JACEK KOTLICA POLOWANIE NA JEDNOROŻCA (wiersze oraz przekład poematu Anny Achmatowej Requiem) 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 4 Według Homera Uczę się własnego głosu na pamięć wznoszę z piasku niebotyczne wzgórza wokół Troi na nie ukończonym jeszcze pobojowisku tropię dzieje cedrowych odrostków które zniknęły mi z oczu w ociemniałym lesie zanim je cieśla i budowniczowie okrętów naznaczyli do wyrębu W muszelce ucha jest taki mechanizm że nawet cisza porykuje jak oszalały Ocean więc toną łupiny orzecha wszystko idzie na dno zapada się w głębiny wraz z załogą Lecz mówią bogowie że narodził się waleczny mąż który wyruszy na wojnę i nie zginie 5 Tren dla Ofelii Fiołek ukryty w twej dłoni zranił mnie boleśnie do krwi ginę na samą myśl o tobie Z widowni mojej wyobraźni akt twego piękna znika – scena zionie chłodem jakby spuszczono żelazną kurtynę Ktoś w czaszce Yoryka umieścił zegarek – i to trwa w nieskończoność: lękam się zadać najbłahsze pytanie wszak wiem że z samotności nawet klasztor nie wyzwala Zjawiasz się w ostatnim rzędzie obca, śmiertelnie znużona w woalce mroku. Zetlały jedwab pajęczyny schwytał mola promyk Unosi się fala ciszy nurt napiętej rzeki – czekasz na odpowiedź wrytą w pamięć A mnie ktoś przebrał w ten błazeński strój i każe się z tobą rozstać zanim los nam w końcu wyznaczył spotkanie 6 Zeznanie łotra Nie był mi bratem – zbyt trudno spamiętać imię losu. Przybył tu nie znaną łotrom drogą Pęka serce na widok umierania Pokochałem Go ostatkiem woli. Wiem że dał się pojmać, oskarżyć. Odpowiedział na śmiertelne w tych stronach pytania i wyrok przyjął bez buntu Nie ufam obcym sędziom kapłanom gawiedzi. Nędza ich pychy uczyniła mnie bestią: w nieskończoność zabijam brzemienne ich matki. Na wieki okradam z nadziei. Brak pokory mściwość to mój krzyż – lichy siew, marne owoce A On przebaczył mi – po swojemu modlę się by i wam dano mój wieczny żywot: tyle jeszcze do odkupienia za każdy z trzydziestu srebrników 7 W podróży Dowieźcie – mówił – powietrza z gór dom buduję z wiązań tlenu z kryształowych smug i zrębów - w wysokich rejestrach fugi rozprostuję płuca – i w drogę to jest tam, w katedrze z dala od zgiełku Mówił: dowieźcie tlenu z woali nieba z zawiłości w gwiazdkach śniegu z pęcherzyków wczesnej mgły z ażurowych szyszek lub z wysokopiennych drzew co się składa je strzeliście w struny słupów organowych gdy się Bacha gra tak czule jakbyś sypał sierść z gazeli Rozwińcie - mówił - serpentynę dróg żeby pięknie podróżować w krajobrazach płócien w bieli w oprószeniach zadymki i chłodu Stangret zaciął miejsce w drewnie i już w uszach tętent koni na pęcinach wstążki rdzy dzwoni mrozem uprząż z lodu skrzypi mroźny przelot ćmy - w szklanych kaliach stygnął świt 8 Notatka z czasów Rewolucji Francuskiej Spadło jak mówią wiele głów reszta rwie się do głosu umiera z ciekawości: waży się los Francji i świata. Krwi brakuje dla najbardziej potrzebujących – matki oddają swe martwe dzieci ojcowie co krok tracą poczucie czasu kat z poderżniętym własnoręcznie gardłem spowiada się z grzechów śmiertelnych i czeka na monstrancję dziejów A dziejów wciąż nie ma: Pani Res - nauczycielka ocalałych prowadzi nas w wiek dojrzałości sprawdza obecność krwi niebawem otrzymamy świadectwa zgonu wpiszą nas do dziennika encyklopedii powloką na szafot regału aby nie odrodził się nikt Z tak pojętną głową dyndającą na karku 9 Wspomnienie o skrzydłach Stało się. Waleczni świadkowie naszych klęsk powędrowali daleko daleko znikają w zadymce harcowiska palą napowietrzne mosty za sobą bibułki rwących rzek i przepaści Mnie się nie powiodło. Karkołomna przeprawa utknęła w szczerym polu o niesłychanej grawitacji bagażom wspomnień odjęto skrzydła Należało wytropić wątek drogi wrócić na stare śmieci: ruchome wydmy gazet, wysypisko ksiąg z zaszyfrowanym kodem na grzbietach – ale sztandar sztandar ze strzaskanym drzewcem nie podoła trudom odwrotu: żyłki słojów nabiegły siną krwią, puls w zaniku trzeba mu dodać odwagi... Pojednany z barwą i kartuszem padł jak bohater. Teraz można rozluźnić pięść. Uderzyć w dzwon na piersiach pochylić czoło na znak pokoju 10 Na strychu W martwej i żywej przyrodzie nie ma litości są przypadki pożerania się całych pokoleń od piwnic po dach dzieci bawią się w dzieci do ostatniego naboju dziury w niebie osiągają wielkość ludzkiej głowy Odkąd Pani Res spakowała manatki nic się nie dzieje nie ma gdzie się podziać – jej nie naprawiony zegarek spóźnia się od rana do nocy strach zerknąć za siebie Ręka nieśmiertelnego pianisty krucha jak gipsowy odlew zatrzasnęła przed nami siwe wieko instrumentu z melodyjką gam w środku gramofon milczy jak młyński kamień – i to nasz cały arsenał. Ta cisza nie wróży nic dobrego to prędzej czy później wybuchnie – będzie o nas głośno 11 Intymne zwierzenia Pani Res Mój syn przerósł mnie. A przecież nigdy się nie narodził jest nad wiek nierozwinięty – czyta intymne listy poetów których już nie ma Baudelaire'a, Norwida, Hölderlina, Hrabiego de Lautreamonta i nie pojmuje nic. Nie wie że poeci giną bezpotomnie płodzą nie swoje dzieci - nie daje wiary w niewinność poetów Oceanu. A przecież przebywają na samym dnie: daleko im do naszych nieśmiałych domostw napełnionych nostalgią ulubionymi sprzętami, inwentarzem nie nawykłym do żeglugi Mój syn postradał zmysł obserwacji ostrość widzenia w świetle dnia Układa przyćmione horoskopy zgliszcza rymów i rytmów oprószonych głuchą warstwą śniegu Rozprawia o panice wśród oswojonych zwierząt podążających w nie znaną dotąd stronę świata Śledzi obecność podziemnych gór skrywających moce które nie oszczędzą nikogo Ubolewa nad brakiem wiary w elektryczność jarzeniowe światło, windę i suszarki do włosów Któż by spłodził takie monstrum – – – 12 Z Hölderlina Nie miejcie żalu do poetów że tracą rozum gdy śmierć pochłania im młode lata rok po roku, dzień po dniu jak wyrachowana kusicielka Czyż nie są praktyczni żyjąc wśród ludzi w zakamarkach niepamięci w odosobnieniu? Nie odlatują do swoich krajów jak ich skrzydlaci bracia lecz trzymają się podciętych w dzieciństwie gałęzi mając za cale pożywienie źdźbła tlenu okruszki z bezpańskiego stołu a za pociechę - rytm zdań nie rozwiniętych do końca Nie otwierają ust pod żadnym pozorem – to ich zabija nic więcej 13 Według Flecisty Wyprowadzam moje zwierzęta szczurzą gromadę z bram czystych sterylnie miast na skraj Oceanu – zbyt długo gnieździły się po aortach ścieków w transzejach mroku w podziemiach lęku i wzgardy Te cierpliwe zwierzęta muszą was opuścić nic więcej nie można zrobić w waszej sprawie Wszystko przepadło rygor ofiary świętość obowiązków bezwzględna troska o przetrwanie Nie ma takiej mocy na niebie i ziemi żeby je na powrót utrzymać w ryzach 14 Ogniki Jak to zostanie po nas w nieładzie: odcięty kikut drogi podskórny zapach mchu młyn nad rzeką Suchą pracujący toczony przez rdzę – to co jest to się zewrze jak lusterka wody Stamtąd nie powrócił nikt a wielu balansowało nad pochyłym kręgiem pastwiska – to było w zasięgu oka: bydlęta przytakiwały chwiejąc się na własnych nogach Lecz gwiazda okazała się złudnym mirażem. Zabrakło dokładnej mapy nieba 15 Dzień pokerzysty Przyłapany na odwracaniu kart na niewidzialną w grze stronę zbiegł w panice jakby nie pomny poskrzypywania wysokich progów, chrobotu klamek u drzwi pogłosu sal wypełnionych po brzegi gdzie u zbiegu ścian, w kąciku Zgromadziły się tłumy. Wystarczyło wejść i słuchać bez trwogi głosu anonimowego poety który narodził się w nie swoich czasach i w tym dniu Spieniężał cudem ocalałe wiersze Z ostatnich wojen – i zbić na tym majątek 16 Wypadek na wystawie kwiatów Szklana śmierć zastukała do okien domu mego kwiecistego. Jest wielkości damskiego zegarka na rękę i nie sposób oprzeć się pokusie zbliżenia Wiem że umrę od nadmiaru pychy i piękna więdnącego bez pożytku. Nikt nie wierzy w nieśmiertelność storczyków to był reklamowy chwyt który wielu przypłaciło życiem 17 List Nie nadszedł powalony w miejscu które zabija W zakamarkach drobnych liter udało się przechować nieczytelny adres przeznaczenia z otworkiem daty - rwący zapis ślad żywego jeszcze podpisu Wtulony między zdjęcia najbliższych: młodego oficera i panny owianej welonem a także dziewczynki z motylem kokardy na czubku głowy i chłopca z psem poruszonym mgiełką nieposłuszeństwa – ocalał nie tracąc nadziei: ukrył się wśród ciał pod ziemią przesypuje kurhany klepsydr czeka zapamiętał drogę którą szedł mijane strzępy drogowskazów i las nie urosły na tyle, by pojąć obco brzmiącą kanonadę strzałów z ręcznej broni - w głowę która nie wszystko zdoła przelać na papier 18 Na żywo Czekamy na specjalne zadanie gotowi zjawić się w każdym domu osobiście, tak jak tu leżymy oblepieni czerwonym błotem zbombardowani serialem klatka po klatce rozstrzelani, zabici strzałem w tył głowy – by na żywo zdać relację jak było naprawdę poza obiektywem. Jak ludzie zabijają kamerzystów na odległość zbliżenia i jak wszystko wraca do normy 19 Przydrożne medium Coś jak oddech lub kropla krwi drgnęło wśród głogów - stoły magiczne rozstąpiły się w skleconym naprędce lesie i zaskwierczały zwierzęta ofiarowane nieznanemu bogu I Pani Res zamarła na chwilę z palcem na ustach – pokazuje iść dalej własną drogą bez słowa z dala od zabudowań - i kawalkada przemknęła obok jak obręcz z urwanego koła 20 Polowanie na jednorożca Skroś lusterek ruczaju, po zakosach trawy sunie, sunie jednorożec, istna zjawa zjawy. Za krzaczkiem się skryje, za skałkę uskoczy. Widzą go – nie widzą strzelców szkliste oczy. Z posrebrzaną sierścią, z pozłacanym rogiem, ślepkiem krwawym błyska, jakby zerknął w ogień. Nagle zachybotał, kopytkiem poruszył – bach! trafił go strzelczyk w samą tarczę duszy. I klap! padł jednorogi, lecz wnet się podniesie: dybią nań strzelczykowie, choć już w innym lesie. Za krzaczkiem się skryje, za skałkę uskoczy. I historia ta kołem toczy się, toczy, toczy – – – 21 Anna Achmatowa REQUIEM (1935-1940) Poezją jest to czego nie można przetłumaczyć 22 Zamiast przedmowy W okrutnych czasach jeżowszczyzny spędziłam siedemnaście miesięcy w kolejkach przed więzieniami Leningradu. Pewnego razu ktoś mnie „rozpoznał”. Wówczas stojąca za mną kobieta o zsiniałych wargach, która, ma się rozumieć, nie słyszała nigdy mego nazwiska, ocknęła się ze swoistego dla nas wszystkich odrętwienia i spytała mnie na ucho (tam wszyscy mówili szeptem): – A czy to może pani opisać? – Powiedziałam: – Mogę. Wówczas coś w rodzaju uśmiechu prześlizgnęło się po tym, co niegdyś było jej twarzą. l kwietnia 1957 roku, Leningrad. 23 Nie, nie chroniły mnie cudze nieba. Pod skrzydła cudze nie uciekłam. Gdy trzeba było trwać, to trwałam Wraz z mym narodem — wewnątrz piekła. 1961 Dedykacja Pod takim nieszczęściem gną się góry, Ogromna rzeka wstrzymuje bieg, Lecz nieugięte są więzienne mury, Za nimi tylko „katorżnicze dziury” I tęsknota czuła jak śmierć. Komu powieją wiatry świeże, Z kim się nie będzie pieścił los Tego nie wiemy ufni wierze, Słysząc jak klucze szarpią dźwierze, Gdy żołnierz ciężki stawia krok. Więc jak na jutrznię ranną wstali I przez zdziczałą szli stolicę, Gdzie martwi martwych spotykali, Newa we mgle i słońce w dali, Tylko nadzieja kusi życiem. Wyrok... Pociekły strugą łzy, Teraz już od reszty odłączona Jakby przed sercem zatrzaśnięto drzwi, Jakby na nice wywrócono sny, Lecz idzie... Słania się. Osamotniona. Gdzież one teraz, współtowarzyszki niedoli Dwóch moich piekłem podszytych lat? Czy je zawieja syberyjska koi? Co im się w snach księżycowych roi? Ślę im na pożegnanie pozdrowienia ślad. Marzec 1940 24 Wstęp To było, gdy śmiał się tylko trup, Rad, że ma wreszcie spokój błogi. Leningrad potykał się o własny bruk, Wlokąc balast więzień jak kulę u nogi. I gdy od męczarń oszalałe Skazańców cale roty szły I krótką pieśń na pożegnanie Zawodził parowozów gwizd. Gwiazdozbiór śmierci stał nad nami, Dygoce niewinna Ruś Pod zbrukanymi krwią butami I w pisku opon czarnych suk. 25 1 Zabrali ciebie tuż o świcie Za tobą, jak za trumną, szłam, Dzieci szlochały w kątku skrycie, Ze świeczki spadła święta łza. Na twoich wargach chłód ikony, Przedśmiertny pot na czole... Musisz żyć! Będę, jak owe Strzelców żony, Pod kremlowskimi, murami wyć. 1935. Jesień. Moskwa 26 2 Jak cicho płynie cichy Don, Księżyc odwiedził pusty dom. Wszedł w swej pożółkłej czapie lisiej. A tutaj cień gasnący tli się, Ta kobieta bardzo chora, Samotna, z twarzą upiorą, Syn w więzieniu, mąż w mogile, Pomódlcie się za mnie chwilę. 27 3 To nie ja, to cierpi ktoś inny. Ja bym nie zniosła. A to, co się stało, Niechaj pomroczą kiry I niech rozproszą latarnie... Noc. 28 4 Któż mógł ci wróżyć, przewrotna kobietko, Beniaminko wszelakich otwartych serc, Carskosielska bachantko, poetko, Że twe życie osaczy śmierć – Że skostniała, w nieludzkim tłoku, Aż „Pod Kresty" z paczką będziesz brnąć I od łzy w twym matczynym oku Lód zapłonie w Noworoczną noc? A za murami osika truchleje. I ani słowa – tyle istnień niewinnych Straciło tam wszelką nadzieję. 1938 29 5 Już siedemnaście miesięcy wołam, Przyzywam cię do domu, Oprawcy padam do kolan, Tyś syn mój, rozpacz moja. Pogubił się świat na wieki, Rozeznać się w nim nie sposób, Kto bestią, kto człowiekiem, Skazaniec nie ma głosu. I tylko butwiejące kwiaty, Przydźwięk kadzideł - i ślady Dróg nie mających końca. I w oczy mi prosto patrzy, I grozi rychłą zatratą Gwiazda ogromniejąca. 1939 30 6 Dni przemykają jak zwidzenia, Wydarzeń tych nie sposób pojąć. Gdy ciebie, synku, do więzienia Odprowadziły białe noce, Gdy znów tak one patrzą Jastrzębim, gorejącym okiem, I o krzyżu twoim wysokim, I śmierci bliskiej kraczą. 1939. Wiosna 31 7 Wyrok I padło kamieniem słowo Na jeszcze żywą matczyną pierś. To nic, wszak byłam gotowa, Trzeba będzie oswoić tę wieść. Mam teraz sporo ważnych zajęć: Trzeba pamięć zabić w zarodku, Trzeba duszę przemienić w kamień, Trzeba zacząć żyć od początku. Bo inaczej... Upalny zgiełk lata. Odgłos święta poruszył zasłony. Przeczułam to, co los dziś spłatał: Dzień świetlisty i dom spustoszony. Lato 1939. Dom nad Fontanką 32 8 Do śmierci Przyjdziesz prędzej czy później – zatem, po co zwlekać? Zapraszam cię z głębi ściśniętego serca. Gaszę światło, drzwi ci otwieram – i czekam: Przyjdź smukła damo, cudownie kobieca. Wciel się w zwid jakiś, by spełnić zadanie. Stań się, na przykład, zatrutym narzędziem, Lub pałką wtargnij w rękach ponurego drania. Udawaj tyfus - niechaj i tak będzie... Albo bajeczkę wymyśl byle jaką, By choć maluczkim zamydlić oczy – Żebym widziała, jak pod dumną czapką Blednie ze strachu twarz mego dozorcy. Wszystko mi jedno. Jenisej się boczy, Gwiazda polarna nade mna jaśnieje. I blask błękitny ukochanych oczu Zasnuwa ostatnie tchnienie. 19 sierpnia 1939. Dom nad Fontanką 33 9 Już obłęd skrzydłem nocy Połowę duszy mej ogarnął I poi winem gorejącym, I wabi w czeluść czarną. I zrozumiałam, że do niego Będzie należał triumf – to pewne. Wsłuchując się w swą własną niemoc, Słyszę już jakieś cudze brednie. Wiem, że nie będzie zgody na nic, I że nic z sobą wziąć nie mogę (Wszak go nie wzruszę błaganiami Ani natrętnym modlitw słowem): Lęku, co w oczach syna wzrastał – Cierpienia zaklętego w kamień, Ani dnia grozy, jaki nastał, Więziennych widzeń wrytych w pamięć, Ani miłego chłodu dłoni, Ani lip drgającego cienia, Ani milknącej polifonii Słów ostatniego pocieszenia. 4 maja 1940 34 10 Ukrzyżowanie Nie opłakuj Mnie, Matko, przebywam w grobie. I Chór aniołów chwilę wielką zwieścił. I niebiosa ogarnął ogień. Ojcu rzeki: „Czemuś mnie opuścił!" Matce: „Nie opłakuj Mnie, przebywam w grobie". II Magdalena, jak widzieli, łkała, Ulubiony uczeń skamieniał. Ale tam, gdzie milcząc Matka stała, Nikt nie śmiał unieść spojrzenia. 35 Epilog I Dokładnie wiem, jak twarz usycha I jak spod powiek wyziera strach – Jakby ktoś hieroglify czytał: Cierpienie ma czytelną twarz – Jak pukle włosów spopielone Z czerni zmieniają się w srebrzystość, Jak grymas śmiechu przerażony Umyka w uniżoną nicość. Modlę się nie za siebie samą, Lecz za nie wszystkie, stojące wraz ze mną, W siarczyste mrozy, w lipcowe upały Tam, pod czerwoną ścianą oślepią. II Znów dzień zaduszny kołacze do drzwi. Czuję was, słyszę i widzę przez sny: I tę, którą ledwie do okna dowlekli I tę, co już ziemskiej nie zazna udręki, I tę, która piękną pochylając głowę, Rzekła: „Wracam tu jakby w pielesze domowe!" Trzeba by je wszystkie przywołać z imienia, Lecz nie ma spisów — po prostu ich nie ma. To dla nich utkałam całun przeogromny Z ich słów nieszczęsnych, jakże zgrzebnych, skromnych. I niech się dla nich ta nić wspomnień przędzie – Wspominać je będę teraz, zawsze, wszędzie. A gdy mi usta zamkną czynownicy, Usta, którymi cały naród krzyczy – Niechże mi wówczas one poświęcą garść wspomnień W tę pustą noc, w przeddzień stypy po mnie. 36 A jeśli kiedyś umyślą w tym kraju Postawić mi pomnik – jak tu jest w zwyczaju – Wyrażam zgodę i na to świętowanie. Pod jednym warunkiem – że pomnik nie stanie W pobliżu morza, w miejscu mych narodzin (Morze mnie teraz ni grzeje, ni chłodzi), Ani w ogrodzie carskim, przy omszałym pniu, Gdzie cień odtrącony szuka mnie wśród snów – Lecz tu, gdzie drżąca wieki całe stałam, I gdzie przede mną ani drgnęła brama. Trapię się, że śmierć mi ześle ukojenie, Że zapomnę, co znaczyło „czarnych suk" dudnienie, Że zapomnę łomotu w nienawistne dźwierze, I staruchę, co wyła jak zranione zwierzę, Niech mi spod spiżu nieruchomych oczu Śnieg topniejący żywą łzę utoczy, I gołąb więzienny niechaj grucha w dali, I niech Newa okręty unosi na fali. Marzec 1940. Dom nad Fontanką 37 Od tłumacza Podstawę przekładu stanowi pełny tekst poematu, jaki ukazał się w miesięczniku „Newa” (czerwiec 1987), oraz jego replika w wydaniu książkowym (Wydawnictwo „Raduga”, Moskwa 1989). Zachowałem ustaloną tam wersyfikację i kompozycję zewnętrzną – układ cykli, motta, daty. Przekład jest, w miarę możliwości, ekwiwalentny, gdy idzie o „muzyczną" strukturę i tonalność tej kunsztownej w sferze rytmów i dźwięków poezji. Poetka pod koniec swego życia autoryzowała zapisany tekst poematu oraz dwa swoje nagrania magnetofonowe (1963, 1964) tego utworu – jest więc to jego wersja ostateczna. Mnogość wersji brała się stąd, że Achmatowa – opanowawszy Requiem pamięciowo – zniszczyła rękopis w obawie przed represjami. „Pamięciowy” kształt poematu krążył wśród najbliższych przyjaciół poetki, w różnych jego formalnych wcieleniach. Gdy więc w końcu pojawiła się szansa opublikowania Requiem za granicą (także w Polsce), powstał problem ujednolicenia tekstu – czym zajął się syn poetki, Lew Gumilow, z którego tragicznymi losami wiąże się narracyjna warstwa poematu. 38 Spis treści Według Homera Tren dla Ofelii Zeznanie łotra W podróży Notatka z czasów Rewolucji Francuskiej Wspomnienie o skrzydłach Na strychu Intymne zwierzenia Pani Res Z Hölderlina Według Flecisty Ogniki Dzień pokerzysty Wypadek na wystawie kwiatów List Na żywo Przydrożne medium Polowanie na jednorożca Requiem (przekład)