Jaroszyński Piotr "Etyka dramat życia moralnego" PRZEDMOWA Zdrowie moralne każdego z nas jest nie mniej ważne niż zdrowie biologiczne, a może ważniejsze., gdyż w wymiarach nawet doczesnych warunkuje przetrwanie i-rozwój narodu.A nasz polski naród został przez obie okupacje bardziej zdewastowany i osłabiony w ostatnich pięćdziesięciu .latach niż w stu trzydziestu .latach rozbioru i niewoli. Dewastacja i rea.lne zagrożenia dla życia narodu płynęły z wie.lu stron:od stronv zewnętrznej w postaci zatru\V'ania środowiska - ziemi, -.lasów , wody i powietrza, a także przez p.lanowaną niszczycle.lska eksp.loatację zasobów i bogactw natura.lnych, w gospodarce. Od strony wewnętrznej - poprzez propagandę kłamst\\ć'a niemal we wszystkich dziedzinach kultury, poprzez wprowadzenie tzw. moralności socjalistycznej opartej też na kłamstwie i klasowej nienawiści, poprzez wyrzucanie ze szkół i publikacji elementów religii i chrześcijańskiej moralności. Skutki tego wszystkiego stały się aż nadto widoczne - jakże groźne! dla każdego z nas i całego społeczeństwa.Jeś.li de\\ć'astację środowiska i gospodarki można będzie usunąć dzięki zastosowaniu względnie łatwych środków technicznvch i skutecznych gospodarczych refor.m, to rno-. ra.lne skażenie społeczeństwa wymaga trudniejszych i bardziej długotrwałych środków naprawy, sięgających do pogłe , bionego i zreflektowanego poznania i - nade wszystko - dużego moralnego wvsiłku. Łatwo jest bowiem zniszczyć- dobre obyczaje i ład moralny, a bardzo trudno jest je 5 odbudować. Odbudowa bowiem wymaga i trudnej wiedzy, i osobistego, a nawet zbiorowego wysiłku, zwłaszcza gdy chodzi o wady społeczne i moralne takie jak: nieposzanowanie cudzej własności, pijaństwo, narkomania, rozwody, masowe zabójstwa bezbronnych, nawet jeszcze nie narodzonych...Najpierw jednak trzeba się wyzwolić z rozpowszechnionego zakłamania jako owocu wieloletniej indoktrynacji i na nowo, współcześnie, rozważyć i pogłębić trwałe zasady etyki, które wyrosły z praktyki wielowiekowego doświadczenia ludzkości, a były fonnułowane od dawna -jak sięga ludzka pamięć historyczna i przekazy religii.Naród nasz jUŻ przed tysiącem lat, u progu swego państwowego życia, przyjął, wraz z religią chrzeŚCijańską, moralnoŚĆ ogólnoludzką. Myśliciele starożytnej Grecji i Rzymu i później chrześcijańskiej Europy , w tym szczególnie Tomasz z Akwinu, konstruowali, redagowali i uzasadniali teorię ludzkiego i tym samym moralnego działania. Teoria ta stała się klasyczną etyką, mającą swe źródła w kulturze biblijnej i filozoficznej myśli Antyku. I właśnie tę teorię moralnego postępowania mamy tu - w tej książce - zaprezentowaną w niezwykle udanym, czytelnym, przemyślanym, jasnym i zarazem zwięzłym przedstawieniu, dokonanym przez Piotra Jaroszyńskiego, młodego profesora filozofii K UL.Autor, wzorem myślicieli antycznych i średniowiecznych, nie chciał być w swym przedstawieniu doktryny "oryginalnym ", kierującym uwagę czytelnika na swoje pomysły i rozwiązania. Sprawajest bowiem zbyt poważna, by zalecać swe czysto subiektywne pomysły , chociażby one mogły wywołać chwilowe zafascynowanie i poklask. Piotr Jaroszyński chciał - i to mu się udało - włączyć się w ciągle żywy i potężny nurt filozofii klasycznej i przedstawić znane i uznane sfonnułowania oraz uzasadnione rozwiązania problemów moralnych. Ukazał przez to ludzki charakter moralnego "dramatu-działania ", zogniskowanego w ak- tach osobistej decyzji, umotywowanej konkretnym dobrem człowieka, usprawnionego racjonalnym zespołem cnót, które "z nie słabnącą siłą, od razu i przyjemnie" (firmiter, prompte, delectabiliter) umożliwiają spełnienie szczytnych, realnych ludzkich możliwości. To właśnie zapomniane w kazuistycznych i czysto deontycznych etykach CNOTY "czynią samego człowieka dobrym, a jego czyn szlachetnym".Dobrze się stało, że ta książka została tak sfonnułowana, iż może przyczynić się do powrotu sprawdzonej wiekami etyki do naszych szkół pomagając młodzieży znaleźć racjonalne ludzkie Dobro. M ieczyslaw Albert Krąpiec WSTĘP . Książka ta - to próba zapoznania współczesnego czytelnika z niezwykłym klejnotem kultury zachodniej, jakim jest etyka klasyczna. Są bow:iem nauki, które wprawdzie mają dość długą historię, ale w zderzeniu z najnowszymi osiągnięciami zapomnieniu ulec może to, co było dawniej. Do takich nauk należą np. chemia czy fizyka. Są inne, jak matematyka, które wchłonęły wcześniejsze odkrycia i posunęły się daleko naprzód. Są też takie, jak alchemia czy astrologia, które przestały być traktowane jako nauki. Ale są i takie, które z powodzeniem opierają się próbie czasu i do których ciągle wracamy . w śród nich naczelne miejsce zajmuje etyka klasyczna1ednak dzisiejszemu człowiekowi, zafascynowanemu postępem i rozwojem, trudno jest zrozumieć, że może być coś, czego nie wie, a o czym d;awniej wiedziano. Szczególnie, jeśli chodzi nie o jakąś wiedzę tajemną czy pilnie strzeżoną, ale sprawy najprostsze i dotykające każdego. A właśnie moralność jest istotnie i w sposób niezbywalny wpisana w życie człowieka. Każdy bowiem człowiek jest autorem podejmowanych przez siebie dLecyzji, decyzji, które są albo dobre, albo złe. Za nie też jest odpowiedzialny , niezależnie od tego, czy jest Amerykaninem czy Polakiem, Francuzem czy Niemcem, czy ŻYje teraz, czy żył kiedyś w Grecji, Rzymie lub średniowiecznej Europie. Każdy człowiek zawsze stoi lub stał przed jakimś wyborem i na coś w końcu musiał się zdecydować. Nawet zrezygnowanie z wyboru też było 9 jakimś wyborem, a tym samym była to decyzja, dobra lub zła. Od decyzji, a więc i od moralności uciec nie można.Tylko że, niestety, brak wykształcenia klasycznego spowodował, iż obecnie człowiek w rozumieniu moralności jest często zdezorientowany. Owszem, każdy ma w jakimś stopniu zdrowy rozsądek, każdy ma sumienie, ale nacisk najrozmaitszego rodzaju ideologii, obyczajów czy , również, nauk filozoficznych i szczegółowych sprawia, że często wybrane dobro jest dobrem pozomym, a wobec zła stajemy się indyferentni. W ten sposób życie nasze zaczyna ulegać zubożeniu, a nawet degradacji.Dlatego zapoznanie się z podstawami etyki będącej dziedzictwem filozofów tej miary co Platon, Arystoteles, św.Augustyn czy św. Tomasz z Akwinu, a więc autorów będących filarami kultury zachodniej, z pewnością pozwoli na poszerzenie horyzontów umysłowych, a co za tym idzie - na większą wrażliwość moralną.Zagrożeń płynących z ideologii doświadczyliśmy w xx wieku aż nadto. W imię pozomych wartości przybierających postać szczytnych haseł mordowano bądź zniewalano setki milionów ludzi. Wzory obyczajowe serwowane przez środki społecznego przekazu, mamiąc pozomą wolnością, odbierają człowiekowi zdolność samostanowienia, sankcjonują zło i wyolbrzyrniają przyjemność. Współcześnie filozofowie albo kreują człowieka na istotę będącą poza dobrem i złem, albo stawiają przed nim niedosiężne ideały i wartości.Wreszcie wiele nauk, takich jak psychologia czy socjologia, neguje samą wolność człowieka, sprowadzając ludzkie działanie do układu deterrninacji biologiczno-psychicznych bądź społecznych. Wszystko to powoduje, że człowiek pozbawiony oparcia w kulturze jest nie tylko zdezorientowany, ale i często bezradny. Wprawdzie pewną pomoc maleźć może w religii, i najczęściej do niej się odwołuje, ale religii jest wiele i nie wszyscy są ludźmi wierzącyrni. Tymczasem życie nieustannie zmusza człowieka do podejmowania decyzji, często trudnych, i co wtedy? 10 Właśnie etyka klasyczna wychodzi naprzeciw tym probIemom. Tu znajdziemy racjonalne podstawy do wytłumaczenia istoty Iudzkiego działania, przyczyn, dla których może być ono dobre lub złe, a wreszcie miejsca moralności w Iudzkim życiu. Kultura zachodnia jest w tyrn sensie unikalna, że po raz pierwszy w dziejach ludzkości wyakcentowana została suwerenność człowieka. Człowiek jest podmiotem-osobą i z tego tytułu zawsze musi być traktowany jako cel, a nie jako środek działania. Człowiek-osoba nie jest w sensie ścisłym ani częścią natury, ani częścią społeczeństwa czy państwa. Nawet bowiem jako członek pewnej społeczności czy obywatel w państwie, mimo iż wchodzi z tego powodu w wiele wiążących go relacji, jest ponad państwem i ponad społecmością. Te są bowiem bytami relacyjnymi zawieszonyrni na podmiocie-substancji, są więc w ostatecznej perspektywie dla człowieka, a nie człowiek dla nich. A właśnie w ramach innych kultur człowiek ciągle redukowany jest do bycia częŚCią i niczyrn więcej, etyka zaś, tak ukształtowana i wzmocniona często religią, traci z oczu autentyczną troskę o dobro człowieka. Jeśli zaś człowiek jako osoba jest celem działania, to wszystkie nakazy czy przepisy moralne lub religijne, które z tym się nie liczą, są faktycznie pseudoprzepisami i wewnętrznie człowieka nie wiążą. Tylko że do poznania tej prawdy trzeba dojrzeć, potrzebne jest więc właściwe wykształcenie.W okół etyki klasycznej narosło wiele nieporozumień. Dotyczy to zwłaszcza jej związku z religią chrześcijańską oraz tzw. aretologii, czyli teorii cnót. Asymilacja kultury greckiej i rzymskiej przez chrześcijaństwo spowodowała, że dziś wiele kwestii moralnych traktowanych jest wyłącznie jako integralny fragrnent religii, a więc i wiary . Stąd rzeczą wiary ma być taka, a nie inna postawa moralna. Zapomina się tu jednak o tym, że filozofowie chrzeŚCijańscy , szczególnie zaś św . T omasz z Akwinu, bardzo mocno podkreślali istotną różnicę, jaka zachodzi między porządkiem wiary i porządkiem wiedzy. A choć oba te porządki składały się na pewną 11 całość zwaną w skrócie kulturą chrześcijańską, to jednak mylić ich nie można. Wiara jest bowiem sprawą wol.i i łaski, wiedza natomiast - rozumu. Otóż znaczna część etyki chrześcijańskiej nie płynie tylko z wiary, ale płynie z rozumu, co potwierdza choćby fakt, iż etyka ta znana była zarówno Grekom, jak i Rzymianom. Dziś natomiast, wskutek słabej znajomości historii, filozofii, teologii czy samej etyki, do jednego worka wkłada się wiarę i wiedzę. Był wprawdzie późniejszy nurt chrześcijaństwa, który tak czynił, a mianowicie protestantyzm, ale rzeczą człowieka wykształconego jest umieć odróżniać i wiedzieć, co jest czym. Moralność wiąże każdego człowieka, niezależnie od tego, czy jest wierzący, czy nie. I właśnie takiej moralności dotyczy etyka klasyczna.Natomiast teoria cnót nie jest ani niczym tajemniczym, ani też nie grozi zmechanizowaniem ludzkiego życia moralnego. Jak w wielu dziedzinach człowiek potrzebuje nabycia pewnych sprawności, czy to w sztuce, czy w nauce, tak i moralność nie może się bez nich obejść. Cnoty moralne, jak roztropność czy sprawiedliwość, ułatwiają nam właściwe rozpoznanie dobra i pójście za nim. A ponieważ każdy akt decyzji jest zawsze osobisty , dobro zaś jest zawsze konkretne, więc życia moralnego zmechanizować się nie da. Samego zaś wychowania do cnót nie można mylić z tresurą. Wytresowane zwierzę robi to, co my chcemy, natomiast człowiek wychowany umie robić najpełniej to, co sam chce. Dzięki właściwemu wychowaniu człowiek uczy się pragnąć dobra.Pole ludzkiej moralności wyznaczone jest nie przez jakieś przepisy, którym niewolniczo mamy się podporządkować.Jest ono natomiast wyznaczone przez dobro, głównie dobro osobowe, które rozum nasz potrafi odczytać, a wola za nim pójść. Moralność rozgrywa się wewnątrz człowieka, nie poza nim. I dlatego jest to d r a m a t, bo greckie słowo drama oznacza to, co się dzieje, w odróżnieniu od narracji, która coś opisuje. W nas nieustannie "dzieje się" życie moralne, od 12 którego nie ma ucieczki. Podstawowym barometrem jest tu nakaz: czyń dobro, a unikaj zła! Jak natomiast rozumieć należy dobro i czym jest zło, o tym czytelnik, jeśli będzie na tyle łaskawy, dowie się z dalszej lektury.Etyka klasyczna na terenie polskim ma jUŻ swoją chlubną tradycję. Zabłysnęło tu dwóch autorów . Pierwszym jest, nieżyjący jUŻ, 0. Jacek Woroniecki, który w swej trzytomowej Kato/ickiej etyce wychowawczej bardzo szczegółowo i precyzyjnie, a także piękną polszczyzną zanalizował problematykę moralną tak, jak ona wygląda z punktu widzenia kultury chrześcijańskiej. Drugim autorem jest 0. Mieczysław Albert Krąpiec, szef Katedry Metafizyki w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, który niejednokrotnie i w wielu swoich dziełach starał się filozoficznie wyostrzyć i uzasadnić sens ludzkiej moralności. Dzieła te, jak i osobiste rozmowy z 0. prof. Krąpcem dały impuls do napisania niniejszej etyki, która wcale nie pretenduje do tego, aby być czymś nowatorskim lub oryginalnym. Raczej wychodzi naprzeciw pragnieniu ponownego zagłębienia się w rzeczy oczywiste i prawdziwe, bo tego nam brak, oryginalnych jest aż nadto. . I. DOBRO-CEL: PRZEDMIOT LUDZKICH AKTÓW Dobro (i zło ), choć tak bardzo związane z moralnością, do niej się nie ogranicza. Pojawia się w porządku wszystkich aktów człowieka, a również odnosi się do całej natury i kosmosu. Czymś dobryrn jest przecież wykształcenie, sztuka, religia, samochód, mieszkanie, słońce, gwiazdy i Ziemia z całym jej bogactwem. Aby więc jakoś zakreślić pole moralnego dobra i zła, musimy najpierw przyjrzeć się bliżej dobru, na ile pojawia się ono w kontekście ludzkiego życia. To dostarczy nam podstaw do lepszego rozumienia, czym jest dobro i zło moralne.Kiedy analizujemy czynności spełniane przez człowieka, uderza nas to, iż wszystkie one dokonują się ze względu na jakiś zamierzony cel. Nawet w największym tłumie ulicznym czy bazarowym rozgardiaszu każdy człowiek z osobna robi to, co robi, a więc handluje, krzyczy , idzie, kupuje, biegnie., dlatego że coś chce i wie, czego chce. Po to właśnie idzie w tym, a nie w innym kierunku, po to przerzuca towar , po to się zastanawia. Jest to tak naturalne i oczywiste, że sytuację ludzkiego działania bezcelowego trudno sobie nawet wyobrazić. Bo nawet i ten, który idzie bez z góry ustalonego kierunku czy konkretnego celu, też idzie w jakimś celu, choćby po to, aby się "poszwendać", popatrzeć czy odpocząć. Cel wpisany jest w całe ludzkie życie, jeśli człowiek z jednego celu zrezygnuje, to pojawia się drugi, piąty , dziesiąty. 15 Wynika stąd, że nasze działanie wyzwalane jest zawsze, przez jakiś ceI. Ten cel jawi się jako atrakcyjny do tego;stopnia, że ku sobie przyciąga. Jaka w nim wobec tego tkwi", moc? Jest to moc d o b r a. D o b r o i c e 1 to właściwie to:samo. C e 1 przyciąga, bo jawi się jako dobry, jako dobry jest celem. Gdy jesteśmy głodni, przyciąga nas pożywie4! nie-dobro-cel, gdy mamy ochotę posłuchać muzyki, idzie1 my na koncert-dobro-cel, gdy gotowi jesteśmy narazićt nawet własne życie, to z uwagi na ojczyznę-dobro-cel.:' A zatem ludzkie akty wyzwalane są zawsze przez jaki~ dobro-cel.Niejest tojedyne dobro, widzimy, że dóbr tychjest bardzo wiele i różnią się między sobą; czym innym jest przechadzka, a czym innym koncert lub pożywienie. Aby jednak do celu takiego dążyć, musimy go najpierw poznać, a następnie w sposób wolny - chcieć. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że żadna siła nie zmusi nas, byśmy czegoś chcieli. Coś może wprawdzie wywierać silną presję, czy to w postaci groźby , czy zysku lub przyjemności, ale wyłącznie od nas będzie zależalo, czy temu ulegniemy. A ulegając zawsze będziemy mieli na uwadze jakieś dobro, czy to ochronę życia, czy zaoszczędzenie sobie cierpień, czy utrzymanie pozycji za.wodowej. Możemy wszakże nie ulec, bo zawsze otwartajest przed nami droga do powiedzenia: nie!Jeśli motywem dzialania jest dobro-cel, to w takim razie motywem takim nie może być z 1 0. Stwierdzenie takie wydawać się może mało oczywiste. Przecież w świecie dostrzegamy tyle zla: wojny, rozboje, kradzieże, zdrady, oszustwa. A wszystkiemu winien jest czlowiek, na to nie potrzeba dowodów. Rzeczywiście, zla nie da się z ludzkiego życia wymazać. A jednak nie podważa ono tego, co wczeŚniej powiedzieliśmy. Dlaczego? Dlatego, że zlo, choć się pojawia, to nigdy jako naczelny motyw dzialania. Zlo takim motywem być nie może. Łatwo to zobaczyć na przykladach.Jeśli złodziej kradnie, to nie dlatego, że kradzież jest czymś złym, ale dlatego, że przysporzy mu ona jakiegoś zysku, czy 16 to w formie pieniędzy czy dzieł sztuki, a to jUŻ jest coś dobrego. Jeśli wywołana zostaje wojna, niosąca ze sobą tyle zniszczeń, to również ze względu na jakieś dobro, którym będzie zajęcie pewnych terenów, zdobycie łupów etc. Jeśli mimo to mówimy , że kradzież czy wojna są czymś złym, to z uwagi na sposób, a nie cel działania.Dlaczego zło nie może być celem działania? Dlatego że zło nie jest czymś, zło jest tylko b r a k i e rn, jest brakiem należnego dobra. N asz język w tej materii jest dość mylący , bo mówimy o złu tak, jakby było czymś, a ono jest brakiem.By zrozumieć zło, musimy więc zdystansować się nieco do sposobu wyrażania. Niech to znowu przybliżą przykłady.Zły most to taki, w którym są dziury. Co jest więc złego w moście? To, czego nie ma, a co powinno być. Wystarczy dziury załatać i jUŻ most będzie dobry. Zła jest choroba, a czym jest choroba, jeśli nie brakiem stosownej harmonii w ciele? Gdy harmonia zostaje przywrócona, wraca zdrowie.Zła jest kradzież, ale nie dlatego, że pieniądze są złe, tylko dlatego, że pojawił się brak respektowania czyjegoś prawa do posiadania wlasnego majątku. Wszędzie zlo pojawia się jako brak, a więc aspektowy niebyt, bo jeśli czegoś brak, to znaczy, iż czegoś nie ma. Tylko że w języku rzecz z brakami ma swoją nazwę, która jakby ogarnia i to, co dobre, i to, co złe, określając wszystko jako zle. Na tym właśnie polegał błąd P 1 a t o n a, że uprzedmiotowil treść wyrażeń językowych, nie bacząc na różnicę między sposobem istnienia i sposobem poznania, co w konsekwencji doprowadziło do utworzenia zarówno teorii idei, jak i pozytywnego traktowania zla. Tymczasem zła samego w sobie, czystego zla - nie ma. Bo zlo jako brak jest brakiem w czymś, w jakimś podmiocie, który jako byt jest jUŻ dobry.Zły jest złodziej, ale tylko jako zlodziej, a nie w ogóle jako człowiek.Zło-brak-niebyt nie może być celem- motywem działania. Jeśli coś porusza, to wlaśnie coś, a nie - nic. Porusza to, co jest zdeterminowane i określone, a więc konkretne 17 lub nawet życia przez jedne jestestwa, aby inne mogły trwać. Równocześnie widzimy, że zło pojawia się akcydentalnie, nie jako cel, gdyi celem jest odżywianie się, aby jednak jedno mogło się pożywić, drugie najczęściej stracić musi życie.Gdy teraz weźmiemy pod uwagę działanie człowieka, to od razu widzimy, ie cały problem sprowadza się do tego, jakie dobro zostanie wybrane, jaka droga doń wiedzie i zjakimi wyrzeczeniami będzie się to łączyć. Innego sposobu nie ma. Zdobycie jakiegoś dobra łączy się bowiem albo z usunięciem dobra innego, albo z rezygnacją ze zdobycia kolejnego dobra. Nie można naraz jeść, śpiewać, uczyć się, pisać, czytać, pływać, siedzieć i stać. Jeśli wybieram jedno, to w tym momencie rezygnuję z drugiego, bo pływając nie mogę równocześnie czytać książki. z kolei dojście do obranego dobra nie zawsze dokonać się może bezkonfliktowo, a choć jest to przykre, zjadamy przecież części roślin i zwierząt, które przez nas stracić muszą życie.I tu zasadniczy realny problem, jaki przed człowiekiem się pojawia, nie dotyczy sposobu ominięcia zła szeroko pojętego, bo tego nie da się uczynić, ale chodzi o to, jakie dobro wybieram i na jakie zło-brak nie mogę pozwolić.Wybór , przed którym człowiek stoi, nie jest wyborem między dobrem i złem, ale między jednym dobrem a innym dobrem. Wtóme dopiero wybranie jakiegoś dobra może się łączyć ze złem. Stąd powiedzenie, że człowiek wybiera między dobrem i złem, jest pewnym skrótem myślowym.Nikt bowiem zła jako zła nie wybiera. Aby skrót ten rozwinąć, musimy wziąć pod uwagę hierarchię dobra. Trzeba wiedzieć, co jest jakim dobrem, jakie dobro można poświęcić dla innego, ajakiego poświęcić nie można. Dotyczy to również sposobu zdobycia dobra, można bowiem do mieszkania zapukać, a można też wyważyć drzwi. Cel jest ten sam, ale droga odmienna. Otóż sfera ludzkiego wyboru jest dlatego trudna, że ponieważ wybieram tylko dobro, to każde dobro jako dobro jest 20 atrakcyjne. Skoro jednak osiągnięcie pewnego dobra łączyć się może ze złem, to właśnie wybór między do brem i złem oznacza faktycznie to, ii człowiek dokona złego wyboru, jeśli dla dobra niższego poświęci dobro wyisze czy to w ten sposób, że je zniszczy, czy też nie zrealizuje. Mówiąc obrazowo: jeśli spożywam posiłek, a ktoś obok wzywa mojej pomocy, to nie samo spożywanie posiłkujest złe, bo przecież dzięki temu przedłużam swoje życie, złe jest spożywanie w tym momencie, bo łączy się ono z brakiem odpowiedzi na zagrożone ludzkie życie lub zdrowie; ja zaś równie dobrze zjeść mogę później.Są to w zasadzie sprawy oczywiste, a jednak łatwo jest prześliznąć się z porządku tłumaczenia do porządku usprawiedliwiania. Jeśli motywem działania jest dobro, to ono działanie tłumaczy, ale usprawiedliwia tylko takie, które nie narusza hierarchii dobra. Na każdy zarzut człowiek znajdzie odpowiedź, ale nie każda odpowiedź jest us pra wiedliwieniem.Zasadniczo więc pole ludzkiego działania moralnego musi być wyznaczone przez takie uporządkowanie naszych decyzji i czynów , aby respektowana była hierarchia dobra.A hierarchia ta zmierza do jednego punktu, którym jest dobro w sobie, dobro, które w związku z tym nie może być środkiem działania, ale zawsze jego celem. Potraktowanie tego dobra jako środka jest uderzeniem w hierarchię, która tym samym traci swoje podstawy. Wtedy właśnie pojawia się moralne zło, które jako zło jest brakiem, brakiem respektowania dobra w sobie. Wybranie dobra podważającego obiektywną hierarchię jest wybraniem dobra pozomego. 11. HIERARCHIA DOBRA Stwierdziliśmy, że wszystko, co pojawia się przed nami jako przedmiot dążenia czy działania, jest jakimś dobrem.Wszelako wiemy, że nie wszystko jest takim samym dobrem; innym dobrem jest przechadzka, innym muzyka, innym nauka. Powstaje wobec tego pytanie, czy dobra te są po prostu różne i zupełnie od siebie oddzielone., a więc auto-. nomiczne, czy też zachodzą między nimi ]akieś związki, a ostateczniejakieś przyporządkowanie i zhierarchizowanie.Jeśli związków takich by nie było, to w konsekwencji byłoby bez znaczenia, do czego człowiek dąży, co wybiera. Przy takim nastawieniu problematyka moralna musiałaby upaść.A przecież nie trzeba długo się namyślać, by zobaczyć., że między dobrami zachodzą związki, i to zhierarchizowane.Jeśli jestem głodny, to muszę zdobyć pożywienie; aby je zdobyć - wybieram się do sklepu, na to zaś potrzebuję pieniędzy. Pojawia się więc wiele czynności i odpowiadających im przedmiotów, które składają się na pewną całość.Całością tą rządzi jedno dobro , jeden nadrzędny cel. Nie jest nim ani zakupienie towaru, ani nawet spożycie posiłku, lecz pragnienie zachowania życia. Nasze życie jest czymś dobrym, dlatego właśnie się odżywiamy. Pozostałe dobra są więc tylko dobrem- środkiem.Wszelako życie człowieka nie sprowadza się tylko do tego, bv przetrwać. z zamiłowaniem oddajemy się najrozmait-. szym zajęciom, które przybierają postać pracy albo rozrywki. Jeden uprawia naukę, a drugi ziemię, jeden pisze ')1 "'-- powieści, drugi prowadzi firmę. w każdej z tych dziedzin dostrzec można wiele bardzo skomplikowanych czynności przyporządkowanych jakiemuś celowi, czy to będzie odkrycie nowej prawdy, czy uzyskanie wysokich zbiorów , czy wytworzenie nowego piękna, czy wreszcie osiągnięcie mak symalnych zysków. Równocześnie żadne z tych zajęć nie jest jedynym, bo przecież ciągle trzeba się odżywiać, trzeba najczęściej założyć rodzinę, mieć dom lub mieszkanie, grono przyjaciół dla miłego spędzenia wolnego czasu. To wszystko człowiek sobie organizuje i porządkuje.Czy wśród tych różnych sfer ludzkiego życia mających właściwe sobie cele jest jeszcze jeden, któremu one wszystkie byłyby przyporządkowane? Jest jedno źródło, tym źródłem jest sam człowiek, bo przecież to on uprawia ziemię, studiuje, pisze. Ale po co? Fakt wykonywania różnych czynności świadczy o tym, że człowiek jest bytem spotencjalizowanym, czyli nie posiadającym tego, co pragnie posiadać, a czynności mają właśnie prowadzić do zdobycia pewnych doskonałości czy umiejętności. W takim zaś razie człowiek jest nie tylko źródłem działania, ale i jego celem. Jeśli odkrywa prawdę, to nie po to, by zamknąć ją w biurku, lecz by nią żyć, jeśli uprawia ziemię, to po to, by zapewnić sobie i rodzinie możliwość przetrwania, jeśli tworzy piękno, to po to, by je podziwiać.Te wszystkie nitki ludzkiego działania wychodzą od człowieka i do niego wracają, ale jUŻ rozwinięte i wzbogacone, dzięki czemu sam człowiek zaczyna się bogacić, a więc pełniej żyć. Przy czym nie można tego pojmować na wzór materialny , jakby to była absorpcja czy zwijanie w sensie dosłownym szpulki z nićmi, dlatego że człowiek jest swoistym bytem, nieporównywalnym do innych, które znamy.Aby to zrozumieć, musimy przyjrzeć się lepiej strukturze rzeczywistości, bo ta odsłoni nam obiektywne podstawy hierarchii dobra.Podstawowym przejawem bytowania jest samodzielnie istniejący konkret, zwany w języku filozoficznym "substan- 24 cją " (substantia po łacinie, ousia po grecku). Taką substancją jest to oto drzewo, ten oto kot, ten oto lew czy ten oto człowiek. Substancją nie jest to, co zawsze istnieje w czymś, np. barwa, odległość etc., a co nosi miano przypadłości. Wprawdzie znane nam substancje zawsze istnieją wraz z jakimiś przypadłoŚCiami ( drzewo jest zielone, mierzy 30 rn wysokości, kot jest bury, waży 5 kg, biegnie etc.), ale sama przypadłość bez substancji istnieć nie może, jeśli biegnie, to biegnie ktoś, jeśli waży , to waży coś, jeśli jest białe, to właśnie coś jest białe. Natomiast ten oto pies nie musi siedzieć, bo może leżeć, nie musi być w odległości 3 kroków od swego pana, bo może być dalej lub bliżej. Wszystkie przypadłości są więc zawsze jakimś emanatem substancji, są z niej i dla niej: nie człowiek jest dla odżywiania, lecz odżywianie dla człowieka, nie drzewo jest dla barwy, lecz barwa dla drzewa. Odwrócić ten porządek, to nie liczyć się ze strukturą rzeczywistości, bo gdy substancja zginie, to wraz z nią zginą przypadłości, a gdy substancja jest, to daje ona pole dla pojawienia się różnych własności lub czynności. Przypadłości są więc dobrem dla substancji, ona jest dobra, te zaś są dobre ze względu na swój związek z substancją. Funkcjonalne przyporządkowanie różnych przypadłości do podmiotu-substancji jest czymś oczywistym.Mniej oczywistą wydawać się może hierarchia między substancjami. Ale przecież jeśli porównamy życie rośliny z życiem zwierzęcia, to bez wątpienia zobaczymy, że życie zwierząt jest znacznie bogatsze. Jest ono nie tylko wegetatywne, ale również poznawcze. Dzięki sieci wyspecjalizowanych zmysłów i odpowiadających im czynności zwierzę nie tylko pobiera pokarm, ale i go widzi, nie tylko ten pokarm asymiluje, ale i uczuciowo przeżywa. Zwierzęta są pojętne i wiele mogą się nauczyć. życie rośliny i życie zwierzęcia to nie to samo.A jak nieproporcjonalnie wyżej znajduje się życie człowieka! O ile bowiem zwierzęta posiadają tylko zmysły 25 i kierują się instynktem, od nich niezależnym, o tyle człowiek posiada nie tylko zmysły , ale nade wszystko rozum, dzięki któremu otwarty jest na poznanie wszystkiego, oraz wolę, która sprawia, że pokochać możemy to, co chcemy . Człowiek nie tylko widzi, ale i rozumie, co widzi, nie tylko pragnie, ale i wybiera. Te dwie władze muszą być niematerialne, a więc duchowe, dlatego że ich funkcjonowanie jest różne od funkcjonowania zmysłów - takich jak oko czy ucho. Działanie człowieka jako specyficznie ludzkie zawsze nosi piętno tej niematerialności. Znaki, jakimi się posługujemy - język - stanowią system znaków umownych, a nie naturalnych, świadczą więc o udziale woli; znaki te są znakami treści ogólnych, a nie konkretnych (pojęcia), są więc te treści zdematerializowane. Co więcej, człowiek w sądach egzystencjalnych dociera bezpośrednio do istnienia, i to nie tylko rzeczywistości, jaka nas otacza, ale również samego siebie. Tylko człowiek może powiedzieć: ja jestem, tylko człowiek może powiedzieć: ja.Samo poznanie nie jest tylko pośrednikiem ujawniającym bodźce do działania, tak jak dla głodnego Iwa bodźcem takim będzie ujrzana antylopa, ale stać się może ono celem samyrn w sobie: poznać, aby rozumieć, aby być mądrym, niezależnie od tego, czy wiedza ta będzie dalej wykorzystywana, czy nie. Pole Iudzkiej miłości przekracza miłość własną, będąc otwartyrn na miłoŚĆ do innych Iudzi, czy to opartą na życzliwości, czy na przyjaźni. Więcej, miłość ta wybiegać może ku Bogu, o czyrn świadczy religia, tak nieodłącznie związana ze wszystkimi śladami życia Iudzkości.Wreszcie sztuka służy nie tylko doraźnyrn potrzebom, bo przecież dzieła, które powstały wiele setek, a nawet tysięcy Iat temu, w dalszym ciągu budzą zachwyt i wprawiają w zdumienie, jakby czas się ich nie imał. Całe Iudzkie życie jest przeniknięte tyrn niematerialnym aspektem, będącyrn właśnie wyrazem udziału naszego ducha w tyrn, co robimy , jak działamy, co wytwarzamy. Tylko człowiek poznaje, że 26 poznaje i że to on właśnie poznaje; tylko człowiek wie, że kocha i kochać może swoje kochanie, a zarazem siebie jako kochającego i poznającego. To przenikanie się aktów poznania i aktów miłości jest możliwe tylko dlatego, że są one niematerialne, bo przecież oko widzi, ale nie wie, że widzi, tymczasem ja coś poznaję intelektualnie i równocześnie wiem, że poznaję.Jeśli akty poznania intelektualnego i akty miłości są niematerialne, to i władze, z których one wypływają, też muszą takimi być. Władza materialna, a więc dysponująca cielesnyrn organem, nie wyłoni z siebie aktu niematen .alnego, dlatego oko nie tylko nie widzi, że widzi, ale ponadto jest ograniczone do pewnych tylko stron rzeczywistości, jak barwa, kształt, wielkość, nie widzi natomiast ani przedmiotów właściwych innyrn zmysłom, jak dŹWięk czy zapach, ani też nie rozumie tego, co widzi. Dzięki intelektowi człowiek poznać może wszystko, zarówno przedmioty właściwe zmysłom, jak i to, dzięki czemu rzecz jest sobą, a wreszcie utworzyć może takie "pojęcie", w którym wirtualnie wszystko się zawiera, a jest nim "pojęcie bytu jako bytu". Jeśli materialność łączy się z ograniczaniem w aspekcie miejsca, czasu i konkretności, to poznanie intelektualne i jego przedmiot nie musi być związane miejscem, nie ma przecież nigdzie czegoś takiego jak pojęcia abstrakcyjne;a także nie musi być związane czasem - czas jest bowiem miarą zmiany ze względu na: p r z e d i p 0, a treści, jakie chwyta nasz intelekt, są niezmienne, np. pojęcie trójkąta;a wreszcie treści te są ogólne, bo tę samą treść orzekam o wielu konkretach, np. Burekjest psem, Azor jest psem, Misiekjest psem. W aktach poznania intelektualnego i w aktach miłości doświadczamy, że jest w nas coś niemateriaInego, coś, co nie tylko suponuje obecnoŚĆ dwu niemateriaInych władz, intelektu i woli, ale również one z kolei muszą być w czymś bardziej jeszcze podstawowym, a co po stronie doświadczenia odpowiadałoby naszemu ,ja ". Ja przecież doświadczam siebie jako podmiotu spełniającego najroz- 27 maitsze akty, od duchowych poprzez psychiczne aż do fizjologicznych. I właśnie ów podmiot organizujący sobie ciało do bycia ciałem moim, podmiot, z którego wyłaniają się poszczególne władze, nosił w tradycji miano d u s z y.O ile jednak dusza zwierzęcia lub rośliny jest całkowicie materialna, gdyż wszystkie czynnoŚCi, jakie tu są spełniane, dokonują się za pomocą odpowiednich organów cielesnych, o tyle dusza człowieka musi być niematerialna, skoro jest podmiotern dla aktów zarówno materialnych, jak i niematerialnych. Tej to duszy przysługuje istnienie, a pośrednio dopiero ciału zorganizowanemu przez duszę, podczas gdy zwierzętom i roślinom istnienie przysługuje jako jUŻ złożonym. Stąd też rozpad tych ostatnich łączy się z utratą istnienia, natomiast człowiek stoi w obliczu nieśmiertelności, o której w sposób racjonalny może powiedzieć tylko tyle, że podmiot-dusza jest niezniszczalna na drodze rozpadu, bo jest niezłożona, niematerialna i jej bezpośrednio przysługuje istnienie.Gradacja więc i hierarchia ma miejsce nie tylko tam, gdzie są przypadłości i substancja, ale również tam, gdzie są różne substancje. Jeśli być bytem, to istnieć w sobie, a nie w czymś innytn, to szczytowym przejawem bytowania nie może być ani przypadłość, gdyż istnieje w substancji, ani substancja zwierząt czy roślin, które istnieją w materii, w ciele, zarówno pod względem ontycznym (nie mogą istnieć bez ciała), jak i funkcjonalnym (każda operacja życiowa jest związana z materialnym organem). Takim bytem może być w pewnym stopniu dopiero człowiek; nie jest to stopień absolutny, bo przecież wiele czynności ma charakter materialny, ale obok nich są już czynności czysto duchowe, immanentne, jak chociażby doświadczenie własnego ,ja ", które jest podmiotem dla najrozmaitszych aktów, ale z nimi się nie utożsamia. "Ja " nie jest częścią tego, co moje, czy to będzie moja ziemia, czy też moja noga lub moje uczucia albo moje myśli. To wszystko jest przez ,ja" transcendowane. w ten sposób człowiek wyłania się nie tylko jako substancja, ale 28 nade wszystko jako o s o b a. Osoba to jaźń natury rozumnej, której przysługuje istnienie, to jest byt w sobie, substancja pełna.Jako osoba człowiek jest bytem z u p e ł n y rn, czyli takim, który nie może być zredukowany do bycia częścią jakiegoś szerszego organizmu, bo sam jUŻ jest całością; nie może też być przyporządkowany gatunkowi (społeczeństwu), tak jak przyporządkowane są zwierzęta lub rośliny , bo o ile te ostatnie są dla gatunku, o tyle społeczeństwo jest dla człowieka.Jako osoba człowiek jest też p o d m i o t e rn p r a w a. Każde prawo musi być przez człowieka odczytane i zaakceptowane, podczas gdy świat natury działa "chcąc nie chcąc" i bez zrozumienia prawa.Człowiek wreszcie ma 9 o d n o ś ć - jest bowiem otwarty na życie wieczne, to on ma osiągnąć nieśmiertelność, a nie gatunek. Dlatego właśnie człowiek musi być celem działania, a nie środkiem. To on ma żyć, on jest bytem w sobie.Jako byt osobowy człowiek stoi więc najwyżej w hierarchii substancji. z tego powodu substancje niższe są mu przyporządkowane: cała ziemia, jeśli nie cały kosmos, rośliny , zwierzęta - są dla człowieka. Nie człowiek jest dla natury , ale natura dla człowieka. On jest tym dobrem-celem, choć sposób przyporządkowania najrozmaitszych dóbr musi być rozumnie przez człowieka odczytany i respektowany. z faktu, że człowiek jest tym do brem-celem, nie wynika, że może robić cokolwiek, a więc np. wyciąć wszystkie lasy lub pozmieniać koryta rzek. Takie działania obracają się nie tylko przeciwko naturze, ale również przeciwko człowiekowi. Respektowanie hierarchii dóbr jest wiĘC zadaniem dla człowieka.Taka apoteoza człowieka nie oznacza jeszcze jego deifikacji, a więc traktowania człowieka tak jakby był Bogiem.Człowiek Bogiem nie jest. Jednak jako byt osobowy nieskończenie przekracza świat natury, a równocześnie tylko 29 on predestynowany jest do połączenia się z Bogiem. Przekreślenie tej transcendencji uderzyłoby równocześnie w realną hierarchię bytu i dobra. Tymczasem hierarchia ta jest podstawą nonnalnego, racjonalnego ludzkiego życia, indywidualnego i społecznego.Odczytanie pozycji człowieka w świecie stanowi kryterium ustalenia hierarchii dobra będącego przedmiotem naszego działania. Jeśli człowiek jest osobą, to musi on zawsze pojawiać się jako cel, niezależnie od tego, jakie czynności będziemy mieli na uwadze. Jeśli ze względu na podział funkcji ktoś komuś jest podporządkowany, to owo podporządkowanie dokonać się może tylko pod warunkiem wewnętrznej zgody, czyli akceptacji. Ktoś uznaje, że taka a taka służebna funkcja go doskonali, np. że ta praca zapewnia dochód pozwalający się utrzymać, i na tę pracę się godzi. Tymczasem ani konia nie pytamy, czy chce ciągnąć pług, ani rośliny, czy chce rosnąć w tej doniczce. z drugiej strony, jeśli czyjeś dobro osobowe jest zagrożone, to koniecznymjest ratowanie tego dobra, bo każdy człowiekjako osoba jest unikalny. Można w maszynie jedną śrubkę zastąpić drugą, na obiad można zjeść bażanta lub zuPę, jedną sekretarkę można odwołać, a drugą przyjąć, ale tego oto człowieka jako człowieka nie da się wymienić, on jest jedyny, niepowtarzalny, sam w sobie. Jako człowiek- osoba nie może być w żadnym wypadku zredukowany do funkcji lub czynności, jakie spełnia, bo wówczas przestałby być traktowany jako substancja, a przecież substancją jest, i to w jej szczytowym przejawianiu się. A zatem pole ludzkiego działania moralnego musi być wyznaczone przez dobro osobowejako osobowe. Działanie, które by naruszało dobro osobowe, będzie moralnym złem, a działanie, które je respektuje - będzie moralnym dobrem.Zapytajmy więc, jakie są rodzaje dóbr , do których człowiek dąży. W tradycji wymieniano trzy typy dóbr , przy czym nie był to podział spełniający kryteria podziału logicznego; tym jednak nie powinniśmy się zrażać, ponieważ 30 rzeczywistość jest bogata i analogiczna, a nie pusta treściowo i jednoznaczna jak sfera logiki.Pierwszym dobrem jest dobro p r z yj e rn n e (bonum delectans). Jest to takie dobro, które jest pożądane ze względu na samą czynność, która jest przyjemna. W ten sposób ktoś może jeść nie dlatego, że chce się posilić, ale dlatego, że lubi jeść. Nawet gdy zjadł wystarczającą ilość, nadal będzie jadł.Drugie dobro to dobro u ż y t k o w e (bonum utile). Jest to dobro--środek, dobro, które służy innemu jeszcze dobru, np. pożywienie może być środkiem zarówno dla zaspokojenia głodu, jak i doznawania przyjemności. Dobro--środek służyć może trzeciemu rodzajowi dobra.Dobrem takimjest dobro 9 o d z i w e (bonum honestum). Jest to takie dobro, które może być celem samym w sobie w sensie obiektywnym, a nie na skutek naszego nastawienia się, jak w przypadku dobra przyjemnego. Dobrem godziwym może być tylko byt osobowy, a więc człowiek. Człowiek jest dobrem, które kochać możemy w nim samym, chcąc, by dobrze żył i dobrze się miał.Te trzy rodzaje dobra krzyżują się. Dobro godziwe może być również przyjemne i UŻyteczne. Jeśli ktoś ma przyjaciela, to samo przyjaźnienie się jest przyjemne, a ponadto przyjaciel wiele dobrego może dla nas uczynić. Jeśli ktoś jedzie samochodem w celu załatwienia różnych spraw, to i jazda może sprawić mu przyjemność. Tylko że są sytuacje, w których przyjaźń narazić nas może na wiele przykrości, możemy stracić część majątku, a nawet życie. Wtedy to nie tylko widzimy, że przyjaźń była prawdziwą przyjaźnią, ale również, że drogi przyjemności, korzyści i przyjaźni się rozeszły.Ani dobro przyjemne, ani UŻytkowe nie jest samo w sobie z punktu widzenia moralnego złe; staje się takim, gdy nastąpi naruszenie dobra godziwego, a więc dobra osobowego.A kiedy to ma miejsce? Sam podział jest podziałem w znacznej mierze teoretycznym, on tylko pozwala lepiej orientować się wśród różnych 31 dóbr, do których człowiek dąży. W rzeczywistości dobra te rzadko pojawiają się w sposób czysty i wydestylowany. Tym bardziej więc musimy być czuli na to, aby nieopatrznie nie. przekroczyć granicy, która mimo wszystko je dZ1eli, aby dobra godziwego nie zastąpić dobrem UŻytkowym czy przyjemnym.Każdy wprawdzie rozumie, że uprawianie ziemi czy handlowanie to są dobra użytkowe, ale jeśli czynnoŚCi te spełniane są z zamiłowaniem odpowiadającym naszemu usposobieniu, co najczęściej ma miejsce, to wówczas stają się one dobrem przyjemnym, i to nie wjakimś wąskim sensie, jak np. odżywianie się, lecz szerszym, angażującym całą naszą osobowość.Gospodarz nie tylko uprawia ziemię, by utrzymać rodzinę, ale tę ziemię lubi, jak i pracę na niej; właściciel firmy nie tylko myśli o pieniądzach, ale lubi załatwiać interesy, lubi kontakty z ludźmi czy wojaże. I właśnie w tym momencie najłatwiej jest o pewien poślizg, w tym tak mocno angażującym działaniu zapomnieć możemy o celu nadrzędnym, jakim jest dobro godziwe. Gospodarz zapamięta się w pracy, nie bacząc na właściwe wychowanie i wykształcenie dzieci, biznesmen pozwoli sobie na nieuczciwe interesy, sportowiec w pogoni za zwycięstwem sięgnie po środki dopingowe i zrujnuje własne zdrowie.Z wyjątkiem sytuacji granicznych, gdzie wyraźnie widać, co jakim jest dobrem, w normalnym ludzkim życiu odejŚCie od dobra godziwego dokonuje się głównie za sprawą zbyt wielkiego zaangażowania w grę sprawnie wykonywanych czynności. Tymczasem one - jako środek - wymagają ciągłego dystansu i oceny względem ich przyporządkowania do dobra godziwego. Trzeba się zdobyć nie tylko na wysiłek opanowania pewnych umiejętnoŚCi, ale również należytego stosunku do nich.Niech rzecz tę przybliży inny jeszcze podział dóbr, do których człowiek może dążyć. Pierwsze to tZW. d o b r a z e w n ę t r z n e, a więc będące poza człowiekiem, nie 32 stanowiące jego integralnej części. Takim jest przede wszystkim majątek, czy to w postaci posiadłości ziemskich, czy domów , fabryk, urządzeń. Wymieniano tu wprawdzie również przyjaźń jako coś najlepszego wśród dóbr zewnętrznych, ale ta, opierając się ostatecznie na kontakcie duchowym, bliższa jest wnętrzu człowieka, a wiĘC dobru duchowemu. Stąd zresztą brały się takie określenia przyjaciela jak "alter-ego", czyli jakby "drugie-ja" albo "połowa duszy mojej". Mógł więc mówić św. Bruno o Bolesławie Chrobrym, królu polskim, że kocha go jak własną duszę, a bardziej niż własne życie.Oprócz dóbr zewnętrznych są też dobra w e w n ę t r z n e, czyli takie, które są realną częścią człowieka. Wśród nich pierwszym jest z d r o w i e ciała polegające na możliwości spokojnego posługiwania się wszystkimi zmysłami, na zdolności do swobodnego poruszania się czy, ogólnie, pewnej integralności. Natomiast kolejne dobra wewnętrzne związane sąjuż ściślej z życiem osobowym. Należy do nich wiele umiejętności, zwanych c n o t a rn i, czy to w dziedzinie poznawczej, czy też w dziedzinie szeroko pojętej sztuki, czy wreszcie w sferze moralnej.Między tymi dobrami też istnieje hierarchia. Najniżej stoją dobra zewnętrzne w ścisłym sensie, czyli dobra materialne. Wprawdzie każdy zdaje sobie sprawę, jak wiele korzyści może mieć z tytułu posiadanego majątku, ale też od razu widać, że majątek nie jest jakimś celem samym w sobie, jest bowiem ceniony dla czegoś innego.Mając pieniądze możemy wygodnie się urządzić, przedsięwziąć podróże, oddać się ulubionym zajęciom czy nawet pomóc biednym. Są to więc rzeczy ważniejsze od majątku, on im służy.Również zdrowie, chOĆ często określane jako coś najważniejszego, czymś najważniejszym nie jest. Ono urasta do czegoś wielkiego, gdy chorujemy , gdy zaś jesteśmy zdrowi, nierzadko postępujemy lekkomyślnie. Zdrowie jest po to, aby człowiek mógł bez przeszkód czymś się zajmować, 33 dlatego też czlowiek zdrowy mniej myśli o zachowaniu zdrowia, a bardziej o tym, co wlaściwie ma robić, czym się zająć.A tu pojawiają się najrozmaitsze umiejętności, między którymi również istnieje hierarchia. Celem nadrzędnym nie mogą być cnoty moralne, choć takiego zdania byli stoicy.Cnoty moralne bowiem odpowiadają zdrowiu od strony duchowej, ich zadaniem jest zabezpieczenie dobra osobowego, które bez tych cnót może być zagrożone.z kolei wiele sztuk też takim dobrem nadrzędnym być nie może. Są wśród nich takie, które mieszczą się w porządku dóbr użytkowych, jak np. umiejętność budowania mostów, oraz takie, które należą do sfery estetycznej, np. rzeźba, malarstwo, poezja. Pod wpływem romantyzmu sztuki piękne zaczęto traktować jako cel sam w sobie, cel nieomal święty. Wpłynęło na to kilka powodów. Sztukę uważano za wyraz nieomal boskiej kreatywności, pełniła ona funkcję prawdziwościową i poznawczą, a ujawniając piękno, wymagala postawy kontemplacyjnej dla niej samej.Takie podejście do sztuki jest zarówno nieścisłe, jak i niebezpieczne. Czlowiek bowiem nie jest stwórcą, nie daje istnienia tworzonym przez siebie przedmiotom. One istnieją istnieniem zastanego materiału, bo jak bez farb i płótna nie będzie obrazu, tak bez drewna czy marmuru - rzeźby.Dzieła sztuki istnieją też poprzez istnienie człowieka, na mocy aktów poznawczych i emocjonalnych, jakie ku nim kierujemy. Bez tych aktów najpiękniejsza nawet rzeźba będzie tylko złomem. z kolei prawda w sztuce jest prawdą w sensie drugorzędnym, a nawet niewłaściwym. Pierwszorzędnie chodzi bowiem o wytworzenie takiego układu treści, który wzbudzać będzie upodobanie, nawet jeśli pojawią się tam momenty przykre. Prawda natomiast polega na uzgodnieniu naszego poznania z jakimś realnym stanem rzeczy bazującym ostatecznie na istnieniu. W sztuce natomiast mamy do czynienia z treściami nie realnymi, lecz intencjonalnymi. I wreszcie piękno sztuki jako cel nie jest sensu 34 . stricto celem samym w sobie, a więc takim, który nie byłby niczemu więcej przyporządkowany. Piękno sztukijest pięknem dla czlowieka, ono jest po to, by człowiek je podziwiał, tym bardziej że bez człowieka go nie będzie.Integralną częŚcią piękna sztuki jest miłość nie tylko do jakiegoś układu treści, ale również do samego aktu oglądania. "Piękne jest to, czego samo oglądanie się podoba" (św. Tomasz z Akwinu). Nie można więc tworzyć kultu piękna w oderwaniu od człowieka, skoro piękno jest integralną częścią jego aktów. Musimy pamiętać, że piękno sztuki nie jest ani realnym bytem, ani tym bardziej człowiekiem czy Bogiem.Kolejne cnoty czy umiejętności związane są z poznaniem. Rytm współczesnego życia, rozwój techniki, szukanie wszędzie korzyści spowodowały, że człowiek nie umie już cenić tego, co jest najcenniejsze, do czego z natury dążymy,bez czego nasze życie osobowe nie mogłoby się w ogóle rozwinąć. A przecież nie można w ogóle sobie wyobrazić źycia osobowego bez poznania. Niezależnie od tego, czym kto się zajmuje, musi poznawać. Nawet wówczas, gdy jakby nic nie robimy, oczy nasze widzą, uszy słyszą, a myśl nieustannie pulsuje. Poznajemy nie tylko to, co jest, ale i to, co było, i to, co będzie. W poznanie jesteśmy od razu emocjonalnie zaangażowani, dzięki niemu widzimy nie tylko świat, ale jesteśmy obecni dla samych siebie, a przy współudziale miłości - dla innych.Wiele osób sądzi, że poznawanie dla samego poznania jest świadectwem jakiegoś oderwania od życia, gdyż brać udział w życiu to jeść, handlować i bawić się. Tymczasem poznanie, jeśli naprawdę jest poznaniem, a nie zamknięciem się w kręgu własnych pojęć i abstrakcyjnych spekulacji, pozwala na posiadanie i przeżywanie całej rzeczywistoŚci.Dusza, jak mówił Arystoteles, staje się dzięki poznaniu jakby wszystkim. Kamień jest zamknięty w sobie, nic nie widzi ani nie czuje, można go dowolnie połupać. Ale jUŻ przez roślinę płynie życie polegające na realnej asymilacji 35 soków i minerałów czy promieni słonecznych; życie rośliny jest więc poszerzane o to, co znajduje się w jej otoczeniu.Zwierzęta nie tylko asymilują pokarm, ale również dzięki zmysłom interioryzują pewien szerszy wycinek rzeczywistoŚCi, ajest to interioryzacja intencjonalna, inna niż pobieranie pokarmu, bo jedzenie niszczy trawę, ale samo patrzenie nie zabija. Człowiek natomiast dzięki udziałowi nie tylko zmysłów , ale i intelektu może całą rzeczywistość wchłonąć w siebie i nią żyć na sposób bardzo szlachetny, bo duchowy.Może żyć samym sobą, może żyć przyjaźnią. To jest właśnie ta niezwykła interioryzacja, która pojawia się w sposób szczególny dzięki udoskonaleniu naszych aktów , i wzbogacając człowieka, nie zamyka go, lecz otwiera na całą rzeczywistość. Poznanie więc w sensie pewnego aktu czy funkcji jest szczytowym przejawem życia osobowego człowieka, które wprawdzie służyć może wielu różnym celom, ale w nich się nie wyczerpuje, raczej one wracać winny do poznania. Zostawić samego siebie na zewnątrz, np. w majątku, lub wewnątrz, np. w ciele, to bezsens. Trzeba wrócić do siebie jako podmiotu-jaźni otwartej na rzeczywistość. A to dokonuje się w poznaniu przybierającym postać aktów skierowanych na przedmiot, refleksji towarzyszącej lub aktowej, a wreszcie redditio completa, czyli pełnego zwrócenia się ku sobie. Taką postawę uzupełnia proporcjonalna do dobra miłość.Różne są nauki, a każda dostarcza umiejętno.ści patrzenia na rzeczywistość w takim lub innym aspekcie. Co innego bada biolog, co innego fizyk, a co innego psycholog. Nad tymi naukami góruje jedna, która nosi doŚĆ tajemnicze miano, a jest nią metafizyka. Metafizyka nie jest nauką o duchach, jest to nauka o rzeczywistoŚCi jako takiej, a więc o bycie nie o ile jest on koniem, czymś żvwvm lub martwym, ale o ile jest bytem, a więc czymś rzeczywistym. Inna nazwa, bliższa nam i bardziej zrozumiała, to "mądrość". Człowiek mądry to taki, który nie tylko wie, że coś jest lub tak, a nie inaczej działa, ale rozumie - dlaczego. Człowiek mądry 36 . zna przyczyny , i to przyczyny nie jakiekolwiek, ale ostateczne, takie, bez których nie byłoby rzeczywistoŚCi.Czego możemy się spodziewać po metafizyce, kiedy poruszamy problemy moralne? Pewne korzyści jUŻ odnieśliśmy, wówczas gdy analizowaliśmy strukturę bytu, gdy mowa była o substancji i przypadłoŚCiach. Pora teraz na dalsze. Co to znaczy być bytem? Być bytem to nie tylko być człowiekiem, bo bytem są równiei rośliny i zwierzęta, to nie tylko być mierzalnym, bo są rzeczy niemierzalne, czy wreszcie być czymś materialnym, bo istnieje również to, co niematerialne, co duchowe. Być bytem to i s t n i e ć, bez istnienia nie będzie nic. Istnienie jest więc tą podstawową racją, dla której bytjest bytem. Ale gdy ana1izujemy istnienie wszystkiego, co nas otacza, to ze zdumieniem stwierdzamy, że żadna z tych rzeczy łącznie z nami samymi nie musi wcale istnieć. Ledwo powstaną, jUŻ giną, a bez znaczenia jest, czy trwa to jeden dzień czy pięćset lat. Istnienie zatem nie może należeć do istoty bytów, które poznajel1lY, bo wówczas musiałyby istm .eć z koniecznoŚCi. Jaka więc jest racja, że istnieją? Taką racją może być tylko taki byt, którego istotą jest istnienie, który sam istnieje z koniecznoŚCi i jest przyczyną istnienia wszystkich bytów.Ów byt w języku filozoficznym nazywany jest A b s o 1 u t e rn, a w języku religijnym - B o 9 i e rn.Bóg-Absolut jest racją tłumaczącą istnienie wszystkiego, co jest bytem. Jeśli zaś istnienie bytów przygodnych nie jest konieczne, to znaczy , że jeśli istnieją, to na mocy aktu stwórczego, aktu wolnego. Bóg chce, aby coś istniało. To zaś, co jest chciane, jest dobre. Każdy byt jest więc dobry na mocy partycypacji w akcie stwórczym.Okazuje się więc, że Absolut jest podstawą do zrozumienia całej hierarchii dobra, a równocześnie w takiej mierze, w jakiej człowiek jest bytem rozumnym, wolnym i otwartym na nieśmiertelność, Bóg hierarchię tę usensownia. Przeciei te wszystkie dobra, o jakie często tak zapalczywie zabiegamy, w jednej chwili możerny stracić czy to 37 dlatego, że ktośje zagrabi, czy ogień spali, czy też nas śmierć zabierze. Tym zaś, co nadrzędne w ludzkim życiu, jest zdobycie mądrości, czyli kontemplacja umiłowanej prawdy.Wprawdzie nie każdy jest metafizykiem, ale na mądrość każdy musi być otwarty , bo to jest ostateczna perspektywa ludzkiego życia, bo jakaż mogłaby być inna?Celem życia człowieka jest dobro na miarę bytu osobowego, takim zaś jest dobro duchowe. Można je posiąść za pośrednictwem aktów duchowych, czyli aktów intelektu i woli. Jeśli zaś Bóg-Absolut jest bytem osobowym, i to takim, mocą którego my sami istniejemy, to nie może być innego celu życia człowieka niż połączenie się duchowe z Bogiem. Zrezygnowanie z takiego Celu-Dobra, pomijanie Go, a nawet organizowanie państwa w celu walki z Nim, jest uderzeniem w człowieka i sprowadzeniem człowieka do roli rośliny lub przedmiotu. Z kolei próba zastąpienia realnego duchowego dobra różnego rodzaju ideami, jak sprawiedliwość czy równość bądź wolność, jest wyrazem kpiny, bo to są tylko abstrakcyjne pojęcia i nic więcej.Nonsensem jest żyć dla pojęć i dla nich umierać. One są wprawdzie szlachetne, bo niematerialne, ale jako byt są czymś intencjonalnym, myślnym, a nie realnym. A celem życia człowieka musi być realne osobowe dobro.A zatem dobra, jakie przed nami się pojawiają, nie są równe. Naszyrn zadaniem jest wiedzieć, co jakim jest dobrem, i odpowiednio je traktować. Odkrycie istnienia Absolutu niejestjeszcze bezpośrednim poznaniem Go, gdyż Bóg i poznawczo, i ontycznie jest transcendentny. Praktycznym, życiowym dopełnieniem poznania metafizycznego jest religia, do której ludzie najczęściej się uciekają, szukając usensownienia własnego istnienia. Ale religia, choć zawiera wiele bezcennych wskazówek moralnych, nie jest w ścisłym sensie podstawą etyki, ponieważ religia jest oparta na łasce wiary , którą nie każdy otrzyrnuje. Podstawą etyki jest naturalna zdolność UŻywania rozumu i odczytywania rzeczywistoŚCi, w tym właśnie hierarchii dobra. Podstawą tej 38 hierarchii jest Bóg-Absolut, ale już w naszym normalnym życiu widzimy, że są takie dobra, które z tego tytułu, że są bytami osobowymi, muszą być traktowane jako dobro- cel.Respektowanie tego dobra wyznacza obszar moralnoŚCi. III. BYT MORALNY - DECYZJA Słowo "decyzja " pochodzi od łacińskiego czasownika decidere, które w swyrn źródłosłowie znaczy "ściąć", "obciąć", a wtómie dopiero odpowiednik naszego decydowania. Związek cięcia z decydowaniem jest wprawdzie metaforyczny , niemniej dostrzec tu można pewne podobieństwo.Jak bowiem drwal, stojąc przed kawałem drzewa, może zatopić ostrze siekiery w najrozmaitszych miejscach, tak i człowiek stojący przed wyborem ma do dyspozycji wiele możliwości działania. Zaś to, co na koniec wybierze, a więc na co się zdecyduje, jest odcięciem się od innych możliwości, pociągając równocześnie skierowanie działania w taką, a nie inną stronę.w szelako różnica między drwalem a wyborem moralnym polega na tym, że siekiera, jaką drwal się posługuje, ma tylko jedno ostrze skierowane na przedmiot, który będzie tak lub inaczej pocięty, natomiast nasz wybór--decyzja ma dwa ostrza: wybór bowiem determinuje zarówno przedmiot, jak i nas samych. My wybierając nie tylko zmieniamy jakiś układ rzeczy , ale również sami się zmieniamy, stawiając opór zagrożeniu - stajemy się mężni, oddając zaś to, co komuś się należy - stajemy się sprawiedliwi. Nic więc dziwnego, że dla moralnego życia człowieka decyzja ma znaczenie kluczowe. Na mocy decyzji rzeźbimy samych siebie.Ludzką decyzję rozpatrywać można z wielu punktów widzenia. Jest to akt bardzo złożony. Zazwyczaj człowiek 41 uświadamia sobie wagę decyzji w momentach wyjątkowych, takich, od których zależy być lub nie być, czy to dla podejmującego decyzję, czy też tych, których los od nas zawisł. Są to momenty, jak byśmy powiedzieli, egzystencjalne, gdzie kończą się żarty. w ówczas człowiek musi maksymalnie wytężyć potencjał swojego rozumu, usztywnić własną wolę i zadecydować, czy wybiera to, czy tamto, czy mówi "tak" czy "nie". w ojna, obozy koncentracyjne, przesilenia polityczne zmuszają niejako ludzido podejmowania decyzji, gdzie jej ciężar jest bardzo widoczny. Ale i w czasie pokoju momenty takie są obecne,jak chociażby decyzja o zawarciu zwiĄZku małżeńskiego czy akt religijnego nawrócenia, czy przeciwnie, odejście od religii. Człowiek wie, że podjęta decyzja ciążyć będzie nad całym jego ŻYciem. Co więcej, również zdaje sobie sprawę, że choć może szukać pomocy u innych, to ostatecznie od niego zależy podjęcie decyzji i że nikt za niego tego nie zrobi. Decyzja jest więcjak najbardziej aktem wewnętrznym, aktem osobistym.Do umiejętności podejmowania decyzji człowiek nie tylko musi być wychowany , ale również musi dojrzeć. Trudno jest wymagać od dzieci, by we wszystkim o sobie decydowały, gdyż wielu spraw jeszcze nie rozumieją, dlatego niczym rusztowaniem otoczone są opieką rodziców, bliskich czy szkoły. Również ludzie starsi lub schorowani takiej pomocy :potrzebują. Ale bywają też ludzie dojrzali wiekiem, a dzie- i cinni usposobieniem, którzy nie chcą przyznać, że nadszedł : :czas podejmowania decyzji i brania odpowiedzialności. !'ii i:Normalnie jednak człowiek zdaje sobie sprawę, że jest !Ii autorem własnych decyzji i że nikt nie może go od tego ii uwolnić. Od decyzji nie ma ucieczki, rezygnacja z niej też Ii jest przecież decyzją. Nawet ten, co jest w wojsku lub !w zakonie i przysięga posłuszeństwo wobec rozkazów !, : : przełożonych, musiał najpierw podjąć decyzję o takim ':' właśnie posłuszeństwie. Lepiej jest więc odważnie uświado- i!mić sobie, że na naszych barkach spoczywa ciężar decyzji, ! il i :1 niż szukać wytłumaczenia własnej niemocy w takich czy ,Ii 42 , il i!! innych okolicznościach. Zamknięcie oczu na fakt, że człowiek jest autorem decyzji, powoduje zawalenie się porządku moralnego i prawnego, a w konsekwencji upadek społeczeństwa i samego człowieka. Decyzja w największym chyba stopniu ujawnia to, iż człowiek jest osobą, a więc suwerennym podmiotem. Nie każdy bowiem musi być naukowcem, nie każdy musi grać na pianinie, nie każdy potrafi się przyjaźnić, ale każdy musi podejmować decyzję.ObecnoŚĆ decyzji w ludzkim życiu nie przejawia się wyłącznie w momentach wyjątkowych, tylko jest ona wówczas najłatwiej uchwytna. Bo przecież cały czas, gdyjesteśmy przytomni, stoi przed nami wiele różnych możliwości działania, któreś z nich musimy wybrać, na coś się zdecydować, łącznie z nie-działaniem. Tyle że oczywistość wybranego dobra i prowadzącego doń środka sprawia, iż nad innymi środkami się nie zastanawiamy, idziemy po sprawdzonej jUŻ linii. Trudno wobec tego zgodzić się, by nasze codzienne życie było zmechanizowane i decyzja nie odgrywała tu żadnej roli. Zawsze bowiem działanie możemy wstrzymać, a ponadto ów schematyzm układu rzeczy, szczególnie gdy w grę wchodzą realne byty, a nie artefakty, jest schematyzmem pozornym i ciągle musimy uważać, czy z obranym dobrem nie wiąże się coś złego.Każde dobro jest od nowa dobrem. Tak jak pianista wielkiej klasy, mimo iż gra ten sam utwór po raz setny czy nawet tysięczny, gra go za każdym razem od nowa. A cóż dopiero mówić, gdy mamy do czynienia z realnym działaniem? Decyzja jest tu czuła na przebieg życia, które przecież nie jest z góry ustalonym zapisem nutowym, bo ciągle coś w układzie rzeczy czy człowieka działającego może się zmienić. M usi więc decyzja nieustannie towarzyszyć naszemu przytomnemu życiu.Analiza decyzji jest rzeczą trudną, ponieważ wchodzi tu w rachubę wiele czynników, z których jedne widać od razu, a do wyłuskania innych potrzebny jest głębszy wgląd filozoficzny. 43 Niewątpliwie każda decyzja dokonuje się ze względu na coś, ujrzanajestjako dobro,jako coś, do czego warto dążyć. Nie każde dobro nas ku sobie pociągnie, lecz tylko to, które jest poznane. Zbierając grzyby nie schylę się po rosłegQ prawdziwka, jeśli go nie widzę, bo w całości przykryty jest liśćmi. Ale mogę też widzieć jakieś dobro, mimo to nie chCĘ go. Powodów może być wiele, czy to dlatego, że chcę czegoś innego, czy też po prostu mam taką zachciankę. żadne konkretne dobro niejest w stanie zmusić mnie do "chcenia" . Jeśli chcę, to dlatego, że chCĘ, a jeśli nie chCĘ, to dlatego, że chcę nie chcieć. Płynie to stąd, że wola jako władza niematerialna otwarta jest na wiele równych dóbr, może wi~c między nimi wybierać łącznie z niewybraniem żadnego. Wszelkie psychologiczne próby podważenia ludzkiej wol- I noŚCi poprzez pokazywanie wielu determinantów, czy to podświadomych, czy nadświadomych, są wobec wewnętrznego, bezpośredniego doświadczenia własnej wolności hipotezami pomijającymi to, co najważniejsze i co nie jest żadną hipotezą, ale faktem.Ja sam sobie dobieram motyw wyboru, ja o tym wiem, I tyle że sprawia to, jako oglądane z zewnątrz, wrażenie I zdeterminowanego ciągu przyczynowo- skutkowego, w któ- \ i:!rym zagubiona zostaje wolność. Ale wolność jest człowieka, a nie na zewnątrz. Nie zobaczyjej ani mikroskop, ani test psychologiczny. w olności nie podważą też czy środowisko, w którym człowiek ŻYje, ani kod genetycz~y tak silnie determinujący nasz charakter i skłonności. Te wszystkie determinanty człowiek może przekroczyć, zawsze może im powiedzieć: nie! środowisko można zmienić, obyczaje poprawić, nad charakterem popracować, a dla skłonności znaleźć ujście w dobru. Ale jest jeden warunek:człowiek musi tego chcieć. Bez tego wewnętrznego pragnienia nie tylko trudno będzie nam się zmienić, ale również nie zdążymy nawet wykorzystać szczęśliwych, przypadkowych zdarzeń. Dlatego szczęście sprzyja najczęściej tym, którzy go szukają, ci zaś, którzy zatopieni są w nieustannym 44 I narzekaniu, tracą mnóstwo okazji, by się ze swych kłopotów wydobyć.Przedmiotem wyboru-decyzji jest wiĘC dobro poznane i chciane. Powstaje teraz pytanie, czy ze strony poznanego dobra, jak i ze strony naszego intelektu i naszej woli istnieje jakiś nacisk, aby wybrać raczej to dobro, a nie inne, czy też sytuacja jest zupełnie indyferentna, a więc obojętne jest, co wybierzemy. Każdy człowiek doświadcza, że są pewne dobra, do których odczuwa większą skłonność lub chęć, a są takie, na których wręcz mu nie zależy albo go odpychają.Jeden lubi pisać opasłe tomy, a drugiego napisanie zwykłego listu przyprawia o zły humor.Dla naszych subiektywnych chęci lub niechęci istnieje obiektywna podstawa. Jeśli bowiem człowiek jest bytem spotencjalizowanym, to dobrem jest to, co owe możności udoskonala, a więc wprowadza je do aktu. Możności te nie są czystymi możnościami, lecz jUŻ jakoś zdeterminowanymi. Właśnie wskutek tej determinacji pojawia się odpowiednia skłonność. Czasami detenninacja jest tak dUŻa, że przybiera postać talentu lub geniuszu. A zatem dobro, które nas przyciąga, jest nam jakoś konnaturalne, ono nas w jakimś aspekcie udoskonala, ku niemu więc skłania się wola.Normalnie wiĘC wybieramy to, co nam odpowiada. w to angażujemy naszą wolę i nasze siły poznawcze.W którym momencie decyzja staje się wyborem o charakterze moralnym? Czy do takiej decyzji też jesteśmy jakoś ud ysponowani?Jeśli nie wszystko, do czego dążymy, jest takim samym dobrem, jeśli istnieje tu pewna hierarchia, i to hierarchia dla nas czytelna, to w takim razie człowiek musi być predysponowany do widzenia dobra w sobie, jakim jest dobro osobowe, którego naruszanie odbierane będzie jako coś złego. To predysponowanie przybiera postać s u m i e nia.Sumienie nie jest jakąś tajemniczą czy samodzielną władzą, choć sam termin występuje w fonnie rzeczownikowej. 45 Polskie "sumienie" jest kalką łacińskiego terminu conscientia, które oznacza jakby współwiedzę, stąd s - czyli współ i - umienie, czyli wiedza ( od słowa um, a więc umysł). A więc sumienie jest pewnym stanem naszego umysłu oceniającego pod kątem dobra i zła moralnego każdą podjętą przez nas decyzję czy wyłoniony na jej podstawie czyn.Głos sumienia to nie głos jakiegoś daimoniona czy bożka, tak jak chyba metaforycznie mówił o tym Sokrates, ale właśnie ów współ-akt. A sprawia on wrażenie tajemniczego głosu dlatego, że pojawia się w sposób od naszej woli niezależny. Stąd też tzw . wyrzuty sumienia (których bogate świadectwo znajdujemy w literaturze pięknej) męczą bohaterów powieści czy poematów, choć najchętniej by się ich pozbyli. Ale ledwie uda im się zapomnieć o popełnionym występku, dzięki wesołemu towarzystwu czy spełnieniu niezliczonych toastów , gdy tylko oprzytomnieją, sumienie odzywa się bez litości.Filozofowie próbując wytłumaczyć obecność sumienia, zwracają uwagę, że ta ocena pod kątem dobra i zła musi mieć z jednej strony głębszy jeszcze podkład duchowy, a z drugiej - musi być wyrazem czytania przez człowieka prawa naturalnego. Jak bowiem w poznaniu intelektualnym poznając ten oto konkret, np. to oto drzewo, tego oto psa, widzimy je przez pryzmat pierwszych zasad w postaci zasad tożsamości, niesprzeczności i wyłączonego środka - i dlatego widząc stół, wiemy, że to jest stół (zasada t.ożsamości), a nie nie-stół (zasada niesprzeczności) - tak w przypadku oceny podjętej decyzji dostrzegamy jej zgodność lub niezgodność z pierwszymi zasadami prawa naturalnego. Intuicja tych pierwszych zasad prawa naturalnego, które każdy człowiek rozumie, choć nie każdy czyni to w sposób zreflektowany, nosi nazwę synderezy, co można też określić mianem "prasumienia ludzkości".Prawo naturalne, jak o tym jeszcze będzie mowa, wyraża prawo każdego człowieka do życia, do przekazywania życia 46 oraz do osobowego rozwoju w prawdzie. Jeśli więc nasza decyzja w to uderza, czy to gdy chodzi o nas samych, czy też innych ludzi, to wówczas pojawia się ów głos sumienia.Człowiek jest zatem z natury predysponowany do poznania dobra i zła moralnego. Tyle że wskutek złego wychowania, złej edukacji czy zdeprawowanej woli sumienie. może zostać skrzywione bądź w ogóle uśplone, ale wówczas człowiek w ogóle wychodzi poza orbitę moralności, stając się osobowym kaleką. A ponieważ człowiek rodzi się i rozwija w pewnej społecmoŚCi, to niełatwo jest mu naciskowi tej społeczności się oprzeć, szczególnie w systemach totalitamych, gdzie wszystkie sily zostaly zorganizowane w celu zdeprawowania człowieka. w III Rzeszy czy w komunizmie owo zatrucie pozbawiające człowieka, niemal zupełnie, umiejętności odróżniania realnego dobra i zła przybrało rozmiary zastraszające. Potrzeba wówczas już nie tylko zdrowego rozsądku, by na słuszną drogę powrócić, bo ten podległ dewiacji, ale religii z jej Boskim autorytetem.Dlatego też łatwo zaobserwować, iż wszystkie ruchy wolnościowe, jakie ogamiają ludzi żyjących pod jarzmem systemów totalitamych, zaczynają się od wzrostu religijności. Bo gdy rządzący, uczeni, szkoła czy nawet bliscy mówią inaczej, niżjest naprawdę, człowiek, w którym tlą sięjeszcze resztki sumienia, boi się zdać na własny rozum i szuka opieki Boskiej. A choć są to przykłady krańcowe, to odnoszą się przecież do setek milionów ludzi, nawet dziś, w xx wieku.Sumienie jest więc pewnym potencjałem, jaki człowiek z natury posiada, ale który musi być odpowiednio rozwijany i wychowywany. Temu służy nie tylko osobista praca i zaangażowanie, ale również instytucje społeczne, rodzina, religia. Nie jest bowiem łatwo w wielu konkretnych wypadkach bogatego ludzkiego życia i całej jakże złożonej rzeczywistości odczytać realne słuszne dobro i środki, jakie doń prowadzą. Tego człowiek przez całe życie się uczy i nie raz wypadnie mu się pomylić.I właśnie pojawia się teraz pytanie: gdzie znajduje się ten 47 najbardziej newralgiczny punkt dla dobra i zła w sensie ściśle moralnym? Zazwyczaj sądzimy , że odnosi się on do naszego działania, do wyłonionego czynu, stąd mówi się, że ktoś postąpił dobrze lub źle. Czasami mówi się z kolei, że ktoś ma złe lub dobre myśli albo złe lub dobre intencje, czylidobrze chciał, ale coś nie wyszło. Wszystkie te momenty są oczywiście ważne, ale nie one są najważniejsze. Chodzi bowiem o odnalezienie takiego momentu, który całkowicie pozostaje w naszej gestii, będąc wyrazem naszej autonomiczności i suwerenności, w innym wypadku moralność rozpłynie się na sieć czynników od nas zależnych i niezależnych, a wówczas z uwagi na obecność tych ostatnich zamazana zostanie sfera naszej odpowiedzialności, a tym samym dobra i zła moralnego.Dobro i zło moralne nie może odnosić się przede wszystkim do działania, ponieważ dokonuje się ono w sferze zewnętrznej, z którą wprawdzie musimy się liczyć, ale która w pełni od nas nie zależy. Cóż z tego, że postanowiłem komuś pomóc, jeśli w tym samym momencie dostanę zawału serca albo ktoś znienacka mnie napadnie i krępując moje ruchy uniemożliwi samą pomoc. Zawsze istnieje tu możliwość zatrzymania działania lub jego zdeformowania, co nie zawsze da się przewidzieć, czemu nie zawsze można zaradzić.Z kolei z samych myśli o działaniu nicjeszcze nie wynika, tym bardziej że niektóre myśli pojawić się mogą wbrew naszej woli, inne zaś będą tylko hipotetyczną próbką, czy postąpić tak, czy może inaczej. Wreszcie dobre intencje, o których mówi się przysłowiowo, że nimi to najczęściej wysłane jest piekło, są niewątpliwie czymś bardzo cennym, ale właśnie im bardziej odległe jest od nich samo działanie, im bardziej z nimi niezgodne, tym bardziej stają się powodem słusznego oburzenia. Bo jakże to, człowiek wie, co dobre, niby chce dobra, a robi coś zupełnie innego. Dobre intencje to nie wszystko.Cóż więc jeszcze pozostało, jeśli nie działanie, jeśli nie 48 myśli, jeśli nie intencje? Pozostała d e c y zj a. Właśnie decyzja jest tym kluczowym punktem naszego życia rnoralnego, w którym mieści się istota moralnego dobra i zła. Ona bowiem całkowicie leży w naszej mocy i za nią jesteśmy w pełni odpowiedzialni. Decyzja nie jest jeszcze działaniem, ale już nie jest tylko myślą czy intencją.Jest ona tym ostatnim aktem, który poprzedza działanie, a równocześnie wieńczy wszystko to, co jest przed nią, czyli różne myśli i chęci.W śród wielu myśli i wielu chęci wybieramy jedną chęć z odpowiadającą jej myślą, chęć jest bowiem zawsze chęcią czegoś, a owo "coś" musi być przez nas poznane. A skoro przed nami stoi wybór odpowiedniego działania, to nim działanie to się rozpocznie, musi być uprzednio konkretnie zdeterminowane, bo z tego, co nieokreślone, nic nie wyniknie. Mogę więc zastanawiać się, czy uderzyć czy nie, jeśli decyduję się na uderzenie, to muszę następnie wybrać, czy uderzam obuchem czy ostrzem, bo jednocześnie jednym i drugim uderzyć się nie da. Wybieram ostrze i decyduję się na uderzenie: to czynię! Za taką decyzją idzie już czyn.Ten moment zadecydowania jest dla człowieka z jednej strony najprzyjemniejszy, z drugiej zaś - najtrudniejszy.Jest najprzyjemniejszy, bo człowiek widzi sie6ie jako autentycznego suwerena, jakby króla, który nikomu jUŻ nie podlega: ja chcę i ja się decyduję, nikt w to nie może jUŻ ingerować, ja tu jestem panem. Ale również jest to moment bardzo trudny, zdajemy bowiem sobie sprawę, że, mając na uwadze troskę o powodzenie w samym działaniu, o zrealizowanie słusznego dobra - decyzja tego do końca nie gwarantuje. Pojawić się może wiele wątpliwości, czy aby wszystko zostało dokładnie przemyślane, cźy może dałoby się coś przygotować lepiej, a kto wie, jakie będą nowe okoliczności. Wszelako z decyzją nie zawsze można zwlekać.Jeśli do bro nie będzie na nas czekało, trzeba podjąć decyzję, bez względu na pojawienie się nieprzewidzianych trudności.Kiedy zatem decyzja będzie moralnie dobra, a kiedy zła? 49 Dobra będzie wówczas, gdy zgodna będzie ze słusznym dobrem, ale takim, którejest przez nas poznanejako słuszne.O tym zaś, czy jakieś dobro jest słuszne, informuje nas sumienie. A więc istota dobra moralnego to z 9 o d n o ś ć d e c y zj i z s u rn i e n i e m. Jeśli sumienie mówi mi, że coś jest dobre, i ja na to się decyduję, to wówczas pojawia się moralne dobro, przeciwnie, gdy decyduję się na coś z sumieniem niezgodnego, to mamy wówczas do czynienia z moralnym złem. Innego rozwiązania nie ma. Gdybyśmy bowiem oderwali decyzję od sumienia i oparli zgodność na samej relacji decyzji z dobrem w sensie czysto obiektywnym, to wówczasjak moglibyśmy odpowiadać za zgodność, której nie poznajemy?Decyzję uzgodnić musimy z dobremjako poznanym, a nie dobrem w ogóle. To z kolei powoduje, że nawet sumienie błędne moralnie nas wiąże. Zdarzyć się bowiem może czy to pomyłka w poznaniu, czy też zwichnięcie sumienia z przyczyn od nas niezależnych, za które nie ponosimy odpowiedzialności. A musimy iść za sumieniem, bo innego kompasu moralnego nie posiadamy. Aby uchronić autonomię człowieka jako osoby, musimy pójść aż tak daleko.Nawet więc wówczas, gdy decyzja z boku wydaje się błędna, nie ma moralnego zła, jeśli jest ona zgodna z sumieniem.Z drugiej zaś strony człowiek jest odpowiedzialny moralnie za decyzję również wtedy, gdy działanie zostało z przyczyn zewnętrznych unieruchomione.Widzimy tu wyraźnie, jak rozmija się porządek legislacyjny z porządkiem moralnym. Prawo państwowe karze za czyny , nie za decyzje, nie za to, że ktoś postanowił ukraść, tylko za to, że ukradł. Tymczasem zło moralne jest w samej decyzji, niezależnie od tego, czy kradzież dojdzie do skutku czy nie, czy ktoś jeszcze o tym wie, czy nie wie nikt oprócz złodzieja. Z kolei, jeśli decyzja ta nie była wbrew sumieniu, to zła moralnego nie będzie, ono pojawi się dopiero wówczas, gdy człowiek zrozumie i uzna, że jest to coś złego. Kara wymierzona przez sąd ma bardziej na względzie dobro 50 publiczne niż dobro tego, który zostaje uznany winnym ijest osądzony, mimo iż nie uważa, aby popełnił coś złego.K westia ta jest niewątpliwie bardzo delikatna, ale wyznaczając pole moralności w ścisłym sensie, musimy bronić ludzkiego sumienia jako tej instancji, przed którą człowiek jest osobiście odpowiedzialny. A wiadomo też, że żadna kara nie dorównuje tej karze wewnętrznej, jaką człowiek ponieść może przed własnym sumieniem. Dlatego porządek legislacyjny jest wtómy wobec porządku moralnego.Dramat życia moralnego człowieka dokonuje się głównie w jego wnętrzu, tu człowiek gromadzi siły woli i umysłu, by podjąć decyzję, tu dostrzegajej zgodność lub niezgodność ze słusznym dobrem, stąd bierze początek działanie. Wewnątrz siebie odczuwa satysfakcję za wybrane dobro, wewnątrz siebie cierpi z powodu zła. Podejmowanie decyzji jest niezbywalną częścią naszego jestestwa, a choć świat natury pozbawiony jest takich problemów, to jednak tylko przed nami otwarta jest droga do autentycznego i trwałego dobra. Tę drogę przecieramy szukając przez całe życie takich decyzji, które będą słuszne, i do końca mamy szansę, aby mimo pomyłek, decyzję słuszną odnaleźć i za nią pójść, choćby owo pójście wyraziło się w powiedzeniu słowa "tak" lub "nie". IV. SPOS()B LUDZKIEGO DZIAŁANIA - ARETOLOGIA Mówienie o cnotach brzmi dziś nieco anachronicznie. Zazwyczaj kojarzą się nam one z bohaterami powieści czy poematów historycznych, postaci wyidealizowanych, stworzonych potęgą wyobraźni takich mistrzów jak Homer , a u nas Sienkiewicz. Nestor uosabia człowieka roztropnego i przewidującego, do niego więc w chwilach trudnych zwraca się o radę Agamemnon, król greckich wojsk sprzymierzonych. Odyseusz natomiast, jak później Zagłoba, szybko potrafi maleźć odpowiedni fortel, by dopiąć swego, jest więc człowiekiem bystrym, przemyślnym. Z kolei Longinus Podbipięta; herbu Zerwikaptur , to człowiek odważny i nieustraszony. Każda z tych postaci górowała przeważnie w jednej z cnót, nie we wszystkich. Zdarzało się panu Zagłobie stchórzyć, ale w mig przychodził mu do głowy jakiś koncept, a w ostateczności - sprzyjało szczęŚCie.Ta niezwykła poczytność Homera przez blisko trzy tysiące lat, czy u nas Trylogii Sienkiewicza przez ostatnich sto lat, świadczy niewątpliwie o tym, że cnoty są ciągle człowiekowi jakoś bliskie. Z drugiej jednak strony dominacja życia dworskiego, a później mieszczańskiego, spowodowała, że cnoty przybrały postać pewnej ogłady towarzyskiej, za którą kryją się niezliczone wady i przywary , stąd też cnotę z punktu widzenia moralnego zaczęto deprecjonować (Schopenha uer ). A był jeszcze inn y powód nega tywnego stosunku do cnót: oto eksponując cnotę jako cel sam w sobie, zaczęto 53 wychowanie traktować na sposób podobny do tresury, w czym zasłynęła szkoła pruska. Chodziło tu o złamanie woli człowieka, a także jego usposobienia, co pozwalało później na dostarczenie świetnego materiału na armię żoł, nierzy i urzędników. Potwierdził to swoim autorytetem Kant, głosząc tezę, że moralność łączyć się musi z tym, co przykre, a co wypływa wyłącznie z obowiązku.Dzisiejsza psychologia natomiast sprowadza cnoty do przyzwyczajeń i nawyków, a więc takich dyspozycji psychicznych, na mocy których wykonujemy pewne czynności w sposób nieomal bezwiedny. Jak palacz sięga machinalnie po papierosa, tak i człowiek cnotliwy postępuje w życiu. Nic więc dziwnego, że w ostatnich dziesiątkach lat wzorem do naśladowania stało się życie na tzw. luzie, w stylu amerykańskim, wyrażające się w bezpośredniości, spontaniczności, nieprzestrzeganiu konwencji lub tworzeniu coraz to nowych. w tym człowiek zaznacza swoją oryginalność i pokazuje, że nie ma kompleksów .Jednakże z filozoficznego punktu widzenia problem cnoty jest dla ludzkiego życia moralnego niezwykle doniosły, tyle że jej poprawne rozumienie uległo jUŻ w naszej epoce zapomnieniu. A przecież, jeśli podstawą dobra i zła moralnego jest decyzja, to chodzi o takie udysponowanie człowieka, aby umiał poznać realne, słuszne dobro i miał tyle sił, by za nim iść. Każdy człowiek jest jedyny i niepowtarzalny, dobro nigdy nie jest takie samo, lecz za każdym razem nowe, nie ma więc obawy o wprowadzenie w życie moralne schematyzmu. Każdy człowiek może być na swój sposób roztropny i mężny .Grecka arete sięga tradycji eposów homerowych. Oznaczała przede wszystkim męstwo, ono bowiem najbardziej było potrzebne w czasach wojny. Takie jest też pierwotne znaczenie łacińskiego słowa virtus. Ale owo męstwo wyraża równocześnie pewną moc, siłę, te zaś odnosić się mogą również do innych mocy, jakie człowiek posiądzie, czyli tego, co będzie umiał i potrafił. Stąd łatwo było przenieść 54 pierwotne znaczenie na inne, obejmujące sobą wszystkie umiejętności posiadane przez człowieka, nie tylko moralne, ale i artystyczne czy poznawcze.Takie poszerzenie terminu arete dokonało się jUŻ w kulturze greckiej. Natomiast polski odpowiednik pochodzi od słowa "czcić", bo człowiek czci-godny to ten, który właśnie obdarzony jest cnotami.Częstokroć może się nam wydawać, że człowiek cnotliwy to taki niedosiężny ideał wyglądający jak pomnik oblepiony złotymi liśćmi, cnoty zaś to idee istniejące gdzieś w pleromie.A ponieważ są to rzeczy odległe, to można je co najwyżej podziwiać, a życie biegnie i tak swoim utartym torem. Nic błędniejszego. Bo cnota właśnie w wirze i zakamarkach życia ułatwia człowiekowi rozpoznanie i czynienie dobra, a unikanie zła. Ona jest wewnątrz pulsującego życia, a nie w chmurach. Jest to pewien zespół aktów przez nas wyłanianych wobec naporu i ciśnienia najrozmaitszych spraw, zdarzeń, trudności. Cel cnoty jest jeden, choć na różne sposoby może się dokonać: rozwijać i chronić dobro ludzkie.Przeciwnie, brak cnót czy też posiadanie wad powoduje, że dobro ludzkie jest zagrożone.Ani cnót, ani wad nie można absolutyzować, traktować ich jako coś samego w sobie. Oceniać je można tylko pod kątem przyporządkowania do dobra ludzkiego. Cnoty więc, jeśli przyczyniają się do podjęcia słusznej decyzji, są czymś dobrym, jeśli zaś od takiej decyzji odwodzą, przestają być cnotami i stają się wadami.Nasza decyzja jest wolna, ale podejmowana jest zawsze w pewnym kontekście nie tylko przedmiotowym, ale również podmiotowym, a więc jak najbardziej wewnętrznym.To wnętrze musimy na tyle wzbogacić, by skłaniało nas ku decyzji słusznej.w jakich sferach naszego życia pojawia się potrzeba posiadania pewnych cnót? Człowiek, jak wiadomo, spełnia mnóstwo różnych czynności czy to fizjologicznych, czy psychicznych, czy duchowych, a wiĘC chodzimy, odżywiamy 55 się, kochamy, poznajemy, tworzymy. Spełnianie takich czynności suponuje, że posiadamy odpowiednie władze do ich wykonywania.Chodzimy wiĘC za pomocą nóg, widzimy za pomocą oka, myślimy dzięki intelektowi. Wszystkie władze są władzami jednego podmiotu, dlatego w ścisłym sensie nie nogi chodzą, lecz człowiek za pomocą nóg, nie intelekt myśli, lecz człowiek za pomocą intelektu. A ponieważ wszystkie władze należą do jednego podmiotu, stąd zazwyczaj czynność jednej władzy związana jest z czynnością innej lub innych. Idę gdzieś, bo chcę iść (wola), i wiem, gdzie chcę iść (intelekt). Jest też wiele czynności, które są czynnościami człowieka, ale nie w sensie osobowym, gdyż dokonują się bez pośrednictwa woli i intelektu. Do nich należy wiele czynności fizjologicznych, takich jak np. przepompowywanie krwi przez serce, funkcjonowanie nerek lub wątroby. Są też inne, takie jak odżywianie się, gdzie żołądek wprawdzie trawi samoczynnie, ale ile i kiedy człowiek zje, to już zależy od niego.Również sfera zmysłowo- uczuciowa jest od nas po części zależna, a po części nie. Ma ona swoje organa, przyporządkowane do spełniania określonych czynności: oko służy do patrzenia, a ucho do słuchania. Możemy na coś patrzeć, ale nie musimy, możemy słuchać tego, co ktoś mówi, ale możemy też zatkać uszy lub odejść.Są wreszcie dwie niematerialne władze: intelekt i wola; pierwsza pozwala nam rozumieć, druga - chcieć. Zasadnicza różnica, jaka zachodzi między tymi władzami a resztą, polega na tym, że nie mają one materialnych organów, są więc duchowe. Gdyby organa takie posiadały, byłyby władzami ograniczonymi, oko widzi przecież tylko barwę lub kształt, ucho tylko słyszy dźwięk, ale ani oko nie widzi dŹWięku, ani ucho nie słyszy barwy. Tymczasem intelekt w swoim poznaniu jest nieograniczony, nawet uznanie czegoś za niepoznawalne już w jakiś sposób powoduje, że jest ono poznane, właśnie jako niepoznawalne. Podobnie 56 wola przekracza poszczególne pragnienia czy pożądania, stawiając nas wobec dobra jako takiego. Nie wystarczy czegoś tylko pragnąć, gdyż aby się z tym połączyć lub do tego zmierzać, musimy najpierw chcieć. Stąd mimo wielkiego pragnienia, możemy się nie napić, choć woda jest w zasięgu ręki. Z kolei coś może nas odpychać, jak niesmaczne lekarstwo, a jednak rozumiejąc, że jest dobre dla naszego zdrowia, zażyjemy je.Zasadnicza różnica, jaką dostrzegamy między światem natury a człowiekiem, płynie właśnie stąd, że mamy owe dwie niematerialne władze zapodmiotowane w niematerialnej duszy. To pociąga za sobą, że żyć po ludzku, to znaczy żyć opierając się na rozumie i woli. Nie ma dla nas innej możliwości, co najwyżej można się nimi posługiwać w sposób niedoskonały. O ile bowiem zwierzęta kierują się w swym działaniu instynktem, o tyle my instynktu nie mamy , każde działanie wymaga więc od nas wysiłku zrozumienia i chcenia. A tu, niestety , czyhać może na nas niebezpieczeństwo, nie zawsze bowiem rozum pozna prawdę, nie zawsze wola pójdzie za słusznym dobrem.Dlatego zwierzęta mogą być w swoim zachowaniu zupełnie spontaniczne, bo kieruje nimi nieomylny w większości wypadków instynkt, człowiek natomiast musi się zastanowić, nim podejmie decyzję, tak, aby to, co na jej podstawie uczyni, nie obróciło się na zło. Dla człowieka więc naczelnym zadaniem jest życie nie jakiekolwiek, ale ludzkie, takim zaś jest wówczas, gdy żyje r o z u m n i e.To jest to fundamentalne dobro: żyć rozumnie. Tylko rozum powie nam, co jest dobre obiektywnie i w jakiej mierze jest dobre. Dotyczy to zarówno rzeczy,do których dążymy , jak i funkcji, jakie spełniamy. Przyjemność towarzysząca odżywianiu się nie jest nieomylnym znakiem dobra obiektywnego płynącego z pożywienia, można bowiem jeść z apetytem, choć pożywienie będzie dla nas niezdrowe albo zjedliśmy jUŻ za dużo. Dopiero chorując człowiek uświadomi sobie, że nie UŻył w sposób właściwy 57 rozumu. Zrezygnowanie więc z właściwego używania rozumu czytającego obiektywne dobro ludzkie prowadzi do upadku człowieka.Czym wobec tego będą cnoty? Cnoty są takimi usprawnieniami poszczególnych władz, że ich funkcjonowanie będzie optymalnie przyporządkowane słusznemu, obiektywnemu dobru rozpoznanemu przez r o z u rn. One same z siebie takiej kondycji nie osiągną, gdyż z wyjątkiem narządów wewnętrznych, pełniących funkcje fizjologiczne, pójdą jakby swoją drogą, często przeciwną dobru istotnie ludzkiemu. Muszą być jakby na powrót opanowane, aby osiągnęły swoiste optimum potentiae, czyli pełnię doskonałości, ale nie samej w sobie, lecz z uwagi na dobro człowieka. Nie chodzi więc o to, by nauczyć żołądek jeść jak najwięcej, ale tyle, ile będzie optymalnie dla zdrowia. I to właśnie określane było mianem "złotego środka ".Z ł o t y ś r o d e k niejest środkiem czysto zewnętrznym, jaki da się wymierzyć między dwiema skrajnościami, lecz jest to ś r o d e k r o z u rn u, który odmierza stan najlepszy pod kątem dobra ludzkiego. Jeśli więc stoi przed nami misa pełnajedzenia, to nie chodzi o to, by zjeść połowę (co byłoby środkiem rzeczy), ale tyle, ile dla nas będzie najzdrowiej.Czasami zjemy wszystko, czasem połowę, a bywa, że w ogóle nic nie zjemy. Nawet gdy nie zjemy nic, to będzie to również środek, optimum dla nas, gdy zaś zjemy tylko trochę, to może to być jUŻ za dużo, gdy na przykład dana potrawa nam szkodzi. Złoty środek wyznacza rozum, a nie rzecz.Usprawnienie poszczególnych władz prowadzić ma do tego, aby były posłuszne rozumowi w osiąganiu właściwego środka. To zaś w konsekwencji doprowadza do takiej kondycji moralnej człowieka, dzięki której posiada on to, co po grecku nosiło nazwę hexis proajretike - sprawność samodzielnego postępowania zgodnie z prawem moralnym.Takiego usprawnienia władz nie da się zmechanizować z tej 58 przyczyny , że nawyk powoduje działanie bezmyślne i poza wolą, tutaj natomiast ciągle musimy dobro rozpoznawać, bo i środek ciągle może się zmieniać. Za każdyrn razem musimy je od nowa chcieć, bo przecież wiele rzeczy i różne miary konkurują, byśmy je chcieli. Nabycie odpowiednich cnót pozwala na względnie łatwe i szybkie, a nawet przyjemne pójście za słusznym dobrem, choćby było ono z początku trudne i przykre. Kryterium dla cnoty stanowi bowiem nie przykrość, ale słuszne dobro, bo nie chodzi o to, by dokonywać heroicznego wysiłku pokonywania siebie, lecz byjak najsprawniej pójść za dobrem, włączając w to również siłę, jaką daje przyjemność. Tak pojęta cnota riie jest też wykwintną przykrywką dla wad czy złych decyzji, nie maniery stanowią o dobru moralnyrn, ale wewnętrzne usprawnienia i słuszne decyzje.w zasadzie wszystkie sfery ludzkiego życia osobowego wymagają usprawnienia, a więc potrzebne są w nich cnoty.Niektóre cnoty należą do porządku czysto poznawczego, bo choć każdy człowiek poznaje, to nie każdy jest naukowcem, zatem opanowanie pewnej dyscypliny naukowej wymaga odpowiednich umiejętności. Innych umiejętności potrzebuje artysta, rzemieślnik czy technik. Pierwsze to cnoty dianoetyczne, drugie zaś to cnoty pojetyczne. Ale są też cnoty usprawniające nasze postępowanie moralne, to są właśnie cnoty etyczne.Jeśli zadaniem naukowcajest umiejętne poznawanie prawdy, a artysty właściwe wytworzenie czegoś, to w porządku moralnym chodzi o umiejętność troszczenia się o dobro ludzkie, które na różne sposoby może być zagrożone.Wymienić tu można cztery podstawowe cnoty. Pierwszą jest r o z t r o p n o ś ć, która polega na usprawnieniu samego rozumu, aby był zdolny dobro takie odczytać. Drugą jest u rn i a r k o w a n i e polegające na umiejętności panowania nad uczuciami przyjemnymi i przykrymi, gdyż te uczucia mogą nas od obiektywnego dobra odwieść.Trzecią jest rn ę s t w 0, którego zadaniem jest panowanie 59 nad uczuciami strachu i bólu, gdyż te, podobnie jak poprzednie, popchnąć nas mogą w niewłaŚCiwym kierunku.W reszcie czwartą cnotą jest s p r a w i e d 1 i w o ś ć, która ma tak wychować wolę, aby miała ona na względzie nie tylko nasze, osobiste dobro, ale również dobro innych ludzi, którzy jako ludzie mają takie same prawa jak i my.Sprawiedliwość jest więc stałą wolą oddawania tego, co komuś się należy.Te cztery cnoty są ze sobą wzajemnie powiązane, choć nie są sobie równe. Najważniejszą jest roztropność, potem sprawiedliwość, następnie męstwo, a na koniec umiarkowanie. Zazwyczaj ludzie w sposób zdroworozsądkowy doce~ niają znaczenie tych cnót, choć nie rozumieją głębiej, o co w nich dokładnie chodzi, ani też nie wiedzą, jak te cnotyi!rozwinąć. Czasami też mylą cnoty z wadami, mówiąc na:,,1 przykład, że człowiek sprytny czy chytry jest mądry lub!1 roztropny. Płynie to głównie stąd, że bogactwo naszego :języka, który wyrósł na łacinie, oderwane zostało od obiektywnego układu rzeczy i kontekstu kultury klasycznej. I Tymczasem coś jest cnotą tylko wówczas, gdy przyporząd~'ii, kowane jest słusznemu dobru. Spryt więc świadczy o in~" !teligencji, ale nie o cnocie, bo skierowany jest ku złu. Inne terminy, jak np. "wiemość", są neutralne moralnie, dopiero gdy wiemy, do czego wiemość się odnosi, możemy ją ocenić, bo przecież wiemość dla złej sprawy, np. wiemość komunizmowi, to nic dobrego, lepsze już jest wahanie, a najlepsza rezygnacja.Wiele zamętu powstało tu na skutek braku właściwego wykształcenia wielu współczesnych pisarzy, którzy za po~ średnictwem literatury szeroko oddziałują na czytelnika, gdy zachłyśnięci mocą własnego geniuszu tworzą pseudo~ problemy , nadając im zaszczytne miano "niepokoju moral~ nego". Zobaczyć to też można w wielu współczesnych filmach, gdzie drobne początkowo przestawienie pojęć później urasta do rangi wielkiego dylematu. Chwalebnym jest, że problemy moralne goszczą na ekranach kin, chodzi 60 jednak o to, by właściwie zostały postawione, gdyż, jak mówił Arystoteles, mały , a więc trudny do uchwycenia błąd na początku, wielkim jest na końcu, a wówczas to nie wiadomo, o co właściwie artyście chodzi.Innym źródłem zamieszania jest publicystyka gazetowa, w której autorzy celowo żonglują terminami, aby zdezorientowany czytelnik się z nimi zgodził albo zwątpił we wszystko.Dlatego też znajomość klasycznej koncepcji cnót wydaje się być rzeczą nieodzowną i musi leżeć u podstaw wykształcenia. To bowiem otwiera drogę do właściwego wychowania i zdrowej kultury. 1. CNOT A ROZTROPNOśCI w tradycji zachodniej roztropność określano mianem auriga virtutum, czyli "woźnicy cnót". Metafora ta sięgała korzeniami platońskiego dialogu Fajdros, w którym bieg życia ludzkiego porównywany jest do zaprzęgu ciągniętego przez dwa konie, białego i czamego. Koń biały symbolizował nasze dobre skłonności, czamy - złe. Zadaniem woźnicy, jeśli zależało mu na tym, by dotrzeć do obranego celu, było umiejętne kierowanie zaprzęgiem, szczególnie zaś przykracanie konia czamego. Tylko woźnica wiedział, dokąd chce dojechać, na nim więc musiał spoczywać cały ciężar przewodzenia. Jakże trudniejszą rolę do spełnienia ma woźnica, jeśli wie, że w rzeczywistości nie ma samych w sobie złych lub dobrych skłonności, bo wszystkie mogą być dobre, ale i wszystkie mogą być złe. Zależy to od właściwego ich wychowania i odpowiedniego kierowania. Aby to jednak miało miejsce, potrzebne jest najpierw poznanie tego, co dobre, i tego, co złe, nie w ogóle, lecz d1a kogoś i w określonych okolicznościach.Dlatego też św. Augustyn definiował roztropność jako umiejętność poznania tego, co dobre, i do czego mamy dążyć, jak również tego, co złe, i czego mamy unikać. Natomiast etymologicznie łacińskie słowo prudentia wywodzono z dwu 61 słów: porro i videns (Izydor z Sewilli), co oznaczało umiejętnoŚĆ widzenia dalej, czyli przewidywania. Grecka fronesis zaczerpnięta została z filozofii Heraklita, gdzie znaczyła pewną filozoficzną umiejętność mądrościowego zagłębienia się w nieustannie zmieniającą się rzeczywistość celem wykrycia rządzącego nią logosu - prawa. Tę właśniefronesis Arystoteles zawęził do poznania moralnego, bo ono ma do czynienia ze zmiennym konkretem w odróżnieniu od filozofii - mądrości, która dotyka ostatecznych, ogólnych i niezmiennych przyczyn-racji rzeczywistości jako takiej.Aby lepiej zrozumieć funkcję roztropności w naszym życiu moralnym, musimy najpierw przyjrzeć się różnym czynnoŚCiom spełnianym przez rozum. Pierwszą z nich jest poznanie dla samego poznania (theoria), które ma miejsce wówczas, gdy staramy się coś poznać po to tylko, by wiedzieć, a co najdoskonalszą formę przybiera w nauce.Nauka dotyczy tego, co ogólne, konieczne i niezmienne, natomiast nie interesuje się konkretem jako konkretem. Dla biologa nie ma znaczenia, czy roślina, jaką bada, jest tym oto fiołkiem, interesuje go raczej ta roślinajako reprezentant pewnego gatunku, stąd gdy badana przezeń roślina ulegnie zniszczeniu, bez problemu bierze drugą, trzecią, bierze tyle, ile mu potrzeba. Chodzi bowiem o wykrycie ogólnej struktury, własności i pra w .Natomiast inaczej rzecz się ma w przypadku poznania pojetycznego, czyli takiego, które przyporządkowane jest powstaniu określonego wytworu. Tutaj musimy liczyć się z konkretem, bo wytwór jest konkretny. Stąd, ponieważ konkret jest niekonieczny i zmienny, nie wystarcza jUŻ poznanie schematyczne i ogólne, ono też musi być konkretne.Podobnie jest z poznaniem moralnościowym, chodzi w nim przecież o konkretne dobro dla konkretnego człowieka, a nie o dobro abstrakcyjnie ujęte dla człowieka w ogóle. Takiego czegoś nie ma, są tylko konkretni ludzie i konkretne dobra. Co najwyżej, gdy mówimy o dobru 62 w ogóle, to chodzi o dobro pojęte analogicznie, a nie abstrakcyjnie. Analogia filozoficzna jest efektem wielu procesów poznawczych, na które składają się sądy, a nie abstrakcja; sądy te zapewniają nieustanny kontakt z konkretem. Różnica, jaka zachodzi między poznaniem pojetycznym i poznaniem moralnym, polega na tym, że pierwsze ma na uwadze dobro czy doskonałość wytworu, celem zaś drugiego jest dobro człowieka. z uwagi więc na odmienność przedmiotu-celu innych umiejętności potrzebuje roztropność, innych sztuka.Jeśli celem roztropności jest dobro ludzkie, to taki cel dla roztropności jest czymś koniecznym, bez niego roztropności nie będzie. Nad tym więc nie ma co się zastanawiać, gdyż w tym kontekście chodzi o szczęście, do którego wszyscy z natury dążą. Różnice pojawiają się w momencie, gdy próbujemy określić, czym owo dobrojest, na czym szczęŚCie polega. A tu, jak wiadomo, opinie ludzi są zróżnicowane.Ale znoWll, zadaniem roztropności nie jest rozstrzygnięcie tego pytania, ono bowiem należy do filozofii człowieka, a więc do pewnej mądrości. Bo choć subiektywnie jedni upatrywać mogą swoje szczęście w bogactwie, inni we władzy, inni jeszcze w zaszczytach, to mimo różnic podmiotem szczęścia jest zawsze człowiek, te wszystkie dobra są dla człowieka.Musimy więc najpierw wiedzieć, kim jest człowiek, aby proporcjonalnie odnosić do niego te różne dobra. A skoro człowiek jest podmiotem--osobą, to wiele różnych celów, do których dążymy , zawsze musi uwzględniać owo dobro nadrzędne. Cel nadrzędny jest zastany, jest nim podmiot--osoba, ale środki mogą być różne, jak różne są też sfery,w których nasze życie przebiega, a z którymi łączymy cele im właściwe. Tak na przykład dla odżywiania się celem takim jest chęć zachowania życia, dla zdobycia majątku celem jest zapewnienie właŚCiwych warunków życia i prowadzenia obranej działalnoŚCi.Roztropność jest więc umiejętnością poznania środków, 63 'C' i ,,; ; które prowadzić nas mają do obranego celu, celu, który .' ostatecznie przyporządkowany jest dobru człowieka. Brak i roztropności zaś polega na nieumiejętności znalezienia takich środków , czyli wyborze środków nieodpowiednich.A wreszcie wada przeciwna tej cnocie, którą nazwać można chytrością, przebiegłością lub sprytem, jest wprawdzie umiejętnością wynajdowania środków, ale takich, które naruszają dobro osobowe, moje lub czyjeś. Nadrzędnym celem roztropności musi więc być dobro osobowe. , Poznanie roztropnościowe jest poznaniem złożonym.Składać się może z kilku faz. Pierwszą jest n a rn y s ł. I Próbujemy tu zobaczyć, jakie środki mamy do dyspozycji, i o jakie musimy się postarać. Drugą fazą jest r o z rn y s ł, r.w ramach którego staramy się znaleźć środek najodpowiedniejszy. Trzecia faza to roztropność wąsko pojęta, którą '., :utożsamić można z w y b o r e rn, czyli z decyzją: ten oto i środek wybieram. w e wszystkich fazach roztropność może kuleć albo z powodu nierozsądku, gdy nie umiem szukać środków, albo z powodu pochopności, gdy chwytam się pierwszego lepszego środka, albo z braku roztropności wąsko pojętej, gdy nie umiem zdecydować się na środek, który oceniam jako najodpowiedniejszy.Pojawia się teraz intrygujące pytanie: czy poznanie roz- I tropnościowe jest poznaniem niezależnym od woli, czy też' !i przeciwnie, wola przenika do wnętrza tego poznania?1i w przypadku poznania teoretycznego odpowiedź jest pros- C, ta: prawdę wymusza oczywistość poznawanego stanu rzeczy , a choć mogę powiedzieć co innego, niż faktycznie widzę, bo taka jest moja wola, to jednak, co widzę, to widzę, na to wola jUŻ wpływu Iiie ma, co najwyżej mogę nie patrzeć.Tymczasem w poznaniu praktycznym wola jak najbardziej jest zaangażowana.Najpierw bowiem mogę nie chcieć szukać środków, szczególnie jeśli wymaga to pewnego wysiłku. Muszę więc chcieć poznać różne środki, bez tego poznanie nie ruszy .Następnie, mimo iż dysponuję jUŻ wieloma środkami, mogę 64 nie chcieć wynaleźć środka najodpowiedniejszego, z takich czy innych powodów. A wreszcie znając ów najodpowiedniejszy środek, mogę zdecydować się na inny. Od woli więc bardzo dużo zależy , zarówno etap przygotowawczy , jak i ten najważniejszy , czyli decyzja. Nic więc dziwnego, że w poznaniu moralnym bardzo istotną rolę odgrywać musi p r a w a w o 1 a, czyli taka wola, która całą swoją mocą nakierowanajest na słuszne dobro. Opierając się na tej mocy starać się będziemy zarówno o zgromadzenie jak największej liczby środków , o wyszukanie najodpowiedniejszego, jak i na wybranie go. Jeśli natomiast wola nie będzie prawa, czyli gdy będzie zdeprawowana, to tak pokierujemy poznaniem, aby przemycić środki jej odpowiadające.Człowiek bowiem szuka tego, co chce znaleźć, a przymyka oko na to, czego znaleźć nie chce. Natomiast chwiejna wola, będąca najczęściej naszym udziałem, w najrozmaitszych momentach może zaprzepaścić cały wysiłek poznawczy, a w konsekwencji zniekształcone zostanie samo działanie.w ówczas to człowiek będąc zdezorientowanym, że coś źle wyszło, tłumaczy się dobrymi chęciami, które nie tyle były dobre, ile raczej nie były złe. A to jeszcze za mało, gdyż, jak to świetnie wyraził Sienkiewicz, trzeba umieć chcieć - czy jeszcze mocniej - chcieć chcieć.Filozofowie zdawali sobie sprawę, że poznanie roztropnościowe Iiie jest poznaniem łatwym. Dotyczy bowiem konkretu, a ten nie tylko jest zmienny i Iiiekonieczny, ale również dla naszego intelektu jest trudniej uchwytny niż ogół. Można dojść do wielkiej wprawy w operacji na pojęciach, w czym górują nauki formalne badające relacje między zakresami, gdzie treść jest bardzo uboga. Poznanie takie można jeszcze udoskonalić posługując się specjalną maszyną, jak choćby komputerem, ale bogactwo i zawiłości ludzkiego życia, zmienność i złożoność otaczającej nas rzeczywistości do takich operacji się nie nadają.To, że ktoś opanował matematykę, wcale nie gwarantuje, że będzie wiedział, co w danej sytuacji życiowej zrobić. 65 Więcej, zaznajomiony z teorią etyczna c rów'nież może być daleki od takiej umiejętności, jak teoretyk literatury nie musi- być pisarzem. Roztropności, jak i pozostałych cnć)t moralnych człowiek sam musi się uczyć, wyrabiając .ie w sobie poprzez powtarzanie. Nie znaczy to, że nie trzeba korzvstać~ z pomocy innych lub ze znajomości teorii, ale ostat.ecznie nikt nas w tym nie zastąpi.Jako dojrzali ludzie musimy nauczyć się być roztropnymi. Mając właściwe pojęcie o celu życia, musimv umieć wynajdywać odpowiednie środki doń wiodące. Właśnie dlatego, że tak trudno jest być roztropnym, wymieniano w tradycji aż osiem składników roztropności.Są one interesu.jące nie tylko z etycznego, ale i kulturowego punktu widzenia. Wiele z nich jest ciągle obecnych w poznaniu zdroworozsądkowym, tyle że w sposób fragmentaryczny, warto więc możeje wymienić w pewnej kolejności.Pierwszym składnikiem roztropności jest p a rn i ę ć (memoria). Skoro w naszym działaniu mamy do czynienia z tym, co niekonieczne i zmienne, to aby lepiej poznać jakiś aktualny stan rzeczy, nie wystarczy doń się ograniczyć, lecz trzeba wykorzystać posiadane doświadczenie zakumulowane właśnie w pamięci. Sprawy ludzkie, bo te nastręczają najwięcej kłopotów tym, którzy mają ma.łe doświadczenie, wydają się czasem zaskakujące i niełatwe do rozszyfrowania.Albo jesteśmy zbyt naiwni, albo zbyt przerażeni. Jedno i drugie zaciemnia właściwy osąd. Ci natomiast, którzy pamiętają, że podobne wypadki miały już miejsce i potrafią pamięć taką wykorzystać, lepiej dadzą sobie radę w poprawnym rozpoznaniu. Tę pamięć można wzbogacać lekturą dzieł historycznych, bo - jak mówiono - Ilistoria est magistra vitae, historia jest nauczycielką życia.Drugim składnikiem jest umiejętność "c z y t a n i a" r z e c z y w i s t o ś c i (intellectus). Zwróćmy uwagę, że do rzeczywistości często podchodzimy w sposób bardzo schematyczny, co wynika z uogólniającej tunkcji naszego intelektu. Łapiemy pierwsze lepsze cechy i je uogólniamy. 66 "f'ymczasem trzeha się skupić i bliżej przyjrzeć konkretowi, - iakby się wtopić w niego pod interesującym nas kątem. w ten doskonalszy sposób znamy przecież bliskich sobie Iudzi, posiadane przez nas zwierzęta czy nawet ogród lub 'iJd, natomiast to, co.jest dalej, widzimy przez pryzmat treści hardzo ogólnych, gatunkowych. A przecież w życiu mamy do czynienia nie tylko z ludźmi nam bliskimi, ale dalszymi, 1.) różnej osobowości, o odmiennych charakterach. Gdy więc z tvmi ostat.nimi musimy się z takich czy innych powodów.' zetknąć, t.rzeba umieć ich , ,odczytać", co zaoszczędzi wielu nieporozumień lub rozczarowań.Kolejnv składnik roztropności to o t w a r t o ś ć n a ~ r d d y i n n y c h (docilitas). Ta umiejętność w ostatnich czasach zupełnie zamiera, co związane jest z wychowaniem nastawionym na tzw. samodzielność. Nie jest ważne, czy ktoś ma rację czy nie, najważniejsze, że coś uważa. w konsekwencji gotowi jesteśmy opinii swojej bronić do końca, a.le nie dlatego, że jest słuszna, ale dlatego, że jest nasza.Ten natomiast, kto się pyta, traktowany jest jako człowiek bez własnego zdania. Trzeba jednak odróżnić słuchanie kogoś od wysłuchania. Docilitas to właśnie umiejętność wysłuchania ludzi od nas bardziej doświadczonych. Jest ona potrzebna dlatego, że żaden poszczególny człowiek nie jest w stanie zgromadzić takiego doświadczenia, które pozwo.liłoby mu wszystko trafnie ocenić. Równocześnie wysłuchanie czyjegoś zdania wcale nas nie zobowiązuje do posłuszeństwa, od nas bowiem zależy,w jakim stopniu czyjąś ocenę wykorzystamy. Teraz natomiast w ku.lturalnym towarzystwie jest przyjęte, że rozmowa przybiera postać monologów, a nie dialogu, w mniej zaś kulturalnym jeden ma rozkazywać, a drugi słuchać. Tymczasem w ocenie spraw ludzkich dobrze jest poważnie wziąć pod uwagę, co mówi człowiek roztropniejszy od nas. Był nawet kiedyś taki obyczaj w zakonach o ścisłej regule, że przełożony sam decydował, ale zobowiązany był wysłuchać głosu innych zakonników pozbawionych prawa decydowania. 67 Następny składnik to d o rn y ś 1 n o ś ć (sollertia). Domyślność polega na umiejętności odgadnięcia środka wiążącego dwie różne sprawy czy dwa Iub więcej zdarzenia.Nie zawsze zamysły innych są dla nas otwarte, częściej są celowo zakryte albo wyjawiony jest taki, który wprowadzić ma nas w błąd. Trzeba się więc wysilić, aby odgadnąć prawdziwy powód czyjegoś działania lub zachowania. .lnaczej zostaniemy wywiedzeni w pole.Piątym składnikiemjest z d r o w y s ą d (ratio). Zdrowy sąd to nic innego jak umiejętność właściwego rozumowania, w którym wykorzystujemy znajomość praw logiki. Musimy jednak ciągle pamiętać, że te prawa są ogólne, a my mamy przecież do czynienia z konkretem. Stąd, by rozumnie zmierzyć i ocenić jakąś sytuację, nie możemy zachłystywać się samą logiką. Jest wiele okoliczności i szczegółów, które diametralnie mogą wpłynąć na zmianę naszej oceny. .lnaczej staniemy się doktrynerami, którzy na siłę próbują przyporządkować wszystko posiadanym przez siebie ideom, wydając sądy albo bardzo chwalebne, albo zdecydowanie potępiające. Taka postawa przypomina raczej niechlubną tradycję walki ideologiczno- politycznej niż życzliwą i odpowiedzialną ocenę moralną.Szóstym składnikiem roztropności jest umiejętność p r z e w i d y w a n i a (providentia). Działanie nasze ma na uwadze osiągnięcie jakiegoś celu, którego z tego tytułu jeszcze nie ma, gdyby bowiem już był, to nie byłoby powodu doń dążyć. Dotyczy to zarówno tego, co dopiero ma być zrealizowane, ale też tego, co pragniemy zachować. Trzeba więc wybiec w przyszłość, a do tego potrzebna jest właśnie umiejętność przewidywania. Jest to zarazem najważniejszy składnik roztropności, jak i najtrudniejszy. Chodzi tu przede wszystkim o wypracowanie pewnego planu działania, takiego, który zmieści się wśród okoliczności, jakie mogą nam sprzyjać i jakie mogą stać na przeszkodzie. Wszystko jest tu prawdopodobne, więc trzeba to jakoś przewidzieć. To, co jUŻ jest, jest konieczne, a nie tylko możliwe, ale to, co 68 może nastąpić, nie jest konieczne, bo może nie nastąpić. Trudno w tej materii mieć więc zupełną pewność. Nic dziwnego, że dawniej szukano boskiego wsparcia, czy to udając się do wyroczni, czy wróżąc z wnętrzności zwierząt lub przelotu ptaków. Ograniczając się wszelako do środków ludzkich, wyrobienie umiejętności przewidywania łączyć się musi z silną pracą wyobraźni, wspomożoną przez wcześniej wymienione składniki. Jest to wysiłek, na który ludzie rzadko potrafią się zdobyć, i dlatego wszystko ciągle ich zaskakuje. Ci zaś, którzy umieją przewidywać, traktowani są jako nieomal wieszczowie. A tymczasem, gdy czytamy ich wspomnienia lub świadectwa osób blisko z nimi związanych, to możemy się przekonać, jak wiele trudu włożyli w analizę skomplikowanych sytuacji, czy to osobistych, czy politycznych. Umiejętność przewidywania w najwyższym stopniu gwarantuje powodzenie w działaniu, ale dlatego jest to też umiejętność najtrudniejsza.Przedostatnim składnikiem jest o 9 1 ę d n o ś ć (circumspectio ). Oględność dopełnia umiejętność przewidywania w tym sensie, że wszystkiego dokładnie przewidzieć się nie da. Trzeba więc zostawić sobie pewną furtkę na zdarzenia nieoczekiwane, tak by nie odwiodły nas od obranej drogi. Jeśli bowiem pójdziemy ściśle według planu, to albo pewne zdarzenia plan ten pokrzyżują, albo przy okazji narobimy wiele zła. Działanie musi być odpowiednio elastyczne, a więc oględne.Ostatni składnik roztropności to z a p o b i e 9 1 i w o ś ć ( cautio ). Chodzi tutaj o takie przygotowanie działania, w którym dysponować będziemy środkami pozwalającymi na pokonanie ewentualnych trudności. Trudności te musimy niejako wyprzedzić, aby później nie tracić na nie zbyt wiele czasu, gdyż to w konsekwencji sparaliżować może samo działanie.Jak widzimy, poznanie roztropnościowe nie jest poznaniem łatwym. Choć z drugiej strony wymienione tu składniki nie są jakimś sztucznym wymysłem, my w życiu często do 69 nich sięgamy w sposób spontaniczny, ale ponieważ jest to spontaniczne, to i często przypadkowe. Dlatego nie bez znaczenia jest ich wyliczenie i zrozumienie, tym bardziej zai świadome stosowanie. Nie wszystkie zawsze są w równym stopniu potrzebne, zbyt sztywne trzymanie się ich byłoby nawet czasami komiczne. Niemniej warto je znać i we właŚCiwym momencie wykorzystać.Powstaje teraz pytanie: jaki jest związek roztropności z sumieniem? Jeśli bowiem sumienie zostało przez nal określone jako pewna naturalna zdolność poznania konkretnego dobra i zła w sensie moralnym, to po co w takim razie jeszcze roztropność? Otóż r o z t r o p n o ś ć t o c n o t a s u m i e n i a d o b r z e w y c h o w a n e 9 0.Sumienie jako pewien potencjał powinno być tak rozwinięte, aby jak najściślej przylegało do obiektywnego dobra. A skoro dobro dane jest nam zawsze w poznaniu, wobec tego samo poznanie musi być odpowiednio udos;;.konalone, to zaś dokonuje się dzięki roztropności. I chociaź błędne sumienie wiąże nas moralnie, lepiej jednak będzief jeśli nie jest ono błędne. Stąd człowiek powinien troszczy6 się o takie wychowanie sumienia, aby dzięki roztropnoścl SZło ono w parze z dobrem obiektywnym. Wprawdzie będziemy mieli wówczas większe wobec siebie wymagania, ale i większy będzie smak życia, bo srnak ten daje czynione dobro. A cóż, z drugiej strony , bardziej zasługuje na litoŚĆ niż życie w ciemności? I nie ma się co dziwić, że ludzie. mądrzy mówili, iż lepiej jest być nieszczęśliwym Sokratesem niż szczęśliwym głupcem.Roztropność jest więc tym światłem, które pozwala maleźć właściwe środki umożliwiające osiągnięcie zamierzonego celu. Jest cnotą tylko pod tym warunkiem, że cel jest godziwy, a środki nie naruszą dobra osobowego. Może ona być skierowana albo na dobro konkretnego człowieka, albo też na pewne dobro publiczne, dobro wspólne. W tym drugim wypadku przysługuje ona ludziom, którzy z tytułu posiadanej funkcji za takie dobro są odpowiedzialni. Wy- 70 maga to rzecz jasna większych predyspozycji, które nie wszyscy posiadają.Bez roztropności niemożliwe jest posiadanie innych cnót, gdyż właściwą miarę odczytać może tylko rozum. Regułą dla dobra i zła moralnego nie jest sensu stricto przepis, ale człowiek obdarzony roztropnością. Przepisy bowiem są ogólne, a w działaniu chodzi o dobro konkretne, które trzeba odczytać. Stąd też pierwsze kroki w roztropnoŚCi zaczynać się muszą od docilitas, czyli otwartoŚCi na radę innych.Samodzielność myślenia wcześniej się rozwija w sferze operacji na czySto zakresowych pojęciach niż w sferze działania praktycznego, kierującego się słusznością. Dlatego łatwiej jest poznać matematykę niż oceniać dobro i zło, bo na to składa się gromadzone doświadczenie i wiedza humanistyczna. Modny współcześnie przerost nauk formalnych i technicznych jUŻ od pierwszych klas szkoły podstawowej. zubaza duchowo człowieka, przygotowując go do życia nie na miarę człowieka, lecz robota, który przestaje być podmiotem-osobą, a staje się powo1i narzędziem sterowanym za pomocą wyższych szczebli zawodowych i pieniędzy. Być roztropnym to być nieustannie czułym na dobro osobowe, ono bowiem otwiera niezmierzone pokłady życia autentycznie ludzkiego. 2. CNOT A UMIARKOW ANIA Podstawą życia moralnego jest umiejętność właściwego UŻywania rozumu, bo tylko w ten sposób zobaczyć możemy obiektywne i słusme dobro. Człowiek jednak nie jest jakimś czystym rozumem, jest natomiast jednym bytem-substancją złożonym z wielu najrozmaitszych częŚCi, posiadającym wiele różnych władz, które z kolei spełniają właŚCiwe im funkcje. To ten sam człowiek chodzi, odżywia się, przekazuje życie, smuci się lub raduje, myśli, śpiewa, tańczy. w czynności te zaangażowany jest rozum, ale nie on je wykonuje, 71 j J lecz cały człowiek. w szelako gdy przyglądamy się życiu:j zwierząt, to zdumiewa nas zawsze perfekcja, z jaką biegną czy bronią się, podczas gdy człowiek jest z &&~..-&.11 jestestwem dość nieporadnym, wiele lat musi minąć, nim:i czegoś się nauczy, a i to nie zawsze w sposób doskonały.Skąd się to bierze? Stąd, że w przeciwieństwie do zwierząt.,j nie mamy instynktu, który by precyzyjnie regulował wyko-1 nywane czynności. Owszem, wiele takich czynnoŚCi w spo-! ;~ ;sób naturalny w nas się uaktywnia, tylko potem gdzieś się i rozchodzą albo nawet gasną, tak jakby nie widziały i doskonałości. Nie mając instynktu, musimy zdać się -~-~ rozum, bo tylko rozum zdolny jest zobaczyć cel i łość, tylko on może nas wewnętrznie uporządkować, chowując stosowną hierarchię. I nie chodzi tu o jakąś.1 gloryfikację rozumu, bo rozum człowieka jest relatywnie :niezbyt doskonały, o czym często możemy się przekonać, ,i ale lepszej władzy nie mamy. Przy czym, gdy ktoś próbujei wątpić w siłę naszego rozumu, to przecież czyni to właśnie rozumnie, a więc i krytyka rozumu jest dziełem rozumu. ;Miast więc całkowicie zwątpić w rozum, lepiej jest go" i rozwijać. . : Rozwijanie rozumu w celu uporządkowania czynnośC1i zmierzających do wytworzenia czegoś należy do zakresu sztuki, porządkowanie poznania dla samego poznania - dOjil zakresu nauki, natomiast porządkowanie życia uczuciowegoii!- to jUŻ jest sfera moralności. 1 Można by się zapytać, dlaczego akurat uczucia z rnoralnością są związane? Odpowiedź jest prosta, mamy z nimi mnóstwo kłopotów. w naturze bowiem uczucia są jUŻ , wyregulowane w ten sposób, że przyjemność jest oznaką . do dobra, strach zaś - oznaką zła. Zwierzę więc dązy tego, co przyjemne, a unika tego, co przykre. Uczucia te są też przez naturę odpowiednio miarkowane, stosownie do aktualnego zła lub dobra, tego, co korzystne, lub tego, co groźne.My natomiast dobrze wiemy, że naszej przyjemnoŚCi 72 wcale nie musi odpowiadać obiektywne dobro, tak jak przykrości - zło. A jeśli nawet związek taki zachodzi, to różnica dotyczyć może braku adekwacji między intensywnością uczuć a skalą dobra czy zła. Musimy więc przez te uczucia się przedrzeć, aby zobaczyć, jakie realne dobro lub zło im odpowiada. A nie zrobimy tego ani na podstawie samych uczuć, ani na podstawie poznania zmysłowego. Cóż więc nam pozostaje? Pozostaje r o z u m. Człowiek, który kieruje się wyłącznie uczuciami, wcześniej czy później się pogubi, zaszkodzi sobie lub innym. Tzw. słowiańska dusza jest na uczucia szczególnie podatna: od wielkiej miłoŚCi do równie wielkiej nienawiści. Jedna i druga mogą być nieobliczalne.życie uczuciowe człowieka jest bardzo rozbudowane. Próbując w jakiś sposób je przedstawić, nie możemy ograniczyć się do charakterystyki czysto psychologicznej, lecz musimy spojrzeć na nie troszkę szerzej. Najpierw zwrÓĆmy uwagę, że wyróżnić można dwa jakby ruchy czy nastawienia w stosunku do przedmiotu, pierwszym jest ruch d 0, a drugim ruch o d. źródłem wewnętrznym pierwszego jest miłość (miłość to wewnętrzna zasada inklinacji ku czemuś), źródłem drugiego jest nienawiść. Z miłości na poziomie bardziej zmysłowym rodzi się pożądanie, z nienawiści zaś - wstręt. Na poziomie bardziej duchowym jednemu odpowiada pragnienie, a drugiemu - odraza. Gdy pożądany lub upragniony przedmiot jest jUŻ obecny , pojawia się przyjemność lub rozkosz, czy w sensie bardziej duchowym - radoŚĆ. Ten sam przedmiot budzący wstręt lub odrazę jako obecny powoduje przykrość lub smutek. Dwa momenty musimy tu podkreślić. Nienawiść jest wtórna wobec miłości, dlatego że nienawidzimy tego, co przeciwne jest czemuś, co kochamy . Z ko1ei uczucia pojawiają się tylko wtedy, gdy przedmiot. miłości lub nienawiŚCi jest poznany., nie można się cieszyć czymś, o czym nie wiemy , że jest blisko lub że jUŻ to posiadamy , podobnie jak nie można się smucić czy doznawać przykrości, jeśli nie widzimy zagrożenia. 73 Oprócz tych uczuć są jeszcze inne, zwane popędliwymi lub bojowymi. Pojawiają się one wtedy, gdy albo trudno jest nam osiągnąć to, czego pragniemy, albo trudno jest uniknąć tego, do czego czujemy wstręt lub odrazę. w ówczas to budzi się w nas otucha bądź zniechęcenie (na poziomie bardziej zmysłowym) lub nadzieja bądź rozpacz (na poziomie bardziej duchowym), gdy mianowicie dobro jest trudno osiągalne. Jeśli natomiast trudnojest uniknąć zła, to pojawia się śmiałoŚĆ bądź strach, albo odwaga bądź bojaźń, a w celu zaatakowania zła wyzwolić możemy uczucie gniewu.Nad uczuciami musimy umieć panować, ale nie w ten sposób, że je w sobie zupełnie zdusimy, jak sądził Platon czy stoicy, raczej chodzi o właŚCiwe ich wykorzystanie jako sił napędowych czy to dla połączenia się z dobrem, czy też nieulegania złu. I dlatego potrzebne są tu cnoty, z których pierwsza dotyczyć będzie głównie umiejętnego panowania nad uczuciem przyjemności, druga zaś - nad uczuciem strachu. Przyjemność bowiem zbyt mocno intensyfikować może pożądanie, strach natomiast zbyt łatwo narazić nas może na poddanie się złu. w pierwszym wypadku potrzebnajest cnota u rn i a r k o w a n i a, w drugim - cnota rn ę s t w a.Wjakich sferach naszego życia odnaleźć możemy przyjemność, która jest najintensywniejsza, a która z tego tytułu sprawić nam może najwięcej kłopotów? Ma to oczywiście miejsce tam, gdzie najbliżsijesteśmy naturze, czyli w tej sferze, w której chodzi o zachowanie życia i jego przekazywanie.Inklinacja do zachowania życia i jego przekazywania jest w nas z natury najsilniejsza. Przecież zanim człowiek zacznie zastanawiać się nad sensem tego, co robi, nad tym, co dobre i złe, czy w ogóle warto żyć, co studiować, jaki uprawiać zawód, przez cały czas, pod wpływem naturalnej inklinacji, robi to, co pozwala mu utrzymać się przy życiu, czyli po prostu się odżywia. Brak zaspokojenia głodu lub pragnienia wiąże się z bardzo silnym uczuciem przykrości, zaspokojenie, przeciwnie, z bardzo silnym uczuciem przyjemności. 74 Później, gdy człowiek dorasta, pojawia się z kolei bardzo silna inklinacja do przekazywania życia, przybierająca postać popędu seksualnego, którego niezaspokojenie też łączy się z dręczącą przykrością, zaspokojenie zaś - z przyjemnością. Ta druga inklinacja może być momentami silniejsza od pierwszej. Ktoś nie je, bo albo jest chory, albo się zakochał, jak mówią ludzie doświadczeni, a co opiewają poeci. Nic dziwnego, natura ma bardziej na względzie dobro gatunku niż jednostki, stąd i inklinacja do przekazywania życia może zdominować chęć zachowania własnego. oczywiście, jedna i druga inklinacja jest ludzka, a nie zwierzęca, choć swoje korzenie ma w naturze. Człowiek przecież posila się jak człowiek, a nie jak zwierzę.Jeśli chodzi o umiarkowanie związane z odżywianiem się, to jest to cnota, którą człowiek zdobyć może najwcześniej, choć nie sam. Zadanie to spoczywa na rodzicach czy opiekunach, bo oni właśnie, UŻywając rozumu, odpowiednio dawkują pożywienie, bacząc również na sposób jedzenia.T o zaś pozwala na powstanie w dziecku pewnych dyspozycji, nad którymi później samo będzie czuwać. Przy tak silnej inklinacji do zachowania życia, przybierającej postać pragnienia i głodu, potrzebne jest rozumienie celu tej inklinacji i jej miejsca w integralnym życiu człowieka. Nadmiar lub niedomiar obraca się przecież przeciwko człowiekowi, godząc w jego zdrowie. Wprawdzie są tacy, którzy dzięki chorobie potrafią znaleźć "zajęcie" na całe życie, bo albo ciągle narzekają, albo ciągle się leczą, tojednak chodzi raczej o to, by zdrowie umożliwiało swobodne oddanie si~ ulubionyrn zajęciom czy to w postaci tworzenia, czy poznawania, czy sprawowania władzy. Choroba natomiast może to popsuć, a nawet przekreślić.Ponieważ odżywianie się jest czynnoŚCią ludzką, nie można patrzeć na nie zbyt wąsko. Owszem, służy ono zachowaniu życia, ale równocześnie jest tym, co integruje rodzinę, środowisko, przyjaciół, stanowiąc wyraz gościnności i życzliwości, jakie okazujemy innym. Stąd bierze się 75 wytrawność przygotowywanych potraw łącznie z lem. I nie ma w tym nic złego, dopóki zachowana stosowna miara. Dotyczy to szczególnie alkoholu, który zawsze towarzyszył wspólnym biesiadom w różnych turach. Alkohol bowiem nie tylko ułatwia trawienie, jak mówił Homer, powoduje "rozweselenie umysłu". Tylko że przejedzenie się jest trudniejsze i mniej groźne od powodującego czasem całkowite zaćmienie umysłu. A pozbycie się rozumu przez człowieka to zło samo w sobie, niezależnie od skutków , jest to wewnętrzna degradacja.Zasadniczo odżywianie się związane jest ze dotyku, ale pośredniczy w tym zmysł wzroku i Dlatego potrawy najpierw apelują do tych ostatnich w sposób, że jakby zachęcają do ich spożycia. Powonienie bliższe jest dotykowi, dlatego jest bardzo intensywne, stosunkowo ograniczone, natomiast wzrok bliższy jest telektowi, jest mniej intensywny, ale za to szerszy.ze strony wzroku istnieje niebezpieczeństwo, że przekroczy miarę estetyczne z tą władzą związane za przyjemności jedzenia, co z kolei łatwo doprowadzi do Wprawdzie i na to Rzymianie znaleźli specjalne womitoria, ale było to wyrazem dość ł'-~..-~~J..nego używania rozumu. Trzeba pamiętać, że właściwa miara jest miarą rzeczy , a więc miarą obiektywną, lecz jest ustalaną przez rozum, stosownie do okoliczności, -J ~ł'--J cji, a wreszcie samego zdrowia.Inklinacja do przekazywania życia przybierająca popędu seksualnego - to problem znacznie bardziej skom- !1 plikowany i groźniejszy w skutkach. Tutaj właściwe UŻycie ! rozumu i siła woli wprost stoją na straży ochrony dobra '1 ludzkiego. Pojawia się tu ki1ka aspektów, które trzeba I wyraźnie zaakcentować. Ponieważ zaś popęd ten dotyka nie 76 1 tylko jednego człowieka, ale mamy również do czynienia z relacją międzyludzką, więcej, z możliwością poczęcia nowego człowieka, więc sprawa jest bardzo poważna. Arystoteles, jeden z niewielu filozofów , który potrafił dostrzegać rzeczy oczywiste, zauważył, że stosunek to jest upadek rozumu (iactura rationis). Albowiem siła natury oraz intensywność uczuć może być tak wielka, że rozum ulega całkowitemu zaćmieniu. Jakby nie dość tego, człowiek zaćmienia tego nie tylko pożąda, ale i pragnie. A to jUŻ jest rzecz niebagatelna. Jeśli tutaj nie wkroczy kultura, to płomienie miłości mogą człowieka spalić.Z drugiej strony obserwujemy , że dojrzałość płciowa pojawia się w takim momencie naszego życia, który jest dla nas przełomowy. W ówczas to budzi się w nas świadomość własnego ja, dystans do świata i innych ludzi, pierwsze poważniejsze refleksje nad sensem wszystkiego.w tym też momencie człowiek zaczyna budować świadomie własną osobowość, zaczyna być niezmiernie chłonny na wiedzę i zdobywanie wielu umiejętności. Pojawia się więc ta najbardziej delikatna tkanka, którą można wzbogacać o coraz większą wrażliwość kulturową, a wszystko, co w niej zostanie zaszczepione, stanowi trwały potencjał na całe życie.późniejsze napięcia nigdy nie będą tak głębokie i nigdy takiego potencjału nie będą zawierały. Ale właśnie siła popędu seksualnego, który zbyt wcześnie zostanie uwolniony, to wszystko może zburzyć, wrażliwość zostaje stępiona i zamienia się na ordynarność, intelekt przestaje być chłonny i zawęża się do funkcji czysto UŻytkowych, wielka przyjemność, jak w spazmach, przemienia się w smutek i apatię - otwarte drzwi do osobowego rozwoju coraz szczelniej zaczynają się zamykać.Tylko że młody człowiek nie w pełni to rozumie, dlatego tak ważnajest tu delikatna, choć stanowcza pomoc ze strony otoczenia. Niestety, współczesna demokracja zachodnia odcięła się od swych zachodnich korzeni, nawiązując raczej 77 do protoplastów, którzy pokonali Rzym. Demokracja, stanowiąca zwyrodnienie politei, obliczona jest na proletariat, który wprawdzie może wybierać to, co chce, tylko że co to za wybór, jeśli człowiek słabo zdaje sobie sprawę z tego, co robi i co wybiera. Raczej idzie za tym, co podsuwają mu doskonale zorganizowane mass-media.A przecież wolność nie polega na tym, że człowiek może robić, co chce, wolność w ścisłym sensie to a u t o d e t e r rn i n a c j a, czyli umiejętność zdeterrninowania samego siebie do działania na podstawie celu, który dobrze z różnych stron rozpatrzyliśmy, oraz środków, które roztropnie dobieramy. Wtedy rzeczywiście jest wolność, a nie jej pozór.A tymczasem nieprawdopodobny wprost zalew pornografii uderza w rozum, czyniąc człowieka bezsilnym i otępiałym, szczególnie gdy odbiorcą jest młodzież.Inklinacja do przekazywania życia rozpatrywana w aspekcie relacji międzyludzkich łączy się przede wszystkim z poczęciem nowego człowieka. Niewątpliwie, samo poczęcie jest czymś dobrym, rodzi się człowiek, gorzej, gdy poczęty jest przez kogoś zbyt młodego albo jeśli pochodzi z nieprawego łoia, bo wówczas dziecko stać się moie dzieckiem niechcianym, a wtedy krok tylko dzieli od aborcji, czyli de facto - zabójstwa. Dlatego cnota umiarkowania odgrywa tu niepomiernie większą rolę nii w przypadku odiywiania się; chodzi jui nie o zdrowie, ale o życie Iudzkie. Dlatego tei zarezerwowanie intymności iycia seksualnego do małieństwa ma swoje uzasadnienie w tym, ie małżeństwo najbardziej gwarantuje troskę o poczęte dziecko, zarówno by iyło, jak też, by miało zapewnione warunki dla swojego rozwoju.Małieństwo w norrnalnych warunkach wyrasta z miłości, którą Arystoteles pięknie nazwał "nadmiarem przyjaźni".Ta przyjaźń, która jako przyjaźń ma na uwadze troskę o dobro przyjaciela, chroni w pewien sposób człowieka przed tym, aby nie stał się wyłącznie instrumentem natury.To człowiekowi grozi zawsze i choć nie we wszystkich 78 kulturach pożycie przedmałżeńskie traktowane było jako coś złego, niemniej jednak ta sfera, tak intymna i tak przecież osobista, ma szczególne znaczenie dla zawiązania trwałej przyjaźni. Tym bardziej że coś tu zginąć może bezpowrotnie, śpiewała już o tym grecka poetka Safona: "Panieństwo, panieństwo, gdzież odchodzisz ode mnie? Już nie wrócę więcej do ciebie, już nie wrócę".Z pewnością cały ten problem jest nie tylko poważny, ale i delikatny , stanowi zarówno treść naszych wewnętrznych przeżyć, jak i, niestety, materiał dla przetargów politycznych, ideologicznych, nie mówiąc już o szalonych zyskach płynących z takich czy innych publikacji. Z kolei człowiek odczuwa silne przekonanie o prawie do własnej intymności, która wydaje się czymś bardzo osobistym, dlatego wzdrygamy się na myśl, że ktoś będzie się do tego wtrącał, coś nam kazał lub zakazywał. I jest to słuszne. Ten nakaz wypłynąć musi z nas, trzeba jednak dobrze wiedzieć, na co się decydujemy. .Zadaniem cnoty umiarkowania obejmującej najniższe sfery życia osobowego człowieka, choć sfery nie odizolowane od całości, jest uporządkowanie przebiegu wymienionych tu inklinacji, tak by były dla człowieka, a nie człowiek dla nich. Dzięki temu otwarte będzie pole dla rozwinięcia cnót wyższych, nie tylko moralnych, ale i artystycznych czy poznawczych. 3. CNOT A MĘSTW A Jak przyjemność pociągnąć nas może w stronę czegoś, co sprzeciwia się dobru istotnie ludzkiemu, tak ból i strach odwieść nas mogą od takiego dobra. Pod wpływem bólu i strachu człowiek może zrezygnować z dobra, a w ten sposób ulegnie złu. Te dwa sposoby odciągania człowieka od słusznego dobra najwyraźniej widać na przykładzie metod stosowanych przez wroga w czasie wojny, gdy zjedne-i strony próbuje się złamać opór obrońców za pomocą miłych 79 podarków i obietnic, z drugiej zaś - przez groźby i tortury. Groźby wywołują strach, tortury - ból, to zaś zaciemnić może rozum i złamać wolę. Dlatego i w tym wypadku potrzebna jest taka cnota, która pozwoli na ochronę dobra przed zagrażającym złem. Tą cnotą jest właśnie męstwo.Zakres męstwa jest bardzo szeroki i bynajmniej nie ogranicza się tylko do wojny . Jest ono potrzebne nieustannie, choć może mniej jesteśmy świadomi, że chodzi o męstwo. Literatura spopularyzowała męstwo żołnierskie, a zapomniała o męstwie na co dzień. Ale jeśli Życie nieustannie niesie ze sobą zagrożenia, a więc także strach i ból, to oznacza to, że jakąś postawę musimy tu przyjąć, musimy , jednym słowem, być mężni.Męstwo ma dwie główne postacie. Wynika to stąd, że wobec zła zachować możemy się na dwa sposoby. Przy czym samo zło należy rozumieć nie jako coś samego w sobie, lecz jako działanie skierowane przeciwko naszemu dobru, czyli takie, które z naszym dobrem się nie liczy. Pierwszą formę męstwa, najbardziej znaną, stanowi a t a k. Jest jednak i druga forma, bardziej subtelna i, jak się okaże, wyższa od pierwszej, a mianowicie - w y t r z y m a n i e n a p o r u (sustinere). Atak ma miejsce wówczas, gdy wydaje się nam, że zagrażające zło możemy pokonać. w ówczas to wyzwalamy w sobie gniew i uderzamy. Wytrzymanie naporu natomiast potrzebnejest wtedy, gdy sądzimy, że zło przerasta nasze siły, gasimy więc strach i trwamy w oporze.Pierwszy problem, jaki przed nami się pojawia, to właściwa ocena zagrożenia. Miarą nie może tu być ani uczucie bólu, ani strachu, trzeba więc najpierw uczucia te opanować, aby rozum mógł spokojniej myśleć. A strach w ludzkie serca szybko się zakrada. Jest to zrozumiałe, zbyt wiele bowiem mamy do stracenia. Nie tylko wiĘC można, ale nawet, jak mówi Arystoteles, trzeba się bać, potem jednak musimy stawić czoło lękowi. A to wymaga męstwa. Gdy strach został opanowany , potrzebujemy roztropności, aby rozpoznać rzeczywistą skalę zagrożenia. Jeśli nie jest dUŻe i leży 80 w zasięgu naszych sił, powinien nastąpić atak. Tutaj właśnie wyzwalamy w sobie stosowny gniew, który doda mocy atakowi, a ponadto zdarzyć się może, iż sam gniew odpowiednio okazany jUŻ wystarcza. Dziś mało kto umie się gniewać, samo zaś słowo straciło swój pierwotny sens i oznacza "obrażenie się". Natomiast w miejsce gniewu występuje denerwowanie się lub histeria, co miast człowieka wzmocnić, jeszcze bardziej go osłabia. Wyzwolenie gniewu wymaga męstwa, gdyż jest to uczucie bojowe będące odpowiedzią na strach. Człowiek najpierw się boi, ale potem musi powiedzieć: nie dam się! Tchórzostwo to nic innego jak zrezygnowanie z ataku wobec zła, które rozpoznane jest jako możliwe do pokonania.Ale często zło przerasta nasze siły , szczególnie gdy w czasie pokoju pojawia się w postaci pewnego ucisku ekonomicznego, politycznego czy kulturalnego. Tutaj potrzeba wiele roztropności dla rozpoznania zła, bo nie zawsze jest ono dobrze widoczne, jest raczej celowo ukryte.Wprawdzie ucisk ekonomiczny dotyka nas w postaci namacalnej biedy , ale jUŻ polityczny czy szczególnie kulturalny jest dobrze zatuszowany, bo pracuje w tym kierunku cały sztab specjalistów, mających do dyspozycji wszelkie środki finansowe, techniczne i instytucjonalne. Takie zło niełatwo jest rozszyfrować, albowiem przybiera postać nie realnego zagrożenia, lecz pozornego dobra. Najpierw więc trzeba zobaczyć, że owo dobro jest de facto złem, tak aby strach zmusił nas do myślenia. Równocześnie wewnętrzny protest nie może pójść w stronę gniewu i ataku, bo w ten sposób zła nie pokonamy, a co najwyżej trochę sobie ulżymy. Chodzi jednak o to, by zło pokonać, a nie poprawiać swoje samopoczucie, na to drugie zaś zawsze liczą ośrodki nacisku, pozwalając ludziom nawet na publiczne narzekanie i wyładowanie niezadowolenia. A gdy ludzie jUŻ się uspokoją, można wrócić do tego, co było.Jeśli jednak człowiek naprawdę jest mężny i nie godzi się na zło, które przerasta jego siły, musi trwać w oporze. 81 I właśnie teraz widać, dlaczego wytrzymywanie naporu wymaga więcej męstwa niż atak. Jesteśmy bowiem w słabszej pozycji, zło dotyka bezpośrednio nas, a nie tych, którzy nam zagrażają, a wreszcie sam gniew jest uczuciem krótkotrwałym, tu natomiast potrzebujemy długotrwałości.Ileż męstwa okazali Polacy, którzy po rozbiorach się nie podda1i, myśląc ciągle o tym,jak odzyskać utraconą niepodległość. A męstwo to nie wyczerpało się wjednym pokoleniu, lecz przechodziło z rodziców na dzieci i na wnuki. Tylko dlatego Polska mogła odzyskać niepodległość, inaczej podzielilibyśmy los tych państw , o których niktjUŻ nie pamięta.Oczywiście, zawsze trzeba być czujnym, czy nie nadszedł moment zaatakowania zła. Jest to moment bardzo trudny do rozpoznania, stąd Grecy przypisywali mu nieomal boskie właściwości (kairos). Stosowna chwila - oto tajemnica udanego ataku. Nasze powstania najczęściej wybuchały albo za wcześnie, albo za późno.Cnota męstwa, pojęta jako umiejętność wytrzymania naporu, jest nie tylko cnotą wyższą od ataku, ale również trudniejszą do zdobycia. Potrzebnyjest tu nie tylko osobisty wysiłek, ale również znajomość wzorów, tradycja, wychowanie. Człowiek bowiem rzadko patrzy daleko przed siebie, chętniej cenimniejsze dobro, łatwe do zdobycia, niż większe, które jest odległe i niepewne. Taka krótkowzroczność od razu podkopuje wyższe męstwo, najpierw przychodzi rozpacz, potem zniechęcenie i pogodzenie się z tzw. losem, czyli de facto ze złem. Zdrowa nadzieja zostaje zastąpiona nostalgią, najtragiczniej chyba wyrażaną w poezji rosyjskiej, gdzie każda radość utopiona jest w bezmiarze stepowego smutku. Przeciwnie Polacy, którzy miast bić czołem w Matkę Ziemię, zaczynają swój hymn od słów, że mimo wszystko... ,jeszcze nie zginęła". Czyż można przecenić pomoc, jaka płynie ze strony kultury nie afirmującej zła? Jest ona raczej tą ostatnią deską ratunku, którą skrzętnie pielęgnować muszą pokolenia.Pojawia się teraz pytanie, jakie właściwie zło mamy na 82 myśli, gdy mówimy, że nam zagraża i któremu stawić musimy czoło. w społecznościach prymitywnych zło zawsze uosabiano czy to z poszczególnymi ludźmi, czy nawet z bogami. w ówczas też łatwiej było walczyć zabijając ludzi złych lub poddać się złu, jeśli taka była wola bogów .Problem jest jednak bardziej skomplikowany. Złych bogów nie ma, a człowiekjako człowiekjest dobry,jest bowiem bytem-osobą. Zło zatem pojawić się musi w kontekŚCie działania w postaci pewnych braków. w takiej zaś mierze, w jakiej bierzemy pod uwagę działanie człowieka, to zło-brak pojawia się na skutek zła-braku w tym, który pewne działania podejmuje.Takim najbardziej widocznym brakiem jest nieliczenie się z godnością człowieka, ktoś więc postępuje tak, jakby inni ludzie byli dla niego tylko narzędziami czy środkami działania. Posługuje się więc ludźmi dowolnie, mówi, co mają robić, a czego nie, w razie oporu zaś więzi lub nawet posyła na śmierć. Ludzie odbierają to jako zło, ten zaś, który ich ciemięży, określany jest mianem człowieka złego. Jednak musimy ciągle pamiętać, że nie jest to zło w sensie absolutnym, jest to zło związane z działaniem, bo zło nie jest bytem, rzeczą, substancją. Ma to znaczenie dlatego, że obrona przed złem musi ściśle odnosić się do zła, a nie do bytu- dobra.Chodzi więc o to, że naczelnym zadaniem broniących się jest spowodowanie zmiany działania ze strony kogoś, kto im grozi, a nie bezpośrednie zniszczenie działającego. Gdyby to ostatnie było celem, to my sami zniszczymy dobro osobowe. A przecież największy nawet zbrodniarz też jest człowiekiem. Zabić jest łatwo, tylko że najczęściej niczego to nie rozwiązuje, bo w miejsce jednego tyrana pojawi się drugi. Rzeziom nie będzie wówczas końca, czego doskonałe świadectwo znajdujemy w historii walk o tron w Bizancjum i Rosji, gdzie mordy nie ograniczały się do samego władcy , ale obejmowały całe rodziny.Jak zabójstwo niczego nie rozwiązuje, tak broniący się muszą okazać najwyższą cnotę męstwa wobec lęku przed 83 własną śmiercią. śmierć, która zagląda w oczy, napawa człowieka największym strachem. w ówczas za cenę życia zgodzić się może na największe nawet upodlenie, czy to zdradzając tajemnicę, czy godząc się na wszystko, co ktoś rozkaże. Ale z drugiej strony należy się zapytać, czy owo poddanie się cokolwiek rozwiązuje. Umrzeć i tak musimy, wcześniej czy później, z kolei gwarancja przeżycia, jaką ktoś nas szantażuje, małą ma wartość, skoro pochodzi z ust człowieka nieprawego. Często się przecież zdarzało, że ofiara po zdradzeniu tajemnicy i tak była zabijana.Człowiek musi opanować lęk przed śmiercią i mężnie stawić jej czoło. Takie męstwo jest wyrazem transcendencji człowieka w stosunku do swojego życia na ziemi, czego piękny przykład znajdujemy u Sokratesa. życia na ziemi człowiek i tak nie ocali, jeśli więc można się o cokolwiek troszczyć, to nade wszystko o obronę własnej godności, o wierność dobru, prawdzie i sprawiedliwości. Człowiek po to właśnie żyje, to jest cel, którego nie można utożsamiać z ziemskim kresem, bo wówczas człowiek by żył tylko po to, aby umrzeć. A to już jest absurd. Tym bardziej że są racjonalne podstawy dla uznania otwartości człowieka na nieśmiertelność ze względu na obecność niematerialnej duszy. A choć z tym związana jest też tajemnica, którą uzupełnia religia i wiara, to przecież swojej transcendencji wobec ciała, świata i życia człowiek nieustannie doświadcza.Tej właśnie transcendencji musimy bronić, a nie samego życia za wszelką cenę. Powołaniem człowieka nie jest życie jako takie, ale życie godne. Ta właśnie godność wymaga od nas, byśmy nie bali się śmierci, byśmy nie godzili się na kłamstwo, byśmy nie godzili się na zło.Na różne sposoby zło może nam zagrażać, w różny sposób możemy okazywać męstwo. Inne męstwo potrzebne jest na wojnie mającej na celu ochronę dobra wspólnego, czyli ojczyzny, inne, gdy bronić będziemy własnego życia lub zdrowia. w takich wypadkach, gdzie stosunkowo łatwo jest spowodować śmierć innego człowieka, trzeba wyraźnie 84 odróżnić cel nadrzędny od tego, co może zdarzyć się przy okazji. Naszym celem nie może być zabicie kogoś, ale obrona dobra. Dlatego mówiono, że kto nastaje na czyjeś życie i ginie z ręki broniącego się, ten sam się zabija.Udział w wojnie natomiast nosi znamiona męstwa tylko wówczas, gdy wojna jest słuszna. Słuszna zaś jest wtedy, gdy wypowiedziana jest przez kogoś, kto ma pieczę nad państwem, jeśli płynie ze słusznego powodu, a takim jest zawsze realne zagrożenie dla dobra wspólnego, i jeśli cel jest słuszny, a więc ochrona takiego dobra. Sam zaś moment obowiązku udziału w wojnie zostanie wyjaśniony przy okazji omawiania cnoty sprawiedliwości.Jeśli chodzi natomiast o zagrożenie dla dobra duchowego, to naczelną sprawą jest odwaga w mówieniu prawdy.Obowiązkiem jest prawdę głosić mimo prześladowań, szantaży i najrozmaitszych nacisków. Tylko prawda bowiem, do której prawo mają wszyscy ludzie, leży u podłoża realnego rozwoju osobowego. Fałsz lub kłamstwo prowadzą do martwoty człowieka, przedstawiają mu bowiem jako rzeczywiste coś, co jest tylko pozorne i czego nie ma. Takim pozorem są idee i dobra niższe traktowane jako wyższe.Nieprawdą jest, że celem życia człowieka jest zdobywanie majątku czy doznawanie przyjemności, nieprawdąjest uznanie walki klas za naczelny motor rozwoju ludzkości. To jest tylko wymyślona ideologia słUŻąca zniewalaniu ludzi. I nic dziwnego, że w państwach totalitamych rządzący nie mniej zabiegają o odebranie wolilOści osobistej, jak o odebranie możliwości poznania prawdy, w tym także jej głoszenia.w ten bowiem sposób człowiek skrępowany jest podwójnymi więzami: nie dość, że nie może robić tego, co chce, to w dodatku nie wie, gdzie jest realne dobro. Stąd często się zdarza, iż państwa, które uwolnią się spod jarzma tyranii, popadają w stan chaosu prowadzącego do nowej tyranii.Nie wystarczy dostrzegać zło, trzeba też wiedzieć, gdzie leży realne dobro, a do tego niezbędne jest właściwe wykształcenie. Prawda jest dla człowieka najcenniejsza, nie 85 może wiĘC szczędzić wysilków dla jej poszukiwania i ochrony, a także przekazywania. Czasami musi to być czynione w sposób roztropny , tak jak mialo to miejsce w czasie zaborów czy okupacji, gdzie w tajemnicy przed obcymi pielęgnowano polski język, nasze obyczaje i kulturę. To jest bowiem najcenniejszy skarb, na który składa się praca wielu pokoleń, z niego też każdy może czerpać i rozwijać się, by nie zaczynać wszystkiego od początku.1rn czlowiek jest bardziej wyksztalcony, tym więcej męstwa potrzebuje, by bronić prawdy i nie sprzedać swej wiedzy złu za cenę wygodniejszego życia czy awansu. Bo chyba nie ma nic bardziej godnego pogardy niż widok światłego człowieka, który sprzeniewierzył się swej misji.Cnota męstwa pozwala więc na posiadanie takiej umiejętnoŚCi, dzięki której potrafimy w sposób zdecydowany i trwały panować nad strachem i przeciwstawiać się złu czy to uderzającemu w dobro cielesne, czy duchowe, osobiste lub wspólne. Jest to też jedyna cnota, która bezpośrednio nie daje radości, ponieważ odnosi się do zla. Tę radość pośrednio może dać nadrzędny cel, jakim jest chronione dobro.Wszelako samo przeciwstawianie się złu musi być wlaściwie rozumiane. Nie chodzi tu o odpowiadanie złem na zło. I tak na kłamstwo trzeba odpowiedzieć prawdą, a nie innym kłamstwem. Walka w obronie wlasnego życia nie może mieć na celu pozbawienia życia kogoś innego. Nienawiść do wroga musi być ograniczona do porządku, w jakim stanowi dla naszego dobra zagrożenie, i nie może przenieść się na człowieka jako człowieka, bo przecież osoba ludzka nie wyczerpuje się w tym, że jest wrogiem lub przyjacielem.Gdyby natomiast ktoś mimo wszystko żywił ciągle wątpliwości w sens bycia mężnym, to moglibyśmy zapytać, czy rzeczywiŚCie kocha słuszne dobro. Jeśli tak, tojakim cudem godzić się może na jego unicestwienie? Przecież jeśli coś kochamy , to chcemy , aby to było, gdy więc zgodzimy się na unicestwienie dobra, to znaczy, że tego dobra tak 86 naprawdę to nie kochamy , traktujemy je raczej jako okazję do miłości. Kochamy więc milość, a nie dobro. Kryje się więc za tym nie tylko tchórzostwo, ale i płytki egoizm. Ten egoizm wyraża się wlaśnie w miłoŚCi do wlasnych uczuć.Mężny natomiast ma zawsze na oku słuszne dobro, nie boi się bronić godności wlasnej lub innych ludzi, nawet za cenę utraty swojego życia. 4. CNOTA SPRAWIEDLIWOśCI . WiemyjUŻ, że podmiotem moralnoścljest czlowiek--osoba. Jako suwerenny byt zdolny do rozumienia i obiektywnego poznania dobra, a także do wylonienia z siebie wolnego aktu decyzji, zdany jest na kierowanie własnym życiem.Temu właśnie służą pewne wewnętrzne usprawnienia, takie jak roztropność, umiarkowanie, męstwo. Ale oprócz tych cnót jest jeszcze jedna, która jUŻ u zarania kultury zachodniej najbardziej zdumiewala poetów i filozofów.. jest nią cnota s p r a w i e d 1 i w o ś c i.Sprawiedliwość, mawiano, jest najbardziej niezwykłą rzeczą pod słońcem. Bo rzeczywiście, jest calkiem zrozumiałe, że człowiek chce swojego dobra, że się o siebie troszczy, ale żeby ponadto miał na uwadze czyjeś dobro, tojestjUŻ chyba wyrazem jakiegoś niezwykłego heroizmu, Iaski czy ofiary.Nic więc dziwnego, że w kulturach prymitywniejszych sprawiedliwość wiązano najczęściej nie z troską o czyjeś dobro, ale z zemstą i karą, która miała dosięgnąć innych, jeśli stanęli na naszej drodze. O to też najczęściej modlono się do bogów.Zaratustra pyta się: ,jak oddać zło w ręce sprawiedliwości?" , ,jaka kara jest przewidziana dla tego, który daje imperium niegodnemu złoczyńcy?" I dziś, niestety , sprawiedliwość często jest tak pojmowana, jeśli nie formalnie, to w wewnętrznym nastawieniu. Tymczasem podstawą sprawiedliwości ani nie jest łaska, ani kara, podstawą jest o d d a w a n i e t e 9 0, c o k o rn u ś s i ę n a 1 e ż y. 87 Gdyby więc sprawiedliwość była tylko łaską, to byłaby oddawaniem czegoś, co komuś się nie należy, a co pozostaje wyłącznie w gestii dającego, gdyby zaś była tylko karą, to karajako podyktowana chęcią wyrównaniajakiejś krzywdy, a głównie krzywdy naszej, miałaby na oku dobro nasze, a nie czyjeś.Nietrudno zauważyć, że oba stanowiska są błędne. Jeśli bowiem człowiek jest rzeczywiście osobą, a więc suwerennym podmiotem, to właśnie z tego tytułu coś mu się należy, do czegoś ma prawo. I każdy z nas takie prawo musi respektować. Każdy człowiek ma prawo do współmiemego dla siebie dobra. Prawo takie znika z pola widzenia tam, gdzie człowiek zredukowany jest do bycia częścią jakiejś machiny państwowej lub religijnej i poza wyznaczoną funkcją jest po prostu nikim.z drugiej zaś strony nie można traktować człowieka jako jakiegoś mniejszego boga, który z łaski coś rozdziela, bo o ile w pierwszym wypadku obraz człowieka wymodelowany jest na poddanych i niewolnikach, o tyle w drugim - na władcach i tyranach. A przecież człowiek, mimo iż rodzi się, rozwija i żyje zawsze w jakiejś społeczności, to w niej się nie wyczerpuje, jest ponad nią. Społeczność jest bytem relacyjnym, człowiek natomiast jest substancją. w ostatecznej perspektywie społeczność jest dla człowieka, a nie człowiek dla niej. Podstawą sprawiedliwości musi więc być dostrzeżenie dobra, jakie należy się człowiekowi--osobie.Sprawiedliwość pojawia się w kontekście życia społecznego, gdyż stan przedspołeczny jest fikcją wymyśloną przez filozofów XVII i XVIII wieku. Przecież człowiek rodzi się w pewnej społeczności, uczy się języka, poznaje kulturę, pracuje. żyjąc zaś w jakiejś społeczności - czy to będzie rodzina, miasto, państwo, a dziś właściwie cały świat - uwikłany jest w sieć relacji do innych ludzi.Otóż cnota sprawiedliwości ma za zadanie wyrobienie w nas trwałej i niewzruszonej woli oddawania tego, co innym z naszej strony się należy. Jako Iudzie jesteśmy sobie równi, 88 niezależnie od tego, czy jesteśmy bogatsi, czy biedniejsi, bardziej lub mniej wykształceni, czy posiadamy władzę, czy nie. Każdy z nas jest podmiotem-osobą, ma godność. Gdy mówimy, że ktoś jest mniej lub bardziej ludzki, to chodzi tutaj wyłącznie o sposób działania, a nie o substancję.Pierwszym i podstawowym wymogiem sprawiedliwości jest uszanowanie godności każdego człowieka. w sercu nie można zlekceważyć nikogo, choćby był naszym największym wrogiem. Takie zlekceważenie lub nienawiść, przybierająca postać nadmiemej wyniosłości lub zapiekłości, jest znakiem, że przestajemy czytać rzeczywistość czy to wskutek zaślepienia umysłowego, czy też kulturowego albo, w niektórych wypadkach, religijnego. Na to trzeba uważać w sposób szczególny.w życiu codziennym szanowanie czyjejś godności sprowadza się zazwyczaj do szeregu gestów , stanowiących część zdrowych obyczajów , jak chociażby podanie ręki czy uchylenie kapelusza, nie mówiąc jUŻ o wymianie życzliwych słów.O tym zapominać nie można, bo choć jest to oczywiste, to pęd życia pozbawiony takich obyczajów stratować może podstawę dla naszych międzyludzkich relacji, a wówczas nietrudno o czysto narzędne traktowanie innych albo o ich niedostrzeganie.Sprawiedliwość rozpatrywana bardziej szczegółowo przybiera trojaką postać. w zależnoŚCi bowiem od tego, jakie relacje będziemy mieli na uwadze, inaczej też ułoży się sama sprawiedliwość. Najłatwiejsza do uchwycenia jest s p r a w i e d 1 i w o ś ć w y rn i e n n a, która obejmuje relacje między poszczególnymi ludźmi. Tę sprawiedliwość zazwyczaj mamy na myśli, gdy mówimy , że ktoś postąpił sprawiedliwie bądź niesprawiedliwie, a więc np. oddał to, co był winien, nie oszukał obliczając wartość jakiegoś towaru. Ale oprócz tej sprawiedliwości są jeszcze dwa rodzaje nie tak oczywiste.Pierwszym z nich jest sprawiedliwość współd z i e 1 c z a. Sprawiedliwość ta wiąże każdego człowieka z tytułu przynależenia do pewnej społecznoŚCi, której coś 89 się należy ze strony każdego z nas. Bez takiej sprawiedliwośd '!; społeczność musiałaby upaść. Z drugiej strony nam równiei: coś się naleŻy od społecznoŚCi jako reprezentowanej przez; odpowiednie władze, a to kierowane jest s p r a w i e d .. 1 i w o ś c i ą r o z d z i e 1 c z ą. Przyjrzyjmy się więc bliŻej". tym trzem typom sprawiedliwości. A. Sprawiedliwość wspóldzielcza Społeczność, w której człowiek Żyje, przybiera różne formy organizacyjne. Najszerszą i stosunkowo najdoskonal- ;sząjest dziś państwo, choć dawniej, np. w staroŻytnej Grecji".. istniały tZW. miasta-państwa. Samo państwo musi być:: odpowiednio zorganizowane, a to wyznaczone jest przez!' ustrój polityczny i relatywny do niego podział władzy. i Arystoteles w Polityce wymienia sześć typów ustrojów politycznych, które nawet dziś uznane być mogą za klasycz- " ne. Pierwszym ustrojem jest rn o n a r c h i a, drugim - arystokracja, trzecim - politeja. To są ustroje, jak mówi Stagiryta, właściwe. Pozostałe stanowią pewne ich zwyrodnienie, a są to odpowiednio t y r a n i a, o 1 i 9 a r c h i a, d e rn o k r a c j a. w monarchii i tyranii rządzi jeden władca, w arystokracji i oligarchii pewna grupa ludzi, w politei zaś i demokracji wszyscy lub większość. Na czym więc polega różnica między ustrojami właściwymi i ich zwyrodnieniami? Na tym, że w ustrojach właściwych rządzący mają na uwadze prawo do szczęścia każdego czło.wieka, natomiast w ustrojach zwyrodniałych szczęście tego lub tych, którzy rządzą. Stąd właśnie tyran dba tylko o siebie, licząc się z innymi o tyle, o ile jemu służą. Podobnie też grupa oligarchów stara się przyporządkować pozostałych członków społecznoŚCi własnym interesom. A wreszcie w demokracji celem jest szczęście ludu, a nie wszystkich.Natomiast tam, gdzie pojawiają się ustroje właŚCiwe, celem jest szczęście wszystkich obywateli. Monarcha tym różni się od tyrana, że ten ostatni zdobywa władzę siłą, pierwszy natomiast reprezentuje ludzi najlepszych. Arystokracja z ko- 90 lei reprezentuje ludzi najlepszych z dobrych, politeja - najlepszych z ludu. Sam Arystoteles był zdania, że najdoskonalszym ustrojem jest monarchia opierająca się na słusznych prawach, ona bowiem najskuteczniej zdolna jest zapewnić życie szczęśliwe, czyli takie, w którym chodzi nie o współżycie, ale 0, jak powiada, "piękne uczynki". Tym samym szczęście nie jest tu utożsamiane z wolnością, która stanowi naczelne hasło dzisiejszych demokracji, ale z Życiem najlepszym. Bo wolność nie jest celem samym w sobie, ona jest po to, by człowiek umiał żyć pięknie. O to ma troszczyć się prawdziwy monarcha, o to troszczyła się w pewnych okresach arystokracja, przywiązując szczególną uwagę do wychowania.Z uwagi na różnorodność systemów politycznych inaczej wyglądać będzie sprawiedliwość współdzielcza. Zasadniczo bowiem sprawiedliwość ta sprowadza się do dwóch podstawowych obowiązków spoczywających na obywatelach:jest to o fi a r a z rn aj ą t k u oraz o fi a r a z ż y c i a. Aby państwo mogło normalnie funkcjonować, musi posiadać odpowiednie środki finansowe, dlatego też część dochodów uzyskiwanych przez obywateli winna być przekazywana do skarbu państwa. Sprowadza się to zazwyczaj do płacenia podatków, które z pewnością nie są czymś przyjemnym, ale bez nich państwo może się załamać.Przecież podstawową bolączką dawnej Rzeczypospolitej był pusty skarb państwa, który wiązał ręce królowi, a co w konsekwencji było jedną z przyczyn utraty suwerenności.Ta ofiara z majątku jest wiĘC integralną częścią sprawiedliwości współdzielczej, choć samo słowo "ofiara " nie jest tu może najwłaściwsze, tyle że przyjęło się jUŻ w tenninologii etycznej, więc nie będziemy go zmieniać. Bardziej natomiast odpowiada sytuacji, w której byt państwa jest zagrożony czy to wskutek załamania ekonomicznego, czy też wojny. Tutaj Polacy pochwalić się mogą pięknymi gestami, jak chociażby dary złożone na FON tUŻ przed wybuchem II wojny światowej, co na zawsze pozostanie 91 chlubnym symbolem narodowym ( dary te zostały Później:'1 w większości rozgrabione przez komunistów). ,!iI Jeśli chodzi natomiast o ofiarę z życia, to sprowadza si~ , ona głównie do odpowiedzialnego traktowania służby woj-, skowej. Jest to regulowane różnymi przepisami, może I toj;l~ być służba wylącznie ochotnicza, ale może być też kowa. Mimo hasel pacyfistycznych, inspirowanych naJ-'""'Yv- " ciej przez mocarstwa dążące do wojny celem przeciwnika, nie można lekceważyć zbrojnej ochrony wspól- ~ ne!o dobra. Wojna, do której człowiek zazwyczaj niechęć i wstręt, gdyż niesie ze sobą zniszczenia i jest czasem nieunikniona.potrzebne jest wojsko. Stąd bierze się obowiązek wojskowej i gotowość zlożenia ofiary nawet z życia.Pojawia się teraz pytanie: w jakiej mierze i człowiek nie zawsze w swoim sumieniu odczytuje spra- ~ wiedliwość wspóldzielczą jako coś dobrego? :!~ jest prosta, ma to miejsce wówczas, gdy żyje w systemie, :!i!mówiąc językiem Arystotelesa, zwyrodniałym. miala jest bowiem ofiara z majątku i życia tam, pat'tstwo zorganizowane jest nie po to, by zapewnić swobodny rozwój i życie szczęśliwe, ale po to, wykorzystywać i zniewalać. w ówczas czlowiek wymigiwać się od podatków , unika służby wojskowej~ Najlepszym przykladem zdegenerowanej formy dliwości wspóldzielczej jest oslawiona "sprawiedliwość łeczna ", która chyba tylko z nazwy przypominala sprawiedliwość. Jej celem bowiem nie bylo ani szczególnych ludzi, ani tZW. ludu pracującego, lecz dobro tych, którzy akurat byli u wladzy.Tam natomiast, gdzie ustrój jest wlaściwy, uczciwe cenie podatków wydaje się czymś naturalnym i Państwo takie zapewnia i gwarantuje zarówno moje osobiste bezpieczeństwo, jak i osobisty rozwój. A ofiara z życia.rzeczą niezwykłą, że przez tyle setek, a może nawet tysięcy lat śmierć w obronie ojczyzny uchodzila za wyraz praw- 92 ;i~ dziwego bohaterstwa, a powodem do dumy była sama służba w wojsku. Dziś, w dobie komputerów i atomu, jest to może mniej wyraziste, niemniej, jeśli zależy nam na zrozumieniu tego fenomenu, musimy przede wszystkim uświadomić sobie, co to jest ojczyzna i dlaczego warto nawet oddać za nią życie. O ile państwo oznacza fonnalnie zorganizowaną spoleczność, zajmującą określone terytorium, o tyle ojczyzna jest przede wszystkim dziedzictwem kulturowym. Dlatego do rozumienia ojczyzny czlowiek musi dojrzeć poprzez znajomość kultury, jaką ona ze sobą niesie, a na którą sklada się dziedzictwo wielu pokoleń. Jeśłi ktoś ogranicza swoje życie do spania, trawienia, zarobku i rozrywki, to ojczyzna rzeczywiście nie jest mu potrzebna.Jeśli natomiast umie czerpać soki z bezcennej tradycji, które pozwalają mu na integralny rozwój osobowy , to wówczas ojczyzna nie jest jUŻ byle czym. A przy tym tradycję tę wprost uznaje za swoją, za część nieomal wlasnego jestestwa, bo w niej się urodzil, tu dojrzewal, ona jest jego. Nasz jest Kochanowski, któremu chyba nikt wówczas nie dorównywaI, nasz Mickiewicz, którego frazy 19ną do serca, wyobraźni i umysłu, nasz Sienkiewicz, którego język jest czysty jak kryształ, czego nie mogą mu wybaczyć zakompleksieni pisarze. Można zmienić państwo, ale ojczyzny, tak jak rodziców, czlowiek innej mieć nie może. Trzeba 111'n~ ją cenić, trzeba umieć nią żyć.Nic więc dziwnego, że symbolem patrioty na zawsze pozostanie Leonidas, który z garstką żolnierzy nie bał się stawić czolo wielotysięcznej armii perskiej. I nie zuchwałość nim kierowała, lecz milość do ojczyzny, bo powiedział:więcej niż życiu, zawdzięczam ojczyźnie. Byl to patriotyzm, a nie nacjonalizm. p a t r i o t y z m bowiem wyrasta z milości do ojczyzny, która jest realnym dobrem, a więc takim, jakie pozwala na rozwój w prawdzie i dobru, n a c j o n a 1 i z rn zaś jest milością ojczyzny niezależnie od tego, czy wiąże się z nią realne dobro, czy nie. Najczęściej zaś nacjonalizm związany jest z dobrem 93 pozomym, stąd różne odmiany nacjonalizmu spotykamy w państwach totalitamych, takich jak III Rzesza czy carska ! Rosja. Niestety , dziś pojęcia te celowo się miesza, by, \ utożsamiając patriotyzm z nacjonalizmem, odebrać czło- ;wiekowi prawo do miłowania własnej ojczyzny. Ale to 'J :1 prawo jest niezbywalne. Gotowość na śmierć w obronie 1 1 ojczyzny jest nie tylko wymogiem poprawnie rozumianej :!sprawiedliwości, ale również świadczy o miłości i trosce okazywanej współobywatelom, łącznie z następnymi leniami, by mogli mieć taki sam udział w dobru, jak i B. Sprawiedliwość wymienna Sprawiedliwość ta ma na względzie relacje między poszczególnymi ludźmi. Relacje te są bardzo bogate i wielostronne, dotyczą zarówno podstawowych obowiązków, ja- \1 kie mamy w odniesieniu do innych ludzi z tego tytułu, że '!,: 1 są ludźmi, czy też z uwagi na związki rodzinne, ponadto I w zakresie wymiany handlowo-pieniężnej, czy wreszcie ~ - przekazywania prawdy. Każdy człowiek ma prawo do :1.:~ zachowania życia, zdrowia oraz nietykalności osobistej, to ',j prawo musimy respektować i wzajemnie je sobie oddawać.Naruszenie tego prawa musi być w sposób wyrównane, ale nie tak, jak to miało miejsce w Hammurabiego' "oko za oko, ząb za ząb", bo poszkodowany niczym by się nie różnił od Dlatego też w społeczeństwach cywilizowanych kara biera postać więzienia, przekazania pewnej sumy -, lub słownego przeproszenia. Pewnych krzywd me da wyrównać w żaden sposób, gdy ktoś poniesie nieodwracalny szwank na zdrowiu lub utraci życie. Na to niestety nie ma jUŻrady, to przecież nie przywróci to zdrowia podobnie jak wymierzona kara śmierci nie przywróci życią temu, który zginął. Dlatego okaleczanie lub kara śmierci zastosowana w stosunku do winowajcy, niczego nie wyrów- i1 ,1 nując, sama staje się wyrazem niesprawiedliwości, ponieważ .'J 1 94 ' :i i !:1 uderza w prawo każdego człowieka do życia i zdrowia. A takie prawo ma winowajca, który przecież jest człowiekiem.Związki rodzinne - szczególnie małżeństwo, które opiera się na wolnej zgodzie współmałżonków, by żyć razem - implikują wiemość w tym wszystkim, co się przyrzekło, a więc zarówno uczciwość małżeńską, miłość i właŚCiwą troskę o potomstwo.Z kolei sprawiedliwość w dziedzinie handlowo-pieniężnej opiera się przede wszystkim na uczciwości. Wzorem takiej uczciwości jest równoŚĆ arytmetyczna, czyli równość, w ramach której tyle samo ktoś bierze, ile dostaje. Łatwo jest to obliczyć tam, gdzie rzeczy wymieniane są tego samego gatunku, a więc ktoś daje swojego konia, a otrzymuje cudzego. Wiadomo jednak, że handel dotyczy rzeczy różnogatunkowych, a dziś głównym odpowiednikiem wartości towaru jest pieniądz. Na wartoŚĆ towaru składa się'tu nie tylko jego "czysta cena ", ale również wkład pracy, koszty utrzymania sklepu czy biura, jak również pewien zysk. Bez zysku nikt nie miałby ochoty handlować, stąd ów nadmiar cenowy , którym zostaje obarczony kupujący , musi być w pewien sposób wyrównany otrzymywaną pensją za wykonywaną w innej dziedzinie pracę. To są sprawy dość zrozumiałe, natomiast więcej problemów rodzi zysk pochodzący z tzw . procentów, które kiedyś określano mianem lichwy, Przez wiele wieków lichwa była traktowana negatywnie, co miało swoje przyczyny zarówno religijne (zabraniało jej np. prawo Mojżeszowe), jak i filozoficzne. A ponieważ lichwa opanowała dziś cały nieomal świat (z wyjątkiem muzułmanów), warto więc może przypomnieć wysuwane przeciw niej zarzuty.Arystoteles trafnie zauważył, że sama z siebie rośnie natura, a nie pieniądz. Stąd jeśli ktoś komuś pożyczy zboże na zasiew , to jest całkiem oczywiste, że po udanych zbiorach pożyczający zwróci to, co wziął, nawet z nawiązką. Natomiast aby "urósł" pieniądz, potrzebne są sztuczne zabiegi 95 od razu obliczone nie na to, aby komuś pomóc, Iecz by zyskać, wykorzystując czyjąś przymusową sytuację. w dzisiejszyrn świecie Iichwa ma swoje bardziej dalekosiężne cele, nie chodzi już tylko o zysk. Pożycza się często pieniądze na taki procent, że jest wielce prawdopodobne, iż dłużnik nie będzie mógł ich spłacić. Dzięki temu można go szantażować i wymuszać wiele posunięć w dziedzinie gospodarczej, politycznej czy kulturalnej. w ten sposób pojawia się nowoczesna forma niewolnictwa w "białych rękawiczkach".Ten niesmak moralny , jaki odczuwamy w stosunku do lichwy, stąd się właśnie bierze, bo przecież Iichwiarz nie tylko dba wyłącznie o swoje interesy, ale również chce nami zawładnąć, a to jUŻ jest naruszeniem sprawiedliwości. Oczywiście, nie w każdym wypadku pożyczka na procent musi być od razu czymś złym, dobrze prosperujące przedsiębiorstwa często korzystają z pożyczek banków, dzięki czemu mogą sensownie ulokować pieniądze w jakieś inwestycje i zyskać dużo więcej, niż wynosiła pożyczona suma łącznie z procentem. Ten, kto udziela pożyczki oprocentowanej, nie może z punktu widzenia moralnego nie liczyć się z dobrem tego, komu pożycza.Sprawiedliwość wymienna w zakresie mowy dotyka problemu prawdy i kłamstwa. Mowa jest wielkim darem, dzięki któremu rozwinąć się może nasze życie ściśle osobowe, bez niej trudno sobie wyobrazić życie autentycznie ludzkie.Mowa jest systemem znaków umownych w odróżnieniu od systemu znaków naturalnych, jakimi posługują się zwierzęta. Tzw. mowa zwierząt jest ściśle zdeterminowana i bardzo ograniczona, mowa zaś człowieka jest otwarta i nieograniczona. Treść ludzkiej mowy przebiega niezmierzone pokłady zarówno rzeczywistości, jaka nas otacza, jak i całego życia osobowego. Mowa wybiega również w kierunku tego, co bezpośrednio nie jest poznawalne, a co pojawia się tylko jako uniesprzeczniająca racja istnienia bytu. W ten to sposób mowa nasza dosięga nawet Boga. Dwa są podstawowe sposoby Iudzkiego poznania, czym istotnie różnimy się od 96 zwierząt. Jest to abstrakcja i sąd. Rezultatem abstrakcjijest pojęcie, które wyraża pewne treści ogólne. Dzięki temu słowo "człowiek" może być orzekane o wielu konkretnych Iudziach. Sąd natomiast jest albo sądem orzecznikowym, albo egzystencjalnym. Sąd orzecznikowy to taki, w którym jakąś cechę czy własność przypisujemy danemu podmiotowi. Mówimy więc: Jan jest biały, Jan siedzi, Jan rozmyśla.Sąd egzystencjalny pozbawiony jest orzecznika, jego "duSZĘ" stanowi istnienie. Gdy powiemy, że Janjest czy Jan istnieje, to sformułowaliśmy sąd egzystencjalny. Właśnie dzięki temu, że człowiek zdolny jest poznać istnienie rzeczy , jego poznanie nosi znamiona prawdziwości. Prawda bowiem to zgodność poznania ze stanem rzeczy , do którego to poznanie się odnosi. Gdy więc pytamy, czy to prawda, co ktoś mówi, to chodzi nam o to, czy rzeczywiście tak jest, czy taki stan rzeczy realnie istnieje.Jeśli zatem realny rozwój człowieka opiera się na dążeniu do realnych celów, to prawda mieć tu musi znaczenie kluczowe. Prawda chroni nas przed gonieniem za chimerami, które są realnie puste, o czym wie każdy, kto dał się jakoś nabrać. Bo nawet fantazjowanie ma wtedy tylko sens, gdy wiemy , że jest to fantazjowanie.W sferze moralnej prawda przeciwstawiana jest kłamstWU, tak jak w nauce stoi w opozycji do fałszu czy błędu.Różnica polega na tym, że błąd jest fałszem niezamierzonym, natomiast kłamstwo zamierzonym. Kłamstwo, z wyjątkiem żartów , jest czymś z punktu widzenia moralnego złym. Nie może być uświęcone przez żaden szlachetny cel.Bierze się to stąd, że każdy człowiek ma prawo do poznania prawdy, bez której jego osobowe życie się nie rozwinie.Karmiony kłamstwami, straci zdolność odróżniania dobra od zła, co w konsekwencji doprowadzi do stałego naruszania hierarchii dobra.Istotą kłamstwa jest zazwyczaj chęć posłużenia się innym człowiekiem, czy to w celach osobistych, czy politycznych, czy gospodarczych. A choć wolność "odbiorcy" nie jest 97 bezpośrednio naruszona, to ponieważ wola skłania się ku temu, co pokazuje jej rozum, więc jeśli rozum pokaże fałsz-zło jako prawdę-dobro, z dużym prawdopodobieństwem wybrane zostanie zło. Dlatego tak ważna jest roztropność w słuchaniu tego, co ktoś mówi, a gdy zajdzie potrzeba - należy umieć nie słuchać.Kłamstwo bowiem ubrane jest w pozór prawdy, inaczej kłamiący nie osiągnąłby swego celu. Te pozory mogą być tak mistemie utkane, i to z wielu prawd, że łatwo przeoczyć zasadnicze kłamstwo, gdyż człowiek na mocy spontanicznej indukcji jest gotów sądzić, że jeśli duża część wypowiedzi jest prawdą, to i wszystko nią jest. Taką metodą posługuje się najczęściej propaganda.Ale kłamstwo jest czymś złym dla kłamiącego, a nie tylko dla tego, kto jest okłamywany. Jest to zło, bo pojawia się pewien brak, w tym wypadku brak zgodności tego, co się mówi, z tym, co się wie. Jest to zło moralne, bo prawda jest podstawą dobra osobowego, które w tym wypadku zostaje naruszone. Mowa zarażona kłamstwem uderza od razu w kłamiącego, ponieważ narusza ustalony związek znaków z żywionymi treściami.Ktoś mógłby jednak pytać dalej: cóż w tym złego? Otóż znak jest znakiem dlatego, że coś znaczy, a więc nie jest czymś samym w sobie. Musi wobec tego być jakiś podstawowy związek łączący znaki ze znaczeniami. Złamanie tego zwiĄZku narusza istotę znaku, a tym samym wprowadza wewnętrzną dysharmonię: słowo staje się nożem, które miast leczyć - zabija. Zabija prawdę. I nie ma tu nic do rzeczy fakt, że kłamiący może znać prawdę, ponieważ słowo nie jest jego prywatną własnością, jest ono własnością wszystkich ludzi, bardziej niż cokolwiek. Tego skarbu należy pilnować jak źrenicy oka, gdyż słowo oddane na użytek kłamstwa zniszczy człowieka i całą kulturę. Znamy przecież z historii narody, które prześcigały się w kłamstwie, jak chOĆby Persowie czy Punijczycy , znamy i dziś systemy , dla których kłamstwo jest podstawowym narzędziem walki 98 ideologicznej. I zawsze łączyło się to z jak najgorszym upodleniem człowieka. Bez prawdy nie ma wolności, bez wolności człowiek się nie rozwinie.Pamiętać wszakże musimy, że o ile słowo jest wspólną własnością, o tyle nie jest taką każda prawda. Są rzeczy , o których nie wszyscy mają prawo wiedzieć, jak choćby tajemnice państwowe czy prywatne sekrety. Człowiek ma prawo strzec swoich sekretów, jak państwo - ważnych tajemnic. Gdy zaś ktoś sformułuje niestosowne pytanie, należy albo milczeć, albo roztropnie ukryć prawdę, co czasem jest łatwe, ale czasem wymaga bohaterstwa.Sprawiedliwość wymienna jest tą formą sprawiedliwości, o którą najbardziej winniśmy się troszczyć w życiu codziennym, gdyż nieustannie w relacjach z ludźmi o nią się ocieramy. C. Sprawiedliwość rozdzielcza Sprawiedliwość rozdzielcza ma miejsce wówczas, gdy bierzemy pod uwagę nie relację jednostki do jednostki czy jednostki do społeczeństwa, ale - społeczeństwa do jednostki. Tym, co od razu rzuca się w oczy , jest nierówność między ludźmi pod względem posiadanych dóbr, umiejętności, zarobków czy zaszczytów.Powstaje wobec tego pytanie: czy ta nierówność jest sprawiedliwa, czy też trzeba wszystkich "wyrównać", aby osiągnąć sprawiedliwość? Tę drugą drogę obrała ideologia socjalistyczna. w efekcie zaczęło się równanie "do dołu" , bo o ile łatwo jest bogatego pozbawić majątku, artyście zabronić tworzyć, naukowca zmusić do milczenia, o tyle trudniej jest człowieka niezaradnego nauczyć zaradności, niezdolnego - tworzyć, obiboka - studiować. Taka droga prowadzi więc donikąd, skończyć się musi powszechną pauperyzacją i upadkiem kultury. Musimy zaakceptować ten podstawowy fakt, że ludzie są różni i w tej różności niech pozostaną.Na czym więc tutaj polegać będzie sprawiedliwość? Będzie 99 ona poleg'ała nie na równości, ale na równomierności. Równomierność kieruje się względami i okolicznościami, w jakich ludzie żyją, tym, jak pracują i w jakim stopniu przyczyniają się do dobra wspólnego. Sprawiedliwość rozdzielcza pozostaje przede wszystkim w gestii tych, którzy sprawują władzę, do nich bowiem należy troska o dobro państwa, a więc i o dobro obywateli. Miara obdzielania poszczególnych ludzi różnymi dobrami jest w tym wypadku bardzo giętka i wymaga wiele roztropności.I tak jedni, czy to wskutek słabości, czy braku odziedziczonego majątku, potrzebują wyraźnej pomocy państwa, otrzymują więcej niż ci, którzy są samowystarczalni czy dobrze sytuowani. Inni z kolei zarabiają więcej, bo więcej znaczą dla dobra wspólnego z tytułu piastowanych funkcji.Minister musi przecież mieć znacznie wyższą pensję niż urzędnik na poczcie, bo choć każda praca jest cenna i musi być poważana, jeśli spełniana jest uczciwie, to przecież zakres odpowiedzialności ministra jest nieporównywalny z odpowiedzialnoŚCią niższego urzędnika. Brak respektowania tej różnicy prowadzi najczęściej do korupcji i lekceważenia obowiązków.\pard z kolei artysta czy naukowiec, którego praca nie jest obliczona na bezpośredni zysk, winien mieć zapewnioną pomoc państwa, by nie tylko mógł żyć, ale i pracować. Formy tej pomocy mogą być różne, włączając w to różne fundacje, ale bez niej twórczość bezpośrednio dla pieniędzy wyraźnie rzutuje na poziom. A nie można zapomnieć, że z owoców tej pracy wszyscy mogą korzystać, choć nie wszyscy za nie płacą.Przykładów takich można podać więcej. Chodzi jednak o wyczulenie na taki typ sprawiedliwości, który dla przeciętnego człowieka jest trudniej uchwytny , bo patrzy na wszystko ze swojego punktu widzenia. Tymczasem życie społeczne jest bardziej skomplikowane niż życie prywatne, stąd ludzie odpowiedzialni za dobro wspólne kierować się muszą sprawiedliwością inną niż wymienna. Porównywano ją do 100 postępu geometrycznego, w odróżnieniu od równości arytmetycznej, na której bazuje sprawiedliwość wymienna.Wszystkie typy sprawiedliwości, jakie przez nas zostały omówione , są w normalnych państwach skodyfikowane, przybierając postać prawa stanowionego. Postępowanie sprawiedliwe to postępowanie zgodne z zapisanym prawem.Otóż zdarzyć się może, iż ścisłe wypełnienie prawa może być dla człowieka krzywdzące, szczególnie gdy dotyczy to porządku karnego. Zwrócili już na to uwagę Rzymianie, przekazując potomnym owo lapidarne sformułowanie: summum ius, ..\'umma iniuria, czyli najwyższe prawo - największa niesprawiedliwość. Skąd się to bierze? Prawo jest z natury czymś ogólnym i nie dotyczy nigdy tego oto konkretu jako tego właśnie. Próbują temu zaradzić kodeksy, które pękają w szwach, ale wszelkie uszczegółowienia zawsze będą obracały się na poziomie ogólnym. Tymczasem w zasadzie każdy ludzki czyn z uwagi na okoliczności, czas, miejsce, motywację etc.jest unikalny i tylko pod pewnymi względami daje się przyporządkować jakiejś ogólnej regule. Ale są też takie względ y, które tylko na gorąco możemy odczytać.Czym więc należy się kierować w wypadkach, gdy wyraźnie widzimy, iż zastosowanie prawa będzie niesprawiedliwe?Kierować się musimy s ł u s z n o ś c i ą. Słuszność (epikeia) jest uzupełnieniem sprawiedliwości, ponieważ bezpośrednio, dzięki zdrowemu rozsądkowi, przeskakujemy ogół i czytamy konkret. A choć w tradycji germańskiej prawo państwowe było naczelną "wartością ", to my , należąc do kultury łacińskiej, a nie bizantyjskiej, kierować się musimy słusznością, bo ta ma na uwadze przede wszystkim dobro człowieka.A to jest cel sprawiedliwości: chronić dobro ludzkie. Możemy się jeszcze zapytać: czy jest coś, w stosunku do czego nie możemy być sprawiedliwi? Tak. I to nie jedna "rzecz" , ale więcej. Przy czym nie dlatego, że nie chcemy, ale dlatego, że nie jesteśmy w stanie. Cóż to więc są za "rzeczy"?Nie jesteśmy w stanie odwdzięczyć się Bogu za to, że nas 101 stworzył. Stąd bierze się potrzeba religii jako ludzkiego wyrazu wdzięcznoŚCi. Nie jesteśmy w stanie odwdzięczyć się rodzicom za to, że nas zrodzili i wychowali. Winniśmy im wiĘC nabożny szacunek (pietas). Nie jesteśmy też w stanie odwdzięczyć się ludziom o wielkich cnotach, dlatego musimy ich czcić (observantia). Do tych ostatnich zaliczyć możemy nauczycieli, jeśli otworzyli nam oczy na prawdę. Do drugich - dodajemy ojczyznę, jeśli otworzyła nas na dobro. A Bóg? Cóż, jak śpiewał Jan Kochanowski: "Czego chcesz od nas Panie za Twe hojne dary? Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?" Zaiste, trudne i zawiłe są drogi sprawiedliwości, ale tam, gdzie się pojawia, "bardziej zdumiewa niż wschód i zachód słońca " . 5. WZAJEMNE POWIĄZANIE CN6T W przypadku pewnych umiejętności w dziedzinie nauki czy sztuki widać jasno, że ten, kto jest dobrym fizykiem, nie musi być dobrym chemikiem, a dobry matematyk - dobrym humanistą; podobnie też w sferze szeroko pojętej umiejętności wytwarzania, malarz nie musi być muzykiem, a rzeźbiarz - poetą. Jeśli więc się zdarzy, że ktoś opanował kilka dyscyplin, to nie zmieni to faktu, że związek między posiadanymi umiejętnościami nie jest istotny. świadczyć to raczej będzie o pewnej wszechstronności umysłowej czy wyjątkowych talentach, rzadko spotykanych. W dziedzinie nauki przykładem może tu być Leibniz, w dziedzinie sztuki - Leonardo da Vinci.Czy podobnie rzecz się ma w odniesieniu do cnót? A więc, czy można być tylko człowiekiem roztropnym, ale tchórzIiwym i nieopanowanym? albo sprawiedliwym, Iecz mało roztropnym? Okazuje się, że nie bardzo. Cnoty moralne bowiem sprawiają, iż zawsze potrafimy rozpoznać słuszne dobro i za nim iść. Ktoś wiĘC, mimo iż jest inteligentny, pod wpływem strachu czy zdeprawowanej woli albo zbytniej 102 pożądliwości nie będzie roztropny. Przykładem takiego człowieka może być Alcybiades, o którym Marek Junianus Justynus mówi, że właśnie bystrość umysłu połączona z brakiem zasad moralnych czyniły u niego wszystko, . możliwym. AIcybiades więc swoJ nieprzeciętny dar inteligencji raz obracał na wielkie dobro, innym razem na wielkie zło, raz był przez Greków uwielbiany , innym razem musiał uchodzić z kraju. Również prawość woli nie będzie mogła być właściwie spożytkowana, jeśli człowiek nie będzie umiał rozpoznać słusznego dobra. Z kolei męstwo musi liczyć się i z roztropnością, i ze sprawiedliwością, tak aby w ataku nie przesadzić, a w obronie nie przegapić okazji do ataku.Wreszcie umiarkowanie potrzebuje nieustannej pomocy rozumu, by trafić we właściwy środek. Jest więc chyba rzeczą niewątpliwą, że cnoty moralne muszą być ze sobą integralnie sprzężone.Ich optymalne sprzężenie daje w efekcie to, co kiedyś nazywano pięknem wewnętrznym albo pięknym dobrem - kaloskagathos. Jest jasne, że do takiej kondycji człowiek musi długo dochodzić, i to nie sam, lecz potrzebuje właściwego wychowania, otoczenia i kultury. Szczytem była tu wielkoduszność (magnanimitas), dzięki której można było osiągnąć nie byle jakie dobro, ale wielkie, i niełatwe, ale najeżone trudnościami.Dziś są jUŻ to rzeczy zapomniane, brzmią niezbyt realnie. Ale musimy też pamiętać, że cywilizacja zachodnia przez długie wieki była cywilizacją ludzką, skoncentrowaną na człowieku. Wyrosła przecież z greckiej pajdei, czyli wychowania. W spółczesna cywilizacja jest cywilizacją techniczną, nastawioną na tworzenie narzędzi i konsumpcję, gdzie dobro ludzkie schodzi na dalszy plan. Jeśli jednak mówimy o etyce, to musimy wrócić do jej źródeł, musimy mieć na względzie dobro człowieka, a nie dobro maszyny czy handlu.Dlatego wrócić musimy do cnót, by choćby własne życie lub życie otoczenia uczynić bardziej ludzkim. By panowało w nim poszanowanie dla dobra i otwartość na prawdę. 103 6. CZY EUDAJMONIZM JEST EGOIZMEM? Pod adresem etyki klasycznej pada często zarzut, szczególnie ze strony pewnej odmiany personalizmu chrześcijańskiego, że będąc etyką eudajmonistyczną jest także formą egoizmu. Właściwa etyka, jak twierdzą przeciwnicy, ma bazować na przeżyciu powinności, afirmacji osoby i daru z siebie. Wszelako sam zarzut płynie w dużej mierze z niezrozurnienia, czym jest eudajmonizm.Ale najpierw spytajmy. co to jest egoizm? Egoizm jest wyrazem takiej postawy życiowej, w której wszystko, co człowiek robi, robi wyłącznie dla siebie. Miłość do siebie jest naczelną i jedyną miłością, reszta jest jej przyporządkowana. W niektórych kierunkach etycznych (np. pozostających pod wpływem empiryzmu brytyjskiego ) ów egoizm, jako coś oczywistego, uważano za podstawowy motor ludzkiego działania, którego człowiek wyzbyć się nie może.Celem państwa było tak umiejętne zorganizowanie życia społecznego, aby egoizm chcąc nie chcąc przynosił ogólne korzyści. Niech człowiek robi wszystko dla siebie, rządzący natomiast postarają się, aby inni też mogli z tego korzystać albo też ludzie sami swoje egoizmy połączą.Personalizm pojawił się zasadniczo jako przeciwwaga dla takiego stanowiska, potępiając za jednyrn zamachem wszystkie kierunki etyczne, łącznie z etyką klasyczną, gdzie można było się dopatrzyć choćby ukrytego egoizmu. Stąd też naczelnyrn hasłem stała się miłość do innych jako wyraz pierwotnego przeżycia powinnościowego. Czy jednak ów personalizm rzeczywiście uderza w etykę klasyczną, to sprawa dość wątpliwa. Sztuczną bowiem jest próba wymazania z ludzkiego serca pragnienia szczęścia. Tyle że to pragnienie nie musi być od razu egoizmem. Nie po to bowiem człowiek ma rozum i wolę, aby był ślepy na obiektywne dobro, w tym dobro innych ludzi.Z drugiej strony są dobra, które mogą być udziałem wielu w sposób bezkonfliktowy, gdzie opozycja egoizm-altruizm 104 znika. Takimi dobrami są dobra duchowe, a więc dobra kultury. Na jednyrn rowerze jechać może zasadniczo jeden człowiek, ale tej samej prawdy wysłuchać może milion ludzi, wysłuchać mogą wszyscy.Gdy więc mówimy, że pragnienie szczęścia jest naturalnym motorem życia, to ów motor należy rozumieć w sposób subiektywny. Dzięki intelektowi i woli motor ów otwiera się na dobro obiektywne, bo przecież muszę szukać tego, co szczęście moje będzie w stanie zaspokoić. Otwierając oczy na dobro, otwieram je też na rzeczywistość, gdzie postrzegam innych ludzi, którzy jako ludzie mają takie samo prawo do szczęścia jak i ja. To zaś włącza mnie w cały porządek moralny, głównie za sprawą roztropnoŚCi, sprawiedliwości i słuszności. Moje obiektywne szczęście przestaje być tylko szczęściem moim.Byłoby błędem mniemać, że respektując porządek moralny, czynię to wyłącznie z uwagi na własną korzyść. Takie dość przewrotne spojrzenie pomija różnicę między celem działania a towarzyszącyrn mu w sposób konieczny skutkiem. Celem sprawiedliwości jest oddanie tego, co komuś się należy, a że dzięki temu staję się sprawiedliwy, to na to już rady nie ma. Jedyne wyjście to nic nie oddawać, wtedy człowiek sprawiedliwy nie będzie.Z drugiej strony, gdyby na każdym kroku groził nam egoizm, któremu zaradzić może tylko dar z siebie, zupełnie bezinteresowny, to w kłopotliwej sytuacji postawilibyśmy przyjmującego dar . Bo jeśli przyjmie, to dla siebie, a więc z egoizmu. Czyli my siebie moralnie wywyższymy, ale kosztem moralnego poniżenia kogoś drugiego. To wszystko jest więc tylko sofizmatem, który nigdzie nie prowadzi, stanowić może jedynie przedmiot akademickich dysput.Zasadniczym problemem dla człowieka jest odczytanie dobra i pójŚCie za nim. Cnoty mają nam w tym pomóc, bo nie są żadnym celem samym w sobie. W każdej dziedzinie życia potrzebne są usprawnienia, czy to w sztuce, czy w nauce, po to są szkoły, po to mistrzowie. Dlaczego więc 105 dziedzina moralnoŚCi miałaby być takich usprawnień pozbawiona? Przeciwnie, są one konieczne, bo dotyczą każdego człowieka, a gdy ich nie ma, każde dobro staje się za trudne i albo w ich miejsce pojawi się wiele skrzywień czy wad, albo też zrodzi się w końcu dobro, ale z takim wysiłkiem, jak ta śmieszna mysz, o której mówi Horacy.parturiunt montes, nascetur ridiculus mus - "stękają góry, urodzą śmieszną mysz". V. TEORIA PRA w A NA TURALNEGO: czyl'J DOBRO! Pole Iudzkiej moralności wyznaczone jest przez dobro, głównie dobro osobowe, które jako ujrzane wiąże nas w sumieniu. Decyzja zgodna z sumieniem jest dobrem moralnym, niezgodna - złem. Jakie są właściwie ostateczne podstawy takiego właśnie związku człowieka z dobrem?Związku dość szczególnego, nie jest to przecież determinizm dostrzegany w naturze, niejest to teżjakaś próżnia, w której dobro byłoby dopiero kreowane. Dobro jest ujrzane, ale my możemy za nim pójść Iub nie. Wszelako sam wybór drogi do Iub od dobra nie jest neutralny, ujrzane dobro od razu .,nas moralnościowo wiąże. I to właśnie domaga się wyjasnienia.Każda zmiana, jaką dostrzegamy w naturze, wypływa z pewnych wewnętrznych inklinacji, i to ściśle zdeterminowanych. W ten sposób drzewo najpierw z wiosną ciągnie soki, potem okrywa się Iiśćmi, wypuszcza kwiaty, z których następnie zawiązują się owoce, a w nich dojrzewają nasiona.Inaczej rośniejabłoń, inaczej wiśnia. Podobnie rozwój i życie zwierząt suponuje obecność analogicznych inklinacji. Gdyby było inaczej, wszystko stałoby się przypadkowe, a przecież widzimy, że przypadek zdarza się sporadycznie i jest nie do pomyślenia bez trwałych, uporządkowanych zmian.To, co leży u podstaw zmian naturalnych, zwane jest właśnie naturą. Natura to istota Iub forma rzeczy, o ile jest zasadą zmiany, rozwoju, ruchu. Dzięki względnej 107 stałości natury i związanych z nią zmian możIiwe jest sformułowanie praw, któryrni zajmuje się bioIogia i inne nauki szczegółowe. Gdyby takiej stałości nie było, wówczas nie tylko mieIibyśmy do czynienia z chaosem, ale również upadłyby nauki. A przecież prawa takie z coraz większą precyzją są rozpoznawane.Z filozoficznego punktu widzenia obecność wewnętrznych inklinacji świadczy o celowości, czyli o celowyrn działaniu natury, przy czyrn sam cel rozumiany jest nie jako kres zmiany, lecz jako ten wewnętrzny motyw kierujący zmianą w tym, a nie innym kierunku. Bez tego wewnętrznego motywu zmiana zawsze byłaby chaotyczna. W takiej zaś mierze, w jakiej istnieje inklinacja, jej cel określić można mianem dobra. Zmiana prowadząc od tego, czego jeszcze nie ma, do tego, co będzie, jest przejściem z możności do , aktu, a więc do pewnej doskonałości. Doskonałość jest więc urzeczywistnieniem czegoś, ku czemu otwarta jest inklinacja. Ta doskonałość ujęta najszerzej ma charakter analogicz.ny, a nie jednoznaczny, ponieważ inna jest doskonałość drzewa, inna ptaków , inna zwierząt. Tym samym cel-dob- , , ro też musi być rozumiany analogicznie.Obserwując naturę, dostrzec w niej możemy dwie takie ..r' podstawowe inklinacje: inklinację do zachowania życia !i inklinację do jego przekazywania. To są te dwa motory napędzające cały ruch natury, wokół nich skoncentrowane są wszystkie czynności spełniane przez zwierzęta czy rośliny .Tym samyrn zachowanie życia i jego przekazywanie to dwa naczelne dobra, do których natura dąży.Kiedy przyglądamy się człowiekowi, to również widzimy, że te dwie inklinacje są w nim obecne. Ale oprócz nich jest jeszcze jedna. Posiada ona swoje korzenie w tej częŚCi człowieka, która nie jest w ścisłym sensie naturą, lecz czymś ponad naturą, a która sprawia, że człowiek jest osobą. Ta "CZĘść" to niematerialna dusza organizująca !ii' "i! c ciało i dysponująca dwiema duchowymi władzami - in- .'ii te.lektem i wolą. 108 ~!1 Czy i w tych władzach jest jakaś quasi-naturalna skłonność? Bez wątpienia jest. To skłonność do rozwoju życia osobowego przez prawdę, dobro i piękno. InteIekt bowiem nastawionyjest na poznanie rzeczywistości, czyli na prawdę, wola - na umiłowanie dobra, obie zaś władze jako zjednoczone - na piękno. w tym właśnie realizuje się, a wiĘC i doskonali nasze życie osobowe. A ponieważ człowiek przez prawdę, dobro i piękno otwarty jest na całą l'zecZywistOŚĆ, zarówno na świat natury,jak i na świat osób łącznie z samyrn sobą, to dwie pierwsze inklinacje stają się integralną częścią jego życia osobowego, będąc zarazem dobrem nie tylko naturalnym, aIe i osobowyrn. Albowiem pragnienie zachowania życia czy jego przekazywania nie może być zawężone do poziomu czysto biologicznego: to człowiek-osoba dzięki odżywianiu się trwa, to czlowiek--osoba dzięki przekazaniu życia się rodzi. Celem wszystkich inklinacji jest więc dobro osobowe.Równocześnie widzimy, że wypełnianie tych pierwszych inklinacji nie dokonuje się w sposób całkowicie zdeterminowany. Muszą one przejść przez filtr naszego rozumu i naszej woli. Człowiek więc decyduje się, co i kiedy będzie jadł, kiedy i z kim przekaże nowe życie, w jaki sposób będzie szukał prawdy. Nie tylko więc inklinacje, ale i sposób ich urzeczywistniania ma charakter ludzki, a wiĘC osobowy.I właśnie w tyrn punkcie pojawia się pewne pęknięcie. Cały świat poza człowiekiem da się ująć w wiele zdeterminowanych praw. Czy więc w porządku ludzkiego życia, wolnego i rozumnego, prawa takie istnieją? A jeśli tak, to jaki one mają charakter? Bo przecież mogą to być takie same prawa, jakie rządzą życiem roślin i zwierząt, a które możemy tylko skonstatować. Tu jednak jest coś więcej.Podczas gdy cała natura "chcąc nie chcąc" podlega pewnyrn prawom, to człowiek musi najpierw odczytać prawa, które jego dotyczą. Czyta je właśnie rozpoznając te trzy podstawowe inklinacje swoiście związane z dobrem osobowym. Wedle porządku inklinacji pojawia 109 się ludzki porządek prawny. Jeśli bowiem celem działania jest dobro, to jest ono dobrem o tyle, o ile wychodzi naprzeciw inklinacjom. Nie jest to więc dobro abstrakcyjne, idealne czy wykreowane. Jest natomiast bardzo konkretnie związane z podstawowymi inklinacjami. I stąd; się blerze dwojaka strona ludzkiego prawa, które od czasów stoików nazywa się prawem naturalnym. , Jedna strona to prawo do zachowania życia, jego przekazywania i osobowego rozwoju, druga strona - to moral- ..ne związanie przez takie prawo. Jeśli ktoś ma do czegoś ;: prawo, to ja zobowiązany jestem prawa to respektować. A wiĘC u podstaw moralnościleży prawo naturalne, prawo jc wynikające z natury człowieka. A choć dziś prawa człowieka :.., wiążemy najczęściej z tZW. Deklaracjq praw cz/owieka, to :i musimy pamiętać, że prawa te płyną z natury , a nie ii z czyjegoś dekretu, umowy czy konwencji. Dekret co !\ najwyżej może je formalnie potwierdzić, ale nie on o ich niezbywalności.Odkrycie prawa naturalnego ma dla rozumienia noŚCi, jak również wszelkiego prawa stanowionego, znacze.nie kapitalne. Okazuje się bowiem, że sumienie jest kompasem, który na jej zgodność lub niezgodność z Uderzenie w czyjeś prawo czy to do życia, czy jego zywania, czy osobowego rozwoju jest złem moralnym, uderzającym w dobro osobowe. z tego też tytułu prawo stanowione czy obyczaje, których jest bez liku, stanowią podstaw moralności, a nawet, jeśli z naturalnym są niezgodne i w nie uderzają pseudo-prawem czy po prostu złym obyczajem. T i obyczaje nie wiążą człowieka w sumieniu. z faktu że w historii jami obowiązującymi w jakichś państwach czy kulturowych, nie wynika ani relatywizm moralny, konwencjona1izm. ..,. , 110 :11 stanowionym. Ma ona swoje trwałe pokłady w naturze człowieka i płynących z niej naturalnych inklinacji. Dlatego też stopień rozwoju cywilizacyjnego, jaki spotykamy w dawnym Egipcie czy Persji, nigdy nie może przesłonić nam często odwrotnego stopnia demoralizacji. Cała ta machina skierowana była przeciwko człowiekowi, łącznie z obyczajami i religią. A tymczasem podstawą kultury i cywilizacji musi być troska o dobro człowieka.Trzech wymienionych inklinacji nie można traktować w sposób oderwany. MusZĄ być one rozpatrywane przez pryzmat naczelnego dobra, jakim jest dobro osobowe.Stąd właśnie bierze się potrzeba nie jakiegokolwiek, lecz rozumnego odżywiania się, przekazywania życia czy poszukiwania prawdy. Dziś, pod wpływem dualistycznej koncepcji człowieka, mającej swoje źródło w kartezjanizmie, inklinacje te zostały porozrywane. Szczytowym przykładem fatalnych konsekwencji, jakie z tego mogą wyniknąć, jest freudowska psychoanaliza, w ramach której zaleca się "popuszczenie" naturze szczególnie na poziomie inklinacji drugiej. Głosi się więc zupełną swobodę seksualną, bo to uwolni człowieka spod jarzma super-ego , czyniąc życie bogatszym i przyjemniejszym. w efekcie jednak obraca się to przeciwko człowiekowi, czyniąc go niewolnikiem. namlętnoŚCi, nie mówiąc jUŻ o niebezpieczeństwach związanych z aborcją. Freudyzm zdominował kulturę, która dusi się jUŻ od apoteozy seksu i przemocy. Tymczasem człowiek, będąc jednym bytem, a nie oddzielnie duszą i oddzielnie ciałem, jest odpowiedzialny moralnie za to, w jaki sposób urzeczywistniać będzie swoje inklinacje.I nie chodzi tu o podleganie nakazom wymyślonego super-ego, lecz o rozumne liczenie się z do brem.Inne niebezpieczeństwo wiąże się z brakiem respektowania prawa do prawdy na poziomie inklinacji trzeciej. Przejawia się to w dwu postaciach. Albo propaguje się cywilizację kłamstwa, co ma miejsce w państwach totalitamych, albo też za naczelne kryterium poznania przyjmuje się wolność 111 i oryginalność. To zaś łączy się często z brakiem odpowiedzialności za prawdę.Człowiek będąc wolnym do poszukiwania prawdy, jest prawdą skrępowany , nie może się z nią w imię wolności nie liczyć. Do prawdy mają prawo wszyscy ludzie, bo jest ich dobrem ściśle osobowym', choć nie wszyscy zdolni są prawdę w każdej dziedzinie odkryć. Dlatego też wielka odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy z tytułu osobistych zdolnoŚCi i profesji zajmują się poznaniem, czyli uprawiają naukę. Wyniki badań nie są prywatną własnością, tym bardziej więc należy się liczyć z tym, czy dążymy do prawdy, czy też do osobistej sławy. z drugiej zaś strony nie można zapominać, że prawda jest dla człowieka, stąd i nauka musi mieć granice wyznaczone troską o dobro ludzkie. Jeśli zaś nauka wkracza w rejony, które to dobro mogą naruszyć, jak choćby inżynieria genetyczna, staje się złem.Integralne sprzężenie naszych inklinacji powoduje, że człowiek za każdym razem musi odczytać proporcjonalne dobro, jakie z nimi jest związane. Przeciwnie, rozerwanie tych inklinacji obrócić się może w zło. A więc prawo do ich urzeczywistniania jest ograniczone przez relację do dobra osobowego. Tutaj najbardziej widać analogiczność samego dobra. W niektórych wypadkach człowiek przecież może założyć głodówkę, a więc przestaje przyjmować pokarm, by w ten sposób walczyć o swoją godność. W innych, wybierając stan kapłański, zrzeka się realizacji prawa do przekazywania życia. Są wreszcie zakony, w których nie można zajmować się nauką. O dobru więc zawsze rozstrzyga relacja do dobra osobowego.Jeśli cały porządek ma charakter dynamiczny , bo związany jest z tym, że na coś się decydujemy, a więc i coś będziemy robić lub nie, to widać od razu, iż dobro nie jest czymś obojętnym. Ono jest istotnie wpisane w dynamizm naszego życia. A ponieważ dynamizm ten nie jest z góry zdeterminowany , lecz suponuje naszą zgodę, to owa zgoda pozostaje w jakiejś innej relacji do dobra niż zwykła 112 konieczność. Jest to relacja p o w i n n o ś c i. Dobro osobowe wiąże decyzję na mocy powinności. Ja nie muszę na coś się zdecydować, ale z drugiej strony nie jest tak, że tylko mogę, gdyż ja powinienem pójść za słusznym dobrem.Dzięki sumieniu wewnętrznie tego doświadczam. PowinnoŚĆ więc w sposób całkiem swoisty, bo nie spotykany nigdzie indziej, wyznacza pole ludzkiego życia moralnego. Jest ona właśnie odpowiedzią na ujrzane dobro, dobro, które domaga się realizacji. Takim dobrem jest zawsze człowiek--osoba, który mając naturalne prawo do życia, jego przekazywania i rozwoju osobowego, obliguje nas do wyjścia naprzeciw wszędzie tam, gdzie dobro to jest nie spełnione albo zagrożone. Stąd, jeśli życie osobowe przebiega przez to, co nazwaliśmy dobrem w sensie analogicznym, naczelnym nakazem moralnym wyrastającym z prawa naturalnego jest nakaz: c z y ń d o b r 0! Dobro należy czynić, a zła unikać. Pozostałe nakazy są tylko partykularyzacją tego nakazu pierwotnego.Dlatego też tak ważną rolę w stosunkach międzyludzkich odgrywa cnota sprawiedliwości i słuszności, bo przecież chodzi o oddawanie tego, co komuś się należy. Należy się zaś to, co wypływa z prawa naturalnego. Dopiero w takiej perspektywie kultura staje się kulturą ludzką, a cywilizacja jest cywilizacją dla człowieka.Filozofowie XVII i XVIII-wieczni, którzy tyle deliberowali nad problemem przejścia od sein do so//en, czyli przejścia od tego, co jest, do tego, co być powinno, zupełnie pominęli porządek prawa naturalnego wyrastającego z trzech podstawowych inklinacji. Stąd musieli się uciekać albo do konwencji, albo do jakichś form apriorycznych, jak chociażby kantowska koncepcja obowiązku, gdzie miejsce realnego dobra ludzkiego zajmuje formalny imperatyw kategoryczny. A przecież coś mnie wiąże moralnie nie dlatego, że jest jakiś przepis czy aprioryczny obowiązek, wiąże mnie ujrzane konkretne, osobowe dobro.W jeszcze większym stopniu arbitralna wydaje się teoria 113 . konwencjonalistyczna, w ramach której moralność opierałaby się tylko na jakiejś umowie społecznej. Taka umowa jest często potrzebna, gdy chodzi o szczegółowe sposoby organizowania życia społecznego, ale nie ona stanowi podstawę moralnoŚCi. Człowiekowi przysługują pewne niezbywalne prawa z tego tytułu, żejest człowiekiem, a nie dlatego, że ktoś się z kimś umówił. Gdzie istnieje zagrożenie dla dobra osobowego, tam wszystkie umowy stają się pseudoprawem czy wręcz bezprawiem.Uświadomienie sobie rangi naczelnego nakazu moralnego: czyń dobro! pociąga za sobą nie tylko zahamowanie działania w kierunku zła, ale nade wszystko apeluje do człowieka o wyjście z pewnej inercji. Na każdym przecież kroku jest wiele dobra do zrobienia, to dobro nadać może zdrowy pęd naszemu życiu, tu nie grozi ani nuda, ani melancholia. Ale niestety współczesna kultura zdominowana została przez twórczość, w której głównie pokazuje się atrakcyjność zła, sięgającą korzeniami biblijnego owocu zakazanego. Jest to ciągnąca się przez wieki pułapka, do której dorabia się pseudonaukowe teorie albo okrasza tzw.artystycznym posmakiem. A tymczasem dobro jest tym, do czego należy dążyć i co należy czynić, ono jest naprawdę atrakcyjne, bo zło jako przedmiot dążenia jest tylko dobrem pozomym, realnie natomiast jest brakiem.w metafizyce klasycznej prawo naturalne traktuje sięjako odbicie prawa wiecznego, będącego wyrazem planu stwórczego. w człowieku prawo wieczne realizuje się w sposób swoisty , jest ono czymś zadanym, czymś, co mamy odczytać i w sposób wolny urzeczywistniać. Co więcej, każdy człowiek ma swoją własną ideę w Bogu, stąd droga życia każdego człowieka jest jedyna i niepowtarzalna. Przemierza ją podejmując decyzje, za które moralnie odpowiedzialny jest tylko przed sobą i przed Bogiem. Poza nami i Bogiem nikt więc nie ma prawa moralnie nas sądzić, bo nikt nie ma dostępu do naszego sumienia. To w jeszcze większym stopniu podnosi człowieka, ale też i nakłada na niego większą 114 odpowiedzialność. Jest to odpowiedzialność za dobro, które ma czynić, i za zło, którego ma unikać. I dlatego każdy człowiek musi wziąć swoje życie we własne ręce. ZAKOŃCZENIE - MORALNOSt A RELIGIA W pracy tej przedstawiliśmy kluczowe momenty składające się na to, co określane jest mianem etyki klasycznej.Uważny czytelnik mógłby teraz zapytać: czy religia odgrywa jakąś rolę w życiu moralnym człowieka, czy też rola ta ograniczona jest tylko do tych, którzy słabo rozumieją, o co w moralności chodzi, i muszą w związku z tym, jeśli zależy im na życiu godziwym, bez końca zaufać religii, a szczególnie Bożym przykazaniom? Wydawać by się mogło, że ta druga odpowiedź jest bliższa prawdy. Bo przecież znamy ludzi o wysokim, jak byśmy powiedzieli, morale, a więc ludzi szczerych, uczciwych, odważnych, którzy albo są indyferentni w sprawach religii, albo też są "wierzący, ale nie praktykujący". Nie dość tego, wielu "praktykujących " - łącznie z księżmi - wygląda z punktu widzenia moralnego . dość . podejrzanie, co budzi z kolei ironiczny uśmiech na twarzach krytyków religii. Jak to więc właściwie jest z tym stosunkiem religii do moralności? Czy rzeczywiście człowiek światły i prawy potrzebuje religii, czy też jest ona potrzebna tylko ludziom "małym" i niewykształconym?Przychodzi tu na myśl anegdota o pewnej Rosjance, która tUŻ po wyborze kardynała Karola w ojtyły na papieża pytała ze szczerym zdumieniem: "To jak to, ten człowiek zna tyle języków, napisał tyle książek, rozumie nawet filozofię, wszyscy go podziwiają, i on wierzy w Boga?" No właśnie.On wierzy w Boga, choć w zupełnie innym sensie niż myślała o tym bohaterka naszej anegdoty. Bo istnienie Boga nie jest ll7 zasadniczo przedmiotem wiary , wierzy się w to, że Bóg jest jeden, ale w Trzech Osobach, że Bóg-Ojciec wysłał swojego Syna, aby nas zbawiI, ale samo istnienie Boga jest prawdą, do której dojść możemy bez pomocy wiary. Nie oznacza to wcale, że poznajemy istnienie Boga tak, jak poznajemy istnienie świata, który nas otacza, czy samych siebie. Jedyne, co możemy poznać w sposób racjonalny, to prawdę zdania:"Bóg istnieje", a prawda ta jest dlatego konieczna, że bez niej istnienie czegokolwiek byłoby niezrozumiale, bo nic nie ma w sobie racji wlasnego istnienia. Taką racją może być tylko taki byt, który w sobie ma rację istnienia, a to jest wlaśnie Bóg. I co ciekawe, tę prawdę ludzie najczęściej spontanicznie afirmują, tylko że później mediacja kultury i różnego typu nauk powoduje, że rozumienie, kim Bóg jest, jak istnieje, jaka jest relacja świata do Niego, prowadzi do powstania wielu mylnych teorii czy kultów, Iącznie z agnostycyzmem czy nawet ateizmem.A przecież sam ateizm, jak każda negacja, suponuje uprzednią afirmację, bo muszę najpierw coś uznać, abym mógl to zanegować i odrzucić. Ateizm w ścislym sensie nie jest łatwą rzeczą, on plynie z gorącej wiary, najczęściej wiary zawiedzionej, tragicznej, do której potem dorabia się ideologię czy filozofię. Motywy są tu bardziej osobiste niż racjonalne. A zresztą, jak słusznie zauważa jeden z najwybitniejszych wspólczesnych kontynuatorów filozofii klasycznej, Etienne Gilson, jeśli Bóg nie istnieje, to po co tak zaciekle walczyć z czymś nie istniejącym? Jeśli natomiast chodzi tu o walkę z kultem i świadomością religijną, to w sensie ścisłyrn nie jest to ateizm, ale jakaś forma "Kulturkampfu" o charakterze politycznym. Obie formy ateizmu, nie mogąc obrać sobie za przedmiot bezpośredniego ataku Boga, skierowały oczywiŚCie swoje ostrze przeciwko temu, w co najłatwiej jest trafić, a więc - człowieka i świątynie.Zbrodnie i prześladowania obejmowały nie tylko obcych, ale i bliskich, łącznie z najbliższą rodziną. I nie ma się czemu dziwić, bo jak zauważa rzymski historyk Marek Justynus, 118 komentując bratobójstwo popełnione przez króla perskiego Kambyzesa, prekursora wojującego ateizmu, trudno bylo wymagać, aby ten, który gardzil religią i odnosil się wrogo do samych bogów, oszczędzal swoich bliskich. Niestety, prawda tego spostrzeżenia sprawdzila się w xx wieku w sposób zastraszający.Oczywiście, nie można tu też zapomnieć o religiach, które nie respektują podmiotowoŚCi czlowieka, wskutek czego staje się on narzędziem walki religijnej, walki wykorzystywanej najczęściej w celach politycznych. Taka walka niesie ze sobą bezsensowną śmierć wielu ludzi gotowych na każdy rozkaz wladzy zabić i zginąć. Pod pozorem woli Bożej spelniana jest wola tyrana. Czlowiek, miast być sługą Boga, a więc tym, który w sposób wolny godzi się postępować zgodnie z przykazaniami, staje się niewolnikiem Boga, czyli praktycznie niewolnikiem wladcy. A tojUŻjest pseudoreligia i pseudomoralność.Nie wdając się w szczegółowe dysputy religijne, bo to przekracza zakres naszych rozważań, należałoby chyba podkreślić, że religia katolicka stanowi ten glówny nurt chrześcijaństwa, w którym z wielką troską podchodzi się do kwestii osobistej moralnej odpowiedzialnoŚCi za podejmowane decyzje każdego czlowieka, niezależnie od tego, jakiej jest narodowości i jakiego wyznania. Każdy czlowiekjest podmiotem-osobą zdolnym do czytania dobra i pójścia za nim.Ten moralny aspekt religii katolickiej jest więc uniwersalny, tym piękniejszy, że naczelnym prawem plynącym z Nowego Testamentu jest milość do bliźniego, nawet jeśli jest naszym wrogiem. Z tym przykazaniem nie może się równać ani szowinizm religijny, ani też modne dziś haslo tolerancji. Tolerancja, która początkowo oznaczala respektowanie prawa każdego człowieka do wyboru takiej, a nie innej wiary, dziś zostala poszerzona w sposób dość dziwny na wszystkie sfery życia człowieka, łącznie z nauką i prawem - a więc takie sfery, gdzie istnieje racjonalny i sprawdzalny 119 sposób pokazania prawdy i fałszu, dobra i zła. w konsekwencji w imię tolerancji mamy być obojętni na zło i fałsz, a jeśli próbujemy oponować, to jest to traktowane jako zamach na kogoś. Tak pojęta tolerancja, która przedtem miała swoje uzasadnienie w odniesieniu do rzeczy niesprawdzalnych, gdyż wiara dotyczy właśnie rzeczy niesprawdzalnych (inaczej byłaby wiedzą, a nie wiarą) - teraz staje się często dość zmyślnym narzędziem manipulacji. w jej imieniu narusza się sprawiedliwość, wymagając, byśmy byli tolerancyjni, czyli defacto przymknęli oczy na niesprawiedliwy podział dóbr. w jej imieniu dobro wspólne mamy traktować jako dobro osobiste, gdzie każdy może mówić i robić, co mu się żywnie podoba. Pod pozorem osobistych przekonań następuje zalew fałszywych informacji, a pod pozorem osobistych postaw - dość wątpliwych wzorców .Jeśli są to tak osobiste rzeczy, to po co je rozgłaszać? Bo przecież, gdy są już rozgłoszone, przestają być prywatne, a wtedy wszyscy mają prawo do nich się ustosunkować, i to według kryteriów obiektywnych, a nie osobistych. Mamy tu więc do czynienia z wyraźnym pomieszaniem porządków.Chrześcijańska miłość bliźniego wyrasta nie tylko stąd, że każdy człowiek jest osobą, ale nade wszystko stąd, że jest "dzieckiem Bożym ", że został stworzony na podobieństwo Boga. Ta transcendentalna relacja każdego człowieka do Boga otwiera perspektywę nowej miłości, zwanej po łacinie caritas. w bliźnim kochamy "dziecko Boże", którym jest każdy człowiek, niezależnie od tego, jakiego jest wyznania, narodowości, co robi i co myśli. A ponieważ miłość wyraża się zawsze na sposób działania, a nie poznania, to przejawia się w działaniu, a nie myśleniu. Stąd nasza postawa wobec innych kierowana miłością-caritas wyraża się w czynieniu dobra dla nich. żaden człowiek z zasięgu tej miłości nie może być wykluczony, choćby był zbrodniarzem, złodziejem, kłamcą. w dalszym ciągu bowiem jest człowiekiem i jest "dzieckiem Bożym ". I taką to miłość opiewa św. Paweł w Liście do Koryntian, mówiąc, że jest 120 cierpliwa, łaskawa, bez zazdrości, że nie czyni na złość, nie nadyma się, nie pragnie zaszczytów , nie szuka swego, nie unosi się . gniewem, nie myśli złego, nie raduje się z niesprawiedliwości, wszystko znosi i wszystko przetrwa. Ale też i miłość taka przekracza naturalną zdolność całej natury , dlatego potrzebuje specjalnej pomocy ze strony samego Boga. Cóż większego może być nad caritas? Na jakich lepszych podstawach zbudować można ludzką cywilizację?Doprawdy, ani na szowinizmie religijnym, ani na tolerancji, która jest ukrytym egoizmem, a co najmniej wyrazem obojętności wobec innych ludzi.Jaka więc właściwie jest relacja religii do moralności? Czy rzeczywiŚCie potrzebują jej tylko ludzie "mali" i "ciemni"? Najpierw zwróćmy uwagę, że religia jest częścią moralności z tego tytułu, że stanowi ona uzupełnienie cnoty sprawiedliwości. Jeśli bowiem sprawiedliwość wymaga, aby oddać to, co się komuś należy, to największymi dłużnikami jesteśmy wobec Boga. A choć tego, co otrzymaliśmy , nie jesteśmy w stanie wyrównać, bo przecież w rewanżu nie stworzymy Boga, niemniej jednak zobowiązani jesteśmy przynajmniej okazać swoją wdzięczność, a temu służy religia. Jest ona więc częścią moralności, a nie jakimś dodatkiem. Jako część moralności nie może wyczerpać się w teoretycznym uznaniu istnienia Boga, lecz konieczne jest konkretne działanie, tak jak konkretnie dzielimy się z kimś, kierując się sprawiedliwością. Kult religijny, obrzędy, obyczaje, modlitwa - to wszystko są ludzkie formy praktycznego oddawania czci, których brak staje się złem moralnym, ponieważ naruszona zostaje wówczas sprawiedliwość. Nie wystarczy myśleć o Bogu, lecz musi być ku Niemu skierowane nasze działanie.Ale jest jeszcze jeden ważny moment. Oto egzystencjalna pozycja człowieka w świecie jest w znacznym stopniu zwichnięta. Zwątpienia, wahania, rozterki, niepewność, potknięcia - to wszystko niesie ze sobą życie, temu, w sposób bardziej skondensowany, daje wyraz sztuka. Skądjesteśmy?Dokąd idziemy? Racjonalna odpowiedź na te pytania jest 121 mało przejrzysta. Mamy zbyt mało sił, by zawsze iść za słusznym dobrem, ostateczny cel naszego życia jest mało czytelny. Wiemy , że to wszystko, co kochamy, do czego dążymy nie jest w stanie wypełnić naszej miłości, to zaś, co poznajemy, choć zawiera mnóstwo informacji, które można mnożyć bez końca, pozbawione jest poznania pierwszej i podstawowej racji tłumaczącej istnienie nas samych, świata, kosmosu. Racji tej dotykamy tylko pośrednio, w sposób nieadekwatny. A przecież sam fakt formułowania tych dręczących egzystencjalnie pytań świadczy o tym, że odpowiedź na nie jest dla człowieka czymś najważniejszym, że od niej jakby wszystko zależy. Tymczasem rozum napotyka jakąś barierę, którą chce przekroczyć, a nie może.I właśnie w tym momencie naprzeciw naszym pragnieniom wychodzi religia bazująca jUŻ nie na naturalnym poznaniu, ale na Objawieniu. Objawienie dopełnia nasze rozumowe i naturalne poznanie, intensyfikuje miłość ukazując jej ten nadrzędny Cel. z punktu widzenia moralnego ma to znaczenie niebagatelne. Jeśli bowiem newralgicznym punktem moralnoŚCi jest decyzja, to widzenie słusznego dobra w relacji do Celu ostatecznego, a więc widzenie człowieka w relacji do Boga, utwierdza nas w niezbywalności tego, co nazywamy godnością. Już nie kodeks czy prawo naturalne, ale sam Bóg to poświadcza. Wyższej instancji jUŻ nie ma. Wszystko, w imię czego godność tę chcielibyśmy podważyć, jest pseudo-racją.Czy może być dla decyzji lepsze oparcie? A jest ono potrzebne, gdyż nierzadko kultura, ideologia lub nauka może być przeciwko człowiekowi użyta próbując go redukować do zwierzęcia lub części społeczeństwa. Ale wówczas jest to pseudokultura, pseudoideologia, pseudo-nauka. Również miłość-caritas wzmacnia nasze przylgnięcie do słusznego dobra, że nie tylko potrafimy je poznać, ale również za nim iść.Człowiek wierzący jest o tyle w lepszej sytuacji od człowieka indyferentnego czy niewierzącego, że posiadane 122 przezeń dyspozycje lub cnoty mogą być w sposób nadnaturalny wzmocnione. Dzieje się to za sprawą łaski. Taką łaską jest sama wiara, a także nadzieja, miłość, mądrość, zdrowie, zdolność prorokowania czy znajomość języków.Łaska ta pochodzi od Boga, a ponieważ jest łaską, nie pojawia się wskutek takich czy innych ludzkich zasług.Człowiek natomiast może mieć w niej udział, jeśli zdobędzie się na wysiłek modlitwy i kontemplacji, jest to jakby jego osobisty wkład.W ten bowiem sposób zobaczyć może posiadane dary i wzmocnić za ich pomocą swoje działanie. Kultura, która nie ceni modlitwy i kontemplacji, lecz sprowadza człowieka do roli operatora maszyn lub komputerów, a czas wolny każe mu wypełniać doznawaniem wrażeń, wyjaławia i pustoszy całe życie duchowe. Nic więc dziwnego, że dziś, gdy istnieją tak nieprawdopodobne środki komunikacji, gdy wiadomość w ciągu sekundy oblecieć może cały świat, coraz trudniej jest nawiązać kontakt nawet z najbliższymi ludźmi, żyjemy obok siebie, a niewiele mamy sobie do powiedzenia.Ważną rolę w życiu człowieka wierzącego odgrywają też Sakramenty. Są to pewne zmysłowe znaki, takie jak rzeczy, słowa czy działania, których celem jest wzniesienie człowieka od tego, co zmysłowe, do tego, co duchowe.Sakrament chrztu uwalnia człowieka od grzechu pierworodnego, sakrament małżeństwa nobilituje miłość małżeńską, dając jej wymiar duchowy , sakrament kapłaństwa pozwala na wyższe uczestnictwo w kapłaństwie Chrystusa.z każdym sakramentem (a jest jeszcze sakrament bierzmowania, pokuty, namaszczenia chorych) związana jest pewna nadprzyrodzona moc, dzięki której człowiekowi łatwiej jest zbliżyć się do Boga.Oprócz tych "impulsów" w postaci łaski i sakramentów religia dostarcza też pewnych wzorów postępowania. Należy do nich sam D e k a 1 o 9 objawiony Mojżeszowi przez Boga. Dekalog stanowi pewne rozwinięcie prawa naturalnego i objawionego, niektóre bowiem przykazania stanowią 123 negatywną eksplikację prawa naturalnego, np. nie zabijaj (bo każdy człowiek ma prawo do życia ), inne ściślej związane są z religią (np. nie będziesz miał bogów cudzych przede mną). Przykazania te najpełniej trafiają w to, gdzie człowiek najłatwiej może się poślizgnąć, stąd bierze się ich praktyczna uniwersalność. Bardziej konkretnych wzorów postępowania dostarcza sam Chrystus, zarówno swoim życiem, jak i swoją nauką oraz przykładami. śmierć Chrystusa na krzyżu celem zbawienia wszystkich ludzi i wymazania grzechu pierworodnego jest wyrazem tej nieogamionej miłości Boga do człowieka. Wzorów dostarczają też święci i błogosławieni, z których każdy żabłysnął w sposób wyjątkowy którąś z cnót. Dzięki temu wzory te nie są tylko jakimiś abstrakcyjnymi ideałami czy wartościami, ale bardzo konkretnymi drogowskazami, do których człowiek wierzący , szczególnic w chwilach trudnych, może się uciekać.A wreszcie, dzięki religii sam cel ludzkiego życia nabiera 11,., pewnej wyrazistości. Jest nim bezpośrednie połączenie z Bo- 1 giem, Bogiem osobowym, Nieskończoną Prawdą, Dobrem i:i; !i Pięknem. Połączenie to dokonuje się dzięki miłości- caritas, która jest miłością jakby nadprzyjacielską. Jest to wizja uszczęśliwiająca ( visio beatifica), która wzmocniona łaską ;i' płynącą od Boga w sposób nieskończony wypełnia naszego '1 ducha, nie zostawiając nic, co jeszcze mogłoby i pokochane. Tutaj dopiero czuć się możemy i wypełnieni, to jest cel-szczęście ludzkie. W szystkie dobra są utracalne i ograniczone, to zaś jest i nieskończone. Na takie Dobro jesteśmy ale w sposób niedoskonały , dlatego właśnie potrzebna pomoc Boga w postaci łaski. i Religia więc jaśniej pokazuje cel życia człowieka i sił w sposób nadprzyrodzony do pokonania drogi, która temu celowi prowadzi. Droga ta biegnie przez przecież sam korzeń moralności. Dlatego walka z jest zawsze uderzeniem nie w Boga, ale w człowieka, w 124 i!:iii niezbywalne prawo do szczęścia poprzez wiarę, nadzieję i miłość. Walka ta pociąga za sobą demoralizację jUŻ nie tylko poszczególnych ludzi, ale całych narodów, a nawet pokoleń, na co dowodów nie trzeba daleko szukać.Jeśli ludzie wierzący nie zawsze idą po słusznej drodze, zostawmy to ich sumieniu. Każdy człowiek ma swoją drogę, bo kto wie, czy w innych okolicznościach my , dumni ze swej nieskazitelności, nie postępowalibyśmy jeszcze gorzej.A przecież ten skarb, jakim jest prawe sumienie wzmocnione religią, zawsze daje człowiekowi szansę na to, by się zreflektował, by uznał swoją winę i odpokutował. Chrystus uwolnił nas od winy za grzech pierworodny, ale nie uwolnił od jego skutków. Dlatego droga człowieka wierzącego nie jest bezbłędna, dlatego nie ma on patentu na " wzorową " decyzję i zawsze słuszne postępowanie. Natomiast deprawacja sumienia czyni ludzkie życie nieludzkim, bo ślepym na realne do bro i zło.Religia więc potrzebna jest nie tylko ludziom "małym " i "ciemnym", potrzebna jest wszystkim, bo początek i cel naszego życia na poziomie naturalnego poznania pozostaje zawsze ukryty, a nasze przyrodzone siły potrzebują pewnego nadnaturalnego wzmocnienia. Był Chrystus i byli święci, ale kult świętych ateistów zawsze budowany był na kłamstwie. Do zasług zaś dochodzili po trupach, nie uznając nawet swojej winy. Próba więc oderwania moralności od religii, możliwa do pewnego stopnia z punktu widzenia teoretycznego, praktycznie podcina korzenie moralnoŚCi, bo moralność wyrasta z miłości do Boga i ludzi. BIBLIOGRAFIA Teksty źródłowe I . Arystoteles - Etyka Nikomachejska, tłum. D. Gromska, Warszawa 1982.2. Arystoteles - Etyka Wielka. Etyka Eudemejska, tłum. W. Wróblewski, Warszawa 1977.3. Arystoteles - Polityka, z dodaniem Pseudo-Arystotelesowej Ekonomiki, tłum. L. Piotrowicz, Warszawa 1964.4. Ksenofont - Pisma sokratyczne, tłum. L. Joachimowicz, Warszawa 1967.5. Platon - Uczta. Eutyfron. Obrona Sokratesa. Kriton. Fedon, tłum. W. Witwicki, Warszawa 1982. 6. Platon - Państwo z dodaniem siedmiu ksiąg Praw , tłum. W. Witwicki, Warszawa 1958.7. św. Augustyn - O Państwie Bożym, t. 1, 2, tłum. W. Komatowski, Warszawa 1977.8. Św. Augustyn - Wyznania, tłum. Z. Kubiak, Warszawa 1978. 9. Św. Tomasz z Akwinu - Summa Theologica, Roma 1974. Opracowania 1. V. J. Bourke - Historia etyki, tłum. A. Białek, W arszawa 1964. 2. M.A. Krąpiec - Człowiek i prawo naturalne, Lublin 1993. 3. M.A. Krąpiec - Człowiek, Kultura, Uniwersytet, Lublin 1982. 4. M.A. Krąpiec - Ja-człowiek, Lublin 1991. 5. M.A. Krąpiec - u podstaw rozumienia kultury, Lublin 1991. 6. K. Wojtyła - MiłoŚĆ i odpowiedzialność, Kraków 1962. 7. K. Wojtyła - Osoba i czyn, Kraków 1960. 8. J. Woroniecki - Katolicka etyka wychowawcza, t. 1-3, Lublin 1986.