LUKA Szczęścia- kompletowanie sensu-Andrzej Brodziak LUKA SZCZĘŚCIA - kompletowanie sensu Andrzej Brodziak Tekst niniejszej książki pt.: "LUKA SZCZĘŚCIA - KOMPLETOWANIE SENSU" jest jednym z tekstów włączonych do tzw.: "Internetowego Poradnika Chorego Udającego się do lekarza Rejonowego lub lekarza Rodzinnego ( 'I.P.Ch.u.s.d.L.R. l L.R.) Tekst: "LUKA SZCZĘŚCIA - KOMPLETOWANIE SENSU" opracowano jako ważne "antidotum" na sytuację ujmowaną na poziomie diagnostycznym jako "zespół deficytu sensu". Digitalizacja i opracowanie redakcyjne niniejszej książki on-line:Eugenia Piotrowska. Niniejsza książka on-line została wydana przez Dom Wydawniczo-Księgarski "Kos"(red.Mariusz Kulan) 40-113 Katowice, ul.Ściegiennego 62a.Wydawnictwo prowadzi księgarnię wysyłkową (tel. i fax 032/58-40-45), e-mail dwk@kos.com.pl, http://www.kos.com.pl/ Spis treści : Przedmowa 1.Klonowanie, szach-mat, enter. Fenomen Życia 2.Dusza w kawałkach. Sklonowanie ciała, a dusze? 3.Czy wierzysz w duchy? 4.Czy wszechświat wie że istnieje? Czy zarodek ludzki wie że istnieje?Kiedy embrion świata odzyska świadomość? 5.Zamiary gospodarza czasoprzestrzeni.Ciało i umysł Wszechświata. Po co nam świadomość? Dusza człowieka a dusza Wszechświata. Dusza jako wynik dwóch zamiarów. 6.Transporter ze Star Trek jako pierwowzór "technologii zmartwychwstania" 7.Klub Omega na podsłuchu-czyli o pożądaniu 8.Wielowszechświat - czy rzeczywiście "Tora" (Pięcioksiąg) jest wpisana do genomu ludzkiego 9.Czyżby tranzystor odzyskany ze szczątków obcego statku kosmicznego był przyczyną szalonego przyspieszenia technologicznego drugiej połowy XX wieku 10.Coś się święci- czyli o przyzwoleniu ludzkości na bliskie spotkania IIIo . 11.Piąta siła czyli o praktycznych pożytkach z manipulowania lokalną wartością stałej kosmologicznej 12.Ludzie o laserowym spojrzeniu czyli o mikrotubulach, które z prabakteri wniknęły do naszych oczu. Tom II czyli między współczesną nauką a wiarą Przedmowa do II-giej części książki 13.O metodzie wiodącej do nadzwyczajnych wyzdrowień 14.Wirydarz - czyli o pewnej metodzie zapominania i bukowy las w wysokich górach-czyżby polskie Lourdes? 15.Podróże terapeutyczne - czyli o pewnej wyspie na górskim jeziorze (Krzeszów) 16.Charyzmatyczni przywódcy i uzdrowiciele a fizyka kwantowa. 17.Sprzęt nadawczo-odbiorczy wiejskiego kościółka. 18.Fizyka metafizyki* czyli o tym jak pewien obraz może czynić łaski. 19.Magia bez magii (*) - czyli o rozwiązaniu zagadki dotyczącej obrazów czyniących łaski. 20.Sens uroczystości pogrzebowych. 21.Fizyka transsubstancjacji. Posłowie kierowane do twórców i naukowców Posłowie kierowane do osób przygnębionych, które nie widzą sensu otaczającego ich świata i siebie samego. Posłowie dla osób religijnych Uwaga! Komentarz w poniższej ramce dodano po roku prezentacji niniejszej książki. Cztery zasadnicze pytania stymulują rozwój nauki, filozofii i religii: 1. Jak i dlaczego powstał Wszechświat ? 2. Czym jest i jak powstało życie ? 3. Czym jest świadomość i czy da się ją odtworzyć ? 4. Czy nadal wznawiane będą wojny ? Być może nigdy nie znajdziemy zadowalającej odpowiedzi na te pytania. Niniejsza książka on-line dotyczy tych pytań. Traktuje ona naukę, filozofię i religię łącznie. Nie powinny jej czytać osoby, które sądzą, że dziedzin tych nie należy uzgadniać. Książka prócz wydania konwencjonalnego była wcześniej drukowana w odcinkach w czasopismach wysokonakładowych. Główne tezy były dyskutowane na forum międzynarodowych, naukowych grup dyskusyjnych. Zapis tych dyskusji można odnaleźć w naszych witrynach określonych poniżej. Autor frmułuje tom 2 tych rozważań dostępny pod: http://strony2.wp.pl/wp/gean/Mugole.htm How to find another our website related to this topic? Jak znależć inne nasze witryny powiązane tematycznie? Electric Gaia - Electric GalaxyKoncept Gai w skali galaktycznej Coronal hole in geoeffective position. W.O.Schumann resonances. Solar activity Cyclic solar activity Magnetic micropulsationRezonanse i ekscesy rezonansów W.O.Schumanna. Sztormy geomagnetyczne. Cykliczna aktywnosć Słońca. Mikropulsacje magnetosferyczne Słoneczna dziura koronalna w pozycji geoefektywnej. Medical Phoenix ProjectUzgodnione z nauką wyobrażenie o świecie Phenomena Research JournalCzasopismo Phenomena Research Journal Death Certificate ProjectPredyspozycje chorobowe w zależności od pory roku urodzenia tzw. znak zodiaku. Analiza danych z kart zgonów. "How to evoke the selfawarness and cousciousness of the Internet"?Jak wzbudzić (wmontować) świadomość do sieci Internet? The religious "module" ofthe human brain.Tzw. "moduł religijny" mózgu człowieka. Cross national experiences in creating tools of supportive psychotherapy acting by InternetMiędzynarodowa wymiana doświadczeń z zakresu metod wspomagających psychoterapię, działających zdalnie poprzez witryny internetowe. GEAN INTERNATIONAL Bilateral profit through national resources and international, mutual investments. Bi-lingual websites, psychological counseling and active domestic promotion GEAN promocja inwestycji w Polsce poprzez tworzenie dwujęzycznych witryn internetowych oraz konsultacje i porady. Department of Internal Diseases. Silesian Medical University.Katedra Chorób Wewnętrznych Śląskiej Akademii Medycznej PRZEDMOWA Nie jest to książka do poduszki! Nie można jej przeczytać w ciągu 2-3 dni. Radzę czytać nie więcej jak jeden rozdział w ciągu jednej doby. Potem są potrzebne 3-4 dni na przemyślenia. Później dopiero należy czytać rozdział następny. Co zmieni się po 2 miesiącach studiów nad tą książką? Otóż jest ona przeznaczona dla dwóch zupełnie odmiennych grup ludzi. Może ona być pomocna dla osób przygnębionych z powodu deficytu sensu. W tym wypadku będzie ona oddziaływać na zasadzie narzędzia wspomagającej psychoterapii pośredniej lub, innymi słowy, narzędzia wspomagającego autopsychoterapię. Druga grupa ludzi, która może być nią zainteresowana to osoby w zupełnie odmiennym stanie ducha! Niniejsza książka jest przeznaczona bowiem także dla osób zajmujących się przeróżnymi rodzajami kreatywności. Osoby te zostaną poinformowane, gdzie znajduje się front badań współczesnej nauki. Tak się przy tym składa, że najbardziej twórczy, intelektualni fizycy, biolodzy i filozofowie spostrzegli się ostatnio, że często dokonują "rajdów" na pole teologii, czy ogólniej, przesłań religijnych. W szczególności polecam moja książkę młodym naukowcom, którzy są pełni werwy, lecz nie bardzo wiedzą czym się zająć. Książka ta nie przystaje przy tym zbytnio do ludzi biznesu, to znaczy do świata, gdzie zachodzi, jak sadzę, zależność proporcjonalna między "wysiłkiem a rezultatem". Ten tekst niestety jest kierowany jedynie do ludzi, którzy zrozumieli, iż są tematy, którym można i należy poświęcić nieograniczone zasoby silnej woli, wysiłku i pracy, nie po to aby mieć rezultaty, ale jedynie po to aby mieć większą pewność (czasami pewność samego siebie). Książka ta może wywołać wstrząs, gdyż stawia ona wiele spraw zupełnie "na głowie". Tym niemniej jest to książka pisana zupełnie na serio (mimo iż w rozdziale V posługuję się, na zasadzie wyjątku, dość rozległymi cytatami z powieści s-f kanadyjskiego powieściopisarza Adriana Bearda). Czytelnik zostanie zapewne zbulwersowany tym, że można łączyć obiegowe koncepty spirytualne z wiedzą o funkcjonowaniu DNA, neurofizjologią, problemem świadomości i fizyką kwantową. Dalsza część przedmowy jest kierowana głównie do pierwszej grupy osób. Do moich osobistych porad, kierowanych do młodych naukowców i tych twórców, którzy chcieliby uwzględniać istotę wrażliwości, odczuć i świadomości, wrócę jeszcze w posłowiu. Jak wspomniałem książka może być jednak także antidotum na sytuację, kiedy samopoczucie jest złe z powodu deficytu sensu. Wiele osób czuje się marnie. Życie ich nie cieszy, odczuwają brak satysfakcji, są sfrustrowani. Powstaje pytanie, czy zawsze tak było. Oliver James w artykule "Luka szczęścia" (*1) zapytuje: "Czy obecnie jesteśmy mniej szczęśliwi niż niegdyś?". Na to wygląda. Pisze on, że w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat "zdrowie psychiczne w tym kraju znacznie się pogorszyło". W historii ludzkości odnieśliśmy bezapelacyjne zwycięstwo. Mimo to czujemy się jednak przegrani. "Teraz w o wielu większym stopniu bywamy niezadowoleni, rozzłoszczeni i autodestrukcyjni niż byliśmy w roku 1950, w świecie mroźnych zim, racjonowanej żywności i bardzo "ograniczonych" przyjemności. Pod względem materialnym powodzi nam się o wiele lepiej niż większość ludzi mogła to sobie wyobrazić, jednak pod względem emocjonalnym jesteśmy ubożsi." W przedmowie do tomu prac konferencji PSYCHO-MEDYCYNA'95, poświęconej właśnie próbie odgadnięcia, jakie są przyczyny takiego stanu rzeczy pisałem: "Kondycja psychiczna współczesnych ludzi, za maską zabawnego, post-modernistycznego stylu rozmowy i post-modernistycznych trendów kulturowych cechuje się deficytem sensu i życiem w stanie 'spokojnej desperacji'." Oliver James, w artykule napisanym po trzech latach, potwierdza ten stan rzeczy pisze on, że: "Dzisiejszy dwudziestolatek prawdopodobnie trzy- a może nawet dziesięciokrotnie częściej (w zależności od tego, którym obliczeniom daje się wiarę) cierpi na depresję. Przemoc odnotowana przez rejestry policyjne w Anglii i Walii wzrosła zawrotnie z 6 tys. przestępstw popełnionych w roku 1950 do 239 tys. popełnionych w roku 1996. Kompulsywne zachowania, obejmujące zaburzenia nawyków żywieniowych i uzależnienia, przybierają rozmiary epidemii." Ów brytyjski psychoanalityk w swoim artykule próbuje także powiedzieć dlaczego tak się dzieje: "Tłumaczy się to w sposób dwojaki: zaawansowany kapitalizm nie spełnia naszych wymagań odnośnie statusu społecznego i niszczy trwałe związki, do których instynktownie lgniemy - wbija klin między matkę i ojca, rodzica i małe dziecko oraz między starszych rodziców i ich rodziny. Sprawia, że czujemy się przegrani." "Najważniejszą przyczyną owych zmian jest wzrost indywidualizmu i fakt, że mamy obecnie wysokie aspiracje." "Kiedy oczekiwania przewyższają rzeczywiste rezultaty, wtedy czujemy się albo agresywnie urażeni, albo przygnębieni. Kiedy rzeczywistość zawodzi nasze wygórowane nadzieje, wtedy winą obarczamy system albo nas samych, w obu jednak przypadkach rosną wskaźniki depresji i przemocy, a my czujemy się przegrani - mając niski status społeczny i niski poziom serotoniny." "Kobiety szczególnie cierpią w krajach rozwiniętych. Społeczeństwa te wywindowały kobiece oczekiwania na niebotyczne wyżyny, nie zdołały ich jednak zaspokoić, powodując tym samym olbrzymie rozczarowanie. Depresja, zaburzenia nawyków żywieniowych i próby samobójcze będące wołaniem o pomoc trzy razy częściej zdarzają się wśród kobiet niż wśród mężczyzn." Według cytowanego psychologa brytyjskiego "głównym winowajcą" są media i zamieszczane w nich reklamy. Pisze on bowiem, że: "Media w istotny sposób przyczyniają się do tego, że kobiety i mężczyźni odczuwają niezadowolenie z własnego ciała i własnych partnerów." "Skutkiem wszystkich tych bezlitosnych obrazów szczupłych, pięknych modelek i modeli - bo dzisiaj już obojga płci - jest nieustanne poczucie klęski, przegranej bitwy z nadwagą." "... Zaawansowany kapitalizm zarabia pieniądze na rozczarowaniu i depresji, na niezadowoleniu i frustracji, przyczyną których są wygórowane aspiracje i nierealistyczne porównania. Zachęca nas to do zapełniania wynikającej stąd psychicznej pustki materialnymi dobrami i używkami przynoszącymi pocieszenie (alkoholem, zakazanymi narkotykami, nikotyną)." "Jednostka o niskim poziomie serotoniny ma do swej dyspozycji pigułki, terapię i podejścia alternatywne, które podwyższą poziom serotoniny. Lecz by przeobrazić społeczeństwo o niskim poziomie serotoniny, które jest sprawcą takich problemów, trzeba jakiejś bardzo radykalnej zmiany." Tyle Oliver James. Osobiście sadzę, że przyczyny złej kondycji psychicznej współczesnych nam osób są bardziej złożone. Już we wspomnianym tomie prac konferencji PSYCHO-MEDYCYNA'95 pisałem: "Sadzę, że trzeba rozpatrzyć nawet niewiarygodne powody fizyczne i chemiczne, takie jak podwyższanie się przeciętnej temperatury, zmianę składu atmosfery naszej planety i inne możliwe zatrucia. Możliwy jest także przecież pandemiczny błąd genetyczny lub zainfekowanie mózgów przez rodzaj wirusa, uczynnianego w genomie neuronów." "Poczucie chaosu, zniechęcenie i przygnębienie może wynikać także z wyczerpania się zasilania spirytualnego dotychczasowych systemów, dostarczających poczucie sensu. Po prostu, być może, brak jest jasnych, przekonywujących dla większości ludzi objaśnień świata." "Nie należy mylić bowiem dobrego samopoczucia, wynikającego z uporządkowanego modelu świata, wąskich kręgów przywódczych bądź wąskich elit intelektualnych od przeciętnego stanu ducha obywateli." "Możliwe jest, że proponowane współcześnie sposoby objaśniania świata są bądź nieprzekonywujące bądź zbyt trudne, bądź mało przyjazne. Proponowane systemy filozoficzne i teologiczne nie wskazują zapewne na wspólne, nadrzędne elementy "objaśnianego świata" skoro tak silne są ruchy nacjonalistyczne, separatystyczne i fundamentalistyczne." "ów ważny, nadrzędny element wspólny, głównych systemów dostarczania sensu jest bądź nie wysławiany bądź nienazwany, bądź niezrozumiały." "W każdym razie jest on zapewne tak słaby, że nie jest w stanie godzić walczących lub zwalczających się stron." "Wydaje się również, że synkretyczne idee teologiczne, bądź też eklektyczne systemy filozoficzne, które z natury rzeczy godzą zwaśnione strony, gdyż likwidują powód konfliktu ideologicznego nie stanowią dla współczesnych ludzi poważanych wartości. Przekładane jest raczej "walka dla zwycięstwa" własnej opcji filozoficznej." "O dziwo! ponure podejrzenie, że nagromadzone bomby atomowe i efekt cieplarniany (zatapianie obszarów nizinnych) mogą być "funkcjonalnie powiązane" z eksplozją demograficzną nie prowadzi do łącznego rozpatrzenia tych trendów przez którykolwiek ideologiczny ośrodek przywódczy, czy też konferencję ministrów d/s wyżywienia, energetyki, ekologii i produkcji broni." "Drugie ponure podejrzenie to to, że marnowany przez "czasy bezrobocia i wszelakiego nadmiaru" potencjał intelektualny wielu uzdolnionych i utalentowanych ludzi, "nie będąc nikomu potrzebny" znajduje ujście raczej w zaciekłych sporach zamiast np. w drogich instalacjach globalnej wioski, czy też wydawałoby się "próżnej", a więc niepotrzebnej artystycznej ekspresji własnej legendy." W przedostatniej mojej książce pt.: "Gwiazdy i Ty" przedstawiłem w szczegółach inny jeszcze czynnik, który zapewne przyczynia się do pogorszenia się kondycji psychicznej współczesnych ludzi. Twierdzę mianowicie, że w ostatnich 100 latach zmieniła się topologia i rozmiary postrzeganych osobistych światów. W czasach starożytnego Egiptu w skład "osobistych kosmosów", żyjących wówczas ludzi wchodziły gwiazdy i inne "światła nocne", a więc pewien element wspólny dla wszystkich ówczesnych ludzi. Współcześni nam zwracają uwagę niemal wyłącznie na przedmioty, które sami wytworzyli, a kontakty fizyczne pomiędzy ludźmi i ze światem mają coraz bardziej charakter "pośredni" i "komórkowy". Mimo posiadania samochodów ilość ludzi spacerujących po łąkach i lasach jest mała. Magia natury to na ogół termin pusty bądź żenujący. Jeszcze jedna ważna moja hipoteza to podejrzenie iż ludzie nie zwiększyli wglądu w własne mechanizmy psychologiczne i nie zastanawiają się niemal nigdy dlaczego np. kimś gardzą lub kogoś nienawidzą lub poniżają. Przeciwko tej hipotezie przemawia fakt wydrukowania, również w naszym kraju setek książek o charakterze poradników psychologicznych oraz moda na psychologizujące filmy i felietony, zwłaszcza w pismach kobiecych. Być może jednak książki te i artykuły czyta jedynie wybrana część populacji, a reszta jest pod wpływem złej kondycji psychicznej dziennikarzy i polityków wyznaczających programy mas-mediów. Uwzględniając wyliczone, możliwe przyczyny złej kondycji psychicznej, w trakcie wspomnianej konferencji PSYCHO-MEDYCYNA'95 poddaliśmy pod dyskusję celowość starań społecznych nad uruchomieniem i niejako rządowym, przymusowym sponsorowaniem ogólnokrajowego kanału telewizyjnego, który uczyłby optymizmu, podnosiłby na duchu i dostarczał treści łagodzących lęk cywilizacyjny. Oczywiście nie chodziłoby tu o "nową propagandę", lecz treści neutralne. W zamieszczonych materiałach konferencyjnych w artykule pt.: "Sygnał geostacjonarny - czyli głos w dyskusji nad założeniami teoretycznymi kanału telewizyjnego 'na wypadek złego samopoczucia'" sformułowałem i uzasadniłem zasady korzystnego oddziaływania takiego programu poprzez stymulowanie pracy prawej półkuli mózgu (tzw. PPM-TV). Od tego czasu w prasie opublikowano wiele artykułów wyrażających troskę z powodu filmów prezentujących brutalną przemoc. Dotyczy to także serwisów informacyjnych, programów publicystycznych, a nawet bajek dla dzieci. Tak więc od dwóch, trzech lat publicyści prasowi zwracają już uwagę na nastrój i przesłanie nadawanych filmów. Nasza idea utworzenia atrakcyjnego kanału TV, który oddziaływałby na zasadzie przeciwwagi i dawaniu przykładu, nie została jeszcze podchwycona. Od czasów w/w konferencji poczyniliśmy jednak następne spostrzeżenia, dotyczące przyczyn złego stanu ducha. Przedstawiłem je w swoim referacie pt.: "Osobisty kosmos" na konferencji zorganizowanej z okazji przyjazdu do Polski dr Carla Simontona, Melindy Maxfield i Jeanne Achtenberg. Spostrzeżenia te były inspirowane lekturą książek Wilhelma Reicha. Jak wiadomo Wilhelm Reich twierdzi, iż większość z nas "jest w pułapce", jest uwięziona w "rodzaju klatki o niewidocznych prętach", w istocie przebywa w "psychicznym gułagu". Tutaj w niniejszym wstępie przytoczę tylko kilka haseł, sformułowanych przez Wilhelma Reicha, które dotyczą struktury owej "pułapki". Otóż twierdzi on, że: "Wyjście jest wciąż ukryte" "Czasami wydaje się, że wszyscy dobrze widzą wyjście, jednak nikt nie idzie w jego kierunku" "Ktokolwiek zbliża się do wyjścia jest nazywany szaleńcem, przestępcą lub grzesznikiem" "Gdy tylko podejdą blisko wyjścia, uciekają z wrzaskiem - a tego, który próbuje się wydostać ... (atakują)" "Z zasady omijać sedno sprawy" "Bezlitośnie tępić wszelkie próby znalezienia wyjścia" Jeśli byłoby prawdą, że większość z nas jest to tego stopnia ograniczona, iż usprawiedliwione jest stwierdzenie, że przebywa wręcz w rodzaju "niewidzialnego więzienia", to trzeba by zastanowić się, czy aby owe spętanie w ostatnich latach nie nasila się. We wspomnianym tekście pt.: "Osobisty kosmos" przedstawiłem taką tezę, próbując wyjaśnić jak owa pułapka jest "skonstruowana" oraz jak można próbować się z niej wydostać! Z wywodów tych wynikają dwa ważne wnioski praktyczne, które można wykorzystać dla poprawy samopoczucia. (1) Otóż zasilanie spirytualne współcześnie jest wyjątkowo słabe na wskutek komplikowania przez współczesną naukę obrazu świata. Konieczne jest więc poszukiwanie zapisów przedstawiających zrozumiały, przekonywujący obraz świata (model teoretyczny Wszechświata). (2) Konieczne jest własna praca myślowa nad znalezieniem wyjścia z owej pułapki. Bezustanne oglądanie telewizji powoduje blokowanie myślenia, powoduje zapożyczanie przeciętnych, pesymistycznych interpretacji świata. Wydaje się, że pogoda ducha, entuzjazm, chęć działania "tu i teraz" zależy od (1) posiadania atrakcyjnej wizji wikłających nas samych w sprawy ostateczne, (2) oszacowania wiarygodności tej wizji. Co więcej, wydaje się, że poprawę samopoczucia można uzyskać jeśli własne myślowe opracowanie owej "atrakcyjnej wizji", wikłających nas samych w sprawy ostateczne połączyć z obmyśleniem prywatnego osobistego scenariusza działań własnych, który ułatwia natychmiastowe, bądź stopniowe "rozmontowywanie owej klatki", bądź przynajmniej okresowe wymykanie się z tej pułapki. W moim poprzednim, wspomnianym wyżej tekście pt.: "Osobisty kosmos" proponuję "sześć kroków" prowadzących do "odzyskania wolności": 1 - (T) Topografia (rozmiary osobistego świata, neuronalny wzorzec: "ducha Wszechświata") 2 - (Z) Znaczenie, zakres, zadania 3 - (A) Atrybuty 4 - (K) Kompetencje, kontakty (ew. kochać kogoś) 5 - (F) "Jako, że jestem ..." 6 - (P) Pomocne (pomocnicze) teorie filozoficzne i naukowe W rozdziale dotyczącym najtrudniejszego kroku 6-tego napisałem, że jest potrzebna własna praca myślowa nad ową atrakcyjną wizją, wikłającą nas samych w sprawy ostateczne. Próbowałem tam także sformułować metaforyczne określenie celu takiej pracy. Pisałem, że jeśli przypomnieć sobie mój wywód przedstawiony w książkach "Gwiazdy i Ty", "I Twój niezwykły umysł także" oraz w książce "Nadchodzi sztorm słoneczny", to można uznać, że rzeczywiście jesteśmy dziećmi kosmosu, potrzebnymi po to aby ulepić nowy świat. Zakreślone cele tej książki usiłowałem zrealizować w oparciu o własne wcześniejsze zasoby wiedzy i wspomaganie się czytaniem czasopism i książek. Tak powstało sześć pierwszych rozdziałów książki. Zbieg okoliczności, wyjaśniony w rozdziale siódmym, sprawił, że w październiku 1997 roku stałem się członkiem Klubu Omega. Nie ukrywam, że następne rozdziały powstały pod znaczącym wpływem dyskusji toczących się w owym Klubie. Bardzo się staram jednak, aby będąc pod wpływem treści formułowanych przez owe międzynarodowe grono myślicieli, nadal "kompletować sens", aby "wypełnić lukę szczęścia", co pozostaje głównym celem niniejszej książki. Rozbiegane cele członków grupy "omega-point-theory@world.std.com" wymagałyby osobnego książkowego omówienia. Zaproponowałem nawet na ten temat specjalny projekt z zakresu "innowacyjnych zastosowań sieci Internet w medycynie". Tytuł tego projektu brzmi: "Medical Phoenix" - "Najważniejsze niezrozumiałe fenomeny ludzkie" - Międzynarodowa, stale uaktualniana opinia naukowców, filozofów i pisarzy, udostępniana lekarzom i pacjentom. Szczegóły tego projektu są dostępne (link-tutaj). Poznając ową "międzynarodową opinię, sadzę jednak, że prócz "zrozumiałego, optymistycznego obrazu świata", czyli owego "kompletowania sensu", najważniejsze dla wypełnienia owej "luki szczęścia" są działania, które hasłowo i metafizycznie można by ująć następująco: »musisz wydostać się z klatki (vide tekst pt.: "Osobisty kosmos"), w tym celu "musisz znowu znaleźć 'swoje lustro'" oraz ważne jest abyś wiedział "co robić gdy diabeł przychodzi"«. Niniejsza książka ma właśnie ułatwić ów 6-ty krok, łącznie z niezwykłą umiejętnością "odbierania i nadawania przez parę partnerską przesłań, nadawanych na niskich częstotliwościach". Autor Klonowanie, Szach-Mat, Enter Fenomen życia! Człowieka nadal nie rozumie w pełni fenomenu życia, fenomenu świadomości i trudno jest mu zdefiniować duszę, ale wydarzenia pierwszej połowy 1997 roku umożliwiają jednak lepsze rozumienie tych pojęć. Wydarzenia te to: sklonowanie takich istot jak owca, krowa i małpa (dwie ostatnie istoty "odtworzono" podobno w tajemnicy) oraz co tu jest ważne, pokonanie szachowego mistrza świata Garii Kasparowa przez komputer "Deeper Blue". Owcę 'Dolly' "odzyskano", jak wiadomo przez wykorzystanie komórki pobranej z tkanki gruczołu piersiowego. Mniej znane wydarzenia z ostatnich dwóch, trzech lat to oświadczenie Igora Aleksandra, konstruktora sztucznych sieci neuronalnych, że zbudowane przez niego układy mają (patrz FORUM, 01.06.1997, nr 22/1661) zaczątki "sztucznej świadomości" oraz podanie przez znanego fizyka Franka Tiplera, współtwórcę Zasady Antropicznej w jego książce pt.: "Fizyka nieśmiertelności" (opublikowanej w roku 1997), propozycji definicji duszy ludzkiej, a także dokładne omówienie różnic pomiędzy psychiką kobiety i psychiką mężczyzny przez Annę Moir i Davida Jessela w książce pt.: "Brain sex (Płeć mózgu)" . Sadzę, że ze względu na nadciąganie "kolejnego sztormu słonecznego", niejako "nowej pełni Słońca", co zaistnieje już wyraźnie w latach 1999-2002, ważne jest, aby uświadomić sobie, o co będą się toczyć w tym właśnie czasie najbardziej intensywne spory. Logiczne wnioski, jakie wynikają z przeprowadzenia klonowania naczelnych zwierząt to to, iż: 1. Istota organizmu żywego tkwi w każdej komórce organizmu człowieka. Z każdej takiej komórki można "odtworzyć" całość organizmu, łącznie z jego mózgiem i tymi cechami osobowości, które mają tzw. charakter wrodzony. Wynika z tego, że "przepis na pewnego konkretnego człowieka" jest skopiowany w jego organizmie miliony razy. Jeśli uwzględnić jedynie komórki łatwo dostępne i przydatne do ewentualnego "dzieworództwa", bądź klonowania, to mamy ich w jednym organizmie ludzkim w ilości rzędu 100 miliardów. 2. Wynik klonowania jest oczywiście równoważny z tzw. "dzieworództwem", tzn. narodzeniem się pewnego osobnika bez udziału mężczyzny i aktu płciowego. Dzieworództwo w przyrodzie jest dość powszechne i przybiera różne formy (vide chociażby artykuł niedawny w "Wiedzy i Życiu" 4/1996). Dzieworództwo u ludzi nie zachodzi. Jakkolwiek obecnie już nikt nie wątpi, że można by je "odtworzyć" poprzez technologię klonowania. 3. Całość informacji o organizmie człowieka tkwi także w połowie wszystkich plemników, tzn. w tzw. "plemnikach X" (tzn. tych, które zawierają chromosom X, a nie krótszy niekompletny chromoson Y). Za podręcznikiem prof. W.Z. Traczyka, pt.: "Fizjologia człowieka", należy przypomnieć, że jedna ejakulacja mężczyzny to ok. 400 milionów plemników. Informacja o organizmie człowieka jest więc "skopiowana" w plemnikach jednej ejakulacji 200 milionów razy. O ile aż dwa plemniki są potrzebne, aby zrealizować "dzieworództwo męskie" (tzn. aby sklonować pewnego osobnika wg plemników), to każda komórka jakowa pewnej kobiety zawiera pełną informację o "przepisie na człowieka" i można by odtworzyć go technologią "klonowania" (czyli "dzieworództwa"). Kobieta w ciągu swojego życia "odtwarza" (powiela) tylko około 400-500 komórek jajowych, jakkolwiek w pierwszej fazie cyklu miesięcznego zachodzi "rekrutacja" pomiędzy 500-set pierwotnymi pęcherzykami jajnikowymi. 4. Tzw. bliźniaki jednojajowe, powstające z jednej zygoty, które są identyczne genetycznie i zawsze tej samej płci, gdyż powstają przez wczesne zdwojenie zapłodnionej komórki jajowej, a więc "rodzaj naturalnego klonowania", umożliwiają porównanie tego, co w psychice człowieka i jego charakterze jest wrodzone, a co wynika z wychowania i biegu życia. 5. Wszystkim lekarzom znany jest fakt, iż pod koniec życia, zasoby mentalne znacznie ubożeją. Na starość, w pewnych chorobach tzw. "świadomość" jest znacznie umniejszana, iż w końcu lekarze wizytujący swoich chorych przy łóżkach szpitalnych są zmuszeni stwierdzić, że życie duchowe i świadomość zanika i ginie, gdyż zależy ono bardzo od możności wywołania z pamięci obrazów świata i siebie w tym świecie, a pamięć właśnie zaczyna zawodzić i czasami jej wydolność zmniejsza się o rząd wielkości 100 razy. Gdyby zapytać co trzeba byłoby uczynić, aby w takim momencie życia pewnego człowieka mógł on być w pełni świadom samego siebie, w taki sam jaskrawy sposób jak w latach swojej młodości, to trzeba by odpowiedzieć, że trzeba byłoby mieć wcześniejszą wersję "przepisu na organizm tego człowieka", która znikła już, gdyż do genetycznego zapisu kodowego wkradło się zbyt dużo błędów. Taką, wcześniejszą wersję programu na organizm, trzeba by "uruchomić" tak, aby powstał system nerwowy tego człowieka, a następnie należałoby wprowadzić do powstałego mózgu te same informacje i uruchomić podprogram realizujący "wyobrażenie". Wtedy taki twór powiedziałby: "aha, właśnie się obudziłem ze snu, jestem Janem Kowalskim". Istnieje bowiem nie tylko problem zapominania własnych przeżyć, zwłaszcza tych wcześniejszych, ale i problem niesprawności złożonego mechanizmu przeglądania "ścieżki biograficznej". Niestety, na starość możność wyobrażania sobie przeżytych wydarzeń jest upośledzona. Co więcej, istnieje tu problem filozoficzny, który zauważył już Guutama Budda. Otóż Budda zauważył, że nigdy nie pozostajemy tacy sami, nawet przez minutę i zapytał: dla jakiego Ja pragniemy więc wiecznego trwania". Jest więc zrozumiałe w świetle obserwacji lekarskich i wiedzy o neurofizjologii, że "jakiś rodzaj odnotowania psychiki" w chwili śmierci, nie umożliwiałby zachowania ducha człowieka, więc owego gwaranta nieśmiertelności w takim sensie, w jakim wyrażają to ludzie w swych rozważaniach filozoficznych i teologicznych. Duch rozumiany nie jako wzór, przepis na organizm pewnego człowieka, lecz jako nośnik strumienia wydarzeń, zachodzących w ciągu całego życia musiałby być odnotowywany (rejestrowany) w trakcie całego życia pewnego człowieka. To właśnie wymusza wprowadzenie owego pojęcia ducha pewnego człowieka. Duch pewnego człowieka to byłaby całość zasobów informacji o życiu pewnego człowieka. Zauważyłem kiedyś, że jeśli pamiętać o pojęciu czasoprzestrzeni, to "duch pewnego człowieka" jest tam odnotowany (*1). Istnieje więc kilka poziomów komplikacji spraw związanych z klonowaniem zwierząt naczelnych. Trzeba umieć odróżnić i określić fenomen życia, fenomen świadomości, psychikę ludzką kobiety, mężczyzny, dziecka, osoby dorosłej i starca, duszę człowieka i ducha człowieka. Fenomen życia obserwujemy nie tylko w komórkach zwierzęcych organizmów, ale także u roślin i mikrobów. Aby wyróżnić więc świadomość, psychikę i duszę trzeba spróbować zdefiniować wpierw fenomen życia. Jest konieczne, aby temat rozwinąć. Fenomen życia W latach pięćdziesiątych naszego stulecia istotę życia biologicznego upatrywano w homeostatycznych mechanizmach samosterownych, zdolnych zapewnić stałość struktury i funkcji organizmu. Takie rozumienie procesów życiowych wywodzi się z poglądów szkoły filozoficznej Clauda Bernarda. Napisał on w 1865 roku, że "organizm ma zewnętrzne otoczenie oraz wewnętrzne środowisko, oraz że właśnie stałość środowiska wewnętrznego jest warunkiem swobodnego i niezależnego życia". Pisał on wtedy także, że "wszystkie życiowe mechanizmy, jaką by się różnorodnością nie charakteryzowały - mają tylko jeden cel - zachowanie stałości warunków życia w środowisku wewnętrznym". Później dodano, że regulacje fizjologiczne organizmów żywych muszą zapewniać także odpowiedni dopływ substancji i energii z zewnątrz, aby wyrównać ich zużycie w środowisku wewnętrznym, tak aby utrzymać stacjonarny stan chemiczny (strukturalny) i termodynamiczny. Utrzymywanie odpowiedniej szybkości przepływów substancji i uzyskiwanie energii nazwano metabolizmem. Regulowanie zachodzących przepływów substancji i energii, tak aby w środowisku wewnętrznym organizmu utrzymać stałe warunki dla bardzo wielu zmiennych zostało nazwane przez Waltera Cannona w latach dwudziestych naszego wieku homeostazą. Składowy, elementarny mechanizm, niezbędny dla utrzymywania homeostazy w postaci tzw. pętli sprzężenia zwrotnego został scharakteryzowany precyzyjnie przez Norberta Wienera w 1948 roku. Powstał jednak problem, co określa strukturę organizmu i mechanizmy zabezpieczające prawidłowy ich metabolizm i homeostazę. Jak wiadomo, J.D. Watson i F.M.C. Crick swoją pracę o spirali kwasu dezoksyrybonukleinowego ogłosili w 1953 roku. Po odkryciu kodu genetycznego, zapisanego w cząsteczkami kwasu dezoksyrybonukleinowego (DNA) i rybonukleinowego (RNA) dość szybko ustalono, że każda znana forma życia zawiera w sobie "przepis", zapisany w tym kodzie na realizację złożonych sekwencji reakcji biochemicznych. Zapis w tym kodzie określa strukturę i sposób uzyskiwania energii organizmów jednokomórkowych i wirusów, a także roślin i zwierząt. Kod ten określa także rozwój tych form życia przez pewne stadia rozwojowe oraz określa sposób ich reprodukcji. Wydaje się, że życie powstało wtedy gdy doszło do utworzenia takiego zapisu, i że istnienie tego zapisu jest istotą życia. Sadzę, że współczesna lapidarna definicja życia powinna więc brzmieć następująco: "żywym jest to co zostało utworzone według pewnego "przepisu", który wszedł w skład struktury tego układu, wyznacza to strukturę i jej działanie oraz określa także jej rozwój, sposób reprodukcji, a potem zostaje przekazany osobnikom potomnym". Wynika z tego więc, że fizjologiczna śmierć układu żywego zachodzi wtedy gdy istnieje realizacja tej części owego "przepisu", która dotyczy zachowania struktury i uzysku energii lub wtedy kiedy struktura ta daleko odbiega od pierwotnego wzorca, wyznaczonego przez wczesną postać tego "przepisu". Uwaga dygresja: Czytelniku! Pierwsze rozdziały książki muszą być trudne. To umożliwi nam jednak przybliżenie tresci i poważne ustosunkowanie się do bestselerów dotyczących fenomenu smierci. Jednym z nich jest książka Petera Novaka pt:"Division Theory",która uzasadnia ,że duch człowieka po jego smierci dzieli się na 2 częsci "swiadomą i podswiadomą". Losy jednej z nich toczą się tak jak przewiduje teoria reinkarnacji a losy pozostałej częsci tak jak chcą tego doktryny monoteistyczne. Witryna P.Novaka dostępna jest pod adresem http://www.geocities.com/~divisiontheory/rframe.html Fizjologiczne starzenie się polega na kumulacji odmienności od wczesnej postaci tego przepisu. Wprowadzenie istotnego błędu do owego przepisu wywołuje chorobę układu żywego, gdyż prowadzi to do złego wyznaczenia struktury i jej działania. Przepis ten "upakowany" w komórce jajowej i plemniku, a dla innych form żywych także w różnych formach zarodnikowych i przetrwalniczych, określa nie tylko skomplikowaną strukturę organizmu, ale także wielopiętrowy system regulacji fizjologicznych. Kluczowym elementem proponowanej tutaj definicji układów żywych jest owa zdolność przekazania "przepisu"na strukturę organizmu, jego rozwój i funkcję do wnętrza osobników potomnych. Gdyby zdolność taką miały układy zbudowane przez człowieka, być może należałoby je uznać za układy żywe. Ponieważ więc owa zdolność "przekazania przepisu na organizm" ma znaczenie fundamentalne, warto wiedzieć co współcześnie wiadomo na ten temat. Oczywiście zagadnienie to jest powiązane z fenomenem płci oraz pojęcie tzw. pozornej śmierci. Potomek zrodzony w trybie niejako normalnym, a nie przez dzieworództwo (sklonowanie) uzyskuje wstawkę informacji pochodzącą od partnera (lub procesu nadrzędnego). Obserwując osoby będące bliźniakami jednojajowymi, możemy właśnie zdać sobie sprawę, co to znaczy nie otrzymać tej wstawki informacji. O ogólnych prawach genetyki piszę w następnym rozdziale. Piśmiennictwo (*1) Andrzej Brodziak: Jesteś nieśmiertelny - teza i zapis dyskusji o wnioskach fizyków, biologów i lekarzy wynikających z Zasady Antropicznej. Wydawca: Zakład Poligraficzny, Bytom, ul. Wolności (Piłsudskiego) 37, 1990. Dusza w kawałkach Sklonowane ciała, a dusze? Zespół kierowany przez Ian'a Wilmuta z potężnego, badającego prawa genetyki Instytutu Roslin pod Edynburgien, sklonował już co prawda owcę i krowę (*1) i wie jak to powtórzyć, ale nie wie "jakim cudem" im się to udało (*2). Zastosowano względnie prostą procedurę z zakresu metod leczenia bezpłodności. Z komórki jajowej pewnej owcy rasy 'Scotish Blackface' usunięto jądro komórkowe i w jego miejsce wprowadzono jądro komórkowe pobrane z komórki 'somatycznej' dorosłego osobnika, a mianowicie jądro z komórki gruczołu piersiowego 6-cio letniej owcy rasy 'Finn Dorset'. Tak spreparowaną, po dwakroć "sztuczną zygotę", po 6-ciu dniach hodowli w szklanej probówce, wszczepiono w stadium moruli do macicy innej owcy rasy 'Scotish Balckface'. Owca ta, po normalnym okresie ciąży wydała na świat jagniątko, któremu Ian Wilmut nadał imię Dolly na cześć piosenkarki country Dolly Parton, którą ów genetyk uwielbia. Wielu z nas nie pamięta, nie uświadamia sobie, że w zasadzie klonowanie zwierząt z wielu gatunków gromady ssaków jest realizowane już od dawna. Dopiero teraz okazuje się bowiem, że ludzie; tak jakoś; zaparli się na technologię "zdwajania" czy też "taśmowego odtwarzania" złożonych istot. Zapewne chodziło tu o rywalizację specjalistów z zakresu inżynierii genetycznej z komputerowcami, którzy już od zarania informatyki potrafili 'kopiować' złożone programy. Jak pisze Magdalena Fikus (*2): "Próby klonowania zwierząt, w tym ssaków, podejmowano już od dawna, o czym dość szczegółowo pisaliśmy 3 lata temu (patrz "Wiedza i Życie" nr 2/1994 - "Na obraz i podobieństwo swoje ..."). W wielu światowych laboratoriach żyją dziś skopiowane różnymi metodami myszy, świnie, konie, bydło, owce i króliki, a ostatnio małpki. Jeden ze sposobów klonowania znalazł nawet zastosowanie komercyjne w rozmnażaniu zwierząt gospodarskich i przynosi 10% obniżki kosztów hodowli." W dalszej części tego samego artykułu Magdalena Fikus uprzytamnia nam, że prócz względnie prostej techniki klonowania, polegającej na podzieleniu zygoty, co jest podobne do "naturalnego klonowania" w wyniku którego rodzą się "bliźniaki jednojajowe" (monozygotyczne), stosowana jest technika "podmieniania jądra komórki jajowej". Już od dawna zamieniane jest w komórce jajowej, zwanej także oocytem, haploidalne jądro ® jądrem diploidalnym, pobranym z jednej z wielu komórek rozwijającego się młodego zarodka. Ponieważ z owego zarodka można pobrać wiele takich komórek diploidalnych i umiejscowić w wielu oocytach, więc od dawna już można utworzyć 'całe stado zwierząt', które są pod względem genetycznym identyczne. Na czym polega więc "niepojęte wręcz" i niejako nie jego, nieswoje, osiągnięcie Iana Wilmuta, "zakochanego" w Dolly Parton? Otóż, jego osiągnięcie otwiera drogę do tego, aby w niezbyt odległej przyszłości (*3) pewien dorosły, bogaty człowiek w starszym wieku "wykupił sobie" w pewnej firmie biotechnologicznej "zrealizowanie osobnika, który byłby od strony genetycznej taki sam jak on". Co więcej, pewna matka mogłaby "urodzić niejako samą siebie" i zacząć wychowywać "to swoje dziecko", od czego oczywiście "włos na głowie się jeży". Mimo apeli różnych autorytetów, można znaleźć już teraz w Internecie ogłoszenia firm biotechnologicznych, które podejmują się wykonania takich zleceń, o czym pisze Dorota Gut (*5). Osiągnięcie Dolly Parton i Jana Wilmuta byłoby więc wyłącznie tragikomiczne, gdyby nie przydało się nam tutaj do znacznego przyspieszenia i szybkiego zaawansowania naszych rozważań nad istotą duszy ludzkiej, o czym próbowałem pisać już wcześniej (*4) i co ponownie jest przedmiotem niniejszego cyklu felietonów pt.: "Kompletowanie sensu". Wykonane przez Ian'a Wilmuta "na chybił traf" doświadczenie wykazało, że pewna komórka, która w planie organizmu dorosłego pełni wyspecjalizowaną już rolę, np. komórki wątroby lub gruczołu piersiowego, może zostać "odblokowana". Wszystkie blokady i 'uczynnienia', które sprawiły, że nie jest już ona komórką zygoty, lecz komórką gruczołu piersiowego albo limfocytem, mogły zostać "skasowane". Myślę, że trzeba tu uprzytomnić czytelnikom mojego felietonu, że współczesnie działanie owego, zapożyczonego od innej owcy jądra pewnej komórki także nie jest w pełni zrozumiałe. Wydano bowiem już miliardy dolarów na tzw. "Human Genomy Project", ale jak do tej pory rozeznano dopiero około 5% sekwencji nukleotydów DNA poszczególnych chromosomów ludzkiego jądra komórkowego. Tajemnicze pozostaje w szczególności DNA, które nie wyznacza syntezy białek tzw. introny (DNA niekodujące). Odblokowania genów w jądrze komórki pobranej z piersi owej rasy 'Finn Dorset' dokonało, być może, pewne tajemnicze białko, które znajduje się w cytoplazmie oocyta. Ian Wilmut podejrzewał, że takie białko istnieje! Zdołał niejako je wykorzystać, ale wcale nie zna on jego struktury, a nawet nie ma dowodów na to, że właśnie owe białko to sprawiło. Magdalena Fikus pisze na ten temat, że: "... jakieś nieznane jeszcze białka, znajdujące się w cytoplazmie, dokończyły dzieła przemodelowania genomu, rozpoczęte "głodzeniem" (--- głodzenie w trakcie hodowli "sztucznej zygoty ... - przypis). Inaczej mówiąc, "wytarły" zupełnie pamięć uprzednio zróżnicowanego, "donorowego" DNA." (*2). Ian Wilmut odniósł więc sukces dzięki "siłom sprawczym, których nie pojmuje". To stwierdzenie jest niezwykle ważne dla niniejszego wywodu. Ma ono znaczenie filozoficzne. Otóż twierdzę, że: wszystkie wielkie wydarzenia powodują pewne zdeterminowane osoby, które idąc na skróty do pewnych pożądanych przez nie sytuacji, wykorzystują pewne istniejące niejako "wcześniej" fenomeny, techniki, metody i technologie, które one same nie pojmują w pełni; które są dla nich samych tajemnicą; jakkolwiek tajemnicą, z którą lubią oni obcować. Sadzę, że jest to prawidłowość tak ważna i tak ogólna, iż dotyczy ona najważniejszych, najgłębszych dylematów filozoficznych. Proponuję rozpoczęcie omówienie tego systemowego prawa wszechrzeczy od ilustracji literacko-filmowej. Otóż proszę przypomnieć sobie treść pierwszego odcinka serialu z cyklu "Gwiezdne wojny". Jak wiadomo, w owym filmie, wyreżyserowanym przez Georgea Lucasa dla 20th Century Fox, po raz pierwszy w roku 1977; który właśnie "teraz nawrócił" istnieje postać "Księżniczki", nominowanej przez dowodzonych przez nią powstańców, którzy podejmują walkę i zwyciężają z "modelowym imperium Zła". Księżniczka i jej "rewolucjoniści" posłużyli się statkami zdolnymi do "nadświetlnych podróży międzygwiezdnych" (*6). Statków tych oni jednak nie skonstruowali. Oni po prostu ukradli je. Zabrali je inżynierom pracującym wedle rozkazów Imperatora. W czasach sztucznego, wydumanego reżymu komunistycznego zdołano wmówić setkom inżynierom, że "musimy odtworzyć samodzielnie w 'naszym obozie' technologię produkcji samochodów i komputerów". Teraz już wiemy, że jeśli ktoś chce uzyskać "efekty specjalne", np. w swoim nowym filmie lub czasopiśmie, to potrzebne do tego komputery może i musi po prostu kupić, a potem powinien zacząć tworzyć niejako "od tego pułapu technologicznego rozeznania i posiadania" owe efekty specjalne (można kupić "Silicon Graphics Co."). Co więcej, wydaje mi się, że cały nasz Wszechświat powstał poprzez działania tego typu (*7). Co prawda, mało jest osób, które tak sądzą, lecz jak już kiedyś pisałem (*7) znalazłem jeden odnośnik literaturowy do takich właśnie poglądów. Mianowicie, taki sam obraz Wszechrzeczy posiadali Fenicjanie, czyli "właściciele" basenu Morza Śródziemnego w czasach przed-kreteńskich. Wykrył to nieżyjący już R. Charroux. W jednym z najstarszych, zachowanych, spisanych tekstach ludzkości, a mianowicie w wypowiedzi Sanchoniathana na temat kosmogonii Fenicjan odnalazł on następującą wypowiedź na temat początków naszego Wszechświata. Otóż według Fenicjan: "na początku było SŁOWO", dokładniej, według nich było to jednak tak: "... chaos był nieskończony w czasie i przestrzeni, kiedy wiatr pokochał własne zasady, ... wynikło z tego połączenie i zbliżenie nazwane ... pożądaniem. ... Taka była zasada stworzenia wszechrzeczy ... Wiatr nie miał wiedzy o tym, co stworzył ... Z owego połączenia pochodziło SŁOWO ... są tacy, którzy pod tym terminem rozumieją POZOSTAŁOŚĆ ... taki był jedyny zalążek tworzenia i początku rzeczy wszelkiej ... pojawiły się zwierzęta, lecz pozbawione wrażliwości, one dały początek zwierzętom myślącym, zwanym Zafasemin, tzn. obserwatorom nieba ... kiedy tworzyło się SŁOWO, miało kształt jajka, stało się jaśniejące; stworzyło Słońce, gwiazdy i wszelkie konstelacje ..." Oswojenie się z przedstawioną powyżej tezą, że "nowe" powstaje przy pomocy niepojętego, skomplikowanego bytu, tego samego rodzaju, lecz z czasów pokolenia "n-1" jest rzeczywiście trudne, gdyż jest równoznaczne z uznaniem pewnej szczególnej opcji filozoficznej, która zakłada, tak jak to wyraził Fryderyk Nietzsche, że zachodzi "odwieczne nawracanie niemal tego samego". Innymi słowy, jest to przekonanie, że nasz Wszechświat powstał "na bazie" lub inaczej przy pomocy tajemiczych "resztek", "pozostałości" poprzedniego Wszechświata (*4,*12). Oznaczałoby to również, że nasz obecny Wszechświat posłuży do skonstruowania następnego, nowego Wszechświata, przy czym może się zdarzyć, że jego twórcy mogą nie pojmować do końca istotę "pozostałości" (*4). Rzeczywiście taka opcja filozoficzna jest, pozornie biorąc, sprzeczna z obowiązującym u nas systemem filozoficznym, który należy do "klasy opisu z tzw. 'legendą jednorazową'". Opisy Wszechrzeczy, które zajmują się jedynie "Stworzeniem Świata i Jego Końcem" i nie omawiają "nawrotu cyklu" wynikają jednak, jak mi się wydaje, z emocjonalnego skupienia się na "naszych własnych losach" (na naszej własnej sprawie) i nie są czymś zdrożnym. Są po prostu wyrazem pierwotnego przejęcia się sprawami ontologicznymi. Jeśliby zdołać jednak podwyższyć nastrój, to być może zdołalibyśmy ogarnąć myślowo również losy nie tylko nas tu i teraz, ale i naszych dusz, które "są już w niebie", no i to co się będzie z nimi potem działo. Jeśli bowiem założyć, że nie obchodzą nas następne cykle "wznawiania Wszechświata", to nie wiadomo po co i ku czemu miałoby służyć owe "odzyskiwanie pod koniec naszego życia duszy". Wracając więc "ad rem" do istotnego wątku, trzeba powiedzieć twardo, że trudno jest pogłębić rozumienie pojęcia duszy, ponad to które sprecyzował już 350 lat przed naszą erą przedchrześcijański grecki filozof Platon, jeśli nie uznać konceptu Fryderyka Nietzschego, który bodajże po raz pierwszy, już przed S. Freudem, wprowadził nie tylko pojęcie "podświadomości", ale i ową konieczność "nawrotów tego samego". Dopiero wobec założenia ewentualnych ponownych narodzin nowego Wszechświata (bądź owych nowych, licznych wszechświatów niemowlęcych S. Hawkinga) odzyskiwanie duszy jest sensowne, tzn. "ku czemuś służy". Ów wielce abstrakcyjny wywód byłby niepotrzebny, gdybym nie to, iż klonowanie zmusza do nowego zdefiniowania pojęcia duszy, gdyż trzeba umieć powiedzieć czego nie byłoby w ciałach, psychice i umysłach grupy ludzi sklonowanych. Otóż okazuje się, że jeśli pamiętać o owej pięknej od strony literackiej frazie, iż człowiek powstaje "na obraz i podobieństwo", to nasze rozważania o sposobach powstawania nowych Wszechświatów znajdują dodatkowe uzasadnienie poprzez to, iż sposób odtwarzania nas samych jest analogiczny. Już w pracy pt.: "Molekularne i informatyczne mechanizmy przekazywania genomu osobnikowi potomnemu", opublikowanej w roku 1990 (*8), podkreślałem znaczenie "płciowości". Okazuje się, że koncept duszy jest silnie powiązany z istnieniem płciowości. W owym artykule napisałem: "Oogeneza i spermatogeneza wymagają zastosowania przez wybrane komórki organizmów matki i ojca specjalnego sposobu podziału komórkowego, a więc zupełnie odmiennego sposobu działania genomu. Każda wyspecjalizowana komórka, taka jak hepatocyt czy neuron, wykorzystuje inne fragmenty podwójnej spirali DNA. Tutaj jednak wyspecjalizowana komórka dokonuje podstawowej, bardzo głębokiej zmiany zachowania, gdyż dzieli się w inny sposób. ... W wyniku takich specjalnych mejotycznych podziałów tworzone są komórki z haploidalną, czyli zmniejszoną o połowę ilością chromosomów". "Procedura odmiennego sposobu dzielenia się musi być także zapamiętana w obrębie genomu. Aby ją zastosować, pewna komórka organizmu musi niejako 'wiedzieć', że jest owocytem. Jest to jednak ogólny problem embriogenezy. Każda komórka organizmu musi niejako wiedzieć, które "miejsce ogólnego planu" wypełnia. Oznacza to, że aparat genetyczny komórki zapamiętuje informacje o tym, która generacja podziału mitotycznego zaistniała (g) oraz, być może, także dokładniejsze informacje o reprezentowanym typie tkankowym (t). To właśnie pozwala owocytowi uruchomić procedurę nietypowego, bo mejotycznego, podziału." Przenoszenie przepisu na organizm do wnętrza organizmów potomnych u większości gatunków zachodzi w trybie normalnym (a nie tak jak w trakcie procedury sztucznego klonowania), więc przez wykorzystanie fenomenu płci oraz ważnej fazy istnienia jedynie w formie rozproszonej, "pokawałkowanej" informacji. Już wtedy pisałem: "Wszędzie w przyrodzie widoczna jest naprzemienność istnienia w postaci zapisu kodowego (życie w fazie utajonej, jak np. genom w formie zarodkowej, połowa genomu w obrębie plemnika, wirus nieaktywny) oraz życie w fazie żywej, kiedy to program jest interpretowany przez rodzaj 'procesora', to znaczy kiedy zachodzi wytwarzanie struktury 'wielowymiarowej', która przejawia metabolizm i regulacje utrzymujące homeostazę. W przyrodzie ożywionej "procesorem" jest tego samego typu obiekt, a więc osobnik n-1 - tego pokolenia. Tak więc urzeczywistnienie zapisu na organizm żywy realizuje organizm matki. Należy tu jednak zauważyć, że organizm matki realizuje program owej generacji (n), bo powstały w rekombinacji genomów matki X (n-1) i innego osobnika Y (n-1). Nowe (nowy genom) powstaje więc w fazie zapisów kodowych (w utajonej fazie życia), lecz jest urzeczywistniane przez "stare". Umożliwia to 'postęp'. Procesor w przyrodzie ożywionej więc to niejako "pochodna" wcześniejszej wersji programu. Aby więc otrzymać bardziej złożoną formę istnienia konieczna jest owa faza istnienia utajonego (faza pozornej śmierci) w postaci zapisu kodowego". "W tej właśnie formie możliwe jest stosowanie zasady płci (rekombinacji poprzednich wersji programów oraz zachodzenie mutacji i podstawień, dokonywanych przez tzw. odwrotną transkrypcję, np. przez retrowirusy). Zmiany 'zapisu kodowego' uzyskane w fazie utajonej pochodzą z dwóch źródeł, od osoby płci przeciwnej oraz od procesu nadrzędnego (owe mutacje)." Jakkolwiek 'przepis na organizm' tkwi we wnętrzu pewnego organizmu, jednak jego przekazanie do osobnika potomnego jest składową procesu nadrzędnego, który zabezpiecza trwanie życia i rozwój jego form. Ów proces nadrzędny sprawia, że zachodzi powtarzanie się złożonego cyklu życiowego. U ludzi cykl ów to istnienie początkowo jedynie w formie osobnych gamet, potem w formie zygoty, a później w formie zarodka, płodu i postaci dorosłej. Nie wszystkie formy (stadia) owego cyklu życiowego zawierają pełną informację o strukturze i funkcji osobnika. Istnienie w formie osobnych gamet i długotrwałe trwanie w tej formie (zachodzą wtedy mutacje) jest równie ważne jak istnienie w formie zygoty czy też zarodka. Odmienność i przyrost (postęp) ewolucyjny pochodzi więc od procesu nadrzędnego, który jednak, aby zadziałać, potrzebuje istnienia (trwania) w rozproszonej formie niejako "nieżywych jeszcze" gamet. Ten naturalny sposób przekazywania życia wykorzystujący "fenomen płciowości" (w odróżnieniu od klonowania) wymaga jednak odwołania się do innego złożonego fenomenu o charakterze już zupełnie niemateriałnym, gdyż o naturze psychicznej, a mianowicie do fenomenu pożądania. Do problemu płciowości wrócę więc jeszcze w następnych rozdziałach, w których będę chciał się zmierzyć już z mniej materialnymi bytami nazywanymi powszechnie świadomością i psychiką. Już drugi raz okazuje się, że próbę głębszego zrozumienia istoty duszy pewnego człowieka trzeba na razie oddalić, gdyż wprowadzony do tej pory aparat pojęciowy jest jeszcze niekompletny i zbyt "słaby". Piśmiennictwo (*1) Artykuł redakcyjny pt.: "Sygnały - co nowego w biotechnologii". Wiedza i Życie , 1997, nr 6, s. 9 (opracowanie wg "Nature-Biotechnology", 1997, nr 3). (*2) Magdalena Fikus i Joanna Nurkowska: Sukces w owczej skórze. Wiedza i Życie, 1997, nr 5, s. 12-18. (*3) Zbigniew Basara, koresp. z Nowego Yorku pt.: "Clinton o klonowaniu - zwierzęta tak, ludzie - nie - pięcioletni zakaz klonowania ludzi zaproponował prezydent USA Bill Clinoton". Gazeta Wyborcza, 11.06.1997, nr 134.2427, s. 2. (*4) Andrzej Brodziak: Fizyka czasoprzestrzeni i teoria algorytmów kreujących a zapatrywania na losy człowieka po śmierci. Rozdział XI książki "GWIAZDY i TY", Wydawnictwo SPAR, Warszawa 1995 (ul. Żurawia 47, tel. (022) 6300664). Książka dostępna także w głównych bibliotekach naukowych oraz przez polecenie internetowe: ftp://infomed.slam.katowice.pl/pub/Medic/gwiazdy.zip (*5) Dorota Gut: Opatentuj swoje DNA - Obyczaje - Klonowanie w Internecie. Gazeta Wyborcza - Dodatek "Komputery i Biuro", z dnia 24.06.1997, s. 12. (*6) Lawrance M. Krauss: Fizyka podróży międzygwiezdnych. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1996. (*7) Andrzej Brodziak: Obraz maszyny niebieskiej z roku 0001, 1000 i 2000 - czyli teoria o tym jak zrozumieć nowe wojny z innowiercami. Rozdział IX książki "GWIAZDY i TY", Wydawnictwo SPAR, Warszawa 1995 (ul. Żurawia 47, tel. (022) 6300664). Książka dostępna także w głównych bibliotekach naukowych oraz przez polecenie internetowe: ftp://infomed.slam.katowice.pl/ pub/Medic/gwiazdy.zip (*8) Andrzej Brodziak, Małgorzata Muc-Wierzgoń: Molekularne i informatyczne mechanizmy przekazywania genomu osobnikowi potomnemu. Pol. Tyg. Lek., 1990, 45(38-39): 767-771. (*9) Frank J. Tipler: The Physics of Immortality. Mordern Cosmology, God and the Resurrection of the Dead. An Achor Book - Doubleday, Now York, 1995. (*10) Pierre Teilhard de Chardin: Zarys Wszechświata personalistycznego. Wydawnictwo PAX, Warszawa, 1986. (*11) Andrzej Brodziak: Narodziny człowieka jako zakończenie teletransmisji w paśmie (poza)elektromagnetycznym. Rozdział VIII książki "Gwiazdy i Ty", Wydawnictwo SPAR, Warszawa 1995 (ul. Żurawia 47, tel. (022) 6300664). Książka dostępna także w głównych bibliotekach naukowych oraz przez polecenie internetowe: ftp://infomed.slam.katowice.pl/pub/Medic/gwiazdy.zip (*12) Andrzej Brodziak: Jesteś nieśmiertelny - teza i zapis dyskusji o wnioskach fizyków, biologów i lekarzy wynikających z Zasady Antropicznej. Wydawca: Zakład Poligraficzny, Bytom, ul. Wolności (Piłsudskiego) 37, 1990. CZY WIERZYSZ W DUCHY? Czy wierzysz w duchy? Większość osób odruchowo i szczerze odpowie "że nie", i dopowie nawet, że stara się myśleć racjonalnie i nie wierzy w żadne nawiedzone gadanie i inne tego typu bajki. Odpowiedzi takiej udziela również większość osób wierzących! Gdy zwrócić im uwagę, że wiara w Boga tu u nas wiara w Ducha Świętego oraz Dwie Osoby, które mają charakter niematerialny (duchowy), następuje konsternacja i na ogół milczenie. Przy próbach wznowienia rozmowy pada uwaga: "Prawdą jest, że wiara w Boga to wiara w Ducha, ale jednego, potężnego, który patrzy na nas wszystkich. Gadanie o innych jakiś duchach to herezja.". Jeśli ktoś z Państwa nie wierzy, że taka będzie reakcja to proszę powtórzyć test na osobach najbliższych. Ten sam test można wykonać również na osobach niewierzących. Mam ciocię materialistkę (prócz wujka księdza). Już w latach 60-tych próbowałem jej tłumaczyć, że program komputerowy jest duchem, gdyż jego istota jest niematerialna. Ciocia, będąc z wykształcenia lekarzem nie mogła pojąć na czym polega moja mrówcza praca naukowa przy ciągle nowych, następnych programach, skoro komputery są od tego aby liczyły i przetwarzały informacje. Dopiero po kilku latach znalazłem radykalny sposób, aby każdego rozmówcę przekonać, że 'duchy istnieją'. Mianowicie, w pierwszych 10-ciu minutach rozmowy o duchach, świadomości i duszy, uczę każdego z rozmówców ... programowania komputerów. Powiecie Państwo, przecież to niemożliwe, aby nauczyć się programowania komputerów w 10 minut. Tak sądzili także moi studenci, którym "na internie" musieliśmy uświadamiać, co znaczy objaw lekarski "stracić świadomość". No więc zaczynamy! każdy komputer składa się z: (1) urządzeń wejściowych, takich jak klawiatura, czytnik dyskietek, itp., (2) urządzeń wyjściowych, takich jak monitor (ekran), drukarka, głowica pisząca na dysku, (3) układów pamięciowych (twardy dysk, stacje dysków, pamięć operacyjna) oraz (4) procesora i (5) tzw. sterowania. Procesor w zasadzie jest "maszyną do dodawania". Do liczby zawartej w swoim wewnętrznym rejestrze może on dodać liczbę pobraną z którejś z komórek pamięci. Każde działanie matematyczne w końcowej fazie, w "praktyce wyliczeniowej" sprowadza się do dodawania. Proszę bowiem zauważyć, że mnożenie to uogólnione dodawanie, odejmowanie to 'specjalny rodzaj dodawania' (kręcenie korbą archaicznej maszyny cyfrowej wstecz). Dzielenie jest uogólnieniem odejmowania! Wyliczanie całki oznaczonej to także dodawanie 'prostokącików' wpisanych np. do okręgu lub innej figury geometrycznej. Procesor jest więc prostą maszyną, ale potrafi zrealizować wyliczenia określone przez dowolny wzór matematyczny, np. taki jak wzór na powierzchnię koła, tzn. P=pr2, o którym uczyliście się Państwo w szkole. Omawiając budowę, czyli hardware komputera, trzeba wspomnieć jeszcze o sterowaniu. Otóż wszystkie wyliczone wyżej elementy: procesor, pamięć, wejście i wyjście połączone są tzw. "sterowaniem". Sterowanie znajduje się w tym samym "chip'ie" (kostce) co procesor. Jeśli włączyć zasilanie i nacisnąć klawisz ENTER to sterowanie dokona takich połączeń, że "weźmie pierwszą instrukcję programową, najważniejszego programu, jaki jest w pamięci komputera, i wykona ją. Instrukcja taka może nakazywać w zasadzie tylko 3 typy rozmaitych działań, a mianowicie (1) przesłać coś, tzn. wziąć coś z urządzenia wejściowego i wprowadzić do pamięci, i analogicznie, coś z pamięci przesłać do procesora, 82) policzyć coś, (3) wysłać coś z procesora; bądź z pamięci do urządzenia wyjściowego; przy czym może to być wyświetlenie czerwonej plamki w lewym górnym rogu ekranu lub odegranie tonów do-re-mi-fa-so-la na głośniku komputera. Konsekwentnie będą pobierane i wykonywane następne instrukcje ze stosu stanowiącego program, a więc pewien zamysł działania. Opisaliśmy więc już strukturę 'twardą' komputera, czyli hardware (żelastwo). Na westernach w miasteczkach bronionych przez dobrych szeryfów przed złymi kowbojami, prócz saloon'ów często można było dostrzec sklep, przy głównej alei oznaczony napisem HARDWARE; gdzie można było kupić pługi, pistolety, noże, kłódki i różne śruby. Teraz możemy więc przystąpić już do opisu software'u (struktury miękkiej), czyli oprogramowania. Największą wyprzedaż 'duchów' prowadzi najbogatszy człowiek świata, tzn. Gates, właściciel firmy MICROSOFT. Powiecie Państwo, ależ on sprzedaje dyskietki. No i właśnie w ten sposób od razu jesteśmy 'przy meritum' sporów o duchy. Otóż, według współczesnego stanu wiedzy, owszem Gates sprzedaje 'duchy', ale aby sprzedać 'jedną jego kopię' potrzebuje on nośnika materialnego, tzn. jeśli nie zwykłej dyskietki, to CD-ROM'u lub taśmy magnetofonowej albo przynajmniej papieru. Część z czytelników nastawionych bardziej idealistycznie przypomni sobie, że już na początku lat osiemdziesiątych tzw. "Rozgłośnia Harcerska" nadawała programy komputerowe dla właścicieli komputerów typu Sinclair i Commodore przez radio, a teraz, współcześnie, w dobie Internetu, większość danych komputerowych nadchodzi z 'Kosmosu', poprzez radio-antenę i stację w Psarach lub stację pod Bielskiem, której antena wycelowana jest w satelitę telekomunikacyjnego Orion, wiszącego na polskim niebie 15o nad horyzontem. W ten sposób przesyłamy 'duchy' do przeglądarek Yahoo, Webcrawler i Alta-Vista. Zagadnienie jest więc ciekawe! Czy duch, czyli 'zorganizowana informacja' zawsze potrzebuje nośnika materialnego, skoro wystarczą mu nawet jedynie fale elektromagnetyczne. Tu muszę wrócić do owej obietnicy 'szybkiego kursu programowania komputerów'. Otóż każdy z nas w sposób intuicyjny może opanować oprogramowanie i obsługę komputerów w ciągu kilku minut, gdyż każdy z nas przez całe lata w szkole podstawowej i w szkołach następnych uczył się wielu wzorów matematycznych. Większość programów określa właśnie: (a) jakie dane będą wprowadzane i gdzie je należy umieścić w pamięci komputera, (b) co należy według tych danych wyliczyć, (c) w jakiej formie dane te należy wyprowadzić. Z grubsza biorąc, 'wprowadzić' to instrukcja typu 'INPUT', policzyć to instrukcja typu wzór matematyczny, np. P=pr2, a instrukcja wyprowadzić np. w języku BASIC to 'PRINT' lub w innych językach 'OUTPUT', itp. Wiele programów zawiera prócz tego instrukcje 'rozwidlające' różne przewidywane sposoby liczenia, bądź 'zachowania się komputera' typu IF ... THEN ... oraz instrukcje nakazujące powtarzanie pewnego 'wyliczenia aż do skutku' zwane we wszystkich językach programowanie instrukcjami 'FOR'. Program grający w szachy, wprowadzony przez zespół naukowców i programistów, opłaconych przez koncern IBM, do pamięci komputera DEEPER BLUE zawierał właśnie wiele, całe stosy instrukcji typu IF ...THEN ..., tzn. instrukcji określających, co zrobić gdy przeciwnik postawi 'królową' na polu A4. Oczywiście zanim sterowanie "dotrze do instrukcji wykonującej 'ruch odwetowy" program sprawdza położenie figur na wszystkich polach szachownicy, a więc na pewno w programie zastosowano instrukcję FOR I=1 TO 64 ... itd. Inne szczegóły nie są nam tutaj potrzebne do naszych rozważań nad sposobami na nieśmiertelność duszy. Trzeba jedynie odnotować, że DEEPER BLUE - ów komputer, który pokonał szachowego mistrza świata Gari Kasparowa, to: (1) żelastwo (hardware) i (2) stos instrukcji programowych wprowadzonych do jego pamięci przez pracujących przy nim ludzi. Czy taki właśnie 'program komputerowy', spisany początkowo na papierze, potem 'wstukany' z klawiatury do pamięci operacyjnej, przeniesiony później na twardy dysk i przepisany na dyskietkę to duch czy nie? Proszę zauważyć, że ów program istniał początkowo jedynie (ale jednak) w zamyśle pewnych ludzi, potem mogliśmy 'opowiedzieć o nim' programistom, którzy kierując się wytycznymi naukowców i mistrzów szachowych zapisali go zapewne najpierw na papierze, a potem 'wstukali' do pamięci komputera, czyli 'żelastwa' zawierającego procesor. Daje się więc zauważyć następujące niezbite oczywistości: (1) Istota programu nie zależy od nośnika materialnego. Można go wyrazić na różne sposoby i zarejestrować na różnych nośnikach materialnych. (2) Program ('duch') jest po to, aby określić działanie pewnego procesora. (3) 'Jak na razie większość nowych programów musi się pojawić' najpierw w zamyśle pewnej świadomej osoby. Dalsze ważne dla nas tutaj 'oczywistość' to to, iż komputer DEEPER BLUE jest w zasadzie nieśmiertelny, gdyż jego hardware może być odtwarzany, powielany w wielu kopiach, przez firmę IBM, a jego software może być przechowywany i sprzedawany na wielu dyskietkach CD-ROM. Jedną taką "sklonowaną" kopię hardware'u i software'u mogą kupić sobie szachiści rosyjscy, a drugą szachiści niemieccy. Co więcej, współcześnie jest już wiele programów 'chodzących' na różnych, dowolnych maszynach (np. te, które są napisane w językach internetowych JAVA i HTML), więc być może całej szafy DEEPER BLUE nie trzeba kupować. Ale jak jest z nieśmiertelnością pokonanego Gari Kasparowa i innych ludzi? Aby przybliżyć się do istoty różnicy "duchowości" komputera i "duchowości" człowieka zacytuję jeden z wcześniejszych swoich tekstów. Jest to fragment opowiadania s-f pt.: "Czerwono, pomarańczowo, niebiesko". Akcja tego opowiadania przewidywała konieczność szybkiego opracowania sposobów na "rejestrowanie psychiki człowieka", w związku z szybkim zbliżeniem się "śmierci czasoprzestrzeni", co jak się okazuje jest rozważane ostatnio także przez innych autorów (vide artykuł Leonarda Susskinda pt.: "Czarne dziury i paradoks informacji. - Co dzieje się z informacją, gdy materia ulega zniszczeniu w czarnej dziurze?", Świat Nauki (Scientific American), 1997, 6, s. 40). W opowiadaniu tym, aby zaproponować przyszłościowy sposób rejestrowania "psychiki człowieka" trzeba było pokrótce wyjaśnić "jak zbudowany jest mózg?". Ta część opowiadania nie jest tekstem s-f. Jest to kwintesencja współczesnej wiedzy neurofizjologicznej. Warto się więc skupić, gdyś będzie to potrzebne, aby zbliżyć się do istoty fenomenu świadomości. * * * - Panie i panowie. Dla zrozumienia naszego problemu przypomnę kilka faktów o funkcjonowaniu mózgu ludzkiego. Znowu zastosował to swoje "wielokanałowe wyjaśnianie równoległe". Na ekranie wyświetla film obrazujący działanie kamery telewizyjnej, która rozkłada obraz na tysiące plamek czarnych i białych, dokonując tego wiele razy na sekundę. Jednocześnie wstał i rysuje sieci neuronalne. Wygląda to stąd jak ażurowa budowla, o wielu rozchylonych wieżach, wybudowanych na wspólnej podstawie. - Podstawa tej sieci to komórki receptorowe, np. siatkówki lub skóry. Robią one to samo co kamera telewizyjna. Wyższe piętra tej sieci to neurony, wysyłające wypustki w różnych kierunkach. Synapsy czyli połączenia między wypustkami neuronów ustawiają dla płynących z dołu impulsów różny opór. Opory te po części są wrodzone, po części są nastawiane w trakcie uczenia się. Cała maszyneria wnętrza pojedynczego neuronu służy głównie po to, aby utrzymać bądź zmieniać wartość nastawianych oporów synaptycznych. Światło na sali ponownie przygasa. Na ekranie pojawiają się rysunki pokazujące jak to w niższych warstwach owej sieci rozpoznawane są "plamki", w wyższych "linie" o różnym nachyleniu, w jeszcze wyższych "skrzyżowania linii", a następnie jeszcze wyżej litery, sylwetki osób, ich twarze, przedmioty codziennego użytku. - Wytworzenie przez synapsy opóźnień czasowych pozwala neuronom z jeszcze wyższych warstw sieci rozpoznawać sytuacje, czyli czasowe sekwencje rozpoznawanych niżej obiektów. Zbiór takich, a nie innych oporów synaptycznych pewnego neuronu, stanowi ślad pamięciowy obrazu lub sytuacji, na którą wyczulony jest dany neuron. Neurony pola ruchowego mózgu pamiętają z kolei schemat ruchów, czyli kolejność elementarnych skurczów poszczególnych mięśni. Wypustki tych neuronów biegną w dół. Ślady pamięciowe wykorzystywane są w trakcie procesów myślowych ... - Państwo zapewne wiedzą, że od około dwustu lat potrafimy wytwarzać elementy, spełniające rolę neuronów. Od niedawna potrafimy odtwarzać je także w technologii węglowodanowo-białkowej. W automaty androidalne, które obsługują większość statków kosmicznych, ładujemy 10.20 miliardów tych artineuronów ... W trakcie naszych badań spostrzegliśmy jednak pewną nową możliwość. Dla rozwiązania wątpliwości weszliśmy we współpracę z neurofizjologami i innymi specjalistami. Pomysł okazał się dobry. - Jaki pomysł? - zapytała Alis. Alis, tak jak i Alicja z Krainy Czarów ma, jak widać, podwyższoną zdolność koncentracji uwagi. Z definicji oznacza to, że ma podwyższony poziom energii psychicznej. - Proszę Państwa. Polega on na tym, że ślady pamięciowe neuronów pewnego człowieka traktujemy jako ludzki software, oprogramowanie. Fizycznie biorąc, jest nim zbiór, tak a nie inaczej nastawionych oporów synaptycznych. Owe ludzkie oprogramowanie inni wolą nazywać psychiką, a nawet duszą. - Głupoty - wrzasnęła nagle, bez proszenia o głos, Phoebe, moja siostra, która siedzi po drugiej stronie sali. Nie wiem co jej się dzisiaj stało, bo ona przecież wie i aprobuje to co powiedział Nal. Chyba chodzi jej o tę duszę. Nal wstał, przeszedł się kilka razy wzdłuż stołu, spoglądając kilka razy na słuchaczy. - Chyba wszyscy z państwa zastanawiają się w tej chwili, czy oprogramowanie to da się przepisać, zmagazynować jakoś i w razie potrzeby odtworzyć, tak jak na przykład można zdjąć programy, chociażby z dysków magnetycznych archaicznego komputera i przepisać je na inny dysk. Otóż proszę państwa, da się to zrobić. Właśnie nad tym Xana pracowała od 10 lat. Eksperymentowaliśmy na małpach. Początkowo zdjęcia software dokonywaliśmy u zwierząt w pierwszych minutach po śmierci, po dokładnym ufiksowaniu głowy. Potem możliwe to było również za życia. Konieczne są dwie odmienne, dość złożone sekwencje badania tomograficznego głowy wg metody nuklearnego rezonansu magnetycznego. Biochemicy posługiwali się nimi dla ustalenia składu chemicznego organizmów żywych, bez naruszenia ciągłości ich powłok. Metody te stały się potem podstawą diagnostyki w medycynie. Od 20 lat precyzja tomografii MR stała się tak duża, że można ustalić rodzaj połączeń neuronalnych i nastawienie synaps. Uwaga! Przedstawiona tu "fantastyczna" przyszłosciowa możliwosć stała się całkiem realna, w wyniku prac nad tzw. "Radiation Induced Fermion Resonance".Jest to technika zbliżona do NMR-u lecz umożliwiająca ustalanie składu chemicznego w strukturach tak małych jak synapsa. Podstawy RFR opracował Dr M.W.Evans, z Alpha Foundation, 82 Lois Lane, Ithaca, NY 14850,USA. Jak wspominał mój przedmówca, różnice w działaniu synaps wynikają z różnego nagromadzenia w nich tzw. neurotransmiterów. Emitowane i rejestrowane promieniowanie jest tak dobrane, że wykrywa właśnie te różne stężenia neurotransmiterów w poszczególnych synapsach. Możliwe jest więc zarejestrowanie ich stanów. Konieczne są dwa cykle. Pierwszy cykl badania dostarcza informacji o tym, jakie są u danego zwierzęcia połączenia między neuronami. Otrzymywane dane pozwalały na natychmiastowe odtwarzanie tych połączeń, w przygotowanej już zawczasu sieci, zbudowanej z artineuronów. Faza ta odpowiada odtwarzaniu hardwaru mózgu małpy. Drugi cykl wodzenia o nieco innej charakterystyce ustalał, jak nastawione są opory synaptyczne tych połączeń. Pozwalało to na identyczne ustawienie ich w sieci zbudowanej z artineuronów. Drugi cykl wodzenia odpowiada właśnie zdjęciu, lub inaczej mówiąc, przepisaniu oprogramowania mózgu małpy. Tworzone w ten sposób automaty przekazywaliśmy zespołowi psychologów i zoologów. Porównywali oni zachowanie się automatów z zachowaniem się małpy, której pobrano "duszę". - Rezultaty były ... - Idiota - wrzasnęła Phoebe. - ... szokujące i jednocześnie bezsporne. Od strony "intelektualnej" automat był wierną kopią małpy. Od tego momentu poszukiwaliśmy dość długo różnych grup badawczych, które zajmowały się rejestracją słabych prądów i słabych zmian pola elektromagnetycznego tzn. specjalistów od tzw. elekroencefalografii i magnetoencefalo-grafii. Później dokooptowaliśmy zespół ekspertów od dalekosiężnej łączności międzyplanetarnej. Okazało się, że zmiany pola elektromagnetycznego, wywołanego przez impulsy elektryczne biegnące wzdłuż wypustek neuronów i przekazywane z różną siłą przez synapsy także dają się rejestrować. Zdjęcie oprogramowania ludzkiego, zmagazynowanie go i wpisanie go do głowy automatu androidalnego stało się możliwe za życia człowieka bez jego wiedzy i z pewnej odległości. Odległość ta nie może być jednak zbyt duża, a człowiek musi pozostawać we względnym bezruchu. W tej chwili ze swojego miejsca zerwał się Minister Dankerk i wrzasnął: - Mam dość tego. Po jakie licho te nieludzkie eksperymenty? Nal przerwał, zrobił dużą pauzę i głośniej niż poprzednio powiedział: - Bo to jest sposób na nieśmiertelność. - Najbardziej prymitywny - głośno powiedziała Phoebe. Co jej się stało. Nigdy do tej pory nie była taka impulsywna, gorzej, niegrzeczna. Coś ją dzisiaj nosi. Eltana w zamyśleniu kiwa głową. Pada pierwsze pytanie: - Dobrze. Więc co proponujecie. Co zrobilibyście z tym, gdyby wam dać wolną rękę. Polecam: "Jaycee mów". Na ekranie pojawia się astronawigacyjna mapa Galaktyki. Jednocześnie Jaycee zbiega na dół. Mogłaby mówić z miejsca, ale widać chce się pokazać ... - Państwo wiedzą, że znamy już pierwszą planetę, która jest podobna do planety Ziemi. Nasze sondy ustaliły, że rozwija się tam gatunek, który można by określić człowiekiem neandertalskim. Otóż wystarczyłoby polecieć tam i dokonać małej korekty genetycznej i wtedy zaczną rodzić się tam ludzie nowocześni, niemal tacy sami jak "Homo sapiens sapiens". Można by wtedy implantować im do głów nasze "dusze", Moglibyśmy się wtedy tam przenieść. Do głosu tym razem grzecznie zgłosiła się Phoebe. Przewodniczący pozwolił je mówić. - Od początku posiedzenia nie potrafię ścierpieć mylenia pojęć psychiki ducha i duszy. - A jaka to różnica? - zapytała Jaycee - Po tym całym waszym gadaniu łatwo to wyjaśnić. Można się umówić, że "psychika" to zbiór wag synaptycznych neuronów mózgu pewnego człowieka, który wyznacza jego sposób patrzenia i działania, jego poglądy. A więc dobra! Niech te synapsy, a raczej ich konkretny stan, to "software", to oprogramowanie, to psychika człowieka, ale to niewiele ma wspólnego z duszą człowieka. - A co to jest według Ciebie dusza? - Zaglądnij do różnych ksiąg dużych religii monoteistycznych. Tam w zasadzie jest to określone dobrze. - Nie mogłabyś powtórzyć? - Po pierwsze. Jak zapewne czytałaś, dusza jest czymś trwalszym, czymś ważniejszym niż ciało człowieka, czymś niezależnym nawet od jego mózgu, czymś niematerialnym. - Psychika też jest czymś niematerialnym. Przecież to tylko zbiór danych, zbiór informacji, informacji określających czy takie lub inne synapsy są ustawione na "tak" czy na "nie" - powiedziała Jaycee. - Zgoda, taki zbiór informacji jest czymś niematerialnym, ale potrzebuje nośnika materialnego, albo neuronów albo dyskietki, od biedy taśmy magnetofonowej. - A dusza? A duch człowieka? - Duch człowieka też musi być spisany i zarejestrowany, ale nie potrzebne są do tego takie prymitywne nośniki materialne, wystarczy "czasoprzestrzeń". - Słuchaj, wiem że od 1912 roku kołacze się po głowach to pojęcie, ale ludzie do tej pory go nie przyswoili, toteż jest ono mało przydatne do jakichkolwiek wyjaśnień. - No to posłuchaj! Każdy z nas uznaje przynajmniej trzy wymiary przestrzeni, to znaczy w prawo, w przód i do góry. Uznaje dlatego bo ma wbudowane w uchu trzy półkoliste przewody narządu równowagi, natomiast gorzej z czasem, gdyż jest on odnotowywany, namierzany przez występowanie nowych wydarzeń przez część mózgu zwaną hippokampem. - A co to jest nowe wydarzenie? - No wiesz, to jest tak: gdyby tu teraz "wpadł na salę tygrys i powywracał te fotele" to byś chyba zapamiętała to jako nowe wydarzenie. - Ym-hym! Rozumiem, to jest to, czego do tej pory jeszcze nie przeżyłam! - No właśnie, wyobraź sobie, że ktoś całe życie chodzi za tobą z kamerą video i nakręca wszystko co robisz. Taki film będzie miał początek, środek i koniec, i te metry tej taśmy, te metry to jest odpowiednik czasu. - No, ale nikt za mną z kamerą video nie chodzi, nikt nie rejestruje mojego życia. - Wydaje Ci się! Czasoprzestrzeń rejestruje! Przecież nikt z fizyków tego nie kwestionuje, że przeszłość istnieje nadal. To co robiłaś w przeszłości, tam istnieje! Tam to jest zarejestrowane! - No, ale tam się nie da zaglądnąć. - To zależy co kto potrafi, to zależy od dostępnej technologii. - Ale miałaś powiedzieć czym jest duch człowieka! - Duch człowieka to ten skrawek czasoprzestrzeni, w którym Ty tkwisz. - A co po mojej śmierci? - Cylindryczny, jakkolwiek poskręcany skrawek, zaczynający się od punktu Twojego poczęcia, rozszerzający się w trakcie Twojej coraz większej, czasem żywiołowej aktywności, na starość zawężający się i kończący się punktem śmierci, który odpowiada instrukcji programu komputerowego END. - Teraz rozumiem! Program zostaje!! zawiesił tylko swoje czynności, ale można go na nowo uruchomić. - No właśnie. Trzeba byłoby tylko wiedzieć jak to zrobić, no bo jak wiesz "wiedzieć to móc". - A Ty wiesz? - Ja tu nie jestem sama. Mój szef wie! ... - Na polecenie szefa Centrum Astrofizyki - mówi młody człowiek, z ogoloną do skóry głową, który stanął przy prawym stole - podamy dane, które zostały uznane jako ściśle tajne. Otóż powszechnie znane wyliczenia astrofizyków są błędne. Mamy niezbite dowody na to, że za 100 lat nasze Słońce stanie się "gwiazdą supernową". Zamiast czerwono będzie bardzo niebiesko. Nie muszę chyba mówić, że również bardzo gorąco. Potem, państwo o tym wiedzą, wszystko razem z nami wystygnie już definitywnie. Całość tego co tu widzimy ktoś nazwie "czarną dziurą", z której już nic nie wydostanie się na zewnątrz. Ale jest szansa. Znamy sposoby na modulację wiązki promieniowania, jaka wtedy, gdy będzie bardzo niebiesko przez kilka tygodni, pójdzie we Wszechświat, jak wiadomo w pionie względem dysku akrecyjnego. To promieniowanie może nieść dane o przepisach na wyrośnięcie glonów, trawy, zwierząt i nas. Może nieść również "nasze psychiki". trzeba byłoby podjąć jednak pewne decyzje, dotyczące także bliskich nam osób ... - Co oni mają tu do rzeczy? - Musimy uzyskać zgodę, więc Phoebe mów! - Wiele mówiono tu dzisiaj o wchodzących w grę technikach, zapewniających lepsze lub gorsze formy nieśmiertelności. Pomysły te podzieliłabym według konceptu "bóstw różnej mocy". Klonowanie, a potem odnotowanie genomu człowieka i odnotowanie go na dyskietce to możliwość "Bóstwa Io". Na Gei pojawiła się ona w latach 2010-2030. Odnotowanie psychiki człowieka i ładowanie jej do "czystych i pustych androidów" to możliwość "Bóstwa IIo". Przedstawili nam ją dzisiaj właśnie ludzie z Instytutu Xana. W zasięgu ręki widać już jednak możliwości "Bóstwa IIIo". Potrafi ono zaglądać w czasie w przeszłość i wynajdywać tkwiące tam, zamrożone niejako duchy ludzi, ślady po ich istnieniu. Taki zapis ludzkiego istnienia lepiej nadaje się do odzyku i przesyłu w inny punkt czasoprzestrzeni, gdyż jest niejako zakończony i sprawdzony. Ma poza tym jeszcze jedną zaletę. Zakończony duch człowieka wyznacza przejścia do innych ludzi. W czasoprzestrzeni, po stronie przeszłości łatwo więc odnaleźć inne tkwiące tam duchy. Po prostu tam jest odpowiednik tego, co toczyło się za życia na wskutek wiązania ludzi przez fenomen miłości, fenomen, który ich zaczepił w większe układy pamiętające i działające. Struktura Świata po stronie życia, to nie osobni ludzie, osobne nie komunikujące się cegiełki, mity i legendy osobiste i społeczne. Po stronie zamrożonej, po stronie śmierci, nie zostają "osobne duszyczki", lecz powiązania ze sobą sieci duchów, na wzór wyuczonej sieci neuronalnej, pozornie nieczynnej, która jednak "szturchnięta od góry" uczynnia się, wpada w drgania, przypomina sobie coś, realizuje pewne "wyobrażenie". Ta siatka duchów to po prostu pamięć, to po prostu DUCH ŚWIATA ..." Te fragmenty opowiadania na razie nam wystarczą! Resztę można odnaleźć w mojej książce. Przytoczone fragmenty, wydaje mi się, dobrze ilustrują koncept "coraz bardziej subtelnych nośników informacji": dyskietka, powietrze (to dla duchów włóczących się po lasach, jeśli ktoś potrzebowałby je "skonstruować"), fale elektromagnetyczne, czasoprzestrzeń. Powstaje jednak pytanie, czy jest jeszcze bardziej subtelny nośnik informacji aniżeli czasoprzestrzeń. W trakcie naszych rozważań wyłonił się także ponownie fenomen płciowości, a nawet miłości, co jest zagadnieniem jeszcze trudniejszym. W ten sposób zbliżyliśmy się nieco do fenomenu świadomości i fenomenów powstających na bazie różnic w duchowości kobiety i mężczyzny, bez których nie istniałby niezbędny w naturze fenomen pożądania. Czy Wszechświat wie że istnieje? Czy zarodek ludzki wie że istnieje ? Kiedy embrion Świata odzyska świadomość? We wtorek 6 maja 1997 roku gazety doniosły "Krzem pokonał białko", "...komputer Deeper Blue pokonał szachowego mistrza świata Gari Kasparowa w drugiej partii meczu w Nowym Jorku. Według komentatorów Deeper Blue rozegrał najlepszą partię szachów w historii komputerów. Stan meczu 1:1..." (* 1). W piątek (9 maja 1997) gazety doniosły "Kasparow - komputer 2:2" "Wczoraj w Nowym Jorku Kasparow, grając białymi, po raz drugi zremisował. Przed rywalami jeszcze dwie partie. Ich wynik przesądzi o podziale nagrody 1,1 mln dolarów, z której zwycięzca ma otrzymać 700 tys.dolarów" (*2). W dniu 13 maja 1997 r. następny wtorek; w pechowy dla przeciwników "sztucznej inteligencji" wtorek gazety doniosły: "Szach mat. Enter". "... Deeper Blue wygrał z szachowym mistrzem świata Gari Kasparowem nie dlatego, że lepiej gra w szachy. Wygrał bo jest komputerem, a więc nie ulega presji, nie denerwuje się, nie poci się, również nie skacze z radości. Nawet nie wie, że wygrał..." (*3). Reporter Gazety Wyborczej owego pechowego 13 czerwca 1997 (*3) rozpoczyna ciekawą relację z wydarzeń od słów: "Nowy szachowy mistrz nawet nie wie, że wygrał" Relacjonując przebieg wydarzeń Stefan Gawlikowski (*3) pisze dalej: "Gari Kasparow stwierdził, że ma dość. Po zaledwie 62 minutach od rozpoczęcia szóstej partii, po ledwie 19 posunięciach, poddał grę. A tym samym przegrał cały mecz. Pierwszy przegrany mecz w jego życiu. I to przegrany z komputerem - wyprodukowanym przez koncern IBM, superpotężną maszyną Deep Blue (vel Deeper Blue, dla odróżnienia od poprzedniej wersji, z którą Kasparow grał rok temu)". "Po zakończeniu meczu Kasparow był wściekły. Po części na siebie, po części też jednak na swego komputerowego oponenta. Tu nie chodziło o szachy - powiedział na konferencji prasowej tuż po zakończeniu meczu. - Tu nie chodziło o naukę. Tu chodziło tylko o jedno: o pokonanie Garri Kasparowa". "Deep Blue przystępował do gry z Kasparowem z uprzywilejowanej pozycji. Znał bowiem na pamięć tysiące partii rozegranych przez mistrza świata. Tymczasem Kasparow nie wiedział nic o metodach gry i preferowanych strategiach swego oponenta". Dalej Stefan Gawlikowski zauważa: "Za to partię drugą komputer rozegrał fenomenalnie, łącznie z jednym wyjątkowym posunięciem, które zadziwiło Kasparowa - i w efekcie doprowadziło do niepotrzebnego poddania przez niego partii. Mistrz świata powiedział wtedy ironicznie, że 'Deep Blue zdradza ślady inteligencji'. I że w jego zachowaniu było 'coś bardzo ludzkiego'" "To nie była pochwała. Za tym stwierdzeniem kryła się sugestia, że superpotężna maszyna... korzysta z ludzkiej pomocy. Przypomina mi to słynną bramkę. Diego Maradona strzelił ręką w mistrzostwach świata w 1986 roku. Powiedział wtedy, że była to 'ręka Boga'. Teraz wydaje mi się, że Deep Blue zagrał jak Bóg, przez jedną chwilę". "Jest niemalże nieprawdopodobne, by superkomputer naprawdę korzystał z ludzkich podpowiedzi. Ale niektóre zachowania IBM budziły wątpliwości począwszy od wyjątkowo złośliwej wypowiedzi szefa koncernu Louisa Gerstenera iż: 'Jest to mecz między najlepszym na świecie graczem w szachy i Garri Kasparowem'. Z kolei 'New York Times' poinformował, że na kilka dni przed rozpoczęciem meczu IBM w ścisłej tajemnicy zatrudnił do pomocy komputerowi kilku dodatkowych arcymistrzów." Spośród przytoczonych w tym dniu przez w/w gazetę komentarzy polskich mistrzów szachowych warto zacytować wypowiedź międzynarodowego mistrza szachowego Andrzeja Filipowicza, który stwierdził: "Wydaje mi się, że nie jest to zwycięstwo komputera nad człowiekiem, m.in. z tego powodu, że komputer korzysta z bibliotki wariantów przygotowanych przez człowieka i wykorzystuje dorobek ludzkości. Jeśli Kasparow dostałby taki bank informacji, jaki ma Deep Blue, to walka byłaby sprawiedliwsza." Mecz wzbudził więc emocje. Emocje wokół problemu świadomości i innych wrodzonych fenomenów zawsze są ogromne i bardzo absorbują uwagę. Np. polscy działacze społeczni i polityczni, od czasu upadku reżimu komunistycznego, zamiast zastanowić się nad tym jak namówić większość obywateli do "inicjatywy prywatnej", jak ułatwić wszystkim zbudowanie "własnej firmy" upodobali sobie problem początków świadomości. Działaczy politycznych "obydwóch stron" dręczą podświadome, niewysłowione pytania: "Czym jest życie?", "Czym jest świadomość?", "Czy nieświadomy układ może zbudować coś skomplikowanego"?, "Czy nowo poczęty zarodek ludzki wie, że istnieje?" "Czy Wszechświat wie że istnieje?". Podpowiem od razu Święta Hildegarda z Binden, która żyła w latach 1098-1179 w Hesji, znała już odpowiedzi na te pytania. Odpowiedzi uzyskała poprzez ustanowienie konceptu tzw. "człowieka wewnętrznego". Sprawa nie jest jednak prosta. Aby przybliżyć ją czytelnikom przytoczę treść pewnej wymiany listów jaka zaistniała w roku 1995 między mną a prof. dr hab. A. Szyszko-Bohuszem (*4): Prof.dr hab. A. Szyszko-Bohusz (list datowany: "Wielkanoc 1995): "... wyrażam żal z powodu feralnej zbieżności terminów obydwóch konferencji. Gdyby przesłał Pan swoją opinię dotyczącą "natury świadomości" to dołożymy starań, aby ukazała się drukiem razem z wypowiedziami uczestników seminarium. Może "choćby o cal" postąpimy dalej. Z okazji nadchodzących Swiąt Zmartwychwstania przesyłam serdeczne myśli i życzenia..." Moja odpowiedź: W odpowiedzi na list Pana Profesora datowany "Wielkanoc 1995" przesyłam w załączeniu kilka opracowanych przezemnie w przeszłości tekstów, które dotyczą "fenomenu świadomości". Teksty te są moimi argumentami przemawiającymi za lansowaną przeze mnie od lat tezą, iż fenomen świadomości nie jest czymś całkowicie tajemniczym i niezrozumiałym. Na str. 9 załączonego "Tomu streszczeń" konferencji "Psycho-Medycyna'95" w tekście pt. "Metoda i scenariusz warsztatu stymulującego rozwój..." (który w zasadzie dotyczy innych spraw) podaję "dość zwarte określenie" świadomości. Piszę tam: "... Otóż jesli tylko "wybrażenie o sobie"; obraz siebie wzbogacić o wspomnienie swojej przeszłości i także wyobrażeniami swojej przyszłości to "wyobrażanie sobie takiego czasoprzestrzennego obrazu siebie na tle obrazu świata (o.s.-o.ś.) jest zbliżone do niezwykle ważnego procesu nazywanego świadomością". To jest moja przedostatnia definicja świadomości. O ostatniej za chwilę. Aby posunąć się "o cal dalej" ważne jest jednak, aby to co było powiedziane do tej pory było racjonalnie uzasadnione. Otóż moja definicja świadomości nieco krócej i nieco bardziej "popularnie" stwierdza, że "fenomen świadomości polega na wyobrażaniu sobie siebie samego na tle wyobrażenia świata, przeżywanego poprzednio, percepowanego aktualnie wraz z przewidywaniami swojego losu w przyszłym "świecie". Taka definicja ma oczywiście charakter "cybernetyczny". Pętla "wyobrażania sobie siebie samego" sprawia, że percepcja (postrzeganie) swojego wnętrza, nie tylko zachodzi permanentnie, ale jest stale wzmocniana przez wyobrażanie sobie siebie samego. Do tej struktury odnosi się własnie słowo JA . Ale owo JA musi być na tle innych elementów świata. Aby definicja ta nie była jednak mętna trzeba sprecyzować sposób rozumienia elementów owej "pętli sprzężenia zwrotnego", polegającej na wyobrażaniu samego siebie. Po pierwsze co to znaczy "wyobrażać sobie coś?" czyli czym jest pewien obraz mentalny, pewne wspomnienie? To jest bardzo ważne, aby ten pierwszy element definicji był w pełni zrozumiały. Każdy z nas może "wyobrazić sobie", a więc wywołać z pamięci obraz mentalny powiedzmy jabłka, bananów, twarzy ukochanej osoby. To są właśnie wyobrażenia. W wielu pracach starałem się wyjaśnić i zaproponować model obwodów neuronalnych, które są w stanie zrealizować "wyobrażenie" czyli wywołanie z pamięci "obrazu mentalnego" (*5,6,7). Byłyby to jednak tylko spekulacje gdyby nie udało mi się sformułować później modelu elektronicznego, programowego i matematycznego tego procesu (*8). Jak się ma świadomość do reszty funkcji mózgu piszę w innych pracach (*9). Analogiczny model neuronalny dotyczący mechanizmów zapamiętywania życiorysu i sposobów wywoływania go z pamięci próbowałem sformułować w artykule opublikowanym w "Młodym Techniku" w numerze 2/1989 (*9). Zaproponowałem także mechanizmy neuronalne realizujące "model sytuacji przyszłej". W ten sposób moje określenie fenomenu świadomości byłoby uzasadnione neurofizjologicznie i matematycznie łącznie (z określeniem modelu elektronicznego, tzn. programu symulującego ten fenomen). Tak jak wspomniałem, trzeba spróbować jednak dodać tu pewne myśli, które lęgną się w głowach nas, współczesnych ludzi, w ostatnich latach, a może nawet ostatnich dopiero miesiącach. Chodzi mi tutaj o relację owego konceptu: "obrazu siebie na tle obrazu świata" (o.s.-o-ś.) do takich pytań jak: "Czy Wszechświat wie, że istnieje? lub Czy świadomość pewnego człowieka ma związek ze świadomością pewnej Inteligencji Nadrzędnej lub mówiąc inaczej ze świadomością Boga?". W tekście Pani dr Małgorzaty Kaweckiej pt. "Koncepcja człowieka jako mikrokosmosu, a medycyna naturalna wg św. Hildegardy z Bingen" (vide Tom streszczeń konferencji Psycho-Medycyna'95, s. 141) można odnaleźć bardzo ciekawe i stymulujące sformułowanie dotyczące tego zagadnienia. Św. Hildegarda sądziła mianowicie, że "skład chemiczny człowieka zewnętrznego (tzw. ciała) oraz jego aequalis mensura, czyni je małym odpowiednikiem Wszechświata. Dusza ludzka zaś, czyli człowiek wewnętrzny, pełni w ludzkim mikroświecie funkcję analogiczną do tej którą odgrywa "dusza świata" wobec Kosmosu postrzeganego zazwyczaj jako zjawisko kamieni i płonących świateł. Z punktu widzenia cybernetyki ów "człowiek wewnętrzny" to "program na jego istnienie", przy czym program ów nakazuje wytworzyć w mózgu "fenomen świadomości". Wydaje się oczywiste, że program na istnienie człowieka jest pochodną programu na istnienie Kosmosu. Proszę jednak zauważyć, że "przepis na człowieka" jest zawarty w nieświadomym genomie zygoty. Problem więc 'czy Wszechświat wie że istnieje?', sadzę jest jeszcze otwarty. Istnieją bowiem, jak to wykazano, inteligentne układy (genom, komputer), które realizują niezwykle złożone programy w sposób nieświadomy. Wszechświat w obecnym stanie rozwoju może być więc układem (tak jak komputer Deeper Bule lub genom człowieka), który 'pełnej świadomości' "jeszcze nie złapał". Może być układem, w którym świadomość dopiero się rodzi. Świadomość ludzi (i ewentualnie innych inteligentnych istot) może być początkowym zaczątkiem rodzącej się świadomości Wszechświata. Rzeczowe argumenty dostarczą dopiero nasze ludzkie (ciągle!!!) eksperymenty takie jakie odbywają się obecnie z Internetem. Ciekawe jest bowiem czy Internet "złapie świadomość", tak jak sądzi P. Levy, autor książki pt. "L'intelligence collective, pour une anthropologie du cyberspace" (Edit. La Decouverte, Paris, 1994). Oczywiście aby Internet lub inna bardziej przyszłościowa sieć globalna mogła "złapać świadomość" musiałaby gromadzić w swoich układach pamięciowych dane o swojej budowie, strukturze, odczuciach, życiu i życiorysie. Wizję literacką takiej sytuacji przedstawiłem kiedyś w opowiadaniu s-f pt. "Ruchliwe jednostki". Należy zauważyć, że tego typu "świadomość nadrzędna" jest czymś innym i dość odrębnym od świadomości "jednostek podrzędnych", podobnie jak odrębna jest świadomość ojca i matki względem świadomości dziecka, mimo że podmioty te oczywiście rozmawiają ze sobą i kontaktują się także niewerbalnie. Większa "unia świadomości" zachodzi być może między partnerami wtedy gdy jeden z nich ma olbrzymią wiedzę o drugim i może wyobrażeniowo symulować postać i myśli drugiego. Owa "unia świadomości" może powstawać raczej tylko wobec obecności "tego drugiego". Kochankowie, będąc złączeni uświadamiają sobie w dużej mierze jaki jest stan emocjonalno-mentalny i jakie są wyobrażenia tego drugiego. Wczucie się i spekulatywne rozważenie tej ostatniej sytuacji jest chyba najlepszym punktem startowym do wyrobienia sobie zdania o możliwych relacjach pomiędzy "świadomością wyższego rzędu" a "świadomością podrzędną". Zrozumiałe staje się bowiem, że aby "świadomie współistnieć" - to trzeba: (1) dużo wiedzieć o drugim, (2) przynajmniej okresowo 'być razem', a (3) kontakt musi być "on line" typu równoległo-wymiennego, niejako w obydwie strony. Jak wiadomo Jung postulował taką łączność z świadomością nadrzędną poprzez "jaźń". Nawet najbardziej rygorystyczni (racjonalnie myślący) przyrodnicy nie mogą zaprzeczyć, że "duch wszechświata" (kosmosu) istnieje, skoro nawet element mniejszy, tzn. człowiek posiada w swoim wnętrzu przepis, program na siebie, który nakazuje 'utworzyć także mózg', a potem świadomość. Zapewne ów przepis jest odnotowany poprzez podstawowe własności podstawowych elementów fizycznych kosmosu (czasoprzestrzeń, cząsteczki elementarne, atomy). Jest również jak mi się wydaje - oczywiste, że ów "przepis człowieczy" jest pochodną "ducha wszechświata". Natomiast problem z ową "unią świadomości" leży w tym, że często dyskutujący nie mają osobistego doświadczenia, a więc nie mają pojęcia o tym co oznacza współistnienie na zasadzie kontaktu fizycznego, dialogu, wymiany on-line niesłownych (niewerbalnych) przekazów, kodujących się jednak w mózgu partnera. Wydaje się więc że jako konkluzję niniejszego rozdziału i rozdziałów poprzednich, dotyczących klonowania można przyjąć stwierdzenie, że istota człowieka zapisana jako program DNA, czyli program zapamiętany miliardy razy w każdej komórce sam nie jest świadomy, ale jest tak potężny że może wytworzyć organizm zawierający mózg który w którymś momencie "łapie świadomość". Taka prawidłowość może się powtarzać na 'wyższym poziomie'. Jeśli Wszechświat istniałby więcej niż raz wtedy jego rozwój mógłby zachodzić według poprzedniego przepisu, początkowo w sposób niejako nieświadomy. Świadomość pojawiałaby się w nim dopiero po około 15 miliardach lat. Po co potrzebna jest jednak świadomość. Dlaczego fenomen ten istnieje? Jest to pytanie które będziemy musieli rozważyć w następnych rozdziałach. Pismiennictwo *1 STG: Krzem pokonał białko. Gazeta Wyborcza str. 1 z 6.06.97 nr 104.2397. *2 STG: Kasparow - komputer 2:2. Będę mistrzem do roku 2000. Gazeta Wyborcza str. 1-2, z 9.06.98, nr 107 2400. *3 Stefan Gawlikowski: Szach mat. Enter. Gazeta Wyborcza str. 1 i 3 z 13.09.97, nr 110 2403. *4 O naturze świadomości. Red. A. Szyszko-Bohusz. Materiały Seminarium wydane przez Wydawnictwo Naukowe Pol. Tow. Pedagogicznego, Poznań, 1997. *5 Brodziak A.: ABC neurofizjologii dla konstruktorów sztucznej inteligencji. Przegląd Techniczny 1987, 27,15. *6 Brodziak A.: Pamięć neuronalna i istota wyobrażeń. Pol. Tyg. Lek., 1986, 41, 771. *7 Brodziak A,: Eneagram pamięciowy i istota wyobrażeń. Problemy, 1989, nr 6. *8 Brodziak A., Ryś M.: The unit of neural networks, modelling recall of mental images by oscillations of feedback loops caused by change of set-poit signal. Probl. Tech. Med., 1990, 21, 33-37. *9 Brodziak A.: Jak mózg człowieka "ładuje" do pamięci "życiorys" - czyli o utracie orientacji w czasie i przestrzeni. Młody Technik, 1989, nr 2. ZAMIARY GOSPODARZA CZASOPRZESTRZENI Ciało i umysł Wszechświata. Po co nam świadomość? Dusza człowieka a dusza Wszechświata Dusza jako wynik dwóch zamiarów Motto: "Świadomość jest nam potrzebna po to aby posiadać duszę. Mając duszę mamy szansę, aby skonstruować nowy świat." Notes był oprawiony w przyjemny w dotyku, chropowaty, ciemno-zielony materiał. Na okładce widniał znak Ś , a poniżej jedno tylko słowo SPIRIT. Rozmówcy, którzy zgromadzili się wokół mnie po moim wykładzie, ostatnim referacie tej konferencji, dotykali go, ale w końcu nikt go nie zabrał. Gdy zostałem już sam w owej olbrzymiej sali, otworzyłem zeszyt. Jak się okazało, pozostawiła go na stole, umieszczonym na podium Audytorium Maximum UW Jeanne Achterberg, która wygłaszała przedostatni referat. Ta sama osoba, o której jest mowa w rozdziale pt.: "Wyobrażenia o chorobie i leczeniu", w słynnej książce Bernie Siegela pt.: "Miłość, medycyna i cuda" (*1). Mój długi pobyt w Warszawie dobiegał końca. Zapewne to artykuł M. Grochowskiej sprawił, że poproszono mnie do czynnego udziału w konferencji zorganizowanej z okazji przyjazdu dr C. Simontona, który mając dokładnie tyle samo lat co ja sam, tworzył gdzieś tam w Ameryce, poczynając od roku 1972, psycho-onkologię. Co prawda w pełni zgadzam się z jego podstawową tezą, iż efekty leczenia jakiejkolwiek choroby zależą przede wszystkim od tego, czy lekarz jest w stanie zmniejszyć dyskomfort psychiczny, poprawić "jakość życia" i umniejszyć doznawany przez każdego z nas ból emocjonalny, wynikający z "dylematu głównego", to jednak cztery dni słuchania jego wywodów i wywodów zaproszonych przez niego trzech współpracowników skonfundował mnie. Śmiertelna pułapka (*3), ale gdzie jest wyjście, jak zapytywał już Wilhelm Reich. Czyżby konstrukcji klatki i metody wydostania się z niej nie dało się sprecyzować jaśniej. Zabrałem zielony zeszył i zacząłem zmierzać wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia do mojego samochodu zaparkowanego na parkingu hotelu "Victoria". Miałem konkurujące ze sobą przedwyborcze festyny UW i AWS. Gdy wsiadłem do samochodu zerknąłem ponownie do znalezionego zeszytu. Jeanne Achterberg dostała z Saybrook Institute fax, który zaprasza ją do udziału w pracach komitetu, który ma doprowadzić do utworzenia Katedry do Badań nad Świadomością. Do Komitetu poproszono 27 innych jeszcze osób. Wymieniono wśród nich takie nazwiska jak: Fritjof Capra, Ervin Laszlo, Raymond Moody, Claudio Naranjo, Karl Pribram, Charles Tart, Colin Wilson, Rupert Sheldrake. Czytelnicy zapewne też słyszeli o ich pomysłach. Pomyślałem sobie. I znów Kalifornia! Dlaczego oni mają tam ciągle nosa? Dlaczego oni też wiedzą, że trzeba teraz właśnie zabrać się na serio za badania nad fenomenem świadomości? Oczywiście postanowiłem, że oddam notes właścicielce przy okazji 'drugiej tury' tej samej konferencji, która miała się rozegrać za kilka dni w Zabrzu. Jadąc już samochodem na trasie Warszawa-Katowice, kontynuowałem rozmyślania: 'No właśnie, po co nam świadomość? Po jakie licho ten fenomen pojawia się we wszechświecie? Przecież krowy są też szczęśliwe, przecież w sposób nieświadomy genom kieruje rozwojem płodu ludzkiego, nieświadomy komputer pokonał szachowego mistrza świata, a Wszechświat, przynajmniej w tym regionie, trwa i rozwija się, jak się nam wydaje, nieświadomie przez 15 miliardów lat.' Gdy z olbrzymią szybkością minął mnie jakiś potężny samochód, chyba BMW, mając na dachu migające żółte światło, pomyślałem sobie: przecież każdy z nas może zapytać samego siebie, w czym jest mu pomocna świadomość. Świadomość jest potrzebna gdy chcemy szybko, zdecydowanie wybierać te narzędzia, książki, a z nich pewne metody, koncepty, aby osiągnąć pożądany cel. Jest to wtedy próba rozwiązania zadania, próba pokonania trudności piętrzących się na drodze zmierzającej do osiągnięcia zamierzonego celu. Nawet złożony cel, ale określony wcześniej, niejako przez kogoś innego(np. wytworzyć płód ludzki i rozwinąć go tak, aby urodził się człowiek), świadomości nie wymaga. Świadomość jest potrzebna jedynie po to aby ustanowić nowy, własny, oryginalny cel i na dodatek znaleźć samodzielnie sposób, drogę, ścieżkę działań zmierzającą, aby ów cel osiągnąć. Jeśli tak, to wynikałoby z tego, że przed ludźmi stoi konieczność formułowania nowych celów i znajdowania ścieżki dojścia. Ale niby po co? Przecież wiele zwierzaków, z pokolenia na pokolenie, nieświadomie "przypilnowuje" dorastanie swoich potomków, posiada pewien poziom satysfakcji i wszystko jakoś toczy się dalej. Czego to więc ludzie mają szukać? Szybki przegląd analogi między człowiekiem a Wszechświatem, według metody "tak jak na górze tak i na dole", zaproponowanej już przez egipskiego lekarza Inhotepa (zwanego później Hermesem Trismegistosem) pozwala sformułować odpowiedź. Otóż wydaje się, że 'od pewnego momentu rozwoju Wszechświata ludzie muszą wziąć sprawy w swoje ręce', bo inaczej zginą, nie pokonają "progu uranu" (atomowych wojen między innowiercami), "progu ekologiczno-przeludnieniowego", "progu wyczerpania się nafty", "progu wypalenia się wodoru w naszej gwieździe 'Słońce'", "zamarznięcia w rozszerzającym się 'po wieczne czasy' 'Wszechświecie otwartym'" lub "śmierci z 'przegrzania' w kurczącym się 'Wszechświecie zamkniętym'". No dobrze, ale dlaczego 'sprawy są tak urządzone, że ludzie będą musieli szukać oryginalnego, nowego rozwiązania dla swojego zbawienia (ratowania się, odrodzenia się'). "... Gdyby nie to, iż w drodze powrotnej przez wiele godzin zerkałem na całkowite zaćmienie Księżyca, widoczne przez moje lewe ramię, to chyba nie znalazłbym także tego dnia odpowiedzi na powyższe pytanie." Jakoś owe zaćmienie wpływało na mnie euforyzująco. Skłoniło mnie ono do wytężonej pracy myślowej potrzebnej dla skrupulatnego uzgodnienia "ważnych elementów człowieka" z "ważnymi elementami Wszechświata" według w/w metody Inhotepa. Pomyślałem sobie przecież, że w jednym z rozdziału książki pt. "Kompletowanie sensu", zatytułowanym "Sklonowane ciała, a dusze?", poddałem w wątpliwość czy przepis na człowieka, zawarty nie tylko w jądrze komórkowym zygoty, ale i w każdej komórce somatycznej, takiej jak wątroba lub gruczoł piersiowy, można utożsamiać z duszą człowieka. A więc! Jaki jest więc odpowiednik przepisu na człowieka dla całości wszechświata? Przepis na Wszechświat niewątpliwie istniał już w momencie Wielkiego Wybuchu. Twórcy konceptu Zasady Antropicznej John D. Barrow i Frank Tipler (*4) chyba jako pierwsi uświadomili całemu światu, że w momencie 'prawybuchu' konieczne było dobranie, dostrojenie lub wybranie wartości dziesiątek parametrów, takich jak stała Placka, masa elektronu, stała Hubbla, po to aby powstał taki wszechświat, w którym mógł pojawić się człowiek, tzn. obserwator Wszechświata, osoba która posiada świadomość. No dobrze, to jest ogólnie znane. Jedźmy dalej. Zerkając w prawo zauważyłem, że pomarańczowa tarcza Księżyca od dołu posiadała już znów jasno świecący rąbek. Czy jest ciało człowieka? czym jest ciało Wszechświata? Ciałem wszechświata są oczywiście kwazary, gwiazdy, pulsary, planety i żyjące na powierzchni niektórych z nich bakterie, rośliny, zwierzaki i ludzie. To jest oczywiste, ale poprzez ciało człowieka przechodzą nerwy, wydzielane są hormony, w czasie rozkwitu fenomenu miłości wydzielana jest fenylo-etylo-amina, a w trakcie przyjaznego, spokojnego przywiązania partnerów wydzielane są endorfiny. Czym więc są w owym ciele wszechświata szlaki nerwowe i impulsy wydzielonych hormonów. Moja książka "I Twój niezwykły umysł także ..." (wydana pod niefortunnie zmienionym tytułem "Niezwykły umysł .. twój także") przedstawia szczegółowo propozycję odpowiedzi. Pomysł zarysował już Giordano Bruno, który twierdził, że "gwiazdy mają duszę". Mówiąc w największym skrócie, należy podejrzewać, że pewne zjawiska astrofizyczne, takie jak aktywność kwazarów, pulsarów, cyklicznie zmieniająca się aktywność gwiazd, jest przejawem koordynacji, złączonego, łącznego funkcjonowania elementów ciała Wszechświata. Jadę dalej. Widzę, że tarcza Księżyca od góry jest jeszcze pomarańczowa, ale u dołu świecie już jednak białym światłem! Czym jest mózg Wszechświata? Czym są engramy pamięciowe, tzn. gdzie jest pamięć tego mózgu? Państwo znacie przecież już odpowiedź! Od lat lansuję tezę, że wymiana poglądów pomiędzy ludźmi, a w przyszłości wymiana poglądów z "Marsjanami", kłótnie polityczne, wojny ideologiczne są aktualnym myśleniem Wszechświata. Wojny przy pomocy maczugi, maczety, karabinów maszynowych i komór gazowych są natomiast odpowiednikiem choroby Alzheimera, stwardnienia rozsianego, stwardnienia zanikowego bocznego lub innej zwyrodnieniowej choroby mózgu. Pamięć Wszechświata, jak postulowałem już wielokrotnie, to duchy osób żyjących wcześniej, duchy osób zmarłych ,tkwiące we wnętrzu kuli czasoprzestrzeni. Owe engramy pamięciowe Wszechświata są jednak wykorzystywane! na bieżąco, w trakcie funkcjonowania umysłu Wszechświata w realizowanym przez niego 'procesie myślowym' (vide film "Amadeusz" o Mozarcie). Ktoś szanujący przez dziesiątki lat swojego życia pewną osobę, przywiązany do niej, odnosi się zazwyczaj do pamiętanych wydarzeń przeszłych, odnosi się nie do tego co widać teraz, lecz do ducha tej osoby. Podobnie Wszechświat ma swojego ducha, tzn. swoją przeszłość, zapamiętaną w swojej strukturze. Należy pamiętać, że widok gwiazd na niebie to obraz tego co odbywało się w odległej przeszłości. Widoczna w zbiorze Andromedy galaktyka M31 to obraz tego co działo się przed dwoma milionami lat. Teraz być może już jej tam nie ma. Pozostaje więc teraz odpowiedzieć na pytanie: Czym jest dusza pewnego człowieka? i Czym jest dusza Wszechświata? Sadzę, że łatwiej jest powiedzieć (sic!): Czym jest dusza Wszechświata? Dusza wszechświata to oczywiście zbiorowisko tych niezwykle ważnych bytów, których istnienie jest uznawane przez wszystkich nas ludzi, a które nie były dotąd wymienione! Są nimi koncepty matematyczne, idee Platonowskie, bądź, jak to ujął fizyk David Bohm (*6), innymi słowy tzw. struktura głęboka Wszechświata. No ale, właśnie kilka z wymienionych osób Komitetu Honorowego, który ma zadbać o powstanie Katedry do Badań nad Świadomością sądzi, że do struktury głębokiej wszechświata dodawane jest to co znajduje się w pamięci umysłu Wszechświata. W ten sposób Jung utworzył przecież koncept archetypów i tzw. nieświadomości zbiorowej. Tak twierdzą ci, którzy posługują się konceptem tablicy Akaszy, przez którą rozumieją "wszystkie myśli, czyny i wydarzenia rodu ludzkiego". * Akashic Records: Theosophical term designating an alleged library that exists on the astral plane containing all the thoughts, actions and events of mankind. Mistics, through altered states of consciousness tune into this library for information. ** Definition taken from: The Watchman-Expositor: Watchman fellowships 1996 Index of Coults, Occult organizations, New Age Groups, New Religions, Movements, and World Religions with related Terms and Doctrines *** http://rampages.onramp.net/%7Ewatchman/cultindx.htlm Powiecie Państwo, to jest banalne, tak prawią mędrcy od czasów Platona. Zaraz, zaraz! Rozumienie pojęcia idei Platonowskich poprawiło się ostatnio znacznie w związku z dokonaniem klonowania owcy Dolly, pokonaniem szachowego mistrza świata Gari Kasparowa przez komputer oraz sformułowaniem tzw. "teorii punktu Omega" przez w/w Franka Tiplera, którą przedłożył on w swojej książce pt.: "The physics of immortality (Fizyka nieśmiertelności)" (*8). Otóż Platon, Tipler i Gari Kasparow uznają, iż ponad wszystkimi twardymi rzeczami, jak komputery, pionki do gry w szachy i ludzie istnieją koncepty trójkąta, sześcianu, liczb zespolonych i transformaty Fouriera. Geronimo Cardano, który wprowadził do matematyki koncept liczb zespolonych, namiestnik Górnego Egiptu z czasów Napoleona Charles Fourier jak i Newton oraz Srinivas Ramanujan (*5), wszyscy zgodnie stwierdzają, że oni swoich konceptów nie wymyślili, lecz jedynie odkryli je. Frank Tipler twierdzi ponadto, iż owe zbiorowisko konceptów matematycznych to generator nieskończonej ilości wszechświatów możliwych. Koncept wielu "równolegle" istniejących Wszechświatów (koncept fizyka Hugha Everetta) jest uznawany przez większość współczesnych fizyków (*7). Plastycznie przedstawił go Philip Dick w swojej słynnej powieści "Człowiek z wysokiego zamku". Koncept ten przyprawia jednak o zawrót głowy: 'Za dużo dobrego i złego'. Pewien porządek wprowadził właśnie Frank Tipler (*8). Powiedział on mianowicie, że jeśli na ów generator wszystkiego co 'możliwe' nałożyć ograniczenie, aby powstawały tylko takie wszechświaty, aby mógł pojawić się w nich człowiek, to wszechświatów takich będzie niewiele, być może tylko kilka. Frank Tipler później wprowadził drugie ograniczenie, stwierdzając że jeśli życie ma trwać wiecznie, jeśli ludzie mają kiedyś "zmartwychwstać", to znaczy odrodzić się, to rozwój, historia Wszechświata musi toczyć się po bardzo wybranej, wyszukanej, 'wąskiej ścieżce', zmierzającej do punktu Omega, 'ścieżce' tak wyszukanej, aby nasi przyszli potomkowie potrafili dokonywać, między innymi, transformacji Tauba całej naszej czasoprzestrzeni i aby ich super-mózg odtworzył nas wszystkich ponownie. Nasze pytania i wątpliwości, stawiane w niniejszym serialu "Kompletowanie sensu", powoli wyjaśniają się więc! Aby trwać wiecznie, aby odrodzić się kiedyś, musimy wybierać ze zbioru rozlicznych działań możliwych takie ścieżki, które umożliwią nam skonstruowanie nowego świata, które umożliwią "uratowanie się" ('zbawienie się'). Jeśli jest potrzebna ku temu świadomość to widać każdy nowy wszechświat, po kolejnym nowym Wielkim Wybuchu ma nieco odmienne właściwości!!! Kolejny wszechświat nie może odrodzić się więc w sposób rutynowy, "automatyczny". Potrzebne jest 'świadome' poszukiwanie skutecznych rozwiązań, które umożliwią nasze 'odratowanie' (odrodzenie, 'zbawienie'). Posiadanie świadomości daje nam więc szansę! Potrafimy wtedy, widząc ważny cel ® poszukiwać właściwych rozwiązań spośród tych, które tkwią w strukturze głębokiej Wszechrzeczy, czyli w 'duszy Wszechświata'. Jeśli już uchwyciliśmy czym jest dusza Wszechświata, da się teraz jasno i precyzyjnie powiedzieć czym jest dusza człowieka! W świetle powyższego wywodu tylko ludzie posiedli umiejętność i możność świadomej łączności (poboru i wyboru) z konceptami generującymi wszystkie możliwe Wszechświaty. Ludzie mogą się też wpisać do pamięci wszechświata. Owa świadomość łączności i możności wpisania się do historii Wszechświata to funkcje duszy człowieka. Dusza jest to rezultat świadomego przyłożenia pewnego zamiaru początkowo względem swojej psychiki, a potem także względem ducha jaki pozostawimy po sobie po swojej śmierci. Istnienie duszy zależy więc od zamiaru pewnego człowieka oraz zamiarów gospodarza czasoprzestrzeni. Duszy nie da się wytworzyć samemu, jeśli wobec naszych duchów nie było żadnych zamiarów ze strony inteligencji nadrzędnej. Ta złożona definicja, odwołująca się do zdefiniowanej wcześniej psychiki, świadomości i ducha pewnego człowieka, wprowadzająca teraz tylko jeden nowy element, a mianowicie "zamiar" (zamysłów), wymaga dodatkowych komentarzy. Pierwszy komentarz wiąże się z pytaniem postawionym pod koniec rozdziału pt.: " Czy wierzysz w duchy?". Było to pytanie o to czy istnieje jeszcze bardziej subtelny nośnik informacji aniżeli pole elektromagnetyczne, kosmiczna pustka lub czasoprzestrzeń. Otóż pewne byty mogą istnieć jedynie poprzez zamiar, tzn. poprzez możność zaistnienia ich w przyszłości, możność, która chwilowo jest zawarta jedynie w jakimś generatorze komputerowym, biologicznym bądź nawet jedynie matematycznym. I tak, kolorowe obrazy lub złożona figura geometryczna, jaka może pojawić się na monitorze komputera istnieje "już teraz" przez to że możność jej wytarzenia "tkwi" w programie komputerowym drzemiącym w pamięci. Istnieje ona "w zamyśle", "w zamierzeniu" najpierw matematyka, potem programisty, a potem drzemiącego , nie uruchomionego jeszcze programu. Tylko istnienie jedynie poprzez zamiar, (zamysł, zamierzenie) jest istnieniem niematerialnym, czysto duchowym. Wszystkie inne nośniki informacji mogą być bardziej miękkie lub twarde, ale są nośnikami w końcu materialnymi. Dusza rozumiana jako niewidzialny twór, ulatujący z ciała człowieka jako forma pewnej energii, przemieszczający się w przestrzeni i nawiedzający czasami stare zamczyska, aby straszyć, a nawet taki, który wędruje do "piątego wymiaru", aby tam trwać i czekać, byłaby bytem jedynie materialnym, gdyż posługującym się znanym fizycznym nośnikiem, takim właśnie jak powietrze, mgła, światło, fale elektromagnetyczne, pole grawitacyjne. Istnienie duchowe to istnienie bez atomów i pola elektromagnetycznego. Warto przy tym zauważyć, że dusza jest niepełna jednak bez owego "materialnego" ciała, a ciało jest "bez większej wartości", jeśli jest pozbawione duszy. Jak wynika z powyższych wywodów dusza wszechświata to tylko zbiorowisko konceptów matematycznych, zdolne tworzyć przez wieki bezsensowne światy. Dopiero pojawienie się świadomych ludzi czyni z jednego z takich światów twór zmierzający już "twardą ręką" do możności odrodzenia się, do możności zbudowania ponownie sensownego, twardego, materialnego, zmysłowego wszechświata. Duch staje się wtedy ciałem, ciałem wyposażonym w rozum, pamięć i przyszłość. Świat, w którym rodzą się żaby i jaszczurki nie wytwarzające zamysłów, nie ratuje takiego ładnego, kolorowego nawet już świata. Dopiero pojawienie się świadomości w mózgach małpoludów stwarza szansę na odbicie się od wielu możliwych, kolorowych, ale bezsensownych, pozbawionych przyszłości światów. Sadzę, że ludzie będą się musieli przyzwyczaić do idei, że "to co się dzieje" wynika z interakcji dwóch świadomych, równouprawnionych, równorzędnych zamiarów, naszego - tzn. zmaterializowanych tu i teraz istot, noszących brzemię odrodzenia, zbudowania nowego świata i całkowicie duchowych zamiarów punktu Alfa i punktu Omega, o czym ttraktują następne rozdziały. Sadzę także, że pomału stanie się jasne, że od świadomego obmyślenia atrakcyjnej wizji wikłającej nas samych w sprawy ostateczne zależy samopoczucie. Posiadanie takiej wizji zabezpiecza przed deficytem sensu. Dobre zasilanie spirytualne z kolei jest najważniejszym czynnikiem warunkującym samopoczucie i zdrowie. Kilka dni później, już na początku konferencji, która toczyła się przy ulicy Generała de Gaulle'a w Zabrzu, w sali Domu Muzyki i Tańca, wybudowanej z okazji przyjazdu w roku 1972 do Polski generała de Gaulle'a, oddałem zielony zeszyt Pani Jeanne Achterberg. Wraz z zeszytem dałem jej wydruk ostatniej wersji prowadzonego przez nas internetowego czasopisma "Phenomena Research Journal", poświęconego głównie fenomenowi świadomości. Po kilku godzinach Jeanne podeszła do mnie i powiedziała: - Poprosiłam, aby przetłumaczono mi z j. polskiego spis treści Pana książki. Tam jest rozdział pt.: "O wyglądzie w duszę gatunku - Freud, Jung i Sabina Spierlein". Nie wiedziałem, że postać Sabiny Spierlein jest w Polsce znana! Odpowiedziałem jej, gdzie jak gdzie ale właśnie w Zabrzu ważne dzieło Sabiny Spierlein pt.: "Die Destruktion als Ursache des Werdens" powinno być już dobrze znane. przecież to tutaj generał de Gaulle powiedział, że "Zabrze jest najbardziej polskie z wszystkich polskich miast". Wie Pani, on tak powiedział, bo przeżył tu wielką miłość. On stacjonował tu nieopodal jako porucznik oddziałów francuskiej armii, która kontrolowała plebiscyt nad przynależnością Śląska do Polski. To jest niedaleko stąd, tam stoją takie dwa lwy, będzie Pani koło nich przejeżdżać. Piśmiennictwo (*1) Bernie S. Siegel: Miłość, medycyna i cuda. LIMBUS, Bydgoszcz, 1994. (*2) Rene Frydman: Czy embrion na duszę? Przedruk z "Les Observater" w "FORUM", nr 38, z 21,09,1997. (*3) Marzena Sygut-Nowak: Śmiertelna pułapka. Wywiad z dr Carlem Simontonem. Tygodnik "WPROST", nr 38, 21 września 1997. (*4) John D. Barrow, Frank J. Tipler: The Antropic Cosmological Principle. Oxford, Oxford University Press, 1986. (*5) Andrzej Brodziak: I Twój niezwykły umysł także ... (Niezwykły umysł ... Twój także). Wydawnictwo Sadhana, Katowcie, 1997. (*6) Renee Weber: Poszukiwanie jedności. Nauka i mistyka. Wywiad z Dwidem Bohmem pt.: "Kreatywność - podpis natury". Wydawnictwo Pusty Obłok, Wwarszawa, 1990. (*7) Michio Kaku: Hiperprzestrzeń. wszechświaty równoległe, pętle czasowe i dziesiąty wymiar. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1995. (*8) Frank J. Tipler: The physics of immortality. Modern cosmology, God and the Resurrection of the Dead. Anchor Books - Doubleday, New York, 1995. TRANSPORTER ZE STAR TREK JAKO PIERWOWZÓR "TECHNOLOGII ZMARTWYCHWSTANIA" Motto: Pogoda ducha, entuzjazm, chęć działania "tu i teraz" zależy od posiadania: (1) atrakcyjnej wizji wikłających nas samych w sprawy ostateczne, (2) własnego oszacowania wiarygodności tej wizji. Niedawno pewien pacjent, który zresztą poczuł się znacznie lepiej, powiedział do mnie: - Wie Pan, chciałbym jak najszybciej już umrzeć.Nie mogę się doczekać podróży na tamten świat. Chciałbym zobaczyć jak tam jest. A poza tym! wie Pan, nadal stale mam trudności w utrzymywaniu kontaktów z ludźmi. Myślę, że tam moje możliwości będą większe! Odparłem: - Według Franka Tiplera rzeczywiście w niebie kontakty z ludźmi są ułatwione, gdyż odbywają się na zasadzie "równoległego" a nie "szeregowego" dostępu do innych istot. Życie erotyczne w "niebie Tiplera" jest czymś normalnym i pożądanym, natomiast gorzej z tą "podróżą", gdyż Tipler przypomina, że pierwsi chrześcijanie nigdy nic nie mówili o podróży duszy w zaświaty. Oni powtarzali natomiast wiele razy, że Bóg jest tak potężny, iż kiedyś, kiedy "pojawi się ponownie" wskrzesi wtedy jednego dnia wszystkich umarłych razem z ich dawnym ciałem i z ich dawnymi duszami. - O czym Pan teraz mówi? Kto to jest Frank Tipler? Co to jest "niebo Tiplera"? - Frank J. Tipler jest współtwórcą tzw. Zasady Antropicznej, czyli pewnego konceptu utrwalonego już na stałe w zakresie filozofii przyrody. Teoria ta to proste spostrzeżenie, które Tipler spisał wraz z niejakim Johnem Barrowem już w roku 1986 (*1). Zauważyli oni, że wiele parametrów obserwowanego przez nas świata, jest tak dobranych, aby w świecie tym mógł pojawić się człowiek. Po 8-miu latach od owej sławnej książki o Zasadzie Antropicznej, Frank Tipler opublikował książkę pt.: "Fizyka nieśmiertelności - Kosmologia, Bóg i zmartwychwstanie wszystkich umarłych" (*2) Tam właśnie znajdzie Pan pierwszy w historii koherentny wywód, jak wyjaśnić podstawowe wierzenia Żydów, Chrześcijan i Mahometan na podstawie ścisłej ekstrapolacji poznanych, akceptowanych praw fizyki. - Czy tam jest także o tym co będzie działo się w niebie? - Tak, ale tam są także cytaty pierwszych chrześcijan, którzy nie wierzyli w nieśmiertelną duszę, taką jaką opisał Platon, grecki, pogański myśliciel, który spisał swoje księgi na 400 lat przed Chrystusem. - Czy książka F.J. Tiplera jest bardzo trudna? - Tak, to nie jest powieść. To taki tekst jak książki Michio Kaku "Hiperprzestrzeń" (*3), czy też książka Paula Daviesa "Plan Stwórcy" (*4) lub książka Lawrence M. Kraussa "Fizyka Podróży międzygwiezdnych" (*5), no może trudniejsza. Dodatek do książki to kilkadziesiąt wzorów matematycznych z zakresu topologii, ogólnej teorii względności, a także fizyki kwantowej, i co może gorsze, z kwantowej teorii grawitacji i kwantowego opisu początków naszego Wszechświata. - O jej! Chciałbym wiedzieć co ów Tipler napisał o wydarzeniach, jakie czekają mnie w niebie. Nie znam jednak j. angielskiego i nie lubię wzorów matematycznych. - Mogę coś poradzić! Niech Pan przeczyta powieść kanadyjskiego pisarza, którą przetłumaczono już na język polski i która jest dostępna w Internecie w ramach tzw. "Gazety dla Pacjentów". Jest to już, co prawda, tekst wtórny wobec książki Tiplera, ale tekst ten stara się przybliżyć czytelnikom główne jego myśli. przytoczę tu fragment tej powieści - "Technologii zmartwychwstania", który mam także skserowany po to, aby namówić Pana do zapisania się do Internetowego klubu "omega-point-theory@world. std.com". Niech Pan przeczyta. * * * - Tak, a jaki jest drugi powód? - zapytała. - Chce wkraść się w Twoje łaski i wyciągnąć z Ciebie wszystko co wiesz na temat "tsiz". - A po co Ci taka dość makabryczna wiedza? Przecież jesteś młodą, ładną dziewczyną, a Twój "cyklotron" zaczął dopiero się rozprężać. - To dlatego, że Nirgal, mój chłopak pasjonuje się od lat fizyką "transportera". Wiesz! Tego urządzenia z serialu "Star Trek", które służy do dematerializacji człowieka i przeniesienia go w inne dowolne miejsce (*5). - No nie całkiem dowolne. Transporter, wg scenariusza Gene Roddenberry, działa tylko na nieznaczne odległości, w zasadzie tylko po to, aby przesłać kogoś z pokładu statku "Enterprise" na ląd, czyli na powierzchnię planety, do której ów TIME-CRAFT akurat doleciał. No widzisz, dobrze odgadłam! Ty wiele na ten temat wiesz! Nirgal nie potrafi się oderwać od ograniczeń opisanych przez Lawrance M. Kraussa, który w swojej książce pt.: "Fizyka podróży międzygwiezdnych", w sposób przekonywujący uzasadnia, że skonstruowanie transportera jest nie możliwe ze względu na potworne ilości energii, jakie są potrzebne, aby porozrywać i stopić atomy wchodzące w skład tych 50 kg, jakie waży ciało ludzkie. - Założenia wstępne Lawrance M. Kraussa są takie, że potem rzeczywiście nie można sobie dać rady. On nawet nie posługuje się konceptem duszy, a przecież niemal każda religijna opowieść, jeśli przewiduje przeniesienie kogoś "na dużą odległość", powiedzmy w "zaświaty", to zakłada przeniesienie tylko duszy, a nie całego ciała razem z kopytami. - No, było kilka ważnych wyjątków! Tak, ale to w tych fragmentach opowieści, które dotyczyły nadistot V stopnia, przybyłych z odległej przyszłości, niemal z czasów na krótko przed Punktem Omega. One z definicji potrafią niejako wszystko. Póki co, trzeba mówić jednak o 'transporterach' dla zwykłych śmiertelników. - A nie mówiłam! Ty dużo na ten temat wiesz! Irena założyła mi ręce na szyję, nagle zwolniła ten uścisk, złapał mnie za rękę i odszukała na parkiecie Nirgala i Jaycee, którzy tańczyli teraz mocno przytuleni do siebie. (...) - O to też mi chodziło, jakkolwiek będziecie zawiedzeni treścią, gdyś wcale nie chcę uwodzić Brona. Chciałam tylko poprawić komfort fizyczny i psychiczny, aby wyciągnąć z niego wszystko co wie. Nirgal słuchaj uważnie co on mówi! (...) - Ty napisałeś kiedyś tekst pt.: "Narodziny człowieka jako zakończenie teletransmisji w paśmie (poza)elektromagnetycznym"? Dlaczego ten przedrostek "poza" jest w nawiasie? - Czasami w podróżach międzygwiezdnych na duże odległości, na przykład na planetę Recurrence, która krąży wokół planety Sirrah, gdzieś w Galaktyce Andromedy, trzeba podróżować w paśmie pozaelektromagnetycznym, czyli z szybkościami rzędu setek warpów. - Warpów! Znów ten 'Stark Trek! Mów poważnie, bo mnie z Nirgalem chodzi o konstrukcję transportera, a nie o pisanie powieści science-fiction! - powiedziała Irena. - Dobrze, dobrze! Zauważ, że Lawrance M. Krauss w rozdziale o transporterach, pt.: "Atomy czy bity", najpierw zauważył, że przenoszenie osoby z "zabraniem" ciała, czyli jego zupełną dematerializacją w "punkcie startowym", jest znacznie trudniejszym sposobem działania transportera, po czym głównie uczepił się tej właśnie wersji - powiedziałem dość głośno. - Gdy oglądasz kolejny odcinek 'Star Trek' i znowu jakaś osoba ustawia się na płycie podstawy tunelu transportera i mówi na przykład "prześlij mnie Scotty", to za chwilę sylwetka migocze na niebiesko, staje się coraz bardziej przeźroczysta, po czym znika zupełnie. Nie zostaje po niej 70-cio kilogramowa kupka materii - powiedziała Irena - i tak jak już wspomniałam - ten obrazek przeszkadza Nirgalowi robić postępy. - No tak, na obrazku na ekranie telewizora jest wtedy bardziej estetycznie, bo nie zostają, powiedzmy, pozostałości po człowieku, ale stopień trudności wykonania takiego transportera jest właśnie tak ogromny, że nawet Pan Bóg nie dał rady! - Co ma do tego Pan Bóg? - No przecież Pan Bóg daje nam przykład, demonstrując swój "własny transporter". Stosuje przecież na co dzień materializację w postaci narodzin i dematerializację w postaci śmierci. Z tym iż zauważ, że w momencie śmierci materia, tzn. tzw. zwłoki, pozostają. Pojęcie duszy jest więc wielce przydatne. - No, ale tu wkraczamy w gadanie metafizyczne. - To nie jest metafizyka. To są fakty. To znaczy, jeśli Ty Irena chcesz zbudować z Nirgalem transporter to musisz potraktować pojęcie duszy jako fakt - podkreśliłem dobitnie. - Nie rozumiem, jak to może zależeć od chęci - powiedziała Irena. - Nie zwracaj uwagi na spekulacje tylko na fakty. Wiesz, taki Japończyk Ohsawa porównał człowieka do "cyklotronu", a właściwie do takiej zwiniętej w momencie urodzenia, twardej materialnej sprężynki. W trakcie życia owa sprężynka coraz bardziej rozwija się. Uporządkowania materialnego ubywa, a przybywa ducha. W każdym razie, jeśli popatrzę na moje ciało i mój pokój to wszystko się zgadza. Ciało coraz bardziej wiotkie i pomarszczone, ale w moim pokoju coraz więcej teczek z zapisanymi kartkami. (...) - Bron zrób podsumowanie tego cośmy w nocy nagadali - powiedział Jaycee. - No więc, według mnie jest to tak. Gwiazdy jak i wszystko inne rodzą się w pewnym momencie. Dopiero po dość długim czasie zaczyna w nich działać owe dynamo, które sprawia, że nadają one 'rodzaj audycji'. Jak wiadomo audycja ta ma daleki zasięg, a w obrębie lokalnego systemu planetarnego steruje ona ewolucją, zwłaszcza ewolucją w fazie duchowej, wtedy kiedy na którejś z planet pojawiają się już istoty rozumne. Jak już mówiłem, ów algorytm, owe dynamo, początkowo działające tylko mechanicznie, zabezpiecza, aby żaden totalitarny reżym nie przetrwał zbyt długo, aby rozwój duchowy rodzącej się inteligentnej cywilizacji zmierzał w pożądanym kierunku. - Jaki kierunek jest pożądany? - Taki kierunek rozwoju, aby powstał interplanetarny Internet, po to aby mógł uformować się "duch układu gwiezdnego (DUG)". Bo "duch układu gwiezdnego" składa się z części. Częściami tymi są duchy poszczególnych ludzi. Żywych i zmarłych, zwłaszcza duchy zmarłych. Duchy zmarłych, z innego punktu widzenia, to informacje wpisane do mózgu planetarnego. - A potem co? - Potem chodzi o to, aby jak najszybciej opanować wysyłanie lokalnych mieszkańców na inne planety i to na trzy różne sposoby. - Po co? - Już mówiliśmy. Dlatego, że układy gwiezdne chcą z powodów erotycznych wchodzić w kontakt fizyczny z innymi gwiazdami, a mogą to uczynić tylko poprzez swoje komórki, czyli swoich przedstawicieli. - Mówiłeś, że te nadistoty gwiezdne dążą do opanowania trzech różnych sposobów kontaktowania się. - Sposób najciekawszy, awanturniczy, to wysłanie takiego TIME-CRAFT'a, czyli rodzaj UFO. To jest jednak trudna, zaawansowana technologia. Technologia "Enterprise-Precur-sora"! - A co jest prostsze? - Znacznie wcześniej układy gwiezdne uczą się wysyłać na inne planety tylko duchy poszczególnych osobników. - Nie wierzę Ci! Po co im to? - A czytałaś biografie takich ludzi jak Mozart, Bethoven czy Srinivas Ramanujan. Wszyscy, którzy znali takich "pomazańców" stosowali owe niezwykłe sformułowania słowne typu "On jak gdyby pochodził z innej planety". - Po co te przesyłki? - To nadaje właśnie odpowiedni kierunek rozwoju 'lokalnej ludności'. Taki Mozart, Strauss czy też Einstein lub Jung ukierunkowują rozwój kulturowy "docelowej" planety. - Czy Ziemia wysyła już duchy na inne planety? - Nie, nie jest jeszcze w stanie. Ziemianie nie opanowali jeszcze właściwej technologii. - No, ale przecież Słońce nadaje audycję wznawianą co 11 lat. - To, z punktu widzenia ludzi na Ziemi, tylko odbiornik a nie nadajnik! - A co trzeba umieć, aby gwiazda była nadajnikiem? - Trzeba umieć "zbierać niejako duchy" zmarłych osób. Trzeba poza tym, takie jednostkowe informacje, ponazywać, niech by było, że imieniem bądź nazwiskiem ducha zmarłej osoby, no i potem nadać tą informację przez istniejący już, sprawnie działający nadajnik. - Rzeczywiście, żadne z tych wymagań nie zostało jeszcze tutaj zrealizowane. Trzeba by zacząć od tego, aby umieć powiedzieć co to jest psychika, co to jest duch człowieka i co to jest dusza. - Masz rację Jaycee! Nie ma nic bardziej praktycznego jak dobra teoria; jak ujął to Kant - też taki " pomazany wysłaniec". - On zdaje się znał się z tym piwowarem i astronomem Heveliusem - powiedziała Irena. (...) - Tym razem bez dygresji, miało być tylko podsumowanie! Mów daje Bron. Ty zdaje się kiedyś definiowałeś w jakimś tekście pojęcie "ducha osoby". - Właśnie, to jest ważne rozróżnienie. Różnię się tu w zapatrywaniach od Franka J. Tiplera, który pięć lat po mnie zajął się "technologią śmierci i zmartwychwstania". Mówiąc krótko, Frank J. Tipler twierdzi, że dusza człowieka to jest pewien "program typu 'komputerowego'", który zostaje kiedyś uruchomiony i "chodzi" do chwili śmierci człowieka na "układzie typu komputerowego" zwanym mózgiem człowieka. Czytając jego książkę pt.: "Fizyka nieśmiertelności ..." (*1), każdy czytelnik przyzna, że tak zdefiniowana dusza jest przydatna, aby opisać proces, który zapewne zaistnieje w końcu czasów, w tzw. "Punkcie Omega", kiedy to zmartwychwstaną wszyscy, którzy żyli poprzednio. Jego koncept duszy nie jest jednak wystarczająco silny, aby interpretować reinkarnację, pojawienie się na wzór Melchizedeka, próby ratowania się mieszkańców planet żyjących wokół wypalających się gwiazd i ów prosty stały masowy proces przysyłania nam tutaj do nas Mozartów, Koperników, Keplerów i innych Czajkowskich oraz owe szamotające się poltergeisty i efekty Jungowskich myślokształtów. - No dobrze, więc! Więc, czym jest według Ciebie "duch zmarłej osoby"? - Jest to skrawek czasoprzestrzeni, którą ta osoba zajmowała fizycznie na przestrzeni 70-90 lat swojego życia, łącznie z tym wszystkim, co ona spisała i wypowiedziała! - Spisała czy wypowiedziała? - No niestety tylko to co spisała. Nadane fale akustyczne, nie zostają odnotowane w czasoprzestrzeni. Ostatni egzemplarz tego co zostało 'spisane' może też zresztą spłonąć w jakiejś tam Bibliotece Aleksandryjskiej, więc ten sposób zarejestrowania też jest bardzo ulotny. - Ale "duch w czasoprzestrzeni zostaje zawsze"? - Tak! U końca Wszechczasów, na krótko przed Punktem Omega, można go powołać znowu do życia, ale bez 'specjalnych etykietek' trudno jest manipulować nim w międzyczasie. - Co to znaczy w międzyczasie? - Od chwili obecnej do czasów osiągnięcia Punktu Omega, czyli przez okres następnych 100-200 miliardów lat. - O jej, to wszyscy zmarli siedzą w czyśćcu przez 200 miliardów lat! Trochę długo to! - Tym bardziej ze względu na ów "czyściec" ważne jest, aby wiedzieć co trzeba zapewnić, aby w jakimś układzie gwiezdnym, ktoś potrafił "zabrać" niejako ducha pewnej osoby, na przykład "jakiegoś Mozarta" i wysłać go na inną planetę. - Zauważ, że w trakcie życia pewnego człowieka, tzn. w trakcie, powiedzmy, 70 lat jego ciało, jego sylwetka porusza się w czasoprzestrzeni po bardzo skomplikowanej trajektorii. Jego duch zajmuje więc bardzo skomplikowany, wymyślny skrawek czasoprzestrzeni, taki rodzaj " pokręconego obwarzanka", ze względu na to, że nasza planeta, nie tylko obraca się dookoła swojej osi, ale w okresie jednego roku obiega także gwiazdę. Gwiazda ta natomiast wędruje z pewną szybkością wokół centrum Galaktyki. Nie jest więc takie proste odnaleźć odpowiedni właśnie skrawek czasoprzestrzeni. Trzeba znać bądź współrzędne punktowe momentu urodzenia, bądź bardziej "rozmyte" współrzędne momentu śmierci. Wtedy jest już prościej przebiec ten skrawek po tzw. "ścieżce lub osi biograficznej". - Rozumiem, Ty chcesz powiedzieć, że warunkiem niezbędnym odszukania "ducha pewnej osoby" w czaso-przestrzeni jest znać dane personalne i kalendarzowe. To przecież tak jak u Mormonów. - To jest bardziej skomplikowane, bo założyciele ruchu religijnego Mormonów nie przejmowali się ulotnością wszystkich kalendarzy. Jedyny pewny dla naszego Wszechświata, astrofizyczny sposób określania punktu w czaso-przestrzeni, który odpowiada tzw. "materializacji", czyli urodzeniu, to odniesienie tego momentu do wykresu cyklicznie zmieniającej się aktywności lokalnej gwiazdy. Mówiąc metaforycznie, człowiek przed śmiercią powinien zafundować sobie taki "łuk", czyli "specjalny rodzaj telefonu komórkowego", telefonu komórkowego, ale nie dla wiadomości gadanych, lecz dla jego ducha. Gwiazda, która stale nadaje pewną audycję to w istocie taki "maszt" dla informacji płynącej od owych "specjalnych telefonów komórkowych (STK)". - Mormoni nie przejmowali się, o ile wiem, tym jak ów duch ma być wysłany z "otoczki spirytualnej planety" gdzieś dalej, powiedzmy, na planetę Kolob albo na planetę Recurrence. - No właśnie! ale samo się nic nie zrobi! - A jak według Ciebie ma się to odbywać? - Zapewne można to zorganizować na różne sposoby, ale dobre warunki techniczne istnieją od momentu kiedy mamy już tzw. "międzyplanetarny Internet", no i każdy ma w Internecie swoją "home page". (...) ~ Masz rację, ja muszę jednak w takim razie koniecznie zrozumieć całość wywodu Tiplera, bo się jeszcze gubię. Zaręczam Cię jednak, że przerobię ją tak, że Ty też będziesz na II poziomie emulacji! ~ Implementacji! Jaycee! a nie emulacji, zresztą u Tiplera jest to dość podobne! ~ Noah, mów jednak od początku. Jak to u niego jest? Rzeczywiście Ty zacząłeś od końca! Od 'nieba Tiplera', bo chciałeś mnie uwieść! ~ Jaycee, to Ty chciałaś mnie uwieść! ~ Noah mów więc jak to jest u tego Tiplera! ~ To się da powiedzieć nawet prosto i jasno w kilku zdaniach! Słuchaj więc! On zakłada, że jesteśmy sami w Kosmosie, więc musimy wziąć sprawy w swoje ręce. Za kilkaset lat zaczniemy więc wysyłać tzw. "sondy von Neumana" przy pomocy których skolonizujemy cały Wszechświat. ~ Czyli UFO-ludków według Tiplera nie ma? ~ Może to nawet nie takie ważne, czy są, ale Tiplerowi chodzi o to aby wyjaśnić wszystkie ostateczne sprawy w oparciu o aktualny stan wiedzy. ~ To zapewne te jego sondy; według pomysłu von Neumana nie są zbyt wielkie. ~ Jakbyś wiedziała. Żagiel na światło, napęd laserowy i tylko 100 kg ładunku. ~ Sto kilogramów? Przecież to do takiej sondy nawet jeden człowiek nie wlezie! ~ Masz rację! 20 kg przewidziano na konstrukcję tzw. "Uniwersalnego Odtwarzacza Wszystkiego", a 80 kg na to, aby zapamiętać wszystko co się da, tzn. przepis na człowieka, bakterie, żaby i jaszczurki. ~ Aha! Rozumiem, według dyskietki z Human Genom Project i innych projektów sekwencjonowania DNA roślin i zwierząt! Ale jak z tego mają powyskakiwać na powierzchni pewnej planety, napotkanej na drodze takiej sondy, te żaby to nie rozumiem? ~ Po prostu! "Uniwersalny Odtwarzacz Wszystkiego" wyprodukuje skrzek żabi i jajka jaszczurek i położy je na piasku. ~ A jak z człowiekiem? ~ No nie wiem czy wiesz! Pewien Japończyk skonstruował już teraz sztuczną macicę, a nagroda Nobla za rok 1997 przyznana za technologię schodzenia atomów otwiera drogę do miniaturyzacji ostatecznej, tzn. takiej, aby jeden atom mógł spamiętać milion bitów. ~ Słuchaj! Odwal się ode mnie z tymi szczegółami, bo miało być krótko 'od początku do spraw ostatecznych' w pół godziny, bo mamy jeszcze tylko 60 km do Cubbyhole. ~ Masz rację. Czepiam się Ciebie jak rzep psiego ogona! No dobra! W porządku już! Dla Tiplera istotniejsze jest czy z jego rachunków kolonizacja Wszechświata zostanie zakończona przed rozpoczęciem fazy kontrakcji, czyli kurczenia się całego Kosmosu, czy też nieco później. ~ Tak on pisze, że wcześniej prócz teologów już nawet kilku filozofów postulowało, że życie może trwać wiecznie, a kiedyś u kresu czasu, blisko tzw. Punktu Omega wszyscy zmartwychwstaną. Twierdzi jednak, że to było niewiele bardziej przekonywujące niż podstawowe opowieści religijne i że dopiero Freeman Dyson zaczął wreszcie robić rachunki, które sporządził dla modelu świata otwartego, tzn. rozszerzającego się w nieskończoność. ~ No i co? ~ Dyson jest kumplem Tiplera! Oni się spotykają na konferencjach, takich jak nasze i się sprzeczają! Dyson widzi jedyną szansę w tym, że w bardzo odległej przyszłości, potężna już technologicznie cywilizacja, zmieni topografię czasoprzestrzeni tak, aby przynajmniej lokalnie czasoprzestrzeń zaczęła się zapadać. ~ Tak! I co na to Tipler? ~ Że to jest fizycznie niemożliwe. Że jedyna szansa, aby życie mogło trwać wiecznie, jest w tym, że Wszechświat jest układem, który po okresie rozszerzania się zacznie się samoistnie zapadać. ~ Przecież wtedy czas będzie się cofać i wszystko będzie się działo jak na filmie puszczonym wstecz. Można zwariować! ~ Nie! Hawking wyliczył, że strzałka czasu niejako "zakręci" i będzie biegła z powrotem, ale obok i wszystko będzie więc miało ręce i nogi. ~ Co się będzie wtedy istotnego działo? ~ Wszystkie wydarzenia, cały rozwój od bakterii, poprzez dinozaury, małpoludy, człowieka, aż po elektroniczne, rozumne i świadome roboty oraz ich galaktyczne sieci będą "zgarniane" i zapędzane w jeden kąt, jedno miejsce Wszechświata zwane Punktem Omega. Tyle że rządząca tym światem inteligentna cywilizacja aby przeżyć będzie musiała umieć, dokonywać tzw. transformacji Tauba całości czasoprzestrzeni. Transformacja Tauba to spłaszczanie całości Wszechświata tak aby wyglądał on jak pączek w poziomie i "za chwilę" zmiana, tak aby "pączek" był ustawiony 'na sztorc'! Wtedy tylko będziemy mieli duże różnice temperatur, coraz większe, co jest potrzebne, aby rozwijać się coraz bardziej. Będziemy mieli wtedy coraz więcej energii. A nieograniczone zasoby energii to nieograniczone możliwości działania. Prócz energii potrzebna jest jeszcze tylko wiedza w Punkcie Omega, ale jak już powiedziałem, Punkt Omega zgarnia wszystko, całą energię i całą wiedzę. Punkt Omega bądzie wtedy wszechmogący. ~ Punkt Omega. To przecież pojęcie ukute przez tego francuskiego księdza, jezuitę, paleontologa, którego za karę wysłano na ekspedycję do Chin i zabroniono mu wydawania jego książek! Zabroniono mu także starań o stanowisko Katedry Paleontologii na Sorbonie, które się akurat zwolniło. ~ Zgadza się! Grecka litera W jest wyszywana także na tunikach naszych duchownych. Ale Tipler mimo że widzi tylko luźne związki między jego równaniami i rachunkami a poetycko-mistyczną wizją Theiharda de Chardin, nadał swojej poważnej, fizycznej teorii, która stanęła już ością w gardle innym fizykom, a także biologom i teologom, nadał na cześć owego potępionego mnicha nazwę Teorii Punktu Omega. ~ Co to w końcu jest ów Punkt Omega? ~ Punkt Omega to miejsce gdzie przestrzeń i czas zbiega asymptotycznie do zera, ale im bardziej się "tam" się zbliżać tym bardziej wszystko, w "konformalnym" czasie odbywa się wolniej, a w subiektywnym czasie, tkwiących tam wewnątrz istot, odbywa się coraz bardziej 'cudownie'. ~ Co to znaczy 'cudownie'? ~ Wiedzieć to móc! W 'miejscu Omega' można coraz więcej, niemal wszystko. Można wskrzesić wszystkich zmarłych i powołać ich do życia, w formie 'emulacji', we wnętrzu cyberprzestrzeni, która będzie się wtedy tworzyć w pamięci potężnego "komputera Omega". Wtedy Ty zmartwychwstaniesz i ja zmartwychwstanę i pójdziemy na trochę do 'Czyśćca', a potem już odnajdziemy się na zasadzie 'równoległej', skoro niby Ty i Ja pasujemy do siebie i wtedy będziemy już w 'niebie Tiplera'. ~ Kurde! Ja nie chcę iść do czyśćca! Ja nie chcę być odtwarzana na wyższym poziomie emulacji. Ja chcę zostać na moim najniższym poziomie implementacji, bo wtedy tutaj możemy skręcić w tą ścieżkę do tego lasu. (...) ~ Nareszcie oprzytomniałam! Inaczej bym zwariowała! ~ Ja też miałem już dosyć tego gadania, jakkolwiek to potwierdza, że Tipler ma rację! Tipler zauważył bowiem, że Punkt Omega, czyli Bóg rzeczywiście jest Osobą, bo osoba, czyli "persona" - po grecku prosopon (proswpon)to wszystko to co wrodzone i co w sposób 'nabyty' zostało zgromadzone w pewnym skonstruowanym umyśle, tak iż zgromadzone treści odróżniają ten umysł od innych. Po grecku 'persona' to jednocześnie 'maska', 'pewien wizerunek', prezentowany względem pewnej innej osoby. Punkt Omega, w istocie pewien potężny, świadomy superkomputer, jest w stanie prezentować pewną, oddzielną maskę względem każdego z nas, pozostaje więc on rzeczywiście tak jak chcą to Żydzi, katolicy i muzułmanie ® osobą. ~ Kurde! Ale nie jest to tak jak chcą buddyści! A poza tym, czy on wyjaśnił czym jest miłość, czym jest pożądanie, czym jest seks. ~ To prawda, że wyjaśnił to tylko pośrednio. Trzeba to spróbować uściślić. Ale słuchaj Jaycee, trzeba docenić dokonania Franka Tiplera, który jedną książką, zawierającą przepełniony wzorami matematycznymi tzw. *Appendix for Scientists" (wydrukowany na str. 395-517), przyłączył teologię do fizyki. ~ Z tym że teolodzy tego wcale sobie nie życzyli! ~ Tak znów, jakiś astronom się wtrąca. Ale to tylko z troski, aby wzmocnić "zasilanie spirytualne", aby filozofie współczesne były dla ludzi zrozumiałe. Piśmiennictwo *1. John D. Barrow, Frank J. Tipler: The Anthropic Cosmological Principle. Clarendon Press, Oxford, 1986. *2. Frank J. Tipler: The physics of immortality. Modern Cosmology, God and the ressurrection of the Dead. Anchor Books - Doubleday, New York, 1995. *3. Michio Kaku: Hiperprzestrzeń. Naukowa podróż przez wszechświaty równoległe, pętle czasowe. Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa, 1996. *4. Paul Davies: Plan Stwórcy. Wydawnictwo Znak, Kraków, 1996. *5. Lawrence M. Krauss: Fizyka podróży międzygwiezdnych. Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa, 1996. Klub Omega - na podsłuchu - czyli o pożądaniu Czasy są coraz trudniejsze i coraz łatwiejsze zarazem. W każdym razie jeśli, mimo dostępu do gazet i książek oraz kanałów telewizyjnych, telegazety, ktoś nie wie czym się zająć lub chce dowiedzieć się dużo o jakiejś sprawie lub jakiejś osobie, to może podejść do końcówki internetowej łatwo dostępnej w wielu już cyberkawiarniach, bibliotekach i szkołach i może do okienka Alta-Vista, Yahoo lub innej "silnej przeglądarki" wpisać krótkie określenie "tego co go dręczy". Po przeczytaniu książki "Fizyka nieśmiertelności - czyli o kosmologii, Bogu i Zmartwychwstaniu wszystkich zmarłych" i późniejszej ożywionej dyskusji wpisaliśmy do okienka Alta-Vista napis ® "Frank J. Tipler", czyli po prostu nazwisko autora książki. Alta-Vista podsunęła nam wtedy, między innymi, pomysł, aby wpisać się do grupy dyskusyjnej: "omega-point-theory@world.std.com". Przez kilka dni nie udawało się to nam. Okazało się bowiem, że wysyłając pierwszy list do "Klubu Omega" "wchodziliśmy w kontakt" nie z żywymi ludźmi, lecz z automatem o nazwie "Majordomo@world.std.com". Porozumienie z automatem początkowo nie było łatwe. "Majordomo" wysłał nam jednak kilkanaście stron szczegółowych instrukcji o tym jak wpisać się i Uwaga! jak wypisać się" z owego "tajemniczego klubu". Po kolejnych dwóch dniach "majordomo" zawiadomił nas, że "zidentyfikował nasz komputer jako istniejący w sieci". Poinformował nas, że zostaliśmy do klubu wpisani, ostrzegł, że nie przyjmie od nas listu wysłanego u innej końcówki internetowej i ponownie podał liczne informacje "Jak wypisać się z klubu"; co nas ponownie bardzo zdziwiło! Owe zdziwienie opuściło nas już nazajutrz. Pamięć naszego komputera była pełna. Członkini przedsięwzięcia przez godzinę drukowała ok. 60 stron maszynopisu. Były to opinie członków "Klubu Omega" dotyczące, najogólniej mówiąc, "technologii zmartwychwstania"; wysłowione w ciągu jednej tylko doby. Na drugi dzień mieliśmy następne 80 stron, na trzeci dzień 80 stron. Powstał problem jak to wchłonąć i czy warto to czytać. Okazało się jednak, że wciąga to jak narkotyk! Gwoli przypomnienia. Teoria Punktu Omega F.J. Tiplera (międzynarodowy utarty już skrót to "O.P.T.") stwierdza, że nasz Wszechświat jest typu "zamkniętego", co oznacza, iż po fazie ekspansji rozpocznie kurczenie się "kolaps", zapadanie się naszej czasoprzestrzeni. Teoria zakłada jednocześnie, że nasi potomkowie rozprzestrzenią "fenomen życia i świadomości" "po całym Wszechświecie"; dokonując jednocześnie "dalszego stałego postępu poznania, rozumienie i rozwoju technologicznego". W czasach gdy czasoprzestrzeń będzie już "zgarniana do jednego kąta" jednego czasoprzestrzennego "miejsca", a nawet do objętości niemalże "punktu", właśnie owego "punktu Omega" wtedy istniejąca tam rozwijająca się wcześniej przez miliardy lat "wysoce techniczna" cywilizacja "będzie wiedziała niemal wszystko i będzie potrafiła niemal wszystko". Wtedy właśnie, z woli owego świadomego "punktu Omega" bez trudu wszyscy zmarli zostaną powołani do "ponownego życia" poprzez formę zmartwychwstania, która będzie polegać na tzw. "emulacji". Emulacja zachodzi wtedy, jeśli jakiś układ "przetwarzający dane" jest w stanie "symulować" wcześniejsze istnienie pewnego obiektu z dokładnością 100%. Punkt Omega "zgarniając niejako wszystko", tzn. całą czasoprzestrzeń, całą wcześniej zdobytą wiedzę i dane o losach żyjących wcześniej ludzi i ich losach, układających się w wzdłuż tzw. "linii światła (wirldlines)" będzie więc miał [jak uzasadnia to F.J. Tipler w swojej 400-stronicowej książce, kończącej się 150 stronicowym dodatkiem naukowym, naszpikowanym trudnymi wzorami matematycznymi] wtedy umiejętności i możliwości powołania do życia wcześniej zmarłych osób na tzw. II-gim poziomie implementacji. Powołanie w ten sposób tych osób do życia będzie równoważne z umieszczeniem ich w "szczęśliwej krainie", w której "będą rządzić" nieco inne "zasady współdziałania" wskrzeszonych osób. Tak dla przykładu F.J. Tipler przewiduje, że partnera będzie można "znaleźć" na zasadzie "równoległej", a nie szeregowej, tzn. przez "szybkie wyszukiwanie" osoby najbardziej dla nas odpowiedniej. Frank J. Tipler "uzgadniając" w pełni swoją "O.P.T." z współczesną fizyką zarysowuje możliwość spełnienia się wizji teologicznych trzech głównych religii monoteistycznych. Punkt Omega jest bowiem osobą, prezentującą osobny, osobisty wizerunek (tzw. "personę", czyli po grecku "maskę") każdej istocie istniejącej wcześniej. Zostaje więc uzgodnione z nauką to co wydawałoby się być najtrudniejsze. Punkt Omega odpowiada konceptowi Boga osobowego. F.J. Tipler ustanawia więc niezwykle trudny "orzech do zgryzienia" dla wszystkich przedstawicieli nauki, gdyż mówi im "szukajcie błędu merytorycznego" oraz teologom ortodoksyjnym, chrześcijańskim i muzułmanom, którym mówi: "pomyślcie proszę, szukajcie niezgodności objawienia z teorią fizyczną". Kilkadziesiąt ludzi rozsianych po całym globie, poczynając od Hawai i Australii i kończąc na Anglii i Finlandii, lansuje swoje idee zilustrowane obrazkami na swoich adresach internetowych (tzw. homepage), kłóci się, wymyśla sobie od nieuków, zarzuca brak kompetencji, błędy językowe, błędy sieciowego savoir-vivre'u (netiquette issue), demonstruje swoją wyższość fizyka, anglosaska, adwokata diabla ze Szkocji i genialnego bezrobotnego (z Helsinek), który według mnie na pewno kiedyś "przebije się z cyberprzestrzeni do podręczników fizyki i zwykłych gazet, gdyż jego "model świadomości, seksu, apetytu, działania mikrotubulii i DNA każdej komórki oraz model duszy" oparty o fizykę kwantową i zwierciadlane dwupłaszczyznowe odbicie 3-wymiarowego człowieka w 8-miowymiarowej hiperprzestrzeni jest zapewne prawdziwe. Od października, mając głowy "nabite" dziesiątkami pomysłów, ciągle jeszcze jesteśmy w stanie śledzić główne wątki. Ze swojej strony, niżej podpisany, do końca lipca 1998 roku przesłał do wiadomości członków "Klubu Omega" między innymi listy o podanych niżej tytułach. Wymienienie tycg tytułów tutaj jest celowe, gdyż listy te są obecnie dostępne w całości pod: http://www.slam.katowice.pl/~klin5chw/PhoenixA.html i stanowią zarys planowanego tomu II serialu "Kompletowanie sensu". 1. Seksualne pożądanie a świadomość. 2. Jak wmontować komputerom (robotom) ich samo-świadomość (self-awareness). 3. Dlaczego w naszym Wszechświecie jest potrzebna świadomość. 4. Dusza a "12-towymiarowy model wszechrzeczy" lansowany przez Barron'a Burrow'a. 5. Genom (DNA) jako kanał transmisji "idei Platona" i "archetypów Junga". 6. Dlaczego Tipler nie uwzględnił "innych" istot inteligentnych naszego Wszechświata? 7. "Naznaczenie" przez planetarne okoliczności narodzin (The planetary imprinting"). 8. Nadświetlne podróże w czasoprzestrzeni tak!, ale tylko poprzez technologię Melchizedeka. 9. Czy "model duszy Matti Pitkanena" traktuje o duchu człowieka, czy raczej o Platonowskiej (niechrześcijańskiej) wizji wędrującej, inkarnującej się duszy. Teoria fenomenu miłości jako temat dociekań naukowych, ważny dla Teorii Punktu Omega. Pamięć jako kanał dla transmisji w wymiarze czasu. Fizyka kwantowa, astrofizyka a fenomen UFO. Święta Bożego Narodzenia a C.G. Jung. Datownik dla naszego Wszechświata w Wielowszechświecie D. Deutscha. Przewidywanie przez F.J. Tiplera katastrofy biosfery już na rok 2050. Algebra a kod DNA. Retrowirusy, memy a archetypy Jungowskie. Nie tylko transcapacitor, ale i equi-me-rec jest "chipem" pochodzenia pozaziemskiego. Żywy, lecz nie czujący wirus, mikroczujące mikroby i człowiek ze świadomością samego siebie. UFO/SAR-kraft a tomograf NMR. Pozaziemski i poza-wymiarowe spotkania IIIo. Pępowina łącząca Słońce z Ziemią emituje informacje w przestrzeń. Implanty mózgowe typu "Q-chip" a "niezidentyfikowane obiekty świecące (UFO)" K.J. Jaminson. Mikrotubule, EEG, nadrzędne pole mentalne Q* a zasada działania wstecz. Czyżby zapadający się fragment wielo-wszechświata D. Deutscha działał wstecz wobec naszego wszechświata rozszerzającego się. Tzw. woda uporządkowana mikrotubuli neuronów mózgu pilota UFO/SAR-kraftu. Jeśli pole mentalne Q* ma charakter nie algorytmiczny (nie matematyczny) to czy kiedykolwiek teoria świadomości będzie miała charakter naukowy? W jaki sposób pochodna repulsywnej, antygrawitacyjnej siły kosmologicznej jest powiązana z polem mentalnym Q* i galaretą mikrotubuli neuronów przetwarzającą dane na wzór tzw. NMR komputerów. Czyżby w mikrotubulach zachodziło lokalne zakrzywienie czasoprzestrzeni? Omegon lub exodus do kolapsującego fragmentu Wielo-wszechświatów jako rozwiązania dla zaawansowanych cywilizacji borykających się z problemem śmierci cieplnej Wszechświata otwartego. Czy kolaps fragmentu Wszechświata wielowarstwowego Matti Pitkanena jest rozwiązaniem Teorii Punktu Omega, stojącego wobec trudności wynikających z odkryciem przyspieszającego rozprężania naszej czasoprzestrzeni? Re: Koherentny obraz Świata dla kultury ludzkiej roku 2001. Kresy spekulacji naukowych. Nauka o krańcach podejścia naukowego. Kształt myśli różdżkarza. Metafora metafor. Duch Święty i Bóg pojawiający się periodycznie. Uderzająco piękny i prosty koncept. Wielowymiarowa nadprzestrzeń konfiguracyjna, może nie realna, ale działa. Zmarły w tym Wszechświecie - rodzi się w innymi Wszechświecie. Tytuły moich listów świadczą o tym, iż bardzo się starałem, aby w interesie czytelników niniejszego serialu "Kompletowanie sensu" "wyświetlić" najtrudniejsze punkty wywodu. Jak Państwo wiecie, poczynając od pierwszego felietonu pt.: "Klonowanie a fenomen życia" (Szaman - Człowiek, zdrowie, natura, 1997, nr 7) stale podkreślam, że "rozumienie świata" jest utrudnione przez niemożność pojęcia tego czym jest przyjemność, apetyt, a także pożądanie seksualne. Jest to jeden z takich trudnych punktów wywodu. Był to pierwszy problem, jaki poruszyłem wobec członków grupy dyskusyjnej. Zreferuję go więc tutaj dla przykładu. Gdy ktoś patrzy na jabłko lub poduszkę to wtedy w sieci neuronalnej jego mózgu powstaje "obraz," odwzorowanie obiektu, który istnieje w świecie zewnętrznym. Gdy ktoś przeżywa natomiast orgazm to "widzi coś" czego w świecie zewnętrznym nie ma. Gdzie więc to jest? Barron Burrow twierdzi, że jest to w 6-tym wymiarze jego 12-towymiarowego, psychofizycznego Wszechświata. Twierdzi, że człowiek ma budowę dwubiegunową. Ma mózg i zmysły dostarczające wrażeń z materialnego świata, pierwszych czterech wymiarów (przestrzeń+ czas ® czasoprzestrzeń) i ma narządy płciowe, które są "sprawne" w odbieraniu wrażeń z innych ('wyższych') wymiarów. Mówi także, że kobieta w chwili orgazmu "cofa się w czasie wstecz", a mężczyzna "podąża do przodu" i wtedy się właśnie "spotykają", wtedy udaje mu się dostać na drugą stronę lustra, w którym partner widzi w swojej partnerce swoje zwierciadlane odbicie, tak jak widziała to "Alicja z krainy czarów" (*1). Dodaje on przy tym, że jeden i drugi odzyskuje symetrię złamaną na początku Wszechświata. Matti Pitkanen z Helsinek (doktorat z fizyki kwantowej w roku 1983) twierdzi natomiast, że przyjemne odczucie doznawane w trakcie połykania kęsa banana lub śledzenia zmysłowego filmu powstaje na wskutek salwy "skoków kwantowych" fotonów, takich jak dyskretny, tylko kwantowy skok elektronów z obity na orbitę wokół jądra atomowego. W obrębie jego teorii owe "skoki kwantowe" są istotą świadomości. Ja napisałem natomiast, że wszystko to może jest i prawdą, ale nie powinniśmy jednak zapominać, że kobieta na poziomie genetycznym różni się od mężczyzny diametralnie! Dwudziestaszósta para chromosomów kobiety to XX, a mężczyzny to XY. Różnica w genomie jest, ilościowo biorąc, znacznie większa niż między człowiekiem a szympansem. Kobieta jest więc istotą z "zupełnie innej planety", jakkolwiek jednocześnie istotą komplementarną ("Zwierciadlaną") względem mężczyzny. Pożądanie seksualne jest przy tym oparte właśnie o pewien rodzaj "wpisu" (zapisu) do genomu, który akurat nie może mieścić się na brakującym ramieniu chromosomu Y. Mężczyzna, podobnie jak i kobieta już od wczesnego dzieciństwa, już jako chłopak, dziewczynka a nawet jako dzieci mają instynktowne "rozpoznawanie i odróżnianie" ciała kobiety i ciała mężczyzny. Obraz ciała osoby płci przeciwnej jest więc wrodzony i został wpisany do genomu przez "inteligencję nadrzędną", która chciała, a raczej która potrzebowała, aby pożądanie seksualne istniało. No tak, ale na razie nie ma przejścia po dwóch ścieżkach niezbędnych, aby w wywodzie nie było luki. Mianowicie nie ma przejścia od "poprzedniego Punktu Omega" do Punktu Alfa, czyli momentu Wielkiego Wybuchu, który jak się wydaje istniał w przeszłości. Nie ma również jak na razie zrozumiałej teorii łączącej fenomen pożądania z fenomenem miłości, a przecież na tym musiało zależeć "poprzedniemu Punktowi Omega". Piśmiennictwo (*1) Ewa Kuryluk: Lustro ma płeć. Magazyn Gazety Wyborczej, 1997, nr 48 (z dn. 28-29.11.1997). WIELOWSZECHŚWIAT - czy rzeczywiście "Tora" (Pięcioksiąg) jest wpisana do genomu ludzkiego Moi współpracownicy z okazji Wigilii, organizowanej co roku w Klinice, ofiarowali mi przed 3-ma laty książkę Petera Krassa i Reiharda Habecka pt.: Biblioteka Liści Palmowych" (1). Książka zawiera wiele niesamowitych, ale powtarzających się ostatnio zbyt często, "zwariowanych" hipotez. Z pewnym znudzeniem przeczytałem więc rozdział nr 13 pt.: "Rabinie Mojżeszu, proszę pisać - czyli o pewnym kodzie i zaszyfrowanym Pięcioksięgu". Przytoczę pierwszy akapit tego rozdziału: "Kto jest autorem pięcioksięgu Mojżesza? Komu należy przypisać autorstwo ksiąg proroków i królów? A komu - psalmy ze Starego Testamentu? Wszystkie dostępne pierwotne teksty Biblii są, zdaniem katolickich i protestanckich teologów, kopiami odpisów, a i te stanowią jedynie duplikaty dawno zaginionych oryginałów. Teolodzy odrzucają zdecydowanie twierdzenia żydowskich ortodoksów i przedstawicieli określonych dogmatycznych kół obozu chrześcijańskiego, że oryginał owych zapisów jest dziełem jednego człowieka, mianowicie Mojżesza. Egzegeci (komentatorzy testów Pisma Świętego) głoszą przyjmowany chętnie pogląd, że oryginały są dziełem wielu autorów i powstawały stopniowo w ciągu wieków. Czy i tę myśl należy zrewidować? Odpowiedź brzmi tak, jeżeli rację mają dwaj Izraelici z Uniwersytetu Technicznego w Hajfie, zwanego Technionem, dr Mosze Katz i dr Menachem Wiener." "Doktor Katz jest komentatorem tekstów Pisma Świętego, a dr Wiener ekspertem komputerowym. W Technionie, dzięki nowoczesnemu centrum obliczeniowemu Izraela, mogli przeprowadzić precyzyjną analizę komputerową tekstów Starego Testamentu. Posługiwali się przy tym specyficzną metodą "odliczania liter". Analizując wyniki, kierowali się pewnymi wskaźnikami literatury późnohebrajskiej i doszli do zaskakującego odkrycia. W aramejskich oryginałach pięciu pierwszych ksiąg Mojżesza występują pewne bardzo znaczące słowa." Warto także przytoczyć jeszcze kilka innych krótkich fragmentów owej książki: "Czy uznawany w religiach świata Stwórca pozostawił jakiekolwiek znaki swego istnienia? Czy należy traktować Biblię lub inne "święte księgi" jako swoisty "odcisk stopy", czyli widomy dowód boskiego wpływu na historię rozwoju ludzkości i świata?" "... Mosze Katz i Menachem Wiener (jak twierzę - przyp.) odkryli i rozszyfrowali w zapisach Starego Testamentu rodzaj kodu biblijnego, który widocznie miał być znaleziony albo który było wolno odkryć dopiero teraz, gdy dojrzały i czas, i wiedza do tego." "... Owe "ukryte" słowa w hebrajskim tekście Biblii, regularnie powtarzające się kombinacje liter, tworzyły niespodziewany i nie do przewidzenia wzór literowy. Katz i Wiener wyłonili go z samych spółgłosek tekstu, nie zwracając uwagi na znaczenie słów i przerwy między nimi - czyli z pozornie bezsensownego następstwa liter. Odkryte "wzory" powtarzają się we wszystkich przebadanych tekstach Biblii, nie mogły więc (ich zdaniem - przypisek) ... powstać "przypadkowo". ..." "Panowie Katz i Wiener chętnie służą przykładami. Słowo Tora (hebrajska nazwa Pięcioksięgu) powtarza się w Księdze Rodzaju (Genesis - pierwsza Księga Mojżesza) regularnie co 50 znaków pisarskich, słowo Elohim zaś (znaczy Bóg) występuje w tym samym tekście co 26 znaków." "... 'Przygoda z Biblią' obu panów zaczęła się, gdy ciekawość naukowa egzegety sprowokowała ich do przeanalizowania Pięcioksięgu metodą liczenia liter." "... Katz i Wiener są przekonani, że znaleźli dowód istnienia wspólnego praźródła wszystkich biblijnych objawień w Starym testamencie. ... Najbardziej sensacyjny jest wniosek, do jakiego doszli obaj badacze: ''Stary Testament i wiele późniejszych świętych tekstów nie zostały napisane ludzką ręką!''". oraz twierdzą oni, iż : "... wszelkie zapisy biblijne powstały nie na naszej planecie." "... Jeżeli wyjdziemy z założenia, że Mojżesz (albo Ezra) był tylko pomocnikiem pozaziemskiej Inteligencji - z racjonalnych względów nie nazwiemy jej bogiem - to musimy postawić od razu drażliwe pytanie, kto (albo co) stoi za tą osobowością? Przypuszczalnie odpowiedź daje Biblia. Już sam fakt, że owa nadludzka Inteligencja posłużyła się "zabawą w zgadywanie", by przekazać przesłanie czy testament w zakodowanej postaci, wskazuje jasno i wyraźnie, że tak nie postąpiłby żaden boski Stwórca (takie założenie czyni pewne założenia o osobowości "prawdziwego" Boga osobowego - przypisek)." "...Powiedzmy to wyraźniej: Elohim byli istotami z krwi i kości, jak ludzie - podatni na zranienia i śmiertelni. W jednym tylko różnili się od nas: pochodzili z innej planety. Elohim to bez wątpienia istoty spoza Ziemi, przybysze z Kosmosu. U kołyski ludzkości stała więc (tak sugerują autorzy - przypisek) pozaziemska Inteligencja, która zdziałała niejedno i pozostawiła w historycznych i religijnych zapisach ślady na całej Ziemi. ...ta interpretacja mogłaby zmienić całkowicie nasz religijny obraz świata, szczególnie wówczas, gdy się potwierdzi, że pismo to nie stanowi żadnej boskiej wskazówki, lecz jest testamentem lub posłaniem owej nadrzędnej pozaziemskiej Inteligencji." Trzy lata później przeczytałem inny tekst. Nie widziałem wtedy żadnego związku z "rewelacjami" dr Mosze Katza i dr Menachema Wienera. W dziale "Nauka - Gazety Wyborczej", w artykule pt.: "W poszukiwaniu Adama i Ewy" (2) przeczytałem, że: "Analiza DNA chromosomu Y pozwala nie tylko odpowiedzieć na pytanie, "skąd przychodzili", ale i jak żyli nasi przodkowie. Okazuje się, że wierność zasadom religijnym albo zachowywanie tradycji przez wiele wieków może pozostawić ślad w ewolucji chromosomu Y. Tak stało się np. u Żydów i Basków." "5 proc. spośród 7 mln. współczesnych Żydów płci męskiej to potomkowie rodów kapłańskich. Ich przodkowie wywodzący się od Aarona, brata Mojżesza, sprawowali pieczę nad Świątynią w Jerozolimie. Wśród nich był m.in. arcykapłan, który, jako jedyny miał prawo wejść do miejsca zwanego Świętym Świętych, gdzie spoczywała Arka Przymierza. ze względu na pełnione funkcje kapłani podlegali pewnym restrykcjom. Nie mogli np. poślubić rozwódki, kobiety, która zmieniła wyznanie, nie wolno im było przebywać w pobliżu zwłok osób nie należących do najbliższej rodziny. Złamanie tych reguł oznaczało wykluczenie z grona kapłanów. Obowiązują one do dziś, mimo że Świątynia w Jerozolimie została przez Rzymian zburzona w 70 roku n.e." "To, że reguły te od blisko 30 wieków są rzeczywiście przestrzegane, można zobaczyć badając chromosom Y dziś żyjących potomków rodów kapłańskich. Zespół naukowców z Izraela, Wielkiej Brytanii i USA przeprowadził badania porównujące DNA chromosomów Y kapłanów i innych współczesnych im Żydów ("Nature" nr 6611)." "Analiza "igreków" u 188 nie spokrewnionych ze sobą osób wykazała, że DNA kapłanów i niekapłanów jest zasadniczo inne: wszyscy badani kapłani (niezależnie od miejsca zamieszkania) mieli podobny skład DNA, podczas gdy DNA pozostałych Żydów nie wykazywało takich podobieństw. Różnice te potwierdziły odmienny rodowód obu badanych grup. Następnie uczeni zbadali DNA Aszkenazyjczyków - Żydów mieszkających w okresie diaspory w Niemczech i Wschodniej Europie - i Sefardyjczyków - głównie Żydów z Hiszpanii i Portugalii (te dwie społeczności przez wieki były rozdzielone geograficznie). W obrębie każdej grupy widoczne są identyczne różnice w materiale genetycznym kapłanów i niekapłanów. Stanowi to potwierdzenie historycznych danych, że powstanie żydowskiego kapłaństwa poprzedziło światowy podział Żydów na społeczeństwa Aszkenazyjczyków i Sefardyjczyków." Jack Sarfatii, fizyk z Kalifornii, który podobno inspirował twórców znanych filmów: "Ghost Busters" i "Powrót do przyszłości" (3), w e-mail'owym liście, wysłanym także do mnie w dniu 2 stycznia 1998 r. (sarfatti@well.com), napisał ku mojemu zdumieniu następujące zdanie: "Torah (przyp. pięć pierwszych ksiąg Starego Testamentu) jest najprawdopodobnie wpisane do kodu genetycznego. Wydaje się, że można zaproponować "klucz" według którego można przyporządkować sekwencje nukleotydów literom alfabetu pięcioksięgu. Jest to szczególnie wyraźne jeśli analizować DNA rodów kapłańskich, wywodzących się od Aarona, brata Mojżesza. Szczególność sekwencji nukleotydów tej grupy ludzi opublikowano w "Nature" w nr 6611. Całą książkę pt.: "Złamanie kodu biblijnego" ("Cracking the Bible Code") opublikował niedawno Satinover. Jeśli dokładniejsze analizy to potwierdzą to trzeba będzie ustanowić poważną hipotezę naukową, iż w pewnym momencie historii rodu ludzkiego zaistniała interwencja ze strony przybyszów z "innych czasów - innych światów", tzn. pozaplanetarnych "podróżników w czasie". Być może w sposób świadomy zostawili oni rodzaj "znaku" (listu), który czekał do czasów kiedy można go już spróbować odczytać. Jest to zgodne z koncepcjami Davida Deutscha o "Wielowszechświecie (Multivers)", sformułowanymi w jego książce "Fabric of Reality" ("Wytwarzanie rzeczywistości")." "Jest to zgodne także z najnowszym przełomowym odkryciem fizyki, dotyczącym tzw. teoremu Eberharda i odkryć Josephsona, które zmuszają do modyfikacji podstaw fizyki kwantowej. Według owej "nowej fizyki post-kwantowej" niektóre informacje nie mają "charakteru lokalnego". Oznacza to, że znaleziono naukowe podstawy fizyczne dla możliwości odczytów "nie-lokalnych", tzn. odczytów dotyczących przeszłości i przyszłości, odległości rzędu kosmicznego oraz ewentualnych podróży przez "wszechświaty równoległe"." Poruszone tu hipotezy są tak kontrowersyjne, iż wiele osób podjęło badania starające się obalić tezy Katza Wienera, a także tezy Sarfattiego. Tygodnik "FORUM" z dnia 21 czerwca 1998 roku w artykule pt.: "Klęska proroków - naukowcy wykazali, że "szyfr biblijny" to nonsens" , przedrukowanym z "The Guardian", referuje badania innych specjalistów od kryptologii. Matematycy Maya Bar-Hillel, Dror Bar-Natan i Brendon McKay udowadniają, że użyta metodaELS (Equal Letter Skip), jeśli ją zastosować do długiego tekstu, to zawsze może dostrczać pozornie znaczących rezultatów. Nick Hopikins i Keith Delvin, autorzy artykułu pt.: "Klęska proroków ..." piszą: "Te nowe badania zostaną przyjęte z ulgą przez społeczność religijną, którą irytowało to, co uznawała za trywializację Biblii. Jonathan Romain, konsultant Zreformowanej Synagogi Wielkiej Brytanii, był zdania, że książka ("The Bible Code") jest "niewymownie niedorzeczna" i stanie się "podręcznikiem dla kandydatów na mistycznych magów"." "Badania te zostały też z zadowoleniem powitane przez brytyjskich matematyków, wstrzymujących się z potępieniem tej książki przed przeprowadzeniem rzetelnej jej analizy." "Fred Piper, profesor kryptologii i bezpieczeństwa w Królewskim Koledżu Holloway w Londynie, powiedział: "Człowiek zawsze podejrzewał, że ta książka jest nonsensem i wydaje się, że to właśnie tego dowiodło. Nie wątpię w szczerość Drosnina. Myślę, iż rzeczywiście wierzy on, że Biblia zawiera tajemny szyfr"." "Natomiast te nowe badania nie wzbudziły zadowolenia brytyjskich wydawców "The Bible Code", firmz Weidenfeld and Nicolson. Jej rzecznik oświadczył: "Jedni eksperci mówią coś tam, a inni mówią coś innego. Jestem pewny, że były też badania potwierdzające słuszność metodologii zastosowanej w książce."." Osobiście sadzę, że łatwo będzie można podważyć tezę Sarfattiego, że pięcioksiąg został wpisany do genomu ludzkiego. Pięcioksiąg był spisany w martwym już języku aramejskim. Argumenty będą więc zawsze natury statystycznej, nie przekonywującej dla niespecjalistów. Hipoteza jednak stymuluje do rozważań nad "nową fizyką", tzn. "wielowszechświatem", "płaszczyzną czasu" - czasem dwuwymiarowym, a więc światem, w który, możliwa jest nie tylko "komunikacja nielokalna", ale i podróże w czasie. Tylko bowiem rozeznanie w owej "nowej fizyce" (post-quantum physics) umożliwia spokojne rozważenie np. takiej tezy J. Sarfattiego, że to "w końcu świadomość naszych potomków wpisała Torę do genomu nas samych". Wrzawa wokół "powstania i upadku" omówionych sensacyjnych hipotez dowodzi, moim zdaniem, jeszcze jednego ważnego problemu. Chodzi mianowicie o to, iż Stary Testament i niektóre inne objawienia sugerują jednocześnie fizyczną obecność przed wiekami na naszej planecie Boga i bliskich mu osób. Co więcej, w treści objawienia jest mowa o wielu "fizycznych rekwizytach", chociażby takich jak: namiot spotkania, arka przymierza, laska Aaarona, itd. ( ). Nic więc dziwnego, że od wieków wiele osób sprawdza, czy aby któryś z tych "fizycznych rekwizytów" nie zawieruszył się i nie pozostaje nadal na Ziemi. Inne osoby, takie jak bohaterzy niniejszego rozdziału, poszukują śladów bardziej "softwarowych", ale także mentalnych. Jedni i drudzy wierzą w fizyczną realność "Świata Bogów" (fizyczną realność krainy "Niebo" i "Piekło"). Na łamach tej książki nadal będą się przewijać dwie poważne teorie fizyków, tzn. teoria Wielo-wszechświata D. Deutscha i teoria warstwowej struktury czasoprzestrzeni (multi sheeted space-time) Matti Pitkanena. W świetle tych dwóch teorii umiejscowienie, opisanie, gdzie i jak mogłaby być zorganizowana owa realna "kraina niebieska" jest możliwe. Tym bardziej uzasadnione będzie więc zainwestowanie czasu w przeczytanie dwóch następnych rozdziałów. Osoby, które wolą utrzymywać w swoim umyśle wiarę w Bogów nigdy nieuchwytnych otrzymają nagle w roku 1998 także, chcianą czy nie chcianą, propozycję od fizyków. Jest nią tzw. realna nadprzestrzeń konfiguracyjna. Aby się przybliżyć do tej idei potrzebne jest z kolei przestudiowanie rozdziałów X-XIII. Piśmiennictwo (1) Peter Krassa, Reinhard Habeck: Biblioteka liści palmowych. Wydawnictwo URAEUS, Gdynia 1994. (w oryginale: "Die PalmblattBibliothek und andere Geheimnisvolle Schauplätze dieser Welt. F.A.Herbig Verlagbuchhandlung GmbH, München, 1993). (2) Agnieszka Fedorczyk, Marcin Gryberg: Tradycja i DNA - w poszukiwaniu Adama i Ewy. Gazeta Wyborcza - dział 'NAUKA', nr 59.2352 z dnia 11 marca 1997. (3) Jack Sarfatii - jego website: http:///www.io.com/~hambone/web/sarfatii.html, jego adres e-mail'owy: sarfatii@well.com. (4) Andrzej Brodziak: Czy Biblia kłamie? Wydawnictwo A. Olszewski, Warszawa, 1993. Czyżby tranzystor odzyskany ze szczątków obcego statku kosmicznego był przyczyną szalonego przyspieszenia technologicznego drugiej połowy XX wieku ? Nigdy nie widziałem UFO, a jednak opublikowałem na ten temat już dwa ważne teksty (1,2). W rozdziale pt.: "Powieściowo-naukowe sprzężenie zwrotne" mojej książki pt.: "I Twój niezwykły umysł także ..." (2) wprowadziłem umowną klasyfikację relacji o UFO na: [1] "Plejadańskie" (1), [2] "Jungowskie" i [3] "Hiperprzestrzenne" (2). Myślałem, że temat został już zamknięty. Muszę jednak wrócić do tego tematu po raz trzeci ze względu na niezwykłe poruszenie, jakie zaistniało ponownie wokół pewnej relacji typu "Plejadańskiego". Otóż, od 7 grudnia 1997 roku, w mediach narasta zainteresowanie tą sprawę. Emerytowany, wielokrotnie odznaczony pułkownik (Lieutenant - Colonel) armii amerykańskiej Phillip J. Corso opublikował, poprzez wydawnictwo "Simon and Schuster" książkę pt.: "The Day Afer Roswell" (3). Współautorem książki jest dr Wiiliam J. Birnes niegdyś wydawca tomu encyklopedii wiedzy o komputerach, wydanej przez Mc Graw Hiil. Autor (pierwszy) zbornie, przekonywująco napisanej książki, twierdzi, że w roku 1947 przewodził tajnej grupie operacyjnej, która zabezpieczyła i rozprowadziła szczątki rozbitego statku kosmicznego. Zadaniem jego oddziału było dostarczenie tych szczątków do laboratoriów doświadczalnych firmy "Bell System Co., General Electric", "AT&T" i "IBM". Książka i jej liczne recenzje jest dostępna poprzez księgarnię "Amazon.com", która jak wiadomo dostarcza książkę w ciągu 24 godzin (być może dla osoby zamawiającej z terenu Polski nieco później). Mało tego, działająca na rynku firma "American Computer Company (ACC)", na łamach swoich "stron internetowych", ogłasza od 2 miesięcy, niezależnie od pułk. Ph. Corso, że tranzystor, opatentowany i wprowadzony na rynek przez firmę "Bell Systems Co." pochodzi właśnie z owych szczątków rozbitego statku. Tranzystor zmienił nasz świat! To bezsporna prawda! Bardzo szybko odtworzono go w postaci zminiaturyzowanej w tzw. układach scalonych. Tysiące tranzystorów upakowanych w jednej kostce (tzw. "chip'ie") to składowe współczesnych telewizorów, magnetowidów, komputerów, tomografów CT i NMR, telefonów komórkowych, odbiorników telewizji satelitarnej, radarów, sond kosmicznych, satelitów telekomunikacyjnych, serwerów Internetu itd. To właśnie "wynalazek" tranzystora uruchomił "szalone" przyspieszenie technologiczne drugiej połowy XX wieku. Corso i Birne twierdzą, że laser, światłowody, noktowizor, a nawet zasada łączenia tysięcy tranzystorów w jedynm "Chip'pie" podzi z tzw. "drugiego statku". Tempo rozwoju technologicznego przyprawia nas wszystkich o zawrót głowy i budzi niepokój. Czy ktoś może bowiem spać spokojnie, gdy usłyszy np. w dzienniku telewizyjnym, że na stronach internetowych pewien poważny naukowiec zapowiada, iż będzie klonował ludzi, nawet jeśli "chwilowo" prawodawstwo niektórych krajów tego zabrania. Sądzę, że wszyscy odczuwają ostatnio ową "nieziemskość", zbytne przyspieszenie rozwoju nauki i techniki. Rumor podniesiony na nowo, już kolejny raz, wokół domniemanej katastrofy UFO w dniu 7 lipca 1947 roku warto więc, według mnie, odnotować, choćby dlatego iż pułk. Phillip Corso i Jack Shulman - szef ACC (American Computer Company), działającej w Cranford, w stanie Nowy York, dostarczają nam, chcąc czy nie chcąc, prawdziwie lub nieprawdziwie, zręby pewnej hipotezy, która tłumaczy dość przekonywująco możliwe przyczyny naszego "zawrotu głowy". [1] "Ich tezy prowadzą bowiem do wniosku, że szalone tempo naszego życia i zbyt szybki rozwój technologii został spowodowany przez pewne przypadkowe wydarzenie, tzn. katastrofę pewnego niewielkiego, metalowego statku kosmicznego, który przybył z rejonu Plejad". (J.Shulman twierdzi, że z rejonu Kasjopei, co z kolei zgadzałoby się z tezami przedstawionymi w powieści "M31".) Jest to cenna hipoteza dlatego, iż inne ... są "słabsze". Jak bowiem wytłumaczyć inaczej, dlaczego musimy się klonować i dlaczego rozpowszechnia się "wirtualny seks - via końcówka Internetowa". Inne konkurencyjne wyjaśnienia mogą się odwoływać co najwyżej do takich stwierdzeń, że: [2] Pan Bóg potrzebuje takiego szybkiego rozwoju naszej ludzkiej cywilizacji na naszej planecie z jakiś ważnych dla niego powodów. [3] Ludzi ogarnął samoistny (tzn. "endogenny") szał, wynikający z "konstrukcji" ich mózgów. Ów "napęd", wmontowany w ich mózgi przez przypadkowy "zbieg" ścieżki ewolucyjnej, wytwarza ów oszałamiający postęp. [4] Szybki postęp zachodzi na wskutek "złej natury człowieka" (podszeptów szatana???), który nie potrafi poskromić swoich zachcianek. [5] Zbyt szybki postęp wynika z nieprawidłowych układów społecznych (za dużo kapitalizmu, za mało powolnego, zubożającego socjalizmu). Od czasu, gdy kupiłem sobie telefon komórkowy, a zwłaszcza od czasu otrzymania dotacji ze strony Fundacji im. Stefana Batorego, sponsorującej mój projekt pt.: "Telediagnostyka i teleterapia internetowa dla pacjenta, lekarza i organizatora kasy chorych", problem rozróżnienia w/w 5-ciu możliwych przyczyn "szału", który ogarnął ludzi na planecie "Ziemia", bardzo mnie zainteresował. Postanowiłem więc przyjrzeć się wydarzeniom, które dotyczą "hipotezy nr 1", wg której przyczyny naszej obecnej sytuacji i naszej obecnej kondycji psychicznej wynikają z katastrofy obcego statku kosmicznego. Aby umożliwić czytelnikom niniejszego felietonu ogląd tych wydarzeń, opiszę chronologicznie jak owa "hipoteza nr 1" dotarła do mojej świadomości i chwilowo (zapewne na przeciąg kilku miesięcy) zawładnęła mną: [1] Jak Państwo już wiecie, w październiku 1997 roku, po długim dialogu z automatem "Majordomo@world.std.com" wpisaliśmy się do Klubu Omega (3), tzn. do grupy osób rozsianych po całej planecie, którą "łączy (lub dzieli)" fakt przeczytania książki F. Tiplera pt.: "Fizyka nieśmiertelności - nowoczesna kosmologia, Bóg i zmartwychwstanie zmarłych" (4). Jeden z wysokonakładowych miesięczników zamieścił już moje pierwsze refleksje z dyskusji prowadzonych w Klubie Omega (5). [2] W dniu 18 i 19 stycznia 1998 roku Ed. Komarek (ekomarek@mail.caironet.com) wysłał do klubu swoje dwa długie listy pt.: "ORTK BULLETIN #46" i "Re Pozdrowienia dla wszystkich". Napisał w nich, że jest przedstawicielem organizacji: "Operation Right To Know (ORTK)", której celem jest zmuszenie rządu Stanów Zjednoczonych do przyznania się, iż od 1947 roku tuszuje sprawę przekazania pozostałości po katastrofie obcego statku kosmicznego w ręce przedstawicieli krajowych, czołowych wówczas firm przemysłu elektronicznego. [3] Kilku znanych fizyków i astronomów, członków Klubu Omega, rozpoczęło sprawdzanie tych wiadomości. W dyskusji uczestniczą między innymi czynnie: Jack Sarfatti , Kim Burrafato , Lawrence B. Crowell , Stanton Friedmann . [4] Dyskusja tych osób dotyczy kilku spraw. Jedna z nich to stwierdzenie ACC, iż firma weszła w posiadanie materiałów opisujących sprzęt (technologię) znaleziony w rozbitym statku kosmicznym. Materiały te liczą podobno 20 000 stron i są nazywane jako tzw. "Lab Shopkeepers Notebook". Firma podobno odkupiła te materiały od osoby zarządzającej majątkiem pewnego zmarłego niedawno inżyniera, prowadzącego sklep, który wcześniej był jednak ekspertem zatrudnionym przez "Bell Systems Co.". Szef firmy, Jack Shulman, w wywiadzie dla mało znanej gazety "Tahoe Daily Tribune" stwierdził, że jego firma będzie się starać patentować rozmaite "elementy", znalezione na pokładzie rozbitego statku kosmicznego i udokumentowane w "Lab Shopkeepers Notebook". ACC zamierza podobno opatentować wpierw urządzenie o nazwie "Transcapacitor" (inne nazwy używane i zastrzeżone przez firmę to: "Transfer-Capacitor", "Transcap", "T-CAP"). Następnym ma być urządzenie o nazwie "Photonitron". Postępowanie patentowe prowadzi firma prawnicza "Shadowlake R&D". Takie stopniowe ujawnianie niezwykłych szczegółów technicznych ma zmusić instytucje oficjalne do potwierdzenia, iż od 50 lat ukrywany jest fakt przejęcia pozaziemskiej technologii. [5] Jeden z członków Klubu Omega (Rjon11@ad.com) dokopał się w materiałach umieszczonych na stronach internetowych ACC pierwszego 'oświadczenia dla prasy', które zostało złożone w dniu 7 grudnia 1997 roku. Oświadczenie dla prasy przygotował John Schwartz (Superior Media Services, Newark, NJ07102 tel.908-931-1200). Moim skromnym zdaniem, oświadczenie to jest napisane zbornie i starannie. Z tekstu tego wynika, że Oddział Sił Powietrznych USA zabezpieczył w lipcu 1947 roku nie tylko szczątki rozbitego statku kosmicznego, ale przejął także cały, "nieuszkodzony", drugi statek, który przybył w miejsce katastrofy ratować rozbitków. W oświadczeniu zawarto także opis możliwości owego "transcapasitora". Mówiąc w skrócie, ów "transcap" byłby czymś w rodzaju "uniwersalnego, sztucznego neuronu", tyle że działającego z ogromną szybkością, w szerokim przedziale przyjmowanych energii. [6] Rozgorzała dyskusja, która trwa do tej pory. Znana postać, dr Jack Sarfatti, fizyk z wykształcenia, szef instytucji "Internet Science Education Project", jest przekonany, że pułkownik Philip Corso mówi prawdę. Nie jest on w stanie, podobnie jak i inne osoby, "cofnąć się w czasie i sprawdzić" jak to naprawdę było, ale sądzi, że opis sposobu działania statku i jego załogi jest zgodny z jego właśnie, najnowszymi konceptami, dotyczącymi tzw. fizyki post-kwantowej (post-quantum physics). Philip Corso twierdzi, że pilot statku stanowił niejako jego część, był po prostu elementem jego systemów ("command-control-communication-navigation-propulsion- system"), z którymi był połączony poprzez kombinezon, a zwłaszcza specjalne soczewki kontaktowe, rękawice i hełm. Spekulacja Sarfattiego idzie w głąb tzw. "nowej fizyki", którą będę chciał przybliżyć czytelnikom w następnych felietonach. Ów hełm pilota rejestrował wg niego nie tylko czynność elektryczną mózgu, ale i "pole pojęciowe": Q*, które było potem wzmacniane przez potężne magnesy nadprzewodzące. Tu Sarfatti widzi ponowną zbieżność ze swoimi teoriami. Corso pisze, że wokół statku stwierdzano znaczne zaburzenia elektromagnetyczne. Sarfatti wskazuje na pracę G. Modanese, opublikowaną w poważnym czasopismie naukowym ("Physics Review"), której autorzy wskazują na możliwość lokalnej zmian tzw. "stałej kosmologicznej" poprzez zmiany indukcji, osiągalne przez silne magnesy, zbudowane w oparciu o zasadę nadprzewodnictwa. Nie przeszkadza mu brak potwierdzenia tego efektu przez innych autorów. Twierdzi, że droga do zbudowania silnika modyfikującego czaso-przestrzeń została otwarta. Kilka osób twierdzi, że są to spekulacje typu "kult cargo" i zarzuca Sarfattiemu odwracanie uwagi poważnych naukowców od ważnych zagadnień. Są osoby twierdzące, że cała afera została wywołana dla osiągnięcia korzyści finansowych, bądź wskutek prowadzenia wojny psychologicznej wywiadów i kontrwywiadów. Jest to tym bardziej ważne, skoro Corso twierdzi, że w latach 1947-1953 część Sił Powietrznych USA musiała zmagać się ze statkami "obcych", co komplikowało i nasilało tzw. "zimną wojnę". Sarfatti mówi, że: "Wojna psychologiczna - być może? - ale przeciwko komu?" Twierdzi, że on sam w latach 70-tych, kiedy to wrócił z rejonu Pacyfiku, gdzie uczył pilotów na lotniskowcach fizyki i matematyki, (stacjonował na USA Ranger CVA-61) zawiązał grupę naukowców, która starała się wnieść możliwie dużo inteligencji i wiedzy w szeregi pracowników wywiadu i kontrwywiadu (Intro Intelligence Service Community). Twierdzi, że właśnie przyszła pora, aby poinformować ich o najnowszych ustaleniach "nowej fizyki". Co więcej, twierdzi, że dyskusje naukowe w sieci Internet tworzą tak szybki przyrost wiedzy, że ustanowiły nową formę "psychotronicznej, niezabijającej broni". [7] Ktoś przypomniał sobie, że generał Douglas Mac Arthur, postać historyczna, wygłosił w latach 40-tych przemówienie, w którym wspomniał o "borykaniu się z kosmitami". Po dwóch dniach tekst przemówienia generała Dauglasa Mac Arthura został rozesłany przez niejakiego Tony Smith'a (tsmith@innerx.net) w dniu 25 stycznia 1998 roku. Ostatni akapit tego przemówienia brzmi następująco: "We speak in strange terms of harnessing the cosmic energy, of making winds and tides work for us, of creating unheard of synthetic materials to supplement or even replace our old standard basics; to purify sea water for our drink; of mining ocean floors for new fields of wealth and food; of disease preventatives to expand life into the hundred of years; of controlling the weather for a more quitable distribution of heat and cold, of rain and shine; of spaceships to the moon; of the primary target in war, no longer limited to the armed forces of an enemy, but instead to include his civil populations; of ultimate conflict between a united human race and the sinister forces of some other planetary galaxy; of such dreams and fantasies as make life the most exciting of all times ..." [8] Emocje wokół tej sprawy wzrosły do tego stopnia, iż Jack Sarfatti oświadczył, iż obecnie są potrzebne już jedynie pieniądze, aby rozpocząć budowę statku zdatnego do podróży międzygwiezdnych lub , mówiąc ściślej, do podróży poprzez inne równoległe istniejące wszechświaty, wchodzące w skład tzw. "wielowszechświata" (Multivers). twierdzi, że przedsięwzięciu będzie patronował duch generała Mac Arthura i generała Arthura Trudean (bohatera wojennego, który był przełożonym pułkownika Phillipa Corso). Twierdzi on w swoim liście pt.: "Exodus", że zbudowanie takiego statku rozwiąże problemy ekologiczne, gdyż ludzie będą przenosić się do "innych światów", co oznaczałoby rozpoczęcie tzw. "wielkiego exodus'u". Wielu uczestników dyskusji przyznaje, że niezależnie od tego czy w roku 1947 doszło do "bliskiego spotkania III-go stopnia" czy też nie, emocje jakie rozgorzały wokół tej sprawy i tak przyczyniły się już teraz do zmiany zapatrywań. Tzw. "nowa fizyka" (P.Q.Ph.) zmusza do uznania "bliskich spotkań", na zasadzie wizyty nie tylko ET (extra-terrestial), lecz ED (extra-dimensional), czyli otrzymywania przez niektóre osoby "paczek informacji z wszechświatów równoległych". Innym następstwem owej fali emocji jest pozyskanie wielu naukowców do szybkiego rozeznania problemu naukowego nowego typu, a mianowicie, czy da się rejestrować pole mentalne Q* pewnych szczególnych ludzi, po to aby je wzmocnić i odtworzyć przy pomocy magnesów nadprzewodliwych w taki sposób, aby modyfikowały czasoprzestrzeń otaczającą statek udający się do innych światów. Ponieważ koncept "pola mentalnego Q*" może być niezrozumiały, podam tu własną metaforę. Rozważmy dwóch ludzi stojących na brzegu bagnistej, zarośniętej wodorostami rzeki. jeden z nich nie umie pływać, a drugi z naszych bohaterów nie tylko że jest zwinny, wygimnastykowany, lecz prócz tego wie, gdzie w rzece są niebezpieczne wiry, ma płetwy i umie prześlizgnąć się między wodorostami. Oczywiście tylko ta druga osoba ma szansę znaleźć skarb zatopiony na dnie rzeki. Jej możliwości wynikają właśnie głównie z jej pola "mentalnego Q", tzn. z wiedzy o własności przestrzeni wodnej. Wiedza ta nie ma charakteru teoretycznego. Ma charakter "pierwotny", "intuicyjny". Omawiany tu typ statku kosmicznego, zdolnego do podróży do innych światów, miałby więc możliwość "prześlizgiwania się" w strukturze "wieloświata" do "innych czasów i innych miejsc" na wskutek sięgnięcia do zasobów drzemiącej "w głębi duszy pilota" wiedzy, tej samej, która wytworzyła Wszechświat i człowieka. Będę się starał przybliżyć czytelnikom tą problematykę w następnych felietonach. Piśmiennictwo 1. Brodziak A.: Zdjęcia przestały być dowodem, co nie znaczy, że "Związek Plejadański" nie istnieje. Rozdział nr II w książce "Gwiazdy i Ty". Wydawnictwo SPAR, Warszawa, 1995 (ul. Żurawia 47, tel. (022) 29-89-20). 2. Brodziak A.: Powieściowo-naukowe sprzężenie zwrotne. Rozdział II w książce "Niezwykły umysł ... Twój także". Wydawnictwo SADHANA, Katowice, 1997 (40-749 Katowice-Murcki, tel.(32) 255-81-71). 3. Brodziak A.: Technologia zmartwychwstania. Miesięcznik "Szaman" (Człowiek-Zdrowie-Natura), 1998, nr 1. 4. Tipler J.F.: The physics of immortality. Modern cosmology, God and the Resurrection of the Dead. Wydawnictwo Anchor Book-Doubleday, New York, 1995. 5. Brodziak A.: Fenomen pożądania i miłości. Miesięcznik "Szaman" (Człowiek-Zdrowie-Natura), 1998, nr 1. Coś się święci ! czyli o przyzwoleniu ludzkości na bliskie spotkania IIIo Coś się święci? Sądzę, że ze względu na uzasadnione już przez "fizykę post-kwantową" (P.Qu.Ph.) zjawisko przesłań "poza-wymiarowych" ("ED encounters) nie uniknione stało już pogodzenie się z wiarygodnością relacji o UFO typu "hiperprzestrzennego" (1). Zacznę od tego, że niezmiernie charakterystyczne jest opublikowanie przez "nieznany Świat artykułu redakcyjnego pt. "Obcy? Dla papieża żaden problem" ( ). W artykule tym czytamy, że dr Christopher Corbally, astronom zatrudniony w tzw. astronomicznym obserwatorium watykańskim, które, historycznie biorąc, powstało "na polecenie" papieża Leona XIII, w roku 1891, w pobliżu Rzymu, lecz obecnie prowadzący obserwacje z wynajętej "stacji Steward" w Tuscon, w stanie Arizona, stwierdził w dniu 16 lutego 1997 roku na forum tzw. "Amerykańskiego Stowarzyszenia na Rzecz Postępu Wiedzy" (American Association for the Advancement of Sciences; wydawca tygodnia "Science") coś niezwykłego. Powiedział on, iż: "odkrycie życia pozaziemskiego nie zmieni naszego obrazu Boga. ... poszerzona by została jedynie idea «antropologizacji» Boga, prowadząca do wyobrażenia, że Bóg jest większy i potężniejszy niż moglibyśmy przypuszczać ...". Dr Chr. Corbally stwierdził także, że: "Odkrycie, że wszechświat może być zamieszkały i przez inne inteligentne istoty, nie przysporzyłoby ludzkości żadnych obaw, czy poczucia własnej niepokaźności, lecz tego, że jesteśmy integralną częścią wspólnoty kosmicznej. Odkrylibyśmy Kościół, który daleko wychodzi poza granice Ziemi i ponad ciasne interpretowanie Biblii i innych pism.". Jeśli przypomnieć sobie treść książki Carla Sagana pt. "Kontakt" i treść wysokobudżetowego filmu o tym samym tytule, który wyświetlano na ekranach wszystkich kin świata pod koniec roku 1997, to najtrudniejszy wg w/w autora problem "pogodzenia się" hierarchów głównych religii z wieścią o istnieniu we Wszechświecie tzw. "obcych" został "załatwiony" przez dr Ch. Corbally przez jedno krótkie wystąpienie na konferencji w Tuscon. Tuscon w stanie Arizona musi być jakimś szczególnym miejscem. Tam też odbyła się pierwsza światowa konferencja poświęcona problemowi zrozumienia fenomenu świadomości. W konferencji tej brało udział wielu członków tzw. "Klubu Omega", o którym pisałem w poprzednich felietonach ( ). Do spraw ważnych dla astronomów, zatrudnionych przez "Papieską Akademię Nauk" i naukowców zajmujących się fenomenem "świadomości" wtrąciły się jednak także ostatnio wywiady i kontrwywiady wojskowe. Sądzę, że dla dobra rozwoju wiedzy o fenomenie świadomości, funkcji mózgu, wiedzy o DNA, czyli najbardziej zasadniczych kierunkach rozwoju poznania człowieka i otaczającego Wszechświata, ważne jest aby wyjaśnić "to co się święci" wszem i wobec, głównie ze względu na bezpieczeństwo nas wszystkich. Chcąc się przyczynić do "stabilizacji bezpieczeństwa nas wszystkich" proponuję więc spokojne, rozważne zapoznanie się z rozwojem tzw. "afery Corso", "afery Schulmanna" i działaniami instytucji o nazwie "Internet Science Education Project (ISEP)", kierowanej przez dr Jacka Sarfatti'ego. Zakładam, że czytelnicy zostali wprowadzeni w zagadnienie poprzez cztery moje poprzednie felietony zatytułowane: (1) Transporter ze Star Trek - jako pierwowzór "technologii zmartwychwstania". (2) WIELOWSZECHŚWIAT - czy rzeczywiście "Tora" (Pięcioksiąg) jest wpisana do genomu ludzkiego. (3) Klub Omega na posłuchu - czyli o seksualnym pożądaniu. (4) Czyżby tranzystor, odzyskany ze szczątków obcego statku kosmicznego, był przyczyną szalonego przyspieszenia technologicznego drugiej połowy XX-go wieku. Proponuję, aby czytelnicy wraz ze mną śledzili rozwój wydarzeń w porządku "chronologicznym". Moja dokumentacja, którą zacząłem kompletować od 18 stycznia 1998 roku, dotycząca rozwoju niezwykłego fenomenu "przyjmowania do świadomości realnego istnienia tzw. obcych" liczy obecnie ok. 1000 stron. Kopię posiada niewątpliwie właściciel grupy dyskusyjnej "omega-point-theory@world.std.com" (Uwaga! aby wpisać się na listę trzeba wpierw wejść w kontakt z automatem "rezydującyjnym" pod adresem "Majordomo@world.std.com). A więc relacjonując wydarzenia "po kolei" (oznaczając je numerami wprowadzonymi już w poprzednim felietonie), odnotowałem następujące "zajścia": [# 10] W dniu 7 lutego 1998 roku Saul-Paul Sirag (>sirag@pond.net>) przekazał członkom "Klubu Omega" list pt.: "Dr Sarbacher confirms recovery of craft and bodies". W liście tym podał on dane o trzech osobach, o tych samych inicjałach i nazwiskach (W.B. Smith), które w latach 1940-1950 miały związek z ówczesnymi doniesieniami o tzw. "latających spodkach". Jednym z nich był niejaki Wilbaert B. Smith, który był "głównym ekspertem" Rządu Kanadyjskiego d/s emisji radiowych, zakłóceń odbioru audycji krótkofalowych, badań nad jonosferą i innymi zagadnieniami związanymi z geofizyką planety. Jest to postać historyczna!! On właśnie, jako obywatel kanadyjski i ekspert od spraw emisji radiowych, na skalę całego ówczesnego Dominium Brytyjskiego prowadził rozmowę z owym dr Robertem Sarbacherem, związanym z Rządem USA: S.P. Sirag, za zapisem z rozdziału "Canadian Conection" książki Stantona Friedmana pt. "Crash at Corona" cytuje fragment rozmowy: > W.B.S.: O ile zrozumiałem cały temat tzw. "spodków" został utajniony? > R.S.: Tak, te sprawy są o dwa punkty 'bardziej utajnione' niż technologia bomby H. W zasadzie jest to obecnie najbardziej strzeżona tajemnica Rządu USA. > W.B.S.: Czy mogę zapytać, jakie są tego przyczyny? > R.S.: Może Pan pytać, ale ja nie odpowiem. > W.B.S.: Czy jest jakiś sposób, abym zdobył więcej informacji, które są mi potrzebne dla własnych prac. [(Przypisek A.B.) W.B. Smith, jak wynika z wcześniejszej części dialogu, prowadził własne, intensywne badania nad tzw. 'kolapsem ziemskiego pola magnetycznego'.] >R.S.: To być może mogłoby być wyjaśnione poprzez Ministerstwo Obrony Pańskiego kraju. Sądzę, że można by dokonać wymiany informacji. Gdyby miał Pan coś co by pomogło nam, bylibyśmy skłonni to omówić. Obecnie nie mogę jednak powiedzieć na ten temat nic więcej. Jak Państwo możecie sprawdzić sami przez firmę internetową "Search in ..." ( ) obydwie w/w osoby mają związek z założeniami koncepcyjnymi projektu HARPP. W tym samy liście Saul-Paul Sirag przytacza także jeszcze jeden ciekawy dialog osób, znanych starszy czytelnikom gazet jako "postacie historyczne". Otóż w latach 50-siątych senator stanu Arizona Barry Goldwater był kandydatem do urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nie wygrał wyborów. Już później w dniu 28 marca 1975 roku, jako emerytowany generał USAF, wysłał on list do Shlomo Arnona z UCLA Experimental College (mieszczącego się przy 308 Westwood Plaza, Los Angeles, California 90024) następujący list: > "Drogi Mr Arnon Sprawa UFO interesuje mnie od dawna. Od 12-tu lat starałem się dowiedzieć, co działo się w budynku : 'Wright Patterson Air Force Base'. Stale odmawiano mi dostępu do informacji, które zostały tam zgromadzone. Są one ciągle utajnione "na poziomie wyższym" niż 'Top Secret'. Słyszałem jednak, że planowane jest ujawnienie niektórych z tych danych. Podobnie jak Pan jestem zaniepokojony treścią tych informacji. Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mieć jednak do nich dostęp. Z poważaniem Barry Goldwater." Saul-Paul Sirag apeluje w swoim liście do członków Klubu Omega o sprawdzenie, czy nie posiadają w swoich zbiorach taśm z audycjami TV z lat 1989-1991 zarejestrowanych na taśmach video. Nadawca listu przypomina sobie, że Barry Goldwater wielokrotnie udzielał wywiadów na temat UFO, w trakcie których opowiadał o swojej wizycie u swojego przyjaciela generała Curtisa LeMay - wówczas dowódcy bazy Sił Powietrznych USA - "Wright Patterson". Prosił on wówczas gen. C. LeMay, aby pozwolił mu zwiedzić tzw. "Foreign Technology Division", a zwłaszcza tzw. "Niebieski Hangar". Barry Goldwater twierdził, że nigdy nie widział wcześniej, aby jego przyjaciel tak się zdenerwował. Wykrzyknął on: " Nie możesz tam pójść. Nawet ja nie mogę tam wejść. Nigdy więcej nie pytaj mnie o to!". [#11] Zgrzytem, przerywającym trudne rozważania członków klubu z zakresu fizyki "post-kwantowej" na temat sposobu rejestracji "pola mentalnego Q*, pilota statku kosmicznego, był list wysłany w dniu 9 lutego 1998 roku przez niejakiego "dr Z". List ten próbuje przestraszyć wszystkich uczestników dyskusji. List przewiduje, co będzie się wydarzać w ramach tzw. "zimnej wojny nr II". Włos się oczywiście jeży! Nie chcę przytaczać tutaj szczegółów tego listu. Jest on dostępny ze zbiorów utrzymywanych przez automat "Majordomo@world.std.com". Wydarzenia historyczne będą mówiły same za siebie. Chcę powiedzieć natomiast tutaj, iż ważne jest, aby możliwie szybko przenieść całość poważnych rozważań na temat nauki i technologii statku, opisywanej w książce pułk. Ph. Corso, do świadomości każdego z nas. To najbardziej uodporni nas na ewentualne próby manipulacji. [#12] Jack Sarfatti ogłosił w liście pt. "Odstrzelmy torpedy, cała para naprzód" w dniu 1 lutego 1998 roku, że całość poważnej wiedzy z zakresu tzw. "nowej fizyki" (inaczej "P.Q.Ph." - Post-Quantum Physics), dotyczącej technologii UFO, umieścił pod adresem internetowym: http://www.gedcorp.com/Q/Qship.html ISEP (Internet Science Education Project), instytucja kierowana skutecznie przez w/w fizyka, ogłasza stale, że wiedza pod tym adresem stale narasta poprzez prostą i naturalną procedurę Internetową, polegającą na "podczepianiu innych adresów" (tworzeniu tzw. "Linków"). Niżej podpisany sprawdził w Walentynki (14.02.98) w/w URL'u. Sądzę, że treść jest fascynująca. Tytuł strony jest taki sam jak tytuł listu z dnia 1 lutego '98: "Damn the torpedos, full steam ahead". Tekst zaczyna się od fragmentu przemówienia astronauty Edgara Mitchella, który wylądował kiedyś na Księżycu. Astronauta zastanawia się, dlaczego prawdę o przejęciu obcej technologii udawało się utrzymywać w tajemnicy tak długo ("... how they could have kept this a secret for so long ..."). Następny akapit zaczyna się od zdania: "Z Polski, z Niemiec, z Australii, z Rosji, Z Bermudów napływają konkrety ... Powstaje "Rand Corporation", tym razem w cyberprzestrzeni, która utworzy "The United Earth Space Naval Forces". Ponieważ jestem jedynym uczestnikiem "Klubu Omega", działającym z regionu Polski i rzeczywiście wraz z Jaycee Mac Petteren wysyłałem kilka listów dotyczących "Transcapacitora", relacji ED do ET, relacji technologii tomografu NMR do technologii "statku Corso", tzw. "inżynierii memetycznej" oraz tzw. "emitującej pępowiny", więc sądzę, że Jack Sarfatti, wyliczając (prócz Bermudów) Polskę, miał na myśli moje listy. Wymagałyby one osobnego omówienia. Umieszczę je jednak wkrótce pod adresem: http://salve.slam.katowice.pl/phenomen.html Treść strony "Damn the torpedos ..." jest intrygująca. Każdy może sprawdzić! Jack Sarfatti próbuje sformułowania oficera wywiadu wojskowego, pułkownika Ph. Corso, przełożyć na język współczesnej "nowej fizyki". Na stwierdzenie Corso, że "... napęd był zbudowany z materiału ceramicznego ..." Sarfatti stwierdza, że rzeczywiście nadprzewodzący magnes, potrzebny aby zmieniać "warstewkę" przestrzeni, otaczający "skórę" statku zintegrowanego z ciałem pilota, musi rzeczywiście być zbudowany ze "stopu ceramicznego". Wobec zdziwienia Pułk Ph. Corso, iż na pokładzie nie znaleziono żadnych zapasów żywności, dr J. Sarfatti wskazuje na inne fragmenty jego książki, gdzie sam autor przypuszcza, iż pilot był rodzajem "humanoidalnego robota", zbudowanego specjalnie dla celów 'daleko-dystansowych podróży poprzez czas i przestrzeń'!. Już do innego felietonu odkładam zadziwiające stwierdzenie, że statek był być może "maszyną czasu", a pilot był naszym potomkiem przybyłym z przyszłości. Zdziwienie Corso, iż błyszcząca powierzchnia statku była złożona z nieznanego stopu miedzi i srebra, Sarfatti kwituje słowami, iż (wspomniana w moim poprzednim felietonie) praca Giovanni'ego Modenese ( ) o możliwości lokalnej zmiany "stałej kosmicznej" poprzez magnesy nadprzewodzące, wymaga właśnie takiej postaci cewek zewnętrznych. Interesująca jest także metafora Sarfattiego, przy pomocy której próbuje on wytłumaczyć możliwość przeżycia przez pilota nagłych zwrotów (nawet o 90o) kierunku lotu "statku Corso". Pisze on, że pole mentalne Q* pilota, odtworzone przez nadprzewodliwe, ceramiczne magnesy nadprzewodzące statku, wytwarzają ruch wirowy przestrzeni w cieniutkiej warstewce otaczającej maszynę, tak iż pilot podróżuje "tak jak gdyby w oku cyklonu". [#13] Strona "Damn the torpedos ...", jak wspomniałem, ma już wiele "linków". jednym z nich jest "podłączenie" do strony "In Search of ...", która zawiera rozbudowane, stale "narastające, dane dotyczące "Afery Corso". Nie chcę epatować tu moich czytelników. Od razu podkreślę, że strona "In Search of ...", którą można odnaleźć pod numerem: http://www.in-search-of.com/frames/events/corso_01_18_98.html jest prowadzona przez instytucję, która udostępnia "profesjonalnie" swoje usługi na rzecz 'każdej większej, ciekawszej afery'. Tym nie mniej, dane zawarte tam, dotyczące "każdej większej afery", ułatwiają wyrobienie sobie każdemu, niezależnemu obserwatorowi ciekawych wydarzeń na naszej planecie, swojego własnego zadania. Zachęcam więc do odwiedzenia tej strony. [#14] Ciekawym wątkiem całej sprawy jest włączenie się do dyskusji kilku znanych pisarzy SF. Alex Burns w liście z dnia 2 lutego '98 pt. "The ultimate California idea", napisał rzeczy niepokojące. Po denerwującym przypomnieniu, iż zawsze w pewnym okresie rozwoju historii jest pewien region, który wyznacza intelektualny rozwój świata (niegdyś Grecja, potem starożytny Rzym, później Europa, tzn. {Francja-Niemcy-Anglia}, a teraz California), Alex Burns stwierdza, iż cała ta 'historia' nagłaśniana przez ISEP (Sarfattiego) trąci mu czymś co nazywa 'synchronistycznym działaniem post-modernistycznych magów'. Odwołuje się on do literackich precedensów i przykładów. Wspomina ideę Franka Herberta, autora znanej, zekranizowanej powieści SF pt. "Dune" ("Wydmy"). Przypomina, że zakon "Bene Besserit Order", jeden z "głównych bohaterów" tej książki, stosował podobną 'manipulację memową', zwaną tam 'Missionera Protectiva". Alex Burns twierdzi, że przyspieszenie upadku komunizmu zostało dokonane także przez analogiczną 'manipulację memową', wspomaganą niegdyś przez tzw. "Esalea Institute" i "Tavistock Institute". Twierdzi, że w historii, niewątpliwie, podobną rolę odgrywaąa tzw. "Centralna Azjatycka Szkoła ® Khwarjagan", która "ucywilizowała" hordy Dżyn Gis-Hana. Wskazuje na powieść Philipa K. Dick'a pt. "Valis", która uzmysławia czym jest tzw. "inżynieria memowa". Alex Burns twierdzi, że istnieje współcześnie "grupa nacisku", która chce sprawić, aby przyspieszyć "złamanie bariery światła" (umożliwić podróże z szybkością większą niż światło) tak, aby rozpocząć jak najszybciej urzeczywistnianie "scenariusza z serialu Star Trek". Twierdzi, że podobne koncepty, dotyczące wpływu na rozwój historii przez działające "synchronistycznie" niewielkie grupy nacisku, formułował już Gurdżijew. Twierdzi on jednak, że owe działania "synchroniczne" podlegają prawom sformułowanym przez Terence McKenna, dotyczącym interferencji z działaniami tzw. "ciemnych sił". [#15] Wybierając to co najważniejsze, z biegu rozwoju wydarzeń, wspomnę dzisiaj jeszcze o jednej istotnej sprawie, zwłaszcza, iż jako lekarz jestem w tym zakresie kompetentny. Otóż w liście, wysłanym w dniu 11 lutego '98, pt. "Q-chip ISEP-NASA collaboration", Jack Sarfatti, pisząc o swojej współpracy z NASA w zakresie skonstruowania tzw. "czującego chip'u", który będzie elementem składowym statku zdolnego do podróży poprzez wszechświaty równoległe i nawroty w czasie, wspomina on także, że (cytuję) : "Q-chip będzie mógł być implantowany do ludzkich mózgów, aby zwiększyć inteligencję i zdolności paranormalne (telepatię, widzenia zdalne, zdolności psychokinetyczne). Technologia zbudowania takich "chip'ów" jest już obecnie zrozumiała. Zapewne, zgodnie z w/w teorią Terence McKenna, będzie dostępna na rynku gdzieś ok. roku 2012." Przewidywania J. Sarfattiego o rychłej dostępności implantowania "Q-chip'ów" może spowodować niemałe zamieszanie we współczesnych post-modernistycznych czasach. Koniecznie trzeba więc odmitologizować to zagadnienie. wydaje mi się więc, że bardzo użyteczne byłoby zapoznanie się z moim, opublikowanym już przed kilkoma miesiącami tekstem pt. "Implanty kosmity najwyższego" ( ). Jest on dostępny jako rozdział II.1. książki pt. "Nadchodzi Sztorm słoneczny" ( ), dostępnej także przez polecenie internetowe: ftp://infomed.slam.katowice.pl/pub/Medic/prognoza.zip. Uspokajająco powinna podziałać także moja książka "Niezwykły umysł ... Twój także" ( ). Do sprawy implantów "naturalnych" i "sztucznych" powrócę jeszcze w następnych rozdziałach, w których będę się starał możliwie szybko przybliżyć poglądowo i intuicyjnie podstawy fizyki "post-kwantowej". Już teraz zachęcam, aby przygotować się do tych rozważań poprzez lekturę łatwo dostępnej książki Rogera Penrosa pt. "Makroświat, mikroświat i ludzki umysł" ( ). Piśmiennictwo 1. Brodziak A.: Zdjęcia przestały być dowodem, co nie znaczy, że "Związek Plejadański" nie istnieje. Rozdział nr II w książce "Gwiazdy i Ty". Wydawnictwo SPAR, Warszawa, 1995 (ul. Żurawia 47, tel. (022) 29-89-20). 2. Brodziak A.: Powieściowo-naukowe sprzężenie zwrotne. Rozdział II w książce "Niezwykły umysł ... Twój także". Wydawnictwo SADHANA, Katowice, 1997 (40-749 Katowice-Murcki, tel.(32) 255-81-71). 3. Brodziak A.: Technologia zmartwychwstania. Miesięcznik "Szaman" (Człowiek-Zdrowie-Natura), 1998, nr 1. 4. Tipler J.F.: The physics of immortality. Modern cosmology, God and the Resurrection of the Dead. Wydawnictwo Anchor Book-Doubleday, New York, 1995. 5. Brodziak A.: Fenomen pożądania i miłości. Miesięcznik "Szaman" (Człowiek-Zdrowie-Natura), 1998, nr 1. 6. (2) R. Istoty pozaziemskiego? Dla papieża żaden problem. Nieznany Świat, 1998. PIĄTA SIŁA - czyli o praktycznych pożytkach z manipulowania lokalną wartością stałej kosmologicznej Zapewne szansa na ostateczne wyjaśnienie, czy wydarzenia opisane w książce, napisanej przez sędziwego pułkownika Corso, miały rzeczywiście miejsce, jest mała. Sprawy zapewne się mają tak jak sprawy wyjaśnienia kulis morderstwa prezydenta Edwarda Kenedy'ego i jego znajomości z Marlyn Monroe. Tym nie mniej pożytek ze sformułowania tej hipotezy jest znaczny. Historia ta splata ze sobą kilka nowych kierunków badań naukowych o dużym znaczeniu dla współczesnych wyobrażeń o świecie, dla współczesnego modelu wszechświata, co dawniej nazywano światopoglądem. Uzasadnię to poprzez uwypuklenie kilku zagadek wynikających z tej niesamowitej historii. 1. Domniemany napęd statku Corso polegał ponoć na opanowaniu przez konstruktorów pojazdu umiejętności manipulowania lokalną wartością tzw. "stałej kosmologicznej", a nie grawitacji. 2. Owa "piąta siła" nagle na początku roku 1998 stała się tematem zagorzałej dyskusji w związku ze sformułowaniem tezy, że już teraz wiadomo na pewno, iż Wszechświat ma tzw. "charakter otwarty". 3. Zapewne poważnie trzeba potraktować tezę, że statek Corso był rodzajem "maszyna do podróżny w czasie" lub "maszyny do przejść z innych wszechświatów równoległych". Teza ta brzmiałaby zupełnie bajkowo, gdyby nie fakt, iż poważna książka, poważnego fizyka z Cambridge, Davida Deutscha pt.: "The Fabric of Reality" (1) jest współcześnie najbardziej zaawansowaną próbą sformułowania współczesnego wyobrażenia o świecie. Wcześniejsze wyobrażenie, które polegało na pojęciowym włożeniu systemu Kopernikańskiego do czterowymiarowej, kulistej czasoprzestrzeni Einsteina, przestało wystarczać. 4. Zdumiewające jest, że sprawa modelu Wszechświata w makroskali łączy się ze sprawą naszych wyobrażeń czym jest świadomość, umysł, istota życia. Tezę tą doskonale ilustruje tytuł i treść ważnej książki znamienitego fizyka i filozofa Rogera Penrose pt.: "Mikroświat, makroświat i ludzki umysł" (2). Jest tam również intrygująca relacja rozmowy autora z jego przyjacielem Davidem Deutschem. Rozmowa ta rzuca światło na konieczność uzupełnienia Einsteinowskiego wyobrażenia o świecie. 5. Próby połączenia ogólnej teorii względności, czyli grawitacji z fizyką kwantową w sposób nieoczekiwany wtargnęły na pole biologii, a nawet medycyny. Okazuje się bowiem, że argumenty fizyków, iż wszelkie odczuwanie, np. bólu czy przyjemności, na bazie którego oparty jest fenomen świadomości, zasadzają się na pewnym nie poznanym do końca "niealgorytmizowalnym" (nie wyliczeniowym) procesie kwantowym (2). Ów proces, oznaczony przez Sarfattiego "metafizycznym wzorem" [ Q*<-> B], zachodzi zapewne we wnętrzu tzw. mikrotubul, stanowiących cyto-szkielet wnętrza każdej komórki. W oparciu o ten proces działa zapewne również DNA, które jest rodzajem "maszyny przenoszącej elementy ze świata idei (Q*) do twardego świata rzeczywistego (B)". O dziwo, opis statku Corso, analizowany przez fizyka Sarfattiego (3), będąc z jednej strony niesamowitą i anegdotyczną opowieścią, jak rodem z literatury s-f, z drugiej strony łączy logiczną klamrą wszystkie zagadki wymienione w powyższych punktach ¨ 1 - ¨ 5. Jak pisałem, mózg, umysł pilota statku przez specjalny hełm był włączony do systemu nawigacyjno-napędowego. Analiza rozmaitych szczegółów, podanych przez Corso, prowadzi Sarfattiego do wniosku, że pole mentalne, a więc to co zachodzi w owych mikrotubulach neuronów pilota, po wzmocnieniu przez magnesy nadprzewodzące, jest w stanie zmienić wokół statku lokalną wartość owej potężnej "piątej siły", innej niż grawitacja, tej siły, która powoduje ruch układów planetarnych, galaktyk pędzących w przestrzeni, tej siły, która sprawia, że Wszechświat jawi się nam jak na dzisiaj układem otwartym. W przedziwny sposób niepojęta jeszcze w pełni, najbardziej "zewnętrzna" siła makrokosmosu, która gna, z coraz większym przyspieszeniem, planety, gwiazdy, całe galaktyki na zewnątrz, siedzi także wewnątrz neuronów naszych mózgów. Co więcej, nie jest to wiedza tajemna. "Piąta siła" stała się w ostatnich tygodniach nawet przyczyną skandali towarzyskich lub inaczej skandalicznych wypowiedzi osób znanych nam wszystkim. Piotr Ciesielski swój artykuł pt. "Piąta siła", opublikowany w dziale "Nauka" Gazety Wyborczej z dnia 27 lutego 1998 roku (4), rozpoczyna od następującego akapitu: "Obserwacje z ostatniej chwili przekonały astronomów, że Wszechświat będzie się rozszerzał w nieskończoność. Nie grodzi mu skurczenie się do punktu, z którego powstał. Ma to sprawić tajemnicza, odpychająca siła próżni, która przeciwstawia się grawitacyjnemu przyciąganiu planet, gwiazd i galaktyk - taką sensację przynosi tygodnik "Science" w dzisiejszym wydaniu." Na ten temat, w rozdziale pt.: "Mała chmurka powyżej gwiazdy Sheratan", w książce pt.: "Gwiazdy i TY" (5), napisałem, że ważne wydarzenia, dotyczące tej sprawy, należy opisać niejako od początku. Przytoczę tutaj ten akapit: "Zacznijmy opowieść więc od początku. Od początku bowiem chodziło o to czy Kosmos jest wielki, niemal nieskończony jak twierdził Galileusz, czy też mały, złożony z kilku koncentrycznych kręgów, jak twierdził Arystoteles. Prostocie klasyfikacji ciał niebieskich na ruchome planety i "mrugające" gwiazdy od początku przeszkadzały dwie plamki. Już w roku 986 perski astronom i pisarz Al Sufi opisał tzw. "Małą chmurkę". Jak wiadomo pierwszą lunetę zbudował Galileusz w roku 1609. On i astronom niemiecki Simon Marius skierowali w roku 1612 takie lunetki na ową "Małą chmurkę". Powstały pierwsze podejrzenia, iż świat jest wielki. Ciekawe jest, że od 15-tu lat mówił o tym już Giordano Bruno, który nie prowadził takich obserwacji, był natomiast wcześniej w Anglii, gdzie rozmawiał u Johnem Deenem, nadwornym "ekspertem", całe lata zajmującym się pradawnym rękopisem. W roku 1615 zakazano jednak o tym mówić. Po 150-ciu latach do sprawy wrócił jednak Emmanuel Kant. W roku 1755 wysunął on przypuszczenie, że niektóre mgławice mogą być tzw. "wyspowymi wszechświatami" - tzn. skończonymi systemami gwiezdnymi, podobnymi do "naszej" Drogi Mlecznej. Nie był to jednak dowód, lecz jedynie przypuszczenie. Jeszcze w roku 1781 znany astronom francuski Charles Messier, zapalony poszukiwacz komet, skatalogował wszystkie plamki i chmurki, które nazwał "nieruchomymi obiektami nie gwiazdowymi", tylko po to, aby nie przeszkadzały mu w katalogowaniu komet. Charles Messier był tytanem pracy, odkrył 14 komet. W swoim katalogu "nie gwiazdowych obiektów nieruchomych" umieścił natomiast 102 obiekty, z czego 68 odkrył po raz pierwszy sam osobiście. Nie wiedział przy tym, że chmurki nr 31 i 33 to dwie, najbliższe nam, inne galaktyki. Udowodnił to dopiero Edwin Hubble, który w roku 1926 napisał swój epokowy artykuł pt.: "A Spiral Nebula as a Stellar System", który dotyczył galaktyki M31. Dowód opierał się o pomiary linii absorpcyjnych widma światła biegnącego od owych plamek świetlnych. Odległość do galaktyki M31 Edwin Hubble oszacował dopiero w roku 1929. Jak wiadomo Hubble dokonał jednocześnie jeszcze większego przewrotu światopoglądowego. Podważył on model Wszechświata stacjonarnego i zaproponował model czasoprzestrzeni rozszerzającej się i czasu zapoczątkowanego, co prowadzi do niezwykłych wniosków o losie człowieka po śmierci." Jak wiadomo nieco później, już po 20-stu latach zaczął dręczyć ludzi jednak problem, czy Wszechświat będzie się rozszerzał w nieskończoność, czy też w pewnym momencie przyciągająca siła grawitacyjna przeważy i rozdymana kula czasoprzestrzeni zacznie się kurczyć. Piotr Ciesielski w swoim artykule pisze, że: "Kluczem do rozwiązania tej tajemnicy okazały się obserwacje błysków bardzo odległych supernowych, czyli potężnych eksplozji (przyp. gwiezdnych). Te eksplozje zdarzyły się miliardy lat temu, gdy wszechświat był jeszcze bardzo mały, ale dopiero teraz do naszych teleskopów dotarło wysłane wtedy światło. Można z niego odczytać, jak szybko (przyp. ... w niedługim czasie od prawybuchów) oddalały się do siebie gwiazdy - a więc jak szybko rozszerzał się wtedy Wszechświat." "Kilka niezależnych grup astronomów z całego świata wyliczyło zgodnie - tempo rozszerzania było na tyle spore, że dziś nie ma już szans na to, żeby scenariusz odwrócił się i aby Wszechświat zaczął się kurczyć." Muszę tu zaznaczyć, że ów przełom o odkryciu znaczenia "odpychającej siły", która jest "przeciwna" grawitacji, dotarł do mojej świadomości o 6 tygodni wcześniej. Jest to ważne, gdyż chcę zrelacjonować czytelnikom, jak doszło do ostrej, ale ciekawej, wymiany zdań między Stephenem Hawking'iem a Frank'iem Tiplerem w dniu 13 marca 1998 roku. Otóż, znany fizyk z Uniwersytetu na Hawajach, prof., Vic Stenger (nawiasem mówiąc, autor książki pt.: "Physic and Psychics", wydanej wbrew jego woli w Polsce w roku 1997 przez małe, "bliżej nieznane" wydawnictwo "Pandora" pod "niechcianym" przez niego tytułem "W poszukiwaniu nieśmiertelności") wysłał do Klubu Omega w dniu 9 stycznia 1998 roku list pt.: "Operationalisation of Tipler". To właśnie Vic Stenger, pisząc o obserwacjach najbardziej oddalonych gwiazd supernowych, napisał zdanie "BYE, BYE Tipler". Czytelnicy poprzednich rozdziałów książki w pełni rozumieją dlaczego konieczna jest taka ostra konkluzja, jeśli założyć, że nasz Wszechświat jest otwarty. Prof. Stenger opierał się wówczas na artykule opublikowanym przez S. Perlmuttera i wsp. W NATURE" nr 6662/391 z 1 stycznia 1998 roku pt.: "Discovery of a supernova explosion at half the age of the universe" (6). Napisałem wtedy do Klubu Omega list pod smutnym tytułem: "Omegon, reincarnation or the thechnology to retrieve our 'souls'". Postulowałem w owym liście, że jeśli Wszechświat jest otwarty i chcielibyśmy koniecznie coś zrobić, aby jednak wydarzyły się przepowiednie zawarte w Starym i Nowym Testamencie, to trzeba by wrócić do dawnego pomysłu, właśnie Stengera i pomyśleć o "Omegonie". Otóż na początku istnienie Internetowej listy dyskusyjnej omega-point@world.std.com Vic Stenger zaproponował, aby ustalić termin "OMEGON" dla następujące sytuacji: "Hipotetyczna, wysokorozwinięta cywilizacja z rozmysłem manipuluje czasoprzestrzenią, aby doprowadzić do lokalnego kolapsu, aby wytworzyć warunki do stanu "Aleph", czyli stanu kiedy to ilość informacji (wiedzy) i możliwości tej cywilizacji narastają w sposób nieograniczony". Sytuacja jest więc taka, że; jak się nam dzisiaj wydaje, wszystkie galaktyki wraz z naszą "Drogą Mleczną" są gnane na zewnątrz, ale jeśli mamy kiedyś zmartwychwstać to musimy nauczyć się manipulowania ową "stałą kosmologiczną", po to aby wytworzyć "OMEGON". Piotr Ciesielski w swoim artykule pisze: "Najdziwniejsze, że aby zadowalająco wytłumaczyć, dlaczego Wszechświat nabrał takiego rozpędu, potrzeba - jak twierdzi dzisiejszy "Science" - postawić całą dotychczasową kosmologię na głowie i wprowadzić nową, tajemniczą siłę. Siła ta ma być własnością samej próżni i sprawiać, że galaktyki odpychają się na przekór sile grawitacji. ..." "Co ciekawe, bardzo bliski wpadnięcia na jej trop był Albert Einstein, który na początku wieku w swoich równaniach grawitacji wprowadził tzw. stałą kosmologiczną. Stała ta oznaczała w praktyce właśnie odpychającą siłę samej przestrzeni. Einstein wpisał ją do równań na przekór sobie, bardzo się ona mu nie podobała, gdyż komplikowała prostotę równań. Ale wtedy, gdy powstawała jego teoria grawitacji, Wszechświat wydawał się być statyczny, bez ruchu. "Odpychająca" stała kosmologiczna miała równoważyć przyciągającą siłę ciążenia i trzymać Wszechświat w ryzach. Po odkryciu w latach 30., iż Wszechświat rozszerza się, Einstein odetchnął z ulgą i pozbył się stałej kosmologicznej, nazywając jej wprowadzenie "największym błędem swego życia". Okazuje się, że niepotrzebnie. ..." "Czy więc trzeba będzie w szkolnych podręcznikach nauczać o "piątej sile" obok siły grawitacji, elektromagnetyzmie i dwóch sił jądrowych?" No więc dobrze! Nawet jeśli rozpoczniemy nauczanie podstaw fizycznych o tzw. "stałej kosmologicznej" (nauczanie w Polsce można rozpocząć od razu w oparciu o książkę Donalda Goldsmith'a, wydaną w roku 1998 przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka, pt.: "Największa pomyłka Einsteina?- Stała kosmologiczna i inne niewiadome w fizyce Wszechświata"), to czy przyniesie to uczniom przyszłościowych szkół jakiś praktyczny pożytek? Jack Sarfatti i Matti Pitkanen twierdzą, że przyniesie to już rezultaty praktyczne za jakieś 100 lat. Według nich w przeciągu następnych kilkudziesięciu lat nauczymy się manipulować "lokalną wartością" owej stałej kosmologicznej. Umożliwi to zbudowanie pojazdu o "egzotycznym napędzie", który będzie znosił lokalnie grawitacja, czyli umożliwi przemieszczanie się na wzór, obserwowanych niekiedy przez nielicznych "wybrańców", przemieszczeń tzw. "Niezidentyfikowanych Obiektów Latających". Jeśli dołożyć do tego spory o naturę topologii ("geometrii"), otaczającej nas rzeczywistości, to być może takie pojazdy będą się przemieszczać do "innych światów i innych czasów". Oczywiście to ostatnie zdanie przenosi nas znowu do sporów o sprawy w makroskali. Otóż owe symboliczne stwierdzenie Stengera "BYE, BYE Tipler" nie pozostało bez odpowiedzi. Awanturę wywołał Stephen Hawking. W dniach 11 i 12 marca 1998 roku wygłaszał on dwa odczyty dla pracowników "Caltech". W Audytorium Beckman'a zgromadziło się 1100 słuchaczy. Odczyt transmitowano do kilku sąsiednich sal, w których umieszczono telewizory, na które gapiło się drugie tyle osób chłonnych wieści o nowościach z zakresu kosmologii, podawanych z pierwszej ręki. Według relacji Michael'a Shermer'a z "Skeptic Magazine Internet Hotline" (skeptic-admin@lyris.net - przekazanej Stengerowi, który przesłał ją w dniu 13 marca 1998 roku do Klubu Omega pt.: "HAWKING AT CALTECH ON TIPLER") najciekawszym momentem wystąpienia była jego odpowiedź na postawione mu przez niego pytanie, które brzmiało następująco: "Wspomniał Pan o teorii Punktu Omega i Zasadzie Antropicznej! Jaka jest Pana opinia o książce kosmologa, Pana kolegi Frank'a Tipler'a pt.: "Fizyka Nieśmiertelności"? Co Pan sądzi o jego teorii, iż Punkt Omega z odległej przyszłości Wszechświata "sięgnie" do nas do głębokiej przeszłości, aby odtworzyć każdą osobę, która kiedyś żyła lub która ewentualnie mogłaby istnieć w nieskończonym, ostatecznym Holdeck'u? (przypisek: Holdeck jest pojęciem zaczerpniętym z serialu "Star Trek" i książki Lewrence M. Krauss'a: "Fizyka podróży międzygwiezdnych", patrz rozdział nr 6 niniejszej książki.) M. Shermer pisze, iż Hawking przez minutę stukał na swoim komputerze odpowiedź, która brzmiała: "MY OPINION WOULD BE LIBELOUS" (moja opinia byłaby oszczercza) Już po kilku godzinach Frank Tipler przesłał odpowiedź do"Skeptic Magazine Internet Hotline" (odpowiedź Stenger przesłał do "Klubu Omega" o godz. 16.30 dnia 13 marca 1998 roku w liście pt.: "TIPLER RESPONDS TO HAWKING/SHERMER(fwd)". Obszerna wypowiedź Tiplera zasługuje na pełny precyzyjny przekład na j. polski, co kładę pod rozwagę dziennikarzom prowadzącym rubryki dotyczące "nauki" w wielu współczesnych czasopismach. Dla celów niniejszego artykułu przytoczę jedynie tłumaczenie kilku wybranych zdań: "David Deutsch, który właśnie niedawno otrzymał "Nagrodę Dirac'a" (przyp. prestiżowa nagroda dla fizyków) za sformułowanie konceptu "komputera kwantowego", napisał w swojej książce "Fabryka Rzeczywistości", że w pełni zgadza się z moją opinią, iż wysoko zaawansowane cywilizacje będą się starały odtworzyć w swoich przyszłych potężnych komputerach wszystkie istoty istniejące wcześniej." "... argumentem jest to, iż my czynimy już coś bardzo podobnego, staramy się bowiem za wszelką cenę odtworzyć istotę życia, pierwsze żyjące komórki." "... Deutsch stwierdził w swojej książce, że jest przekonany, że sformułowana przeze mnie teoria Punktu Omega będzie w przyszłości uznana jako precyzyjna i prawidłowa teoria tego co wydarzy się w odległej przyszłości." "... inny problem mam z teologami, którzy swój obraz świata stale opierają o teorie fizyczne z czasów Arystotelesa. To właśnie powoduje, że niestety większość naukowców musi uznać, że albo (1) przesłanie teologiczne jest nonsensowne, albo, że (2) przesłanie to jest zupełnie "oddzielne" od współczesnej nauki. Tylko wtedy właśnie teologia może "stać na boku" nauki, jeśli będzie się nadal trzymać fizyki z czasów Arystotelesa ..." Sądzę, że jak na razie, na przeciąg następnych kilku lat nie należy czytelnikowi książek popularno-naukowych zawracać głowy, gdyż może się poczuć skołowany, wbrew intencjom autora, który chciał go wyprowadzić na prostą. Niniejszą książkę pt. "Luka szczęścia - kompletowanie sensu" zamierzam więc zamknąć ostatnim już rozdziałem, który będzie dotyczył postulatu ważnego już tylko dla biologów, lekarzy i ich pacjentów. Rozdział ów będzie dotyczył tego czym jest "pochodna stałej kosmologicznej", która zagnieździła się w mikrotubulach bakterii, organizmach prostych i neuronach naszego mózgu. Piśmiennictwo David Deutsch: The Fabric of Reality. Wydawca: Allen Lane - The Pengiun Press, 1997. Omówienie książki jest dostępne pod: http:eve.physic.ox.ac.uk/Personal/Deutsch/David.html Roger Penrose: Makroświat, mikroświat i ludzki umysł. Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa, 1997. Jack Sarfatii: Analiza "fizyki statku Corso" jest dostępna pod: http://www.gedcorp.com/Q/Qship Piotr Ciesielski: Wszechświat się nie skurczy - piąta siła. Artykuł opublikowany w dziale "NAUKA" Gazeta Wyborcza z dnia 27 lutego 1998 roku. Andrzej Brodziak: Rozdział pt.: "Mała chmurka powyżej gwiazdy Sheratan" książki "Gwiazdy i Ty", Wydawnictwo SPAR, Warszawa, 1995. S. Perlmuttera i wsp.: Discovery of a supernova explosion at half the age of the universe, NATURE nr 6662/391 z 1 stycznia 1998 roku. Donald Goldsmith: Największa pomyłka Einsteina?- Stała kosmologiczna i inne niewiadome w fizyce Wszechświata, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa, 1998. Ludzie o laserowym spojrzeniu - czyli o mikrotubulach, które z prabakterii wniknęły do naszych oczu. Andrzej Brodziak Są takie osoby, że gdy popatrzymy im w oczy to jakoś wstrząsa to nami! Przeszywa nas wtedy dziwny dreszcz. Doświadczamy tego rzadko, ale to się zdarza! Na dowód przytoczę tu fragment z książki Alexandra Lowena pt. "Duchowość ciała" (1). Na stronie 150, w rozdziale "Twarzą do świata" czytamy tam: "Kontakt wzrokowy jest nie tylko formą rozpoznania, lecz także sposobem nawiązania łączności energetycznej z drugą osobą. Dosłownie dotykamy się oczami. Dzieje się tak dlatego, że gdy oczy są naładowane, wysyłają promień energii. Ludzie, którzy są wrażliwi na aurę otaczającą ludzkie ciało, rzeczywiście widzą ten promień, podczas gdy inni odczuwają go jako fizyczną sensację. Wiele osób zgłaszało, że czują jak ktoś na nie patrzy, nawet gdy są odwrócone plecami do patrzącego. Jeżeli promień łączący oczy dwojga ludzi jest delikatny i czuły, może obudzić w ich sercach miłość". Dlaczego piszę o tym akurat tutaj, w ostatnim rozdziale, książki poświęconej współczesnemu wyobrażeniu o świecie? Chodzi mi o namacalny fenomen, który możesz czytelniku sprawdzić osobiście. Szukaj takich ludzi! Jeśli nawiążesz kontakt wzrokowy z kimś takim to wtedy oddziaływuje na ciebie "plazma, z której wyłonił się świat". Będę się starał uzasadnić tą tezę. Bardzo mi na tym zależy. Wynika to stąd, iż na początku roku 1998 zmieniłem pewien zasadniczy pogląd, a zmiana podstawowych poglądów przydarza się przecież ludziom niesłychanie rzadko! Zachodzi pod wpływem pewnego wstrząsu i wywołuje trwałe wewnętrzne poruszenie. Uzasadnienie tezy, iż nasze oczy emitują "strumyk duszy", który ulega niestety potem dekoherencji i spływa już po większości z nas jako szaro-bure światło, rozpocznę od prawdziwych opowieści o postaciach, wspominanych już w tej książce. Jednym z nich jest Matti Pitkanen z Helsineki, fizyk, który obronił doktorat. Twierdzi on, że świat jest "dziurawy". Twierdzi, że czasoprzestrzeń Einsteina to uproszczenie, które trzeba rozwijać. Według jego poprawki w 8-mio wymiarowej przestrzeni "wtopione" są trójwymiarowe "kształty płaszczyzny", które komunikują się poprzez "dziury". Dziurami gwałtownie, skokowo przeskakuje "informacja". Jest to wtedy tzw. "skok kwantowy". Wg Pitkanena "skok kwantowy" to nie tylko zmiana orbity elektronu, to może być "wyznanie miłości" lub eksplozja gwiazdy super-nowej; jakkolwiek "skok kwantowy", to u niego, od strony fizycznej, z grubsza biorąc, zmiana stanu tzw. "kondensacji Bosego-Einsteina". Sir Jagadis Chandra BOSE był Hindusem (1858-1937), botanikiem, który lubił fizykę i matematykę. Był profesorem Uniwersytetu w Kalkucie. On jako pierwszy na świecie przewidział, że w roku 1924, w pewnych nadzywczajnych warunkach bardzo wiele cząstek może ustawić się niejako "jednakowo", ściślej skierować np. osie spinów "ku górze". Taka synchronizacja spinów wielu cząstek, zwanych wtedy bozonami (cząsteczki Bosego), umożliwia zachodzenie wielu niezwykłych fenomenów, takich jak "nadpłynność", "nadprzewodność", wysyłanie światła spolaryzowanego. Niektóre gazy, np. "Hel", ochłodzone do niskich temperatur wykazują właśnie nadpłynność, a metale nadprzewodność. Kondensacja Bosego-Einsteina jest właśnie przykładem koherencji kwantowej. Ponieważ chodzi tu o "synchronizację" wielu cząstek, mówimy wtedy o tzw. "makroskopowej koherencji kwantowej". Danah Zohar w książce "The Quantum Self" sformułował metaforę, iż cząstki kondensacji Bosego-Einsteina nie tylko zachowują się zgodnie, ale wytwarzają pewną całość, tak jak głosy członków chóru składają się na "pieśń chóru". Jeśli pobudzać kondensację Bosego-Einsteina światłem, wtedy bozony wyemitują światło spolaryzowane. Odbijane światło koherentne to światło laserowe. Otrzymywanie światła laserowego wymaga więc wpierw wytworzenia "makroskopowej koherencji kwantowej". Istnieją naturalne kosmiczne lasery zwane maserami (2). Duże kondensacje Bosego-Einsteina mają związek z tzw. "wrotami gwiezdnymi", bądź inaczej "dziurami (wormholes) Pittkanena", a to z kolei ma związek z wspomnianą w poprzednich rozdziałach koncepcją "wieloświata" Davida Deutscha (3,4). Do makroskali przeniosą nas pod koniec rozdziału jednak raczej fale Davida Bohma (5,6), teraz wróćmy natomiast do owego koherentnego,spolaryzowanego świata emitowanego przez nasze oczy. Pierwszym krokiem do radykalnej zmiany moich zapatrywań na śwat było uparte twierdzenie fizyków z "Klubu Omega", które dotyczyło organizmów żywych i człowieka. Uczestnicząc od października 1997 roku w dyskusjach tego Klubu "wkurzało" mnie to, że o najbardziej podstawowych zjawiskach organizmów żywych, takich jak emocje, świadomości, czucie (odczuwanie np. bólu lub przyjemności) mówią fizycy,a nie biolodzy czy lekarze. Po ostrej wymianie listów musiałem się jednak zgodzić,aby przeczytać rozdział pt. "Fizyka i umysł" książki Rogera Penrose pt. "Makroświat, mikroświat i ludzki umysł", wydanej także już w języku polskim (5). Po mału oswajałem się z myślą, iż rzeczywiście odczuwanie i świadomość jest oparta o proces całkowicie nieznany biologom, przyrodnikom, psychologom i lekarzom niepoznany zresztą jeszcze do końca również przez fizyków, gdyż, jak spostrzegłem, prowadzą oni właśnie zażarty bój. Spór jest dlatego tak zawzięty, gdyż idzie tu o bardzo dużą stawkę, o czym później. Proces fizyczny, o którym mowa oparty jest o zjawiska fizyki kwantowej, o której fizyk Richards Feynman, laureat Nagrody Nobla powiedział, że "jeśli ktoś twierdzi, że ją pojmuje to kłamie, gdyż jest ona sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem". W zasadzie jest jeszcze gorzej, gdyż fizyczna teoria świadomości wynika z najnowszych spekulacji z "frontu badań współczesnej nauki", a mianowicie ze sporów o tzw. "fizykę postkwantową (Post Quantum Physics - P.Q.Ph), która wyniknęła ze sporu pomiędzy klasyczną, tzw. Kopenhaską interpretację fizyki kwantowej, sformułowaną przez Nielsa Bora a zapomniana, przez 40 la,t interpretacją Davida Bohma (6,7). Jeśli są to tak trudne sprawy to zgodnie ze zdrową, życiową taktyką należałoby "machnąć na nie ręką" i zająć się medycyną praktyczną. Jak mógłbym jednak tak postąpić skoro zza węgła wyziera perspektywa iż cała biologia, psychologia, medycyna wkrótce będzie musiała się gruntownie zmienić; przeorientować się z biochemii na biofizyką i nauki kognicyjne traktujące o "odczuwaniu", ale w powiązaniu z kosmologią (sic!). Nieodparta siła zmusza mnie więc jednak do słuchania tego, co mówią do mnie owi fizycy. A fizycy ci twierdzą, że "siedliskiem duszy" są tzw. mikrotubule. O istnieniu mikrotubul w zasadzie wie każdy biolog, fizjolog i lekarz. Jest to tzw. "cyto-szkielet" każdej żywej komórki. Otóż zarówno w bakteriach jak i szkolnym "pantofelku", jak i we wszystkich komórkach naszego organizmu istnieją "cienkie pręciki" zwane mikrotubulami. Owe pręciki rozpoczynają podział komórkowy i kierują tym procesem. Neurony mózgu nie dzielą się, ale zawierają wiele takich mikrotubuli. Powstaje pytanie! Dlaczego w neuronach jest tyle tych " pręcików"? Pręciki mikrotubul to cylindryczny ciąg cząstek białkowych o charakterze polimeru. Cząsteczki owego polimeru są połączone dziwnymi wiązaniami krzyżowymi, które dokonują czasami częstych przemian konfiguracji cząstek składowych polimeru. Budowa tych cylindrycznych pręcików przypomina giętką, ale bardzo uporządkowaną matrycę wokół, której cząsteczki wody ustawiają się na wzór "kondensacji Bosego-Eisnteina". Kilku fizyków, a szczególnie Stuart Hameroff H. Fröhlich i wspomniany Roger Penrose, uparcie łączą funkcję mikrotubul ze świadomością (5). Mówią na ten temat mniej więcej tak: Albert Einstein nie lubił fizyki kwantowej, ale od czasów Bohra, Wolfanga Pauliego, Wernera Heinsenberga, laureatów Nagrody Nobla, fizyka kwantowa jest najbardziej zewnętrzną, wszechobejmującą teorią przyrody. Tylko w oparciu o kwantową teorię grawitacji da się wysłowić wydarzenia zachodzące w "trzech pierwszych minutach" od prawybuchu z którego wyłonił. się nasz Wszechświat. Fizyka kwantowa stwierdza, między innymi np., że elektron nie może przyjmować dowolnej pozycji względem jądra atmowego. To ona właśnie zmusiła do uznania tzw. dualistycznej, falowo-korpuskularnej natury cząstek elementarnych. Elektron jest cząstką, czyli czymś takim jak "mała kulka", ale jednocześnie jest falą. To jest jeden z "najprostszych" paradoksów. Im dalej "w las fizyki kwantowej" tym owych paradoksów jest więcej i to coraz bardziej niepojętych. Wspomniany Roger Penrose podzielił owe paradoksy na Z-tajemnice i X-tajemnice. Z-tajemnice to tzw. "zagadki". Są to zjawiska przewidywane przez fizykę kwantową, które potwierdzono eksperymentalnie, które są , co prawda, sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, ale które da się "zapisać" aparatem matematycznym współczesnych, obowiązujących teorii fizycznych. X-tajemnice to zjawiska, które wywodzą się na zasadzie dedukcji z Z-tajemnic, ale które są paradoksami, których pojąć się ludzkim umysłem na razie nie da. Fizyka kwantowa przyciska umysł człowieka do "ściany", jaką jest wydolność mózgu humanoidów. Jeśli ktoś nie wierzy to niech próbuje zrozumieć Z-tajemnicę zwaną zjawiskiem EPR (od nazwisk Einsteina, Podolskiego i Rosena). Zjawisko to potwierdzono eksperymentalnie. Dotyczy ono tzw. nielokalności. Otóż okazuje się, że np. para cząstek elektron-pozytron, powstających po rozpadzie pewnego jądra izotopu promieniotwórczego, jeśli już "rozleci się" na dalekie, "galaktyczne" odległości to nadal jest "jakoś powiązana". Jeśli zbadamy stan jednej z nich to stan drugiej "natychmiast" się zmieni, choćby była ona poza zasięgiem oddziaływań biegnących z szybkością światła. Inne misterne efekty, wchodzące w zakres Z-tajemnic leżą u podstaw tzw. "nadprzewodnictwa" i "nadciekłości" oraz laserów, które wykorzystujemy przecież w praktyce, w popularnych czytnikach muzycznych płyt kompaktowych, czytnikach CD-dysków i drukarkach komputerowych. Światło laserowe to światło spolaryzowane! Ponoć mikrotubule zawierają "białkową galaretę", realizują spolaryzowany, koherentny proces fizyczny, który leży u podstaw odczuwania i świadomości. "Przebłysk świadomości" to rodzaj przejścia pomiędzy stanem koherentnym a stanem dekoherencji. Jest to rodzaj tzw. makroskopowego "quantum jump". Mikrotubula jest rodzajem "komputera". Jest tzw. komputerem postkwantowym (Q*-chip'em naturalnym). Owa "galareta" zawarta wewnątrz mikrotubul, a także podobny proces, zachodzący wzdłuż cząstek DNA jąder komórkowych (zawierających "przepis na człowieka")" czyni" stale takie przejścia ze stanu koherencji do dekoherncji. Owa "galareta" dokonuje pewnego rodzaju "procesu wyliczeniowego", tyle że ów proces ma charakter X-tajemnicy, a to dlatego, iż jest to "proces wyliczeniowy", który nie ma charakteru algorytmicznego! To rzeczywiście jest wstrząs! Proces wyliczeniowy, który nie jest algorytmem! To jest to co może poruszyć i wstrząsnąć osobowością nie tylko autora tej książki, ale może także niektórych jej czytelników. Wszystko to może się wydawać czystą spekulacją. Aby więc uwiarygodnić niniejszy wywód polecam wpierw artykuł zamieszczony w numerze 4/98 znanego popularnego czasopisma "Focus" pt.: "Oczy - to następcy bakterii, które żyły w prawdawnych oceanach". W artykule tym czytamy między innymi: "Dżdżownica nie ma potrzeby rozglądania się po świecie. A jednak dla własnego bezpieczeństwa musi umieć reagować na światło. To ono jest dla niej sygnałem, że przez gwałtowną burzę albo wędkarza została wyszarpnięta ze swojego naturalnego środowiska i skazana na pewną śmierć z dala od przyjaznej, wilgotnej ziemi. Jak wykazały liczne doświadczenia, dżdżownica postrzega świat kilkoma zmysłami, jednak na wszelkie zmiany najszybciej reaguje jej dość prymitywny wzrok." "...W przeszłości niektórzy przyrodnicy (badający narząd wzroku - przyp.) nie dopuszczali tezy, że ze zwykłych komórek wrażliwych na światło, mógł wytworzyć się w trakcie ewolucji tak wyspecjalizowany organ." "Dwoje szwedzkich biologów, Dan Nilsson i Susanne Pelger, udowodniło jednak, że jest to możliwe. Wykorzystali komputer do symulacji ewolucji oka. Wyszli od cienkiej warstwy światłoczułych komórek, pokrytych przezroczystą warstwą, zakładając, że od czasu do czasu może zmieniać się nachylenie komórek i grubość części przezroczystej. Okazało się, że zanim powstanie prawdziwe oko wyposażone w soczewkę, wystarczą 364 pokolenia, by warstwy te przekształciły się w zagłębienia o dobrych zdolnościach wzrokowych." "Z punktu widzenia ewolucji to bardzo krótki czas - zaledwie pół miliona lat." "... Prawdopodobnie wszystkie oczy przeszły długi proces ewolucji, wychodząc od jednego przeodka, który pływał w pradawnym morzu około miliarda lat temu. Może 'stworzenie' to 'wchłonęło' kilka światoczułych bakterii, które na przestrzeni tysiącleci przekształciły się w dzisiejsze czopki i pręciki, czyli komórki tworzące siatkówkę i umożliwiające nam widzenie." Osobom zainteresowanym "niealgorytmicznym procesem wyliczeniowym, zachodzącym w mikrotubulach, stanowiącym podstawę świadomości polecam także "zasoby", wymienianej już w niniejszej książce, tzw. "mailing-list" "omega-point-theory @ world.std.com". Nie wierząc własnym mikro-tubulom, wysłałem tam w dniu 27 lutego 1998 r. list pt. "Mikrotubule, działanie wstecz, EEG i nadrzędne pole myślowe Q*", a w dniu 24 marca 1998 r. list pt. "Zakrzywienie czasoprzestrzeni w mikrotubulach". W następstwie wzbudzonej w ten sposób wymiany zdań, wpierw Matti Pitkanen napisał: "W pustce, w próżni generowane jest samoistne spolaryzowane światło ... (The emission is due to vacum EM curents ... This current is LIGHTLIKE and one could wonder why? ... I realized it just yesterday)". Napisał on niżej także: "Zachodzi stale silna interakcja rezonansowa pomiędzy zewnętrznym światłem koherentnym (światłem laserowym) a działaniem mikrotubul." oraz "Wydaje się coraz bardziej prawdopodobne, że aby zrpzumieć sposób działania mikrotubul trzeba uwzględnić wpływ sił grawitacji i antygrawidatcji.". Barron Burrow napisał w dniu 26 marca 1998 r. w liście pt. "Re.: The bending of space - time in mikcrotubules" dość złośliwie: "Gratuluję, ale to trzeba umieć udowodnić :-> Jeśli sobie dobrze przypominam to mikrotubule pojawiły się w organizmach żywych w okresie epoki kambryjskiej. Doszło wtedy do znacznej eksplozji. Być może eksplozja ta wzbudziła w miokrotubulach te twoje rezonanse." Matti Pitkanen odpowiedział mu w te słowa: "Spolaryzowane światło jest przejawem 'wzrokowej świadomości'. Nawet organizmy jednokomórkowe widzą w jakiś pierwotny sposoób dzięki mikrotubulom. Współcześnie zakłada się, iż pływające rzęstkowce wyczuwają przeszkody, które omijają dzięki ocenie zmian lepkości płynu. Jestem w stanie udowodnić, że jest inaczej, że rzęstkowce po prostu widzą i reagują na to co widzą, zmieniając szybkość i kierunek ruchu.". Powiecie Państwo, no dobrze, jeśli zawierzyć by teraz tezie o "siedlisku duszy w mikrotubulach", przedstawianej w tym rozdziale, to jak się to ma do rozważań z poprzednich rozdziałów. Otóż powiązanie istnieje i jest nawet, powiedziałbym, zbyt silne. Otóż "wyliczająca, utrzymująca koherencję światła galareta mikrotubul" działa, ujmując to metaforycznie, w ten sposób, iż "wiąże i manipuluje" falami "stojącymi" niejako ponad zawartymi w niej cząstkami subatomowych. Nie są to jednak fale elektromagnetyczne! Trzeba przypomnieć tu sobie stwierdzenie z fizyki kwantowej (sic!), które każdy z nas przyswoił sobie w szkole. Mówiono nam wtedy, że światło i elektrony mają charakter korpuskularno-falowy, tzn. nie są "zupełnie" cząstkami ani zupełnie falą! Mikrotubule manipulują więc falami innego rodzaju niż fale EM,falami względem których obowiązuje zasada Einsteina-Podolskiego-Rosena, tzn. falami, które nie obowiązuje zasada lokalności. Są to fale, które tkwią w tzw. przestrzeni konfiguracyjnej Hilberta, "nałożonej" na czasoprzestrzeń. Wspominany tu często Jack Sarfatti proponuje tu metaforę nawiązującą do grawitacji. Mówi, że grawitacja wynika z zakrzywienia czterowymiarowej czasoprzestrzeni, zaś "czucie" i świadomość wynika przez z "zakrzywienia metryki wielowymiarowej przestrzeni Hiberta", czyli z "zakrzywienia czegoś co jest ponad czasoprzestrzenią". To co dzieje się w mikrotubulach ma więc powiązanie z "całością czułości Wszechświata". To zdanie może wzbudzać wiele kontrowersji. Z naciskiem trzeba tu więc podkreślić, że jest ono uzasadnione, jeśli "trzymać się niejako" interpretacji fizyki kwantowej, zaproponowanej przez Davida Bohma (6,7). Tylko w tej interpretacji tzw. "funkcja falowa" pewnej cząsteczki nie jest abstraktem matematycznym. Teoria Davida Bohma uzasadnia, że są to realnie istniejące fale, jakkolwiek "wywraca" to wiele naszych utrwalonych już wyobrażeń o świecie. Fale te "zachodzą" bowiem poza czasoprzestrzenią i pogodzenie się z ich istnieniem wymusza uznanie owej, wspomnianej wyżej nielokalności. To z kolei oznacza, że świadomość pewnego człowieka jest powiązana ze świadomością dżdżownic i Marsjan. Po prostu świat jawi się nam wtedy jako całość sprzęgnięta tymi właśnie falami. Tak się składa, że jeśli ktoś z czytelników byłby zaszokowany tym stwierdzeniem, to może sprawdzić elementy prowadzące do tego wnioskowania, gdyż wydrukowano w języku polskim ważne teksty o teorii D. Bohma (6,7). Ciąg dalszy dopowiedziany po części przez J. Sarfattiego jest dostępny pod: http://www.hia.com/pcr/gmbold.htm. Wspomniałem, że owe trudne teoretyczne rozważania są w istocie grą o wielką stawkę. Co więcej, każdy z czytelników niniejszej książki może się do owej gry włączyć w sensie dosłowym. Dr Jack Sarfatti zaprasza bowiem wszystkich chętnych (których stać na przyjazd) na rozpoczynającą się serię seminariów roboczych. W liście z 29 marca 1998 roku, wysłanego między innymi do Klubu Omega, pt.: "Some money is available now for": określa tematykę dwóch serii takich konferencji. Pierwsza z nich nosi nazwę "Space-Time and Beyond". J. Sarfatti wyjaśnia, że owe "Beyond" dotyczy kilku ujęć teoretycznych, dotyczących wspomnianej "nadprzestrzeni", które prowadzą do: budowy komputerów kwantowych, Q-chipów, które będą mogły być implantowane do mózgów ludzkich, aby zwiększyć ich zdolności, maszyn czasu zdolnych do przekraczania "wrót gwiezdnych" ("tranversable star gates-wormholes"), efektu Mondanese, który wskazał na możliwość manipulacji lokalną wartością stałej kosmologicznej przez "garść" nadprzewodzaącej materii, co być może doprowadzi do budowy nowego typu napędu dla statków kosmicznych. Adres e-mail'owy do dr j. Sarfattiego nie jest utajniony. Proponuję nawiązać kontakt, pisząc "sarfatii@well.com". Może warto jednak ostrzec przed niezwykłym przejawem fenomenu psychologicznego, tzw. "idei nadwartościowych" owego fizyka. W liście z dnia 3 kwietnia 1998 roku pt.: "Stała kosmologiczna dokonuje przewrotu w zakresie 'napędów' (Cosmological Constant Breaktrough Propulson)" napisał bowiem co następuje: "Foster Gamble gościł ostatnio konferencję dotyczącą tzw. "Nowej Fizyki". Pisał o tym tygodnik "SCIENCE" (1998, 27 luty, tom 279, s. 1298). Na konferencji tej dyskutowano przede wszystkim "antygrawitacyjną siłę fizyczną". Dalej, odwołując się ponownie do książki pułkownika Philipa Corso, książki inżyniera Paula Hillsa, pracującego w NASA, pt: "Unconventional Flying Machines" i pracy w/w Modanese, stwierdza on między innymi, że: 1. Świadomość jest wynikiem post-kwantowego stanu "nadprzewodzącego", "nadciekłego" płynu (the mind is a post-quantum superfluid). 2. Nadciekły hel, stanowiący 25% masy wszechświata wytwarza w temperaturze 2.7K (znanej jako temperatura tzw. "kosmicznego promieniowania 'resztki' po wybuchu") olbrzymią ilość "post-kwantowego płynu "nadprzewodzącego i nadciekłego", która stanowi motor napędowy siły "rozrzucającej" Wszechświat (the cosmic antigravity field). 3. Współczesne dane o "nadprzewodzącej, nadciekłej materii post-kwantowej", generującej pole mentale Q*, łączą teorie o umyśle i świadomości z w/w "kosmicznym polem antygrawitacyjnym" oraz z problematyką nadświetlnych podróżny międzygwiezdnych. 4. Dotychczasowe sformułowania teorii dotyczącej owego post-kwantowego stanu nadciekłości i nadprzewodności tworzą uzasadnioną już empirycznie wizję rozwoju nauki w następnym Millenium." ("At least we have a good set of clues defining a well defined path for investigation in which mind is unified with cosmology and with travel to the stars and beyond ..." "Also our minds may be Fröhlich quantum superfluids. This is begining to look like an solidly-based empirial pretty picture - a coherent world model for the New Millenium!") Piśmiennictwo: 1. Alexander Lowen: Duchowość ciała. Agencja Wydawnicza Jacek Santorski & Co., Warszawa, 1990. 2.Moshe Elitzur:"Kosmiczne masery-w obłokach gazu międzygwiazdowego powstaje silne koherentne promieniowanie mikrofalowe".Świat Nauki,1995,nr4 3. David Deutsch, Michael Lookwood: Fizyka kwantowa a podróże w czasie. Świat Nauki, 1994, 5, 50. 4. David Deutsch: The Fabric of Reality. The Pengiun Press (Allen Lane Publisher), 1997. Książka jest omówiona pod adresem: http://eve.physics.ox.ac.uk/Personal/deutsch/David.html Grupa dyskusyjna "FOR", dotycząca w/w książki jest dostępna pod: >FOR-request@list.to>. 5. Roger Penrose: Makroświat, mikroświat i ludzki umysł. Wydawnictwo prószyński i S-ka, Warszawa, 1997. 6. David Z. Albert: Alternatywna mechanika kwantowa - Teoria Bohma, ignorowana ponad 40 lat, jest wyzwaniem dla probabilistycznego, subiektywnego obrazu rzeczywistości, wynikające ze standardowego sformułowania mechaniki kwantowej. Świat Nauki, 1994, 7, 34. 7. Renee Weber: Poszukiwanie jedności. Nauka i mistyka. Wywiady z Davidem Bohm'em pt.: (1) Porządek ukryty i i super-ukryty, (2) Kreatywność - podpis natury, (3) Materia jako pole sensu, (3) Matematyka: mistyczny kryształ uczonych, (4) Materia subtelna i materia gęsta. Wydawnictwo "Pusty Obłok", 1990. 8.Mark A.Reed.:"Kropki kwantowe-Mikrotechnologia pozwala już lokalizować elektrony w strukturach ->"inżynierii atomowej"".Świat Nauki, 1993, nr 3 CZĘŚĆ DRUGA KSIĄŻKI Przedmowa do II-giej części książki Fragmenty niektórych rozdziałów tomu II-go były drukowane ostatnio w miesięczniku "Szaman - człowiek, zdrowie, natura". Redaktor Nina Grella nadała cyklowi tych felietonów tytuł "Między wiarą a nowoczesną nauką". W związku z tym kierowane jest do mnie często pytanie: "Po co to piszę?... Jaka jest moja motywacja, aby pracować nad takim zagadnieniem.? Można by odpowiedzieć: "Takie nastały czasy". Nawet ostatnia encyklika niejako do takich wysiłków nakłania. Chciałbym jednak sprecyzować odpowiedż: Motywacja moja ma związek z praktyczną medycyną. Przy czym najistotniejsze powiązanie istnieje w obrębie problematyki określonej przezemnie kiedyś mianem "deficytu sensu". Ów deficyt może dotyczyć pojedyńczej osoby bądż dużej populacj. Można odczuwać także niepokój dotyczący kondycji duchowej całej wręcz bliskiej nam, post-rzymskiej cywilizacji. Zilustruję to poprzez kilka cytatów. Na początek przytoczę krótki fragment zaczerpnięty z niezwykle ważnej powieści Philipa Dick'a pt. "Valis" (*1). "- A więc mam rację w sprawie Nag Hammadi? - powiedział do doktora?. - Sam Pan wie najlepiej - odparł doktor Stone i powiedział coś czego Grubas nigdy jeszcze od nikogo nie usłyszał. - To pan jest autorytetem! Grubas uświadomił sobie, że Stone odbudował jego, Grubasa, życie duchowe. Stone go uratował, był wspaniałym psychiatrą. Wszystko , co Stone mówił lub robił. było podporządkowane leczeniu, miało cel leczniczy. Nieważne, czy treść informacji Stone'a była prawdziwa, czy nie. Od pocztątku miał na celu przywrócenie Grubasowi wiary w samego siebie..." "Stone nie był szalony, Stone był lekarzem. Był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Zapewne wyleczył wielu ludzi na różne sposoby. Dostosowywał terapię do pacjenta, nie zaś pacjenta do terapii. Niech mnie diabli, pomyślał Grubas. Tym prostym zdaniem: "To pan jest autorytetem", Stone zwrócił Grubasowi duszę. Duszę "którą mu odebrała Gloria swoją obrzydliwą, chorą psychologiczną grą w śmierć...". "Oni, płacili doktorowi Stone za wykrycie, co zniszczyło pacjenta przyjmowanego do kliniki. W każdym przypadku gdzieś kiedyś rażono go pociskiem. Pocisk tkwił w nim i ból zaczynał się rozprzestrzeniać. Ból wypełniał go podstępnie, aż człowiek rozpadał się na pół, równo przez środek. Zadaniem personelu, a nawet innych pacjentów, było złożenie go z powrotem, ale nie można było tego osiągnąć dopóki tkwił w nim pocisk...". "Pomniejsi lekarze jedynie zauważali pęknięcie i zaczynali składanie człowieka na powrót, ale nie potrafili znaleĄć i usunąć pocisku.. "Fatalny pocisk", wystrzelony od człowieka stanowił podstawę oryginalnego podejścia Freuda do osoby psychologicznie zranionej. Freud to rozumiał i nazywał to traumą. Póżniej lekarzom znudziło się szukanie fatalnego pocisku, zajmowało to zbyt wiele czasu. Zbyt dużo należało wiedzieć na temat pacjenta...". "Opuścił Klinikę tak silny, jak to tylko możliwe. Ostatecznie nikt nie ma nieograniczonej siły... Za każdą istotą, która biega, lata. skacze czy pełza, podąża ostateczna nemezis, przed nią nikt nie ujdzie, ona każdego w końcu dopadnie. Ale doktor Stone dał Grubasowi wiarę w siebie, brakujący element, odebrany mu, na pół świadomie przez Glorię Knudson, która pragnęła pociągnąć za sobą jak najwięcej osób. "To pan jest autorytetem" powiedział Stone i wystarczyło...". "Zawsze mówiłem, że dla każdego człowieka i s t n i e j e z b i ó r s ł ó w, z d a n i e , k t ó r e m o ż e g o z n i s z c z y ć . Kiedy Grubas opowiedział mi o Doktorze Stone, zrozumiałem , że i s t n i e j e t e ż i n n e z d a n i e , i n n y z b i ó r s ł ó w, m a j ą c y m o c l e c z e n i a. Jeżeli człowiek ma szczęście, natrafi na to drugie zdanie, ale może być pewien, że zawsze natrafi na to pierwsze: tak to już działa. Ludzie potrafią sami z siebie bez przygotowania, zastosować śmiercionośne zdanie, ale trzeba wiedzy, żeby zastosować to drugie..." Tyle Philip Dick. Otóż z moich rozmów z pacjentami wynika o dziwo że często częścią owego "niszczącego zdania" są frazy typu "z prochu powstałeś w proch się obrócisz". Co więcej jest bardzo trudno przeciwdziałać takiemu przekonaniu Carl Gustav Jung napisał na ten temat następująco(2 ) : "Nie można odwrócić koła historii i na siłę wierzyć w to "o czym wiemy, że nie istnieje". Można jednak zdać sobie sprawę z tego, co symbole (religijne - przyp) właściwie znaczą. Dzięki temu możemy nie tylko zachować niezrównane skarby naszej kultury, lecz także otworzyć sobie dostęp do dawnych prawd, które ze względu na niezwykłość ich symboliki stały się niepojęte dla naszego "rozumu"....". " Jeśli jednak rzeczy te pojmujemy jako to, czym są, a mianowicie jako symbole, to otchłanną ich mądrość możemy tylko podziwiać i być wdzięczni owej instytucji, która je nie tylko zachowała, lecz także rozwinęła dogmatycznie. Dzisiejszemu człowiekowi brakuje możności zrozumienia, które mogłoby mu pomóc wierzyć..." Sytuacja moim zdaniem jest obecnie trudniejsza niż w czasach kiedy to Carl Gustaw Jung pisał swoją pracę pt. "Próba psychologicznej interpretacji pojęcia Trójcy Swiętej. Jaka jest teraz sytuacja w umysłach ludzi wyznaczających kierunki rozwoju naszej kultury, zilustruję cytatemz recenzji napisanej niedawno przez Marka Oramusa, zamieszczonej w miesięczniku "Nowa Fantastyka (*3). "Wydaje się, że po okresie pewnej stagnacji SF poszukuje nowych granic tematycznych i filozoficznych. Z wykorzystania świeżych pomysłów nauki, zwłaszcza bio-, nano- i cybertechnologii rodzi się wizja dalekiej cywilizacji przyszłości (a może nie bardzo dalekiej?) tak od nas odmiennej, że momentami wręcz niepojętej i obcej..." "Kolejną już powieścią korzystającą z tego sztafażu naukowego jest "Struktor Bohra" Lindy Nagaty..." "(Bohr)..."twórcą owego s t r u k t o r a, czyli rodzaju nielegalnej maszyny molekularnej, przekształcającej układ nerwowy człowieka. Kto został zainfekowany tym mikroskopijnym pakietem instrukcji, ten w mig doznawał głębokich zmian w organizmie i w świadomości. Stawał się człekiem nie tylko lepszym, piękniejszym, młodszym etc., ale i wyposażonym w obszerną wiedzę z różnych dziedzin. Stuktor Bohra to zatem nic innego jak cudowne tchnienie Boga w człowieka; tchnienie owo przerabia menela na anioła..." "Nakłada się w powieści opis owej wysforowanej w przód cywilizacji, gdzie można egzystować w w i e l u w c i e l e n i a c h i nawet podróżując gdzieś opłaca się trzymać u celu c i a ł o z a s t ę p c z e , by w nie t r a n s m i t o w a ć d u c h a . Można też równie dobrze być w i d m e m zaś każdy obywatel ma do dyspozycji tzw. a t r i u m , czyli coś w rodzaju przydzielonej mu przestrzeni życiowej typu cyber, bo łączy się stamtąd, z kim chce, prowadzi stamtąd rozległe działania, przyjmuje gości, zażywa seksu, ale też istnieje dla społeczeństwa. Człek pozbawiony atrium jest nikim. "W takim urządzeniu powieściowego świata czuje się podobieństwo do terminologii komputerowej: atrium to jakby przestrzenne okno, zaś owe widma to jakby programy, pozwalające wchodzić do systemu. Do tego dołączają jeszcze wieczną młodość i praktyczną nieśmiertelność dla każdego, skoro każdego można b e z c e r e g i e l i o d t w o r z y ć . Nagata jednak ani na parsek nie zbliża się do kwestii filozoficznej typu; czy osobnik wskrzeszony w innym ciele z widma lub po transmisji z innego miejsca odpowiada strukturalnie temu, którego nadali. Z rozważań Lema na początku "Dialolgów" wynika, że absolutnie, nie sposób więc przyjmowany przez Nagatę za oczywisty byłby tylko multiplikowaniem identycznych osobników, z których każdy miałby nieco inną świadomość. Ostro trzeba przymykać oko by to skromne zastrzeżenie nie położyło całości powieściowej intrygi..." Można by powiedzieć : ten mimowolny zapewne atak na zasadnicze mity i symbole naszej cywilizacji jest bez znaczenia gdyż to jest tekst zaczerpnięty z literatury science fiction. Tylko część z nas jest przekonana że literatura s- f pozwala trafnie oszacować stan naszej kondycji psychicznej. Zasadnicze symbole i mity naszej cywilizacji zostały zrealatywizowane jednak również przez wydarzenia w zakresie spraw namacalnych, niemal uchwytnych. Otóż obserwowane zainteresowanie sprawą tzw. "obcych cywilizacji", jest moim zdaniem zwiastunem wydarzeń, które wkrótce nastąpią (*4). Będzie to przełom kulturowy polegający na udowodnieniu że "nie jesteśmy sami na świecie". Johannes Fiebag , w swojej książce pt. "Znaki na niebie"(5), przedstawia racjonalny wywód iż tego właśnie dotyczy tzw. III-cia Przepowiednia Fatimska. Twierdzi on że tekst przepowiedni w sposób alegoryczny objaśnia jakie będą następstwa uświadamiania sobie szczegółów technologicznych inteligencji posiadającej "magiczną moc", taką która była w stanie zrealizować to co wydarzyło się w Fatimie w roku 1917. Namacalny niemal uchwytny wpływ na kondycję psychiczną ludzi wywołuje również rozwój komputerów sieci Internet i rozwój tzw. "sztucznej inteligencji". Andrzej Buller współrealizator projektu międzynarodowego z zakresu Sztucznej Inteligencji opublikował niedawno książkę pt. "Sztuczny mózg - to już nie fantazje" (*6 ) za którą otrzymał nagrodę. Udzielił on w związku z tym licznych wywiadów prasowych. Twierdzi on że... żyjące obecnie pokolenie ludzi jest jedną z ostatnich liczących się generacji. Nadciąga według niego era "artilektów", sztucznych tworów cechujących się lepszą wydajnością intelektualną aniżeli my. Będą one wyższą formą ewolucji która zastąpi nas ludzi. Pisał o tym również Leszek Kołakowski (*7). W swoim artykule pt.: "Czytałem przypadkiem artykuł pewnego fizyka w popularnym piśmie rosyjskim. Ow fizyk całkiem serio twierdzi, że tylko dwa pokolenia ludzi będą jeszcze żyły na ziemi. Komputery się doskonalą i jest to proces nieuchronny, nikt go powstrzymać nie zdoła, osiągną w niedalekiej przyszłości poziom inteligencji ludzi, a rychło potem przewyższą go niezmiernie, wtedy zaś ludzie nie będą już im potrzebni, więc ich wytrzebią, a same zostaną po prostu jako nowa faza ewolucji..." "Wspominam o tych banialukach ponieważ można z ich okazji postawić pytanie: przypuścmy, że się spełni ten złowrogi scenariusz - jakie nauki i jakie umiejętności będą komputery uprawiać, by się utrzymać przy życiu (?) doskonalić i trwać bezpiecznie? Matematyka, fizyka, kosmologia - tak na pewno.Ekonomia, socjologia, prawo - nie wiadomo, zależy to od rodzajów stosunków między komputerami tego zaś przewidywać niepodobna (czy będzie zawiść, konkurencja, wojny, przyjaĄń, seks?) Psychologia - nie. Historia też bodaj nie, bo chociaż mogłyby mieć może zabawę z tych studiów, to jednak nie dawałoby to żadnych korzyści praktycznych; zakładać zaś trzeba, że zainteresowania komputerów będą wyłącznie kierowane względami na pożytek tychże. Będą zdolne do uprawiania sztuk plastycznych, komponowania muzyki, lecz po co? Na pewno też nie będą się zajmować filozofią ani sprawami religijnymi, jako że będą wiedziały iż w tych dziedzinach, choćby były nadzwyczaj interesujące, nie znajdą żadnych odpowiedzi wiarygodnych na podstawie metod, które komputery mogą stosować (tu proszę mi nie mówić o fuzzy logic to nie ma nic do rzeczy). Nastąpi więc wreszcie od tak dawna oczekiwany koniec religii i koniec filozofii, a także przy okazji, koniec gatunku ludzkiego - pod warunkiem, że właśnie taki będzie los przemian ewolucyjnych..." Dziennikarz "Zycia" podsumował wywiad z Andrzejem Buttlerem stwierdzając, że życzy badaczom z zakresu sztucznej inteligencji aby "noga im się podwinęła". Sądzę że na przeciągu kilkuset następnych lat noga będzie im się napewno bezustanku podwijała, gdyż współcześni badacze tzw. "sztucznej inteligencji" nie uwzględniają tego co podkreślam na łamach niniejszej książki, a mianowicie fenomenów kwantowych toczących się w mikrotubulach i spiralach DNA łączących najniższy poziom implementacji jakim jest tutejsza czterowymiarowa czasoprzestrzeń z wielokrotnie wspominaną nadprzestrzenią. Nie ma racji natomiast Leszek Kołakowski. Artitekty "wysokiej klasy" będą miały świadomość, wymagająca odwoływania się do nadprzestrzeni i będą podobne do wizji przedstawionej przez Londę Nagatę w w/w książce "Struktor Bohra".Będą więc zainteresowane filozofią i religią. Michael Nostradamus napisał na ten temat dwie centurie: 2.13 w których stwierdza: "Ciało bez duszy nie będzie już ofiarą (przemijania) Dzień śmierci stanie się dniem narodzin..." Próby dla określenia czasów kiedy spełni się tu futurologiczna wizja wskazują jednak dopiero na początek czwartego milenium. Otwarty został jednak poważny problem, którego dotyczy niniejsza książka.. Potrzebne jest zrozumiałe , przekonywujące wysłowienie "mitu głównego", który będzie "podtrzymywał na duchu" ludzi do czasu spełnienia się w/w przepowiedni. Współczesnie ustalenia naukowe jest coraz trudniej wyrazić w sposób zrozumiały dla ogółu, a jednocześnie większość z nas woli utrzymywać w swoim umyśle modele wszechrzeczy o którym można mówić i który można przedyskutować. Niniejsza książka ma być pomocą w takich rozmowach. Rozmowy takie są zaś potrzebne po to aby móc ustalić treść owego drugiego zdania, zdania leczącego w myśl metody dr Stone. Piśmiennictwo: 1. Philip Dick: "Valis". Wydawnictwo "Zysk i S-ka" Wyd.II-gie. Poznań, 1997. 2. Carl Gustaw Jung: Próba psychologicznej Interpretacji dogmatu o Trójcy Swiętej. "Archetypy i symbole" - pisma wybrane. Czytelnik, Warszawa, 1981. 3. Marek Oramus: Mali służący - recenzjna książki Lindy Nagata pt. "Struktor Bohra". Nowa Fantastyka, 1999, nr 1. 4. Andrzej Brodziak: Nadchodzi sztorm słoneczny (s. 172). Dom Wydawniczo - Księgarski KOS s.c. Katowice ˛1998. 5. Johannes i Peter Fiebagowie: Znaki na niebie. Wydawnictwo Prokop, Warszawa, 1995. 6. Andrzej Buller: Sztuczny mózg - to już nie fantazje. Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa, 1998. 7. Leszek Kołakowski: Moje wróżby w sprawie przyszłości religii i filozofii. GazetaWyborcza, 2-3 stycznia 1999. O metodzie wiodącej do nadzwyczajnych wyzdrowień Stawiam tu nadzwyczajną tezę: istnieje panaceum, czyli uniwersalne lekarstwo na wszystkie choroby. Wynika ona, moim zdaniem, z referatów przesłanych na Trzecią Ogólnoświatową Konferencję Dotyczącą Badań Nad Świadomością "Tucson 3", która odbyła się pod koniec kwietnia 1998 r. Na konferencję zgłoszono 1600 referatów /*. Jest to kopalnia pomysłów dla każdego młodego naukowca, pragnącego zająć się czymś co stanie się ważne w nauce za 3 lata. Przypis Nowoczesnym zwyczajem streszczenia referatów już przed konferencją tkwiły pod adresem internetowym http://www.zynet.co.uk/imprint/Tucson/4.htm Moją uwagę przykuło jednak 7 referatów [ 1,2,3,4,5,6,7] . Wynika z nich bowiem, prosta i skuteczna recepta na zdrowie i sposób leczenia wszystkich chorób. Powiecie państwo, przecież to wierutna bzdura, nikt nigdy nie wymyślił panaceum na wszystkie choroby. Przecież to tak jak gdyby obwieścić, że odkryto tzw. kamień filozoficzny. Proszę jednak zwrócić uwagę na to, że w tej książce zdiagnozowaliśmy poważny stan chorobowy. W obecnych czasach wiele osób czuje się marnie. Życie ich nie cieszy, są sfrustrowani. Choroba ta objawia się wrażeniem poczucia chaosu, zniechęcenia i przygnębienia. Może to wynikać także z wyczerpania się zasilania spirytualnego dotychczasowych systemów, dostarczających poczucie sensu. Po prostu brakuje jasnych, przekonujących dla większości ludzi objaśnień świata. Możliwe jest, że proponowane współcześnie sposoby objaśniania świata są nieprzekonujące zbyt trudne, bądź mało przyjazne. Proponowane systemy filozoficzne i teologiczne nie ukazują wspólnych, nadrzędnych elementów objaśnianego świata, skoro tak silne są ruchy nacjonalistyczne, separatystyczne i fundamentalistyczne. Ów ważny, nadrzędny element wspólny, głównych systemów dostarczania sensu jest trudny do wypowiedzenia, nienazwany, bądź niezrozumiały. W każdym razie jest on zapewne tak słaby, że nie jest w stanie godzić walczących lub zwalczających się stron. Synkretyczne idee teologiczne, bądź też eklektyczne systemy filozoficzne, które z natury rzeczy godzą zwaśnione strony, likwidując powód konfliktu ideologicznego, nie stanowią dla współczesnych ludzi ważnych wartości. Przedkładane jest raczej walka dla zwycięstwa własnej opcji filozoficznej. Podejrzewam również, że ludzie nie zwiększyli wglądu we własne mechanizmy psychologiczne i nie zastanawiają się niemal nigdy, dlaczego kimś gardzą, kogoś nienawidzą lub poniżają mimo wydrukowania wielu poradników psychologicznych oraz felietonów, zwłaszcza w pismach kobiecych, oraz nakręcenia psychologizujących filmów. Być może jednak książki i artykuły czyta jedynie pewna część populacji, a reszta jest pod wpływem złej kondycji psychicznej dziennikarzy i polityków wyznaczających programy mas-mediów. Pisząc książkę pt. "Kompletowanie sensu" cały czas w głębi serca nosiłem ową myśl wypowiedzianą już w przedmowie. Przeczuwałem, że skompletowanie sensu na tyle zborne i wyczerpujące, iż jesteśmy skłonni powiedzieć "Aha! a więc to jest tak!", teraz rozumiem, oznacza to moment kiedy to z mózgu powinien spłynąć na nas spokój, pogoda ducha zbawienne endorfiny, które powinny nas uleczyć. Owe cytowane tu prace wygłoszone na konferencji w Tucson wyjaśniają dlaczego jest to możliwe i jak się to odbywa. M.A. Newman twierdzi, że zdrowie można rozumieć jako stan "poszerzonej i pogłębionej świadomości" (2). Zgadza się z nim wywód zawarty w pracy P.H. Skinnera w której zauważa on że choroba zazwyczaj pojawia się gdy ktoś w sposób nieświadomy (podświadomie) zaczyna stosować "egocentryczne sposoby obronne takie jak zaprzeczanie (denial), zrzucanie na innych (projection), co musi prowadzić do konfliktu, wypowiedzenia walki, wrogości, a potem niepokoju, strachu, poczucia winy, przygnębienia. Zazwyczaj towarzyszą temu zachowania natrętne, uzależnienia, czyli szeroko pojmowana narkomania. Wg P.H. Skinnera recepta na zdrowienie jest więc prosta. Należy koniecznie ujawnić, uprzytomnić, czyli uświadomić istotę stałego, powszechnego mechanizmu chorobotwórczego, którym jest "egocentryczny, nieświadomy odruch podejmowania walki". Wymaga to zaakceptowania siebie i świata, co zazwyczaj możliwe jest jedynie poprzez głęboką przemianę samego siebie. Łatwo powiedzieć - trudno zrobić. To co cytuję za P. H. Skinnerem w zasadzie nie jest niczym nowym, ale dodajmy teraz dalsze składowe recepty. Wspomniany już M.A. Newman swój koncept zdrowia "jako poszerzonej i pogłębionej świadomości" proponuje uzupełnić pojmowaniem chorób jako przekształceń fazowych (nieliniowych przeskoków), które mogą wieść ku nowemu, czasami ku wyższemu poziomowi równowagi. Choroba jako przejście fazowe, jako "przeskok", "przesunięcie" musi się niejako pojawić w pewnych sytuacjach życiowych konkretnej osoby, aby zmusić ją i otoczenie do porzucenia sposobów radzenia sobie z sytuacją, które nie są już skuteczne i poszukiwania nowych zasad działania. Tak więc choroba według M.A. Newmana jeśli prowadzi do "poszerzenia świadomości" jest więc w rzeczywistości sposobem na takie przeorganizowanie się, aby przeżyć. Łatwo powiedzieć - choroba to droga do zdrowia na konferencji. Trudno jest jednak mówić to chorym. Paradoksalność omawianego tu panaceum polega jednak na tym, że albo ktoś niejako profilaktycznie stale poszerza i pogłębia świadomość (kompletuje sens) i wtedy nie choruje albo na wypadek choroby wymaga "ukierunkowania choroby", "wykorzystania choroby", aby mieć szansę wylądować w "innym niejako obszarze zdrowia" zamiast obszarze kompletnej dekoherencji, wiodącej ku śmierci. Chorzy rzeczywiście wymagają więc na ogół pomocy, aby ich sprawy podążały we właściwym kierunku, tzn. za głosem serca, co stanie się jasne za chwilę. Niniejszy wywód ważny dla lekarzy i innych terapeutów, moim zdaniem, można "poszerzyć", przytaczając wnioski z trzech innych prac wygłoszonych na konferencji w Tucson. Prace te prezentują badania nad grupą ludzi stosujących różne formy tzw. leczenia energia (energetic healing - EH) a ściślej leczenia przez tzw. wysyłanie energii (sending energy - SE). Autorzy J. Acopsta - Urguidi i T. Richards (4) rejestrowali przy pomocy drogiej aparatury EEG pole elektromagnetyczne, generowane przez organizm różnych uzdrowicieli stosujących EH typu SE. Byli to terapeuci, stosujący metody Reiki i Dotyk Leczący ("Pranic", "Shamanic"). Wykryto, że u terapeutów w trakcie seansu SE wykrywana jest przedziwna przemiana EEG. Zapis wykazuje zwiększenie lateralizacji, tzn. zwiększenie aktywności prawej półkuli mózgu, a w odległości 1-3 stóp od klatki piersiowej rejestruje się dość silne, niezwykłe drgania naturalnego pola elektromagnetycznego terapeuty o częstotliwości ok. 14 Hz. Jednocześnie większość badanych terapeutów podawała, że dla zwiększenia swojego oddziaływania stosują oni wyobrażeniowe "skoncentrowanie się na okolicy serca" ("Interestingly most healers in our study utering intentional Heart Focus inner state during the SE events"). Pozostawałoby to być może tylko marginalną ciekawostką, nie związaną z całością wcześniejszego wywodu gdyby nie dane, które zauważyłby w tomie streszczeń konferencji Tucson każdy kardiolog. Otóż w obrębie współczesnej kardiologii modne jest oznaczanie pacjentom pewnego parametru z zakresu elektrofizjologii serca, a mianowicie tzw. "Heart Rate Variability" (HRV). Przeprowadzono już tysiące badań dotyczących owego HRV. Sądzi się, że im większa jest owa Zmienność Częstości Serca zarówno w spoczynku w nocy jak i w ciągu dnia, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo śmierci z jakichkolwiek przyczyn. Zakres owej Zmienności Częstości Serca zależy od tzw. węzła zatokowo-przedsionkowego (sino-atrial node SAN). S.V. Anderson w pracy wygłoszonej w Tucson otwiera nam jednak oczy na kilka faktów. Otóż węzeł zatokowo-przedsionkowy ów SAN zaczyna pracę w 21 dniu życia płodowego. Wszczyna on wtedy wysyłanie bodźców elektrycznych przenoszonych wzdłuż ciała płodu na długo wcześniej zanim takie impulsy zaczną płynąć od strony mózgu. Później kiedy już serce płodu, a potem dorosłego człowieka zaczyna pompować krew współdziałają dodatkowo trzy rodzaje fal: przemieszczająca się fala krwi, puls ścian naczyń, dźwięk pracującego serca. SAN pełni więc od wczesnego okresu życia płodowego do późnej starości rolę wyznacznika rytmu podstawowego rzędu 1.4Hz. Różne pradawne tradycje ezoteryczne właśnie w sercu, jak twierdzi S.V. Anderson za "niejakim" Sri Adi Da, dokładniej w węźle SAN lokują siedlisko "świadomej uwagi" (the physical seat of conscious awareness (or attention)). To ponoć właśnie SAN jest lepszym kandydatem na miejsce prapoczątku samo-świadomości, czegoś co intuicyjnie odczuwamy jako "ja", "mój punkt widzenia" aniżeli jakaś część tkanki mózgowej. Ponieważ o świadomości pisałem wielokrotnie, więc wielokrotnie mówiłem o konieczności stwierdzenia, gdzie znajdują się neurony do których odnosi się słowo "ja". Również w powyższych rozdziałach podawałem analogię, sieć neuronalna pamiętająca słowo "jabłko" jest symbolem (znacznikiem) sieci neuronalnej pamiętającej "widok" i "obraz" jabłka. Okazuje się, że sieć neuronalna, do której odnosi się słowo "Ja" to SAN. To jest dla mnie kolejny wstrząs, jaki przeżyłem w roku 1998. Oznaką, że poruszyło to mną bardzo jest to, że po przeczytaniu pięciu cytowanych tu prac natychmiast "uwierzyłem" w przedstawioną tezę. Nie byłoby to możliwe (z trudem zmieniam swoje poglądy !) gdybym nie opublikował niedawno książki pt. "Nadchodzi Sztorm Słoneczny"./*** Tam właśnie wiele razy mówię o pochodzeniu i znaczeniu drgań naturalnego pola elektromagnetycznego o częstości 14 Hz Nie jest celowe streszczać w najnowszej książce, poprzednią swoją książkę. Czytelnik może bowiem sam sprawdzić dlaczego częstotliwość 14 Hz jest tak kluczowym parametrem, zwłaszcza że obydwie książki tkwią w internecie pod adresami: http://salve.slam.katowice.pl/KSISTROM.htm http://salve.slam.katowice.pl/KSILUK.htm Przejdę od razu do krytycznych wniosków ważnych dla lekarzy, psychologów i innych terapeutów oraz jak się okazuje teologów. Otóż sądzę, że realizowanie wspomnianego wyżej sposobu "poszerzania świadomości", aby zabezpieczyć zdrowie lub spowodować wyleczenie, znane przecież od lat w zakresie akademickich teorii psychologicznych; w praktyce napotyka na trudności, gdyż pacjent nie chce posłuchać, nie chce przyjąć do wiadomości, że trzeba rozbić tzw. kolejną barierę poznawczą. Kiedy ktoś posłucha kogoś. C.Jung twierdził, że trzeba go uwieść, zgwałcić lub wręcz pobić. Twierdzę natomiast, że być może wystarczy wyemitować paczkę drgań falowych o częstotliwości 14 Hz czyli mówiąc prościej "przemówić od serca". J.B. Beal referuje wyniki pomiarów drgań elektromagnetycznych, jakie rejestruje się w pobliżu osób doświadczających znacznego stresu emocjonalnego. Okazuje się, że te niskoczęstotliwościowe drgania mogą nawet zakłócić pracę licznych typów urządzeń elektronicznych (5). J.W. Lyons przedstawia z kolei wyniki pomiarów dokonywane u różdżkarzy w trakcie prowadzonych przez nich poszukiwań (7). Podkreśla on, że różdżkarz wyobraża sobie obiekt, który chce poszukiwać (7). W momencie "znalezienia" tego typu obiektu odnotowywana jest zmiana zapisu elektroencefalograficznego. Rytm fal wykresu EEG ulega zwolnieniu do tzw. częstotliwości W.O. Schumanna (14 Hz, 7 Hz), a nawet wolniejszych rzędu 3,5-5 Hz, co jest charakterystyczne dla niektórych tzw. "odmiennych stanów świadomości". J.W. Lyons sądzi, że zachodzi interakcja (uzgodnienie, koherencja) pomiędzy "kształtem wyobrażanym" a "kształtem wykrytym". Moment wykrycia poszukiwanego obiektu powoduje chwilowy odmienny stan świadomości, a więc zwiększoną koherencję równoległej pracy wielu pętli neuronalnych. Stwierdzenie to współbrzmi z dyskusją jaka toczyła się na konferencji w Tucson nad tym, czy tzw. przestrzenie konfiguracyjne np. przestrzeń Hilberta, przestrzeń transformacji Fouriera istnieją rzeczywiście (realnie), czy są jedynie abstrakcyjnymi tworami matematycznymi (8). Przemówić od serca do kogoś oznacza, aby do swojej wypowiedzi dołożyć całe swoje "ja". Trzeba to podkreślać gestami, tonem głosu, mimiką twarzy "mówić", że owa chęć "pogruchotania" istotnej właśnie tu przegrody poznawczej, uniemożliwiającej "poszerzenie świadomości" jest terapeucie dobrze znana i zrozumiała. Chodzi o to, aby "audycja nadawana przez nadajnik o dużej mocy" została odebrana. No właśnie, kiedy jest to możliwe? Wtedy kiedy "swój mówi do swojego". Cóż to oznacza jednak w praktyce? Ano trzeba, aby "poszerzenie świadomości" wg głosu płynącego od serca odbywało się w miejscach i poprzez osoby, które mają autorytet w oczach osób które zechciały wysłuchać kazania" Współcześnie jest to sprawa skomplikowana. Z powyższego wnioskowania wynikają jednak proste wnioski praktyczne, które ujmę tu w punktach: Jeśli uwierzyć w przedstawioną wyżej tezę, że panaceum na wszelkie choroby to "poszerzenie świadomości" co może się odbywać jedynie poprzez osoby, które "mówią od serca" to trzeba do procesu leczenia włączyć "niezwykłe ogniwa". Osoby zajmujące się teorią medycyny, a także Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej powinny uwzględnić fakt, że realna potencjalna siła lecząca (w skali populacji, w skali kraju) znajduje się w rękach, a raczej w oczach osób, które potrafią "mówić od serca". Nie należy w tym momencie dokonywać skrótu myślowego i mylić "mówienie od serca" z "moralizowaniem". W sercach ludzi kryją się bowiem "sądy naturalne", a nie to co byśmy sobie życzyli. Osoby, które chciałyby przyczynić się do poprawy przeciętnego samopoczucia i zdrowia większości z nas muszą się pogodzić niejako z (synkretycznym, eklektycznym) respektowaniem różnorodności myślenia mieszkańców tej planety. Bez względu na kontrowersyjność tez wypowiedzianych powyżej, znaczną szansę na poprawę przeciętnego samopoczucia należy upatrywać w powrocie do tworzenia instytucji na wzór i miarę świątyni w Epidauros. Do tego miejsca pierwotną wersję niniejszego tekstu przeczytało kilka osób. Okazało się, że powyższe radz wcale nie mają charakteru praktycznego. Zapytano mnie: "Jakie znaczenie miała świątynia w Epidauros" W jaki sposób uzdrawiano tam chorych?" Nie pomogły odpowiedzi, iż uzdrawiano w taki sam sposób jak w świątyniach Izydy, bądź w świątyni w Efezie czy też nawet w Lourdes czy Fatimie. Pytania te sprawiły w końcu, że utworzyliśmy osobną witrynę internetową o hasłowej nazwie "Spiryt" i podtytule "Wspomaganie leczenia poprzez zwiększenie zasilania spirytualnego". Jest ona dostępna pod adresem: http://salve.slam.katowice.pl/SPIRIT.html Na wstępie w rozdziale pt.: "Krótkie wyjaśnienie celów projektu" piszemy: "Niejednokrotnie zastanawiało mnie i moich bliskich, iż są pewne miejsca i pewne słowa, które "działając łącznie" wywołują niezwykłe efekty. Poruszają duszę i leczą ciało. Sądzę, że ważne słowa, jeśli będą wypowiedziane do kogoś bliskiego, albo do kogoś chorego, w pewnym określonym dniu, w pewnych określonych okolicznościach ... w takich miejscach jak Sanktuarium w Szczyrku, a zagranicą: Lourdes, Fatima,. ... działają (choćby według współczesnej teorii "placebo") tak znacznie, iż przewyższają niejedną procedurę farmakoterapeutyczną." * ** Niżej w punkcie pt.: Zadanie "Asklepios - Epidauros", piszemy: Jednym z celów niniejszej witryny jest propagowanie idei, że: znaczną część wysiłku związanego z poprawianiem samopoczucia (szeroko pojętą terapią) mieszkańców naszego kraju powinny przejąć osoby działające przy niektórych szczególnie wyróżnionych świątyniach. Mamy tu na myśli świątynie usytuowane w miejscach o szczególnych właściwościach geofizycznych, a zwłaszcza te które osnute są pradawnymi legendami wyraziście przemawiającymi do wyobraźni! Wokół takich świątyń często ogniskują swoje działania osoby posiadające część niezbędnych predyspozycji istotnych dla umiejętności wyleczenia osoby, która czuje się chora. Będziemy się starali wymieniać w niniejszym miejscu witryny zwanej przez nas "SPIRIT" przykłady takich miejsc. Jako pierwszy taki przykład podamy dane o: 1."Sanktuarium Szczyrk Górka" Postanowiliśmy przedstawić ideę "zadania Asklepios-Epidauros" poprzez scharakteryzowanie kilku takich, wyróżnionych miejsc "zlokalizowanych" na terenie Polski. Nie ukrywamy przy tym, iż przyświecają nam przykłady takich miejscowości jak Fatima, Lourdes, Epidauros, Efez, Stonhedge. Sądzimy jednak, że na terenie naszego kraju są miejsca, których "moc" oddziaływania jest równie "silna". Będziemy się starali podać tutaj dane o kilku miejscach, które zostały "komisyjnie" zweryfikowane. Jako pierwszy przykład takiego "bardzo szczególnego" miejsca opiszemy tutaj kompleks na który składa się: okolica niezwykła krajobrazowa, kompleks "ogólnodostępnych" budynków o charakterze "laickim" i "kultowym", pradawna legenda dotycząca tego właśnie miejsca! niezwykłe elementy przyrody w postaci wody źródlanej, wytryskującej obok pobliskiej "groty cudów", bukowego lasu wpisanego tutaj w legendę (patrz niżej) i widokiem przeciwległym gór o wysokości powyżej 1000 m n.p.m. niezwykłe oddziaływanie geofizyczne, co współcześnie da się obiektywnie pomierzyć lub wykryć przez relaksujące odczucia subiektywne. Rekomendowanym miejscem jest kompleks, który będziemy nazywać tu "Sanktuarium Szczyrk-Górka". Obok głównego obiektu kultowego, tzn. Kościoła, stale czynne jest stoisko z książkami. W rozpowszechnianej tam broszurce, sygnowanej przez: "Księża Salezjanie- ul. Wrzosowa 25 43-370 Szczyrk", czytamy: "... Udokumentowana tradycja ludowa podaje, że dnia 25 lipca 1894 roku przez kilka miesięcy ukazywała się Matka Najświętsza dwunastoletniej dziewczynce, Juliannie Pezda, na tak zwanej Przykrej Kępce. Widzenia miały również jej dwie młodsze koleżanki: Marianna Pezda i Marianna Marek. Najświętsza Panna szczególną uwagę zwróciła na szkaplerz, poleciła także odmawiać Anioł Pański i śpiewać godzinki. Kazała również wybudować na tym miejscu Kaplicę, a w przyszłości Klasztor, w którym będzie się odprawiać "dużo mszy świętych". Na prośbę dzieci o cudowną wodę zapewniła, że wytryśnie tu źródło. Miejsce to poleciła nazwać Górką." "Wieść o tym wydarzeniu rozeszła się błyskawicznie i wywołała wielkie poruszenie nie tylko wśród miejscowej ludności, ale i na Śląsku Cieszyńskim, w okolicach Białej i na Żywiecczyźnie. Przybywały na Górkę liczne pielgrzymki ze śpiewem i modlitwą, jak mówią ówczesne zapiski: "aż ziemi było ciężko"." "W kilka tygodni po rozpoczęciu widzeń ,pielgrzymka z Ustronia przyniosła niewielkich rozmiarów obraz Matki Boskiej Częstochowskiej i powiesiła go na buku, na którego konarze dzieci widywały Panienkę. Od tego czasu pobożność ludu skupiała się wokół tego obrazu." "Społeczeństwo biednej wówczas wioski Szczyrk już w listopadzie 1895 roku zorganizowało się, by wokół buku z obrazem Matki Bożej wybudować drewnianą kaplicę. W dniu rozpoczęcia prac z suchego dotąd zbocza, wypłynął strumyk wody. Przybywający z różnych stron pielgrzymi - chcąc się przyczynić do uświetniania miejsca kultu Bożego i czci Najświętszej Maryi Panny - przynosili wyposażenie kaplicy: obrazy religijne, chorągwie, świeczniki, dzwony, moździerze." "Niebawem rozeszły się wiadomości o doznawanych tutaj łaskach. Dla opieki nad tym miejscem wybrano Komitet Kaplicy, który w roku 1912, ze składek i darowizny pątników, rozpoczął budowę większej, już murowanej kaplicy. Obie Kaplice dotrwały aż do czasów powstania w latach 1948-1953 obecnego Kościoła." "Po pierwszej wojnie światowej Komitet Kaplicy, przy poparciu ogółu społeczeństwa szczyrkowskiego, doprowadził do osiedlenia się na Górce obecnych stróżów tego Maryjnego Ośrodka, księży Salezjanów. Przybyli z Oświęcimia - najstarszej siedziby synów księdza Bosko w Polsce. W roku 1939 rozpoczęli oni budowę domu zakonnego, którą przerwała wojna. Zgromadzony materiał zabrali okupanci. Od zakończenia drugiej wojny światowej trwa rozbudowa miejsca kultu Matki Bożej oraz ośrodka wypoczynku i formacji dla młodzieży, przybywającej z różnych stron Polski ..." Informacja dla turystów: Sanktuarium znajduje się na niebieskim szlaku biegnącym od domu wypoczynkowego PTTK w Szczyrku na Klimczok, po 20 minutach odkrywamy Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski. W rejonie owego kultu znajdują się, jak wspomnieliśmy, ogólnodostępne budynki o charakterze "laickim", tzn. pensjonat "Stare Orle Gniazdo" (w którym nawiasem mówiąc podpisano umowę z Salezjanami) oraz olbrzymi hotel "Orle Gniazdo". Sądzimy, że jeśli ktoś uda się do tego "kompleksu" chociaż na jedną noc i weźmie z sobą np. książkę Johannesa Fiebaga pt.: "Znaki na niebie", która w suchy, racjonalny sposób tłumaczy znaczenie objawień Maryjnych, to będzie mógł przekonać się, że "Sanktuarium Szczyrk-Górka" jest właśnie miejscem leczącym poprzez "zwiększanie zasilania spirytualnego". Obecnie rozważamy kilka innych miejsc, które według wstępnego rozeznania mają szczególne własności geofizyczne i kultowe. Dane o takich "miejscach szczególnej mocy" będziemy umieszczać w w/w witrynie. Uzupełniony tekst nadal pozostawał niejasny. Zapytano nas o racjonalne uzasadnienie. Uzasadnienie można skompletować, przytaczając w telegraficznym skrócie argumentację z trzech ciekawych książek. Otóż Johanes i Peter Fiebagowie w racjonalnie napisanej książce "Znaki na niebie", traktują niezwykle serio miejsca objawień Maryjnych. Sądzą, że są to przesłania nadrzędnej, pozaziemskiej cywilizacji, która ma jakieś powody, aby wskazać na pewne miejsce na powierzchni naszej planety, które mają specjalne znaczenie, wyróżnione geofizycznie. W treści tzw. objawienia, przekazywanego obranym osobom zazwyczaj znajduje się nakaz oznaczenia tego miejsca przez wybudowanie świątyni o ściśle określonej lokalizacji. W książce "Dziedzictwo Avalonu" Garżyna Fosar i Franz Bludorf uzasadniają z kolei tezę, że takie wyróżnione miejsca są niejako znacznikami złączeń powierzchni naszej planety ze strukturami pozaplanetarnymi. W rozdziale tej książki, zatytułowanym "Kanały prowadzące w Kosmos" można wyczytać między innymi następujące myśli; jakkolwiek podawane bez dowodu, ale stymulujące do rozmyślań nad przyczyną nadzwyczajnych wyzdrowień: "W miejscach mocy znajdują się niewielkie czarne i białe dziury, czyli początki i końce pomostu Einsteina Rosena, które mogą być wykorzystywane przez wysoko rozwinięte cywilizacje do podróży międzygwiezdnych. ... przypuszcza się ponadto, że przez te trójwymiarowe kanały, których projekcje na Ziemi dokładnie odpowiadają liniom globalnym, przepływa nieznana jeszcze energia, mogąca służyć jako nośnik informacji. ... ów strumień informacji może być kontrolowany przez cywilizacje pozaziemskie, dlatego w określonych warunkach może wystąpić zagęszczenie obiektów materialnych albo przynajmniej półmaterialnych projekcji." "Naukowe wyjaśnienie tego zjawiska nie jest zapewne tak odległe, bo istnieje już teoria - wprawdzie wciąż kontrowersyjna - która dokładnie pasowałaby ... Jest to teoria pól morfogenetycznych, opracowana przez brytyjskiego biologa Ruperta Sheldrake'a, profesora szacownego Uniwersytetu Cambridge." "Kluczowa myśl tej teorii brzmi: znaczące wydarzenie, jakie miało miejsce we Wszechświecie, pozostawia po sobie niewidzialny ślad nazywany polem morfogenetycznym. Na skutek tego bardziej prawdopodobne będzie, że coś znanego się powtórzy, niż to, że stanie się coś zupełnie nowego. Ten zwyczaj natury, związany z powtarzaniem tego, co stare, może stać się tak silny, że da nam wrażenie istnienia stałych, niezmiennych praw natury ... " "Pole morfogenetyczne jest jak niewidzialny plan budowy. Wywiera wpływ na przyszłe zdarzenia, aby kształtowały się podobnie do przeszłych tak jak pole magnetyczne wytwarzane przez magnes prosty zmusza opiłki żelaza do ułożenia się według określonego wzoru. Z tego powodu procesy zachodzące w naturze przez ciągłe powtarzanie się są coraz bardziej utrwalane, aż w końcu stają się prawie nieuniknione. Zjawisko to Rupert Sheldrake nazywa rezonansem morficznym." "Mimo to procesy te nie prowadzą do statycznego świata, w którym nic się nie zmienia. Zawsze pozostaje możliwość, że jakieś wydarzenie odbiegnie od utartych torów, tworząc w ten sposób całkowicie nowe pole morfogenetyczne, które będzie stanowiło podstawę do powstania nowej linii rozwoju. W materii nieożywionej zdarza się to stosunkowo rzadko. Prawa fizyki zmieniają się tylko w ciągu niewyobrażalnie długich okresów." "Jeśli więc za podstawę naszych rozważań uznamy teorię pól morfogenetycznych, która to opisywany fenomen nie będą niezrozumiały. Kiedy ludzie wznoszą w danym miejscu budynek zdarzenie to pozostawia ślad w polu morfogenetycznym. Ślad ten zawiera w sobie nie tylko informacje o kształcie budynku, lecz również wszystko, co wiąże się z jego dziejami. Ale ukształtowane przez niego pole morfogenetyczne, rodzaj niewidzialnej kalki, istnieje nawet, jeśli budynek jest już rumowiskiem." "... pola morfogenetyczne działają również poza czasem i przestrzenią. Kształty pochodzące z przeszłości nawet jeśli nie istnieją już w materialnej rzeczywistości, mogą jeszcze dziś wpływać na istoty żywe." "Żywy człowiek pozostawia po sobie w naszym świecie ślady wyczuwalne nawet po jego śmierci." "Ludzkie losy pozostawiają ślady w ziemskiej strukturze energetycznej, jest to fascynująca hipoteza, która jednak po bliższym przyjrzeniu się jej wcale nie powinna się nam wydawać taka obca. Czy nie przydarzyło się nam już kiedyś, że z niewytłumaczalnych przyczyn czuliśmy się źle znalazłszy się w starym domu? ..." "Także kościoły mogą mieć niezwykle zróżnicowane promieniowanie. Tylko w nielicznych wypadkach - na przykład w katedrach gotyckich z XII i XIII wieku - da się to bezpośrednio wytłumaczyć geometrią budowli. W pozostałych chodzi raczej o ludzkie emocje gromadzone tam w ciągu pokoleń." "... cywilizacje pozaziemskie dysponują tą wiedzą zapewne już od dawna. Nie podróżują one materialnymi statkami kosmicznymi z konwencjonalnymi układami napędowymi, lecz stosują do tego ściśle określone kanały prowadzące przez Kosmos, a ich wyloty to, zniekształcone oka sieci linii Hartmanna. Miejsca o znaczeniu geomantycznym są zatem w rzeczywistości długo szukanymi bramami do Wszechświata." "Jeśli rozpatrzymy wszystkie argumenty w powiązaniu ze sobą, to łańcuch dowodów okaże się niemal kompletny. Zniekształcenia ziemskiej struktury energetycznej zawsze wskazują na istnienie silnych mocy świadomości, które jednak mają związek z anomaliami pola grawitacyjnego. Możliwe iż w pewnych okresach rzeczywiście powstają z tego niewielkie czarne i białe dziury, przez które z głębin Kosmosu bez straty czasu przybywają do nas wysoko rozwinięte cywilizacje. Ludzka technika nie osiągnęła jeszcze takiego stopnia rozwoju, tak w każdym razie podaje oficjalna nauka, ale współcześni fizycy uważają, że teoretycznie możliwość odbywania takich podróży istnieje." "Ale, jak obecnie wiemy, pola morfogenetyczne są tylko siłami twórczymi świadomości, które drzemią głęboko w podświadomości nas wszystkich. Są one same w sobie siłami twórczymi i jak widzimy, wkraczają przez czarne i białe dziury bezpośrednio do naszej materialnej rzeczywistości." Nie przytoczyłbym tych dość ryzykownych, nie udokumentowanych doświadczalnie tez G. Fosar i F. Bludorfa gdyby nie list, wspomnianego w niniejszej książce, poważnego fizyka Matti Pitkanena pt: "About Sheldrake's ideas" (patrz http://salve.slam.katowice.pl/PhoenixA.html. Wszystko wskazuje na to, że miejsca te nadają się szczególnie do prób uruchomienia i koordynacji wmontowanego w człowieka układu samouzdrawiającego, o czym pisze C. Hirshberg i M.J. Barasch w książce pt. "Nadzwyczajne ozdrowienia - Remarkable Recovery" (tytuł wydania w j. polskim "Dusza, medycyna i ciało"). Analizując wywód C. Hirsberga przez pryzmat ogólnej wiedzy o patofizjologii organizmu człowieka, a zwłaszcza takich zawiadujących układów jak system nerwowy (s.n.), układ endokrynny (u.e.) oraz układ immunologiczny(u.i.), układ obronności humoralnej (u.h.) [przeciwciała], jak i obronności komórkowej (o.c.) [makrofagi, cytokiny] da się podtrzymać i poprzeć jego hipotezę, że istnieje bądź nadrzędny układ uzdrawiający bądź co bardziej prawdopodobne taki wyróżniony stan koordynacji (s.n. u.e. u.h. o.c.), że "nadzwyczajne uzdrowienie" staje się możliwe. Ów wyróżniony stan oczywiście musiałby polegać na skoordynowanym wzmożeniu funkcji wszystkich mechanizmów obrony i regeneracji. Takie przestawienie czynności, poprzez zmianę sygnału nastawczego, nadrzędnej pętli sprzężenia zwrotnego (vide mechanizm opisany przeze mnie w rozdziale wstępnym podręcznika "Fizjologia człowieka") może odbyć się jedynie poprzez znaczną przemianę w zakresie podstawowych przekonań, bądź podstawowych ograniczeń (owe wspomniane na wstępie "poszerzenie świadomości"). Nie pomoże więc sam fakt udania się do "miejsca o szczególnych właściwościach geofizycznych". Mówiąc obrazowo, wiadomo przecież, że wielokrotnie nie pomogła pielgrzymka do Lourdes, która sprowadzała się jedynie do dotknięcia słynnego kamienia i wypicia wody źródlanej z Lourdes. Miejsce takie może jednak przyczynić się do uruchomienia w/w układu uzdrawiającego, jeśli niejako "przycisnąć" zainteresowaną osobę do wspomnianej na wstępie "przegrody poznawczej", a raczej "ściany", która symbolizuje pozornie nieprzekraczalny dylemat osobisty pacjenta. Aby uprzytomnić czytelnikowi co to oznacza powołam się w tym miejscu na "metodę postawienia osoby chorej pod ścianą jej osobistego dylematu", którą można odnaleźć w "Poradniku dla pacjenta i lekarza", dostępnym pod: http://salve.slam.katowice.pl/batorypo.html Ktoś komu uświadomimy jeden z ważnych czynników, wpłynęły na rozwój jego choroby, poczuje się źle, poczuje się jeszcze gorzej, jeśli za chwilę, za niedługo nie rzucimy mu liny ratunkowej! Najlepiej jak linę tą rzuca mu pewien żywy, zainteresowany lub nawet kochający go człowiek. Problem leży jednak w tym, że na ogół pacjent taki jest sam, jest nieśmiały ma wrażenie że jest w pułapce. Na początek trzeba więc zacząć poszerzać świadomość poprzez wskazanie mu sposobów wydostania się z takiej nieprzyjemnej izolacji. Konkretne praktyczne rady zawiera moja książka pt. "Pułapka - jak się z niej wydostać" dostępna pod: http://salve.slam.katowice.pl/KSIPUL.html Jeśli mam wskazać tutaj poradę innych autorów to polecam książki: Mello "Przebudzenie" lub Hurley "Enneagram w działaniu" Z wywodu niniejszego wynika więc, że zapoczątkowanie procesu nadzwyczajnego uzdrowienie przejawi się np. kilkudniową gorączką, która rozpocznie się po przeżyciu szoku emocjonalnego lub też inną gwałtowną zmianą zachowań. Będzie to być może widoczne w ten sposób, że pacjent wróci niejako do takiego nadzwyczajnego miejsca. Osoba taka będzie być może trzymać pod pachą którąś z wymienionych książek lub inne światowe dzieło. Osoba taka, chodząc do źródła być może będzie się zastanawiać, czy aby lejąca się z niego woda ma właściwości leku homeopatycznego, a więc płynu, który "pamięta" pewne wczesne wydarzenia. Koncept wody homeopatycznej pamiętającej wcześniejsze wydarzenia poparł niedawno Brian Josephson, laureat Nagrody Nobla z fizyki kwantowej, w swoim liście wysłanym do Klubu Omega. Chodziło mu przy tym o tzw. systemową pamięć Wszechświata, ale to już całkiem inna historia, do której zamierzam wrócić w drugim tomie niniejszego cyklu "Kompletowanie sensu". PIŚMIENNICTWO S.V. Anderson: The heart of consciousness. Tom streszczeń konferencji Tucson 3 (Adres autora: 75 Manor Road, Fairfax, CA94930 USA < svamd@ aol.com> ). M.A. Newman: Health as expanding consciousness. Tom streszczeń konferencji Tucson 3 (Adres autora: 289 E., Fith Street, #511, St. Paul, MN 55101-1956, USA < newma001@ maroon.tc.umn.edu> ). P.H. Skinner: The role of consciousness in sickness, healing and health. Tom streszczeń konferencji. Tucson 3 (Adres autora: College of Medicine, University of Arizona, Tucson AZ, USA). J. Acosta Urquidi, T. Richards: Bioelectric correlates of an energetic healing session". Tom streszczeń konferencji "Tucson 3". (Adresy autorów: Department of Radiology, Box 356004 University of Washington Medical Center Seattle, WA 98195 i < jacostau@ u.washington.edu> ). J.B. Beal: Three unusual interrelated patterns of consciousness, influenced by psychological & environmnent. Tom streszczeń konferencji "Tucson 3" (Adres autora: ). J. Switaj: Shamanic states of consciousners and reports of personal development, problem solving,enhanced health and healing. Tom streszczeń konferencji: Tucson 3 (Adres autora: ). J.W. Lyons: Dowsing - a doorway to quantifying non localised effects in consckiousness studies. Tom streszczeń konferncji: Tucson 3. (Adres autora: Bioscience Yunavation Centre, The University of York, Heslington, York. T01 5D6,UK ). Brodziak A.: Working configuration space-list wysłany do "omega mailing list", dostępny także w zbiorze "PhoenixA" pod: http://www.slam.katowice.pl/~klin5chnw/PhoenixA.html Hirshberg C., Barasch M.J.: Dusza, medycyna i cuda. Wydawnictwo Limbus, Bydgoszcz, 1996. Fiebag J., Fiebag P.: Znaki na niebie. Wydawnictwo Prokop, Warszawa, 1996. Fosar G., Bludorf F.: Dziedzictwo Avalonu. Wydawnictwo Prokop, Warszawa, 1997. Wirydarz - czyli o pewnej metodzie zapominania i bukowy las w wysokich górach-czyżby polskieLourdes? Andrzej Brodziak Wielu moich pacjentów pyta mnie o sposoby na wymazanie z pamięci natrętnych myśli. Wiele osób chciałoby zapomnieć o przykrych przeżyciach, niedobrych wspomnieniach. Ma to rzeczywiście związek z metodą wiodącą do nadzwyczajnych wyzdrowień której poświęcam niniejszy cykl felietonów. W poprzednim artykule napisałem, że wyjazd, pielgrzymka do jakiegoś szczególnego miejsca sama w sobie nie wystarczy. W felietonie zamieszczonym w numerze lipcowym postulowałem że trzeba prócz tego poszerzyć świadomość. Będę się starał kontynuować wywód na temat tego co trzeba uczynić więcej aniżeli wyjechać na rodzaj pielgrzymki poprzez dalsze cytaty z wspomnianej przed miesiącem książki oraz opowieść o wirydarzu w pewnej katedrze, kolejnym miejscu ważnym dla naszej metody. Zacznę od przypomnienia, iż analizując stan psychiki chorego często można zauważyć że o dobre samopoczucie jest trudno ze względu na znaczne zastrzeżenia do siebie. Już Saks a za nim Sondra Ray mówili o obniżonej samoocenie lub inaczej tzw. "osobistym kłamstwie". Wśród 60-ciu niedokończonych zdań twórca testu umieścił między innymi frazy następujące: Najgorszą rzeczą jaką myślę o sobie to ... Najgorszą rzeczą jaką zrobiłem to... Najbardziej obawiam się powiedzieć... Moim największym błędem było... Moją największą słabością jest... Każdy z nas w myślach coś po tych frazach dopowie. Istotne jest jednak na ile te dopowiedziane myśli zatruwają życie i niszczą zdrowie. Lewa półkula mózgu nakazuje działania, a prawa półkula posiadając wbudowany, niezależny system samo-oceny (o czym uparcie mówił Carl Gustaw Jung) podtrzymuje wartościowanie tych działań. To właśnie tą samoocenę ludzie chcieliby często wymazać z pamięci. W jakich okolicznościach może się to udać. Sądzę że można zaproponować pewną metodę jeśli wpierw pogłębić naszą wiedzę nie tyle o psychologii ile o fizyce powstawania twardych osadów obyczaji. Trzeba sięgnąć do najbardziej pierwotnych "mechanizmów powstawania poglądów i obyczajów uznawanych powszechnie w pewnej społeczności. O dziwo ma to związek z miejscami o szczególnych właściwościach geofizycznych. Aby wykazać ten związek przytoczę kilka zdań z wspomnianej już książki pt. "Dziedzictwo Avalonu". "Ale, jak obecnie wiemy, pola morfogenetyczne są tylko sił.ami twórczymi świadomości, które drzemią głęboko w podświadomości nas wszystkich. Są one same w sobie siłami twórczymi i jak widzimy, wkraczają- przez czarne i białe dziury bezpośrednio do naszej materialnej rzeczywistości" Nie przytoczyłbym tych dość ryzykownych, nie udokumentowanych doświadczalnie tez G. Fosar i F. Bludorfa gdyby nie list, wspomnianego w niniejszej książce poważnego fizyka Matti Plitkanena pt. "Aboiut Shgeldrake's ideas" (patrz http://www.slam.katowice.pl/~ 5klinchw/PhoenixA.html) Ów fizyk przytacza wiele argumentów iż odrzucany przez wiele lat koncept pól morfogenetycznych Ruperta Sheldraka można uzasadnić narzzuconymi stanami koherencji fotonów, podobnymi do uporządkowania, obecnego w tzw. kondensacjach Bosego-Einsteina Pole morfogenetyczne wg Sheldrake'a stanowi pewien ponadosobniczy wzorzec pamięciowy zwany przez niego także zwyczajem (habit). Ulubioną metaforą Sheldrake'a to opis lotu ptasiego stada, dokonującego płynnie skoordynowanego manewru, który trudno jest wytł.umaczyć "uzgadnianiem wzrokowym" ze świadomą decyzją ptaków typu "skręcamy w lewo" Pole morfogenetyczne n a r z u c a p e w i e n o b y c z a j. Siła narzucająca skoordynownie ową koherencją może pochodzić od pewnej charyzmatycznej jednostki i późniejszego częstego powtarzaniaprzez innych. Powstaje morfogenetyczne pole obyczaju. Zagadnienie jest ciekawe i rozległe. Dla celów niniejszego artykułu trzeba postawić teraz jednak oryginalne pytanie: "Czy znane są miejsca, które ze względu na odwieczny obyczaj zapamiętały czynność odwrotną, a mianowicie wymazywanie z pamięci". Znalazłem takie miejsce. Jest nim Wirydarz Katedry w Kamieniu Pomorskim. W broszurce dostępnej w pobliskim biurze obsługi turystów spisanej przez ks.Romana Kostynowicza czytamy: "W 1310 roku od północnej strony korpusu katedry zaczęto wznosić dla celów pątniczych i pokutnych wirydarz, czyli zespół krużganków na planie kwadratu z otwartymi do środka przeźroczami i maswerkami. Wirydarz ten zachował się w swojej gotyckiej formie do dnia dzisiejszego..." "Wirydarz ten jest jednym wirydarzem przyktedralnym w Polsce. Jedynie we Lwowie przy katedrze ormiańskiej jest również mały wirydarz przykatedralny. Pozatym wirydarzem posiadamy u nas tylko wirydarze przyklasztorne. W średniowieczu, kiedy kościół cieszył się przywilejem azylu nietykalności - odbywali w nich swoje publiczne pokuty ludzie skonfliktowani grzechami, nieraz bardzo ciężkimi. Bezpieczni - nietykalni, pokutowali i czekali na upłynięcie czasu pokuty, po której otrzymywali glejt uprawniający do powrotu do świata..." "Wirydarz, czyli po niemiecku Bussgang - obejście pokutne, przysporzył dużo kłopotu przewodnikom wycieczek. Słyszeli oni coś o sądach bożych, które jednakże nigdy nie odbywały się w kościołach, a jedynie w miejscach publicznych i były dla władzy sądowniczej środkiem dochodzenia winy lub niewinności..." "Nigdy w Katedrze Kamieńskiej nie było żadnych sądów bożych. Możemy zachwycać się atmosferą piękna w wirydarzu, gdzie pokutujący w blasku słońca i wśród zieleni odzyskiwali godność i ochotę do odnowionego życia. Dla tych celów właśnie stawiano wirydarze - dla procesji, kontemplacji i spokoju. Nazywano je również zieleńcami..." "Ogród w kościele oznaczał także ogród rajski, czyli paradyż. Ogrody takie były miejscami, gdzie rosły lecznicze zioła i kwiaty ozdobne..." Katedra Kamieniecka stoi nieopodal wód Zalewu Szczecińskiego w Kamieniu Pomorskim dostępny także inne postacie "roztworów wodnych" w postaci solanek i borowin. W obrębie budynku Katedry umieszczone także ołtarz przenbiesiony z innej niezwykłej budowli, jaką był obsuwający się do morza kościół stojący na plaży w Trząsaczu. miejscowości oddalonej o około 15 km. Sądzę, że zaplanowanie kilku dniowego urlopu w tym rejonie poświęconego na wizyty w Katedrze i kąpiele w wodach poddanyh działaniu pola morfogenetycznego ,pamiętającego wybaczenie, co najlepiej wzmocnić lekturą książek takich duchownych jak Anthony de Mello pt. "Przebudzenie" i jego ucznia także Jezuity Vallesc pt. "Odwar bycia sobą" może ztapocztątkować kruszenie owego "osobistego kłamstwa", które zapewne zostało uformowane pod wpływem innego pola morfogenetycznego. W owym nadmorskim rejonie można będzie także zapoczątkować inny rodzaj seansów ważnych dla skompletowania oddziaływań wiodących do nadzwyczajnego wyzdrowienia. Chodzi mi tutaj o ten stożek światła który biegnie w przyszłość i pomaga w obmyśleniu zmian zachowania, zmian strategii życiowej. O ekranie takim zamierzam napisać w następnym felietonie. Z powyższego wywodu wynikają jednak pewne wnioski: Jeśli uwierzyć w przedstawioną wyżej tezę, że panaceum na wszelkie choroby to "poszerzenie świadomości" co może się odbywać jedynie poprzez osoby, które "mówią od serca" to trzeba do procesu leczenia włączyć "niezwykłe ogniwa". Osoby zajmujące się teorią medycyny, a także Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej powinny uwzględnić fakt, że realna potencjalna siła lecząca (w skali populacji, w skali kraju) znajduje się w rękach, a raczej w oczach osób, które potrafią "mówić od serca". Nie należy w tym momencie dokonywać skrótu myślowego i mylić "mówienie od serca" z "moralizowaniem". W sercach ludzi kryją się bowiem "sądy naturalne", a nie to co byśmy sobie życzyli. Osoby, które chciałyby przyczynić się do poprawy przeciętnego samopoczucia i zdrowia większości z nas muszą się pogodzić niejako z (synkretycznym, eklektycznym) respektowaniem różnorodności myślenia mieszkańców tej planety. Bez względu na kontrowersyjność tez wypowiedzianych powyżej, znaczną szansę na poprawę przeciętnego samopoczucia należy upatrywać w powrocie do tworzenia instytucji na wzór i miarę świątyni w Epidauros. Do tego miejsca pierwotną wersję niniejszego tekstu przeczytało kilka osób. Okazało się, że powyższe radz wcale nie mają charakteru praktycznego. Zapytano mnie: "Jakie znaczenie miała świątynia w Epidauros" W jaki sposób uzdrawiano tam chorych?" Nie pomogły odpowiedzi, iż uzdrawiano w taki sam sposób jak w świątyniach Izydy, bądź w świątyni w Efezie czy też nawet w Lourdes czy Fatimie. Pytania te sprawiły w końcu, że utworzyliśmy osobną witrynę internetową o hasłowej nazwie "Spirit" i podtytule "Wspomaganie leczenia poprzez zwiększenie zasilania spirytualnego". Jest ona dostępna pod adresem: http://salve.slam.katowice.pl/SPIRIT.html Na wstępie w rozdziale pt.: "Krótkie wyjaśnienie celów projektu" piszemy: "Niejednokrotnie zastanawiało mnie i moich bliskich, iż są pewne miejsca i pewne słowa, które "działając łącznie" wywołują niezwykłe efekty. Poruszają duszę i leczą ciało. Sądzę, że ważne słowa, jeśli będą wypowiedziane do kogoś bliskiego, albo do kogoś chorego, w pewnym określonym dniu, w pewnych określonych okolicznościach ... w takich miejscach jak Sanktuarium w Szczyrku, a zagranicą: Lourdes, Fatima,. ... działają (choćby według współczesnej teorii "placebo") tak znacznie, iż przewyższają niejedną procedurę farmakoterapeutyczną." * ** Niżej w punkcie pt.: Zadanie "Asklepios - Epidauros", piszemy: Jednym z celów niniejszej witryny jest propagowanie idei, że: znaczną część wysiłku związanego z poprawianiem samopoczucia (szeroko pojętą terapią) mieszkańców naszego kraju powinny przejąć osoby działające przy niektórych szczególnie wyróżnionych świątyniach. Mamy tu na myśli świątynie usytuowane w miejscach o szczególnych właściwościach geofizycznych, a zwłaszcza te które osnute są pradawnymi legendami wyraziście przemawiającymi do wyobraźni! Wokół takich świątyń często ogniskują swoje działania osoby posiadające część niezbędnych predyspozycji istotnych dla umiejętności wyleczenia osoby, która czuje się chora. Będziemy się starali wymieniać w niniejszym miejscu witryny zwanej przez nas "SPIRIT" przykłady takich miejsc. Jako pierwszy taki przykład podamy dane o: 1."Sanktuarium Szczyrk Górka" Postanowiliśmy przedstawić ideę "zadania Asklepios-Epidauros" poprzez scharakteryzowanie kilku takich, wyróżnionych miejsc "zlokalizowanych" na terenie Polski. Nie ukrywamy przy tym, iż przyświecają nam przykłady takich miejscowości jak Fatima, Lourdes, Epidauros, Efez, Stonhedge. Sądzimy jednak, że na terenie naszego kraju są miejsca, których "moc" oddziaływania jest równie "silna". Będziemy się starali podać tutaj dane o kilku miejscach, które zostały "komisyjnie" zweryfikowane. Jako pierwszy przykład takiego "bardzo szczególnego" miejsca opiszemy tutaj kompleks na który składa się: okolica niezwykła krajobrazowa, kompleks "ogólnodostępnych" budynków o charakterze "laickim" i "kultowym", pradawna legenda dotycząca tego właśnie miejsca! niezwykłe elementy przyrody w postaci wody źródlanej, wytryskującej obok pobliskiej "groty cudów", bukowego lasu wpisanego tutaj w legendę (patrz niżej) i widokiem przeciwległym gór o wysokości powyżej 1000 m n.p.m. niezwykłe oddziaływanie geofizyczne, co współcześnie da się obiektywnie pomierzyć lub wykryć przez relaksujące odczucia subiektywne. Rekomendowanym miejscem jest kompleks, który będziemy nazywać tu "Sanktuarium Szczyrk-Górka". Obok głównego obiektu kultowego, tzn. Kościoła, stale czynne jest stoisko z książkami. W rozpowszechnianej tam broszurce, sygnowanej przez: "Księża Salezjanie- ul. Wrzosowa 25 43-370 Szczyrk", czytamy: "... Udokumentowana tradycja ludowa podaje, że dnia 25 lipca 1894 roku przez kilka miesięcy ukazywała się Matka Najświętsza dwunastoletniej dziewczynce, Juliannie Pezda, na tak zwanej Przykrej Kępce. Widzenia miały również jej dwie młodsze koleżanki: Marianna Pezda i Marianna Marek. Najświętsza Panna szczególną uwagę zwróciła na szkaplerz, poleciła także odmawiać Anioł Pański i śpiewać godzinki. Kazała również wybudować na tym miejscu Kaplicę, a w przyszłości Klasztor, w którym będzie się odprawiać "dużo mszy świętych". Na prośbę dzieci o cudowną wodę zapewniła, że wytryśnie tu źródło. Miejsce to poleciła nazwać Górką." "Wieść o tym wydarzeniu rozeszła się błyskawicznie i wywołała wielkie poruszenie nie tylko wśród miejscowej ludności, ale i na Śląsku Cieszyńskim, w okolicach Białej i na Żywiecczyźnie. Przybywały na Górkę liczne pielgrzymki ze śpiewem i modlitwą, jak mówią ówczesne zapiski: "aż ziemi było ciężko"." "W kilka tygodni po rozpoczęciu widzeń ,pielgrzymka z Ustronia przyniosła niewielkich rozmiarów obraz Matki Boskiej Częstochowskiej i powiesiła go na buku, na którego konarze dzieci widywały Panienkę. Od tego czasu pobożność ludu skupiała się wokół tego obrazu." "Społeczeństwo biednej wówczas wioski Szczyrk już w listopadzie 1895 roku zorganizowało się, by wokół buku z obrazem Matki Bożej wybudować drewnianą kaplicę. W dniu rozpoczęcia prac z suchego dotąd zbocza, wypłynął strumyk wody. Przybywający z różnych stron pielgrzymi - chcąc się przyczynić do uświetniania miejsca kultu Bożego i czci Najświętszej Maryi Panny - przynosili wyposażenie kaplicy: obrazy religijne, chorągwie, świeczniki, dzwony, moździerze." "Niebawem rozeszły się wiadomości o doznawanych tutaj łaskach. Dla opieki nad tym miejscem wybrano Komitet Kaplicy, który w roku 1912, ze składek i darowizny pątników, rozpoczął budowę większej, już murowanej kaplicy. Obie Kaplice dotrwały aż do czasów powstania w latach 1948-1953 obecnego Kościoła." "Po pierwszej wojnie światowej Komitet Kaplicy, przy poparciu ogółu społeczeństwa szczyrkowskiego, doprowadził do osiedlenia się na Górce obecnych stróżów tego Maryjnego Ośrodka, księży Salezjanów. Przybyli z Oświęcimia - najstarszej siedziby synów księdza Bosko w Polsce. W roku 1939 rozpoczęli oni budowę domu zakonnego, którą przerwała wojna. Zgromadzony materiał zabrali okupanci. Od zakończenia drugiej wojny światowej trwa rozbudowa miejsca kultu Matki Bożej oraz ośrodka wypoczynku i formacji dla młodzieży, przybywającej z różnych stron Polski ..." Informacja dla turystów: Sanktuarium znajduje się na niebieskim szlaku biegnącym od domu wypoczynkowego PTTK w Szczyrku na Klimczok, po 20 minutach odkrywamy Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski. W rejonie owego kultu znajdują się, jak wspomnieliśmy, ogólnodostępne budynki o charakterze "laickim", tzn. pensjonat "Stare Orle Gniazdo" (w którym nawiasem mówiąc podpisano umowę z Salezjanami) oraz olbrzymi hotel "Orle Gniazdo". Sądzimy, że jeśli ktoś uda się do tego "kompleksu" chociaż na jedną noc i weźmie z sobą np. książkę Johannesa Fiebaga pt.: "Znaki na niebie", która w suchy, racjonalny sposób tłumaczy znaczenie objawień Maryjnych, to będzie mógł przekonać się, że "Sanktuarium Szczyrk-Górka" jest właśnie miejscem leczącym poprzez "zwiększanie zasilania spirytualnego". Podróże terapeutyczne - czyli o pewnej wyspie na górskim jeziorze Andrzej Brodziak Jechałem na północ. Miałem się znaleźć po raz drugi tego lata nad jeziorem Wełtyń w okolicy Szczecina, które ma, jak już stwierdziłem poprzednio, właściwości relaksujące. Prowadząc samochód, a więc mając włączoną prawą półkulę mózgu, kontynuowałem rozważania nad teorią "metody wiodącej do nadzwyczajnych uzdrowień". Przypomniałem sobie dotychczasowy hipotetyczny wywód: Według Johannesa i Petera Fiebagów (*1) w momencie znaczącego objawienia ukazująca się postać określa dokładnie miejsce, gdzie należy wybudować świątynię. Na ogół wypływa tam także woda źródlana. Uwzględniając dane z pracy o "kształcie myśli różdżkarza", przytoczonej w pierwszym felietonie z tego cyklu (*2), zapewne pod ziemią znajduje się w takich miejscach struktura geologiczna o szczególnych właściwościach. Jest możliwe, że struktura ta może wzbudzać w osobach przebywających nad nią pewien "odmienny stan świadomości". Jak wiadomo poważny badacz M.A. Persinger (*3,*4) wykazał, że są miejscowości położone nad uskokami skalnymi, gdzie mieszkańcy i przyjezdni często widują UFO i "inne zjawy" (*5). Wydaje się, że miejsca takie mogą mieć różne właściwości. Niektóre z nich mogą poprzez strukturę geologiczną, emitującą promieniowanie elektromagnetyczne (lub inny poza-czasoprzestrzenny typ oddziaływań), stymulować rodzaj halucynacji, a więc obrazy zjaw, duchów, wilkołaków lub UFO. Inne miejsca natomiast mogą; być może; przyczyniać się do uruchomienia owego istniejącego w każdym organizmie "układu uzdrawiania" (wspomnianego przeze mnie w odcinku pierwszym). Sugerowałem, że wytryskająca w takich miejscach woda źródlana może mieć własności leku homeopatycznego-co jest moim oryginalnym przypuszczeniem. Hipotezy wyliczone w punktach 1 i 2 w zasadzie nie są niczym nowym. Można je bowiem zilustrować fragmentami zaczerpniętymi z książek opublikowanych wcześniej. Podam próbkę. Frażyna Fosar i Franz Bludorf w swojej książce pt.: "Dziedzictwo Avalonu" (*6), w rozdziale "Sieć sił" piszą obrazowo o wizycie w kościele w miejscowości Eggenstein następująco: "... Chcieliśmy się przekonać, czy tajemnicze moce są tu wyczuwalne, czy może nawet dadzą się zmierzyć." "Dlaczego właśnie tu? Już nazwa Eggenstein wskazuje, że od niepamiętnych czasów ludzie żyli w ścisłym kontakcie z Ziemią, a może nawet z wyższymi mocami. Pochodzi ona od słowa Eckstein [kamień węgielny, narożnik - przyp. Tłum.] i prowadzi nas w legendarne zamierzchłe czasy, kiedy ludzie wbijali w Ziemię w określonych miejscach olbrzymie kamienie - menhiry - aby zaklinać siły, dla których współczesna nauka nie znalazła jeszcze nazwy. Później przybyli pierwsi chrześcijańscy misjonarze i zniszczyli te monolity, sądząc, że są to pogańskie świątynie. Potem w tych miejscach wznieśli pierwsze kościoły. Czy w starym wiejskim kościele można jeszcze wyczuć coś z tych archaicznych ziemskich sił?" "Czekając w sieni i rozmyślając, zauważyliśmy na ścianie bardzo starą kamienną płytę, na której wykuty był kielich. Czyżby aluzja do świętego Graala? W legendzie o królu Arturze jest przecież opis zetknięcia dwóch światów, świątyni Celtów na wyspie Avalon i chrześcijańskiego klasztoru Glastonbury, które podobno znajdowały się w tym samym miejscu." " ... Zdarzyło się jednak coś nader osobliwego - ledwo weszliśmy do wnętrza kościoła, przyrządy pomiarowe odmówiły posłuszeństwa. Zbadaliśmy już w przeszłości wiele miejsc sił, mieszkań czy sypialni, ale nigdy nie zdarzyło się nam nic podobnego." "Ale to jeszcze nie wszystko - poczuliśmy jednocześnie dziwne uczucie oszołomienia. Pojawiły się zawroty głowy i ledwo mogliśmy ustać na nogach. Co się stało? Jakby intuicyjnie postąpiliśmy krok wstecz, z powrotem do przedsionka. Wszelkie dolegliwości natychmiast ustąpiły i znów poczuliśmy się dobrze." "Podczas drugiej próby trzymaliśmy nad tym dziwnym miejscem tylko bioantenę, sami stojąc w bezpiecznej odległości. W ten sposób znaleźliśmy rozwiązanie zagadki. Dokładnie w tym miejscu znajdowała się ogromna dziura energetyczna, rodzaj niewidzialnego wiru, który dosłownie rzucił nas niemal na kolana." "...Czy to możliwe, że ów rytuał [klękła i przeżegnała się] ma prastare korzenie: wierny przekraczają próg świątyni musiał uklęknąć z tej prostej przyczyny, że w tym miejscu opuszczały go siły?" "Dziura energetyczna miała tylko około jednego metra kwadratowego. Zaraz za nią panowały znowu normalne warunki, następnie radiacja energetyczna systematycznie wzrastała, aby na wysokości ołtarza zamienić się w prawdziwe źródło mocy." "Pierwotny sens tego osobliwego rozłożenia energii w kościeie w Eggenstein polegałby zatem na odebraniu wiernemu po wejściu do kościoła energii, którą wnosi ze sobą: w ten sposób następowałoby jego oczyszczenie energetyczne znajdujące wyraz w uklęknięciu. Dopiero przez to oczyszczenie mógł on w pełni wykorzystań działanie kojącej, obdarzającej siłami witalnymi i rozszerzającej świadomość energii wypływającej z najświętszego miejsca, z ołtarza." "takie ceremonie oczyszczania energetycznego są oczywiście obce dzisiejszej teologii katolickiej, ale właśnie dorzecze Renu i Menu to region o bardzo dawnej tradycji osadniczej sięgającej zamierzchłej przeszłości - do czasów rzymskich i celtyckich. Poza tym, jak już mówiliśmy, chrześcijańskie kościoły wznoszono nierzadko na jeszcze starszych miejscach kultu." "Geomancja, czyli prastara wiedza o właściwościach danych miejsc, to fascynująca dziedzina. Jej korzeni można się doszukiwać u przedstawicieli hermetycznych dziedzin wiedzy i alchemików w średniowieczu, a wcześniej u pitagorejczyków w starożytnej Grecji, celtyckich druidów w Anglii i Bretanii, mistrzów fengshui w Chinach aż po starożytny Egipt. Potem jej ślad ginie w mrokach historii, nie może być wszakże wątpliwości co do tego, że intuicyjna wiedza ludzi na temat mocy pewnych miejsc na Ziemi jest o wiele starsza." Snując takie rozważania, jechałem właśnie tak zwaną "autostradą", wiodącą od Wrocławia poprzez Olszynę do Cottbus. Mijałem masyw Ślęzy. Jak wiadomo góra Ślęza jest jednym z najbardziej znaczących w Polsce miejsc o wzmożonej mocy geomagnetycznej. Była miejscem prastarych kultów pogańskich. Był skwarny sierpniowy dzień. Nad Ślęzą w słońcu migały nieruchome dwa punkciki. Pomyślałem sobie: "to nie UFO!", lecz zapewne sportowe samoloty, lotnie lub szybowce błyszczą w jaskrawych dzisiaj promieniach słonecznych. Daleko w polu widoczne były słupy dymu ulatującego prosto ku niebu, co przywodziło na myśl jakąś katastrofę. To rolnicy, trzymając się pradawnego zwyczaju podpalali w kilku miejscach ugór. Na horyzoncie widniały szpiczaste góry. Jadąc, przypomniałem sobie w tym momencie opowieści o innym, nie pogańskim, lecz katolickim "miejscu mocy", które znajduje się gdzieś właśnie wśród tych szpiczastych gór. Wiedziony jakimś impulsem przystanąłem, odszukałem na mapie ów Krzeszów i chwilę później zjechałem z autostrady w kierunku Strzegomia. Gdy zbliżałem się już do Bolkowa, gdzie szpiczaste góry były już widoczne z bliska, ogarniał mnie coraz większy niepokój. Przypomniałem sobie relację pacjentki, która odwiedziła podobne miejsce kilka razy i poczuła się wyraźnie gorzej. Pomyślałem sobie, iż sprawa oddziaływań "cudownych miejsc" nie jest prosta. Trzeba więc wrócić do podstaw wiedzy o tym, co budzi niepokój, gdyż niewątpliwie, jak stale powtarzam, "spokój ducha sprzyja zdrowiu". Owe góry niewątpliwie wzbudzały coś w mojej pamięci. O tym, co gnieździ się w naszej nieświadomości i podświadomości zapisano setki książek. Wśród Gór przypomniał mi się jednak koncept "wewnętrznej ważnej postaci". W tekście KJK nr 4, dostępnym obecnie pod: http://salve.slam.katowice.pl/batorypo.htm cytując C.G. Junga i Arnolda Mindala, napisałem kiedyś, że: "Ów przeciwnik, inny, obcy (wewnętrzna negatywna postać) w nas samych to rozbudowane wyobrażenie, wszystko co pamiętamy o pewnej osobie, która była znaczącą w naszym życiu. Może być to "wyobrażenie wymagającego, zimnego, terroryzującego nauczyciela", lecz najczęściej jest to surowa, zasadnicza, każąca "Matka" lub niezwykle wymagający, perfekcjonalistyczny "Ojciec", a najczęściej "Partner/ka - stylizowany/na na modłę Ojca/Matki"." "Człowiekiem może rządzić również "pozytywna" odbitka owej "negatywnej postaci wewnętrznej". Tak więc ktoś, kto otrzymał od rodziców, w dzieciństwie, wiele dezaprobaty może utworzyć w swoim umyśle "wyidealizowany obraz przyszłego partnera" (owego przysłowiowego księcia z bajki) i później całe życie czekać, szukać i "wymagać" niejako, aby spotykane osoby spełniały oczekiwania." Jadąc wśród tych gór dalej, dokonałem przy pomocy tego konceptu kilka przeskoków myślowych i oto rezultat: Zdrowie, bądź szybki powrót do zdrowia zapewne nie jest możliwy, jeśli nie tykać nierozwiązanego, obciążającego głównego dylematu. Już w poprzednim felietonie wspomniałem, że ów dylemat wynika z surowej negatywnej oceny, dokonywanej przez "automatyczny system oceny moralnej". Ów system jest "strojony" przez lokalne pola obyczajów, które mają charakter pól morfogenetycznych Sheldrake'a. Automatyczny system oceny moralnej jest strojony także przez "wewnętrzną ważną postać". Owa postać to rodzic, partner lub postać "wprowadzona do pamięci" poprzez wydarzenie, któremu towarzyszyły silne emocje. Istnieje podobieństwo pomiędzy zwykłymi "wewnętrznymi ważnymi postaciami", takimi jak partner i rodzic a postaciami objawionymi. Przybywając tam, gdzie miało miejsce objawienie, istniejące tam oddziaływanie geofizyczne jest reprezentacją (symbolem, wizytówką) pewnej postaci! Miejsce takie wzbudza "wewnętrzne ważne postacie"!! Metoda wiodąca do nadzwyczajnych wyzdrowień powinna być w stanie "podmienić", będę wyciszyć "wewnętrzną ważną postać". Manipulacja dotycząca "wewnętrznej ważnej postaci" musi mieć charakter sinusoidalny, tzn. przebiegać na zasadzie "wzbudzenie - wyciszanie - wzbudzenie". Być może w przyszłości zostaną odkryte trasy podróżny terapeutycznych, które będą oddziaływały poprzez naprzemienne "wzbudzanie" i "wyciszanie"; przy czym, jak wspomniałem na wstępie, geofizyczne właściwości wyciszania posiadają niektóre jeziora. Snując takie rozważania, zajechałem do Krzeszowa. Krzeszów jest ze względu na koścół Wniebowzięcia NMP i znajdujący się tam niezwykły obraz "Matki Bożej Łaskawej" miejscem ważnym dla katolików. Uświadomiłem sobie dopiero teraz ,że ze względu na dużą ilość otaczających mnie ludzi zajechałem tutaj przez przypadek w dzień święta "ku czci Wniebowzięcia NMP". Ponieważ do problemu filozoficznego "wniebowzięcia" zamierzam wrócić w następnym felietonie więc sprawę tą teraz pominę. W dolinie otoczonej górami o niezwykłych kształtach wybudowano kilka kościołów. Są tam również pozostałości po wcześniejszych, jeszcze przedchrześcijańskich, kultach. Jedną z nich jest słynny "stół sądowy" z Kochanowa (*1). Przemawia to za tym, iż jest to miejsce o niezwykłych własnościach geofizycznych. Co najważniejsze jednak. W Krzeszowie jest małe górskie jezioro, a na nim wyspa. Na wyspie Cystersi wybudowali budowlę "pełniącą dawniej rolę ośrodka kontemplacyjno-wypoczynkowego o nazwie "Betlejem"(8). Betlejem znajduje się 1,5 km od Kościoła Wniebowzięcia NMP. Gdy dotarłem tam nad wzgórzami rozpoczęło się niezwykłe widowisko pięknego zachodu słońca. Jadąc w kierunku Krzeszowa dwukrotnie widziałem tablice z napisami "Granica", postawione tu jeszcze w czasach 'komunizmu' kiedy to "granica państwa" była czymś 'twardym'. Przypomniałem sobie ,że dzisiaj mam się znależć nad zupełnie inną granicą państwa, granicą Polski ze Szwecją, więc będąc nadal przepełniony jakimś dziwnym niepokojem wróciłem do samochodu i zacząłem jechać ponownie na północ. Po powrocie do Katowic coś nie dawało mi spokoju. Zadzwoniłem do parafii kościoła Wniebowzięcia NMP. Proboszcz ksiądz Augustyn Węgrzyn był nieobecny, rozmawiałem więc z wikarym ,księdzem Ziomkiem. Zapytałem :"skąd jest ta woda wokół Betlejem?". Relacjonując jego odpowiedź w skrócie dowiedziałem się, że jest to jakiś potężny wpływ oligoceńskiej wody żródlanej, którego wydajność jest zmienna w czasie . Czasami owe jeziorko wody żródlanej zanika a gdy przybywa "zabudowania medytacyjne stają się wyspą" na "dziwnym, górskim jeziorze". Ośrodek kontemplacyjno-wypoczynkowy 'Betlejem", znajduje się obecnie pod opieką urzędu ds. unikalnych zabytków. Podobno ksiądz Augustyn Węgrzyn prowadzi swoje własne, osobiste zapisy dotyczące znanych mu przypadków "nadzwyczajnych uzdrowień", które miały miejsce w Krzeszowie. Moja wizyta w Krzeszowie spowodowała, że skompletowałem pierwszą trasę tzw. "podróży terapeutycznej". Trasa może wieść poprzez Sanktuarium Szczyrk Górka - Krzeszów do Trzęsacza nad morzem i z powrotem poprzez Kamień Pomorski nad jezioro Wełtyń. Być może ktoś z Państwa potrafi zaproponować uzupełnienia. Poszukuję takich miejsc o bardzo szczególnych własnościach. Samo odwiedzenie takich miejscowości zapewne nie wiele da! Trzeba znać i stosować przedstawioną w powyższych trzech felietonach "zasadę sinusoidy". Piśmiennictwo Fiebag J., Fiebag P.: Jak znaki na niebie. Wydawnictwo Prokop, Warszawa, 1995. Lyons J.W.: Dowsing a doorway to quantifying non localised effects in consciousness studies. Tom streszczeń konferencji: Tucson3 (Bioscience Yunavation Center, The University of York, Heslington, York, T015D6, UK jur12@York.ac.uk). Persinger M.A.: Geopsychology and geopsychopathology: mental processes and disorders associated with geochemical and geophysical factors. Experiential, 1987, 43(1), 92-104. Persinger M.A.: Geophysical variables and behavior: XXI. Geomagnetic variation as possible enhancement stimuli for UFO reports preceding earthtremors. Percept. Mot. Skills, 1985, 60(1), 37-38. Gearhart L., Persinger M.A.: Geophysical variables and behavior: XXXIII. Onsets of historical contemporary poltergeist episodes accrued with sudden increases in geomagnetic activity. Percept. Mot. Skills, 1986, 62(2), 463-466. Fosar G., Bludorf F.: Dziedzictwo Avalonu. Ukryta wiedza odnaleziona w europejskich wierzeniach. Wydawnictwo Prokop, Warszawa, 1997. Paczos A.:Krzeszów-Domus Gratiae Mariae.Wydawca brodzury rozprowadzanej w Kościele Wniebowzięcia NMP: Moniatowiucz Foto-Studio, 1998, ul.Wańkowicza 5 ;585 500 Jelenia Góra, tel/fax 075 7648849 http://www.telvinet.pl/v/karr/kam_ger/zabytki.htm Charyzmatyczni przywódcy i uzdrowiciele a fizyka kwantowa Andrzej Brodziak Osoby charyzmatyczne mogą nam pomóc lub zaszkodzić. Każdy z nas zetknął się z wieloma ludźmi obdarzonymi taką właściwością, gdyż aby wpłynąć na innych nie potrzebują oni kontaktu osobistego. Wystarczy im telewizja, a w latach trzydziestych tego wieku wystarczyło im radio (*1). Poniżej chcę przedstawić niezwykłą tezę, że politycy, ideolodzy, niektórzy współcześni duchowni i niektórzy uzdrowiciele, co prawda działają poprzez media, ale ich wpływ odbywa się poprzez namacalny kontakt fizyczny, niemal dotyk. Mój poniższy wywód jest dość trudny, ale wysiłek będzie opłacalny, gdyż znając moją teorię można będzie świadomie współuczestniczyć z korzyścią dla siebie lub odmówić współpracy, a nawet usilnie bronić się. Jeśli bronić się to przed czym? Na cóż, wyjaśniam to systematycznie później, a na razie przytoczę podtytuły z tekstu (*2), który dotyczy tych spraw, ale bezradnie stwierdza, iż współczesna nauka nie potrafi wyjaśnić mechanizmu tego oddziaływania. Autorzy piszą tam o "telepatycznej broni", "przesyłaniu ładunków optymizmu", a podrozdziały zatytułowali: "Koszmary na zamówienie", "Posyłam Ci chorobę". Kluczowym ogniwem mojego wywodu będzie próba wykazania, że niezwykle kontrowersyjne przez całe lata pojęcie tzw. pól morfogenetycznych Ruperta Sheldrake'a (*3, *4) da się współcześnie objaśnić poprzez aparat pojęciowy fizyki kwantowej. Jeśli ktoś z czytelników nie słyszał wcześniej o polach morfogenetycznych ani rezonansie morfogenetycznym to jestem winny wpierw poglądowego przypomnienia. Pole morfogenetyczne wg Sheldrake'a stanowi pewien ponadosobniczy wzorzec pamięciowy zwany przez niego także zwyczajem (habit). Ulubioną metaforą Sheldrake'a to opis lotu ptasiego stada, dokonującego płynnie skoordynowanego manewru, który trudno jest wytłumaczyć uzgadnianiem wzrokowym po świadomej decyzji ptaków typu "skręcamy w lewo". Sheldrake przy pomocy swojego pojęcia pól morfogenetycznych próbował wyjaśnić różne niezrozumiałe fenomeny, takie jak embriogeneza, podobieństwo osobników należących do pewnego gatunku biologicznego, proces ewolucji, a także szybkie rozpowszechnienie się pewnej nabytej nowej umiejętności. Co najmniej dwie pozycje książkowe wydane w języku polskim przybliżały już od początku lat 90-tych owe pojęcie pól morfogenetycznych (*3,*4). Kłopot polegał jednak na tym, że Rupert Sheldrake nie potrafił wyjaśnić, językiem współczesnej nauki, natury owych wydawałoby się niematerialnych, jakiś duchowych, mentalnych pól. Stał się osobą znaną, ale atakowaną ze wszystkich stron. Czołowy tygodnik naukowy "Nature" poświęcił kiedyś całą stronę, aby wyrazić swój żal, iż pewien doktor fizyki może ogłaszać takie brednie. Sytuacja według mnie zmieniła się dopiero przed kilkoma miesiącami. Aby wykorzystać zaistniały postęp myślowy dla próby wyjaśnienia fizycznych podstaw oddziaływania charyzmatycznych przywódców potrzebne jest kilka daleko idących dygresji. Integralną częścią zasobów naszej witryny "Telediagnostyka dla pacjenta i lekarza" (*5) jest książka pt. "Kompletowanie sensu"(6), stanowiąca próbę poglądowego przedstawienia najnowszych teorii wiążących fizykę kwantową z naturą życia świadomości i istotą metody wiodącej do nadzwyczajnych uzdrowień. Przedostatni jej rozdział omawia pewien elementarny proces fizyczny leżący u podłoża fenomenu odczuwania (wrażeń zmysłowych takich jak dotyk, percepcja kolorów, bólu, przyjemności). Na bazie tego procesu rodzi się zapewne świadomość. Istotą tego procesu jest uzyskiwanie synchronizacji, innymi słowy zgodności uzgodnienia, czyli koherencji pewnego zjawiska podstawowego. Na podstawie takiej koherencji kwantowych procesów fizycznych, zachodzących w mikrotubulach neuronów pewnego człowieka, rodzi się jego świadomość. Komórki nerwowe systemu nerwowego pewnego człowieka, tworzą strukturę hierarchiczną, która "włączona" w pewnym momencie, wytwarza koherentny przebieg ustanawiający większą zborną całość stanowiącą odpowiednik pewnej myśli, pewnego konceptu istniejącego niejako " na żywo" . W dyskusjach światopoglądowych coraz większego znaczenia przybiera zjawisko tzw. "kwantowego sprzęgania" inaczej "kwantowej korelacji" lub "kwantowej nielokalności". Dla naszego wywodu owo "kwantowe sprzęganie" jest procesem kluczowym. Roger Penrose w przetłumaczonej na język polski niedawno książce pt. "Makroświat, mikroświat i ludzki umysł"( 7) pisze na ten temat co następuje: "To naprawdę nadzwyczanej zjawisko. Ideę odpowiedniego doświadczenia przedstawili Einstein, Podolsky i Rosen, przeto mówi się powszechnie o eksperymencie EPR. David Bohm zaproponował natomiast najłatwiejszą do zrozumienia wersjź tego samego doświadczenia. Przypuśęmy, će cząstka z zerowym spinem rozpada siź na dwie cząstki ze spinem ˝ - na przykład na elektron i pozyton. Cząstki te wylatują w przeciwnych kierunkach i docierają do oddalonych od siebie punktów A i B. John Bell udowodnił słynne twierdzenie, z którego wynika, że przewidywania mechaniki kwantowej dotyczące łącznego prawdopodobieństwa wyników pomiarów spinów cząstek w tych punktach są sprzeczne z założeniem lokalnego realizmu, to znaczy z założeniem, że elektron w punkcie A i pozyton w punkcie B stanowią dwa niezależne od siebie obiekty. Przyjęcie takiej hipotezy prowadzi do wniosku, że łączne prawdopodobieństwo otrzymania różnych wyników pomiarów w A i B jest inne, ni to wynika z mechaniki kwantowej. Dowód Bella jest bardzo jasny i prosty. Jego twierdzenie ma ogromne znaczenie teoretyczne, a późniejsze pomiary, zwłaszcza wykonane przez Alaina Aspecta w Paryżu, potwierdziły przewidywania mechaniki kwantowej. ..." "Chciałbym podkreślić, że choć obserwujemy efekty nielokalne, to zdarzenia w oddalonych punktach A i B łączą się ze sobą w bardzo tajemniczy sposób. Korelacje między nimi są bardzo subtelne. W szczególności nie można ich wykorzystać do przesyłania sygnałów między punktami A i B prędkością większą niż prędkość światła. To bardzo ważne, gdyż inaczej mechanika kwantowa byłaby sprzeczna z teorią względności. Kwantowe korelacje to coś bardzo dziwnego - jest to pewien stan przejściowy między całkowitą niezależnością cząstek i zachowaniem łączności między nimi. Ten czysto kwantowy efekt nie ma żadnego odpowiednika na poziomie klasycznym. ..." Znany fizyk Matti Pitkanen z Helsinek opublikował niedawno tekst pt. "About Sheldrake's idea's"(8). W tekście tym znajduje się fragment dotyczący zmysłowości pewnej pary partnerskiej, który należałoby przetłumaczyć następująco: "Można się zastanowić, dlaczego kwantowe sprzęganie miałoby zachodzić w szczególności pomiędzy ciałami osobników jednego gatunku. Otóż można podać prawdopodobnie proste wytłumaczenie. W trakcie replikacji DNA zachodzącej w kluczowym momencie procesu zwanego potocznie rozmnażaniem, występuje fenomen zbliżony do rozpadu fotonu na sprzęgniętą parę elektron - pozyton. Jak wiadomo, takie pary elektron - pozyton są sprzęgnięte kwantowo...." "Nic dziwnego więc, że cząstki ciał osobników pewnego gatunku są w pewnym stopniu sprzęgnięte kwantowo...." Matti Pittkanenm napisał także, że: "Innym mechanizmem zwiększającym kwantowe sprzęganie wielu cząstek ciał dwóch osób jest seks. Można przypuszczać, że cząstki ciał tzw. pary szczęśliwych, dobrze dobranych seksualnie osób, są w znacznym stopniu sprzęgnięte kwantowo. Można porównać ich ciała do sprzęgniętej podwójnej helisy DNA, czy też dwóch warstw lipodowo-białkowych błony komórkowej, dwóch warstw nabłonka, warstw neuronów pewnej kolumny kory mózgowej, czy też dwóch półkul mózgowych....." "Jedną z funkcji seksu byłoby więc zwiększenie stopnia sprzęgnięcia kwantowego cząstek ciał partnerów...." "Ten sposób sprzęgania w porównaniu z innymi formami kontaktów, jak np. dzięki mowie, jest zapewne bardziej skuteczny..." Ów fizyk przytacza wiele argumentów, iż odrzucany przez wiele lat koncept pól morfogenetycznych Ruperta Sheldraka można uzasadnić narzuconymi stanami koherencji fotonów, podobnymi do uporządkowania, obecnego w tzw. kondensacjach Bosego-Einsteina. O kondencji takiej po raz pierwszy pisał pewien hindus. Sir Jagadis Chandra BOSE był Hindusem (1858-1937, botanikiem, który lubił fizykę i matematykę. Był profesorem Uniwersytetu w Kalkucie. On jako pierwszy na świecie przewidział w roku 1924, że w pewnych nadzwyczajnych warunkach bardzo wiele cząstek może ustawić się niejako "jednakowo", ściślej skierować np. osie spinów "ku górze". Taka synchronizacja spinów wielu cząstek, zwanych wtedy bosonami (cząsteczki Bosego), umożliwia zachodzenie wielu niezwykłych fenomenów, takich jak "nadpłynność", "nadprzewodność", wysyłanie światła spolaryzowanego. Niektóre gazy, np. hel ochłodzone do niskich temperatur wykazują właśnie nadpłynność, a metale nadprzewodność. Kondensacja Bosego-Einsteina jest właśnie przykładem koherencji kwantowej. Ponieważ chodzi tu o "synchronizację" wielu cząstek, mówimy wtedy o tzw. "makroskopowej koherencji kwantowej". Danah Zohar w książce "The Quantum Self" sformułował metaforę, iż cząstki kondensacji Bosego-Einsteina nie tylko zachowują się zgodnie, ale wytwarzają pewną całość, tak jak głosy członków chóru składają się na "pieśń chóru". Pole morfogenetyczne narzuca pewien obyczaj. Siła narzucająca skoordynowanie ową koherencją może pochodzić od pewnej charyzmatycznej jednostki i późniejszego częstego powtarzania przez innych. Powstaje morfogenetyczne pole obyczaju. No właśnie, sprzęganie kwantowe poprzez kontakt słowny według M. Pittkanena jest też możliwe. Sądzę, że synchronizacja działania pewnych struktur mózgu zachodzi tym łatwiej im bardziej emocjonalna będzie treść wyrażana słownie. Proste, powiązane z hippokampem struktury wielu ludzi będą wtedy synchronizowane przez słowa charyzmatycznego mówcy, jak elementy komputera przez jego zegar główny. Charyzmatyczny mówca, przemawiając przez radio lub telewizję do słuchających go jednocześnie milionów osób, doprowadza poprzez synchronizację pętli neuronalnych układów hippokampa (*5, *6) do utworzenia pola morfogenetycznego. Pole takie powstaje niezależnie od tego, czy osoba charyzmatyczna przemawia do stu tysięcy osób na stadionie, czy milionów osób, które zasiadły przed odbiornikami telewizyjnymi. Ostatecznie to nie ów mówca oddziałuje, lecz pole morfogenetyczne, wytworzone przez użyczenie mocy przetworzeniowej mózgów osób, które owego mówcę słuchają. Jeśli współuczestnicy seansu odnoszą korzyść to niejako dzięki nim samym. Niestety, jak wiadomo wielu charyzmatycznych przywódców politycznych i fundamentalistycznych wytworzone w ten sposób pole morfogenetyczne wykorzystuje dla niecnych celów. Uzasadnione jest wtedy pojęcie "wampiryzmu kwantowego". Jeśli sprawy miałyby się tak jak piszę, to rodzą się dwa ciekawe pytania. A gdziesz to owe pole morfogenetyczne się znajduje? Czy ma ono coś wspólnego z polem elektromagnetycznym? Otóż współcześnie można udzielić bardzo konkretnej i "niesamowitej "odpowiedzi. Pole morfogenetyczne nie ma charakteru materialnego i nie zasadza się na żadnym nośniku informacji zwykłym dla 4-ro wymiarowej czasoprzestrzeni, tym nie mniej jest realne. Jest splotem ponad czasoprzestrzennym fal a nie "funkcji falowych" Davida Bohma. Wedlug interpretacji fizyki kwantowej Bohoma , fizyka,który po śmierci dopiero został uznany za profetycznego geniusza , tzw. funkcja falowa to nie abstrakcyjny twór matematyczny pomocny przy opisie Wrzechświata, lecz konkretna rzeczywista fala w "nadprzestrzeni" , wyznaczająca powiązania pomiędzy częściami Wszechświata. W sposób bardzo przybliżony można to wyjaśnić następująco: Fale Bohma to nie fale elektromagnetyczne. Trzeba przypomnieć tu sobie stwierdzenie z fizyki kwantowej (sic!), które każdy z nas przyswoił sobie już w szkole. Mówiono nam wtedy, że światło i elektrony mają charakter korpuskularno-falowy, tzn. nie są "zupełnie" cząstkami ani zupełnie falą! (11) Mikrotubule neuronów naszego mózgu manipulują więc także falami innego rodzaju niż fale EM , falami względem których obowiązuje zasada Einsteina-Podolskiego-Rosena, tzn. falami, które nie obowiązuje zasada lokalności. Są to fale, które tkwią w tzw. przestrzeni konfiguracyjnej Hilberta, "nałożonej" na czasoprzestrzeń. Znany fizyk Jack Sarfatti proponuje tu metaforę nawiązującą do grawitacji. Mówi, że grawitacja wynika z zakrzywienia czterowymiarowej czasoprzestrzeni, zaś "czucie" i świadomość wynika z "zakrzywienia metryki wielowymiarowej przestrzeni Hiberta", czyli z "zakrzywienia czegoś co jest ponad czasoprzestrzenią". To co dzieje się w mikrotubulach ma więc powiązanie z "całością wrażliwości Wszechświata". To zdanie może wzbudzać wiele kontrowersji. Z naciskiem trzeba tu więc podkreślić, że jest ono uzasadnione tylko wtedy, jeśli "trzymać się niejako" interpretacji fizyki kwantowej, zaproponowanej przez Davida Bohma (6,7). Tylko w tej interpretacji tzw. "funkcja falowa" pewnej cząsteczki nie jest abstraktem matematycznym. Teoria Davida Bohma uzasadnia, że są to realnie istniejące fale, jakkolwiek "wywraca" to wiele naszych utrwalonych już wyobrażeń o świecie. Fale te "zachodzą" bowiem poza czasoprzestrzenią i pogodzenie się z ich istnieniem wymusza uznanie owej, wspomnianej wyżej nielokalności. To z kolei oznacza, że świadomość pewnego człowieka jest powiązana ze świadomością dżdżownic i Marsjan. Po prostu świat jawi się nam wtedy jako całość sprzęgnięta tymi właśnie falami. Tak się składa, że jeśli ktoś z czytelników byłby zaszokowany tym stwierdzeniem, to może sprawdzić elementy tego wnioskowania, gdyż wydrukowano w języku polskim ważne teksty o teorii D. Bohma ( (9,10) Dokladniejszy poglądowy wywód znaczenia interpretacji fizyki kwantowej Davida Bohma dla rozumienia fenomenu świadomości czytelnicy znajdą w rozdziale: pt.:"Ludzie o laserowym spojrzeniu- czyli o mikrotubulach,które z prabakterii wniknęły do naszych oczu" mojej najnowszej książki pt.: "Kom pletowanie sensu", dostępnej obecnie pod (6 ) Wymiana e-mailowej korespondencji , w ramach działalności tzw "Klubu Omega"(vide poz.lit.6) ,dotycząca autentycznej realności owej "przestrzeni konfiguratywnej("nadprzestrzenii") jest obecnie dostępna pod (12 ) Teraz możemy przejść do już do spraw najważniejszych bo praktycznych. Powyższy wywód umożliwia wręcz nową taktykę życiową. Jeśli moje uzasadnienie przekonywuje to z wywodu wynika iż: 1.Należy bacznie zważać na swoją osobistą "zgodę" lub odmowę w formowaniu pewnego pola morfogenetycznego. 2.Jeśli jakieś masowe widowisko, np. transmitowane przez pewien kanał telewizyjny nie odpowiada twoim przekonaniom to stanowczo odmawiaj. Twoje wycofanie się z "konstruowania "pola porządku ukrytego" będzie miało konstruktywny wkład do rozwoju świata (vide posłowie do książki "Kompletowanie sensu"(6)) 3.Odwrotnie możesz wspierać poprzez aktywację obwodów neuronalnych twojego mózgu pewien proces społeczny na poziomie "samorządowym", narodowym lub globalnym przez rozmyślne "wspóltworzenie" pewnego pola morfogenetycznego, które ktoś rozpoczął już lansować poprzez mas media. 4.Znając moją teorię bez trudu możesz przystąpić do tworzenia ważnego fragmentu "porządku super-ukrytego" (pewnego pola zwyczaju).Jeśli niniejszy tekst nie jest dla Ciebie wystarczającą wskazówką teoretyczną to sięgnij do mojej książki pt."Pulapka-jak się z niej wydostać"(13) 5.Osoba neutralna, która nie chce wspierać swoim mózgiem czyjegoś niezbyt przekonywującego "nowego pola zwyczaju" powinna korzystać raczej z Internetu aniżeli z głównych programów telewizyjnych. Piśmiennictwo Andrzej Brodziak: Rewolucje, odkrycia naukowe a objawienia religijne - czyli o związkach audycji nadawanej ze Słońca z audycjami nadawanymi przez ludzi. Rozdział II.2 książki "Nadchodzi sztorm słoneczny". Dom Wydawniczo-Księgarski KOS s.c., Katowice, 1998. Tekst pt.: "Telepatyczna broń - cudze myśli można "zaprogramować" własnymi myślami" - tekst dostępny pod: http://www.hbz.com.pl/wrozka/11_97/16.htm Renee Weber: Poszukiwanie jedności. Nauka i mistyka. Wywiad z Rupertem Sheldrake pt.: Pola morfogenetyczne: nawyki przyrody oraz Materia jako pole sensu. Wydawnictwo Pusty Obłok, Warszawa, 1990. Ralph Abraham, Terence McKenna, Rupert Sheldrake: Zdążyć przed apokalipsą. Wydawnictwo "Limbus", Bydgoszcz, 1995. Telediagnostyka dla pacjenta, lekarza i organizatora kasy chorych. Witryna dostępna pod http://salve.slam.katowice.pl/batoryA.htm Andrzej Brodziak: Kompletowanie sensu. Książka dostępna obecnie pod http://salve.slam.katowice.pl/KSILUK.htm Roger Penrose: Makroświat, mikroświat i ludzki umysł. Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa, 1997. Matti Pitkanen: About Sheldrake's idea's, tekst dostępny pod http://blues.helsinki.fi/~matpitka/ David Z. Albert: Alternatywna mechanika kwantowa - Teoria Bohma, ignorowana ponad 40 lat, jest wyzwaniem dla probabilistycznego, subiektywnego obrazu rzeczywistości, wynikające ze standardowego sformułowania mechaniki kwantowej. Świat Nauki, 1994, 34. Renee Weber.: Poszukiwanie Jedności. Nauka i mistyka. Wywiady z Davidem Bohm'em pt.: (1) Porządek ukryty i super-ukryty, (2) Kreatywność - podpis natury, (3) Materia jako pole sensu, (4) Materia subtelna i materia gęsta. Wydawnictwo Pusty Obłok, Warszawa,1990. Mark A. Reed.: Kropki kwantowe-mikrotechnologia pozwalająca lokalizować elektrony w strukturach "inżynierii atomowej". Świat Nauki, 1993, nr 3. Witryna "Medical Poenix Project" - dostępna pod adresem : http://salve.slam.katowice.pl/PhoenixA.html Andrzej Brodziak.: Pułapka - jak się z niej wydostać. Książka dostępna obecnie pod adresem: http://salve.slam.katowice.pl/KSIPUL.html Sprzęt nadawczo-odbiorczy wiejskiego kościółka Andrzej Brodziak Stałem przed oknem, na korytarzui pędzącego z olbrzymią prędkością ekspresu Inter-City. Pola i lasy były oświetlone promieniami chylącego się ku zachodowi słońca.Co minutę za oknem ukazywała się kolejna wioska. Kilkadziesiąt budynków i nieodmiennie kościółek ze strzelistą górującą nad osadą wieżą zwieńczoną krzyżem. Wpadła mi wtedy myśl: Przecież te kościółki to jakieś stacje, jasne, że czegoś tu one strzegą, ale ta wieżyczka z krzyżem to tak jak gdyby jakaś antena! No tak, ale murowana lub drewniana wieżyczka nie może niczego przewodzić nawet jeśli jest zakończona metalowym zazwyczaj krzyżem. Było to przed kilku laty.Dalsze rozważanie tego tematu doprowadziły mnie jedynie do konkluzji: To jest koncept w stylu pism "Nie z tej Ziemi"; nie do ugryzienia w racjonalny sposób, dajmy więc temu święty spokój! Od tego czasu przeczytałem kilka nowych książek i napisałem dwie własne. W jednej z nich wypowiedziałem swoją intuicyjną prognozę. Napisałem tam, że do końca obecnego 23, cyklu aktywności słonecznej czyli gdzieś do roku 2008 zostanie dowiedzione i stanie się oczywiste dla większości z nas iż nie jesteśmy sami w kosmosie, że nasz Wszechświat zamieszkują także inne inteligentne istoty. Jeśli tezę tą wypowiadać na serio to mimo wydrukowania setek książek i artykułów o UFO-ludkach prognoza tak wywołuje na ogół jedynie powątpiewanie i podenerwowanie. We wspomnianej książce napisałem z tego powodu zdanie następujące: "... Skoro wspominam tu przybliżające się możliwości kontaktu z "inteligentnymi istotami, żyjącymi na innych planetach to chciałbym na poparcie swojej opinii przytoczyć jedno z bardziej udanych porzekadeł Arhura Clarck'a, który powiedział kiedyś, że "myśl iż jesteśmy sami we Wszechświecie jest równie przerażająca, jak i postulat, że wokół nas żyje wiele inteligentnych istot". Od tego czasu prasa wspomina jednak często o trzech przedsięwzięciach, które znacznie zwiększają prawdopodobieństwo, że moja przepowiednia rzeczywiście się ziści. 1. Pierwsze z nich to modyfikacja planów budowy tzw. VLT. Jak wiadomo w chilijskich Andach na wysokości ok. 4 tys. metrów ponad poziomem morza składany jest największy współcześnie teleskop optyczny. Ma on być jednak wyposażony w infraspektometry,które umożliwiają wykrywanie przejawów życia na planetach krążących wokół pobliskich gwiazd duże ilości wody, tlen, chlorofil. 2. Drugie przedsięwzięcie to: rozpoczęcie "dzielenia" rejestrowanego już współcześnie, sygnału pochodzącego z nasłuchu radiowego pomiędzy miliony właścicieli współczesnych komputerów domowych, tak aby przyspieszyć jego analizę celem wykrycia cech świadczących o aktywności jakiejś pozaziemskiej cywilizacji. 3. Trzeci nowy kierunek działań prowadzących do wykazania istnienia innej inteligencji istniejącej w kosmosie ma o dziwo charakter dociekań teoretycznych.Wydaje się że będą one wkrótce skuteczne. W niniejszym felietonie chcę właśnie przedstawić stan poważnych rozważań nad naturą "pewnej klasy" inteligencji nadrzędnych. Zacznę od cytatów z artykułów zaczerpniętego z pisma niezwykle szacowego. Otóż w "Świecie Nauki"w nr.1998/9 w artykule Gorge'a Musser'a pt. "Umarła inflacja niech żyje inflacja"(1) czytamy między innymi: "... być może Wszechświat ma niezwykłą topologię, dzięki której "- być może Wszechświat ma niezwykł.ą topologię, dzięki której różne jego części są ze sobą poł.ączone w podobny sposób jak ogniwa łańcucha. W wyniku tego Wszechświat łudzi nas jedynie swymi ogromnymi rozmiarami a wielokrotne trajektorie pozwalają materii mieszać się i ujednorodniać". "Zaletą tych modeli jest to, iż kosmologowie mogą teraz poddawać obserwacyjnym testom metafkizyczne spekulacje, łącznie z interpretacjami mechaniki kwantowej i zgadywaniem, co było wcześniej". "We Wszechświecie wielospójnym (o topologii precla) światło danego obiektu może dotrzeć do nas wzdłuż wielu różnych dróg. Plowinniśmy więc widzieć wiele kopii tego samego obiektu. W zasadzie moglibyśmy skierować wzrok ku niebu i dostrzec na nim Ziemię. Właśnie sądzę, że nadeszły czasy iż pewne tezy metafizyczne, ze względu na rozwinięcie pojęć będą mogły być testowane obserwacyjnie. Poprzez niniejszy felieton chcę przygotować grunt do testowania teorii która stwierdza, że my ludzie, inteligentne istoty zamieszkujące tą planetę jesteśmy już obecnie "obserwowani" i niejako "kierowani" poprzez nadrzędną wyższą inteligencję, która tym nas przewyższa iż lepiej zna fizykę kwantową i zasoby naszych mózgów. Przytoczę kilka fragmentów książki, której autor przedstawia tą tezę dobitnie i wyczerpująco, jakkolwiek nie potrafi wyjaśnić podstaw fizycznych i celu obserwowanych przez nas manipulacji. Otóż Johannes i Peter Fiebagowie w książce "Znaki na niebie - boskie ingerencje, czy przejawy obecności pozaziemskich istot rozumnych(2) piszą w ostatnim rozdziale między innymi że:"Zmusza nas to do przyjęcia założenia, iż za pojawianiem się UFO oraz za "objawieniami maryjnymi" kryje się ta sama siła. Obydwa te fenomeny są tylko dwoma różnymi aspektami tego samego - zasadniczego zjawiska..." "Wykazanie tożsamości UFO i objawień maryjnych to jedna sprawa, natomiast pytanie o kryjące się za tymi zjawiskami istoty rozumne, to już niewątpliwie zupełnie inne zagadnienie. Jakie mamy możliwości zidentyfikowania takich istot rozumnach? Przy obecnym stanie naszej wiedzy mamy do wyboru następujące alternatywy: - jest to nie znane dotąd quasti-inteligentne zjawisko przyrodnicze; - jest to zbiorowa inteligencja całej ludzkości; - są to istoty rozumne ze świata równoległego lub innego czasu; - są to itoty rozumne z innego wymiaru lub innego poziomu bytu; - są to istoty rozumne spoza Ziemi (ET)..." "O ile w latach pięćdziesiątych i w przeważającej mierze jeszcze w sześćdziesiątych panował pogląd, że UFO to albo tajne bronie ziemskich supermocarstw, albo pozaziemskie statki kosmiczne, o tyle wkrótce potem przynajmniej część ufologów zmieniła zdanie..." "Niezwykle ważnym krokiem w tym kierunku była publikacja Carla Gustawa Junga z 1958 r. w której masowe występowanie UFO po II wojnie światowej przypisywał on warstwie nieświadomości ludzkiej rasy, szukającej nowych horyzontów...". "Keel jako pierwszy jednak wyraził przypuszczenie, że UFO są z gruntu psychiczno-energetycznej natury a ich sposób przejawiania się i ich zachowanie zależy od wyobrażeń i uprzedzeń danego obserwatora...". "Keel przyjął istnienie bliżej nie sprecyzowanej śródwymiarowej "supercywilizacji", która dokonuje projekcji UFO w nasz świat". "Koncepcję takiego kosmicznego systemu kontrolnego podchwycił i uzupełnił pięć lat później dr Jacques Vall'ee". "System ten miałby funkcjonować mniej więcej w ten sposób, jak termostat regulujący temperaturę w budynku. : "..Nie przesądzam czy jest on naturalny, czy automatyczny, czy da się zdefiniować w terminologii genetyki, psychologii społecznej czy zwykłych zjawisk, albo też czy ze swej natury jest sztuczny lub podlega kontroli jakiejś nadludzkiej potęgi. Może rządzić się on prawami, których po prostu jeszcze nie odkryliśmy W toku dziejów "instytucja" ta objawiała się okresowo, mianowicie przekazując symboliczne, każdorazowo dostosowane do danego poziomu cywilizacyjnego przesłania dotyczące dalszego rozwoju ludzkości. UFO byłyby zatem tylko jedną z wielu możliwych takich manifestacji owego systemu kontrolnego...". "Przyjmijmy, że gdzieś we Wszechświecie istnieje jakaś inteligencja lub siła - z braku lepszego określenia nazwijmy ją Fenomenem - która wysyła do naszego świata najróżniejsze projekcje. Nie wiemy, gdzie znajduje się ostateczna przyczyna owych projekcji czy owej inteligencji. Może mieć ona charakter pozaziemski lub 'międzywymiarowy', albo też być całkowicie 'naturalnym automatyzmem' -związanym z naszym światem i nie mającym własnej inteligencji ani świadomości swego istnienia. Może pracować tak samo automatycznie, jak powiedzmy zegar. Niezależnie od prawdziwej natury tego mechanizmu, ma on głęboki zmysł wszystkiego tego, w co my, ludzie wierzymy i co myślimy i odbija te myśli w wykreowanych przez siebie wizjach...". "Idea kosmicznego systemu kontrolnego doprowadziła do tego, że przyjęto możliwość istnienia jakiejś ukrytej superinteligencji, przypuszczalnie pochodzenia śródwymiarowego, lub też nawet obarczenia odpowiedzialnością za fakt pojawienia się UFO zbiorowej nieświadomości ludzkiej rasy...". "Interwencje wysoko rozwiniętej, przypuszczalnie pozaziemskiej cywlizacji (ETI) zdarzały się najprawdopodobniej już od zarania dziejów ludzkości, a być może jeszcze w czasach przed pojawieniem się człowieka. Interwencje takie w y w i e r a j ą s z c z e g ó l n y w p ł y w n a r e l i g i e , a tym samym na rozwój dawnych cywilizacji, w których religia i cywilizacja stanowiły jeszcze nierozerwalną całość. W żydowsko-hebrajskim kręgu kulturowym interwencje takie przeprowadzano pod osłoną tzw. objawień "Boga" i "aniołów...". "Późniejsze manipulacje nadal odbywają się z uwzględnienem aktualnych aspektów społeczno-kulturowych, coraz bardziej odrywają się jednak od schematu religijnego, (przeistaczając się wreszcie w zjawisko UFO naszych czasów). Właściwa dla zjawiska UFO - dokładnie tak samo jak w przypadku objawień "Boga", w czasach przedchrześcijańskich - jest dostosowana do specyfiki każdego obserwatora otoczka o wyraźnie subiektywnym zabarwieniu..." "Wydaje się, że tak naprawdę istoty te istnieją w innej formie bytu i że używają tych ciał tylko po to, aby móc wkroczyć do naszej rzeczywistości, tak jak nurkowie używają skafandrów, aby opuścić się w głębiny morza...". "... Oprócz właściwego zjawiska UFO istnieje stosunkowo niewielka grupa spotkań w których zachowano współcześnie pierwotny schemat kontaktów - czyli z zastosowaniem religijnego, instrumentarium (oczywiście w zmodyfikowanej formie), dostosowanej do aktualnych wyobrażeń funkcjonujących w dzisiejszym kręgu wiary chrześcijańskiej. Chodzi o tzw. objawienia maryjne..". Tak jedno jak i drugie zjawisko ma najprawdopodobniej jedno wspólne źródło - mianowicie jakąś cywilizację pozaziemską, która kreuje zarówno UFO jak i fenomen objawień. O tym, w jakiej formie kontakt będzie postrzegany przez obserwatora, decyduje przede wszystkim jego indywidualny kontekst socjokulturowy. Podczas kiedy jedni widzą "Marię" i wysłuchują przesłania z niebios , inni spotykają "szare ludziki" o nieporpoorcjonalnie wielkich głowach, zostają uprowadzeni do "statku kosmicznego" i wysłuchują "przekazu od istot pozaziemskich..." "Mamy zatem do czynienia z krewieństwem zjawiska UFO i "objawień maryjnych", charakteryzującym się wspólnym pochodzeniem..." Od tzw. widzeń Boga, czy bóstw w czasach historycznych, niemożnością rozgraniczenia przez świadków tego, co "realne", a co "nierealne...", tego co rzeczywiście przeżyli, od tego, co było tylko sztuczną projekcją i wreszcie zapewne udziałem świadomie przekazywanych mylnych informacji..." Tak w jednym, jak i drugim przypadku ten ostatni element zdaje się służyć jednemu tylko celowi, mianowicie odstręczeniu naukowców, a tym samym także wojskowych oraz polityków, od intensywnego zajmowania się tym zjawiskiem. dzięki czemu możliwe jest dalsze, ostrożne, trwające przez okres życia wielu pokoleń przygotowywanie światowej opinii publicznej na przyjęcie do wiadomości trwającego od bardzo dawna kontaktu... "Dlaczego kreuje się objawienia maryjne? Jaki s e n s może wynikać dla obcej cywilizacji z kontaktu prowadzonego w t a k d z i w a c z n y s p o s ó b ? Jakie są tego motywy?..." "Uderza fakt, że postać Matki Boskiej często pojawia się nie tylko po to, aby przekazać świadkom jakieś przesłanie, ale także aby zalecić im konkretne zadanie: n a p r z y k ł a d w z n i e s i e n i e w b a r d z o p r e c y z y j n i e o k r e ś l o n y m m i e j s c u ko ś c i o ł a c z y k a p l i c y. Było tak zarówno w Fatimie jak i w Lourdes, Banneux, Eisenbergu czy Guadalupe". "Polecenia wzniesienia budowli są za każdym razem jednoznaczne. 21 sierpnia 1954 roku w Eisenbergu "Maria" rzekła: Następnie życzę sobie w imieniu Pana, aby wykonano Jego wolę, czyli postawiono w tym miejscu wedle mego zalecenia kościół lub kaplicę, w dowód wdzięczności i ku chwale bożej/.../" "Ku "chwale bożej?" Uniwersalny Bóg nie potrzebuje wciąż nowych kościołów i kaplic, więc tym bardziej nie potrzebują ich pozaziemskie cywilizacje. Wygląda jednak na to, że wznoszenie tych "domów bożych" stanowi jedynie część jakiegoś szerzej zakrojonego planu, mającego zupełnie inne cele. W Guadalupe na przykład "Maria" powiedziała z naciskiem do Juana Diego : Chcę bardzo, aby postawiono tu moje sanktuarium /.../ albowiem tutaj zamierzam wysłuchiwać waszego lamentu i trosk, aby uleczyć wasze cierpienia i ból...". "Czy Maria albo sam Bóg potrzebują kościołów, aby stamtąd słuchać modlitw ludzi? Byłoby to absurdem. Przypuszczalnie równie mało potrzebne są takie kościoły pozaziemskim cywilizacjom. Bardzo możliwe jednak, że w o g ó l e n i e c h o d z i o k o ś c i ó ł j a k o t a k i, l e c z o k o n k r e t n e m i e j s c e , w k t ó r y m n a l e ż y t a k ą b u d o w l ę w z n i e ś ć. S t a m t ą d m a j ą b y ć w y s ł u c h a n e "t r o s k i"... "... można przyjąć że miejsca, na których polecono wznieść domy Boże zostały wcześniej odpowiednio "spreparowane" dzięki czemu wznoszone tam modły, a tym samym codzienne "troski" ludzi są "przekazywane" sterującej całym zjawiskiem ETI. Nie wiadomo, jak miałoby się to dziać. Czy w fundamentach tych budowli znajduje się jakaś pozaziemska sonda? M o ż e j a k o p r z e k a ź n i k ó w u ż y w a s i ę p ó l g e o e l ek t r y c z- n y c h lub g e o m a g n e t y c z n y c h ? Może istnieje w tym zakresie jakiś związek przyczynowy ze znajdującymi się często w pobliżu tych budowli ź r ó d ł a m i, a w i ę c z r u c h e m w ó d g r u n t o w y c h , które ze swej strony wpływają na wahania lokalnych pól geoelektrycznych lub geomagnetycznych?..." "Koncepcja, zakładająca że kościoły wzniesione w miejscach objawień maryjnych w Fatimie,Lourdes czy Guadalupe mogą być nadajnikami, wydawać się może na pierwszy rzut oka śmieszna...". "Według naszej wiedzy w żadnym z miejsc objawień nigdy nie stwierdzono jakiejkolwiek "łączności radiowej" między kościołem a jakimś bliżej nie sprecyzowanym odbiornikiem. Mylne jednak byłoby przypuszczenie, że wysoko rozwinięta cywilizacja pozaziemska s k a z a n a j e s t n a w y k o r z y s t a n i e do tego celu c z ę s t o t l i w o ś c i f a l r a d i o w y c h. O wiele wiarygodniejsze wydaje się, że stosuje zupełnie inne formy energii". "I znów wskazówkę dla nas mogą stanowić zjawiska towarzyszące samym "objawieniom". Uderza na przykład, że "Maria" czy jakaś inna "święta osoba" często nawołuje do "wzmożonych modłów", bowiem tylko wtedy może przybyć". "...na jego uwagę, że jest przecież dostatecznie potężna, aby nawet bez ludzkich modłów wysłać na ziemię święte anioły, Maria odrzekła, że modlitwa jest ustanowionym przez Boga warunkiem, toteż im gorętsze i bardziej powszechne będą to modły, tym potężniejsza przybędzie ona ze świętymi aniołami". "W jaki sposób można zinterpretować taką wypowiedź? Ani Bóg, ani pozaziemska cywilizacja nie muszą czekać na ludzkie modły, aby się objawić. Toteż bez wątpienia nie chodzi o sam akt modlitwy, lecz o skupienie na tej czynności, oraz problemach i osobistych troskach, których ona dotyczy..." "Byłoby to potwierdzeniem tezy, ż e w z n i e s i o n e w m i e j s c a c h o b j a w i e ń k o ś c i o ł y s ą "n a d a j n i k a m i" u m i e j s z c z o n y m i w p r z y g o t o w a n y c h w c z e ś n i e j w t e n c z y i n n y s p o s ó b m i e j s c a c h, w których następuje transformacja skoncentrowanej "energii" wiernych i wyemitowanie jej do nieznanego nam odbiornika. O jaki rodzaj energii mogłoby tutaj chodzić?..." "...Dziś już wiemy, że każdy żywy organizm wytwarza pole elektromagnetyczne, a myśli - z punktu widzenia fizyki - to drgania elektryczne o częstotliwości od 3,5 do 25 Hz. Czyżby więc zaawansowana technologia umożliwiała przechwytywanie tych słabych, ale przecież mierzalnych prądów, modulowanie ich, dokonywanie ich transformacji w bliżej nieznany sposób i czynienie ich "widzialnymi" Czy taki właśnie mechanizm kryje się za objawieniami?..." "Jak dotąd nie znamy żadnej odpowiedzi, a hipoteza, że zainstalowano tam coś w rodzaju urządzenia nadawczego, które transformuje myśli wiernych i przesyła je do jakiegoś odbiornika, jest czystym przypuszczeniem. Jak najpilniej należałoby p r z e p r o w a d z i ć b a r d z o p r e c y z y j n e p o m i a r y, sprawdzić pod tym kątem inne miejsca objawień, a wreszcie przeprowadzić poszukiwania umieszczonych przypuszczalnie pod ziemią ewentualnych "sond"... "Jako sprawca wchodzi w grę przypuszczalnie z a a w a n s o w a n a t e c h n i c z n i e c y w i l i z a c j a p o z a z i e m s k a, która od tysięcy lat towarzyszy dziejom ludzkości, lecz której motywy działania pozostają dla nas nieznane. Jednym z powodów kreowania "objawień maryjnych" mogłoby być zamierzenie o t r z y m y w a n i a i n f o r m a c j i na temat a k t u a l n y ch p r o b l e m ó w i n a s t r o j ó w o k r e ś l o n y c h g r u p ludności (a konkretnie: k r ę g ó w c h r z e ś c i j a ń s k i c h, głównie katolickich). Czy rzeczywiście tak właśnie jest i skąd się bierze to religioznawcze zainteresowanie obcych, nie potrafimy na razie odpowiedzieć". Johannes Fiebag nie potrafi więc domknąć swojej niezwykle intrygującej teorii. Postanowiłem przedstawić więc poniżej swoje własne wyjaśnienia. Chciałbym aby mój wywód był racjonalny, "uzgodniony" z najnowszym stanem wiedzy. Byłby on jednak wtedy dość męczący. Mogę więc tutaj wysłowić moje tezy jedynie w punktach. Uzasadnienie tych tez będą rozwijał dokładniej w następnych felietonach. Moje zasadnicze tezy uzupełniające są następujące: wnioskowanie J. Frebag'a, a później do Inteligencja kierująca naszym rozwojem genetycznym i duchowym (IKR) między innymi poprzez fenomen "objawień" i projekcji typu UFO nie potrzebuje montowania w wyróżnionych miejscach objawień maryjnych i budowanych tam później świątyń, żadnych specjalnych urządzeń. Wystarczy jej ustalenie szczególnych cech geologiczno-geofizycznych tych miejsc. Szczególne własności elektro-magnetyczne tych miejsc (które da się współcześnie pomierzyć) są takie, iż sprzyjają osiągnięciu makroskopowej koherencji (synchronizacji, sprzęganiu) procesów mentalnych gromadzących się tam ludzi. Osiągnięcie takiego szczególnego stanu koherencji (sprzęgnięcia) działania obwodów neuronalnych mózgów, zgromadzonych tam ludzi wytwarza rodzaj makroskopowej kondensacji, Bosego-Einsteina(4), która jest rodzajem ponad czasoprzestrzennego układu nadawczo-odbiorczego(3). Zgromadzenie większej ilości osób w takim miejscu tworzy warunki do uzyskania spójnej "funkcji falowej" w sensie interpretacji fizyki kwantowej Davida Bohma(3). Koherentne funkcje falowe ("fale") tego typu nie podlegają zasadzie lokalności. Są częścią tzw. "porządku ukrytego i superukrytego Wszechświata" w sensie teorii Davida Bohma(3). Jak się wydaje mogą ustanawiać "rodzaj łączności z owym porządkiem ukrytym". Można to wysłowić w innej terminologii i mówić o polach morfogenetycznych Ruperta Sheldreake ustanawiające tzw. "pola zwyczaju"(3). Wskazanie owych szczególnych miejsc i nakłanianie do wybudowania tam później znaczących świątyń ma na celu nakłonienie wielu osób do pielgrzymek, a więc "podróży" i nieuchronnej stymulacji rozmów co prowadzi do zmian "pól obyczaju" a więc przemian ideologicznych, postępu w rozwoju treści, religijnych i filozoficznych, które czy nam się to podoba, czy nie stanowią falę pilotującą rozwój myślenia ludzkości. Inteligencja kierująca naszym rozwojem genetycznym , duchowym i religijnymi, dlatego jest zainteresowana szczególnie kilkoma ruchami m.in. katolikami i mormonami gdyż z natury rzeczy koncentruje się na tych ruchach religijnych i ideologicznych, które pojmują coraz lepiej koncept nadprzestrzeni (chociażby w sensie przestrzeni konfiguracyjnej Hilberta) i złożoności topologicznej Wszechświata(1). Tylko ten kierunek rozwoju gwarantuje bowiem jej zwrotne zasilanie. Inteligencja kierująca rozwojem zależy na podtrzymywaniu stabilności pól morfogenetycznych zwyczaji, co wymaga synchronizacji czasowej myślenia dużych grup ludności. Tylko wtedy tworzona jest bowiem znaczna makroskopowa, koherentna kondensacja typu Bosego - Einsteina. Taki właśnie wymóg, wynikający ze znajomości fizyki kwantowej tłumaczy niezrozumiałe pozornie zjawiska i pomaga zrozumieć gwałtowność niektórych przemian społecznych. Wiele do myślenia dają następujące spostrzeżenia: Msze święte odbywają się na dużych obszarach planety jednoczasowo. Niedawne włączenie się mas-mediów transmitujących "na żywo" niektóre ceremnie religijne, na przykład takie jak tzw. "Pasterka" wzmacniają "pola morfogenetyczne zwyczaju". Działania podjęte przez Jana Pawła II, sprowadzające się do organizowania spotkań setek tysięcy osób w jednym miejscu i w jednym czasie, niezależnie od treści i wpływu psychologicznego oddziaływują także poprzez fenomen fizyczny kondensacji Bosego-Einsteina. Szczególna dbałość chrześcijańskiego ruchu religijnego i islamu o czasowe synchronizowanie myślenia religijnego pomaga wyjaśnić cechę stabilności tych struktur mimo popełniania przez nie na przestrzeni wieków wielu pomyłek. Niektóre znaczne ruchy społeczne nie zadbały o zorganizowanie ceremonii odbywających się jednoczasowo. Jednoczasowe ceremonie kościoła (sekty) zwanej 'Christian Science' założonej w roku przez Mary Balker Eddy, koncentrującej się w zupełności na zdrowiu fizycznym współwyznawców tłumaczy fakt, potwierdzany przez fachową literaturę medyczną dlaczego członkowie tego kościoła rzeczywiście chorują niezwykle rzadko. Inteligencji kierującej rozwojem zależy na takiej przemianie 'pól morfogenetycznych zwyczajów myślowych' aby nie tracąc stabilności pola głównego wymuszać jego ewolucję w kierunku coraz lepszego rozumienia nadprzestrzeni, gdyż jej realne istnienie jest formą cyklicznego nawrotu do formy czasoprzestrzennej. Wyrażając to prościej jesteśmy oczekiwani w nadprzestrzeni, gdyż nasze przejście tam jest realizacją istnienia cywilizacji, odpowiednikiem życia jednostkowego. Mówiąc jeszcze prościej IKR potrzebuje naszego technologicznego postępu, gdyż inaczej sama przestanie istnieć. Z wywodu powyższego wynikają trzy ciekawe zagadnienia. Jedno z nich jest związane z problemem filozoficzno-teologicznym i dotyczy dogmatu kościoła katolickiego dotyczącego Wniebowzięcia Marii Panny, ustanowionego w roku 1950. Drugie zagadnienie dotyczy fizyki. Chodzi mi tutaj o konieczność rozwinięcia teorii wyjaśniającej jak pewna struktura geologiczno-geofizyczna jest w stanie wpływać na zrealizowanie "makroskopowej koherencji mózgów wielu ludzi zgromadzonych w pewnym, wybranym miejscu naszej planety. Trzecie ciekawe pytanie dotyczy tego w jaki sposób "sprzęt nadawczo-odbiorczy" przeciętnego wiejskiego kościółka można wykorzystywać dla spraw własnego zdrowia i samopoczucia. Piśmiennictwo George Musser: "Umarła inflacja niech żyje inflacja". Swiat Nauki, 1998, nr 9, str.10 Johannes Fiebag, Peter Fiebag: "Znaki na niebie - Boskie ingerencje, czy przejawy obecności pozaziemskich istot rozumnych". Wydawnictwo "Prokop", Warszawa, 1995. Andrzej Brodziak: Charyzmatyczni ideolodzy i uzdrowiciele a fizyka kwantowa. Miesięcznik "Tajemnice umysłu", 1998, nr 6, str.20. Eric A. Cornell i Carl E. Wieman: Kondensacja Bosego-Einsteina. Andrzej Brodziak: Rozdział nr 3 pt. "... Zwyczaje naturalne Majów, Mormonów i ludzi którzy uformują "nową Ziemię" (Terra forming people) czyli o rozwoju wierzeń religijnych jako próbach dalekosiężnej prognozy". Fizyka metafizyki* czyli o tym jak pewien obraz może czynić łaski Andrzej Brodziak Wstęp - czyli - Dlaczego napisałem ten felieton? Coraz częściej w poważnych czasopismach naukowych napotykamy na przejawy nowego fenomenu kulturowego. Tezy religijne są traktowane poważnie przez naukę. Podam przykłady: W Świecie Nauki w nr 10/1998 w artykule Wayt W. Gibs'a pt. "Poza granicami fizyki - słynni naukowcy poszukują dowodów istnienia Boga"(*1) czytamy na wstępie: "Współczesna nauka, jak każda owocna filozofia, opiera się na aksjomatach, których prawdziwość przyjmuje się na wiarę. Alan R. Sandage, jeden z ojców współczesnej astronomii, właśnie położył na rzutniku fotogram ilustrujący jedno z takich założeń. Litery na tyle wielkie, że trudno ich nie dostrzec, widnieją oto przed oczami kilkuset naukowców, teologów i innych osób, które zebrały się w University of California w Berkeley, by dyskutować na temat konfliktów i zbieżności między nauką i religią. Aksjomat ten zwany jest maksymą Clifforda: "Nikt nigdy i nigdzie nie powinien wierzyć w coś, co nie jest oparte na wystarczająco przekonujących dowodach...". "...Pierwszą pozycją na liście dowodów Ellisa jest tzw. Zasada Antropiczna. Jak wyjaśnia John D. Barrow, astronom z University of Sussex, w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat fizycy zwrócili uwagę na fakt, że wiele fundamentalnych stałych przyrody - od poziomów energetycznych w atomie węgla do tempa rozszerzania się Wszechświata i jego czterowymiarowości - jest dokładnie takich, że we Wszechświecie może istnieć życie. Jeśli którakolwiek z nich byłaby nieco inna, życie - w postaci, jaką znamy - nie miałaby szansy powstać". Artykuł Krzysztofa Szymborskiego pt. "Sojusz Ducha z Materią" Dyrektor Instytutu Historii i Nauki, Profesor Skidmore College w Saratoga Springs, USA opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" w dniu 5-6 września 1998 r.(*2) nosi podtytuł "Niebywały postęp nauki doprowadził. niektórych uczonych do obszarów dociekań - takich jak kwestie pochodzenia życia czy początku wszechświata - zastrzeżonych wcześniej dla religii. Spotkania wiary z nauką nie można więc było uniknąć". ------------------------------------- * Pierwsza część tytułu jest pomysłem kobiety-architekta Pani Aleksandry Kasuba (*7) Osobiście sądzę jednak że to dopiero początek. Im sprawniejsza staje się nauka, tym więcej twierdzeń, wierzeń a nawet rytuałów religijnych może być poddany racjonalnej analizie. Może to prowadzić do głębszego i poważniejszego potraktowania tych fenomenów, zarówno przez tzw. osoby "wierzące" jak i "niewierzące". Chcę uzasadnić tu tezę, że pewne wydawałoby się niewytłumaczalne przeświadczenia i rytuały da się objaśnić poprzez racjonalny wywód posługujący się elementami z zakresu biologii, fizyki i neurofizjologii. Co więcej można owe przeświadczenia i rytuały "uwiarygodnić" w oczach osób nastawionych sceptycznie.Da się je wtedy z pożytkiem wykorzystać dla celów niejako praktycznych tzn. dla poprawy samopoczucia i zdrowia. Na marginesie warto tu od razu zauważyć, że da się wyliczyć wiele stwierdzeń w które nie wierzą tzw. osoby wierzące, i odwrotnie stwierdzeń w które wierzą osoby niewierzące. Skoncentruję się dzisiaj na przeświadczeniu wielu osób wierzących iż w niektórych świątyniach znajdowane są "obrazy które czynią łaski". Wywód rozpocznę od opowieści o takim obrazie bodajże najważniejszym. Opowieść będzie dotyczyła tzw. wydarzenia na Guadalupe (*3). Guadelupe jest obecnie dzielnicą Mexico-City. Nieopodal wzgórza Tepeyac, gdzie nastąpiło objawienie Matki Boskiej jedno z czterech uznawanych oficjalnie przez Kościół, wybudowano w 1976 roku drugą nową bazylikę. Mieści ona 10 tys. ludzi. Bazylikę odwiedza rocznie 20 milionów pielgrzymów. Jan Paweł II był pierwszym papieżem , który odwiedził miejsce objawienia. Było to w roku 1981. Ponownie przybył tu na wiosnę roku 1990 , aby dokonać beatyfikacji Juana Diego, meksykańskiego Indianina, któremu w dniu 9 grudnia 1531 roku objawiła się kilkakrotnie pewna tajemnicza postać. Objawienie miało miejsce nieopodal wzgórza Tepeyac gdzie wcześniej znajdowała się Aztecka budowla kultowa poświęcona bogini Tonantzin. Dlaczego powściągliwe w takich wypadkach instytucje potężnego kościoła katolickiego uznały wydarzenie z roku 1531 za autentyczne. Pierwszym papieżem, który wypowiedział się na ten temat był Benedict XIV. Było to w roku 1754. Później deklaracje złożyli Pius X, Pius XI, Pius XII, Jan XXIII, Paweł VI i Jan Paweł II. Otóż jest to bodajże jedyne objawienie maryjne po którym pozostał namacalny ślad istniejący do tej pory. Jest nim obraz, który czyni łaski. Pius XII oświadczył w roku 1945 iż "obraz został namalowany pędzlami które nie pochodziły z tego świata". Aby unaocznić obecne oddziaływanie tej relikwi przytoczę tu fragment reportażu Adama Maćkowiaka pt. "Meksyk - wrażenia" (*4) Relacja polskiego reportera: "W obłędnym tłumie ludzi usiłowaliśmy przedostać się pod ołtarz. Msza była co godzinę, więc część tłumu wyszła i mogliśmy stanąć w końcu przed Obrazem, a właściwie płaszczem z wizerunkiem M.B. Ten wizerunek ma podobno cudowne właściwości..." "Wielu pielgrzymów pokonywało ostatnie metry na klęcząco pomimo tłoku. Nieśli z sobą obrazy i różańce. Wiele było kalek, którzy przyszli pewnie prosić o cud. Dzieci stłamszone niemiłosiernie przez dorosłych usiłowały też dopchać się możliwie jak najdalej..." "Cudowny płaszcz oprawiony jest w złocone ramy i wygląda jak obraz, przy czym wcale po nim nie znać tych 400 lat. Barwy wizerunku są świeże i intensywne, jakby niedawno namalowane. Obraz przedstawia postać Matki Boskiej w czerwonej szacie, na którą zarzucony jest niebieski płaszcz ze złotą lamówką. Szata spięta jest pod szyją malutką spinką w kształcie krzyża. Maryja ma smutną, zamyśloną twarz o ciemnej karnacji. Głowę ma przykrytą tym błękitnym płaszczem, ale spod niego widać starannie zaczesnane włosy z przedziałkiem pośrodku. Ręce złożone , a pod nogami półksiężyc oraz głowa - może aniołka, bo są tam jeszcze jakieś skrzydła. Za plecami postać Maryi ma owalną tarczę promieni tak wysoką jak ona sama . Pewnie to promienie słoneczne..." "Tak ją zobaczył Indianin Juan Diego i taką Ją czczą na Guadalupe (przypis autora: A. Maćkowiak nie zna widać okoliczności pojawienia się obrazu)." Pod obrazem wisi wielka flaga meksykańska. Obraz znajduje się w centralnej części ściany. Za ołtarzem, tuż obok tkwią olbrzymie organy. Pomiędzy ołtarzem a ścianą za Obrazem stoją cztery rzędy wysokich foteli ustawionych w podkowę. Na nich zasiadają czasem dygniatarze kościelni, jeśli zgromadzi ich się większa ilość. Podłoga marmurowa, fotele purpurowe, ściana centralna wyłożona boazerią drewnianą i zdobiona złotymi krzyżami. Z obu stron marmurowe balaski, na których pielgrzymi kładą bukiety kwiatów. Tych kwiatów jest zawsze niezliczona ilość i zawsze są świeże...". "Stara Bazylika jest w remoncie. Dawny pałac biskupi za jej plecami zamieniono na muzeum diecezjalne. Pomiędzy obiema Bazylikami stoi piękny pomnik naszego Papieża..." "Dalej wygodna dróżka pnie się pod górę zamieniając się póżniej w schody. Wiodą one do prześlicznych ogrodów pełnych zieleni i wodospadów oraz kwiatów. Pniemy się schodami na szczyt wzgórza gdzie stoi wzmiankowana już świątynia indiańska. Budynek postawiony przez Hiszpanów jest solidny i ciemnawy w środku, ale prą do niego tłumy ludzi..." " Wielkie freski na ścianach przedstawiają sceny objawienia na Guadelupe i chronione są szkłem, bo ludzie dotykają ich, a następnie przyklejają dłonie do swych głów. Obrazy są znacznie lepsze od wystawki w katedrze; tu twarz biskupa (Zumarragi - przyp.) ma widoczny wyraz zwątpienia a nawet szyderstwa. Przy nim stoją mnisi jak policjanci i biedny Indianin, który przecież widział coś naprawdę niezwykłego!..." "Na jednej ze ścian wisi skromny obraz w tonacji biało-niebieskiej, przedstawiający Indianina Juana Diego, który zdejmuje swój płaszcz z wizerunkiem, a jeden z mnichów całuje ten wizerunek. Przed tym obrazem największy tłum. Indianie zostawiają na jego drewnianej ramie zawieszone kosmyki włosów swoich dzieci albo ich fotografie. W ten sposób proszą o błogosławieństwo dla nich. Niektórzy indiańscy rodzice obcinają przy ołtarzu kosmyk włosów swoim dzieciom i zostawiają go tam zawinięty w białe serwetki. Dorośli z nabożeństwem dotykają tego obrazu a potem swoich głów...". " Docieramy, prowadzeni przez tłum w najważniejsze miejsce, tu gdzie nastąpiło objawienie. Pośród skał, wśród których z rzadka rosną kwiaty stoi błękitno-czerwono-złota statua Matki Boskiej, otoczona wianuszkiem modlących się Indian. Ze skał tryska wodospad, a za plecami Maryi widać surowe wzgórze, jak pewnie wtedy..." "Jeszcze przy dalszym schodzeniu natykamy się na okrągły kościółek "Matki Boskiej Przy Studni". Kościółkiem dowodzą franciszkanie i istotnie! wewnątrz znajduje się studnia ,z zakratowanym wlotem. Niestety nikt nie umie nam odpowiedzieć jaki jest związek studni z kościółkiem i Guadalupe w ogóle..."(sic!!! - przyp.) Warto wspomnieć, że śniadoskórą Marię Pannę z Guadelupe ogłoszono wpierw patronką podbitego Nowego Swiata (Nowej Hiszpanii), a później patronką wielu krajów Ameryki Łacińskiej a także Filipin i Puerto Rico. Rekonstrukcja wydarzeń wg Nican Mopuhua Wydaje mi się, że warto więc prześledzić dane pochodzące z wielu źródeł, opisujących wydarzenia jakie rozegrały się w grudniu 1531 roku. Dane pochodziły początkowo głównie z dokumentu zwanego "Nican Mopuhua" sporządzonego w roku 1649 przez Azteckiego notabla w meksykańskim dialekcie Nahuate. Później znaleziono także inne zapisy relacjonujące wydarzenia z Guadelupe, np. tzw. "Codex Saville" znaleziony w 1924 r. w Peru (*5), Cóż wynika z tych zapisów: Otóż pobożny, nawrócony przed 6 laty Indianin jeszcze przed świtem wyruszył w drogę ze swojej wioski Tolpetlac do pobliskiego miasteczka Tlatilolco oddalonego o 9 km gdzie miały się odbywać nazajutrz uroczystości religijne . Mijając wzgórze Tepeyac gdzie poprzednio stała pogańska świątynia bogini Tonantzin usłyszał niezwykle piękną muzykę, po czym usłyszał, że ktoś go woła stamtąd słowami "Juan Deguito". Gdy wspiął się na wzgórze zastał tam piękną kobietę, ubraną w płaszcz, który lśnił tak jak gdyby odbijając promienie wschodzącego Słońca. Wokół widoczna była tęczowa poświata. Postać nazywając siebie Swiętą Marią Panną powiedziała wieśniakowi: "iż został on wybrany aby przekazać ważną wiadomość biskupowi Meksyku". Owa wiadomość była właściwie żądaniem. Swięta Maria Panna usilnie prosiła, aby na wzgórzu Tepeyac wybudować świątynię. Już nazajutrz, po wielu godzinach starań o audiencję - Juan Diego zdołał przedstawić posłanie biskupowi Juan de Zumarraga. Biskup de Zumarraga wieśniaka wtedy wyrzucił. W drodze powrotnej Królowa Niebios ("queen of the heavens") objawiła się wieśniakowi ponownie. Stwierdziła, że "jest absolutnie niezbędne abyś właśnie Ty osobiście ponownie przekazał,że powinno być wykonane moje polecenie" ("... it is absolutely necessary that you go personally and that you request that my Will be carried out") (*3). Wobec nalegań Juana Diego, de Zumarraga polecił aby mu dostarczyć jakiś dowód. Przekazując ów warunek biskupa tajemniczej kobiecie w trakcie ich trzeciej już rozmowy Indianin Diego otrzymał polecenie aby zjawić się nazajutrz ponownie. Rankiem 12 grudnia 1531 roku wydarzyły się dziwne rzeczy. U podnóża Tepayac stojąca tam "kobieta w poświacie" wydała Juanowi - jak zapisano w "Nican Mopuhua" następujące polecenie: "Wejdź mój mały synku na szczyt tego wzgórza, tam gdzie zobaczyłeś mnie pierwszy raz gdy wydawałam ci r o z k a z y . Zobaczysz tam kwiaty. Zerwij je, pozbieraj wszystkie i przyjdź z powrotem do mnie tutaj na dół i pokaż mi je..." "...gdy Juan Diego wspiął się na wzgórze zdziwił się jak mogło o tej mroźnej porze roku wyrosnąć nagle tyle rodzaji różnych kwiatów..." Nasz wieśniak Diego pozrywał kwiaty, tak jak mu kazano i owinął je swoją tilmą, tzn. rodzajem narzuty, czy też płaszcza, tzn. stroju który azteccy indianie noszą od wieków i do tej pory w meksykańskim interiorze. Gdy wieśniak wrócił ze wzgórza świetlana postać wzięła do swoich zgrabnych lecz wątłych rąk pozbierane przez niego kwiaty; złożyła z nich bukiet, owinęła go narzutą (tilmą) Juana Diego i powiedziała: "... mój synku ten bukiet różnorodnych kwiatów jest przesłaniem, moim znakiem, który powinieneś przekazać biskupowi... powiedz mu w moim imieniu, że powinien zrozumieć moje życzenie i powinien je urzeczywistnić... ufam Ci... i nakazuję Ci że pod żadnym pozorem nie możesz odwinąć swojego płaszcza... odwiń go dopiero w obecności biskupa..." Nazajutrz wieśniak czekał ponownie wiele godzin na audiencję u biskupa Meksyku. Tym razem de Zumarraga nie był jednak sam. Przyjął on Juana Diego w obecności kilku innych, ważnych osobistości kościelnych, między innymi biskupa Ramireza Fuenleal'a i kilku Azteków. Juan Diego na kolanach zrelacjonował wydarzenie poprzedniego wieczoru i rozwinął swoją białą tilmę. Według "Nican Mopuhua" "... w tym momencie biała, rozpostarta tilma stała się relikwią ... nagle ukazał się bowiem na niej obraz " Doskonałej Pani"..., gdy biskup i inni obecni tam zobaczyli obraz, który pojawił się na ich oczach... padli na kolana i zaczęli go podziwiać..." Biskup Juan de Zumarraga został wówczas przekonany iż wydarzyło się coś niezwykłego. Nakazał natychmiast wybudować nieopodal wzgórza Tepeyac małą kaplicę. W roku 1695 nieopodal wzgórza wybudowano już dużą, tzw. "pierwszą bazylikę". W roku 1754 (przypisek autora: na szczycie tzw. cyklu zerowego aktywności Słońca) papież Benedykt XIV uznał tzw. "Cud na Guadalupe", cud na wzgórzu Tepeyac. Obraz jak obraz - czyli o tilmie Juana Diego Rzadko kiedy obrazy malowane są na wierzchnich okryciach wieśniaków. Co więcej obraz taki po 450 latach powinien "rozpaść się w pył". Intelektualny problem wywołuje fakt, iż obraz Matki Boskiej "utrwalony" na płaszczu indianina "ma się dobrze" do tej pory. Każdy może go oglądnąć w nowej Bazylice wybudowanej w pobliżu wzgórza Tepeyac. Więcej, sporządzono wiele kopii. Wyraziste współczesne zdjęcie obrazu "Najświętszej Marii Panny z Guadalupe" jest dostępne także pod ftp://ng.netgate.net/u/norberto/imagen.gif Z pod tego adresu internetowego można "ściągnąć" obraz odtworzony z większą lub mniejszą precyzją (270 kB lub 50 kB). Kopię obrazu zabrał ze sobą w roku 1571 admirał floty hiszpańskiej Doria na pokład swojej korwety. Stwierdził że pokonał on pod Lepanto flotyllę Imperium Otomańskiego dzięki łasce obrazu Panny z Guadalupe. Później wizerunek Panny z Guadalupe odgrywał jeszcze wielokrotnie rolę "symbolu". Zazwyczaj symbolizował walkę o wyzwolenie i zwycięstwo. Był on symbolem walki o niepodległość Republiki Meksyku zapoczątkowaną przez księdza Padre Miguela Hidalgo. Bojownicy Emiliano Zapaty wizerunek ten nosili w roku 1910 na wstążkach swoich kapeluszy. Przedziwne właściwości fizyczne obrazu NMP z Guadelupe Obraz został utrwalony na płótnie wierzchniego okrycia wykonanego z włókien agawy. Materiał taki rozpada się zazwyczaj po około 20-tu latach. Tilma i utrwalony na niej obraz przetrwał 450 lat, a jego kolory są wciąż żywe i świeże. Dopiero po stu latach próbowano (z przerwami) osłaniać płótno szkłem. Wcześniej każdy mógł kłaść na płaszczu swoje przedmioty aby je poświęcić. Miliony ludzi dotykały płaszcza i całowały ową cudowną tilmę. Obraz badał m.in. ,laureat nagrody Nobla Richard Kuhn z Uniwersytetu w Heidelbergu. On pierwszy zauważył (w roku 1936), że "brakuje śladów po pędzlu, że obraz ma charakter "wypalonej fotografii". Dokonano wielu analiz. W roku 1973 fizyk Phillip Callahan z Uniwersytetu na Florydzie stwierdził, że kolor różowy obrazu ma "nie normalne" właściwości optyczne, gdyż jest "przezroczysty" dla promieni podczerwonych. Miejsca zabarwione na niebiesko mają z kolei zbyt wielką "energię odbijania". W roku 1929 meksykański fotograf Alfonso Marcue po raz pierwszy spostrzegł ,że źrenica oczu postaci, uwidocznionej na obrazie odbijała ludzką twarz brodatego mężczyzny, być może i całą sylwetkę i że sylwetka ta została w tym miejscu obrazu utrwalona. W roku 1951 grafik Jose Carlos Salinas Chavez używając silnie powiększających szkieł stwierdził, że rogówka również prawego oka postaci z cudownego obrazu odbijała także tą sylwetkę. Sprawę badano wielokrotnie, ostatnio także przy użyciu cyfrowych technik przetwarzania obrazów (odfiltrowywania "szumu"). Jak każdy z Państwa może sprawdzić fragment obrazu zawierający oczy uwidocznionej postaci jest mały, a oko prawe jest widoczne gorzej. Oftalmolodzy ,optycy i inni uwzględniając znaczną już obecnie wiedzę o fizycznych prawidłowościach odbijania się w rogówce źrenicy żywych oczu ludzkich (tzw. zjawisko Samson-Purkinje'go i Helmholtz'a), potwierdzają, że "sylwetka brodatego mężczyzny jest tam uwidoczniona. Zjawisko Samson-Purkinje'go przewiduje potrójne odbicie, konkretne umiejscowienie w polu rogówek dwóch oczu oraz zniekształcenie obrazu związane z krzywizną rogówki. Podobno wszystko się zgadza do tego stopnia iż utrwalenie postaci ludzkiej jako refleksu na rogówkach oczu postaci przedstawionej na obrazie z Guadalupe potwierdziła komisja kościelna. Dowodem tego jest witryna internetowa autoryzowana przez Arcybiskupa Meksyku Norberto Rivera Carrera zatytułowana "Tajemnica Oczu Naszej Pani" (The Mystery in our Lady's eyes) (*6). Żaden malarz nie próbuje wrysowywać w mały fragment obrazu na którym widnieją przymrużone oczy postaci ludzkiej refleksu, który tylko baczny obserwator może dostrzec na rogówce ocznej. Oznaczałoby to iż obraz NMP z Guadalupe jest raczej fotografią aniżeli obrazem. Johannes Fiebag sądzi, że owe "kwiaty" zerwane przez Juana Diego i ułożone ręką "świetlanej postaci", po rozwinięciu tilmy w obecności biskupów de Zumarragi i Fuenleal'a i innych zgromadzonych tam osób zadziałały jako nośniki emulsyjnych farb. W momencie rozwinięcia tilmy "za plecami" obecnych tam ludzi owa "świetlana postać" "musiała niejako tam być". Został zastosowany wtedy jakiś niecodzienny sposób "fotografowania", i utrwalania kolorowej fotografii. Okrycie Azteckiego Indianina odegrało wtedy rolę taką jak papier aparatu fotograficznego typu "Polaroid". Nie jest jedynie jasne czym była soczewka tego układu fotografującego i dlaczego "sfotografowana" postać była niewidoczna dla obecnych wtedy ludzi. Wprowadzenie do części II wywodu Obraz NMP z Guadalupe czyni łaski! Można by powiedzieć "No cóż w takich okolicznościach to nic dziwnego", lecz dlaczego jest wiele obrazów którym "osoby wierzące" przypisują szczególne własności i które były namalowane niewątpliwie ręką ludzką! Zarysowują się dwa pytania. Pierwsze z nich dotyczy obrazów typu jak z Guadalupe i brzmi: "Dlaczegóż to obraz z Guadelupe, który być może pochodzi z "nadprzestrzeni" innmej planety albo z innej galaktyki, miałby czynić łaski? W jaki sposób wytłumaczyć to racjonalnie? Moglibyśmy także zapytać na wstępie: Czy sposób niezwykłego oddziaływania obrazów czyniących łaski, namalowanych ręką ludzką różni się w jakiś zasadniczy sposób od oddziaływania obrazów typu "Guadalupe." Na pytania te spróbuję odpowiedzieć w 2-giej części moich wywodów. Piśmiennictwo Wayt W. Gibs: Poza granicami fizyki - słynni naukowcy poszukują dowodów istnienia Boga. Swiat Nauki, 1998, nr 10. Krzysztof Szymborski: Sojusz ducha z materią. Gazeta Wybocza, 1998, (5 - 6.09.). Johannes Fieb ag: The Guadalupe Event. http://www.alienjigsaw.com/guadalup.html (edited by Katharin Wilson, 1997). Adam Maćkowiak: Meksyk - wrażenie - część 3. http://www.iyp.org/kartki/poczt21c.html Norberto Rivera Carrera (Archibishop of Mexico, Custodian of the Image of Guadalupe): Chronology of events related to the miracle. http://ng.netgate.net/~ norberto/table.html Norberto Rivera Carrera: The Mystery in ou Lady's eyes. http://ng.netgate.net/~ norberto/eyes.html Aleksandra Kasuba: The Physics of Metaphysics: Personal Musings. The Journal of Mind and Behavior,1998,19,nr 1, 65-80. [ praca dotyczy takich przedsięwzięć jakie dokonali: Cvhristo Javacheff i jego żona Jeanne - Claude de Guilleban - vide chociażby artykuł D. Jareckiej pt. "Paczki od Christo", Magazyn Gazeta Wyborcza, 1998, nr 41 z 9.10.98] Magia bez magii (*) - czyli o rozwiązaniu zagadki dotyczącej obrazów czyniących łaski Andrzej Brodziak Spis treści rozdziału 1. Wstęp 2. Kto tkwi w przeszłości, a kto w przyszłości 3. Abstrakcyjna lecz oddziaływująca nadprzestrzeń 4. Łączność na falach Bohma 5. Sinusoida - czyli o metodzie pomocniczej 6. Hyper-cyberprzestrzeń 7. Terminale do hypercyberprzestrzeni 8. Dlaczego objawienia zdarzają się rzadko 9. Vast active intelligent system 10. Galeria "Tilma project" Przedstawienie rozwiązania zagadki wymaga niezbitych dowodów, że nadprzestrzeń w której nie obowiązują podział na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość jest czymś realnym, rzeczywiście i prawdziwie istniejącym. Zacznijmy od argumentów namacalnych. Każdy z nas bez trudu może wejść w świat gdzie przeszłość jest złączona, niejako "wymieszana z teraźniejszością i przyszłością" gdzie nie obowiązuje linearny upływ czasu! Rzeczywistością taką jest świat naszych marzeń sennych. Jak wiadomo marzenia senne są generowane głównie przez prawą półkulę mózgu, tzn. przez tą część "nas samych" którą posługują się artyści i ci naukowcy, którzy zdołali "przewieść coś z nadprzestrzeni do czterowymiarowego naszego, tutejszego świata zwykłych zdarzeń". Istnieje więc niejako rzeczywistość gdzie przeszłość i przyszłość bez trudu kontaktuje się z teraźniejszością. Philip Diok (*1) pisze na ten temat następująco: "- Posłuchaj! - mówi Kevin - Czy wiesz, co Eliade mówi ... o czasie snu australijskich buszmenów? Mówi, że antropologowie mylą się, uważając, że jest to czas przeszły. Eliade mówi... że to jest inny rodzaj czasu biegnący obecnie, do którego przedostają się buszmeni, wiek bohaterów i wielkich czynów..." "Kevin w podnieceniu znów przeszedł na krzyk; kiedy przestawał być cynikiem, stawał się maniakiem. - ... To jest opisane w Tybetańskiej księdze ----------------- (*) Pierwsza część tytułu została zaczerpnięta z pracy Marii Jibu: "Magic without magic : meaning of quantum brain dynamics"(*2) umarłych, to jest przejście do innego świata... Ty umierałeś psychicznie. Ze strachu i przemęczenia... Tak się to właśnie robi, to przejście do innej rzeczywistości!... czasu snu...". "- Gdybyśmy tylko mogli dostać się do czasu snu! - krzyknął Kevin. - To jest jedyny czas realny, wszystkie prawdziwe zdarzenia zachodzą w "czasie-śnie!"... Działania bogów!..." "- Znalazłeś drogę do górnego królestwa - oznajmił Kevin. - Czy tak to nazwałeś w swoim dzienniku?..." "Jesteśmy wprawdzie uwięzieni w dolnym królestwie, ale przez sakramenty, mocą plazmatu, możemy być z niego wyzwoleni...". "Dlaczego te przeciwstawne siły ujawniają się naszym zmysłom tylko wtedy, kiedy przeszłość , teraźniejszość i przyszłość w nieznany może i z nieznanego powodu nakładają się na siebie?..." Dla kontynuowania wywodu ważna będzie teraz konstalacja, że: jeśli ktoś "doznaje łaski" to oznacza to iż pomógł mu "ktoś z odległej przeszłości" lub (2) "ktoś z odległej przyszłości" lub (3) "ktoś z nadprzestrzeni (...owego górnego królestwa)", gdzie łatwo jest manipulować czasem". 2. Kto tkwi w przeszłości, a kto w przyszłości Kto tkwi więc w przeszłości? Może to być któryś z rodziców, może to być zmarły współmałżonek, może to zmarła przyjaciółka, kochanka, sądzę, że rzadziej już jakiś ważny nasz "mistrz" (*3) czy też nauczyciel. Kto tkwi w przyszłości? Ano po pierwsze (1) nasze przyszłe wcielenia(*4,5), (2) dzieci, (3) wnuki (gdyż jeśli przyszłość jest zarysowana w jakimś sensie już teraz, to wnuk obecny np. z dziadkiem i babcią fizycznie tu i teraz oddziaływuje jednak na nich z przyszłości - dlatego zresztą jest na ogół lubiany", (4) 'docelowy' osobnik naszego gatunku, który stanie się pierwszą osobą naszych "całkiem nowych potomków", które chyba nas "wykończą" (*6). Kto tkwi w nadprzestrzeni? Myślę że te postacie o których stale się mówi, że zostały "wniebowzięte" jak np. Najświętsza Maria Panna. Zapewne jest tam też Seth(*9) i być może Horus, Ozyrys i Izyda, a może i nawet bóstwo Ra. W przestrzeni Hilberta o nieskończonej ilości wymiarów oraz przestrzeni Fouriera, jako, że jest ona "urojona ale tym niemniej działa" na samej jej górze tkwi zapewne nadrzędna superinteligencja oraz VALS (*1 ) Oczywiście z samej definicji nadrzędna superinteligencja, Kostysz (*24), Valis i inne "postacie" z nadprzestrzeni aby "żyć naprawdę" muszą "przybrać trójwymiarowe ciała" i "wylądować na samym dnie" na najniższym poziomie implementacji, "w dolnym królestwie", czyli na powierzchni tej planety lub na powierzchni innej planety. 3. Abstrakcyjna lecz oddziaływująca nadprzestrzeń Ktoś kto zna wymienione wyżej imiona i nazwiska zapewne odgaduje ku czemu zmierzam. Trzeba byłoby wyjaśnić już tylko gdzie znajduje się i w jaki sposób, powiedzmy nieżyjąca już matka lub Matka Boska udzielają nam pomocy oraz także i to dlaczego czynią to tak rzadko. Odpowiedź na to pytanie, w największym skrócie jest następująca: WSZYSTKIE OWE BYTY TKWIA W NADPRZESTRZENI i tylko czasami w pewien szczególny sposób ingerują w nasz świat, w którym to czas "płynie linearnie". Państwo zapewne nie wierzycie jednak jeszcze w tej chwili, że NMP i Izyda oraz transformata Fouriera tkwią w nadprzestrzeni i tu na Ziemi nie mogą "wylądować niejako gołe w swej istocie", tzn. bez dodatkowego, przybranego ucieleśnienia. Dla wielu osób może być zresztą nie pojęte iż nadprzestrzeń istnieje. To że "nadprzestrzeń", czyli przestrzeń ponad-czterowymiarowa realnie istnieje było przedmiotem ożywionej dyskusji po "Tucson 3" - czyli III Ogólnoświatowej Konferencji dotyczącej badań nad świadomością. Fizycy skłaniający się do interpretacji fenomenów i paradoksów fizyki kwantowej, podanej przez geniusza, fizyka Davida Bohma (*7); po przyjeździe z Tucson3, w wielu internetowych grupach dyskusjnych rozpoczęli intelektualny bój aby traktować "nadprzestrzeń" jako coś istniejącego realnie, a nie tylko jako abstrakt matematyczny. Hasłem była tzw. "przestrzeń konfiguracyjna Hilberta" o nieskończonej ilości wymiarów oraz przestrzeń tzw. liczb zespolonych, które odkrył Hieronimo Cardano (*8 ). Uczestniczyłem w tej dyskusji i jestem usatysfakcjonowany moim wkładem. Odpowiedzi jakie udzielili mi dwaj znani fizycy jest ważna dla rozważań z zakresu filozofii i teologii (*9). Mówiąc o tym tu w największym skrócie zwróciłem uwagę że "nierzeczywista", wyłącznie abstrakcyjna "nadprzestrzeń", stanowiąca "the momentum space for Fourier transform" sprawia, że działają tomografy klasyczne i NMR. Gdyby ową, nadprzestrzeń na chwilę "zlikwidować" to owe aparaty zamilkłyby i przestały wytwarzać użyteczne praktycznie obrazy wnętrza ciała. Nadprzestrzeń jest więc być może nierzeczywista ale działa! Stąd wziął się tytuł mojego listu "Working configuration space"(*9). Paul J. Werbos (pwerbos@ nsf.gov) odpowiedział mi nań następująco: "Absolutna prawda... istnieją sfery pomagające dziedzinom fundamentalnym, przy czym sił tych nie da się zrozumieć w obrębie owych dziedzin fundamentalnych..." Aby nie popadać w sprzeczności logiczne musimy więc współcześnie uznać realne istnienie "subtelnego świata ponad-czterowymiarowego". W wywodzie niniejszym założono dodatkowo iż pewne "bezcielesne byty", tkwiące w "nadprzestrzeni" cechują się inteligencją i wolą. 4. Łączność na falach Bohma - czyli następny krok wywodu W następnym kroku wywodu konieczne jest wykazanie że "udzielenie pomocy" ("czynienie łaski") wymaga ustanowienia przynajmniej chwilowego "złączenia" ciała i umysłu pewnego człowieka z pewną postacią tkwiącą w "nadprzestrzeni". Codzienne, szare zwykłe życie zawiadywane przez reakcje i decyzje generowane w lewej półkuli mózgu to życie tu i teraz, lokalnie w naszym, trójwymiarowym świecie, będą odwróconym od "nadistot" niejako plecami. Kontakt z bytem w nadprzestrzeni to "nawiązanie kontaktu na falach Bohma" lub mówiąc jeszcze bardziej metaforycznie uzyskanie takiego "wygięcia nadprzestrzeni" aby "złączyć chwilowo teraźniejszość z przeszłością lub przyszłością" lub inaczej ze "światem ponadczasowym". Okazuje się, że od tutejszej; "ziemskiej" strony konieczna jest zastosowanie 5-ciu "narzędzi" (sposobów działań): (1) pewnego wizerunku, (2) specjalnych drgań elektromagnetycznych, (3) zmiany uporządkowania drobin wody w mikrotubulach neuronów mózgu danego człowieka, (4) określenia sytuacji pożądanej (sformułowania potrzeby), (5) ustalenie przeszkody wewnętrznej (odblokowania oporu). Zapewne konieczny jest także pewien zamiar od strony "bytu tkwiącego w nadprzestrzeni", jakkolwiek wydaje się że ów zamiar bardzo rzadko dotyczy pewnej wybranej osoby, ale takie działania wywołują ustanowienie nowych możliwości dla wielu osób(*10,*11,*12). 5. Sinusoida - czyli o metodzie pomocniczej. Ponieważ chciałbym aby mój wywód był racjonalny, zrozumiały, przekonywujący i praktyczny więc poprzedni krok wywodu wyrażę jeszcze raz poprzez pewną metaforę. Sugeruje ona aby myślowo, na chwilę "obraz czyniący łaski" utożsamiać z pewną grafiką (także obrazem) wyświetlanym na ekranie pewnego komputera, który jest "końcówką internetową". Metafora może być jeszcze bardziej konkretna jeśli jako przykład owego wizerunku upatrzymy sobie np. rysunek tzw. "sinusoidy", pomagającej rozpoznać "rodzaj depresji" (*13). Rysunek jest dostępny pod: (http://salve.slam.katowice.pl/batoryT.htm) i (http://salve.slam.katowice.pl/beta.htm) Jeśli ów obraz jest tzw. "mapą odnośników" (np. odwołaniem się do procedur diagnostycznych, pomocnych w rozpoznawaniu rodzaju depresji),patrząc na ten obraz i znajdując na nim coś co odnosi się do nas samych (np. do szczególnego stanu naszego nastroju) i potem "dotykając go wzrokowo" lub palcem (ewentualnie klikając na mapę odnośników) uruchomimy "pewien byt", istniejący rzeczywiście jedynie w "rodzaju nadprzestrzeni" (w tym wypadku w tzw. "cyberprzestrzeni", a więc w postaci pewnych "przepisów na obiekty", zapisane na dyskach komputerów całej naszej planety). Ów byt po "szturchnięciu niejako przez nas" "zaczyna działać", "przyjmuje bardziej konkretną postać", gdyż z zapisu w formie programu w języku programowania JavaScript staje się bardziej "jawny", czyli wyświetla wtedy "coś" na ekranie naszego komputera, a więc przechodzi z pół-martwej cyberprzestrzeni i j a w i s i ę n a m , staje się widoczny w naszym świecie. Jeśli przypatrzymy się teraz temu, "co nam się objawiło" i zastosujemy się do tej "porady" to uzyskamy pomoc. Po kilku tygodniach lub po kilku miesiącach "możemy dojść do wniosku,iż doznaliśmy łaski". 6. Hyper-cyberprzestrzeń Poprzez moją metaforę, opartą o rysunek tzw. "sinusoidy" chcę uprzytomnić czytelnikom iż na innym, wyższym poziomie mamy dostęp do "hyper-cyberprzestrzeni". Hyper-cyberprzestrzeń jest dostępna nie poprzez ekran komputera, lecz raczej "wędrując poprzez pola i lasy", czyli idąc np. z partnerem na spacer i patrząc na linię horyzontu, na "ekran nieba", który po położeniu się na trawie ma wymiary kątowe 180o x 180o. Zaglądając do "wiejskiego kościółka", gdzie być może wisi "obraz który czyni łaski" możemy mieć dostęp (jeśli tego chcemy i jeśli to potrafimy) do całkiem innej "cyberprzestrzeni", nie tej która została utworzona przez ludzi "na wzór i podobieństwo" na dyskach komputerowych , lecz do całkiem innej, gdyż nadludzkiej, zarządzonej przez Izydę, Ozyrysa i Matkę Boską. Cóż chcę jednak powiedzieć poprzez słowa "jeśli ktoś chce tego i jeśli to potrafi". Otóż aby mieć dostęp do ludzkiej "cyberprzestrzeni" trzeba:(1) mieć dość drogi komputer, (2) trzeba umieć go obsługiwać, a po wyświetleniu owej "przykładowej metaforycznej "sinusoidy", dotyczącej, jak wspomniałem, leczenia zespołów depresyjnych, (3) trzeba posłuchać "postaci" z cyberprzestrzeni która podpowie, być może, że trzeba połykać "Prozac". W wypadku "nadprzestrzeni, na wyższym poziomie", tzn. istniejącej wobec ludzi (a nie poniżej ludzi), też trzeba uzyskać do niej dostęp poprzez "specjalny rodzaj końcówki", która przybiera różną postać. Tylko czasami jest to "obraz który czyni łaski". Złącze do nadludzkiej nadprzestrzeni może mieć bowiem dość różnorodny charakter. Może to być, np. innym razem misterium mszy świętej o czym trzebaby porozmawiać osobno. Aby w tym trudnym momencie wywodu nie mówić jedynie od siebie , przytoczę tu dwa krótkie fragmenty z powieści "Valis" Philipe'a Dick'a (*1) Powiedział on iż:..."Starożytni posiadali techniki (sakramenty i rytuały), stosowane głównie w grecko-rzymskich misteriach religijnych i we wczesnym chrześcijaństwie w celu pobudzenia i odzyskania pamięci,(* patrz fragment zamieszczony w przypisach pod *14) głównie z myślą o leczniczej wartości tego zabiegu dla poszczególnych osób; gnostycy jednak prawidłowo dostrzegali ontologiczne znaczenie odzyskania pamięci dla tego, co nazywali Boskością,... czyli dla całości" . 7. Terminale do hyper-cyberprzestrzeni Koncentrując się jednak teraz jedynie na "terminalach dla łączności z hypercyberprzestrzenią", istniejących w miejscach gdzie umiejscowione są "obrazy które czynią łaski", to należy zwrócić uwagę iż "nadistoty", które chcą kontaktować się z nami pomagać nam, czyli czynić łaski ustaliły sposób uzyskania " c h w i l o w e j ł ą c z n o ś c i" , określony w poniższych punktach : Należy udać się w towarzystwie bliskiej osoby (najlepiej w towarzystwie partnera); do ściśle określonego miejsca o szczególnych właściwościach geofizycznych po to, aby poddać się oddziaływaniu zachodzących tam stale drgań elektromagnetycznych. Należy tam na miejscu, w pewnym określonym rytmie pić, wytryskującą tam, tzw. "wodę źródlaną". Dawkowanie i ilość owego "leku homeopatycznego" da się określić racjonalnie, co wymaga jednak osobnego omówienia (*15) Należy w trakcie owego kilkudniowego "seansu kontaktowego" (seansu terapeutycznego) dokonać trzech czynności mentalnych (które, po wiekach nazywano także czasami modlitwą): a) Należy uświadomić sobie sytuację pożądaną - co dość dobrze określa pojęciowo system Huna (*16,17) b) Należy ocenić, czy to co jest pożądane jest zgodne z zamiarami "duchów przyszłości" (*18,19) c) Należy przemyśleć i uświadomić sobie przeszkody wewnętrzne, które uniemożliwiają "podążanie" poprzez działania własne w kierunku sytuacji pożądanej (*19). Być może wymaga to osobnego omówienia. Potrzebę tą zaznaczę poprzez wyrażenie mojego przekonania iż niezbędnym warunekiem "uzyskania łaski" jest dokonanie wstępnej pracy myślowej proponowanej przez dcxr Stone (*1). Dr Stone to postać z powieści Ph,Dicka dlatego jego metodę, jak mi się wydaje warto omówić szczegółowo osobno. 8. Dlaczego objawienia zdarzają się rzadko Na wstępie niniejszego tekstu, wśród "zagadek wszechczasów" wymieniłem permanentne zdziwienie nas wszystkich. Dlaczego Pan Bóg, skoro istnieje, nie ingeruje cząściej w losy naszej coraz to okrutniejszej historii ludzkości! Sądzę że Kapuściński (*20) ma rację. Ludzkośc wychodzi już na prostą! Natomiast, jak wspomniałem już na wstępie dla zborności wywodu niezwykła, lub p o z o r n a rzadkość naocznych interwencji "nadistot" wymaga komentarza. Jest to ciekawy, intrygujący i szeroki temat któremu chcę poświęcić w przyszłości więcej uwagi. Zborność niniejszego wywodu wymaga jednak udzielenia wstępnej odpowiedzi. 9. Vast active intelligence system c.d. po Ph.Dick'u Valis jak sądzę na pewno istnieje, gdyż bez tej koncepcji nie sposób jest wyjaśnić dlaczego Pan Bóg nie chce się objawiać na tyle przekonywująco, aby było to dla nas bezsporne! Ma zapewne rację Philip Dick że ten Pan Bóg o którym jest mowa w Polsce, a być może na całej tutejszej planecie ma charakter "deus abconditus". Ważne jest aby wyjaśnić co to oznacza. Zacytuję więc kilka fragmentów z w/w powieści pt. "Valis": "Jeżeli dopuści się możliwość istnienia istoty boskiej, nie można jej odmówić zdolności do samoujawniania. Bez wątpienia każda istota zasługująca na miano boskiej, musiałaby taką zdolność posiadać..." "Prawdziwe pytanie tak jak ja to widzę - nie brzmi: Dlaczego są objawienia? Tylko : Dlaczego jest ich tak mało? Kluczową koncepcją. mogącą dać odpowiedź na pytanie, jest idea deus absconditus, Boga ukrytego , utajonego albo nieznanego.Jeśli Bóg istnieje, to musi to być deus absconditus tzn. objawiającego się poprzez - rzadkie teofanie bo inaczej... nie byłoby go wcale!..." "Ten ostatni pogląd byłby bardziej logiczny, gdyby nie teofanie, niezależnie od ich rzadkości. Wystarczy j e d n a a b s o l u t n i e u d o k u m e n t o w a n a t e o f a n i a i ten drugi pogląd jest obalony" "Spinoza wysuwał przypuszczenie, że cały wszechświat może być jedną wielką teofanią...!" "Każda teofania, o której usłyszymy, może być fałszerstwem, ponieważ wszystko może być fałszerstwem, od znaczków, przez skamieniałości, po czarne dziury w kosmosie..." Tyle mówią cytaty.Dlaczego jednak w tym bardzo praktycznym tekście , musimy zastanowić się nad koncepcją tzw. "Vast Active Intelligent System"? Otóż po uważnym, kilkakrotnym przestudiowaniu tej jednej z najważniejszych powieści wszechczasów (*1) doszedłem do wniosku iż jej wymowa jest następująca: Inteligencja nadrzędna (czytaj: "wszechmogący Pan Bóg") celowo posługuje się przy pomocy "vast active inteligence system", czyli jest "deus absconditus" (czytaj: "Bogiem a la Philipe Dick'owska "Zebra") gdyż nie jest możliwy postęp, rozwój technologii, utrzymanie przy życiu miliardów istnień ludzkich (co jest z kolei potrzebne dla osiągania ważnych, trudnych celów) bez "siania niepewności". Niepewność co do tzw. istnienia Pana Boga (co jest nieco przestarzałą dychotonią !!!) (*23) jest potrzebna aby napędzać postęp, tak samo jak potrzebna jest systematyczna odmienność osobowości, powiedzmy pomiędzy osobami urodzonymi o różnych porach roku (pod różnymi znakami Zodiaku), jak i też odmienność różnych ideologii oraz pewnej odmienności myślenia kobiety i mężczyzny. Niepewność co do istnienia Boga, czyli chwilowy niknący już (niestety*23) podział na tzw, "wierzących" i "niewierzących" jest najbardziej nadrzędnym mechanizmem wytwarzającym różnorodnością myślenia ludzi, czyli najbardziej trwałym systemem zabezpieczającym to aby żaden wredny system typu Hitler, Stalin, nie przetrwał zbyt długo. Owa niepewność, co do Boga, jest ważna dla rozwoju i postępu naszej cywilizacji , mimo iż owa niepewność czasami jest sprzeczna z potrzebami i celami pojedynczych osób. Niepewność nie oznacza jednak przeszkody. Kto chce i wie jak - to może nawiązywać łączność na falach Bohma i otrzymywać pomoc. Podsumowanie Dla naszego przyszłegi samopoczucia w czasach gdy dokonują się "gwałtowne, ważne przemiany" (*10) ważne będzie aby rozpatrzyć w następnych felietonach: (a) "metodę anamnezy" dotyczącą naszych poprzednich wcieleń; "rozwidlonych wcieleń" czyli ścieżki "podobnowodu"(*14) (b) "metodę na nieśmiertelność" dotyczącą naszych przyszłych wcieleń o czym jest mowa w przypisie (*5). Niezależnie od celowości i potrzeby rozwinięcia wielu wątków, które uwypukla spis treści podrozdziałów, sądzę że warto w pewnym miejscu przedstawiać ideę "pewnej specjalnej galerii obrazów". Chodzi tu nam o galerię kopii obrazów, o których wiadomo, że czynią łaski. Przeglądanie takich obrazów w formie albumu na swoim biurku, na ekranie komputera, nie wywołuje żadnych specjalnych efektów co nie oznacza że jest zupełnie bezcelowe. Z powyższego wywodu wynika bowiem, że "efekty specjalne" można uzyskać poprzez odwiedzenie tych miejsc, gdzie usytuowano "obrazy które czynią łaski". Sądzę więc, że uzysadniony jest nasz pomysł, aby w obrębie wydzielonej witryny internetowej gromadzić takie wizerunki. Próbujemy realizować poprzez "podwitrynę": http://salve.slam.katowice.pl/Tilma.htm Piśmiennictwo i przypisy Philip K.Dick: Valis. Wydawnictwo: "Zysk i S-ka" Poznań 1997 (wyd.II). Marii Jibu: Magic without magic meaning of quantum brain dynamics. The Journal of Mind und Behavior, Nas 2-3 Pages 205-228. ISSNo271-0137, Streszczenia dostępne pod: http://kramer.ume.maine.edu/~ jmb/jmb78.html Michał Bułhakow: (z przedmową A. Drawicza) Mistrz i Małgorzata. Zakład Narodowy im. Ossolińskich. Wrocław, 1990. Ireneusz Kania (tłumacz i autor przedmowy): Tybetańska Księga Umarłych. Oficyna Literacka. Kraków, 1991 [ przypis] :Zbyszek na stronie : http://www.softel.gda.pl/~ zbyszek/buddyzm/krążenie.htm poświęconej TKU pisze: "Odrodzenie zatem nie jest przeniesieniem duszy - lub jej składnika... z jednego ciała do drugiego. Raczej jest to tak, że strumień procesów w jednym życiu warunkuje strumień procesów w następnym. A zatem czyny i tendencje umysłu w jednym życiu determinują naturę c z y j e j ś ś w i a d o m o ś c i, a także okoliczności w których ktoś się odradza..." Andrzej Buller: Sztuczny mózg - to już nie fantazje. Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa, 1998. David Z. Albert: Alternatywna mechanika kwantowa. Teoria Bohma, ignorowana ponad 40 lat jest wyzwaniem dla probabilistycznego subiektywnego obrazu rzeczywistości, wynikającej ze standardowego sformułowania mechaniki kwantowej. Swiat Nauki, 1994,34. Andrzej Brodziak: Dwa testy na magiczne myślenie - Czy Cardano dowiedział się o liczbach zespolonych od przybyszów z zaświatów czyli jak polecieć na Księżyc. Nieznany Swiat, 1994, nr 2, s. 10-11. Andrzej Brodziak:"Working configuration space"; "Super-beings from other worlds or multi-sheeted time space or as results of" working configuration space", "The holy spirit and the God existing periodically". Listy i odpowiedzi wysłane do "omega mailing list"; dostępne obecnie pod: http://salve.slam.katowice.pl/PhoenixA.htm. Andrzej Brodziak: "Rewolucje, odkrycia naukowe a objawienia religijne czyli o związkach audycji nadawanej ze Słońca z audycjami nadawanymi przez ludzi". Rozdział II.2 książki "Nadchodzi Sztorm Słoneczny". Dom Wydawniczo-Księgarski KOS s.c., Katowice 1998. Andrzej Brodziak: " Zwyczaje naturalne Majów, Mormonów i ludzi którzy uformują "nową Ziemię" (Terra forming people) - czyli o rozwoju wierzeń religijnych jako próbach dalekosiężnej prognozy". Rozdział II.3. w książce "Nadchodzi Sztorm Słoneczny", Dom Wydawniczo-Księgarski KOS s.c., Katowice,1998. Andrzej Brodziak: Implanty kosmity najwyższego.Rozdział II.1. w książce "Nadchodzi Sztorm Słoneczny". Dom Wydawniczo-Księgarski KOS s.c., Katowice,1998. Andrzej Brodziak, Damian Kaszuba: Sinusoida mnemotechniczny rysunek ułatwiający pracę każdego lekarza. Wiadomości Lekarskie (przesłano do druku). [ przypis] :Philip K. Dick: Fragment powieści wymienionej pod *1 ze str. 245: 48 O NASZEJ NATURZE... jesteśmy zwojami pamięci ... nosicielami DNA... zapisaliśmy i zmagazynowaliśmy tysiące lat doświadczeń... (system) ma jedno uszkodzenie: zablokowaną pamięć... "Zbawienie" przez gnozę, a właściwie anamnezę (odblokowanie pamięci), chociaż posiada indywidualne znaczenie, dla każdego z nas (skok jakościowy w percepcji, tożsamości poznawaniu, rozumieniu, doświadczeniu świata i samego siebie włącznie z nieśmiertelnością) ma daleko większe znaczenie dla systemu jako całości, ponieważ ta pamięć to bezcenne dane niezbędne dla jego funkcjonowania. System zatem jest w trakcie samonaprawy, która obejmuje odbudowę naszego podobnowodu przez zmiany w czasie linearnym i nielinearnym, jak również stałe sygnalizowanie do nas, żeby pobudzić nasze zablokowane banki pamięci i odzyskać to, co się w nich kryje. Zewnętrzuna informacja czyli gnosis składa się zatem z instrukcji odblokowujących, których zasadnicza treść jest w nas już zakodowana (Jak pierwszy zauważył Platon, że uczenie się jest formą przypominania"). Andrzej Brodziak: Charyzmatyczni przywódcy i uzdrowiciele a fizyka kwantowa. Miesięcznik: Tajemnice Umysłu, 1998, nr 6. Tekst dostępny także pod: http://salve.slam.katowice.pl/SPIRT.html Maqx Freedom Long: Maria Kahunów. Wydawnictwo: MEFIS (ISBN 83-85952-00-4) Koszalin 1993. Max Freedom Long: Maria Kahunów (tomy I-IV) Wydawnictwo F. Tomczak (JSBN 83-85797-22-X) Łódź,1995. Andrzej Brodziak: Sprzęt nadawczo-odbiorczy wiejskiego kościółka. Tekst dostępny pod: http://salve.slam.katowice.pl/SPIRiT.html Andrzej Brodziak: Pułapka jak się z niej wydostać. Książka dostępna pod: http.://salve.slam.katowice.pl./KSiPUL.html Andrzej Brodziak: Special water necessary for "the broadcasting on D.Bohm's nonlocal waves". Tekst dostępny pod: http://www.dejanews.com/ dla "sci physics" i "altolien. visitors przez "author" genia01 oraz pod: http://salve.slam.katowice.pl/SPIRIT.html Andrzej Brodziak: Gwiazdy i Ty, Rozdział"Posłowie. Wydawnictwo SPAR, Warszawa 1996." Kapuściński O nowej mapie świata, Gazeta Wyborcza.Dodatek "Książki" 1998, nr 11, z 10.11.1998.: Stuard Hameroff: Did consciousness cause the Cambrian Evolutionary Explosion? In: Toward a Science of Consiousness II., MIT Press, Cambridge MA 1998. Fig 5 sub title... A schematic representation of the process of superradiance in a microtubule proposed by Mari Jibu, Kurio Yasue and colleagues (*25) Tekst dostępny pod http://www.u.arizona.edu/~ hameroff/cambrian.html Robert Heinlein: Hiob- czyli komedia sprawiedliwości. Wydawnictwo Rebis, Poznań, 1991. Jibu M., Hagan S., Hameroff S.R., Pribram K.H., Yasue K.: Quantum optical coherence in cytosceletal microtubules: implications for brain function. Biosystem 32:195-209 (rysunek dostępny wg *23). [ przypis] Dlaczego? - wymaga to osobnego omówienia. Sens uroczystości pogrzebowych Andrzej Brodziak Od czasu do czasu koresponduję z prof. Januszem Sławińskim z Zakładu Radio-foto Chemii i Instytutu Elektro-chemii Uniwersytetu Poznańskiego. Ostatnio w odpowiedzi na jego e-mail wysłałem mu następujący list: "Otóż w ostatnim numerze "Nieznanego Świata" (1998/12) znajduje się artykuł niejakiej Sarachanowej (*9) prezentujący spostrzeżenia, które Pan Profesor przedstawił mi w rozmowie osobistej przed laty (chyba przed 7-miu laty). W artykule tym jest mowa o możności odnotowania "emisji promieniowania" w chwili śmierci pewnej osoby, a właściwie w przeciągu pewnego czasu po momencie śmierci. Jest tam mowa o tym iż emitowana energia jest różna dla osobników "zamordowanych" lub "osób które popełniły samobójstwo". Nie wysyłałbym jednak tego tekstu dzisiaj, gdyby nie powiązał konceptu Pana Profesora, totyczącego "pośmiertnego promieniowania" z pewną nową moją myślą,która" nawiedziła mnie" w trakcie przejeżdzania koło pewnego kościoła, który wygląda "wyjątkowo kosmicznie". Otóż chcę postawić bardzo dyskusyjną i kontrowersyjną tezę którą mogę jednak uzasadnić racjonalnie. Teza ta brzmi następująco: [ Uroczystości pogrzebowe mają sens nie tylko symboliczny. One są pomocne zarówno dla ducha osoby zmarłej. jak i dla osób uczestniczących w uroczystości pogrzebowej.] Aby przedstawić ten wywód przekonywująco trzeba by tu przepisać wiele poprzednich moich tekstów.Są one jednak stale dostępne w internecie. Dlatego wyliczę jedynie tytuły tych dokumentów, dostępnych pod http://salve.slam.katowice.pl/SPIRIT.html Dla niniejszych rozważań spośród tego zbioru ważne są felietony zatytuowane: 1. Charyzmatyczni ideolodzy i uzdrowiciele a fizyka kwantowa (*1) 2. Sprzęt nadawczo-odbiorczy wiejskiego kościółka (*2) 3. Fizyka metafizyki, czyli o obrazach które czynią łaski (*3) Zakładając, że wywód przedstawiony w powyższych tekstach jest znany mogą dokonać teraz pewnej ekstrapolacji: Otóż napisałem przed laty ,to znaczy w roku 1990 iż(*4) : "Wysłanie programu (przepisu) przez komputer główny do jednego z komputerów obwodowych, na ekranie, którego "widać" jego pracę,można uznać jako analog pewnej formy istnienia. "Wymazanie programu" w jednym z komputerów obwodowych (analog śmierci) lub nawet zniszczenia owego komputera obwodowego nie oznacza iż program ten przestał istnieć. Może on być przesłany ponownie ze źródła generującego..." "Ujmując tą myśl innymi słowy, można powiedzieć, że ponieważ istotą organizmu jest tworząca go myśl konstrukcyjna (przepis, zapis kodowy), więc zniszczenie ciała nie unicestwia układu, gdyż jego istota i tak pozostanie. Problem jest oczywiście bardziej złożony. Otóż ludzie w swej tęsknocie za nieśmiertelnością, wyrażaną często poprzez praktyki religijne, mają na myśli jak się wydaje, nie tyle przekazanie w przód "odwzorowania siebie", "swojej kopii", czy "zapisu kodowego", ile raczej chodzi im o trwanie swojej świadomości. Konieczne jest więc teraz rozpatrzenie tego aspektu problemu". Od czasu sformułowania tej tezy pojawiła się jednak możliwość uszczegółowienia tej idei. Gdzieś około roku 1994 przywrócono do łask idee Davida Bohma (*5). Jego " porządek ukryty "stał się czymś uznawanym, realnym. Można to mnemotechnicznie i poglądowo zilustrować przy pomocy rysunku nr 1. Otóż niejako ponad (albo prócz) 4-ro wymiarowej, "naszej" czasoprzestrzeni w której my żyjemy ,reprezentowanej na rysunku nr 1 obszarem poniżej "owalnej granicy"powyżej istnieje wielowymiarowa "przestrzeń konfiguracyjna". Intuicyjne, metaforycznie owa, "niemal jedynie abstrakcyjna" lecz "oddziaływującą" nadprzestrzeń można utożsamiać z "krainą idei Platonowskich" lub nawet z tzw. "niebem". W nadprzestrzeni tkwią wzorce figur geometrycznych, liczb zespolonych, idea transformaty Fouriera, a powyżej wzorce na podstawowe funkcje organizmów żywych, a także wzorzec na organizm, osobowość i duszę człowieka, dusze nadistot ,dla których być może istnieje ich istota najwyższa. W niedawnym liście do grupy dyskusyjnej dostępnym poprzez archiwum http://www.dejanews.com/sci.physics(*6) posłużyłem się następującą metaforą pomocniczą :"Geny obecne w jądrze każdej komórki naszego organizmu stanowią kanały łączności z wzorcami obecnymi w tzw. "porządku ukrytym" ("D.Bohm's implicate order"). Kontynuacja (zachodzenie) fenomenu życia wymaga stałego "kontaktu" DNA genów, wyznaczających naszą budowę i funkcję z "wzorcami na niezbędne dla życia transmutacje elementarne dla komórek żywych, które są zapewne bardziej złożone niż transformata Fouriera... Ową niezbędność permanentnego kontaktu genów zbudowanych, z kwasu DNA z tzw. "porządkiem ukrytym" można intuicyjnie pojąć poprzez prosty eksperyment myślowy o którym pisałem już wcześniej (*7,8). Polega on mianowicie na propozycji aby funkcjonując w kilku miejscach naszego miasta tomografy (zarówno te "klasyczne" jak i tzw. "rezonansowe" (NMR) "odciąć"od nierealnej, abstrakcyjnej przestrzeni liczb zespolonych transformaty Fouriera. Aparaty te oczywiście nie będą wtedy w stanie dokonać "elementarnej transformacji danych", która wymaga zastosowania "wielowymiarowej przestrzeni liczb zespolonych". Tomograf nie wygeneruje obrazu wnętrza Twojego ciała na które... być może oczekuje lekarz... Analogicznie, jeśli "odciąć" DNA jąder komórkowych od "nadprzestrzeni" życie ustanie.To odwolywanie się naszych genów do owego "porządku ukrytego" jest fenomenem nie uwzględnianym jeszcze przez wspólczesną biologię molekularną.Dlatego wlaśnie nie udalo się nikomu odtworzyć nawet najprostszej formy życia.Dlatego też nie mają żadnych szans projekty technologiczno-naukowe zmieżające do utworzenia efektywnej,tzn świadomej tzw " sztucznej inteligencji" Załóżmy teraz jednak że zachodzi sytuacja odwrotna. Nadprzestrzeń działa. Pewien człowiek jednak umiera!! Stwierdzono śmierć kliniczną, czyli stwierdzono zaprzestanie akcji serca... Stwierdzono śmierć biologiczną, a więc brak elekltrycznej czynności mózgu (zapis EEG to wtedy już jedynie "linia prosta"). Wg prof. Korotkowa (* 9) ciało zmarłego emituje wtedy jednak jeszcze jakieś "fale", jakieś "promieniowanie". Oczywiście szkoda że Wydawca nie przymusił autora do sprecyzowania"jakie to promieniowanie"? Niejako za autora i wydawcę w/w artykułu sformułuję tu swoją propozycję objaśnienia tej fazy "bar-do"(pojęcie podstawowe tzw Tybetańskiej księgi umarłych). Otóż sądzę, że DNA genów zmarłego człowieka rzeczywiście, jeszcze przez 2-3-4 dni po śmierci jest w kontakcie z odpowiadającymi im "wzorcami" tkwiącymi w nadprzestrzeni. No cóż! Teraz dopiero możemy przystąpić do rozważań zapowiedzianych w tytule felietonu. Odbywa się już pogrzeb. Na uroczystości przybyło około 200 osób Większość z nich wspomina obrazy, postać, osobowość, wypowiedzi osoby zmarłej. Mózgi osób zgromadzonych na uroczystości pogrzebowej pracują intensywnie. Zgodnie z teorią przedstawioną w wyżej wymienionych ,poprzednich moich felietonach osoby te nadają synchronicznie "na falach Bohma" pewne przesłanie. Nad zgromadzonym tłumem wytwarza się wtedy "kondensacja wspierająca pewne pole morfogenetyczne - w sensie pola Ruperta Sherdreake'a". Jak pisałem już uprzednio znany fizyk dr Matti Pittkanen z Helsinek znalazł podstawy fizycznie dla kontrowersyjnego konceptu owych "morphic fields" . Poglądowo ilujstruje to rys nr 2. Cóż to wsparcie poprzez "lokalne", krótkotrwałe pole morfogenetyczne czyni? Ano dość analogicznie do telefonu komórkowego, który wysyła SMS-kę, czyli krótką informację tekstową do centrali, którą "centrala" przesyła do nadawcy. Jak Państwo wiecie, tzn. tak jak wiedzą to wszyscy posiadacze telefonów komórkowych SMS-ka nadana w chwili gdy "centrala" jest wyłączona lub gdy telefon komórkowy odbiorcy jest wyłączony "nie dociera ale dotrze".Ściślej biorąc jest tak iż jeśli SMS-ka dotarła do "centrali" a tylko telefon komórkowy odbiorcy jest wyłączony to "centrala" będzie ponawiać próby nadawania SMS-ki aż do skutku, tzn. aż do chwili kiedy otrzyma z telefonu odbiorcy sygnał iż SMS-ka dotarła.Jest to wspólczesny,metaforyczny "model re-inkarnacji" Analogię komputerowo-telefoniczną można potraktować jako praktyczną metaforę, którą można się posłużyć jako wyjaśnienie sensu fizycznego i metafizycznego uroczystości pogrzebowych. Otóż zapewne jest tak, iż śmierć kliniczna powoduje nadanie słabego sygnału kierowanego do nadprzestrzeni. Czynność bioelektryczna serca i mózgu to fale elektromagnetyczne, a więc część naszej tutejszej cztero-wymiarowej rzeczywistości. Zaprzestanie nadawania drgań EM to słabiutki sygnał. Drugi słaby sygnał pochodzi od genów , spisanych w kodzie DNA ,które " kończą łączność z wzorcami transmutacji życia". Aby się "wedrzeć do nadprzestrzeni" i dołączyć pewne przesłanie do owych dwóch słabych, wcześniejszych sygnałów trzeba "szczególnego rodzaju nadajnika"; nadajnika , który nadaje na "falach Bohma". Jak wynika to z cytowanych już wcześniej tekstów "nadajnik" taki może utworzyć jedynie "grupa osób", która z powodu jakiejś motywacji psychologicznej zechce "synchronicznie wyobrażać sobie pewien obraz". Powstaje oczywiście pytanie " po co komu taka transmisja" nadawana po śmierci. Współcześnie można sformułować racjonalne wyjaśnienie. Jak już napisałem przed laty "ślad po życiu pewnego człowieka" ,metaforycznie mówiąc to coś takiego jak" rzeźba wykonywana żmudnie przez całe lata", lub może lepiej to coś takiego jak "doskonalony przez lata program komputerowy". Jest to niejako "produkt ważny dla kondycji mentalnej współczesnego nam kosmosu". Bądzie on niejako potrzebny przy próbie odrodzenia się tutejszej "takiej samej naszej swojskiej rzeczywistości,w której my sami zaistniejemy ponownie" . Ów ślad tkwi jednak w "stożku przeszłym czterowymiarowej czasoprzestrzeni, -czyli w zwykłej,materaialnej rzeczywistości" i nie jest powiązany z nadprzestrzenią.Jest to jedynie rezultat "uczenia się tego tu fragmentu kosmosu". Ów osobisty, wypracowany rezultat trzeba powiązać z ogólnym, bezosobowym wzorcem na organizm i osobowość człowieka tkwiącym w nadprzestrzeni. Owe powiązanie to jak SMS-ka wysłana do centrali lub jak list wysłany wcześniej do grupy dyskusyjnej, którego kopia "ląduje" jednak w zasobach centralnej kartoteki potężnej przeglądarki "dejanews".Jest bowiem różnica działać "tu i teraz" dla nas potomnych względem działań potrzebnych "aby "całość spraw" powtórzyć. Wyslany " tu i teraz" list wywarł pewien wpływ na grupę dyskusyjną, potem jednak przez lata tkwi w obszernej bazie danych "dejanews" i może być wykorzystany ponownie. Tak,zgadzam się moja dzisiejsza metafora jest wyjątkowo trudna no ale coż ! chodzi wlaśnie o sprawy najtrudniejsze.Moją metaforę trzeba przemyśleć! Od tego zależy akurat to aby wiedzieć "skąd przyszliśmy i dokąd zmirzamy". Do treści niniejszego felietonu niezależnie od zastrzeżeń fizyków i biologów zajmujących się tzw. "post-quantum physics" uwagi mogą wnieść teolodzy. Jak wiadomo doktryna chrześcijańska nie uznaje żadnej formy istnienia "naszej duszy" w przedziale czasu { od chwili śmierci do chwili zmartwychwstania, które zaistnieje u końca czasów} . Dla wielu czytelników może wydawać się to niewiarygodne. Ale owe zdziwienie wynika jedynie z niezupełnej znajomości doktryny. Zwrócił na to uwagę m.in. Frank Tipler, twórca tzw. "Zasady Antropicznej", w rozdziałach swojego niezwykłego bestsellera pt. "The Physics of immortality..." (*10). Uważne przestudiowanie "głównego zapisu doktryny (GZD) " potwierdza wniosek F. Tiplera. Każdy z nas łatwo może bowiem odszukać i sprawdzić iż przepisałem dokładnie następujące wyznaczniki doktryny: Psalm 146;4 Gdy opuszcza go duch wraca do prochu swego W tymże dniu giną wszystkie zamysły jego Księga Kaznodzieji Salomona 9 ; 5, 6 5:Wiedzą bowiem żywi, że muszą umrzeć lecz umarli nic nie wiedzą i już nie ma dla nich żadnej zapłaty, gdyż ich imię idzie w zapomnienie 6: Zarówno ich miłość jak i ich nienawiść, a także ich gorliwość dawno minęły. i nigdy już nie mają udziału w niczym z tego co się dzieje pod słońcem Uroczystości porzebowe są jednak "lansowane", "popierane", wręcz "realizowane" przez duchownych. Ich działania w takich uroczystościach są więc, tym nie mniej kierowane (tak jak widzi to "współczesna, medyczna bio-fizyka post-kwantowa) [ w-m. b-f p-q] do "ducha pewnego człowieka" ,tkwiącego już zaraz po śmierci w " strożku przeszlym tutejszej czasoprzestrzeni i potrzebuje wsparcia aby powiązać go z "wzorcem na człowieka " tkwiącym w "nadprzestrzeni". Jeśli więc mój felieton podkreślający sensowność uroczystości pogrzebowych wywołuje dysonans w zakresie doktrynalnym to nie należy się tym zbytnio przejmować. Rzeczywistość bowiem jest , a poglądy o niej będą się coraz bardziej do niej dopasowywać. Pismiennictwo (*1) Andrzej Brodziak: Charyzmatyczni ideolodzy i uzdrowiciele a fizyka kwantowa. Miesięcznik "Tajemnice umysłu", 1998, nr 6, s. 20. (*2) Andrzej Brodziak: Sprzęt nadawczo-odbiorczy wiejskiego kościółka. Tekst dostępny pod: http://salve.slam.katowice.pl/SPIRiT. html (*3) Andrzej Brodziak: Fizyka metafizyki - czyli o obrazach, które czynią łaski.Tekst dostępny -jak w p.*2 (*4) Andrzej Brodziak: Jesteś nieśmiertelny - teza i zapis dyskusji o wnioskach fizyków, biologów i lekarzy wynikających z Zasady Antropicznej. Zakład Poligraficzny, Bytom. ul.Wolności (Piłsudskiego) nr 37, 1990. (*5) Davaid Z. Albert: Alternatywna mechanika kwantowa. Teoria Bohma, ignorowana ponad 40 lat jest wyzwaniem dla probabilistycznego subiektywnego obrazu rzeczywistości, wynikającej ze standardowego sformułowania mechaniki kwantowej. Swiat Nauki, 1994, 34. (*6) Andrzej Brodziak:" Special water necessary for the broadcasting on D. Bohms's nonlocal waves". Tekst dostępny pod: http://www.dejanews.com/ dla "sci physics" i "altalien research" przez "author- genia0l" oraz pod: http://salve.slam.katowice.pl/Dejanews.htm (*7) Andrzej Brodziak: "Working configuration space", "Super-beings from other worlds or multi-sheeted time space or as results of" working configuration space", "The holy spirit and the God existing periodically". Listy i odpowiedzi wysłane do "omega mailing list"; dostępne obecnie pod: http://salve.slam.katowice.pl/PhoenixA.htm. (*8) Andrzej Brodziak: Magia bez magii - między wiarą a nowoczesną nauką. Szaman - Człowiek , zdrowie, natura, 1999 nr 1. (*9) Atta Sarachanowa: Światło duszy. Nieznany Świat, 1998, nr 12. (*10) Frank J. Tipler: The physics of immortality - Modern cosmology, God and the resurrenction of the dead. Anohor Books - Doubleday, New York, 1995. Fizyka transsubstancjacji Andrzej Brodziak Przed kilkoma tysiącami lat na Ziemię przybyły nad-istoty (#1), przedstawiciele inteligencji, która posiadła niezwykłe umiejętności "przechodzenia"; chwilowego "przebijania się" do innych równoległych wszechświatów, a także do tworzenia na skinienie ręki wirtualnych wizji (#2). Osoby te miały moc unaocznienia, nam ludziom fragmentu innego równoległego świata tak aby stawał się on dla nas chwilowo dostępny. Gdy osoby te chciały to uczynić wykonywały "pewien gest rękoma", który łatwo jest zobaczyć podczas najważniejszego momentu każdej katolickiej Mszy Świętej, kiedy to kapłan wypowiada słowa "Czyniąc to na Twoją pamiątkę..." dokonuje przemienienia "chleba i wina" w "ciało i krew". Ten sam gest wykonywała postać, która w roku 1917 ukazywała się Łucji, demonstrując jej fragmenty zaświatów (nawiasem mówiąc było to piekło) (#3). Ten sam gest wykonuje ojciec i matka nad głową swoich dzieci chcąc wzmocnić słowa swojego błogosławieństwa. Zapewne daleką pochodną tego samego gestu jest ułożenie rąk w trakcie tzw. leczenia pranicznego (#4). Sądzę, że rozwikłanie "zagadki transsubstancjacji" jest jednym z najbardziej ambitnych zadań współczesnej nauki (sic.!!). Z wyjątkiem jednej ważnej osoby o olbrzymim autorytecie (#5) nikt nie przywiązuje obecnie do zagadki tej większego znaczenia , mimo iż z drugiej strony każdej niedzieli około miliarda osób współuczestniczy (mniej więcej równoczasowo) (#6) w ceremonii transsubstancjacji. Łatwo się przekonać, że zagadki współcześnie "nikt nie tyka". Jeśli słowo "transsubstancjacja" podać jako "słowo kluczowe" na wejście niezwykle sprawnej przeglądarki " http://dejanews.com " treści wszystkich "rozmów" jakie toczą się w 50 000 internetowych grupach dyskusyjnych całego świata to "dejanews" znajduje w swoich "przepastnych czeluściach" tylko kilka wypowiedzi, w których padło słowo "transsubstancjacja"... Dwie z nich to wypowiedzi w francuskojęzycznej grupie: "fr.soc.religion", które z okazji zdymisjonowania dyrektora francuskiej elektrowni atomowej (we Francji 70% energii elektrycznej jest wytwarzana poprzez nuklearną reakcję rozpadu plutonu) z tego powodu, iż okazał się członkiem dość dużego "kościoła", który ma jednak charakter sekty (!-) (# 7,8 ). Wypowiedzi te sugerują że wiara w transsubstancjację chleba i wina ma tak samo "dziwaczny charakter" jak wiele rytuałów wprowadzanych przez różne "nowatorskie sekty". Nie podzielam zdania Mickael'a Tussier (#7) z powodów które omawiam poniżej. Trzecia wypowiedź znajdowana przez przeglądarkę "dejanews" to wyznanie osoby, która "przeszła na katolicyzm" lecz zapytuje uczestników grupy czy aby nie wiedzą co symbolizuje "transsubstencjacja (#9). Owa Joce - bonjour@ cnam.fr. domyśla się jedynie że być może rytuał ma związek z "realizacją łączności w obrębie pewnej grupy", bądź z "próbą przypomnienia sobie... czegoś". Sądzę, że "Joce" jest na dobrym tropie! Rzeczywiście chodzi tutaj o "przypomnienie sobie pewnej umiejętności którą posiadała pewna grupa"!! Być może "nie tykał" bym tego rytuału, ważnego w sensie emocjonalnym dla niespełna miliarda wyznawców doktryny katolickiej gdyby ów rytuał nie był aż tak ważny, że na pewno post-kwantowa fizyka jutra będzie musiała się do niego ustosunkować. Zauważył to także mój mistrz Frank J. Tipler (*5) o którym wielokrotnie wspominałem w wielu moich tekstach, fizyk, kosmolog, współtwórca pojęcia Zasady Antropicznej, autor książki pt. "The physics of immortality". Zacznę od jego konkluzji na ten temat, a potem przejdę dopiero do ciekawych szczegółów. Otóż Tipler twierdzi, że jeśli założyć, że przemiana "chleba i wina" w "ciało i krew" rzeczywiście zachodzi, to jedyną możliwością racjonalnego wytłumaczenia tego sobie (należę podobnie jak Tipler do osób, których nie zadowala stwierdzenie, że coś jest "tajemnicą") jest założenie iż Wszechświat ma niejako "strukturę warstwową". W takim wypadku można by założyć, że my żyjący tu i teraz ludzie jesteśmy niejako już teraz (a nie dopiero w pobliżu Punktu Omega) na II-gim poziomie implementacji i w takim razie w trakcie rytuału transsubstancjacji zachodzi "przebicie się na I-szy poziom implementacji". Właśnie "kierunki przebić" są jednym z zagadnień, które wymagają dalszych rozważań. W takich okolicznościach coś co na I-szym poziomie jest (było) ciałem i krwią, pod wpływem skutecznego "zabiegu" (działania) osoby dysponującej tak sprawną technologią iż nie jest ona odróżnialna od magii (to za A. Clarkie'm) może "wejść w skład tego tu świata"; który istnieje na II-gim poziomie implementacji! Wtedy "ciało i krew" pojawia się "tu i teraz" w postaci "chleba i wina". Wnioskowanie Tiplera być może nie jest zrozumiałe ze względu na brak "obycia" z pojęciem tzw. "poziomu implementacji". Postaram się więc pojęcie to przybliżyć gdyż chodzi o "rzeczy najważniejsze"!!! Spróbuję to uczynić poprzez kilka metafor.: Jeśli przechadzamy się po rozległym, sztucznym parku, po baśniowym świecie Disneylandu to czasami nasze bajkowe przeżywanie pobytu w świecie "Alicji z krainy czarów" może być przerwane przez "dysonans" w postaci "kiosku z coca colą". Butelka coca-coli jest wtargnięciem z I-szego poziomu implementacji świata do "bajkowego świata Disneylandu", który istnieje na wskutek działania "konstruktorów parku Disneyland" na II-gim poziomie implementacji. Tak samo butelka coca coli nie pasuj me do świata muminków Tolkiena. Jeśli patrzymy na monitor komputera, na którym przedstawiany jest pewien tekst i rysunki w postaci stron www (choćby np. ten tekst) to przez "kliknięcie" na t tzw."pasku menu" na przycisk "Widok"a potem "Żródło " przechodzimy na poziom zapisu tworzącego "ten widok" który jest sporządzony w języku html ,a dla "obrazów ruchomych" w języku programowania zwanym Java. To co oglądamy na ekranie to jest III-ci poziom implementacji względem tego co oglądamy po kliknięciu na "Widok-Żródło" , kiedy to ukazuje się nam II-gi poziom implementacji, tzn. poziom zapisu w językach HTML i Java. Są to tzw. "języki" wyższego poziomu, które przez komputer są "tłumaczone" na kod maszynowy, czyli kod najniższego , I-wszego poziomu implementacji. Tyle metafory? Powstaje jednak zasadnicze dla każdego z nas pytanie. Jesteśmy pewnym, złożonym tworem! Mamy świadomość tzn to wrażenie że jestem, żyję i nazywam się Stanisław Kowalski. Ale czy to co odczuwam jest fenomenem powstającym na I-szym czy II-gim, a nawet III-cim "poziomie implementacji"? Ciągle przytaczając raczej konkluzje moich przemyśleń, a nie ich wywód, który musiałby być bardziej rozwlekły sformułuję tutaj niejako na początek kilka tez, które będzie można uzasadnić lub które będzie można próbować obalić. Tezy te są następujące: "Jeśli doktryna katolicka jest prawdziwa to oznacza to iż jesteśmy tworami uformowanymi na II-gim lub III-cim poziomie implementacji". Innymi słowy, "jeśli transsubstancjacja zachodzi to jesteśmy tworami z wyższych poziomów implementacji".Do takiej konkluzji dochodzi F.Tippler. Jeśli jesteśmy istotami z II-giego lub III-ciego poziomu implementacji to oznaczałoby, iż jesteśmy postaciami wirtualnymi powołanymi do istnienia niejako wewnątrz pewnego ogromnego układu przetwarzającego.Mówiąc prościej, bylibyśmy niejako tworami w umyśle Boga. Nie jest to nowy koncept filozofizny. Kołacze się on już w trudniejszej literaturze od wieków. Frank J. Tipler twierdzi jednak jednocześnie, że nic nie wskazuje na to abyśmy byli na wyższym poziomie implementacji niż I-szy. Zachodzi jednak inna możliwość!!! Być może zachodzi "rozwarstwienie" tkanki Wszechświata na "poziomy", a przedostanie się do poprzednich , przeszłych warstw wymaga opanowania odpowiedniej technologii, której nie znamy, albo którą zapomnieliśmy, albo którą posiadamy, lecz tego po prostu sobie nie uświadamiamy. Być może jesteśmy więc na najniższym poziomie implementacji, lecz możliwe są "przeniesienia na wyższe poziomy", tam gdzie rezydują "nadistoty". Dane o "ukazaniach" choćby takie jakie przytoczyłem w rozdziale dotyczącym "Wydarzeń w Guadalupe", świadczyłyby za tym, że zachodzi możliwość "przebić z wyższego poziomu implementacji " na nasz ludzki poziom". Wydaje się możliwe, że w określonych warunkach są możliwe również transfery odwrotne, tzn. chwilowe "przebicia" na wyższy poziom implementacji. To właśnie byłoby istotą transsubstancjacji ! Sądzę, że pewne względy historyczno-polityczne sprawiły aby zapomnieć, że my ludzie posiadamy realną możliwość transsubstancjacji. Część z nas o tym wie i korzysta z tej "umiejętności", którą posiadała "pewna grupa osób", obecna na naszej planecie w przeszłości. Literatura i przypisy # 1. Przypis. Cytat ze Starego Testamentu, Pierwsza Księga Mojżeszowa: 6.1. A kiedy ludzie zaczęli rozmnażać się na ziemi i rodziły im się córki 2. Ujrzeli synowie Boży, że córki ludzkie były piękne. Wzięli więc sobie za żony te wszystkaie, które sobie upatrzyli. 3. I rzekł Pan: Nie będzie przebywał duch mój w człowieku na zawsze gdyż jest on tylko ciałem. Będzie więc życie jego trwać sto dwadzieścia lat. 4. A w owych czasach również i potem, gdy synowie Boży obcowali z córkami ludzkimi, byli na ziemi olbrzymi, których im one rodziły.To są mocarze, którzy z dawien dawna byli sławni. # 2. Przypis: Cytat ze Starego Testamentu: Księga Ezechiela 40.4 Mąż ten przemówil do mnie :Synu człowieczy,patrz twoimi oczami i słuchaj twoimi uszami!Zwróć uwagę na wszystko,co ci pokażę;gdyż sprowadzono cię tutaj,aby ci to popkazać.Zwiastuj domowi izraelskiemu wszystko co widzisz. 43.2 A oto chwała Boga izraelskiego zjawiła się od wschodu.Szum jego pzyjścia był podobny do szumu wielu wód,a ziemia jaśniała od jego chwały. 43.3 A widzenie, które miałem ,było podobne do owego widzenia,które które miałęm wówczas ,gdy przybył,aby zniszczyć miasto,i podobne do owego widzenia, które miałem na rzeką Kebar.I upadłem na twarz. # 3. Johanes Fiebag: Znaki na niebie. Rozdział:"Objawienia w Fatimie".Wydawnictwo Prokop,Warszawa,1996 # 4. Janina Sodolska-Urbańska.:Prana,prana. Nieznany Swiat,,1997 nr 10,str.28 ,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, 5. Frank J. Tipler: The physics immortality.Modern Cosmology,God and the Resurrection of the Dead. Anchor Books-Doubleday.New York, London,1995 *6. Andrzej Brodziak: Sprzęt nadawczo-odbiorczy wiejskiego kościółka. Partrz tekst rozdziału nr *7 Mickael Tussier : tussier@multimania.com[1999/01/07]; Grupa dyskusyjna:"fr.soc.religion" Tytuł listu:" Re... Sectes: Reflexions et temoignages non religieusement corrects..." *8 R.Granarolo; (rgranrolo@aol.com) [1999/01/06]; Grupa dyskusyjna: "fr.soc.religion". Tytuł listu-jak w punkcie *7 *9 Joce ; ( bonjour@ cnam.fr) , [1998/122/11];Grupa dyskusyjna:" fr.soc.religion". Tytuł listu:"V.Pajerski, Stephanie et autres reflexions..." Posłowie kierowane do twórców i naukowców Wszystko co chciałoby się powiedzieć, da się powiedzieć też krótko. Co więcej, sądzę, że zawsze to co mamy na myśli da się powiedzieć też prosto, tak aby zrozumiało to nawet małe dziecko. Jeśli tak, to podsumowując i mówiąc właśnie krótko, przesłanie niniejszej książki jest następujące: Człowiek pod koniec tego stulecia, które jest też rocznicą milenijną, człowiek po ok. 5 tyś. lat od wynalezienia pisma zaczyna rozumieć wreszcie (!?!) istotę najważniejszych fenomenów wytwarzających naturę, nasz Świat i nas samych. Wydaje się, że odczuwanie, czyli ból, przyjemność, a potem świadomość oparta jest o pewien podstawowy, słabo jeszcze poznany, ale podstawowy fenomen z zakresu fizyki kwantowej, zachodzący w cząsteczkach, a właściwie w aparacie podwójnej helisy polimeru DNA oraz w tzw. mikrotubulach, spotykanych już u bakterii oraz w każdej komórce naszego organizmu, zwłaszcza w neuronach. Przepis na pewną formę życia, określony przez sekwencję nukleotydów DNA odwołuje się do pewnych bytów, których nie da się "zobaczyć", a nawet zdefiniować przy pomocy pojęć znanych w tutejszej czterowymiarowej czasoprzestrzeni. Czterowymiarowa Einstein'owska czasoprzestrzeń nie jest ostatecznym modelem topologicznym Wszechświata. Problem topologii Wszechświat jest ściśle powiązany z konceptem wielu istniejących współcześnie wszechświatów istniejących równolegle. To czy nasz Wszechświat, co rozumiemy tutaj jako splot naszego otoczenia domowego, środowiska pracy, obrazów natury na naszej planecie, zdjęć z Kosmosu i zdjęć dostarczonych przez astronomów (także tych, którzy dysponują np. teleskopem H. Hubla) ® jest jedynym "Wszechświatem" jaki istnieje ® pozostaje niestety na razie jeszcze kwestią otwartą. Koncept wielu równolegle istniejących wszechświatów jest co prawda sprzeczny ze znaczeniem słowa 'Wszechświat', gdyż przez słowo 'Wszechświat' rozumiemy: 'wszystko to co istnieje, całość rzeczywistości', "a więc, z definicji (jak przypomniał Tipler), jeśli Bóg istnieje, On/Ona jest po prostu Wszechświatem lub jego częścią", ale koncept 'wieloświatów' musi być traktowany poważnie. Aby nie negować konkluzji wielu znaczących osób, w tym kilkunastu laureatów Nagrody Nobla z zakresu fizyki, chemii i biologii oraz kilku laureatów Medalu Fielda (Nobel dla Matematyków), którzy opowiadali się za teorią "wielu istniejących równolegle Wszechświatów", należy być wobec nich fair i wypowiedzieć tu jasno swoją opinię. Szacunek budzi zdanie - klucz, zdanie - zaklęcie wypowiedziane przez Dawida Deutscha, iż rzeczywistość wirtualna (a więc rzeczywistość alternatywna) to nie tylko wynalazek technologiczny, ale immanentna cecha natury, otaczającej nas rzeczywistości. Wydaje się, iż "rozczepienie" myślenia Niesa Bohra, von Neumana, Heisenberga, Evertta i innych, którzy mówili o "wielu istniejących równolegle wszechświatach" da się zażegnać przez przytoczenie dyskusji współczesnych fizyków, którzy znaleźli ostatnio niejako wyjście z impasu. Wydaje się, że wśród fizyków, zajmujących się zjawiskami kwantowymi, rzeczywistość trafnie opisuje David Bohm (vide: np. Świat Nauki, 1997). Według jego interpretacji fizyki kwantowej tzw. funkcja falowa to nie abstrakcyjny twór matematyczny pomocny przy opisie Wszechświata, lecz konkretna rzeczywista fala w nadprzestrzeni wyznaczająca powiązania pomiędzy częściami Wszechświata. Owe wydawałoby się ulotne, abstrakcyjne, teoretyczne dylematy fizyków kwantowych, jak się wydaje, będą musiały być przyjęte do wiadomości ('do świadomości') przez biologów i lekarzy, gdyż w oparciu o prawa fizyki kwantowej działają DNA i mikrotubule. Elementarny, nie obliczeniowy, nie poznany jeszcze dokładnie proces z zakresu fizyki kwantowej stoi u podstaw emocji, seksu, miłości i samopoczucia. W następnych dziesięcioleciach biologia i medycyna będą musiały wchłonąć bądź zintegrować się z przesłaniem fizyki kwantowej. Bez tego nie tylko nie jest możliwe zrozumienie fenomenu odczuwania bólu, przyjemności, emocji i fenomenu świadomości, ale i także funkcjonowania DNA, a więc wyznaczania przepisu na człowieka, a tym samym istoty życia. Koncepty filozoficzne i spirytualne podkreślające cykliczność, nawrotowość, powtarzalność głównych wydarzeń, w tym naszym - załóżmy na chwilę - jedynym, unikalnym Wszechświecie; również tych osobistych, jak śmierć, ewentualna reinkarnacji, tzw. zmartwychwstanie, często potępiany, Nietsche'owski 'wieczny nawrót tego samego' ® nie powinny zwieść każdego z nas, obserwatorów tzw. 'postępu', czyli tego, co się w naszym świecie dzieje. Wyliczone wyżej koncepty nie powinny więc skłaniać do porzucenie dość często uświadamianego przez wielu z nas ważnego spostrzeżenia: iż wiele spraw podąża z jakąś przemożną siłą w pewnym określonym kierunku. Spostrzeżenie to dociera do świadomości ostatnich dwóch pokoleń. Prosta osobista obserwacja każdego z nas wykazuje wraz z rozwlekłymi, trudnymi teoriami ewolucji, że ® wszystko co dzieje się wokół wskazuje na istnienie jednak procesu rozwojowego, procesu ewolucyjnego, który prowadzi nas obecnie, w lokalnym fragmencie Wszechświata od form prostych do form bardziej złożonych. Na płaszczyźnie (fragmencie Wszechświata) 'zawężonym' już jedynie do ludzi. Obserwujemy pęd ludzkości do coraz szybszego rozwoju technologii i poznania. Rozwój gospodarczy, jak się wydaje, to tylko działalność podstawowa, niezbędna po to, aby jak najszybciej moglibyśmy polecieć ponownie na Księżyc, na Marsa, aby skolonizować tę planetę i potem polecieć ku odległym gwiazdom. Oczywiście powstaje wtedy pytanie: 'po co?'. Ów pęd ludzkości ku pewnemu celowi, do czego próbował przekonać cytowany wielokrotnie w niniejszej książce Frank Tipler, da się wyjaśnić istnieniem pewnego ważnego zadania stojącego przed ludzkością. Na cel taki można wskazać jeśli zapytać: 'Po co w wszechświecie pojawia się samo-świadomość?'. Pytanie to jest możliwe dopiero wtedy, jeśli nie mylić teorii naukowych, dotyczących odczuwania i czucia (sentience, elemental mind) z teoriami wyjaśniającymi istotę samoświadomości, czyli zdolności człowieka do uświadamiania sobie tego czym jesteśmy ® czym jestem, jaka była moja przeszłość i jaki jest mój cel. Samoświadomość (self-awarness) jest niezbędna, aby od pewnego momentu rozwoju naszego lokalnego Wszechświata wiedzieć, że trzeba 'wziąć sprawy w swoje ręce'. Ludzie, którzy sobie to uświadomili, działający już nie tylko dla swoich spraw prywatnych, nie tylko w imię swojego klanu, narodu, kraju, narodowości, lecz niejako także 'imieniu cywilizacji', mają powody ku temu, aby doświadczać satysfakcji, aby czuć się kimś wartościowym poprzez to, że realizują coś niezwykle ważnego, a mianowicie próbują pomóc procesowi przetrwania, a potem odrodzenia się nas samych i siebie samego. Wobec założenia F. Tiplera, iż Wszechświat będzie kiedyś dokonywał kolapsu, kiedy to czterowymiarowa czasoprzestrzeń będzie się zapadać ponownie do małych rozmiarów, owym celem było: a. Skolonizowanie Wszechświata, b. Opanowanie możliwości manipulowania całością czasoprzestrzeni, c. Utworzenie układu (rodzaju komputera), w którym doszłoby do emulacji (formy zmartwychwstania nas samych). Wobec niespodziewanego i nagłego znalezienia argumentów (patrz rozdział 11), przemawiających za tym, iż nasz Wszechświat jest układem otwartym, ów 'nadrzędny cel ludzkości' powinien być sformułowany nieco inaczej. Da się zakreślić nowe, post-Tiplerowskie sformułowanie celu ludzkości, jeśli spróbować powiedzieć krótko, jakie jest nowe, współczesne wyobrażenie obraz, model Wszechświata. Współcześnie wydaje się nam, że: Nasz wszechświat postrzegany tu przez nas, z naszego punktu widzenia, w czterowymiarowej czasoprzestrzeni, "najniższej warstwie implementacji", jest kolejną realizacją pewnego zamysłu. Zamysł ów, do którego w terminologii biblijnej odnoszą się wiersze: "... Na początku było Słowo ...", z punktu widzenia fizyki był 'zaprogramowaną' ('ściśle dostrojoną') wersją głównej, największej kondensacji Bose-Eisteina, czyli zapisem dokonanym w nadprzewodzącej, kwantowej plazmie pierwotnej. O ile natura fizyczna i topologiczna Wszechświata jest wieczna i rozciąga się na ponadczasoprzestrzenną przestrzeń konfiguracyjną (choćby taką jak przestrzeń Hilberta) porządek ukryty Davida Bohma), to kolejna wersja 'Słowa' jest po częsci 'strojona' przez świadomych (samo-świadomych) mieszkańców poprzedniej fazy istnienia czterowymiarowej czasoprzestrzeni. Nadrzędnym celem ludzkości jest uzyskanie takiego stopnia rozwoju poznania i technologii, aby móc uczestniczyć w sformułowaniu nowej wersji 'Słowa', według którego za pomocą 'narzędzi' tkwiących w 'porządku ukrytym' zostanie utworzona nowa wersja czterowymiarowego Wszechświata, tzn. 'Wszechświata żyjącego'. Działanie ludzi nie jest, jak się wydaje w świetle spostrzeżeń fizyków (patrz ostatnie rozdziały książki), niczym szczególnym na planie etapów rozwoju Wszechświata (patrz mój list pt.: "Super/beings from 'other worlds' or 'multi-sheeted time/space' or as results of 'working configuration space'" dostępny pod: htpp://salve.slam.katowice.pl/PheonixA.html Okazuje się bowiem, że proces ewolucyjny, co więcej nawet proces uczenia się, gdyż tak należy to nazwać, zachodzi już w pierwotnej plazmie leptonowej prapoczątków naszego Wszechświat. Uczy się i ewoluuje także wczesny Wszechświat złożony jedynie z fotonów ,elektronów, protonów, neutronów, no i jąder atomów helu. Z tych właśnie procesów "samoorganizacji i uczenia się ducha materii wyniknęło życie". Zasady tzw. "samoroganizacji materii" prowadzą do 'przejścia fazowego' w kierunku form żywych, a potem w kierunku form świadomych. Jest to jednak pozornie samoorganizacja materii, gdyż proces jest sterowany przez ducha tkwiącego, jak się współcześnie wydaje, w realnej nadprzestrzeni, czyli tzw. konfiguracyjnej wielowymiarowej przestrzeni fazowej (configuration space). Wydaje się, że proces samoorganizacji sterowany przez tzw."porządek ukryty" jest bardziej pierwotny niż WIELKI KONSTRUKTOR, DEMIURG. DEMIURG, czyli konstruktor Świata to niejako z definicji byt w rodzaju osoby obdarzonej nie tylko odczuwaniem i zamiarem, ale i samo-świadomością. Wydaje się więc, że DEMIURG może być jedynie wtórny wobec pierwotnego procesu samoorganizacji się "ducha i materii". Nie wydaje się, aby zasady "somoorganizacji się materii i ducha", z których okresowo wyłania się DEMIURG, KONSTRUKTOR LUDZI, można optymalizować ("obmyśleć lepiej"), Dlatego celna jest zapewne uwaga, którą po długiej dyskusji w Klubie Omega nad zasadami "samoorganizacji się ducha i materii" wysłowił Werhley. Spróbował on parafrazować "przesłanie tzw. Ducha Świętego" i w jego imieniu napisał: I am who I am, and I can't help it. (Jestem jaki jestem i nic na to nie poradzę). Nasze czasy, nasza epoka, w której możliwe było utrzymywanie takich dziedzin kultury jak: nauka, filozofia i religia oddzielnie, ponownie odchodzi. Nastają ponownie "nowe czasy", kiedy to niezbędna staje się umiejętność łączenia konceptów pochodzących z wszystkich tych dziedzin. Niniejsze ogólnikowe stwierdzenia są postawione bardziej szczegółowo i uzasadnione racjonalnym wywodem w poszczególnych rozdziałach niniejszej książki. Treść niniejszej książki jest także pewnym rodzajem prognozy, dotyczącej kierunków rozwoju nauki, filozofii i teologii w następnych kilkudziesięciu latach. Posłowie kierowane do osób przygnębionych, które nie widzą sensu otaczającego ich świata i siebie samego Apeluję! Proszę przeczytać punkty nr 11-15 z "Posłowia kierowanego do twórców i naukowców". Jeśli ten krótki tekst nie jest przekonywujące to konieczne jest przeczytanie ponownie rozdziału nr 6, bądź całej książki. Osoby, które chcą skoncentrować się jedynie na działach bardzo praktycznych, mogą ograniczyć się do rozdziału pt.: "O metodzie wiodącej do nadzwyczajnych uzdrowień". Autor Posłowie dla osób religijnych Jeśli zdefiniować Wszechświat jako "wszystko to co istnieje" to Bóg jest Wszechświatem albo najważniejszym jego elementem. Wszechświat zapewne nie jest prostszy od mózgu człowieka. Jeśli spojrzeć na mózg, na przekroju i wziąć jego tkanki pod mikroskop to zadziwia jego skomplikowana struktura. Aby człowiek mógł odczuwać przyjemność, widzieć, słyszeć, myśleć i mówić mózg "zbudowano" z setek różnych rodzajów komórek, a struktury anatomiczne to centra, zwoje, wiązki przeplecione w wyszukany sposób. Wszechświat i siły powodujące jego odtwarzanie się, gdyż ten miał swój początek jest zapewne jeszcze bardziej skomplikowany. Nic dziwnego więc, że mieszkańcy naszej planety doświadczają rozmaitych niepojętych oddziaływań. Niektóre uznano za nadprzyrodzone. Mam tu na myśli Guadelupe i Fatimę. Philip Dick powiada, że wystarczy jedna teofania aby raz na zawsze ukierunkować myśl filozoficzną. Dodałbym, że wystarczy jedna trafna operacja myślowa, aby wydarzenie takie wyznaczyło nowy model świata. Wydarzenia w Guadelupe i odgadnięcie przez Johanesa Fiebaga treści przepowiedni Fatimskiej, świadczą o tym , że oddziaływują na nas moce, które są tak wyszukane i złożone że mówimy o magii bądż powodach nadprzyrodzonych. Włączenie w obszar dociekań naukowych konceptu nadprzestrzeni w łączności z owymi teofaniami wyznacza kierunki myślenia religijnego na następne milenium. Jest to myśl pocieszająca , gdyż umożliwia pracę nad umiejętnością przypominania sobie danych o swoich przodkach, zapisanych w genomie człowieka oraz umiejętności przewidywania własnego wkładu w strukturę naszych potomków. Ma to związek z samopoczuciem, zdrowiem i konceptem nieśmiertelności. Kliknij aby powrócić do planszy początkowejtutaj przejść do menu szczegółowegotutaj wrócić tam skąd przyszedłeśtutaj