ARIANA NAGÓRSKA FESTYN IMPERATOROWEJ Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 glosa do „Podatku od imperium” ach jak wonne i miodne jest życie po debiucie wieczne tango na okrągłym stole z czerwoną różą w zębach dziś Jan Śpiewak mi śpiewa Milczewski – Bruno w zachwycie milknie Wojaczek traci wojowniczość w krainie demokracji ludowej Imperatorowa rządzi ??? na dziedzińcu żelaznej fortecy pierwsza kropla rdzy 11 III 89 próbka prologu skoro przypadł mi w udziale zaszczyt wzięcia udziału wiem z własnej woli czego mi nie wolno nie obrażam moralności nie godzę w sojusze nie namawiam do przestępstwa wbrew sobie na chwałę dziejów „chodzi mi o to aby język giętki” to znaczy taki ni wewte ni wte pi razy oko coma pięć na siedem iż Polacy nie gęsi grę półsłówek znają moim głównym atutem jest brak indywidualności (kto przy mnie stanie z miejsca się wyróżni) 5 stąd moje uczestnictwo jak sami widzicie dziękuję więc za uwagę póki nie jest za późno dla mnie i dla uważających że trzeba uważać 20 V 88 6 PRZEJASKRAWIENIA moje pierwsze próby rozkładu ładu społeczeństwa z parteru nie widać to i rządu dusz człowiek niezwyczajny samemu przyjdzie szefów z posad świata ruszyć wierszem gazem (po setce) lub prochem (z apteki) przy kortach tenisowych znam wyrzutnię rakiet lecz po diabła wyrzucać kiedy można grać na zwłokę cichcem szkoląc do boju zwłok sektę pamiętam: gdy pan chemik wrzucił sód do wody to wybuch rozniósł uczniów po szczeblach oświaty mnie z tego oświecenia tylko woda sodowa lej i mrokowirówka (western z kijem miast colta) tak wśród wieszczów wyrastam w anarchistę słowa wiodąc armie robaków na wieprzowy tłum tam mój Nobel i laury gdzie ich rojna rewolta! 22 – 23 VIII 86 7 outsiderzy pod mur – tatusiowie do piór! poeta w klatce chluba Boga i Ojczyzny jako w niebie tak i na ziemi uprzejmie informujemy że tu i tam z poważaniem otrzymał Pan stypendium pomiot owego podmiotu twórczego jest przedmiotem specjalnej troski samica jego jak cierpki krzew winny jak łyżka dziegciu w miodnym erotyku synowie – ptasie główki, córki – boże krówki wokół jak metafora kulawego stołu wielki jest pan mój z Rządu jak i ten z Wszechświata pozwalają mi leżeć w kwietnych wysypiskach z racji obu dotacji wielka ma kreacja wielka i pro – kreacja w myśl apelu prasy z otrzymanego funduszu literatury lojalnie wielostronnie usztywniam klatkę oczekując obiecanej nagrody i jak najwygodniejszego wyjścia w chwale amen 23 VII 87 grajdoł w neptunowym grajdole bywalcy sztuk chodzą w dwa kierunki naraz przyznając się do trzech stron świata gra w klasy wcale nie jest popularna szachistów i hazardzistów nie brak gdański wariant gry w chowanego wygląda następująco: w miejscu publicznym głowę ukrywamy pod ziemią 8 zadem badając natężenie promieni słonecznych i kierunek wiatru tylko nie piszący uchodzą tu za poetów tylko nieżyjący za zaangażowanych aktywność pozakopulacyjna budzi podejrzenia w neptunowym grajdole wielu zasłużyło na ostatecznego kopniaka robi się to bez problemu stawiając jedną nogę w innym województwie 12 – 13 I 85 zepsute radio (czyli kryzys ponadczasowych formacji ustrojowych) w radio zapracowanym gadaniem na śmierć dziś latarnik Skawiński nie zapalił światła przy księgach życia z kąta las głośników śledzi pętlą sznurując usta na przyjęcie ciszy z tego względu na falach sztormowych dywanu bez orientacji płynę potrącając krzesła nie znam na dziś notowań dyktatorskiej giełdy czyj plan eksterminacji czyj model zbawienia tak w kółko „od stereo do video” myślę co też zostanie z niedomówień naszych każde zepsute radio zastępują inne walczące czarne skrzynki (ślad rozbitych prawd) w czasach milczenia rządzą oratorzy więc twój głuchy odbiornik jest zamachem stanu słysz i rządź – zawsze lepiej topić się na fali (dziś poziom wody w strefie słów wysokich) 31 X 86 9 więź na najwyższym etapie rozwoju ducha dedykacja: ślicznym lirycznym ależ to była więź głęboka na przestrzał wyścig hormonów tysiąc atmosfer tchu w płucach ależ to była więź sercowo – naczyniowa superwydolność krążenia maćku w koło biegunka mózgu symfonia na cztery ręce cztery nogi sto dób (?) bezksiężycowych jeszcze palec co rusz wskazujący sedno sprawy kipiące płyny ustrojowe (bez aluzji politycznych) .gdy poziom wrzątku opadł w dolną strefę stanów średnich zauważyliśmy zmętniałe akwarium w którym ryba przejęta duchem ewolucji z braku ud rozkłada się od głowy jeszcze daleko jej do homo sapiens! szlak co trafia do diabła „Aureola wprawdzie nie przeszkadza, ale i czarci pazur nie wadzi” wyszłam do diabła na palcach w południe gdy konfekcyjni szli ku głosom dzwonów perłowo lśniłam na ten anioł pański 10 do diabła była niedziela podobna jak przed wiekami święta w stylu Boscha obraz i podobieństwo boże trwało we mnie na kształt portretów mistrza Witkacego wyszłam do diabła po najkrótszej linii w dali Salvador Dali patronował dziadek o chlebie gdy babka o niebie wnuki o wodzie święconej żyć chciały a nie był diabeł straszny jako i malarze choć Bóg w ciotki-dewotki musiał tchnąć daltonizm by piorun im w garkuchni nie poraził marzeń gdy wielki masturbator za madonną goni 19 VII 87 krajobraz toksyczny równinny pejzaż blatu spiętrzony na horyzoncie w butelek strzeliste dzwonnice z sygnaturką toastów na wznak wędrowcy urojeni gąbką mózgu przecierając oczy łowią sitkami płuc ziarnka piasku – namiastkę powietrza ich młodość fermentuje w beztlenowych wierszach świat ma wymiar półświatka – – od bram do dam w wypadające włosy Julie wpinają oset nim wzejdzie za zdrowie pań ostatni promil słońca 26 – 27 VII 86 11 * * * schyłek wakacji sprzyja wierszom przyroda obnaża swe rany ptaki mają dość – planują wyjazd żegna je ujadanie kundli w matni schodowych klatek wyziewy morza narkotyzują ostatnich bohaterów lata koleje losu wloką się nieplanowo wtedy gazety najchętniej drukują wiersze o kwietnych kobiercach i nektarach woni by w oczach tak zwanych szarych czytelników utrwalić obraz poety – kolorowego blagiera 20 VIII 88 świąteczna kartka do muzy warsztatów literackich Dziękuję że mnie Pani tak ceni i ceni choć nie jestem Markiem B. Rozumiem że nie rozumie Pani tamtego wiersza zresztą na co to Pani – grunt ze synek zdrowy Owszem mieszkam jak człowiek lecz telewizor mam czarno – biały wzmianki o Pani poezji nie słyszałam więc w kolorze (krytyk tak barwnie mówiący jest zresztą daltonistą) W kwestii problemów wędliniarskich i politycznych dodam na tej kartce że nie wiem co w Gdańsku na kartki a co na barykady Życzę wesołego jajka pod choinką i pierwszej gwiazdki rozumu która wprawdzie wiosny nie czyni ale zawsze... 15 XII 88 12 list do laureata z końca świata Jerzemu S. na jesiennych karuzelach wiatru wirują po ojczyźnie z ulgowym biletem poeci długiej frazy i słownych rozlewisk czerwone oczy mrużą w blasku nagród jurorzy nowej władzy pieszczą ich twarde dłonie jawią się w snach kobietom jednego wiersza emerytom drugiej Polski reanimatorom trzeciej wizjonerom czwartej lawina słów kilka razy dziennie schodzi z hukiem w przepastne papierowe doliny grzebiąc pod hałdą miału wszelkie formy zwarte potem na hałdzie róża z liściem obosiecznym europejskie demony budzą się w regionach zróbmy wpierw coś z groteski panie laureacie nim z radiowego studia rykniesz głosem demiurga tak wielbiąc każdy obrót własnego języka jakby szło o obroty wszystkich sfer niebieskich koszt znaczka eksploduje Po cóż za góry za lasy wysyłać drukowalne listy do poetki której słów w rozgardiaszu własnych wiatrołomów nie zdążyłeś usłyszeć lepiej do szuflady słać na poste restante czekać na Godota mamy czas historyczny panie laureacie a jednak nam się kręci karuzela wiatru chociaż skrzypi coraz niemiłosierniej 27 XI 89 13 ...ni pies przy poecie tłum staje się w szyderstwie stadem prozaików na ziemskiej scenie obrotowej komedia błędnego koła bo krzyk poety do ścian światowej rewii i tak nie zakłóci płonie kolejne słońce dla mas święta gwiazda (filmowa) w modnej aureoli przy gadającym poecie ni pies się nie zatrzyma skoro do diabła lub pana zawsze ma gdzie pójść ...ale gdy milknie poeta ni pies nie ma dokąd wracać 14 PORTRETY mały bunt statystyczny jej podróże za granicę czterech ścian loty kosmiczne pod sufit wyścig po pokoju w kolejnym ataku migreny wadzi się ze światem Ania z Szarego Dołka bohaterka niezbyt fantastycznej prozy dla dorosłych w tym czasie dziecko z determinacją cichą poszukuje słońca nie chcąc uwierzyć że w domu już od świtu – zmierzch 2 VIII 88 pomazaniec dzisiaj u księcia poetów królewska sjesta w kolejnym wiadrze petów diamentu szuka Majestat uderzeniom berła w kant stołu pęknięta wtóruje wanna w zsypie widziano aniołów dżez i hosanna! arras spływa po ścianie ku stopniom tronu w – zlatuje głowa laurowa do ziemioskłonu 15 od aureoli Mistrza ulica ślepnie w tunel draperie koronacyjne opadają całunem Konkretna w okowach słowa Konkretna rozwiesiła pranie sprzedała dżinsy kupiła dżinsy teraz czyta wiersz nie dziwi się że język wiersza bywa dziwny pamięta ze szkoły że zwroty pozbawione sensu to metafory wie też że koniec nazywa się puentą natomiast początek to po prostu początek Konkretna wreszcie skończyła czytać wiersz teraz śpi snem kamiennym od duchowych zmagań nad jej łóżkiem pluszowa maskotka – – małpka wątpiąca w ewolucję 13 VII 89 Konkretna dyskutuje o rzeczach ostatecznych Jak tu się zabezpieczyć na czas końca świata? – znad filiżanki kawy pyta mnie Konkretna. – Gdyby tak anioł zstąpił i powiedział: „jutro!”, to cóż zrobią obrotni aby ujść z opresji? – Pewnie z nieobrotnymi pobiegną do świątyń. Znad filiżanki kawy dziwi się Konkretna: – przecież koniec nie musi przyjść akurat w święto! 13 VII 89 16 metafizyk z wiertarką Jego M – 2 to poligon nieustannej walki z materią przedwczoraj walczył z podłogą łazienki wczoraj ze ścianą w kuchni dziś kruszy wiertło w turnieju z sufitem nie zamierza obijać się dnia siódmego zbyt wiele światów ma do przewiercenia wiercił w karnawale i w poście w dzień dziecka i święto zmarłych w boże ciało i w pierwszego maja przewiercił chude lata osiemdziesiąte odważnie zmierza ku schyłkowi atomowego wieku wwierca się już chyba w nową erę i czwarty wymiar wkrótce otworzy się przed nim niebo będzie miało metraż mego mieszkania położonego piętro wyżej wtedy po raz pierwszy wypuści wiertło z rąk słysząc z wysokości głos: prostaczku boży, idź do diabła! 11 III 89 akwarela z Monikami Monice M. z rodu Kalinowskich w krainie perskich kotów zakwitają leniwie choć czasem na złość Bóg wie komu wybiegają pod słońce na jezdnię przepadają w bramach martwych domów madonny białoszewskiej karuzeli z tej ni w pięć ni w dziewięć świata strony wiodą godnie przez historii tumult synów czarnookich legiony rządzą każdą przestrzenią zwyciężając czas gdy któraś przyjdzie – to zewsząd (i nie wiadomo która) 17 klubowo – kameralne jak baśń z różnobarwnymi kokardami w chmurach portret nadchodzącej z wszystkich stron pozornie płynna – tylko czerpać w dłoń przelewać w kryształ kreślisz swój kontur a po części ją tożsamość – dystans hymny organów i gaszenie świec gdy ziębnie wiara rozkaz czekania kiedy trzeba biec żywioł i marazm i warto spisać jej półmroczny sens i w ciszę oblec purpurę muśnięć jedwabistość cięć grzech poprzez spowiedź I 86 18 WIZJE zapis finału kiedyś w ścianie oddechu wzejdzie rysa szczelina przepaść na jej dnie powietrze w gruzach noc 27 VIII 86 Ballada – modlitwa O nieomylny stwórco pomylonych wysłuchaj, uwierz mi, to zbędny gest, że w swej hojności nieodgadnionej chcesz dać nam niebo kategorii „S”. A odchodzącym stąd wcale nie trzeba nagród za życie przydzielanych całą wieczność, wystarczy balsam ciszy twojego nieba i mlecznej drogi pętla jako ostateczność. Gdy ma się wszystko, to ma się dosyć! Uwierz tej prawdzie, choć wydaje Ci się pusta. Nie odtrąć dzieci, co Ci wepną kwiat we włosy, zniekształcą obraz Twój w urojeń krzywych lustrach. Daj w niebie kąt, daj klucz do snów i nie strasz karą, gdy zdam relację z wszystkich dni na wiatr rzuconych. Ucz się nas mierzyć naszą własną miarą o nieomylny stwórco pomylonych! 19 pani z jabłkiem – berłem lgnące do siebie strzępy żywej skóry owocu rozcierane przez zębów granitowe żarna zasieki palców tłamszą kroplisty diament soku suczy głód – czarci parnas miąższ z drzewa wiadomości nie wzbudza jej ekstaz choć Adam – dzieciak marzy o zrównaniu z Bogiem nim ją wygnania anioł poza światło zesłał wielbi na jego mieczu lepką ognia drogę a z chłopca szatan szydził i poniżał Bóg gdy swój bezsilny rozum wlókł po świata koniec widząc jej przypływ zdobywczy u nóg w kulcie posągu węża rzeźbionego w pionie 24 VIII 86 sonet nazbyt refleksyjny trasy do źródeł i do mylnych granic krainy sedna i znaczeń rozpadłych mozół pełzania i cios olśnień nagłych dziś znasz to wszystko – pór dojrzałych pani jeszcze ci każą myśleć ciała płaczem ludzie do magii gestów przypisani więc muskam rytmem słów – odwiecznych danin dla świata w którym słońc nie przeinaczę skryta władczyni płaszczyzn wielorakich giętych perspektyw skrzywionych przestrzeni ograniczana do źrenicy mgnień szczelnie wpisana w nieczytelne znaki niewierna światu którego nie zmieni o śmierć uboższa i trwalsza o cień 5 IX 86 20 tak stanie się chaos... spłoną odbicia nasze w zakamarkach kałuż (już iskra deszczu drąży arsenału ściany i pierwsze opadowe plamy światła gniją) moknie naszych płomieni rytm na obeliskach (już wiatr iglice lodu w fale wrzątku wbija chmury zmieszane z piaskiem przywarły do mórz) maniak rzeźbiąc w marmurze „2+2=4” umiera stratowany piątym kołem wózka co wyrwał się z zaułka w ślad Wielkiego Wozu 15 – 16 I 87 bogini chaosu nie dbam przez jaki pryzmat w rozszczepione światło umknęłaś na przyszłość całą rzędy liczb jak zasieki – stąd wyrwać się niełatwo moją władzą logika mą logiką chaos pozostały przedmioty pozostały gesty ciało pod darnią skryte lecz dostępne dla chemii mój zły duch nad wodami i w metodzie szaleństwo co nie uzna tajemnic w świecie który stworzyłam morze dosięga słońc by ogniem płakać w świecie który stworzyłam ptakom brak ziemi i głosu rybom – lotu ptaka pęknięty pryzmat na stole i magnetyczne omamy w źle ciętym na barwy świetle przestrzeń w grymas skrzywiona w niej zmarli powstają zbrojnie żywioły głuszą rekwiem 17 XI 87 21 niematerialna (I) Pięknej już dziś dziewczynie zza rzeki Styks – – Mamie jesteś teraz królową astralnego balu na wysokości twej twarzy zapadamy w otchłań wokół niej tańczy chwiejnie porzucony grzebień iskrzące struny słońca poprzez zęby cedząc z dłoni prawej ku lewej w nieskończoność rozpięty mityczny ogród – błękit w neonach świetlnych lat klaksony naszych autostrad milkną u jego bram stamtąd przesyłasz ciszę myślom mym i wierszom bezsilnie rzeźbisz powietrze w kształt swej przejrzystej sylwetki przez którą codziennie ślepo przechodzę (o dzień bliższa wzroku) zachowaj dla mnie tylko szary kolor oczu na czarną godzinę światła 25/26 XI 85 niematerialna (II) Mamie – – innej od Tamtego dnia Ty bez materii Ty bez czasu w dłoniach Ty bez przestrzeni w międzygwiezdnym wirze choć wszystkie miary znam – Ty trwasz realniej – jakby o liczbę nieskończoną bliżej Ty bez materii ja trójwymiarowo uwieczniam Ciebie w wodzie ogniu skale lecz Twe milczenie brzmi celniej niż słowo barwniej dobitniej – jakby o krok dalej 16 XI 87 22 song dla powracających tym, którzy trwonią i ostatni grosz nikt nie przewidział w czas trwonienia łask że są monety potrzebne na potem lecz się ocknęłam ratując na czas to co jest gniazdem nie szumnym przelotem gniazdem z którego żegnałem bez klątw cień znikający ognistego ptaka wtulona w ciszy opiekuńczy miąższ z głową pod dachem na bezdomnych szlakach bez kropli wina krew wpadała w tan i śmiech tłumiłam aksamitem nowiu gdy w barwnych szkiełkach mych pierścionków gasł: słońc źle wschodzących zapóźniony powrót tak coraz bardziej misterne me drzwi obwarowane przestrzenią niczyją już żaden zbędny powrót dnia nie zrani mi umiem biegnąc naprzeciw... ominąć droga do domu Motto: „Czy możesz mieć nadzieję powrotu do domu, jeżeli obierzesz drogę do obcego miasta?” – Thomas Merton – widzę że Twoje miasto na mapach materialistów nie istnieje w ogóle nigdy nie zechcą przemierzać jego ulic pogardzą kolorami świetlistych galerii nie dosłyszą muzyki gwiazd nie dotkną ciepła miasta materialistów to wysypiska rzeczy witryny pełne odpadków gruz kosztownych ruin świat gadających skrzynek jeżdżących pudełek a w nim tłum z krwi i kości krwawy i skostniały 23 a jednak w mroku czasem wiersz przebiegnie drogę ktoś w ukryciu zje owoc zdrowszy od rajskiego inny w swych czterech ścianach wzgardzi tym co posiadł z takich drobnych wyłomów urasta szczelina przez którą biegnie w słońce grupka potępionych mianem idealistów poza mur wyklęta oni do Twego miasta być może przybędą reszta zalegnie cieniem w drodze na kształt koła 16 – 17 XI 89 24 AFERY Motto: Jeżdżą pogotowia. Grunt to coś dla zdrowia! fraszka oświatowa Młody bojownik zadał pytanie, co też robiłam w wojennym stanie. – Cóż było robić... siedziałam, synku. – W więzieniu? – Skądże! W domu... przy winku! lustro z widokiem na nihilizm Zwierciadło, zwierciadło powiedzże mi przecie, czy jest ktoś mądrzejszy niż JA we wszechświecie? – Nie! Mądrzejszych nie zna żaden byt astralny. Niebo, gwiazdy, Ziemia... idiotyzm totalny! IX 90 matematyka wyższa w książce Andre Frossarda „36 dowodów na istnienie diabła” cenzura usunęła siódmy Drogi Panie Frossard tym samym dowodów na moje istnienie jest już 37! Zawsze IM oddany Diabeł 20 – 24 V 88 25 komunikacja pozaziemskich osiedli Dwie windy się ścigają. Dodać tu wypada, że jedna na dół zjeżdża – druga spada. Nikt nie ma wątpliwości (i ja też w to wierzę), że ta, co spada, pierwsza będzie na parterze. Lecz mi się w wyobraźni jawi niespodzianie winda jadąca na dół szybciej niż spadanie... Tu rzecz to niemożliwa, lecz na innym świecie na pewno taką windą nie raz pojedziecie. 7 IV 90 wesoły traktat o czarnej dziurze miąższ wiśni zgnił doszczętnie, więc jej skórka wiotka z wszystkich stron nam się nagle zapadła do środka środkiem tym była pestka. Niby problem z głowy, lecz pestka to też nie jest twór ponadczasowy! gdy wnętrze pestki zgnije, jej powierzchnia cała odtąd się w nieskończoność będzie zapadała niech się jakiejś gosposi przypadkiem nie przyśni, by dodać do kompotu tego typu wiśni! 21 VII 90 26 nawiedzonym ku przestrodze Gdy wszedłeś do pokoju mimo drzwi zamkniętych, nie wywyższaj się zaraz nad bogów i świętych, bo jeżeli Opatrzność zechce stroić żarty, to nie wyjdziesz z pokoju mimo drzwi otwartych! 5 IV 90 od autorki na zakończenie wszystko trzeba robić tak, żeby było PO WSZYSTKIM! 27