tytuł: "Ryszard Riedel i Dżem" opracował: dunder@kki.net.pl Spis treści 1. "Dżem Wielosmakowy" - z czasopisma Tylko Rock 2. "Sie Macie Ludzie" - z czasopisma "Rock'n'Roll" 3. "Prawdziwki grają bluesa" - z czasopisma Razem 4. "Ryszard Riedel: Dżem ZATAŃCZĘ Z WILKAMI" - z czasopisma "Zadyma" 5. "Dżem" - z czasopisma Popcorn 6. "Dżem bez filozofii" - z czasopisma Tylko rock 7. "Skazany na bluesa" - z czasopisma Brum 8. "Nowy rozdział" - z czasopisma Brum 9. "Pozwól mi jeszcze raz..." - z czasopisma Panorama 10. "Outsider?" - z czasopisma Jazz Forum 11. "Ścieżkami Ryśka" 12. "Słodka konstelacja" 13. "Ryszard Riedel odjazdy" - z czasopisma "Tylko Rock" 14. Historia zespołu 15. "Abym mógł przed siebie iść"...str. 57 16. "A jednak czegoś żal"...str. 58 17. "Aut sajder"...str. 59 18. "Ballada o dziwnym malarzu"...str. 60 19. "Blues Alabama"...str. 61 20. "Boże daj dom"...str. 62 21. "Cała w trawie"...str. 63 22. "Czarny chleb"...str. 64 23. "Czerwony jak cegła"...str. 65 24. "Człowieku co się z tobą dzieje?"...str. 66 25. "Detox"...67 26. "Dzień w którym pękło niebo"...str. 68 27. "Harley mój"...str. 69 28. "Jak malowany ptak"...str. 70 29. "Jesiony"...str. 71 30. "Kaczor, coś ty zrobił?"...str. 72 31. Wspomnienia...str. 73 artykół 1Ryszard Riedel i Dżem DŻEM WIELOSMAKOWY Raz ostro, raz melancholijnie, ale będziemy trzymali linię - powiedział mi na koniec Paweł Berger. Idąc na spotkanie z muzykami nie wiedziałem - czy zespół jest pięcio-, czy sześcioosobowy. Płyta Detox nagrana została z Jerzym Piotrowskim, ale jego nazwisko umieszczono oddzielnie - poza stałą piątką tworzącą Dżem. Wątpliwość rozwiał Leszek Martinek, menażer zespołu, który poinformował mnie o pełnoprawnym członkostwie Piotrowskiego w zespole. JERZY STYCZYŃSKI: GRAĆ I JESZCZE RAZ GRAĆ - Czy jesteś zadowolony z tego jak żyjesz ? - Chyba tak, bo najważniejsze, że robię to co lubię i mam z tego jakieś dochody. Połączenie przyjemnego z pożytecznym. Nie mówię jednak, że nie mogłoby być lepiej. - To dlatego założyliście swoją własną firmę Dżem ? - Chodzi o to, aby być niezależnym i samodzielnie wydawać płyty. - Chciałbyś zbić fortunę ? - Chciałbym mieć dużo pieniędzy, założyłbym rodzinkę i pozwoliłbym sobie na rzeczy, na które mnie teraz nie stać. - Czy wyczuwasz, że Dżem otacza pewien kult ? Że macie już swoją legendę ? - Nie zastanawiam się nad tym, bo raczej nie powinno się zastanawiać, powinno się grać. Są jednak momenty, że jest w tym coś ponadmuzycznego. Wytwarza się klimat na sali i to wszystko staje się niesamowite. - Nie przeraża cię to, że ludzie was tak dobrze przyjmują ? - Czasem mnie to wkurza. Słyszę brawa, które mi się nie należą, jestem z siebie niezadowolony, czuję, że daliśmy plamę, a ludzie nie dają sobie tego wytłumaczyć, ale z drugiej strony skoro im się to podoba... - Lubisz ich ? - Bardzo lubię, przecież dla nich gram ! - A które granie było najważniejsze ? - 1983 rok - Jarocin, to była właściwie gra o wszystko. Było o nas wtedy cicho, do tego padał deszcz i było zimno. Daliśmy czadu i wyszło... - Która z płyt Dżemu jest dla ciebie najlepsza ? - Zemsta nietoperzy , ta była najlepsza. Najgorszą była pierwsza nasza płyta, Cegła . Nie podoba mi się jej brzmienie. - Najczęściej jesteście porównywani z Claptonem, z Free i Allman Brothers Band. Na ile jest to - twoim zdaniem - wymysł dziennikarzy ? - Wszyscy słuchaliśmy tej muzyki i chcąc nie chcąc pewne rzeczy zostały. To słychać w naszej muzyce i ludzie o tym wiedzą. Wcale to nie martwi. Uważam, że są to dobre wzorce i nie ma się czego wstydzić. - Czy czujesz się bluesmanem ? - Czuję się przede wszystkim rockowcem, ale dobrze czuję się w bluesie. Czasami czuję się rockmanem, a czasami bluesmanem. - Pracujecie ze sobą od dawna, nie macie jeszcze tego dość ? - To już piętnasty rok. Pewnie, że są spięcia, ale i tak wiemy, co jest najważniejsze i potrafimy to wszystko rozładować. Czym było gorzej, tym większe było zacietrzewienie, zapamiętanie w tym, co się robi - taka samoobrona. - Rozumiem, że twoje plany są całkowicie związane z zespołem. - Tak. Przede wszystkim grać, grać i jeszcze raz grać. Muszę sobie kupić nowy sprzęt, bo mój Marshall jest już wysłużony. Może dokupię jakieś bajery, żeby pokombinować coś z brzmieniem. RYSZARD RIEDEL: SPADŁEM Z KONIA Wielu słuchaczy, a zwłaszcza nastoletnie dziewczyny, uważa, że Dżem to Rysiek Riedel. Pytam, czy nie męczy go taki stan rzeczy. - Na początku byłem tym bardzo zaskoczony. Zakładaliśmy zespół razem i nikt nie dzielił ról. Nigdy nie przywiązywałem do tego większej wagi, ale przyzwyczaiłem się do tego. - A dziewczyny tłoczące się wokół ciebie po koncercie ? - Nie ma co ukrywać, jest to przyjemne. Pewnie, że jest tak czasami, że człowiek jest zmęczony i nie ma ochoty, ale trzeba dać coś ludziom, bo tego oczekują. - Jak myślisz, czego ludzie oczekują od ciebie ? - Przede wszystkim szczerości. Ludzie nie lubią, jak ich się robi w balona, a rock polega na szczerości, na tym, że wychodzi na scenę facet i ryczy, co mu tam na sercu leży. - Czy miałeś kiedyś moralnego kaca po jakiejś płycie, jakimś utworze lub koncercie ? Czy po prostu byłeś kiedyś nieszczery ? - Nie, takiego kaczora nie miałem. Czasami mam dość niektórych piosenek, których teksty są zbyt trywialne. Nie lubię ich długo śpiewać. - Masz trzydzieści pięć lat, czy nie męczy cię jeszcze to wszystko ? - Wiek nie odgrywa roli. Uważam, że póki człowiek czuje się osiemnastolatkiem, to nim jest. Można mieć pięć dych i czuć się jeszcze dwudziestolatkiem. - Wszyscy znają cię wyłącznie z estrady i różnych sensacji, jakich nie brakuje w twoim życiu. Niemal nikt nie wie, jaki jesteś poza tym wszystkim. - Dziwny raczej. I bardzo dostępny, serdecznie zapraszam. - Twój dom... - Mam chatę na trzecim piętrze, żona, dwoje dzieci. W Dżemie tylko gitarzyści są kawalerami. Tak wegetuję od dzwona do dzwona. - Jesteś człowiekiem biznesu, założyłeś firmę Dżem ! - Ha, ha !!! Ja się nie nadaję do biznesu ! Chodzenie z dyplomatką mnie nie rajcuje, nie czuję tego, nie znam się na tym. - Chciałbyś być wielkim posiadaczem ? Mieć, powiedzmy, własne rancho i studio nagraniowe ? - Tak, właśnie chcę mieć rancho ze studiem nagraniowym. Do tego jakieś koniki i siodełko, żeby trochę pomykać. Jako szczeniak próbowałem i... spadłem z konia. Z byka zresztą też, ale nie był duży. - Która z waszych płyt jest dla ciebie najważniejsza ? - Absolutely Live . Ona była najbardziej szczera, z koncertu, bo w ogóle jestem za koncertowymi płytami. - Jesteś znakomitym frontmanem i wokalistą, na pewno czerpałeś skądś wzory... - Wokalnie - Stevie Wonder, na początku bardzo się przydało takie melodyjne śpiewanie. Jeżeli chodzi o frontmanów, to najwyżej cenię Paula Rodgersa i Jima Morrisona. - Czy umiałbyś wytrzymać bez koncertów ? - Gdybym miał studio, to bym się bawił do woli. Dwa lata pauzy i zrobić taką płytę, żeby buty spadły. W trzydzieści sześć godzin nie zrobisz nigdy dobrej płyty (czas, w jakim Dżem nagrał swoją ostatnią płytę - przyp. G.K.). Nie stać nas na to, żeby opłacić studio na tak długo, jakbyśmy chcieli. - Podczas twojej nieobecności Dżem nie tylko nagrywał utwory instrumentalne, ale wspomagał także Tadeusza Nalepę i Monikę Adamowską. Jak oceniasz ich współpracę z zespołem ? - Na pewno była to jakaś nauka dla chłopaków. Mnie się to podobało. - Gdybyś nie miał żadnych problemów ze śpiewaniem po angielsku i to, kto by miał z tobą śpiewać zależałoby tylko od tego, jaki numer telefonu wykręcisz, to do kogo byś zadzwonił ? - Zaśpiewałbym z Cockerem i z Claptonem. Lubię ich, a skoro ich lubię, to wiem, że by mi pasowali. Nie wiem tylko, czy ja bym do nich pasował. JERZY PIOTROWSKI: RODZINA JEST NAJWAŻNIEJSZA Zaczynam od pytania, czy dobrze czuje się w Dżemie. - Tak, czuję się bardzo dobrze. Tak jak może się czuć muzykant grający muzykę, która mu leży... Zespół konsekwentnie gra swoje i nie trzeba tego zmieniać. Wydaje mi się, że mam jakąś osobowość muzyczną, która po wejściu do tej orkiestry zmienia nie tyle jej styl, co feeling. To może zabrzmieć jak przechwałka, ale moja osoba wnosi do zespołu coś nowego, zresztą dzieje się tak w przypadku każdego muzykanta, który wchodzi do orkiestry. Taki człowiek ma inne spojrzenie na sprawę. I pobudza wyobraźnię muzyków, którzy od wielu lat grają ze sobą. - Czy nie czujesz się wujkiem w zespole - człowiekiem ustatkowanym i dostojnym, dającym dobre rady i cenne wskazówki ? - Skąd ! Wyglądam może trochę staro, ale czuję się bardzo młodo, może nawet zbyt młodo. Czasami mój wygląd zewnętrzny nie idzie w parze z moim samopoczuciem, bo czuję się pełen życia i energii. - Skąd się wziąłeś w Dżemie ? - Grałem w wielu różnych zespołach... Wszystkie doświadczenia są cenne. Grałem w Kombi, za co byłem nieustannie krytykowany. Tymczasem zetknięcie się z elektroniką było bardzo ciekawe. Nawet granie na weselach może być pożyteczne... - Grałeś ?! - Oczywiście ! - Z kim byś najchętniej zagrał ? - Z każdym ! - Czy lubisz pieniądze ? - Nigdy nie przywiązywałem wagi do pieniędzy. Potrzebowałem ich tylko po to, żeby żyć i po to, żeby móc grać. - Czy dla pieniędzy pojawi się znów nazwa SBB ? - Na pewno nie dla pieniędzy, choć pieniądze niestety też odgrywać będą ważną rolę, bo bez pieniędzy nie można dokonać takiego przedsięwzięcia. Mamy w planie nagranie płyty i zbudowanie programu, z którym chcemy występować na razie wyłącznie na Zachodzie - na dużych festiwalach. Naszą promocją jest zainteresowana duża szwedzka firma. Jeżeli chodzi o koncerty w Polsce, to nie potrafię w tej chwili niczego obiecać. - Wszystko już było - Dżem, pieniądze, SBB... A rodzina ? - Rodzina jest najważniejsza. Muzyka i rodzina. Moja rodzina jest wspaniała, mam żonę, córkę i dwa psy. Za tę całą ferajnę jestem odpowiedzialny, a to nie jest łatwe ! BENO OTRĘBA: TO JESZCZE NIE TO Na początek obowiązkowy zestaw pytań. Najlepsza płyta i przyszłość zespołu... - Najlepsza ? Może Najemnik albo Detox . Brzmieniowo zmieniłbym Cegłę , bo materiał był dobry. W ogóle Dżem to zespół niespełnionych marzeń. Mamy za sobą masę koncertów, wydaliśmy wiele płyt, ale to jeszcze nie to. Wyobraź sobie, że byłem w Spodku na koncercie Cliffa Richarda i... odleciałem. Takie były światła i nagłośnienie. Bardzo bym chciał, żebyśmy zagrali kiedyś w takich warunkach. - Zagrałbyś z kimś z wielkich ? - No pewnie ! Z Dylanem, z Claptonem i Rolling Stonesami ! Choćby na drugim basie trochę popikać. - Twoje główne hobby to gra na basie. Co jeszcze pochłania twój czas ? - Film, każdy dobry film. Mój ulubiony to Kabaret - oszalałem na jego punkcie, byłem na nim kilkanaście razy ! W ogóle wolę stare filmy - Strach na wróble czy komedie z Jacquesem Tali. Do moich ulubionych należą także Indiana Jones i Żądło . Nie mam w domu video. Kino jest kino, to jest jakby świątynia. Poza kinem mam jeszcze książki. Kiedyś były to rzeczy poważne i dołujące, teraz wolę jednak wracać do rzeczy optymistycznych, do Szwejka, Klubu Pickwicka . Szkoda tylko, że mam tak mało czasu... - Rodzina ? - Niestety, to już jest poważna sprawa - żona i trójka dzieci. Wiesz jakie są czasy. Nie jest łatwo - kłopoty finansowe. Mieszkam w połówce domku jednorodzinnego, ale moja rodzina jest liczna i jest trochę ciasno. Gdybym miał pieniądze, to mógłbym prowadzić z rodziną wygodniejsze życie. Cieszę się jednak, że nigdy nie mieszkałem w bloku. Marzenia ?... Wielkie nadzieje łączymy z naszą firmą Dżem, ale rynek jest cygaństwem, że nie do końca możemy wszystko kontrolować. ADAM OTRĘBA: ŻYŁBYM TROCHĘ WYGODNIEJ Na początku dowiaduję się, że... - Firma Dżem pochłania nam wiele czasu, cierpi na tym przede wszystkim muzyka. Muzyka powinna być najważniejsza, dopiero potem biznes. - Czy mógłbyś, nagrywając album marzeń, zrezygnować na dwa lata z życia koncertowego ? - Raczej nie. Tylko Rysiek lubi w ostatnich czasach spokój domowy. To dziwne, bo zawsze był kloszardem, który przemierzał Polskę w wzdłuż i wszerz. Teraz coś go wzięło na domatorstwo. Ja nie potrafiłbym zrezygnować z koncertów. W domu człowiek kapcanieje. Bez trasy długo nie można wytrzymać. Za długie trasy są niedobre, zaczyna się grać automatycznie, ale jak się wróci do domu, to ma się ochotę jechać w następną... - Rozumiem, w końcu grasz w legendarnym zespole... - Nie odczuwam tego. Nie myślę, staram się zachowywać, jakby była to kapela dopiero co sklecona. - Nie jesteś domatorem, nie masz żony. Co zrobisz z pieniędzmi w przypadku sukcesu firmy Dżem ? - Żyłbym trochę wygodniej. Wszystko zależy od sposobu na życie, pieniądze w tym tylko mogą pomóc. Nic więcej. Na zakończenie wyciągam od Adama opinie o płytach Dżemu: - Najbardziej podoba mi się Detox , najmniej - Tzw. przeboje - całkiem live . PAWEŁ BERGER: KAŻDA MASZYNKA MOŻE SIĘ ZEPSUĆ Kolejny brodacz w zespole jest typem człowieka wzbudzającego zaufanie i podobnie jak inni Dżemowcy jest dobrym rozmówcą. Krępuje go natomiast telewizja... - Kupa obcych ludzi się kręci, pętają się między kablami i to dekoncentruje. Czasami jednak warto. - Lepiej byłoby nagrać teledysk... - Tak, tylko że chciałbym, żeby to był porządny teledysk, zrobiony techniką filmową. To jednak dużo kosztuje. - Telewizor zamieniamy na gramofon. Naj, naj, naj płyty Dżemu... - Może Detox jest najlepszą, nie osłuchałem się z nią jeszcze. Nie podoba mi się brzmienie Cegły . Byliśmy bez doświadczenia, nie nagrywaliśmy przedtem płyty długogrającej. Pawła Bergera denerwuje nie tylko rynek fonograficzny, denerwuje go również: Sprawa aparatury i świateł. Nie ma mowy, żeby przed trasą odbyć miesięczną próbę, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik. - Co po za Dżemem ? - Mam dom z ogródkiem, w którym pracuje, hoduję zwierzęta: gołębie, kury, ryby, kanarki. Mieszkam z żoną i siedemnastoletnią córką, która uczy się w liceum. Wiele osób w liceum córki chodzi na nasze koncerty. To cieszy, że młodzi ludzie nas słuchają, że nie gramy wyłącznie dla swoich rówieśników. - Co sądzisz o młodych zespołach ? - Są bardzo pracowici. Gonią za techniką. Obiecują sobie bardzo wiele po graniu... Pamiętam jak jeździliśmy na różne spędy z zespołami, które były noszone na rękach. Ludzie je uwielbiali, niemal całowali szaty. Za rok było won ze sceny, precz... Coś potwornego. - Jesteście ponadczasowi... - Każda maszynka może się zepsuć. Staramy się nie zarżnąć tego wszystkiego. Mamy jeszcze w zanadrzu kilka pomysłów. Powinniśmy rejestro‡‡‡‡‡‡‡‡‡ ‡ ‡ ‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡‡ artykół 2 Ryszard Riedel i Dżem SIE MACIE LUDZIE UROBEK - Czego się dorobiliście stojąc na polskim topie od tylu lat ? - PAWEŁ BERGER: To chyba widać po naszych samochodach jakimi jeździmy. Na piwo i chleb z masłem wystarcza. Na więcej niestety raczej nie... - ADAM OTRĘBA: Paru kacy na pewno się dorobiliśmy. - JERZY STYCZYŃSKI: Zarabiamy tak, że nawet nie stać nas na kupienie porządnego wzmacniacza do pianina. - Jak mogliście dopuścić do wydania płyty Tzw. przeboje - całkiem live ? (Riedel śpiewał z anginą - RnR) - BENO OTRĘBA: To właśnie kwestia pieniędzy. Nie mogliśmy zrezygnować z już wynajętego studia. Po prostu zmusiły nas okoliczności. - JS: Podejrzewam, że gdybyśmy wtedy nie nagrywali, mielibyśmy długi do dzisiaj. - Z której płyty jesteście najbardziej zadowoleni ? - AO: Z tej, którą ostatnio nagraliśmy. Może dlatego, że jest świeża, że oddaje nasze świeże podejście. - A z historii ? - JS: Absolutely Live i Zemsta nietoperzy . - AO: Najemnik . Jeśli chodziło o Zemstę to mam mieszane uczucia, ale wtedy był inny trip, taki dołujący, nieokreślony... - RYSZARD RIEDEL: Absolutely . - BO: Najemnik . - PB: Zemsta nietoperzy . - Ulubiony utwór ? - RR: Mała aleja róż . - JS: Whisky ! - AO: Cegła ! - BO: Jesiony . - PB: Whisky . I ten jeszcze nie napisany... HAPPY HIPPIE ? - Skąd się wzięło to przesławne Sie Macie Ludzie ? - RR: Przypadek, nic wykalkulowanego. Po prostu samo wyszło i się spodobało - jakoś przypasowało do naszego oblicza. Dzieciaki bardzo chcą, żeby tak zaczynać koncerty. - Rysiu, ta Twoja brudna koszulka, Twoje brudne włosy to kwestia image'u czy nie tylko ?... - RR: Ludzie lubią mnie takiego, jakiego mnie widzą, więc robię tak specjalnie. Ale miałem kiedyś koszulkę, w której chodziłem przez dziesięć lat, jednak zgubiłem ją w końcu. - Czy chcecie docierać tylko do publiczności hippiesowatej ? - RR: Hippiesi po prostu najczęściej przychodzą na nasze koncerty. Ale chyba chcemy grać nie tylko dla nich. - Jednak w tekstach propagujecie przede wszystkim idee hippiesowskie... - RR: Byłem hippiesem, właściwie jestem nim i dziś. A nie chcę śpiewać o rzeczach, których nie znam. - Jak się do tego mają narkotyki ? - RR: Nie propaguję brania w tekstach. - Rysiu, bierzesz jeszcze ? - RR: Czasami. - Chciałbyś przestać ? - RR: Chciałbym. - Co powiesz młodym ludziom, którzy - zafascynowani Tobą - może zaczną brać, może już biorą ? - RR: Nie, nie zdążą. To już zmierzch - kończy się wszystko... Nie lubię mówić o tych sprawach, bo co mogę powiedzieć ? Chyba tylko tyle, że nie warto brać. Nic więcej. - Jak problemy Ryśka wpływają na pracę zespołu ? - PB: To kłopotliwy temat. Na pewno nie jest to praca normalna, a bywa bardzo zwichrowana. - JS: Dużo zależy od jego nastrojów psychicznych, samopoczucia. - Jak wyglądałaby sztuka Dżemu gdyby Rysiek nie brał ? - AO: Znamy go od małego, od czasów, gdy tylko piweczko i nic więcej. Wbrew pozorom nie zmienił się. - Jak to się zaczęło ? - BO: ... Nie chcemy go ani usprawiedliwiać, ani winić, ale to było w stanie wojennym. Smutny czas. Chciał rozjaśnić szarość dnia i zaczął się bawić nie tymi klockami, którymi powinien. Poza tym chciał pomóc wyjść swojemu przyjacielowi. I poszło... - RR: Taa... - Jesteście razem z nim, pomagacie mu ? - AO: Staramy się. THE OTRĘBA BROTHERS BAND - Jak wygląda praca Dżemu na próbach ? Do kogo należy decydujące słowo ? - AO: Pracujemy wspólnie, demokratycznie. W różnych okresach, fazach pracy, liderem jest kto inny. - BO: Wspólnie przesłuchujemy pomysły i wspólnie podejmujemy decyzje. Naprawdę. - JS: Jeżeli wszyscy akceptują dany pomysł, to jest on kupiony. - Do korzystania z jakich wzorców się przyznajecie ? - BO: The Allman, Brothers Band, Lynard Skynard... Ostatnio spodobał mi się też Huey Lewis - wspaniałe, sekcyjne granie. No i - oczywiście - Clapton. - Twój wygląd wskazuje także na ZZ Top... - BO: Eee, ZZ Top to mają brody - gdzie tam moja przy nich... Nie, ZZ Top mi się podoba, ale chodzi tu bardziej o teksańskiego ducha niż o samą muzykę... Brody nie hodowałem - sama wyrosła, choć w zimie zawsze ją ścieram kurtką. - JS: Beno od pewnego czasu w ogóle zrezygnował z zupy. - BO: I ptysi, makaronu oraz kanapek, bo resztki, niestety, zostają, schodzą bokiem. - Paweł, dlaczego często prawie Cię nie słychać ? - PB: Tak czasami bywa. Ale w momentach, w których trzeba, słychać mnie dobrze. - Kiedyś częściej grywałeś na instrumencie akustycznym. Teraz wolisz elektronikę ? - PB: Wiadomo jak wyglądają fortepiany na trasach - zdemolowane, nie nastrojone. Trzeba by kupić jakiś fortepianowy plasterek , ale to straszny szmal... W każdym razie bardziej mi odpowiada brzmienie akustyczne. - Wolicie grać w klubach czy w halach ? - RR: Chyba w halach, ale to zależy od dnia, nastroju, okoliczności. Rozmaicie bywa. - Rysiu, czasami na koncertach zdarza się, że długo patrzysz w górę, jesteś jakby nieobecny. O czym wówczas myślisz, gdzie jesteś ? - RR: Nie powiem. Ale bywam daleko. - Czego w Dżemie jest więcej - spontaniczności czy wyuczenia ? - AO: To chyba się jakoś harmonijnie rozkłada. Ale nie lubimy zbyt poukładanych klocków. - JS: Najważniejsze, żeby się akordy zgadzały. - Od pewnego czasu jakby eliminujecie ze swoich piosenek akcenty reggae, country... - JS: Z reggae i country to tak się bawiliśmy, bo obszar, w którym chcemy się poruszać i poruszamy się, to rock, to środek. - Czyli nie uważacie siebie za zespół bluesowy ? - AO: Gramy w oparciu o bluesa. Jesteśmy zespołem bluesowym, jednak nie czysto bluesowym - myślę, że to jest dobra definicja. - BO: Nie jesteśmy grupą stricte bluesową jak np. Easy Rider, Nocna Zmiana czy Wielka Łódź. - JS: Jesteśmy zespołem młodzieżowym - ha ha. DŻEM'S NOT DEAD - Dlaczego odszedł Marek Kapłon ? - JS: Po prostu rozeszły się nasze drogi. Tyle. - Czy Jurek będzie stałym członkiem Dżemu ? - JERZY PIOTROWSKI: Nie wiem jak to się potoczy. Nie chcę deklarować się ani na tak, ani na nie. Na razie pracujemy razem i jest fajnie. - JS: Nawet jak bierze się żonę i przysięga przed ołtarzem, to przecież nie wiadomo, czy za dwa lata będzie to trwało nadal. - Opowiedzcie o nowej płycie. - JS: Ciekawe jest to, że nagraliśmy ją i zgraliśmy w trzydzieści sześć godzin. Większość numerów to rzeczy raczej stonowane. - BO: Do tego materiału mamy parę zastrzeżeń, lecz w takim tempie po prostu trzeba było pracować, bo gdybyśmy nie nagrywali teraz, to następna sesja byłaby możliwa nie wcześniej niż za pół roku. - AO: Tyle, że po raz ostatni decydujemy się na nagrywanie na chybcika. - Krążą słuchy, że macie jakieś problemy z jakimiś weryfikacjami (!)... - AO: W ogóle nie mamy weryfikacji ministerialnych i nie zamierzamy mieć. Dostaliśmy wezwanie i nie stawiliśmy się, bo one nic konkretnego nie dają. - PB: Problem rozwiązaliśmy w ten sposób, że wspólnie z naszym menago Leszkiem Martinkiem założyliśmy Spółkę Cywilną Dżem. Chcemy wszystko wziąć w swoje ręce, wszystko kontrolować od początku do końca. Doszliśmy do wniosku, że przez te wszystkie lata najwięcej szmalu umykało nam przez różne pośrednictwa, a ostatnio również przez piratów (pojawiły się jakieś kasety ze starymi numerami, kasety bez nazwy wydawcy, więc nawet przy pomocy kilku oprychów nie ma komu skuć mordy, a do sądu trudno iść, bo przepisy pozwalają na piractwo). - JP: SC Dżem sama wyda teraz analoga, natomiast sprzeda materiał na kompakt. - Jak długo będzie istniał Dżem ? - BO: Dopóki nie będą nas musieli wynosić na scenę. - JS: Dopóki Beno nie zgoli brody a mnie taka broda nie wyrośnie. JAN SKARADZIŃSKI WOJTEK STASZEWSKI artykół 3 Ryszard Riedel i Dżem PRAWDZIWKI GRAJĄ BLUESA Rozmowa z RYSZARDEM RIEDLEM - Tak już jest, że dziennikarze każdego muszą określić i zaszufladkować. Tobie przypięto etykietkę: pierwszy polski wokalista bluesowy . Co to dla ciebie znaczy: być wokalistą bluesowym? - To jest taki facet, który potrafi wyjść na scenę i zaśpiewać od razu, bez przygotowania. Na poczekaniu wymyśla słowa, a muzyka - no to jest właśnie blues. Jestem w stanie to zrobić. Często będąc już na scenie zmieniam coś w piosence, dodaje... Tak robi chyba większość bluesmenów. Poddają się nastrojowi - raz są zadowoleni, raz sfrustrowani, a w zależności od tego zmienia się muzyka. - Dla ciebie jest oczywiste, że Dżem gra muzykę bluesową, ale swego czasu wielbiciele krzyknęli: Zdrada ! . Chodziło o to że już nie gracie bluesa lecz rock, potem to samo z reggae. - Ja rozumiem bluesa trochę inaczej. Nasza muzyka nie jest do końca bluesowa, ale ona z bluesa wyszła i zawsze do niego wróci - bo tylko w bluesie można się totalnie wyżyć. Żebyśmy nie wiem jaki numer grali, to triada gdzieś się zawsze pojawi - nie sposób się od tego uwolnić. Jan Chojnacki powiedział kiedyś na ten temat: Przecież i tak zawsze słychać, że jest to kapela bluesowa . Mówiono, że odeszliśmy od bluesa, bo jeden numer w radiu był nagrany w innym stylu, a dla nas była to tylko fascynująca rytmem ska, reszta i tak pozostała ta sama. Ludzie są po prostu zepsuci przez kapele, które cały czas grają te same dźwięki. - Idąc tu - do Estrady Śląskiej - próbowałem sobie wyobrazić ciebie, Dżem sprzed dziesięciu lat: jacy wtedy byliście, co robiliście, jak doszło do powstania zespołu... - Fajne to były czasy, chociaż dopiero dzisiaj je tak wspominam, bo wtedy miałem masę kłopotów: rzuciłem szkołę, nie pracowałem, często nie było mnie w domu... -Masz jednak powody, by dziś wspominać te czasy jako fajne. - Postanowiłem wówczas, że wszystko oddam dla muzyki. Spotykaliśmy się z kolegami z Tych, dużo słuchaliśmy muzyki... - A potem sami zaczęliście grać... - Poznałem braci Falińskich i z nimi zmontowaliśmy zespół na wyjazd na obóz do Wilkas. Kto tam był ? Adaś, bracia Falińscy, ja śpiewałem... Chyba nikt więcej ? No tak, była gitara, bas, bębny i wokal. - I tam zaśpiewałeś po raz pierwszy. - Nie, pierwszy raz chyba na obozie harcerskim... Tak, sam, bez gitary śpiewałem piosenki Beatlesów. Zresztą do dziś nie potrafię grać na instrumentach harmonicznych - lepiej mi idzie na bębnach. Nie wiem, może to dlatego, że jestem leworęczny... - Hendrix też był leworęczny. - No, to się nauczę, czasu mam przecież przed sobą sporo. Tym bardziej, że chciałbym komponować. - Poczekaj, na razie jesteśmy na obozie w Wilkasach. Wróciliście z obozu i co ? - Graliśmy dalej. Mieliśmy kolegę w organizacji imprez i on załatwiał nam występy jako zespołowi rezerwowemu - jeśli nie dojechała jakaś inna grupa, coś nie wypaliło, wtedy graliśmy my. - Zaczęliście wreszcie zarabiać pieniądze... - Tak, ale były też takie okresy, że musieliśmy rzucać granie i szukać pracy. Czego ja wtedy nie robiłem ? Raz dostałem pracę w Spółdzielni Rolniczej - tam trzeba było być wszystkim - od murarza do zaganiacza byków... - Zaganiacza byków ? - No wiesz, tak jak kowboy. - Od murarza do kowboja - to byłby nawet niezły tytuł. Tylko, że nie ma tu nic o bluesie. - Ale kowboye na filmach grają wieczorami, po pracy na gitarach lub harmonijkach i ja właśnie wtedy także uczyłem się grać na harmonijce ustnej - dostałem od kogoś taką starą, enerdowską harmonijkę. Potem jak poznałem Skibę i usłyszałem jego grę - przestałem. - Miałeś kompleksy ? - Nie to, żeby kompleksy... Po prostu, jak już ktoś miał grać na harmonijce, to lepiej, żeby to był on. Ale teraz znów spróbuję. - A potem z fabryk i pegeerów znów wracaliście do muzyki - jaki mieliście wtedy repertuar ? - Graliśmy te wszystkie rzeczy, które także dzisiaj śpiewamy na koncertach. W 75 albo 76 roku powstała Ballada o malarzu , potem Pawie , Jesiony , które gramy do dziś zrodziły się w knajpie Pod Jesionami w Tychach... ale jej już nie ma. Schodziła się tam cała miejscowa bohema . - Teraz powinnam cię chyba zapytać o wasz debiut w Jarocinie, ale wspomniałeś o Jesionach , więc może porozmawiajmy o tekstach, które od początku sam piszesz dla Dżemu. - Wychowałem się na Nalepie, słuchałem piosenek Breakoutów - słowa, które do nich pisał Bogdan Loebi uważałem za najwspanialsze w polskiej muzyce. Wiedziałem, że chciałbym pisać w tym stylu. Potem, gdy po raz pierwszy przeczytałem teksty Morrisona przetłumaczone na język polski, włosy mi się zjeżyły na głowie. To samo było z Dylanem. Próbowałem sam pisać ale mi nie wychodziło. Potem poznałem Kazia Filo. Był jeszcze bardzo młodym chłopakiem, ale oczytanym, znał mnóstwo poezji, interesował się literaturą. W końcu sam spróbował pisać teksty. Robiliśmy to tak: nagrywaliśmy dla niego rybkę - to znaczy muzykę, do której śpiewaliśmy coś w rodzaju angielskiego tekstu i wtedy było mu łatwiej napisać słowa, które by dobrze brzmiały. - W końcu jednak zacząłeś sam pisać teksty... - Z braku laku, bo Filo uczył się i nie miał czasu zająć się pisaniem zawodowo. Wtedy napisałem Czarny kapelusz - dziś go wskrzesiliśmy i będziemy nagrywać. Potem próbowałem też pisać prozę, ale wyrzuciłem teksty. - Czarny kapelusz nie jest wyjątkiem, na koncertach gracie na ogół kompozycje sprzed kilku lat. - A wiesz dlaczego ? Te stare piosenki nie zostały nigdzie utrwalone. Gdybyśmy nagrywali płyty, zrobilibyśmy już z dziesięć nowych programów. - Śpiewasz o różnych sprawach i robisz to tak, że wiadomo, iż nie obejrzałeś tego w kinie, lecz sam musiałeś to widzieć, przeżyć. Tak jest to odbierane. - Wiesz jak powstali Niewinni ... O czym jest ten tekst. Byłem w tym kanale i to jest opis pewnych sytuacji. Robię to w taki sposób, żeby słuchacze wiedzieli, że to jest złe, a oni odbierają to odwrotnie. To straszne ! Przecież rozumieją o czym śpiewam, potem jakby zapominali i ograniczają się do naśladowania faceta, który to przeżył. - Jeśli już mówimy o tekstach, musisz mi wytłumaczyć jeszcze jedną rzecz: jak to się dzieje, że polscy bluesmani tak bardzo boją się śpiewać po polsku, sądzę, że jest to wręcz niemożliwe, a wam udaje się to robić tak dobrze ? - No, bo się staramy. - A naprawdę ? - To było tak, że ja się kiedyś wkurzyłem i powiedziałem: da się ! Pisząc teksty zacząłem wyrzucać, pomijać niektóre zgłoski - zwłaszcza te wszystkie sz, cz, to co się - po prostu - śpiewa źle. Okazało się, że polski język nie jest taki ubogi w słowa i można sobie poradzić. - Sądzę, że teraz spokojnie możemy wrócić do chronologicznego opisu dziejów Dżemu - kolej na Jarocin. -Gdzieś w gazecie przeczytaliśmy ogłoszenie. Przygotowaliśmy z Kazikiem specjalny program. Wtedy powstała Whisky , Pawie i te wszystkie rzeczy - w sumie około dwudziestu utworów. Posłaliśmy kasetę z nagraną muzyką z rybką , a teksty osobno na kartkach, bo już nie zdążyliśmy tego wszystkiego nagrać. Zaraz potem pojechałem jako techniczny z grupą Kwadrat do Poznania i tam poznałem Jacka Sylwina. Spytałem go czy słyszał naszą taśmę. Powiedział, że wszyscy są zaskoczeni, że jest to coś bardzo dobrego, mamy przyjeżdżać - i w ogóle afera. To było straszne zaskoczenie. Ja myślałem, że to się nikomu nie spodoba ! Jak wróciłem do domu, zaraz poleciałem do kumpli i powiedziałem im, że jedziemy do Jarocina. Była wielka radość. Zrobiliśmy składkę, wynajęliśmy Żuka i pojechaliśmy. Jakoś nam tam poszło. - Gdy zjawiliście się pięć lat temu w Jarocinie nie byliście już chłopcami, którzy wiedzą o sobie tylko tyle, że chcą się pokazać na scenie. Mieliście już za sobą ładnych parę lat grania i trochę doświadczeń. - Tak, ale dopiero tam poznałem tzw. branżę. Jako pierwszy wziął mnie na stronę Walter Chełstowski i powiedział: Na takiej pozie daleko nie zajedziesz . Chodziło mu chyba o to, żebym obciął włosy, wstawił zęby i zaczął robić karierę... Od razu też miałem propozycję pójścia do Kombi. Nie zgodziłem się. Pomyślałem: To po co się tak męczyłem, żeby teraz robić szmalec ? Łosowski tłumaczył mi, że z moim zespołem nie mam żadnych szans, że to, co robimy jest bez sensu. Spytałem go wtedy: To po co to wszystko ? Strasznie się wtedy zraziłem do tej całej branży , do Muzyki Młodej Generacji... Zresztą wtedy też zaczęły się kłopoty z zespołem: rozpadł się skład z Falińskim, wróciłem na Śląsk... - I Dżem przestał istnieć ? - Nie, na szczęście spotkałem Andzrzeja Urnego. Dzięki niemu Lakis zagrał z nami w Pawiu i zrobił z tego prawdziwy numer. Cały czas miałem też kontakt z Adamem, z Michałem. Spotykaliśmy się w starym garażu na sobotnio - niedzielne granie - tam zrobiliśmy temat Whisky - jeszcze bez tekstu. - Kiedy powstał obecny skład zespołu ? - Przed nagraniem singla Paw / Whisky . To, że go nagraliśmy, to był tylko łut szczęścia, bo tak naprawdę, cały czas mieliśmy pecha. Jeden człowiek z radia zaprosił mnie na rozmowę i powiedział, że możemy robić nagranie, ale położył na stole swoje teksty. To znaczyło, że jeśli zaśpiewamy to, co on napisał, będziemy nagrywać. Wziąłem te teksty, wsadziłem do kieszeni i wyszedłem. Poszedłem prosto do ubikacji i wyrzuciłem je do sedesu. I tak się sprawa naszych nagrań urwała. - Może, po prostu nie umieliście walczyć ? - Przede wszystkim nie mieliśmy odpowiedniego managera. Jeździliśmy na świetnie zorganizowane trasy, graliśmy masę koncertów, ale drzwi studia były przed nami cały czas zamknięte. Marzyliśmy o kimś takim jak nasz obecny manager - Marcin Jakobson, ale on bardzo długo nie mógł się zdecydować. W końcu, dopiero w ubiegłym roku, na festiwalu bluesowym w Olsztynie powiedział: Dobrze. To jest ten zespół . - I w tym momencie nastąpiła nowa era dla zespołu. Przeszliście na zawodowstwo. Opowiedz więc o Dżemie, który zarabia pieniądze, nagrywa płyty, koncertuje za granicą. - Przez wszystkie te lata cieszyło mnie, że ludzie z którymi gram, nie są próżni, nie chodzi im o to, żeby robić szmalec. Czasami, jak ci mówiłem, było tak, że trzeba było rzucić granie i iść do roboty, zarobić, by przeżyć. Ale potem znów wracaliśmy, żeby grać tę samą muzykę. Było ciężko żarliśmy się między sobą, przez rok nie mieliśmy koncertów... Zawsze byliśmy te prawdziwki , jak o nas mówiła poprzednia managerka. - Boisz się pieniędzy i sukcesu... - Pieniądze ? Jestem na tyle odporny, że mi to nie grozi. Ale to jest dla nas - prawdziwków czas przełomowy - teraz okaże się, co z tego wyniknie. Płyty - jedna, druga, dobre trasy, to koniec dla zespołu. Boję się, że Dżem przejdzie na zawodowstwo - w tym złym znaczeniu. Koledzy też się boją, żeby nad nami nie zaczął świecić kolorowy neon Zaiks . Dopóki będę czuł, że jest napięcie na scenie będę to robił. Ale jak się na tym złapię, że ma to być tylko dla szmalu - pójdę w cholerę. Nie wiem co wtedy zrobię... Może znajdę młodych ludzi, którzy pójdą za mną... - I znów wszystko od początku... Teraz gdy masz to, o czym chyba cały czas marzyłeś - zespół, który w dodatku może nagrywać, więc nic mu nie grozi. - Zawsze mówiłem mojej żonie, że zrobię kiedyś świetną kapelę, będziemy grać, będzie wspaniale. Ona tylko patrzyła na mnie i mówiła: tak, tak... Ale na dnie duszy nie wierzyła mi. Potem jak już był zespół, graliśmy, przypominała mi, tak jak ty przed chwilą: pamiętasz jak zawsze o tym mówiłeś? - Na koniec zostały nam jeszcze dwie sprawy: występy w Berlinie Zachodnim i płyta. - Na nasze koncerty w Berlinie Zachodnim przychodzi niewielu ludzi, ale fajnie się tam gra. Jest bardzo dobry klimat. Nieraz dla kilkudziesięciu osób graliśmy taki koncert, że długo będę o tym pamiętał... Czasem sobie myślę: gdybyśmy wszędzie grali takie koncerty?... Tam czujemy się bardziej zmobilizowani, bo chcemy pokazać, że w Polsce ludzie potrafią grać. Ale i tak najlepiej lubię grać w kraju, bo tylko tutaj ma to sens. Tu gramy dla ludzi, którzy na nas czekają - tam gramy sami dla siebie. Polska publiczność jest wspaniała, złakniona tej muzyki, która oddaje wiele emocji... Ale byłem na koncercie Republiki i nie wiem... nic nie czułem. Zupełnie to do mnie nie docierało. Ładne brzmienie, ale nic... Myślę, że nie obrażam tym Republiki, oni pewnie czuliby się podobnie na koncercie Dżemu. - Niedawno skończyliście nagrywanie dla Polskich Nagrań swego pierwszego longplaya. Co się na nim znajdzie? - Będzie parę starych piosenek: Ballada o malarzu , Jesiony , Whisky , a z nowych: Skok , Cegła - taki fajny blues. W sumie znajdzie się na niej osiem utworów. Zabraknie Alei Róż , bo się nie zmieściła, ale nagraliśmy ją na singlu, który wyjdzie jeszcze przed longplayem. - Czy czujesz, że jest jeszcze coś, o czym powinniśmy powiedzieć, żeby obraz Ryszarda Riedla był prawdziwy? - Jest coś na czym bardzo mi zależy, żeby ludzie o tym wiedzieli, bo ciągnie się to kupę lat... Wychodzę zawsze na scenę trzeźwy i świadomy tego co robię. Nigdy na scenie nie byłem pijany. A mój sposób zachowania... Tak śpiewam, nie jestem maszyną i w pełni się kontroluję. Spotkałem ludzi, którzy przeżywali szok, gdy po zejściu ze sceny dowiadywali się, że jestem zupełnie trzeźwy. Obserwując koncert, byli przekonani, że zdrowo sobie popiłem. - Sam więc widzisz, że trudno będzie napisać tak, by wszyscy widzowie waszych koncertów ci uwierzyli. Pomyślą, że to tylko reklama, a nie tak: na słowo honoru. - Poczekaj, w Tarnowskich Górach zdarzyło się to jeden, jedyny raz. Teraz mogę już dać słowo honoru. Rozmawiała: ANNA DĄBROWSKA DŻEM tworzą: Jerzy Styczyński i Adam Otręba - g.., Beno Otręba - gb., Paweł Berger - piano, Michał Giercuszkiewicz - dr., i Ryszard Riedel - voc. artykół4 Ryszard Riedel i Dżem Ryszard Riedel: Dżem ZATAŃCZĘ Z WILKAMI Ryszarda Riedla z zespołu Dżem, lidera polskiego rocka i bluesa złapaliśmy podczas koncertu już po występie, w kawiarni pod sceną Opery Leśnej w Sopocie. Wręczyliśmy mu Zadymę , chwilę porozmawialiśmy i już był z nami. Popatrzcie sami na dedykację. To dla Was. Bo Ryszard Riedel to wspaniała osobowość. Niepowtarzalna, nie do podrobienia. Prawdziwy bluesmen. Jest zawsze sobą. Szczery i otwarty na ludzi. - Jak to się stało, że pociągnął Cię blues? - Blues to przyjaźń, miłość, natura. Dawno sobie założyłem, że będę śpiewać bluesa. I do tego po polsku. Między innymi dlatego, żeby było się do czego odnieść. Blues to przyjaźń, miłość, natura. Tak jak w filmie Tańczący z wilkami . Życie jest na pewno piękne, a nie tylko nudne i tragiczne. Staram się o tym śpiewać. - Twój przebój - Malowany Ptak , ze słowami Darka Duszy, mówi o agresji młodzieży? - O zawirowaniach w życiu. Konkluzja jest jednak taka, że rozbijając okna nic nie tworzymy. - Podobno brałeś ?. Czy robisz to nadal? - Uważam, że wszystkie używki są dla ludzi. Ale nie można się nimi zachwycać. Więcej można osiągnąć przez sztukę, odradzam narkotyki... - Czego teraz pragniesz? - Chcę, żeby doszło do koncertu w Brodnicy. Tam przyjeżdża fajna młodzież. Gramy razem. A tak w ogóle o marzeniach - chciałbym spędzić kilka dni na prerii i zatańczyć z wilkami... - Jak odbierasz teraz polski światek muzyczny? - Lepiej. Po raz pierwszy między muzykami wytworzyły się jakieś nici przyjaźni. Przedtem każdy sobie grywał. - Masz radę dla smutnych? - Przydała by mi się samemu. Ale tak w ogóle trzeba być takim, jakim się jest. Nie udawać, filozofować. A i nie za bardzo tragizować. Prowadzi to do dołów . I po co? Wtedy można oknem skoczyć... - Nigdy nie miałeś dość trasy? - Czasami z tego powodu poklnę. Zabieram ze sobą 13-letniego syna. Będzie grał na bębnach. (Sebastian przytula się do ojca - przyp. red.) Trasa to mnóstwo koncertów. Fakt, czasami mam dosyć. Gdy zapieprzam jak mały samochodzik. A przecież lubię także sobie poleżeć z trawką i kwiatkiem w gębie... - Najgorszy dzień? - Chyba okres, gdy nic w życiu nie robiłem. Nim zacząłem śpiewać. Było to jednak 20 lat temu. - Najlepszy okres? - Chyba jakaś wielka miłość. Nie kocha się jednej osoby. Tylko różnych ludzi. Pamiętam na przykład mojego przyjaciela, którego poznałem w pociągu, na trasie z Kołobrzegu do Łodzi. Cały czas ta przyjaźń trwa. To artysta plastyk Bogdan Lisik. Zbliżył mnie do literatury, filmu i sztuki w ogóle. Wiele mu zawdzięczam. Jest wspaniały. Cenię sobie jego zdanie. Lubię dyskutować. Potrzebujemy się nawzajem nakręcać . Lepiej tak, niż przy pomocy gorzały. Jest fajnie. - Lubisz czarnych wykonawców bluesa? - Wolę białych. Lubię Erica Claptona i Jima Morrisona. Gdy zacząłem śpiewać wyrzuciłem przez okno płyty Niemena i Breckautów . Powiedziałem im o tym. Zrobiłem tak dlatego, żeby się na nich nie wzorować. Szukałem siebie w muzyce. - Jaki jest Twój znak zodiaku? - Panna. Nie skończyłem żadnej szkoły. Nawet ósmej klasy. Miałem kłopoty z ojcem. Tak wyszło. Dziś po latach nie mam zamiaru sztucznie nadrabiać. Życie nauczyło mnie wiele. Niech to tak będzie. Miałem szczęście... - Naprawdę? Czyżbyś urodził się w czepku? - Tak powiedziała mi matka. Gdy się rodziłem, długo nie pisnąłem nawet. Potem wydałem z siebie ponoć bek. Otoczenie skomentowało: - Będzie śpiewał! - I tak już zostało. - Dziękujemy Ci, Ryśku. Śpiewaj nam wciąż polskiego bluesa! Rozmawiała: BARBARA KALITA artykół 5 Ryszard Riedel i Dżem DŻEM MAJĄ NAJWIERNIEJSZYCH FANÓW NA ŚWIECIE Niewiele jest teraz grup na polskim rynku, które grają koncerty przy pełnych salach. Popcorn przedstawia jeden z wyjątków od tej reguły. Miniony rok upłynął pod znakiem tzw. comebacków, czyli powrotów na estradę rozmaitych prehistorycznych wykonawców. Za granicą skrzyknęli się koledzy z YES, JETHRO TULL, PROCOL HARUM. W kraju na scenie pojawiły się CZERWONE GITARY i KLAN, a z nieco mniej starożytnych formacji - 1984 i WAŃKA WSTAŃKA. Co przyniesie bieżący rok - trudno przewidzieć, lecz w jednym horoskopy są zgodne: nie nastąpi reaktywowanie legendarnej śląskiej kapeli DŻEM. Nie musi. Ta założona pod koniec lat 70 - tych a działająca profesjonalnie od 1980 r. grupa blues rockowych maniaków pracuje przecież bez chwili przerwy. Oprócz długowieczności DŻEM charakteryzuje wyjątkowa stabilność składu: Rysiek Riedel (voc), Jurek Styczyński (g), Adam Otręba (g), Beno Otręba (bg) i Paweł Berger (kbds) są ze sobą od zawsze . Jedyne korekty personalne dotyczyły perkusistów. W 1986 r. Michała Giercuszkiewicza zastąpił za bębnami Marek Kapłon (eks - TSA), zaś pięć lat później jego miejsce zajął, mistrz nad mistrze - sam Jerzy Keta Piotrowski (eks - SBB, Kombi, Young Power). DŻEM zajmuje na naszym rynku miejsce szczególne. Przez 12 lat zespół szedł konsekwentnie własną drogą nie oglądając się na przemijające mody i tendencje. Muzycy uwolnieni od zdradliwych łamańców stylistycznych doprowadzili do perfekcji warsztat wykonawczy. Są chyba jedynymi, którzy potrafią zagrać koncert w każdej sali nie narzekając na odsłuchy, nagłośnienie itp. Lata wspólnego grania ukochanej muzyki inspirowanej brzmieniem amerykańskiego Południa i Zachodu (Lynyrd Skynyrd, ZZ Top, The Allman Brothers Band) zaowocowały niezwykłym, pełnym mistycznego uniesienia zespoleniem. Słychać to zwłaszcza podczas koncertów. I wtedy dopiero można poznać właściwy smak DŻEMU. Fani odpłacają grupie kultowym uwielbieniem i zawsze owacyjnym przyjęciem. Każdy publiczny występ kapeli to małe święto, także dla muzyków, którym popularność bynajmniej nie napędza sodówki pod czółka. Na codzień są przemiłymi, bardzo dowcipnymi kolesiami, cóż z tego, że nieco starszawymi (najmłodszy z całej szóstki J. Styczyński liczy sobie 34 wiosny). Czterech spośród nich jest poważnymi ojcami rodzin. Są to: Jurek Piotrowski (córka zdaje w tym roku maturę w jednym z katowickich liceów), Beno Otręba (trójka drobiazgu w różnym wieku), Paweł Berger (osiemnastolatka w liceum) oraz Rysiek Riedel (dwoje dzieci, syn Bastek zapowiada się na niezłego perkusistę). Kawalerami są gitarzyści Adam Otręba i Jurek Styczyński. Ten ostatni nie zalicza się już właściwie do ludzi stanu wolnego, gdyż rządzi nim bez reszty pewna śliczna studentka wydziału filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego. Nie trzeba jednak kończyć filozofii, aby zrozumieć istotę popularności tej niezwykłej formacji. Tkwi ona w autentyzmie, braku jakiegokolwiek wyrachowania dżemowej muzyki i riedlowej poezji. Pisze riedlowej , bo charyzmatyczny frontman zespołu jest autorem większości tekstów. Ortodoksyjni poloniści nie będą nimi zachwyceni. To, co pisze Riedel często jest chropawe, jakieś krzywe, nieraz naiwne. Jednak we wszystkich tych niedoskonałościach mieści się ogromny ładunek emocji, towarzyszących temu wielkiemu wokaliście, porównywanemu słusznie z Paulem Rodgersem. Riedel jest nie tylko wybitnym artystą. To także wielki naiwny dzieciak, tęskniący za epoką Indian i kowbojów. To wieczny hippies, który nie chce zrozumieć, że era dzieci - kwiatów odeszła bezpowrotnie w przeszłość. Stąd zapewne w muzyce tej kapeli tyle tęsknoty, lęku, destrukcji ale także drapieżnej miłości do życia. Wie o tym każdy, kto choć raz spróbował DŻEMU, który jak wszystkie wytrawne specyfiki bywa w smaku nieco gorzkawy... artykół 6 Ryszard Riedel i Dżem DŻEM BEZ FILOZOFII Jurek Styczyński opowiedział mi, jak to wraz z innymi muzykami Dżemu został zaproszony na zabawę przez pewne towarzystwo, a cały ten bal odbywał się przy specjalnie dobranej muzyce: Tańczyliśmy w rytm własnych numerów. Śmieszne to było wrażenie... Ja sam usłyszałem Dżem po raz pierwszy w trakcie poznańskiej imprezy Folk And Blues Meeting, piętnaście lat temu. Uwagę zwracał wtedy wokalista o niesamowicie hippiesowskim wyglądzie, jak na tamte czasy. Przede wszystkim jednak śpiewał bardzo obiecująco. Tak też napisałem w recenzji dla Jazzu . Później zdarzyło mi się recenzować kilka płyt Dżemu - pisać o nich dobrze z pełnym przekonaniem. A ostatnio miałem okazję wysłuchać tego, co muzycy grupy mają do powiedzenia na temat własnych nagrań. Spotkaliśmy się tuż przed ich koncertem, który był jeszcze jednym potwierdzeniem, że Dżem na estradzie to nadal coś jedynego w swoim rodzaju. No ale na co dzień trzeba się zadowolić płytami... CEGŁA RYSZARD RIEDEL: Gdyby to było możliwe, na pewno zmieniłbym inżyniera dźwięku... Doszło do tego, że my sami miksowaliśmy płytę, nie mając o tym pojęcia. JERZY STYCZYŃSKI: Mieszkaliśmy w Forum dwa albo trzy tygodnie i nagrywaliśmy ją jak każdą inną płytę później - partiami. Najpierw sekcja, potem gitary, wreszcie wokale - co w rezultacie dało dość marny efekt. Brakowało nam doświadczenia, Byliśmy stremowani. Stąd nie ma tam tej siły. Żeby to jeszcze brzmiało... Ale nie brzmi. Płyta obroniła się, bo była pierwsza, długo oczekiwana. No i tak staraliśmy się dobrać numery, żeby to miało ręce i nogi. Czasem jej słucham, ale nie mogę dosłuchać do końca. Do dzisiaj gramy utwory z Cegły : Skok , Whisky . Bo ludzie chcą tych numerów. BENEDYKT OTRĘBA: Na rynku już istnieliśmy pięć lat, ale to było dla nas ogromne przeżycie... Przedtem nagraliśmy parę kawałków w katowickim studio, były też single, jednak nie mieliśmy koncepcji brzmienia tej płyty. Zdaliśmy się na panią realizator... Dalej darzę tę płytę pewnym sentymentem, chociaż pamiętam, że Słodką musieliśmy grać z zegarkiem w ręku. Jesiony też... PAWEŁ BERGER: Na pewno ładne są kompozycje na tej płycie - pierwsze, świeże. Niestety, między naszym koncertem a tymi nagraniami była przepaść. Taka sztywna, kwadratowa płyta. Ale dała nam okno na Polskę. Do tego czasu wszystko było przed nami pozamykane. Ktoś tam proponował nam nagranie, ale w zamian za to, że weźmiemy jego tekścik. A my nie chcieliśmy się zgodzić na cudze teksty. Chcieliśmy nagrać swoją, autentyczną płytę i musieliśmy zapłacić frycowe, czekając na to tak długo. I zemściło się, że nie mieliśmy doświadczenia w pracy w studiu: jednak trzeba w domu coś nagrywać. Facet powiedział maszyny poszły , a tu: skurcz mięśni, szczękościsk... Coś do dziś nam z tego zostało, chociaż może nie tak bardzo, bo wiek robi swoje. ABSOLUTELY LIVE RR: Na Absolutely Live jedna rzecz mi się nie podoba - ten pogłos. A tak ogólnie: chyba jedna z najlepszych płyt. Jest taka autentyczna. PB: Na pewno ważny był ten kontakt z publicznością... Był to czas, kiedy mogliśmy sobie swobodniej pograć. Teraz, kiedy Dżem wychodzi, to musie być tak i tak ... Klient płaci, klient wymaga... Chodzi tylko o to, żeby utrzymać jakąś wysoką średnią. Robi się dużo utworów gotowych, zaaranżowanych prawie do końca. Kiedyś robiliśmy tak, że 50 procent rzeczy było aranżowanych, a 50 rodziło się na koncercie. W Niewinnych cała ta atmosfera i to zakończenie są wyimprowizowane. JS: Jest to fajna płyta. Świeża, jednorodna. Akurat wtedy mieliśmy formę i graliśmy wściekłe koncerty. To była chęć zaistnienia i jedynym atutem mogło być czadowe granie. Były pewne nieporozumienia przy zgrywaniu, ale pozostawiliśmy tak, jak jest... BO: Na pewno było to zagrane z ogniem. Była strasznie gorąca atmosfera, wspólnie podekscytowanie - nasze i publiczności. Ale Alabamę znowu zagraliśmy z zegarkiem... Na innych koncertach graliśmy to w nieco dłuższej wersji. ADAM OTRĘBA: Strasznie lubię koncertowe płyty. W studiu jakoś nie ma tych możliwości - skrzydła podwinięte... ZEMSTA NIETOPERZY JS: Moim zdaniem - to najlepsza płyta. Co ciekawe: współpraca z Przybyłowiczem to była przypadkowa sprawa, a ta płyta bardzo wiele mu zawdzięcza. To nie były za bardzo bluesowe numery, ale do dzisiaj są dobre. Ja akurat wsadziłem palec w drzwi studia i gdyby nie Beno, który je jakoś złapał, to prawdopodobnie byłbym bez palca. Na szczęście okazało się że nie ma złamania i solówki już dogrywałem właściwie normalnie. AO: Alek Korecki też tam grał i też się dobrze spisał. Wesoło z nim było... Przy Giełdzie (studio w którym powstała płyta - przyp. wk) jest knajpeczka - pękło sporo szkła. PB: Zawsze mnie to denerwowało w naszych studiach... Facet, powiedzmy - Jurek, nabija na gitarze utwór, gitara jest czadowa, wchodzi cały zespół i ... wszystko siada. Dlaczego? Dlaczego zachodnie płyty tak brzmią? U nas też wszystko w studiach jest zachodnie, ale realizatorowi ktoś powiedział, że wskazówka nie może się dalej wychylić... Zemsta jest w takim bardziej melancholijnym klimacie - nawet to reggae, które tam jest. ZBIGNIEW SZCZERBIŃSKI: Zemsta nietoperzy najbardziej podoba mi się z całego dorobku zespołu. TZW. PRZEBOJE BO: Popełniliśmy taki błąd jak kiedyś w Brodnicy, gdzie był dzień reggae i dzień bluesowy. Zagraliśmy do północy wszystkie nasze numery reaggae'owe a później - tylko bluesowe. Czuliśmy się fatalnie: nie potrafiliśmy stworzyć dramaturgii koncertu. I to samo jest na tej płycie. Gdyby nie jedna strona reggae, a druga rockbluesowa, gdyby to pomieszać - wyszłaby inna płyta... Muzycznie jest tam wszystko w porządku i tylko ciążyła nam świadomość, że Rysiek tak naprawdę nie może śpiewać. JS: Jest zagrane dobrze, brzmi dobrze, Rysiek ma chrypkę - słychać że jest chory... Ale gdybyśmy odwołali wtedy tę sesję, to do dziś mielibyśmy długi. RR: To były dwa koncerty. Pierwszy nie był rejestrowany, tylko ustawiano magnetofony. I ja po prostu na tym pierwszym dałem za ostro, a że byłem po długiej trasie - wysiadło mi gardło... I drugiego koncertu nie byłem w stanie zaśpiewać. Okazało się, że była możliwość zrobienia takiego wlewu. Musiałem podpisać, że się zgadzam... Po tym wlewie na tyle odzyskałem głos, że coś tam z siebie wydobyłem. Ale gdybym wiedział, jak będzie, to bym nie podpisał... Strasznie długo tej płyty nie słuchałem - uważałem, że to jest dupa... Ale tak sobie posłuchałem niedawno i nie najgorzej było, jeśli chodzi o grani... Jest to jakiś dokument. THE BAND PLAYS ON JS: Wiadomo, że Rysiek był w niezbyt dobrej formie, a my chcieliśmy grać i tak powstał pomysł, żeby pokazać, że możemy zagrać sami. Bo niektórzy mówili, że bez Ryśka nie potrafimy. Ta płyta dała nam więcej wiary w siebie, ale nie uważam jej za zbyt udaną. PB: Marcin Jacobson (wtedy menażer Dżemu - przyp. wk) powiedział, żebyśmy to zrobili, żebyśmy się nie bali. Były to takie robocze rzeczy, które graliśmy sobie na próbach. Nigdy nie myśleliśmy, że z tego będzie płyta... BO: To powstało z rozbiegu przy nagrywaniu Najemnika . Ja tu mam uwagi do perkusji. Marek uparł się przy tym brzmieniu werbla, chciał brzmieć jak Copeland... Ale w sumie to była taka radosna płyta. Nie byliśmy zobligowani tekstami Ryśka, które raczej są dołujące. Pierwsza płyta, którą mogliśmy tak luzacko potraktować. NAJEMNIK PB: Nigdy nie bawiliśmy się w politykę. Wojsko... Większość młodych ludzi przechodzi ten etap. Pisali do nas na ten temat, dużo listów z wojska dostawaliśmy. Ta płyta była zaadresowana do nich. Niektórym chyba pomogło, może spuścili palec z cyngla... Rysiek był bardzo związany emocjonalnie z Najemnikiem II - przeżywał to na koncertach, walczył... BO: Słucham tych naszych płyt od przypadku do przypadku... Z tej Modlitwa bardzo mi się podoba. Wolałem te utwory na żywo: Najemnika II lepiej się grało na koncertach niż w studiu... Na estradzie Rysiek padł jak rażony piorunem na koniec utworu. Zawsze to na nas robiło wrażenie. A za pierwszym razem to było przerażenie - że mu się coś stało... RR: To miała być taka pierwsza całościowa , zamknięta płyta i nie udało mi się tego zrobić. Właściwie miałem teksty, ale niektóre nie pasowały i trzeba je było szybko zmienić. Na kolanie, w studiu pisaliśmy... JS: Numery fajne, aczkolwiek mogłyby zostać nagrane dużo lepiej. Ale dobrze, że taka płyta wyszła. Lubiłem ją przez pierwsze dwa miesiące, a później mi przeszło. DETOX BO: Detox to był początek naszej współpracy z Jurkiem Piotrowskim. Przygotowaliśmy te utwory jeszcze grając z Markiem Kapłonem, a potem przyszedł Piotrowski i przez dwie, trzy próby robiliśmy te numery jakby na nowo. AO: Rysiek wtedy strasznie się zmagał sam ze sobą, nas to trapiło... A ta płyta to kolejny etap. My zawsze krok po kroku, bez zbędnej filozofii. Ktoś przyniesie taki pomysł, ktoś - inny... Wspólna robota, nie ma przepychanek i to jest dobre. Pamiętam, jak po nagraniu wracaliśmy z Poznania. Mieliśmy Detox na jednej kasecie i w pociągu bez przerwy słuchaliśmy. Do Katowic każdemu udało się posłuchać ze trzy razy... JS: Jedna z naszych lepszych płyt. Ale i tak do ostatecznych wniosków doszliśmy po nagraniu. RR: Pamiętam, że coś tam jeszcze w hotelu robiłem, ale to były tylko takie poprawki w tekstach. Już mniej więcej wiedziałem, jak to będzie wyglądać... Lubię i uważam, że jest lepsza od tej, która teraz się ukazała. PB: Płyta jest bardziej zwarta niż poprzednia. Może nam coś nie wyszło z tego, co było założone. Ważne jest jedno: spotkanie z Piotrowskim. Fachowiec na swoim instrumencie, legenda SBB - a my wychowaliśmy się na muzyce tego zespołu. Właściwie mieliśmy grać z Piotrowskim pół roku, a wydłużyło się do półtora, bo nam się dobrze współpracowało... THE SINGLES JS: Po prostu składanka... AO: Ta płyta mi się podoba. Jest różnorodna. Taki przekrój. PB: Jest bardzo świeża. Dziwi mnie, że Paw i Whisky dobrze brzmią do dziś. W Pawiu Apostolis (Antymos - przyp. wk) dograł te swoje kociołki, razem bujaliśmy się przy tym... DZIEŃ W KTÓRYM PĘKŁO NIEBO BO: To był nasz pierwszy koncert, jaki został nagrany. Wznowiliśmy to tylko ze względów archiwalnych. JS: To był koncert na Famie, słońce nam świeciło prosto w twarze. Była z tego pierwsza kaseta, bo o płycie nie mogliśmy jeszcze wtedy marzyć... AO: Była to dziwna historia... Strasznie dużo pogłosu na gitarach. Trochę przerażenia było... Wersja Niewinnych najgorsza z możliwych. Ale także dlatego zdecydowaliśmy się na wydanie tego po latach, że jest coś, co ten koncert naprawdę wyróżnia. Paweł tu gra na zwykłym fortepianie. PB: Jest to płyta nie zgrywana. Tak, jak leciało na koncercie - tak zostało nagrane na dwuśladzie. RR: Nie uznaję tego w ogóle. Niepotrzebne zawracanie głowy... To miało gdzieś tam zostać - na kasecie... WEHIKUŁ CZASU JS: Niezły koncert. Jest czad, jest wszystko... Nie jestem zbyt zadowolony ze swoich popisów, bo parę dziwnych dźwięków zagrałem, ale poszło... BO: Myślę, że płyta fajnie brzmi. Mogę jeszcze dzisiaj tego słuchać i... słucham. AO: Pięknie spisał się Jurek Piotrowski na tym koncercie. Tylko dwie próby w szatni przed wyjściem i zagrał znakomicie... PB: Chcieliśmy - przede wszystkim - raz zagrać długi koncert. Zawsze był niedosyt... Nagraliśmy to, bo chcieliśmy, żeby wszyscy się z nami bawili. RR: Jak zszedłem z estrady po tym koncercie, to byłem załamany. Myślałem, że zaśpiewałem nie tak, ale, jak później posłuchałem, byłem mile zaskoczony. AUTSAJDER JS: Tę płytę bardzo lubię. Może dlatego, że nie ma na niej ani jednego mojego numeru? RR: Jest to jakby autorska płyta Benka i Adama. Niemniej pracowaliśmy nad nią zespołowo. Może dlatego, że bębniarz się zmienił i znowu trzeba było się zgrać. Myślę, że jak załapiemy luźniejsze granie, to następna może być jeszcze ciekawsza. BO: To jest płyta, która powstawała dość długo. Przymierzaliśmy się, żeby wejść do studia na wiosnę i już mieliśmy niektóre utwory jak tytułowy, Cała w trawie czy Prokurator . Ale chcieliśmy nagrywać u Jacka Mastykarza w Krakowie, a on czekał na cyfrowe magnetofony... W końcu weszliśmy do studia w październiku. Tak się złożyło, że większość numerów jest moja... Może dlatego, że na jesieni zeszłego roku kupiłem pudło Fendera i zacząłem sobie grać: przypominać stare pomysły, dopracowywać. Zaproponowałem to na próbach i koledzy podchwycili. Uważam, że to przede wszystkim płyta Dżemu. AO: Brzmienie jest chyba najbardziej dopracowane. Może nawet za słodkie. Naturalna kolej rzeczy: coś się doprowadza do perfekcji... PB: Świeża rzecz - nie mam zdania. Wszystko na pewno brzmi jak Dżem. I o to chodzi. Wysłuchał: WIESŁAW KRÓLIKOWSKI artykół 7 Ryszard Riedel i Dżem SKAZANY NA BLUESA Jeśli go nie znałeś, to nie żałuj... bo przyjaciela straciłbyś, jak ja... Był jednym z niewielu skazanych na bluesa, ten wyrok dodawał mu sił, miał dom i rodzinę, spokojnie mógł żyć lecz często uciekał by stanąć przed wami, by znów nabrać sił... Skazany na bluesa Pożegnaliśmy artystę, człowieka który każdym tekstem, każdą piosenką wyrażał smutek, tragizm i ból swej drogi, swego losu. RYSZARD RIEDEL, był kaznodzieją szarości, Jego płyty, to pamiętniki rozpaczy i przerażenia, to listy o samotności człowieka wygnanego z życia, z którym nie dał sobie rady. Między życiem którym żył, a życiem, które pisał, trudno przeprowadzić linię podziału, biografia i sztuka splotły się w tragiczną jedność. Nikt jak On tak sugestywnie i prawdziwie nie potrafił opowiadać nam o świecie, w którym szczęśliwym można być tylko w snach, o tej zalewającej nas wokół nieupiększonej rzeczywistości. Tak naprawdę żegnaliśmy się z Nim od lat, choć na śmierć na pewno nikt nie był przygotowany. Pewne jest jedno, Jego życiopisanie pozostanie z nami na zawsze, choć żal, bardzo żal, że już nigdy nie usłyszymy na koncercie tego prostego i magicznego zarazem: sie macie ludzie ... BRUM * Uczciwie mówiąc, nigdy nie byłem wielkim przyjacielem Ryśka czy zespołu, nie jeździłem z nimi w trasy, nie zapowiadałem koncertów, no może z małymi wyjątkami. Tak więc nie należałem do tej grupy najbliższych kompanów zespołu, a to głównie ze względów geograficznych. Jeśli zaś chodzi o DŻEM jako zjawisko, to funkcjonowało ono w Polsce, na zupełnie innych zasadach. Poza koniunkturą, modą i fryzurą. Może to okrutne co powiem, ale świadomość tych, którzy wiedzieli, że Rysiek może przestać śpiewać wcześniej niż by mógł, powodowała, że każdy koncert Dżemu, był momentem szczególnym. Były przecież koncerty bez Ryśka, kiedy był w zapaści, kiedy nikt nie wiedział czy z tego wyjdzie. Ta niepewność, ten spacer po kruchym lodzie dodawały temu wszystkiemu nieziemskiego magnesu. Umówmy się, że publiczność, która Go oglądała była widownią Koloseum. Ona nie była zagrożona, On był zagrożony. Umierał na naszych oczach cały czas mówiąc nam o tym... I to właśnie stanowiło o niepowtarzalności zjawiska jakim była ta orkiestra. Dżemu już nie będzie, Riedel dobarwił to w sposób niepowtarzalny. Nawet dla tych, którzy nie uświadamiali sobie tragedii, która gdzieś tam czyhała, Dżem był zawsze zjawiskiem magnetycznym, wydarzeniem specjalnym, szczególnie na żywo. Nie chcę mówić, że to taki polski GRATEFUL DEAD, ale... Tak to już jest, że los każe co jakiś czas, aby taka tragedia się zdarzyła, by twórczość wielkich rocka, MORRISON, HENDRIX, JANIS... Gdybyśmy dzisiaj słuchali koncertu lekko wyłysiałego, grubego Hendrixa, to nie byłoby tej legendy. Takie jest niestety okrucieństwo tych, nie tylko rockowych, scenariuszy... WOJCIECH MANN * Poznałem zespół Dżem i Ryśka podczas festiwalu w Jarocinie, gdy debiutowali tam, choć co dziwne, nie wygrali. Laureatem została wówczas grupa OGRÓD WYOBRAŹNI... Już wtedy wiadomo było, że będzie to grupa świetnie sprawdzająca się na koncertach. Gdy Riedel wychodził na scenę, to publiczność była jego. Nie spotykałem Ich często, rozmawiałem może trzy razy w życiu, ale zawsze robili na mnie kolosalne wrażenie. Był to najlepszy w kraju zespół koncertowy, który nie bardzo jakoś potrafił sprawdzić się w studiu. Wszystkie nagrania koncertowe są lepsze niż studyjne. Dramaturgia Ich występów miała w sobie coś z tragicznego duchowego ekshibicjonizmu... Żal mi, że nigdy nie mieli u nas na liście numeru jeden. Na pewno Rysiek miał jeszcze wiele do powiedzenia, do zaśpiewania. Gdy słucha się utworu Jak malowany ptak , to czuć, że wiedział, że samounicestwienie zbliża się do kresu. Wiedział i informował nas o tym, żegnał się... Za wcześnie. MAREK NIEDŹWIEDZKI * Dżem i Riedel to dla mnie postacie znane chyba od 12 lat. Pierwszy raz zetknąłem się z Nimi podczas drugiej czy trzeciej Rawy Blues, z którą byli bardzo związani. Mogę mówić o zespole Dżem i Ryśku, bo chociaż bez jednego nie byłoby drugiego i odwrotnie, to były dwa samodzielne elementy. To się czuło w kontaktach towarzyskich i na estradzie. Riedel był dodatkowym instrumentem, do bazy jaką stanowili muzycy, ale był sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Jako jeden z niewielu wykonawców, nie tylko krajowych, potrafił być przykładem w jaki sposób mogą uzupełniać się głosy i instrumenty. U Niego było to niezwykłe, że raz był żywym człowiekiem a raz orkiestrą. Tam gdzie wokalista bluesowy nic nie może dopowiedzieć własnymi słowami, tam uderza w gitarę. Riedel potrafił jedno i drugie. Był sam dla siebie uzupełnieniem. To bardzo rzadka umiejętność. Chciałbym, żeby to był ostatni przypadek, gdy tracimy kogoś fantastycznego i niepowtarzalnego na Jego własne życzenie. Straszne jest to, że kochający Go ludzie, przyjaciele, fani, przyczynili się do Jego tragedii, razem z wyrazami uznania przynosząc mu narkotyki... Jego koledzy z zespołu cierpieli razem z Nim, czuwali i próbowali wrócić Go do życia, niestety bezowocnie... Ponadczasowość Dżemu polega na tym, że byli prawdziwi, nie udawali. To gwarantowało ponadpokoleniowość tego, co robili, pomimo iż grali muzykę, jak się wydaje nieaktualną. JAN CHOJNACKI * Wieść o śmierci Riedla dotarła do mnie w bardzo szczęśliwym momencie mego życia, w momencie, gdy wychodziłem z 1 koncertu nowej trasy zespołu THE ROLLING STONES. Upłynęło już sporo dni, a ja nie potrafię ubrać w słowa tego, co się we mnie kłębi, że Go już nigdy nie usłyszę, nigdy nie zobaczę przy mikrofonie. Jakoś mi się to jeszcze nie mieście w głowie... PIOTR KACZKOWSKI * Czy przyjmiesz mnie mój Boże, kiedy odejść przyjdzie czas, Czy podasz mi swą rękę, a może będziesz się bał... Jak malowany ptak artykół 8 Ryszard Riedel i Dżem NOWY ROZDZIAŁ Dżem, z przyczyn o których wszyscy wiedzą, znalazł się nagle na pozycji zespołu, któremu przyszło zaczynać od początku. Może trochę w tym przesady ale dla grupy rozpoczął się nowy rozdział w historii. Zespół wkroczył na nową drogę, drogę nie łatwą - obarczony bagażem tych wszystkich lat przez które - za sprawą RYŚKA RIEDLA - otoczony był czarodziejską aureolą, towarzyszyła mu magiczna siła tkwiąca zarówno w muzyce i tekstach jak i osobowości nieodżałowanego frontmana. Czy doświadczenie muzyków, Ich niekwestionowana klasa, wsparte głosem obiecującego wokalisty JACKA DEWÓDZKIEGO wystarczą aby unieść taki ciężar, wytrzymać takie ciśnienie i przyzwyczaić publiczność do nowej sytuacji, nowych piosenek. Pierwsze nagrania nowego DŻEMU, prezentowane w radio, chyba rozwiewają te wątpliwości. Ale tak naprawdę, prawdziwą odpowiedź przyniosą dopiero koncerty... O ile zastąpienie gitarzysty, wymiana bębniarza czy basisty wydaje się formalnością i nigdy nie przysparzało zespołom większych kłopotów, o tyle zmiana wokalisty nigdy nie była sprawą łatwą. A co dopiero jeśli chodzi o kogoś takiego jak RIEDEL. To On przecież, w dużej mierze decydował o wyrazistym stylu DŻEMU, to dzięki Niemu panowała u nas swoista, cicha moda na Dżem, to On uosabiał siłę i autentyczność z jakiej DŻEM zawsze słynął. Niektórym się udało - GENESIS, BLACK SABBATH. Innym nie - DOORS, NARYLLION. Podobnie w Polsce. Ile to wody w Wiśle musiało upłynąć zanim sympatycy ODDZIAŁU ZAMKNIĘTEGO zaakceptowali przy mikrofonie JARKA WAJKA. Czy DŻEM dalej będzie jedyny, wyjątkowy, kochany... Miejmy nadzieje! W ubiegłym roku zespół wydał oświadczenie, z którego wynikało, że RYSIEK RIEDEL nie jest już członkiem DŻEMU. Czy moglibyście powiedzieć coś o kulisach tego oświadczenia i co ono oznaczało w praktyce? BENO OTRĘBA: Tak się stało za namową lekarzy. Powtarzali nam ciągle, że rozpięliśmy za duży parasol nad RYŚKIEM. W wielu sytuacjach wyręczaliśmy Go, zajmowaliśmy się Nim aby tylko jak najdalej odsunąć Jego kłopoty, tak, że RYSIEK często przestawał być tych problemów świadomy. Nie pamiętał co się działo. Chcieliśmy postawić Go w końcu na własnych nogach, żeby poczuł życie realniej. Przetrzymywaliśmy Go u siebie, żeby tylko oddzielić od tyskiego środowiska. Wiedział, że jak znowu zacznie ćpać to się rozstajemy. Zresztą w jednej z rozmów, kiedy czuł, że już nie wytrzyma, sam zrezygnował. Postanowił zawiesić współpracę do chwili kiedy dojdzie do pełnej formy. Chodziło nam tylko o to aby zaczął się kurować. Nie zamierzaliśmy z RYŚKA rezygnować... Ale czy konieczna była tak drastyczna forma? Wielu ludzi strasznie to przeżyło... ADAM OTRĘBA: Być może był to błąd z naszej strony. Trzeba jednak pamiętać, że przecież zawieszaliśmy już współpracę z RYŚKIEM parokrotnie. Z wielu naszych planów musieliśmy zrezygnować właśnie ze względu na Niego. Przestaliśmy np. interesować się propozycjami grania w zachodnich klubach, bo RYSIEK nie mógł wyjeżdżać za granicę. Próbowaliśmy z NALEPĄ, z MONIKĄ ADAMOWSKĄ... na RYŚKU nie robiło to wrażenia. Dlatego kolejną próbą przemówienia Mu do rozsądku było oficjalne ogłoszenie. Zresztą tam była mowa o zawieszeniu współpracy a nie o wyrzuceniu RYŚKA z zespołu. PAWEŁ BERGER: W pewnych momentach przy organizacji koncertów traciliśmy wiarygodność. RYSIEK nie był w stanie wyjść na scenę. Trudno nam było za każdym razem świecić oczami przed ludźmi. JUREK STYCZYŃSKI: Rozstając się z RYŚKIEM przy okazji tego oświadczenia, byliśmy święcie przekonani, że powstaną jeszcze płyty DŻEMU z Jego udziałem. Martwiliśmy się o koncerty ale płyty chcieliśmy nagrywać razem z RYŚKIEM. Potem pojawiły się plotki, że zespół zawiesza działalność i DŻEM będzie jedynie akompaniował innym wykonawcom. Podobno były jakieś projekty z MARTYNĄ JAKUBOWICZ. PAWEŁ: Zespół musiał istnieć dalej bo utrzymujemy się z grania. Z RYŚKIEM było coraz gorzej. Nie można było ani myśleć o czymś nowym, ani grać koncertów. ZBYSZEK SZCZERBIŃSKI: Stało się jasne, że przez najbliższy czas musimy sobie radzić bez Niego. PAWEŁ: Współpraca z MARTYNĄ miała być projektem na czas poszukiwań nowego wokalisty - człowieka, z którym moglibyśmy wykonywać nasz program. Takie rozwiązania przecież przyjmowaliśmy już wcześniej, kiedy RYSIEK musiał odpoczywać. Były koncerty z MARTYNĄ, MAŁGOSIĄ OSTROWSKĄ. Czy duży był odzew na Wasze ogłoszenie o poszukiwaniu nowego wokalisty? PAWEŁ: Nadeszło ok. stu kaset. Często dostawaliśmy kasety zespołów bardzo ciekawych, a zupełnie nie znanych. Selekcja trwała dotąd aż został tylko jeden człowiek... Jakie były kryteria wyboru? Czy chodziło Wam o styl, barwę głosu podobną do śpiewania RYŚKA? PAWEŁ: Zdecydowanie nie. Właśnie tego staraliśmy się uniknąć. Żadnych podobieństw, żadnej maniery! Nie chcieliśmy po prostu kopii RYŚKA. Kim jest nowy człowiek w DŻEMIE? PAWEŁ: Nazywa się JACEK DEWÓDZKI. Jest nauczycielem w Krakowie. Nagrał płytę z zespołem PATCHWORK, czyli w klimacie bliskim DŻEMU, chociaż JACEK interesuje się również jazzem. Ma niski, charakterystyczny głos o takiej cockerowskiej barwie. Zrobiliśmy już nowy materiał z Jego udziałem, na który On zresztą sam przygotował kilka tekstów. Na ile nasz wybór był trafny pokażą ostateczne koncerty. Myślę, że będzie w porządku, bo JACEK ma wyczucie tej muzyki, którą gramy a Jego charakter pasuje do naszych. Ostatnio ukazały się aż dwie płyty, na których gracie akustycznie. Co Was skłoniło do wydania takich właśnie płyt - czy jedna by nie wystarczyła? PAWEŁ: To była propozycja wydawcy. Nagraliśmy ten materiał, ukazała się płyta i okazało się, że zostało jeszcze kilka utworów, w których śpiewał RYSIEK. Dograliśmy do tego kilka specjalnych, instrumentalnych wersji naszych znanych kompozycji i tak powstała druga płyta akustyczna. Najsłabszą stroną tych wydawnictw jest naszym zdaniem strona wokalna... BENO: Wszystko to rozbija się o RYŚKA. Ona sam zaproponował, że do nagrywania partii wokalnych podejdziemy jeszcze raz, we wrześniu, kiedy zdążyły się trochę podleczyć. My byliśmy w środku tego wszystkiego i nie dostrzegaliśmy pewnych rzeczy tak ostro. Wiedzieliśmy już wcześniej, że RYSIEK miał okresy różne, np. takie w których słabiej śpiewał. Można to zauważyć na naszych wcześniejszych płytach. Ale RYSIEK był takim zjawiskiem jakim był i kiedy zastanawialiśmy się czy wprowadzać jakieś ostre kryteria artystyczne doszliśmy do wniosku, że lepiej jest zostawić wszystko w pierwotnej, autentycznej formie. Z jednego powodu czujemy jednak frustrację. Nigdy nie został zarejestrowany koncert z RYŚKIEM śpiewającym w swej szczytowej formie. A były takie koncerty, że mózg odpadał... Jak byście ocenili stwierdzenie: DŻEM, jego otoczka, przekaz to próba gloryfikacji narkomaństwa, muzyka dla dzieci z pól makowych ...? ADAM: Tu chodzi pewnie o teksty RYŚKA. Myślę, że one jednak zawsze zwracały się w tym kierunku, że to jest coś złego, to prowadzi do nikąd. Były ostrzeżeniem. Trudno to nazwać gloryfikacją, bardziej opowiadały o zmaganiu się z nałogiem. A jeżeli chodzi o nasze wypowiedzi na ten temat to cały czas były niedomówienia, ta kwestia nigdy nie została u nas postawiona otwarcie. Zespół nigdy nie mówił np. dlaczego taka płyta zabrzmiała słabiej. BENO: I to milczenie było błędem! Trzeba było wcześniej mówić o tym i to głośno. PAWEŁ: Dostaliśmy niedawno list od ćpuna, który opowiadał jak to przed koncertem czekał na RYŚKA bo On załatwiał towar. Ten człowiek pisze, że to nie tylko wina RYŚKA. Ludzie sami Go rozpieszczali, zepsuli. Najpierw podawali mu towar na tacy a potem jak było ciężko, czuli satysfakcję, że RYSIEK jest od niech uzależniony. BENO: Zdarzało się nam grać koncert po ciężkiej podróży. Byliśmy potwornie zmęczeni, wychodziliśmy na scenę i słyszeliśmy O przyćpani ! . Innym razem wychodzę do ubikacji a tam proponują mi działkę. Taki wizerunek udzielił się na pewno całemu zespołowi i część ludzi zaczęła tak na nas odbierać. ZBYSZEK: Zresztą z tym było tak, że chociaż mieliśmy w zespole uzależnionego RYŚKA, to nigdy nie widzieliśmy tego od kuchni. Nie widzieliśmy RYŚKA z towarem lub strzykawką. Przejdźmy do nowej muzyki DŻEMU. Czy płyta, którą przygotowujecie zawiera materiał komponowany jeszcze z myślą o RYŚKU? BENO: Generalnie materiał jest nowy, powstał w ostatnich miesiącach a dopracowaliśmy go już w studio. Ale owszem, kilka fragmentów powstało na pewno z myślą o RYŚKU. Czy będzie to kontynuacja dotychczasowych dokonań DŻEMU? JUREK: My nigdy nie zastanawialiśmy się czy dana, nowa płyta będzie kontynuacją tego co robiliśmy do tej pory. To wynika z tego jacy jesteśmy w chwili kiedy powstaje płyta. Teraz jesteśmy bardziej agresywni. Przez te wszystkie wydarzenia ponarastały w nas różne emocje i myślę, że na nowej płycie znajdą one swoje ujście. A jeśli chodzi o stronę tekstową? BENO: Teksty napisał w większości DAREK DUSZA, który współpracował z nami już wcześniej. Np. Malowany ptak to Jego tekst. Czy DAREK starał się oddać, kontynuować ten specyficzny dla DŻEMU, smutny, osobisty charakter tekstów? ADAM: Nie będzie gwałtownej zmiany tematyki. Teksty utrzymane są w wątku refleksyjnym. Czy bez RYŚKA uda się Wam zachować swój słynny posthippisowsko- autsajderski klimat? JUREK: Przez piętnaście lat pracowaliśmy na swój wizerunek. A teraz czujemy się tak jakby wszystko trzeba było zaczynać od nowa. BENO: Co nie znaczy, że zastanawiamy się nad nowym obliczem. JUREK: Będziemy sobą, bo do tej pory wszystko wychodziło z nas spontanicznie. Nic nie jest w stanie tego zmienić. ADAM: Żadnych ostrych skrętów nie przewidujemy. BENO: Jest jeszcze jedna inna sprawa. Z RYŚKIEM trudno było robić nowy program. On lubił pracować po krok po kroku, wolniutko. Często najważniejsze sprawy zostawiał na ostatnią chwilę. I np. w studio dopiero okazało się, że zabrakło Mu czasu na doszlifowanie tekstu. Bywało tak, że aranżowaliśmy utwór do końca niemal nie wiedząc jaki będzie jego tekst. Chcemy zmienić taki tryb pracy. I po tym burzliwym roku chcemy wreszcie przygotować płyty na spokojnie. Powróćmy do historii. Są różne wersje jeśli chodzi o wiek zespołu. Ile lat ma DŻEM naprawdę, piętnaście czy może dwadzieścia? Czy okres działalności w latach 1973-78 można uważać za istnienie DŻEMU? BENO: Wtedy nawiązały się między nami bardzo mocne nici porozumienia. I prywatnego i muzycznego. Znaliśmy się już wtedy wszyscy. Wiedzieliśmy czego chcemy i jakie są nasze muzyczne ideały. I to oddziaływało na przyszły okres naszej współpracy. PAWEŁ: DŻEM ma piętnaście lat. Wtedy to był taki okres niemowlęcy. Więcej w tym było zabawy. Graliśmy sporo standardów starając się robić to we własny sposób. A czy wtedy powstały jakieś kompozycje, które później weszły do stałego repertuaru DŻEMU? BENO: Malarz , Kapelusz . PAWEŁ: Potem zaczął się okres dominacji dyskotek, było coraz mniej szans na koncerty. To trochę pomieszało nam szyki. BENO: Ale cały czas wierzyliśmy, że będziemy grać. I kiedy na początku lat 80-tych trzeba było podjąć decyzję czy utrzymujemy się z pracy czy z grania, zdecydowaliśmy, że wybieramy granie. Czy rok 1980 można uznać za przełom w historii zespołu? BENO: Najważniejszym przełomem było chyba nagranie pierwszego singla. Prawdziwe wejście na rynek DŻEMU to owoc pracy braci FALIŃSKICH, JURKA i RYŚKA. To, że Oni zostali wreszcie zauważeni, że potrafili zagrać z taką siłą, że RYSIEK tak świetnie zaśpiewał. Byli skromni i wahali się nawet czy warto w ogóle pokazywać się w Jarocinie. Z czego wynikał tak późny debiut fonograficzny? BENO: Z jednej strony ogromna hermetyczność środowiska, w którym zaczynaliśmy a z drugiej dziennikarze muzyczni, którzy jakoś nie chcieli nas zauważyć. JUREK: Ale na pewno to zespołowi nie zaszkodziło. Takie czekanie scementowało zespół i pozwoliło na wspólne pokonywanie kolejnych progów. Jak to się dzieje, że niezależnie od tego czy utwór powstał piętnaście lat, dziesięć lat czy rok temu zawsze można poznać, że to DŻEM? BENO: To o czym mówisz to taka nasza specjalna maszynka - obojętnie co do nich wrzucisz, jakie dźwięki, jakie style i tak wychodzi z tego DŻEM. A czy przy komponowaniu piosenek zdarzyło się Wam, że ktoś miał taki pomysł, na który wszyscy pozostali powiedzieli zdecydowanie nie ? ADAM: Nie. W najgorszym przypadku taki pomysł musi poczekać. Bywało tak, że piosenka przeleżała 10 lat i potem dopiero do niej wracaliśmy. JUREK: Tak było choćby z numerem Noc i rytm , który nagraliśmy na Autsajderze a pamięta on czasy początków kapeli. Co byście odpowiedzieli tym, którzy uważają Waszą muzykę za muzyczny skansen? JUREK: To najprostszy sposób aby nas zaszufladkować, bo chcąc powiedzieć o naszej muzyce trzeba by było brać pod uwagę wiele stylistyk. BENO: Sądzę, że duży w tym udział samych dziennikarzy, którzy lansując nową muzykę starali się wykazać, że jest ona mniej wartościowa od tego co było kiedyś. ADAM: Okazuję się jednak, że ta muzyka, posthippisowskie klimaty przetrwały najdłużej, wciąż powracają. Po prostu są prawdziwe. A takim, którzy mają DŻEM za wyrachowanych rutyniarzy odgrywających n-ty raz te same akordy? ADAM: Przez te lata po prostu nauczyliśmy się porozumiewać dźwiękami. Osiągnęliśmy dobry kontakt i wzajemne wyczucie. JUREK: Ale każdy koncert jest inny. Zawsze ktoś coś zagra inaczej, coś dośpiewa. To zależy od kontaktu z publicznością. Coś musi zaiskrzyć na styku z ludźmi, żeby było na scenie więcej improwizacji, więcej polotu. Kiedy czujemy więcej swobody, więcej potrafimy powiedzieć. Na czym polega według Was swoista legenda DŻEMU? BENO: Nie wiem na czym to polega. JUREK: Chyba na naszej autentyczności. BENO: Właśnie, chyba o to chodzi. Dużo osób po koncertach przychodzi do nas. Mówiąc, że są zaskoczeni, że my jesteśmy tacy normalni ludzie . PAWEŁ: Nie udajemy odlotowców. Gramy wszędzie i dla wszystkich. Czy na sali jest‡‡‡‡‡‡‡‡‡ artykół 9 Ryszard Riedel i Dżem POZWÓL MI JESZCZE RAZ... Miała być wielka feta w warszawskim klubie Stodoła - był po skromniej ceremonii kościelnej hipisowski pogrzeb na tyskim cmentarzu w Wartogłowcu. Miał być jubileuszowy koncert 15-lecia w katowickim Spodku - zapłonęły jedynie ogniki zapalniczek na festiwalu w Jarocinie. Zabrakło postaci, bez której polski rock nie będzie już taki sam. A zwłaszcza nie będzie takie samo życie muzyczne na Śląsku. Czy można bowiem wyobrazić sobie Rawę Blues bez Ryszarda Riedla, czy można pójść na koncert Dżemu bez jego charyzmatycznego frontmana ? Niektórzy myśleli, że można. Koledzy zmarłego wokalisty przeżywali na pogrzebie Ryśka podwójny stres: ze smutkiem po stracie przyjaciela szedł w parze kac moralny po wyprzedzającej ją o kilka tygodni decyzji zespołu o zawieszeniu współpracy z Riedlem i o poszukiwaniu w drodze ogłoszeń prasowych jego następcy. No cóż, być może nie było w tym niczyjej winy , jak głosił przed blisko ćwierć wiekiem tytuł piosenki Czerwonych Gitar po odejściu Krzysztofa Klenczona. Stan fizyczny i psychiczny Ryszarda Riedla wielokrotnie utrudniał w minionych latach współpracę zespołu z legendarnym wokalistą. Nieraz grupa była zmuszona odwoływać w ostatniej chwili zaplanowane nagrania i co gorsza, przepraszać za jego nieobecność publiczność, przybyłą na - wysprzedane, jak zwykle do ostatniego miejsca - koncerty. Prawdopodobieństwo odwołania w podobnych okolicznościach przewidzianych w połowie tego roku imprez jubileuszowych w Stodole i w Spodku groziło nieobliczalnymi wręcz stratami materialnymi i moralnymi. Kiedy 38-letni ostatni hipis znalazł się na krótko przed swoją śmiercią w chorzowskim szpitalu nr 1, środowisko muzyczne kojarzyło ten fakt dość jednoznacznie z funkcjonującym tam od niedawna suboddziałem, wyspecjalizowanym w opiece nad chorymi na AIDS. Jednakże po zgonie artysty do tej supozycji nawiązała jedynie Gazeta Wyborcza , podczas gdy inne komunikaty prasowe mówiły o oddziale detoksykacji, bądź o śmierci w wyniku zapaści . Dyrekcja szpitala odmówiła wszelkich komentarzy w tej sprawie, powołując się na tajemnicę lekarską. Dramat artysty trwał od dawna, bardzo długo też trwały perturbacje zawodowe całego zespołu, który w wyniku choroby swojego wokalisty niejeden raz miał nieszczęście znaleźć się na krawędzi upadku. Oni też mają rodziny, którym należy się łyżka strawy i odrobina spokoju - mówi jeden ze śląskich menedżerów, znający z bliska problemy Dżemu i wokół Dżemu w ostatnich latach. A jednak w przypadku większości ludzkich dramatów nie ma dobrych rozwiązań. Przygnębieni muzycy Dżemu trzymali się podczas pogrzebu Ryszarda na uboczu, jak gdyby porażeni nagłością tej śmierci i niewypowiedzianą głośno pretensją (ze strony innych? może do samych siebie?): czy to wszystko nie stało się zbyt szybko , czy nie należało jeszcze poczekać? ... Są w życiu pytania, na które nie ma i nigdy już nie będzie odpowiedzi. Pozostanie natomiast pamięć o artyście, zapisanym w chmurnym i zadymionym pejzażu Śląska, w burzliwym krajobrazie Polski ostatniego piętnastolecia. Nieprzypadkowo uczestnicy hipisowskich zaduszek na cmentarzu w Wartogłowcu odśpiewali zmarłemu przyjacielowi nie tylko nostalgiczną bluesową Whisky , ale również Dzień, w którym pękło niebo i kultowy song Dżemu - Czerwony jak cegła ... Victoria , zaintonowana u grobu barda, zdaje się nie być okrutnym szyderstwem, ale najszczerszą prawdą. Podobnie jak wielu jego poprzedników, Ryszard Riedel liczyć może na pośmiertny triumf. Albowiem od debiutanckiego singla z pierwszymi utworami Paw i Whisky , przez dziewięć długogrających krążków - od Cegły do ostatniego Dżem - wyłącz 220V - opowiadał o sobie, o swoim życiu... I choć z owym życiem pieśniarza-hipisa, gorzkim a nawet tragicznym, nieliczni chcieliby utożsamić się do końca - większość dostrzegała jego symboliczny wymiar. Zwłaszcza w kategoriach krzyku pokolenia, songu epoki przełomu. Ryszard Riedel tego przełomu nie inicjował pieśniami, nawołującymi do wznoszenia barykad (czy przeskakiwania przez mur ), antycypował prędzej jego nieuchronność, ukazując taką a nie inną rzeczywistość, taki a nie inny klimat całej generacji. Ten, który tworzył w życiu i na estradzie aurę odlotu , odszedł nie doczekawszy czterdziestki. Odszedł na kilka dni przed pojawieniem się ostatniej płyty, nawiązującej poetyką unplugged do pierwszych jego koncertów. Utrwaleniu pamięci muzyka służą jego nagrania. Od śmierci Elvisa Presleya i Frediego Mercury'ego, po dzień kiedy odszedł Kurt Cobain z Nirvany, regułą w świecie fonografii staje się pośmiertny boom płytowy, który pozwala nabijać kabzę producentom (jakże trudno w życiu o klarownie czyste sytuacje!), z drugiej jednak strony - inicjuje rockowe antologie, nostalgiczne albumy i kasety video. Sądzę, że dzięki owym kompakt dyskom i pomnikom z celuloidu , również Ryszard Riedel świętować będzie wraz ze swoimi fanami jubileusz, którego nie zdołał doczekać za życia. I pozostanie z nami na długo. artykół 10 Ryszard Riedel i Dżem UTSIDER? Marcin Jacobson Są na świecie Indianie i jest wielka, bezkresna preria, Indianie kłusują sobie po prerii, ot tak, z prawa do lewa i z lewa do prawa. Czasem taki Indianin gdzieś się zatrzyma, przycupnie i myśli... On myśli, że zdąży... Dzisiaj, nie zdążył... . Taką mniej więcej przypowiastką Jan Chojnacki rozładował wybuchową atmosferę poprzedzającą koncert Dżemu, na który Rysiek nie dojechał. Cytat ten miał się znaleźć na okładce płyty The Band Plays On , która powstała li tylko dlatego, że Riedel nie zdążył. We wszystkich wspomnieniach, jakie opublikowano po śmierci Ryśka, brakowało niezwykle istotnego, moim zdaniem, rysu, który w cytowanej powyżej powiastce został ukryty. Otóż. On żył i tworzył intuicyjnie, instynktownie. Tak jak Indianie, którzy wsłuchują się w głos drzew, naśladują ptaki i rozmawiają ze zwierzętami. Rysiek, oczywiście, tego nie robił, bo był typowym dzieckiem miasta. Nie potrafił słuchać przyrody, czytać z chmur, więc całą swą wiedzę o życiu, o świecie, a chyba i o Bogu czerpał z powieści, biografii, filmów, no i muzyki przede wszystkim. Czytał książki przygodowe i historyczne, lubił opowiadania o awanturnikach i dzikich , wręcz chłonął wszelkie informacje na temat życia gwiazd rocka, niepokornych aktorów i zbuntowanych ludzi sztuki. Myślę, że Indianie, średniowieczni wojowie, traperzy i rockowi idole byli dla niego uososobieniem wolności i nieskrępowanej swobody, której pragnął nade wszystko. Nie interesując się zupełnie tym, co się wokół niego dzieje, mając bardzo mizerną wiedzę natury ogólnej, a także stroniąc od jakichkolwiek prób samodoskonalenia. Rysiek na tych barwnych bajdach, legendach i zmyśleniach zbudował sobie swój intymny, mały świat , w który po jakimś czasie uwierzył bez reszty. Doskonale zdawał sobie sprawę ze swego talentu, z tego, że natura obdarzyła go niebywałym wyczuciem, które pozwalało mu w ciągu chwili w sposób zupełnie irracjonalny wybrać najwłaściwsze dźwięki, najtrafniejsze słowa, najbardziej przejmujące zwroty. Wiedział też, że wychodząc na scenę, bez względu na to co zrobi, i tak będzie wielbiony przez tłum. Rysiek miał świadomość wszystkich atutów, jakimi dysponuje i zupełnie nie był zainteresowany rozwijaniem przymiotów, jakimi został obdarzony. To, co inni artyści osiągnęli poprzez pracę, studia, ćwiczenia i naukę, on miał po prostu pod skórą, w sobie, i to mu zupełnie wystarczyło. Nie grał na żadnym instrumencie poza harmonijką ustną, nie znał nut i tak naprawdę nie skomponował żadnego utworu. Większość tekstów, jakie śpiewał, też powstała w kooperacji. Musimy mieć jednak świadomość, że bez jego udziału żaden z hitów Dżemu by nie powstał. Myślę, że jego rolę w procesie twórczym można przyrównać do tej, jaką odgrywali mistrzowie we włoskich czy flamandzkich pracowniach plastycznych. Dziesiątki malarzy malowało obrazy, a mistrz wykonywał kilka ruchów pędzlem, które owym obrazom nadawały wymiar dzieła sztuki. Ciekawe, że Rysiek z jednej strony zupełnie nie dbał o swą popularność, o swój wygląd, o to, co się o nim mówi i pisze, a z drugiej zaś strony kreował swój wizerunek i starał się bardzo upodobnić do swych muzycznych idoli. Wiele rzeczy robił tylko dlatego, że usłyszał, iż Morrison, Hendrix, Cocker czy Richards zrobili coś podobnego. Nie twierdzę, że Rysiek grał kogoś innego niż był w rzeczywistości, że udawał. Nie, nic podobnego. On najzwyczajniej przyswajał sobie pewne cechy, gesty, a czasem wręcz drobne elementy stroju ulubionej postaci i budował z nich własny wizerunek. Czasami robił to świadomie, częściej instynktownie, opierając się na swej naturalnej wrażliwości i poczuciu harmonii. A że przy tym nie miał w sobie za grosz odpowiedzialności, a później i poczucia rzeczywistości, tworzył postać, w którą uwierzył i która w pewnym sensie wymykać mu się zaczęła spod kontroli. Rysiek miał niewątpliwie duszę artysty, ale i lekkoducha, który, dotkliwie okaleczony w okresie dojrzewania, bez reszty uwierzył w hippiesowskie idee i sprowadził je do stwierdzenia muszę wolnym być . Nie była to jednak postawa aktywna - wręcz przeciwnie. Jego postawę życiową przyrównać można do listka rzuconego w nurt rzeki. Niech mnie życie niesie gdzie i jak chce; niech mnie kołysze, pokręci, bo reszta mnie nie interesuje. Tak Rysiek rozumiał wolność jednostki, tak chciał przebrnąć przez naszą przaśną rzeczywistość. Uważał, że rytm i tempo życia powinna wyznaczać natura, indywidualne samopoczucie, by nie rzec widzi mi się . Jako człowiek wolny nie uznawał żadnych ograniczeń, do których zaliczał również pracę. Gdy był jeszcze na dorobku , owe ograniczenia traktował jak zło konieczne, dzięki któremu może robić to, co lubi, tj. śpiewać i być rock'n'rollowcem. Później próby, nagrania, koncerty stopniowo stawały się dopustem bożym, który zaczął traktować jako coś, co ogranicza jego wolność. Nie wiem, kiedy Rysiek zaczął brać, nie wiem też dlaczego. Wydaje mi się, że zaczął to robić jeszcze przed stanem wojennym, choć odwołanie się do tego dramatu narodowego pogłębia i ubarwia jego tragedię. Myślę też, że pierwszą działkę wziął z ciekawości i trochę dlatego, że pasowało to do jego wizerunku. W końcu zachodni rock'n'rollowcy brali na potęgę i nikt się z tym specjalnie nie krył. Indianie też palili wesołe dymy , a dostępna już w środowisku trawka rodzimego chowu bardzo ubarwiała ów intymny, mały świat . Rysiek zapewne nie chciał być narkomanem, nie miał w sobie nic z autodestrukcji. Wierzył, tak jak wielu przed i po nim, że potrafi kontrolować i regulować swoje odloty. Sądzę, że stosunkowo wcześnie uświadomił sobie fakt, że wpadł po uszy, że już się z tego nie wygrzebie, bo każdy wysiłek jest wbrew jego naturze. Pamiętam, że kiedyś, ładnych kilka lat temu powiedział w garderobie katowickiego Spodka: Wiesz, chciałbym umrzeć jak Morrison.. Prawie mu się to udało, z tym że strasznie długo się przed tym męczył. Odszedł 30 lipca 1994r. JAZZ FORUM 11-12/1994 artykół 11 Ryszard Riedel i Dżem ŚCIEŻKAMI RYŚKA Kariera zespołu przypomina sinusoidę, raz na górze, raz na dole, ale niezależnie od wszystkich problemów, które najczęściej nie miały nic wspólnego z muzyką - bo talentu dżemowcom nie brakowało - nigdy nie stracili swoich wiernych fanów. Nigdy nie byłem fanem Dżemu . Rysiek Riedel nie był moim idolem. A jednak, gdy rok temu gdzieś między jednym mazurskim portem a drugim przeczytałem w gazecie, że Rysiek nie żyje poczułem się tak, jakbym stracił kogoś bliskiego. Odszedł człowiek, którego piosenki w pewnym okresie mojego życia były niezwykle ważne. Żeby dostać się na swój pierwszy koncert zespołu Dżem , musiałem przejść przez wysoki płot okalający stadion tyskiego GKS-u. Był rok 1983. Zespół grał bodajże na tyskich Dniach Młodości, czy czymś podobnym. Z tamtego koncertu w pamięci utkwił mi tylko głos Ryśka. Głos, którego się nie zapomina. Naukę gry na gitarze rozpocząłem od Whisky , od najpopularniejszego w historii polskiej muzyki rockowej akordu G-dur , E-dur poznawałem z kolei na opowieści o tym, jak czuje się chłopak, kiedy pierwszy raz jest z dziewczyną: Czerwony jak cegła, gorący jak piec, muszę ją mieć. Pierwsze piwo w życiu wypiłem w barze Pod Jesionami w Tychach. Jego zalety opisywał Rysiek w swojej piosence: Te same mury od rana, te same ściany, te same twarze . Tak się składało, że knajpa ta znajdowała się niedaleko mojego ogólniaka. Tak moje ścieżki przeplatały się ze ścieżkami Ryśka. Pamiętam także, jak zaśnieżoną ulicą odprowadzałem do domu pierwszą moją dziewczynę. Wracaliśmy z imprezy, podczas której na okrągło słuchaliśmy kasety Dżemu . Wydawało mi się, że mam cały świat w swoich stóp. Pod nosem nuciłem najweselszą piosenkę Dżemu : Boże, daj mu dom, cichy kąt . Kilka lat później przeraziło mnie wyznanie: Samotność to taka straszna trwoga.... wyobraziłem sobie, że nie ma Boga, nie ma nie . Przynajmniej raz w miesiącu odwiedzam tyski cmentarz komunalny. Mam tu kilku bliskich. Tu także od roku leży Rysiek Riedel. Nie lubię tam chodzić. Nie wypłakuję się nad jego grobem, jak setki jego fanek. Nie chcę uwierzyć, że Rysiek już nie zaśpiewa Miałem na oku hacjendę, wspaniałą mówię wam, lecz nie chciała w niej zamieszkać, żadna z pięknych dam . Mam nadzieję, że Rysiek mieszka już w swojej hacjendzie. ADRIAN OŁDAK PS Wszystkie fragmenty piosenek cytuję z pamięci. Może niedokładnie. Ale pamiętam! artykół 12 Ryszard Riedel i Dżem SŁODKA KONSTELACJA Tak grają już tylko na południu - napisał bawiący w Europie, zachwycony recenzent zza oceanu. Dodajmy, że nie miał na myśli Nowego Sącza i okolic, lecz najprawdziwsze Amerykańskie Południe - ojczyznę ZZ Top. ONI także są południowcami. Mieszkają na Śląsku. Lubią teksańskich brodaczy i podobnie jak panowie Gibbons, Hill Beard kochają bluesa, zwłaszcza jego młodsze rodzeństwo: boogie i rocka. Tej muzyce są wierni od 1980 roku. 12 lat temu podczas I Przeglądu Muzyki Młodej Generacji wystąpili pierwszy raz - już oficjalnie - jako DŻEM. Trzeba przyznać, iż wybierając nazwę wykazali spore poczucie humoru, ponieważ za słodko to im wówczas nie było... Dość powiedzieć, że pierwszego singla zawierającego dwa wielkie hity: Paw i Whisky nagrali dwa (!) lata po debiucie, zaś pierwszego albumu zatytułowanego Cegła doczekali się po pięciu latach zawodowego grania!!! Muzyka śląskiej formacji z miejsca zdobyła sobie nader liczne grono wielbicieli i niechęć sporej części krytyków. Ci ostatni wybrzydzali zwłaszcza na zbytni eklektyzm propozycji grupy. Faktycznie, w owym czasie w dżemowym graniu wątki bluesowe przeplatały się z pulsacją reggae i swobodnie traktowanym country and western. Nie wynikało to jednak z niekonsekwencji, czy z braku jasnej koncepcji artystycznej. Raczej na odwrót - kapeli chodziło zawsze o traktowanie muzyki jako całości, bez zbędnego szufladkowania na odmiany i gatunki. Takie totalne granie poparte wciąż doskonalonym warsztatem przyniosło wspaniałe owoce. DŻEM ma tysiące fanów, powiem więcej, wyznawców gotowych jechać na koncert, choćby na drugi koniec kraju, byle tylko ICH usłyszeć, zobaczyć, a przy odrobinie fartu zamienić kilka słów z którymś z NICH. Radykalnej zmianie uległa także postawa krytyki wobec zespołu, uważanego obecnie za jedną z największych gwiazd polskiej sceny rockowej. Powszechnie twierdzi się, że uparty śląski band to konstelacja złożona z samych wirtuozów. Pora ich przedstawić. Na gitarach grają JUREK STYCZYŃSKI (gładko ogolony) i ADAM OTRĘBA (z brodą). Gitara basowa to domena BENA OTRĘBY (brat Adama, także z brodą). Za klawiaturą fortepianu Fendera zasiada dostojnie PAWEŁ BERGER (duża broda). Na perkusji gra nowy nabytek DŻEMU - JERZY PIOTROWSKI (okresowo brodaty). Śpiewa, kołysze i czaruje RYSIEK RIEDEL (broda sezonowa). Rysiek to ostatni w tej części kontynentu prawdziwy hippies (spytajcie starszych co to za zwierz). To także jeden z nielicznych polskich wokalistów, których bez cienia przesady można postawić między Paulem Rodgersem, Joe Cockerem czy Leonem Russelem. Sławna riedlowa odzywka Sie macie ludzie stanowi już niemal znak rozpoznawczy kapeli i jej fanów, którzy pozdrawiają się w ten sposób. DŻEM nagrał do tej pory 7 samodzielnych LP ( w tym jeden instrumentalny i 2 koncertowe) oraz krążek firmowany przez Tadeusza Nalepę pt. Numero uno . Pracę nad kolejną płytą - tym razem ze Sławomirem Wierzcholskim w roli wokalisty - muzycy ukończyli pod koniec kwietnia w poznańskim studiu Giełda . Jeśli jednak ktoś chciałby naprawdę rozsmakować się w DŻEMIE, musi posłuchać zespołu na żywo. Dopiero na scenie w bezpośrednim kontakcie ze słuchaczami ta wspaniała maszyna pracuje na właściwych obrotach i gwiazdy mogą zaświecić pełnym blaskiem. Zatem - sie macie ludzie! JERZY LINDER artykół 13 Ryszard Riedel i Dżem RYSZARD RIEDEL - ODJAZDY WOLAŁBYM TEGO NIGDY NIE ROBIĆ. MAM PISAĆ O RYŚKU RIEDLU DLATEGO, ŻE JUŻ NIGDY DLA NAS NIE ZAŚPIEWA. 7 września 1956 roku - 30 lipca 1994 roku. Między tymi datami zmieściło się jego życie. Rockowe i tragiczne. Już chyba wszyscy wiedzą z prasy i telewizji, że zmarł na zawał serca w chorzowskim szpitalu. Że taki był koniec jego przeszło dziesięcioletnich zmagań z narkotycznym nałogiem. Jeszcze tylko można posłuchać z najnowszej, akustycznej płyty Dżemu z Ryśkiem. I zadumać się nad karierą kogoś, komu na sławie nie zależało. Kto zawsze był sobą i może dlatego przedwcześnie odszedł. ZAZWYCZAJ PO SPISANIU WYWIADU KASUJĘ TAŚMĘ. Dziwnym trafem tej kasety nie skasowałem. Słucham teraz, jak Rysiek opowiada mi o kolejnych płytach Dżemu - większość tego ukazała się na łamach Tylko Rocka - i stwierdzam, że głos jego brzmi jak zawsze. Ale z tej rozmowy z grudnia zeszłego roku, prowadzonej na zapleczu sali Riwiery, wyniosłem przygnębiające wrażenie. Riedel wyglądał źle i był jakiś inny, niż zapamiętałem go z naszych wcześniejszych spotkań. Jakby było mu wszystko jedno. PO RAZ PIERWSZY ZOBACZYŁEM I USŁYSZAŁEM RIEDLA W CZASIE POZNAŃSKIEGO PRZEGLĄDU FOLK AND BLUES MEETING, WIOSNĄ 1981 ROKU. Bardzo długie włosy, najprawdziwszy hippis. Mówiąc krótko: okazał się odkryciem imprezy. Rockowa Polska odkryła go niespełna rok wcześniej, dzięki Jarocinowi. Dżem zaczynał w 1974 roku, ale zaczął działać regularnie właściwie dopiero od 1980 roku. Na płyty trzeba było czekać jeszcze kilka lat. Nawet w czasach naszego rockowego boomu Rysiek i Dżem za bardzo odstawali od tego, co działo się na estradach. PRZERZUCAM WYCINKI PRASOWE Z MOJEGO DOMOWEGO ARCHIWUM. Wywiady z Riedlem. Razem , 21 kwietnia 1985 roku. Rysiek dał się namówić wysłanniczce młodzieżowego tygodnika, na chwilę wspomnień. Można dowiedzieć się, że jako wokalista narodził się....... na obozie harcerskim. Bez gitary wykonywał piosenki Beatlesów. A tak w ogóle to wychował się na piosenkach Breakoutu: Wiedziałem, że chciałbym śpiewać w tym stylu. A gdy ktoś przetłumaczył mu teksty Dylana i Doorsów, to zjeżyły mu się włosy na głowie... Wypowiedział się też wtedy na temat bluesa, z którym tak mocno kojarzony był Dżem: Nasza muzyka nie jest do końca bluesowa, ale ona z bluesa wyszła i do niego wróci - bo tylko w bluesie można się do końca wyżyć. Miał wtedy okazję ponarzekać na naszą estradową branżę: Jako pierwszy wziął mnie na stronę.... (tu mniejsza o nazwisko animatora rocka, które wymienił Rysiek) i powiedział: Na takiej pozie daleko nie zajedziesz . Chodziło mu chyba o to, żebym obciął włosy, wstawił zęby i zaczął robić karierę.... Od razu miałem propozycję pójścia do Kombi. Nie zgodziłem się. Pomyślałem: To po to tak się męczyłem, żeby teraz robić szmalec? Albo coś takiego: Jeden człowiek z radia zaprosił mnie na rozmowę i powiedział, że możemy robić nagrania, ale położył na stole swoje teksty. To znaczyło, że jeśli zaśpiewamy to, co on napisał, będziemy nagrywać. Wziąłem te teksty, wsadziłem do kieszeni i wyszedłem. Poszedłem prosto do ubikacji i wrzuciłem je do sedesu. I tak się sprawa naszych nagrań urwała. Debiutancki longplay Dżemu powstał dopiero w 1985 roku. JESZCZE WRÓCĘ DO WYWIADU Z RIEDLEM SPRZED PRZESZŁO DZIEWIĘCIU LAT. Kilka następnych cytatów. Pierwszy: Pieniądze? Ja jestem na tyle odporny, że mi to nie grozi. Na pytanie o tekst Niewinni i ja, będący dramatycznym wyznaniem narkomana, odpowiedział: Byłem w tym kanale... Opowiedział też o tym, jak dostał od kogoś starą, enerdowską harmonijkę i zaczął na niej ćwiczyć, ale odłożył ją, gdy usłyszał Ryśka Skibińskiego: Po prostu jak już ktoś miał grać na harmonijce, to lepiej żeby to był on. Skiba grywał z Dżemem. Zmarł w 1983 roku, bo przedawkował. GŁOS POMORZA , 5 LUTEGO 1986 ROKU. PRZEPYTUJĄCY RIEDLA DZIENNIKARZ PRZYTOCZYŁ OPINIĘ Z PRZEKROJU , ŻE W OSOBIE FRONTMANA DŻEMU POJAWIŁ SIĘ TALENT WOKALNY NA MIARĘ CZESŁAWA NIEMENA. Rysiek na to odpowiedział: W młodzieńczych latach słuchałem różnych rzeczy i wśród nich były nagrania Niemena. Muszę jednak wyznać, że przestały mnie one interesować, gdy poznałem twórczość Doorsów. Wynotuję jeszcze kilka innych jego wypowiedzi: Zajmuję się rockiem, bo sprawia mi to przyjemność... Reggae interesuje mnie wyłącznie jako muzyka, a nie - filozofia... Wolimy występować w klubach, gdzie można od razu wyczuć jaka atmosfera panuje wśród odbiorców. Trybuna opolska , 22 lutego 1987 roku. W tym wywiadzie powiedział, że wzorcami są dla niego bluesowy weteran B. B. King i kapele z południa Stanów Zjednoczonych. Stwierdził też, że jako wokalista nie ma kompleksów, bo skoro ludzie chcą nas słuchać... Chcieli wtedy i chcieli później. PIERWSZY WYWIAD ROBIŁEM Z RIEDLEM W POCZĄTKU 1987 ROKU, PRZED KONCERTEM DŻEMU W KLUBIE DEDAL NA WARSZAWSKIM OKĘCIU. Pokazał mi srebrny sygnet z orłem, który dopiero co sobie kupił i dołączył do kolekcji na palcach. Opowiadał, że marzy mu się inny zakup: indiańska bluza z frędzlami. Albo kowbojskie buty. Tym bardziej o nich marzył, że jego własne, będące jakąś podróbką takiego obuwia, zaczęły mu się rozpadać... Zanim zadałem swoje pytania, porozmawialiśmy jeszcze o jego ulubionych bohaterach z Dzikiego Zachodu, pozytywnych i trochę szalonych. I ponarzekał sobie na ówczesną polską telewizję, że tak rzadko nadaje westerny. Przekonywał mnie, że w Dżemie panuje demokracja, bo układ lider plus reszta jest niezdrowy. W pewnym momencie zwierzył się: Wczoraj, po koncercie w Radomiu, długo w nocy rozmawiałem z grupą tamtejszych hippisów. Wynikało z tej rozmowy, że teksty, które śpiewam, to dla nich coś ważnego. Nawet nie zdawałem sobie sprawy - jak bardzo. Usłyszałem też: Stuknęło mi 30 lat. Czasy odjazdów już się dla mnie skończyły. Chciałbym na piątej płycie Dżemu opowiedzieć o tym, co przeżyłem. Przestrzec. Taka płyta - przestroga, Detox, ukazała się dopiero w 1991 roku. Bardziej prawdziwa, niż należałoby tego życzyć Ryśkowi i nam, słuchaczom. Śpiewał w tytułowym utworze: Który to odwyk? Nie wiem, nie... Ostatni pobyt Riedla w szpitalu trwał siedemnaście dni. Trafił tam po tym, jak w swoim domu dostał zapaści: organizm już był tak bardzo zatruty narkotykami. Jeszcze na kilkanaście godzin przed śmiercią próbował uciec ze szpitalnego oddziału. W TYMŻE 1991 ROKU SPOTKAŁEM SIĘ Z DŻEMEM W PSEUDOGARDEROBIE NA TYŁACH REMONTU, TUŻ PRZED KONCERTEM GRUPY W TYM WARSZAWSKIM KLUBIE. Riedel był jakby rozdrażniony. Mówił, że ma już trochę dosyć tułania się po Polsce z koncertami. W ogóle chciał zmienić własne życie: Dzieci rosną, marzy mi się domek, ogródek. Przyznał, że zdarzało mu się być na utrzymaniu żony. Wyraźnie zirytowany był artykułem pewnego pisma muzycznego, pasującym go na etatowego narkomana naszego rocka. O kompocie nie chciał ze mną rozmawiać. Za to potrafił spojrzeć realistycznie na sytuację rocka w zmieniającej się tak bardzo wtedy Polsce. Rock'n'roll jakoś stracił napęd... Niby nie paramy się jakąś walką jak kabaret, ale zawsze gdzieś to tam było... - podsumował. Rozmawialiśmy później o jego najwierniejszych, hippisujących fanach, których liczba raczej rosła niż malała. Przychodzą jeszcze do mnie coraz to nowi, coraz to młodsi - opowiadał. Ale oni nie wiedzą, o co im chodzi. Mówią o braku wartości... Jak dawniej spytałeś faceta z długimi piórami o te sprawy, to wiedział: miłość, pokój. A oni nie mogą porozumieć się między sobą. ŻYCIE MA SWE BEZLITOSNE PRAWA, NAWET WTEDY, GDY JEST GO CORAZ MNIEJ. Od wiosny Riedel nie był w stanie występować z Dżemem. Gdy rozmawiałem o zaistniałej sytuacji z Benem Otrębą, ten z wyraźnym skrępowaniem przyznał, że zespół już nie potrafi dogadać się z Ryśkiem i dlatego szuka nowego wokalisty. Dżem bez Riedla? To dawało pojęcie o grozie tego, co zaczęło się dziać. Bywały już w przeszłości okresy, gdy grupa radziła sobie bez Ryśka, ale nigdy nie dochodziło do prawdziwego rozstania. Teraz raczej doszło. Raczej, bo jak powiedział mi wtedy Otręba o Riedlu: tak do końca to nikt nie wie, co on naprawdę myśli. NIE BĘDE TU STARAŁ SIĘ DOGŁĘBNIEJ SCHARAKTERYZOWAĆ RYŚKA. Jest wielu takich, którzy znali go lepiej niż ja. I w Tychach, i gdzie indziej. Wystarczy też posłuchać choćby jednej płyty Dżemu, aby się domyślić, jaki był. Aby wiedzieć. Jeszcze tylko coś z mojego wywiadu z nim sprzed przeszło siedmiu lat. Powiedział mi wtedy, że ma słabość do Stonesów. I dodał: Chciałbym występować i być w formie tyle lat, co oni. Chciał... WIESŁAW KRÓLIKOWSKI Kiedyś wymieniliśmy z Ryśkiem autografy, co jest raczej czymś niespotykanym w środowisku muzycznym. On napisał mi taką bardzo ciepłą dedykację, że już nigdy nie wróci na oddział zamknięty. Bo wcześniej rozmawialiśmy o tym, co znajdowało się w naszych bagażnikach. I myślę, że jednak starał się walczyć z nałogiem. Wiem o tym, że miał świadomość, iż bardzo dużo traci z powodu narkotyków... Miał jakieś oparcie, miał rodzinę. Nie znam jego syna, poznałem córkę - wspaniała dziewczyna. Raz przyjechała na koncert Oddziału... I takie zdarzenie ze Spodka katowickiego, z jakiegoś spędu. Zadedykowałem mu piosenkę Rzeka, z naszej nowej płyty. Techniczni Dżemu polecieli po niego, a on ucieszył się, że mu ktoś coś zadedykował. Później na Pomorzu, w jakimś hotelu, siedzieliśmy długo w nocy i słuchał tej piosenki pięć czy dziesięć razy. Wtedy dużo rozmawialiśmy na temat muzyki i nie tylko. Zazdrościł Wojtkowi Pogorzelskiemu jego skórzanych spodni, malował wzory, które chciałby mieć na tych portkach. Myślał i o takich sprawach. Nie był tak totalnie nawiedzony. Cały czas wyczuwało się u niego potrzebę miłości. Ludzie, którzy go otaczali, po prostu go kochali, ale może on to jakoś inaczej odbierał? Już sam wybór muzyki był czymś niesamowitym - mało ludzi u nas śpiewa blues. I to jeszcze tak dobrze. Wielka wrażliwość i muzykalność. Miał wspaniałe wyczucie frazy. I to było takie jego... Jak dowiedziałem się o tym, co się stało, to zacząłem grzebać w swoich rzeczach, bo pamiętam, że znajoma zrobiła nam cykl zdjęć w 93 roku, w Brodnicy. W końcu wygrzebałem te fotografie. Jest tam Rysiek na próbie dźwięku zespołu Dżem, rozebrany do roboty. Był to taki okres kiedy Dżem nie nawalał, kiedy strasznie się cieszyłem, że Rysiek jest w pionie. I tak sobie myślałem, że jednak można wiele przewalczyć w życiu... Moje zdjęcia z tego samego dnia są bardzo pijane, okropne. Dzisiaj Ryśka już nie ma, a ja utwierdzam się w decyzji, którą podjęliśmy w zespole pewien czas temu: jak najdalej od wszelkich narkotyków. JAROSŁAW WAJK (Oddział Zamknięty) Miałam przyjaciółki, które umierały na sam dźwięk jego głosu. Ja nie - bo nigdy nie lubiłam bluesa. Przede wszystkim zapamiętałam, że był bardzo życzliwy dla mnie. Był zupełnie normalny. I miły, i dobry. Było to duże przeżycie, że bez specjalnego namawiania wszedł na scenę i spontanicznie z nami zaśpiewał. Był jedną z niewielu osób, które porozmawiały ze mną chwilę i dały mi troszeczkę swojej energii. Bo miał wtedy energię. Wydaje mi się, że był wtedy w takim okresie życia, kiedy było dobrze. KASIA NOSOWSKA (Hey) Dla mnie nie jest istotne, jaką kto ma technikę śpiewu. Dla mnie istotne jest coś innego: jaki kto tworzy klimat na scenie swoim przekazem. Myślę, że Riedel był przykładem takiego naturszczyka, który potrafił wsadzić swoją duszę w mikrofon. Już chociażby atmosfera na koncertach Dżemu świadczyła, że naprawdę umiał to robić... To, co w tej chwili jest tak popularne na świecie, całe to Seattle, zawierało się w jego sposobie śpiewania. Chodzi o ten brud , o to samo gęste . O to, co jest samym życiem. Coś, co żre, wchodzi gdzieś głęboko w ciebie. Coś, co zapamiętujesz. TOMASZ OLEJNIK (Proletaryat) Człowiek jakby żywcem wyjęty z Woodstock... Niesamowita, charakterystyczna barwa głosu. Bardzo osobiste i szczere aż do bólu teksty. Musiał bardzo wiele cierpieć. Niestety, nie znałem go osobiście. DAREK MALEJONEK (Houk) Graliśmy wspólnie z Dżemem kilka koncertów. Było tak, że poznałem cały zespół, a tylko Ryśka - nie. Zawsze gdzieś znikał. Podobało mi się, jak śpiewał. Wiadomo, że nasz język jest bardzo trudny do śpiewania. Ale on potrafił to zrobić tak, jakby śpiewał jakiś Murzyn, Amerykanin. Było też w tym wiele uczucia. To był człowiek, na którym wzorowało się wielu polskich wokalistów. Ja też kiedyś próbowałem śpiewać w taki sposób. ARTUR GADOWSKI (Ira) Rysiek był facetem, który pokazał mi właściwą drogę muzyczną. Nauczył mnie słuchać muzyki. Zanim go poznałem - grałem wszystko. Nie wiedziałem właściwie, kim jestem. On wiedział to lepiej i chyba się nie mylił. Był to znakomity artysta. Chyba największy w Polsce. Nie było takiego drugiego i nie będzie. W początku kwietnia miał prawdopodobnie pierwszy zator. Leżał nieprzytomny w szpitalu, a my siedzieliśmy przy nim 24 godziny na dobę. I jakoś został uratowany. Przewieziono go do Olsztyna, tam go odtruli. Po tym wszystkim jąkał się i miał ćwiczenia z logopedą. Zapomniał też część spraw z przeszłości, nie pamiętał niektórych nazwisk... Zabraliśmy go do kolegi, do Wodzisławia, żeby odseparować go od jego środowiska. Tam dochodził do siebie, niby od nowa uczył się śpiewać. Ale zerwał się w pewnym momencie... Później nie było już z nim kontaktu - chodził przymulony. Był w Szczecinie, kolega zawiózł go do takiego ośrodka - też urwał się po paru dniach. Kiedyś przyszedł do nas, do firmy. Zapytał: Czy mam jakieś szanse? . Stanęło na tym, że będziemy mu pomagać leczyć się - także finansowo - i jeżeli wróci do siebie, to dalej będziemy razem grali. JERZY STYCZYŃSKI (Dżem) Historia zespołu Jeden z najwybitniejszych zespołów w historii polskiej muzyki, tytułowany mianem rodzinnego odpowiednika Free, Allman Brothers Band, The Doors i Led Zeppelin; konsekwentnie grający rock-bluesa wzbogaconego reggae, country, funky, booge; u publiczności z kręgu hippiesowskiego posiadający status formacji kultowej. Powstał w 1973 roku w Katowicach założony przez braci Beno (bg; ur. 27 VI 1951) i Adama (g; ur. 7 XII 1952) Otrębów, Pawła Bergera (kbds; ur. 6 IX 1950) i Aleksandra Wojtasika (dr), do których wkrótce dołączył Ryszard Riedel (voc, hca; ur. 7 IX 1956). Aż do roku 1980, początkowo używając nazwy Jam (której pisownię nieświadomie spolszczyła organizatorka jednego z koncertów), miał status amatorski i działał nieregularnie. Przełom nastąpił dzięki występowi podczas I Przeglądu Muzyki Młodej Generacji w Jarocinie w składzie: R. Riedel, A. Otręba, J. Styczyński (g; ur. 16 II 1958), L. Faliński (dr), T. Faliński (bg). Właściwy skład (R. Riedel, A. Otręba, B. Otręba, P. Berger, J Styczyński i Michał Giercuszkiewicz - dr; ur. 20 IX 1954; eks-Kwadrat ) wykrystalizował się w roku 1981, przy czym Styczyńskiego okresowo zastępował wtedy Andrzej Urny (potem w Krzaku i Perfekcie ). Właśnie z Urnym zespół wziął udział w scenicznym spektaklu Pozłacany warkocz w Zabrzu zawierającym muzykę Katarzyny Gertner, z którego trzy studyjne utwory w wykonaniu Dżemu ukazały się 14 lat później na płycie Pozłacany Warkocz . Grupa od początku znakomicie wypadała na koncertach, na których genialny Riedel prezentował niezwykłą charyzmę i podbijającą hippisowskich słuchaczy autentyczność. Potrafił poruszyć do głębi interpretacją nawet bardzo banalnych tekstów (np. Poznałem go po czarnym kapeluszu , Blues Alabama ). W tym okresie Dżem wziął udział w tak znaczących festiwalach, jak Jarocin, Rawa Blues, Muzyczny Camping w Brodnicy, Rock Na Wyspie we Wrocławiu. Niestety, mimo koncertowych sukcesów i wylansowania przebojów ( Pawia z gościnnym udziałem Apostolisa Antymosa z SBB i Whisky ) Dżem długo nie mógł zyskać akceptacji włodarzy naszego show biznesu, a tym samym należnego mu miejsca w rockowej ekstraklasie. Dość powiedzieć, iż do roku 1984 wydał tylko dwa single. Dlatego w roku '83 zespół pogrążył się w stagnacji - A. Otręba wyjechał na zarobkowy kontrakt na Bliski Wschód, a Riedel zacieśnił - datującą się od paru miesięcy - współpracę z Krzakiem oraz rozważał gruntowne przemeblowanie składu Dżemu. Zmiany i stabilizacja nastąpiły dopiero w roku 1985, po nawiązaniu współpracy ze znanym menażerem Marcinem Jacobsonem, kiedy to Dżem doczekał się pierwszej kasety, a przede wszystkim pierwszego longplaya Cegła , który potwierdził kompozytorski talent wszystkich głównych muzyków zespołu i zawierał - dziś już same klasyczne utwory - Whisky , Czerwony jak cegła , Och, Słodka , Jesiony , Nieudany skok , Kim jestem - jestem sobie . Następne triumfalne występy w Jarocinie, Brodnicy, na Rawie Blues w Katowicach czy Olsztyńskich Nocach Bluesowych dały Dżemowi status wielkiej gwiazdy (co prawda nadal nie mający odpowiedniego przełożenia na obecność w mediach ), a Riedlowi pozycję półboga u hippisowskiej publiczności. W 1985 roku zespół często występował za granicą ( Szwajcaria, Jugosławia, NRD ), a także opublikował na singlu brawurową Małą Aleję Róż , towarzyszącą dedykowanemu Skibińskiemu Skazanemu na bluesa . Absolutely Live (86), drugi longplay Dżemu, a pierwszy nagrany na żywo (w grudniu '85 w krakowskim Teatrze STU), stanowi jedno z najwybitniejszych osiągnięć grupy. Znakomicie sportretował jej sceniczną magię, pokazał jak twórczo potrafi ona czerpać z dorobku The Allman Brothers Band, Led Zeppelin czy The Rolling Stones, przyniósł doskonałą wersję rozbudowanego z pozycji uczestnika utworu Niewinni i ja , mówiącego o narkomanii i bodaj najwybitniejszego artystycznego osiągnięcia Dżemu, wręcz hymnu polskich hippisów. Świetny dla zespołu rok '86 dopełniły koncerty na imprezie Najlepsi z Najlepszych w Sopocie, Rocku Dla Pokoju w Gdańsku i oczywiście w Jarocinie. Kolejny studyjny longplay grupy - opublikowana w roku '87 Zemsta nietoperzy - nie był aż tak udany, chociaż w Naiwnych pytaniach muzycy z równie dobrym skutkiem co w Pawiu i Małej Alei Róż wykorzystali rytm reggae, a w Koszmarnej nocy jak najlepiej pokazali się od rock-bluesowej strony (ponadto zwracał uwagę niemal hardrockowy Magazyn mód ). W nagraniu tego albumu (a także piosenek Ostatni ciężki rok i Nie jesteś taki jak dawniej , wydanych w roku 1988) nie wziął udziału usunięty dyscyplinarnie Giercuszkiewicz. Na czas sesji zastąpił go Krzysztof Przybyłowicz, a na stałe Marek Kapłon (ur. 5 V 1961; eks-TSA i Banda i Wanda). Innych problemów dostarczał Riedel, który zbyt dosłownie pojmując rolę hippiesowskiego świętego zaczął mieć poważne problemy z narkotykami i parokrotnie nie dotarł na ważne koncerty. Zespół, by dać wokaliście czas na rozwiązanie tych problemów, w roku 1987 występował z Tadeuszem Nalepą (m.in. w Jarocinie, podczas trasy Blues Rock Top z udziałem całej bluesowo-rockowej czołówki, ponadto w Czechosłowacji), a w roku 1988 wydał firmowany z nim album Numero Uno . Poza Nalepą, w latach 1987-89 występowali też z Ireneuszem Dudkiem, Moniką Adamowską (Joy Band), Małgorzatą Ostrowską (Lombard) i Martyną Jakubowicz; w roku 1993 opublikowali album Ciśnienie firmowany wspólnie ze Sławkiem Wierzcholskim (voc, hca) z Nocnej Zmiany Bluesa. W sierpniu '88 zespół zadebiutował na Reggae Nad Wartą w Gorzowie Wielkopolskim, a w październiku odwiedził NRD. Nagrał też dwa albumy, wydane w roku następnym, w którym w katowickim Spodku, 24 czerwca, miał miejsce pierwszy z wielkich urodzinowych koncertów Dżemu. Na płycie Najemnik - obok nieco słabszych utworów - znalazł się świetny, stonesowski Harley mój uzupełniający arcydzieła Modlitwa III - Pozwól mi (wstrząsający rozrachunek Riedla z nałogiem) i eskapistyczny Wehikuł czasu . Z The Band Plays On... - zawierającego muzykę instrumentalną z pogranicza rocka, bluesa, boogie, country i nawet jazzu - wyróżniał się inspirowany Santaną Karlus . Kolejny album - Detox - wyszedł po dwóch latach, wypełniony dziesiątkami znakomitych koncertów, publikacją kasety Dżem Sesion I z nowymi wersjami starych utworów oraz zmaganiami z rosnącym uzależnieniem Riedla od narkotyków. Detox przyniósł ekshibicjonistyczną kronikę jednej z prób zerwania z nałogiem (utwór tytułowy), dwa kolejne arcydzieła (dynamiczny Jak malowany ptak mówiący o AIDS i balladowy Sen o Victorii ), dwie urokliwe miniatury na gitary akustyczne ( Śmiech czy łzy , Letni spacer z Agnieszką ), atak ze strony ZChN spowodowany słowami Wyobraziłem sobie/ Że nie ma Boga, nie w zilustrowanym świetnym wideoklipem Liście do M. oraz kolejną zmianę perkusisty - na Jerzego Piotrowskiego (eks-m.in. SBB i Kombi). Piotrowski grał w Dżemie krótko, żegnając się 20 czerwca '92 w Spodku, podczas drugiego z urodzinowych koncertów, udokumentowanego znakomitym dwupłytowym albumem Wehikuł czasu - Spodek ' 92 , m.in. zawierającym rozbudowane wersje kilku klasycznych utworów ( Jesiony , Whisky , Naiwne pytania , Czarny chleb ). Właśnie w roku 1992 zespół niespodziewanie otrzymał na MPF w Sopocie (na którym nigdy się nie pojawił) nagrodę Bursztynowego Słowika za całokształt działalności. Następcą Piotrowskiego został Zbigniew Szczerbiński (ur. 12 IV 1967) z Gangu Olsena. Właśnie ze Szczerbińskim w składzie Dżem wystąpił w sierpniu '92 podczas zorganizowanego przez Monar wielkiego koncertu na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie Niech Świat Się Do Nich Uśmiechnie, w maju '93 w Łodzi podczas telewizyjnego koncertu Bez Prądu, 19 czerwca '93 podczas trzeciego z urodzinowych koncertów w katowickim Spodku, wreszcie w sierpniu '93 podczas ostatni w Jarocinie. Również ze Szczerbińskim zespół nagrał album Autsajder ('93) - imponujący głównie od strony brzmieniowej, bo na ogół zawierający nie tak udane kompozycje jak wcześniejsze (wyjątkowo prawie wszystkie stworzył B. Otręba), zresztą czasami inspirowane polskimi wykonawcami ( Piosenka Ekologiczna - TSA, Płyń mój bluesie płyń - Brekaut); choć z drugiej strony utwór tytułowy (w którym gościnnie zagrał Partyzant - acc) mógł być uznany za Whisky nowej dekady, natomiast Obłuda - choćby w miękko brzmiącej solówce Styczyńskiego - dowodziła kunsztu i warsztatowego rozwoju muzyków. Program płyty dopełniał m.in. Prokurator i ja , niejako zapowiadający kłopoty wokalisty z wymiarem sprawiedliwości, ponieważ za asystowanie przy produkcji narkotyków Riedel otrzymał wyrok dziewięciu miesięcy więzienia w zawieszeniu. Autsajder to ostatni album z premierowymi utworami grupy, na którym zaśpiewał Riedel. Artysta, ściśnięty kleszczami nałogu, tracił i zdrowie, i zainteresowanie pracą. Jeszcze zdążył wziąć udział w nagraniu - z wieloma muzykami zaproszonymi, m.in. Adamem Egonem Gromadą (sax) z Gangu Olsena - interesująco przearanżowanych akustycznych wersji słynnych kompozycji Dżemu (np. rozimprowizowanego do ponad czternastu minut Detoxu i wyjątkowo korzystnie prezentujących się Naiwnych pytań ) wydanych na płytach Akustycznie i Akustycznie - suplement (na tej drugiej piosenki z Riedlem zostały przeplecione instrumentalnymi miniaturami). A potem, w maju '94, wokalista został sunięty z zespołu. Umarł 30 lipca 1994 roku. Bezpośrednią przyczyną śmierci była niewydolność serca. Na jego grobie w Tychach, miejscu pielgrzymek hippisów, wyryto jakże wymowne słowa refrenu Naiwnych pytań : W życiu piękne są tylko chwile . 29 lipca 1995 roku w Spodku odbył się wspaniały koncert List do R. na 12 Głosów w hołdzie Ryszardowi Riedlowi, podczas którego stare utwory Dżemu z towarzyszeniem samego zespołu (i czasami instrumentalistów z własnych grup) zaśpiewali Andrzej Zeńczewski (Daab), Jarosław Wajk (Oddział Zamknięty), Jerzy Durał (Ziyo), Martyna Jakubowicz, Wojciech Waglewski, Krystyna Prońko, Tadeusz Nalepa, Kasia Kowalska, Tomasz Olejnik (Proletaryat), Czesław Niemen, Małgorzata Ostrowska oraz wybrany na drodze konkursu nowy wokalista Dżemu Jacek Dewódzki (ur. 4 III 1964; eks-Patchwork), Katowicki koncert udokumentował trzypłytowy album List do R. na 12 głosów , wydany w 1995 roku. Dzieje Dżemu opisała wydana w 1994 roku książka Dżem - ballada o dziwnym zespole , a zobrazował film Dżem , Riedlowi poświęcony jest film Sen o Victorii . Opracowano na podstawie ENCYKLOPEDII POLSKIEGO ROCKA Wydawnictwa IN ROCK KONIEC "ABYM MÓGŁ PRZED SIEBIE IŚĆ" (Dżem-K.Gayer) Pewnie ciężki znów będzie dzień Głód i chłód obudziły mnie W zastaw dałem jedyne palto Które nosiłem przez tyle lat Zimno mi, zimno mi i forsy brak Ale nie jest źle, o nie Został jeszcze nadziei cień Kiedyś przecież zapomnę, że Miałem własną żonę i dom I że dobrze było mi z nią A jeszcze mam nadziei cień Że to był tylko zły sen Tylko zły sen o.... Nikt już nie, nie Nikt już nie namówi mnie Abym został na dłużej gdzieś Muszę przecież wolnym być Abym mógł, no abym mógł Przed siebie iść Czy któryś z was zrozumie to, że W tym właśnie sens W tym właśnie sens Aby sobą być, prawdzie patrzeć w twarz Kochać wszystkich ludzi i pokój sobą nieść "A JEDNAK CZEGOŚ ŻAL" (A.Otręba-R.Riedel) Pomyślcie chłopcy - co nam zostało Świadkami byliśmy jak padło świata pół Pamiętać, zapomnieć - śmiać się czy grać A jednak czegoś nam żal, czegoś nam żal, czegoś żal Znów popłynęły nasze wspomnienia Gdzieś tam po czwartej, pustej butelce Coraz to głębiej, głębiej do dna Śmiać się czy płakać, śmiać się czy grać Śmiać się czy grać, śmiać się czy grać Dla nas przecież tak nie znaczące nic Szare są i kolorowe Wspomnienia zwyczajne tak Dla nas przecież tak nie znaczące nic Szare są i kolorowe Czasem tak dziwnie, gdy patrzysz na mnie I wtedy ja po prostu wiem Ty chciałabyś by było jak dawniej Bo czegoś nam, czegoś nam brak Czegoś nam tu brak, czegoś nam tu brak Czegoś brak, czegoś brak, no no no..... Ty nie patrz tak na mnie tak Dlaczego tak "AUT SAJDER" (B.Otręba-M.Bochenek) Chociaż puste mam kieszenie No i wódy czasem brak Ja już nigdy się nie zmienię Zawsze będę żył już tak Nie słuchałem nigdy ojca Choć przestrzegał - zgnoją cię Z naiwności w oczach chłopca Dziś już wielu śmieje się ref.: Ale jedno wiem po latach Prawdę musisz znać i ty Zawsze warto być człowiekiem Choć tak łatwo zejść na psy Kumpel zdradził mnie nie jeden I nie jeden przegnał, lecz Nie szukałem zemsty w niebie Co kto robi - jego rzecz Ta dziewczyna, którą miałem Chciała w życiu tylko mnie Teraz z innym jest na stałe Każdy kocha tak jak chce.... ref.: Chociaż puste mam kieszenie No i wódy czasem brak Ja już nigdy się nie zmienię Zawsze będę żył już tak.... "BALLADA O DZIWNYM MALARZU" (Dżem-K.Galaś) Puste kieszenie i torba pełna snów Bo to malarz dziwny, który bywa tu Wszyscy go znali, wiedzieli o tym, że Duszę swą zaprzedał światu pędzli stu Nie wierzył ludziom i sobie chyba też Zbyt wiele bólu doznał, za dużo wylał łez Karmiony pogardą i rzuconym groszem Często tu siedział, obrazy sprzedać chciał ref.: Kto choć jeden kupi dziś ooo..... Nie widziałeś, skręcasz w lewo, chcesz już iść A być może, gdy zobaczysz właśnie je Znajdziesz słabość swą i marzenia blask Życie swe zamienił w deliryczny sen Gubiąc gdzieś po drodze prawdę swą i sens By w końcu się odważyć i zapukać tam Gdzie teraz białą farbą maluje wieczny czas ref.: "BLUES ALABAMA" (Dżem-K.Galaś) Siedzę na ławce mego rancza Wspominam dawnych rytmów czas Siedzę na ławce mego rancza Wspominam dawnych rytmów czas Gdy na gitarze grałże Murzyn Blues Alabama, tak go zwał Blues Alabama, Alabama Dziś sentymentu nadszedł dzień Blues Alabama, Alabama Dziś sentymentu nadszedł dzień Jesteś cudowny lecz uparty No chodzisz za mną jak, jak Chodzisz za mną jak cień Blues Alabama, Alabama No choćby człowiek nie znał go Blues Alabama, Alabama No choćby człowiek nie znał go Chyba wysoki, głuchy Murzyn Tak go nazwali - Murzyn John "BOŻE DAJ DOM" (P.Berger, J.Styczyński-M.Jacobson) Boże daj mu dom, cichy kąt Ojca, matkę i rodziny smak Zwykły uśmiech, ludzki gest Łóżko, krzesło, płyty dwie Boże daj mu dom, cichy kąt Boże daj mu dom, mama jak z obrazka Ojciec jak, jak z żurnala mód Wszystko tu na pokaz - z telewizji świat Dadzą ci kawałek, kiedy tylko chcesz Boże daj dom, Boże daj mu dom Nie zobaczą nawet, kiedy jest już źle Boże daj, daj mu dom, cichy kąt Kupią ci zabawkę, gdy egzamin zdasz Zamiast ojca, matki - skład przedmiotów masz Boże daj dom, Boże daj mu dom Kupią ci zabawkę, gdy egzamin zdasz Zamiast ojca, matki - skład przedmiotów masz Masz niby rodzinę, niby wszystko gra Boże daj mu dom, cichy kąt i psa Boże daj dom, Boże daj dom Daj mu dom, daj mu dom Chciałby żyć inaczej - chce być nawet sam Boże daj dom, daj mu dom Cichy kąt, daj mu dom...... "CAŁA W TRAWIE" (B.Otręba-R.Riedel) Jesteś cała w trawie Zielone myśli twe Są jak poszum wiatru We włosach twych o ne... We włosach twych Delikatnych, czystych tak Jak myśli me o tobie Wiesz, kiedyś zabłądziłem w snach No bo szukałem tam ciebie Byłaś całkiem naga i niewinna O nie...niewinna nie, nie... Dlaczego kochamy się tylko w snach Jesteś dla mnie tak daleka Zimna tak jak sztylet z lodu Dlatego ranisz mnie Nie wiedząc o tym nie Nie wiedząc, nie... Jak mocno jak, jak mocno jak kocham cię Jak mocno kocham ciebie "CZARNY CHLEB" (Dżem-R.Riedel) Tam czarny chleb, tam czarny chleb Tam czarny chleb, tam czarny chleb smakuje Tam zawsze brak, tam zawsze brak Tego czym w życiu, życie się słodzi I gorzki czas i gorzki (...) Sam z sobą się, sam z sobą się pokochaj Bo żona twa, jeśli ją masz to w domu szlocha To w domu szlocha - hej Bo żona twa, jeśli ją masz to w domu szlocha Jak forsę masz, jak forsę masz Jak forsę masz, to przegrasz ją w pokera Tam żaden zgred, tam żaden zgred Tam żaden zgred, przeważnie nie grypsuje I żaden klucz i nawet klucz do zamka nie pasuje, nie pasuje Tam tylko sny są erotyczne Tam wszystko masz co trzeba Jedynie nikt wolności ci nie sprzeda, nie Tam wszystko masz co trzeba Jedynie nikt wolności ci nie sprzeda Jedynie nikt wolności ci nie sprzeda Ooo...nie, nie, nie... Tam wszystko masz co trzeba Tam wszystko masz co trzeba Jedynie nikt, jedynie nikt wolności Ci tam nie sprzeda, o...nie.... "CZERWONY JAK CEGŁA" (R.Riedel, J.Styczyński-K.Galaś) Nie wiem jak mam to zrobić, ona zawstydza mnie Strach ma tak wielkie oczy, wokół ciemno jest Czuję się jak Beniamin i udaję, że śpię Może walnę kilka drinków, chyba nakręcą mnie Nakręcą mnie Nie wiem jak mam to zrobić, by mężczyzną się stać I nie wypaść ze swej roli, tego co pierwszy raz Gładzę czule jej ciało, skradam się do jej ust Wiem, że to jeszcze za mało, aby, aby ciebie mieć No, aby mieć ref.: Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec Muszę mieć, muszę ją mieć Nie mogę tak odejść, gdy kusi mnie grzech Muszę mieć, muszę ją mieć Nie wiem jak to się stało, ona chyba już śpi Leżę obok pełen wstydu, krótki to był zryw Będzie lepiej gdy pójdę, nie chcę patrzeć jej w twarz Może kiedyś da mi szansę, spróbować jeszcze jeden raz Jeszcze jeden, jeden raz ref.: "CZŁOWIEKU CO SIĘ Z TOBĄ DZIEJE" (Dżem-K.Gayer) Kiedyś, przez drogę przebiegł mi dziki, płowy kot Wtedy to właśnie zrozumiałem, że Że wielką szansę mam Szansę na swą własną drogę Na to, by sobą być Żona wręcz przeraziła się, gdy Powiedziałem jej, że Że nigdy już nie pójdę z nią Nie, nie pójdę nigdzie z nią Człowieku, co się z tobą dzieje Zastanów się o.... Ale ja już byłem tam, skąd tylko dziki kot Właśnie ten, co drogę zabiegł mi Mą szansą był, właśnie ten Człowieku, co się z tobą dzieje Zastanów się "DETOX" (B.Otręba-R.Riedel) To było wiosną, byłem tam Może za krótko, nie wiem sam Zaczęło się, ot tak Znów przerwę w życiorysie mam Potem powoli, w górę nie w dół Myśli przybywa, wyrzuty też No, to tylko pretekst, by zerwać się Chodzenie po ścianach, rzygać się chce To tu normalka, ktoś pociesza mnie Tracę już wiarę, zostać czy nie Zostać tu czy nie, zostać tu czy nie Już powolutku nakręcam się Który to odwyk, sam nie wiem, nie Tutaj naprawdę nie jest tak źle Poczekaj stary choć jeden dzień Tutaj nie, nie jest źle Dzisiaj wiem, no i prawdę znam Tam na detoksie musisz walczyć sam Tylko twa wiara pomoże ci Wiara i siła, by wygrać z tym Z czym tylu ludzi przegrywa co dzień Przegrywa co dzień, przegrywa co dzień "DZIEŃ, W KTÓRYM PĘKŁO NIEBO" (P.Breger-R.Riedel) Powiedział Pan, powiedział Pan Daję wam ogień Podajcie sobie ręce I żyjcie w zgodzie Żyjcie w zgodzie z ptakami Niech płoną serca I oczy wasze, niech Nigdy nie znają łez Nie znają łez Odszedł, a ciało swe Pogodził z ptakiem I wiecznym cierpieniem I była miłość I była zgoda Każdy był wolny Wolny był, każdy ptak Wolny był, każdy ptak o jee... Pewnego dnia, pewnego dnia Pękło niebo I lunął straszny deszcz Wtedy krzyknął ktoś I chłód ogarnął wszystkie serca A w oczach pojawił się strach Ludzie podali sobie noże, zamiast rąk I upiekli ptaki...ptaki... Niee...niee.... "HARLEY MÓJ" (Dżem-R.Riedel) Kiedy siedzę na maszynie Totalny czuję luz Włączam silnik, daję kopa Za mną tylko kurz To wspaniała jest maszyna Choć ma już ze czterdzieści lat Stary mój ją też dosiadał To samo czuł mój starszy brat ref.: Harley mój, to jest to Kocham go, kocham go On zmienił moje życie odkąd Poskładałem go On wyleczył mnie z kompleksów Dał mi swoją moc Nigdy mnie nie zdradził Nie zawiódł ani raz To wspaniała jest maszyna Choć ma już ze czterdzieści lat ref.: Harley mój, to jest to Kocham go, kocham go "JAK MALOWANY PTAK" (J.Styczyński-D.Dusza) Za oknem żywi ludzie, inny wymiar, inne życie Czy wiesz jak ciężko jest, walczyć z każdym nowym dniem Każdej nocy modlić się o bezpieczny, spokojny sen Bez nadziei i bez szans, spojrzeć w karty, mówiąc pas ref.: Czy przyjmiesz mnie mój Boże, kiedy odejść przyjdzie czas Czy podasz mi swą rękę, a może będziesz się bał A może będziesz się bał o jee... Za oknem wrzeszczą ludzie - szybę stłukł, rzucony kamień Czy wiesz jak czuję się, gdy w objęciach trzyma śmierć Gdy wyrok napisany, w lekarza oczach szklanych Gdy lecą, lecą tak, jak ten malowany ptak ref.: Czy przyjmiesz mnie mój Boże, kiedy odejść przyjdzie czas Czy podasz mi swą rękę, a może będziesz się bał Za oknem wrzeszczą ludzie - szybę stłukł, rzucony kamień Czy wiesz jak czuję się, gdy w objęciach trzyma śmierć Gdy wyrok napisany, w lekarza oczach szklanych Gdy lecą, lecą tak, jak ten malowany ptak ref.: "JESIONY" (L.Faliński, R.Riedel-K.Galaś) Te same mury od rana Te same stoły odrapane Te same twarze, te same słowa Od lat, już bardzo dobrze znane To samo miejsce już od lat Ci sami ludzie obok ciebie Twój mały, półprywatny świat Czy tylko twój, ty nie wiesz Czy tylko twój, ty nie wiesz, o o o... nie Z nadzieją patrzysz na kufla dno Zostało jeszcze trochę piany Tam Afrodytę wypatrzyć chcesz Lecz wzrok twój już pijany I znów wychodzisz z piany pijany Z przybitą do ramion głową Szukasz gdzieś wyjścia, lecz Wokół ściany zamknięte w krąg Zamknięte w krąg Wokół ściany...ściany...to samo...miejsce...od lat... I...ludzie...ci sami... Twój mały, półprywatny świat Twój mały...półprywatny świat Czy tylko twój Ty nie wiesz Ty nie wiesz, nie A wokół ściany zamknięte w krąg "KACZOR ! COŚ TY ZROBIŁ" (J.Styczyński-K.Galaś) Rano budzę się spocony Kaczor męczy, męczy mnie Już butelka wysuszona Szlag by trafił wczorajszy dzień Sklep dopiero od dziewiątej Piwa nie dowieźli znów Brak mi słów, no brak mi słów To już chyba jest końcówa Dziś rozsypię, rozsypię się Woda wcale nie pomaga Ja o piwie tylko śnię Czysta , Bałtyk , Wyborowa Od myślenia boli głowa Boli mnie, no boli mnie Kaczor, kaczor, coś narobił Kaczor nie męcz, nie męcz mnie Pracę chyba już mam z głowy To już piąty, piąty dzień Czysta , Bałtyk , Wyborowa Od myślenia boli głowa Boli mnie, no boli mnie Czysta , Bałtyk , Wyborowa Od myślenia boli głowa mnie No boli mnie Czysta , Bałtyk, Wyborowa Ja o piwie tylko śnię Wspomnienia Któregoś pięknego dnia Dżem gościł w katowickim radiu Flash FM . Powstał w nim utwór, który Dżem zaimprowizował na żywo , a tekst do niego został złożony z kawałków tekstów nadesłanych przez słuchaczy radia. Został on zatytułowany Wołanie o deszcz (MP3-1,09MB). Poniższe cytaty pochodzą z książki Jana Skaradzińskiego pt. Dżem - ballada o dziwnym zespole ...Podczas trzeciej sesji muzycy zarejestrowali podkłady do spektaklu Pozłacany warkocz Katarzyny Gertner - a działo się to w kwietniu (17-23) 1981 roku. Grupa nagrała kilka stylizowanych na śląski folklor piosenek Gertner do słów Tadeusza Kijonki, między innymi Gizd (MP3-761KB), Puść mnie matko do powstania (MP3-815KB), Opowiedzcie wiatry (MP3-1,35MB), a potem wzięła udział w scenicznym wystawieniu Pozłacanego warkocza w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca nie tylko wykonując przeznaczone jej utwory, ale i akompaniując - uwaga - Irenie Jarockiej. Z Kasią Gertner - mówi Berger - znaliśmy się od dawna. Pomagała nam. Zachęcała Ryśka do śpiewania, gdy jeszcze nie wierzył w siebie, przełamywała opór do tego śpiewania jego ojca, mnie umożliwiła kupno fajnego klawisza . Chcieliśmy iść jej na rękę. Poszli nie po raz ostatni... Płytka pojawiła się w sklepach we wrześniu 1981 roku. Dyskografia Dżemu została otwarta. ...W pewnym momencie, latem 1982 roku, Ryszarda bardziej niż Dżem zaczął interesować więc Krzak, zespół mający wówczas naprawdę otwarty charakter, co dotyczyło zarówno spraw muzycznych, jak i personalnych. Wkrótce też wokalista znalazł się w tej połówce bluesowo-rockowego Śląska (i nie tylko Śląska), którą pod swe skrzydła przygarnął szef bandu - Leszek Winder. W Krzaku grało sporo Riedlowych znajomych - Winder oczywiście, Antymos, Kawalec, Mirosław Rzepa (Urny nie, bo już przeniósł się do Perfectu). Sporo znajomych i jeden - wkrótce okaże się - przyjaciel. Chodzi o Ryszarda Skibę Skibińskiego. Poznali się i zaprzyjaźnili podczas koncertów Krzaka w Berlinie Zachodnim - pierwszego w życiu zagranicznego wyjazdu wokalisty Dżemu. Tak, wokalista Dżemu zaczął jeździć z bandem Windera w trasy. I nie tylko z tym bandem... Na Dżem miał mniej czasu... Ze Skibą tudzież z gitarzystami Kasy Jarosławem Tioskowem i Andrzejem Kotarskim wystąpił przede wszystkim na białostockiej Jesieni z bluesem wykonując : Słodką (MP3-1,50MB), Niewinnych (MP3-1,09MB) oraz improwizowany Blues Riedlowo-Skibowy na dwie harmonijki. Bo muzyczne klocki najczęściej nie były poukładane. Leszek Winder mówił mi: Słuchasz i wyskakujesz na scenę, kiedy poczujesz. No i siedziałem w garderobie, gdzie wszystko było słychać bardzo dokładnie (bo Krzaki miały znakomite piece Peaveya), a jak mnie brało, po prostu wychodziłem. to zdawało egzamin, gdyż na próbach były przygotowywane tylko zarysy numerów, a reszta rozgrywała się na scenie... ...Riedel - wracajmy do Krzaka - jednak z tym zespołem nie tylko koncertował. Także nagrywał. Słychać go w utworze Lista kowbojów (MP3-1,46MB) - z trzeciego longplaya grupy, Krzak'i , wydanego w 1983 roku... ...Wreszcie w roku 1989 pod oszałamiająco oryginalnym tytułem Live wydano na longplayu zapis koncertu Józefa Skrzeka w Jarocinie '87. Byłemu liderowi byłego SBB towarzyszyli: były perkusista Dżemu Giercuszkiewicz, były basista byłego Krzaka Kawalec oraz oczywiście były gitarzysta byłego Krzaka Winder i aktualny wokalista Dżemu Riedel. Panowie prawie cały czas improwizowali ( Wieczorne granie to klasyczny przykład śpiewania przez Ryśka niby po angielsku, w Everyday I'm A Blues próbuje śpiewać standardy bluesowe, w Singer udany duet Skrzek - Riedel, w tekście Powiedz mi mała (MP3-1,49MB) zalążki Ostatniego widzenia !). Ryszard rzecz jasna wyskoczył na scenę w amfiteatrze bez wcześniejszej próby z kolegami, ot tak, pod wpływem impulsu. Bo go wzięło. I tylko dzięki temu skokowi Live zyskało jako taką wartość artystyczną... ...W tymże 1993 roku został nagrany i wydany album Chory na bluesa Nocnej Zmiany Bluesa, goszczącej takie znakomitości, jak Charlie Musselwhite tudzież... Ryszard Riedel i Jerzy Styczyński. Rysiek zaśpiewał w Hotelowym bluesie (MP3-893KB). Przyjechał nieco spóźniony, niemal w ostatniej chwili, pokazałem mu tekst pytając, czy pasuje, odpowiedział że tak, zaśpiewał nieco myląc słowa, ale nie było czasu na drugie podejście, bo czekający na niego samochód już grzał silnik -relacjonuje wypadki Wierzcholski. KONIEC