Bożena Barbara Budzińska NIE BYŁO BAŚNI 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 4 NOC (I) albo jak ją zjeść lubię wysysać z nocy jej niepełną ciemność kiedy czołga się przy stopach zasiada do kolacji zanim poczuję pragnienie dobrze znam tej pani najlżejsze obyczaje nasyła na mnie ciepło ubranych mężczyzn i ich lękiem nasyca magiczny fortepian nie trzeba mu pianistki za klawiaturą już siedzi może ostateczność chłodny taniec albo obojętna rejterada noc wie nie trzeba mi dźwięków i tak ustami usłyszę wezwanie pytacie co na nią mam i jak ją zwyciężę może z przebitego księżyca dobędę miecz albo z kuszy ustrzelę niezbadane gwiazdy potem ułożę się w latającej filiżance racja i tę bajkę trzeba dopiero opowiedzieć zwiedzę pustkę popijając na przystankach jej gęstość umknę przed dniem 5 NIE BYŁO BAŚNI światła baśni mają kolory szlachetnych kamieni których nie oprawiliśmy w złote suknie leżą sobie w bryłkach lodu na dnie samotnych koktajli i nie widać ich wcale już zaczął się film dobry czarodziej kładzie mnie do łóżka śmiejące się nietoperze cieni odpędza pałeczką ciebie nie spostrzegł w zielonookiej pidżamie spływasz pod moskitierę rąk czuję chłodne palce parzą mi policzki wiem masz w piersi ranę wyjęłam ci kamyk biały udawał serce i myślał sobie nabierze się na to rozespana królewna a rano pytać będą skąd krew na poduszce przecież raz tylko spletliśmy ręce 6 EPIKA 1990 ogolony i pachnący pięknie płynie Tristan ponad polami łubinu czyta światową gazetę i nie wie że z Izoldy palca grabarz litościwy zdjął zielony pierścień nie lubi głogu wiecznie młody podróżnik i jak twierdzi całkiem bez zasad gardzi poezją bo całą tę historię można spisać na serwetce przy pieczeni ocierając usta od poranka przemknął pół świata sącząc aperitif a ona w trumnie dla babci – nie przewiduje się dziś grzebać młodych pań – płacze w siwą koronkę poduszki aż kir się uśmiecha matko nie dałaś na tę drogę białej chusteczki w motyle tylko lakierki ciasne będę się potykała o chmurki taka zasmarkana bo przecież już nikt nie umiera naprawdę 7 DZIESIĄTA BIBLIOTEKA przychodzi taka godzina kiedy ma się tylko siebie niepotrzebne pokoje zarastają książkami przybłąkały się jakieś nie czytane i chore latem książki fikają koziołki poszarzałe okładki wchłaniają orgazm much teraz są nawet bardziej interesujące trzeba po nich umyć ręce wypić kieliszek wódki i na wszelki wypadek zadzwonić do biblioteki oczywiście mamy egzemplarz nikt jeszcze nie wypożyczył możemy odłożyć jeśli potrzeba niech pan tylko zdąży przed śmiercią autora potem ludzie się rzucą czarna ramka to odpowiednia reklama teraz już wiesz czarna godzina nastąpi i nie będziesz miał nawet siebie 8 * * * upij się Kolombino twoja suknia karnawału nie dotrwa spójrz nawet teraz kładzie się chętnie do szafy suknia z obcasami wijąc się na tobie śni rozbierz się Kolombino nikt nie czeka pod balkonem w języku cudzym ani własnym nie śpiewa ballady-zaklęcia tak ono otworzyłoby ci park przewodniczko zaśnij już Kolombino w szlafroku skóry ukołysana do zabawy niczego nie poczujesz kiedy przyjdą cię zabrać a na strychu znów będziesz sobą 9 CZYTANIE MISTRZA tak naprawdę nie ma dojrzałej miłości zostaniesz szczeniakiem do ostatniego uderzenia serca będziesz czekał skomląc u jej progu aż zapomnisz imię swoje zawsze będzie pierwszy raz i zawsze jej Julia 10 * * * nie przychodź na moją ulicę tu czarodzieje zatrzymują świt gaszą latarnie a na drzewach wieszają czarne psy uwięzili nade mną chmurę żeby zawsze padał deszcz gorący jak śnieg z bajki nie przychodź na moją ulicę bo obcy muszą przypływać gondolą narysuję ci rzekę i most abyś mi przysłał list przez zmyślnego kota w czapce i w kagańcu nie przychodź pod mój dom pilnują go ludzie przebrani za szczury kalekie schody bez ostatnich stopni tańczą a poręcz od ręki odpada z płaczem przepaści nie przychodź na moją ulicę i tak cię nie zastanę pod drzwiami 11 * * * nie myśl tylko jak to robią inni wiersz to nie pieczenie chleba ani instrukcja jak dupczyć ciocię Marysię najlepiej nawet nie patrz na okładki i spisy treści mów sobie zamieszkałem w sklepie papierniczym wśród czystych kartek zbłądził tu przypadkiem słownik dziwnej polszczyzny mój nowy sublokator pewnego dnia go pojmę i nie przetłumaczę na wasze zaproszę tylko na czytanie haseł zdań może przywidzeń że jednak napisałem ten wiersz 12 * * * a ty Mała będziesz pisać wiersze kiedy ludy skrzykną się na szalony maraton murów rozdartych będziesz pisać w bólu brzucha głodnego palców i ust potem może potem w nagrodę święci nie poskąpią swych niewinnych pieszczot którego chciałabyś pyta Nienazwany ukrzyżowanego spalonego rozdartego końmi a ty tylko kręcisz głową i kartkę odkładasz zawsze gotowa usiąść i pomarzyć pocałować okładkę wyboru męskich kłamstw albo wytrzeć do czysta stół na martwe rozdanie pokera z Panem Bogiem 13 * * * Czarna Julia nie dostąpi łaski odpoczynku w podziemiach katedry o tym życiu nie ma jeszcze legendy wyczesze ją z nocy palcami kiedy przez okna ogrodu szary i bezpieczny odbiera ci sen jest w każdym źdźble trawy którą zdeptałeś w pijanym łyku powietrza cieniem w twoim cieniu i zawsze wesoła zwodzi dotyk któremu tak wierzysz w środku nocy zasłoni kartkę książki roześmiana i sam na sam będziesz z niespełnioną muzyką 14 * * * może warto urodzić się dla jednego wiersza nauczyć się dziesięciu języków i tylko w jednym pożegnać Sodomę zdychać ogniście na peronie nie lepiej skończyć w fabryce parówek powiedział bóg ominą cię kłopoty może tylko w niebie majstrują karnawałowe lampy wspomnień szkoda zabrakło dla mnie maski i lustra a kiedy stałem nagi nikt nie uwierzył w ciało rozebrałem się więc dokładniej do samego końca wiary z wszystkich bogów i nastrojów zdjąłem amulet bronił mnie przed apostołami pamiętam ostrzeżenie gdy ich będzie dwunastu umrzesz z nadmiaru słowa albo złych wieści kto popadł w zwyczajną przemianę marzeń z tytana stał się rzeźbiarzem posadzek są jeszcze lepsze zawody śmieje się urzędnik co deszcze zsyła malowanie kartofli to dopiero coś 15 NOC (II) czasem goszczę noce które krzyczą dzikie ptaszyska świecące dziobami próżne to stwory suną jedna po drugiej zbrojne w uliczne latarnie zimą podają sobie ręce przez wiotki cień dnia mówią śpij zaraz nadejdzie moja następczyni o już cię woła do łóżka siadają mi na poduszce anielice o granatowych twarzach a każda zna inną grę na nosie 16 * * * ciszej czemu pan taki niecierpliwy inni też czekają za chwilę ktoś wyjdzie i powie czy należymy do tej powieści będziemy losować strony i wątki partnerów i domy drżącymi palcami otwierać a w książce skreślać zdania proszę nie mówić ludziom o czym tu rozmawiamy każdego wieczora tylko poranne kłótnie dozwolono na bazar od południa obowiązują zasłony ucieleśnione wielokropki niech pan czeka spokojnie może nas przesuną do innej historii zawiążą supełek na szaliku i dopiero wiosną zerwą bezpieczniki 17 *** piłem paliłem i rzygałem z wami oto testamentu nowy amalgamat ani odkrycie ani potwierdzenie myśli w słowach brodzenia bez obawy coś po mnie pozostanie kibel z trzeszczącą podłogą książki wrogów i przyjaciół z półek potrzebnych na lokum słodkim filiżankom zsypane jak śliwki wiele jeszcze chce wiedzieć czas czujny spadkobierca spisz mi to wszystko na szklance powiada i przyspiesza i powiada znam twój przystanek masz jeszcze ważny bilet 18 MARTWA NATURA Z OGNIEM W RĘKU Januszowi Wójcikowi miało być tyle życia a tu niemi artyści przy kolacji i bal a nikt nie tańczy i zamek bez duchów zza murów ktoś czyta romans ogłuchłej pianistce i ja go słyszę i wierzę miało być tyle poezji zostały puste kartki rachunki za przejście ulicą hotel dla słów i znowu oczekiwanie że za rok będzie głośniej 19 * * * twoi posłańcy przestali przychodzić obuci w słone rękawiczki nie czuję ich kopnięć na języku ukłuć na wargach i nie wiadomo który z nich ostatni spoliczkował mnie deszczem zaśmiał się kulejącym tramwajem a który nie wpadł w pułapkę spojrzenia mają u ciebie długi przedwcześnie opłaceni i wytarci słońcem pełni obcych twarzy czy założyłeś już album na ślinę spójrz jak systematycznie kalają chodniki po mojej stronie twoi posłańcy nie dzwonią do drzwi wypełzają tylko z biurka wyrzygać stare wiersze 20 NOC (III) zimowa czasem obrzęknie boleśnie i pękanie udaje drwi niczym pasożyt w zbyt ciasnej sukni żył biegnie do serca poduszki kanałem jelit bębni przemianą o szyby i ani kropli wiatru nie zsyła na pociechę a za oknami mróz urządza wielką stypę po wszystkich nowo narodzonych przekłuwa okna na wskroś obwaruj się mocno szepce zamknij wszystkie szuflady może już tam się czają na twoje palce i cóż mi zostaje w takim oblężeniu godziny przechodzą niczym wieże zbłąkane z innej wojny nie życzę im powodzenia nawet gdy groźnie trzeszczą między pierwszą a drugą 21 NIE MAM IMIENIA ALE TO NIE SZKODZI nigdym niczego bardziej nie cenił ja Allan Edgar ja Simone chwilami ja Paul ja Artur – nie król lecz ów morze uspokajający odczytaniem nigdym niczego lepiej nie rozumiał od tej zamkniętej muszli którą położyłeś zamiast siebie na poduszce łoża ukryte w trumnie pod głową trupa jakby go można było gramatyki dotknięć wyuczyć choć do boskiego archiwum zdał już życia całość i nie musi poprawiać przed nami nigdym niczego sprawniej nie dobywał jak noży twoich słów tu się nie zatnie zwodzona sprężyna mostu kiedy bezbronny nadchodzi list list i liść jedność bezimiennego drzewa 22 MODLITWA nie pragnę Twego światła dobrze mi po ciemku zawsze ktoś przyjdzie i szepnie dotykiem nie chcę Twego słowa lepkiego od ognia jak bat wolę szybkie oddechy spóźnionych mężczyzn nie potrzebuję Twej miłości na klęczniku poddania niech przyniosą mi miecz starego mistrza gry w srebrne nienawidzę Twej łaski miękkich paluszków nad głową rozpalonych pamięcią 23 * * * ludzie zacierają twoje ślady pracowicie palą portrety i listy które nie umieją uciekać tylko krzyczą napisem na stemplu niedługo zmienią ci adres numer telefonu dadzą pierwszą lepszą kobietę na całe popołudnie żeby i tobie ktoś zostawił ślady we włosach dotknięcie policzka muszę je sobie zapisać od nowa odcisnąć nagrzać pamięć jak metal niech pije wodę z sykiem i nie da się zabić w pierwszej lepszej opowieści niech trwają wszystkie zmysły siódme ósme i dziesiąte których nie nazwano niech wdycham twój obraz wciąż nowy muskany słowami 24 NOWA HISTORIA FILMOWA ta pani przyjechała znikąd podobno na rudym rowerze coś pan to nie mógł być koń poczulibyśmy smrodek trwa spór czy zdjęła kapelusz i płaszcz zawiesiła u chmurki kolorowych wymion w każdym razie deszcz padał całą minutę a w sąsiedztwie sprzedano wszystkie parasole kiedy wreszcie spełniła nudne obowiązki paru mężczyzn wyraziło ochotę jedni publicznie inni cichcem jak to oni ale pani odeszła z perpetuum amore pod pachą tylko deszcz sporządniał przybywa codziennie w porze obiadowej niektórzy powiadają ona mogłaby zmienić ten porządek modlą się piszą listy nawet telefonują do nieba 25 * * * ileż to czasu ludzie marnują na życie przechadzki spanie i jedzenie a ambitni jeszcze próbują je opisać nazwać i zrozumieć sędziowie orzekli na wokandzie pozostało tysiąc ważniejszych spraw czas otworzyć nieprzejrzyste parawany słów wieloznaczne wieka po starych czekoladkach tylko zdanie wciąż nie chce się splątać i wygasa taki znicz co szuka swego pomnika a znajduje zeschły liść ono może i wie jakie jego tajemnice w doskonałym mordzie zabija uliczne odgłosy w życiu poza życiem postawi ci dom poza domem jako dowód wdzięczności za wypowiedzenie 26 * * * moim wierszom potrzeba wyraźnej tożsamości imienia i nazwiska adresu nawet skrytki pocztowej są bardziej ode mnie wymagające lubią ciepło noszą tylko modne kostiumy i lekkie pantofelki biorę kartki do ręki a one piszczą jak lalki albo pieski dopiero sześciotygodniowe właścicielkę nam znajdź mówią osamotnione jakże im tłumaczyć żółknięcie papieru kwaśny zapach zapomnianych notatek które dyktował pan z wielkiej łaski a potem przestał i zasnął na niebieskiej warcie ale kiedyś się ocknie opuści urnę księżyca i ześle nie ogień zarazę czy strachy raczej szalonego mistyka żeby wreszcie mnie nazwał 27 KOMIKS POETYCKI zamknięty na niepewny spust magicznego świata w zamku z róż śpi malinowy książę a świecą mu zielone znicze do sali snu wchodzi się po kobiercach schodów cicho cichutko budzić tu nie wolno dla dalekiej królowej zaklętego serca przeciągasz się książę wśród kadzideł na rzeźbionym katafalku w zielonych koronkach trumny śni ci się powieść twej chłodnej samotności chciałbyś powstać z oczekiwania wydać rozkaz słowom wsiadajcie do powozu cóż nikt słów nie zaprzęga i odstąpiła opium rzeka prawy dopływ księżyca 28 SONETY PETRARKI może cię wcale nie było tylko w czas zarazy wstałaś z porannego lęku napisać cię chciałem gładko nie dotknąć i pocałunkiem nawet nie bluźnić doskonałej formie tak się skończyłaś bezsennie i słowa zostały słowami 29 ROZMOWY PRZED SNEM przed snem ludzie kupują następny dzień u bogów żarliwie grzebią się w bebechach swoich bliskich spowiadają ich z bycia tak oczyszczeni z wszelkiej życzliwości liczą do poduszki monety godzin worek zamyka się na mrugnięcie pierwszej fazy lotu niech się zakręci wymarzony film o pijanych ptakach przed snem pytam mego prokuratora anioła komu mnie sprzeda i moje zasługi kolana na które nie padam czoło którym nie biję 30 NOC (IV) fałszywa kiedyś Bóg pomylił się w grze i nastała fałszywa noc ptaki powiedziały to zaćmienie wiary psy zaśmiały się ukradkiem a człowiek zagrał na tamburynie drzewa i kwiaty słuchały piosenki rzeka tańczyła od brzegu do brzegu wzywając deszcz doprawdy działo się więcej niż trzeba jednej nocy a potem wysłano kulawych rycerzy na ratunek nie wiedzieli zatrzymać czy poruszyć Ziemię szukać czy gubić gadżety jedni oddali męskość inni rozliczne talenty majątki strwonili zgodnie z boską strategią a konie czekały skoro świt porzucili papierowe zbroje i rozeszli się do domów jeść ostygłe kolacje Bóg zapewnia że wrócą 31 BEZLUDNE BIBLIOTEKI (II) w bezludnych bibliotekach też nie płynie Lete klasyczna ale i Berenika miała serce nim je wynaleziono przy stoliku obok usiadły Fedra i Antygona uwolnione z losu szepcą pójdź skąd się nie powraca pij coraz bielszy opar w bezludnych bibliotekach na stołach leżą ostre noże książki przywykły do tej sytuacji zlizują krew ofiar ocierając się stronami następny sen o tobie 32 OCHOTA NA CHWILĘ CISZY to bywa tak wschodzący bogowie porozumiewają się w ciszy plączą spadające nici i wcale nie wiedzą że to nas dotyczy bo nici są bezbarwne jak ampułki ze słowami wstrzykiwane przez rozpacz i kiedy powietrze dźwięczy strasząc noc kosmicznym karambolem czasem uda się przepędzić sny wtedy bierzemy berła i każde stanie brzmi pewnością tronu a nasze purpurowe płaszcze topnieją w nieobecne błękity 33 * * * jeśliś po mnie pozostał cieniu niedbały uczesz się ogarnij trochę zimno tu na ścianie i czemu chodzisz taki rozchełstany narzekasz że wiaty uschły opadając autobusom na czerwony nos zasłonięte numery zagrają ze mną w oczko będę zgadywał dokąd wiedzie przegrana droga bram tyle lęgnie się na stosie żałobnych odpadków tylko na takie odejście mnie stać jeśliś ty po mnie na nowo wbity w ścianę wzrokiem obcych ludzi jeśliś gotowy utoczyć trochę godzin nie chodźmy razem po wino beznadziejni jak ukrzyżowany sekret złamane słowo 34 DZIWNE MIEJSCOWOŚCI (I) wszystkie miasta od dawna zajęte od Troi po Macondo nie trzeba zdobywać otwartych bram zgodnie podzieliły się królami tylko pożyczają sobie bohaterów tych zawsze mało mówi Izabela abdykuje na ten dzień żeby zaklinać deszcz inaczej nie uchodzi a proszą mnie jeszcze o to i owo na rogach zwiędłych ulic panoszą się domy do wynajęcia założę tu kwaterę moim duchom imię zdejmę i włożę do szkatułki a deszcz zawrócę do nieba wirażem rogatki na wstecznym biegu kropli 35 POROZUMIENIE zapalanie księżyca bez ciebie niemożliwe w ciemności ostatnie zdjęcie śmieje się gamami koncertu na przekleństwa właśnie dają ci wyróżnienie nim sztuczny świt podzieli świat na moje i twoje królestwo pod stołem przebiegną gnomy oparzone herbatą zbuntowana nie ostygła w nocy przygrywał jej głuchy pianista więzień taśmy a ty szeptałeś sufler do pustej widowni zachłyśnięci autorzy umilkli oddali nam głos a ty wysiadłeś na następnym przystanku winy spluwając zgrabnie i lekko samym milczeniem bez kolorowych samogłosek witamin naszej mowy 36 MODLITWA (II) o Matko Boska oszalałych na peronie moja litania ma tylko jeden cel chcę dowiedzieć się czy tam tkwię zasłuchany w niemy megafon wiem i tak nie odpowiesz od początku grałaś czynami i nie masz własnego nieba o Matko Boska pogodzonych otwórz twój sklep abym i ja kupił wino które się nie przemieni 37 * * * zmiana mężczyzny nastąpiła przedwczoraj sąsiedzi spostrzegli samochód nowy i nie warczy kogo dziś obchodzą pocałunki ważne że numer butów zgadza się ze śladami na niebie wzrost mniej więcej kolor łysiny i plaży teczka parę innych szczegółów połknęła je pamięć chroniczna pigułka od maga z ulicy dotyków jutro nastąpi nowa odsłona zmiana mężczyzny 38 * * * wiadomo puszki były dwie Epimeteusz umknął swoją otworzyć bez kobiety paluszków sprytniejszych od burzy na drodze nagłego z przeciwnej strony wędrowca i potem nikt więcej herosa nie widział ale ludzie nie doceniają pamięci zbóż śpiewu dna rzeki kiedy tonący przeklina jej płodną przestrzeń zupełnego przyjęcia to dlatego mówiła babcia trupy wypływają źle spełniony sakrament ty musisz być lepsza bez obawy nie będzie pierwszego namaszczenia trzeba by mi było najpierw powiesić się na wiklinie wypłynąć i znaleźć u ciebie tę drugą puszkę 39 UPAŁ 3 LIPCA 1994 R. woda źródlana najczystszy z alkoholi idealny narkotyk czyni ludzi równymi a potem czarodziej przemienia ją w krew i odchody o tym ostatnim cudzie milczą święte księgi i może jeszcze o paru innych 40 * * * a kiedy bóg odetnie kolejny kupon twoich akcji i powie płać podatek od wyobraźni obrotów znowu wyciągniesz metalowy ołówek i przebijesz chmurę bladą jak papier a w banku nieba wezmą tę kartkę zaginiony samolot płonącą przezroczystym ogniem zejdą się ludzie przezorni obojętnością codzienną i będą ścierać twoje słowa wielkimi gumkami o smaku wędzonego mięsa krasnoludków z ostatniego tragicznego chóru jak się obronisz może zasłonisz wiersz płaszczem z odprutą podszewką milczenia albo z odwrotu nieskończoności zaśpiewasz chór na trzy twoje twarze 41 STARZY POECI niech mi pani uwierzy oni są fantastyczni na przykład pan Janusz albo Wacek i ten który pod pseudonimem robi te rzeczy a niektóre potem szukają nie tatusia skądże co pani tak zaraz zwyczajnie adresu albo numeru telefonu i wie pani tęsknią nie tylko kobiety serwetki w kawiarniach próchnieją sztucznym tulipanom podobno ubywa kolorów jak światła wieczorem pijane kelnerki zaklinają się damskim basem że stoliki przyciągają kurz taki biały od darcia kartek kto wie może widziały zmęczonego Homera starym poetom uciekają muzy mówią dość radźcie sobie sami świat nie zna tylu podniet nam trzeba zwodzić młodych kulawych jednym notesem podpartych o pusty kieliszek trzeba go napełnić złudzeniami osadem nieskończoności słowem zaopatrzyć na starość 42 * * * gdyby pan bóg był drukarzem a jego chochliki rządziły snem napisałbym księgę odpoczynku nie kazano by jej iść tropem ponurych oraczy przekleństw piekarzy co chleb łaskawy wymawiają piosence a bóg w każdej kromce ukryłby słowa w wodzie dźwięki co beze mnie zaczynają wiersz zawsze się spóźniam na to nabożeństwo na ołtarzu maszyna doskonała nie działa rzecze pijany kapłan śrubki przegrzały się w służbie słowa to dopiero ofiara trudno założymy tu sklep kosmetyki o zapachu świeżutkiej gazety wyjmuje wstydliwie z torby heretyk sprzedawca 43 * * * marnotrawne drzewa powracają iskrami kominków w codzienne roślinne Zaduszki skrzypieniem krzeseł kiedy czyta wiersz pulsujący jak świeża krew w nogach stołu kto to czyta kto z zielonych robaczków ma tyle sił przekrzyczeć pomnik drze stalowy i liście trzeszczą gdy książka upada skąd skąd tu się wzięła i nie można jej otworzyć okładki twardo zaciśnięte musisz nas jak korę tym winnym drzewom winnym że musisz nożem spiąć prawdę i wtedy powróci głos drzew który jest w tobie stalowy stalowy stalowy 44 DODAWANIE zawsze było moją słabą stroną osiem godzin wieczora i wczesnej nocy tropicielki tematów palenie fotografii wydzielam je sobie powoli po jednej twarzy do jednej kolacji najpierw pracowicie wycieram gumką błyszczący atłas policzków stare listy miękną jak jabłka coraz trudniej je rozdać złośliwym duszkom rozstań takie oddechy z dedykacją albo lody z łezką szeleszczą papierowe wstążki butelki wyschłych perfum niepokoją szczęśliwe kobiety jeden zapach mają na całe życie a ty nie umiesz go wybrać nikomu mimo wszystko odkryłaś lepszy własny człowiek niż bóg jednego wiersza 45 MILCZĄCE PANTEONY wieczorem kiedy śpią już bogowie i słońca kryją w kieszeniach świat pracuje dla ciebie sztucznym śpiewem kawiarni nawet liście inaczej opadają na płaszcz chodnika i słyszysz taniec i widzisz rozstępuje się głos w jednostajny gwizd skraca brzmienie już nikt o nic nie prosi tramwaj nie wierzy że chcesz wsiąść podejrzliwie rozpina drzwi wagon podmiejskiego pociągu cień – detektyw nareszcie zgubiony klnie może w bramie i pyta o ciebie jakieś inne cienie piwiarnie też drzemią z okiem wpółotwartym na wejście ktoś tu ucisza skomlący wiersz przecina nić powieści i tak ich krzyk Pana nie przywoła 46 NOC (V) miejska zbudowała mi miasto na kołdrze bogaty i czysty ratusz czuwa nad nim i zegary mieszkańcy też niewidzialni śpiewają co się jutro wydarzy czasu mają niewiele choć wszyscy studiowali astronomię a na dodatek zwiedzili tę czy tamtą gwiazdę łatwy im na to sposób podsunęło życie odbić się od szyby kiedy gaszę światło kręcić się przez chwilę i ruszyć prosto na Mleczną Drogę po powrocie nie dojdą w którym zamknąłem się śnie będą pukać do wszystkich drzwi a ja się przeciągnę obrócę na lewy bok i pomyślę to tylko bije serce 47