Autor: Włodzimierz Zylbertal Tytul: "Z polskiego zdam" Dedykuję pierwszemu rocznikowi maturzystów ASSA, którzy własnymi (pełnymi wiedzy) głowami wybijali drogę czytelnikom tej książeczki. CZEŚĆ! Poznajmy się: Ja jestem Włodek i w chwili gdy piszę ten tekst, jestem nauczycielem języka polskiego w Autorskiej Szkole Samorozwoju. A Ty? Być może masz na swoją obronę 18 lat i zacytowaną śpiewkę "Czerwonych Gitar" sprzed lat? Nie: masz znacznie więcej i piszę tę książeczkę głównie po to, aby Cię o tym przekonać. Matura to wciąż jeszcze (niestety) jakaś mityczna bariera, jakiś uniwersalny oświatowy straszak i zmartwienie tak dla rodziców, jak i ich świeżo dorosłych pociech. Przy przyjęciach do naszej szkoły, w której matura nie jest problemem najważniejszym (prawdę mówiąc, po rocznych doświadczeniach, możemy powiedzieć, że w ogóle nie jest problemem), nieodmiennie albo rodzic, albo uczeń pyta: "jak tu jest z maturą?". Tak jakby jedynym celem czterech ważnych dla późniejszego życia lat było zdobycie papierka z napisem "świadectwo maturalne", opatrzonego stosownymi pieczątkami. BZDURA! Owszem, egzamin dojrzałości jest ważnym momentem w życiu. Ale nie najważniejszym. Owszem, trzeba się do tego momentu jakoś przygotować. Ale bez przesady. To tylko tak, jakby kazać skoczyć wzwyż powiedzmy 200 cm komuś, kto bez trudu raz za razem skacze 195 cm. Książeczka, którą trzymasz przed sobą, jest pomyślana jako rodzaj przewodnika-samouczka. Miejmy nadzieję, że spełni swój cel - utwierdzi Cię w wierze w Twoje siły i umiejętności, bo nie podaję tu niczego, czego byś już nie znał, tylko chciałbym pomóc Ci w systematyzacji tej wiedzy i podać "z drugiej strony bariery", z pozycji egzaminatora, kilka użytecznych kruczków. Mam nadzieję, że będą Ci pomocne. CZĘŚĆ PIERWSZA Duża klasówka i jak do niej podejść I. Jak się uczyć Każdy człowiek ma charakterystyczny, niepowtarzalny dla siebie sposób uczenia się. Pierwszą zatem czynnością jest odkrycie u siebie tego sposobu i... pójście za nim. Wtedy nauka będzie przychodzić naturalnie i przestanie być uciążliwym ślęczeniem nad książką. Jedna z możliwości pogrupowania typów poznawczych jest następująca: 1. Wyobraźnia reporterska. Tacy ludzie obdarzeni są na ogół dobrą pamięcią wzrokową i zapamiętują sporo szczegółów. Niezbyt dobrze chwytają idee, za to doskonale spostrzegają konkretne, zmysłowe obiekty. Ich typ uczenia się to gromadzenie znacznej ilości konkretnych obrazów. Ktoś taki będzie np. pamiętał opis ubrania takiego czy innego bohatera lektury, opis tonu jego głosu, itp. Będzie też potrafił porównać ze sobą różne zapamiętane obiekty i z tego wyciągnąć wnioski. Przykładem takiego podejścia do pisania jest Melchior Wańkowicz. 2. Uczenie się przez powtarzanie. Zapewnie ktoś o takim typie wrażliwości wymyślił sławne zdanie "powtarzanie jest matką nauki". Tacy ludzie uczą się świata analizując go i powtarzając każdy szczegół wielokrotnie. Próbują, czy nie da się czegoś rozłożyć na jeszcze drobniejsze cząstki. Czytając np. "Trylogię" ktoś taki dopóty będzie wielokroć wracał do drobnych fragmentów, dopóki nie zapamięta całości np. sceny wysadzania kolubryny. Ten typ ma dobrą pamięć do słów, łatwiej niż inni potrafi wskazać cząstki słowotwórcze wyrazu, chętnie uczy się czegoś na pamięć i wmontowuje takie kostki w tworzone teksty. Łatwo tu o świadomość znaczenia słów, łatwo o zdolność tworzenia zaskakujących zbitek słownych, oczywiście, jeśli osobnik o tym typie uczenia się obdarzony jest jakim takim poczuciem humoru. 3. Uczenie się przez skojarzenia i symbole. Taki ktoś może nie zapamiętać ani słowa czytanego tekstu, ale bezbłędnie zapamięta "ton" i z niego całkiem poprawnie odtworzy treść. Równie częste jest u tego typu tworzenie na poczekaniu, w rozmowie, własnej wersji jakiegoś znanego utworu, opowiadającej innym językiem to, co wyraził autor. Ludzie uczący się przez skojarzenia i symbole lubią improwizację, czytają ilościowo dużo, z każdej książki zapamiętując jakieś słowo-klucz lub obraz-klucz. 4. Uczenie się intuicyjne. Najbardziej tajemnicze i najmniej uchwytne. Najrzadziej też spotykane. Ten typ poznawczy nie wie, skąd wziął mu się taki a nie inny cytat czy obraz, mimo że pasuje do wypowiedzi albo tekstu. Cytat może pochodzić sprzed wielu lat, może być zasłyszany na ulicy czy w radio. U tego typu słuch odgrywa większą rolę, niż u innych. Nieświadomie zapamiętuje bardzo dużo. Tacy ludzie powinni dużo czytać i nie przejmować się, jeżeli nie potrafią od razu czegoś powtórzyć, bo typ intuicyjny bardziej niż inne potrzebuje czasu na podświadomą pracę umysłu. Jest bezradny na egzaminie, jeżeli wcześniej (znacznie wcześniej) nie zdobył odpowiedniej ilości informacji, którą nieświadomy umysł usystematyzował. Informacja ta może mieć postać zmysłowych, konkretnych obrazów lub symboli. Ludzie reprezentujący któryś z opisanych typów w postaci czystej zdarzają się niezmiernie rzadko. Częściej mamy do czynienia z jakąś mieszaniną. Spróbujmy zatem przyjrzeć się sobie, poeksperymentujmy z opisanymi metodami - będzie to jakaś wskazówka do dalszej pracy, jeżeli dotychczasowi nauczyciele nie pomogli. Na ich usprawiedliwienie można dodać, że po okresie dojrzewania sposób odbioru świata może ulec zmianie i nawyki wcześniejsze będą nieprzydatne. Dla typu "reporterskiego" najwłaściwsze będzie zatem czytanie konkretnych książek np. dotyczących jakiejś epoki historyczno-literackiej i gromadzenie gotowych sądów i informacji, aż wyrobi się sąd własny; typ "powtarzalny" niechże dobrze skoncentruje się na jakimś kompendium wiedzy, bo inaczej zginie w szczegółach; typ "symboliczny" opracowań może nie czytać, bo sam bez trudu dojdzie do jakiś tam wniosków, ale musi znać większą ilość tekstów źródłowych (mówiąc po uczniowsku - lektur). Typ "intuicyjny" najlepiej zrobi, wybierając te pozycje, które dyktuje mu jego głos wewnętrzny (tylko niechże on nie dyktuje książek najcieńszych lub tzw. bryków!) i... niech będzie czujny słuchając radia czy siedząc przed odbiornikiem TV. Poznawszy swój typ uczenia, trzeba zrobić krok dalej: zastanowić się na rok przed maturą, co już w głowie jest. Najlepiej zrobić to na piśmie, zestawiając to, co się zna, z ministerialnym programem-minimum. Nie wierzymy oczywiście w cuda: chyba nie ma kogoś, kto znałby wszystko i dokładnie. Nie temu zresztą ma służyć proponowana czynność: chodzi o to, by wiedzieć, co na egzaminie będzie naprawdę niezawodne. Poróbmy więc rubryki w rodzju: "lubię", "takie sobie", itp. A potem zastanówmy się, czy to co lubimy, to książki naprawdę ważne, czy tylko przyjemne opowiadanka. Jeżeli braki będą rażące - nie ma rady, trzeba co nieco o takich brakujących książkach się dowiedzieć. Jeśli są to pozycje trzymane w spisie lektur tylko ze względu na przynależność pokoleniową autorów programu (np. Żeromski czy Orzeszkowa), można w ostateczności skorzystać z bryków, czyli streszczeń z opracowaniami, ostatnio wydawanych masowo. Ale naprawdę tylko w ostateczności! Następnym krokiem będzie dopisanie lektur własnych. Bardzo często są to książki równie dobre jako lektury przykładowe, jak to, co jest w programie. A to plus podwójny, bo tylko wyjątkowo głupi nauczyciel nie premiuje własnych zainteresowań ucznia. Podobnie, jeżeli mamy jakiegoś literackiego konika w rodzaju S-F czy powieści sensacyjnych, to już szykujemy się, żeby to dobrze sprzedać. Aliści, nie możemy mówić o jakichkolwiek pasjach literackich, jeżeli na swoje usprawiedliwienie mamy komplet "dzieł" Alistaireła McLeana i jemu podobnych sensacyjno-literackich groszorobów... Nie jest oczywiście żadnym wstydem, że lubi się kryminały, ale wstyd, gdy czyta się tylko te najpodlejsze (a przeważnie takie zalegają stoliki ulicznych sprzedawców, a nawet półki szacownych księgarń). Krok kolejny: do literatury dołączamy np. obejrzane filmy (kinowe i z kaset VHS), znane spektakle teatralne, słowem wszystko to, co składa się na tzw. edukację kulturalną. Tu można też dołączyć wystawy, happeningi, znaczące wydarzenia kulturalne, itp. Bo egzamin maturalny z języka polskiego to taki jarmark, gdzie zadaniem zdającego jest sprzedać jak najwięcej... siebie samego i to w apetycznej formie, językiem literatury i kultury. W końcu jest to EGZAMIN DOJRZAŁOŚCI! Taka powtórka to znakomite utrwalenie sobie wszystkiego, co się wie, bo w ostatnim roku nauki wiele się już nowego nie nauczymy. To powinien być rok pracy o mniejszym tempie, za to głębszej. A czasu nie oszukamy. Już niezależnie od typu uczenia się - człowiek potrzebuje czasu na to, by wiedzę reprodukować. Tempa pracy podświadomej nie pogonimy bez szkody dla swej równowagi emocjonalnej. Ostatni z proponowanych eksperymentów wstępnych to wzięcie kartki papieru formatu kancelaryjnego i sprawdzenie ze stoperem, ile czasu zajmie nam zapisanie jej. Powtórzmy ten eksperyment w różnych warunkach: gdy przepisujemy gotowy tekst, gdy tworzymy nowy, itp. To ułatwi rozplanowanie czasu na właściwej maturze. Inny sposób, dla osób o większej samodyscyplinie, to zadanie sobie samemu jakiegoś tematu, wyznaczenie czasu i zobaczenie, czy się w tym czasie zmieściło. II. Jak się relaksować To też ogromnie ważne, bo ktoś, kto nie potrafi efektywnie wypoczywać, nie umie też dobrze pracować. Wbrew powszechnym praktykom szkolnym, rola odpoczynku w roku maturalnym powinna... wzrosnąć. To pozwoli pozbyć się "choroby egzaminacyjnej", dla dobrych wyników na wszelkich egzaminach doprawdy zabójczej. Dotychczasowa praktyka egzaminacyjna to swoista gra sił: starzy uczą swe dziateczki "wszelkich cnót statecznych", młodzi lekceważą te nauki, wierząc, że "tych głupot to oni się w trzy dni nauczą". Efekty widać na każdej maturze: blade twarze, niedosypianie, nagłe utraty wagi, pięćdziesiąt kaw i ileś tam pastylek relanium po stronie uczniów - i podwójna pryncypialność po nauczycielskiej stronie stolika. Czy to nie śmieszne? Egzamin powinien być rozmową partnerską. Nie będzie partnerstwa tam, gdzie jest lęk i kiepskie poczucie własnej wartości. A właśnie odpoczynek, relaks, wiara w siebie i radość życia to niezmiernie ważne składniki samooceny. (Będąc członkiem kilku komisji maturalnych zauważyłem, że kłopoty najczęściej nie wynikają z braku wiedzy, lecz z kłopotów psychologicznych, z nieznośnego poczucia bycia ocenianym. Mało kto z młodych ludzi rozumiał, że oceniając jego wiedzę z historii literatury ocenia się tylko tę wiedzę, a nie np. kompleksy zdającego! Denerwowali się tak, jakby ocena z egzaminu miała decydować o życiu i śmierci). Zrelaksowanie, świadomość własnej siły, świadomość, że udawadniamy d o j r z a ł o ś ć , czyli m.in. zdolność do partnerstwa - skutecznie likwiduje większość przyczyn opisanej choroby. Ludzie wypoczęci zdawali zawsze lepiej, nawet jeśli im wiedzy merytorycznej nie stało. Nadrabiali to bogactwem osobowości, które zresztą często działa silniej niż głowa pełna, ale zestresowana. Jak więc wypoczywać, wiedząc, że czeka nas próba? Jak wszędzie - najtrudnej zacząć. Jeśli do tej pory nie wyrobiło się takiego nawyku, zacznijmy od wyznaczenia sobie czasu na naukę, a nie konkretnego zadania. Po tym zadanym czasie róbmy co innego, bez względu na to, czy coś umiemy, czy nie. Już po krótkim czasie (powiedzmy miesiąc, o ile praktyka jest regularna) umysł sam narzuci sobie właściwe tempo pracy, a my pozbędziemy się nawału czekającej nauki. Jeżeli rodzice są z gatunku "oberkontrolerów", co stoją nad głową, bo matura dziecka to i c h punkt honoru, spróbujmy zawrzeć z nimi umowę, że do czasu egzaminu zostawiają nam swobodę i niech sami przekonają się, czy mieli rację, czy nie. Możemy skorzystać z ich pomocy, żeby nas przypilnowali w czasie, jaki sobie wyznaczymy. Oczywiście, są takie zagadnienia, które nas interesują, nad którymi możemy siedzieć bez zmęczenia całymi godzinami. Ale czy zauważyliście, że wtedy umysł sam podpowiada, kiedy ma dosyć? I że takie pasje to bardziej sfera relaksu niż uciążliwego obowiązku? Tu mówimy o tych przedmiotach, o których wiemy, że nigdy więcej nie będą nam w życiu potrzebne, przeciwko którym nasz umysł się buntuje, sprawiając, że czytamy, a do głowy nic nie wchodzi. Zawarcie ze sobą samym umowy, że przedmiotom tym poświęcamy określony czas - ucina wewnętrzne walki. Po czasie przeznaczonym na naukę dobrze jest na kilka godzin zapomnieć o istnieniu szkoły i perspektywie matury. Każdy ma tu jakiś swój sposób spędzania wolnego czasu, nie ma więc sensu podawać recept. Ważne tylko, żeby nie brać ze sobą czegoś, czego dziś się nie nauczyliśmy. Wrócimy do tego jutro! Kapitalnym ćwiczeniem usuwającym stres egzaminacyjny, jaki często pojawia się, gdy podnosimy się znad książek ze świadomością, że jeszcze tego, tego i tego nie znamy, jest wizualizowanie sobie sytuacji maturalnej. Wyobraźmy sobie nas i naszego nauczyciela podczas egzaminu. My jesteśmy zrelaksowani, ze świadomością, że nic złego stać się nam nie może, nauczyciel uśmiecha się do nas. Gdy nasz umysł zgodził się z tym obrazem - możemy iść do parku czy do kolegi. Nie od razu będziemy mogli sobie wyobrazić taką sielską sytuację, ale po kilku, czy kilkudziesięciu próbach, nie ma siły - umysł musi to kupić. Ważna jest regularność praktyki. Pamiętajmy więc, że nie samą nauką maturzysta żyje. Umiejętność racjonalnego rozłożenia sił między pracę a odpoczynek przyda się i potem, np. na egzaminie wstępnym. Statystyki mówią, że znacznej części oblanych egzaminów wstępnych nie byłoby, gdyby nie przepracowanie i zdenerwowanie zdających. CZĘŚĆ DRUGA Na egzaminie I. Jak pisać Jesteśmy zatem w sali egzaminacyjnej, mamy przed sobą ileś tam ostemplowanych pieczątką szkoły arkuszy papieru kancelaryjnego, na tablicy podano tematy i... co dalej? No właśnie. Trzeba nie tylko wiedzieć co nieco na każdy z tematów, ale i umieć to sprzedać. Jako opakowanie posłuży forma, którą się tekstowi nada. Z dotychczasowej praktyki wynika, że abiturienci posługują się czterema formami wypowiedzi: rozprawą, esejem, szkicem i felietonem. Zdarzają się co prawda prace w innych formach, ale pisują je ci, którym żadne dobre rady nie są potrzebne. Nam, szarym ludziom, niechże wystarczą uwagi, jak komponować po wybraniu jednej z wymienionych form. Aliści, zanim wybierzemy formę, musimy co nieco wiedzieć o ogólnych zasadach budowy k a ż d e j sensownie skonstruowanej pracy pisemnej. Są one następujące: Krok pierwszy: analiza tematu. Jeżeli jest to temat o brzmieniu: "Człowiek współczesny wobec problemów średniowiecza i baroku. Fascynacja? Poczucie obcości?", to od razu musimy przywołać to, co wiemy o tych epokach, co nasza wyobraźnia z nich wybrała i utrwaliła. I czy w ogóle chcemy coś na ten temat powiedzieć. Zawsze dobrze jest wybrać temat najbliższy naszej osobowości, choćby wiadomości merytoryczne były mniejsze niż na inny. Ale jeśli autorzy tematów okazali się wyjątkowo niedomyślni i wszystkie "nie leżą" nam tak samo - trzeba postąpić inaczej: -Źwypisać w brudnopisie znane nam lektury, dotyczące wszystkich tematów; -Źporównać, ile jest ewentualnych książek do każdego z tematów; -Źwypisać do każdego tematu wiadomości pozalekturowe i pozaszkolne; -Źporównać, jak wyżej; -Źzastanowić się, co na każdy temat możemy powiedzieć; -Źwybrać temat w oparciu o powyższe kryteria i rozpracować go dalej. Podobnie trzeba będzie postąpić, jeżeli jest kilka tematów, które podobają nam się jednakowo. Krok drugi: wejście w wybrany temat. Jeżeli podczas wypisywania tych "prawd do udowodnienia" będzie ich więcej, to należy je pogrupować. Potem do każdej z tez trzeba wypisać potrzebne książki (traktowane hasłowo, jako wywołanie problemu), zapamiętane cytaty, które wbudujemy w tekst, twierdzenia wyczytane czy zasłyszane nasuwające się zwroty i wyrażenia, a nawet gotowe zdania, wreszcie jakiś sąd własny. Ten ostatni może być tylko jeden, o całości problemu przedstawionego w temacie, ale może ich być więcej, do każdej tezy. Zależy to od przyjętej koncepcji pracy i od temperamentu pisarskiego każdego zdającego. Krok trzeci: rozplanowanie miejsca. Należy przydzielić tezom odpowiednią objętość tekstu. Znając swój czas pisania strony kancelaryjnej i czas pozostały do końca egzaminu, należy ten czas rozplanować. I to z uwzględnieniem takich rzeczy, jak: czy będziemy pisali od razu na czysto, czy będziemy robili brudnopis i z niego przepisywali, i. t. p. Kiedy wiemy, która teza jest główna, a które pomocnicze, należy tej głównej wydzielić nieco więcej miejsca niż innym i przemyśleć takie jej umieszczenie w tekście, żeby była wyraźnie zaznaczona. Najlepsze takie miejsce to: początek tekstu, jego koniec lub mniej więcej 1/3 długości wypowiedzi. Początek i koniec wybijają treść w sposób naturalny, 1/3 zaś to na ogół moment największego skupienia uwagi czytającego. Można też posłużyć się techniką powieściową i podać tezę główną, jako punkt kulminacyjny, tuż przed zakończeniem. Ale do tego praca musi być napisana naprawdę doskonale pod względem literackim. Krok czwarty: Należy sporządzić ramę pracy. Wziąć tyle kartek, ile zajmie przewidywana objętość pracy i spróbować przymierzyć sporządzone już klocki-cytaty, gotowe zdania itp. w określone miejsca tekstu. Gdy uznamy, że tak miało być - pozostaje krok piąty: WYKONAĆ! Jeżeli będziemy przestrzegać reguł podanych wyżej, a wywodzących się z codziennej praktyki pisarzy, dziennikarzy, uczonych, itp. ludzi parających się piórem - to nie ma siły, nawet jeśli uważamy polski za uciążliwego kloca - pracy nie zepsujemy. A najlepszym, czującym tekst i pióro, i tak nigdy żadne regułki nie były potrzebne. II. Wybór formy Rozprawa. To najpoważniejsza, najszacowniejsza i najbardziej rygorystyczna forma. To właśnie ją tłuką w nieskończoność pokolenia uczniów, powtarzając, że rozprawa musi mieć wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Tak też jest. Rzeczywiście, praca w formie rozprawy powinna mieć te trzy elementy. Powinna być starannie udokumentowana. Czyli - trzeba cytatów i twierdzeń znać sporo i umieć wskazać ich źródło. Przy rozprawie ważna jest umiejętność widzenia problemu z różnych stron. Tezy powinny uwzględniać wiele punktów widzenia i wszystkim tym punktom trzeba przydzielić tyle samo miejsca. Najpraktyczniej jest pogrupować tezy wokół dwu przeciwstawnych i dopełniających się zarazem punktów widzenia i oddawać głos w kolejnych akapitach lub podrozdziałach to jednej, to drugiej stronie. Gdyby posłużyć się przykładem tematu już zacytowanego, to teza z jednej strony mogłaby brzmieć: "Człowiek współczesny nic już nie ma wspólnego ze średniowieczem czy barokiem", a druga, dopełniająca: "Jest w człowieku końca XX w. sporo z barokowego hulaki". I w tekście rozprawy na przemian polemizowałyby oba punkty widzenia. Tych rund nie powinno być więcej niż 3-4, bo zanudzimy czytelnika, co nie pozostanie bez wpływu na ocenę. Język rozprawy niechże będzie staranny, bez ekstrawagancji czy żargonowych wtrąceń. Esej: Reguły wypowiedzi są tu mniej rygorystyczne, niż przy rozprawie, ale za to większe wymogi czytelnicze. ESEJ MUSI BYĆ LEKTURĄ DOBRĄ. Siłą rzeczy przeznaczony jest więc dla tych, którzy potrafią czytelnika zaciekawić problemem. Tez jest w eseju mniej, najczęściej jedna główna, podana od razu na wstępie w postaci jawnej. Np. gdyby chcieć nasz przykładowy temat podać w formie eseistycznej, to wstęp mógłby brzmieć: "Powiedzmy sobie szczerze: średniowiecze to wcale nie tak odległa historia. Wiele jest w każdym z nas rodem z tej epoki pochodzącego 'memento mori'..." W eseju nie wymaga się od autora szczegółowego tłumaczenia się z każdego twierdzenia (jak w rozprawie), ale logicznie powinno wszystko grać. Można posłużyć się językiem bardziej zindywidualizowanym niż przy rozprawie, lecz nadmierna ekstrawagancja dyskwalifikuje pracę. Doskonałym chwytem eseistycznym jest przytoczenie na poparcie jakiejś tezy - anegdoty literackiej lub historycznej (jeśli się ją pamięta). Także osobiste odwołania autora do czytelnika są mile widziane. Jedna generalna zasada - eseiście wolno wiele, jeżeli "uwiedzie" swego czytelnika, porwie go wdziękiem słowa lub zafascynuje problemem. Jeżeli się tego nie potrafi, lepiej brać się za inne formy, np. Szkic: Ogólny zarys problemu, bez wnikania w szczegóły. Tez może być sporo, każdej przydzielamy niewiele miejsca, nie zawsze też musi być czymś podparta. Ale szkic musi dawać jakiś obraz problemu i podejścia autora do tegoż problemu. Nie można mechanicznie wypisać wszystkiego, co się na dany temat wie i nazwać tego "szkicem". Język szkicu powinien być staranny, ale nie przesadnie szkolnie poprawny. Mniej też ważne jest zdanie autora. Celem szkicu jest bowiem zorientowanie czytelnika w prezentowanej tematyce, a nie proponowanie mu własnego zdania. Oczywiście szkic też musi być skonstruowany rzetelnie i ze znajomością reguł budowy tekstu. Właśnie dlatego, że jest on taki bezosobowy - niechlujstwo formalne i językowe mocno obniża jego wartość. Felieton: Gatunek najtrudniejszy. Wymaga nie tyle znajomości problemu, co życia problemem. Felieton jest gatunkiem wypowiedzi najbardziej osobistej. Dlatego nie wymaga się od felietonisty wielkiego uzasadniania tez (z reguły w felietonie jest tylko jedna), ale musi on pisać od serca, żebyśmy mu uwierzyli. Najczęściej formy felietonowe wybierają ludzi piszący o współczesności, czyli na tzw. tematy wolne. Felieton ciężko wytrzymuje sprawy śmiertelnie poważne, bo jest z definicji przeznaczony do spraw lekkich. Podobnie jak esej - musi "się czytać". Ponadto jeszcze dobry felieton musi być tak napisany, żeby dało się od razu wyczuć sympatie, fobie i antypatie autora. Jest felieton formą polemiczną, czyli trzeba wiedzieć, z czym się polemizuje. Musi być napisany lekko i... z wdziękiem. Ci którym poczucie humoru nie dopisuje - niechże się za felieton nie biorą, bo skutki będą opłakane. Język felietonu może być bardzo swobodny. Właściwie nie ma żadnych ograniczeń, poza dobrym smakiem i gustem literackim. Może zawierać wtrącenia żargonowe, gwarowe neologizmy stworzone przez autora (jeżeli są takie, że czytelnik je od razu zrozumie), ulubione słówka itp. Ale nie może być śmietnikiem. Jak wszędzie -obowiązują zasady konstrukcyjne tekstu, choć w felietonie są one najmniej uchwytne. I jeszcze jedno: felieton jest formą stosunkowo małą. Dlatego, jeżeli go wybieramy, można pozwolić sobie na sporządzenie brudnopisu. Z uwagi na bardzo wysokie wymagania literackie stawiane felietonowi - jest to nawet wskazane. Właśnie na felietonie sprawdza się dwuwiersz Mariana Załuckiego: "Autor się musi tak długo męczyć, / żeby czytelnik już nie musiał". Nad felietonem na ostatniej stronie czasopisma spędza się często tak dużo czasu, że nie ma już go na nic innego. Toteż felietoniści biorą najwyższe wierszówki, ale i najsurowiej są na redakcyjnych kolegiach oceniani. Aczkolwiek omawiamy tu pracę z języka polskiego, czyli literatury i kultury, nie od rzeczy będzie zahaczyć o pokrewne dziedziny humanistyczne, przede wszystkim historię. Bo zdarzają się fenomeny, gdy uczeń pisze doskonałą pracę z polskiego i knota historycznego, lub na odwrót. Wywołane to jest niezrozumieniem różnic między wymogami obu egzaminów. Przypomnijmy te różnice: na polskim możemy z powodzeniem eksponować własne sądy, nawet jeśli są ryzykowne. Wszystko to, co sprawia, że czujemy jakąś książkę tak a nie inaczej, więc nasze zdanie podane w tekście, forma pisarska, manipulowanie cytatami i tezami, efektowne wtręty, obliczone na uwiedzenie czytelnika - wszystko to jest w pracy polonistycznej jak najbardziej pożądane. W historycznej - mniej. A to dlatego, że historia operuje faktami realnymi, którymi bez szkody dla rzetelności manipulować nie możemy. Wskazane jest zatem więcej konkretności. Tezy pracy polonistycznej mogą być zahaczone dość dowolnie: o odczucia, zdanie swoje i innych czytelników, natomiast tezy pracy historycznej m u s z ą, ale to absolutnie m u s z ą nawiązywać do znanej nam faktografii. W dodatku nie od rzeczy będzie przypomnieć sobie, że historia dzieje się w porządku chronologicznym. I podobnie skonstruować rozumowanie. Dygresje, jeśli się pojawią, niechże dotyczą omawianego właśnie momentu czasu. Wybór formy literackiej jest równie dowolny, jak przy pracy z polskiego, choć rygory historyczne najczęściej zawężają wybór do trzech form: rozprawy, szkicu, eseju. Dużo ważniejsze niż przy polskim są przy historii związki przyczynowo-skutkowe. A więc umiejętność logicznego, racjonalnego uzasadniania swych sądów musi być maksymalnie wyostrzona i zastosowana. Warto też podać od razu, na wstępie pracy, koncepcję przewodnią, którą przyjęliśmy. Czynimy to, przywołując tytuł książki lub postać i dokonania kogoś, kogo myślą się podpieramy. Warto dodać od razu, jak zrozumieliśmy temat, co często uwalnia od zarzutów niezgodności pracy z tematem. Konstrukcja ramowa pracy musi też być bardziej staranna niż na polskim. Dotyczy to zwłaszcza osób o dużym temperamencie pisarskim lub polemicznym. Mniej "natchnienia", więcej związku z realnością - tak można by w skrócie wypunktować przytoczone przed chwilą rady. Oczywiście o takich drobiazgach, jak ortografia, poprawna stylistyka, estetyka pracy nie wspominamy, bo powinny być rozumiane same przez się. część swego życia zawodowo się skarży, zawsze jest w złym humorze i , opłakując sa Dokonawszy wyboru formy pracy, wynotowawszy tezy i wszystko do nich, dobrze jest na kilka minut wyjść z sali pod pretekstem fizjologicznym (regulamin stwarza takie możliwości). Podobnie - po napisaniu, a przed ostateczną korektą też trzeba sobie dać kilka minut urlopu. To znakomicie relaksuje. Ale jeśli porwie nas natchnienie - piszemy od razu. Zawsze jednak między napisaniem a korektą trzeba się na chwilę od tekstu oderwać, bo natchnienie bywa kapryśne i podsuwa zdania nie zawsze najlepsze. Tych kilka minut przemieni nas z Natchnionych w Korektorów. I dobrze. Lepiej, żebyśmy sami coś poprawili, niż miałby to zrobić oceniający nauczyciel, ze szkodą dla oceny. III. Jak mówić Przebrnąwszy szczęśliwie przez egzamin pisemny - pora na ustny. Pytania są z reguły znane od dłuższego czasu, więc nie ma elementu zaskoczenia. Dlatego dobrze jest raz jeszcze się zrelaksować i wyjechać sobie gdzieś tuż po egzaminie pisemnym. Wyjątkowo lękliwi mogą dla samouspokojenia wziąć do plecaka książki, ale miejmy nadzieję, że świeże powietrze ich otrzeźwi i wyleczy ze stresu, który poza kiepską kondycją doprawdy niczego sensownego nie produkuje. Wróciliśmy więc i oto znów siedzimy na sali. Wylosowaliśmy tematy i mamy kilkanaście minut czasu na przygotowanie się do wypowiedzi. Samą wypowiedź konstruujemy podobnie jak ustną - w oparciu o tezy. Ale nie rozwijajmy ich, tylko hasłowo notujemy. Gdy skończy się nam zasób słów i zdań związanych z jakąś tezą - zerkamy na przygotowaną kartkę i mówimy o następnej. Wypowiedź ustna nie musi być długa, natomiast powinna być płynna. Powinna też być możliwie pełna. Czyli - odsyłamy się do poetyki szkicu. Płynność i swoboda wypowiedzi jest niezmiernie ważna, ona to bowiem stanowi 70% oceny. Jest takie zjawisko, że jeśli ktoś całkiem nawet niegłupi mówi ciężko i duka słowa - zniechęca do siebie najżyczliwszego nawet człowieka. Od czego zacząć naukę swobody mówienia? Jeżeli się jej nie ma, to najprościej... od czytania. Jeżeli mamy np. pytanie "kultura renesansowa" to napiszmy sobie wypowiedź, powiedzmy pięciominutową, na ten temat. Jeszcze raz przyda się stoper - sprawdzimy, ile czasu zajmie nam odczytanie zapisanej własnoręcznie stronicy kancelaryjnej. I tym się kierujemy pisząc wypowiedź. Najlepiej jest skontrolować się, korzystając z magnetofonu. Nie znam lepszej metody na wyleczenie się z przypadkowych "eee...", "hm...", "tego..." itp. kwiatków. Pierwszych kilka napisanych wypowiedzi, jeżeli ktoś wie, że nie opanuje strachu, dobrze jest zapamiętać dosłownie. I umieć je wyrecytować. Przestrzegam jednak przed nauczeniem się na pamięć wszystkich odpowiedzi na wszystkie pytania. Pomijając już olbrzymią pracę, co będzie, jeżeli egzaminator zada jeszcze jakieś pytanie? Stres, strach przed nieznanym i wracamy tam, skąd przyszliśmy - do dukania i wybąkiwania nie powiązanych ze sobą słów. Dlatego umiejętność mówienia trzeba posiąść odpowiednio wcześniej. Jeżeli nie zrobiono tego do początku czwartego roku szkoły średniej - jest to ostatni dzwonek. Gdy ćwiczenia są systematyczne - tych kilka miesięcy powinno wystarczyć. Jeżeli ta przyczyna słabości mówienia leży głębiej, np. w zablokowaniu psychicznym, wyniesionym z domu (bardzo częsty przypadek) - to kapitalnym sposobem na pozbycie się tego bloku jest... wywrzeszczenie się do woli. Pójść w miejsce, gdzie nasze wrzaski nikomu nie będą przeszkadzały i po prostu się wykrzyczeć. Bardzo często po kilku próbach pojawia się "głupawka" lub poczucie śmieszności. Wtedy bierzemy kij i walimy np. po drzewach jednocześnie krzycząc. Doskonalszym, ale i wymagającym większej odwagi sposobem jest takie samo ćwiczenie w gronie kolegów. Każdy kolejno wchodzi w krąg i daje upust swej stłumionej ekspresji. Większość niepowodzeń w publicznych występach, chowanie się za pracą pisemną - ma źródło w niechęci do wyrażania siebie samego. A właśnie ta zdolność jest (nieświadomie często) oceniana na egzaminie ustnym. Gdy nie ma kłopotów z ekspresją - trzeba zabrać się za wiedzę. Pamiętajmy, że wypowiedź ustna nie może być rozwlekła. Nie mogą się powtarzać kilka razy te same informacje. Do tego właśnie służy sporządzona podczas przygotowania "ściąga". Trzeba też przechodzić od wyuczonych kwestii do swobody improwizacji, ćwiczyć pamięć w skojarzeniach na zadany temat. Dobrze jest cały czas, dopóki swobodnie nie mówimy, "podpierać się" magnetofonem, kontrolując swój poziom improwizacji. Wtedy nie będzie kłopotów na egzaminie ustnym, a i na studiach będzie jak znalazł. Słuchając własnego głosu zwróćmy uwagę, czy nam samym przyjemnie się nas samych słucha. Jeżeli tak - nie ma siły, żeby ustny oblać. Aby jakoś wejść do "świata mówionego" - proponuję wykonanie sobie kalendarium wydarzeń kulturowych. np. "Kopernik - renesans - napisał 'O obrotach' - rewolucja filozoficzna". "Kochanowski - renesans - napisał 'Fraszki', 'Treny', 'Psałterz', 'Pieśni' - ojciec polskiego języka literackiego", itp. Taką podstawową faktografię trzeba wkuć, a potem jest już coraz łatwiej. Coraz swobodniej kojarzymy fakty i idee. Ale jeśli ktoś sądzi, że bez jednorazowego wykonania takiej pracy coś będzie mu dane - niechże przejdzie się na pierwszy lepszy egzamin do pierwszego lepszego liceum i zobaczy, jak dukają i pocą się tam jemu podobni "genialni" leserzy. I jeszcze jedna uwaga: NIE OBCIĄŻAJMY PAMIĘCI SZCZEGÓŁAMI! Zaśmiecają one umysł, nic nie dając w zamian. Raczej starajmy się je kojarzyć z całością, której są elementami. I tyle - o samym egzaminie. CZĘŚĆ TRZECIA Powtórka z polskiego I. Literatura starożytna Lektura: Mity greckie (oprac. J. Parandowski); "Odyseja" (tłum. J. Parandowski); fragmenty "Iliady"; Księga Rodzaju, Księga Hioba, kilka psalmów, jedna z Ewangelii, Objawienie św. Jana; fragmenty "Eneidy"; INFORMACJE o: Horacym, Owidiuszu, Homerze, Cyceronie, św. Augustynie (dobrze jest przeczytać choć fragment "Wyznań" tego ostatniego), Marku Aureliuszu. Za najstarsze dzieła literatury naszego kręgu kulturowego uważa się powszechnie: oba wielkie eposy Homera, zapisy mitów greckich oraz Pięcioksiąg (Księgi Mojżeszowe). Utwory homeryckie spisano, w formie jaką dziś znamy, na przełomie VIII i VII w p.n.e., ale ich ustne przekazy są znacznie starsze, siegają czasów wojny trojańskiej (prawdopodobnie X w p.n.e). Najpewniej też gdzieś z tych czasów pochodzą pierwsze redakcje mitów greckich. Mity o stworzeniu świata i o herosach przyniosły na ziemie europejskie plemiona greckie - Achajowie, Dorowie, Jonowie. Mity trojańskie powstały z połączenia wcześniejszych, bliżej nie znanych opowieści z rzeczywistymi faktami historycznymi z wojny trojańskiej. Pięcioksiąg biblijny jest dziedzictwem mitów sumeryjskich i akadyjskich. Stamtąd pochodzi m.in. opowieść o potopie (powtórzona za "Eposem o Gilgameszu"). Do tych półhistorycznych legend dołączano kolejno dzieje ludów praizraelskich, potem dzieje Izraela, i tak, poprzez przekaz ustny z pokolenia na pokolenie, historia była przechowywana. Wśród ludów semickich przekaz za pośrednictwem ludzi o specjalnie ćwiczonej pamięci był bardzo rozpowszechniony. Pierwsze zapisy powstały najprawdopodobniej krótko po wejściu Izraela do Egiptu. Tam też odnalazł je i przypomniał Mojżesz, wychowany na dworze kapłanów egipskich. Pierwszy pełny zapis Pięcioksiągu hebrajskiego powstał już w państwie izraelskim, w czasach Dawida i Salomona (X w. p.n.e). Pozostałe księgi (z wyjątkiem Ksiąg Machabejskich, Pieśni nad Pieśniami i niektórych ksiąg prorockich) spisano w okresie niewoli babilońskiej (VI w. p.n.e.) i krótko potem. Ostatnia praca redakcyjna Starego Testamentu to włączenie Pieśni na Pieśniami po klęsce powstania żydowskiego w I w. n.e. Tyle fakty historyczne. Od strony kulturowo-literackiej oba te praźródła naszej kultury i cywilizacji ukazują dwa oblicza tej kultury. Greckie jest jasne, racjonalne, odwołujące się do rozumu i języka, żydowskie - bardziej mistyczne, sięgające do pokładów tego, co w człowieku nieracjonalne, podległe wierze, a nie wiedzy. Nauka współczesna widzi w mitach i greckich, i biblijnych nie tyle zapis historii, co przegląd wiecznych wzorów zachowań człowieka, zwanych aŹrŹcŹhŹetŹyŹpŹaŹmŹi. Właśnie z uwagi na treści archetypowe mity są tak ważne w poznaniu literatury. W każdym okresie historyczno-literackim możemy wyróżnić kilka postaci, które czerpią z archetypowej skarbnicy. Nawet, jeżeli powtarzają się w kilku epokach (np. Rycerz będzie nam towarzyszył od antyku do renesansu), to w każdej opisywani są przez inne mitologie. Inny jest np. ideał władcy starożytnego (reprezentuje go Mojżesz czy Kreon), a inny średniowiecznego, znany z "Pieśni o Rolandzie". MITY GRECKIE są "przeglądem" najbardziej typowych sytuacji, w jakich człowiek może się znależć. Jest tu i wędrówka (Jazon, Odys), i wojaczka (Achilles), i boje z siłami innych światów (Bellerofont walczący z Meduzą), i cierpienie zasłużone (Tantal, Syzyf), i powstałe w walce o postęp (Prometeusz). Oprócz tego każda mitologia, która legnie u podstaw wielkiej kultury (do dziś żyjemy dziedzictwem kultury antycznej), zawiera k o s m o g o n i ę, czyli mniemaną historię powstania Ziemi, oraz k o s m o l o g i ę, czyli "naukę" o obecnym stanie świata (obecnym w sensie 'bliskim pierwszym słuchaczom mitów') i miejscu w tym świecie człowieka. Kosmogonia grecka wywodzi Ziemię i cały Wszechświat z Chaosu, czyli stanu pierwotnego niezróżnicowania (fizyk powidziałby: stanu o wielkiej entropii). Z niego miałby się poprzez pracę pokolenia Tytanów i późniejszych od nich bogów olimpijskich ukształtować Wszechświat. W kosmologii mitologicznej człowiek jest związany z istotami podobnymi do niego i fizycznie, i psychicznie -z bogami. W odróżnieniu od człowieka są oni nieśmiertelni. Związek człowieka z bogami jest w mitologii greckiej partnerski: człowiek poprzez składanie ofiar podtrzymuje świat bogów, korzystając za to z ich mądrości. Czasem też bóg użycza człowiekowi bezpośrednio jakiejś swej mocy lub jej cząstki. Bogowie używają energii ludzi do swych celów (na tym oparta jest intryga prowadząca do wojny trojańskiej). Mity greckie nie są jednolite. Powstawały długo, a ich początki giną w pomroce dziejów. Ale można prześledzić, które mity są najstarsze, a które najmłodsze. W wielu opowieściach powtarzają się motywy znane z innych - takie mity są bez wątpienia późniejsze. Najbardziej reprezentatywny jest tu mit o Heraklesie, którego dwanaście prac to wcześniejsze opowieści lub ich przeróbki włączone w większą całość. Ważną rolę w mitach i w ogóle mitologiach odgrywają liczby, które według nich są ważne dla Wszechświata, np. wspomniane dwanaście prac Heraklesa odpowiada swym charakterem dwunastu znakom Zodiaku. Trudno jest uchwycić granicę między mitologiczną historią a faktami historycznymi. Np. mity trojańskie i potrojańskie, spisane w formie dramatu przez wielką trójcę tragików greckich (Eurypides, Ajschylos, Sofokles), zawierają zarówno fakty (historia zdobycia Troi), jak i inne mity (opowieści o Antygonie, historia Edypa, historia rodu Atrydów, itp). MITY BIBLIJNE, podobnie jak greckie, nie są jednolite. Nawet w niewielkim fragmencie Księgi Rodzaju są dwie historie stworzenia świata i człowieka. Opowieść biblijna jest jednak bardziej od mitów greckich historyczna. Sprzyjało temu istnienie ludzi o specjalnie ćwiczonej pamięci, którzy spełniali rolę kronikarzy. Takich kronikarzy miały wszystkie ludy semickie, nie tylko Żydzi. Dzięki wielu pokoleniom takich "żywych kronik" spisano ostatecznie to, co dziś składa się na Pismo święte Starego Testamentu. Rozpowszechnianie alfabetu wśród Izraelitów przypada mniej więcej na czasy Sędziów (ok. XI w. p.n.e.), ale ostateczna redakcja Pięcioksiągu to czasy Dawida i Salomona (X w. p.n.e). Resztę ksiąg spisano w niewoli babilońskiej i po niej. Stary Testament dzielony jest zazwyczaj na trzy wielkie części: księgi historyczne (Pięcioksiąg, Księgi Sędziów, Jozuego, Królewskie, Kronik, Księgi Machabejskie), księgi nauk (Psalmy, Kaznodzieja Salomonowy, Mądrość Syracha, Eklezjastyk, Przysłowia Salomonowe) i księgi prorockie (czterej Prorocy Więksi: Jeremiasz, Daniel, Ezechiel, Izajasz oraz mniejsze księgi prorockie, zwane Księgami Proroków Mniejszych). Niektórzy badacze w specjalną grupę ujmują jeszcze Księgę Ruty i Księgę Estery, jako przekaz wprawdzie historyczny w formie, ale nie potwierdzony. W ogóle Pismo święte jest bardziej udokumentowane historycznie niż mity greckie. Mniej też znajdziemy tu wzorów zachowań archetypowych. Część mitologiczna to właściwie tylko Księga Rodzaju. Pogłos mityczny znajdziemy też w księgach nauk biblijnych. Mitologia grecka nie znała takiego skondensowanego wykładu nauki, jak w Piśmie świętym. Takie wykłady dawali w świecie greckim ludzie znani z nazwiska. Biblijnych ksiąg nauk, choć mają autorów, nie można jednoznacznie przypisaniać takiemu czy innemu człowiekowi. Najczęściej ktoś, kto podaje się za autora, jest tylko redaktorem, porządkującym wersje wcześniejsze, a zdarza się, że autor uznawany jest przez tradycję wbrew faktom historycznym (tak jest z Psalmami - długo myślano, że ich autorem jest rzeczywiście król Dawid). Koncepcja współzależności Boga i człowieka jest w Starym Testamencie zasadniczo odmienna niż u Greków. Bóg Żydów to nie partner człowieka, lecz jego władca absolutny i właściciel. Człowiek, chce czy nie chce, musi wykonywać wolę Boga, a jeśli odmawia tego - jest bezlitośnie i surowo karany. Bóg w Starym Testamencie używa człowieka do działania w świecie materialnym, aby zademonstrować swą potęgę. O ile bogowie greccy bywali bezsilni bez pomocy cielesnych ludzi, o tyle Jehowa może działać sam. Człowiek, jeżeli współdziała z nim (poprzez niewolnicze poddanie), otrzymuje szczęśliwe i bez trosk życie, a po śmierci - przebywanie z Bogiem (w mitologii greckiej bóg daje człowiekowi "szczęście" tylko w ramach swych kompetencji, np. łaska Posejdona to szczęście w podróżach morskich, ale już na lądzie rządził kto inny. Jehowa jest wszechmocny, zwrócenie się do niego rozwiązuje, w myśl biblijnych przekazów, każdy problem). Druga myśl biblijna to powołanie narodu żydowskiego do głoszenia nauk o Jedynym Bogu. Aby jakoś zachować odrębność tej wiary, Żydzi musieli się odróżniać od innych nacji. Stąd tak rygorystyczne Prawo, stąd niechęć do nawiązywania kontaktów i wojowniczość starotestamentowego Izraela. Właściwie jedyne prawa ściśle, w nowoczesnym znaczeniu, religijne to Dekalog, powtórzony potem przez Jezusa. Reszta przepisów ma znaczenie albo rytualne (obrzezanie stosowane było przez wiele cywilizacji starożytnych jako znak przynależności do kasty kapłańskiej - Żydzi mieli być przecież narodem proroków i kapłanów), albo... higieniczne (no tak, bo wieprzowina, której Żydzi nie jadają, to mięso nie najlepszej jakości i łatwo się psujące, zwłaszcza w gorącym klimacie Palestyny. Podobne znaczenie ma nakaz mycia rąk, czy oczyszczania się kobiet po menstruacji). Dużą część Prawa Mojżesz zaadoptował z Kodeksu Hammurabiego, znanego na dworze kapłanów egipskich. KSIĘGA HIOBA, należąca do poetyckich ksiąg Starego Testamentu, jest - w swej warstwie "nauczającej" - wykładnią cnót Izraelity. Musi on więc wierzyć Bogu ślepo, bez względu na okoliczności świata zewnętrznego. Musi być w obliczu Boskich wyroków losu głuchy na argumenty logiczne (takie przytaczają przecie przyjaciele Hioba!). W zamian jest nagradzany przez tegoż Boga zwrotem bogactwa i znaczenia, a nawet ich pomnożeniem. Dać się Bogu używać, polegać tylko na sile swej wiary a wszystko ułoży się jak najlepiej - tak można by sformułować przesłania tej księgi. PSALMY to w powszechnej opini najbardziej natchniona część Starego Testamentu. Te 150 krótkich utworów, wychwalających wszechmoc Boga i jego szczodrość wobec Izraela, to twory z co najmniej kilku stuleci. Zanotowano je w wersjach przypuszczalnie najczęściej w świątyni jerozolimskiej słyszanych. Mówimy "najczęściej", gdyż ani melodie, ani słowa psalmów nie były rygorystycznie przez kolejnych przodowników świątynnego chóru przestrzegane. Pogłoska, jakoby ich autorem był król Dawid, panujący w latach 940 - 920 p.n.e., bierze się stąd, że rzeczywisty autor, piszący już w czasach niewoli babilońskiej, celowo odwoływał się do lepszych czasów, kojarzonych przez Żydów ze szczytem potęgi Izraela. Reprezentują też psalmy ostateczne skrystalizowanie się formy klasycznej poezji hebrajskiej. Przeważnie budowane są z większej liczby "cegiełek", jakimi są dwuwersowe całości: jeden wers w tonacji wznoszącej, drugi w opadającej. Poezja hebrajska nie znała rymu, nie liczyła głosek ani akcentów frazowych czy wyrazowych. Wyróżnikiem poetyckim było wpasowanie się w linię melodyczną o określonej ilości szczebli. Właściwość tę warto znać, bo do niej odwoływali się i tłumacze Psałterza, i wielu poetów tworzących utwory o tematyce religijnej. EWANGELIE, mimo że bliższe sobie chronologicznie niż księgi Starego Testamentu, nie są zgodne ani w relacjonowaniu życia Jezusa, ani jego nauki. Najstarsza z Ewangelii - św. Marka - powstała prawdopodobnie 20 do 30 lat po śmierci Jezusa, najpóźniejsza (św. Jana) spisana została prawie pół wieku po pierwszej. Zachowały się też ewangelie apokryficzne (nie uznane przez władze kościelne za natchnione i dlatego nie włączone do Pisma świętego), spisywane przez apostołów i innych świadków wydarzeń w Palestynie u początków naszej ery. Ówczesna społeczność Izraela daleka była od świetności czasów Dawida i Salomona. Działały cztery wielkie stronnictwa polityczno-religijne: faryzeusze, chętnie uzupełniający tradycję przekazami późniejszymi, saduceusze, wywodzący swój ród od Sadoka, kapłana świątyni jerozolimskiej z czasów powrotu z niewoli babilońskiej, zawzięci tradycjonaliści i wrogowie faryzeuszów, było stronnictwo zaciekle walczące z panowaniem rzymskim - zeloci, używający judaizmu jako ideologii politycznej. Była wreszcie sekta esseńczyków (od jeziora Essen w Galilei), starająca się trzymać nie litery, lecz ducha Prawa, dążąca do zreformowania religii żydowskiej. (Istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że Jezus miał coś wspólnego z esseńczykami). A właśnie nauka Jezusa - apolityczna, odległa od spraw doraźnych - dla Żydów była jak iskra padająca na beczkę prochu. Pamiętano proroctwo o Mesjaszu, co miał wyzwolić Żydów od wszelkich zależności i osadzić na tronie świata. Jezus szybko został obwołany Mesjaszem i - wbrew chyba swej własnej woli - stał się osobą polityczną. Tego Rzymianie tolerować nie mogli. Krzyżowanie było przez rzymskich prokuratorów stosowane chętnie i często, podobnie jak posługiwanie się "wolą ludu" (co miało miejsce z Barabaszem i Jezusem). Takie jest historyczne tło Ewangelii. W swej warstwie literackiej Ewangelie pełne są celnych przypowieści, charakterystycznych dla tradycji Wschodu. Które z nich rzeczywiście wypowiedział Jezus -ustalić niepodobna. Charakterystyczne jest, że każda z Ewangelii ujmuje życie Jezusa inaczej: Marek podkreśla cuda, Mateusz koncentruje się na treściach etycznych nauki przekazanej słuchaczom, Łukasz dba o szczegółową, kronikarską relację, wreszcie Jan, znacznie późniejszy od pozostałych Ewangelistów daje pogłębioną refleksję o całości opisanych zdarzeń, podkreślając nie surowość, lecz łagodność Jezusa i jego miłość ku innym ludziom. Ewangelie szybko weszły do kanonu lektur literatury światowej. Od nich zaczyna się w kulturze europejskiej topos (wątek) ofiary uczynionej ze swego życia dla jakiejś idei lub aby ocalić innego człowieka czy grupę ludzką. OBJAWIENIE ŚW. JANA TEOLOGA, inaczej Apokalipsa, powstałe wg tradycji na wyspie Patos w 212 r. n.e. kończy Nowy Testament. Zostało doń włączone po soborze nicejskim, który odbył się w roku 325 n.e. Obrazy, jakie miał ujrzeć we śnie, Jan przedstawił tak sugestywnie, że w języku potocznym słowo "apokalipsa" oznacza katastrofę, na którą długo się pracowało, lekceważąc ostrzeżenia. Stanowi też Apokalipsa ważny etap w rozwoju myśli filozoficznej chrześcijaństwa. Po Żydach przejęło ono wiarę, że podobnie jak świat miał swój początek - Stworzenie - tak będzie miał i koniec -Unicestwienie. Poprzedzone to miało być Sądem Ostatecznym, na który każdy człowiek zostanie przez Jezusa wezwany i osądzony. Dotyczy to i ludzi żyjących współcześnie z autorem Objawienia, i wcześniejszych, i późniejszych. Enigmatyczne słowa "czas blisko jest", w zestawieniu z obietnicą rychłego powrotu Jezusa, spowodowały, że pierwotni chrześcijanie nie cenili życia doczesnego. "Apokaliptycznymi" wizjami straszą od tego czasu wszyscy fałszywi i prawdziwi prorocy. Nie ma też chyba pisarza, który na Apokalipsie nie nauczyłby się plastycznego snucia wizji. Na LITERATURĘ RZYMU składają się przede wszystkim dzieła twórców złotego wieku tej literatury - Horacego, Wergiliusza, Owidiusza, Katullusa, Cycerona, Seneki. Nie do pominięcia jest też "Wojna galijska" Juliusza Cezara, dzieło o niewątpliwych walorach literackich. Wieki późniejsze dodały jeszcze znakomite zapiski cesarza-filozofa, Marka Aureliusza, "Dzieje" historyka Tacyta, pisma Ojców Kościoła, no i przede wszystkim znakomicie napisane i do dziś doskonale się czytające "Wyznania" Augustyna Aureliusza (św. Augustyna). ENEIDA Wergiliusza powstała z pobudek politycznych. Miała sławić wielkość Rzymu pod rządami Oktawiana Augusta. Łączy wątki z "Iliady" (wojna o Lacjum, jaką bohater poematu, Eneasz, toczy z miejscowymi plemionami) i "Odysei" (wędrówka Eneasza z płonącej Troi do Lacjum). Wergiliusz dał literacką podbudowę dumie Rzymian, którzy właśnie położyli podwaliny pod najtrwalsze z dotychczasowych imperiów. Literacko uzasadnił dzieje Rzymu. Np. zniszczenie Kartaginy (militarnie bezsensowne) wytłumaczył klątwą dawnej kartagińskiej królowej, Dydony, którą Eneasz musiał porzucić, aby spełnić cel swej wędrówki. Zakochana i zdradzona królowa rzuca się na płonący stos, z którego miota przekleństwo na ród Eneasza (czyli Rzym). Zniszczenie fizyczne Kartaginy (nie pozostał z niej kamień na kamieniu) miało jakoby niwelować klątwę i otworzyć Rzymowi jasną przyszłość. HORACEGO uważa się za jednego z największych poetów starożytności w ogóle. Jego dorobek jest stosunkowo skromny ilościowo. Pozostawił "Carmina" ("Pieśni"). Są to krótkie utwory liryczne, których treścią jest spokojne życie wiejskie. W niektórych pojawiają się akcenty okolicznościowe (np. pieśń "Na zwycięstwo po Akcjum" powstała po pobiciu przez flotę Oktawiana wojsk Antoniusza i Kleopatry w 31 r. p.n.e.), ale nie są dominujące. Na uwagę zasługuje mistrzostwo formalne tych utworów, jakiego literatura Rzymu nigdy już potem nie prześcignęła. OWIDIUSZ zasłynął najpierw jako autor frywolnej "Sztuki kochania" ("Ars Amandi"), za którą został przez pruderyjnie nastawionego Augusta zesłany na prowincję. Tam, na wygnaniu powstało najświetniejsze dzieło Owidiusza - "Przemiany". Jest to poetycki wykład mitologii, powiązanej z historią. Historia rozwija się wg Owidiusza od mitów poprzez wojnę trojańską, starożytną Grecję aż do czasów poecie współczesnych. Kończą się "Przemiany" apologią Augustowego Rzymu. Z pomniejszych autorów tego okresu na uwagę zasługuje SENEKA, filozof i nauczyciel Nerona (nie bardzo się na uczniu sprawdziły przykazania mistrza!) oraz CYCERON, znakomity mówca, którego mowy są do dziś obowiązkową lekturą studentów prawa we wszystkich krajach. Złoty wiek literatury rzymskiej był jednocześnie jedynym dłuższym okresem pokoju w dziejach Rzymu. Tylko wtedy też zaistniały warunki, aby pod możnym i hojnym protektoratem Oktawiana Augusta i przy wsparciu Mecenasa (od jego nazwiska wzięła nazwę instytucja mecenatu) rozwinęły się sztuki piękne. Bo Rzym nie bardzo gustował w wykwintnej sztuce. Raczej pociągały jego obywateli zajęcia administracyjne i wojenne. WYZNANIA św. Augustyna, napisane już w Rzymie chrześcijańskim (druga połowa V w. n.e.) to przykład usamodzielniania się piśmiennictwa chrześcijańskiego, jego oddzielania się od tradycji starożytnej. Są bowiem "Wyznania" i starożytne w swym zrelaksowaniu i średniowieczne w tych partiach, które mówią o bojaźni bożej, w starożytności pogańskiej niemal nie notowanej przez literaturę. Sam Augustyn przebył długą drogę. Był pierwotnie manichejczykiem i dopiero na krótko przed śmiercią nawrócił się na chrześcijaństwo. Żył na sposób całkowicie rzymski, daleki od kojarzonej z chrześcijaństwem ascezy. Jako biskup miasta Hippona też nie narzucał bliskich i powoli już rozpoczynających się średniowiecznych praktyk. Toteż tym cenniejsze są te partie "Wyznań", gdzie spod pogańskiej maski wyziera pełny dramatyzm właściwy następnej epoce. II. Średniowiecze LEKTURA: "Bogurodzica", "Pieśń o Rolandzie", fragmenty "Kroniki" Galla Anonima, "Rozmowa mistrza Polikarpa ze Śmiercią", "Legenda o św Aleksym", "O zachowaniu przy stole" lub "Satyra na leniwych chłopów". INFORMACJA: o poezji trubadurów, o przekładach Pisma świętego na język polski, o poetach polsko-łacińskich (głównie Klemens Janicki i jego "Elegia o sobie samym do potomności"), o opowieściach arturiańskich, o filozofii średniowiecza (Abelard, św. Tomasz z Akwinu), o dramatach średniowiecznych (misteria, moralitety). Osobno a dogłębnie - Dante i Petrarca. rych Mickiewicz się zaliczał. Widać w wysoce niedojrzałej a obliczonej chyba tylko na poklask decyzji działalności wojskWieki średnie to cały tysiąc lat. Za umowne daty przyjmuje się powszechnie: początkową - rok 476, czyli obalenie ostatniego zachodnio-rzymskiego cesarza Augustulusa i końcową - 1453 (upadek Konstantynopola) lub 1492 (odkrycie Ameryki i upadek ostatniej twierdzy arabskiej na terenie Hiszpanii - Grenady). Okres ten nie jest jednolity ani dziejowo, ani kulturowo. Lata 476-800 to okres wylęgania się nowej formacji kulturowej, gdy niewiele mamy dzieł znaczących (być może dlatego, że się nie zachowały). Okres Francji Karola Wielkiego dał tzw. chansons de geste (pieśni o czynach bohaterskich), których znakomitym przykładem jest "Pieśń o Rolandzie". Jednocześnie na Rusi powstają tzw. latopisy - kroniki o wysokich nieraz walorach artystycznych, jak choćby "Słowo o wyprawie Igora". Do poetyki karolińskiej nawiązał m.in. Gall Anonim. Czasy późniejsze to bujny rozkwit filolozofii i związanej z nią twórczości religijnej i świeckiej. Początkowo była to filozofia neoplatońska w wydaniu wędrownych kaznodziejów-mistyków, takich jak św. Franciszek z Asyżu, czy mniej znani: Henryk Suzo i Mistrz Eckhard. W tym też czasie zaczyna się hagiografia (żywoty świętych). Ostatni okres średniowiecza wiąże się z wystąpieniem dominikanina św. Tomasza z Akwinu. Stworzony przez niego na użytek i zamówienie papiestwa system filozoficzno-teologiczny zwany t o m i z m e m stał się podstawą kultury wieków XII-XV. Przemiana, jaka zaszła w średniowieczu w stosunku do starożytności, to inny układ społeczeństwa, gdzie nie ma już pracy niewolniczej. Podstawą produkcji staje się ziemia z osadzonymi na niej wolnymi chłopami. Kształtuje się feudalizm. Najważniejsze dla dziejów kultury jest to, że tradycyjnie kulturotwórcza warstwa społeczna - arystokracja, książęta, królowie, rycerze - jest ... niepiśmienna. Tak niezbędna dla ciągłości kultury instytucja, jak biblioteka - przenosi się do klasztoru, najczęściej mnisi stają się kronikarzami i poetami. Skupienie wiedzy i nauki w rękach zakonników i w ogóle ludzi związanych z hierarchią kościelną - to jeden z filarów średniowiecznego uniwersalizmu kościelnego. Powstanie pierwszych zakonów (wieki IX-X) to jednocześnie okres tuż pokaroliński, kończący czasy wspaniałych rycerzy, którzy od tej pory bardziej będą wzorem do naśladowania i wspomnieniem dawnych czasów, niż rzeczywistością. Feudalna struktura świecka ówczesnych państw z jej zależnościami wasalnymi doskonale uzupełniała strukturę kościelną, o równie rozbudowanych hierarchiach. Struktury te były bardzo podobne jedna do drugiej, choć powstały niezależnie. Każda też uważała, że to ona jest pierwotna, co znalazło namacalny wyraz w sporze o inwestyturę. Świat średniowieczny jest zatem hierarchiczny i wielopiętrowy. Jego główni mieszkańcy to postacie Rycerza, Króla i Świętego. Rycerz przedstawiany bywa jako wojownik bez skazy, nigdy nie podający tyłów i - co istotne z punktu widzenia hierarchiczności średniowiecznego świata - zawsze wiernie służący swemu suwerenowi, nawet za cenę życia. Tak jest w "Pieśni o Rolandzie", która opisuje bitwę z militarnego punktu widzenia bezsensowną. Podobnie wierni swemu królowi są Rycerze Okrągłego Stołu. Król to w literaturze średniowiecznej władca idealny, o władzy nadanej przez Boga, a przez to niekwestionowalnej. Coś z blasku władcy przelewa się na jego poddanych, o ile spełniają królewską wolę. Średniowieczną receptą na dobro państwa jest posłuszeństwo królowi - namiestnikowi i odbiciu Boga na ziemi. W przeciwieństwie do pozostałych dwu postaci Święty nie jest tak statyczny i niezmienny. Przeciwnie: raz po raz ociera się on o granice "przyzwoitości" zastanego świata. Żywoty świętych, jakich w średniowieczu i potem krążyło sporo, relacjonują żywoty najczęciej wcale niepiękne: egoistyczne, pełne uciech światowych. Świętość powstaje, gdy ktoś taki orientuje się, że grozi mu zagłada na Sądzie. Wtedy ma do wyboru: 1. porzucenie wiary, 2. herezję albo 3. pokutę i stanie się "bardziej papieskim od papieża". Żywoty świętych opisują ludzi, którzy dokonali trzeciego z wymienionych wyborów. Trzy są również główne składniki kulturotwórcze średniowiecznej Europy: dziedzictwo celtyckie, romańskie i germańskie. Dwa ostatnie jaśnieją pełnym blaskiem w literaturze i sztuce średniowiecza, trzecie spełnia rolę "ciemnej strony Księżyca", cech nieuświadamianych lub spychanych do kategorii zwid, mar, duchów itp. bytów. Romańskie średniowiecze wydaje Króla, Rycerz jest ucywilizowanym przez Rzym niedawnym germańskim barbarzyńcą, wiernie służącym (jak to neofita) nowemu panu. Postać celtycka - druid - jest jednocześnie magiem, szamanem, kimś znającym pradawną mądrość i umiejącym z niej korzystać przy minimum własnego wysiłku. Druidyczny rodowód ma czarownik Merlin, wierny towarzysz króla Artura. (Jak wiadomo z historii powszechnej, kultura celtycka została wyparta z Galii i Anglii przez Rzymian i Germanów. Zachowała się - a i to we fragmentach - w Irlandii. Celtyckiego pochodzenia są legendy o losach Tristana i Izoldy. Opowieści germańskie mają zakorzenienie w mitologii - zwłaszcza skandynawskiej, spisanej jako "Edda poetycka" - a romańskie w faktach historycznych. Wróćmy jeszcze na chwilę do postaci Świętego. Oprócz tego, że jest on autentycznym odkryciem średniowiecza, jego nowością kulturową w stosunku do starożytności, spełnia i bardziej prozaiczną rolę - wypełnia pustkę po pogańskich bóstwach opiekuńczych. Kult świętych, którym powierza się a to woźniców, a to jakiś gaj czy jezioro, to pogłos czci oddawanej politeicznym bóstwom starożytności pogańskiej. Kierunek ruchu średniowiecznego świata jest jeden - do góry, ku Bogu. Cała kultura gotyku (jakby nie patrzeć, najbardziej rozwiniętej i najpiękniejszej części średniowiecza) przeniknięta jest wznoszeniem się - od strzelistości katedr do wzniosłości utworów literackich. Oczywiście, miało średniowiecze swoje profanum. Nawet więcej, można zaryzykować stwierdzenie, że człowiek ówczesny nie rozróżniał sacrum od profanum. To jeszcze jeden przyczynek do Świętego - był nim ktoś, kto orientował się, że powyżej pewnego poziomu oba światy rozchodzą się w sposób nieodwołalny. Musiał wybierać. Dokonawszy wyboru sacrum - zostawał świętym. LITERATURA ŚREDNIOWIECZNA w stosunku do starożytnej wydaje się zubożona. Mniej jest form wyrazu. Poezja staje się mniej wyrafinowana. Pojawia się w niej rym, który był nieobecny w "wyższej" poezji starożytnej, a do średniowiecznej przywędrował z pieśni ludowej. Zasadnicze formy poetyckie to: pieśni w rodzaju "Bogurodzicy", hymny pisane przez zakonników, wierszowane żywoty świętych, jak choćby "Legenda o świętym Aleksym". W formę wierszowanego pseudopoematu chętnie ubierano też - ze względów mnemotechnicznych - nauki moralne lub pouczenia dla maluczkich, w rodzaju "Rozmowy mistrza Polikarpa ze Śmiercią". Pod koniec średniowiecza pojawiają się bardziej zindywidualizowane formy wypowiedzi przede wszystkim poetyckiej; przykładmi są tu "Wielki Testament" Villona, "Sonety do Laury" Francesco Petrarki, a nade wszystko "Boska Komedia" Dantego. Formy prozatorskie służyły tłumaczom Biblii na języki narodowe (szczególnie chętnie przekładano Psalmy). Osobliwą formą prozy stały się średniowieczne kroniki, z których wyrosły zarówno francuskie chansons de geste, jak i angielskie opowieści Okrągłego Stołu, wreszcie prozatorskie były kazania, pisane na użytek Kościoła jako gotowe "kostki" do wykorzystania przez księży w ich codziennej praktyce. Piękne przykłady tych ostatnich to polskie "Kazania Świętokrzyskie" czy arcydzieło literatury wczesnopolskiej - "Rozmyślanie Przemyskie". Formą pośrednią była proza rymowana (spisane są nią wcale znaczne fragmenty "Kroniki polskiej" Galla Anonima). Aczkolwiek łacina była językiem urzędowym całej Europy średniowiecznej, języki narodowe były w użyciu. Daje się zaobserwować pewne prawidłowości: o ile wszystkie ważne dokumenty i kroniki spisane są po łacinie, to utwory uznane za arcydzieła powstały właśnie w językach narodowych. BOGURODZICA jest najstarszym polskim utworem o takiej doskonałości artystycznej. Niejednolita, oprócz strof zakończonych zwrotem "Kyrie eleison" (gr. "Panie, zmiłuj się") ma jeszcze kilkanaście strof co najmniej o stulecie późniejszych. Dwie najstarsze strofy uważane są za pierwszy polski hymn, pochodzą najprawdopodobniej z drugiej połowy wieku XVI, choć zdarzają się wśród filologów i datowania wcześniejsze. Legendę o tym, jakoby autorem pieśni był św. Wojciech, trzeba niestety odrzucić. "Bogurodzica" jest kapitalnym przykładem na odbicie hierarchiczności średniowiecznego świata w literaturze. Podmiot liryczny utworu zwraca się najpierw do Maryi (Bogurodzicy) przypominając o dziele Jana Chrzciciela, potem prosi o zaniesienie modlitwy do Jezusa, a dopiero ten przedstawia ją Bogu Ojcu. Życzenia są zgrzebne i proste: na świecie "zbożny pobyt", czyli spokojne życie, po śmierci "rajski przebyt", czyli przebywanie z Bogiem w Raju. Właśnie ta skromność i naturalność prośby czyni z "Bogurodzicy" dzieło znakomite, korzystnie pod względem artystycznym odbijające od przegadanych hymnów, jakich ówczesna Europa wydała sporo. KRONIKA GALLA ANONIMA powstała w początkach wieku XII. Jej autor to mnich, przypuszczalnie przybyły z Francji i osiadły na dworze Bolesława Krzywoustego. Poetyka "Kroniki" wskazuje, że Gall zna jeżeli nie większość, to w każdym razie sporo karolińskich chansons de geste. Bolesław Krzywousty ma w jego ujęciu i znakomity rodowód (sięgnięcie do tradycji Bolesława Chrobrego), i cudowne narodziny, i wspaniałość nie ustępującą Karolowej. Podobnie ceremonialnie potrakował Gall Bolesławowych wojów. Było to tym łatwiejsze, że ówczesna organizacja piastowskiego dworu nieco przypominała karolińską - we Francji nie istniejącą już od trzech stuleci. PIEŚŃ O ROLANDZIE należy do tylekroć wspominanych chansons de geste. Nie wiemy dokładnie, kiedy ją spisano ani kim był tajemniczy Turold, figurujący jako narrator. Budowa utworu - krótkie migawki - może sugerować kompilację kronikarskich drobiazgów, pozbieranych od różnych obserwatorów. W rzeczywistości bitwa opisana przez Turolda to mało istotna potyczka, w której istotnie poległ Karolowy rycerz imieniem Roland. Nic więcej nie wiemy o historycznej części zdarzenia. W tekście mamy typowe elementy średniowiecznego stylu: gloryfikację bohaterstwa, schemat czarno-biały, zafascynowanie brutalnością i okrucieństwem walki, wreszcie moralizatorską (z odcieniem chrześcijańskim) postawę narratora. ROZMOWA MISTRZA POLIKARPA ZE ŚMIERCIĄ jest przykładem literatury spod znaku "Memento mori" (Pamiętaj, że umrzesz). Utwory takie, często mniej lub bardziej makabryczne (to też jest w "Rozmowie", w mało apetycznym raczej opisie śmierci), miały przypominać ludziom o konieczności kultywowania cnót chrześcijańskich. Czasem pojawia się w nich refleksja głębsza - o znikomości człowieczego bytu wobec Wieczności Boga. LEGENDA O ŚW. ALEKSYM to typowy przykład hagiografii średniowiecznej ubranej w rymy. Żywot też raczej typowy dla świętego. (Św. Aleksy z wierszowanej wersji legendy jest wręcz modelowy). Duża część żywotów świętych to właśnie dydaktyczne opowiastki o tym, jak człowiek żyjący w grzechu lub choćby tylko w bogactwie nagle nawraca się i za niedawne grzechy pokutuje. Sporo też jest o uświęcającym męczennictwie -przykładem może być choćby św Wojciech. O ZACHOWANIU SIĘ PRZY STOLE. Pod koniec średniowiecza zaczęła się pojawiać literatura czysto świecka, sławiąca oficjalnie uroki światowego życia, przez całe niemal średniowiecze potępianego przez Kościół. Ale życie ma swoje prawa i patrząc na rosnącą swobodę życia kleru - również autorzy świeccy pozwalali sobie na więcej. Przywołany wierszyk autora ukrywającego się pod pseudonimem "Słota" dowodzi, że biesiadowano i dbano o dobre na tych biesiadach maniery. "O zachowaniu" to rodzaj samouczka dla ludzi młodych, zamierzających z arystokratyczną godnością wejść w kręgi lepszego towarzystwa (tylko takie biesiadowało - innych nie było na to stać). Drugi utwór Słoty, "Satyra na leniwych chłopów", dowodzi początków napięć ekonomicznych na wsi polskiej, już wtedy pańszczyźnianej. BOSKA KOMEDIA Dantego jest tym samym dla średniowiecza Europy, czym była "Eneida" dla świadomości Rzymian. Nieprzypadkowo zresztą przewodnikiem Dantego po świecie jest Wergiliusz. Daje Dante pełny wykład poglądów ówczesnych na budowę świata i miejsce w tym świecie człowieka. Jest tu i hierarchiczność tego świata (dół - piekło i czyściec, środek - ziemia, góra - niebo i Raj), i zasady Bożej sprawiedliwości i miłości, tak jak pojęcia te wtedy rozumiano. FRANCESCO PETRARKI "Sonety do Laury" są jakby uzupełnieniem tego, co dał Dante w swym poemacie. Uzupełniają kosmologiczne i kosmogoniczne wizje Dantego przeżyciami wewnętrznymi. Najważniejsza jest tu miłość kobiety i mężczyzny. Ale nie seksualna, bo seksualizm jest u Petrarki praktycznie nieobecny: miłość dwojga ludzi zostaje włączona w hierarchię świata. Służy zbawieniu mężczyzny przez kobietę i na odwrót. Petrarca sięga do starych koncepcji z początków chrześcijaństwa. Kobieta jest materią, bytem upadłym, a mężczyzna łącząc się z nią również upada. Ale poprzez miłość, jaka łączy ich cielesne, materialne powłoki, oczyszczają oni materię i podnoszą na poziom Boga. Utrata kochanki oznacza kres możliwości pracy nad zbawieniem i rozumiana jest przez Petrarkę jako tragedia nieodwołalna. DRAMAT ŚREDNIOWIECZNY rozwija się powoli. Początkowo teatr był w ogóle potępiony, jako rozrywka pogańska. Dopiero w XI-XII w. pojawiają się pewne formy teatralne, grywane podczas świąt kościelnych. Są to mirakle i misteria, oparte na treściach ewangelicznych. Wystawiano je najczęściej po kościołach, z czasem także na rynkach dużych miast. Dalekim pogłosem misteriów jest spisana w XVI wieku przez księdza Mikołaja z Wilkowiecka "Historyja o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim". Z czasem do historii kościelnych aktorzy dołączyli interludia, czyli krótkie wstawki na tematy aktualne, często podpatrzone z życia miasta, w którym grano. Oryginalnym dokonaniem dramatycznym średniowiecza jest moralitet, czyli sztuka o mniej więcej takim schemacie: po śmierci kilkoro ludzi jest sądzonych przed Bogiem. Zawsze w moralitecie zbawiony zostaje ten, kto żył zgodnie z regułą narzuconą przez Kościół. Najbardziej znanym moralitetem jest angielska sztuka "Everyman" ("Każdy"), tłumaczona i adaptowana niemal w całej Europie. UTWORY DROBNE, najczęściej o nieustalonym i niemożliwym już dziś do ustalenia autorstwie, to dzieło licznych w średniowieczu wędrownych poetów (znanych pod różnymi nzazwami: trubadurów, truwerów, rybałtów, minnesingerów, bardów czy mistreli). Zachowało się ich sporo. Najbardziej znane są utwory grupy trubadurów z Prowansji, znanych z imienia. Są to erotyki nawiązujące do Petrarki tak w warstwie formalnej, jak i myślowej. LIRYKA RELIGIJNA, też jako tako znana, reprezentowana jest przez utwory takie, jak choćby "Stabat Mater" - lament Marii pod Jezusowym krzyżem czy nawiązujące do "Stabat Mater" polskie "Żale Matki Boskiej pod krzyżem". Pisywali te utwory przeważnie zakonnicy, czasem dla pouczenia maluczkich, czasem po prostu dla urozmaicenia dość monotonnego repertuaru modłów. III. Odrodzenie (renesans) LEKTURA: Mikołaj Rej, "Wizerunek własny żywota człowieka poczciwego" (fragmenty), "Krótka rozprawa między trzema osobami: panem, wójtem i plebanem", kilka fraszek z "Figlików"; Jan Kochanowski, fragmenty (po kilka utworów) z "Pieśni", "Fraszek", "Psałterza", "Treny" (całość); Andrzej Frycz Modrzewski, "O naprawie Rzeczypospolitej" (fragmenty); Francois Rabelais, "Gargantua i Pantagruel"; Michel de Montaigne, "Próby" (kilka utworów); William Szekspir, "Hamlet", "Romeo i Julia", "Makbet" (do wyboru) i "Sen nocy letniej" lub "Wszystko dobre, co się dobrze kończy" oraz kilka utworów z tegoż autora "Sonetów". INFORMACJE o: sowizdrzałach, magii i gnozie renesansowej (to w książce R. Bugaja "Droga przez labirynty magii" lub "Nauki tajemne w dawnej Polsce"), o życiu i dziele Mikołaja Kopernika, o życiu i dziele Erazma z Rotterdamu, Thomasa More'a (Tomasza Morusa), Leonarda da Vinci, Michała Anioła, Marcina Lutra, ponadto trzeba wiedzieć co nieco o protestantyzmie i jego wczesnych odmianach. Data 1453 powszechnie uznawana jest za koniec średniowiecza. Aliści z precyzyjnym ustaleniem dat krańcowych renesansu są kłopoty. Na użytek szkoły powszechnej przyjmuje się daty 1453 (upadek Konstantynopola) i 1543 (wystąpienie Mikołaja Kopernika), choć dzieła z ducha swego renesansowe powstały i wcześniej, i potem. Pierwiastki renesansowe znajdujemy u Dantego, tworzącego przecie już w wieku XIII i jeszcze u naszego Sępa-Szarzyńskiego należącego chronologicznie do epoki baroku. Najważniejsze zjawiska renesansu to: początek rewolucji filozoficznej (dzieło Kopernika i jego następców, głównie Bruna i Galileusza), ponowne zafascynowanie tradycją pogańską, reformacja, wreszcie wielkie odkrycia geograficzne. Wszystkie te zjawiska są ze sobą ściśle powiązane. "Odkrycie" starożytności miało miejsce we Włoszech. Pod koniec średniowiecza, po definitywnym ugruntowaniu się chrześcijaństwa w jego katolickiej odmianie, kler - nie zmuszany już do ciągłej walki z resztkami pogaństwa, zasilany olbrzymimi datkami i darowiznami - zaczyna żyć na sposób coraz bardziej odległy od głoszonych przez siebie ascetycznych ideałów. Do Watykanu coraz częściej wkraczają artyści, coraz częściej odbywają się tam zabawy mało raczej chrześcijańskie i cnotliwe. To samo powtarzało się w każdym pałacu biskupim, a nawet na plebaniach. W poszukiwaniu nowych wrażeń, nowych podniet, zwrócono uwagę na powszechne w ówczesnym Rzymie i innych miastach ślady dawnej kultury antycznej. Na dworze papieskim i dworach kościelnych wielmożów pojawiły się starożytne rzeźby lub przynajmniej ich kopie. Proces ten wspomagany był jeszcze przez rosnące w siłę mieszczaństwo (przede wszystkim włoskich miast-republik, Genui, Florencji, Wenecji, ale i miasta hanzeatyckiej Północy walnie się do tego apetytu na starożytność przyczyniły). Zobaczone nagle na ulicach i placach rzeźby i malowidła okazały się wierzchołkiem góry lodowej, w której głębszych pokładach odnaleziono znaczną część bogactwa kulturowego antyku. Wraz z końcem średniowiecza skończył się w Europie "heroiczny" okres chrześcijaństwa. Zaczęło się wydelikacanie i uszlachetnianie tkanki kulturowej. Niemałą w tym rolę odegrały dzieła i dokonania pogańskiej kultury środziemnomorskiej. Pierwszym tego znakiem był renesans oryginalnego Platona, który choć znany przez całe średniowiecze, nie był jednak czytany. Obecny był jedynie w przeróbce, jakiej poddał go św. Augustyn i jego kontynuatorzy. Drugim źródłem nawrotu do korzeni był podbój arabskiej Hiszpanii. Ukazała ona oczom zdobywców nie tylko bajeczne ilości złota, ale i przyswojoną, i prze- tworzoną przez arabskich uczonych tradycję świata starożytnego. Także wyganiani falami z Hiszpanii Żydzi arabscy niemało przyczynili się do przygotowania gruntu intelektualnego pod odrodzeniowe koncepcje świata, Boga i człowieka. W połączeniu z nowymi informacjami i dziwami świata odległego, jakie coraz częściej docierały do Europy na pokładach karawel - statyczny i ciasnawy światek średniowieczny po prostu ostać się nie miał prawa. Za wiele wtargnęło do niego świeżo odkrytej przestrzeni. Obrazowo można powiedzieć o procesach kulturowych przygotowujących renesans, że był to przeciąg tak potężny, że nie tylko wybił szyby, ale i unicestwił resztę budowli. Gdzieś wśród odgrzebanych dzieł starożytnych znalazły się zapewne i zapiski o dokonaniach pitagorejczyków. Znali oni nie tylko magię liczb, ale i hipotezę o heliocentrycznej budowie Układu Słonecznego. Któraś z takich wzmianek przemożnie zadziałała na młodziutkiego studenta Akademii Krakowskiej, Mikołaja Kopernika. Istnieją znaczące dowody na to, że był on zafascynowany właśnie myślą pitagorejską. A jego hipoteza jest po prostu elegantsza matematycznie (prostsza) niż skomplikowany i nielogiczny system ptolemejski. Kopernik uważał, że "natura wszystko zrobiła najprościej jak można". Aczkolwiek konskwencje odkrycia kopernikańskiego ujawniły się całą siłą dopiero w następnej epoce, należą jednak korzeniami do renesansu, bo wywiedziono to odkrycie z renesansowego przeświadczenia o doskonałości i harmonii Boskiego dzieła. Inne zastosowanie starożytnej mądrości to licznie w okresie renesansu budowane systemy filozofi magicznej. Bez zrozumienia jej założeń i konsekwencji zubożone będzie zrozumienie wielu dzieł artystycznych renesansu. Magia zakłada, że każdy element rzeczywistości jest powiązany ze wszystkimi innymi i każda zmiana w dowolnym zakątku świata oddziałuje na świat jako całość. Oddziaływania te przenosić by się miały przez światy wyższe od naszego, np. świat duchów. Toteż pozyskanie łaski mieszkańców tego wyższego świata było dla renesansowego maga celem podstawowym. Odróżniano tzw. magię naturalną, czyli zgodną z przyrodzonym Wszechświatowi biegiem rzeczy, od magii negatywnej, czyli czarnej, służącej zaburzeniu tego porządku w imię egoistycznych korzyści maga. Typ maga czarnego reprezentuje np. doktor Johannes Faust (postać autentyczna, żył w latach 1480-1560), potrafiący ponoć zmieniać ołów w złoto i nieźle dawać się we znaki ludziom zbyt ciekawym jego tajemnic osobistych. Od zainteresowań takich nie był wolny i ostatni Jagiellon, który chętnie uczestniczył w seansach magicznych (na jednym z nich podobno wywołano ducha Barbary Radziwiłłówny). Światopoglądem magicznym przeniknięte były wszelkie ówczesne szkoły, więc nic dziwnego, że ślady magiczności świata znajdujemy np. u Jana Kochanowskiego, który jako żywo nic wspólnego z magią mieć nie chciał. Magiczność, powiązanie świata ludzi i świata antycznych bogów, których rozumano jako platońskie byty pośrednie pomiędzy Absolutem a światem ziemskim - to najważniejszy nurt renesansowego widzenia i rozumienia świata. W tym rozumieniu, dzięki przejętej od średniowiecza hierarchii, bogowie Grecji i Rzymu nie byli przeciwnikami chrześcijańskiego Jedynego Boga, lecz jego poddanymi. Takie oswojenie podstawowej sprzeczności między pogańskim a katolickim rozumieniem świata umożliwiło wtargnięcie antycznych idei nie tylko do sztuki, ale i do teologii, i do praktyki życia codziennego. Początkowo - jak chyba w każdej raczkującej fazie kultury - naśladowano wzory uznane za idealne. Do tego stopnia, że przyznawano corocznie zaszczytny tytuł "Ciceronianus" mówcy, który możliwie najdokładniej wpasuje się w styl Cycerona. Odżyły turnieje poetyckie, na których zwycięzcę uwieńczano olimpijskim laurem wawrzynu. Ale już w początkach wieku XVI we Włoszech i za czasów Zygmunta Starego w Polsce powstały oryginalne, renesansowe środki wyrazu. W renesansowym obrazie świata człowiek nie jest już wprawdzie szczególnie wyróżnionym tworem Boga, ale swoje miejsce ma. Miejsce wznoszenia się od ziemi ku Niebiosom zajmuje doskonalenie się w wiedzy i to tej wyższej, dotyczącej świata bytów pośrednich. Stąd magia, astrologia i alchemia, bujnie w czasach renesansu uprawiane. Ostatni składnik kultury renesansowej to REFORMACJA. Załamała ona początkujący dopiero proces, który Ortega y Gasset nazwał "wchodzeniem życia do Kościoła". Luter, wychowanek światopoglądu jak najbardziej średniowiecznego, miał pono pewnej nocy sen, jakoby jedni ludzie byli przez Boga z góry przeznaczeni na zbawienie inni na potępienie. Od tej chwili jego obsesją stało się wyszukiwanie ludzi obu grup. Rozumując w kategoriach "cnotliwości" życia, z listy zbawionych skreślił ludzi kupczących odpustami. Głównie przeciw nim skierował swe sławne tezy przywieszone w 1517 r. na drzwiach kościoła w Wittenberdze. Sam Luter daleki był od myśli o rozbijaniu Kościoła. Stał się jednak ofiarą procesów, które narastały już od kilku wieków. Był to przede wszystkim wzrastający gniew na bogactwo kościelne i klasztorne. Szybko wymknęło się to spod wszelkiej kontroli, w Niemczech rozpętała się wojna chłopska, a pokonfiskowane dobra kościelne posłużyły władcom do realizacji ich celów politycznych. Z czasem wysunięto koncepcję, że bogactwo jest "znakiem danym od Boga", że jest się zbawionym już za życia. Ta myśl stała się podłożem pędu do bogacenia się społeczeństw protestanckich. LITERATURZE RENESANSU spory religijne były przeważnie obce. Powszechne wśród renesansowych humanistów przekonanie o tym, że Bóg jest ponad religiami - odsuwało ich od takich sporów. Proszeni o zabranie głosu - odmawiali. Z potwierdzającym regułę wyjątkiem Mikołaja Reja, który był, co by tu o tym nie rzec, twardogłowym kalwinem, żaden wielki twórca owych czasów w spór katolików z protestantami czynnie się nie zaangażował. Twórczość MIKOŁAJA REJA to przykład odrodzenia raczkującego. Rej nie zdobył systematycznego wykształcenia, był samoukiem, który w światowych manierach wypolerował się będąc sekretarzem kanclerza Zamojskiego. Zamość miał nieźle wyposażoną bibliotekę, z kompletem znanych wówczas dzieł starożytnych. Znaczna część spuścizny Reja to polemiki z katolikami, ze słynnym "Kupcem" na czele (przeróbka średniowiecznego moralitetu, w którym zbawiony zostaje protestant-kupiec, z uwagi na swą uczciwość). Próbował też Rej nauczać maluczkich. Temu poświęcony jest "Wizerunek własny żywota człowieka poczciwego" - rady i pouczenia, których przestrzegając, stać się można było "modelowym" człowiekiem epoki wczesnego renesansu. "Krótka rozprawa między trzema osobami: panem, wójtem i plebanem" dowodzi, że nieobca była Rejowi wrażliwość na nieprawidłowości życia społecznego. Ale nie był Rej tylko polemistą, umiał też nieźle bawić się słowem. Jego fraszki z "Figlików", choć niezbyt wytworne, salwy śmiechu na biesiadach panów braci z całą pewnością wywoływały. Mawia się o Reju, i słusznie, że był ojcem literatury polskiej. Jego hasło "A niechaj narodowie wżdy postronni znają, / iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają", wynikłe z prozaicznego faktu, że ani Rej, ani jego komilitoni w łacinie mocni nie byli, stało się wezwaniem do budowy polskiej literatury w języku do tej pory nie uznawanym za literacki. JAN KOCHANOWSKI, największy przed romantykami poeta polski, reprezentuje renesans dojrzały, pełną garścią czerpiący z bogactwa świata antycznego. Sam Kochanowski mawiał o sobie chętnie "Horacjusz sarmacki" i wiele jego wspaniałych pieśni to po prostu wolne przekłady z Horacego. Nie możemy jednak posądzić czarnoleskiego poety o nieoryginalność. Inaczej ją wtedy mierzono. Największą zasługą Kochanowskiego jest stworzenie z polszczyzny niezwykle subtelnego i sprawnego narzędzia przekazu poetyckiego. PIEŚNI KSIĄG DWOJE to utwory o tematyce najczęściej filozoficznej, znacznie rzadziej z życia wziętej. Ton ich jest refleksyjny. Kunsztowna budowa nawiązuje do wzoru horacjańskiego. "Pieśni" reprezentują literaturę wysoką. Nie znajdziemy tu więc wyrażeń gminnych ani efektownych skojarzeń. Raczej właściwe refleksji spokój i wyciszenie. FRASZKI to literatura niska, często tworzona okolicznościowo - na biesiadach lub w reakcji na aktualne wydarzenia społeczne lub polityczne. "Fraszki" odbijają bogactwo zewnętrzne renesansowego życia w Polsce - są tu i popijawy, i przytyki pod adresem kleru, i tematyka frywolna, bo Kochanowski świntuszył pikantnie i z wdziękiem. TRENY, powstałe po śmierci ukochanej córeczki poety, Urszulki, to najwyższy wzlot poetyki Jana z Czarnolasu. Nawiązująca do starożytnej poetyka w połączeniu z bezpośredniością osobistego przeżycia uczyniły z "Trenów" dzieło nieprzeciętne. Kochanowski miał świadomość, że nie pisze pamiętnika zbolałego ojca, lecz dzieło artystyczne. Dlatego w "Trenach" uczucie wydaje się być na drugim planie, jakby stworzenie mu obudowy z kunsztownej formy pozwalało je opanować i nie poddać się rozpaczy. PSAŁTERZ POLSKI powstawał prawie dziesięć lat. Kochanowski celowo nie przetłumaczył Psalmów prozą, jak uczynili to dwaj XVI-wieczni tłumacze Biblii na język polski. Chciał dać utwory do śpiewania po polsku -i istnieją przypuszczenia, że istotnie przy mszach nieraz się tekstami z "Psałterza" posługiwano. A znakomite, zrośnięte w nierozdzielną całość z przekładami Kochanowskiego "Melodie na psałterz polski" Mikołaja Gomółki potwierdzają walory muzyczne tych tekstów. O NAPRAWIE RZECZYPOSPOLITEJ Andrzeja Frycza-Modrzewskiego jest pierwszym proroctwem o zagrożeniu Polski. Daje też Frycz receptę na uzdrowienie państwa. Zważywszy, że "O naprawie..." powstało, gdy żywot monarchii jagiellońskiej wydawał się niezagrożony, gdy mało kto, poza członkami tzw. ruchu egzekucyjnego szlachty, widział możliwość zagrożenia - przenikliwość Frycza budzi szacunek. GARANTUA I PANTAGRUEL Rabelaisłgo wspaniale zestraja się z Rejowymi "Figlikami". Jest to dzieło renesansu początkującego, z tryumfem odrzucającego skrępowanie epoki poprzedniej. Stąd taka pieprzna cielesność książki. PRÓBY Michela de Montaigne to przeciwny do Rabelais'go biegun odrodzenia. Krótkie filozoficzne utwory, jakie składadają się na "Próby", to renesans wyrafinowany, wysublimowany i dojrzały. Montaigne nie potrzebuje już cielesnych rekwizytów. Dzieła WILLIAMA SZEKSPIRA, choć - jak wszystkie arcydzieła - nie mają wieku, wyrastają jednak z tradycji renesansowej, a nawet średniowiecznej. Renesans najlepiej widać w "Śnie nocy letniej", w licznie występujących tu w zjawach i duchach. Do Petrarki nawiązuje "Romeo i Julia". Sztuki w rodzaju "Wszystko dobre, co się dobrze kończy" to nowy, wprowadzony w renesansie na deski sceny rodzaj sztuki: tragedia optymistyczna, łącząca elementy klasycznej tragedii (budowanie nieodwracalnych zda się napięć) i komedii. Od tragizmu przechodzą do komediowego happy endu, z właściwym takiemu chwytowi błazeńskim przymrużeniem oka. Szekspir był mistrzem takiego przejścia. Z innych humanistów renesansowych na uwagę zasługuje Erazm z Rotterdamu. Jego książki (zwłaszcza do dziś popularna "Pochwała głupoty") silnie oddziaływały na ówczesną naukę i kulturę. Także Thomas More ze swą pracą zatytułowaną "Książeczka prawdziwie złota i niemniej pożyteczna jak przyjemna o najlepszym ustroju państwa i nieznanej dotąd Wyspie Utopii" - pierwszą w historii literatury europejskiej utopią - może zainteresować współczesnego czytelnika. Osobliwością kultury późnorenesansowej był ruch SOWIZDRZAŁÓW. Nazwę wzięli od niemieckiego złośliwca Dyla Sowizdrzała (Till Eulenspiegel). I - podobnie jak ich niemiecki kompan - celowali w ośmieszaniu współczesnego im społeczeństwa. W Polsce mieli nawet swą "gazetę", nazywała się "Nowy Sowizdrzał". Publikowano tam parodie kalendarzy prognostycznych, kpiny z ważnych osobistości życia społecznego, króla nie wyłączając, itp. IV. Barok LEKTURA: Jan Chryzostom Pasek, "Pamiętniki"; Szymon Szymonowic, "Sielanki" (fragmenty); Szymon Zimorowic, "Roksolanki" (fragmenty); Jan Sobieski, "Listy do Marysieńki" (kilka); Wacław Potocki, "Ogród fraszek" (fragmenty); Piotr Skarga, "Kazania sejmowe" (kilka); Molier, "Skąpiec" lub "Świętoszek"; Pierre Corneillie, "Cyd"; Pedro Calderon de la Barca, "Życie snem"; Blaise Pascal, "Myśli" (fragmenty). INFORMACJE o: polemikach politycznych okresu baroku w Polsce (Łukasz Opaliński, Wacław Potocki, pisma ariańskie), o okresie klasycyzmu we Francji, poezji metafizycznej (angielskiej i hiszpańskiej). Przejście od średniowiecza do renesansu dokonało się w ciągu kilku - kilkunastu najwyżej lat. Natomiast gra-nice epoki baroku są płynne. Bo już Sęp-Szarzyński, rówieśnik Kochanowskiego, pisze przecie o rzeczach i problemach barokowych i z drugiej strony - gdy w Europie i Polsce oświecenie było już w rozkwicie - gros społeczności polskiej był zorganizowany na sposób barokowy, tak ekonomicznie, jak politycznie i obyczajowo. Przejście od rozkwitu renesansu do pełni manifestacji baroku trwało co najmniej pół wieku. Zasadnicze elementy procesu historyczno-kulturowego epoki baroku to walka Kościoła katolickiego o odzyskanie wpływów tam, gdzie to było możliwe, przeciwstawne do tego procesu umacnianie się protestantyzmu i - jako trzecia siła zawsze przy walce gigantów obecna - rozwój nowożytnej nauki, która z czasem stała się siłą dominującą. Po soborze trydenckim i pokoju westfalskim, kończącym wojnę trzydziestoletnią, między protestantami a katolikami zapanowała jaka-taka, choć krucha równowaga. W krajach katolickich jezuici opanowali najważniejsze przyczółki władzy: szkoły i cenzurę. Byli też doradcami i spowiednikami królów. Kraje protestanckie szybko przestawiały się z feudalnego na prekapitalistyczny system produkcji. Upraszczając mocno, można rzec, że religią świata protestanckiego stała się raczkująca ekonomia. Także rozwój nauki lepsze warunki znalazł w krajach protestanckich. Czasem miało to podłoże jawnie polityczne, bo choć rozwój nauki nie spowodował zauważalnych przyczynowo-skutkowych zmian w świadomości ówczesnych ludzi, jednak zdawano sobie niejasno sprawę, że przyszłość należy do nauki i naukowców. Dlatego to między innymi jeden z duńskich wielmożów nie poskąpił pieniądza na budowę obserwatorium, w którym przez lata pracował największy astronom pierwszej połowy XVII w., Tycho de Brahe. W kulturze czasów baroku daje się zauważyć elitaryzacja życia kulturalnego i intelektualnego. Ośrodkami kultury barokowej stają się przede wszystkim dwory i miasta. Barok to znaczący wzrost roli mieszczaństwa, oczywiście w tych krajach, gdzie jego dążeń nie ograniczano, jak miało to miejsce w Polsce. Jeszcze jednym elementem ówczesnych obyczajów jest rozbudowany ceremonializm. Zachowania stają się coraz bardziej rytualne i wtłoczone w wymogi ceremoniału. Taki jest i ceremoniał wersalski, z jego niesamowitymi zachowaniami, i nasz sarmatyzm. Gdyby popatrzeć głębiej w proces - to obrazowo można by go określić jako "rewolucję lunety i mikroskopu". Oba te przyrządy wynaleziono na początku XVII w. Światy, jakie są nam dostępne dzięki lunecie i mikroskopowi, niewyobrażalnie różniące się skalą - zaczynają niebezpiecznie pachnieć nieskończonością. A jedną z głównych funkcji kultury jest oswajanie nieskończoności. Kultura baroku próbuje więc jakoś oswoić nieskończoność mikroświata z jednej strony - i otwierającą się otchłań nieskończenie wielu możliwych światów, z drugiej. Jedną z takich możliwości jest właśnie rytuał, którego powtarzalność pozwalała zapomnieć o biegu czasu, utwierdzając obraz istniejący, stopniowo podając go jako jedyny możliwy. Temu służy częste w literaturze baroku stosowanie powtórzeń, przeróbek takiego samego tematu, gry słowne, itp. Podobnie w muzyce baroku i jej sztandarowym wytworze - fudze - również wciąż wraca się do punktu wyjścia. Nie znajdujemy bezpośredniego powiązania między odkryciami naukowymi XVII w. a sztuką. Ale związek ten istnieje - w logiczności i spójności systemu naukowego widzenia problemu ze strony "naukowej" i w wyrafinowanych i równie logicznych konstrukcjach barokowych konceptów literackich, architektonicznych, malarskich i muzycznych ze strony "kulturowej". Powszechnie przypisywane barokowi przeładowanie (stąd zresztą nazwa stylu: od włoskiego ęil baroccoł, oznaczającego właśnie przesyt, nadmiar) to chęć oszołomienia odbiorcy, zagłuszenia jego niepokojów i tęsknot. Tęsknoty te to przede wszystkim tęsknoty za utraconą przestrzenią metafizyczną, przestrzenią systematycznie wypieraną przez rosnącą w siłę naukę. A nawet tylko uświadomienie sobie tych tęsknot intuicyjnie, bo większość twórców epoki baroku ani komórki przez mikroskop, ani nieba przez lunetę nigdy nie oglądała. Ale twórcy potrafią czasem widzieć daleko naprzód, choć nie potrafią zatrzymać tego, co idzie. Jest więc sztuka barokowa próbą olśnienia odbiorcy, zagłuszenia go. Podobnie barokowy styl życia. Bo saskie "Polska nierządem stoi" czy inne, równie popularne powiedzenie "za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa" to przecie nic innego, jak ślepota na zjawiska współczesnego tym ludziom świata. A rozbiorów Polski dokonali monarchowie kształceni na światopoglądzie jak najbardziej naukowym, trzeźwym i metafizyki pozbawionym. Reszta procesów i zjawisk, jakie obserwujemy w epoce baroku, jest tylko konsekwencją głównego, wspomnianego wyżej zjawiska - przeczucia, że człowiek, zyskując dzięki nauce możliwości sprawnego działania w świecie realnym, jednocześnie coś traci, coś, co jest może i cenniejsze od maszynowej produkcji. Jak dalece gotowy był w XVII stuleciu światopogląd materialistyczny (naukowy i wywiedziony z praw dwuwartościowej logiki), niech świadczy fakt, że i sztuka tego okresu była ujęta w naukowe wzory. No tak, bo prawidła budowy fugi czy barokowego wiersza są matematyczne i matematycznie przewidywalne. Tym samym stają się materiałem do badania przez uczonego. Jak to obrazowo określił J. L. Borgez "sztuka barokowa to taka, która obnaża swe własne chwyty i zasady, która przez to staje się paradoksem". Ta zatrata naturalności kontaktu z Tajemnicą, udziwnianie i sztuczne wzmacnianie wrażenia, jakie takiemu kontaktowi towarzyszy, jest tropem, który może pomóc w zrozumieniu tego targanego sprzecznościami stulecia. W krajach katolickich przestrzeń metafizyczną przywracano administracyjnie - poprzez indoktrynację szkolną. W materialistycznie nastrojonych krajach protestanckich wracała ona poprzez dzieła ludzi nie tyle tworzących sztukę swej epoki, ile w ogóle ze swego czasu uciekających. Taki by Emanuel Swedenborg, mistyk i nauczyciel całej masy późniejszych o wiek, zbuntowanych i programowo niedopasowanych do rzeczywistości romantyków. Oczywiście, barok, jak wszystko w kulturze, nie jest jednorodny, np. Francja, mimo że była katolicka, że kontrreformacja zwyciężyła tu prędzej niż gdzie indziej -szybko się od ciągot metafizycznych wyzwoliła. A to dlatego, że miejsce przestrzeni metafizycznej zastąpiono tam przestrzenią organizacyjną, czyli absolutnym, scentralizowanym państwem. Państwo Ludwika XIV, wyraźnie ciążące ku wzorom rzymskim, obróciło się w swej sztuce ku tradycji. Jak to obrazowo powiedziano "Francja nie miała baroku, lecz klasycyzm". Sztuki MOLIERA należą do nurtu klasycystycznego. Jest w nich klasyczna zasada trzech jedności, są postacie charakterystyczne, jest wreszcie wyraźnie oddzielona od widowni, zamknięta scena. Tematyka - wzięta ze współczesności, pokazująca postacie powszechnie znane (np. Tartuffe ze "Świętoszka" to ucharakteryzowany kardynał Richelieu) w karykaturze. Nowością jest ostrość Molierowskiej satyry, służącej nie tylko - jak w starożytności -kanalizacji nastrojów przez "odśmianie" widza, lecz także walce politycznej i osobistej. Są to początki roli publicznej artysty i instrumentalnego traktowania jego sztuki. W nurcie klasycystycznym mieszczą się też P. Corneillie i P. Racine. I choć tragedie Racineęa są bardziej chyba klasyczne od starożytnych, a Corneillie nie stroni od gatunków nowszych ("Cyd" jest tragedią optymistyczną), obaj mieszczą się w klasycznym kanonie. POEZJA METAFIZYCZNA, głównie angielska i hiszpańska, to najbardziej jawna obrona przestrzeni metafizycznej. Pod piórami Johna Donne'a, Richarda Crashawa czy Louisa de Gongory stała się elegancką, chłodną formą obrony, utrwalenia i przechowania wartości przedbarokowych. W Polsce najsilniej i najdoskonalej artystycznie oddał to Mikołaj Sęp-Szarzyński. Poezją metafizyczną, choć już bez "zęba" i niezbyt fortunnie artystycznie, parał się też Zbigniew Morsztyn. "ŻYCIE SNEM" Pedro Calderona de la Barca kapitalnie ukazuje teatralizację życia barokowego w ogóle, nierozróżnianie pod natłokiem bodźców jawy i snu. Niemal wieszczą intuicją wiedziony, umieścił Calderon akcję utworu... w Polsce, pogrążonej jak rzadko który kraj Europy ówczesnej w złotym a zdradliwym śnie - sarmatyzmie. "Król-Mędrzec", umiejący stawiać horoskopy i przewidywać przyszłość to najpewniej pogłos wieści o życiu ostatniego Jagiellona, który magią interesował się bardzo żywo. Ośrodkiem tworzenia kultury stał się w Polsce okresu baroku nie dwór, czy jakiekolwiek inne centrum, lecz liczne, rozproszone po całym kraju dwory szlacheckie i magnackie. Można powiedzieć, że rolę biblioteki spełniało silva rerum. Był to kącik na stryszku modrzewiowego dworku, gdzie obok połamanych kół powozu, nieużywanych naczyń, starej broni, często-gęsto znajdowały się książki napisane przez znanych autorów i fraszki albo jakie inne utwory właściciela. Do tego typu twórców-"sobiepanów" należą najznakomitsi w znaczeniu literackim twórcy polskiego baroku: Wacław Potocki i Jan Chryzostom Pasek. WACŁAW POTOCKI, jeden z najświatlejszych umysłów ówczesnej Rzeczpospolitej, był początkowo arianinem. Zmuszony do przejścia na katolicyzm, nigdy nie wyrzekł się swych wolnomyślicielskich przekonań. Nie miał wprawdzie możliwości ich głoszenia w oficjalnym obiegu, ale przekazał je w innej formie - w znakomitych a celnych fraszkach, które - odczytywane na biesiadach i tamże zapamiętywane - rozchodziły się daleko. Nie są to oczywiście tylko utwory polityczne czy obyczajowe: Po-tocki, jak większość ówczesnych szlachciców, bawił się dobrze. Toteż słusznie mógł o "Ogrodzie fraszek" napisać Aleksander Bruckner, jeden z najlepszych znawców i smakoszy literatury staropolskiej: "Gdyby to całe życie staroszlacheckie z jego ceremoniałem i przesądami naraz zaginęło, odtworzylibyśmy je z 'Ogrodu fraszek' z największą wiernością". Potocki, bliższy chyba charakterologicznie i w roli społecznej Rejowi niż Kochanowskiemu, przeniósł jednak do swej twórczości coś z mistrzostwa formalnego Jana z Czarnolasu. JAN CHRYZOSTOM PASEK, znany nam jako twórca uroczych i bezpretensjonalnych "Pamiętników", był w rzeczywistości nie wrażliwym literatem, lecz typowym dla swych czasów hulaką i opojem. (Aż chciałoby się powtórzyć za W. Czaplińskim: "O Boże, gdzie lokujesz talenta!"). Jest Pasek doskonałą ilustracją zarysowanego już procesu rozchodzenia się tego, co ziemskie i namacalne (to jego zupełnie nieszlachetne życie) i tego, co wyższe (wspaniały kawał doskonale, soczyście i pieprznie przyrządzonej szlacheckiej gawędy). Nurt kultury mieszczańskiej reprezentuje SZYMON ZIMOROWIC. Jego zbiorek wierszy "Roksolanki, to jest Ruskie panny" powstał we Lwowie dla uczczenia ślubu brata. Nawiązują "Roksolanki" do "Pieśni świętojańskiej o Sobótce" Jana Kochanowskiego. Są przykładem powszechnego w pierwszej połowie XVII w. w szlacheckiej Polsce nurtu sielankowego. Utwory tego typu popularne były przede wszystkim wśród mieszczaństwa. Do sielanek należą też utwory SZYMONA SZYMONOWICA. Barok, czując nadchodzącą katastrofę światopoglądową, chętnie ucieka w jakieś lepsze światy. Odżył mit starożytnej krainy szczęśliwości - Arkadii i tu lokuje się Szymonowic, Zimorowic i inni pomniejsi twórcy tego gatunku. JANA SOBIESKIEGO "LISTY DO MARYSIEŃKI" mieszczą się w nurcie pamiętnikarskim. Sobieski - rasowy Sarmata - często, jeszcze nie będąc królem, chwytał się pióra, pisząc nim sążniste a kunsztowne po barokowemu epistoły. Swoją Marysieńkę, czyli Marię Kazimierę dęArquien, kochał rzeczywiście do szaleństwa. Do tego stopnia, że nie zauważał jej intryg, jej knowań z dworem francuskim, na które niechętnie patrzyła szlachta polska i które mocno podkopywały popularność króla. Ale literacki dokument tej nielicznej chyba w dziejach szczęśliwej miłości królów promieniuje siłą tego uczucia do dziś, mimo upływu wieków i zupełnej zmiany świata. KAZNIA SEJMOWE PIOTRA SKARGI, choć już wtedy "wrednie katolickie" są jednak dokumentem, że Polacy potrafili wznieść się ponad spory. Gdy na horyzoncie zaczynało być widoczne zagrożenie państwa - rzeczywiście jedyną siłą jednoczącą go mógł stać się ścisły sojusz króla i Kościoła. Skarga, obdarzony niepospolitym talentem oratorskim, potrafił dać swym kazaniom ognistość i klarowność mów Cycerona. Zadanie miał ułatwione, bo Zygmunt III, fanatyczny katolik, wysoko cenił swego nadwornego kaznodzieję, widząc w nim narzędzie zdolne dopomóc w zahamowaniu postępów Reformacji, już nie tylko w Polsce (której nie rozumiał), lecz - za pośrednictwem wciąż jeszcze potężnej Polski - w reszcie Europy. Marzył bowiem o tronie szwedzkim. Szwecja była w całości protestancka i tylko "cud", czyli całkowite zlikwidowanie protestanckiej herezji mogłoby Zygmuntowi przywrócić tron Wazów. A o takiej właśnie likwidacji, tym razem posługując się Polską w interesie Kościoła, marzył Piotr Skarga. WYDAWNICTWA PERIODYCZNE sarmackiej Polski to wszelkiego typu "prognostykarze", czyli kalendarze, zawierające obok dni miesięcy i rozkładu świąt kościelnych sporo przedziwnych zaiste wiadomości: zwulgaryzowanych prognoz "gwiazdarskich" (astrologicznych), porad rolniczych, wreszcie sporo literatury "rozrywkowej", wyrażając się delikatnie, niezbyt wysokich lotów. Na tym tle korzystnie odbija się pierwsza polska gazeta - "Merkuriusz Polski" - którą redagował i wydawał na dworze Jana III Sobieskiego Andrzej Gorczyn. "Merkuriusz" nie miał ani wiernych czytelników, ani odpowiedniego zaplecza finansowego, toteż upadł po kilku numerach. Zupełną osobliwością kultury polskiej stały się NOWE ATENY, ALBO AKADEMIA WSZELKIEJ SCJENCYI PEŁNA, NA RÓŻNE TYTUŁY JAK NA CLASSES PODZIELONA, MĄDRYM DLA MEMORIAŁU, IDIOTOM DLA NAUKI, POLITYKOM DLA PRAKTYKI, MELANCHOLIKOM DLA ROZRYWKI ERYGOWANA, czyli rodzaj encyklopedii, stworzonej przez księdza BENEDYKTA CHMIELOWSKIEGO. "Nowe Ateny" obok całkiem sensownych wiadomości zawierały i zupełne brednie, niemniej były przez dwa stulecia najczęściej czytaną książką polską. Miały w samym tylko wieku XVII kilkanaście wydań w stosunkowo dużych nakładach. Publicystykę barokową reprezentuje ŁUKASZ OPALIŃSKI, magnat koronny, który dał traktat o państwie i obowiązkach jego obywateli. Wzniosłe prawdy, jakie wypisał, żałośnie zweryfikowały się kilka lat po wydaniu traktatu, w dobie najazdu szwedzkiego. Opaliński, niepomny swych własnych nauk, przystał do Szwedów. V. Oświecenie LEKTURA: Wolter, "Kandyd"; Denis Diderot, "Kubuś Fatalista i jego pan"; Monteskiusz, "Listy perskie" (fragmenty); John Milton, "Raj utracony" (fragmenty); Ignacy Krasicki, "Monachomachia", "Satyry", "Bajki"; Franciszek Zabłocki, "Fircyk w zalotach"; Julian Ursyn Niemcewicz, "Powrót posła". INFORMCJE o: poezji i publicystyce oświecenia stanisławowskiego, o postaciach: Hugona Kołłątaja, Stanisława Staszica, braci Śniadeckich, Szymona Konarskiego, "Monitorze", zjawiskach w filozofii: materializmie, racjonalizmie, sensualizmie, rozwoju i okrzepnięciu nauk eksperymentalnych. Za początek oświecenia przyjęło się w historii kultury uważać rok 1720. Nie jest to data żadnego historycznego wydarzenia. Ale w tym roku ukazał się debiut literacki młodego poety Francoisa Aroueta, który pod pseudonimem Wolter miał kilka lat później stać się postacią-instytucją i postacią-symbolem swych czasów. Najważniejsze zjawiska Wieku Świateł to: ostateczny tryumf nauki nad wiarą, kasacja zakonu jezuitów i całej stworzonej przez nich struktury szkolnictwa, rozwój nowoczesnej myśli państwowej i pochodny od niego nacjonalizm, wreszcie koniec Europy łacińskiej. Już pod koniec wieku XVII było jasne, że nauka odniosła ogromny sukces. Jej metody badania rzeczywistości owocowały coraz skuteczniejszymi środkami na opanowanie tejże. Około roku 1720 luneta i mikroskop były już w powszechnym użyciu, udoskonalono metody przemysłowej produkcji precyzyjnych narzędzi, naukowe badania hydro i aerodynamiki pozwoliły statkom na własności żeglowne, o jakich ani śniło się budowniczym karawel, czy galeonów. Nauka, w przeciwieństwie do magii, działała niemal stuprocentowo pewnie. W dodatku była bardziej przystępna w tłumaczeniu zjawisk świata niż magia albo religia. Jej logiki łatwo można się nauczyć bez długich procesów przygotowawczych czy inicjacyjnych, jakich wymagano od adeptów nauk tajemnych. Toteż nic dziwnego, że w oświeceniu zrezygnowano z pytania o sens świata, koncentrując się na problemach opanowania go, bez zbytniego wnikania w to, co się opanuje. Nastąpiło przeniesienie punktu ciężkości zainteresowań twórców ze świata wewnętrznego na zewnętrzny. Toteż najtrwalsze zdobycze oświecenia to tak "nieduchowe" sprawy, jak nowoczesna demokracja parlamentarna (jej zasady podał w "O duchu praw" Monteskiusz), racjonalne działania produkcyjne i techniczno-logiczne, postęp techniczny, ściśle sprzężony z naukowym i dostrzeżenie człowieka jako istoty nie tylko społecznej (to podał już Arystoteles), ale przede wszystkim społecznie użytecznej. Stąd też podział pracy w społeczeństwie oparty na podstawach naukowego przewidywania, jaki właśnie oświecenie zapoczątkowało i rozwinęło. (Do czasu oświecenia podział ten nie był tak ścisły, np. rycerz miał ziemię, z której czerpał dochody, a wojaczka stanowiła obowiązek niejako honorowy. Żołnierz doby oświecenia to wojskowy zawodowy, utrzymujący się z wojaczki, dla którego inne zajęcia były uboczne. Wprowadzono masową produkcję, najpierw manufakturową, a potem maszynową. Stworzyło to robotników najemnych, uzależnionych od bytu fabryk). Technika i technologiczność zaczyna przenikać i do kultury. Wiele powiastek Wolterowskich nie znalazłoby ani zaplanowanego przez autora rozwiązania, ani nawet sprawnie poprowadzonej akcji, gdyby nie współczesne pisarzowi nowości, np. balon. A w naszych "Krakowiakach i góralach" happy end jest możliwy za sprawą jednej z ówczesnych rewelacji, czyli maszyny elektrostatycznej. Same utwory zyskują mechaniczną powtarzalność formalną, jaką daje forma klasycystyczna, do końca Wieku Świateł rygorystycznie przestrzegana. Rosnąca ilość wiedzy naukowej, ujętej w oddzielne fakty, nie powiązane jeszcze wielkimi, syntetyzującymi teoriami, domagała się jeśli nie syntezy, to przynajmniej systematyzacji. To właśnie stało się powołaniem życiowym grupy intelektualistów, zwanych encyklopedystami. Należeli do nich m.in. Wolter, Diderot, Etienne de Condillac i in. Dziełem swego życia uczynili Encyklopedię - wielką księgę, która przez swych twórców przeznaczona była do rozprawienia się z zabobonami, nieuctwem, matactwami umysłowymi a nade wszystko z Kościołem, w którym upatrywano (nie bez racji) głównej siły hamujłcej postęp. Encyklopedia nigdy nie ukazała się drukiem. Ale toczone w jej obronie liczne polemiki, najczęściej nie przebierające w środkach, ogromnie spopularyzowały światopogląd naukowy. Czyli - pośrednio - spełniła Encyklopedia swe zadanie. Stolicą kulturową ówczesnej Europy był Paryż. Nic dziwnego. Bo Francja już w okresie baroku realizowała niektóre zasady oświeceniowe, co było widoczne w zarządzaniu scentralizowanego do granic możliwości państwa. Była Francja Króla-Słońce najlogiczniej (co wcale nie oznacza, że najlepiej z punktu widzenia politycznego i gospodarczego) rządzonym krajem Europy XVII w. "Logicznie" oznacza tu tyle, co 'nie biorąc pod uwagę czynników irracjonalnych', np. nastrojów poszczególnych grup społecznych. Poza ciasny stosunkowo racjonalizm wiązania zjawisk w oparciu o bezpośrednie obserwacje zmysłowe - myśl oświeceniowa nie wyszła. Dopiero potem stworzono instrumenty przedłużające zmysły, (Takim instrumentem jest zarówno woltomierz, jak socjologia. Oświecenie to i początki budowy przyrządów pomiarowych, i początek ogólniejszych refleksji nad zjawiskami). Kultura wczesnego oświecenia jest kulturą miejską. Nie jest to trudne do zrozumienia, jeżeli uświadomimy sobie, że właśnie wielkie ośrodki miejskie były centrami naukowymi. Sytuacja zmieniła się, gdy nastąpił przesyt. Wtedy do głosu doszli autorzy pokroju J. J. Rousseau, głoszący "powrót do natury", przeciwstawiający zdrowy i naturalny wiejski tryb życia - miastu z jego rozbudowanym rytualizmem i uzależnieniem od techniki. Ten nurt literacki nazwano sentymentalizmem. Wskrzesili sentymentaliści mit arkadyjski, pełno było w ich utworach pastereczek (oczywiście czystych i niewinnych), chłopiąt, dobrych bożków i romantycznych, niecielesnych związków. Z sentymentalizmu zrodziła się moda na utwory niesamowite, np. gotyckie powieści grozy, na łzawe romansidła, itp. produkcję wydawniczą, jakiej wtedy było pod dostatkiem. Sentymentalizm, pozwalający odreagować bezlitosną logikę proponowaną przez oświecenie, stał się przyczółkiem najpierw okresu "burzy i naporu", a potem romantyzmu. Drugim kanałem wyładowań tego, co w kulturze irracjonalne stał się libertynizm. Był to nurt myślowy który, wychodząc od epikureizmu, dołączył do niego logiczne wnioski z oświeceniowego przeświadczenia o braku jakichkolwiek wyższych czy też boskich sankcji za działania niecnotliwe. Libertyni z lubością eksponowali seksualność (a raczej różne jej wynaturzenia), wyzywali panującą moralność i podważali wszelkie ocalałe jeszcze dogmaty i wierzenia (większość ludzi do libertynizmu się przyznających była ateuszami). Na tym tle oświecenie polskie maluje się mniej niż skromnie. Można powiedzieć, że w Rzeczpospolitej byli ludzie oświeceni, ale nie było oświecenia. Oświecona w duchu wolteriańskim była Warszawa króla Stasia, w duchu zaś bardziej libertyńskim krzewił oświecenie dwór księżny Izabeli Czartoryskiej w Puławach. Reszta szlacheckiego bractwa została żywcem przeniesiona z najciemniejszych czasów saskich wprost pod zabory. (Za czasów Augusta III żaden sejm nie doszedł do skutku -wszystkie zerwano przy pomocy posłów opłacanych albo przez magnatów, albo przez obcych agentów, którzy po Rzeczpospolitej ówczesnej hulali bez ograniczeń). Każda próba zmiany podstaw złotej wolności, czyli zasad liberum veto i wolnej elekcji, traktowano jako zamach na podstawy bytu. Toteż nic dziwnego, że pod hasłami targowiczan, obiecujących przywrócenie zasad złotej wolności podpisała się większość ogłupiałego i fanatycznego "narodu szlacheckiego". Dodatkowej pikanterii i niejednoznaczności politycznej dodawał polskiemu oświeceniu fakt, że król, dookoła którego skupiły się siły reformatorskie, drogę na tron polski odbył przez łóżko carycy Katarzyny II. Najtrwalszą zdobyczą polskiego oświecenia okazało się szkolnictwo, zmonopolizowane przez Komisję Edukacji Narodowej. Często przywoływany jako symbol oświecenia WOLTER był w oświeconej Polsce czytany i szanowany. Zachwycano się jego powiastkami filizoficznymi, z uciechą czytano celne a złośliwe ataki na Kościół, poważano napisany przez niego epos, "Henriadę", mimo że w jednej z powiastek zamieścił mało dla nas pochlebne zdanie o "widowisku, jakie dali światu cesarzowa rosyjska i król polski". Jedną z najpopularniejszych lektur Wolteriańskich w Polsce był "Kandyd". Barwna narracja, łatwe nawet dziś dla przeciętnie wykształconego czytelnika do odszyfrowania aluzje polityczne i personalne - to niewątpliwe zalety tej powiastki. Czytano także i DIDEROTA. Dotarła nad Wisłę "Zakonnica" - wściekły (innymi słowami trudno to określić) paszkwil na hierarchię kościelną, dotarł znakomity "Kubuś Fatalista i jego pan". Ta ostatnia książka stała się wzorem zarówno dla konwersacji przy stołach, jak i prowadzenia dialogu postaci książkowych. Znane były także "Podróże Guliwera". Swiftowska (nieśmiertelna chyba) satyra na głupotę i ciemnotę tego świata inspirowała wiele artykułów ukazującego się przez prawie dwadzieścia lat "Monitora". "MONITOR" - pierwsze polskie pismo periodyczne - to absolutny ewenement w dziejach naszej kultury. Pod wodzą Ignacego Krasickiego robione było znakomicie i dziennikarsko, i edytorsko. Drukowano tam pierwsze próbki przekładów z Woltera. Drukowano fragmenty głośnych w Europie książek. Nade wszystko jednak prowadził "Monitor" konsekwentną propagandę na rzecz reformy państwa. Tłumaczono i wyjaśniano opinii publicznej potrzebę takich reform. Niestety, "Monitor" trafiał do ludzi w większości już przekonanych, a wśród "betonowej" opinii szlacheckiej traktowany był niechętnie, lub wręcz wrogo. Znane były u nas "Listy perskie" i "O duchu praw" MONTESKIUSZA. Pierwsza z wymienionych książek to zakamuflowana pod wschodnim płaszczykiem (częsty wówczas chwyt) krytyka stosunków feudalnych, druga - traktat o państwie demokratycznym. Demokracja amerykańska jest niemal w całości oparta właśnie na Monteskiuszowym dziele. Było ono natchnieniem także dla twórców Konstytucji 3 Maja. Współczesny podział władz na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą - to też dzieło Monteskiusza. Mniej znany w Polsce, a za to bardziej w Europie, był ogromny poemat JOHNA MILTONA "Raj utracony". Jest to ostatni przebłysk łacińskiej jedności Europy, jedności ginącej wobec bujnego rozwoju nacjonalizmów. "Raj utracony" to poemat o wygnaniu człowieka z Raju, jakby modlitwa o przywrócenie człowiekowi jedności z Bogiem i światem wyższym. Mimo że Milton szedł pod prąd oświecenia, był jednak czytany, spełnił rolę przetrwalnika, w którym przechowywano wartości niematerialistyczne. Pełnymi garściami czerpali z Miltona zarówno romantycy, jak i moderniści. Tę samą rolę co w Europie "Zakonnica" Diderota, w Polsce odegrały dwa poematy heroikomiczne: Ignacego Krasickiego "Monachomachia, czyli wojna mnichów" i Kajetana Węgierskiego "Organy". Oba w dowcipny a złośliwy sposób wyszydzają próżniacze życie zakonne. Oba też spotkały się z furiacką kontrą kleru. Krasicki ugiął się i napisał "Antymonachomachię" (równie zresztą złośliwą jak pierwszy poemat, tylko finezyjniej pod adresem kleru skierowaną), co zapewniło mu względny spokój. Widocznie ówczesna hierarchia kościelna reagowała tylko na przytyki bezpośrednie, przytyki finezyjne puszczając mimo uszu. SATYRY Krasickiego wymierzają sprawiedliwość życiu świeckiemu tamtej epoki. Zawierają pełny przegląd typów uznanych za negatywne: strojnisie, fircyków, utracjuszy, sarmanckich szlagonów, pijaków. BAJKI Krasickiego, nawiązując poprzez konwencję La Fontaineła do tradycji starożytnego kpiarza Ezopa, też przesiąknięte są treściami społecznymi, jednak nie aktualnymi, współczesnymi poecie, lecz tymi, które powszechnie uznaje się za wieczne przywary ludzkości. "Bajki" nie są satyrą na konkretnych ludzi, lecz na takie zjawiska, jak pycha, próżność, skąpstwo, brak umiejętności przewidywania, itp. W ogóle cała twórczość oświecenia, a już szczególnie polskiego, przesiąknięta jest aluzjami do życia społecznego. Aluzje te nie są wyszukane, np. w sztuce ks. Franciszka Bohomolca "Pijacy", wyszydzającej alkoholizm Polaków, tytułowy moczymorda obowiązkowo nazywa się Pijakiewicz. Podobnie gdzie indziej: Wolterowski Kandyd urobiony jest od słowa "candide", oznaczającego kogoś niedoświadczonego, naiwnego. Gdy znakomity rysownik tamtych czasów Aleksander Orłowski chce walczyć z pijaństwem, to maluje szlagona bez śladu myśli na twarzy, a za to ze śladami licznych biesiad suto zakrapianych okowitą i podpisuje go: "Komornik z powiatu kuflowego na Mordach, Morduniach i Mordeczkach z Mordunia Morda, herbu Trzy Kufle". Albo przy klęczącej sylwetce pojawia się podpis: "J. W. P. Modliński, Podkomorzy Litański na Nieszporach". Także zachowania takich charakterystycznych postaci są łatwo przewidywalne. Do tej samej kategorii należy sztuka Franciszka Zabłockiego "Fircyk w zalotach". 'Fircyk' oznaczało wówczas kogoś zapatrzonego we francuskie wzory a przy tym zupełnie aspołecznego. Nieco naiwna społecznie a mocno naiwna psychologicznie sztuka Zabłockiego pokazuje - jak śmieszna jest "fircykowatość" jako kategoria. Tym samym można uznać sprawę za odfajkowaną - przynajmniej w mniemaniu Zabłockiego i jego widzów. Teatr odgrywał w oświeceniu stanisławowskim ogromną rolę. Był terenem walki politycznej. Tak też wykorzystał go Julian Ursyn Niemcewicz, pisząc "Powrót posła". Sztuka polityczna nie musiała być doskonała formalnie. Za to powstawać musiała szybko, niemal z dnia na dzień, no i musiała bez wielkiego trudu dać się rozszyfrować, kto tu jest kim. Wszystkie te wymagania Niemcewicz spełnił, toteż mimo kompletnej zwietrzałości politycznej "Powrót posła" jest cennym dokumentem epoki. Bardziej artystycznych utworów dostarczył nurt sentymentalny. Mieszczą się w nim sielankowe utwory FRANCISZKA KARPIŃSKIEGO. Sentymentalna jest "Oda do wąsów" FRANCISZKA DIONIZEGO KNIAŹNINA. Wreszcie, z nurtu sentymentalnego - wspaniale przetworzonego i połączonego z treściami naukowymi i narodowymi - wyszła najdoskonalsza z polskich sztuk czasów króla Stasia: "Krakowiacy i górale" WOJCIECHA BOGUSŁAWSKIEGO, nie bez racji nazywanego ojcem polskiej sceny narodowej. Oprócz utworów dużych, wydawanych w znaczących nakładach, istniały w oświeceniu także utwory ulotne, często nawet nie zapisane, a tylko przekazywane z ust do ust. Taka jest większość publicystyki politycznej Sejmu Wielkiego. Niektóre z tych utworów zachowały się. Są to najczęściej krótkie wiersze lub fraszki, w karykaturze ukazujące powszechnie znane wówczas postacie. One właśnie zapoczątkowały tradycję "Warszawki", wiecznie rozplotkowanej, w której wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Niejednokrotnie sensacją stawały się utwory libertyńskie, o frywolnej treści. Słuchały ich zarówno cnotliwe matrony, jak i ich dorastające córki, o męskim towarzystwie nie wspomniawszy. Oświecenie nie zdołało zabobiec nieszczęściu, jakim były rozbiory. Ale dzięki pracy ludzi oświeconych przygotowano grunt pod przetrwanie polskiej świadomości narodowej podczas 123 lat niewoli. VI. Wiek XIX LEKTURA: A. S. Puszkin, "Eugeniusz Oniegin" (fragmenty) lub "Rusłan i Ludmiła" (fragmenty); V. Hugo, "Nędznicy"; H. Balzak, "Ojciec Goriot" lub inny utwór z cyklu "Komedia ludzka"; G. Flaubert, "Pani Bovary"; Stendhal, "Czerwone i czarne"; E. Zola, "Germinal"; G. de Maupasant, "Naszyjnik"; L. Tołstoj, "Anna Karenina" lub "Wojna i pokój"; I. Turgieniew - "Zapiski myśliwego" (kilka opowiadań); A. Czechow, "Opowiadania" (kilka utworów); N. Gogol, "Płaszcz" lub "Rewizor"; F. Dostojewski, "Zbrodnia i kara"; J. Galsworthy, "Saga rodu Forsytów" lub A. Trollope, fragmenty powieści z cyklu o rodzie Palisserów; K. Dickens, "Klub Pickwicka"; H. Heine, kilka wierszy, w tym koniecznie "Dwaj grenadierzy"; Ch. Baudelaire, "Kwiaty zła"; R. Kipling, kilka wierszy; E. A. Poe, kilka opowiadań; W. Whitman, "Źdźbła trawy" (kilka wierszy); A. Mickiewicz, "Ballady i romanse", "Sonety krymskie", "Dziady", "Pan Tadeusz" (z "Ballad i romansów" oraz "Sonetów Krymskich" po kilka wierszy); J. Słowacki, "Balladyna", "Beniowski", "Fantazy", "Kordian"; Z. Krasiński, "Nie-Boska komedia" lub "Irydion"; C. K. Norwid, "Vade-mecum"; B. Prus, "Lalka" lub "Faraon", kilka felietonów z cyklu "Kroniki tygodniowe"; H. Sienkiewicz, "Trylogia", "Krzyżacy". INFORMACJE o: W. Blakełu, G. Byronie, W. Scotcie, A. Asnyku, W. Polu, E. Orzeszkowej, J. Kraszewskim, M. Konopnickiej zjawiskach takich jak: romantyzm, "filozofia pozytywna" A. Comteła, pozytywizm warszawski, symbolizm, styl wiktoriański. UWAGA: z powodu sporej objętości lektur (większość z nich to powieści) na maturze tolerowane będzie, jeśli ktoś zapamięta treść niedokładnie lub dowie się jej z bryku. Natomiast żadną miarą tolerować nie można kompletnej "ciemnej mogiły" na temat proponowanych książek. Trzeba wiedzieć "wszystko o czymś", choćby z jakiegokolwiek leksykonu czy encyklopedii. W wielu tradycjach naukowo-badawczych literaturę i kulturę wieku XIX rozbija się na okresy romantyzmu (mniej więcej do 1848 r., choć niektórzy badacze ciągną romantyzm aż do Komuny Paryża - 1871) i pozytywizmu (1848-1890). Nie są to tradycje godne naśladowania, gdyż ani romantyzm nie umarł wraz z bojownikami Wiosny Ludów, ani też pozytywizm nie pojawił się tak nagle. Oba nurty współistniały właściwie równolegle w kulturze XIX w., tyle tylko, że romantycy mieli swoje pięć minut w sposób wybitnie pokazowy - na barykadach. Wraz z nimi i cała kultura, która - gdyby pobadać głębiej - już w wieku XIX przeżarta była jednym z przekleństw czasów najnowszych, czyli dyktatem mody. Obok garstki prawdziwych romantyków - rosyjskich dekabrystów, naszych podchorążych z listopada 1831 r., lorda Byrona czy poety-żołnierza Sandora Petofiego i im podobnych - był i legion naśladowców, strojących się w modne piórka. Pozytywizm też nie pojawił się jako "reakcja na nierealne mrzonki romantyków", tylko był potwierdzeniem literackim stanu faktycznie w kulturze istniejącego. O pozytywizmie w szkolnym tego słowa znaczeniu można mówić chyba tylko w Polsce i to tylko w kręgu tzw. pozytywizmu warszawskiego. Wiek XIX w kulturze europejskiej i w znacznej części amerykańskiej to czasy dominacji czterech postaci archetypowych: Kochanka, Poety, Żołnierza i Inżyniera. Trzej pierwsi stanowią dziedzictwo kultury łacińskiej. Inżynier, zrodzony gdzieś pod koniec "Wieku świateł", zyskał panowanie niepodzielne około połowy wieku XIX i niezagrożony króluje do dziś. W literaturze romantyzmu postacie kochanków, żołnierzy i poetów są widoczne na każdym kroku. Jeszcze w powieściach Juliusza Verneła (lata 80. XIX w) Żołnierz towarzyszy niewątpliwemu Inżynierowi, jakim jest np. kapitan Nemo, pierwotnie płomienny hinduski bojownik. Wiek XIX to - po oświeceniowym tryumfie nauki - bezwzględna eksploatacja oświeceniowych zdobyczy teoretycznych. Teorie ekonomiczne zaowocowały pierwotną akumulacją kapitału, połączoną zracjonalnym ekonomicznie (po oświeceniowemu - bez patrzenia na uczucia i odczucia) wyzyskiem formującego się proletariatu. Teorie naukowe fizyków pozwoliły zbudować i usprawnić maszynę parową, telegraf, telefon, maszyny prądotwórcze, itp. wynalazki. Wobec skuteczności praktycznej, naukowej z ducha, fizyki czy socjotechniki - wydawałoby się, że światopogląd oparty na wierze i nieracjonalności odchodzi bezpowrotnie do lamusa. Aliści, dotyczasowe dzieje ludzkości uczą, że lamus częściej idee reanimuje, niż grzebie. Taką właśnie rolę - upomnienie się o to, co w człowieku wewnętrzne i nie poddające się prawom świata zewnętrznego - spełnili pierwotni romantycy. Nie była ich celem budowa barykad czy obalanie carów. Pierwotny romantyzm to sprzeciw wobec filozofii przeracjonalizowanej. Kluczową postacią pierwotnego romantyzmu jest angielski poeta i grafik, WILLIAM BLAKE. Sam uznawał się za ucznia barokowego mistyka, Emanuela Swedenborga. W swych utworach przeciwstawia płaskość i jednowymiarowość świata oświeconego - pełni, jaką był człowiek przed Upadkiem. Nieprzypadkowo jednym z najczęstszych źródeł cytatów jest dla Blakeła John Milton. Pozostali poeci tego wczesnego romantyzmu: William Wordsworth i Walter Scott - nawiązywali do średniowiecznej wizji świata, bardzo wówczas, dzięki modzie na tę epokę, popularnej. Właśnie ze średniowiecznej rekwizytorni wydobyto najwcześniejszy z romantycznych rekwizytów - Kochanków. To wtedy Petrarca doczekał się nakładów, o jakich za życia nawet nie odważyłby się pomyśleć. Jego przesłanie: Mężczyzna zbawiający się przez Kobietę i na odwrót - bardzo pasowało do czasów, gdy Zbawienie było ze świadomości kulturowej wypierane kolejnym pokazem jakiegoś efektownego doświadczenia. Zauważmy, że Kochankowie nie potrzebują nic od otaczającego ich świata. Są samowystarczalni, pod warunkiem, że trafią na właściwą osobę, tę właśnie a nie inną. W literaturze romantycznej pełno jest rozpoznawania się "odwiecznych kochanków". Nie ustrzegli się jednak Kochankowie wpływu cywilizacji zorganizowanej. I stąd romantyczna niechęć do instytucji małżeństwa, wtedy już bardziej przypominającej "Panią Bovary" niż mistyczne sacrum. Toteż Kochanek przekonawszy się, że miłość napotyka na przeszkody nie do pokonania (głównie przesądy obyczajowe lub klasowe), zostaje Poetą. Poeta to w rozumieniu romantycznym ktoś, kto - dzięki świadomości upadku ludzkości i swoim wcześniejszym doświadczeniom Kochanka - uważa się za upoważnionego do sprawowania duchowego przewodnictwa. Misję swą głosi słowem. Mniej ważny jest talent literacki, mniej istotna jest doskonałość formalna. Ważne, by Słowo służyło przesłaniu. Stąd taka straszliwa bombastyczność większości romantycznych produkcji: chodzi o oszołomienie i porwanie odbiorcy. Ta właśnie myśl legła u podstaw teatru romantycznego, działającego, niczym późniejsza o wiek muzyka psychodeliczna, na całość istoty widza. Poeta szybko przekonuje się, że Słowo też uległo inflacji, że formująca się kultura masowa tworzy legiony naśladowców i rozmywa przesłanie. Bierze więc do ręki broń i staje się Żołnierzem. Zastajemy go, żywego lub już uwiecznionego w pieśni, na barykadach Wiosny Ludów. Taką metamorfozę przechodzi np. Konrad-Gustaw z "Dziadów". Poznajemy go jako Kochanka. Potem widzimy Poetę. Trzecią przemianę przeszedł sam Mickiewicz. Po napisaniu "Pana Tadeusza" i kilku latach wykładów w Paryżu sformował oddział wojska i ruszył... wyzwalać Włochy. Czwarta postać XIX w., Inżynier, to Żołnierz, który zorientował się, że nie wystarczy zabić jednego czy drugiego samodzierżcę. Potrzebna jest technologia, czyli wiedza o systemie społecznym, który samodzierżcy umożliwia samodzierżawie. Poeta-żołnierz oddaje się więc studiom przyziemnym, czyli wchodząc w świat nauki, zostaje zasymilowany z tym, czemu się sprzeciwiał. Może pochłonąć go biznes (taki jest Wokulski z "Lalki"), może zostać wynalazcą lub stworzyć sobie w dynamicznie rozwijającej się nauce teoretycznej jakąś "wieżę z kości słoniowej". (Mało kto wie, że wielki matematyk Lagrange był uczestnikiem buntów szkolnych). Stąd tylko krok do działalności politycznej ludzi nauki i techniki, dziś już stanowiącej regułę tej profesji. Inżynier stanowi zatem postać kluczową dla zrozumienia wieku XIX. Jest tym, który przenosi wartości dawnej kultury łacińskiej do nowoczesnej kultury technokratycznej. Dlatego to dziś nie kto inny, ale właśnie luminarze nauki upominają się o... prawo do metafizyki! Najwybitniejsi fizycy i biologowie naszych czasów to jednocześnie filozofowie w wielkim, klasycznym stylu. Niestety, większość potomków pierwszych (romantycznych z ducha) inżynierów zapomniała dziś o swoim rodowodzie i powołaniu. Stali się technikami. Jako takich spotykamy ich nagminnie w literaturze czasów najnowszych. Inżynierem jest więc po części i Słowacki, w "Kordianie" obnażający mechanizmy społeczeństwa, i Norwid, dający w "Vade-mecum" precyzyjną technologię uzdrowienia ludzkości. Jest nim Balzac, niezrównany znawca mechaniki społecznej swych czasów, jest i Zola, i inni. Gdyby bliżej przyjrzeć się dziełom ludzi usiłujących wyrwać się z zaklętego kręgu higieny, organizacji i technologii, np. francuskim "poetom przeklętym", to okaże się, że oni też opanowali pewną technikę, mianowicie technikę drażnienia filistra, którą szybko doprowadzili do perfekcji. Z tego właśnie spostrzeżenia - wszechobecności technologii i sprzężenia z nią naszych losów na złe i dobre - zrodziło się wystąpienie AUGUSTA COMTEła, czyli dzieło "O filozofii pozytywnej", wydane w roku 1830. "Filozofia pozytywna" oznacza u Comteła taką, która uwzględnia tylko to, co jest (w domyśle: nie zajmuje się tym, czego nie potwierdzi się eksperymentalnie). Największym osięgnięciem Comteęa jest postulat stworzenia nauk społecznych (socjologia i pochodne). Z chęci działania "u podstaw", czyli przy najdrobniejszych i najpowszechniejszych trybach społecznej maszynerii, wyrośli też pozytywiści polscy. Poza Polską pozytywizm nigdy nie stał się zjawiskiem na tyle znaczącym w literaturze, kulturze i sztuce, by rozpatrywać go jako osobny okres. Np. Francuzi mówią o "literaturze Restauracji", o symbolizmie, Anglicy o poezji i prozie wiktoriańskiej, itp. Charakterystycznym zjawiskiem wieku XIX jest ekspansja literatury rosyjskiej. Zaczęło się to od... rozkazu cara. No, może nie dosłownie, ale faktem jest, że zadanie stworzenia i upowszechnienia rosyjskiego języka literackiego postawił sobie carski faworyt, Aleksander Siergiejewicz Puszkin. Zadanie wykonał znakomicie, otwierając drogę następcom. A postąpiono z nim iście po rosyjsku: gdy się naraził - wplątano w pojedynek i zabito w majestacie prawa (honorowego). Literatura wieku XIX bez rosyjskiej jest niekompletna i to do tego stopnia, że Anthony Trollope nazwał Iwana Turgieniewa "ojcem nowoczesnej powieści angielskiej". I nie bez racji, bo Turgieniew, wybornie przełożony na angielski, był długie lata ulubioną lekturą Anglików. Podobną popularność zdobyły na Zachodzie dzieła Tołstoja, Dostojewskiego, Gogola, Czechowa i in., którzy w taki sposób omijali ograniczenia carskiej cenzury. Wspomniany już Puszkin był pierwszym z rosyjskich geniuszów, podziwianych przez pokolenie romantyków. Jego poematy, nawiązujące do tradycji starożytnych eposów, głównie "Eneidy", do dziś wyznaczają kanony smaku i gustu literackiego języka rosyjskiego. Był też - jak większość romantyków - postacią barwną. Wiele anegdot o nim obiegało europejskie dwory. Fiodor Dostojewski to geniusz już nie tylko na skalę rosyjską, ale i światową. Jego powieści - przede wszystkim najlepiej znane w Europie "Biesy", "Zbrodnia i kara", "Gracz", "Idiota" - zbiegły się w czasie z rozpadem wszelkich wartości "metafizycznych" i dają mu świadectwo. Dostojewski szuka oparcia w fanatycznym rosyjskim prawosławiu podpartym ideą panslawizmu pod wodzą Rosji. Stąd jego niechęć do katolików, m.in. Polaków, której często dawał wyraz. Powieści Dostojewskiego to kapitalne studia braku "wrodzonych" hamulców moralnych i etycznych. Stąd wołanie o kulturę na tyle silną, by wychowaniem naprawiła ten brak, stąd taka apoteoza skostniałej i wysoce represywnej ówczesnej Cerkwi rosyjskiej. Lew Tołstoj reprezentuje inny biegun. Bliski jest ideałom Comteęa - tyle że przetransponowanym w sferę religii. Tołstoj był "mistykiem-pozytywistą". W swej rodowej posiadłości Jasna Polana usiłował urzeczywistnić coś z życia pierwszych chrześcijan. W powieściach daje krytykę osuwającego się w materializm społeczeństwa. Programu pozytywnego w powieściach Tołstoja nie znajdziemy - w jego mniemaniu takim programem było życie Jasnej Polany. Antoni Czechow, wnikliwy obserwator życia i ludzi, pozostawił kilka tomów uroczych obyczajowych opowiadań i kilka sztuk teatralnych. Był rzecznikiem postępu społecznego i naukowego, toteż nic dziwnego, że zjadliwe ostrze swej satyry skierował w kołtunerię i skostniałą tradycję, jakiej było wówczas (nie tylko w Rosji) pod dostatkiem. Mikołaj Gogol, stale prześladowny przez cenzurę, jest przykładem romantycznej "jedności życia i sztuki". Sam przez całe życie tropiony, to samo przeniósł do swych sztuk i powieści. Mimo że są to komedie, daje się w nich wyśledzić nuta całkiem niekomicznie prowadząca wprost do Franza Kafki i jego "świata obsesyjnego". ANTHONY TROLLOPEła cykl powieści o rodzie Palisserów to własnie dziedzictwo przeniesionego do powolnego życia wiejskiej Anglii - rosyjskiego bezkresu. Powieści-rzeki, które w latach 70 i 80 ubiegłego wieku niemal taśmowo powstawały w Anglii, spełnały podobną rolę, jak dziś seriale TV. Były odczytywane odcinek po odcinku przy domowych kominkach. Na przeciwstawnym biegunie lokuje się KAROL DICKENS. Bystry, wnikliwy satyryk, towarzyszący wiernie wadom Anglików doby wczesnowiktoriańskiej - do dziś stanowi cenną pozycję w lekturach każdego, kto ma pretensje do jako takiego poczucia humoru, bo w tym jest Dickens szkołą znakomitą. Wiek XIX wydał wielu pisarzy, którzy pozostawili po sobie błyskotliwą psychologicznie i obyczajowo kronikę swych czasów. Taki był HONORIUSZ BALZAK. Jego cykl "Komedia ludzka" jest niepowtarzalnym zapisem stanu społeczeństwa francuskiego połowy XIX w. Bardziej drapieżnie temat stosunków społecznych potraktowali VICTOR HUGO, STENDHAL i EMIL ZOLA. Mimo że należą do różnych nurtów i orientacji, a i chronologicznie nieco się rozminęli, jedno ich łączy: sprawiedliwość wymierzona na kartach książek mieszczańskiemu społeczeństwu. Wiek XIX ukształtował też podwaliny literatury amerykańskiej. Początkowo wzorowanej na angielskiej literaturze gotyckiej (tu należą "Opowieści niesamowite" i wiele innych utworów EDGARA ALLANA POE'go), potem już rodzimej, opartej na pionierskiej przygodzie ze zdobywaniem Dzikiego Zachodu. W ten zwycięski i ekspansjonistyczny ton uderza WALT WHITMAN. Jego wiersze stały się dla Amerykanów tym, czym "Eneida" dla Rzymian - podbudową narodowej dumy. Whitman, przez długie lata dziennikarz, znał życie swego kraju od podszewki. Toteż jego wiersze, urobione z prostej, każdemu znajomej materii - musiały trafić na podatny grunt i uczynić swego autora do dziś nieprześcignionym bardem USA. W wieku XIX postać i dzieło coraz bardziej stapiały się w jedno. Prototypem takim stał się GEORGE GORDON BYRON. Jako poeta nie jest szczególnie wysoko notowany. Natomiast jako bojownik-skandalista i działacz społeczny - znakomicie się ma w historii do dziś. Jego "Giaur" stał się prototypem tego, co przemycono z tradycji eposu do kultury romantycznej, czyli poematu dygresyjnego. Romantyzm niemiecki miał wielu pisarzy i poetów, ale tylko późny J. W. GOETHE i H. HEINE weszli na trwałe do historii kultury europejskiej. Heine dzięki wychowaniu w tradycji napoleońskiej (dla wielu Niemców właśnie Napoleon uosabia wszystko, co nowoczesne i postępowe) oraz niewątpliwemu geniuszowi poetyckiemu stał się Europejczykiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Jego poezja stała się "obywatelką poetyckiej Europy", nobilitując nieco do tej pory prowincjonalną niemczyznę. W pełnym romantyzmie lokuje się też FAUST, JOHANA WOLFGANGA VON GOETHEGO. Choć Goethe bardziej z romantyzmem flirtował, niż był romantykiem (jak wszyscy geniusze - przerasta on możliwości klasyfikacji), jednak wiele idei filozoficznych romantyzmu było mu bliskich. Goethe był różokrzyżowcem i wiele ezoterycznej filozofii przemycił poprzez literaturę do powszechniejszego obiegu. "Faust", nad którym pracował prawie 60 lat, to wykład filozofii, bliższej oryginalnym źródłom romantycznym (przede wszystkim Blakełowi), niż rzeczywistości anno domini 1830, gdy drugą część "Fausta" wydano. Praca świadomości przebudowującej świat i uduchawiającej go zrazem - oto, co pozwala przegranemu życiowo Faustowi (czyli ludzkości) z wiarą patrzeć w przyszłość. Wiek XIX w kulturze polskiej jest nietypowy - bo nie było państwa, w którym można by prowadzić normalne życie kulturalne. Stała się Polska "narodem Księgi", jak niegdyś Żydzi po upadku państwa izraelskiego. Toteż rola literatury jest w naszej historii siłą rzeczy większa niż gdzie indziej. Także mętnawe idee mesjańskie, nawiązujące w oczywisty sposób do symboliki niewoli babilońskiej, biorą się z braku państwowości. Cenzura dopełniła reszty. Nasze utwory romantyczne, choć walorów literackich odmówić im nie sposób, są właściwie nieprzekładalne na żaden inny język - bo żaden nowożytny naród takich doświadczeń jak nasze nie miał. ADAM MICKIEWICZ, tradycyjnie uznawany za romantycznego wieszcza nr 1, to klasyczny niemal przykład tego, co Witold Gombrowicz wiek potem nazwał "grą w literaturę". U Mickiewicza życie i dzieło stapiają się w jedno. Znając życie poety można zrozumieć (i wybaczyć mu) wiele jego dzieł. Wzorem mógł tu być Byron, którym Mickiewicz fascynował się w młodości i którego "Giaura" tłumaczył na polski. Mimo niewątpliwego geniuszu poetyckiego nie wyszedł Mickiewicz poza krąg romantyczny i pozostał jego więźniem. Widać to w mętnawych intelektualnie a skandalicznych obyczajowo praktykach towiańczyków, do których Mickiewicz się zaliczał. Widać w wysoce niedojrzałej a obliczonej chyba tylko na poklask decyzji działalności wojskowej. Inaczej zachował się JULIUSZ SŁOWACKI, który dał dzieła mniej może od Mickiewiczowskich głośne, za to dojrzalsze artystycznie. Był Słowacki mistrzem dwu gatunków: poematu dygresyjnego i teatru romantycznego. Jego wizje teatralne przerastały ówczesną rzeczywistość. Być może Słowacki marzył, że będą wystawiane w przyszłości - potrzebna do realizacji scenicznej jego dramatów maszyneria sceny i kwalifikacje, jakich od aktorów wymagają te role, nie bardzo do teatru XIX wieku przystawały. Podejrzewano, że były to już w założeniach dzieła "teatru wyobraźni", co w czasach Słowackiego określano z niemiecka słowem "Lesedrama" (dramat do czytania), ale najpewniej Słowacki myślał i o sceniczności tych sztuk. Nie ustrzegł się wieszcz Juliusz powszechnej wtedy mody mistycznej, ale wyszły z niej dzieła wybitne: "Anhelli", "Genezis z Ducha" i nieco jak na dzisiejsze wymagania przegadany "Król-Duch". Słowacki został zresztą przez Towiańskiego wykluczony ze wspólnoty (najpewniej z powodu zdrowego rozsądku i poczucia humoru, których Słowackiemu nie brakowało, a których Towiański był absolutnie pozbawiony). Nie zaszkodziło to w niczym jego dziełu. Trzeci wieszcz, ZYGMUNT KRASIŃSKI, pozostawił stosunkowo niewielką spuściznę. Dwie sztuki: "Nie-Boska komedia" i "Irydion" oraz "Psalmy przyszłości". Krasiński jest najbardziej zachowawczy spośród naszych romantyków, jest wręcz chrześcijańsko ortodoksyjny. Zachowuje równy dystans do wszystkich idei społecznych XIX stulecia, podpierając się ewangelicznym cytatem "wszelki szczep, którego nie szczepił Ojciec mój niebieski, wykorzeniony będzie". Dla Krasińskiego i ówcześni konserwatyści, i postępowcy to właśnie taki obcy chrześcijaństwu szczep. CYPRIAN KAMIL NORWID stał się z czasem "wieszczem dostawnym" do omówionej trójki. Jako jedyny z naszych romantyków dał program naprawy społeczeństwa. Wyłożył go w "Vade-mecum". Przy okazji wyprzedził symbolistów francuskich w poszukiwaniu środków wyrazu. Poezja Norwida bliższa jest wiekowi XX niż XIX i chyba to (w połączeniu z materialną nędzą Norwida) spowodowało, że sławę zyskał długo po śmierci - w Młodej Polsce. ALEKSANDER FREDRO, komediopisarz, choć żył w czasach romantyzmu, bardziej korzysta w celach satyrycznych z dokonań pierwszej połowy XIX w., niż coś nowego dodaje. W najświetniejszych jego sztukach: "Zemście", "Dożywociu", "Ślubach paneńskich", "Panu Jowialskim", jeżeli pojawia się jakaś postać romantyczna, to tylko jako karykatura. Może właśnie dzięki tej cesze Fredry, dzięki obojętności na romantyczny mistycyzm, można było po latach napisać o nim, że "swoim śmiechem uratował Polskę od zaraźliwej melancholii". Sprawy narodowe nie były jednak Fredrze tak obce, skoro w wydanych już po jego śmierci "Zapiskach starucha" przeczytać możemy niemało uwag i przemyśleń o współczesnych poecie Polakach. Krótko po śmierci Norwida w paryskim przytułku, Francję zelektryzowało wystąpienie symbolistów: CHARLESA BAUDELAIREła i ARTURA RIMBAUDA. Zapoczątkowali oni drogę, którą poszła potem poezja XX wieku. Pozytywizm polski to grupa działaczy i pisarzy skupionych wokół programu tzw. pracy u podstaw. Po stu latach jakby zmartwychwstał program Komisji Edukacji Narodowej. Pozytywiści, słusznie upatrując klęski powstania styczniowego w braku współdziałania chłopów z przywódcami wojskowymi, zmierzali właśnie wśród chłopów szerzyć oświatę i nowe idee. Powstała sieć szkół wiejskich, gdzie uczono chłopów czytać i pisać. Sama literatura podporządkowana została wymogom "ideolo". Utwory celowo pisano "pod chłopa", czy może raczej pod ten jego wizerunek, jaki sobie wyobrażano. Rezultaty były, wyrażając się delikatnie, nieszczególne. Tzw. literatura dydaktyczna, pod względem natrętności pouczania porównywalna chyba tylko z socrealizmem, bywa w podręcznikach wstydliwie przemilczana. Najwybitniejsze artystycznie dzieła polskiego pozytywizmu wyrastają tam, gdzie autor zapomina o swym powołaniu i pisze o tym, czym sam żyje. Bo i Prus w "Lalce" i Orzeszkowa w "Nad Niemnem" opisują swoje środowisko: Prus - Warszawę, Orzeszkowa - wieś, która ją otaczała na co dzień. A i Sienkiewiczowi lepiej zrobiło odżeglowanie od pozytywistycznych haseł w stronę pysznego westernu, jakim jest "Trylogia", niż przymuszanie się do pisania jakiegoś tam "Latarnika", czy innego "Za chlebem". BOLESŁAW PRUS (Aleksander Głowacki) to jedna z najciekawszych postaci naszego życia kulturalnego drugiej połowy XIX w.: dziennikarz, autor doskonałych felietonów z cyklu "Kroniki tygodniowe", rzecznik postępu a przy tym... członek loży masońskiej i spirytysta. Ze spotkań swej loży wziął większość realiów do "Faraona". A i w "Lalce" widoczna jest symbolika okultystycznego podejścia do psychologii (np. Izabela może symbolizować Lilith - według apokryfów pierwszą żonę Adama, która sprowadziła go na drogę Upadku, itp.). Warto pamiętać o tej uniwersalności Prusa. O tym, że na biurku tego romantycznego pozytywisty stała jedna z pierwszych w Polsce maszyn do pisania. Że w jego filozofii strona duchowa życia łączy się bez przeszkód z technologizacją ludzkiego bytowania. HENRYK SIENKIEWICZ po krótkiej przygodzie z "pracą u podstaw" stał się najświetniejszym polskim pisarzem przygodowym. Ugiął się przed postulatem "literatury dla społeczeństwa" dając na "Trylogii" sławne motto "ku pokrzepieniu serc", ale działalność społeczna i to jeszcze w interesie postępu raczej mu nie leżała. Najlepszy dowód, że pod koniec życia przystał do konserwatystów i zacięcie tępił modernę. Nieobce były mu i pasje historyka, czego dowodem znakomici "Krzyżacy". Ot, wspaniały polski szlagon przeniesiony w stulecie pary i elektryczności. Poezja pozytywizmu wiele straciła z romantycznego blasku. Polscy poeci tego okresu - przede wszystkim ADAM ASNYK, WINCENTY POL i MARIA KONOPNICKA - nie ustrzegli się, niestety, chęci "pouczania maluczkich". Stosunkowo najlepiej wypada to, gdy sięgają do poetyki oryginalnej pieśni ludowej. W ogóle wiek XIX sprzyjał raczej literackiemu dziecku - powieści, niż formom bardziej szacownym. Powieść wypełniła miejsce po eposie. Była bardziej naturalna i łatwiejsza w pisaniu. Do tego stopnia, że zaczęto fabrykować powieści masowo. W Polsce takim "fabrykantem" stał się JÓZEF IGNACY KRASZEWSKI, autor 144 powieści, których - sądząc z licznych niekonsekwencji - nigdy nie przejrzał po napisaniu. VII. Czasy najnowsze LEKTURA: Jan Kasprowicz, wiersze; Kazimierz Przerwa-Tetmajer, wiersze, "Na Skalnym Podhalu" (fragmenty); Tadeusz Miciński, wiersze; Stanisław Wyspiański, "Wesele"; Gabriela Zapolska, "Moralność pani Dulskiej"; Tadeusz Żeleński (Boy), "Słówka"; Poezje Skamandra (wiersze Juliana Tuwima, Antoniego Słonimskiego, Kazimierza Wierzyńskiego, Jana Lechonia, Jarosława Iwaszkiewicza - po kilka utworów każdego z wymienionych poetów); Poezje futurystyczne i awangardowe (Bruno Jasieński, Tadeusz Peiper, Julian Przyboś); Poezje tzw. II Awangardy (Czesław Miłosz, Józef Czechowicz, Stanisław Baliński, Stanisław Sebyła); Tadeusz Dołęga-Mostowicz, "Kariera Nikodema Dyzmy"; Zofia Nałkowska, "Granica"; Stefan Żeromski, "Wiatr od morza" lub "Przedwiośnie"; Michał Choromański, "Głownictwo, moglitwa i praktykarze"; Bolesław Leśmian, wiersze; Władysław Stanisław Reymont, "Chłopi" lub "Ziemia obiecana", Krzysztof Kamil Baczyński, wiersze; Witold Gombrowicz, "Ferdydurke" i do wyboru: "Ślub", "Iwona, księżniczka Burgunda", "Operetka"; Jerzy Andrzejewski, "Popiół i diament"; Roman Bratny, "Kolumbowie rocznik 20", Zbigniew Herbert, "Pan Cogito"; Czesław Miłosz, "Ziemia Ulro"; Tadeusz Różewicz, "Białe małżeństwo" lub "Kartoteka", wiersze; Wisława Szymborska, Tadeusz Nowak, Ernest Bryll, Jerzy Harasymowicz - wiersze; Miron Białoszewski - wiersze i fragmenty "Kabaretu Kici-Koci"; Stanisław Lem, "Solaris" lub "Cyberiada"; Erich Maria Remarque, "Na Zachodzie bez zmian" lub Ferdinand Ceine, "Podróż do kresu nocy"; Izaak Babel, "Armia konna"; Aleksander Błok, "Dwunastu"; Thomas Mann, "Czarodziejska góra"; Bertold Brecht, "Opera za trzy grosze"; Thomas Stearns Eliot, "Ziemia jałowa"; Antoine de Saint-Exupery, "Nocny lot"; Stanisław Ignacy Witkiewicz, "Nienasycenie"; Ernest Hemingway, "Pożegnanie z bronią"; Samuel Beckett, "Czekając na Godota". INFORMACJE o: pacyfizmie międzywojennym, egzystencjalizmie, antypowieści, surrealizmie, ekspresjonizmie, postmodernizmie, pop-arcie, współczesnych zjawiskach teatralnych (teatr otwarty, happeningi), socrealizmie. UWAGA: obowiązują podobne zasady, co przy lekturach wieku XIX. Lektury powstałe po roku 1945 należy traktować jako propozycje (czyli próbować się z nimi zapoznać, a nie wyrzucić od razu). Nie należy też zapominać o tym, że w wieku XX znaczna część literatury przeniosła się na płyty gramofonowe, taśmy filmowe, magnetofonowe i w latach ostatnich - na wideo. Warto uzupełnić swą edukację kulturalną słuchając niezrównanych tekstów kabaretowych Juliana Tuwima w wykonaniu Ordonki, warto obejrzeć adaptacje, jakie nakręcił Andrzej Wajda, warto uważnie śledzić premiery teatralne i filmowe. TV specjalnie nie polecam, bo powiedzenie o niej "okropna" to komplement, a i to przesadzony. Podobnie jak przy wieku XIX - naszego stulecia nie będziemy rozbijać na takie drobne cząstki, jak robi się to w programie szkolnym. Rozbicie takie wytwarza bowiem wrażenie niesamowitego przyśpieszania historii w czasach nam najbliższych. A to nieprawda. Historia ma swoje tempo przemian, obserwowalne najlepiej właśnie w dłuższych okresach czasu. Tak się składa, że cała kultura nowożytna (od renesansu) ładnie daje się periodyzować stuleciami: renesans, barok, oświecenie, wiek pary i elektryczności i... no właśnie, jaką łatkę przypiąć kończącemu się wiekowi? Tego nie wiemy. Ale - jako ludzie żyjący raczej wiekiem XXI niż XX - możemy już sobie pozwolić na luksus jakiegoś zbilansowania tego, co stało się między rokiem 1900 a 1991. W wielu opracowaniach spotkać można tezę, że wiek XX skończył się w roku 1914, wraz z wybuchem I wojny światowej. To efektowne stwierdzenie jest chyba słuszne. Lata 1890-1914 to przecie "la belle epoque", której najdobitniejszym chyba symbolem jest los pasażerów "Titanica", beztrosko tańczących na niebezpiecznie zbudowanym i skazanym na zagładę transatlantyku. Europa ówczesna bawiła się znakomicie. Bawiono się zarówno na wspaniałych balach w Pałacu Zimowym jak i bawiono się "modernistami", próbującymi wyartykułować poczucie bezsensu i zagrożenia, które zostało wyparte ze świadomości społecznej filistrów. Co próbowali przekazać ci "nawiedzeni"? Koniec wieku XIX to dalszy ciąg przygody z nauką. I to już nie laboratoryjną. Inżynier końca wieku XIX to twórca pierwszych pancerników, dział szybkostrzelnych, bomb lotniczych itp. akcesoriów. Jednocześnie technika umożliwiła sprawne - dzięki łączności - zarządzanie społeczeństwem masowym. Mało kto uświadamia sobie, że totalitarne systemy wieku XX nie były możliwe do realizacji bez pomocy radia, telefonu, samochodu i samolotu. Jeden z najdonioślejszych dla kultury wynalazków - zapis dzwięku - szybko stał się podstawą rozbudowanych sieci podsłuchowych. Doprawdy, nietrudno było przewidzieć, że wymienione wcześniej "zabawki" posłużą nie tylko na defiladach. A w laboratoriach, obok szlachetnych fantastów pokroju Alberta Einsteina, czy Wernera Heisenberga, wychowywali się już praktycy - np. konstruktorzy pierwszych bomb atomowych. Nauka wieku XX nie oferowała już statycznej i łatwej do oswojenia przez prostą matematykę newtonowskiej wizji świata. Odkrycia termodynamiki, mechaniki kwantowej, fizyki atomowej, teorii względności i astronomii - burzyły wszelkie poczucie bezpieczeństwa oparte na poznawalności świata. Na dokonania nauk przyrodniczych nałożyły się początki nowoczesnej psychologii (Z. Freud, C. G. Jung) i biologii. W wieku XX nauka, po tryumfie w walce z wiarą, wymknęła się spod kontroli. Ludzie wychowani od dziecka na światopoglądzie zdobywców, z właściwą zdobywcom arogancją potraktowali potrzebę przestrzeni metafizycznej. Nauka i technika stały się w ich rękach użytecznym narzędziem, tyle że narzędzie to stało się kolejną wersją miotły z "Ucznia czarnoksiężnika". Jak mogłaby wyglądać rzeczywistość, gdyby miotły nie zatrzymano, świadczą przykłady III Rzeszy i niedawno upadłego imperium radzieckiego. Wiara owszem istniała, ale - jak wszystko, co wyparte z oficjalnej świadomości - po złodziejsku. Pod koniec wieku XIX przez Europę przetoczyła się potężna fala spirytyzmu, a sekty i loże masońskie, nawiązujące do zamierzchłych, starożytnych tradycji mistycznych, mnożyły się jak grzyby po deszczu. Oczywiście, stowarzyszenia takie były tajne. Okazało się, że człowiek potrzebuje przestrzeni metafizycznej, a pozbawiony jej - może odmówić egzystencji w sensie jak najbardziej dosłownym. Całe stulecie XX to taka właśnie Wielka Likwidacja. Dwie wojny światowe, niezliczona ilość konfliktów lokalnych, groza atomowa "zimnej wojny", terroryzm, rozpleniona przestępczość - wszystko to ukazuje wiek XX jako wiek ofiar. Kultura naszego stulecia. dokładnie odpowiada jego chaosowi. Awangardy goniące jedna drugą, obfitość grup, które kończyły się po ogłoszeniu manifestu, po raz pierwszy w znanych nam dziejach teoretyczne podejście do spraw twórczości, na sposób właściwy nauce (najpierw plan-manifest, potem eksperymenty) - oto składniki tego chaosu. Atoli chaos nigdy nie jest czynnikiem tylko destruktywnym. Są w nim i idee-śmieci i to, co tylko przybiera formę epoki, aby przetrwać, są wreszcie i zawiązki Nowego, które uniknie powszechnej zagłady, stając się zawiązkiem nowego porządku. Śledząc tedy kulturę wieku XX według zaproponowanego klucza (ofiara i początek nowego cyklu), wykryjemy wcale logiczne prawidłowości, rządzące wprawdzie nie całością procesu, jak przyzwyczailiśmy się na epokach poprzednich, ale na pewno losami poszczególnych twórców i grup twórczych zmierzających w jednym kierunku. Początek wieku i powszechne wtedy szaleństwo modernistyczne to przeczucie nadchodzącej katastrofy. Stąd takie próby ucieczki, a to w sztukę (sławne zdanie "Choć życie nasze splunięcia niewarte, Evviva lłarte!"), a to w seksualizm (to ostatecznie popularne chyba do dziś), a to w metafizykę, a to w "czyn". Także programowe drażnienie filistra to element upewnienia się o zagrożeniu - im bardziej filister wierzył w powszechny postęp, tym bardziej artysta modernistyczny wiarę tę podważał - szokującymi zachowaniami, strojem, ekspresją swych środków wyrazów. Można rzec, że filister i artysta modernistyczny są jak dwie strony tej samej monety, toczącej się pod walce jakiejś koszmarnej maszyny. Po I wojnie światowej Europa odetchneła, bo wydawało się (na krótko), że ofiara już się spełniła i można żyć spokojnie. Ale dwudziestolecie międzywojenne okazało się tylko "przerwą na papierosa". I twórcy to wiedzieli. Stąd narastający od początku lat trzydziestych katastrofizm w prozie i poezji, stąd ponure proroctwo "Ziemi jałowej" wydanej w roku 1922. Jeszcze jeden charakterystyczny, wieńczący proces, przyczynek do dziejów kultury XX w., to wzrost społecznej roli artysty. Od końca XVIII w. przestaje on być po prostu dostawcą piękna. Staje się postacią publiczną, a jego sztuka coraz bardziej staje się aktualna, coraz wyraźniej włączając się w grę doraźnych interesów. Po II wojnie światowej trudno już mówić o jakiejkolwiek jednolitości, nawet w ramach większych grup. Okres od końca II wojny światowej do 1975 r. (w tym roku odbyła się konferencja helsinska, wyznaczająca nowy kierunek rozwoju, bliski już wiekowi XXI) to poszukiwanie czegoś, o czym wszyscy wiedzą, że ma nadejść, ale nikt nie ma pojęcia, jak miałoby wyglądać. Pojawiają się oczywiście próby stworzenia nowej formacji kulturowej, jednak bez pewności, że właśnie ten eksperyment będzie udany. Najbardziej spektakularne dokonania to rewolta młodzieżowa lat sześćdziesiątych i inwazja filozofii i religii dalekiego Wschodu w nasz krąg kulturowy. Z takiej mieszanki rodzi się dziś, na naszych oczach, coś, co nazwano "paradygmatem wyobraźni". Jest on de facto syntezą patrzenia mistycznego, ostatnio wracającego z wygnania, oraz dokonań nauki i techniki. Najtrafniej oddaje treść tej syntezy określenie: filozofia holistyczna, światopogląd holistyczny. Do tego nurtu podłącza się nowoczesna forma religijności, coraz częściej ignorująca oficjalne struktury kościelne wszystkich wyznań, i myślenie ekologiczne, i uczłowieczenie technologii, i "druga rewolucja", czyli informatyzacja społeczeństwa, odciążająca człowieka informacyjnie, podobnie jak rewolucja naukowo-techniczna odciążyła go fizycznie. Nie bardzo w naszych czasach wiadomo, jak potoczy się ten proces dalej i jakie będzie miał implikacje dla kultury. Trudno nam zebrać nawet w jakąś syntetyczną całość dokonania sprzed 1945 r., a cóż dopiero mówić o prognozowaniu! Toteż przy nauce literatury naszego wieku ważniejsze jest, aby poznać lektury i ulotne o nich opinie - w prasie literackiej, dyskusjach radiowych, telewizyjnych i prywatnych - niż czekać na akademickie podręczniki. Te dobre, mogące służyć dłużej niż kilka lat - powstaną nieprędko. Z uwagi na to, że wiek to w historii kultury i literatury okres krótki - trudno przy literaturze czasów najnowszych o jakieś jednoznaczne sądy. Trudno byłoby podać taki "przegląd prawd do wierzenia", jaki próbowaliśmy zafundować sobie w rozdziałach poprzednich. Opinie o literaturze najnowszej, jeżeli nie mają być tylko wykładnią aktualnie obowiązującego "ideolo", muszą powstawać na bieżąco, przy lekturach. Dlatego, rezygnując przy rozdziale "Czasy najnowsze" z koktajlu historyczno-literackiego - zapraszam do dyskusji na zajęciach. Daliśmy sobie przecie wcale solidne podstawy z literatury dawniejszej. A kto zna klasykę, ten bez trudu zorientuje się we współczesności, znajdzie jakąś własną receptę na jej oswojenie. A może ktoś z Was dopisze brakującą część powtórki, bez wątpienia wtedy lepszą od wszelkich zaproponowanych z góry interpretacji? POWODZENIA!!! W. Z. Spis treści Część pierwsza Duża klasówka i jak do niej podejść I Jak się uczyć7 II Jak się relaksować12 Częśc druga Na egzaminie I Jak pisać15 II Wybór formy18 III Jak mówić23 Część trzecia Powtórka z polskiego I Literatura starożytna27 II Średniowiecze39 III Odrodzenie (renesans)49 IV Barok59 V Oświecenie68 VI Wiek XIX78 VII Czasy najnowsze93 Okładkę projektował JACEK KOŻUSZEK Opracowanie redakcyjne ANNA TYMES ZDZISŁAW SŁOWIŃSKI Copyright by Towarzystwo Działań dla Samorozwoju, Autorska Szkoła Samorozwoju "ASSA", Wrocław 1991 Wydawnictwo TOPORZEŁ, Wrocław 1991 r. ASSA - Autorska Szkoła Samorozwoju, Społeczne Liceum Ogólnokształcące nr 1 we Wrocławiu, to rzeczywiście coś nowego! Liceum ogólnokształcące bez ław szkolnych, bez ocen, bez sprawdzania obecności, itp. odwiecznych rekwizytów... a ucząca dobrze. Przyjęliśmy jako założenie podstawowe naszej dzialalności, że k a ż d y człowiek ma nieograniczone możliwości rozwoju.. A w samorozwoju, jak wszędzie - trzeba zaczynać wcześnie, żeby dojść do mistrzostwa. Takie właśnie możliwości stwarza nasza szkoła. W ASSA uczeń rzeczywiście sam decyduje o sobie i o tym, czego chciałby się uczyć. "Z polskiego... zdam!" to pierwsza ksiązka z assowskiej serii wydawniczej. Część wstępna zawiera przegląd niezbyt jeszcze popularnych, ale doskonale działających metod uczenia się, oszczędzających wielu godzin nieefektywnej pracy umysłowej. Lekturę powtórki z polskiego proponuję tym, którzy mając już za sobą program szkolny, chcieliby popatrzeć na literaturę, kulturę i ich wzajemne powiązania nieco inaczej, niż proponuje to szkolny program ministerialny.