Anna Achmatowa Wybór poezji Wstęp Anna Andriejewna Achmatowa poetka rosyjska, urodziła się w 1889 roku. Debiutowała jako przedstawicielka prądu zwanego akmeizmem, którego współtwórcą był jej mąż, poeta Mikołaj Gumilow. Akmeiści propagowali wierność ziemi i doczesnym przeznaczeniom, upatrując je przede wszystkim w przywróceniu zachwianej równowagi między naturą a człowiekiem. Poezja była dla nich szkołą konkretyzacji, twardych materiałów, wyrazistych linii i dokładnych charakterystyk; wskazywali dla niej analogie w pracy rzeźbiarza. Akmeizm nawiązując pośrednio do tradycji parnasizmu i "sztuki dla sztuki" był programowo niechętny społecznym zaangażowaniom, ale echa burzliwych wydarzeń historycznych zaczęły wkrótce przedostawać się do poezji jego twórców, polaryzując ich postawy. Promieniowanie kierunku okazało się bardzo silne i znacznie przetrwało epokę, która go wydała. Przedmiotowość akmeizmu zrealizowała Achmatowa w swych pierwszych utworach i zdobyła sobie rozgłos jako precyzyjna miniaturzystka świata uczuć współczesnej kobiety, po raz pierwszy ukazanego za pomocą narzędzi nowoczesnej analizy psychologicznej. Anna Achmatowa debiutowała w 1912 r. zbiorem wierszy pt. "Wieczór". Kolejne tomy jej poezji to: "Paciorki", "Białe stado", "Nad samym morzem", "Dmuchawiec", "Anno Domini 1921". W kameralnej liryce poetki dominuje liryka miłosna. Wiersze są jeszcze zwięzłe przy dużym kunszcie formalnym. Jej świat jest światem akcesoriów codzienności i zatrzymanych w powietrzu gestów; nieznaczna zmiana jego układów wywołuje silne napięcia uczuciowe: dotyk rąk, szelest sukni, chiński parasol itp. wyznaczają konkretną i sprawdzalną rzeczywistość poetycką. Takie widzenie było w pierwszych latach XX w. rewelacją, oznaczało demokratyzację tworzywa poetyckiego i swoistą laicyzację wzruszeń, wyjętych spod władzy mistycznych tajemniczości symbolistów. Uznana za władczynię dusz rosyjskich kobiet, poetka nie poprzestała jednak na tej formule, pod koniec drugiego dziesięciolecia poezja jej stopniowo i coraz bardziej poszerza swój obszar. Doświadczenia historyczne, które - jak u wszystkich akmeistów - wywołują u Achmatowej uczucie osamotnienia (mimo, że w kilku wystąpieniach poetyckich zdecydowanie odrzuca myśl o opuszczeniu kraju i postanawia dzielić jego losy) - nasycają jej twórczość refleksją, spokojnym zaufaniem we własne siły, szczególną odpowiedzialnością za słowo. Poezja będzie odtąd dla niej sprawą wielkiej miary, sprostania swemu czasowi, wierności powołaniu - a także osobistego męstwa. Rozszerzone wydanie "Anno Domini 1921" ukazało się w 1923 r. i od tego czasu poetka skazana była na milczenie. Był to szczególnie ciężki okres w jej życiu. Po dłuższej, 18_letniej przerwie, poetka poświadczyła swoją ciągłą ważką obecność wydanymi przed samą wojną, w 1940 r., zbiorami - "Iwą" i wyborem "Z sześciu ksiąg" - a także innymi utworami o silnej patriotycznej nucie. Jej wojna była przede wszystkim czasem wielkiej próby, "godziną męstwa", nowym doświadczeniem, któremu należało sprostać w imię najwyższych narodowych wartości. Dalsze tomy Achmatowej to "Utwory wybrane" zawierające wiersze z różnych lat. Jej poezja przeszła cykl przemian - wczesna lakoniczna przedmiotowość i kameralność uczuć ustąpiła miejsca obszarom poetyckich refleksji; kontemplacji związków przeszłości z teraźniejszością, poszukiwaniu genealogii współczesności u progu burzliwego stulecia, w kręgu zjaw i cieni umarłej epoki. Przez wiele lat (1940_#1955) powstaje "Poemat bez bohatera", ustawicznie wzbogacany, przekomponowywany. Przeszłość jest tu poddana syntetycznej, swobodnej ewokacji w rytmie strumienia wspomnień, zostaje zaklęta w szereg znaków_masek i znaków_symboli o wielkiej poetyckiej sile. Wyjątkowo ciężkie doświadczenia osobiste poetki, połączone ze stałym udziałem w ogólnonarodowych dramatach wypełniał m.in. cykl "Requiem", poświęcony ofiarom roku 1937 i czynią głos Achmatowej głosem szlachetnego sumienia. W późniejszych latach swego życia, ciężko doświadczona przez czasy, w których przyszło jej żyć, cierpiała nędzę osamotniona, w sublokatorskim pokoju, wśród nieprzyjaznych ludzi. Ciężko chora na gruźlicę była wyjątkowo nieporadna. Jako ostatnia z kręgu wielkich była jednak otoczona ogromnym szacunkiem młodzieży poetyckiej, której patronowała czujnie i skutecznie. Oprócz poezji Anna Achmatowa jest autorką wybitnych przekładów poetyckich, m.in. poezji orientalnej, zachodnioeuropejskiej i polskiej. Pod koniec swych dni poetka doczekała się międzynarodowych honorów - przyznano jej cenioną nagrodę poetycką Etna_Taormina oraz doktorat honoris causa uniwersytetu w Oksfordzie. Zmarła w 1977 r. Jej śmierć pozbawiła literaturę żywego symbolu doświadczeń i przeznaczeń poezji naszego stulecia. W ZSRR obchodzono uroczyście stulecie jej urodzin. Ze zbioru "Wieczór" (1912) Czytanie "Hamleta" Przy cmentarzu - piaskiem wiało z ugoru,@ a dalej - błękitniała rzeka.@ Powiedziałeś: "No cóż, idź do klasztoru@ lub za mąż za głupca, nie zwlekaj."@ Tak potrafią mówić tylko książęta,@ lecz ja nie zapomnę tej rozmowy -@ niech przez wieki spływa, wtedy zaczęta@ jak z ramion płaszcz gronostajowy.@ (Mieczysława Buczkówna) Szarooki król Niech się święci niestygnący ból!@ Umarł wczoraj szarooki król.@ Duszny wieczór był barwy miedzi,@ mąż mój wrócił i spokojnie powiedział:@ "Wiesz, przynieśli go wczoraj myśliwi,@ u stóp dębu leżał nieżywy.@ Żal królowej. Tak młodo odszedł!...@ Jej w noc jedną zbielały warkocze."@ Fajkę swą na kominku odnalazł,@ do swej nocnej pracy odszedł zaraz.@ Ja córeczkę obudzę w nocy@ i popatrzę jej w szare oczy.@ Szelest topól zza okna doleci:@ "Nie ma króla twojego na świecie"...@ (Joanna Pollakówna) W Carskim Siole Mój sobowtór... ...Mój sobowtór marmurowy,@ zwalony pod starym klonem,@ twarz oddał zwierciadłu wody@ wsłuchany w szelesty zielone.@ Świetlisty deszcz po nim ścieka,@ obmywa zapiekłą ranę...@ Biały i chłodny - poczekaj,@ ja też marmurem się stanę.@ (Mieczysława Buczkówna) * * * *** (Zwarła dłonie...) Zwarła dłonie żałobnie pod szalem...@ - Czemuś blada, choć oczy bez łez?@ - Bo mu duszę goryczą i żalem@ napoiłam po brzeg i po kres.@ Zataczając się, wyszedł ode mnie -@ gorzkim skurczem ból usta mu zwiódł.@ Zbiegłam za nim schodami przez ciemnię,@ biegłam za nim bez tchu aż do wrót.@ Zawołałam: "To żart! Tyś mi drogi!@ Wróć!... Nie wrócisz - więc nie chcę już żyć..."@ i ten uśmiech męczeński i wrogi,@ i te słowa: "Zaziębisz się. Idź."@ (Maria Helena Szpyrkówna) * * * *** (Wspomnienie słońca...) Wspomnienie słońca w sercu półmartwe.@ Płowieje trawa.@ Sypie się skąpo z porannym wiatrem@ śnieżynek ława.@ Znikły z kanałów blask, falowanie@ wody wystygłej.@ Tutaj już nigdy nic się nie stanie -@ o, więcej nigdy!@ Wierzba po pustym niebie rozwiała@ wachlarza strzępy.@ Że pana żoną ja nie zostałam,@ może i lepiej.@ Wspomnienie słońca w sercu dogasa.@ Już zmierzch - ten cień?@ Być może... zima zrobi się naraz@ z dnia na dzień.@ (Joanna Pollakówna) * * * *** (Wysoko w niebie...) Wysoko w niebie chmurka zaszarzała@ wiewiórczą, płasko rozpostartą skórką.@ Powiedział: "Nie żal mi twojego ciała,@ w marcu roztopi się, krucha Śniegurko!"@ W puszystej mufce lodowate dłonie.@ Było mi strasznie, było mi okrutnie...@ O, jak powrócić was, szybkie tygodnie@ jego miłości ulotnej, tak krótkiej!@ Nie pragnę ani zemsty, ani bólu,@ niech umrę razem z ostatnią śnieżycą.@ Jego wróżyłam w wigilię Trzech Króli@ i jego miłą byłam cały styczeń.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (Drzwi wpółuchylone...) Drzwi wpółuchylone,@ lipy w dusznym wichrze...@ Na stole rzucone@ pejcz i rękawiczka.@ Lampy krąg żółtawy...@ Kroków nasłuchuję.@ Czemuś mnie zostawił?@ Już nic nie pojmuję...@ Wnet jutro pogodne@ zalśni na błękicie.@ Serce, bądź rozsądne -@ uwierz w piękne życie.@ Tyś osłabło, serce,@ bijesz ciszej, głuszej...@ Wiesz, czytałam, śmierć jest@ niedostępna duszy.@ (Józef Waczków) Piosnka o dniu pożegnania Tak bezradnie pierś stygła mi z chłodu,@ ale szłam, zda się, lekko i żwawo.@ Rękawiczkę, ot tak, bez powodu,@ z lewej ręki włożyłam na prawą.@ I zdawało się, schodków tak dużo,@ a wiedziałam, że tylko trzy były.@ Klon zaszumiał w jesiennej wichurze.@ Prosił: "Zejdźmy do wspólnej mogiły!@ Mnie oszukał, czy słyszysz, los srogi,@ los niedobry i zmienny zarazem."@ Zawołałam: "Mój miły, mój drogi,@ i mnie również. Umrzyjmy więc razem."@ Oto piosnka o dniu pożegnalnym.@ Obrzuciłam dom ciemny spojrzeniem.@ Tylko świece jaśniały w sypialnym@ obojętnie_żółtym płomieniem.@ (Leonard Podhorski_Okołów) * * * *** (Przyszłam tutaj...) Przyszłam tutaj próżnująca:@ jedno licho, gdzie się nudzić!@ Młyn na wzgórku drzemie w słońcu.@ Wiek tu można ust nie trudzić.@ Nad powoju kwieciem mdławem@ leciuteńko pszczoła pływa@ wołam nimfę tu, nad stawem,@ ale nimfa - już nieżywa.@ Zaciągnęło drobną rzęsą@ staw bagnisty, coraz płytszy.@ Gdzie osiny liściem trzęsą,@ młody księżyc ostro błyszczy.@ Każda rzecz dziś zda się nowa.@ W lekkiej mgle topole drzemią.@ Milczę. Milczę wciąż, gotowa@ stać się znowu tobą - ziemio!@ (Leonard Podhorski_Okołów) * * * Kocie, nie idź... Kocie, nie idź, tam wyszyta@ na poduszce sowa,@ kocie, nie mrucz, dziad cię schwyta,@ Boże cię uchowaj.@ Nianiu, gaśnie świeca, znowu@ świerszcz za piecem kwili...@ Strasznie boję się tej sowy.@ Po co ją wyszyli?@ (Leonard Podhorski_Okołów) * * * *** (Porzucił mnie...) Porzucił mnie, gdy pełnia była,@ mój druh kochany. Trudna rada.@ Żartował: "Linoskoczko miła,@ jak zdołasz żyć do listopada?"@ Odpowiedziałam mu jak bratu,@ bez scen zazdrości, bez maniery,@ lecz powetować mi tej straty@ nie mogą nowe płaszcze cztery.@ Jakkolwiek śliski świat zabawy,@ straszniejsza moc tęsknoty wszelkiej...@ Jak mój parasol chiński krwawy.@ Natarte kredą pantofelki!@ Wesołość wkoło wywołuje@ orkiestra. Uśmiech krasi usta.@ Lecz serce czuje, serce czuje,@ że piąta loża będzie pusta!@ (Leonard Podhorski_Okołów) Ze zbioru "Różaniec" (1914) * * * Żyć nauczyłam się... Żyć nauczyłam się prosto i mądrze,@ patrzeć na niebo, modlić się do Boga@ i długo, długo chodzić o wieczorze,@ by niepotrzebna ustąpiła trwoga.@ Kiedy w wąwozie łopuch drży na wietrze,@ dygoce jarzębina drobnym ciałem,@ układam wtedy swe wesołe wiersze@ o życiu płonnym - płonnym i wspaniałym.@ Do domu wracam. Liże moje dłonie@ puszysty kocur, sierść przymilnie zjeża.@ W tartaku za jeziorem zorzą płonie@ ze świeżych belek ustawiona wieża.@ Jedynie z rzadka rozdzierając ciszę,@ bocian na dachu wrzaśnie czy zapłacze.@ - I zdaje się, że nawet nie usłyszę,@ jeżeli ty do drzwi mych zakołaczesz.@ (Wiktor Woroszylski) * * * Któryś nigdy... Któryś nigdy w swą nie zwątpił drogę,@ któryś światłość na pustyni ujrzał -@ za tę zatraconą, za ubogą,@ pomódl się za moją żywą duszę.@ W smutnej swej wdzięczności zawstydzona,@ za to ci opowiem potem,@ jak mnie noc dręczyła zaczadzona@ i jak tchnął poranek lodem.@ Wiem, niewiele w życiu dróg schodziłam,@ wciąż śpiewałam i czekałam,@ ale brata nie znienawidziłam@ ani siostry nie zaprzedałam.@ A więc za cóż Bóg mi karę zsyłał@ co dzień nową i nieodwołalną?@ Czy też może to Anioł wskazywał@ światłość dla nas niedostrzegalną?@ (Andrzej Mandalian) * * * *** (Kiedyż wplotła się...) Kiedyż wplotła się w ciemny mój włos@ srebrnobiała przędza u czoła -@ tylko słowik, co stracił głos,@ taką mękę zrozumieć zdoła.@ Jakże czuły natęża słuch@ i na wierzby w gałązkach cienkich@ patrzy, cały zjeżony, bez tchu,@ cudzej pieśni chwytając dźwięki.@ A tak mało minęło chwil,@ gdy topole ścichały smagłe,@ i trująco szczęśliwy tryl@ dzwonił jeszcze w słowiczym gardle.@ (Wanda Grodzieńska) * * * *** (Przyszłam, siostro...) "Przyszłam, siostro, zastąpić cię wcześniej@ przy tym stosie wysokim w lesie.@ Posiwiały twe włosy. A oczy@ łza zmąciła i smutek zmroczył.@ Nie rozumiesz już śpiewu ptaków,@ nie dostrzegasz gwiazd na niebie ni znaków.@ Nikt już twego bębenka nie słyszy,@ a wiem dobrze, że boisz się ciszy.@ Przyszłam, siostro, zastąpić cię wcześniej@ przy tym stosie wysokim w lesie."@ "Przyszłaś, aby mnie tutaj pochować.@ Gdzież twój rydel, gdzie twa łopata?@ Tylko flet widzę w twoim ręku.@ I nie powiem tobie ni słowa,@ chociaż żal, że kiedyś, przed laty,@ głos mój już na zawsze zamilkł w jęku.@ Przebierz się w moją szatę,@ nie przejmuj się moją trwogą,@ niechaj wiatr ci włosy rozmiecie.@ Pachniesz, jak bez pachnie latem,@ a przyszłaś trudną drogą,@ aby blask cię tutaj rozświecił."@ I odeszła sama od stosu@ ustępując swe miejsce innej,@ szła niepewnie, jak ślepa, boso,@ po nieznanej, wąskiej ścieżynie.@ I wciąż tylko jej się zdawało,@ że bębenek ma... widzi ognie...@ i że jest jak chorągiew biała,@ i że jest jak światło przewodnie.@ (Seweryn Pollak) * * * Wszetecznice z nas... Wszetecznice z nas i pijacy,@ niewesoło czas tu spędzamy.@ A na ścianach kwiaty i ptaki@ tęsknią za obłokami.@ Czarną fajkę pociągasz smutnie,@ dziwnie dymek wije się nad nią.@ Dziś włożyłam najwęższą suknię,@ aby smuklej wyglądać i ładniej.@ Okna są zabite na dobre:@ czy tam mróz, czy burza, czy słota?@ Twoje oczy są tak podobne@ do oczu ostrożnego kota.@ O, jak serce moje zamiera!@ Czyżby życie ze mnie uciekło?@ A tę, która tańczy teraz,@ niewątpliwie pochłonie piekło.@ (Seweryn Pollak) Z cyklu "Popłoch" 1. Było duszno... Było duszno od świateł potopu,@ a oczy jego - jak blaski...@ Jenom zadrżała. Ten oto@ zdoła mnie wreszcie ugłaskać.@ Schylił się. Wnet padnie słowo.@ Krew mi od twarzy odbiegła.@ O, gdybyż płytą grobową@ miłość na życiu mym legła.@ (Leonard Podhorski_Okołów) 3. Jak zwyczajna uprzejmość wymaga... Jak zwyczajna uprzejmość wymaga,@ podszedł do mnie. Powoli. Z uśmiechem.@ Na wpół czule, a na wpół z powagą@ dotknął ręki gorącym oddechem.@ I wejrzeniem sfinksowych pomników@ jego oczy spojrzały bezdenne...@ Dziesięć lat głuchych westchnień i krzyków,@ wszystkie moje noce bezsenne@ w jedno ciche włożyłam to słowo@ i wyrzekłam je, widać, daremno.@ Zostawiłeś mnie samą. I znowu@ było w duszy mej pusto i ciemno.@ (Leonard Podhorski_Okołów) Wieczorem Muzyka brzmiała w tym ogrodzie@ boleścią tak niewysłowioną.@ I morza ostry zapach wionął@ od ostryg na półmisku w lodzie.@ Rzekł: "Jestem zawsze wierny tobie!"@ i lekko dotknął mej sukienki.@ Jak te dotknięcia jego ręki@ są do uścisków niepodobne.@ Tak ptaki głaszcze się lub koty,@ tak patrzy się na woltyżerki.@ I drwiące świecą się iskierki@ pod rzęs osłoną jasnozłotych.@ A rozpaczliwych skrzypiec głosy@ dochodzą poprzez dym rozwiany:@ "Błogosławże szczęśliwe losy@ za pierwsze sam na sam z kochanym."@ (Seweryn Pollak) Spacer O wierzch powozu zahaczyłam piórem.@ W oczy spojrzałam mu - i serce drgnęło,@ przejęte nagle jakimś dziwnym bólem,@ chociaż nieszczęścia przyczyn nie pojęło.@ Pod stropem nieba i chmur skłębionych@ wieczór żałością skuty cichą.@ I niby tuszem nakreślony@ Buloński Lasek ze starych sztychów.@ Benzyny woń i bzu aromat,@ spokój, co czujną drga udręką...@ On znowu dotknął moich kolan@ prawie nieczułą, obcą ręką.@ (Wanda Grodzieńska) * * * *** (...I nawet nikt nie wyszedł...) ...I nawet nikt nie wyszedł@ z latarnią mi naprzeciw.@ I weszłam w domu ciszę,@ gdy blady księżyc świecił.@ Pod zielonawym kloszem,@ z uśmiechem wymuszonym@ rzekł mi: "Kopciuszku, proszę,@ czemu masz głos zmieniony?"@ W kominie gaśnie płomień,@ świerszcz ćwierka smętne trele.@ Ktoś na pamiątkę po mnie@ wziął biały pantofelek.@ I trzy goździki podał,@ w bok odwracając oczy.@ O, miłe mi dowody,@ gdzież schowam was tej nocy?@ A sercu trudno wierzyć:@ nie minie czasu wiele -@ on wszystkim zacznie mierzyć@ mój biały pantofelek.@ (Wanda Grodzieńska) * * * *** (Ty przyszedłeś pocieszyć mnie...) Ty przyszedłeś pocieszyć mnie, miły,@ taki tkliwy i łagodny taki...@ Unieść się z poduszki nie mam siły,@ a na oknach wszędzie gęste kraty.@ Ty myślałeś, że martwą zastaniesz@ i przyniosłeś wianuszek na czoło.@ Jak boleśnie uśmiechem mnie ranisz,@ drwiący, dobrotliwy, niewesoły.@ Co mi teraz ta śmiertelna trwoga!@ Jeśli ze mną pobędziesz choć trochę,@ przebaczenie wymodlę u Boga@ tobie i tym wszystkim, których kochasz.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (Wyszłam żegnać go...) Wyszłam żegnać go do przedpokoju.@ W złotym kurzu postałam chwilę.@ Na dzwonnicy cerkiewki spokojnie,@ uroczyście dzwony dzwoniły.@ Porzucona!... Jakie śmieszne słowo -@ jakbym była kwiatem albo chustką...@ Ale oczy patrzą już surowo@ w pociemniałe, ogromne lustro.@ (Eugenia Siemaszkiewicz) * * * *** (Tyle próśb...) Tyle próśb zawsze ma ukochana,@ porzucona próśb żadnych nie miewa...@ Jak to dobrze, że dzisiaj od rana@ lekkim lodem mróz rzekę odziewa.@ Oto wstąpię - dopomóż mi, Chryste! -@ na pokrowiec ten kruchy ogromnie,@ a ty moje przechować chciej listy,@ by nas mogli rozsądzić potomni,@ By jaśniejszy i bardziej wspaniały@ blask otoczył w ich oczach twą postać.@ Czyliż mogą w biografii twej chwały@ jakiekolwiek bądź braki pozostać?@ Nazbyt słodkie doczesne napoje,@ nazbyt gęste miłośne są sieci...@ Niechże kiedyś z imieniem tem mojem@ w podręcznikach spotkają się dzieci.@ I tak smutną opowieść czytając,@ niech uśmiechną się chytrze i łzawo.@ Mnie miłości i szczęścia nie dając,@ nagródź w zamian choć gorzką tą sławą.@ (Leonard Podhorski_Okołów) * * * *** (Kwiaty i każda rzecz...) Kwiaty i każda rzecz nieżywa@ ma zapach w domu tym przyjemny.@ Stosami leżą już warzywa@ na grzędach, pstrząc czarnoziem ciemny.@ Jeszcze przeciąga wiew chłodnawy -@ z inspektów maty już zabrane.@ A tam są stawy, takie stawy,@ gdzie rzęsa niby złotem tkana.@ I chłopczyk zwierzył mi ambaras,@ z przejęciem wielkim szepcząc słowa,@ że tam ogromny mieszka karaś,@ a z nim ogromna karasiowa.@ (Jarosław Iwaszkiewicz) * * * *** (Dzionek każdy...) Dzionek każdy w nowy sposób strwożon,@ zapach żyta coraz bardziej śwież,@ jeśliś ty do moich nóg położon,@ łagodny mój - to leż.@ Wilgi krzyczą po szerokich klonach,@ aż do nocy będzie słychać ich głos;@ miło mi od oczu twych zielonych@ odpędzać taniec os.@ Jakże brzęk ten dla nas jest pamiętny:@ zadźwięczały na drodze bębenki,@ posłuchajże, abyś nie był tak smętny,@ o wieczornym rozstaniu piosenki.@ (Jarosław Iwaszkiewicz) * * * *** (Już dawno...) Już dawno, w dzień Agrypiny świętej,@ chusteczkę malinową skradł,@ milczy, a jak król Dawid jest rad.@ Białe są ściany w celi przemarzniętej,@ a jemu obcy cały świat.@ Powiem, na celi wchodząc próg:@ "Mą chustkę oddać byś już mógł!"@ (Na podstawie przekładu Józefa Kramsztyka) * * * *** (Rzekł chłopiec...) Rzekł chłopiec: "Jakże to bolesne!"@ Bardzo mi żal chłopca.@ Tak niedawno jeszcze snuł marzenia wczesne@ i gorycz była mu obca.@ Teraz wszystko poznał chłopiec mały,@ nie gorzej niż wy, starzy mądrale.@ Zamąciły się i jakby węższe się stały@ źrenice tych oczu jak opale.@ Wiem, że z bólem sobie nie poradzi,@ z bólem pierwszej miłosnej próby.@ Jakże chciwie, bezradnie, gorąco gładzi@ chłodne mej ręki przeguby.@ (Wacław Denhoff_Czarnocki) * * * *** (Wysokie stropy kościołów...) Wysokie stropy kościołów@ jaśniejsze niż nieba sieć,@ przebacz, chłopaczku wesoły,@ żem tobie przyniosła śmierć.@ Za róże z placyków małych,@ za listów głupiutkich kwiat,@ za to, żeś, smutny i śmiały,@ z kochania smętnego bladł.@ Myślałam - może umyślnie@ przekornym byłeś i śmiesznym,@ myślałam - ukochać jak inne@ nie można słabe i grzeszne.@ Lecz wszystko było na próżno,@ gdy przyszły jesienne przeddnie,@ śledziłeś, nieczuły, do późna@ za mną uparcie i wszędzie.@ Jak gdybyś zbierał oznaki@ mojego chłodu. O, przebacz!@ Dlaczegoś przyjął święcenia@ piołunowego nieba?@ I śmierć do cię ręce przedarła.@ Powiedz, co było dalej!@ Nie wiedziałam, że tak kruche gardło@ pod niebieskim kołnierzem się pali.@ Przebacz mi, sowię zduszone,@ chłopaczku smukły, wesoły,@ trudno mi dzisiaj do domu@ powracać z wysokich kościołów.@ (Jerzy Liebert) * * * *** (Zawsze cicha jest czułość...) Zawsze cicha jest czułość prawdziwa,@ nic jej przed okiem nie skryje.@ Próżno twoja ręka troskliwa@ futrem otula mą szyję.@ Próżno o miłości wschodzącej@ mówisz mi pokornym westchnieniem.@ O, jak znam uparte, płonące,@ twe nigdy niesyte spojrzenie!@ (Józef Kramsztyk) * * * *** (Ja nie będę z tobą piła wina...) Ja nie będę z tobą piła wina,@ boś ty chłopak swawolny i zły.@ Wiem ja, że dla ciebie nie nowina@ pod księżycem się całować z byle kim.@ U nas zaś zawsze czas@ pełen bożych łask.@ Każda z nas rozkaz ma -@ skrywać jasnych oczu blask.@ (Wanda Grodzieńska) * * * *** (Gdyśmy się po raz~ ostatni spotkali...) Gdyśmy się po raz ostatni spotkali@ na bulwarze, dokąd zwykliśmy przychodzić,@ Newa groziła przyborem fali@ i miasto żyło w obawie powodzi.@ Mówił o lecie, mówił także o tym,@ że być poetką - to absurd po prostu.@ Jakże pamiętam sobór białozłoty@ i twierdzę Pietropawłowską!@ Bo i powietrze dziwne - jak dar boży@ cudowne, że odetchnąć nie śmiesz.@ I w chwili tej dane mi było stworzyć@ ostatnią z wszystkich obłąkanych pieśni.@ (Irena Piotrowska) * * * *** (Do poety przyszłam w goście...) Aleksandrowi Błokowi Do poety przyszłam w goście@ o dwunastej punkt. W niedzielę.@ Pokój cichy jest, przestronny,@ a za oknem siwy mróz.@ W dali słońce malinowe@ poprzez dymy się przedziera...@ Gospodarza milczącego@ jasny patrzy na mnie wzrok.@ A kto spojrzał raz w te oczy,@ ten ich nigdy nie zapomni,@ więc bezpieczniej dla mnie będzie@ nie spoglądać w oczy te.@ Lecz rozmowę zapamiętam,@ mgły za oknem i niedzielę,@ i dom szary i wysoki@ tuż u morskich Newy bram.@ (Irena Tuwim) * * * *** (Węglem na piersi...) Węglem na piersi nakreślił znak,@ by pewniej się złożyć do strzału,@ by smutek mój - trzepocący ptak -@ w noc wrócił opustoszałą.@ Miły! nie chybisz, starczy ci sił@ i czekać niedługo już trzeba,@ by smutek mój - ptak mój - w górę się wzbił,@ a potem zaśpiewał z drzewa.@ By ktoś, kto w cichy zaszył się kąt,@ spojrzeniem dokoła zatoczył@ i rzekł: "Głos znajomy, a nie wiem skąd"...@ I zamilkł. I spuścił oczy.@ (Andrzej Mandalian) Ze zbioru "Białe ptaki" (1917) * * * *** (Zszarzał na niebie błękit...) Zszarzał na niebie błękit emalii,@ wyraźniej słychać pieśń okaryny.@ To przecież tylko piszczałka z gliny,@ czemu tak smutnym głosem się żali!...@ Kto jej spowiada się z mych przewinień@ i komu ona przebacza grzesznej!@ Lub może głos ten dla mnie jedynie@ powtarza twoje ostatnie wiersze.@ (Irena Piotrowska) * * * *** (O, jakiż to był~ chłodny dzień...) O, jakiż to był chłodny dzień@ w cudownym mieście tym Piotrowym!@ Zachód legł ogniem purpurowym@ i z wolna zmierzchu gęstniał cień.@ Niech wzgardzi oczu mych spojrzeniem,@ które proroctwa zawsze niosły.@ Wciąż będzie wierszy łowił brzmienie,@ modlitwę moich ust wyniosłych.@ (Seweryn Pollak) * * * Odpowiedź Hr. W. A. Komarowskiemu W kwietniowy dzień te słowa ciemne@ z jakich zjawiły się przywidzeń?@ Wiedziałeś - jeszcze żyje we mnie@ ów tydzień straszny, Wielki Tydzień.@ W mym słuchu nie odebrzmiał echem@ dzwon, co w lazurze brzmiał podniebnym.@ Huczało siedem dni - to śmiechem@ spiżowym, to znów łkaniem srebrnym.@ A ja, bez słów, jak przed rozstaniem@ na zawsze, twarz zakrywszy ręką,@ leżałam i czekałam na nią,@ co jeszcze się nie zwała męką.@ (Wiktor Woroszylski) * * * *** (Masz odwagę...) Masz odwagę przeglądać się w Newie?@ Masz odwagę stąpać po mostach?...@ Mówią o mnie, że mam w oczach rozpacz@ od tej chwili, gdy wyśniłam ciebie.@ Wznieśli skrzydła czarni aniołowie.@ Jutro Sądu dzień Ostatecznego.@ Stało się. Ogniska malinowe@ niczym róże zakwitają na śniegu.@ (Andrzej Mandalian) Samotność Tylekroć we mnie rzucano kamieniem,@ że teraz ciosu czekam już bez trwogi.@ I nawet potrzask ma smukłe zwieńczenie,@ jest niby wieża pośród wież wysokich.@ Wdzięczność mam dla tych, co go zbudowali.@ Niech ich ominie smutek i cierpienie.@ Stąd wcześniej widzę, gdy świt się zapali,@ tu świecą słońca ostatnie promienie.@ Często do mego pokoju, łopocąc,@ wlatują wichry przybyłe z północy@ i gołąb z ręki dziobie mi pszenicę.@ A nie skończoną przeze mnie stronicę,@ pełna spokoju nieziemskiego, lekko@ Muza dopisze swoją smagłą ręką.@ (Eugenia Siemaszkiewicz) * * * *** (Nie jesteśmy w lesie...) Nie jesteśmy w lesie obydwoje@ i wołanie twe w drwinę się zmienia.@ Czemu nie przychodzisz, by ukoić@ niepokoje mego sumienia?@ Twoje życie już biegnie inaczej,@ inną żonę masz, inne troski.@ W suche oczy teraz mi patrzy@ petersburska niedobra wiosna.@ Wedle zasług - myśl gorączką zmąci;@ suchy kaszel, śmierć - to jej nagrody.@ A na Newie w oparze wilgoci@ już ruszają wiosenne lody.@ (Eugenia Siemaszkiewicz) * * * *** (Anioł, co zimowym rankiem...) Anioł, co zimowym rankiem@ zaręczył nas w tajemnicy,@ nie odwraca pociemniałych@ oczu od beztroski naszej.@ Dlatego lubimy niebo,@ świeży wiatr i dnia przejrzystość,@ i gałęzie czerniejące@ za żelaznym ogrodzeniem.@ Dlatego lubimy ciemne,@ wodami przerżnięte miasto,@ lubimy nasze rozstania@ i godziny krótkich spotkań.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (Z pamięci twojej...) Z pamięci twojej tamten dzień wykreślę,@ by wzrok twój pytał bezradnie zdumiony:@ gdzież ja widziałem takie bzy przy ścieżce@ i te jaskółki, i drewniany domek?@ O, jakże często wspomnienia twe zmąci@ gwałtowny smutek nienazwanych pragnień@ i będziesz szukał po miastach drzemiących@ tamtej ulicy, której nie ma w planie!@ Jeśli za drzwiami czyjś głos zaszeleści@ albo list jakiś przypadkiem dostrzeżesz,@ z drżeniem pomyślisz: "To ona nareszcie@ przyszła na pomoc mojej niewierze."@ (Irena Piotrowska) * * * *** (W blaskach zachodu...) W blaskach zachodu pożółkł świat,@ czule kwietniowy chłód się skrada.@ Spóźniłeś się o tyle lat,@ a jednak jestem tobie rada.@ Siądź bliżej, usiądź przy mnie tuż@ i uśmiechając się oczami,@ na ten niebieski zeszyt spójrz -@ dziecinny zeszyt mój z wierszami.@ Przebacz, że tonąc w smutku złym,@ cieszyć się słońcem nie umiałam.@ Przebacz i to, że w życiu mym@ innych za ciebie często brałam.@ (Anatol Stern) * * * *** (Czyż dla nas~ świeżość słów...) Czyż dla nas świeżość słów, uczucie młode@ utracić - to nie tak, jak dla malarza - wzrok,@ lub dla aktora - głos, swobodny krok,@ albo dla pięknej kobiety - urodę?@ Ale nie próbuj dla siebie zachować@ daru, co przez niebiosa ci zesłany,@ bo sami wiemy - każdy z nas skazany,@ ażeby trwonić, a nie ciułać słowa.@ Idź sam i ślepym wzrok przywracaj, iżbyś@ mógł poznać w ciężkie zwątpienia godziny@ twych uczniów nienawistne drwiny@ i obojętność ciżby.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (Dlaczego mnie łudzisz...) Dlaczego mnie łudzisz przemyślnie@ kamieniem, to wiatrem, to ptakiem?@ Dlaczego twój uśmiech mi błyśnie@ gwałtownym z nieba odblaskiem?@ Nie tykaj mnie, nie bądź mi wrogiem,@ gdy wieszcze wzywają mnie trudy...@ Pijany szamoce się ogień@ skroś szare, błotniste grudy.@ I Muza w podartej chustce@ tak smętnie zawodzi bez końca.@ W okrutnej, młodzieńczej tęsknocie@ jej siła cudotworząca.@ (Anna Kamieńska) * * * *** (Królewiczu, ty na próżno...) Królewiczu, ty na próżno@ inną byś mnie widzieć pragnął.@ Moje usta tylko wróżą,@ nie całują już od dawna.@ Nie sądź, że w malignie mrocznej@ albo przytłoczona troską@ nawołuję i proroczę -@ takie jest moje rzemiosło.@ Ale umiem sprawić więcej,@ by się rzecz przedziwna stała -@ i na wieki weźmiesz serce@ tej, co twoje w lot zabrała.@ Sławy pragniesz - więc mnie spytaj,@ choć odpowiedź jest niełatwa.@ To matnia mrokiem okryta -@ nie ma szczęścia tam ni światła.@ Odejdź, więcej nie oczekuj,@ zapomnij o mnie za progiem.@ A ja, kochany, ten grzech twój@ wezmę na siebie przed Bogiem.@ (Irena Piotrowska) * * * *** (Nie tajemnice, nie cierpienia...) Nie tajemnice, nie cierpienia@ i nie zrządzenie Opatrzności -@ te spotkania sprawiały wrażenie@ pojedynku miłości.@ Już od rana w przeczuciu męki@ zanim przyszedłeś jeszcze,@ odczuwałam w rękach ugiętych@ lekko kłujące dreszcze.@ I suchymi palcami mięłam@ rąbek barwnej serwety.@ Ja już chyba wtedy pojęłam,@ jak mała jest ta planeta.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (Jak biały kamień...) Jak biały kamień w głębi studni ciemnej,@ tak we mnie jedno czai się wspomnienie.@ Nie walczę z nim i walczyć by daremno,@ bo w nim i radość moja, i cierpienie.@ I chyba każdy, kto mi spojrzy w oczy,@ wyczytać musi je z ich smutnej treści.@ I głębszym smutkiem twarz mu się zamroczy,@ niż gdyby słuchał samej opowieści.@ W przedmioty ludzi niegdyś przemieniano@ ze świadomością im pozostawioną,@ by smutki cudze wieczną były raną.@ Tak w me wspomnienie ciebie przemieniono.@ (Leonard Podhorski_Okołów) Posąg w Carskim Siole N. W. Niedobrowi Opada już klonowy liść@ na staw łabędzi wśród gęstwiny.@ Pomału krwią nabiega kiść@ dojrzewającej jarzębiny.@ I piękna, aż oślepia nas,@ siedzi i patrzy w głąb ogrodu,@ oparłszy o północny głaz@ stopy skulone nie od chłodu.@ Odwagi czułam coraz mniej@ przed panną opiewaną w pieśniach.@ Igrały na ramionach jej@ promienie gasnącego września.@ I jej wybaczyć miałażbym@ twych zakochanych ust pochwały?@ Spójrz, jak się cieszy smutkiem swym,@ strojna w nagości płaszcz wspaniały.@ (Jerzy Litwiniuk) * * * *** (Drzemiąc, znów ujrzałam...) Drzemiąc, znów ujrzałam z bliska@ nasz ostatni gwiezdny raj,@ miasto czystych wodotrysków,@ złoty nasz Bachczyseraj.@ Tam, za różnobarwnym płotem,@ u milczącej wody warg,@ wspominaliśmy z ochotą@ dawny carskosielski park.@ Nagle - orła Katarzyny@ rozpoznaliśmy - to ty!@ Spadasz znów na dno doliny@ z pysznych i brązowych drzwi.@ Dłużej by w pamięci uchu@ pożegnalny dźwięczał śpiew,@ smagła jesień za pazuchą@ niesie żółte liście z drzew.@ One stopnie schodów skryły,@ gdzie żegnałam cię w ów dzień,@ gdy w cesarstwo cieni, miły,@ odchodziłeś, sam jak cień.@ (Paweł Hertz) * * * *** (Dwudziesty pierwszy. Noc...) Dwudziesty pierwszy. Noc. Poniedziałek.@ Miasto zamglonych cieni.@ W myślach gnuśnych nawet nie postało,@ że bywa miłość na ziemi.@ Ufnie, z lenistwa albo znudzenia,@ życie swe przeżywają,@ długiego boją się rozłączenia,@ o sercu pieśni śpiewają.@ Lecz niektórym tajemnica się odsłania,@ cisza mrozi ich nagła...@ Ja zaznałam tego niespodzianie,@ jakbym w chorobę zapadła.@ (Artur Międzyrzecki) Ze zbioru "Dmuchawiec" (1921) * * * *** (Na szyi - drobnych rząd korali...) Na szyi - drobnych rząd korali,@ w szerokiej mufce chowam ręce,@ oczy bezwolnie błądzą w dali,@ oczy, co nie zapłaczą więcej.@ Twarz moja zda się bardziej blada@ niż jedwab szala barwy wrzosu.@ Niemal do samych brwi opada@ niekarbowany pukiel włosów.@ To nie radosny pęd popycha@ moje powolne, chwiejne kroki,@ rzekłbyś: pod stopą kładka licha,@ a nie posadzki czworoboki.@ Pobladłe usta urywanie@ dyszą, na piersi drżą nieśmiało@ kwiaty zerwane na spotkanie -@ to, które odbyć się nie miało.@ (Gabriel Karski) * * * *** (Ziemska sława jak dym...) Ziemska sława jak dym,@ nie o to się modliłam,@ wszystkim kochankom mym@ ja szczęście przynosiłam.@ Jeden żyje i dziś,@ w żonie swej zakochany,@ a drugi zamienił się w spiż@ na placu śniegiem owianym.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (Obudzić się o świtaniu...) Obudzić się o świtaniu,@ bo za gardło radość chwyta,@ przez okno kajuty patrzeć@ na zieleniejące fale@ lub w dzień chmurny na pokładzie,@ otulona w miękkie futro,@ słuchać, jak maszyna huczy,@ i nie myśleć już o niczym,@ lecz spotkanie przeczuwając@ z tym, co moją stał się gwiazdą,@ od wiatru i bryzgów słonych@ z każdą chwilą młodnieć, młodnieć.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (Słyszałam głos...) Gdy w samobójczym udręczeniu@ naród niemiecki czekał gości,@ bizantynizmu srogi geniusz@ opuszczał już rosyjski Kościół.@ Słyszałam głos. Przyzywał kusząc,@ przemawiał do mnie: "Chodźże, prędzej,@ porzuć grzesznego kraju głuszę,@ na zawsze porzuć Rosji nędzę.@ Ja z twoich dłoni krew odmyję,@ uwolnię serce twe od wstydu,@ nowym imieniem ja pokryję@ ciężar porażek i ból krzywdy."@ Lecz obojętna i surowa,@ rękami zasłoniłam uszy,@ ażeby te niegodne słowa@ cierpiącej nie skalały duszy.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (Kukułeczko, powiedz, proszę...) Kukułeczko, powiedz, proszę,@ ile będę żyła lat...@ Drgnęły tylko czubki sosen,@ żółty promień w trawę spadł.@ Dźwięk nie rozległ się w powietrzu,@ a już wracać czas.@ Dotknął czoła świeży wietrzyk.@ Milczy chłodny las.@ (Mieczysława Buczkówna) * * * *** (Czym gorsze to stulecie...) Czym gorsze to stulecie od poprzednich? Może@ tym, że w oparach smutków, niebezpieczeństw@ o najczarniejszą otarło się zgorzel,@ lecz nie zdołało jej uleczyć.@ Jeszcze się na zachodzie ziemskie słońce pali@ i dachy miast w jego promieniach świecą,@ a tu już biała domy krzyżem znaczy w dali@ i kruki obwołuje, i kruki już lecą.@ (Seweryn Pollak) Ze zbioru "Anno Domini" (1922) * * * *** (Wszystko zrabowane...) Wszystko zrabowane, zaprzedane,@ skrzydło czarnej śmierci powiało,@ wszystko głodną tęsknotą zżerane@ więc dlaczego tak nam pojaśniało?@ W dzień powiewy wieją wiśniowe@ z niezwykłego lasu pod miastem,@ nocą gwiazdozbiory błyszczą nowe@ w głębi niebios lipcowych, jasnych.@ I ta dziwność się zbliża do domów,@ choć są nędzne i rozwalone -@ to nie znane nikomu, nikomu,@ lecz od dawna przez nas upragnione.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (O życie szare...) O życie szare, dni bez jutra!@ Gdy zdradę w słowach twych odkrywam,@ miłości, której wciąż ubywa,@ wschodzi nade mną gwiazda smutna.@ Uchodzić tak niepostrzeżenie,@ jak obcy mijać się bez słowa.@ Lecz znowu noc. I znów całować@ ciało, gdy zwilży je znużenie.@ Nigdy nie byłam tobie miłą,@ tyś mi się sprzykrzył. Trwa udręka.@ Tę miłość jak zbrodniarkę nęka@ zło, co do dna ją przepełniło.@ Milczysz jak brat, gniew cię oniemia,@ lecz jeśli się spotkamy wzrokiem -@ klnę się na niebo: w mgnieniu oka@ granit stopnieje od płomienia.@ (Józef Waczków) * * * *** (Niech znowu zagrzmią...) Niech znowu zagrzmią organowe tony,@ niczym wiosenne pierwsze burze.@ Spojrzę zza pleców twojej narzeczonej@ i oczy lekko przymrużę.@ Żegnaj mi, żegnaj, bądź bardzo szczęśliwy,@ twe ślubowanie zwrócę ci bez żalu,@ lecz strzeż się, nie mów przyjaciółce tkliwej@ o mej malignie już niepowtarzalnej.@ Bowiem przeszyje was piekącym jadem,@ miłości waszej zada cios bolesny,@ a ja panować będę znów nad sadem,@ gdzie słychać krzyki muz i traw szelesty.@ (Włodzimierz Słobodnik) * * * *** (Strach, w ciemnościach...) Strach, w ciemnościach przetrząsając rzeczy,@ nikłym blaskiem po siekierze wodzi.@ Tuż za ścianą słychać stuk złowieszczy -@ co tam, szczury, widmo czy złodziej?@ To się w dusznej kuchni pluska wodą,@ to w podłodze klepki liczy rozeschnięte,@ z hebanową, połyskliwą brodą@ za okienkiem na strychu przemknie - @ I zacicha, zły i zręczny niesłychanie,@ ukrył gdzieś zapałki, świecę zdmuchnął.@ Jużbym raczej wolała błyskanie@ wymierzonej w pierś moją lufy.@ Jużbym raczej na zielonym placu@ na szafocie nie ohelbowanym@ przy okrzykach i jękach rozpaczy@ krwią czerwoną spłynęła z ran mych.@ Gładki krzyżyk na sercu mym kładę:@ Boże, przywróć mi spokój jedynie.@ Mdląco słodki zapach rozkładu@ od chłodnego prześcieradła płynie.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (Żelazne ogrodzenie...) Żelazne ogrodzenie,@ sosnowe, twarde łoże.@ Jak dobrze, że już zazdrość@ udręczać mnie nie może.@ Z szlochaniem i żałobą@ ścielą mi pościel dziś;@ a teraz - Pan Bóg z tobą,@ gdzie chcesz, swobodna, idź!@ Już uszu twych nie ranią@ obłędne narzekania,@ i nikt nie będzie palił@ już świecy do zarania.@ Nareszcie na nas schodzi@ spokój niewinnych dni...@ Ty płaczesz - jam niegodzien@ ni jednej twojej łzy.@ (Wanda Grodzieńska) * * * *** (Już na białym progu raju...) Już na białym progu raju@ krzyknął: "Czekam, przybądź prędzej!",@ przykazał mi umierając@ w miłosierdziu żyć i w nędzy.@ I gdy przejrzyścieje niebo,@ widzi, w skrzydła bijąc złote,@ jak się dzielę skórką chleba@ z tymi, co mnie proszą o to.@ A gdy chmury jak po bitwie@ płyną we krwi, purpurowe,@ moje słyszy on modlitwy@ i miłości mojej słowa.@ (Seweryn Pollak) Oszczerstwo I wszędy było mi oszczerstwo towarzyszem.@ Jak skrada się, przez sen słyszałam i wciąż słyszę,@ gdy w martwym mieście pod nieubłaganym niebem@ błądząc rozglądam się za dachem i za chlebem.@ I w każdym oku świeci jego odblask -@ to strach niewinny, to znów zdrada podła.@ Nie boję się. Niech rękawicę rzucą nową -@ odpowiedź znajdę godną i surową.@ Lecz przewiduję już ów dzień nieunikniony -@ stygnąca moja pierś nie westchnie spod ikony,@ a przyjaciele, co zgromadzą się świtaniem,@ zakłócą słodki sen zbyt głośnym swym szlochaniem.@ I wtedy, nie poznane, ono wtargnie,@ z ustami, które czczość nieukojonych pragnień,@ krzywd niezaznanych pamięć budząc we krwi,@ zmusza, by wplotły głos w żałobne rekwiem.@ I majaczenie uprzykrzone każdy pojmie,@ by sąsiad oczu na sąsiada nie śmiał podnieść,@ by nad straszliwą pustką mego ciała@ wśród mgieł porannych dusza ma leciała,@ po raz ostatni bezsilnością ziemską płonąc@ i dzikim żalem za planetą opuszczoną.@ (Wiktor Woroszylski) * * * *** (Spłakana jesień...) Spłakana jesień, niby wdowa@ w swych czarnych szatach serca mroczy...@ Odpominając męża słowa,@ łkać nie przestaje w dzień i w nocy.@ I będzie tak, aż śnieg najbielszy@ zlituje się nad smętną, osowiałą...@ O, zapomnienie bólu, zapomnienie szczęścia -@ poświęcić za to życie - jeszcze mało.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (Nie z tymi...) Nie z tymi, co, małego ducha,@ rozdartej ziemi swej odeszli -@ nie z tymi jestem! Nie usłucham@ ich pochlebstw - i nie oddam pieśni.@ Tak - żal mi zbiega i wędrowca@ niczym chorego, niczym więźnia:@ piołunem wzejdzie gleba obca,@ w gardle łaskawy chleb uwięźnie.@ Lecz tu, w czadzącym tyglu losów,@ myśmy, młodości trwoniąc resztkę,@ od piersi swej żadnego z ciosów@ nie odwrócili butnym gestem.@ Więc wiemy, że choć niełagodna,@ uzna historia w dniu wyroku:@ nie ma dumniejszych, prostszych od nas@ ludzi, o bardziej suchym oku.@ (Wiktor Woroszylski) * * * *** (Oto wieje wiatr łabędzi...) Oto wieje wiatr łabędzi,@ niebo we krwi i w siności.@ Wkrótce już rocznica będzie@ pierwszych dni twojej miłości.@ Ty rozwiałeś moje czary,@ lata niby woda zbiegły.@ Dlaczego nie jesteś stary,@ ale dawny, nieodległy?@ Czuły głos dźwięczniejszy nawet,@ tylko czasu skrzydło wrone@ ocieniło śnieżną sławą@ czoło twoje niezmącone.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (Wzniosła kopułę wysoką...) Wzniosła kopułę wysoką nierzeczywista jesień,@ kopuły tej nie przesłaniać rozkazano obłokom.@ I dziwili się ludzie: już prawie kończy się wrzesień - @ gdzież podziały się zimne i dżdżyste dni tego roku?@ Stała się szmaragdową woda zmąconych kanałów.@ Jak róże, ale mocniej, zapachniały pokrzywy.@ Było duszno od zórz, purpurowych, diabelskich, wspaniałych,@ zawsze, do końca dni naszych, w pamięci zostaną nam żywej.@ Słońce było jak wódz, co w miasto buntu wniósł żagiew,@ tak się wiosenna jesień garnęła do niego złakniona,@ że zdało się - wnet zalśni przejrzysty przebiśnieg w trawie...@ Wtedy właśnie, spokojny, podszedłeś do drzwi mego domu.@ (Seweryn Pollak) Michol "A Michol, córka druga Saulowa, miłowała Dawida... I rzekł Saul: Dam ją zań, że mu będzie na upad..." Pierwsze księgi Królewskie, XVIII, 20_#21 I otrok gra długo dla króla_szaleńca,@ i noc bezlitosną rozprasza,@ i zorzę zwycięską swym graniem przynęca,@ i strachu widziadła przygasza.@ I król doń łaskawie powiada: "Młodzianie,@ w twej piersi ma ogień cudowny mieszkanie,@ za lek taki dam ci koronę,@ królestwo i córkę za żonę."@ A córka królewska spogląda na piewcę,@ zbyteczna korona jej, pieśń też nie chce@ i w duszy jej rozpacz bez granic,@ bo Michol Dawida ma za nic.@ Jest bledsza od martwych i usta zaciska,@ zielone źrenice tchną szałem@ i dzwonią manele, i szata jej błyska@ za każdym jej ruchem wspaniałym.@ Jak Lilit_pramacierz, jak sen, jak marzenie,@ nie z woli swej Michol odrzecze z westchnieniem:@ "Na pewno mi z jadem dawali napoje@ i duch mój z ciemnością się sprzęga,@ to bezwstyd jest mój, poniżenie to moje@ ten pastuch, rozbójnik, włóczęga!@ Ach, czemu jest tylu tu dworzan nadobnych,@ a nikt do Dawida z nich nie jest podobny,@ a słońca promienie,@ a gwiazd nocne lśnienie,@ a dreszcz ten tajemny i chłodny..."@ (Włodzimierz Słobodnik) Ze zbioru "Trzcina" (1924_#1945) Muza Gdy późną nocą na jej przyjście czekam,@ znika świat cały, bo i cóż mi po nim?@ Niczym jest młodość i wolność, i męka@ wobec śpieszącej z fujareczką w dłoni.@ I oto wchodzi. Biały całun na niej.@ Już go odrzuca, wzrokiem mnie przeszyła.@ Pytam: "Dantemu strony "Piekła", Pani,@ tyś dyktowała?" Rzecze: "To ja byłam."@ (Anatol Stern) * * * *** (Tu, gdzie Puszkin...) Tu, gdzie Puszkin wygnanie rozpoczął,@ gdzie Lermontow zakończył wygnanie,@ pachną ścieżki górskimi trawami,@ i raz tylko ukazał się oczom@ nad jeziorem, w cieniu topól starych,@ w przedwieczornej, surowej godzinie@ błysk źrenicy otwartej: stał przy mnie@ nieśmiertelny kochanek Tamary.@ (Artur Międzyrzecki) Zaklinanie Przez wyniosłe wrota,@ zaochtańskie błota,@ drogą nieschodzoną,@ łąką nieskoszoną,@ przez zapory nocne,@ dzwony wielkanocne,@ nie dany mi,@ nie wzywany,@ na wieczerzę do mnie przychodź.@ (Joanna Pollakówna) * * * *** (Jedni wciąż patrzą...) Jedni wciąż patrzą w pieszczotliwe oczy,@ a inni piją do porannej pory.@ Z nieokiełznanym sumieniem wśród nocy@ ja do świtania wiodę rozhowory.@ I mówię: "Idę z ciężkim twym brzemieniem,@ niosąc je wiele długich lat na ziemi."@ Lecz dla sumienia czas już nie istnieje,@ lecz dla sumienia nie ma już przestrzeni!@ I znowu czarny ów zapustny wieczór,@ powolny konia bieg i park złowróżbny,@ i wiatr wesoły, jakby szczęście przeczuł,@ który spadł na mnie z niebiańskiego wzgórza.@ Nade mną wznosi się dwurogi świadek,@ spokojny... O tam, tam mnie wiedzie droga@ zamierzchłym, dawno mi znajomym sadem,@ tam, gdzie łabędzie i gdzie martwa woda.@ (Włodzimierz Słobodnik) Borys Pasternak On, co się sam porównał z okiem konia,@ patrzy z ukosa, widzi i poznaje,@ i oto już jak diament roztopiony@ kałuże błyszczą, lód dręcząc się taje.@ W liliowej mgle zasnęły już podwórza,@ platformy, belki, obłoki i liście,@ gwizd parowozu, chrzęst skórki arbuza,@ nieśmiała dłoń w pachnącej rękawiczce.@ Coś dzwoni, zgrzyta, aż przypływem chluśnie,@ i nagle ścicha - to on idzie z lękiem,@ że spłoszy przedzierając się przez chruśniak@ przestworza czujny sen niebacznym dźwiękiem.@ To on, co w pustych kłosach liczy ziarna,@ to on, co uporczywie do surowej@ darialskiej skały, przeklętej i czarnej,@ z jakiegoś tam pogrzebu wraca znowu.@ I znów moskiewskie znużenie go pali.@ W pobliżu swego domu kto zabłądził?@ Dzwonią śmiertelne dzwoneczki w oddali,@ gdzie śnieg po pas i wszystko już się kończy...@ Za to, że dym porównał z Laokoonem,@ opiewał gąszcze ostów na cmentarzach,@ za to, że świat wypełnił i rozdzwonił@ strofami, w które nowa dal się wdraża -@ Wieczne dzieciństwo otrzymał w nagrodzie,@ tę szczodrobliwość i przezierczość planet,@ aby po ziemi jak po własnej chodził.@ A on własnością tą dzielił się z nami.@ (Seweryn Pollak) Woroneż O. M. I miasto całe już zlodowaciało.@ Niby pod szkłem są drzewa, mury, śnieg.@ Ja po kryształach przechodzę nieśmiało.@ Wzorzystych sanek trwa niepewny bieg.@ A ponad Piotrem woroneskim - wrony,@ topole, nieba strop jasnozielony,@ rozmyty, w pyle słonecznych promieni,@ i Kulikową bitwą wieją skłony@ potężnej i zwycięskiej ziemi.@ Topole, niby toastowe czasze,@ zaraz nad nami zadzwonią donośniej,@ jak gdyby piły za radości nasze@ na weselisku dla tysiąca gości.@ Ale w pokoju poety wygnańca@ lęk z Muzą dyżurują po kolei,@ i noc zapada,@ co nie zna ani świtu, ni nadziei.@ (Seweryn Pollak) Dante "Il mio bel San Giovanni". "Inferno". Dante Nawet i po śmierci nie powrócił@ do prastarej, bliskiej mu Florencji.@ Gdy odchodził, ani się obrócił,@ jemu śpiewam pieśń tę najgoręcej.@ Noc, pochodnia i ostatni uścisk,@ dzikie wycie losu brzmi za progiem.@ Z głębi piekła na nią klątwę rzucił@ i pamiętał o niej w raju błogim.@ Ale bosy, w koszuli pokutnej,@ z zapaloną świecą już nie przeszedł@ po Florencji, niskiej i okrutnej,@ upragnionej, wiarołomnej, butnej...@ (Włodzimierz Słobodnik) * * * *** (Tę ostatnią już rocznicę...) Tę ostatnią już rocznicę świętuj -@ zrozum, dzisiaj tak samo jak dawniej@ w naszą pierwszą zimę - tę z diamentów - @ śnieżna noc się powtarza dokładnie.@ Para spod cesarskich stajni wali@ i pogrąża się Mojka w ciemność,@ księżyc - jak umyślnie - się nie pali,@ i nie pojmę - dokąd idziemy.@ Śród grobowców wnuka i dziadka@ ogród się zabłąkał nastroszony.@ Wypłynąwszy w więziennych majakach@ pogrzebowo latarnie płoną.@ Groźne lody na Marsowym Polu,@ a Lebiaża w kryształach dokoła...@ Jakąż z moją porównać mam dolę,@ jeśli w sercu i strach, i wesołość.@ I trzepoce jak ptasie poświsty@ głos twój ponad moim ramieniem.@ Niespodzianym ogrzany promieniem,@ tak się ciepło srebrzy proch śnieżysty.@ (Seweryn Pollak) * * * *** (Kiedy człowiek umiera...) Kiedy człowiek umiera,@ zmieniają się jego portrety.@ Inaczej patrzą oczy, a wargi@ uśmiechają się innym uśmiechem.@ Spostrzegłam to, powróciwszy@ z pogrzebu pewnego poety.@ I odtąd sprawdzałam często,@ i potwierdził się mój domysł.@ (Anna Kamieńska) Zerwanie 1 Nie tygodnie, nie miesiące - lata całe@ rozstawaliśmy się. I oto na koniec@ świeżym chłodkiem wolności powiało,@ siwy wianek ubielił skronie.@ Nie ma zdrad już, nieporozumień,@ i nie słuchasz co dzień do rana,@ jak się sączy dowodów strumień@ o słuszności mej niezrównanej.@ 2 I tak, jak bywa zawsze w dniach rozstania,@ widmo dni pierwszych zapukało ciche.@ Pod wichrem szczęścia wierzba rozpłakana@ wdarła się siwym gałęzi przepychem.@ I nam, zgorzkniałym, szalonym, wyniosłym,@ z wzrokiem utkwionym z pomieszania w ziemię,@ zaśpiewał o tym ptak szczęśliwym głosem,@ jak niegdyś kochaliśmy się wzajemnie...@ (Wanda Grodzieńska) Ze zbioru "Siódma księga" (1946_#1959) Z cyklu "Tajemnice rzemiosła" 2. Bo i na cóż mi te ody... Bo i na cóż mi te ody odwieczne@ i czar elegii, który rzewność budzi.@ Trzeba, by wiersze były niedorzeczne -@ nie tak, jak u ludzi.@ Gdybyż się kiedyś ktoś chciał zaciekawić,@ z jakiego śmiecia czasem wiersz wyrasta,@ niby pod płotem łopuch czy dmuchawiec@ złocący się w chwastach.@ Gniewny krzyk skądsiś, trocin zapach czysty,@ pleśń tajemnicza na ścianie pokoju...@ I wiersz już dźwięczy, czuły, zadzierzysty,@ ku waszej radości i mojej.@ (Anatol Stern) 4. Poeta Pomyślisz, cóż to za robota,@ to łatwe życie skąd się wzięło?@ Podsłuchać gdzieś muzyczny motyw@ i żartem wydać za swe dzieło.@ I czyjeś tam wesołe scherzo@ ułożyć w wierszyk zaniedbany,@ przysięgać, że tak biedne serce@ płacze wplątane w lśniące łany.@ A potem lasu podsłuchiwać@ i sosen, co z pozoru nieme,@ dopóki mgła opada siwa@ pnie okrywając aż do ziemi.@ Ściągam i z prawa, ściągam z lewa,@ i nawet mnie to nie kłopocze,@ coś z życia, które chytrze śpiewa -@ i wszystko z milczącej nocy.@ (Jarosław Iwaszkiewicz) 6. Ostatni wiersz Jeden... Jeden jak spłoszony jest grom,@ wraz z tchnieniem życia się wdziera w twój dom -@ śmieje się, oślepia cię blaskiem@ i krąży, i bije oklaski.@ Północą drugi przychodzi na świat -@ sama już nie wiem, jak do mnie się wkradł.@ I z lustra pustego spogląda,@ i mamroce coś, i osądza.@ Są także inne: coś wzbiera za dnia@ i nagle szepce: to ja czy nie ja? -@ I płynie po białym papierze@ jak źródło w wąwozie wśród jeżyn.@ Są również takie: z tajemnic, z ich wnęk -@ ni dźwięk, ni kolor, ni kolor, ni dźwięk -@ te wiją się, iskrzą, zmieniają@ i żywcem się ująć nie dają.@ Lecz ten!... Po kropli ci wyssał twą krew,@ jak ktoś, kto rzucił, zdobywszy cię wpierw,@ i nie powiedziawszy ni słowa,@ w milczenie się zmienił od nowa.@ To było, jakby ktoś życie mi skradł -@ odszedł, zatarłszy za sobą swój ślad,@ ku drodze, co w dal się otwiera,@ a ja... Ja bez niego umieram.@ (Anatol Stern) 7. Epigramat Czy mogła Bicze tworzyć tak jak Dant surowy,@ lub Laura sławić miłość w przypływie natchnienia?@ To ja kobiety nauczyłam mowy,@ lecz, Boże, jak je zmusić do milczenia?@ (Seweryn Pollak) 8. O wierszach Włodzimierzowi Narbutowi To są sadze świec skrzywionych,@ bezsenności wytłoczyny,@ to jest z setek białych dzwonnic@ pierwszy ranny dzwon dziękczynny...@ To parapet jest wygrzany@ pod księżycem czernihowskim,@ to są pszczoły, to dziewanny,@ to kurz, mrok i upał nocny.@ (Seweryn Pollak) 9. O, jak cierpkie... O, jak cierpkie jest tchnienie goździka,@ który przyśnił mi się w owym świecie,@ tam, gdzie wiodą swój pląs Eurydyki,@ gdzie byk płynie z Europą na grzbiecie;@ gdzie nad Newą, nad Newą, nad Newą@ naszych cieni nieważkich trwa pościg@ i gdzie fala o brzeg bije z śpiewem -@ to przepustka twoja do wieczności.@ (Anatol Stern) 10. Tak wiele rzeczy... Tak wiele rzeczy jeszcze dąży,@ aby w mym śpiewie dojść do głosu:@ to, co bezsłowne, gromem ciąży@ albo we mgle podziemny kamień drąży.@ Lub dymem wzbija się ze stosu.@ Jeszcze rachunki mam do wyjaśnienia@ z płomieniem, z wiatrem, z wodą, z czasu władzą...@ Dlatego właśnie gwałtowne uśpienia@ nagle mi takie otworzą podsienia@ i za jutrzenną gwiazdą mnie prowadzą.@ (Anna Kamieńska) * * * *** (Nasze święte poezji rzemiosło...) Nasze święte poezji rzemiosło@ istniało przed epokami czterema...@ Ono i w mroku światu blask przyniosło,@ lecz jeszcze żaden nie mówił poemat,@ że mądrości nie ma, starości nie ma,@ a może i śmierci nie ma.@ (Anna Kamieńska) Nauczyciel Pamięci Innocentego Annienskiego Którego swym nauczycielem mienię,@ przeszedł jak cień i nie zostawił cienia,@ cały jad wchłonął i całe odurzenie,@ a czekał sławy, nie doczekał sławy,@ kto przeczuwaniem był, jak zwiastun się pojawił,@ z wszystkim współczuł, wszystkich natchnął męką -@ zadławił się...@ (Joanna Pollakówna) Z cyklu "W roku czterdziestym" 2. Mieszkańcom Londynu Dwudziestą czwartą sztukę Szekspira@ nieczułą ręką pisze wiek,@ nam w czasach grozy, w żałobnych kirach,@ raczej "Hamleta" czytać lub "Lira",@ gdzie ołowianej rzeki brzeg;@ raczej z pochodnią, z psalmem Juliettę@ układać w grobu wilgotny ił,@ raczej zaglądać w okna Makbeta,@ drżąc, że najemny zbir z nami był -@ byleby nie tę, nie tę, nie tę,@ tej sztuki czytać nie mamy sił!@ (Paweł Hertz) 5. Ale uprzedzam o tym was... Ale uprzedzam o tym was,@ że żyję ten ostatni raz.@ Ni jaskółką, ni trzcin pękiem,@ ni gwiazdą, ni klonem młodym,@ ni strumieniem srebrnej wody,@ ani dzwonów jasnym dźwiękiem@ nie będę zatrważać ludzi,@ nie odwiedzę już snów cudzych@ moim nieskończonym jękiem.@ (Wanda Grodzieńska) Pierwszy pocisk armatni~ w Leningradzie W zgiełkliwej ciżbie w biały dzień@ od razu jakieś zmiany:@ bo to nie było żadne z brzmień@ wsi czy też miastu znanych.@ Podobne zdało się bliźniaczo@ do grzmotów, które gdzieś kołaczą,@ lecz od nich wilgoć wionie@ i chmur wysokich świeży dreszcz,@ gdy upaść ma wesoły deszcz@ na czekające błonie.@ A to - piekielną tchnęło suszą,@ nie sposób było własnym uszom@ uwierzyć, pojąć, czemu@ ów dźwięk rozszerzał się i rósł,@ i obojętnie niósł@ zagładę dziecku memu.@ (Jerzy Litwiniuk) * * * *** (Ptaki śmierci...) Ptaki śmierci zawisły w zenicie.@ Leningradowi na pomoc kto idzie?@ Nie krzyczcie wokół - on jeszcze dyszy,@ jeszcze on żyje i wszystko słyszy:@ Jak na bałtyckim wilgotnym dnie@ synowie jego jęczą we śnie,@ Jak z wnętrza jego wołanie: "Chleba!"@ Aż do siódmego dociera nieba...@ Lecz kamień litość odrzuca precz.@ Ze wszystkich okien patrzy - śmierć.@ (Anna Jędrychowska) Nox (Posąg "Noc" w ogrodzie letnim) Nocy miła!@ W gwiezdnej mantyli,@ w ręku bezsenna sowa, żałobny mak.@ Córko miła!@ Myśmy cię ziemią okryli,@ myśmy chronili cię tak!@ Puste teraz dionizowe czasze,@ łzą zachodzi miłości wzrok.@ Tylko słychać nad miastem naszem@ strasznych sióstr twoich krok.@ (Paweł Hertz) * * * *** (A wy, o przyjaciele...) A wy, o przyjaciele z poboru ostatniego,@ by pamięć waszą czcić, mnie życiem darzy czas.@ Nie chcę zastygnąć tu w kształt drzewa płaczącego,@ lecz krzyknąć prosto w świat imiona wszystkich was.@ Ach, cóż tam imion dźwięk! - Zamykam mszał w okładce,@ i wszyscy - klękać tu, w purpury blasku! Tak!@ Rzędami, równo, w krok, wychodzą leningradcy@ z żywymi martwi. Nie! Dla chwały - martwych brak.@ (Leonard Podhorski_Okołów) Młodość To moje młode ręce@ umowę tę podpisały@ pośród kiosków z kwiatami,@ śród gramofonu skrzypienia,@ pod pijanym wejrzeniem@ gazowych latarni ulicznych.@ A byłam od stulecia@ starsza o dziesięć lat.@ A na zachodzie leżała@ biała żałoba czeremchy,@ co osypała się drobnym,@ pachnącym, suchym deszczem...@ A chmury przeświecały@ krwawą cuszimską pianą,@ i płynnie toczyły się landa@ dzisiejszych nieboszczyków.@ A nam by ówczesny wieczór@ wydał się maskaradą,@ zdałby się karnawałem,@ feerią grand_gala.@ Z tamtego domu ni drzazgi,@ wycięta tamta aleja,@ dawno spoczęły w muzeum@ kapelusze, trzewiczki.@ Kto wie, jak puste jest niebo@ na miejscu zwalonej wieży.@ Kto wie, jak cicho jest w domu,@ gdzie nie powrócił syn.@ Tyś ze mną wciąż - jak sumienie,@ wciąż ze mną - niby powietrze.@ Czemu mnie ciągle oskarżasz?@ Znam przecież świadków twych:@ kopułę stacji w Pawłowsku@ muzyką rozżarzoną@ i białogrzywy wodospad@ przy Bobołowskim pałacu.@ (Seweryn Pollak) Pod Kołomną ...Tu, gdzie na wysokich czterech łapach@ dźwięczne ściany i od dzwonów sznur,@ gdzie króluje w polu mięty zapach,@ maki w kraśnych paradują czapach@ i moskiewskiej rzeki płynie nurt - @ wszystko tu z pałąków, gontów, dyli...@ Piach w klepsydrze cedzi każdej chwili@ pełną wartość. Na ogrodu mrok,@ co od wszystkich parków, puszcz dziewiczych@ bardziej jest przepastny, tajemniczy,@ stare słońce, które dobrze życzy,@ spoza siwych chmur kieruje wzrok...@ (Jerzy Litwiniuk) * * * *** (Piątym aktem dramatu...) Piątym aktem dramatu@ wieje jesienny wiatr.@ A w parku każdy klomb@ świeżym wydaje się grobem.@ Czysta ofiara spełniona,@ już stać się nic nie może.@ Czemu więc zwlekam, jak gdyby@ wkrótce miał zdarzyć się cud?@ Tak ciężką łódkę w przystani@ słabnącą ręką na długo@ można zatrzymać żegnając@ tego, kto został na brzegu.@ (Anna Jędrychowska) Druga rocznica O, nie, nie wypłakałam ich,@ one wezbrały we mnie same@ i wszystko mija przed oczami@ już bez nich dawno, wciąż bez nich.@ Bez nich zadręcza mnie i dusi@ cierpienia i rozłąki ból...@ Przenikła w krew i pali, suszy@ ich spalająca wszystko sól.@ Roi się mi: w czterdziestym czwartym,@ czy to nie w czerwca pierwszy dzień -@ jak na jedwabiu wpół przetartym@ zjawił się twój męczeński cień.@ Jeszcze na wszystkim pozostało@ znamię niedawnych burz i klęsk,@ i ja swe miasto też ujrzałam@ przez tęczę mych ostatnich łez.@ (Bogdan Ostromęcki) Napis na portrecie Dziecię mglistej pełni księżyca,@ biały marmur w pomroce alei,@ niewiniątko zgubne, tanecznica,@ najdoskonalsza z kamei.@ Niebo za taką mści się,@ Dżyngis po nią wyprawił posła@ i taka na krwawej misie@ głowę Chrzciciela niosła.@ (Jerzy Litwiniuk) Z cyklu "Kwitnący głóg" 5. Druga piosenka "Słów nie powiedzianych@ więcej nie powtórzę.@ Na pamiątkę niespotkania@ posadzę dziką różę."@ Jak świeciło i śpiewało@ to nasze spotkanie.@ Już powrócić nie zechciałam@ nigdzie, nigdy, za nic.@ Gorzką było mi osłodą@ szczęście niepowinne,@ rozmawiałam z kim nie wolno,@ rozmawiałam z innym.@ Kochanków namiętność zmusi@ żądać odpowiedzi,@ my zaś, miły - tylko dusze@ na świata krawędzi.@ (Anna Jędrychowska) 8. Ty wymyśliłeś mnie... Ty wymyśliłeś mnie. Takiej nie ma na świecie.@ Takiej na świecie być nie może.@ I nie licz na lekarza, nie zawierz poecie -@ cień widma będzie ciebie dniem i nocą trwożył.@ Spotkaliśmy się w owym roku niepojętym,@ gdy świat już tracił wszystkie siły,@ wszystko było w żałobie i pełne zamętu,@ świeże były tylko mogiły.@ Wał newski bez latarni czarną smołą spływał,@ noc głucha dookoła jak mur się wznosiła...@ Wtedy to właśnie głos mój ciebie przywoływał!@ Sama nie rozumiałam jeszcze, co robiłam.@ Wtedy przyszedłeś do mnie jak gwiazdą wiedziony,@ po jesieni tragicznej idąc za mym śladem@ do tego już na zawsze bezludnego domu,@ skąd spopielałe wiersze uleciały stadem.@ (Seweryn Pollak) 10. Niech ktoś tam zaznaje... "Jesieni, przyjaciółko, ty znów ze mną!" In. Annienski Niech ktoś tam zaznaje południa uroków,@ rajskiego ogrodu uniesień,@ ja na przyjaciółkę obrałam w tym roku@ tu, gdzie tak północnie jest, jesień.@ Jak w cudzym domostwie wyśnionym tu mieszkam,@ gdzie może już jestem nieżywa,@ gdzie coś nieznanego w znużeniu przed zmierzchem@ głąb luster zazdrośnie ukrywa.@ Przechodzę wśród czarnych skarlałych choinek,@ tam wieją jak wiatr wrzosowiska.@ I odprysk miesiąca, zmętniały i siny,@ jak nóż wyszczerbiony połyska.@ I o niespotkaniu się z tobą cień wspomnień@ jak szczęścia ostatek tu niosę -@ tak lekki i czysty, i chłodny już płomień@ mojego zwycięstwa nad losem.@ (Józef Waczków) * * * *** (Nigdy więcej na mój głos...) M. P. (Mikołajowi Puninowi) Nigdy więcej na mój głos nie odpowie@ serce pełne szczęścia i cierpienia.@ Wszystko skończone. I lecą me słowa@ w pustą noc, gdzie ciebie już nie ma.@ (Artur Międzyrzecki) Prawie do albumu Usłyszysz grzmot i znów pomyślisz o mnie,@ przypomnisz sobie: ona chciała burzy.@ Brzeg nieba blaskiem twardym się wysmuży,@ a serce tak jak wtedy stanie w ogniu.@ W Moskwie nadejdzie ów surowy dzień,@ kiedy już miasto porzucę na wieki@ i dążąc w zenit tęskniony, daleki,@ swój między wami pozostawię cień.@ (Anna Jędrychowska) Elegie Północy "Wszystko pamięci twej na pastwę" Puszkin Pierwsza Prehistoria "Mieszkam teraz gdzie indziej..." Puszkin Rosja Dostojewskiego. Dysk księżyca@ dzwonnica przesłoniła do połowy.@ W szynkowniach tłumy. Kłusem mkną dorożki,@ czteropiętrowe rosną kamienice@ przy cerkwi Objawienia, na Grochowej.@ Wszędzie szyldy wekslarzy, szkoły tańca,@ a obok "Henriette", "Basile", "Andr~e"@ i okazałe trumny: "Miłow_starszy".@ A zresztą miasto mało się zmieniło.@ Nie tylko ja, ale i inni również@ zauważyli, że czasem potrafi@ wyglądać jak wyblakła litografia,@ nie pierwszorzędna, ale przyzwoita,@ z siedemdziesiątych, zdaje mi się, lat.@ Szczególnie zimą, na krótko przed świtem,@ albo o zmierzchu, bo wtedy za bramą@ ciemnieje prosty i sztywny Litiejny,@ jeszcze nie pohańbiony modernizmem,@ a naprzeciwko mieszkają: Niekrasow,@ Sałtykow_Szczedrin... Obaj już dostali@ tablice memorialne. Z jakimż lękiem@ patrzyliby dziś na nie. Idę dalej.@ A w Starej Russie wspaniałe rynsztoki,@ w ogródkach na wpół zmurszałe altany,@ i szyby w oknach czarne jak przeręble@ i zda się, że tam coś się przydarzyło,@ że lepiej nie zaglądać, idźmy dalej.@ Nie z każdym miejscem można się dogadać,@ ażeby swą odkryło tajemnicę@ (a w Optinej już być mi nie sądzone...)@ Spódnice szeleszczące, pledy w kratę,@ lustra oprawne w orzechowe ramy,@ urodą Kareniny zaskoczone,@ a w wąskich korytarzach te obicia,@ które tak podziwialiśmy w dzieciństwie,@ tym samym pluszem wyściełane krzesła...@ Wszystko jest byle jaką zbieraniną...@ Dziwni ojcowie i dzieci. Majątki@ pozastawiane. W Badenie - ruletka.@ Kobieta z przezroczystymi oczami@ (tak bardzo błękitnymi, że natychmiast@ morze się przypomina na ich widok!),@ o wymyślnym imieniu, z białą dłonią,@ obdarzona dobrocią, którą w spadku@ podobno od niej, jak mówią, przejęłam -@ zbędne dziedzictwo w mym okrutnym życiu...@ Kraj cały w dreszczach, a katorżnik z Omska@ wszystko zrozumiał i wszystko przekreślił.@ Oto za chwilę on wszystko przemiesza@ i sam ponad chaosem przedstworzenia@ uniesie się jak duch. Już bije północ.@ Pióro wciąż skrzypi, a wiele z tych stronic@ na wskroś przesiąkło Siemionowskim placem.@ W takich to czasach przyszło nam się zrodzić@ i nieomylnie odmierzywszy czas,@ by nie pominąć niczego z widowisk@ dziwnych, pożegnaliśmy się z niebytem.@ (Seweryn Pollak) Druga Więc to jest właśnie ów jesienny pejzaż,@ którego tak się bałam całe życie:@ niebo - jak gdyby gorejąca otchłań,@ odgłosy miasta - jak z tamtego świata@ docierające i obce na wieki.@ Jak gdyby wszystko to, z czym w głębi duszy@ walczyłam całe życie, obdarzone@ odrębnym życiem, wcieliło się naraz@ w te ślepe mury i w ten czarny ogród...@ Właśnie w tej chwili za mymi plecami@ mój dawny dom jeszcze mnie przymrużonym@ i bardzo nieżyczliwym śledził okiem,@ owym na zawsze pamiętnym mi oknem.@ Piętnaście lat zdawało się udawać@ całych piętnaście granitowych wieków.@ Lecz i ja sama byłam jak z granitu:@ a teraz błagaj, miotaj się, nazywaj@ morską królewną. Wszystko jedno. Po co?...@ Po co mi było siebie przekonywać,@ że wszystko to zdarzało się już nieraz,@ i nie mnie jednej tylko - innym także -@ i nawet coś gorszego. - Nie - lepszego.@ A mój głos - i to właśnie było tym,@ co najstraszniejsze - rozległ się z ciemności:@ "Przed piętnastoma laty jaką pieśnią@ witałaś tamten dzień, kiedy niebiosa@ i chóry gwiazd, i chóry wód błagałaś,@ by uroczyste święciły spotkanie@ z tym, od którego sama dziś odeszłaś...@ Tak więc wygląda twe srebrne wesele:@ sproś gości, pysznij się i głoś zwycięstwo!"@ Trzecia Mnie jak rzece@ surowa epoka zmieniła bieg.@ Zamieniono mi życie. Innym nurtem@ obok innego życia popłynęło@ i oto nawet nie znam swoich brzegów.@ A ileż to widowisk opuściłam,@ nie przy mnie unosiła się kurtyna@ i opadała. Iluż mych przyjaciół@ nigdy, ni razu w życiu nie spotkałam,@ i ileż to zarysów obcych miast@ w mych oczach mogłoby wywołać łzy,@ a ja znam na tym świecie jedno miasto@ i we śnie po omacku je odnajdę.@ I iluż to nie napisałam wierszy,@ chór ich tajemny wokół mnie się błąka@ i może jeszcze przyjdzie taka chwila,@ gdy mnie zadusi...@ Wszystkie początki znam i zakończenia,@ życie po końcu życia i coś jeszcze,@ czego wspominać teraz nie należy.@ I jakaś obca kobieta zajęła@ jedynie mnie przysługujące miejsce,@ nosi moje najbardziej własne imię,@ mnie zostawiając przezwisko, z którego@ zrobiłam chyba wszystko, co możliwe.@ Niestety, nie we własnym legnę grobie.@ ............. Lecz jeślibym spojrzała skądeś z zewnątrz@ na me dzisiejsze, teraźniejsze życie,@ to chyba wreszcie poznałabym zawiść...@ Czwarta Wszystkie wspomnienia mają trzy epoki.@ Pierwsza z nich jest jakby wczorajszym dniem.@ Dusza pod stropem ich błogosławionym,@ a ciało w cieniu ich zaznaje szczęścia.@ Jeszcze nie zamarł śmiech i płyną łzy,@ atramentowa nie jest starta plama -@ i pocałunek - jak pieczęć na sercu,@ jedyny, pożegnalny, wciąż pamiętny...@ Ale to wszystko trwa bardzo niedługo.@ Nad głową już nie strop, a gdzieś daleko@ na zagłuchłym przedmieściu dom samotny,@ gdzie zimą zimno, a latem gorąco,@ gdzie są pająki, kurz wszystko pokrywa,@ murszeją listy pełne słów żarliwych,@ gdzie się cichaczem zmieniają portrety,@ gdzie ludzie chodzą jak gdyby na groby,@ a po powrocie myją ręce mydłem@ i otrząsają przypadkową łezkę@ z powiek znużonych - i ciężko wzdychają...@ Lecz bije zegar, wiosna zastępuje@ poprzednią wiosnę, różowieje niebo@ i kiedyś się zmieniają nazwy miast,@ zaczyna braknąć już świadków wydarzeń,@ nie ma z kim płakać, nie ma z kim wspominać.@ I już odchodzą z wolna od nas cienie,@ które przestaliśmy dawno przyzywać@ i których powrót byłby dla nas straszny.@ Zbudzeni raz, widzimy, żeśmy drogę@ do samotnego domu zapomnieli,@ i swoim wstydem i gniewem się dławiąc@ biegniemy tam, lecz (jak to zwykle bywa) tam wszystko inne: ludzie, rzeczy, mury,@ a nas nikt nie zna - my jesteśmy obcy.@ Trafiliśmy gdzie indziej... Miły Boże!@ I oto gorycz największa przychodzi:@ zdajemy sobie sprawę, że nie można@ zawrzeć w granicach życia tej przeszłości@ i że jest dla nas tak nieomal obca,@ jak sąsiadowi w tym samym mieszkaniu,@ że nie poznalibyśmy już umarłych,@ a ci, z którymi Pan Bóg nas rozłączył,@ świetnie obeszli się bez nas - i nawet - wszystko wyszło na lepsze...@ (Seweryn Pollak) Sonet nadmorski To wszystko tu przeżyje mnie - @ i szpaków domki wpółzmurszałe,@ i tchnienie, które tu powiało,@ gdy poprzez morze wiosną mknie.@ I głos wieczności wzywa mnie,@ co moc niezłomną nie stąd brała,@ i nad czereśni kwiaty białe@ księżyc swój lekki poblask śle.@ I zdaje się nietrudną wcale@ droga - nie powiem, w jakie dale@ wiodąca przez szmaragdy traw...@ Wśród pni tam jeszcze wciąż jaśnieje@ i wszystko tu - tak jak w alei,@ co szła nad carskosielski staw.@ (Bogdan Ostromęcki) Urywek ...Zdawało mi się, że te ognie@ aż po świt ze mną leciały,@ a nie wiedziałam ostatecznie,@ jaką barwą dziwne oczy błyskały.@ I pośród drżenia śpiewnych strug@ nie rozumiałam: druh czy wróg,@ czy zima jesteś, czy upały.@ (Jarosław Iwaszkiewicz) * * * *** (Ach, nie strasz mnie...) Ach, nie strasz mnie dolą przeklętą@ i nudnym, północnym wygnaniem,@ to pierwsze dziś jest nasze święto,@ to święto, co zwie się rozstaniem.@ To nic, że nam brzask nie zaświeci@ i że księżyc nie błądzi nad nami,@ ja najpiękniejszymi na świecie@ zasypię ciebie darami:@ odbiciem na wodzie bieżącej,@ w godzinie, kiedy wodom spać trzeba,@ wzrokiem, co gwieździe spadającej@ nie pomógł powrócić do nieba,@ echem głosu, co teraz się zmienił,@ ale kiedyś był letni i słodki,@ abyś wysłuchać mógł bez drżenia@ wron podmoskiewskich wszystkie plotki.@ Byś znalazł w tej jesiennej słocie@ milszy smak od majowych rozkoszy@ i byś do pierwszego śniegu chociaż@ przypominał mnie, mój najdroższy.@ (Jarosław Iwaszkiewicz) Z cyklu "Taszkienckie stronice" Tej nocy... Tej nocy wszystko w nas było szaleństwem,@ złowróżbne mroki świeciły przez gęstwę,@ coś tam mamrotały aryki@ i Azją pachniały goździki.@ Tej nocy szliśmy z wolna obcym miastem@ przez skwar północny, przez pieśni niejasne,@ pod znakiem Skorpiona na niebie,@ nie śmiąc nawet spojrzeć na siebie.@ Mogło w Stambule to być lub w Bagdadzie,@ lecz nie w Warszawie i nie w Leningradzie - @ i jakże wśród tych obcych cieni@ czuliśmy się tam zagubieni.@ Wydawało się: idą z nami wieki,@ i niewidzialna biła dłoń w bębenki,@ a dźwięki, jak znaki tajemne,@ prowadziły nas w nocy ciemnej.@ W mgle tajemniczej, z ciemności utkanej,@ szliśmy przed siebie po ziemi nieznanej,@ gdy wtem diamentową feluką@ księżyc powiódł nas starym brukiem.@ Lecz gdy ci kiedyś ta noc się przypomni,@ to nie odpędzaj jej, nie oprzytomnij@ bo wiedz, że się komuś przyśniła@ ta noc, której może nie było.@ (Anatol Stern) * * * *** (Na przekór obietnicom...) Na przekór obietnicom wszelkim@ zsunąwszy pierścień z mojej ręki,@ na dnie umiałeś mnie zapomnieć...@ Nie było znikąd twej pomocy.@ Czemu więc znów dzisiejszej nocy@ przysłałeś swego ducha do mnie?@ Był strojny, młody, rudowłosy,@ jako kobieta się pojawił,@ zachwalał Rzym, Paryżem mamił,@ wył płaczki pogrzebowej głosem...@ I nie mógł dłużej już beze mnie:@ niech lepiej hańba, niech więzienie...@ Mogłam bez niego żyć.@ (Joanna Pollakówna) Śmierć Sofoklesa "A wtedy król zrozumiał, że umarł Sofokles". Legenda Ponad dom Sofoklesa spadł wśród nocy orzeł,@ zapłakały cykady posępniej niż chmura -@ wzlatywał Cień Geniusza w wieczyste przestworze,@ bladym światłem mijając wrogą straż przy murach.@ I właśnie - w tejże chwili - wódz ich miał widzenie:@ sam Dionizos mu we śnie dał rozkaz osobny,@ by nikt z oblegających najlżejszym westchnieniem@ nie przeszkodził Atenom w obrzędach żałobnych.@ (Stanisław Grochowiak) Ostatnia róża "Pani o nas napisze w poprzek strony". J. Brolski Mogłabym z Morozową bić pokłony,@ tańczyć wraz z pasierbicą Herodową,@ wzbijać się dymem nad stosem Dydony,@ aby na stos z Joanną iść na nowo.@ Już nie chcę zmartwychwstawać, żyć, umierać,@ wszystko mi odbierz, Panie, do ostatka,@ tylko mi różę zostaw, bym znów zbierać@ mogła jej świeżość z wilgotnego płatka.@ (Włodzimierz Segal) Z poematu "Requiem" (1935_#1940) 2. Cicho płynie cichy Don... Cicho płynie cichy Don,@ żółty miesiąc wschodzi w dom.@ Kaszkiet na łbie krzywo siedzi -@ żółty miesiąc cień wyśledził.@ Ta kobieta chora, biedna,@ ta kobieta sama jedna.@ Mąż jej w grobie, syn w ciemnicy,@ pomódlcie się za mnie wszyscy.@ (Seweryn Pollak) 3. Nie, to nie jestem ja... Nie, to nie jestem ja, to cierpi ktoś inny,@ bo ja bym tak nie mogła. A to, co się stało,@ niechaj okryją szczelnie czarne kiry@ i niech zabiorą światło...@ Noc.@ (Eugenia Siemaszkiewicz) 4. Gdyby ktoś ci pokazał... Gdyby ktoś ci pokazał, tak skorej@ do radości, przez wszystkich lubianej,@ carskosielskiej grzesznicy przekornej,@ co się kiedyś z twym życiem stanie -@ jak trzechsetna, z paczką więzienną@ będziesz stała u Krestów mrocznych@ i gorącą łzą bezpromienną@ przepalała lód noworoczny.@ Tam topola więzienna się chwieje,@ cisza głucha - a ileż to tam@ razem z życiem umiera nadziei...@ (Seweryn Pollak) 6. Dni mi płyną... Dni mi płyną lżej od cienia,@ nie rozumiem, co się stało,@ jak ci, synku, do więzienia@ białe noce zaglądały.@ I jak znowu spoglądają@ jastrzębowym okiem z wyżyn@ i o twym męczeńskim krzyżu,@ i o śmierci przywtarzają.@ (Seweryn Pollak) 7. Wyrok A więc padło to kamienne słowo,@ pierś mą, jeszcze żywą, przywaliło.@ Nic to, byłam na wszystko gotowa,@ przecież musi wystarczyć mi siły.@ Jakże wiele mam dziś do zrobienia:@ zabić pamięć ostatkiem rozsądku,@ moje serce niech będzie z kamienia,@ muszę uczyć się żyć od początku -@ A jak nie... Szeleszczące upałem@ lata pod mym oknem świętowanie.@ Już od dawien dawna przeczuwałam@ ten dzień jasny i puste mieszkanie.@ (Eugenia Siemaszkiewicz) 8. Do śmierci Przyjdziesz tak czy inaczej - czemu więc nie teraz?@ Czekam - i jest mi bardzo ciężko.@ Już światła pogasiłam, próżno drzwi otwieram@ tobie, tak prostej i zwycięskiej.@ Przyjmij każde wcielenie, jakiego zapragniesz,@ zatrutym wedrzyj się pociskiem@ lub jak zbir doświadczony z nożem się zakradnij,@ lub tyfusowym zadław mnie uściskiem.@ Albo bajeczką, którą wymyśliłaś,@ aż do znudzenia znaną ludziom -@ abym otok niebieskiej czapki zobaczyła@ i pobladłego stróża, gdy przyjdzie mnie budzić.@ Teraz mi wszystko jedno. Jenisej się toczy,@ gwiazda polarna śle promienie.@ I blask błękitny ukochanych oczu@ ostatnim się przesłania przerażeniem.@ (Seweryn Pollak) 9. Oto już obłęd... Oto już obłęd skrzydłem swoim@ połowę duszy mi ogarnął,@ i winem mnie ognistym poi,@ w dolinę mnie przyzywa czarną.@ I zrozumiałam, że powinnam@ dzisiaj zwycięstwo przyznać jemu,@ wsłuchując się jak obca, inna@ w swoje okrutne majaczenia.@ Bo on niczego nie pozwoli@ zabrać mi z sobą w te podróże.@ Nie zdołam odeń nic wymodlić@ i zmiłowania nie wysłużę.@ Ni strasznych oczu syna mego,@ udręki, która jest jak kamień,@ ni dnia, nieszczęściem znaczonego,@ ni minut, danych na spotkanie.@ Ani miłego chłodu dłoni,@ ni lip niespokojnego cienia,@ ni dźwięków, które przestrzeń chłonie -@ słów ostatniego pocieszenia.@ (Eugenia Siemaszkiewicz) 10. Ukrzyżowanie "Nie płacz po mnie, Matko, w grobie leżę" I Godzinę tę wysławił chór aniołów,@ i rozjarzyły się niebiosa ogniem.@ "Czemuś opuścił mnie!" - do Ojca wołał,@ matce powiedział: "Matko, nie płacz po mnie..."@ II Magdalena miotała się, łkała,@ uczeń stał ze skamieniałą twarzą,@ ale gdzie w milczeniu Matka stała,@ nikt się nawet spojrzeć nie odważył.@ (Seweryn Pollak) Epilog I Doświadczyłam, jak twarz się zapada,@ jak strach nagle wyziera spod powiek,@ jak na twarzy cierpienie układa@ twarde linie pismem klinowym,@ jak się włosy z brązowych i czarnych@ spopielałe, srebrne nagle stają,@ uśmiech więdnie na pokornych wargach,@ lęk się w każdym półuśmiechu czai.@ Już się modlę nie o siebie samą,@ lecz o wszystkie, co tam ze mną stały@ w kleszczach mrozu, w lipcowe upały,@ pod czerwoną oślepłą ścianą.@ (Eugenia Siemaszkiewicz) Z "Poematu bez bohatera" (1940_#1962) "Di rider, finirari@ pria dell'aurora". Don Giovanni Dedykacja druga O. A. G._S. (Oldze A. Glebowej_Sudiejkinie) To ty, Psyche, ty Zwodzicielko,@ z czarno_białym wachlarzem w ręku@ pochylona nade mną z cicha,@ Chcesz powiedzieć mi pod sekretem,@ że już właśnie przebyłaś Letę@ i że inną wiosną oddychasz.@ Nie, nie dyktuj; sama usłyszę:@ ciepły deszcz bije w dach i kołysze@ bluszczem ledwo pochwytna mowa.@ Jakieś tam ździebełko żyć zachciało,@ zieleniało, pięło się, starało@ jutro w stroju zabłysnąć nowym.@ Śpię - i ona jedna mnie budzi:@ tę, co wiosna zwie się u ludzi,@ samotnością moją dziś zowię.@ Śpię - i młodość śni mi się nasza.@ Jego ominęła owa czasza -@ ją na jawie daruję tobie,@ Chcesz, to dam ci ją na pamiątkę,@ niby w glinie płomienia łątkę,@ lub pierwiosnek w mogilnym rowie.@ (Seweryn Pollak) Rok tysiąc dziewięćset trzynasty Opowieść petersburska Rozdział drugi (fragment) ...A wokoło miasto - dawny Piter@ (co to ludziom dobrze rogów przytarł,@ jak to lud mawiał kiedyś o nim),@ w grzywach, szorach, w taborach z mąką,@ w malowanych różanych pąkach,@ pod chmurami czarnych skrzydeł wronich.@ Lecz już fruwa z uśmiechem promiennym@ primadonna Maryjskiej sceny...@ - Nasz wielbiony łabędziu bezcenny!...@ Snob spóźniony drwiną ją wita.@ Jak z tamtego świata grzmi orkiestra -@ czy widownię przebiegł ów przestrach@ zimnym dreszczem w przeczuciu świtu?@ I na nowo ten głos znajomy,@ jakby echo górskiego gromu -@ nasza duma i nasza chwała!@ To on serca przepełnia dreszczem,@ po bezdrożach pędzi złowieszczo@ nad krainą, co go wydała.@ Drzewa pod niebiesko_białym śniegiem@ i korytarz Piotrowego Kolegium,@ nieskończenie długi, echowy,@ (różnych jeszcze doznamy losów,@ lecz zapomnieć o nim nie sposób,@ gdy się kiedyś tam wiodło rozmowy).@ Aż śmiech bierze, tak bliski już koniec...@ Zza zasłony maska błazna, dłonie,@ dorożkarskie pląsy wokół ognisk,@ nad pałacem sztandar rozwiany...@ Wszyscy są już na miejscu, jak trzeba,@ piątym aktem znad Newy zawiewa,@ widma spod Cusimy głos rozbrzmiewa@ i marynarz śpiewa pijany.@ Jak odświętnie sań skrzypią płozy,@ jak za nimi koc wlecze się kozi...@ Mimo widma! - On stoi tam, blady.@ Na tle muru jego ostry profil.@ Czy to Gabriel, czy Mefistofel -@ twój, o piękna, jedyny Paladyn?@ To sam Demon z uśmiechem Tamary,@ ale takie ukrywa czary@ to okropne mgławicowe oblicze -@ ciało, co się prawie stało duchem,@ i antyczny kędzior nad uchem -@ wszystko w tym przybyszu tajemnicze.@ Czy to on wśród pijanych okrzyków@ tamtą czarną różę słał w kielichu,@ czy to wszystko śniło się komuś?@ Z martwym sercem i wzrokiem upiora@ czy się spotka twarz w twarz z Komandorem,@ do zakazanego wszedłszy domu?@ I to jego wieściły słowa,@ że was przestrzeń ogarniała nowa,@ że nie czuliście czasu powiewu - @ i to w jakich polarnych kryształach,@ kiedy blask bursztynowy pałał -@ tam, u ujścia w morze Lety_Newy.@ (Seweryn Pollak) Rozdział trzeci (fragment) ...Na Galernej łuk wielki czerniał,@ w letnim kurek śpiewał misterny,@ srebrny księżyc śród nocnej czerni@ stygł nad czarnym stuleciem globu.@ I dlatego, że każdą drogą,@ i dlatego, że ku wszystkim progom@ z wolna cień się zbliżał bez twarzy,@ wiatr afisze zrywał ze ściany,@ dym hulaszczo na dachu szedł w tany@ i pachniały wszystkie bzy cmentarzem.@ I zaklęte przez carycę Eudoksję,@ Dostojewskie, opętane, nieboskie,@ miasto w mgielnej grąży się pustce,@ i na nowo się z mroku wyłania@ jak hulaka, petersburski cwaniak...@ Bęben bił jak na egzekucję.@ I jak zawsze w duchocie mroźnej,@ przedwojennej, rozpustnej i groźnej,@ niepojęty głos jakiś wzbierał...@ Wtedy jednak dochodził głucho,@ nie docierał niemal do słuchu@ i nad Newą w zaspach zamierał.@ Rzekłbyś, w strasznej nocy zwierciadle@ ktoś szaleje, nie chce, nie pragnie@ poznać swego losu prawdy żywej.@ A już po legendarnym bulwarze@ szedł naprzeciw nie ten z kalendarza,@ ale wiek dwudziesty prawdziwy.@ (Seweryn Pollak)