LEOPOLD SZAFRANIEC ANNA BACZEWSKA Sekrety Miłości ii mi iim ni 1080916223 POMORZE • BYDGOSZCZ 1989 Opracowanie graficzne Jolanta Merc Redaktor Mirosława Michalak Redaktor techniczny Anna Faleńczyk Ilustracje g L l 7 7 8 Marek Trojanowski v/ A- -Ł i i Zdjęcie na okładce Robert Król (C) Copyright by Pomorze, Bydgoszcz 1989 ISBN 83-7003-458-6 Redakcja Wydawnictw Pozaprasowych „Pomorze" Pomorskiego Wydawnictwa Prasowego RSW „Prasa-Książka-Ruch" w Bydgo- szczy Wydanie III poprawione. Nakład 99.660 + 340 egz. Ark. wyd. 12,0. Ark. druk. 13,0. Papier offsetowy Vkl. 70 g. Diapozytywy wykonały Zakłady Prasowe w Warszawie Podpisano do druku w listopadzie 1989 r. Druk ukończono w styczniu 1990 r. Druk i oprawa Prasowe Zakłady Graficzne RSW „Prasa-Książka-Ruch" w Łodzi, ul. Armii Czerwonej 28. Zam. nr 3157/89 E-8. BUW-EO- SPIS TREŚCI Marys; 1 Nie taki diabeł straszny albo do ginekologa panie, wszyS: 2 lo nie choroba naucz albo pogodzenie z masturbacją ..... 17 C1< 3 Dziewczyńskie lęki albo radosne smutki . . 27 j Ma i no j 4 Głupio mi albo bolączki chłopców .... 41 j białe g Najtrudniejszy pierwszy krok ! Prze albo wokół inicjacji ......... 53 i za r Co 6 Miłości trzeba się uczyć co albo kłopoty z satysfakcją ....... 65 j *° 7 Marzenie wszystkich albo kulisy orgazmu . . 81 du1 że: 8 Dziewczyna i chłopak albo zwycięży para . . 95 ]ei 9 Kalendarzyk czy prezerwatywa albo kilka słów o antykoncepcji ..... 113 i 10 Wołanie o ciążę albo bez histerii .... 125 11 Miłość z przeszkodami ( albo o zdradzie i zazdrości ....... 133 12 Życie to nie bajka albo rozstanie .... 145 13 Człowiek istota skomplikowana albo o temperamencie ........ 157 14 Urazy i lęki albo o potrzebie delikatności . . 165 15 Niezdrowa sensacja albo wokół normy . . . 173 16 Postawy albo primum non nocere .... 197 Na początku były li- sty. Dużo listów, które przychodziły do „Razem". Trzeba było z nimi coś zrobić i tak zrodziła się rubryka pod hasłem ARS amandi. No, a teraz oddajemy w Wasze ręce książkę. Jest to wybór tekstów wydrukowanych we wspomnianej rubryce. To nietypowa książka, bowiem jej współautorami są Czytelnicy. Nic Tiie przesadzam. Przecież składa się ona z Waszych listów i moich na nie odpowiedzi. Nie da się ukryć, że nie musiałbym się nad nimi trudzić, gdyby nie Wy. Sami więc widzicie, że sprawcą wszystkiego są Wasze listy. Prawdę mówiąc, wolałbym abyście nie musieli ich pisać. Świadczyłoby to o tym, że wiedza o organizmie człowieka i jego życiu intymnym jeat już własnością ogółu. Niestety! Tak jeszcze nie jest i pewnie nieprędko będzie. Dlatego ciągle ktoś bę- nie siadał nad kartką papieru i pisał do mnie o tym co go nie- pokoi, smuci, męczy, drażni, denerwuje, czego zupełnie nie po- trafi pojąć i z czym sam zupełnie nie może sobie poradzić. Po- radzić mam ja, a więc radzę jak potrafię. Wykorzystuję włas- ne doświadczenie lekarskie i wiedzę podawaną przez autory- tety medyczne. Co tydzień w ,,Razem" próbuję rozwikłać czyjąś skompliko- waną sprawę osobistą. Wybieram te przypadki, które wymagają natychmiastowej reakcji, bądź te najbardziej dla młodych ty- powe, powtarzające się w wielu listach. Te pierwsze adresuję bezpośrednio do autora bądź autorki listu, te drugie do wszy- stkich moich Czytelników także i tych, którym akurat nic nie dolega, których nic nie martwi. Ale kto wie co się człowiekowi może w życiu przytrafić? Dokonując wyboru tekstów do tej książki, zdecydowałem się praede wszystkim na te, które, jak sądzę zaimiteresawać mogą wszystkich młodych ludzi. Chciałbym wyraźnie podkreślić, że książka nie pretenduje do rangi dzieła z zakresu seksuologia i w żadnym wypadku nie należy jej tak traktować. Jest tym, czym jest — zbiorem odpowiedzi, czy jak kto woli rad, na listy mo- ich Czytelników. dr LEOPOLD SZAFRANIEC NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY ALBO DO GINEKOLOGA Mam kłopot, z którym nie mogę sobie dać rady. Nikt z ro- dziny o nim nie wie, do lekarza boję, a raczej wstydź? się iść, koleżankom nie ufam. Zresztą co one by mi pomogły? Mam już 16 lat i kilka miesięcy, chodzę do drugiej klasy zasadniczej szko- ły zawodowej i do tej pory nie mam okresu. Bardzo się tym martwię, więc może Wy mi powiecie, co mam robić. — ZROZ- PACZONA BASIA. Jestem matką osiemnastoletniej córki i martwi mnie fakt, że poczynając od 1979 r. (pierwsza miesiączka) ma ona zaburzenia w miesiączkowaniu. Obecnie znowu jest kilkumiesięczna przer- wa. Nie mam z nią poważniejszych kłopotów wychowawczych poza tym, że ma trochę dziwne usposobienie. Nic jej nie cieszy, 'l bardzo rzadko się śmieje i sprawia wrażenie, jakby była czymś 4 załamana. Nie mam z nią wspólnego języka, nie zwierza mi się '.4 ze swoich kłopotów, jest milcząca. Fizycznie nie wygląda na 10- -$ siemnaście lat — jest szczupła, blada, choć morfologię ma do- | brą. Wysiałam ją dwa razy do ginekologa. Za pierwszym otrzy- J mała pigułki, za drugim zastrzyk, ale w dalszym ciągu mie- 3J siączki nie było. Po raz trzeci poszła do lekarza. Tym razem . powiedział jej, że nie ma żadnych podstaw do obaw i nie prze- •i pisał mic. Ja jednak iw dalszym ciągu się martwię. Uważam, że '• dziewczyna po ukończeniu osiemnastu lat powinna mieć te sprawy uregulowane. A może powinnam pojechać z nią do ja- kiejś przychodni specjalistycznej? — MATKA. Listów opisujących kłopoty z miesiączkowaniem (przychodzi dużo i nic w (tym dziwnego. Jest to umartwienie sporej liczby dziewcząt. Zdecydowana większość 2, nich zupełnie niepotrzeb- nie robi z tego dramat. Tymczasem sprawy mają się następu- jąco. Dziewczyny roapoczynają miesiączkowanie w bardzo różnym wieku. U jednej miesiączka pojawia się w dwunastym, u innej w czternastym, a u jeszcze innej w szesnastym roku życia Je- żeli drugorzędne cechy płciowe rozwijają się prawidłowo, to szesnastolatka nie ma jeszcze co się martwić brakiem miesiącz- ki, może jeszcze poczekać, ale już niedługo. Jeśli natomiast dziewczyna kończy lat siedemnaście i nadal nie miesiączkuje, to badania są niezbędne. Przyczyny braku -okresu mogą być bardzo różne, np.: rozwojowe zaburzenia anatomiczne narządu rodnego czy zaburzenia hormonalne. Wizyta u ginekologa jest w takiej sytuacji konieczna. To wszystko o czym przed chwilą napisałem, dotyczy dziewcząt żyjących w naszym klimacie. W :t z ro- , innych te sprawy mają odmienny przebieg i tak np. w Afryce się iść, dziewczęta dojrzewają wcześniej. 'am już - Teraz o nieregularności w miesiączkowaniu. Jest to u bardzo 'Ą szko- młodych dziewcząt niemal reguła. Zaburzenia występuje długo, ńę tym wiele lat. Pierwsza miesiączka ipojawia się ipowiedzmy ok. dwu- ZROZ- następnego roku życia, a pełną dojrzałość osiąga kobieta mniej więcej w 18 — 19 roku. Sporo czeka się na dojrzałość organizmu ' i czekać trzeba. Idealne cykle, bez żadnych zaburzeń, zaczynają 1 e się właściwie ;po (pierwszym porodzie. Bywa jednak i tak, że urzenia , , . ..... ... , _ , , kobiata do końca życia miesiączkuje nieregularnie. Powód — DTZCT- nierównowaga harmonalina, nieuchwytna 'nawet w badaniach. ! Mam nadzieję, że po tych informacjach matka osiemnastolatki , uspokoiła się nieco. Myślę, że w przypadku Pani córki nie ma podstaw do najmniejszych obaw, więc powtórzę opinię ginekolo- jni si,6 ' ga, u którego była córka. Może ona jeszcze poczekać na ' " unormowanie się cyklu, jest przecież ciągle w fazie dojrzewania. Nie ma przecież sensu, żeby szpikowała siQ lekami. Doradzam °" jej i tym wszystkim, które po osiemnastym .roku życia mają " mie~ zaburzenia, przeprowadzenie badań cytohormonalriych, które Tazem poizwalają usitalić stopień zaburzenia hormonalnego. Myślę, że niepotrzebnie wiąże Pani usposobienie córki z za- ałn* ze burzeniami w miesiączkowaniu. Chyte że Pani sama stwaraa liec w domu wokół tego smętną atmosferę dramatu. Jeśli tak, to bar- a~ i dzo prawdopodobne, że córka nią przesiąkła. Sądzę jednak, choć wyrokować w takiej sprawie, zwłaszcza na odległość, bardzo 'chodzi trudno, a właściwie nawet niemożliwe, że przyczyna braku uś- liczby miechu i 'radości u córki tkwd w czymś iinnym. Najwidoczniej itrzeb- ' jest Coś, co ją gnębi, co powoduje depresje. Pani oczywiście istępu- o tym nie wie, bowiem córka nie zwierza się Pani ze swoich kłopotów. Najwyraźniej czuję żal w tym stwierdzeniu. Chcia- óżnym łaby Pani, żeby osiemnastoletnia kobieta mię miała przed Panią , iinnej żadnych tajemnic?! Oczywiście jest to możliwe, ale izależy w ia je_ równej mierze od Obydwu stron. Czy nie ma Pani sobie nic do wo jo zarzucenia w tym względzie? Czy nigdy nie popełniła Pani żad- esjącz. nyoh uchybień w kontaktach z córką? To jest materia bardzo omiast delikatna, łatwo tu coś zepsuć, natomiast itrudno naprawić. Czło- f- yjg wiek się. zamyka przed innymi nie ot tak scfoie, ale eaiwsze z ja- rą jy kiejś przyczyny. Niewykluczone także, że córka nie ma żadnych lrząc)u kłopotów, a po prostu ma taką konstrukcję psychiczną, taką oso- ,a jest bowość. Jeden tryska radością, a inny jesit tak ipoważny, że aż c ,Wilą sprawia wrażenie wiecznie smutnego. Jeśli Panią bardzo martwi Cie yf . „dziwne usposobienie", proszę zapytać córkę o kłopoty, proszę spróbować z nią porozmawiać, ale jak równy z równym, jak dwie kobiety, a nie występować z pozycji, że matka wie wszystko najlepiej i towilla. Taka postawa do niczego pozytywnego niie mo- że doprowadzić. Na marginesie listów jeszcze kilka uwag. Nie należy mylić, co często się zdarza, owulacji :z miesiączkowaniem. Owulacja to wykluwanie się jajeczka z jajnika i jest to faza płodności. Jej przeciwieństwem jest krwawienie w pewnym okresie cy- klu, czyli miesiączkowanie. Różnica, jak widać, zasadnicza. Ciąża nie zawsze powoduje zatrzymanie miesiączki. Znane są przypadki miesiączkowania w pierwszych czterech miesiącach ciąży (dlatego w czterech a nie np. w sześciu, że jest to wła- śnie ten moment, kiedy jama macicy całkowicie wypełnia się płodem), mimo braku owulacji w tym czasie. W czasie mie- siączki, nazwijmy to „ciążowej" nie może dojść do ponownego zapłodnienia, ponieważ nie ma owulacji i nie ma warunków w samej jamie macicy. Badania wykazują, że dodatkowej owu- lacji raczej nie spotyka się u kobiet. O zaburzeniach w miesiączkowaniu (oikres trwa 10 dni) na- pisała do mnie również dziewiętnastoletnia Ola. Wyznała, że byia .nawet dwukrotnie ;u ginekologa, ale ponieważ ibyły to jej pierwsze wizyity w życiu u .tego lekarza, 'zupełnie nie pamięta, co jej powiedział — tak była zdenerwowana. Musisz -pójść ko- niecznie jeszcze raz. .Dwie poprzednie wizyty potraktuj jako o- bycie z gabinetem ginekologicznym, a teraz już dokładnie iwy- sluehaij, co lekarz do Ciebie imówi. Przypuszczam, że bóle brzu- cha mogą być u Ciebie zwiąeane z przydatkami, ale 'niekonie- cznie. Powiadasz, że lekarze innej .specjalności imają iróżne opinie na ten temat. Nie ma się co dziwić, albowiem bóle w prawym dole biodrowym mogą być w równym stopniu spowodowane wyrostkiem, pęcherzykiem 'żóiciowym, co właśnie przydatkami. Idź bezwzględnie do ginekologa! Zajmę się przypadłościami, które wymagają indywidualnego kontaktu z lekarzem, ale ponieważ dortyczą mojej specjalności i wielu z Was prosi o informacje na ich temat, nie mogę od- mówić. Będzie zatem o trądziku, nadmiernym owłosieniu, nad- żerkach, uplawach, rzęsistkowicy. Trądzik młodzieńczy — pojawia się w isaczytowym okresie dojrzewania płciowego. Skóra jest wówczas mocno przetłuszczo- na występuje łojotok. Jego nadmiar zibiera suę w torebkach okolowłosowych oraz w iporaeh skóry, czopujac je i doprow dza- jąc do powstania >tzw. zaskórni/ków. Przy zmniejszonej odporno- lym jak , ści na zakażenie 'bakteryjne powstają w tych miejscach stany . ' zapalne. Występują one w postaci ikrost ropnych i grudek Zmia- > rwę mo- , , ny bardziej powierzchowne nie pozostawiają po ;sobie żadnych . ... śladów, natomiast trądzik, w którym tworzą się 'głębokie na- 1 . . ' cieki, zostawia szpecące bliiziny, których często nie można potem Jwulacja usunąć. Dlatego nie należy go zaniedbywać, chociaż od razu mu- j ' szę zaznaczyć, że leczenie trądziku jest bardzo trudne. Prowadzi , . się je w (dwóch kierunkach — leczy się stany zapalne oraz tzwra- 7 ' ca uwagę na profilaktykę. Bardzo ważne jest przestrzeganie hi- ' gieny. Miejsca o nasilonym łojotoku trzeba szczególnie często . . , . myc i przecierać np. Acnosanem. Nie wyciskajcie zaskormkow! Prowadzi to do igłębszago wniknięcia bakterii ropnych i zaostrzę- nią stanu -zapalnego. Oo jeszcze można zalecić — Oxycort, pian- now kę Sanofil. Można też spróbować leczenia bodźcowego — w.strzy- . . kiwanie Delbety oraz smarowanie skóry twarzy witaminą Bs z ampułki. Bardzo zalecam nagrzewanie na słońcu. A tak w ogóle, to ibrzeba cierpliwie czekać, bowiem jest to dolegliwość, , ., przyznaję, że przykra, iktóra miija jednak wraz z osiągnięciem . . dojrzałości płciowej. U niektórych zostają ślady, na które nie . . ' . . ma rady. Niestety. .Tak iczy inaczej mię jest to powód, by pisać rozpaczliwe listy, jak np. ten młodzieniec: ..... . ' Te krosty na twarzy tak mi przeszkadzają, że nie chce mi się. żyć i chętnie bym umarl 'no rok czy dwa lata i ocknął się, jak . . mi już to przejdzie. No< cóż, wypada ,się chyba tylko uśmiechnąć. lnie iwy- , , I jeszcze jedna uwaga — trądzik jest ścisłe związany z okresem j k • pokwitania. nie ma natomiast nic wspólnego z masturbacją. co . . niektórzy z Was starają się sugerować. ie opinie " Nadmierne uwło.sienie — dokucza przede wszystkim dziew- prawym j czętom, ale i chłopcy napisali do mnie rw tej sprawie i są ogro- , , . mnie zmartwieni, że mają dużo włosów. 'O ile dziewczęta można jeszcze zrozumieć, choć przyznaję, że z trudem, to przedstawi- I . cieli pici brzydkiej zupełnie nie i dlatego też nie ibędę się tutaj ,. , . . nimi w ogóle zajmował. Skąd 'Się bierze nadmierne uwłosienie? , Związane jest to z androgenami, czyli .hormonami męskimi wy- , dzielanymi przez nadnercza. Podlega temu każda kobieta. Na- llU, naU"" wiasem mówiąc, przyjmuje się. że napięcie seksualne powodowa- o . ne jest właśnie przez ho-rmon 'męski, a wdęc kobiecość „leży1' na ., podłożu hormonalnym typu męskiego. U niektórych kobiet po- trebk h ziom tych hormonów jesit 'wyższy niż wymaga fizjologia. To za- owadza chwianie równowagi hormonalnej, od którego uzależnione jest •dporno uwłosienie płciowe (wzgórek łonowy, pachy), wpływa na jego intensywność. Nadwyżka powoduje nadmiar uwłosienia. • *?? m • Nie ma co robić z tego problemu i zawracać sobie tym glo- *° wy. Powiem więcej — to się może nawet podobać i wielu się re podoba — może to Was przekona. Moim zdaniem problem, oczy- c" wiście natury kosmetycznej, istnieje tylko w przypadku nad- C1< miernego uwłosienia twarzy: przypominam, cały czas mówimy to o dziewczętach. Te z Was. które się z tym borykają, odsyłam do endokrynologa. Po co się tak maltretować psychicznie? Zaryzy- kujcie .tę wizytę. w Nadżerka — najpierw fragment listu: Mam 18 lat i już nabawilam się nadżerki. Nie rodzilam, nie m< usuwalam ciąży, może wiec dlatego, że wcześnie (17 lat) TOŻ- " poczęlam współżycie? No bo dlaczego? Skąd się bierze ta cho- z "j roba? Czy może się odnowić, po wyleczeniu? Czy wypalanka, Pe •Ą na którą namawia mnie lekarz, boli? — STELLA. •3 Nadżerka jest powierzchowną raną na błonie śluzowej szyjki w łaj macicy. Wczesne podjęcie współżycia na pewno nie jest jej przyczyną. Tak naprawdę, to do tej pory nie udało się ustalić przyczyn jej powstania. Nadżerki występują u kobiet w róż- ™ nym wieku, u tych, które współżyją i tych, które jeszcze nie, SC1 u tych, które rodziły i tych, które nie, wreszcie u tych, W|C •- które usuwały ciążę i tych, które jej >nie /usuwały. Słowem, mo- n gą występować u wszystkich pań ibez wyjątku. Nadżerka prosta (w odróżnieniu od nowotworowej) nie jest schorzeniem .groźnym, na ogół jest łatwo uleczalna. Właściwie nie towarzyszą jej zad- ' c ne objawy, można ją stwierdzić przy ginekologicznych bada- rze niach wziernikowych. Metodę leczenia podejmuje się w zależno- ° ści od jej morfologicznego wyglądu. Jest tych metod kilka. Jeś- li np. towarzyszy .nadżerce stan zapalny- szyjki macicy, podaje się środki przeciwzapalne (irygacja, tabletki, zastrzyki), jeśli z rzęsistkowiea, to leczy się właśnie .najpierw ją, a ipotem farma- kologicznie już samą nadżerkę. Bywa, że leczenie nie daje efektów i wówczas ginekolog decyduje się na elektrokoagu- ni< lację, .czyli tzw. wypalankę. Jest to .skuteczna imetoda leczenia, po kitórej nie ma nawrotów. Leczenie farmakologiczne .może ibyć nietrwałe i mawroty się zdarzają. Czy t2w. wy.palanka boli, .bo to bardzo Was interesuje. Prawie nie. Nadżerki trzeba koniecznie leczyć, bo w przeciwnym wypadku mogą stać się wrotami dla cn« nowotworów. Jako się rzekło, nadżerkom nie towarzyszą żadne lub prawie żadne objawy, jak więc można się przekonać, że właśnie się ją S'Ę ma? Po prostu trzeba przeprowadzić okresowe badania gineko- logiczne, które wiele dziewcząt i kobiet niestety zaniedbuje. Tył- P8 10 ;ym glo- : koone mogą zapobiec tragediom. Leczenie stwierdzonych nadże- irielu się relc Jest Jedyną skuteczną metodą profilaktyki raka. Od razu rn oczy- chciałbym poinformować, że nawet stwierdzenie raka szyjki ma- ?u nacj- cicy w tzw. postaci zerowej, czyli nieinwazyjnej, daje stuprocen- Tiówimy tową gwarancję wyleczenia. Namawiam wszystkie z Was na ylam do '< okresowe badania profilaktyczne, winny one być nawykiem każ- Zaryzy- ' eJ dziewczyny i kobiety. Przecież w pewnym sensie trzymacie 1 w swoich rękach swoje zdrowie, a nawet i życie. j Upławy — są sygnałem, że w narządzie rodnym dzieje się coś am nie ; niedobrego, a może dziiać się wiiele. Nie ma co wypisywać do ltj roz. mnie listów, tylko jak najszybciej iść do lekarza. Nie nałe- ta c/jo. • ży tego 'lekceważyć, bo (konsekwencje mogą być bardzo przykre. talanka Pewnie zmartwię te z Was, które prosiły mnie o przepisanie le- ku, ikjtóry by ,te upiawy zlikwidował. Od kiedy to Deczy się obja- j szyjki wy> a czymś takim jest właśnie ta wydzielina, a nie chorobę, jest jej której są sygnałem? Idźcie do ginekologa i to niezwłocznie! ustalić Rzęsistkowica — spowodowana jest przez pierwotniaka w róż_ zwanego Tlriichomonais yaginalis. Kilka K Was iteż -mnie oczywi- ;ze nje śoie prosiło o receptę, Ibo (to Wiłby najprościej, ipo co się fatygo- j tych, Wpać do gimekokga. Nic :z tego! iPirzy ,tej chorobie muszą być m mo. przeprowadzone ibadanaa mitorosUoopowe. Już chociażby z tej in- prosta formacji jaisno wynika, że wizyta iu lekarza jest niezbędna. Za- oźnym, każenie iszerzy się przede wszystkim d/rogą koataktów ipłaiowych ej żad_ i dlatego leczyć trzeba oboje partnerów. Można też się zarazić ba(ia_ '• rzęsistkiem w innych okolicznościach, np. w czasie kąpieli czy ależno- poprzez korzystanie ze wspólnego ręcznika z osobą zarażoną. :a jeg_ Tak czy inaczej idźcie do lekarza. podaje Choroby przenoszone drogą płciową to temat, który moich )i jeśii Czytelników również interesuje. farma- Najczęstszą lokalizacją owych chorób jest żeński lub męski e ,jaje narząd płciowy. Ich przekazywanie odbywa się iprawie wyJącz- ikoagu- l • nie Przez kontakt płciowy i dlatego Światowa Organizacja Zdro- C2Lnia ' wia u-stalila idefimicję, którą przytoczyłem na isamym ipocząitku iże ibyć — choroby iprzenoazone drogą ipłeiową. Służba zdrowia coraz bo fo ' ohębniej odstępuje od 'terminu — chosroby weneryczne. Po pier- iecznie > wiszę dlatego, że mię obejmuje an wszysibkdch znanych obecnie mj ,j]a : schorzeń iprzenoszonych drogą kontaktu płciowego. (Pod hasłem choroby weneryczne w inasaej .strefie .klimatycznej, w Europie, praw-e ' rozumie się dwie przypadłości — rzeżączkę i kiłę, pozositale już się ją : się t,u nie imieszczą i .stąd ta stara definicja traci sens). Drugi Sineko- : powód jest natury psychologicznej. W odczuciu społecznym za- ,e. Tył- padnięcie na chorobę weneryczną to poniżająca, kompromitująca 11 wpadka, wstyd i itym podobne. Takie nastawienie wyraźnie u- Rze trudnią walkę z tymi schorzeniami — leczenie, profilaktykę. śnie przerywanie „łańcuszka" ich rozszerzania sig. Czasem zakażeni zadają sobie więcej *rudu, by chorobę ukryć niż ją wyleczyć. pici Jest nadzieja, że w przyszłości rzymska bogini miłości Wenus tac' pozbędzie się przykrych obciążeń zakaźnych na rzecz jej wiaści- SU8 weigo sprawcy i jego miłosnych .uniesień. chr< Do chorób przenoszonych drogą płciową należą (w naszym kli- wa< macie): kiła (syfilis, lues), rzeżączka (tryper), rzęsistkowica, za- P°d każenie narządów grzybami chorobotwórczymi, wirusami lub zmr bakteriami, wszawica tonowa. . lficz Zakażenie pozapłciowe ikiłą ii rzeżączka zdarza się niezwykle na rzadko. Dziieje się tak dlatego, iż zarazki wywołujące obydwie trze te choroby, a więc krętki blade (powodujące kiłę), jak i dwoinki nie rzeżączki poza organizmem człowieka szybko giną. Są one bar- kie dzo wrażliwe na wysychanie i (zmiany itemperatury. Jeśli znajdą usti się na powietrzu, w środowisku suchym, już pod kilku minutach nar stają się niezdolne do zakażenia. Myślę, że w ,tym momencie Ci ov M wszyscy, którzy piszą do mnie mniej więcej tak: ner Podejrzewam u siebie chorobę weneryczną, nie wiem gdzie " się moglem (-lam) zarazić, bo do tej pory nie podjąlem (-lam) §"w jeszcze współżycia plciowego — zrozumieli, że się mylą. O ile zenl jeszcze pasożyty, rzęsistek pochwowy czy wesz łonowa, jako UEj odporniejsze mogą być przenoszone drogą pośrednią (bielizna, wy( przedmioty), to w przypadku pozostałych schorzeń jest to nie- nie prawdopodobne. 2—< Po tych wyjaśnieniach wiecie już, że wielu z Was, analizu- ryrr jąć różne objawy występujące w strefie narządów płciowych rz < (upławy, swędzenia, pieczenie, wypryski będące pochodną in- P'el nych okoliczności niż kontakt płciowy), zupełnie bezpodstawnie "f E doszukuje się u siebie chorób wenerycznych nazywanych od zml dziś chorobami przenoszonymi drogą płciową. Przyjrzyjmy się trar im bliżej. 9—! Na zakażenie mimii narażeni są zwłaszcza miedzi ludzie obój- dzie ga (ploi. Okazuje :się, że chorzy do lat 24 stanowią 50% ogółu sw chorych ina (kiłę i Tzeżącakę. Powodem jest w znacznym stopniu lecz niedostateczne uświadomienie niebezpieczeństw jakimi te SŁ*C' choroby grożą. W wyniku owej nieświadomości wielu chorych Pac nie zgłasza się, niestety, przez dłuższy czas do lekarza. Wielu _ cno nie zauważa pierwszych zmian .chorobowych lub nie kojarzy dch z możliwością zakażenia i z tego ipowodu .pozostają bez leczenia. zy Nie leczona kiła może po latach grozić ciężkimi następstwami. za 12 yraźnie u- j Rzeżączka, chociaż ma przebieg łagodniejszy, nie leczona wcze- ofilaktykę. i śnie też powodować może trwałe uszkodzenie zdrowia. i zakażeni j Wspomniałem już, że kiła i rzeżączka przenoszone są drogą wyleczyć. j płciową. Zmiana partnera kryje więc ryzyko zakażenia. Py- ici Wenus j tacie, >ezy są jakieś pewne sposoby uniknięcia zachorowania, jej wlaści- i sugerujecie prezerwatywę. Rzeczywiście w znacznym stopniu i chroni ona przed zakażeniem. Bardzo często do zakażeń pro- łszym kli- i wadzą znajomości zawierane po wypiciu alkoholu, statystyka owica, za- podpowiada, że aż ok. 70°,'0! Picie alkoholu w czasie leczenia usami lub zmniejsza skuteczność działania leków i utrudnia całkowite wy- leczenie. Jeśli po przygodnych stosunkach płciowych zauważymy niezwykle j na narządach jakiekolwiek zmiany, nawet pozornie niewinne. ; obydwie i trzeba natychmiast udać się do lekarza. Pozwoli to na wyklucze- i dwoinki i, nie choroby lub na jej wczesne rozpoznanie, a wówczas na szyb- l one bar- i kie i całkowite wyleczenie. Nie wolno czekać aż zmiany same śli znajdą j ustąpią. Wstyd jest tu nie na miejscu — zaniedbanie leczenia minutach ; naraża chorego na poważne następstwa. Może się on zgłosić do mencie Ci dowolnie wybranej poradni dermatologicznej, czyli skórno-we- • nerycznej, która zapewnia pełną dyskrecję. iem gdzie , Kiła nie wywołuje zazwyczaj u chorego znaczniejszych dole- em t-lam) '< gliwości typu ból czy uporczywy świąd. Objawy te nie czynią wra- ylą. O ile i żenią „groźnej choroby". W dodatku po pewnym czasie same )wa, jako ' ustępują. Pozornie niewinny wygląd wczesnych zmian chorobo- (bielizna, '. wych jest przyczyną lekceważenia choroby przez ludzi, którzy st to nie- j nie wiedzą, że musi mieć ona groźne następstwa. Po upływie ; 2—4 tygodni od chwili zakażenia pojawia się w miejscu, w któ- , analizu- rym zarazki wniknęły do organizmu, a więc najczęściej na na- płciowych • rządach . płciowych, mała nie bolesna ranka, nazywana zmianą lodną in- '' pierwotną. Równocześnie powiększają się gruczoły limfatyczne odstawnie .' w pachwinach. Są one ,przy tym twarde i niebolesne. U kobiety anych od \ zmiana pierwotna może niekiedy umiejscowić się na wewnę- iyjmy się ~* | tranycłi częściach płciowych i wówczas jest niezauważalna. Po i 9—10 tygodniach od chwili zakażenia występuje na skórze rzę- sistek pochwowy. Jest to bardzo częste schorzenie u kobiet. Je- go objawy to obfiite upławy, świąd, pieczenie. U mężczyzn zaka- żenie przebiega bez objawów dla,tego też partner chorej kobiety i musi ibyć zawsze jednocześnie z nią leczony, nawet wówczas kie- ,; dy nie ma żadnych dolegliwości. 14 Dopiero po ; Zakażenie wirusami i różnymi bakteriami objawia się u męż- nie leczy, do czyzn stanem zapalnym cewki moczowej, zaś u kobiet jest przy- ily, a proces czyną uplawow. Podobnie jak w poprzednich schorzeniach, za- ikladzie ner- interesowany powinien jak najszybciej udać się do odpowiedniego ' w>3d rdze- lekarza. Mam nadzieję, że udało m.i się wprowadzić pewien porządek a i w wielu do Waszej wiedzy o chorobach przenoszonych drogą płciową, lę wyleczyć. Pewne objawy chorobowe, o których do mnie piszecie, przy- krócej. Naj- pominają te towarzyszące chorobom przenoszonym poprzez , później też ! kontakty płciowe, ale Ci, którzy takowych jeszcze nie podjęli, iluższa i d)u- j nie powinni mieć takich obaw. Dziewczęta narzekające na a kontrolne. uplawy informuję jeszcze raz, że igh przyczyn może być wiele zmiany spo- ''. i niekoniecznie ta jedna, którą podejrzewacie. Chłopcom zmar- dalszy prze- i twionym tym, że na ich narządach płciowych pojawiły się ywróceniem i krosteczki, opryszczki, że dokucza im swędzenie, donoszę, że jest wiele innych powodów, które mogły te objawy wywołać ci tej bho- ' niekoniecznie trzeba wszystko zwalać na Wenerę, zwłaszcza błonie ślu- wówczas, kiedy człowiek nie dostał się w jej sieci. Po prostu, ej przebieg trzeba iść do lekarza, lekceważyć. następstw. 2—5 dni, u le pieczenie : kobiet tzw. wy są słabe i • z powodu aduje się o też choroba \ o powikłań zplodności). ; le jest wy- od których i lógł z kolei •by leczone. Draby, tzw. >rzę- kobiet. Je- zyzn zaka- rej kobiety iwczas kie- l TO NIE CHOROBA ALBO POGODZENIE Z MASTURBACJĄ Jeśli Pan mi nie pomoże, to już chyba nikt. Dlaczego tak trą- duL gizu-ję? Otóż od blisko pięciu lat regularnie uprawiam mastur- m'< bację. Obecnie mam lat piętnaście. Wiem, że onanizm nie jest 8°v czymś anormalnym, chorobą czy czymś w tym rodzaju. Czyta- nle lam o tym, że podejmuje go mlodzież w wieku dojrzewania. rze O tym wszystkim wiem, ale zastanawiam się, czy w moim przy- P0* padku nie jest to jednak choroba? Czy dziesięcioletnie dziecko P1"2 (tak było ze mną) uprawiające masturbację jest zupełnie zdro- P™5 we? Trwa już to u mnie tyle lat' l nie potrafię się wyzwolić. s Chcialam powiedzieć o tym wszystkim mojemu przyjacielowi, " ale zrezygnowalam. Jak ja mam to przezwyciężyć? Gryzę się P31 tym okropnie. Być może to minie, ale jeśli nie, to co będzie? J63 J Co będzie doktorze? — LILA. »z!' J2 Moja dro.ga, 'najbardziej sobie szkodzisz wszechobecną u Cię- prą bie zgryzotą. Jak z niej wyjść? W pierwszej kolejności wyzbądź nje się głębokiej analizy tych praktyk, daj sobie z nią spokój, to nyc naprawdę niepotrzebne. Jestem przekonany, że pięcioletnie za- mo biegi mas-turbacyjne nie wywołały u Ciebie żadnych skaz fi- 5 5 zyeznych i psychicznych do chwili, kiedy nie popadłaś w roz- na '] myślania. To one niosą Ci niepokój, który jest dla Ciebie naj- wgj /j większym zagrożeniem. Dlaczego? Ano dlatego, że nie pozwalają j a, Ci składnie rozumować i równie s-kladnie postępować. niai Mas.turbowan.ie rozpoczęłaś na przediprożu dojrzewania. Mła- Vm łaś dziesięć lat, a właśnie w tym wieku zaczyna się u dziewczyn- kra • ki niepokój hormonalny i narządowy. Przypadkową manipu- J' • lacją, np w czasie mycia, mogłaś odkryć, że pewne zabiegi w wl? j okolicy lub też na wrażliwiejącym sromie sprawiają ulgę czy brefi j też przyjemność. Nie mając wówczas żadnej grzesznej postawy nyc i wobec tego zjawiska powtarzałaś je wyłącznie dla uzyskania Pw j przeżycia, które zapamięitałaś. Powtarzając utrwaliłaś nawyk, wo) podobnie jak palacz utrwala nawyk palenia papierosów. W mia- gaiz rę jak dojrzewanie postępowało, ten nawyk wamnikowy wzmo- wy« cniony został zwiększającą się wrażliwością narządu płciowego, tato z niego zresztą wynikłą oraz pojawiającą się świadomością zalb płciową. Być może teraz masturbacji u Ciebie towarzyszą wy- prz: obrażenia związane z,bliskością osobnika męskiego, którego lu- wai blsz, owego przyjaciela, o którym wspomniałaś w liście. Jeśli . A taik, to odejście od masturbacji dziewczęcej można by uważać wie za najbardziej bliskie idealnemu, ta'kie bowiem nie zagraża Slj/i partnerskiej harmonii eratyoanej. Inaczej rzecz ,się ma z ma- mćn stwbacją uprawianą dla „samej siebie", dla własnego, indywi- ma 18 to tak trą- l dualnego wręcz egoistycznego zadowolenia. Jeśli do wczesnych, młodzieńczych czy nawet wcześniejszych dziecięcych zabie- gów nie zostaje w pewnym momencie włączone wyobraże- n'e ° udziale partnera, to wówczas, gdy ten partner pojawia się rzeczywiście (narzeczeństwo, małżeństwo), mogą pojawić się kło- poty we współżyciu. Po (prostu może ono dawać niepełną skalę przeżyć — przynajmniej na początku układu partnerskiego, do- póki nie dojdzie do zharmonizowania dwóch źródeł bodźców seksualnych: masturibaeyijnego i partnerskiego. Chciałbym Lilu, byiś uwierzyła, że (ważnej w Twoim życiu isprawie przyszłości pamtineriskiej naprawdę nic nie zagraża. Co Cię wobec tego jeszcze itak Ibairdzo dręczy? W imię czego chcesz ,się uwolnić od „złego"? Chyba że kryją się za tym motywy wyższych racji, np. kształtowanie silnej woli. A to proszę bardzo. Nie mam nic przeciwko temiu! Osobnicy z .twardym charakterem są prywat - na e i społecznie (bardzo pożądani. Pamiętaj o jiednym — żad- nych dochodzeń ii analiz. Postanawiam, (bo tak chcę! Aby ipo- móc Ci w takim hartowaniu się, proponuję unikać sytuacji, które sprzyjają gromadzeniu się napięcia seksualnego (przyozy- na fizjologiczna — przekrwienie miednicy małej). I itak nie- wskazane jesit długie pozostawanie w (pozycji isiedzącej, stwa- rzanie .sytuacji, w których srom poddawany jest ipowtarzające- miu się drażnieniu it,p. Należy toż rozpraszać napięcie seksualne powsitafie na podłożu psychicznym. Jak ito wszystko robić? Do- bra jest każda inna forma aktywności umysłowej i fizycznej. Jeszcze kilka słów o masturbacji dziecięcej, a nawet niemo- więcej.. Jest oma na pewino akitem pozibaiwionym jiakichkolwiek hreści lOskojarzeń) seksualnych. Czasem u niemowląt łzaniediba- nych higienicznie występują w okolicy sromu wyprzenia, ow,si'ki. Powodiuje ito draipania i pocderanda sromu, ia ito w efekcie wy- wołuje u iniemowlęcia przeżycia fiajologicane Eibliżone do or- gaizmu. Występują też ane czasem u niemowląt madipobudli- wyeh, z nadnnuichliiwością i zaibunzeniami snu. Mastanbują się także niemowlęta w pełni edirowe, krtóre odkrywają w wyniku zalbawy sromem lulb prąciem wyjątkowe doznania. Każdą z tych przyczynowo innych postaci mastonbacji wanto i można przer- wać odpowiednim postępowaniem Ibądtź lekami. Mam piętnaście lat. Piszą do Pana, by prosić o pomoc w spra- wie, która nurtuje mnie od ponad dwóch lat. Onanizują się. Słyszałem różne zdania na ten temat. Chciałbym, aby Pan po- mógł mi z tymi zerwać, bo ja .sam mię mogę sobie dać rady. Nie mam silnego charakteru. — WOJTEK. 19 Niewiele więcej mam Ci Wojtku do powiedzenia ponad to, co om przekazałem Liii. Zerwania z tym „nałogiem" z powodów zdro- w woittnych nie muszę CS proponować, (bo zagrożenia zdrowia ani się fizycznego, ani psychicznego ifcu nie ma. Przeciwwskazane jest cóv przesadne, nieokiełznane poddawanie się potrzebom masturba- roz ej i. Dlaczego? Zgodzisz iSię ehyiba ze mną, że myiśli człowieka, jego energia .żydowa powinny być skierowane na wiele innych. ważnych zadań, które człowiek ma do spełnienia. Mastiumbacija or jest zjawiskiem fizjologicznym, powiedziałbym nawet ochron- na nyim dla mężozyzny tylko wtedy, igdy zmniejisaa gromadzące się onc w .nim napięcie isefcsuaine, a nie rozprasza go wskutek aby,t częstych do niej powrotów. Weź to pod uwagę! y Nie mogę sobie dać rady z pewnym kłopotem. Nikt p ro- dziny o nim nie wie, do lekarza boję, a raczej wstydzę się iść, koleżankom -nie iwfam, zresztą, co one by mi ipomogly. Otóż od Vfoc petwnego czasu, dokładnie nie pamiętam, ale chyba od pierw- szej klasy podstawówki, zaczęłam, się onanieować. Początek był cy niewinny. Któregoś 'wieczoru, po obejrzeniu filmu, tp&szlam się kąpać. Lejąca się z kranu woda przyjemnie uderzała mnie po nogach. Pomyślałam, co by to było, gdyby skierować wodę min W inne miejsce. Talk też zrobiłam. Wtedy pierwszy raz ardzo \szybkko podnieca się. W takich chwilach nie wiein co robić, nie wiem już, co mam mu odpowiadać. Ostatnio za- proponowal, żebyśmy byłi ze sobą blisko, ale nie do końca, sło- wem petting. Dobrze, ityilko że ja nic o tym nie wiem. Nie chcia- labym (LK> stracić, chce., a\by był zadowolony z naszej znajomości. Jestem zaniepokojona moimi reakcjami na jego pieszczoty, boję się, by nie pomyślal, że jestemi icalkiem zionna. Bo jest ze mnat tak — podniecam się, gdy on minie f>bejmuje ramieniem, aie gdy dochodzi do najgłębszych rpocaluńków, czuję jak coś opada ze mnie. Czy to normalna reakcja? • — MAGDA. Jak na osieimnaatolaitkę absolutnie normalna. Na Twoim eta- pie rozwoju psychoseksualnego wystarczają pocałunki, przytula- nie, uściski i na. 'nic więcej: nie masz ochoty. Twój chłopak na- tomiast znajduje się ,w zupełnie innym niż Ty miejscu swego psychoseksuaLnego rozwoju. Jemu pocałunki i uściski nie wy- 29 l starczają. Ale jeśli mu ,na Tobie zależy, nie powinien nalegać, ' byś mu się oddała, powinien zrozumieć, że Ty jeszcze nie dój- i rżałaś do pełnego zbliżenia że tego zwyczajtnie jeszcze nie | chcesz. Zasugerował peitftd'ng. Dobrze toy było, żelby ten rodzaj paeisaczot . Radzę, by Twój chłopak starał się wkomponować w swoje zachowanie seksualne wobec Ciebie typ pieszczot, które Ty uprawiasz podczas masturbacji. Spodziewam się drugiego dziecka. Jestem w trzecim miesiącu ciąży. Stulam się obojętna no pieszczoty i zbliżenia, a nigdy tak nie było! Nasze współżycie przebiegalo dotąd dobrze, nawet gdy chodzilam w ciąży z pierwszym dzieckiem. Dlaczego teraz tafc nie jest? Czy to moja wina? Jak można temu zapobiegać? Kocham męża i on mnie — nie chcemy, aby coś się między nami zmienilo. — TERESA. To niczyja wina. Każda ciąża przebiega inaczej. To, że podczas pierwszej miałaś potrzeby seksualne, wcale nie oznacza, że i teraz powinno tak być. Zdarzyło się akurat odwrotnie. Kobieta w ciąży, zwłaszcza w trzech pierwszych jej miesiącach, v 'boi się uszkodzenia płodu (poronienie) i stąd ta niechęć także i do zbliżeń. Bywa, że w dru.giej tercji ciąży wracają potrzeby seksualne, ale jeśli tak nie będzie, to trudno, wrócą do- piero po porodzie. Kochający mąż potrafi to zrozumieć. Przy okazji mam radę dla Teresy, ale i też dla innych znajdujących się w takiej sytuacja, jak ona: jeśli rezygnujecie z kontaktów typu coitus, powinniście koniecznie podtrzymywać więź ero- tyczną w inny sposób (pieszczoty), bo inaczej może to fatalnie zaważyć na małżeństwie. Jesteśmy młodym malżeństwem. Mamy jedno dziecko. Jak dotąd wszystko ukladalo się dobrze. Teraz zaczyna się psuć. Mój mąż ma zbyt duży temperament, a ja ostatnio nie mogę ' *• się do niego przystosować. Moja oziębłość płciowa trwa i nic nie mogę na to poradzić. Mąż zaczai mnie podejrzewać o kon- takty z innymi mężczyznami. Grozi odejściem. Chcę ratować, małżeństwo, póki nie jest jeszcze za późno. — JANINA. To nie oziębłość a klasyczny przykład na różnicę potrzeb seksualnych, na ich nierówność. To dość częsty problem, po- trzeby, mniejsze czy większe, są sprawą wrodzoną, ale można i należy je kształtować, a to już sprawa świadomości. Radzę mężowi sterowanie potrzebami — nie każda musi być zrea- lizowana. Oczywiście mąż musi chcieć przyjąć moją radę. Jeśli , f || on zrobi w tej mierze krok, Ty też powinnaś go uczynić ' — po prostu musisz sobie niejako wmówić (też musisz chcieć), że Twoje potrzeby są większe. Nie jest to takie trudne, ale tylko dla tych, którzy chcą koniecznie utrzymać małżeństwo, no i jeśli się kochają. Temperament seksualny (tj. różnice miię- 85 dzy partnerami w tej kwestii), nie jest w stanie zniszczyć na- prawdę -dużego uczucia. Jesteśmy malżeństwem z kilkuletnim stażem. Mamy trzech synów. Wszystko byłoby dobrze, ale żona nie chce ze mną współżyć. Woli uprawiać samogwałt. Twierdzi, że jest zimna, to skąd ten onanizm? Kocham ją, ona chyba mnie nie za bardzo. Chciałbym, żeby to się zmieniło. — ANDRZEJ. I jeszcze jeden list od pana: Po dwóch latach małżeństwa urodził nam się syn, no i sta- lo się. Od tamtej pory przestaliśmy razem sypiać. Żona nie chce tego, ciągle ma jakieś wymówki. Mówi, że panicznie boi się ciąży, ale nie chce używać środków antykoncepcyjnych, a w ogóle każe mi sobie znaleźć kochankę. — JAN. Te obywa młażeństwa weszły w kryzys uczuciowy. Prak- tyka poradnicza podpowiada mi, że w takich sytuacjach part- nerzy niezwykle często powołują się ma zmniejszone po- trzeby seksualne, co nie zawsze jest prawdą, ale za to jest bardzo wygodne. Trudniej powiedzieć „Już Cię nie kocham", znacznie łatwiej powtarzać „Nie mam potrzeb seksualnych" (naturalnie w ogóle, a nie tylko w stosun- ku do Ciebie). Czy w przytoczonych przypadkach da się coś uratować? Nie wiem. Wiem, że popełniono wiele błędów, które do takich stanów doprowadziły. Niewykluczone, że u żony Andrzeja na lęk przed ciążą (już czwartą) nałożyły się pewne nieumiejętności męża polegające na nieprawidłowym rozszyf- rowaniu potrzeb seksualnych żony. (Zastanów się nad tym i spróbuj popatrzeć na żonę inaczej niż dotychczas. Nic innego nie potrafię doradzić. Pytasz, skąd ten onanizm u „zimnej ko- biety. To proste: z nie spełnionej potrzeby seksualnej. Te- raz, gdy idzie o Jana — obawiam się, że sam panicz- ny lęk przed ciążą nioże być tylko pretekstem do unikania współżycia. Gdyiby chciała, mogłaby przecież stosować środki antykoncepcyjne, a ona' mię chce. Kryzys uczuciowy jesit, tu bardzo głęboki. Kilka miesięcy temu wyszłam za mąż. Jestem bardzo szczę- śliwa. Mąż mnie kocha, jest czuły, wyrozumiały, w ogóle wspa- niały. Denerwuje mnie, jedna rzecz. Często zadaje pytanie, czy jest mi z nim dobrze w łóżku, czy przeżywam orgazm. Mówię, że tak, bo jest mi z nim naprawdę dobrze, ale czy przeżywam orgazm? Nie wiem, a przynajmniej nie jestem tego pewna. Prawdę mówiąc, niewiele o tym wiem. Co to jest orgazm, jakie 86 Są jego objawy — proszę trochę na ten temat napisać. — AL- DONA. Piszą przede wszystkim ci, którzy mają z tym kłopoty, ale nie tylko — odzywają się także i ci, którzy nie wiedzą, co to takiego jest, wreszcie sięgają po pióro ci, którzy być może przeżywają orgazm, ale nie wiedzą, czy to na pewno jest to. Ta pcgoń za orgazmem jest jednym ze znaków naszych czasów. Znacznie częściej narzekają kobiety, jest to głównie ich dramat, u ,mę'żczyzn reakcje orgazmowe są o wiele prostsze. Tak w ogóle orgazm jest sprawą niezwykle skomplikowaną. Sami badacze z określeniem jego rodzajów mieli sporo pro- blemów. Wiedza, którą operowali, przekazana im została przez kobiety. Bardzo trudno było o wszelkie uogólnienia, aż przy- szły dwa epokowe wydarzenia, które wiedzę na temat orgaz- mu posunęły do przodu. Pierwszym był raport Kinseya (la- ta pięćdziesiąte), który swoją gigantyczną pracą statystyczną |i odkrył prawdę o orgazmie (na przykładzie sppłeczności amery- kańskiej). Okazało się, że olbrzymi odsetek kobiet, po- nad 50% nie przeżywa satysfakcji seksualnej, nawet te w bardzo udanych małżeństwach. Zainspirowana jakby tym raportem para małżeńska, W. H. Masters i V. K. Johnson, podjęła badania naukowe, wkraczając w bardzo intymną sferę życia ludzkiego. Za pomocą kamery filmowej rejestrowali wewnętrzne reakcje narządów płciowych na bodźce seksualne, przede wszystkim u kobiet. Dla swoich badań stworzyli specjalne laboratorium, w którym przebadali w ciągu 11 lat 382 kobiety i 312 mężczyzn (było w tej grupie 276 par małżeńskich), w sumie przeanalizowali ok. 10 tyś. cykli reakcji seksualnych. Rewelacją tych badań był fakit, że efekty rejestrowano nie tyl'ko na podstawie informacji osób, które przeżywały orgazm (to była drugorzędna sprawa), lecz robiła to także specjalna aparatura, któ- rej zapis uczeni odczytali. Efektywne bodźce seksualne zada- wane były głównie przez aparaturę, część pochodziła z auto- tymulacji (samogwałt), a część z normalnych kontaktów he- teroseksualnych. Jako ciekawostkę podam fakt, że sztuczne sło- sunki przeprowadzane były za pomocą sztucznych przyrządów skonstruowanych przez radiofizyków — nietrudno więc zgadnąć, ze stąpień prawdziwości tych wyników był niezwykle wysoki. Cykl reakcji seksualnych dzieli się na cztery fazy. Wspom- niana para naukowców potwierdziła to swymi badaniami w sposób ewidentny — wykazał je zapis aparatury. A oto one- l — podniecenie, 2 — plateau (równomierny, trwa- 87 jacy najdłużej okres przyjemnego podniecenia, uniesienia), 3 — orgazm, 4 — odprężenie. Reakcja seksualna kobiety nie ogranicza się wyłącznie do reakcji narządu płciowego, obejmuje swym zasięgiem wiele in- nych otszarów. Powszechną i zasadniczą reakcją na stymulację seksualną jest przekrwienie naczyń, a także mniejszy lub więk- szy skurcz mięśni. Przyjrzyjmy się reakcji niektórych narządów na pozytywną stymulację a więc taką, która daje efekty. Sutki w fa.zie podniecenia reagują erekcją brodawek, co jest wynikiem skurczu włókien mięśniowych brodawki. Drugą zmia- ną fizjologiczną występującą w tej fazie jest zwiększenie wy- razistości naczyń żylnych na skórze piersi, co w efekcie może dawać powiększenie rozmiaru piersi. W fazie plateau dołącza się wyraźne przekrwienie otoczki brodaw'ek oraz ich obrzmienie, w wyniku czego następuje zmniejszenie ich erekcji. U kobiet, które nie karmiły, piersi powiększają się w tej fazie nawet o 1/4. W fazie orgazmu nie stwierdzono żadnej charakterystycz- nej reakcji tego organu, natomiast w fazie odprężenia ustępuje obrzmienie otoczek brodawek sutkowych, w związku z czym brodawki odzyskują pełną erekcję, co robi wrażenie wtórnej erekcji. Powiększenie objętości piersi może się utrzymać do flO minut po odprężeniu. Skóra — najpierw na podbrzuszu (w późnej fazie podnie- cenia), potem w dolnej części klatki piersiowej, wreszcie na bocznych jej częściach pojawia się zaczerwienienie o charak- terze plamkowym. Jest to tzw. rumieniec seksualny, zja- wisko odkryte i zdefiniowane przez Mastersa i Johnson. Zaczerwienienie to pojawia się w fazie orgazmu, także na dol- nych powierzchniach sutków. Intensywność rumieńca seksual- nego odpowiada poziomowi przeżywania orgazmu. U 75% ba- danych kobiet stwierdzono występowanie rumieńca. l Mięśnie — pierwsze objawy napięcia mięśniowego pojawiają | się w późnej fazie podniecenia i w początkowej plateau. Mięśnie kurczą się regularnie w sposób niekontrolowany i to zarówno te obejmujące większy ciężar ciała, jak i te bardziej zloka- lizowane (nadgarstek, podudzie...). W fazie podnieeienia napięcie mięśni przejawia się głównie zwiększaną ruchliwością i jak gdyby nerwowością w zachowaniu. W fazie plateau wyraźnie wzrasta napięcie mięśni ramion i ud. oraz brzucha, a więc obejmuje powoli całe ciało. Wówczas pojawiają się też niekontrolowane skurcze mięśni twarzy powodujące różne gry- 88 masy. W fazie orgazmu mięśnie całego ciała są silnie napięte i kontrolowanie tego jest już prawie niemożliwe. Widoczne na- pięcie mięśni trwa jeszcze w fazie odprężenia. Orgazm działa także na inne narządy: pęcherz moczowy i cewkę, serce, gruczoły potowe, wywołuje także zwiększone ciśnienie krwi oraz przyspieszony oddech. Nie da się ukryć, że tzw. docelowymi narządami działania stymulacji seksualnej są narządy płciowe. Państwo Johnson i Masters powołali nową definicję, tzw. platformę orgazmową. Najogólniej mówiąc jest to przepona mięśniowa, zamykająca dolną część miednicy malej z przechodzącymi przez nią prze- wodami moczowo-płciowymi, odbytem, a u kobiety — pochwą. Aparatura badawcza zanoto.wala, jako widoczny fizjologiczny efekt orgazmu, skurcze wymienionej platformy orgazmowej. Ich ilość i natężenie stanowią bezpośrednie wskaźniki subiek- tywnie odczuwanego nasilenia orgazmu. Zanotowano wyraź- na zbieżność między skurczami a przeżywaniem orgazmu. Mi- mo tak ewidentnego potwierdzenia fizjologicznego wyrazu or- gazmu, autorom nie udało się ustalić dokładnych korowych i hormonalnych mechanizmów mogących wpłynąć na spotęgo- wanie reakcji orgazmicznych. Do narządów docelowych (płciowych), które nie wykazują żadnej reakcji na orgazm należą gruczoły Bartholina, wargi sromowe większe, mniejsze oraz łechtaczka. Badaczom udało się uchwycić ciekawe zjawisko — tzw. status orgazmowy, czyli przeżywanie podczas jednego kontaktu kilku, szybko po sobie następujących przeżyć orgazmowych, co jest efektem ponowinej stymulacji seksualnej, nie zezwalającej na opadnięcie napięcia fazy plateau. Badacze wyodrębnili trzy etapy fazy orgazmu. Pierwszym symptomem pierwszego etapu orgazjmu jest tzw. uczucie za- wieszenia lub zatrzymania. Towarzyszy mu moone odczu- cie zmysłowe zlokalizowane w okolicy łechtaczki i pro- mieniujące do miednicy (od łagodnych do porównywanych z szokiem). Szybko po tym narasta uczucie wypychania lub parcia. Następny symptom to stępienie reakcji zmysłów — wzroku, słuchu itd. W drugim etapie mamy do czynienia z falą ciepła obejmującą najpierw miednicę, a następnie całe ciało — relacjonowały to wszystkie badane kobiety. Trzeci etap fazy orgazmu to mimowolne skurcze (zarejestrowane przez apa- raturę). Jedną z konkluzji uczonych amerykańskich było następujące stwierdzenie — osiągnięcie orgazmu jest fizjologicznym przy- 89 Wilejem większości kobiet, ale jego osiągnięcie w naszej kul- turze być może jest bardziej zależne od psychiczsno-społecznego uznania seksualności niż otwarcia agresywnego zachowania. Jest to absolutnie zbieżne z tym, co opublikowała w latach sześćdziesiątych w Polsce Hanna Malewska w książce „Psy- chospołeczne determinanty zachowania seksualnego kobiet w Polsce". Ujawniła ona, ze kobiety wychowane w atmosferze resitryJncji wobec seksu (w rodzinach religijnych) miały zde- cydowanie większe trudności w osiąganiu satysfakcji seksualnej i ich małżeństwa były z tego powodu zagrożone konfliktem (statystyka wykazała to w siposóto nie budzący wątpliwości). Chciałbym zwrócić, uwagę moich Czytelników, a przede wszystkim Czytelniczek, że badane przez Johnson i Mastersa kobiety miały za sobą doświadczenia seksualne i stąd moja sugestia — te z Was, które dopiero wchodzą w życie seksualne, nie powinny odnosić do tego swoich zachowań. Negatywna oce- na pierwsizych kontaktów .nie powinna być przyczyną dramatu, ani także prowokować do stwierdzeń — mam obniżoną reakcję seksualną, aiiech Pan mi pomoże. Każda prawidłowo anatomicznie i fizjologicznie skonstruowana" kobieta, przy prawidłowo rozwiniętej psychice, ma dyspozycje do orgazmu. Jeśli w wyindtou krócej luib dłużej trwającej pozytywnej sty- mulacji seksualnej nie osiąga go, jest to dowód, że się coś dzieje po drodze. Rozpatrywać to należy w kategoriach psychicznych i społecznych (brak odpowiednich warunków do współżycia, brak atmosfery, zmęczenie...), bowiem to one znoszą tę pozytywne reakcję seksualną. Aby osiągnąć satysfakcję we współżyciu, muisd występować zespół warunków, a nie tylko sam .mężczyzna. Bardzo ważne jest to wszystko, co dzieje się wokół pary. Sleipa pogoń za orgazmem ,za wszelką cenę, bez uwzględnienia tego wszystkiego jest zupełnie Ibezsemsowma. Człowiek jest zibyt skomplikowanym instrumentem, by osiągać harmonię w reakcjach prymitywnym sposobem. Pisal Pan w „Ars amandi" o orgazmie. I bardzo dobrze, ale dlaczego omówil Pan to zjawisko tylko u kobiet? Czyżby mężczyznom te sprawy były obojętne, a może nie przeżywają orgazmu? Chcielibyśmy wiedzieć czym to się charakteryzu- je właśnie w odczuciu mężczyzny? Jak się objawia? 'Jak się go przeżywa? Chyba my mężczyźni także musimy or- gazm przeżywać, ale jak to zauważyć? Czy jest on od- czuwalny już przy masmrbacji i pettingu czy tylko pod- czas, stosunku plciowego? -Na ten temat nic Pan zupel- 90 nie nie napisał. Czyżby celowo? Myślimy, że to po prostu przez zapomnienie. Mamy nadzieję, że Pan SIĘ poprawi. Cze- karny no omówienie tego ciekawego zjawiska. Przy okazji poruszamy jeszcze jeden problem. Idzie o ma- sturbację chłopców, a dokładnie o taką sprawę: nie chcemy „krzywdzić" dziewcząt, ale co robić, kiedy podczas obejmowa- nią dziewczyny czy pocałunków następuje u nas wzwód? Wyda- je nam się, że jedynym dobrym wyjściem jest masturbacja. Nie zawsze dziewczyna chce to za nas zrobić, może się wstydzi, może jej nie wypada. Nie wiemy czy ten sposób rozładowania napięcia jest normalny. Czy postępujemy uczciwie wobec dziew- cząt pozwalając im i sobie na „kochanie" w taki sposób? Mamy po 18 lat. Masturbujemy się od kilku lat i wcale nie wpadliśmy w żaden nałóg. To chyba' dobrze? Teraz, niejednokrotnie, kiedy nie możemy w inny sposób rozładować napięcia, po prostu ma- sturbujemy się. Czy w naszym wieku już jest to niedobre? Co Pan o tym sądzi? Wydaje nam się, że dzięki temu nie jesteśmy tak nachalni w stosunku do dziewcząt. Nie „krzyw- dzimy" ich, a w ten sposób zyskujemy wspólne zadowolenie seksualne i to nam musi na razie wystarczyć. Tak myślimy. Bardzo prosimy o odpowiedź na jeszcze jedno pytanie: gdzie u nas są najbardziej pobudliwe miejsca erogenne i czy w ogóle są? No i czy ta masturbacja, o której wyżej pisaliśmy, nie zaszkodzi nam w późniejszym pożyciu małżeńskim (masturbu- jemy się przeciętnie 2 — 3 razy w tygodniu, nie zawsze z dziew- czyną). — JULIAN, IGOR, JACEK, MAREK. Chciałbym! zacząć od tego, że zgadzam się prawie ze wszyst- kim, co w tym zbiorowym liście zostało napisane. Jeśli byłbym bardzo zarozumiały, to powiedziałbym, że jest to być może efekt mojego działania, a ponieważ nie jestem, nic takiego nie przy- szło mi do głowy. Ogromnie podoba mi się, myślę, że chyba wszystkim, stosunek tych chłopaków do dziewcząt. Gdybyż tak wszyscy! Widać, że Julian, Igor, Jacek i Marek wiiede się w tej materii nauczyli, bo nie sądzę, że ich, nazwijmy to, obyczaje to efekt jedynie intuicji. Zastanawiałem się, dlaczego tak świadomi w tej dziedzinie życia chłopcy pytają o orgazm, czyżby niczego nie wiedzieli. Myślę, że wiedzą, ale chcą jakby potwierdzenia tej swojej wiedzy. Proszę bardzo, dlaczegóżlDy nie. A więc 'do rzeczy. Dla- czego pisałem tak dużo o orgazmie kobiecym? Jest to po pier- 91 wsze bardziej niż u mężczyzny niezwykły fenomen. Kobie- cy orgazm to zjawisko o niezwykle bogatej skali reak- cji fizjologicznej i psychicznej. Nic dziwnego, że stano- wił on dla specjalistów frapujący temat do badań. Zbadali go i opisali a na podstawie tego co zrobili, można próbować określić, co się w chwili orgazmu może dziać u mężczyzny. Po drugie, korespondencja, którą otrzymałem na temat orgazmu, pochodziła wyłącznie od dziewcząt i kobiet, i to jest tak- że przyczyna, dla której cały fragment poświęciłem pa- niom. Ponadto właśnie orgazm kobiecy jest jednym z waż- niejszych problemów seksuologii. Jest przeżyciem psycho- -fizjologicznym, do którego o wiele trudniej dochodzi ko- bieta aniżeli mężczyzna. Orgazm męski jest niewątpliwie zja- wiskiem o wiele prostszymi. Niech dowodem będzie fakt, że jest on możliwy nawet wtedy, kiedy są kłopoty ze wzwodem, co tak szalenie deprymuje mężczyzn, niezależnie od wieku. Wówczas jego intensywność jest z całą pewnością mniejsza, a to z powodu zmniejszonej dynamiki przebiegu zbliżenia oraz poczucia mniejszej wartości, ale efekt fizjologiczny w postaci orgazmu uzyskuje się często lub prawie zawsize. Wróćmy do listu. Moi drodzy, przecież wszyscy masturbujecie się, zauważyliście więc, że wytryskowi nasienia towarzyszy jakieś zjawisko, tylko dlaczego o tym nie wspominacie. Ot6ż zabiegi masturbacyjne dokonywane przez siebie samego (ip- sacja) bądź przy pomocy partnerki prowadzą w końcowym eta- pie do wytrysku, któremu towarzyszy zjawisko zwane właśnie orgazmem. Niezwykle rzadko zdarza się, że wytryskowi nasienia u mężczyzny nie towarzyszy orgazm i to jest cecha, która zde- cydowanie różni w tym względzie mężczyznę od kobiety. Podkreślam: u mężczyzny wytryskowi nasienia zawsze lub z niewielkimi tylko odchyleniami towarzyszy orgazm. Inten- sywność przeżywania orgazmu u poszczególnych osobników jest szalenie zróżnicowana. Orgazm w wydaniu męski -n jest jakby bardziej naturalny, ponieważ może towarzyszyć aktowi prokre- acyjnemu — stąd jakby jego konstrukcja była prostsza. Zważmy jeszczs na taką s.prawę— do Wytrysku nasienia i orgazmu pro- wadzi u mężczyzn manipulacja na narządzie płciowym, przy czym nie jest ważne, czy jest to stosunek, czy inny rodzaj doznań. Orgazm kobiecy nie ma nic wspólnego z atotem pro- kreacji. Zrządzeniem natury jest to jakby sprawa dodatkowa, jakby fizjologiczny i psychiczny luksus. Ponieważ współczesna kobieta nie chce, nie musi, nie potrzebuje być wyłącznie istotą przyjmującą nasienie męskie dla prokreacji, przeto współczesna seksuologia ma ambicję jej pomóc, chce by kontakty seksualne kobiety były przeżyciem co najmniej równym, w skali' odczuć, przeżyciu mężczyzny, a że bywa nierzadko, że są o wiele bo- gatsze — to kolejna cecha różniąca kobietę i mężczyznę. Zja- wiska fizjologiczne są prawie identyczne o obu płci, oczywiście oprócz momentu ejakulacji, czyli wytrysku, czego u kobiety nie ma. Jakimś podobieństwem fizjologicznym szczytowej fa- zy orgazmu są: u kobiety skurcze platformy orgazmowej, w tym głównie 1/3 dolnej pochwy, a u mężczyzny skurcz układu moczowo-nasieniowodowego. Skurczom tym u obojga płci to- warzyszy uczucie intensywnej przyjemności, czyli właśnie or- gazm. Pytacie o strefy erogenne u mężczyzny. Otóż rozkładają się one podobnie jak u kobiety, np. bardzo wrażliwe są sutki Z wyjątkiem różnic anatomiczno-fiajologicanych genitaliów, wszystko jest bardzo podobne. ' Jeszcze raz wrócę do zachowania czterech cytowanych respondentów względem dziewcząt — powtarzam, że moż- na je uznać za wzorcowe. Nie' są nachalni, nie chcą swych koleżanek „krzywdzić", w ogóle myślą o nich. Dziewczęta speł- niają wiodącą rolę w kształtowaniu stylu bycia tych chłoipców. Wyjdzie to Warn wszystkim tylko na dobre. Absolutnie zgadzam się z Wami, że jak się ma tyle łat co Wy, kontakty seksualne powinny ograniczać się do pettingu i neckingu. Masturbujecie się, jak wyntika z listu, nie notorycznie, w sposób opanowany, regulujecie to rozumem i bardzo dobrze. Zapewniam Was, że nie zaszkodzi to Waszemu przyszłemu życiu partnerskiemu i obawy są doprawdy niepotrzebne. Piszecie, że dziewczyny są chyba wstydliwe. Jak można sobie wyobrazić osiemnasto- latkę, z którą spotykacie się 'nawet i naście razy która była- "by odważna czy wręcz wyrafinowana? Trzeba pamiętać o na- szej normie wychowania. Przecież od dzieciństwa wmawia się człowiekowi, że strefa seksualna jest czymś wstydliwym i na- leży omijać ją wzrokiem i dotykiem. Chciałbym zwrócić Waszą uwagę na fakt, że pójście „na całość" od samego początku zdejmuje otoczkę tajemniczości, zaciekawienia, nie zostawia re- zerwy na potem. Powolne zbliżanie się ku sobie, odkrywanie, poznawanie, natoieramde odwagi jest przyjemne i radosne. Ten sposób zachowania można ro.zpi.sac na tygodnie a może nawet na lata, to przede wszystkim kwestia filozofii życiowej, tem- peramentu itp. Pomyślcie nad tym! 93 DZIEWCZYNA l CHŁOPAK ALBO ZWYCIĘŻY PARA Niejednokrotnie próboutetam napisać do Pana, jednakże, za- wsze coś mnie powstrzymywało. Może nadzieja, że jednak coś zmienię. Niestety, mam 20 łat i coraz częściej widzę moje przy- szłe życie w czarnych kolorach. Póki mam 20 lat chciałbym zawalczyć o te następne dwudziestki, a ponieważ sama nie jestem zdolna, proszę Pana o pomoc. Mój problem to samotność. Może -w ustach człowieka w moim wieku brzmi to śmiesznie, tym bardziej, że mam kochających rodziców, przyjaciółki, koleżanki. Tkwi we mnie wizja samot- nego życia, a ja się jej zwyczajnie boję. Boję się tym bardziej, im mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że nigdy nie znajdę towarzysza życia. Będę sam.iu.tfca jak palec. Panie Doteorze, czy ito normalne, że • 20-letnia dziewczyna nie potrafi nawiązać fcan-taktu z rpłcią przeciwną? Dlaczego siedzi we mnie coś ta- kiego, co mi nie pozwala przełamać się, pokonać dziwnej ba- riery. Czuję lęk, czuję, że chłopcy są inni i iboję się tej inności. Nie potrafię z nimi rozmawiać, nie potrafię reagować no ich zaczepki, żarty. Kiedy chłotpcy okazują mi swoje zaintereso- wanie (jestem nawet ładna), wpadam w panikę, zacinam się, robię się czerwona i mam ochotę zapaść się pod ziemię. Oni, gdy wyczują tę moją dziwność, po prostu odsuwają się, a ja jakżeż -chciałabym ich wtedy zatrzymać. Przecież lubię ich, czę- sto jest mi ich brak, także fizycznie. Ten „głód" mężczyzny coraz częściej daje mi się we znaki. Panie Doktorze, ja nigdy nie dotykałam mężczyzny, nie całowałam, nikt mnie nie pieścił, jest mi tego naprawdę b'rak. Tę fizyczność mogę jeszcze w sobie zdusić, ale jak pokonać paraliż, który mnie ogarnia w kontakcie z mężczyzną. Za rok pójdę do pracy i co wtedy? Przecież ja chcę żyć w społeczeństwie. Czy jest to możliwe, skoro jestem tak dziwna? Nienaturalna, anormalna? Proszę mi pomóc, chcę być normalnym, niezakompleksionym człowie- kiem. Powinnam się chyba leczyć, ale gdzie? Może opowie Pan coś o takich ludziach jak ja? Warto poświęcić troszkę uwagi tym wszystkim, a jest ich niemało, którzy nie przekroczyli jesz- cze tego podstawowego progu, jakim jest wyjście poza obręb włas.nej płci i maja z tym kłopoty. — AGATA. Moim. 20 lat. Czuję się nikomu niepotrzebnym czlouńefctem. W domu nie mam 'ujtasneao tafta, za to wieczne nieporozumienia — rodzice i rodzeństwo działa mi na nerwy. Od lat nie mogą sobie znaleźć dziewczyny i prawie nie mam koleżanek. Jestem nieśmiały, słabo tańczę,, nie stać mnie na ładne ciuchy. Może to właśnie dlatego? Chciałbym mieć swoją dziewczynę, ale pew- 96 nie tego nie osiągnę.. Nie ro- tyezne. Miody chłopak marzy o dziewczynie, pragnie jej, ale jw j oto pojawia się kobieta starsza od niego, która spełnia wszystkie jego wyobrażenia, tyle że wiek się nie zgadza. Wybucha wlaśnie fascynacja — dotyczy to często obydwu stron, z tym, że dość , , j szybko mija ona chłopakowi. Nieuchronnie nadchodzi koniec. sj , Bywa, że kontakty ze starszymi od siebie partnerkami podejmu- ją, w sposób zaplanowany na zimno,, chłopcy o wyrafinowanym im podejściu do świata Erosa. Taki chłopak rozumuje następująco: nu ona jest doświadczona, wprowadzi mnie w tajniki życia ero- I tycanego, nauczy mnie. W tego typu związkach założenie wia- ,0 dome jest z góry — nie mają szans na trwanie, z czym czasem uiiCł nie chcą się panie pogodzić. Dla nich jest to bardzo często wielki dramat życiowy. I wreszcie nie można tu pominąć związków opartych na kompleksie Edypa. Jak wiadomo, bierze się on fia j i z uwielbienia dla matki. Matka jest dla chłopaka niedościgłym wzorem, szuka on dla siebie podobnej żony, takiej, która za- ! stąpiłaby mu matkę. Po tych ogólniejszych rozważaniach wróćmy do sprawy Jurka. Zakochał się on tak trochę jak uczniak w nauczycielce. Jest .' w tym sporo podziwu dla tej kobiety, ale też potrzeba sek- ' ' sualna, która upomina się o spełnienie. Jurek upatrzył sobie " właśnie tę, a nie inną kobietę dla realizacji swych pragnień ! duchowych i cielesnych także. Pyta mnie o radę. Moim zdaniem le : powinieneś, jak to się mówi, „wziąć na wstrzymanie", zwy- ', . " czaj-nie czekać na reakcję drugiej strony. Ty już przecież wy- "° znałeś swą miłość. Jeśli mam być szczery, szans na trwały związek raczej tu nie widzę. Żona, dwoje dzieci toż to poważne m obowiązki. Czy Wiesz co to znaczy wziąć na swoje barki taką odpowiedzialność? Sam słusznie powątpiewasz czy dałbyś radę. Kobieta, którą jesteś zafascynowany też o tym wie i trzeba przyznać zachowuje się bardzo rozsądnie. Nawet jeśli Cię kocha, woli tego nie okazywać, wie, że Wasz związek nie ma szans j na przyszłość (zresztą nie wiem czy istotnie odwzajemnia Twoją ! miłość). Po swoich smutnych doświadczeniach życiowych nie 13 1 chce zapewne ryzykować i narażać się na kolejne przykre przej- 16 ścia. Wie również, że jak SIĘ ma tak jak Ty niespełna dwa- dzieścia lat, miłość równie szybko przychodzi jak znika — i nie zawsze tak jest, ale jednak bardzo często. a Spróbujmy podgumować temat. Różnica wieku między par- w tnerami nie ma decydującego wpływu na trwałość związku. To są niezwykle zindywidualizowane sprawy. Związek z kobietą 105 starszą nawet o dwadzieścia lat może być udany i trwaiy, a z młodszą czy rówieśniczką zupełnie do niczego i rozpada się. Tu nie ma reguł. Może jeszcze jedna uwaga. W związku, w którym kobieta jest starsza, najmniejsze zagrożenie dla związku jest, wbrew temu co się przypuszcza, ze strony sek- su. Pojawia się ono w związkach, w których partner jest starszy. Wyjaśnieniem tych obydwu spraw niech będzie przypomnienie prawidłowości biologicznej. Otóż z wiekiem średnia wydolność seksualna mężczyzny spada, bądź stop- niowo bądź gwałtownie, natomiast kobieta długo utrzymuje po- ziom potrzeb seksualnych. Nietrudno z tego wywnioskować, że i małżeństwom rówieśniczym grożą kłopoty natury seksualnej. Zastanówmy się — kiedy u niego po, umownie rzecz biorąc, czterdziestce, zaczyna się spadek aktywności, u niej wcale nie, a nawet na odwrót. No ale życie dwojga ludzi nie ogranicza się, przynajmniej nie powinno, do Erosa. I całe szczęście. Mam 21 lat. Od niedawna jestem mężatką. Mąż jest dziesięć lat starszy ode mnie. Nasze wspolżycie ukladalo się pomyślnie. Mój mąż mówi, że do tej pory żadnej dziewczyny nie kochal tak jak mnie. Wszystko między nami było w po- rządku, dopóki nie zaczai proponować milości z jeszcze jedną dziewczyna.Oboje.tnie z która., byłeby była ladna i szczup- la, lub z drugą parą. Od tamtego cza>su nasze wspolżycie nie uklada się najlepiej. Przyczyną są chyba ciągle rozmowy męża o tej drugiej lub o tej drugiej parze. Zauważylam, że już sama rozmowa na ten temat podnieca go. Nigdy nie chcialam zgodzić się na takie wspólne wspolżycie. Przez to, że opieram się temu bardzo stanowczo, coraz częściej dochodzi między nami do scysji z byłe powodu. Coraz częściej jest też mowa o rozstaniu. Jed- nocześnie mąż powtarza mi, że cale życie marzyl o takiej dziew- czynie jak ja. Proszę o pomoc. Nie wiem co mam robić. Kocham mojego męża i nie chcialabym się z nim rozstawać. — BOG- NA. Po lekturze tego listu będą tacy, którzy się żachną — po co on to wyciąga, co on tym młodym mąci w głowach. A może się mylę. To, o czym napisała w swym liście Bogna, nie jest u nas czymś zupełnie wyjątkowym. Seks grupowy nie zdarza się mo- że bardzo często, ale znowu nie na tyle rzadko, by można było ten problem całkowicie zignorować. Piszecie do mnie z prośbą o ustosunkowanie się do tej sprawy. Nie mogę przecież nabrać wody w usta i udawać, że jej nie ma. Zjawiacie się 106 ly, także w przychodni, w której przyjmuję. Co ciekawe, ci którzy da do mnie się pofatygowali osobiście, nie byłi w sytuacji psy- cu, chicznej Bogny. Oni nie narzekali na układ, nie twierdzili, że ila jest on zły, oni przyszli do mnie niejako po jego aprobatę, k- Odnosiłem wrażenie, że nie bardzo są pewni czy to, co robią, 5st j jest tak calkiem w porządku i ja miałem ich uspokoić, rozwiać zie . wszelkie podejrzenia. Co ja na to? No cóż, jestem zdania, że ;m ; jeśli dorośli ludzie robią coś, z czym jest im dobrze, to ja p- nie mam prawa ingerować. Osobiście uważam, że układy takie o- (2 + 1 czy 2 + 2) nie mają szans na przetrwanie. Znam psychikę że ludzką, mam za sobą wieloletnią praktykę poradniczą i wiem, sj. że w końcu -zwycięży para, czyli on i ona i nikt więcej. Także |c, i dlatego, że jest to naturalny sposób kontaktów seksualnych. ie, Zachowanie erotyczne w stanie nie skrępowanego ekshibicjo- za nizmu jest przeciwne naturze i prędzej czy później będzie ska- zane na niepowodzenie. st Seks grupowy jest niewątpliwie wyrafinowany. Ta trzecia czy ię ten trzeci traktowany jest w układzie jako czynnik ekscytujący, iy rozrywkowy, ma wzmóc poziom przeżyć erotycznych. Nie ma 3. to nic wspólnego z prawdziwą miłością. Przecież kobieta, która ;g kocha, nie będzie chciała być tą drugą, z nikim nie będzie 3. chciała dzielić się swym ukochanym mężczyzną. Podobnie męż- ie czyzna — też będzie chciał być tym pierwszym, jedynym. Prze- a cięż trudno podzielić miłość na części. Pojawi się zazdrość itd. 4 W naszej kulturze naturalny jest związek dwojga ludzi, układ ić haremowy jest czymś obcym. n Skąd się w ogóle wziął seks grupowy? Sądzę, że u nas jest jt | to naśladowanie tego, cp ma miejsce gdzie indziej. A gdzie in- '- ! dziej, np. w Szwecji czy Stanach Zjednoczonych seks grupowy jest, co zresztą nie jest żadną tajemnicą, dość popularny. Znu- n dzone pary, by wzmóc napięcie seksualne, proponują drugą parę. Zawiera się specjalne kontrakty, które np. zakazują związ- ków uczuciowych. Idzie o to, by nie ucierpiało dobro rodziny, o i którą jednak się chroni. W krajach tych tego typu praktyki i. l nikogo nie gorszą. U nas nie są one akceptowane. Sądzę, że u nas to się nie upowszechni. Uważam s także, że nie warto dla chwil być może atrakcyjnych rzucać na szalę rodzinę, uczucia. Nie warto! Dedykuję tę refleksję i przede wszystkim mężowi Bogny a także i innym, których ten ; prcblem dotyczy. > Propozycje, męża Bogny są niebezpieczne. One poszerzają się. j Dziś to, jutro tamto, a pojutrze może mu przyjść do głowy 107 jeszcze coś innego. Wygląda na to, że Jest przeniknięty seksu- alizmem. Mimo że jest już przecież dojrzałym człowiekiem, za- gubił się w hierarchii potrzeb. Wyraźnie na pierwszym miejscu stawia seks, a to przecież nie tak powinno być w życiu. Szuka przeżyć na poziomie orgiastycznym, fizjologicznym. Nie sądzę, by wzbogaciły go one uczuciowo. Dlaczego chce zmusić żonę do czegoś, czego ona nie akceptuje? Jestem, Bogno, po Twojej stronie, popieram Twój bunt. Absolutnie nie ivolno nikogo !| zmuszać do niczego, a poza tym Ty masz intuicję. Wyczuwasz czym seks grupowy grozi — może on zniszczyć Waszą miłość. Mam nadzieję, że Twój mąż to zrozumie, bo inaczej rozstanie, o którym wspominacie już teraz, kilka miesięcy po ślubie, sta- nie się faktem. Może poświęciłby Pan trochę miejsca takiemu tematowi, jak pieszczoty. Być może jest to coś banalnego i dziecinnie proste- go, ale naprawdę nie dla wszystkich. Ja mam 16 lat i muszę przyznać, że jestem w tej dziedzinie zupelnie zielona. Myślę, ba, jestem pewna, że nie jestem wyjątkiem. Z pewnością moi fj! rówieśnicy chętnie o tym poczytają. Proszę nie lekceważyć mojej prośby. — ALA. Czasami spotykam w artykułach slowa, których kompletnie nie rozumiem. Np. co to jest petting albo necking. Czy mógłby Pan bliżej te terminy wyjaśnić. — WOJTEK. Zapomina Pan jakby doktorze, że „Razem" czytają głównie (l nastolaty, dla których wszystko dotyczące ars amandi jest nowe. Wszystko zdarza się pierwszy raz. Pieszczoty także, || a tymczasem nigdy Pan na ten temat nie pisnąl ani słowa. — ARTUR. , Oj, pisnąłem i to nie raz. Wasze listy mnie do tego zobligowały. I to nie tylko te, które tu we fragmentach zacytowałem, lecz kto wie czy nie przede wszystkim inne, których przychodzi znacznie więcej. Co to za listy? O co w nich chodzi? Chłopcy piszą przeważnie o swoim narządzie płciowym i jego funk- cjonowaniu, dziewczęta nastawione są na przeżywanie orgazmu. Nic innego jakby się nie liczyło i przyznam, że jest to dla_ rhnie sprawa niepojęta i przykra. Nie może być inaczej, skoro człowiek uświadamia sobie, że młodzi ludzie są po pierwsze skoncentrowani na sobie i własnych doznaniach, a po drugie, że zachowanie wobec siebie sprowadza się u nich do seksu fizjologicznego. Jestem wyrozumiały, ale drażni mnie, gdy spra- wą najważniejszą jest odpowiedź na pytanie, czy stosunek płcio- wy uda się, czy nie. Jakżeż tacy ludzie są ubodzy! To co powinno 108 tsu- być zakończeniem, finałem, jest u nich na pierwszym miejscu. za- Zachowanie erotyczne partnerów jest wtedy pełne, kiedy nie j.scu ogranicza się tylko do coitus — tę maksymę naprawdę warto uka ] zapamiętać. dzę, j Takie ogłupiające dążenie do aktu płciowego naprawdę nie- :onę j wiele daje. A gdzież jest ten olbrzymi obszar przed, czyli po- 'ojej przedzający finał, a więc pieszczoty! :ogo Pieszczotą jest już patrzenie na siebie. Ile wzrokiem można 'asz powiedzieć, mówi się nawet, że można pożerać wzrokiem. Im osc- ten etap jest dłuższy, tym więcej niesie nadziei. A słowa, n'e' l faza zalotów słownych? Ileż odmian, wdzięku i urody może "a" mieć pozorne gadanie o niczym. Słowna obecność odgrywa ogromną rolę na każdym etapie miłości, ale właśnie w stadium 3 początkowym ma wartość szczególną. Czułych, miłych, dobrych ste~ i słów nigdy nie jest za dużo. .. ' Wzrok i słuch spełnią ogromną rolę. Obydwa te zmysły uru- ! chamiają wyobraźnię, wzajemnie jakby podpierają się. Osoba . . zakochana intuicyjnie stara się podobać. Liczy się sposób po- ruszania, gest, spojrzenie, ubiór. Są to wszystko rzeczy, przy- , . jemne, podniecające, wprowadzające w odpowiedni nastrój do ,. dalszych przeżyć. Kolejny zmysł ,to węch. Bywa, że perfumy używane przez i kochaną osobę zakodawują się tak, iż pamięta się ich zapach Wił e j przez całe życie. Warto może zaznaczyć, że niedostatków higieny ,. ciała nie pokryją najlepsze nawet perfumy. icze, . / wa , U różnych osobników każdy ze zmysłów odgrywa nieco inną rolę. Są tzw. wzrokowcy, którzy preferują ruch, kształt, a}y l gest, jest grupa dotykowców... ecz Padło słowo dotyk, warto więc poświęcić jemu kilka słów. idzi Zaczyna się najczęściej, przynajmniej powinno, od dotykowej pey gry dłoni. Jest to flirt, który może być uprawiany wszędzie nk- — na ulicy, w towarzystwie... Ileż to dostarcza przeżyć, ileż unie- •ny. sień! Są strefy bardzo wrażliwe, np, między palcami, opuszki dla j palców. U kobiet szczególnie wrażliwe są wewnętrzne strony oro dłoni. Pieszczoty cielesne, dotykowe są niezwykle rozbudowane •sze • — pieszczenie dłoni, głaskanie, obejmowanie się, przelotny po- gie, całunek, takie muśnięcie... Nie można przez to wszystko przebiec ksu galopem, jest to konieczne preludium do pieszczot właściwych. trą- Zubożenie przeszkadza powolnemu narastaniu wewnętrznej ra- no- dości, zwanej w seksuologii fazą plateau. W pieszczotach po- ino śpiech jest fatalnym błędem, przeszkadza wyobraźni. ! 109 H i Li i ; Nie zaszkodzi, kiedy dotyk wsparty jest słowem, miła muzyka ' też jest dobra, odpowiedni nastrój także. Seksuolodzy skan- dynawscy i amerykańscy wydzielili w zespole pieszczot doty- kowych dwie grupy: 1) necking, czyli pieszczoty obejmujące dotyk, głaskanie i wszelkie jego odmiany oraz pocałunki, także z wszelkimi odmianami, twarzy, ust, głowy, rąk, piersi — jed- nym słowem powyżej pasa; 2) petting to również pieszczoty o wymienionym wyżej zakresie i odmianach, ale dotyczące sfe- ry poniżej pasa, łącznie z narządami płciowymi obojga partne- rów, ale z wyłączeniem spółkowania. Necking i petting uprawiany jest przez młodzież i dorosłych, a służy on nie tylko rozładowaniu napięcia seksualnego. Mło- dym zastępują stosunki. Dorośli odwołują się do tych form pieszczot w sytuacjach, w których normalne współżycie jest niewskazane. Necking, a następnie petting, bo tak sobie tę kolejność wy- obrażam, mogą odgrywać rolę pośredniego stadium we wcze- snym okresie wzajemnego zainteresowania, poprzedzać pełne współżycie. Niewątpliwie są one szkołą i to znakomitą kultury seksualnej, są niezbędną drogą do bogatego życia erotycznego. Ten rodzaj pieszczot oddala moment pełnego nasycenia sek- sualnego, co następuje podczas stosunku typu coitus. Pozwala partnerom rozwinąć więzy uczuciowe, przyjaźni i tak silną potrzebę wspólnego przebywania, że wydaje się, iż ci ludzie są wobec siebie niezastąpieni. Największym problemem poradnictwa, gdy mówimy o kobie- tach, jest tzw. „oziębłość" seksualna. Użyłem cudzysłowu, bo- wiem nie wierzę w takie rozpoznanie. Jestem przekonany, że pośpieszne dążenie tak z jednej jak i z drugiej strony do szybkie- go, czasem byłe jakiego kontaktu seksualnego, bez poprzedzają- cych go etapów — preludium, neckingu i pettingu, wywołuje u kobiet zespół nierozbudzenia seksualnego, zwany właśnie o- ziębłością. U tych kobiet radość seksualna zlokalizowana jest wyłącznie w strefie narządu płciowego. U podstaw ich ubogich przeżyć legło właśnie pospieszne współżycie seksualne. Kobieta jest bowiem istotą, która ma dyspozycje do pełnego zespołu przeżyć, ale dyspozycje te trzeba uruchomić. Pośpiech sprawia, że się je omija i pozostają nietknięte. Myślę, że u podłoża prawie powszechnej dolegliwości męskiej — zbyt wczesnego wytrysku — leży także ów pośpiech, stałe myślenie o tym ostatnim etapie, dążenie do niego. Czynienie .wszystkiego, o czym dziś mówiłem, na chybcika, byłe jak, ' 110 bez zanurzenia się w przeżycia, powoduje tę szybką ejakulację, na którą tylu z Was użala się. Necking i petting mają jeszcze dodatkowy walor i to wcale niebagatelny — ten sposób zachowania seksualnego wobec sie- bie zabezpiecza przed niechcianą ciążą i wszystkimi tego kon- sekwencjami. Nie da. się ukryć, że jest to najskuteczniejszy i najtańszy środek antykoncepcyjny, a przy tym daje tyle emo- cji. Nie zapominajmy o złotym wieku. Kiedy kończy się spraw- ność seksualna mężczyzny, zachowanie erotyczne partnerów wo- bec siebie wcale nie musi zanikać. A ciąża? Ważny okres w życiu dwojga młodych ludzi, który powinien być szczy- tem radości. U tych, którzy wierzą tylko w spotkania typu coitus coś się urywa, młodzi oddalają się od siebie. Kobieta myśli o dziecku, mężczyzna czuje się odtrącony, słowem kryzys. W tym czasie stosunki płciowe muszą być zaniechane, ale nie wolno rezygnować z zachowania erotycznego względem siebie. Pozostają pieszczoty. KALENDARZYK CZY PREZERWATYWA ALBO KILKA SŁCW O ANTYKONCEPCJI Mam 15 lat. Od. dwóch lat chodzę z chłopcem. Kochamy się bardzo a jedyną przeszkodą w milości są jego żądania. Wymaga ode mnie dowodów milości, żąda współżycia. Niedawno kiedy rodzice wyjechali, przyszedł do mnie wieczorem, siłą rozebrał i odbył ze mną stosunek. Dzialo się to ponad dwa miesiące temu i od tej pory nie mam miesiączki. Jestem przerażona! Myślę, że jestem w ciąży. Nie wiem co robić. Boję się reakcji rodziców. Błagam o pomoc! Wydrukujcie mój list. Może będzie to przestrogą dla innych naiwnych dziewcząt. — ZROZPA- CZONA. Jestem zrozpaczony i — kompletnie załamany. Mam dopiero 26 iat i świadomość tego, że zmarnowałem życie. Dziewczyna, z którą chodzę, jest w ciąży i nie chce jej usunąć. Co mam robić? Jestem uczniem,, nie zarabiam i jak ja utrzymam dziec- ko? Nie wiem, co na to rodzice. Miałem piękne plany na przy- szłość, chciałem się dalej uczyć, studiować a teraz wszystko przepadło. Chciałbym przestrzec wszystkich moich rówieśników, by nie popełnili tego samego błędu, by tak strasznie nie kom- plikowali sobie życia. Jakże ciężko muszę płacić za bezmyślność. Nie wiem jak dalej żyć. — MICHAŁ. Mam 16 lat i chcę skończyć ze swoim młodym życiem, gdyż zaszłam w ciążę. O powiedzeniu tego moim rodzicom nie ma mowy. Co mam zrobić? Koleżanka, tylko ona o tym wie, po- wiedziała usuń. No dobrze, ale gdzie, a w ogóle to nie mam odwagi. Doszly mnie sluchy, że usunięcie kosztuje i to podobno dużo. Co mi zostało, chyba tylko skończyć ze sobą. Błagam, pomóżcie mi, ja już dłużej nie wytrzymam. Może samej jakoś to można usunąć. Jak matka się o tym dowie, to mnie zabije. — ZAPŁAKANA BEATA. Niestety opisane sytuacje nie są wcale wyjątkowe. Liczba młodocianych matek i ojców jest także niemała. Takie listy czyta się ze ściśniętym sercem, a zaraz potem ogarnia człowieka wściekłość. To przykre, że nasze przestrogi są głosem wołającego na puszczy. A przecież ciągle apelujemy do nastolatków, by nieodpowiedzialnym zachowaniem tak straszliwie nie kompli- , kowali sobie życia. Niejednokrotnie podkreślałem, że kontakty płciowe zawaro- wane są tylko dla ludzi dorosłych i dojrzałych. 15-, 16-latki mają jeszcze czas na seks. W ich wieku wystarczyć powinno trzymanie się za ręce, patrzenie w oczy, delikatne pieszczoty, 114 rozmowy, zwierzenia... Przecież to takie piękne, dostarcza tyle wzruszeń. Dlaczego z tego rezygnujecie i przeskakując kilka etapów, od razu podejmujecie współżycie płciowe! W ten sposób jesteście ubożsi o wiele wspaniałych, niepowtarzalnych przeżyć, nie mówiąc już o tym, że balansujecie na krawędzi dramatu życiowego. Dla Zrozpaczonej i Michała skończyło się to fatalnie. .Szkoda, że dopiero ciąża dziewczyny jest szokiem, który przy- nosi otrzeźwienie, zmusza do refleksji, zmienia poglądy nasto- latków na miłość. Szkoda. Czy tak być musi? Czy potrzebna jest aż sytuacja bez wyjścia? Pomyślcie. Sprawą niemal na.gminną jest żądanie, zwłaszcza przez chłop- ców tzw. dowodów miłości. Sto razy pisałem, że to nie ma sensu, że taki chłopak czy dziewczyna nie są warci miłości, że lepiej się rozstać. Powtarzam raz jeszcze — jest wiele sposobów na okazywanie miłości, nie tylko ten jeden. Jeśli dziewczyna mówi, że kocha i daje temu wyraz swym postępowaniem (lo- jalnością, czułością, szczerością), czemu jej nie wierzycie? Dla- czego tak bezmyślnie i beztrosko żądacie współżycia i dążycie do niego za wszelką cenę? Zupełnie jakbyście nie wiedzieli, że może to się skończyć niepożądaną ciążą, z którą nie wiadomo co robić. Czyżbyście byłi pozbawieni wyobraźni i elementarnej wiedzy o rozrodczości. Chyba nie. Dopiero jak jest ciąża, a jak widać zdarza się to, bo środków antykoncepcyjnych nie stosujecie, to nie wiecie co z nią zrobić i jak z tego wybrnąć. Rozpacza chłopak, rozpacza dziewczyna, a przecież prawa bio- logii są nieubłagane — współżycie może skończyć się zapłod- nieniem, potem jest ciąża a jeszcze potem rodzi się dziecko. Są to dzieci niechciane, których przyjście na świat nikogo nie cieszy, a tylko drażni. Ich los bywa różny. Czasem zajmują się takimi maluchami rodzice rodziców, czyli dziadkowie, cza- sem trafiają do domów dziecka, rzadko kiedy wychowują je nastoletnie mamy, które przecież nie mają zaplecza material- nego do spełnienia tej niełatwej funkcji. Są to sprawy bardzo dramatyczne. Nieprzemyślany postępek może i najczęściej rujnuje życie młodych. Z reguły są to dramaty nie do odwrócenia. Dochodzi do załamania się osobistych planów życiowych, pojawia się żal do siebie i całego świata, także i do miłości. Odtąd traktuje się ją nie jako źródło radości, lecz przyczynę przykrości. Po- zostaje na całe życie uraz do tego uczucia i bardzo trudno to przełamać. Skaza psychiczna jest trwała. 115 Wczesne macierzyństwo , nie przynosi ze sobą radości, a przecież powinno być ono szczęściem i jest, ale tylko u ludzi, którzy do niego dojrzeli. Smutny jest los niechcianych dzieci, ta „niechcianosc" wyciska piętno na całym ich życiu Dlaczego muszą płacić tak wysoką cenę za, przepraszam za ostre słowo, głupotę swych rodziców? Powie ktoś, że przecież można ciążę usunąć i wtedy nie ma sprawy. Czy aby na pewno? Otóż sprawa jest i to często, równie dramatyczna jak niechciane macierzyństwo. Znacie chyba konsekwencje usunięcia ciąży, zwłaszcza pierwszej, wiecie, że grozi to niepłodnością. Mimo to wiele dziewcząt się do tego ucieka. Jest to bardzo często tylko częściowe rozwiązanie kło- potów. Przychodzi pora, że chce się mieć dziecko, marzy się o nim i niestety. Porozmawiajcie z kobietami, które nie mogą zajść w ciążę, bo przed laty zdecydowały się na zabieg i usunęły tę pierwszą, poczytajcie ich listy. Ileż tam rozpaczy, ileż tragedii i, niestety, niewiele można pomóc. Jakże często brak potomstwa prowadzi do rozwodów. Nieodpowiedzialne za- chowanie się we wczesnej młodości idzie najczęściej za czło- wiekiem przez całe życie. Zapamiętajcie sobie i to. Chciałbym, żeby to co napisałem otrzeźwiło Was, aby zmusiło do refleksji, żebyście podjęli postanowienie, że nie Jbę"- dziecie żądać tzw. dowodów miłości, czyli współżycia i żebyście zrozumieli, że na seks macie naprawdę czas. Przeczytajcie jesz- cze raz listy Waszych rówieśników. Ja wiem, że najłatwiej się uczyć na własnych błędach, ale chciałbym, żeby te cudze wy- starczyły i były dobrą lekcją. Listy Zrozpaczonej, Michała i Beaty są gorzką przestrogą. Niestety ich autorom nie można nic pomóc, muszą ponieść konsekwencje swych czynów. Za- stanówcie się nad tym, a ja jeszcze raz przestrzegam. Nie chciał- bym już dostawać takich listów. Wolałbym Inne, np. taki: Czytam „Sztukę kochania" w „Razem" i nieraz chce mi się śmiać, ale najczęściej plakać nad tym co wypisujecie. Mnie też nie było lekko. Też byłam pierwszy raz zakochana, miotam kłopoty z chlapakiem, myślałam nawet o samobójstwie, ale wszystko "minęło i jak widzicie żyję. To był ten głupi wiek, kiedy się miało piętnaście, szesnaście lat. Teraz mam już lat dziewiętnaście, od dwóch lat jestem mężatką, mam półtora- rocznego syna. Myślicie, że mi lekko? Codziennie trzeba wy- konywać te same czynności — pranie, gotowanie, sprzątanie, karmienie, przewijanie, nie mówiąc już o tzw. obowiązkach 116 małżeńskich, czyli wspólżyciu seksualnym z mężem. Nie gar- nijcie się za szybko do tego „miodu". Macie czas. Mam dla was kilka rad: 1. Bądźcie zawsze sobą. 2. Nie spieszcie się do wspólżycia seksualnego. 3. Cieszcie się życiem wolnego czZo- wieka. — W1OLETTA. Naprawdę wolę czytać takie listy, myślę, że i Wy też. Mam osiemnaście lat. Rok temu rozpoczęłam ws.pólżycie no t niestety „u>padłam". Właśnie jestem po zabiegu. Jest to dla mnie straszne, walałabym już nic takiego nie przeżywać i dla- tego proszę o informacje na temat antykoncepcji. Oboje, tzn. ja i mój chłopak niewiele na ten temat wiemy. — BEATA Mam dwadzieścia lat, chodzę z chłopakiem już przeszło rok, ale dopiero trzy razy mieliśmy stosunek. Potem z utęsknieniem czekałam na miesiączkę, żeby przekonać się czy nie jestem w ciąży. Nie mam warunków na wychowywanie dziecka i dla- tego interesuje mnie pigułka antykoncepcyjna. Gdzie można je kupić, ile kosztują, czy muszę iść do ginekologa, aby poprosić o receptę. Chcidłabym także znać uboczne skutki dzialania tych tabletek, a także czy po ich odstawieniu będę mogła normal- nie zajść w ciążę — MARIOLA. Ankieta, którą przeprowadziliśmy w „Razem", wykazała m.in., że znaczny odsetek młodzieży nie stosuje w ogóle żadnych środ- ków zapobiegających niepożądanej ciąży. Nie wszyscy na szczę- ście są tak lekkomyślni. Dostaję wiele listów, przede wszystkim od bardzo młodych ludzi. Z listów wynika, że jednak część z Was myśli o tym, by uchronić się przed macierzyństwem nie w porę. Piszę ma- cierzyństwem a nie ojcostwem, bowiem tylko z jednym wy- jątkiem odezwały się do mnie dziewczęta. To cieszy, że myślą one o tej sprawie, ale jednocześnie trochę przykro, że chłopcy jakoś wcale się tym nie przejmują. Niestety, wygląda na to, że dalej utrzymuje się u nas zła tradycja, zgodnie z którą antykoncepcja to sprawa kobiety. Tak nie powinno być i dobrze by było ją przełamać. Wielu z respondentów, a ściśle mówiąc respondentek prosi, bym pomógł im w ustaleniu dni płodnych i niepłodnych, innymi słowy, bym wyjaśnił, w które dni nie należy współżyć, a kiedy współżycie nie niesie za sobą niebezpieczeństwa nie- pożądanej ciąży. Robię to tym chętniej, że ten naturalny sposób 117 kierowania płodnością najbardziej odpowiada naturze i dlatego godny jest polecenia. Zasadza się on na wykorzystaniu ryt- miczności biologicznej kobiety — tylko w określonych dniach cyklu miesięczno-owulacyjnego kobieta jest piodna, w pozosta- łe — nie. Kierowanie się we współżyciu seksualnym naturalnym i rytmem płodności odpowiada naturze kobiety tak z punktu wi- i dzenia fizjologii, jak i, co jest także niezmiernie istotne, psy- I chologii. Tylko wówczas jej zachowanie erotyczne nie jest za- ; kłócone różnymi manipulacjami typu — wkładanie globulek, i kremów, wykonywanie płukania czy też zakładanie prezerwa- tywy przez mężczyznę. Przecież wszystkie te zabiegi niewąt- pliwie! ujmują wdzięku spontanicznym zachowaniom erotycznym partnerów. Kierowanie się biologicznym rytmem płodności jest wskazane zwłaszcza dla tych, którzy dopiero rozpoczynają życie seksualne (oczywiście dla wszystkich innych też). Oto szczegóły. Cykl miesięczno-owulacyjny obejmuje okres od pierwszego dnia miesiączki do pierwszego dnia na- stępnej miesiączki, a więc wlicza się weń cały okres krwawienia pierwszej miesiączki, fazę przedowulacyjną, owulacyjną i przed- miesiączkową, przed następną menstruacją. Idealny, podręcz- nikowy cykl powinien wynosić 28 dni, ale jest on nader rzadki. Najczęściej cykle miesięczno-owulacyjne trwają od 21 do 35 dni. Niezwykle istotna jest regularność cyklu, niezależnie od jego długości. Jeśli jej nie ma, to wszelkie obliczenia są za- wodne. .Tylko przy spełnieniu tego warunku (regularność) moż- na określić dzień owulacji. Na przestrzeni wieloletnich badań, poczynając od Ogino i Knausa aż po Billingsa, ustalono osta- tecznie że owulacja, niezależnie od długości cyklu, przypada na 14 dzień przed pierwszym dniem przyszłej miesiączki. Tak więc w cyklu 21-dniowym, owulacja przypadnie w siódmym (21 — 14 = 7) dniu po miesiączce (licząc od pierwszego dnia krwawienia) i jak powiedziałem w 14 przed drugą miesiączką. W cyklu 35-dniowym owulacja przypada w 14 dniu przed mie- siączką i w 21 (35 — 14 = 21) po pierwszej miesiączce, licząc od pierwszego dnia krwawienia. W cyklu 28-dniowym owulacja wypada idealnie w środku (28 — 14 = 14). Piszq o tym tak bardzo szczegółowo, ba, nawet powtarzam się, a wszystko po to, byście zorientowały się, jak należy prawidłowo wyliczyć dni, w których współżycie nie grozi ciążą. Wiem, że są z tym kłopoty i że nawet doświadczone kobiety bardzo często nie potrafią tego robić — źle wyliczają okres niepłodny, a po- 118 tem opowiadają, że „ten kalendarzyk to bzdura, bo mimo jego przestrzegania i tak zaszłam w ciążę". A prawda jest taka, że wahnięcie w wyliczeniu nawet o jeden dzień burzy wszystko i powoduje, że kobieta myśli, że jest zabezpieczona przed ciążą, a tak wcale nie jest. Owulacji towarzyszą nierzadko dodatkowe objawy — napięcie piersi i ich bolesność, napięcie w dole brzucha, ból jajnika, który owuluje, czasem lekkie plamienie. Najpewniejszym obja-, wem, którzy wykorzystujemy dla określenia dnia owulacji, jest tzw. objaw śluzowy. Otóż, sześć dni przed owulacja z jamy maci- cy, a szczególnie z szyjki, poprzez pochwę wydziela się śluz o charakterystycznym wyglądzie — podobny nieco do białka jaja kurzego, wilgotny, ciągnący się (nie mylić z tzw. cho- robowym). Wilgotność w pochwie jest wtedy wyraźnie zwięk- szona. Dla doświadczonej kobiety, jest to znak do powstrzy- mania się przed współżyciem. Innym sposobem określenia dnia owulacji jest tzw. metoda termiczna — mierząc temperaturę przez cały cykl można wyraźnie stwierdzić, że od dnia owulacji aż do końca drugiej fazy cyklu temperatura ciała jest nieco wyższa od tej z pierwszej fazy (cykl dzielimy na dwie części — między pierwszą miesiączką a owulacja — pierwsza faza tzw. przedowulacyjna i od dnia owulacji do pierwszego dnia drugiej menstruacji, druga tzw. przedmiesiączkowa). Ta metoda jest dość uciążliwa, wymaga wielu obwarowań — ciągle ten sam termometr, temperaturę należy mierzyć (najlepiej w po- chwie) wyłącznie z rana, przed wstaniem z łóżka i oddaniem .moczu, trzeba zapisywać, po prostu prowadzić kartę' gorącz- kową. Zajście w ciążę jest możliwe w czasie owulacji, czyli ja- jeczkowania, kiedy to jajeczko wydobywa się z jajnika. Okres sześciu dni przed owulacja (pojawienie się śluzu), jak już wspomniałem, też stwarza duże prawdopodobieństwo zajścia w ciążę, a to z tej racji, że śluz ma właściwości konserwujące plemniki. A więc, aby uniknąć niepożądanej ciąży, nie należy podejmować współżycia (niezależnie od długości cyklu) sześć dni przed owulacja i, dla zwiększenia bezpieczeństwa, dwa dni 119 •( f' po owulacji (w sumie osiem dni). I tak, w cyklu np. 30-dnio- wym współżycie jest bezpieczne do dziesiątego dnia (30 — 14 — 6 = 10) po pierwszej miesiączce i, przez dwanaście dni (14 — 2 = 12) przed spodziewaną drugą miesiączką (wypada jak w każdym cyklu środek, faza 8 dni, te 6 + 2). Trzeba dodać, że okresem o wiele bardziej pewnym (niepłodność pew- na) do współżycia jest druga faza, przed miesiączką (te 12 dni), mniej natomiast pewna pierwsza (do owulacji). Chciałbym zwrócić uwagę, że np. w cyklu 23-dniowym, przy miesiączce trwającej np. siedem dni, ostatnie dni krwawienia wkraczają już w fazę przedowulacyjną, wobec czego współżycie nawet w czasie menstruacji jest zagrożone ciążą. Można więc po- wiedzieć, że kobiety o krótszym cyklu miesięczno-owulacyjnym mają prawo mieć żal do natury, bo stosując metodę naturalną, mogą współżyć jedynie w drugiej fazie cyklu. Teraz chciałbym się zwrócić do tych bardzo młodych dziew- cząt, których proces dojrzewania hormonalnego jeszcze się nie zakończył. Z tego powodu mają nieregularne cykle i po prostu wszelkie wyliczenia w tej sytuacji są trudne. Radzę Warn i chciałbym żebyście to sobie wzięły do serca, nie po- dejmowały jeszcze współżycia seksualnego. Jestem zdania, cze- mu niejednokrotnie dawałem wyraz, że okres tzw. chodzenia bardzo młodych ludzi ze sobą, wcale nie musi być pozbawiony zachowań erotycznych, ale niechżeż to będą wszelkie formy pieszczot z pettingiem włącznie, jednak oprócz coitus. Niepo- żądana ciąża powoduje zbyt wiele komplikacji w życiu mło- dej dziewczyny, w jej psychice, bardzo często burzy jej życie, by można było ją ryzykować. Weźcie to proszę pod uwagę. Po- myślnie i zpamiętajcie! Oprócz naturalnej metody regulującej współżycie dwojga lu- dzi, są i inne należące do grupy antykoncepcyjnej. I o nie też pytacie w swoich listach, a najczęściej o tzw. spirale. Ale może po kolei. Do grupy antykoncepcyjnej wchodzą następujące środki: 1) hormonalne, 2) mechaniczno-wewnątrzmaciczne, 3) mechaniczno-dopoc-hwowe, 4) mechaniczne dla mężczyzn, 5) stosunek przerywany. ad 1. Idzie o przyjmowanie doustnie tabletek, które powodują nieprzepuszczalność śluzu szyjkowego (dla plemników), ograni- czenie jajeczkowania oraz poprzez zmiany w śluzówce macicy uniemożliwiają zagnieżdżenie się w niej zapłodnionego jaja.. Me- 120 toda ma wiele ubocznych skutków, toteż stosowanie jej może być zalecone wyłącznie przez lekarza, po przeprowadzeniu ba- dań dodatkowych. ad 2. Tzw. spirale. Najlepiej sprawdziły się wkładki doma- ciczne tzw. Cooper-T (z dodatkiem miedzi metalicznej, która ma działanie plemnikobójcze). Są one dostępne wyłącznie za dewizy. Dostałem mnóstwo pytań dotyczących polskich spirali. Produkowane są one z masy plastycznej i niestety nie spełniają swej antykoncepcyjnej funkcji w takim stopniu jak Cooper-T. Zdarzają się ciąże (mimo założonej spirali), zdarzają się wroś- nięcia spirali. O częstotliwości ich wymiany decyduje ginekolog. Spirale te, zwłaszcza w pierwszym okresie po ich założeniu, mogą powodować przedłużenie miesiączki. Nic nie wiem o ich rakotwórczym działaniu, co czasem się sugeruje. Pytacie, czy po usunięciu spirali będzie można zajść w ciążę — to chyba oczywiste. ad 3. Kraiki pochwowe, kapturki naszyjkowe — uniemożli- wiają przedostanie się plemników do jajeczka i. w ten sposób nie dopuszczają do zapłodnienia. Celem zwiększenia skutecz- ności ich działania stosuje się równocześnie środki chemiczne, takie jak: galaretki, kremy, pasty, tabletki, aerozole... ad 4. Chodzi o prezerwatywę, której skuteczność zależy od jakości fabrycznej — decyduje o tym odporność i szczelność gumy. Jeśli guma spełnia odpowiednie warunki, to jest to zna- komity środek zapobiegawczy. Tej samej prezerwatywy nie na- leży stosować więcej niż jeden raz. Trzeba też pamiętać, by tak ją założyć, aby pozostawić wolną przestrzeń dla spermy. ad 5. Polega on na wycofywaniu prącia z pochwy tuż przed ejakulacją. Skuteczność tej metody jest bardzo mała, mimo to jest ona stosowana powszechnie. Stałe uciekanie się do stosunku przerywanego może stać się przyczyną nerwic płciowych głów- nie u mężczyzn. Znaczna część omówionych wyżej środków antykoncepcyjnych ma, oprócz różnych mankamentów, także i ten dość przecież w końcu ważny, że odziera współżycie dwojga ludzi z uroku spontaniczności. Nie muszą sięgać po, te środki ci, którzy sto- sują naturalny sposób regulowania płodności. Jeszcze nigdy nie wspomnial Pan o wspalżyciu. w czasie ciąży, a przecież ten problem nurtuje wiele osób. Jak długo można 121 je prowadzić, czy nie szkodzi przyszłemu dziecku. Są to pytania ważne nie tylko dla mnie. — ELŻBIETA. Na ogół nie ma przeciwwskazań do współżycia w czasie ciąży, oczywiście jeśli lekarz nie ma zastrzeżeń. Kiedy je ma? Wów- czas, kiedy u kobiety występuje krwawienie, jest zagrożenie poronieniem, lub niewczesnym porodem, kobieta ma tzw. nie- wydolność szyjkową czy stan zapalny narządu rodnego. Może być i tak, że nawet w czasie całej ciąży nie można współżyć. Jeśli wyżej wymienione przeciwwskazania nie występują, nie ma innych fizjologicznych barier dla współżycia z kobietą cię- żarną. Współżyć można, a nawet trzeba. Ludzie młodzi mają duże potrzeby seksualne i kiedy współżycie ustanie, może to zakłócić rozwój doboru partnerskiego. Należy jednak przestrze- gać pewnych wskazań. Zaleca się unikanie zbliżeń w pierwszych sześciu tygodniach ciąży, kiedy to kobiety są na ogół w złym stanie psychofizycznym (np. częste wymioty) i nie mogą uwolnić się od obaw, że współżycie może zaszkodzić płodowi. Jajo płodowe dopiero wrasta, należałoby zostawić macicę w spokoju. Dlatego lepiej unikać zbliżeń w tym czasie, zmniejszyć ich czę- stotliwość lub też stosować niepełny coitus. Praktyka wskazuje, a obserwacja naukowców potwierdza, że kobieta najlepiej znosi współżycie w drugim trymestrze ciąży. Najczęściej jest tak, że im bliżej daty rozwiązania, tym kobieta staje się ostrożniejsza w podejmowaniu zbliżeń. Nie bez znaczenia jest niewygoda spowodowana bardzo powiększonym brzuchem. Kategorycznym terminem przerwania współżycia jest 6 tygodni przed wyzna- czonym porodem (4 tygodni przekroczyć absolutnie nie wolno). Idzie o to, by w środowisko pochwy nie wprowadzać czynników bakteryjnych z zewnątrz. Współżycie w okresie ciąży, oczywiście jeśli nie ma żadnych przeciwwskazań, powinno przebiegać w sposób szczególny. Przy stale powiększającym się brzuchu nie wskazana jest tzw. pozycja klasyczna. Bardziej odpowiednia jest. boczna — nie ma wówczas ucisku na powłoki brzuszne. Nie ma żadnych zastrzeżeń jeśli idzie o pobudzanie stref ero- gennych. Nie ma też przeciwwskazań, co do przeżywania or- gazmu. Obawy kobiet są tu niepotrzebne. Orgazm nie jest czyn- nikiem, który mógłby uruchomić skurcze porodowe, nie zagraża płodowi i nie ma potrzeby jego wyhamowywania. Piszę o tym, bo wiem, że kobiety bardzo się tego boją. Chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że ciąża nie może być dla partnerów okresem prze- . rwy w erotycznym zainteresowaniu sobą. Bywa, że mężowie 122 są ostrożniejsi niż żony, unikają zbliżeń, nie wiedzą, że wy- wołują tym skutki odwrotne od zamierzonych. Kobiety czują się wówczas opuszczone, zagrożone (jestem gruba, nieefektowna, pewnie ma inną). Nie można unikać erotycznych zachowań wo- bec żony, odwrotnie zresztą też, może to bowiem fatalnie za- ważyć na przyszłości związku. Przypominam, że kontakt ero- tyczny nie musi ograniczać się do coitus, o czym niestety pa- nowie nie zawsze zdają się pamiętać. Przypominam też, że ko- biecie ciężarnej trzeba okazywać więcej czułości niż kiedy in- dziej. W ogóle' kontakty erotyczne' w czasie ciąży są miarą • , dojrzałości małżonków, miarą ich kultury. ' WOŁANIE O CIĄŻĘ ALBO BEZ HISTERII Poznałem dziewczynę. Byłem jej pierwszym chłopcem. Po pewnym czasie okazało się, że jest ona w ciąży. Poszła na zabiep. Kiedy była drugi raz w ciąży, pobraliśmy się, ale nie- stety jeszcze przed naszym ślubem moja dziewczyna poroniła. Lekarz ginekolog stwierdził., że przyczyną poronienia było usu- nięcie ciąży. Powiedział jej też, tak mi to przekazała, że przez najbliższy rok nie ma mowy o zbliżeniach. Coś się zaczęło między nami psuć. Kłócimy się o byłe co, natoet teraz, gdy na krótko przyjeżdżam do domu (jestem w wojsku). Jestem zazdrosny o żonę, jest bardzo ładna i młoda, ma dopiero 18 lat. Wiem, że odebrałem tej dziewczynie dużo zdrowia. Panie doktorze, czy będziemy mogli mieć dziecko? — ARTUR. 18 lat i już takie przejścia za sobą. Tyle się mówi i pisze o następstwach przerywania ciąży, zwłaszcza tej pierwszej i co? Niewiele, jak widać, to daje. Przerywanie pierwszej ciąży bywa z zasady groźne i to niezależnie od warunków, w jakich zabieg przebiegał nawet gdy przeprowadzony był w szpitalu, przy spełnieniu wszystkich lekarskich wymogów, a przecież nie każdy odbywa się w optymalnych warunkach. Ocenia się, że ok. 30 procent dziewcząt, które usunęły pierwszą ciążę, do- tkniętych jest, w tego następstwie, wtórną niepłodnością. Czy warto ryzykować? Brak rozsądku i elementarnej wiedzy jest przyczyną wielu tragedii. Młode dziewczyny są bardzo nieroz- sądne. Nie wiedzą o tym, że ciąża w 15—16—17-tym roku życia zakłóca rytm ich rozwoju psychoseksualnego. Zbyt wczesne roz- poczęcie współżycia zakończone ciążą, a w konsekwencji jej usunięciem, powoduje ciężkie urazy psychiczne. Obok fizycznej niepłodności, -następstwem jest także tzw. oziębłość płciowa. Zbyt wiele trzeba często płacić za brak rozwagi. Nie twierdzę, że należy w ogóle unikać wszelkich kontaktów z ukochanym chłopakiem, ale niechże to będą jedynie pieszczoty, a nie pełne zespolenie. Oczywiście te wszystkie uwagi skierowane są raczej do in- nych, a nie do autora listu — tu jest już, niestety, za późno. Niech ci inni nie popełnią błędów Artura i jego dziewczyny. Obawiam się, że psuć się może między nimi jeszcze bardziej. Wnioskuję to z zachowania dziewczyny, raczej tylko jej po- 126 mysłem jest ów zakaz współżycia przez rok od chwili poro- nienia. To ona wyraźnie nie chce wspólżycia, ma już po takich przejściach wszystkiego dość. Czy będziecie mogli mleć dziec- ko, jeżeli naturalnie obie strony bada tego chciały? Nie wiem. Potrzebne są szczegółowe badania lekarskie. Nie wiadomo bo- wiem, czy w wyniku ciąży i poronienia nie ma np. przewlek- łego zapalenia przydatków, czy zrostowego zapalenia jajowo- v dów. Konieczne są badania i systematyczne leczenie. Na pew- no jest szansa. Czy ma ją Ewa z Łodzi? Postawiła mi ona w ILścię takie samo pytanie jak Artur. Jej niepokój wypływa z zupełnie in- nych powodów. Mam 22 lata. Od przeszlo roku jesteśmy małżeństwem. Oboje pragniemy dziecka, ale niestety nie zachodzą w ciążą. Ginekolog, do którego się zwrócilam, powiedział: „wszystko w porządku, ma pani nadmierne przodo-pochy lenie 'macicy, jest ona mata, ale przy pani sylwetce, to fizjologia, powinny tu być dzieci". Dai mi skierowanie na badanie nasienia męża. I tu problem, nie wiem, jak przekonać o tym męża. Wyczytal gdzieś, że nie- płodność małżeńską można stwierdzić dopiero po dwóch latach, jestem coraz bardziej nerwowa. Wiem, że tylu ludziom po- mogliście, wiać chyba i mojego listu, nie odrzucicie obojętnie. Proszą udzielić mi jakichś wskazówek, może iść do innego le- karzą? — EWA. Na co czekać. Niechże mąż koniecznie zrobi te badania. Nie ma co liczyć lat. Miast czekać na litość losu, trzeba po prostu zrobić badanie laboratoryjne. Jest ono konieczne, wręcz nie- ' zbędne. Nawiasem mówiąc, rośnie liczba niepłodnych mężczyzn. Pr/yczyn należy szukać nie tylko w przebytych chorobach (np. świnka*), ale coraz częściej w skażonym środowisku, w którym żyjemy i pracujemy (pestycydy, naświetlenie radiologiczne...). Trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Jeśli już mąż przebada swoje nasienie, okaże się, że wszystko jest w porządku i mimo to nie będziesz zachodziła w ciążę, musisz zrobić badanie cy- tohcrmonalne cyklu, które określi, czy poziom hormonów w- pierwszej i drugiej fazie cyklu jest wystarczający, żeby zajść 127 w ciążę. Ale to ewentualnie dalsza sprawa, zacząć trzeba od męża. Wszystkie reakcje, które opisałaś, a więc ból piersi przed mitsiączką i to, że w jej trakcie jesteś „cala rozdygotana i plączesz", są normalne. Tak bywa, choć są dziewczyny, które ten okres przechodzą znacznie spokojniej i łagodniej. I jeszcze list od Krzysztofa, który obecnie odbywa służbę wojskową. Pisze on m.in. tak: Do wojska pojechalem z jed- nym tylko zamiarem — popełnię samobójstwo . Brzmi to wstrząsająco, a powód? Otóż Krzysztof obliczył, że odbył już ze swoją dziewczyną kilka stosunków a ona jeszcze nie jest w ciąży! I pisze dalej: Panie doktorze, czy do czegoś jeszcze pod tym względem się nadaję? Jestem przekonany, że wszystko dlatego, że przez dlugi okres uprawiałem samogwałt. Załamałem się. Jak wybrnąć z tego kręgu udręczeń? Byłoby to wszystko nawet zabawne, gdyby nie było aż tak tragiczne. Tragiczny jest bowiem stan wiedzy o współżyciu seksualnym dwojga osób. Nie masz, Krzysztofie, na ten temat elementarnej wiedzy. Zapewniam Cię, że te wszystkie Twoje udręczenia są wydumane. Zwyczajnie nie ma do nich naj- mniejszych podst'aw. Nawet tysiąc zbliżeń nie wystarczy, by dziewczyna zaszła w ciążę, jeśli odbywają się one poza fazą jajeczkowania — mniej więcej w środku cyklu, między jedną a drugą miesiączką. Ponadto co się u Ciebie, w ogóle u męż- czyzn, dzieje prawidłowego bądź nie, nie ma nic wspólnego z masturbacją, na którą zwalasz wszystkie nieszczęścia. A w ogolę głowa do góry i nie mówmy o samobójstwie. Za co los mnie tak ukarał! Na widok kobiety w,ciąży zaraz plączę i „wariuję" Blagam Pana o pomoc. Oddam wszystko co mam. Jestem bliska utraty zmysłów. Co robić? — ANKA. Listy od młodych kobiet, które nie mogą doczekać się dziecka są bardzo dramatyczne. Trudno zresztą wymagać od nich spo- kojnego, wyważonego tonu. Są bardzo rozżalone i rozdrażnione, a to z reguły fatalnie wpływa nie tylko na ich samopoczucie, ale często równie źle na atmosferę rodzinną. Zaczynają się bo- wiem kłótnie, nerwy, płacze. Ja rozumiem, że bezskuteczne wie- lomiesięczne wyczekiwanie na dziecko, ściśle mówiąc na ciążę, ' 128 niesie ze sobą niepokój, nerwy... ale przecież nie można się zupełnie załamywać nawet wtedy, gdy dziecka nie będzie, a tym bardziej załamywać się jakby na zapas — nie mając stuprocentowej pewności, że któreś z małżonków jest niepłodne. W żadnym z wielu listów, jakie na ten temat otrzymałem, o niepodważalnie stwierdzonej niepłodności nie ma mowy, a rozpacz jest i to jaka. W każdym z opisanych przypadków jest więc szansa na dziecko i mówię tak, nie dlatego, że jestem optymistą i chcę Was pocieszyć, ale po prostu wynika to z tego, o czym przed chwilą mówiłem — jeśli nie ma stup- rocentowej pewności itd... Przez osiem miesięcy leczyłam się u ginekologa. Rozpoznanie — przewlekle zapalenie przydatków. Leczenie nie dało żadnych rezultatów. Dalej nie mogę zajść w ciążę. Załamałam się psy- chicznie i postanowiłam nie chodzić już do lekarza, żadnego zresztą. Bardzo pragnę dziecka. (Wiem, że mąż jest na pewno płodny). Proszę o radę. — MAŁGORZATA. No tak, bardzo dużo z Was upatruje przyczyny swego nie- szczęścia właśnie w przebytych zapaleniach jajników i jajo- wodów. Otóż istotnie mogą one prowadzić do niepłodności. W przypadku zapalenia jajników może dojść do wytworzenia się wokół nich stwardniałej błony śluzowej, która uniemożliwia przedostanie się jajeczka. W takiej sytuacji nawet prawidłowo przebiegająca owulacja w rzeczywistości jest owulacją bezja- jecz.kową, bowiem jajeczko nie przedostaje się do narządu rod- nego kobiety. Jeśli stan zapalny dotyczy jajowodów, może on w konsekwencji doprowadzić do zmniejszenia lub całkowitego zaniku ich drożności, a to uniemożliwia przedostanie się ja- je zka, właśnie poprzez jajowód, do jamy macicy, gdzie na- stępuje zapłodnienie. Dlatego też, by do tych najsmutniejszych następstw nie doprowadzić, trzeba się leczyć i takiego le- czenia nie przerywać. Jego przebieg jest długotrwały, ale nie można się zniechęcać, bo stawka, jak widzicie, jest duża. Po prostu należy uzbroić się w cierpliwość. Małgorzacie zalecam badanie drożności jajowodów. Przeprowadza się je wyłącznie 129 w warunkach szpitalnych. W przypadku stwierdzenia niedroż- ności prowadzi się skuteczne leczenie. „Zrezygnowany" napisał tak: Mam 23 lata. Od roku jestem żonaty. Niestety, żona nie może zajść w ciążą. Myślę, że po- wodem tego jest maja bezpłodność. Tak przypuszczam. Nie wiem jak to sprawdzić? Czy można też sprawdzić płodność kobiety? Płodność mężczyzny sprawdza się na podstawie badania na- sienia, kobiety, poprzez badanie cytohormonalne cyklu. A przy okazji jeszcze jedna sprawa. „Zrezygnowany" martwi się, że od ślubu minął już rok a dziecka nie ma. „Stała czytelniczka" rozpacza, że też już bez mała rok temu podjęła decyzję o uro- dzeniu dziecka i nic z tego, itd. Kiedyś, kiedy nie było do- kładnych badań stwierdzającch płodność męską i żeńską, przyj- mowało się naturalny sposób określania płodności małżeńskiej. I tak, jeżeli w ciągu dwóch lat systematycznego, podkreślani systematycznego współżycia nie było potomstwa, to można było wówczas podejrzewać zaburzenia płodności. Teraz określają to badania, na które Was wysyłam, byście nie musieli żyć w stresie. Dwa lata? Ludzie nie wiedzieli, kiedy jest dzień płodny, a kiedy nie. Mogło się zdarzyć, co Warn też daję pod rozwagę, że po prostu przypadkowo omijana była faza płod- ności. Uznano, że trzeba jakiś czas odczekać, dać niejako mat- żonkom szansę i utarło się, że mają to być właśnie te dwa lata. Dziś na szczęście aż tak długo wyczekiwać nie trzeba. Jestem mężatką od pięciu lat. Moje kłopoty zaczęły się dwa lata temu. Zaszlam w ciążę. Radość była ogromna, ale trwala krótko. W drugim miesiącu ze strasznymi bólami znalazłam się u: szpitalu. Okazało się, że ciąża jest pozamaciczna. Byłam operowana. Dlaczego to się stało? Ginekolog twierdzi, że będę mogła mieć dzieci, ale wydaje mi się, że on nie chce powiedzieć mi prawdy. Nie wierzę mu. Niech Pan mi powie prawdę, naj- gorszą, ale prawdę. — KRYSTYNA. Ginekolog nie kłamie. Możesz mieć dziecko. Przecież znisz- czeniu uległ tylko jeden jajnik czy też jajowód — nie napisałaś, gdzie ta ciąża się ulokowała. Druga para przydatków jest prze- 130 cięż w porządku. Dlaczego tak się stało, skąd się bierze ciąża pozamaciczna? Zapłodnienie jajeczka nastąpiło miast w macicy, powiedzmy w jajowodzie i tam już zostało. Ruch jajeczka ku jamie macicy został zakłócony, tak czasem bywa i trudno okre- ślić, dlaczego tak się dzieje. Jedno jest pewne — kobiety, które przeszły ciążę pozamaciczną, mogą mieć dzieci i je mają, sam takie znam. MIŁOŚĆ Z PRZESZKODAMI ALBO O ZDRADZIE l ZAZDROŚCI ' Może pokrótce przedstawię swoje życie. Mam lat 27. Siedem lat temu ożenilem się z dziewczyną, którą znalem trzy lata. Po roku znajomości rozpoczęliśmy współżycie seksualne (byłem jej pierwszym mężczyzną) i jak się okazalo odpowiadaliśmy sobie l pod każdym względem. Tak jest do dzisiejszego dnia. Mamy dwoje dzieci. Kochamy się bardzo. Przez najbliższych i zna- jomych uważani jesteśmy za malżeństwo szczęśliwe. Tak jest istotnie — jesteśmy naprawdę szczęśliwi. Nie mamy klopotów mieszkaniowych, co tak nieraz dezorganizuje życie mlodym mal- żeństwom. Zaraz po ślubie wprowadziliśmy się do kompletnie urządzonego mieszkania. Jest w tej calej sprawie jednak jeden szkopul. Niemal przez .wszystkie lata naszego malżeństwa były inne} dziewczyny i to na tzw. dlugi dystans. Po prostu nie lubię przygód od przypadku do przypadku, wiążę się z dziew- czyną nie tylko seksualnie, ale i psychicznie. Takie uklady ogromnie pomagają mi w moim życiu rodzinnym. Kiedy wracam do domu, czuję się doskonale i jestem szczęśliwy. Nigdy nie rozmawialem. z żoną na ten temat. Z tzw. gry slów mogę wnio- skować, że jest ona zorientowana w moich sprawach, ale otwar- cie nie rozmawialiśmy. Nasze współżycie seksualne uklada się bardzo dobrze, sprawia nam obojgu satysfakcję. Wiem dosko- nale, że w jej życiu nie ma oprócz mnie żadnego mężczyzny. Dlatego też moje postępowanie może wydawać się cyniczne. Jednak uważam się za czlowieka zupelnie normalnego i nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Obecnie już od paru miesięcy jestem związany z kobietą, spotykamy się regularnie. Jesteśmy bardzo szczęśliwi i jest nam dobrze. Doskonale oboje zdajemy sobie sprawę, że jest to uklad, który może trwać dlugo, lecz nie wiecznie. Nigdy nie rozmawialiśmy o rozwodach (ona też ma rodzinę), bo tak jest nam po prostu wspaniale, taki uklad nam odpowiada. Identycznie było we wszystkich poprzednich przypadkach. Chcialbym aby ten list był swoistym drogowska- zem dla tych, którzy nie mogą sobie poradzić ze swymi proble- mami tak rodzinnymi, jak i seksualnymi. Wiem, że wiele osób po przeczytaniu mego listu, oceni mnie negatywnie ale niestety takie jest życie — każdy chce przeżyć je jak najlepiej. — ALEKSANDER. Hm... ,,drogowskaz" życiowy jest istotnie swoisty. Czy aby na pewno może on być panaceum na wszystkie problemy? Ja myślę, że odpowiedź na to pytanie i w ogóle ocenę propozycji Aleksandra należy pozostawić Czytelnikom. Niech sami się nad tym zastanowią i rozstrzygną. Chcialbym przy okazji listu prze- 134 kazać kilka refleksji o zdradzie. Cóż to takiego jest? Najogólniej rzecz ujmując to sprzeniewierzenie się powszechnie panującym zasadom. Co w małżeństwie oznacza termin zdrada — wiadomo raczej wszystkim. Wiadomo też, że prowadzi ona do za- kłamania. Wraca się bowiem do domu jak gdyby nigdy nic, udaje się, że nic się nie stało. A przecież tak wcale nie jest. Aleksander napisał, że układy pozamałżeńskie nie przeszkadzają mu, ba, że to dobrze wpływa na życie jego rodziny, że przez to bardziej kocha ją i oczywiście żonę. To nie może być prawdą. Zdradzając seksualnie, zdradzamy fizycznie, a to dla większości z nas jest nie do przyjęcia. Gubi się gdzieś wiarygodność, jedna z głównych zasad współżycia między ludźmi, upada ranga słowa, przestaje ono się liczyć i coś znaczyć. Trudno sobie wyobrazić, by za fizyczną nie szła zdrada uczuciowa. Mechanizm jest tutaj taki — przestaje się kochać żonę i dlatego łatwiej, czy wręcz łatwo podjąć inny kontakt. Proszę zważyć — tam, gdzie jest miłość, nie ma zdrady. Aleksander idzie po linii pewnego obyczaju, według którego, tylko kobiety zdradzają, mężczyźni mają mniej lub bardziej przelotne miłostki. Dokomponował sobie do tego wcale wygodną filozofię, w której dużo o dobroczynnych skutkach zdrady. Czy przypadkiem nie po to, by się przed samym sobą wytłumaczyć, usprawiedliwić? Prawda jest bardzo nieskomplikowana — zdra- dy „odświeżają" tam, gdzie wielka miłość wygasła, tymczasem poza małżeństwem jest tyle nowego, interesującego, nic tylko po to sięgnąć. Po zdradę sięgają najczęściej ci, którzy miłość małżeńską poj- mują głównie jako erotyzm. Ten, jak wiadomo, z czasem bled- nie, wygasa, no i wtedy szuka się nowych bodźców, nowych atrakcji seksualnych. Przy tym wszystkim opowiada się wszem i wobec o miłości do żony. Tak naprawdę, kocha się dom, 'dzieci, codzienną egzystencję, coś do czego się przywykło, co jest niezbędne i zwyczajnie wygodne. A prawdziwa miłość to nie tylko erotyzm. To wspólnota charakterów, wzajemne zro- zumienie, wyrozumiałość, czułość... Kiedy tak się ją pojmuje, to nawet wówczas, gdy ten erotyzm schodzi na dalszy plan, układ jest nadal atrakcyjny i nikt nikogo nie zdradza. Dużo zależy też od hierarchii potrzeb. Jeśli seks jest w czo- łówce, to nie można się pogodzić z tym, że przychodzą inne lata, inne sytuacje', zwyczajnie inne potrzeby i ucieka się w zdradę. Podobnie jest z osobami, dla których seks jest je- 135 dyriym źródłem radości, oraz z tymi, którzy widzą w nim kom- pensacje niepowodzeń w innych dziedzinach życia, szczególnie zawodowej. Są też tacy, którzy traktują zdrady jako kolejne etapy doskonalenia seksualnego, dochodzenia do wyrafinowania. Wszyscy oni, niestety, sprowadzili erotyzm do seksu, a przecież seks jest tylko jedną z jego składowych. Zdradzają mężczyźni, zdradzają kobiety. Tym pierwszym nie- mal nigdy nie groziły za to żadne konsekwencje. Natomiast kobietom, owszem. Było i tak, że nawet śmierć. Strona zdradzana zawsze cierpi dlatego, że kocha, że czuje się za- grożona, że boi się o życiowe sprawy... albo ze wszystkich tych powodów naraz. Prawdę mówiąc nie ma na to rady. Nawet jeśli zdradzający wróci, to skaza, żal, gorycz, poczucie krzywdy pozostają, niełatwo o nich zapomnieć. Ktoś kiedyś słusznie za- uważył, że cierpienie jest integralną częścią miłości. Ci, których zdrada współmałżonka dotknęła, pytają: co robić? Na to pytanie nikt nie ma prawa udzielić odpowiedzi. Decyzję trzeba podjąć samemu. Rozwiązania mogą być różne, ale tylko dwoje zainteresowanych, czyli mąż i żona decydują o tym jakie. Nikt nie ma prawa wtrącać się. Chciałbym powrócić jeszcze do listu Aleksandra. Jakże często powtarza on, że jego małżeństwo jest szczęśliwe, udane, że kocha żonę, a ja się cały czas zastanawiam nad tym, czy rzeczywiście tak jest. Więcej, zadaję sobie pytanie, czy kie- dykolwiek ją kochał i przyznam, że mam duże wątpliwości. Jeśli zdradza się kogoś niemal non stop od pierwszych dni małżeństwa, to jak tu mówić o miłości? Nie chcę już po- wtarzać, że kiedy prawdziwie się kocha, nie ma mowy o zdra- dzie, nie ma się na nią ochoty. Bardzo często młodym ludziom zdaje się, że to, co ich łączy, to wielka miłość, a tymczasem biorą za nią gwałtowne pożądanie. Wtedy kiedy ono trwa, wier- ność jest zazwyczaj przestrzegana. Ale przychodzi okres zmy- słowego przesytu, no i wówczas z tą wiernością bywa różnie, najczęściej kiepsko. Ja nie twierdzę, że coś takiego mogło przy- darzyć się Aleksandrowi, ale nie ukrywam, że coś mi z tą miłością tu „nie gra". Chciałbym zakończyć cytatem z tekstu Ireny Krzywickiej: „Dobrze jest, jeśli przestrzega się wierności małżeńskiej choć- by po to, aby bronić miłości, aby nie rozmieniać jej na drobne. Ludzie, którzy nie mają pietyzmu dla własnej miłości, to naj- 136 cseściej partacze, którzy niszczą życie wiosnę i cudze. Ktoś, kto dla byłe przygody rujnuje miłość, zachowuje się jak czło- wiek, który upuścił z mostu do wody portfel z całym swofrn zapasem pieniędzy po to, żeby podnieść dziesięć groszy". Mam 16 lat i swojego chłopca. Kłopot polega na tym, że jest bardzo zazdrosny. Jak zobaczy mnie z jakimś chłopakiem, tu od razu zaczyna sią kłótnia. Ja wtedy próbuję tłumaczyć, że to mój znajomy, że nic mnie z nim nie łączy, ale mój chłopak wcale tego nie chce słuchać. Nie chciałabym go stracić. Pomóżcie, bo nie wiem już co robić. — JOANNA. Mamy oboje po 17 lat. Ona jest moją pierwszą dziewczyną, a ja jej pierwszym chłopakiem. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zazdrość. Małgorzata ciągle 'mnie o coś podejrzewa, robi mi wyrzuty np. o to, że rozmawiam z innymi dziewczynami. Ostatnio zaczęła mnie nawet śledzić, no bo jak to inaczej na- zwać. Mówię jej, że dziś się nie zobaczymy, bo muszę się uczyć. l proszę sobie wyobrazić, że niby przypadkiem wpada wie- czorem do mego domu. Oczywiście, żeby mnie sprawdzić! De- nerwuje mnie to, czuję się osaczony, chyba się rozstaniemy, cłiociaż moja dziewczyna bardzo mi odpowiada i nawet ją ko- cham. Po co ona wszystko niszczy? — ADAM. Kochająca się para musi być o siebie wzajemnie zazdrosna. Jeśli uczucie to będzie istniało przez cały czas trwania związku; daje duże gwarancje jego trwałości. Jestem za zazdrością, oczy- wiście umiarkowaną. — PIOTR. Nie ma miłości bez zazdrości, śpiewała kiedyś artystka i po- • dejrzewam, że była to ulubiona piosenka Piotra, a pewnie nie tylko jego. No cóż, nie mam zamiaru nikogo n'a si- łę przekonywać, że to wcale nie tak. Dwa pierwsze listy i sporo innych, które otrzymałem, są wcale niezłym dowodem, że zazdrość może zburzyć miłość. Zresztą co ja tu o listach, wystarczy rozejrzeć się wokół siebie, by dojść do podobnej konkluzji, już nie wspomnę o literaturze i filmie, a przykładów znalazłoby się tam niemało. Osobiście jestem zdania, że może być miłość bez zazdrości. Tam gdzie jest wzajemne zaufanie, gdzie ludzie sobie wierzą, gdzie cenią siebie i swoje słowa (bar- dzo ważne), zazdrość jest zwyczajnie niepotrzebna. 137 Co to w ogóle takiego ta zazdrość? Słownik języka polskiego podaje: „uczucie przykrości, żalu i niechęci do kogoś na widok jego powodzenia, szczęścia z powodu jego stanu posiadania itp. zawiść". Tyle ogólne pojęcie tego słowa, a jak to jest w ka- tegorii uczuć? Tutaj zazdrość należy do tych niższych, sąsiaduje m.in. z zawiścią, nienawiścią, itd. Niezależnie od tego, czy do- tyczy ona przedmiotu czy osoby, przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Z zazdrości bardzo często wypływają niespo- łeczne działania, taki swoisty rewanż psychiczny, jak wyżywanie się na kimś, poniżanie innych... Zazdrość wygląda bardzo różnie w układach partnerskich. Wszystko zależy od tego, jak kształtuje się jej poziom u obojga zainteresowanych sobą ludzi, innymi słowy czy jest jednakowo intensywna. Jeśli tak, lo związek może funkcjonować popraw- nie. Niebezpieczeństwo pojawia się w chwili, gdy u jednego z partnerów uczucie zazdrości ulega osłabieniu czy nawet zaniko- wi. W sytuacji, kiedy zazdrość fizjologiczną eksponuje tylko jed- na ze stron, układ staje się wyraźnie zagrożony. Druga strona za- czyna uskarżać się na ograniczenie swobody, czuje się osaczona, pozbawiona swojego ja. Zaczynają się wypominania, dokuczania, prześladowania, wszystko to staje się coraz bardziej drastyczne i nieuchronnie prowadzi do rozpadu związku chyba że partnerzy się ockną. Znacznie gorzej jest w przypadku zazdrości patologicznej, która jest zjawiskiem chorobowym. Jeśli jeden z partnerów jest nią dotknięty, normalne funkcjonowanie drugiego jest nie- możliwe. Zazdrość patologiczna powoduje, że człowiek, któremu się ona pizydarzyła, zachowuje się w sposób znacznie odbie- gający od ogólnie przyjętych norm społecznych. Siedzenie par- tnera, opowiadanie o nim wyssanych z palca nieprawdopodob- nych rzeczy, zwyczajne zmyślanie, to tylko niektóre z wielu objawów tej choroby. Krańcowym jej stadium jest obłęd za- zdrości. Jest to po prostu choroba psychiczna. Osobnik nią do- tknięty tworzy, wokół człowieka, o którego jest zazdrosny, oś urojeniową. Jedynym wyjściem z tego stanu jest leczenie psy chiatryczne, choć nie zawsze przynosi ono pozytywny sku- tek. W przypadku jeśli partner odmawia leczenia, jedynym roz- wiązaniem dla drugiej strony, dla jej czy jego zdrowia psy- chicznego, jest odejście. U ludzi dojrzałych, zazdrość jest najczęściej elementem prze- szkadzającym -we współżyciu, niosącym przykrości, kłótnie, jed- 138 nym słowem nerwy i jeszcze raz nerwy, a w konsekwencji zniechęcenie. Wspomniałem już, że jest do zniesienia tylko w przypadku, gdy jej intensywność jest równa u obojga par- tnerów. Jest także do zniesienia, tzn. daje szansę na utrzymanie się związku wówczas, gdy strona atakowana zazdrością wy- kazuje wyjątkową odporność i tolerancję, zwyczajnie godzi się na taki stan. U źródeł tej postawy leży nie tylko odpowiedni charakter, ale także wielka miłość. Ta, jak wiadomo, może znieść wszystko, pozwala także znieść i to. Chciałbym ostrzec tych wszystkich, którzy są podatni na ,,wpadnięcie" w zazdrość by zwalczali to niskie w końcu uczucie, w każdym razie nie kultywowali go i nie pogrążali się w nim. Czyż nie wymaga skarcenia egoistyczne traktowanie drugiej strony jako wyłącznej własności? Przecież nie jest tajemnicą, że zazdrość to szczytowa postać egoizmu partnerskiego. Czyż nie lepiej budować związek na wzajemnym zaufaniu i po- szanowaniu? Przestrzegam tych, którzy wykazują skłonności do hołubienia tego uczucia — ciężko Wam będzie żyć, możecie wiele w swoim życiu zespuć. Swoim i osoby Wam najbliższej. Chciałbym na koniec zająć się zazdrością u ludzi bardzo mło- dych, dziewcząt i chłopców, którzy, sądząc z listów, nie bardzo jeszcze wiedzą co to jest miłość, ale już znają zazdrość. Otóż pierwsze związki uczuciowe mają niejako wkomponowaną w siebie zazdrość. Przecież pierwsze uczucia są bardzo ego- istyczne, zachłanne, takie tylko dla siebie. Miłość, która spada na nastolatków jest dla nich czymś nowym, zupełnie nieznanym, jest to stan, który ich nigdy przedtem nie dotknął. Dziewczyną i chłopak wpadają w zachwyt nad sobą, strzegą tego zachłannie, boją się, by nikt im tego nie zabrał. I to jest normalne i taką zazdrość można zrozumieć i wytłumaczyć. Ba, ona bardzo się nawet podoba, przede wszystkim dziewczętom. Są dumne, szczycą się tym, że chłopak jest o nie zazdrosny, oczywiście ku zazdrości innych koleżanek. Ale to wszystko do czasu. Czar pryska w momencie kiedy czują, że to krępuje ich ruchy, ogra- nicza wolność osobistą i swobodę działania. Wtedy zaczynają mieć tego dość — tak właśnie jak młodociani autorzy naszych listów Joanna i Adam. Jeśli zazdrośnicy ze wspomnianych li- stów nie opamiętają się, nie popracują nad sobą i nie wyzbędą się zazdrości, nic dobrego tym związkom nie wróżę, po prostu rozpadną się. Powtarzam jeszcze raz — wystrzegajcie się za- zdrości. bo ciężko z nią żyć i temu, kto jest nią owładnięty, 139 i temu, kogo zazdrośnik prześladuje. To wcale nie takie trudne. Spróbujcie uwierzyć sobie i swoim słowom. Znakomity Paul Yerlaine w jednej z elegii pisa!: ,.Pośród niewielu przywar obcych mi zamieszczę Zazdrość, owo uczucie nad inne zlowieszcze..." A trochę dalej nazwał ją „haniebną przywarą". Jeśli ja Was nie przekonałem, uwierzcie poecie, a w ogóle czytajcie wier- sze. Pisze, do Pana pod wpływem artykułu „Zdrada". Rzadko czy- tam tego typu, zazwyczaj pelne sprzeczności i kontrowersji, porady. Jednak tym razem zaintrygował mnie list Aleksandra oraz zaciekawiło Pańskie podejście do sprawy. Dlaczego na- pisałam o kontrowersyjności tego typu porad? W wielu z nich pisze się o dopuszczalności zdrady, a nawet się. ją zaleca (np. Pani Wisłocka). Przypuszczam, że tu bije źródło listu Alek- sandra, który proponuje swoje podwójne życie jako układ do przyjęcia w małżeństwie. Gdy byłam młodą i dziewczyną, nie czyniłam ze swej cnoty twierdzy nie do zdobycia. Prze- żyłam wiele kolorowych przygód. Dziś zastanawiam sią jaki wpływ na moje postępowanie miała wówczas li- teratura — ja tak bardzo chciałam być nowoczesna. Dziś, po latach małżeństwa i ciężkich przeżyciach, mam in- ne spojrzenia na te sprawy. Przed pięciu laty pozna- łam młodszego od siebie człowieka, który zwrócił na mnie uwagę mimo widocznych usterek mojej urody. Zaczęło się ba- nalnie, od konferencji, w której wspólnie uczestniczyliśmy, póź- niej były pierwsze wiosenne kwiaty (zasuszone przeze mnie), spacery, rozmowy. Kiedy mąż wyjechał służbowo, przeżyliśmy dwa piękne dni. Z niecierpliwością oczekiwałam następnych spotkań, ale wtedy mąż, dodam, że chorobliwie zazdrosny, przy- padkowo zorientował się w sytuacji, jakkolwiek nie miał pew- ności. Zaczęła się wojna nerwów zakończona niemal rozbiciem rodziny. Na szczęście zorientowałam się, że nie byłam jedyną przygodą w życiu mojego (żonatego zresztą) partnera. Zdradził nie tylko mnie, ale i żonę. Jak wielki był to dla mnie wstrząs, niech zaświadczy fakt, że przez dwa lata leczyłam się w Poradni Zdrowia Psychicznego. Moje małżeństwo zostało zagrożone, do dziś jesteśmy wobec siebie nieufni i zastanawiam się, czy dziś po latach szczera rozmowa, taka wszystko wyjaśniająca, po- mogłaby zlikwidować ten szklany mur, który nas dzieli. Często czuję, że żyjemy obok siebie, a nie razem. Dlaczego do Pana 140 napisalam? Chciałam poinformować czytelników Ars amandi, że L210. kolorowe incydenty kiedyś muszą zakończyć się za- angażowniem uczuciowym, zwłaszcza jeśli partner odpowiada seksualnie, a małżeństwo spowszedniało. Niestety jest to naj- częściej zaangażowanie jednostronne. Napisałam również dla- tego, bo zastanawiam się, do jakiego stopnia możliwa jest szcze- rość w małżeństwie, w ogóle w układzie partnerskim? Może przedstawi Pan swój pogląd na ten temat? Bardzo proszę, o odcinek pt. „Szczerość" — niech partnerzy wiedzą, że nie można traktować drugiego człowieka jak swoją własność. Trze- ba by to dedykować zwłaszcza tym chorobliwie zazdrosnym. — ALEKSANDRA. No wiać dobrze. Będzie o szczerości. Wiem, że jest to jedna z tych spraw, które Was niepokoją, które niosą wiele znaków zapytania. Jak zawsze, i tym razem chciałbym pomóc Wam w budowaniu ładu wewnętrznego. To on jest warunkiem spo- koju i radości, dlatego wszyscy do niego dążą. W „Ars amandi" przekazuję informacje zweryfikowane przez naukę lub długotrwale doświadczenia kliniczne. Często prostują one powszechnie kursujące fałszywe opinie i sądy. Staram się uporządkować to wszystko. Wiele już takich sprostowań prze- kazałem Wam. W sztuce miłości, która jest sztuką życia nie wszystkie prawdy są wsparte na tak ewidentnych pewnikach jak np. twierdzenie Pitagorasa. Potężnej sfery ludzkich uczuć nie da się wcisnąć w jedne standardowe ramy pasujące dla wszystkich. Jak długo trwa i rozwija się homo sapiens, jak długo porządkuje swoje postępowanie normami prawnymi oby- czajowymi, etycznymi, tak nigdy nie osiągnęły one wartości uniwersalnych. Nie były także ponadczasowe, ponadnaro- dowe, ponadplemienne itp. Co w jednej grupie jest surową ' normą, w innej w tym samym czasie może być jej przeciwień- stwem. Etyka normatywna jest zjawiskiem dynamicznym, tak w czasie jak i w przestrzeni. Ośmielam się zaryzykować po- gląd, że powinna być elastyczna i "uchylać swój surowy wyrok w szczególnych sytuacjach. Dotyczy to problemu, który wnio- sła dzisiaj na wokandę Aleksandra — szczerości w małżeństwie.. Na świadka obrony przywołuję praktykę pbradnianą. Oto on i ona kochają się bardzo. Przysięgają sobie wierność i szcze- rość. Będą się teraz dzielić wszystkimi sprawami, wszystkim co zaistnieje w ich myśli, mowie i uczynku — na gorąco, na- 141 tychmiast. Któreś z nich wpada na pomysł, by dla pełnej czy- stości sytuacji rzucić pod stopy ukochanej (ukochanego) wszel- kie znaczące, a nawet i drobne zdarzenia z przeszłości. Tym- czasem okazuje się, że- jedno z nich dotknięte jest stygma- tem zazdrości, takiej prawie fizjologicznej. No i cóż! Okazuje się, że wokół zachowań obecnych reakcje zazdrośnika są jesz- cze do zniesienia, ale kiedy zaczyna się grzebanie w przeszłości, to już jest znacznie gorzej. Te indagacje, dochodzenia, mo- lestowania: a jak to było naprawdę, ile razy, po co, z kim, a może jeszcze z kimś innym. Normalnie reagujący człowiek udźwignąć tego nie potrafi. I co dała tej konkretnej parze głę- boka szczerość? Nie ulega wątpliwości, że odsłonięcie tajemnic przeszłości zabrało nadzieje na trwanie tego związku. I po co to wszystko? Zdrada, przydarzyć się może obydwu stronom. Przyczyny by- wają różne: ciekawość, krótkotrwałe olśnienie, układ zależności, wyjątkowo sprytne uwiedzenie, nawet zniewolenie, bywa zdrada z wdzięczności, z chęci sprawdzenia się (jest to szczególnie nie- bezpieczne!). Ujawnienie tych incydentalnych zdarzeń w przy- pływie szczerości w niejednym małżeństwie zburzyło dotych- czasową harmonię. Niejedno, mając wszelkie szansę na trwanie aż do przysłowiowej grobowej deski, rozsypało się, w innym partnerzy przechodzą w stan zimnego oddalenia od siebie. I co tym parom dała głęboka szczerość? Czy warto było zwie- rzać się na okoliczność incydentu, pojedynczej zdrady? Ci ludzie nierzadko autentycznie kochali się, byłi szczęśliwi i wszystko runęło. Jakich rezultatów można spodziewać się po chwili szczerości w małżeństwie Aleksandry? Jeśli szklany mur zbudowany jest tylko z podejrzeń, to po ujawnieniu, wtedy gdy te podejrzenia przekształcą się w ponurą dla męża prawdę, ów mur może pójść w rozsypkę, oczywiście razem z małżeństwem. A jeśli jest tak, że jego rusztowania podtrzymywane są przez męża, bo jest mu akurat tak wygodnie, to szczere wyznanie dostarczy mężowi materiału budowlanego do umocnienia tego muru. Jeśli mąż jest chorobliwie zazdrosny, to jego dotych- czasowe domysły przemienia się w cały system podejrzeń, z czym wspólnie żyć będzie bardzo trudno. Takie mogą być na- stępstwa chwili szczerości. Ośmielam się wadzić z nakazem dekalogu: nie cudzołóż. No cóż, dekalog dekalogiem a życie życiem. Cudzołożenie się zdarza 142 i przynosi wyjątkowo bolesne skutki. W związku z tym mam propozycje. — tym, którzy jeszcze takich doświadczeń nie po- czynili, proponuję, żeby trzymali się tej sprawdzonej zasady, a jeśli już ją złamią, radzę potrzebę szczerości dobrze wyważyć na wadze rozsądku i sumienia. Wydaje mi się bowiem, że mo- ralne jest to, co przynosi jak najmniej szkód w rodzinie i chroni jednostkę przed cierpieniami. ŻYCIE TO NIE BAJKA ALBO ROZSTANIE Mam 19 lat. Bardzo boleśnie zawiodłem się na miłości i już w nią nie wierzę. Rok temu poznałem dziewczynę.. Od samego początku nie chodzilo mi o współżycie, ale o prawdziwą miłość. Tymczasem po tygodniu znajomości moja dziewczyna zażądała ode mnie „dowodu miłości". Zgodziłem się. Miała .17 lat, nie byłem jej pierwszym chłopcem. Ciągle powtarzała, że nigdy w życiu nie była tak szczęśliwa. Ja odczuwałem to samo. Tak było do sierpnia, kiedy to ona wyjechała na obóz. Te trzy tygodnie wakacji rozdzieliły nas chyba na zawsze. Po przyjeździe powiedziała mi wprost, że nie jestem jej już potrzebny, że chce być wolna i robić, co jej się podoba. Dowiedziałem się, że na tę „wolność" namówili ją koledzy i koleżanki na obozie. Byłem kompletnie zalamany. Obecnie jestem w wojsku, nie •mogę tu wytrzymać, tak bardzo chciałbym, żeby do mnie na- pisała, ale ona nie odzywa się. Co ja mam robić, boję się o siebie. — MARIUSZ. Mam 17 lat. On ponad 20. Od trzech lat jestem w nim za- kochana po uszy. Od niespełna dwóch lat spotykamy się. Pier- wszy pocałunek połączył nas półtora roku temu. Rozmawialiśmy m. in. o rozpoczęciu 'współżycia seksualnego. Długo zastana- wiałam się przed podjęciem ostatecznej decyzji. Brałam pod uwagę swój młody wiek, myślałam o konsekwencjach, a nawet trochę się bałam. Przed rokiem oddałam mu się. Po bardzo krótkim czasie zostawił mnie. Chciałam wtedy popełnić samo- bójstwo. Od pół roku znów się spotykamy, sypiamy ze sobą. Bardzo się w to wszystko angażuję, ale on nadal mnie nie kocha, powiedział mi .to nawet. Ja -nie mogę bez niego żyć i nie jestem w stanie pokochać innego. Jeżeli mnie jeszcze raz zostawi, to sobie coś zrobię. Błagam, niech Pan mi poradzi, j co mam zrobić, żeby mnie pokochał. — AGATA. S Miłość to zjawisko powszechne i -jest jej tyle odmian, ilu jest ludzi, ba, nawet ta sama osoba przeżywając kilka po sobie następujących uczuć jest przekonana, że to aktualne jest wy- jątkowe. Jest jednak jakaś wspólna, charakterystyczna dla czło- wieka baza uczuciowa, z której wyrastają te zindywidualizo- wane oblicza miłości. W tym miejscu oddaję głos wielkiemu polskiemu psychologowi, psychiatrze i filozofowi prof. Tadeu- szowi Bilikiewiczowi: „Stan zakochania, rodzaj fizjologicznej ostrej psychozy, albo miłości, która jest podostrym lub prze- wlekłym odpowiednikiem zespołu zakochania, zdaje się być zjawiskami czysto ludzkimi. Chociaż seksualna geneza tych fi- 146 zjologicznych zespołów nie ulega wątpliwości, to jednak można ssę w niej dopatrzyć nowych jakości. Stany te powstają mia- nowicie bez tej konieczności będącej wyrazem fizjologicznej po- trzeby organizmu, konieczności znamionującej ruję u zwierząt lub popęd płciowy mniej więcej trwały u człowieka. Stan za- kochania zdaje się występować bez względu na aktualny stan fizjologiczny ustroju. Wystąpienie tego zespołu zależy miano- wicie od szeregu warunków środowiskowych, pobudzających u danego osobnika wiele naraz rozmaitych uczuć wyższych, np. zainteresowań intelektualnych, uczuć estetycznych, wspólnoty uczuciowej natury społecznej, przekonaniowej, moralnej, twór- czej ;td. Rozmaite więc elementy z zakresu uczuciowości wy- ższej stwarzają warunki dla powstania zespołu miłości ducho- wej (...) zachodzi pewne podobieństwo między ostrym zespołem zakochania u człowieka a zjawiskami psychicznymi u zwierzęcia w okresie godowym: ta sama nagła przemiana osobowości ten sam monoideizm, ten sam zwrot ku nowym zainteresowaniom, to samo górowanie jednego uczucia nad innymi zarówno wyż- szymi jak i niższymi, to samo oderwanie się od nawyków środowiskowych (...). Człowiek przeżywa podmiotowo stan szcze- gólny stojący na pograniczu między bezkrytycznym błogostanem i tajemniczym poczuciem czaru, który spływa z przedmiotu za- kochania. Przedmiot ten nabiera cech uroku, wobec którego cichnie glos rozsądku i krytycznej rozwagi. U pewnych osob- ników zwłaszcza młodocianych przewlekający się .stan uniesie- nia może stwarzać coś -w rodzaju poczucia posłannictwa, prag- nienia uczynienia z siebie ofiary, poświęcenia się, zatracenia (...). W stanie tym może się nawet zacierać spostrzegawczość (...). Zanim pryśnie czar, pod wpływem nastroju mogą nastąpić najlekkomyślniejsze posunięcia życiowe. Podobnie jak ruja stan ten jest przemijający. W sprzyjających warunkach ostry ten ' zespół quasi — psychotyczny przechodzi w przewlekły stan mi- łości, gdy do pierwotnego nastroju zakochania doiqczq się trwal- sze uczucia przyjaźni, wspólnych zainteresowań i przyzwycza- jenia". A teraz przyjrzyjmy się. Mariuszowi i jego pięknej chorobie. Nie wierzysz w miłość? Przecież jesteś w niej zanurzony po uszy! Niestety Twoja dziewczyna nie dorosła do roli podmiotu równego Tobie i Twojego uczucia. To udawane raczej szczęście, przeżywane z Tobą, jakże szybko wymieniła na wolność za- proponowaną przez koleżanki a myślą, że głównie przez kolegów 147 z wakacyjnego obozu, którym w zamian za tak niepowszedni pomysł, kto wie, czy nie zaproponowała jakiegoś aktu wdzięcz- ności. Tak wyjątkowa nieudatność Waszego asymetrycznego związku uczuciowego wzięła się stąd, że Ty wszedłeś akurat w stan uczuciowego oczekiwania na wielką miłość i na Twoje nieszczęście trafiłeś na poszukiwaczkę przygód. Ma ta dziew- czyna coś urokliwego, co Ci wzrok, słuch i intuicję przymro- czyło, a do tego jest też i bardzo sprytna. W miłość nie możesz przestać wierzyć, bo jej główne ostrze jest poza naszą wiarą, gdy się dobrze trafia, rozwija się ona cudownie. Zespół za- kochania, który przechodzisz to catharsis (wstrząs i oczyszcze- nie). Serca, których ten stan nie dopadł, są podobno przez całe życie cherlawe.- Teraz zmieniam tylko płeć, ale pozostaję przy tym samym cierpieniu, czyli przechodzę do listu Agaty. 17 lat i już miłość po uszy, takie dziecięce oczarowanie znacznie starszym od siebie człowiekiem (oczywiście dla tego przedziału wiekowego), co to mógłby spełniać rolę i opiekuna, i powiernika, i nauczyciela. Z czasem delikatnie otwierała się .przed Agatą furtka erotyzmu — spotkania, pierwszy pocałunek, pierwsze oddanie się. I ten prawie opiekun, po osiągnięciu czegoś szczególnego, co zbliża i wydawało się cementuje, odchodzi. Wyuzdany zdrajca? Chyba nie. Wraca. Wie o tym, czuje, że przeżył coś wartościowego, że odrzuca uczucie, którego być może już nie spotka. Dlaczego ' więc odchodzi? Może, przynajmniej na razie, nie jest nv stanie dać nic równie wartościowego i dlatego boi się tego związku? Nierówne siły uczuć wnoszą w związek szamotaninę. Spróbował już tego, lęka się. Wrócił, jest, ale tym razem nie udaje uczucia, jest obecny z pragnienia drugiej osoby. Jestem prawie prze- konany, że nie powoduje nim tylko litość. Co prawda, litość to też uczucie wyższe, ale tu jest coś więcej. Chłopak ma na- dzieję, że być może jeśli nie dorówna aktualnej egzaltacji uczu- ciowej partnerki, to „do pierwotnego zespołu zakochania dołączą się trwalsze uczucia przyjaźni, wspólnych zainteresowań, przy- zwyczajeń". Dla Agaty mam kilka wskazówek. Nie uzewnętrzniaj swych zgryzot miłosnych z taką siłą, nie miotaj się, nie krzycz o swej miłości przy partnerze, bo w ten sposób możesz go jeszcze bardziej zniechęcić. Bądź stonowana, delikatna w wy- rażaniu swego uczucia. Niech to on raczej odczuwa niż wie z Twych relacji słownych lub nadmiernie ekspresyjnego za- 148 chowania. Niech Twa miłość Będzie raczej altruistyczna a nie histeryczna i narzucająca się. Poniżej wszelkiego poziomu jest szantażowanie samobójst- wem. To odstrasza, a nie wiąże partnera. Jest to straszliwie prymitywny dowód miłości. U bardzo wielu z Was niepokoi mnie i drażni oślepiająco- paraliżujący monoideizm. Już kiedyś o tym pisałem — jesteście na ogół ludźmi jednej „wersji", działacie według zasady wszyst- ko albo nic, ten (ta) albo żaden (żadna inna). Jedna „wersja" ogromnie przeszkadza swobodnie poruszać się w labiryncie życia, a kiedy wymarzony cel lub osoba odsuwają się, popada się w rezygnację lub depresję. Kiedy ma się inne nastawienie ży- ciowe i dopuszcza się, że obrana droga czy wytknięty cel mogą być nieosiągalne, to nawet jeśli przejdziemy prywatne trzęsienie ziemi, będzie to „etap przełomu, dezintegracji pozytywnej" — jak mawiał prof. Kazimierz Dąbrowski. Wychodzi się z tego w nową, dojrzalszą osobowość a nie w dołek rezygnacji i obe- zwładnienia. Mam 18 lat. Zawsze sobie w życiu jakoś radzilem póki jej nie pokochałem. Przez pól roku nie mogliśmy bez siebie żyć, nie widzieliśmy poza sobą nikogo. Wierzylem, że jak kocha, to nie rzuci. Pewnego dnia dowiedziałem się, że pogodziła się ze swoim poprzednim chłopakiem, ale jeszcze niczego nie po- dejrzewalem. Wkrótce, na dyskotece, powiedziała mi, że wraca do tamtego, zrywa ze mną i żebym nie popełnił żadnego głupstwa. Nie wiedziałem co robić, po prostu chciałem się otruć. Dzięki szybkiej pomocy lekarskiej żyję, ale nadal nie wiem, co się ze mną dzieje. Ciągle o niej myślę, nie mogę spać, nie mogę o niej zapomnieć. Minęły dwa tygodnie, a ona ciągle stoi mi przed oczyma, nie mogę się uczyć. Może się to wyda Panu dziwne, ale tak jest ze mną naprawdę. Mieszkam 'w internacie, w którym są dwa. piętra dziewcząt, ale one mnie zupełnie nie interesują, stałem się obojętny. Co mam robić? Czy zawsze będę nieszczęśliwy? — ZROZPACZONY JACEK. Afam 27 lat i koszmar poza sobą. Miałem 18 lat, gdy poznałem ją. Pokochałem, chciałem, by została moją żoną. To była moja pierwsza miłość. Po sześciu latach, ona mnie porzuciła. Poszła sobie do innego i już, a ja zostałem sam, jak to się mówi „na lodzie"... Zmarnowałem najpiękniejsze lata życia, została pustka. Całe moje przyszłe życie stało się dla mnie przekleń- stwem, złamali mi je oni, oboje. Już od dwóch lat jestem zu- 149 pełnie samotny i nieszczęśliwy. Jestem już stary (tak się czuję), zmęczony i w ogóle załamany psychicznie. Jedyne wyjście z tego koszmaru to chyba śmierć. Dlaczego ona mi to zrobila? Ja ją tak bardzo kochałem. Piszę ten Ust do Pana, po to, by ktoś życzliwy, go przeczytał. — PIOTR. W powszechnej świadomości inicjatywa w układach partner- skich należy oczywiście do mężczyzny. To on wybiera kobietę i on ją porzuca, a tutaj takie listy! Placzliwość mężczyzn to chyba coś zaskakującego. Czyżby zmiana obyczaju? Wygląda na to, że panowie coraz częściej przyjmują postawę bier- no-zależną i czekają na to, co kobieta ofiaruje, są wręcz przez nie wybierani, no i także porzucani. Do tego jeszcze ta wspaniałomyślność kobiet — nie rób głupstw, bądź dzielny itp... Przyznaję, że to może szokować. Zostawmy analizę obyczaju socjologom, zajmijmy się sprawami z dziedziny ars amandi. Odejście dziewczyny bywa dramatem nie tylko dla nastolatków, ale także dla już zupełnie dorosłych, no bo za takiego należy chyba uznać 27-latka. Dla osoby, która jest zakochana, wy- gaśnięcie uczucia u partnera może być bolesne w każdym okre- sie życia. Bodaj najbardziej dla tych, którym zdarza się to po raz pierwszy. Pojawia się pustka, żal, poczucie krzywdy, upo- korzenie, często pretensje i potępienie ,dla osoby, która odeszła. Zastanówcie się, czy można potępiać kogoś za to, że przestał kochać, że przestaliśmy być dla niego atrakcyjni? W żadnym wypadku chłopak nie powinien płakać, winien raczej zastanowić się nad tym, co się stało i nad sobą. Dobrze jest przyjrzeć się sobie samemu, spróbować odpowiedzieć na pytanie — dla- czego przestałem być atrakcyjny, jakie popełniłem błędy, co doprowadziło do zerwania. Taka autoanaliza jest bardzo po- mocna na przyszłość — pozwala uniknąć podobnych błędów. Kiedy? Ano wówczas, kiedy gorycz minie, a minie prędzej czy później, i chłopak zakocha się ponownie. To naprawdę tylko kwestia czasu. Przyjście do siebie zabiera go tym więcej, im głębsze było uczucie. Wierzcie mi, niemal wszyscy przechodzą przez podobne cierpienie, jakoś z tego wychodzą i najczęściej daisze życie szczęśliwie im się układa. Najgorsza jest metoda, którą wybrali Jacek i Piotr: owo roz- czulanie się nad samym sobą, hołubienie swego „nieszczęścia", delektowanie się nim, a nawet obnoszenie. Po co? ,To tylko przedłuża proces wychodzenia „z dołka". Rozsądek podpowiada, by ani nie afiszować się z tym cierpieniem, ani 150 go nie przedłużać. Ja wiem, że to boli, ale przecież trzeba nauczyć się przegrywać z uśmiechem nawet wtedy, gdy bardzo boli. Koniecznie. Życie nie składa się z samych przyjemności, ta umiejętność bardzo się przydaje. Mam pytanie do Jacka i Piotra: czy chcielibyście, żeby Wasze dziewczyny pozostały z Wami, mimo że już ich uczucie wygasło, czy to by Was naprawdę uszczęśliwiło? Chyba nie. Przecież wtedy cierpielibyście i Wy, i one. Niestety, taka jest prawda. Fikcja nie służy żadnemu z partnerów. Im dłużej się to uda- wanie utrzymuje, tym boleśniejszy staje się związek dla obojga. Pojawiają się kłótnie, wyrzuty, wzajemne oskarżenia, a to do niczego dobrego nie prowadzi. Dlatego opowiadam się za szcze- rością. Namawiam Was na nią gorąco. Jak wiadomo, młodzi ludzie zakochują się i odkochują gwałtowniej niż ludzie starsi. Nie ukrywajcie zmian swoich uczuć, swoich wahań, rozma- wiajcie o tym ze sobą. Nie bójcie się o tym mówić, bądźcie wobec siebie szczerzy, przy czym szczerość nie musi zaraz być jednoznaczna z brutalnością, choć niektórym tak się wydaje. To błędna ocena. Można być szczerym będąc przy tym taktownym, delikatnym. To sprawa kultury i wrażliwości. Jak już mówiłem, trzeba umieć przegrywać z uśmiechem, z godnością. Nie każdy potrafi, ale zawsze trzeba się jednak starać. Osoby porzucone różnie na to reagują. Bywa, że czepiają się złudzeń i błagają o kolejne spotkania, błędnie rozumując, że to może coś zmienić. Tymczasem to tylko przedłuża udrękę, naprawdę nie warto się „szarpać". Przestrzegam także przed zakochaniem się „na złość". Zdarza się bowiem, że chło- pak czy dziewczyna, by zapomnieć, natychmiast „zakochuje się" w kimś innym. Komu to „na złość"? Z reguły jest to najlepsza droga do kolejnych cierpień i dla chłopaka, i dla Bogu ducha winnej tej trzeciej, już nie mówiąc o tym, że to jest wobec niej nieuczciwe. W miłości nic co „na siłę", co z wyrachowania nie popłaca. Porzucony musi przejść z godnością przez swą przykrą „przypadłość" i dopiero po jakimś czasie — dla każdego będzie on inny — wewnętrznie uspokojony, świadom swych walorów, ale i przede wszystkim skaz, ma szansę na udany układ partnerski. Myślę, że i Jacek, i Piotr wezmą sobie to ws/ystko, co tu napisałem, do serca, że zrobią z tego użytek. Panowie, nie podoba mi się ta płaczliwość, myślę, że nie tylko mnie. Jestem za wzięciem się w .garść. Dedykuję wam złotą myśl, którą przeczytałem w pracy jednego z psychologów: 151 „Każde rozczarowanie pomaga człowiekowi poznać lepiej ludzi, pozwala mu też uzmyslowić sobie, czego on sam potrzebuje ze strony osoby, którą kocha, daje mu możliwość poznania błę- dów, jakie popełnia" Zastanówcie się nad tym. Dziewczyna miala na imię Agata. Po pól roku znajomości za- proponowałem jej chodzenie, po półtora odbyły się zaręczyny. Termin ślubu był już ustalony, kiedy otrzymalem wezwanie do wojska. Moja jednostka była niedaleko, mogłem wiać wpadać do domu co dwa tygodnie. Po trzech miesiącach rozstania z ukochaną dziewczyną, przyjechałem niezapowiedziany. Nie zastałem jej jednak. Wieczorem spotkałem kum- pla, wybraliśmy się na spacer i zobaczyłem Agatę. Szła z nie- znajomym mi chłopakiem, czule obejmowali się. To było dla mnie straszne. Spostrzegła .mnie, podszedłem, ale nie chciała ze "mną w ogóle rozmawiać. Przeprosiłem i odszedłem. Rano poszedłem do niej i wtedy powiedziała mi, że to już koniec. Przyszło jej, to bardzo lekko, a przecież znaliśmy się ponad trzy lata, no i te zaręczyny. Do jednostki wróciłem załamany, pró- bują się teraz pozbierać. Nie jest to proste. Dlaczego mnie tak zlekceważyła? Ciągłe o niej myślę, nie wiem co zrobić, żeby o wszystkim zapomnieć. Niedlugo wyjdę do cywila i wrócę w to samo środowisko, boję się tego. Z chęcią zapadłbym się pod ziemię. Wiem, że w wojsku je&t dużo takich jak ja, próbują odbierać sobie życie, kaleczą się. Przyznam, że sam byłem temu bliski, ale silna wola i chęć życia zwyciężyły. Może Pan ma jakąś receptę na powrót do stanu pierwotnego. — MICHAŁ. Skończyłem 19 lat. Od grudnia ubiegłego roku przebywam w areszcie śledczym za przestępstwa, które prfpełnilem na te- renie mojego miasta. Były to włamania do mieszkań prywat- nych. Żyłem wtedy emocjami, w ogóle nie myślałem o skutkach moich nieprzemyślanych czynów. Wszystkie te przestępstwa po- pełniłem pod wpływem alkoholu, co podczas rozprawy miało ujemny wpływ na wyrok. Sąd skazał mnie na pięć i pół roku pozbawienia wolności i na grzywnę, nie wiem nawet jaką, bo podczas odczytywania wyroku byłem kompletnie zalamany, nic nie słyszałem, płakałem jak dziecko. Teraz czekam na upra- womocnienie się wyroku, potem napiszę do Rady Państwa, gdyż ,tylko ona może mi teraz pomóc. Pragnę skorzystać z prawa łaski. Jestem pewien, że już nigdy, w życiu nie wyciągnę ręki po cudzą własność. Nie mam pretensji do sądu, ale tak bardzo chciałbym naprawić moje życie i stać-się normalnym obywa- 152 telem. Do moich wszystkich zmartwień dochodzi jeszcze jedno. Mam dziewczynę, którą bardzo kocham. Często śni mi się po nocach, budzę się, krzyczą, nie wiem co się ze mną dzieje. Nie potrafię już dłużej bez niej żyć. Wiem, że ona też mnie kocha i cierpi tak jak ja. Była na wszystkich sprawach i płakała razem ze mną. Przyjeżdża z moją mamą na widzenia, ale... Panie doktorze, ile ona może mnie kochać? Ona jest taka młoda, ma niespełna siedemnaście lat, może czekać jeszcze rok, ale nigdy nie uwierzę, żeby czekała aż pięć długich lat. Mam jej fotografie, z którymi się nie rozstaję. Patrzę na nie i nie mogę się powstrzymać od płaczu. Współwięźniowie tłumaczą mi, że -jak będę to wszystko tak sobie brał do serca, to zwariuję. Przychodzą mi do głowy różne rzeczy, myślałem o odebraniu sobie życia (już nawet próbowałem) — przecież jak moja uko- chana dziewczyna mnie zostawi, to i tak życie się dla mnie skończy. Nic wytrzymałbym tego psychicznie. Piszemy do siebie czułe 'i piękne listy, ale jak to się skończy, to skończy się wszystko. Wiem, że gdyby mnie rzuciła, nie mógłbym mieć do niej żalu. Ma prawo. Wiem, że pretensje, mogę mieć tylko do siebie. Teraz ciągle powtarza, że będzie na mnie czekała, a ja się ciągle boję, ze ją utracę. Przez własną głupotę zmar- noioałem sobie życie. Niech Pan przestrzeże przed tym wszyst- kim młodych ludzi. — JANUSZ. Sytuacja, w jakiej znajdują się chłopcy, tak przecież różna, ma jednak coś wspólnego. Bystry obserwator dopatrzyć się może w aktualnym położeniu Michała i Janusza pewnego po- dobieństwa natury psychicznej i nie tylko. Otóż i jeden i drugi żyją w oddaleniu od swych ukochanych dziewczyn, dzieli ich przestrzeń i czas, i to staio się dja obydwu źródłem dramatu. W przypadku Michała skończyło się to zasadniczym zwrotem życiowym — narzeczona nie wytrzymała próby czasu i odleg- łości., i odeszła. Próba ta jest najlepszym testem na miłość prawdziwą. Jeśli mamy do czynienia z chwilowym zauroczeniem wzmocnionym erotyzmem, to taki test wypada negatywnie. Związek rozpada się niezależnie od tego, ile razy dwoje ludzi powtarzało sobie nawzajem — kocham CIĘ. Cóż to może być za miłość, którą jest w stanie zdmuchnąć miesiąc, dwa czy nawet rok niewidzenia? Tylko prawdziwa miłość może przejść przez test czasu i odległości zwycięsko. Jaka ona jest, po czym K można poznać? Na prawdziwą miłość składa się wiele czyn- ników — przywiązanie, szacunek, opiekuńczość, radość wspól- 153 nego przebywania ale i oczekiwania, świadomość, że można na siebie liczyć w chwilach najtrudniejszych. Niejeden z Was spyta' pewnie, i słusznie, no a gdzie erotyka?! I ona także mieści się w miiości prawdziwej, ale jest niejako dodatkiem, uzu- pełniającym te wszystkie cechy, które tu przed chwilą wy- mieniłem. Więź erotyczna jest naturalnie bardzo ważna, z tym, że nie może być ona w życiu dwojga ludzi leitmotiyem. Ten zewnętrzny atrybut miłości nie podparty innymi, najistotniej- szymi, w chwili gdy zaczynają piętrzyć się przeszkody, znika i wówczas nie zostaje nic. Znacie pewnie popularną maksymę mówiącą o tym, że miłość jest motorem życia, z tym, że trzeba tu od razu dodać, tylko ta miłość prawdziwa, a chyba z taką mamy do czynienia w przypadku Michała i Janusza. Ich listy to jeszcze jeden ar- gument za trafnością wspomnianej maksymy. Zwróćcie bowiem uwagę, co się dzieje, kiedy ten „motor życia" zniknął (to u Michała), bądź znalazł się w stanie wielkiej niepewności. Chłopcy są załamani, u obydwu wola życia ulega potężnemu zachwianiu — padają nawet wielkie słowa o samobójstwie, życie traci sens. Tak, dla każdego prawdziwie kochającego człowieka krach miłości to wielki cios. Pewnie, że najlepiej by było, żeby ludzie kochali się miłością prawdziwą, ale to tylko pobożne życzenia. W życiu, jak wiadomo, jest różnie. Jeszcze pół biedy, kiedy obydwie strony ulegają kaprysowi chwili nazywając go miłością, gorzej, gdy tylko z jednej strony jest to uczucie głębokie, miłość prawdziwa w pełnym tego słowa znaczeniu. Dla tej strony rozstanie jest straszliwym przeżyciem. To przydarzyło się Michałowi. Cóż Ci, Michale, mam powiedzieć? Jeśli powiem, że Twoja dziewczyna jest osobą niepoważną, to ulgi Ci to pewnie nie przyniesie. Znaliście się dość długo, miała czas Cię poznać i wydawać by się mogło, że wiedziała co robi decydując się na zaręczyny. Okazało się, że wystarczyło przymusowe, krótkie rozstanie (Twoje wojsko) i odwidziało jej się. Nie była to więc z jej strony miłość prawdziwa i szczerze mówiąc dobrze się stało, że Wasz związek się rozpadł. Lepiej, że nastąpiło to teraz niż później, kiedy byłibyście już małżeństwem. Chyba przyznasz mi w tym momencie rację. Pytasz w jaki sposób wrócić do równowagi? Mogę Cię zapewnić, że wrócisz. Ten sam czas i oddalenie, które zburzyły Wasze narzeczeństwo przyniosą Ci upragnioną równowagę. Przyjdzie chłód, obojętność, spokój. 154 Kiedy? Tego to ja nie wiem, wiem jedynie, że możesz to przy- spieszyć. Radzę Ci uwolnić się od obsesji, że dziewczyna, od- chodząc od Ciebie zlekceważyła Cię, podrażniła Twoją ambicję. Jeśli tego nie uczynisz i będziesz się ciągle w tym babrał, będzie bolało dłużej. Pozbądź się tych myśli, a chęć życia wróci wcześniej niż Ci się to teraz wydaje. Przyznaję, że znacznie trudniej radzić mi Januszowi. Niełatwo przekonywać chłopaka, któremu grozi pięcioletnie więzienie, że- by się nie załamywał, trudno namawiać go na optymizm. Janusz, co łatwo zrozumieć, jest w bardzo skomplikowanej sytuacji psy- chicznej, którą pogłębia jeszcze lęk o utratę dziewczyny, nie- pewność o to, czy ona wytrwa, czy będzie na niego czekała .yle długich lat, czy nie znajdzie sobie innego. Dziewczyna jest ila niego iskierką nadziei na lepszą przyszłość, pomaga mu także przetrwać trudy więzienia. Napisał: „nigdy nie uwierzę, żeby •zekala aż pięć długich lat". Dlaczego tak sądzisz? Przecież jeśli cocha Cię miłością prawdziwą, to jest w stanie wytrwać. Na >amym początku tej odpowiedzi napisałem, że ludzie prawdzi- wie się kochający mogą liczyć na siebie w chwilach najtrudniej- szych, co więcej, zdolni są do poświęceń. Miejmy nadzieję, że laka właśnie jest Twoja ukochana. Jestem zdania, że zdarzyło Ci się coś cudownego, co np. dotąd nie było dane Michałowi — rnasz dziewczynę, która nie odwróciła się od Ciebie, ciągle jest, pisze czułe listy. Nie mogę przed Tobą ukrywać, że w życiu róż- nie'bywa i wypadki toczą się różnie, ale po co krakać na zapas? To Twoje krakanie jest szkodliwe przede wszystkim dla Ciebie. Jeśli możesz, skoncentruj się na innych sprawach, to pozwoli Ci oderwać się od uporczywych myśli o fatalnej przyszłości Wa- szego związku. Umiej się cieszyć tym, że dziewczyna ciągle jest, kocha, pisze listy. Głowa do góry! CZŁOWIEK ISTOTA SKOMPLIKOWANA ALBO O TEMPERAMENCIE Jestem młodym chłopakiem, odbywam zasadniczą slużbę woj- skową, właśnie minął jej półmetek. Mam dziewczynę, kochamy się. Znamy się dwa lata. Po kilku miesiącach chodzenia zdecydo- waliśmy się na współżycie. Wszystko układało się bardzo dobrze, rozumieliśmy się doskonale. W chwili kiedy poszedłem do woj- ska zaczęło się między nami coc dziwnego. Przyjeżdżałem na przepustkę i cieszyłem się bardzo ze spotkań i zbliżeń, ona sta- wała się coraz bardziej zimna i obojętna. Kiedy spytałem dla- czego, odpowiedziała: „wszystko, czego za dużo, staje się nudne", a potem wykrzyczała mi, że przyjeżdżam do niej po to, by „się wyładować". Było mi bardzo przykro, jest nadal. Próby współ- życia już nie podejmuję, bo nie chcę jej stracić. Tylko co ja mam robić, Panie doktorze, ze swoim temperamentem, który — nie ukrywam — mam bardzo duży? Onanizmu nie uznaję, tzw. panienki mnie nie interesują, no więc co mam robić. Może do- radzi mi Pan jak mógłbym wpłynąć na moje dziewczynę, by było tak jak przedtem (co się z nią stało?). Interesuje mnie także adres lecznicy, gdzie wyleczono by mnie z dużych potrzeb seksual- nych. — PAWEŁ. Mam 17 lat i chłopaka, który jest trochę ode mnie starszy. Kochamy się, chociaż tyle się mówi, że między młodymi nie ma miłości. Uczuciu naszemu towarzyszy jednak pożądanie. Za- wsze, kiedy się spotykamy, dochodzi do zbliżenia, na szczęście, dzięki wspólnemu rozsądkowi, niecałkowitego. Ciągle postana- wiamy, że to się więcej nie powtórzy, niestety nadaremnie. Mamy razem jechać na wakacje. Nie wyobrażam sobie wspól- nych nocy. Boję się, że mogę zajść w ciążę. Umiem wyliczać dni płodne i wiem, że gdyby do czegoś doszło, to w ciążę nie zajdę, mimo to boję się. A pewnie dojdzie dlatego, że i ja i on mamy bardzo duży popęd seksualny. Jak go za- hamować? Czy jest na to jakieś lekarstwo? Może Pan mi tak w ogóle poradzi, jak mam postąpić. — MAŁGORZATA. Co to jest nadpobudliwość i kiedy możemy o niej mówić? Tylko wtedy, kiedy myśli, wyobrażenia, marzenia i zachowania zogniskowane są wokół spraw seksu. W jakimś stopniu, w pew- nym okresie życia, konkretnie po~dczas dojrzewania, prawie każ- dy młody człowiek przez to przechodzi, z tym, że prędzej czy później po prostu to mija. Nie jest tajemnicą, że istnieje dość duże zróżnicowanie i że siła temperamentu, jego stopień, in- tensywność odczuć, wyobrażeń, przeżyć jest różna u poszcze- gólnych ludzi. To chyba zrozumiałe, ludzie są bardzo różno- rodni i ich organizmy również. 158 Bardzo dużo zależy od tego, jak my sami pokierujemy tym temperamentem. Jest rzeczą bezsporną, że dyspozycja ta jest wrodzona i pozostaje na całe życie, ale to wcale nie przeszkadza by modelować temperament i swoje zachowanie. Jest to wręcz wskazane. Jak sobie wyobrażam tę modulację w dziedzinie sek- su? Po prostu, trzeba starać się wyhamowywać to wszystko, a więc owe wyobrażenia, odczucia, doznania, likwidować to, co sprzyja ich nasilaniu się. Trzeba to robić poprzez odpo- wiednie dozowanie bodźców zewnętrznych. Znawcy i badacze problemu do dziś wadzą się, ile w zachowaniu człowieka jest natury, a ile kultury. Żaden z nich nie neguje, iż udział kultury jest olbrzymi. Tak więc poddawanie się wszystkiemu co sprzyja, wzmaga, wyolbrzymia rolę seksu, może poprowadzić tempera- ment w kierunku trudnym do zniesienia (dla zainteresowanego rzecz jasna). Listów od osób określających się jako nadpobudliwe dostaję dużo, z reguły od bardzo młodych, obojga zresztą płci. Co po- wiedzieć tym wszystkim, którzy skarżą się, że nie mogą sobie dać rady ze swoim popędem seksualnym? Przede wszystkim zalecam rozumne kierowanie swoim zachowaniem, powiedział- bym nawet pewną ascezę. Taka samorestrykcja szkody nie przy- niesie, może natomiast ułatwić przejście przez okres wzburzenia seksualnego( jest to wszak faza dojrzewania), tak trudny do opanowania. Wokół Waszych listów na ten temat narosło mi sporo wąt- pliwości. Chodzi mi o to, że Wasze rozważania o nadpobudliwości są mocno przesadzone. Spróbuję to uzasadnić. Psychika i fizjologia młodych ludzi w iazie dojrzewania przechodzi od stanu względ- nego spokoju do stanu pobudzenia i jest to odczuwane w spo- sób mniej lub bardziej przykry. Nie ma żadnego instrumentu, którym w sposób obiektywny można zmierzyć nadpobudliwość, czy też ustalić jej normę. Przeciwwagą do tego o czym wyżej pi- sałem są doniesienia tych, którzy ubolewają nad swoją zmniej- szoną pobudliwością seksualną. Czy rzeczywiście można mieć pewność, że zawsze mają oni rację? Myślę, że w tej dziedzinie racje są bardzo subiektywne. I jest to chyba prawidłowe. Przecież temperament to nie norma wyrażona w jednostkach, tylko sze- roki przedział od—do. Pora przejść od teorii do życia, czyli do konkretnych listów. Może po kolei. Najpierw Paweł. Wyjechał do wojska, rozstał się z dziewczyną, u której skończyła się radość ze spotkań seksualnych, w końcu zlikwidowała je całkowicie. Podobne sy- 159 tuacje zdarzały się i zdarzają jak świat światem. Zawsze od- dalenie się od siebie zakochanych było próbą na trwałość związ- ku, takim swoistym papierkiem lakmusowym. Co on wskazuje Pawłowi, jak ma go odczytać? Sprawa skomplikowana, no a jednocześnie prosta. Być może erotyczne zainteresowania dziewczyny były powierzchowne, być może coś takiego jak więź między nimi była powierzchowna. W momencie, kiedy chłopak zniknął z codzienności, dziewczyna doszła do wniosku, że jest jej on mało potrzebny w ogóle, a w sprawach seksualnych w szczególności. To oczywiście przypuszczenie, jedno z wielu. Następne może być np. takie — w życiu dziewczyny jest ktoś inny i na razie nie ma ona odwagi tego wyznać. Trochę jest jej może głupio, że wyjdzie na to, iż natychmiast sko- rzystała z okazji i już nie czeka na Pawła... Stwierdzenie, że chłopak, który deklaruje miłość, i to od dwóch lat, przyjeżdża po to, by się „wyładować", jest delikatnie mówiąc zgrzytem. Przecież gdyby ona czekała na Ciebie, Pawle, z utęsknieniem, też pewnie chciałaby, przepraszam, „wyładować się", po prostu pragnęłaby zbliżenia. No tak, ale ona już nie czeka. Przyjrzyj się Pawle temu wszystkiemu z boku, pomyśl, porozmawiajcie. A Twoje potrzeby seksualne nie są wcale nadmierne, lecz po prostu zwyczajne. W Twoim wieku takie one są, nie ma co medytować i myśleć o lecznicach. Co zrobisz ze swymi nor- malnymi potrzebami, to już Twoja sprawa. Zupełnie nie mogę zrozumieć autorki kolejnego listu. Mał- gorzata ma chłopaka, jak pisze kochają się, zachowują się wo- bec siebie erotycznie, wprawdzie bez pełnego kontaktu seksu- alnego, ale z pełną satysfakcją, no i o co chodzi? Zupełnie nie widzę przeszkód, by to kontynuować. Po co rozbudowywać lęk przed spółkowaniem, skoro dotychczasowy kontakt jest sa- tysfakcjonujący? W tym lęku przed pełnym stosunkiem, w sy- tuacji kiedy Małgorzata ma sposób na ustrzeżenie się ciąży, widzę raczej obawę przed tzw. pełną uległością, czyli, jak to się popularnie mówi, utratą dziewictwa. Twoje zachowanie to nie- mal ilustracja znanego powiedzonka: chciałabym i boję się — chyba prawidłowo odczytałem Twoje myśli. Postępuj tak, jak Ci podpowiada rozsądek. Nikt nie może za Ciebie w tej mierze podejmować decyzji. Pamiętaj o jednym — nie- chciana ciąża jest poważnym urazem, który pozostaje w czło- wieku na długo, a nawet na zawsze. Mam 16 lat, piszę do Pana w wielkiej rozpaczy. Od kilku miesięcy koleżanki i koledzy wytykają mnie palcami, nie odzy- 160 wajq się do mnie. Miałam chłopaka, chodziłam z nim kilka miesięcy, głupia kochałam go, a on mnie wykorzystywał i o tym, co ze mną robił rozpowiadał po całym-osiedlu. Chodzenie z nim było bogate w życie erotyczne, robiłam z nim tafcie rzeczy, że wstydzę się opisywać je w liście. Robił ze "mną wszystko, co chciał, a ja mu wierzyłam. Kiedy dowiedziałam się, że o wszystkim opowiadał, chciałam ze sobą skończyć. By- łam w szoku, ale to minęło, nie minął jednak mój pociąg sek- sualny. Nie mogę się bez tego obejść. Włóczę się po piwnicach z chłopakami, którzy robią ze mną co chcą. Myślę, że moje życie jest już zmarnowane, myślę, że skończę jako zwykła pro- stytutka. Panie doktorze, proszę 'mi pomóc. Czy nie ma dla mnie jakiejś nadziei? Błagam o pomoc. Proszę Pana o wy- drukowanie mojego listu. Niech to będzie przestroga dla na- iwnych dziewcząt, takich jak ja. Niech nie wierzą chłopcom, tak jak ja uwierzyłam.' — Zmarnowana i nic nie znacząca BARBARA. List jest pełen dramatycznej emocji i przejmujący tak bar- dzo, iż uznałem, że najlepiej będzie, gdy w swojej wypowiedzi przyjmuję chłodny dystans. Inaczej nie potrafię, tak wielka wściekłość mnie ogarnia, a sądzę, że i każdego Czytelnika, na postępowanie byłego chłopca Barbary. Nie da się tego okreś- lić, po prostu brak słów. Nie chcącą wpaść w emocję, wy- bieram dystans. Na początek trochę danych z kręgu mechanizmów wpływa- jących na budzenie się i rozwój popędu seksualnego w od- niesieniu wyłącznie do hormonalnej czynności gruczołów płcio- wych. Zagadnienie to było przedmiotem zainteresowania i ba- dań medycyny i nauki o człowieku właściwie od zarania. Już w starożytności zaobserwowano wpływ kastracji na popęd sek- sualny (nawet zniesienie jej). Czynione dalej obserwacje wy- kazały zbieżność ujawnienia się popędu seksualnego i dojrze- wania płciowego kobiety z pojawieniem się u niej miesiączki — było to w swoim czasie wielkim odkryciem. Wreszcie ame- rykański badacz Alfred Kinsey swoim przełomowym dziełem naukowo-statystycznym, zwanym Raportem Kinseya, potwier- dził wszystkie te sugestie i spostrzeżenia. Badając poziom hor- monów u osobników obojga płci od okresu przedpokwita- niowego aż do późnej dojrzałości i równolegle obserwując rodzenie się i narastanie napięcia seksualnego, wykreśli na schemacie rzędnych i odciętych krzywą tego napięcia. Roś- nie ona bądź opada wraz ze wzrostem lub spadkiem poziomu 161 hormonów. Krzywa ta wskazuje, że pierwszy wyraźny skok napięcia seksualnego u dziewcząt przypada na 14—16 rok życia. Poziom napięcia seksualnego w tym pierwszym skoku prze- wyższa napięcie, jakie wystąpi w następnych kilku latach. Ten pokwitaniowy poziom napięcia odzyskują dziewczęta do- piero około 24 roku życia. W tym świetle bardzo czytelne są reakcje Barbary. U niej burzliwe wydarzenia miały miejsce nie tylko w sferze seksu, lecz także i w sferze uczuć. Barbara zakochała się. Tkliwość, czułość, czekanie na miłość znacznie wyprzedzające u dziewczyny pojawienie się napięcia seksual- nego, gdy zostaną wreszcie wprzęgnięte w parę z owym na- pięciem, dają młodej głowie i młodemu sercu olbrzymi, nie znany dotąd ładunek przeżyć. Powstaje wówczas niezwykle in- tensywna mieszanina uczuciowo-seksualna, działająca na zasa- dzie układu wzajemnie rozbudzającego się. Opanowanej nią oso- bie niezwykle trudno o sensowny wgląd w to co się z nią właśnie dzieje. Ziściły się oto pragnienia posiadania kogoś bli- skiego, realizuje się potrzeba więzi, tkliwość i czułość wzrastają poprzez dawanie i przeżywanie radości w zbliżeniach płcio- wych. Jak to wszystko od siebie oddalić? Jak wyjść z siebie, stanąć z boku i analizować na zimno? Przecież to jest miłość, na pewno, wielka miłość. Dziewczyna, która w tym pierwszym skoku napięcia seksu- alnego nie spotka odpowiadającego jej chłopca, pozostaje sama ze swym napięciem, zjawiskiem dla niej nowym, nieznanym, dziwnym, niezwykłym. Jest ono jakby bezimienne, nie uloko- wane, całkowicie abstrakcyjne. Co najwyżej w marzeniach przy- mierza się je do jakiejś postaci. Mogą się też pojawić pierwsze próby masturbacyjne, które rozładowują naprzykrzające się napięcie. Może się też ono rozładowywać poprzez orgazmy pod- czas snu lub w marzeniach. Barbara spotkała chłopca, wydawało jej się wymarzonego i całkowicie mu się oddala. Wypływający z fizjologii skok naj- pięcia seksualnego został u niej wzmocniony treścią konkret- nych przeżyć, przeżyć dotąd nie. znanych, a już wciskających się w pamięć. No i w te spełnione marzenia bycia kimś dla ko- goś wtargnęło okrutne chamstwo — no bo jak nazwać zachowa- nie wybranego przez Barbarę chłopaka? Ten ktoś miał dawać radość, sarn ją brać, miał ją kultywować, chronić intymności tego związku, a okazał się niczym, zerem. Czy to, co zrobił można nazwać tylko mianem niedojrzałości uczuciowej? To jednak za delikatna kwalifikacja jak na wstrząsające następstwo wybry- 162 ku. Niezależnie od wieKu tego osobnika, jego zachowanie należy uznać za cyniczno-sadystyczne — sam osobiście ugodził, a z bolesnej konwulsji ofiary czyni śmieszne widowisko. A re- akcje Barbary na zadany uraz mogą być jeszcze różne. Sama wyraża obawę, czy jej rozbudzony obecnie popęd seksualny nie zaprowadzi jej w szeregi prostytutek. Takie odczucie jest póki co wynikiem rozbudzonego popędu seksualnego, a przedłużająca się rozpacz każe w ucieczce w nowe przeżycia szukać chwi- lowego choćby ukojenia. Późniejszą konsekwencją może (być reakcja całkiem przeciwna do tej, która jest teraz udziałem Barbary. Z żalu, poczucia krzywdy, opuszczenia, sponiewiera- nego zaufania, zawiedzionego uczucia układają "się w świadomo- ści, jakby wartstwami pokłady negatywizmu wobec seksu, co jest potem bardzo trudne do odrobienia. W nastawieniu uczu- ciowym pojawiają się nieufność, tendencja do ucieczki od nawet przyjaźnie wyciągniętej ręki. Pojawia się to, o czym potocznie mówimy — dmuchanie na zimne. Potrzeby seksualne, nawet tak silne, jak obecnie ma Barbara, gdzieś się zapodziewają, bledną, a nawet zamieniają się w obronno-agresywne „nie"! Kiedy szu- kamy u naszych pacjentek przyczyn tzw. oziębłości płciowej nierzadko dochodzimy do takich jej źródeł, jakie właśnie opisała Barbara. Konsekwencje zachowania nieodpowiedzialnych, co ja mówię, chamskich smarkaczy (wiek, nieważny) są straszliwe i mogą się ciągnąć przez całe życie. Ciekawe, jak żyje się ta- kiemu delikwentowi ze świadomością, że wyrządził komuś wiel- ką krzywdę, że stał się przyczyną czyjegoś dramatu? Z historii Barbary o miłości, zdradzie, rozpaczy, cynizmie, chamstwie, okrucieństwie płynie nauka stara jak ten ród ludzki — każda dziewczyna wchodząca na pierwszy stopień, z które- go zaczyna spostrzegać osobników płci przeciwnej, powinna wzbogacić się o dodatkowy zmysł. Te, które posiada, nie wy- starczą. Wzrok każe jej mówić — jaki on piękny, słuch pod- powiada — jak on pięknie mówi, dotyk szepcze — jak on ciekawie pieści, a ten dodatkowy zmysł powinien ostrzegać. Niechby to był stop czujności, intuicji i wyobraźni i niechby to pierwsze wychylenie się ku miłości i przyjaźni zabezpieczał przed wypadkiem, a zwłaszcza tak dramatycznym, jaki przy- darzył się Barbarze. Jeszcze słowo do Basi — starałem się wyjaśnić mechanizmy jakim podlegasz, jeśli to Ci nie wystar- czy idź do seksuologa lub psychologa. Bardzo Cię o to proszę! Odpowiedzią na list wszystkiego załatwić się nie da, po- trzebny jest kontakt z lekaYzem. 163 URAZY l LĘKI ALBO O POTRZEBIE DELIKATNOŚCI Nareszcie zdecydowałam się przedstawić komuś mój problem. Od najmlodszych lat, moje zainteresowanie picia odmienną było ogromne. Byłam świadoma swej atrakcyjności. Wciąż widywano mnie z nowymi chłopcami.' Miałam 14 lat, kiedy poznałam jego, Miał lat 25. Jego pieszczoty dawaly mi wiele radości. Nigdy nie wymagał ode mnie niczego więcej. Lecz pewnego dnia, mimo moich próśb i blagań, mimo mojej obrony, silą zrobil ze mnie kobietę. Przeżyłam to strasznie. Zerwałam z nim. Zraziłam się do mężczyzn. Dla mnie wszyscy byłi tacy sami — źli i obludni. Odtąd każdego chłopaka rozkochiwalam w sobie i najnormalniej w świecie zostawiałam. Pojawił się ktoś, kogo pokochałam. Dla niego zmusiłam się nawet do współżycia, ale to była katorga, w końcu nie wytrzymałam i powiedziałam — nie. Potem byłi inni mężczyźni, ale z żadnym do niczego nie doszło. Niby chcia- łam się sprawdzić, czy jestem stuprocentową kobietą, ale nic z tego, zawsze rezygnowałam w ostatnim, niemal momencie. Mam 25 lat. Od miesiąca jestem sama. Tak dalej być nie może, muszę coś z sobą zrobić. Proszę mi pomóc. — DIANA. Mąż ma do mnie pretensje, że unikam współżycia, a ja rze- czywiście unikam, bo sprawia mi ono ból. Mąż jest moim. dru- gim partnerem. Pierwszy, z którym chodziłam, zmusił mnie do współżycia. Było to dla ranie straszne przeżycie połączone z okropnym bólem. Znienawidziłam go, odeszłam. Po kilku la- tach wyszlam za mąż. Kocham męża i ku mojej rozpaczy pod- czas każdego stosunku z nim czuję taki ból jak za pierwszym razem. Jeśli Pan mi nie pomoże, to rozleci się moje małżeństwo. — MARTA. Bałem się pierwszego stosunku. W końcu zdecydowałem się na romans z kobietą o kilkanaście lat starszą ode mnie. Nie- stety, ten pierwszy raz był zupełnie nieudany, skompromito- wałem się. Od tamtej pory upłynęło już sporo czasu, a ja się boję podjąć kolejnej próby. Nie mogę się przełamać. Co powinienem robić, jak temu zaradzić? — WOJTEK. U wszystkich trojga stwierdzam gięboki uraz. Co to jest, każdy wie. Zastanówmy się,- jak powstają urazy seksualne. Jest to reakcja na takie zachowanie partnera, które w danej sytuacji odbiega w stopniu istotnym od wyobrażeń danej osoby o życiu seksualnym, od jej aktualnych potrzeb. Tak było w przypadku Diany, Marty oraz Wojtka i wcale n>ie są to przypadki spo- radycane. Szczególnie narażone są na nie dziewczęta. Praktyka seksuologiczina podpowiada, że z grubsza biorąc są dwie przy- czyny powstawania tych urazów. Wiadomo, że jeśli w układzie 166 partnerskim, pierwszy stosunek daleko odbiega od wyobrażeń i oczekiwań dziewczyny jest cna na najlepszej drodze do urazu. Wiele tu zależy od jej wrażliwości. Dla tych wrażliwszych już zbyt szybie przejście partnera do fazy coitus może być szo- kiem. Dla innych będzie to zbyt brutalny sposób przełamywania naturalnego oporu kobiety. Druga grupa urazów dotyczy tych dziewcząt, które były zmuszane do współżycia seksualnego przez mężczyzn zwykle starszych od nich. Nierzadko są to kuzyni, a zdarza się, że ojczym, a nawet ojciec alkoholik. Są to gwałty lub zachowania zbliżone do gwałtów. Rodzą się wówczas urazy, niezwykle głębokie. Przyczyny, jak widać, bywają różne, konsekwencje bardzo podobne. Już w listach, które zacytowałem wyraźnie widać ja- kie. Lęk, paraliżujący lęk przed podjęciem dalszych kontaktów seksualnych, także w sytuacjach sprzyjających, kiedy ludzie są ze sobą, kiedy się kochają. Nawet jeśli dziewczyna decyduje się na współżycie, chcąc jakby przełamać swe wszystkie opory, nie daje jej ano satysfakcji. Gorzej, że jeszcze pogłębia urae, utrwala go. Utrwalone formy protestu psychofizjologicznego to współżycie bolesne, pochwica (niemożność współżycia). Krań- cową zaś jest wstręt do mężczyzn. U chłopców urazy występują nie tak często jak u dziewcząt. Na pewno rzadziej zdarzają się wśród nich uwiedzenia;- ale również istnieją konsekwencje tego (z reguły przez znacznie starszą od niego kobietę) — jest to wstręt do stref seksualnych kobiety. Najczęstszą chyba przyczyną powstawania urazów u chłopców jest niepowodzenie w „próbie na sprawdzenie". Je- śli ta próba, czy stosunek nie uda się, rzutuje to na przyszłość. Powstaje uraz. Nie ma znaczenia, czy niepowodzenie zdarzyło się z partnerką, którą się kocha, czy też z zupełnie przypadko- wą. Następstwa są identyczne. Źródłem urazów, tym razem u obojga płci, może być także obserwowanie przemocy seksual- nej u innych, jak również przypadkowe oglądanie współżyją- cej pary (np. rodziców). Konsekwencje są wtedy wiadome. Czy można pozbyć się urazu? Autorów listów interesuje to najbardziej. A wiec jak to się robi? Trzeba zacząć od znalezienia jego przyczyny bądź przyczyn. Zainteresowani na ogół sami so- bie z tym nie radzą, nie potrafią. Szukają, co wiem z praktyki lekarza seksuologa, tych przyczyn nie tam gdzie trzeba. Zresztą na ogół koncentrują się na objawach, jakich doświadczają. Czę- sto wydaje im się, że są to wszystko sprawy wrodzone, a wia- domo, jak wrodzone, to już nic się tu nie da zmienić — takie 167 jest Wasze rozumowanie. To bardzo niebezpiec?pa postawa — pogłębia tylko uraz. Tak nie można! Nie należy też zwalczać urazów za pomocą alkoholu, co niestety często się. zdarza. Można wtedy jedynie wpaść w alkoholizm. Nie tędy droga. A zacząć trzeba, jako się rzekło, od przyczyny. Cza- sem już samo jej znalezienie pomaga zrozumieć istotę sprawy i jest pierwszym krokiem do sukcesu. Ale do tego potrzebna jest wizyta w gabinecie seksuologa. Bywa, że już samo uświa- domienie sobie owej przyczyny prowadzi do likwidacji urazu. Jeśli nie, trzeba poddać się terapii. Jej formy są różne i ustala je specjalista. Rozpoczyna się od psychoterapii indywidualnej, potem, jeśli trzeba, jest terapia partnerska, wreszcie grupowa. Jeśli to nie skutkuje, sięga się po inne metody — hipno terapię (jest ona bardzo skuteczna), czy też farmakoteriapię. W każ- dym razie zacząć trzeba od wizytu u seksuologa. Im wcześniej to zrobicie, tym łatwiej możecie pozbyć się urazu i szybciej o nim zapomnieć. Mam 23 lata. Od dwóch lat jestem mężatką. Kocham męża i on mnie też. W ciągu tych dwóch lat nie doszlo między nami do zbliżenia. Bardzo pragnę mieć dziecko. Kiedy próbuję poruszyć tę sprawę, zaraz wybucha awantura. Mąż nie chce na ten temat w ogóle rozmawiać. Byłam u lekarza, ten stwier- dzil, że mogę i że powinnam mieć dziecko, ale jak to wytluma- czyć mężowi. Próbowalam go naklonić, by poszedl do lekarza, lecz on powiada, że to zbędne. Jest dobrym mężem i z pewnością byłby dobrym ojcem. Co ja mam robić? Blagam o wydruko- wanie mojego listu. Może mąż po jego przeczytaniu zro- zumie mnie i moje marzenie o dziecku. — ZROZPACZONA JOLA. To co zdarzyło się w małżeństwie Joli nie jest wcale czymś zupełnie wyjątkowym. W mojej praktyce lekarskiej miałem nie- jednokrotnie do czynienia z takimi przypadkami. Zgłaszały się pary z różnym stażem małżeńskiim — od kilku miesięcy do kilku lat, które albo w ogóle nie podejmowały współżycia (jeden z partnerów) albo też próbowały, ale ponieważ nic im z tego nie wychodziło, rezygnowały w ogóle. Przyczyny opi- sanych sytuacji mogą być różne. Spróbuję je pokrótce przed- stawić. I tak, gdy mówimy o mężczyznach, to powodem niepodejmowa- nia współżycia bywają zaburzenia anatomiczne w rozwoju narzą. dów płciowych takie jak np. stulejka, zbyt krótkie wędzidełko, niewielkie skrzywienie prącia. Zaburzenia jak widać bardzo pro- 168 ste, by nie powiedzieć banalne i niezwykle łatwe do skorygowa- nią. Ale według wybrażeń chłopca są one straszne i na pewno uniemożliwiają zbliżenie. Zaznaczam, według jego wyobrażeń. Tak rodzi się i pogłębia lęk. Zadziwia postawa tych ludzi — jak można tak błahe zaburzenia posądzać o ogromny wpływ. Zadziwia również bezradność w tak banalnych w końcu sprawach, brak elementarnej wiedzy o własnym organizmie. Nie zaw.sze, jak w przypadku małżeństwa Joli, współżycia unika mężczyzna. Bywa, że czyinią to kobiety. Tutaj przyczyną jest najczęściej bolesność przedsionka pochwy przy próbie współ- życia, wynikająca albo ze zbyt intensywnie rozbudowanej błony dziewiczej, albo jest ona pochodzenia psychogennego. Podłożem tej drugiej może być np. ,przykre przeżycie w przeszłości, lub podyktowane wyobraźnią przekonanie o fizycznej niemożności wprowadzenia członka do pochwy. Wróćmy jeszcze do panów. Bardzo często przyczyna niepo- dejmowania przez nich współżycia tkwi w nieudanych kon- taktach płciowych (kiedyś tam). Jeśli chłopak miał zaburzenie wzwodu, zbyt wczesny wytrysk i spotkało się to dodatkowo z niezwykle surową oceną partnerki, która nie cofnęła się przed ośmieszeniem, powstał u niego uraz, lęk przed kolejnymi próbami. Ten ogromny lęk jest tak bardzo zafiskowany w psychice, że stanowi próg nie do przeskoczenia nawet wtedy, gdy można liczyć na •wyrozumiałość kochającej żony. Lęk jest silniejszy. Nierzadko przyczyną dramatu małżeńskiego w postaci niepodejmowania współżycia są inikliriaoje homosek- sualne partnera. Spyta .ktoś — to po co tacy ludzie się żenią czy wychodzą za mąż? Ano dlatego, że taka jest norma, że tak robią przecież wszyscy, a poza tym ludzie ci widzą w tym czasami szansę dla siebie. Bywa, że jest to tzw. parawan, swo- ista /przykrywka dla zmylenia otoczenia. Wcale niebłahą .przy- . czyną unikania współżycia są pewne cechy dziewczyny czy chło- paka, które partnera czy partnerkę odstrę-czają np. zapach potu, niedostateczna higiena ciała, budowa' anatomiczna, zbyt skromne albo zbyt wyzywające zachowanie w sytuacjach intymnych... Pa- miętam .przyszła do mnie młoda dziewczyna i zrozpaczona wy- znała, że nie może współżyć z mężem, bo czuje do niego wstręt z powodu strasznych blizn. To właśnie było powodem, że po wielu miesiącach małżeństwo było, jak to się mówi, nieskon- suimowane. Nie muszę nikogo przekonywać, że tego tyipu sytuacje to dla obojga małżonków wielki dramat. Ci ludzie znajdują się 169 w złym stanie psychicznym, nierzadko, jak dowodzi obserwacja, uciekają się do alkoholizmu, narkomanii, lekomanii... Ucieka się od rzeczywistości, z którą nie można sobie samemu poradzić. A wystarczyłoby zgłosić się po pomoc do lekarza. Po latach kumulowania przeżyć, potęgowania dramatu następuje wybuch i dopiero wtedy idzie się do seksualoga, albo np. pisze list do gazety. Jest mi ogromnie przyjemnie, że macie do mnie zau- fanie i powierzacie mi swoje kłopoty, tylko na litość boską po co te lata cierpień? Boleję nad tym, że jakże często zupełnie banalne, z punktu widzenia sztuki lekarskiej, sprawy tak dłu- go Was dręczą. Najczęściej przychodzicie w stanie depresji, u kresu wytrzymałości nerwowej, a wydaje mi się, że są i tacy, którzy nie przychodzą wcale i męczą się bez potrzeby. Czy warto? Im wcześniej, tym lepiej, tym mniej spustoszeń w psychice i większa szansa na szybsze wyjście ,,z dołka" Podejrzewam, a nawet jestem pewien, że wielu samotnych mężczyzn tzw. starych kawalerów, takich, którzy nie mają kon- taktów ani uczuciowych, ani towarzyskich, to ludzie z kłopotami, o których napisała Jola. Paraliżuje ich lęk, nie widzą sensu życia i żeby to wszystiko przełamać, sięgają po alkohol — iluż takich spotkałem w swoim gabinecie. Zdarzają się próby sa- mobójstw na tym tle. To straszne, że człowiek nie widzi dla siebie innego wyjścia z sytuacji, z której tak naprawdę ma bardzo prosite wyjście. Jalkie? To zależy od przyczyny. I tak jeśli są to zaburzenia anatomiczne u mężczyzny, jedne z tych, o których na początfcu pisałem, wystarczy zabieg kosmetycz- no-plastyczny i po problemie. Widziałem takich mężczyzn, któ- rży sprawiali wrażenie jataby nagle zobaczyli światło w ciem- nym tunelu. Nie chcieli uwierzyć, że to takie proste, bardzo żałowali, że od razu nie przyszli do lekarza. Jeśli przyczyną niepodejmowania współżycia jest lęk oparty na kłopotach z wytryskiem i wzwodem, no to seksuolog jest ,po to, by pa- cjenita z tego wyprowadzić. Teraz bolesność u pań: jeśli jest natury anatomLczeeij, to potrzebna jest interwencja chirurga, jeśli zaś psychologicznej, to uświadomienie, naturalnie umie- jętne, że współżycie płciowe to przecież fizjologia oraz środki odprężające, zmniejszające ból. W ogóle uporządkowanie wiedzy na ten temat wystarcza, by problem przestał istnieć. Naj- trudniej, nie ukrywam, z inklinacjami homoseksualnymi, ale przecież bywająróżne ich stopnie — tylko lekarz specjalista może tu pomóc. Każdy przypadek jest inny i wymaga indywidu- alnego potraktowania. Wszystkich zainteresowanych wysyłam 170 do lekarza. To on po ustaleniu przyczyn podejmie stosowiną. skuteczną terapię. Jola bardzo niewiele napisała o swoim małżonku. Prawdę mówiąc, nic o nim nie wiem poza tym, że jest dobry, no i uparty, bo gdyby tak nie było, to poszedłby do lekarza. Nie wiem Jolu jak się mąż wobec Ciebie zachowuje, czy były jakieś próby podjęcia współżycia, czy też wcale nie. Nawet gdybym chciał coś Warn doradzić to informacje nie są wystarczające. Nie wiem, czy się nie mylę, ale wygląda na to, że Wy niewiele o sobie wiecie, nie rozmawiacie o swoich problemach, a przecież rozmawiać trzeba koniecznie. To bardzo pomaga we wspólnym życiu. Wyjaśnienie pewnych spraw, najlepiej wszyst- kich, chroni przed nerwami, stresami, lękami. Rozmawiajcie ze sobą o sobie, a jak sami nie potraficie czegoś wyjaśnić, idźcie do lekarza. Jeszcze słowo do męża Joli — bardzo Pana proszę, niech Pan wybierze się do seksuologa, proszę to zrobić dla żony, którą przecież Pan kocha, a ona tak bardzo cierpi. NIEZDROWA SENSACJA ALBO WOKÓŁ NORMY Piszę do Pana w dość wstydliwej sprawie. Chodzi o to, że jestem homoseksualistą. Zaczęlo się to rok temu, na wczasach. Poznalem tam o trzy lata od siebie starszego mężczyznę. Za- prosił mnie na kawę i piwo. Zwierzyl mi się, że mieszka sa- motnie, nie ma przyjaciela i zaprosił do siebie na wódkę. Nie domyśliłem się, o co mu chodzi. W domu, po kilku kieliszkach alkoholu, zaczął pokazywać zdjęcia pornograficzne przedstawia- jące zabawy homoseksualistów. Zaproponował, żebyśmy i my tak się zabawili. W pierwszej chwili odmówiłem, jednak po jego naleganiach uległem. Odtąd już codziennie chodziłem do niego. Obecnie nie mogę się pozbierać. Chyba się do tego przy- zwyczaiłem. Mam dziewczynę. Tylko raz miałem z nią stosunek płciowy. Obecnie nie mam na to ochoty. Ciągle myślę tylko o mężczyznach. Gdy ulicą idzie jakiś chłopak, to mam na niego ochotę. Jednak do tej pory z nikim nie współżyłem. Brakuje mi tamtego faceta. Często onanizuję się na samą myśl, cośmy tam wówczas robili. Mam to przed oczyma. Chciałem już skoń- czyć. Wybierałem się do seksuologa, ale w końcu stchórzyłem. Tylko w Panu nadzieja. — ZAŁAMANY. Bardzo długo zwlekałem z napisaniem tych paru słów. Nie wiedziałem od czego zacząć, jak przedstawić problem, który, nie jest tylko moim, ale dotyczy setek tak chorych ludzi jak ja. Otóż jestem homoseksualistą! Często czytam Pana słowa: dlaczego wstydzicie się iść do seksuologa, przecież to taki sarn lekarz jak np. internista. Ale jak mam przedstawić lekarzowi mój problem. Nie wyobrażam sobie tego. Nigdy się na to nie odważę. Problem ten jest praktycznie tylko wyśmiewany. Ale ludzie nie pomyślą o tym, że my nie chcielibyśmy być tacy (przynajmniej ja). Jest mi z tym bardzo trudno żyć. Cale życie gram. Nikt nie wie o tym, że jestem homoseksualistą. Ja pa- nicznie się tego wstydzę. Przecież nikomu się z, tępo nie zwierzę. Nikomu! Panie doktorze, lata mijają, boję się o swoją przy- szłość. Bardzo bym chciał mieć żonę, dzieci, po prostu szczę- śliwą rodzinę. Tylko czy to będzie możliwe? Nie wiem, czy będę mógł normalnie współżyć z kobietą, (nigdy tego nie ro- biłem, nie mam swojej dziewczyny, co mnie jeszcze bardziej dobija). Jestem samotny. Rok temu targnąłem się na życie. Nie udało się. Przemyślałem swój czyn i doszedłem do wniosku, że nie warto odbierać sobie życia nawet z tak poważnego po- wodu. Pytam się: jak można dłużej tak żyć? Udawać i grać! Prawdę mówiąc zachowuję się normałnie, ale cóż kiedy nie mogę przejść obojętnie obok ładnego 15—16-letniego chłopca. 174 Coś mnie makabrycznie ściska.„w głębi dtiszy". Co mam robić? Jak się z tego koszmaru wybronić i wyleczyć? Już dłużej tak nie mogę! Pan jest moją jedyną nadzieją. Warto chyba nam pomóc, tym bardziej, że nie ma fachowej literatury na ten temat. Jak Pan mi nie pomoże, to już chyba nikt. Proszę. 9 latf- — MAREK. Ocenia się. że homoseksualiści stanowią 2-4 % populacji męskiej (statystyki dotyczące kobiecego homoseksualizmu jak dotąd nie istnieją). Część mężczyzn akceptuje swoją skłonność, a nawet uwa- ! /n ją za bardziej wysublimowaną formę miłości. Nie mają oni ze sobą żadnych problemów. Gorzej l jest z tymi. którzy jak Marek J Załamany głęboko boleją nad własnym losem, czują się skrzywdzeni ' przez naturę, lub, głównie wier?,ącyrnaznaczeni grzechem i cierpieniem. Chcieliby żyć tak jak inni, f ale me mogą, nie potrafią. Zdają sobie sprawę /e swej odmienności - z tego że odeszli od norm > obowiązujących w naszym społeczeństwie. Ukrywają swą skłonność przed wścibskim okiem otocze- | nią. Boją się rozszyfrowania, kompromitacji, represji, które mogą przybierać rozmaite formy. Mio- tają się między potrzebami seksualnymi, a normami moralnymi. To oni nierzadko targają się na ży- cie. To oni popadają w coraz większą nerwicę. Wreszcie, kiedy już zupełnie nie potrafią sobie pora- I dzić ze sobą. przełamując największe opory trafiają do seksuologa. Są najczęściej kompletnie zała- '' mni, rozbici. Czym jest homoseksualizm'.' To pytanie podstawowe. Wiadomo na pewno, że istnieje tak długo f jak cywilizacja ludzka. Towarzyszy wszystkim rasom, grupom etnicznym, jest na wszystkich konty- nentach. Nie wszystkie narody odnosiły się do niego jednakowo, był różnie traktowany w różnych epokach. Jest sprawą powszechnie znaną, że np. starożytni Grecy stawiali związki homoseksualne j przed heteroseksualnymi, /. kolei np. w epoce wiktoriańskiej miłość ta była bardzo ostro tępiona. i Nawiasem mówiąc, stosunki heteroseksualne były wówczas dopuszczalne jedynie w celu prokreacji. Śledzenie dziejów człowieka jako gatunku pozwala stwierdzić, że dla pewnej grupy ludzkiej, znajdu- ( jącej się w widocznej mniejszości, homoseksualizm jest „normą". Homoseksualiści są mniejszością f seksualną. Z punku widzenia medycyny homoseksualizm nie jest patologią i nie jest również choro- bą. Tzn. nie jest chorobą w znaczeniu medycznym — po prosty w żaden sposób nie przystaje do kli- f nicznej definicji choroby. Oto jej trzy wyznaczniki: przyczyna — przebieg choroby — zejście (wyle- i czenie lub śmierć). Homoseksualizm nie mieści się w kryteriach innych norm, np. normy socjolo- i gicznej (aktywność seksualna w celu prokreacji), statycznej (normalność, to co najczęściej spotyka- . ne), czy normy indywidualnej, sformułowanej w 1977 r. przez Juliana Godlewskiego, w której autor f zwraca uwagę na „możliwość dokonania spółkowania mogącego doprowadzić do zapłodnienia". i Zachowanie homoseksualne nie spełnia jednego tylko wyznacznika partnerskiej normy seksualnej l ogłoszonej przez prof. Kazimierza Imielińskiego. Brzmi ona następująco: z normalnym partner- I skim zachowaniem seksualnym mamy do czynienia wówczas, jeśli: l/ zachowana jest różnica płci; t 2 współżyją dojrzali osobnicy; 3/ istnieje obustronna akceptacja; 4/ obie strony dążą do rozkoszy; 5 to zachowanie nie szkodzi zdrowiu; 6/ nie szkodzi ono innym ludziom. Jak widać, homoseksua- liści nie spełniają tylko pierwszego warunku normy sformułowanej przez prof. Imieliriskiego. Pozo- ! stale jednakowo przystają tak do związków homo- jak heteroseksualnych. Homoseksualizm jest w odczuciu własnym, tzn. homoseksualistów czymś naturalnym, zaś w od- biorze społecznym jest czymś niezwyczajnym, okołonormalnym. Warto tu przytoczyć opracowaną p r/e/ prof. Imielińskiego klasyfikację dewiacji seksualnych. Oto ona: A. Odchylenia seksualne: I. w zakresie obiektu (pedofilia, gerontofilia. zoo filia, fetyszyzm, transwestytyzm). II. w zakresie sposobu realizacji (sadyzm, masochizm, ekshibicjonizm, oglądactwo), III. nietypowe homoseksualizm, transseksualizm, kazirodztwo), B. Odchylenia seksualne patologiczne: I formy progresywne (zboczenia płciowe), U formy impulsywne. 175 Jak widać, w tej klasyfikacji homoseksualizm nie tylko nie mieści się w definicji zboczenia, ale jest nawet nietypowym odchyleniem seksualnym. Jak wcześniej podkreśliłem, mieści się on prawie, z niewielkim odstępstwem, w partnerskiej normie seksualnej. No i co z tego, chciałoby się zakrzyknąć. Nauka, historia, elyka sobie, a życie sobie. Jaki jest sto- sunek naszego społeczeństwa do tej mniejszości seksualnej? Bardzo Zróżnicowany. Są środowiska (miejsko-inlelektualno-artystyczne), gd/ie ta odmienność przyjmowana jest w sposób prawie naturalny, ale są obszary, gdzie homoseksualiści czują się źle. ukrywają swe skłonności, boją się wytykania palcami, ośmieszenia. Nic to. że w olbrzymiej więk- szości są ludźmi normalnymi, wartościowymi, niejednokrotnie — szczególnie w sztuce, nauce — ponadprzeciętnymi. Jeszcze nie tak dawno (przed ostatnią wojną), grupa lekarzy katolików oficjal- nie potępiła homoseksualizm jako zboczenie godne napiętnowania. Najnowsze stanowisko kościoła katolickiego wobec homoseksualizmu zostało określone w liście Kongregacji Nauki Wiary do bi- skupów Kościoła Katolickiego, ogłoszonym przez Watykan l X 1986 r. Z obszernego dokumentu - pierwszego w dziejach tego kościoła w całości poświęconego homoseksualizmowi - przytoczę jedynie myśl przewodnią. Przyjmuje się oto. że „osoba homoseksualna.jak każdy c/łowiek, ma tę samą podstawową tożsamość: bycia stworzeniem, a przez łaskę dzieckiem Bożym i dzieckiem życia wiecznego". Stwierdzono w tym dokumencie, że „szczególna'skłonność osoby homoseksualnej sa- ma w sobie nie jest grzechem, ale aktywność homoseksualna jest niemoralna, jest grzechem". W liś- cie wyjaśniono, że „Kościół jest w stanie nie tylko czerpać wiedzę z odkryć naukowych, ale również przekroczyć ich zakres". Wynikający z niego wniosek zamyka się w słowach, które przytoczyłem wyżej. Nie jest on sformułowany na gruncie naukowym. Co nauka zdołała dotąd powiedzieć na temat homoseksualizmu? Czy zdołała go wyjaśnić? Za- cznę od dość pesymistycznej myśli prof. D. J. Westa. Na zorganizowanym w 1983 r. sympozjum w uniwersytecie w Cambridge stwierdził, że wiedza na temat etiologii homoseksualizmu wciąż pozo- staje na prymitywnym poziomie. Prawie cały ten problem kreci się w kręgu różnych teorii wywodzą- cych się z obszaru psychologii, socjologii, pedagogiki, filozofii, psychiatrii, kryminologii i wreszcie biologii. Np. panowie K. Dietz i P. G. Hesse znaleźli aż 18 homogennych czynników — od dzie- dziczności po uwiedzenie. Inaczej to zagadnienie ujmuje psychoanaliza, jeszcze inaczej filozofia itd. Wszystkie te teorie są rezultatem przeróżnych spekulacji. Np. teoria psychoanalityczna wyprowa- dza skłonności homoseksualne z zakłóceń relacji matka — dziecko — ojciec (w różnym układzie tych trzech członów). Wystarczy, żeby ten „krój" pasował do kilku przypadków, a zaraz ustala się typologię, opracowuje teorię. Nie da się ukryć, że dla każdej takiej teorii można znaleźć kilka pasu- jących do jej założeń przypadków. Ale krytyk bądź wyznawca całkiem innej teorii znajdzie wiele przeciwnych argumentów. Przykładowo: u wielu moich pacjentów, o zdeklarowanym ukierunko- waniu homoseksualnym, nie było mowy o zakłóceniach w życiu rodzinnym, wszystko tam zawsze było w najlepszym porządku. Z drugiej strony, ileż osób z rodzin, w których w stosunkach rodzice — dziecko, czy matka — ojciec jest wiele konflików. zgłasza się do poradni rodzinnych skarżąc na niemożności w różnych sferach życia, z wyjątkiem seksualnej. W rozważaniach o rodowodzie homoseksualizmu najbardziej bliska prawdy wydaje mi się teoria biologiczna. Nawet w czasach, gdy metody badania były znacznie skromniejsze niż dzisiaj, znaleźli się tacy uczeni, którzy pewnie bardziej z intuicji i obserwacji, niż badań, skłaniali się ku biologicz- nym uwarunkowaniom homoseksualizmu. W książce pióra Augusta Forela Zagadnienia seksualne, przełożonej na język polski w 19)4 r., znalazła się taka opinia: „Dawniej nie wiedziano, że homose- ksualne instynkta są wrodzone, a uważano je tylko za następstwa złych nałogów". Ceniony badacz M. Hirschfeld, w swych ogłoszonych w latach dwudziestych pracach poświęconych zaburzeniom se- ksualnym, w tym homoseksualizmowi, dopatrywał się ich przyczyn w zaburzeniach gruczołów wy- dzielania wewnętrznego. Prof. Kazimierz Jmielinski, w poszukiwaniu naukowo pewnych przyczyn homoseksualizmu, skłanid się ku naukom biologicznym — do tego wniosku doszedłem studiując kolejno dzieła profesora z zakresu seksuologii i seksiatrii. Dochodzą dalsze, coraz bardziej wymow- ne argumenty przemawiające za biologicznym rodowodem homoseksualizmu. W maju 1986 r. na zebraniu Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego, wysłuchałem wykładu prof. Alicji Blaim pt. Hor- mony i ciąża, L którego wynikało, że coraz więcej danych naukowo-statystycznych przemawia za tym. iż zażywanie hormonów przez kobiety w ciąży sprawia, że wśród ich dzieci znacznie więcej.niż 176 u dzieci matek, które nie brały hormonów, znajduje się osobników zidentyfikowanych później jako homo- bądź biseksualiści. W grupie dzieci obserwowanych w jej klinice (obecnie 10-tetnich) stwier- dzono (na razie!) różny poziom zaburzeń w sferze emocjonalnej — od ledwie widocznych, po bar- dzo silne (dotknięte nimi dzieci sprawiają wyraźne kłopoty wychowawcze). Zdaje się, że tu wreszcie jj,wj wjaścjwy klucz do całego problemu. W oparciu o potwierdzone obserwacje kliniczne, w któ- rych czynnik etiologiczny (hormony matki, hormony-leki) był wyraźny, możemy ukuć teorie, zaś brakujące ogniwa można uzupełnić posługując się znanymi już i pewnymi argumentami. Inaczej niż niektórzy specjaliści widzę rolę uwiedzenia w genezie homoseksualiztnu. Jeśli osobni- Cy pjcj obojga przeszli przez życie łonowe bez szwanku, to w życiu pozałonowym i sto uwiedzeń im nje szkodzi. W swoim gabinecie rozmawiałem z wieloma uwiedzionymi homoseksualistami. Roz- mawialiśmy szczerze. No i okazało się, że tak naprawdę oni chcieli być uwiedzeni. Wiele razy srysza- jem; ł)njby broniłem się, jednak coś mnie tam pchało, ciągnęło, no i się stało..." Nie zwalałbym też winy na homoseksualne zabawy z lat dziecinnych, nie szukałbym tam czynnika sprawczego. Ow- szem, kto był naznaczony prenatalnie, ten zostanie homoseksualistą, po pozostałych wymienione przed chwilą zabiegi spłyną jak woda po kaczce. Z obserwacji moich pacjentów wyraźnie wynika, że homoseksualiści uświadamiają sobie swoje skłonności w dwojaki sposób. Po pierwsze jest to powolny proces, przebiegający równolegle z pro- cesem dojrzewania — w miarę narastania napięcia seksualnego człowiek uświadamia sobie, że skie- rowane jest ono w stronę przedstawiciela tej samej płci. Spora grupy homoseksualistów inaczej przekonuje się o własnych skłonnościach — jest to dla nich nagłe odkrycie, olśnienie. Podlegali wielkiej presji kulturowo- wychowawczej, ale okazuje się, tylko do czasu — potrzeba biologiczna przebije się przez wszelkie osłony. W biologicznej teorii pochodzenia homoseksualizmu dostrzegam wiele optymizmu. Wiele na to wskazuje, że wystarczy umiejętnie operować-kluczem hormonalnym, by nie dopuścić do deformacji prawidłowego rozwoju „mózgu seksualnego". Myślę, że jest to realne, ale dopiero kiedy poznamy wszystkie niuanse tego rozwoju. Chodzi o to, by ludziom pomóc, a nie jeszcze bardziej zaszkodzić. Póki co, musimy się trzymać tego co jest i czekać na lepsze dni. Swoje uwagi na temat homoseksualizmu pozwolę sobie zakończyć słowami Hansa Giesego, wiel- kiego seksuologa, znawcy problemu także z autopsji (sam był homoseksualistą): „Homoseksualizm nie jest zboczeniem seksualnym lecz jedynie anomalią wobec normatywnych wymagań ludzkiej eg- zystencji". Większość seksualna musi o tym pamiętać. Jestem ekshibicjonistą. Myślałem, że zdołam pokonać to siłą woli, ale nie daję rady. Czy można to wyleczyć i na czym polega leczenie? Dokąd mam się zwrócić, do psychiatry? Już dawno chciałem tam pójść, ale obawiam się paru rzeczy np. odpowiedzialności karnej. Istnieje wprawdzie coś takiego jak tajemnica lekarska, ale czy również wtedy kiedy pacjent łamie prawo? Obawiam się również, że mogę być uzależniony od le~ karzą. Wytłumaczę to na przykładzie. Mój kolega ma nerwicę i leczy się. Kiedyś nie zgłosił się do lekarza i został tam. weź- wany. Byłoby fatalnie, gdybym dostał wezwanie do psychiatry t ktoś w domu by to zauważył. Obawiam się też takich rzeczy, jak leczenie w zakładzie zamkniętym oraz leków, które dzia- la ty by otumaniająca czy utrudniały normalne funkcjonowanie. Obawiam się też ze strony lekarzy zwykłej ludzkiej niechęci do mnie. Nie wiem, czy zdobędę się na wizytę u lekarza, będzie to dla mnie bardzo trudna decyzja. Może powinienem próbować 177 uporać się z tym sam. Może mi się uda znaleźć swoje miejsce wśród ludzi. Czasami wydaje mi się, że wystarczy tylko mocno chcieć i móglbym „to" pokonać. Innym razem dochodzę do wniosku, że to jednak niemożliwe. Jestem pelen obaw o przy- szłość, prawdę mówiąc bliski zalamania. Panie doktorze proszę mi powiedzieć czy mam szansę pozbyć się moich skłonności, jakie one naprawdę są? — ANDRZEJ. Cóż to jest ekshibicjonizm? Jest to popęd do obnażania i pokazywania narządów płciowych najczęściej prącia, celem osiągnięcia zaspokojenia seksualnego. Działanie ekshibicjonisty skierowane jest na osobę anonimową i nie posiada kontekstów związanych z przygotowaniem do spółkowania (exhibere — po- kazywać, odsłaniać). Aktu tego dokonują najczęściej młodzi męż- czyźni, ofiarami są kobiety, czasem nieletnie dziewczęta. Ho- moseksualiści odsłaniają się przed młodymi chłopcami. Eks- hibicjoniści, poza obnażaniem się nie wykazują z reguły innej aktywności, niekiedy tylko wypowiadają w tym czasie sprośne słowa. Mówi się także o ekshibicjonizmie psychicznym — to ci od babrania się w dosadnych słowach, opisach scen, opowiadania historyjek, pisania sprośnych listów, a za graficzną formę eks- hibicjonizmu uważa się np. tatuaże o treści seksualnej. Właściwego ekshibicjonistę charakteryzuje, jak powiedziałem, nieodparty popęd do obnażania narządów płciowych, co daje mu satysfakcję seksualną. Jest to działanie zastępcze — za- miast sosunku płciowego. Akt ekshibicji nie jest wyrazem zaburzenia seksualności, lecz przejawem zaburzenia osobowości, które ujawnia się oto w sferze sekusalnej. Ekshibicjoniści to ludzie w większości nieśmiali, z zahamowaniami, z poczuciem niższej wartości, ludzie mający olbrzymie trudności w nawią- zywaniu kontaktów. Zauważa się u nich czasem cechy ana.nkastycz.ne (skłonność do zachowań natrętnych), czasem opóźnienie w rozwoju sek- sualnym. Sporo wśród nich mężczyzn infantylnych z przytę- pioną inicjatywą, czego skutkiem jest brak odwagi w na- wiązywaniu znajomości z kobietami. Jaskrawym przykładem tego jest fakt, że kiedy kobieta przejawia w stosunku do eks- hibicjonisty inicjatywę seksualną, wywołuje to u niego lęk. Sal- wuje się ucieczką, popada w niemożność seksualną. Obserwacje wykazują, że ekshibicjoniści chcą robić wrażenie, zwrócić na siebie uwagę otoczenia. W ich wyobrażeniach kobiety są zwykle wyidealizowane. Większość z nich spodziewa się ze strony ko- 178 biet reakcji negatywnej na swoje zachowanie. Panie są za- szokowane ich zachowaniem. Jeśli uznamy, że prowadzenie do lęku, czy szoku jest przeżyciem sadystycznym, postępowanie ekshibicjonisty ma w sobie elementy sadyzmu. Tzw. prawdziwy ekshibicjonista nie demonstruje siły i wła- dzy, jego zachowanie ogranicza się tylko do aku obnażania się. Jest pewien odsetek nazwijmy to nieprawdziwych efcshi- bicjonistów, dla których wspomniany akt jest wstępem ao rze- czywistej napaści, dążeniem do kontaktu cielesnego. Tych osob- ników zalicza się już do gwałcicieli. U większości akt ekshibicji popnzedzony jest poważnymi objawami wstępnymi. Obok na- pięcia seksualnego, niepokoju, rozdrażnienia, zniecierpliwienia pojawia się konieczność dokonania aktu ekshibicji, odczuwana jako farma przymusu wewnętrzineego, któremu nie można się oprzeć. Szkodliwość społeczna aktu ekshibicji zależy od reakcji od- biorcy. Pominąwszy rzadkie przypadki czynnej agresji popeł- niane przez „nieprawdziwych" ekshibicjonistów oraz akty eks- hiibicji wobec dzieci, (ich szkodliwość jest chyba przesadzona) akt ekshibicji zakwalifikować można nie tyle do działań prze- stępczych, ile raczej do zachowań obraźliwych, nieobyczajnych i naruszających autonomiczną godność osoby, którą spotyka ta- kie zachowanie. Z tego co dotychczas napisałem wynika, że nie ma jednolitej przyczyny, która prowadzi do ekshibicjonizmu. Są osobnicy, u których poza wymienioną przypadłością, nie można niczego ujawnić — można zaś przyjąć, że ten typ zachowań seksualnych rozwinął się u nich w trakcie rozwoju osobniczego, oczywiście zakłócając go. Są osobnicy o zwiększonej ale też zmniejszonej sile popędu seksualnego. Niektórzy wykazują pewne zmiany w sferze emocjonalnej osobowości np. w postaci niedojrzałości. U części obniżony bywa poziom intelektualny. Ekshibicjonizm może być też wynikiem zaburzeń nerwicowych lub nawet psy- chioznych, wreszcie spotyka się go u osobników wykazujących zaburzenia charakterologiczne wynikające przede wszystkim z organicznego uszkodzenia mózgu. Do zachowań ekshibicjonistycznych może także prowadzić pa- daczka i przewlekłe zatrucie — np. przewlekły alkoholizm. Zna- ne Je&t również coś takiego jak zastępcze akty ekshibicji. Spo- tykamy je u osobników dotkniętych kalectwem, którzy z tego powodu nie mogą prowadzić normalnego pożycia seksualnego. 179 Spotykamy je także u osobników przebywających długi czas w izolacji. Polskie prawo karne traktuje ekshibicjonizm jako prze- stępstwo seksualne, ale... znakomity przedstawiciel polskiego świata prawniczego prof. L. Lernell uważa, że „jeśli czyn ten ma ostre zabarwienie seksulane, jest on przejawem osobowości patologicznej,'którą trzeba leczyć a nie karać". W świetle tego wszystkiego co tu napisałem, Wiesz już An- drzeju, że powinieneś (i ci inni, którzy z tym problemem sa- motnie się borykają) zgłosić się do lekarza psychiatry. Ta wizyta nie niesie żadnego zagrożenia, nie masz się czego obawiać. Twój lęk jest niepotrzebny. Swoim dotychczasowym zachowa- niem nie dokonałeś, o czym jestem przekonany, sz,kód za które mógłbyś zostać skazany. Ponadto, jak słusznie zauważyłeś, le- karza obowiązuje tajemnica. Zachęcam.Cię do kontaktu z psy- chiatrą bądź seksuologiem. Twoje obawy o negatywne skutki tego spotkania są naprawdę nieuzasadnione. Uwierz mi, że bę- dzie" to dla Ciebie spotkanie bardzo pożyteczne. .Ty przecież, bardzo chcesz się wyleczyć i z pomocą lekarza oraz leków do- konasz tego. Sam nie zdziałasz nic. Mam nadzieję, że teraz szybko podejmiesz decyzję. Zwracam się z prośbą o pomoc. Stoję nad przepaścią i nie wiem co robić. Brak mi sily, aby się cofnąć i nie_ mam odwagi skoczyć i stoczyć się w dół. Mam zaledwie 17 lat i brata, którego kocham. Zawsze go kochałam i on mnie również. Nie rozsta- waliśmy się nigdy. Nasi rodzice byłi zachwyceni tym, że nigdy się nie kłócimy. Pewnej nocy, gdy rodzice wyjechali do rodziny, brat przyszedł do mnie do łóżka i tak się zaczęło. Nikt nic nie wiedział i nie domyślał się nawet. To nasze szaleństwo trwało prawie rok, aż do dnia, kiedy brat wyjechał na studia. I tu zaczyna się moja tragedia. Widywaliśmy się bardzo rzadko. Kiedy przyjechał na święta, byłam wniebowzięta. Cały, calutki tydzień w domu razem. Rodzice rano wychodzili do pracy i zostawaliśmy sami. Jakże mogłam nie wierzyć w jego miłość, gdy tak pięknie i czule o niej mówił, która dziewczyna by mu nie uwierzyła? To były najszczęśliwsze dni w moim do- tychczasowym życiu. Kiedy przyjechał na ferie zimowe, było już jakby inaczej niż dotychczas. Nie zwróciłam na to uwagi. Żyłam od spotkania do spotkania. Jeździłam często do niego i wówczas byłiśmy razem zaledwie trzy godziny. Wszyscy my- śleli, że jestem jego dziewczyną. Było coraz gorzej. Na spot- kaniach wciąż zerkał na zegarek, do domu przyjeżdżał rzadko. 180 Podczas kolejnych ferii zaczęłam podejrzewać, że on mnie zdra- dza. Nie chciałam dać temu wiary. Pewnej niedzieli bez za- powiedzenia wybrałam się do niego. Nie zastałam go, a jeden z jego kolegów poinformował mnie, że wyszedł z miłą błon- dynką. Moje podejrzenia potwierdziły się. Czekałam na uspra- •wiedliuńeme. Jedyne zdanie, jakie usłyszałam brzmiało: „Mam, już. 23 lata i chcą żyć normalnie, chcę mieć normalną rodzinę i dzieci". Nie powiedziałam mu, że będziemy mieli dziecko. Nie- ważne jakie będzie, zdrowe czy chore, chcę je mieć. Nie wiem co zrobię. Jedno jest pewne, nie stanę na drodze mojego uko- chanego brata, nie będę mu przeszkadzała w szczęściu... Sama jeszcze nie jestem pewna co mam robić, jak mam wytłumaczyć rodzicom moją zmianę fizyczną. Zresztą to nie jest istotne. Cza- sem zastanawiam się, czy jestem normalna i nie znajduję od- pounedzi. Jeśli wydrukujecie ten list, a pragnę tego, być może ' pomoże on dziewczynom takim jak ja. Wycofajcie się zawczasu! Mnie zabrakło siły. Jest mi bardzo ciężko. Nie proszę o radę, wiem, że jest to sprawa, którą sama muszę rozstrzygnąć. Ten list to raczej stwierdzenie faktu niż użalanie się, wiem, że to nie wróci mi szczęścia. Nie mogę zrozumieć jednego, dlaczego on kochał mnie tylko rok, czemu tak krótko? Kocham go nadał i pragnę jego szczęścia, choć nie będę miała w nim najmniej- szego udziału. — MONIKA. Nie jest to w moim archiwum pierwszy list (tamte nie były aż tak dramatyczne) podejmujący temat miłości kazirodczej. Tym bardziej mam obowiązek się tym zająć. 'Kiedyś już usta- liłiśmy, że nie chowamy gtowy w piasek, że niczego nie parze- milczamy. Nie ma w naturze czegoś takiego jak seksualna niechęć do rodziny. Dystans seksualny wobec najbliżej spokrewnionych narzucony został przez obyczaj i wychowanie. Kazimierz Imie- liński napisał w jednej ze swych prac, że kazirodztwo to „zbo- czenie przeciwko kulturze" Dodajmy: przeciwko naszej kultu- rze, albowiem łamie jej normy. W innych kręgach kulturowych zjawisko to może być uznawane' za normalne. Fizjologia dyktuje jednak, by związków takich nie było. Dla- czego? Wynika to z założeń genetycznych w obciążeniach cho- robowych. Znana jest medycynie pewna grupa chorób dziedzi- cznych. Dotykają one potomstwo także ze związków osób nie spokrewnionych, ale u dzieci rodziców blisko spokrewnionych niebezpieczeństwo dziedziczenia jest kilkunasto-, a nawet kil- kudziesięciokrotnie większe. Jest to chyba wystarczająca prze- 181 słanka, by tych związków nie akceptować. Ryzyko jest zbyt duże i trudno zdawać się na szczęśliwy traf. Choroby dzie- dziczne towarzyszące genom z większym prawdopodobieństwem ujawniają się w związkach rodzinnych i to niekoniecznie w pierwszym pokoleniu, może to nastąpić w którymś tam z ko- lei. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Zastanawim się, czy jestem normalna i nie znajduję od- powiedzi — napisała Monika. Twoja miłość jest normalnym uczuciem. W kategorii psychicznej żadnej nienormalności tu nie ma. Z punktu widzenia fizjologii Twój związek, o czym już teraz wiesz, jest niewskazany. Nie będę Ci doradzał co masz zrobić, bo to zależy od Ciebie, napisałaś zresztą, że decyzję musisz podjąć sama. Jakiej byś nie podjęła, nie jest Ci łatwo, mimo że, jak wynika z listu, jesteś osobą bardzo jak na swój wiek dojrzałą. Twoje sądy i oceny sprawiają wrażenie, jakby wyszły spod pióra osoby dorosłej, doświadczonej. Aż trudno uwierzyć, że nie stać Cię było rok temu, kiedy wybuchł romans z bratem, na rozsądek. Właśnie Ciebie, bo Twój starszy brat jawi mi się (wrażenie z listu) jako zupełnie nieodpowiedzialne pacholę, a przecież miał już wówczas 22 lata. Jest w życiu tyle możliwości spełnienia pragnień uczuciowych, po co więc wpędzać się w taki zaułek? Po co budować dramat? Wygod- nictwo powoduje, że zaspokaja się potrzeby erotyczne z siostrą, to takie łatwe, ona jest na wyciągnięcie ręki. Szkoda, że nie myśli się wtedy, co będzie potem, przede wszystkim z dziew- czyną. Wychodzą one z tych związków okaleczone psychicznie, z urazem do mężczyzn, wstrętem, nie mówiąc już o takich przy- padkach, w których zostają sam na sam z ciążą. Tak jak Mo- nika. Jakże Ona jest teraz samotna. Moniko, jeśli podjęłaś de- cyzję o utrzymaniu ciąży, powinnaś bezwzględnie o wszyst- kim powiedzieć lekarzowi. Wydrukujcie ten list, być może pomoże on dziewczynom, ta- kim jak ja. Wycofajcie się. zawczasu: Mnie zabraklo sily. Jakże żałuję, że Monika nie miała okazji rok temu przeczytać o wszystkich niebezpieczeństwach miłości kazirodczej, może by jej wówczas nie zabrakło sił. Moniko, odezwij się, napisz do mnie. Chciałbym na koniec poinformować wszystkich, że w naszym prawodawstwie kazirodztwo jest karalne. Jeden z artykułów kodeksu karnego mówi: „Kto dopuści się obcowania płciowego z krewnym w linii prostej, bratem lub siostrą albo osobą po- zostającą w stosunku przysposobienia, ten podlega karze..." 182 Sprawa, którą pragnę poruszyć w moim liście jest drastyczna i wstydliwa. Mam 19 lat, jestem uczniem liceum ogólnoksz- talcącego. Jestem sadystą seksualnym i to jest moim dramatem. W życiu codziennym jestem normalnym człowiekiem, nie CZUJĘ żadnych skłonności do czynów sadystycznych. Dopiero podczas zbliżenia z partnerką, przestaję w pewnej chwili panować nad sobą, staję się „zwierzęciem". Zaczynam dziewczynę bić, gryźć, drapać. Sprawna mi to satysfakcję i dopiero wówczas czuję zadowolenie ze stosunku. Ani zmiana dziewczyny, ani zmiana trybu życia nie pomaga mi. Proszę Pana bardzo o udzielenie mi rady. Jestem załamany. Błagam o odpowiedź. — ZROZPA- CZONY WOJTEK. Encyklopedia podaje: „sadyzm — zboczenie płciowe polega- jące na odczuwaniu zadowolenia płciowego przy zadawaniu partnerowi bólu rzeczywistego lub wyimaginowanego, symbo- , licznego; potocznie — skłonność do dręczenia innych osób, bez podłoża seksualnego". Sam termin pochodzi od nazwiska fran- cuskiego pisarza markiza de Sade'a, który w swoich utworach przeprowadzał analizę zboczeń seksualnych. Przytoczona przed chwilą definicja jest bardzo szczegółowa, wyjaśnia niemal wszystko. Chciałbym tu zauważyć, że kiedy pada słowo sadyzm, dość powszechnie kojarzone jest ono z układem seksualnym, określa sytuację, w której podniecenie i zadowolenie w pożyciu płciowym pojawia się w wyniku za- dawania bólu, poniżania, dominacji. W takim rozumieniu tego terminu, wydaje się, że sadyzm jest zjawiskiem rzadkim. W istocie, jest to, na szczęście, nieczęsto spotykane zboczenie seksualne. Ale spójrzmy szerzej na sadyzm, odwołajmy się do znakomitego Ericha Fromma. Jego zdaniem mamy trzy rodzaje skłonności sadystycznych. „Pierwszy polega na uzależnieniu in- nych od siebie, by mieć nad nimi absolutną i nieograniczoną władzę (...). Drugi, wypływa z zewnętrznego pragnienia, aby nie tylko rządzić bezwzględnie innymi, lecz ich. eksploatować, wykorzystywać (...). Trzeci rodzaj skłonności to chęć zadawania innym bólu albo oglądania ich cierpień. Mogą to być cierpienia fizyczne, częściej, są to cierpienia duchowe". No i okazuje się, że sadyzm jest cechą występującą u prawie wszystkich ludzi. Zdaję sobie sprawę, iż twierdzenie, że prawie każdy człowiek ma cechy sadystyczne, może wprawić Czytelników co najmniej w zakłopotanie. Spieszę więc z wyjaśnieniem — u ludzi nor- malnych, tj. z wyłączeniem osobników z anormalnymi cechami charakteru i psychicznie chorych, cechy sadystyczne modulo- 183 wane są kulturą, są jej podporządkowane. Każda kultura kwa- lifikuje sadyzm ujemnie, tak gdy idzie o zachowanie społecz- no-uczuciowe, jak i seksualne. W wyniku działań kulturowych jest on zepchnięty do podświadomości i tylko w wyjątkowych sytuacjach daje o sobie znać np. na zawodach bokserskich (re- akcja kibiców — „bij go", radość z nokautu itp.). Sadyzm bardzo często ujawnia się u ludzi o kulturze powierzchownej, zwłaszcza w okolicznościach szczególnych — tam gdzie w grę wchodzi władza. Tu przykładem może być chociażby maltretowanie pod- władnych przez szefa, dokuczanie im, poniżanie itp. . Z tego wszystkiego, co dotychczas napisałem, widać chyba wyraźnie, że sadyzm ma jak gdyby dwa bieguny. Na jednym przyjmuje delikatną postać. Sadysta potrafi być czuły, opie- kuńczy, serdeczny, nigdy jednak nie rezygnuje z kontroli nad partnerem, a każda próba uniezależnienia się tegoż, powoduje u sadysty agresję. Na drugim biegunie jest skłonność do świa- domego zadawania bólu i radowanie się cierpieniem ofiary. To tutaj właśnie mamy do czynienia z sadyzmem seksualnym. Warto sobie postawić pytanie, skąd się bierze sadyzm? Jakie są mechanizmy jego powstawania? Przyczyn jest kilka. Może to być wynik kompensacji niepowodzeń w różnych zresztą dzie- dzinach życia, także w życiu seksualnym, w ogóle w miłości, reakcja na poczucie małej wartości. Może też się on brać z niemożności znoszenia samotności u osobników z tzw. słabym „ja". Charakterystyczny jest także dla osobowości asocjalnych, niepohamowanych moralnie, najczęściej towarzyszy wtedy in- nym, również niepożądanym cechom. Pora, by po tych informacjach natury ogólnej wrócić do listu zrozpaczonego Wojtka. Bardzo Cię proszę, byś poszedł do seksuologa. Proszę o to wszystkich, którzy odkryli u siebie, bądź tylko podejrzewają, skłonności sadystyczne. Jeżeli nie ma- cie w miejscu zamieszkania seksuologa, idźcie do psychiatry. Tę moją radę pewnie skwitujecie stwierdzeniem — pozbył się nas, to najłatwiejsze. Nic podobnego. Zrozumcie, że w każdym przypadku niezwykle istotne jest ustalenie przyczyn Waszych skłonności. Przecież każdy z nich mimo pozornej identyczności, jest inny. Najbardziej szczegółowy list niewiele daje, ponieważ przekazuje jedynie objawy, a to stanowczo za mało, właściwie nic. Tylko bezpośredni kontakt z lekarzem pozwala określić podłoże powstania tej dewiacji i podjąć stosowne leczenie. To ala Was jedyna droga. Przestrzegam, że agresywne zachowanie wobec partnera może się pogłębiać aż do takiego stanu. 184 w którym będzie zagrażać jego zdrowiu. Chcą także nadmienić, że jeśli druga strona uzna. iż zachowanie seksualne partnera naraziło ją na szkody moralne bądź fizyczne, może wnieść spra- we do sądu. Chciałbym, żebyście o tym wiedzieli. Dopóki nie pójdziecie do lekarza, bezwzględnie odradzam kontakty seksualne. Nowa osoba, nie znająca waszych zacho- wań, może się bronić, a to jeszcze bardziej podnieca do agre- sywnych reakcji. Posłuchajcie mojej rady, bo konsekwencje mogą być przykre. Zdarza się, że osobnik ze skłonnościami sadystycznymi spo- tyka na swojej drodze masochistę (masochizm — żądza do- znawania bólu i upokorzeń), wtedy układ jest harmonijny. Po prostu obie strony spełniają własne oczekiwania. Wszystko zaczęlo się trzy lata temu, kiedy zaprzyjaźniłam się z koleżanką z klasy. Byłyśmy w tzw. głupim wieku. Przy- chodziły nam do głowy różne pomysły. Między innymi chcia- łyśmy się nauczyć pocałunków, jakie odbywają się między chło- pakiem i dziewczyną. Wtedy jeszcze nie przeczuwałam, że zmie- ni się mój stosunek do chłopców. Najprzystojniejszego zamie- niłabym na dziewczynę. Chłopcy przestali mnie całkowicie in~ teresować. Czuję pociąg do dziewcząt. Koleżanka, gdy jej o tym powiedziałam, zerwała przyjaźń. Obecnie nie mam żadnej, gdyż każda, kiedy zorientuje się w mojej inklinacji, odchodzi. Jestem u kresu wytrzymałości. — RENATA. Czy może istnieć miłość między dziewczyną a dziewczyną? Do czego to prowadzi? Czy to jest jakieś zboczenie? Bardzo prosimy o odpowiedź, gdyż nie znamy określenia na to, co nas łączy. Nie jest to tylko przyjaźń, ale jeszcze „coś". Lubimy się tulić, pieścić, catowoć. Czy to jest normalne? Tak na mar- ginesie: obie mamy chłopaków i wcale nam to nie przeszkadza. Wspólne chwile są jakimś odprężeniem, ulgą, wiemy, że żadnej z nas nic nie grozi, że żadna nie zdradzi. — MARTA i MAGDA. Od pewnego czasu przyjaźnię się z dziewczyną. Kiedyś po- wiedziała mi ona, że mnie kocha. Z początku sobie z tego żartowałam, ale widzę, że to nie żarty. Próbowałam z nią po- ważnie porozmawiać, niestety nic to nie dało. Zerwałam tę przyjaźń i wtedy ona podcięła sobie żyły. Będę musiała chyba uciec z tego miasta. Ona już mi grozi, że jak to zrobię to się zabije. Co ja mam robić? — BARBARA. Kocham dziewczynę, znamy się długo. Uznałem, że możemy Już chyba rozpocząć życie seksualne. Nie zgodziła się, myślałem, że boi się stosunku, nie nalegałem. Pewnego dnia, kiedy przy- 185 podkowo wpadłem do jej domu, nakryłem ją w lóżku z dziew- czyną. Zamurowało mnie. Ona chyba jest zboczona, ale i taką ją kocham, tylko co ja mam zrobić? — PEGAZ. Miotam męża (jestem po rozwodzie) dziecko, koleżanki, ko- legów. Nigdy nie myślalam, że mnie coś takiego spotka, byłam taka normalna. Do chwili, kiedy spotkałam ją. Czułam się jak sztubak zakochany w swoim nauczycielu. Promieniałam na jej widok. Nie moglam zrozumieć tego uczucia. Czy jestem zbo- czona? Przebywałyśmy ze sobą całe dnie. Dałam jej całą dotąd nie spełnioną miłość. Trwało to kilka pięknych miesięcy. Roz- łączyli nas ludzie z jej najbliższego otoczenia. Kochom ją nadal. Siebie nienawidzę. Oba te uczucia są jednakowo silne i jed- nakowo bolą. Nie umiem bez niej żyć, jest coraz gorzej. Dla- czego to ludziom tak przeszkadza? Dlaczego ludzie nie mogą zrozumieć, że nieważne kto kogo kocha tylko jak kocha? Dla- czego musialam pokochać kobietę? Czy jestem normalna? Wiem, że takich jak ja jest więcej. Jak to przeżyć, jak przezwyciężyć, przetrwać? Kocham prawdziwie, tragicznie, bez społecznej szan- sy na tę miłość. To dramat, l nie mam już sił na walkę fce sobą. Wysyłam do Pana list, ale nawet nie marzę, że zostanie wydrukowany, no bo co na to ludzie. Ciągle ludzie. Nienawidzą ich wszystkich za to. — EWA. Nie przypuszczam, by te listy zaszokowały któregokolwiek z moich Czytelników. Wierzę, że tak nie będzie, w końcu umówili- śmy się kiedyś, że nie wolno uciekać przed żadnym problemem i o wszystkim należy mówić pełnym głosem. Kontakty erotyczne między osobnikami tej samej płci (homoseksualizm) nie są zja- wiskiem ani nowym, ani sporadycznym. Związki homoseksual- ne i łesbijskie są stare jak świat, ale ciągle jeszcze stanowią sensację dla otoczenia, które uwielbia na ten temat plotkować i dowcipkować. Skąd się wzięła nazwa miłość lesbijska? Pochodzi ona od grec- kiej wyspy Lesbos, gdzie te praktyki były szczególnie popularne. Spróbujmy odpowiedzieć na najważniejsze pytania postawione przez autorki, no i jednego autora, listów — nawiasem' mówiąc, wybrałem je spośród wielu. A więc: dlaczego kobieta zakochuje się w kobiecie? Czy jest to normalne, no i co wtedy robić? Zęby na nie odpowiedzieć, trzeba jeszcze raz uważnie wczytać się w listy. Tylko w dwóch z nich mamy do czynienia ze zdecydowanym, pewnym zainteresowaniem homoseksualnym (Ewa, koleżanka Barbary). Siła zaangażowania uczuciowego wo- bec osoby tej samej płci jest tu taka sama jak w związkacl 186 heteroseksualnych, Uczucie wyraźnie wykracza poza ramy przy- jaźni czy potrzeby chwili, jest to autentyczna miłość. W po- zostałych przypadkach nie dostrzegam jej, widzę tam postawę chwiejną. No bo czy można nazwać miłością autentyczną po- czynania dwóch panienek, które trenują pocałunki? Jak to się ma do dramatycznego uczucia Ewy? Trening pocałunkowy skończył się dla jednej z jego uczestniczek pociągiem do dziew- czat, jak to sama określa. I w tym przypadku potwierdziła się zasada, że tam gdzie występują reakcje psychiczne i fi- zjologiczne, nie może być zabawy. Chciałoby się powtórzyć za pisarzem: „nie igra się. z milością" i dodać — nawet na jej obrzeżach. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że zadziała zasada pierwszych połączeń, o której wielokrotnie pisałem omawiając kłopoty w związkach heteroseksualnych. Przypomnę może, że owe pierwsze połączenia mogą rzutować na cale życje, przy- zwyczajają człowieka do pewnego typu doznań i przeżyć, do których potem cały czas dąży. Jeśli zatem Renata i dwie panny M. (Marta i Magda) chcą uciec od układu lesbijskiego, powinny natychmiast porzucić wszelkie tego typu zachowania. Mają one szansę wymazania „nagrania z taśmy przeżyć" tylko wtedy, kiedy ich związki z chłopcami będą udane. Jeśli tak się nie stanie, dziewczęta zwrócą się ku sobie. Dlatego radzę tym, które chciałyby wyrwać się z kręgu miłości lesbijskiej, niech doskonalą się w układach heteroseksualnych. Niech starają się być ak- tywne — innej rady nie ma. Zastanówmy się nad przyczynami, które sprawiają, że dziew- czyna czy kobieta lokuje swe uczucia w przedstawicielce tej samej płci. Co do tego popycha? Bywa, że sprawia to lęk przed zdradą. Wiadomo, chłopcy bywają niewierni! Wiemy, że żadnej z nas nic nie grozi, że żadna nie zdradzi — napisały panny M. Otóż to. Wydaje się im, że tylko związek w obrębie tej samej płci może być trwały, gwarantuje bezpieczeństwo psy- chiczne. Kolejnym niebanalnym motywem, popychającym w stronę miłości lesbijskiej, jest świadomość, że pieszczoty ero- tyczne kobiet — nawet te najbardziej zaawansowane — nie grozą ciążą, której wiele dziewcząt tak się obawia. W takim związku w ogóle nie istnieje problem antykoncepcji, taki zwią- zek daje poczucie bezpieczeństwa fizjologicznego. Przyczyn miłości lesbijskiej można się doszukiwać także w metodach wychowawczych stosowanych przez rodziców, w atmosferze panującej w domu. Odezwać się mogą wszystkie nieprawidłowości z dzieciństwa na linii ojciec — córka. Nadczu- 187 łość, deficyt uczuć, rywalizacja matki i córki o ojca, w ogóle wszelka patologia sprawić mogą, że od kołyski zakoduje się negatywny stosunek do struktury psychofizjologicznej mężczya- ny, -a w konsekwencji ucieczka w miłość lesbijską. Spyta ktoś, a jak wytłumaczyć przypadek Ewy, osoby, która była mężatką, ma dziecko. Jak to się stało, że niespodzianie odkryła nieposkromioną miłość do innej kobiety. Nie znam jej życia, być może byłi jeszcze inni mężczyźni, -którzy dostarczyli Ewie raczej przykrości niż satysfakcji i może dlatego w pewnym momencie „przestawiła się", stwierdziła, że kobieta da jej więcej satysfakcji. Mam za mało danych, by sprawę Ewy wyświetlić do końca. Chciałbym zwrócić uwagę na następujący fakt: podobnie jak wśród homoseksualistów, tak i wśród lesbijek są osobnicy nie do końca zdeklarowani. W różnym stopniu, bez żadnych negatywnych przeżyć, angażują się oni w związki seksualne z płcią własną jak i przeciwną. Jest to tzw.-biseksualizm. Na- wiasem mówiąc, dla wielu to znakomity parawan przed wścib- skim otoczeniem — patrzcie, mam męża i rodzinę. To zna- komicie ułatwia tym ludziom życie. Czy to jest zboczenie — pytanie to powtarza się z drama- tycznym napięciem w każdym liście i w każdym czuje się wy- czekiwanie na to, bym zaprzeczył. Nie jest to zboczenie, a już na pewno w tych związkach, gdzie mamy do czynienia z au- tentycznym uczuciem, wyjątkowym zaangażowaniem. Bywa i tak, że praktyki homoseksualne traktowane są jak rozrywka, swoisty przerywnik, czy coś w tym rodzaju i wówczas jest w tym dla mnie coś nieprzyzwoitego. Rodowód tej inklinacji jest najczęściej bardzo złożony, kryją się w nim często życiowe dra- maty i dlatego tak ostro przeciwstawiam je frywolności i roz- rywce erotycznej. Miłość lesbijską traktować należy tak jak homoseksualizm — jest to mniejszość seksualna a nie zboczenie. Nie ukrywam, że znacznie więcej wiemy o homoseksualistach. Miłość lesbijską jest nadal ciemną strefą w seksuologii, być może także i dlatego, że .kobiety w cichości przeżywają swą miłość, jest to dla nich prywatna sprawa, często prywatny dramat. Homoseksualizm mężczyzn jest bardziej widoczny i może dlatego, że rzuca się w oczy, seksuologia (nie tylko) częściej się nim zajmowała. Ewa dramatycznie woła: dlaczego to ludziom tak przeszka- dza?! No właśnie, dlaczego w naszej obyczajowości tak mało 188 tolerancji? Co komu do tego? Związek homoseksualny kocha- jących się osób może być równie piękny ,jak związek hete- roseksualny. Mam 16 lat i przeżyłam wielki szok. Poznałam chłopca, w parę tygodni później zaprosił mnie do siebie do domu. Miała tam być cala paczka znajomych. Gdy przyszłam, nikogo nie było. Myślałam, że jeszcze przyjdą, ale okazało się, że to byio kłamstwo. Słuchaliśmy muzyki, nagle on podszedł do mnie, za- czął mnie całować i rozpinać bluzkę. Zaczęłam krzyczeć, wtedy usłyszałam: bądź cicho i tak cię nikt nie usłyszy. Zaczęłam się bronić, niestety on był silniejszy. Zostałam zgwałcona. Od tego czasu minęło parę miesięcy, a ja nie mam okresu. Boję się, że jestem w ciąży. Nie mam odwagi powiedzieć o tym mamie, wstydzę się. Proszę Pana o pomoc. — KINGA. Mam 16 lat i chłopaka, z którym od pewnego czasu chodzę. Kiedy' moi rodzice wyjechali na urlop, przyszedł do mnie do domu i wtedy doszło do pierwszego zbliżenia. Bardzo się tego bałam, ale on nalegał. Było nam ze sobą bardzo dobrze. W przeddzień przyjazdu rodziców też miał do mnie przyjść wieczorem. Czekałam długo, myślałam, że już nie przyjdzie. Przyszedł w towarzystwie dwóch kolegów. Wszyscy byłi pijani. Kazali mi się rozbierać, kiedy stawiałam opór zostałam ob- rzucona obelgami i pobita. Ta noc utkwiła mi na długo w pamięci. Po wizycie u ginekologa dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie wiem jak -wytłumaczyć to moim rodzicom. Jestem u kresu wytrzymałości. Niech Pan wydrukuje mój list, na pew- no jest więcej dziewcząt, które przeżywają podobne problemy i nie wiedzą co robić. — ZROZPACZONA BEATA. Jestem uczennicą ósmej klasy, mam 15 lat. Najgorsze jest to, że mam ojca, który jest żądny seksu i mnie właśnie pragnie wykorzystać. Cały czas muszę bronić się przed moim szalonym ojcem. Nie wiem co mam robić. Powiedziałam o wszystkim mamie, bo już nie mogłam wytrzymać, ale moja mama jest chora i szybko się denerwuje. Ojciec awanturuje się, nadużywa alkoholu. Już sama nie wiem co robić w tej rozpaczy. Gotowa jestem zrobić krzywdę albo jemu albq sobie. Błagam o radę. - EWA. Mam 16 lat. Moja matka wyszła drugi raz za mąż, mieszkam razem z nią i ojczymem. Ojczym zmusza mnie do współżycia. Boję się powiedzieć o tym matce, ale już nie mogę tego wszyst- kiego wytrzymać. Co ja mam robić? — SYLWIA. 189 Jest to jedynie część listów, jakie otrzymałem na temat gwałtów. Od razu zaznaczę, że chcąc oszczędzić Czytelników, co drastyczniejsze opisy przytoczyłem tylko we fragmentach. Autorki wszystkich, młode, bardzo młode dziewczęta, są zu- pełnie bezradne wobec tego, co je spotkało i ta ich bezradność sprowokowała mnie do zajęcia się sprawą. Gwałt seksualny, czyli stosowanie przemocy przy zdobyciu obiektu seksualnego jest zjawiskiem znanym od dawna. Sta- tystyki, wykazują, że ich częstotliwość jest coraz większa. Prze- ważają sytuacje, w których mężczyzna jest stroną, która stosuje przemoc. W znikomym odsetku bywa odwrotnie i jest to wów- czas raczej uwiedzenie niż przemoc fizyczna. Gwałciciele seksualni, to osobnicy o szczególnej osobowości z kręgu tzw. psychopatii, a więc skłonni do przemocy, nie zno- szący sprzeciwu, dążący do celu bez skrupułów. Dalsza od- miana, bardziej patologiczna, to osobnicy, którym tylko taki sposób kontaktów seksualnych daje pełne zadowolenie. Krań- cową odmianą są gwałty o podłożu sadystycznym, prowadzące do uszkodzenia obiektu, nie wyłączając jego śmierci — mowa jest wtedy o sadyzmie, o mordzie z lubieżności. Piszę o tym, bo niestety nie są one czymś zupełnie wyjątkowym. Ileż to artykułów na ten temat można przeczytać w naszej prasie •i przecież nie po to, by kogokolwiek ekscytować, lecz by zwrócić uwagą na sam problem, by przestrzec społeczeństwo. Dokładne motywy ustalane są w czasie śledztwa podczas do- ładnych badań psychiatrycznych i seksuologicznych. W każdym przypadku jest nieco inny rozwój psychopatologii seksualnej, prowadzącej do tego barbarzyńskiego czynu. Szczególnie drastyczną formą gwałtu seksualnego, znamio- nującą nasze czasy, są gwałty zbiorowe. Namnożyło się ich w ostatnich latach, a liczba osobników biorących w nich udział jest różna. O tym, że jest to zjawisko nowe niech świadczy fakt, że polskie prawodawstwo zajęło się tym przestępstwem szczegółowo dopiero w Kodeksie Karnym z 1969 roku. Obserwacje socjologiczne i psychologiczne wyłoniły charak- terystyczne cechy pokrzywdzonych. Otóż najczęściej są to dziewczęta, które, najogólniej mówiąc same są sobie winne Łatwo dały się namówić na niepewne spotkanie. Muszę po- wiedzieć, że ta łatwowierność jest zaskakująca. Zadziwia też .brak wyczucia sytuacji zagrożenia. Oczywiście nie chcą krzyw- dzić tych, które zostały w sposób ewidentny uwiedzione. 190 Osobnicy biorący udział w gwałtach, to w większości mło- dzieńcy od nastu do dwudziestukilku lat. Gdy idzie o gwałty zbiorowe, wiodącą rolę w grupie odgrywają najstarsi, doświad- czeni seksualnie. Wokół gwałcicieli narosła ogromna literatura. Są oni przedmiotem badań prawników, psychologów, pedago- gów, socjologów, seksuologów. W krótkiej formie nie sposób omówić tego zagadnienia, odpowiedzieć na pytania, jacy są, z jakich środowisk się wywodzą, jakimi motywami kierują. Na pewno trzeba by mówić o rozbitych, konfliktowych rodzinach, w których wychowuje się młody człowiek, o alkoholizmie, o zaburzeniach psychoseksualnych czy nawet psychicznych, trzeba by też poruszyć zagadnienie subkultury pewnych śro- dowisk, gdzie w cenie jest brutalność, bezwzględność, gwałt właśnie — są one tam oznaką dojrzałości, męskości itd. Gwałt jest przestępstwem. Kodeksy karne wielu krajów prze- widują zań surowe kary, zwłaszcza za najbardziej odrażające jego postacie, a do takich na pewno należy gwałt zbiorowy. Np. kodeks karny trzech stanów USA (Luizjana, Pn. Karolina, Arkansas), jako jedyną przewiduje karę śmierci. W 15 innych stanach kodeksy przewidują możliwość stosowania tej kary. Do- żywotnie więzienie przewidują m.in. kodeksy: francuski, duński, norweski. Polski Kodeks Karny z 1969 r. głosi, że za zgwałcenie grozi kara pozbawienia wolności od l roku do 10 lat, a za zgwałcenie kwalifikowane (ze szczególnym okrucieństwem i zbiorowe) grozi więzienie od 3 do 15 lat. Polskie prawo karne traktuje ten czyn jako zbrodnię. Punkt 3 artykułu 168 KK z 1969 r. mówi „ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego" i to chciałbym uświadomić moim respondentkom. Prawda jest taka, że dane statystyczne jedynie w przybliżeniu określają wymiar zjawiska. Mówi się przy tej okazji o tzw. ciemnej licz- bie. Po prostu idzie o to, że bardzo często ofiary i ich bliscy wstydzą się przyznać, chcąc uniknąć rozgłosu, obawiając się ujemnej oceny środowiska itp., a gwałciciel pozostaje bezkarny (a przecież tak nie powinno być!) — daję to pod rozwagę wszystkim zainteresowanym. Są też i takie przypadki, gdy dziewczęta zmuszane są do współżycia przez ojców i ojczymów. Jest to układ ka- zirodczy, szczególnie odrażający, wykorzystujący relację zależ- ności ojciec—dziecko. Osobników tych cechuje brak form uczuć wyższych. Nie ma mowy o opiekuńczości, czułości, miłości oj- cowskiej, pozostaje prymitywne zachowanie na poziomie in- 191 stynktu pierwotnego — dążenie do rozładowania napięcia sek- sualnego w jakikolwiek sposób, najlepiej najłatwiejszy. Nie- rzadko bywa, że ci ojcowie to alkoholicy, u których następuje coraz większa degradacja psychiczna. W każdym takim przy- padku, trzeba działać natychmiast po to, by uchronić dziewczynę przed ciężkimi urazami psychicznymi, które mogą zaważyć na całym jej późniejszym życiu erotycznym. Proponuję kontakt w takich "sprawach z Poradnią Rodzinną Ligi Kobiet Polskich lub Towarzystwa Rozwoju Rodziny albo też z przedstawicielem aparatu ścigania. Tam odsyJam wszystkie dziewczęta, które zostały przemocą zmuszone do współżycia. Gwalt jest przestępstwem, które po- winno być ukarane, a chronienie gwałcicieli w oparach wsty- du, bojaźni nie ma najmniejszego sensu. Chcę zostać mężczyzną, to moje najskrytsze marzenie, które staram się ukryć przed calym światem. Skąd ono się wzięto? Czy to jest może jakieś zboczenie? Ja muszę coś z tym zrobić, bo dalej tak nie mogę żyć. Podobno można operacyjnie zmienić pleć, jeśli tak, to gdzie ja mam pójść? Jestem kobietą, mam syna, którego bardzo kocham, ale ja nie chcę być kobietą. Sama w sobie czuję się mężczyzną. In- teresują mnie wylącznie kobiety, ale nie jestem lesbijką. Jestem zupełnie zalamana, nie mogę już tak dlużej żyć. Blagam niech Pan mi pomoże. To fragmenty listów, które przysłały dziew- częta i kobiety mające kłopoty z identyfikacją własnej płci. Kłopoty to za mało powiedziane, to są prawdziwe dramaty. Obserwujecie u siebie i innych różne nietypowe lub wręcz patologiczne zachowania, zastanawiacie się nad tym i wreszcie siadacie do pisania listu. Obserwacje nasilają się w okresie dojrzewania, kiedy to docierają do Was odgłosy, że jest coś takiego jak norma, patologia, a nawet zachowanie przestępcze. Często zadajecie mi pytanie: co jeszcze jest, a co już nie jest normalne w zachowaniach seksualnych. Żeby to określić, trzeba zacząć od definicji normy. W rozważaniach swoich na ten temat będę się opierał na pracach docenta Kazimierza Imielińskiego. Pierwotną definicję normy seksualnej podał Hans Giese a zmo- dyfikował ją Kazimierz Imielińskl Według tego ostatniego brzmi ona następująco: „normą nazywamy sytuację, w której: 1) zachowana jest różnica pici, 2) partnerzy osiągnęli dojrzałość psycho-biologiczną, 3) jest obustronna akceptacja wzajemnych zachowań, 4) obie strony dążą do zaspokojenia czy rozładowania 192 napięcia seksualnego, 5) ich. zachowanie nie szkodzi zdrowiu drugiej strony, 6) to zachowanie nie zaklóca norm społecznych." Jeżeli się temu bliżej przyjrzeć, to łatwo dojść do wniosku, że każde zachowanie seksualne, które akceptują obydwie strony i które sprawia im radość jest normalne. Innymi słowy, rodzaj praktyk i zachowań wobec siebie nie jest przez autorów de- finicji w żaden sposób narzucany, jest on jedynie wynikiem marzeń, wyobrażeń i życzeń samych partnerów. Definicja ta jest bardzo tolerancyjna, eksponuje indywidualność, nie inge- ruje w wewnętrzne potrzeby i zewnętrzne zachowania dwojga dorosłych ludzi. Jest ona nowoczesna, w widoczny sposób od- biega od dawnych definicji, które miały charakter restryktywny' • z 8°ry określały sposoby zachowania się partnerów, po prostu narzucały je. I tak np. jeszcze do niedawna tzw. miłość fran- cuska była uznawana za zboczenie, obecnie mieści się ona W definicji normy seksualnej — naturalnie jeśli obie strony tę formę akceptują. *>0 *ym co w żeJ napisałem, łatwiej będzie określić, a i zro- zumieć, co to jest dewiacja seksualna. Otóż rozumiemy przez nią wszelkie odchylenia od normy w zachowaniu seksualnym niezależnie od objawów, rodzaju, natężenia i czynników przy- czynowych. Definicja ta obejmuje zarówno odchylenia seksualne w sensje odchyleń od normy społecznej jak i odchylenia pa- toiogiczne od normy medycznej. Należy zwrócić uwagę, że zarówno pojęcie normy jak i de- wiacji seksualnej nie jest stabilne. To co przed laty było pa- tologią, dziś może być już tylko dewiacją a jutro nawet normą. W związku z tym, nie ma zgodności między wieloma autorami, zależy to bowiem także i od tego, z kręgu jakiej kultury wy- wodzi się autor. To co jest przestępstwem w kulturze Wschodu, może być normą w kulturze europejskiej i odwrotnie. Definicja normy Giese-Imiel;ński, co nietrudno zauważyć, do- tyczy wyłącznie czystego zachowania seksualnego, z wyłącze- niem jego głównego celu biologicznego, jakim jest prokreacja. Seks został tu potraktowany autonomicznie zarówno gdy idzie ° satysfakcję osobistą no i w jakimś wymiarze społeczną (ele- menty więzi). Pozwolę sobie przytoczyć jeszcze jedną definicją, którą sam autor dr Julian Godlewski nazywa biologiczną. Za normalne zachowanie seksualne uważa on takie, które spełnia funkcję psychologiczną (zaspokojenie potrzeb), reprodukcyjną i społeczną (potrzeba więzi). Sekrety miłości - Ark. 13 193 Klasyfikacja dewiacji seksualnych nie jest w żadnym wy- padku wykazem chorób, lecz systematyką ogromnego bogactwa i możliwości za-chowań seksualnych. Dla jasności sprawy podam - ją tutaj w całości, mimo że, jak już zaznaczyłem, będziemy zajmowali się tylko jedną sprawą. Dewiacje seksualne dzielą się na odychlenia seksualne i patologiczne. Do tych pierwszych autor (dcc. Kazimierz Imieliński) zalicza odchylenia seksualne 1) w zakresie obiektu (pedofilia, gerontofilia, zoofilia, fetyszyzm, transwestytyzm i inne), 2) w zakresie sposobu realizacji (sa- dyzm, masochizm, ekshibicjonizm, oglądactwo i inne), 3) nie- typowe (homoseksualizm, transseksualizm, kazirodztwo). Odchy- lenia seksualne patologiczne dzielą się na: 1) formy progre- sywne (zboczenia płciowe), 2) formy impulsywne. Po tej, nazwijmy to, części teoretycznej przechodzę do listów, czyli do omówienia transseksualizmu. Polega on na rozbieżności między poczuciem psychicznym płci a biologiczną budową ciała oraz płcią socjalną czyli metrykalną. Osobnik ma poczucie innej płci niż tej, którą posiada. Moje respondentki będąc kobietami (jedna z nich urodziła nawet dziecko) nie chcą nimi być. To, że mają cechy kobiece, jest dla ni,ch tragedią, psychicznie czują się mężczyznami, czują się niejako uwięzione w ciele kobiecym. Chcąc usatysfakcjonować własne poczucie ubierają się w odzież inrtej płci ł to nazywa się transwestytyzmem. Kierunek ich popędu seksualnego jest także niezgodny z płcią aktualnie posiadaną. Uczucia erotyczne lokują wyłącznie u osobników płci własnej (w omawianych przez nas przypadkach, ' transseksualizm jest znacznie częściej spotykany u kobiet niż u męż- czyzn). Nie jest to w żadnym wypadku miłość lesbijska. Lesbijki to najczęściej kobiety biseksualne (często mają mężów, dzieci, rodziny), dla których życie seksualne jest dodatkową at- rakcją. Transseksualistki nie są biseksualne. Ponadto różnica polega także i na tym, że lesbijki czują się kobietami, zaś transseksualistki czują do siebie, swojej kobiecości, wręcz obrzy- dzenie. stota transseksualizmu nie została dotychczas w pełni wy- jaśniona. Ostatnie badania idą w kierunku dociekań bioche- miczno-hormonalnych. Pewne spostrzeżenia przemawiają za tym, że początek tego zaburzenia wywodzi się z życia płodo- wego, polega na niewłaściwym zróżnicowaniu się czynności hor- monalnej podwzgórza mózgu. W sytuacji kiedy nie znamy pod- łoża morfologicznego, przyjmuje się także teorię o wpływie śro- 194 dowiska, w którym człowiek się wychowuje. Tak więc przy obe- cnym stanie wiedzy przyczyn transseksualizmu upatruje się w dwóch czynnikach: hormonalnym i środowiskowym. Transseksualizm, nie tylko że nie jest dewiacją seksualną, lecz w ogóle nie jest zaburzeniem pierwotnie zlokalizowanym w sferze seksualnej. Problemy seksualne są wtórne, natomiast istota zaburzenia tkwi głębiej i dotyczy identyfikacji płci. Pro- blem tkwi nie w tym, jak zrealizować potrzebę seksualną, ale w pragnieniu dostosowania budowy cielesnej do płci prze- żywanej psychicznie. Większość transseksualistów nie uprawia np. masturbacji, ponieważ brzydzi się dotykać własnych na- rządów płciowych i chce jak najszybciej się ich pozbyć. Prag- nienie zmiany pici bywa olbrzymie. Od niedawna (zezwolenie prawne) można u nas zmienić płeć anatomiczną na metrykal- ną. Wszystkich zainteresowanych kieruję do Zakładu Seksuo- logii Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie (aleja Bieruta 2/16), gdzie tym zagadnieniem zajmuje się dr med. Stanisław Dulko. POSTAWY ALBO PRIMUM NON NOCERE „Mamy czteroletnią córeczkę i chcielibyśmy ją właściwie i nowocześnie wychować. Oboje z mężem nie uznajemy pruderii. Często przebywamy w mieszkaniu zupelnie nago, bez skrępo- wania. Nie widzimy w tym nic nieprzyzwoitego. Niedawno roz- mawialiśmy na te tematy z naszymi znajomymi. Moja przy- jaciółka stwierdzila, że dziecko od najmłodszych lat powinno przypatrywać się stosunkom seksualnym rodziców po to, by później nie mieć żadnych nerwic, czy stresów na tym tle. Do- dała, że ich dwunastoletnia córka jest już uświadomiona sek- sualnie, i że nigdy nie unikają zbliżeń w jej obecności. Wydaje mi się, że .poruszone przeze mnie sprawy są nadal kontro- wersyjne. Nawet chyba Panu trudno będzie jednoznacznie usto- sunkować się do mojego listu, aby znowu się komuś nie narazić. Będę wdzięczna i zobowiązana nawet za krótką odpowiedź. Co Pan sądzi o naszym postępowaniu, a także o postępowaniu na- szych znajomych? — ILONA. Żyjemy w kraju o ogromnym zróżnicowaniu poglądów i prak- tyk wychowawczych. Chyba szczególnie dotyczy to wychowania seksualnego. Na jednym biegunie znajdują się postawy bardzo swobodne, wspierane teorią, że restryktywny, nadmiernie in- gerujący sposób kształtowania osobowości erotycznej burzy na- turalny rozwój, daje podłoże zachowaniom oschłym, egoistycz- nym, znacznie wydłuża czas dochodzenia do partnerskiej har- monii, krańcowo udziwnia zachowania i wreszcie nerwicuje. Na drugim, postawy oparte na programie nakazowo-ostrzegawczym, i;i pełne rad, nie znoszące ustępstw od zasad, jako że prowadzić l'j: to może do zakłócenia hierarchii potrzeb, do preferencji seksu, do seksu bezimiennego, do wyrafinowania a nawet wyuzdania seksualnego — słowem do zepsucia jednostki i obyczajów. Po- między nimi cała gama postaw pośrednich, a więc samo życie. Z tego życia otrzymuję informacje w poradni i w listach od Was. Jak się zapewne zorientowaliście, piszę tutaj o spra- wach podstawowych, prostych, z kręgu anatomii, fizjolo- gii, antykoncepcji, zaburzeń sprawności i rozrodu, o sprawach nie podlegających dyskusji, opartych na prawdach naukowych. Ale są także sfery, których dotknięcie wzbudza poruszenie, zdzi- wienie, dezaprobatę lub nawet zdecydowany protest. I nie dzi- wię się. Tak jest, gdy piszę o przejawach aktywności ludzkiej, towarzyszącej człowiekowi od chwili kiedy się pojawił, dzięki której istnieje, która stale podlega modulacjom. Ileż to razy aktywność ta była na przemian to łajana, to hołubiona! Nawet 198 na tak wydawać by się mogło ewidentną sprawę, jak prawo do przeżywania satysfakcji seksualnej, zapatrywania są sprzecz- ne. Są przecież tacy, którzy dążenie do niej traktują jako wy- uzdanie. O ileż trudniej poruszać się wśród problemów nie- jednoznacznych, niewymiernych, tych z kręgu moralności i oby- czajowości. Jest to sfera pełna niedomówień. W ustnych prze- kazach krąży wiele fałszywych opinii. Najczęściej własne, pry- watne doświadczenia — sukcesy czy porażki, służą do wyraża- nia sądów, którym nadaje się walor powszechności. Swą działalnością staram się rzucać światło na sprawy za- sadnicze, podstawowe. Dla mnie i wielu z Was są one proste aż do znudzenia, ale dla tych, którzy dopiero wchodzą w życie są niezrozumiałe, przerażające i prawie mrożące krew w żyłach. Staram się oddalić od nich niepotrzebną szamotaninę. Ta dzia- łalność jak wnoszę z korespondencji, jest chwalebnie tolero- wana. Niespokojne poruszenie zaczyna się wówczas, gdy wkra- czam w dziedzinę spraw mniej naukowych, mniej pewnych. Każdy ma prawo mieć własny pogląd i ma, nierzadko, inny a nawet sprzeczny z moim. I co wtedy? Wtedy przywołuję świętą hipokratesową zasadę: primum non nocere! Przede wszystkim nie szkodzić! Na wypowiedzenie sądu o jakiejś sprawie ma wtedy przemożny wpływ argument powszechności zjawiska, wy rządzanych przez nie szkód. W takich przypadkach moja rola ma charakter porządkujący. Usiłuję, podobnie jak inni zajmu- jacy się poradnictwem, wykorzenić z tej całej plątaniny nadal mocno tkwiące przesądy, złe nawyki, przyzwyczajenia, obiegowe półprawdy, nauczyć innym okiem spojrzeć na dewiacje, w tym mniejszości seksualne. Wszystko po to, by łatwiej było żyć. Czytelnicy pewnie spostrzegli, że swoją działalność osłaniam autorytetem nauki, doświadczeniem innych i własnym, podpie- ram atutem zapotrzebowania społecznego i powszechności zja- wisk. Wszystko po to, by osiągnąć maksymalny obiektywizm, ale nie da się ukryć, że w każdym ludzkim działaniu, na tej niwie też, musi odezwać się subiektywizm. Teraz już przejdę do listu Ilony. Prosi mnie ona o opinię w sprawie jakże ważnej. Oto mam powiedzieć konkretnym ludziom, czy czynią dobrze, C2y nie popełniają błędu mogącego dać dożywotnio negatywne skutki. Cały czas mam świadomość, że wszyscy, którzy mnie przeczytają, chcą wynieść z mojej wypowiedzi pożytek, mam też świadomość, że oni mogą mieć na ten temat swoje zdanie. Jakie jest moje? Otóż uważam, że postępowanie Ilony i jej mażą w stosunku do córeczki jest sensowne. Nagość ciał ro- 199 dziców towarzysząca dziecku od urodzenia jest dla niego czymś tak bardzo naturalnym i zwyczajnym, że po prostu niezau- ważalnym. Nagość nie jest i nie będzie dla małej sensacją. Uświadomienie dziewczynki nie będzie dla Ilony jakimś spe- cjalnym zabiegiem, przyjdzie ono jakby naturalną koleją rzeczy. Różnice budowy ciała wynikające z wieku — między dzieckiem a matką i z płci — między nią a ojcem, wyławiane są przez dziecko w sposób naturalny, bez specjalnych przygotowań i wy- kładów, nigdy też nie wzbudzą lękowego zaciekawienia. Pod- kreślam to, ponieważ owo lękowe zaciekawienie przeradza się w łąkowe dochodzenie, lękowe wyobrażenia, wreszcie lękowe zachowanie. Ilona nie będzie miała też kłopotu z odpowiedzią na pytanie dziewczynki: skąd ja się wzięłam? Zgłaszam na- tomiast poważne wątpliwości co do postępowania znajomysch Ilony wobec dwunastoletniej córki. Akt seksualny w kontaktach międzyludzkich jest czymś zupełnie wyjątkowym. Przy zaan- gażowaniu uczuciowym, przy intensywnym przeżywaniu przy- jemności jest to akt najwyższego obdarowywania. Tak pojmo- wana sytuacja nie znosi świadków. To oo przeżywa jedna osoba, jest adresowane wyłącznie do tej drugiej i tylko do niej. To przeżycie możliwe jest dzięki niej i tylko dla niej. Akt seksual- ny o najwyższym uniesieniu jest ściśle adresowany, jest imienny, jest to więc sytuacja wymagająca wyjątkowej intymności. W akcie seksualnym niezbędna jest pełna izolacja — w stanie zapomnienia, konieczne dla pełni przeżycia zachowanie ru- chowo-mimiczne, głosowe bywa zwykle niekonwencjonalne, piękne dla partnerów, ale dla obserwującego może być ono dziwaczne a nawet śmieszne. Już choćby z tego powodu nie mogę sobie w akcie seksualnym, w akcie miłości, wyobrazić świadków. To co uprawiają przyjaciele Ilony jest, myślę, ry- zykowną propozycją wychowawczą dla córki-widza. Czy dwu- nastoletnia dziewczynka potrafi być tylko widzem a jej rodzice tylko zimnym mechanicznym narządowym fantomem do de- monstracji? Myślę, że te, nazwijmy, zimne demonstracje mogą prowadzić do frustracji, być może chłodu, być może cynizmu, być może także do rywalizacji w trójkącie matka-ojciec-córka, a w miarę dorastania włączenie się w aktywność płciową wobec ojca, a może i wobec matki? Możliwości są różne. Sądzę, że przyjaciele Ilony w swym dążeniu do nowoczesności posunęli się za daleko. Naturę Erosa i kulturę musimy harmonijnie godzić, by nie otrzymywać bardzo bolesnych klapsów. Powstać mogą sińce nie do usunięcia — do końca życia. 200 Panie doktorze, od paru miesięcy mamy nowego fizyka. Jest wspaniały, mądry, cudownie tłumaczy największe zawiłości, tak Le nawet polubiłam tę potworną fizykę, a do tego jest bardzo przystojny. I stała się rzecz straszna, zakochałam się w nim, zakochałam się w moim profesorze. Na lekcjach jestem prawie nieprzytomna, nie potrafię się skoncentrować, tylko Jego widzę. Zdaje się, że źle się maskuję, koleżanki już coś podejrzewają. Boję się kpin, umarłabym gdyby to wszystko dotarło do Niego. Co ja mam robić? Wyleczyć się z tej miłości — tylko jak?, czy też pójść do profesora i mu wszystko powiedzieć, w końcu mam już 17 lat. Proszę mi pomóc. — DOROTA. No tak, problem stary jak świat. Miłość do nauczyciela zdarza się w życiu i to wcale nie tak rzadko, i wcale nietrudno wy- tłumaczyć, dlaczego tak się dzieje. Otóż kiedy ma się naście lat i jest się w fazie dojrzewania, także uczuciowego, chce się mieć jakiś wzorzec osobowy. Człowiek szuka go wokół siebie, rozgląda się i jeśli ma się akurat mądrego, doświadczonego i na dodatek przystojnego nauczyciela fizyki, czy jakiegoś ia- nega przedmiotu, wjbór pada na niego i miłość gotowa. Czy miłość, a właściwie czy zawsze jest to miłość? Najczęściej jest to podziw, rodzaj admiracji, z tym że jednak zabarwionej ero- tyzmem — po prostu rozwój psychabioJogiczny poszerza się w pewnym momencie o erotyzm. Dziewczyna wzdycha do swe- go profesoraj blednie na jego widok itd. Z reguły te zakochania są platoniczne. Z reguły, ale nie zawsze. Czasami dziewczyna nie potrafi ukryć sygnału uczuciowego, nauczyciel nań reaguje i... I różne bywa —• albo uczucie wzajemne i udany związek, co jest rzeczą piękną, albo, co jest nie da się ukryć przykre i bolesne, Łzw. sezonowa miłość. Naprawdę bywa różnie, jak to w życiu. Znaczna część tych uniesień przemija. Dziewczyna dojrzewa, poznaje nowych ludzi, krąg znajomych rozszerza się, głównie o rówieśników. Wtedy najczęściej zaczyna się widzieć wady pana profesora, przestaje on być ideałem, a na zawsze pozostają miłe wspomnienia, które po latach przywołuje się z łezką roz- rzewnienia. I to jest wspaniałe. Wspaniale jest także, kiedy kończy się małżeństwem, co nie jest takim znowu ewenemen- 'tem. Nawiasem mówiąc, nastolatki kochają się nie tylko w swoich pedagogach, ale także w aktorach, piosenkarzach. Wszyscy oni są dla młodej dziewczyny idolami, mają ją po- prowadzić w świat ludzi dorosłych. Nierzadko obiektem adoracji ,są znaczące osobowości w rodzinie — wuj, starszy 201 kuzyn. Często dostaję listy i w tej sprawie, i kończą się one pytaniem: co ja na to? A ja na to tak: jeśli to jest przelotna wzajemna czy jednostronna adoracja, to nic, natomiast jeśli na adoracji się nie kończy, no to wówczas dramat. Zanim zajmę się chłopcami, jeszcze slowo o dziewczętach i ich nie nauczycielach, a nauczycielkach. Otóż zdarzają się' „miłości" homoerotyczne, dziewczyna jest'tak zauroczona swoją profesorką, że zaczyna ją podziwiać, i pisze do mnie, że chyba jestem nienormalna, bo kocham się w swojej nauczycielce. To nie miłość, to po prostu podziw nastoletniej dziewczyny dla interesującej dojrzałej kobiety, którą traktuje się w okresie dojrzewania jako wzorzec osobowy. Teraz chłopcy. Oni też się kochają w swoich nauczycielkach, ale zgodzicie się ze mną, że chyba rzadziej niż płeć piękna w ich wieku. To zrozumiałe, są oni wtedy znacznie mniej doj- rzali niż ich nastoletnie koleżanki. Kochają się raczej tylko tacy, którzy jakby nieco przedwcześnie dojrzeli fizjologicznie. Wydaje im się, że są już dorośli, rówieśnice traktują jak smar- kule i zadurzają się w młodych nauczycielkach. Odstęp wiekowy waha się od kilku do kilkunastu lat, no i co? No i jak to w ży- ciu, część tych zadurzeń umiera śmiercią naturalną, a część przy- znaję, że ta mniejsza, kończy się na ślubnym kobiercu. Zdarzają się sytuacje odwrotne, a więc nauczyciel zakochuje się w swojej uczennicy i niezależnie od zakończenia nikt się niczemu nie dziwi, inaczej, kiedy to nauczycielka pokocha ucznia. ,Toż to sensacja, środowisko kipi, jakby to była jakaś wyjątkowa niezgodność w naturze. Mam przed sobą drama- tyczny list od nauczycielki wiejskiej, a więc ze środowiska, gdzie wszyscy się znają. Ta kobieta przeżywa gehennę, musi cały czas udawać, ukrywać, to ją potwornie stresuje. Boi się oskarżenia, że uwiodła ucznia, nawiasem mówiąc już pełno- letniego, boi się, że potraktują ją jak ladacznicę. Czyżby to było jakieś przestępstwo? Dlaczego nikt nie chce pomyśleć, że to jest wielkie uczucie, bardzo wartościowe. Dlaczego ludzie tacy są? Buntuję się przeciwko temu. Był taki francuski film „Umrzeć z miłości" — o miłości ucznia i nauczycielki, pokazujący jak środowisko może zaszczuć człowieka. Okazuje się, że i tym razem sztuka była blisko życia. To smutne, ale takie rzeczy się zdarzają. Dokąd jeszcze mali ludzie będą. dostawali wy- pieków z emocji, że pani nauczycielka i jej uczeń kochają się? No i bardzo dobrze. Sam znam parę takich związków, które przekształciły się w naprawdę udane małżeństwa. Zanim do 202 tego doszło, było i tak, że trzeba było pokonać niechęć rodzjny. '' one Teraz już wszyscy o tym zapomnieli. Spyta ktoś, czy właśnie zelotna może być takie małżeństwo, z różnicą wieku na korzyść lub na jak kto woli niekorzyść kobiety, udane? Otóż dojrzała kobie- ta po uświadomieniu sobie, że ona w tym związku będzie :zętacn miała rolę wiodącą, powinna ją spełniać bardzo dyskretnie. Tyl- ? się ko wówczas ma on szansę przetrwania. Nie wolno narzucać swo;ią swego „ja", trzeba zachowywać się mądrze, jeśli bowiem doj- " rzewający i intelektualnie, uczuciowo i w ogóle życiowo part- Vcte ner zorientuje się, że jest pantoflarzem, zbuntuje się i roz- vczyny pad małżeństwa będzie wówczas nieunikniony. Wniosek, ko- Bkresie bieta musi swą dojrzałość bardzo mądrze wykorzystywać, niech dominuje, ale tylko w sensie pozytywnym. e ac"' . Jest jeszcze inny atut takich związków. Kobieta dojrzała ero- P1?*113 tycznie jest znakomitą partnerką dla wchodzącego w świat Ero- ;J OJ~ są młodego mężczyzny. Tak bogatych przeżyć erotycznych nie ty"co da mu rówieśnica, da mu ona wprawdzie radość, wzajemnego jicznie. odkrywania, ale to całkiem inna sfera wrażeń. Ta zgodność smar" erotycz,na wypływa stąd, że potrzeby dojrzałej kobiety dorów- .ekowy nują wysokim potrzebom dojrzewającego chłopca, słowem ta w zy~ dziedzina życia w związku, w którym kobieta góruje wiekiem : przy- jes bezkonfliktowa, w przeciwieństwie do małżeństw równo- latków. Więź erotyczna utrwala ten związek zwłaszcza w pierwr ochuje szej fazie małżeństwa. Małżeństwa równolatków właśnie w tej ikt się fazie są najbardziej zagrożone rozpadem (nierówność potrzeb )kocha seksualnych — on bardzo duże, ona małe). J3"135 W związkach, gdzie kobieta jest starsza, zagrożenie pojawia 'rama~ , się w późniejszej fazie ich trwania, szczególnie tam, gdzie ko- wiska, bieta nie dba o siebie. Włącza się czynnik estetyczny. Więź musi seksualna także i wówczas nie jest zagrożona (kobieta w fazie toi sie- przpd- i klimakteryjne ma wzmożone potrzeby seksualne, on — pełno- wchodzi w fazę dojrzałości). 'by *° Zagrożeniem może być dyshanmonia więzi psychicznej. .Jeśli 'e*' ze nie ma wspólnych zainteresowań, wzajemnego szacunku itd. ludzie związek nie ma szans na przetrwanie. ' film Te moje rozważania nie są odpowiedzią na pytanie respon- zujący dentek, co robić? — to raczej materiał do przemyśleń ;'tym własnych. Żadnych indywidualnych rad nie mogę udzielić, rzeczy a to z tej prostej przyczyny, że nie mogę za kogoś decydować. No cóż, rozpadają się różne związki, także i te uczeń—nau- czycielka, czy uczennica—nauczyciel, a więc z różnicą wieku, ale przecież rozpadać się nie muszą. Jestem zdania, że nie- .m do 203 zależnie jak się toczą losy związków partnerskich, ;rzeba -się. starać ładnie żyć. Nawet wówczas, gdy ludzie się rozchodzą, niech nie wylewają pomyj na swoją przeszłość. Czyż nie lepiej po- wiedzieć sobie — trudno, rozchodzimy się, ale przeżyliśmy coś ładnego, co warto pamiętać? Warto nad tym pomyśleć. Mam piętnaście lat. Jestem dziewczyną wesolą, lubianą przez otoczenie. Mam chłopaka, który mieszka w innej miejscowości. Spotykamy się. Kiedyś przyjechał do mojej wsi. Poszliśmy nad jezioro, trzymaliśmy się za ręce. Naprawdę nie doszło między nami do stosunku płciowego, a tymczasem ktoś doniósZ. mojej matce, że byłam z chłopakiem i że doszło do zbliżenia i że jakoby jestem w ciąży. Myślałam, że nie wytrzymam albo otruję się. Nie mogłam znieść takiego kłamstwa, takiej potwarzy. Za- częto o mnie plotkować w sklepie i gdzie indziej. To straszne. Moja mama straciła do mnie zaufanie. Teraz, nawet wtedy kiedy chcę iść z koleżanką do klubu, muszę długo prosić o pozwolenie, a po przyjściu mam burę. Zabroniła mi spotkań z chłopakiem, widujemy się więc w ukryciu. Mama krytykuje go, mówi że jest brzydki. Nie wiem, gdzie się mamy spotykać, by uniknąć głupich plotek. Jeszcze jedna sprawa. Skończyłam już piętnaście lat i ciągle nie wolno mi chodzić na dyskotekę. Dlaczego, przecież mam jedno życie, kiedy będę chodziła? Pró- bowałam rozmawiać z mamą na te tematy, oczywiście spokojnie, próbowałam jej wytłumaczyć. Niestety, po tych ostatnich wy- padkach z moim chłopakiem, mama powiedziała: nigdzie ani kroku. A przecież obiecała kiedyś, że jak zdam egzamin do liceum, to będę chodziła na dyskotekę i słowa nie dotrzymała. Przyznam się Panu, że byłam na dyskotece, ale powiedziałam mamie, że właśnie byłam u koleżanki. Jeśli moja mama nie zmieni zdania, dalej będę zmuszona kłamać. Proszę mi pomóc. Bardzo liczę na Pana, bo na kogo mam liczyć — na mamę nie mogę, mój tatuś już od dawna nie żyje. Życie mi obrzydło, boję się, bym nie popełniła jakiegoś głupstwa. Czekam na od- powiedź. — MARYSIA. Życie mi obrzydło, pisze zaledwie piętnastolatka i ja się py- tam, czy to jest normalne? Oto jakie mogą być skutki głupiego, przepraszam za słowo, postępowania z własnym dzieckiem. Nie- stety, to co opisała Marysia w swoim liście nie jest wcale takie wyjątkowe. Podobnych relacji z życia rodzinnego na linii matka-córka zebrało się w moim archiwum sporo. Gdyby ktoś chciał wiedzieć, jak nie należy postępować z dorastającą córką, 204 niech dokładnie się wczyta w to co opisała Marysia. Niech się wczyta, wyciągnie wnioski i zapamięta. Mam nadzieję, że ten fragment tekstu dotrze do rąk matki Marysi, do innych także i że sprowokuje te panie do myślenia. Zjawisko jest dość powszechne. Oto wpędza się młode dziew- czyny w podejrzenia, które im nawet do głowy nie przychodzą. Imputuje im się to, czego nie dokonały. Pcha się je w próby zachowań seksualnych, o których ani nie myślą, ani tego chcą. Rani się ich ambicję. Ten uraz zostaje w podświadomości i jego konsekwencje mogą być różne, np. negatywna postawa wObec własnego ciała, wobec seksualności, a to wychodzi potem w dorosłym życiu. Wiem o tym z praktyki poradiniainej, z roz- mów z pacjentkami. Pytam się, w imię czego mabki tak po- stępują z dorastającymi córkami? W imię czego każą im się bać płci brzydkiej, usiłują im wmówić, że chłopiec, a później mężczyzna niegodny .jest partnerstwa, że to osobnicy brutalni, domagający się tylko fizjologii? W imię czego tak się te dziew- czyny nastawia? W tym kodzie, który się u kobiety rozwija, mężczyzna zaczyna funkcjonować jako prymitywny, drapieżny samiec, od którego trzeba się nieustannie opędzać. Nie ma miej- sca na wyrozumiałość, na potrzebę poznania mężczyzny po pro- stu jako człowieka, jego odrębności itd. Jeszcze raz pytam w imię czego to wszystko? Jeszcze jeden przykry element w tej całej sprawie — środo- wisko. Ależ ono .potrafi przyłożyć! Potworny, brudny tygiel, który wszystko stqpi, zniszczy, zmiażdży, zohydzi. Wywlekanie spraw bliźnich, zwłaszcza tych spod znaku miłości, toż to dopiero atrakcja! Najlepiej kogoś zgnębić, ośmieszyć i co tam jeszcze się da. Ze to jest nieludzkie? Nie szkodzi, grunt, że jest o czym ględzić i chociaż w ten siposób uatrakcyjniać swoje własne życie. To obrzydliwe. Najlepiej po prostu nie zwracać na takich ludzi uwagi. Ba, łatwo powiedzieć, znacznie trudniej realizować to .na co dzień, zwłaszcza jak się ma piętnaście lat. Piętnaście lat. Mało to czy dużo? Co to znaczy mieć piętnaście lat? Znaczy to, że, czy się jednej czy drugiej mamie podoba czy nie, ma się już w miarę ukształtowaną osobowość, stoi się. na progu dorosłości. Piętnastoletni człowiek ma już swoje własne i tylko własne życie wewnętrzne i nie można w nie wkraczać, zwłaszcza w tak brutalny sposób. Nie można pod żadnym pozorem. W tym wchodzeniu w pełną dorosłość można piętnastoletniej córce pomóc i udział matki ma tu duże znaczenie. Ale jaki? Na pewno nie taki jaki demonstruje matka 205 Marysi. Krzyk, ingerencja, zakazy — .nie tędy droga. Te dwie panie, czyli matka i córka, powinny porozumieć się, przede wszystkim powinny umieć ze sobą rozmawiać. Muszą się tego nauczyć, zwłaszcza matka... no chyba że nie zależy jej na kon- takcie psychicznym z dzieckiem. Mamy-taką oto sytuację. Marysia ma konkretnego chłopaka; no i dobrze, to marzenie wielu dziewcząt w jej wieku, kiedy biologia daje o sobie znać, kiedy budzi się zainteresowanie płcią przeciwną. Nastolatki chcą się spotykać, rozmawiać, trzymać za ręce, poznawać wzajemnie i z reguły nie myślą o współżyciu. Co robi matka Marysi? Zamiast zaakceptować nieanonimowego, co bardzo istotne, chłopaka córki, pozwolić jej przyjmować go w domu, krzyczy: mię pozwalam. Obrzydza nawet tego Bogu ducha winnego człowieka. Jaki on brzydki — mówi. To już jest żenujące, co to w ogóle za argument. Pomijając już, że uroda jest sprawą względną, jest" to w kontaktach międzyludzkich kryterium drugorzędne. A jaki jest rezultat postępowania ma- musi? Ano taki, że córka ucieka, chowa się, działa w ukryciu i to jest dopiero niebezpieczne. Łopatologicznie powiem, że gdy- by ta pani miała tę młodą parę w zasięgu swego wzroku, ale na to potrzebna jest akceptacja, byłaby bardziej spokojna o córkę niż w obecnej sytuacji, którą sama w końcu wytwo- rzyła. Jest to przykład na to, jak źle realizowane intencje przynoszą odwrotny skutek. Z piętnastoletnimi córkami trzeba rozmawiać o sprawach sek- sualnych, to konieczność. Intymne życie człowieka jest zbyt poważnym problemem, by udawać, że tego nie ma. Przyznaję, wymaga to odwagi, przynajmniej w naszej obyczajowości, ale dla dobra własnego dziecka trzeba się na nią zdobyć. Sto- sowanie zakazów, przepędzanie chłopaka zamiast roamów to po prostu tchórzostwo, to zamykanie oczu. Co niesie takie po- stępowanie, wiadomo. Przykładem jest Marysia. Ta dziewczyna jest znerwicowana, i wcale nie kłamie gdy mówi, że życie jej obrzydło, bo przyznajmy, że mogło. Zawdzięcza to wszystko mat- ce, która o ironio, chce przecież dobrze. Jeżeli matki chcą, by dzieci działały w ukryciu to niech właśnie tak się zachowują. Zupełnie śmieszną sprawą, jest ta dyskoteka. Przecież to jest naturalne, że dziewczyna w tym wieku chce się bawić, chce od czasu do czasu potańczyć. Nawiasem mówiąc, jak ocenić matkę, która najpierw coś obiecuje, a potem nie dotrzymuje słowa — będziesz chodziła, jak zdasz do liceum, no i co dalej proszę mamy? Zaufanie to siprawa delikatna. Takie matki tracą 206 szansę na to, by być autorytetem. Postępując w ten sposób, stają się autorytetem wymuszonym, narzuconym, rygorystycz- nym, a to prawdę mówiąc żaden autorytet. Mogę wywróżyć co będzie dalej. Ano utraci się więź z córką i będzie się mia- ło pretensje do całego świata, że z własną dorosłą już córką ma się złe stosunki albo nie ma się ich wcale. Na te dobre trze- ba sobie po prostu zapracować. Przy okazji ciekawa sprawa: matki nastolatek mają krótką pamięć, szybko wymazują z pa- mięci,'jak to było, gdy one same miały te naście lat. Gdyby tego nie robiły, może łatwiej umiałyby się z własnymi córkami porozumieć? Jak ipomóc Marysi, jak pomóc takim dziewczętom jak ona? Spróbujcie podsunąć ten tekst matkom i podyskutować o j-iiim, zrozumieć, że w stosunkach imatka-córka nie ma innego wyjścia jak właśnie rozmowy. No nie ma innej rady. Jeśli te dwie panie nie dojdą do porozumienia, żale, i to wzajemne, będą się pogłębiały, a dwie tak bardzo bliskie sobie osoby od- dalały od siebie. Nie ma nic gorszego jak źle pojęta opie- kuńczość i nde ma chyiba -gorszego argumentu niby-wychowaw- czego ja.k odzywika: nigdzie ani ikr-okiu.