PIOTR CIELESZ Trzy źródła 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 4 A jednak w samym smutku jest to błogosławione pokrzepienie, którego nic nie wysłowi. ileż dni wulgarnych było mi oszczędzone, ileż obrzydzenia – dzięki temu smutkowi. Rzekł pewien poeta: ,,Z muzyki bezdźwięcznej słodycz do duszy spływa”. A ja tak myślę, że najprawdziwiej jest piękne życie, którego nie da się przeżywać. Konstandinos Kawafis przełożył Zygmunt Kubiak 5 *** dziadku josipie któryś przezimował – brrr – w sowieckich łagrach siedem tęgich zim i któryś przeżył dzięki temu żeś po trzech latach dostał pracę w kuchni daj mi trochę śniegu na moją gorączkę babciu franciszko która po obłędzie wojny tuż po stalinowskim otępieniu wymusiłaś na moim ojcu – oficerze ludowego wojska polskiego by mnie ochrzczono w pięknym kościółku na pomorzu daj mi trochę ziemi z ogródka dziadku piotrze kolejarzu wileńskich kolei któryś widział w wołkowysku w czas wojny transport żydów i któryś wówczas oniemiały nie miał siły opukać wagonów daj mi wody ze studni wołkowyskiej babciu stiepanido którą wysiedlono do turkmenii która oparłaś się głodowi i cierpieniu modląc się uparcie o powrót do swoich ikon daj mi swoją wiarę dziadku josipie babciu Franciszko dziadku piotrze babciu stiepanido 6 albrecht dürer postanawia odwiedzić wiek XX albrecht dürer niedoszły złotnik po długich namowach ulega i postanawia odwiedzić wiek XX z wielu programów podróży przedłożonych mu do wglądu – m.in. wenecja niderlandy bazylea – wybiera wędrówkę podług własnego zamysłu pragnie zobaczyć wschód być może tam – myśli jak terminator – tam gdzie nigdy mnie nie było dane mi będzie ujrzeć najłagodniejsze światło wyrusza z hardą nadzieją norymberga żegna go rozkapryszonymi mgłami w piotrogrodzie w smolnym w roku 1917 sprawiający na pierwszy rzut oka miłe wrażenie człowiek częstuje go herbatą z samowaru i poklepując po ramieniu cytuje urywki ze swojej fundamentalnej pracy pt. państwo i rewolucja nalega także by albrecht dürer wstąpił w szeregi partii komunistycznej i namalował serię portretów piotrogrodzkich robotników – „wy takoj wielikij chudożnik” dürer przez chwilę waha się zwycięża w nim jednak esteta nigdy zanadto nie ufał barwom które trysnęły na ulice piotrogrodu kilka lat później kiedy lenin umiera robi szkice do jego portretu w gałce ocznej wielkiego wodza umieszcza czarny krzyż szkice te giną w tajemniczych okolicznościach z wyziębionego pokoju hotelu „angleterre” w porze obiadu w restauracji do malarza przysiada się młody człowiek przedstawiający się jako zdecydowany zwolennik caratu i długo opowiada o tym w jaki sposób stracił wszystko i wszystkich monolog o okrucieństwach wojny domowej psuje smak koniaku ars moriendi tak tak – myśli dürer – sztukę umierania posiedli i biali i czerwoni ogród rewolucji zarósł piołun krwi 7 w bezsenne białe noce malarz zastanawia się dlaczego tu nie ma jego przyjaciela zacnego pirckheimera a także z jakich powodów nie odwiedzili go jeszcze arystoteles i marsilio ficino obydwaj zafascynowani przecież doskonałą naturą melancholii gdzież oni są – pyta dürer – dostając białej jak śnieżna zamieć gorączki rankiem mistrz z norymbergi zaczyna swą niezwykle żmudną i wyczerpującą – o czym jeszcze do końca nie wie – pracę nad poprawkami do sztychu melencolia I pierwsze trzy poprawki zajmują mu tydzień zaciśniętą pięść pozbawia wskazującego palca i kciuka w prawej zwisającej ręce umieszcza pistolet eserówki kapłan klucze wykrzywia tak wymyślnie by nie pasowały do niczego na ukraińskim stepie w roku 1933 albrecht dürer wygłodzony i zły – zaczepiany często i lżony przez enkawudzistów którzy biorą go jednak zawsze za pomyleńca i puszczają wolno kopiąc jedynie „job twoju mat’ ” w tyłek – szwęda się po wioskach nie ma w nich psa nie ma kota ni szczura są ludzie śmierć zjada śmierć brat zżera brata siostra siostrę matka dziecko ojciec matkę by dojść do siebie malarz godzinami studiuje kęs darniny kilka lat później w zidiociałej od donosów moskwie – „towariszczi nada ubit’ etowo towariszcza” – albrecht dürer śledzi z uwagą pracę sądów tuż przed egzekucją patrzy skazanym w oczy wędrują w nich czerwone krzyże dokąd idą – zadaje pytanie malarz – i jednocześnie przypomina sobie powiedzenie leonarda da vinci oko zwane oknem duszy jest główną drogą przez którą rozum może w sposób najobfitszy i najwspanialszy poznać nieskończenie mnogie dzieła natury rozum rozum – myśli poirytowany dürer – rozum został zamordowany w gmachu nkwd na placu dzierżyńskiego w pośpiechu wraca na ukrainę w nędznej chacie nad dumnym donem pożywiając się zupą z pokrzyw staje po raz drugi przed swoim sztychem – melencolia I cierpliwie czeka na ruch jego dłoni – praca nie trwa tym razem długo dziecko wbija sobie w żołądek pióro z sakiewki zsuniętej na ziemię wystaje łeb stalina zmierzch przechodzi nagle w noc 8 pod stalingradem tuż po bitwie albrecht dürer ogłuszony jeszcze artyleryjską kanonadą spotyka w polowej ziemiance effendi kapijewa laka pisarza i korespondenta wojennego który bez słowa komentarza daje mu do przeczytania list niemieckiego żołnierza paula keninga do narzeczonej w saarbrücken Dziś porządnie wypiliśmy. Życie żołnierza jest ciężkie i niebezpieczne. Jedyna pociecha to wódka. Wypiliśmy, zrobiło się wesoło, niech się dzieje co chce! Zaczęliśmy rozmawiać o swoich przodkach, starożytnych Teutonach. Robert powiedział, że Teutonowie pili krew zwyciężonych wrogów i uważali to za czyn godny męża. Powiedziałem: „A czy my jesteśmy gorsi? My też powinniśmy pić krew Rosjan. Krew wroga jest słodka i rozgrzewa ciało jak wino...”. „A ty być wypił?” – zapytał mnie Robert. „Pewnie że wypiłbym” – odpowiedziałem. Koledzy zaczęli mnie podbechtywać. Byłem pijany. Pobiegłem do szopy, wyprowadziłem na podwórze rosyjskiego jeńca, najmłodszego ze wszystkich i zadźgałem jak barana. Upadł. Podstawiłem do jego piersi kubek od manierki, napełniłem krwią i wychyliłem duszkiem. Mdliło mnie ale jakoś się przemogłem i nawet przekonałem wszystkich, że to duża przyjemność. Inni żołnierze też zaczęli wyprowadzać jeńców z szopy, zarzynali ich i pili ich krew. Takie jest to nasze życie...1 dürer drze list i oskarża kapijewa że sam napisał te przerażające słowa tłumacz pieśni kaukaskich narodów nic nie odpowiada i malarz szybko zdaje sobie sprawę z własnej śmieszności prosi o szklankę samogonu bimber pozwala mu odzyskać jednoznaczny stosunek do perspektywy rzezi kapijew nuci kaukaskie pieśni malarz zastanawia się przed zaśnięciem czy adolf hitler nie był czasem tym człowiekiem któremu onegdaj w wiedniu udzielił jednej lekcji rysunku mówiąc mu zresztą bez ogródek że nigdy nie zostanie artystą co wywołało kanonadę przekleństw u tego młodego jeszcze mężczyzny rankiem w tęgi mróz albrecht dürer znużony wraca do poprawek do melencolii I fragmenty cyrkla wyrastają z głowy dziecka młotek zamierza się na ekierkę książkę obejmują płomyki na dalekiej północy w syberyjskich łagrach fascynuje go głównie światło i perspektywa odkrywa w sobie szaloną miłość do wielkich przestrzeni ale jednocześnie w czasie kołymskiego apelu oślepia go światło i przeraża zbieżna perspektywa zbrodni przestrzeń krwi opowieści o mordach przyjmuje w mroźnym bezgłosie 1 Cyt. za: Effendi Kapijew, Notatki z frontu. Warszawa 1976. Przełożył: Ziemowit Fedecki. 9 dostaje chwilowego dziewiętnastowiecznego –jak to później sam określi – pomieszania zmysłów swoim rozmówcom nie patrzy w oczy spogląda gdzieś daleko w zakutą kajdanami tajemnicę horyzontu niemieccy komuniści są wyraźnie zawiedzeni miał przywieźć chleb – mówią – a przywiózł marzenia ciszę farby sztalugi oraz akwafortę pt. rozpacz co za człowiek co za człowiek albrecht dürer na trzy dni zamyka się w baraku nic nie je melencolia I ulega kolejnej przemianie w białkach oczu przechadzają się kolczaste krzyże wściekły pies próbuje sobie przegryźć brzuch rozdarciu ulegają błony nietoperza w auschwitz – birkenau po zwiedzeniu byłego obozu zagłady w milczeniu sięgającym niemal dna duszy mistrz długo przysłuchuje się rozmowom młodych niemców żydów i polaków prowadzonym do późnej nocy w domu pokuty podobnie jak oni – tyle że w głuchej prawie krematoryjnej ciszy – zastanawia się jak z kolczastej przeszłości pod napięciem uczynić przyszłość bez napięcia dom pokuty opuszcza boso kieruje swoje drobne kroki ku jasnej górze od czasu do czasu szkicuje szorstkie twarze polskich wieśniaków prześladowania żydów syfilis w bazylei stracenie savonaroli polowania na czarownice zarazy to wszystko wydaje mu się błahą krwią schyłku średniowiecza tak dopiero teraz na jego oczy spada kilka milionów krzyży w gdańsku na mariackiej zbywając stare miasto kilkoma machnięciami pędzla po krótkiej acz intensywnej lekturze schopenhauera przychodzi czas na trzy następne poprawki do melencolii I laurowy wieniec okala teraz kości czaszki obcęgi zaciskają się na paznokciu piła wrzyna się w udo albrecht dürer niedoszły złotnik 10 odczuwa już trudy wędrówki wraca do niemiec w więzieniu odwiedza hansa Joachima bohlmanna który w gmachu monachijskiej pinakotheki oblał kwasem siarkowym jego trzyczęściowy ołtarz przedstawiający umierającego Chrystusa i bolejącą matkę boską dwaj panowie ucinają sobie dłuższą pogawędkę bohlmann powątpiewa czy kwota 37 milionów dolarów wystarczy by doprowadzić dzieło do poprzedniego stanu dürer podziela tę opinię nie te ręce – powiada osiwiały mistrz – to nie jest kwestia pieniędzy malarz zamyka się na kilka dni w celi obok trochę narzeka że nie da się tu urządzić pracowni ponieważ jest zbyt mało światła ale – mając już coraz mniej sił – przystępuje do pracy nad ostatnimi poprawkami do sztychu gwiazdy na zawsze tracą blask kwadrat numeru cztery pęka na osiem części morze zalewa drzewa pomiędzy dwoma przylądkami albrecht dürer wycieńczony zasypia budzi się po trzech dobach sennych koszmarów w berlinie mieście o dwóch głowach czym prędzej wsiada do samolotu lufthansy odlatującego do norymbergi w swojej pracowni już uspokojony myśli o namalowaniu nowej wersji apokalipsy tak tak – szepce do siebie starzec – wszystko trzeba zacząć od nowa nazajutrz kładzie na płótnie pierwsze warstwy farby ręka drży słabnie wzrok wieczorem dürer umiera jego kosmyk włosów rozpoznaje w auschwitz–birkenau zmartwychwstały hans baldung po powrocie do niemiec uczeń wielkiego mistrza postanawia dokończyć ledwie rozpoczętą pracę nad nową apokalipsą baldung wie że nie ma zbyt wiele czasu 11 piosenka–deszczyk deszczyk wisi wisi człowiek chwilowy na szyi człowieka drugiego który patrzy na sztywny język a na końcu języka trzeci człowiek szemrze deszczyk idzie idzie człowiek raptowny z nienawiścią do człowieka drugiego który płacze swoją miłość a na końcu miłości trzeci człowiek pluszcze deszczyk zacina zacina człowiek nagły konie które tratują człowieka drugiego wyjącego cichutko na drodze a na końcu drogi trzeci człowiek mży deszczyk pada pada człowiek przelotny w objęcia człowieka drugiego który coraz mocniej zaciska ręce a na końcu rąk trzeci człowiek szumi deszczyk kropi kropi człowiek jesienny kropelką krwi człowieka drugiego który kroplę zamienia w rzekę a na końcu rzeki trzeci człowiek wyrasta jak grzyb jak grzyb jak grzyb 12 cmentarz białoruski kiełbaski kęs jabłuszka dwa rogalik biały tu i tam tam i tu i popatrz tutaj też śmietanki troszkę gruszeńka soczysta winka kubek tu i tam tam i tu na grobach cmentarza prawosławnego na wzgórzu zielonym wyniosłym nie pytaj o nic wystarczy że powiem że spotkali się tutaj kat i ofiara ale sza bo dziadek jeszcze usłyszy rozmowę o krwi nie pytaj o nic kto strzelił pierwszy kto doniósł kto wyciągnął nóż sza bo się babcia zasmuci i spadnie na nią deszcz łez lepiej milcz i patrz tu i tam tam i tu sera kawalątek chleba czarnego pajda śliwek parę i kucia jest i bliny i kołduny to taki świata zakątek gdzie umarli chcą w spokoju żyć 13 podjęcie rozmowy z jeanem delumeau2 W XVI wieku niełatwo jest dostać się nocą do Augsburga. Montaigne, goszczący wmieście w 1580 r., wpada w zachwyt na widok ślepej bramy, która dzięki dwóm strażnikom pozwala kontrolować podróżnych przybywających po zachodzie słońca. zachwyt mędrców nad strategią rzeczy wymyślnych na szczęście owe podniosłe emocje mają krótkotrwały żywot ślepe bramy nocnych rozmyślań mało jasności skrzypienie starych dociekań w augsburgu jest złudna pewność drogi prawdopodobnie dlatego montaigne usprawiedliwi się później z chwilowego zauroczenia Najpierw ukryte żelazne drzwi, które pierwszy strażnik otwiera nie wychodząc ze swojej izby położonej ponad sto kroków od tego miejsca: odciąga za pomocą łańcucha «nader długą drogą i przez moc zakrętów» również żelazny rygiel drzwi otwierają się z wysiłkiem człowiek ufny staje w skąpym promieniu światła a właściwie w gęstwinie mętnej szarości na jego pierwszą wątpliwość reaguje łańcuch ostrym dźwiękiem na słowo ciepłe przyłożona zostaje zimna obojętność żelaza zgrzyt słowa dobre i złe słowa szepczą o zmowie zakrętów i bram sto kroków bardzo mało i tak dużo Podróżny przechodzi przez okryty dachem most nad miejską fosą i dociera na placyk, gdzie podaje swoją tożsamość i adres, pod którym zamieszka w Augsburgu. które mosty łączą które dzielą które prowadzą na drugi brzeg gdzie jak się okazuje rosa czułość zieleni nuty ptaków jednakowe przejście mostu miało niewielki sens mosty które przytulają i mosty pięści które z nich są rzeczywistym przekroczeniem granicy 2 Wszystkie cytaty pochodzą z: J. Delumeau, Strach w kulturze Zachodu, przeł. A. Szymanowski, Warszawa 1987, s.7. 14 przejściem do siebie ile z nich należy przekroczyć by trafnie rozróżniać ich bynajmniej nie oczywistą tożsamość ile razy trzeba podać swoje nazwisko i adres strażnikowi by wreszcie któregoś dnia którejś nocy nie podnosząc nawet głosu powiedzieć „nie nigdy więcej koniec nie chcę nie zamieszkam tutaj nie zatrzymam się nigdzie nie zamieszkam nigdy się nie zatrzymam” Za mostem zwodzonym otwierają się wielkie drzwi, nader grube, z drewna i wzmocnione znaczną liczbą wielkich sztab z żelaza. Cudzoziemiec wchodzi przez nie do sali, gdzie jest zamknięty, sam tylko i bez światła. w ilu salach za kompana do poważnej rozmowy mając jedynie chłodny mur ile godzin trzeba przesiedzieć lub ile kroków odmierzyć od ściany do ściany by pojąć że cała dotychczasowa droga była zawiesistą omyłką spętanego wieloma ideami rozumu Ważny szczegół dopełniający to ten ciężki i jednocześnie pomysłowy mechanizm: pod salami i bramami urządzona jest wielka piwnica mogąca pomieścić pięciuset zbrojnych wraz z końmi by mogli stawić czoło wszelkiej ewentualności. samotny filozof montaigne i pięciuset zbrojnych tak jest niemal zawsze jedna myśl prosta piękna zadbana musi przejść przez wiele zimnych sal by nabrać jeszcze szlachetniejszego wyrazu musi przechytrzyć strażników trochę poudawać wariata mając jednocześnie świadomość że w każdej chwili może ją dopaść pięciuset zbrojnych 15 jedna myśl pięciuset zbrojnych tak było w roku 1580 kiedy montaigne chciał dostać się nocą do augsburga tak jest i teraz tak będzie również jutro 16 kropla za oknem leje pada deszcz we mnie mżawka wątpliwości kropelki zwątpień z nieba krople krople krople krople a wśród nich największa Twoja Panie i ustaje we mnie deszczyk zwątpienia pojawia się w sercu kropla spokoju 17 aleksander wertyński śpiewa dlaczego płaczecie na cóż ten lament opuszczona morfinistko przecież to tylko chory wertyński tak ten sam co również w szanghaju w bukareszcie w paryżu na łotwie i w czerniowcach śpiewa aleksander mikołajewicz że w stroju pierrota a za kogo wy przebraliście swoje dusze rosyjscy dandysi dlaczego uśmiechacie się ironicznie ach tak że to właśnie on zmęczony klown że w warszawie się najbardziej śmiali a w sopocie zemdlała piękna polka w półuśmiechu wertyński śpiewa że wyobraźcie sobie bez kobiet na świecie najlepiej jest żyć jeżeli świat jest o świcie nad bałtyckim morzem dlaczego chcecie zabić gaspada toż to aleksander wertyński on tylko tak na pokaz załamuje ręce to tylko taka gra za dużo chyba kokainy i ten alkohol i te łzy pamiętacie nucących białogwardzistów w odessie jego pieśni melancholię jak sznur zakładały na długie szyje bladych dam tak z blasku baronowej pozostało jedynie światło jej brylantów wertyński śpiewa śpiewa śpiewa że aż strach że aż miłość że aż nienawiść a statek „wielki książę aleksander michajłowicz” odpływa do konstantynopola dlaczego razem siedzicie przy stoliku dlaczego nie sama dlaczego nie sam jedynie z płomieniem świecy płomieniem oczu obłąkanych z cierpieniem w drogich futrach lękiem w mundurze zapiętym pod szyję przecież aleksander wertyński również na sachalinie w tęgi mróz śpiewał z samochodu odmrażał zlodowaciałe duszyczki samotne jak on 18 cicho trzaskał smutek zaśnieżonych dusz kochać kochać kochać w miłości zbyt grubo jest położona biała szminka posłuchajcie ta pieśń to lampka nieszczęśliwego szampana dlaczego wychodzicie nie warto nie ma po co tam na zewnątrz nie ma nic tutaj się jeszcze życie tli on śpiewa że to tak dobrze siedzieć i pić pić i siedzieć będziecie go słyszeć nad ranem wertyński aleksander śpiewa że to wspaniała rzecz obudzić się w samotności rodzącej jeszcze większą samotność będzie przychodził do was o świcie stawał nad zmiętą pościelą i płakał czerwonymi łzami śpiewając o waszych łzach 19 „rheinmetall” gdzie uderzyć by nie skrzywdzić prawdy gdzie uderzyć by nie ogłuszyć nadziei na którą literę postawić by wygrać z najmniejszym nawet kłamstwem które wybrać litery by wiedzieć że nie zawiodą w połowie własnego zdania jak zburzyć ten umowny wieloletni porządek by powstał dom do którego zechcą zajść na dłuższą pogawędkę przypadkowi przechodnie ludzie którzy na końcu zdania stawiają częściej pytajnik aniżeli kropkę czy wykrzyknik gdzie na którą które jak 20 atlantic przyszedł dziadek rozmawialiśmy o zgubach o tym jak ludzie gubią zapalniczki długopisy parasolki w świętym miejscu babcia zostawiła w kościele parasolkę nikt nie oddał a pamięta że wszyscy się modlili dziadek pokazuje piękny zegarek atlantic bardzo dokładny szwajcar nie taki roztrzepany jak człowiek zegarek patrzy na nas patrzy jak po nas spływa życie dobry Boże nie daj nam się zgubić 21 „litieraturnaja gazieta” kuzyn ojca posiwiały lecz chłop silny jak tur jego siostra – nastajaszczaja żeńszczina i ja ni to ni sio „litieratumaja gazieta” na niej czarny chleb kapczonka kęs kiełbasy ogórki pomidory cebula trochę ciasta umarły musi zjeść by żyć pada letni deszcz bóg z nim kuzyn ojca smuci smętną pieśń wiatr rozdmuchuje słowa płynie powoli czas czort z nim siedzimy na wzgórzu przy grobie brata kuzyna mego ojca któremu wściekły sąsiad ot tak na dobranoc poderżnął przy płocie gardło wyjąc przy tym że mu nie straszna syberia siedzimy na wyżynie wołkowyskiej na cmentarzu prawosławnym skąd przy dobrej pogodzie widać cały świat jak na zakrwawionej dłoni i trochę białorusi ustaje deszczyk białoruś odpoczywa sapie lekko a ja ni to ni sio zaczynam ją powoli nienawidzić 22 wemer herzog – nosferatu: phantom der nacht – impresja pierwsze dary słońca morze jest spokojne wyszumiało się w nocy cisza jak w teatrze na sekundę przed podniesieniem kurtyny plaża jest jasnoszara mężczyzna i kobieta idą powoli środkiem plaży jak po wielkiej miłosnej pościeli nie rozmawiają ze sobą obejmują się myślą że nikt ich nie widzi mylą się widzi ich granitowe oko życia wybija ósma krótkie pożegnanie „nie jedź nie jedź” mężczyzna wyjeżdża z miasta przed nim długa podróż w drodze zatrzymuje się kilkakrotnie oberża cyganie ognisko „czy musi pan tam jechać” zmienia konia z każdym dniem więcej pagórków później wzgórza powoli przechodzące w góry coraz bardziej kręte trakty jeździec odczuwa zmęczenie myśli że nikt go nie widzi myli się widzi go zawiłość leśnej pajęczyny wieczór kobieta stoi nad brzegiem morza bez pośpiechu nadciągają chmury pewne swoje potęgi wiatr rozwiewa długie czarne włosy kobiety fale przypominają sobie o swej mocy rosną rosną rosną kobieta zawraca w stronę wydm ma niespokojne oczy 23 zatrzymuje się zastyga myśli że nikt jej nie widzi myli się przez sekundę widzi ją mały szczur pierwsze prezenty tajemnicy góry czarna kareta jedzie wielkim wąwozem mężczyzna dojeżdża do zamku nosferatu zamek jest zniszczony mury pokryte są wrzodami księżyc oświetla chorobę przeszłości mężczyzna mówi do siebie: „panem tu w tych szarych murach powinien być pająk” północ morze jest wściekłe wiatr zwariował drobiny piasku wpadają w niebieskie oczy kobiety kobieta zaczyna biec w stronę małego cmentarza na wydmach myśli że nikt jej nie widzi myli się widzi ją maleńka śmierć przygląda się jej z rozbawieniem gęstwina krzyży już prawie nie widać kobiety prawie nie widać zlewa się z ciemnością słychać jęk wichury po północy mężczyzna przebywa w zamku nosferatu przednie wino owoce świeże mięso mięso mięso jątrzą światło ogromne świece nosferatu jest cały w czerni „brak miłości jest prawdziwą udręką” wychudły drżący lekko „mieszkańcy miasta nie potrafią zrozumieć duszy myśliwego” w ręce trzyma pajęczą sieć prawie go nie widać prawie nie widać zlewa się z ciemnością 24 słychać lękliwy głos sowy skrzypek gra muzykę dzieci nocy nie słychać już słów mężczyzny nosferatu wypija krew zdychają płomienie świec rodzą się szczurze trumny nic nie widać kilka tygodni później wytężam wzrok i widzę mężczyznę jak gna na siwym koniu przez pustynię tatarów jeździec na którego ona czeka w wielkiej miłosnej pościeli „siostro przełożona niech siostra zatrzyma czarne trumny” w nocnej koszuli mokrego lęku jeździec na którego my wszyscy czy chcemy tego czy nie czekamy z tysiącem złudzeń szamoczących się w pajęczynach wyobraźni widzę go jak gna drapiąc konia coraz dłuższymi paznokciami myśli że nikt go nie widzi myli się widzi go kobieta o czarnych jak żałobna suknia włosach leżąca cicho na białym łożu z krzykiem nabrzmiałego czerwonego łona otwartego jak brama małego piekła „zło jest w drodze” czy wy nie widzicie czy wy nie słyszycie czy wy nie czujecie a w mieście starym zmęczonym mieście tysiące białych szczurów mieszkańcy tańczą tańczą mieszkańcy piją piją mieszkańcy śpiewają ach śpiewają mieszkańcy kochają się w objęciach spazmu ile wlezie ile wyjdzie ile zostanie 25 powoli barwa ich ciał staje się jasnoszara szczury z chichotem powtarzają ludzkie zachowania ostatnia uczta przed zarazą zła śmierć przegląda się w oczach ludzi myśli: „o mój boże o mój wielki boże ileż znów będzie roboty by powstał maleńki mit” 26 w muzeum stary człowiek spaceruje po muzeum długo ogląda eksponaty zaczepia młodą dziewczynę mówi do niej: ja również jestem muzeum do mnie trzeba wchodzić w filcowych kapciach we mnie nie wolno niczego dotykać i trzeba zachować ciszę ze mnie nie wolno kraść kiedy mnie o coś zapytać nie zawsze odpowiadam dziewczyna długo przygląda się staremu człowiekowi stary człowiek prezentuje się na akwareli całkiem nieźle 27 zły sen cara car źle spał w lipcową noc rozum przewracał się z boku na bok w szarych mundurach myszy biegały oszalałe po głowie w poszukiwaniu sztabskapitana – zbawiciela złote ruble spadały na ulice petersburga jak grad lecz jurodiwi nie zwracali na nie uwagi śmiali się w zaułkach a na plecach cytowali martwe dusze w salonach oficerowie pili ukradkiem samogon piękne damy mdlały częściej niż zwykle zbyt wielu już było kochanków kończył się wiek wilki były już bardziej pewne żołnierzy car źle spał w lipcową deszczową noc przyśniła mu się matka którą w moskwie w porze obiadu pożarły szczury przyśnił mu się ojciec którego w czasie parady zadziobał orzeł przyśnił mu się brat który w ogrodzie marzył by zostać królem tajgi przyśniła mu się siostra która jak piórko powoli opadała w otchłań stepu car źle spał w lipcową deszczową czarną noc ale dopiero po kilku godzinach kiedy przyśniło mu się że do komnaty bocznym wejściem wbiegają trzy największe szczury południowych guberni że przez okno z rozwartymi dziobami wlatuje siedem kaukaskich orłów że jego łóżko zarasta wściekłą tajgą a w miejsce rąk i nóg z jego ciała wyrastają powoli małe piórka i kępki traw dopiero wówczas car zerwał się z łóżka i zaczął krzyczeć wniebogłosy a czarne morze nieba odpowiedziało mu ulewą bagnetów car źle spał 28 czarny lipcowy szatan przestał w niego wierzyć kończył się wiek wilki na północy zagryzły trzech śpiących oficerów 29 młody niemiec młody niemiec rüdiger student filozofii z köln którego w lipcu 1980 roku oprowadzałem po westerplatte doskonale znał historię walk wrześniowych w antykwariacie na gdańskim starym mieście kupił niemieckie wydanie dostojewskiego cieszył się jak dziecko i jednocześnie dziwił że w polsce tak niewiele kosztują stare książki w katedrze oliwskiej zachwyciło go brzmienie organów nie podobało mu się tylko że w czasie koncertu zbierane są pieniądze wieczorem w domu mojej siostry rozmawialiśmy o grassie gadamerze i dwudziestowiecznych dyktaturach zauważyłem wówczas że ten młody niemiec którego ojciec walczył na froncie wschodnim mówi zupełnie innym niemieckim od tego do którego zdążyłem się przyzwyczaić jego głos miał subtelną barwę mówił śpiewnie cicho i delikatnie często się przy tym łagodnie uśmiechał pomyślałem przez chwilę że znamy się od dziecka że razem we wrzeszczu kopaliśmy piłkę i chodziliśmy pod lotnisko na wagary że po prostu jesteśmy starymi przyjaciółmi którym życie dało dwa różne paszporty 30 noc na turbaczu poszli o trzeciej w nocy z flaszką albo i z dwiema we dwóch albo we trzech (diabeł w szczegółach tkwi) poszli na turbacz zachwycić się słońca wschodzeniem olśnić swoją młodość usiedli na trawie na szczycie wypili pierwszy drugi albo i trzeci łyk patrzyli słońca nie było ale nagle stało się jasno widno ach ta młodość zawsze źle usiądzie plecami do światła dobry Boże daj mi słońce albo dwa trzy daj ciepło młodym ciałom olśnij ich obdarz ich promieniem życia i zejdź na turbacz posiedź tam chwilę albo i dwie i trzy popatrz na polską ziemię 31 zabójstwo marii wisnowskiej artystki teatru rozmaitości dokonane w warszawie w połowie roku 1890 och bartenjew coś ty zrobił zupełnie się pogubiłeś w tej warszawie bartenjew w tym przeklętym mieście jak to często po dużej wódce powiadali twoi koledzy zagubiony w polskim pięknie zabiłeś kula weszła dwa centymetry od lewej piersi piersi o której tyle śniłeś przebiła serce serce o którym rozprawiałeś godzinami w zachwycie utkwiła w kręgosłupie kręgosłupie o którym napomknąłeś kiedyś że jest doskonały jak miłość cóż nie wiedziałeś jeszcze że miłość potrafi także doskonale zabijać tuż przed śmiercią powiedziała do ciebie „zabij zabij mnie a potem siebie żegnaj na zawsze” och bartenjew bartenjew czyś wówczas zapomniał że ona ciągle za dużo mówiła szczególnie zbyt wiele jak na taki mały romans przed wystrzałem mocno ją przytuliłeś lewą ręką tak samo jak przy pocałunku nie pamiętasz kiedy wskazujący palec prawej ręki nacisnął spust to zrozumiałe któż by pamiętał o takich drobnostkach w tak potężnym huku myśli 32 warszawską artystkę zabiłeś bartenjew a przecież ty największy brzydal wśród carskich adoratorów powinieneś miłować nadwiślańskie piękno a już na pewno w apartamencie urządzonym nadzwyczaj żałobnie wszak to niepospolity kontrast taki za którym powinni przepadać ludzie podobni tobie czyli nieco za dużo pijący w ostatnich miesiącach och bartenjew twój obrońca miał rację mówiąc na procesie „wszystko nie tak nie tak nie tak” to prawda nikt nie zrozumiał jeszcze do końca zawiłej mowy grobowców na cmentarzach miłości dość pospolita ciepła letnia noc dom pod numerem czternastym na ulicy nowogrodzkiej żadnych błyskawic pochodu mgieł niepokojących szelestów tajemnych kroków ani człowieka w czarnej pelerynie romantyzm nie był już w najlepszej kondycji jednym słowem nic nadzwyczajnego a ty bartenjew zabiłeś marię wisnowską warszawski wdzięk melancholii oczywiście jej kokieteria jej namiętność jej słodka przewrotność nie ty jeden poznałeś ich kruchy smak znacznie lepiej poznałeś cierpki smak zazdrości ale czy nie nazbyt rychło miłość zaczęła ci się w kieliszku mieszać z kryształowym wstrętem bartenjew bartenjew ty komet grodzieńskiego pułku huzarów lejbgwardii pochodzący z zacnej i możnej rodziny w której dziejach tylko raz popełniono nietakt samobójstwo powinieneś mieć wszak znacznie większy dystans do ziemskich spraw 33 a jednak nie potrafiłeś zapanować nad sobą cóż dopiero nad miłością to oczywiste że nie tak łatwo można zrozumieć kobietę która widziała tysiąc zjaw i powtarzała w kółko że jeszcze zdąży być w ameryce oraz plotła wieczorami o złych znakach wierząc w piętno przepowiedni ale czyż miłość to nie jest tysiąc zjaw i ciągłe marzenie o nieodkrytej ameryce och bartenjew coś ty zrobił bartenjew zabiłeś było tyle krwi z tej miłości że wyleciało ci z głowy żeby strzelić do siebie w swój huzarski łeb byłeś za młody i za głupi by zrozumieć to co wisnowska napisała w swoim pamiętniku „anioły upadają i stają się szatanami” zapomniałeś się na śmierć bartenjew nie skorzystałeś z rady carskich oficerów by się raz na zawsze pożegnać ze swoim marnym życiem co to to nie nawet najgorsi uczniowie szatana nie potrafią strzelić do siebie och bartenjew to co zrobiłeś nadaje się jedynie na wiersz wiersz zniesie wszystko 34 kunst der fuge capriccioso ja bach wirtuoz i – co tu będziemy gadać po próżnicy – genialny kompozytor – a niech tam – bóg muzyki nigdy nie przypuszczałem że to będą moje ostatnie dźwięki może nadto byłem – cha cha – pyszny no i miałem się później – ach – z pyszna malinconico dwa wylewy dwa wylewy krwi do misternej partytury mojego mózgu mózgu w którym pełno było jeszcze grubych zwojów zapasów nutowych i nowych – zapewniam że wielce intrygujących zamysłów kompozycyjnych andante requiem mojego organizmu nie byłem przygotowany na tak wysoki ton wszak nic mi nie dolegało czułem się zdrów jak stradivarius nawet struny głosowe – choć często darłem się wniebogłosy – pozostawały w jak najlepszym porządku musicie mi wierzyć na górne c con gravita teraz kiedy jestem już czystą sztuką i od czasu do czasu wsłuchuję się w podniebny szum mojej krwi przyznaję że owe dwa kontrapunkty w postaci wylewu dają mi wiele do myślenia 35 tutta la forza to było zaiste wielkie dzieło opus dei najkrótsza symfonia najwyższego z najwyższych symfonia krwi która mnie zabiła maestoso widocznie nadszedł czas dla mnie niemieckiego bożka muzyki czas wsłuchujcie się w jego niezliczone melodie powiadam wam wsłuchujcie się fine ... 36 arcypolskie co jest twarzą stanie się kreską zimną co jest ręką stanie się drżącym oderwanym ramieniem co jest mową jasną stanie się ciemną górą bełkotu co jest duchem czasu stanie się diabłem tego co skończone co jest prawdą nazywać będzie również tym imieniem wielkie kłamstwa co jest miłosnym wyznaniem ograniczy się do szamotaniny samogłosek co jest co nic nic takiego kto jest kobietą stanie się mężczyzną kto jest u władzy tego ona wyśmieje kto jest żebrakiem zostanie księciem kundli kto jest chlebem przemieni się w sól kto jest solą tego ocean zagarnie kto jest kto tego nie będzie choć będzie jadł 37 pił czytał i pisał kto nikt nikt będzie prowadził wszystkich za rękę donikąd 38 Carska historia Żołnierze carscy. Żołnierze bez krwi. Żołnierze z kości. Żołnierze z innej krwi. Żołnierze z kości z ością w gardle. Krótka droga. Krótkie dni. Długa wojna. Krótki krzyk. Długa pamięć. Długie sny. Pierwsze kłamstwa. Zbyt wielkie. Żołnierze carscy. Krótka droga. Pędzi trojka wojny. Pędzi strach z innej krwi. Spada jastrząb. Wylatują w powietrze wielkie słowa. Wylatuje w powietrze mały człowiek. Kości na stepie. Pamięć krwi. Żołnierze carscy. Żywi i martwi. Z krwi i kości. Żołnierze wielkiego kłamstwa. Żołnierze małej prawdy. Długie, koszmarne sny historii. Żołnierze carscy. Krótki krzyk. Żołnierze... 39 bonn – köln – warszawa głosy głosy polskich emigrantów w kawiarni „aktuell” w centrum bonn w „papajoe’s biersalon” w köln gdzie – biere und klaviere – słychać często swojską jazzową nutę zgiełk wartości w małych drinkach wyborna kawa capuccino głowy głowy talking heads zdziesiątkowane słowa słowa słowa coraz częściej bez znaczenia mieniące się w szampanie dekadencji słowa z ceną zgrabnie wetkniętą między zęby samogłosek słowa bez twarzy twarze twarze polskich dziewczyn polskich kobiet wiele piękna ale już ukradkiem sposobiącego się do odejścia potrzebującego coraz to nowych kosmetyków sanara – neue zeiten für ihr haar wiele piękna śniącego o pierwszej polskiej spazmatycznej miłości głosy głosy głowy głowy słowa słowa twarze twarze i jakże prawdziwy namiętny pocałunek dwóch młodych niemek przy barze i głos katedry podświetlonej wielkimi reflektorami zrównoważona mowa stuleci spokojny surowy głos dziejów głos – niemal milczenie do którego muru przytulam delikatnie polską melancholię i głos polskiej emigrantki studentki slawistyki i ekonomii nieco chrapliwy ale pasujący do jej nazbyt pretensjonalnego bońskiego mieszkania w dzielnicy holzlar zasuszona złamana róża w prezerwatywie kot chruszczow 40 podchmielone akwarele biografia polańskiego na białym stoliku „buch aktuell” i rozmowa z andrzejem szczypiorskim „ohne toleranz kann ich nicht leben” tak zakochać się można jedynie w manierycznej pustce i pewnym siebie wypucowanym chłodzie i jej głos jej rozbawiony głos kiedy czytała mi po niemiecku swoje wiersze i fragmenty dziennika „meine identifikationen als polin existiert nicht” „distanz und nur distanz und liebe neue liebe viel liebe” jej głos narzekający na ułomności polskich sylab chwalący precyzję niemczyzny i na koniec dający wreszcie trochę ciepła głos billie holiday czytałem raz jeszcze niemieckie wiersze polskiej emigrantki w mieszkaniu na krakowskim przedmieściu przez okno widać kościół św. anny zamek królewski oraz znanego poetę który do dziś nie może zrozumieć dlaczego internowanie nie spotęgowało siły jego metafor rośnie tłum demonstrujących studentów głosy głosy głowy głowy słowa słowa twarze twarze czytam raz jeszcze i zastanawiam się czy ta emigrantka wie o tym że kiedy przychodzą wiersze kończy się świat a zaczyna wszechświat w języku że wówczas poeta się rodzi ale jednocześnie umiera nie wiem nie wiem wiem jedynie że znów zaczyna się długa polska noc 41 *** wiersz o polsce jeszcze nie przyszedł czekają na niego coraz bardziej zniecierpliwieni polscy poeci polscy poeci poeci z krakowa z warszawy z wrocławia z gdańska z kozich wólek polscy poeci z getyngi z paryża z chicago kapsztadu sydney ze lwowa wilna wiersz o polsce podobno widziano go nad bałtyckim morzem na plaży w ustce pod wieczór nagi wszedł do wody i popłynął czekano do późnej nocy rozniecając małe ogniska na próżno wróciły jedynie umęczone mewy nad ranem morze wypluło odrobinę zsiniałego żalu wiersz o polsce podobno słyszano jego fragment na gdańskim starym mieście gdy nagle zgasło światło w starczych kamienicach na mariackiej usłyszany fragment brzmiał: „polska nigdy nie będzie prawdą dzień który się nigdy nie kończy zapowiada szaleńczą wieczną noc” maleńki ognik tych słów przekazywany jest z rąk do rąk czystych i brudnych polscy poeci nie śpią po nocach czekają na najprawdziwszy wiersz ryzykownie wychylają się przez okna spoglądają w niebo spodziewając się jakiegoś znaku 42 wydzwaniają nerwowo do siebie rozpytują wśród prostych ludzi łowią każde słowo które przynosi wschodni wiatr kręcą się po cmentarzach kościołach zbyt dużych gabinetach polscy poeci żaden z nich nie chce stracić tej chwili kiedy wreszcie przyjdzie najprawdziwszy wiersz o polsce każdy chce być pierwszy każdy pragnie by pod ostatnim wersem jaśniało jego nazwisko polscy poeci nie wiedzą że ten do którego przyjdą nagie czyste strofy po ich przeczytaniu zamilknie na cały wiek 43 Spis utworów *** (dziadku josipie...) albrecht dürer postanawia odwiedzić wiek XX piosenka – deszczyk cmentarz białoruski podjęcie rozmowy z jeanem delumeau kropla aleksander wertyński śpiewa „rheinmetall” atlantic „litieraturnaja gazieta” wemer herzog – nosferatu: phantom der nacht – impresja w muzeum zły sen cara młody niemiec noc na turbaczu zabójstwo marii wisnowskiej artystki teatru rozmaitości dokonane w warszawie w połowie roku 1890 kunst der fuge arcypolskie Carska historia bonn – köln – warszawa *** (wiersz o polsce...)