Adam Józefowicz Gwiezdna dziewczyna 1 Tego dnia jak zwykle po pracy wracałem do domu. Swoją drogę przebywałem pieszo, bo Instytut biochemii odległy był od mojego domu jakieś piętnaście minut drogi. Rano świeciło słońce. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Był piękny letni dzień. Teraz lało no może z tym laniem to lekka przesada, więc by za bardzo nie mijać się z prawdą po prostu padało dość mocno. Dzień nie był zbyt uciążliwy. Profesor Koret polecił mi wykonanie kilku prostych analiz potwierdzających poprzednie badania i założenia jakiejś większej pracy, o której jako zwykły analityk nie musiałem mieć większego pojęcia. Moje czynności w sumie zajęły mi nie wiele więcej niż cztery godziny. Potem praktycznie się nudziłem. Do domu wracałem w dość dobrym nastroju mimo, że trochę już przemokłem. Skręciłem w ulicę graniczącą z parkiem. Jej chodnik był właściwie wyłożoną tartanem alejką parkową. Co kilkadziesiąt metrów przy chodniku stały ławeczki. Wtedy zobaczyłem ją . Była średniego wzrostu, szczupła choć bardzo proporcjonalnie zbudowana o włosach prostych, długich, czarnych, sięgających prawie do pasa. Jej uroda nie była czymś nadzwyczajnym, nie porażała pięknem czy uwodzicielską kokieterią. Była jakaś taka wymodelowana, wyjątkowo poprawna. Kiedy się do niej zbliżyłem jeszcze jedno uderzyło mnie na pierwszy rzut oka. Niesamowity spokój bijący od dziewczyny. Siedziała ubrana w lekką, lśniącą turkusową sukienkę z krótkimi rękawami. Delikatnie uśmiechnięta jakby zażenowana. Nie zwracała uwagi ani na deszcz, ani na podmuchy wiatru, ani na mijających ją trochę zdziwionych przechodniów. Dziewczynę mijałem o jakieś pół metra i wtedy wyczułem od niej zapach delikatnych perfum. Były to niesamowite, bardzo dziwne, egzotyczne perfumy. Takiego zapachu nigdy dotąd jeszcze nie spotkałem. Był na tyle charakterystyczny, że zwrócił moją uwagę. Pod wpływem tych dziwacznych perfum zakręciło mi się nawet lekko w głowie. Mijając dziewczynę zauważyłem, że jej turkusowa sukienka zmienia kolor. staje się bardziej żółta. a następnie pomarańczowa. Zatrzymałem się w pewnej odległości od dziewczyny jakieś pięćdziesiąt może sześćdziesiąt metrów. Sukienka w tym momencie przeszła w żółto-zielony kolor. Zacząłem zbliżać się do ławki.. Sukienka stała się turkusowa. Znów minąłem dziewczynę i znów żółty przechodzący w pomarańcz. Niesamowite! Zjawisko dooplera przy tak małych różnicach prędkości? O co tu chodzi? Kim ona jest i co tu robi? Te i inne pytania zaczęły cisnąć mi się do głowy. Podejdę do niej i zapytam po prostu. Może nie potraktuje mnie jak intruza. Nie wygląda na zbyt pewną siebie, zarozumiałą kokietkę. Trochę jednak przestraszyłem się swojego zuchwałego pomysłu. Z kobietami jakoś nigdy nie umiałem rozmawiać. Zawsze mnie onieśmielały. Tym razem było tak samo, ale ciekawość zwyciężyła. Jeszcze jeden zwrot i po chwili stanąłem przed dziewczyną - Przepraszam powiedz jakiego koloru jest twoja sukienka? - wyrzuciłem z siebie jednym tchem czując jednocześnie jak zaczynają mnie palić czubki uszu. Dziewczyna bardzo powoli podniosła głowę i spojrzała na mnie. Jej ciemne bardzo ciepłe oczy miały w sobie jakiś dziwny wyraz. Chwilę milczała jakby zastanawiając się nad czymś po czym z lekkim uśmiechem odpowiedziała. - A jaki kolor widziałeś? - Kilka kolorów. - Więc jest chyba wielobarwna. - No nie Ona zmienia barwy raz jest turkusowa raz... - no chyba sama wiesz o co tu chodzi. to przecież niemożliwe. A tak w ogóle to przepraszam. Podszedłem do ciebie nawet się nie przedstawiłem, ale wiesz to co zobaczyłem .Jarek jestem. Jarosław Skorski. - Akenaris - Dziewczyna wyciągnęła rękę w moim kierunku - I co takiego widziałeś? - zapytała - Jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem takiego imienia. Wiesz wybacz, że to mówię, ale ty jesteś bardzo zagadkowa. Twoje imię, barwa sukni czy te twoje perfumy. Wiem, że nie powinienem tego wszystkiego mówić, ale to jest jakieś takie niesamowite. - Czy naprawdę tak się rzucam w oczy? - Myślę, że jednak tak. Dziewczyna chwilę trwała w bezruchu po czym powoli, ale dobitnie powiedziała: - Wydaje mi się, że chyba uległeś jakiejś halucynacji. Pytałeś o kolor mojej sukienki. Jaki widzisz? - Teraz kiedy przed tobą stoję jest żółto-zielona. - Doskonale zrób mały spacerek w prawo i w lewo i sprawdź czy sukienka zmienia kolor. Stałem niezdecydowany. - No idź zachęciła mnie jeszcze raz. - Poszedłem prosto przed siebie. Spojrzałem na Akenaris. Sukienka nie zmieniła koloru. Odwróciłem się w kierunku dziewczyny i podszedłem do ławki. Nic. Wszystko bez zmian. Teraz dopiero naprawdę poczułem, że zaczynam się czerwienić. Ładnie wyglądam kiepski sposób podrywania a może wzięła mnie za wariatuńcia. - Tak masz rację bąknąłem pod nosem zupełnie już zbity z tropu. - Nie martw się - powiedziała Akenaris - czasem wyobraźnia płata nam różne figle Zresztą może to nie tylko wyobraźnia? - Co masz na myśli? - Wiesz czasem niektórych zjawisk tak po prostu nie da się wyjaśnić. Nie wszystko jesteśmy w stanie pojąć. Świat jest wielki i tajemniczy. Czy ktoś potrafi ogarnąć to wszystko swoim rozumem. - Dziewczyna nie traktowała mnie jak czubka. Ona starała się usprawiedliwić mnie przed samym sobą. Wiedziała chyba dobrze o co chodzi, ale z jakichś powodów nie chciała mówić. Dlaczego właściwie miała by coś mówić obcemu facetowi, który raptem pyta ją o kolor sukni. To chyba od samego początku nie miało sensu, ale spróbowałem jeszcze podtrzymać konwersację. - Deszcz ci nie przeszkadza? Siedzisz na tej ławce i mokniesz- - A ty chodzisz po tym samym deszczu i jakoś nikt się temu nie dziwi. Ci ludzie na chodnikach krążący to w jedną to w drugą stronę też mokną. - Ja wracam z pracy do domu i muszę tędy przejść, ale do głowy by mi nie przyszło, by ot tak sobie siedzieć na parkowej ławce po to tylko aby moknąć. - Czy naprawdę pewny jesteś, że "po to tylko, żeby moknąć"? - Ta rozmowa Właściwie do niczego nie prowadziła. Akenaris cierpliwie odpowiadała na moje pytania chociaż odpowiadać wcale nie musiała. Z drugiej strony jej odpowiedzi niczego nie wyjaśniały. Traktowała mnie trochę jak cierpliwa nauczycielka tłumacząca uczniowi jakąś trudną kwestię. Tłumaczyła bardzo niedokładnie, ale na tyle prostym językiem, by uczeń mógł choć trochę zrozumieć temat. Była na pewno dziwna i tajemnicza, ale co się pod tym kryło tego niestety nie wiedziałem. Zapanowało milczenie. Każde z nas zajęte było swoimi myślami. O czym myślała Akenaris? - to kolejna zagadka, ale chyba coś ją zaczęło dręczyć, bo stała się dziwnie niespokojna. Zaczęła się rozglądać. Po chwili uspokoiła się i znów odezwała się do mnie swoim spokojnym i opanowanym głosem. - Posłuchaj mam do ciebie prośbę. Ja muszę tu jeszcze chwilę zostać. Nie mogę opuścić tego miejsca, ale bardzo potrzebna jest mi w tej chwili bateria taka jak do zegarka czy możesz przynieść mi ją z kiosku. O ile się nie mylę najbliższy... - Wiem gdzie jest najbliższy kiosk to zaraz za zakrętem za tym wieżowcem. Zaraz będę z powrotem. - ruszyłem w stronę kiosku. - Zaczekaj a pieniądze! - Mam przy sobie. Rozliczymy się później. - Nie! Zaczekaj! Weź teraz. - Jaka to w końcu różnica. - Zatrzymałem się. - Dla mnie jest. - Dobrze - wzruszyłem ramionami i podszedłem do dziewczyny. Podała mi monetę i opuściła głowę w dół. - Za chwilę będę. - odwróciłem się i ruszyłem w stronę kiosku. Akenaris nie odezwała się już ani słowem. Ulica za zakrętem była bardziej ruchliwa. Zgiełk samochodów, przechodnie potrącający się wzajemnie. Przed kioskiem stała niewielka kolejka ludzi kupujących gazety i papierosy. Po dwóch minutach dostałem baterię i udałem się w powrotną drogę. Minąłem skrzyżowanie i wszedłem na parkową alejkę. Spojrzałem przed siebie. Ławka, na której kilka minut temu siedziała dziwna dziewczyna była pusta. Akenaris odeszła tak po prostu bez słowa. Dlaczego nie powiedziała bym sobie poszedł? Czemu uciekła się do takiego wybiegu? Przecież to dziecinada. Ta dziewczyna tak naprawdę chyba sama nie wiedziała o co jej chodzi. No cóż bywają i takie egzemplarze. To prawda byłem zły. Była ładną zagadkową dziewczyną. Chciałem ją jeszcze zobaczyć, porozmawiać z nią, dowiedzieć się czegoś o niej, ale znikła tak bez słowa. Trudno trzeba wracać do mojej samotnej nory. Może w telewizorze będzie jakiś program. 2 Chmury rozrzedziły się nieco. Zachodni horyzont jaśniał jeszcze, ale słońce już zaszło. Siedziałem przed ekranem telewizora pstrykając bezmyślnie pilotem. Sto kanałów i sto razy nic. Krew, Przemoc, gwałt, narkotyki, gwałt, gwałt, krew i znowu przemoc i tak każdego dnia. Zegar tykał na ścianie. Tyka tak już od trzech lat. Od czasu śmierci ojca, kiedy zaszyłem się w tej betonowej klatce. Wyjechałem z domu ze wsi pod Lublinem bo dostałem pracę we Wrocławskim instytucie. Pomogła mi w tym Anka - koleżanka ze szkolnej ławy. Na emeryturę odchodził dziadek Władek jak nazywano starszego analityka. Był kierownikiem pracowni analitycznej instytutu biochemii Polskiej Akademii nauk a właściwie jego warszawskiej filii. Na jego miejsce wskoczył doktor Koguciński, z którym Anka miała dobre układy. Oczywiście nie zastanawiałem się ani przez chwilę. W czasie kiedy bezrobocie jest tak duże, każda praca to dar od samego Boga. Ance jestem wdzięczny, bo zrobiła dla mnie dużo, Teraz jednak nie wiem - czy aż tyle, czy tylko tyle, bo od tej pory właśnie pędzę życie pustelnicze. Sprzedaliśmy z Magdą moją siostrą odziedziczone po rodzicach podupadające gospodarstwo rolne, które prowadziliśmy wspólnie. Ona wyjechała wraz z mężem do Kanady. Mieszka teraz jakieś 80 kilometrów od Toronto. Ja za swoją działkę ze sprzedaży gospodarstwa kupiłem m 4 we Wrocławiu licząc na to, że kiedyś kiedyś będzie to moje gniazdko rodzinne. Życie jednak rządzi się swoimi zasadami. Moje gniazdko stało się moim utrapieniem. Coś, co miało być oazą ciepła miłości i spokoju stało się ostoją chłodu, pustki i samotności. Krąg moich znajomych we Wrocławiu ograniczony był do zaledwie kilku osób ściśle związanych z pracą. Anka, Kaśka i Wojtek - laboranci analitycy. Takie same pionki jak ja. Kierownik pracowni- doktor Koguciński oraz człowiek widmo czyli postrach laboratorium profesor Koryt.. Niezły człowiek ale dziwak i ekscentryk jakich dość dużo w środowisku naukowym. Najbliżej byłem z Wojtkiem. Samotnik prawie taki jak ja. Prawie, bo w przeciwieństwie do mnie bardzo lubił towarzystwo panienek i pod tym względem był raczej dość niewybredny. Wszystko co się rusza i na drzewo nie ucieka jak sam był zwykł mawiać. Spotykaliśmy się czasem w wolnych chwilach czyli wtedy, kiedy Wojtek akurat rozstał się ze swoją wielką miłością, ale jeszcze tak naprawdę nie wiedział czy następna będzie Mariolka czy ruda Iwonka, bo obie były całkiem całkiem. W takie dni spotykaliśmy się u mnie, albo u niego, albo w knajpce tej, w której klezmer pogrywał na białym salonowym fortepianie mało wyszukane kawałki pod kotleta. Takie wieczory należały jednak do rzadkości. Wojtek przeważnie był zakochany więc "wybacz Jarek, ale".. Nie umiałem go zrozumieć. Byłem chyba niepoprawnym idealistą wierzącym w prawdziwą, wielką romantyczną miłość. Kobiety traktowałem poważnie. Nie mogłem zrozumieć jak mogą służyć tylko do zabawy. Wojtek oczywiście pokpiwał ze mnie, ale mimo to traktował mnie z dużą dozą sympatii, Anka i Kaśka były statecznymi mężatkami. Kaśka miała bardzo ładną małą córeczkę. O jej wyczynach wiedziało całe laboratorium. Była szczęśliwą uśmiechniętą zadowoloną z siebie kobietą. Anka była poważniejsza, bardziej zamknięta w sobie. Nie wiele mówiła, ale na mój rozum jej życie małżeńskie do sielankowych raczej nie należało. Bywało, że pod warstwą pudru dostrzec można było jakiś siniak świadczący o ostrzejszej wymianie zdań. Anka nigdy nie dopuszczała jednak do najmniejszych podejrzeń a dyskretne uwagi Kaśki tępiła w sposób brutalny i bardzo ordynarny. Z czasem wiedzieliśmy już, że sprawy Anki - to temat tabu Nikt nie ośmielał się wychylić. Doktor Koguciński oraz profesor Koryt byli oczywiście poza moim towarzyskim zasięgiem. Wyłączyłem telewizor. Kolejna paskudna noc czeka na mnie. Ciemność, cisza i jakiś lęk przed samotnością. To samo co zawsze. Coś dzisiaj mogło się zmienić. - Nie zmieniło się nic. Mogłem kogoś ciekawego poznać. - Nie poznałem nikogo. Nikogo! A Akenaris? Przecież nawet nie wiem, gdzie mogę ją znaleźć, a jeśli nawet - to po co? Przecież ona mnie zwyczajnie wykiwała. I po co to zrobiła? Jaki to miało sens? Halucynacje? Skąd wiedziała, że mój ruch wpływa na zmianę barwy przecież nic jej o zależnościach nie mówiłem, a ona kazała mi chodzić w lewo i w prawo. Skąd wiedziała że tak to widziałem? A te jej uwagi "Wiesz czasem niektórych zjawisk tak po prostu nie da się wyjaśnić. Nie wszystko jesteśmy w stanie pojąć. Świat jest wielki i tajemniczy. Czy ktoś potrafi ogarnąć to wszystko swoim rozumem."? Jakby na to nie patrzeć: coś co mogło być dla mnie ważne - odeszło bezpowrotnie. Uświadomiłem sobie, że jedna z istot godnych szacunku i uwielbienia po prostu zadrwiła ze mnie. Tak moja męska duma została urażona. Może to jednak Wojtek ma rację. Zamiast kisić się w samotności czy nie lepiej jest się po prostu zabawić. Przecież ja nawet nie muszę się wysilać. Duże ładne mieszkanie zawsze mam wyłącznie do swojej dyspozycji. Mogę sprowadzić sobie jakąś laleczkę choćby po to, żeby chociaż było do kogo zagadać. Kobiety to istoty, które trudno zrozumieć. Wstałem z krzesła i podszedłem do apteczki. Sięgnąłem po Oxazepam. Wziąłem dwie tabletki. Za kilkanaście minut wszystko wróci do normy. Za godzinę zasnę a rano obudzę się z bólem głowy. Na ulicy robiło się coraz ciszej. Tapczanu nie rozebrałem. Ostatnio prawie nigdy go nie rozbieram. Położyłem się i bezmyślnie zacząłem wsłuchiwać się w odgłosy nocy. Dobrze mi tak! Czego spodziewałem się po idiotycznie zawartej znajomości, że co? Że rzuci mi się na szyję i zacznie wszystko o sobie opowiadać. Miała przynajmniej tyle taktu, że mnie o nic nie wypytywała. Będę miał nauczkę, by nie pchać palca między drzwi. Noże jeszcze uda mi się odmienić swoje życie? Może jeszcze? Może... 3 Wczorajszą uciekinierkę zobaczyłem zaraz za zakrętem. Najwyraźniej czekała na mnie, bo wzrok dziewczyny zwrócony był w moją stronę. Kiedy do niej podszedłem wstała. O Akenaris nie myślałem dzisiaj. Nie było czasu. Rano jak zwykle wstałem trochę za późno więc trzeba było się spieszyć. Potem praca. W przerwach rozmowy o wszystkim i o niczym. Właściwie to ucieszyłem się z widoku tajemniczej nieznajomej. Ona najwyraźniej też. Z jej twarzy znikało powoli napięcie. Dzisiaj ubrana była w granatowy żakiet z czarnymi opalizującymi plamkami. Ona chyba kochała się w niesamowitych strojach. Dzisiaj kolory jej ubioru nie robiły głupich kawałów, ale te czarne plamki w promieniach popołudniowego słońca mieniły się tysiącem barw. - Witaj Jarek. Przepraszam za wczoraj, ale musiałam . Proszę nie pytaj dlaczego w każdym razie nie teraz. - Te słowa najwyraźniej przyniosły jej ulgę. Widziałem, że coś jest nie tak z jej nastrojem, że czegoś się wstydzi, może czegoś boi, może nawet nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego co się z nią dzieje. A jednak przyszła. Po co? - Daj spokój. Zapomnijmy o tym. Może usiądziemy na ławeczce. Coś mi się wydaje, że masz problemy. Ja tak naprawdę nie wiem jak mam z tobą rozmawiać, czy chcesz rozmawiać, a może potrzebujesz pomocy. - Siądźmy na chwilę i opowiedz mi coś o sobie. - zaproponowała nagle - Jej propozycja trochę mnie zaskoczyła. Z drugiej jednak strony. Ja pytałem wczoraj ona dzisiaj. Na pewno nie chce mówić o sobie, ale z jakiegoś powodu zamierza utrzymywać nadal ze mną znajomość. - Co chcesz wiedzieć? - Wszystko to co chcesz i możesz powiedzieć.- zastanowiłem się co chcę powiedzieć tej ładnej tajemniczej dziewczynie. Przecież nie powiem jej co myślę, co czuję, nie powiem jej, ale słowa jakoś tak same zaczęły wypływać z mojego wnętrza najpierw nieśmiałą strużką, potem potokiem a potem wielką szumiącą rzeką. Przecież Akenaris była nikim. Była obcą osobą. Przed obcymi najlepiej czasem się wygadać a potem każde z nas pójdzie w swoją stronę i nie będę musiał wstydzić się chwili słabości. Opowiedziałem jej o swoim dzieciństwie, o technikum chemicznym o studiach, pracy. Pustce i samotności. O śmierci rodziców i rozstaniu z jedyną siostrą. Dziewczyna słuchała w milczeniu. Nie zadała ani jednego pytania. Patrzyła tylko na mnie swoim łagodnym spokojnym wzrokiem. W Pewnym momencie zrozumiałem, że powiedziałem już o sobie wszystko. Znacznie więcej niż chciałem i niż wypadało na tak krótką znajomość. Przecież Akenaris o nic nie pytała. Nie wymuszała żadnych zwierzeń. Zakończyłem opowieść. Zapadło krótkie milczenie. Wreszcie dziewczyna odezwała się pierwsza. - Ja też jestem sama. Nie mam żadnej rodziny. Nie znam tu nikogo. We Wrocławiu jestem od wczoraj i nie wiem co mam robić. Wiem , że muszę tu być, ale nie wiem po co. Równie dobrze mogę mieszkać na innej półkuli albo w Chinach. Tak jak ty trafiłam tutaj przypadkiem. Miałam mieszkać w wynajętym mieszkaniu, ale w ostatniej chwili właściciel lokalu zerwał umowę. Ostatnią noc spędziłam w obskurnym hoteliku w brudnym dwuosobowym pokoju z jakąś straszną kobietą. Czy nie słyszałeś coś o mieszkaniu do wynajęcia. Małym, ale przytulnym? - Zastanowiłem się chwilę. Jej wypowiedź krótka, lakoniczna, niewiele mówiąca informuje właściwie tylko o tym, że dziewczyna poszukuje mieszkania i tak naprawdę tylko o to jej chodzi. No dobrze, ale jeśli nawet to przecież chyba mogę jej pomóc? - Posłuchaj nie chciałbym być źle przez ciebie zrozumiany, ale tu w środku miasta o mieszkanie nie jest tak łatwo. Jeśli nawet coś się trafi to kosztuje majątek. Przypuszczam że do najbogatszych nie należysz, bo inaczej nie gnieździłabyś się w jakiejś dziurze. Jeżeli chcesz mogę zaproponować ci pokój u siebie. Będziesz miała do wyłącznej dyspozycji małe pomieszczenie, ale własne czyli takie, w którym nikt nie będzie cię niepokoił. Ja i tak snuję się do tej pory po mieszkaniu, które powinno zamieszkiwać kilka osób. - Skończyłem swoje wywody zdając sobie sprawę z pewnej niezręczności. Młoda kobieta miała by mieszkać z obcym, samotnym mężczyzną. A czy ja mogę z kolei wiedzieć kogo tak naprawdę chcę wpuścić pod swój dach. Może to jakaś narkomanka czy członkini obłędnej sekty. Teraz nagle dopiero zdałem sobie sprawę z faktu, że o dziewczynie nic nie wiem. Ona właściwie jeszcze nic mi o sobie nie powiedziała, a to co powiedziała wcale nie musi być prawdą zważywszy, że znika nie wiadomo jak i pojawia się nie wiadomo skąd. Czy dlatego tylko, że była ładna, cicha i pełna jakiegoś niesamowitego spokoju? Czy to wystarczy? Akenaris podniosła na mnie swój wzrok i spojrzała mi uważnie w oczy. - Dlaczego mi to proponujesz? Przecież ty nic o mnie nie wiesz. Jarek zrozum! Ja wiem co myślisz. Wiem, że nie tak powinnam z tobą rozmawiać, ale ja nie mogę, nie umiem inaczej. Wiem, że masz więcej powodów do obaw niż ja. - Spuściła głowę a jej ramiona leciutko zadrgały w bezradnym geście. Siedziałem obok niej zupełnie zbity z tropu. Nie wiedziałem co powiedzieć i jak się zachować. W końcu zdobyłem się tylko na krótkie pytanie - I co? - Dziewczyna milczała dłuższą chwilę wreszcie powtórzyła pytanie - Dlaczego mi to proponujesz? - Dlaczego jej to zaproponowałem. Żebym ja to wiedział. Nie umiałem znaleźć odpowiedzi. Ona widocznie też nie widziała logicznego uzasadnienia mojej propozycji skoro pytanie powtórzyła. - Teraz ty nie pytaj. - powiedziałem -To nie takie proste. Sam tak naprawdę nie wiem. Pokiwała lekko ze zrozumieniem głową. - No to chodź pokażesz mi mój nowy pokoik. Muszę wiedzieć czy mi się spodoba. - Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę grupy widocznych w dali wieżowców. Milczeliśmy prawie całą drogę. Właściwie to jeszcze było kilka spraw do omówienia, ale czasu też było sporo. Za parkiem chodnik lekko skręcił w prawo i przeciął dwie przecznice. Skręciliśmy w trzecią. - To tutaj odezwałem się pokazując stojący po lewej stronie ulicy ośmiopiętrowy blok.- Moje słowa wyrwały dziewczynę z letargu. - Na którym piętrze mieszkasz? - Pod samym niebem - odpowiedziałem. Akenaris wyraźnie się ożywiła. - Nad twoim mieszkaniem są już tylko gwiazdy - oświadczyła. - Nie koniecznie. Nad mieszkaniem jest strych, ale nad balkonem są tylko gwiazdy. - Weszliśmy do budynku i do windy. Znów wyczułem te dziwne perfumy. Były jednak słabsze jakby świadomie ukrywane.. Wysiedliśmy na ostatnim piętrze. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je po czym wskazałem drogę dziewczynie. - Proszę! Wejdź tylko się nie przestrasz, bo życie samotnego faceta zawsze musi być związane z mniejszym lub większym bałaganem. Ja wcale nie zamierzam łamać tej tradycji. - Dziewczyna weszła do środka a ja mówiłem dalej - Dostaniesz do wyłącznej dyspozycji mały pokoik. Będziesz w nim miała zapewnioną całkowitą swobodę i niczym nie skrępowany spokój Moje mieszkanie składa się z trzech pokoi, kuchni, łazienki, toalety i balkonu. - Po kolei otwierałem pomieszczenia pokazując jej wszystko. - Ten pokój będzie należał do ciebie jest mały, ale jak widzisz jasny z oknami wychodzącymi na zachód. Moja twierdza to ten po drugiej stronie korytarza. Tu jest moje królestwo i oczywiście największy bałagan. Z dużego pokoju i pozostałych pomieszczeń będziemy korzystać na równych prawach. - Jak podoba ci się taki podział? Akenaris uśmiechnęła się tym razem całą sobą. Nie ukrywała swego zachwytu. - Bardzo - powiedziała- Nawet nie wiesz jak bardzo. - No to do pracy. Myślę, że nim przygotuję twój pokój zobaczysz co jest w lodówce i zrobisz nam coś do jedzenia a potem pójdziemy po twoje rzeczy. A który to hotel? - Nie daj spokój sama to potem załatwię. Zresztą może jutro, bo to co będzie mi dzisiaj potrzebne mam przy sobie. Co ona miała przy sobie? Niewielką damską torebkę i malutkie szczelnie zamknięte drewniane pudełeczko. Nie pytałem jednak o nic. przecież to nie miało sensu. Tymczasem moja współlokatorka weszła do kuchni i zaczęła krzątać się przy posiłku. Ja wziąłem się za doprowadzanie do porządku jej nowego pokoiku. Wiele pracy nie miałem: Zamieść podłogę , zetrzeć kurze i wywietrzyć panujący zaduch. Pomieszczenie umeblowane było bardziej niż skromnie. Jednoosobowy tapczan, stół, krzesło i regał. W pokoju nie było nawet przyzwoitej szafy. Musiał więc dziewczynie wystarczyć regał za szafę, szafkę nocną, biblioteczkę i co tam jeszcze. Kiedy wszystko z grubsza było gotowe poszedłem do kuchni. Akenaris jeszcze krzątała się przy posiłku. Popatrzyłem jak się porusza: zgrabnie, lekko i bezszelestnie i chyba wtedy właśnie uświadomiłem sobie dlaczego zaproponowałem dziewczynie wspólne mieszkanie. W tym samym momencie odwróciła się w moją stronę w jej oczach zobaczyłem zdziwienie. - Co się stało? - spytałem - Nie wiem. - odpowiedziała. - jakoś dziwnie zakręciło mi się w głowie, ale już przeszło. Po chwili zasiedliśmy do obiado-kolacji. Wytworzył się całkiem sympatyczny nastrój. Rozmawialiśmy właściwie o niczym trochę o pogodzie. Trochę o mieszkaniu. Po posiłku Akenaris poszła do swojej kanciapy a ja zająłem się robieniem porządków w innych pomieszczeniach. W pewnym momencie z za drzwi pokoju, w którym przebywała dziewczyna dobiegły mnie jakieś melodyjne dźwięki. Były ciche, ale bardzo wyraźne. Te dźwięki przypominały trochę brzmienie harfy, ale znacznie silniej wibrowały. Trwało to jakieś dziesięć minut potem wszystko ucichło. W kilka minut później dziewczyna wyszła ze swojego pokoju. - Co to było? - spytałem - Chodzi ci o te dźwięki? - To taki przyrząd - relaksator służy do relaksu. Kiedy jestem zmęczona używam go i po jakimś czasie moje siły psychiczne regenerują się. Pierwsza rzecz na którą odpowiedziała mi bez zbędnych wykrętów. A swoją drogą te dźwięki miały jakieś działanie i jak wszystko co związane było z dziewczyną były dziwne. Reszta dnia przeszła bez żadnych sensacji. 4 Minął prawie miesiąc odkąd Akenaris ze mną zamieszkała. Przez tem czas trochę ją poznałem, ale im więcej o niej wiedziałem tym mniej mogłem to wszystko zrozumieć. Bardzo szybko na przykład zorientowałem się, że dziewczyna potrafi czytać w moich myślach. Często sama zaczynała mówić o czymś, o czym właśnie zamierzałem z nią porozmawiać. Z początku jej wypowiedzi na różne tematy, o których właśnie myślałem traktowałem jako przypadkowe. Zdarza się czasem, że myśli dwóch osób w tym samym momencie krążą wokół jednej sprawy. Potem jednak zacząłem to obserwować i coraz mniej widziałem w zachowaniu dziewczyny zwykłego przypadku a co raz więcej świadomego działania. Ta jej cecha najbardziej mi przeszkadzała była wręcz krępująca zwłaszcza wtedy, gdy zatopiony we własnych myślach snułem szaleńcze plany na przyszłość, w których ona zajmowała doniosłe miejsce. Wiedziałem wtedy, że mnie "podsłuchuje, bo jej twarz wyrażała zdziwienie niepewność lub coś nieokreślonego, ale to coś pozwalało mi przypuszczać, że ona wie. Któregoś dnia jak zwykle po południami bywało przechadzaliśmy się alejkami parku. Mijaliśmy właśnie ogromny świerk. Ciekawe - pomyślałem - czy takie drzewo myśli? Czy nas widzi? Czy rozróżnia dobro od zła? - Widzi, czuje a także rozróżnia dobro od zła. Cywilizacji nie rozwinęło tylko dlatego, że nie może chodzić, że nie ma chwytnych kończyn, że jego budowa nie jest nastawiona na rozwój ekspansywnej cywilizacji. - najspokojniej w świecie odezwała się Akenaris. - Skąd wiesz co myślałem? Przecież nie odezwałem się ani jednym słowem. - A po co miałeś się odzywać. - Ty potrafisz odczytywać moje myśli - Tak, ale czy widzisz w tym coś złego? - Ja nie mam takich możliwości. Nie wiem i nie chcę wiedzieć co myślisz a wchodzenie do czyjejś głowy to ograniczanie jego prywatności. Ja już wcześniej zauważyłem, że ty to robisz nic nie mówiłem, bo nie miałem pewności, ale teraz już wiem. Nie rób tego więcej. A tak w ogóle powiedz mi przynajmniej jak to się dzieje, że możesz odczytywać myśli.? - Zawsze to robiłam. Zawsze odczytywałam myśli innych . Jeżeli nie chcesz to nie będę tego więcej robiła, ale prawdę mówiąc - nie widzę w tym nic złego. Przecież u nas... - zamilkła jakby się nad czymś zastanawiała. - Co u was? - zapytałem - eee nic! Tak mi się jakoś powiedziało. - Nie dziw się - powiedziałem, ale musimy mieć równe szanse. Teraz o czymś myślisz. Nie wiem o czym. Ty możesz wiedzieć o mnie wszystko. Ja o tobie nic. Jak - myślisz - czy to jest uczciwe? - Jarek ty się chyba czegoś boisz. To dziwne, bo z twoich myśli nie zawsze wiele rozumie. Ale nie martw się. Będziemy mieli równe szansę. Nauczę cię tego, chociaż jeszcze nie teraz. Jeszcze nie jesteś do tego przygotowany. Do tej pory nie będę czytała w twoich myślach a jeśli czasem się zapomnę Będziesz o tym wiedział. Dostaniesz ode mnie sygnał. Wtedy możesz przestać myśleć, albo zwrócić mi uwagę. A teraz popatrz na mnie. - Przystanąłem i spojrzałem na dziewczynę. Wśród tych drzew, w promieniach popołudniowego słońca kiedy tak na mnie patrzyła, była prześliczna. Jedna myśl przeszła mi teraz przez głowę. Objąć ją i przytulić do siebie. W tym momencie usłyszałem w uszach coś jakby cichy dzwonek telefonu. Momentalnie przestałem myśleć na jej temat, ale na twarzy dziewczyny dostrzegłem znów ten dziwny wyraz. - Akenaris teraz znów podsłuchiwałaś? - A widzisz to działa W kilka godzin później staliśmy na balkonie. Było już ciemno . Włosy Akenaris rozwiewał lekki ciepły wieczorny wiatr. Miasto szykowało się do snu. To chyba jeden z ostatnich letnich wieczorów.. W powietrzu czuć już zapach nieuchronnie zbliżającej się jesieni. Patrzyłem na miasto rozświetlone tysiącem latarni. Patrzyłem na bloki rozbłyskujące gwiazdkami żarówek swoich małych słońc. Pod każdą z takich gwiazd był odrębny świat. W jednych mieszkaniach, było przyjemnie i ciepło w innych źle i smutno. Te światy mieszkania dla mnie są tak samo odległe jak gwiazdy, w które właśnie patrzyła Akenaris. W pewnym momencie wyciągnęła rękę przed siebie i cicho jakby ze smutkiem odezwała się. - Popatrz tam na północnym wschodzie te trzy gwiazdy Deneb, Gienah i Sadir. Są wielkie, dobrze widoczne. Stanowią trzon konstelacji Łabędzia. Są one otoczone gwiezdnym pyłem Tysiące bezimiennych gwiazd oznaczonych jedynie numerami katalogowymi obojętnie błyszczy na niebie dodając jedynie urody tym trzem przewodniczkom. Wśród tego pyłu jest jednak jedna najpiękniejsza ze wszystkich gwiazd. - dziewczyna na moment zamilkła a po chwili zaczęła mówić dalej. Jest odległa o 86 lat świetlnych. Bardzo podobna do słońca choć nieco większa od niego i nieco starsza. Wokół niej krąży jedenaście planet. Czwartą licząc od gwiazdy jest zielono-błękitna kula. Jest przepiękna. Cała pokryta lasami i płytkimi morzami o ciepłym umiarkowanie wilgotnym i łagodnym klimacie. Nie ma tu huraganowych wiatrów ni śnieżyc. Nie ma na jej powierzchni czap lodowych. Nie ma też pustyń. Kiedy zbliżysz się do powierzchni planety zobaczysz, że w zwartym zielonym lesie ukryte są budowle. Rozrzucone pozornie bezładnie. Harmonizują jednak z otoczeniem wtapiając się w zieleń drzew. Czarne opsydianowe walce, kopuły z kryształu górskiego stożki z różowego agatu ponacinane spiralnie. Budowle ze sztucznych diamentów i rubinów misternie szlifowane załamujące promienie tamtego słońca inaczej o każdej porze dnia. Inaczej nocą oświetlane przez dwa księżyce jeden naturalny a drugi sztuczny. Mieszkańcy tej planety kochają się w barwach, w grze świateł, kształtach i harmonii. Od wielu lat nie znają wojen. Nie znają nienawiści i zawiści, Szanują się nawzajem. Każdy z mieszkańców planety stara się zrozumieć drugiego. Zrozumieć i pomóc mu jeśli trzeba. Nie obawiają się siebie, bo znają swoje myśli. Mogą być sami kiedy chcą, ale mogą być ze wszystkimi. Jeden mają tylko paragraf prawny: Żyj tak ,abyś mógł jak najwięcej przeżyć nie szkodząc innym. Popatrz jakie to proste. Ich społeczeństwo jest czymś w rodzaju wielkiej wspólnoty. Wszystkie grupy jednakowo ważne i szanowane mają swoje ściśle określone obowiązki. Są więc matki, lotnicy, lekarze czy naukowcy. To oni stworzyli wspólnotę galaktyczną, w której trzysta równych sobie ras z obrębu drogi mlecznej rozwija cywilizację galaktyczną. Dla nich jednakowo ważny jest pojedynczy osobnik jak i cała populacja. Spytasz pewnie jak to możliwe? - Możliwe, bo pojedynczy przedstawiciele rasy mają poczucie odpowiedzialności a swoje decyzje podejmują o to co wiedzą od innych. Pozostali członkowie rasy znają myśli tego jednego, który aktualnie nie wie co począć potrafią odczuwać to co on odczuwa przez co na tyle znają wszystkie za i przeciw, by pomóc A musisz wiedzieć, że nigdzie nie ma absolutnego szczęścia i nawet najwyżej rozwinięte cywilizacje nie są wolne od troski, obaw i problemów trudnych do rozwiązania. zdezorientowanemu pełnemu rozterek osobnikowi w podjęciu właściwej decyzji mogą pomóc inni. Akenaris umilkła i zapadło milczenie. Kiedy dziewczyna mówiła patrzyłem w punkt nieba, który mi pokazała. Ona też tam patrzyła. Odezwałem się pierwszy. - Piękny świat wymyśliłaś i trzeba przyznać, że potrafisz sugestywnie opowiadać. Nawet pokazałaś mi na niebie gdzie to jest. Myślę, że możesz pokusić się o napisanie czegoś z dziedziny fantastyki naukowej. Ja też chciałbym, aby ziemia taka była, ale sama wiesz, że taki świat tutaj to jeszcze odległa przyszłość i my na pewno tego nie doczekamy. Sama widzisz, że nasz świat to wojny, przemoc strach i nienawiść. Niszczenie słabych, przemoc w rodzinach, głód i choroby. Przecież o tej porze bała byś się sama pokazać na jakiejś mniej oświetlonej ulicy. Spuściła oczy powoli kierując wzrok w moim kierunku. - Tak niestety masz rację a szkoda. Oprócz romantycznej duszy zaskakiwała mnie Akenaris niesamowitą wręcz wiedzą Właściwie dyskutować potrafiła na każdy temat. Trudno było na ogół stwierdzić czy jej uwagi i teorie na różne tematy były wynikiem rzetelnej wiedzy, czy też nieco wybujałej fantazji. Faktem jest, że do pewnego momentu wszystko się zgadzało, ale następne wywody wchodzące głębiej w jakieś zagadnienie przeważnie były dla mnie niezrozumiałe, albo nawet jeżeli zrozumiałe były nigdzie takich teorii nie mogłem znaleźć. Któregoś jednak dnia siedziałem przed komputerem przeglądając biuletyn instytutu biochemii. Sprawa była dla mnie o tyle ciekawa, że do głównej omawianej w tym numerze pracy sam wykonywałem wiele analiz. Chodziło o ustalenie struktury bardzo skomplikowanego białka. Była to końska globulina o masie cząsteczkowej przekraczającej dwa miliony Ustawienie ponad stu tysięcy atomów najpierw w aminokwasach a następnie w układzie aminokwasów przy uwzględnieniu wzajemnego położenia przestrzennego było zadaniem wyjątkowo skomplikowanym. Tysiące wykonanych analiz nie dały odpowiedzi na nurtujące naukowców pytania. Jedne wyniki zaprzeczały drugim. Kolejne symulacje komputerowe nie przybliżyły nawet o krok rozwiązania. Siedziałem więc i przeglądałem te struktury. W pewnym momencie Akenaris stanęła nade mną zaglądając przez moje ramię w ekran komputera. Stała tak kilkanaście minut obserwując zmieniające się sekwencje. W pewnym momencie powiedziała. - Chyba przyjęliście błędne założenie! Te trzy spirale skręcone w lewo powinny raczej utworzyć strukturę zamkniętą a wy przyjmujecie, że tworzą liniową. Pierwsze i ostatnie aminokwasy powinny być połączone tak, by przy odpowiednim ich skręceniu utworzyły kulę. Łańcuchy boczne muszą naprzemianlegle rozchodzić się do wewnątrz i na zewnątrz kuli. Pozostałe atomy nie związane z aminokwasami oraz mostki łączące spirale potwierdzą wykonane analizy. Nie da się od razu ustalić pełnej struktury białka, ale myślę, że jeżeli pójdziecie w tym kierunku, to dość szybko rozwiążecie problem. Pochyliła się nade mną i wpisała kilka danych z klawiatury. Podała punkty początkowe i końcowe zarazem poszczególnych spirali, kąty ich skręcenia i założenia dotyczące łańcuchów bocznych. Pracowała tak dłuższą chwilę po czym nacisnęła enter po raz ostatni. Na ekranie komputera pojawił się napis "proszę czekać ". Czekaliśmy więc kilkanaście minut. Spoglądałem to na ekran monitora to na Akenaris. Czułem się trochę jak przed losowaniem totolotka. Dziewczyna jak zwykle była spokojna i opanowana. Po jakimś kwadransie, który mnie wydawał się wiecznością na ekranie pokazała się wymodelowana cząsteczka białka. Tak jak przewidywała Akenaris ogólne założenia były poprawne i zgadzały się z przeprowadzonymi do tej pory analizami. Żadnych sprzeczności. Trzeba będzie teraz tylko iść w wyznaczonym kierunku. Problem, który od miesięcy spędzał sen z oczu najtęższym umysłom instytutu został rozwiązany. Zrobiła to drobna niepozorna dziewczyna. Cicha i skromna zawsze taktowna Akenaris Patrzyłem w ekran szeroko otworzywszy usta. Wreszcie po długiej chwili kiedy już nie miałem wątpliwości odezwałem się - Skąd to wiedziałaś - Tak jakoś przyszło mi to do głowy. gdy patrzyłam na ekran. - Ale ty musisz mieć ogromną wiedzę z biochemii - No nie! Coś tam oczywiście kiedyś się uczyłam, ale z tą ogromną wiedzą to już na pewno przesadzasz. - Uśmiechnęła się figlarnie prawie kokieteryjnie i prawie zaraz spoważniała. - Jarek, ale nie powiesz im o mnie! Prawda? przyrzeknij, że nie. - Dziewczyno uspokój się. Czego ty się boisz. Dobrze nie chcesz to nie powiem, ale szkoda cię. No i tego twojego odkrycia. - Powiedz, że sam do tego doszedłeś. W ten sposób pomożesz im i chyba sobie. Rozumiesz przecież o co w tej cząsteczce chodzi. - Myślę, że nie do końca, ale na tyle, żeby się w tym nie pogubić. - To wystarczy. Macie mądrych uczonych do reszty dojdą sami. - Następnego dnia okazało się, że Akenaris miała rację. Kopię symulacji przekazałem doktorowi Kogucińskiemu. Już w dwie godziny później wezwał mnie do siebie sam szef programu profesor Markiewicz. - No cóż panie magistrze. Śmiała teoria. Oczywiście jeszcze wymaga sprawdzenia, ale widać, że jest pan bardzo zdolnym młodym człowiekiem. Czy nie myślał pan o otwarciu przewodu doktorskiego? Oczywiście w tej sytuacji może pan liczyć na moją pomoc. W jaki sposób doszedł pan do tego odkrycia. Myślę, że razem jakoś to usystematyzujemy. Była kawa, kieliszek koniaku, protekcjonalny uścisk dłoni. Po powrocie do laboratorium nawet sam borsuk czyli profesor Koret uśmiechnął się do mnie i co absolutnie nie było w jego zwyczaju podał mi swoją tłustą oślizgłą dłoń.. - Do domu wróciłem zły. Jak miałem tłumaczyć tym tam rzeczy, o których sam nie wiele wiedziałem? Akenaris od razu zauważyła moją niewyraźną minę. - Co się stało - dziewczyna jak zwykle stała przede mną spokojna i oczywiście zupełnie opanowana. - Profesor chce znać wszystkie szczegóły symulacji nie chodzi mu o ogólniki. On chce znać mechanizm, który ja podobno odkryłem. A Ja tak naprawdę wiem na ten temat bardzo mało a właściwie to prawie nic. Jak mam z nim rozmawiać. Stanęłaś z boku a ja mam do wyboru: albo coś tam kręcić, albo zgonić na przypadkowe wpisanie danych prosto z sufitu co w sumie i tak jest raczej nieprawdopodobieństwem, albo opowiedzieć o tobie. Żadna z tych możliwości jak pewno sama wiesz nie jest do przyjęcia. Dziewczyna uśmiechnęła się - Jarek Nie martw się! Chodź siądź obok mnie zaraz ci wszystko wytłumaczę. Powoli, spokojnie. Na pewno zrozumiesz. Zaczęła tłumaczyć. I tu wyszła następna jej cecha charakteru.. Była wspaniałym Nauczycielem. Bardzo szybko wszystko zrozumiałem. Najdziwniejsze było jednak to, że następnego dnia rano, kiedy wstałem wiedziałem wiele więcej na temat. Budowy białek. Wiedziałem znacznie więcej o aminokwasach, ich wzajemnych zależnościach czy możliwościach wystąpienia w cząsteczkach białka przypadkowych metali lub innych pierwiastków śladowych. To co do tej pory uważałem za przypadek było całkiem zgrabną i logiczną regułą. Znałem wzory przekształceń takich o których chyba poprzedniego dnia nie mówiłem z dziewczyną. A może tylko tak mi się wydawało? Po tej całej historii z białkiem wiedziałem już, że Akenaris nie jest zwykłą dziewczyną. Obdarzona ogromną wiedzą i jakąś nadprzyrodzoną siłą ma tu w moim mieszkaniu swoją misję do wykonania. Ale jaką? Kiedy próbowałem czegoś się od niej dowiedzieć: albo dyskretnie zmieniała temat rozmowy, albo obracała moje uwagi w żart 5 Był szary listopadowy wieczór. Wiatr z dziką furią uderzał o parapety i szyby okienne kroplami deszczu zmieszanego z mokrym śniegiem. Pod naporem żywiołu gwar ulicy przycichł. Jedynie przejeżdżające samochody w przerwach między kolejnymi atakami wiatru przedzierały się szumem kół przez zawodzenia wichru i świst siekącego deszczu. Zapóźnieni przechodnie opatuleni w peleryny cichaczem przemykali pod murami domów osłonięci parasolkami, skuleni i zmęczeni targającym nimi wiatrem. Pełna zwykle o tej porze przechodniów ulica była prawie pusta. Jedynie samochody jak widma sunęły bardzo wolno długim szeregiem jadąc nie wiadomo skąd i nie wiadomo dokąd. Stałem przed oknem w dużym pokoju patrząc na to przygnębiające smutkiem i beznadziejną szarością miasto. Mój nastrój doskonale harmonizował z tym jaki panował za szybą. Z Akenaris właściwie nic się nie zmieniło. Chciałem, żeby coś pękło, chciałem być blisko niej. Rozmawialiśmy ostatnio bardzo dużo, ale były to pogawędki jakby służbowe. Właściwie to przeważnie mówiliśmy o moich sprawach zawodowych. Tego typu dyskusje stały się z czasem dość monotonne, bo ileż można żyć pracą, Próbowałem kilka razy porozmawiać z nią o nas. Przestała się już nawet temu dziwić, ale zawsze kiedy zaczynałem snuć swoje plany na przyszłość próbując wciągnąć ją do takiej rozmowy robiła się smutna. Zaczynała milczeć a po chwili pod byle pretekstem uciekała do swojego pokoju. Doszedłem w końcu do wniosku, że po prostu nie jestem mężczyzną, na którego ona może zwrócić uwagę jak kobieta. Taki chyba już muj los. Było mi przykro, bo teraz wiedziałem, że ją kocham. Stałem przed tym szarym oknem. W gardle czułem ucisk. A może ona nie wie nic o mojej miłości? Ale czemu ucieka od tego tematu? Jeśli jest tak jak myślę to przynajmniej niech mi to powie. Nie chcę żyć w niepewności. Muszę jasno postawić sprawę a potem niech się dzieje jej wola. Nagle w głowie usłyszałem telefoniczny dzwonek. Akenaris się włączyła Dawno tego nie było I nagle wpadłem na pomysł> Tak będzie łatwiej. - Akenaris nie wyłączaj się! - pomyślałem. Wysłuchaj tego co mam ci do powiedzenia. Przycisz tylko ten dzwonek bym się mógł dokładnie skoncentrować a poza tym chcę nieć pewność, że mnie wysłuchasz. Na chwilę przerwałem budowanie zdań w myślach. Czekałem z niepokojem na jej reakcję. Po kilku sekundach sygnał osłabł prawie do zera, ale mimo to był słyszalny. Dziewczyna zrozumiała mnie i przystała na moją prośbę. Zacząłem znowu w myślach budować zdania. - To chyba zaczęło się już pierwszego dnia kiedy zobaczyłem cię na ławeczce w strugach deszczu. Zaintrygowałaś mnie najpierw swoim strojem i niekonwencjonalnym zachowaniem. Urzekł mnie twój wdzięk i jakaś nieuchwytna subtelność. Kiedy zaproponowałem ci mieszkanie naprawdę jeszcze nie wiedziałem dlaczego. Wtedy odczuwałem tylko niejasny niepokój. Wtedy patrzyłem na ciebie jak na śliczną dziewczynę. Ot tak jak patrzy się na interesujące kobiety. Od tej pory minęło pięć miesięcy. Dzisiaj wiem, że po prostu cię kocham. Kocham za piękno, kocham za mądrość i dobroć, kocham za subtelny romantyzm i umiłowanie piękna., Kocham za to że jesteś. Wiem, że starałaś się jak mogłaś unikać tego tematu rozmowy. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogę ci się nie podobać, że ty myślisz o innym typie mężczyzny, ale dopóki nie będę pewny, dopóty podświadomie będę miał nadzieję na zdobycie twoich względów. Akenaris! Ja wolę znać nawet smutną prawdę, ale prawdę. Nie trzymaj mnie w niepewności. To najgorszy z możliwych stanów. Nagle usłyszałem jakiś szelest tuż za sobą. Obróciłem się i oniemiałem. Po raz pierwszy to ja nie mogłem wyjść ze zdumienia. Nie miałem pojęcia co robić ani jak się zachować. Za mną o kilka kroków stała Akenaris. Stała w milczeniu, ale po jej twarzy spływały łzy. Dziewczyna płakała. Po jej twarzy spływały wielkie łzy znacząc bruzdy na jej zwykle pogodnym i spokojnym obliczu. Stałem jak zaklęty. Co właściwie miałem robić? W pierwszym momencie chciałem podejść do dziewczyny, chciałem ją objąć przytulić, osuszyć jej łzy, ale gdzieś tam w środku moje drugie Ja przestrzegło mnie przed tym gestem. Dlaczego tak zareagowała? Czy naprawdę popełniłem jakiś nietakt? Stałem tak bezradnie a ona płakała. Po jakimś czasie, który mnie wydawał się nieskończenie długi uspokoiła się i pierwsza odezwała się. - Odebrałam twoje myśli i odczucia. Rozumiem twój stan, ale to nie takie proste. Ja też, ale nie mogę. Ty nic jeszcze nie rozumiesz - podeszła do stołu i wzięła stojącą na nim szklankę z wodą mineralną. Kiedy tu zamieszkałam nie myślałam, że to będzie takie trudne, takie inne i zupełnie niezrozumiałe. To przerosło moje możliwości, moje przygotowanie do tego, moją wiedzę o was o tobie, o sobie, o tym wszystkim co tutaj wyznacza granice życia. ale ja nie chciałam, nie wiedziałam a teraz wiem, że nie mogę. O czym ona mówi? Przecież to są jakieś nieskoordynowane słowa, jakiś niezrozumiały bełkot. Coś chciała powiedzieć, ale nie wiedziała jak a może to jedna z kolejnych jej zagadek. Po chwili milczenia dziewczyna opanowała się nieco i spokojniejszym już głosem mówiła dalej.. - Muszę wytłumaczyć ci to wszystko, ale nie wiem jak, bo przecież ty nie jesteś niczemu winny. - Zmów zapadło kłopotliwe milczenie. Szklanka w ręku Akenaris drżała delikatnie przez chwilę a potem nagle pękła .Odłamki szkła wbiły się w jej rękę. Dziewczyna syknęła z bulu i rozluźniła palce. Na jej dłoniach ukazały się strużki krwi. Podbiegłem do niej, ale była szybsza. Odskoczyła w tył. - Zostaw! Zaraz to zatamuję - Może jednak ci pomogę? - Nie! Zrobię to sama. - Ruszyła w stronę swojego pokoju. Łamiąc naszą dotychczasową umowę ruszyłem jej śladem. I w tym momencie w głowie przebiegła mi myśl. Myśl wyraźna wypowiedziana głosem Akenaris - Jarek zostań. Nic mi nie jest. Muszę być sama. I tak nie da się od tego uciec, ale proszę daj mi chwilę czasu. - Zatrzymałem się prawie przy drzwiach jej pokoju Spojrzała na mnie przelotnie w momencie, gdy wchodziła do swojego pokoju a na jej twarzy pojawił się ledwie dostrzegalny uśmiech. Tak odebrałem jej myśli. Pierwszy raz. Może teraz coś się zmieni. Drzwi za Akenaris zamknęły się bezszelestnie. Chwilę jeszcze stałem niezdecydowany. - Nie ma rady. Trzeba posprzątać szkło. Na dywanie leżały odłamki zgniecionej szklanki. Poszedłem do kuchni po zmiotkę i szufelkę. Po - chwili byłem już pochylony nad dywanem. Na jednym z kawałków rozbitej szklanki zobaczyłem kroplę krwi dziewczyny. Była prawie normalna, ale tylko prawie. Miała wyraźnie różowy odcień. - Co u diabła- czyżby była chora. Ten kawałek szkła szybko wyniosłem do swojego pokoju a potem posprzątałem pozostałe odłamki. Wtedy dopiero zająłem się bliżej znaleziskiem. Przygotowałem preparat mikroskopowy i starannie zabezpieczyłem go przed przypadkowym zniszczeniem. Kopertę włożyłem do kieszeni marynarki. Jutro zobaczę co tak właściwie dzieje się z dziewczyną. Może niczego się nie domyśli, bo przez cały ten czas nie wchodziła do moich myśli. Chyba bardziej zaabsorbowana była sobą Ze swojego pokoju wyszła po dobrej godzinie. Zachowywała się tak jakby nic się nie stało, ale nie odzywała się do mnie. Po dłuższym milczeniu sam nieśmiało zacząłem rozmowę. - Jak twoja ręka. Pokaż. - Daj spokój. - Nic mi nie jest Drobne draśnięcia. Zdezynfekowałam i prawie śladu nie ma. - To była cała rozmowa tego wieczoru. Nie pytałem już więcej o nic. Do poprzedniego tematu nie wracałem. Bałem się łez, jej bezradności i swoich reakcji. Zresztą Akenaris powiedziała, że od tego tematu nie da się uciec. Trzeba po prostu czekać. Niepokoiło mnie coś innego. Dziwna barwa jej krwi. Niby normalna a jednak? Ten róż. Jako analityk nie spotkałem się jeszcze z czymś takim. Może jutrzejszy dzień przyniesie jakieś rozwiązanie tej zagadki, ale jak na razie pozostał tylko niepokój i wątpliwości 6 Tego jeszcze nie było w historii instytutu. W laboratorium pojawiłem się jako pierwszy i to dobre pół godziny przed czasem. Od razu uruchomiłem analizator krwinek. Próbkę umieściłem pod czytnikiem i oczekiwałem na wynik. Dopiero wtedy przebrałem się w mój służbowy biały fartuch laboratoryjny. Minęło 5 minut Zaszumiała drukarka. Po krótkiej chwili miałem w ręku wynik. Obraz jej krwi. -Spojrzałem na wydruk i uświadomiłem sobie, że na kartce wypisane są jakieś kompletne idiotyzmy: Erytrocyty - brak, Leukocyty brak, hemoglobina nieoznaczalna, hematokryt nieoznaczalny. Ogromna ilość mutantów i komórek nowotworowych nie możliwych do zidentyfikowania. Kompletna bzdura. Usiadłem przed mikroskopem elektronowym i od razu dałem powiększenie 50 tysięcy. Kropla krwi roztarta na szkiełku widoczna była doskonale. Nie mogło być żadnych wątpliwości a jednak -To nie była ludzka krew. Jakieś nieznane mi krwinki. O całkiem innych kształtach.. Właściwie struktura krwi była poprawna, lecz jej elementy były zupełnie inne. Powinienem właściwie wybrać występujące schematy, przypisać im podstawniki ludzkiej krwi i jeszcze raz poddać analizie w analizatorze, ale po pierwsze nie miałem więcej materiału badawczego a po drugie taka praca wymagała ode mnie kilku ładnych godzin. Nie uszło by to uwagi innych laborantów a ja nie chciałem nikomu mówić o Akenaris. Z braku możliwości ograniczyłem się jedynie Jeszcze do kilku drobnych analiz wykonanych w ogromnym pośpiechu i już wiedziałem wszystko. Akenaris była żywą istotą, ale nie mogła być człowiekiem. Teraz dopiero zacząłem rozumieć jej dziwne zachowanie. Opowieść o planecie w gwiazdozbiorze łabędzia musiała być opowieścią o jej domu. Kochałem istotę z innej planety. Czułem jak łzy cisną mi się do oczu. Czułem jak coś się we mnie buntuje. Jak świat wali mi się pod nogami. To była naprawdę moja pierwsza wielka miłość. Kobieta moich snów i najskrytszych marzeń. Nie, to nie możliwe, to musi być jakaś jej sztuczka. Skąd by się tu wzięła dziewczyna z innej planety? Przecież chyba ziemskie radary, satelity i cały ten kosmiczny śmietnik na orbicie ziemskiej nie przepuściłby obcego pojazdu nie zauważając jego obecności. No dobrze a UFO przecież widuje się coś takiego? A krew dziewczyny? Przecież mam tu jej preparat? Jarek nie oszukuj sam siebie> Ona jest naprawdę z innego świata i nic na to nie poradzisz. - Jarek co się stało usłyszałem nagle głos Kaśki. Nawet nie zauważyłem kiedy weszła - Nic - odpowiedziałem tylko i szybko schowałem preparat. -Widzę przecież, że coś jest z tobą nie tak, ale jak nie chcesz to nie mów. - Wzruszyła ramionami. - Dzień dłużył ni się okropnie. Najgorsze jednak to , że wszyscy w laboratorium zwrócili uwagę na niezwykłe u mnie rozkojarzenie. Po konsultacjach wydali werdykt, że musiałem się nieszczęśliwie zakochać. Wojtek pierwszy pospieszył z pomocą. -Słuchaj Jarek. Baby to są baby . Mają swoją taktykę. Najgorzej takiej pokazać< że ci na niej zależy. Trzeba właśnie udawać, że to nie ona jest punktem twojego zainteresowania. Inaczej owinie cię dookoła palca. Jak idziesz do domu po pracy to chyba widzisz ile takich długonogich idzie ci naprzeciw. Wystarczy zagadać mrugnąć oczkiem i już masz sztukę na widelcu. Nie wychodzi z jedną to masz na jej miejsce dwie do wyboru. Wiesz one w brew pozorom bardzo lubią facetów. Zresztą ja chwilowo też odpoczywam od kobietek, ale jak chcesz możemy poszukać dziś czegoś razem. Mam tam dwie super sztuki na oku Mówię ci całkiem interesujące zwłaszcza jedna mała czarna troszkę pulchna, ale takie to dopiero potrafią. Wiesz kiedyś trafiła mi się kruszynka, ale człowieku co ona wyprawiała. Nawet jak z nią poszedłem to... Wojtek bierz się w końcu do roboty i przestań świnić, bo jak wpadnie kogut to odechce ci się nie tylko małej czarnulki, ale wszystkich twoich panienek. - to Anka wkroczyła do akcji. Nie dowiedziałem się więc co taka mała potrafi. Nie interesowało mnie to zresztą zbytnio. Ance byłem nawet wdzięczny, bo paplanina Wojtka rozdrażniała mnie tylko. Była w tym wszystkim jakaś ironia. Oni mieli rację. To niepowodzenie miłosne wyprowadziło mnie z równowagi, ale chyba nigdy nie wpadli by na rzeczywisty powód tego niepowodzenia. Zdrada czy coś tam takiego jakiż to banalny powód? Taki prosty i wyświechtany. W każdej książce znaleźć można zdradę, niezgodność charakterów, problemy finansowe czy wreszcie działanie życzliwych kolegów lub koleżanek Tu w moim przypadku niczego takiego nie było. Tu była jakaś koszmarna ironia losu. Około południa poprosił mnie do siebie profesor Markiewicz. Przygotował wstępną recenzję mojej pracy doktorskiej. Pisałem ją w zawrotnym tempie przy istotnej zresztą pomocy Akenaris. Profesor Markiewicz zawsze witał się ze mną ciepło. Nic dziwnego. To odkrycie i jemu dodawało wiele splendoru. Nawet mnie to nie raziło. Ja korzystałem z wiedzy Gwiezdnej dziewczyny - profesor z mojej. Dzisiaj było podobnie. Jego bardzo pochlebna recenzja wprawiła mnie w niezły nastrój. . Pozostało jednak do omówienia kilka drobiazgów. Zajęliśmy się pracą i o Akenaris przynajmniej na te dwie godziny udało mi się zapomnieć. Nie musiałem też słuchać pikantnych opowieści Wojtka oraz kierowanych pod jego adresem docinków Anki. A języczek ma ostry więc Wojtek nasłuchał się dzisiaj za wszystkie czasy. Ostatnie dwie godziny spędziłem na pracy pozorowanej. Obłożyłem się wydrukami, statystykami, formularzami zbiorczymi, kilkoma dziennikami analiz. I czymś tam jeszcze. Trzeba przyznać, że była to bardzo skuteczna bariera. Wszyscy łącznie z Kogutem dali mi święty spokój przypuszczając, że robię coś dla profesora Markiewicza. Najbardziej bałem się wścibstwa doktora Kogucińskiego, który od czasu do czasu przejawiał nadzwyczajną aktywność. Trzeba było wtedy tłumaczyć się z każdego ruchu. Do tego stopnia, że wizyta w toalecie mogła być powodem uszczypliwej uwagi pana doktora. Wprawdzie od czasu mojej pracy z profesorem Markiewiczem miałem spokój, ale formalnie moim zwierzchnikiem był nadal doktor Koguciński i nigdy nie mogłem być pewien czy nie zechce zademonstrować swojej władzy nade mną. Wreszcie koniec. Tego dnia wszystko w nornie. Do domu wyszedłem jako pierwszy. 7 Akenaris zastałem w dużym pokoju. Siedziała przy stole lekko pochylona i wpatrywała się w jakiś leżący na nim kryształ. Gdy zauważyła moją obecność wstała i podeszła do mnie. - Jak dobrze, że już jesteś - powiedziała i lekko zaczerwieniła się. - Było to coś nowego. Nigdy w podobny sposób mnie nie witała i nigdy nie czerwieniła się. - Co się stało? - spytałem. - Nic, ale wczorajszy wieczór nie daje mi spokoju. Chciałam z tobą jak najszybciej porozmawiać. - Ja też, bo mam wyniki badania twojej krwi. - Tym razem dziewczyna nie mogła ukryć zdziwienia. - Skąd - Wczoraj kiedy się skaleczyłaś na jednym z odłamków szkła znalazłem kroplę krwi.. Wykonałem preparat, który dziś przebadałem. Domyślasz się oczywiście, że wyszły kompletne bzdury. - więc już wszystko wiesz? - Do wczoraj wiedziałem chyba więcej, a przy najmniej tak mi się wydawało. To że nie jesteś ziemską istotą tak naprawdę niczego nie tłumaczy. Teraz dopiero nasuwają mi się setki pytań.: Skąd się tu wzięłaś? Po co? Dlaczego u mnie? Jak długo tu będziesz? Wiem, że teraz wszystko się zmieni. To jednak nie zmienia faktu, że w moim życiu stałaś się osobą naprawdę ważną. - Zapadło milczenie. Wiedziałem , że Akenaris zbiera myśli. Nie chciałem jej w tym przeszkadzać. Wiedziałem, że zaraz zacznie mówić więc czekałem, ale nie odezwała się słowem. Docierać za to zaczęły do mnie bardzo wyraźne jej myśli. - Mówiłam ci, że to wszystko nie jest takie proste, ale zacznę od początku to znaczy od dnia w którym pierwszy raz ujrzałam świat. Urodziłam się daleko bardzo daleko od ziemi. Na planecie Remor w gwiazdozbiorze łabędzia. Pod słońcem podobnym do ziemskiego. Kiedyś zresztą opowiadałam o mojej planecie, ale ty wziąłeś to za fantazję. To nie jest fantazja. Ja naprawdę tam się urodziłam. Moich biologicznych rodziców nie znałam. U nas nikt nie zna swoich prawdziwych rodziców. Matki, te biologiczne nawet nie wiedzą kto jest ojcem ich dzieci. Na Remor jest jedna wielka wspólnota. Nikt nie łączy się w stałe pary. Często kobiety mają różnych partnerów i odwrotnie. To po prostu nasza norma życiowa. Po urodzeniu wychowywałam się w rodzinie w której było łącznie czternaścioro dzieci. Nasza matka była wspaniałą kobietą. Jej zadaniem było dbanie o nas. To ona uczyła mnie chodzić, pokazywała pierwsze kwiaty. Uczyła mnie mówić. Zawsze miała czas dla swoich dzieci. Żadnego z nas nie urodziła, ale kochała wszystkie. Mieszkaliśmy pod kopułą z przezroczystego kryształu górskiego w samym sercu wielobarwnego ogrodu. Nad płytką i ciepłą zatoką. Kiedy ukończyłam osiem lat mama oddała mnie do szkoły. Szesnaście lat nauki. Byłam zdolną i pilną uczennicą. Więc uczono mnie programem rozszerzonym. Po szkole trafiłam do grupy zwiadowczej. Kilka lat praktyki i otrzymałam samodzielne zadanie na ziemi. Obecnie mam trzydzieści trzy lata według kalendarza remorskiego a czterdzieści jeden lat według kalendarza ziemskiego. Żeby całe to wyliczenie nie było zbyt proste dodam, że według ziemskich kryteriów mój wiek biologiczny można określić na dwadzieścia jeden lat ziemskich. Żyjemy dłużej od was i wolniej się starzejemy. Pod tym względem nasza ewolucja wyprzedza waszą o dobre czterdzieści miliomów lat. Jest jednak coś co ziemię stawia znacznie wyżej niż wynikało by to z procesu ewolucji. Tym czymś jest poziom waszej cywilizacji technicznej. Tu różnica wynosi zaledwie kilka tysięcy lat. Wszechświat jest wypełniony cywilizacjami technicznymi. Znakomitą ich większość utworzyły istoty człekokształtne. Taka jest po prostu droga ewolucji pod gwiazdami pojedynczymi leżącymi na ciągu głównym. Najpierw powstaje małpa człekokształtna, która powoli, bardzo powoli przemienia się w człowieka. Celowo używam tu waszej nomenklatury, żeby było prościej. W takim samym powolnym tempie zdobywana jest wiedza techniczna. Tak na przykład to co wy tu na ziemi osiągnęliście w osiemnastym wieku u nas trwało trzy miliony lat. W tym czasie jednak zaszły również spore zmiany genetyczne. Wy na to nie daliście czasu przyrodzie. Pod tym względem jesteście cywilizacją absolutnie wyjątkową. - A jednak jesteśmy niepowtarzalni - pomyślałem. - To nie jest powód do dumy - w lot podchwyciła Akenaris. Nie gniewaj się Jarek, ale to jest wasza ułomność. Wy emocjonalnie i psychicznie nie jesteście gotowi do prawdziwego spożytkowania zdobytej wiedzy. Jak myślisz co by się stało gdybyś pozwolił małym dzieciom bez żadnej kontroli nad nimi bawić się na przykład w aptece czy na ruchliwej śródmiejskiej autostradzie? Z wami jest niestety podobnie. Na ziemię przybyłam, by zebrać jak najwięcej materiałów dotyczących naszej cywilizacji z przed czterdziestu miliomów lat. Nie chodzi tu nawet o waszą budowę czy wiedzę techniczną. Te rzeczy można ustalić na podstawie archeologicznych wykopalisk czy słowa pisanego, które w tamtych czasach już znaliśmy. Nam chodzi o wasz stan emocjonalny. Poznanie uczuć, odczuć, doznań schematów myślowych słowem tego wszystkiego czego wówczas jeszcze nie potrafiliśmy przekazywać sobie nawzajem. Mam również sprawdzić czy macie szansę na przetrwanie i czy na przykład będziecie w stanie w przyszłości dołączyć do wspólnoty galaktycznej. Kiedy przybyłam tutaj wiedziałam, że to ty będziesz moim obiektem zainteresowania. Celowo zostałeś wybrany. Jesteś wykształcony zrównoważony i spokojny a przede wszystkim jesteś osobą samotną i prawie zawsze po pracy przebywasz w domu. Idealny obiekt do obserwacji. Kiedy już zostałeś wybrany eksploratorzy doszli do wniosku, że to ja właśnie będę twoją obserwatorką. Ważne jest aby mężczyzna obserwowany był przez kobietę. Ja spełniałam jeszcze kilka innych warunków no więc tak wypadło. Nie chcieliśmy rozgłosu. Musiałam zwrócić na siebie twoją uwagę. Coś tam oczywiście wiedziałam o waszych zwyczajach, ale ziemią tak na dobre zajęliśmy się w ostatnich miesiącach. Zastosowałam w twoim przypadku iluzję. No wiesz u was są iluzjoniści, którzy wyciągają króliki z kapelusza. Ta moja suknia to było coś takiego. Mogłam oczywiście nakazać byś bez żadnych powodów przysiadł się do mnie. Mogłam również sama cię zaczepić, ale takie metody u nas są nie dozwolone. Nie wolno nikomu ingerować w czyjeś życie bez jego wiedzy i zgody. Każda istota ludzka jest wolna i tylko ona ma prawo o sobie decydować. Ta iluzja też nie była całkiem poprawnym posunięciem choć nie przekraczała prawa. Otrzymałam na ławce sygnał z centrali. Musiałam się z nimi natychmiast skontaktować. Wtedy wysłałam cię po baterię do zegarka. Kazano mi przerwać misję. Nie winiono mnie za takie postępowanie. Ale trzeba było przyjąć bardziej realną strategię działania. Następnego dnia byłam już zagubioną i trochę bezradną dziewczyną. Coś takiego intrygowało cię i dla tego bez większego trudu osiągnęłam swój cel. - A więc to wszystko było zwykłą grą? Byłem królikiem doświadczalnym w rękach obcej cywilizacji? - Poczekaj! Powoli! Daj mi skończyć. Jeśli mnie nie wysłuchasz do końca naprawdę niczego nie zrozumiesz. A to przecież nie tak. - W myślach Akenaris wyczułem jakby lęk i zrobiło mi się trochę przykro. - Obserwowałam cię pilnie, ale nie było to takie łatwe. Nie pozwoliłeś mi odczytywać swoich myśli. Jak mogłam poznać twoje wnętrze nie zaglądając do niego. Pozostawała tylko rozmowa. Słowa jednak mówią bardzo mało o istocie ludzkiej. Słowa były zawsze od kąd na planetach pojawiały się istoty człekokształtne. Mówiłeś do mnie dziwne rzeczy. Nie rozumiałam ich. Nie mogłam ich pojąć, bo to były tylko słowa. Tu na ziemi istnieją takie zjawiska o jakich nam się nawet nie śni. My potrafimy wzajemnie się szanować kochać nawet, ale w sposób wyważony. Nie ma czegoś takiego jak miłość na śmierć i życie. Nie wszystkich jednakowo lubimy. Czasem występuje niechęć, objawiająca się tym, że nie chętnie nawiązujemy ze sobą kontakty myślowe, ale nienawiść jest nam obca. Na to co tu się dzieje po prostu nie byliśmu przygotowani. Kiedy snułeś plany na przyszłość zmieniałam temat. Wiedziałam, że są nierealne. Nie mogłam jednak wiedzieć< że wy tak przeżywacie miłość. Nieświadomie wyrządzałam ci krzywdę, ale na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tyle, że to ty nie dopuszczałeś mnie do swego wnętrza. -Ale przecież ingerowałaś w moje życie. Dzięki temu, że rozwiązałaś jeden z problemów jednak coś się zmieniło w pracy. Teraz czytam w twoich myślach a ty odbierasz moje. Czy to nie jest ingerencja? Czy pytałaś mnie o zdanie? - Nie pytałam, ale wiem, że ci pomogłam. Nauczyłam cię tego do czego ewolucja przygotowała by cię za jakieś dwadzieścia pięć milionów lat. Dałam ci równe szanse komunikowania się ze mną. Przecież wczoraj sam wybrałeś taką drogę komunikowania się. Nie można tak do końca uniknąć wzajemnych wpływów i zależności. Ty też wpływasz na moją osobowość. Nie wszystko o sobie wiemy. Na mojej planecie prośba o kontakt myślowy jest bardzo poważnie traktowana tak dokładnie jak u was prośba o szczerą rozmowę. Nie mogłam ci tego odmówić mimo, że domyślałam się co będzie tematem twoich zwierzeń. Bałam się tego, bo każdy boi się nieznanego. Z tego co już wiedziałam czekała mnie feeria emocji i niekontrolowanego ataku myśli. Jeszcze na tym etapie rozwoju nie potrafisz tak do końca zapanować nad swoim wnętrzem. - Ty jednak cały czas traktujesz mnie jak istotę niższego rzędu. Może i tak jest, ale czy musisz uświadamiać mi to na każdym kroku? Żyję jak żyję tutaj nie na Remor i tutaj jestem sobą. Przylatuje z gwiazd śliczna dziewczyna i uświadamia mi, że jestem dinozaurem. - Nie myśl tak. Bo w tej chwili sprawiasz mi przykrość. Ta cała sytuacja przerasta po prostu i mnie i ciebie. Kiedy wczoraj odebrałam twój przekaz byłam zszokowana. Skąd mogłam wiedzieć, że to tak właśnie wygląda? Że jest to takie niesamowite i takie silne. Piękne i nieobliczalne zarazem. Uświadomiłam sobie nagle, że ja też chcę kochać, bo jestem kochana. Dzięki swojemu przekazowi nauczyłeś mnie miłości i teraz wiem, że tego nie zapomnę. To jest twój wpływ na mnie i mimo, że nie zdajesz sobie z tego sprawy w jakimś sensie zmieniłeś moje życie. Co mam teraz ze sobą zrobić? Jak mogę ci wytłumaczyć, że oboje zabrnęliśmy w jakąś ślepą pułapkę. W myślach dziewczyny panował chaos: smutek, bezradność, tęsknota do czegoś, ale też miłość i ciepło. Więc to może nie tak. Może to ja wyrządziłem jej większą krzywdę narzucając się ze swoimi nachalnymi myślami, ale skąd mogłem wiedzieć, że kontakt z obcą cywilizacją wcale nie musi przebiegać zgodnie z naszymi ziemskimi schematami Akenaris też tego najwyraźniej nie przewidziała. Wiedziałem co myśli. Wiedziałem co czuje. Ona na prawdę teraz nie kłamie i nie traktuje mnie jak zwykły obiekt badań. Udowodniła mi to dając możliwość taką jakiej inni ludzie nie mają. Ja naprawdę wszystko o niej mogę wiedzieć. Ocknąłem się z zadumy i wtedy znowu zaczęły docierać do mnie znacznie już spokojniejsze myśli dziewczyny. - Jestem kobietą zbudowaną dokładnie tak samo jak wasze kobiety. Mogę rodzić dzieci i karmić je własnym mlekiem. Moje komórki mają dokładnie tę samą liczbę chromosomów co twoje. Na tym jednak koniec. Zbudowani jesteśmy z innego materiału tak jak świeca woskowa i ze stearyny dla niepoznaki pokryta cieniutką warstwą wosku. Obie mają ten sam kształt i barwę. Obie się palą, ale stearyna to nie wosk. Widziałeś komórki mojej krwi. Są inne niż twoje. Komórki innych tkanek też różnią się od twoich Moja remoriańska logika każe bym od ciebie odeszła, by nie rozdrapywać tego co i tak już rozdrapane, ale twoja ziemska logika nakazuje mi zupełnie coś innego. To też twój wpływ na moje życie. Chcę tak żyć jak każe mi prawo. Moje dalekie, ale wspaniałe prawo. "Żyj tak ,abyś mógł jak najwięcej przeżyć nie szkodząc innym" Wbrew wszelkiej logice chcę zostać z tobą czy tu na ziemi , czy na Remor. Teraz wszystko zależy od ciebie. Nie pytam czego ty chcesz, bo to po prostu wiem. I nie myliła się. Chciałem z nią być na przekór wszystkim przeciwnościom. Wiedziałem że to nie koniec starcia dwóch bardzo bliskich, ale i bardzo odległych cywilizacji, ale przecież i ona o tym wiedziała. Zapadał zmierzch. Na ulicy zapalały się latarnie a na niebie gwiazdy. Może pod jedną z nich będzie kiedyś mój dom. Siedzieliśmy obok siebie w zupełnej ciszy, ale rozumieliśmy się bez słów. Po co słowa skoro mamy coś znacznie więcej. Zapadła noc a my nadal w milczeniu snuliśmy nasze już plany na przyszłość otuleni ciszą, ciepłem i miłością. Wrocław 20.08.2001 Adam Józefowicz Adamjot2@wp.pl