Wanda Bacewicz Jasność i czerń 2 Copyright by Wanda Bacewicz Wydawnictwo „Tower Press ” Gdańsk 2001 3 Stoję w ciemności Zamknęłam oczy stoję w ciemności rozpościeram ją w sobie by świat ujrzeć na nowo i oto obraz dal aż po horyzont na niej kreseczka człowiek zagubiony w przestrzeni ? idzie przed siebie ale skąd i dokąd ??nie wie choćby na najwyższy wspiął się szczyt ogromu nie pojmie idzie żmudnie do swego kresu jeszcze chwila i zniknie Stoję w ciemności na nowo dal wskrzeszam jeszcze rozleglejsza kreseczki dopatrzeć się już nie mogę 4 Naprzeciwko Na wprost mego okna ktoś z twarzą przy szybie ? co widzi przed sobą oprócz szarej ściany mojego domu lub brzegu ulicy gdzie ludzie ze swym ciężarem śpieszą byle szybciej do swego mrowiska? co widzi prócz skrawka nieba zamkniętego na cztery spusty w te bure dni listopadowe? Uchylam okno aby dać znak nieznajomej ??jestem tu naprzeciwko o czym myślisz? czego wypatrujesz? ? pytam na migi ale jej oczy są nieme czuję że nic nie widzą poza złudą którą w sobie kryją żyjąc tym co minione Rozumiem i dla mnie teraźniejszość tylko dodatkiem do snów na jawie jednak zbudź się odpowiedz bym nie myślała żeś tylko moim urojeniem czy może odbiciem 5 Pochwała wyobraźni Kilka kroków wszerz kilka wzdłuż mój wspaniały azyl ? nie to nie ironia przestrzeń wystarczająca jeśli zważyć że myśl nie ma wymiarów Przywołajmy ku sobie pustynię bez kresu zmieści się w naszych oczach i doprowadzi nas może do obszarów niepojętych Przedziwna właściwość umysłu ? rozszerza granice pozwala istnieć w nieskończoności na naszych kilkunastu metrach 6 Krąg Wchodzę w sen w ten ciemny świat duchów nie wiem z której strony przyjdzie wezwanie będę szła za nim choćby opór pętał mi nogi choćby potężne drzewa wyrastały przede mną niczym potwory rozszumiałe gniewem Zapadam się w sen posłuszna mej powinności nie lękam się nawet wówczas gdy z rozwartych nagle trumien powstają moi bliscy przywołując mnie ku sobie ??więc jeszcze tu są ??myślę ??potrzeba im widać mojej pomocy aby mogli przekroczyć próg wieczności Brodzę we śnie jak w czyśćcowej krainie ??zanim sama odejdę muszę zapewne odbyć tu pokutę dla tych którzy nie zdołali oderwać się od ziemi ogarniętej bólem z tego bólu przecież powstali i w cierpieniu podjęli odwrót Gdy sen się już kończy i oczy powoli odmykam oni nawet wtedy nie chcą mnie opuścić są nadal ze mną jakby i jawę chcieli mi odebrać 7 * * * To rozdarcie pomiędzy chęcią wiecznego zapomnienia a myślą że ktoś może nas potrzebować ten lęk przed opuszczeniem drogich nam osób choć już zbędna zapewne nasza pomoc ta śmieszna nadzieja że uda nam się doczekać ładu wokół 8 Popiół Patrzę na twarz pełną urody i wdzięku patrzę i widzę jak cały blask z niej opada zamiast złotych kędziorów strzępy bezbarwnych włosów wokół ust gniazdo zmarszczek z jaką to szybkością wyobraźnia moja biegnie i dlaczego ku unicestwieniu? gdyby twarze starych ludzi nagle w moich oczach do dawnej świetności wróciły o ileż świat byłby piękniejszy Patrzę i widzę wszędzie już tylko popiół jakby wszystko co mnie otacza spaliło się od mego wejrzenia 9 * * * Jak pięknie gdy deszcz siąpi i w błyskotki obleka wszystko wokół jakże kojący jest jego miarowy szept ? jeśli napawa kogoś smutkiem chwała mu za to czyż smutek nie jest ziarnem rzucanym w glebę naszych zwątpień czy nie porusza w nas najtajniejszych pokładów aby wydać nieraz na świat dojrzały owoc bólu? więcej na świecie dzieci smutku aniżeli uciechy bo radość gaśnie szybciej niż rozwija się cierpienie Jak pięknie gdy deszcz siąpi i przenikliwie do serca nam się podkrada 10 Wiek dwudziesty Coraz ciemniej dookoła pustka kroki głucho obijają się o bruk z dala nikłe światło miga zwodniczo idę ku niemu choć nie wiem co mi wróży może to oko wilcze? nagle ktoś przede mną już się zbliża barczysty w ręku kij wskaże drogę czy uderzy? szukam ratunku tuż przede mną gałąź zwisa z drzewa ??chwycić ją? czekać? ten naprzeciwko podobną zapewne waży myśl 11 We śnie Wśród bezładnych kamienistych uliczek gdzie rozwalone domostwa na moich oczach zakwitła koniczyna ? radosna jasnoliliowa kępa u brzegu ruin ? to było tak jakby nagle ktoś zawołał ??jeszcze nie wszystko się skończyło! 12 Gdy patrzę na niebo Gdy patrzę na niebo pełne zmiennych krajobrazów odbywam najciekawszą z moich ziemskich wędrówek wspinam się po górach a potem schodzę w dół ku poszarpanym brzegom rzeki rozlewającej swój błękit aż ku fioletowi przeciwległego cypla ? woda nagle osaczona przez gromadę lesistych wysepek na moich oczach zmienia swój bieg uważnie obserwuję statek miarowo kołyszący się na wąskiej już teraz strudze wreszcie płynę nim póki nie utopi się w purpurze zachodu 13 Tryptyk I. Mowa lasu Idę przez las jest lato skwar przystaję nad mrowiskiem przyglądam się mrówkom patrzę z podziwem jak dźwigają ciężary ponad miarę a ja mogę sobie leżeć na cienistej polanie wpatrywać się w drzewa słuchać śpiewu wilgi brzęczenia owadów obserwować jak pajęczyny mienią się w zaroślach gdy błyska słońce ??a może to już moje ostatnie lato? twarz zanurzam w trawę chciwie słucham mowy lasu 14 II. Sad Stoję u brzegu sadu patrzę na białe pnie i błyszczącą zieleń na ławce pod jabłonią otwarta książka ale co mi tam czytanie wolę słuchać jak wiatr strąca owoce czerwienią się w trawie tak soczyście obejmuję wzrokiem moją pogodną przystań chcę ją zapamiętać na mój wszystek czas III. Zagony Poza ogrodzeniem domostwa zagony zagony idę miedzą wśród zbóż skowronek mi nad głową śpiewa u nóg plączą się chwasty w dali łąka oczywiście strumyk niezapominajki a jeszcze dalej przestrzeń nowych zagonów ogromna żeby tak można było zapomnieć o wszystkim iść iść aż do końca 15 Jezioro jesienią Woda prawie nieruchoma choć w głębi tysiące żyjątek krząta się wokół swego domu zabiega o pokarm gładką powierzchnię trąca pyszczkami woda tylko drga a przecież bywało że fale miotały o brzeg zmierzwioną pianę z dzikim przyśpiewem Dziś jezioro drzemie mętne od lenistwa i chciałoby się zawołać ??uderz w dzwony zbudź topielców niech wołają o ratunek dość że ja stoję tu na brzegu bez jednego słowa 16 Nocą Sen uleciał ? Otwieram okno i patrzę na niebo całe w złocistej poświacie ? domy jak martwe ciemnymi bryłami majaczą nikt nie idzie ulicą cisza wielka w jakim to świecie ludzie błądzą ci co zanurzeni w falach snu i ci co oka jeszcze nie zmrużyli? jakież to widziadła u ich powiek ile myśli udręczonych? dobrze wiem co to otchłań nocy bezsennej a czasem i tej która nam grozi magią szpetnych obrazów ani się od nich uwolnić ani je przezwyciężyć uparcie nas trzymają w swym zamkniętym kręgu więc gdy okno już zamykam i w pustkę ulicy ostatnie rzucam spojrzenie z lękiem myślę o nowych zjawach sennych ale bywa ze otwiera się przede mną kraina pełna jasności i spokoju wtedy pragnę aa zawsze w niej pozostać 17 * * * Ile to zadajemy sobie pytań bez odpowiedzi wciąż się nasuwają te same i nowe wzbogacone o niedostatek wiedzy albo o wiedzę pełną wątpliwości więc postępując naprzód wciąż stoimy w tym samym punkcie w którym zbiegają się radości nie spełnione do dna co nam przyniesie ostatnia chwila czy westchnienie ??nareszcie czy pełne grozy ??a więc to już choć nie odpowiedzieliśmy sobie na tyle pytań 18 Zwycięstwo prof. dr. Wiktorowi Dedze Ludzkość to jakby wielkie winogrono zawieszone w przestrzeni śmierć zrywa jego jagody według ściśle określonego planu te co z brzegu ??przejrzałe same odpadają po inne śmierć sięga z rozmysłem wyławia je ze środka choć skryte w kiści jeszcze celu nie osiągnęły ale są i takie które nie dopuszczają śmierci do siebie póki zadania swego nie spełnią i to chyba największe zwycięstwo woli nad materią 19 Ludzie i przedmioty I Pochylam się nad stołem i słyszę jak jego deski. dźwięczą żałośnie pod dotykiem hebla a gdy sięgam jeszcze dalej słyszę wezbrany szum lasu żegnającego powalone drzewa ? już je ciągną przeklinają ciężar potem przyjdą piły i siekiery ? co też musiałeś przeżyć stole jak cię poskramiano abyś mi służył pokornie II Leżę jest mi dobrze wygodnie ale sen nie przychodzi więc myślę o tym jakie to ręce zakładały sprężyny naciągały pasy obijały wierzch mojego tapczanu czy był to rzemieślnik z piosenką na ustach czy zmęczony życiem stary człowiek? o czym dumał trudząc się robotą? czy sięgał do źródeł swoich niepowodzeń 20 czy jak automat spełniał swe zadanie byle skończyć jak najprędzej? gdybym mogła odczytać ślady jego doznań które gdzieś tu przecież musiały pozostać w tym pudle na którym leżę III Grażynie Mój fortepian stoi cichy nikt go nie dotyka czasem tylko się odezwie gdy kurz ścieram z klawiszy a przecież pełen jest muzyki wystarczy przymknąć oczy i wytężyć pamięć rozbrzmiewa akordami które w nim powstawały i uparcie powtarzaną frazą cierpliwie formowaną aż do ostatecznego kształtu ? napinam zmysły oto powstaje z martwych wiotka postać widzę ją wyraźnie pochyla się nad nutami myśl swoją notuje ? instrumencie przyjacielu zachowaj dla mnie te chwile 21 IV To jej palce przyszywały lamówkę do mojego swetra aby go upiększyć Palce już prochem w ziemi a zużyta szmata istnieje do oczu mi podbiega przypomnieniem Tylko jedno łamie banał tych rozważań ??trzeba być kochanym aby z martwych powstać V Kufer ozdobny z dawnych lat pełen pamiątkowych sukien nikomu ich dać takie smukłe w pasie i tyle w nich wspomnień Przeżyją i mnie a potem staną się kłopotliwym balastem dla pokoleń następnych póki ktoś nie wpadnie na trafny pomysł ??spalić je na ofiarę tej z którą powinny byty odejść 22 VI W koszu zbiór listów z różnych dat z różnych stron ? litera za literą wyłaniają się z nich przedziwne postacie dla których pisanie było ozdobą życia Te listy znajdą opiekunów i przetrwają może długo będą zwierciadłem minionych ludzi wiernym poprzez wieki Więc to jednak nieprawda że martwe przedmioty zostają a my giniemy 23 Obraz Patrzę na zarośla odbite w wodzie ? wchodzę w gąszcz usiłuję rozgarnąć splątaną ścianę która wciąga mnie w głąb gdzie jestem czy jeszcze tu czy może już tam? ach po cóż myślę zamiast w inny wejść wymiar podeptać rzeczywistość 24 * * * Dokąd idziemy? (czy słowo „idziemy" jest tu właściwe?) dokąd płyniemy poprzez morze ciemności? nie ?- raczej wznosimy się -? niewidzialnymi skrzydłami przecinamy przestworza by uciec daleko od ziemskiej zagłady I oto nowy ląd cicho spokojnie czyżbyśmy dotarli do gniazda nie skalanego żadną zbrodnią? więc to kolejny punkt wyjścia ? dokąd nas zawiedzie czy nie popadniemy znowu w niewolę urojeń? Bo czyż istnienie które dane nam porzucić nie jest tylko omamem? a może po prostu lekcją przeobrażeń 25 Uliczka Coraz częściej zjawia mi się we śnie podmiejska uliczka szukam tam jakiegoś domu który ma być moją ostoją ale kwitnące wokół chwasty zagradzają mi drogę nie wiem w którą iść stronę ? może to uliczka cmentarna na której domu mego jeszcze nie ma więc próżno go szukam 26 Martwe ryby Przymykam oczy ogarnia mnie cisza nabrzmiała obrazami wspomnień stałam nad urwiskiem patrzałam na wzburzone morze ? czepiając się roślin schodziłam w dół a tam na piachu martwe ryby wyrzucone przez wodę i bezład morskich odpadków ? słońce świeciło krwawo jakby na trwogę usiłuję dociec gdzie to przeżyłam czyżby we śnie? jeszcze jedna fala niewyjaśnionych wspomnień odpływa w ciemność 27 Nie o to chodzi Kiedy gaszę światło jawią mi się obrazy jaskrawe płaszczyzny których znaczenia nie pojmuję choć wiem że ich sens objawi się na koniec jako skowyt albo krzyk i nie tylko mój bo czyż nie jestem jednym z wielu? nie powtarzam się w różnych odmianach tym samym wodzona lękiem w tym samym zanurzona buncie? Natężam myśl rejestruję dobro które stworzyła ludzka mądrość jakże jednak ono nikłe wobec ogromu czerni zalewającej brzegi jasnych wysepek ? daremnie staram się zrozumieć tych wszystkich których ogarnęła żądza p o s i a d a n i a przecież nie o to chodzi ale o wielką wszechogarniającą miłość między ludźmi 28 Krzywe lustro Te rozmowy te scysje które nic nie dają te słowa niepotrzebne których się żałuje te wielkie prawdy rzucane sobie w oczy i chęć uwolnienia się już na zawsze od krzywego lustra które obie strony tak skwapliwie sobie podają 29 Więc nigdy? W ziemskiej kuli zamknięci od początku aż do końca naszego istnienia usiłujemy cel nasz pojąć wszystko co przed nami ogrom barw i kształtów nie jest że hojną zapłatą za trud myślenia skąd i dokąd idziemy? wiemy co to wszechświat bliscy już jesteśmy zrozumienia jak powstał a nie potrafimy siebie ulepszyć więc nigdy ziemia nie stanie się łagodną planetą? 30 Zamęt Moje myśli wciąż się rozbiegają na różne strony nie dają chwili spokoju słyszę ich tupot urywki rozmów bezładne postrzępione pragnę je uporządkować wytyczyć drogę dotrzeć do sedna jakie ono jest nie wiem wiem jedynie że nie chcę tego zamętu Myśli moje ustawcie się w szeregu bym mogła was odliczyć ogarnąć cel biegu 31 Ile jeszcze razy? idą idą idą przechodzą odchodzą korowód ludzi pogrążonych w apatii twarze bez uśmiechu nijakie dokąd dążą te całe gromady które łączy jedynie smutek? ile jeszcze razy karta musi się obrócić aby nadzieja powiała? 32 Czekać Bywają chwile że już nie ma na czym oprzeć poplątanych myśli ani nadziei wyłuskać trwa się w popłochu ?co będzie dalej? że odrzuca się od siebie chęć uporządkowania zamętu który nas obezwładnia i już nic poza bezkształtem lecz wszystko ma swe rozwiązanie więc tylko czekać czekać 33 Niewiedza Co wiemy o dniu który się rozpoczyna? tylko jedno ze przeminie ale jak co nam przyniesie czy w jednej minucie od życia nas nie odtrąci gdybyż to wiedzieć a przecież i tak od złego dnia nie zdołalibyśmy uciec niewiedza naszym puklerzem dzięki niej nawet gorzki dzień przywitać możemy uśmiechem 34 * * * Już nas coraz mniej nasi bliscy pogrążeni w nicości spoczywają w ziemi zgasłymi oczami oglądają ciemność zmartwiałymi uszami zgłębiają ciszę ? ich udziałem to co dla nas nie do ogarnięcia 35 Drobina w ogromie Wiadomość z którą nie chcemy się pogodzić wyzwala w nas chęć ucieczki ? iść gdzieś za miasto daleko gdzie można się zagubić w ogromie oddalającego się horyzontu iść do ostatniego tchu potem ukryć twarz w bujnej zielem przydrożnego rowu i trwać tak w odpoczynku a na koniec także w zdumieniu że zmartwienie maleje gdy pojmujemy żeśmy drobiną w nieogarnionej przestrzeni 36 Ulegamy złudzie Niebo groźne rozwarstwionym nurtem chmur płynie nad nami przypomina o bezbronności naszej planety ? przy byle większym podmuchu przestwór może ją pochłonąć jak rekin płotkę niebo groźne obala w naszym umyśle śmieszną wiarę w ziemską trwałość ale wystarczy że niebo gładkim błękitem proporcje nam się mieszają ulegamy złudzie żeśmy panami siebie 37 Sam ze sobą Gdy jesteś sam ze sobą i uciekasz w ciemność przymkniętych powiek cisza w tobie dźwięczy tak dotkliwie że stajesz się rozedrganą kanwą na niej podświadomość kreśli obrazy jakich próżno byś szukał w swojej wyobraźni i trwasz w osobliwym świecie może tym który już przeżyłeś tyle że go nie pamiętasz a może tym który przeczuwasz ? w nim niepokój ziemi w dzierżawę ci danej 38 Brzask Koguty pieją ale nie te kolumbijskie Marqueza co to wydzierają sobie pióra w zaciętej walce nasze swojskie zwiastujące brzask za chwilę inne ptaki podejmą swoje rozmowy wciągną nas w śpiew zrazu nieśmiały solowy by na koniec zabłysnąć pieśnią chóralną pełną radości z nowego dnia jak się jej oprzeć gdy za oknem rozległość pól którym pragniemy służyć z własnego nieprzymuszonego ja 39 Łagodność żegnania Ostatnia łagodność w naturze żadnego powiewu czerwienią się jagody na krzakach słońce spaceruje po grządkach pośród nich człowiek ? przymknął oczy ni to słucha ni drzemie a może próbuje o niczym nie myśleć 40 Miara wzruszenia Unoszenie się na rozedrganej materii dźwięków wnikanie w ich sedno odgadywanie twórcy cóż wspanialszego? jeśli łzy napływają do oczu tym większe zwycięstwo liczy się przecież miara wzruszenia Odrywanie się od tego co wokoło od własnego ja od miejsca i czasu w którym istniejemy przerzucanie się w świat z nieograniczoności poczęty ucieczka niezawodna w muzykę 41 Strefa wolna Muzyka to jedyna na całym świecie strefa prawdziwie wolna Muzyka nie musi nic oznaczać sama w sobie jest znaczeniem wielowarstwowym wieloprzebiegowym niczego od nas nie wymaga poza wrażliwością i chłonnością umysłu każdy może ją odbierać jak tego pragnie Muzyka pozwala wzlatywać w nieskończoność 42 Już czas Czas już powrócić do świata gdzie rządzi myśl czysta w swej niezależności ona jeden tylko stawia warunek odnaleźć właściwe słowo i radość zwycięstwa nad sobą Czas już przełamać bezsens nieufności i nieznośną gnuśność co życie uprzykrza uwierzyć znowu w wędrówkę po obszarach gdzie nagle kwiat na ustach nam zakwita 43 Przeciw szarzyźnie szarzyzna mroczno a przecież jest las gąszcz wonny igliwiem i smuga drogi prowadząca gdzieś w dal zawsze pełna harmonii ? niechby nawet wycięto wszystkie drzewa głębia lasu w nas pozostanie romantyczna smuga poprowadzi ku jasności choćby tylko wymarzonej i jest łąka zbiegająca ze wzgórza z naręczem różnokolorowym niebo nad nią rozwarte rozćwierkanym blaskiem nie trzeba do jego bram kołatać i są pola ciężarne hen aż do widnokręgu wiew nieskończoności wszystko to dla nas przeciw szarzyźnie wbrew mrocznym myślom 44 Jasność i czerń Wzdłuż sufitu snuje się pajęczyna omiatam ją ostrożnie aby nie naruszała harmonii mego sennego widziadła – lśniącej bieli korytarza którym idę dokąd? - nie wiem wyczuwam tylko że zobaczę coś pięknego a na dworze rankiem także wszystko w bieli nawet brzegi domów ozdobione śniegiem jasność nieskończona odbiegła myśl że w każdym załomie czaić się może zło że wystarczy jedno mgnienie aby w poprzek bieli popłynęła czerń przecięła radość świetlistego dnia 45 * * * Patrzę na ciebie ale udaję że mój wzrok ślizga się tylko ponad twoją głową a i ty patrzysz w bok jakbyś bał się mego wzruszenia i dopiero gdy cię pożegnam skromnymi słowami ??no to bywaj będę mogła być sobą ? cóż że niosę kwiaty ofiarowane mi przez ciebie jakżeś daleki ty którego każde drgnienie jest dla mnie prawem ty którego czułości tak mocno pragnę 46 Obrona nadaremna To nic to nic to tylko cienie przelatują przez mój pokój wspinają się po suficie by kaskadą opaść mi na piersi w tę noc nieuśpioną to tylko wozy naładowane kamieniami wjeżdżają w moją ciszę aby ją zmiażdżyć ? za dnia odepchnięte myśli skradają się bezlitośnie chwytają mnie w swoje sidła badam słowo za słowem nawet te które nie padły tylko zawisły nad nami przybierają realne kształty budzą opór ? po co je przesłuchuję? marni to świadkowie w mojej sprawie bo gdzie chłodna rozwaga pragnie ośmieszyć uczucie zbyt wiele dowodów winy obrona nadaremna 47 ** * Cóż mogę ci rzec poza tym że czarne chmury obsiadły brzegi nieba bronią przystępu do głębi i tylko nam się ślizgać wzrokiem po mętnej powierzchni której żaden promień nie prześwietla a przecież głębia była jedyną ucieczką w chwilach rozterek tam się odnajdywaliśmy po naszych ciężkich potyczkach tam się jednoczyliśmy wierząc że zawsze chmury da się przepędzić teraz rozumiemy trwałość to rzecz krucha nie trzeba z nią zbytnio igrać wystawiać ją na próby bo w jednej minucie może się rozpaść i jej drobin nie zdołamy już w całość złożyć 48 Powtórna wędrówka Przymknąć oczy wrócić do samego początku i całą drogę przebyć raz jeszcze taka powtórna wędrówka przez życie zupełnie realna bo zależy jedynie od nas samych krok za krokiem idąc bacznie możemy się przyjrzeć własnym potknięciom więc gdy z rozważań tych na koniec się zbudzimy nasz los ??być może już nie wyda nam się niesprawiedliwy 49 W niedopowiedzeniu Widzę daleką drogę całą w złocie przetykaną kępami spóźnionej zieleni Szliśmy tą drogą trzymając się za ręce teraz w pamięci tylko cień twojego uśmiechu Błąkam się po naszych wertepach szukając nie wypowiedzianych słów wśród jesiennych szelestów czemu skąpiliśmy sobie wyznań? Jakaż to dojrzałość kazała nam milczeć by po latach cisza ta omotywała nas siecią domysłów? Czy już wtedy rozumieliśmy że wszystko przemija więc lepiej uczuciom dać przetrwać w niedopowiedzeniu? 50 Krajobraz I Powietrze przejrzyste kontury drzew osadzone ostro w błękicie między konarami cisza ani wiatru ni śniegu tylko suchy mróz w blasku zachodu przerażająco bezwzględny 51 Krajobraz II Biała przestrzeń naznaczona siadami zbłąkanych ptaków to wszystko co po nich zostało - śnieżna przestrzeń skrzy się obojętnie skute lodem drzewa stoją nieme ? jak okiem sięgnąć srebrzyste całuny do nóg nam się ścielą usłużnie 52 Przestrzeń można zniweczyć Dzielą nas setki kilometrów ale przestrzeń można zniweczyć wychylić się poza nią cóż za radość oto zarys twojej twarzy śnieżynka zawisła na rzęsach które opuściłaś jakby śniąc idziesz z głową ku górze nasłuchujesz szmeru niespodzianej bieli ? czy i ty wychylasz się poza przestrzeń aby ujrzeć kogoś dalekiego? może w tym wspólnym pragnieniu jesteśmy razem choć ciebie inny cel wabi ważne to że wszyscy kogoś szukamy i nigdy się nie kurczy nasz krąg marzeń 53 *** Są takie dni że gdziekolwiek myśl obrócę przypływają ku mnie twarze tych którzy odeszli widzę ich nawet wśród żywych więc idę im naprzeciw i dopiero z bliska pojmuję że to tylko ich odblask Dlaczego mnie niewolicie? czy chcecie mnie przywołać? jesteście przypomnieniem czy też znakiem nierozerwalności. Są takie noce że żyję pośród was jakbyście wcale nie odeszli jakbyście byli tu nadal skryci za ścianą snu którą jednym ruchem możecie odsunąć aby się ze mną zjednoczyć i wtedy was proszę nie odchodźcie póki mi siebie nie ofiarujecie na zawsze 54 Czy się kiedyś dowiemy? Czy się kiedyś dowiemy kto zaprogramował nasze szczególne sny i jakim to sposobem odtwarzaj ą się one w nas wiernie w odległych odstępach czasu? Chodzę po jakimś mieście już dobrze je znam (a więc może ono istnieje?) bezskutecznie szukam domu który zapadł w moją pamięć ale kiedy i gdzie - nie wiem albo pętam się po mieszkaniu gdzie każdy przedmiot jest mi bliski (czyżby i ono było realne?) a małe samotne podwórze z uschniętym drzewem pośrodku co symbolizuje wciąż się we śnie odradzając? czy się kiedyś dowiem? 55 Pamięć Uśpiona za dnia pamięć budzi się gdy śnimy prowadzi nas w minione ukazuje jak w lustrze utracone przedmioty wyławia postacie zatopione we mgle ? znowu jesteśmy jak niegdyś nie obciążeni balastem doświadczeń które dzień za dniem gubią naszą przeszłość ? znowu wszystko widzimy tak jak wówczas gdy byliśmy tak naiwni gdy przeszłość i przyszłość stanowiły dla nas jedno 56 Złożoność Życie każdego z nas to nie jednolita całość mniej lub bardziej udana to budowla wznoszona z mnóstwa elementów przez dziesiątki lat podatna na kataklizmy bieg zdarzeń doświadcza nas często odmienia więdną nasze zapały choć zawsze czekamy na cud bo drzemią w nas radosne punkty wy zwalaj ą się nieoczekiwanie spojrzenie tkliwe motyw z Mozarta połyskujące listki topoli zapach szczap smolnych lub niezmierzona rozległość pól róźowość nieba o zachodzie czy zabawka z dzieciństwa wszystko to rozświetla się na wyrywki w naszych przygaszonych oczach ratuje nas przed skostnieniem w najmniej spodziewanych momentach stroi wewnętrzne domostwo odnawia wiarę w piękno nasza budowla złożona nie tylko z chwil ciemnych ale i świetlistych które odżywają w nas wzruszeniem by łatwiej nam by żyć 57 Dwudziesta rocznica Grażynie Siostro moja siostrzyczko przyszłaś nocą niespodziewanie kucnęłaś u mego wezgłowia jakbyś chciała zanucić mi kołysankę przepędzić bezsenność pragnęłam przygarnąć cię ku sobie ale bałam się tak się bałam że znikniesz i już nie będę mogła obejmować cię nawet spojrzeniem więc tylko patrzyłam na ciebie bez słowa a ty weszłaś w mój sen razem wałęsałyśmy się gdzieś po cudownych bezdrożach i zgubiłam cię dopiero gdy ranek brutalnie zapukał do mego okna I - 1989 58 * * * Grażynie Myśl moja krąży wokół dnia gdy drogi się rozbiegły gdy wszystko w naszym życiu tak się odmieniło już nie rozpaczam to już poza mną moje wzburzone uczucia daleko odpłynęły jest już tylko rozmyślanie nieustannie czynne i zadziwienie że czas tak nas przetwarza wreszcie rozumiem rozstanie nie istnieje ??nawet rozstanie ostateczne ? jeśli ten który odszedł ciągle jest z nami jeśli ofiarowujemy mu każdy nasz dzień jeśli go spotykamy we śnie nasze rozstanie nie istnieje 59 Płyniemy samotnie Joasi Przychodzimy trwamy odchodzimy ? nasi bliscy obok nas ale co o nich wiemy? a oni też nas nie znają spotykamy się rozmawiamy unikając jednak spraw które tkwią w nas głęboko ? chowamy je dla siebie nie z egoizmu z obawy aby ich nie odrzucono nie sponiewierano zaufania patrzymy na siebie ukradkiem by nie płoszyć domysłów choć one ??być może ? nie narzucają się temu komu potajemnie coś zawierzamy czy nigdy nie przekroczymy wznoszonego odruchowo muru zahamowań? – o ileż łatwiej byłoby nam żyć łatwiej umierać płyniemy samotnie po niezmierzonej głębi 60 Spojrzenie które nas wprowadza w świat pełne troski zawsze wierne ? inne które nas zmienia budzi do nowego życia darzy zapamiętaniem ? i takie które skrzy się gniewem lub pełne niechęci czy aż do bólu obojętne ? na koniec to niezwykle łagodne które nas żegna na zawsze każde z tych spojrzeń żyje w nas odwołuje się do naszego sumienia albo usiłuje pocieszyć niezliczona ilość spojrzeń których nie sposób zapomnieć 61 Bolesna czułość Alinie Im bliżej jestem kresu Ty z każdym miesiącem z każdym dniem rozrastasz się we mnie jak roślina w urodzajnej glebie czy to próchniejące kości użyźniają moją tkliwość? – gdy wymawiam Twoje imię chcąc Cię przybliżyć usta mi drżą przed oczami moimi wszystkie odcienie Twego uśmiechu zamyślenia smutku ? troska o Ciebie wzbiera do utraty tchu bolesna to czułość która nie pozwala odchodzić w spokoju 62 * * * Dla kogo pisać w tych czasach przełomu tylko dla siebie? zbieram okruchy słów z dziurawego worka pamięci ale czy są mi one potrzebne? może służą tylko nakazom obowiązku bo oto jestem a jakby mnie nie było gdy milczę starcza mi jak dziecku spacerować po szlakach wyobraźni ? w późnych latach rzadko nam się to udaje choć to zawsze upragniona ucieczka gdy zamęt wokoło może istnieje ona właśnie by szukać słów a dla kogo ??obojętne XI - 1990