sobą implikację w kwestii sposobu rozszyfrowania. Zostanie to wyjaśnione w książce mającej wkrótce się ukazać pt. „The Codebreakers" („Ła-macze szyfrów"), napisanej przez Dawida Kahna, byłego prezesa Nowojorskiego Stowarzyszenia Szyfrowego. Wynikająca z nowo uzyskanej ewidencji podstawowa konkluzja dowodzi, że rozszyfrowanie przekazu zostało w większym stopniu dokonane poprzez samodzielne prace analityp-ne, niż dzięki pomocy niemieckiej księgi kodowej, względnie kopii kodu, już znajdującego się w posiadaniu jednostki zwanej „Room 40". Nie ośmielając się wszczynać dysputy, na dalszych stronach utrzymałam opowieść sugerującą, że kody zostały skopiowane przez Szeka oraz wykradzione od Wassmussa, gdyż jakieś ziarenka prawdy mogą tkwić również i w tej wersji, a także dlatego, że w szczególności ta druga historia wynika z osobistego oświadczenia admirała Halla, które brzmi: 11 „Niemiecka księga szyfrów, zawierająca informacje o systemie szyfrowania, była w naszym posiadaniu; stała się naszym łupem, gdy władze brytyjskie odnalazły ją w bagażu niemieckiego konsula o nazwisku Was-smuss (sic!), mającego siedzibę iw Shiiraz, w czasie gdy zajmował się przecinaniem brytyjskiego rurociągu naftowego". Friedman i Mendelsohn całkiem zasadnie wysuwają wątpliwość, czy takiemu agentowi, jak Was-smuss, można było powierzyć księgę z kodem dyplomatycznym i do tego na czas tak ryzykownej misji. Natomiast inne nowe dowody, chociaż wspierają tę wątpliwość, wydają się mimo to potwierdzać historię o księdze kodowej, jaką zawładnięto w rejonie Zatoki Perskiej. Otóż po .przeczytaniu niej książki w pierwszym wydaniu pan C. J. Edmonds, który w roku 1915 pełnił obowiązki brytyjskiego wicekonsu-la w Bushehr nad Zatoką Perską, zdecydował się opublikować własną bezpośrednią relację o tym, co isię tam rozegrało („The Persian Gulf Prelude to the Zimmermann Telegxam", Journal of the Royal Central Asian Society, styczeń 1960). Pisze on, że ucieczka Wassmussa sprawiła, że brytyjski personel placówki w Bushehr, również przy jego współudziale, zdecydował siię przeprowadzić świadome, a całkowicie bezprawne aresztowanie niemieckiego konsula, doktora Helmutha Listemanna. Wśród wielu jegio 'Osobistych rzeczy znaleziono „owinięte w kilka par długich kalesonów dwa »słprosił o zagraniczną pomoc. Poprzez neutralną Holandię aliancki wywiad skontaktował się z belgij-1 skim agentem w Brukseli, który po starannym rozeznaniu na ulicy de la Łoi, gdzie mieściła się radiostacja, mógł przekazać interesujący fakt, że zatrudniony przez Niemców zaufany pracow-* nik operujący kodem jest obywatelem angielskim urodzonym w Croydon pod Londynem. Majjąc w ręku taki atut odnaleziono w Anglii jego siostrę (względnie matkę) zatrudnioną jako guwernantkę. Była ona pół-Austriaiczką, zaś jej sympatie, podobnie jak i wielu nawet całkowitych Austriaków, były antyniemieckie; bez specjalnych trudności namówiono ją do napisania listu do brata {względnie syna), w którym nakłaniała go do działania na rzecz kraju swego urodzenia. Nawet dysponując takim liistem agent belgijski nie był w stanie zwalczyć obaw i oporów Szeka; w końcu jednak, już na początku 1915 roku, Szek zgodził się na kradzież kodu. Jego początkowa propozycja, by mu. umożliwić ucieczkę do Anglii wraz z kodem, była bezsensowna,, gdyż Niemcy wiedzieliby natychmiast, że kod został skradziony. Trzeba było użyć więcej perswazji, by przekonać drżącego pracownika, że musi on skopiować całą książkę, kawałek po kawałku. Zaczął to czynić z oporem, czasem przepisał kolumnę, czasem pół, tak że praca zajęła mu trzy miesiące. Na początku przekazywał agentowi paski papieru od razu, lecz w miarę jak wzrastało jego nerwowe rozdygotanie, czynił to coraz niechętniej i w ostatniej chwili odmówił agentowi wręczenia reszty kodu. Ziatrzymując go przy sobie uważał, że jest to jedyna gwarancja, że nie pozostanie na lodzie i domagał się, by wraz z agentem natychmiast obaj opuścili Belgię. Był wówczas kwiecień 19115 roku. Go stało się później, nikt nie wie ina pewno, lecz po wojnie nigdy żywego Szeka nie ujrzano. Niettmiej wszystkie paski kodu dotarły do agenta angielskiego wywiadu w Holandii w komplecie, ten zaś przekazał je do właściwej przystaini, czyli do „Rxxwn 40". Co się tyczy Szeka, niektórzy twierdzili, że ujęli go i rozstrzelali Niemcy, lecz ojciec Szeka oskarżył po wojnie Anglików o zamordowanie syna jedynie dlatego, by uniemożliwić Niemicom odkrycie, że ich kod został skradziony. Wiemy tylko tyle, że ceną zdobycia przez Anglików kodu było życie Szeka i że kod dotarł do „Room 40", a Niemcy nie zaprzestali go stosować. Tymczasem bardzo daleko, bo aż w Mezopotamii, w lutym 1915 roku pewien mężczyzna diametralnie różniący się od Szeka wszedł do niewielkiej łodzi, by spłynąć z nurtem rzeki Tygrys. Miał do wykonania wielce odpowiedzialną misję: ni mniej, ni więcej tylko skłonienie Persji do udziału w wojnie po stronie nie- 30 N miecko-tureckiej. Kajzer od lat wzdychał do swego marzenia — połączenia Berlina z Bagdadem, obecnie zaś twórcy nowego imperium widzieli oczami duszy, jak likwidują anglo-rosyjską dominację w Persji, przeciągają cały Islam do obozu państw centralnych; po Persji przyłączają również Afganistan, a na koniec triumfalnym marszem wkraczają wprost do Indii. Na razie jednak najpilniejszym zadaniem było przecięcie anglo-perskiego rurociągu naftowego. Człowiek w łodzi, który miał tego wszystkiego dokonać, nazywał się Wilhelm Wassmuss i był od wielu lat wicekonsulem niemieckim w Bushehr w Zatoce Perskiej. Podobnie do Lawrence'a działającego w Arabii, Wassmuss był trochę mistykiem, częściowo fanatykiem i szarlatanem, obdarzonym do tego pewną szczyptą bohaterstwa. Lawrence usiłował przyciągnąć do Brytyjczyków tureckich obywateli pochodzenia arabskiego. Podobnie Wassmuss uroił sobie, że jest oczekiwanym wyswobodzicielem pustynnych plemion, których powiewne szaty zarówno on, jak i Lawrence lubili przywdziewać i. fotografować się w nich. Szczegóły dotyczące misji, którą prawdopodobnie sam zaproponował, zostały uzgodnione w Konstantynopolu. Wassmuss właśnie powracał do Persji wyposażony w paczki z ulotkami propagandowymi, no i o-czywiście uzbrojony w dogłębną znajomość kraju i jego mieszkańców. Wassmuss zakończył spływ Tygrysem czterdzieści mil poniżej miejscowości Kut-al- Imara i potajemnie przekroczył granicę perską. Pierwszym jego celem były plemiona Bachtiarów, przez których terytoria przebiegał rurociąg anglo-perski. 5 lutego rurociąg został przecięty, choć wydaje się wątpliwe, iż nastąpiło to z poduszczenia Wassmussa, gdyż do tego dnia z ledwością zdołałby tam dotrzeć. Wkrótce potem przejeżdżał przez targowiskowe miasta Dezful i Shushtar, konferując z przywódcami plemiennymi i rozdając ulotki wzywające ich do dżihad, czyli do świętej wojny przeciwko Brytyjczykom, wrogom islamskiego kalifa — tureckiego sułtana. Dżihad! Dżihad! — szept ten migiem rozszedł się po bazarach i odtąd posuwanie się Wassmussa stało się takim samym sekretem, jak spacer lisa w kurniku. Próba złapania całej jego kompanii przez miejscowych żandarmów w Shushtar spełzła na niczym, gdyż został uprzedzony i zdążył uciec na czas. Lecz już o sto mil dalej na wschód, w Behbehan, gdzie pojawił się następnie, miejscowy szejk doszedł do wniosku, że może zyskać majątek przekazując Wassmussa Brytyjczykom. Tak więc najpierw zaprosił Wassmus,sa do swego domu jako znamienitego gościa, po czym wbrew tradycyjnej muzułmańskiej gościnności zamknął go pod zbrojną strażą, a następnie wysłał posłańca do Brytyjczyków 31 w Bushehr. Posłaniec natknął się po drodze na brytyjski oddział wojskowy i w wielkim podnieceniu nalegał, by ci natychmiast zaaresztowali jeńca jego pana. Oficerowie oddziału pogalopowali do Behbehan. Stracili jednak wiele cennych minut na wymianie uprzejmości z kłaniającym się szejkiem, a wymaganych wschodnim protokołem, oraz na uzgadnianiu nagrody. Gdy wreszcie poszli zabrać jeńca, stwierdzili, że go nie ma. Z dachu dojrzeli jedynie tuman kurzu w oddali, znaczący ślad ucieczki; natomiast na dziedzińcu znaleźli porzucone przez zbiega posortowane pakunki i bagaże. Przygnębieni zabrali, je do Bushehr, skąd dopiero po przeczyta-; i niu ulotek ruszyli energicznie w pogoń. Ze względu na neutralność Persji zorganizowanie ekspedycji na wielką skalę było niemożliwe. Wassmussowi ponownie udało się wyślizgnąć z rąk niewielkiego oddziału, który go dopadł w pełnej błota wiosce. Zdołał zbiec-do Shlraz, sloiicy prowincji, gdzie dokonał szeregu awanturniczych wyczynów, a wśród nich zbrojnego najazdu, którego rezultatem było zamordowanie brytyjskiego wicekonsula oraz aresztowanie, a raczej brutalne Przepędzenie na wybrzeże samego konsula wraz z całą kolonią brytyjską. W toku tej działalności Wassmuss znaczył swój pochód nieproporcjonalnie wielką irytacją z powodu utraty bagażu. Świadkowie donosili, że często wybuchał złością i „strasznie wymyślał ' tubylcom dając się unosić niepohamowanej wściekłości jedynie na skutek utraty jego ulotek"; opowiadali również, że domagał się dopuszczenia go do namiestnika w Shiraz, któremu złożył formalny protest żądając zwrotu bagażu. W tym okresie jego cele były znane taić Persom, jak i Brytyjczykom, którzy dokonali napadu na niemiecki konsulat w Bushehr, gdzie znaleźli w aktach dokładny plan jego misji. W związku z tym wściekłość Niemca wydawała się zupełnie bezpodstawna, chyba że bagaże zawierały coś szczególnie wartościowego, znanego jedynie Wassmussowi. W każdym razie bagaże były już poza jego zasięgiem, gdyż Brytyjczycy wysłali je z Bushehr do Londynu. : Nieco później tego lata w Londynie admirał Hali wysłuchiwał raportu oficera marynarki, którego jako inwalidę odesłano znad Zatoki Perskiej do kraju. Opowieści o tym, jak to Wassmuss o włos uniknął( pojmania, o jego ucieczkach oraz rozbojach zajęły oczywiście wiele miejsca. W głowie Halla zadźwięczał sygnał ostrzegawczy. Skoro tylko gość wyszedł, polecił swym podwładnym dyskretnie sprawdzić, co stało się z bagażami Wass-mussa. Jeszcze przed wieczorem jeden z nich zatelefonował, że bagaż został złożony w podziemiach ministerstwa Indii, w odległości zaledwie trzech minut pieszo. Od czasu nadejścia z Persji w ogóle nie był ruszany. Hali wydał rozkaz przeniesienia go do 32 . swego biura i mrugając powiekami jak świetlny semafor floty przeciął sznury oplatające pakunki w jedną całość. Przeglądając starannie papiery dostrzegł wśród nich to, co mu jego szósty zmysł podpowiadał, że musi się tam znajdować: niemiecką księgę z kodem dyplomatycznym pod nazwą „Kod Nr 13040". Ponieważ dokumentacja dotycząca „Room 40" nigdy poza Paru wyjątkami nie została opublikowana, a admirał Hali nie dostał zezwolenia na ogłoszenie swej autobiografii, którą rozpoczął pisać w 1932 roku, niektóre z przytoczonych tu danych są z konieczności niedokładne. Można jednak uznać, że zarówno kod pochodzący od Szeka, jak i od Wassmussa dotarły do „Room 40" między czerwcem i wrześniem 1915 roku. Czy kod uzyskany od Szeka był także kodem dyplomatycznym, czy też innym — nie zostało nigdy wyjaśnione. W każdym jednak razie personel Ewin-ga przystąpił wówczas do pracy nad pewną ilością złożonych w skrzyniach, a przejętych dawniej przekazów, uznanych za należące do nieznanej kategorii, lecz niewątpliwie nie do tej, która interesuje marynarkę. Odkryto, że numer 13040 jest jednym z dwóch kodów używanych w łączności pomiędzy Berlinem a Waszyngtonem, stanowiącym punkt dalszego Przekazu tekstów do wszystkich niemieckich placówek dyplomatycznych na półkuli zachodniej. Mając w ręku kod 13040 admirał Hali mógł podsłuchiwać ważne wiadomości, wśród nich szczególnie bogate w treści raporty ambasadora Bernstorffa z Waszyngtonu,do jego rządu w Berlinie. Od listopada 1914 roku raporty te skupiały się na usiłowaniach prezydenta Wilsona, który chciał doprowadzić strony walczące do ustępstw i ugody. Hali podziwiał .przy okazji, z jakim uporem amerykański prezydent dąży do utrzymania swego kraju w roli mediatora, a nie uczestnika walki. Admirał wiedział doskonale, że bez czynnego udziału Amerykanów w wojnie alianci nigdy nie będą w stanie jej wygrać, co gorsza, pomimo wszelkich publicznych zaprzeczeń, już wkrótce zmuszeni zostaną do negocjacji. Gdy Hali wrócił do swego gabinetu z telegramem Zimmerman-na, olśniła go myśl, że trzyma w ręku narzędzie, które może przekłuć balon amerykańskiej neutralności, pod warunkiem, że można je będzie wykorzystać. To „pod warunkiem" stanowiło cały problem. Poprzez rozległą przestrzeń placu Parady Gwardii Koń- , nej spojrzał na renesansową bryłę budynku ministerstwa spraw zagranicznych. Jego oczy wyszukały okno na pierwszym piętrze, należące do gabinetu ministra, za którym mógł sobie wyobrazić postać Arthura Balfoura rozwalonego w tej chwili niedbale w fo- 3 — „Telegram Zimmermanna" 33 telu w zwodniczo sennej pozie, z wystającymi spod biurka nogami. Postać tę karykaturzyści uczynili sławną w okresie jego udziału w trzech rządach. Nikt jeszcze nie widział Balfoura ożywionego, chyba że na korcie tenisowym. W ostatnim roku, gdy Bal-four był Pierwszym Lordem Admiralicji *, Hali przekonał sią, jak niewiele rzeczy jest w stanie wyprowadzić z równowagi tego wysokiego, spokojnego, sceptycznego człowieka, który był niegdyś premierem i z pogodą ducha przyjmował każde stanowisko nie zabiegając o żadne z nich i który, gdy go zawieziono na front, z nonszalancją podziwiał wybuchające pociski patrząc przez swoje pince-nez. Lecz Hali wiedział również, jak desperacko potrzebne było Balfourowi to, co „Room 40" właśnie odkrył. Poza swą pogodną fasadą musiał taić głęboką rozpacz z powodu wyczerpującej gry, którą był zmuszony prowadzić ze Stanami Zjednoczonymi, usiłując stale łagodnie i niedostrzegalnie wypchnąć je poza krawędź neutralności, nie dając przy tym nawet pozoru wtrącania się w ich sprawy. W tym właśnie momencie Balfour miał nóż na gardle. Anglia wydawała na prowadzenie wojny pięć i pół miliona funtów dziennie, gotówka zaś i kredyty były całkowicie wyczerpane. Sześć tygodni temu Amerykańska Izba Rezerw Federalnych ostrzegła .zrzeszone banki, by nie udzielały długoterminowych pożyczek rządom stron wojujących, a nawet pożyczek krótkoterminowych z klauzulą przedłużalności spłaty. W ten sposób Wilson chciał wywrzeć nacisk na strony wojujące dla zmuszenia ich do zawarcia wynegocjowanego pokoju. Wielka Brytania nigdy nie negocjowałaby oa jakichkolwiek warunkach stawianych przez Niemcy. Gdyby jednak embargo pożyczkowe miało się utrzymać, załamanie aliantów byłoby kwestią zaledwie miesięcy. Admirał Hali nie odrywając oczu wpatrywał się w okno Balfoura. Udać się tam zaraz i podać mu telegram, by zrobił zeń "użytek w Waszyngtonie, w sposób jaki mu się spodoba? Można byłoby ewentualnie tak postąpić, gdyby istniała pewność, iż rzeczywiście spowoduje to przystąpienie Amerykanów do wojny. Przyjmijmy jednak, że to nie nastąpi; wówczas zaryzykuje się ujawnienie kodu nie zyskując w zamian niczego. Osobiście Hali był przekonany, że meksykańsko-japońskie zagrożenie Ameryce musi wywrzeć odpowiedni skutek, lecz jeżeli ten mułowaty facet w Białym Domu nadal będzie „zbyt dumny na to, by przystąpić do walki", to potrafi się jakoś wykręcić. Hali musiał mieć absolutną pewność. Wiedział, jak się miał później wyrazić poprzedni Pierwszy Lord Admiralicji Winston Churchill, że działalność po- * Pierwszy Lord Admiralicji = minister marynarki wojennej; Pierwszy Lord Morski (First Sea Lord)=naczelny dowódca floty (przyp, tłum.). 34 lityczna Stanów Zjednoczonych była całkowicie uzależniona od pracy tego jednego mózgu. Któż jednak w Anglii rozumiał pracę tego mózgu? Hali pragnął rozpaczliwie wiedzieć choćby połowę tego o Białym Domu, co wiedział o Wilhelmstrasse. Ujawnienie telegramu oznaczało zaryzykowanie kodu, lecz wstrzymanie jego przekazania będzie utraceniem spodziewanego triumfu, jaki można osiągnąć dzięki posiadaniu kodu. Znalazł się w dręczącej rozterce. Zdecydował, że musi znaleźć jakieś wyjście. I 'oto w głębi mózgu zaczęły imu świtać na wpół jeszcze sformułowane plany. Wymagałyby one jednak czasu, a tego.było coraz mniej. Nadal miał dwa tygodnie wytchnienia, gdyż jeśli niemiecki rozkaz wszczęcia niczym nieograniczonej wojny podmorskiej stanie się w dniu l lutego powszechnie znany, Stany Zjednoczone mogą przystąpić' do wojny z własnej woli, oszczędzając mu tym samym konieczności użycia telegramu Zimmermanna. Jeżeli nie, będzie on musiał być opublikowany, lecz do tego'czasu być może uda się jakoś zamaskować trop, który ujawniłby sposób jego uzyskania przez „Room 40". Wahał się jednak, trzymany jak na uwięzi przez widniejące naprzeciwko okno. Czy ma prawo ukrywać prawdę przed swym własnym rządem? Lata spędzone na kapitańskim mostku nie tylko wyćwiczyły go w podejmowaniu samodzielnych decyzji, lecz nawet przydały temu przyjemny posmak. Nabrał upodobania do odpowiedzialności w samodzielnym dowodzeniu. Odwracając się tyłem do okna włożył telegram do swego prywatnego sejfu, zamykając wraz z nim dwa tygodnie życia swego kraju. Następnie admirał Hali usiadł przy biurku, aby opracować plan i rozpocząć wielkie oczekiwanie. W Berlinie czekano również: na odpowiedź Meksyku i Japonii. Liga tych dwóch krajów powiązanych sojuszem z Niemcami nie wynikała z wymyślonego w ostatniej chwili półśrodka, lecz była planem rozwijającym się w ciągu wielu lat, od chwili, gdy jeden z najbardziej mieszających się do wszystkiego suwerenów w historii zasiadł kiedyś w pałacu, by własnoręcznie namalować pewien obraz. Kipiqcy pomysłami kajzer i „Żółte Niebezpieczeństwo" Pod koniec 1895 roku kajzer Wilhelm doznał olśnienia i posta- nowił przelać je na papier w formie rysunku. Gdy go skończył", był wprost zachwycony własnym mistrzostwem; dominująca nad całością kompozycji postać o rysach orientalnych była zaiste god- ,na podziwu. W jego płodnym umyśle wywołała zupełnie niespo- ' dzianie tytuł zwięzły, a równocześnie zmuszający do zastanowie- » nią się: Die gelbe Gefahr!, czyli „Żółte Niebezpieczeństwo!" Nieco wcześniej, w tym samym roku, szybkie, uzyskane metodą błyskawicznego cięcia szabli i powalenia obuchem, zwycięstwo Japonii nad starożytnym kolosem Chin, do głębi zaszokowało Europę. Kajzer uważał, że tylko on docenił znaczenie tego wydarzenia. Niemcy, Francja i Rosja złączyły wysiłki, by Japonia z niechęcią wyrzekła się większej części zdobyczy terytorialnej, zaś w nagrodę za przyjście Chinom z pomocą zagarnęły kawał tego uzyskanego terytorium dla samych siebie. Quingdao oraz baza floty w zatoce Jiaoxian przypadły w udziale kajzerowi, lecz Wilhelm, który interesował się światową dynamiką rozwoju, ponuro rozmyślał nad wzrostem nowej potęgi w Azji. W swej bujnej wyobraźni widział żółte hordy zalewające Europę. „Pod wpływem migotania świeczek na choince" — jak pisał w liście do swego kuzyna Nicky'ego, cara Wszechrosji, przeniósł swą wizję na papier, po czym polecił nadwornemu malarzowi Knackfussowi uwiecznić szkic w formie malowidła. Gotowy obraz przedstawiał Buddę jadącego na smoku nad Europą, po niebie pokrytym chmurami, pozostawiającego za sobą w dole dymiące zgliszcza zrujnowanych miast. To przerażające zjawisko obserwuje siedem długowłosych dam w hełmach i napierś-* nikach, przedstawiających narody Europy, spośród których najbardziej wyeksponowana Germania, z wijącymi się blond lokami i fryzurą ułożoną na kształt orła, wyciąga miecz i agresywnie wychyla się do przodu. Z wysokości archanioł napomina damy: „Narody Europy, strzeżcie swych najcenniejszych posiadłości!" 36 Ujęty wspaniałością własnej koncepcji kajzer kazał wykonać kopie obrazu w grawiurze i ofiarować je wszystkim ambasadom w Berlinie, jak również przesłać królewskim krewnym i powinowatym w rozlicznych domach panujących oraz wybranym osobistościom. Wypady Wilhelma w dziedzinę osobistej dyplomacji często napawały trwogą europejskie rządy, u niektórych otrzymał on nawet przezwisko Wilhelm Raptus. Ponieważ gwałtownie zmieniał nastroje przerzucając się z manii prześladowczej w różowy optymizm, nikt nigdy nie wiedział, czego się można spodziewać po niemieckim cesarzu. Bismarck wyraził się o nim, że „kajzer pragnie, by codziennie była niedziela". Bizantyjski dwór Wilhelma utwierdzał go w tej iluzji, dostarczając mu dziennik poranny wydawany w specjalnym cesarskim nakładzie jednego egzemplarza, składający się z dobranych starannie wyjątków prasy światowej i drukowany czcionkami w kolorze złotym. Wilhelm interesował się wytłaczanymi złotem wiadomościami, natomiast nie znosił męczących wizyt składanych mu przez ministrów raportujących o nieprzyjemnych faktach, nie mieszczących się w przyjętych przez niego schematach. By uniknąć słuchania takich rzeczy, kajzer miał obyczaj spacerowania po sali tam i z powrotem, prowadzenia rozmowy w formie własnego monologu i odprawiania ministra po dwudziestu minutach. Uważał, że obowiązek utrzymywania równowagi w Europie należy do niego. W samej rzeczy, kto prócz niego w Europie jest w stanie tego dokonać? Urzędnicy rządowi od kanclerza w dół nie są niczym innym, jak bandą gryzipiórków. Europa potrzebuje umysłu przywódczego, jeśli nie ma się rozpaść wskutek partactwa tych pusto-głowych biurokratów. Dynastyczni władcy są jedynymi ludźmi zdolnymi kierować sprawami międzynarodowymi, zaiste jednak nie jest to sprawiedliwe, że cały ciężar musi spaść na niego. Kajzer, mężczyzna o zmiennych nastrojach, użalał się nad sobą głęboko. Samotnie ma swoich barkach dźwigał to przeraźliwe brzemię, nikt zaś nie miał pojęcia, jak mu to ciążyło. Musi to niestety dzielnie znosić, nierozumiany, niedoceniany i to niezależnie od tego, jak wielkie byłyby jego wysiłki. Otyły wuj, król Edward z Anglii, nienawidził go, podobnie jak matka Wilhelma, a siostra Edwarda nienawidziła swego brata. Cesarz Franciszek Józef należy do poprzedniej generacji, sędziwy samotnik, nie rozumiejący nić ze współczesnych czasów. Francja w ogóle nie posiada władcy, o którym warto by wspominać. W każdym razie wszyscy kon-spirują poza jego plecami, usiłując go okrążyć. Jedynie Nicky, car rosyjski, jest mu przyjazny, choć ani specjalnie mądry, ani tak zdolny jak on, lecz przynajmniej podatny na wpływy. Musi trzymać się mocno Nicky'ego, podgłaskiwać go, pochlebiać mu, a od czasu do czasu z umiarem postraszyć, gdyż ci pozostali usi- 37 łują wciągać także i cara do tej straszliwej koncepcji — okrążenia Niemiec. Wyrobił sobie nawyk pisania do Nicky'ego poufnych listów, plotkując, doradzając, ostrzegając, napominając i podpisując się: „Twój pełen uczucia — Willy". Listy pisane pb angielsku (co wyjaśnia ich osobliwości w ortografii i gramatyce), zostały po wojnie odnalezione przez bolszewików w archiwach rosyjskich. Brakuje odpowiedzi cara, lecz kajzer niewątpliwie czerpał z tej korespondencji wiele zadowolenia. Czuł się mile połechtany mogąc kształtować cara Wszechrosji tak, by pasował do jego własnych planów. Pełen dumy ze swej nowej bazy na Pacyfiku Wilhelm przystąpił obecnie do realizacji programu utworzenia z Niemiec potęgi morskiej pierwszej wielkości. Bismarck zadowolony z tego, że Niemcy zdominowały niemal cały kontynent Europy, ostrzegał przed kolizją z Anglią na morzach, lecz kajzer chciał stworzyć imperium i wstąpił na ścieżkę przeznaczenia. Przyszło mu na myśl, że Niemcy powinny także mieć przyczółek na kontynencie amerykańskim, a bezpośrednią metodą, wzorem hrabiego Monte Christo, miał być zakup. W roku 1901 błądzący po atlasie wzrok Wilhelma natknął się na Wyspy Świętej Małgorzaty, położone nie opodal brzegów Wenezueli, lecz gdy amerykański sekretarz stanu John Hay dowiedział się, że niemieckie okręty wojenne penetrują wyspy, wysłał do Berlina dśmarche i słuch o całym przedsięwzięciu zaginął. Jeśli pułkownik Hay uważał, że jego protest powstrzymał niemieckiego cesarza, pomylił się grubo. Kajzer bowiem wymyślił coś znacznie lepszego niż Wenezuela; czemużby nie kawałek Meksyku? Przy odludnym wybrzeżu Półwyspu Kalifornijskiego, ciągnącym się przez tysiąc mil na południe od stanu Kalifornia wzdłuż meksykańskiego wybrzeża Pacyfiku, znajdowała się jeszcze jedna wyspa o nazwie Święta Małgorzata, ze znakomitym naturalnym portem w Zatoce Magdaleny. W 1902 roku pewien amerykański adwokat praktykujący' w Londynie zgłosił się do ambasadora Josepha H. Choate'a dzieląc się z nim niepokojącą informacją, którą tenże natychmiast przekazał sekretarzowi stanu Hayowi. Prawnik ten powiedział mi — pisał Choate — że zgłosił się do niego pewien niemiecki dżentelmen prowadzący interesy w City z prośbą, „by ściągnął dla niego formalne i wiążące oferty na prawo zakupu głównej części Półwyspu Dolnej Kalifornii". Nie ujawnił, na czyje zlecenie działa, lecz po kilku tygodniach przygotowywania tej transakcji drogą korespondencyjną amerykański adwokat doszedł do przekonania, że aby uzyskać koncesję zakupu, musi udać się osobiście do Meksyku, toteż prosił o poin- 38 formowanie, skąd pochodzą pieniądze na tak niezwykły interes w zakresie pbrotu nieruchomościami. Odpowiedziano mu, że faktycznym nabywcą będzie „sam cesarz niemiecki występujący jednak w swoim prywatnym wcieleniu", on też sam za to zapłaci. Zdumiony amerykański adwokat spytał, co też takiego niemiecki cesarz zamierza uczynić z tak niezwykłą własnością. Na to niemiecki zleceniodawca wskazał mu na mapie dwa naturalne porty: Zatokę Magdaleny oraz Zatokę Wielorybów położoną nieco dalej na północ, i wyraził opinię, że oibydwa są znakomitymi portami „dla celów marynarki wojennej". W tym stadium sprawy adwokat, nie chcąc pomagać niemieckiemu cesarzowi w zamierzonej penetracji kontynentu amerykańskiego, wycofał swe usługi. „Bez żadnych wątpliwości posiadamy tam niczym nie osłoniętą flankę" — konkludował ambasador Choate w liście do Haya — „i wydaje się dość pewne, że te tereny są do nabycia, a Niemcy interesują się nimi". Zapewne niepotrzebnie dodał: „Winniśmy się troszczyć, by nie wpadły one w ręce jakiegoś obcego mocars- ' twa, pod jakimkolwiek pretekstem". Czy terminy opcji na nabycie tych terenów wygasły po wycofaniu się amerykańskiego prawnika, czy też Hay podjął jakieś kroki, z których nie pozostało śladu, do dziś nic nie wiemy, lecz Zatoka Magdaleny nie została kajzerowi sprzedana. Jego szczęśliwy pomysł uzyskania bazy dla swojej floty tuż pod bokiem Amerykanów rozwiał się jak piękny sen. W tym samym roku kajzerowska duma poniosła jeszcze poważniejszą porażkę. Ignorując ostrzeżenie wyrażone w jego obrazie, perfidni Anglicy zadali mu cios w plecy i zawarli sojusz z Japonią, czyli de facto spletli dłonie z „Żółtym Niebezpieczeństwem". A w kilka miesięcy później, gdy z całą uprzejmością starał się im, dopomóc w słynnej aferze wenezuelskich długów, wysyłając własne okręty wojenne dla objęcia blokadą Wenezueli — wywołał tym polityczny kryzys. Prezydent Theodore Roosevelt potrząsnął nad nim swą grubą pałą i zagroził, że wyśle admirała Deweya wraz z flotą, w imię doktryny Monroego. Kajzer był oburzony. Amerykanie zawsze wyciągali jak królika z cylindra doktrynę Monroego, jakby to był jakiś przywilej udzielony przez samego Pana Boga, dający im prawo do dysponowania całą półkulą zachodnią. Wilhelm uważał, że jeśli Pan Bóg miałby już sobie wybierać faworytów, to na pewno wybrałby Niemców. (Istnieje zapis, że pewnej niedzieli, gdy kajzer udał się do kościoła, dworski biuletyn podał: „Dziś rano Spośród Wszystkich Najwyższy złożył cześć Najwyższemu".) .Nawet drukowany dla niego złotymi literami dziennik poranny nie był w stanie usunąć z jego myśli podejrzenia, że wszyscy 39 są przeciwko niemu. Pewnego razu, gdy posądził Francję o chęć zwołania europejskiego kongresu bez udziału Niemiec, gniew jego odbił się aż po drugiej stronie Atlantyku, wywołując uwagę Roose-velta: „Kajzera znów coś napadło. Wyjątkowo nieusiedziana kreatura!" Poczucie, że jest prześladowany, nastawiło go przeciwko Anglikom, których głośno nienawidził, a potajemnie podziwiał. W środku długiej tyrady przeciwko Anglii, skierowanej do Roosevelta, nagle wybuchnął: „Uwielbiam Anglików!", lecz nigdy nie potrafił pozbyć się podejrzeń, że rodacy jego matki mają go za prostaka. Podobnie do kapitana Hooka — postaci z książki „Piotruś pan» — prześladowała go wątpliwość, czy rzeczywiście cechują go „dobre maniery". I podobnie jak kapitan Hook, którego wszyscy się bali, on zaś dygotał ze strachu przed kłapiącym zębami krokodylem, również Wilhelm drżał na myśl przed nadchodzącym okrążeniem. Jego formą, której obawiał się najbardziej, byłby sojusz Francji i Anglii od przodu z Rosją na tyłach Niemiec. Chcąc skierować rosyjską energię na Wschód, jak najdalej od Europy, postanowił nakłonić Nicky'ego do wojny z Japonią. „Największym zadaniem Rosji na przyszłość jest obrona Europy przed najazdami niezliczonej Żółtej Rasy" — pisał do cara zapewniając go, że pilnując jego tyłów utrzyma pokój w Europie, a także: „będę ci pomagał jak potrafię najlepiej". Niestety wojna rosyjsko-japońska w latach 1904—1905 okazała się dla Nicky'ego katastrofalną, lecz taki obrót sprawy, o czym kajzer ciągle mu przy-pominął, w żadnym razie nie wynikał z winy Wilhelma. W istocie po wygraniu przez Japończyków wszystkich bitew kajzer wcale nie był pewien, czy obecnie stali się oni jeszcze większym „Żółtym Niebezpieczeństwem" niż kiedykolwiek przedtem, czy może przeciwnie, stali się Prusakami Wschodu, którzy z tej racji mo-, gliby zostać jego naturalnymi sojusznikami. W takiej to krytycznej chwili, w roku 1906, Stany Zjednoczone zakupiły tereny pod budowę Kanału Panamskiego. Po drugiej stronie Pacyfiku Japonia rozrastała się liczebnie i niemal wylewała ze swych wąskich wysp, podobnie do arabskich dżinów wymykających się z butelki: cała Europa była przekonana, że starcie Stanów Zjednoczonych z Japonią jest nieuniknione. Kajzer czekał na to z nadzieją. Pewnego dnia w 1907 roku odczuł ogromną satysfakcję — oto sam wykrył japoński spisek mający na celu zdobycie Kanału Panamskiego przy pomocy ukrytej armii w sile dziesięciu tysięcy ludzi, która już od niejakiego czasu stacjonowała w Meksyku! Oto pewien prywatny informator, który właśnie powrócił z plantacji kawowych w południowym Meksyku, doniósł mu, że na własne oczy widział dziesięć tysięcy Japończyków, „wszyscy nosili wojskowe kurtki z mosiężnymi guzikami", a po 40 zachodzie słońca konspiracyjnie prowadzili ćwiczenia wojskowe, komenderowani przez podoficerów i oficerów „przebranych za zwykłych robotników". Kajzer napisał do Nicky'ego o wszystkim, czego się dowiedział. Jego informator osobiście policzył tych dziesięć tysięcy Japończyków. „Są to rezerwiści, którzy mają ze sobą dobrze ukrytą broń, a stanowiąc cały korpus armijny są przeznaczeni do zajęcia Kanału Panamskiego i przecięcia komunikacji z Ameryką". Ponieważ Meksyk dzieli od Panamy ponad tysiąc mil środkowoamerykańskiej dżungli, trudno jest określić, gdzie według kajzera kanał miał się rzeczywiście znajdować, lecz królowi, który ma na głowie tyle najważniejszych problemów, należy wybaczyć, jeżeli z geografią jest nieco na bakier. „Jest to wyłącznie moja, ściśle tajna informacja i przekazują ją TOBIE OSOBIŚCIE" — pisał. „Jest całkiem pewna i prawdziwa, a doskonale wiesz, że nigdy dotąd nie przekazałem ci fałszywej". Ciągnął swe myśli dalej pouczając Nicky'ego, jakie z tej nowiny wynikają światowe implikacje. „Londyn — zadekretował — jest przerażony starciem Ameryki z Japonią, ponieważ musi opowiedzieć się po jednej ze stron, a będzie-to sprawa rasy, a nie polityki, po prostu Żółci przeciw Białym". I teraz — zakończył triumfalnie — Anglicy muszą „po raz pierwszy użyć terminu »Żółte Niebezpieczeństwo* z (mojego obrazu, staje się ono bowiem faktem!" Myśli kajzera wybiegały w przyszłość; przed oczami miał wizję Japończyków: niczym drapieżne ptaki spadają na ledwie,w połowie wykopany rów, z którego prezydent Roosevelt jest tak dumny. Perspektywa wojny oddziaływała na Wilhelma podobnie jak dzwonek na laboratoryjnego psa. Wywoływała natychmiastowe ślinienie. „Gdziekolwiek na świecie rozpoczyna się wojna ^-oświadczył przy pewnej okazji Arthurowi Balfourowi — my w Niemczech natychmiast siadamy do stołu i zaczynamy opracowywać plany". Kajzer doszedł do wniosku, że Meksyk jest tym punktem, poprzez który może wywierać nacisk, i oczywiście zaraz przystąpił do układania planów. Otrzymane nowiny wyzwoliły w umyśle owego „autokratycznego zygzaka", jak go nazywał Roosevelt, cały ciąg pomysłów, które miały zaczarować niemiecką politykę na kolejne dziesięć lat, osiągając ^punkt kulminacyjny w telegramie Zimmermanna. Kajzer rozkoszował się efektem, jaki jego odkrycie Japończyków w Meksyku wywrze na amerykańskiego prezydenta, ten bowiem nawet teraz wrzucał tysiące ludzi i jeszcze więcej pieniędzy w roboty ziemne w Panamie. Roosevelt będzie musiał przyznać, że to, przed czym kajzer tak przewidująco przestrzegał świat zachodni, czyli „Żółte Niebezpieczeństwo", jest rzeczą realną. W żywej wyobraźni Wilhelma pojawił się obraz Stanów Zjednoczonych 41 i Japonii zwartych w konflikcie na polu bitewnym w Meksyku. Najpomyślniejsze skutki takiego wyniku widział dla Niemiec. W chwili gdy Stany Zjednoczone wkroczą do Meksyku, tlące się dotąd uczucie nienawiści do jankesów na południu przy granicy teraz wybuchnie płomieniem w całej Ameryce Łacińskiej. Skończy się dominacja jankesów nad tym kontynentem. Niemcy, tak bardzo spragnione rozszerzenia swego handlu i wpływów, będą miały nareszcie wolne tereny, na które zasługują i tak dawno czekają. Odpowiednio wykorzystane japońskie zagrożenie niewątpliwie sprowokuje Amerykanów do inwazji na Meksyk. Jeszcze jedna przyjemna konsekwencja przyszła kajzerowi na myśl. W wojnie pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Japonią Anglia będzie musiała poprzeć Amerykę, co pozbawi ją w efekcie japońskiego sojusznika. Kłębiący się pomysłami mózg kajzera, nieustannie tworzący dalsze plany, znalazł obecnie nowego kandydata dla obrony białej rasy przeciwko żółtej — Amerykę! Meksyk zaś będzie polem bitewnym. Jakież to proste! Pozostaje jedynie przekonać tych ga- piowatych Amerykanów do ich dziejowej misji. Kajzer był pewien, że dziarski prezydent Amerykanów doceni zaszczyt, który sam na niego spływa. „Pan Roosevelt — oświadczył mu kanclerz, książę von Biilow — jest wielkim adoratorem Jego Cesarskiej Wysokości i pragnąłby rządzić światem ręka w rękę z Waszą Wysokością, siebie zaś uważa za kogoś w rodzaju amerykańskiego odpowiednika Jego Cesarskiej Wysokości". To jasne, że Roosevelt jest właściwym człowiekiem do zwalczania „Żółtego Niebezpieczeństwa". Toteż w styczniu 1908 roku kajzer zaprosił do siebie amerykańskiego ambasadora Charlemagne To-wera i opowiedział mu o dziesięciu tysiącach Japończyków z mosiężnymi guzikami, którzy — jak określił — obecnie rozstawiają się w szyku bojowym „w poprzek" całego Meksyku. Proszę pq-informować pana prezydenta — powiedział Towerowi — że nie ma najmniejszych wątpliwości, iż są to żołnierze, którzy z pewnością ruszą na Kanał Panamski natychmiast, gdy w Europie wybuchnie wojna. % . Roosevelt poinformowany przez swego ambasadora o tym zagrożeniu dla kanału nie okazał jakoś chęci do podjęcia podsuniętego mu wyzwania. Mimo to kajzer umocnił się w przekonaniu, że jego oczywistym obowiązkiem, a prócz tego aktem przyjaźni, jest uświadomienie Rooseveltowi znakomitej sposobności. Postanowił nieco go poszturchać, tak jak poprzednio popchnął Nicky'e-go do wojny z Japończykami, obiecując pomoc Niemiec. Przyszedł mu do głowy zupełnie nadzwyczajny pomysł: należy zaproponować zawarcie sojuszu Niemiec, Stanów .Zjednoczonych i Chin. W tym momencie samo przeznaczenie, jak posłuszny dworak, 42 i ' złożyło okazję u stóp Wilhelma. Amerykański dziennikarz William Bayard Hale, reprezentujący The New York Times przybył specjalnie do Berlina, by uzyskać wywiad z kajzerem. Tu po raz pierwszy spotykamy człowieka, który okaże zdumiewającą zdolność pojawiania się w najbardziej krytycznych momentach. W sierpniu 1908 roku Hale, który jeszcze wówczas nie był niemieckim agentem, uzyskał zgodę kajzera na przeprowadzenie interview. Zawierało ono tak sensacyjne niedyskrecje, że Times uznał za konieczne przedstawienie treści wywiadu przed jego publikacją samemu prezydentowi. Oto bowiem kajzer oświadczył panu Hale, że „za rok lub dwa Amerykanie z całą pewnością będą musieli przystąpić do wojny z Japończykami", z tego właśnie powodu aranżuje sojusz pomiędzy Chinami, Niemcami i Stanami Zjednoczonymi, co już wkrótce zostanie podane do publicznej wiadomości. Ostro zgromił Anglię jako zdrajczynię białej rasy za jej sojusz z Japonią. Niedługo Niemcy będą zmuszone wszcząć wojnę z Anglią, chwila ta niemalże już nadeszła. W jednym z charakterystycznych dla niego przeskoków ponad logiką kajzer oświadczył, że uzbraja muzułmanów, by stali się zaporą przeciwko „Żółtemu Niebezpieczeństwu": Oświadczył, że Rosja walczyła z Japonią w obronie całej białej rasy, lecz naturalnie gdyby* Niemcy prowadziły wojnę, to Japonia zostałaby pobita. Przez dalsze dwie godziny kontynuował tyradę przed panem Hale w tym samym duchu. Germanofilski pan Hale miał nieprzyjemne uczucie, że cesarskie uwagi nie najlepiej przysłużą się interesom Niemiec, toteż podjął środki ostrożności okazując treść wywiadu niemieckiemu ministrowi spraw zagranicznych, któremu „odebrało dech". Nieco później, lecz jeszcze przed wysłaniem go do Times'a, zapoznał z treścią amerykańskiego ambasadora w Berlinie, ten zaś był przerażony i oburzony. Times przedstawił wywiad Rooseveltowi, który we właściwy mu „najbardziej dosadny sposób" publikację odradził. Poświęcając sensację godną pierwszej strony — Times zastosował się do jego życzenia. „Ja go naprawdę lubię, a w pewnym sensie nawet podziwiam — pisał Roosevelt w kilka miesięcy później — lecz bardzo bym sobie życzył, by nie nachodziły go takie »bur ze mózgu«". Mimo to heroicznych uczuć kajzera nie sposób było przytłumić lichą taktyką zwykłego milczenia. Toteż udzielił on następnego, podobnego duchem, choć różnego w treści wywiadu, tym razem 'londyńskiemu Daily Telegraph. Opublikowany 28 października 1908 roku wywołał eksplozję, która wstrząsnęła całą Europą i omal nie zrzuciła Wilhelma z tronu. Zraniony, zdumiony i oszołomiony kajzer uciekł z Berlina, gdzie prasa pozwoliła sobie nawet kwestionować jego zdrowie psychiczne. Udał się więc do Pszczyny. 43 Tam zorganizowano mu wiernopoddańcze polowanie, dla ukojenia ducha „Najwyższego E Wszystkich", choć bez widocznego powodzenia. „Jestem doprawdy nieskończenie nieszczęśliwy, zawsze mnie źle rozumieją" — zwierzył się podczas obiadu pięknej Angielce Daisy, księżnej von Pless — a gdy to mówił, „łza spłynęła mu na cygaro". Cóż tymczasem z tymi Japończykami? Jest faktem, że informacje kajzera nie były pozbawione podstaw. Coś się działo pomiędzy Japonią i Meksykiem, nikt jednak nie wiedział dokładnie co. W 1908 roku, na kilka miesięcy przed słynnym kajzerowskim wywiadem prasowym, amerykański poseł w Gwatemali donosił centrali o pogłosce, że Japonia na mocy tajnego układu uzyskała dzierżawę bazy morskiej w Zatoce Magdaleny, największej i najbardziej bezpiecznej bazy na meksykańskim wybrzeżu Oceanu Spokojnego. Chodziło więc o to samo miejsce, o które swego czasu tak zabiegał kajzer. Zapytania wielce zaniepokojonego Waszyngtonu zostały odparte oficjalnymi zaprzeczeniami, lecz pogłoski te powtarzały się uporczywie jeszcze przez kilka następnych lat. Zazwyczaj towarzyszyła im opowieść o japońskich żołnierzach w przebraniu (przypominających owych kajzeroiwskich dziesięć tysięcy), gotowych albo do przejścia Rio Grandę, albo do zajęcia Kanału Panamskiego. Jest zupełnie możliwe, że tajny układ istniał, choć archiwa nic na ten temat nie mówią. Z całą pewnością jednak Japonia starała się zawrzeć sojusz z Meksykiem, który nie pogodził się z utratą Teksasu*. Japonia miała ponadto świeższą przyczynę urazy z powodu amerykańskich restrykcji w udzielaniu zezwoleń na imigrację do Stanów japońskiej siły roboczej. Japończycy zaczęli mówić o Meksykanach jako o braciach tej samej rasy, wywodzących się od japońskich rybaków, którzy bardzo dawno temu zostali przygnani na tratwach poprzez Pacyfik. Japońskie okręty szkolne składały wizyty w Meksyku. W roku 1911 z oficjalną wizytą przybył admirał Yasziro, naczelny dowódca floty japońskiej. Podejmowany przez meksykańskiego ministra wojny wykwintnym bankietem w Chapultepec, admirał powstał z krzesła raczej niezupełnie prosto, jako że do tej pory podano już siedem dań i siedem rodzajów wina, by wznieść toast z okazji „tego braterskiego święta" meksykańskiej i japońskiej armii oraz marynarki wojennej, a także by wygłosić mowę, w której roiło się od wróżb o wspólnej akcji przeciwko pewnemu wspólnemu wrogowi. Podkreślił podobieństwa narodów Meksyku i Japonii: „Ta sama krew"' płynie w ich żyłach (głośne oklaski), obydwa posiadają nieujarz-mione wulkany, które choć chwilowo drzemią, mogą wszakże w * Na rzecz Stanów Zjednoczonych (paltrz wstęp „Od redakcji"). 44 każdej chwili wybuchnąć i cały świat wprawić w drżenie swą gwałtowną siłą (okrzyki aprobaty); oba budują floty i armie, by stawić opór zniewagom ich narodowego honoru (Viva Japon! Abaja los gringes!) *. Nie pozostawiono jakichkolwiek wątpliwości co do tożsamości wspólnego wroga. •Skoro Ameryka nie rozumiała lub może nie chciała rozumieć tych złowieszczych znaków, Berlin zdecydował się wyjaśnić to jej w sposób przekonywający. W lutym 1911 niemiecki szpieg o niemal zbyt teutońskim nazwisku — Horst von der Goltz — przybył do Paryża z rozkazem wykradzenia projektu tajnego traktatu, który miał jakoby negocjować z japońskimi przedstawicielami we Francji Jose Yves Limantour, minister finansów Meksyku. Limantoura uważano za najzdolniejszego męża stanu w Meksyku i prawdopodobnego sukcesora prezydenta Porfirio Diaza; przybył on do Paryża, by zaciągnąć pożyczkę, a równocześnie, by poczekać na rezultat powstania, które mogło sprawić, że starego Diaza wreszcie się przepędzi. Zgodnie z upiększonym zeznaniem, jakie dużo później złożył von der Goltz, nawiązał on kontakt z Limantourem i przy pomocy rolls-royce'a, kilku apaszy z paryskiego półświatka, dzikiej libacji i zaprawionego - narkotykiem trunku, w efekcie doprowadził do stanu nieprzytomności meksykańskiego ministra i wykradł mu ten ważny dokument w sposób najbardziej godny pochwały, w stylu płaszcza i szpady. Natychmiast zjawili się dwaj milczący, na czarno ubrani kurierzy z Berlina i uwolnili go od łupu, a w kilka tygodni później kopię tajnego traktatu przedłożono przerażonemu amerykańskiemu ambasadorowi w Meksyku Henry Lane Wilsonowi. Co prawda ambasador stanowczo zaprzeczył, by coś "podobnego w ogóle miało miejsce, a grzeczność nakazuję, by dać więcej wiary słowom amerykańskiego dyplomaty niż niemieckiego szpiega, niemniej Wilson spiesznie udał się do Waszyngtonu na początku marca, by przeprowadzić rozmowy z następcą Roosevelta, prezydentem Taftem, jak również z jego ministrami. Następnego dnia po jego przybyciu, to jest 6 marca, cały kraj zaskoczyła wiadomość, że prezydent postawił w stan gotowości na granicy meksykańskiej dwadzieścia tysięcy żołnierzy, czyli dwie trzecie całej . regularnej armii, a ponadto pełną parą wysłał flotę do Zatoki Meksykańskiej. Taft oświadczył, że są to jedynie manewry, lecz wszyscy mówili, iż oznacza to wojnę z Japonią. Do El Paso, gdzie znajdowała się główna kwatera zmobilizowanych wojsk, błyska- * Hiszpańskie: „Niech żyje Japonia! Precz z Amerykanami!" Wszyscy cudzoziemcy w krajach Ameryki Łacińskiej, a w szczególności pochodzący ze Stanów Zjednoczonych, względnie tych krajów, gdzie język angielski jest uznany za urzędowy — byli i nadal są przezywani „gringos". Słowo to mieści w sobie odcień obelżywości (przyp. tłum.). 45 wicznie zjechali się korespondenci, przekazując swym redakcjom t opowieści o żołnierskich trąbkach sygnałowych, obozowych ogniskach, prażonej fasoli i wojskowym bałaganie. Wśród tłumu w El Paso szczególną uwagę przyciągał nieznany mężczyzna w mundurze. Odkryto, że jest to major Herwarth von Bittenfeld, niemiecki attachć wojskowy z Waszyngtonu. Gzego ten dżentelmen szuka w Teksasie? Miejcie go na oku, gdyż na pewno nie przybył tutaj, by przyglądać się manewrom. Teksas i inne pograniczne stany wrzały z niepokoju. W forcie Sam Houston ludzie zapewniali się nawzajem, że na wybrzeżu Oceanu Spokojnego pojawiła się japońska flota. W San Antonio twierdzono, że już na Wielkanoc armia znajdzie się w stolicy Meksyku. Każdy japoński statek przybywający do Seattle lub do San Francisco miał — jak mówiono — wyładowywać kolonistów, których spiesznie przetransportowywano do Meksyku. Czujni patrioci wypatrzyli tuż po drugiej stronie granicy podejrzanych ludzi o rysach orientalnych, którzy co prawda nosili' cywilne ubrania, za to mieli „wojskowy wygląd", a do tego wcale nie poszukiwali pracy. Donoszono, że w strategicznych punktach meksykańskiego wybrzeża Pacyfiku umieszczono w kryjówkach pięćdziesiąt tysięcy karabinów. W zagranicznych stolicach huczało od „autorytatywnych" wiadomości (zdumiewająco jednomyślnych) o tajnym układzie. Przypisywano Japonii, że nie tylko uzyskała bazę dla bunkrowania węgla w Zatoce Magdaleny, lecz nadto i koncesję na transmeksy-kańską linię kolejową na przesmyku Tehuantepec *, łączącą wybrzeża Pacyfiku i Atlantyku. Pomimo aż męczących zaprzeczeń japońskich ambasadorów we wszystkich stolicach oraz oficjałów meksykańskich wieści te kursowały uporczywie, z całym zadowoleniem upiększane i rozdmuchiwane przez źródła niemieckie. Prasa niemiecka biorąc własne pragnienia za rzeczywistość zapowiadała kategorycznie, że w ciągu -trzech dni Amerykanie przekroczą granicę, obalą Diaza i dla zabezpieczenia Kanału Panam-skiego przyłączą do swego kraju cały Meksyk. Pogłoski rozchodziły się tak szybko, że prezydent Taft musiał publicznie zaprzeczyć, by ta mobilizacja miała jakikolwiek związek z Japonią. Mówił prawdę, lecz nikt mu nie wierzył, tym bardziej że Niemcy podjęły pewne działania, by ten brak wiary utwierdzić. Dziewiątego kwietnia na pierwszej stronie poważnego dziennika nowojorskiego Evening Sun ukazała się sensacyjna wia- * Tehuantepec — przesmyk pomiędzy zatoką Campeche, będącą najbardziej na południe wysuniętą niecką Zatoki Meksykańskiej, a zatoką Tehuantepec na Oceanie Spokojnym, wrzynającą się (w najwęższe pasmo Meksyku. Przesmyk ten jest uznany za naturalną granicę między Ameryką Północną i Południową (przyp. tłum.). 46 domość pod tytułem: „Fotografia tajnego traktatu!" Artykuł przytaczał niemal tę samą opowieść, jaką o wiele później von der Goltz zawarł w swych opublikowanych wyznaniach, pomijając jednak własny w tej sprawie udział. Tajny układ z Japonią rzeczywiście istnieje — informował cały świat Evening Sun — i został ratyfikowany przez rząd Diaza. Ambasador Wilson w jakiś sposób uzyskał jego oryginał, sfotografował, po czym dokument wrócił do najtajniejszych sejfów meksykańskiego ministerstwa spraw zagranicznych. 'Ambasador — kontynuował Sun — natychmiast wsiadł w pociąg do Waszyngtonu, telegraficznie zapowiadając swe przybycie, a po przyjeździe pokazał ową fotokopię wstrząśniętemu prezydentowi i rządowi. Szef sztabu, generał Leonard właśnie jadł lunch w klubie. Gdy otrzymał pilne wezwanie do Białego Domu, rzucił secwetikę na stół i pospieszył na konsultacje. Tego samego dnia postawiono wojska w stan gotowości. Ambasador Wilson udał się do Nowego Jorku na spotkanie z Li-mantourem, który właśnie przybywał z Paryża, i oświadczył mu — jak pisał Evening Sun — że ma przekazać ustnie prezydentowi Diazowi, iż Stany Zjednoczone żądają anulowania traktatu w ciągu sześciu dni, w przeciwnym bowiem razie rząd podejmie zdecydowaną akcję. Ta zakulisowa historia, poszlakowa, lecz zaprawiona dramatycznymi efektami i podparta prestiżem Evening Sun, bez reszty przekonała opinię publiczną, że Meksyk ma stać się bazą inwazyjną Japończyków. „Żółte Niebezpieczeństwo" stało się równie popularne jak „indyczy kłus" *, rodząc w duszach Amerykanów szczególną wrażliwość na wszelkiego rodzaju alarmy dochodzące z drugiej strony granicy. Alarmy, które miały powracać przez dobre kilka lat. A co uczynił ambasador Wilson, jedyny człowiek, który mógł ukręcić łeb tej plotce zwykłym oświadczeniem? Publicznie nic. Prywatnie przekazał departamentowi stanu wiadomość, że nigdy nie trzymał w rękach żadnego tajnego traktatu. Prócz tego powiedział im coś więcej. To mianowicie, że specjalny korespondent Evening Sun, niejaki pan Ritchie, przyznał się mu osobiście, iż napisał cały ten słynny artykuł opierając się na informacjach dostarczonych mu przez... '(jak mądry czytelnik z pewnością natychmiast się domyślił) majora Herwartha von Bittenfelda. Wszystko to było oczywiście niemieckim wymysłem. Prezydent Taft rzeczywiście postawił armię amerykańską w stan gotowości, lecz nie po to, by udaremnić inwazję Japończyków na amerykańskie terytorium, ale ze względu na meksykańskie zagrożenie dla ' „Turkey's trot" — nazwa modnego wówczas tańca w Stanach Zjednoczonych dprzyp. tłum.). 47 amerykańskiego biznesu, wynikające ze stale wzrastającej groźby powstania. Pospieszna podróż ambasadora Wilsona do Waszyng-. tonu, jak również natychmiastowa reakcja Tafta, zostały podjęte w nadziei zastraszenia rebeliantów, a równocześnie podparcia, a nie obalenia reżymu Diaza. Obaj nie mieli najmniejszego zamiaru dokonania inwazji Meksyku, choć było to z ich strony wielce nietaktowne, by tak rozczarować kajzera i wcale nie przekroczyć granicy. Istnienie, czy nieistnienie tajnego traktatu Japonii z Meksykiem, jak również to, czy von der Goltz wykradł go — nigdy nie zostało wyjaśnione, lecz dla samej sprawy jest bez znaczenia. W historii przyszłe wydarzenia w mniejszym stopniu są uwarunkowane tym, co rzeczywiście miało miejsce, niż tym, co ludzie myśleli, że się stało. Niemcom udało^się nie tylko przekonać Amerykanów, że wspólna japońsko-meksykańska akcja przeciwko Stanom Zjednoczonym jest możliwa, lecz nawet zdołali uwierzyć w to sami. Tak oto wykopano pierwszy dołek pod Zimmermannem. Przez cały ten czas kajzera wciąż swędziały palce, by wywołać jakąś nową latynoamerykańską awanturę, wkrótce zresztą to zrobił. Powstanie w Meksyku, które niemal chlupotało Diazowi pod butami, dostarczyło mu następnej okazji. „Natychmiast zajqc magazyny celne!" Gdy do stolicy wjeżdżał na białym koniu Francisco Madero, przywódca rewolucji, która w roku 1911 rozerwała stalowe szpony Porfirio Diaza, peoni witali go jako apostoła i wybawiciela Meksyku. Natomiast dawny reżym już szykował broń i sprężał się do kontrataku. Nie minęły nawet dwa lata, .podczas których Madero oddawał się wszczepianiu demokracji w twardy pień feu-dalizmu, gdy reakcja ruszyła do boju. Podczas dziesięciu dni terroru i bombardowań zginęło dziesięć tysięcy ludzi, zaś Meksyk miał nowego człowieka ze stali, który pod zasłoną z krwi i armatniego dymu dokonał skoku po władzę. Był nim generał Victoriano Huerta, Indianin czystej krwi, o płaskim nosie, głowie w kształcie armatniego pocisku, oczach sfinksa schowanych poza absolutnie nie pasującymi do niego okularami oraz butelką brandy zawsze w zasięgu ręki. Chytry, cierpliwy, małomówny i rzadko kiedy trzeźwy, ostrożnie krok po kroku robił karierę w armii aż do funkcji naczelnego wodza. Służył zarówno pod Diazem, jak 4 Madero, którego teraz właśnie zdradził i aresztował. Dawna klasa rządząca i zagraniczni kapitaliści z wdzięcznością powitali go jako swojego wybawcę. Dwa tygodnie po zamachu Huerty, w nocy 22 lutego 1913, Madero i jego wiceprezydent Pino Suarez zostali skrytobójczo zamordowani, gdy pod ochroną straży przewożono ich z aresztu domowego w pałacu rządowym do centralnego więzienia. Powszechnie uważano, że stało się to z rozkazu Huerty, choć nigdy nie znaleziono dowodów potwierdzających jego bezpośredni udział. Historia wybrała dokładnie ten właśnie moment na uroczystości inauguracyjne Woodrowa Wilsona jako nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Na swój sposób i on także był apostołem, co prawda nie mesjaszem jak Madero, lecz raczej Lutrem, absolutnie zdecydowanym na wprowadzenie reformacji; wykształcony, nieprzekupny i niewzruszenie pewny swojego celu i racji, 4 — „Telegram Ziramermanna" 49 sam sobie powierzał mandat, jak gdyby mu to zlecił elektorat, wymiecenia żelazną miotłą poprzednich niegodziwości i świeżo powstałej zachłanności oraz ustawienia amerykańskiej polityki na właściwym wysokim poziomie moralnym. Czasy domagały sią reformy; była ona także hasłem na sztandarze Wilsona. Za sobą wprowadził na urzędy innych żarliwych zwolenników „Nowej Wolności" *, a wśród nich Williama Jenningsa Bryana, najbardziej nieprawdopodobnego sekretarza stanu, jakiego Ameryka kiedykolwiek posiadała, oraz Josephusa Danielsa — pacyfistę, który został ministrem marynarki wojennej. Dla nich, podobnie jak i dla Wilsona, generał Huerta uosabiał wszystko, co tylko mogło budzić odrazę. Mimo to, podczas mającego nastąpić długotrwałego pojedynku z Huerta, Wilson nie był w stanie pozbyć się „skrytego podziwu" dla tężyzny swego oponenta. Rzucając nań publiczne gromy, przyznawał się prywatnie, że znajdował go „zabawnym brutalem... tak fałszywym, tak szczwanym, tak pełnym zuchwałości, a przy tym tak odważnym ... rzadko kiedy trzeźwym, a stale niemożliwym i mimo wszystko zawsze nieugiętym szermierzem sprawy własnego kraju". Dla Huerty natomiast, jako człowieka niewielu słów, Wilson był ipo prostu tym „puryta-ninem z Północy". Zamordowanie Madery, prezydenta reformatora jak i on sam, miało miejsce na kilka dni przed inauguracją Wilsona. Wydarzenie to, które tak !blisko się on otarło, wstrząsnęło nim niewspółmiernie. Właściwie nie było ku temu powodu, gdyż w ciągu ostatnich stu lat Meksyk niemal nie posiadał władcy, który by nie skończył życia śmiercią gwałtowną, lecz Wilson odczuł zabójstwo Madery, jak gdyby utracił własnego brata. Jest możliwe, że jego oburzenie powiększyło poczucie, że i z nim może wydarzyć się podobnie. Od dnia, w którym przejął urząd, czyli od 4 marca 1913, był opanowany obsesją, że będąc bojownikiem „Nowej Wolności" i wrogiem „brudnych interesów" ma oczywisty obowiązek zdjąć z grzbietów Meksykanów generała Huertę, „uzurpatora". Zdecydował, że Meksyk powinien być rządzony zgodnie z wolą samych obywateli, a w jakiś sposób właśnie on jest odpowiedzialny za doprowadzenie do tego celu. W tym samym czasie Japonię ogarnęła wściekłość, gdyż władze Kalifornii wprowadziły ustawę zakazującą obywatelom japońskim zakupywania na własność, a nawet wydzierżawiania ziemi w tym stanie. Japonia nie mogła zrozumieć, że rząd federalny jest bezsilny i nie może uchylić ustawy stanowej, a do tego była głęboko przekonana, że cała ta sprawa jest świadomą zniewagą, * Woodrow Wilson byl pierwszym od 199-7 .roku prezydentem z ramienia paxtii demokratycznej. Jego hasłem wyborczym ustalonym przez partię było „New Freedom" (nowa wolność) (przyp. tłum.). 50 toteż ostro protestowała w Waszyngtonie. Powietrze nad Pacyfikiem było nasycone elektrycznością politycznego napięcia; wydawało się, że od dawna-przepowiadana wojna może wybuchnąć właśnie teraz. Wilsona rozsadzała chęć wykonania planów reform w kraju, zniszczenia karteli, przepędzenia dyrektorów spółek akcyjnych równocześnie zasiadających w „konkurencyjnych" rzekomo przed-, siębiorstwach, przegonienia z okopanych szańców „dolarowych dyplomatów" *. Ledwie wszedł do Białego Domu, a już stanął w obliczu wojny z Japonią', jak i wobec poważnego kryzysu w Meksyku. • „Czy to ironia losu — powiedział zatroskany — że mój rząd będzie się zajmował głównie sprawami zagranicznymi". Uwaga ta, którą złośliwy los już wkrótce miał potwierdzić, była słabym eufemizmem dla scharakteryzowania owej epoki. W takiej to chwili, gdy rozeszły się nowe pogłoski, że Japonia właśnie wówczas proponuje Meksykowi tajny sojusz, człowiek nie kierujący się tak twardymi zasadami jak Wilson nie zaryzykowałby wepchnięcia Meksyku w ramiona Japończyków przez równoczesne osłabienie i zrażenie sobie meksykańskiego rządu. O szczególnej sile Wilsona, jak również wynikającej z niej słabości, stanowił fakt, iż był głęboko przekonany o czystości, własnych motywów. W związku z tym postępował bez wahania w sposób, który sam uznawał za słuszny, niezależnie od tego, czy przynosiło to korzyści. Dźgał w „tego łajdaka Huertę" postanawiając pozbawić go władzy przy* pomocy nieuznawania jego rządu. Powstrzymywanie się z uznaniem Huerty oczywiście sprawiło, że pojawił się rywal w osobie generała Carranzy, któremu udało się wzniecić powstanie na północy, w pobliżu granicy amerykańskiej. Jego wojska przesuwały się obecnie na południe, rosnąc z każdym dniem w 'siły. Carranza powołał własny rząd i tym samym stworzył z Meksyku amerykańskie Bałkany, wprost zapraszając zagranicznych intrygantów do wkroczenia. Skoro obydwie strony * Theodore Roosevelt piastował urząd prezydenta w latach 19C1—9, energicznie bronił praw „zwykłego człowieka" i otwarcie krytykował „krzywdzicieli połiadających wielkie bogactwa". Postanowił zniszczyć kartele i monopole, lecz jego postępowe reformy nie tyle były skierowane ku zlikwidowaniu „wielkiego ibusinessu", ile miały na celu wprowadzenie pewnych xeguł gry. Uważał, że Stany Zjednoczone posiadają bezpośrednie interesy w państwach Ameryki Łacińskiej i prawo do kierowania ich polityką. Popierał „dolarową dyplomację" (W rejonie Karaibów. Dążył do realizowania zasady „otwartych drzwi" w Chinach. Jego następca Wliliarn Howard Taft, (popierany iprzez niego, był prezydentem w latach 1909'—13 i szczególnie zajmował sią 'sprawami Ameryki Łacińskiej. Faworyzował niektóre wielkie przedsiębiorstwa, czym naraził się na krystykę, i prowadził w handlu politykę protekcjonizmu. Kontynuował antytrustową politykę Roosevelta i popierał „dolarową dyplomację" w Ameryce Południowej i Środkowej, lecz był dużo bardziej konserwatywny {przyp. tłum.), 51 starały się o broń, pieniądze i wszelkie inne wsparcie z zagranicy, Meksyk stanął otworem wobec każdego przedsiębiorczego poszukiwacza pęknięć i rys w doktrynie'Monroego. Więcej było takich, którzy tylko czekali na właściwy moment. Tegoż lata 1913 roku Japonia z całą satysfakcją sprzedała Huer-cie potężny tramsporktaroni; by zaś jeszcze bardziej dokuczyć Wil-sonowi, zaprosiła do siebie specjalną misję, która przybyła pod osobistym przewodnictwem senatora de la Barry, ministra spraw zagranicznych Meksyku. Zgotowano mu demonstracyjnie gorące publiczne powitanie, a cesarz przyjął go osobiście: Przewidywania Niemiec o możliwym powstaniu kłopotów natychmiast odżyły. Wyglądało na to, że szerzące się od dawna pogłoski o sojuszu Meksyku z Japonią obecnie nabierają realnego kształtu. Meksyk miał dwa tysiące mil niczym nie bronionego wybrzeża nad Oceanem Spokojnym. Jego północna granica ze Stanami Zjednoczonymi rozciągała się na 1200 mil od Teksasu do Kalifornii, przylegając przy tym na całej długości do terytorium, które nie tak dawno należało do niego] Meksykanie dobrze pamiętali Alamo *. Krótko mówiąc Meksyk był miękkim podbrzuszem Stanów Zjednoczonych. Prezydent Wilson notabene wcale nie dbał o strategię, myślał jedynie o reformach. Uwiedziony magicznym słowem „konstytucjonaliści", które dla swej partii przybrał Carranza, a może szlachetnym kształtem jego długiej białej brody, z powodu której wyglądał jak połączenie Johna Browna ** i proroka Izajasza — Wilson uznał, że znalazł w nim nowego przywódcę uciśnionych. Oto właściwy człowiek dla Meksyku — zdecydował w imieniu samych Meksykanów. Lud meksykański musi otrzymać demokrację, niezależnie od tego, czy jest do niej przygotowany, czy nie. „Moja gorącą miłość kieruję ku tym borykającym się z nędzą 85 procentom, walczącym o wolność" — oświadczył. Niestety owi borykający się z nędzą w liczbie 85 procent nie byli w stanie dostrzec różnicy pomiędzy Huertą i Carranza i właśnie oni kulili się ze strachu w swych nędznych chatkach albo uciekali na wzgó- * Alamo (hiszp. = bawełna), ufortyfikowany budynek misyjny w San Antonio w Teksasie, zwany później „kolebką niepodległości Teksasu". Położony na terenie Meksyku, na którym osiedlało się coraz więcej Amerykanów. Oni właśnie w 1836 wszczęli „rewolucję" mającą .na celu oddzielenie się od Meksyku i ogłoszenie niepodległości. Generał Lopez de Santa Anna, ówczesny prezydent Meksyku, ruszył z ekspedycją i zdobył w 1845 r. Alamo, gdzie schroniło się 200 Amerykanów. Wszyscy zostali wycięci w pień (przyp. tłum.). ** John Brown, 1800—1859, zwolennik zniesienia niewolnictwa Murzynów przygotował ich powstanie i przewodził atakowi na arsenał w Harpers Ferry; powieszony za zdradę (przyp. tłum.). 52 rza w nadziei uratowania choćby osiołka czy worka kukurydzy, a tymczasem pomiędzy rywalizującymi tyranami trwały zawzięte boje. Na próżno ambasador Henry Lane Wilson przestrzegał przed przerażającymi perspektywami niepokojów i anarchii, jakie ogarną Meksyk w przypadku, jeśli Huertą nie zostanie szybko umocniony przy władzy. Prezydent, który pogardzał tym drugim Wil-sonem jako najbardziej reprezentatywnym dla „dolarowych dyplomatów, pozostałym mu w spadku po prezydencie Tafcie (i którego uważał za przynajmniej w połowie odpowiedzialnego za zamordowanie Madery, jako że odmówił on udzielenia schronienia prezydentowi Meksyku) — zerwał wszelkie kontakty z własnym ambasadorem. Polityka Wilsona wzbudziła niepokój również w krajach europejskich. Podczas trwania reżymu Madery drżały one o zainwestowane w Meksyku pieniądze, toteż zamach Huerty powitano z radością, gdyż obiecał on przywrócenie dawnych porządków. Odmowa Wilsona uznania Huerty zarówno rozczarowywała, jak i 'bolała. Wszystkie te kraje przekonywały Wilsona o1, konieczności udzielenia wsparcia zdrowemu i stabilnemu rządowi w Meksyku. „Najlepszą rzeczą, jaka może się wydarzyć, to pozyskanie sobie jak najszybciej dyktatora, który potrafi wprowadzić porządek i zapewni szansę dla materialnego i edukacyjnego postępu" —- doradzał lord Bryce, którego nie sposób było zbyć wzruszeniem?", ramion jako narzędzia „brudnych interesów", gdyż był on bry- * tyjskim ambasadorem w Waszyngtonie. Kajzer ujął sprawę bardziej zwięźle. „Moralność — oświadczył — jest nader pożyteczną ideą, ale co z.naszymi dywidendami?" Wilsona nie sposób było jednak odwieść od samemu sobie narzuconej misji wypchnięcia z siodła „tego osobnika, który sam się nazwał prezydentem Meksyku". Mimo że aż szesnaście państw uznało prawo Huerty do nazywania siebie prezydentem, w oczach Wilsona Huertą pozostawał nadal symbolem politycznego grzechu. Uważał go za złotego cielca, przed którym ponownie popadający w grzech Meksykanie oraz „dolarowi dyplomaci" biją pokłony; pogańskiego bożka, którego on, wiedziony głosem pochodzącym z samego wnętrza góry Synaj *, powinien zmiażdżyć. Czynnikiem, który przyśpieszył dojście całej sprawy do punktu kulminacyjnego, stała się nafta. W tym bowiem czasie wszystkie floty wojenne na świecie zakończyły właśnie proces zmiany paliwa z węgla na ropę, a meksykańska ropa pokrywała jedną czwartą światowego zapotrzebowania. Meksyk także dostarczał z * Góra Synaj, położona w południowej części Półwyspu Synajskiego. Tam właśnie Mojżesz miał otrzymać zbiór praw (Dziesięcioro Przykazań, Dekalog) od samego Pana Boga. (Druga księga Mojżeszowa, 19) (przyp. tłum.) 53 kilku spółek, należących do jednego człowieka, lorda Cowdray, praktycznie całą ropę, używaną przez flotę 'brytyjską. O godzi-. nie jedenastej wieczorem, kiedy kończyły się już przesypywać ziarnka, piasku ,w klepsydrze ery pokoju, rywalizacja pomiędzy flotą brytyjską i niemiecką doszła do szczytowego napięcia. Flota brytyjska całkowicie zależała od meksykańskiej ropy, zaś los Brytanii całkowicie zależał od jej floty. Lord Cowdray w widoczny sposób stawał się coraz bardziej zaniepokojony. Jego przyjaciel sir Lionel Garden, ambasador brytyjski w Meksyku, wił się w męce z powodu udaremniania mu — jak dotąd — zawieszenia nagrody na szyi Huerty w formie oficjalnego uznania jego rządów, czego jego zdaniem wymagały brytyjskie interesy. Wymyślał od wszystkich diabłów Londynowi za nienadsyłanie noty z formalnym uznaniem, Londyn natomiast przekazywał psio- czenie do Waszyngtonu. Na to Wilson coraz bardziej zapierał się nogami. Brytyjskiego ambasadora, podobnie jak i swego własnego, traktował z zimną odrazą, gdyż spoza ramion sir Lionela majaczyła mu w oczach postać lorda Cowdraya, podobna mrocznemu potworowi, pozostawiającemu wszędzie, gdziekolwiek by szedł, ślady stóp nasączone ściekającą z nich ropą. Jednakowoż Anglia doszła do przekonania, że kontrakt lorda Gowdraya na dostawą ropy dla brytyjskiej floty ma bardziej przekonywającą wymowę niż miłość prezydenta dla owych pogrążonych w nędzy peonów. 3 maja Anglia uznała formalnie generała Huertę. Rozczarowanie Wilsona jeszcze bardziej powiększył świeżo nadesłany gwałtowny protest Japonii przeciwko kalifornijskiej ustawie, zakazującej cudzoziemcom posiadania nieruchomości. Prezydent zachował spokój, lecz połączone sztaby marynarki wojennej i armii — wprost przeciwnie. Wydały one nie uzgodniony z nikim rozkaz wysłania pięciu krążowników z baz w Chinach do Manili, a oprócz tego zaleciły, by flota Pacyfiku natychmiast skierowała się na Hawaje, zaś dwa inne okręty do Panamy. Te drastyczne posunięcia, przy czym zadbano o przecieki do prasy, sprawiły, że kraj ogarnęło podniecenie. Prezydent natomiast wściekł się tak niesłychanie, że rozwiązał połączone sztaby obu służb i to z takim rezultatem, że przez cały rok 1914 i część 1915 Stany Zjednoczone nie posiadały ich wcale. „Żółte Niebezpieczeństwo" stało się hasłem dnia. Minister marynarki Daniels skarżył się, że jego admirałowie „całymi nocami myślą, w jaki sposób Japonia wytycza plany zaatakowania Ameryki i jak będzie się skradać skokami, 'zdobywając po drodze Filipiny, a po nich Hawaje". Ponieważ był to właśnie plan inwazji na Pearl Harbor, naszkicowany z wyprzedzeniem dwudziestu ośmiu lat, to przynajmniej owi admirałowie z poprzedniej generacji wykazali właściwą czujność. Za to Daniels — jak to sam wyraził 54 X — był oburzony ich „obsesją", zaś prezydent uznał ją za objaw „braku taktu" i to właśnie w chwili, gdy on sam starał się załagodzić japońskie uczucia i zachować pokój. W Meksyku tymczasem nie osiągał niczego. Zaalarmowani rosnącym antyamerykanizmem, jaki wywoływała polityka Wilsona, najpoważniejsi inwestorzy amerykańscy przedłożyli mu memorandum, w którym domagali się uznania Huerty pod warunkiem, że zarówno Huerta, jak i Carranza zagwarantują wolne wybory, w przeciwnym bowiem razie — twierdzili — „Wielka Brytania i Niemcy wyciągną Meksyk z kłopotów, a wtedy amerykański prestiż w tym kraju zostanie zniszczony". Wilson raz przynajmniej ustąpił, posłuchał i niemalże zaakceptował ich radę. Poszedł tak daleko, że zredagował do Huerty posłanie zgodne z sugestiami przemysłowców, lecz gdy doszło do faktycznego przekazania uznania „temu beznadziejnemu brutalowi", zaczął je obracać w rękach, jak szklankę z obrzydliwym lekarstwem. Gdyiby wówczas zdecydował się je połknąć, amerykańska karta nigdy nie zostałaby splamiona krwią w Veracruz. Lecz właśnie otrzymał poradę znacznie bliższą jego przekonaniom. Oto William Bayard Hale, ten sam, któremu kajzer udzielił niedyskretnego wywiadu, ponownie odcisnął swe kroki na ścieżce tej historii. Jako dziennikarz Hale związał się z hasłem „Nowa Wolność". Zlecono mu napisać biografię Wilsona na użytek kampanii wyborczej w roku 1912. Ponieważ swymi zdolnościami wywarł głębokie wrażenie na prezydencie, został iprzez niego Wysłany w poufnej misji do Meksyku dla zebrania faktów. Jego kwalifikacje do tejże misji polegały na tym, że o Meksyku nie miał najmniejszego pojęcia, natomiast dobrze znał Wilsona. Rzut oka wystarczył, by przygotować Wilsonowi raport, jakiego ten właśnie pragnął, a mianowicie, że Huerta jest szatanem, że jego reżym nie ma szans przetrwania, eo więcej, że ambasador Wilson ostatnio podejmował tego szatana obiadem! A to doskonałe! Wilson natychmiast wycofał uznanie rządu Huerty i wysłał następnego poufnego wysłannika z listem do niego, w którym informował, że w nadchodzących wyborach powinien wycofać swoją kandydaturę. Ameryka — pisał Wilson — „kierując tę radę do Meksyku usiłuje mieć na względzie wyłącznie dobro tego kraju". Jak Cromwell * występując przeciwko stronnikom Karola I, tak * Oliver Cromwell, 1599—1658, przywódca purytańskiej rewolucji w Anglii. W bitwie pod Naseby pobił wojska króla Karola I Stuarta, którego z wyroku powołanego przez siebie sądu ścięto. Krwawo stłumił powstanie popleczników króla w Szkocji i Irlandii, gdzie osiedlił Anglików. Zdobywszy władzę dyktatora ogłosił się w roku 1653 lordem protektorem Anglii. Jego rządy umocniły potęgę handlową i morską Anglii. Charakterystyczną cechą Gromwella była głęboka wiara i niezachwiane poczucie słuszności postępowania {przyp. tłum.). 55 i Wilson bez żadnych wahań wiedział, że to on ma rację, a nie Huerta. Lecz choć istotnie pragnął ukrócić wyzysk meksykańskiego ludu, Wilson wobec szefa sąsiedzkiego państwa przybrał ton zastraszania, nie najlepiej nadający się do perswazji. Choćby Huerta był najbardziej niegodziwy, to jednak dzierżył władzę, a będąc Aztekiem miał i dumęv Jego. odpowiedź na radę Wilsona była zręczna i nie pozostawiająca złudzeń. 'Jak drapieżny ptak rzucił się na meksykański kongres, zaaresztował 110 deputowanych i przepędził resztę. Gdy zgodnie z poprzednio wyznaczonym terminem przeprowadzono wybory, nikt nie był bardziej zdziwiony niż sam generał Huerta, gdyż został wyborem zatwierdzony na stanowisku prezydenta Meksyku. Wilson, ąktóry oczekiwał, że Meksyk będzie się zachowywał podobnie do nowoczesnych demokracji, pomimo że rozwój polityczny tego kraju osiągnął wówczas poziom mniej więcej równy Francji sprzed okresu Bastylii, był straszliwie wstrząśnięty aresztowaniem deputowanych. Przyjął to za osobistą zniewagę, a także „działanie, którego nie można traktować inaczej, jak tylko akt złej woli, skierowany przeciwko Stanom Zjednoczonym". Nie przyniósł mu ukojenia jego własny ambasador w Londynie Walter Hines Page, który przekazał, że Anglia nie okazuje należytego uznania dla jego „moralnego" stanowiska w problemie meksykańskim. Boleśnie dotknięty Wilson ogłosił publicznie, iż uważa , za swój „oczywisty obowiązek" przepędzenia uzurpatora i to „wszelkimi środkami, jakie okażą się konieczne, by zapewnić re- - zultat". Gniew doprowadził Wilsona do trudnej sytuacji; Wielka Brytania podjęła zadanie ułagodzenia go. Sir Edward Grey, minister spraw zagranicznych z partii liberalnej, niezadowolony z obranego przez Wilsona kursu wobec Meksyku, delegował do Waszyngtonu specjalnego wysłannika, w osobie sir Williama Tyrrel- la, który przezwyciężając podejrzliwość prezydenta skłonił go do szczerej wymiany zdań. Wśród innych wrażeń, jakie przywiózł do kraju i zamieścił w raporcie, Tyrrell napisał, że Wilson odpWia-dając na pytanie, jaką zamierza prowadzić politykę wobec Meksyku, oświadczył: „Zamierzam nauczyć latynoamerykańskie republiki, aby wybierały właściwych ludzi". Zaledwie w kilka tygodni po powrocie Tyrrella Wilson z ogromnym zadowoleniem przyjął wieść, że ta jego betę noir (czarna owca), sir Lionel Garden, został przeniesiony na inną placówkę; co więcej, że lord Cowdray, zgodnie z tym, co donosił Page, stracił pewność siebie i „zawraca z podwiniętym ogonem". Ta miła zmiana nie nastąpiła wskutek tego, że Anglia nagle odczuła konieczność stosowania w polityce pryncypiów moralnych, lecz ze względu na to, iż sir Edward Grey skierował swe zainteresowa- 56 , ' nie na inny cel, dla którego potrzebował aktywnego wsparcia ze strony Wilsona, a mianowicie zniesienia opłat pobieranych przy przejściu przez Kanał Panamski. Grey nie wierzył, żeby z punktu widzenia moralności istniała jakaś większa różnica pomiędzy Huerta a Carranzą. Toteż zdecydował, że brytyjskie wsparcie dla Huerty tylko dlatego, że woli go od jakiejś jego kopii, różniącej się jedynie nazwiskiem, nie jest warte stwarzania problemu i podejmowania ryzyka wywołania wrogości Wilsona. Stąd więc elegancki gest w postaci odwołania sir Lionela, na co Wilson odpowiedział równie eleganckim zwróceniem się do kongresu z apelem o zniesienie opłat na Kanale Panamskim. Dżentelmeńskie porozumienie osiągnięto w pełni, zgodnie z najszczytniejszymi pryncypiami. Niezgłębionemu poza szkłami nie pasujących do niego okularów generałowi Huercie nie trzeba było wyjaśniać, co oznacza rozpoczęte wycofywanie się Anglików. Gdy Wilson wielce zadowolony, że nareszcie Anglicy właściwie ocenili jego zasady moralne, zniósł w lutym 1914 roku embargo na dostawy broni dla Carranzy, Huerta zrozumiał, że znalazł się w niezwykłe trudnym położeniu. W tej dramatycznej chwili otrzymał jednak pomoc. Niemcy dostrzegły okazję dla siebie. Ambasador niemiecki admirał von Hintze zgłosił się do Huerty z propozycją udzielenia pomocy militarnej przeciwko rebeliantom, pod warunkiem, że w przypadku wojny odetnie on dostawy ropy dla brytyjskiej floty. Już w kilka dni później borny ładunkowe na pokładach statków cumujących do nabrzeży w Hamburgu windowały do ładowni parowców „Ypiranga", „Bavaria" i „Kronprinzesseri Cecilie" ogromne skrzynie wypełnione karabinami, inną bronią oraz amunicją; portem ich przeznaczenia było Veracruz. Na scenie wydarzeń pojawia się teraz nowy okręt, a jest nim USS „Dolphin", okręt flagowy admirała Mayo. Zarzuca kotwicę na wodach meksykańskich tuż koło Tampico. Szóstego kwietnia uzbrojona szalupa, w której znajduje się siedmiu marynarzy wraz z oficerem, udaje się na brzeg, by załadować dostawy. W tym czasie obowiązywało w Tampico prawo stanu wyjątkowego. Podoficer huertysta, wykonując rozkaz niedopuszczenia, by jakikolwiek statek przybił do lądu, zaaresztował Amerykanów i odprowadził ich do swego dowódcy. Ów stając oko w oko z sytuacją mogącą się stać casus belli, a właśnie wkraczającą do jego kwatery dowodzenia, natychmiast rozkazał, by wszystkich marynarzy odesłać na „Dolphina". Na jego pokład wkrótce przybył oficer meksykański, przekazując wyjaśnienie incydentu i grzeczne przeproszenie od wojskowego komendanta Tampico. Mimo to admirał Mayo uznał, że amerykański honor wymaga, by na dowód złożenia oficjalnego przeproszenia Meksykanie od- 57 dali salut dwudziestu jeden strzałów artyleryjskich, jak również ukarali oficera, (który dokonał, aresztowania. Swe żądanie poparł ultimatum z terminem odpowiedzi w ciągu dwudziestu czterech godzin. Dopiero wtedy powiadomił Waszyngton o swych działaniach. Nie mając' pojęcia, jak do tego doszło, rząd znalazł sią w potrzasku. Ani Wilson, ani Bryan, ani też Daniels nie byli w stanie znaleźć szybkiego wyjścia z zaistniałej sytuacji kryzysowej, na wypadek gdyby Huerta odmówił przeproszenia. Wyznaczona w ultimatum godzina nadeszła i minęła, lecz żadna armata nie oddała salutu amerykańskiej banderze. W ciągu jednej nocy afera w Tampico rozdęła się do skali narodowej obrazy. Nagle rozpętało się dyplomatyczne piekło, wysyłano błyskawiczne telegramy, okręty wojenne pełną parą spieszyły do Zatoki Meksykańskiej, ultimata jak gradowe kule spadły na głowę Huerty. A ten nie ustępował. Dlaczegóż to — pytał z pełną ironii logiką — Stany Zjednoczone domagają się salutu od rządu, którego wcale nie uznają? Niemal pobity, stojąc w obliczu ruiny, naciskany przez mocarstwo dziesięciokrotnie większe niż jego kraj, odbijał ostateczne rozwiązanie argumentem po argumencie, dopóki przerażony i bezradny Wilson dostrzegł, że sam się wdrapał na piedestał narodowego honoru, z którego było tylko jedno wyjście: wojna. Pochwycony w sidła własnych sprzecznych wobec Huerty uczuć, w rzeczywistości Wilson mile powitał możliwość usunięcia dyktatora i jak to widział — sposobność oczyszczenia pola dla wprowadzenia demokracji w Meksyku. Co prawda wzdragał sią przed użyciem siły, lecz ręka sama sięgała po broń. Wysłał ostatnie, tym razem osobiste ultimatum do Huerty. Termin ultimatum upłynął 19 kwietnia o godzinie szóstej wieczorem. Na wypadek odmowy Huerty sankcje wojskowe miały przyjąć formę blokady i okupacji największego w Meksyku portowego miasta — Vera-cruz. Siłom zbrojnym wydano stosowne rozkazy, by się przygotowały do akcji. Godzina szósta minęła bez odpowiedzi Huerty, lecz tej nopy Wilson nie uczynił jeszcze niczego. Przez cały następny dzień 20 kwietnia w Waszyngtonie panowało ogromne zamieszanie; rozchodziły się najrozmaitsze plotki, nagłówki gazet kłuły w oczy. Wilson zwołał posiedzenie gabinetu na godzinę 10.30 i oświadczył, że zamierza prosić kongres o uchwalenie rezolucji upoważniającej do użycia siły dla zdobycia Ve-racruz. Mimo że, czego nawet nie trzeba podkreślać, przywiązywał niewiele wagi do salutowania bandery jako samego gestu, to jednak całość sprawy zawęził do tego jedynie problemu, co sprawiło, że wszyscy zebrani poczuli się wybitnie nieswojo. Jak wspomina jeden z członków gabinetu, sam prezydent był „wielce zaniepokojony" i zamknął posiedzenie apelem, iż jeśli którykolwiek z nich wierzy w modlitwy, powinien pomodlić się, zanim 58 zostanie podjęta decyzja, która „może wciągnąć naród w wojnę". Już w następnej chwili, w jednej z owych typowych dla niego zmian obranego kierunku postępowania, sprawiających, że często tak trudno jest Wilsona zrozumieć, reporterom czekającym na zewnątrz sali posiedzeń oświadczył, że „w żadnych możliwych do wyobrażenia okolicznościach nie zamierzamy walczyć z narodem Meksyku". Wkrótce po zakończeniu posiedzenia gabinetu nadszedł telegram od amerykańskiego konsula z Veracruz informujący o zbliżaniu się statku „Ypiranga", który jakoby przewozi transport broni dla Huerty. O drugiej po południu Wilson spotkał się w Białym Domu z czterema przywódcami izby reprezentantów i senatu. Odczytał im tekst rezolucji, którą kongres powinien uchwalić. Usprawiedliwiała ona użycie sił zbrojnych dla zadośćuczynienia Stanom Zjednoczonym zadanych „afrontów i zniewag". Przywódcom kongresowym oświadczył, że zamierza także zająć niemiecki statek, lecz gdy w godzinę później przybył na Kapitol, by osobiście przedstawić rezolucję, nic już o statku „Ypiranga" nie wspomniał. Kongres rozpoczął debatę na temat użycia sił zbrojnych i to tylko z powodu wyszłego już z użycia rytuału zadośćuczynienia narodowemu honorowi Stanów Zjednoczonych, toteż znalazło się wielu, którzy uważali sprawę za żenującą. Debata rozpoczęła się w nastroju pełnym skrępowania i wkrótce przemieniła się w gorzką. O osiemnastej zaniepokojony Wilson przybył na kuluarową konferencję; zapadła noc, a niczego nie rozstrzygnięto. Waszyngton poszedł spać przy zapalqnym loncie. Obecnie od terminu określonego w ultimatum upłynęły już ponad dwadzieścia cztery godziny bez spełnienia postawionych w nim żądań. Prawnie Wilson wcale ,nie potrzebował zatwierdzenia ultimatum przez kongres, lecz targany sprzecznościami sam nie podjął żadnych działań. Miał ogromną ochotę pociągnąć za spust pistoletu wycelowanego w Huertę, lecz błahość pretekstu, którą nawet zahartowani w manipulowaniu sprawami Ameryki Południowej dla własnej korzyści „dolarowi dyplomaci" wahaliby się użyć — powstrzymywała go. To, co nastąpiło później, przyspieszył niemiecki statek przywożący broń. W spokojnych godzinach przed świtem w dniu 21 kwietnia przenikliwy dźwięk dzwonka wyrwał prezydenta ze snu. Starając się jakoś obudzić wśród otaczających go ciemności uniósł słuchawkę. Mówił sekretarz stanu Bryan. Telefonował on w pidżamie ze swego domu na Calumet Place, Do rozmowy dołączył się jeszcze inny głos — ministra marynarki wojennej Danielsa, którego już poprzednio wyrwano z łóżka; jego aparat także podłączono do obwodu, by umożliwić potrójną rozmowę. Na parterze Białego Do- 59 mu sekretarz prezydenta, Joseph Tumulty, także w pidżamie, przysłuchiwał się całe^ rozmowie przez telefon wewnętrzny. — Panie prezydencie — powiedział Bryan dostrajając ton swej słynnej krtani do uroczystego charakteru kryzysu wybuchłego w środku nocy — przykro mi poinformować pana, ale przed chwilą otrzymałem telegram z Veracruz, z którego wynika, iż „Ypiran-ga" zawinie do portu o dziesiątej rano. — Co takiego? Ach tak, tak. Niech pan mówi dalej. — Telegram wysłał nasz konsul z Veracruz, William Canada. Depeszuje on, cytuję, że: „parowiec »Ypiranga« należący do linii Hamburg—Ameryka przybędzie jutro z Niemiec, przywożąc 200 karabinów maszynowych i 15 milionów sztuk amunicji; zacumuje przy nabrzeżu nr 4 i rozpocznie wyładunek o 10.30". Konsul Canada dodaje, że przy nabrzeżu stoją trzy pociągi gotowe do załadowania broni, każdy z lokomotywą pod parą. Mają one odjechać natychmiast po załadowaniu. Komendant wojskowy w Veracruz generał Maas oświadczył, że „nie podejmie walki, lecz odjedzie wraz z,całym wojskiem i taborem kolejowym już jutro, niszcząc za sobą tory". — Czy pan rozumie, co to oznacza, panie Bryan? — Strapienie i wahanie przebijało z głosu prezydenta. — Panie Daniels, czy jest pan na linii? Daniels, co pan myśli na ten temat? — Nie można dopuścić, by broń dostała się w ręce Huerty — odrzekł Daniels. — Mogę zatelegrafować do admirała Fletchera, by temu zapobiegł i zajął magazyny celne na nabrzeżu. Sądzę, że tak właśnie należy uczynić. Na chwilę zapadła cisza; każdy z nich, samotny w swoim pokoju, ze słuchawką przy uchu, odczuwał ciężar decyzji, jaką prezydent musi podjąć. Głos prezydenta przerwał ciszę: — Daniels, wyślij następujący rozkaz do admirała Fletchera: Natychmiast zająć Veracruz! Ta rozmowa przed świtem, znana odtąd w historii pod mianem „konferencji pidżamowej", uruchomiła inwazję Stanów Zjednoczonych na sąsiednie państwo. W górnych oknach ministerstwa marynarki zapaliło się światło i w parę minut później rozkaz ministra marynarki wojennej pobiegł przez mroczną noc stukotem kropek i kresek do admirała Fletchera w Veracruz: „Natychmiast zająć magazyny celne. Nie zezwolić, by dostawy broni dostały się w ręce rządu Huerty czy też kogokolwiek innego". Rankiem spacerując po pokoju Wilson oczekiwał wieści wraz z pobladłym i zdenerwowanym Bryanem i Danielsem, którego opuścił już cały tupet i humor. Towarzyszyli im minister wojny Garrison oraz doradca departamentu stanu Robert Lansing. W tym czasie oszołomiony kongres zgromadzony na wzgórzu Ka- eo pitolu ze złością i z niedowierzaniem dowiedział się, że ma teraz obradować nad rezolucją, zatwierdzającą akcję prezydenta podjętą już w środku nocy. Wprowadziło to Stany Zjednoczone do wojny o coś, co w powszechnym mniemaniu przedstawiało się jak „jakiś średniowieczny, a mało istotny gest ceremonialny", o drobne nieporozumienie na temat salutu. Już o godzinie 8.30 okręt flagowy admirała Fletchera, ze złowieszczymi sygnałami kodu flagowego trzepocącymi na wietrze, zablokował trasę, którą podążał statek „Ypiranga", i sprawił, że maszyny parowca zaklekotały całą.parą wstecz. W trzy godziny później amerykańska piechota morska i załoga okrętu wyroiła się na nabrzeże Veracruz, zajęła magazyny celne, tory kolejowe wraz z taborem, kabel, telegraf i urzędy pocztowe. Wtedy jednak zdarzył się godzien pożałowania pech: Meksykanie stawili opór. Skąd mogli wiedzieć, że biegnący pędem marynarze, z bagnetami osadzonymi na karabinach, przybyli do Meksyku jedynie po to, by, według słów prezydenta Wilsona, „służyć ludzkości"? Meksykańscy kadeci zabarykadowali się w kamiennym forcie i otworzyli ogień w kierunku najeźdźców. Mieszkańcy zachęceni tym dowodem oporu z całą wściekłością rzucili się, aby strzelać z górnych okien. W odpowiedzi działa z okrętu Stanów Zjednoczonych „Prairie" obrzuciły miasto pociskami. Krew spryskała ściany domów, ciała zabitych legły na ulicach. CZTERECH NASZYCH LUDZI ZABITO, DWUDZIESTU RANIONO, STRZELANINA OPODAL KONSULATU — telegrafo-wał p. czwartej po południu konsul Canada do oczekujących w Białym Domu mężów stanu. Gdy już po zdobyciu Veracruz podliczono wszystkie straty, zabitych było 19 Amerykanów i 126 Me-ksykanów, a rannych 71 Amerykanów i 95 Meksykanów. Te bezpowrotnie stracone życia stały przed oczyma głęboko wstrząśniętego Wilsona. Nazajutrz, podczas spotkania z prasą — jak zapamiętał jeden z dziennikarzy — „wyglądał nienaturalnie blady, prawie koloru pergaminu. Wydawało się, że śmierć amerykańskich marynarzy i piechoty morskiej, będąca skutkiem jego rozkazu, działa na niego jak choroba". Na tragedię nałożyło się i upokorzenie. Zanim jeszcze echo strzelaniny dotarło do Waszyngtonu, Niemcy wręczyły formalny protest departamentowi stanu. Jego ekscelencja hrabia von Bernstorff, w stosownym do wymogów etykiety homburgu *, w perłowoszarym żakiecie, ze szpilką z perłą wpiętą w plastron **, osobiście złożył wizytę sekretarzowi stanu, by ostro zaprotestować przeciwko zatrzymaniu „Ypi- * Homburg — kapelusz filcowy ze sztywnym brzegiem, lekko zagiętym w górę na bokach. ** Plastron — szeroki jedwabny krawat. 61 r rangi" bez uprzedniego ogłoszenia blokady lub stanu wojny. Po pożegnaniu go ukłonem zaniepokojony Bryan zasięgnął rady swoich prawników. Pospiesznie przewertowane precedensy prawne ujawniły bolesną prawdę: niemieqki ambasador miał rację. Minister Bryan niemal z gorliwością pochwycił okazję do publicznego zademonstrowania chrześcijańskiej pokory i natychmiast udał się do niemieckiej ambasady, by osobiście przeprosić. Uwypuklając zaambarasowanie państwa zdołał pomniejszyć własne, gdyż całą winę złożył na admirała Fletchera, który — jak powiedział — „wskutek nieporozumienia przekroczył udzielone mu instrukcje". Brnąc na oślep w publiczną spowiedź (gdyż w sposobie prowadzenia dyplomacji pan Bryan zachowywał się jak skruszony grzesznik na zebraniu nawróconych), przekazał do powszechnej wiadomości, że „na polecenie prezydenta" złożył wyjaśnienie wraz z przeproszeniem niemieckiemu ambasadorowi i że admirał Fletcher otrzymał taki sam rozkaz, który ma wykonać osobiście, składając wizytę kapitanowi „Ypirangi". Nieco mniej gorliwie sekretarz Daniels musiał poinformować rozwścieczonego , admirała o jego obowiązku. Niemcy oficjalnie ogłosiły, że cała broń powróci do Hamburga, lecz podczas gdy uwaga Amerykanów była skierowana na Ve-racruz, poufnie przekazali polecenie „Ypirańdze", że ma się prze- . j ślizgnąć wzdłuż wybrzeża do Puerto Mexico i dołączyć do statku 3 „Bavaria", mającego w ładowniach l 800 000 sztuk amunicji oraz ' 8 327 zwojów drutu kolczastego. Oba statki po cichu opróżniły ładownie przekazując sprzęt oddziałom Huerty. Czy to dla wymuszenia salutu od generała Huerty, czy też by zapobiec dostawie niemieckiej broni, to jednak dziewiętnastu Amerykanów utraciło życie. Toteż trudno uniknąć konkluzji, że swe życie oddali na próżno. Niemcy wpadli w szał radości z powodu udanego eksperymentu wmieszania się w sprawy Ameryki Łacińskiej. „Meksyk jest dla nas darem niebios" — zanotował w swych prywatnych zapiskach hrabia Bernstorff. Stany Zjednoczone już wkrótce zaanektują Meksyk — wyjaśniał Der Tag — i w ten sposób pfebudzą całą Amerykę Łacińską do zjednoczenia się, aby zrzucić jan-keskie jarzmo. A wtedy powinny wkroczyć Niemcy. Der Tag przewidywał, że Stany Zjednoczone uwikłają się w wojnę w meksykańskich górach i dżunglach na co najmniej pięć lat. „Interwencja japońska jest czymś więcej niż tylko możliwością" — stwierdził stanowczo i zamieścił rysunek: wojska japońskie lądują na wybrzeżu Meksyku i maszerują w kierunku Kalifornii. I rzeczywiście Veracruz wywołało urazy, na które liczyli Niemcy. Amerykanie powracający z Ameryki Południowej relacjonowali, że tamtejsza ludność pała wrogością do Stanów Zjednoczo- 62 nych. Niestety Niemcy nie były w stanie wykorzystać tego nastroju ze względu na konsekwencje, jakie wynikły owego lata z zabójstwa austriackiego arcyksięcia w Sarajewie. Niczym nie zniechęcony kajzer, jak zawsze pełen optymizmu mimo nieszczęśliwego wydarzenia w Sarajewie, nie był w stanie oderwać swej uwagi od wspaniałej pojawiającej się wreszcie sposobności otwarcia drogi dla niemieckiej ekspansji w Ameryce Łacińskiej. Jak zwykle osobiście rozgrywając sprawy polityczne wysłał do Londynu emisariusza. Miał on zaprosić Anglię do współpracy z Niemcami, aby udaremnić oczywisty zamiar podboju Meksyku przez Stany Zjednoczone. „Jestem gotów dać warn najwyższe oficjalne zapewnienie — oświadczył emisariusz zdumionemu Foreign Office — że oba nasze kraje nie będą miały żadnej trudności w stworzeniu właściwych dla siebie obszarów wpływów w Meksyku". Wziąwszy pod uwagę, że był to już lipiec 1914 roku, propozycja kajzera brzmiała dość dziwnie i wywołała tylko wyniosłe wzruszenie ramion. W owym czasie prezydent Wilson nic o tym nie wiedział, lecz był już i tak wystarczająco nieszczęśliwy. Raczej z bezradnością powiedział narodowi podczas pogrzebu ofiar z Veracruz, że „udaliśmy się do Meksyku, by służyć ludzkości, co czynimy, gdy tylko jest po temu sposobność. Nie chcemy walczyć z Meksykanami. Pragniemy służyć Meksykanom, jeśli tylko możemy". Lecz w prywatnym liście do przyjaciela wyznah „Tęsknię za znalezieniem wyjścia". I znowu otrzymał taką możliwość, tym razem ze strony krajów ABC, czyli Argentyny, Brazylii i Chile, które zaofiarowały swe usługi mediacyjne w sporze. Z równą ulgą przyjęli je zarówno Wilson, jak i Huerta, lecz dla Huerty przyszły one za późno. Veracruz stał się ciosem, z którego jego reżym nigdy się już nie podniósł. Wkrótce Carranza rozpoczął marsz na stolicę i wygnał dyktatora. Mając jednak więcej szczęścia niż Madero, Huerta zdołał udać się na wygnanie i podobnie, jak uczynił to przed nim Diaz, odpłynął za granicę na niemieckim okręcie. 17 lipca kapitan Kohler wraz z całym korpusem oficerów krążownika „Dresden" stanęli na baczność w galowych mundurach na peronie dworca w Puerto Mexico, by oddać honory odjeżdżającemu dyktatorowi i służyć mu za eskortę w drodze na okręt. Diaz zmarł na wygnaniu, lecz w przeciwieństwie do niego generał Huerta jeszcze powróci, wspierany przez Niemców, których Meksyk ciągle wabił. Na okres przetrwania Huerta udał się do Hiszpanii, lądując tam l sierpnia, na trzy dni przed eksplozją całego świata. r Trzeci partner: Japonia We wrześniu 1914 roku, gdy wojna trwała zaledwie miesiąc, pewien Amerykanin niespodzianie natknął się na ulicy w Nowym Jorku na mężczyznę, którego niedawno/ widział w pełnej orderowej gali podczas dyplomatycznego obiadu w stolicy Meksyku. Amerykanin już sięgał do kapelusza, gdy człowiek ten przyłożył palec do warg, mrugnął porozumiewawczo i „zniknął za rogiem Wall Street i Nassau". Tak wielka tajemniczość wydała się czymś dziwacznym u dystyngowanego dyplomaty, gdyż Amerykanin znał go jako ministra pełnomocnego Niemiec w Meksyku. Był nim admirał von Hintze. Jego pojawienie się na Wall Street to początek godnego uwagi przedsięwzięcia, na którym opierały się nadzieje Niemiec: oderwania cesarskiego mocarstwa Japonii od aliantów. W sześć miesięcy później von Hintze został posłem w Chinach. Zaś aby tam dotrzeć, zdołał zmylić tajne służby trzech krajów. Na placówkę tę został wytypowany przez samego kaj-zera, a misja jego miała za cel namówienie Japonii do zmiany stron. Niemiecki harmonogram uzyskania w wojnie europejskiej zwycięstwa spalił na panewce w chwili, gdy obrona na Marnie zatrzymała najeźdźców przed Paryżem w odległości zaledwie niezbyt odległego kursu taksówki, a stał się martwą literą w listopadzie, kiedy desperacka obrona Ypres zabarykadowała im drogę do francuskich portów w Kanale. Po tych wydarzeniach utracono wszelką nadzieję na „decydującą bitwę" głoszoną przez Clause-witza, a niemiecki plan wojenny zmiażdżenia Francji jednym szybkim uderzeniem, zanim Rosja zdołałaby otworzyć skuteczny drugi front — leżał rozbity na szczątki w nasączonych śmiercią błotach Flandrii. Od tego czasu działania wojenne na froncie zachodnim zostały przykute do długiej linii okopów rozciągających się od Alp aż po Kanał; tam, właśnie to jedna, to druga strona rzucała do boju świeżo zebrane rezerwy ludzi i broni do mon-s 64 strualnych, a bezskutecznych ataków, mających na celu znalezienie wyjścia z beznadziejnej sytuacji. Właśnie wtedy, w obliczu narzucającej się konieczności osłabienia aliantów, zarówno Ameryka jak i Japonia oraz Meksyk stały się ważne dla niemieckiego planu. Niemcy miały na widoku dwa cele. Pierwszym było odcięcie aliantów od amerykańskich dostaw materiałów wojennych poprzez wplątanie Stanów Zjednoczonych w/awanturę z Meksykiem bądź Japonią, co pochłonęłoby bez reszty wszystkie ich zasoby. Drugim było zastraszenie i wyeliminowanie Rosji z wojny, poprzez namówienie jej niedawnego wroga, Japonii, do porzucenia aliantów i przyłączenia się do niemieckiego obozu. Wypowiadając 9 sierpnia wojnę Niemcom Japonia wyciągnęła z niej szybsze i większe korzyści niż którykolwiek z pozostałych aliantów. Do 7 listopada 1914 zagarnęła bazę niemieckiej floty wojennej wraz z dzierżawionym terytorium Quirgdao, a także niemieckie wyspy na Oceanie Spokojnym Yak, Truk oraz inne z archipelagów Marshalla i Karolinów, których nazwy miały stać się słynne podczas następnej wojny. Tu jej aktywność jako strony wojującej ustała. Niemcy nie mogły się pozbyć natrętnej myśli, że Japonia, której drapieżność uznawały za zupełnie naturalną, ustawiła się w tej wojnie po niewłaściwej stronie. Wydawało się, że z ducha najbardziej pasuje ona do Niemiec. Kajzer nadal nie miał pewności, czy powinien zwalczać Japonię jako „Żółte Niebezpieczeństwo", czy też połączyć się z nią jako z Prusami Dalekiego Wschodu, lecz w takich czasach musiał decydować oportunizm. Oportunis-tyczna polityka bez wahań przesądzała, że Japonia w roli sojusznika nie tylko zwiąże siły Rosji, lecz także odstraszy od działań Stany Zjednoczone. Meksyk dostarczyłby okazji i miejsca, lecz o ileż byłby bardziej skuteczny w odstraszaniu, gdyby dołączyła do niego tak dobrze zorganizowana potęga naturalnego wroga Ameryki, jakim jest Japonia! Wcale nieprzypadkowo tego rodzaju teoretyczne rozważania nabrały realnego kształtu w umyśle dyplomaty znakomicie znającego Meksyk, bystrego i rezolutnego posła, który prócz tego należał do kręgu osób wyróżnianych przez kajzera. Był przyjacielem Ludendorffa, ongiś adiutantem cara, oficerem wysokiej rangi i przyszłym ministrem spraw zagranicznych, któremu w ostatnich miesiącach przed klęską Niemiec los przeznaczył rolę ustalenia warunków abdykacji kajzera. W mieście Meksyk niebieskooki, gładko wygolony von Hintze był uznawany za jednego z sympatyczniejszych członków korpusu dyplomatycznego. Żarliwy pan-germanista i junkier, w którego głowie nie powstała nigdy wątpliwość, że to Pan Bóg ustanowił szczególne przywileje dla nie- 5 — „Telegram Zimmermanna" 65 mieckiego militaryzmu, swą wrodzoną arogancją łagodził grzecznym sposobem bycia, a nawet, choć znacznie później, całkiem rozsądnie sugerował, że jego rodacy powinni byli raczej zamknąć w więzieniu pannę Edith Cavell*, niż ją rozstrzelać. Był inteligentny, kulturalny, towarzyski, mówił po angielsku bez obcego akcentu i niewątpliwie podzielał ukrytą ambicją każdego Prusaka, by brać go za angielskiego dżentelmena; ubierał sią nienagannie wyłącznie w angielskie garnitury, zaś jedyną anomalię dostrzegła małżonka pewnego amerykańskiego dyplomaty — nosił na palcu pierścień z ogromnym ametystem. Wśród wcześniejszych doświadczeń Hintzego znalazła sią także utarczka z Amerykanami przy pewnej dość słynnej okazji. W roku 1898, gdy był „zdolnym, dobrze wychowanym, młodym oficerem", przydzielonym do eskadry admirała von Diederichsa na Pacyfiku, w chwili wyjątkowego napięcia w Zatoce Manilskiej otrzymał rozkaz doręczenia amerykańskiemu admirałowi Deweyo-wi prowokacyjnego pisma od swojego dowódcy. Opowiadano, że po powrocie na pokład tak obrazowo złożył raport o pełnym oburzenia ryku Deweya: „Jeśli twój admirał chce walki, może ją mieć natychmiast!", że Diederichs poradził kajzerowi, iż Filipiny raczej nie są warte wojny. Potem wysłano Hintzego do Petersburga w charakterze attachś morskiego, gdzie przebywał siedem lat, zaś część tego okresu spędził jako osobiście przez kajzera wyznaczony adiutant dla jego cesarskiego kuzyna — cara Mikołaja. W 1911 powrócił do kraju, zostając adiutantem kajzera, a już w rok później otrzymał nominację na posła w Meksyku. To właśnie on. po ataku na Vera-cruz złożył propozycję pomocy Niemiec dla Huerty, jeżeli w zamian, w wypadku wojny, Huerta zgodzi się odciąć dostawy ropy dla Brytyjczyków. Podczas tego stanu napięcia naturalny sojusz Niemiec, Meksyku i Japonii zaczął przybierać realne kształty. Huerta poprosił Japonią o reprezentowanie jego interesów w Wa* szyngtonie i mimo że Japonia odmówiła, zarówno amerykańska, jak i europejska prasa pełna była pogłosek, że Japonia na pewno wkroczy w sprawy stosunku Meksyku ze Stanami Zjednoczonymi. Myśl tę von Hintze piastował udając się w drogę do Chin dla nawiązania kontaktu z Japonią. Najpierw jednak musiał tam dotrzeć. Z chwilą wybuchu wojny opuścił Meksyk nie po to, by . udać, się na Daleki Wschód. Po prostu zamierzał wstąpić do czynnej służby w marynarce. Ponieważ jednak wyraził ten zamiar publicznie, nie mógł uzyskać przywileju swobodnego przejazdu * Edith Louisa Cavell, 1865— 1915, angielska pielęgniarka skazana przez Niemców na rozstrzelanie za ułatwianie jsńoom uciecziki z okupowanej Brukseli (przyp. tłum.). 66 w charakterze dyplomaty i musiał podróż do kraju odbyć w sposób bardziej dyskretny. To właśnie tłumaczyło jego dziwne zachowanie się na Wall Street. Angażując się jako steward na norweski parowiec popłynął do kraju, nie dopuszczając, by wybredne gusty i wrażliwość zdradziły jego tajemnicę nawet przy bezpośrednim zetknięciu z brudnymi naczyniami i zapachami kuchni. Dając się ponieść brawurze, z satysfakcją odbył całodzienny spacer po Londynie, podczas gdy jego statek stał w porcie. Nie odkryty przez nikogo odbył dalszą drogę do Berlina via Rotterdam. Jego cesarska mość kajzer po wysłuchaniu relacji von Hintzego o jego przygodach oświadczył: „Skoro ci się to udało raz, możesz dokonać tego po raz drugi. Poślę cię do Chin". Neutralny wówczas Pekin był punktem, w którym dyplomaci państw nieprzyjacielskich spotykali się w razie potrzeby. Któż lepiej pasował do takiego miejsca jak nie von Hintze, człowiek z doświadczeniem i finezją, z osobistą znajomością zarówno Rosji, jak i Meksyku, którymi to krajami Japonia była wielce zainteresowana. Ponadto można się było spodziewać, że jako oficer marynarki przypadnie Japończykom do gustu. Lecz jak miał dotrzeć do Pekinu? Oczywiście nie mógł jechać przez terytoria Rosji, gdyby zaś decydował się na podróż przez Stany Zjednoczone, a następnie Pacyfikiem, wówczas mogli go pochwycić Japończycy, kontrolujący wszystkie szlaki morskie z Chinami. Admirał Hintze czuł się na siłach, aby pokonać wszystkie te przeciwności. Berlin zwrócił się do rządu amerykańskiego z prośbą o uzyskanie dlań od Japończyków prawa swobodnego przejazdu. Von Hintze bynajmniej nie zawracał sobie tym głowy i nie czekał na odpowiedź. Po przejechaniu kontynentu amerykańskiego dotarł do San Francisco, gdzie wpisał się na listę pasażerów amerykańskiego parowca. W tym właśnie czasie nadeszła wiadomość od japońskiego ambasadora: cesarski rząd Japonii z żalem informuje, iż nie jest w stanie spełnić prośby i udzielić admirałowi von Hintze prawa swobodnego przejazdu. Z jakiegoś powodu sekretarz stanu Bryan pozwolił, by upłynął aż tydzień, zanim przekazano tę informacją, lecz Hintze zdołał się o tym w San Francisco dowiedzieć. Toteż anulował bilet na parowcu amerykańskim, który w drodze do Szanghaju miał zawinąć jeszcze do trzech japońskich portów. Na tym urywa się jego ślad. Tymczasem niemiecka propaganda głośno krzyczała o „Żółtym Niebezpieczeństwie" w nadziei, że jej przenikliwy głos przerazi Amerykanów na tyle, iż własne uzbrojenie zatrzymają w kraju. Przez całą zimę 1914 ambasadorowi amerykańskiemu w Berlinie, Gerardowi, codziennie składali wizytę wysoko postawieni dostojnicy niemieccy, szepcząc mu o wielkim zagrożeniu, jakie grozi Ameryce ze strony Japonii, a także przekazując poufne raporty 67 o tym, że Meksyk jest pełen japońskich pułkowników, a Ameryka naszpikowana japońskimi szpiegami. W Waszyngtonie niemiecki attache prasowy baron von Schoen, przeniesiony z Tokio w chwili przystąpienia Japonii do wojny po stronie aliantów, zaraz po swym przybyciu oświadczył publicznie, że tak wielka nienawiść Japonii do Stanów Zjednoczonych, w połączeniu z jej pro-meksykańskimi uczuciami — czyni wojnę „nieuniknioną". Jego wypowiedź skłoniła prezydenta do wypowiedzenia sugestii, iż jest „nie tylko pożądane, ale wręcz konieczne", by ten dżentelmen nie pozostawał tutaj dłużej. Wkrótce przybył na jego miejsce bardziej dyskretny kolega, doktor Fuehr, który także przyjechał z Tokio, gdzie był niemieckim attache handlowym. Nie udzielał interview, lecz według raportu amerykańskiego wywiadu wojr skowego doskonale zastępował swego poprzednika „podżegając do kłótni Stanów Zjednoczonych z Meksykiem, a w konsekwencji i Japonią". W kilka tygodni później zachodnie wybrzeże zalała fala ekscytujących plotek, że wojska japońskie wylądowały w Meksyku. Gdy znacznie później dostał się w race wywiadu amerykańskiego dziennik niemieckiego dowódcy, po nitce do kłębka wyśledzono, że plotki te miały źródło na pokładzie krążownika „Geier", który umknąwszy Brytyjczykom znalazł bezpieczną przystań w Pearl Harbor. Plotki te wysyłał drogą radiową w czasie, gdy okrętowa orkiestra dawała na pokładzie swe popołudniowe koncerty, by przygłuszyć hałas agregatów zasilających radiostację. Dzięki uprzejmości prasowego koncernu Hearsta, który obrał sobie za specjalność „Żółte Niebezpieczeństwo", z kolei usłyszano profesora Ludwika Steina, reklamowanego jako najpoważniejszego niemieckiego eksperta w sprawach Dalekiego Wschodu. Ostrzegał Amerykę słowami: „Dzisiaj, ze względu na istnienie Kanału Panamskiego, wasza pozycja geograficzna i moralna czyni z was najbardziej wysuniętą placówkę Białej Rasy przeciwko Rasie Żółtej i nakłada na was ogromny obowiązek, a mianowicie powstrzymanie ekspansji Wschodu". Słowa te mogły znakomicie pasować do Wilusia udzielającego rad drogiemu kuzynkowi Nicky. Lecz poza sztucznie tworzonymi fobiami i plotkami kryły się także i nagie fakty. W grudniu 1914, gdy von Hintze właśnie podążał na Daleki Wschód, dowódca pewnego japońskiego okrętu wojennego odwiedził stolicę Meksyku, okupowaną w owym czasie przez generała Pancho Villa, który chwilowo wyparł Carran-zą. Villa osiągnął wówczas szczyt swej potęgi i kazał się fotografować niedbale rozwalony na złotym fotelu prezydenckim, uśmiechnięty głupawo, jakby mówił: „Patrzcie, kto tutaj teraz zasiada!" Działo się to wtedy, gdy Wilson rozczarował się Carranzą 68 i zaczął kierować uwagę na Ville. Wydawało się, że ten przedsiębiorczy bandyta może wkrótce przejąć władzę w całym kraju. Japoński wysłannik zapytywał Ville, jakie byłoby stanowisko Meksyku na wypadek wybuchu wojny pomiędzy Japonią a Stanami Zjednoczonymi. Powiedział on następnie, co Villa ze szczegółami zrelacjonował swemu amigo — generałowi Hughowi Scottowi, amerykańskiemu dowódcy wojsk nadgranicznych, a późniejszemu szefowi sztabu, że Japonia żywi głęboką urazę do Stanów Zjednoczonych, już od trzech lat przygotowuje się do wojny i będzie do niej gotowa za dwa lata. Mówiąc to sondował swego partnera co do możliwości wspólnej akcji. Wówczas Villa rozkoszował się ciepłem amerykańskiej przyjaźni i nie spodziewając się, że ją wkrótce utraci, oświadczył swemu dociekliwemu japońskiemu rozmówcy, że jego wojska zawsze będą stały do dyspozycji Stanów Zjednoczonych w każdej obcej wojnie, w którą zostałyby wciągnięte. Ten japoński sondaż był jednym faktem. Innym pozostawała pozycja geograficzna Meksyku. Plany amerykańskiego sztabu generalnego opierały się na założeniu, że jeśli Japonia kiedykolwiek odważy się zaatakować Stany Zjednoczone, to dokona tego drogą przez Meksyk nacierając przez dolinę Missisipi w celu rozszczepienia kraju na dwie części. Meksykańska sieć kolejowa, której linie rozpoczynały się nad Oceanem Spokojnym bądź nad Zatoką Meksykańską i w regularnych odstępach doprowadzały do amerykańskiej granicy, tworzyła znakomity system transportowy zarówno dla przemieszczania wojsk, jak i dostaw zaopatrzenia przy jakiejkolwiek inwazji na Stany Zjednoczone. „Każdy europejski i azjatycki sztab generalny, który przeprowadzał studia nad możliwością wojny z naszym krajem — oświadczył ktoś ze sztabu generała Pershinga — uznaje niezwykłą korzyść, jaką im daje sojusz z Meksykiem". Właśnie wtedy, gdy Japończycy brali sobie tę radę do serca i składali wizytę generałowi Villi, niewielki norweski parowiec „Christian Bohr" po odejściu z San Francisco ciężko sapiąc powoli przebijał się poprzez bezmiar wód Pacyfiku. 9 stycznia 1915 roku dobił do Szanghaju i wysadził pasażera, który zarejestrował się w hotelu Astor House pod skromnie brzmiącym nazwiskiem „Mr. V. Himtze". W szanghajskich barach nadbrzeżnych szybko rozeszła się pogłoska, że kapitan „Christiana Bohfa" otrzymał od tegoż skromnego dżentelmena aż tysiąc dolarów w złocie jedynie za to, że dopłynie do Szanghaju bez zawijania po drodze do któregokolwiek z japońskich portów. W chwili gdy wszczęto w tej sprawie dochodzenie, ów skromny dżentelmen wsiąkł jak kamień w wodę. W tydzień później w Pekinie admirał Paul von 69 Hintze, z umiłowanym von należycie przywróconym w miejsce pospolitego V, przedłożył listy uwierzytelniające jako minister pełnomocny i poseł nadzwyczajny niemieckiego cesarza. Był pełen optymizmu co do sondaży, jakie mu polecono przeprowadzić w Japonii, gdyż całkowicie zgadzał sią z kajzerem i paroma innymi myślicielami w Berlinie, że japoński sojusz z aliantami jest niezmiernie kruchy — jak zresztą było rzeczywiście. Wobec braku jakichkolwiek wspólnych interesów sojusz ten był porozumieniem zupełnie sztucznym. Japończycy przystąpili do niego jedynie w nadziei uzyskania zdobyczy na kontynencie azjatyckim, które — jak sądzili — przy odpowiednim wykorzystaniu sojuszu przypadną im w udziale. Ich rola w wojnie została nakreślona przez czarno przewidującego prezydenta Chin — Yiian Shih- k'aia już na samym początku: „Japonia wykorzysta tę woj- " na, by 'zdobyć władzą nad Chinami". W ciągu paru miesięcy, gdy wszyscy byli zbyt zajęci walką, by móc ingerować, Japonia postawiła swą twardą stopę na suwerenności Chin, wyciskając z nich zgodę na przyjęcie „Dwudziestu Jeden Żądań". Resztę zamierzała uzyskać zapewniając sobie godne miejsce przy stole zwycięzców na konferencji pokojowej, zaś do chwili nadejścia tego radosnego dnia uważała za słuszne co jakiś czas podnosić cenę za dotrzymywanie sojuszowi wierności. N Skoro jej lojalność była wątpliwa, a wkład do wojny niewielki, to jej jedyna wartość dla aliantów sprowadzała się do negatywnej, czyli do tego, że nie wiązała się sojuszem z Niemcami. Lecz to właśnie miało istotne znaczenie. Ze. względu na skutki, jakie zmiana strony przez Japonię spowodowałaby w Rosji, rzeczą zasadniczą było utrzymanie jej poza niemieckim uściskiem. Japonia, świadoma swej wartości, nie broniła się wcale przed przeciekiem pogłosek, że Niemcy o nią zabiegają. Za każdym razem, gdy Niemcy szeptali jej kuszące propozycje, wzmianki na ten temat zadziwiająco szybko docierały do uszu aliantów. To właśnie ze względu na całą delikatność problemu miało stać się celem zabiegów Hintzego. Natychmiast po przybyciu do Pekinu rozpoczął sondowanie Japończyków. Oferując sojusz zapewniał tamtejszego ambasadora japońskiego, że wypowiada osobiste poglądy kajzera. Propozycję tę powtórzył w rozmowie z kores-spondentem najpoważniejszego tokijskiego dziennika Asahi Shim-bun. Oświadczył, że po zawarciu pokoju Niemcy zgodzą się na zatrzymanie przez Japonię zarówno Quingdao, jak i wysp na. Pacyfiku, zapewnią jej też bardziej wolną rękę w Chinach, niż poszliby na to alianci. Wspomniał także o możliwości udzielenia finansowego wsparcia dla japońskiej ekspansji w Chinach. Również i w Sztokholmie, drugiej neutralnej stolicy, gdzie wysłannicy dyplomatyczni wrogich stron mogli się spokojnie spotykać, 70 X, ambasador japoński spostrzegł, że nagle stał się niezwykle popularny. W marcu i kwietniu 1915 roku składali mu kilkakrotnie wizyty posłowie Niemiec, Austrii i Turcji. Każdy z nich agitował na rzecz mocarstw centralnych, wysuwając propozycje będące echem ofert Hintzego. Japończycy uważnie słuchali tego wszystkiego, a następnie dyskretnie przekazywali ich treść do wiadomości Rosji. Do dziś dnia nikt nie jest w stanie stwierdzić, czy rzeczywiście na serio rozważali przyjęcie tych ofert, lecz ambasador rosyjski w Pekinie był wystarczająco zaniepokojony, by uznać/to za zupełnie możliwe. Właśnie w tym momencie, w kwietniu 1915 roku Amerykanów ogarnął poważny i całkiem uzasadniony lęk przed możliwością wojny z Japonią. Dotarła bowiem wieść, że japoński pancernik „Asama" tajemniczo manewruje w Zatoce Żółwiowej przy wybrzeżu meksykańskim Półwyspu Kalifornijskiego. Prasa Hearsta podniosła alarm, admirałowie i generałowie wpadali i wypadali z departamentu stanu, wywiad marynarki donosił, że już od szeregu miesięcy Japończycy penetrowali za pomocą jednostek floty Zatokę Żółwiową, że wyłapano z eteru japońskie sygnały radiowe, zaś admirał Howard, dowódca floty Pacyfiku, domaga się posił^ ków. Czy „Asama" rzeczywiście osiadła na mieliźnie, czy jest to tylko blef? A w każdym razie czego szuka w Zatoce Żółwiowej? Z nadchodzących wiadomości wynikało, że na wodach tych przebywała od grudnia, że mocno osiadła na skale, bądź że tylko utknęła w mule i można ją łatwo w niecały dzień ściągnąć. W takim razie po co kręciły się w pobliżu trzy inne krążowniki oraz kilka okrętów-baz? Z Los Angeles udali się na miejsce oficerowie wywiadu, zaś krążownik „New Orleans" otrzymał rozkaz bezpośredniego rozpoznania. Doprowadzona do szaleństwa prasa przypominała czytelnikom wszystkie alarmy z powodu Japończyków w Meksyku z ostatnich lat; tajny traktat z roku 1911, przypisywane Japonii usiłowania wykupienia w roku 1912 Zatoki Magdaleny, pogłoski o udzielanie przez Japonię Huercie, a następnie Carran-zie kredytów na zakup broni, o tym, że japońscy oficerowie znajdują się w armii Huerty, Carranzy, a nawet generała Villi. Mnożyły się nowsze doniesienia, że Japonia zakłada stacje bunkrowe w zatoce Santiago, a w zatoce Manzanilla kolonie rybackie; że osiedla w Meksyku rybaków mówiących dwoma, a nawet trzema językami, którzy zamiast wędek i sieci są wyposażeni w instrumenty pomiarowe. Rzecznik prasowy japońskiego rządu uroczyście zaprzeczył tym wszystkim niecnym plotkom i oświadczył, że cała historia z Zatoką Żółwiową została sfabrykowana przez niemieckich agentów. W odwecie prasa niemiecka doniosła, że Japonia zakłada z pew- 71 r nością bazy marynarki wojennej w Meksyku i w zadumie rozważała, że. jeśli miałoby to doprowadzić do wojny ze Stanami Zjednoczonymi, Niemcom nie byłoby trudno pogodzić się z nieszczęściem, jakie spadnie na Ameryką. Japonia nie była wcale niezadowolona z powszechnych podejrzeń co do jej zamiarów. Im bowiem więcej wątpliwości, tym większą cenę alianci będą gotowi zapłacić za utrzymanie ijej, lojalności. Nie 'martwiła się, że alianci dowiedzieli się, iż nieprzyjaciel podjął starania nawiązania z nią kontaktów. Admirał Hali słyszał o tym w Londynie. Podobnie ,i departament stanu słyszał o tym w Waszyngtonie. W czerwcu 1915 sir Cecil Spring-Rice, neurastenicz* ny ambasador (brytyjski, udał się do departamentu stanu niezwykle wzburzony. Oświadczył, iż w obecnej chwili stosunki z Japonią są tak złe, że nie mogą już być gorsze, i wyraził przekonanie, że po wojnie Japonia ,złączy swe siły z Niemcami. Chociaż sir Cecil znany był z tego, że nieustannie się czymś zadręczał, to jednak tym razem wzięto jego przeczucia na serio, co sprawiło, że pewien oficjał pochwycił za pióro i w ponurym nastroju utrwalił je w dyplomatycznych memuarach. Radca departamentu Chandler P. An-derson, któremu właśnie sir Cecil powiedział o swych przeczuciach, w swym pamiętniku zanotował: „Ja sam zupełnie niezależnie doszedłem do identycznego wniosku". Pułkownik House zapisał w swym dzienniku, że gdyby Niemcy i Japonia połączyły swe losy, to „dzień ten dla Stanów Zjednoczonych stałby się niezwykle poważny". Świeżo powołany sekretarz stanu Robert Lansing, który właśnie zamienił Bryana, był jeszcze bardziej precyzyjny. „Uważam — pisał w jednym ze swych starannie redagowanych memorandów — iż jeśli niemiecki militaryzm i ich autokratyczny rząd przetrwa wojnę, to wznowi ataki na demokracje, a dwa mocarstwa, z którymi się zbliżą, to Rosja i Japonia, rządzone równie autokratycznie i podobnie zaborcze". Lekceważony Lansing, mimo że był „pedantyczny, nieustępliwy i niepozorny z wyglądu"*, jak go dowcipnie określił minister Daniels, posiadał zdolność oceniania spraw we właściwych proporcjach. W tym przypadku' pomylił się jedynie w jednym aspekcie: Niemcy wcale nie czekały końca wojny; już obecnie wysuwały propozycje pod adresem Japonii i Rosji utworzenia wielkiego, naturalnego sojuszu trzech autokracji, co było ich marzeniem, a zmorą aliantów. Von Hintze otwarcie oświadczył japońskiemu dziennikarzowi, że Niemcy, Japonia i Rosja stworzą w razie połączenia niepokonaną siłę, a wtedy „zdominują obydwie * Nieprzetłumaczalna gra słów. „meticulous, metallic and mousy" — wszystkie trzy przymiotniki rozpoczynają się od litery „m" i tworzą wyraźny ryten >(przyp. tłum.). półkule i zapewnią pokój na świecie". Wśród japońskich dowódców wojskowych znalazł niejedno życzliwe ucho, gdyż ci uważali zawsze, że Niemcy wezmą górę w tej wojnie i mówili o tym wyraźnie i często. Rząd japoński wcale nie usiłował przytłumić tych zapatrywań. Uznawał je za pożyteczne, by zarówno Niemcy, jak r aliantów umacniać w oczekiwaniu, że Japonia może ulec niemieckim pokusom. Przez cały okres wojny niemieckie nadzieje, a także i alianckie obawy, że pewnego dnia Japonia może zmienić front, nigdy nie zanikły. Naturalnie Japonia grzecznie przystąpiła do Paktu Londyńskiego, który wszystkich sygnatariuszy zobowiązywał do niezawiera-nia odrębnego pokoju, lecz nie sprawiało wrażenia, by tym sposobem uśmierzono wszystkie obawy. Nerwowego napięcia w Waszyngtonie nie uspokoił nadesłany w końcu 1915 roku telegram ambasadora Gerarda z Berlina: „Podejrzewam, że Niemcy dogadują się z Japończykami". Tydzień później uzyskano nowe dowody na to, że von Hintze ciągle usiłuje dojść do porozumienia tak z Japonią, jak i Rosją. W kwietniu 1916 Niemcy wysłały do Sztokholmu magnata przemysłowego Hugona Stinnesa, powierzając mu zadanie na miarę Herkulesa, a mianowicie wydarcie siłą separatystycznego pokoju. Przeprowadził on z japońskim ambasadorem cały szereg rozmów, lecz będąc mimo wszystko jedynie śmiertelnikiem, powrócił do kraju z pustymi rękoma. Chociaż Japonia z całą lojalnością za każdym razem informowała aliantów o otrzymywanych propozycjach, to .jednak nie była nigdy w stanie uśmierzyć uczucia niepewności, że pewnego dnia może dokonać pełnego zwrotu i przyjąć taką ofertę. Waszyngton w pełni podzielał ten niepokój. Wysocy urzędnicy amerykańscy zdawali sobie sprawę, że skoro Europa jest Całkowicie zaabsorbowana swoimi problemami, teraz właśnie istnieje najdogodniejszy moment na rozpoczęcie japońskiego natarcia na Stany Zjednoczone poprzez Meksyk. W tym miejscu trudno jest oddzielić fakty od bujnej wyobraźni ludzi patrzących jedynie przez żółte okulary, widzących wszędzie „Żółte Niebezpieczeństwo". Czy Japonia rzeczywiście planowała wówczas atak, jest niemożliwe do stwierdzenia, ponieważ bardzo nielicznym, jeśli w ogóle komukolwiek z białej rasy, udało się uzyskać swobodny dostęp do japońskich archiwów. Lecz bez wątpienia można postawić tezę, że większość ludzi, łącznie z tymi najbardziej odpowiedzialnymi zarówno w Niemczech, jak w pozostałych krajach europejskich, a także i w Ameryce, uważała, że Japonia istotnie planowała, a w każdym razie była w stanie w każdej chwili rozwinąć jakieś, działania w Meksyku, skierowane przeciwko Stanom Zjednoczonym. Niemieccy propagandyści w Stanach Zjednoczonych, jak rów- 73 nież i koncern prasowy Hearsta oraz koła biznesu o podobnych poglądach, stale uczulali społeczeństwo, na zagrożenie japońskim atakiem poprzez Meksyk. Przedsiębiorstwo filmowe Hearsta wyprodukowało kinowy serial z wielką gwiazdą w roli głównej — Ireną Castle, z której stworzono ideał amerykańskiej kobiecości. Zmuszona ona była znosić kinematograficzne zagrożenia życia, wynikające z japońsko-meksykańskich usiłowań podboju Stanów Zjednoczonych. W dziesięciu cotygodniowych odcinkach walczyła, uciekała i biła sią z Japończykami w obronie swej cnoty, ci zaś pod dowództwem łajdackiego samuraja, który stał na czele tajnej służby cesarza Japonii, najechali na Kalifornię popełniając po drodze straszliwe okrucieństwa. Rzeczywiste zamiary Japonii w Meksyku były zapewne w tym czasie oportunistyczne; chciała ona wykorzystać dogodne okoliczności, lecz nie była gotowa do otwartej agresji. Bez względu na cele misji pancernika „Asama" w Meksyku, jest zupełnie nieprawdopodobne, by przez przypadek lub w wyniku błędu nawigacyjnego osiadł na mieliźnie w Zatoce Żółwiowej, toteż możliwość ponownego pojawienia się Japończyków w Meksyku pozostawała całkowicie realna. Także w kwietniu 1915,,kiedy pancernik „Asama" tkwił głęboko w mule dna morskiego otoczony okrętami floty japońskiej, usiłującymi tak niezdarnie go ściągnąć, na przeciwległe wybrzeże amerykańskiego kontynentu przybyli dwaj nowi goście. Również i oni mieli w Meksyku spełnić sekretną misję. „Przybył tułaj Rintelen z walizq milionów..."* Podobnie do Napoleona na Elbie generał Huerta od 1914 roku oczekiwał w Barcelonie nadejścia właściwego momentu na powrót. Niemcy wywieźli go z Meksyku, obecnie ci sami Niemcy proponowali przywrócić mu władzę. W lutym 1915 roku^przybył do niego specjalny wysłannik w cywilu, kapitan Franz von Rintelen, oficer marynarki niemieckiej, który zaofiarował mu pomoc w przeprowadzeniu wojskowego zamachu, dzięki któremu Huerta odzyskałby władzę w Meksyku, a przy tym z satysfakcją odpłaciłby Wilsonowi pięknym za nadobne. Przy okazji zaś, na co liczono, sprowokowałby wojnę ze Stanami Zjednoczonymi, która w korzystny dla państw centralnych sposób pochłonęłaby całość amerykańskich materiałów wojennych, wysyłanych obecnie do aliantów. Reżyserowany przez Niemców powrót Huerty do władzy mógł sprawić, że Wilson na oślep ruszy do ataku, wplątując się powtórnie w nieudaną awanturę w Meksyku, bardziej zgubną tym razem niż ta z Veracruz. Obecnie był on uwikłany w kłopotliwszą niż kiedykolwiek przedtem hecę bałaganu rewolucyjnego na południe od Rio Grandę. Rozpoczęta przez Madero, przerwana podczas krótkiego panowania Huerty, wznowiona przez „Pierwszego Dowódcę" Carranzę i jego bijących się wściekle między sobą rywali, rewolucja ta obróciła w poprzednim roku Meksyk w skrwawione ruiny. Po kraju włóczyły się skore do strzelaniny prywatne armie generałów Villi, Zapaty, Obregona i innych rywalizujących pomiędzy sobą hersztów, gdy tymczasem generałowie Felix Diaz i Orozco, poplecznicy Huerty, zbierali siły do kontrrewolucji. W tej morderczej plątaninie Wilson zagubił się całkowicie. Każda z meksykańskich frakcji miała zarówno własny zespół amerykańskich zwolenników, jak i przeciwników usiłujących wywrzeć presję na Waszyngton na rzecz jednej bądź drugiej strony. Amerykańscy właściciele ziemscy oraz mieszkańcy pogranicza, narażeni na najazdy zbrojnych band, głośno domagali się interwencji; 75 r liberałowie wykrzykiwali słowa gorącego protestu. Nic wiać dziwnego, że niemieckie naczelne dowództwo liczyło, iż sprowadzenie Huerty do tego chaosu wytworzy sytuację wybuchową, która bez reszty zwiąże potencjał Stanów Zjednoczonych po tamtej stronie .Atlantyku. Rintelen, człowiek, którego naczelne dowództwo wytypowało dla przeprowadzenia tej misji, był inteligentny, śmiały, z ową domieszką megalomanii, jaka charakteryzowała również Wassmussa, a która być może jest najważniejszym uzdolnieniem tajnych agentów. Z pełną wiarą we własne siły, nie mniej wyniosłą .niż ta, którą wykazywał jego odpowiednik w Persji, Rintelen zamierzał utworzyć amerykański front w Meksyku. Za uboczne zadanie postawił sobie wykupienie fabryk amunicji Du Ponta i zatrzymanie produkcji w pozostałych fabrykach zbrojeniowych przy pomocy strajków i sabotaży. Miał wówczas 38 lat, był wysoki, przystojny, dobrze urodzony, elegancki, znakomicie mówił po angielsku i z autopsji świetnie znał Stany Zjednoczone, Meksyk oraz Ameryką Południową. Po wczesnym odbyciu służby wojskowej w marynarce wojennej, a następnie po kilku latach pracy w Deutsche Bank, po raz pierwszy przybył do Ameryki w roku 1906, jako przedstawiciel drugiego z kolei największego banku niemieckiego — Dis-conto Gesellschaft. Trzyletni pobyt w Nowym Jorku umożliwił mu nawiązanie szerokich kontaktów w kołach bankowych i biznesu, nie wspominając już nowojorskiego Yacht Klubu; przyjęty został na jego ekskluzywną listę członków. Mieszkał w Yacht Klubie, swe biuro umieścił przy solidnej firmie z Ladenburga pod nazwą Thaknan and Company, a jako kawaler stał się wielce pożądanym gościem proszonych obiadów od Southampton po Newport. Gdy w roku 1909 odjeżdżał do Meksyku, pozostawił w Ameryce niepocieszonych przyjaciół. Tamże oraz w innych krajach Ameryki Południowej spędził następny rok, poszerzając koneksje bankowe; powrócił do Niemiec w 1910 roku, ożenił się z bogatą panną, został ojcem córki i z chwilą wybuchu wojny powrócił do marynarki wojennej, służąc jednak bez munduru jako doradca finansowy generalnego sztabu admiralicji. Misję swą traktował poważnie, gdyż, w przeciwieństwie do sfer urzędowych w Berlinie, na podstawie własnych doświadczeń właściwie oszacował ciężar, jaki w toku wydarzeń mogłyby rzucić na szale Stany Zjednoczone, i był przekonany, że zwycięstwo w tej wojnie nie rozstrzygnie się na polach bitewnych Europy, lecz w * Ameryce. Wedle zasłyszanych w okresie jego działalności na terenie amerykańskim przechwałek, miał zamiar połączyć oficjalną misję z przyjemnością osobistego „powiedzenia Wilsonowi, jak ma się sprawa" z tymi jego zbrodniczymi dostawami uzbrojenia. Mimo że Niemcy sami sprzedawali broń podczas wojny hiszpańsko- 76 -amerykańskiej, burskiej i rosyjsko-japońskiej, to dostawy amerykańskie uznawali za szczególnie zbrodnicze i wściekali się na Amerykanów w sposób niewspółmierny do lokalnych i sporadycznych wybuchów oburzenia na Niemców, jakie czasem obserwowano w Ameryce. Rintelen ,przylbył do Nowego Jorku 3 kwietnia 1915 roku, zaś w ślad za nim już po dziesięciu dniach, czyli 13 kwietnia, przyjechał generał Huerta. Szansę ich sukcesu były zupełnie prawdopodobne. „Biedny Meksyk — lamentował pewnego razu Porfirio Diaz — tak daleko od Pana Boga, a tak blisko Stanów Zjednoczonych". I to właśnie stanowiło jego tragedię. Nie tylko jednak Niemcy wyczuwali szansę w meksykańskiej kontrrewolucji. Anarchia w Meksyku była problemem numer jeden w amerykańskiej polityce zagranicznej i odgłos strzałów spoza tej granicy był dla amerykańskich uszu znacznie donioślejszy niż cała strzelanina w Europie. Zainwestowano tam bowiem ogromne amerykańskie pieniądze: naftowe Doheny'ego oraz senatora Falla (znanych później jako bliźniacy z Teapot Dome *), miedziowe Guggenheima oraz liczne inne z branży kopalnianej i kolejowej. Toteż trzynasty kwietnia był szczęśliwym dniem dla potentatów biznesu w Meksyku; niemal wszyscy byliby uszczęśliwieni, gdyby Huerta powrócił do władzy. Warunki wewnętrzne w Meksyku dopraszały się niemal o zamach stanu przez jakiegoś mocnego człowieka. Kraj ten — jak Wilson był zmuszony przyznać — „głoduje i nie ma rządu". Sprawowanie/ władzy przez Carranzę doprowadziło do absolutnego chaosu; sam Pierwszy Dowódca po wypędzeniu go ze stolicy kierował działaniami z Veracruz, a tymczasem wulgarny Pancho Villa i płomiennooki Zapata grabili stolicę kraju i błaznowali w sali tronowej Pałacu Narodowego. Wzdłuż dróg dyndały na drzewach rozkładające się ciała, galopujący bandyci obwieszeni pasami na amunicję kradli plony i bydło, w miastach zbierała żniwo czarna ospa i tyfus, pola leżały ugorem, tory kolejowe i mosty zniszczone, plutony egzekucyjne były liczniejsze niż ogonki po żywność, śmierć równie powszechna jak brud, natomiast peonowie, „tych 85% borykających się z nędzą", w których imieniu rozpoczęto rewolucję, kulili się w kurzu opustoszałych wiosek. Wszystkie zwalczające się frakcje, niezależnie od ich ideologii, można było nakłonić do sprzedania się Huercie. Poza tym oczywiście pełno było generałów, wielkich właścicieli ziemskich, cien- * „Teapot dome" oznacza dosłownie „kopułka czajnika". Jest to nazwa terenu roponośnego w pobliżu miejscowości Casper w stanie Wyoming, który prezydent Wilson wydzielił w 1915 r. jako rezerwat ropy naftowej 118 że Zimmermann pohukiwał na pułkownika" — raportował Gerard, kiedy pułkownik House przybył z jedną ze swych misji, by przedyskutować podstawy do negocjacji pokojowych. „A już z całą pewnością starał się mnie nastraszyć". W maju, podczas afery z „Sussexem", gdy Wilson stanowczo zagroził, że zerwie stosunki z Niemcami, jeżeli te nie zobowiążą się, że nie będą atakować statków bez uprzedniego ostrzeżenia, Zimmermann jeszcze raz pokrzykiwał (co prawda poza protokołem) podczas konferencji prasowej: „Panowie, nie widzę potrzeby marnowania słów na temat bezczelności i bezwstydu pana Wilso-na, oto bowiem zdarliśmy maskę z jego twarzy". Od tego czasu uważał Wilsona za hipokrytę, który „czuje i myśli po angielsku", toteż dokonał zwrotu przyjmując poglądy partii wojennej, że w każdym razie Ameryka nie jest potęgą militarną, z którą warto by się liczyć. Obecnie z większą dozą sympatii przysłuchiwał się argumentom floty przykutej łańcuchem do budy w męczącej bezczynności. Bardziej przekonywająco docierał teraz do niego argument armii, że Ameryka nie jest w stanie ani przeszkolić, ani przetransportować na czas wystarczającej — by wpłynąć na wynik — ilości wojsk, a zanim przybędą do Europy w jakiejkolwiek liczącej się sile, puszczone swobodnie U-booty tak pobiją Wielką Brytanię, że będzie musiała się poddać. Przysłuchując się werblom oportunizmu politycznego wojskowych Zimmermann zrównał z nimi swój krok. Bethmann i von Jagow nadal przeciwstawiali się; zanudzony przez Bethmanna, lecz równocześnie nieco obawiający się własnych generałów kaj- zer wahał się. Problem ten wielokrotnie był stawiany na porządku dziennym podczas konferencji na najwyższym szczeblu. Admirałowie rozwijali mapy i wykresy dowodzące, jaki tonaż U-booty są w stanie zatopić do chwili, gdy Brytyjczycy — jak wyraził się jeden z nich — „jak ryby na wędce wyzioną ducha". Wściekła walka trwała nadal. Liberałowie i socjaldemokraci wrzeszczeli w Reichstagu: „Lud nie chce wcale wojny podmorskie], jedynie chleba i pokoju!" W kuluarach wymieniano pesymistyczne prognozy i przekonywano się nawzajem, że kolejna kampania zimowa nie wchodzi w rachubę; pokój trzeba zawrzeć jeszcze tej jesieni. Lecz nikt nie zwracał uwagi ani na Reichstag, ani na lud, ponieważ ludzie bez względu na trapiący ich głód pozostali posłuszni. „U nas w Niemczech — oświadczył pewien poseł — nie dojdzie do rewolucji, zanim sprawy nie pogorszą się do tego stopnia, że rewolucję będzie można ogłosić na urzędowych plakatach, rozwieszonych przez policję na rogach ulic". W listopadzie powstrzymywano U-booty jedynie ostatkiem sił. Ppd razami wojskowych nie pozostało wiele miejsca dla opozycji. Zimmermann zmienił już stronę. 12 listopada, na dziesięć dni - 119 \ przed wyniesieniem go na miejsce von Jagowa, wysłał telegram do Eckhardta w Meksyku, napomykając o sojuszu w zamian za bazę okrętów podwodnych. Jest rzeczywiście możliwe, że jakieś jego obietnice zawarcia układów z Meksykiem i Japonią mogły się przyczynić do awansu. 22 listopada ogłoszono jego nominację ; na ministra spraw zagranicznych. l Amerykanie, nieświadomi rzeczywistego sensu kryjącego się za i. tą nominacją, powitali nowego ministra z sympatią, której źródła f tkwiły. w patetycznym pragnieniu znalezienia sobie przyjaciela w Niemczech. „Nasz przyjaciel Zimmermann" — brzmiał nagłówek pełen żarliwego uznania w nowojorskim Evening Post. „Liberalizacja w Niemczech" — głosił Literary Digest. „Jeden z najlepiej wróżących znaków o przyszłych stosunkach niemiecko-ame-rykańskich, jaki pojawił się od wybuchu wojny" — dodawał Post. „Wszyscy Amerykanie gw tym momencie osławiony epizod „kąpiących się piękności" uszczuplił je jeszcze bar-^-dziej. Podczas weekendu w Adirondadks, w domu pewnej damy goszczącej go dość często, sfotografowano Bernstorffa w kostiumie kąpielowym, trzymającego poufale w ramionach dwie inne damy, podobnie jak i on odziane. Jeden z przebywających razem ż nim gości otrzymał kopię zdjęcia, którą pokazał podczas następnego weekendowego przyjęcia na Long Island, gdzie wśród zaproszonych znalazł się także agent brytyjski. Już po odejściu od obiadowego stołu agent ten poczuł, że ktoś wsuwa mu ukradkiem zdjęcie do ręki. W lot zrozumiał intencję i natychmiast wysłał je przez szofera do Nowego Jorku, gdzie zrobiono odbitkę, a oryginał powrócił na miejsce jeszcze przed świtaniem. Krótko potem powiększone zdjęcie dostarczono ambasadorowi rosyjskiemu hrabiemu Bachmatiewowi, który „wydawał się tym bardzo uszczęśliwiony". Wystawił je na widoku, na gzymsie kominka, w eleganckiej ramce, gdzie mógł je podziwiać cały korpus dyplomatyczny Waszyngtonu i skąd wkrótce dostało się do gazet. Konsekwencją tego było podkopanie wpływów Bernstorffa w Niemczech w krytycznym momencie. Kajzer, którego niegdyś 9 — „Telegram Zimmermanna" 129 r ubawiło jedynie, gdy szef wojskowego gabinetu — generał hrabia von Hulsen- Haeseler, przebrany za balerinę w krótką tiulową spódniczkę i wianek róż, tańczył ku jego rozbawieniu *, w swym subtelnym wyczuciu form towarzyskich był obecnie głęboko urażony tym drobnym grzeszkiem Bernstorffa. Poplecznicy okrętów podwodnych, którzy nienawidzili Bernstorffa z powodu starań, jakie czynił, by nie dopuścić do użycia ich wymarzonej broni, uchwycili się tego incydentu, aby wykazać, że jego przygody sercowe są w jakiś sposób dowodem, iż nie można polegać na jego politycznych sądach. I chociaż ku swemu zadowoleniu osiągnęli to, że nie wzięto pod uwagę rad Bernstorffa, władcy Niemiec nie byli jeszcze gotowi do podjęcia ryzyka użycia okrętów podwodnych bez zademonstrowania swemu narodowi i szerokiemu światu, że nie ma innego wyjścia. Nie chcieli już więcej słyszeć o tak długo oczekiwanej ofercie pokojowej Wilsona, który — jak się obecnie mogli przekonać — rozmyślnie zwleka w interesie aliantów. W tym momencie stało się już dla nich zupełnie jasne, że jakikolwiek pokój, który prezydent byłby w stanie zaaranżować, będzie dla Niemiec nie do przyjęcia. Jedynym bowiem pokojem, na jaki zgodziliby się alianci, byłby pokój oparty na wyrzeczeniu się zdobyczy i zapłaceniu przez Niemców odszkodowania, to zaś oznaczałaby koniec Hohenzollernów, jak i klasy rządzącej. Dla nich koniecznością stał się podbój, w przeciwnym razie trzeba było zmusić kogoś innego, by zapłacił koszta wojny, bądź zbankrutować. Pokój kompromisowy, nie przynoszący powiększenia Niemiec, wymagałby po wojnie płacenia ogromnych podatków za lata, które okazałyby się walką bezużyteczną. Oznaczałoby to rewolucję. „Naród niemiecki nie chce pokoju za cenę wyrzeczeń" — wściekał się Ludendorff, gdy słabnący Austriacy usilnie do niego nakłaniali, „zaś ja nie mam zamiaru zostać ukamienowany. 'Dynastia nigdy nie przeżyłaby takiego pokoju". Im dłużej trwała wojna, tym bardziej oczywiste stawało się dla dworu i jego kohort oraz dla junkierskich właścicieli latyfundiów, dla przemysłowców i wojskowych, że tylko zakończenie połączone ze zdobyczami daje jakąś nadzieję na pozostanie przy władzy. Mogło to stać się zrozumiałe także i dla Wilsona, gdyby był trochę mniej pochłonięty własnymi motywami, a trochę więcej interesował się charakterem reżymu, z którym miał do czynienia. Pewnego razu w rozmowie z pułkownikiem House'em Zimmerinann postawił sprawę otwarcie, mówiąc, że gdyby pertraktacje pokojowe rozipo-c;zęły się „na jakichkolwiek warunkach, mających szansę przyję- * Incydent ten miał miejsce w 1909 roku. „Wszyscy uważali to za zabawne, gdyż hrabia tańczył przepięknie" — relacjonował marszałek dworu. Po odejściu, hrabia padł martwy na podłogę, z wyczerpania (przyp. aut.). 130 oia", oznaczałoby to obalenie rządu i kajzera. Ta/kim „amerykańskim" pokojem władcy, niemieccy nie są zupełnie zainteresowani. Chcieli od Wilsona, aby zmusił aliantów do zaprzestania walki, nie zaś, łby rozstrzygał spór. Przez wzgląd na opinię świata, jak również dla wyeliminowania Wilsona jako imediatora, zdecydowali się na własny dramatyczny gest. Na 12 grudnia nagle zwołano Reichstag. Nikt nie wiedział, z jakiego powodu. Berlin huczał od domysłów. Tegoż dnia zawezwano wszystkich dyplomatów państw neutralnych do urzędu kanclerskiego, gdzie 'przyjmowano ich po kolei. Gdy Grew pełniący nadal funkcję amerykańskiego chargś d'affaires, z racji nieobecności Gerarda, oczekiwał w przedpokoju, wychodzący właśnie poseł szwajcarski szepnął mu: Friedens Antrag („oferta pokojowa"), a idący zaraz po nim poseł duński wymruczał: „Jeśli się nie powiedzie, uważajmy na nasze statki". O tej samej porze minister Ziimmermann prowadził nie protokołowaną konferencję prasową, podczas której zauważył jowialnie, że wobec tego, iż Niemcy czują się „zagrożone pokojowymi posuń ięciaimi Wilsona, załatwimy to tak, aby osobnik ten nie maczał w tym palców". Zdumiewająca wiadomość o tym, że państwa centralne proponują pokój, przytłumiła nieco niedibałość, przejawiającą się w pominięciu jakiejkolwiek wzmianki o jego warunkach. Oczywiście już w swym ' zamierzeniu ta propozycja zakładała, że wszystko spełznie na niczym, co wynikało jasno z jej sformułowania. Rozpoczynała się ona orać ją na temat niemieckiej „potęgi nie do zwyciężenia", 'a kończyła groźbą, że o, ile zostanie odrzucona, to Niemcy będą prowadzić wojnę aż do zwycięskiego końca, lecz „/przed ludzkością i historią uroczyście uchylają się od wszelkiej odpowiedzialności". Objaśniając tę ofertę swym* wojskom kajzer dodał taktownie, że wystąpił z propozycją negocjacji z wrogiem „w przekonaniu, że jesteśmy niekwestionowanymi zwycięzcami". Nie mógł się powstrzymać, by niemiecka fanfaronada nie ukazała się spod szat gołębicy. Zgodnie z oczekiwaniem alianci odrzucili z pogardą cały ten pomysł. Wilson, któremu ukradziono cały sukces, nie wiedział, czy się martwić, czy wziąć do roboty. Jedno było pewne — zniknął sens1 czekania na psychologicznie właściwy moment dla wysunięcia własnej propozycji, mogło to nastąpić teraz albo wcale. 18 grudnia, na tydzień przed Bożym Narodzeniem, przedstawiając się już na wstępie, że jest „przyjacielem wszystkich narodów zaangażowanych w obecnej walce", wezwał je do zadeklarowania ich wojennych celów, co 'mogłoby stanowić punkt wyjś-cja dla rozpatrzenia „problemów i ich uporządkowania, a w rezultacie zagwarantowania pokoju poprzez „inteligentne zorgani- 131 zowanie we wspólnym interesie ludzkości". Dokument był elo-kwentny, tak jak Wilson w swych najlepszych chwilach, jednocześnie szczery, nie do obalenia w swej logice i... źle przyjęty przez wszystkich adresatów. Zwrot stawiający znak równania pomiędzy celami obu stron, jako „w rzeczy samej takimi samymi" doprowadził króla Jerzego do łez, a Clemenceau do poczynienia uwagi, że dla Francji celem wojny jest zwycięstwo. Niemniej nareszcie z tym wystąpiono. Pierwsza nadeszła odpowiedź niemiecka. Była odmowna. Wilson nie chciał jednak zrezygnować, zanim nie zareagują także alianci. Mogli zatrzasnąć drzwi na dobre, lecz mogli również zaofiarować jakąś odskocznię dla negocjacji; zanim się wypowiedzą — Wilson uważał, że powinien zachować otwartą drogę do ewentualnych rozmów. Nikt prócz niego, w żadnym z rządów, nie żywił choćby odrobiny nadziei co do możliwości pogodzenia wojujących na jakichkolwiek warunkach. Próbował jeszcze tylko Bernstorff. Zrezygnował już co prawda ze zbytniej nadziei, lecz nie z prowadzonej do ostatka walki o powstrzymanie swego kraju od samobójczego skoku. Dla niego, jak i dla Wilsona, sprawą podstawową było prowadzenie rozmów z Berlinem w przekonaniu, że dopóki są kontynuowane, Niemcy nie rozpętają walki okrętów podwodnych. Napierając dalej w tym kierunku prezydent i ambasador posługiwali się kanałem, który miał się wkrótce okazać pułapką dla samej wojny. Jego konstruktorem był pułkownik House. Rankiem 27 grudnia Bernstorff został zaproszony przez pułkownika House'a, by przedyskutować nową propozycję wysuwaną przez prezydenta. Gdyby Niemcy przedłożyły mu swe podstawowe warunki w sposób poufny, to wówczas Wilson ograniczyłby się do doprowadzenia wrogich stron, by zasiadły wokół pokojowego s'toki i nie nalegałby na osobisty w tym udział, z wyjątkiem ostatecznego kształtowania samej Ligi Narodów. Rano House omawiał tę koncepcję z Wdlsonem. Bernstorff zapalił się od raizu do jej przeprowadzenia, lecz — powiedział House'owi — nie sądzi, by jego rząd zgodził się na przedłożenie poufnych warunków poprzez departament stanu, „ponieważ jest 'tam zibyt wiele przecieków". Tym sposobem Bernstorff dał do zrozumienia, że nie chce działać przy pośrednictwie Lansinga, który — jak wiedział — nie ma sympatii dla pokojowego projektu prezydenta. Gdyby dało się ustalić jakąś metodę — oświadczył — pozwalającą jego rządowi na komunikowanie się wprost z Wilsonem jedynie za pośrednictwem House'a, dałoby to lepszą sposobność do pełnej i szczerej dyskusji. House zgodził się z tym. Prywatnie nie wierzył w plan pokojowy, uważając, podobnie jak . Lansing, że jest on złą przysługą dla aliantów, rozumował jednak, tak jaik powiedział to Wilsonowi, że „im więcej rpzmawia- 132 my z Niemcami i to właśnie teraz, tym mniejsze jest niebezpieczeństwo, że nastąpi zerwanie na skutek działalności okrętów podwodnych". Metoda dopomożenia Bernstorffowi, jaką House miał na myśli, była już poprzednio za zgodą Wilsona w użyciu. House powiedział więc Bernstorffowi, że zależnie od odpowiedzi prezydenta da mu znać, czy kontynuować ją dalej. Następnego dnia, 28 grudnia, w sześćdziesiątą rocznicę urodzin Wilsona, po otrzymaniu od niego uzgodnionego przekazu, House poinformował Bernstorffa, że odpowiedź brzmi pozytywnie. Tym, co House ustalił, a prezydent zaaprobował, było zezwolenie, aby rząd niemiecki wysyłał depesze pisane szyfrem, pomiędzy Bernstorffem a Berlinem w obu kierunkach, przy użyciu kabla należącego do departamentu stanu. Była to amerykańska wersja „szwedzkiej karuzeli", lecz szybsza, ponieważ transfer depeszy wraz z odpowiedzią drogą przez Szwecję zabierał około tygodnia. Przyjęta dla krajów neutralnych praktyka wymagałaby, żeby depesze strony wojującej przedkładano nie zaszyfrowane, a nadawano by je amerykańskim kodem. W tym przypadku House, za zgodą prezydenta, zaangażował rząd amerykański w niezgodny z prawem, aby nie rzec — idiotyczny — układ, zgodnie z którym przekazuje się depesze strony wojującej nie znanym dla siebie kodem. Sekretarz stanu Lansing, którego trzeba było poinformować, ponieważ to od jego departamentu wymagano pełnienia roli urzędu pocztowego — był wstrząśnięty do głębi swej legalistycznej duszy, nawet aż do buntu. Za każdym razem, gdy używano tego sposobu, żądał on od prezydenta wydania mu osobistego polecenia, ten zaś będąc przekonany o prawości celu, nie dbał o stosowane przez siebie metody. Być może Wilson był mniej wrażliwy na obowiązki neutrała niż na jego uprawnienia. Uważał, że może lekceważyć obowiązki neutralności, ponieważ całą duszą oddał się sprawie zakończenia działań wojennych. Świadom szlachetności swego celu nie był w stanie nawet wyobrazić sobie, by ktoś w Niemczech miał zrobić niecny użytek z kanału, który sam dla nich otworzył. Zastrzeżenia Lansinga, że ten sposób postępowania jest sprzeczny z neutralnością, odsunął na bok, jako mało ważne i nazbyt legalistyczne. Ponadto wydobył od Bernstorffa obietnicę, że treść depesz ściśle ograniczy do kwestii warunków pokoju. Podzielając powszechne mniemanie o nowym szefie Bernstorffa Zimmermannie jako wielkim liberale, uczciwym partnerze i przyjacielu Ameryki, zakładał najwidoczniej, że przyrzeczenie Bernstorffa obejmie także treść odpowiedzi jego ministra. W tym odczuciu umacniał go pułkownik House, który 133 zapewniał, że rząd niemiecki znajduje się obecnie „całkowicie w rękach liberałów". Błądzenie jest rzeczą ludzką, lecz niebezpiecznie jest tkwić w błędzie aż tak głęboko. Metodę tę pułkownik House wykoncypował jeszcze we wrześniu 1914. W czasie początkowych starań o wynegocjowanie porozumienia wystąpił on z propozycją zaproszenia Bernstorffa i Spring-Rice'a — niemieckiego i angielskiego ambasadora — na poufne spotkanie podczas obiadu w swym domu. Według jego własnego pamiętnika przyrzekł Bernstorffowi na swą osobistą odpowiedzialność, że jeśli coś miałoby wyniknąć z tych rozmów, to uzyska dla niego „zezwolenie od naszego rządu stosowania szyfrowanych depesz w bezpośrednich przekazach do jego rządu". Nic jednak z tego nie wyszło, ponieważ Spring-Rice odmówił spotkania się z Bernstorffem. Propozycja była jednak charakterystyczna dla złudzeń pułkownika, że jest w stanie zręcznie pokierować historią poprzez wymianę osobistych grzeczności. Był on entuzjastą zakulisowej dyplomacji z pierwszoplanowymi osobistościami. Jeszcze przed wojną dwukrotnie objechał stolice europejskie proponując rozbrojenie oraz zachęcając do zmniejszenia napięć między mocarstwami. Stulecie rywalizacji, nadmiar kwestii spornych, zastarzałą zawziętość wojen bałkańskich, kryzysy marokańskie, panslawizrh, rozbudowę flot wojennych, traktaty rea-sekuracyjne, równowagę sił, podwójne sojusze i trójprzymierza, tajne organizacje terrorystyczne w Serbii oraz kirem spowite pomniki Alzacji i Lotaryngii na placu Zgody — wszystko to pułkownik House zamierzał ułagodzić przy pomocy intymnych poga-duszek przy kominku z mężami stanu. Jakkolwiek uważany za bystrego światowca, będącego uzupełnieniem idealisty Wilsona, był on — jeśli to tylko możliwe — jeszcze bardziej pozbawiony realizmu w sprawach europejskich niż sam prezydent. Trzeciego lipca 19;14, w tydzień po zabójstwie w Sarajewie, pułkownik House pisząc z Europy do Wilsona o swych zachęcających rozmowach z władcami i ministrami skonkludował: „I tak, jak pan widzi, sprawy idą we właściwym kierunku,! to tak szybko, jak tylko moglibyśmy marzyć". Te fałszywe osądy wcale go nie ambarasowały. Żył jakby w filmie o sobie samym, pokazującym starannie ubraną postać w panamie na głowie, przemykającą się wdzięcznie z wypełnionego dymem pokoju do sanktuarium Białego Domu. Czuł się tak samo dobrze na lunchu z kajzerem — w tym, co Gerard nazwał „najibrzydszyim pokojem świata", jak i przy obiedzie z królem Jerzym lub też konferując przyjemnie na osobności z sir Edwardem Greyem. Lecz zawsze codziennie pozostawał w osobistym kontakcie z najważniejszym człowiekiem świata, do którego zwracał się nieodmiennie per „drogi gubernatorze", co stanowiło zamierzoną 134 afektację dla okazania zażyłości jeszcze z okresu przed konwencją wyborczą w Baltimore. Wyglądał, grał i kochał rolę szarej eminencji i rzeczywiście w typie i sposobie postępowania tak pasował do niej, że stał się jej nowożytnym prototypem. Mylnie brał fraternizację z władcami za wpływ wywierany na nich i zgoła przeceniał jego znaczenie. Ponieważ sir Edward Grey spędzał z nim godziny na poufnych pogawędkach, sądził, że angielski minister spraw zagranicznych podziela ten sam co on punkt widzenia i nigdy nie był w stanie pojąć, że jest po prostu zwodzony. Pozostaje zagadką, dlaczego prezydent tak długo słuchał i polegał na itymn samorodnym, chociaż naiwnym Machiavellim. Lecz samotne dostojeństwo władzy wytwarza potrzebę powiernika, a House pełnił tę rolę po mistrzowsku. Mówił Wilsonowi, że będzie mógł spełnić „najdonioślejsze zadanie na świecie, o jakim słyszano", ponieważ „Bóg dał panu zdolność właściwego widzenia spraw", zapewniał, że każde jego przemówienie będzie „żyło", tak jakby wszystkie jego wypowiedzi były mową gettysburską *, dostarczał mu światowych porad i jako zaufany emisariusz podejmował się tych wszystkich nieoficjalnych kontaktów, których prezydent nie mógł nawiązywać i do których nie miał upodobania. Powierzchownie mogłoby się wydawać, że Wilson, który postępował pryncypialnie i nie lubił drobiazgów, miał doskonałe oparcie w człowieku takim jak House, ponieważ pułkownik wprost rozkoszował się najdrobniejszymi szczegółami dotyczącymi spraw i ludzi. Tak jednak nie było. O ile Wilson za bardzo lekceważył ludzi, to House zbyt mało szanował zasady. Tak się pogrążył w swym pociąganiu za sznurki, w rozgrywaniu jednej osobistości przeciwko drugiej, w tym, aby każdego ugłaskać, a wszystkie koła wprawić w ruch, że stało się to dla niego celem samym w sobie. Cel negocjacji guibił się w procedurze **. Manewr House'a, by dać Niemcom dostęp do kabla departamentu stanu, wyrósł z jego penchant (skłonności) do osobistej dyplomacji. Podczas swej misji w Europie w 1915 roku postarał się, aby mieć z ambasad szyfrowe raporty przekablowane wprost do niego, z pominięciem departamentu stanu. To ustalenie, rozpoczęte w jego własnym interesie, zostało jedynie rozszerzone na Bernstorffa, gdy wydawało się, że chwila tego wymaga. Przywi- * Słynne przemówienie Abrahama Lincolna podczas poświęcenia cmentarza narodowego w miejscu decydującej bitwy podczas wojny secesyjnej, wygłoszone 19 XI 1863 r. (przyp. tłum.). ** W końcu stało się to oczywiste i dla Wilsona, gdy w Paryżu po jakimś okresie nieobecności stwierdził, że House'a zręczność uigłaisWiwania całkowicie 'zagłaskała główne pryncypia, przy których Wilson obstawał. Było to jedną z przyczyn ostatecznego między nimi zerwania (przyp. autorki). 135 leju tego po raz pierwszy udzielono niemieckiemu ambasadorowi w środku lata 1915 roku, w czasie kryzysu o „Lusitanię", gdy wojna pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Niemcami była kwestią godzin. Zgodnie z wersją zawartą w pamiętniku Bernstorffa „poczynając od tego dnia rząd amerykański wyraził zgodę na wysyłanie przeze mnie szyfrowych depesz do mego rządu via departament stanu i ambasada amerykańska w Berlinie". Lecz może to być również wyolbrzymieniem tego, co prawdopodobnie było tylko sporadycznym rozwiązaniem. Procedura odwrotna czyniła taki sam użytek z amerykańskich dobrych usług. Niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych wręczało telegramy dla Bernstorffa amerykańskiej ambasadzie, która je wysyłała — nie znając ich treści — do departamentu stanu, ten zaś z kolei dostarczał je, jakkolwiek opornie, Bernstorffowi. Grew wspomina długi, zaszyfrowany telegram wysłany przez Niemców „za naszym pośrednictwem" na dwa miesiące przed propozycją pokojową. Bethmann- Hollweg w swym powojennym oświadczeniu potwierdza, że rząd amerykański „zezwolił nam na wykorzystywanie tutejszej ambasady dla szyfrowej korespondencji". Zimmermann dodaje, że z przywileju tego korzystano wstrzemięźliwie z obawy przed zwróceniem uwagi Brytyjczyków. Była to próżna ostrożność, gdyż nie trzeba dodawać, że brytyjska uwaga raz przyciągnięta pojawieniem się niemieckiego szyfru w amerykańskim kablu skoncentrowała się na tej praktyce z pełnym fascynacji zainteresowaniem. I chociaż Brytyjczycy byli uprawnieni do złożenia protestu przeciw wysyłaniu przez neutrała depesz szyfrowych kraju wojującego, poniechali tego, gdyż raczej woleli podsłuchiwać wroga, niż upierać się przy swych prawach. Przed grudniem 1916 roku dziennik pułkownika House'a rozsądnie przemilcza całą tę procedurę. Każdego wieczoru z okiem skierowanym rozważnie ku potomności dyktował on sekretarce wydarzenia dnia do pamiętnika. Następnie na kopii wnosił poprawki i zwracał je do ponownego przepisania. Pominięcie przywileju kablowego udzielonego Niemcom nie mogło być przypadkowe. Nie liczył się on jednak z innym pamiętnikarzem, który poświęcił potomności równie troskliwą uwagę. Każdego dnia w Waszyngtonie sekretarz stanu Lansing odnotowywał starannie, niemal co do godziny, pozycje w biurowym diariuszu, gdy tylko drzwi zamykały się za odwiedzającym. Dwukrotnie w 1916 roku, raz w styczniu, a raz w maju, pojawia się tam wzmianka: „WWS (inicjały szyfranta) z szyfrową depeszą dla niemieckiego ambasadora"; przy tej drugiej dopisuje on swój sprzeciw — „poleciłem odmówić jej dostarczenia". Zapisy te stanowią dowód niweczący pełne ostrożności milczenie House'a. 136 , • ' Udając, że tego nie pochwala, House odnotował raz historyjkę obiegającą Waszyngton. „Czy wiecie, jaka jest nowa pisownia nazwiska Lansing?" „Nie mam pojęcia, powiedz!" „H-O-U-S-E" Zapisując metodycznie każdorazowe zgłoszenie się WWS sekretarz stanu Lansing nieświadomie wziął odwet. Lecz w owym czasie House był górą, ponieważ w dykteryjce o pisowni nazwiska sekretarza stanu tkwiło ziarno prawdy. W tych ostatnich dniach usiłowań pokojowych, gdy zbliżał się ku końcowi najbardziej krwawy w historii rok, a nikt nie wiedział, co przyniesie nowy, czy nawet następny ranek, House obstawał, by zezwolić Niemcom na wolne od cenzury używanie amerykańskiego kabla. Za każdym razem, gdy depesza przychodziła tym kanałem, Lansing tak stawał okoniem, że pułkownik był naprawdę bliski rozpaczy. 30 grudnia Bernstorff powiadomił House'a, że Lansing odmówił przekazania szyfrowej depeszy. W kilka dni później Lansing znów się sprzeciwił, wywołując tym lament Bernstorffa, który żalił się, że nie jest w stanie spełnić życzenia prezydenta przekazania sugestii w sprawie pokoju, „skoro departament stanu zajmuje taką postawę". Lansing — uskarżał się — nigdy nie akceptuje depesz rutynowo, lecz tylko wtedy, gdy do każdej z nich jest dołączone oddzielne polecenie prezydenta. Lansing nie miał możności dowiedzenia się, jaka jest zasadnicza treść całej tej niemieckiej gadaniny. Sprzeciwiał się więc po prostu dla zasady, gdyż osobiście uważał, że w interesie Ameryki leży raczej przyłączenie się do aliantów w wojnie o demokrację przeciw autokracji niż doprowadzenie do pokoju, który pozostawiłby cesarstwo niemieckie niepokonane. 12 stycznia nadeszła odpowiedź aliantów na pokojową propozycję Wilsona, odrzucająca stanowczo wszelką możliwość kompromisu z wrogiem. Przedstawiali oni swe cele i potwierdzali niewzruszony zamiar nieprzyjmowania żadnych ustępstw i walki aż do osiągnięcia bezwarunkowego zwycięstwa. Nie było ani linijki, ani jednego zdania, które można by interpretować jako pozostawiające furtkę dla negocjacji. Ich odmowa'zgody na interwencję Wilsona nie zrobiła na nim większego wrażenia, niżby to uczynił wzrok ludzki na bogach Olimpu. Po prostu ją zignorował. Jaki był proces myślowy, który mu na to pozwolił — pozostało jego własną tajemnicą. Może czuł, że nie ma innej alternatywy niż dalsze usiłowania. Prowadził daiej rozmowy z Bernstorffem, lecz po pewnym czasie Lansing, któremu przedłożono niezwykle długą depeszę, raz jeszcze odmówił, domagając się poinformowania, czy jest obecnie jakieś uzasadnienie kontynuacji tego procederu. Zastępca sekretarza stanu William Phillips, który występował w 137 niewdzięcznej roili pośrednika, zatelefonował do, House'a pytając co robić, na co otrzymał dość opryskliwą odpowiedź, że rząd niemiecki prowadzi rozmowy z prezydentem „nieoficjalnie, za moim pośrednictwem" i za zgodą prezydenta. House powiedział, że depesza musi pójść bezwzględnie, a mógłby dodać słowa rzymskiego sędziego: „choćby niebiosa miały się rozstąpić", ponieważ szło już ku temu. Jeszcze przez kilka dni prezydent uparcie, a Bernstorff desperacko zmierzali ku rozmowom pokojowym. Depesze wciąż wychodziły i przychodziły, Lansing wciąż się sprzeciwiał, Phillips ustawicznie telefonował do House'a. Oddany jak nałogowi swemu pociąganiu za sznurki i wynikającemu stąd poczuciu władzy, House znacznie bardziej interesował się utrzymaniem prywatnego kabla, który sam "tak sprytnie zmontował, niż osiągnięciem celu, dla którego ten był przeznaczony. W głębi duszy miał mało zrozumienia dla pokojowych usiłowań Wilsona, być może jednak z samego nawyku mówienia prezydentowi tego, co Wilson chciałby usłyszeć, nadal twierdził, że „jeżeli potrafimy związać Niemców konferowaniem tak, żeby nie mogły wznowić niczym nie ograniczonych działań okrętów podwodnych, będzie to wygrany wielki szlem". Gdy to pisał, było za późno, lecz House był szczęśliwie nieświadom tego, co działo się w Niemczech. Zbyt był pochłonięty hazardem podchodzenia Niemców, by podejrzewać, że to oni sami go podchodzą, zbyt zajęty oliwieniem mechanizmu, aby badać, czy 'posługiwanie się nim przez Niemców może mieć jakiś inny zamysł niż pokój. To nie jemu, lecz Lansingowi udało się w końcu zasiać w duszy Wilsona jakieś ostrzegające wątpliwości. Rozzłoszczony jeszcze jednym telefonem od Philliipsa, informującym, że Lansing znów odmówił wysłania długiego telegramu Bernstorffa, House zasugerował, by sekretarz stanu zobaczył się osobiście z prezydentem i raz na zawsze załatwił sprawę. Lansing natychmiast udał się do Białego Domu i jego głęboka nieufność musiała być przekonywająca, ponieważ następnego dnia, 24 stycznia, Wilson listownie zapowiedział House'owi, że o ile departament stanu ma nadal wysyłać depesze Bernstorffa, „musimy mieć pewność, że pracuje on dla sprawy pokoju i w każdym wypadku otrzymywać jego oficjalne zapewnienie, że nie ma w tych depeszach niczego, co by dla nas stanowiło pogwałcenie neutralności". W czasie gdy prezydent doszedł do tych wątpliwości, skupiły się one na niewłaściwej osobie. Odnosi się wrażenie, że ani on, ani nikt poza nim nie żądał kiedykolwiek zapewnienia, że nadchodzące do Bernstorffa telegramy powinny także ograniczać się do tematu pokoju. Wilson zakładał uczciwe intencje ze strony niemieckiego ministerstwa spraw zagranicznych. Ponieważ wskazów- 138 ka barometru chwiała się blisko wojny, było to nieostrożnością Wilson jednak był swym własnym barometrem. „Nie będzie żadnej wojny" — powiedział do House'a na początku stycznia. — „Ten kraj nie ma zamiaru być zamieszany w wojnę. Dla nas przystąpienie do niej byłoby zbrodnią przeciwko cywilizacji". Miał na myśli, że nie pozostałby wówczas żaden kraj o dostatecznych wpływach, by móc doprowadzić do pokoju. Telegram jest w drodze 9 stycznia 1917 roku, w położonym na krańcu Polski zamku w Pszczynie, w którego trzystu pokojach obsługiwanych przez lokai w liberii rozmieściło się naczelne dowództwo, zwołano doniosłą konferencję, nie dla podjęcia jakiejś decyzji, lecz dla przypieczętowania już podjętej. Miesiąc temu naczelne dowództwo zdecydowało samodzielnie, że do walki trzeba wprowadzić U-boo-ty, nawet gdyby miało to wciągnąć Amerykę do wojny przeciw sobie. Wyliczono, że U-booty przyniosą zwycięstwo w ciągu sześciu miesięcy i że jest absolutnie niemożliwe, by Ameryka w tym czasie zdołał* powołać pod broń, zorganizować, przeszkolić i przetransportować swą armię. Minister marynarki wojennej admirał von Capelle stanowczym tonem wyraził artykuł wiary floty: „Z militarnego punktu widzenia pomoc, jaką uzyskaliby alianci w wyniku przystąpienia Stanów Zjednoczonych do wojny — sprowadzi się do zera". To, że efektem moralnym przystąpienia Ameryki do wojny będzie dodanie sił aliantom do przetrwania wystarczająco długiego czasu^ by zniweczyć niemieckie harmonogramy, było alternatywą, której wszyscy byli świadomi, ale nikt o niej nie wspomniał. Feldmarszałek Hindenburg pomimo jakiegoś bliżej nie sprecyzowanego niepokoju, zakłócającego jego ociężały tok myślenia, dał się przekonać swemu demonicznemu koledze — generałowi Ludendorffowi. Obaj wspólnie przekonali kajzera, który, niezależnie od swoich własnych wątpliwości, nie miał odwagi, aby okazać się mniej śmiały niż jego wodzowie. Pozostało więc jedynie przekonanie do tej koncepcji cesarskiego kanclerza, który właśnie znajdował się w drodze do Pszczyny. Generał, feldmarszałek i admirał von Holtzendorff, szef sztabu marynarki wojennej, oczekiwali go w ponurym nastroju dyskutując szansę, podczas gdy siedzący w kącie pułkownik ze sztabu notował ich wypowiedzi. Holtzendorff: Kanclerz przybędzie tutaj jutro. 140 Hindenburg: Cóż go teraz znów trapi? Holtzendorff: Chce ustalić dyplomatyczną formę prezentacji obwieszczenia, tak aby utrzymać Stany Zjednoczone z dala... Ministerstwu spraw zagranicznych nie daje spokoju ewentualna reakcja państw Ameryki Południowej oraz nasze stosunki z tymi krajami, gdy skończy się wojna. Hindenburg: Wpierw musimy zwyciężyć... Holtzendorff: Po południu przeczytam Jego Cesarskiej Mości moje memorandum. Jeszcze dziś rano nie wykazywał prawdziwego zrozumienia sytuacji. Hindenburg: To prawda. Holtzendorff: Co zrobimy, jeśli kanclerz nie przyłączy się do nas? Hindenburg: To właśnie mnie dręczy. Holtzendorff: Wtedy pan musi zostać kanclerzem. Hindenburg: O nie, tego nie mogę. Nie podejmuję się. Nie umiem przemawiać w Reichstagu. Odmawiam. Ludendorff: Nie usiłowałbym nakłaniać feldmarszałka... Hindenburg: No, tak czy owak będziemy się trzymać razem. Musimy. Liczymy się z prawdopodobieństwem wojny ze Stanami Zjednoczonymi i poczyniliśmy wszystkie przygotowania, aby temu sprostać. Sprawy nie mogą przyjąć gorszego obrotu niż jest teraz. Wojna musi być doprowadzona do końca, wszystko jedno jakimi środkami, i to jak najszybciej. Holtzendorff: Naród i armia głośno domagają się nieograniczonej wojny podmorskiej. Ludendorff: Właśnie. > Holtzendorff: Wicekanclerz Helfferich powiedział mi —' „wasz plan prowadzi do katastrofy", na co rnu oświadczyłem, że „to wy zezwalacie na dryfowanie ku katastrofie". Hindenburg: Tak, to prawda. W tym bojowym nastroju zebrali się ponownie nazajutrz, stając przed obliczem Jego Cesarskiej Mości w asyście triumwiratu znanego pod przezwiskiem „głowa hydry", w którego skład wchodzili ministrowie: von Valentini, baron von Lynckner i admirał von Miiller — kierownicy resortów spraw wewnętrznych, wojsk lądowych i marynarki, a których obowiązki sprowadzały się do utrzymywania dobrego nastroju Najwyższego Pana Wojny.-Tego dnia nie było to uwieńczone szczególnym powodzeniem; Jego Cesarska Mość był blady, zirytowany i podniecony. Sam admirał von Miiller wyglądał „melancholijnie jak sowa", a mina Valen-tiniego, który miał referować sprawy, była nader kwaśna. Jadący długą aleją bezłistnych drzew wiodącą do białego v 141 pszczyńskiego zamku, opatulony płaszczem Bethmann-Holweg palił papierosa za papierosem. Słynne trawniki, tak utrzymywane, by mogły rywalizować z najlepszymi w Anglii — upstrzyły płaty śniegu; niebo było ołowiane. Wkroczył do gigantycznego recepcyjnego hallu, obwieszonego głowami dzików na tle tarcz herbowych z czerwonego adamaszku; z wyraźnym znużeniem wstępował po marmurowych schodach, po czym został wprowadzony do sali konferencyjnej, która niegdyś była salą bankietową, gdzie swego czasu kajzer wywnętrzał się ze swoich uczuć księżnej Daisy i ronił*łzy na cygaro. Głos zabrał admirał von Holtzendorff i bezspornie dowiódł, że podczas nieograniczonej wojny podmorskiej, „w której toku każdy napotkany w strefie wojennej statek, zarówno nieprzyjacielski, jak i neutralny, będzie zatopiony bez ostrzeżenia" jego U-booty są w stanie zatopić sześćset tysięcy ton rejestrowych miesięcznie i zmusić Anglię do kapitulacji jeszcze przed następnymi zbiorami. Pełny dowód na to leżał na stole w masywnym dwustustronicowym memorandum, opracowanym przez admiralicję. Ponadto były tam wykresy tonażu zawijającego i wychodzącego z brytyjskich portów; tablice ukazujące stawki frachtowe, pojemność ładowni, system racjonowania, porównania z ubiegłorocznymi zbiorami, statystyka obejmująca niemal wszystko: od ceny serów, przez wartość kaloryczną brytyjskiego śniadania, aż do metrażu importowanych materiałów wełnianych na damskie spódnice. Niemiecka admiralicja z matematyczną precyzją wyliczyła niemalże dzień, w którym Anglia będzie zmuszona się poddać. Wyznaczyła również datę l lutego na dzień rozpoczęcia wojny przez okręty podwodne. — Jeśli nie wykorzystamy tej sposobności, która, na ile można przewidzieć, jest naszą ostatnią — skonkludował admirał — nie widzę innego sposobu zakończenia wojny, by zapewnić naszą przyszłość w roli światowego mocarstwa. W imieniu floty gwarantuję, że U-booty doprowadzą do zwycięstwa. — Rozejrzał się dookoła. — Potrzeba mi trzech tygodni na przygotowania — dodał i usiadł. Pierwszego lutego wypadało dokładnie za trzy tygodnie. , Z kolei powstał Bethmann i mówił przez całą godzinę. Był to okrutny spektakl człowieka uginającego się pod brzemieniem nadchodzącej katastrofy i wiedzącego o tym. Powtórzył argumenty, które głosił przez cały ubiegły rok: przystąpienie Stanów Zjednoczonych do wojny da wrogom Niemiec przeogromne moralne wsparcie, a także nieograniczone zasoby finansowe, przywróci ich ufność w zwycięstwo i wzmocni wolę przetrwania. Zacytował poglądy wysłanników niemieckich, którzy poznali Stany Zjednoczone z pierwszej ręki — Bernstorffa, doktora Alberta, radcy Hanie-142 la, majora von Papena — wszyscy oni byli jednomyślni i z na-, ciskiem podkreślali, .że przystąpienie Ameryki do wojny będzie ' oznaczało klęskę Niemiec i że żaden z podnoszonych w kraju argumentów dla osłabienia tej tezy nie jest przekonywający. Amerykanie niemieckiego pochodzenia nie wzniecą rebelii, statki i wojska przeprawią się przez ocean, naród amerykański zjednoczy się i poprze wojnę. Ponowił przekonanie, przy którym obstawał już tylko on sam, że oferta Wilsona doprowadzenia do porozumienia jest szczera i należy do końca dążyć do jej realizacji, zanim dokona się wyboru odcinającego wszelkie szansę pokoju. Jeśli wybór ten zawiedzie i nie doprowadzi do zwycięstwa, to przyniesie pewną klęskę. Zatrzymał się. Zdawał sobie sprawę, że wybór został już dokonany. Kajzer, który nie znosił słuchania kogoś dłużej niż przez dziesięć minut, wydawał pomruki zniecierpliwienia i grymasami okazywał swoje niezadowolenie. Chwila Bethmannowskiego Get-semani * nadeszła. Albo mógł się poddać biegowi wydarzeń, które uważał za nieuchronnie zgubne, albo też twardo stać na gruncie własnych przekonań i izłożyć dymisję. Powoli, z boleścią pokuśtykał ku wyborowi. To prawda, że alianci mieli ostatnie zbiory bardzo słabe. To prawda, że skoro posiadamy obecnie większą liczbę okrętów podwodnych, to dają nam one lepszą szansę sukcesu niż ostatniego lata, kiedy oponował przeciwko ich 'Użyciu. Biorąc to wszystko pod uwagę jest możliwe, że perspektywy kształtują się pomyślnie. Oczywiście należy przyjąć, że same perspektywy nie mogą jeszcze stanowić dowodu. Na pewno sytuacja jest lepsza niż we wrześniu... Musimy mieć jednak całkowitą pewność... U-booty są naszą „ostatnią kartą"... Jest to bardzo poważna de-cyzja. „Lecz jeśli władze wojskowe uważają, że wojna podmorska jest sprawą nieodzowną, nie jestem w stanie im się sprzeciwić". Z drugiej strony Ameryka... Admirał von Holtzendorff zerwał się z miejsca. — Gwarantuję słowem honoru oficera marynarki, że ani jeden Amerykanin nie postawi stopy na kontynencie! Feldmarszałek także uniósł się z fotela. — Ameryką możemy zająć się sami — powiedział. — Możliwość wszczęcia wojny podmorskiej już nigdy nie będzie tak korzystna. Trzej wodzowie, trzej ministrowie, a także kajzer patrzyli na kanclerza. Kanclerz spojrzał przez przeszklone drzwi balkonowe na zamarznięty staw w pałacowym /parku. Znanym wszystkim nerwowym tikiem potarł dłonią 'krótko przystrzyżone siwe włosy i przełknął ślinę. * Getsemani — ogród pod Górą Oliwną na wschód od Jerozolimy, miejsce meczami, zdradzenia ii aresztowania Chrystusa. (Ewangelia św. Mateusza, Rozdz. 26, wiersz 36) (przyp. tłum.). 143 — Oczywiście — wyjąkał — skoro sukces nas woła, winniśmy za nim podążać. Posiedzenie było skończone. Kajzer złożył podpis na już zredagowanym i przepisanym na czysto dokumencie: „Rozkazują wszcząć nieograniczoną wojnę podmorską z dniem l lutego i prowadzić ją z największą energią... Wilhelm J. R." Po czym wraz z podążającymi za nim najwyższymi dowódcami wymaszerował na obiad. W chwilę później von Reischach, dworski dostojnik, który zanim zaczai służyć kajzerowi, tę same funkcję pełnił u jego ojca i dziadka, wszedł do komnaty i zastał Bethmanna zagłębionego w pozłacanym fotelu, wyglądającego na człowieka zupełnie załamanego. Przerażony spytał: — Co się stało? Czy przegraliśmy bitwę? — Nie — odparł Bethmann — to finis Germaniae. Taka zapadła decyzja. I opowiedział, co się wydarzyło. Von Reischach rzekł mu cicho: — Powinien pan "podać się do dymisji. Bethmann pokręcił głową. W tej krytycznej dla Niemiec chwili nie może tak uczynić, gdyż zasiałoby to w kraju niezgodę, zaś świat dowiedziałby się, że sam kanclerz uważa, iż Niemcy przegrają. Nagość utraconej godności przysłonił szatą obowiązku. Każdy oficer musi wykonywać rozkazy swego zwierzchnika nawet wbrew własnemu sądowi — oświadczył. I on jako kanclerz nie może czynić inaczej. Od tej chwili von Reischach przestał wierzyć w zwycięstwo. Ypn Valentind, który był obecny przy rozmowie, udał się na górę i w swym dzienniku zapisał słowa Beth- manna: finis Germaniae. Bethmann powrócił do Berlina, by stanąć wobec ostatecznego upokorzenia — przeprowadzenia tej decyzji przez Reichstag, przed którym był odpowiedzialny za polityczną stronę prowadzenia wojny. Wieść o tym, że w Pszczynie zagrano już „ostatnią kartą", skomentował wicekanclerz Helffe- rich: „Jeśli nie będzie to przebicie atutem — Niemcy są skończone na stulecia". On także walczył ze swym sumieniem i okazał się tak samo lojalny wobec swego urzędu jak Bethmann. Z podziwu godną germańską służalczością wobec dyktatu wojskowych nikt z członków cywilnego rządu nie podał się do dymisji. Dla Zimmermanna trzytygodniowy okres oczekiwania okazał się niezwykle pracowity. Powiadomienie neutralnych państw miało być dokonane dopiero wieczorem 31 stycznia, czyli w ostatniej chwili przed wypuszczeniem torped. Po drodze, aby odwrócić uwagę Amerykanów od podejrzeń na temat tego, co Niemcy trzymali w zanadrzu, musiał kontynuować z nimi rozmowy o pokoju, a równocześnie przygotowywać własne działania na wypadek przystąpienia Ameryki do wojny. Dziesięć dni wcześniej zo- 144 stał wezwany do Pszczyny, by przedyskutować te kroki z Hin-denburgiem i Ludendorffem, z którymi zgadzał się doskonale. W roli eksperta spraw amerykańskich przedstawił im dodające otuchy racje uzasadniające, dlaczego można nie brać w rachubę Ameryki. Obecnie nie wspominał już o powstaniu Amerykanów niemieckiego pochodzenia, gdyż teraz miał nowe hobby, które ofiarowywało bardziej radosne perspektywy kłopotów dla Ameryki — Meksyk i Japonię. Hobby to rozpracował w logiczny system nie do podważenia. Z wyjątkiem stanów leżących wzdłuż wschodniego wybrzeża — argumentował — cała Ameryka jest przeciwna wojnie. Wilson nie chce wojny, został wybrany tylko dzięki głoszeniu antywojennych haseł, a swój wybór zawdzięcza stanom położonym na zachodzie. Nie może wypowiedzieć wojny bez ssgody kongresu, w .którym, według Zimmermanna, reprezentanci zachodnich i środkowozachodnich stanów mają większość. Zachodnie stany — oświadczył — „nie poprowadzą przeciw nam wojny ze względu na Japonię". Zimmermann tak długo wmawiał Amerykanom, że grozi im „Żółte Niebezpieczeństwo", że wreszcie sam siebie o tym przekonał. Zadał sobie tak wiele trudu, by wtłoczyć Gerardowi do głowy ogrom tego niebezpieczeństwa i potrzebę solidarności białej rasy przeciw żółtej, iż jest przekonany — jak to powiedział w Reichstagu — że w tej sprawie „wie dokładnie, jakiego użyć tonu w stosunku do ambasadora amerykańskiego, by ten właściwie nań zareagował". Od tego czasu poświęcał wiele myśli możliwościom zwabienia Meksyku i Japonii do zaatakowania Stanów Zjednoczonych. Jest przekonany, że Ameryka nie mogłaby nigdy odegrać roli w Europie w sposób znaczący, gdyby jej już istniejące zaangażowanie w Meksyku przekształciło się w wojnę na pełną skalę i gdyby jej obawom przed japońskim atakiem na tyły dodano nowych bodźców. Zamierza dopilnować, by oba te czynniki zadziałały. Swój plan zawarcia sojuszu zaproponował zarówno kolegom z rządu cywilnego, jak i naczelnemu dowództwu w Pszczynie. Oświadczył im, iż jest pewien, że widząc perspektywy odzyskania utraconych terytoriów Meksyk uczyni wszystko, by pozyskać pomoc i nakłonić Japonię do przyłączenia się. Argumentował, że Japonia pochłonąwszy już wszystkie kawałki terytoriów, jakie były osiągalne na Dalekim Wschodzie, zacznie rozglądać się za dalszym łupem. Był w tym wszystkim bardzo przekonywający, toteż powiedziano mu, by tak działał dalej. Podczas gdy pracował nad warunkami, jakie miał zaproponować Meksykowi, był również zajęty zatajaniem przed sojusznikiem Niemiec, Austro-Węgrami, a także przed Ameryką wiadomości o tym, że decyzją w sprawie U-bootów została już podjęta. Wzdychająca do pokoju Austria była jeszcze bardziej przerażona 1° — „Telegram Zimmermanna" 145 l^bootami niż Bethmann, wysłała więc do Berlina specjalnego wysłannika, by przeciwdziałał .takiej koncepcji. Zimmermann oświadczył szlachetnemu emisariuszowi, że sprawa jest nadal przedmiotem dyskusji (mimo iż sześć dni wcześniej decyzję podjęto) i że nie ma powodu do obaw, gdyż Ameryka najprawdopodobniej nie posunie się dalej niż do zaostrzenia stosunków. Jest do wojny nie przygotowana, zlbyt mocno uwikłana w Meksyku i nader obawia się Japonii. Gdyby przystąpiła do wojny, Japonia z całą pewnością rzuciłaby się na nią, a niezależnie 'od wszystkiego Ameryka nie będzie gotowa do walki co najmniej przez sześć do ośmiu miesięcy, w tym zaś czasie Anglia zostałaby już pobita. Później powiedział Austriakom, że otrzymywane informacje przekonują go coraz bardziej, iż „Ameryka najprawdopodobniej nie pozwoli sobie na zerwanie stosunków z państwami centralnymi". Podczas gdy żonglował z Austriakami i Meksykiem, musiał także ciągnąć dalej, lecz nie nazbyt szybko, amerykańskie rozmowy na temat pokoju. „Jesteśmy przekonani, że 'możemy wygrać — telegrafował do Bernstorffa. — I dlatego musi pan zwlekać z precyzowaniem naszych warunków". Te ostatnie chwile wymagały delikatnego podejścia, był jednak przekonany, że potrafi dać sobie radę z prostodusznymi A'merykanami. Niemieoko-amerykań-ska izba handlowa wydała w hotelu Adlon wspaniały obiad dla uczczenia powrotu ambasadora Gerarda, na który zaproszono Zimmermanna, wicekanclerza Helffericha oraz imponujące zgromadzenie potentatów przemysłu i handlu, organów rządowych i wojska. Wznoszono toasty, godzinami ciągnięto poobiednie obfitujące w pochlebstwa przemówienia, wymieniano wyrazy wzajemnego zaufania i przyjaźni. Zimmermann jak i Gerard, usiłując uspokoić jeden drugiego,. prześcigali się w okazywaniu zadowolenia. „Nasza osobista przyjaźń ośmiela mnie do złożenia zapewnienia, że możemy dalej pracować w szczery i otwarty sposób, kładąc na stół wszystkie karty i wspólnie usuwając wszystkie trudności" — powiedział minister. Tak długo dopóki moi przyjaciele: Bethmann, Helfferich i co najbardziej istotne — mój bliski przyjaciel Zknmermann, kierują sprawami, „stosunkom pomiędzy naszymi krajami nie grozi żadne ryzyko" — z gracją odpowiedział ambasador. Było to ścisłe wykonanie instrukcji, choć na granicy kpiny, jak już po obiedzie powiedział sekretarzowi Grew. Z tej groteskowej biesiady dobrych przyjaciół Zimmermanr udał się wprost do biura, aby naszkicować instrukcje dla Eck-hardta zaproponowania sojuszu z Meksykiem i Japonią w cel^ zaatakowania Stanów Zjednoczonych. Zamierzał je przesłać listem via Waszyngton do Meksyku n 146 pokładzie podwodnej jednostki handlowej „Deuifcschland", która w lipcu poprzedniego roku odbyła ipodróż, budzącą wifelki podziw, do Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z planem miała odejść 15 stycznia. Lecz w ostatniej chwili podróż tę .odwołano; instrukcje musiały więc być dostarczone drogą telegraficzną. Zimmermann zdecydował, że telegram powinien być wysłany możliwie najprostszą drogą, a jakaż mogła być prostsza od kanału .danego mu do dyspozycji przez samych Amerykanów? Idiotyczni jankesi — jak nazywał ich Pa-pen — udostępnili mu go do użytku na rzecz negocjacji o pokoju, lecz było to po prostu jeszcze jedno matactwo Wilsona. Niemców nie można zwieść byle hipokryzją. Skoro Wilson zdecydował się na wręczenie im klucza, posłużą się nim właściwie — i co Zimmermann uznał za zupełnie stosowne — używając jan-keskiego klucza obrabuje się jankeski kurnik. Z chwilą gdy Zimimenmann zdecydował się na to uderzenie, Ameryka nie była jeszcze stroną nieprzyjacielską. Decyzja w sprawie U-bootów stanowiła ryzyko, że wskutek ich wprowadzenia Ameryka .nią się stanie, lecz Zimmermann, podobnie jak i wielu ludzi z naczelnego dowództwa, uważał, iż istnieje duże prawdopodobieństwo, że Wilson przełknie to wyzwanie, wysyłając ostrą notę lub dwie, podobnie jak czynił to już przedtem. Dla Niemiec w tym momencie sprawą największego znaczenia było powstrzymanie się przed uczynieniem czegoś dodatkowego, co mogłoby sprowokować Amerykę. Wybranie przez Zimmermanna tej właśnie drogi telegraficznej nie mogło być już w danych okolicznościach bardziej niestosowne, lecz być może wypływało to z niemieckiego charakteru. Z nieszczęsnego przekonania Niemców o ich wyższości, szczególnych prawach i wyższej inteligencji. Niepospolitej jednostce wolno oszukiwać głupszych. Nie jest to wcale nieszlachetne, tego się oczekuje, wynika to z samej natury rzeczy, jest po prostu prawem. Pewnego razu dowódca U-bootu wypowiedział uwagę skierowaną do kapitana angielskiego statku handlowego, nie przewożącego żadnych ukrytych ładunków wojennych, który to statek Niemiec właśnie storpedował: „Wy Brytyjczycy zawsze pozostaniecie głupcami, za to my Niemcy nie będziemy nigdy dżentelmenami". Zimmermann nie wiedział, że „Room 40" przełamał niemiecki kod, lecz gdyby Niemcy bardziej doceniali nieprzyjaciela, pomyśleliby zapewne dwa razy, zanim by użyli amerykańskiego kabla dla zaproponowania sojuszu wojskowego, skierowanego przeciwko Ameryce — po prostu na wypadek możliwości, że ktoś jed-°ak mógłby podsłuchiwać. Przekazy z amerykańskiej ambasady w Berlinie szły do Kopenhagi kablem naziemnym, stamtąd zaś kablem transatlantyckim, dotykającym brzegów Anglii. Zimmer- 147 mann nie -pomyślał jednak dwa razy. Wątpliwe, czy pomyślał chociaż raz. 16 stycznia wysłał telegram do Bernstorffa do jego osobistej wiadomości oraz dla przekazania go dalej Eckhardtowi w Meksyku. Dołączył go do dłuższego telegramu napisanego przez Beth-mann-Hollwega do Bernstorffa, zawierającego ostateczną decyzję w sprawie U-bootów. Telegram Bethmanna nosił numer 157. W ślad za nim szła instrukcja Zimmermanna opatrzona numerem 158: „Ściśle tajne. Bo wyłącznej wiadomości jego ekscelencji oraz celem dostarczenia cesarskiemu posłowi w Meksyku bezpieczną drogą przekazu". Po tym wstępie szło zlecenie dla Eek-hardta z nagłówkiem Nr l, a jego pełny tekst brzmiał: ZAMIERZAMY ROZPOCZĄĆ NIEOGRANICZONĄ WOJNĘ PODMORSKĄ PIERWSZEGO LUTIEIGO. POMIMO TEGO BĘDZIEMY USIŁOWALI UTRZYMAĆ STANY ZJEDNOCZONE W NEUTRALNOŚCI. W PRZYPADKU GDYBY TO SIĘ NIK POWIODŁO, PROPONUJEMY MEKSYKOWI ' SOJUSZ NA NASTĘPUJĄCEJ PODSTAWIE: WSPÓLNE PROWADZENIE WOJNY, WSPÓLNE ZAWARCIE POKOJU, HOJNE WSPARCIE FINANSOWE ORAZ ZGODA Z NASZEJ STRONY, ŻE MEKSYK ZDOBĘDZIE NA POWRÓT WCZESNIEJT UTRACONE TERENY W TEKSASIE, NOWYM MEKSYKU, ARIZONIE. USTALENIE SZCZEGÓŁÓW POZOSTAWIA SIĘ WASZEJ WIELMOZNOSCl. PROSZĘ ŚCISŁE TAJNIE PRZEKAZAĆ POWYŻSZE PREZYDENTOWI [MEKSYKU], GDY TYLKO WYBUCH WOJNY ZE STANAMI ZJEDNOCZONYMI STANIE SIĘ PEWNY I ZASUGEROWAĆ, BY ZE SWEJ STPRONY ZAPROSIŁ JAPONIĘ DO NATYCHMIASTOWEGO PRZYŁĄCZENIA SIĘ, A RÓWNOCZEŚNIE POŚREDNICZYŁ POMIĘDZY JAPONIĄ I NAMI. PROSZĘ ZWRÓCIĆ UWAGĘ PREZYDEN-' TA NA FAKT, ZE UŻYCIE NASZYCH OKRĘTÓW PODWODNYCH BEZ JAKICHKOLWIEK OGRlANICZEŃ DAJE OBECNIE PERSPEKTYWY ZMUSZENIA ANGLII DO) POKOJU PO KILKU MIESIĄCACH. POTWIERDZIĆ ODBIÓR. ZIMMERMANN Aby mieć pewność, że telegram zostanie dostarczony, Zimmer-mann wysłał go trzerma różnymi drogami: „główną linią" radiową z nadajnika w Naiuen do Sayville, którą wobec amerykańskiej cenzury mógł się prz:edostać lub nie, „szwedzką karuzelą", oraz na koniec, sumiennie wystukany przez amerykańskiego urzędnika w ambasadzie, kaiblem departamentu stanu, uprzejmie udostępnionym przez pułłkownika House'a. Przeszedł przez departament stanu 17 stycztnia i tenże departament doręczył go Bern-148 stor f f owi w dniu 18 stycznia, pomimo aż nudnych zastrzeżeń Lansinga. W dziesięć dni później sekretarz stanu Lansing zniecierpliwiony tym, że Niemcy nie czynią niczego, co obudziłoby Amerykę, nie zdającą sobie sprawy z groźby niemieckiego zwycięstwa, zapisał w swym diariuszu: „mani nadzieję, że ci stale popełniający gafy Niemcy już wkrótce zrobią jakiś istotny błąd". Nie wiedział o tym, że błąd ten właśnie przeszedł przez jego ręce. W Anglii „Room 40" „ubawił się wielce", gdy wykrył, że telegram Zimmermanna spokojnie przechodzi amerykańskim kablem. W rzeczywistości „Roam 40" przechwycił ten telegram na wszystkich trzech trasach. Naprzód wyłowiono przekaz nadany drogą radiową z Nauen, potem odkryto tę samą treść zarówno na amerykańskim kablu, jak i na „szwedzkiej karuzeli". W Waszyngtonie, po otrzymaniu kopii z departamentu stanu, ambasador Bernstorff przekazał 19 stycznia instrukcje Eckhardtowi, nadal w tym samym kodzie, poprzez kompanię telegraficzną Western Union. Z tekstu wykreślił instrukcję przeznaczoną dla siebie, rozpoczynającą się od słów „Nr 158 ..." do: „... bezpieczną drogą przekazu", dając w miejsce tego własny numer kolejny telegramu — 130 — oraz wiersz dodatkowy: ministerstwo spraw zagranicznych telegraf u je 16 stycznia pod numerem 1; ściśle tajne. Rozszyfrować osobiście. Na samym zaś końcu dodał: koniec telegramu, Bernstorff. Te różnice w tekście miały decydujące znaczenie. O ile wiadomo, tu kończy się odpowiedzialność Bernstorffa. Telegrani Zimmermanna pozostawiono własnemu losowi, jak iskrę rzuconą do lasu, by tliła się niewidocznie, gdy tymczasem coraz więcej spraw politycznych pędziło do kulminacyjnego punktu. Obecnie Bernstorff znał już najgorsze, lecz w dalszym ciągu desperacko przekonywał Berlin, że Wilson byłby rzetelnym mediatorem, na którym można polegać i należy znaleźć jakiś sposób, by zaakceptować jego pokojową ofertę. Gdyby Niemcy ją przyjęły, podkreślał Bernstorff, jest pewien, że wyszłyby z wojny utrzymując w pełnym wymiarze swą światową pozycję. W Niemczech nikt mu nie wierzył. Zimmermann uważał, że Wilson „użyje wszelkich swoich wpływów przeciwko nam", ponieważ „czuje i myśli po angielsku"; Helfferich upierał się, że za ofertą Wilsona kryje się „jakaś podła sztuczka", a kajzer absolutnie „nie żywił do niego zaufania". Jedynie Bethmann cierpiący od wyrzutów sumienia odpowiedział, że nadal szuka „wszelkich możliwych sposobów dla zmniejszenia niebezpieczeństwa zerwania". Połknąwszy nieświeże ciastko liczył jeszcze, że uniknie bólu brzucha. Działo się to w tym momencie, gdy Wilson wystąpił ze swym ostatnim, najbardziej poruszającym apelem. 22 stycznia wygłosił 149 w senacie słynną mowę na temat „pokoju bez zwycięstwa", adresując ją w swoim pojęciu do narodów świata, ponad głowami ich rządów. Sformułowanie „pokój bez zwycięstwa" rozwścieczyło aliantów, lecz na nowo 'dało nadzieję Bernstorffowi. Używając wciąż kabla departamentu stanu błagał Berlin o ostatni okres łaski dla neutralnych statków, w którym to czasie — jak uważał — Wilson podwoi swe usiłowania pokojowe. Bethmann uchwycił się tej idei, lecz admiralicfa • oświadczyła mu szorstko, że jest już za późno; liczne U-booty są już w morzu i nie można się z nimi porozumieć dla zmiany rozkazu. Teraz pozostawał Bernstorffowi już tylko tydzień dla dalszego działania. Wysłał jeszcze jedną sugestię, w której upraszał Berlin, by odpowiedział na ostatnią prośbę Wilsona o sprecyzowanie warunków pokoju, a gdyby wówczas alianci odrzucili apel prezydenta, Niemcy znalazłyby się w pozycji umożliwiającej użycie U-bootów bez — być może — doprowadzenia do amerykańskiego odwetu. „Wbrew wszelkim odmiennym twierdzeniom amerykańskie zasoby — ostrzegał — są bardzo duże". Gdy ten, w ostatniej już chwili wysłany, przekaz Bernstorffa dotarł w niedzielę 28 stycznia, Zimmermann przebywał w Pszczynie, konferując z naczelnym dowództwem. Obecnie liczyły się już tylko godziny. Do ministerstwa spraw zagranicznych zawezwano zaufanego przyjaciela Zimmermanna — Jacoba Noeggeratha, Amerykanina niemieckiego pochodzenia, który od, lat był jego doradcą w sprawach amerykańskich. Przez cały dzień Noeggerath usiłował telefonicznie osiągnąć Zimmermanna, a gdy mu się to w końcu udało, z całą żarliwością błagał go, by prosił naczelne dowództwo o przesunięcie terminu rozpoczęcia wojny podmorskiej. Również i Bethmann uzbrojony w telegram Bernstorffa udał się nocnym 'pociągiem do Pszczyny, gdzie następnego dnia 29 stycznia odbyło się jeszcze jedno posiedzenie. Było ono krótkie i formalne, a uczestniczyli w nim: Hindenburg, Ludendorff, Bethmann, Zimmermann i cesarz Wilhelm. Nie podniesiono w ogóle kwestii opóźnienia działań U-bootów, gdyż, jak z całym naciskiem stwierdziła marynarka, znajdowały się już one poza zasięgiem łączności. Bethmann zdołał jedynie osiągnąć decyzję, aby do obwieszczenia o wojnie podmorskiej dodać oświadczenie o niemieckich warunkach pokojowych, a także wyrazić pobożną nadzieję, że rząd amerykański będzie kontynuował wysiłki dla osiągnięcia pokoju, jak również obietnicę, że Niemcy odwołają okręty podwodne, gdy tylko okaże się, że wysiłki prezydenta wiodą do poko'ju, „który byłby do zaakceptowania przez Niemców". 31 stycznia, w ostatnim momencie umożliwiającym ostrzeżenie statków, gdy pozostało już mniej niż osiem godzin, a do tego koń- 150 czyła się praca w biurach, przekazano rządowi amerykańskiemu obwieszczenie o wszczęściu wojny podmorskiej. Bernstorff wręczył Lansingowi notę o godzinie 16.00. Zimmer-rnann zaś poinformował Gerarda o 18.00 *. Waszyngton był kompletnie zaskoczony. Pomimo wielu ostrzeżeń administracja, mając przekonanie, że Morze Północne i północny Atlantyk są w okresie zimy dla okrętów podwodnych zbyt trudne, nie liczyła się z tym, by Niemcy podjęły taki krok przed wiosną. Dla Bernstorffa był to koniec ośmioletniego ambasadoro-wania w Waszyngtonie, klęska jego długich starań, by utrzymać Stany Zjednoczone poza kręgiem wojny. Wyglądając nienaturalnie, mimo przyklejonego do ust swego zwyczajowego uśmiechu, wręczył notę zdumionemu i rozgniewanemu Lansingowi mówiąc: „Wiem, że jest to bardzo poważne, bardzo. Głęboko żałuję, że jest to konieczne". Wymusił *na twarzy nikły uśmiech i wymruczawszy „Do widzenia!" skłonił się i wyszedł. Oblegany po chwili przez dziennikarzy zdobył się na wypowiedzenie zapewne jedynej płynącej z impulsu uwagi, jaką w Ameryce wyraził: „Skończyłem z polityką na całą resztę życia". W Berlinie wszyscy stawiali sobie nawzajem pytanie, co uczynią teraz Stany Zjednoczone? Zimmermann rześki w swej fałszywej odwadze, od wielu dni starał się przekonać siebie i wszystkich innych, że w końcu Ameryka wcale nie musi przystąpić do wojny. Duński dziennikarz, który przybył dla przeprowadzenia z nim wywiadu, zastał go czekającego na wiadomości przy tablicy do rozpinania nadchodzących depesz. „Gdyby tylko Stany Zjednoczone trzymały ręce z dala — wybuchnął — i pozostawiły nas w spokoju, dwa lub trzy miesiące całkowicie wystarczą". Gdy l lultego bronił w Reichstagu decyzji użycia U-bootów, przytoczył wszystkie racje, dla których Stany Zjednoczone nie przystąpią do wojny, a więc: stany zachodniego wybrzeża, uczucia antywojenne, zagrożenie ze strony Japonii. Zachowywał się jak chłopiec, który stoi przerażony przed otwartą przez siebie tamą na zaporze i stara się wmówić sobie, że jakimś cudem woda tamtędy nie wyrwie. W Londynie oczekiwanie było równie pełne napięcia, a już naj- * Autorka nie precyzuje, czy chodzi tu o czas waszyngtoński, czy o czasy lokalne. Zapewne ma na myśli drugą alternatywę, gdyż różnica czasu między Berlinem i Waszyngtonem wynosi 6 godzin. Prawdopodobnie w obu stolicach doręczono noty po południu. Różnica czterech godzin w czasie bezwzględnym najpewniej nie byłaby wystarczająca dla powiadomienia Waszyngtonu wcześniej, niż moment doręczenia noty przez Bernstorffa, ze względu na konieczność dwukrotnego przełożenia tekstu metodą szyfrową oraz czas' potrzebny na wizytę Gerarda w ministerstwie spraw zagranicznych d jago powrót do ambasady (przyp. tłurn.). 151 większe w Waszyngtonie. Od dawna spodziewane wyzwanie, przed którym tak często się broniono, nagle zostało Ameryce rzucone w twarz. Pewien amerykański dziennik skomentował: od tej pory wolnością mórz będą się cieszyły tylko „góry lodowe i ryby". Rankiem l lutego osiemdziesięciu reporterów tłoczyło się na konferencji prasowej Lansinga,. a gdy o piątej po południu wracał z Białego Domu, jeszcze wielu kręciło się po korytarzach. Przez trzy dni zarówno oni, jak i cały naród żyli oczekiwaniem, a tymczasem prezydent Wilson borykał się sam ze sobą. Przybyłemu z Nowego Jorku pułkownikowi House'owi prezydent powiedział, że cziuje się tak, jak gdyby cały świat zaczął kręcić się w przeciwną stronę; zamiast ze wschodu na zachód, teraz z zachodu na wschód i wskutek tego nie może odzyskać równowagi. Nadal utrzymywał, iż nie dopuści, by niemiecka prowokacja wciągnęła kraj do wojny, jeśli można by tego uniknąć. Nadal mówił, że byłoby „zbrodnią", gdyby jego rząd miał przystąpić do wojny, zamykając sobie wszystkie możliwości mediacji. Strach przed Japonią, na co liczył Zimmermann, natychmiast się uwidocznił. Z miłym zrozumieniem całej delikatności chwili japoński ambasador złożył wizytę w departamencie stanu, by przekazać protest przeciwko dwom ustawom zakazującym obcokrajowcom nabywania gruntów, jakie akurat poddawano procedurze legislacyjnej w stanach Idaho i Oregon. Pospiesznie zawezwani senatorzy z tych stanów na pilnie zorganizowaną konferencją u podsekretarza stanu Polka byli wystarczająco przejęci. Chociaż obydwaj reprezentowali republikanów, natychmiast zatelegrafowali do swych stolic stanowych, by nie przysparzały rządowi federalnemu dodatkowych kłopotów „w tej krytycznej godzinie". Reagując z podziwu godnym zrozumieniem, zarówno Idaho, jak i Oregon wycofały wniesione ustawy. 2 lutego, w dniu regularnego posiedzenia gabinetu, obrady ustalono na godzinę wpół do trzeciej. „Co mam zaproponować? Muszę stanąć przed kongresem. Co mam tam powiedzieć?" -i- zapytywał prezydent niemal błagalnie. Członkowie gabinetu, z których wszyscy oprócz jednego byli obecnie przekonani, że Ameryka powinna przyłączyć się do aliantów, wypowiadali swe opinie. Którą ze stron chciałby widzieć zwycięską? — zapytał prezydenta jeden z nich. Żadną — Odpowiedział Wilson; nadal pragnął dla obu stron pokoju bez zwycięstwa. Z wstrząsającym skutkiem natarł wówczas na swych słuchaczy wysuwając nowy argument za nieprzystępowaniem do wojny. Boswell * gabinetu, sekretarz rol- * James Boswell, 1740—95, brytyjski biograf, autor najbardziej cenionej biografii wszechczasów, pod tytułem: The Life of Samuel Johnson LL. D. (1791). Poznał on Johnsona, autora słynnego słownika języka an- 152 nictwa Houston zanotował jego wypowiedź. Aby „biała rasa pozostała silniejsza niż żółta, byłoby rozsądne — rzekł Wilson — nie czynić niczego. Weźmy przykład — Japonia połączy się z Rosją i zdominuje Chiny"; zaiste w takich okolicznościach on osobiście nie czyniłby niczego, lecz raczej zgodziłby się znieść wszelkie posądzenia o słabość i tchórzostwo. Członkowie gabinetu byli wręcz oszołomieni. W ślad za tym prezydent poszukując nadal alternatywy zasugerował, by wszystkie kraje neutralne wystąpiły wspólnie z żądaniem pokoju. Gdy był pochłonięty swą rolą rozjemcy, nigdy przedtem nie brał czegoś -takiego pod uwagę. Na tym przerwał posiedzenie, by sprawę przemyśleć na osobności i samemu podjąć decyzję, czyli tak jak zwykle. / W następnym dniu, 3 lutego, zadecydował: należy zwrócić, listy uwierzytelniające Bernstorffowi i zerwać stosunki dyplomatyczne z Niemcami, jednak bez okazywania złośliwości. „Absolutnie nie wierzę — powiedział tego popołudnia członkom kongresu, gdy udał się na wzgórze Kapitelu dla ogłoszenia swej decyzji — by w intencji władz niemieckich leżało rzeczywiście uczynienie tego, o czym nas ostrzegają, że im wolno robić, co chcą... jedynie rzeczywisty, jawny czyn'z ich strony może mnie zmusić do uwierzenia w to właśnie teraz". W czasie gdy przemawiał, w Europie była pora kolacji. W Londynie ambasador Page z małżonką, pierwszy sekretarz Laughlin także z żoną i osobisty sekretarz ambasadora Shoecraft — przesiedzieli cały dzień w tym samym pokoju, ledwie rozmawiając, w oczekiwaniu na wiadomość o decyzji Wilsona. Nagle u drzwi wejściowych zabrzmiał dzwonek. Osobisty sekretarz pospieszył po schodach na dół, spotykając wstępującego na górę admirała Halla, pierwszego człowieka w Europie, który otrzymał tę wiadomość. — Dzięki Bogu — rzekł admirał wchodząc do pokoju ambasadora i wyciągnął z kieszeni telegram od komandora Gaunta o treści: „Bernstorff wraca do kraju. Upiję się dziś wieczorem". Tego samego wieczora w Berlinie ambasador Gerard z małżonką z upodobaniem spożywali po spektaklu teatralnym kolację w towarzystwie ministra Zimmermanna i jego przyjaciółki z wyższych sfer. „Zobaczą państwo — powiedział im Zimmermann — że wszystko ułoży się pomyślnie. Ameryka nie uczyni niczego, gdyż Wilson jest za pokojem i niczym więcej. Wszystko będzie tak jak przedtem". Gdy następnego ranka otrzymał wiadomości, okazał wielkie wzburzenie, a język, jakiego używał wobec dziennikarzy, był nie- > Sielskiego, a także wydawcę dzieł Shakespeare'a w 1763 roku, zaprzyjaźnił S'S z nim i w jego biografii ściśle i chronologicznie zanotował wszystkie Wypowiedzi i pxace tego literackiego dyktatora (przyp. tłum.). 153 pohamowany. Dla Niemców jest to okoliczność pomyślna — powiedział — „nareszcie odczepiliśmy się od tej osoby jako pokojowego pośrednika". Gdy doszło do pożegnania Gerarda i Grewa opanował się na tyle, by rozstać się z nimi „w możliwie najserdeczniejszy sposób" i by' przekonywać obu dyplomatów, że zerwanie stanowi dla niego całkowite zaskoczenie, z którego to powodu jest prawdziwie i głęboko zmartwiony. Nie była to jeszcze wojna, lecz Zimmermann czując, że grunt pali mu się pod nogami, zdecydował się nie czekać dłużej. Chociaż początkowo polecił Eckhardtowi nie wszyczynać rozmów o sojuszu z Meksykiem do chwili, aż wojna ze Stanami Zjednoczonymi stanie się pewna, już obecnie, 5 lutego, zatelegrafował do niego, że ma przedłożyć ofertę „właśnie teraz". Ponieważ Bernsłorff był obecnie odcięty, ten drugi telegram, pisany tym samym szyfrem co poprzedni, wysłał bezpośrednio do Eckhardta, prawdopodobnie przy użyciu „szwedzkiej karuzeli". Zimmermann był w pełni świadom, że trzyma w ręku wybuchowy materiał, gdyż telegram rozpoczynał się następująco: „Pod warunkiem, iż nie ma niebezpieczeństwa zdradzenia tajemnicy Stanom Zjednoczonym, pragnę, by jego ekscelencja podjęła z prezydentem kwestię sojuszu bez dalszej zwłoki". Zimmermann dodał, że Carranza „może nawet teraz wybadać ze swej strony Japonię". W zakończeniu napisał: „Jeżeli prezydent uchyli się z obawy przed wynikającym z tego odwetem, jest pan upoważniony do zaoferowania mu dokładnie określonego sojuszu po zawarciu pokoju, pod warunkiem, że Meksykowi uda się wciągnąć do sojuszu Japonię". Podobnie do swego poprzednika ten telegram również miał w nagłówku: „Ściśle tajne. Rozszyfrować osobiście" i był podpisany „Zimmermann". Gdyby się to działo nieco wcześniej, znalazłby Carranzę w bardziej podatnym na propozycję usposobieniu. Lecz zanim Eckhardt otrzymał instrukcję, że może rozpocząć rozmowy, wojowniczość prezydenta Carranzy w stosunku do Ameryki pozbawiona została głównego bodźca na skutek nagłego wycofania ekspedycji Per- shinga: Zadzierzysty aż do samego końca Carranza odrzucił właśnie, z trudem wypracowaną w ciągłych zmaganiach wspólnej wysokiej komisji Meksykanów i Amerykanów, formułę wycofania. Bezradna komisja w tej sytuacji w dniu 15 stycznia 1917 roku zawiesiła prace, nie pozostawiając Wilsonowi innego wyboru, jak jeszcze większe zabrnięcie w głąb Meksyku lub bezwarunkowe wycofanie się. Wilsonowi nigdy nie wychodziły na dobre spory z meksykańskim poczuciem godności, tego zaś sporu nie znosił od samego początku i miał go powyżej uszu. Prestiż amerykański malał z każdym dniem podczas ścigania bosonogich peonów, a doradcy prezydenta obecnie zaniepokojeni sprawą Niemiec nakłaniali stanowczo do niezwłocznego wycofania armii z Meksyku. Wił' 154 son zgodził się na wycofanie. Odwrót nakazany rozkazem z 25 stycznia zakończono 5 lutego, czyli dokładnie w tym samym dniu, w którym polecono Eckhardtowi zaproponowanie sojuszu Carran-zie „właśnie teraz". Piejąc o wycofaniu się Pershinga jako o swym osobistym triumfie Don Venus czuł się ułagodzony i wobec tego mniej skłonny, by ulec niemieckiej propozycji, niż dwa tygodnie wcześniej. Tymczasem starannie przygotowane niemieckie plany wobec Meksyku nabierały rozpędu. Amerykańscy agenci zaczęli wyłapywać na nowo rozsiewane plotki. 5 lutego Laredo przekazało: „Dzisiaj przyjechał niemiecki kapitan do Nuevo Laredo w celu zorganizowania meksykańskiego najazdu na terytorium Stanów Zjednoczonych". Z El Paso 12 lutego nadano wiadomość: „Niemiecki konsul z Chihuahua przewiózł przez granicę swą żonę, tam ją pozostawiając, sam zaś powrócił i pędzi tam i z powrotem do Juarez zakupując niezwykłe ilości towarów". Z San Salwadoru 13 lutego: „Bardzo liczni Niemcy rozłażą się po całym Meksyku. Hotele w Torreón, Mexico City i Monterey są ich pełne; utrzymują kontakty głównie z oficerami Carranzy. Wytwarzają nastrój wrogości do Wilsona jako antykatolika". Inne raporty donosiły o napływie Niemców ze Stanów Zjednoczonych we wszystkich częściach Meksyku, o Niemcach zakupujących węgiel bunkrowy dla statków na zachodnim wybrzeżu meksykańskim i o pewnym niemieckim przedsiębiorcy, który opowiadał, że nagle na ulicy Meksykanie zaczęli go obcałowywać mówiąc: „najwyższy czas, by Niemcy zabrali się za tego nadętego belfra". Wilson, który odmówił czegoś więcej niż zerwania stosunków dyplomatycznych, zamknął się w Białym Domu, gdzie wedle pamiętnika rozzłoszczonego ambasadora Page'a „był zajęty czymś, co nazywał głębokim namysłem, chociaż ożywcze prądy powietrzne świata nigdy nie przewentylowały jego mózgu". Był to komentarz zranionego i zawiedzionego człowieka, lecz nie pozbawiony słuszności. Wilson nadal nie zauważał oczywistego faktu, że strony walczące nie życzyły sobie wcale, by był ich mediatorem, i że raczej będą walczyły do samego końca, niż zrezygnowałyby ze zwycięstwa. W przemówieniu do kongresu, w którym informował o zerwaniu stosunków z Niemcami, stwierdził, że Amerykanie są szczerymi przyjaciółmi narodu niemieckiego i nie uwierzą, że „Niemcy pałają ku nam wrogością aż do chwili, gdy będziemy zmuszeni w to uwierzyć". Nadal był zdecydowany, aby utrzymać Stany Zjednoczone z dala od walki, w położeniu umożliwiającym doprowadzenie do pokoju, opierając się .wszystkim Prowokacjom z wyjątkiem „jawnego czynu". Nie spodziewał się, że czyn ów ujawni się właśnie w Meksyku. 10 „Najbardziej dramatyczna chwila w moim życiu" „Jawny czyn" Zimmermanna spoczywał nadal wewnątrz kasy pancernej admirała Halla, jak jeszcze nie wyrzucony granat. Gdy dyrektor wywiadu marynarki zapoznał się z warunkami sprecyzowanymi w mowie Wilsona oznajmiającej zerwanie z Niemcami, zdał sobie sprawę, że jego płynące z głębi serca westchnienie „Dzięki Bogu!", gdy pierwszy raz dowiedział się o tej nowinie — było przedwczesne. Pomimo wszystko Amerykanie nadal nie wchodzili' do gry. Ich prezydent wciąż stara się utrzymywać neutralność na siłę, przymykając oczy na jawną wrogość Niemiec „aż do chwili, gdy będziemy zmuszeni w to uwierzyć". Czyż jest możliwe, by ten człowiek miał jeszcze jakieś wątpliwości? Wyglądało na to, że zmuszenie go do uwierzenia w ich wrogość należeć będzie do admirała Halla. Pozostało mu jedynie wyciągnąć zawleczkę swojego granatu i podrzucić go Amerykanom, czego jak dotąd nie uczynił. Nie mógł nic zrobić, dopóki nie doprowadzono do końca pewnych kroków podjętych dla zatajenia faktu, że „Room 40" ma klucz do kodu. W tym czasie sytuacja Wielkiej Brytanii pogarszała sią z dnia na dzień. Okręty podwodne przemieniały w cmentarzysko morskie szlaki dostawcze wiodące do Wysp Brytyjskich. Osiągnięto absolutny kres brytyjskich zasobów finansowych. Ponieważ całkowicie zużyto papiery wartościowe na zabezpieczenie płatności, Anglia mogła obecnie zaofiarować jedynie gwarancje rządowe dla kredytowego sfinansowania dostaw materiałów wojennych ze Stanów Zjednoczonych, których wartość wynosiła dziennie dziesięć milionów dolarów. Czy amerykański rząd zezwoli na udzielenie pożyczek na tych warunkach? Co prawda amerykańska gospodarka była obecnie silnie uzależniona od brytyjskich zakupów, lecz postawa Wilsona budziła uzasadniony niepokój. Dawał do zrozumienia, iż pragnie wykorzystać brytyjską biedę dla zmuszenia Anglii do zawarcia wynegocjowanego pokoju. Jedynie w przy-padku, gdyby Stany Zjednoczone wzięły udział w wojnie, roz- 156 wiałaby się obawa tego niebezpieczeństwa i uzyskano by nieograniczony kredyt i statki transportowe. Po zniechęcającej mowie Wilsona admirał Hali przestał uważać, aby było celowe trzymanie dalej w tajemnicy telegramu Zimmermanna i to przed własnym rządem. 5 lutego otworzył sejf, wyciągnął stamtąd telegram i pomaszerował poprzez plac Parady Gwardii Konnej do budynku Foreign Office, gdzie wrępzył złowieszczy dokument lordowi Hardinge'owi, stałemu podsekretarzowi stanu. Telegram był nadal niekompletny i w niektórych partiach zniekształcony, ponieważ Montgomery'emu i de Greyowi nie udało się rozwiązać wariantów kodu do końca, lecz to, co zrobiono, wystarczyło do wykazania, że „Room 40" wszedł w posiadanie największego trofeum tej wojny. Sprawa ta nie podobała się lordowi Hardinge'owi. Ten urzędnik tak wyszkolony, by postępować w ścisłej zgodności z przepisami, nie mógł hie potraktować przechwyconego i rozszyfrowanego przekazu jako czegoś w pewnym stopniu mętnego i podejrzanego, a pomysł wykorzystania dokumentu przez rząd brytyjski dla wywarcia wpływu na neutralne państwo uważał za niegodny. Admirał Hali wyjaśnił, że nie jest jeszcze gotów do zrobienia użytku z telegramu do czasu, gdy zadośćuczyni się pewnym wymogom oraz zakończone zostanie rozszyfrowanie, pragnie jednak, by minister Balfour dowiedział się o jego istnieniu po to, by tymczasem mógł zastanowić się, jak można by się nim posłużyć w najkorzystniejszy sposób. Admirał Hali postawił sobie za cel uzyskanie kopii tego telegramu, który Bernstorff wysłał do Meksyku. Wykoncypował, że w stosunku do pierwotnego telegramu Zimmermanna do Bern-storffa powinien on zawierać choć drobne, lecz istotne różnice, dotyczące daty, adresu i podpisu. Gdyby opublikowano taką właśnie kopię, Niemcy dostrzegliby różnice i wywnioskowaliby z nich, że przechwycenie nastąpiło gdzieś na kontynencie amerykańskim. Przekonani święcie o niemożliwości przełamania ich kodu wmawialiby sobie, że rozszyfrowaną kopię tego telegramu ukradziono względnie zdradzono już po dotarciu do miejsca przeznaczenia. Toteż przypiszą winę własnemu niedbalstwu lub szpiegom wewnątrz swych ambasad bądź w Waszyngtonie, bądź w Meksyku. Rola odegrana przez „Room 40" pozostanie poza podejrzeniami. Owe przewidywania Halla Niemcy spełnili co do joty. Szukając sposobu zdobycia kopii telegramu wysłanego po drugiej stronie Atlantyku Hali pomyślał o nieocenionym panu H. w Meksyku, tym samym, który wyśledził postępowanie szwedzkiego dyplomaty Cronholma. W trzy tygodnie później pan H. zdo-*ał dzięki najzupełniej przypadkowemu zbiegowi okoliczności dostarczyć Hallowi to, czego ten tak potrzebował. 157 Zdarzyło się bowiem, że pewien Anglik, który prowadził w mieście Meksyk własną drukarnię, jakiegoś sobotniego popołudnia powrócił niespodziewanie do swego zakładu, w czasie gdy meksykańscy pracownicy korzystali z połowy wolnego dnia. Na roboczym stole zauważył nie znane mu klisze drukarskie i po bliższym przyjrzeniu im się z przerażeniem stwierdził, że są to matryce do drukowania fałszywych banknotów. Tuż obok leżał starannie spakowany, cały stos już sfałszowanych cartones, będących formą zastępczych pieniędzy, które w Meksyku wprowadzono do obiegu w czasie kolejnych rewolucji, kiedy to każdy nowy reżym ogłaszał banknoty swego poprzednika za bezwartościowe i drukował własne. Przy takim systemie oczywiście rozpleniły się fałszerstwa, toteż prezydent Carranza niedawno ogłosił, że fałszerze będą karani śmiercią. Łatwo zrozumieć, że angielski drukarz był przerażony. W niewielu dziedzinach Meksykanie byli tak sprawni, jak w wydawaniu nakazów egzekucji i ich wykonywaniu. Toteż drukarz pozbierał skrzętnie dowody przestępstwa, zamknął je w kasie pancernej i potajemnie opuściwszy drukarnię popędził do domu swego przyjaciela po radę. Podczas je"go nieobecności do zakładu powrócił pracownik, który drukował te banknoty. Gdy stwierdził, że zarówno matryce, jak i cartones zniknęły, sam się z kolei przeraził. On także ujrzał się przed plutonem egzekucyjnym o świcie, toteż uznał, że może się oczyścić z podejrzeń jedynie przez oskarżenie swego pracodawcy, który — jak słusznie się domyślił — odkrył jego fałszerstwo. Zgłosił się więc do władz, te zaś z miejsca zaaresztowały właściciela drukarni, osądziły i skazały, a wszystko razem tej samej soboty. Natomiast egzekucję wyznaczono na poniedziałek. Ratunek nadszedł w osobie pana H. Był on znajomym przyjaciela, u którego drukarz zasięgał porady przed aresztowaniem. Gdy pan H. został o sprawie powiadomiony, udał się do posła brytyjskiego, który pomimo niedzieli zdołał uzyskać odroczenie wykonania wyroku nieszczęśliwego drukarza, a w końcu, gdy rzeczywisty fałszerz został wykryty, także jego uwolnienie. Drukarz był w siódmym niebie z powodu zachowania życia, przyjaciel również zadowolony z uwolnienia go od podejrzeń, zaś pan H. uszczęśliwiony, ponieważ pozyskał sobie wdzięcznego sojusznika w samym sercu meksykańskiego urzędu telegraficznego. Jak się bowiem okazało, tam właśnie był zatrudniony przyjaciel drukarza. Z największą przyjemnością dostarczał kopie wszystkich telegramów, którymi jego dobroczyńca pan H. mógł być zainteresowany. Wśród nich znajdowała się szczególna depesza. 10 lutego ad- 158 mirał Hali otrzymał z Meksyku kopię telegramu Zimmermanna w formie, jaką Eckhardt dostał od Bernstorffa. Zawierała ona te drobne różnice tekstowe, jakie spodziewał się znaleźć. Tymczasem „Room 40" przejął i rozszyfrował drugi telegram Zimmermanna, w którym polecano Eckhardtowi zawrzeć sojusz, włączając doń Japonię, „właśnie teraz". Od pewnego czasu jak bolący ząb aliantom dokuczała świadomość możliwości wiarołom- stwa Japonii. Prócz tego Wielka Brytania miała- wystarczająco dużo własnych powodów, by martwić się Meksykiem. Bez ropy naftowej w Tampico flota brytyjska wkrótce zostałaby unieruchomiona. Ochrona terenów naftowych, będących własnością cudzoziemców, znalazła się w rękach Indianina Pelaeza, szefa bandyckiej szajki, który swe usługi sprzedawał za słony haracz; lecz zdecydowany atak dowodzony przez Niemców miałby szansę przebicia się przez jego straż. Również i Carranza, gdyby się dostał pod niemiecką władzę, mógłby — czym stale groził — anulować zagraniczne koncesje i przejąć na rzecz Meksyku prawa do podziemnej ropy. Jak dotąd Meksykowi lepiej się opłacało otrzymywać zagraniczne dywidendy niż zarżnąć kurę składającą złote jaja, lecz trudno było przewidzieć, co mógłby kapryśny Carranza uczynić w sojuszu z Niemcami dodającymi mu odwagi. 13 lutego Carranza ujawnił zbliżenie do Niemiec, gdy zaapelował do państw neutralnych, by ogłosiły embargo na dostawy wojenne dla stron wojujących. W efekcie odcięłoby to zaopatrzenie dla aliantów, ponieważ Niemcy i tak były objęte blokadą. Karykatury w gazetach przedstawiały postać Carranzy jako drewnianą kukłę manipulowaną przez Prusaka w pikielhaubie, z diabo-licznym uśmieszkiem zmuszającego lalkę do wydania cienkiego głosiku: „Nałożyć embargo na wszystko!" Następnego dnia wybuchła zainspirowana pr zez Niemców rewolta na Kubie, a stały napływ rezerwistów z Północnej i Południowej Ameryki do Meksyku zaczynał być alarmujący. Agenci raportowali, że w rejonie Tampico rezerwiści są bardzo aktywni i że w ostatnich tygodniach zgromadzono w Meksyku trzystu niemieckich oficerów. Po zamknięciu niemieckiej ambasady w Waszyngtonie dwaj członkowie jej personelu zamiast powrócić do Niemiec udali się do Meksyku. Jednym z nich był ekspert w sprawach japońskich baron von Schoen, który już dawno temu rozdrażnił Wilsona swym nietaktownym orzekaniem, że Ameryka będzie musiała toczyć wojnę z Japonią. Jego przeniesienie do Meksyku musiało niewątpliwie służyć temu celowi, W tym samym czasie meksykański poseł w Berlinie Rafael Zubaran powrócił do kraju i jak donoszono, przywiózł ze sobą projekt koncepcji Carranzy dotyczącej wprowadzenia embarga, która zgodnie z powszechną opinią została na- 159 pisana w Berlinie. Całe to kierowanie się Niemców jak i niemiec-kich wpływów na stolicą Meksyku wskazywało na jakiś zbliżający się i godny uwagi rozwój wydarzeń. W Londynie Balfour ze skwapliwością skorzystał z informacji Halla o telegramie Zimmermanna. Nie przejmując się skrupułami lorda Hardinge'a niecierpliwie oczekiwał momentu, kiedy będzie można w sposób dyskretny przekazać telegram Amerykanom, by ożywić ich działania. W niemal codziennych rozmowach z admirałem Hallem prowadzonych w Foreign Office nadal dyskutowano dylemat: jak dokument przedstawić Amerykanom, aby nie ujawnić jego źródła. Od samego początku obawiano się, zresztą słusznie, że Amerykanie uznają telegram za mistyfikację, dopóki nie dostarczy sią im pemej informacji, w jaki sposób Anglia weszła w jego posiadanie. Poza tym dochodziła kwestia, jakie są zamiary tego nie-odgadnionego sojusznika na Dalekim Wschodzie. Jeżeli Japonia rzeczywiście miałaby się przyłączyć do wrogów, z pewnością skłoniłoby to Rosjan do wycofania się i zawarcia separatystycznego pokoju. Byłaby to klęska, której alianci starali się zapobiec za wszelką cenę. To właśnie mając na myśli Balfour poprosił japońskiego ambasadora o zaszczycenie go wizytą. Bardzo grzecznie starał się go wysondować na temat stosunków Japonii z Meksykiem, a ambasador równie uprzejmie odpowiadał, że nie istnieją jakiekolwiek stosunki godne zainteresowania. Japonia pragnie jedynie — powiedział ambasador — uspokoić amerykańskie podejrzenia i nie ma żadnych ambicji w stosunku do Meksyku. Balfour nie wyszedł z tej rozmowy o wiele mądrzejszy niż przed nią. Trzy dni później, 19 lutego, pracownicy „Room 40" po pięciu tygodniach pracy nad odczytaniem brakujących ustępów zakończyli rozszyfrowanie telegramu Zimmermanna. Hali poinformował Balfoura, iż właściwa chwila nadeszła i wspólnie uzgodnili, że admirał powinien osobiście ujawnić tę rewelację ambasadzie amerykańskiej. W owym momencie nastrój w ambasadzie graniczył z desperacją. „Jestem obecnie skłonny wyrazić na piśmie moje przekonanie, że w ogóle nie przystąpimy do wojny" — zanotował Page w swym dzienniku pod datą 19 lutego. Prezydent — kontynuował — nie ma żadnego zrozumienia dla faktu, że alianci nie mogą zaakceptować pokoju bez zwycięstwa, nie stając się równocześnie wasalami Niemiec. „Jest on organicznie niezdolny do podjęcia jakiegokolwiek działania. To przynajmniej wydaje mi się pewne". Zaniechanie dalszych działań po zerwaniu przez Wilsona stosunków z Niemcami stało się dla Page'a niemal Bardziej dręczące niż lata poprzednich rozczarowań. Sądził, że nareszcie będzie * 160 stanie pozbyć się oficjalnej maski neutralności, którą z taką niechęcią przybierał; lecz ten wspaniały moment, którego tak oczekiwał, moment, w którym z dumą mógłby spojrzeć w oczy angielskim przyjaciołom — nie nadchodził. Zamiast tego Wilson znów się wycofał. Page nie był w stanie go zrozumieć. Znał Wilsona od czasu, gdy obaj mieli po dwadzieścia kilka lat. Jako redaktor Atlantic Monthly, a później założyciel i wydawca World's Work, zaprosił Wilsona do współpracy, publikował jego artykuły, umacniał w nim zamiłowanie do polityki, a wszystkim swym przyjaciołom mówił: „obserwujcie tego człowieka!"; wierzył, że jego przeznaczeniem jest stanie się przywódcą nowej epoki w życiu publicznym. Lecz od początku wojny uważał, że polityka neutralności jest zgubna. Jak Wilson mógł — a znając go wiedział, że jest przepojony angielską literaturą i tradycjami konstytucyjnymi podobnie jak on sam — nie dostrzegać, że zasady, w które obydwaj wierzyli, zależały całkowicie od zwycięstwa aliantów? Lecz Wilson wciąż obstawał przy próbach zmuszenia aliantów do czegoś, co nazywał „pokojem pomiędzy równymi". Reprezentowanie linii politycznej, która stawiała aliantów na równi z nieprzyjacielem, było dla Page'a udręką. Obowiązek przekazywania skarg na brytyjskie czarne listy, ból i upokarzające działania na rzecz kraju, który ociągał się z przystąpieniem do boju, sprawiały mu prawdziwe cierpienie. Sir Edward Grey uważał go za najbardziej oddanego wyznawcę demokracji, jakiego kiedykolwiek spotkał, zaś dla Page'a demokracja była tak niewątpliwie oczywistym, centralnym problemem wojny, że neutralność wydawała się niemalże zdradą. Jego serce było po stronie aliantów, a serce tego miłego, wrażliwego, ujmującego człowieka nie umiało niczego przemilczeć. Przejawiało się to w jego żywych, pouczających listach; były jak pełna pasji rozmowa, o nich to — zanim zaczął nie zgadzać się z Page'em — Wilson pisał, iż są one „najlepsze, jakie kiedykolwiek czytałem". Lecz Wilson stał na czele władzy wykonawczej, zaś Page był tylko jego wysłannikiem, toteż wkrótce prezydent zaczął się irytować stałym krytykowaniem Page'a deklarowanej oficjalnie polityki, a jeszcze bardziej jego skłonnością do stępiania jej ostrza przy przekazywaniu do Anglii. Prezydent zaprzestał czytać listy ambasadora, wymazał go z pamięci, pozostawiając pułkownikowi House'owi wymyślanie wszelkiego rodzaju sprytnych szfuczek, by go pomijać. W lecie 1916 roku obaj doszli do wniosku, że należy Page'a ściągnąć do kraju, „aby nasiąkł nieco amerykańską atmosferą", lecz po jego przybyciu Wilson odmówił dyskutowała z nim tematu wojny. Dopiero gdy Page uparcie odmawiał Wyjazdu, Wilson w końcu zgodził się na poważną rozmowę. I chociaż rozmawiali całe przedpołudnie, nadal pozostali całkowicie n - „Telegram Zimmermanna" 161 I rozbieżni w poglądach, a dysputa okazała się daremna i gorzka. Odchodząc Page oparł ręką na ramieniu prezydenta i dostrzegł, że oczy Wilsons zaszły łzami. Pożegnali się i nie spotkali się nigdy więcej. Page powrócił do Londynu, a po powtórnym wyborze Wilsona na prezydenta w listopadzie zaoferował rezygnacją. Propozycja przez szereg miesięcy pozostała bez odpowiedzi i dopiero, gdy zaczął o nią naciskać, powiedziano mu, że ma pozostać, a tymczasem poza jego plecami prezydent zaproponował to stanowisko Clevelandowi H. Dodge'owi, który je stanowczo odrzucił. Z ofertą tą wystąpiono 6 lutego, czyli w trzy dni po zerwaniu stosunków z Niemcami, co jest dowodem na to, jak bardzo serio prezydent zamierzał nadal prowadzić politykę neutralności. Nic nie wiedząc o usiłowaniach wyrugowania go, Page był dość zadowolony z dalszego pełnienia funkcji ambasadora, pomimo całkowitego braku sympatii dla polityki, jaką miał przedstawiać, nie stracił bowiem nadziei, że prędzej czy później same wydarzenia zmuszą Wilsona do zrezygnowania z neutralności. W dal- sizym też ciągu na przemian to wyładowywał się w odważnych sprawozdaniach o walce aliantów, to ulegał przypływom depresji. Tymczasem w kraju w lutym 1917, chociaż naród jako całość był pogrążony w apatii, wielu już wyrażało zniecierpliwienie równe temu, jakie odczuwał Page, a najgłośniejszy ze wszystkich był poprzedni prezydent Theodore Roosevelt. Szarpiąc się jak Pro- meteusz w okowach amerykańskiego pacyfizmu, wściekał się na Wilsona za jego brak „przywództwa" i „działania". „Nie wierzę, by Wilson przystąpił do wojny, chyba że Niemcy wrzucą go do niej dosłownie kopniakiem" — wybuchnął w liście z dnia 12 lutego do senatora Lodge'a. W kilka dni później zdecydował, że nawet kopniak nie wystarczyłby Wilsonowi. „Jeśli ktoś go kopnie, to oczyści ubranie i wygłosi wzniosłą sentencję". I znów w kilka dni później: „Niewątpliwie stosuje swe dawne praktyki; stara się chyłkiem wymknąć od przystąpienia do wojny i to za wszelką cenę". Ulubiony epitet Roosevelta w stosunku do człowieka, który objął po nim władzę: „Tchórzliwy do szpiku kości". Wydawało mu się, że jedynie tym można wytłumaczyć niechęć Wilsona do walki przeciw groźbie niemieckiego triumfu. Uważał, że jeśli Niemcy zwyciężą, to wejdą w rejon Karaibów, zajimą Kubę, zagrożą Kanałowi Panamskiemu i prawdopodobnie zawrą sojusz z Japonią, umożliwiając w ten sposób atak na Stany Zjednoczone równocześnie z obu wybrzeży. Elihu Root, sekretarz Roosevelta, sądził, że zwycięscy Niemcy odbiorą kolonie i dominia Wielkiej Brytanii łącznie z Kanadą, Ameryka zaś znajdzie się nagle twarzą w twarz z kajzerem tuż za swą północną granicą. 162 Będąc członkiem rządu Lansing czuł się „przygnębiony i zaniepokojony" bezczynnością Wilsona, uważając — w co zresztą gorąco wierzył — że „nie możemy dłużej odmawiać grania naszej roli... na rzecz Demokracji, a przeciwko Absolutyzmowi". Sytuacja w Waszyngtonie — pisał do kraju ambasador brytyjski w ostatnim tygodniu lutego — jest podobna do butelki szampana, na której szyjce przecięto siatkę z drucików, lecz korek jeszcze nie wystrzelił. W Anglii admirał Hali akurat był w trakcie wysadzania tego korka w rozmowie z Edwardem Bellem z ambasady amerykańskiej. Bell, do którego obowiązków należało utrzymywanie kontaktów 2 wszelkimi organami wywiadu brytyjskiego rządu, był człowiekiem dobrze znanym szefowi wywiadu marynarki. To właśnie jemu w 1915 roku Hali przekazał dokumenty Archibalda, gdyż nie dowierzając powolnej biurokracji rodzimego Foreign Office chciał mieć pewność, że zostaną opublikowane w Stanach Zjednoczonych. Gdy Bell przybył do biura „Room 40", okazano mu kopię telegramu Zimmermanna (w wersji uzyskanej w Meksyku, ze zmianami naniesionymi przez Bernstorffa). Otwierał długą listę Amerykanów, których pierwszą reakcją było uznanie tego za fałszerstwo. Po prostu nie dawali wiary, że ktoś przy zdrowych zmysłach śmiałby zaproponować przekazanie tytułem darowizny części terytorium Stanów Zjednoczonych. Po otrzymaniu zapewnienia Halla, że dokument jest autentyczny, jego reakcja przemieniła się we wściekłość, następnie zaś w zadowolenie, kiedy zdał sobie sprawę z kryjących się w nim możliwości. Opublikowanie tego telegramu — powiedział Hallowi — będzie z całą pewnością oznaczało wojnę. Hallowi, dla którego przestrogą stało się początkowe niedowiarstwo Bella, szczególnie zależało na tym, by ujawnić telegram tak, aby w sposób niepodważalny upewnić odbiorców o jego autentyczności przy jak najmniejszym narażeniu komórki „Room 40". Nie uzgadniając na razie takiej metody wspólnie z Bellem udali się na Grosvenor Square, by poinformować ambasadora. Nie wiemy, jak Page przyjął tę wiadomość, ponieważ •z jakichś przyczyn — być może Hali narzucił tajność tej sprawie nawet przy pisaniu wspomnień — ambasador tego nie odnotował. Wiadomo natomiast, że resztęidnia spędził na konferencji z Hal-lem, Bellem i Irwinem Laugnlinem, pierwszym sekretarzem ambasady, której zadaniem było opracowanie bezpiecznej metody posłużenia się tym rozszyfrowanym dynamitem. Zdecydowano, że pierwszym krokiem powinno być oficjalne wręczenie telegramu przez Balfoura ambasadorowi Page, ponieważ, jak ujął to ten ostatni, „oznaczać to będzie, że rząd brytyjski wręczy telegram rządowi amerykańskiemu". Z kolei Page przekablowałby tekst 163 do Waszyngtonu, lecz co uczynić, gdy Wilson zażąda dowodu? Po dłuższym borykaniu się z tym problemem doszli, jakkolwiek pełni obaw, do rozwiązania, które — mieli nadzieję — oprze się wszelkim niespodziewanym pułapkom. Otóż Amerykanom oświadczy się, że we własnych aktach mogą odnaleźć depeszę, jaka nadeszła do Bernstorffa, względnie — wysłaną przez niego przewodami kompanii telegraficznej Western Union do Eckhardta w Meksyku. Będą one oczywiście w niemieckim kodzie, lecz te grupy cyfrowe kodu można będzie przetelegrafować Bellowi do ambasady londyńskiej i tam, io znaczy, z formalnego punktu widzenia, na amerykańskim terytorium, on sam je rozszyfruje przy pomocy de Greya, któremu jedynie dla tej okazji zezwoli się na przyniesienie księgi szyfrów z komórki „Room 40". Dzięki takiemu sposobowi postępowania rząd amerykański w wypadku, gdyby ktoś zakwestionował sprawę, będzie mógł stwierdzić, że telegram został rozszyfrowany przez Amerykanów i na amerykańskim terytorium. Czterej dżentelmeni wyczerpani, lecz uspokojeni, pogratulowali sobie nawzajem i udali się do łóżek.* Następnego dnia, w piątek 23 lutego, brytyjski minister spraw zagranicznych oficjalnie przekazał amerykańskiemu ambasadorowi telegram Zimmermanna. Balfour, jeśli opierać się na słowach kogoś, kto go dobrze znał — „był niezwykle podniecony" — to zaś zdarzało mu się rzadko. Określano go często słowem „wyniosły", podobnie jak i Wilsona. Również jak i Wilsona cechowa- * W rok później Page w liście do prezydenta napisał, że postanowił żyć dwadzieścia lat dłużej, ażeby móc być obecnym przy ujawnieniu dokumentów admirała Halla, ponieważ „ten człowiek jest geniuszem, a opisanie jego historii byłoby najkrótszą drogą do zapewnienia nieśmiertelności zarówno ijemu, jak i — oo mi dopiero teraz przyseło do głowy — sobie". Pragnienie to nie zostało spełnione. Choroba sprowadziła Page'a do kraju na miesiąc przed zawieszeniem broni, zaś w miesiąc później zmarł. — Kochałem Itego człowieka — oświadczył Baltour, jeden z licznej grupy przybyłych na Etację Waterloo, łby pożegnać Page'a. — Z trudem powstrzymywałem łzy, gdy opuszczał Anglię. Admirał Hali dożył drugiej wojny światowej i zmarł w 1943 roku, w Wieku siedemdziesięciu trzech lat y amerykańskie statki płynęły w kierunku takiego samego losu, jak i grupę proaliancką, chcącą uzbroić statki dla wykazania, że nie 'można ich przepędzić z mórz samym niemieckim schrecklichkeit (szerzeniem grozy). We wtorek rano powrócił Lansing i gdy tylko dotarł do biura, sekretarz ministra Phillips pokazał mu „zdumiewającą depeszę" Zimmermanna. To właśnie była owa gafa, którą — jak od dawna miał nadzieję — popełnią kiedyś ci stale robiący grube błędy Niemcy. Od Polka dowiedział się, że dotychczas nie uzyskano jeszcze egzemplarza telegramu nadanego przez Bernstorffa, lecz że Western Union już mięknie, toteż wkrótce można oczekiwać rezultatów. O godzinie jedenastej Lansing udał się do Białego Domu, by rozmówić się z prezydentem. Poszedł uzbrojony w coś, co Polk wynalazł dla niego we własnych aktach departamentu stanu — materiał dowodowy w postaci „wyjątkowo długiego telegramu z około tysiąca zestawów cyfrowych", który nadszedł do , Bernstorffa kablem departamentu stanu w dniu 17 stycznia. Był to dowód na to, że Zimmermann wykazywał skłonność do sardonicznego humoru, posługując się amerykańskim pośrednictwem dla realizacji własnego spisku przeciwko Ameryce. Prezydent, jak niegdyś królowa Wiktoria **, nie był tym rozbawiony. „O Boże! O Boże!" — wołał rozwścieczony do itego stopnia, że gdy 'Unaoczniono mu całą bezczelność Niemców, użył nawet niepowściągliwego języka. Świadom swego udziału w użyczeniu Niemcom przywileju korzystania z kabla wbrew regułom neutralności, jak również absorbującego dlań faktu, że Brytyjczycy muszą o tym wiedzieć, stał się szczególnie uczulony na tym punkcie. A kiedy coś dotknęło Wilsona, tak jak to było w przypadku morderstwa Madery, czy oporu Huerty, wpadał w furię. Lansing, który według Danielsa jest pedantyczny i niepozor- • Sir Samuel Cunard, 17187—1865, kanadyjska pionier regularnej trains- aitlantyickiea żeglugi parowej. Wraz z innymi założył spółkę, która iw 1440 roku zaiimicjowała pierwszą regularną służbą pocztową pomiędzy Ameryką Północną d Anglią. Stanowiło to początek powszechnie znanej i największej pasażerskiej foampanii żeglugowej: Cunard Linę (przyp. tłumn.). ** Królowa Wiktoria zareagowała na dowcip, który jej się nie spodobał, często od itego czasu powtarzanym powiedzeniem: „We are not amused" — (Nas to nie bawd), (pirzyp. tłum.). 172 ny z wyglądu, a Page, gdy kiedyś wściekł się, określił go uwłaczającym mianem „prawniczego mola", w rzeczywistości był porządnym i drobiazgowym poczciwcem, którego wkład do całej powodzi wydanych po wojnie pamiętników ujawnia bardzo niewie-le z tego, co w dramatycznych momentach osobiście odczuwał. Lecz przypływ satysfakcji, że „ja to już panu mówiłem", gdy informował Wilsona o tym, w jaki sposób Zimmermann przesłał ten telegram, musiał niewątpliwie rozgrzać nawet tę poczciwą duszę. Przynajmniej raz znalazł się w położeniu, kiedy to on musiał powstrzymywać prezydenta. Przestrzegał przed" oficjalnym opublikowaniem telegramu, ponieważ mogłoby to wyglądać na wywieranie wpływu na kongres, i radził poczekać przynajmniej do chwili, aż Polk uzyska potwierdzający egzemplarz nadania z Western Union. Przy całej swej wściekłości Wilson dojrzał jednak słuszność tego argumentu i zgodził się na zwłokę. Lecz tak głęboko odczuwał niemiecką zniewagę, że natychmiast zlecił Page'o-wi, by podziękował Balfourowi za informację „o tak nieocenionej wartości" i by mu przekazał jego głębokie uznanie za „tak wyraźny gest przyjaźni ze strony brytyjskiego rządu". Neutralność zaczęła się wyślizgiwać z rąk. Lansing powrócił do departamentu stanu bardziej szczęśliwy niż był kiedykolwiek od wielu miesięcy i zastał tam Polka dumnie pokazującego telegram Bernstorffa wydobyty z akt Western Union. Z Meksyku nadeszła odpowiedź ambasadora Flechtera z informacją, że Carranzy nie ima w stolicy, lecz że minister spraw zagranicznych Aguilar zaprzeczył, jakoby wiedział coś o propozycji Zimmermanna. W rzeczywistości znał ją doskonale, gdyż Eckhardt z nim właśnie rozpoczął negocjacje pod nieobecność Carranzy. Aguilar zdołał już nawet poruszyć sprawę z Japończykami. Eckhardt donosił o tym Zimmermannowi w telegramie datowanym 2 marca, w którym pisał, iż wobec tego, że wizyta u Carranzy w Queretaro wypadłaby w nieodpowiednim momencie, to 20 lutego wysondował ministra spraw zagranicznych. „Ten chętnie rozważył sprawę, po czym odbył rozmowę (p,rzyp. tłum.). ** Impeachment — słowo to w języku polskim nie posiada jednowyra-zowego odpowiednika. Jest to zangielszczona forma starofrancuskiego słowa empechier (przeszkadzać komuś), to zaś wywodzi się z póżnołacińskie-go pedicare (łapać w isidła lub pułapkę). Instytucja prawna o tej nazwie 178 nator Fali nienawidził Wilsona z powodu jego polityki meksykańskiej; ponieważ jednak jedynym jego zadaniem jako senatora było doprowadzenie do interwencji w Meksyku, z konieczności z zadowoleniem przyjął telegram Zimmermanna jako służący temu celowi. Występujący po nim senator Oscar Underwood z Alabamy bronił Zimmermanna dowodząc, że 'pouczał on jedynie swego wysłannika w Meksyku, co ten ma uczynić w wypadku, gdyby Stany Zjednoczone wypowiedziały wojnę Niemcom, co jest całkowicie właściwym postępowaniem, podjętym bez jakichkolwiek „nieprzyjaznych zamiarów" (!) wobec Stanów Zjednoczonych. Pacyfiści w Ameryce, jak również i sam Zimmermann oraz inne osoby w Niemczech miały jeszcze wiele razy użyć tego argumentu. Można go było naturalnie natychmiast obalić publikując następny telegram z 5 lutego, w którym polecał Eckhardtowi nie czekać na wojnę z Ameryką, lecz zawierać sojusz „właśnie teraz". Było to bowiem dowodem, że Zimmermann nie uwarunikowywał swojej propozycji przystąpieniem Ameryki do wojny, lecz nakazywał działania wtedy, gdy była ona jeszcze neutralna. Lecz z przyczyn jeszcze i dziś niejasnych telegram o „właśnie teraz" nigdy podczas wojny nie został opublikowany. Jest możliwe, że Hali zabronił o nim wspominać, ponieważ był wysłany bezpośrednio do Eckhardta i jego opublikowanie dałoby Niemcom cenną wskazówkę dla zlokalizowania punktu, w którym otwarty jest dostęp do ich tajemnicy. Możliwe też, że rząd amerykański — jeżeli w ogóle wiedział o depeszy „właśnie teraz" — powstrzymał się od jej wykorzystania chcąc dać swobodę manewru Carranzie, by mógł odrzucić sam pomysł przyłączenia się do Niemiec w sojuszu przeciwko Stanom Zjednoczonym. Jeśli nawet tak,-to nadzieja była płonna. Carranza nigdy nie poczuł się zobowiązany. Jakiekolwiek były powody zatajenia drugiego telegramu Zimmermanna, faktem jest, że jego istnienie nie wyszło na światło dzienne do chwili * powstała w 1876 roku, gdy angielski Dobry Parlament .postawił w stan oskarżenia i pociągnął do odpowiedzialności isamych ministrów Korony. Instytucję tę przeniesiono do konstytucji Stanów Zjednoczonych (ratyfikowaną ipnzez pierwsze dziesięć stanów w 1791 r.) Art. II, Dział 4 brzmi: „Prezydent, wiceprezydent i wisizyiscy urzędnicy cywilni będą usuwani z urzędu, gdy wdroży się przeciw nim postępowanie o zdradę, (przekupstwo lub linne ciężkie zbrodnie i przestępstwa i gdy w postępowaniu tym uzna się ich winnymi". Pierwszym w historii USA oskarżonymi z tego tytułu był Prezydent Johnson, któremu .wytoczono ten proces, w 1867. iZarzuty miały w isiwoim tle zemstę i próbę rewolucji ustrojowej radykałów. W rezultacie zabrakło do skazania jednego głosu od wymaganej kwalifikowanej większości: dwóch trzecich członków senatu. Impeachment groziło również Prezydentowi Nixonowi w lOTB r. w związku ze słynną aferą Watergate. Nixon podał się do dymisji i uniknął przewodu sądowego dzięki przebaczeniu, które udzielił zaraz jego następca, prezydent GeraJd Ford (przyp. tłum.), 179 opublikowania go w 1920 roku przez powojenną komisją dochodzeniową Republiki Weimarskiej. O szóstej wieczorem rezolucja Lodge'a wraz z poprawką, by prosić prezydenta o wszelkie informacje, jakie mógłby bezpiecznie udzielić, zamiast jak uprzednio jedynie stwierdzić autentyczność telegramu — została uchwalona jednogłośnie. Zmiana ta nie miała żadnego znaczenia dla Lodge'a, którego usatysfakcjonowałoby wszystko, co prezydenta wiązało publicznie z telegramem. Mając na karku odroczenie sesji zaledwie za trzy dni senat pracował do późna i przed upływem nocy spodziewał się odpowiedzi prezydenta. Nie wiemy, czy Wilson nie dostrzegł implikacji zawartej w rezolucji Lodge'a, czy też był tak rozzłoszczony perfidią Ziimmer-manna i opozycją wobec ustawy o uzbrajaniu statków, że nie przywiązywał wagi do takiej sprawy. Natomiast całkiem inna sprawa, czy Lanskig to rozumiał. Zapewne tak. Miał on nareszcie swą upragnioną niemiecką gafę i z pewnością nie chciał dopuścić do tego, by prezydent jak i kraj uniknęli jej skutku. Nie czekał więc na potwierdzenie od Page'a i z pewnością ponaglał prezydenta. W swych pamiętnikach opowiada, że musiał wyjść ze swego biura, zanim ukończona została odpowiedź dla Lodge'a. Ponieważ miał być na obiedzie w ambasadzie włoskiej, polecił, by jeden z urzędników przyniósł mu ją tam do podpisu; w tym celu musiał wstać od stołu, podpisać, a następnie zaaranżować telefonicznie, by tenże urzędnik mógł się udać do Białego Domu i doręczyć ją prezydentowi: bez żadnej zwłoki. Przynajmniej tym razem Wilson nie decydował się na odkładanie sprawy ad infi-nitum. Przeczytał notatkę stwierdzającą, że rząd .posiada dowody ustalające autentyczność telegramu, że telegram ten „został dostarczony rządowi w bieżącym tygodniu" oraz że nie można ujawnić jakichkolwiek dalszych informacji. Podpisał i wysłał ten dokument do senatu, gdzie otrzymano go o ósmej wieczorem. Pułapka zastawiona przez Lodge'a zamknęła się z trzaskiem. „Niemieckie piętno na stałe sczepiliśmy z Wilsonem" — doniósł Lodge z triumfem Rooseveltovi. „Uważam, że jest to wielka sprawa. Należy się spodziewać, że treść telegramu sprawi, iż cały kraj będzie domagał się wojny ... Zapędziliśmy Wilsona w ślepą uliczkę, z której nie ma wyjścia". I Lodge, największy wróg prezydenta, dodał najuczciwsze stwierdzenie poczynione wtedy, .a może i kiedykolwiek, na temat straszliwego dylematu Wilsona: „nie zamierza wprawdzie przystąpić do wojny, lecz imyślę, że znajduje się w szponach wydarzeń"-Następnego dnia, w piątek 2 marca, wypadało .posiedzenie gabinetu. Gabinet, z którym do tego czasu nie konsultowano się w 180 żadnym etapie sprawy, obecnie z niepokojem dyskutował, jakie należy podjąć kroki, jeżeli Zimmermann wyprze się telegramu. Oszołomione i niedowierzające po opublikowaniu depeszy Niemcy jak dotąd zachowywały osłonę milczenia, poza którą odbywały się gorączkowo prowadzone indagacje. W Ameryce oświadczenie Wilsona usatysfakcjonowało wielu, lecz oczywiście w żadnym wypadku nie wszystkich. Nie wywarło jakiegokolwiek wrażenia na senatorze Stone, O'Gormanie i pozostałych jedenastu upartych mężach, którzy w tym momencie, pod przywództwem La Folette'a i Norrisa z Nebraski, pogrążyli się głęboko we flilbustierce przeciwko ustawie o uzbrojeniu statków, mając przed sobą już tylko dwadzieścia pięć godzin. Miało im się to udać i doprowadzić Wilsona do wypowiedzenia najbardziej pamiętnej uwagi. Inne liczące się głosy 'były równie niewzruszone. Hearst poinstruował swych dziennikarzy, i do tego już po potwierdzeniu telegramu przez prezydenta, by traktowali go „według wszelkiego prawdopodobieństwa jako szwindel i fałszerstwo". Georg Sylvester Viereck, wydawca The Fatherland, przywódca proniemieckich sympatyków, a również zakonspirowany 'niemiecki agent, oświadczył bez jakiegokolwiek wahania, że jest to „bezczelne oszustwo uknute przez brytyjskich- agentów" i „niedorzeczny dokument, oczywiście sfałszowany". Bo też nie tylko zwolennicy Niemiec i pacyfiści nie byli skłonni, aby uwierzyć w telegram. Drugiego marca dystyngowani dżentelmeni z klubu o nazwie Round Table Dining Club (klub obiadowy okrągłego stołu), gromadzącego intelektualną śmietankę zebraną z towarzyskiej i profesjonalnej elity Nowego Jorku, dyskutowali przy ostrygach i portwajnie sensację Zimmermanna w lokalu klubowym Knickerbockera. Obecni byli: Elihu Root, Joseph H. Choate, uprzedni ambasador w Anglii, były prokurator generalny Wickersham, Nicholas Murray Butler, prezes uniwersytetu Columbia i dobrane grono biskupów, bankierów, dziennikarzy i prawników. Członkom wolno było przyprowadzać gości, lecz tylko takich, których inni członkowie klubu „pragnęliby z chęcią powitać". Gościem tego wieczoru był komandor Guy Gaunt. Oczywiście nie było to zgromadzenie osób o nastawieniu proniemieckim, ani też neutralistów. A mimo to — zgodnie z raporem Gaun-ta do admirała Halla — „wszyscy rzucili się na 'mnie". Ambasador Choate, równie gorący anglofil jak wszyscy w Ameryce, „otwarcie powiedział, że telegram Zimmermanna jest fałszerstwem i w rzeczy samej całe grono zebranych jednogłośnie go poparło". A gdy Klub Okrągłego Stołu zażądał dowodów, komandor Gaunt spojrzał poważnie i spytał, czy naprawdę chcą szczegółów „tam, gdzie w grę wchodzi ludzkie życie". Zaś na pytanie 181 / bez ogródek, czy jemu coś na ten temat wiadomo — wyraził zdziwienie, że „chcą mnie brać w krzyżowy ogień pytań, zamiast uwierzyć w słowa własnego prezydenta". To ich uciszyło. 1 Skoro nawet takie towarzystwo wyrażało niedowierzanie, nic dziwnego, że gabinet zadręczał się problemem prześladującym telegram już od samego początku, a mianowicie, jak uczynić go wiarygodnym. Lansing otrzymał depeszę od Page'a z powiadomieniem, że prace nad rozszyfrowaniem tekstu telegramu z Western Union postępują naprzód i że wynik wkrótce przekaże. Edward Bell rzeczywiście pracował bez przerwy z pomocą Greya i księgi kodów należącej do „Room 40", a odczytany tekst, który potwierdzał ściśle tekst pierwotnie przekazany przez Anglików, nadszedł pod koniec dnia. Jednak i oczekiwanie nie dodawało otuchy, ponieważ o ile można tym było rozproszyć pozostałe jeszcze w rządzie wątpliwości, gdyby nawet takie dotąd istniały, to i tak nie mogło to być wykorzystane publicznie bez narażenia „Room 4(0". Zupełnie nieoczekiwanie potwierdzenie nadeszło od niezmordowanego przedstawiciela departamentu stanu w El Paso — Cobba, który zatelegrafował, że generaK Pancho Villa opuścił ostatnio Parral z trzema tysiącami żołnierzy, oświadczając, że wyrusza, aby „pomóc Niemcom pobić Stany Zjednoczone i odzyskać dla Meksyku Teksas, Arizonę i Kalifornię". Zbieżność sformułowań z użytymi w telegramie Zimmermanna była zbyt uderzająca, by tego nie zauważyć, i wyraźnie wskazywała na to, że Niemcy musieli złożyć podobną propozycję Villi lub też, że jakoś o niej się dowiedział. Lecz i to nie pomogło jeszcze gabinetowi w rozstrzygnięciu problemu, jak postąpić z niemieckim dementi, którego spodziewano się lada chwila. Meksykanie, Japończycy i Eckhardt już się wyparli telegramu. Minister spraw zagranicznych Aguilar skłamał gładko: „Do dzisiaj (2 marca) rząd meksykański nie otrzy^ mał żadnej propozycji sojuszu od cesarskiego niemieckiego rządu". Japoński charge d'affaires, który ostatnio aż półtorej godziny spędził na omawianiu właśnie tego z Aguilarem, oznajmił, że nie ma najmniejszego pojęcia o całej sprawie. Zaprzeczeniu Eckhard-ta brakło nieco stanowczości, co wynikło być może z tej przyczyny, że bezustannie zastanawiał się nerwowo, gdzie miała miejsce zdrada. „Jeżeli już musicie coś napisać, to możecie powiedzieć, że poseł niemiecki nic o tym wszystkim nie wie" — oświadczył dziennikarzom. Po chwili przyszło mu do głowy, że może byłoby dobrze wmieszać w tę sprawę Bernstorffa, toteż dodał: „Po tę informację powinniście się udać do Waszyngtonu". Jeżeli w uzupełnieniu tych wszystkich dementi Zimmermann dorzuci jeszcze Ameryce wyzwanie, by dowiodła autentyczności telegramu, to wówczas rząd amerykański, ograniczony przez Wiel- 182 ką Brytanię obowiązkiem zachowania tajemnicy, nie będzie w stanie tego uczynić. Członkowie gabinetu zdołali jedynie uzgodnić, że należy z emfazą twierdzić, iż są w posiadaniu w pełni przekonywających dowodów, ipo czym rozeszli się nie nazbyt zadowoleni. Trudno jest wprost uwierzyć, że następnego ranka „ku niezwykłemu zdumieniu i głębokiej ułdze" wszystkich zainteresowanych Zimmermann w sposób trudny do wytłumaczenia przyznał się do swego autorstwa. Jest to druga wielka gafa, i to najbardziej niewiarygodna — zapisał Lansing, niemal półprzytomny ze zdumienia. Doszedł do wniosku, iż dowodzi to absolutnego braku przenikliwości i .pomysłowości Zimmermanna, gdyż wyznając prawdę nie tylko rozstrzygnął tę kwestię w opinii Amerykanów, lecz także przekreślił okazję dowiedzenia się, w jaki sposób myśmy uzyskali tę depeszę. Co kierowało Zimmermannem, który pomimo opinii Lansinga o nim był zarówno przenikliwy, jak i pomysłowy, by strzelić takiego historycznego byka — nie wiadomo. Jest nieprawdopodobne, że był zbyt oszołomiony, by móc jasno myśleć, gdyż Niemcy mieli dwa dni na rozważenie swej odpowiedzi, a Niemcy nie rzucają oficjalnych oświadczeń ni stąd, ni zowąd. Prawdopodobnie rozumował on w ten sposób: skoro Amerykanie jakoś zdobyli autentyczny tekst depeszy, mogą mieć również w rękach udokumentowany dowód jego autorstwa; przeto wszelkie zaprzeczanie wywarłoby jedynie ten skutek, że on sam wyszedłby na durnia. Było to logiczne, lecz — jak wcale nierzadko z logiką się zdarza — błędne. Na konferencji prasowej Zimmermanna, tuż przedtem, zanim padły owe fatalne słowa, William Bayard Hale, przebywający w Berlinie jako korespondent Hearsta, starał się go odwieść od tego. W tym czasie Hale już od dwóch lat .był płatnym niemieckim agentem i doradcą w sprawach propagandy ambasady niemieckiej w Ameryce, za wynagrodzeniem 15 000 dolarów rocznie, na mocy kontraktu zawartego z rządem Niemiec, lecz ten jego status nie był jednak wówczas jeszcze znany. Dowiedziano się o tym dopiero znacznie później. — Oczywiście Wasza Ekscelencja zaprzeczy całej tej historii — nalegał Hali podając Zimmermannowi pomocną dłoń w odrzuceniu tego granatu z powrotem do Stanów Zjednoczonych. Minister spraw zagranicznych nie zrozumiał racji podanej mu tą wskazówką. — Nie jestem w stanie temu zaprzeczyć — powiedział — bo to prawda. 12 ...będziemy zmuszeni w ło uwierzyć Przyznanie się Zimmermanna zniweczyło całkowicie obojętność, z jaką aż do tej chwili trzy czwarte obywateli Stanów Zjednoczonych odnosiło się do wojny. Cały naród zerwał się na nogi i ze zdziwienia aż stracił dech — „Oni w nas celują!" Od wybuchu wojny nic tak otwarcie nie objawiło rozmyślnie podjętych wrogich zamiarów w stosunku do Amerykanów i nic tak nie wstrząsnęło opinią w całym kraju. Dawno temu, bo w 1915 roku „Lu-sitania" też była ^szokiem, lecz miał on charakter ogólnoludzki, a nie bezpośredni. Co innego tym razem. Niemcy proponowały zaatakowanie Stanów Zjednoczonych, konspirowały z amerykańskim sąsiadem o odebranie kawałka amerykańskiego terytorium; gorzej, snuły spisek w celu osadzenia orientalnego wroga na karku Ameryki. Stanowiło to bezpośrednie zagrożenie dla integralności Ameryki. Większość Amerykanów nie wyobrażała sobie, że mogłoby to być niemieckim zamiarem. Uświadomienie tego faktu przeniknęło nawet do samego środka kontynentu, do stanów Omaha i Nebraska, położonych o tysiące mil od obu oceanów i tyleż od' Meksyku. „Problem zmienił się — stwierdził trzeźwo World Herald w Omaha — zamiast Niemcy przeciwko Wielkiej Brytanii, Niemcy przeciwko Stanom Zjednoczonym". Wilson oświadczył poprzednio, że Amerykanie nie uwierzą, iż Niemcy pałają ku nim wrogością aż do chwili, gdy „będziemy zmuszeni w to uwierzyć". I uważając, że kwestia okrętów podwodnych nie jest wystarczającą przyczyną, aby w to uwierzyć — naród amerykański jako całość zgadzał się z nim. Torpedowanie statków handlowych i powodowane tym straty ludzkie przez nie biorących udziału w wojnie, włączając do nich także tracących ż-5g:ie Amerykanów, przekonało ich o okropności niemieckiego postępowania, ale nie o wrogości do Ameryki. Pomimo skoncentrowania się Waszyngtonu na prawach krajów neutralnych i zasadzie wolności mórz, większości Amerykanów, nigdy nie oglądających wybrzeża morskiego, nie sposób było zaszczepić gorączki wojen- 184 nej w imię jakiejś międzynarodowej prawniczej doktryny ani też obudzić w nich ducha walki za ludzi, którzy upierają się płynąć przez ocean na statkach stron wojujących i to podczas wojny. Prócz tego otrzaskali się już z morskimi okropnościami i przyzwyczaili do międzynarodowych napięć, wywołanych zatopieniem, jednego po drugim, statków „Lusitania", „Sussex" i „Arabie", co sprowokowało noty Wilsona, rezygnację Bryana i niekończącą się korespondencję w niezrozumiałym, dyplomatycznym języku, a nawet jakieś bardziej zrozumiałe groźby i ultimatum. To zaś wszystko pomieszało się z podobnymi wybuchami gniewu na Brytyjczyków z powodu kontrabandy i wciągania na „czarną listę" firm amerykańskich, utrzymujących stosunki z wrogiem. Wszystko to było 'bardzo pogmatwane i dla większości narodu całkowicie obce i niezrozumiałe. Lecz „pruski spisek inwazyjny", jak gazety nazwały telegram Zimmermanna, był zrozumiały jak nóż w plecach i bliski jak drzwi sąsiada. Każdy natychmiast to pojmował. Gdy Niemcy przygotowują skrycie atak rta terytorium Stanów Zjednoczonych, nie można dłużej rozpatrywać kwestii neutralności. Z dnia na dzień to przyznała izolacjonistyczna prasa Środkowego Zachodu. Chicagowska Daily Tribune ostrzegła swych czytelników, że obecnie muszą zdać sobie sprawę „i to bez żadnej zwłoki, iż Niemcy uważają nas za swych wrogów", i że Stany Zjednoczone nie mogą dłużej oczekiwać, że unikną „aktywnego uczestnictwa w obecnym konflikcie". Clevelandzki Plain Dealer stwierdził, że nie dostrzega „ani cnoty, ani godności" we wzbranianiu się teraz od walki. Northwestern z Oshkosh skonstatował, że depesza w ciągu jednej nocy przemieniła pacyfistów, krytyków i wątpiących — w patriotów. Detroicki Times stwierdził: „zdaje się, że oznacza to wojnę dla naszego kraju". Wszystkie te dzienniki były żarliwie neutralne, zanim Zimmermann nie wypuścił w powietrze strzały i nie ściągnął neutralności w dół jak trafioną kaczkę. Jego przyznanie się obaliło wątpliwości co do autentycznośfci telegramu, których trzymali się pacyfiści i ludzie orientacji proniemieckiej, toteż cios ten ugodził w nich najmocniej. Georg Sylvester Viereck powiedział, że położyło to kres pangermanizmowi w Stanach Zjednoczonych. Nic, co by rząd amerykański powiedział, nie mogłoby przekonać wątpiących, lecz skoro Zimimermann stwierdził, że „jest to prawda" — sam uciszył gadandnę o fałszerstwie i ibrytyjskich sztuczkach. Amerykanie niemieckiego pochodzenia, w których tak głębokie pokładał nadzieje, wycofali się z podkreślania łączności z dawną ojczyzną i nieco markotnie zajęli stanowisko po amerykańskiej stronie. W Minneapolis, gdzie skupiło się ich tak wielu, tamtejszy Journal przyznał, że dla Amerykanów niemieckiego pochodzenia nie jest już dłużej możliwe ' . v 185 być lojalnym w stosunku do obydwu ojczyzn: rodzimej i przybranej, a Tribune napisała, że niemieckie zabiegi o ściągnięcie przeciwko nam Japończyków są „jednoznaczne z aktem wojny". W Milwaukee, ojczyźnie niemieckiego przemysłu piwowarskiego, Journal wyraził obawę, że czyn Zimmermanna spowoduje „gwałtowną zmianę sentymentów" u wielu przyjaciół Niemiec na Srod-kowyim Zachodzie; tak się też stało. Takie gazety, -jak chicagowski Staats-Zeitung, detroicki Abend-Post, Volksblatt i Freie Presse z Cincinnati oraz Amerika z St. Louis, z których wiele uprzednio twierdziło, że telegram jest fałszerstwem, teraz potulnie umilkło lub spiesznie ogłaszało swą lojalność dla Ameryki. Sentymenty Środkowego Zachodu bledną jednak w porównaniu z pełnym pasji oburzeniem wybrzeża Pacyfiku i rykiem gniewu dochodzącym z Teksasu. Gazeta Light z San Antonio zapewniła „z należytym szacunkiem i zwykłą rzetelnością", że jeżeli nie-miecko-meksykańsko-japońska armia dokona najazdu na Teksas, żaden żywy Teksańczyk nie pozostanie w kraju, lecz wszyscy wyruszą, by odpierać wrogów. Times z El Paso spurpurowiał ze złości na widok ipruskiego militaryzmu „tarzającego się w (błocie intryg", a dalej — w Kalifornii Bee z Sacramento echem odbiła jego wściekłość z powodu niemieckiej „zdradzieckiej wrogości, uderzaniu zza węgła i obmierzłemu intrygowaniu". Dziennikarze od Vermontu do Florydy i Oregonu dawali wyraz przekonaniu, że Żimmermann wszędzie skrystalizował nastroje. Republican ze Springfield w stanie Massachusetts napisał, że nic innego poza zagrożeniem wrogimi działaniami na amerykańskim terytorium nie byłoby w stanie tak scementOwać amerykańskiego narodu, a Tribune z Los Angeles oświadczyła, że telegram zlikwidował wszelkie rozbieżności. Była to już przesada, ponieważ opinie dziennikarskie nigdy naprawdę nie odzwierciedlają poszczególnych różnorodnych opinii. Pacyfizm nie przestał istnieć, lecz przeważyło poczucie, że Ameryka jest już teraz wmieszana i chcąc czy nie chcąc będzie musiała walczyć. Na od dawna już anglofilskim Wschodzie prasa skłonna była uważać depeszę Zimmermanna za błogosławieństwo, które obudzi resztę kraju i uświadomi mu niemieckie zagrożenie; toteż gazety na Wschodzie robiły co w ich mocy, by podgrzewać tę świadomość. Express z Buffalo pozwolił sobie na przerażającą wizję „hord meksykańskich dowodzonych przez niemieckich oficerów, najeżdżających Teksas, Nowy Meksyk i Arizonę". American z Nowego Jorku mocą własnej decyzji dodał jeszcze Rosję do proponowanej kombinacji Niemiec, Meksyku oraz Japonii i odmalował to piekielne czwórprzymierze zgniatające i rozczłonko-wujące kraj na części. Meksyk — pisał American — odbierze z powrotem Południowy Zachód i przywróci tam barbarzyństwo; 186 Japonia weźmie sobie Daleki Zachód i go „zorientalizuje"; Niemcy i Rosja zniewolą całe pokolenia Amerykanów każąc sobie płacić ogromne odszkodowania wojenne. „Obywatele, bądźcie gotowi!" — rozkazywał. „Godziny są krótkie, dni jest niewiele..." Do połowy marca, to jest po dwóch tygodniach oddziaływania telegramu Zimmermanna, naród .amerykański jako całość zdawał już sobie sprawę, że będzie musiał stawić czoła -wojnie. Prasa wyprzedziła prezydenta. Jeszcze dochodziły głosy poszczególnych pacyfistów, lecz ogromna większość narodu była już psychicznie (choć nie militarnie) przygotowana. Naród nie domagał się wojny, lecz po prostu na nią czekał i — czekał na Wilsona. Na samym przedzie, w pierwszych szeregach trąbił do akcji Theodore Roosevelt. Jeżeli niemiecki spisek mający na celu zmuszenie Meksyku i Japonii do połączenia się z Niemcami, w celu „dokonania rozbioru" tego kraju, nie jest jawnym aktem wojennym — oświadczył na publicznym zgromadzeniu — to wówczas Lexing-ton i Bunker Hill * (co było raczej dziwnym porównaniem) nie były także jawnymi aktami wojennymi. Jeżeli Wilson nie przystąpi do wojny teraz\ napisał do Lodge'a — to „obedrę go żywcem ze skóry". Ujawnienie telegramu nie powstrzymywało tymczasem Zimmermanna od dalszych usiłowań wciągnięcie Meksyku do wojny. W pilnej konieczności utrzymania Ameryki po jej stronie Atlantyku Niemcy zwiększyli wysiłek, by wywołać wybuch w Ameryce Łacińskiej. Bez przerwy napływały alarmujące raporty o niemieckiej aktywności w Gwatemali, na południowej granicy meksykańskiej oraz w Salwadorze. Jak donoszono, zarówno Eckhardt, jak i niemiecki poseł w-Gwatemali Lehmann, uzyskali poparcie Carranzy dla swego planu wzniecenia łańcucha rewolucji w szeregu położonych na południe niewielkich republik Ameryki Środkowej. W zamierzeniach tych leżało obalenie przyjaźnie do Stanów Zjednoczonych nastawionych rządów i ustanowienie federalnego państwa Ameryki Środkowej, rozciągającego się od Meksyku po Panamę, z proniemieckim prezydentem. W samym Meksyku niemiecka propaganda przeprowadzała kam- * Lexiingiton — miasteczko w pobliżu Bostonu, założone ok. 1640 r. Tu rozpoczęły się wailki amerykańskiej rewolucji. Brytyjska kolumna piechoty wysłana 19 kwietnia 1775 roku do Concord, z zadaniem zawładnięcia kolonialnymi magazynami wiojskiawymi, w Lexington napotkała zbrojny opór, stoczyła bitwę, a po drugiej potyczce w Concord, bez wykonania zadania, wycofała się do Bostonu. Bunker Hill w stanie Massachusetts — miejsce właściwie nie rozstrzygniętej bitwy z Brytyjczykami, stoczonej 17 czerwca 1775. Mimo przewagi w polu Brytyjczycy nie zdołali przerwać pierścienia triumfujących patriotów oblegających iBostotn dprzyp. tłum.). 187 panie mającą na celu wywołanie antyjankesowskich incydentów, z gatunku typowego dla Viili, które przyśpieszyłyby amerykańską interwencję i długo oczekiwaną wojnę z Meksykiem. El Democra-to, organ poselstwa niemieckiego, opublikował serią artykułów o amerykańskich napaściach na Meksyk — przeszłych, przyszłych i urojonych. Miasto Monterey z węzłem linii kolejowych, łączących go z Tampico, Mexico City i wybrzeżem Pacyfiku nagle zaczęło gościć całą falą Niemców z południowego Meksyku. Niemieccy agenci prowadzili badania na zachodnim wybrzeżu Meksyku, aby znaleźć bazy dla okrętów podwodnych i lotnictwa. Główna kwatera generała Pershinga raportowała o niemieckiej juncie w Cordobie, w pobliżu Veracruz. Przedstawiciel departamentu stanu Cobb telegrafował: „Moi ludzie są na tropie wielkich machinacji Niemców przeprowadzanych z Villa". Konsul Canada donosił, że w Veracruz aż gęsto od Niemców i meksykańskich oficjałów: „każdego wieczoru odbywają sekretne spotkania". Nacisk Ameryki na Carranzą, ażeby odciął się od Niemców, przyniósł nie więcej pożytku, co niegdyś czynione usiłowania Wil-sona, by zmusić Huertę do oddania honorów banderze. Nawet kiedy amerykański ambasador Fletcher udał się do Guadalajary, by osobiście zobaczyć się z Carranzą, ten ostatni pozostał obelżywie niechętny jakiejkolwiek współpracy. Powiedział jedynie, że nie otrzymał od Niemiec żadnej propozycji i odmówił odpowiedzi na pytanie, co by uczynił, gdyby taka miała miejsce. Jedynie nawracał wciąż do swego projektu embarga — informował ambasador. Zimmermann także nie osiągnął lepszych sukcesów. Zapamiętale starał się wykryć, w jaki sposób ujawniono telegram, a jednocześnie usiłował pozyskać zgodę Carranzy, by został niemieckim sojusznikiem. Zasypywał Eokhardta depeszami. Może zabrzmi to nieprawdopodobnie, lecz wszystkie były wysyłane tym samym rozszyfrowanym kodem. Admirał Hali słusznie ocenił niemiecki charakter. Nie zezwalał nawet rozważyć możliwości, że jakieś znacznie niższego rzędu umysły zdołałyby przełamać szyfr wymyślony przez Niemców. Tak więc, jak Hali na to liczył, doszli do konkluzji, że to na skutek czyjegoś niedbalstwa już rozszyfrowana kopia musiała wpaść do rąk nieprzyjaciela i że Bernstorff albo Eckhardt musi zostać kozłem ofiarnym-. Okoliczność, że, kiedy opublikowano telegram, Bernstorff od dwunastu dni przebywał na pokładzie statku w drodze przez Atlantyk do kraju, dała Eckhardtowi dość czasu, by na niego przerzucić całą winę, toteż ostro wziął się do roboty. Jeszcze zanim ktokolwiek zdążył go ob-winić, już pierwszego marca zapewniał, że jest bez skazy, wysyłając pilny telegram, do Zimmermanna: „Zdrada lub nieostrożność tutaj nie wchodzą w rachubę, przeto najwyraźniej zdarzyło 188 się to w USA, względnie szyfr 13040 jest przełamany". Eckhardt był na tyle bystry, że zorientował się, iż drugi telegram Zimmermanna, zawierający polecenie „właśnie teraz", jest jeszcze bardziej groźny, toteż pospieszył zapewnić Zimmermanna, że nie został on opublikowany, i dodał: „Wszystkiemu tutaj zaprzeczyłem". Odpowiedź Zimmermanna rozpoczynająca się od słów: „Proszę spalić kompromitujące instrukcje", była z pewnością najbardziej daremnym zatykaniem przerwanej tamy w historii. Równie niepotrzebnie doniósł o swym przyznaniu się do autorstwa „Numeru I", czyli pierwszego telegramu i dodał: „W związku z tym należy podkreślać, że instrukcje miały być wykonane dopiero po wypowiedzeniu wojny przez Amerykanów". Depesza Nr II (czyli następny telegram) „utrzymywana jest naturalnie w ścisłej tajemnicy również i tutaj". Nieczęsto buta jest matką naiwności, lecz tylko typowa dla Niemców pełna arogancji wiara w wyższość własnego systemu szyfrowego może wyjaśnić ich naiwne przekonanie, że „Nr II" pozostanie tajny, gdy dowiedziano się już o „Nr I". Nigdy jeszcze kryptografowie z „Room 40" nie byli tak zadowoleni ze swej pracy, jak (podczas śledzenia morderczej wymiany depesz pomiędzy Berlinem i Eckhardtem. Posługując się wciąż • tym samym kodem dla zbadania, jak dostał się w cudze ręce, niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych depeszowało 21 marca do Eckhardta: „Ściśle tajne. Rozszyfrować osobiście. Depeszować tym samym kodem, kto rozszyfrowywał numery I i II, jak przechowujecie oryginały i teksty rozszyfrowane, a w szczególności, czy obie depesze trzymaliście w tym samym miejscu". Rozpoznając w tym podstęp dla znalezienia kozła ofiarnego Eckhardt odpowiedział, że obie depesze rozszyfrowywał jego sekretarz Magnus i że trzymano je w tajemnicy przed pozostałymi członkami poselstwa. Oryginały „Magnus spalił, a popiół rozsypał", zaś do czasu spalenia przechowywano je „w absolutnie bezpiecznej pancernej skrytce, specjalnie do tego celu sporządzonej i zamontowanej w sypialni Magnusa". Nawet pancerny schowek i rozrzucone popioły nie zadowoliły Berlina. „Wiele oznak wskazuje na to, że zdrady dopuszczono się w Meksyku —T- telegrafowano do Eckhardta — toteż zaleca się jak największą ostrożność". I jeszcze raz nakazano mu „spalić cały kompromitujący materiał". \ Eckhardt odparował ze złością, że Większa ostrożność „od tej, jaką się tutaj stosuje, jest niemożliwa". Wszystkie telegramy odczytuje mu Magnus „nocą i ściszonym głosem" (w „Room 40" ogólna wesołość). Jego służący nie śpi w tym budynku i nie rozumie po niemiecku. Nikt inny poza nim i Magnusem nie zna kombinacji cyfrowej otwierania zamku do pancernej Skrytki. Po 189 T czyim podłożył świnię Bernstorffowi. Otóż Kiihnkel, jeden z urzędników ambasady waszyngtońskiej, który po wyjeździe Bernstorffa dołączył do personelu Eckhardta, opowiadał mu, że w ambasadzie Bernstorffa „nawet tejne telegramy znał cały zespół i że zawsze wykonywano tam dwie kopie". Stworzyło to ewentualność ryzyka poprzez kalki maszynowe i makulaturę. Protestując oburzony zagroził, że jeśli nie zostanie uwolniony od posądzeń, to zarówno on jak i Magnus będą żądali „dochodzenia dyscyplinarnego". Dla Berlina zabrzmiało to zdecydowanie niemiło, gdyż nikt nie był pewien, jaki obrót przyjęłyby dochodzenia. Szybko więc odwrócono całą sprawę. „To, że zdrada miała miejsce w Meksyku, jest trudne do wyobrażenia — uspokajano Eckhardta. — Ani na panu, ani na Magnusie nie ciążą żadne zarzuty". Obecnie całe brzemię przerzucono na Bernstorffa oraz na słynną tajemnicę szwedzkiego kufra. W przekonaniu -Amerykanów Bernstorff był oczywistym łotrem. Na ogół mało wiedziano o Zknimermannie, nic o Eckhardcie, natomiast elegancki hrabia był postacią znaną, a jego współudział w sabotażowej działalności Papena, Boy-Eda i Rintelena był już powszechnie wiadomy. W pojęciu ogółu hrabia Bernstorff uosabiał postać doktora Mo-riarty * w tej całej intrydze. Nagłówki' w dzienndkach obwołały go „głównym agentem", a sam telegram punktem kulminacyjnym „intryg jego ambasady na półkuli zachodniej". W dniach pomiędzy zerwaniem stosunków a opublikowaniem telegramu gazety wypełniły się historyjkami o niesłychanie starannych przygotowaniach do jego wyjazdu, wraz z całym personelem, konsulami, żonami, rodzinami i domownikami. Negocjacje z Brytyjczykami o bezpieczną przeprawę, pożegnalne przyjęcie w czerwonym salonie ambasady, ostatnie jego słowa skierowane do prasy, odjazd z dworca Union Station w Waszyngtonie „w ciasno zapiętym na guziki futrzanym płaszczu i kamaszach", następnie zaokrętowanie się w Nowym Jorku na duński liniowiec „Frederik VIII" z towarzyszącą mu grupą liczącą dwieście osób i dwudniowe opóźnienie odejścia statku, które nastąpiło w ostatniej minucie — wszystko to odnotowano w najdrobniejszych szczegółach. Brytyjczycy zgodzili się zapewnić bezpieczną przeprawę całej grupie pod jednym wszakże warunkiem, że statek zawinie do Ha-lifaxu dla przeprowadzenia rewizji. Po przyjściu do Halifaxu 16 lutego na pokład „Frederika VIII" wkroczyło natychmiast całe 1 mrowie kanadyjskich celników sprawdzających kontrabandę, którzy przystąpili do niezwykle szczegółowej rewizji na skalę dotąd nie spotykaną. Rewidowano bagaż, kabiny, odzież, a także oso-* Postać literacka stworzona przez sir Arthura Gcxnain Doyle'a w powieściach detektywistycznych o Sherlooku Holmesie. Dr Mordarty był jego głównym wrogiem, z którym toczył śmiertelną walkę dprzyp. tłum.). 190 biście każdego pasażera. Gdy trwało to już ponad tydzień, a przez ten czas nikomu z grupy niemieckiej nie zezwolono zejść na ląd, zaczęły narastać spekulacje i protesty. Brytyjczycy uprzejmie wyjaśniali, że „wyraźne upodobanie" niemieckich pasażerów do wielkiej ilości bawełnianych pidżam i dodatkowych par gum do nabijania na obcasy — zmusza ich do szczególnej staranności, z uwagi na możliwość kontrabandy bawełny i gumy. Czyjeś napomknienie, że płyty gramofonowe, które, jak twierdzono, Niemcy przewozili do kraju w niezwykłych ilościach, mogą zawierać szyfrowane informacje, wymagało przedłużenia rewizji. Ogółem przetrzymano „Frederika VIII" w Halifaxie przez dwanaście dni. Prawda zaś była taka, że admirał Hali, niestrudzony czytelnik pełnych pasji usiłowań Bernstorffa powstrzymania swego rządu od sprowokowania Ameryki do wojny, nie chciał ryzykować, mając świadomość siły perswazji ambasadora. Z chwilą powrotu do kraju, w osobistym kontakcie z niemieckimi przywódcami, mógłby on jeszcze i teraz zdołać ich przekonać, aby zgodzili się na pokojowe mediacje Wilsona. Tak więc Hali chciał, by telegram Zimimermanna wcześniej wywarł swój wpływ. To właśnie on tak pokierował sprawami, by opóźnić przybycie Bernstorffa do kraju. Dopiero po przekazaniu telegramu do Waszyngtonu i po dalszych trzech dniach jego oddziaływania zezwolono, by „Frederik VIII" w dniu 27 lutego opuścił Halifax. Podczas całej powstałej wrzawy Bernstorff przebywał na pełnym morzu. Pp przybyciu do Christianii (dziś zwanej Oslo), dokąd statek zawinął z powodu sztormu, wyraził zdziwienie tą sensacją i ze zwykłą u niego beztroską, z jaką zawsze witał w Ameryce rewelacje o niemieckich intrygach i sabotażu, oświadczył: „A to mi nowina!" Szybko i zwięźle poinformowany przez niemieckiego posła w Norwegii, który przybył go powitać, mógł od razu po dotarciu do Berlina zastosować się do przygotowanej przez Zimmenmanna linii obrony, a mianowicie, że propozycja była całkowicie na miejscu, ot, zwykły środek ostrożności. Planu nawet nigdy nie przekazano meksykańskiemu rządowi. Jeszcze w tym samym dniu konferował z Bethmannem i Zimmermannem i otrzymał polecenie opracowania raportu z wyjaśnieniem, w jaki sposób , telegram mógł zostać wykryty. Cała niemiecka prasa przyjęła posłusznie linię obrony, że Meksyk nigdy nawet nie dowiedziałby się o tym sojuszu, gdyby Stany Zjednoczone nie przechwyciły telegramu wskutek „zdrady" i nie ujawniły go w sposób typowy dla Wilsonowskiej hipokryzji — tylko dla wywarcia wpływu na kongres. De facto według tejże prasy cała ta afera jest amerykańską, nie zaś niemiecką intrygą. Nie ma żadnej wątpliwości,, że Zimmermann poinformował jak najmniejszą ilość osób, jeżeli to w ogóle uczynił, o istnieniu 191 depeszy „właśnie teraz" oraz o odpowiedziach Eckhardta. Niezależnie jednak od tego, czy Bernstorff wiedział o tym, czy też nie, przyjął oficjalną wersją i gładko zaprzeczał, by rząd niemiecki usiłował kiedykolwiek wpływać na kraje Ameryki Łacińskiej „w jakimś wrogim wobec Stanów Zjednoczonych sensie". Wszystkie te opowieści o niemieckich intrygach na Haiti, Kubie i w Ko-' lumbii — twierdził (pomijając jednak Meksyk) — są po prostu „bajeczkami". Pośród wielu przyjaciół witających Bernstorffa na dworcu było też kilka dam, które zgodnie z relacjami reporterów aż pisz-i cźały z zachwytu na jego widok. Krąg jego adoratorek był widocznie tak samo szeroki w kraju, jak i w Ameryce. Za to prasa niemiecka powitała powracającego ambasadora chłodno, a przyczyniła się do tego niewątpliwie historia szwedzkiego kufra. Wiadomość o nim nadeszła z Londynu. Tam właśnie — jak twierdzono — Foreign Office zainteresował się zawartością zdjętego z pokładu „Frederika VIII" kufra pełnego szwedzkich dokumentów dyplomatycznych. Został odnaleziony wśród bagażu hrabiego Bernstorffa, umieszczony tam przez szwedzkiego posła w Waszyngtonie. Istniało jakoby dość uzasadnione domniemanie, że w kufrze znajdują się najbardziej tajne dokumenty Bernstorffa, włożone pomiędzy szwedzkie papiery, zaplombowane szwedzką pieczęcią. Brytyjczycy na podstawie rzekomego pogwałcenia tym sposobem neutralności zabrali kufer i zbadali jego zawartość. Podali przy tym do wiadomości, że zanim go dotknęli, pieczęcie na nim były już złamane, prawdopodobnie gdzieś miejdzy Nowym Jorkiem i Halifaxem, czyli w okresie pomiędzy dziewiątym a szesnastym lutego. Daty pasowały, prasa podchwyciła kąsek. Tu znajdowała się odpowiedź na zadawane ciągle pytanie, jak uzyskano telegram. Jakiś sprytny amerykański agent musiał się dobrać do kufra w porcie nowojorskim i spomiędzy dokumen-•'— -o—„łwnffa wvdobvc jego oryginał.^ Atmosfera szpiegostw? ,.. ,_j ——— lri Yvrawdo ~CJ B«J uv,^„_ _ __.. sra w porcie nowojorskim i spuuu<^ju.j ^^——._ tów Bernstorffa wydobyć jego oryginał. Atmosfera szpiegostwa ' —sona wokół „Frederika VIII" dodawała prawdo- WW J_>Vii.~.—— _-_ i intryg wytworzona podobieństwa takiej wersji. Szwedzki kufer rzeczywiście istniał, a Brytyjczycy, mający w pamięci usłużność Szwedów w sprawie kablowej karuzeli, istotnie go skonfiskowali. Lecz wszelkie aluzje na temat przełamanych pieczęci były zaplanowanym przez admirała Halla wprowadzeniem wszystkich w błąd dla poparcia tezy, że telegram został wykryty w Ameryce. Ofiarą stał się Bernstorff. Łącznie z insynuacjami Eckhardta o beztroskim i niedbałym postępowaniu z depeszami poprzez wykonywanie kopii przez kalki, historyjka o szwedzkim kufrze przekonała prócz innych także i kajzera. Mimo że Bernstorff prosił o natychmiastową audiencję, kajzer nie zgodził się go przyj3c 192 ' i choć hrabia przybył z Ameryki z doświadczeniem ośmioletniego pobytu w tym kraju i w czasie, gdy lada moment oczekiwano wojny z Ameryką — kajzer odczekał siedem tygodni, zanim w ogóle zgodził się z nim rozmawiać. Później, już w trakcie wojny, gdy kanclerz Bethmann-Hollweg został zdjęty z urzędu i wspomniano coś o Bernstorffie jako możliwym jego następcy, awersja kajzera— jak twierdzono — była przyczyną odrzucenia jego kandydatury. Dla Zimmermanna, który jeszcze nie całkiem spadł ze stołka, pojawienie się kozła ofiarnego stało się szczęśliwym zrządzeniem losu. Składał wyjaśnienia na tajnym posiedzeniu komitetu prezydialnego w Reichstagu w dniu 5 marca. Po sześciogodzinnych debatach, pomimo pewnego poburkiwania socjalistów, członkowie w sposób uległy jednogłośnie zaaprobowali skierowaną do Meksyku i Japonii propozycję sojuszu, wyrażając jednocześnie ubolewanie, że sprawa została ujawniona. Ujmując się za 'Zimmermannem prasa zbeształa społeczeństwo za krytykanctwo. Czyż nie narzekało ono zawsze na nieudolność niemieckich dyplomatów w pozyskiwaniu sobie przyjaciół i sojuszników? Oto znalazł, się Herr Zimmermann, który energicznie zabrał się do zdobywania sprzymierzeńców, więc z pewnością nie należy go za to potępiać. Przedwczesne ujawnienie sprawy, aczkolwiek niefortunne, nie jest jego winą, lecz godnym pogardy podstępnym chwytem amerykańskim. Pomimo obrony sytuacja Zimmermanna była nie do pozazdroszczenia. Musiał jeszcze stawić czoła podczas debaty plenarnej w Reichstagu, która odbyła się 29 marca. Nie postąpił zgodnie ze swym własnym poleceniem, jakiego udzielił Eckhardtowi, by „spalić kompromitujące instrukcje" i krytyczny drugi telegram pozostał w jego aktach, wskutek czego odnaleziono go po wojnie. Przyjął postawę wyniośle pewną siebie, że zdrada pierwszego telegramu nastąpiła przypadkowo, zaś drugiego nikt nie zna. Carran-za — skłamał Reichstagowi —• nie dowiedziałby się o propozycji sojuszu aż do obecnej chwili, gdyby Stany Zjednoczone go nie ujawniły. W jaki sposób Amerykanie uzyskali telegram, „który wysłano do Ameryki specjalnym szyfrem" — nie wiemy, powiedział. Zwykły pech, a szukanie sojuszników jest sprawą naturalną, toteż Amerykanie „nie niają żadnej podstawy do rozpętywania takiej wrzawy wokół naszych działań". Nie można również uznać tej propozycji za naciąganą, gdyż opiera się ona na zadawnionej stałej wrogości pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem i na powszechnie znanym antagonizmie Stanów Zjednoczonych i Japonii. „Stwierdzam kategorycznie — powiedział zdecydowanie — że 'tamlte antagonizmy są silniejsze niż te, jakie pomimo stanu wojny istnieją między Niemcami a Japonią" (I któż śmiałby powiedzieć, że nie 'miał racji? Zimmermann jako 1 — „Telegram Zimmermanna" 193 autor pomysłu „osi" po prostu wyprzedził właściwy czas.) Któż łatwiej — rzucił pytanie — mógłby nakłonić Japończyków do zmiany strony niż Meksykanie, utrzymujący z nimi przyjacielskie stosunki i wywodzący się z „podobnej rasy"? Reichstag udzielił mu votum zaufania. Pomimo tego Zimmermann wiedział doskonale, że najlepszą jego obroną byłby sukces. W dalszym ciągu podejmował wszelkie starania, aby uczynić z Meksyku aktywnego sojusznika. „Proszę określić sumy niezbędne dla realizacji naszej polityki" — telegrafował do Eckhardta 13 kwietnia. „Po tej stronie czynione są przygotowania dla transferu godnych uwagi kwot. Jeżeli to możliwe, należy włączyć osobno liczby dotyczące wyposażenia wojskowego et caetera". Nawet pokusa owych „sum" nie wystarczyła na rozproszenie wątpliwości Carranzy. Wystraszył go hałas wokół telegramu. 14 kwietnia Eckhardtowi przypadł smutny obowiązek zatelegrafowania do Zimmermanna, że prezydent Meksyku zdecydował się pozostać neutralny. „Twierdzi, że sojusz zaprzepaszczono wskutek przedwczesnego rozgłoszenia, lecz nie wyklucza, że może on okazać się niezbędny w późniejszym okresie". Obiecał, że gdyby wbrew chęci pozostania neutralnym został wciągnięty w wojnę, „będziemy mogli tę sprawę ^przedyskutować ponownie". Planując pociągnięcie, przy którego pomocy można by utrzymać Amerykę z dala od Europy, Zimmermann marzył o bohaterskiej chwale, gdyby doprowadził do sojuszu z Meksykiem. Po odmowie Carranzy jego nadzieje zostały zdruzgotane, a wrota do Walhalli * zatrzaśnięte. Jego kariera nie trwała już długo po takim zawodzie. Cztery miesiące później wraz z kanclerzem utracił stanowisko i nigdy go nie odzyskał. Zmarł w 1940 roku w wieku 81 lat. Podczas gdy Zimmermann nadal usiłował wciągnąć do wojny Meksyk, wydarzenia w Ameryce galopowały ku krawędzi przepaści. Kongres zakneblowany senacką flibustierką zamknął sesją bez uchwalenia ustawy o uzbrojeniu statków. Wilson szalał, że „niewielka banda upartych ludzi, nie reprezentujących niczyje] opinii poza własną", mogła uczynić amerykański rząd „bezsilnym i godnym jedynie wzgardy". Dodatkową sesję, która stała się niezbędna wobec odmowy senatu głosowania nad budżetem, zaplanowano na 16 kwietnia, tak aby nie pozostawiać kraju „sam n& sam z Wilsonem" — jak to sformułował Lodge — aż przez całych * Walhaila — w języku isitaroskandymawskim = hala dla poległych * bitwie. U starożyitnych Germanów pozagrobowe miejsce pobytu bohaterów i tych wszystkich, którzy utaacili życie w boju (przyp. tłum.). 194 dziewięć miesięcy. Do powtórnego zebrania się kongresu prezydent dzierżył ster osobiście. 9 marca, korzystając ze swej władzy wykonawczej, wydał dla wszelkiej pewności polecenie uzbrojenia statków. Natomiast nie podjął żadnego działania w związku z pilną depeszą Page'a ostrzegającą, że z powodu braku pożyczki rządu Stanów Zjednoczonych Wielka 'Brytania nie będzie w stanie kupić w Ameryce ani jednego 'karabinu czy też skrzyni z towarem. 18 marca trzy amerykańskie statki zostały bez ostrzeżenia zatopione przez U- booty. 19 marca nastąpiło najdonioślejsze wydarzenie tej wojny przed przystąpieniem do niej Ameryki, a mianowicie rewolucja burżuazyjna w Rosji, która obaliła cara i ustanowiła parlamentarny rząd Kiereńskiego. Wraz ze zniknięciem cara ze sceny politycznej ulbyła z demokratycznego stada czarna owca i teraz można było śmiało mówić, że prowadzimy wojnę o ocalenie demokracji. Na wtorek 20 marca prezydent zwołał posiedzenie gabinetu, podczas którego dowiedział się, że wszyscy jednogłośnie opowiadają się za wojną, łącznie z pacyfistą Da-nielsem, 'który był bliski łez. Zgodnie ze swym obyczajem Wilson opuścił salę'posiedzeń bez wypowiedzenia ,własnej opinii. Tej nocy musiał podjąć decyzję. Następnego dnia, 21 'marca, zwołał kongres na 2 kwietnia, czyli o dwa tygodnie wcześniej niż to zaplanowano dla kontynuowania debaty budżetowej. Miano wysłuchać orędzia prezydenta na temat „poważnych problemów polityki państwa". Późnym wieczorem przed wygłoszeniem do narodu słów, które wyznaczały nowy rozdział w naszej historii, wypowiedział on inne słowa do swego przyjaciela Franka Cobba, liberalnego dziennikarza z nowojorskiego Worldu, którego poprosił o przybycie do Białego Domu. Miały one podobną wartość, jak ostatni poemat sir Waltera Raleigha napisany przed egzekucją*. Nie widział żadnej alternatywy — oświadczył swemu gościowi — chociaż chwytał się wszystkich możliwych sposobów, by uniknąć wojny. Powiedział również, że gdy naród amerykański raz przystąpi do wojny, to w zapomnienie pójdą wolność, tolerancja i zdrowy rozsądek. Co więcej, wypowiedzenie wojny będzie oznaczało, „iż * Sir Walter Raleigh i(1552?—WIŚ), angielski polityk i pisarz. Faworyt królowej Elżbiety. Rozpoczął wyprawy fcalanizatonskie do Ameryki. Sprowadził do Affiglii ziemniaki i tytoń. Związał się ze zgrupowaniem poetyckim zwanym „szkoła mocy", które zyskało reputację ateistów. W 1595 'Wzdął udział w pierwszej ekapedycji w górę rzeki Orinoco. Jego kariera zakończyła się z dojściem do tronu Jakuba 1. Został skażamy za zdradę ^a podstawie Ibardzo wątpliwych dowodów i uwięziony w Tower. Uwolnio-^y w Ii606 podjął jeszcze jedną wyprawę do Orinoco. P,o powrocie został "jcięty na podstawie pierwszego wyroku. Jego dorobek pisarski to poezje, wzięła podaityczme i filozoficzne (przyp. tłum.). 195 Niemcy zostaną pobite, że pokój będzie im dyktowany, że będzie to pokój zwycięski... Pod koniec wojny nie będzie widzów stojących na boku, dysponujących taką siłą, by móc wywrzeć wpływ na jego warunki. Nie będzie też żadnych wzorców pokojowych, na których można by pracować". Lecz nawet w takiej chwili wyrwało mu się: „Jeżeli jest jeszcze jakaś alternatywa, na miłość boską, chwytajmy się jej!" Nie było jednak żadnej. Następnego wieczora, o pół do dziewiątej, podczas rzęsistego deszczu podjechał pod Kapitel i wszedł do gmachu, aby wystąpić przed połączoną sesją obu izb. „Z głębokim poczuciem powagi, a nawet tragizmu podejmowanego przeze mnie kroku — powiedział — proszę kongres, by orzekł, że ostatnio stosowany sposób postępowania przez cesarski niemiecki rząd jest niczym innym,, jak wojną przeciw rządowi i narodowi Stanów' Zjednoczonych" oraz „łby formalnie uznać" nasz status jako kraju w stanie wojny". Neutralność — mówił dalej — nie jest już dłużej ani możliwa, ani pożądana wobec zagrożenia, które 'tkwi w „istnieniu autokratycznego rządu wspieranego przez zorganizowaną siłę, a sprawującego władzę wyłącznie z woli i w interesie tej siły, nie zaś z woli narodu". Zatrzymał się dłużej przy kwestii okrętów podwodnych, jako zbrodniczym narzędziu w świetle prawa narodów, oraz na innych dowodach intencji niemieckiego rządu zagrażających bezpieczeństwu Stanów Zjednoczonych, powołując się specjalnie na telegram Zimmer-manna. „Wymownym dowodem na to, że zamierza on (rząd niemiecki) podburzyć przeciwko nam wrogów z. najbliższego sąsiedztwa — jest przejęta depesza do niemieckiego, posła w Meksyku. Podejmujemy to rzucone nam wrogie wyzwanie..." Upchani w wypełnionej aż do ostatniego miejsca sali członkowie obu izb, sąd najwyższy, rząd, korpus dyplomatyczny, prasa i goście na galerii — słuchali z najwyższym napięciem. Zakończenie mowy obfitowało we wszystkim doskonale znane slogany, gdy mówca oświadczył, że rząd niemiecki jest „oczywistym wrogiem wolności", że „trzeba uczynić świat bezpiecznym dla demokracji", że „słuszność sprawy jest cenniejsza niż pokój", że Ameryka musi walczyć „o pryncypia, które ją zrodziły", że „przy boskiej pomocy nie może ona postąpić inaczej". „Pogłos podobny burzy" był odpowiedzią na mowę prezydenta — napisał pewien dziennikarz. Daleko, za oceanem, usłyszeli ją alianci, i to w czasie, gdy doszli już do chwili in extremis. Anglia,.ostatnia podpora aliantów, uginała się; Francja była osłabiona do granic ostatecznego wyczerpania. W położeniu bez wyjścia, w walce pozycyjnej w okopach, torpedowani na morzach, przy całkowitym braku zasobów, nagle usłyszeli głos potężnego, 196 świeżego, nowego sojusznika, który przybywał, by się do nich dołączyć wraz ze statkami, pieniędzmi, towarami i ludami. Głos ten niósł im obietnicę zwycięstwa. Według angielskiego historyka R. B. Mowata wydarzenie to było „jednym z najbardziej dramatycznych w historii". Dla Amerykanów był to początek niechcianego małżeństwa z całą resztą świata. Odtąd bez przerwy zadawano pytanie — co do tego doprowadziło? Dlaczego Wilson, który trzy miesiące przedtem powiedział, że doprowadzenie Stanów Zjednoczonych do wojny byłoby „zbrodnią wobec cywilizacji", który jeszcze w przeddzień wojny rozpaczliwie wołał o jak^ś alternatywę, zdecydował się w końcu, że „słuszność sprawy jest cenniejsza od pokoju"? Określenie przezeń w dniu 2 kwietnia natury przeciwnika, jako „naturalnego wroga wolności", ibyło przecież równie prawdziwe trzy miesiące temu, pół roku, rok, a nawet dwa lata wcześniej. Człowiek, który wygłosił mowę 2 kwietnia, był tym samym człoA wiekiem, który w styczniu pragnął ustanowienia pokoju bez zwycięstwa, który w lutym wzbraniał się uwierzyć, że Niemcy są nieprzyjaźnie nastawione wobec Stanów Zjednoczonych. Zagłębiając się w pisanie pamiętników, ambasador Page zadaje sobie to nie do uniknięcia pytanie: „Co go doprowadziło do zmiany poglądów? W którym momencie i w jaki sposób prezydent dojrzał prawdziwy charakter Niemców?" Czy wywołała to niemiecka deklaracja z dnia l lutego o niczym nie ograniczonej wojnie za pomocą okrętów podwodnych — zastanawiał się Page — czy kamieniem poruszającym lawinę był telegram Zimmermanna? Z pewnością nie był to pierwszy z dwa wymienionych czynników, ponieważ prezydent odmówił uwierzenia, że Niemcy rzeczywiście zamierzają postępować tak, jak to zadeklarowali, dopóki nie dowiedliby tego „jawnym czynem". Nastąpił on 18 marca, gdy zatopione zostały trzy amerykańskie statki handlowe, co pociągnęło za sobą poważne straty w ludziach. Lecz dopiero po upływie trzech dni odbyło się formalne posiedzenie gabinetu, na którym prezydent zdecydował się zwołać kongres, co wyznacza moment podjęcia przezeń decyzji. Czy zdecydowałby się na to bez telegramu, jedynie na podstawie wcześniej ujawnionej otwartej wrogości Niemiec w stosunku do Ameryki? Tylko Wilson mógłby na to odpowiedzieć, nigdy jednak tego nie uczynił. Jedyną odpowiedź daje ktoś, komu prezydent ufał i kogo obdarzył całą swą spuścizną w postaci wszystkich dokumentów. Gdy Wilson w swym ostatnim, pisanym na tydzień przed śmiercią liście, prosił Raya Stannarda Bakera o napisanie jego oficjalnej biografii, wyraził się tak: „Wolałbym, by była to raczej twoja interpretacja niż którejkolwiek ze znanych mi osób". 'Opinia Ba- 197 kera na temat telegramu Zimmenmanna jest następująca: „W opór Wilsona przystąpienia do wojny nie zadano 'bardziej druzgocącego ciosu". Nie należy tego rozumieć w ten sposób, że w przeddzień telegramu Wilson pragnął neutralności, a w dzień ,po nim wojny. Telegram nie był jedynym czynnikiem wpływającym na decyzję prezydenta. Był raczej ostatnią kroplą, która przepełniła czarę neutralności. , . Inne czynniki istniały także, z których wcale niebagatelnym był „cudowny i napawający otuchą" przewrót w Rosji, który — jak prezydent sformułował w Kongresie — uczynił obecnie ten wielki naród „godnym partnerem Ligi Honoru". Zapewne najbliższe prawdy będzie stwierdzenie, że Wilsona najbardziej pobudził zespół wydarzeń, kiedy nie miał już alternatywy. Zgodnie ze słowami Lodge'a znalazł się w szponach wydarzeń. I jak określił to wypowiadający się bez ogródek angielski lord kanclerz Birken-head: „Stany Zjednoczone de facto zostały kopniakiem wepchnięte w- wojnę, wbrew zawziętym i prawie szaleńczym usiłowaniom prezydenta Wilsona". Kopniakiem, który to sprawił, przynajmniej dla narodu, niezależnie od tego, czy także dla prezydenta — był telegram Zimmer-manna. Obudził on tę część ojczyzny, która była dotąd niezdecydowana lub obojętna. Przemienił — jak powiedział Lansing — apatię Stanów na zachodzie w „gwałtowną wrogość w stosunku do Niemiec" i „w ciągu jednego dnia dokonał powszechnej zmiany uczuć i poglądów, co w przeciwnym wypadku, by wywołać taki stan, wymagałoiby całych miesięcy". Nie była to już (bowiem jakaś teoria albo problem ogólny, lecz nie budzące wątpliwości posunięcie, które rozumiał każdy. Był to niemiecki but postawiony po naszej stronie granicy. Dla amerykańskich mas, mało troszczących się, a jeszcze mniej myślących o Europie, oznaczało to, że jeśli przyjdzie im walczyć, to będą walczyły w obronie Ameryki, nie zaś jedynie po to, by wyciągnąć Europę z kłótni przez nią samą wywołanych. Telegram wprowadził Amerykanów w nastrój sprzyjający zaakceptowaniu kwietniowego orędzia Wilsona uzasadniającego konieczność wojny. Czy Amerykanie byliby bez telegramu do tego gotowi? Zapewne nie. Przed jego opublikowaniem dominującym uczuciem zainspirowanym przez wojnę — z wyjątkiem zawsze proalianckiej Nowej Anglii * — było uparte, choć może niezibyt chwalebne ha- * Nowa Anglia — nazwa stosowana wobec stanów położonych na północnym wschodzie USA. W skład Nowej Anglii wchodzą: Maine, New Hampshire, Vermont, Massachusetts, Rhode Island i Connecticut. Nazwa ta wywodzi się z XVII isitulecia, gdy koloriizawanto ten rejon tak podobny do wybrzeża Anglii. Jest on częściowo odcięty od reszty kraju górskim 198 sło, które zresztą zdecydowało o wyborze Wilsona cztery miesiące wcześniej: „To właśnie pn uchronił nas od wojny". Później, na tyle, na ile ujawniają to środki badające opinię publiczną, nastrój ewoluował aż do uznania faktu, że wojny dłużej uniknąć się nie da. Wilson wiedział o tym, gdy przygotowywał swe wystąpienie na posiedzenie kongresu w dniu 2 kwietnia. Wiedział, że to, co musi powiedzieć — zostanie zaakceptowane, że praktycznie biorąc nie istnieje już teraz nic, co by usprawiedliwiało dalszą zwłokę. Do tej chwili mógł sobie pozwolić ha ignorowanie wszelkiego typu popędzań ugrupowania Lodge'a i Roosevelta, ponieważ wiedział, że kraj jako całość nie podziela ich poglądów. Po reakcji publicznej wywołanej telegramem Zimmermanna to wytłumaczenie zostało mu odebrane. 17 marca Literary Digest opublikował podsumowanie komentarzy prasowych w całym kraju na temat telegramu pod nagłówkiem: „Jak Zimmermamn zjednoczył Stany Zjednoczone". Była to rzetelna ocena opublikowanych poglądów, nawet jeżeli pomijała niezachwianych La Folette'ow, Norrisów i Villardow oraz opinię milczącej większości, której nigdy nie da się obliczyć. Pozbawiło to Wilsona oparcia. Do tej chwili na ogól popierano jego walkę o utrzymanie neutralności Stanów Zjednoczonych. W drugiej połowie marca nie było już nikogo, kto mógłby go w tym utwierdzać. Gdyby nigdy nie przechwycono telegramu lub gdyby go nie opublikowano, Niemcy niechybnie uczyniłyby coś innego, co koniec końców wciągnęłoby nas do wojny. Lecz robiło się już późno i gdyby odwlekali jeszcze dłużej, alianci mogliby zostać zmuszeni do negocjacji. W tej mierze telegram Zimmermanna niewątpliwie zmienił bieg historii. Z drugiej jednak strony, jak zauważył sir Winston Churchill, bieg historii jest zawsze, tak czy owak, zmieniany, jeśli nie przez ufnal od podkowy, to przez przechwycony telegram. Telegram Zimmermanna jako taki był tylko kamykiem na długiej drodze historii. Lecz i kamyk może zaoić Goliata, zaś ten właśnie zabił amerykańską iluzję, że możemy szczęśliwie żyć w kręgu własnych spraw, w oderwaniu od innych narodów. W sikali świata był to bardzo mały spisek, uknuty przez niemieckiego ministra. W życiu amerykańskiego narodu był to kres niewinności. łańcuchem Apallachów. Nowa Anglia była głównym centrum wydarzeń prowadzących do amerykańskiej rewolucji. W wojnie 1812 roku zagroziła secesją. Od dawnych czasów przoduje w osiągnięciach naukowych, literackich i kulturalnych. Tu rozwinął się typ Amerykanina przezwanego „jankesem" — przedsiębiorczy, oszczędny, .wielkoduszny i samodzielny, Autorka uważa się za przedstawicielkę tego właśnie regionu i tam zamieszkuje (przyp. tłum.). Tekst telegramu napisany kodem Kopia rozszyfrowana przez Edwarda Bella w ambasadzie amerykańskiej (Archiwa Narodowe, dział spraw zagranicznych, akta departamentu stanu numerowane systemem. dziesiątkowym, 862.20212/81V2). Polskie tłumaczenie sporządzono z języka niemieckiego z zamieszczonej w amerykańskim wydaniu książki fotografii oryginału telegramu. Jest to tekst z naniesionymi przez Bernstorffa drobnymi zmianami na początku, który Bernstorff przekazał Eckhardtowi, i jest identyczny z tekstem uzyskanym przez admirała Halla w Mexico City, przekazanym ambasadorowi Page'owi. •""» — " (numer telegramu) (numer identyfikacyjny kodu) ministerstwo spraw zagranicznych telegrafuje styczeń 16 dwukropek: numer l ściśle tajne osobiście (należy) rozszyfrować stop (.) My zamierzamy (w dniu) pierwszego lutego nie ograniczoną okręt podwodny (okrętami podwodnymi) wojnę 130 — 13042 — 13401 Auiswartiges Aimt 8501 telegoraphiert 115 'Januai 16 3528 doppelpunkt: 416 Mummer 1 - 17214 ganz geheim 64911 sellhst 11310 zu 181147 emtziffern 181222 stopO 21660 Wir 10247 beatoisiicMigen 115:18 am 23677 ersten 13605 Februar un- 14963 eingaschrankt 98092 U4>oot 5905 Kirdeg 11311 zu 10392 begionen 10371 stop U 0302 Es wind 21290 verisuicht 5161 werden 39695 Vereinigten Staaten 23571 trotzdem 17504 neutral Ili269 au 18276 erhalten 18101 stop i(.) 0217 Fur den Fali 0228 daiss dies 17694 nicht 4473 gelingen 22284 sollte 22200 Komina (,) 19452- schlagen 21589 wir 67893 Mexiko 5569 auf 13918 folgender 8958 Grundlage 12137 Biindnis 1333 VOT 4725 stop (.) 4458 Gemainsam 9505 Krieg 17166 fiihren 13851 stop (.) 4458 Gemeinsam 17149 Friedenschlu&s 14471 stop (.) 6706 Reiohlich 13850 finanzielle 12224 Untersttitzung 6929 und 14991 Einverstiindnis 7382 unserer seits 15857 dass 67693 Mexiko 14218 in 36477 Texas 200 ' rozpocząć stop (.) będziemy się starać Stany Zjednoczone pomimo tego neutralne utrzymać stop (.) W przypadku gdyby to nie miałoby się udać przecinek (,) proponujemy (my) Meksykowi na następującej podstawie sojusz . i (przedrostek posiłkowy do słowa sehlagen=vorschlagen) stop (.) wspólne wojny prowadzenie stop (.) wsp61ne zawarcie pokoju stop (.) hojne i finansowe wsparcie i zgoda z naszej strony że Meksyk w Teksasie 201 T 518-70 Komina (.) przecinek (,) 17553 Neu 67893 Mexiko 5870 Komma (,) Nowym Meksyku przecinek {,) 5454 Ar A 13 AK T7 16102 IZ iŁA 15217 ON 22601 A 17138 Fruher A wcześniej 21001 • verloren utracone 17388 Gebiet 7446 zuxuck 23638 erobern teren0. 49 Dziesięć tysięcy zabitych: kontrrewolucją nazwaną Dicena Tragi-ca opisał naoczny świadek H. L. Wilson, 252—88 oraz O'Shaughnessy, Intimate Pages, 172—91. 49 Płaski nos Huerty etc.: O'Shaughnessy, Intimate Pages 191—93. Dobry jego portret można znaleźć -ważny": dziennik, 24 czerwca 1915, dokumenty House'a w Yale. , 72 „Uważam, że jeśli niemiecki militaryzm...": memorandum z 11 lipca 1915, dokumenty Lansinga, Biblioteka Kongresowa. Obawa ta trwała wciąż, aż do obalenia cara. Na kilka tygodni przed tym wydarzeniem jeszcze jeden członek gabinetu Wilsona, sekretarz spraw wewnętrznych Lane, napisał 9 lutego 1917 o „prawdopodobieństwie sojuszu niemiecko-rosyjsko-japońskiego jako rzeczy naturalnej pnzy końcu wojny". Lane, 234. „ 72 „Pedantyczny, nieustępliwy, choć niepozorny z wyglądu": Daniels, Wilson Era, I, 441. „ 72 Sojusz trzech autokracji: Becker przeprowadza dokładną analizę strategii i polityki związanej z usiłowaniami Niemiec doprowadzenia do tego celu. W pewnym momencie obawiano są nawet, że taki sojusz już został zawarty. Polk do House'a 19 października 1916, dokumenty Polka w Yale. 72 Von Hintze otwarcie oświadczył: wywiad ten był udzielony korespondentowi Kokumin Shimbun z Yokohaimy w kwietniu 1917, gdy von Hintze wybierał się do kraju po przystąpieniu Chin do aliantów — według cytatu NYT z 28 kwietnia 1*917. Fakt, że Japończycy odszukali i opublikowali wypowiedzi nieprzyjacielskiego ambasadora, dowodzi ich chęci podtrzymywania obaw u aliantów, że Japonia może zmienić sojusze. 73 „Podejrzewam, że Niemcy dogadują się z Japończykami": Gerard do Lansinga. 7 grudnia 1915. U.S. Lansing Papers. 73 Nowe dowody usiłowań von Hintzego: Gerard do Lansinga, 14 grudnia 1915, ibid. 73 Hugo Stinnes: Becker, 83 i następne. L - « 74 Film Hearsta: Senat, propaganda. Rozdział 5. „Przybył tutaj Rintelen z walizą milionów..." 75 Huerta w Barcelonie: Archiwa, ai2.000ll H. 27/6. 75 Rintelen w Barcelonie: Current History, kwiecień 1917. Patrz także Jones i Hollister. 76 Rintelen wysiany przez naczelne dowództwo niemieckie: niemieckie ministerstwo wojny do komandora Boy-Eda, 4 kwietnia 1915. Komisja d/s roszczeń różnych, dowód procesowy 3i20. W wywiadzie udzielanym NYT 3 stycznia 1940 Rintelen oświadczył, że został wysłany z bezpośredniego rozkazu generała von Falkenhayna oraz generała Michaelisa. 76 Kariera i charakter Rintelena: przebieg jego kariery został w pełni udokumentowany w artykułach prasowych z jego pierwszego procesu sądowego w kwietniu 1317 oraz ponownie, gdy został zwolniony w listopadzie 1920; patrz: NY World z 2 maja 1917 oraz 13 i 14 grudnia H9I20; patrz także Jones i Hollister, Papen d Rintelen. 76 „Powiedzenia Wttsonowi, jak ma się sprawa": NY World z 2 maja 1917. 77 „Biedny Meksyk": cyt. Strode, 263. 77 „Kraj ten głoduje i nie ma rządu": Wilson, 2 czerwca 1915. Baker, III, 333. 78 Niemiecka społeczność w Meksyku: raport komisji spraw zagranicznych izby reprezentantów, protokóły kongresowe, 55, Nr 4, 192—93; także komisja senatu, sprawy Meksyku, passim; patrz również Ackenman i Martin, P.A. 78 „Dla dokonania czegoś konkretnego": Papen do generała von 224 15 — „Telegram Zimmermanna" 225 Falkenhayna, 9 kwietnia 1915, komisja d/s roszczeń rożnych, dowód procesowy 192. „ 79 Boy-Ed podobnie byt niechętny Rintelenowi: Papen Memoirs. „ 79 „Odznacza się najniebezpieczniejszą inteligencją": Wilson do Lan.-singa, 5 grudnia 13H5, U.S. Lansdng Papers, I, 90. „ 79 Charakter i kariera Bernstoarffa: Bexnstorff, Bernhard, Harris; Current Opinion z lipca 1915; również wspomina o nim House, Lansing jak też d szereg pamiętników tego okresu. „ 80 „Gotów byl dopuścić, by go zanudzano": Current Literature z lutego 1909. „ 80 Rintelen zostaje przyjęty przez Bernstorffa: German Documents, I, 205. „ 80 Prywatne biura dyplomatów niemieckich w Nowym Jorku: Jones i Hollister. „ 80 Rintelen spotyka się z Huertą: Current History z maja 1911. Sam Rimltelen niezwykle szczegółowo opisuje spotkanie. Jak twierdzi, zwrócił się on do Huearty „jako zupełnie obcy", a j°uż po chwili „dogadaliśmy się". Uzgodnił natychmiast wszystkie szczegóły finansowania przez Niemcy kierowanej przez Huerłę kontrrewolucji w Meksyku. W szybkości dokonywania bohaterskich wyczynów ł w łatwości przeskakiwania przez wszelkie przeszkody, namalowany własny autoportret jest repliką barona Miinchhausena.* „ 81 „Jestem Voska": Steed, II, 43. „ 81 Koleje losu Voski: VoSka. „ 82 Pierwszy wyczyn Voski, jego spotkanie z Gauntem, stworzenie sieci organizacyjnej wywiadu, umieszczenie mikrofonu: Voska. „ 82—3 Gaunt i Rathom: co do roli Rathoma patrz Petarson; a także Paxon, I, 263; również- artykuły Rathoma w World's Work z grudnia 1917 i lutego 1918. „ W Carranza i Villa domagają się aresztowania Huerty: iNYT, 9, 11, 13 kwietnia 1915. „ 84 Pseudonimy Rintelena i jego akty sabotażu: NYT 23 października 1915, l października 1916, 3 stycznia 1940; patrz także Jones i Hollister. „ 85 Wilson nakazuje wzięcie pod obserwację personelu ambasady niemieckiej i austriackiej: Mc Adoo, Flynn, Senat, Propaganda. „ 85 „Wynajęliśmy mieszkanie...": Flynn. „ 86 Kable telefoniczne w Nowym Yorku na podsłuchu: Senat, Propaganda, dowody procesowe zebrane przez agenta Bielaskiego i Gaistona B. Meansa. Gdy ci składali przed senacką komisją zeznania, senator Overman przerwał: „O wszystkim, cokolwiek * Karol Friedrich Hieronymus baron von Mttnchhausen (1720—97), niemiecki oficer kawalerii, którego opowieści o zupełnie nieprawdopodobnych wyczynach w Rosji stały się klasyczne. Napisane l opublikowane w 1785 po angielsku przez Rudolfa Eilcha Raspe, a dopiero potnie] przełożone na niemiecki (przyp. tłum.). 226 . rząd poczynił z podsłuchiwaniem telefonów — nie chcemy niczego wiedzieć". IJ6 Hansen jest w rzeczywistości Rintelenem: dziennik Chandlera P. Andersena, zapis 10 lipca 19il5. Pisze on, że ambasador Spring- -Rice powiedział mu, iż wszystkie informacje wskazują, że „człowiek o nazwisku Hansen" jest szefem „niemieckiej tajnej organizacji", , zaś Anderson uznał to za bardzo interesujące, gdyż właśnie przed chwilą panna Seward zgłosiła mu, że w Hansenie rozpoznała swego dawnego znajomego — Rintelena. W dwa dni później, pod. datą 12 lipca Anderson notuje, że identyczność Han-sena z Rintelenem potwierdził raport agenta departamentu sprawiedliwości. 86 Rintelen przekazuje do Berlina raporty o Huercie; Rintelen. 87 Sposoby szyfrowania lączności Bernstorffa z Berlinem: Bernstorff do Ministerstwa Wojny, 10 grudnia 1915. Komisja d/s roszczeń różnych, dowód procesowy 320. 8.7 Osiem milionów sztuk amunicji i inne szczególy spisku: NYT 14 sierpnia, 2i3 i 24 listopada, 5 i 8 grudnia IfltlS. 87 Papen udaje się nad granicę meksykańską; Providence Journal 4 sierpnia 1:915. 8® Boy-Ed przejmuje kontynuowanie negocjacji z Huertą: ibidem. ®8 Huertą wsiada, do pociągu: NYT 26 czerwca '1915. 88 Lansing powiadomiony o przesiadce Huerty: Archiwa 812.001 H87. Jest to specjalna teczka, zawierająca -wszystkie dokumenty do- • tyczące Huerty, od czasu jego przybycia do Nowego Jorku aż do śmierci. Na okoliczność jego aresztowania i uwięzienia patrz również diariusz biurkowy Łansinga od -28 czerwca a także przez cały lipiec 1915. 89 Cobb aresztuje Huertę: Archiwa 812.001 H87. 89 Burmistrz El Paso; armia zaprasza go na obiad: Prokurator w El Paso do prokuratora generalnego Gregory'ego, 29 czerwca 1915, dokumenty Wilsona, seria 2, Biblioteka Kongresowa. 90 „Opuszczę ten areszt tylko wówczas...": NYT 6 lipca 1915. 90 „Nie mialem żadnego drinka...": ibid. 90 ,>Orozco zbiera wojska": Archiwa, 81i2.00il Hi87. 90 „To załatwia problem": ibid. 90 Huertą prosi Bernstorffa o opieką: ibid. 91 Bernstorff przekazuje telegram Lansingowi; komentarz Wilsona: ibid. 911 Odwalanie Rintelena; odplywa liniowcem „Noordarn": James, 101. 91 Rintelen w rękach Scotland Yordu: James 101; patrz także Rintelen. 91 Kola admirała HaUa w odwalaniu Rintelena: NYT 4 października 1939; artykuł retrospektywny o losach .Rintelena, w którym stwierdza się, że jego odwołanie w d 915 roku było „rezultatem ; - 227 ft wysłania przez admiralicję brytyjską sfałszowanego telegramu". ' Rintelen potwierdził ten fakt w wywiadzie 'Udzielonym NYT 3 stycznia 1940. 92 Przypis: dalsze losy Rintelena: NYT 25, 27, W listopad 1920; 14 październik ,1939; 3 styczeń, i24 maj 1940; 6 listopad 1945; 30 maj 1949. Patrz także Forum z listopada 1919; James, 102. 92 Skradziona teczka: Me Adoo; także Saturday Evening Post i: 22 czerwca i 17 sierpnia 1929. 93 „Przez ostatnie dziesięć dni ukrywa się ze swą bogdanką": dziennik Chandlera P. Andersena, 21 sierpnia 1915. 94 .Archibald: Wielka Brytania — Foreign Office, rozkaz 8012; psitrz również James 97—98; Grattan, Voika. &5. „Zerwanie może nastąpić"; House do Greya, 13 września 1915, Seymour IP, II, 45. Rozdział 6. Viva Villa! — Made in Germany 96 „Nigdy nie znalem człowieka bardziej trudnego...": Wilson do Lari- singa, 2 lipca 1915, Link, (133, przyp. 54. 96 „Człowiekiem, z którym najbezpieczniej się związać": 'O'Shaug'b.- nessy, Intimate Pages, 331. 96 Villa jest „idealistą": ibid. 96 Logika nie była mocnym punktem Bryana: pewnego razu lord Bryce zauważył, że Bryan ,jbył prawie niezdolny do myślenia". Tansill, 165. 96 Lousing zaleca udzielenie poparcia Villi: 9 sierpnia 1915, U.SJ; Lainising Papers, II, .541 i nast. 97 Lansing wpisał tezy do swego dziennika: Lansing Diary, 10 października 1915. 97 Amerykanie zawarli porozumienie: Pinchon, 330. 97 „Odesłać porządniejszych osobników": House do Wilsona 21 listopada 1915, Seymour, II, 47. 98 Kartoteka departamentu Sprawiedliwości: Stroither. 98 „Jestem przekonany, że Rintelen jest główną przyczyną": Bern-storff do ministerstwa wojny, 10 grudnia 'Ii915, Komisja d/s roszczeń różnych, dowód procesowy 320. 98 Wizyta Bernstorffa u Lansinga: U.S. ^Lansing Papers, I, 86. 99 „Całkowite /alszerstioo", ibid., I, 91. 99 Choroba i śmierć Huerty: NYT przez cały listopad i grudzień 1915 oraz - styczeń 1916; także O'Shaughnesisy, Intimate Pages. 100 Thomas H. Holmes: NYT 12 stycznia 1916. 100 „Ten podły i brutalny mord": ibid. 100 Wilson wyznaje przez zaciśnięte zęby: Baker VI, 74—75. 100 Gubernator Teksasu: NYT, 13 stycznia 1916. 228 i „ 101 ViUa stanąl przed zagrożeniem popadnięcia w zapomnienie: Cline. 101 Długie białe bokobrody Carranzy: Stevens. 101 Edgar Held i Louis Hess: raport agenta Carothersa z 7 lutego 1916, Archiwa, 812.00/1725®. 102 „Jedynie w celu schwytania tego bandyty Villi": Baker, VI, 68. 102 Berlińska prasa twierdzi, że Japończycy popierają Ville: Gerard do departamentu stanu, 16 marca 1916. Archiwa, 763.72/2508. 102 „Ataki Villi noszą markę «made in Germany»": Gerard do Lansinga 20 marca 1916, U.S. Lansing Papers. 102 Korespondent Colliersa: James Hopper, Collier's Weekly z 15 kwietnia 1916. 103 Agent Cobb prosi o zezwolenie zatrudnienia dodatkowych pracowników: Archiwa, '862.20212/11. 103 Konsul Max Weber: raport generała Funstona z 3 stycznia 1917, Archiwa 8,62.20212. 103 Krafcauer, Zork & Moye: ibid. 103 „Pięćdziesiąt milionów Niemców": Gerard, Face to Face. 103 Niemiecki agent proponuje trzydziestu dwóch oficerów: Archiwa 812.20212/8 oraz /9. 104 Generał Funston zaniepokojony: -Funston do departamentu wojny 5 maja 1916, Archiwa, 8112.00/10868. 104 Plan San Diego: Senat, sprawy Meksyku, 1232 i nast.; patrz także raport wicekonsula z Monterey z 6 czerwca 1916, Archiwa, 812.00/18068 oraz /20165. 105 „Zbyt zapalczywi generałowie Carranzy": telegram z 18 czerwca 1916. Archiwa, 862.20212/30. 105 Times ostrzega: NYT, artykuł wstępny z :23 czerwca 19)16. 105 Gazeta berlińska: Tagliche Rundschau, cytowana przez NYT 12 lipca 1916. 105 „Los nam ofiaruje": Chicago Tribune, '21 kwietnia 1916. 1'06 „Jest szczytem głupoty z waszej strony": Bullitt, 32. 106 Carranza zadzierzysty, lecz próżny etc.: Lansing określił go „uparty i próżny", dziennik pod datą 10 października 1915; patrz także Guzman, Strode, Martin. 106 Zubaran konferuje z Zimmermannem: Ackermann; Zaniechał złożenia wizyty ambasadorowi Gerardowi: Gerard do Lansinga, 18 lipca 1916, U.S. Lansing Papers, I, 690. 106 Infiltracja Niemców w Meksyku: raport konsula Canady z 13 lipca 1916, Archiwa 8162.20212/318; .również Senat, sprawy Meksyku; World's Work „Niemieckie wyczyny w Meksyku" z grudnia 1917; WY World z 2 marca 1917; Ackerman; Martin. 107 CompaJia Metalluroica: raport generała Funstone'a z 3 stycznia 1917. Archiwa, ®62.,20212; również Cobb 11 stycznia 1917, ibid. 107 Zażyłość Eckhardta z Carranza: Senat, sprawy- Meksyku, zeznanie Charlesa E. Jonesa oraz Lothara Witzke. 229 107 Brak wystarczająco mocnego nadajnika: problem szeroko dyskutowany. W swoim czasie powszechnie wierzono powtarzanym pogłoskom o istnieniu tajnej niemieckiej radiostacji nadawczej w Meksyku, Jęcz wszystkie one zostały, zbite raportem amerykańskiego attache (wojskowego w Mexico City, który wyraźnie stwierdza: „iW tym kraju nie ma urządzenia zdolnego do korzystania przez Niemców, jak również nie można żadnego takiego zbudować itu ibez naszej wievdzy." Archiwa, 81274/60. 107 Przekupienie seńor Mario Mendeza, meksykańskiego ministra telegrafu: Senat, sprawy Meksyku, dowody procesowe przekazane przez Lothara Witzke i majora Barnesa. 108 Nadajniki radiowe w Nauen i Sayville: Scott,.James Brown, rozdział IV, „Cenzura i Łączność"; Hendrick, III, 337. 108 Niemcy oszukały Sayville: Senat, Propaganda, zeznanie kapitana Lestera z wydziału wywiadu wojskowego w sztabie generalnym, 1769. Patnz również Dokumenty Niemieckie, I, 328, 477 i nast; II, 728. Patrz także Rathom, „Ujawnione niemieckie spiski". 108 „Prześledziliśmy niemal każdy szlak...": James, 132—33. 108 Folke Cronholm, szwedzki charge d'affaires; list Eckhardta do Bethmanna: James, 132—35. 109 „Mom już dziewięć medali i trzy wysokie ordery": NYT z 24 kwietnia 1917, cytujący wiadomość z Providence Journal. 110 Szwedzka karuzela: Hendrick, III, 338; James, 132. 110 „Jak można to porównać...": Grew do Lansinga, 22 listopada 1916, U.S. Foreign Relations, 1916, 8168, 111 „Carranza ... -jawnie przyjazny": James, 135. 111 Lansing ostrzega Carranzę: Lansing do Carramzy 27 października 1916, U.S. .Lansing Papers, I, 2124. 111 Niemiecka kwatera główna informuje Eckhardta: James, 135. 111 Raporty o Japończykach w Meksyku: Archiwa, 8Q4J20212/il02, /104, /los, /me, /iae. 112 „Manifestowanie ostentacyjnej serdeczności": Parker, ambasada amerykańska do departamentu stanu, Archiwa, 712.94/7. , 112 Major Carpio: Archiwa, 712.94/7-25. , 113 Niemieccy admirałowie i generałowie: Holtzendorff do Hindenibur-ga. 22 grudnia 1916, Niemieckie dokumenty, II, 1262. Rozdział 7. „Nasz przyjaciel Zimmermann' „ 113 „Szalenie miły i dużego formatu Niemiec": Gerard do House'a, 4 listopada 1S13, Seymour IP, I, 186. „ 113 Times określał czule: NYT z 22 listopada 1916. „ 113 Biilow o Zimmer mannie: Buław, III, 178. 230 114 Plotka rozpowiadana przez holenderskiego posła: Hanssen, 70. 115 Kronika wydarzeń w 1916 roku; debata nad użyciem łodzi podwodnych: Argumenty wysuwane zarówno przez cywilów jak i wojskowych są w pełni udokumentowane u - Hanssena oraz w Niemieckich Dokumentach. 115 „Wstrętna morda": Ludwig 469. 115 „Nasza sytuacja jest tego rodzaju...": przemówienie przed komisją Reichstagu z 10 stycznia 1916, Hanssen, 121. 116 Bethmann podobny do Abrahama Lincolna: Gerard do House'a 4 listopada 1913, Seymour, IP, I, 186. 116 „Doprowadzi to Amerykę do przyłączenia się do naszych wrogów"; mowa w Reichstagu 2®* marca 1916, Hanssen. Patrz również memorandum Bethmanna z 29 lutego 19116, Niemieckie Dokumenty, II, 1140. 116 Bethmann pali papierosy jeden za drugim i „uosobienie rozpaczy": Hanssen, 141. 116 Nie ma nikogo, kto mógłby zająć jego miejsce: Hanssen 126. 117 Wskazanie- Bismarcka: Reiners. 117 Jagowa uważano za nieodpowiedniego: Biilow, III, 176—,177. W tym tomie znajduje się dobry portret Jagowa. 117 Zimmermann „zawsze był w sercu za U-bootami": Jagow do Bern-storfia, 2 września 1919, Bernstorff, Memoirs, 165. 117 'Zimmermann wyobrażał sobie, ż» o Ameryce wie wszystko: Gerard, My Four Years. 117 KonsuZ generalny w Nowym Jorku: Niemieckie Dokumenty, I, 442. 118 Ulubiony konik Zimmermanna: Ackerman; nadzieja, że Amerykanie pochodzenia niemieckiego wywołają rewoltę „stała się jednym z koników Zimmermanna". 118 „W przypadku kłopotów": Gerard do Wilsona 24 stycznia 1915, Seymour, IP, I, 335. 118 Henry Morgenthau: Ambassador Morgenthau's Story (New York: Douibleday, Page, 1918), 404—405. 118 Zimmermann niemal wyczekiwał nadejścia wojny: Hanssen, Ackerman. 118 Nawyk „imponieren": Gerard do House'a 30 sierpnia 1916, Seymour IP, II, 331. 119 „Zimmermann pohukiwał na pułkownika": Gerard do Lansinga, 8 lutego 1916. 119 „Nie widzę, potrzeby marnowania słów": Niemieckie Dokumenty, I, 442. 119 „Czuje i myśli po angielsku": Zimmermann przed komisją Reiohs-tagu 22 lutego 1917, Hanssen 173. 119 Bethmann znudził kajzera: Gerard do House'a, 6 marca 1915, Seymour IP, I, 392. 231 119 „Jak ryby. na wędce wyzioną ducha": Helfferich w Reichstagu, 31 stycznia 1917, Hanssen, 165. 119 „Chleba i pokoju!": Hanssen, 152. 119 „U nas w Niemczech": Hanssen, 289. 120 New York Evening Post, 25 listopada 1916. 120 House wypowiada się o Zimmermannie: House do Wilsona 20 i 21 marca 1915; również Swope cytuje Hause'a .8 listopada 1916 w New York World. 120 Gerard o Zimmermannie: Gerard do House'a 20 stycznia 19*15, Seymour, IP, I, 347. 121 Amerykańscy dziennikarze o Zimmermannie: H. B. Swope w New York .World 8 i 22 listopada 1916; Karl von Wiegand w New York World z 24 listopada 19116; NYT, 212 i 24 listopada 1916. 121 Zimmermann wykoncypowal sobie sojusz meksykańska-japoński: Zirnmermamn w Reichstagu 5 marca 1917, Hanssen 176. 121 Kwiecisty list Carranzy: ibidem. 121 Pomoc dla naszych okrętów podwodnych: telegram z 8 listopada 1916, ibidem. 122 Należy tylko skusić Meksyk i Japonią: ibid.; także Hazen, któremu Zimmermann wyjaśniał swój tok rozumowania w trakcie wywiadu udzielonego w 1933 roku. 122 Meksykański poseł nieobecny w Berlinie: Zimmermann w Reicłi-stagu 5 marca 1917, Hanssen, 177. 122 „Zimermann. nie zna dwdicowości ani sekretnych dzialań": Hirsch. 122 „Zimmermann nie ma żadnego pojada o sztuce dyplomacji": Billow, Ul, 300. Rozdział S. Pułapka 123 „Położenie zmienia się bardzo szybko": Wilson do House'a 3 grudnia 19116, Baker VI, 3i91. 123 „Nieuniknienie dryfujemy": Wilson do House'a 13 listopada 1916, Seymour, IP, II, 3190. 123 Bernstorff zapobiegł wybuchowi kryzysu o statek „Arabie": „Bez jego cierpliwości, zdrowego rozsądku i nieustannych starań znajdowalibyśmy się obecnie w stanie wojny z Niemcami." House do Gerarda 10 października 1915, Seymour IP, II, 45. 124 Bernstor}} błagał swój rząd. Niemieckie Dokumenty I, 265—66. 124 Nie mogą osiągnąć decydującego rozstrzygnięcia na lądzie: Fal-kenhayn do Bethmann-Hollwega 12 stycznia 1916, Niemieckie Do-' kumenty, II, 1116. Twierdzono, iż generał Falkenhayn zdawał sobie sprawę, że szansę na odniesienie decydującego zwycięstwa rozwiały się na Marnie; Gooch, 54. 232 124 Szkic traktatu pokojowego: Hanssen, 107. 125 Admiralicja w gorączkowym pośpiechu: Grew do Phillipsa 3 października 1916, dokumenty Grewa. 125 Jagow poprosił ambasadora Gerarda: Niemieckie Dokumenty, II, 987. Przyjęcie Gerarda przez Wilsona, Baker, VI, 355—63. 125 Buńczuczne memorandum: Niemieckie Dokumenty, II, 986—87. 125 ,,.\.by mitygował Niemców...": podsumowanie sporządzone przez Grewa. Po opuszczeniu Niemiec wskutek zerwania stosunków, sięgając do swych notatek i zapisków w diariuszu, Grew napisał re-kapitulację swoich doświadczeń w czasie, gdy pracował w ambasadzie w Berlinie. Jest ona złożona wraz z jego dokumentami w Harvardz'ie; w dalszym ciągu będę się powoływać na ten dokument nazywając go „Podsumowaniem Grewa". 125 Nie miał zbyt wysokiego mniemania o Gerardzie: Wilson „uważa Gerarda za najgorszego gatunku reakcjonistę i ma zaledwie nieco wiary jego zdolności — sądzę, że zbyt mało." Diariusz House'a, 18 września 1914. 125 Jakby byli chłopcami na posyłki: Podsumowanie Grewa. 125 Nie życzył sobie, by go ponaglano: Baker, VI, 353, 365. 126 Grew telegrafował: Grew do Lansinga 7 listopada 1916, dokumenty Grewa. 126 „Załamał się na duchu": Podsumowanie Grewa. 126 „Przy pierwszej sposobności": House do Wilsona 20 listopada 1916. Dokumenty House'a. 126 Pokój „leży u stóp": ibidem. 126 Lloyd George: Wywiad udzielony Royowi Howardowi dla agencji UP, 28 września 1916. 126 Briarcd; Current History, listopad 19il6, 285. 126 Northcliffe: NYT z 24 listopada 1916. 127 Protefccjołialność; „W jego sposobie traktowania ludzi tkwiła pro- tekcjonalność, która była obrażająca." Diariusz Page's l kwietnia 1917, Hendrick, II, 223. 127 „Wywołałaby płacz nie tylko kobiet, lecz i mężczyzn": Baker, VI, 337. 128 -„Uczyniłby Stany Zjednoczone państwem militarnym": Wilson do House'a 30 kwietnia 1914, Seymour IP, I, 293. W owym czasie Wilson widział już całe zło, jakie wyniknęłoby ze zwycięstwa odniesionego przez Niemcy; potwierdza to również przekaz ambasadora S.p^ring-Rice'a do sir Edwarda Greya z datą 8 września 1914, który informował, że prezydent powiedział „w najbardziej uroczysty sposób, że jeśli przeważy (niemiecka) racja w obecnej walce, to Stany Zjednoczone będą musiały pozbyć się swych ideałów i całą energię skierować ku obronie, to zaś oznaczać będzie koniec aktualnego systemu rządów." Spring-Rice, II, 223. 233 128 „Nic możemy dłużej czekać": Stuimm do Bernstorffa 9 grudnia 1916, Niemieckie Dokumenty, II, 987. 129 „Ani w jego rzetelność, ani szczerość": Wilson do House'a 3d sierpnia 1915, dokumenty House'a. 129 „House żywił podziw dla Bernstorff a": Seymour, IP, II, 334. 129 Lansing go nie znosił: diariusz House'a, ,11 stycznia 1917. 129 Bachmatiew „najgorszym typem reakcjonisty": Seymour, IP, I, 327. 129 Spring-Rice czułby się lepiej, gdyby go odwołano: diariusz House'a pod datą 20 września 1916 oraz' House do Wilsona 3 grudnia 1916. Seymour IP, II, 397. Lansing również uważał, że należałoby zmienić SpringnRice'a, Seymour, IP, II, 397. 129 Epizod z kąpiącymi się. pięknościami: Thwaites i Flynn. 130 Hulsen-Hdseler; Zedlitz. Ten epizod opisują wszystkie biografie kajzera. 130 „Rozmyślnie zwleka": Niemieckie Dokumenty, I, 442. 130 Kompromisowy pokój oznaczałby rewolucję: Rosenberg, Arthur, Birth of the German Republic (New York: Oxford, 1931). 130 Ludendorff: Czernin 143. 130 Zimmermann do House'a: diariusz House'a z 24 marca 1915. 131 Wyeliminować Wilsona jako mediatora: Niemieckie Dokumenty, I, 133, 156, 244, 265—66. Niemiecka powojenna parlamentarna komisja dochodzeniowa dyskutuje szczegółowo wszystkie motywy kryjące się za niemiecką propozycją pokojową. 131 „Friedens Antrag": Podsumowanie Grewa. 131 Konferencja prasowa Zirnmerrrianna: Niemieckie Dokumenty, I, 407. 131 „Niekwestionowani zwycięzcy": Niemieckie Dokumenty, I, 420— 21, II, 1072; NYT, 16 grudnia 1916. 132 Król Jerzy: Page do House'a, Seymour, IP, II, 407. 132 Bernstorff składa wizytę House'owi: House do Wilsona, 27 grudnia 1916, dokumenty House'a. 132—3 „Im więcej rozmawiamy z Niemcami": House do Wilsona 28 grudnia 1916, dokumenty House'a. 133 Odpowiedz brzmi pozytywnie: ibid. 133 Zezwolenie na użycie kabla departamentu stanu: Hendrick III, 338—42. Lansing 227. „Co więcej, rząd amerykański zezwolił mi ... wysyłać szyfrowane telegramy, nie wymagając ujawniania ich treści." Zeznanie Bernstorffa, Niemieckie Dokumenty, I, 478. 133 Lansing był wstrząśnięty: Bernstorff do House'a, 30 grudnia 1216, 10 i 11 stycznia 1917, dokumenty House'a. 134 „...całkowicie w rękach liberałów": House do Wilsona, 18 • stycznia 1917, dokumenty House'a. 134 „Zezwolenie od naszego rządu": diariusz House'a, 18 września 1914, Seymour, IP, I, 253. 134 „Sprawy idą we właściwym kierunku": Seymour, ,IP, I, 271. 234 134 „Najbrzydszy pokój świata": Seymour, IP, I, 253. 135 Będzie mógł spełnić „najdonioślejsze ... zadanie na świecie": House do Wilsona, 23 lutego 1915. 135 „Bóg dał panu zdolność": House do Wilsona 18 września 1914. 135 Przypis: patrz Edith Boiling Wilson, My Memoir, 246, która opowiada, że bezpośrednio po pierwszej rozmowie swego małżonka z Housem po powrocie do Paryża Wilson przyszedł tak zmieniony, jakby się postarzał o dziesięć lat, i powiedział: „House od-. dał to wszystko, co tylko zdobyłem przed opuszczeniem Paryża. Skompromitował nas całkowicie..." 135 Z pominięciem departamentu stanu: House do Phillipsa 18 czerwca 1915, Dokumenty House'a. 136 „Za naszym pośrednictwem": Grew do Phillipsa 10 października 1916, dokumenty Grewa, a także Niemieckie Dokumenty, II, 989. 136 Oświadczenie Bethmanna złożone qo wojr,.ie: Niemieckie Dokumenty, I, 329. 136 Zeznanie Zimmermanna: Niemieckie Dokumenty, I, 479. 136 Wpisy w diariuszu Lansinga: z 21 stycznia i 5 maja 1916. 137 Bernstorff skarży się na Lansinga: Bernstorff do House'a 30 grudnia 1916 i 10 stycznia 1917, dokumenty House'a. 137—8 Phillips telefonuje: House do Wilsona 17 stycznia 1917. Dokumenty House'a. 138 „Nieoficjalnie, za'moim pośrednictwem": ibid.. 138 „Jeśli potrafimy ', związać Niemcy": House do Wilsona 20 stycznia 1917, dokumenty House'a. 138 House sugeruje by Lansing osobiście omówił sprawę z prezydentem: diariusz House'a 23 stycznia 1917. 138 „Musimp mieć pewność": Spencer, 61. 139 „Nie będzie żadnej wojny": Wilson oświadcza House'owi 4 stycznia 1917, Seymour, IP, II, 412. Rozdział 9. Telegram jest w drodze 140 Zwycięstwo U-bootów w ciągu sześciu miesięcy: poglądy niemieckich dowódców wojskowych zostały w pełni udokumentowane w zeznaniach i w korespondencji Hindenburga, Ludendorffa, Falken-hąyna oraz admirałów Capellego, Holtzendorffa i Tirpitza w zbiorze Niemieckich Dokumentów. Zeznanie Bethmanna poczynające się w I tomie na stronie 340 prezentuje pogląd przeciwny. 140 „Sprowadzi się do zera": Niemieckie Dokumenty, I, 525. 140—l Dialog w naczelnym dowództwie: Niemieckie Dokumenty, II, "1317—19. 141 Triumwirat: Kurenberg, 313. 235 141 „Jego cesarska mość był blady": z notatek von Valentiniego sporządzonych przy tej okazji, Ytoarra, 144. 141—4 Konferencja w kwaterze naczelnego dowództwa 9 stycznia: zacytowane uwagi pochodzą z Niemieckich Dokumentów: Haltzen-dorff, II, 1218—2,0, 1270; memorandum admiralicji 1219—77; opinie Alberta, Haniela, Papena i innych, I, 148, II, 868— 76, 1183— 99, 1307; końcowe uwagi Bethmanna, Holitzendorffa i Hindenbur-ga, II, ,1320—21. Patrz również relacja LudendOrffa zawarta w jego wspomnieniach, I, 380. 143 Kajzer wydawal pomruki , niezadowolenia: z notatek von Valen-tiniego, Ytoarra, 145. 144 „Rozkazują ... Wilhelm IR.": Niemieckie Dokumenty, II, 1210. 144 Von Reischoch: Reischach, 283. 144 Von Valentini: Gooch, 17; Ybarra, 145. 144 „Jeśli nie będzie to przebicie atutem": Niemieckie Dokumenty, I, 150. 145 Zimmermann o stanach zachodnich: Hanssen, 173. 145 Zimmermann o „Żółtym Niebezpieczeństwie":- Hanssen, 168. 145 Zwabienie Meksyku: Hanssen 17'8; także Hazen. 146 Zimmermann do austriackiego emisariusza: Czernin, 133—38. 146 „Musi pan ... zwlekać": Niemieckie Dokumenty II, 1013. 146 Obiad w hotelu Adlon: Gerard, My Four fears, 361—388. 146 „Nasza osobista przyjaźń": ibid., oraiz Podsumowanie Grewa. 146 „Nie grozi żadne ryzyko": Podsumowanie Grewa. 146 Pochlebiał do granicy kpiny: ibidem. '147 Podróż „Deutschland" odwalana: Niemieckie Dokumenty, II, 13337, przyp. 1. 147 Dowódca U-bootu powiedział...: Nicholas Everitt, British Secret Service During the War (London: Huitchinson, 1920). 148 Tekst telegramu: Niemieckie Dokumenty, II, 1337; podaje go również Hendrick, James, Lansing, Sims; tekst niemiecki podaje Hendrick, 111, 345. 149 „Ci stale popełniający gaffy Niemcy...": memorandum z 28 stycznia 1917, Lansiing, 208. , 149 „Ubawił się wielce": Ewing, x 149 Wilson — rzetelnym mediatorem: Niemieckie Dokumenty, I, 288. , 149 Zimmermann o Wilsonie: ibidem. • 149 „Absolutnie żadnego zaufania": Niemieckie Dokumenty, I, 269. , 149 „Wszelkich możliwych sposobów": ibid., II, 1019. , 150 Okres łaski: Niemieckie Dokumenty, II, 1108, 1112. , 150 U-booty są już w morzu: ibid., 876, 1113. , 150 Ostatni apel Bernstorffa: ibid., 1047. , 150 Jacob Noeggerath: Maksymilian, książę Badenii. , 150 Posiedzenie w Pszczynie 29 września: Niemieckie Dokumenty, H, 876; Ludendorlf, I, 379—81. 236 151 Woszynoton kompletnie zaskoczony: Lansing, 213. 151 'Bernstorff u Lansinga: Lansing 209—12. 151 „Skończyłem z~polityką": NYT 4 lutego 1917. 151 Duński dziennikarz: NYT z 3 maja 1917 zamieszcza jego przekaz z Kopenhagi relacjonujący wywiad z Zimmermannem przeprowadzony w lutym. 151 Zimmermann w Reichstagu: Hanssen, 16S. 152 „Córy lodowe i ryby": Brooklyn Eagle, cytowany przez Baileya, 641. 152 Konferencja prasowa Lansinga: Lansing, 215. 152 Prezydent powiedział pułkownikowi House'owi; diariusz House'a l lutego. 1917. 152 Japonia, Idaho i Oregon: NYT 2 lutego 1917. 152 ,„Co mam zaproponować?": Houston, I, 230. 153 ,,Białą rasę należy utrzymać w sile": Houston, I, 229, 153 „Absoiutnie nie wierzę": Baker, VI, 458. 153 Hali informuje Page'a: Hendrick, II, 215. 153 Kolacja po teatrze: Gerard, My Four Years, 3>75—76. 153 2'immermann do dziennikarzy: Niemieckie Dokumenty, I, 409; jego niepohamowany język i wzburzenie: Gerard, My Four Years, 377. 154 „W możliwie najserdeczniejszy sposób": Podsumowanie Grewa. 154 Telegram z 5 lutego: tekst w Niemieckich Dokumentach, II, 1338; także u Hendricka, Jamesa i Simsa. 155 Laredo, 5 lutego: Archiwa, 262.20212/56: raport z El Paso, ibid., /58 i /59; raport z San Salvador, ibid., /7'9. 155 „... by Niemcy zabrali się za tego nauczyciela": ibid., /61. 155 Pamiętnik Page'a: l kwietnia 19(17, Hendrick, II, 223. Rozdział 10. „Najbardziej dramatyczna chwila w moim życiu" „ 156 Zasoby finansowe Anglii: w listopadzie 1916 Lloyd George napisał: „Niezwykle szybko wyzbywamy się papierów wartościowych mających cenę w Ameryce... Problem finansowania stał się problemem zwycięstwa". Lloyd George, II, 340. „ 157 Hall udaje się do Hardinge'a: niniejszy, jak i następne fakty w tym rozdziale o przekazaniu telegramu oparte są na książkach: Hendricka, III, rozdział XII oraz Jamesa, rozdział IX. „ 157 Halla: związek Halla z telegramem Zimmermanna pozostał nie ujawniony aż do czasu, gdy World's Work opublikował w listopadzie 1925 rozdział książki Hendricka „Telegram Zimmermanna" a zatytułowany Life and Letters of Walter Hineś Page, wydrukowanej w tymże samym roku. Natychmiast dziennikarze zbiegli się wokół Halla, który w końcu zgodził się udzielić krótkiego 237 wywiadu dziennikowi Daily Mail (przedrukowanego w kwietniu 1926 przez World's Work). Powiedział: „Gdylbym ujawnił słowa rzeczywiście użyte w telegramie, Niemcy natychmiast zaczęliby coś podejrzewać". Oświadczył dalej, że największym błędem Niemców było to, że y^nigdy nie wierzyli, iż .możemy być tak inteligentni." Oczywiście — dodał — „cały nasz wysiłek zastał skierowany na to, by uniemożliwić Niemcom zyskanie przekonania, że jednak jesteśimy inteligentni... Jestem pewien, że; gdyby zaistniała odwrotna sytuacja, Brytyjczycy nigdy nie byliby na tyle głupi, by nie podejrzewać, że ich własne przekazy mogą być rozszyfrowane." Patrz także James, 138. 158 Epizod z angielskim drukarzem — o panu H. — opisał James, 134— 35. 159 Pelaez: MacAdam. 159 Prawa do rapy pod powierzchnią ziemi: Martin. 159 „Nałożyć embargo na wszystko!": Karykaturę (tę zamieścił Chicago Tribune; przedrukował ją Literary Digest z 3 marca 1917. 159 Dwaj członkowie personelu ambasady niemieckiej: w dniu 23 lutego 1917 Lansing przesłał wiadomość do amerykańskiej ambasady w Meksyku, że Richard Kunkel, drugi sekretarz niemieckiej ambasady w Waszyngtonie, -nagle wyjechał do stolicy 'Meksyku 31 stycznia, przy czyrfl wydaje się, że właśnie Kunkel sprawił, iż Carranza wysunął propozycję embarga. Archiwa, 8©2,20ai2/76a. Patrz również Current Opinion v. kwietnia 1917. , 159 Rafael Zubaran: Spring-Rice do Balfoura 16 lutego 1917, Gwynn. 160 Balfour niecierpliwie oczekiwał: Dugdale, II, 137. ' 160 Balfour i ambasador Japonii: treść tej rozmowy przekazał departamentowi stanu Spring-Rice, archiwa, 884.20212/120. ,160 Rozszyfrowywanie zakończono: James, 141. 160 Nastrój Page'a: następne ustępy oparte isą o analizę własnych listów Page'a oraz jego diariusza, znajdującego się w zbiorze dokumentów Page'a w Harvardzie, jak również opublikowanych przez Hendricka. 161 Grey o Page'u: Gooch, 198. 161 „Są to najlepsze listy, jakie kiedykolwiek czytałem": B. Wilson, 456. 161 „Należy go ściągnąć rfo kraju": Wilson do House'a E:3 lipca 1916, dokumenty House'a oraz 21 sierpnia 1916, Baker, V, 371. , 162 Łzy Wilsona: Hendriclc, II, 188. 162 Cleveland H. Dodge: diariusz House'a 3 i 4 stycznia, 22 lutego i 5 marca 1917; a tafcże Wilson do Dodge'a 6 lutego 1917, dokumenty Wilsona, Biblioteka Kongresowa. ,. 162 Roosevelt: „Nie wieizę by Wilson", korespondencja Roosevelta^ z Lodgem, II, 495j „Jeśli ktoś go kopnie...," do senatora Johnsona 17 lutego 1917, MorJison, VIII, 1156; „Tchórzliwy na wskroś", 238 ibid.; „Jeśli Niemcy zwyciężą...", do George'a Millera, bez daty, Hagedorn, 65. 162 Elihu Root: Jessup. 163 Lansing przygnębiony: Lansimg, 236. 163 Butelka szampana: Spring-Rice do Balfoura, 23 lutego 1917, G/wynn. '164 Przypisek, „Z trudem powstrzymywałem łzy": Hendriok, II, 403. 165 „Najbardziej zachwycający mężczyzna": lady Constance Battersea, Reminiscences, Londyn H9i22; „Najbardziej doskonały z ludzi": Churchill, Great Contemporaries, 206. 165 „Niebiańska równowaga umysłu": cytuje Malcolm, łan, Lord Balfour {London: Macmillan, 1930.) 165 „Nie mogę wątpić": oświadczenie udzielone amerykańskim dziennikarzom na (temat wolności mórz, w maju 1916 roku, przedrukowane w: Essays, Speculative and Political. „Those who think": Notka z 13 stycznia 1917, przedrukowana tamże. 166 „Najbardziej dramatyczna chwila": Dugdale, II, 138. 166 „Za około trzy godziny": Hendrick, liii, 332. 166 Telegram Page'a do Wilsona: U.S. Foreign Relations, 1917, suplement I, 140; takżą Hendrick III, 333. 167 „Przyśpieszyłoby to": 24 lutego 1917. Rozdzia? 11. Telegram w Waszyngtonie 168 Poifc otrzymuje telegram: (wszystkie fakty opisane w tym rozdziale na temat postępowania z telegramem i jego publikacją przez Wilsona, Lansinga i Polka — jeśli nie zaznaczono inaczej — wywodzą się z memorandum Lansinga z 4 marca 1917, przedrukowanego w jego War Memoirs, 226—32. Czas nadejścia telegramu Page'a, to znaczy 8.30 rano, jest odnotowany na kopii dla departamentu stanu, Hendrick, HI, 332. 169 „Wszelkich złych wpływów: NYT, 25 lutego 1&17. 169 ,fowszechny paraliż": Elihu Root; Jessup. 169 „Awantura na posiedzeniu gabinetu": Daniels, Wilson Era, 594. 169 Prywatne zebranie senatorów; niniejszy i następne ustępy oparte są na La Folette, I, 60* oraz relacjach gazetowych. 170 By go pozostawić „samego i w spokoju": Pranklin K. Lane do George'a Lane'a, 35 lutego 1917, Lane, 240. 17il Western Union: Lansing. Powiedział, że firma ta „była wielce oporna iw udostępnieniu telegramu", lecz w końcu uzyskano go • „przy wywarciu znacznej presji." 17/1 Zagadkowy komentarz „Zdumiewające!": Wilson do House'a 26 lutego 11917, dokumenty House'a. 171 Polfc do Fletchera: dokumenty Polka. 239 171 Ecfchardt do Zimmermanna: Hendrick, III, 350. 171 „Żakiet modnego kroju": NYT, 27 lutego 1917. 172 „O Boże! O Boże!": Lansing. 173 „Prawniczy mól": Page do House'a, październik 1914, Seymour IP, I, 305. 173 Wilson dziękuje Balfourowi: Lansing do Page'a 27 lutego 1917, archiwa 862.120212/69. 173 Odpowiedź Fletchera: Archiwa, 862.20212/70. nZ.Aguilar: Hendrick, III, 351. 174 Senator Stone: NYT, 5 marca 1917. 174 Hitchcock proniemiecki: NYT, 28 lutego 1917. W swym memorandum z dnia 4 marca Laosing określa go jako objawiającego „proniemieckie tendencje". 174 Reakcja Hitchcocka: Lansing. 175 Jeden z reporterów: NYT z 2 marca 1917. 176; „Gdy tylko to ujrzałem": Lodge do Roosevelta, 2 marca 1017. 176 Debata w senacie: protokół kongresu, 54, 4569—4605. 178 Telegram Lansingą do Page'a: Archiwa 862,20212/82A. Szkic tekstu ołówkiem sporządzony przez Polka znajduje się w jego dokumentach, szufladka 73, złożony w teczce pod hasłem „Brytania, Ambasada, styczeń—czerwiec 19(17." 180 „Niemieckie piętno na stale sczepiliśmy z Wilsonem": Lodge do Roosevellta 2 marca 1917. 181 Hearst daje wytyczne swym dziennikarzom: Senat, Propaganda. 181 Komentarz Vierecka: Lansing 231. 181 Klub okrąglego stolu: oficjalna lista członków. 182 Raport Gaunta: James, 148-^9. 182 Gabinet zadręczał się, jak uwiarygodnić: Lansing. 182 Bell rozszyfrowuje tekst: Archiwa, 862,'20212/ai oraz /Sl1/^- 182 Villa opuścil ParraZ: Archiwa 862.20212/77. 182 -Apuilor dementuje: NYT 2 marca 1917; dementi japońskie: NY Sun z tej samej daty. Dementi Eckhardta: ibidem. 183 15.000 dolarów pobieranych przez Hale'a: Dictionary of American Biography; a także Saturday Evening Post z 22 czerwca 1929; patrz również Senat, Propaganda, zeznanie Bielaskiego, który zacytował na dowód kqpie telegramu nadanego przez Berństorffa do niemieckiego ministerstwa spraw zagranicznych, dostarczoną przez departament stanu, w którym to telegramie Bernstorff pisze: „Jak Waszej Ekscelencji wiadomo, od samego początku wojny Hale był tajnym agentem naszej ambasady i w tym charakterze był związany kontraktem aż do czerwca 1918 roku". Powyższe było uzupełnieniem jego stałego płatnego stanowiska u Dern-buTga, szefa niemieckiej propagandy w Stanach Zjednoczonych. 183 „Oczywiście Wasza Ekscelencja": Viereok, Strangest Friendship, 190. 240 183 „Nie jestem w stanie temu zaprzeczyć": ibid., także NY Evening Post z 3 marca 1917. Rozdziać 12.. ...będziemy zmuszeni w to uwierzyć 184 Zniweczona obojętność": waszyngtoński korespondent londyńskiego Times'a napisał, że rewelacje o Meksyku wstrząsnęły społeczeństwem .^bardziej niż cokolwiek, co wydarzyło się od początku wojny". Wyraził się, że wydarzenie to .Jest warte dziesięć zatopień statku »Laconia«", że iproblem wojny podmorskiej nigdy nie poruszył'opinii Stanów Wv zachodniej części kraju, za to spisek meksykański i współudział w nim Berństorffa „dotknął każdego z osobna i wszystkich razem do żywego". Times 3 marca 1917. 186 Vierecfc — kres Pan-permanizmu: Strangest Friendship, 100. 186 Staats-Zeitung: a także inne niemieckie gazety; podsumowanie stanowiska w NY Sun 2 marca 1917. 187 Roosevelt porównuje4 spisek do Lexington i Bunker Hill, przemówienie w klubie Union League w dniu 18 marca 19117. „Obedrę go żywcem ze skóry", list do Lodge'a z 13 marca 1917, korespondencja Roosevelt — Lodge, II, 503. 188 Alarmujące raporty: Spring-Rice do JBalfOura l marca 1917, Gwynh. Po opuibldkowaniu telegramu gazety poświęciły wiele miejsca doniesieniom o ostatnich niemieckich intrygach w Ameryce Łacińskiej. Guatemala: NYT 2 kwietnia; Herr Lehman and Central America: NYT 24 kwietnia; El Democrata NYT 27 kwietnia; Monterey: NYT 18 kwietnia; bazy dla okrętów podwodnych: NYT 17 maja i przez cały rok 1917. Junto at Cordoba; Archiwa 8(62.20212/114; „My men on track": ibid., /103; tajne spotkania: konsul Canada z Veracruz 7 marca, Archiwa, 812.00/12066. 18i8 Fletcher składa wizytę Carranzie: Archiwa, 8162J20212/89. 188 Wymiana telegramów Zimmermann—Eckhardt: wszystkie zacytowane tutaj teksty pochodzą od Hendricka III, 349—60. 18fl Wesolość w „Room 40": Hendrick till, 356. Page, któremu ipoka-zywano telegramy bezpośrednio po nadejściu, określił • je jako „niekończącą się rozkosz", ibidem.' 190 Bernstorff i szwedzki kufer: szczegóły o odjeździe Berństorffa, rewizji na statku „Frederick VIII", przybyciu Bernstorff a do Norwegii, a w trzy dni później do Berlina pochodzą z relacji dziennikarskich w NYT od 9 ilutego do 15 ^ marca 1917. Patrz również .wspomnienia Bernsitorffa My Three Years in America. 191 To Hall zatrzymał Fredericfca VIII: James, 151. 192 Kajzer odmówil przyjęcia Berństorffa: Niemieckie Dokumenty, I, 311. 16 — „Telegram Zimmermanna" 241 193 W Reichstagu sklada wyjaśnienia Zimmermann: Times (londyński) 12 marca i!917. Current History: kwiecień 1017. 193 Prosa beszta społeczeństwo za krytykowanie Zimmermanna: Times, wyżej cytowany artykuł. .193—4 Zimmermann przemawia w Reichstagu 29 marca: NYT 31 marca 19il7. Current History, kwiecień 1917. 194 „Sam na sam % Wilsonem": „Choć nie za wiele pokładam w kongres iwiary, sądzę, że. bylibyśmy dużo bardziej bezpieczni z nim, niż sam na sarn z Wilsonem przez całe dziewięć miesięcy". Lodge do Roosevelta 27 lutego 1'917. 195 Pilna depesza Paae'a: U.S. Foreign Relations, 1917, suplement 2, I, 516-^18. 195 Gabinet jednomyślny: Lansing, 236; Seymour, IP, n, 461. 196 Wilson do Franka Cobba: Cobb of „The World", pod red. Johna Heatona (New York: Outton, 19i24), 269. 197 R. B. Mawat: Mowat 86. 197 Pamiętnik Page'a: pytanie to postawił sobie Page w kwietniu po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do wojny, lecz notkę o tym wpisał do diariusza w dniu 16 stycznia poprzedniego roku, czyli w dniu, gdy otrzymał tekst przemówienia prezydenta o „pokoju bez zwycięzców". 197 WiZson do Bafcera: zacytowane w Current Biography, 1940, pod hasłem „Baker". 198 Opinia Bafcera: Baker, VI, 474. 198 Birfcenheod; F, E. Smith, Earl of Birkenhead, Last Essays (London, 1930). 198 Pogląd Lansinga: Lansing, 232. 199 Uwaga Churchilla: Great Contemporaries, 151. , Indeks ABC krajów, propozycja mediacji 63 Agua Prieta, bitwa pod 97 . Aguilar, meksykański minister spraw zagranicznych 173, 182 Albert Heinrich 80* 14)2; gubi teczkę 92—83 Alien Land Bills 152; patrz: Ustawy o nieruchomościach cudzoziemców „Aneona", storpedowana 97 ^ Anderson Chandler P. komentuje zagrożenie ze strony Japonii 72 Anglo-perski rurociąg naftowy, przecięcie 31 , Ansonia, hotel 8:1 „Arabie", zatopiony 123, 185 Archibald John J. 94 Arohibalda dokumenty 163; ich odkrycie 94; ich publikowanie 97—©8 Arizona, chodzą słuchy o meksykańskich planach odzyskania 19, 182 Armed Ship Bill 171— 174, 176, 180—481, 194, Patrz także; Ustawa o uzbrajaniu statków handlowych „Asama", pancernik japoński 71, 74, 88 Baker Ray Stannard, ocena wpływu wywartego przez telegram Zimmermanna 197 Bachtiari, plemię 31 Bachmatiew Borys A., ambasador carski w Waszyngtonie 129 Balfour Arthur James 41, 157, 160, 1164—185, 173; charakterystyka 331-^34, 164— 465; o wynegocjowanym pokoju 165; przekazuje telegram Wilso-nowi 166 „Bavaria", statek 57, 62 Behbehan 31—32 Bell Edward 163—164, 182 Bernsitorff, hrabia 'Johann von 62, 93, 107—108, 114, 117, 146, 150—151, 153, 163, 182; reakcja na żądanie opuszczenia kraju przez attaches 98—99; epizxxLz kąpiącymi się pięknościami 129; uzgodnienie z Housem sposobu przekazywania szyfrowanych depesz 132—136; metody łączności 243 z Niemcami 107, 110, 122; odjazd 153—454, 190—192; charakterystyka i pochodzenie 7i9—80; i kryzys związany z Huertą 90—41, 93; i damy 86; spotyka się z Rintelenem 80; usiłowania pokojowe 33, 79—80, 125— 126, 12*^130, 132—133, 137— 139, 142, 149—<150; kozłem ofiarnym za telegram Zimmermanna 188, 191—193; oponuje przeciwko wojnie podmorskiej 117—.118; 123—124; składa protest iw sprawie statku „Ypiron-ga" 61-—62; a telegram Zkramermamna 17—18, 148^149, 167, 173; i kopia telegramu Zimmermanna 157, 159, 164, 173 Bethmann-Hollweg, kanclerz Theobald von 115-^117, 129, 131, 136, 146, 191, 193; usiłowania pokojowe 124—126, 149—150; opozycja wobec wojny podmorskiej 116—117, 119, 140-^146; telegram do Bemstorffa 148 Bismarck, książę Otto von 37—38,117 Bittenfeld, major Herwarth von 46—47; nakłania Stany Zjednoczone, by zawładnęły Meksykiem 106 Bohemian Alliance 81—83. Patrz: Związek Czeski. Boy-Ed, komandor Carl 80, 82, 87—188, '94, 117, 185; negocjuje z Huertą 87—<88; żądanie jego odwołania 97—'98; uraza do Rintelena 79 Briand Aristide 126 Brukselska stacja radiowa 29—30 Bryan William Jenndngs 50, 58, '60, 67, 72, 96; przeprasza Bernstorffa 62; w konferencji ,#idżamowej" 59—«0; rezygnacja 88, 185; popiera Ville 96 Bryce, lord 53 Biilow, książę Bemhard von 42, 113—414, 116, 132 Burchard Paiblo 104 Burkę Frank 93 Bushehr 31—32 Canada, konsul William 60—61, 188 Garden, sir Lionel 54, 57 CarJJton Newcomfo, prezes kompanii Western Union 171 Carpio, misja po zakup broni do Japonii 112 Carxanza, generał Venustiano 56, 57, 68, 75, 158, 173, 179, 193—194; atakuje wojska Pershinga 105; chaotyczne rządy 77; charakterystyka 52; zażyłość z lEckhardtem 106—4 07, 111, 121—122, 154, 187; embargo 159; a Niemcy 103, 405— 407, 111, 121—122, 154—155, 171, 18i7—188; i Huenta 51, 63, 84; ,a Japonia 71, 112, 154; decyzja o neutralności 194; jego polityka 196—197; uznanie przez Stany -Zjednoczone 97; i Villa 101 Carrizal 105 Castie Irena 74 Chihuahua (miasto) 100, 103 Choate Joseph H.-3I8—38, 181 „Christian Bars" ifetatek) 69 Churchill, sir Winstou 34, 165, 199 244 Cobb, Frank, redaktor „New York World" 195 Cobb, przedstawiciel departamentu isitanu 182, IM; i Huertą 88^90; raportuje o Niemcach w Meksyku 103 Columbus, Nowy Meksyk, rajd na miasto 102 % Cowdray, lord 54, 56 Cronholm.Folke 10®—410 Daniels Josephus 50, 58; deklaruje się iza wojną 195; o Lansingu 72; bierze udział w konferencji „pidżamowej" 59—60, o „Żółtym Niebezpieczeństwie" 54—55 De Grey Nigel 15—17, 157, 164, 182 De la Rosa Luis 104 Deaf ul 311 Diaz, generał Felix 87, 98 Diaz Porfirio 45, 47--Ł9, 63, 77 Dodge Cleveland H. 162 Dokumenty Archibalda — patrz Archibalda dokumenty „Dolphin" (okręt wojenny Stanów Zjedn.), incydent 57—58 Don Venus — patrz Carranza, generał Venustiano Eastern Telegraph Company 23 Eckhardt, niemiecki cesarski poseł i minister pełnomocny w Meksyku 121, 146, 164, 167, 171, 194; negocjuje z Aguilarem 173; negocjuje z Carranza 104, 107, 111, 121—122, 193—494; wnioskuje dekorację CronhoiLma 109—110; „iwłaśnie iteraz" — telegram 154—155, 159, 17®, 189; i telegram Zimmermanna 18, 120, 148—149, 182, 188—190, 1»2 El Paso, Texas 45, 88; 99, 155; Huertą tamże 89; stan wyjątkowy 100 Emden 22 Epizod z kąpiącymi się pięknościami 129 Ewing Alfred 24—2®, 33; organizacja jednostki „Room 40" 24—25 Fall, senator Albert 77, 178 Fletcher, admkał Frank, F. 61—62 Fletcher, ambasador Henry P. 171, 173, 188 Flyon William J. 86 „Frederik VIII" {liniowiec pasażerski) 190—192 „Friedirich der Grosse", internowany niemiecki statek 85 Gasche Emil V. 84, 91 Gaunt, komandor Guy 82—83, 153, 181—1812 „Geier" (niemiecki krążownik) 68 Gerard, ambasador James W. 67, 103, 108, 116, 151; obiad w hotelu Adlon 146; o zagrożeniu japońskim 73; przybywa do Wilsona 125; o ge- 245 nerale Villa/102; o Zimraermannie 113, 118—120, 153—154 Gibbons Company, E.V. 84 Goltz Horst von der 45 Grew Joseph C. 126, 131, 136, 154 Grey sir Edward 56—57, 134—135, 161 Grajić, małżonka serbskiego dyplomaty 82 Guerrero, pułkownik 104 Guggenheim, interesy miedziowe 77, 107 „H., pan" 109, 157—158 Haig, generał Douglas 126 Hale William Bayard 183; wywiad z kajzerem 43; misja do Meksyku 55 Hali, admirał sir William Reginald 19—30, 28, 32, 33—35, 72, 82, 87, 91— 92, 94, 108—111, 153, 156—157, 159—160, 163, 166, 176, 179, 181, 188, 191—192; charakterystyka i 'kariera zawodowa 20—21, 28; i wywiad 27—26; utworzenie jednostki „Room 40"; telegram Zirnimernianna i reakcja nań 1:9—21 „Hansen Frederick" 85 Hardinge, lord 157, 160 Hay John 3fr—39 Hearst William Randolph i 811 Held Edgar 101 Helfferich, wicekanclerz Kart 144, 146 Hess Louis 101 Heynen Carl 87 Hindentourg, generał Paul von 115, 140—141, 145, 150 Hindenburga linia 16 Hiotze, admirał Paul von, charakterystyka i przebieg kariery 66—67; misja 64; proponuje pomoc'Huercie 57; w Pekinie 69—70 ' Hitchcock, senator Gilbert M. 174 Holland House (hotel) 86 Holmes Thomas H. 100 Holtzendorff, admirał von 140—143 House, pułkownik Edward 86, 05, 97, 110, 117, 119, 123, H29^130, 148, 152, ^161, 171; uzgodnienie z Bernstorifem łączności szyfrowej 110—113, 135— 137; charakterystyka 134—136; a zagrożenie japońskie 7i2; o Zimmer-mannie 120 • Houston David F. 153 Huerta, generał Victoriano 71, 76, 94, 96—97, 172, 198; śmierć 99-—100; klęska 63; charakterystyka 49; niemiecka propozycja pomocy 57, 66; spiskowanie w Nowym Jorku 77—18, 80, 84—88, 98; uznanie jego rządu 53^-55; w Hiszpanii 76; afera w Tampico 58; w Teksasie 88—J91; Veracruz 57—60, 62; Wilson, 50, 52—54, 56 246 Hiilsen-Haeseler, hrabia Dietrich von 130 Hydry (głowa) 141—142 Jagow Gottlieb von 114, 117, 120, 124, 126, 129; charakterystyka 1.17 Jusiserand, ambasador Jean Jutes 129 Kable podmorskie, (przecięcie transatlantyckich niemieckich 22—23; łączący Liberią z Brazylią 23 Kalifornia, pogłoski o meksykańskich planach zaboru 182 Kilonia (w Niemczech) 20, 26 ' • . Kloss, generał Maksymilian 78, 109 Klub Okrągłego Stołu (Obiadowy) 18H KJnackluss Hermann, niemiecki malarz nadworny 36 Kody, metody rozszyfrowania 24-^25; rozszyfrowanie telegramu Zimmer-manna 17— i!9>; opis telegramu Zimmermanna 15, 17; niemiecki dyplomatyczny 17, 29—30; niemiecki sposób używania 24—25; Rosjanie zdobywają niemiecką księgę kodu marynarki wojennej 26; typ kodu stosowany pomiędzy Berdinem i Waszyngtonem 87 Kontrwywiad — patrz wywiad „Kronprinzessin Cectiie" (statek handlowy) 57 Kuit-al-Imara 31 - „Laconic" (statek), storpedowanie 172 La Folette, senator Robert M. 169, 173, 181, 199 Laxnar David 84 Lansing Robert 60, 88, 98, 100, 102, 104, 111, 125, 129, 149, 151—152, 163, 168, 171, 177—.176, 180, 182—183, 1*8; kwestionuje uzgodnienie w sprawie łączności kablowej 132—133, 136, 137—138; o uznaniu rządu Car-ranzy 96—97; charakterystyka 72, 172—173; i kryzys związany z Huer-tą 89; o zagrożeniu japońskim 72 LaugWin Irwin 163 Lehmann Herr, niemiecki poseł w Gwatemali 187 Lifoeryjsko-brazylijski kabel podmorski Limantour Jose Yves i meksykańsko-japoński traktat 45 Lloyd George David 126—127 Lodge Henry Cabot 162, 169, 176—178, 187, 194, 198U-19S Lodge'a Rezolucja 17ą 180 Londyński Pakt 73 Ludendorff, generał Erich lią 121, 140—141, 145, 150; wymusza ustąpienie von Jagowa 117; przeciwstawia się wynegocjowanemu pokojowi 130 „Lusitania" (liniowiec pasażerski) 85, 88, 94, 136, 184 Lynckner, baron von 141 247 Madero Francisco 49—50, 53, 63, 84, 100, 172 ' Magdaleny, Zatoka 38—39, 44, 46, 71 „Magdeburg" {krążownik niemiecki) Manhattan, hotel 80, 63 Manzanilla, zatoka, japońska aktywność tamże 71 Marna, obrona nad 64 Massaryk Tomasz 81 - . Mayo, admirał Henry T. 57 Mediacja państw ABC 63 x Mikołaj U, car rosyjski 37-^38, 40-41, 66 Monroe'go doktryna 39 ' Monterey, Mexico 104, 155, 188 Montgomery, pastor William 15—17, 19, 24, 157 Morgenthau Henry, ambasador Stanów Zjednoczonych w Turcji 118 Muller, admirał Karl von 141 \ Narodowy Kongres Pacyfistów 1,68 Narodowa Rada Pokoju 92 (przypis) Nauen, radiowa stacja nadawcza 23—24, 108, 110, 148 Neutralność, 'opozycja Page'a wobec niej 161—162; jej pogwałcenie 134— —137; Wilson a 33, 147, 162—163 Newman, Nowy Meksyk 89 » „Weto Orleans" krążownik Stanów Zjednoczonych 71 Niemiecko-amerykański klub (German-Aimerican Club) w Nowym Jorku 70, 80 Niemieckie wyspy na Pacyfiku 05 Noeggerath Jacob 150 „JVoordam" (statek) 91 /Noritholiffe, lord 126 Nowy Meksyk, pogłoski o meksykańskich planach odzyskania 19 Obregón, generał Alvaro 75 Odensholm (wyspa) 26 O'Gorman, senator James A. 177, 181 Oliver, admirał H. F. 23—24, 26 Grozco, generał 75, 819—00 Pakt Londyński 73 Page Walter Hines 153, 165, 176, 180, 195; i dokumenty Archibalda 94; o Lanstagu 173; o problemie meksykańskim 56; stosunek do neutralności 160—162; i telegram Zimmermanna 127, 153, 163—164, 166—167, 178, 182, 197 „Pidżamowa konferencja" 59—60 248 Panamski Kanał, według kajzera — zagrożony przez Japończyków 40—42, 44, 68, a 12, 182; osłona przed napaścią 46, 54; zniesienie opłat 57 Papen Franz von 80, 87—88, 94, 117, 143, 147, 190; odwołanie do kraju •97—99; urazy Rtotelena 78—79 Paxral, najazd na miasteczko 103 Pershinga ekspedycja do Meksyku 19, 102—,103, 111, 154—155 Persja, misja Wajssmiussa tamże 31, 33 PhiUips William ,138—139, 1712 Piękności kąpiące się — patrz Epizod, Pless — patrz Pszczyna Podmorska wojna — patrz wojna. Pokój negocjowany 123—128; propozycja •mocarstw centralnych 131; propozycja niemiecka 16; Wilson i 16—<17, 34; propozycja pokojowa Wil-sona 131—132, 137—438 Polacy 110 Polk Frank L. 152, ,168, 171—173, 178 Polska 124, 127, 140 „Prairie" (statek) 61 „Providence Journal" publikuje wychwycone wyczyny niemieckiego szpiegostwa 83; publikuje spisek niemiecki przywrócenia Huerty do władzy 92 Pruski plan inwazji Ameryki 18S Pszczyna .(zamek) 43—44, 121—144, 150 Pszczyna, Daisy, księżna na (Daisy, Furstin von Piess), 43—44, 142 , Quingdao 36 Radiowa łączność, nadajnik w Brukseli 29—30; miedzy Niemcami a Meksykiem 107— 110; nadajnik w Nauen '24—J25t 108, 110, 148—149; stacja w Sayville 83, 108, 110, 148; „iszwedzka karuzela" 110, 148—149, 154 Rathom John R., 198 Rejschach von, dworski dostojnik u kajzera 144 Rintelen, kapitan Franz von 190; charakterystyka 76; ucieczka i internowanie w Anglii 9il—92; jego rola w knowaniach nowojorskich Huerty 77—81, 84—86; misja Huerty 75—76; opublikowanie tajnych planów Huerty 96-Q& Robotnicza Narodowa Rada Pokoju (Labor's National Peace Council) 84 Rodriguez, pułkownik Maurilio 104 „Room 40" 15—16, 19, 21, 25, 2.8—30, 33—35, 87, 109—111, 149, 156—157, 159—160, 163—164, 182, 189; metody rozszyfrowywania 25—26; początki 22—24; pochodzenie nazwy 27; rozszyfrowywanie telegramu Zimmermanna 17 Roosevelt Theodore 129, 180, 199; wzywa do interwencji w Meksyku 100— . 249 101; przeciwstawia się Wijsonowi w sprawie neutralności 162, 176; i Kar nał Panamski 41; a „Żółte Niebezpieczeństwo" 41—42; o telegramie Zimmernianna 187; a Wilhelm II 39—40, 43 Root Elihu 16i2, 1«1 Kopa naftowa, jetf znaczenie dla Meksytteu 58—64, 66, 111, 159 Bosyjsko-japońiska (wojna 40 „Rotterdam." (statek) 94 San Antonio Łazardo, półwysep 103 San Diego, tajny plan o tej nazwie 103 Santa Margarita, wyspa w Meksyku 38 Sanita Margarita, wyspa w Wenezueli 38 Santa Ysafoel, masakra w 100 Santiago, zatoka, aktywność Japończyków tamże 7-1 Sayville, stacja radiowa na Long Island 83, 108, 110, 148 Schedę, doktor 85 Schoen, baron Wilhelm von 68, 159 Scott, generał Hugh 69 , . Szkae 32 Shushtar 3tt Smith, senator Elliison 177 Somma i(rzeka), sltraty w bitwie nad Sominą 16, 126 . Spring-Rice, sir Cecil 72, 129, 134 Stallforth Frederico 87 Steed Wickham 81 Stein L/udwik 88 Stinnes Hugo 73 Stone, senator William J. 174, 177, 1811 Stowarzyszenie pastorów niemiecko-amerykańskich ((Association of Genman-- Aimerican Pastors) 169 Sun, New York Evening, publikacja tajnego traktatu niefcsykańsko-ja-pońskiego 46—47 „Sussex" (statek), afera 118, 185 Seek, sprawa 2®—30 Szwedzka karuzela 110, 148^14®, 154 Szwedzki kufer, afera 192 Szyfry — patrz kody Taft iWillliam Howard, wysyła wojska na granicą meksykańską 45—48 Taimpico, afera 57 , Teczka, afera z jej kradzieżą w kolejce 92—S3 Tehiuan/tepec, linia kolejowa 46 „Tclcomio" (statek) 22-H23 250 ' ' Telegram (Zimmermanna), dyskusja o autentyczności 176—178, 181—18% Balfour przekazuje Wilsońowi 164—166; efekt na Stany Zjednoczone 184—187; „właśnie teraz" 179, 18,9; rezolucja Lodge'a 170—178i komentarze prasowe 185—187; opublikowanie 174—176; problemy z opublikowaniem 157—160, 163—164; znaczenie 198—199; tekst 48; sposób przesłania 147—148; w Waszyngtonie 165—183; Wilson i 166—167, 180—181, 196—197; Zimmermann i 20—21, 120, 146—147, 188—193; tekst w kodzie 200—203 Teksas 19, 182; panika w związku z Japończykami 46 Thomas, senator Charles S. 177 Tillman, senator Benjamin R. 177 Tygrys (rzeka) 31—32 Tirpitz, wielki admirał Alfred von 115 Tower, Charlemagne 42 , Tyrrell, sir William 56 U-booty — patrz wojna Underwood, sęjiator Oscar W. 179 Ustawy o nieruchomościach cudzoziemców (Alien Land Bills) 50, 152 Ustawa o uzbrajaniu statków handlowych 171—174, 176, 180—181, 194 Veracruz 55, 57, 63, 66, 77, 103, 188; zdobycie miasta 59—62 Verdun, straty w bitwie pod, 16 Viereck George Sylvester 92, 181, 185 Villa Pancho 68—69, 71, 75, 77, 84, 86, 101—104, 111, 182; klęska pod Agua Prieta 97; najazd na miasto Columbus 101; charakterystyka 96 -37; wymyka się Pershingowi 101; i wstępne propozycje japońskie 68—69; masakra w Santa Ysabel 100 Voska, jego działania w kontrwywiadzie 81—83 Wassmuss Wilhelm, misja w Persji 31—33 Weber Max 103 Wenezuela, interwencja kajzera tamże 39 Wilhelm II, cesarz Niemiec 43—44, 53, 63, 65, 68, 116, 119, 125, 127, 130— 131, 140—141, 149—150, 192; proponuje sojusz Niemiec, Stanów Zjednoczonych i Chin 42— 44; i powstanie Diaza 48; wywiad udzielony Hale'owi 43—44; listy do cara Mikołaja 38; wywiad udzielouy Londyńskiemu „Daily Telegraph" 43; traci władzę na rzecz generałów 115; oferta zakupu Zatoki Magdaleny 38; a potęga na morzu 38; i Kanał Panamski 4l—43; kompleks prześladowczy 37—40; osobista dyplomacja 37; i decyzja w sprawie nie ograniczonej wojny podmorskiej 143—145; interwencja w Wenezueli 39; szkic „Żółtego Niebezpieczeństwa" $6—37 Williams,' senator John S. 177 251 ' „Wilk z Wall Street" 84 Wilson Henry Lane 53, 56; i tajny traktat meksykańsko-japoński 45—46 Wilson Woodrow 99, 159, 187; incydent ze statkiem „Ancona" 97; dokumenty Archibaida 94; ustawa o uzbrajaniu statków (Armed Ship Bill) 168—174, 180—181, 195; zrywa stosunki dyplomatyczne z Niemcami 153—154, 156; i Carranza 52, 55, 68, 96—97; i House 129, 132—135, 138— 139, 152; i Huerta 50—55, 88—90; i „Lusitania" 88; i jego polityka wobec Meksyku 56—57, 75, 77, 100—102, 104, 111; i neutralność 33-^34, 147, 162—163; i Page 94, 160—162; konferencja „pidżamowa" 59—60; negocjacje pokojowe 16—17, 33, 111—112, 117, 122—133, 138—139, 143, 145, 155—156, 161, 165—166, 191; „pokój bez zwycięzców" — przemówienie 50; wydalenie Schoena 68; a wojna podmorska 20, 184; i afera ze statkiem „Sussex" 119; afera w Tampico 57—58; i Veracruz 60, 61—63; i Villa 68—69; wypowiedzenie wojny 194—199; i telegram Zimmermanna 164—167, 172—174, 180—181, 195—197 „Właśnie teraz", telegram 154—155, 158, 17», 189 „World, Weto York" ujawnienie dokumentów Alberta 93 Wojna podmorska, nie ograniczona, reakcja społeczeństwa amerykańskiego 184—185; Austria sprzeciwia się jej 146; wpływ na Stany Zjednoczone 169; decyzja niemiecka o jej wprowadzeniu 115—122, 125, 130—131, 140—143; potęga niemieckich U-bootów 20; powiadomienie Ameryki o wszczęciu działań 150—153; znaczenie tejże 20; telegramy zapowiadające 18—19 Wojny wypowiedzenie 195—196 Wyspy niemieckie na Pacyfiku 65 Wywiad brytyjskiej marynarki — patrz „Room 40"; patrz również Hali, sir William Reginald. Wywiad i kontrwywiad, odkrycie dokumentów Archibaida 94; afera ze skradzioną teczką 92—93; raporty o działalności niemieckiego wywiadu w Meksyku 103; działalność tajnych służb (Secret Service) 84—86; działalność VoSki 81—84. Patrz także nazwiska poszczególnych dyplomatów i agentów. ' Yashiro, wielki admirał 44 „Ypiranga" (statek) 57, 59—62 Ypres, obrona 64 Zapata, generał Emiliano 77 Zatoka Jiaoxian, baza niemieckiej floty 36 Zatoka Magdaleny 38—39, 44, 46, 71 Zatoka Manzanilla, skryte działania japońskie tamże 71 Zatoka Santiago, działania japońskie tamże 71 Zatoka Wielorybów (Whale Bay) 39 Zatoka Żółwiowa, działania japońskie tamże (Turtle Bay) 71, 74, 88 252 . x- ' Związek Czeski (Bohemian Alliance) 81—83 Związek Niemieekdch Obywateli (German Citizens Union) 107 Zimmermann Arthur 20, 22, 48, 108, 136, 148—149, 152, 156, 160, 163, 170— 171, 176, 185, 190; amerykańskie doświadczenia i opinie 117—119; nominacja na ministra spraw zagranicznych 120, 126; przebieg kariery 114; charakterystyka 113—114; telegram „właśnie teraz" 154, 159, 179, 189—190; planuje sojusz Meksyku z Japonią 121—122, 144—145; i z Meksykiem 104, 1«6—189; a pokój 130—131, 153—154; popularność w Ameryce 113, 119—121, 133—134; prasowe komentarze zebrane w artykule „Literary Digest" 199; obrona w Reichstagu 193; a wojna podmorska 114—122, 144—145, 150—151; i telegramy 17—22, 120, 146—148, 157, 166— 167, 172—189, 191; i Wilson 119 Zubaran Rafael 159 BP^^łfr Spis treści Od redakcji ....:........... 5 Nota od autorki ............... 9 Przedmowa do nowego wydania ........... 11 1. Telegram wpada w sidła ............ 15 2. Kipiący pomysłami kajzer i „Żółte Niebezpieczeństwo" ... 36 3. „Natychmiast zająć magazyny celne!" ........ 49 4. Trzeci partner: Japonia ............ 64 5. „Przybył tutaj Rintelen z walizą milionów..." ...... 75 6. Viva Villa! — Made in Germany .......... 96 7. „Nasz przyjaciel ZLmmermann" . . . . . . •. . . . 113 8. Pułapka ................ 123 9. Telegram jest w drodze . .> . . . . . . . . . '. 140 10. „Najbardziej dramatyczna chwila w moim życiu" ..... 156 11. Telegram w Waszyngtonie . . ... . . . . . . . 168 12. ...będziemy zmuszeni w to uwierzyć .. i ....... 184 Tekst telegramu najaisany kodem ........... 200 Źródła •„ ................. 207 Przypisy .................. 215 Indeks .................. 243 IHUBTEU Printed in Poland Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowe] Warszawa 1988 r. Wydanie I Nakład 29650 + 350 egz. Objętość: 18,37 ark. wyd., 16,0 ark. druk. Papier offsetowy V kl. 65 g, rola 61 cm. Oddano do składania w październiku 1987 r. Druk ukończono w maju 1988 r. Wojskowa Drukarnia w Łodzi. Zam. nr 179 Cena zł 590,— H-4