Stephen Dedman Cień Był listopad, czyli upłynęły niecałe dwa miesiące od mojego przyjazdu do Tokio, i tutejsze przedstawienia wydawały się o wiele mniej śmieszne, kiedy je już rozumiałem, a mieszkanko było mikroskopijne moje łóżko zaś stanowiło jednocześnie kanapę Tanii, więc po prostu tam sobie siedziałem i próbowałem czytać. Może kiedy wrócę do domu, nauczę się już domowej głuchoty, która Japończykom zastępuje prywatność - nie żebym potrzebował jej w Perth, ale co tam. Kiedy pani Tanii ponownie zniknęła w kuchni, zwróciłem się do Hiroshiego i powiedziałem jak najciszej: - Widziałem cię wczoraj z Shimako. Czy to znaczy, że znowu jesteście razem? Każdy, kto sądzi, że Japończycy są nieodgadnieni, powinien był zobaczyć, jak Hiroshi niemal podskakuje. Popatrzył na mnie i odparł szeptem: "Nie! To nie byłem ja! Nie widziałem jej od tygodnia!" i wybiegł z pokoju. Miyume, jego siostra, podniosła wzrok znad czasopisma, po czym ponownie schowała się za płachtą papieru. - Czyżbym powiedział coś złego? - zapytałem niepewnie po angielsku. Miyume spojrzała na mnie ostrożnie i potrząsnęła głową. - Musiałeś go z kimś pomylić, Dai-Oni-San - odparła również po angielsku. - Proszę, nie nazywaj mnie tak. - Zaledwie w tydzień po tym, jak zacząłem uczyć, przylgnęło do mnie imię Tony Dai- Oni, Tony Wielki Demon. Wiecie, to nie moja wina, że mam rude włosy, zielone oczy i prawie dwa metry wzrostu, nie? - I nie mów mi, proszę, że wszyscy wyglądacie tak samo. Potrafię rozpoznać Hiroshiego, kiedy go widzę. Miał nawet na sobie moją koszulkę z Cerebusem. - W Tokio mieszka blisko dwanaście milionów ludzi, Tony-san - odparła Miyume cierpliwie. - Musi istnieć więcej niż jedna koszulka z Cerebusem. A jeśli nawet widziałeś Hiroshiego, to Shimako była osobą, z którą go nie widziałeś. - Mogłem poprawić jej gramatykę, ale nie zrobiłem tego. -Nie znasz jej tak dobrze jak Hiroshiego. Zgoda, ale nie tylko generalnie mam dobrą pamięć do twarzy, ale i jestem niezrównany w zapamiętywaniu twarzy ładnych, a Shimako, chociaż zbyt młoda dla mnie, miała urodę niemal tak oszałamiającą jak Miyume (której imię, zaiste adekwatnie, oznaczało "Piękny Sen"). Przyznaję, rzeczywiście zdarzało mi się w którejś z moich studentek wszędzie tam, gdzie uczyłem - przynajmniej tak mi się wydawało na początku. Może któregoś dnia nauczę się rozpoznawać, kiedy jestem naprawdę zakochany, ustatkuje się zamiast spiesznie wyjeżdżać do następnego miasta. - Być może - rzekłem tylko po to, by zobaczyć, jak Miyume uśmiecha się i ponownie chowa za czasopismem. Westchnąłem cicho i wróciłem do lektury Kwaidana. Nigdy nie byłem dobry w zdobywaniu informacji o miejscach, w które jechałem, i większość mojej wiedzy na temat Japonii pochodziła z przewodnika Lonely Planet, wielu filmów Kurosawy, błyskawicznego kursu języka i prac Lafcadio Hearna - pół Irlandczyka, pół Greka, zmywacza naczyń, redaktora i pisarza do wynajęcia, potem tłumacza, nauczyciela i miłośnika folkloru (podobny do mnie, co?). Przed stu laty pisał książkę za książką o japońskiej egzotyce ("Kwaidan" znaczy "Opowieści niesamowite"), i pisał je tak pięknie, że nikogo nie obchodziło, czy zawarte w nich legendy, poematy i opowieści grozy są adaptowane czy wymyślone. Na jakiś czas zagłębiłem się w opowiadaniu o Rokuro-Kubi; kiedy ponownie podniosłem wzrok, Miyume zdążyła już wyjść, zostawiwszy na podłodze czasopismo rozłożone na środkowych stronach - z kolorowym zdjęciem ładnej dziewczyny mniej więcej w wieku Miyume, nagiej jeśli pominąć strategicznie umieszczoną ośmiornicę. W domu uznałbym, że chodzi o pornografię, ale tutaj było to pismo rodzinne, z historyjką obrazkową i działem sportowym. Któregoś dnia, pomyślałem, może zrozumiem japoński, ale nigdy samych Japończyków. Następnego dnia znowu widziałem Hiroshiego i Shimako - tym razem na stacji Shinjuku. Wyglądało, to tak jakby on szedł za nią, a ona ignorowała go, ale być może była to tylko taka forma miłosnych zalotów. W pewnym momencie Shimako skręciła do damskiej toalety, a Hiroshi został na zewnątrz z głupią miną. Wahał się przez chwilę, a potem zniknął w tłumie... a może w jednej z toalet albo za którymś z automatów do gry; wiem tylko, że nie było go już, kiedy spojrzałem ponownie sekundę później. Nie myślałem o tym, dopóki nie wróciłem do domu, gdzie zastałem przy oglądaniu Terminatora 2 na wideo. - Odrobiłeś pracę domową z angielskiego? - zapytałem siadając obok niego. Hiroshi pochylił się i podał mi kartkę papieru. Zerknąłem na nią, a potem na ekran telewizora, kiedy usłyszałem chichot Hiroshiego. Terminator, zamieniony w macochę bachora, właśnie nadział na pal ojczyma... co oznaczało, że film trwał już od co najmniej pół godziny. Praca domowa, nawet gdyby odrobił ją z maksymalnym pośpiechem i minimalnym zaangażowaniem, zajęłaby kolejne pół godziny... - Kiedy wróciłeś do domu? - Około w pół do piątej. Dlaczego pytasz? Przysiągłbym, że widziałem go na drugim końcu miasta za piętnaście piąta, a teraz było ledwie piętnaście po. -Były do mnie jakieś telefony? - Nie - odpowiedziała Miyume z kuchni, zanim Hiroshi zdążył się odezwać. - Dzięki - rzekłem i zacząłem sprawdzać pracę domową Hiroshiego, zastanawiając się, jaki miałby powód, żeby mnie okłamywać. Może uważał, że to nie moja sprawa albo w ogóle niczyja. W końcu miał tylko szesnaście lat, a Shimako zdążyła już wyrobić sobie opinię łamaczki serc; może cała sprawa była dla niego wstydliwa. Ale dlaczego Miyume go kryła? Cóż, była jego siostrą, jak również miała tytuł magistra psychologii; na pewno znała go lepiej ode mnie i najwyraźniej miała ku temu swoje powody. Skończyłem poprawiać pracę domową, po czym sięgnąłem do plecaka po wytarty egzemplarz The Romance of the Milky Way Hearna i otworzyłem na rozdziale "Poezja demonów". Zdumiewające, pomyślałem, jak często w mitologii japońskiej spotyka się postacie zmienno kształtnych, którzy przybierają ludzką formę, żeby zwieść swoje ofiary - no, może nie aż takie dziwne w kraju, gdzie gangsterzy otwarcie noszą emblematy swoich syndykatów w klapie marynarki, ale z pewnością interesujące. Nie przeszkadzało mi, że Hearn postanowił nie tłumaczyć opowieści o Trzyokim Mnichu, Ministrancie z Pochodnią, Kamieniu Płaczącym w Nocy, Czapli-Demonie, czy nawet o Dziecku Bez Twarzy, ale żałowałem, że większego wrażenia nie zrobiła na nim Dziewica o Długim Języku i Ta Która Porusza Poduszką. Chciałbym również dowiedzieć się, w jaki sposób Lisice zmieniały stare kości końskie w piękne dziewczęta; mogłoby to być przydatne... - Wciąż czytasz bajki, Tony-san? - wyrwał mnie z zamyślenia głos Miyume; stała nade mną i potrząsała głową. - Czy ty kiedykolwiek dorośniesz? - Usiądź i powiedz to jeszcze raz. Poza tym to antropologia. - Antro...? Próbowałem znaleźć japoński odpowiednik słowa "antropologia", ale nie udało mi się. - Hmm... słyszałaś o Margaret Mead? - Tak, oczywiście: czy to nie ona napisała książkę o mieszkańcach Samoa, po tym jak tubylcze dziewczęta naopowiadały jej wierutnych bzdur? - Celny strzał. - Pewnie sądzisz, że za twoimi plecami wszyscy zamieniamy się nieustannie w koty i lisy? Uśmiechnąłem się. - Tylko niektórzy z was ty na przykład. Jesteś za ładna jak na człowieka, ale mogłabyś być kotem, kwiatem, drzewem nie, to wykreśl, jesteś za niska. - Zerknąłem na Hiroshiego. - Może Shimako jest duchem drzewa - powiedziałem cicho. Hiroshi zignorował mnie, ale Miyume zakryła usta i roześmiała się. - Zapewniam cię, jestem całkowicie ludzka - powiedziała. - Nie wątpię, że Shimako również. Ile dziewczyn próbowałeś już poderwać na ten tekst? - Użyłem go po raz pierwszy. - Dziękuję ci - rzekła zbyt uprzejmie. - A na jaki tekst poderwałeś swoją przyjaciółkę w Taipei? - Mei? Chciałem napisać dla niej wiersz, ale moja znajomość chińskiego okazała się niewystarczająca, a jej angielski... - A tę w Bangkoku? Albo w Mexico City? - Co to ma być, próba napisania mojej biografii? - Chcę cię jedynie zrozumieć, Tony-san. Czy to nie to samo, co ty próbujesz zrobić z nami? - Przysunęła się bliżej i szepnęła: - Czy też po prostu chcesz się z nami przespać? - Tylko z tobą - odparłem szeptem bez zastanowienia; pani Tanii nie rozumiała po angielsku, a Hiroshi wiedział, jak i kiedy trzymać usta na kłódkę. - I tylko jeśli ty tego chcesz - dodałem. - Dlaczego tylko ze mną? - Bo tylko w tobie jestem zakochany. Czy Japończycy nigdy nie zakochują się bez podpalania całego miasta? - W maleńkim parku w sąsiedztwie znajdował się pomnik O- shichi, siedemnastoletniej dziewczyny spalonej na stosie w roku tysiąc sześćset osiemdziesiątym trzecim za podpalenie domu ojca, które miało umożliwić jej połączenie z kochankiem - samurajem. Miyume zaśmiała się, na tyle głośno, że Hiroshi odwrócił się, by na nas spojrzeć. Zerknęła na niego, a on pospiesznie wrócił do oglądania telewizji. - Oczywiście, że zdarza się nam zakochać - odparła normalnym głosem. - Nie uważaliśmy tego zawsze za najważniejszą rzecz pod słońcem, ani za niezbywalne prawo każdego, ale z drugiej strony, podobnie było na Zachodzie, chociaż... nie traktujemy już zakochania jako czegoś przerażającego. Po prostu się zdarza. Wzruszyłem ramionami. Wychowywałem się na farmie; miasto zobaczyłem po raz pierwszy dopiero wtedy, kiedy poszedłem na studia i od dawna podejrzewałem, że romantyczną miłość, tak jak korki na ulicach i dobre księgarnie, o wiele łatwiej jest znaleźć w mieście, i to im większym, tym lepiej. Jeśli każdego ranka widzisz w metrze tysiąc kobiet, możesz wybierać, a przynajmniej marzyć. Jeżeli mieszkasz w małym miasteczku, bierzesz to, co jest pod ręką. Co do mnie, postanowiłem spędzić pięć lat po zakończeniu studiów w paru największych metropoliach na świecie, miastach tak zatłoczonych, że rzadko widuje się w nich własny cień. - A ty, osobiście? - Co ja? - Czy kiedykolwiek byłaś zakochana? Podniosła niewinnie brwi i uśmiechnęła się szeroko. - Oczywiście, Tony-san, ale miłość to jedno, a seks to coś zupełnie innego. Pamiętaj, nie jesteśmy w Australii: czynsze są tu wyższe, intymność kosztuje i większość z nas stać na opuszczenie domu dopiero po wielu latach pracy - a często nigdy. Konkurencja na egzaminach wstępnych na studia jest o wiele większa - musiałeś słyszeć o Piekle Egzaminacyjnym - więc musimy poświęcać więcej czasu na naukę. - Specjalnie nie patrzyła na Hiroshiego. - I nasi doktorzy nie przepisują pigułek, które wasze nastolatki uważają za coś naturalnego; być może sądzą, że są niezdrowe, ale może dlatego, że zbyt dobrze zarabiają na aborcjach. Wiem, że to niezbyt romantyczne, ale japońskie dziewczęta nauczyły się, kiedy i jak mówić "nie"; posłuszne małe istotki, które robią wszystko, co każą im mężczyźni, są równie mityczne jak twoje kitsune, rikombyo i gaki. W gruncie rzeczy władamy naszymi mężczyznami od urodzenia; dlatego pracują tak ciężko, żeby zachować tę całą władzę, którą mają, i dlatego nigdy nie wracają do domu po nocy. Pochyliła się, pocałowała mnie szybko w czubek nosa i wybiegła do kuchni. Siedziałem masując się w zamyśleniu po nosie. Kitsune to lisie demony, gaki to głodne duchy, ale czym do diaska były rikombyo? Odpowiedź znalazłem o Hearna (gdzieżby indziej?): "rikombyo", dosłownie "choroba wywołana przez ducha", to zjawa stworzona przez nieodwzajemnioną miłość albo przez miłość do kogoś zmarłego. W poemacie cytowanym przez Hearna rikombyo przebywała w domu ze swoim pierwowzorem, obie pogrążone w tęsknocie za podróżującym daleko mężem, lecz Hearn stwierdzał również, że "jedno z tych ciał łączyło się z nieobecnym ukochanym, podczas gdy drugie pozostawało na miejscu". Spojrzałem na Hiroshiego i potrząsnąłem z powątpiewaniem głową. Pewnie, uwielbiam opowieści o duchach i stare legendy, ale znajdowałem się w jednym z najnowocześniejszych miast na świecie, i moje przypuszczenie niczym się nie różniło od przekonania, że w Waszyngtonie mieszkają wampiry... wiecie, o co mi chodzi. Poza tym, Hearn napisał, że rikombyo są przedstawicielami "słabszej płci", cokolwiek to oznacza w Japonii... Siedziałem gapiąc się przed siebie, aż film dobiegł końca i Miyume zaczęła nakrywać do obiadu. W sobotni wieczór Miyume zabrała mnie na imprezę na uniwersytecie, żebym poznał jej kolegów z wydziału psychologii. Nie byłem pewien, dlaczego to robi - Hiroshi wspominał, że stale miała przynajmniej trzech chłopaków na uczelni i starała się nie faworyzować żadnego z nich, więc może był to tylko kolejny eksperyment psychologiczny... ale co tam, poszedłbym za Miyume nawet do osiedla trędowatych albo baru karaoke. Na przyjęciu Miyume zniknęła w tłumie, zapewne poświęcając jednakową ilość czasu każdemu ze swoich trzech towarzyszy, więc nie zostało mi nic innego, jak tańczyć i uczestniczyć w dyskusjach z grupą studentów, którzy wiedzieli jeszcze mniej o Australii niż ja o Japonii. Było to wyczerpujące, ale zabawne, i przynajmniej nikt nie kazał mi śpiewać; co ważniejsze, mieliśmy chwilę tylko dla siebie w drodze do domu, gdy szliśmy na piechotę ze stacji. Miyume żartobliwie oskarżała mnie, że zgromadziłem wokół siebie tłum, a ja mówiłem to samo o niej. Zaprzeczyła, więc zapytałem: - A więc kim oni byli? Rikombyo? Zaśmiała się nieprzekonywająco i odparła: - Oczywiście, że nie; nic takiego nie istnieje. Mówiłam ci. Spojrzałem na nią i zdałem sobie sprawę, że kłamie. Wydłużyła krok, żeby wysforować się naprzód, ale był to próżny wysiłek; nawet skacząc na jednej nodze poruszałbym się szybciej od niej. - Więc dlaczego ciągle widuję Hiroshiego idącego za Shimako w czasie, kiedy teoretycznie powinien być gdzie indziej? - W takim razie musiałeś widzieć kogoś innego; pomyliłeś się... - Nie sądzę. Czy to był rikombyo? - Powiedziałam ci już, one nie istnieją; widziałeś kogoś podobnego do Hiroshiego... - Następnym razem zrobię mu zdjęcie. - To nic nie da - powiedziała przyspieszając kroku, a potem nagle zatrzymała przed pomnikiem O-shichi z pobielałą twarzą. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, a potem zapytałem: - Wiedziałaś, prawda? - O czym? - O Hiroshim. - Nie - odparła cicho. - Nie wiedziałam o Hiroshim, dopóki mi nie powiedziałeś. - W takim razie o rikombyo. - Oczywiście; to ja ci o nich powiedziałam, jeśli pamiętasz... - One istnieją? - Tak, istnieją - odparła zmęczonym głosem. - Są rzadkie i nie można ich zduplikować w laboratorium próbowano... ale tak, istnieją. Staliśmy przez chwilę w ciszy zakłócanej tylko szumem ruchu ulicznego i co jakiś czas odgłosem samolotu startującego z lotniska w pobliżu. Potem zapytałem: - W laboratorium? - Psychologowie próbowali stworzyć je w warunkach sztucznych, zazwyczaj poprzez hipnozę. Udawało się czasem, ale nie na tyle często, żeby ktokolwiek opublikował pracę na ten temat, ryzykując ośmieszenie się. - Jezu. - Nadal nie wiemy, co je wywołuje. Zresztą, co psychologowie wiedzą o miłości? - powiedziała z krzywym uśmiechem. - Wiemy, że są rzadkie, ale nawet jeśli pojawiają się raz na milion przypadków, to byłoby ich dwanaście w samym Tokio. Są wystarczająco realne, by zmylić obserwatora w normalnych okolicznościach, ale nie rzucają cienia i nie widać ich na kliszy filmowej. I wiemy, że są bezpłodne; udało nam się pobrać od jednego próbkę nasienia... nie, nie powiem ci, w jaki sposób. Istnieją dawne podania o mężczyznach i kobietach uprawiających z nimi seks; podobno są bardzo dobrymi kochankami, ponieważ zrobią wszystko, żeby ci się przypodobać, i to jest właściwie jedyny powód ich istnienia. Trochę jak motyle. - I czy też żyją tylko jeden dzień? Miyume uśmiechnęła się. - Opowiadałeś mi, jak często byłeś zakochany, Tony-san; czy to się kończy po jednym dniu? Dopóki trwa miłość, nieodwzajemniona i bardzo intensywna, trwają i one. Nigdy nie znaleziono ciała choćby jednego z nich; podejrzewam, że w wielu rzekomych próbach samobójczych chodzi w istocie o przypadki rikombyo, ale to tylko teoria. Nie mogę niczego dowieść. Wzruszyłem ramionami. - Co będzie z Hiroshim? - Nie wiem. Pewnie nic; zazwyczaj jakoś sobie z tym radzą, znajdują kogoś, kto odwzajemni ich miłość, zakochują się rozsądnie zamiast szaleńczo. Szok nie zdążył jeszcze przeminąć, kiedy w poniedziałek rikombyo wszedł za Shimako na moją lekcję angielskiego - ale Domeki-sensei był zbyt grzeczny, by cokolwiek powiedzieć, więc co miałem zrobić ja, skromny asystent nauczyciela? Kilka dziewcząt zachichotało zakrywając usta dłońmi, ale to było wszystko; Shimako jak zwykle stanowiła wzór opanowania. Byłem tak zaskoczony, że zajęło mi (mnie!) prawie całą lekcję rozpoznanie charakterystycznego zachowania nastolatki, która właśnie przespała się z chłopakiem i stara się za bardzo tego nie okazywać. Wpatrywałem się w rikombyo, a jednocześnie próbowałem tłumaczyć klasie zasady australijskiego futbolu. Był nieodgadniony jak typowy Japończyk. Mówiłem dalej, zastanawiając się, czy mam do czynienia z oszustwem; być może nie było żadnej zjawy, tylko zakochany młodzieniec, który urwał się z lekcji, żeby... Nie. Znałem Japończyków na tyle dobrze, by wiedzieć, że tolerowanie czegoś takiego, szczególnie przed egzaminami końcowymi, było o wiele mniej prawdopodobne niż obecność ducha w klasie. Wykład przebiegał w miarę normalnie, aż rozległ się dzwonek na następną lekcję - przedostatnią tego dnia, przypomniałem sobie z ulgą. Chwilę później zdałem sobie sprawę, że w tamtej klasie był Hiroshi... i zawsze przybiegał jak najwcześniej, mając nadzieję ujrzeć Shimako, zanim ona wyjdzie. Shimako zdawała się pakować swój plecak bez końca; znajdował się już w połowie drogi do drzwi, kilka kroków przed podążającym za nią wiernie rikombyo, kiedy Hiroshi wszedł do klasy. W Australii byłby to wstęp do kłótni, może nawet bójki... ale Hiroshi powiódł tylko spojrzeniem po twarzach z przerażoną miną, a potem popatrzył rikombyo prosto w oczy. Było to jak scena z filmów Kurosawy, pojedynek woli pomiędzy dwoma samurajami: obraz rikombyo zdawał się blednąć przez chwilę i zlewać z pomalowaną na szaro ścianą, a potem Shimako postąpiła naprzód i minęła Hiroshiego bez jednego spojrzenia. Rikombyo wyszedł za nią. Domeki-sensei odwrócił się do tablicy i zaczął pisać. Szedłem na stację tego wieczora, kiedy ponownie ujrzałem Shimako. Rikombyo wciąż za nią podążał, lecz tym razem miał na sobie koszulkę z Cerebusem, nowe spodnie Levisa i jeszcze nowsze buty Nike'a - coś, na co państwa Tanii z pewnością nie byłoby stać. Wydawał się również wyższy, a jego skóra jaśniejsza: w gruncie rzeczy, zdałem sobie sprawę, że chociaż niewątpliwie jest płci męskiej, bardziej przypominał Shimako niż Hiroshiego... Rozejrzałem się szukając prawdziwego Hiroshiego, ale nie było go nigdzie. Pojechałem metrem do Shinagawa i wszedłem do mieszkania. Nie było go w salonie ani w jego pokoju, ale miejsce nie wydawało się puste. Próbowałem nasłuchiwać, ale szum ulicy w dole skutecznie zagłuszał jakiekolwiek odgłosy ruchu. - Hiroshi? Nic. Stałem przez chwilę w salonie, i wtedy zauważyłem, że drzwi do pokoju Miyume są zamknięte. Zapukałem delikatnie i wyraźnie usłyszałem czyjeś westchnienie. - Miyume? Wewnątrz rozległo się szuranie, jakby stóp, a potem usłyszałem pytanie: - Kto tam? - Czy mogę wejść? - Nie! Nie otwieraj tych drzwi! Uśmiechnąłem się mimo woli. - W porządku, ale chciałem z tobą porozmawiać. Hiroshi... cóż, chodzi o twój, hmm, eksperyment psychologiczny. Słuchaj, będę w salonie, dobrze? Usiadłem na kanapie, zamknąłem oczy i próbowałem myśleć. Wreszcie usłyszałem, jak drzwi do pokoju Miyume otwierają się, a potem zamykają ponownie. Beznamiętnie i jak najspokojniej opowiedziałem wydarzenia popołudnia i dodałem: - Sądzę, że rikombyo jest w równej mierze efektem frustracji Hiroshiego i narcyzmu Shimako. Czy to częste? - Nie. - Co się teraz stanie? - Nie wiem - odparła siadając obok mnie, cała pachnąca seksem. - Pewnie niedługo zniknie. - Albo Hiroshi... czy był w domu? - Nie. Skinąłem głową i otworzyłem oczy. Choć nadal wyraźnie zaniepokojona, błyszczała i wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle. - Twój przyjaciel też jest studentem psychologii? - Nie. - Możesz pozwolić mu wyjść; nie będzie tam siedział w nieskończoność. Uśmiechnęła się z wahaniem, i wtedy coś zaskoczyło w moim umyśle. Zeskoczyłem z kanapy i ruszyłem w stronę jej pokoju. - Tony! Nie! Otwarcie drzwi byłoby krańcowo chamskie nawet w Australii; w Tokio było zapewne ciężkim przestępstwem. Ale musiałem się dowiedzieć... Miał rude włosy i prawie dwa metry wzrostu; w półmroku nie zdołałem dostrzec koloru jego oczu, ale nie było to konieczne. Nie wiem, jak długo gapiliśmy się na siebie, ale nagle Miyume stanęła obok mnie. - Powiedziałeś, że mnie kochasz - szepnęła. - Czy nie jest dobrze wiedzieć, że mówiłeś prawdę? Odwróciłem się i wyszedłem z mieszkania nie mówiąc ani słowa. W schronisku młodzieżowym zamykano drzwi o dziewiątej, co było śmieszne jak na Tokio, ale miałem czas na parę drinków i decyzję. Umowę ze szkołą podpisałem do końca roku szkolnego, więc nie mogłem wyjechać z Tokio... ale gdybym został w schronisku i odżywiał się oszczędnie, mógłbym zaoszczędzić na bilet lotniczy. Zostawało tylko wybrać, dokąd pojadę. Taipei, wraz z kolejnymi szklankami piwa Kirin, wyglądało coraz lepiej. Mógłbym spędzić trochę czasu z Mei, może postarać się o dawną pracę... wymieniłem parę banknotów na drobne i ruszyłem do telefonu. Usłyszałem pięć kolejnych sygnałów, a potem głos mężczyzny o słabo wyczuwalnym australijskim akcencie. Kilka sekund zajęło mi rozpoznanie mojego własnego głosu, a potem od razu odłożyłem słuchawkę. Wróciłem do baru, wypiłem kolejnego drinka, po czym mój cień i ja wróciliśmy do schroniska i do łóżka.