Florence Littauer Nadaj siłę swojej osobowości I ty możesz stać się przywódcą Oficyna Wydawnicza "Logos" Warszawa 1997 przepisała Marianna Żydek Część I Siła osobowości 1 Prezydencki uścisk ręki: przeżycie dla całego ciała W lipcu 1994 roku Krajowe Stowarzyszenie Mówców zwołało w Waszyngtonie doroczną konwencję i czołowi mówcy, uhonorowani przez Radę Seniorów Nagrodą Doskonałości, zostali zaproszeni na prywatne spotkanie w Sali Indiańskiego Traktatu w starym budynku biurowym administracji. Do wygłoszenia przemówienia w imieniu personelu Białego Domu desygnowany został Mark Gearan, dyrektor do spraw kontaktów, co z punktu widzenia uczestników spotkania, profesjonalnie zajmujących się kontaktami między ludźmi, było wyborem logicznym. Gearan, absolwent uniwersytetów Harvard i Georgetown, powołany został na miejsce George'a Stephanopoulosa, którego dziennikarze nie traktowali zbyt poważnie ze względu na chłopięcy wygląd. Gearan był zadowolony z dotychczasowego, niezbyt eksponowanego stanowiska zastępcy szefa personelu Białego Domu. Próbował nawet pomóc Stephanopoulosowi w jego zmaganiach z młodzieńczą, parweniuszowską prezencją udzielając mu rady: "Przyczyną połowy twoich kłopotów jest to, że mówiąc angażujesz całe ciało. Opanuj się, uśmiechnij i stój spokojnie!" Mimo najlepszych chęci ze strony Stephanopoulosa Clinton musiał go zastąpić kimś, kto był inteligentny i wymowny, nie tracił głowy i potrafił radzić sobie w gorących sytuacjach. Gearan był zaskoczony, że Clinton wybrał właśnie jego na to bardzo eksponowane stanowisko, kierując Stephanopoulosa na boczny tor jako "doradcę do spraw polityki i strategii". Gdy Gearan obejmował nową funkcję prezydent udzielił mu tylko jednej rady: "Musisz robić wrażenie starszego i bardziej nudnego". Gdy Gearan wszedł do Sali Indiańskiego Traktatu i położył teczkę na pulpicie dla lektora, wydawał się nam, weteranom przemówień, bardzo młody i z pewnością nie wyglądał na nudziarza. Z wyraźnie widoczną znajomością tematu i pewnością siebie Gearan opowiedział o trudnościach, jakie miał w kontaktach z prasą. Każde z nas przeżyło jakieś kłopoty z prasą i mogliśmy sobie wyobrazić ogrom wykonywanej przez niego pracy i olbrzymi margines błędu, z jakim musiał się liczyć przekazując informację od prezydenta, zmieniającego pomysły tak często, że nawet ci, którzy znajdowali się tuż przy nim, nie byli pewni jego stanowiska w wielu sprawach. Gearan wyjaśnił przyczyny pośpiechu prasy w wydawaniu osądów jeszcze przed wyłożeniem na stół faktów. Powiedział, że po to, by gazeta lepiej się sprzedawała lub zyskała wyższą ocenę, żąda się od dziennikarzy, aby przedstawiali swoje opinie, przypuszczenia i racje i tworzyli scenariusze wydarzeń, które jeszcze nie nastąpiły. Ogólnie rzecz biorąc, mieliśmy zrozumienie dla tego, co Gearan próbował robić, i dla ogromnej odpowiedzialności, jaką na kogoś, kto w naszych oczach wyglądał tak młodo, nakładało zajmowane stanowisko. Gearan nie zdradził żadnej tajemnicy i przeważnie był bezstronny w swoich relacjach. Gdy poprosił o pytania, Zig Ziglar zapytał o standardy moralne kraju, a Carl Mays - dlaczego prasa nie zamieściła żadnej wzmianki na temat sześćdziesięciu tysięcy chrześcijan, którzy mieli swoje spotkanie jako grupa o nazwie "Dotrzymujący Obietnicy". Gearan odpowiadał na każde pytanie spokojnie i mądrze. Gdy nadeszła moja kolej, spytałam, czy odpowiada prawdzie książka Boba Woodwardsa, zawierająca szczegółowy opis chaosu, jaki panuje wśród personelu Białego Domu. "Właśnie skończyłam czytać książkę The Agenda" - stwierdziłam. "Mógłby mi pan powiedzieć, czy - zdaniem pana i personelu - przedstawiony w niej obraz jest prawdziwy?" "Nie czytałem tej książki" - odparł Gearan. Zdziwiło mnie to, ponieważ wymieniano go w książce w dwunastu różnych miejscach, a w większości przypadków politycy nie lekceważą doniesień prasowych na swój temat. W gruncie rzeczy Gearan cytowany był w The Agenda w kontekście tematu, którego dotyczyło moje pytanie, a wynikającego z jego wypowiedzi. Gearan czuł, że głównym problemem Białego Domu była: "organizacja i dyscyplina. Personel zbyt często przypominał piłkarską drużynę dziesięciolatków. Nikt podczas gry nie trzymał się własnej pozycji. Wszyscy gonili po całym placu gry za każdą piłką znajdującą się na boisku."(1) "Czytałem recenzje na temat tej książki" - dodał Gearan, po czym ze zdziwieniem zapytał: "A dlaczego panią to interesuje?" "Ponieważ piszę książkę o osobistościach w Białym Domu". Gearan wziął głęboki oddech i obdarzył mnie uśmiechem przebiegłego lisa. "Bardzo mi się podoba pani strój" - stwierdził. Był młodym człowiekiem, ale znał stare sposoby, żeby uniknąć odpowiedzi na kłopotliwe pytanie, trzeba pytającego obdarzyć komplementem. Zazwyczaj powoduje to, że osoba zadająca pytanie czuje się tak szczęśliwa, iż zapomina o pytaniu i można spokojnie przejść do następnego tematu. "Czy ktoś ma jeszcze pytania?" Po zakończeniu wystąpienia Gearan zebrał swoje papiery uśmiechając się z zadowoleniem po dobrze wykonanej pracy i ze skromnością przyjął naszą owację na stojąco. Gdyby lepiej znał naszą grupę, to może nie byłby aż tak zadowolony, ponieważ my, mówcy, często urządzamy sobie nawzajem takie owacje na stojąco za wszystko - czasem nawet za błogosławieństwo! "Seksowny uścisk ręki" Po konferencji nasza grupa została przeprowadzona jakimiś bocznymi korytarzami obok pojemników na śmieci do wyjścia na południowy trawnik Białego Domu. Prezydent Clinton miał właśnie odlecieć helikopterem do New Jersey na promocję swojego programu ochrony zdrowia, a my mieliśmy to wydarzenie obserwować. Nasza grupa przybyła pierwsza i zajęliśmy miejsca w pierwszym rzędzie, przy łańcuchach z kutego żelaza. Staliśmy w tym miejscu ponad godzinę, dołączając swój głos do narzekań, że Clinton zawsze się spóźnia. W tym czasie zebrał się za nami spory tłum i pojawili się agenci Secret Service. Do publiczności podszedł jakiś urzędnik i przekazał nam instrukcje: "Nie należy prosić prezydenta o autografy i zatrzymywać go. Prezydent uściśnie rękę tylu osobom, ilu tylko będzie mógł, i odpowie na proste pytania". Czyli innymi słowy: "Bądźcie mili. Prezydent miał bardzo pracowity dzień". Czekając rozmawialiśmy o tym, jak Judith Krantz opisała "seksowny uścisk dłoni" Clintona jako "przeżycie dla całego ciała". Doszliśmy do wniosku, że nie mamy pojęcia, jaki jest ten seksowny uścisk ręki. Moi przyjaciele namawiali mnie, żebym się odważyła i poprosiła prezydenta o takie specjalne podanie ręki, ale był to pomysł tak sprzeczny z moją naturą, że wiedziałam, iż coś takiego nie przejdzie mi przez usta, a już szczególnie skierowane do prezydenta. Nagle przez tłum przeszła fala podniecenia i odezwały się szepty: "Już jest! Już jest!" Na pierwszy rzut oka prezydent wydawał się wyższy i szczuplejszy niż na zdjęciach. Czy on rzeczywiście posiada taką charyzmę, takie hipnotyzujące spojrzenie i taki uścisk ręki?- zastanowiłam się. Gdy podszedł bliżej, chętnie ściskając każdą wyciągniętą do niego rękę i patrząc każdemu prosto w oczy, ogarnęło mnie jakieś nieoczekiwane uczucie. Bez względu na to, czy się zgadzasz z tym człowiekiem, czy nie, jest coś podniecającego w fakcie, że stoisz twarzą w twarz z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Gdy sięgnął po moją rękę, popatrzył mi prosto w oczy w taki sposób, jakby wszyscy pozostali nie byli ważni. Podałam mu rękę, otworzyłam usta i ku własnemu zdziwieniu powiedziałam: "Panie Prezydencie, poproszę o seksowny uścisk ręki". Usłyszałam, że mój mąż wstrzymał oddech, gdy w odpowiedzi na moją prośbę Clinton ścisnął mi dłoń i położył lewą rękę na moim ramieniu. Pochylił się i szepnął mi do ucha: "Czy to nie było okropne? Po tym, jak ona to napisała, czerwieniłem się przez kilka dni". Podał rękę innym osobom ponad moim ramieniem, a na koniec jeszcze raz uścisnął mi dłoń, uśmiechnął się i zrobił do mnie oko. Tak! Przeżyłam to całym ciałem! Dopiero teraz rozumiem, dlaczego ludzie byli skłonni zmieniać sposób głosowania po kilku minutach spędzonych z Billem Clintonem. Carl Mays przeniósł rozmowę na wyższy poziom, upominając Clintona, by "stawiał Boga na pierwszym miejscu!" "Ja to robię" - odpowiedział prezydent. "Właśnie dzisiaj rano siedziałem tam, na werandzie - dodał wskazując na balkon Białego Domu - i czytałem Psalmy." Gdy Clinton przesunął się nieco dalej, Carl spytał: "A który Psalm lubi pan najbardziej?" Clinton przystanął, obejrzał się, pomyślał przez kilka sekund wypełnionych naszym oczekiwaniem i odpowiedział: "Dwudziesty siódmy". Carl i ja popatrzyliśmy na siebie. Dwudziesty siódmy? Prezydent poszedł dalej i zatrzymał się, by wysłuchać komentarza Nido Quebiena na temat problemów Libańczyków, a my próbowaliśmy przypomnieć sobie Psalm 27. Doszliśmy do dwudziestego trzeciego, ale dwudziesty siódmy pamiętaliśmy dość mgliście. W tym momencie zaczęły się kręcić śmigła helikoptera, prezydent wspiął się po schodkach, gwardziści z piechoty morskiej zasalutowali. Odwrócił się i pomachał do nas ręką, jakbyśmy byli jego dobrymi przyjaciółmi, których z żalem opuszcza. Gdy odlatywał jak Mary Poppins, wszyscy staliśmy w podmuchach powietrza, trzymając rękami fryzury, aż helikopter zniknął z pola widzenia, a prezydent skupił myśli na tym, jak oczarować stan New Jersey i nakłonić do oddania opieki zdrowotnej pod kontrolę państwa. Gdy tylko autobus dowiózł nas do Hotelu Hilton, Carl pobiegł po Biblię. Clinton albo szczęśliwie trafił, albo naprawdę znał Psalm 27, bo po przeczytaniu go stwierdziliśmy, że jest stosowny do jego wojowniczej postawy w sprawach ochrony zdrowia i Haiti - i do wszystkich prezydentów i przywódców w bardzo wielu sytuacjach. Pan światłością moją i zbawieniem moim: Kogóż bać się będę? Pan ochroną życia mego: Kogóż mam się lękać? Gdy nacierają na mnie złoczyńcy, Aby pożreć ciało moje - - Są oni moimi wrogami i nieprzyjaciółmi - Potkną się i upadną. Choćby rozbili przeciwko mnie obozy, Nie ulęknie się serce moje, Choćby wojna wybuchła przeciw mnie, Nawet wtedy będę ufał. (w. 1 - 3) Słuchaj, Panie, głosu mego, gdy wołam, I zmiłuj się nade mną, i wysłuchaj mnie! Z natchnienia twego mówi serce moje: "Szukajcie oblicza mego!" Przeto oblicza twego szukam, Panie. Nie ukrywaj oblicza swego przede mną! Nie odtrącaj w gniewie sługi swego! Ty jesteś pomocą moją: Nie odrzucaj mnie I nie opuszczaj mnie, Boże zbawienia mego! Choćby ojciec i matka mnie opuścili, Pan jednak mnie przygarnie. Naucz mnie, Panie, drogi swojej I prowadź mnie ścieżką prostą z powodu wrogów moich! Nie wydaj mnie na pastwę wrogów moich, Bo fałszywi świadkowie powstają przeciw mnie i dyszą gwałtem! Ja jednak wierzę, że ujrzę dobroć Pana w krainie żyjących. (w. 7 - 13) Wykorzystanie naturalnej siły osobowości Ponieważ interesują mnie ludzkie osobowości, byłam zafascynowana spotkaniem twarzą w twarz z Clintonem. Przeczytałam wiele tomów na temat jego osobowości, jego stylu, jego mocnych i słabych stron, a osobiste spotkanie potwierdziło to wszystko. Podczas tego jednego, krótkiego spotkania zorientowałam się, że nauczył się wykorzystywać naturalną siłę swojej osobowości do kreowania własnych możliwości. Wykorzystał tę siłę do zrealizowania amerykańskiego snu, wybicia się do roli najwyższego przywódcy, prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ja też, tak jak Bill Clinton, dorastałam z wiarą w amerykański sen, że każdy może zostać prezydentem. Sprawdzałam to praktycznie w każdej organizacji, do której należałam. W gruncie rzeczy ociągałam się z wstąpieniem do nowego klubu, dopóki nie miałam pewności, że w ciągu kilku miesięcy zostanę jego prezesem. Fakt, że byłam kobietą, stanowił przeszkodę, ale byłam pewna, że któregoś dnia to się zmieni i ten tytuł będzie należał do mnie: Florence, pierwsza kobieta prezydentem Stanów Zjednoczonych. Już wiesz, że tak się nie stało. Nigdy nie kandydowałam na żaden wybieralny urząd. Rodzaj osobowości, jaką mam, popycha mnie do rządzenia, ale równocześnie powstrzymuje przed kandydowaniem z obawy przed przegraną. Prawdopodobnie najbardziej odpowiadałaby mi nominacja na ambasadora na Dworze Świętego Jana. Mogłabym wówczas zdobyć sławę, nie podejmując żadnego ryzyka. A jak to wygląda u ciebie? Prawdopodobnie również nie jesteś prezydentem Stanów Zjednoczonych, ale może chcesz nim być! Może chcesz wspiąć się wyżej po szczeblach drabiny hierarchii swojej korporacji albo zostać burmistrzem. A może chcesz rozwinąć swoje naturalne zdolności, żeby być lepszym, efektywniejszym przywódcą sąsiedzkiej wspólnoty albo własnej rodziny. Jaka może być lepsza droga, żeby nauczyć się maksymalnego wykorzystania wrodzonych predyspozycji przywódczych, niż przypatrzenie się tym ludziom, którzy doszli na sam szczyt? Właśnie to zrobimy w tej książce - zajrzymy w osobowość niektórych z najpotężniejszych ludzi na ziemi, a także ich przeciwników i towarzyszy i przyjrzymy się sprawom, które dla nich były przysłowiową solą w oku. Mam nadzieję, że robiąc to, i dobrze się przy tym bawiąc, nie tylko poznasz wiele sekretów możnych osobistości, ale również nauczysz się, jak dokonać analizy własnych predyspozycji przywódczych, i odkryjesz, jak wykorzystać cechy własnej osobowości w każdej roli, jaka ci przypadnie. Na koniec przeanalizujemy, co naprawdę decyduje, że ktoś zostaje przywódcą, i rozważymy, jak to, czego się nauczyliśmy, wykorzystać w przyszłości przy wybieraniu przywódców. Nie będziemy stawali po żadnej stronie, będziemy obserwowali ludzi. Nie będziemy denuncjowali Demokratów ani ganili Republikanów. Nasza podróż do wewnętrznego świata politycznych przywódców nie jest przeznaczona dla tych, którzy mają klapki na oczach, a pozytywne wartości i zalety dostrzegają wyłącznie u kandydatów i przywódców własnej partii. Ten przegląd adresowany jest wyłącznie do osób, które potrafią z poczuciem humoru obserwować całą scenę polityczną, chcą przyjrzeć się różnym osobistościom z przeszłości i przeanalizować własne zdolności przywódcze. Zanim jednak zaczniemy badania osobowości i źródeł siły, dokonamy krótkiego przeglądu czterech typów temperamentów. To pozwoli ci szybko poznać własne mocne i słabe strony oraz wzorzec twojej osobowości. Następnie zagłębimy się w fascynujący świat osobowości prezydentów oraz przywódców, którzy dzielili z nimi polityczną scenę. Na końcu każdego rozdziału poświęconego określonemu przywódcy zamieszczone jest zestawienie charakteryzujące profil jego osobowości. Wszystkie użyte określenia zaczerpnięte są z mediów: TV, radia, książek, magazynów i gazet. Nie wynikają one z mojej opinii, ale z tego, co niezmiennie krytyczna prasa miała do powiedzenia o danej osobie w chwilach jej wzlotów i upadków na drodze do zdobycia i podczas sprawowania prezydentury lub dowolnej innej funkcji skupiającej na sobie uwagę publiczną. Porównując własną osobowość z opisami przy każdym profilu osobowości, zadaj sobie pytanie: "Gdyby jakiś dziennikarz obserwował moje życie, to jakich słów z tego zestawienia użyłby mówiąc o mnie?" Przegląd własnych mocnych stron jest pozytywnym doświadczeniem, ale uczmy się wprowadzać niezbędne zmiany, gdy poznamy i ocenimy swoje słabe strony. 2 Nasza fascynacja przywódcami Od zarania dziejów ludzie interesowali się swoimi przywódcami i ich prywatnym życiem oraz chcieli się dowiedzieć, jak osiągnęli sukces. Niezmiennie fascynowało nas życie przywódców w czasach, gdy: Mojżesz wyprowadził swój lud z Egiptu Juliusz Cezar władał Cesarstwem Rzymskim Jezus uczynił swoimi uczniami dwunastu zwykłych ludzi Konstantyn ogłosił chrześcijaństwo oficjalną religią cesarstwa Luter przybił swoje tezy na drzwiach kościoła w Wittenberdze John Alden oświadczył się Priscylli George Washington został pierwszym prezydentem USA Napoleon znalazł się pod Waterloo Abraham Lincoln wygłaszał swoją słynną mowę w Gettysburgu Tedy Roosevelt nosił potężną laskę Franklin Delano Roosevelt prowadził pogawędki przy kominku Ike (Dwight David Eisenhower) wygrał wojnę i prezydenturę Nixon stanął na Wielkim Murze Chińskim Jimmy Carter nosił swoją walizkę Reagan stał się Wielkim Mówcą Hillary (i Bill) próbowała kierować opieką zdrowotną. Gdy rozmyślamy o osobistościach, które zdobyły władzę, zastanawiamy się, co spowodowało, że ci ludzie stali się przywódcami. Z pewnością ci ludzie ani nie wyglądali podobnie, ani nie myśleli podobnie. Reprezentowali różne generacje i, co jest oczywiste, pochodzili z różnych środowisk, krajów i partii politycznych. Ale każdy z nich miał nieprzeciętną osobowość. Czy możemy się od nich nauczyć czegoś, co wzmocni nasze potencjalne zdolności przywódcze? Osobistości sprawujące władzę Minęło już dwadzieścia pięć lat od czasu, gdy przedstawiłam prostą analizę osobowości, którą chcę zaprezentować w tej książce. Przez cały ten czas studiowałam i zgłębiałam temat, prowadziłam wykłady na seminariach Osobowości Plus na całym świecie, dyskutowałam na temat temperamentów w programach telewizyjnych, udzieliłam rad kilku setkom małżeństw i napisałam ponad dwadzieścia książek. Użyłam wiedzy o czterech wzorcach osobowości, by wnieść zrozumienie do własnego małżeństwa i stosunków z dziećmi, do pracy zawodowej i stowarzyszeń społecznych, do zawodu mówcy i mojej chrześcijańskiej służby. Kilka lat temu, w okresie życia, w którym zainteresowała mnie polityka, zaczęłam zwracać uwagę na wszystko, co pisano w dziennikach i magazynach o kandydatach na stanowiska przywódcze. Notowałam określenia, jakich używali komentatorzy w telewizji. W miarę analizowania osobistych mocnych i słabych stron ważnych osobistości, polityków i prezydentów segregowałam notatki i wycinki i, zależnie od wzorca osobowości, wkładałam do teczek. W erze Watergate, gdy przed kamerami telewizji wielu polityków demonstrowało swoje osobowości, wznowiłam naukowe badania, dodałam do zgromadzonych materiałów nowe szczegóły i zaczęłam mówić o "osobistościach sprawujących władzę". Ludziom bardzo się podobały te przykłady i analiza osobowości polityków stała się ważną częścią seminariów. Słuchaczy bardzo ekscytowało poznawanie różnic osobowości Silnego Trumana, Spokojnego Forda, Perfekcyjnego Cartera i Popularnego Reagana. Ponieważ znacznie wzrosło zainteresowanie politycznymi osobistościami przed wyborami w 1988 i 1992 roku, ciągle zadawano mi pytania na temat prezydentów z przeszłości. Nawet ludzie, którzy nie brali udziału w wyborach, chcieli coś wiedzieć o życiu Roosevelta, Eisenhowera, Kennedy'ego, Johnsona i Nixona. W jaki sposób zostali wybrani? Jak zdobyli zaufanie? Jakie mieli rodziny? Czy potrafię opisać ich osobowości? Te pytania przyczyniły się do pogłębienia studiów nad prezydentami z przeszłości i wkrótce byłam w stanie przewidzieć niektóre przyszłe wydarzenia. Doszłam do wniosku, że muszę napisać książkę o czterech stylach osobowości, ilustrując ją przykładami z życia prezydentów. Możesz teraz ocenić rezultaty mojej pracy. Postawiłam sobie za cel, by na kartkach książki uczyć i bawić, połączyć historię i anegdotę. Przedstawiłam, jak możemy wykorzystać analizę osobowości do własnych potrzeb i przy wybieraniu prezydentów lub innych przywódców. Każdy rozdział zaczyna się prezentacją osobistych zasad, którymi kierował się przywódca poddany analizie (z których wszyscy możemy korzystać). Wyrażają one dokonania danej osoby lub jej niepowodzenia. Nie ma ludzi doskonałych, każdemu zestawowi zalet towarzyszą słabości. Z chwilą, gdy zrozumiemy cztery podstawowe wzorce osobowości, posiądziemy zdolność analizowania osobowości innych ludzi. Nieuchwytne znamię przywództwa By być przywódcą, trzeba - według definicji - być na przedzie, trzeba maszerować wyprzedzając innych. Bez względu na to, jak będzie mądra i prawa, nie zostanie przywódcą osoba, za którą nikt nie chce iść. Nieuchwytnym znamieniem przywódcy jest dar inspirowania innych, by chcieli wykonywać jego wolę. Bez tej magnetycznej siły kandydat na przywódcę jest kapitanem bez statku, królem bez ziemi. Na czym polega różnica pomiędzy przywódcą a menedżerem? Określenie menedżer odnosi się do kogoś, kto panuje nad sytuacją, kto wydaje ludziom polecenia, kieruje nimi, przydziela im właściwe zadania. Sprawny menedżer może kierować realizacją dowolnego programu, niezależnie od tego, czy obdarzony jest magnetyczną siłą przywódcy, czy nie. W naszym kraju zawsze tęskniliśmy za przywódcą: chcieliśmy mieć króla i często byliśmy skłonni zaakceptować braki w zdolnościach menedżerskich, a nawet marne osiągnięcia, byleby tylko mieć królewskiego przywódcę, który by budził nadzieję i prowadził nas w kierunku nieziszczalnego snu, "że ujrzymy dobroć Pana w krainie żyjących". Wszyscy jesteśmy menedżerami, każdy czymś kieruje. Każdego dnia kierujemy częścią naszego życia. Utrzymujemy w ryzach dzieci, pracowników, wyborców lub uczestników zebrania. Ale czy jesteśmy przywódcami? Czy inspirujemy innych, by postępowali zgodnie z naszą wolą, czy tylko egzekwujemy posłuszeństwo? Czy wykorzystujemy w pełni nasze przywódcze predyspozycje? Czy funkcjonujemy, wykorzystując swoje mocne strony, czy też borykamy się ze swoimi słabościami? Każdy z nas może zostać przywódcą. Każdy może dodać siły swojej osobowości niezależnie od pochodzenia, wykształcenia czy talentu, jeśli tylko znajdzie sposób, by ocenić własne możliwości, i nauczy się eliminować własne negatywne cechy. Ta książka proponuje plan działania i osobistej oceny, który łączy samoocenę i prawdziwe przykłady z życia zaczerpnięte z historii. Oto miara, przy pomocy której możesz przeegzaminować siebie (swoją rodzinę, współpracowników, kościelnych liderów i wybieranych w głosowaniu urzędników) - nie po to, by wydawać sądy, ale by zrozumieć predyspozycje przywódcze własne lub innych. Ta wiedza może ci pomóc w opanowaniu sztuki współżycia z innymi, w twoim dalszym rozwoju i przejściu od miernego zarządzania do inspirującego i pobudzającego przewodzenia swojej grupie, niezależnie kim są jej członkowie. Moim celem przy pisaniu tej książki było wyjaśnienie w oparciu o praktyczną koncepcję osobowości, wprowadzoną pierwszy raz przez Hipokratesa, tryumfów i tragedii minionych prezydentów. Gdy zobaczymy, że każdy z nich był wielkim człowiekiem z pewnymi wrodzonymi słabymi stronami, nauczymy się odkrywać podobne wzorce osobowości u siebie i innych i będziemy mogli w przyszłości dokonywać wyboru i doskonalić się w oparciu o wiedzę i mądrość. Daj mądremu, a będzie jeszcze mędrszy; poucz sprawiedliwego, a będzie umiał jeszcze więcej! Przyp. 9,9 Część II Cztery wzorce osobowości 3 Lepsza metoda niż "iść po omacku i mieć nadzieję" W naszym życiu jest wiele rzeczy, na które nie mamy wpływu. Nie możemy wybrać sobie rodziców - gdy się rodzimy, oni już tutaj są. Nie możemy wybrać sobie koloru skóry. Nie możemy poprawić swojego ilorazu inteligencji studiując encyklopedię ani nie możemy decydować w okresie dziecięcym o wyborze miejsca, w którym chcemy żyć. W ciągu kilku ostatnich lat naukowcy zdobyli przekonujące dowody, że osobowość należy również do kategorii cech dziedziczonych. Według artykułu zamieszczonego w "Journal of Personality and Social Psychology", który publikuje sprawozdania z prac prowadzonych w Centrum Badań nad Bliźniakami i Adopcją w Minnesocie: "Dziedziczność ma większy wpływ na osobowość i zachowanie niż wychowanie lub najbardziej miażdżąca presja społeczna. Wydaje się, że w dyskusji nad tym, co kryje się za określeniem: "natura przeciw wychowaniu", nastąpił decydujący zwrot". Naukowcy doszli do wniosku, że osobowość determinowana jest przez geny oraz że otoczenie ma wpływ na kształtowanie wrodzonych cech. Badaniami objęto 348 par bliźniąt, w tym 44 pary bliźniąt jednojajowych wychowanych oddzielnie. Po sześciu dniach testów i zadaniu ponad piętnastu tysięcy pytań, badania wykazały zdumiewające podobieństwo u bliźniąt jednojajowych, mimo że wychowane były w innym otoczeniu i jedno nie widziało drugiego od czasów niemowlęcych. Obaj bracia w jednej z par, którzy zostali rozdzieleni w 1940 roku, cztery tygodnie po urodzeniu, otrzymali imię Tim, obaj jeździli tym samym modelem niebieskiego chevroleta, z tego samego rocznika, kopcili niczym lokomotywy papierosy Salem, obgryzali paznokcie, byli właścicielami psów noszących to samo imię Toy i spędzali urlopy na tym samym skrawku plaży na Florydzie. Jeden z naukowców biorących udział w badaniach w Minnesocie, psycholog David Lykken, powiedział: "To jest dowód tak przekonujący, że trudno zrozumieć, dlaczego ludzie nie mogą uwierzyć w silny wpływ genetyki na zachowanie". Stosując tę teorię do naszego adoptowanego syna mogliśmy wywnioskować, że kiedy go dostaliśmy, gdy miał trzy miesiące, już obdarzony był głęboką, poważną naturą, którą zachował do dzisiaj. Zajmujący się nim referent powiedział mi, że nigdy się nie uśmiechał, leżał w łóżeczku i patrzył na ludzi wokół siebie, jakby ich analizował. Teraz zrozumieliśmy, że od początku miał osobowość, którą zaliczyliśmy do kategorii perfekcyjnej, i nigdy jej nie zmienił. Jego wrodzona osobowość nie miała nic wspólnego z nami jako przybranymi rodzicami, ale mieliśmy wpływ na wynik końcowy, zapewniając mu odpowiednie środowisko, kierując nim, by stał się człowiekiem biznesu, ucząc go podstawowych manier, wpajając duchowe prawdy, wiarę we własne siły i zasady postępowania. Ta zasada obowiązuje również, gdy dokonujemy przeglądu osobowości prezydentów. W każdym przypadku możemy prześledzić osobowość wrodzoną i ukierunkowanie nadane w okresie dzieciństwa przez rodziców i otoczenie. Wiemy, na przykład, że Franklin Roosevelt i John Kennedy mieli podobne osobowości wrodzone. Najwcześniejsze zapiski z życia każdego z nich wskazują, że obaj byli urodzonymi przywódcami, obaj obdarzeni byli naturalnym urokiem i łatwością wystawiania się. Przyciągali ludzi dzięki niewątpliwemu własnemu magnetyzmowi, optymistycznemu stosunkowi do życia i umiejętności wykorzystania każdej okazji, by zrobić z niej barwne wydarzenie. Różnice między nimi pojawiły się w wyniku odmiennego sposobu wychowania. Obaj byli bogaci, ale FDR był jedynakiem, był starannie przygotowany do roli dżentelmena, ukończył studia klasyczne i nie potrzebował wyruszać w świat, żeby zarabiać na życie. Z powodzeniem mógł osiąść w Hyde Park i być ziemianinem lub, równie łatwo, zatopić się w książkach i zostać uczonym. Ale ponieważ urodził się z nieodpartym pragnieniem przewodzenia i czarującą osobowością, która powodowała, że ludzie chcieli za nim podążać, opuścił komfortowe rodzinne gniazdo, by znaleźć sobie cel w pomaganiu tym, którzy mieli mniej szczęścia. Odmienność otoczenia Kennedy'ego wynikała, jak to zobaczymy, z dążenia rodziny do zdobycia pieniędzy i pozycji oraz pokazania Braminom znad Back Bay, że Irlandczyk może dojść do szczytu. Dążenie rodziny do roli zwycięzców i namaszczenie Jacka na prezydenta przez ojca było dopingiem dla jego władczej natury i nieustannie doprowadzało go do przemęczenia. Identyfikacja i użycie siły osobowości Wiedza o wrodzonej osobowości i zrozumienie efektów oddziaływania rodzinnego otoczenia może mieć nieocenioną wartość przy podejmowaniu decyzji odnoszących się do własnej przyszłości lub dotyczących innych ludzi. Pozbawieni tej wiedzy, przywiązujemy wagę do drobiazgów, ponieważ nie wiemy, jak podejmować takie decyzje świadomie. Po prostu błądzimy po omacku i mamy nadzieję, że postępujemy dobrze. Profesja niektórych z nas wymaga przyjmowania do pracy i zwalniania z pracy innych ludzi. Nie dysponując żadnymi efektywnymi metodami oceny, jak dana osoba może wykonywać powierzone jej zadanie, możemy tylko zaciskać kciuki i kierując się instynktem angażować chętnych, którzy się zgłoszą. Gdy nasz społeczny komitet potrzebuje nowego prezesa, by zastąpić Rozbawionego Ralpha, który zorganizował więcej spotkań niż którykolwiek z poprzednich prezesów, ale odszedł na emeryturę pozostawiając finanse na skraju bankructwa, czy powinniśmy wybrać Poważnego Sama, który potrafi zrównoważyć budżet i posiada własny komputer, ale uważa, że praca społeczna jest grzechem? A może lepiej sięgnąć po Relaksowego Larry'ego, który jest bez pracy i będzie miał czas przejrzeć księgi, odnaleźć pogubione czeki i formularze W-2, oczywiście, jeśli nie będzie zbyt leniwy, by to zrobić? Za każdym razem w czasie wyborów musimy zdecydować, kogo wybrać na dane stanowisko. Czy oddajemy głos i po prostu wybieramy kogoś z partii naszych rodziców, mając nadzieję, że to przyniesie narodową jedność? A może analizujemy indywidualnie każdego kandydata pod kątem jego mocnych stron, programu wyborczego, charakteru i osobowości i bierzemy pod uwagę jego lub jej słabe strony i potencjalne zdolności rozwiązywania problemów, które pojawią się w przyszłości? Gdyby tylko istniał prosty sposób, żeby nauczyć się rozumienia ludzi bez konieczności ukończenia college'u i zostania psychiatrą... A więc, tak to wygląda! Więcej niż dwa tysiące lat temu Hipokrates, znany jako ojciec nowoczesnej medycyny, opracował zestaw kategorii, które nazwał czterema podstawowymi temperamentami. Od tamtych czasów przedstawiono wiele analiz osobowości, ale korzenie większości z nich sięgają jego teorii. A oto sposób, w jaki zaadaptujemy terminologię Hipokratesa do przeprowadzenia analizy osobowości własnej i naszych przywódców: (każdemu terminowi Hipokratesa odpowiada osobowość i nasz termin) Termin Hipokratesa - Co to oznacza - Nasz termin Sangwinik - Osobowość magnetyczna - Popularny Choleryk - Osobowość dominująca - Silny Melancholik - Osobowość analityczna - Perfekcyjny Flegmatyk - Osobowość powściągliwa - Spokojny Nie ma znaczenia, jaką partię dana osoba reprezentuje ani jakie są jej deklaracje programowe, bo w efekcie końcowym o jej decyzjach będzie przesądzała osobowość i instynktowne reakcje. Doris Kearns Goodwin, pisarka historyczna, powiedziała tak: "Zrozumieliśmy ostatnio, że jeżeli nawet dochodzi do zmiany opinii i zainteresowań osoby, która osiągnęła Biały Dom, to i tak pozostaje takim samym człowiekiem, jakim była poprzednio. Jej charakter, osobowość, wartości, którymi się kieruje, oraz charakterystyczny sposób zachowania nie zmieniają się". Nie zmienia się osobowość prezydentów, gdy zostają wybrani, ani nie zmienia się osobowość żadnego z nas. Przychodzimy na świat obdarzeni wrodzoną osobowością i jeżeli poddamy analizie cechy typowe dla tej osobowości, to zrozumiemy własną naturę, poznamy własne mocne i słabe strony i potrafimy przewidzieć swoje przyszłe zachowanie. Ważne, by pamiętać, że osobowość człowieka może w sobie łączyć cechy dwóch, a nawet czterech osobowości podstawowych. Te kombinacje przydają naszemu życiu równowagi. Pamiętaj, czytając tę książkę, że bez względu na to, jaką masz osobowość, możesz być przywódcą. Gdy zaakceptujesz swoje mocne strony i talent i zabierzesz się do pracy nad przezwyciężeniem słabych stron, uzyskasz nieograniczone możliwości i staniesz się przywódcą, jakim chcesz być. Następnie poddaj analizie ludzi, wśród których żyjesz i z którymi pracujesz, ale nie po to, by zostać psychiatrą amatorem, tylko żeby zdać sobie sprawę z występujących różnic i zaakceptować innych takimi, jacy są, mimo że nie są tacy, jak oczekiwałeś. Czytając kolejne rozdziały opisujące osobowość naszych przywódców zauważ, że wszyscy byli postaciami pozytywnymi, z niewielkim dodatkiem wrodzonych słabych stron. Poddając analizie wpływ, jaki na ich życie i przywództwo miała osobowość, możemy oczekiwać występowania podobnych wzorców u siebie i u innych, co w przyszłości umożliwi nam dokonywanie wyboru i przeprowadzanie zmian z wiedzą i mądrością. Parafrazując Roberta Burnsa, można powiedzieć: Jakiż to byłby dar, który dałby nam Bóg, żebyśmy widzieli siebie tak, jak widzą nas inni. 4 Popularni (sangwinicy) Rodzinne motto: Zróbmy to na wesoło. Rodzinny hymn: "Och, na tysiącach języków". Rodzinny werset: "Wesołe serce jest najlepszym lekarstwem". (Przyp 17,22) Popularni wchodzą w życie w ujmujący sposób. Małe dziewczynki wiedzą, jak oczarować ojca, a mali chłopcy, jak wodzić oczami za matką. Zaczynają mówić wcześnie i dużo, mówią czarujące rzeczy i skupiają na sobie uwagę rodziców, przesadnie w nich zakochanych. Potrafią wprawić w zachwyt nauczycieli, zgromadzić świtę małych przyjaciół, zostają przewodniczącymi klasy, a wybrani na tę funkcję przeważnie odnoszą sukces. Występują w przedstawieniach teatralnych przygotowywanych przez starsze klasy, zostają błyskotliwymi sportowcami lub prowodyrami kibiców i są duszą każdego towarzyskiego spotkania. Gdy dorosną, wybierają zawody, w których urok ważniejszy jest niż praca, pomysłowość ważniejsza niż rutyna, elastyczny czas pracy niż sztywny rozkład godzin i ludzie ważniejsi niż statystyki. Dzięki pociągającej osobowości szybko awansują do poziomu, od którego do dalszego awansu potrzeba już czegoś więcej niż beztroskiego zachowania. Wielu Popularnych zostaje nauczycielami, aktorami, lektorami lub pracuje w radiu i telewizji - wszędzie, gdzie mogą zarobić na życie mówieniem. Przykładem może być Popularny Willard Scott, który uwielbia wygłaszanie prognoz pogody w programie Today, mimo że często gubi notatki, a czasem nie może znaleźć na mapie Południowej Dakoty. Wielu Popularnych zostaje handlowcami. Niewątpliwie pierwszą lodówkę sprzedało Eskimosowi Bractwo Popularnych, ale ta lodówka nigdy nie została dostarczona, ponieważ zgubili zamówienie, zapomnieli nazwisko Eskimosa i nie mogli odróżnić jednego igloo od drugiego, gdy tam ponownie dotarli. Popularni potrafią sprzedać wszystko, od kosmetyków po pałac, i zyskują szczególną motywację, gdy główną nagrodą jest różowy cadillac lub wakacje na Hawajach. Popularni w polityce Poprzez całą historię polityka pociągała Popularnych, ponieważ łączy w sobie przemawianie i pracę, obietnice i patronat, osobowość i pozycję, zaufanie i urok. Polityka dostarcza trybuny, zapewnia rolę wybrańca, uważnie słuchającą publiczność, orkiestry i transparenty oraz podniecenie i niepewność. Kampania przedwyborcza przypomina wielką grę, w której kandydaci przesuwają się na planszy z kwadratu na kwadrat, a noc wyborcza zamienia się w największą zabawę, ponieważ Popularni stworzeni są na zwycięzców i zawsze sięgają po nagrodę. Popularni wychowywani są na bajkach, w których każda księżniczka spotyka swojego Czarującego Księcia i zawsze wszystko dobrze się kończy. Mają tendencję do unikania twardej rzeczywistości i gdy trafiają na trudności, zwracają się w innym kierunku i unikają posłańców, którzy przynoszą złe wiadomości. Gdy zrozumiemy osobowość Popularnych, zauważymy, że za osobistym czarem i radością kryje się brak zdolności do zapamiętywania szczegółów i doprowadzania spraw do końca. Popularni obdarzeni są wprawdzie efektownie prezentowaną, ale niewielką i nietrwałą siłą, i nękają ich zwykłe słabostki. Oczekują, że wszyscy zawsze będą ich kochać, uwielbiają znajdować się na środku sceny, pociąga ich światło reflektorów i zawsze chcą być gwiazdą każdego spektaklu! Popularni zafascynowani są sobą i każde, najmniejsze nawet osiągnięcie wprawia ich w podniecenie. Mając sześć lat, mój wnuczek Jonathan, obdarzony osobowością Popularnego, podczas gry w piłkę nożną strzelił gola do własnej bramki i zbiegając z boiska zawołał: "Czy nie jestem wspaniały?" Przez ludzi, którzy nie rozumieją innych osobowości, entuzjazm Jonathana zostałby uznany za zarozumiałość, a to jest normalne zachowanie osób obdarzonych osobowością Popularnych. Adoracja samego siebie może być uznana za słabość, ale ona jest częścią żywiołowego entuzjazmu, który Popularnym nadaje magnetyczny powab. Prezydent Ronald Reagan, obdarzony osobowością Popularnego, na spotkaniu z grupą dziennikarzy w dniu 21 listopada 1988 roku we właściwy dla siebie sposób powiedział: "Będziecie za mną tęsknili". Kto inny mógłby tak powiedzieć i uszłoby mu to na sucho? "Newsweek", który zamieścił reportaż z tego spotkania w dniu 21 sierpnia 1989 roku, napisał, że chociaż większość mediów nie zgadzała się z Reaganem, nie mogli go nie lubić i będzie go im brakowało. W latach sprawowania urzędu przez Johnsona, Nixona, Forda i Cartera wydawało się, że prezydentura traci swoją świetność. Reagan przywrócił jej dostojność i nadał dramatyczny wymiar. Podobnie jak FDR objął urząd w czasach, w których naród znów potrzebował wiary w siebie, i podobnie jak FDR wiedział, jak użyć swojej charyzmatycznej osobowości i symboliki piastowanego urzędu, by tę wiarę w amerykańskim narodzie odbudować. "Newsweek" miał rację, brakuje go nam. Poniżej zamieszczony jest krótki przegląd mocnych i słabych stron osobowości Popularnych. Zaznacz te cechy, które odnoszą się do ciebie. Popularny - Zróbmy to na wesoło. Mocne strony: Magnetyczna osobowość Rozmówca z poczuciem humoru Gawędziarz Zabawny Czarujący Optymista Wesoły Entuzjasta Przyjacielski Twórczy i barwny Liczba punktów:... Słabe strony: Impulsywny Skłonny do przesady Nie pamięta szczegółów Nie doprowadza spraw do końca Niezdyscyplinowany Niezorganizowany Gubi przedmioty Niedojrzały Zaczyna wiele czynności naraz Roztargniony Liczba punktów:... Liczba punktów ogółem uzyskana za silne i słabe strony osobowości Popularnego:... 5 Silni (cholerycy) Rodzinne motto: Zrób to natychmiast i tak jak ja sobie życzę! Rodzinny hymn: "Naprzód, żołnierze Chrystusa, maszerujcie jak na wojnę". Rodzinny werset: "A wszystko niech się odbywa godnie i w porządku". (1 Kor 14,40) Gdy jako niemowlę jakiś Silny pierwszy raz zacznie wrzeszczeć o butelkę, a matka natychmiast z nią przybiegnie, to on już wie, że może przejąć władzę. Problem nie polega na tym, czy on to potrafi lub czy to zrobi, ale kiedy odbierze matce cały dom. Niemowlę o osobowości Silnych już znalazło sposób na "karmienie na żądanie". Silni szybko odkrywają, że dorośli chętnie pozwalają im na stawianie na swoim, i jeśli ich życzenia nie są natychmiast spełniane, gotowi są do szybkiego podjęcia akcji, rzucają się na ziemię i wrzeszczą. Groźba takiego napadu złości, szczególnie w obecności większego towarzystwa lub w supermarkecie, stawia na nogi całą rodzinę, gotową spełnić każdą zachciankę. Po rozstrzygnięciu problemów władzy mali Silni zmuszani są do wykorzystywania swoich manipulatorskich zdolności tylko wtedy, gdy staną twarzą w twarz z buntem ze strony rodziny lub przyjaciół. Ponieważ mali Silni są urodzonymi przywódcami, więc dyktują reguły każdej gry, dokonują wyboru za osoby mniej zdecydowane i powierza się im opiekę nad klasą, kiedy nauczyciel musi opuścić salę. Silni wygrywają zawody i otrzymują dyplomy, są wybitnymi członkami kółek dyskusyjnych i w każdej debacie potrafią argumentować jednakowo skutecznie po obydwu stronach. Nieustannie coś projektują i robią wrażenie, że od dziecka wiedzą, jak zdobywać pieniądze. Ze względu na ciągłą aktywność nie mają zbyt wiele czasu dla przyjaciół. Podczas gdy Popularni potrzebują towarzyszy, żeby tworzyli widownię, a Perfekcjoniści po to, żeby miał ich kto pocieszać, gdy nie udaje im się osiągnąć ambitnego celu, to Silni nie potrzebują nikogo. Są samowystarczalni i często inni ludzie przeszkadzają im, ograniczają tempo. Jako dorośli Silni poszukując sposobności do przejmowania władzy wybierają profesje, w których mogą dojść na sam szczyt. Popularni są obierani na różne funkcje, ponieważ prawdopodobnie osiągną cel. Perfekcjoniści wpadają w depresję w obawie, że celu nie osiągną. Spokojni nie przywiązują wagi do tego, czy cel osiągną. Silni wyprzedzają wszystkich i cel osiągają. Zostają przedsiębiorcami, prezesami, przewodniczącymi zarządów kompanii znajdujących się na liście Fortuna 500. Żeńskim członkiem rodziny Silnych, która stworzyła koncepcję równouprawnienia kobiet, maszerowała ramię w ramię z Bellą Abzug, z powodzeniem wydawała pismo dla pracujących kobiet i prawie samotnie wstrzymała uchwalenie Poprawki do Równych Praw, była silna kobieta, Phyllis Schlafly. Od czasów uchwalenia Deklaracji Niepodległości ludzie o osobowości Silnych są wpływowymi politykami. Wrodzony pęd do władzy powoduje, że garną się do polityki niczym przysłowiowe kaczki do wody. Wyobraźcie sobie cały okręg, w którym można dominować, cały stan, który można poddać sublimacji, cały kraj, którym można rządzić! Wszyscy Silni dorastają, stosując pragmatyczną zasadę, że jeśli coś nie funkcjonuje należycie, to należy się tego pozbyć. Pewien pastor o osobowości Silnego doprowadził do niezamierzonego buntu, ponieważ jego pierwsza decyzja po objęciu nowej funkcji dotyczyła likwidacji misyjnego koła kobiet, które uznał za "zbędny balast". Silni nie lubią spędzać czasu na rozmyślaniach o czekających ich zadaniach, jak robią Perfekcjoniści, ani rozprawiać o nich, co robią Popularni, ani unikać zadań, jak robią Spokojni. Podejmują działania natychmiast, wykorzystując okazję do wdrażania własnych pomysłów. Silni, tacy jak Phil Donahue, promują kontrowersje, operują przeciwieństwami, uwielbiają cięte komentarze. Są pewni swoich przywódczych zdolności, impulsywnie podejmują decyzje, nie cierpią sztuczności. Wierzą, że praca jest odpowiedzią na wszelkie problemy i gdyby tylko wszyscy wyzbyli się fałszu, wzięli do pracy i porządnie ją wykonywali, to wszystko byłoby dobrze. Urlopy i przerwy na kawę są dobre dla słabych i niezdyscyplinowanych, którzy i tak do niczego w życiu nie zdołają dojść. Była pani premier Wielkiej Brytanii, Margaret Thatcher, jest doskonałym przykładem kobiety należącej do grona Silnych, która dotarła na szczyt w dziedzinie dostępnej poprzednio tylko dla mężczyzn. Dzięki dynamicznej osobowości, energii i determinacji osiągnęła cel i stała się szanowanym przywódcą. Silny Lee Iacocca, urodzony przywódca z wrodzonym dążeniem do władzy, który nie wiedział, co to wypoczynek, rozsławił powiedzenie: "Prowadź, idź albo wynoś się!" Inni z grona Silnych, jak na przykład opoka dziennika Dan Rather czy prezenter Today Bryant Gumbel mają mocno zarysowane mocne strony i wyraźnie widoczne słabe strony. Przy wszystkich talentach i możliwościach, jakie posiadają, nieustannie narzucają swoją wolę, nie odstępują od swojego zdania, są niecierpliwi, aroganccy i niegrzeczni. Jeśli na scenie życia Silnym nie udaje się kierować przedstawieniem, to nie biorą w nim udziału. Poniżej zamieszczony jest krótki przegląd mocnych i słabych stron osobowości Silnych. Zaznacz te cechy, które odnoszą się do ciebie. Silny - Zrób to natychmiast i tak jak ja sobie życzę! Mocne strony: Osobowość dominująca Pracownik z głową do interesów Urodzony przywódca Niezawodny w nagłych potrzebach Zorientowany na cel Logicznie myśli Sprawny organizator Przejmuje władzę Dynamiczny Powściągliwy w emocjach Stymuluje aktywność Motywuje innych Pewny siebie Liczba punktów:... Słabe strony: Narzuca swoją wolę Niecierpliwy Łatwo wpada w złość Nietolerancyjny Pracoholik Niegrzeczny i nietaktowny Manipulator Wymagający Nie umie grać w drużynie Wierzy, że cel uświęca środki Impulsywnie podejmuje decyzje Niczego nie żałuje Liczba punktów:... Liczba punktów ogółem uzyskana za mocne i słabe strony osobowości Silnego:... 6 Perfekcyjni (melancholicy) Rodzinne motto: Jeśli coś jest warte zrobienia, to warto zrobić to dobrze. Rodzinny hymn: "Gdy zabrzmią werble, ja tam będę ". Rodzinny werset: "Bądźcie wy tedy doskonali, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest". (Mat 5,48) Perfekcyjni rozumieją od dziecka, że lepiej mieć rację niż być popularnym. Ponieważ mają wrodzone poczucie porządku i dobrych manier, są wzorowymi dziećmi, które utrzymują ład w swoich pokojach, starannie układają zabawki, a papierowe pieniądze do gry Monopoly wkładają do pudełka ułożone według nominałów. Sąsiedzi uważają ich za cudowne dzieci, gdyż każdego ranka od szóstej do siódmej ćwiczą grę na pianinie i raczej wolą odmieniać francuskie czasowniki niż bawić się grami wideo. Ujmują nauczycieli tym, że podnoszą rękę, gdy chcą zabrać głos, kończą na czas klasówki i donoszą na wagarowiczów. Rodzice kupują im komputery, dzięki którym przechowują oceny kolegów z klasy (łącznie z oceną średnią z każdego egzaminu), panują nad zawiłościami Federalnego Systemu Rezerw i przeliczają dzienne kursy dolara, peso i jena. Każdego roku jeden z Perfekcyjnych wygłasza mowę pożegnalną w imieniu absolwentów szkoły, a kilku otrzymuje stypendia w Yale. Jako dorośli Perfekcyjni wybierają kariery wymagające intelektualnej głębi, wybitnych zdolności, talentu i poświęcania uwagi szczegółom. Niektórzy zostają chirurgami, inni psychiatrami, profesorami, artystami, muzykami, księgowymi i prawnikami specjalizującymi się w sprawach podatkowych. Gdy zawodzą ich ludzie i przestają im sprzyjać warunki, perfekcyjna natura i skłonność do pesymizmu powodują, że łatwo mogą wpędzić w depresję całą rodzinę. Nie wyrażają swoich uczuć, a gdy się ich pyta, co się stało, odpowiadają: "Nic". Chociaż nie przyznają się do krytykowania kogokolwiek ani nie chcą być cytowani, wiem, że są przekonani, że Popularni są zbyt hałaśliwi i powierzchowni, Silni zbyt apodyktyczni i niewrażliwi, a Spokojni nadmiernie kompromisowi i niezdecydowani. Perfekcyjni nie zamierzają zostawać politykami - cały system polityczny wydaje się im zbyt niesystematyczny - ale gdy widzą intelektualne niedostatki zgłaszających się kandydatów, czują wezwanie do poświęcenia się i uratowania narodu przed zbiorowiskiem półgłówków próbujących pośpiesznie poprowadzić go donikąd. Perfekcyjni, gdy już się zaangażują, nie mogą pozwolić, by ich partia polityczna była niedoskonała, czują nieodpartą potrzebę wypunktowania uwag do programu politycznego i konstrukcji statutu. Perfekcyjni pasjonują się historią, więc wszystkie współczesne problemy widzą w szerszej perspektywie, a ponieważ ich umysł operuje tabelami i kolumnami, są w stanie zapamiętać taką ilość dat, cyfr, szczegółów i paragrafów, że każdy, kto z nimi rywalizuje, czuje, że jest głupi i nie przygotowany. Perfekcyjni dorastają w wieży z kości słoniowej, co pozbawia realizmu ich wyobrażenia o masach żyjących poniżej. Wierzą, że każdy człowiek jest dobry, i idealistycznie oczekują dnia, w którym z trzaskiem pozbędziemy się slumsów, zamkniemy pałace i będziemy na wieki wieków szczęśliwie żyli w podmiejskich osiedlach. Walter Mondale, były wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, a obecnie amerykański ambasador w Japonii, też jest członkiem rodziny Perfekcyjnych. W 1984 roku był cytowany przez "Newsweek": "otrzymał wyjątkową możliwość, by przemówić do Ameryki - stanąć w obronie starych demokratycznych zasad, na których się wychował, i wezwać do przeciwstawienia się temu, co postrzegał jako nową politykę samolubstwa i chciwości szerzącą się w całym kraju. Jego kampania w czasie kilku ostatnich nawiedzonych tygodni była czymś więcej niż zabieganiem o głosy wyborców. Stała się świadectwem, czymś w rodzaju podsumowania -jak to sam powiedział - 35 lat działalności w służbie publicznej. W tym momencie przerwał, odwrócił się i popatrzył w niebo ponad chmurami. Wyglądało to tak, jakby obserwował dobiegający kresu czas." Perfekcyjni są marzycielami i wizjonerami. Stawiają ambitne zadania sobie i innym i głęboko wierzą, że każdy chciałby być równie doskonały jak oni, gdyby tylko wiedział, jak to zrobić. Mocne strony Perfekcyjnych są głębokie, a oni sami pełni rozwagi i samoobserwacji. Niestety ich słabe strony są równie głębokie i doprowadzają ich do depresji i rozpaczy, gdy nic się nie udaje. Chociaż unikają rozgłosu, Perfekcyjni potrafią być wrażliwymi aktorami charakterystycznymi ze względu na unikatowe umiejętności wczuwania się w życie innych osób i wyrażania ich najskrytszych uczuć. Bez trudu można sobie wyobrazić Perfekcyjnego grającego rolę Hamleta - melancholijnego Duńczyka stojącego na szczycie wieży zamku Elsinore i snującego głębokie rozważania na temat życia i śmierci. Gdy zaczyna otaczać go mgła, rozważa w zadumie: "Być albo nie być....oto jest pytanie". Poniżej zamieszczony jest krótki przegląd mocnych i słabych stron osobowości Perfekcyjnego. Zaznacz te cechy, które odnoszą się do ciebie. Perfekcyjny - Jeśli coś jest warte zrobienia, to warto zrobić to dobrze. Mocne strony: Wrażliwy na innych Filozoficzny i mistyczny Artystyczny i muzykalny Planuje na papierze Nastawiony na odległe cele Trzyma się planów Dostrzega problemy Lubi wykresy i tabele Trzyma emocje na wodzy Poważny i analityczny Myślący Intelektualista Przywiązuje wagę do szczegółów Liczba punktów:... Słabe strony: Łatwo wpada w depresję Przytłumiony Nadmiernie perfekcyjny Kładzie nacisk na negatywy Mało elastyczny Nastawiony pesymistycznie Miewa zmienne humory Podejrzliwy Nadmiernie tajemniczy Powolny w działaniu Nadmiernie wrażliwy Zamknięty w sobie Rzadko się uśmiecha Liczba punktów:... Liczba punktów ogółem uzyskana za mocne i słabe strony osobowości Perfekcyjnego:... 7 Spokojni (flegmatycy) Rodzinne motto: Nie kołyszmy łodzią. Rodzinny hymn: "Oprzyjmy się na ramionach Wiekuistego". Rodzinny werset: "Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani". (Mat 5,9) Niemowlęta o osobowości Spokojnych są marzeniem wszystkich mam. Rzadko płaczą, przesypiają całe noce i jest im obojętne, czy mają mokro, czy sucho. Jako raczkujące maluchy przyjemnie się uśmiechają, bawią się wszystkim, co im wpadnie w ręce, i uwielbiają drzemki. Gdy przychodzą z wizytą dzieci o osobowości Popularnych, Spokojni śmieją się z ich wszystkich błazeństw. W obecności Perfekcyjnych są poważni i pogrążeni w myślach, a Silni pobudzają ich do działania. Dostosowują się do osób wykazujących życiową inicjatywę. Kochają ich nauczyciele, ponieważ nie przysparzają kłopotów w klasie, mimo że rzadko kiedy pobudza ich jakiś projekt i nie mogą się zdecydować, czy wyjść na zewnątrz w czasie przerwy. Mając kilkanaście lat radzą sobie ze wszystkim doskonale. Mogą się śmiać ze śmiejącymi się i płakać z płaczącymi. Nigdy nie upierają się przy swoim zdaniu i nigdy nie atakują. Ponieważ Popularni udowodnili, że są bardziej mówcami niż działaczami, Silni powodują, że reszta klasy czuje się głupcami, a Perfekcyjni siedzą i czekają, żeby ich namawiać, Spokojni często wynoszeni są na przywódców. Gdy już taką pozycję zajmują, są sprawiedliwi, rzetelni, bezstronni, nie kierują się emocjami ani osobistymi korzyściami. Gdy dorosną, lubią zajęcia, które nie wymagają twórczej inicjatywy. Najchętniej wybierają pracę, gdzie awans następuje automatycznie, jeśli pracują dobrze i nie powodują kłopotów. Pociąga ich edukacja, wojsko, administracja, doradztwo i sprawy personalne - czyli takie obszary działania, gdzie obiektywizm i umiejętność dostosowania się są o wiele ważniejsze niż postawa twórcza i motywacja wewnętrzna. Są doskonałymi mediatorami, jeśli problemy mają inni, ale za wszelką cenę unikają osobistych konfliktów. Nie znoszą zmian. Spokojni nie zamierzają zajmować się polityką, bo tchnie ona trudnościami, konfliktami i stresami; z pewnością wymaga decyzji, nowych pomysłów i nieustannego wysiłku. Ponieważ nie są ludźmi błyskotliwymi i mają tendencje do bronienia się przed odpowiedzialnością, Spokojni nie chcą kierować niczym, ale często bywa, że wygrywają walkowerem - stając się kompromisowymi kandydatami. Największą siłą Spokojnych jest brak oczywistych słabości. Jako polityczni przywódcy próbują zadowolić wszystkich, unikają kwestii kontrowersyjnych, łagodzą partyjne różnice poglądów. Ponieważ nie pragną siły i nie czują potrzeby stania się Popularnymi ani Perfekcyjnymi, są wygodnym wyborem w sytuacji, gdy spory i kontrowersje utrudniają selekcję kandydatów. Historycznie rzecz biorąc Spokojni zostali zapamiętani nie ze względu na jakieś epokowe rozstrzygnięcia, nowatorskie prawodawstwo, ale za naprawianie krzywd i gojenie ran. Wspaniałym przykładem jest były prezydent Gerald Ford, który osiągnął szczyt i doskonale ilustruje ograniczoną siłę Spokojnych. Miał beztroską naturę i był nieszkodliwy, wszyscy go kochali i nie miał żadnych widocznych słabości. Spokojni, tak jak Ford, są pasywni ze względu na swoje skromne zdolności twórcze, brak błyskotliwych pomysłów i niewielkie możliwości pobudzenia tłumów, jednak wiedzą, jak się zachować - unikają kłopotów i leczą rany innych. Kampania prezydencka w 1988 roku wykreowała cały zastęp Spokojnych. Znajdowali się wśród nich tacy kandydaci, jak George Bush, Mike Dukakis i Lloyd Bentsen. Dziennikarz "Los Angeles Times", David Shaw, w wydaniu z 14 sierpnia 1988 roku zasugerował, że z powodu dociekliwości mediów w latach osiemdziesiątych wybraliśmy przywódców, którzy ciężko pracowali, byli skrupulatni i ponurzy, czyli innymi słowy: "coraz mniej interesujących ludzi - szarych, łagodnych centrystów i technokratów nie lubiących oddalać się zbytnio od środka drogi ani w stylu, ani w ideologii... Gdybyś organizował towarzyską kolację i bardziej potrzebował gości dowcipnych, żywych i z charyzmą niż sławnych i potężnych, żeby zapewnić błyskotliwą dyskusję, to na liście zaproszonych osób nie znalazłoby się nazwisko żadnego z tych panów". Popularny wybiera zabawną drogę. Silny wybiera własną drogę. Perfekcyjny wybiera dobrą drogę. Spokojny wybiera łatwą drogę. Spokojni zwykle nie przywiązują wagi do tego, czy biorą udział w przedstawieniu, ale jeśli otrzymają rolę, zrobią to najlepiej, jak potrafią, i nie przysporzą żadnych kłopotów. Spokojni mają ograniczone poczucie humoru i sarkastyczny dowcip, który czasem prezentują Jack Benny, Will Rogers i George Burns. Poniżej zamieszczony jest krótki przegląd mocnych i słabych stron osobowości Spokojnego. Zaznacz te, które odnoszą się do ciebie. Spokojny - Nie kołyszmy łodzią. Mocne strony: Chętny do współpracy Dyplomatyczny i kontrolujący się Dowcipny Łatwo się adaptuje Cierpliwy Zrównoważony Osoba do wszystkiego Zgodny i sympatyczny Nieszkodliwy Nastawiony na działanie zespołowe Administrator Spokojny i bezproblemowy Ukrywa emocje Mediator umiejący słuchać Liczba punktów:... Słabe strony: Niezdecydowany Pozbawiony entuzjazmu Wystraszony i zmartwiony Unika odpowiedzialności Nastawiony kompromisowo Pozbawiony motywacji Ociągający się O słabej woli Leniwy i ociężały Nudny Zbyt usłużny Blokuje problemy Sarkastyczny Pasywny Liczba punktów:... Liczba punktów ogółem uzyskana za mocne i słabe strony osobowości Spokojnego:... Teraz wpisz zgromadzone punkty za mocne i słabe strony w odniesieniu do wszystkich czterech wzorców osobowości. Następnie wpisz ogólną liczbę punktów. Mocne strony: Popularny Silny Perfekcyjny Spokojny Słabe strony: Popularny Silny Perfekcyjny Spokojny Liczba punktów ogółem: Popularny Silny Perfekcyjny Spokojny Teraz powinieneś mieć pojęcie o wzorcu własnej osobowości. Z kolei będziemy analizowali osobowość naszych przywódców z okresu ostatnich sześćdziesięciu lat. Mam nadzieję, że pomoże ci to odkryć przywódczy potencjał własnej osobowości. Część III Osobistości polityczne 8 Pogawędka przy kominku Franklin Delano Roosevelt Prezydent: 1933-1945 Osobowość: Popularny-Silny Dewiza do zapamiętania: Wysłuchaj obu stron w spornej kwestii. Pierwszym zapamiętanym przeze mnie prezydentem był Franklin Delano Roosevelt, który objął władzę w 1932 roku, gdy miałam cztery lata. W czasach kiedy nie było telewizji i armii politycznych komentatorów, wyborcze prognozy otrzymywaliśmy za pośrednictwem światła lamp, którego błyski biegły od domu do domu w ciemnościach nocy. Wprawdzie nie pamiętam wyborczego kodu, ale przypominam sobie, jak siedziałam przy oknie z ojcem i liczyliśmy błyski światła, które zapowiedziały zwycięstwo Roosevelta w 1932 roku i przegraną Herberta Hoovera. Tam, w Nowej Anglii, taki sposób przekazywania wiadomości był reminiscencją sygnałów Revere'a: "raz - jeśli na lądzie, dwa - jeśli na morzu". Roosevelt pochodził z arystokratycznego rodu i mógł prześledzić wstecz historię rodziny do czasów kolonialnych. Gdy urodził się Franklin, jego ojciec przekroczył pięćdziesiątkę i chłopiec stał się ulubieńcem matki, Sary, obdarzonej osobowością Silnego. W dzieciństwie, do piątego roku życia, nosił długie, jasne loki, był wyjątkowo bystry - urodzony przywódca wśród rówieśników - i miał szerokie zainteresowania. Wychowywany samotnie młody Franklin nigdy nie uczęszczał do szkoły publicznej. Do ukończenia czternastu lat, do wyjazdu do szkoły w Groton w Connecticut, uczyła go prywatna nauczycielka-guwernantka. Chociaż dorastał w dostatku, w szkole musiał się zadowolić skromnie umeblowanym pokoikiem o wymiarach dwa na trzy metry i każdy dzień rozpoczynać o świcie zimnym prysznicem. Roosevelt poświęcił się studiowaniu takich przedmiotów, jak język niemiecki, francuski, łacina, greka, angielski i historia. Chociaż sam był bogaty, poruszyły go płomienne kazania doktora Endicotta Peabody'ego, który podkreślał, że obowiązkiem uprzywilejowanych jest służba publiczna i podnoszenie poziomu życia biednych. Ta prosta filozofia była w życiu Franklina siłą napędową dla jego działalności politycznej i opieki nad tymi, którzy mieli mniej szczęścia. Ze względu na niewielki wzrost Franklin nigdy nie celował w sportach zespołowych, natomiast pogrążony był w książkach. Kochał nie tylko czytanie książek, ale kochał książki - i kropka. Ponieważ często bywał sam, książki zastępowały mu ludzi. Potrafił, trzymając przed sobą książkę, patrzeć na nią z taką przyjemnością, z jaką inni patrzą w oczy przyjacielowi. W ten sposób wielu klasyków stało się jego wypróbowanymi przyjaciółmi i w późniejszych latach z łatwością potrafił ich cytować. W latach dziecięcych ekscytował go widok okrętów i marzył, że pewnego dnia zostanie kapitanem marynarki. Studiował historię marynarki i prowadził wymyślone bitwy. Matka opowiedziała mu o należącej do rodziny flotylli żaglowych statków, które pływały do Chin, i bawił się żeglarskimi przyborami znalezionymi na strychu, w starym marynarskim kuferku dziadka Delano. Sprawiało mu przyjemność posiadanie rzeczy o szczególnym znaczeniu i stał się kolekcjonerem znaczków pocztowych, kopert z pierwszego dnia obiegu, gadżetów, flag, zapalniczek do papierosów, modeli okrętów, kart związanych z Bożym Narodzeniem, figurek osiołków, piesków i świnek. W latach prezydentury trzymał na biurku wiele z tych przedmiotów - mógł w wolnych chwilach brać je do ręki i snuć wspomnienia związane z ich pochodzeniem. Interesował się architekturą, uwielbiał rysować plany domów i zaprojektował dwa skrzydła domu Rooseveltów w Hyde Park, które rzeczywiście zostały dobudowane. Czar i władza Na podstawie tych fragmentów biografii możemy stwierdzić, że Roosevelt wychował się w otoczeniu bezpiecznym, znającym swoją wartość, stabilnym i inteligentnym. Jego osobowość była kombinacją Popularnego i Silnego; chciał wszystkich wokoło oczarować i rządzić nimi. Jednym z wątków wskazujących, że już w dzieciństwie widoczna była jego osobowość Silnego, jest anegdota znajdująca się w książce Enosa Perry'ego The Boyhood Days of Our Presidents (Chłopięce dni naszych prezydentów). Według tej historyjki któregoś dnia matka Franklina powiedziała mu, że stał się zbyt apodyktyczny. "Mój chłopcze, nie wydawaj cały czas poleceń. Pozwól, by inni też mogli je wydawać". Młody Franklin odpowiedział słowami prawdziwie Silnego dziecka: "Mamusiu, gdybym nie dawał poleceń, to nic by się nie działo". Wprawdzie poznawcza natura i kolekcjonerski bzik Roosevelta wskazywałyby na jego przynależność do rodziny Perfekcyjnych, ale bliższe przyjrzenie się ujawnia, że gromadził swoje eksponaty nie po to, by usystematyzowane i uporządkowane leżały w ukryciu, tylko chciał, żeby były widoczne, chciał je mieć przed sobą jako przyjaciół. Uwielbiał zajmować się tymi figurkami, przestawiać je i pokazywać gościom. Wielu ludzi, którzy znaleźliby się w życiowej sytuacji Franklina, nie pociągałaby kariera w służbie publicznej, ale osobowość Popularnego i pęd do sukcesów Silnego w połączeniu z miłością do ludzi cechującą Popularnego, a także bezpośredni wpływ doktora Peabody'ego uczyniły z niego urodzonego polityka. Roosevelt miał wszystkie towarzyskie przymioty Popularnego i określany był jako beztroski flirciarz, osobowość zwycięska i inspirująca, o rycerskim zachowaniu i królewskiej postawie. Jako młody człowiek kochał śmiech, lubił opowiadać różne historie i był duszą każdego przyjęcia, na które tylko został zaproszony. Jego druga strona, osobowość Silnego, przejawiała się w ambicji, zdyscyplinowaniu, pewności siebie, poczuciu sprawiedliwości, bezstronności i niewyczerpanej energii. Matka zwariowała na punkcie jego czaru i humoru, poświęciła życie kontrolowaniu jego dążeń i ambicji i starała się zatrzymać go przy sobie jak najdłużej. Każda kobieta, z którą by się ożenił, miałaby trudności z Silną Sarą, ale tę, którą wybrał, młodą Eleonorę podporządkowała sobie całkowicie. Rozwijanie własnego punktu widzenia Wstydliwa, niepewna i bezpretensjonalna kuzynka Eleonora straciła matkę w dzieciństwie i była wychowywana przez babkę, ponieważ Popularny ojciec, robotnik portowy, jako rodzic był nieodpowiedzialny i nierozważny. Eleonora uwielbiała ojca za jego charyzmę i żałowała, że nie jest do niego bardziej podobna. Chociaż zapominał o przychodzeniu do domu, żeby się z nią zobaczyć wtedy, kiedy obiecywał, i chociaż ciągle ją rozczarowywał, widziała w nim idola i była zrozpaczona, gdy umarł jako rozwiązły alkoholik. Jego listy były dla Eleonory magiczne, nosiła je przy sobie i czytała przez resztę swojego życia. Cicha, o zmiennych nastrojach, wrażliwa i samotna Perfekcyjna Eleonora była przywiązana do Franklina, który był repliką cnót jej ojca, pozbawioną jego destrukcyjnych słabości. Przeniosła swoje uczucie uwielbienia na Franklina, a jej niepewna natura nie pozwalała jej uwierzyć, że się z nią ożenił. To, że akceptował ją taką, jaka była, podniosło ją na duchu, pomimo że to Sara decydowała, gdzie mają mieszkać, ile wydawać pieniędzy i jak wychowywać dzieci. Były nawet plotki, że Sara pozwoliła, żeby dzieci myślały, iż są "jej dziećmi", a matka "tylko" je dla niej urodziła. Gdy wykraczali poza wzorzec zachowań, jaki narzucała im Sara, groziła, że zostaną wydziedziczeni. Eleonora próbowała zadowolić teściową i utrzymać dobre stosunki z mężem, gdy odkryła, że miał on romans ze śliczną Lucy Mercer, jej społeczną sekretarką. Lucy miała wszystko to, czego brakowało Eleonorze: czar, grację, urodę, łatwość nawiązywania kontaktów i magnetyzm przyciągający ludzi - chętnie się śmiała i umiała postępować z mężczyznami. Biedna Eleonora, porzucona uprzednio przez darzonego czcią ojca, stanęła wobec odepchnięcia przez magnetycznego męża, którego uwielbiała. Chociaż Lucy bardzo Sarze schlebiała, Sara nie zgodziła się na splamienie rozwodem rodowego nazwiska, a Eleonora nie pozwoliła, by ten romans trwał dalej. Lucy musiała spakować walizki i małżeństwo zostało uratowane, ale Eleonora już nigdy nie pozbyła się uczucia odrzucenia, które wywołała zdrada męża. Zrobiła jednak najlepszą rzecz, jaką w tej kiepskiej sytuacji mogła zrobić, i postanowiła stać się osobą niezależną na wypadek, gdyby podobna sprawa miała się kiedykolwiek powtórzyć. Nie przypuszczała, że zrządzeniem losu ten fascynujący, żywotny i atrakcyjny mężczyzna zostanie sparaliżowany i oddany pod jej władzę. W 1921 roku Roosevelt, który już był aktywnym działaczem Partii Demokratycznej w Nowym Jorku, został dotknięty chorobą Heinego-Medina (polio). Nagle wszystko spadło na Eleonorę; obowiązki przywódcy spadły na kobietę, która chciała pozostać w cieniu. Roosevelt nie mógł się poruszać i potrzebował jej. Gdy Eleonora poświęciła się przywracaniu męża do zdrowia, Sara wykorzystała to nieszczęście jako sposobność do ograniczenia jej wpływu na wychowanie dzieci - nawet zabrała niektóre z nich do Europy, podczas gdy Franklin leżał w bólach. Z ataku choroby wyszedł sparaliżowany, z prognozą, że prawdopodobnie już nigdy nie będzie mógł chodzić. W stosunku do wielu osób dotkniętych w owym czasie tą chorobą ta ponura przepowiednia sprawdzała się, ale Roosevelt z osobowością Silnego zdecydowany był pokonać przeciwności losu. Dzięki całodobowej trosce i opiece Eleonory zaczął powracać do zdrowia. Przeszedł kurację w Nowym Jorku i następnie w sanatorium. Pokochał uzdrawiające wody w Warm Springs w Georgii, miejsce, które przez kolejne lata miało być jego drugim domem i gdzie umarł w 1945 roku. Po przejściu bolesnej terapii, której inne ofiary choroby nie wytrzymywały, stan Roosevelta poprawił się tak znacznie, że mógł chodzić przy pomocy ciężkich, metalowych klamer zakładanych na obie nogi. Podczas jego długiej rekonwalescencji ujawniła się i wysunęła na pierwszy plan druga osobowość Eleonory - osobowość Silnego, z której istnienia nawet nie zdawała sobie sprawy, tymczasem sama stała się osobistością polityczną. Na początek wstąpiła do Partii Demokratycznej w Nowym Jorku, żeby ludzie słyszeli nazwisko jej męża. Mówiła o nim, wyrażała jego opinie i przyprowadzała ludzi, żeby mogli się z nim zobaczyć. Wierzyła, że mąż ma prezydenckie predyspozycje, i nie miała zamiaru pozwolić, by paraliż uczynił z niego zapomnianego człowieka. Osiągnęła cel w sposób tak doskonały, że wkrótce ludzie zaczęli cytować jej opinie, a nie te, które przekazywała od wracającego do zdrowia Franklina. W tym czasie pozycja Eleonory umocniła się tak bardzo, że później pozwalała sobie nawet na publiczne wygłaszanie poglądów, które różniły się od poglądów męża. Mimo fizycznego upośledzenia Silny Franklin stanął do wyborów na gubernatora Nowego Jorku, zmusił się do podróżowania i udziału w kampanii i w 1928 roku został wybrany na to stanowisko. Nauczył się podkreślać własne cechy pozytywne i przezwyciężać słabe strony. Książki historyczne i biografie opisują go jako Popularnego: osobowość zwycięska, kochał śmiech, czarujący gawędziarz. Był gadatliwy, towarzyski i gościnny, obdarzony inwencją i wyobraźnią, inspirujący. Popularność Franklina w Nowym Jorku, wspierana nieustannymi działaniami Eleonory, rozszerzyła się na cały kraj i w 1932 roku został nominowany na kandydata Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich. Ten wybór nie był prezentem, ponieważ w tym czasie naród był na zgubnym rozdrożu. Wspaniałe lata dwudzieste przerodziły się w depresję i w dniu inauguracji Roosevelt zamknął wszystkie banki w kraju. Kto wie, co mógłby zrobić inny człowiek, gdyby jak Franklin, spotkał się z takim kryzysem, ale on potrafił przezwyciężać trudności i był twórczym geniuszem, który stanął w tych swoich metalowych klamrach i powiedział nam, że możemy tego dokonać. W inauguracyjnym przemówieniu w 1933 roku dał nam nadzieję stwierdzając: "Bać musimy się tylko jednego - samego strachu". To proste zdanie rozbrzmiewało wzdłuż i wszerz kraju i nawet my, dzieci, potrafiliśmy je powtórzyć. Korespondent "Time'a" Walter Shapiro w numerze z 9 listopada 1989 roku napisał: "Kandydat Demokratów na prezydenta podczas tych ponurych dni w 1932 roku miał kilka dobrych pomysłów ekonomicznych. Zasypywany sprzecznymi radami, próbował znaleźć kulawe, pośrednie rozwiązanie. Jego mowy były rozważaniami nad sprzecznościami, wskazówki dotyczące odważnych, pochłaniających pieniądze programów łączyły się w nich z nawoływaniem do zbilansowania budżetu. Chociaż podejście Franklina Roosevelta było niekonsekwentne, a nawet intelektualnie nieuczciwe, to jednak pomogło odnieść miażdżące zwycięstwo nad Hooverem i w rezultacie doprowadziło do Nowego Ładu. Podejmujący ryzyko, śmiały, pewny siebie Zdawało się, że Roosevelt miał rację i był Popularnym w dostatecznym stopniu, żeby zyskać nasze poparcie i dać nam nadzieję na przyszłość, ale był również Silnym. Gdy został prezydentem, pokazał wystraszonemu, głodnemu narodowi, że to on rządzi. Był zdecydowany, bezpośredni, odważny, śmiały i pewny siebie, podejmował ryzyko - miał wszystkie cechy, których bardzo potrzebował naród pogrążony w depresji. Roosevelt rozwinął jeszcze jedną cechę, która była czymś niezwykłym przy jego osobowości. Był dobrym słuchaczem i prosił innych o wyrażanie opinii. Jako osoba starannie wykształcona i twórcza był w stanie wypracować plan podźwignięcia się kraju o własnych siłach, ale nie ograniczył się do wymarzenia go i zlecenia do wykonania. Wszystkie pomysły analizował z kręgiem najbliższych doradców, do którego, o ironio, nie należał żaden z wiceprezydentów. Uważał, że ze względów intelektualnych żaden nie był w stanie udzielić mądrej rady. Wysłuchiwał swoich doradców, a gdy omówili już wszystkie szczegóły, wykonywał następny krok i zwracał się o opinię do ludzi, o których sądził, że do jego pomysłu będą w opozycji. Przyjmował ich jednego po drugim i okazując szczere zainteresowanie ich osobistymi opiniami, miał zwyczaj potakująco kiwać głową stwierdzając: "Dlaczego o tym nie pomyślałem?" lub "Dlaczego żaden z moich współpracowników na to nie wpadł?" Czasem Roosevelt niby to przyjmował czyjeś propozycje, ale już z góry przygotowywał rozmówców na sytuację, że nie będzie mógł z nich skorzystać. "Całkowicie zgadzam się z pana propozycjami i mam nadzieję, że będę mógł je wykorzystać" - mówił zwykle. "Ale musi pan uwzględnić - i w tym momencie pochylał się do rozmówcy, jakby chciał podzielić się z nim sekretem - że nie jestem sam. Jest Kongres i są inni politycy, których trzeba przekonać, ale może pan na mnie liczyć, zrobię wszystko co w mojej mocy". Takie pojednawcze podejście umożliwiające oponentom spotkanie sam na sam z prezydentem umożliwiło Rooseveltowi poczynienie poważnych zmian przy pozornie minimalnym oporze. Stworzył Nowy Ład i upiekł swoją alfabetyczną pieczeń składającą się z rządowych agencji i ustaw, takich jak CCC (Civilian Conservation Corps - Cywilny Korpus Ochrony), AAA (Agricultural Adjustment Act - ustawa o dostosowaniu rolnictwa), NIRA (National Industrial Recovery Act - ustawa o uzdrowieniu przemysłu narodowego), SSA (Social Security Act - ustawa o ubezpieczeniach społecznych), FHA (Federal Housing Act - ustawa o federalnym budownictwie mieszkań), WPA (Works Progress Administration - Zarząd Robót Publicznych) i TVA (Tennessee Valley Authority - Urząd Doliny Tennessee). Gdy w 1936 roku Roosevelt został ponownie wybrany prezydentem, ja miałam osiem lat, jeden z moich braci cztery, a drugi właśnie się urodził. Ojciec ukończył 58 lat, a moja Spokojna, zastraszona matka 38. Towarzystwo, w którym ojciec pracował (i miał nadzieję pracować do emerytury), podczas depresji zostało zamknięte i ojciec stał się bezrobotnym starszym panem bez środków na utrzymanie młodej rodziny. Powołana przez Roosevelta WPA tworzyła miejsca pracy w ramach robót publicznych i ojciec został kontrolerem czasu pracy brygady budującej drogę. Zaczęłam nosić takie same sukienki dostarczane przez WPA, jak wszystkie "ubogie dziewczynki" w szkole. Pamiętam charytatywne przyjęcie z okazji świąt Bożego Narodzenia, na którym elegancka pani podarowała mi dwie książeczki z papierowymi laleczkami przypominającymi Shirley Temple. Nawet jako dziecko wiedziałam, że jestem po złej stronie sceny. Pewnego dnia ja będę na scenie tą, która rozdaje prezenty, a nie biednym dzieckiem, które je przyjmuje - obiecałam sobie. To, że Nowy Ład, ozdrowieńcza reforma Roosevelta, dawał zatrudnienie i odzież najbardziej potrzebującym, nie oznaczało, że wszystkie jego programy przyjmowane były z entuzjazmem. Wielu obdarowanych, takich jak chociażby moja rodzina, nie przyzwyczajona do korzystania z pomocy charytatywnej, czuło upokorzenie związane z pobieraniem zasiłku i wyrażało odmienne poglądy, nazywając Nowy Ład "surowym ładem". Wielu uważało, że polityka Roosevelta przedłuża depresję. Mimo krytyki Roosevelt żarliwie wierzył, iż historia wykaże, że miał rację, i był gotów przyjąć odpowiedzialność za skutki swoich programów. Chcąc utrzymać popularność, zastosował formę wystąpień radiowych, które były znane jako "pogawędki przy kominku". W swobodnej formie zwracał się w nich ze swoimi problemami bezpośrednio do ludzi. Przemawiał z Owalnego Gabinetu w Białym Domu, a następnego dnia w gazetach oglądaliśmy jego zdjęcie zrobione podczas "pogawędki" z radiowymi słuchaczami, siedzącego przy biurku zastawionym ulubionymi figurkami. Nawet bez telewizji, słuchając, potrafiliśmy go sobie wyobrazić. Te bezpośrednie rozmowy z Amerykanami nawet przeciwnikom dały pewność, że on się naprawdę starał. Nasz Ojciec Narodu Roosevelt miał łatwość wysławiania się, wrodzony talent Popularnych, a jedna z piszących dla niego osób powiedziała: "Franklin lepiej buduje zdania niż ktokolwiek inny z jego otoczenia". W swoim inauguracyjnym przemówieniu po drugiej elekcji Franklin powiedział: "Widzę, że jedna trzecia narodu mieszka w złych warunkach, jest źle ubrana i źle się odżywia". Zgłaszając sprzeciw wobec ustawy podatkowej w 1944 roku, napisał: "To nie jest ustawa podatkowa, ale ustawa ulg podatkowych, dająca ulgi nie potrzebującym, ale zachłannym". Umiejętne wykorzystanie sztuki komunikowania się ze społeczeństwem wyniosło go wyżej niż poprzednich prezydentów i zwiększyło jego popularność do takiego stopnia, że stał się ojcem narodu. Nawet ci, którzy na niego nie głosowali, musieli przyznać, że miał osobisty urok. Nie wszyscy uważali go za genialnego mówcę. Niektórzy zarzucali mu, że jest zbyt arogancki i brak mu skromności, szczególnie po takich wystąpieniach, jak to z 31 października w Madison Square Garden, gdzie z elokwencją stwierdził: "Chciałbym powiedzieć o mojej pierwszej ekipie rządowej, że spotkały się w niej równe sobie siły samolubstwa i żądzy władzy. Chciałbym powiedzieć o mojej drugiej ekipie, że te siły znalazły w niej swojego pana". Gdy w 1940 Hitler maszerował przez Europę, opuścił nas strach przed głodem i pojawił się strach przed wojną. Baliśmy się zmieniać konie na środku rwącej rzeki, więc wybraliśmy Roosevelta na bezprecedensową trzecią kadencję. Podczas kampanii wyborczej obiecywał, że udzieli Brytyjczykom pomocy: "Wszelkiej pomocy prócz wojny". Nikt nie chciał wojny; z trudem wyszliśmy z depresji. Ale 7 grudnia 1941 roku japońskie bombowce bez ostrzeżenia zaatakowały bazę amerykańskiej marynarki wojennej w Pearl Harbor. Dla Amerykanów atak był szokującym zaskoczeniem i wykazał, że nasze pragnienie pozostania państwem neutralnym było nierealnym życzeniem i wynikiem upartej ślepoty. Roosevelt natychmiast został naczelnym dowódcą i dobrze do tej roli pasował. Pamiętam jego zdjęcie, jak siedzi po królewsku na pokładzie okrętu okryty ciemnoniebieską peleryną. Dopiero gdy studiowałam historię w college'u, zrozumiałam, że peleryna nie tylko dodawała scenie dramatyzmu, ale również zakrywała jego inwalidzki wózek. Nie chciał nam przypominać, że jest fizycznie niesprawny, a nie był w stanie nałożyć swoich ciężkich klamer. Jego świetne wyczucie historii i studia nad operacjami morskimi prowadzone przez całe życie przyczyniły się do tego, że Roosevelt stał się legendarnym dowódcą, który wielokrotnie spotykał się z Winstonem Churchillem, również obdarzonym osobowością Popularnego-Silnego. Przez cały okres piastowania najwyższej władzy wykonawczej Roosevelt zachował szerokie zainteresowanie życiem, nigdy nie poddawał się własnym słabościom i wykazując odwagę i energię, mimo fizycznej ułomności, inspirował świat do podziwiania i respektowania jego i jego kraju. Potrafił również wycofać się z tłumów, mógł powiedzieć o każdej książce, którą mu podarowano, do której biblioteki ostatecznie powinna należeć, oraz wybierał niektóre ze swoich ważniejszych przemówień i przeznaczał do wysłania do rodziny i przyjaciół jako prezenty. Chociaż ubyło mu sił fizycznych, jego umysł pozostał jasny, pamięć wybitna i zachował niesamowitą siłę koncentracji. Niewątpliwie posiadał wyjątkowe zdolności przywódcze, ale niektórzy ludzie otwarcie oskarżali go o hipokryzję za wciągnięcie nas do wojny mimo jasnej wypowiedzi na ten temat na przedwyborczym spotkaniu w Bostonie 30 października 1940 roku: "Ojcowie i matki, jeszcze raz was zapewniam. Mówiłem już o tym, ale powtórzę jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz. Wasi chłopcy nie będą wysyłani na żadną obcą wojnę". Okazywał zniecierpliwienie, gdy sprawy nie toczyły się tak, jak on chciał, i kiedy partia nie zgodziła się na powołanie na wiceprezydenta Henry'ego Wallace'a, zareagował tak: "Do diabła. Albo oni zgodzą się na Wallace'a, albo ja odchodzę i będzie doskonale, jak im to powiecie". Złościł się na tych, którzy robili błędy lub nie zgadzali się z nim. Gdy Cactus Jack Garner, pierwszy wiceprezydent, nie poparł w pełni jego planów, Roosevelt usunął go z wąskiego kręgu, który spotykał się po posiedzeniach gabinetu, i nie konsultowano z Garnerem żadnych ważnych decyzji. Wściekły z powodu odstawienia go na bok Cactus Jack, zarazem Spiker w Parlamencie, powiedział: "Oddałem drugie najpotężniejsze stanowisko w państwie za coś, co nie jest warte miski fasoli... albo za kubeł ciepłych pomyj". Podejście Roosevelta do spraw politycznych uważane było za niekonwencjonalne. Gdy konserwatyści odrzucali jakiś jego program, dodawał sześciu nowych sędziów do składu Sądu Najwyższego, co powodowało, że oskarżano go o "dobieranie sądu". Robił wrażenie, że lubi sytuacje kontrowersyjne, a potwierdziła to jego wypowiedź: "Nie ma dla mnie nic lepszego od dobrej walki". Doprawdy stwierdzenie godne Silnego. Chociaż znany był z troski o intelektualne kwalifikacje doradców, których wybierał - miał do tego talent - Roosevelt poświęcił bardzo mało czasu na wybranie wiceprezydenta, który przystąpi z nim do czwartej kadencji w 1944 roku. Miał do robienia ważniejsze rzeczy niż przeprowadzanie rozmów z ewentualnymi kandydatami, więc doradcy musieli sami znaleźć kogoś, kto mógłby wnieść polityczną równowagę do listy wyborczej. W ten sposób wyciągnęli z głębokich lasów Missouri nieznanego senatora Harry'ego S. Trumana. Roosevelt i Truman pochodzili z bardzo różniących się środowisk i chociaż zwyciężali jako drużyna, to nigdy nie zawiązała się między nimi przyjaźń. Truman, podobnie jak Garder, nie był włączany do wielu dyskusji na wysokim szczeblu. Takie traktowanie go spowodowało, że nie wiedział o ważnych decyzjach i założeniach politycznych, gdy w kwietniu 1945 Roosevelt zmarł. Nieustępliwa Eleonora Z perspektywy czasu wydaje się oczywiste, że stan zdrowia Roosevelta był tak zły, że nie powinien nawet rozważać ubiegania się o bezprecedensową czwartą elekcję. Przebieg wojny i nieustanny wysiłek związany z poruszaniem się wyczerpały jego siły tak bardzo, że niezwykle rzadko opuszczał inwalidzki wózek. Przyjaciół, którzy nie widzieli go przez dłuższy czas, szokował jego widok, i błagali Eleonorę, by na niego wpłynęła, żeby nie kandydował w wyborach. Zamiast powstrzymywać, ona go jeszcze zachęcała, ponieważ szczerze wierzyła, że kraj go potrzebuje, a także liczyła, że nowa kampania wyborcza podniesie go na duchu. I tak było. Podczas kampanii zapomniał o bólu i zmęczeniu i znów nam pokazał, że potrafi pokonać wszelkie przeciwności. Aplauz tłumów przywrócił mu dawną żywotność, odzyskał siłę w nogach na tyle, że czasem przemawiał do zgromadzonych stojąc na tylnym podeście wagonu swojego wyborczego pociągu. Eleonora stale go zachęcała i rzadko pozwalała na odpoczynek. Gdy wygrał czwarte wybory, stała się prawie drugim prezydentem i dopóki jej nie odsunął, nieustannie go instruowała. Po długim dniu, gdy pragnął już tylko chwili spokoju i kilku słów dodających otuchy, przynosiła mu papiery do podpisania. W krótkim czasie, sfrustrowany, zwrócił się w stronę swojej córki Anny i znalazł w niej powiernika i doradcę. Joseph P. Lash, biograf Roosevelta, napisał w książce Eleanor and Franklin tak: "Eleonora była zbyt niezależna, zbyt silna etycznie i zbyt nieustępliwa, by mogła się powstrzymać od wydawania sądów i zapewnić mu relaksujące towarzystwo, jakie było mu potrzebne. - "Jedyną rzeczą, której nie potrafiła mu dać - napisał ich syn James - była odrobina banalności, której potrzebował, żeby ulżyć swojemu brzemieniu... ona była kobietą o imponującym dostojeństwie i prawie świętej bezinteresowności, którą wszyscy podziwiali, a niektórzy nawet kochali."" Roosevelt spędził swoje ostatnie dni w Warm Sprins w towarzystwie sympatycznych przyjaciół, z Lucy włącznie. W trakcie pozowania do nowego portretu powiedział do artysty: "Daję panu tylko piętnaście minut". Po piętnastu minutach chwycił się za głowę, upadł i wkrótce zmarł w wyniku rozległego wylewu krwi do mózgu. Jedyny prezydent Ameryki wybrany na cztery kadencje pozostawił spuściznę ciepła, ojcowskiego zainteresowania i inspiracji. Wprawdzie był kontrowersyjny, ale nigdy nudny i nawet atakowany nigdy nie tracił poczucia humoru. Gdy podczas ostatniej kampanii oskarżono go, że za pieniądze podatników wozi swojego psa imieniem Fala, odciął się natychmiast: "Przywódców Republikanów nie satysfakcjonują ataki na mnie ani moją żonę, ani synów. Nie, nie usatysfakcjonowani nimi zaatakowali mojego małego psa. W porządku, oczywiście ja nie czuję urazy... ale Fala czuje urazę... Myślę, że mam prawo czuć urazę i zaprotestować wobec oszczerczych wypowiedzi o moim psie... Gdy Fala usłyszał tę historię, jego szkocka dusza wpadła w wściekłość. Od tej pory on już nie jest tym samym psem". Franklin Delano Roosevelt miał oczywiste zalety czarującego, dowcipnego Popularnego w połączeniu z potencjalną mocą imponującego Silnego, a unikatowe umiejętności pozwalały mu kroczyć drogą sukcesu i nie pokazywać słabych stron własnego temperamentu. Niewielu przywódców w historii może się poszczycić prezentowaniem przez wiele lat osobowości tak niezmiennej. Osobista sekretarka Roosevelta, Grace Tully, tak podsumowała jego poczucie misji: "On po prostu czuł, że dano mu szansę zrobienia czegoś z problemami, które osaczyły naród".(2) Pamiętam dzień, gdy ta wiadomość dotarła do nas po drutach i zebraliśmy się w kuchni wokół naszego wygiętego w łuk radia Zenith, by usłyszeć tę straszną wiadomość: "Prezydent nie żyje". Był jedynym prezydentem, którego znałam. Niezależnie, czy zgadzaliśmy się ze wszystkimi jego programami, czy nie, kochaliśmy go jak ojca. Wiedząc, że on tam jest, czuliśmy się bezpiecznie w czasach biedy i podczas wojny. Roosevelt był naszym jedynym współczesnym prezydentem, który w pełni wykorzystał swoje mocne strony, przezwyciężył fizyczną słabość i pokonał przeszkody i ból. Również Eleonora potrafiła zapomnieć o krzywdach, jakich doznała z powodu niewierności męża, wznieść się ponad braki własnej urody i odważnie podążać do przodu, by stać się najbardziej wpływową pierwszą damą, jaką kiedykolwiek znaliśmy. Wszyscy możemy nauczyć się od Roosevelta akcentowania własnych mocnych stron i eliminowania słabych. Jako przywódcy musimy nauczyć się robić wszystko najlepiej, jak to tylko możliwe w istniejących warunkach i wznosić się ponad własne problemy. Franklin D. Roosevelt Osobowość Popularnego-Silnego Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości Roosevelta, która była kombinacją cech osobowości Popularnego i Silnego. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Osobowość Popularnego Mocne strony: Urzekający mówca Beztroski flirciarz Osobowość zwycięska i inspirująca Zabawny, dusza każdego przyjęcia Kocha śmiech Szczęśliwy, przyjacielski i ciepły Rozmowny i towarzyski Lubi opowiadać Gościnny Ukochany przez wszystkich Nigdy nie jest nudny Obdarzony wyobraźnią i inwencją Dodaje odwagi wszystkim, których spotka Daje nadzieję zranionym Wyraża się jasno i zabawnie Tworzy aforyzmy Obdarzony dźwięcznym głosem Szarmancki Utalentowany Liczba punktów:... Słabe strony: Przesadnie dramatyczny Grający pod publiczność Nie dopuszcza do słowa Posługuje się kłamstwem Naciąga fakty Zwodniczy Łatwo zmienia zdanie Maminsynek Niewierny Liczba punktów:... Osobowość Silnego: Mocne strony: Potrafi słuchać Pewny siebie i stanowczy Pokonuje przeciwności Przyjmuje odpowiedzialność Prostolinijny Obdarzony poczuciem uczciwości i sprawiedliwości Odważny, podejmuje ryzyko Pasjonat w tym w co wierzy Aktywny mimo bólu Zdecydowany w działaniu Śmiały i odważny Nie użala się nad sobą Heroiczna energia Nieprzeciętne zdolności polityczne Umie czerpać energię od ludzi Liczba punktów:... Słabe strony: Arogancki przywódca Łatwo się irytuje Niecierpliwy Wywyższający się Gniewa go niekompetencja Narusza przyjęte zwyczaje Lubi kontrowersje Uparty Gwałtowny Manipuluje ludźmi Nieuczciwy w używaniu swojej inteligencji Liczba punktów:... Liczba punktów łącznie za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Popularnego-Silnego:... Czy możesz być takim przywódcą jak Roosevelt? Jeśli masz wiele mocnych stron Roosevelta, to masz predyspozycje natchnionego przywódcy. Połączenie czaru i pewności siebie pozwoliło mu sprawować władzę dłużej niż jakiemukolwiek innemu prezydentowi w historii naszego kraju. Umiejętność jasnego wysławiania się i opowiadania historyjek, które były zabawne i kończyły się pointą, podobała się masom. Nigdy nie zagłuszał w rozmowie innych ludzi, słuchał, co mają do powiedzenia, nie przerywał i dawał im możliwość wyrażenia własnych opinii. Wielu z nas, pełniąc funkcje przywódcze, nie ma czasu dla "zwykłych ludzi". Zapominamy o starym powiedzeniu: "Nawet nudziarze i ignoranci mają swój punkt widzenia". Inną mocną stroną Roosevelta było to, że odrabiał prace domowe. Całe życie studiował historię, opisy bitew i polityczne procedury i działał w oparciu o głęboką wiedzę. Wielu chce być przywódcami nie podejmując przedtem żadnych studiów. Chcemy zdobywać nagrody bez przygotowania, Roosevelt otaczał się inteligentnymi i kompetentnymi doradcami. Czyniąc zupełnie odwrotnie, niektórzy z nas wiążą się z ludźmi, którzy zgadzają się z nami we wszystkim, co powoduje, że zamiast szukać innych opinii wpadamy w samozadowolenie. Nasze umysły nigdy nie są stymulowane do twórczego wysiłku, gdy otoczeni jesteśmy uśmiechniętymi "panami tak" i "paniami tak". Roosevelt nie tracił poczucia humoru nawet w drastycznych sytuacjach, a najważniejszym jego darem była umiejętność dawania nadziei tym, którzy jej potrzebowali. To są cechy, o które wszyscy powinniśmy zabiegać, ale jeśli jesteś kombinacją ekstrawertycznej osobowości Popularnego i budzącej zaufanie osobowości Silnego, to będziesz miał większe niż inni możliwości udzielenia wiarygodnego wsparcia wszystkim, którzy widzą w tobie przywódcę. Czy ludzie, którzy obserwują cię z boku, mają przekonanie, że żarliwie wierzysz we własny terminarz? Czy mogą mieć pewność, że twoje postępowanie jest zgodne z tym, co mówisz? Czy mają pewność, że wysłuchasz wszystkich zainteresowanych stron, zanim podejmiesz decyzję? Ci, którzy nastawieni byli do Roosevelta krytycznie, uważali, że był zbyt gładki, zbyt dramatyczny i zbyt zadowolony z siebie. Byli przekonani, że dążył do postawienia na swoim bez względu na wszystko i manipulował ludźmi dla spełnienia własnych pragnień. Niektórzy uważali go za niecierpliwego i aroganckiego, ale z historycznego punktu widzenia był człowiekiem na miarę swoich czasów, człowiekiem o odważnych przekonaniach, jedynym, który potrafił dokonać trudnego wyboru nawet wtedy, gdy był to wybór niepopularny. Wysłuchiwał obu stron w każdej sprawie, zanim podjął decyzję, i wiedział, jak wykorzystać swoje mocne strony i jak zminimalizować słabe. Wszyscy zrobilibyśmy dobrze idąc za jego przykładem, gdy stawiamy sobie za cel wykorzystanie własnych przywódczych predyspozycji. Popatrz i posłuchaj, zanim skoczysz! 9 "Zrób im piekło!" Harry S. Truman Prezydent: 1945-1953 Osobowość: Silny Dewiza do zapamiętania: Mówić prawdę. Harry S. Truman został prezydentem 12 kwietnia 1945 roku i następnego dnia powiedział dziennikarzom: "Gdy przekazano mi, co się stało, poczułem się tak, jakby spadł na mnie księżyc, gwiazdy i wszystkie planety". Tak właśnie czuło się wielu z nas. Niespodziewanie zostaliśmy bez naczelnego wodza, którego wiele z nas znało przez całe pokolenie. Skromny zastępca Franklina Roosevelta nazywany był "brudnym farmerem" lub "sklepikarzem z Kansas". Przeżywaliśmy rozczarowanie podobne do takiego, jakie by nas spotkało, gdybyśmy poszli do teatru, by obejrzeć Lionela Barrymore'a, i stwierdzilibyśmy, że tego wieczoru zastąpił go jakiś nieznany ignorant. Nawet najbardziej zagorzali demokraci byli w duchu roztrzęsieni, gdy zobaczyli, co mają w ręku. Arystokratycznego, jasno formułującego myśli Franklina Roosevelta zastąpił obcesowy, przyziemny Truman, który podświadomie przeklinał i był gotów "zrobić im piekło". Nigdy nie uczęszczał do college'u i miał poważne pretensje do całego świata z powodu swoich trudnych początków. Mimo że był członkiem senatu, brakowało mu wiedzy i doświadczenia w sprawach zagranicznych. Jak napisał Robert Donovan w książce The Tumultuous Years: "Roosevelt przeważnie go ignorował i nie włączał do wewnętrznych dyskusji na temat strategii i dyplomacji, gdy druga wojna światowa dochodziła do punktu kulminacyjnego". Truman był zły na Roosevelta, że zostawił go w takiej chwili, i nie krył swoich uczuć. Określił wiceprezydentów jako "równie użytecznych jak piąte koło u wozu". Powiedział, że oni wszyscy siedzą i "czekają na pogrzeb". Nie ma wątpliwości, że Truman wystartował z punktu leżącego poniżej zera do pracy, która według powszechnej opinii znacznie przerastała jego możliwości. Ale nie możemy zapominać, że pochodził z długiej linii Silnych, ludzi, którzy wiedzieli, jak włączyć się do akcji, gdy kości zostały rzucone, a stwierdzenie "tego nie da się zrobić" dodawało im energii. Gdyby te słowa usłyszeli Popularni, oświadczyliby: "Dobrze, a zresztą to nie wydawało mi się zbyt zabawne". Perfekcyjni powiedzieliby: "Och, naprawdę? Właśnie obmyśliłem, jak to dobrze zrobić". Spokojni odpowiedzieliby: "Odetchnąłem, to wyglądało na zbyt ciężką pracę". Tylko Silni stwierdziliby: "To wy tak myślicie. Popatrzcie na mnie". Pewność i zdecydowanie Jedną z najczęściej powtarzających się cech Silnych jest przekonanie, że każdy problem można rozwiązać, jeśli zajmie się nim właściwy człowiek. Słowa "tego nie da się zrobić" tylko zachęcają Silnych do odniesienia sukcesu. Tyle tylko, że robienie rzeczy niemożliwych trwa trochę dłużej. Gdy już rozpoczną pracę nad niemożliwym, Silni nigdy się nie poddają, nawet gdy fakty wskazują, że nie są w stanie odnieść sukcesu. Ta cecha jest mocną stroną, ponieważ w krótkim czasie Silni potrafią dokonać więcej niż inni, ale staje się słabą stroną, gdy nie słuchają doradców i walczą, aż padną. Harry Truman jest fascynującym przykładem człowieka. który miał trudne początki i nigdy nie używał "nie" w odpowiedzi. Ponieważ ojciec Harry'ego, John Truman, był niewielkiego wzrostu i nosił przezwisko "Orzeszek", demonstrował osobowość Silnego w kłótliwy sposób. John Truman dorastał w końcowych latach XIX wieku w Missouri, gdzie rodzina dosłownie walczyła o życie w wojnie pogranicznej. Już od najmłodszych lat musiał się bić i troszczyć o siebie. Prowadził handel wymienny wszelkimi towarami i pewnego razu dokonał takiej wymiany, że na podwórku znalazło się pięćset kóz. Zajmował się lokalną polityką i nikomu nie pozwalał sobą pomiatać. Pewnego dnia John był świadkiem w sądzie i adwokat zarzucił mu kłamstwo. John zerwał się z miejsca, wyrzucił rosłego prawnika z sądu i zakończył sprawę. Gdy patrzy się na ojca, wiadomo, skąd u Harry'ego wzięło się zainteresowanie polityką i gwałtowna natura. Matka Harry'ego była mniej kontrowersyjną. ale równie twardą osobowością z duchem prawdziwych pionierów. Uczyła dzieci, że marnotrawstwo i lenistwo to narzędzia szatana, a ciężka praca jest równie ważna jak pobożność. Nazywała siebie "lekkostopą baptystką", co znaczyło, że była nabożna, ale nie była formalistką i nie widziała nic złego w tym, żeby trochę potańczyć, jeśli była dobra muzyka (nie zważając na to, co myśli diakon). Od dzieciństwa Harry był krótkowidzem i okulary, które nosił, wykluczały go ze szkolnych zajęć sportowych. Za to czytał książki o bohaterach i przywódcach i nim ukończył dwanaście lat, dwukrotnie przeczytał Biblię. Chociaż nigdy nie studiował w college'u, czytał dla przyjemności klasyków i przetrawiał Platona i Katona. Matka grała na pianinie i zaczęła go uczyć, gdy był dzieckiem. Zaczął naukę od dwóch lekcji tygodniowo, gdy miał trzynaście lat, i codziennie wstawał o piątej rano, żeby ćwiczyć przez dwie godziny przed pójściem do szkoły. Ta rodzina Silnych wierzyła w etykę pracy i Harry nauczył się, że jeśli się nie pracuje, to się nie je. Każde z dzieci miało do wykonania własne zadania i nigdy żadnemu nie przyszło do głowy, żeby tej pracy nie zakończyć. Swoją pierwszą pracę zarobkową Harry podjął w firmie L.J. Smith Construction Company i zarabiał 35 dolarów miesięcznie. Niewybrednie wyrażający się mężczyźni żartowali z jego ciężkich okularów i miłości do muzyki klasycznej. Właśnie wtedy od tej nieokrzesanej grupy Harry nauczył się słonego języka i zdecydował się odnieść sukces. W czasie pierwszej wojny światowej utworzona została Gwardia Narodowa Kansas City i Harry został wysłany do Niemiec, gdzie uczestniczył w ciężkich walkach. Początkowo w randze kapitana, później majora został dowódcą niezdyscyplinowanego oddziału, który podporządkował sobie w bardzo krótkim czasie. W wojsku Harry nauczył się uderzać pierwszy, zanim znalazł go nieprzyjaciel, i przeniósł tę zasadę do polityki. Z chwilą gdy został prezydentem i uwolnił się od niewygodnej roli słabszego, nie posiadającego żadnej władzy, wszedł we własną osobowość Silnego. Zdecydował się pokazać jeszcze raz, kto tu jest szefem. Ożywiony atmosferą walki zrobił to w miażdżący sposób. Gdy osiemdziesiąty Kongres odmówił poparcia jego kandydatury na prezydenta, nazwał go "towarzystwem, które nie nadaje się do niczego i nic nie robi". Te słowa nie zachęciły Kongresu do entuzjastycznego poparcia jego kandydatury i gdy nadeszła pora ponownych wyborów, znalazł się w sytuacji, w której musiał często przełykać niektóre ze swoich bardziej pieprznych powiedzonek. Wyśmiewany jako "mały człowiek" i "osoba nie na miejscu" miał lekceważący stosunek do krytyków, który doprowadzał do impulsywnych działań z jego strony, typowych dla osobowości Silnego. Decyzja o zrzuceniu bomby atomowej, której zasadność dyskutowana jest od momentu jej wybuchu w Hiroszimie, tak rozwścieczyła jego flegmatyczną, Spokojną żonę Bess, że spakowała manatki i na znak dezaprobaty wróciła do Kansas City. Pokrzepieniem dla Harry'ego było, że bomba przyspieszyła koniec wojny, a on zaczął systematycznie odzyskiwać pozycję po innych porażkach. Był niesamowicie wytrzymały i postanowił dokonać rzeczy niemożliwej. Dostał po głowie, ale wyszedł z tej opresji większy. Gdy nadszedł termin kolejnych wyborów, nawet członkowie jego własnej partii nie byli zgodni w sprawie udzielenia mu poparcia. Był oburzony stanowiskiem wielu z nich i postanowił, że weźmie udział w wyborach i zwycięży. Jego rywalem miał być gubernator stanu New York, Thomas Dewey, który w poprzednich wyborach przegrał z Rooseveltem - tylko niewielu dawało Trumanowi jakieś szanse. Pamiętam, że byłam po stronie Deweya, gdy uczestniczyłam w zajęciach zespołu dyskusyjnego w college'u, i wystąpiłam z czymś, co wówczas uważałam za błyskotliwe uzasadnienie, dlaczego Harry nie może wygrać. Podkreśliłam, że Dewey prowadzi kampanię Spokojnego, pozbawioną konfrontacji, i zachowuje godność pewnego zwycięzcy, podczas gdy Harry na swojej liczącej 3000 mil trasie kampanii prezydenckiej wysiadał i "robił piekło". Ale jego iście amerykański, przyziemny charakter spokojnie odrabiał straty i mimo że wydrukowano już tytuły, "Dewey zwyciężył!", obudziliśmy się rano i stwierdziliśmy, że kraj oszalał na punkcie Harry'ego. Przypomniał nam: "Przecież wam mówiłem" i jasno wyłożył potwierdzenie swoich racji. Realizacja niemożliwego wymagała tylko trochę większej determinacji i Harry tak postąpił. Czy był kiedyś Silny, który to wyłożył tak jasno? Nigdy nie potrzebowaliśmy zastanawiać się, co Harry myślał - on to mówił. Podczas gdy cechy Silnego, jakie miał Roosevelt zostały zmodyfikowane przez wyrafinowane wychowanie i rozjaśnione jego osobowością Popularnego, to u Harry'ego brak finezji i otwarte wypowiedzi uwidaczniały porywczą duszę, a niepewne poczucie wartości powodowało, że głośno trząsł swoją klatką i czasem przekraczał normalne granice prezydenckich zachowań. Robert Donovan w The Tumultuous Years napisał: "Jego słabością było podejmowanie działań bez pełnego rozważenia konsekwencji". Jego potrzeba władzy, właściwa dla osobowości Silnego, wyszła na jaw w całej okazałości, gdy doszło do zwarcia z innym Silnym, generałem Douglasem MacArthurem, któremu sprawiało przyjemność wygłaszanie politycznych oświadczeń bez uprzedniego konsultowania ich z prezydentem, nie darzonym przez niego zbyt wielkim respektem. Podczas gdy dyskusja, kto ma rację, przejdzie do historii polityki, to sposób, jaki wybrał Truman, żeby za niesubordynację pozbyć się MacArthura, spowodował, że sympatię zyskał generał, którego wielką słabością była teatralność. Zaniepokojony, że MacArthur złoży rezygnację wcześniej, niż on będzie mógł go wyrzucić, powiedział do jednego ze swoich pomocników: "Ten sukinsyn nie może mi złożyć rezygnacji! Chcę go wyrzucić!" Zrezygnował z planu wykorzystania obowiązującej w armii drogi służbowej i przekazał do prasy informacje z Waszyngtonu, zanim jeszcze poinformował generała o swojej decyzji. Jakiś żołnierz usłyszał wiadomość przez radio i przekazał żonie generała, która powtórzyła ją mężowi. Nawet ci, co popierali decyzję prezydenta, ubolewali nad sposobem, w jaki została przekazana, a senator Robert Taft nawoływał do postawienia Trumana w stan oskarżenia. W czasie gdy generał MacArthur wygłaszał przed Kongresem swoją mowę: "starzy żołnierze nie umierają; oni po prostu znikają", zapłakana amerykańska publiczność była po jego stronie. Na temat sytuacji z MacArthurem Harry wypowiedział się następująco: "Musisz się zdecydować, co jest słuszne, i zrobić to, nawet jeśli to jest coś niepopularnego". O piastowanym przez siebie urzędzie powiedział: "Starałem się oddać mu wszystko, co we mnie było". Gdy krytyk Paul Hume po wokalnym koncercie córki Trumana Małgorzaty napisał niezbyt pochlebną recenzję, Harry wysłał mu gniewną, odręczną notatkę pełną wyrażeń nie nadających się do druku. 8 kwietnia 1952 roku Truman, walcząc z długotrwałym strajkiem robotników przemysłu stalowego, ogłosił stan wyjątkowy i zajął stalownie. Lyndon Johnson, kolega z Partii Demokratycznej, który sam miał na oku Biały Dom, oświadczył: "Działania Trumana wskazują na dyktatorskie zapędy". (1) Prasa okrzyknęła prezydenta Cezarem, amerykańskim Hitlerem, Mussolinim, tyranem, uzurpatorem, naruszającym prawo i architektem dyktatury pracy. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który uznał postępowanie Trumana za niezgodne z konstytucją. Pompatyczny Harry został przekreślony. Upadek Trumana Wprawdzie wielu ludzi uważało, że ostry język i odpalane bez namysłu riposty Harry'ego były wesołą odmianą po niemal boskim wizerunku Roosevelta, ale jego własna partia ostudziła zapędy i rozgłosiła, że nie będzie ponownie popierany jako kandydat. Truman, pełen niedowierzania i rozczarowania zrozumiał, że jego dni są policzone, gdy jego własna partia, której wiernie służył, porzuciła jego - urzędującego prezydenta - dla Adlaia Stevensona. Chociaż nie miał do tego serca, Harry zgodził się uczestniczyć w kampanii prezydenckiej na rzecz Stevensona, jednak w miarę jak wyborczy pociąg posuwał się naprzód, miłość Harry'ego do publicznych wystąpień rozgrzała go do tego stopnia, że ludzie przyjmowali go bardziej entuzjastycznie niż kandydata. Tysiące ludzi wrzeszczało "Harry, zrób im piekło!", a ja byłam ciekawa, czy Demokraci zastanawiali się nad tym, że może popełnili błąd w wyborze. Po porażce Stevensona i zaprzysiężeniu generała Dwighta D. Eisenhowera, Truman w rozmowie z Johnem Snyderem stwierdził: "Gdybym dwie godziny temu powiedział pięć słów, to w ciągu piętnastu minut byłyby cytowane we wszystkich stolicach na świecie. Teraz mogę mówić przez dwie godziny i nikogo nie będzie to obchodziło". Wprawdzie jasność wypowiedzi Harry'ego nie była taka, jak u Roosevelta lub Churchilla, ale był płodnym pisarzem. W wydaniu magazynu "Time" z 31 sierpnia 1987 roku Walter Isaacson tak to scharakteryzował: Ostatnim prezydentem, który pozostawił bogactwo bezstronnej korespondencji, był Harry Truman, pisząc jedynie do żony ponad 1200 listów. Ujawniają one nie tylko wspaniały, osobisty styl, ale stanowią wiarygodny przegląd spraw od kontaktów ze Stalinem do decyzji o zrzuceniu bomby atomowej. Jest nawet książka wypełniona listami, które Truman pisał w chwilach rozgoryczenia, ale kierując się rozsądkiem nigdy ich nie wysłał. Jego pamiętniki, chociaż pełne luk, są równie interesujące. Zapiski Trumana z czerwca 1945 roku, gdy generał Douglas MacArthur okrążył wyspy w pobliżu Japonii, zapowiadają gorzkie osobiste potyczki, które miały nastąpić. W jednym miejscu charakteryzuje generała jako "Pana Primadonnę Miedziany Chełm z Pięcioma Gwiazdkami MacArthura" i dodaje: "On jest gorszy od Cabotów i Lodge'ów - bo oni w końcu ze sobą rozmawiali, zanim powiedzieli Panu Bogu, co ma robić". Gdy Harry popatrzył wstecz na czas swojej prezydentury, jak przystało prawdziwemu Silnemu, powiedział: "Nikomu nigdy nie zrobiłem piekła; ja tylko mówiłem prawdę, a oni myśleli, że to piekło". Współczesne odrodzenie Chociaż Harry opuścił urząd jako przywódca budzący wątpliwości, to historia była dla niego łaskawsza niż własna partia. Jego wypowiedzi cytowane są do dzisiaj jako znakomite, a Paul Simon, kandydat na prezydenta w 1988 roku, nazwał się Trumanem Demokratą i ożywił zainteresowanie Harrym jako narodowym bohaterem. Gdyby Harry tutaj był, powiedziałby z dumą: "Mówiłem, że tak będzie". Powtórzyło się wszystko podczas kampanii prezydenckiej w 1992 roku, gdy wszyscy trzej główni kandydaci - George Bush, Ross Perot i Bill Clinton - powoływali się od czasu do czasu na swoje podobieństwo do Harry'ego Trumana. Clinton utrzymywał, że podobnie jak Truman ma wiejskie korzenie i taki sam zmysł przedsiębiorczości, Perot oświadczył, że jest jedynym kandydatem, który mówi prawdę i ma odwagę wprowadzać tę prawdę w życie, tak jak to robił Harry, a nawet Bush, Republikanin, powiedział, że zaskoczył wszystkich wysuwając się z tyłu na pierwszy plan, podobnie jak to zrobił Truman w 1948 roku. Nagle pojawiła się nostalgia za "nieprawdopodobnym prezydentem". Dlaczego? Zdaniem Benedicta K. Zobrista, dyrektora Biblioteki Trumana: "Truman w 1953 roku, gdy opuścił urząd, znalazł się na głębokim, skalistym dnie odpływu popularności ... Do 1969 roku Amerykanie właściwie o nim zapomnieli". Podkreśla, że Watergate wywołało tęsknotę za uczciwym przywódcą podobnym do Trumana i teraz: "Niezwykły sukces! Cała ta nagła wrzawa zrodziła zainteresowanie". Co spowodowało nawrót fascynacji nieżyjącym przywódcą, którego błędne decyzje skłoniły krytyków do ukucia zwrotu "błądzić - to sprawa Trumana"? Zobrist odpowiedział, że Amerykanie martwią się o swój naród i marzą o przywódcy, który będzie do nich mówił w sposób zrozumiały i prosty. "Poddany oczyszczającemu działaniu czasu, Truman stał się personifikacją takiego przywódcy". (2) Czy Truman był ostatnim uczciwym prezydentem? Czy był ostatnim, który objął urząd bogatszy niż go opuścił? Czy był ostatnim, wokół którego nie kręcili się doktorzy i specjaliści od nagrań dźwiękowych? Czy był jedynym, który nie lubił spędzać czasu na "pochlebianiu, całowaniu i popychaniu ludzi do robienia tego, co, jakby można przypuszczać, powinni stawiać na pierwszym miejscu"? Truman nigdy nie próbował bawić tłumów ani czarować kraju usłużnością. Korzystał z rozstrzygającej mocy Silnego nawet wtedy, gdy było to odbierane jako słabość, i nie brał odpowiedzialności za następstwa. "To nie jest konkurs popularności" - mówił niejeden raz. Generał George C. Marshall był tym, który o Trumanie powiedział: "Pełne znaczenie tego człowieka może poddać próbie tylko historia. To nie odwaga jego decyzji będzie żywa, ale prawość". (3) Harry S. Truman Osobowość Silnego Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości Silnego, jaką miał prezydent Truman. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Mocne strony: Szczery i otwarty Lojalny i uczciwy Punktualny i stanowczy Nastawiony na osiągnięcie celu Działający w dobrym stylu Ciężko pracuje Śmiały Spokojny i pewny siebie Dramatyczny Stateczny Dobroduszny Niezwykle wytrwały Odważny Obdarzony silną wolą Stąpający po ziemi Szczery Przebiegły w działaniu Energiczny Lubiący wyzwania Nie szuka popularności Liczba punktów:... Słabe strony: Pompatyczny Amerykański Hitler Dyktator Żądny władzy Przeklinający Impulsywny i chaotyczny Mówi otwarcie i dosadnie Pozbawiony finezji Tyran, uzurpator Kłótliwy Irytuje się i złości Udziela odpowiedzi bez namysłu Wpada w złość i ma ostry język Mściwy Pogardza innymi, opryskliwy Ośmiesza oponentów Żądny rewanżu Liczba punktów:... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Silnego:... Czy możesz być takim przywódcą jak Truman? Czy znalazłeś jakieś podobne cechy u siebie i Trumana? Dzisiaj porównywanie się z Trumanem jest popularne, gdyż w latach dziewięćdziesiątych stał się on bohaterem narodowym. To, co po czarze i dostojeństwie Roosevelta wyglądało na obcesowość i przyziemność, pokryło się patyną i dziś widziane jest jako odwaga i uczciwość. Jeśli jesteś obdarzony osobowością Silnego, powinieneś być za to wdzięczny, bo to znaczy, że jesteś urodzonym przywódcą. Masz to w sobie i możesz wykorzystać. Masz porywającego ducha, który idzie tam, gdzie boją się stąpać aniołowie, i podejmuje zadania - czy go o to proszą, czy nie. Potrafisz ustalać realne cele i bez obaw zdążać do prawdy. Ludzie mają zaufanie do twojego przywództwa, ponieważ wydajesz się tak pewny siebie i przejęty przyszłością. Nie zrażasz się łatwo i trzymasz się swojego zdania bez względu na to, co inni myślą. To są mocne strony przywódcy, które powinny ci pomóc w osiągnięciu sukcesu ponad normę. Ale, jak przy każdej osobowości, możliwe jest występowanie słabych stron, które potrafią uniemożliwić pełne rozwinięcie posiadanych zdolności. Pierwszą z nich jest przekonanie, że nie masz żadnych słabości! Uważasz, że wszystkie problemy powstają z winy kogoś innego. Jesteś twórczym geniuszem w szybkim wykazywaniu, że to ty masz rację, a inni są w błędzie. Twój typ osobowości z góry zakłada osiągnięcie sukcesu i odrzuca odpowiedzialność za niepowodzenie. Ludzie Silni sądzą, że przyznanie się do błędów jest oznaką słabości. a jednak słuszne jest stanowisko odwrotne. To ono powoduje, że dojrzali ludzie mówią "przepraszam". Historia udowodniła, że amerykańskie społeczeństwo wybaczy przywódcy prawie każdy błąd, jeśli uczciwie go uzna, przyzna się do jego popełnienia i wyrazi żal. Odwrotnie - nie ufamy takiemu przywódcy, który wypiera się powikłań i ukrywa prawdę. Trumana uczyniła wielkim gotowość przyjmowania odpowiedzialności za dobre i złe. "Kozioł tu się zatrzymuje" - oświadczał twardo. Nie cenimy go za czar, finezję, osobisty styl ani mądre, cięte odpowiedzi, ale za zdecydowaną uczciwość we wszystkim, co robił, i za gotowość przyjęcia na swoje barki odpowiedzialności w chwilach, gdy występowały kłopoty. Czy można powiedzieć tak również o tobie? Czy potrafisz przyznać się do błędu i powiedzieć: "Przepraszam. To był mój błąd. W przyszłości postaram się zrobić to lepiej"? Gdyby biograf opisywał twoje życie, czy mógłby zakończyć tak: "Będziemy pamiętali nie tylko odwagę jego (jej) decyzji, ale również prawość człowieka". 10 "Kochamy Ike'a" Dwight Eisenhower Prezydent: 1953-1961 Osobowość: Spokojny Dewiza do zapamiętania: Znajdź złoty środek. Po dwudziestu latach rządów Partii Demokratycznej i dwóch prezydentach o osobowości Silnego kraj był gotowy do zmiany. Depresja pozbawiła nas odwagi, a wojna wykończyła. Chcieliśmy zapomnieć o tym wszystkim i wrócić do normalności. Kto mógłby lepiej poprowadzić naród do zwycięstwa w czasie pokoju niż genialny generał Dwight D. Eisenhower? Zdarza się często, że pod koniec jakiejś ery szukamy przywódcy, którego osobowość jest diametralnie inna niż osoby, która sprawowała dotąd władzę. Żyliśmy poddani wpływom potężnej osobowości Roosevelta, który rządził prawie przez całą generację, i stosowaliśmy się do ostrych nakazów Trumana. Mieliśmy "Nowy Ład", po którym nastąpił "Sprawiedliwy Ład", a teraz Eisenhower proponował "Uczciwy Ład". "Pozbądźmy się starych nawyków i sentymentów". Utrzymajmy go "czystym jak świeży śnieg". Było nam gorąco i łaknęliśmy ochłody. Ike był typowym przedstawicielem Spokojnych, którzy bez hałasu robią to, czego od nich oczekują, idą przez życie prostą drogą i potrafią nie obrażać nikogo. Uśmiechają się, potakują na znak zgody, uspokajają kłótliwych. Zgodzą się z każdym stanowiskiem w dyskusji, jeśli to uszczęśliwi ludzi. Ich powściągliwość wcale nie oznacza, że nie mają do powiedzenia nic interesującego: oni po prostu zachowują świeży umysł na właściwy moment, natomiast nie widzą potrzeby dodawania własnych uwag do każdej dyskusji. Spokojnych zadowala słuchanie innych i co najwyżej gestem wyrażanie zgody - dwie cechy, które powodują, że są lubiani przez Popularnych. Chętnie robią to, co sprawia przyjemność innym, i nie pysznią się autorytetem, więc są również faworytami Silnych, którzy przeważnie zawierają związek małżeński z jednym z nich. Spokojni potrafią siedzieć i przez wiele godzin pracować nad planami, co robi wrażenie na Perfekcyjnych. Wszyscy dobrze współżyją z ludźmi o osobowości Spokojnych - i rzeczywiście wszyscy lubiliśmy Ike'a. Generał, podobnie jak Truman, zaczynał skromnie na środkowym wschodzie. Rodzina Eisenhowerów przybyła do Pensylwanii w 1732 roku z Niemiec, by znależć tu wolność wyznania. Chociaż słowo "Eisenhower" znaczy "żelazny topór", byli pokojowo nastawionymi kwakrami, którzy postępowali zgodnie z przewodnią zasadą, że poleganie na sobie i ciężka praca jest podstawą życia. Jako dziecko Ike sprzedawał po domach nadwyżki warzyw, jakie miała rodzina, i dwa razy w tygodniu wstawał o 4.30, rozpalał ogień i przygotowywał śniadanie. Gdy chodził do szkoły średniej, ojciec znalazł mu pracę palacza w mleczarni, w której sam pracował, i w przerwach między szuflowaniem Ike mógł czytać lub drzemać. Mimo że rodzice należeli do Spokojnych i byli przeciwni wojnie, Ike studiował historię i fascynowali go wojenni bohaterzy. Wprawiając rodzinę w przerażenie, przystąpił do egzaminów do West Point i Annapolis, a zdobyte 87,7 punktu było najwyższym wynikiem, jaki został osiągnięty. Ukończył West Point, gdzie z jego rocznika, liczącego 168 absolwentów, ostatecznie 56 zostało generałami. Bez problemów uzyskiwał promocje i ujawniał swoje zdolności racjonalnego myślenia. Potrafił zachować głowę, podczas gdy wszyscy wokoło ją tracili. W sposób typowy dla Spokojnego bez hałasu robił wszystko dobrze i we właściwym czasie, sprawiając zadowolenie przełożonym i nie wywołując żadnych spięć. Wiedział, jak postępować z innymi, i nie czuł potrzeby stawiania na swoim. Wrodzona wyrozumiałość, szeroki uśmiech i skłonność do kompromisów spowodowały, że zyskał popularność wśród gorących głów, a Truman zaproponował go jako kandydata Demokratów na prezydenta. Eisenhower jadał co tydzień lunch z Churchillem, znał osobiście Roosevelta, a także Józefa Stalina, Konrada Adenauera i Charlesa de Gaulle'a. Był sprzymierzony z generałami Georgem Marshallem, Omarem Bradleyem i Douglasem MacArthurem, chociaż sam uważany był za człowieka wojny, który kocha pokój. Jak mówi stare łacińskie przysłowie, Ike był "łagodny w sposobie bycia, ale silny w czynach". Merle Miller w swojej książce Ike the Soldier porównał Ike'a z generałem Ulissesem S. Grantem. Tak Eisenhower, jak i Grant zachowywali niewzruszony spokój odnosząc sukcesy lub znosząc przeciwności losu. Wszyscy, którzy wspominają Ike'a, najczęściej podkreślają jego samozdyscyplinowanie. U obu, Ike'a i Granta, ta cecha wynikająca z pewności siebie była podstawą widocznej skromności. Ponadto u obu pewność siebie wynikała z konsekwencji i niezmienności zamierzeń, które nie pozwalały im zrezygnować z wyznaczonych sobie celów... Przez cały niepomyślny wczesny okres walki Ike zachowywał opanowanie i wewnętrzny spokój, co było dla niego charakterystyczne, podczas gdy wielu innych alianckich dowódców okazywało zdenerwowanie i pobudliwość. (1) Aura bohatera Wnuk Eisenhowera, David, w swojej książce Eisenhower: At War, 1943-1945 napisał, że generał "znany był z układności, negocjacyjnych zdolności i talentu do godzenia różnic pomiędzy silnymi osobowościami". Te wszystkie cechy są typowe dla Spokojnych, którzy są zawsze gotowi pośredniczyć pomiędzy ludźmi o przeciwnych poglądach. Tuż po wygaśnięciu konfliktu w Europie wybuchła wojna w Korei, której Truman nie zdołał zakończyć. Wykorzystując to Eisenhower obiecał podczas kampanii, że pojedzie do Korei, żeby na własne oczy zobaczyć, co tam się dzieje. Byliśmy tak zmęczeni wojną, trudnościami i prowadzonymi bitwami, że doceniliśmy jego chęć odbycia tej podróży i wiedzieliśmy, że przy jego doświadczeniu jako generała załatwi sprawę wojny raz na zawsze. Ubranego w mundur Eisenhowera otaczała aura bohatera, a nam właśnie był ktoś taki potrzebny. Oddaliśmy mu nasz kraj w opiekę, a sami ułożyliśmy się do długiego, zimowego snu. Charles R. Morris tak określił Eisenhowera: "Był prezydentem dostatecznie przenikliwym, żeby wiedzieć, kiedy kraj był w pomyślnym okresie, i na tyle zdyscyplinowanym, żeby nie manipulować przy mechanizmach gospodarczych".(2) Wszyscy pragnęliśmy pokoju i Spokojny Ike był dla nas balsamem z Gilead. Lubiliśmy go, chociaż nigdy nie słynął z ekscytujących, twórczych pomysłów ani wielu nowatorskich programów. Ale przecież myśmy niewiele od niego chcieli - tylko tyle, żeby zostawił nas w spokoju i pozwolił wrócić do normalności. Uciszanie burzy Eisenhower był prezydentem pod każdym względem zrównoważonym, którego największą siłą był brak słabych stron. Jak każdy Spokojny unikał konfrontacji. Gdy szef działu osobowego, Sherman Adams, przyznał się, że przyjął płaszcz z wikuny i kilka pledów od kupca Bernarda Goldfine'a, Eisenhower odwrócił głowę w drugą stronę. W porównaniu z amoralnymi manewrami, jakie mogliśmy później oglądać na politycznej arenie, prezent w postaci płaszcza i pledu wydaje się czymś banalnym, ale w klimacie 1958 roku nagłówki w prasie zrobiły z Adamsa co najmniej członka mafii. Wszyscy Spokojni opierają się przed wprowadzaniem zmian, toteż Eisenhower był nastawiony niechętnie do rozstania z Adamsem. Gdy zapytano go, z czego to wynika, odpowiedział krótko: "Potrzebuję go". Pod naciskiem partyjnych przywódców domagających się przestrzegania dyscypliny, wysłał swoich przedstawicieli, żeby wykonali brudną robotę, i Adams zrezygnował. Adams napisał później w swoich pamiętnikach: "Żaden z prezydenckich nominatów, którego obecność w administracji z jakichkolwiek powodów staje się niewygodna dla prezydenta, nie ma innego wyboru niż zgodzić się na rezygnację".(3) Chociaż Eisenhower potrafił zaplanować inwazję, to w okresie pokoju jego wizje zaczęły się zamazywać. Nelson Rockefeller, który służył prezydentom: Rooseveltowi, Trumanowi i Eisenhowerowi, czuł, że administracja Eisenhowera "dryfowała od kryzysu do kryzysu i przygotowywała plany i materiały związane z zarządzaniem państwem z miesiąca na miesiąc, a w najlepszym razie z roku na rok, podczas gdy pozycja Ameryki w zmieniającym się świecie wymagała planowania na okresy powyżej 5 lat, powyżej 10 lat, na najdalszą przewidywalną przyszłość". (4) Inni krytycy narzekali, że Ike był odległym, oderwanym od rzeczywistości menedżerem, który nie wiedział, co się naprawdę dzieje. Gdy Lyndon Johnson był przywódcą większości w senacie, miał możliwość przyjrzenia się umiejętnościom Eisenhowera i nie był przekonany, czy prezydent wiedział, co to jest projekt ustawy, i czy, kiedykolwiek o jakimś myślał. Pewnego wieczoru po denerwującej wizycie u Eisenhowera, podczas której nie zdołał uzyskać jego ostatecznego stanowiska, Johnson huknął: "Ten człowiek nie zasługuje, żeby być prezydentem!" (5) Truman nie lubił swojego następcy, ale z raportów Tipa O'Neilla wynika, że bardzo ochraniał Mamie Eisenhower przed atakami prasy. W typowy dla siebie, bezpośredni sposób Truman powiedział: "Pozwólcie, że coś wam powiem. Niektóre gazety zamieszczają fałszywe informacje o pani Eisenhower, pisząc, że ma problemy z alkoholem. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak było, bo tylko popatrzcie, z czym ta kobieta musi się borykać". (6) Ustosunkowując się do plotek, które zostały potwierdzone dopiero wiele lat później, że Ike miał romans ze swoim szoferem Kay Summersby, Truman wybuchnął: "Nie mam żadnego pożytku z tego człowieka i nic mnie nie obchodzi, co o nim powiecie". Truman stwierdził również: " Generał wie o polityce niewiele więcej niż świnia o niedzieli". (7) Człowiek swojej godziny Większość społeczeństwa widziała mocne strony Eisenhowera, a nie jego słabości. Chociaż był rozluźniony, dowcipny i pociągający, nigdy nie osiągnął charyzmy Popularnego Roosevelta. Mógł wygrać wojnę w Europie, ale nie był wojownikiem na domowym froncie. Podobnie jak miało być z Geraldem Fordem w przyszłości, Dwight Eisenhower był człowiekiem swojej godziny, niczym więcej i niczym mniej. Jedną z najbardziej przekonujących cech Spokojnego Eisenhowera była pokora. Dzięki doświadczeniu w kierowaniu przemieszczaniem oddziałów podczas bitwy i poza nią stale był świadomy, jak małym jest pionkiem w ogromnej wojennej machinie. Przyjmując honory w 1945 roku w Londynie, Eisenhower stwierdził: "Każdemu człowiekowi otrzymującemu oklaski musi towarzyszyć pokora, gdy ceną tych oklasków jest krew przelana przez tych, którzy za nim szli, i poświęcenie jego przyjaciół". Po latach Franklina Roosevelta, ostatniego naczelnego wodza, który rządził swobodnie z pewnością siebie, oraz kłótliwego Harry'ego Trumana Spokojny, pełen pokory, rozluźniony i uśmiechnięty Eisenhower był mile widzianą, dającą wytchnienie odmianą. Został prezydentem nie dlatego, że pielęgnował taką polityczną ambicję przez całe życie, ale była to spokojna odpowiedź na wezwanie przez obowiązki. Kolejnym atrybutem Eisenhowera była cierpliwość. Nie potrzebował, żeby cokolwiek było robione na wczoraj, czego zwykle żądają Silni. Nie chciał nikogo obrażać i spokojnie czekał na nadejście właściwego momentu, by wykonać ruch. Gdyby Eisenhower miał osobowość Silnego, a nie Spokojnego, to mógłby przy inauguracji prezydentury pospiesznie odrzucić "psychologię państwa opiekuńczego" wynikającą z Nowego Ładu. Zamiast tego przyjął obiektywny, gospodarczy punkt widzenia przemian i odciął się od wszelkich zewnętrznych nacisków. Dysponował siłą perswazji typową dla osobowości Spokojnych i gdyby mu się nie udało odnieść po cichu zwycięstwa, to mógłby uciec się do weta. Na jednym z odrzuconych projektów ustaw napisał do Kongresu: "Ten rodzaj ustawy, oczekiwanie czegoś za nic, osłabia konstrukcję naszego państwa, która po każdym takim posunięciu jest coraz poważniej nadwerężona. Kontynuowanie takiej polityki, odzwierciedlane w mnożonych ustawach, jest głęboko niepokojące i źle wróży przyszłości Ameryki". Eisenhower nie ulegał wpływom partyjnych przywódców, był outsiderem i nie miał żadnych politycznych planów na przyszłość. Chciał tylko dobrze wykonać robotę i wracać do domu. Gdy otrzymał do dyspozycji Shangri-la, zaciszne miejsce w Górach Catoctin w Maryland, udziwniona nazwa miejsca przyprawiała go o drgawki, zmienił ją więc na Camp David dla upamiętnienia ojca. Chociaż Eisenhower był generałem, który odniósł wiele sukcesów, nigdy nie lubił skutków wojny i unikał wszelkich osobistych konfliktów. W swoim inauguracyjnym przemówieniu w 1953 roku powiedział: "Wydaje się, że od początku tego wieku nastał czas burzy, która ogarnęła kontynenty ziemi". Chciał wykorzystać własne strategiczne zdolności, żeby wyciszyć czas burzy, zamiast walczyć w nie kończących się wojnach. Chętnie dawał trochę tu, trochę tam, by nie wywołać u nikogo rozgoryczenia, natomiast sam nie odczuwał potrzeby żadnych zaszczytów, co rzadko jest cechą politycznego bohatera. Mocno wierzył w siłę autorytetu i otaczał się zespołem najmądrzejszych mężczyzn, jakich mógł pozyskać. Chciał rządzić metodami, stosowanymi w biznesie i dokonując wyboru brał pod uwagę "doświadczenie, możliwości, charakter oraz pozycję we własnym środowisku". Przy pomocy powolnych zmian Eisenhower i współpracujący z nim doradcy od spraw biznesu doprowadzili do przemiany państwa opiekuńczego w system wolnej konkurencji, który akceptujemy jako normę. Wprawdzie łagodny generał nie chciał wplątywać się w żadną nową wojnę, ale odzywały się dawne konfliky ze świata. Koreańskie rozmowy na temat zawieszenia broni utknęły w miejscu i Eisenhower musiał zdecydować, czy zepchnąć Koreę Północną z powrotem do rzeki Yalu (co było zadaniem wymagającym zwiększenia udziału oddziałów amerykańskich w czasie, gdy kraj marzył o pokoju), czy zaakceptować podział kraju. W Korei zginęło już trzydzieści cztery tysiące Amerykanów, więc Eisenhower 27 lipca 1953 roku w Panmundżon podpisal Traktat Pokojowy. Następnie Eisenhower postawił sobie za cel utworzenie zespołowej kontroli nad bombą atomową i po długim zwlekaniu Rosjanie przystąpili do Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Nie zgodzili się jednak na proponowane przez Eisenhowera "otwarte niebo" - plan wzajemnej kontroli zakładów zbrojeniowych. Następnie pojawił się problem Wietnamu, który z każdym mijającym rokiem coraz bardziej przybierał na sile. Francuzi byli zmęczeni zwalczaniem komunistycznych najeźdźców, a Eisenhower wiedział, że dopuszczenie do upadku Wietnamu może doprowadzić do oddania władzy komunistom w Laosie i Kambodży. Stanął wobec takiego samego problemu jak w Korei: albo podjąć szeroko zakrojone działania, albo zaakceptować podział kraju. 21 lipca 1954 roku podpisane zostało Porozumienie Genewskie, dzielące Wietnam na Północny i Południowy. Wprawdzie Eisenhower nigdy nie wysłał w ten rejon oddziałów wojskowych, ale zrobił wszystko, co mógł, żeby poprzeć rząd w Sajgonie, łącznie z wysłaniem tysięcy amerykańskich "doradców". Ledwie atrament zdążył wyschnąć na traktacie, gdy komuniści zaczęli ostrzeliwać Quemoy, wyspę leżącą w pobliżu Formozy, na którą w 1949 roku uciekł Czang Kai-szek i dwa miliony chińskich antykomunistów. Eisenhower przyjął twardą linię postępowania w sprawie wolnej Formozy, zwrócił się do Kongresu o poparcie swojego stanowiska i oświadczył, że jeśli zostanie sprowokowany, gotów jest użyć broni atomowej. Decyzja prezydenta spotkała się z ostrą krytyką i werbalnymi atakami w kraju zmęczonym wojnami, ale jego strategia przyniosła efekt: inwazja nigdy nie nastąpiła. Od momentu, gdy Eisenhower został wybrany na prezydenta, powtarzane było nieustannie pytanie, czy powinien ponownie kandydować. Wydawało się, że atak serca. który miał 24 września 1955 roku, dał odpowiedź na to pytanie, ale szybko wrócił po nim do zdrowia, od nowa wzbudzając nadzieję. Musiał się jednak poddać operacji okrężnicy. Kolejne przygniatające zwycięstwo Wszystko wskazywało, że będzie mógł wystąpić w kampanii prezydenckiej, ale wrodzony upór, typowy dla Spokojnych, i poparcie Mamie skłoniły go do postawienia pytania: "A dlaczego nie?" Jego wyborcze hasło to: "pokój, dobrobyt i postęp". Przebieg kampanii był daleki od pokojowego - Demokraci przeprowadzili dziką kampanię przeciw niemu. Eisenhower potrafił wznieść się ponad zwady i mimo ataków wygrał. Sam był zaskoczony przygniatającym zwycięstwem. W dalszym ciągu lubiliśmy Ike'a. Eisenhower musiał jeszcze uporać się z kryzysem, który wybuchł po przejęciu przez Egipt kontroli nad Kanałem Sueskim, z obroną przez Amerykanów libańskiego rządu przed zagrażającym zamachem stanu, ze strachem wywołanym wprowadzeniem na orbitę satelity Sputnik przez Rosjan, z zestrzeleniem szpiegowskiego samolotu U-2 nad Rosją, z przejęciem władzy przez Castro na Kubie oraz krytyką za wysłanie żołnierzy do Little Rock, by wymusić zniesienie segregacji rasowej. Robił zawsze to, co uważał za słuszne, nie zważając, czy było to popularne, czy nie. Jako stary żołnierz maszerował prosto przed siebie, przestrzegał reguł gry i zawsze odpowiadał na wezwanie przez obowiązki. Przeciwnie niż Roosevelt i Truman, którzy byli Silnymi i trzymali swoich wiceprezydentów na dystans, Eisenhower nie był zainteresowany władzą samą w sobie i w wielu dziedzinach oddał władzę Richardowi Nixonowi. Eisenhower często pytał Nixona o opinię, sadzał Nixona naprzeciwko siebie na posiedzeniach gabinetu i Rady Bezpieczeństwa Narodowego i wysyłał go w międzynarodowych misjach. Wielu historyków uważa, że Nixon był w tym stuleciu najlepiej wykorzystanym wiceprezydentem. Gdy Nixon zmierzył się w kampanii prezydenckiej z Kennedym, młodym katolickim demokratą, logika wskazywała, że powinien zwyciężyć ten pierwszy. Eisenhower udzielił mu błogosławieństwa i nawet wystąpił kilka razy podczas kampanii popierając go, ale wielu było zdania, że to poparcie było zbyt słabe i przyszło trochę za późno. Nowe spojrzenie na Starego Generała Amerykańskie społeczeństwo kochało genialnego generała, ale gdy nadszedł czas jego odejścia, było gotowe zamienić dojrzałość na młodość, mądrość na prężność i osobowość Spokojnego na osobowość Popularnego i Silnego. Podobnie jak wskrzeszono Trumana w 1990 roku, również Eisenhowera przywołano z wieczności, by ozdobił okładkę "Time'a" z 6 czerwca 1994 roku. W mundurze, z wyrazem bolesnej odpowiedzialności na twarzy widniał Eisenhower na zdjęciu zatytułowanym: "Człowiek, który pokonał Hitlera". Przy okazji pięćdziesiątej rocznicy D-Day, historycy spojrzeli na starego generała w nowy sposób. Inwazja w Normandii była jego planem, jego wojną i jego wielką krucjatą w Europie. "Rozkaz do ataku mógł dać tylko naczelny dowódca" - przypomina artykuł. Po otrzymaniu prognozy zapowiadającej dobrą pogodę i przeprowadzeniu rozmowy z pozostałymi generałami i zainteresowanymi admirałami, stwierdził krótko: "OK. Ruszamy". Oceniając D-Day i wojnę, którą poprzedzał, reporterzy odświeżyli w naszej pamięci obraz starego generała prowadzącego operacje wojskowe jak olbrzymie przedsiębiorstwo. To, o czym Churchill mówił, Eisenhower zastosował. Natchnął swoje oddziały lojalnością, ponieważ wszystkich niższych stopniem od siebie traktował z szacunkiem i dał im do zrozumienia, że wierzy, iż są zdolni wygrać wojnę. Mimo krytycznej oceny ze strony brytyjskiego generała Bernarda Montgomery'ego, który uważał, że Ike "nie był rzeczywistym reżyserem myśli, planów, energii ani kierunków", Eisenhower spowodował, że koalicja zaczęła działać, i stał się człowiekiem, który pokonał Hitlera. Eisenhower reprezentuje wszystko co w osobowości Spokojnego najlepsze: przyjazne nastawienie i powściągliwość połączone z nastawieniem na samotne dążenie do celu i wysokim poziomem motywacji. Pod wpływem okoliczności stał się skutecznym przywódcą, z determinacją dążącym do zwycięstwa. Jednym z jego największych, ale nie eksponowanych dokonań było utrzymanie zgody pomiędzy alianckimi dowódcami, z których tylko niewielu wzajemnie się lubiło, a każdy z nich uważał, że nie Eisenhower, ale właśnie on powinien być głównodowodzącym. Słyszano, jak kiedyś powiedział: "Primadonny, każdy spośród nich!" Dodając do tego konieczność utrzymywania kontaktów z umierającym prezydentem Rooseveltem, rozweselania Churchilla i ostrożności w stosunkach z Józefem Stalinem, można zrozumieć, czego dokonał. Jedynie ktoś o osobowości Spokojnego mógł nad tym wszystkim panować, nadstawiać drugi policzek i od ręki uzupełniać zadania. Teraz, z perspektywy pięćdziesięciu lat, możemy z podziwem ocenić, czego ten Spokojny człowiek wojny dla nas dokonał. "Może nie wywiązał się z krucjaty w Europie w sposób doskonały, ponieważ na wojnie nic się nie dzieje dokładnie według planu" - stwierdził "Time" w artykule z 1994 roku. "Ale wszyscy, którzy spoglądając wstecz twierdzą, że mógł wygrać wojnę z Hitlerem szybciej, bawią się historią i są mądrzy po fakcie. W bitewnym tumulcie, poddany presji osądzających go kolegów i wobec setek ginących codziennie towarzyszy, Dwight Eisenhower podejmował decyzje, które doprowadziły do zwycięskiego zakończenia wojny w Europie i ustanowienia pokoju trwającego do dzisiaj". Dwight Eisenhower - Osobowość Spokojnego Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości Spokojnego, jaką miał prezydent Eisenhower. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Mocne strony: Pokorny i skromny Odważny Żelazna wola Stalowe nerwy Opanowany i swobodny Uczciwy Dobry słuchacz Ostrożny w wypowiedziach Przekonujący Otwarty na opinie innych Bezpośredni Kompromisowy Chętnie udziela pełnomocnictw Szczery, ale taktowny Potrafi przyjąć krytykę Obdarzony ujmującym uśmiechem Zdyscyplinowany Cieszy się popularnością Przyjazny Otoczony aurą bohatera Negocjator Pojednawczy Żołnierz-mąż stanu Elektryzująca osobowość Instynktownie kieruje się dobrą wolą Zasadniczy Umiarkowany Konsekwentnie opanowany Okazuje spokojną pewność siebie Skromny Konsekwentnie dąży do celu Liczba punktów:... Słabe Strony: Niezdecydowany Niepewny Obojętny i nieuważny Zadowala go panowanie, a nie rządzenie Zdaje się na bieg wypadków, marzyciel Unika konfrontacji Słaby Nieprzystępny Niepewny i zakłopotany Zwodniczy Nieustępliwy Zabłąkany, ale z uśmiechem zwycięzcy Liczba punktów:... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Spokojnego:... Czy możesz być takim przywódcą jak Eisenhower? Prawdopodobnie niewielu z czytelników tej książki jest generałami, ale wielu może się identyfikować z osobowością Eisenhowera. Możliwe, że nie utożsamiasz się z uprzedzająco grzecznym sposobem wypowiadania się Roosevelta ani gwałtowną osobowością Trumana, jesteś natomiast osobą spokojną, która nie odczuwa nieodpartej potrzeby posiadania władzy. Masz dobre stosunki z ludźmi i potrafisz dostosować się do każdej sytuacji, wiesz jak skutecznie prowadzić mediację w sytuacjach spornych, pod warunkiem, że nie jesteś w nie wplątany. Oceniasz siebie z chłodnym obiektywizmem i jeśli coś stwierdzasz, to przeważnie masz rację. Nie odczuwasz potrzeby rozmawiania, kierowania ani poprawiania, co nie znaczy, że nie masz własnej opinii. Wiesz, co się dzieje, jeśli nawet inni odnoszą wrażenie, że się wyłączyłeś. Z natury łatwiej ci jest podążać za kimś lub trzymać się z boku, niż być przywódcą. "Pozwólmy rządzić innym" - jest wyrazem twojego sposobu działania. Masz jednak cechy, które mogą uczynić z ciebie efektywnego przywódcę i wynieść cię wyżej niż niektórych bardziej oczywistych kandydatów. Eisenhower nie wywierał nacisku, nie był apodyktyczny ani wojowniczy. Poszedł do wojska, żeby zdobyć wykształcenie, i odkrył, że ma zdolności przywódcze, o których poprzednio nic nie wiedział. Potrafił słuchać, był otwarty na wszelkie opcje, skłonny do kompromisu i gotowy do przyjęcia odpowiedzialności. Brał pod uwagę wszelkie możliwości i podejmował nieszkodliwe, wyważone decyzje, które jednoczyły przeciwne partie. Czy masz takie same zdolności? Czy potrafisz zachować równowagę, gdy inni wokoło ją tracą? Prawdopodobnie nigdy nie zostaniesz wezwany, żeby pokonać Hitlera, ale możesz być budowniczym zgody w swojej firmie: możesz wyciągnąć rękę na zgodę, gdy inni zachęcają do buntu. Twoja nieszkodliwa, przyjazna i zrównoważona natura jest twoim wielkim atutem. Nie zmarnuj tego. Możliwe, że jesteś swoim największym wrogiem. Prawdopodobnie nie byłeś uznawany za najsympatyczniejsze i najmądrzejsze dziecko w rodzinie i uwierzyłeś, jak ci wmawiano, że nie jesteś równie utalentowany jak inni. Zapomnij o tym i zacznij szukać tego, co w tobie najlepsze. Zacznij działać w oparciu o swoje mocne strony zamiast otulać się ciepło własnymi słabościami. Odważ się wyjść na chłód i podejmij wyzwanie! Spokojny przywódca to przywódca najlepszy z możliwych. 11 Camelot John F. Kennedy Prezydent: 1961-1963 Osobowość: Popularny-Silny Dewiza do zapamiętania: Zachować poczucie humoru. Oczywistym kandydatem na dziedzica tronu Eisenhowera był Richard Nixon, sumienny wiceprezydent. Chociaż Eisenhower korzystał z pomocy Nixona, który był najbardziej zapracowanym wiceprezydentem, i włączał go w strategiczne spotkania rządowe znacznie częściej niż Roosevelt robił to z Trumanem, to jednak nigdy nie nawiązał z nim swobodniejszego kontaktu. Nie mógł się zmusić, by go popierać z całego serca, i wyglądało to tak, jakby zostawił Nixona na frontowych schodach domu, w którym właśnie się odbywa towarzyskie spotkanie. Na początku kampanii wyborczej w 1956 roku Nixon przyjechał ze swoim znajomym na farmę Eisenhowera w Gettysburgu na ważną konferencję prasową, która rozpoczynała kampanię. Według historyka Theodore'a White'a, autora książki The Making of the President (Stwarzanie prezydenta): "Gdy ceremonia dobiegła końca, prezydent Eisenhower wesoło pomachał do dwóch swoich serdecznych przyjaciół i zaprosił ich do domu. Nixon, stojąc obok znajomego na trawniku i obserwując małą grupkę wchodzącą do domu, odwrócił się do niego i, jak ten znajomy zapamiętał, z goryczą powiedział: "Czy ty wiesz, że on jeszcze nigdy nie zaprosił mnie do tego domu?" Ponieważ Nixon spostrzegł, że pozostawiono go samemu sobie, desperacko chciał wygrać prezydencki los o własnych siłach. Jako Popularny-Silny był zdecydowany zrobić to dobrze i pokazać wszystkim, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Rywalem wiceprezydenta, który zbierał doświadczenie przez lata pracy w rządowych instytucjach, był nie mający widoków na powodzenie John Fitzgerald Kennedy. W książce The Making of the President White napisał: "On i jego ludzie zaplanowali kampanię, która wydawała się czymś zupełnie absurdalnym - wziąć najmłodszego kandydata Demokratów, by złożył siebie w ofierze w stuleciu, w którym wyznawcy wiary katolickiej byli w mniejszości, człowieka obciążonego bogactwem i kontrowersyjną rodziną, zdać się na poruczników, prawie jeszcze chłopców, i zrobić z niego prezydenta, który mógłby wymieść z dekady lat sześćdziesiątych amerykańskie uprzedzenia przeszłości i pozostałości wczorajszej polityki i stworzyć nową politykę przyszłości". Rzeczywiście absurdalny plan! Jednak pod koniec prezydentury Eisenhowera widoczny stawał się jego wiek, ujawniły się problemy z sercem i żołądkiem i nastąpił mały wylew. Przestał być bohaterskim macho, jakim był po zakończeniu wojny, o której staraliśmy się zapomnieć. Był generałem bez armii. Dla starego żołnierza i wszystkiego, co reprezentował, nastał czas odejścia. Energia i żywotność W tym zestawieniu młodość Kennedy'ego nas ekscytowała; kochaliśmy sposób w jaki wbiegał po schodkach każdego oczekującego samolotu, odwracał się na ich szczycie i przekazywał każdemu z nas osobiste pożegnanie. Czuliśmy się tak, jakbyśmy uczestniczyli w rodzinnych meczach futbolowych, chcieliśmy być radośni i znowu czuć się młodo. W książce A Time of Passion -America 1960-1980 (Czas namiętności - Ameryka 1960-1980) Charles Morris wyjaśnia: "Kennedy proponował nowe nastawienie, poczucie wszechmocy, które poszło w zapomnienie w latach sprawowania władzy przez Eisenhowera, nowy styl rozwiązania problemów - chłodny, pragmatyczny, z pewnością nie podporządkowany ideologii, ale nasycony pewnością, że świat może stać się dużo lepszym miejscem niż jest... "Kennedy zdał sobie sprawę, że on sam jest taką śmiałą alternatywą, więc on i jego otoczenie z całą świadomością przyjęli chłodną, heroiczną postawę". Debata z udziałem Nixona i Kennedy'ego w 1960 roku była dla rywalizujących kandydatów ogólnokrajową telewizyjną trybuną, dzięki której Kennedy mógł zademonstrować swój czar, energię, młodość i żywotność. Wprawdzie debata na tematy istotne trwała krótko, ale za to długo na temat stylu i mądrości Irlandczyka. Żyjąc w cieniu Spokojnego Eisenhowera, byliśmy szczęśliwi, gdy usłyszeliśmy wojenny okrzyk Kennedy'ego: "Spowoduję, by kraj znowu ruszył!" I wystarczająca ilość Amerykanów stanęła w szeregu. Perfekcyjna księżniczka Wraz z bliskim zwycięstwem Kennedy'ego nad Nixonem zapakowaliśmy w starą wojskową torbę depresję i wojnę i razem z nowym prezydentem śmialiśmy się i cieszyliśmy. Zostaliśmy przeniesieni do krainy czarów. Mieliśmy nie tylko Popularnego-Silnego prezydenta, ale również Perfekcyjną księżniczkę. Po Eleanor, Bess i Mamie - które nie zasłynęły z piękności - mieliśmy elegancką i czarującą Jackie. Obserwowałyśmy z pożądliwą uwagą, jak się ubiera, i nim się zorientowałyśmy, wszystkie nosiłyśmy toczki. Jackie otaczała aura tajemniczości, jaka powinna otaczać każdą księżniczkę z bajki, i wydawało się, że czuje się pewnie w każdej sytuacji towarzyskiej. Obserwowaliśmy ją stojącą tak elegancką obok królowej Anglii oraz żon wielu europejskich premierów i byliśmy dumni z jej stylowych strojów, które usuwały w cień wszystkie inne. Nie mieliśmy jej za złe nawet tego, gdy po jednym spojrzeniu na Biały Dom wiedziała, że musi zostać przerobiony, żeby mogła się w nim czuć jak we własnym domu. Jackie perfekcyjnie się ubierała, perfekcyjnie oczarowywała dygnitarzy, perfekcyjnie wykonywała dekoracje i perfekcyjnie przyjmowała gości. Była Perfekcyjna i rozumieliśmy, dlaczego nie chce się brudzić i grać w futbol z rodziną. Nikomu nie przychodziło do głowy pytać, ile wydawała na stroje lub czy wypożyczała wieczorowe suknie od francuskich projektantów mody. Biały Dom stał się zamkiem Camelot, miejscem wykwintnych oficjalnych kolacji i sceną dla nieprzerwanego strumienia hollywoodzkich sław. Frontowe drzwi były zawsze otwarte, obowiązywał nowy styl, elegancja i radość życia lub -joie de vivre, jak mówiła Jackie, która wolała francuski. Gdy naszą księżniczkę zmęczyło przyjmowanie gości, urządzała sobie wakacje na jachcie greckiego morskiego potentata, Aristotelesa Onassisa, a my wyobrażałyśmy sobie, że jesteśmy razem z nią i pływamy po morzu Śródziemnym. Oceniając z perspektywy - może te krótkie wypady nie były takie niewinne, jak nam się zdawało, ale nie szukaliśmy kłopotów. Wierzyliśmy naszej księżniczce i chcieliśmy żyć szczęśliwie na zawsze. Poczucie humoru Jack Kennedy miał osobowość Popularnego: lubił się bawić, był czarujący. Emanował męskim urokiem niezależnie od tego, czy był ubrany w koszulkę z krótkim rękawem, czy w smoking. Miał poczucie humoru, był spontanicznym gawędziarzem i zawsze skupiał na sobie uwagę. Potrafił wyglądać jak prezydent nie będąc pompatycznym i mocno błyszczeć stojąc obok supergwiazdy. W książce Among Those Present (Między obecnymi) waszyngtońska dziennikarka Nancy Dickerson pisze, jak Kennedy "bez zażenowania zachwycał się, że jest u szczytu władzy". Całe życie spędził na przygotowaniach do osiągnięcia tego "szczytu", chociaż jego rodzina miała skromne początki. Pradziadek prezydenta, Patrick Kennedy, wyemigrował z Irlandii w 1848 roku w czasie ziemniaczanego głodu i przybył do Bostonu bez jednego centa. Znalazł pracę przy produkcji beczek i wyjaśnił swoim dzieciom, że muszą ciężko pracować, jeśli chcą przezwyciężyć imigracyjne pochodzenie. W tamtych czasach Boston był bastionem "Braminów znad Back Bay" i nowo przybyli Irlandczycy traktowani byli jak niewolnicy. Mogli dostać tylko pracę służących i w krótkim czasie stało się modne wśród zamożnych rodzin, żeby mieć jedną lub dwie służące Irlandki. P.J., syn Patryka, który należał już do drugiej generacji, nie mógł się pogodzić z tym, że nie jest akceptowany, i postanowił wybić się ponad własny niski status. Porzucił szkołę średnią i rozpoczął pracę jako robotnik portowy, a następnie barman. Dzięki ciężkiej pracy i dobrej prezencji szybko stał się właścicielem baru, a następnie wyszedł w hurtową sprzedaż whisky. Trzymał rodzinę twardą ręką, tak jak w tamtych czasach robili wszyscy ojcowie, i nikt nie śmiał podważać jego autorytetu. Dla Irlandczyka najszybszą drogą prowadzącą do podniesienia społecznego statusu było zajęcie się polityką. P.J., który przypuszczalnie miał osobowość Popularnego-Silnego, włączył się w działalność opiekuńczą we Wschodnim Bostonie i wkrótce ludzie wiedzieli, że jeśli potrzebują trochę życzliwości, to powinni zwrócić się do P.J. Był jednym z najbardziej wpływowych szefów w polityce społecznej i był naturalny. W wieku 28 lat został wybrany do stanowego parlamentu, a później został stanowym senatorem. Z taką pozycją zyskał pewne lokalne znaczenie oraz szansę, by być uznanym jako przywódca. P.J. nigdy nie zrezygnował z żadnej możliwości wspięcia się po irlandzkiej drabinie społecznej i nauczył jedynego syna, Josepha, jak manipulować ludźmi i rządzić gotówką. Joe często towarzyszył ojcu i często widział, jak niewielkie znaczenie miała w Bostonie prawna zasada: jeden człowiek, jeden głos. Uczestniczył w przyjęciach, na których celebrowano zwycięstwo partii i wiwatowano na cześć tego obywatela, który głosował największą ilość razy w ramach jednej elekcji. Ponieważ Irlandczycy czuli się upośledzeni, uważali, że każda taktyka jest dobra i każda gra w stosunku do przeciwnika uczciwa. P.J. często mówił: "Na szczycie jest miejsce tylko dla jednego". Młody Joe dorastał z przemożnym pragnieniem, by być właśnie tym jednym. Nie zadowalało go, by być bohaterem dla Irlandczyków, chciał dostać się do wyższych sfer. Była to myśl tak odważna, że wybiegała daleko poza najśmielsze marzenia jego dziadka, Patricka. Joe odziedziczył po ojcu gotowość do pracy i zapał do gromadzenia pieniędzy. Jako dziecko sprzedawał gołębie, które łapał w miejskim parku, a także cukierki na wycieczkowych statkach. Dużym krokiem na społecznej drabinie było przyjęcie Joego do Harvardu. Nie był pierwszym Kennedym, który poszedł do college'u, ale był pierwszy w Harvardzie. Nic innego nie zadowoliłoby ani jego, ani jego ambitnego ojca. P.J. nabył dla Joego udział w koncesji na autokar wycieczkowy w Bostonie, żeby pomóc w zgromadzeniu pieniędzy potrzebnych na pokrycie kosztów edukacji. Po ukończeniu studiów, bez doświadczenia, ale z dużymi wpływami, młody Joe został mianowany na stanowisko inspektora banku. Jako typ Silnego (po ojcu), ale z umiejętnościami Perfekcyjnego w posługiwaniu się cyframi, Joe wykorzystał możliwość i w krótkim czasie stał się ekspertem bankowości w Massachusetts. Podczas gdy u ojca dodatkowo występowała irlandzka osobowość Popularnego, u Joego brała górę osobowość Perfekcyjnego, który chłonął fakty i cyfry i nie poświęcał tyle uwagi czarowi, co pieniądzom. W wieku dwudziestu pięciu lat uratował bank ojca przed rujnującymi stratami, a następnie go przejął i został najmłodszym prezesem banku w Massachusetts. Joe poświęcił się zdobyciu władzy i pieniędzy, osiągnął jedno i drugie, a także zwrócił na siebie uwagę córki burmistrza, Rose. Burmistrz "Honey Fitz" Fitzgerald, prawdziwy Popularny, kwintesencja typowego irlandzkiego polityka, był ekstrawertykiem, który lubił śpiewać, tańczyć, przemawiać i uczestniczyć w odpustach. Rose towarzysko stała wyżej od Joego i był on świadom korzyści, jakie mogło mu przynieść zostanie zięciem burmistrza. Podczas gdy Rose wychowywała dzieci, Joe nadal zdobywał wiedzę o finansach, bankowości i giełdzie. Wyjątkowy zmysł do spraw finansowych i kontakty polityczne gwałtownie popchnęły go do przodu. W książce The Kennedy Neurosis (Nerwica Kennedych) biograf, Nancy Clinch, pisze: "Joe Kennedy zdobył fortunę i Boston stał się zbyt małą areną dla jego finansowych i towarzyskich ambicji. Zdając sobie sprawę, że bez względu na wielkość sukcesów w biznesie nigdy nie przełamie towarzyskiego snobizmu arystokracji Nowej Anglii, zapakował rodzinę do prywatnego wagonu i w 1926 roku przeniósł się do Nowego Jorku, gdzie nowobogacka rodzina Irlandczyków mogła liczyć na większą akceptację. Możliwe również, że chciał odnieść sukces bez niczyjej pomocy z dala od rodzinnego miasta ojca". Żądza sukcesu Gdy osiadł w Nowym Jorku, Joe ruszył w kierunku ekscytującego Wall Street i szybko wykorzystał zmiany zachodzące na rynku na swoją korzyść. Sumienie nigdy nie osłabiało w nim żądzy sukcesu. Gdy w 1929 roku nastąpił krach na giełdzie, nikogo, kto znał Josepha Kennedy'ego, nie dziwiło, że swoje pieniądze wycofał kilka tygodni wcześniej. Podczas gdy inni wyskakiwali z okien, Joe liczył pieniądze. Kupił w Hollywood towarzystwa filmowe, które posiadały cały łańcuch kinoteatrów, i zapoczątkował naprawdę wielki biznes. Dzięki politycznym kontaktom i poparciu Roosevelta zaprzyjaźnił się z Jamesem Rooseveltem i właśnie w czasie wspólnej podróży do Anglii udało mu się zdobyć koncesję na napoje alkoholowe, która ze względu na prohibicję wydawała się całkowicie bezużyteczna. Miesiąc później prohibicja została zniesiona i Joe natychmiast znalazł się w centrum lukratywnego interesu. Wprawienie go w ruch w 1933 roku kosztowało go sto tysięcy dolarów, a sprzedał go później za osiem milionów dolarów. Wraz z materialnymi sukcesami pojawiło się głębokie pragnienie, by dzieci zyskały towarzyską akceptację, która jemu się wymknęła. Uczył je różnych maksym, jak: "Nie graj, jeżeli nie możesz być kapitanem", "Wygraj za wszelką cenę", "Drugie miejsce to fiasko". Gdy Joe mówił do dzieci: "Jeśli nie wygrasz, to nie wracaj do domu", miało to dosłowne znaczenie. Sukcesy w świecie finansów i w Hollywood otworzyły przed Josephem możliwości pozamałżeńskich kontaktów z kobietami i pozwolił na to również swoim synom. W książce The Kennedy Women (Kobiety Kennedych) Pearl Buck napisała: "Rose Kennedy przez całe lata zachowała niewzruszoną lojalność w stosunku do męża, mimo że długo utrzymywał związek z piękną aktorką filmową (prawdopodobnie Glorią Swanson). Zewnętrznie okazywała dumny spokój, ale wewnętrzna walka musiała zostawić ślad u dzieci... Mężczyźni z rodziny Kennedych nigdy nie słynęli z dochowywania żonom wierności, natomiast ich żony uważały, że warto kontynuować rolę żon i matek". Wszystko, co pozwalało wspiąć się Kennedym wyżej na drabinie - niedostrzeganie nadużyć, wykorzystywanie układów, manipulowanie ludźmi - zyskiwało aprobatę Joego. Ponieważ zwyciężanie było wszystkim, musiał uczynić zwycięzców ze swoich synów. Po bezbarwnej kadencji na stanowisku ambasadora na dworze Świętego Jerzego Joe zrozumiał, że dalej w świecie polityki już nie zajdzie i całą uwagę skierował na synów. Na swoje alter ego wybrał Joego Juniora i osobiście przygotowywał go na prezydenta. Joe Junior stawiany był młodszym braciom za wzór i miał prawo ich karać, jeśli to uznał za potrzebne. Rzeczywiście był młodszą wersją Joego Seniora i ojciec patrząc w przyszłość z podnieceniem oczekiwał chwili, kiedy będzie mógł przeżyć prezydenturę, w której sprawowaniu zastąpi go syn. W sierpniu 1944 roku marzenia te znalazły tragiczny koniec, gdy Joe Junior został zabity w czasie niebezpiecznej misji na froncie. Jak pisze Pearl Buck w książce The Kennedy Women: "Syn, którego ukształtował na własne podobieństwo i któremu poświęcił najwięcej uwagi, nie żył. Ta wiadomość była jak miecz, który głęboko zranił serce Josepha Kennedy'ego, była śmiertelną udręką, z której się już nigdy w pełni nie podźwignął". Charyzma i styl Prezydentura niczym królewska władza spadła na Jacka. Ojciec szybko zaczął go przygotowywać w zastępstwie starszego nieżyjącego brata i zażądał, by wystąpił w wyborach do Izby Reprezentantów jako kandydat z Massachusetts. Jack był przystojny, miał charyzmę i styl, więc razem z Joe i jego strategią, pieniędzmi i wpływami tworzyli zwycięski zespół. W ciągu dwóch lat od śmierci młodego Joego, Jack został wybrany do państwowego urzędu. Sześć lat później Joe poznał słodki smak zemsty, gdy rywalem jego syna był Henry Cabot Lodge, beneficjant, arystokratyczny senator - i Jack wygrał. Perfekcyjny-Silny Joe doskonale zaplanował każdy detal kampanii i przeszła ona do historii Massachusetts jako jedna z najbardziej metodycznych i naukowo przygotowanych. Jego umysł pracował skrupulatnie i Joe doprowadził do kampanii, która przezwyciężyła przeciwności losu i otworzyła synowi drogę do prezydentury. Na temat zwycięstwa nad Lodgem Joe Kennedy powiedział z dumą: "Wygrywając z nim, wygrałeś z najlepszym. W końcu wyrównaliśmy rachunki". W przekonaniu Perfekcyjnego, stanowiącego część osobowości Joego, świat był dżunglą, w której tylko sprawni mogli przetrwać. Silny, pozostała część jego osobowości, zdecydował, że rodzina Kennedych będzie nie tylko sprawna i nie tylko przetrwa, ale odniesie wielkie zwycięstwo. W książce Man of the House (Gospodarz domu) Tip O'Neill, były przewodniczący Parlamentu z Partii Demokratycznej, pisze, że stary Joe Kennedy wręczał teczki pełne pieniędzy politykom, którzy wykonywali jego rozkazy i uważnie śledzili postępy jego synów. "Stary człowiek" - pisze O'Neill - "miał nawet podstawioną służącą w domu Jacka w Waszyngtonie, która mu o wszystkim donosiła". Podobieństwo między Kennedymi i Trumanami czy Eisenhowerami było niewielkie, natomiast występowały pewne analogie z Rooseveltami. Wprawdzie rodzina Kennedych uważana była za nowobogackich w porównaniu z długim dziedzictwem Rooseveltów, ale zarówno Franklin Roosevelt, jak i Jack Kennedy byli arystokratami, otrzymali dobre wykształcenie, byli utrzymywani przez rodziców, zabezpieczeni finansowo i potrafili dostosować się do każdej warstwy społecznej. Obaj byli bogatymi ludźmi znanymi ze współczucia dla biednych. Obaj uważali, że wszystko będzie możliwe, gdy przejmą władzę, i obaj mieli osobowość Popularnego-Silnego. Natura Silnego powodowała, że Jack poruszał się szybko, mimo kłopotów z kręgosłupem, był błyskawicznie myślącym intelektualistą i bardzo wymagającym przeciwnikiem. Gdy wchodził do pokoju, natychmiast przejmował władzę i wykorzystywał swoje umiejętności rządzenia wprawnie i bez wysiłku. Ojciec zawsze kładł nacisk na kompetencję i dążenie do doskonałości i popierał te zasady całym sercem. W książce The Making of the President Theodore White napisał: "Podczas 14 lat działalności politycznej John F. Kennedy miał wiele służby, wielu doradców i wielu pomocników. Przechodząc na kolejne poziomy działalności, delikatnie pozbywał się wcześniejszych pomocników i pozostawiał tylko tych, którzy mogli być dla niego pomocni na następnym poziomie... W leksykonie Kennedych nie było słów bardziej potępiających, jak: "On jest zupełnie zwykłym człowiekiem" albo "To bardzo przeciętny typ". Kennedy, elegancko ubrany, elegancko wyrażający się i z eleganckimi manierami, zawsze wymagał bezbłędnej pracy." Chociaż to stwierdzenie zostało napisane jeszcze przed wybraniem Kennedy'ego na prezydenta, było również absolutnie prawdziwe, gdy objął urząd. Kennedy miał osobowość Popularnego-Silnego i chciał, by wszystko natychmiast robiono zgodnie z jego życzeniem. Jego żądanie doskonałości często było przesadne. W książce Among Those Present Nancy Dickerson napisała, nawiązując do rywalizującej natury, że jego dewizą powinno być: "Bądź twardy i miej zdobycze, żeby to potwierdzić". Pogoń za najlepszym powodowała, że Kennedy był niecierpliwy w stosunku do wszystkich, którzy nie spełniali oczekiwań - drażnili go ci, którzy nie działali szybko, i irytowali go "życiowi głupcy", z którymi czasem miał do czynienia. Jego gotowość działania kryła strach przed nudą, pozbawiony władzy czuł się niedobrze. Patrzył z pogardą na wszystkich, którzy nie myśleli jak on, i doprowadził do sytuacji, że ludzie czuli się winni, gdy przyłapał ich w momencie, kiedy nic nie robili. Prawdopodobnie dzisiaj jego skłonność do przesadnego podkreślania męskich cech nazwano by szowinizmem, ale wtedy było to odbierane przez kobiety jako wyraz męskości i siły. Iluzja przeciw rzeczywistości Jaki wpływ miał wzorzec osobowości i warunki rodzinne na krótki czas prezydentury Kennedy'ego? Gdy przyjrzymy się wzorcowi Popularnych, odnajdziemy wrodzone cechy traktowania życia na wesoło, patrzenia na świat przez różowe okulary, pragnienie pochlebstw ze strony tłumów i potrzebę bycia kochanym przez wszystkich. Wykorzystując mocne strony osobowości Kennedy przeciwstawił iluzję rzeczywistości i w zwodniczy sposób zmusił nas do myślenia, że osiągnął więcej niż naprawdę dokonał. Prawdę powiedziawszy, wielu politycznych mędrców rozpoznało, że popularność Kennedy'ego opiera się bardziej na fikcji niż rzeczywistości. Pisarz i komentator polityczny, George Will, w książce The New Season napisał: "John Kennedy... zyskał przenikliwą obecność w wyobraźni narodu dopiero po śmierci i w wyniku śmierci". Wzorzec osobowości Silnego, stanowiący pozostałą część jego osobowości, dał mu wrodzony pęd do sukcesu chętnie wykorzystywany zarówno przez ojca, jak i matkę, potrzebę bycia zwycięzcą, a nie uczestnikiem oraz obsesję na punkcie męskości i władzy. Gdy dodamy do siebie te dwa wzorce osobowości i umieścimy w przystojnym, dynamicznym mężczyźnie obdarzonym charyzmą, to ujrzymy produkt wykreowany przez starego Joego, gotowy do zapakowania i sprzedania amerykańskiemu społeczeństwu. John Kennedy przejął władzę jak król i starając się zmusić nas do ruszenia z miejsca, poświęcił swoje "pierwsze tysiąc dni" na uzyskanie długotrwałych rezultatów. Szybkie decyzje Jak większość polityków Kennedy przekonał się, że z zewnątrz wszystkie pasjonujące zmiany wydają się znacznie łatwiejsze niż są w rzeczywistości, gdy staje się wobec Kongresu i konieczności kompromisów. Jack objął urząd jako bohater i chciał nim pozostać, więc gdy padła sugestia, że mógłby pomóc grupie uchodźców z Kuby w dokonaniu inwazji na ich ojczyznę, poważnie się nad tym pomysłem zastanowił. CIA przygotowała plany, a Szefowie Połączonych Sztabów wykazywali chęć działania. Błyskawiczna inwazja na jawnie komunistyczną Kubę dokonana przez jej własnych, wypędzonych obywateli szukających możliwości powrotu przypominała filmowy scenariusz i wydawała się niezbyt ryzykowna. Gdyby, mimo starannego przygotowania, operacja nie powiodła się, to porażka nie byłaby zbyt wielka. Kennedy optymistycznie relacjonował: "Jeśli musimy uwolnić tych ośmiuset ludzi, to będzie znacznie lepiej wysadzić ich na Kubie niż w Stanach Zjednoczonych". Inwazja skończyła się sromotną klęską, a siły Castro otoczyły nie ośmiuset, ale od tysiąca dwustu do tysiąca pięciuset kubańskich uchodźców. "Kennedy był niezdecydowany i nie ingerował - nie próbował odwołać akcji ani udzielić wsparcia, które było niezbędne, żeby odnieść sukces".(1) "Cyrus Sulzberger, reporter "New York Times'a" lamentował, że Stany Zjednoczone "wyszły na głupka w oczach przyjaciół, łobuza w oczach wrogów i na nieudolne w oczach całej reszty". To na pewno nie wróżyło zademonstrowania przez nowego prezydenta maestrii w polityce międzynarodowej".(2) W książce Right from the Beginning (Od samego początku) Pat Buchanan wyraził opinię wielu Amerykanów: "Katastrofę w Zatoce Świń spowodowało złowróżbne niezdecydowanie, zła organizacja i bojaźliwość ze strony prezydenta Kennedy'ego w sprawie użycia sił militarnych. Uderzaj mocno albo wcale, mówi najstarsza wojskowa zasada, To był sposób, w jaki Ameryka walczyła i wygrała II wojnę światową". Strzał w Księżyc Okazało się, że Kennedy był lepszy w wygrywaniu wyborów niż wojen. Opuściło go irlandzkie szczęście i musiał znaleźć nową czterolistną koniczynkę. Nowa przygoda była odpowiedzią na lot Jurija Gagarina, pierwszy lot człowieka w kosmos, dokonany przez Rosjan w tym samym tygodniu, w którym poniesiona została klęska w Zatoce Świń. Kennedy zwrócił się do Lyndona Johnsona, przewodniczącego Krajowej Rady Astronautyki, z pytaniem, czy możemy zorganizować lot na Księżyc i ile by to kosztowało. Sprawa kosztów wydawała się niezbyt ważna i w maju 1961 roku Kennedy ogłosił swój program lotu człowieka na Księżyc. Nie mieliśmy czasu na żałobę po Zatoce Świń, ponieważ naszą uwagę przykuły przygotowania do wyprawy na Księżyc. "Fly me to the moon!" (Zawieź mnie na Księżyc). Rok po Zatoce Świń, mimo całej ekscytacji, wszystko wskazywało, że miodowy miesiąc Kennedy'ego zmierzał ku końcowi. "Chruszczow rzucił nowe wyzwanie i tym razem nie na otwartych peryferiach sił Ameryki, ale bliżej jej serca, dziewięćdziesiąt mil od wybrzeża Florydy. Niechęć Kennedy'ego do zaangażowania sił zbrojnych koniecznych do obalenia Castro i przyzwolenie na mur berliński wskazywały na brak woli i Rosjanie doszli do wniosku, że mogą prawie bezkarnie zainstalować rakiety na Kubie" - napisał George Tindall w książce America, A Narrative History (Ameryka, opowieść historyczna). Tym razem Chruszczow nie docenił Kennedy'ego. Nasz prezydent postanowił być Silny i zażądał, by Sowieci zabrali rakiety. Chruszczow zgodził się i zawarto umowę, że Sowieci zabiorą z powrotem swoje rakiety, a Amerykanie zrezygnują z inwazji na Kubę. 5 marca 1987 roku, dwadzieścia pięć lat po tych wydarzeniach, grupa ówczesnych doradców prezydenta spotkała się na koleżeńskim zjeździe, by ponownie przeżyć dwa tygodnie kubańskiego kryzysu rakietowego. W spotkaniu sponsorowanym przez Szkołę Administracji imienia Johna F. Kennedy'ego Uniwersytetu Harvarda udział wzięli: były sekretarz obrony Robert McNamara, doradcy prezydenta Theodore Sorenson i Arthur Schlesinger, były podsekretarz stanu George Ball i wielu innych, a celem było przedyskutowanie wydarzeń z perspektywy czasu i przyjrzenie się, jaki mogły mieć wpływ na przebieg kryzysu. "New York Times" z 30 sierpnia 1987 roku poddał ocenie potrzebę tego typu spotkania i tak opisał kryzys rakietowy: "Chyba żadne inne wydarzenie od czasu zakończenia II wojny światowej nie sprawiło tyle troski twórcom i komentatorom polityki, co te "13 dni", podczas których ważyły się losy świata na krawędzi atomowej apokalipsy". Skłonność do kryzysów Wydawać się może, że Kennedy miał skłonność do kryzysów, bo zderzył się z całym szeregiem problemów - poczynając od Zatoki Świń po Berlin, program kosmiczny i kryzys rakietowy - w okresie nie dłuższym niż dwa lata. Za tymi problemami z pierwszego planu kryło się osiągające punkt wrzenia pytanie o Wietnam. Prezydenci Roosevelt i Truman byli uwikłani w wątpliwości, czy Francja powinna rządzić tym krajem. Od 1946 do 1954 roku Stany Zjednoczone wydały prawie dwa miliardy dolarów na wsparcie Francuzów w Wietnamie po to, żeby w maju 1954 roku komuniści pokonali Francuzów. Spokojny Eisenhower przy poparciu Kongresu i wówczas senatora Johna Kennedy'ego odmówił interwencji i nakreślona została linia pomiędzy Południowym i Północnym Wietnamem. Chcieliśmy pomóc Wietnamowi Południowemu i wysłaliśmy Ngo Dinh Diema, który pochodził z tego kraju, żeby był tymczasowym przywódcą. Ale on musiał mieć osobowość Silnego, bo kochał władzę i przejął ją w Wietnamie na dobre. Nie interesowały go wybory, a jego reżim był prawie tak samo represyjny jak reżim komunistycznego przywódcy Ho Szi Mina w Wietnamie Północnym. Chociaż warunkiem naszego poparcia było zorganizowanie sprawiedliwych, demokratycznych wyborów, które nigdy się nie odbyły, udawaliśmy, że tego nie dostrzegamy, i kontynuowaliśmy pomoc dla rządu Diema, mimo że rosła liczba partyzantów walczących z reżimem. Kennedy najpierw zawarł rozejm w Laosie, wysłał swoje oddziały do Tajlandii i dopiero wtedy zwrócił oczy na Wietnam. Gdyby nie podjęto żadnych akcji, północni Wietnamczycy, którzy obecnie sprawują rządy, prawdopodobnie by wygrali - tyle, że dużo wcześniej i bez tak wielkich strat Ameryki. Tylko że w tamtych czasach "kontrrewolucja" lub ograniczona interwencja wydawały się właściwym kierunkiem działania. Od 1961 do 1963 roku udział Amerykanów wzrósł z 2000 do 15 500 ludzi. 1 listopada 1963 roku Diem został aresztowany i rozstrzelany przez wojskową juntę, która przejęła władzę w Sajgonie. Trzy tygodnie później Kennedy został zamordowany. Nie dowiemy się nigdy, czy przyszłość Wietnamu byłaby inna, gdyby Kennedy żył, wiemy natomiast, że nie kończąca się wojna była ciężarem i w końcu klęską dla następnego prezydenta, Lyndona Johnsona. W książce America, A Narrative History wydanej w 1984 roku Clarence B. Carsen podsumował, co powszechnie mówiono o administracji Kennedy'ego: "Przez dwa i pół roku prezydentury Kennedy nie był zbyt efektywnym prezydentem. Nie był w stanie doprowadzić do przyjęcia przez (przyjazny) Demokratyczny Kongres uchwał, które uznał za najważniejsze regulacje prawne. Jego administracja, ogólnie rzecz biorąc, jechała na kryzysach. Akcje międzynarodowe, jeśli jakieś były, podejmowane były podczas kryzysów, których w ogóle nie powinno być, gdyby jego polityka była znana wcześniej". Emanacja przywództwa Z perspektywy czasu wydaje się, że każdy prezydent mógł rządzić lepiej, ale Kennedy, młody, z osobowością Popularnego i Silnego, z całą pewnością natknął się na serię kryzysów, które uniemożliwiły mu pozostawienie bogatej spuścizny. Ale podobał się nam jego wygląd, jego urok oraz aura przywódcy. Podczas gdy on gasił pożary na całym świecie, nas fascynowały przyjęcia wydawane przez Kennedych i świetność tej rodziny. Wtedy jego osobowość nie była przedmiotem analizy, ale z perspektywy czasu dostrzegamy u Kennedy'ego dwie ważne cechy, które mogą być przykładem emanacji przywództwa: poczucie humoru bez względu na sytuację i umiejętność wydobywania z innych wszystkiego, co w nich najlepsze. Nie tracił czasu dla takich, których uznał za straconych, ale nie szczędził czasu i wysiłku na budowanie przyszłości tych, o których sądził, że mają możliwości. Nie krył tajemnic sukcesów, dzielił się nimi. Rozdawał to, co miał i uśmiechał się w sposób, który magnetycznie wpływał na kobiety i mężczyzn. Biograf. Richard Reeves, nazwał Kennedy'ego "niezrównaną postacią kulturalną" i przyrównał go do artysty. "Kennedy malował słowami, wyobraźnią i życiem innych ludzi, wyciskał ludzi jak tubki farby, delikatnie lub brutalnie, zmieniane miliony razy. Skupił uwagę Amerykanów na tym, co naprawdę było ważne - na aktywnym poczuciu obywatelstwa i radości życia".(3) Jako kraj pozwoliliśmy, żeby nas pociągnął do krainy z bajki, bo chcieliśmy mu wierzyć. Byliśmy skłonni nie zauważać jego błędów, ponieważ dał nam zastępczą wizję królewskiego majestatu, która nagle się skończyła. Nasz bohater odszedł, został zamordowany na naszych oczach. Rzeczywistość ugodziła nas mocno. Krótko po śmierci Kennedy'ego w listopadzie 1963 roku Jacquelyn Kennedy w rozmowie z dziennikarzami powiedziała: "W nocy słuchaliśmy płyt i piosenki, którą lubił najbardziej, pochodzącej z Camelota, obecnego szlagieru z Brodwayu opartego na legendzie o Królu Arturze: "Niech nie ulegnie zapomnieniu, że kiedyś, dawno temu, przez jeden słoneczny moment istniało miejsce znane jako Camelot" - po czym w zadumie dodała - "już nigdy takiego miejsca nie będzie"".(4) Godność w obliczu śmierci Jackie miała rację. Życie już nigdy nie było takie samo. Nasz król i królowa pokazali nam, jak żyć, a następnie Jackie pokazała nam, jak znosić boleść. Mając zaledwie 34 lata zachowała godność w obliczu śmierci, wdzięk w makabrycznych okolicznościach. Wielokrotnie oglądaliśmy powtórki sceny, kiedy pada strzał i Jackie tuli głowę męża, gdy pędzą do szpitala. Siedzieliśmy zaszokowani przed telewizorami, gdy Jackie stała obok Johnsona składającego przysięgę. Wszyscy, którzy widzieli tę scenę, pamiętają jej zakrwawiony różowy kostium i pamiętają jej odpowiedź, gdy asysta zasugerowała, że powinna się przebrać: "Niech zobaczą, co zrobili Jackowi" - odpowiedziała krótko. I zobaczyliśmy. Patrzyliśmy, jak nasza królowa szła szeroką aleją Waszyngtona w kondukcie pogrzebowym. Nawet wtedy ustaliła styl, jak powinna być ubrana zrozpaczona wdowa, gdy trzymała wysoko uniesioną głowę pod czarnym welonem zakrywającym jej twarz i falującym na lekkim listopadowym wietrze. Płakaliśmy, gdy w rotundzie Kapitolu Jackie uklękła i z córką Caroline całowała trumnę męża. Przeszył nas ból, gdy mały John-John salutował przed urną z prochami ojca. Brytyjski dziennikarz napisał o pogrzebie: "Jacquelyn Kennedy dała dziś swojemu krajowi rzecz, której mu zawsze brakowało, a jest nią majestat".(5) Przed spakowaniem się i opuszczeniem Białego Domu, Jackie dopilnowała udzielenia odpowiedzi na 800 000 listów kondolencyjnych. W liście do jednej z przyjaciółek napisała: "Teraz on jest legendą, ale wolałby być człowiekiem".(6) Smutna pani Jackie stała się legendą stylu i klasy, wieczną wdową, naszą "smutną panią". Kobiety nadal obserwowały wszystko, co robiła, i kopiowały wszystko, co nosiła. Nasze uwielbienie dla niej uległo nieszczęsnemu załamaniu pięć lat po tym, jak została wdową, gdy wyszła za mąż za Aristotelesa Onassisa. Mimo że był bogaty i miał na swoim jachcie czterdzieści dwa telefony, nie był odpowiednim partnerem dla Jackie. Niski, nie romantyczny, niektórzy uważali, że po prostu pospolity. Pieniądze nie uczyniły z niego księcia z bajki. Minęło trochę czasu, zanim przebaczyliśmy Jackie. Nawet te czterdzieści dwa miliony dolarów, które otrzymała jako zadośćuczynienie rozwodowe, wydawały się splamione. Próbowaliśmy zapomnieć o tym małżeństwie i wrócić do wspomnień, które podtrzymywały nasz podziw. Zastanawialiśmy się, dlaczego podjęła pracę w wydawnictwie książek, jeśli miała tyle pieniędzy, ale pokazała nam, że nie straciła ogólnych zainteresowań i umiejscowiła je na polu dobrej literatury o sztuce i polityce. Przy Perfekcyjnej osobowości Jackie "miała smak wymagający od ciebie starań, żebyś za nią nadążył" - powiedział Peter Kruzan, dyrektor do spraw artystycznych Doubleday Publishing Company, który pracował z Jackie przez pięć lat. "Produkt musiał być absolutnie poprawny. Ona zawsze była nastawiona na końcowy efekt wizualny. Miała klasyczny punkt widzenia, ale zawsze było to coś nowego i innego".(7) Jackie zawsze robiła to, co uważała za słuszne, i robiła to z klasą. Była zdecydowana wychować swoje dzieci dobrze i podczas gdy inni młodzi z rodziny Kennedych tracili poczucie przyzwoitości, Caroline i John Junior wyrośli na normalnych, atrakcyjnych ludzi z widocznym szacunkiem dla matki. Piękna cisza Nikt nie był przygotowany na wiadomość, że Jackie jest chora i ma chłoniaka, a nawet, gdy w lutym 1994 roku dowiedzieliśmy się o tym, byliśmy pewni, że za odpowiednią sumę da się kupić skuteczne lekarstwo. Ale nie dało się i Jackie umarła z takim samym stylem i odwagą, jak żyła. Słyszałam, jak jakiś nauczyciel z Nowego Jorku, stojąc przed domem, w którym mieszkała, powiedział: "A ja myślałem, że ona będzie jak Ginewra. Myślałem, że odjedzie w swoją piękną ciszę i nigdy nie umrze". Jakiś turysta w żałobie trzymał transparent z napisem: "Camelot będzie zjednoczony w niebie". Dla wielu odejście Jackie jest końcem epoki. Epoki, w której uprzejmość była czymś pozytywnym, a dobre maniery mile widziane. Czy Jackie była ostatnią kobietą, którą my, Amerykanie mogliśmy uwielbiać? W czasach, gdy prawdziwe rodziny królewskie trzęsą się od skandali, gdy ilustrowana książka Madonny jest pornografią w złym guście i gdy Roseanne sięga dna brutalności i beznadziejnej głupoty, będzie nam brakowało Jackie. "Nie wolno nam już wierzyć w bajki" - napisała Sarah Crighton. "Obecnie żądamy od kobiet zbyt wiele i żadna kobieta nie jest w stanie zawładnąć naszymi wszystkimi marzeniami. W Jackie zakochaliśmy się w czasach mniej złożonych. Gdy chciałyśmy wyrosnąć na księżniczki, ona już była księżniczką. Później, gdy chciałyśmy być niezależne, ona już była niezależna. Zawsze była o jeden krok przed nami, zawsze o jeden krok lepsza. Powodowała, że wszystko wydawało się takie łatwe, podczas gdy innym kobietom wydawało się takie trudne... Od czasu do czasu wszyscy chcemy żyć w krainie z baśni".(8) W Jackie było coś mistycznego, co fascynowało wszystkich - delikatna postać, mgliste milczenie, symboliczny spokój przemijającej epoki. "Była ostatnim ogniwem do szczególnej przeszłości i to jest część, tylko część przyczyny, że ją opłakujemy" - napisała Peggy Noonan, która pisała przemówienia prezydenta. "Jackie Kennedy była symbolem - łącznikiem z czasami starej Ameryki, która miała więcej godności, więcej prywatności; Ameryki, w której wymagania były wyższe i bardziej przejrzyste, a elegancja coś znaczyła; czasów, w których elegancja była rodzajem wypowiedzi, sposobem ubierania się świata, a także aktem bogactwa. Miała sposób bycia wynikający z pewnych poglądów moralnych - że uznanie dla świata i żyjących na nim ludzi wyraża się tym, że jest się dobrym i okazuje szacunek wysyłając listy i kwiaty, jest się lojalnym i podnosi się na duchu przyjaciela. W wieku Oprah była żywym przypomnieniem, że osobista godność zawsze była - i jest nadal - opcją, wyborem, którego musisz dokonać sam. Jackie naprawdę była ostatnią arystokratką. Niewielu ludzi może symbolizować świat, ale Jackie jest takim symbolem świata, który się oddala, i my o tym wiemy, i również to opłakujemy".(9) Tak, opłakujemy to, co mogło być, ubolewamy nad tym, czego już nie mamy, "przez jeden słoneczny moment istniało miejsce znane jako Camelot". John F. Kennedy Osobowość Popularnego-Silnego Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości Popularnego-Silnego, jaką miał prezydent Kennedy. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Osobowość Popularnego: Mocne strony: Bajkowy wizerunek Optymistyczny i wylewny Czarujący i królewski Nadzwyczajny gawędziarz Obdarzony poczuciem humoru Stanowi centrum zainteresowania Odurzający jak szampan Szczery i gościnny Zaskakujący i nowatorski Uroczy dla kobiet Emanuje splendorem Dramatyczny Zachęcający Chętny do dzielenia się Liczba punktów.... Słabe strony: Aż do bólu żądny wielkości Potrzebuje być bohaterem Lęka się nudy Lubi się przechwalać Kobieciarz Pseudobohater Niewierny Zbyt płytki Liczba punktów.... Osobowość Silnego: Mocne strony: Kompetentny we wszystkim Współzawodniczący Zwyciężanie jest dla niego celem Jest twardy i zdobywa trofea Porusza się błyskawicznie Szybki i aktywny Używa siły do sprawowania władzy Dla niego wszystko jest możliwe Kładzie nacisk na umiejętności Odważny Młody i dynamiczny Pragmatyczny Bohaterski Pełen energii i żywotności Liczba punktów.... Słabe strony: Stawia wygórowane żądania Nieprzeparta ambicja Dąży do bohaterskiej satysfakcji Lekceważy niebezpieczeństwo Niecierpliwy Kierują nim pieniądze Źle się czuje, gdy nie ma władzy Popędliwy Męski szowinista Zmusza wszystkich do aktywności Wpojone poczucie winy Lekkomyślny i impulsywny Dominujący Liczba punktów.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Popularnego-Silnego ..... Czy możesz być takim przywódcą jak Kennedy? Niewielu z nas ma magnetyzm Johna Kennedy'ego, a jeszcze mniej ma tyle pieniędzy co on, ale możemy się czegoś nauczyć z krótkiego okresu jego prezydentury. Jeśli na poprzednich stronach znalazłeś określenia charakteryzujące Kennedy'ego, które równie dobrze można odnieść do ciebie, bądź wdzięczny losowi! To właśnie te cechy są magicznymi składnikami kreującymi przywódcę. Naturalny urok i wrodzone poczucie humoru to cechy, których nie można ani kupić, ani wyuczyć się ich. Jeśli ludzie lubią przebywać w twoim towarzystwie i widzą, że masz więcej radości życia niż inni, zapragną cię naśladować. Będą chcieli być tacy jak ty, wyglądać jak ty i ubierać się jak ty. Jaka ogromna odpowiedzialność, żeby nie poprowadzić tych ludzi w złym kierunku! Niezwykle ważne dla ciebie jest zdobycie wiarygodności w roli przywódcy i trzymanie się zasady, że co powiesz, to zrobisz. Sam urok nie wystarczy, żeby być darzonym szacunkiem przez dłuższy czas. Takim, którzy łatwo przyciągają innych, często popularność przewraca w głowie i budują na niej swój pomnik. Kennedy mógł to uczynić z łatwością, ale zamiast budowania pomnika, koncentrował uwagę na innych. Dzielił się tym, co wiedział, i zachęcał innych do osiągnięć. Przywódcy odnoszący sukcesy nie trzymają w tajemnicy swoich silnych stron. Przekazują je wszystkim, którzy tego chcą i pragną się uczyć. Jeśli masz otwartą i optymistyczną naturę osobowości Popularnego oraz determinację w dążeniu do celu Silnego, to również możesz być prezydentem. Ale niezbędna jest dyscyplina, by stać się przywódcą, za którym warto podążać, trzeba mieć również chęć i motywację, żeby odważyć się chociaż spróbować. Kennedy, spytany, jak odważył się przystąpić do wyborów na prezydenta Stanów Zjednoczonych, odpowiedział: "Popatrzyłem na innych, którzy rozważali uczestnictwo, i powiedziałem sobie: "A dlaczego nie?" Spytaj siebie: "A dlaczego nie?" Świat domaga się przywódcy. Dlaczego nie miałbyś być nim właśnie ty? Jeśli masz charyzmę osobowości Popularnego i determinację Silnego, to znaczy, że masz niezbędne zdolności, by stać się przywódcą. Coś cię powstrzymuje? A może posunąłeś się za daleko? Może ponosisz odpowiedzialność za tak wiele rzeczy, że nie potrafisz zrobić ich dobrze? Może jesteś wykończony fizycznie, próbując robić zbyt dużo? Może przytłaczasz innych? Czy popierają cię, gdy się zjawiasz? Czy musisz rządzić, żeby być szczęśliwym? Jeśli twoje odpowiedzi brzmią "tak", to powinieneś zrewidować czas poświęcany na pracę i styl sprawowania funkcji przywódcy. Czy zaspokajasz życiowe potrzeby innych, czy raczej korzystasz z autorytetu, by wypełnić lukę we własnym życiu? Jaki jest tego powód, że chcesz być na środku sceny? Jeśli dla zaspokojenia własnych ambicji, ludzie szybko poznają się na tym. Żyjąc w świecie pełnym fałszu, społeczeństwo desperacko poszukuje prawdy. A dlaczego ty nie miałbyś zaspokoić tej potrzeby? 11 "Zawsze z LBJ" Lyndon Johnson Prezydent: 1963-1969 Osobowość: Silny-Popularny Dewiza do zapamiętania: Bądź przygotowany. Nigdy nie było wątpliwości, że Lyndon Johnson chciał być prezydentem, ale nigdy też nie przypuszczał, że otrzyma ten tytuł w tak tragicznych okolicznościach. Młody prezydent o osobowości Popularnego-Silnego został zamordowany i wezwano Lyndona, by zajął jego miejsce, Przygotowywał się do tej roli przez całe lata, odrobił lekcje domowe i był gotowy. Był skutecznym przywódcą większości w Senacie i był przeświadczony, że gdy powierza mu się władzę nad jakąś sprawą, potrafi spowodować, że zaczyna się coś dziać. Zawsze tak było. Podobnie jak Kennedy, Lyndon miał niezwykłą, optymistyczną osobowość, ale przede wszystkim był Silnym z pewnym dodatkiem Popularnego. Była jednak różnica w ujawnianiu się osobowości Johnsona, wywodząca się z dzieciństwa i sposobu pojmowania własnej wartości. Podczas gdy Kennedy miał zamożnych rodziców, otrzymał klasyczne wykształcenie i czuł się dobrze zarówno w towarzystwie księcia, jak i biedaka, to Johnson nie był tak uprzywilejowany. Jego korzenie tkwiły w ziemi i mimo śmiałego zachowania wewnętrznie czuł się niepewnie. Johnson był bardzo drażliwy na punkcie żartów na temat jego pochodzenia z Teksasu - nazywano go kowbojem i wyśmiewano się z jego akcentu. Wydawało się, że Kennedy chronił słabe strony swojej osobowości przed wystawianiem na widok publiczny, okrywając niecierpliwość i nietolerancję dla niekompetencji płaszczem charyzmy. Johnson nie mógł znaleźć w całym Teksasie wystarczająco wielkiego miejsca, w którym mógłby zamknąć swoje olbrzymie ambicje lub pomieścić gniew, gdy sprawy nie szły tak, jak sobie życzył. W 1948 roku, gdy ubiegał się o miejsce w Senacie, przemawiał do ludzi przez radio, odważnie krążąc w helikopterze. Wirujące śmigła helikoptera podkreślały dramaturgię jego przemówień, którą uwielbiał. Jego maszynie nadano nazwę "Miejski wiatrak Johnsona". Wspinaczka po drabinie władzy Lyndon był niczym postać z powieści Horatia Algera. Od dziecka chciał rządzić i nieustannie wszystkich przekonywał, że to on ma rację. Wcześnie dostrzegł, że polityka jest drabiną prowadzącą do władzy, i postanowił przebywać na każdym szczeblu tak krótko, jak to tylko będzie możliwe. Ożenił się ze swoją Panią Bird, która pochodziła z bogatego gniazda i mając osobowość Perfekcyjnej była przeciwwagą dla jego zmiennej osobowości Silnego. Pani Bird była autentycznie czarująca, ale w bardziej domowy sposób niż Jackie z przyjęciami w królewskim stylu. Przez całe lata na farmie w Teksasie przyjmowała o każdej porze każdą ilość gości, zapowiedzianych lub nie, bo gdy Lyndon powiedział "Przyjdźcie wszyscy", to naprawdę znaczyło wszyscy. Prezydent był ekstrawagancki, natomiast Pani Bird zdyscyplinowana, opanowana, zorganizowana i sprawna. Ponieważ miał osobowość Popularnego, była gotowa oddać mu środek sceny. Musiał być w centrum zainteresowania na każdym przyjęciu i prowadzić monolog, żeby przekazać wszystkim swoje myśli, więc starała się słuchać z uwagą i zachowywała się tak, jakby nigdy wcześniej tego nie słyszała. Ponieważ Lyndon miał skłonność do przesady i ciągle lekceważył prawdę, była przygotowana, znała fakty i mówiła inteligentnie. Gdy Lyndon został wybrany przez Kennedy'ego na wiceprezydenta, wiedział, że nie dlatego, że Kennedy go lubi, ale dlatego, że zapewnia partyjną równowagę na prezydenckiej liście obsady stanowisk. Kennedy był młody i był nową postacią na krajowej scenie politycznej, natomiast Lyndon kręcił się na niej zawsze i miał nieograniczone wpływy w Kongresie. Jack należał do establishmentu ze Wschodniego Wybrzeża, natomiast Lyndon, razem ze swoim akcentem, był południowcem z Teksasu. Wprawdzie dążenia Lyndona nie ograniczały się do zajęcia drugiego miejsca, ale był tak żądny władzy, że zgodził się na przyjęcie stanowiska wiceprezydenta. Czuł, że może mieć duży wpływ na nową ekipę Demokratów i często powtarzał: "Władza jest tam, gdzie jest siła". Jednak gdy spróbował użyć władzy w stosunku do młodych Kennedych i ich przyjaciół, dowiedział się, że nie interesują ich jego sugestie, i bardzo szybko musiał przyznać, że do nich po prostu nie pasuje. Rozczarowany, ale nie zrażony zajął się urządzeniem biura, które by podkreślało jego władzę. Jego wybór padł na przestronny apartament urządzony w taki sposób, że wkrótce zyskał miano Tadż Mahal. Młoda ekipa Kennedych naśmiewała się z niego za jego szerokimi plecami i lekko traktowała listę żądanych prerogatyw, którą wysłał do prezydenta. Zawsze szukał okazji, by znajdować się na czele, i desperacko chciał być zarówno Silnym, jak i Popularnym. Uchwycił się autorytetu, jaki mu dawało stanowisko szefa agencji przestrzeni kosmicznej, i był w swoim żywiole, gdy jechał przez Broadway w otwartym samochodzie z kosmonautą Johnem Glennem. Delikatne wywieranie nacisku Ponieważ młody prezydent nigdy nie pytał Lyndona o zdanie i nie został on dopuszczony do ścisłego grona, urządził swoje lenne królestwo w Tadż Mahal. To odsunięcie od władzy spowodowało, że nie wiedział, co się naprawdę działo, i gdy Kennedy został zastrzelony, LBJ był zaszokowany, współczujący i wyswobodzony. Po stosownym okresie żałoby Johnson ujawnił się w całej okazałości. Był urodzonym politykiem, który wiedział, jak delikatnie wywierać naciski i okazywać ludziom "johnsonowską przychylność". Mówił każdemu: "Jesteś dla mnie bardzo ważną osobą i właśnie teraz potrzebuję twojej pomocy". Był urodzonym maklerem władzy, wiedział, jak z korzyścią użyć osobistych kontaktów i kiedy wezwać sekretarzy. Użył swoich zdolności w Senacie i osiągnął niesamowite wyniki. Był również urodzonym gawędziarzem, miał legendarny urok i dowcip, a adorujące tłumy ożywiały jego blask. Bez zastanowienia mógł wygłosić wykład na dowolny temat w dowolnym miejscu przed dowolnym audytorium. Nancy Dickerson, dziennikarka, która dobrze znała Johnsona, chwaliła go za zdolności krasomówcze. Obserwowała, jak przeobraził się w "mówcę całą gębą" na "podobieństwo mesjanistycznego kaznodziei". Powiedziała, że poza wszystkim, "czynił z mowy sztukę". Jak bardzo każdy Popularny by chciał, żeby w taki sposób wyrażano się o nim! Ośmieszenie i odrzucenie W piewszych dniach zamieszkiwania w Białym Domu Johnsonowie urządzali przyjęcia w teksaskim stylu, dopóki prasa nie zaczęła się naśmiewać z ich farmerskiej fasoli i dowcipkować na temat zamiany ogrodu różanego w dół do pieczenia wołów w całości. Lyndon lubił stroić żarty z innych, ale nie znosił, gdy ktoś śmiał się z niego. Popularni rozpaczliwie potrzebują, by wszyscy ich kochali, i nie mogą znieść myśli, że może być ktoś taki, kto ich nie lubi. Silni starają się dzierżyć władzę tak mocno, żeby nikt nie odważył się wystąpić przeciwko nim. Johnson, który był szczególną kombinacją tych dwóch osobowości, nie znosił żadnych negatywnych uwag. Gdy prasa zakpiła z niego, zachował się jak urażony mały chłopiec, mówiąc smutno: "Jestem jedynym prezydentem, jakiego mają". Mimo ogromnych ambicji i widocznej wiary we własne siły Johnson zawsze czuł się niepewnie ze względu na teksaskie pochodzenie i brak prestiżowych listów uwierzytelniających. Chował swoje problemy pod przyjacielską osobowością Popularnego, a ponieważ źle się czuł, gdy był pozbawiony władzy, podejmował każdą sposobność, by rządzić, wytężając energię i czasem wyczerpując siły. Jimmy Carter powiedział o nim kiedyś tak: "Johnson nigdy wewnętrznie nie czuł się pewnie wśród establishmentu Wschodniego Wybrzeża - profesorów, ekspertów, pisarzy i ludzi z mediów - i to było przyczyną, że go w końcu dopadli". Nancy Dickerson sugerowała, że wszystkim, którzy występowali przeciwko Lyndonowi i jego polityce, brak było patriotyzmu. U Lyndona wszystko było albo białe, albo czarne; byłeś albo z nim, albo przeciw niemu. Nancy Dickerson była korespondentem akredytowanym przy Białym Domu i w książce Among Those Present napisała, że Johnson popełnił trzy błędy w stosunku do prasy, które spowodowały, że nie dawano mu spokoju. 1. Obsypał dziennikarzy prezentami, traktując to jako metodę sprawowania władzy. Dziennikarze zrozumieli to tak, że jeśli będą się stosowali do reguł dyktowanych przez niego, to wszystko będzie dobrze. Niestety, to posunięcie ze strony Johnsona nie wypaliło. Jego rażące próby wpływania na dziennikarzy zmuszały ich czasem do bardziej krytycznego stanowiska tylko po to, by zachować niezależność. 2. Bawił się z prasą nie mówiąc całej prawdy - zwyczaj ten zachował przez całe życie i nie uważał tego za nieuczciwość. Przekręcał słowa i nadawał im niewłaściwe znaczenie, i przynosiło mu ulgę, gdy prasa wyciągała mylne wnioski. 3. Próbował manipulować konferencjami prasowymi przez podsuwanie pytań, a gdy dziennikarze nie stawali na wysokości zadania i nie podejmowali tematu, o który mu chodziło, wymyślał im. To rządzenie prasą przez prezydenta było dla dziennikarzy wystarczająco denerwujące, żeby wziąć się do ośmieszania jego pochodzenia, braku stylu i teksaskiego akcentu. Człowiek, który bardzo chciał być kochany przez wszystkich, obrócił przeciw sobie siły, które miały największą moc oddziaływania w kraju. Johnson uwielbiał, gdy go fotografowano, a ogromna chęć zwracania na siebie uwagi powodowała, że czasem tracił zdrowy rozsądek. W 1963 roku, po operacji woreczka żółciowego i usunięciu kamienia z nerki, radośnie podniósł koszulę, żeby zademonstrować fotografom pooperacyjne blizny. Fotografia, która obiegła cały kraj, była tak odpychająca, że wywołała głosy oburzenia. Wystawił się na kolejne pośmiewisko i odepchnięcie, gdy zaoferował zoperowane kamienie Smithsonian Institute, które odmówiło ich wystawienia. W 1964 roku pozwolił się sfotografować, gdy podnosił z ziemi za uszy ulubionego psa gończego, sukę o imieniu Her, co wywołało w całym kraju głośne protesty miłośników zwierząt. Kolejny wiceprezydent trzymany na dystans Gdy nadszedł czas na dokonanie przez Lyndona wyboru wiceprezydenta, który miał stanąć z nim do wyborów w 1964 roku, wystawił i sprawdzał wielu potencjalnych kandydatów i - przeciągając procedurę - trzymał kraj w niepewności. Każdą taktykę, która utrzymywała go na pierwszych stronach gazet, uważał za dobrą. W końcu wybrał Horatia Huberta Humpreya, który uważał, że zasługuje, by być prezydentem, ale z braku wyboru zadowolił się przyjęciem drugiego miejsca, tak jak zrobił Johnson, gdy Kennedy przedłożył mu ofertę. Humprey był prawdziwym Popularnym i wszystko, co dotarło do jego uszu, natychmiast wychodziło ustami, nie pozostając w głowie nawet na tyle długo, by przefermentować. Zawsze miał szeroko otwarte oczy, niewinny wygląd i natychmiastową odpowiedź na każde pytanie - która nie musiała być całkiem zgodna z faktami. Ani Humprey, ani Lyndon nigdy nie pozwolili, by wyżej cenić prawdę niż dobre opowiadanie. Kiedyś, zagadnięty o wylewność i nie kończące się wypowiedzi na każdy temat, odpowiedział: "Robię tak - bo lubię każdy temat. I nic na to nie poradzę - to sprawa gruczołów". I tak było z oboma, z Humpreyem i jego szefem. Nieustanna gadanina wiceprezydenta denerwowała Johnsona, który niewątpliwie nie dostrzegał występujących między nimi podobieństw i dowcipkował na temat Humpreya: "Gdybym tylko mógł wychować go na Calvina Coolidge'a". Chociaż czuł się dotknięty, że Kennedy wyłączył go jako wiceprezydenta, niczego go to lekceważenie nie nauczyło i trzymał towarzyskiego i gadatliwego Huberta na dystans. Zanim prezydent zaakceptował Humpreya, ten musiał zagwarantować absolutną lojalność i przyrzec, że nigdy nie będzie prezentował innego stanowiska. Musiał trzymać język za zębami, nie wysuwać się przed Lyndona i unikać znalezienia się w tytułach gazet. "Żadne odchylenia od polityki rządu nie będą tolerowane". Gdy później Humprey odważył się wystąpić przeciwko bombardowaniom w Wietnamie, za karę Johnson wyłączył go ze ścisłego kręgu współpracowników. Czy to nie zastanawiające, że maskę autorytetu, którą uważamy za niemożliwą do zaakceptowania, kiedy noszą ją inni, zakładamy tak szybko, gdy zajmujemy ich miejsce! Podczas kampanii w 1964 roku rywal Lyndona o osobowości Silnego, Barry Goldwater, analizując wojnę w Wietnamie wezwał nas do udania się tam i zniszczenia wroga. Jego twardy język spowodował, że został napiętnowany jako podżegacz wojenny, a Johnson, wykorzystując polityczny instynkt, zbijał na tym wyborczy kapitał i wydawał się kandydatem pokoju. W końcu prawdziwa wojna była ostatnią rzeczą, której ktokolwiek by chciał. Wówczas, 4 sierpnia 1964 roku, w środku prezydenckiej kampanii wyborczej podano do wiadomości, że Północny Wietnam zaatakował amerykańskie okręty wojenne w Zatoce Tonkińskiej - Johnson wygłosił wtedy swoją najsławniejszą mowę, wzywając do odwetu. To wzruszające przemówienie doprowadziło do uchwalenia Rezolucji Tonkińskiej, dającej Johnsonowi swobodę działania w Południowym Wietnamie. Jego żądza władzy pozwoliła mu wykorzystać ten agresywny atak jako pretekst do przyspieszenia końca wojny. Wyobraźcie sobie nastrój Goldwatera, kiedy poniósł polityczną porażkę w wyborach i został nazwany "radosnym cynglem" przez prezydenta, który wysłał oddziały na nie wypowiedzianą wojnę i rozpoczął przeciwko wrogowi powietrzne uderzenia. Gdy sytuacja w Wietnamie wyglądała coraz gorzej, kwestie praw obywatelskich osiągnęły punkt wrzenia, a hipisi i dzieci kwiaty przeprowadzali eksperymenty z nowymi narkotykami, Johnson odniósł w tym czasie przytłaczające zwycięstwo w wyborach i znalazł się w sytuacji, w której nie czuł się zwycięzcą. Jego natura Silnego wzdragała się przed wszystkim, czym nie mógł rządzić, natomiast krytyka w jakiejkolwiek formie doprowadzała jego osobowość Popularnego do wściekłości. Pragnął posłuszeństwa i adoracji, a nie otrzymywał ani jednego, ani drugiego. Komentatorka polityczna, Doris Kearns Goodwin, w artykule zamieszczonym w "Ladies Home Journal" w listopadzie 1976 roku napisała na temat tej sytuacji: "Chociaż nikt nie był w stanie przewidzieć klęski w Wietnamie, możliwe było do przewidzenia, że Lyndon będzie miał trudności z każdą sprawą, do której rozwiązania nie wystarczy jego nieprzeciętny talent do przekonywania i dochodzenia do kompromisu". W marcu 1968 roku prezydent Johnson musiał ostatecznie przyznać się wobec samego siebie, że nie potrafi rozwiązać sprawy Wietnamu. Próbował wykorzystać najlepsze strony osobowości Popularnego, żeby pociągnąć za sobą ludzi, ale nikt nie chciał słuchać jego błagalnych nawoływań, a tylko stracił twarz wśród przyjaciół, którzy wybrali go na drugą kadencję, mając nadzieję, że przerwie ogień. Zniknął jego wrodzony optymizm, a marzenie, że zostanie uważnie wysłuchany, rozwiało się. Poczuł się opuszczony i nie kochany. W książce "Among Those Present" Nancy Dickerson napisała: "Wprowadzając się do Białego Domu myślał, że potrafi to zrobić lepiej niż ktokolwiek inny; opuszczając go wiedział, że tylko inny prezydent może zakończyć wojnę... Żaden człowiek nie starał się mocniej". Lyndon wierzył, że wszystko jest możliwe, jeśli się tylko nad tym wystarczająco mocno popracuje. Gdy nie potrafił zakończyć wojny w Wietnamie, rozpadł się jego etos pracy wyznawany przez całe życie. Był dumny z ustawy o Wielkim Społeczeństwie, którą wprowadził jako element szerokiego programu noszącego nazwę Nowej Granicy, i nie mógł zrozumieć, że ludzie nie chcą zaakceptować jego mocnych stron nie zważając na słabe. Bob Pierpoint z CBS napisał: "Prawdopodobnie Johnson miał najlepsze kwalifikacje ze wszystkich prezydentów, o których pisałem. On naprawdę rozumiał, jak powinien funkcjonować system amerykański. Był barwny i nieprzewidywalny. Miał doświadczenie i pochodzenie, znał wszystko od wewnątrz. Jednak nie potrafił poradzić sobie z wojną w Wietnamie. Miał trzech różnych sekretarzy prasowych - George'a Reedy'ego, Billa Moyersa i George'a Christiana - wszyscy byli doskonali, ale nie potrafili uchronić Johnsona przed tą wojną".(2) Silny, który nie ma władzy, i Popularny, który utracił popularność, wpada w depresję. Fotografowie robili zdjęcia przedstawiające przygnębionego Johnsona. Jeden z nich wykonał zdjęcie przybitego Johnsona mówiące: "Kochajcie mnie albo odejdę". Wprawdzie Johnson chciał wygrać jeszcze jedną kadencję, ale nie był w stanie znieść myśli o możliwej porażce i zdecydował, że nie przystąpi do kampanii wyborczej. Postąpił zgodnie z typową teorią Silnych: "Jeśli nie jesteś pewny wygranej, lepiej zrezygnuj z udziału". Był człowiekiem, którego mocne strony doprowadzone do wartości ekstremalnej stały się jego słabymi stronami. Ze względu na wewnętrzne poczucie niepewności zmuszał się, by być bardziej czarującym, bardziej dynamicznym i odnoszącym większe sukcesy. Zarówno Kennedy, jak i Lyndon funkcjonowali jako w 50 procentach Silni i w 50 procentach Popularni, ale ten ostatni osiągnął 100 procent każdej z tych osobowości. Pełna osobowość czyniła z niego 200 procentowego człowieka. Lyndona było dużo! Gdy mocne strony zamieniają się w słabe Przy każdym typie osobowości istnieje możliwość, że cechy stanowiące mocne strony rozwiną się zbyt silnie i staną się słabymi stronami. Na przykład Perfekcyjni są ofiarami faktów - ich największą siłą jest to, że wnikają głęboko w każdy temat, analizują każdą możliwość, dążą do perfekcji i każda ich decyzja jest dokładnie przemyślana. Jednak te same cechy w przypadkach krańcowych powodują, że szczegóły zaczynają stępiać ostrość widzenia problemów, pojawia się nadmierna dociekliwość, co powoduje niezrozumienie. Perfekcyjni przywiązując wagę do nieistotnych szczegółów, zmuszają innych do większego wysiłku oraz łatwo wpadają w depresję, jeśli sprawy nie toczą się w sposób doskonały. Inny typ osobowości, Spokojny - taki jak Eisenhower - nie skrzywdziłby nawet muchy. Jedną z najważniejszych mocnych stron Spokojnych jest wrodzona umiejętność uzdrawiania zranionych i niesienia nadziei cierpiącym. Unikają kłopotów i raczej wycofają się niż nadepną komuś na odcisk. Jednak te same cechy w przypadkach krańcowych powodują, iż Spokojni stają się tak pasywni, że aż bezbarwni, i tak niezdecydowani, że robią wrażenie słabych. Natomiast największą siłą Popularnych jest umiejętność mówienia wszędzie o każdej porze i na każdy temat, niezależnie od tego, czy coś wiedzą, czy nie. Te cechy w przypadkach krańcowych powodują, że Popularni, tak jak Lyndon, zaczynają mówić cały czas, przerywając innym, na tematy, o których niewiele wiedzą, i wygłaszają proklamacje mające niewiele wspólnego z prawdą. Silni są urodzonymi przywódcami - udowodnił to Johnson, gdy Kennedy został zastrzelony. Silni potrafią kierować każdą grupą bez potrzeby wcześniejszego czytania regulaminu, szybko podejmować decyzje nie wdając się w dociekania i korygować błędy nietrafnych decyzji bez pytania o wkład. Te wspaniałe możliwości w przypadkach krańcowych powodują, że Silni robią wrażenie apodyktycznych i aroganckich i inni czują się przy nich niezdecydowani i słabi. Te skłonności powodują również, że Silni przejmują władzę w sytuacjach, które nie powinny ich interesować, co sprawia, że pozostawiają za sobą zranione ofiary. W następnym rozdziale, poznamy inny przykład człowieka, którego najistotniejsze mocne strony w końcu stały się słabymi. Lyndon B. Johnson Osobowość Silnego-Popularnego Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości Silnego-Popularnego, jaką miał prezydent Johnson. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Osobowość Silnego: Mocne strony: Okazywał "johnsonowską przychylność" Zawsze na stanowisku Pozostał "wielki u władzy" Chciał wszystkim kierować Zrównoważony i silny Dar przekonywania innych Jeździł pierwszą klasą Lubił napominać społeczeństwo Przebiegły jak lis Zdecydowany jako przywódca Liczba punktów.... Słabe strony: Wymagał pełnego zaangażowania od współpracowników Irytowały go wszelkie opóźnienia Pozbawiony ogłady, przebiegły spekulant Dwulicowy Wymagający względem innych Męczący w kontaktach Apodyktyczny i chełpliwy Miał napady złego humoru Nie znosił krytyki Groźny przeciwnik Niespokojny wulkan Manipulator Impulsywny Liczba punktów.... Osobowość Popularnego: Mocne strony: Imponujący styl Elokwentny mówca Legendarny urok Otwarty, przyjazny, wielkoduszny Urodzony gospodarz Uwielbiał mundury i stroje Pełen niespodzianek Uczynił z mowy sztukę Mesjański kaznodzieja Nieustannie pouczający innych Pełen wigoru Lubił się fotografować Uwielbiał skupiać na sobie uwagę Liczba punktów.... Słabe strony: Chorobliwa ambicja Urządzał krzykliwe demonstracje Największy symbol uporu Nie miał szacunku dla prawdy Wykazywał skłonność do przesady Potrzebna mu była publiczność Niepewny ze względu na teksaskie pochodzenie Głośny i gadatliwy Przekręcający słowa stosownie do potrzeb Wpadał w rozdrażnienie, gdy mu przeszkadzano Rozpaczliwie potrzebował miłości Liczba punktów.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Silnego-Popularnego.... Czy możesz być takim przywódcą jak Johnson? "Bądźcie przygotowani na niespodziewane wizyty Boga"- napisał Oswald Chambers. "Osoba przygotowana nigdy nie potrzebuje się przygotowywać. Pomyślcie o czasie, który tracimy próbując się przygotować, gdy Bóg nas wzywa".(3) Dbałość o przygotowanie się to dobra rada dla nas wszystkich, ponieważ wielu, a szczególnie obdarzeni osobowością Silnego i Popularnego, nie ma ochoty poświęcać czasu na przygotowywanie się do czegoś, co może się nie zdarzyć. Johnson był przygotowany. Całe jego życie opierało się na kontrolowaniu dnia dzisiejszego i przygotowywaniu się do dnia jutrzejszego. Szekspir powiedział: "Niektórzy rodzą się wielcy, niektórzy wielkość osiągają, a niektórym wielkość zostaje narzucona". Lyndon Johnson zdobył uprzednio znaczenie w Senacie, ale przez śmierć Kennedy'ego została mu narzucona trwała wielkość. Kto wie, czy mógłby osiągnąć ją o własnych siłach. Czy jesteśmy gotowi na przyjęcie narzuconej nam wielkości? Przygotowując się musimy spytać o motywy, którymi się kierujemy. Czy chcemy osiągnąć sukces, by zaspokoić własne ambicje czy by wykorzystać nasze zdolności z korzyścią dla innych? Jeśli osiągnięcie czegoś staje się niezbędne dla podbudowania poczucia własnej wartości, musimy postawić sobie pytanie: "dlaczego?" Co jest przyczyną uczucia niepewności? Skromne pochodzenie, brak wykształcenia, nasze związki z ludźmi o lepszym pochodzeniu? Osoby, które nie czują się zagrożone, nie czują potrzeby rządzenia, nie potrzebują być na środku sceny, nie potrzebują zawsze mieć rację, nie potrzebują, by do nich należało ostatnie słowo. Przywództwo oparte na własnych potrzebach emocjonalnych w końcu upadnie. Czy zaznaczyłeś wiele mocnych stron Johnsona, które odnoszą się również do ciebie? Czy odczuwasz nieodpartą potrzebę rządzenia? Czy musisz być lepiej przygotowany i bardziej elegancki niż inni, by czuć się dobrze? Jeśli jesteś przygotowany i kierujesz się właściwymi motywami, zwróć uwagę na skłonność, która może spowodować twój upadek. Ponieważ Popularni chcą, żeby wszyscy ich kochali, a Silni są przekonani, że mają rację, ta kombinacja osobowości staje się prawie nie do zniesienia, gdy spotka się z krytyką. Jak jest z tobą? Czy jesteś otwarty na wartościowe opinie innych? Czy potrafisz wykonać krok do tyłu i spojrzeć na siebie obiektywnie, cieszyć się z mocnych stron i jednocześnie pracować nad przezwyciężeniem słabych? Przygotowanie się na tę wielką okazję jest podstawą sukcesu, ale na szczycie pozostać może tylko ten, kto jest gotowy poznać swoje słabości i pracować nad nimi. Dzisiaj naucz się od Johnsona słuchać. 13 Wiedza to siła Richard Nixon Prezydent:l969-1974 Osobowość: Perfekcyjny-Silny Dewiza do zapamiętania: Wiedzieć więcej niż inni. Śmierć Richarda Nixona w 1994 roku wywołała wzruszający smutek. Mimo wyjątkowych osiągnięć i genialnego umysłu nigdy nie zdołał zmyć plamy Watergate. Jako były prezydent przez wszystkie lata zawsze był gotów udzielić mądrej rady każdemu z tych, których był zmuszony zwolnić, nie zważając na jego przynależność partyjną czy opinię. Jak wielu prezydentów, Nixon pochodził ze skromnej rodziny i musiał ciężko pracować, żeby stać się kimś. I jak wszyscy prezydenci - osiągnął prezydenturę dzięki mocnym stronom osobowości i utracił przez słabe. Nixon był wyjątkowym przykładem głębokiego, analitycznego perfekcjonisty z wrodzoną potrzebą posiadania władzy. Mocne i słabe strony jego osobowości zostały wyolbrzymione przez frustrujący brak poczucia bezpieczeństwa w dzieciństwie. Jego ojciec, Frank Nixon, chciał odnosić sukcesy, ale nigdy nie potrafił uporządkować własnego życia. Parał się wieloma zawodami - był stolarzem, magazynierem i motorniczym tramwaju. Borykał się również z własnym wyobrażeniem o sobie jako o głowie rodziny. Tata Frank nie osiągał w prowadzeniu rodziny większych sukcesów niż w interesach i brak powodzenia wywoływał frustracje prowadzące do wybuchów złości i rękoczynów. Dostrzegł, że jego napady złości zmuszają wszystkich naokoło by mieli się na baczności, i rządził rodziną przez zastraszenie. Ponieważ młody Richard nie potrafił świadomie poradzić sobie z nawiedzającym go sporadycznie uczuciem dziecięcego buntu, ukrywał swoje emocje. Jego perfekcyjna natura nie chciała uznać faktu, że otacza go niedoskonałość, legalizm, niepewność i odtrącenie. Dodatkowo dotknęła go śmierć dwóch braci. Jego osobowość Silnego wzmocniła się i przejęła władzę nad życiem. Stłumił żal i poczucie winy i postanowił osiągnąć sukces. Energiczne, agresywne odruchy Richarda były nie do zaakceptowania dla jego despotycznej, pobożnej matki, Hannah Milhous Nixon, dla pokojowo nastawionej babki, która była kwakierką i mówiła używając formy "ty", oraz dla niepewnego, ale autorytarnego ojca. Dr Eli Chesen, który przeanalizował życie Nixona i napisał książkę na temat jego profilu psychologicznego, stwierdził, że młody Richard "funkcjonował w surowo kontrolowanym uczuciowym kaftanie bezpieczeństwa".(1) Psycholodzy mówią, że jeśli stłumimy własne uczucia, to one ujawnią się w jakiś inny sposób i w innym czasie. Gdy Nixon był już dorosły, jego umysł Perfekcyjnego pamiętał każde zranienie i odepchnięcie, potrafił ryknąć i rzucić się jak lew na każdego, kto wyzwolił jego ukryty gniew. Donald, brat Richarda, wspomina: "Nie bardzo dawał sobie radę w kłótniach ze mną. Ale kiedyś, gdy miał mnie tak dość, że już więcej nie mógł wytrzymać, używał sobie na mnie przez pół godziny. Wrócił do czasów sprzed roku i wyliczył wszystko, co zrobiłem. Nie zapomniał o niczym. Od tego zdarzenia mam dla niego duże uznanie, że potrafił zapamiętać tyle rzeczy".(2) Mistrz szczegółu Młody Richard dowiedział się wcześnie, że nie jest ani popularny, ani przystojny, i postanowił rozwijać swój umysł. Miał obsesję na punkcie mistrzowskiego opanowania szczegółów i musiał wiedzieć wszystko na każdy temat. Odkrył, że perfekcyjna wiedza to siła i jeśli perfekcyjnie panuje się nad faktami, to w krótkim czasie można zapanować nad ludźmi i sytuacjami i zdobyć jeszcze większą siłę. Dzieciństwo Nixona nie należało do szczęśliwych. Jego śmiertelnie chory brat zajmował matce większość czasu, więc Richard pomagał jej i wykonywał prace, które uważał za zadania kobiece. Gdy zmywał naczynia, tak bardzo się obawiał, że ktoś może go przy tej pracy zobaczyć, iż opuszczał zasłony. Przepełniała go taka obawa przed uznaniem za zniewieściałego lub słabeusza, że nie dopuszczał, by znajomi poznali go lepiej. Trzymał się z daleka, nie wiązał się uczuciowo z ludźmi i zyskał przezwisko "Ponury Gus". Młodzieńcze pragnienie ukrycia prawdziwej osobowości przed innymi pozostało mu w wieku dorosłym i zazwyczaj trzymał swoje emocje za opuszczonymi zasłonami. Uczucia młodego Richarda do rodziców nie były jednoznaczne. Chciał być męski jak ojciec, ale Frankowi nic się nie udało. Za to synem owładnęła obsesyjna wizja sukcesu. Był bardziej związany z despotyczną matką, która była ambitna, ale obawiał się jej kobiecego wpływu. Gdy Richard miał dwanaście lat, matka pozostawiła mu na dwa lata prowadzenie domu i pojechała z bratem Haroldem do Arizony w poszukiwaniu możliwości wyleczenia go z gruźlicy. Richard poczuł się opuszczony, odrzucony i nie kochany. Ciążyły mu obowiązki "pani domu". Gdy obaj bracia, Harold i Arthur, umarli, wymyślił, że to musiała być jego wina. "Gdybym był tylko wiedział, co robić"- mówił sobie. Postanowił, że już nigdy nie dopuści, by znowu coś wymknęło się spod jego kontroli. Poczucie winy za śmierć braci, obawy, że nie będzie męski i silny, lęk przed niepewnością i odrzuceniem oraz ukrywanie przed ludźmi, kim jest i co czuje, doprowadziło do kompleksu niższości i dręczącej go przez całe życie obawy, że czegoś nie dopatrzył. Wydawało się, że zawsze wisi nad nim czarna chmura. Eli Chesen nazwał te niepokoje Nixona "poczuciem nieokreślonego zagrożenia losu... Chociaż wszyscy przeżywamy niepokoje w niezliczonej ilości form, niewielu ludzi potrafi zużytkować ich energię tak skutecznie i sprawnie jak Richard Nixon. Odnosi się to zarówno do mocnych, jak i słabych stron tego człowieka". Nixon jest jaskrawym przykładem zasady, że mocne strony doprowadzone do krańcowej postaci mogą stać się słabymi stronami. Siła czerpana z niepokoju skłaniała go do bardziej wnikliwego studiowania, zapamiętywania faktów, ćwiczenia genialnego umysłu i wygrywania debat oraz umożliwiła uzyskanie stypendium w szkole prawniczej. Słabości, które ujawniły się później, spowodowały, że kierowała nim nieodparta chęć zwyciężania, nawet za cenę złamania prawa. Młodzieńcza niepewność Richarda przez całe życie rosła razem z nim. W książce "A Time of Passion Charles" Morris napisał: "Ciągłe wyrzuty sumienia wywoływane przez poczucie niższości były jak rozdrapywanie rany". Jego emocjonalne urazy nigdy się nie zagoiły, ale skutecznie ukrywał je pod wielkim plastrem wiedzy i samokontroli. Jeśli problemy z okresu dzieciństwa nie zostaną rozwiązane w zdrowy sposób, to czasem potrafią doprowadzić do czegoś, co zyskało miano osobowości maniakalno-przymusowej. Rocznik diagnostyczny i statystyczny Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego definiuje osobowość obsesyjno-kompulsywną jako zespół zachowań "charakteryzujących się nadmiernym zainteresowaniem zgodnością z normami sumienia i ich przestrzeganiem. W konsekwencji osoby należące do tej grupy mogą być nieustępliwe, nadzwyczaj skrupulatne, nadobowiązkowe i nadmiernie związane zakazami". Chesen napisał: "Ta definicja, chociaż poprawna, jest niekompletna. Zewnętrzne cechy charakteryzujące osobowość obsesyjno-kompulsywną (nadmierne stosowanie zakazów, porywczość, nadzwyczajna skrupulatność i dążenie do perfekcji) są mechanizmami wykorzystywanymi do utrzymania kontroli nad sobą i otoczeniem. W ten sposób taka osoba nie traci kontroli nad sobą - a otoczenie nie będzie w stanie jej kontrolować". Zamiłowanie do faktów Richard Nixon chciał mieć władzę i być Silnym; miał zamiłowanie do faktów, chciał wiedzieć wszystko, miał umiejętność zdobywania przewagi nad innymi i obsesję na punkcie perfekcjonizmu. Mając osobowość Perfekcyjnego-Silnego zdecydował się zostać politykiem. Magazyn "Time" napisał o nim tak: "Trudno byłoby zaimprowizować polityka mniej prawdopodobnego. Powściągliwy, tajemniczy, patrzący wilkiem na ludzi, równie niezręczny w poklepywaniu po plecach i podawaniu ręki jak android na kawalerskim wieczorze".(3) Na zadane później pytanie o taktykę, Nixon odpowiedział: "Musiałem wygrać. To jest rzecz, której nie zrozumiecie. Ważne jest zwycięstwo".(4) I rzeczywiście wygrał! Nixon jako młody kongresman przybył do Waszyngtonu w okresie, kiedy przez krótki czas władza należała do Republikanów. Został ulokowany w House UnAmerican Activities Committee (Senacka Komisja Działalności Antyamerykańskiej) w czasie gdy Joe McCarthy zajmował się oczyszczaniem kraju z komunistów. Biograf Nixona, Stephen Ambrose, w książce Nixon: The Education of a Politician (Nixon: Edukacja polityka) napisał: "Oskarżenia McCarthy'ego były tak skrajne i niemożliwość ich udowodnienia tak oczywista, że na jego tle Nixon sprawiał wrażenie naukowca i męża stanu". Wewnętrzna skłonność do wiązania faktów postawiła Nixona w korzystnej sytuacji podczas pościgu za Algerem Hissem, wysokim urzędnikiem państwowym posądzonym o szpiegostwo. Przywiązywanie wagi do szczegółów i wytrwałość Nixona doprowadziły do ujęcia Hissa i wkrótce uczyniły z Richarda nową młodą gwiazdę Partii Republikanów. Gdy Dwight Eisenhower został nakłoniony do wzięcia udziału w wyborach prezydenckich i staremu generałowi potrzebny był młody prawnik do wykonywania brudnej roboty, wybrał Richarda Nixona. Nixon pozwalał mu być ojcowskim prezydentem. Gdy Ike uśmiechał się, Nixon patrzył wilkiem. Niestety, sukcesy Nixona często zamieniały się w kryzysy. Kilku kalifornijskich przyjaciół zebrało dla niego osiemnaście tysięcy dolarów i gdy dowiedzieli się o tym dziennikarze, "New York Post" opisał całą historię nadając jej tytuł: "Tajny fundusz Nixona". W tamtych czasach sama myśl o nieprawościach popełnionych przez Perfekcyjnego-Silnego Nixona zaszokowała nas i pamiętam, jak słuchaliśmy, gdy z przejęciem tłumaczył w telewizyjnym wywiadzie, jaki w rzeczywistości jest biedny i skromny. Powiedział nam, że jego żona, Spokojna Pat, nosi "przyzwoity republikański płaszcz z materiału" i że ma nadzieję, iż pozwolimy mu zachować prezent, którym był mały cocker-spaniel o imieniu Checkers. Wzruszył nas do łez, gdy zakończył swój apel, po którym Ike udzielił mu błogosławieństwa ze słowami "Jesteś moim chłopcem". Wszyscy byliśmy przekonani, że czepiają się "Chytrego Dicka" i czuliśmy wdzięczność do Eisenhowera za udzielenie mu ojcowskiego wsparcia. Ale w miarę upływu czasu Spokojny Ike był coraz mniej oczarowany skłonnościami Nixona do kontrowersji i konfliktów i w momencie, gdy Nixon był gotowy do podjęcia rywalizacji z Kennedym o prezydenturę, Ike podsunął mu myśl, że nie jest "materiałem na prezydenta". Gdy jeden z dziennikarzy zapytał Eisenhowera, jaka była najważniejsza decyzja Nixona jako wiceprezydenta, Ike odpowiedział: "Jeśli dacie mi tydzień, to może jedną wymyślę".(5) Możliwe, że był to wyraz powściągliwego poczucia humoru Spokojnego Eisenhowera, ponieważ biograf, Ambrose, napisał, że Nixon "był najbardziej widocznym wiceprezydentem dwudziestego wieku i odniósł największe sukcesy".(6) Nixon dał do zrozumienia, że życie z Eisenhowerem w jego ostatnich latach było zagmatwane i chwiejne. "Gdy nakazał Nixonowi, by wybrał zwykłą drogę, a on pozostał na autostradzie, Eisenhower upomniał go, że posuwa się za daleko - i ponownie nakazał Nixonowi, by szedł za Demokratami".(7) Chłodne stosunki między nimi byty naturalną kolizją osobowości. Spokojny Ike powstrzymywał Silnego Richarda i dawał mu do zrozumienia, że jeszcze nie jest Perfekcyjny. Nixon zaczął od stanowiska wiceprezydenta, by potem cierpieć z powodu niespodziewanej przegranej z Jackiem Kennedym poprzedzającej następną porażkę, gdy ubiegał się o stanowisko gubernatora Kalifornii - miejsce, które wydawało się łatwe do zdobycia dla osoby tak znanej w całym kraju. Po przegranej w wyborach kalifornijskich przestał panować nad gniewem tłumionym w sobie od lat młodzieńczych i w kolejnym wzruszającym momencie dał prasie reprymendę stwierdzając: "Już więcej nie będziecie mogli poniewierać Nixonem". Przez jakiś czas pozostał na uboczu. W tym czasie spotkałam Nixona na przyjęciu wydanym na jego cześć w Milford w Connecticut. Mój mąż miał kontrakt na obsługę gastronomiczną biura zarządu Schicka i gdy poproszono Freda, by objął nim najwyższe kierownictwo, w tym także Richarda Nixona, Barrona Hiltona i prezydenta kompanii, Patricka Frawleya, zgłosiłam się na hostessę. Zdjęcia Nixona, które widziałam, wyrobiły we mnie przekonanie, że jest wyłącznie czarno-biały, i gdy go spotkałam, byłam zaskoczona, bo zobaczyłam mocno opalonego, atrakcyjnego mężczyznę w żywych kolorach. Przywitał się ze mną bardzo serdecznie, zważywszy, że nie ubiegał się w tym czasie o żaden urząd, i robił wrażenie beztroskiego wśród partnerów do interesów. Gotowi na zmianę Do czasu, kiedy Nixon ogłosił, że znowu może wystąpić w wyborach prezydenckich i uratować niepopularną wojnę Johnsona, kraj był gotów na zmianę. Mieliśmy dosyć zuchwałych obietnic i przesadzonych opowieści. Byliśmy trochę zawstydzeni, gdy Lyndon, mając taką zachciankę, zaprosił poganiacza wielbłądów z Pakistanu do złożenia wizyty w Białym Domu - i on przyjechał. Robiło się nam niedobrze od dzieci-kwiatów, narkomanów i kryminalistów, którzy mieli większe prawa niż ofiary. Daliśmy sobie spokój z Nowym Frontem, który się zestarzał, byliśmy rozczarowani wielkim programem ustaw socjalnych, który nie zmienił niczego na lepsze. Nixon obiecał zakończyć wojnę w Wietnamie i zajął twarde stanowisko w sprawie prawa i porządku, mówiąc, że Sąd Najwyższy i jego prezes Earl Warren zaszli za daleko na korzyść przestępców. Jako prezydent Nixon był w doskonałej formie. Całe jego życie było generalną próbą przed czasem, który właśnie nadszedł, i z pewnością siebie wyszedł naprzeciw narodowi. Wzorzec jego osobowości błyszczał mocnymi stronami, a słabe Nixon zapakował do łóżka na cały sezon. Dziennikarka, Nancy Dickerson, w książce Among Those Present tak napisała o Waszyngtonie z tamtego czasu: "Miasto odważnie próbowało odkryć zalety, których nigdy przedtem nie dostrzegano". W książce "Nixon's Psychiatric Profile" Eli Chesen stwierdza: "Skłonność do starannego przygotowywania się do każdego tematu uczyniła z niego mistrza politycznych możliwości i dyplomatycznego zmysłu. Prawie zawsze ma sprawy dobrze przebadane i wykazuje zdumiewającą umiejętność odtwarzania szczegółów... ma zamiar zostać geniuszem dyplomacji interpersonalnej i ekspertem w tym, w czym jest najmocniejszy - w sprawach zagranicznych". W książce "A Time of Passion" Charles Morris napisał, że Nixon kierował się "odważnym i twórczym pragmatyzmem", miał "niezwykle chłonny i klarowny umysł" i "odwagę dokonywania genialnych pociągnięć". Sądząc z tych pochwał i uwzględniając miażdżące zwycięstwo w wyborach na drugą kadencję, należało oczekiwać, że Nixon przejdzie do historii jako jeden z największych, genialny ekspert od spraw polityki zagranicznej. Co się stało? Gdzie wystąpił fatalny słaby punkt? Gdy znamy podstawowe osobowości, możemy dostrzec, jak łatwo mocne strony osobowości mogą zamienić się w słabe. Wrodzona obawa Nixona przed przegraną i logiczna potrzeba gromadzenia wszelkich możliwych informacji doprowadziła do powołania Instalatorów, specjalnego zespołu śledczego, którego zadaniem było likwidowanie wszelkich przecieków informacji z administracji Nixona na zewnątrz. Daniel Ellsberg rozwścieczył Nixona opublikowaniem tajnych papierów Pentagonu, więc w poszukiwaniu kompromitującego dowodu Instalatorzy wkroczyli do biura jego psychiatry. Zakładanie podsłuchu na telefony dziennikarzy pozwalało Nixonowi na wczesne uzyskanie informacji o słabych miejscach, które należało wzmocnić, zanim sprawy wymknęły się spod kontroli. Śledzenie fiaska Teda Kennedy'ego w Chappaquiddick dostarczyło Nixonowi wielu nowych informacji do wykorzystania w przyszłości. Żądza wszechwiedzy Nixona umożliwiała Instalatorom gorliwe dokręcanie każdej przeciekającej rury, którą tylko dostrzegli. Nixon mógł wygrać nie uciekając się do żadnych wybiegów, ale on chciał wygrać wszystko. "Nonsensowna rzecz" Z perspektywy czasu Nixon powiedział o włamaniu do biura Demokratów w kompleksie Watergate: "Nie było możliwości, żeby McGovern wygrał wybory. Powinniśmy wyjaśnić sprawę [Watergate] znacznie wcześniej i przeprosić, że coś takiego się wydarzyło. Gdy spróbuje się ocenić sam czyn [włamanie], zamiast go tuszować - to był on rzeczą nonsensowną. Nie przyniósł niczego". "Myślę, że bez epizodu z Watergate byłbym oceniany raczej wysoko. Bez niego. Ale z nim - to zależy, kto dokonuje oceny".(8) To prawda, że bez Watergate Nixon byłby uznawany za jednego z najświetniejszych i najskuteczniejszych prezydentów. Ciągle uważany jest za bohatera w szekspirowskim stylu, wielkiego człowieka z tragiczną skazą. Niepewność w dzieciństwie i poczucie słabości nauczyły go, że wiedza to siła, i dlatego starał się zgromadzić tej wiedzy najwięcej, jak tylko mógł. Doświadczenie nauczyło go, że zawsze można przegrać, mając nawet po mistrzowsku opanowane szczegóły, więc nie zdawał się na los szczęścia. Strach, że ludzie mogą poznać jego ukryte myśli (który nękał go od dzieciństwa) i odgradzanie się od życia w okresie prezydentury stały się przymusem. Tak bardzo obawiał się, że ktoś może podsłuchiwać jego rozmowy, podczas gdy sam podsłuchiwał innych, że dysponował dziewięcioma oddzielnymi gabinetami wyposażonymi w kompletne systemy łączności: Gabinet Owalny, Gabinet Lincolna, gabinet w biurowcu rządowym, dwa w Camp David, jeden na Key Biscayne, jeden na Grand Cayman Island i dwa w San Clemente w Kalifornii. Obsesyjna potrzeba, by wiedzieć wszystko, spowodowała, że instalował urządzenia do podsłuchu, a poczucie rangi zajmowanego stanowiska przyczyniało się dodatkowo do przywiązywania nadmiernej wagi do szczegółów. Chciał mieć pewność, że jego słowa zostaną zachowane dla historii, więc nic nie mogło być pominięte w pisanych pamiętnikach. W rezultacie rozmawiając z niczego nie podejrzewającą osobą, ważył każde słowo, podczas gdy rozmówca mówił w sposób naturalny. Ten podstęp stwarzał sytuację podobną do "ukrytej kamery". Zawsze musiał mieć kontrolę nad sprawą i wiedzieć więcej niż przeciwnik. Był człowiekiem, który nigdy nie wyrósł z emocjonalnych lęków, chociaż urosło jego ciało. Jak napisała Nancy Dickerson w książce Among Those Present: "Był więźniem nie tyle swojej pozycji, co własnej osobowości". Doris Kearns Goodwin dodała: "Administracja Richarda Nixona w najbardziej dramatyczny sposób dowiodła, że najwyższa władza podatna jest na najbardziej ohydne defekty osobistego charakteru i umysłu".(9) Po opuszczeniu urzędu w 1974 roku Nixon spędził dziesięć lat życia w samotności, urozmaicając je okazjonalnym pojawianiem się na arenie politycznej, po czym rozpoczął dobrze przygotowany powrót do życia publicznego. Wszędzie, gdzie mogła być przydatna jego olbrzymia wiedza, zawsze był osiągalny jako konsultant i przez obie partie uważany był za czołowego eksperta od spraw międzynarodowych. Nixon zaakceptował fakt, że nigdy nie zostanie oficjalnie powołany na stanowisko rządowe, ale umiejętnie promował się na starszego męża stanu, który jest dobrze przyjmowany w innych krajach. Po cichu prowadził mediacje pomiędzy sowieckim prezydentem Michaiłem Gorbaczowem a amerykańskim prezydentem Ronaldem Reaganem i w lipcu 1986 roku przedstawił Reaganowi dwudziestosześciostronicowy dokument prezentujący Gorbaczowa jako człowieka "w aksamitnych rękawiczkach, ale ze stalową pięścią", zawierający sugestie na temat przyszłych stosunków i dyplomatycznych kompromisów. Ze względu na wymuszoną rezygnację i konfiskatę czterdziestu czterech milionów stron prezydenckich materiałów i czterech tysięcy godzin nagrań na taśmach, Nixon przez wiele lat nie był w stanie założyć ani biblioteki, ani muzeum, gdzie mógłby wystawić to, co mu pozostało. Po czterech latach oczekiwania na wynik debaty w San Clemente na temat budowy biblioteki jego imienia, Nixon zrezygnował z dalszego czekania i zwrócił się z prośbą do Yorba Linda, miasta, w którym się urodził. Obecnie Yorba Linda ma zaszczyt posiadać jedyną prezydencką bibliotekę, w której nie ma prezydenckich dokumentów. Pobudzające marzenie Właśnie tam odbył się pogrzeb Nixona, przed małym białym domkiem, który własnymi rękami zbudował jego ojciec. Każdy, kto widział ten obraz - mały, drewniany domek i stojącą przed nim trumnę okrytą flagą - uświadamiał sobie bez szukania dowodów, jak realne jest cudowne amerykańskie marzenie, że każdy może zostać prezydentem. Każdy, kto posiada odpowiednią wiedzę, może sięgnąć po władzę. Patrząc w stronę małego domku, prezydent Bill Clinton w wypowiedzi nad trumną Nixona stwierdził: "Z tych skromnych korzeni, które są fundamentem tak wielu skromnych początków w tym kraju, wyrosła siła pobudzającego marzenia". Obecność urzędującego prezydenta oraz czterech wiceprezydentów i ich żon - Fordów, Carterów, Reaganów i Bushów - zajmujących miejsca w pierwszym rzędzie w czasie pogrzebu, było wyrazem szacunku, jaki wszyscy mieli dla Nixona. Do samej śmierci Richard Nixon wykazywał bezprecedensową znajomość rządowych zawiłości i polityki międzynarodowej, chociaż ta ogromna wiedza mogła mu dać tylko ograniczoną władzę. Był wspaniałym człowiekiem, tragicznym bohaterem ze zgubną skazą. I podobnie jak pozostali mężczyźni siedzący w pierwszym rzędzie na jego pogrzebie, zdobył prezydencki urząd dzięki mocnym stronom swojej osobowości i utracił przez słabe strony. Nixon wykorzystał bogatą wiedzę na temat spraw międzynarodowych, by wypełnić swoje książki wspomnieniami wielkich osiągnięć i stworzyć historyczną perspektywę dla okresu po zakończeniu zimnej wojny. Ale do historii przejdzie jako jedyny prezydent zmuszony do ustąpienia z urzędu za zatuszowanie sprawy, która sama nie spowodowałaby jego upadku. Nie nauczył się, że Amerykanie przebaczą prawie wszystko pod warunkiem, że się przeprosi i będzie działało dalej - przy osobowości Silnego wyznanie winy nie chciało przejść mu przez gardło i umarł nie powiedziawszy "przepraszam". Richard Nixon Osobowość Perfekcyjnego-Silnego Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości Perfekcyjnego-Silnego, jaką miał prezydent Nixon. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Osobowość Perfekcyjnego: Mocne strony: Wspaniały umysł, geniusz Niezwykłe zdolności oceniania innych ludzi Mistrz szczegółów Sprawny i analityczny Ma rzeczowy wpływ na innych Zaprogramowany każdy ruch ciała Introspekcyjny do maksimum Idealista i perfekcjonista Udziela przemyślanych odpowiedzi Okazuje pobożność Ma pamięć do szczegółów Pasjonują go fakty Naukowiec i mąż stanu Dobrze analizujący Kontrolujący się, samowystarczalny Liczba punktów.... Słabe strony: Pozbawiony uroku Z rezerwą, tajemniczy, patrzy wilkiem na innych Rozdwojona osobowość Greta Garbo w męskim wydaniu Paranoicznie boi się prasy Niezręczny gospodarz Samotny i z dystansem Żywiołowe zmiany nastroju Kapryśny Ujawnia wrodzoną złośliwość Rozmyślający i depresyjny Oderwany od rzeczywistości Podejrzliwy i nieufny Zwodniczy Szuka samotności Liczba punktów.... Osobowość Silnego: Mocne strony: Ma image przywódcy Ma skłonność do skupiania na sobie uwagi Odważny, obdarzony wyobraźnią programista Niezwykła elastyczność i świeżość umysłu Śmiałość i odwaga w nowych przedsięwzięciach Niezwykły Niespożyta energia Pewny siebie Lojalny Nie potrzebuje przyjaciół Nastawiony na dążenie do celu Respektujący prawo i porządek Skupia całą władzę Wszechwiedzący Liczba punktów.... Słabe strony: Monarsze wizje Pretensjonalna postawa Nie potrafi powiedzieć "przepraszam" Zmienny, wpada w złość Odrzuca rady Krytyczny wobec opozycji Nieustannie zakłopotany Aspiruje do wielkości Ma desperacką potrzebę zwyciężania Używa wulgarnego języka Stawia się ponad prawem Bezwzględny Liczba punktów.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Perfekcyjnego-Silnego.... Czy możesz być takim przywódcą jak Nixon? Richard Nixon jest pierwszym prezydentem poddanym analizie, którego podstawowe cechy odpowiadają osobowości Perfekcyjnego. Później spotkamy niektóre z cech Perfekcyjnego u Jimmy'ego Cartera. Drugą osobowością Nixona była osobowość Silnego: chciał rządzić i robić wszystko perfekcyjnie. Przyjął stwierdzenie "Wiedza jest siłą", które od roku przypisuje się Francisowi Baconowi, i uczynił z niego osobiste motto. Wierzył, że jeśli w swoim biznesie lub zawodzie wiesz więcej niż inni, to zyskasz siłę. To jest przesłanie i naturalny wzór dla wszystkich, którzy mają osobowość Perfekcyjnego-Silnego. Czy znalazłeś coś, co przypomina ciebie? Czy chcesz, żeby wszystko było robione perfekcyjnie i w sposób podyktowany przez ciebie? Jeśli tak, to masz ogromne możliwości odniesienia sukcesu w biznesie. Większość przewodniczących zarządów firm, o których czytamy w pismach poświęconych sukcesom, pasuje do tego wzoru osobowości. Wiedzą w swojej dziedzinie dużo więcej niż konkurencja i potrafią nakłonić innych, żeby postępowali w sposób podyktowany przez nich. Nixon przez całe życie gromadził wiedzę i sięgał po władzę. Nie został prezydentem ze względu na osobisty urok ani subtelność ducha, ale dlatego, że społeczeństwo dostrzegło bogactwo wiedzy, siłę i energię wystarczające, by sprawować rządy. Przy jego możliwościach gromadzenia bogatej wiedzy i sprawowania kontroli nad wszystkim, co znalazło się w zasięgu wzroku, przyszła pokusa, by sięgnąć zbyt daleko. Przywódcy grup religijnych i dyktatorzy często mają tę kombinację osobowości. Robią wrażenie, że zyskali wiedzę od jakiejś wyższej siły i obdarzeni zostali umiejętnością manipulacji. Jeśli posiadasz te niezwykłe cechy, użyj ich mądrze, by móc coś osiągnąć i dzielić się z innymi, a nie miażdżyć i kontrolować. Nixon w poszukiwaniu wiedzy, która pozwoliłaby mu zachować władzę, poszedł o krok za daleko. I to doprowadziło nas do drugiego problemu, z którym boryka się ten typ osobowości: niemożności przyznania się do popełnionych błędów i przeproszenia za nie. Kombinacja tych dwóch słabych stron doprowadziła Perfekcyjnego-Silnego prezydenta do upokarzającego końca, chociaż mogły to być dwie kadencje zapamiętane przez historię. Drugim elementem w życiu Nixona przyciągającym uwagę jest jego reakcja - już jako dorosłej osoby - na odrzucenie oraz brak poczucia bezpieczeństwa w dzieciństwie. Niezależnie od wzorca osobowości, jeśli dorastając czuliśmy się nie kochani i niepotrzebni, to jako dorośli będziemy mieli tendencję do przesadnego okazywania siły. Tak bardzo potrzebne jest nam uznanie, że gotowi jesteśmy sięgnąć po niegodne sposoby, by uzyskać akceptację, o której zawsze marzyliśmy. Człowiek o osobowości Popularnego zrobi wszystko, by być chwalonym, skupiać uwagę, zyskać akceptację i miłość. Osobowość silnego będzie nieuchronnie popychała do przechwytywania władzy i zmuszania innych do uległości. Człowiek o osobowości Perfekcyjnego będzie się dręczył chęcią wykonania każdej rzeczy w sposób poprawny i stanie się irytującym perfekcjonistą. Ktoś o osobowości Spokojnego ustąpi miejsca, by zadowolić wszystkich, i będzie sublimował swoje opinie. Bez względu na osobowość długofalowe rezultaty urazów z dzieciństwa mogą być destrukcyjne. Nixon w dzieciństwie nauczył się opuszczać zasłony i nie pozwalał, by ktoś zbytnio zbliżył się do niego. Jako dorosły stał się zamknięty, samotny i zwodniczy. A jak jest z tobą? Czy ciążą na tobie sprawy z dzieciństwa? Czy odrobiłeś swoje prace domowe? Czy jesteś otwarty? Czy podniosłeś swoje zasłony? 14 Czas wojny i czas pokoju Gerald Ford Prezydent: 1974-1977 Osobowość: Spokojny Dewiza do zapamiętania: Trzymać się z dala od kłopotów. Jeśli kiedykolwiek był prezydent, którego osobowość odpowiadała potrzebom chwili, to był nim Gerald Ford. Właśnie pożegnaliśmy się z Perfekcyjnym-Silnym kierującym się dewizą "wiedza to siła" (wykorzystaną aż do skrajności) i pragnęliśmy kogoś, kto zostawi nas w spokoju i pozwoli ochłonąć po Watergate. Nie chcieliśmy żadnych "Nowych Frontów" ani ustaw socjalnych, chcieliśmy przez jakiś czas mieć spokój. Nie potrzebowaliśmy osoby z wielkimi wizjami i szerokimi horyzontami - chcieliśmy tylko kogoś przyzwoitego i uczciwego, komu moglibyśmy zaufać. I właśnie wtedy, kiedy był potrzebny, pojawił się Gerald Ford z osobowością Spokojnego. Od czasów elekcji Dwighta Eisenhowera wybranego pod koniec wojny rozglądaliśmy się za człowiekiem pokoju, który wziąłby nas w ramiona i utulił do snu. Ford składając przysięgę jako trzydziesty ósmy prezydent, trzymał w ręku Biblię otwartą na wersecie z Księgi Kaznodziei Salomona 3,8: "Jest czas miłowania i czas nienawidzenia; jest czas wojny i czas pokoju". Powiedział, że "narodowy koszmar" skończył się i gotów jest zapewnić nam "pojednanie, kompromis i współpracę", a każde z tych słów wyrażało jedną z cnót osobowości Spokojnego. Prezydent do wszystkiego Gerald Ford doszedł do urzędu prezydenckiego dzięki swoim mocnym stronom: spokojowi, powściągliwości i niekontrowersyjnej naturze. Był powszechnie lubiany, spokojny, opanowany, działał z rozmysłem i nikomu nie szkodził. Objął stanowisko jako prezydent do wszystkiego, na wszystkie sezony, jako gracz zespołowy. Nie miał impulsywnej natury Kennedy'ego, który trzymał nas w niepewności kombinacją strachu i podniecenia. Nie posiadał ambicji domagającej się głaskania, jak Johnson. Nie miał skrytej natury Nixona, jego maniakalnej potrzeby poznania i rejestrowania każdej informacji. Po prostu był zdziwiony i szczęśliwy, że został prezydentem po tych wszystkich latach spokojnego urzędowania w Izbie Reprezentantów. Gerald Ford był zbyt dobry, żeby był prawdziwy. Ford dorastał w dniach wielkiego kryzysu. Był już w szkole średniej, gdy dowiedział się, że poprzednio nazywał się Leslie King Jr. Jego rodzice rozwiedli się, gdy miał dwa lata, został adoptowany przez ojczyma i zmieniono mu imię na Gerald Ford Jr. Pewnego dnia, w czasach, gdy Jerry pracował jako pomocnik kelnera, do restauracji przyszedł obcy dla niego człowiek i przedstawił się jako jego prawdziwy ojciec. Było widoczne, że ma więcej pieniędzy niż rodzina Fordów, ale po zabraniu Jerry'ego na lunch zniknął i następny raz pojawił się, gdy Jerry był w Szkole Prawniczej w Yale. Tym razem przyprowadził ze sobą syna z drugiego małżeństwa. Możemy sobie jedynie wyobrazić, jaki ból musiało sprawić młodemu Fordowi to odrzucenie przez ojca. Dzięki naturze Spokojnego Jerry był w stanie zaakceptować sytuację i nie dopuścić, by niesprzyjające okoliczności go przygniotły. Ciężko pracował, by ukończyć studia prawnicze, po czym rozpoczął praktykę prawniczą w Grand Rapids w Michigan. Jak często się zdarza, ożenił się z dziewczyną o osobowości stanowiącej jego przeciwieństwo, wybierając Silną Betty, która była stanowcza, odważna, radykalna, utalentowana, atrakcyjna, szczera i nieustraszona. W 1948 roku senator Arthur Vandenberg rozglądał się za młodym, sympatycznym prawnikiem, który mógłby kandydować w wyborach do Kongresu z ramienia Republikanów i właśnie Jerry doskonale się do tego nadawał. Nie miał wrogów, nie dźwigał obciążającego bagażu i wygrał. W 1965 roku z tych samych powodów został przywódcą mniejszości. Pisarka Doris Kearns Goodwin tak podsumowała jego polityczną karierę: "Przy każdym znaczącym awansie w karierze Forda znaczenie miało nie to, że wykazywał niezwykłe zdolności przywódcze czy umiejętności oratorskie, ale to, że był powszechnie lubiany, miał bardzo niewielu wrogów i odpowiadał zamysłom innych".(1) Gdy Nixon oznajmił w Kongresie, że na następcę Spiro Agnew, który zrezygnował z wiceprezydentury, zdecydował się powołać "człowieka, który od dwudziestu pięciu lat służy na Wzgórzu bardzo się wyróżniając", wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi, i robili wrażenie, że są zachwyceni wyborem Nixona. Ludzie z obu partii poparli ten wybór. Gerald Ford umiał grać w drużynie, obojętne czy była to piłka nożna, czy polityka. Nigdy nie próbował być gwiazdą ani błyszczeć - po prostu chciał robić wszystko najlepiej, jak potrafił, i chciał być lubiany. Ford był idealnym wiceprezydentem. Zgodził się opuścić stanowisko przywódcy mniejszości w Kongresie i pozostać w długim, mrocznym cieniu Nixona. Widzieliśmy wiele zdjęć rodziny Fordów - wszyscy byli piękni i fotogeniczni. Czytaliśmy ciepłe, pochlebne biografie nowego wiceprezydenta i jego pierwszej damy. Zaledwie oswoiliśmy się z odejściem Spiro Agnew i zaakceptowaliśmy "jasnowłosego chłopca" jako wiceprezydenta, a zaczęły się rozchodzić pogłoski, że Nixon zostanie zmuszony do złożenia rezygnacji i voila! - mieliśmy natychmiastowego prezydenta. Truman, Johnson i Ford byli prezydentami natychmiastowymi. Wszyscy trzej, jak błyskawiczny ryż, zostali rzuceni do garnka z wrzącą wodą i musieli urosnąć, by wypełnić swoją rolę. Nikt nie zdecydowałby się na zostanie prezydentem w tak niekorzystnych warunkach, ale Ford był na to gotowy. Całe jego dotychczasowe życie publiczne było przygotowaniem na czas właśnie taki jak ten. Dziennikarze zaczęli poszukiwać dokładniejszych informacji na temat Forda, ale niewiele znaleźli. Ford nosił przezwiska "Pan Czysty" i "Świętoszek z parą butów", ponieważ nikt nie znał przypadku, żeby zrobił coś źle. Jego umiejętność godzenia zwaśnionych stron i wygładzania nastroszonych piór była cenną rzeczą w momencie, gdy zajmował rząd - w najbardziej krytycznej politycznie sytuacji w kraju. Nikt nie miał wątpliwości co do jego oczywistej przyzwoitości, choć niektórzy zastanawiali się nad jego zdolnościami przywódczymi. "Czy jest dostatecznie wielki, by podołać temu zadaniu?"- dumali. "Czy udźwignie ten ciężar?" Czy jest wystarczająco silny, by dać sobie radę? Niektórzy nawet kwestionowali inteligencję Forda. Wielu doznało szoku, gdy korespondent NBC, Tom Brokaw, spytał go, czy czuje się dostatecznie silny, by poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Podczas gdy inni zaniemówili, Ford ze stoickim spokojem, bez śladu złości odpowiedział: "Byłem w pierwszej trójce w mojej grupie na Wydziale Prawa w Yale".(2) Kiedy dziennikarze nie mogli znaleźć w życiu Forda niczego barwnego, żeby móc o tym pisać, zdesperowani wyciągnęli starą dowcipną uwagę Lyndona Johnsona: "Gerald Ford jest tak głupi, że nie potrafi jednocześnie chodzić i żuć gumy".(3) I gdy tylko Fordowi zdarzyło się zawadzić głową w drzwiach samolotu lub potknąć się na stopniach, natychmiast jakiś mądrala cytował Lyndona. Miesiąc miodowy Forda trwał dokładnie miesiąc, od 9 sierpnia 1974, gdy został zaprzysiężony, do 8 września 1974, gdy zadziwił prasę i cały naród udzielając Nixonowi "całkowitego, oczyszczającego i absolutnego wybaczenia". Działając w duchu wybaczenia i chcąc uniknąć dalszych dociekań, które mogłyby być szkodliwe dla jego administracji, zakazał ujawniania jakichkolwiek dalszych powiązań Nixona ze sprawą Watergate. Robiąc to, natychmiast stracił szesnaście punktów w badaniach popularności. Wielu pisarzy politycznych uważało, że zbyt wczesne wybaczenie Nixonowi było błędem Forda, z którego skutków już nigdy się nie podźwignął, ale on sam był zdania, że było to coś, co dla spokoju sumienia musiał zrobić, i im wcześniej, tym lepiej. Gdy Kambodżanie napadli na handlowy statek Mayaguez, Ford zareagował szybko i wysłał w tamten rejon specjalne siły morskie. Ratownicy ocalili statek i trzydziestu dziewięciu członków załogi, a Ford został okrzyknięty "stanowczym" przywódcą, co było określeniem nigdy wcześniej w stosunku do niego nie używanym. Po sztywnych i oficjalnych przyjęciach Nixonów swobodne, otwarte ciepło Fordów było mile widzianą odmianą. Fordowie kochali ludzi i przyjęcia, a Betty, była instruktorka tańca, wyglądała promiennie, gdy razem z mężem wirowała na parkiecie przy dźwiękach muzyki. Betty Ford: szczera, dowcipna i wrażliwa Betty była ożywczą odmianą po bardziej ostrożnych poprzedniczkach i została uznana przez kobiety za prawdziwą przedstawicielkę ich płci. Wiele pochwalało jej szczere stanowisko w kwestii praw kobiet, chociaż niektóre były zaszokowane, gdy powiedziała, że prawdopodobnie jej dzieci próbowały marihuany. Dała do zrozumienia, że nie zamierzała spać w innej sypialni niż prezydent, a w wywiadzie dla magazynu "McCall" na pytanie, jak często sypia z mężem, odpowiedziała żartobliwie: "Tak często, jak to tylko jest możliwe". Wspierało ją całe społeczeństwo, gdy z powodu raka musiała poddać się mastektomii. Jak na ironię Happy Rockefeller, żona wiceprezydenta Nelsona Rockefellera, musiała poddać się podwójnej mastektomii w kilka miesięcy po operacji Betty, dając temat do szerokiej dyskusji, artykułów prasowych i reportaży telewizyjnych. Zwrócenie uwagi na problem raka piersi zaowocowało zainteresowaniem społeczeństwa potrzebą badań zapobiegawczych, która została ponownie pobudzona w 1987 roku, gdy zmodyfikowanej, radykalnej mastektomii poddała się Nancy Reagan. Pełna godności i współczucia reakcja Geralda Forda na operację, jaką przeszła żona, zachęciła inne kobiety będące w podobnej sytuacji i zaprzeczyła mitowi, że kobieta, która podda się mastektomii przestaje być kochana przez męża. Kilka lat później, gdy Betty przyznała się, że miała problemy z alkoholem i narkotykami, i zgłosiła się do centrum rehabilitacji, znów wykazała otwartą szczerość i zachęcała innych, by szukali pomocy. Po skutecznym wyleczeniu ufundowała Klinikę Betty Ford niedaleko Palm Springs w Kalifornii. Mieszkańcy okolicy są informowani za pośrednictwem codziennej prasy o każdej znanej osobie, która tam wejdzie - przypuszczam, że wiadomości zbiera jakiś zapalony dziennikarz siedzący wysoko na palmie z teleobiektywem. Gdy Betty lśniła, a dzieci świeciły przykładem, prezydent utrzymywał łagodny, stały blask. Pracował przy "niskim napięciu", które nigdy nie wywoływało iskrzenia wśród współpracowników - był niczym opiekun dla dzieci, tymczasowy rodzic. Podobnie jak Eisenhower, Spokojny towarzysz, był całkowitym przeciwieństwem Trumana, tak Ford był całkowicie inny niż poprzedzający go prezydenci. Podczas gdy Johnson kipiał życiem, przyjmował gości, był komiczny, rozdawał uściski, lubił się śmiać, manipulował ludźmi, był zuchwały i władczy, to Ford był powściągliwy, bezpretensjonalny, otwarty, sympatyczny, mówił spokojnie, był z natury całkowicie nieszkodliwy, obdarzony ironicznym poczuciem humoru i sympatycznym uśmiechem. Zawodny w szczegółach Ford był przeciwieństwem Nixona, który całkowicie panował nad wydarzeniami w każdej ważnej dziedzinie - Ford natomiast często zajmował się szczegółami. Nie miał również takiego klasycznego wykształcenia jak Roosevelt i niektórzy komentatorzy uważali go za inteligenta wagi lekkiej. Ponieważ prasa nie miała zbyt wielu powodów, żeby krytykować Forda, więc czepiała się błędów w jego wypowiedziach, takich jak na przykład na temat sygnałów Paula Revere'a "jeden, jeśli w dzień, a dwa, jeśli w nocy". Od Kennedy'ego różnił się Ford tym, że nie czuł potrzeby wygrywania. Cieszył się, że jest prezydentem, ale nie był zagrożony przez ludzi Silnych wokół siebie. Nie wykazywał inicjatywy ani w Kongresie, ani w Białym Domu, a jego kampania Whip Inflation Now (zlikwidować inflację teraz) ironicznie nazwana WIN (zwycięstwo) nigdy nie przyniosła sukcesu. Ford był bardziej menedżerem niż nowatorem i dawał nam raczej poczucie spokojnego zadowolenia niż dynamicznego przywództwa. Gdy nadszedł czas dla Forda, by z własnej inicjatywy ubiegać się o wybór na drugą kadencję, społeczeństwo zaakceptowało perspektywę jego ponownego wyboru. Nic złego nie zrobił - ale również niewiele zdziałał, by można go uznać za inspirującego. Był nieszkodliwy i nie miał wrogów, ale nigdy nie spowodował, byśmy maszerowali w takt jego uderzeń - głównie dlatego, że nie uderzał w żaden bęben. Mocne strony Spokojnego Forda stały się jego słabymi stronami, gdy kulawo prowadził bezbarwną kampanię, w której brakowało zdecydowanych przemówień. Naszą uwagę zwrócił jego dystans wobec faktów, gdy podczas debaty z Jimmy Carterem stwierdził, że w jego oczach Związek Radziecki z całą pewnością nie kontroluje narodów Wschodniej Europy. Po tym wydarzeniu kampania potoczyła się z górki, aż do przegranej Forda przy urnach wyborczych na rzecz jakiegoś farmera uprawiającego orzeszki ziemne, który perfekcyjnie zorganizował własną kampanię wyborczą i zwrócił na siebie uwagę narodu. Gerald Ford został prezydentem dzięki mocnym stronom osobowości Spokojnego i po 895 dniach przestał nim być z powodu słabych stron. Ale nie zabrał swojego fotela i nie uciekł. Przyjął porażkę ze spokojem, nie krytykował nikogo ze swojego personelu, nie obwiniał nikogo oprócz siebie, z wdziękiem przekazał władzę następcy, spakował walizki i odszedł na emeryturę na Rancho Mirage w pobliżu Palm Springs w Kalifornii. Nowe życie po prezydenturze Jako były prezydent Ford nie miał żadnych planów ani bogactw, więc gdy agent Norman Brokaw zaproponował, że postara się o kilka finansowych kontraktów, zaakceptował propozycję. Nagle Ford stał się rozchwytywany. Gdy rozdzwonił się telefon, Ford był zdumiony. "Nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś takiego, więc było to zaskakujące" - powiedział.(4) NBC zapłaciło Fordowi około miliona dolarów za występy w filmach dokumentalnych. Harper and Row i "Reader's Digest" zapłaciły kolejny milion za pamiętniki Forda. Betty otrzymała pół miliona dolarów za dwa wystąpienia w NBC i nagle ich sytuacja finansowa nabrała jaśniejszych barw. Zaczęły napływać oferty konsultingowe z różnych firm i propozycje uczestniczenia w radach dyrektorów - Ford stanął wobec całkiem nowych wyzwań. W 1988 roku w Nowym Orleanie Betty i Jerry Ford zostali uhonorowani na Krajowej Konwencji Republikanów, na której Ford wygłosił najbardziej dynamiczne przemówienie w swoim życiu i oświadczył, że nie będzie stał z boku i nie pozwoli, by ktoś krytykował jego przyjaciela, George'a Busha. Na tym tle stworzono sobie nowy obraz Geralda Forda jako odnoszącego sukcesy biznesmana, dyrektora wielu zarządów, poszukiwanego konsultanta. Gerald Ford objął urząd jako nominowany prezydent dzięki mocnym stronom osobowości Spokojnego i utracił go przez kilka słabych stron. Od tamtej pory wszedł na nową drogę życia i - jak "Old Man River" (Stary Człowiek Rzeka) - spokojnie idzie nią dalej. Gerald Ford Osobowość Spokojnego Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości Spokojnego, jaką miał prezydent Ford. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Mocne strony: Cichy i spokojny Niezmiennie porządny facet Krzepiący, naturalny Szczery, uczciwy, wierny Zdecydowanie przyzwoity Rezerwuar dobrej woli Stuprocentowy amerykański grzeczny chłopiec Harcerz z zastępu Orła w Białym Domu Powszechnie lubiany Nie miał wrogów Dążył do rozwiązań długoterminowych Nie pragnął władzy Mówił prosto i z sensem Swobodny i odprężony Naturalnie wrażliwy Przyjacielski, uprzejmy i kulturalny Umiał negocjować i osiągać kompromis Budził przyjazne uczucia i zaufanie Nie skarżył się i wybaczał Bezstronny Unikający konfliktów Przystępny i dobrze usposobiony Pozbawiony wyniosłości i dumy Miał czyste sumienie Opanowany pod ostrzałem Gracz zespołowy Niekontrowersyjny Zadowolony Przystępny Skromny Normalny Zrównoważony Opanowany Liczba punktów.... Słabe strony: Nie rozumiał pilności spraw Powolny w podejmowaniu decyzji Unikał problemów Nie sprawiał wrażenia, że rządzi Nie potrafił stawić czoła konfrontacji Otaczała go aura bezczynności Niezdecydowany Nudny mówca Guzdrała Prozaiczny Niewyraźny Liczba punktów.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Spokojnego.... Czy możesz być takim przywódcą jak Ford? Jest takie stare powiedzenie: "Czasem wystarczy się pokazać, by wygrać". Gerald Ford pokazywał się podczas całej swojej kariery politycznej i udowodnił, że nie musisz być błyskotliwy i szowinistyczny, dynamiczny i władczy, wnikliwy i perfekcyjny, żeby zostać prezydentem. Czasem wystarczy, by się pokazywać, być lubianym i nie mieć żadnych negatywnych obciążeń. Ale Ford robił więcej niż pokazywanie się - unikał również kłopotów. Nie gromadził bogactw, nie przyjmował łapówek ani nie rozszerzał przywilejów należnych członkowi Kongresu. Nie uczestniczył w hulankach, nie robił z siebie pośmiewiska, nie miał żadnych romansów. Mimo wielu obowiązków nie zaniedbywał rodziny. Odwrócił się od pokus politycznej sceny i wydawał się autentycznie szczęśliwy jako zrównoważony, stuprocentowy amerykański Sympatyczny Facet. Jeśli twoja natura jest podobna do natury Forda - cicha i spokojna, autentyczna i uczciwa, niekontrowersyjna, jeśli masz czyste sumienie, to możesz być największym przywódcą spośród nich wszystkich. Tak niewielu ludzi wie, jak unikać kłopotów, a tak wielu uważa, że bycie dobrym nie prowadzi do niczego; ale Ford wszystkim obdarzonym osobowością Spokojnego daje nadzieję wielkich osiągnięć i motywację do zrobienia większego wysiłku. Właśnie motywacja wprowadza różnicę. Dla kogoś z osobowością Spokojnego znacznie łatwiej jest pozostać w domu i zrezygnować z pokazywania się, niż podjąć dodatkowy wysiłek. Niezależnie od tego, jaki cel masz w danej chwili przed sobą, musisz zdawać sobie sprawę, że twoje słabe strony mogą uniemożliwić jego osiągnięcie. Twoje słabe strony nie są tak widoczne, jak słabe strony innych osobowości. Nie jesteś zbyt głośny, nie rozpychasz się ani nie sprzeciwiasz - po prostu nie zawsze się pokazujesz. Niechętnie podejmujesz decyzje i wolisz, by odpowiedzialność ponosili inni. Nie lubisz problemów i nienawidzisz konfrontacji, więc spoglądasz w inną stronę, dopóki nie dosięgnie cię i nie ogarnie oko cyklonu. Co przeszkadza ci w osiągnięciu sukcesu? Determinacja, by zrobić większy wysiłek, by wstać wcześniej, jeść prawidłowo, uczyć się, ile tylko zdołasz, nawiązać kontakty z innymi, przebyć tę dodatkową milę - może spowodować radykalną przemianę. Z twoim przyjemnym, opanowanym, odprężającym sposobem bycia oraz nieodpartą chęcią trzymania się z dala od kłopotów wynikającą z głębszej motywacji - możesz być zwycięzcą. Po prostu pamiętaj o pokazywaniu się! 15 Jimmy kto? James Earl Carter Prezydent: 1977-1981 Osobowość: Perfekcyjny Dewiza do zapamiętania: Planuj przyszłość z wyprzedzeniem. James Earl Carter objął urząd zupełnie jak szkolny nauczyciel, który po przerwie przywołuje klasę do porządku. Jako naród byliśmy jakby na lunchu i nadszedł czas, by się znowu zorganizować. Mieliśmy do czynienia z kryzysami Kennedy'ego, wietnamską eskalacją wojny z Johnsonem i skandalem Watergate z Nixonem. Potrzebny nam był czas odpoczynku z Fordem na uporządkowanie myśli, przywracanie porządku i etyki. Mając to już za sobą byliśmy zaintrygowani nie budzącą wątpliwości moralnością Cartera i jego poważnym zamiarem zorganizowania nas i ponownego ruszenia do przodu. Obecni członkowie politycznych kręgów rozczarowali nas i myśl o inteligentnym, uduchowionym przybyszu z zewnątrz ożywiła naród. Gdy nazwisko Cartera pierwszy raz pojawiło się w komitetach wyborczych Demokratów, niewielu słyszało o nim wcześniej. "Jimmy Kto?" - stawiały pytanie tytuły w gazetach. Czy w ogóle z Plains w Georgii mogło pochodzić coś dobrego? Jimmy rzeczywiście pochodził z małego, nieznanego miasteczka Plains, w którym było zaledwie sześciuset mieszkańców. Jego osobowość pasowała do profilu Perfekcyjnego od samego początku, ponieważ był doskonałym studentem, uwielbiał czytanie i fascynowała go technika. Admirał Hyman Rickover uczynił go swoim protegowanym i wyszkolił w dziedzinie atomowych łodzi podwodnych. Carter miał zamiar zrobić karierę w marynarce, ale gdy umarł mu ojciec, musiał wrócić do Plains, by ocalić rodzinną plantację orzeszków ziemnych. Rosalynn również wychowała się w Plains i była przyjaciółką Ruth, siostry Jimmy'ego. Jako nastolatka czuła się kiepsko i niepewnie, ale postawiła sobie wysokie wymagania, uzyskała same oceny bardzo dobre i została najlepszą uczennicą w ostatniej klasie w szkole średniej. Miała energię Silnego i pamięta, że zawsze chciała wygrywać. Od dawna patrzyła na Jimmy'ego z szacunkiem, ale nigdy nie odważyła się zbliżyć do niego. Gdy zobaczyła zdjęcie Jimmy'ego w mundurze oficera marynarki, zakochała się w nim i postawiła sobie cel - wówczas absolutnie nierealny - że wyjdzie za niego za mąż. Ukryła uczucia i nie zdradziła nikomu swoich zamiarów. Kiedy Jimmy przyjechał do domu na urlop, Ruth zaprosiła Rosalynn i rozpoczął się romans, który rozkwitł miłością na całe życie. Po częstych przeprowadzkach z miejsca na miejsce związanych z marynarką, młoda para, wbrew życzeniom Rosalynn, wróciła do Plains. Jimmy ponownie dostosował się do małomiasteczkowego życia i został dyrektorem okręgowej izby handlowej, członkiem zarządu biblioteki i zarządu okręgowej szkoły, harcmistrzem, diakonem w kościele Baptystów, prezesem stanowego Stowarzyszenia Poprawy Plonów w Georgii, stanowym przewodniczącym Marszu Dziesięciocentówek i okręgowym gubernatorem Lions International. Czy zostało jeszcze coś do zrobienia? Niezwykła pewność siebie - i głęboka depresja Jimmy był dobrze znany w Plains i dzięki obywatelskiej postawie szybko zdobył reputację uczciwego przywódcy w całym stanie, więc przystąpił do wyborów na stanowego senatora i wygrał. Na początku lat sześćdziesiątych. gdy na Południu wybuchły problemy integracyjne, Jimmy zaczął działać na rzecz praw obywatelskich Afro-Amerykanów. Stanowisko Jimmy'ego natychmiast stało się niepopularne wśród wielu mieszkańców Południa i doprowadziło do konfrontacji w jego kościele. Pewien Murzyn chciał przystąpić do kościoła, ale diakoni podjęli decyzję (którą trudno nazwać duchową decyzją), że żaden czarny nie może do niego należeć. Gdy poddano decyzję pod głosowanie, Jimmy wystąpił przeciw niej - poczucie sprawiedliwości nie dawało mu innego wyboru. Ale wniosek został przegłosowany, a członkowie kościoła mieli pretensje o przyjętą przez niego postawę. Wprawdzie stan zdominowany był przez Demokratów, ale w 1964 roku partyjna lojalność pękła. Tak wielu mieszkańców Georgii było przeciwnych integracji, że Demokraci nawet nie mogli znaleźć szefa kampanii wyborczej Lyndona Johnsona, więc owdowiała matka Jimmy'ego, nazywana czule Panną Lillian, podjęła się tego zadania, mimo pogróżek kierowanych pod adresem Carterów za ich "liberalne stanowisko w sprawie integracji". Georgia była jednym z niewielu stanów, w których Barry Goldwater, występujący w wyborach w 1964 roku przeciwko Johnsonowi, uzyskał przewagę. Carterowie nie wycofali się ze stanowiska, które rozumieli jako uczciwą i sprawiedliwą wolność dla Afro-Amerykanów, i ta postawa kosztowała Jimmy'ego wiele głosów, gdy w 1966 roku wystąpił w wyborach na gubernatora Georgii przeciwko piastującemu ten urząd Lesterowi Maddoxowi, zagorzałemu zwolennikowi segregacji rasowej, właścicielowi restauracji. Maddox wyrzucał już Murzynów ze swojej restauracji i zrobiono mu zdjęcie, kiedy stał w drzwiach frontowych z siekierą w ręku. Rodzina Carterów prowadziła kampanię dzień i noc, przemierzając stan i przemawiając w każdym możliwym miejscu. Rosalynn pracowała w ciągu dnia w magazynie orzeszków ziemnych, w nocy załatwiała senatorską korespondencję Jimmy'ego i wciągała do ewidencji każdego wyborcę, który popierał Jimmy'ego. Pomiędzy podróżami związanymi z kampanią wyborczą prowadziła domowe gospodarstwo. Silna Rosalynn, nazywana Żelazną Magnolią, wspierała nominacyjną licytację Jimmy'ego ze wszystkich sił, podczas gdy on nanosił na papier każdy ruch. Mimo że głosy się zgadzały, Jimmy przegrał. Stan Georgia w 1966 roku wolał gubernatora wywijającego siekierą, a nie zwolennika integracji. W wywiadzie z Doris Keains Goodwin Carter powiedział: "Zawsze byłem nadzyczaj pewny siebie, ale od 1966 roku jest inaczej. Zawsze myślałem o sobie. Musiałem nabrać przekonania do innych, musiałem wygrać każdą walkę, co oznaczało, że przegranie rywalizacji o stanowisko gubernatora Georgii w 1966 roku było straszne... Przypadki, gdy przegrywałem, były bardzo denerwujące. Nawet najmniejsza przegrana była dla mnie klęską. Życie nie miało celu".(1) Właśnie w tym czasie siostra Jimmy'ego, Ruth, opowiedziała bratu, jak Pan wyleczył ją z depresji. Carter podjął duchowe zobowiązanie wobec Chrystusa, co zmieniło jego pesymistyczne nastawienie po poniesionej porażce w spokojną akceptację faktu, że Bóg ma jakiś plan w stosunku do jego życia. Numerowane dowcipy Podczas następnych wyborów na urząd gubernatora Jimmy był jeszcze lepiej zorganizowany niż poprzednio. Podzielił stan na strefy, wynotował wszystkich, których znał na tym terenie, i rozpoczął systematyczne zdobywanie przyjaciół i głosów. Rosalynn każdego dnia pisała osobiste listy do wszystkich, którzy odpowiedzieli na pisma Jimmy'ego, a on założył ewidencję wystąpień i opowiadanych dowcipów, oznaczając je numerami. Jimmy zdawał sobie sprawę, że nie ma wrodzonego poczucia humoru jak politycy o osobowości Popularnego, więc spisywał różne śmieszne historie i włączał do akt. Jeśli przemawiał w jakimś mieście i opowiedział dowcipy oznaczone numerami 1, 14, i 110, to gdy przybywał do tego miasta ponownie, mógł sprawdzić swoje karty i mieć pewność, że nie opowie ich drugi raz. Czy możesz sobie wyobrazić Jimmy'ego i Rosalynn jadących do motelu po długim dniu wypełnionym wyborczymi wystąpieniami? By odprężyć się i zaoszczędzić wysiłku mógł do niej powiedzieć: "Numer 8!". A ona śmiała się serdecznie i odpowiadała: "Numer 62!" Ile zabawy przy tak niewielkim wysiłku! Nixon wierzył, że "wiedza to siła", a Carter wiedział, że jego możliwości kryją się w perfekcyjnym przyswajaniu szczegółów. Nieustannie studiował wydarzenia, znał wszystkie możliwe fakty i konsultował z ekspertami każdy bieżący temat. Perfekcyjny Jimmy przygotował perfekcyjne plany, perfekcyjnie prowadził dokumentację i wygrał. Gdy Rosalynn wprowadziła się do rezydencji gubernatora, miała uczucie, że spełniły się jej wszystkie marzenia. Zaczynała jako mała, prosta dziewczyna z Plains, by wyjść za mąż za Czarującego Księcia, zamieszkać w rezydencji i być żoną gubernatora. I z pewnością będzie żyła długo i szczęśliwie. Chociaż wychowała się w biednej rodzinie, w której nie zwracano uwagi na towarzyski wdzięk, Rosalynn szybko przestudiowała protokół i zamieniła się w pewną siebie i wytworną panią domu. Przeszkoliła nawet więźniarki z zakładu karnego, by były kelnerkami na oficjalnych obiadach. Posadziła nowe róże i chętnie pracowała w ogrodzie. Nawet Jimmy zajmował się trochę uprawami i otoczył różany ogród rzędem orzeszków ziemnych, żeby im ciągle przypominały skromne początki. Jimmy przygotowywał rozkład zajęć na każdy dzień, łącznie z przerwą na kąpiel, i przeważnie trzymał się szczegółowego planu z dokładnością do pięciu minut. W 1972 roku rozpoczął pracę nad organizowaniem własnej kampanii w wyborach prezydenckich, które miały się odbyć za pięć lat. Mimo że niewiele osób wiedziało o jego planach, wszystko miał dokładnie przygotowane. Powtarzając za Doris Kearns Goodwin, miał przygotowaną "strategię na 250 dni kampanii wyborczej, obejmującą wizyty w 200 miastach w 40 stanach. Uważnie rozdzielając dokładnie określone limity czasu na poszczególne stany, Carter pracował sześć dni w tygodniu od szóstej rano do północy, Gdy wszystko przebiegało dokładnie tak, jak zaplanował, łącznie z ilością delegatów, dzięki którym - jak przewidywał - mógł wygrać w poszczególnych stanach, większość z nas - ale nie Carter - była wprawiona w zdumienie".(2) Po wygraniu wyborów w 1976 roku "Jimmy Kto?" zaczął studiować przemówienia wszystkich poprzednich prezydentów, ponieważ chciał stworzyć własne przemówienie korzystając z bogactwa przeszłości. Nie miał żadnych aspiracji do wielkości i chciał, żeby jego wystąpienie było proste i zachowanie skromne. Chciał być przywódcą wśród ludzi, a nie królem wyniesionym ponad tłumy. By zademonstrować swój służebny stosunek, zdecydował się pójść pieszo w inauguracyjnej paradzie, zamiast - jak to było w zwyczaju - jechać limuzyną. Wyczytał, że Thomas Jefferson szedł pieszo na inaugurację, i wyczuł, że taka zmiana może być symbolem otwartej i przystępnej atmosfery pracy jego nowej administracji. Kolejnym akcentem jego skromności był ogromny, napełniony helem balon o kształtach orzeszka ziemnego, wyróżniający się w paradzie. Carter nigdy nie rozstał się z ziemnymi orzeszkami. Jimmy Carter objął urząd po części dlatego, że Ameryka tęskniła za moralnością w rządzie. Dziennikarz William A. Rusher napisał: "W ciągu ostatniej dekady Ameryka została wstrząśnięta aż do korzeni przez wojnę, która wywołała najgłębsze od ponad stu lat podziały, a następnie zaszokowana doniesieniami na temat korupcji i łamania prawa na najwyższym szczeblu rządu i przez obie główne partie." "To nie tylko jest zadziwiające, ale także zdrowe, że w takiej chwili społeczeństwo amerykańskie chce się wesprzeć na opoce silnej wiary i szuka przywódcy, który robi to samo". Silna wiara Silna wiara Cartera i gotowość rozmawiania o Bogu powodowała, że był inny niż biernie religijni poprzedni prezydenci, z których niektórzy mocno by się zarumienili, gdyby podczas bankietu poproszono ich o błogosławieństwo. Słowa rektora Episkopatu, Fredericka Rappa z Port Washington w stanie New York, zostały opublikowane przez Associated Press w 1976 roku: "Istnieje wielkie pragnienie duchowego i moralnego przywództwa na wysokich szczeblach, pragnienie, by móc wierzyć naszemu rządowi i by nasza wiara nie została niewłaściwie ulokowana". Carter wprowadził się do Owalnego Gabinetu dzięki swojej moralności, wielkiej pewności siebie, niezwykłemu zdyscyplinowaniu, wiedzy na temat ważnych wydarzeń, jak również trzymaniu się własnych wymagań i urokowi uczciwego człowieka z zewnątrz. Chociaż jego moralność nigdy nie była na poważnie kwestionowana, to w jednym przypadku wrodzona prostolinijność spowodowała, że otworzył usta nie zastanawiając się, w jaki sposób ta wypowiedź zostanie wykorzystana do ośmieszenia jego cnoty. W wywiadzie dla pisma "Playboy", który był trudnym religijnym doświadczeniem, padło pytanie o dochowanie przez niego wierności Rosalynn. Nie chcąc być zbyt pruderyjnym w oczach czytelników "Playboya" powiedział, że nie popełnił cudzołóstwa, ale patrzył na kobiety z pożądaniem w sercu. Gdyby to powiedział Jack Kennedy, potraktowano by to lekko i przyjęto bez najmniejszego zdziwienia, ale takie stwierdzenie wychodzące z ust "Mojżesza" dało dziennikarzom rzadką okazję do strojenia żartów z moralności prezydenta. Jimmy posłużył się cytatem z Ewangelii Mateusza 5,28, w którym Jezus mówi: "A ja wam powiadam, że każdy kto patrzy na niewiastę i pożąda jej, już popełnił cudzołóstwo w sercu swoim". Ale ponieważ reporter "Playboya" nie odróżniał Mateusza od Marka, Łukasza czy Jana, więc pomysł i komentarz zostały przypisane Jimmy'emu i budzą wesołość od tamtego dnia do dzisiaj. Pewność siebie Cartera stopniowo słabła, gdy stwierdził, że nie wszyscy kierują się jego zasadami Perfekcyjnego ani nie słuchają szczerych wskazówek. Inflacja nie chciała go słuchać, recesja postępowała, nawet gdy powiedział stop, braki paliwa stawały się coraz większe i większe, mimo jego gróźb. Zaproponował rozwiązanie, które nazwał "najbardziej zmasowanym pokojowym zaangażowaniem funduszy i zasobów w historii narodu", zmierzające do wykorzystania nowych źródeł energii, ale na stacjach benzynowych nadal tworzyły się kolejki, a rozgniewani kierowcy trąbili na niego klaksonami. Nadludzka dyscyplina Cartera nie oddziaływała na innych, a jego szczegółowy dwunastopunktowy program zainteresował tylko nielicznych. "Newsweek" napisał o nim: "Jimmy Carter wydaje się być trudnym człowiekiem współpracy - wymagający, wysoce krytyczny w stosunku do personelu, niezwykle rzadko udziela pochwał za dobrą pracę".(3) Carter wkładał tak dużo wysiłku w przygotowanie rozkładu zajęć, że krytycy wkrótce zarzucili mu, iż stał się kierownikiem zamiast być przywódcą. Musiał zrezygnować z niektórych szlachetnych, idealistycznych wizji tak typowych dla osobowości Perfekcyjnego, a konieczność zarzucenia wielkich planów wywołała przygnębienie. Carter nie spodziewał się zajęcia ambasady w Iranie, nie znał ajatollacha Chomeiniego i nie miał pojęcia, co zrobić ze zdetronizowanym, chorym szachem Iranu, który nie miał gdzie się zatrzymać. Nikt mu nie powiedział, że najbardziej palące sprawy jego administracji będą związane z Iranem i że niemożność uwolnienia zakładników z ambasady doprowadzi jego rządy do smętnego końca. Odmowa pójścia na kompromis była odważna i szlachetna, dopóki Kongres nie odmówił zgody na jego plan i Carter nie musiał się wycofać, co uznał za porażkę. Kryzys pewności siebie Podkreślanie przez Cartera, że jest uczciwym przybyszem z zewnątrz, też nie służyło dobrze. Chociaż nikt nie wątpił w jego uczciwość, mentalność przybysza z zewnątrz przysparzała mu kłopotów, ponieważ nie miał pod ręką politycznych kompanów starszej generacji, których w potrzebie mógłby poprosić o radę. W krótkim czasie zaczął mówić o Waszyngtonie jako "truciźnie" dla niego. W trzecim roku sprawowania władzy mocne strony Perfekcyjnego Cartera zostały zdominowane przez słabe strony i prasa zaczęła używać w stosunku do niego takich słów, jak: bez celu, dryfujący, odległy, tracący kontakt, przygnębiony i przestraszony. Carter, w sposób typowy dla przygnębionej natury Perfekcyjnego, przedstawił ponury obraz, że ogarnął nas narodowy "kryzys nieufności", a dziennikarze z mediów nazwali jego ciężkie słowa "przekazem niemocy Cartera". Niemoc!- co za melancholijne słowo. Słownik objaśnia słowo niemoc jako "nie dające się określić uczucie niepokoju i dyskomfortu ciała". Ponieważ Jimmy stracił komfort, my staliśmy się niespokojni. W lipcu 1979 roku, gdy w opinii publicznej jego prezydentura wisiała na włosku, Carter zrobił to, co robią Perfekcyjni, gdy życie staje się dalekie od doskonałości - uciekł do Camp David, gdzie spędził dwa tygodnie na szczycie góry obcując z Bogiem i silnym sumieniem doradców. Jego odwrót spowodował, że społeczeństwo zaczęło uważać go za samotnika, mistyka lub chorego człowieka. Pod koniec okresu odosobnienia wyciągnął ponury wniosek, który zamieścił "Newsweek", że mamy "chorobę narodowego ducha - kryzys wiary, który sprawia, że skuteczne rządzenie jest prawie niemożliwe dla niego i kogokolwiek innego".(4) Co robi wielki religijny człowiek po dwóch tygodniach siedzenia na szczycie góry? Schodzi na dół i przemawia. Zestawienie Jimmy'ego z Mojżeszem było tak oczywiste, że wielu karykaturzystów narysowało Mojżesza w białej todze z twarzą Jimmy'ego i wielkimi zębami, schodzącego z Gór Catoctin z kamiennymi tablicami w rękach. Jak na ironię, żeby dać prezydentowi telewizyjny czas na przemówienie, NBC wstrzymało emisję odcinka serialu Moses the Lawgiver (Mojżesz Prawodawca), w którym Mojżesz schodził z Góry Synaj z tablicami zawierającymi dziesięć przykazań. Gdy Carter stanął tego dnia przed kamerami, powiedział do narodu: "Ustawodawstwo całego świata nie jest w stanie naprawić zła dziejącego się w Ameryce". Na swoją obronę powiedział: "To jest kryzys zaufania, który uderza w samo serce i duszę oraz w ducha naszej narodowej woli... grozi to zniszczeniem społecznej i politycznej struktury Ameryki". Wzywał do "odrodzenia amerykańskiego ducha",(5) o którego martwili się ci, co nie wiedzieli, że on już umarł. Jeden z pracowników, zaniepokojony bezbarwnym sposobem mówienia Cartera, zaproponował zaangażowanie Charltona Hestona do wygłoszenia jego orędzia, ale Carter nie potrzebował Charltona w ten wieczór. Sam przekazał swoje przemyślenia na temat kryzysu amerykańskiego ducha "z gwałtownością, pasją i elokwencją rzadką w czasie jego prezydentury lub którejkolwiek z ostatnich". Przyznał się do własnych niepowodzeń i powiedział, że znaleźliśmy się w "zwrotnym punkcie naszej historii". Patrząc prosto na nas powiedział: "Potrzebuję waszej pomocy".(6) "Newsweek" doniósł: "Carter przystąpił do przemówienia pełen melancholii z powodu amerykańskiego pejzażu psychicznego i złych przeczuć ze względu na własne niewielkie możliwości, by to zmienić... Ale czuł, że musi coś zrobić, by potrząsnąć narodem i wyrwać go z apatii".(7) W książce "A Time of Passion" Charles Morris przedstawił, jak Carter doszedł do władzy dzięki swoim mocnym stronom i jak odszedł przez słabe strony swojej osobowości. "Nagłe poślizgnięcie się Cartera w ostatnich tygodniach wyborów prezydenckich było odbiciem narastających wątpliwości na temat jego kompetencji do sprawowania tego urzędu, wątpliwości, które, jak się okazało, miały mocne podstawy. Nieformalne i pozbawione pompy zachowanie w pierwszych dniach urzędowania - przyjście pieszo na inaugurację, odprężające oficjalne kolacje, dżinsy i sweter - przyjemnie kontrastowały z imperialnymi przejawami dostojeństwa, jakie narosły wokół Białego Domu. Ale nigdy nie udało mu się zapanować nad przebiegiem polityki i od samego początku został porwany przez bieg wydarzeń". "Z wyjątkiem pokojowego układu, który wymusił na Izraelu i Egipcie w Camp David, jego administracja poniosła fiasko praktycznie pod każdym względem... Niepowodzenie helikopterowej misji, której celem było uwolnienie zakładników w Iranie, było podzwonnym dla administracji Cartera: od tego momentu nie miał żadnych szans na refleksję. Inteligencja, dobra wola i zwykła przyzwoitość - to było za mało na uwieńczoną powodzeniem prezydenturę". Szczera pokora czy hokejowe gesty Dziennikarz Meg Greenfield stwierdził, że my, którzy wybieramy prezydentów, jesteśmy częściowo odpowiedzialni za zmianę postawy, jaka u nich występuje. "Ci, którzy układają epitafia dla odchodzących z administracji, niezmiennie są niekonsekwentni i niesprawiedliwi. To samo społeczeństwo, które po latach bizantyjskiego stylu Nixona wiwatowało na cześć Forda za jego nieziemsko dobre serce i prostotę, naśmiewało się z niego i jego pracy jako "głupich", aż do czasu, gdy odszedł. Obejmuje to również spacer Cartera wzdłuż Pennsylvania Avenue i jego skromne domaganie się zreformowania "imperialnej prezydentury" przez własnoręczne noszenie osobistego bagażu. To się podobało, ale nagle społeczeństwo zdecydowało, że go nienawidzi i zaczęło znieważać swojego prezydenta".(8) Jawna skromność Cartera, gdy szedł pieszo na inaugurację - i to bez jedwabnego cylindra na głowie, postawa "zwykłego faceta" zinterpretowana została jako oznaka braku silnych zdolności przywódczych. Jestem pewna, że Carter chciał dobrze, ale błędnie odczytał oczekiwania społeczeństwa wobec prezydenta. Nieważne czy to się spodoba, czy nie, ale ten kraj odziedziczył od Anglii skłonności do monarchii, chociaż nie chcemy jej wprowadzić. Pragnienia te sprawiły, że stworzyliśmy mit Kennedych z Perfekcyjną królową i Popularnym królem, żyjących w zamku Camelot. W przeciwieństwie do Kennedych rodzina Carterów była prosta i autentyczna - i straciliśmy widowisko. Podczas prezydentury Cartera publikowane były humorystyczne artykuły na temat znaczenia przywództwa, ale dziwnym trafem skromność nie była tam wspominana. Prasa ośmieszała Cartera i wydawało się, że celowo wybierała zdjęcia, na których wyglądał na zakłopotanego. Mieliśmy do czynienia z pobożnym, uczciwym człowiekiem, który szczerze wierzył, że z pomocą Bożą potrafi rozwiązać wszystkie problemy kraju. Robił wszystko najlepiej, jak potrafił, wystartował w wyścigu, zachował wiarę, ale nie zdobył nagrody w drugiej próbie. Zdruzgotany klęską W książce "Everything to Gain - Making the Most of the Rest of Your Life" (Wszystko do zyskania - biorę najwięcej z tego, co zostało z twojego życia), którą Carterowie napisali wspólnie, przedstawili swoją reakcję na nieoczekiwaną przegraną z Ronaldem Reaganem. Z głęboką siłą i wiarą Jimmy opowiedział, jaki był rozczarowany i jak zamknął w sobie krzywdy, a także medytował, co można było zrobić inaczej. Rosalynn wyznała, że na przemian była "zła, smutna, zaniepokojona i zmartwiona". Chociaż nie nazywają w książce wzorców swojej osobowości, opisują je dokładnie: Perfekcyjny Jimmy zachowywał spokój i głęboko rozmyślał, co mogło się wydarzyć. Silna Rosalynn była mocno podniecona i zdenerwowana, zdecydowana wystąpić ponownie w wyborach i wygrać. Napisała: "W żaden sposób nie mogłam zrozumieć naszej klęski. Nie wydawało mi się sprawiedliwe, że cała nasza nadzieja, wszystkie nasze plany i marzenia względem kraju zostały przekreślone po obliczeniu głosów w dniu wyborów. Zrobiliśmy wszystko najlepiej, jak potrafiliśmy, ale okazało się, że to nie wystarczyło. Zwiodły nas wydarzenia. Jimmy powiedział, że zawsze słyszał, iż kochającej żonie trudniej jest zaakceptować coś, co rani jej męża, niż przychodzi to samemu mężowi - wierzę, że to prawda. Zgadzam się, że dano nam szanse, jakie otrzymuje bardzo niewielu, ale zanim zdążyłam popatrzeć w przyszłość, już ubolewałam nad naszą stratą. Gdzie nasze życie mogłoby być równie znaczące jak w Białym Domu?" Podczas gdy Rosalynn ubolewała, Jimmy rozmyślał i analizował: "Z chwilą gdy nabrałem przekonania, że zrobiliśmy wszystko najlepiej, jak potrafiliśmy, było mi łatwiej przyjąć werdykt wyborców i zająć się innymi sprawami. Rosalynn nie potrafiła tego zrobić. Wykonywała oficjalne obowiązki z uniesioną głową, ale zaakceptowanie wyników wyborów uważała za niemożliwe. Wciąż zadawała te same pytania: "Jak prasa mogła być tak zła?", "Dlaczego ludzie nie docenili naszych celów i dokonań?", "Jak Bóg mógł dopuścić, żeby tak się stało?" Mimo że mnie również dręczyło kilka podobnych pytań, których nie wyraziłem albo nie chciałem wyrazić, spędziłem mnóstwo naszego prywatnego czasu usiłując ją uspokoić. Moje tłumaczenia i argumenty niewiele pomogły. Jedyną rzeczą, która ją podtrzymywała, była nadzieja i oczekiwanie, że ponownie wystąpię w prezydenckiej kampanii i zostanę wybrany. W tej sprawie nie miała poparcia ani mojego, ani reszty rodziny". Jimmy przyznał, że okazywał wiele sztucznej radości w ciągu pierwszych tygodni. I im bardziej zdenerwowana była Rosalynn, tym bardziej starał się znaleźć sposób, by ją pocieszyć. "Nigdy nie przyznałem się, jak bardzo mnie to zraniło, i nadal trudno mi się z tym pogodzić. Podczas kilku pierwszych tygodni przeżyliśmy ze sobą kilka wyczerpujących i nieprzyjemnych chwil i dopiero teraz zrozumiałem, że moje opanowanie i uspokajająca postawa sprawiały na Rosalynn wrażenie, iż nie rozumiem jej bólu". Jak trudno jest zrozumieć ludziom, którzy nie znają różnic osobowości, dlaczego wszyscy nie wyrażamy żalu w taki sam sposób! Jimmy i Rosalynn pozostawili już żałość za sobą i poszli dalej. Jimmy napisał kilka książek o swojej prezydenturze i roli zaprowadzającego pokój. Został uhonorowany jako zasłużony mąż stanu na Konwencji Demokratów w Atlancie w 1988 roku, a w następnym miesiącu wydawnictwo Bantam wydało jego książkę An Outdoor Journal, Adventures and Reflections (Pamiętnik, przygody i refleksje). Jimmy opowiada w niej o dzieciństwie i marzeniu, by zwrócić na siebie uwagę ojca. "Wydawało się, że kochał mnie bardziej i traktował jak równego sobie, gdy szliśmy za psem myśliwskim przez gołębie pole lub byliśmy nad strumieniem". 18 sierpnia 1988 roku w recenzji An Outdoor Journal zamieszczonej w "Los Angeles Times" pisarz Frank Levering przedstawił swoje odczucia na temat Cartera i tej odkrywczej książki. "Jako prezydent Jimmy Carter został usidlony w pajęczynie postrzegania go przez media i społeczeństwo - że jest słabym, nieefektywnym, zbyt małym człowiekiem, by podołać tej pracy. Carter z książki - człowiek, którego chce nam przedstawić - jest męski, twardy, wytrzymały, odważny... Sam prostuje zapis o sobie, zwalcza ciągnący się za nim wizerunek słabości i ratuje swoją dumę w imponującym pokazie męskich umiejętności... Carter lubiący otwarte przestrzenie chce, żebyśmy zobaczyli go takim, jakim chciał być widziany, gdy szedł wzdłuż Pennsylvania Avenue na inaugurację; nie wyrastający ponad życie, ale zwykły człowiek powołany do dokonania niezwykłych czynów". Nasz najlepszy były prezydent Według zgodnej opinii pisarzy, w ciągu lat, które minęły od opuszczenia urzędu, Jimmy Carter stał się "naszym najlepszym byłym prezydentem". Zajmuje się budowaniem domów z organizacją Naturalne Środowisko dla Ludzkości - nie mówieniem o tym projekcie, ale faktycznym wbijaniem gwoździ, zawsze z poważnym wyrazem twarzy. W czerwcu 1994 roku Carter niespodziewanie pojawił się w Korei Północnej jako problematyczny emisariusz Stanów Zjednoczonych. Prawdopodobnie przybył tam jako osoba prywatna, ale spotkał się z dyktatorem Kim II Sungiem, by przedyskutować widoczne zainteresowanie Korei Północnej przygotowaniami do produkcji broni atomowej, na którym Carter przedstawił mu jakieś oficjalne opcje w sprawie stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Gdy okazało się, że reakcja na tę podróż nie była najlepsza, Carter tłumaczył się, że chciał pomóc prezydentowi Clintonowi, który jednak natychmiast odciął się od wszelkich powiązań z tą sprawą. Carter uznał podróż do Północnej Korei za sukces, chociaż wielu nazwało ją katastrofą. Zadziwiające, że później prezydent Clinton wybrał właśnie jego, by udał się na Haiti i przed zapowiedzianą amerykańską inwazją przedstawił generałowi Raoulowi Cedrasowi warunki pokoju. I właśnie tam został sfotografowany w roli typowej dla Perfekcyjnego -jako reprezentant prezydenta Clintona siedział przy negocjacyjnym stole z własnym komputerem i pracował nad wszystkimi szczegółami umowy. Gdy wrócił do Stanów, był najwyraźniej bardziej przejęty niż wynikało to z wagi podróży. Jako były prezydent, który nie ma przed sobą żadnych wyborów do wygrania, Carter czuł się wolny w wyrażaniu opinii - podobnie jak w Północnej Korei, gdzie publicznie wygłosił oświadczenie różniące się od tego, co myślał prezydent Clinton. Tym razem Carter odważył się powiedzieć, że polityka zagraniczna Clintona w okresie kryzysu była "żenująca" dla narodu. "Washington Post" okrzyknął Cartera "niezależną dyplomacją, która powstrzymała administrację Clintona na krawędzi militarnej konfrontacji... ale zasiała wśród urzędników niepokój w związku ze szkodliwością kontroli".(9) W tym momencie życia Carter mówił prawdę, nie przejmując się tym, co myślą inni. Może nareszcie znalazł dla siebie miejsce po prezydenturze - jako Perfekcyjny prywatny ambasador popierający pokój i rozwiązujący międzynarodowe konflikty. Uwolnił się od wizerunku słabego prezydenta, rozkwitł jako zasłużony mąż stanu i dyplomatyczny rozjemca i w 1994 roku uzyskał nominację do Nagrody Nobla. W końcu Jimmy Carter doczekał się uwagi i uznania, których jego poważna, głęboka natura Perfekcyjnego nie doznała nigdy przedtem. Jimmy Carter Osobowość Perfekcyjnego Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości Perfekcyjnego, jaką miał prezydent Carter. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Mocne strony: Tworzył długofalowe plany Analityczny umysł Poczucie misji do spełnienia Duże wartości duchowe Wysokie wartości moralne Samodyscyplina Bogata osobowość Mocno trzymał się planu Ścisły umysł Zasadniczy Misjonarski zapał Kieruje się wewnętrznym głosem Przejawia zrozumienie ubogich Doskonale zorganizowany Inteligentny Gruntownie poinformowany Imponujące referencje Pochłonięty rozwiązywaniem problemów Skromny Bezstronny Oddany rodzinie Współczuje potrzebującym Liczba punktów.... Słabe strony: Przewrażliwiony na punkcie narodowej niemocy Pełen melancholii Niepowodzenia wprawiały go w przygnębienie Pozbawiony poczucia humoru Tajemniczy i mistyczny Zbyt powściągliwy Rzadko udzielał pochwał Zatracił kontakt z ludźmi Grzęźnie w szczegółach Fatalista Niekonkretny i przewrażliwiony Predyspozycja do "rozmyślań na szczycie góry" Posępny i zbyt poważny Porównywany do medytującego Mojżesza Pechowiec Pozbawiony natchnienia Liczba punktów.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Perfekcyjnego.... Czy możesz być takim przywódcą jak Carter? Jimmy Carter nie siedział bezczynnie i nie czekał na to, co mu życie przyniesie, ale patrzył w przyszłość, wyważał wszystkie możliwości i przygotowywał jak najlepsze plany. Był głęboko wierzący, ale nie czekał bezczynnie, aż Bóg ofiaruje mu wspaniałe życie. Znał i akceptował zasadę, że "wiara bez pracy jest martwa". Carter był obdarzony wspaniałym i zorganizowanym umysłem i poważnie podchodził do życia. Zrezygnował z wybranego zawodu, żeby wrócić do domu i pomagać matce w "prowadzeniu farmy", ale nie satysfakcjonowało go siedzenie w domu, uprawianie orzeszków i uczenie w niedzielnej szkółce. Wybijającą się cechą Cartera, mającą olbrzymie znaczenie, była umiejętność skupiania się na przyszłości i sporządzania długofalowych planów, które większości z nas wydawałyby się zbyt odległe. Analityczny umysł i poczucie misji skłoniło go do poszukiwania posłannictwa, które wymagało inteligencji, wnikliwości i współczucia, a to pociągało za sobą skromną postawę i gotowość do poświęceń. Zostając gubernatorem Georgii Carter nie szukał popularności ani nie chciał być gwiazdą. Pracował bez wytchnienia, by poprawić los ludzi. Dostrzegł możliwość zostania prezydentem, zanim naród dowiedział się, kim on jest. Przygotował mapy okręgów wyborczych i listy kluczowych osób, których przyjaźń musiał pozyskać. Prowadził kartotekę zawierającą szczegółowe informacje o każdym miejscu, w którym był, i o każdym, kogo spotkał. Opracowywał długofalowe plany, które szydercy bezlitośnie by wyśmiali, gdyby wiedzieli o ich istnieniu. Do czasu zgłoszenia kandydatury do wyborów prezydenckich Carter miał w swoim notesie wymaganą ilość głosów. Wydobył wszystko, co tylko mógł, z mocnych stron swojej osobowości i nie dopuścił, by owładnęły nim wrodzone skłonności do pesymizmu i depresji. Czy jesteś bardzo podobny do Cartera? Czy jesteś poważny, myślący, introspekcyjny? Czy przywiązujesz wagę do szczegółów i do organizacji? Czy odniosłeś już jakiś sukces? Jeśli nie, to może pozwoliłeś, żeby twoje mocne strony cię przytłoczyły? Czy nie spędzasz zbyt dużo czasu na rozmyślaniach zamiast tworzyć realne plany? Czy nie jesteś zbyt mocno zaabsorbowany sobą, by nawiązywać kontakty z ludźmi? Czy nie poświęcasz zbyt wiele czasu na przygotowanie się do życia, pozwalając mu płynąć obok siebie? Czy jesteś zbyt wielkim pesymistą, żeby myśleć, że jest jeszcze dla ciebie nadzieja? Jeśli odpowiedziałeś twierdząco na którekolwiek z tych pytań, to nadszedł czas, byś realistycznie popatrzył na siebie. Jeśli uważasz, że ci się nie uda, to na pewno się nie uda. Jimmy Carter miał twoją naturę, ale opracowywał szczegółowe plany i działał w oparciu o nie. Zorganizował zespół ludzi, którzy go popierali, rozumieli jego wizje i byli gotowi pomóc w ich realizacji. Nie marnował czasu na jałowe medytacje, przelewał myśli na papier, analizował możliwości i przystępował do ich realizacji. Nie bądź perfekcjonistą, który nie podejmuje żadnego działania, dopóki wszystko nie jest uporządkowane. Nie pozwól, by mówiono o tobie: "A miał takie możliwości. Szkoda, że nic z tego nie wyszło". Jimmy Carter śnił nieprawdopodobne sny - po czym obudził się i zrealizował je. 16 Wielki mówca Ronald Reagan Prezydent: 1981-1989 Osobowość: Popularny Dewiza do zapamiętania: Personifikuj problemy z historii. Czy pamiętacie debatę Carter-Reagan podczas kampanii w 1980 roku? Perfekcyjny prezydent Carter ciężko pracował przez cztery lata podczas narodowego "kryzysu zaufania". Planował i zapisywał wszystkie prezydenckie aspiracje, ale jakoś nigdy nie udawało mu się realizowanie ich. Zaprosił premiera Izraela Menachema Begina i prezydenta Egiptu Anwara Sadata do Camp David i doprowadził do rozmów na temat warunków układu pokojowego, ale nie mógł uwolnić zakładników z Teheranu. Wpadał w coraz większe przygnębienie i nawet zmienił przedziałek we włosach, żeby poprawić sobie samopoczucie. Poważnie podszedł do prezydentury, ale zaledwie rozpoczął realizację swojej listy zadań i szczerze chciał być prezydentem przez następne cztery lata, żeby doprowadzić wszystko do końca. Carter uważał swojego rywala, Ronalda Reagana, za niewiele znaczącego. Ale Reagan udowodnił, że jest inaczej. Carter przystępował do debaty z oczywistą przewagą. Był urzędującym prezydentem i we własnym przekonaniu nie popełnił żadnych poważnych błędów. Był człowiekiem uczciwym i moralnym i nikt w to nie wątpił, chociaż wielu uważało, że religijność przesłaniała mu zdrowy rozsądek. Nosił z pokorą prezydencki płaszcz i był jednym ze zwykłych ludzi - prostych ludzi z Plains. Ubierał się w swetry, podnosił nogi do góry razem z chłopcami. a przede wszystkim hodował orzeszki ziemne. Wszyscy uważali, że jak długo Carter zdoła utrzymać Reagana błądzącego po omacku wśród faktów, które on jako prezydent dobrze zna, tak długo będzie miał przewagę. Wydawało się to logiczne. Przeciwnikiem Perfekcyjnego prezydenta był Popularny kandydat. Sądzono, że ponieważ Carter jako prezydent miał dostęp do wielu spraw, o których Reagan nic nie wiedział, więc będzie miał przewagę. Ale z drugiej strony Reagan był czarujący, szczery i sypał nieziemskimi anegdotami z przeszłości, którą wszyscy wspominaliśmy z nostalgią. Bronił tradycyjnych wartości, rodziny, kościoła. Chociaż był dużo starszy od Perfekcyjnego konkurenta, Reagan wydawał się młodszy, niż był w istocie i tryskał młodzieńczym wigorem. Obaj kandydaci byli przygotowani i doświadczeni. Gdy już mieli rozpoczynać debatę, Reagan otrzymał instrukcję od Jamesa Bakera. Był to mały kawałek papieru z krótką radą: "Śmiej się po cichu", Carter odpowiadał na zadawane pytania perfekcyjnie, wtrącając negatywne uwagi pod adresem Reagana, który wydawał się być stroną przegrywającą. Rezultat był taki, że ludzie obserwujący debatę dostrzegli, iż Carter wbija szpilki swojemu rywalowi i że w pewnym momencie przeholował. Reagan popatrzył w górę, przechylił głowę jak mały chłopiec i ze spokojnym, młodzieńczym uśmiechem, wzruszając ramionami, powiedział: "I znowu zaczyna". Tym jednym mistrzowskim pociągnięciem pędzla Reagan namalował swój portret zwycięzcy. Następnego dnia dziennikarze cytowali to zdanie jako zwrotny punkt debaty. "I znowu zaczyna" nie przejdzie do historii, tak jak przemówienie z Gettysburga, ale otworzyło Popularnemu Reaganowi drogę do prezydenckiego fotela. Prezydent Popularny Ronald Reagan pojawił się na narodowej scenie tak, jakbyśmy go specjalnie wezwali. Mieliśmy za sobą próby z Silnym Nixonem, Spokojnym Fordem i Perfekcyjnym Carterem i gdy oni się nie sprawdzili, sięgnęliśmy po prezydenta Popularnego, by był gwiazdą w programie "Dzień dobry, Ameryko". Obserwowaliśmy "Tragedię Watergate" z szekspirowskim bohaterem, Królem Richardem, człowiekiem o genialnym umyśle naznaczonym tragizmem. Potem była pozbawiona fabuły pantomima Teatru Forda. Wprawił nas w przygnębienie głęboki dramat Pana Szarego Człowieka noszącego swoją walizkę i udającego się do Camp David, a w przerwach dostawaliśmy mdłości od całych worków ziemnych orzeszków. Byliśmy gotowi do przyjęcia gwiazdy wiedzącej, że potrafi nas poprowadzić. Chcieliśmy, by objął rządy prezydent Popularny i pomógł nam znowu się uśmiechać. Jak napisał dziennikarz George Will w książce "The New Season": "Narodowi potrzebne było to, co on mógł dać - pewność i poczucie, że rząd potrafi podejmować decyzje". Ronald Reagan, prezydent Popularny, posiadał wiele oczywistych mocnych stron przywódcy, których ludzie oczekiwali, ale liderzy obu partii wiązali z nim nadzieje nie do zrealizowania i byli oszołomieni, gdy się potknął. Na początku nikt nie spodziewał się, że jego występ będzie trwał osiem lat, ale mimo konfliktów dodawanych do narastającej niepewności Ronald Reagan grał przed rozradowaną publicznością przy nieprzerwanym aplauzie. Recesja zamieniła się w ożywienie, a federalny deficyt krążył niczym bezzębny smok, nigdy nie doprowadzając do osłabienia narodowego ducha. Iran i Nikaragua wydawały się zbyt odległe, by mogły być prawdziwe, a jeśli miałby się pojawić jakiś problem, to nowy aktor, Pułkownik Oliver North ze swoją odwagą i ujmującym uśmiechem na pewno by nad nim zapanował. Nawet wieczne sowieckie czarne charaktery odłożyły na bok swoje peleryny i sztylety wobec pokojowej polityki Reagana opartej na sile. Krajowe media nie bardzo wierzyły, że to się uda, ale udało się. W końcu Sowieci przysłali towarzyskiego Gorbaczowa z dobrze ubraną żoną, Raisą, by zagrał rolę Międzynarodowego Człowieka Pokoju i Człowieka Roku magazynu "Time", ale to wszystko stworzył Reagan. Spektakl nie tylko toczył się według scenariusza Reagana - on i Nancy dobrze grali swoje role i wnieśli trochę blasku i świetności Hollywoodu na szarą scenę Waszyngtonu. Usadowili się na tle iskrzących dekoracji i dbali, by wybuchały fajerwerki, falowały flagi i balony unosiły się w podmuchach wiatru. Maszerowali z barwnie ubranymi orkiestrami, płakali przy dźwiękach pieśni żałobnych, tańczyli walca w rytm ekskluzywnej orkiestry Lestera Lanina. Francis X. Clives, piszący dla "New York Times", chwalił Reagana za umiejętność tworzenia dla siebie atrakcyjnej oprawy. Biurko w Owalnym Gabinecie zamienił dla świata w miejsce równie dramatyczne jak plaże inwazyjne w Normandii, w sceną do kreowania prezydenckiej postaci, o którą starannie dbali doradcy i którą instynktownie grał sam pan Reagan. Zdobywanie serc i budowanie zaufania Podobnie jak Roosevelt, Reagan był w dostatecznym stopniu Popularnym, by zdobyć nasze serca i dać nam nadzieję na przyszłość. I jak dodał Clives: "Obecnie Reagan znów gra na swoich niewątpliwych mocnych stronach: umiejętności apelowania do narodowego idealizmu i upraszczania rządowych zawiłości".(1) Wiliam Rusher, wydawca "The National Review", komentując umiejętności Reagana powiedział: "Niczym doświadczony bokser, Reagan przeszedł do ataku, zadawał celne ciosy, cofał się, zmienił wagę, sparował ciosy i znów zaatakował. Doszedłem do wniosku, że oglądałem zawodnika, który lubił walczyć, dokładnie wiedział, czego chciał, i zależało mu na zdobyciu tego na dłużej. Konserwatyzm, przynajmniej mnie się tak wydaje, nigdy nie miał lepszego championa w Białym Domu, ale w świetle różnic politycznych byłoby niezwykłe, jeśli w ogóle możliwe, żeby powtórnie był takim szczęściarzem".(2) Jako przywódca wojskowy, nasz prezydent wysłał żołnierzy do mistycznego, maleńkiego kraju o nazwie Grenada, zgładził złych ludzi i okazał się bohaterem. Prezydent Reagan, jak wszyscy Popularni, uwielbiał światła rampy i potrafił jakiś zwykły tekst zamienić w poruszający monolog. Po przejściu przez rządy prezydentów Silnych, Spokojnych i Perfekcyjnych społeczeństwo było gotowe na przyjazd na koniu mężczyzny z reklamy Marlboro, który opowiedział kilka nieprawdopodobnych historyjek i na naszych oczach przemienił się w prezydenta Popularnego. Gdy szczęśliwi siedzieliśmy na widowni, nasz prezydent zagrał cały wachlarz ról. W dowód uznania dla przywódczych umiejętności został uznany za "stuprocentowego amerykańskiego chłopca". "Newsweek" napisał: "Ma dużo zmarszczek wokół oczu, różowe policzki i dużo ciepła - potrafi dać się lubić, dzięki czemu Reagan został uznany za sympatycznego faceta w 53 z 54 swoich filmowych ról i od tamtej pory jego wrogowie zostali rozbrojeni. Jego publiczny wizerunek wprawdzie nie przypomina Supermana, ale to przyzwoity facet, który twardo stoi na ziemi, chociaż czasem nogi mu się plączą. Nawet zaawansowany wiek pracował na jego korzyść, plasując go jakoś ponad ambicjami. "Ma wysoki współczynnik IQ - powiedział jeden z jego menedżerów. - Ludzie lubią go i ufają mu, a reszta jest nieważna. Ma to Clint Eastwood i Walter Cronkite, miał John Wayne. Ma również Ronald Reagan".(3) W artykule nazwano go również: "nie tracącym kontenansu niedzisiejszym reliktem - cofnięciem się do amerykańskiego ducha nieograniczonych możliwości i czarno-białej prostoty przeszłości, wznowieniem filmu Mr Smith Goes to Washington.... (Pan Smith udaje się do Waszyngtonu)". Prezydent Popularny zamienił swój wizerunek amerykańskiego chłopca na aureolę bohatera i spowodował, że każdy czuł się "mocno w siodle". Jak powiedział pisarz Lance Morrow: "Dostarczał Ameryce bohaterów - bohaterów w galerii, gdy wygłaszał orędzia o stanie państwa, bohaterów z Olimpiady. bohaterów ze starych filmów, gdy w politycznych wystąpieniach cytował Johna Wayne'a i Gary Coopera. Sympatyczny styl bycia - był miłym, normalnym człowiekiem - jakby wykraczał poza jego politykę, uodporniał go na trujące implikacje niektórych z jego własnych opinii. Amerykanie zareagowali na jego siłę i czystość charakteru, na przewidywalność jego postanowień..." "Zrobił fantastyczną karierę dzięki temu, że był niedoceniony. Krytycy dość lekceważąco orzekli, że aktor wchodząc do polityki bierze na swoją głowę zbyt dużo, puszcza się na głębsze zawodowe wody niż powinien. Dla polityków aktor był zawodnikiem wagi lekkiej, co może świadczyć o ich ograniczonej świadomości. Gdyby wykazali większą ostrożność lub potraktowali Reagana poważniej, to może by dostrzegli, że aktorski talent zastosowany w polityce może mieć daleko idące konsekwencje..." "Ale Reaganowi niezmiennie towarzyszyła opinia, że jest sympatyczny i przeciętny".(4) Magia Reagana Nasz Popularny prezydent nie tylko był typowym amerykańskim "sympatycznym i przeciętnym chłopcem" wznoszącym się ponad przyziemne problemy życia, ale był również magikiem. Określenie "magia Reagana" było powszechnie używane od samego początku sprawowania przez niego urzędu i oznaczało dwie rzeczy. Pierwszą była charyzma, dzięki której przyciągał ludzi jak magnes. Drugą było to, że potrafił machnąć swoją czarodziejską różdżką, gdy wplątywał się w niezręczne sytuacje, które przytłoczyłyby Forda i zmusiły Cartera do sięgnięcia po valium, i wychodził z nich świeży i zwycięski. Morrow napisał: "Tajemnica magii tkwi w zręczności rąk, czasem to widzisz, czasem nie. Ronald Reagan jest czymś w rodzaju arcydzieła amerykańskiej magii - na pozór jedna z najprostszych, najmniej skomplikowanych istot ludzkich, a jednak osobowość o bogatej treści, o zawiłościach charakteru, które łączą go z legendami i potęgą kraju w bezprecedensową całość".(5) Nawet gdy krytycy proklamowali upadek i odejście Reagana, magiczne działanie potrafiło zmienić jego obraz w oczach społeczeństwa. Hugh Sidey nazwał go "wielkim Houdinim amerykańskiej polityki ... wypatrującym tęczy tuż nad burzowymi chmurami, które ciągle grożą, ale jeszcze nie doprowadziły go do upadku".(6) Gdy "Time" postawił pytanie, czy Reagan byłby w stanie stanąć na nogi po jakimś szczególnym kryzysie, pewien człowiek z Bombaju w liście do redakcji napisał: "Mimo niepokojącego szaleństwa prezydent Reagan jest na dobrej drodze do odzyskania publicznego zaufania. Zawsze poradzi sobie z trudnościami, bo jest najlepszy. Głowa państwa może mieć wszystkie atrybuty przywódcy, ale bez charyzmy nie zdobędzie wpływu. Nawet najwięksi krytycy Reagana muszą przyznać, że bez względu na atrybuty, jakie ma lub jakich mu brakuje, ma ten niezbędny magnetyczny urok".(7) Dzięki magnetycznej sile i magicznemu działaniu Reagan stworzył postać przywódcy, na którą składało się wszystko, co było najlepsze w Roosevelcie i Kennedym, bez negatywnych agresywnych cech, które czasem osłabiały ich urok. Obok cech Popularnego u Reagana dodatkowo przebijały cechy Spokojnego, które powodowały, że nie był ani zbyt pochopny, ani zbyt napięty. Pisarz Pat Buchanan, były dyrektor prasowy Białego Domu, w książce Right from the Beginning (Od samego początku) napisał: "Ronald Reagan należał i należy do najprzyzwoitszych i najbardziej miłosiernych ludzi, jacy kiedykolwiek zajmowali wysokie stanowiska, a praca dla tego autentycznie kochanego człowieka i z nim jest czystą przyjemnością". Inny komentator powiedział: "On jest najmniej neurotycznym prezydentem, jakiego kiedykolwiek mieliśmy". Niektórzy uważali nawet, że Reagan jest tak swobodny i zrelaksowany, iż sprawia wrażenie "niezaangażowanego". Szczęśliwy Irlandczyk Ponieważ media najprawdopodobniej nie poświęciły zbyt wiele czasu na zapoznanie się z koncepcją Hipokratesa na temat czterech podstawowych temperamentów, więc nigdy nie potrafią pojąć, dlaczego polityczny przywódca odnosi sukcesy albo doznaje porażki w jakiejś dziedzinie. My jednak, którzy rozumiemy różne osobowości, nie musimy szukać wytłumaczenia tego faktu. Wiemy, że Popularni mają urok, styl i poczucie humoru, ale są słabi jeśli chodzi o pamięć, znajomość faktów i szczegółów. Spokojni promieniują niezakłóconym spokojem i uprzejmością, z wyjątkiem okresów uporu i nieprzystępności, gdy podmiot jest nudny i ponury. Ta charakterystyka doskonale pasuje do Ronalda Reagana. Ponieważ znamy mocne i słabe strony każdej osobowości, magnetyzm Reagana nie zaskakuje nas tak, jak innych. "Newsweek" chwalił: "Może za mocne byłoby powiedzenie, że Reagan w ciągu swoich pierwszych 45 miesięcy urzędowania stworzył prezydenturę, ale bezsprzecznie pobudził ją do życia". "Aureola przywódcy jest najznamienitszym osiągnięciem Reagana w pierwszym okresie... Zademonstrował mistrzostwo krasomówcze, w czasach współczesnych porównywalne jedynie z umiejętnościami Roosevelta".(8) Tak, Ronald Reagan był absolutnie amerykańskim chłopcem, bohaterem wynoszonym ponad przeciętność, magiem, przywódcą o niewytłumaczalnym uroku. Chociaż robił błędy, ludzie wystarczająco go kochali, by mu wybaczać. "To uwolnienie od wszystkich zwykłych zasad polityki - teflonowy współczynnik - jest największą tajemnicą sukcesu Ronalda Reagana".(9) Inną rolą, którą Reagan grał z łatwością, była rola szczęśliwego Irlandczyka. Pisujący dla tygodnika "Newsweek" Tom Morganthau częściowo przypisywał powodzenie Reagana temu, że znalazł się na właściwym miejscu we właściwym czasie i chwycił sens "głębokiej narodowej potrzeby ponownego uwierzenia w siebie. Reagan miał szczęście obejmując urząd po czterech prezydentach, którzy się nie sprawdzili, i 16 latach narodowych upokorzeń - po Wietnamie, Watergate, arabskim embargo na ropę naftową i Iranie".(10) Irlandzkie szczęście Reagana przyniosło mu powodzenie przed widownią desperacko poszukującą przywódcy, którego można by podziwiać. Król Ronald Było jeszcze coś więcej. Chociaż wygraliśmy wojnę o niepodległość i wydostaliśmy się z jarzma królewskiego panowania, to przez dwa wieki brakowało nam przepychu i ceremoniału monarchii oraz spokojnego poczucia przeznaczenia przesądzonego przez jakieś boskie mianowanie. Sama też zawsze chciałam być królową i przez wszystkie lata, kiedy studiowałam prezydenckie osobowości, nie znalazłam, może z wyjątkiem krótkiego spektaklu "Camelot", ani jednego wśród naszych demokratycznie wybranych przywódców, który by do królewskiej roli pasował tak dobrze jak Reagan. W czasie drugiej nominacji Reagana Richard Moose, który był sekretarzem stanu i zajmował się sprawami Afryki w administracji Cartera, napisał z Londynu, że Republikanie powinni mianować Reagana królem Stanów Zjednoczonych. "Oczywiste jest, że pan Reagan posiada wiele cech nowoczesnego konstytucyjnego monarchy. On faktycznie potrafi zagrać każdą rolę ... Pomyślcie również o królewskich obowiązkach, które pan Reagan już tak dobrze opanował. W całych Stanach Zjednoczonych nie ma bardziej odpowiedniej osoby, która mogłaby otworzyć Olimpiadę, złożyć gratulacje Astronaucie Tygodnia lub dopełnić innego, nie wywołującego kontrowersji, ale znaczącego narodowego rytuału. Podsumowując, pan Reagan autentycznie jest postacią jednoczącą".(11) Najbardziej rzucającą się w oczy cechą Popularnych jest ich poczucie humoru i umiejętność zamienienia zwykłego wydarzenia z życia w komediową sytuację i właśnie ten rodzaj humoru znakomicie serwował Reagan. Sam Donaldson w książce Hold On, Mr. President (Niech Pan się trzyma, Panie Prezydencie) uznał, że Reagan potrafi być zabawny: "W 1984 roku powiedziałem mu: "(Walter Mondale) mówił, że jest pan intelektualnie leniwy i zapominalski. Powiedział również, że sprawuje pan przywództwo przez amnezję". Reagan dorósł do sytuacji: "Jestem zdziwiony, że on wiedział, co to słowo oznacza"". Ulubiona przez Donaldsona uwaga Reagana na temat Mondale'a powstała, gdy reporterka NBC, Andrea Mitchell zapytała: "A co pan sądzi o obciążeniach Mondale'a?" "Powinien je zapłacić" - odpowiedział prezydent.(12) Dziennikarz James Reston, pisząc o wyborach w 1984 roku, napisał o Reaganie: "Jest jedynym facetem w tym wyścigu do prezydentury obdarzonym poczuciem humoru. Wszystkie swoje wady obraca na własną korzyść i śmieje się nawet ze swojego podeszłego wieku". "Któregoś dnia przemawiając na zjeździe starych dziwaków powiedział (a obecnie jest najstarszym prezydentem w historii republiki), że nadal jest tak aktywny, że zamierza w tym roku "przeprowadzić kampanię we wszystkich 13 stanach"".(13) Pozwólmy Reaganowi być Reaganem Gdy Reagan występował w kampanii wyborczej przeciwko Walterowi Mondalemu, skrupulatnemu Perfekcyjnemu, któremu włosy nigdy nie rozwichrzyły się na wietrze, grał rolę księcia wobec ubogiego Waltera. Murray Kempton, dziennikarz tygodnika "Newsweek", opisał ich obu tak: "Świeca Mondale'a emituje ledwo widoczny blask, ale można mieć pewność, że gdyby nawet zapłonęła wysokim płomieniem, blask światła Reagana i tak by ją zaćmił. Jest tak dlatego, że Reagan jest artystą, a Mandale nie różni się niczym od nas wszystkich". Chociaż ocena Kemptona wydawała się podczas wyborów w 1984 roku dość powszechna, zaangażowanych było wielu ludzi, którzy, jak większość z nas czasem odczuwała, mieli chęć na dopasowywanie kandydatów do wizerunku wymyślonego przez "ekspertów". Oczywiście ten, kto zna się na osobowościach, wie, że każdy funkcjonuje lepiej, gdy jest naturalny. Wiemy, że odgrywając rolę Boga w stosunku do osobowości innych ludzi możemy zmienić ich zachowanie, ale co wtedy otrzymamy? Mieszańca, sztuczną osobowość zmuszoną do funkcjonowania w oparciu o swoje słabe strony zamiast mocnych. To trochę przypomina skrzyżowanie sznaucera z pudlem. Miłe zwierzątko, ale czym ono właściwie jest? Animatorzy politycznej sceny nie zawsze to rozumieją i często mają na sumieniu próby dopasowania sylwetki kandydata do obrazu, który powstał w ich wyobraźni. Powinni pamiętać, że każda osobowość ma mocne i słabe strony i idealna byłaby sytuacja, gdyby nasi przywódcy mieli możliwość funkcjonowania w oparciu o własne mocne strony, a nie słabe. Do czasu debaty Reagana z Walterem Mondalem w 1984 roku popularność prezydenta była wysoka. Dzięki codziennym doświadczeniom zdobył odpowiednią wiedzę, a jego pewność siebie osiągnęła szczyt. Mondale, który był Perfekcyjnym wiceprezydentem w rządzie Cartera, znał wszelkie daty, liczby i miejsca, ale niewiele miał czaru i uroku. W dniu debaty byłam nastawiona, że Reagan opowie kilka historyjek, poprawnie odpowie na zadane mu pytania i wyjdzie z tego jako zwycięzca. Ale mając na względzie przegraną Nixona w 1960 roku z powodu wyglądu i wygraną Reagana w 1980 roku dzięki zwrotowi "I znowu zaczyna", wiedziałam, że wszystko może się zdarzyć. I zdarzyło się. Wszyscy oczekiwaliśmy ataku Mondale'a na Reagana i ruszenia z jego "koszącym podejściem do problemów", którego użył na początku kampanii do "wykoszenia" Garry'ego Harta, kandydata Demokratów. Zamiast tego Mondale zachowywał się uprzejmie, a nawet próbował opowiedzieć jakiś żart. Uśmiechał się w nietypowy dla siebie sposób i był dziwnie swobodny. Nie wydzierał się, nie oskarżał ani nie walczył, nie był sobą. A co można powiedzieć o Wielkim Mówcy, który był naturalny przed kamerami, zawsze był na scenie, nigdy nie zastanawiał się nad udzieleniem odpowiedzi na trudne pytanie i dodaniem stosownej anegdoty? Pojawił się bez swojej zwykłej pewności siebie, potykał się w odpowiedziach i robił wrażenie, że zostawił w domu nieodstępny pamięciowy notes z żartami. "Newsweek" nazwał później te chwile milczenia Reagana "bolesnymi przerwami, w których wydawało się, że Reagan szuka czegoś w swoim mózgu i stwierdza, że jest pusty". On "szukał po omacku słów i cyfr, wytężał się, by uporządkować składnię i myśli, ujawniając - lub robiąc wrażenie, że ujawnia - każdy rok z jego 73 lat. Następnego dnia były komentarze od "Czy on nie jest zachwycający" do "Czy on nie jest zniedołężniały?" Jak szybko jedno pojawienie się w telewizji może zmienić opinię! Co się stało? Dlaczego tego wieczoru żaden z kandydatów nie był sobą? Moje osobiste przypuszczenia były takie, że obaj zostali przygotowani, by być podobnym do drugiego. Myślę, że ktoś musiał powiedzieć Mondalemu: "Jesteś zbyt toporny, masz podkrążone oczy, sztywny kark i żadnego poczucia humoru. Dlaczego nie możesz być miły jak Ronie, opowiedzieć kilka historyjek, dużo się uśmiechać i odprężyć się? Nie bądź sobą, bądź podobny do niego". Przypuszczam, że z drugiej strony ktoś powiedział prezydentowi: "Media przekonują, że lekko traktujesz każdy temat. Jesteś prezydentem już prawie cztery lata i oni oczekują, że znasz każdą sprawę w najdrobniejszych szczegółach. Przygotowaliśmy dla ciebie notatki. Zawierają wszystkie fakty od prezydentury Eisenhowera do dzisiaj, które powinieneś znać. Te wydrukowane na czarno to informacje ogólnie dostępne, te drukowane na czerwono to informacje nie publikowane. Nie dyskutuj na te tematy pod żadnym pozorem, nawet gdybyś był prowokowany. Te wydrukowane na niebiesko to tematy obojętne. Okaż im uznanie, patrz skromnie w dół, pochyl głowę. Nie powinieneś być sobą, musisz być jak Mondale". Wyobraziłam sobie Mondale'a ćwiczącego opowiadanie żartów i usiłującego zmienić swoją osobowość, podczas gdy Reagan siedział samotnie zamknięty w szafie i uczył się na pamięć szczegółów. Perfekcyjny kandydat na prezydenta usiłował przywdziać maskę Popularnego, która do niego nie pasowała i dlatego zachowywał się sztucznie, a Popularnemu prezydentowi powiedziano, by odrzucił to, co przyniosło mu popularność, i nałożył perfekcyjną maskę eksperta. Jeśli moje przypuszczenia były bliskie prawdy, to nic dziwnego, że żaden nie wyglądał naturalnie. Reagan nagle nie zniedołężniał; po prostu był człowiekiem przeładowanym faktami i liczbami. Gdy zadawano mu pytanie, nie mógł odpowiedzieć w ulubiony sposób - anegdotą. Musiał nad nim pomyśleć i szukać po omacku odpowiedzi. Nie był tym Ronaldem Reaganem, którego kochała Ameryka. Jeszcze w tym samym tygodniu użyłam tego małego scenariusza jako humorystycznego przykładu ilustrującego, jak sztuczni możemy wydawać się innym, gdy nakładamy maskę kogoś, kim nie możemy być. Gazety opisywały, przez jakie intensywne przygotowania przeszedł każdy z kandydatów, a ja pochłaniałam każdy artykuł na ten temat i byłam zachwycona, że moje przypuszczenia były tak bliskie prawdy. To nie było tak, że miałam jakieś poufne informacje, ale znałam ich podstawowe osobowości i potrafiłam dostrzec, że tego wieczoru nie byli sobą. Faktem jest, że doradcy Mondale'a poświęcili pełne osiem dni na przygotowania i przedstawili mu dwa grube bruliony. Jeden zawierał streszczenia czterdziestu pięciu ważnych tematów, a drugi zawierał odpowiedzi na 21 pytań, które mogły być zadane. Jego pisarze zestawili to, co prawdopodobnie powie Reagan i co powinien powiedzieć Mondale i oczywiście to drugie miało być lepsze. Gdy Patrick Caddell, doradca Mondale'a, przeczytał ten materiał, odniósł wrażenie, że hipotetyczne odpowiedzi Reagana napisane przez ludzi Mondale'a są lepsze niż prawidłowe odpowiedzi Mondale'a, i opracował nową procedurę dla odmienionego Mondale'a; zaplanował podstępny atak w miejscu, w którym się tego nie spodziewano. Caddell wymyślił podejście w białych rękawiczkach. Zamiast dobijać Reagana obfitością faktów, w czym zawarte było ryzyko sprowokowania ponownego wybuchu jego popularności, Mondale miał go traktować uprzejmie jak zasłużonego starszego pana, który dobrze służył ojczyźnie i dla własnego dobra powinien już iść na emeryturę - "coś w rodzaju wzięcie dziadka w ramiona i delikatne odsunięcie go na bok". "Newsweek" tak podsumował ten plan: "Prezydent byłby przygotowany na udzielanie odpowiedzi Walczącemu Fritzowi, a zamiast tego znalazłby się twarzą w twarz z Fritzem Gentlemanem - istotą pełną szacunku, chwalącym go za szczerość, okazującym uznanie, wykazującym honorowe intencje i podkreślającym jego osiągnięcia w odbudowie ekonomii i narodowego ducha". Ze względu na brak lepszego pomysłu, doradcy oparli się na sugestiach Caddella. Mondale miał wyglądać na męskiego i silnego z nadzieją, że Reagan będzie wyglądał na starszego i zakłopotanego. Na podium miała być położona biała kartka papieru odbijająca światło, które miało oświetlić twarz Mondale'a i rozjaśnić podkrążone oczy. Kolejny element taktyki wymyślonej przez Caddella zakładał, że Mondale będzie odwracał głowę od Reagana i mówił cicho, żeby ludzie widzieli, że prezydent nie dosłyszy. Ale Mondale, człowiek uczciwy, odmówił udziału w tej grze. Nikt nie mógł nic wiedzieć o nowym Fritzu, ponieważ zaskoczenie było warunkiem powodzenia. Caddell zaproponował "pantomimę podstępu... - strategia musi być chroniona przez straż przyboczną kłamstw". To samo działo się w obozie Reagana. Ludzie odpowiedzialni za kampanię nie mieli ochoty pozwolić mu na zbyt wiele swobody, by mógł wejść do studia i dostać skrzydeł. Jeden z doradców, melancholik, napisał hipotetyczny scenariusz, według którego Mondale mógł zwyciężyć, gdyby Reagan nie dostosował się i nie potraktował debaty poważnie. Oczywiście ten doradca nie rozumiał osobowości Popularnego, którą niepomyślne okoliczności mogą zniszczyć. Już jako dziecko Popularny, kochająca radość beztroska natura, jest jedyną osobowością, której nie da się dyscyplinować groźbami zakazów. Inni mogą na nie reagować, ale dla Popularnych, niezależnie od wieku, motywacją są efekty pozytywne - "Czy to nie będzie zabawne, jeśli...?" lub "Wygrasz, jeżeli..." albo "Wyglądasz młodziej niż wyglądałeś cztery lata temu..." Komplementy są pokarmem Popularnych; zaufanie własnej grupy czyni z nich wielkich przywódców, a aplauz tłumów, sprawia im radość. Czy pamiętasz jak Roosevelt, chory i rzeczywiście bliski śmierci, ożywił się i zyskał na zdrowiu, gdy przystąpił do wyborów w swojej czwartej kampanii prezydenckiej? Popularnym i Silnym ludzie przysparzają sił, natomiast Spokojnych i Perfekcyjnych tłum paraliżuje. Traktowanie Reagana jak manekina, mówienie o wszystkim najgorszym, co się może zdarzyć, i instruowanie, by był kimś, kim być nie mógł, zniechęciło go i sprawiło, że znienawidził myśl o debacie, na którą oczekiwał z optymizmem z uwagi na własne sukcesy z przeszłości i wrodzone wyczucie kamery. William Buckley, kwintesencja dyskutanta, powiedział o umiejętnościach Reagana tak: "Ci, którzy mają wątpliwości, czy Ronald Reagan jest skutecznym partnerem w dyskusji, powinni z nim podyskutować. Ja raz to zrobiłem - na temat traktatu w sprawie Kanału Panamskiego. Był pomysłowy, zabawny, przebiegły i elokwentny". Pozostawiony swym umiejętnościom, Reagan mógł być świetnym dyskutantem. Jego pomocnicy o mało nie popełnili fatalnego błędu. Oczywiście ludzie, którzy usiłowali zrobić z niego perfekcjonistę, sami byli Perfekcyjnymi. "Newsweek" nazwał ich "osobnikami o wysokim ilorazie inteligencji, którzy się tego nie wstydzą". Napisano, że Reagan, jak wszyscy Popularni, czuł się "niewygodnie w towarzystwie intelektualistów, a już na pewno w towarzystwie tych, w stosunku do których przeczuwał, że w każdej sytuacji będą podkreślali własne lub pomniejszali jego kwalifikacje intelektualne... Oni onieśmielali Reagana swoim zachowaniem". Ta grupa uważała, że Reagan stał się miękki i nie ma instynktu zabójcy, więc organizowała debaty pozorowane, w których w roli Mondale'a występował David Stockman. "Newsweek" napisał: "Stockman zaatakował go totalnie - zasypał faktami, liczbami i zarzutami w takim stopniu, że prezydent stracił cierpliwość, wpadł w złość i w końcu, jak niektórzy sądzili, stracił wiarę w siebie". Jego doradcy, nie rozumiejąc różnic między osobowościami, usiłowali przerobić Popularnego na Perfekcyjnego - na własne podobieństwo. Robiąc to, pozbawili go naturalnych mocnych stron, zmusili do nałożenia obcej maski i funkcjonowania w oparciu o słabe strony. Jak wielu z nas postępuje w ten sposób w stosunku do innych? Jak często oczekujemy, że inni będą postępowali w taki sam sposób jak my i gdy tak się nie dzieje, próbujemy ich zmienić? Zmuszamy ich do nałożenia masek i chodzenia po powierzchni morza własnych słabych stron. Oglądając debatę ujrzeliśmy Mondale'a, który usiłował być zabawny i Reagana, autentycznie zabawnego człowieka błądzącego po omacku wśród faktów. Żaden z nich nie był naturalny. Jako widzowie czuliśmy się wszyscy nieswojo i teraz wiemy, dlaczego. Tak jak powiedział senator Paul Laxalt, doradcy organizujący kampanię wyborczą powinni "pozwolić Reaganowi być Reaganem". Opowiadanie historyjek i personalizacja problemów Mimo niepowodzenia w debacie, Reagan wygrał drugie wybory i zwycięstwo dodało sił jemu i nam, gdy przygotowywaliśmy się do następnych czterech lat jego działalności na politycznej scenie - rzetelnej i pełnej humoru. Słyszano, jak w swoje siedemdziesiąte piąte urodziny powiedział: "Kręcę się już tutaj trochę. Pamiętam, jak załamała się jakaś gorąca sprawa i wpadli dziennikarze wrzeszcząc: "Przestańcie oszukiwać!"" Na przyjęciu z okazji 150 rocznicy utworzenia stanu Teksas zażartował: "Zawsze jestem szczęśliwy, gdy jestem w miejscach dwa razy starszych ode mnie". Przemawiając na Florydzie, zaczął tak: "Ponce de Leon poszukiwał źródła młodości. Na wypadek, gdyby je znalazł, kupiłem dzbanek-termos". Reagan wykorzystywał żarty dla zabawy, rozładowania napięcia i rozluźnienia samego siebie. Kiedyś roześmiał się pierwszy w odpowiedzi na swoje przemówienie, był zrelaksowany. Często odrywał się od tekstu przemówienia, by wtrącić jakąś historyjkę. Przemawiając na brzegu Jeziora Michigan, zaimprowizował: "Pobyt tutaj, nad jeziorem, przypomina mi pewną historię - gdy będziecie w moim wieku, wszystko będzie wam przypominało jakieś historie". Opowiadał dowcipy nawet na poważnych spotkaniach. Niektórzy sądzili, że robił tak, by unikać konfrontacji i rozproszyć opozycję. Pasjonowało go zbieranie i opowiadanie rosyjskich dowcipów. Jednym z ulubionych był ten: "Do urzędu wchodzi mężczyzna, kładzie pieniądze i zostaje poinformowany, że może odebrać samochód dokładnie za dziesięć lat. "Rano czy po południu" - pyta kupujący. "Za dziesięć lat od dzisiaj, jaka to różnica?" - odpowiada urzędnik. "Chodzi o to - mówi nabywca samochodu - że rano ma przyjść hydraulik"".(14) Poza poczuciem humoru Reagan miał niezwykłą umiejętność personalizacji polityki. Potrafił wziąć skomplikowaną sprawę i przybliżyć ją tworząc takie personalne analogie, by społeczeństwo mogło ją zrozumieć. Roger Rosenblatt piszący w "Time" wyjaśnił to następująco: "W lesie skomplikowanych spraw Reagan lubi wskazywać na drzewa, na jednostki..." "Przypomnij sobie wszystko, co wiesz o Ronaldzie Reaganie - prawie zawsze na obrazie będzie jakaś inna osoba. Początkowo ty byłeś tą osobą, tym pojedynczym drzewem do którego, z zaskakującym wynikiem, zwrócił się z pytaniem podczas prezydenckiej debaty w 1980 roku: "Czy powodzi ci się lepiej niż cztery lata temu?" Od sześciu lat niezmiennie jesteś przedmiotem zainteresowania prezydenta. Niezmiennie zwraca się do ciebie w cotygodniowych wystąpieniach radiowych i telewizyjnych, tworząc atmosferę zażyłości swoim wyglądem i głosem, do której telewizja, ze swoim krajowym zasięgiem, pozostaje w poważnej sprzeczności..." "Wielka Brytania jest sprzymierzeńcem Ameryki, ale ta abstrakcyjna umowa została wprowadzona w życie przez personalizację, przez przyjaźń i ideologiczne braterstwo Reagana i Margaret Thatcher. Libia jest wrogiem Ameryki, ale ta wrogość nabiera blasku wskutek osobistego wrogiego nastawienia pomiędzy Ronaldem Reaganem i Muammarem Kaddafim. Jeśli znaczenie amerykańskiej inicjatywy wymaga poparcia, Reagan skieruje reflektory na Matkę Hale z Harlemu, tak jak to zrobił wygłaszając orędzie o stanie państwa w 1985 roku, wynosząc jedną kobietę do symbolu teorii ekonomicznych i społecznych. Jeśli trzeba uhonorować bohaterstwo wojenne, na stopniach Białego Domu obok prezydenta będzie stał jeden weteran, tworząc żywy obraz, który - nawet jeśli nie jest zbyt precyzyjny - mówi sam za siebie..." "Wydaje się, że Reagan całym sercem wierzy, że jednostki i historie jednostek są kluczem do ogólnej prawdy".(15) Ponieważ był aktorem, to na wszystko, co robił i mówił, prasa patrzyła jak na grę. Sądzę, że gdyby był lekarzem, dziennikarze do opisywania go używaliby terminów medycznych, a gdyby był generałem jak Ike - terminów wojskowych. Ale Reagan był aktorem i media uwielbiały pisać recenzje jego ról. Gdy Reagan zagrał dobrze z Gorbaczowem na Szczycie Genewskim, Thomas Griffith napisał: "Przez długi czas prasa uznawała aktorską karierę Reagana za słabe przygotowanie do prezydenckiego urzędu, ale z pewnością Reagan nauczył się w Hollywood jednej wartościowej rzeczy: jak dostosować się do roli i grać ją konsekwentnie, nawet jeśli kręcenie filmu trwa kilka tygodni".(16) W marcu 1987 roku prezydent "wystąpił" na konferencji prasowej i udzielił "dobrze przygotowanych odpowiedzi". George Church napisał w "Time": "Jeśli potraktuje się to jako teatr, to przedstawienie było efektowne, wykalkulowane, by wywrzeć wrażenie, że prezydent fizycznie i psychicznie uwolnił się od chandry wywołanej przez Iranscam i znów objął rządy".(17) Gdy zarzucono mu niewłaściwą politykę, zachowując zgodność z typem swojej osobowości Reagan pozostał "uparty i nieugięty, wierzący i optymistyczny i odmówił zachowywania urazy... Wzywał naród do zapomnienia i zwrócenia się ku przyszłości. Drobiazgi będą potępione, pytania, na które nie padły odpowiedzi, zawieszone. Wielka inkwizycja Kongresu jest zakończona. Czy to znaczy, że już jest po wszystkim? "Tak - powiedział Reagan - jeśli chodzi o publiczność, to tak". Reagan potrafił odczytać intencje amerykańskiej publiczności lepiej niż którykolwiek inny polityk tej dekady".(18) Wielki Mówca Ku niezadowoleniu przeciwników gromadzone przez lata doświadczenie aktorskie, wrodzone poczucie humoru, szybka orientacja i szczera wiara we własne umiejętności przyczyniły się do nazwania Reagana Wielkim Mówcą. Potrafił przeciągać ludzi na swoją stronę w sposób tak czarujący, że sami zainteresowani nie wiedzieli o tym, dopóki nie usłyszeli siebie mówiących "tak". Niespodziewanie byli wżenieni w pomysł, który wcale nie musiał się im podobać, ale spacer do ołtarza był niezwykle przekonujący. W raporcie zamieszczonym we wrześniu 1987 roku w "Times-Mirror" elektorat został podzielony na jedenaście kategorii, którym nadano barwne nazwy, jak moraliści, optymiści, nielojalni i niezdecydowani biedni. Jednym z głównych wniosków wynikających z raportu było stwierdzenie, że Ronald Reagan dotarł do wszystkich wymienionych grup społecznych i zjednoczył ludzi, którzy go poparli, co nie znaczyło, że popierali partię Republikanów. Siłą przyciągającą był jego osobisty magnetyzm. Na zakończenie raport zawierał stwierdzenie: "Reagan z pewnością zasłużył sobie na sławę Wielkiego Mówcy dzięki wygłoszeniu czterech różnych apeli do czterech odrębnych grup - bez przeciwstawiania którejkolwiek z nich pozostałym. Temu wyczynowi niewątpliwie będzie trudno dorównać".(19) I rzeczywiście tak było! "Newsweek" okrzyknął Reagana "Mistrzem mediów" i zrelacjonował jego podróż do Irlandii, gdzie "zagrał swoją rolę jak profesjonalista, wychylając szklaneczkę z mieszkańcami Ballyporeen w pubie Johna i Mary O'Farrell i podkreślając swoje autentycznie skromne pochodzenie w autentycznie irlandzkim miasteczku. Wcześniej, po wylądowaniu na lotnisku Shannon powiedział, że przybył do Irlandii odnaleźć nie tylko własne korzenie, ale również korzenie Ameryki - fragment hiperboli, która musiała dolecieć prosto do co najmniej 40 milionów będących w kraju Amerykanów pochodzenia irlandzkiego. To było sensacyjne, czyste złoto w politycznej kasie, o jakim marzyli jego doradcy - i chcieli więcej".(20) I było więcej. W książce Right from the Beginning Patrick Buchanan podsumował sukcesy: "W listopadzie 1985 roku pojechaliśmy do Genewy na pierwsze spotkanie prezydenta z sekretarzem Gorbaczowem - prasa ostrzegała, że spotkanie może zostać rozbite, jeśli odmówimy kompromisu w kwestii obrony strategicznej. Prezydent odmówił i tryumfalnie wróciliśmy do domu." "W październiku 1986 pojechaliśmy do Rejkiawiku, gdzie prezydent rozegrał w burzliwe niedzielne popołudnie partię pokera o broń atomową. I gdy ze złością wyszedł z pokoju na pierwszym piętrze w Hofdi House, nie chcąc iść na ustępstwa wobec Michaiła Gorbaczowa w sprawie obrony strategicznej, uniknął pułapki rosyjskiego niedźwiedzia i wrócił do domu tryumfalnie witany - znowu wprawiając w zakłopotanie prasę, która już obarczyła go winą za niepowodzenie spotkania na szczycie". "Wskaźnik aprobaty dla Ronalda Reagana, który wynosił średnio 50 procent w lutym 1985 roku, wzrósł pod koniec 1986 roku do 70 procent - był to bezprecedensowy wyraz narodowego uznania dla prezydenta sprawującego urząd drugą kadencję". Akceptacja słabych stron Każdemu zestawowi mocnych stron towarzyszą słabe. U Silnych mocne strony przejawiają się wyraźnie i głośno, a słabości są równie łatwo zauważalne. Sposobem wyrażania mocnych stron Spokojnych jest cisza i stanowczość, a ich słabe strony nie rzucają się w oczy. Mocne strony Perfekcyjnych to głębia, siła intelektu i analityczny umysł, które, gdy doznają niepowodzenia, przeradzają się w depresję. Popularni, jak Reagan, mają przyciągającą, tryskającą optymizmem siłę, która jest widoczna. Uważają, że liczy się to, co jest na froncie. Popularni, jak utrzymują ich krytycy, nie mają głębi ani celów, nie przywiązują wagi do faktów i całkowicie lekceważą twarde realia życia. Ale Reagan zminimalizował swoje słabe strony i gdybyś go spytał, jak tego dokonał, opowiedziałby ci historię, która by cię o tym upewniła. Urok Popularnego umożliwiał mu przeforsowanie własnej polityki we wrogo nastawionym Kongresie, osiągnięcie, którego rezultatem była wielka obniżka stopy oprocentowania i na koniec zmniejszenie bezrobocia. W dziedzinie polityki zagranicznej widzieliśmy, jak oswobodził Grenadę i dał nauczkę Libii za akty terrorystyczne skierowane przeciwko Amerykanom. Jednak zgodnie ze skłonnościami Spokojnego Reagan często składał odpowiedzialność na innych i nie interesował się, tak jak powinien, co oni aktualnie robią. Podczas dochodzenia w sprawie Iranscam przedstawiono niezliczoną ilość wyjaśnień na temat zaangażowania Reagana w negocjacje w sprawie wymiany'zakładników za broń. Parodiując kluczowy zwrot z okresu Watergate, dowcipnisie pytali: "O czym prezydent zapomniał i kiedy zdecydował się o tym zapomnieć?" Myślące społeczeństwo było zaszokowane brakiem wiedzy Reagana na temat tego, co się działo, a Chuck Colson, były doradca Nixona, który z pewnością miał doświadczenie w tajnych operacjach, powiedział: "W Białym Domu Nixona nie można było podejmować żadnej decyzji dotyczącej polityki zagranicznej - nawet gdyby nie miała żadnego znaczenia - bez wiedzy prezydenta. Fakt, że polityka zagraniczna mogła być prowadzona z sutereny Białego Domu bez wiedzy prezydenta Reagana - odbiera mi w nocy sen".(21) Żadna z politycznych przepowiedni na temat Reagana, które przeczytałam, nie wiązała przewidywanego upadku z wrodzoną osobowością, szczególnie, że tak dobrze pasował do typowego wzorca osobowości Popularnego. Brent Scoweroft wyjaśnił, że pojęcie prezydenta o tym, co się działo "nie było dokładnym odzwierciedleniem realiów". W języku dyplomatycznym to znaczyło "on kłamał". Ale nawet później, gdy wyłożono przed nim jasno całą prawdę, Reagan nie mógł dostrzec, że zrobił coś źle. Jego klasyczne wyjaśnienie świetnie się nadawało do podręcznika historii napisanego dla Popularnych. "Kilka miesięcy temu powiedziałem amerykańskiemu społeczeństwu, że nie będę wymieniał broni za zakładników. Moje serce i najlepsze intencje mówią, że to jest nadal prawda, ale fakty i dowody świadczą, że tak nie jest". Mimo faktu, że przez całe miesiące prasa usiłowała przedstawić prezydenta Reagana jako kłamcę wobec narodu amerykańskiego, trzy główne dochodzenia w sprawie Iran-Contra dowiodły, że jest niewinny i nie zrobił niczego złego - i jako typowy Popularny znów stanął na nogi. Gdy prasa zastanawiała się, dlaczego prezydent często pozostawia szczegóły podległym pracownikom, nikt nie znalazł lepszego wyjaśnienia niż "taki jest jego styl kierowania". Nikt nie zdawał sobie sprawy, że on jest urodzonym optymistą i jego podejście do "szczęśliwych dni" pozwoliło mu zostać prezydentem. Nie był dziwny, nie był jedyną osobą tego rodzaju, jak usiłowała przedstawiać go prasa. Nie "wyszedł na lunch". Jako Popularny przyszedł, by wygrać. Od dziecka wiedział, że każdy chce żyć długo i szczęśliwie, i przez osiem lat dbał, by ten mały, migoczący płomyk nadziei żył w sercach amerykańskiego społeczeństwa. Reagan wiedział, że my, społeczeństwo, nie lubimy czarnych chmur i prawidłowo ocenił, że większość Amerykanów nie odróżnia Iranu od Iraku i może uznać kłamstwa Olivera Northa za patriotyczne. Wyczuł, że nie zmierzaliśmy do drugiego Watergate i dochodzenia prowadzonego przez świętoszkowatych senatorów i purytańskich oskarżycieli, z których wielu nie dotarłoby na szczyt, gdyby po drodze nie zawarło kompromisów w sprawie kilku norm. Reagan miał szósty zmysł i wyczuwał, czego sobie życzy społeczeństwo - co jest typowe dla Popularnych. On nie grał, dla niego "cały świat" był sceną. W Waszyngtonie Perfekcyjni mędrcy przypuszczali, że prezydent przez całą noc snuje plany i przyjdzie ze starannie wyrażonymi przeprosinami, ale on mocno spał, przekonany, że gdy otworzy usta, twórcze uzasadnienia w razie potrzeby popłyną bez wysiłku. Przecież do tej pory zawsze tak było. Ale gdy załamanie się rynku papierów wartościowych spowodowało Czarny Poniedziałek, gdy wydawało się, że kandydaci Reagana do Sądu Najwyższego wybierani są przez jakąś zwariowaną loterię, gdy Nancy przeszła operację z powodu raka piersi - nawet entuzjastyczny Ronnie miał trudności z odzyskaniem równowagi. Jako Popularny nie potrafił stawić czoła życiu, gdy przestawało być zabawne, a dodatek Spokojnego, jakim naznaczona była jego osobowość, odrzucał udział w konfrontacji. Podczas gdy ludzie czekali na sygnał od niego, że ze światem wszystko jest w porządku, siedział w swoim pokoju. Niespodziewanie Wielki Mówca odmówił przemawiania. Doskonały partner Popularni przeważnie zawierają małżeństwa z Perfekcyjnymi, którzy torują im drogę i zbierają za nimi pozostawione rzeczy. Ten układ u Reaganów funkcjonował bardzo dobrze. On się uśmiechał, ona się zamartwiała. Gdy przeszedł operację, opiekowała się nim. I wtedy sytuacja się zmieniła: Nancy trafiła do szpitala. Pewny siebie Ronald stracił pewność. Role się zmieniły. Prezydent Popularny stracił podporę i wtedy prasa zaatakowała. Nancy powiedziała: "Osiągnęliśmy dno, gorzej już być nie może". Więc Reagan, po dokonaniu przeglądu realiów, zapakował swoje kłopoty do starej torby i odzyskał swój normalny optymizm. Odwrócił się plecami do krytyków i zaprosił Gorbaczowa na spotkanie na szczycie. Król nie umarł, uciął sobie tylko drzemkę. Oglądanie wschodu słońca zamiast zmierzchu Rządy Reagana zapadną w pamięć nie ze względu na głębię jego charakteru lub zawiłe intrygi, ale ze względu na świetność oprawy, humor jego rękopisów, elastyczność w rozdawaniu ról, charyzmę przywódcy oraz zakończenie, które wszyscy chcieliśmy zobaczyć: "I żyli długo i szczęśliwie". Nikt nie może być jednakowo dobry dla wszystkich, ale Reagan w pełni wykorzystał swe mocne strony i nie dopuścił, by słabe strony go powstrzymywały. Prezydent Reagan, legenda swoich czasów, został uczczony owacją na stojąco podczas Krajowej Konwencji Republikanów w hali Superdome w Nowym Orleanie w 1988 roku. Miałam dostarczający emocji przywilej znalezienia się w tłumie tysięcy śpiewających i wiwatujących uczestników i mogłam doświadczyć magnetycznej siły przyciągającej, którą wywołało pojawienie się Reagana, gdy tylko stanął na trybunie nie mówiąc ani słowa. To był absolutnie amerykański chłopak, który z uśmiechem zwycięzcy na twarzy patrzył w dół z ogromnych ekranów telewizyjnych zawieszonych wysoko nad głowami uczestników konwencji. To był bohater mocno siedzący w siodle, jakiego desperacko chcieliśmy mieć, zwykła osoba, która spełniła amerykański sen o zostaniu prezydentem. To był mag, który słowa wyglądające zwyczajnie na papierze umiał zamieniać w poruszające przesłania tak przekonujące, pełne obrazów w różowych barwach i tak wzruszające, że wyciskały łzy z tysięcy oczu. To był wielki showman potrafiący gestem ręki lub jednym słowem wywołać śpiewy i aplauz, które sześćdziesiąt razy przerywały przemówienie trwające czterdzieści cztery minuty. To był król ogarnięty namiętnym pragnieniem sprawiania przyjemności swoim poddanym, kołyszący rękami w takt "Sto lat", gdy delegaci trzymający transparenty z napisem "Ron królem" piszczeli i wiwatowali. To był wieczny optymista nadzieją pokrzepiający swój lud. "Gdy już spakuję swoje walizki w Waszyngtonie, nie oczekujcie, że będę szczęśliwy słysząc to całe gadanie na temat zmierzchu mojego życia" - powiedział. "Zmierzch? Nie w Ameryce. Tutaj słońce wschodzi każdego dnia. Nowe możliwości. Marzenia do spełnienia". To był gwiazdor filmowy udzielający poparcia swojemu następcy, gdy do Georga Busha, kandydata na prezydenta, powiedział: "No więc George, jestem po twojej stronie. Jestem gotów na ochotnika udzielić ci od czasu do czasu małej rady i dać jedną czy dwie strategiczne wskazówki, jeśli mnie o to poprosisz. Będę pomagał, by wszystko było dobrze, lub stał z boku i bił brawo. Ale mam osobistą prośbę, George: wyjdź do nich i wygraj dla Oszusta". W tym momencie byłam już we łzach i nie mogłam sobie wyobrazić naszego kraju bez Popularnej osobowości tego prezydenta. Nie miało znaczenia, co kto myślał o jego referencjach, wierzeniach i osiągnięciach - nikt nie potrafił oprzeć się wzruszeniu wywołanemu przez jego magnetyczną obecność i nie mógł nie zastanawiać się, kto zajmie jego miejsce. Tłum uczestniczący tego wieczoru w konwencji eksplodował wiwatami i łzami, spod sufitu hali Superdome spłynęły tysiące czerwonych, białych i niebieskich balonów, przebrana w kostiumy orkiestra grała "Gwiaździsty Sztandar". Oglądaliśmy ostatni akt ośmioodcinkowego serialu, gdy Ronnie pocałował Nancy, wziął ją za rękę, pomachał ostatni raz na pożegnanie i opuścił scenę ze słowami wiersza: "Jestem dumny, że jestem Amerykaninem". To był łabędzi śpiew, klasyczny moment, ostatni wiwat na cześć Popularnego prezydenta. Reagan pozostanie na zawsze klasycznym przykładem osobowości Popularnego. Bez względu na skalę krytyki, z jaką się spotkał, potrafił zamienić ją w żart, cicho śmiejąc się z siebie. Bez względu na to, jak wielki błąd popełnił lub o czym zapomniał, wystarczyło, że wzruszył ramionami i uśmiechnął się - i już byliśmy po jego stronie. Bez względu na stopień trudności problemu, zawsze potrafił sprowadzić go do prostego opowiadania, które miało morał. Ronald Reagan wiedział, jak zdobywać przyjaciół i wpływ na ludzi: potrafił skupić uwagę innych na swoich mocnych stronach i nakłaniać ich, by szybko wybaczali mu słabości. Teflonowy prezydent zakończył erę pokoju i pomyślności z niezwykłym współczynnikiem poparcia wynoszącym 60 procent. Wielki Mówca objął urząd dzięki swoim mocnym stronom i przy nieznacznym spadku utrzymał swoją popularność na niezwykle wysokim poziomie. Nawet ludzie, którzy na niego nie głosowali, mieli do niego niekłamaną słabość i wszystkich ogarnął smutek, gdy w listopadzie 1994 roku odważnie oświadczył, że ma objawy choroby Alzheimera. Własnoręcznym pismem Reagan przekazał narodowi: "Rozpoczynam podróż, która doprowadzi mnie do zachodu słońca mojego życia. Wiem, że dla Ameryki zawsze będzie następował pogodny świt". Ronald Reagan Osobowość Popularnego Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości Popularnego, jaką miał prezydent Reagan. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Mocne strony: Umiejętność personalizacji problemów Mistrz mediów Gawędziarz o magnetycznej sile Nosi magiczną różdżkę Ma magiczny urok Nie chowa urazy Legenda amerykańskiej siły Dostosowuje rzeczywistość do swoich marzeń Patrzy przez pryzmat najlepszych intencji Aktor popołudniowego rodzinnego teatru Ludzie go lubią i ufają mu Stary mistrz Wielki mówca Poszukuje tęczy Akcentuje pozytywy Nadzwyczajnie sugestywny Inscenizuje przekazywane wiadomości Pobudza do lojalności Przyciąga pochwały Wnikliwa natura Mocno siedzi w siodle Optymistyczny duch Witalny patriota Wiele osiągnął w dziedzinie rozbrojenia Przekonywający Liczba punktów.... Słabe strony: Nie zawsze się angażuje Tendencja do powtarzania anegdot Nieuzasadniony optymizm Niekonsekwentny, ma selektywną pamięć Przemawia jak sprzedawca Prześlizguje się po odpowiedziach Ma tendencje do przekazywania zbyt wielu uprawnień Zbyt porywczy Nadmiernie pewny siebie Liczba punktów.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Popularnego.... Czy możesz być takim przywódcą jak Reagan? Reagan nie zyskał miana Wielkiego Mówcy dlatego, że miał dar przemawiania jak Winston Churchill, ani że studiował politykę jak Richard Nixon. Zyskał to miano, bo wiedział, jak trafić do ludzkich serc. Wiedział, jak podejść do złożonych problemów i wysmażyć z nich proste opowiadanie, które będzie zrozumiałe dla słuchaczy. Denerwował krytyków uważających, że jest powierzchowny i brakuje mu wiedzy na tematy, o których mówi. Zdumiewała ich zdolność Reagana do wyciągania historyjek, które oddawały sedno sprawy, podczas gdy oni pisali sążniste sprawozdania sprawiające wrażenie, że ich nikt nie rozumie. Nie mogli pojąć, że chociaż nie był intelektualistą, miał głowę pełną poszufladkowanych historii. Znał anegdoty na temat ubóstwa i bólu serca, patriotyzmu i armii, Demokratów i niedowierzających. Mimo że nie zadawał sobie trudu, by porządkować według alfabetu kartotekę, którą miał w głowie, wiedział przy każdej okazji, jak wyciągnąć właściwy przykład. A gdy zdarzyło mu się wyciągnąć niewłaściwą historyjkę, to dostosowywał ją do tematu i nim skończył ją opowiadać, ludzie zapominali, o czym była mowa. Umiejętność czarowania słowami i poczuciem humoru dostępna jest tylko osobowości Popularnych, którzy nie traktują siebie zbyt poważnie i nie usiłują robić z siebie kogoś, kim w rzeczywistości nie są. Fałszywi Popularni nie są dostatecznie zrelaksowani, by zachować spontaniczność. Peggy Noonan, która pisała prezydentowi przemówienia, powiedziała, że Reagan był osobą, z którą najłatwiej jej się pracowało. Przekazywała tekst faksem i na końcu każdego tematu pozostawiała wolne miejsce i informację: "w tym miejscu należy opowiedzieć historyjkę". Gdy Reagan to dostrzegał, uśmiechał się, patrzył w górę i opowiadał historyjkę. Nie zawsze pasowała do tematu, ale ludzie lubili jego humor i nie zwracali na to uwagi. Jeśli masz osobowość Popularnego i naturę kochającą radość, zdyskontuj swoje poczucie humoru i naucz się używać go w pozytywny sposób. Zmuś się do słuchania - będziesz mógł cytować wypowiedzi innych ludzi, a nie tylko mówić byle co, by wypełnić przerwy. Największym problemem ludzi, którzy potrafią opowiadać z humorem i werwą, jest to, że mówią i mówią, i nie mogą dojść do puenty. Reagan miał doskonałe wyczucie czasu, nad czym pracował przez lata, i wiedział, kiedy skończyć. Nigdy nie wykorzystywał nadmiernie dobrego opowiadania. Reagan nauczył nas również, że wcale nie trzeba opowiadać mocnych dowcipów, żeby wywoływać wesołość. Musisz tylko mieć pewność, że to, co opowiadasz, ma związek z ludźmi i sytuacją i ma jakiś morał. Ucz się od Reagana narzuć sobie dyscyplinę, słuchaj, co mają do powiedzenia wszyscy wokół ciebie, nie posługuj się poczuciem humoru, by niszczyć, ale by budować, opowiadaj historyjki, które mają puentę. Może nie zostaniesz prezydentem, ale spowodujesz, że życie twoje i innych będzie znacznie weselsze! 17 Komiczna kampania w 1988 roku Dewiza do zapamiętania: Ludzie chcą mieć przywódcę o mocnych stronach, a bez słabych. Historia wykazała, że z każdą kampanią wiąże się specyficzny rodzaj humoru, ale prezydencki wyścig w 1988 roku - szczególnie okres wstępny poprzedzający wybory - był wyjątkowy nie tylko ze względu na autentycznie wesołe momenty, ale i szokujące potknięcia kandydatów, które zdawały się świadczyć o braku zdrowego rozsądku. Jeśli weźmiemy pod uwagę osobowości prezydentów, będziemy mogli wnikliwiej studiować dynamikę bardziej współczesnych elekcji, ponieważ większość kandydatów, którzy odgrywali w tamtych kampaniach ważne role, nadal uczestniczy w życiu publicznym. I oczywiście dwóch z nich osiągnęło Biały Dom! W 1988 roku ludzie w Ameryce poszukiwali supermana, kogoś, kto by potrafił działać z urokiem Reagana, ale nie miał żadnej z jego słabych stron. Chcieliśmy znaleźć szekspirowskiego bohatera, ale bez tragicznej skazy. Czy taki człowiek w ogóle istnieje? Ludzie, którzy nie znają głównych wzorców osobowości, sądzą, że istnieje przywódca obdarzony wszystkimi mocnymi stronami i bez żadnych słabych. Tydzień przed wyborami "Newsweek" napisał: "Nie przestajemy marzyć o kandydacie, który pewnego dnia odrzuci doradców, zlekceważy liczenie głosów i główne grupy wyborców, wykaże autentyczne cechy przywódcy i na nowo obudzi w narodzie poczucie celu".(1) Ponieważ jesteśmy realistami (i rozumiemy typy osobowości), chcemy wiedzieć, co kryje się za publicznymi wystąpieniami kandydatów oraz ich potencjalnych partnerów i współpracowników. Często osoby na takich stanowiskach ukrywają swe uczucia i opinie, dopóki się nie zorientują, z której strony wieje wiatr. Doris Keams Goodwin napisała, że wszyscy politycy mają "wprawę w ukrywaniu tych aspektów charakteru i wiary, które mogłyby zrazić lub zastraszyć obserwatora".(2) Ponieważ człowiek potrafi ukryć swoje prawdziwe uczucia, by spełniać oczekiwania innych, często uznawaliśmy kandydatów ze skazą za prawych i później byliśmy zdziwieni, gdy zaczynały przebijać ich rzeczywiste barwy. Podczas kampanii przed wyborami w 1988 roku moralność stała się głównym tematem i otwieraliśmy każdą puszkę Pandory, którą udało nam się znaleźć, w poszukiwaniu brudów. Od czasów wybrania Jimmy'ego Cartera ze względu na jego niezaprzeczalne wartości moralne i duchowe byliśmy zainteresowani znalezieniem prawego człowieka, którego cena była dużo wyższa niż rubinów. Stary Diogenes, grecki filozof, z taką desperacją poszukiwał chociaż jednego uczciwego człowieka, że nosił ze sobą latarnię w dzień i w nocy. W latach poprzedzających wspomniane wybory Diogenes w poszukiwaniu prawdy sam by się zapracował i wypalił całkiem świeczki. Dochodząc do tego punktu odrzuciliśmy moralność jako zbyt staromodną i restrykcyjną, włożyliśmy czerń i biel, dobro i zło do jednego kotła i wyprodukowaliśmy wygodną szarość. Nie interesowały nas małe oszustwa tak długo, jak długo były atrakcyjnie opakowane. W 1987 roku sprawy wyglądały w końcu tak źle, że wstrząsnęły naszą słabnącą świadomością i doceniliśmy wartość prawdy. Wszyscy wokół nas, kandydaci rywalizujący w wyborach - na równi z innymi osobami publicznymi - flirtowali i kłamali, popełniali plagiaty i kłamali, plotkowali i kłamali, robili nielegalne interesy i kłamali, a jeden, Oliver North, za to, że kłamał, został nawet bohaterem. Martin E. Marty, profesor Uniwersytetu w Chicago, nazwał rok 1987 "Rokiem kłamstwa" i zapytał, gdzie mamy szukać prawdy. "W minionych sezonach politycy zademonstrowali przykłady najbardziej odrażających kłamstw. Ataki na prawdę ze strony obu partii dosięgły najwyższych oficerów i polityków zabiegających o intratne stanowiska w kraju, którzy nie byli zbyt przekonujący, aby się obronić i wyjaśnić sprawy. Telewizyjne wizerunki tych, którzy przyznawali się do kłamstw - i byli dumni, że uczynili to z pobudek patriotycznych - dyskwalifikowały urzędników państwowych jako przewodników w poszukiwaniu prawdy".(3) Gdy kłamstwo znowu zostało uznane za grzech, prasa zaczęła stawiać warunki co do moralności kandydatów, której nigdy wcześniej nie wymagano. Wyszukiwanie informacji i pisanie reportaży przez gorliwych dziennikarzy ujawniło prawdziwe grzechy i ci, którym publicznie postawiono zarzuty C (cudzołóstwo) i M (marihuanę), zdecydowali się powiedzieć wszystko. Demokratyczni kandydaci Al Gore i Bruce Babbit szybko przyznali, że w młodości palili marihuanę i nawet żona Ala Gore, Tipper, znana ze swej czystości i ścigania producentów nagrań z brutalnymi tekstami, przyznała, że w przeszłości raz lub dwa paliła marihuanę. Gubernator stanu Massachusetts Michael Dukakis, kolejny kandydat Demokratów, powiedział, że był zadowolony, gdy jego żona pozbyła się uzależnienia od pigułek dietetycznych, a żona Jessego Jacksona ucięła pytania dziennikarzy oświadczając, że jeśli jej mąż gdzieś tam się zabawiał, to ona nie chce nic o tym wiedzieć. Kandydaci, którzy popełnili jakieś błędy, ale uwolnili się od nich, nadal mogli mieć nadzieję - pod warunkiem, że odbędą spowiedź i okażą skruchę. Społeczeństwo mogło wiele wybaczyć, jeśli tylko grzesznik oświadczył, że żałuje. Dziennikarz Cal Thomas, gdy oboje przemawialiśmy na tym samym forum w listopadzie 1987 roku, powiedział mi: "Gdybym ubiegał się o jakiś urząd, to podałbym do prasy informacje o wszystkich grzechach, które kiedykolwiek popełniłem, żeby prasa nie miała nic do odkrywania". Wydawało się, że wielu kandydatów właśnie tak robiło. Chcąc się zabezpieczyć przed niespodziewanymi atakami prasy, zaczęli przyznawać się do grzechów, które popełnili będąc w trzeciej klasie, i prosić o wybaczenie. Odnosiło się wrażenie, że tym, którzy nauczyli się, jak grać w tę grę, przynosi to korzyści. I odwrotnie - ci, którzy odmówili w niej udziału, płacili za to przy urnach wyborczych. Badania przeprowadzone przez "Time" wykazały, że tylko 7 procent społeczeństwa przejęło się romansem kandydata Demokratów Gary'ego Harta z Donną Rice, ale aż 69 procent miało do niego żal, że kłamał na ten temat.(4) Przyjrzyjmy się bliżej niektórym z kluczowych uczestników tej niezwykłej kampanii i sprawdźmy, jaki wpływ na wynik rywalizacji miały typy ich osobowości. Możliwe, że dzięki zapoznaniu się z osobowościami niektórych z tych postaci na podstawie przykładów z przeszłości będziemy w stanie lepiej ich ocenić, gdy będą się ubiegali o prezydenturę w przyszłości. Joseph Biden Jr Osobowość Popularnego Niezależnie od tego, czy pamiętacie, czy nie pojawienie się Josepha Bidena Juniora w kampanii w 1988 roku, warto o nim przeczytać, ponieważ zaprezentował w klarowny sposób mocne i słabe strony Popularnego. Chociaż urodził się w 1942 roku, Biden uważał siebie za "dziecko koniunktury", gładko mówił o "swojej generacji" i chwalił się, że był drugą w kolejności najmłodszą osobą, jaka kiedykolwiek została wybrana do Senatu Stanów Zjednoczonych. Gdziekolwiek był, Biden mówił o młodości i energii - prawdopodobnie mając nadzieję, że odwróci uwagę od swoich śmiesznych, meszkowatych, łysiejących włosów. Narzucał się jako mówca i opowiadał wzruszające historie o amerykańskiej rodzinie w dobrych czasach jego dzieciństwa, gdy matka była w domu (tam gdzie jest jej miejsce), dawała ci rano buziaka na pożegnanie i witała cię z ciepłymi bułeczkami w ręku, gdy wysiadałeś ze szkolnego autobusu. W czasie, gdy malował ten przyjemny obraz, wszyscy, którzy mieli matki wypiekające bułeczki, ocierali łzy nostalgii. Ale to nigdy nie trwało długo, bo gdy tylko udało mu się poruszyć nasze uczucia, ostro przywoływał nas do rzeczywistości wykrzykując: "Świat się zmienił! Tylko 19 procent dzieci w Ameryce żyje w rodzinie nazwanej rodziną atomową, z mamą i tatą - mama w domu i żadnych rozwodów". Teraz wszystkich rozwiedzionych przygniata poczucie winy. I tak już było z krasomówstwem Bidena - istna kolejka górska dla emocji. Popularny, gadatliwy Biden żałował, że nie może wystąpić przeciwko Wiellemu Mówcy, ponieważ, jak nas zapewniał, Regan by taki pojedynek przegrał. "New York Times" relacjonując kampanię wyborczą Bidena w New Hampshire napisał, że gdy Biden nawiąże kontakt z audytorium, "potrafi wycisnąć łzy z oczu i wywołać potakujące kiwanie głowami... Takie momenty podtrzymują go na duchu i wszyscy zjawiają się, by posłuchać "gorącego" kandydata, który przychodzi gotowy do transportowania. Wydaje się, że nawet w salonie na skromnym domowym przyjęciu pan Biden nie jest w stanie mówić cichym głosem".(5) Senator "strzelający ustami", jak czasem go nazywaliśmy, miał osobowość Popularnego z dodatkiem kilku cech Silnego - jak popędliwość, wielka energia, pobudliwość, pewność siebie i impulsywność - ale nie był Silnym w stopniu wystarczającym, żeby zapanować nad sobą. Biden był również krystalicznie czysty przykładem reguły, że "mocne strony rozwinięte do skrajności, stają się słabymi stronami". Jako Popularny miał umiejętność mówienia w sposób płynny i z pasją oraz posługiwania się barwnymi przykładami. Niestety, doprowadził te mocne strony do skrajności, majoryzował każdą dyskusję, przesadzał, nie interesowały go fakty, robił beztroskie uwagi i myślał za pomocą ust. Widoczne było, że kocha ludzi, ale gdy go krytykowali, podrywał się do obrony. Popularni często mają problemy z prawdą, ponieważ tak często przesadzają, że po pewnym czasie nie mają pojęcia, czy jakieś wydarzenia miały miejsce, czy nie. Mają niewielkie pojęcie o statystyce, często prowadzą własną, która pasuje do ich potrzeb, i we właściwy sobie sposób zawsze dodadzą coś do historii, która właśnie została opowiedziana. Usta Bidena były "równocześnie jego największą zaletą i największym zagrożeniem", jak napisał "Time" opisując kampanię i zadając pytanie: "Czy Joe Biden mówi za dużo?"(6) Patrząc z perspektywy, Biden nie poszedł ani łatwą drogą, ani trudną; poszedł złą drogą, usłaną niedopowiedzeniami, przesadą, złością i najgorszym ze wszystkiego - plagiatem. Biden jechał szczęśliwie na tej złej drodze, dopóki "New York Times" nie wydrukował artykułu ujawniającego, że nie tylko powtórzył wzruszające opowiadanie, któremu początek dał Neil Kinnock, przewodniczący Partii Pracy w Wielkiej Brytanii, ale nawet skopiował te same gesty. "Times" przytaczał porównanie nagrań wideo, żeby udowodnić oskarżenie. Nagle zaczęli telefonować różni ludzie i mówić, że Biden użył również słów Roberta Kennedy'ego i Huberta Humphreya jako własnych, a w wiadomościach wieczornych przedstawiono Bidena i taśmy jego wybranych mentorów jednego po drugim, ujawniając przejrzyste dowody wszystkim powątpiewającym. Następnie pojawiła się informacja, że podczas studiów w 1965 roku w Syracuse University popełnił plagiat wykorzystując fragment artykułu z "Law Review" (Przegląd Prawny). Ta informacja sama nie wystarczała, żeby go zniszczyć, ale dodana do innych stanowiła oskarżenie. Gdy Biden i jego ludzie próbowali wygrzebać się spod obciążających szczegółów, "Newsweek" opublikował informację, że jest film z incydentem, jak Biden napadł na jakiegoś człowieka, który odważył się spytać o jego kwalifikacje akademickie. "Myślę, że prawdopodobnie mam znacznie wyższy iloraz inteligencji niż ty" - odpowiedział Biden temu człowiekowi i w błyskawicznym tempie wyrecytował swoje kwalifikacje. "Uczęszczałem do szkoły prawniczej z pełnym programem akademickim - jako jedyny w klasie miałem pełny program akademicki. Zdecydowałem, że nie chcę być w szkole prawniczej, i znalazłem się na końcu dwóch trzecich mojej grupy. Wtedy stwierdziłem, że zostanę, wróciłem do szkoły prawniczej i - autentycznie - znalazłem się w górnej połówce grupy. Zwyciężyłem na międzynarodowym konkursie inscenizowanych rozpraw sądowych. Na koniec byłem wybijającym się studentem w zakresie nauk politycznych na moim roku. Uzyskałem absolutorium w trzech specjalnościach bez tytułu akademickiego mając 165 zaliczeń - na wymagane 123. I z przyjemnością usiądę i porównam mój iloraz inteligencji z twoim, jeśli sobie życzysz".(7) Złośliwy, defensywny sposób, w jaki Biden zaatakował człowieka zadającego pytanie, który w niczym nie zawinił, był odbiciem jego przewrażliwionej natury i jeżącego włosy na głowie, tłumionego gniewu. Gdyby postępowanie zgodne z zasadą "bezkompromisowej szczerości" było dla Bidena bezpieczne, to nie miałby powodu reagować tak gwałtownie. Przesłuchując taśmę reporterzy odkryli, że Biden w rzeczywistości "uczęszczał na skrócone studia ograniczone przez finansowe trudności... i ukończył je z 76 lokatą na 85 osób w grupie. Jego studencki rejestr ujawnił, że ukończył Delaware z 506 lokatą na 688 absolwentów, z ogólną oceną dostateczną, i uzyskał dwie specjalizacje - z historii i nauk politycznych, dwie, a nie trzy".(8) W roku, w którym charakter i uczciwość zostały uznane za podstawowe cnoty i Gary Hart już uległ samozagładzie, kolekcja fałszywych stwierdzeń i plagiatów Bidena była większa niż społeczeństwo mogło znieść. Wielki mówca przesadził w mówieniu. Mocne strony Popularnego zostały doprowadzone do skrajności i ludzie mu przerwali. Robert Dole Osobowość Silnego W 1988 roku kandydatem na prezydenta o najmocniejszej osobowości Silnego był Robert Dole. Urodzony przywódca kierowany ambicjami, Robert Dole, spędził życie tworząc wizerunek potęgi i siły. Chociaż nie dotarł do finału kampanii, to podobnie jak Roosevelt jest przykładem urodzonego przywódcy, który wyrasta ponad paraliżujące okoliczności, a jego profil osobowości Silnego wykazywał mocne i słabe strony urodzonego przywódcy. Bob Dole od dziecka wiedział, co ze sobą robić. Żyjąc w ciężkich warunkach w Kansas w czasach kryzysu, nauczył się, że tylko ciężka praca stwarza nadzieję na sukces. Bob wstawał o 5.30. wykonywał swoje obowiązki, gimnastykował się, dźwigał ciężary i dostarczał gazety. Uczył się dostatecznie pilnie, by zostać członkiem Krajowego Towarzystwa Honorowego, był kapitanem drużyny koszykówki, grał w drużynie futbolowej, biegał na ostatniej zmianie w sztafecie. W wolnych chwilach sprzedawał wodę sodową w miejscowej drogerii w Russell w Kansas, gdzie często przebywał aż do zamknięcia, do godziny 23.00. Od samego początku miał cechy osobowości Silnego, chciał decydować o własnym życiu i być niezależnym, nie chciał być nikomu nic winien. Utrzymywał dobrą kondycję psychiczną i fizyczną, miał naturalną dobrą prezencję i już jako młodego chłopca otaczała go atmosfera autorytetu. Z trzystoma dolarami w kieszeni, które niechętnie pożyczył od George'a J. Deinesa, bankiera i klienta drogerii, Bob wyruszył na uniwersytet w Kansas. Chciał zostać lekarzem, żeby pokazać ludziom ze swojego miasteczka, czego jest w stanie dokonać, ale na scenie zagrzmiała druga wojna światowa i każdy prawdziwy Amerykanin musiał zaciągnąć się do wojska. Wszyscy, którzy z jakiegoś powodu nie zaciągnęli się lub zostali odrzuceni nazywani byli "4-F", co było etykietką odpowiadającą współczesnemu określeniu "ofiara". Po zaciągnięciu się do armii Dole został mianowany podporucznikiem i wysłany do Włoch. W sposób typowy dla armii młody człowiek z równinnego Kansas został przydzielony do dywizji górskiej. Trzy tygodnie przed końcem wojny w Europie Dole został trafiony przez pocisk moździerza, gdy pomagał koledze na wzgórzu 913, sześćdziesiąt kilometrów na południe od Bolonii. Chociaż otrzymał dwie brązowe gwiazdy za odwagę, wyróżnienia niewiele go cieszyły, gdy przez trzydzieści dziewięć miesięcy leżał sparaliżowany i przeszedł osiem operacji. Każdy wpadłby w depresję z powodu takiego załamania życiowych planów, ale osobowość Silnego nie potrafi znieść uzależnienia od kogoś innego, żeby przetrwać. Znając podstawowe osobowości i ich pragnienia potrafimy dostrzec, jakie są przyczyny depresji u poszczególnych typów osobowości. Jeśli zabierze się nam wszystko, czego oczekujemy od życia i spowoduje, że czujemy się bezsilni i nie możemy zrealizować życiowych celów, ogarnia nas zniechęcenie. Popularni wpadają w depresję, gdy życie przestaje być zabawne i nikt nie zwraca na nich uwagi. Perfekcyjni załamują się, gdy wszystko toczy się nie tak, jakby chcieli, a ludzie są niewrażliwi na ich wewnętrzne doznania. Spokojni wpadają w depresję, gdy muszą stawić czoło osobistym konfliktom (zawsze mogą być chłodnymi i bezstronnymi mediatorami, jeśli problemy dotyczą innych ludzi) i nikt nie docenia ich wartości. Silni, jak Bob Dole, doświadczają depresji wówczas, gdy tracą władzę nad jakimkolwiek elementem swojego życia - może to dotyczyć pracy, rodziny, finansów, zdrowia lub własnego ciała. Patrząc na cztery podstawowe wzorce osobowości musimy zdać sobie sprawę, że Silny potrzebuje władzy i najbardziej obawia się tego, żeby nie wydawać się słabym. Dole urodził się z osobowością, która chciała rządzić i okazywać siłę, więc tragedia, czyniąc go niesprawnym, uderzyła w jego najważniejsze pragnienia, okaleczyła go fizycznie i wyczerpała psychicznie. Jako zdeterminowany zwycięzca Dole, podobnie jak Roosevelt, przeszedł bolesną rehabilitację i starając się ukryć przed światem swoje nieszczęście, trzymał pióro w sparaliżowanej prawej ręce, by sprawiać wrażenie, że jeśli tylko będzie chciał, to potrafi nią pisać. Powstrzymywało to również nie znających go ludzi od podawania ręki na powitanie. Nauczył się pisać lewą ręką, w której nadal nie miał czucia, i zapinać koszulę. Określeniem, którego najczęściej używali dziennikarze i krytycy w stosunku do Dole'a, było słowo "sprzeczny". Jego sprzeczności wywoływały zamieszanie w społeczeństwie. Nie cierpiał żadnej pomocy, ale potrzebował poparcia, żeby zwyciężyć. Nie rozglądał się za propozycjami, chociaż nie był w stanie wygrać bez pomocy innych. Miał zdecydowane, własne opinie, ale powstrzymywał się z ich wygłaszaniem, dopóki się nie zorientował, skąd wieje wiatr. Opisywano Dole'a jako człowieka topornego, o ostrym języku, oportunistę, samotnika, uderzającego i tnącego na oślep, pozbawionego taktu i natrętnego. Z drugiej strony mówiło się, że okazuje współczucie dotkniętym inwalidztwem, odwiedza bez rozgłosu ich domy, popiera wspomagające ich ustawy i że założył fundację wspierającą szkolenie inwalidów. Ludzie, którzy go znali, unikali robienia czegokolwiek, co by go rozzłościło, i nikt nie chciał się znaleźć na jego "czarnej liście". Robiło to wrażenie, jakby bezustannie patrzył z góry na marionetki. Na początku kampanii w 1988 roku Dole wypowiedział odważne, mocne słowa przeciwko swojemu oponentowi, Spokojnemu George'owi Bushowi: "Bush mówi, że od siedmiu lat stoi przy prezydencie. Mnie tam nie ma, bo dla niego pracuję" - stwierdził.(9) Dole używał takich określeń, jak "trudny wybór", "poświęcenie" i "koniec z pobłażaniem", by powiedzieć, co trzeba zrobić, żeby ponownie skierować gospodarkę kraju na właściwe tory. Podczas gdy Bush uśmiechał się i mówił o "kontynuacji koniunktury" i "pokoju opartym na sile", Dole uczepił się mocno krachu na giełdzie jako zapowiedzi ciemności i zguby. "Newsweek" napisał: "Dole jest twardy, wojowniczy i stanowczy". Jego sarkastyczny humor - stwierdził magazyn - "potrafi zamienić się w gorycz i złość. Chociaż okazuje współczucie ludziom niesprawnym i chorym, jego cierpliwość często jest krucha jak wafel w odniesieniu do niedociągnięć ludzi, którzy - jak sam to określa - są "cali i zdrowi". Gdy kandydował na wiceprezydenta z Geraldem Fordem w 1976 roku i na prezydenta w nieudanej próbie w 1980 roku, Dole pogrążył armady doradców, rzucając w nich od czasu do czasu notatkami przygotowanymi na konferencję".(10) Z Bobem Dole, później przywódcą większości w Senacie USA, zawsze będą związane sprzeczności. Nigdy nie będzie przewidywalny, ale w okresie kilku ostatnich lat znalazł czas na przeanalizowanie własnych słabych stron i postanowił je przezwyciężyć. Zdał sobie sprawę, że jego mocne strony doprowadzone do skrajności stały się słabymi stronami, i wydaje się, że przy pomocy utalentowanej żony Elizabeth robi postępy. Jeśli zdoła opanować niespokojną wojowniczą naturę, przestanie dla bezpieczeństwa siedzieć okrakiem na płocie i przehandluje miecz za lemiesz, to może zostać przywódcą, na jakiego się urodził. Jeśli nigdy nie zostanie prezydentem, wtedy będzie wiecznym przywódcą opozycji, cierniem w boku każdego prezydenta Demokratów. Michael Dukakis Osobowość Spokojnego-Perfekcyjnego Gubernator Massachusetts, Michael Dukakis o osobowości Spokojnego-Perfekcyjnego znany był z kryształowej uczciwości i stylu zarządzania polegającego na trzymaniu wszystkiego w ręku. Dukakis, bezbarwny uczestnik kampanii noszący przezwisko "Książę", zwrócił na siebie uwagę nie ze względu na osobowość, ale na umiejętność pomnażania pieniędzy, niezmiennie niezbędną kandydatom na prezydenta. W ciągu pierwszych trzech miesięcy zbierania pieniędzy zgromadził cztery miliony dwieście tysięcy dolarów, z czego dwie trzecie pochodziło z Massachusetts. Zespół, który zgromadził Dukakis, wybrał na szefów politycznych weteranów: Johna Sasso i Paula Tully'ego. Sasso był tak blisko związany z Dukakisem, że przez wtajemniczonych uważany był za jego alter ego lub brata. Przy takiej jednoczącej przyjaźni i reputacji człowieka skrupulatnie przestrzegającego zasad wydawało się nieprawdopodobne, żeby zespół Dukakisa był zamieszany w próbę ustrzelenia kolegi, kandydata demokratów, Joego Bidena. Więc gdy Sasso powiedział Dukakisowi, że "Time" wydrukował artykuł, w którym stwierdzono, iż taśma wideo potwierdzająca, że Biden "pożyczył" sobie przemówienie od Neila Kinnocka (przewodniczącego Brytyjskiej Partii Pracy) pochodzi z obozu Dukakisa, Książę nawet nie spytał Sasso, czy to prawda. Poszedł prosto na konferencję prasową, zaprzeczył jakimkolwiek powiązaniom i uczciwie oświadczył: "Wszyscy, którzy mnie znają i wiedzą, jakiego rodzaju kampanię prowadzę, wiedzą też, jak silne są moje uczucia co do kampanii negatywnej". To powinno było zakończyć sprawę, ale prasa nadal atakowała zespół Dukakisa, aż do wtorkowego popołudnia, kiedy John Sasso wyznał Dukakisowi, że to on był osobą, która wysłała taśmę do "New York Times", "Des Moines Register" i "NBC News". Gdyby Dukakis miał osobowość Silnego, wyrzuciłby Sasso natychmiast. Ale miał osobowość Spokojnego i jego reakcja była typowa: nie podejmować nagłych decyzji i unikać konfliktów tak długo, jak to tylko możliwe. W końcu gubernator musiał publicznie przyznać, że to jego ludzie wysłali taśmę, ale dodał, że nic nie wiedział o tym, co robili. Takie wyznanie było czymś niezwykle trudnym dla człowieka, który chwalił się, że trzyma zarządzanie w ręku, i naśmiewał się z Ronalda Reagana, że nie ma kontaktu ze swoją administracją. I znowu, ze względu na naturę Spokojnego, Dukakis mając tak ewidentne dowody nie zdecydował się zwolnić swojego alter ego, a zamiast tego wysłał go na dwutygodniowy urlop, podczas którego miał zmienić strategię. Ale społeczeństwo, słuchając z niedowierzaniem, w ciągu czterech godzin podniosło wystarczającą wrzawę, żeby oblegany gubernator rozważył sprawę i zdymisjonował obu, Sasso i Tully'ego, który doskonale wiedział, co się dzieje, i nic nie powiedział Dukakisowi. Po odejściu obu strategów kampanii Dukakis, pozbawiony kierownika zespołu, nie miał bliskiego pomocnika, który mógłby przejąć jego obowiązki. "Newsweek" nazwał tę sytuację "fiaskiem Dukakisa". Niektórzy dziennikarze sądzili, że utrata dwóch najlepszych strategów będzie katastrofą dla kampanii Dukakisa, ale nie wzięli pod uwagę jego żelaznej woli, która jest ukrytą cechą Spokojnego, i zdolności Perfekcyjnego do przeprowadzenia sprawnego przegrupowania z udziałem lub bez udziału personelu. Książę zachował spokój w ciągu trudnych dni, jakie nastąpiły po ujawnieniu tych wydarzeń, nie uciekał się do wymieniania nazwisk ani zrzucania winy na innych. W przeciwieństwie do wymyślonych przodków Bidena, którzy mieli być górnikami w kopalniach węgla, ojciec Dukakisa był autentycznym Grekiem. Wyemigrował z kraju, gdy miał piętnaście lat, i po następnych ośmiu latach już był w Harvard Medical School. Jego matka była pierwszą Greczynką, która poszła do college'u po ukończeniu szkoły średniej w Haverhill - mojej alma mater i szkoły, gdzie uczyłam przez cztery lata. Podobnie jak rodzina Kennedych, którą napędzało pragnienie wydźwignięcia się z niskiej klasy bostońskich Irlandczyków do najwyższych godności w kraju, rodzina Dukakisów potrzebowała nieustannie demonstrować, że imigranci z Grecji mogą zostać lekarzami, gubernatorami, a nawet prezydentami. Miała surowe zasady moralne i wysokie wymagania. Mike został prezesem organizacji studenckiej i osiągał godne odnotowania wyniki w trzech dyscyplinach sportu. W dorocznej księdze w szkole średniej nadano mu etykietkę "Umysł Wielkiego Wodza Wyryty na twarzy". Został prawnikiem i wszedł do polityki, ale nigdy nie był Popularnym w stylu cześć-kolego-miło-cię widzieć, dosyć typowym dla polityków. Sprawujący urząd trzecią kadencję gubernator Massachusetts, który miał takie zdolności krasomówcze, jak facet zapowiadający przyjazdy i odjazdy pociągów na dworcach Ameryki przez minione sto lat, stawał przeciwko wiceprezydentowi George'owi Bushowi, człowiekowi występującemu anonimowo w komediowych scenkach".(11) Łagodna natura Spokojnego, jaką miał Dukakis, sprawiała, że był zawsze cichy, z rezerwą i był powszechnie lubiany. Podczas kampanii nie uwidocznił żadnej rzucającej się w oczy słabej strony - co jest cechą właściwą tylko Spokojnym - i zawsze potrafił ukrywać swoje uczucia. W gruncie rzeczy wielu ludzi uznało brak emocjonalnych reakcji z jego strony podczas kampanii za oznakę nadmiernego chłodu i powściągliwości. Natura Perfekcyjnego stanowiąca część jego osobowości powodowała, że był zorganizowany, zdyscyplinowany, przywiązywał wagę do szczegółów, a jego krzaczaste brwi pomagały mu zachować wygląd człowieka pochłoniętego pracą, zamyślonego, a nawet zasępionego. Przyjaciele opisywali go zarówno jako wrażliwego, jak i oszczędnego, podkreślając, że Dukakis kupował ubrania na wyprzedaży w podziemiach u Filene'a, jeździł samochodem dodge aspen i jego rodzina nadal mieszkała w skromnym bliźniaku. Niektórzy ze znajomych posuwali się tak daleko, że nazywali go sknerą. O Dukakisie mówiono "Skrupulatny Mike", co było imieniem Perfekcjonisty. Lubił gotować, skrupulatnie trzymając się przepisów, i sprzątał po sobie opuszczając kuchnię. Słyszano, jak jego córka Kara powiedziała: "On jest w kuchni bardzo uważny, nigdy niczego nie rozleje ani nie nakapie. Trudno zauważyć, że coś gotował". Kombinacja osobowości Spokojnego i Perfekcyjnego nadawała Dukakisowi chłodny, odpychający wygląd. "U.S. News and World Report" napisał, że zachowuje "lodowaty spokój". Magazyn porównał go z Perfekcyjnym prezydentem Jimmy Carterem i postawił pytanie, czy będzie "kolejnym technokratycznym gubernatorem ze skłonnością do wybierania gnid i koncentrowania swojego znacznego intelektu na sprawach polityki społecznej o wielkości wróbla".(12) Gdy się wie, że przeciwieństwa przeważnie się przyciągają, nie było niespodzianką, że Dukakis ożenił się z silną, dynamiczną kobietą o osobowości Silnej z kilkoma cechami Popularnej. Ambitna i wytrwała osobowość Kitty pomagała jej w popychaniu spokojnego i małomównego męża po szczeblach kariery zawodowej, a bostońskie gazety nazwały go "pantoflarzem", mianem często nadawanym mężom o osobowości Spokojnych ożenionym z kobietami o osobowości Silnych, bez wnikania, czy naprawdę tak jest. Podczas gdy Mike był uważny, Kitty parła do przodu, nie zważając, co inni o niej myślą. Otwarte demonstrowanie takiej postawy nie zawsze było korzystne dla jej męża i czasem była nazywana kulą armatnią u jego nogi. "Dallas Morning News" napisał, że: "jest antytezą swojego męża. On jest mechaniczny i techniczny, ona uczuciowa i dramatyczna. Kupowanie ubrań dla niego było przykrym obowiązkiem, dla niej należnym prawem".(13) Gdy spytano Dukakisa, czy Kitty będzie wypożyczała stroje, jeśli zostanie pierwszą damą, odpowiedział: "Nie, będzie je kupowała w podziemiach u Filene'a". Po Kitty można się było spodziewać rzeczy nieoczekiwanych. Była niezależna, miała silną wolę, była nieortodoksyjna, zmienna i impulsywna. Współpracownicy Dukakisa utworzyli "patrol do zbierania śmieci za Kitty", który za nią sprzątał. Kitty nie zwracała uwagi na opinię publiczną i gdy zadano jej pytanie: "Jak by pani określiła siebie", odpowiedziała: "Jestem gorliwa i niecierpliwa i nie czekam na gotowe. Zawsze myślę, że wszystko powinno być zrobione wczoraj".(14) Ten typowy opis Silnej kobiety wyjaśnia, dlaczego mogła zrobić tak wiele oraz dlaczego w oczach niektórych uchodziła za zbyt silną. Widoczny brak cech Popularnego u Dukakisa i tylko kilka takich cech u jego żony wskazuje, że stanowili wzór poważnej rodziny, która nie miała czasu na błazenady i zajmowanie się błahymi sprawami. Przyjaciele potwierdzili te przypuszczenia i powiedzieli, że Dukakis był prawie pozbawiony poczucia humoru i nie umiał opowiadać dowcipów. Gary Hart Osobowość Perfekcyjnego Senator Gary Hart, o osobowości Perfekcyjnego, minimalnie przegrał wstępne wybory z Walterem Mondalem w 1984 roku i zapowiedział, że wystartuje ponownie za cztery lata. Z uwagi na identyfikację nazwiska i zorganizowany sztab wyborczy wcześnie wystartował i zyskał miano prowadzącego biegacza, zanim jeszcze ustawiono podium dla zwycięzców. Hart nigdy nie był typowym kandydatem, było w nim coś dziwnego i tajemniczego. Z pewnością był intelektualistą i idealistą. Waszyngton martwił się, dlaczego zmienił nazwisko z Gary Hartpence na Gary Hart i dlaczego, gdy go o to zapytano, robił wrażenie niezbyt pewnego własnego wieku. Wychował się w Ottawie w Kansas. Jego ojciec, Carl, o osobowości Spokojnego, zajmował się dostarczaniem oleju opałowego, a resztę czasu spędzał na łowieniu ryb. Matka o osobowości Perfekcyjnego była schludna, systematyczna, skrupulatna, religijna, była moralistką i wydawała dyrektywy. Wierzyła, że jeśli chce się być dobrym członkiem kościoła, nie należy robić niczego, co może być uznane za zabawę. Lekkomyślność była grzechem. Matka nie robiła makijażu ani nie nosiła biżuterii i zabroniła Gary'emu palenia, picia, tańczenia i chodzenia do kina. Nie zostało mu zbyt wiele możliwości poza nauką i chodzeniem do kościoła. Więc uczył się i czytał książki. W piątej klasie postawił sobie za cel przeczytanie stu książek i dokonał tego. Uważany był za książkowego mola i trochę robił wrażenie nieprzystępnego, pozostającego poza głównym nurtem towarzyskiego życia. W Bethany Nazarene College zakochał się w najpopularniejszej dziewczynie w szkole, w Lee Ludwig, której ojciec był pastorem w Nazarene. Studiując na Wydziale Teologii w Yale zaczął zadawać sobie pytania na temat wiary, małżeństwa i celu w życiu. Przeniósł się z Wydziału Teologii na Wydział Prawa, porzucił myśl o kapłaństwie i zmienił nazwisko. Nikogo by ta zmiana nie zainteresowała, gdyby nie fakt, że zataił swoje przenosiny i przyciśnięty do muru zaprzeczył, że to był jego pomysł. Później wyparł się wszystkiego, zmuszając nas do zastanowienia, dlaczego kłamał z tak błahego powodu. Zawsze miał organizatorskie zdolności, uważnie przekazywał wiadomości i pisał szpiegowskie powieści, ale miał trudności z naturalnym zachowaniem wobec ludzi i okazaniem ciepła i uczucia. Robił wrażenie, że gra, robi próbę przed objęciem głównej roli. W kwietniu 1987 roku, po ogłoszeniu zapowiedzi, że Hart drugi raz podejmie próbę w wyborach prezydenckich, Walter Shapiro z "Time'a" napisał na temat nadal nie rozliczonej kwoty miliona trzystu tysięcy dolarów z poprzedniej kampanii wyborczej i obław urządzanych przez egzekutorów sądowych na dwóch pracujących dla Harta zbieraczy funduszy w Los Angeles. Następnie Shapiro dodał: "W 1984 roku właściwa przyczyna powątpiewania w osobowość Harta została wyrażona w postaci gorącej dyskusji na temat dokonanej przez niego zmiany nazwiska i częstych nieścisłości dotyczących wieku. Tym razem dotknęła Harta plaga pogłosek, że lubi kobiety, a wszystkie zastrzeżenia były bez śladu wiarygodnych dowodów... Niechybnie sam Hart stanie się przedmiotem dyskusji". Niewiele się pomylił autor tych słów, pisząc, że w ciągu kilku dni znajdzie się więcej niż ślad dowodu. Dziennikarze "Miami Herald" zdobyli wypowiedź Harta, w której odważył się powiedzieć pod adresem personelu "Time'a": "Jeśli ktoś chce mi przypiąć ogon, to niech to robi. Oni się bardzo nudzą". Ale nikt się nie nudził, a Hart sam spowodował, że stał się przedmiotem dyskusji. Długi weekend rozpoczął się anonimową informacją, że Hart ma romans, był ze swoją kochanką na jachcie i ma się z nią spotkać w swoim domu w Waszyngtonie. W piątek Jim MeGee wskoczył do samolotu z Miami. Jak na ironię, na pokładzie była również Donna Rice. Gdy MeGee zobaczył ją wchodzącą do domu Harta, przypomniał sobie, że widział ją w samolocie. W sobotę wieczorem wyszli razem z domu, ale wyczuli obecność reporterów i zawrócili. Następnie Hart wyszedł sam i zaczęły się pytania. Wprawdzie zaprzeczył, że robił coś złego, ale wyraźnie był zdenerwowany i nie pozwolił na rozmowę dziennikarza z "tą kobietą". Następnego dnia ta sensacyjna wiadomość ukazała się w niedzielnym wydaniu "Heralda" poprzedzona potwierdzeniem wycieczki jachtem. W ciągu kilku dni "Washington Post" otrzymał dowody na temat innego związku. Wówczas CBS zapłaciło pięć tysięcy dolarów za taśmę wideo nakręconą przez agenta ubezpieczeniowego z Iowa spędzającego urlop na Florydzie, gdzie był Hart odpoczywający na jachcie w towarzystwie młodej kobiety w białym bikini. I nie była to Donna Rice. Po rejsie uczestniczyła na wybrzeżu w konkursie piękności o tytuł Miss Gorącego Ciała. To położyło kres kampanii wyborczej Harta. Trzecim błędem, który popełnił Hart po flirtach i nieuczciwości, było jawne wyparcie się, że zrobił coś złego lub że była w tym jego wina. Lance Morrow napisał: "Wyczuwało się w nim obszar niewiedzy o samym sobie. W świetle dowodów z ostatnich tygodni Hart miał chwile, w których zaskakiwał zaprzeczaniem rzeczywistości, co byłoby cechą niebezpieczną w Owalnym Gabinecie".(16) Dalej pisał: "Hart rzucił wyzwanie moralnym konwencjom rozsądnego postępowania i ostatecznie zapłacił cenę za swoje odstępstwa. Do samego końca Hart wydawał się być nieświadomy faktu, że jego działania miały konsekwencje".(17) Zupełnie nie potrafił okazać skruchy, a mdłe przeprosiny były odzwierciedleniem niemożności spojrzenia faktom w oczy, zaakceptowania prawdy i zaprzęgnięcia introspekcyjnych talentów do pracy nad znalezieniem odpowiedzi na wszystkie "dlaczego" w stosunku do własnych błędów. Kaznodzieje: Pat Robertson i Jesse Jackson Osobowości Popularnego-Silnego Podczas długiej walki w wyborach wstępnych w 1988 roku kwestie religijne i polityczne wysunęły się na czoło. Przy niezmiennie niskim poziomie moralności ludzie zaczęli się rozglądać za kandydatami, którzy nie kłamali na temat wieku i wykształcenia, byli wierni swoim partnerom i którzy w coś wierzyli. W odpowiedzi na wezwanie pojawili się dwaj charyzmatyczni kaznodzieje: Jesse Jackson - Demokrata i Pat Robertson - Republikanin, obaj obdarzeni osobistym magnetyzmem, ewangeliczną żarliwością i misjonarskim zapałem oraz wygłaszający patriotyczne kazania. Chociaż prasa nie dawała żadnemu z nich szansy na zostanie prezydentem, dziennikarze zainteresowali się nimi bliżej z uwagi na barwne osobowości i "walor niedogodności", który wnieśli do kampanii. Ze względu na oddanie wspierających ich różnorodnych grup i emocjonalne dążenie do sukcesu spodziewano się, że obaj przybędą na konwencję w asyście zaangażowanych delegatów, których użyją jako narzędzia w przetargach o kształt programu wyborczego i elementu nacisku na wybór partyjnej nominacji. Wydawało się, że nikt nie wiedział, co zrobić z tymi dwoma mistrzowskimi showmanami. Obie partie życzyły sobie po cichu, żeby zniknęli niczym zły sen, ale żadna nie miała odwagi ich zaatakować. Wyglądało to tak, jakby skrycie wierzono, że jeśli się ktoś odważy tknąć jednego z namaszczonych przez Boga, może to pociągnąć za sobą boskie konsekwencje. Chociaż obaj mieli podobne osobowości Popularnego-Silnego, widoczne były dzielące ich różnice: Demokrata i Republikanin, liberał i konserwatysta, obrońca praw obywatelskich i praw moralnych, przedstawiciel odepchniętej mniejszości i moralnej większości - ale obaj mieli w sobie coś z męczeństwa. Walter Shapiro z "Time'a" powiedział, że krytyka tylko konsoliduje popierających ich ludzi. Negatywne reakcje prasowe "mogą uwydatnić wizerunek kandydatów jako męczenników; w oczach niektórych Afro-Amerykanów będzie to napaść "białych" mediów na Jacksona; w oczach protestantów będzie to ukrzyżowanie Robertsona przez "świecki humanizm" reporterów".(18) To było niezwykłe, że mieliśmy dwóch kaznodziejów-polityków, dwie osobowości Popularnych-Silnych z żarliwością przewodzących dwóm przeciwstawnym grupom "wywłaszczonych i oburzonych" ludzi, którzy czuli, że w przeszłości nigdy nie mieli głosu naprawdę liczącego się w polityce. Pośród nijakich kandydatów Jackson i Robertson wyróżniali się i byli kimś. Proponowali wyraźnie zarysowane możliwości wyboru, czarne i białe decyzje - wszystkim, którzy narzekali na nudne, szare konwencje w 1988 roku. Jesse Jackson, w którego Murzyni wpatrzeni byli jak w święty obrazek i który inspirował wielu niezadowolonych białych, znany był z żarliwej elokwencji, magicznego czaru i umiejętności rzucania do swoich stóp nawet sceptycznie nastawionego tłumu. Potrafił przemówić do grupy palących trawkę nastolatków i zmusić ich do przejścia ze skruchą wzdłuż kościelnych naw. Potrafił udać się na Środkowy Wschód i negocjować zwolnienie pilota marynarki wojennej, odwiedzić Kubę i zabrać Castro do kościoła. Jesse ze swoją osobowością Popularnego z dodatkiem Silnego był odważny, dynamiczny i uwielbiany. Jego niezwykłym umiejętnościom prowadzenia kampanii i widocznym na podium mocnym stronom towarzyszyły również słabe. Przejawiał typowy dla jego osobowości brak zmysłu organizacyjnego, często działał chaotycznie i niewiele zajmował się planowaniem. Na podium był czarujący i zbierał owacje, ale wpadał w złość, gdy ktoś kwestionował podawane fakty lub jego dokładność. Był człowiekiem pieśni i tańca tworzącym własną muzykę. Szybko przechodził od jednego pomysłu do drugiego. Sam operował pieniędzmi pochodzącymi z datków, a jego umiejętność wyciągania ich od tych, którzy ich nie mieli, była nieporównana. Urodziła go czarna, posągowa piękność, która chciała być piosenkarką, a jego ojcem był sąsiad, mulat z domieszką krwi indiańskiej i irlandzkiej. Jak sam twierdził, był "niedocenianym bękartem". Od dzieciństwa był zdecydowany udowodnić swoim ludziom, że potrafi pokonać wszelkie trudności i będzie kimś w wielkim świecie białych. Jego ojciec, Noah Robinson Sr, miał w rodzinie w poprzedniej generacji pięciu kaznodziejów i Jesse zadeklarował, że również będzie kaznodzieją. Jak powiedział Gail Sheehy "Jesse wierzył, że został przez Boga odstawiony na bok w określonym celu - jedna z charakterystycznych cech zwycięskiej osobowości... Ci, którzy cierpią wstyd w dzieciństwie, często kryją się za fałszywą wyższością. Uczucie wstydu doprowadza niektórych ludzi do budowania własnego nadętego obrazu przez pogoń za sławą lub przesadną ilością pieniędzy, z nadzieją, że przekonają sami siebie, iż są coś warci. Wstyd, do niedawna ignorowany przez psychologię, obecnie uważany jest za "uczucie uniwersalne". Jeśli wcześnie zostanie rozłożone na części, staje się ojcem wszystkich uczuć. W przypadku Jessego dzieckiem była zazdrość".(19) Popychany przez zazdrość i nie powstrzymywany przez skromność, Jesse rozpoczął tryumfalnie: "Jestem człowiekiem, który spełnia misję. Urodziłem się, by wskazywać drogę... Jezus nigdy nie był niczyją ofiarą. Nikt Go nie popychał". Jesse Jackson o osobowości Popularnego-Silnego elektryzował tłumy i inspirował ludzi niezaangażowanych do działania. Konwencja Demokratów, która wywołała najmniejsze zainteresowanie w historii, miała swój najbardziej wzruszający i podniosły moment, gdy na trybunę wszedł Jesse i krzyknął: "Zachowajmy nadzieję żywą!" Dzięki elektryzującej i iskrzącej osobowości Jesse poruszył tłumy. Wydawało się, że jest spełnieniem "Marcenia" Martina Luthera Kinga. Mimo to wszyscy byli zgodni, że nie może być wybrany. Inaczej niż to miało miejsce w przypadku Jessego Jacksona, który wspinał się od skromnych początków do świateł politycznej sceny, Pat Robertson od razu miał polityczne przygotowanie i bazę. Jego ojciec, A. Willis Robertson, był kongresmanem przez czternaście lat i senatorem przez dwadzieścia. Typowy dżentelmen z Południa torował synowi drogę do sukcesu odpowiednim wykształceniem: klasycznym na Uniwersytecie Waszyngtona i Lee oraz militarnym w Instytucie Wojskowym w Virginii. Pat studiował ze swoim idealistycznym umysłem na wydziale prawa w Yale, ale był tak rozczarowany, że nie przygotował się do egzaminu adwokackiego i oblał go. Zawsze poszukiwał jakiejś krucjaty i gdy pastor o nazwisku Cornelius Vauderbregger podzielił się z nim swoją wiarą, zaakceptował Jezusa Chrystusa w swoim życiu i znalazł dla siebie nowy kierunek. Obdarzony osobowością Popularnego-Silnego, podobnie jak Jesse Jackson, Robertson był "zwierzęciem towarzyskim" i podobno podszczypywał koreańskie służące, które sprzątały baraki podczas jego służby w marynarce. Jednak, gdy poświęcił swoje życie Panu, jak syn marnotrawny zerwał z hulaszczym życiem i całkowicie zmienił postawę i pragnienia. Pat wstąpił do Seminarium Teologicznego w Nowym Jorku, a po jego ukończeniu poczuł powołanie do służenia biednym. Przeprowadził żonę, Dede, wnuczkę senatora stanowego z Ohio, do jednopokojowego mieszkania w getcie, rozdał ich dobytek i żyli na sojowej diecie. W autobiografii Shout itfrom the House Tops (Ogłoście to z dachów domów) Robertson opowiada o przyjacielu, George'u Lauderdale'u, który miał wizję - jeden z boskich zbiegów okoliczności". W czasie wizji Lauderdale znalazł nieczynną stację telewizyjną w Portsworth w Virginii wystawioną na sprzedaż i zwrócił na nią uwagę Robertsona. Pat zdobył trzydzieści siedem tysięcy dolarów i kupił stację. Wypytywany później przez Kevina Menide'a z "Dallas Morning News", Lauderdale przyznał, że nie miał żadnej wizji, ale to był dobry żart. "Innymi słowy, nie było to aż tak mistyczne wydarzenie, jak wynika z książki" - powiedział Lauderdale.(20) Jak to bywa w przypadku każdej osobowości, Robertson miał mocne i słabe strony. Jedną z kluczowych słabych stron osobowości Popularnych jest brak dbałości o szczegóły. Popularni zapamiętują czasem niedokładnie i ubarwiają fakty, a jeśli opowiedzą o jakimś wydarzeniu we właściwy sobie sposób, przez pewien czas rzeczywiście wierzą, że to tak było. Jedną z ich kluczowych mocnych stron jest umiejętność czarowania wszystkich wokół siebie, zachęcania innych, by dołączyli do ich ruchu i wspierali go, oraz przyciągania ochotników, którzy są gotowi oddać życie za swojego przywódcę. Używając czaru Popularnego i energii Silnego, w ciągu następnych dwudziestu pięciu lat Robertson zbudował Chrystusową Sieć Radiową i uruchomił rozgłośnie w dwudziestu czterech krajach, a także otworzył zyskujący uznanie uniwersytet. "Dallas Morning News" napisał, że Robertson miał: "osobowość magnetyzującą publiczność, co pomagało przyciągać widzów i rozwijać jego posłannictwo. Człowiek, który w czasie kampanii wymienia jako swoich bohaterów George'a Washingtona i Abrahama Lincolna, jest osobą zaangażowaną, opowiada niestworzone historie i wywołuje szeroki uśmiech... Prywatnie może być zawsze naczelnym wodzem, okazywać zły humor i nie przyjmować zastrzeżeń do swojego sposobu myślenia".(21) Osobowość Popularnego powodowała, że Robertson był pociągający i ożywczy. Mówił wszystko, co mu przyszło do głowy, wiedząc z doświadczenia, że większość z tego, co powie, będzie dobrze przyjęta, i nie przejmował się ewentualnymi niedokładnościami. Zakładał, że będą go kochali - i większość kochała go; miał nadzieję, że nie będą znali faktów - i większość ich nie znała. Pewnego dnia wyznał w telewizji, że "myli się i zapomina", ale mimo tworzenia historii Robertson był jedynym kandydatem Republikanów, który potrafił wzbudzić dziki entuzjazm i uniesienie ożywiające spotkania, gdy wchodził na salę. Jego uśmiechnięta twarz i elektryzujący czar emanowały energią o takim samym napięciu jak u Jacksona. Na Konwencji Republikanów w 1988 roku Popularny Ronald Reagan był oczywistym mistrzem mediów, ale tuż za nim był Pat Robertson. Gdy został przedstawiony, tłum oszalał na punkcie tego charyzmatycznego przywódcy, który stał uśmiechając się dumnie i potakująco kiwał głową do swoich wiwatujących zwolenników. Nie zdobył nagrody - nominację otrzymał George Bush - ale dobrze biegł w tym wyścigu i wszyscy o tym wiedzieli. Zyskał pozycję męża stanu i rozwiał mit, że był jedynie wiejskim kaznodzieją. To właśnie dzięki osobowości Silnego, stanowiącej część osobowości Robertsona, potrafił stworzyć tak wielki plan, snuć tak ambitne marzenia, tak sprawnie organizować i podróżować z taką energią, utrzymując jednocześnie wysokie wymagania, zachęcając zwolenników do pracy i zachowania absolutnej lojalności. Ponieważ znam Pata Robertsona osobiście i występowałam w programie 700 Club wiele razy, mogę mówić w oparciu o doświadczenie o jego miłym sposobie zachowania, magnetycznym przyciąganiu i kontroli nad swoim imperium. Cieszy się wielkim uznaniem wśród współpracowników, a dwóch z nich, z którymi przeprowadziłam wywiady, opowiedziało mi o człowieku posiadającym same mocne strony, bez żadnych słabych. Potrafi obudzić w ludziach chęć do bezinteresownej pracy dla niego. Spowodował, że ci, którzy nigdy nie głosowali, zarejestrowali się, ludzie, którzy nigdy nie interesowali się polityką, przystąpili do wyborów. Jest pierwszym przywódcą chrześcijańskich konserwatystów, który ma umiejętności i siłę, by zbudować poważną polityczną machinę, i osobowość Popularnego umożliwiającą utrzymanie w ludziach motywacji i entuzjazmu. Zarówno Jackson, jak i Robertson mają charyzmatyczny magnetyzm Popularnych i obaj, mimo różnic w pochodzeniu, wykazują właściwą Silnym dążność do sukcesu i najwyższą wiarę w siebie, która pozwala im działać wbrew przeciwnościom. 18 Milsza i delikatniejsza nacja George Bush Prezydent: 1989-1993 Osobowość: Spokojny Dewiza do zapamiętania: Załatw szybko trudne sprawy. Tydzień przed wyborami w 1988 roku "New York Times" podsumował dwóch kandydatów, Michaela Dukakisa i George'a Busha, jako bladych i bezbarwnych. Autor nie uwzględnił osobowości Spokojnego, jaką mieli Bush i Dukakis, która nie pozwalała im na demonstrowanie prezydenckiej osobowości Popularnego, do jakiej byliśmy przyzwyczajeni po ośmiu latach prezydentury Ronalda Reagana. Natomiast cytowany w artykule profesor Larry Sabato przedstawił takie wyjaśnienie: "Może to było tak, że pasywna kampania bardzo odpowiadała telewizji? Kandydatów nie ponoszą emocje. Nie wzbudzają namiętności. To jest kampania, która została dobrze przygotowana pod kątem widza. To jest doskonała kampania uników".(1) Jak można lepiej określić pojedynek pomiędzy dwoma Spokojnymi niż "kampania uników"? Wszyscy wiemy, że Spokojny przyłączy się do wszystkiego, dostosuje się do każdych warunków i będzie unikał konfliktów za wszelką cenę. Spokojni nie mają błyskotliwej osobowości jak Popularni, rzucających się w oczy umiejętności jak Silni ani głębokiej sity jak Perfekcyjni. Największa siła Spokojnych jest ukryta - bo jest nią brak widocznych słabych stron. Spokojny zawsze będzie próbował zrobić to, co jest dobre, i będzie unikał sytuacji stwarzających problemy. Tak jak Bush oświadczył na konwencie Republikanów: "Ja jestem tym człowiekiem". James David Barber, autor książki Presidential Charakter (Prezydencki charakter), tak napisał o Bushu: "Chce robić rzeczy dobre, a przede wszystkim nie robić rzeczy złych. Definiuje swoją prawość tym, czego nie robi. Przez ograniczenia".(2) Obaj prezydenci, Eisenhower i Ford, zostali wybrani nie ze względu na nieprzeciętną siłę polityczną lub twórcze programy, ale ze względu na fakt, że nie mieli widocznych słabych stron. Ike zwyciężył dzięki uśmiechowi i umiejętności chodzenia po wodzie przez dwie kadencje; Ford spowodował, że wszyscy byli szczęśliwi, i nie wpadając w kłopoty wyleczył rany po Watergate. Byli właściwymi ludźmi w swojej godzinie; przynieśli nam pokój, gdy byliśmy zmęczeni konfliktami. Podczas kampanii w 1988 roku pojawiło się nowe kryterium oceny kandydatów - "współczynnik niezdarności"- nastawione szczególnie na George'a Busha, Spokojnego wiceprezydenta. Bush znalazł się w niewygodnej sytuacji, ponieważ był popierany przez prezydenta Reagana i zachowywał w stosunku do niego lojalność, a jednocześnie starał się wyrobić sobie silną pozycję. Prasa przedstawiła go jako słabego i niezdecydowanego, czego nie potwierdziły fakty. Podczas gdy inni kandydaci przymawiali się o referencje i wyolbrzymiali swoje umiejętności, Bush spokojnie prowadził przykładne życie. Jako Spokojny już od dziecka zawsze stawiał na pierwszym miejscu inną osobę i nie upierał się przy swoich racjach. Miał dobre maniery, był wielkoduszny i wytworny. Gdy był dzieckiem, matka nazwała go Weź Połowę, ponieważ zawsze, gdy dawała mu ciastko, zwracał się do znajdującej się obok osoby proponując: "Weź połowę". Sytuacja rodzinna Busha była podobna do sytuacji Franklina Roosevelta, ponieważ dorastał w dobrych warunkach materialnych, należał do społecznego patrycjatu, otrzymał klasyczne wykształcenie i chciał służyć tym, którzy mieli mniej szczęścia. Podobnie jak w przypadku Roosevelta, matka Busha miała dominujący wpływ na życie dzieci. Dorothy Walker Bush, córka George'a Herberta Walkera, mistrza gry w polo, fundatora golfowego Pucharu Walkera, prezesa Stanowej Komisji Wyścigów Konnych w Nowym Jorku, miała osobowość Popularnej-Silnej i stosowała wobec dzieci twardą dyscyplinę, ale zamieniała to doświadczenie w zabawę. Była ciepłą, religijną kobietą, która przy śniadaniu czytała wersety z Biblii, a następnie wzywała rodzinę do współzawodnictwa w jednej z sezonowych dyscyplin: tenisie, żeglowaniu, futbolu, polowaniu, golfie, baseballu, trik-traku lub rozwiązywaniu szarad. Podczas gdy Roosevelt spędził znaczną część swojego bezpiecznego dzieciństwa w samotności, czytając historyczne książki i odtwarzając bitwy morskie przy pomocy okrętów-zabawek, George Bush uczestniczył w zajęciach sportowych, udowadniając, że jest przeciwieństwem niezdary. Gracz drużynowy Przeciwnie niż w klanie Kennedych, gdzie również przywiązywano wagę do sportu, ale stawiano zawsze na wygraną, w rodzinie Bushów zachęcano, by być możliwie najlepszym, ale bez koncentrowania się na zwycięstwie. Podczas gdy rodzina Kennedych zbierała trofea, Bushów uczono mówić "Miałem szczęście". Gdy George mówił matce, że wygrał, to ona pytała: "A drużyna?" Nie chwalono za indywidualne zwycięstwa, ważne było, żeby być graczem w drużynie. Słowo dobry, przymiotnik typowy dla Spokojnych, używany był do oceniania George'a od dzieciństwa. Nauczyciele wspominają go jako dobrego chłopca, rodzeństwo nazywało go dobrym bratem. Jako młodzieniec unikał kłopotów, ale nie był zniewieściały i nie prawił kazań, że trzeba być dobrym. Wszyscy lubili jego towarzystwo i chociaż nie stronił od żartów i psikusów, nigdy nie był podły ani wulgarny. Nigdy nie był świętoszkiem i zawsze był dostatecznie silny i dostatecznie zaangażowany, by chronić słabszych. "Los Angeles Time" opisał go tak: "George Bush zawsze miał poczucie własnej pozycji. To go powstrzymywało przed błądzeniem. Był dobrym chłopcem z dobrej rodziny, sięgającym po dobre rzeczy".(3) Pamiętam Prescotta Busha, ojca George'a, senatora z Connecticut, gdy Fred i ja mieszkaliśmy tam w późnych latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Senator Bush był Perfekcyjnym patrycjuszem, osobą z rodowodem i prasa musiała się mocno natrudzić, żeby znależć coś złego na jego temat. Był wysoki, dostojny, dystyngowany i wytworny i nigdy nie było powodu, żeby ktoś występował przeciwko niemu. Był Perfekcyjnym prototypem wschodniego establishmentu, agentem inwestycyjnym i obywatelskim przywódcą. Gdy zdobył pieniądze, nigdy o nich nie mówił jako o drodze do władzy, jak to robił Joseph Kennedy. Nie starał się pośpiesznie wdrapać na szczyt - on tam był zawsze. Nigdy nie próbował "pokazać im", bo znali jego prawdziwy charakter i cichy sukces. Senator Bush uważał, że żądza pieniędzy jest grzechem, i zaszczepił swoim dzieciom przekonanie, że posiadanie zasobów finansowych wymaga społecznych świadczeń. "Z przywilejami wiążą się obowiązki - pouczał dzieci - wspomagaj hojnie i nie pragnij uznania". W takim rodzinnym otoczeniu George wyrósł na sprawiedliwego i przyzwoitego człowieka, który pragnął służyć swoim ziomkom i swojemu krajowi. W Phillips Andover Academy był osobą do wszystkiego i prezesował prawie wszystkiemu, do czego się przyłączył. Nie dlatego, że pragnął takiej pozycji, jak to się dzieje w przypadku Silnego, ale dlatego, że był lubiany, nieszkodliwy i chętnie pracował dla dobra innych. Chociaż mógł uniknąć służby w wojsku w czasie drugiej wojny światowej idąc do college'u lub korzystając z wpływów ojca, w dniu osiemnastych urodzin, 12 czerwca 1942 roku, zaciągnął się do armii. Pracował pilnie, żeby nauczyć się latać, i został najmłodszym pilotem w marynarce, który otrzymał skrzydła. Bush nigdy nie ociągał się ani nie rozglądał za przychylnym traktowaniem; wpadł w wir wojny z przydziałem służbowym pilota TBM Avengers. Podczas lotów nad terytorium nieprzyjaciela odważnie unikał ognia artylerii przeciwlotniczej, jednak został dwukrotnie zestrzelony nad morzem i ledwo uszedł z życiem. Przy drugim zestrzeleniu wyskoczył z samolotu na moment przed eksplozją. Japończycy wysłali po niego kanonierkę i desperacko pływał przez dziewięćdziesiąt minut, zanim nie wynurzyła się i nie wyłowiła go amerykańska łódź podwodna, zapewniając mu bezpieczeństwo. Wojenne wyczyny George'a Busha nie wskazują, że był niezdarą! Ale Bush był skromny i nigdy nie chwalił się swoimi patriotycznymi czynami. Po prostu uznał je za część obowiązków służbowych. Po zakończeniu służby w marynarce Bush w 1945 roku rozpoczął studia w Yale. Wybrał jako przedmiot główny ekonomię, spędził na uczelni dwa i pół roku, należał do Phi-Beta-Kappa, uzyskał dyplom i konieczne referencje, żeby wejść do uprzywilejowanych kręgów finansowych, szeroko otwartych dla syna Prescotta Busha. Kierunek Teksas Ale i tym razem George nie wybrał łatwego życia. Nie chciał wisieć u poły surduta swojego ojca ani układać sobie wygodnego życia w oparciu o istniejący stan rzeczy. On i jego żona, Barbara, córka prezesa wydawniczego imperium McCalla, wyjechali do Teksasu, gdzie od podstaw poznał przemysł naftowy. Zanim ukończył czterdzieści lat, Bush był naftowym milionerem, szanowanym Teksańczykiem i akceptowanym przywódcą Republikanów. W 1966 roku został wybrany do Kongresu, jako jeden z dwóch Republikanów z Teksasu. Dzięki spokojnej naturze i przyjaznemu nastawieniu szybko zaaklimatyzował się w tym środowisku, a dzięki wpływom ojca wkrótce został członkiem Komitetu Wpływów i Wydatków. "Znajomości nawiązywał tak szybko, jak mały chłopiec który zbiera baseballowe obrazki. W niedzielne popołudnia do Bushów ściągały całe tłumy: kongresmani, ambasadorzy, sędziowie Sądu Najwyższego. Wydawało się, że zna całe miasto".(4) W erze Nixon - Ford, Bush przez dwadzieścia dwa miesiące był ambasadorem Stanów Zjednoczonych przy Organizacji Narodów Zjednoczonych, przez dwadzieścia miesięcy przewodniczącym Komitetu Krajowego Partii Republikanów, przez szesnaście miesięcy szefem misji łącznikowej w Beijing i przez dwanaście miesięcy dyrektorem CIA. Nixon podziwiał u Busha skromność, dobry charakter i chęć do pracy w zespole. Bush nigdy nie okazał mu cienia buntu, a Nixon kierował się widoczną lojalnością. Na każdym z tych różnorodnych pól społecznej służby George Bush był uważany za człowieka uprzejmego, dodającego odwagi, kojącego, rozumnego, sympatycznego i dowcipnego, który uważnie wysłuchiwał wszystkich opinii, starał się podążać prostą drogą i nie oczekiwał za to pochwał. Był uosobieniem starego powiedzenia: "Nie ma ograniczeń w tym, co możesz osiągnąć, jeśli nie dbasz o to, kto zbiera zaszczyty". Wszystkie te mocne strony Spokojnego są cechami cichymi, stonowanymi i nie trafiają do nagłówków gazet. Gdy Bush objął kierownictwo CIA, agencja próbowała dojść do siebie po oficjalnych wypowiedziach i nadużyciach. Jego nastawienie, by "nie kołysać łodzią", uspokoiło wzburzone fale i powstrzymało przechyły szpiegowskiego statku. Składał zeznania w Kongresie nie zwracając na siebie uwagi i doprowadził do zabliźnienia wszystkich ran agencji. Podobnie jak robił prezydent Ford, inny Spokojny, Bush pracował nad wprowadzeniem harmonii w rządzie, ale ze względu na spokojne usposobienie, tak jak Ford, nie zapisał się w pamięci jako silny przywódca. Żaden z nich nie wsławił się ideami zmieniającymi życie ani prawodawstwem i obaj potwierdzili zasadę, że najważniejszą mocną stroną Spokojnych jest brak widocznych słabych stron. Ta bardzo często nie dostrzegana i nie akceptowana mocna strona osobowości nie wywołuje podniecenia i nie dodaje blasku - co ludzie odbierają jako dar przewodzenia - i dlatego Ford (Pan Czysty) przegrał z Carterem (Panem Perfekcyjnym), a Bush (Pan Sympatyczny) odniósł zwycięstwo nad Dukakisem (Panem Ponurym) w 1988 roku, ale przegrał w 1992 z Clintonem (Panem Czarującym). Gotowość do grania drugich skrzypiec W 1980 roku, po przegraniu przez Busha nominacji na rzecz Ronalda Reagana, Reagan zaproponował Bushowi stanowisko wiceprezydenta, które przyjął, chociaż w sprawach politycznych ci dwaj panowie byli odlegli niczym dwa bieguny. Jednak osobowość Spokojnego, gotowość zachowania powściągliwości we własnych twierdzeniach i umiejętność grania drugich skrzypiec w tej nowej symfonii pozwoliły Bushowi stać się lojalnym reaganowcem. Gdyby Bush miał osobowość Popularnego, to może próbowałby zająć miejsce w blasku słońca w ciągu ośmiu lat wiceprezydentury, ale nie robił tego i spokojnie pozostawał z tyłu. Gdyby miał osobowość Silnego, to może próbowałby przejmować władzę i narzucać prezydentowi swój punkt widzenia, ale zamiast tego popierał poglądy, którym dawniej był przeciwny, i nie proponował żadnych politycznych zmian. Gdyby miał osobowość Perfekcyjnego, to może miałby żal do Reagana za siejące niezgodę komentarze na jego temat w początkowej fazie kampanii i subtelnie szukał rewanżu, ale on traktował wszystkie negatywy jako składową część polityki i potrafił bez urazy przejść nad nimi do porządku. Tylko Spokojny potrafi w naturalny sposób zagrać rolę druhny, chociaż chciał być panną młodą. Tylko Spokojny potrafi uczestniczyć w licznych spotkaniach i nie czuć potrzeby wygłaszania komentarzy. Tylko Spokojny potrafi nieustannie popierać pomysły innych ludzi, bez upierania się, żeby przyjęli kilka jego pomysłów. Te cechy Spokojnego pociągały prezydenta Reagana, który lubił być na środku sceny i nie lubił konfliktów. Pociągało go również delikatne poczucie humoru Busha i często go prosił o powtarzanie dowcipów, które mu się szczególnie podobały. Pisarz Gail Sheehy, komentując osobowość Busha, stwierdził: "Niektórzy z najmniej zabawnych ludzi na świecie czują się w obecności Busha jak osoby słynące z dowcipu. Sekret jego poczucia humoru tkwi w tym, że morał dowcipu przenosi w usta kogoś innego... George Bush zrobił karierę dzięki zagłaskiwaniu ludzi na śmierć".(5) Nagroda za lojalność W 1988 roku na Konwencji Republikanów w Nowym Orleanie Bush został nagrodzony i otrzymał nominację partii na prezydenta. Mój wydawca zabrał mnie na konwencję i otrzymałam dwa oficjalne, eleganckie zaproszenia na popołudnie, kiedy miał nastąpić wjazd Busha do Nowego Orleanu na pokładzie rzecznego statku "Natchez". Zaproszenia upoważniały do wejścia na teren specjalnego stanowiska widokowego. Natychmiast wyobraziłam sobie, że będę siedziała w wydzielonym sektorze razem z ważnymi ludźmi. Idąc wraz z tłumem przez Dzielnicę Francuską w stronę brzegu rzeki, zastanawiałam się jakich ważnych ludzi zobaczę i czy będą jakieś zakąski. Z pewnością eleganckie zaproszenie jest zapowiedzią jakiegoś specjalnego traktowania! Podążając do przodu rozglądałam się nad tłumem i spostrzegłam panią w moim wieku i stylu, która mogła skorzystać z drugiego zaproszenia i udać się ze mną na to prestiżowe miejsce dla wybranych. Widząc samotną duszę, odezwałam się do niej i zaproponowałam moją dodatkową kartę wstępu. Miałyśmy wiele wspólnego i moje podniecenie wzrosło, gdy znalazłam kogoś, z kim mogłam się nim podzielić. Zanim doszłyśmy do wybrzeża, ta kobieta i ja byłyśmy dobrymi przyjaciółkami. Idąc za znakami "Stanowisko widokowe" znalazłyśmy się w długiej kolejce stojącej nieruchomo w gorącym sierpniowym słońcu. Po półgodzinnym powolnym posuwaniu się do przodu dostałyśmy się na płaski, odgrodzony linami teren i stwierdziłyśmy, że przed nami są sami wysocy ludzie. Jak dziecko stojące za dorosłymi i wyciągające szyję, żeby obserwować Paradę Różanego Pucharu, próbowałam stanąć na palcach i popatrzyć na rzekę. Wiedziałam, że ona tam jest, ale nie mogłam jej zobaczyć. Zaczęłam przepraszać swoją towarzyszkę, że nie jesteśmy na samym przodzie razem z rodziną Busha, jak oczekiwałam. Z pewnością nie spodziewałam się, że w Nowym Orleanie było tyle osób z eleganckimi zaproszeniami! Wyciągając szyję spostrzegłam narożne okna domu towarowego "Abercrombie and Fitch" górujące nad tłumem. Ponieważ nie miałyśmy nic do stracenia opuszczając to dalekie od kameralności zgromadzenie, zaproponowałam, żebyśmy przepchnęły się przez tłum i weszły do domu towarowego. Nie należałyśmy do pierwszych, którzy wymyślili, żeby stanąć w oknie domu towarowego niczym para manekinów, ale udało nam się przycisnąć nosy do szyby, opierając się plecami o regał z koszulkami polo w różnych kolorach. W ciągu dwóch godzin spędzonych na stoisku z koszulkami zdążyłyśmy zawrzeć bliższą znajomość z innymi ludźmi, którzy również wybrali to miejsce, a nawet zdążyłam kupić kilka koszulek na prezenty na Boże Narodzenie. W końcu przypłynął "Natchez" poprzedzany przez barkę wyrzucającą fontanny czerwonej, białej i niebieskiej wody. Niczym nie zasłonięty widok z okna domu towarowego umożliwił nam oglądanie rodziny Bushów stojących na pokładzie i wymachujących do tłumu - prawie tak dobrze, jak z pierwszego rzędu stanowiska widokowego. Zaskakujący wybór Właśnie w to popołudnie, 16 sierpnia 1988 roku, George Bush, stojąc przed tłumami na Placu Hiszpańskim pod nadciągającymi burzowymi chmurami, ogłosił nominację kandydata na wiceprezydenta. Ta informacja miała być przekazana później, podczas konwencji, więc wszyscy byliśmy zaskoczeni, gdy Bush wymienił nazwisko Dana Quayle'a. Wielu nie zrozumiało, co Bush powiedział, lub nie wiedziało, kim był Quayle. Szepty zamieniły się w okrzyki: "Co on powiedział?", "Jaki Dan?", "Kto jest przepiórką?", "Chcemy go zobaczyć!" Nagle z tłumu wyszedł jakiś przystojny młody człowiek i z uśmiechem niedowierzania na twarzy podszedł do wiceprezydenta. Zdjął marynarkę i zażartował: "Właśnie byłem w pobliżu i wpadłem na chwilę". Danny ze swoim chłopięcym urokiem i prezencją Roberta Redforda u wielu z nas budził matczyne uczucia, a u innych wywoływał westchnienia zachwytu. Gdy odwrócił się i mocno objął Busha, to omal go nie przewrócił, wyrażając entuzjazm i zapał do dalszego prowadzenia kampanii. Po zakończeniu uroczystości powitalnych Bush opuścił podium i podszedł w kierunku naszego okna, gdzie podjechała limuzyna, żeby go zabrać. Nie mogłyśmy uwierzyć, że byłyśmy w jedynym miejscu, z którego można było zobaczyć go z bliska. Gdy zbliżył się z synami w naszym kierunku, zauważył nas, jak podskakiwałyśmy i wymachiwałyśmy rękami niczym marionetki w oknie domu towarowego "Abercrombie and Fitch". Zaczął się śmiać na nasz widok i przechodząc krzyknął: "Dziękuję, że przyszliście!" Kiedy razem z agentami ochrony doszli do samochodu, George Bush pomachał na pożegnanie do naszej specjalnej grupy fanów z pierwszego rzędu. Zapłaciłam za wybrane koszulki i swetry i odczułam zadowolenie, że znalazłam się we właściwym miejscu we właściwym czasie, żeby zobaczyć rozluźnionego i naturalnego człowieka, przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, i dowiedzieć się o zaskakującym wyborze nieznanego i sympatycznego Dana Quayle'a. Zaskoczony przez wpadkę Bush, Spokojny o niewielkim napięciu emocjonalnym, zaskoczył Konwencję Republikanów wyborem Spokojnego-Popularnego Dana Quayle'a z Indiany. Zamiast wybrać Silnego Boba Dole'a lub któregokolwiek ze znanych i pozostających do dyspozycji Republikanów, Bush wybrał stosunkowo mało znanego senatora, który był nieszkodliwy, młody i przystojny. W sposób typowy dla osobowości Spokojnego Bush zlecił podwładnym przebadanie kandydatów, przyjął ich referencje i był zaskoczony, gdy sprawa służby Quayle'a w Gwardii Narodowej stała się gorącym kartoflem w jego ręku. Bush, który z natury unikał konfliktów, nagle znalazł się w sytuacji, że musiał bronić wybranego przez siebie kandydata, ponieważ okazało się, że wykorzystał wpływy zamożnej rodziny i uchylił się od poboru i wysłania do Wietnamu. Nigdy nie zostały przedstawione żadne wiarygodne dowody i wrzawa ucichła, gdy badania wykazały, że 80 procent Amerykanów jest zdania, iż prasa przesadziła w atakach na Quayle'a. Niewielu ludzi interesowało się tym, co Quayle robił 20 lat temu, a więcej niż połowa zapytanych odpowiedziała, że zrobiłaby tak samo, gdyby tylko miała takie możliwości. Jak w przypadku każdej osobowości, Quayle posiadał zarówno mocne, jak i słabe strony. Media natychmiast przestudiowały Quayle'a i stwierdziły, że posiada mediacyjne zdolności Spokojnego plus mocne strony Popularnego: jest rozluźniony, wyrozumiały, przyjazny, wesoły, zrównoważony, rozmowny, czarujący, ożywiony pragnieniem podobania się, energiczny, prostolinijny i ma sarkastyczne poczucie humoru. W ciągu dwudziestu czterech godzin od wyboru zostały również zaprezentowane słabe strony Quayle'a jako Spokojnego: wydawał się zbyt mdły, zbyt solidny, zbyt bezstronny. Kiedy tylko otworzył usta, natychmiast popełniał jakąś gafę. Gdy stanął wobec zarzucających go pytaniami agresywnych dziennikarzy, wyglądał na zakłopotanego i zdenerwowanego. "Time" opisał mocne i słabe strony Quayle'a w jednym akapicie: "Quayle promieniuje takim samym napuszonym entuzjazmem, taką samą bezkrytyczną lojalnością, taką samą namacalną wdzięcznością i podatnością na wpływy, jak Bush, kiedy znalazł się na liście kandydatów Wielkiej Starej Partii w 1980 roku. Ale wybierając Quayle'a Bush również wdepnął głęboko w coś brzydkiego, W ciągu dwudziestu czterech godzin od wybrania Quayle stał się politycznym zderzakiem narażonym na kolejne zderzenia z opinią publiczną".(6) Zespół Busha nie spodziewał się, że media wywołają taką zawieruchę z powodu górki tak małej jak kopczyk usypany przez kreta, i pomocnicy Busha nie przygotowali Quayle'a na to, z czym się spotkał. Mimo, że Quayle wypchnięty został pod koniec kampanii i otrzymywał niskie notowania, z pewnością wniósł trochę barw do szarej kampanii w 1988 roku. Żartownisie mówili, że Bush wybrał Quayle'a jako "asekurację przed oskarżeniem" i na jesieni 1988 roku, gdy Dan Quayle próbował znaleźć swoją polityczną duszę, Lloyd Bentsen, kandydat demokratów na wiceprezydenta, szydził z niego, nazywając go "chłopcem Danny". Gdy Quayle oświadczył, że ma doświadczenie równie wielkie jak Jack Kennedy, gdy wystąpił w wyborach prezydenckich, Bentsen stanął na wysokości zadania i odpowiedział mu jednym zdaniem, które było najczęściej cytowane tego wieczora: "Senatorze, pan nie jest Jackiem Kennedym". Chociaż to zdanie stało się nieśmiertelne, to jego błyskotliwość nieco przybladła, gdy reprezentant Ohio, Dennis Eckart, przyznał się, że w czasie przygotowań do debaty grał rolę Quayle'a i podsunął cytat na temat Kennedy'ego jako jego prawdopodobną wypowiedź. Ta cięta riposta zapadła Bentsenowi w pamięć, więc gdy Quayle sięgnął po oczekiwane porównanie, Bentsen był gotów. Patrick Thomas, pisarz polityczny z Waszyngtonu, szczęśliwie napisał, że Quayle przeszedł "partnerski test" i na pewno nie będzie górował nad Bushem. Przy końcu kampanii Dan Quayle został podniesiony na duchu przez senatora z Partii Demokratów, Teda Kennedy'ego. Powiedział on, że prasa nie jest w porządku wobec Dana, który jest znacznie lepszy w senackiej komisji wpływów i wydatków niż się zaprezentował w trakcie prowadzenia agitacji politycznej. Silna Barbara W czasie kampanii w 1988 roku Bushowie byli już małżeństwem od czterdziestu trzech lat, żyło pięcioro z ich sześciorga dzieci i mieli dziesięcioro wnucząt. Rodzina lubiła przebywać razem i była przykładem wartości, które chciała przekazać Ameryce. Silna osobowość Barbary równoważyła i uzupełniała naturę Spokojnego George'a Busha. Była otwarta, szczera i ekspresywna i nie przejmowała się tym, co ludzie o niej myślą. Ona utrzymywała dyscyplinę i prowadziła dom, podczas gdy mąż podróżował i pracował przez długie godziny. Przed wprowadzeniem się do Białego Domu mieszkali już w dwudziestu ośmiu domach w siedemnastu miastach i to właśnie Barbara znalazła każdy z tych domów i przeprowadzała do nich rodzinę. Syn Marvin nazwał ją "egzekutorem", a ona potwierdziła, że była osobą ustanawiającą rodzinne prawa. "USA Today" napisało o niej tak: "Barbara Bush jest konkretna i szczera, zawsze da ci poznać, co myśli i gdzie jest twoje miejsce, jest wystarczająco pewna siebie, żeby wiedzieć, że są ważniejsze rzeczy na świecie niż doskonała figura lub farbowanie włosów".(7) Wiele kobiet było zadowolonych, że nasza pierwsza dama nosiła rozmiar czternaście i nie wyglądała jak drezdeńska lalka. Być może sądziłyśmy, że lata 1988-1992 będą erą zwykłej kobiety. Może przestaniemy się w końcu głodzić i będziemy dumne z naturalnego wyglądu, jakim Bóg nas obdarzył. Barbara miała mocne strony osobowości Silnego, ale nie była irytująca, co często towarzyszy tym charakterom. Syn George powiedział o niej: "Przepowiadam, że moja mama będzie najbardziej kochaną pierwszą damą, jaką ten kraj kiedykolwiek miał. Wszyscy, którzy ją znają, kochają ją". O ojcu z podziwem powiedział: "Gdyby mój ojciec umarł jutro i jego dusza wstąpiłaby do raju, byłby zadowolony, bo wiedziałby, że realizując swoje cele nigdy nie zrobił niczego, z czego nie mógł być dumny".(8) George Bush był politycznym modelem Spokojnego przywódcy. Potrafił być mediatorem pomiędzy kłótliwymi ludźmi i uspokajać gorące temperamenty, zachowując spokój pośród walki. "Time" zacytował wypowiedź Nicholasa Brady'ego, doradcy Busha i sekretarza skarbu, który powiedział, że jest zdumiony "sposobem, w jaki Bush trzyma w ryzach potencjalnie bardzo wybuchową grupę swoich doradców". Snując przewidywania, w jaki sposób ten talent Spokojnego pomoże Bushowi w przyszłości, Brady powiedział o kampanii: "To jest zerkanie za zasłonę. Możecie mieć wiele silnych osobowości, ale one nie potrafią pracować jako zespół".(9) Większość stanowisk, jakie Bush piastował, obejmował zawsze w okresach kłopotów - wszystko uspokajał, wprowadzał harmonię w miejsce chaosu, doprowadzał do ujednolicenia opinii i budował sprawnie działający zespół, a robił to wszystko bez zwracania uwagi na siebie. Nie były to cechy błyskotliwe, ale właśnie tego potrzebowaliśmy w okresie postreaganowskim. Jako typowy Spokojny unikał konfliktów oraz miał uspokajający wpływ na innych. Podobnie jak Gerald Ford, gdy przybywał do Białego Domu, miał niewielu wrogów. Przyjazna natura i unikanie wygłaszania krańcowych opinii pozwalały mu dostosować się do każdej sytuacji i unikać obrażania kogokolwiek. Dan Quayle wykazał, że rozumie różnice osobowości, gdy w wywiadzie dla magazynu "Time" powiedział: "Ludzie ulegają osobistemu czarowi Reagana. I to jest część jego wielkości. George Bush osiągnie wielkość, ale nie będzie to tak samo, jak było z Reaganem. Nie ma tak zaangażowanego sposobu mówienia i nic nie pomogą próby naśladowania poprzednika".(10) "Przyzwoity człowiek" Podczas kampanii w 1988 roku Bush stał się mistrzem w wykorzystywaniu własnych mocnych stron i nawet Demokraci nie byli w stanie znaleźć w nim niczego złego. Bush nie próbował być kimś, kim nie był, ale prezentował przed społeczeństwem prostolinijną, wyrozumiałą i sympatyczną osobowość. W końcu zyskał akceptację jako uczciwy, przyzwoity i moralny człowiek, który może nigdy nie będzie budził uniesień, ale będzie dobrze służył. Mimo że sztab wyborczy próbował zamienić go w Silnego, żeby poprawić jego wizerunek jako przywódcy, pozostał przy swojej naturze i wyszedł z tego jako szczery i autentyczny. Tom Kean, gubernator New Jersey, w kluczowym wystąpieniu na Konwencji Republikanów podsumował to w następujący sposób: "George Bush jest przyzwoitym człowiekiem. Jeśli obrona wartości takich jak lojalność, rodzina lub wiara w Boga już nie jest dłużej modna, to boję się o nasz kraj".(11) Tuż przed wyborami "Wall Street Journal" podsumował to, co ja uznałam za powód zwycięstwa George'a Busha: "Bush wybudował drogę do sukcesu dzięki przedstawieniu Dukakisa jako nie dopasowanego do głównego nurtu Ameryki, dzięki poparciu Reagana i zachowaniu kierunku jego polityki". "Badania ankietowe wykazały, że atak Republikanów na system urlopów dla więźniów w Massachusetts, przynależność Dukakisa do Amerykańskiej Unii Swobód Obywatelskich i jego sprzeciw w stosunku do ustawy o deklaracji lojalności zostaną wzięte pod uwagę przez wyborców. 71 procent potencjalnych głosujących wierzy, że Bush reprezentuje tradycyjne amerykańskie wartości".(12) Od momentu, gdy Bush został wybrany wygrywając w 40 stanach i zdobywając 426 głosów elektorskich wobec 10 stanów, w których wygrał Dukakis, i jego 112 głosów elektorskich, prasa popatrzyła na niego innymi oczami. Pisząc o nim zaczęto używać słów i zwrotów typowych dla osobowości Spokojnego: niesie ze sobą fajkę pokoju, minimalizuje problemy, osoba reprezentująca obie partie, dociera do wszystkich, leczy rany, wolno startuje, zbyt neutralny, pozbawiony wnikliwości, uparty, tępy i wykrętny. George Bush miał osobowość Spokojnego - niezbędną, by być prezydentem konsolidującym. Po latach pozostawania numerem dwa i wygraniu wyborów, do których dobrze się przygotował, stał się numerem jeden, posadzono go za kierownicą i ruszył wyboistą drogą z nadzieją na zjednoczenie wyborców i uczynienie z Amerykanów "milszej i delikatniejszej nacji". George Bush Osobowość Spokojnego Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości Spokojnego, jaką miał prezydent Bush. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Mocne strony: Ukochany przez ludzi Zrelaksowany i zabawny Niezwykle miły człowiek Szuka w innych tego, co najlepsze Reprezentuje dworskie zachowanie Najlepszy gracz w drużynie Menedżer na czas kryzysu Bezpretensjonalny Zawsze uprzejmy Troskliwy do przesady Nigdy nie prowokuje innych Powściągliwy Nie jest małostkowy Humorem rozładowuje napięte sytuacje Nie zainteresowany wyrównywaniem rachunków Nie jest zgorzkniały Żyje w przyjaźni ze sobą Kontroluje własne emocje Żartuje na boku Zaskakująco prężny i wytrwały Można na nim polegać Bezgranicznie lojalny Bardzo pewny siebie Przenikliwie czysty wizerunek Dobry podczas kryzysu Zrównoważony i powściągliwy Wygodny i konsekwentny Podaje fajkę pokoju Leczy rany Genialny mediator Pan Status Quo Liczba punktów.... Słabe strony: Pozbawiony blasku Zachowuje się niepewnie Wypowiada niewiele odważnych stwierdzeń Używa słów "jeśli" i "może" Brak mu emocjonalnego napięcia Pan Nudny Nie czuje się swobodnie w światłach rampy Wprawia słuchaczy w odrętwienie Ma trudności z wyrażaniem głębokich uczuć Bez niezależnej tożsamości Bez wyrazu Ma dyslekcję Uparty Tępy i zwodniczy Rozdygotany Sparaliżowany jako przywódca Znudzony polityką wewnętrzną Patrzy w drugą stronę Liczba punktów.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Spokojnego.... Czy możesz być takim przywódcą jak Bush? Jeśli zaznaczyłeś wiele punktów, oznacza to, że masz osobowość Spokojnego. Nie masz zamiaru sprawiać kłopotów, nie jesteś agresywny i potrafisz prowadzić gładkie mediacje pomiędzy skłóconymi ludźmi. Twój przywódczy styl to spokojna pewność siebie. Szukasz w innych tego, co w nich najlepsze, i jesteś graczem zespołowym. Jesteś uprzejmy i miły i raczej wolisz sprawiać przyjemność innym ludziom niż stawiać na swoim. Nie ma w tobie kości niezgody i nie szukasz rewanżu w stosunku do tych, którzy cię zranili. Byłbyś szczęśliwy podążając za kimś lub nawet usuwając się z drogi, ale niepodjęcie roli przywódcy byłoby stratą. Zbyt wielu aroganckich i despotycznych ludzi wokoło próbuje podporządkować sobie innych i świat potrzebuje sympatycznych, lubianych przywódców, którzy mają swobodne nastawienie i poczucie humoru podobne do twojego. Masz wysoki wskaźnik wiarygodności - inni czują, że mogą ci zaufać, i jesteś autentycznie sympatyczną osobą. Twoją największą słabością jest brak motywacji, pragnienie pozostania w domu, niechęć do podniesienia się z krzesła i pójścia do przodu. Będziesz się czuł najlepiej wykonując pracę, przy której masz zaprogramowany cały dzień, ale jeśli chcesz rozwinąć swój potencjał przywódczy, zrób wysiłek i zmuś się do podjęcia pewnego ryzyka. Podobnie jak George Bush, możesz zachować powściągliwość w mowie w stosunku do spraw nieprzyjemnych. Możesz patrzeć w inną stronę, mając nadzieję, że problem sam się rozwiąże. A może nauczyłeś się, że jeśli będziesz zwlekał dostatecznie długo, wykona to ktoś inny. Jeśli chcesz rozwinąć swój przywódczy potencjał, musisz szybko stawiać czoło niepewnym sytuacjom. Nie jesteś impulsywny jak ludzie obdarzeni osobowością Silnego, więc nie musisz się martwić wyciąganiem wniosków. Przyjrzyj się rzetelnie problemowi i zmuś się do podjęcia decyzji zamiast trzymania się nadziei, że zrobi to ktoś inny. Jeśli nie wykształcisz w sobie umiejętności stawiania czoła problemom i podejmowania decyzji, będziesz miał małe szanse na zostanie przywódcą, za którym pójdą inni, ale jeśli tego dokonasz, będziesz się szczycił swoimi mocnymi stronami niosąc pokój wszystkim, których spotkasz. Czasem bycie miłym nie wystarcza. `tc 19. Osobowości przy pracy:Ń niesamowita kampaniaŃ w 1990 roku `tc Dewiza do zapamiętania: W niektórych sytuacjach charyzma wygrywa z prawością. Do wiosny 1992 roku wojna w Zatoce Perskiej została zakończona, Sowieci byli bardzo zajęci dzieleniem swojego kraju na kawałki, a Amerykanie ekscytowali się zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Spodziewano się, że zwycięży Bush, i Demokraci, którzy nie zasiadali w wielkim fotelu w Owalnym Gabinecie od czasów Jimmy'ego Cartera, poszukiwali kogoś, kto się poświęci. Żaden z mających pozycję i znaczenie Demokratów nie chciał występować przeciwko urzędującemu prezydentowi z 80-procentowym wskaźnikiem poparcia. Ta przywódcza próżnia umożliwiła rozbyśnięcie "mniejszym światełkom", wśród których znalazł się stosunkowo mało znany gubernator z niewiele znaczącego politycznie stanu Arkansas. Ale Bill Clinton wiedział, jak rozbłysnąć. Obdarzony osobowością Popularnego potrafił zagryzać dolną wargę jak mały chłopiec, przeciągając na swoją stronę wyborców okazujących macierzyńskie uczucia. Potrafił kręcić biodrami jak Elvis i z gry na saksofonie uczynić emocjonujące przeżycie, co sprawiło, że zyskał głosy zarówno młodszych kobiet, jak i mężczyzn, którzy chcieli mieć jego romantyczny urok. Społeczeństwo uprzednio zafascynowane mydlanymi operami, skandalami i tandetą wydawało się gotowe na przyjęcie prowokacyjnego kandydata na prezydenta. Ludzie zaczęli się zastanawiać, czy to możliwe, żeby charyzma Clintona zastąpiła zasadniczego George'a oraz niemodnie i niedbale ubierającą się Barbarę, podobnie jak magnetyczna osobowość Kennedy'ego usunęła w cień starego żołnierza Ike'a i zaglądającą do butelki Mamie. Pokazano zdjęcia ze spotkania młodego Clintona z Kennedym i wszyscy obdarzeni wyobraźnią zaczęli wyczuwać reinkarnację. Kombinacja osobowości Popularnego, dzięki której Clinton czarował wszystkich wokoło, z niewielkim dodatkiem osobowości Silnego, dającej mu determinację w dążeniu do zwycięstwa, budziła do niego sympatię. Wówczas nic nie zapowiadało, że zostanie prezydentem. Jego młodość, żywotność i zmysłowy urok tak podbiły serca wykształconych i dobrze zarabiających młodych ludzi, że gdy telewizja pokazała Gennifer Flowers, kosztowną prostytutkę, która pojawiła się na scenie z rzekomymi dowodami długiego romansu z gubernatorem Clintonem, to wydawało się, że ta historia tylko uwydatniła jego wizerunek. To, co miało pomóc Gary'emu Hartowi w pokonaniu Billa Clintona, w jakiś sposób wyniosło go na szczyt i stało się przyczyną żalów konserwatystów nad dekadą upadku moralnych wartości. `ty Żadna Tammy Wynette `ty Bill razem z żoną Hillary (jeszcze się nie upierała, żeby prasa podawała jej panieńskie nazwisko - Rodham) zaprezentowali się w audycji "60 minut" jak kochające się i oddane sobie małżeństwo. Hillary naciskana pytaniami o przyczyny biernej akceptacji przypuszczalnych flirtów Billa odpowiedziała: "Nie jestem żadną Tammy Wynette", nawiązując do piosenki Tammy pod tytułem "Stand By Your Man". Ta wypowiedź wywołała publiczny protest Tammy Wynette i kilku starszych nauczycieli angielskiego. Hillary wkrótce udowodniła, że nie jest biernym popychadłem, ale siłą napędową życia Billa. Gdy on grał dla publiczności i pracował na sali, ona doglądała detali za kulisami. Szybko ujawniła się kombinacja jej osobowości: Silny (wiem, dokąd zmierzam) i Perfekcyjny (dokładnie wiem, jak tam dotrzeć). `ty Polityczna charyzma `ty Ludzie zaczęli mówić na temat błyskotliwości i siły Hillary oraz entuzjastycznego optymizmu i ponętnego czaru Billa. Od momentu, gdy zorientował się, że kobietom w całym kraju podobały się jego włosy, fascynował sposób zagryzania dolnej wargi i wysuwanie do przodu dolnej szczęki, zaczął zwracać uwagę, żeby kręcić głową w świetle reflektorów, demonstrując starannie ufryzowane, srebrne loczki. Od czasu do czasu przerywał, przygryzał wargę i wydawało się, że szuka jakiejś głęboko ukrytej myśli - coś w rodzaju nieuchwytnego mistycyzmu. Sztukę politycznej charyzmy ćwiczył od pobytu w szkole średniej, gdzie według jego własnych słów: "wzdychał, żeby zostać najpopularniejszym". Tak bardzo chciał być Silnym przywódcą w szkole średniej w Hot Springs, że szkoła musiała zmienić przepisy i ograniczyć ilość kadencji, przez które ktoś mógł być przewodniczącym w różnych organizacjach, żeby inni również mieli szansę. Gdy społeczeństwo lepiej poznało przeszłość Clintona, zrozumiało, że zajmował się polityką od zawsze. W wieku dwudziestu ośmiu lat, jako zupełnie nieznany, wystąpił w wyborach do Kongresu i nieomal nie odebrał miejsca popularnemu rywalowi, a w wieku trzydziestu dwóch lat został najmłodszym gubernatorem Arkansas, skupiając uwagę całego kraju. Od najmłodszych lat poddany był wpływom i zachętom Silnej matki, która miała ugruntowane poglądy i pałała miłością do polityki, Las Vegas i toru wyścigowego. Jej pierwszy mąż, William Blythe Iii, zginął w wypadku samochodowym cztery miesiące przed urodzeniem się Billa. Ponieważ matka Billa nie należała do ludzi, którzy się łatwo poddają, umieściła go u swoich rodziców w Hope w Arkansas i poszła do szkoły dla pielęgniarek w Nowym Orleanie. Gdy Bill miał siedem lat, razem z jej nowym mężem, Rogerem Clintonem, przeprowadzili się do Hot Springs. Ojczym był spokojny i sympatyczny, gdy był trzeźwy, ale gdy wypił, zamieniał się w furiata. Bill narażony był nie tylko na obelgi, ale musiał również bronić matki i młodszego brata Rogera. Mówiło się, że pewnego dnia, gdy ojczym wpadł w taką furię, że w domu było słychać strzały, młody Bill stanął odważnie przed nim i powiedział: "Już nigdy więcej nie uderzysz żadnego z nich! Jeśli będziesz coś od nich potrzebował, to tylko za moim pośrednictwem!" Znęcanie się ustało. `ty Porywcza ambicja `ty W zasadzie, gdy dziecko wychowuje się w rodzinie źle funkcjonującej z powodu alkoholu, narkotyków albo fizycznego lub seksualnego wykorzystywania, to jego naturalne skłonności wzmacniają się i często dochodzą do skrajności. Clinton obdarzony osobowością popularnego marzył o skupianiu na sobie uwagi, o miłości i nagrodzie. Czasami sprawiał wrażenie, że domaga się środka sceny, jest gotów do kompromisów, byle tylko ludzie go kochali, i ma obsesję na punkcie własnego publicznego wizerunku. Cechy osobowości Silnego wywodziły się prawdopodobnie z chęci posiadania władzy, entuzjazmu i energii w porywaniu się na rządzenie, odmowy dzielenia się autorytetem i podejmowania ryzyka z kobietami. Clinton wspomina oskarżycielskie sesje całej rodziny, gdy jego brat, Roger, został przyłapany na sprzedaży narkotyków. "Pierwszy raz zobaczyłem, jak bardzo moje ambicje wyrwały się spod kontroli. W końcu zrozumiałem, jak mi przeszkadza moja porywczość i obsesyjna ambicja. Myślę, że uczestniczenie w tym wszystkim pomogło mi w osiągnięciu trochę lepszej równowagi".(1Ď) Clinton starał się kontrolować własną porywczość, ale wzorzec młodzieńczej pasji ciągle wracał. `ty Uwodzicielska siła `ty "Nie chodzi o to, że Clinton uwodzi kobiety" - napisał do "New York Times Magazine" jakiś obserwator. "Chodzi o to, że on uwodzi wszystkich".(2Ď) "Podanie ręki Billowi Clintonowi już samo w sobie jest elektryzującym przeżyciem dla całego ciała, przysięgam wam" - powiedziała pisarka Judith Krantz w audycji "Lifetime Magazin" wyemitowanej 8 czerwca 1994 roku. "On ma najbardziej seksowny sposób podawania ręki ze wszystkich mężczyzn, których spotkałam w całym życiu". Opisałam już moje doświadczenia ze spotkania z Clintonem na południowym trawniku Białego Domu, które potwierdzają opis pani Krantz. Tak naturalna siła uwodzicielska u polityka będzie plusem, jeśli zostanie wykorzystana do zdobycia głosów i pozytywnego wpływu na wyborców. Ale równie łatwo może spowodować upadek, jeśli zostanie wykorzystana do romansów. Przezwisko Sprytny Willie nadano Clintonowi nie tylko dlatego, że potrafił się wywinąć z politycznych problemów, ale też, że potrafił tak oczarować tych, którzy wiedzieli zbyt dużo, że nie wiedzieli nic. Już na wstępie Clinton zyskał przewagę nad pozbawionymi natchnienia rywalami na zebraniach wyborczych - dzięki charyzmie, wyczuwalnemu kontaktowi i hipnotycznemu wpatrywaniu się w oczy rozmówcy. Sydney Blumenthal z "New York" napisał: "Bill Clinton jest jak polityk w starym stylu, który studiuje ludzką naturę i skupia uwagę na wyborcach znajdujących się przed nim. Nagrodą jest osobiste spotkanie. Ale zupełnie inaczej niż politycy w starym stylu Clinton potrafi odegrać uwodzenie przed kamerami".(3Ď) Czy jest coś dziwnego w tym, że w epoce skrajnego ujawniania osobistego życia znaczących osobistości społeczeństwo zakochało się w terapii Clintona "Czuję twój ból"? Później, gdy Clinton został oskarżony przez Paulę Jones o napastowanie seksualne w pokoju hotelowym w Little Rock, karykaturzysta Darcy narysował go w majtkach, trzymającego kartkę z oskarżeniem i z niewinną miną mówiącego: "Czuję twój ból. I to jest to!!" (4Ď) Clinton miał takie same zdolności do opowiadania osobistych historyjek jak Ronald Reagan. Dotykały one uczuć ludzi i dowodziły, że czuje ich ból. `ty Wołanie o zmianę `ty Uwodzenie bez konkretów to zbyt mało, żeby wygrać prezydenckie wybory. Odczuwanie bólu bez zastanowienia się, co z nim zrobić, też nie mogło wystarczyć. Clintonowi potrzebny był plan. Odwrotnie niż Franklin Roosevelt, który przystępując do wyborów czwartej kadencji mówił, że nie należy zmieniać koni na środku rzeki, Clinton zdecydował się być nowym koniem, zachęcał nas, byśmy posprzątali stajnie i pozwolili ogierowi rzucić się naprzód. Kandydat poszukujący tematu zawsze może wzywać do wprowadzenia zmian. Szczególnie, gdy społeczeństwo wie, że nie ma możliwości zrównoważenia budżetu, gdy w dzienniku telewizyjnym pokazywane są zdjęcia smutnych, bezdomnych ludzi i gdy masowo zwalnia się pracowników IBM. Tip O'Neill często powtarzał: "Każda polityka ma znaczenie lokalne", co znaczy, że wszystko, co uderzy mnie po kieszeni, ma większy wpływ na moje decyzje wyborcze niż pogróżki Castro na temat inwazji na Miami lub kwestionowanie moralności jednego z kandydatów. Mając to na uwadze, przegrywający Clinton zaczął się wypowiadać na temat ekonomii. Wprawdzie nie miał żadnego planu na podatkową wolność, ale zaczął nawoływać do zmian. Za kulisami wywieszone zostały napisy, żeby skupić uwagę Clintona na tematach bieżących. Gdy kierował się na podium, by porwać ludzi, ostatnimi słowami, które widział, był napis: "To jest bezsensowna Gospodarka". Spokojny prezydent Bush traktował Clintona i jego ekonomiczne pomysły jak denerwującą chorobę, która - jeśli pozostawi się ją bez leczenia - w końcu zniknie. W czasie kampanii Bush zignorował problemy podatkowe i skoncentrował uwagę na własnej prezencji. Nie wystąpił z nowymi ideami, a podczas wywiadów wydawał się zadowolony, że nic nie powiedział na temat szczegółów. James Carville, strateg Clintona, powiedział dziennikarzowi "New York Times": "George Bush nie rozpoznałby zmiany, nawet gdyby po nim przejechała".(5Ď) Wypowiedź Carville'a w odniesieniu do osobowości Spokojnego była prawdziwa. Spokojni kochają istniejący stan rzeczy i nie widzą potrzeby wprowadzania zmian. Jeśli coś nie jest popsute, to tego nie poprawiaj. Jeśli coś było dobre podczas ostatniej kadencji, to dlaczego teraz zmieniać? Podobnie jak Gerald Ford podczas swojej drugiej kampanii, Bush również myślał, że jeśli jest sympatycznym, uczciwym człowiekiem i nie obciążają go żadne skandale, to wystarczy, żeby zachował urząd - szczególnie, że rywal nosił ze sobą bagaż skandali wszędzie, gdzie się ruszył. I w większości przypadków to by wystarczyło. Ludzie wiedzieli, że Bush zawsze był dżentelmenem i nigdy nie próbował manipulować mediami. Prasa nie zapomniała, że w pierwszych miesiącach sprawowania urzędu Bush zaprosił wszystkich do sali projekcyjnej w Białym Domu, pokazał apartamenty prywatne i odpowiedział na osobiste pytania. Taki rodzaj przyjaźni - jak równy z równym - był bardzo niezwykły jak na prezydenta. "George Bush był miłym człowiekiem, który zawsze traktował nas (prasę) z szacunkiem należnym ludzkim istotom" - powiedział Karen Hosler, korespondent "Baltimore Sun". "Jak można nie lubić kogoś takiego?" (6Ď) Bush prawdopodobnie zadał sobie pytanie: Jak to możliwe, żeby ktoś naprawdę nie lubił mnie, Barbary i naszej całkowicie amerykańskiej rodziny? I miał punkt. Kto znał tę pracę lepiej? Kto ma bardziej nienaganne referencje? Czy nie wygrał właśnie wojny? Jak to możliwe, żeby Bush przegrał wybory mając 80-procentowy wskaźnik poparcia? Przyjął, że sprawa stanowiska jest przesądzona, i dopuścił, by mocne strony jego osobowości osiągnęły wartości skrajne i zamieniły się w słabe strony. Jego pragnienie stabilizacji i spokoju odebrane zostało przez społeczeństwo jako brak wizji, a pasywne stanowisko w sprawach wewnętrznych jako obojętność wobec gospodarczych problemów kraju. Bush nie miał zrozumienia dla zwykłych ludzi - właściwie to żadnych nie znał - i gdy doradcy zabrali go na zakupy, żeby kupił sobie białe skarpetki i pokazał narodowi, że jest jednym z nas, to w wydaniu specjalnym wyglądał na równie zażenowanego, jak Dukakis, gdy szefowie jego kampanii wprawili go w zakłopotanie, każąc mu prowadzić czołg. Okazał autentyczne zdziwienie na widok elektronicznego systemu odczytującego cenę, którego wszyscy używamy od lat, co spowodowało, że ludzie zaczęli się zastanawiać, skąd on przybył. To widoczne oderwanie od rzeczywistości, życie w wieży z kości słoniowej sprawiło, że ludzie pomyśleli, iż nastał czas na kogoś o skromniejszej naturze, na kogoś, kto znał naszą sytuację. Bush pokazał swoją ogólnikowość (niektórzy mówili, że spieszy się na lunch lub że to jest postępujące zniedołężnienie) podczas debat telewizyjnych, gdy spoglądał na zegarek, jak gdyby zadawał sobie pytanie: Kiedy to się wreszcie skończy? Nie tylko widoczny brak wizji i poczucie dystansu nastręczało problemów, których Bush jakoś nie dostrzegał, ale również jego skupienie się na polityce zagranicznej nie pozwalało mu zająć się sprawami, które zaczynały niepokoić społeczeństwo. Jest generalną zasadą, że ludzie o osobowości Spokojnych, tacy jak Bush i Ford, rodzą się ze zdolnością koncentracji na jednej sprawie i z najniższym poziomem motywacji. Popularni ekscytują się wszystkim, co wygląda na zabawne, Silni wszystkim, czym mogą rządzić, Perfekcyjni kilkoma projektami, które mogą być dobrze zrobione. Ponieważ Spokojni są najmniej podatni na motywację i myślą jednokierunkowo, mają tendencję do wybierania jednej dziedziny, którą się interesują, wykluczając lub lekceważąc inne. Dla George'a Busha była to polityka zagraniczna. Wychował się w domu, gdzie polityka była na pierwszym planie, a jego miłością była dyplomacja pokojowa. Chociaż te umiejętności okazały się genialne podczas wojny w Zatoce, były nieprzydatne przy staraniach o prezydenckie zwycięstwo. Bush lubił rządzić, ale czuł się zażenowany brutalnością i bałaganem kampanii. Nikt nie był pewien, jak będzie rządził Clinton, ale z pewnością kochał kampanię. `tc 20. Ross na bossa -Ď Ross Perot `tc Kandydat na prezydenta: 1992 Osobowość: Silny Dewiza do zapamiętania: Uczyń to prostym. Zanim jeszcze konwencje partyjne oficjalnie wybrały Busha i Clintona na kandydatów w wyborach prezydenckich w 1992 roku, niespodziewanie pojawił się trzeci kandydat. Amerykańskie społeczeństwo było zdegustowane konwencjonalną polityką i gospodarczą depresją oraz rozgniewane rządowymi nadużyciami i ekscesami, więc gdy bezpartyjny miliarder, Ross Perot, pojawił się na politycznej scenie, patrzono na niego jak na nowego, inteligentnego człowieka wkraczającego w starą rzeczywistość. "Newsweek" zamieścił 27 kwietnia 1992 roku jego zdjęcie na okładce i postawił pytanie: "Kto to jest Ross Perot?" Wszyscy chcieli to wiedzieć. Nazwali go "dziką kartą - bogaty, bezpretensjonalny, otwarty, nawet mesjanistyczny". Śmiało przeciwstawiał się wszelkim przeciwnościom i można było powiedzieć, że nikt nie był w stanie nim pomiatać ani kupić jego poparcia. Podczas wywiadu w telewizji zafascynował nas stwierdzeniem: "Ludzie szukają przywódcy, a nie człowieka zajmującego się szczegółami". Wywnioskował, że zarówno Bush, jaki i Clinton nie są nawet ludźmi potrafiącymi zajmować się szczegółami i z pewnością nie można liczyć na jakąkolwiek formę przywództwa z ich strony. Miał proste odpowiedzi na wszystkie problemy: "Jeśli coś się zepsuje, napraw to". Cały kraj wydawał się zepsuty, a on proponował nam zestaw narzędzi i specjalistę wysokiej klasy. Zajął się szeregiem skomplikowanych spraw i przedstawił je w sposób prosty i zrozumiały. Nagle zdjęcia Perota były wszędzie. Widzieliśmy niskiego kapitalistę z odstającymi uszami, który zawsze wyglądał, jakby właśnie został zbyt krótko ostrzyżony i czeka, by mu odrosły włosy. Ale on nie zwracał uwagi na to, co myślimy o jego wyglądzie. "Dostaniecie to, co widzicie" - powiedział prosto. Perot nie korzystał z pomocy specjalistów od charakteryzacji i prezencji. To w nim lubiliśmy - prostą uczciwość bez żadnych podstępów i pozorów. Jaka zmiana w stosunku do kreowania kandydatów strojonych dla sukcesu! "Newsweek" napisał: "Z fortuną, mówieniem przez nos i nie kończącym się zapasem dowcipnych uwag Ross Perot wyruszył na swoją najnowszą krucjatę. Nie chodzi o flotę, IBM ani General Motors - to jest, jak sam wierzy, krucjata dla Ameryki samej w sobie. Jak wiele razy poprzednio, Perot obsadza się w roli skazanego na przegranie - przyjaznego, odżegnującego się Dawida, jedynego faceta, który ma odwagę i spryt, by przyjąć wyzwanie całego systemu politycznego Stanów Zjednoczonych i pokonać go".(1Ď) Na początku komentarze na temat Rossa Perota były pozytywne. Jego oczywista osobowość Silnego była potwierdzana słowami znamionującymi osiągnięcia, jak: zaangażowany, ciężko pracujący, fascynujący, heroiczny, śmiały, ambitny, niekonwencjonalny, zdecydowany, energiczny. Dopiero gdy zaatakowali go rywale, ludzie zaczęli o nim mówić: "śliski jak węgorz", a także manipulant, kłamliwy, niecierpliwy, egoista, złośliwy i samowładczy. Zaczęliśmy wiwatować na cześć skazanego na przegraną i na zderzakach samochodów pojawiły się naklejki "Ross for Boss" (Ross na bossa). "USA Today" ocenił "przywódcze umiejętności Perota w pozyskiwaniu ludzi" i stwierdził, że znalazł się "na właściwym miejscu we właściwym czasie".(2Ď) "New Yorker" dodał: "Perot wykorzystuje potężną siłę - niechęć społeczeństwa do konwencjonalnej polityki i przekonanie, że rząd nie dokona już niczego więcej". Wyciągnął też wniosek: "Perot czerpie korzyści ze słabości prawdopodobnych kandydatów obu głównych partii. Rząd znalazł się w pułapce i sfrustrowane społeczeństwo może wykorzystać szansę wybrania czegoś zupełnie nowego i innego. Ale to jest bardzo duże ryzyko!" (3Ď). Pojawienie się nieznanego Perota i jego polityczna materializacja zyskała miano meteorycznej. Zanim zgłosił swoją kandydaturę, piął się w górę w statystykach. Ankieta przeprowadzona przez "Newsweek" w dniach 15-16 kwietnia 1992 roku przyniosła następujące wyniki: Bush 44 procent, Clinton 25 procent i Perot 24 procent. Właśnie w tym czasie uczestniczyłam w lunchu w Dallas, gdzie Perot miał przemawiać. Mój brat, Ron Chapman, od dwudziestu pięciu lat disc jockey numer jeden w radiu w Dallas, zaprosił mnie na charytatywną imprezę na cześć ochotników bezinteresownie służących społeczeństwu. Program prowadziła żona Rona, Nancy. Gdy Nancy oficjalnie przedstawiła Rossa Perota stojącego obok ogromnego pulpitu, przy którym wyglądał jak krasnoludek, wszyscy fotoreporterzy ruszyli do przodu, by zrobić zdjęcia. Usiedliśmy, by wysłuchać przemówienia, ale zanim się wygodnie usadowiliśmy, on w swoim przyjaznym przemówieniu doszedł do wniosków. Wszystko trwało pięć minut! Doznaliśmy zbiorowego wstrząsu, gdy usiadł po tych kilku minutach wątpliwego natchnienia. Kiedy rozdano nagrody i program szybko dobiegł końca, wszędzie pojawiły się kamery telewizyjne i prasowe. Brat poprowadził mnie do przodu, żebym poznała Perota. Podczas rozmowy wyczułam, że gdzieś w pobliżu jest kamera, odwróciłam się i uśmiechnęłam, i wróciliśmy do rozmowy. Perot był czarujący, dowcipny, rozluźniony i obiecał, że jeśli zwycięży, to zrobi ze mnie ambasadora. Wieczorem, gdy włączyłam CNN, usłyszałam, jak prezenter powiedział: "Ross Perot przemawiał dzisiaj w Dallas..." Uniosłam głowę i zobaczyłam siebie! Perot i ja wypełnialiśmy ekran i wyglądaliśmy jak starzy przyjaciele. Następnego dnia rano to samo zdjęcie był w "USA Today". Od tego momentu śledziłam kampanię Perota jeszcze uważniej. `ty Polityka to brudne chwyty `ty Z chwilą oficjalnego zgłoszenia kandydatury Perota obie strony ruszyły do ataku. Stosujące brudne chwyty ekipy obu partii spowodowały, że na naszych oczach jego mocne strony zamieniły się w słabe. Intrygujący teksaski akcent Perota stał się "irytującym nosowym brzęczeniem", niekonwencjonalny sposób myślenia był spiskowaniem, pobożny patriotyzm stał się histerycznym wywijaniem flagą, zdolność wchodzenia tam, gdzie nawet aniołowie boją się wejść, stała się irracjonalnymi przechwałkami, a jego bezpośrednie wypowiedzi - ograniczonym fanatyzmem. Prywatni obserwatorzy odkryli, że ponosi odpowiedzialność za prywatne obserwowanie. Pojawiły się pytania, o których wcześniej nikt z nas nawet nie myślał. Czy Perot potajemnie dostarczał pieniądze Oliverowi Northowi, by wykupić zakładników w Bejrucie? Czy dawał pieniądze Carterowi na uwolnienie zakładników w Iranie? Czy miał prawo wynająć samolot i wysłać żywność i lekarstwa dla obozów jenieckich w Wietnamie? Czy wypowiedź, że proponowane przez niego rozwiązanie problemu narkotyków "nie będzie ładne", miała znaczyć, że zamierza ustawić w szeregu wszystkich handlarzy narkotyków i rozstrzelać ich? Chociaż obie partie szukały w teksaskich zakamarkach obciążających Perota ukrytych perwersji, prania brudnych pieniędzy, flirtów lekkoducha, nie zdołały wykryć autentycznego skandalu. Pytanie "Kto to jest Ross Perot?", które pojawiło się w kwietniu na tytułowych stronach magazynów, w maju zmieniło się na "Czekając na Perota - Perot prowadzi w ankietach badania opinii publicznej, ale czy potrafi poprowadzić naród?" (4Ď) "Newsweek" zamieścił zdjęcie zaopatrzone tytułem: "Prezydent Perot?" (5Ď) Ale "Time" miał później złe przeczucia: "Nikt nie jest doskonały" - obwieszczała strona tytułowa - "Wątpliwości na temat Rossa Perota".(6Ď) "Texas Monthly" w wydaniu z czerwca 1992 roku na stronie tytułowej zamieścił karykaturę Rossa wyglądającego jak Alfred E. Neumann z "Mad Magazine". W tym samym czasie magazyn "D" wychodzący w Dallas zamieścił zdjęcie zasępionego Perota, nadając mu tytuł: "Ryzyko Perota - czy on zmieni system, czy system zmieni jego?" "Fortune" zamieściło jego zdjęcie na stronie tytułowej dodając podpis: "Co świat biznesu myśli o Rossie Perocie". "US News" zrobił to samo w czerwcu 1992 roku, publikując artykuł: "Ameryka Rossa Perota - jego młodzieńcze lata, kariera, wartości - jego własnymi słowami". "TV Guide" proklamował go "Człowiekiem roku (jak do tej pory)", a wydawnictwo Crossway szybko wydało książkę na temat życia Perota, opatrując ją pytaniem: "Czy on jest problemem, czy rozwiązaniem? Czerwiec 1992 roku rzeczywiście był dla Perota gorącym miesiącem. Jego twarz widniała we wszystkich magazynach na lotnisku w Dallas, często pojawiała się w telewizji. Małe twarzyczki Perota spoglądały na nas, gdzie tylko zwróciło się wzrok - wydawało się, że jeszcze nie mieliśmy dość Rossa. By pokazać, że traktuje wyzwanie poważnie, wynajął dwóch najlepszych politycznych praktyków: Eda Rollinsa, który kierował kampanią Ronalda Reagana w 1984 roku, i Hamiltona Jordana, szefa kampanii wyborczych Jimmy'ego Cartera w 1976 i 1980 roku. Pierwszy był Republikaninem, a drugi Demokratą. Ross obstawiał wszystkie pozycje. Ci dwaj doradcy mieli przebudować jednoosobową operację w skuteczną kampanię polityczną. Gdyby ci dwaj ludzie rozumieli osobowości, byliby lepiej przygotowani na to, co miało się zdarzyć. Podobnie jak Perot, obaj mieli osobowość Silnego - Rollins z dodatkiem Perfekcyjnego, a Jordan z odrobiną humoru Popularnego, który jednak nie wystarczał na zbyt długo. Jeśli trzech Silnych, którzy mają różniące się koncepcje, zajmuje się tym samym projektem, to kłopoty są pewne. Rollins szybko wyskoczył z programem publicznej kampanii za 150 milionów dolarów. Perot, który nie lubił, gdy ktoś mu mówił, jak dużo własnych pieniędzy ma wydać, obciął tę kwotę do połowy, eliminując program bezpośrednich wysyłek pocztowych. "Wydawać pieniądze na śmieci, które z reguły wyrzucam? Nie ma mowy". Nie widział również potrzeby, by płacić za czas w telewizji, skoro już był ulubieńcem telewizyjnych dyskusji za darmo. Nie lubił również wydawać pieniędzy na badania opinii publicznej i ankiety, a szczególnie gdy wykazywały, że jego pozycja słabła. Od 1 czerwca 1992 roku, kiedy jego notowania wynosiły 37 procent i wyprzedzał Busha i Clintona, spadły do 26 procent i znalazł się za nimi. Było widoczne, że lepiej sobie radził bez doradców, i nie omieszkał im tego powiedzieć. Nie chciał, żeby go uczono, jak prowadzić kampanię, nie lubił dzielić się autorytetem, nigdy nie był graczem drużynowym i nagle wszystko zaczęło mu się wymykać spod kontroli. Gdy Silny nie kontroluje sytuacji, to wpada w depresję. "Kiedy znów będzie zabawnie?" - spytał, mając na myśli: "Kiedy znów będę na czele?" Perot zmagając się z tymi dwoma ludźmi, których zaangażował, żeby pracowali dla jego sprawy, stracił zapał do całego przedsięwzięcia. Gdy podliczył koszty i własny wysiłek, zwolnił Jordana i Rollinsa - po czym sam zrezygnował. Zachował się w sposób typowy dla Silnego - jeśli nie mogę wygrać, to nie będę uczestniczył w tej grze. Nie nauczył się być dobrym kumplem. Nie tolerował, by ludzie go obserwowali (chociaż sam potrafił to robić) i nie miał zamiaru pozwalać na krytykowanie swoich dzieci. Nie nauczył się, że polityka to brudne chwyty. Nie był gotowy na przyjmowanie wskazówek od kogokolwiek, nienawidził krytyki i nie rozumiał, że społeczeństwo testuje kandydatów, by ocenić ich wytrzymałość i odporność na ataki. On nie chciał być testowany. Oficjalnie jego kampania trwała od 3 czerwca do 16 lipca 1992 roku. Boss Ross nie chciał być przegranym! "W następstwie rezygnacji łatwo dostrzec, że wybuch poparcia dla Perota w kampanii prezydenckiej był dziwnym, krótkotrwałym zjawiskiem" - napisała Eleanor Clift w "Newsweeku". "Perot stał się czystą kartą, na której miliony amerykańskich wyborców mogło wyrazić swoje niezadowolenie, pustym naczyniem, które mogli napełnić nadzieją na rząd wolny od partyjnych konfliktów i maklerskich kompromisów".(7Ď) Zwolennicy Perota byli zdruzgotani. Wszyscy, którzy ochotniczo poświęcali czas i zbierali pieniądze na kampanię, nie wiedzieli, co zrobić ze sobą ani z funduszami. 27 czerwca 1992 roku "Newsweek" zamieścił zdjęcie Perota, który wyglądał na bardzo małego, i umieścił nad nim wielki czarny tytuł "Zniechęcony". Sierpień i wrzesień minął pod znakiem partyzanckich ataków z obu stron. Wówczas gdy Clinton usiłował pozostawić za sobą budzącą zastrzeżenia przeszłość i wywierać prezydenckie wrażenie, a Bush walczył znudzony całą sprawą, nagle na arenę galopem wrócił Perot. Niespodziewanie oświadczył 1 października 1992 roku, że wznawia kampanię, ale bez doradców, którzy chcieli trzymać wodze. "Zawsze był człowiekiem, który kierował - sterujący łodzią, niezależny człowiek, zdecydowany udowodnić, że jest zręczniejszy i kieruje się szlachetniejszymi pobudkami niż wszyscy inni wokoło... Przez kilka krótkich tygodni na początku lata Perot był jak odpowiedź na modlitwy rozczarowanych wyborców - z charakterem, skromny, był wcieleniem mitycznej postaci z powieści Horatio Algery, która weszła do polityki - superenergiczny Fixit ze skautowskim pojęciem moralności i skłonnością do naprawiania wszystkiego" - donosił "Newsweek".(8Ď) `ty Zaufać czy zmienić? `ty Czy to było wystarczające? Do października pozostało niewiele czasu. Zwolennicy Perota nie chcieli być ponownie oszukani, a Clinton zdążył już oczarować niezadowolonych. Bush wyglądał na zmęczonego i pozbawionego wizji. Największą zasługą Perota po październikowym ponownym pojawieniu się w kampanii było wprowadzenie do debat trochę emocji i krótkich komentarzy w rodzaju: "Nadszedł czas, żeby wziąć do ręki łopatę i zrobić porządek w oborze" lub "Trzeba podnieść maskę samochodu, zobaczyć, co jest nie w porządku, i naprawić to". Stwierdził również: "Nie zatrudniłbym Billa Clintona na średnim szczeblu kierowniczym w żadnym z moich przedsiębiorstw". "Rozpoczynanie akcji w Waszyngtonie jest wydarzeniem niezwykłym" - zażartował. Często powtarzał swoją dewizę: "Przecież to takie proste". Trzeźwe komentarze Perota przyniosły trochę zabawnych momentów. Jednak pod koniec kampanii jego wysiłki sprawiały wrażenie niewielkiego, drugoplanowego fragmentu politycznego widowiska. Kampania ostatecznie została sprowadzona do dwóch słów: zmienić i zaufać. Proste poniosło klęskę. Clinton nawoływał do zmian, ale ludzie mu nie ufali. Bush mówił "zaufajcie mi", ale nie potrafił zaproponować planu zmian. "Prawdopodobnie Clinton łatwiej poradzi sobie z zaufaniem niż Bush ze zmianami" - napisał Jonathan Alter w "Newsweek". "Ale uwierzcie mi, że to wszystko może się zmienić - w krótkim czasie - od teraz do wyborów. Zwycięży ten facet, który będzie umiał nosić kapelusz tego drugiego przez kilka jesiennych tygodni".(9Ď) W końcu ludzie zaczęli mówić: "Wolimy mieć nadzieję na zmianę z kimś, komu nie całkiem możemy zaufać, niż zaufać istniejącemu stanowi rzeczy z osobą, która jest zbyt przesiąknięta tradycją, żeby się zmienić". Gdy głosy zostały policzone, okazało się, że prosty Perot i godny zaufania Bush przegrali, a William Jefferson Clinton, zwolennik zmian, był jedynym, który zachował uśmiech na ustach. Oglądaliśmy nie tylko niezwykłą kampanię, ale również popis osobowości. Obserwowaliśmy Busha wyciągającego rękę o pokój, unikającego walki, ale w widoczny sposób pozbawionego wizji, Clintona kuszącego czarem osobowości Popularnego i Silnego Perota, który chciał rządzić krajem i naprawić go w prosty sposób. W tej rywalizacji trzech różnych koncepcji zwyciężyły czar i zmiany. `ty Ross Perot. Osobowość Silnego `ty Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości Silnego, jaką miał Ross Perot. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Mocne strony: twardy, przedsiębiorczy; stosuje niekonwencjonalne podejście; przeciwstawia się etykiecie; bohater ludu; ma jasną wizję; imponujący; redukuje straty; udziela rad sam sobie; unika bólu; w słowach silny i odważny; niezwykle przedsiębiorczy; zdecydowany i energiczny; ma dar pozyskiwania ludzi; nastawiony na działanie; jest na właściwym miejscu we właściwym czasie; pracuje 20 godzin na dobę; zaangażowany i zainteresowany; stworzony do kierowania innymi; niekonwencjonalnie myśli; ożywczy; heroiczny wizerunek; przyjacielski dla domu; potrafi pokonywać przeszkody; doprowadza sprawy do końca; potrafi udzielić odpowiedzi; pewny swoich racji; budzi zaufanie; zręczny i mądry; uwielbia wyzwania; bezpretensjonalny; otwarty; odrzuca pozory i podstępy; ma odwagę i spryt. Liczba punktów... Słabe strony: mówi bez zastanowienia; zwodzi małych ludzi; zdradza popierających; widzi w sobie mesjasza; wojowniczy finansista-partyzant; wykazuje wulkaniczne reakcje; zbyt gadatliwy; przebiegły i wykrętny; złośliwy Teksańczyk; nie potrafi znieść nacisku; oderwany od rzeczywistości; nadąsany autokrata; dziwacznie się zachowuje; inspektor Perot; ma złudzenie wielkości; okropnie arogancki; bezwzględny i małostkowy; przebiegły; śliski jak węgorz; brutalny, pozbawiony uczuć; nieznośny; dmucha na zimne; manipulator; niecierpliwy; trudny we współpracy; gruboskórny; udziela odpowiedzi, zanim usłyszy pytanie; pytany wpada w złość; nerwowy i drażliwy; ma skłonności do spiskowania; nawiedzony niezależny; samowładny. Liczba punktów.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Silnego.... `ty Czy możesz być takim przywódcą jak Ross Perot? `ty Jeśli zaznaczyłeś wiele cech osobowości Silnego, jesteś urodzonym przywódcą. Panujesz nad okolicznościami, ustalasz cele i osiągasz je, jesteś pewny swoich umiejętności i jesteś w stanie pociągnąć za sobą innych. Lubisz pracować i nie możesz zrozumieć, dlaczego inni ludzie są leniwi. Nauczyłeś się przedstawiać w prosty sposób głębokie prawdy. Potrafisz szybko opracować w głowie dowolny projekt i przystąpić do jego realizacji, podczas gdy inni jeszcze nad tym myślą. Nie potrzebujesz słuchać opinii innych, ponieważ wiesz, co będziesz robił, i wiesz, że to jest dobre rozwiązanie. Nie potrzebujesz żadnych zbytecznych sugestii od niedoinformowanych ludzi. Masz największe szanse na sukces spośród wszystkich osobowości, ale masz kilka fatalnych wad, które - jeśli nie zostaną wyeliminowane - opóźnią twoje postępy i ograniczą przywódcze wyżyny, do których osiągnięcia zostałeś stworzony. Ponieważ nie lubisz brać pod uwagę opinii innych, więc wpadasz w sytuacje, których boją się nawet anioły, a twoje impulsywne decyzje i skłonność do podejmowania ryzyka mogą cię doprowadzić do dużej przegranej. Twoja rodzina może żyć w obawie przed tym, w co się wplączesz następnym razem. Twoje dążenie do pozostania na szczycie może doprowadzić do manipulowania innymi i traktowania ich jak manekin. Gdy wygrywasz, możesz wydawać się arogancki, a gdy przegrywasz, zwalasz winę i konsekwencje na innych. Zanim zostaniesz przywódcą, za którym będą chcieli iść inni, musisz zdobyć uznanie ludzi, wśród których żyjesz i pracujesz i nauczyć się ważyć ich opinie - nawet gdy nie wierzysz, że mogą ci być potrzebne. Musisz rozwinąć w sobie cierpliwość dla tych, którzy nie dotrzymują ci kroku we wszystkich działaniach. Jeśli ludzie nie będą mogli ci zaufać, nie odważą się dołączyć do twojej krucjaty. Perot proponował proste, pasjonujące, niekonwencjonalne przywództwo, ale ludzie stracili serce, gdy zobaczyli, że wszystko musi być tak, jak on chce. Jeśli chcesz dobrze wykorzystać swoje życie, zmniejsz obroty, pozbądź się skrajności, bądź dobrym kumplem i nie rezygnuj! `tc 21. Wszystkie sprawyŃ dla wszystkich ludzi -Ń William Jefferson Clinton `tc Prezydent: od 1992 Osobowość: Popularny-Silny Dewiza do zapamiętania: Unik! Gdy Clinton wygrał wybory, znajomi dzwonili do mnie i pytali: "Jaki on będzie jako prezydent?" "Będzie uwielbiał nową funkcję - zabawa, światła reflektorów, wielka gala" - przepowiadałam. "Ubierze się elegancko, uda się do stolicy i będzie uczestniczył w nie kończących się przyjęciach!" `ty Przyjazny i rozpromieniony `ty Clinton wchodząc do Białego Domu widocznie spodziewał się czterech lat zabawy. Opowiadania o balach inauguracyjnych przedstawiały go z najlepszej strony: ubrany w smoking, przystojny jak gwiazdor filmowy, uśmiechnięty i czarujący. Ciepła, pasjonująca i przyjazna natura była najcenniejszą cechą, która pomogła mu ująć europejskich przywódców przyzwyczajonych do dyplomatycznych umiejętności i godności zarówno Ronalda Reagana, jak i George'a Busha. Clinton świetnie się czuje na przyjęciach towarzyskich i szczególnie polubił swojego niemieckiego odpowiednika, Helmuta Kohla. Zwróćcie uwagę na niepohamowaną radość, jaką okazał prezydent, gdy obejmując masywnego Kohla oświadczył, że łączy ich nowa przyjaźń. Musiał być pewien tej braterskiej przyjaźni, skoro przed całym audytorium podczas szczytu NATO odważył się powiedzieć do Kohla: "Wczoraj wieczorem oglądałem zapasy sumo i od razu pomyślałem o tobie". Ja nie byłabym zachwycona, gdyby porównano mnie z zapaśnikiem sumo, ale Kohl zachował uśmiech, przynajmniej do chwili, kiedy następnego dnia zobaczył karykaturę ze swoją głową na ciele potężnego zapaśnika sumo! Clinton musiał skomentować sprawę w tak zaangażowany sposób, że Kohl uznał ją za śmieszną - oczywiście tłumaczenie mogło nieco zmienić znaczenie - ponieważ na spotkaniu G-7 w lipcu 1994 roku byli razem i znowu "ściskali się i obejmowali". Nagłówek w "International Herald Tribune" z 12 lipca 1994 roku radośnie obwieszczał: "Chemia pomiędzy Clintonem i Kohlem aż się przelewa". Pisarka Ruth Marcus wypunktowała kilka cech, które łączą obu przywódców: "Wspólne pochodzenie z klasy pracującej, obopólna pasja do polityki, jednakowy, sprawiający wrażenie apetyt. Masywny prezydent wygląda na wysmukłego obok korpulentnego niemieckiego odpowiednika". Czy to możliwe, żeby nasz prezydent, tak przyjacielski, uwielbiający zabawę i tryskający radością, miał jakieś słabe strony? Z czym może mieć kłopoty? - pytali mnie przyjaciele. Od samego początku można było dostrzec, że najprawdopodobniej będzie miał kłopoty związane z brakiem organizacji i dyscypliny, z powodu impulsywnych decyzji bez wcześniejszego ich przemyślenia oraz próby zmuszenia wszystkich, by go kochali. Osobowość Popularnego wygrywa na polu przyjaźni, ale przegrywa na polu dyscypliny. Zawsze przyjemniej jest porozmawiać niż zabierać się do pracy. Przypuszczałam, że ten scenariusz wkrótce się sprawdzi i z dużym zainteresowaniem czytałam analizy i komentarze, które opisywały, jak ujawniała się osobowość Popularnego-Silnego prezydenta od chwili, gdy zasiadł w Owalnym Gabinecie. Były prezes Chryslera, Lee Iacocca, podał jeden z najbardziej zwięzłych opisów. Iacocca, o osobowości Silnego, spędził sześć dni w 1993 roku nad przygotowaniem umowy - o Północno-amerykańskiej Strefie Wolnego Handlu (NAFTA) i w tym czasie często spotykał się z prezydentem. Później powiedział: "Dosyć dobrze poznałem Clintona. Ma poczucie humoru i jest swobodny. Jest otwarty, podobnie jak ja".(1Ď) Nie zdając sobie z tego sprawy, Iacocca opisał osobowość Popularnego-Silnego Clintona używając zaledwie kilku słów. Popularny: "poczucie humoru" i "swobodny", Silny: "otwarty". `ty Mistrz uników `ty Przeprowadzając wywiady z ludźmi w Arkansas napotkałam dwie skrajności. Ludzie albo mówili, że Clinton jest najbardziej czarującą, zachwycającą, uwodzicielską i hipnotyzującą osobą, jaką kiedykolwiek spotkali, albo uważali, że jest oportunistą, pochodzi z niskiej klasy społecznej, jest spryciarzem, fałszywym flirciarzem. Niektórzy widzieli tylko jego mocne strony, niektórzy tylko słabe. Nikt w Arkansas nie zauważał złotego środka. Pewna miła pani powiedziała mi z dumą, że byli bardzo blisko zaprzyjaźnieni" i mogłaby wiele powiedzieć - ale "nie zrobi nic, co skrzywdziłoby Billa". Inna, która znała go z kościoła, uważała, że był człowiekiem głęboko uduchowionym - "przynajmniej w niedzielę, kiedy go widywałam". Jedyną rzeczą, z którą wszyscy się zgadzali, była niezwykła siła oddziaływania Clintona. Potrafił wyglądać jakby przegrywał, po czym z uśmiechem zwyciężał. "Można go było wyrzucić przez okno" - powiedział jeden człowiek - "a on, z uśmiechem na twarzy, jak kot lądował na cztery łapy". Republikanka Bay Buchanan, siostra Pata Buchanana i prezes American Cause, w wywiadzie telewizyjnym stwierdziła: "Clinton ma osobliwą umiejętność angażowania się w sprawy katastrofalne i zamieniania ich w korzystne". Umiejętność unikania skandali i negatywnego rozgłosu jest mocną stroną kombinacji osobowości Popularnego-Silnego. Wszyscy, którzy obserwowali Billa Clintona, są zgodni, że jest mistrzem uniku. Osobowość Popularnego nadaje mu przekonujący wygląd niewiniątka, natomiast osobowość Silnego wie, że nie dokonał niczego, czego - z mniejszym sukcesem - nie próbował dokonać każdy pełnokrwisty Amerykanin. Jeden z doradców ustosunkowując się do kilku nowych ataków na Clintona westchnął i powiedział: "Musi znowu ruszyć na "zauraczający patrol"". Jeden z przyjaciół Billa powiedział mi: "Gdy nadchodzą kłopoty, postępuje według wzorca, zgodnie z którym pierwsza reakcja polega na zaprzeczeniu podpartym urokiem. Jeśli ta kombinacja nie przynosi efektów, kontroluję". Inny z przyjaciół powiedział: "Clinton "ma coś" prawie na każdego w Arkansas, więc rzadko stosuje atak". Ta technika nie przynosi sukcesów w Waszyngtonie, gdzie nie przebywa dostatecznie długo, by zebrać negatywną amunicję, której mógłby używać przeciwko wrogom. Ponieważ przez całe życie potrafił przemieniać złe w dobre i oczarowywać potencjalnych przeciwników, Clinton wyruszył do Waszyngtonu pełen optymizmu, sądząc, że nie będzie to nic więcej niż wielkie Little Rock. Zabrał ze sobą wielu kumpli z Arkansas i był pewien, że przeniesie również system. Umiejętność znajdowania się zawsze po dobrej stronie, by osiągnąć kompromis lub kapitulację, i sposób wyjaśniania nieporozumień przyczyniły się, że będąc gubernatorem Arkansas zyskał przydomek "Sprytny Willie". `ty Luka w pamięci `ty Innym sposobem zamieniania negatywów w pozytywy było zapominanie tego, co pierwotnie powiedział - przy założeniu, że społeczeństwo również zapomni - albo zmienianie słów, by to, co pierwotnie powiedział, miało zupełnie inne znaczenie. Clinton skutecznie używał luk w pamięci. Ponieważ większość ludzi za pierwszym razem nie słucha uważnie, więc błąd lub niedopowiedzenie pozostaje nie zauważone. W ten sposób wyborcza obietnica "Żadnej dyskryminacji homoseksualistów w siłach zbrojnych" zamieniła się w "Nie pytaj; nie mów" - i wszyscy byliśmy szczęśliwi. Jedno z najsprytniejszych przeinaczeń słów związane było z mocno forsowanym pakietem ustaw dotyczących ochrony zdrowia, przygotowanym przez Hillary Clinton i jej przyjaciół. Prezydent pogroził nam w telewizji czarnym piórem i zapewnił, że oprotestuje każdą ustawę, która będzie ograniczała pełną opiekę zdrowotną dla wszystkich Amerykanów. Ale gdy znikła realna nadzieja poparcia ustaw przez komisję krajową i autokarowa runda propagandowa nie wywołała należytego odzewu, Clinton ujrzał słowo "porażka" jarzące się nad horyzontem. Nie mógł zmienić faktów, ale mógł urozmaicić słownictwo, a rezultatem był nagłówek w wydaniu "Time'a" z dnia 18 lipca 1994 roku, który obwieszczał: "Klęska otwiera drogę". Opieka zdrowotna nie poniosła porażki - otwarto drogę do przyszłych reform. Zrobiliśmy pierwszy krok. Rozdzieliliśmy czerwoną taśmą wody Morza Czerwonego, więc pewnego dnia prezydent Mojżesz będzie mógł przez nie przejść ze swoją armią zdrowia. Dlaczego opieka zdrowotna poniosła klęskę? Na początku było ciche porozumienie pomiędzy mało prawdopodobnymi sojusznikami. Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne, towarzystwa ubezpieczeniowe, główne korporacje, Izba Handlowa USA, a nawet mniejszość w Senacie, której przewodził Bob Dole - wszyscy uwierzyli w zasadę uniwersalnej opieki zdrowotnej. Od początku przekonywano prezydenta, że powinien wykorzystać szansę porozumienia, wypośrodkować poglądy i stworzyć plan możliwy do przyjęcia przez Kongres. Clinton ze swoim czarem i pozycją mógł być przekonujący, ale Hillary nie chciała kompromisów. Chciała zrealizować odważny i dramatyczny plan przygotowany w tajemnicy. Jedna z osób, która pracowała w zespole, powiedziała: "Wyglądało to tak, jakby była pierwszą osobą, która pomyślała o opiece zdrowotnej". Gdy w październiku 1994 roku nadszedł czas, żeby odbyć spotkanie z doradcami ekonomicznymi, Hillaria "mówiła jasno i panowała nad materiałem, przedstawiając olbrzymi i szczegółowy projekt".(2Ď) Nim skończyła, cała grupa doznała szoku - wszyscy, którzy wiedzieli, co Kongres może uznać za wyrażanie troski. Skąd zdobyć pieniądze na finansowanie tego programu? Spoglądając wstecz, to było widoczne, ale Hillary nie chciała słuchać. "Machnęła ręką i powiedziała, że wszyscy są w błędzie".(3Ď) Clinton był w stanie doprowadzić do kompromisowego programu, ale ze względu na upór Hillary i gotowość męża do polegania na jej opiniach perfekcyjny plan został skazany na porażkę. `ty Wykręcanie się i ględzenie `ty Jako prezydent Clinton musiał bronić się w wielu nieprzewidywalnych sytuacjach. Nie docenił oporu kraju wobec homoseksualistów w wojsku i nie sądził, że kogokolwiek może interesować Zoe Baird, opiekunka do dzieci u kandydata na prokuratora generalnego. Musiał ograniczyć odpłacanie się homoseksualistom za popieranie go i wystąpić z bardziej umiarkowanym programem. Zoe została wysłana do domu i zastąpiła ją Kimba Wood, za której pracę nadal nie płacono stosownych podatków. Kto mógł przypuszczać, że tak szybko prezydent i jego administracja zostaną poddani próbie przez marynarzy homoseksualistów i importowane opiekunki do dzieci? Jak większość spraw w polityce, te przeszkody rozpłynęły się wśród innych nowych problemów: mianowanie przez Departament Administracji Lani Guinier szefem wydziału prawa cywilnego w Departamencie Sprawiedliwości, strzyżenie za dwieście dolarów w samolocie prezydenckim, które spowodowało zamknięcie znacznej części Międzynarodowego Portu Lotniczego w Los Angeles, skandal na poczcie w Parlamencie i kłopoty w biurze podróży w Białym Domu oraz w Somalii. Następnie były trudności z podejmowaniem decyzji przez Clintona i codzienne ględzenie na temat zaostrzającej się sytuacji w Bośni, na Haiti i w Północnej Korei, nowe zarzuty związane z występkami seksualnymi oraz dręczące pytania na temat inwestowania przez prezydenta i Hillary w Whitewater Development Corporation. To jest wystarczająca lista problemów jak na jeden, 1994 rok, jeśli uzupełni się ją politycznym unicestwieniem kilku kumpli z Arkansas i zagadkową śmiercią bliskiego przyjaciela! Prezydent sięgnął po nową kobietę na stanowisko prokuratora generalnego - po Janet Reno, wysoką, niezamężną panią, której nie można było uznać za symbol seksu i która nie miała dzieci i nie potrzebowała dla nich opiekunek. Jej matka uprawiała zapasy z aligatorami, a jej potrzebne było tylko zachowanie osobowości Silnego. Miała niewielkie pojęcie o stylu, ale wysoką postawę i potrafiła bez trudu onieśmielić wszystkich wokoło. W mieście, w którym zwalanie winy na drugą osobę lub partię jest tak naturalne jak oddychanie, prokurator generalny Reno zdobyła uznanie. Wzięła na siebie odpowiedzialność za pogrom w Waco w Teksasie, gdzie członkowie sekty i ich dzieci zginęli w płomieniach po ataku przeprowadzonym na ich obwarowany dom przez funkcjonariuszy policji federalnej. Gotowość wzięcia na swoje barki odpowiedzialności, od której mogła się "wykręcić", uczyniło z niej gwiazdę i mówiło się, że prezydent jest tak zazdrosny o jej popularność, iż polecił, żeby obniżyć moc oświetlających ją reflektorów o kilka wat. Wśród tego mrowia problemów Clinton nie tylko uśmiechał się przechodząc od jednego z nich do drugiego, ale znalazł siłę, by robić uniki, pozostawiać problemy za sobą, tryskać pewnością siebie i iść dalej. Członkowie jego personelu marzą, by nie tracił równowagi i uwolnił ich od nieustannego odbudowywania zaufania. Ciągle powtarzają żart, że Clinton miał dobry tydzień, więc może ma już kryzys za sobą. `ty Skłonność do wygodnych wymówek `ty Postępowanie według wzoru: zaprzeczenie, czar osobisty, atak, unik może być zastosowane tylko kilka razy - zanim społeczeństwo Ameryki nie zacznie się zastanawiać. Powtarzając za przeglądem "USA Today" z marca 1994 roku "Więcej niż połowa ludzi myśli, że Clinton coś ukrywa. Doznał uszczerbku najważniejszych zalet osobistych - znaczenia, zdolności przywódczych, umiejętności zdobywania zaufania - wszystkie są poniżej 50 procent".(4Ď) Wśród problemów, z którymi Clinton zetknął się podczas pierwszego roku, znalazł się pewien raport funkcjonariuszy policji drogowej z Arkansas, którzy wiele wiedzieli na temat niektórych flirtów gubernatora. Zapytany przez reporterów o te oskarżenia, Clinton nie potrafił powiedzieć "nie" i nie miał odwagi, żeby powiedzieć "tak". Zamiast tego zaczął się jąkać: "My... my zrobiliśmy, jeśli, to, to, ja, ja, te historie są po prostu, jak zostały opowiedziane. Oni są oburzający i oni nie mają racji".(5Ď) Niesamowitym cudem dla Clintona było, że nikt w to nie wnikał, a funkcjonariusze zostali "zdymisjonowani". Według "Newsweeka" najmniej atrakcyjnym aspektem osobistej polityki Clintona jest "skłonność do wygodnych wymówek".(6Ď) Chociaż nie mówiono o jego osobowości Popularnego, został trafiony w jedną z największych słabych stron - słabą pamięć, szczególnie w stosunku do rzeczy, których pamiętanie byłoby kłopotliwe. (Reaganowi, który również miał osobowość Popularnego, szczegóły często się zamazywały i nie miał klarownego obrazu w sprawie Irangate, kontras ani odnośnie Olivera Northa. Jednak gdy North wystąpił w wyborach na senatora w Wirginii, Reaganowi przejaśniał umysł - przypomniał sobie, że go nigdy nie lubił i nie będzie go popierał.) Gdy przyciśnięto Clintona, żeby wytłumaczył straty finansowe Korporacji Whitewater, nagle doznał olśnienia czytając autobiografię zmarłej matki. Przypomniał sobie w mgnieniu oka, że dał jej dwadzieścia tysięcy dolarów na kupno drewnianej chaty w lasach. Niewielu może sobie pozwolić na zapomnienie o dwudziestu tysiącach dolarów podarowanych matce, szczególnie, gdy stanowi to 50 procent ich rocznych dochodów, ale Clinton miał "skłonność do wygodnych wymówek". `ty Zawróci wam w głowie! `ty Każdego roku na wręczenie nagrody Malcolma Baldridge'a zapraszany był prezydent Stanów Zjednoczonych i zwykle brał udział w uroczystości. Znajomy, który w 1994 roku uczestniczył w ceremonii rozdania nagród, powiedział mi, że po oficjalnym wystąpieniu Clinton spędził godzinę na chodzeniu od stołu do stołu i osobistym witaniu się z ludźmi. Pierwszy raz się zdarzyło, żeby po wręczeniu nagrody prezydent zszedł na dół i wmieszał się między ludzi - i bardzo im się to podobało. Przeciwnicy prezydenta nauczyli się, żeby nie dopuszczać do spotkań z Clintonem wyborców, którzy są niezdecydowani, ponieważ zmieni ich przekonania. "Zawróci wam w głowie!" - powiedział jeden z nich. W sposób typowy dla Popularnych Clinton używa swojego czaru, by być lubianym. On kocha być kochanym. Stara się wszystkich uszczęśliwić i nikogo nie obraża. Paul Greenberg, dziennikarz z Arkansas, zapytany przed wyborami o Clintona, napisał: "Kim jest Bill Clinton? Wszystkim, czym chcesz, żeby był w tym momencie - będzie dokładnie tym z niesamowitą energią, zrozumieniem, inteligencją i wszystkim innym z wyjątkiem stałości. Jest bardzo gładki, ale pozbawiony siły pociągowej. Plecie na okrągło, żeby się zorientować, jaki kurs jest popularny, zanim powie, że będzie go popierał".(7Ď) Peggy Noonan, która pisała przemówienia dla Reagana i Busha, dobrze ujęła potrzebę Clintona, by być aprobowanym, mówiąc: "Czar, ciepło i inteligencja Clintona są autentyczne. Jego znajomi szepczą o znanej wadzie: za bardzo chce być lubiany. Wszyscy prezydenci manipulowali. Robił to Roosevelt i robił to Reagan. Ale w odniesieniu do nich ludzie dostrzegali, że pod powierzchnią kryje się jądro twardości i wytrzymałości. Clinton sporo przeżył w tym roku. Zastanawia nas jedno: co znajduje się w jądrze, co się liczy?" (8Ď) Czar jest siłą, która utrzymuje Popularnych na szczycie, ale gdy potrzeba zadowolenia wszystkich zostaje doprowadzona do skrajności, nie udaje się zadowolić nikogo. Inauguracyjne przemówienie Clintona na Krajowej Konwencji Demokratów składało się z obietnic kierowanych do wszystkich możliwych wyborców. "Przypominało filiżankę słabej kawy - niby trochę pobudza, ale w gruncie rzeczy nie ma znaczenia".(9Ď) Od momentu, kiedy Clinton objął urząd, miał problem ze swoim pragnieniem, żeby wszyscy go lubili. Gdy jednego dnia wygłosił jakieś stwierdzenie, które nie podobało się pewnej grupie wyborców, następnego dnia je zmieniał. Bez zastanowienia zmieniał politykę z szybkością żonglera, który stara się utrzymać w ruchu wszystkie jednocześnie kręcące się krążki. Sprzedawał się jako "nowy demokrata", ale nieustannie kręcił krążkiem z etykietą "liberalne programy". Suzanne Garment, autorka książki "Scandal the Culture of Mistrust in American Politics", przedstawiła to następująco: "W reklamach telewizyjnych podczas programu Saturday Night Live prezenter pokazując widowni produkt triumfalnie oświadczył: "To jest pasta do podłogi i przybranie do deserów!" Prezydent Bill Clinton powinien to zdanie pamiętać w ciągu nadchodzących miesięcy. Przedstawił się krajowi jako gładka polityczna mieszanka poglądów i cech, które ledwo pasują do tego samego wszechświata. Teraz ludzie, którym potrzebna była pasta do podłogi, są rozgniewani, że nie widzą odbicia własnej twarzy w posadzce, a ci, którzy szukali przybrania do deseru, mają mdłości".(10Ď) Czym Clinton w końcu będzie - pastą do podłogi czy przybraniem do deseru - nie wie nikt, ale niezależnie od tego, czym będzie, będzie się uśmiechał, robił uniki i zawracał nam w głowach. `nv `ty Trzy twarze Billa Clintona `ty Od samego początku Clinton nie potrafił jasno wyrazić swojego stanowiska i trzymać się tego. "Time" przedstawił go z dwoma głowami - jedną patrzącą w lewo, drugą zwróconą w prawo i wyjaśniającego, że prowadzi kampanię jako nowy Demokrata i próbuje trzymać się środka drogi, ale w rzeczywistości zbaczał na lewo lub na prawo, zależnie od okoliczności i audytorium." (11Ď) Niektórzy widzieli w tych manewrach chęć zadowolenia wszystkich, a inni chwiejność i niezdecydowanie. Pracując nad liberalnymi reformami i pomocą dla biednych, powołał białych arbitrów do swojego gabinetu, w skład którego wchodzi więcej milionerów niż było ich w gabinetach Busha i Reagana. "Ponieważ to było tak dawno, możliwe że zapomnieliśmy, co to jest "lewica" i jak ją odróżnić od "prawicy"" - wywnioskowała Barbara Ehrenreich w "Time". "Najprościej, lewicowe poglądy oznaczają, że bez względu na to, kto je prezentuje, bierze się stronę przegranych: słabych, biednych, ogólnie mówiąc "najmniejszych spośród nas" - jak powiedział dobrze znany przedstawiciel lewicy dwa tysiące lat temu. A zatem nie jest lewicowe strzyżenie włosów za dwieście dolarów w samolocie, podczas gdy nad naszymi głowami latają samoloty pełne ludzi strzygących się za dwadzieścia dolarów. Żaden lewicowiec nie wymyślił również kupienia prezydenckiej przychylności za zasilenie funduszu na zastawę stołową kwotą 15000 dolarów. Takie zachowanie razem z zasilaniem gospodarki, obniżaniem podatku kapitalistom-wyzyskiwaczom i innymi wysiłkami służącymi rozpieszczaniu klasy zjadaczy pasztetów cechuje wyłącznie prawicę... Clinton miał zrozumienie dla przegranych i nigdy nie męczyło go mówienie do nas, ale gdy przegrani zaczynali podnosić głos, natychmiast posłusznie z pośpiechem wracał na prawo".(12Ď) To bieganie do przodu i do tyłu, na prawo i na lewo pokazuje Clintona w różnym świetle. Pozytywną stroną jest jego niezwykła umiejętność zadowalania każdej grupy, z którą przebywa, a negatywną niechęć do zajęcia określonego stanowiska i pozostania przy nim. Ludzie nie są pewni, czy są z nim, czy przeciw niemu, ponieważ nie są pewni, w co on naprawdę wierzy. W czasie Krajowej Konwencji Demokratów Lou Klein napisał w "Newsweeku": "Jeśli w ubiegłym tygodniu zamierzano przedstawić Clintona narodowi, to przemówienie wprowadzające było portretem prawdziwym. W ciągu 53 minut zobaczyliśmy trzy twarze Billa -jako człowieka, polityka i osoby politycznie chwiejnej - walczącego o przewagę ze zmiennym skutkiem".(13Ď) W 1994 roku Klein podbudował swoją opinię na temat trzech twarzy Clintona w artykule pod tytułem "Bill prowadzi trzy życia. Szybkie zmiany Clintona nazwał "niezgłębioną tajemnicą prezydenckiego wieloosobowościowego zamieszania". Z humorem opisał trzy różne osobowości: 1. Clinton Umiarkowany - osobowość najlepsza - w tej postaci prowadził kampanię wyborczą - i jedyna, która nie przysporzyła mu zgryzoty. Dziwne więc, że "odizolował sprawowanie rządów od reszty swojego życia". 2. Clinton Liberalny - ta osobowość nie jest tak zaangażowana, jak pierwsza. Musiała zapłacić wszystkim popierającym i obsadzić stanowiska w gabinecie właściwą mieszaniną etniczną. To ona zajęła się szybko i bez wystarczającej analizy sprawą "homoseksualistów w armii". Ten Clinton nadskakiwał Demokratom w Senacie, wysiadywał z hollywoodzkim tłumem i wspominał dni w Yale i Oxfordzie. 3. Clinton Polityczny - ta osobowość trzyma się władzy i zrobi wszystko, żeby pozostać w Białym Domu. W przeszłości rozdawała rządowe dotacje i niskooprocentowane pożyczki "niekoniecznie najbardziej potrzebującym, ale wnoszącym w rewanżu szczodre świadczenia na kampanię polityczną". Ta osobowość sprowadziła przyjaciół do Waszyngtonu, by rządzili krajem, i stwierdziła, że to, co było dobre w Arkansas, jest naiwne w stolicy. Klein wyciągnął wniosek: "Umiejętność pływania bez wysiłku w tak różnych wodach byłaby cechą budzącą uznanie dla prezydenta - gdyby nie prowadziła tak często do przesady".(14Ď) Ile w tym prawdy, że mocne strony - niezależnie jakie - doprowadzone do skrajności stają się słabymi stronami! Podczas gdy Lou Klein widział trzy twarze Billa Clintona, Howard Fineman z "Newsweeka" wystąpił z artykułem Cztery twarze Billa Clintona i stwierdził: "Podobnie jak duch z Lampy Aladyna prezydent przeobrażał się w różne spokrewnione postacie - każda stworzona celem oczarowania jakiejś koalicji w Kongresie i wyborców". Wypowiadając się na temat orędzia o stanie państwa Fineman kontynuuje: "Na mównicy w Izbie Reprezentantów Clinton na przemian był: perotystą w sprawach deficytu, konserwatywnym republikaninem (albo nowym demokratą) w sprawach przestępczości i opieki społecznej, liberałem w sprawach oświaty, szkolnictwa i opieki zdrowotnej oraz skrzyżowaniem kaznodziei-baptysty z Danem Quaylem w sprawach rodziny i tradycyjnych wartości".(15Ď) Niektórzy nie tylko widzieli u prezydenta trzy albo cztery twarze, ale, jak "New York Times" zasugerował w artykule "Twarz za twarzą", maskowana przez Clintona uśmiechem zamieszczonym na pierwszej stronie, przywdziewa on całą serię masek. "Times" napisał, że gdy Clinton występuje w telewizji, "promieniuje szczerością, stanowczością i kulturą, stapiającymi się w dziwną hybrydę telewizyjnego ewangelisty i myślącego analityka. Ale w tej postaci można dostrzec więcej: władczy stosunek i giętkość politycznych poglądów, fascynację pochlebstwami i tęsknotę za nimi, opryskliwość i karcące grożenie palcem, gdy sprawy nie toczą się dokładnie tak, jak on sobie życzy". Ujawniło się to, kiedy wybuchł złością i warknął na agenta ochrony, gdy jakiś wielbiciel podszedł za blisko, i zaraz potem uśmiechnął się do tłumu po odwróceniu głowy. "Jego twarz z powrotem przybrała wyraz politycznej maski niefrasobliwego chłopca z prowincji i kontynuował swobodny, niespieszny spacer".(16Ď) Ronald Reagan uważany był za aktora, ale przynajmniej był konsekwentny. Grał rolę prezydenta ze stylem i wdziękiem i nigdy z niej nie wypadał. Tymczasem Clinton nigdy porządnie nie przeczyta scenariusza i ciągle zmienia rolę. Czasem kogoś zadowala, ale nie robi tego konsekwentnie. Jeden z dziennikarzy napisał: "Clinton ma wrodzoną sztuczność", a "Newsweek" nazwał go "fałszywym Kennedym z puszkowaną charyzmą". Analitycy dyskutowali, czy osobowość prezydenta jest prawdziwa. Większość ludzi zgadzała się, że w telewizji był naturalny, był bardzo dobry, gdy odpowiadał na pytania, i miał dar zachęcania małych dzieci do rezolutnych odpowiedzi. W styczniu 1994 roku Clinton pojechał do Rosji i wystąpił na scenie w ratuszu, gdzie wygłosił orędzie na temat nadziei i wyzwań, a następnie stojąc z mikrofonem w ręku odpowiadał na pytania zwykłych ludzi. Podszedł również do grupy dzieci, które wpatrywały się w niego szeroko otwartymi oczami. Gdy te wydarzenia obejrzały w ogólnokrajowej telewizji miliony ludzi, "Auckland Sunday Star" w artykule Clinton oczarował Rosję napisał: "Otwarty styl Clintona został dobrze przyjęty w mroźnej stolicy Rosji, borykającej się z problemami przejścia od komunizmu do gospodarki rynkowej".(17Ď) W sierpniu 1993 roku "New Yorker", poszukując niosących nadzieję zdań o prezydencie, wywnioskował, że jest czarujący, inteligentny, dobrze poinformowany i dobrze mówi. Ale pismo zwróciło uwagę, że ani on, ani Hillary nie mają "aury" niezbędnej, by zdobyć i utrzymać wierność ludzi. "Robią wrażenie, kiedy się ich ogląda, ale nie pozostają w pokoju, gdy zmienia się kanał". `ty Dalekie kraje o dziwnie brzmiących nazwach `ty Każdy nowy prezydent obejmujący urząd napotyka dwa walne obszary działalności: sprawy krajowe i politykę międzynarodową. Urzędując w Arkansas Clinton nie miał ambasady w Londynie ani gorącej linii do Moskwy. Jego zarządzanie miało charakter lokalny. Ponieważ doświadczenie Clintona dotyczyło raczej spraw krajowych niż globalnych, odkładał niektóre problemy i czekały, aż świat się zmieni, ponieważ nie przejawiał większego zainteresowania dalekimi krajami o obco brzmiących nazwach. W przeciwieństwie do Busha, który całą uwagę skupił na polityce zagranicznej, Clinton życzył sobie, żeby te odległe kraje same zrobiły porządek na swoich podwórkach i przestały strzelać do każdego Amerykanina, który przybywa z pomocą. Clinton dotkliwie "czuł ich ból", ale tak naprawdę to nie wiedział, co z nimi zrobić. Polityka zagraniczna była dla niego tym, czym gospodarka dla Busha - dokuczliwym komarem, od którego trudno się uwolnić. W 1993 roku Clinton nałożył na najbardziej błyskotliwych współpracowników obowiązek stworzenia jakiejś koncepcji polityki zagranicznej. Szamotali się kilka miesięcy, usiłując stworzyć plan, który by się dobrze prezentował i nie rodził żadnych rzeczywistych zobowiązań. Nikt nie chciał się w to angażować, ale oficjalne oświadczenia musiały tak wyglądać, jakby Ameryka była przejęta tym, która strona okupuje Gorażde. Z wypowiedzi Clintona w czasie kampanii wynikało, że Bush był człowiekiem skąpym i bez serca. Clinton pokazywał zdjęcia, które miały przedstawiać nasze oddziały pozostające pod rozkazami prezydenta, jak przechwytują rozpadające się łodzie przepełnione wzbudzającymi współczucie Haitańczykami zwisającymi z burt i umierającymi z głodu dziećmi, kurczowo trzymającymi się wychudzonych matek. Czy jakikolwiek porządny człowiek mógłby odesłać tych ludzi do domu na pewną egzekucję? Z chwilą, gdy Clinton został prezydentem, odpowiedzialność za tych biednych Haitańczyków spadła na niego - nie zniknęli w dniu inauguracji. Żeby zapewnić szczęście jak największej ilości ludzi, Clinton zaproponował kompromis - przechwytywanie łodzi z Haitańczykami na oceanie z dala od kamer telewizyjnych, wysłuchiwanie próśb i odsyłanie ich z powrotem. Manewr trzymania Haitańczyków poza zasięgiem wzroku Pentagon zrealizował czarterując dwa ukraińskie statki zakotwiczone na oceanie. Pełniły one rolę biurowców dla państwowych urzędników, którzy byli przedłużeniem ramienia sprawiedliwości i wyciągali na pokład zaskoczonych uchodźców, by sprawdzić ich wnioski o azyl. Czy ktokolwiek mógłby wątpić, że z tym planem wystąpił rząd? Czy w przypływie desperacji, żeby zadowolić wszystkich, mógłby go wymyślić prezydent i jeszcze wynaleźć dwa nie używane parowce na Ukrainie? Gdzie się takie rzeczy znajduje? Czyżby na międzynarodowym pchlim targu? Jak na ironię, Clinton, gdy został prezydentem, po cichu przywłaszczył sobie politykę Busha i nie tylko odesłał tych godnych współczucia ludzi do domu, ale wysłał amerykańskie oddziały, które okupowały kraj, i przywrócił budzącego wątpliwości Jeana-Bertranda Aristide na urząd prezydenta. George Bush musiał się nieźle uśmiać ze sposobu rozwiązania problemu Haiti przez Clintona, a także z kompromisu z Chinami w sprawie statusu kraju o najwyższym uprzywilejowaniu, co było kolejną kością niezgody podczas kampanii. Od masakry na placu Tiananmen w 1989 roku Stany Zjednoczone odczuwały potrzebę ukarania Chin niczym niegrzecznego dziecka, ale nie zrobiono w tej sprawie nic konkretnego. W czasie kampanii Clinton oskarżył Busha, że "rozpieszcza tyranów" z Beijing, i ostrym tonem skarcił i przywołał do porządku rząd chiński. Teraz, gdy jest prezydentem i ma do czynienia z tymi ludźmi w praktyce, musiał zmodyfikować swoje podejście. Jak napisał "Time", to jest "jeszcze jedno zobowiązanie z okresu kampanii, którego mądrzej będzie nie dotrzymać".(18Ď) Clinton wysłał Spokojnego Warrena Christophera do Chin, by zrobił przegląd i objechał państwowe fabryki, najprawdopodobniej pełne niewolników. Prasa nadała tej misji nazwę "klęski gigantycznych rozmiarów", a Clinton desperacko próbował znaleźć rozwiązanie, które by wszystkich uszczęśliwiło. Zdaniem szefa Malezyjskiego Instytutu Strategii i Studiów Międzynarodowych, częściowe sankcje "są kompromisem, który nikogo nie zadowala, natomiast umacniają wizerunek Clintona jako niezdecydowanego przywódcy. Zwariowany pomysł, który nie przyniesie rezultatów".(19Ď) George Bush może się zarówno śmiać, jak i płakać, gdy widzi, że jego pasja do polityki zagranicznej jest artykułem, którego nie da się przekazać. Bush przegrał wybory, ponieważ pochłaniały go sprawy międzynarodowe i nie zajmował się w dostatecznym stopniu gospodarką. Clinton wygrał wybory dzięki zajmowaniu się gospodarką i wydaje się, że traci grunt z powodu amatorskiego podejścia do polityki międzynarodowej. Amerykanie za bardzo nie lubią zajmować się sprawami międzynarodowymi, ale oczekują, że ich kraj będzie przewodził wolnemu światu. Jacy byliśmy dumni, gdy Reagan, wysoki, dostojny i sprawiający wrażenie, stał wśród głów europejskich państw. Jacy byliśmy podekscytowani, gdy Bush wygrał wojnę. Jacy teraz czujemy się wstrząśnięci, gdy Clinton waha się i ględzi. Cytowany przez "Time'a" wysoki urzędnik administracji Clintona powiedział: "Wskazują na to wszystkie ankiety. Fachowcy zaczynają wpadać w prawdziwe nerwice. Rośnie poczucie niekonsekwencji. Społeczeństwo nie lubi, żeby zagranica myślała, że prezydent traci grunt. Amerykanie nie lubią być wprawiani w zakłopotanie. To szkodzi wskaźnikom ogólnej oceny pracy prezydenta i będzie szkodziło, dopóki z tym czegoś nie zrobimy".(20Ď) Tylko czas pokaże jak Clinton, zyskujący w kontaktach osobistych, poradzi sobie z odległymi narodami, na które jego charyzma nie ma wpływu. Zgodnie ze starą teorią opracowaną przez historyków Arthura Schlesingera Sr i Artura Schlesingera Jr., naród dokonuje zwrotu co trzydzieści lat. Po czasie "konserwatywnych ograniczeń" skłaniamy się do działań liberalnych, celowości i idealizmu. Nowy Ład Franklina Roosevelta z 1932 roku i Nowa Granica Johna Kennedy'ego reprezentowały ten rodzaj aktywności. Clinton oczekiwał, że ta nowa godzina nadziei i ludzkich pragnień będzie należała do niego, pomoże mu podsycić i rozniecić płomień rozwoju. Razem z nadzieją na wielkość pojawiła się potrzeba dojrzenia prawdy i znalezienia odwagi do przedstawienia twardych faktów społeczeństwu Ameryki, które - zdaje się - wolało żyć w nieświadomości. "Ale cykle historii nie są nieuniknione" - napisał w "Time" Walter Isaacson. "Zależą od mocnych i słabych stron tych, którzy stają się powiernikami nadziei na zmiany. W demokracji skuteczni reformatorzy muszą przede wszystkim mieć odwagę przekazywania brutalnych faktów bez ociągania się. Szczególnie teraz, kiedy aktualna sytuacja Ameryki uległa pogorszeniu przez dobrowolną odmowę przyjmowania niemiłych prawd".(21Ď) Odwrotnie niż Franklin D. Roosevelt, który wykładał prawdę na stół pierwszego dnia, zamykał banki, by pokazać, że rozumie dramatyczną sytuację finansową państwa, i przekazywał wszystkie złe wiadomości w sposób sympatyczny, ale stanowczy podczas pogawędek przy kominku - Clinton raczej wolałby uniknąć prawdy. Tak długo żył zaprzeczając negatywnym prawdom - i zawsze mu się to udawało - że nie chce być posłańcem złych wiadomości, bo społeczeństwo może zastrzelić posłańca. "Skłonność Clintona do ględzenia przy trudnych tematach jest powodem do zmartwień" - stwierdził "Time".(22Ď) Dla tych z nas, którzy wiedzą, że rodzimy się wyposażeni w mocne i słabe strony, nie jest niespodzianką, że osobowość Popularnego, jaką jest obdarzony Clinton, zwraca się ku jaśniejszej stronie życia i unika problemów. Clinton mówi, że nadal chce, by go kochano, a fakt, że został prezydentem, niczego nie zmienił. Nadal jest tym samym opowiadającym niestworzone rzeczy, optymistycznym, potrzebującym uczuć człowiekiem, jakim był zawsze. Wydaje się, że mówi: "Proszę, kochajcie mnie. Będę was, zwykłych ludzi, ochraniał, dam wam wszystko, co tylko zdołam, zbierając pieniądze od bogatych, których na to stać". Czy to nie brzmi błagalnie? Ale czy poskutkuje? Clinton nie wspomina o gorzkiej prawdzie. To nie leży w jego naturze. "Program gospodarczy Clintona - dodał Isaacson - był bezbolesnym pastiszem, który miał na celu opodatkowanie jedynie bogatych i zagranicznych korporacji. Możliwość obdarzenia go zaufaniem przerodziła się w śmiertelne zagrożenie dla jego kampanii i była ostrzeżeniem, że bycie wszystkim dla wszystkich nie przynosi rezultatów!" (23Ď) `ty Pewność siebie przeradza się w zmieszanie `ty Wydaje się, że w odniesieniu do bardzo wielu osobistych cech Clinton oscyluje w pobliżu linii środkowej i popchnięcie w którąkolwiek stronę zamienia potencjał z pozytywnego na negatywny. Zdecydowanie w rządzeniu w oczach społeczeństwa, które chce mieć pewnego siebie prezydenta, wskazuje na siłę i zdolności przywódcze, ale jeśli jakaś szeroko reklamowana koncepcja upadnie, to jej przegrana odbierana jest jako osobista porażka. Stanowisko Clintona w sprawie opieki zdrowotnej i homoseksualistów w armii to przykłady pomysłów, których realizacja stała się niemożliwa. Prowadzenie kampanii w oparciu o obietnicę powszechnej opieki zdrowotnej - podobnie jak przyrzeczenie Hoovera, że "włoży kurę do każdego garnka" - było kupieniem wszystkich głosujących. Każdego nurtuje myśl: "Co będzie, gdy rzeczywiście zachoruję? Kto będzie się mną opiekował?" Ponieważ większość z nas nigdy nie przeczytała, co napisane jest w polisie ubezpieczeniowej drobnym drukiem, więc nie wiemy, co ona obejmuje. Brak wiedzy wywołuje strach. Więc gdy przybywa orędownik i obiecuje opiekę zdrowotną dla wszystkich, to jest to dobra sprawa. Nigdy więcej zmartwień. Gdy w styczniu 1994 roku w orędziu o stanie państwa Clinton zapowiedział, że oprotestuje każde ograniczenie powszechnej opieki zdrowia, poparł swoje polityczne stanowisko, które wydawało się dobrym pomysłem. Ale nie zdołał przekonać milionów ludzi, którzy już mieli ubezpieczenia zdrowotne, że będzie im się żyło lepiej. W krótkim czasie klasę średnią ogarnęła nowa obawa: "Może będziemy musieli płacić za tych, którzy nie mogą sobie na to pozwolić, i skończy się tym, że będziemy mieli mniej dla siebie". Ludzie zaczęli pytać, kto za to zapłaci. Padła odpowiedź, że właściciele małych przedsiębiorstw, co zraziło wszystkich należących do tej kategorii. A może obciążyć kosztami towarzystwa ubezpieczeniowe - proponowali niektórzy. Ale organizacje ubezpieczeniowe przeciwstawiły się temu przeprowadzając kosztem dziesięciu milionów dolarów kampanię reklamową "Harry i Louise". Wtedy narodził się pomysł, żeby wszyscy wykupywali ubezpieczenia obowiązkowe, tak jak obowiązkowe ubezpieczenia samochodów w wielu stanach. To wystraszyło ludzi i pogrążyło cały program. Wszyscy byli za ubezpieczeniem zdrowia, ale nikt nie chciał za to płacić. W tym czasie przewodniczący Parlamentarnej Komisji Finansów, Dan Rostenkowski, został postawiony w stan oskarżenia za siedemnaście przypadków defraudacji, łącznie z płaceniem wynagrodzeń widmowym pracownikom, którzy nigdy się nie pokazali. "W Chicago załatwiamy sprawy inaczej" - wyjaśnił niewinnie. Jego rezygnacja z pracy w komisji ograniczyła możliwości i przyspieszyła upadek programu opieki zdrowia. Odsunięcie od władzy skończyło się dla niego przegraną w wyborach w 1994 roku. Przewodniczący Senackiej Komisji Finansów, Daniel Moynihan, który zresztą nigdy nie przepadał za Clintonem, dał mu do zrozumienia, że bliski jest koniec projektów dotyczących opieki zdrowotnej opracowanych przez Hillary. Moynihan, by pokazać, że poczucie humoru w Senacie nie wygasło, przyprowadził do Białego Domu liczącego się w Senackiej Komisji Finansów republikanina, żeby wytłumaczył prezydentowi przyczyny nieuniknionej porażki. Bob Packwood był wyborem ironicznym, bo w chwili, gdy Clinton usiłował wybronić się przed oskarżeniem Pauli Jones o napastowanie seksualne, Bob Packwood był oskarżony o molestowanie seksualne przez dwadzieścia dziewięć różnych kobiet. Fakt, że Packwood trzymał klucze do reformy opieki zdrowia i sukcesu prezydentury Clintona, był "przerażający", powiedział doradca z Białego Domu. Czyniąc z powszechnej opieki zdrowotnej najważniejszą sprawę i uzależniając od niej całe życie polityczne, Clinton spowodował, że odwrót bardziej rzucał się w oczy, a kompromis był jedyną możliwością wyboru. Zarozumiała pewność siebie niezwykle łatwo przeradza się w zakłopotanie. `ty Wygórowana ambicja `ty Wszyscy przywódcy szybko dowiadują się, że ich wrodzone mocne strony doprowadzone do skrajności stają się słabymi. Ponieważ społeczeństwo Ameryki jest tak zmienne i dziś lubi burzyć to, za czym wczoraj się opowiadało, prezydent może szybko zobaczyć, jak jego mocne strony zamieniają się w słabe. George Bush mając 80 procent poparcia nie mógł zrozumieć, że jego sukcesy w polityce międzynarodowej widziane były jako słabość na froncie krajowym. Jego rzetelność stała się brakiem wizji, a osobowość Spokojnego stała się nudna i niestosowna. Chcieliśmy zmiany i podobał nam się dramatyzm Clintona, jego styl, pasja i ambicja. Dziennikarz William Schneider w artykule "Gdy twoje mocne strony są słabymi" w "Los Angeles Times" napisał: "Tym, co ludzie lubią w Billu Clintonie, jest ambicja. Ale jest to też rzecz, której nie lubią w nim. Przez całe swoje życie kierował się ambicją podbicia świata leżącego poza Hope w Arkansas. Widać, że ambicja jest bezlitosną siłą napędową jego samodoskonalenia - żarłocznego czytania, nie kończących się politycznych dyskusji i joggingu".(24Ď) `ty Lady Makbet na ratunek `ty Głównymi postaciami w dramacie Szekspira pod tytułem "Makbet" jest ambitna para dążąca do sukcesu. Zgodnie z tradycją Makbet zostanie królem, gdy umrze panujący król, i gotów jest czekać na swoją kolej. Makbet jest bardzo lubiany i nieszkodliwy, ale jego żona, Lady Makbet, która z pewnością ma osobowość Silnego, chce przyspieszyć bieg wydarzeń. Wie, że została stworzona, by zostać królową, i chce nią być natychmiast! Gdy ona popycha męża, by zabił króla i zdobył tron, on nad tym rozmyśla. "Jeden, wyłącznie jeden tylko bodziec podżega we mnie tę pokusę, to jest ambicja, która przeskakując siebie, spada po drugiej stronie" - odpowiada jej. Innymi słowy, nie ma innego powodu, by robić coś sprzecznego z moralnością lub prawem, niż własna wygórowana ambicja, która go wyprzedza. Lady Makbet mówi mu, że brak mu odwagi i nie jest prawdziwym mężczyzną. Gdy on rozważa, co może się stać, jeśli im się nie uda, żona odpowiada: "Chybić! Obwaruj jeno swoje męstwo, a nie chybimy". W świetle problemów, jakie mieli Clintonowie z budzącymi wątpliwości inwestycjami w Whitewater i niejasną rolą Hillary, można znaleźć analogie do sytuacji Makbeta. Bill był na dobrej drodze do zdobycia większej władzy, ale Hillary popychała go, żeby przyspieszyć tempo i upewnić się, że nie poniosą klęski. Bill i Hillaria spędzili razem kilka lat rządząc w Arkansas i jestem pewna, że byli szczerze przekonani, że Waszyngton był jedynie budynkiem z większą kopułą. Te pobożne życzenia można porównać z przeniesieniem Hillary z jej kuchni w Little Rock do fabryki ciastek Pani Field. Nie dlatego, że nie potrafiłaby układać czekoladowych ciastek we właściwych miejscach i zostać w ciągu roku członkiem zarządu, ale dlatego, że otoczenie byłoby czymś więcej niż tylko większą kuchnią. Prezydent również znalazł się w większej kuchni, a jego kumple, którzy trzymali go w świetle reflektorów, jeden za drugim wygaszali światła w wyniku śmierci, powikłań prawnych lub zwykłej niekompetencji. Obecnie prezydent może mieć odczucie, że party, na którym nie ma przyjaciół, przestało być zabawne. Ale zawsze są nowi przyjaciele i bardziej podniecające miejsca, w które można pójść... Dzięki zrozumieniu podstawowej natury Clintona mogliśmy przewidzieć to, co Bob Woodveard napisał w książce The Agenda - że Clinton wkrótce będzie bezładnie i chaotycznie przewodził załodze Białego Domu, ciągle zdezorganizowanej i potrzebującej zmian personalnych. Mogliśmy także przewidzieć, że jego plany opieki zdrowotnej i opieki społecznej nie zdobędą ani głosów, ani funduszy. Republikański senator Trent Lott z Florydy w audycji CNN "The Capitol Gang" powiedział: "Dopóki prezydent nie zdecyduje się przestrzegać dyscypliny, nie będzie zmian". Nigdzie nie było to bardziej oczywiste jak na konferencji Szczytu Państw Uprzemysłowionych, gdzie mimo specjalnej przyjaźni z Kohlem, przyjaznych spacerów z Borysem Jelcynem i wesołej zabawy z Johnem Majorem przyszedł na spotkanie najprawdopodobniej nieprzygotowany, zmieniając politykę tak, że wprawił w zakłopotanie pozostałych przywódców. Personel Clintona jest "w nieustannej gotowości do kontrolowania szkód" - jak napisał "The New York Times". "Ale nigdy nie mogą zdążyć z ugaszeniem jednego pożaru, zanim nie wybuchnie drugi". Gdy rozumiesz osobowości i obserwujesz zachowanie ludzi, możesz przewidzieć, kiedy odniosą sukces i kiedy poniosą porażkę. Clinton ma urok, ale nie ma posłuchu, żeby zorganizować załogę i spowodować, by funkcjonowała jak jeden zespół. Ma wzniosłe momenty, gdy przynosi nadzieję, ale podniecenie wiwatami trwa krótko, jeśli drużyna nie wygrywa żadnej gry. W lipcu 1994 roku "Newsweek" zamieścił prezydencką historię opatrując ją tytułem: Jak rzeczywistość zepsuła prezydenckie party. Autorzy wyjaśnili jego mocne i słabe strony, porównali z wzorcem jego osobowości i rozważali, kiedy poważnie weźmie się do roboty. Wzięli pod uwagę, że trudne realia haitańskich problemów zmusiły go do "zagrania roli, którą nie był zainteresowany ani nie miał w niej doświadczenia. Znowu dokuczliwy stary świat, niczym śmierdzący wielbłąd, wsadził nos do namiotu Clintona".(25Ď) W pierwszej połowie okresu sprawowania urzędu Clinton zderzył się z dużą porcją niechętnie widzianej rzeczywistości. `ty Bill Clinton. Osobowość Popularnego-Silnego `ty Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości prezydenta Billa Clintona - kombinacji cech Popularnego i Silnego. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Osobowość Popularnego Mocne strony: lubi sprawiać przyjemność; ma zwyciężający uśmiech; zapalony żartowniś; szczery przyjaciel; natychmiast zawiera znajomości; zawsze rozmowny; poklepuje po ramieniu; wspaniały chłopak; lubi kontakt z ludźmi; gawędziarz; pragnie być "najbardziej popularnym"; pasjonuje się wszystkim; wielka charyzma i humor; optymizm i dobre podejście do ludzi; wrażliwy; zawsze świeży i młodzieńczy; rozkwita, gdy mówi; uśmiecha się brnąc od jednego kłopotu do drugiego; wysyła kuszące spojrzenia; radosny przy pracy; towarzyski i ujmujący; żartuje z doradcami; sugestywny; zręczny w budowaniu koalicji; pełen wdzięku z odrobiną dezaprobaty dla siebie; poświęca się ćwiczeniu ciała; zręczny ugodowiec; polityk od szkolnych lat; ma siłę przekonywania. Liczba punktów.... Słabe strony: próżniak z domu studenckiego; ma zbyt afektowany uśmiech; pragnie pozostać na szczycie; zbyt wygodny; posiada fałszywą siłę; łatwo znajduje wygodne wymówki; pozycja na boisku: wszędzie i nigdzie; zaprzecza nieprzyjemnym faktom; ma reputację spryciarza; zbyt zadowolony z siebie; odgradza się od spraw; za bardzo chce być kochany; czyni niezwykłe wysiłki, by zadowalać wszystkich; zrobi lub powie to, co chcesz; próbuje znaleźć przyczynę chociaż nie ma żadnej; ględzi i zwleka; nieszczery; niezdyscyplinowany i niezorganizowany. Liczba punktów.... Osobowość Silnego Mocne strony: urodzony przywódca; szybki organizator; automatyczny zwycięzca; genialny energiczny człowiek; kolekcjonuje kontakty z ludźmi; wytrwały w dyskusjach zawierających sprzeczne wypowiedzi; zaskakująco dobrze poinformowany; zdecydowany; ambitny; uwielbia kryzysy; otwarty; chętny do nauki; prężny, pnie się do góry; wykwalifikowany; wytrwały; dostarcza motywacji; wykazuje hart ducha; nadzwyczaj odpowiedzialny; realista; radzi sobie z oskarżeniami o nielojalność; ma oczy pałające ambicją; nieustannie aktywny; odważnie planuje; rzadki talent do wyczuwania problemów; niezwykła energia; wytrwale dąży do władzy; musi dostawać oceny bardzo dobre; czysty, przejrzysty umysł; chętny do nauki. Liczba punktów.... Słabe strony: bezustannie stara się coś osiągnąć; potrzebuje być pierwszy; musi zwyciężyć; defensywny; prowokująco chwiejny; wykazuje drapieżną determinację; kierowany obsesjami; przekracza kwoty wpływów; politycznie uzależniony; ma niezdrowe ambicje; wykazuje oznaki przesadnej dumy; zbyt zadowolony z siebie; kiepski menedżer; aroganckie genialne dziecko; zbyt doskonały; ma pasję do ślizgania się na cienkim lodzie; wybuchy złości; napady gniewu. Liczba punktów.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Popularnego-Silnego.... `ty Czy możesz być takim przywódcą jak Clinton? `ty Jedną z najbardziej niezwykłych cech Popularnych jest umiejętność sprawiania, że wydarzenia negatywne wydają się pozytywnymi. Podczas gdy Spokojny Bush pozwolił, by zwycięstwo w wojnie nad Zatoką Perską zamieniło się w klęskę wyborczą, Clinton wykorzystał brak doświadczenia Beltwaya, przypuszczalnie przyprawiony cudzołóstwem, i niczym magik z szeroko otwartymi oczami zamienił je w sukces. Ta sprawa przypomniała mi wielką nadmuchiwaną zabawkę, którą miały moje dzieci. Była większa niż one, u dołu miała obciążenie, a uśmiechniętą twarz klowna u góry. Niezależnie od tego, co dzieci z nim robiły, jak mocno waliły, boksowały lub siedziały na nim, chwilę po pozostawieniu go w spokoju klown podnosił się z niezmiennym uśmiechem na twarzy. To jest typowe zachowanie towarzyskiego sangwinika, jakim jest Clinton, który ma przysłowiowe dziewięć żywotów. Clinton podjął doświadczenia, które zniszczyłyby osobowość każdego innego polityka, i zamienił je w sukces. Ta zręczność w pewnej mierze wynika ze społecznej percepcji, że jeśli masz szczęśliwą twarz, to musisz być zwycięzcą. Przegrani płaczą - lub ostatecznie wyglądają na przygnębionych - więc jeśli prostujesz się i uśmiechasz, to musisz panować nad sytuacją. Jeśli zaznaczyłeś wiele cech, jakie ma Clinton, prawdopodobnie również masz umiejętność stosowania uników i utrzymywania na twarzy uśmiechu, które oznaczają zwycięstwo. To jest talent, którego inne osobowości nie posiadają. Wygląd zwycięzcy zawsze plasuje cię kilka kroków przed tymi, którzy robią wrażenie niepewnych lub zmieszanych. Clinton jest mistrzem uników i czasem ratuje się tak szybko, że nie zauważamy, iż był w dołku. Niezależnie od tego czy osłania nieudane spotkania gabinetu, skandal finansowy czy swawolny wyskok, potrafi - przynajmniej w wystąpieniach publicznych - odrzucić wszystko jako chwilowe potknięcia i iść dalej. Słyszy się o napadach złości na spotkaniach z pracownikami i używaniu niewybrednych słów pod adresem tych, którzy się sprzeciwiają, ale publicznie widzimy uśmiech i wzruszanie ramionami. Ma ten sam niewinny wygląd małego chłopca, który tak skutecznie wykorzystywał Reagan, gdy mówił do ludzi: "To nic nie było. Proszę o tym zapomnieć". Umiejętność stosowania uników jest niezwykłym talentem, który Popularni, trzymając oczy szeroko otwarte, wykorzystują na swoją korzyść. Jeśli będziesz wyglądał na szczęśliwego, spokojnego i niewinnego, ludzie będą ci wierzyli. Z pewnością warto spróbować. To jest często wystarczająco przekonujące, żeby wykorzystać szansę. Czy jesteś jednym spośród takich ludzi? Jeśli tak, to wiesz, dlaczego ta umiejętność pozbywania się problemów potrzebna jest Popularnym bardziej niż innym osobowościom. Jeśli masz osobowość Popularnego, wiesz, jak łatwo wpadasz w kłopoty. Nie masz czasu na uważne analizowanie sytuacji i dokonujesz kiepskich wyborów. Nie jesteś dobry w sprawach finansowych z wyjątkiem wydawania pieniędzy, więc brakuje ci gotówki i pokrycia na czeki. Masz wrodzony magnetyzm, który oddziałuje na innych i może przysparzać ci kłopotów. Pojedziesz wszędzie i o każdej porze, jeśli to będzie zabawne. Te małe eskapady nie wydają ci się istotną słabością - z pewnością nie są tak złowieszcze jak napad na bank czy pobicie własnej siostry. To są urocze małe igraszki, które w jakiś sposób ześliznęły się na manowce. Nie martw się, zrobisz unik i jeśli zajdzie taka potrzeba, wytłumaczysz się spowity w płaszcz niewinności: "Skąd miałem wiedzieć, że Kimba Wood była opiekunką nielegalnie?", "Co wiem na temat przyszłości bydła? Spytaj Hillary" lub "Kim zresztą są te kobiety? Czy myślisz, że kiedykolwiek mogłaby mnie interesować podobna do niej?" Wykonywanie szybkich uników wymaga talentu, ale może w pierwszym rzędzie powinniśmy bardziej się starać, żeby unikać kłopotów! Może powinniśmy ograniczyć niosące ryzyko przygody i stać się bardziej odpowiedzialnymi za własne czyny. Dorastanie jest zadaniem trudnym, a osobowość Popularnego, tak naprawdę, nawet nie chce tego próbować. Ale spróbujmy oderwać się od skrajności i przed następnym wyskokiem zastanowić się, policzyć koszty i przeciwstawić się atrakcyjnej pokusie - może nie będziemy potrzebowali robić uników tak często i tak głębokich i zaoszczędzimy energię na dobrą, czystą rozrywkę. Zwróć uwagę, że zostanie przywódcą, za którym pójdą inni, wymaga czegoś więcej niż uroku. Urok bez czystego sumienia i poczucia odpowiedzialności nie przetrwa. Bądź wdzięczny za umiejętność organizowania popierającej cię grupy ludzi, ale musisz narzucić sobie taką dyscyplinę, żeby inni mogli na ciebie liczyć na dłuższą metę, a nie tylko w przypadkowych momentach natchnienia. Masz prezydenckie predyspozycje! `tc 22. Dwoje za cenę jednego -Ń Hillary Rodham Clinton `tc Pierwsza dama: od 1993 Osobowość: Silny-Perfekcyjny Dewiza do zapamiętania: Słuchać, co mówią inni ludzie. Po ośmiu latach opowiadania historyjek przez Popularnego Ronalda Reagana, podczas gdy Perfekcyjna Nancy patrzyła w gwiazdy, oraz po czterech latach Spokojnego Busha, który był miły i delikatny, a Silna Barbara rządziła jako babcia wszystkich Amerykanów, mamy obecnie w Białym Domu nowy zespół osobowości. Oboje, Bill i Hillary Clinton, mają podobne ziarnko Osobowości Silnego, co sprawia, że oboje chcą rządzić. Clinton prowadził kampanię oferując dwoje za cenę jednego: "Dostaniecie mnie, dostaniecie również Hillary". I dostaliśmy. Gdy dwie osobowości Silnych biorą ślub, to szybko pojawia się zagrożenie chaosem. W przypadku Clintonów łączące ich analogie występują na wielu płaszczyznach - oboje mają niezwykle wysoki iloraz inteligencji, oboje mają stopnie naukowe uzyskane na Wydziale Prawa w Yale, niezależnie osiągnęli sukcesy i są przyzwyczajeni, że zyskują władzę nad wszystkim, czego dotkną. Mają również przeciwieństwa - druga połowa osobowości w przypadku Billa to osobowość Popularnego, natomiast w przypadku Hillary - Perfekcyjnego. Sprawia to, że on chce się bawić, gdy rządzi, natomiast ona chce rządzić, ale chce również, żeby wszystko było perfekcyjne. Czy widzisz podwojony zestaw małżeńskich problemów wynikających z ich podobieństw i różnic? Zawsze gdy w małżeństwie dochodzi do zazębienia się osobowości Silnego, zachodzi jedna z czterech sytuacji: 1. Oboje odpychają się, sięgają po władzę i walczą nieustannie. 2. Jedno albo oboje grają rolę Spokojnego i odcinają się od podejmowania decyzji. 3. Odnajdują swoje pozytywne cechy i dążą do wspólnego celu. 4. Dzielą odpowiedzialność proporcjonalnie do siły osobowości i żadne nie wkracza na terytorium drugiego. Chociaż słyszeliśmy o dzikich awanturach w ich prywatnych apartamentach, nigdy nie zdarzyło się coś takiego publicznie. Gdy się pojawiali każde z nich było pod wrażeniem wspaniałości drugiego i nawzajem pomagali sobie w osiąganiu celów. Przyjęliśmy, że funkcjonują według możliwości czwartej. Mój mąż Fred i ja tworzymy identyczną kombinację osobowości, z tą różnicą, że ja jestem Billem, a Fred jest Hillary. Wykorzystaliśmy możliwość pierwszą i odpychaliśmy się sięgając po władzę. To nas rozdzieliło i spowodowało, że każde z nas było gniewne - a gniew jest jedną z największych słabości osobowości Silnych. Następnie przenieśliśmy się na możliwość drugą: oboje cofnęliśmy się do tyłu i upieraliśmy się, by druga strona dokonywała wyboru. Ta próba ukrycia naszych prawdziwych uczuć spowodowała, że staliśmy się jeszcze bardziej gniewni. Kiedy poznaliśmy osobowości, zostaliśmy wyzwoleni, staliśmy się naturalni i zaczęliśmy szukać wspólnych celów. Ostatecznie, gdy zaczęliśmy razem podróżować, rozmawiać, pisać i przemawiać, usiedliśmy i sporządziliśmy listę spraw, którymi trzeba się zajmować, i podzieliliśmy obowiązki. Obecnie do mnie należy wszystko, co jest przyjemne (mównica, wybór tematów, twórczość, kontakty towarzyskie), a Fred zajmuje się wszystkim, co musi być perfekcyjne (harmonogramy, kontrakty, podróże i budżet). Wspólnie dokonaliśmy podziału ról i nigdy nie przekraczamy tej linii na piasku. Wydaje się, że Clintonowie mają podobne porozumienie, ale o odwrotnym układzie (i z dużą dozą wybaczania ze strony Hillary). On zajmuje się kontaktami, mówieniem i kochaniem ludzi, ona zajmuje się badaniami, szczegółami i logicznymi wnioskami. On chętnie mówi o sobie i personalizuje problemy posługując się dykteryjkami. Ona bez notatek wygłasza uporządkowane przemówienia na ważne tematy i przekazuje informacje nie wspominając o sobie. On podejmuje decyzje emocjonalnie, kierując się pragnieniem, żeby ludzie go lubili. Ona analizuje fakty i podejmuje decyzje po przekalkulowaniu prawdopodobnych konsekwencji, nie zwracając uwagi na to, czy jest lubiana. Sentymentalna selekcja i obsesyjna potrzeba, by być lubianym, często sprawia wrażenie ględzenia, wahania się i robienia zamętu. W rzeczywistości prezydent zdaje sobie sprawę, jaka powinna być prawidłowa decyzja, ale wyważa przypuszczalne reakcje i próbuje zadowolić największą liczbę ludzi kosztem najmniejszej ilości głosów. Podczas gdy Bill żartuje, Hillary analizuje. Wszystko, co robi, poprzedza krótkimi studiami i nie potrzebuje być lubiana - wystarczy, że ma rację. W tego typu małżeństwie Silnych sukces zależy od nieprzekraczania linii podziału odpowiedzialności i trzymania się swojej strony. `ty Hillary zajmuje się opieką zdrowotną `ty Gdy Bill objął prezydenturę, mógł pomyśleć sobie tak: "Co mógłbym Hillary zlecić do zrobienia, czego nikt dotychczas nie był w stanie zrobić, a co ją zajmie, żeby się nie wtrącała w moje sprawy przez cztery lata?" Odpowiedź była oczywista - opiekę zdrowotną. Nikt dotychczas nie potrafił przejąć kontroli nad tą odpowiedzialną sferą. Wiedział, że Perfekcyjna osobowość Hillary przeprowadzi wyczerpujące badania, by dojść do możliwych rozwiązań, co dla niego było równoznaczne z poszukiwaniem igły w stogu siana. I tak się stało - Silna osobowość Hillary objęła władzę. Wezwała wszystkie najmądrzejsze głowy w kraju i nie mówiąc nikomu, kim oni są, zamknęła ich w pokoju i nie wypuściła, dopóki nie opracowali planu. Stworzyła motywacje do działania - prawdopodobnie mogli jadać w domu - i po dziewięciu miesiącach opracowali materiały, których zebranie i przygotowanie zajęłoby Kongresowi cztery lata. Choć ostateczny plan okazał się zbyt mało efektywny i zbyt kosztowny, wykonała rzecz niemożliwą do zrobienia w rekordowym czasie. `ty Odważna przywódczyni `ty Przyjaciółka Hillary z Arkansas powiedziała mi, że w naturze Hillary nie leży zajmowanie się gadaniem, kiedy jest coś do zrobienia. Potrafi spokojnie pracować nie oglądając się na wyrazy uznania. Gdy spytałam tę przyjaciółkę, jak - używając tylko jednego słowa - mogłaby określić Hillary, szybko odpowiedziała: odważna. "Ma więcej odwagi niż wszyscy, których dotychczas spotkałam, i potrafi bronić swojego stanowiska, nawet jeśli jest niepopularne". Opowiedziała, jak Hillary zabrała się do problemów oświaty w Arkansas. Stan znajdował się na samym dole krajowej listy oceny poziomu szkolnictwa i nie mógł przyciągnąć ani przemysłu, ani inwestycji. Członkowie zarządów, do których należały decyzje o lokalizacjach przedsiębiorstw i fabryk, nie chcieli, by ich dzieci chodziły do "imitacji szkół". Ponieważ Bill jako gubernator próbował poprawić reputację i finanse stanu, Hillary zdecydowała się podnieść poziom szkolnictwa. Przyjaciółka Hillary powiedziała: "Wszystkie szkoły zwróciły się przeciw niej. Nauczyciele nie chcieli przystępować do testów kwalifikacyjnych, a szkolne rady nie chciały żadnych zmian. Gdy wchodziła do klasy, dzieci wygwizdywały ją. Tylko Hillary mogła to wytrzymać i miała dość odwagi, żeby się zająć tym problemem bez względu na sytuację". Ostatecznie, gdy zrealizowała swoje zamiary, szkoły były dumne z siebie, Hillary została bohaterką, a wychowawcy udawali, że byli po jej stronie od samego początku. Nie osiągnęła podobnych rezultatów w sprawie opieki zdrowotnej, a krytycy mówią, że powodem była jej arogancja i odrzucenie kompromisów, co przyczyniło się do zaprzepaszczenia miesięcy pracy i prezentacji programu obejmującego 1343 strony przytłaczających materiałów. Hillary dawała z siebie wszystko dla spraw, którym przyświecały szlachetne cele, chociaż nie musiała ich nawet dotykać. Założyła organizację Adwokaci Arkansas dla Dzieci celem zapewnienia opieki prawnej dzieciom, które tego potrzebują, oraz poświęciła sześć lat Fundacji Obrony Dzieci prowadzonej przez jej przyjaciółkę, Marian Wright Edelman. Ludzie, którzy ją znają, mówią, że myśli jak mężczyzna, widzi problemy i dąży do ich rozwiązania. Jeszcze gdy była na ostatnim roku w college'u, Hillary już rządziła. Z wyboru rówieśników była pierwszą studentką przemawiającą na uroczystości wręczania dyplomów w Wellesley College. Rywalizowała z innym mówcą, którym był senator Edward Brooke, i trafiła do nagłówków zagranicznej prasy, ponieważ w jej wystąpieniu było więcej treści niż w jego. Chociaż życie Hillary wypełnione było pożyteczną pracą, jej pojawienie się w Waszyngtonie wywołało lęk w wielu sercach. Przeciwnicy równouprawnienia kobiet widzą w niej superfeministkę, która nie chce siedzieć w kuchni i piec ciasteczek - przeciwieństwo Barbary Bush, zawsze wyglądającej, jakby właśnie wyszła z kuchni. Krytykowana, że robi zbyt dużo i zbyt szybko, odburknęła: "Nie jestem jednym z tych antydepresyjnych króliczków". Ale wielu sądzi, że tak jest. W sposób typowy dla osobowości Silnego, Hillary może się wydawać dogmatyczna, trzymająca się własnych racji, nietolerancyjna i władcza. Nie wygląda na słodką, uległą żonę z przeszłości, a jej Perfekcyjna natura niektórym wydaje się zbyt przebiegła i inteligentna, a innym zbyt zmienna i wrażliwa. Po porażce programu opieki zdrowotnej, jak stwierdził "Newsweek", Hillary wydawała się: "zakłopotana, zgorzkniała, zagniewana, zawstydzona i ogłuszona". Wycofała się z roli rozstrzygającego wszystko "faktycznego szefa personelu". Trudno jej uwierzyć, jak łatwo rozpadła się historyczna możliwość... Kiedyś była pewna swoich umiejętności oceniania ludzi - mówią zaufani - ale doświadczenia ostatniego roku zachwiały jej wiarę we własną polityczną zręczność".(1Ď) Podczas gdy Hillary próbuje od nowa wykreować się na pierwszą damę, zastanówmy się, jaką chcielibyśmy ją widzieć. Czy my, społeczeństwo Ameryki, bylibyśmy zadowoleni, gdyby żoną prezydenta była Niepokalana Maria? Mamie i Betty zbyt dużo piły, a Rosalynn nie piła w ogóle. Jackie i Nancy miały kosztowny styl ubierania się, natomiast Eleanor i Bess były zbyt proste. Czy kiedykolwiek będzie równowaga? Czy kiedykolwiek będziemy mieli doskonalą żonę prezydenta, pierwszą damę, która będzie miała wszystkie zalety i żadnych wad? `ty Hillary Rodham Clinton. Osobowość Silnego-Perfekcyjnego `ty Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości pierwszej damy, Hillary Clinton, kombinacji cech Silnego i Perfekcyjnego. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Osobowość Silnego Mocne strony: pochłonięta własną pracą; uprawia politykę w wysokim stylu; silna, otwarcie mówiąca feministka; potrafi robić wszystko; na przedzie i nieustraszona; zaabsorbowana sukcesem; zajęta jednym tematem i pewna siebie; stanowcza; żywa; wykazuje odwagę i żarliwość; gotowa zmienić świat; skupiona; nie daje się wyprowadzić z równowagi; stoik; nie popełnia błędów; pragmatyczna; pionierka feminizmu; dobrze się czuje w trudnych sytuacjach; ma bezprecedensową siłę; wierna niezmiennej ideologii; nastawiona na zadanie; rzeczowa. Liczba punktów.... Słabe strony: groźna; nietolerancyjna; nie uznaje rozmów towarzyskich; ma ostry język; tryb postępowania superstudenta prawa; ma przerost ambicji; zbyt radykalna i stanowcza; autentycznie bezceremonialna; zbyt wymagająca; porusza się po torze balistycznym; upiera się, by mieć ostatnie słowo; nie uznaje żadnych przeprosin; podejmuje walkę z tyranizującymi innych; bezwzględna w odpowiedziach; demonstruje zbyt silną postawę; zbyt stanowcza; arogancka; gniewna, wpada w złość. Liczba punktów.... Osobowość Perfekcyjnego Mocne strony: perfekcyjnie przywołuje paragrafy; dobrze zorganizowana; logiczna i skupiona; przebiegły taktyk; zawsze myśli; trwa w głębokiej wierze; teoretyk przecierający drogę; prawniczy geniusz; wyważa nawet najmniejsze szczegóły; wrażliwa na trendy; zdobywa punkty za przygotowanie; pamięta wszystkie wydarzenia; nic nie uchodzi jej uwagi; wrażliwa matka. Liczba punktów.... Słabe strony: ma humory i jest przewrażliwiona; zbyt poważna; łatwo ją zranić; stroni od ludzi; ukrywa swoje uczucia; rzadko się uśmiecha; krytyczna i osądzająca; eliminuje wrogów; ma obsesję na punkcie tajemnicy; zgorzkniała i chowa urazy. Liczba punktów.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "przywódczego" profilu osobowości Silnego-Perfekcyjnego..... `ty Czy możesz być takim przywódcą jak Hillary Clinton? `ty Jeśli masz przywódczą osobowość podobną do Hillary Clinton, twoim największym problemem jest postępowanie z ludźmi, którzy po prostu nie rozumieją - ludźmi, którzy nie widzą, że jest to jedyna właściwa droga. Dorastałaś umiejąc wszystko robić lepiej i szybciej niż rówieśnicy, zostałaś przywódcą, ponieważ byłaś właściwą osobą, by rządzić. Polegasz nie na swoim uroku, jak ludzie o osobowości Popularnego, ale na swej dominacji w każdej sytuacji. Ze względu na przeszłość, która robi wrażenie, byłaś uważana za pewnego zwycięzcę i ludzie zawsze się na tobie wzorowali. Gdy pojawia się sprawa wymagająca dużej odpowiedzialności, przyjaciele natychmiast myślą o tobie. Nigdy nie zdobyłaś tytułu najsympatyczniejszej, ale nie przywiązujesz do tego wagi - wystarczy ci, że masz rację. Niektórzy z was przechodzą przez życie nie doznając żadnej klęski, ale gdy ona następuje, jesteście wstrząśnięci najbardziej ze wszystkich i zastanawiacie się: "Co poszło źle? Czy oni nie rozumieją?" Takie osoby w bardzo krótkim czasie przechodzą od pewności siebie do depresji, gdy widzą, że ich plany poniosły klęskę. Właśnie to spotkało Hillary. Zawsze zwyciężała i podjęła się reformy opieki zdrowotnej z przekonaniem, że wykona coś, czego dotychczas poprawnie nikt nie zrobił. Nie zwracała uwagi na opinie innych ani rozwiązania alternatywne. Chciała to zrobić po swojemu i perfekcyjnie. Jeśli zawsze masz rację, to zdaj sobie sprawę, że taka postawa często jest niepopularna i może być przyczyną żalów w osobistych kontaktach. Możesz mieć rację, ale źle ją wyrazić. Naucz się łagodzić swe stwierdzenia, pytaj o opinię i słuchaj. Nie pozwól, by inni czuli się głupcami. Jeśli chcesz być przywódcą, za którym ludzie pójdą, musisz dźwigać ich do góry, nie spychać w dół. `tc 23. Graj spokojnieŃ drugie skrzypce -Ń Albert Gore `tc Wiceprezydent: od 1993 Osobowość: Perfekcyjny-Silny Dewiza do zapamiętania: Rozchmurzyć się! Wiceprezydent Albert Gore jest przeciwieństwem Clintona - chce, żeby sprawy załatwiane były właściwie i do końca i niewiele interesują go przyjęcia. Ponieważ Clinton lubi wmieszać się pomiędzy ludzi i pracować w otoczeniu tłumu, jego wiceprezydent różni się od niego pod każdym względem z wyjątkiem wieku i przynależności do kościoła. W przeszłości Clinton był przerzucany od owdowiałej matki do dziadków, następnie z powrotem do matki i jej nowego męża, który im wszystkim ubliżał. W przeciwieństwie do niego, Albert Gore Jr wychowywał się w warunkach podobnych jak George Bush. Jego ojciec był senatorem, a on dorastał mieszkając w hotelu Fairfax w Waszyngtonie, w otoczeniu urzędników państwowych dyskutujących o senackich ustawach i protokole. W czasie, gdy inne dzieci bawiły się w piaskownicy, Gore wędrował korytarzami Kongresu. Jak powiedział pewien senator: "Przez dosyć długi okres czasu był młodym człowiekiem biorącym udział w grze starego człowieka".(1Ď) Życie nigdy nie było dla Alberta zbyt wesołe. Ojciec przygotowywał go do państwowej służby podobnie jak Joe Kennedy, który przekazywał wiedzę młodemu Joemu, a po jego śmierci Jackowi. Wypytywany po nominacji syna na wiceprezydenta, Gore Sr odpowiedział z dumą: "Wychowaliśmy go na to stanowisko". Powtarzając za "USA Today": "Gore wydaje się być w połowie dyrektorem podmiejskiej szkoły i w połowie kaznodzieją - będzie dobry na mównicy i twardy w dyskusji".(2Ď) Gore rozumiał Waszyngton i wiedział, jak postępować z Kongresem. Clinton był człowiekiem z zewnątrz i zawiłości Kongresu od początku wprawiały go w zakłopotanie. Myślał, że inni powinni robić to, co on powie, ponieważ jest prezydentem, ale oni mają własny punkt widzenia i muszą liczyć się ze zdaniem wyborców. Gdy Clinton plątał się w przemówieniach, a Gore wydawał się lepiej przygotowany i bardziej prezydencki, jego twarz, która wyrażała wszystko, zniknęła z widoku. Wydaje się, że słodka, fotogeniczna rodzina, która podczas kampanii podróżowała autokarem razem z Clintonem, została wysłana na letni obóz. Czyżby dlatego, że wyglądali zbyt dobrze i Gore sprawiał wrażenie, że wie zbyt dużo? Osobowość Clintona domagała się środka sceny dla siebie, nawet Hillary wypchnął za kulisy. Doradcy Gore'a zastanawiali się, czy potrafi grać drugie skrzypce, ponieważ zawsze lubił być najbardziej rozgarniętym mężczyzną w pokoju. Odrabia swoje domowe zadania, zawsze zna obie strony każdej sprawy, jest bezlitośnie zdyscyplinowany, dokładnie trzyma się rozkładu i metodycznie odkreśla każdą pozycję na liście. Doskonale ubrany, nosi tradycyjne garnitury od Braci Brooks, które nigdy się nie mną. W przeciwieństwie do niego Clinton ma wygląd swobodny i magazyn "Fortune" zamieścił jego zdjęcie, jak siedzi rozparty w fotelu w jaskrawym krawacie, na którym namalowane są duże, żółte "szczęśliwe twarze" śmiejące się do reportera".(3Ď) Gore jest skrupulatnie prostolinijny i moralny, a jego żona Tipper skupiła na sobie uwagę kraju próbując oczyścić z nieprzyzwoitych słów teksty popularnych piosenek młodzieżowych. Gore czasem odważa się poprawiać prezydenta i mówić mu, że jest zbyt defensywny. W rewanżu Clinton zabawnie naśladuje Gore'a, jego poważną minę, wysiłek, kiwanie głową, drewniane ruchy i sztywny chód. Gore liczy się ze słowami, a Clintonowi na tym nie zależy i jeszcze się nie nauczył, żeby nie wspominać o tym, co zrobił jako młodzieniec na Astroturf z tyłu na furgonetce. "Styl prezydenta jest bardziej swobodny" - napisała Eleonor Clift w "Newsweeku". "Clinton prowadzi spotkania jak seminarium w szkole podstawowej, rzuca pomysły i bez końca powtarza temat. Gore jest prostolinijny. Ma zamiłowanie do numerowanych segregatorów i szczegółowego omawiania zagadnień. Gore i Clinton w każdy czwartek mają wspólny lunch. To jest jedna z niewielu pewnych pozycji w kalendarzu prezydenta, ponieważ doradcy zrozumieli, że zmiany naruszają porządek w rozkładzie zajęć Gore'a".(4Ď) Gdy patrzymy na osobowości tej pary prezydenckich graczy, to w pierwszej kolejności dostrzegamy różnice: Clinton z osobowością Popularnego lubi zabawę, jest swobodny i niezdyscyplinowany; Perfekcyjny Al Gore ze swoją sztywną powierzchownością pragnie porządku i dokładności. Powinni być uzupełniającą się parą, jeśli skoncentrują uwagę na swoich mocnych stronach, natomiast pojawią się problemy, jeżeli każdy z nich będzie przekonany, że ma rację. Ponieważ obaj jako drugą mają osobowość Silnego, która mówi: "Ja mam rację, a ty jesteś w błędzie", ich stosunki mogą być kontrowersyjne. Obsesyjna potrzeba posiadania siły i władzy cechująca Clintona i wspinanie się Gore'a na szczyt przez całe życie - mogą przeszkadzać w uzyskaniu niezbędnej jedności, która budziła tyle nadziei podczas kampanii wyborczej. Jeśli Gore wygłosi o jedno kazanie za dużo, może spędzić resztę kadencji w letnim obozie. `ty Al Gore. Osobowość Perfekcyjnego-Silnego `ty Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości wiceprezydenta Alberta Gore, kombinacji cech Silnego i Perfekcyjnego. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Osobowość Perfekcyjnego Mocne strony: przekonujący intelektualista; uważny; pan Prostolinijny; szczera dusza; poważny i myślący; przezwycięża problemy; bezwzględnie zdyscyplinowany; doskonale zorganizowany; pochłonięty szczegółami; wykazuje wysoki poziom uczciwości; uprzejmie dobroduszny; zamiłowanie do porządkowania spraw. Liczba punktów.... Słabe strony: nie poklepuje po plecach; powściągliwy; pedant nie lubiący zabawy; cechuje go zewnętrzna sztywność; drobnomieszczański; obłudny; nudny i bezbarwny; uniżony; świętoszkowaty; ociężały; wymaga wytężonej pracy; lodowaty w zachowaniu. Liczba punktów.... Osobowość Silnego Mocne strony: groźny niczym atakujący pies; dobry w ataku; ostry dyskutant; urodzony przywódca; pełen ambicji; silna motywacja wewnętrzna; koń roboczy; silnie skoncentrowany na karierze. Liczba punktów.... Słabe strony: ma monopol na tytuły w gazetach; zbyt ambitny; towarzyszy mu aura braku doświadczenia; dwulicowy; potrzebna mu władza. Liczba punktów.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "prezydenckiego" profilu osobowości Silnego-Perfekcyjnego.... `ty Czy możesz być takim przywódcą jak Gore? `ty Czasem osoby, które mają naturę Perfekcyjnego oraz energię i ambicję Silnego, potrafią podchodzić do życia tak poważnie i z taką determinacją dążyć do sukcesu, że inni ludzie odwracają się od nich. Mimo że ludzie z osobowością Perfekcyjnego mogą zostać wielkimi przywódcami, nawet mężami stanu, wielu nie wykorzystuje oczywistych zdolności ze względu na brak umiejętności postępowania z ludźmi. Oni są bardziej zainteresowani perfekcyjnym wykonaniem zadania niż dogadzaniem po drodze innym. Jak już dowiedzieliśmy się wcześniej, nie będziesz mógł zostać przywódcą, jeśli ani jedna osoba nie jest dostatecznie przekonana, żeby podążać za tobą. Możesz znać właściwe odpowiedzi i być wielekroć mądrzejszy od innych, ale jeśli ludzie nie będą cię lubili, to sam talent nie wystarczy, żeby stanęli po twojej stronie. Richard Nixon, Hillary Clinton i Albert Gore - wszyscy mają taką właśnie kombinację osobistych cech. Nie ma magicznego dotyku, gotowego uśmiechu ani spontanicznego poklepywania po plecach. Jeśli masz podobną naturę, pamiętaj, że musisz być swobodny w kontaktach z ludźmi. Życie ci nie ucieknie, jeśli czasem stracisz kilka minut na beztroską pogawędkę. Ludziom to pochlebia, jeśli poprosisz ich o opinię lub spytasz o rodzinę. Jedną z głównych słabych stron Perfekcyjnego-Silnego jest powaga, z jaką podchodzi do życia. To głębokie, poważne spojrzenie, które przenika do serca innych, sieje panikę wśród zwolenników i zamienia uwielbienie w strach. Spójrz w lustro i przyjrzyj się dokładnie. A teraz uśmiechnij się! Czy jest różnica? Uśmiech nic nie kosztuje, ale tym z osobowością Perfekcyjnego potrzebne będzie kilka serii ćwiczeń, żeby potrafili szybko przywołać szczery uśmiech. Spróbuj zaakceptować innych wokół siebie jako omylne ludzkie istoty, które należy traktować wyrozumiale i ze współczuciem. Nie próbuj układać ludzi alfabetycznie w segregatorach - nie będą pasowali i poranisz ich, gdy będziesz próbował zamknąć szufladę. Kolejną lekcją, którą można wyciągnąć obserwując postępowanie Gore'a, jest to, że nigdy nie należy poprawiać swojego szefa w obecności innych ludzi. Jeśli jest jakiś problem, co do którego masz inne zdanie niż to zostało wyrażone w oficjalnej opinii, poproś o spotkanie, by przedyskutować ten problem prywatnie. Jeżeli ta druga osoba ma osobowość Silnego, poprzedź swoje uwagi wstępem w rodzaju: "Wiem, że pan¬8¦pani pracuje ciężej niż my wszyscy i ma doskonałe pomysły, więc nie mam odwagi wspominać o nowej myśli, jednak..." Pamiętaj, że ludzie z tą osobowością wszystkie rzeczy widzą jako czarne i białe - nie ma szarego pośrodku. To, że pragną lojalności w szeregach, powoduje, iż patrząc na ciebie oceniają, czy jesteś z nimi, czy przeciw nim. Jeśli wyczują, że podważasz ich autorytet, ty również możesz zostać odesłany do letniego obozu! `tc 24. Oddaj swój najlepszyŃ strzał do miedzianegoŃ pierścionka - Rush Limbaugh `tc Dobrze znana osobistość radiowa: 19?? - ? Osobowość: Silny-Popularny Dewiza do zapamiętania: Zawsze celuj, by być numerem jeden. Czy ma sens wprowadzanie do książki o osobowościach prezydentów outsidera, który nawet nie jest politykiem? Czy konserwatywna osobistość radiowa może wywołać wystarczająco wielki hałas i zwrócić na siebie wystarczająco dużo uwagi, by zagrozić liberalnemu prezydentowi? Czy polityczna satyra tworzona przez genialny umysł połączony z ustami, które nigdy się nie zamykają, może nastraszyć rząd do tego stopnia, że poszuka prawnej drogi, by je zamknąć? W każdym innym czasie odpowiedź brzmiałaby "nie", ale gdy pojawił się słoneczny, o księżycowej twarzy Rush Limbaugh, wyzwanie takie stało się faktem. Limbaugh stał się myszą, która ryknęła, konserwatywnym głosem, który zdobył serca i umysły wystarczającej ilości ludzi, żeby obóz Clintona przeżył kilka bezsennych nocy. Podczas gdy religijna prawica rozglądała się za ujmującym przekazem, Rush podbił jej serca i jest bardzo zajęty będąc prawicowym i nie będąc religijnym. Głosi ich ewangelię ze swojego ołtarza elektronicznej poczty. `ty Rozum i humor `ty Dlaczego konserwatywny komentator staje się tak popularny w liberalnych mediach? Według jego własnych słów: "Ponieważ mówię to, co oni myślą. Ludzie reagują na to, co mówię, gdyż to jest prawda - mój dowcip i mądrość są jak lina ratunkowa rozsądku rzucona kulturze, która prawie utonęła w zamieszaniu i mętnej wodzie. Nic dziwnego, że każdego dnia coraz więcej ludzi garnie się do moich cierpkich, ale niosących nadzieję słów".(1Ď) Na papierze jego słowa mogą wydawać się aroganckie, ale wygłaszane przez niego zawierają dostatecznie dużo humoru, by stać się łakomym kąskiem i sprawić, że całe danie nabiera smaku - szczególnie dla tych siedzących po prawej stronie stołu. Przez lata Amerykanie określali pojęciem "godzina szczytu" ten okres czasu po zakończeniu dnia pracy, kiedy samochody poruszały się zderzak przy zderzaku, a ludzie zwykle zrównoważeni tracili opanowanie. Jednak dzisiaj "godzina szczytu" następuje wtedy, gdy w radio pojawia się Rush Limbaugh ze swoim ostrym politycznym humorem. Restauracje rezerwują "szczytowe pokoje" dla gości, którzy chcą posłuchać Rusha jedząc kanapki Reubena, w przedsiębiorstwach są "szczytowe przerwy", podczas których pracownicy mogą włączyć radio na krótką pogadankę o tradycyjnych wartościach, zanim wrócą do pracy. Steven Roberts, reporter "US News and World Report" napisał: "Rush Limbaugh przeobraził się w prawdziwego amerykańskiego oryginała łącząc słowa rozrywki i informacji w nową formę przekazu. Jest w tym trochę karnawału, trochę szkolnej lekcji, trochę kazania... nawet jego krytycy uznają, że jest zabawny".(2Ď) Wprawdzie wiele radiowych osobistości lubi wyśmiewać się z polityków, ale niewielu ma odwagę stawiać sprawy tak ostro w obawie przed zrażeniem słuchaczy i utratą audytorium. Rush zawdzięcza swój sukces po części temu, że na samym wstępie daje wszystkim jasno do zrozumienia, iż nie zależy mu na tym, żeby się z nim zgadzali. Jego zasada "wykładanie kawy na ławę" jest pokrzepiająca i nawet słyszano, jak jeden z liberalnych działaczy powiedział: "Muszę walczyć z pokusą polubienia jego audycji". Rush z pewnością jest urodzonym przywódcą, który rozkoszuje się każdą uncją władzy, jaką jest w stanie zdobyć. Jako obdarzony osobowością Silnego uważa za naturalne, że rządzi wszystkimi swoimi przeglądami. Nie musi myśleć nad problemami ani przygotowywać wykresów, po prostu otwiera usta i mówi - i oczywiście jest pewny, że ma rację! Jego sukces zaskoczył krytyków, którzy przewidywali upadek Rusha, gdy Demokrata wszedł do Białego Domu. Jednak zamiast umierać przy Demokratach, wszedł na wysokie obroty od chwili, gdy Clinton i jego starzy przyjaciele przybyli z Arkansas i przywieźli ze sobą Hillary. Gdy Clinton popełnił na początku kilka błędów, dostarczył Rushowi wesoły materiał, za jaki komicy gotowi są oddać życie. Rush, który po części ma osobowość Popularnego, potrzebuje codziennie świeżych materiałów, by utrzymać humor na wysokim poziomie i dostarczyć słuchaczom informacji o tym, co naprawdę dzieje się na świecie. Żadna wiadomość nie jest nudna, gdy przekazuje ją Rush, wypełniając tygodniowo piętnaście szybko mijających godzin w radio i dwie i pół w telewizji. Wygrywa rywalizację z Davidem Lettermanem i Jayem Leno i otwarcie wypiera Whoopi i Arsenio z fal eteru. `ty Autentyczny amerykański epos `ty Jak on to robi? W jaki sposób Rush przeszedł od 56 stacji do 600 w czasie krótszym niż pięć lat? Jak zdołał napisać książkę, która znalazła się na czele listy najlepiej sprzedających się książek zamieszczonej w "New York Times" i jak sprzedano dwa i pół miliona jej egzemplarzy w okresie krótszym niż rok? Czy to był sukces, który powstał w jedną noc? Najlepszą odpowiedzią są jego własne słowa: "Moja historia nie jest niczym więcej niż przykładem autentycznego amerykańskiego eposu: ciężkiej pracy, przezwyciężania trudności, tryumfu nad ogromnymi przeciwnościami, pionierskiego ducha. Sześć razy zwolniono mnie z pracy. Dwukrotnie byłem bez grosza. Byłem beznadziejnie zadłużony. Przeżyłem okresy, gdy zarabiałem bardzo mało. Byłem też prawie na szczycie. Poznałem życie ze wszystkich stron". Rushowi sukces nie wpadł sam w ręce ani nie obudził się on pewnego dnia bogaty i sławny. Spędził lata na przygotowaniach, szufladkując sobie wszystko w genialnym umyśle, by mieć gotowy materiał, który bez wysiłku mógł być wykorzystany przez usta. Rush nie tylko odrabiał swoje prace domowe i napełniał zbiorniki, ale również dostatecznie długo pozostawał wierny pogoni za doskonałością, by pozwolić, żeby do drzwi zapukało niedbałe myślenie. Osiągnął taki poziom intelektualny w wystąpieniach radiowych, jakiego nikt nie pamięta. Kto inny potrafi mówić przez trzy godziny bez przerwy na muzykę, która by dawała czas na złapanie oddechu, i bez gości, z którymi można by porozmawiać? Kto inny potrafi utrzymać takie tempo improwizacji, na żywo, bez żadnych kart i czytników? Tylko osoba o wysokim ilorazie inteligencji i z ogromnym pragnieniem osiągnięcia sukcesu może próbować robić coś, co pozornie nie wymaga wysiłku. Tylko osobowość Silnego mogła podjąć ryzyko, jakie podjął Rush, wykonać unik przed porażką i dobrze się mieć w wirze krytyki i ataków. Tylko osobowość Popularnego może być zabawna z taką konsekwencją, wygrzewając się jednocześnie w blasku narodowej uwagi. Wyobraź sobie, jaki zachwycony musiał być Rush, gdy się dowiedział, że jest przedmiotem kursu zatytułowanego "Czy Rush ma rację?" w Bellevue College w Nebrasce. Celem ośmiotygodniowego kursu było przyczynienie się do krytycznego myślenia studentów i pokierowanie nimi w podejmowaniu natchnionych decyzji na temat bieżących problemów. Każdego dnia Rush musi na nowo, kolejny raz, dowieść swoim słuchaczom, że jest królem wiadomości. Jego zwolennicy wiedzą, że każdy członek gabinetu zawezwany w nocy do stawienia się przed sądem będzie miał następnego dnia w jego pierwszej audycji pełny i wesoły pogrzeb. Słuchacze mogą liczyć na Rusha, że w każdej chwili będą informowani o wszystkim, co się wydarzy, i że przekaże wiadomości w sposób fascynujący. W programie telewizyjnym miesza prawdę z twórczymi domysłami pokazując aktualny krótki film na temat Clintonów, który, wyrwany z kontekstu i zaopatrzony w jego komentarz, nabiera komicznych proporcji i zamienia się w skecz. Pewnego wieczoru odtworzył kilka zdań wypowiedzianych przez rzeczniczkę prezydenta, która próbowała ukryć oskarżenie Clintona przez Paulę Jones o napastowanie seksualne. Zamienił jej żałosne wysiłki w humorystyczną sytuację, przedstawiając ją jako szefową "kontroli swawoli" prezydenta. Wieczorem, po tym, jak Hillary wygłosiła dobitne wyjaśnienie, dlaczego program hodowli bydła przyniósł duże zyski, Rush odtwarzał fragmenty taśmy, podkreślając humorystyczne momenty, na które większość z nas nie zwróciła uwagi przy słuchaniu przemówienia. Nie zastanawiałam się nad tym, że jej doradcy strategicznie ulokowali ją pod portretem Abrahama Lincolna, podkreślając uczciwość, albo że wybrano jaskraworóżowy żakiet, żeby złagodzić jej zimny, wyrachowany wizerunek. Rush widzi wszystko, co jest do zobaczenia - i pokazuje innym! Ten dobry przegląd i zasób informacji nie przychodzi bez wysiłku. Czyta codziennie dziewięć gazet i niezliczoną ilość magazynów i książek. Jest czujny w stosunku do wszystkiego, co się dzieje wokół niego i na całym świecie, i najzwyklejsze wydarzenie potrafi przedstawić w zabawny sposób. Wszystko, co w wieczornych wiadomościach zostało przeoczone przez zwykłych słuchaczy, jest odtwarzane przez Rusha i odpowiednio przygotowane, żeby wypełnić trzy godziny programu następnego ranka. `ty Rzucenie wyzwania `ty Podczas gdy Rush kontynuuje naśmiewanie się z Clintonów, coraz bardziej i bardziej narasta niezadowolenie prezydenta z gospodarza programów i jego politycznej satyry. W czerwcu 1994 roku Clinton wybuchł złością podczas wywiadu dla stacji radiowej KMOX w Saint Louis udzielanego z prezydenckiego samolotu. Ostro napadł na kościelną prawicę, gospodarzy programów dyskusyjnych i generalnie na media przekazujące informacje za "cyniczne przedstawianie i przekręcanie faktów oraz rzucanie obelżywych i fałszywych oskarżeń". "Pamiętajcie" - głośno powiedział w dwuznacznym nawiązaniu do Pisma Świętego - "Jezus wyrzucił przekupniów ze świątyni. On nie zamierzał przejmować pracy przekupniów". Następnie skrytykował Jerry'ego Falwella i ludzi którzy "okrywają się płaszczem religii i używają go do usprawiedliwienia wszystkiego, co mówią i robią". Najbardziej oburzony ton Clinton zachował dla Rusha Limbaugha: "Gdy dzisiaj wyłączę radio po rozmowie z wami, Rush Limbaugh będzie miał trzy godziny, by mówić, co zechce. A ja nie będę miał możliwości reagowania. Niestety, nie ma wykrywacza prawdy". Rush, zawsze szukający tematów do swojej spontanicznej satyry, był zachwycony, że prezydent mówił o nim po imieniu. Nic tak nie pobudza do ocen jak znaczne kontrowersje i Rush nie mógł się doczekać. "Rękawica została rzucona" - odpowiedział z błyskiem w oku i sardonicznym uśmiechem na pucołowatej twarzy. Odtwarzając słowa prezydenta, zatrzymywał taśmę, by się roześmiać, zakpić lub wzruszyć ramionami z taką ekspresją, że z jego oczu można było wyczytać pytanie: "Czy jemu można wierzyć?" Karykaturzysta Mike Ramirez połączył niezdecydowanie Clintona w polityce międzynarodowej i rzucenie rękawicy przez Limbaugha i narysował żołnierzy siedzących przed mapą w pokoju dowodzenia. Człowiek przy konsoli z włącznikami mówi: "Prezydent dostał za swoje. W końcu zaangażował wojsko..." Żołnierz stojący przy mapie ze wskaźnikiem w ręku pyta: "Haiti? Bośnia? Północna Korea?" Trzeci z żołnierzy odpowiada: "Nie, show Rusha Limbaugha".(3Ď) Można sobie wyobrazić, jak chichotał Rush widząc siebie sportretowanego jako przeciwnika godnego inwazji. Gdy Clinton oświadczył, że jego zdaniem przyjmowanie przez niego dotacji na fundusz obrony przed zarzutami na temat Whitewater i tym, co Rush nazywa "kontrolą swawolności", jest zgodne z prawem, Rush wyskoczył z propozycją: jeśli mają być zbierane pieniądze na obronę prezydenta, to czy nie należy utworzyć oddzielnego funduszu dla drugiej strony? Czy to nie byłoby sprawiedliwe rozwiązanie? Finanse powinien kontrolować niezależny księgowy, a my moglibyśmy ocenić nastroje wśród ludzi zależnie od ilości napływających pieniędzy. Szczególnie rozbawił Rusha wybuch gniewu Clintona na oskarżenie, że pracownicy Białego Domu ukradli ręczniki w czasie wizyty na lotniskowcu w Europie. Rush kocha Clintonów, ponieważ, jak sam powiedział: "Nigdy mnie nie zawodzą. Każdego dnia popełniają jakieś faux pas!" Zawsze uczta, nigdy głodu podczas godziny Rusha! Magazyn "Time" tak napisał o Rushu: "Rywalizuje z własnym wyzwaniem - by informować i bawić - a ci, którzy tego nie rozumieją, nie muszą włączać odbiorników. Ale nawet niektórzy prawicowi liberałowie są jego cichymi zwolennikami, ponieważ ten człowiek jest dobry w tym, co robi. I wie o tym. Mówi do ciebie głosem, w którym w każdej sylabie słychać dwudziestopięcioletnie doświadczenie w radiowych wystąpieniach, bez strachu, powtarzania się lub zaprzeczania sobie".(4Ď) Rush podsumował swoją osobowość Popularnego-Silnego mówiąc: "Wiedziałem, że moja kariera będzie ważna i zabawna". Rush wchodzi tam, gdzie nawet aniołowie boją się wchodzić, i zamienia całą wyprawę w przygodę. To wynikało z jego poczucia humoru, gdy rozrywał na strzępy poważne problemy, którymi wcześniej zainteresował się Ed McLaughlin, były prezes sieci radiowej ABC. "Ma wszystkie atuty: wrodzoną inteligencję, dociekliwość i pragnie stać się gwiazdą" (5Ď) - powiedział McLaughlin. To właśnie on wprowadził Rusha do studia ABC w Nowym Jorku i utworzył coś, co nazwał Doskonałością w Sieci Radiowej - imponująca nazwa dla kompanii, która w rzeczywistości nie istniała. Gdy ludzie zadają Rushowi pytanie: "Czy kiedykolwiek spodziewałeś się, że dotrzesz na szczyt w sposób, w jaki to zrobiłeś?" - odpowiada: "Oczywiście. Nie przeniosłem się do Nowego Jorku, żeby być w pierwszej piątce. Moje oczy zawsze były skierowane na pierwsze miejsce. Od dziecka nie przerażała mnie perspektywa porażki. Wiedziałem, że jeśli nie trafię w dziesiątkę, to potrafię z tym żyć. Ale tym, z czym nie potrafiłbym żyć, była perspektywa nieoddania mojego najlepszego strzału do miedzianego pierścionka".(6Ď) Jak wielu z nas, dążąc do sukcesu, gotowe jest zrobić tak wiele, żeby chwycić ten miedziany pierścionek? Jak wielu z nas jest dostatecznie zdyscyplinowane, by z zapałem czytać, zwracać uwagę na najmniejsze wydarzenia na świecie i praktykować przez dwadzieścia pięć lat, żeby przez noc odnieść sukces?" Podczas kampanii w 1994 roku Rush wyśmiał Demokratów i wezwał konserwatywnych wyborców do działania. Strach, który Clinton krył w sobie przez dwa lata, ujawnił się, gdy Republikanie zdobyli większość w Kongresie, dostarczając codziennie Rushowi świeżych materiałów do tematu: "a mówiłem wam". "Time" zamieścił znajomą twarz na okładce w dniu 23 stycznia 1995 roku i postawił pytanie: "Czy Rush jest dobry dla Ameryki?" Napisali o nagłym wzroście zainteresowania i wpływie jego audycji i chwalili Republikanów Rusha za oddanie głosów. Nie tylko "Time" wyraził uznanie Rushowi, ale także nowo wybrani Republikanie. Odbyło się to na bankiecie, który zamienił się w uroczystość wyrażającą miłość do Rusha i na którym został honorowym członkiem Parlamentu Republikanów, a oni sami nazwali się Kongresem Rusha mówiąc, że "dał im odwagę, by ponownie przejąć kraj". Konserwatysta Vin Weber wychwalał Rusha i wyraził mu uznanie za zwycięstwo: "Pogadanki radiowe prowadzone przez pana zmieniły bieg wydarzeń". Tak, konserwatywny gospodarz radiowych programów może przyczynić się do poważnych zmian w wyborach - jeśli ma szczęście być Rushem Limbaughem. `ty Rush Limbaugh. Osobowość Silnego-Popularnego `ty Poniższe zestawienie zawiera słowa i zwroty używane w artykułach prasowych, magazynach, książkach, radiu i telewizji do scharakteryzowania osobowości Rusha Limbaugha, kombinacji cech Silnego i Perfekcyjnego. Zaznacz określenia, które mogą odnosić się również do ciebie. Osobowość Silnego Mocne strony: niezrównany poziom występów; cały czas daje z siebie wszystko; pewny swojego sukcesu; chce być najlepszy; współzawodniczący; nie daje się zastraszyć; dąży do doskonałości; intensywnie koncentruje się; szczytowy wykonawca; ma silną motywację; żarliwie wierzący; nieporównany zdobywca; prezentuje logiczne analizy; rywalizujący; podejmuje ryzyko; lubi dyskutować. Liczba punktów.... Słabe strony: pracoholik; samochwała; egoistyczny; wykazuje maniakalną determinację; napuszony; jednostronny; totalny egocentryk. Liczba punktów.... Osobowość Popularnego Mocne strony: pełen otuchy; ma drwiący dowcip; proponuje nadzieję; bardzo śmieszny; rozrywkowy do spazmów śmiechu; głośny i barwny; niezamykające się usta mediów; figlarny i awanturniczy; klown wysokiej klasy; przyjazna twarz księżyca w pełni; iskrzące oczy; psotna mina. Liczba punktów.... Słabe strony: zbyt sarkastyczny; niewrażliwy; potrzebuje światła reflektorów; mija się z prawdą. Liczba punktów.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony twojego "przywódczego" profilu osobowości Silnego-Perfekcyjnego.... `ty Czy możesz być takim przywódcą jak Limbaugh? `ty Chociaż Rush Limbaugh nie został prezydentem Stanów Zjednoczonych, ma unikalne cechy przywódcze, które możemy porównać z własnymi. Pokazuje, że można prezentować stanowcze i głośne opinie, jeśli dodamy do nich dostateczną porcję humoru. Łyżeczka cukru pomaga przełknąć lekarstwo! Coś, co mogłoby wyglądać na atak, gdyby zostało zaprezentowane ze zwykłą wyniosłością, staje się zabawne, gdy zostaje przekazane w szelmowski sposób z błyskiem w oczach. Jeśli zaznaczyłeś wiele cech Limbaugha, masz osobowość Silnego z liczącym się udziałem Popularnego i możesz odnieść większe sukcesy jako przywódca niż odniosłeś dotychczas. Urodziłeś się z idealną osobowością do osiągnięć w działalności łączącej politykę i prezentację. Ale do tego potrzebna jest gotowość poświęcenia lat pracy na przygotowania do każdego kroku na drabinie sukcesu. Musisz szukać prawdy i nie zadowalać się płytkimi substytutami. Musisz się uczyć i być wyczulony na najdrobniejsze sprawy w swoim otoczeniu, znać wydarzenia na świecie i wydarzenia lokalne oraz opinie. Musisz osiągnąć wysoki poziom sprawności fizycznej, by iść dalej i mieć silne pragnienie dotarcia na szczyt. Musisz doskonalić swoje poczucie humoru i nigdy zbytnio nie eksponować własnej osoby, bo ludzie odsuną się od ciebie. Słabą stroną tej silnej osobowości jest tendencja do doprowadzania mocnych stron do takiej skrajności, że stają się defensywne. Twoja umiejętność robienia wszystkiego lepiej i szybciej niż ktokolwiek inny wprawia ludzi w onieśmielenie. Musisz zadać sobie pytanie, czy poradzisz sobie z konfliktem, który został ci narzucony - a może ty sam wywołałeś ten konflikt. Limbaugh wzbudza kontrowersje, żeby utrzymać notowania, ale w rzeczywistym świecie przywódca nieustannie uwikłany w problemy traci atrakcyjność. Czy nie możemy mieć tygodnia bez kryzysu? Jedną ze słabości Clintona jest jego widoczne przyciąganie potencjalnie groźnych sytuacji. Nie trzymaj swoich zwolenników na krawędzi przepaści, tak by obawiali się wziąć głębszy oddech. Możesz być dynamicznym przywódcą, czego pragniesz, tak długo, jak długo nie staniesz się tak apodyktyczny i arogancki, że ludzie zaczną opuszczać twoje miejsce pracy lub przedsiębiorstwo; jak długo nie będziesz starał się wywierać wrażenia na innych własną doskonałością lub nie będziesz zastraszał innych własną siłą; jak długo nie będziesz robił małego pożaru, żeby dostać nagrodę za jego ugaszenie. Oddaj swój najlepszy strzał do miedzianego pierścionka, ale nie porań innych, gdy będziesz po niego sięgał. `tc 25. Polityczny niepokójŃ w 1994 roku `tc Dewiza do zapamiętania: Gdy wyborcy są rozgniewani, ładna buzia nie wystarczy. Euforia Demokratów po zwycięstwie w 1992 roku i wprowadzeniu nowego, młodego prezydenta, rozwiała się zupełnie do czasu wyborów uzupełniających w 1994 roku. "Czarujący prezydent" stracił nieco kennedy'owskiej świetności. Gore Vidal popierał Clintona, ponieważ był to człowiek nie wnoszący własnych wartości i nie mający zamiaru forsować założonych z góry poglądów. "Powinien być bardziej otwarty na poglądy niż jakiś nieugięty moralista" - mówił Vidal. Domniemana czysta karta wolnej myśli była dopasowana do liberalnej moralności elektoratu, ale w ciągu dwóch lat narastania przestępczości i ogólnej obawy o życie, Clinton zrozumiał, że sam urok bez sumienia szybko przemija. Gdy beneficjanci Demokratów stanęli wobec możliwości przegranej i nawet Ted Kennedy musiał zastawić posiadłość, żeby sfinansować swoją kampanię wyborczą, Clinton wbił sobie do głowy, żeby włączyć się w kampanię i przyciągnąć wyborców swoją zwycięską osobowością. Nie udało mu się! Jak napisał Bill Kristol, były szef ekipy Quayle'a, wyprzedzając druzgoczące zwycięstwo Republikanów: "Naród po prostu masowo wypowiedział się przeciw wszystkiemu, co przypomina program Clintona".(1Ď) `ty Dziecko uników `ty Clinton, pierwszy prezydent Demokratów od czasów Harry'ego Trumana, który stanął wobec silnego republikańskiego Kongresu, był optymistą do końca i wierzył, że może oczarować społeczeństwo i skłonić do głosowania w sposób proponowany przez niego. Zdołał zdobyć trochę głosów dla Teda Kennedy'ego, ale nie potrafił ocalić Spikera Izby Reprezentantów, Thomasa Foleya, pierwszego od 1860 roku urzędującego Spikera Izby, który został usunięty. Jako dziecko uników Clinton próbował się uśmiechać i zachować pogodę sangwinika co do swojej przyszłości politycznej. "Możemy pracować razem" - zadeklarował na powyborczej konferencji prasowej, ale wszyscy, którzy znali zamęt i chaos panujący wśród pracowników Białego Domu i jego stosunki z przyjaźnie nastawionym Kongresem, zastanawiali się, jak ma zamiar pracować z rozradowaną i nieposłuszną opozycją. Po wyborach w 1994 roku Clintonowi potrzebna była każda uncja znikającej zuchowatości. Gdy doradcy Białego Domu popędzili przygotować prezydenta do nowej sytuacji, jeden z nich zasugerował, żeby stał się narodowym Najwyższym Pocieszycielem - jak to z powodzeniem robił Roosevelt - i dał nam do zrozumienia, że przesadziliśmy. Wszystko, czego musimy się bać, to nasz strach. Następnie mógłby znów nam powiedzieć, jaki jest na nas zagniewany, wpaść w złość na naród i "zrobić nam piekło" jak Harry. Albo jeszcze lepiej - jak zaproponował jakiś pokonany kongresman - prezydent mógłby zaproponować jakieś oryginalne idee lub programy, które poruszyłyby społeczeństwo, jak to miało miejsce w przypadku ustaw socjalnych Lyndona Johnsona. Doradca polityczny, Paul Begala, zaczął badania nad starym zwycięzcą Ronaldem Reaganem, żeby odkryć, co zrobił "oderwany od wszystkiego Neandertalczyk", że zyskał taką popularność. Z zazdrością przyznał, że "Amerykanie wiedzieli, co kryje się za nazwiskiem Reagan". David Gergen dodał, że po roztrwonieniu dwóch dobrych lat "społeczeństwo w dalszym ciągu nie jest pewne, na czym stoi Clinton". Clinton częściowo przyjął winę za porażkę, ale zasugerował, że ludzie nie zdawali sobie sprawy, ile osiągnął w ciągu dwóch lat prezydentury. Problem leżał w wadliwej komunikacji - uważał, że to zaważyło bardziej niż odrzucenie jego programów. Człowiek o osobowości Popularnego jest mistrzem w posługiwaniu się wymówkami, a Clinton jest przekonujący, gdy z miną skrzywdzonego małego chłopca prosi nas, byśmy go kochali. `ty Niezwykła trójka `ty Nowy republikański Kongres może go wcale nie kochać. Ogarnięci euforią po zwycięstwie, republikańscy członkowie nie mogą się doczekać przejęcia władzy. Bob Dole, obecnie przywódca większości w Senacie, i Newt Gingrich, obecnie Spiker Izby Reprezentantów - obaj mają osobowość Silnego i nie będą mieli ani zbyt wiele czasu, ani ochoty, żeby otaczać miłością Biały Dom. Reporter "USA Today" napisał: "Nie zawsze będzie zgoda. Sposób, w jaki ci trzej, bardzo różniący się panowie, zachowają się w ciągu nadchodzących miesięcy, powie wiele, czy w latach 1995-96 wyborcy będą oglądali współpracę czy konfrontację".(2Ď) "To nie jest niezwykła para. To jest niezwykła trójka" - napisał Norman Ornstein z American Enterprise Institute. "Byłoby trudno znależć trzy bardziej różniące się osoby".(3Ď) Clinton o osobowości Popularnego, lat czterdzieści osiem, jest "populistą z Arkansas"; Dole o osobowości Silnego, lat siedemdziesiąt jeden, jest "pragmatykiem z Kansas"; Gingrich o osobowości Silnego, lat pięćdziesiąt jeden, jest "bokserem z Georgii". Różnią się między sobą pod wieloma względami, ale wszyscy mają osobowość Silnego. Te osobowości z pewnością zderzą się ze sobą w nadchodzących latach. Gingrich, noszący przezwisko Godzilla, uwielbia dobrą walkę, a Dole znany jest z zachowania prowadzącego do konfliktów. Przed wyborami w 1994 Gingrich nazwał Clintona "najbardziej destrukcyjnym prezydentem w czasach współczesnych", który "usycha pod działaniem atmosfery" swojego biura. Czy to brzmi jak walentynkowe życzenia? "The New York Times" doniósł: "Jedna ręka związana, Clinton proponuje drugą". Zamieszczone pod nagłówkiem podsumowanie informowało: "Biały Dom był dzisiaj ponury, gdy doradcy pana Clintona próbowali zapoznać się z rozmiarami porażki".(4Ď) W artykule wstępnym "Time" napisał, że jedna trzecia wyborców osobiście nie pochwala prezydenta. Wydawca podkreśla, że "obliczanie głosów nie było ścisłe. ale coś w panu Clintonie - Whitewater, wcześniejsze błędy w nominacjach, personel Białego Domu w niepowtarzalny sposób łączący dumę z niekompetencją, może nawet żona - wyraźnie irytowało wyborców i doprowadzało do szału". Clinton nauczył się, że urok bez sumienia szybko przemija. Jak mówi Lucy w kreskówce "Peanuts": "Ładna buzia nie wystarczy". Z pewnością nie w 1995 roku! `tc+ Część Iv.Ń Zastosuj to,Ń czego się nauczyłeś `tc `tc 26. Co tworzyŃ wielkiego przywódcę? `tc Dokonując przeglądu osobowości amerykańskich przywódców od 1933 roku do chwili obecnej dowiedzieliśmy się, że każda osoba rodzi się wyposażona w podstawowy wzorzec osobowości. W tej książce starałam się podzielić te osobowości na cztery główne kategorie. Następnie rozłożyłam cztery podstawowe osobowości na elementy - mocne i słabe strony - więc masz skróconą wersję analizy osobowości, czego Fred i ja uczyliśmy się przez więcej niż dwadzieścia pięć lat. Wyjaśnienie tego, jak różne jest każde z nas, zmieniło nasze małżeństwo, pomogło wychować dzieci jako indywidualne jednostki, poznać i zrozumieć zachowanie współpracowników oraz dało podstawy do zrozumienia przywódczego potencjału każdego człowieka. Mam nadzieję, że ta wiedza będzie miała równie pozytywny wpływ na twoje życie, jak miała na nasze. Z chwilą gdy poznamy wzorzec osobowości przesądzający o reakcjach człowieka, jesteśmy w stanie dodać do niego doświadczenia z dzieciństwa danej osoby, które albo rozwinęły mocne strony dzięki utwierdzaniu ich przez rodziców, albo obniżyły poczucie własnej wartości przez powtarzające się poniżenia i odtrącenie. Mam nadzieję, że gdy przyjrzysz się osobowościom oraz mocnym i słabym stronom przywódców, te informacje poszerzą o nowy wymiar twoje pojęcie własnej wartości i zmobilizują cię do stania się przywódcą. Nie ma znaczenia, jaki jest wzorzec twojej osobowości - gdy go zrozumiesz, będziesz mógł rozwijać swoje zdolności i talenty osiągając pełnię możliwości przywódczych. Jeśli masz osobowość Popularnego, jak Ronald Reagan, to ciesz się ze swoich umiejętności komunikowania się, używaj swojego poczucia humoru do rozjaśnienia poważnych sytuacji, rozgrzewaj tłumy ujmującym uśmiechem i radością. Ale nie zapominaj o odrabianiu pracy domowej! Opieraj swoje ważniejsze wystąpienia na faktach i nie daj się złapać na używaniu wymyślonych statystyk. Jeśli masz kombinację osobowości Popularnego-Silnego, jesteś podobny do wielu przywódców, którzy odnieśli sukcesy. Masz moc oddziaływania na innych ludzi i urok, który sprawi, że będą robili, co będziesz chciał. Roosevelt, Kennedy, Johnson, Clinton i Limbaugh inaczej wyglądali, mieli inne przygotowanie, inne wartości moralne, ale wszyscy mieli charyzmę i energię do zorganizowania kampanii, zachęcenia ludzi, żeby dla nich pracowali. Potrafili zachować uśmiech w różnych sytuacjach i stworzyli nieprzemijającą legendę przywództwa. Jeśli masz osobowość o podobnym wzorcu, bądź wdzięczny losowi za wrodzone umiejętności stwarzania motywacji, ale pamiętaj, żeby temperować swoją gorliwość z miłości dla tych, którzy cię otaczają. Postaw interes grupy wyżej niż własną przyjemność, wyraź wdzięczność i podziękuj współpracownikom, którzy pomogli ci dostać się na szczyt, ponieważ możesz się z nimi spotkać w drodze powrotnej! Jeśli masz osobowość Silnego, jak Truman, Dole i Perot, to jesteś jednokierunkowo nastawiony na sukces i nie obchodzi cię, co inni o tym myślą. Rządzenie, wydawanie poleceń i poprawianie innych jest dla ciebie równie naturalne jak oddychanie. Nie stoisz pod drzwiami czekając na sposobność i nie zastanawiasz się, czy powinieneś nacisnąć klamkę. Otwierasz drzwi szeroko i wchodzisz, przyjmując postawę władcy. Z tobą realizacja rzeczy niemożliwych wymaga tylko trochę więcej czasu, a tragedie powodują, że mówisz: "Ja im pokażę". Te wszystkie zdolności przywódcze pozwolą ci szybko wspinać się po drabinie sukcesu, ale pamiętaj, że nikt nie lubi osób ocenianych jako despotyczne, manipulujące, gniewne i niecierpliwe. Pamiętaj, że te pionki na szachownicy życia są żywymi ludźmi, którzy mają prawdziwe odczucia i którzy naprawdę się liczą. Nie pozwól, by twoje polecenia i uwagi doprowadziły do rewolucji! Jeśli masz osobowość stanowiącą kombinację Perfekcyjnego-Silnego, jak Nixon, Gore i Hillary Clinton, masz najlepsze atrybuty przywódcy, ponieważ łatwo przejmujesz kontrolę nad każdą sytuacją i chcesz wszystko zrobić poprawnie. Potrafisz szybko podejmować decyzje nie będąc przy tym impulsywnym, umiesz prowadzić sprawy stanowczo, ale nie tracisz wrażliwości na potrzeby ludzi, szybko chwytasz fakty nie zagłębiając się w szczegóły. Musisz zwrócić uwagę, by cel nie uświęcał środków i by nie wprowadzać kompromisów w stosunku do własnych wymagań w dążeniu do wygrania rozgrywki. Jeśli masz osobowość Perfekcyjnego - poważną, myślącą, analizującą, z dystansem i mistyczną, jak Jimmy Carter i Gary Hart - możesz być inspirującym przywódcą. Możesz sprawić, że zwykłe życiowe wydarzenia będą się wydawały piękne, poetyczne i wzniosłe. Możesz rozbudzić oczekiwania innych w stosunku do ciebie i wyrazić wewnętrzne potrzeby ludzi w sferze duchowej, ale nie wolno ci ustalać wymagań dla siebie ani dla innych na tak wysokim poziomie, że nie ma nadziei na ich spełnienie. Nie możesz wznosić się na tak wysoki poziom intelektualny, że nogi przestają stąpać po ziemi, tracisz kontakt z rzeczywistością i żyjesz w wieży z kości słoniowej. Miej odwagę marzyć, ale nie wpadaj w depresję, jeśli twoje nadzieje rozbiją się o ogromną skałę rzeczywistości. Jeśli masz osobowość stanowiącą kombinację Perfekcyjnego-Spokojnego, jak kandydat na prezydenta Michael Dukakis, jesteś chłodnym i bezstronnym przywódcą, którego zdolności tkwią raczej w zarządzaniu niż inspirowaniu. Strona Perfekcyjnego daje ci umiejętność planowania, sporządzania wykresów i dodawania kolumn cyfr, ale również wnosi zniechęcenie i obojętność, jeśli życie nie toczy się w perfekcyjny sposób. Strona Spokojnego daje bezstronny osąd i umiejętność prowadzenia mediacji w trudnych sytuacjach, ale powoduje, że jesteś niezdecydowany i pozbawiony entuzjazmu. Jako przywódca będziesz wierny i lojalny w stosunku do swojej armii i tego samego będziesz oczekiwał w rewanżu. Jeśli masz osobowość Spokojnego - nieszkodliwą i niekontrowersyjną, jak Eisenhower, Ford i Bush - twoją najważniejszą umiejętnością przywódczą będzie zapewnienie ludziom szczęścia i nierobienie sobie wrogów. Potrafisz nakłonić Popularnych do poważnego myślenia, Silnych do pokory, a Perfekcyjnych do radości. Jesteś osobą wprowadzającą w życie równowagę, jedyną osobą, na którą można liczyć, że będzie oszczędzała nam kłopotów. Nie wystąpisz z wielkimi planami lub prawodawczymi innowacjami, ale będziesz się autentycznie trzymał swoich spokojnych zasad i nikt nie będzie mógł powiedzieć o tobie złego słowa. Nie będziesz podejmował impulsywnych decyzji, ale rozważysz możliwe konsekwencje każdej akcji, zanim wykonasz pierwszy krok. Być może będziesz uważany za przywódcę mdłego lub nudnego, ale możemy liczyć na ciebie, że utrzymasz pokój. Jeśli masz osobowość Spokojnego-Popularnego, jak były wiceprezydent Dan Quayle, masz chłodny powab i spokojne poczucie humoru, które przeciągają ludzi na twoją stronę. Nie odtrącasz innych dlatego, że nie starają się dostatecznie mocno osiągnąć doskonałości - cieszy cię, że jesteś odprężony i szczęśliwy i wybierzesz najłatwiejszą drogę z możliwych. Nie jesteś tak hałaśliwy i zdecydowany zwracać na siebie uwagę jak Popularny, ale masz jego dowcip i urok zmieszany z wyrozumiałą naturą Spokojnego. Jako przywódca zyskasz poparcie ludzi i ich podziw dla twojej przyjemnej osobowości, ale będziesz musiał dbać o dyscyplinę w stosunku do siebie, by wykonać nudną pracę i kontynuować ją, aż cel zostanie osiągnięty. Jeśli przeanalizowałeś własne możliwości i nauczyłeś się, jak możesz funkcjonować w oparciu o mocne strony zamiast grzęznąć w słabych - poznałeś swoje możliwości przywódcze i zyskałeś nowy sposób współdziałania z innymi. Nie musisz się spieszyć, żeby dogonić innych - ty już jesteś na przedzie. `tc 27. Jak wybieraćŃ przywódców `tc Dewiza do zapamiętania: Każdy zestaw mocnych stron występuje w połączeniu z korespondującym z nim zestawem słabych stron. Na początku książki zapoznałeś się z czterema typami osobowości i wykorzystałeś je do przeanalizowania własnych mocnych i słabych stron. Następnie czytałeś o prezydentach i innych ludziach, którzy działają na oczach społeczeństwa. Przekonałeś się, że marzenie o przywódcy, który miałby wszystkie mocne strony i żadnej słabej, jest nierealne - musimy pamiętać, że każdemu zestawowi mocnych stron towarzyszą korespondujące z nimi słabe strony. Aby zastosować to, czego się dowiedzieliśmy, do przeanalizowania przywódcy dowolnego rodzaju, prześledźmy kilka prostych kroków. 1. Zauważ, że polityka jest grą osobowości. W chwili określenia mocnych stron kandydata na urząd lub jakieś stanowisko możesz przewidzieć jego prawdopodobne słabe strony. Celem poznania osoby, o którą chodzi, należy przeczytać jak najwięcej artykułów, książek, życiorysów i notatek prasowych na jej temat, wypatrując opisów, które pozwolą wglądnąć w jej uczucia i ocenić reakcje. Trzeba pamiętać, by po określeniu osobowości kandydata zapoznać się z jego wynikami w wyborach. Jakie stanowisko zajmuje ta osoba w sprawach, które są dla ciebie ważne? Wyniki osiągnięte przez kandydata w przeszłości są wyraźnym wskaźnikiem tego, co zrobi w przyszłości. Nie wczytuj się zbyt uważnie w przemówienia, ponieważ przygotowane są pod kątem oczekiwań ludzi, a ponieważ często pisane są przez kogoś innego, nie dają żadnego wyobrażenia o rzeczywistych odczuciach kandydata. 2. Obserwuj kandydatów w telewizji i oceniaj ich reakcje na zaistniałe sytuacje. Obserwuj ich spojrzenia, ruchy i zachowanie, gdy nie są na pierwszym planie. Kiedy udzielają wywiadów, obserwuj mowę ciała, która może dostarczyć wskazówek na temat typu ich osobowości. 3. Zaznacz ich mocne strony na Karcie Kandydata. Pamiętaj, że każdemu zestawowi mocnych stron towarzyszą słabe, które ujawnią się później. Zaznacz każdą słabą stronę, która zostanie ujawniona. Pokonując kolejne stopnie oceny możesz przewidzieć, gdzie polityczni kandydaci będą błyszczeli i jakie problemy wyrosną przed nimi w przyszłości, więc nigdy nie dasz się zaskoczyć. (Jak wykorzystać typy osobowości do analizy przydatności potencjalnych pracowników w działalności gospodarczej, dowiesz się z książki Układanka osobowości napisanej przez Florence Littauer i Maritę Littauer. Do analizy osobowości członków rodziny wykorzystaj książkę Twoje drzewo osobowości napisaną przez Florence Littauer.) Wszyscy lubimy być psychologami-amatorami i analizować innych ludzi. Rozumiejąc osobowości z łatwością dostrzeżesz, że pani Popularna mogłaby być jeszcze bardziej popularna, gdyby wiedziała, kiedy ma przestać mówić. Pan Silny mógłby być bardziej efektywny, gdyby nie miał obsesji na punkcie rządzenia każdą osobą, którą spotka. Pan Perfekcyjny byłby łatwiejszy w kontaktach międzyludzkich, gdyby zdał sobie sprawę, że nikt nie jest doskonały. Pani Spokojna jest bardzo sympatyczna i nieszkodliwa, ale gdyby czasem mogła się na coś zdecydować i tak się zachowywać, jakby jej na tym zależało, to byłaby znacznie lepszym przywódcą. Jakie to łatwe dla ciebie i dla mnie widzieć błędy u innych i mówić, jak mogą to poprawić. Ten talent, odpowiednio wykorzystany do obiektywnej analizy, stanowi naszą ludzką siłę. Instynktowna szybka ocena i intuicja co do natury innych ludzi może być skutecznie wykorzystana w kontaktach z ludźmi, jeśli stwierdzimy, że mamy tę umiejętność i wiemy, jak ją wykorzystać, żeby poprowadzić analizę w prawidłowym kierunku. Twoim celem nie jest zostanie młodszym psychiatrą, szpiegiem czy detektywem. Nowa wiedza ma służyć temu, by skutecznie dotrzeć do ludzi, którzy błądzą w życiu i zastanawiają się, dlaczego Popularni zawsze są aktywni i podekscytowani, dlaczego Silni przejmują kontrolę nawet nad rozlokowaniem gości na przyjęciu u kogoś innego, dlaczego Perfekcyjni nigdy nie potrafią powiedzieć komplementu bez dodania "...ale gdy to zrobisz następnym razem..." i dlaczego Spokojni zawsze unikają odpowiedzialności i wychodzą czyści. Skoro już znasz podstawowe różnice w ludzkiej naturze i zdajesz sobie sprawę, że fakt, że ktoś jest inny, nie znaczy, że jest zły, możesz spokojnie ćwiczyć swoje umiejętności i stać się osobą, która da sobie radę z każdym. Wykorzystanie osobistości politycznych jako przykładów nie jest opowiadaniem się po którejś ze stron, ale ćwiczeniem analitycznych umiejętności na powszechnie znanych ludziach, którzy ani nigdy o tym nie będą wiedzieli, ani ich to nie obchodzi. Dzięki oglądaniu ludzi, których często widujesz w telewizji, i czytaniu o nich w gazetach możesz mieć przyjemność obserwowania osób publicznych, z którymi nie masz nic wspólnego. Parada ludzi ze świata polityki na ekranie telewizora nabiera nowego znaczenia, gdy popatrzysz na nią jak na okazję umożliwiającą ćwiczenie umiejętności rozwijania stosunków międzyludzkich. Dr Eli Chesen w książce "President Nixon's Psychiatric Profile" oparł swoją analizę na publicznym wizerunku Nixona. "Sylwetki w tej książce nie są tajemnicą i większość z nich została opracowana w moim salonie, gdy oglądałem telewizję, przy użyciu metod całkowicie otwartych na wszelkie pytania i analizy... Mój telewizor służył dobrze jako surogat dogodnych sposobności, które są niedostępne zarówno dla mnie, jak i dla kogokolwiek innego... Wielkiego wysiłku wymagało uważne wysłuchanie słów wszystkich tych ludzi, obserwowanie okazywania uczuć - lub braku uczuć. Sposób ubierania się, wykorzystanie poczucia humoru, szczerość i ogólna postawa zostały niezwykle starannie przeanalizowane". Wprawdzie dr Chesen oparł swoją analizę na telewizyjnych wystąpieniach osób zamieszanych w aferę Watergate, które przewinęły się przez ekran, ale my możemy zrobić to samo przy każdej sezonowej paradzie osób publicznych, niezależnie od tego, czy będzie to burmistrz, potencjalny prezydent czy obsada komedii sytuacyjnej. Bardzo szybko wszyscy zrobiliśmy amatorską analizę Olivera Northa właśnie w oparciu o jego telewizyjne wystąpienie podczas przesłuchań w Kongresie! Na początku "Występów Olliego" tylko niewielu coś o nim wiedziało i spodziewano się zobaczyć schizofrenicznego szpiega, który zostanie pognębiony podczas badań prowadzonych przez doświadczonych senatorów. Z pewnością wypowiedzi prasowe były dalekie od pozytywnych, jednak gdy zaczął mówić patrząc prosto w kamerę, przyjaciele i przeciwnicy byli zafascynowani tym, co miał do powiedzenia, i sposobem, w jaki to mówił. Łączył w sobie postawę Silnego żołnierza, niewinny humor i drwiący głos czarującego małego chłopca o osobowości Popularnego. Nagle okazało się, że senatorzy sprawiają wrażenie obojętnych, a zadzierający nosy prawnicy atakują Toma Sawyera. Prasa zrobiła zwrot, zaczęła maszerować w rytm nowej muzyki i pojawiły się tytuły "Ollie zdobywa Wzgórze". Jednakże gdy wystartował w wyborach do Senatu w stanie Wirginia w 1994 roku - przegrał z zięciem Lyndona Johnsona, Charlesem Robbem. Jak napisał dr Chesen w swojej książce "jesteśmy w stanie wydawać uzasadnione osądy na podstawie analizy wyrazu twarzy i słów człowieka występującego w telewizji. Innymi słowy, nie tylko psychiatra może wejrzeć w głąb osobowości obserwując kogoś w telewizji, ale może to również zrobić laik". Możesz wykorzystywać telewizję, gazety i magazyny do przeprowadzania ćwiczeń w analizowaniu innych - nie po to, by ich krytykować, ale odnieść korzyści z własnych umiejętności w kontaktach z partnerem, dziećmi, przyjaciółmi i współpracownikami. Możesz wykorzystać proste zasady opisane w książce jako pomoc w sprawdzeniu publicznych osobistości przewijających się przed tobą, pamiętając, że z każdym zestawem mocnych stron koresponduje zestaw słabych stron. Możesz poddać analizie własne predyspozycje przywódcze obserwując wzloty i upadki innych i postąpić zgodnie z radą zawartą w starej piosence: "Podkreśl swoje pozytywy, wyeliminuj swoje negatywy". `ty Karta kandydata `ty Odnotowuj określenia i uwagi występujące w doniesieniach o kandydatach, następnie oznacz na poniższych wykazach cech osobistych te pozycje, które odpowiadają cechom analizowanego kandydata. Ustalając, na której karcie znalazło się najwięcej oznaczeń, jesteś w stanie określić typ jego osobowości. Mocne strony: Popularny Mówca - magnetyczna osobowość; gawędziarz; obdarzony poczuciem humoru; zabawny; czarujący; inspirujący; rozmowny; przyjacielski; twórczy i barwny; dramatyczny; optymista; entuzjasta. Silny Pracownik - dominująca osobowość; przywódca sprawujący władzę; prostolinijny mówca; ambitny; ma zmysł do biznesu; motywujący; logiczny; podejmuje ryzyko; praktyczny; inteligentny organizator; autorytatywny i sprawny. Perfekcyjny Myśliciel - analityczna osobowość; przywiązuje wagę do detali; poważny i troskliwy; głęboki i intelektualny; lubi schematy i wykresy; widzi problemy; trzyma się rozkładu dnia; stawia wysokie wymagania; organizuje na papierze; uzdolniony artystycznie, muzykalny; filozoficzny i mistyczny; wrażliwy na sprawy innych; realizuje odległe cele. Spokojny Mediator (umiejący słuchać): powściągliwa osobowość; dobrze ułożony; cierpliwy; ostrożny; zgodny, dostosowujący się; kompetentny i opanowany; nastawiony na pracę zespołową; zarządzający; ma umiarkowane poglądy; utrzymuje status quo; chętny do współpracy; dyplomata; wygodny. Liczba punktów za mocne strony Popularny.....; Silny....; Perfekcyjny....; Spokojny.... Słabe strony: popularny; rządzi przy pomocy uroku; nałogowy mówca; przesadza; woli mówić niż pracować; nie pamięta szczegółów; powierzchowny, bez głębi; słaby w realizowaniu czegoś; niezdyscyplinowany; gubi rzeczy; potrzebuje być nagradzany; bałaganiarz; ma rozproszoną uwagę; wtrąca się; nieodpowiedzialny. Silny - rządzi przy pomocy gniewu; łatwo wpada w złość; niecierpliwy; despotyczny i natarczywy; nietolerancyjny; pracoholik; niegrzeczny i nietaktowny; manipulant; żądający; podejmuje pochopne decyzje; nie ma czasu na badania; nie nadaje się do pracy w zespole; u niego cel uświęca środki; zrzuca winę na innych. Perfekcyjny - rządzi przy pomocy nastrojów; łatwo wpada w depresję; grzęźnie w detalach; wymaga zbyt wiele przygotowań; zbyt wolno przystępuje do działania; zbyt perfekcyjny; podkreśla aspekty negatywne; mało elastyczny; pesymista; podejrzliwy; ma zmienne usposobienie; ma zbyt wysokie wymagania; krytyczny; zbyt tajemniczy. Spokojny - rządzi przy pomocy zwlekania; niezdecydowany; nie stwarza sobie motywacji; gra na zwłokę; ma kompromisowe wymagania; ma wrodzoną żelazną wolę; uparty; leniwy i na luzie; ponury i mdły; nie znosi zmian; bierny; nisko się ceni; wstydliwy; bez entuzjazmu. Liczba punktów za słabe strony Popularny....; Silny....; Perfekcyjny....; Spokojny.... Łączna liczba punktów za mocne i słabe strony Popularny....; Silny....; Perfekcyjny....; Spokojny.... `tc+ Przypisy `tc Rozdział 1Ď: Prezydencki uścisk ręki: doświadczenie dla całego ciała 1. Bob Woodward, The Agenda New York, Simon and Schuster, 1994, s. 324. Rozdział 8Ď: Pogawędka przy kominku - Franklin Delano Roosevelt 1. Przemówienie Franklina D. Roosevelta w dniu 23 września 1944 roku podczas kolacji z kierownikami, cytowane przez Grace Tully w książce, F.D.R. My Boss (New York: Scribner, 1949Ď). 2. Tamże. Rozdział 9Ď: "Zrób im piekło!" - Harry S. Truman 1. Lyndon Johnson, cytowany przez Roberta Donovana w książce Tumultuous Years (New York: Norton, 1982Ď). 2. Benedict K. Zobrist, cytowany w "Los Angeles Time", 13 września 1992. 3. Generał George C. Marshall, cytowany przez Davida McCullougha w książce Truman (New York: Simon and Schuster). Rozdział 10Ď: Kochamy Ike'a - Dwight Eisenhower 1. Merle Miller, Ike the Soldier, cytowany przez Russella F. Weigleya, "New York Times Book Review", 20 grudnia 1987. 2. Charles R. Morris, A time of Passion - America 1960-1980 (New York, Harper and Row, 1984Ď). 3. Sherman Adams, cytowany w książce Theodore'a H. White'a The Making of a President (New York, Atheneum, 1961Ď). 4. White, The Making of a President. 5. Tamże. 6. Harry Truman, cytowany w książce Tipa O'Neilla i Williama Novaka Man of the House (New York, Random House, 1987Ď). 7. Tamże. Rozdział 11Ď: Camelot - John F. Kennedy 1. Clarence B. Carsen, The Welfare State 1929-1985 (American Textbook Committee, 1986Ď). 2. Cyrus Sulzberger, cytowany w książce Georgea Browna Tindalla America, A Narrative History, tom 2 (New York, Norton, 1984Ď). 3. Richard Reeves, President Kennedy: Profile of Power, cytowany w magazynie "Time" 22 listopada 1993. 4. George Brown Tindall, America, A Narrative History. 5. "Time", 30 maja 1994, s. 26. 6. "USA Today", 20 maja 1994, 2A. 7. "New York Times". 22 maja 1994, 4-E. 8. "Newsweek", 30 maja 1994, s. 38. 9. "Time", 30 maja 1994, s. 24. Rozdział 12Ď: Zawsze z LBJ - Lyndon Johnson 1. Diana Dixon Healy, America's Vice Presidents (Baltimore, McClelland and Steward, 1984Ď). 2. Bob Pierpoint, "Parade", 27 listopada 1977. 3. Oswald Chambers, My Utmost for His Highest (Grand Rapids: Discovery House, wznowienie 1935, 1963Ď) 18 kwietnia. Rozdział 13Ď: Wiedza to siła - Richard Nixson 1. Eli S. Chesen, M.D, President Nixon's Psychiatric Profile (New York, Wyden, 1973Ď). 2. Donald Nixon, cytowany w książce Ralpha P. Detoledano One Man Alone (New York, Funk and Wagnalls, 1969Ď). 3. "Time", 4 maja 1987. 4. Tamże. 5. Stephen Ambrose, The Edumtion of Politician New York, Simon and Schuster, 1987Ď). 6. Tamże. 7. Tamże. 8. Richard Nixon, cytowany przez "Newsweek", 19 maja 1986. 9. Doris Kearns Goodwin Ford and Carter, "Ladies Home Journal", listopad 1976. Rozdział 14Ď: Czas wojny i czas pokoju - Gerald Ford 1. Doris Kearns Goodwin, Ford and Carter, "Ladies Home Journal", listopad 1976. 2. Tamże. 3. Tamże. 4. Gerald Ford, cytowany przez Rossa Bakera w "Los Angeles Times", 7 maja 1983. Rozdział 15Ď: Jimmy Kto? - Jimmy Carter 1. Goodwin, Ford and Carter. 2. Tamże. 3. "Newsweek", 27 września 1982. 4. "Newsweek", 23 lipca 1979. 5. Przemówienie prezydenta Cartera do narodu w związku z problemami z energią, 20 lipca 1979, "Facts and File" (New York, Fakts and File, Inc. 1979Ď) s. 533-534. 6. "Newsweek", 23 lipca 1979. 7. Tamże. 8. "Newsweek", 16 listopada 1987. 9. "Washington Post", 19 września 1994. Rozdział 16Ď: Wielki Mówca - Ronald Reagan 1. Francis X. Clives, "New York Times", 20 sierpnia 1984. 2. William A. Rusher, The Rise of the Right (New York, William Morrow, n.d.). 3. "Newsweek", 6 lutego 1986. 4. Lance Morrow, "Time", 7 lipca 1986. 5. Tamże. 6. Huge Sidey, "Time", 24 sierpnia 1984. 7. Madhuri Talibuddin, list do wydawcy, "Time", 30 marca 1987. 8. "Newsweek", 27 sierpnia 1984. 9. Tamże. 10. Tom Morganthau, "Newsweek", 27 sierpnia 1984. 11. Richard Moose. "New York Times", 22 sierpnia 1984. 12. Sam Donaldson, Hold On, Mr. President (New York, Random Hause, 1987Ď). 13. James Reston, "San Bernardino Sun", 16 marca 1984. 14. Ronald Reagan, cytowany w "New York Times", 21 sierpnia 1987. 15. "Time", 24 listopada 1986. 16. "Time", 30 grudnia 1986. 17. "Time", 6 kwietnia 1987. 18. "Time", 24 sierpnia 1987. 19. The People, Press and Politics, reportaż "Times-Mirror", wrzesień 1987, 20. "Newsweek", 8 czerwca 1984. 21. Charles Colson, cytowany przez "Newsweek", 19 października 1987. Rozdział 17Ď: Komiczna kampania w 1988 roku 1. "Newsweek", 31 października 1988. 2. Goodwin Ford and Carter, "Ladies Home Journal", listopad 1976. 3. "Newsweek", 4 stycznia 1988. 4. "Time", 18 maja 1987. 5. "New York Times". 31 sierpnia 1987. 6. "Time", 22 czerwca 1987. 7. "The Honolulu Advertiser", 22 września 1987. 8. Tamże. 9. "U.S. News and World Report", 16 listopada 1987. 10. "Newsweck", 16 listopada 1987. 11. "Insight", 9 maja 1988. 12. "U.S. News and World Report'', 18 kwietnia 1988. 13. "Dallas Morning News", 17 lipca 1988. 14. "USA Weekend", 15 lipca 1988. 15. Walter Shapiro, "Time", 27 kwietnia 1957. 16. "Time", 18 maja 1987. 17. Tamże. 18. "Time", 11 stycznia 1988. 19. Gail Sheehy, "Vanity Fair°, styczeń 1988. 20. Kevin Menida, "Dallas Morning News". 8 listopada 1987. 21. Tamże. Rozdział 18Ď: Milsza i delikatniejsza nacja - George Bush 1. "New York Times", 30 października 1988. 2. James David Barber, Presidential Character, cytowany przez "New Orleans Times-Picayune", 18 sierpnia 1988. 3. "Los Angeles Times", 22 listopada 1987. 4. Tamże. 5. Gail Sheehy, cytowany w "Los Angeles Times", 22 listopada 1987. 6. "Time", 29 sierpnia 1988. 7. "USA Today", 21 paździemika 1988. 8. George W. Bush, cytowany w "Vanity Fair", luty 1987. 9. Nicholas Brady. cytowany w "Time ", 21 marzcc 1988. 10. Dan Quayle, cytowany w "USA Today", 19 sierpnia 1988. 11. Tom Kean, cy¦towany w "USA Today", 17 sierpnia 1988. 12. "Wall Street Journal", 18 października 1988. Rozdział 19Ď: Osobowości przy pracy: niesamowita kampania w 1992 roku 1. "New York Times Magazine", 8 marca 1992, s. 63. 2. Tamże. 3. "New Yorker", 5 kwietnia 1993, s. 46. 4. "Newsweek", 16 maja 1994, s. 19. 5. James Carville, cytowany w "New York Times", 22 marca 1992. 6. Karen Hosler, cytowana w "New York", 5 kwietnia 1993, s. 43. Rozdział 20Ď: Ross na Bossa - Ross Perot 1. "Newsweek", 27 kwietnia 1992, s. 21 2. "USA Today", 15 maja 1992. 3. "New Yorker", 14 maja 1992. 4. "Time", 25 maja 1992. 5. "Newsweek", 15 czerwca 1992. 6. "Time", 19 czerwca 1992. 7. Eleanor Clift, "Newsweek", 27 lipca 1992, s.30. 8. "Newsweek", 9 listopada 1992. 9. Jonathan Alter, "Newsweek", 27 lipca 1992, s. 35. Rozdział 21Ď: Wszystkie sprawy dla wszystkich ludzi - William Jefferson Clinton 1. Lee lacocca, cytowany w "Fortune", 30 maja 1994. s. 70. 2. "Newsweek", 19 września 1994. 3. Tamże. 4. "USA Today", 10 marca 1994. 5. "Time", 3 stycznia 1994. 6. "Newsweek", 4 kwietnia 1994. 7. "USA Today", 15 lipca 1992. 8. "Newsweek", 27 lipca 1992, s. 33. 9. Tamże, s.32. 10. Suzanne Garment, "Los Angeles Times", 23 maja 1993. 11. "Time", 21 czerwca 1993, s. 78. 12. Barbara Ehrenreich, "Time", 21 czerwca 1993, s. 78. 13. Lou Klein, "Newsweek", 27 lipca 1992, s. 34. 14. Lou Klein, "Newsweek", 4 kwietnia 1994. 15. Howard Fineman, "Newsweek", 7 lutego 1994, s. 16. 16. "New York Times", 25 października 1992, s. 1. 17. Auckland, Nowa Zelandia, "Sunday Star", 16 stycznia 1994. 18. George Church, "Time", 30 maja 1994, s. 40. 19. Tamże. 20. Michael Kramer, "Time", 30 maja 1994, s. 48. 21. Walter Isaacson, "'Ilme", 16 listopada 1992, s. 16. 22. Tamże. 23. Tamże. 24. William Shneider, "Los Angeles Times", 24 stycznia 1993, M-1. 25. "Newsweek", 18 lipca 1994. Rozdział 22Ď: Dwoje za cenę jednego - Hillary Rodham Clinton 1. "Newsweek", 18 września 1994. Rozdział 23Ď: Graj spokojnie drugie skrzypce - Albert Gore 1. "Newsweek", 20lipca 1992, s. 30. 2. "USA Today", 27lipca 1992, s. 32. 3. "Fortune", 23 sierpnia 1993, s. 59. 4. "Newsweek", 13 września 1993, s. 39. Rozdział 24Ď: Oddaj swój najlepszy strzał do miedzianego pierścionka - Rush Limbaugh 1. Rush Limbaugh See, I Told You So (New York, Pocket Books, 1993Ď). 2. Steven Roberts, "U.S. News and World Report", cytowany w "Dallas Morning News", 19 grudnia 1993. 3. Mike Ramirez, karykatura, "USA Today", 27 czerwca 1994, 12A. 4. Richard Corliss, "Time", 26 października 1992. 5. Tamże. 6. Limbaugh See, I Told You So, s. 12. Rozdział 25Ď: Polityczny niepokój w 1994 roku 1. "USA Today", 10 listopada 1994. 2. Tamże. 3. Tamże. 4. "New York Times", 10 listopada 1994.