IRENEUSZ BIAŁEK REPORTAŻ PAIGE, NIE PEJCZ Z fajnym psem chodzić chciałby każdy Ja w ogóle nie chciałem mieć psa - opowiada Paweł, trzydziestolatek, pracownik Uniwersytetu Warszawskiego. - Ale mój kolega Grzegorz pojechał do Stanów i zauważył, że tam wielu niewidomych używa psów przewodników. On też postanowił spróbować. Znalazł dwie szkoły, które szkolą psy nie tylko dla Amerykanów. Napisał do jednej z nich: Leader Dogs for the Blind w Rochester, niedaleko Detroit. Pojechał tam i dostał psa. Kiedy wrócił do Polski, dzwonił do mnie trzy razy w tygodniu i przekonywał: "Paweł, ty też musisz mieć psa". A ja mówiłem mu, że nie chcę mieć psa - bo nie potrzebuję kłopotu; bo pies to tylko utrudnienie; bo mój kumpel Janek mawiał: "Nie miał niewidomy kłopotu, wziął sobie psa przewodnika".Janek bardzo przestrzegał mnie przed psem. A Grzesiek ciągle dzwonił i namawiał: - Paweł, ty jesteś człowiekiem aktywnym, dużo się poruszasz. Naprawdę musisz mieć tego psa i dopiero zobaczysz, jak inne jest życie.Ja go cały czas pytałem: - Jakie jest to inne życie.- Chodzisz jak burza, jesteś niezależny, nie potrzebujesz laski... - Grzegorz wyliczał zalety.- Jak to nie potrzebujesz laski, przecież w Polsce oficjalnie głosi się, że nawet jak masz psa przewodnika, to laskę musisz mieć. Że pies to tylko uzupełnienie!- Ależ skąd!I tak go słuchałem, aż w końcu doszedłem do wniosku, że ostatecznie mogę mieć psa. Jak się nie sprawdzi, to będę miał psa domowego. Nagrałem wideo z próbką mojego chodzenia z laską, zebrałem niezbędną dokumentację i wysłałem Amerykanom.INie za darmo, za pochwałyPo kilku tygodniach byłem już w Rochester, w stanie Michigan, 50 mil od Detroit - opowiada Paweł. - Przez 26 dni przestawiałem się z chodzenia z laską na chodzenie z psem przewodnikiem.Oni od razu każą odłożyć laskę. Dla mnie to było bardzo trudne. Jeszcze nie ma się psa, a już trzeba chodzić bez laski. To, co jest ważne przy psie, i zresztą na początku było dla mnie nie do zaakceptowania, to tzw. Foot work, czyli praca stopami. Pies zatrzymuje się na krawędzi krawężnika, ale to jego przednie łapy są na krawędzi, a niewidomy musi sobie to znaleźć stopami. Mnie to tak wkurzało i myślałem: "Cholera, jak ślepy po dziurawych schodach". W trzecim dniu przyprowadzili mi Paige. Przede wszystkim nie podobało mi się to imię. Pomyślałem sobie, jak przyjadę do Polski i powiem, że mam psa, który ma na imię Paige, to przecież nikt nie usłyszy, że to jest Paige (imię dziewczyny), tylko wszyscy będą słyszeć, że to jest Pejcz. I będzie: "a pejcza ma, pejcza".Ale poszliśmy na pierwszą rundkę. Do przejścia mieliśmy cztery ulice, czyli osiem krawężników, i mój pies nie zatrzymał się na żadnym! Załamka totalna. Trenerzy patrzyli i też byli zdegustowani. Jak wróciłem do szkoły, przyszedł do mnie szef szkolenia i powiedział: "Paweł, I have a new dog for you" (Paweł, mam dla ciebie nowego psa).Poszliśmy do ogródka treningowego i tam już czekał żółty labrador, u nas nazywają je biszkoptowymi. Pies się szalenie ucieszył, jak mu założyłem uprząż. Ruszyliśmy. Jak on chodził! Jak burza! Świetnie zatrzymywał się na krawężnikach. Właściwie byłem zdecydowany go wziąć, ale kiedy wróciłem do pokoju, Paige wyła. Ja jej nigdy - wcześniej ani później - nie słyszałem tak wyjącej. Żal mi się tego psa zrobiło i postanowiłem go nie zmieniać. To był taki głupi emocjonalny odruch, to znaczy teraz wiem, że nie głupi, bo ona jest świetnym psem, ale wtedy i przez kilka tygodni później myślałem sobie: "Co ja najlepszego zrobiłem. Przez to, że mi szkoda było psa, straciłem szansę na lepszego przewodnika". I tak już z nią zostałem, ale jak przyjechaliśmy do Polski, to zaczął się koszmar.Paige nie potrafiła nic robić. Wielkie miasto przytłoczyło ją zupełnie, mimo że była z kategorii bigcity dog, czyli psów wielkomiejskich. Ich nie powinno przerażać nic - ani duży hałas, ani tłum ludzi. Ale kiedy wyprowadziłem ją w Warszawie na Świętokrzyską, Marszałkowską, to pies zgłupiał, usiadł i zrobił kupę na chodniku. W Stanach nas uczyli, że jak psu przydarzy się taki incydent, to należy posprzątać. No więc ja wyciągam torebkę, a ludzie:- Panie, zostaw pan to gówno!- Ale jak mam zostawić, przecież leży na środku chodnika?- O, Jezu! To se każdy ominie.- No, nie każdy, bo ja nie ominę, więc to tylko takie gadanie.No i była sensacja, bo niewidomy sprzątał po swoim psie. Ale Paige pracować dalej nie chciała, więc napisałem list do moich trenerów i zapytałem, co mam robić. Oni mi odpisali: A jak często ją chwalisz?- W ogóle jej nie chwalę, bo nie ma ją za co chwalić.- Przecież mówiliśmy ci, że mało jest na tym świecie istot, które robią coś bezinteresownie. Psy też nie pracują za darmo, psy pracują za pochwały. Jeżeli ty swojego psa nie chwalisz, to on nie będzie pracował.- Ale za co mam ją chwalić?- Chwal ją za cokolwiek, jeżeli zrobi trzy kroki naprzód po komendzie: prosto, to już ją chwal.Mnie się to w głowie nie mieściło, ale przyszła Wielkanoc i ja, będąc na fali przeżyć religijnych, postanowiłem zmienić moje relacje z Paige. Rzeczywiście, zacząłem ją chwalić za byle drobiazg. Za wszystko, co jej się udało zrobić dobrze, była wychwalana pod niebiosa. Po dwóch tygodniach osiągnęła poprzedni stan, a po miesiącu już była tak rewelacyjna, że zacząłem oficjalnie głosić, że pies przewodnik jest najlepszym narzędziem rehabilitacyjnym.IDo kościoła wchodził nie będzieKłopoty z psem się skończyły, ale za to zaczęły z ludźmi. Któregoś dnia wybrałem się z koleżanką do kościoła, do jezuitów. Spóźniłem się trochę na mszę, akurat było "chwała na wysokości Bogu". Usiedliśmy na ławce, a ksiądz zamiast "módlmy się", mówi: - Proszę wyjść z tym psem!Koleżanka z końca kościoła: - Proszę księdza, ale to jest pies przewodnik!- Proszę z nim wyjść!A ja po tych wszystkich kłopotach z psem jakoś nie potrafiłem walczyć o swoje - w tył zwrot i wyszedłem. Zadzwoniłem później do proboszcza, chcąc załatwić sprawę negocjacyjnie, i mówię:- Proszę księdza, zdarzyła się przykra historia, jestem niewidomy i chodzę do tego kościoła już kilka lat.- A tak, wiem, wiem...- No właśnie, teraz mam psa przewodnika.- To cieszę się, gratuluję.- Ale, niestety, tak się zdarzyło, że ksiądz wyprosił mnie z kościoła w czasie mszy.- Ojej, musiał nie zauważyć, że pan jest niewidomy.- No właśnie, tak myślałem, że nie zauważył, dlatego dzwonię do księdza proboszcza, bo ja już teraz zawsze będę przychodził z psem.- Zaraz, jak to z psem?- No właśnie o to chodzi, że mnie z psem wyprosił!- A nie, to słusznie zrobił!- No ale to jest pies przewodnik. Trudno, żebym go gdzieś zostawiał, jak chcę iść na mszę, przecież on mnie prowadzi.- No, nie, proszę pana. Pies do kościoła wchodził nie będzie!- To jak ksiądz to sobie wyobraża?- Proszę przywiązać psa i czekać, aż ktoś z wiernych pana wprowadzi.- W takim przypadku to ani się na tego wiernego nie doczekam, a nawet gdyby, to psa po mszy nie znajdę!- Źle pan ocenia naszych parafian!- No dobrze, ale jak prawo kanoniczne to definiuje? Może by mi ksiądz powiedział, skąd się bierze taka postawa?- Na tak sformułowane zagadnienia nie będę odpowiadał. Na to pytanie proszę sobie odpowiedzieć samemu!Rzucił słuchawkę. Mówię o tym, będąc zaangażowanym członkiem Kościoła, wiedząc, że to jest mój Kościół. Bo uważam, że pewne rzeczy są jednak przejawem wąskiego myślenia.Ale opowiem też inny przykład. Jak poszedłem z psem do dominikanów, to powiedzieli: "O! Masz psa przewodnika, to super, może byś z nim do pierwszej ławki poszedł, to ci będzie łatwiej do komunii chodzić". A jak im opowiedziałem, co mnie spotkało u jezuitów, to usłyszałem: "No cóż, trzeba się modlić za naszych braci jezuitów".IWyga agresorTeraz, po roku, ten pies jest dla mnie kimś tak bliskim, no właśnie, nawet mówię kimś, że nie potrafię tego nazwać. Wiem, jak wielką niezależność mi daje i jak dobrze mi się z nim funkcjonuje. Miałem takie zdarzenie, dzięki któremu zrozumiałem, jak ważny jest dla mnie i jak bardzo jestem do niego przywiązany.Szedłem do tramwaju z Paige i nagle słyszę, że biegnie jakiś pies. Paige cała zesztywniała i niemal w sekundzie psy zwarły się ze sobą. Mój pies wył straszliwie. Nie wiedziałem, co mam robić. Przez głowę przelatywały mi różne myśli, ale byłem cały sparaliżowany. A właściciel tamtego, jak się później okazało stufforda, stał na trawniku i wołał: "Wyga, do nogi! Do nogi...".W szkole nas uczyli, że są dwie zasady postępowania w takich sytuacjach:1. Jeżeli psy walczą ze sobą, to nie próbuj ich rozdzielić rękami, bo możesz stracić rękę;2. Jeśli czujesz, że walka się przedłuża, a twój pies przegrywa, to zostaw go i odejdź, bo w przeciwnym razie to ty możesz być następną ofiarą.Tak jak potrafiłem zrealizować tę pierwszą zasadę, tak już nie umiałem zrealizować drugiej. Pomyślałem: "O Boże, mój pies za chwilę nie będzie żył". Na szczęście nadbiegli ludzie i nawet pofatygował się właściciel agresora. Trzech facetów zrywało tego psa z mojego, a właściciel musiał się na nim położyć, żeby go powstrzymać. W końcu udało się go jakoś uspokoić, ja odszedłem na bok, oglądam Paige, a ludzie mówią: "Nic jej się nie stało, niech się pan nie boi". I rzeczywiście, nic się jej nie stało. Na szczęście ten pies chwycił ją akurat tam, gdzie przebiega metalowy pasek od obroży, więc nie udało się mu tego przegryźć. Miała tylko mokry, ośliniony kark. Odetchnąłem, a Paige od razu skoczyła na mnie z radości, zadowolona, machając ogonem. Ja to zaraz czuję, bo tłucze mnie po nogach.Jechałem wtedy do mojej siostry, która leżała w szpitalu ze swoim miesięcznym synkiem. Gdy już tam dotarłem, rozpłakałem się. Nie sądziłem, że takie reakcje mogą jeszcze u mnie wystąpić, a jednak okazało się, że pies jest taki ważny, taki cenny...IRajstopy pod palcamiSą też wesołe sytuacje i... jest ich więcej. Kiedyś moje koleżanki w pracy zaczęły rozpieszczać Paige. Później wychodzę na zewnątrz i nagle pies się zatrzymuje. Myślę: "O, przeszkoda". Próbowałem to ominąć i wydałem komendę w prawo - pies nic, to w lewo - też nic. Postanowiłem więc sprawdzić, położyłem jej rękę na grzbiecie i jadę po karku, po głowie, po pysku i nagle ląduję na kolanach u jakiejś panienki. Speszony, jak tylko poczułem te rajstopy pod palcami, mówię: "Ojej, przepraszam bardzo", a ona na to: "Ależ nic nie szkodzi, nie martw się". Ale ja byłem tak speszony, że natychmiast zabrałem psa i uciekłem, a dopiero potem pomyślałem sobie: "Jaki ja głupi jestem, była okazja kogoś poznać, a ja dałem nogę".Z komendami po angielsku też jest śmiesznie, ale nie chciałem go przestawiać na polski, bo się bałem, że oduczy się angielskiego, a nie nauczy polskiego. Potem przekonałem się zresztą, że to nawet lepiej, że pies jest wyszkolony po angielsku, bo ludzie zachowują się czasami zupełnie nie- odpowiedzialnie. Na przystanku wydają komendy typu: "Piesek siad, siad piesek, siad!", i dziwią się, dlaczego nie reaguje, a dopiero potem dowiadują się, że jest szkolony po angielsku.Zdarza się, że przychodzę na przystanek i mówię coś tam do psa w stylu: "Good dog, good Paige. Sit!, down!". (Dobry pies, dobra Paige. Siad!, waruj!). A ktoś podchodzi i mówi: "This is 175. Would you like to get in? (To jest 175. Czy chce pan do niego wsiąść?). A ja odpowiadam: "Nie, czekam na 192".INa początku pies jest gorszy niż laskaBadania psychologów amerykańskich pokazują, że osoby niepełnosprawne z psami są o wiele lepiej postrzegane społecznie i ja sprawdzam na sobie, że tak jest naprawdę. Tłumaczę to tym, że laska sama w sobie jest czymś negatywnym, nikt nie chciałby z nią chodzić, a z takim fajnym psem to przecież każdy.Na początku pies jest gorszy niż laska, jak niewidomy nie zna trasy. Kiedy jednak przejdzie już jakąś drogę trzy razy, to pies ją zapamiętuje. Amerykanie zresztą mówią, że z laską zna się dokładnie teren, po którym trzeba chodzić. Z psem natomiast nie wie się nic, poza tym, że idzie się bezpiecznie. W ciągu tych kilkunastu miesięcy, kiedy poruszam się z psem, na palcach jednej ręki mogę policzyć, w co wszedłem i o co się uderzyłem. Nigdy nie był temu winien pies, bo zawsze były to przeszkody na wysokości mojej głowy, których pies nie mógł zauważyć. Kiedy chodziłem z laską, nie było właściwie dnia, żebym się w coś nie wpakował. Po prostu twierdzę, że chodzenie z psem to jakby przeniesienie się w nową rzeczywistość i zupełnie sobie nie wyobrażam, jakby w tej chwili wyglądało moje życie bez Paige...PS Autor reportażu po spotkaniu z Pawłem i Paige zwrócił się z prośbą o psa przewodnika do amerykańskiej szkoły Leader Dogs for the Blind. Od trzech tygodni jest już szczęśliwym właścicielem czarnego labradora Izaaka. * Ireneusz Białek od dziewięciu lat zajmuje się dziennikarstwem radiowym. Jego audycja "Paige" zdobyła główną nagrodę w konkursie stypendialnym dla młodych twórców im. Jacka Stwory na ogólnopolskim Seminarium Reportażu Radiowego Kazimierz 2000Wartość jednego psa przewodnika ze szkoły Leader Dogs for the Blind to ok. 20 tys. dolarów. Miesięcznie szkoła wydaje kilkunastu przewodników. Psy są przekazywane niewidomym, którzy przejdą skomplikowaną procedurę wstępną. Wszyscy chętni powinni wykazać się dobrym zdrowiem, aktywnością i samodzielnością. Finansowanie tego przedsięwzięcia jest możliwe dzięki ofiarności sponsorów.O psa przewodnika można się także starać w Polsce. Wszelkich informacji na ten temat powinny udzielić okręgowe oddziały Polskiego Związku Niewidomych.