Andrzej Feliks Grabski ORIENTACJE POLSKIEJ MYŚLI HISTORYCZNEJ Studia i rozważania Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie WARSZAWA 1972 PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE Okładkę projektował STANISŁAW STOSIKK 367136 Redaktor ANNA MAZUR Redaktor techniczny TADEUSZ PIASECKI Korektor MAGDALENA KRAWCZYKOWA Copyright by Państwowe wydawnictwo Naukowe Warszawa 1972 Printed in Poi and OD AUTORA Przeszłość jest to dziś, tylko cokolwiek dalej: Za kołami to wieś, Nie jakieś coś, gdzieś, Gdzie nigdy ludzie nie bywali. (C. K. Norwid) Każde pokolenie Polaków, tworząc własną historię swoich czasów, poszukiwało, podobnie jak my czynimy to dzisiaj, własnego stosunku do przeszłości. Spoglądało na nią ze zmieniającej się perspektywy coraz nowych, jakże często bolesnych doświadczeń, nie tylko i nieraz nawet nie tyle, ażeby zgłębić ją samą, ile ażeby lepiej zrozumieć współczesność. Teraźniejszości bowiem nie przysługuje tylekroć jej przyznawany przywilej samo-wytłumaczalności, gdyż — jak mówił Marc Bloch — „współzależność wieków jest tak silna, że wyjaśniają się one nawzajem". Stąd nieuchronność zmienności historycznych sądów, wraz z doskonalszym poznawaniem dalszych skutków dziejowych zaszłości, stąd potrzeba rewaloryzacji poglądów na przeszłość, wypływająca z coraz lepszego, bardziej doskonałego oglądu rzeczywistości, tej jeszcze współczesnej, i tamtej, już upły-nionej. Żywiołem historii jest zmienność, ale przecież i ona sama jest także zmiennością. Przedmiotem rozważań, zawartych w tej książce, są przewartościowania i kontynuacje w polskiej myśli historycznej od przełomu XVIII i XIX w. do współczesności. Skupiają się one wokół dwóch problemów, które szczególnie silnie fascynują historyka historiografii, mianowicie zagadnień widzenia historii oraz koncepcji dziejów ojczystych. Nie pretenduję tu oczywista do ich wyczerpania ani nawet poruszenia choćby tylko najważniejszych zagadnień, zasługujących na rozważenie. 33.1X0 «/f Na książkę składają się studia i rozważania. Studia — gdy historyk mógł się zdobyć na potrzebny dystans, umożliwiający mu spokojne roztrząsanie zamkniętych już problemów. Rozważania — gdy włączał się w kontrowersje wokół zagadnień otwartych, do dyskusji nad podstawowymi problemami naszej współczesnej historiografii. Dlatego też książka zawiera teksty różne pod względem gatunków uprawianego pisarstwa historycznego. * Prace zebrane w tym tomie powstawały w ostatnich kilkunastu latach. Rzecz o L B. Rakowieckim (IV) jest całkowitą przeróbką dwóch artykułów, ogłoszonych w „Slavia Orientalis" (1958) i w „Zeszytach Naukowych Uniwersytetu Łódzkiego" (1958), praca o J. Lelewelu (III) w odmiennej wersji ukazała się w „Kwartalniku Historycznym" (1961), rozprawka o T. Czackim (II) również w odmiennej redakcji — w „Zeszytach Naukowych Uniwersytetu Łódzkiego" (1964), Cztery studia z historiografii polskiej drugiej połowy XIX w. (V -VIII) powstały znacznie później i w nieco odmiennych redakcjach ukazały się na łamach „Kwartalnika Historii Nauki i Techniki" (V), „Kwartalnika Historycznego" (VI) i „Studiów Metodologicznych" (VIII) — wszystkie w 1969 r. Artykuł o warszawskiej szkole historycznej (VII) napisany został w 1970 r. i ukaże się w języku angielskim w „Acta Poloniae Historica". Szkic o'warszawskim ośrodku historycznym w okresie międzywojennego dwudziestolecia (IX) jest znacznie rozszerzoną redakcją wypowiedzi, wygłoszonej na sympozjum zorganizowanym przez Pracownię Dziejów Warszawy Instytutu Historii PAN w 1969 r., której pierwotny tekst ukazał się w „Studiach Warszawskich" (1971). Dwa ostatnie szkice (X - XI), dotyczące historiografii współczesnej, powstały w latach 1969 - 1970 i były drukowa- ne — również w odmiennym kształcie — na łamach „Miesięcznika Literackiego". Otwierający tom artykuł programowy (I) stanowi znacznie rozszerzoną redakcję referatu autora, inaugurującego prace Komisji Histo-riograficznej Instytutu Historii PAN, wygłoszonego w 1968 r., a drukowanego w „Studiach Metodologicznych" w 1971 r. I. REORIENTACJE HISTORIOGRAFII POLSKIEJ A REFLEKSJA HISTORIOGRAFICZNA Warunkiem uznania historii historiografii za ważną gałąź nauki historycznej jest odrzucenie scjentystyczne-go modelu historii, który odziedziczyliśmy po naszych przodkach, zafascynowanych osiągnięciami dziejopisarstwa spod znaku pozytywizmu. Jest tedy zrozumiałe, dlaczego badania z tego zakresu rozwijają się w świecie głównie dopiero od początków naszego stulecia, w ścisłym związku z załamywaniem się tego modelu historii, jaki święcił triumfy w drugiej zwłaszcza połowie XIX stulecia 1. Nie wolno jednak zapominać, że ów model, związany z pozytywizmem w historiografii, był także wytworem czasu i miejsca i stanowił reakcję na propozycje dawniejsze, przede wszystkim czasów romantyzmu. Nie jest sprawą przypadku, że historia historiografii wyrasta na gruncie polskim nie z dziewiętnastowiecznych „przeglądów literatury historycznej", których tak wiele od drugiej połowy tego stulecia, ale z romantycznej refleksji krytycznej nad historiografią dawniejszą. Historia historiografii rodzi się bowiem z uświadomionej potrzeby rewizji historiografii, a nie z zestawiania jej skumulowanych osiągnięć. Nie przypadkiem więc początki badań historiograficz-nych w Polsce wiążą się z nazwiskiem Joachima Lele- 1 M. H. Serejski, Przeszłość i teraźniejszość. Studia i szkice historiograficzne, Wrocław - Warszawa - Kraków 1965, s. 19, 9 wela, który z jednej strony podjął krytyczną analizę polskiej tradycji historiograficznej (zwłaszcza w pracy o Adamie Naruszewiczu i Tadeuszu Czackim)2, a także szeroko zakrojone badania nad rozwojem historiografii od czasów starożytnych, czego rezultatem było nieukoń-czone dzieło „Dzieje historii, jej badań i sztuki" oraz wykłady uczonego, z których zachowały się fragmentaryczne notaty studenckie 3. Z nazwiskiem J. Lelewela wiąże się też powstanie ważnego dla dziejów polskiej refleksji historiograficznej dzieła Łukasza Gołębiow-skiego O dziejopisach polskich, ich duchu, zaletach i wadach4, którego autor wyzyskał materiały dostarczone mu przez wielkiego historyka. Zapewne właśnie jemu zawdzięczał Ł. Gołębiowski — sam przecież związany raczej z tradycjami dziejopisarstwa osiemnasto-wiecznego w jego epigońskiej postaci, kultywowanej w Towarzystwie Warszawskich Przyjaciół Nauk5 — nieśmiałe próby szerszego spojrzenia na historiografię w jej uwarunkowaniach. Ale i w kraju dokonywały się w okresie międzypo-wstaniowym istotne przemiany w nauce historycznej, które niosły za sobą także i poważniejszą refleksję historiograficzną. Pewne jej elementy znajdziemy w zapomnianej rozprawie Juliana Bartoszewicza Nowa epo- 2 J. Lelewel, Dzieła, t. II, cz. 2, wyd. N. Assorodobraj, Warszawa 1964, s. 642 - 682. 3 J. Lelewel, „Dzieje historii, jej badań i sztuki", rkps PTPN — 5, k. 241 - 267; J. Lelewel, Dzieła, t. II, cz. 2, s. 767 nn. i komentarz s. 856 nn. 4 Warszawa 1826, ss. 262. 5 Por. F. Bronowski — H. Winnicka, Projekt „Historii narodowej" w pracach Towarzystwa Warszawskiego -Przyjaciół Nauk, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 4, 1956, s. 11 - 35. 10 ka literatury historycznej polskiej 6, poświęconej w zasadzie tylko dziejopisarstwu warszawskiemu; życzliwy autorowi Karol Szajnocha pisał o niej, że „ledwie umiałby wskazać dzieło, które by mogło wpłynąć korzystniej na podniesienie naszej historiografii i opieki publiczności w tej mierze"7. Wprawdzie warszawski historyk oceniał w niej wydawnictwa źródłowe i prace dziejopisarskie głównie z punktu widzenia erudycyjne-go, dawał przy tej okazji upust swoim antykwarystycz-nym zamiłowaniom, ale przecież spoglądał na historiografię także jako na wytwór czasu i miejsca, okoliczności, w których tworzył historyk. Z lelewelowskiej tradycji pojmowania historii czerpał pełną garścią Henryk Schmitt. Podejmował on parokrotnie rozważania nad dziejami polskiego dziejopisarstwa. Historii historiografii poświęcił w całości obszerną rozprawę Pogląd na rozwój, ducha i kierunek dziejopisarstwa polskiego w wieku XIX, ogłoszoną odcinkami w dwudziestu jeden numerach lwowskiego „Dziennika Literackiego" 8. Ta niesłusznie zapomniana praca zajmuje bez wątpienia wybitne miejsce w dziejach polskiej 6 „Biblioteka Warszawska", 1850, t. 2, s. 55 - 79, 528 - 556; t. 3, s. 95-123; t. 4, s. 430-473; 1851, t. l, s. 448-468; t. 2, s. 259-284, 428-451; t. 4, s. 271-298; 1852, t. l, s. 243-281; t. 3, s. 267 - 291; t. 4, s. 69 - 98; t. 3, s. 288 - 318. 7 W niedrukowanym liście do J. Bartoszewicza ze Lwowa 25 I 1856 r., który przygotowałem do druku („Przegląd Historyczny"). 8 „Dziennik Literacki", 1959, nr 44 - 56, 58 - 66. W swym „zgłoszeniu" do Szkoły Głównej Warszawskiej z 1864 r. H. Schmitt mylnie podał tytuł tej pracy: „Z rozpraw wymieniam obszerny artykuł «Zwrot dziejopisarstwa narodowego w wieku XIX», umieszczony w «Dzienniku Literackim*". M. Handelsman, Zagadnienia teoretyczne historii, Warszawa 1919, s. 97. 11 refleksji i badań historiograficznych. Autor zbadał w niej rozwój historiografii ojczystej w ścisłym związku z dziejami narodu, od czasów stanisławowskich po współczesne mu, i starał się wyróżnić poszczególne jego kierunki, które na ogół trafnie scharakteryzował. On to wprowadził u nas pojęcie szkoły historycznej i wyróżnił „szkołę historyczną czasów Stanisława Augusta", związaną z osobą Adama Naruszewi-cza; charakteryzuje ją oświeceniowy pragmatyzm, u Naruszewicza związek z politycznymi koncepcjami obozu reform, monarchizm tak u niego, jak i jego kontynuatorów. Światopogląd H. Schmitta, zdecydowanie przeciwstawny wszelkiemu monarchizmowi, demokra-tyczno-republikański, warunkował, że oddawszy sprawiedliwość dziełu biskupa smoleńskiego, poddawał je ostrej krytyce: Głębszych poglądów na ducha czasu-, na bieg wydarzeń lub pojedyncze przeobrażenia społeczne szukałbyś na próżno w dziele Naruszewicza, choć niejednego w tej mierze tak w tekście, jak w przypisach dotykał i niejedno nawet dość obszernie rozbierał 9. Bystre oko republikanina dostrzegało, że biskup smoleński wykazawszy, „że wszystkie niemal prawa, przywileje i wyłączności szlachty były pierwiastkowe przywłaszczeniem jedynie, które ze szkodą reszty mieszkańców w następnych wiekach się utrzymały, uderzał tym samym w główną podwalinę szlachetczyzny" 10. Ze szczególną pasją tropił H. Schmitt narodziny w polskiej myśli historycznej poglądu, który z biegiem lat nazwany zostanie pesymistyczną koncepcją dziejów narodowych. Czy nie antycypował późniejszych polemik z mającą dopiero się uformować krakowską • „Dziennik Literacki", 1859, nr 45, s. 540. 10 Ibidem, 1859, nr 47, s. 561. 12 szkołą historyczną, gdy pisał o pesymistycznych epigonach kierunku naruszewiczowskłego, przygniecionych klęską upadku państwa? Tak chyba odczytalibyśmy jego słowa: Wszystko uległo teraz najsurowszej krytyce, a raczej przy-ganie najostrzejszej, ponieważ stało się modą niemal uderzać na każdą z dawniejszych ustaw ojczystych, która nie odpowiadała wyobrażeniom nowej szkoły lub pojęciom społecznym, jakie sobie sami piszący potworzyli, albo od drugich przejęli. Myśl narodowa nie mogła się jeszcze wydrzeć spod przytłaczającego uczucia dawnych nieszczęść. Obcy powiedzieli, że nierząd nas zgubił, co gdy ł najzawołańsi ze swojskich pisarzy powtórzyli, a przytem dodali, że nierząd ten był koniecznym jedynie wypływem wadliwych w zasadzie urządzeń Rzeczypospolitej, przyjęto twierdzenia te wcale jeszcze nie dowiedzione jako pewniki, na których budowano zaraz systemy całkiem już niby niewątpliwe ". Entuzjastyczny w ocenie Joachima Lelewela, bowiem „nie był nigdy badaczem kosmopolitą tylko, anatomizu-jącym zimno i obojętnie przeszłość narodową"12 — postawę zimnej obojętności H. Schmitt zwalczał u Antoniego Zygmunta Helcla, którego podwawelscy dziejopisarze obiorą sobie niebawem za patrona, uważał brukselskiego wygnańca za ojca całej „dzisiejszej szkoły historiograficznej. Termin ten w tym samym znaczeniu odnajdziemy później jeszcze u Waleriana Kalinki, od czasów Józefa Szujskiego będą nim natomiast posługiwali się dziejopisowie podwawelscy na określenie własnego historiograficznego kierunku. Siedząc rozwój dziejopisarstwa polskiego po 1831 r., zarówno na emigracji, jak we wszystkich trzech zaborach, z nie ukrywaną sympatią odnosił się H. Schmitt do tych historyków, u których — jak u Jędrzeja Moraczewskiego — dostrzegał 11 Ibidem, 1859, nr 50, s. 598. 12 Ibidem, 1859, nr 52, s. 623. 13 kontynuację koncepcji lelewelowskich, owego „ducha nowszej szkoły historycznej" 13, jak określał kierunek, nazwany niebawem szkołą lelewelowską, której sam magna pars fuit. Tępił nie tylko epigońskie zbieractwo i kompilatorstwo, ale i „pańskie" edytorstwo Tytusa Dzialyńskiego, sprzeczne z pojmowaniem wydawnictwa źródeł dziejowych jako służby narodowej, rosyjsko-pan-slawistyczną dewiację w pracach Wacława Aleksandra Maciejowskiego, „ducha separatyzmu prowincjonalnego" u historyka Litwy Teodora Narbutta, u innego zaś, zajmującego się problematyką ukraińską, wręcz sprzeniewierzenie się narodowym polskim ideałom. Akcentował te badania, w których zwracano baczniejszą uwagę na dzieje ludu, chłopstwa. Jest bardzo znamienne, że nadzwyczaj ostro odniósł się do A. Z. Helcla, przeciwstawiając mu dziejopisarstwo lelewelowskie: Gdy bowiem Lelewel opisuje z najżywszym zawsze współczuciem, jakie były objawy życia narodowego i co potęgę jego wewnętrzną stopniowało, lub przeciwnie, zgubne nań wywierało wpływy, gdy zatem wszędzie w dziełach jego przebija się zapał, a oraz radość albo smutek stosownie do powodzeń lub nieszczęść w każdej z epok przedstawionych, pogląda Helcęl zimno i obojętnie ze stanowiska naukowego na te objawy, przypominając nam owego lekarza w „Tajemnicach Paryża", dla którego każdy chory był tylko przedmiotem nauki (un sujet) i nic więcej. Chociaż przeto dziełu jego pod względem naukowym wartość jak największą każdy przyznać musi, nie byłoby przecież bynajmniej do życzenia, aby wszyscy badacze nasi w ten sam sposób i w podobnym duchu przeszłość ojczystą opracowywali14. Znamienne te słowa stanowią zapowiedź przyszłych polemik H. Schmitta z tzw. krakowską szkołą historyczną. " Ibidem, 1859, nr 56, s. 672. 14 Ibidem, 1859, nr 63, s. 756. 14 Problematyka historii historiografii wkroczyła jeszcze w początku lat sześćdziesiątych XIX w. do wyższej uczelni: stało się to za sprawą profesora Szkoły Głównej Warszawskiej, Józefa Kazimierza Plebańskiego, wychowanka uniwersytetów niemieckich, historyka o szerokich zainteresowaniach metodologicznych i teoretycznych 15. Rozwój historiografii polskiej w drugiej połowie XIX stulecia nie poszedł, jak wiadomo, w kierunku, jakiego życzył sobie H. Schmitt. Powstała tzw. krakowska szkoła historyczna. Nowy pogląd na historię jako naukę oraz nowe spojrzenie na dzieje narodowe znów skłaniały do rozrachunku z dotychczasową historiografią polską. Jeśli nie liczyć drobniejszych wypowiedzi Waleriana Kalinki czy Józefa Szujskiego, rozrachunek ten przeprowadził przede wszystkim Michał Dobrzyński, zarówno we wstępnym rozdziale swych Dziejów Polski w zarysie (1879)16, jak w programowym artykule Kilka słów o najnowszym ruchu na polu naszego dziejopisarstwa (1877). Zawarł tutaj syntetyczny pogląd na dzieje historiografii polskiej w czasach nowożytnych, dokonał oceny „szkoły Naruszewicza", która wyrodziła się w lichych kompilatorach, a następnie „szkoły lelewelowskie j", która chociaż położyła „około podniesienia dziejopisarstwa naszego ogromne zasługi, 15 J. K. Plebański, Historiografia polska", Biblioteka Publiczna — Warszawa, rkps 147 i inne wykłady; por. J. Maternicki, Warszawskie środowisko historyczne 1832 - 1869, Warszawa 1970, s. 199 nn. 16 Wyd. l, Warszawa 1879, s. 10 nn.; por. S. Kieniewicz, Tlo historyczne „Dziejów Polski" Bobrzyńskiego, „Przegląd Historyczny", t. 37, 1948, s. 343 - 356; B. Krzemieńska-Surowiecka, Polemika wokół „Dziejów Polski w zarysie" Michała Bobrzyńskiego (w latach 1879 - 1890), „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 4, 1956, s. 107 - 130. 15 wydobyła wiele zapomnianych źródeł i faktów, poruszyła ogrom zagadnień dziejowych, ale żadnego z nich dobrze nie rozwiązała, nie podała narodowi zdrowego pokarmu, którego najbardziej potrzebował i łaknął" 17. M. Dobrzyński bronił nowego kierunku, zwanego przezeń wymiennie „szkołą krakowską" lub „nową", uznawał za jej prekursora w dziedzinie historii prawa A. Z. Helcla, chwalonego tu niepomiernie właśnie za to samo, co niedawno ganił u niego H. Schmitt, podkreślał, że mistrzami „ścisłej" historii są: Ksawery Liske, „który społeczeństwu, chełpiącemu się z samych geniuszów historiograficznych śmiał pierwszy powiedzieć prawdę, że dotychczas na żadnego historyka w prawdziwym tego słowa znaczeniu się nie zdobyło" 18, W. Kalinka i J. Szujski. M. Dobrzyński na marginesie — acz nie tylko — pisarstwa Maurycego Dzieduszyckiego, Stanisława Za-łęskiego i Antoniego Walewskiego stwierdzał: Krytyka naukowa chroni najskuteczniej dzisiejsze prace przed nowymi obłędami, które, szermierząc nieraz nader trafnie z pokonaną już na tym polu doktryną rewolucyjno-republi-kańską, a właściwie anarchiczną, wykazując jej zgubne dla pracy narodowej następstwa, popadają przecież z wywodami tymi w jawną sprzeczność, albowiem stawiają nową doktrynę i w uchwyceniu jej oburącz jedyną kotwicę ratunku wskazują 19. Nie jest naszym celem przedstawianie na tym miejscu stosunku poszczególnych przedstawicieli tzw. krakowskiej szkoły historycznej do polskiej tradycji historio- 17 M. H. Serejski (wyd.), Historycy o historii, t. I, Warszawa 1963, s. 152. 18 Ibidem, s. 158. 18 Ibidem, s. 159. 16' graficznej. Kilka zdań M. Dobrzyńskiego pozwala nam na stwierdzenie, że reorientacja nauki historycznej i tym razem prowadziła do refleksji nad dziejami historiografii polskiej. Kierunek wyznaczony przez W. Kalinkę i J. Szujskie-go nie był jednak, jak wiadomo, jedynym przejawem procesów reorientacyjnych w historiografii polskiej w drugiej połowie XIX stulecia. Konkurowała z nim tzw. warszawska szkoła pozytywistyczna, która ze swej strony podejmowała także rewizję dotychczasowej tradycji historiograficznej oraz polemikę z kierunkiem krakowskim. W tych okolicznościach zrodziło się zarówno studium Władysława Smoleńskiego o W. Kalince, jak inne prace autorów warszawskich o historykach krakowskich, w szczególności zaś najobszerniejsze opracowanie historii historiografii polskiej, jakie dotąd powstało — dzieło W. Smoleńskiego Szkoly historyczne w Polsce. Główne kierunki poglądów na przeszłość (1886) 20. O celu, przyświecającemu uczonemu przy pisaniu tej rozprawy, tak opowiadał autor w swym pamiętniku: Koncepcję trójlojalizmu, zapoczątkowaną przez profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Antoniego Walewskiego, propagowaną w Galicji przez Stańczyków, uzasadniała, posiłkując się kategoriami naukowymi, szkoła historyczna krakowska — Kalinka, Szujski, Bobrzyński i inni. Przeciwko tej koncepcji, potępiającej konspiracje i powstania, tym samym rezygnującej z niepodległości, zareagowała Warszawa. Ateneum z r. 1886 opublikowało moją rozprawę pt. „Szkoły historyczne w Polsce", protestującą przeciwko postulatom dziejopisów podwawelskich. W tym samym duchu wystąpiłem w roku następnym, ogłasza- 20 Por. M. H. Serejski, wstęp do: W. Smoleński, Szkoły historyczne w Polsce. Główne kierunki poglądów na przeszłość, Wrocław 1952, s. LXXXIV, gdzjejdalsze informacje. 2 — Grabski — Orientacje... W .W i3<: studium pt. „Stanowisko Waleriana Kalinki w historiografii polskiej 21. Studium W. Smoleńskiego — podkreśla historyk historiografii — miało nie tylko walor wystąpienia polemicznego. „Jest to przede wszystkim — mówi Marian H, Serejski — klasyczne dzieło na temat rozwoju historiografii polskiej i pierwsza próba [po wcześniejszej próbie H. Schmitta — A. F. G.] powiązania analizowanych przez autora kierunków z nurtującymi je prądami ideologicznymi, z obozami politycznymi"22. Ujęcie W. Smoleńskiego objęło rozwój historiografii polskiej ocl XVII w.; autor omawiał kolejno „kierunek teologiczny", historiografię Oświecenia i jej epigonów, kierunek lelewelowski, wreszcie historiografię współczesną. Książkę zamyka arcypolemiczny rozdział o stosunku szkoły historycznej krakowskiej do naruszewiczowskiej i jjej stanowisku w dziejopisarstwie polskim. Padły tutaj zdlania, że „historiozoficzne poglądy uczonych podwawelskich są echem głosów przebrzmiałych od dawna", wyrażają konserwatywny kult monarchizmu, „pesymizm skrajny", przyjmują niesłusznie fakt upadku państwa za „główny wątek przy zgłębianiu naszej przeszłości" 23. Historiozofowie nasi całą baczność zwrócili na fenomen up>adku państwa; ku jego wyjaśnieniu zużyli całą dialektykę i "wszystką swoją wiedzę. Przyczyn upadku poszukując w cza-saich zamierzchłych, cały proces przeszłości nawłóczą na jedną ni'.ć czarną, ginącą w olbrzymiej ruinie. Stosownie do wyzna-wianej doktryny politycznej, na której fundują budowę świet-m.ejszej przyszłości, jedni przypisują upadek słabości rządu mionarchicznego, drudzy sprzeniewierzeniu się prawowierności katolickiej, inni społecznemu konserwatyzmowi. Zależnie od 21 W. Smoleński, Fragment pamiętnika, w tegoż: Monteskjusz w\ Polsce w wieku XVIII, Warszawa 1927, s. 12. 22 M. H. Serejski, op. cit, s. VII. 83 W. Smoleński, Szkoły, s. 144 - 1'4.5. .18 "' owej doktryny na podstawie motywów ostatnich chwil Rzeczypospolitej jedni w danym zjawisku upatrują chorobę, drudzy zdrowie, wszyscy zaś troskliwie fenomeny różne nanizują na nić rozkładu, dostrzeganego w przeszłości, by ją nawiązać z katastrofą upadku państwa. W taki sposób katastrofa upadku użyta została do oświetlenia wypadków wstecznych i zaprawiła pogląd na najodleglejsze okresy przeszłości — pesymizmem24. Taka była konkluzja refleksji historyka pozytywisty, 'konkluzja, która wiodła go do zgodnego z duchem czasu postulatu wyzwolenia historii z objęć polityki z jednej strony, z drugiej zaś rewizji tezy pesymistycznej w nowym duchu, w duchu optymistycznym: Racjonalniej by było przyjąć za punkt wyjścia do dziejów genezę i proces gromadzenia tego dorobku moralnego, który zagwarantował byt narodu i jego kulturę, niż ogrywanie wszystkich strun przeszłości na temat upadku25. Dobitniej wyrazi tę postawę W. Smoleński w swojej twórczości dziejopisarskiej, póki nie będzie mógł jej objaśnić otwarcie — już w Polsce niepodległej. Tak tedy reorientacja nauki historycznej prowadziła u W. Smoleńskiego, podobnie jak wcześniej u H. Schmitta czy M. Dobrzyńskiego, nie tylko do refleksji nad dziejami historiografii ojczystej, lecz również do poważnych, poważniejszych niż to czynili jego poprzednicy, badań w tym zakresie. O ile W. Smoleński wyrażał w swej pracy poglądy nie tylko własne, lecz także pod wieloma względami i innych historyków warszawskich o podobnej jak on orientacji, o tyle wcześniejsza, nieopublikowana praca „O dziejopisarstwie polskim XIX wieku" pióra Augusta Mosbacha była już tylko indywidualną wypowiedzią • 24 Ibidem, s. 144 - 145. 25 Ibidem, s. 145. . 19 drugorzędnego historyka, pozostającego na marginesie głównych nurtów rozwoju nauki historycznej. Pomimo obiektywistycznych deklaracji autor nie potrafił opanować „polemicznej, a nawet pieniackiej werwy" i dokonał „generalnego pogromu wszystkich pisarzy, którzy w XIX wieku zabierali głos w sprawach ojczystych. Nie szczędził nawet swych przyjaciół, wyszydzając ich złośliwie za zdarzające się im lub też urojone potknięcia" 26. Badacz A. Mosbacha Ryszard Ergetowski podkreśla, że krytyka tego autora w stosunku do historyków XIX w. przeprowadzona została z dwóch punktów widzenia. Pierwszym jest punkt widzenia rzeczowy, a kryterium oceny stanowi zgodność bądź niezgodność poglądów poszczególnych badaczy z zapatrywaniami A. Mosbacha, o których wiadomo skądinąd, że były bardzo indywidualne i rzadko akceptowane przez innych historyków. Drugim punktem widzenia jest ocena ideologiczna. Historyk tępił wszelkie „rekwizyty szlachetczyz-ny i klerykalizmu", zwłaszcza u historyków tzw. szkoły krakowskiej, „aprobując jedynie mieszczański liberalizm i pozytywistyczną ugodowość, dyskredytował przejawy rewolucyjnego demokratyzmu; w tej sytuacji trudno mu było znaleźć pisarza, który by go w pełni zadowolił" 27. Rozdzielane na wsze strony nagany i pochwały mniej jednak godziły w uczonych krakowskich niż w warszawskich, a autor znalazł nawet jakie takie słowa uznania dla M. Dobrzyńskiego. Wiązało się to z ewolucją jego własnych zapatrywań politycznych. Ten 26 R. Ergetowski, August Mosbach (1817 - 1884), Wrocław -Warszawa - Kraków 1968, s. 102 -103; por. moją recenzję: „Kwartalnik Historyczny", t. 76, 1969, s. 965 - 969. Opinię tę potwierdza lektura rękopisu: A. Mosbach, „O dziejopisarstwie polskim XIX wieku", Biblioteka Czartoryskich, Muzeum Narodowe, rkps 908 a/3, ss. 156. 27 R. Ergetowski, op. cit, s. 104. 20 dawny konspirator — choć na niewielką skalę — z czasów Wiosny Ludów, był teraz skrajnym lojalistą, zaciętym wrogiem ruchów powstańczych, człowiekiem, o którym H. Schmitt pisał w 1862 r.: „Jest wprawdzie Polakiem, ale chciałby, abyśmy nie drażnili niczym przeciwników naszych, lecz rozwijali się tylko wewnętrznie, a przestawali na tym, co nam przyznają" 28. Błędem byłoby mniemanie, że Szkoły historyczne W. Smoleńskiego wytyczyły kierunek polskiej refleksji historiograficznej czy badań nad dziejami historiografii narodowej. Przyjęcie pozytywistycznego modelu historii, scjentyzm, zwrot ku krytyce źródeł, badaniom monograficznym warunkowały raczej osłabienie niż rozwój refleksji nad historią historiografii polskiej. Mnożyły się wprawdzie polemiki kierunków, by wspomnieć znane wystąpienie Tadeusza Korzona i replikę Oswalda Balzera z 1890 r.29, ale wciąż nie prowadziły one do podejmowania śmielszych prób badawczych w zakresie historii historiografii. Z próbami takimi spotykamy się podówczas sporadycznie na obszarze histo-ryczno-literackim so^5o prawda historycy polscy chętnie dostrzegali związki poglądów historycznych z otaczającą historyka rzeczywistością polityczną i społeczną, ale widzieli to przede wszystkim u dziejopisów obcych, głównie niemieckich czy rosyjskich, w stosunku zaś do siebie samych miary tej używali z rzadka lub wcale./ Miejsce refleksji nad dziejami historiografii polskiej zajmują teraz krytyczne przeglądy jej dorobku, ogłaszane na łamach czasopism historycznych w Polsce i za granicą przez wybitnych nieraz uczo- 28 H. Schmitt, Listy do żony, wyd. S. Kieniewicz, Wrocław 1961, s. 330; R. Ergetowski, op. cit., s. 77 - 78. 29 M. H. Serejski (wyd.), Historycy, t. I, s. 357 - 384. 80 Por. K. Chodynicki, Poglądy na zadania historii w epoce Stanisława Augusta, Warszawa 1915, ss. 90. 21 nych31. Dominuje w nich zainteresowanie warsztatem i kumulacją ustaleń faktycznych, zaś u podstaw znajduje się często mniej lub więcej uświadomione przekonanie, że w dziedzinie dziejopisarstwa wszystko w drugiej połowie XIX w. należało zaczynać od nowa. Symptomatyczny jest pod tym względem rzut oka na historiografię polską w drugiej połowie XIX stulecia pióra Jana Karola Kochanowskiego. Wszystko to, co działo się przed rokiem 1870, praktycznie się nie liczy, wszystko, co nastąpiło po tej dacie, opiera się na „zasadach naukowej metody krytycznej". A. Naruszewi-czowi autor oddał cześć jako „pierwszemu historykowi polskiemu", J. Lelewela obdarzył szumnym tytułem „rodzica historiografii narodowej", lecz mówił, że był on niekrytyczny i stronniczy, bowiem „był ideologiem demokratycznym", pozytywnie zaś wyróżniały go tylko erudycja i płodność. Wszyscy historycy piszący w latach 1840 - 1870 skwitowani zostali zarzutem „stronniczości antynaukowej". Potem zaś znajdziemy obok siebie bez najmniejszych wahań czy prób zróżnicowania zestawione nazwiska Adolfa Pawińskiego i Józefa Szuj-skiego, Kazimierza Jarochowskiego i Ksawerego Liske-go, Waleriana Kalinki i Tadeusza Korzona, wrzuconych do jednego worka krytycznej i bezstronnej historiografii 32. Poważniejsza refleksja historiograficzna i próby badań nad historią historiografii polskiej staną się wówczas udziałem historiografii rosyjskiej, by wspomnieć tu o pracach Nikołaja I. Kariejewa 33. 31 Niepełne ich zestawienie podaje: H. Madurowicz-Urbańska (red.), Bibliografia Historii Polski, t. I, cz. l, Warszawa 1965, s. 125 - 142. 32 J. K. Kochanowski, Szkice i drobiazgi historyczne, s. II, Warszawa 1908, s. 29 - 45. 33 Najnowszy zwrot w historiografii polskiej, Warszawa— Petersbtirg 1888; Upadek Polski w literaturze historycznej, Kraków 1891. 22 Na przełomie stuleci daje o sobie znać kryzys pozytywistycznego modelu historii, rozwijają się nowe prądy, dojrzewa potrzeba nowej reorientacji dotychczasowych poglądów na dzieje narodowe. I znów tak jak poprzed>nio reorientacja historiografii polskiej wiąże się z podjęciem krytycznej refleksji nad dziejami historiografii narodowej, wciąż jeszcze jednak bardziej refleksji niż poważniejszych badań. Uczeń Szymona Askenazego związany z PPS, nieco później wybitny publicysta PPS-Frakcji, Michał Sokolnicki, podjął śmiałą próbę skreślenia większego studium pt. Zarys i rozwój myśli o historii34, którego dwie części ogłosił drukiem w 1905 r. Trudno uznać tę pracę za dzieło wybitne: niepospolita mętność wywodów autora, niechlujność w formułowaniu myśli w połączeniu z neoromantyczno-mistyczno--nitzscheańską frazeologią sprawiają, że czytelnik często nie może się zorientować, co autor chciał właściwie powiedzieć. Praca ta jest jednak interesująca ze względu na przedstawioną w niej koncepcję rozwoju historiografii polskiej w czasach nowożytnych. M. Sokolnicki rozpoczyna swe rozważania od przypatrzenia się poglądom A. Naruszewicza, który pisał po to, by „pokazać, jak wielkimi byli nasi przodkowie, jak potężnym był naród, jak więc upadłym jest dzisiaj i jak z upadku takowego podnieść się trzeba — i można" 35, Hugona Kołłątaja, którego myśl historyczna opiera się „na zwątpieniu o losach narodu" S6 i Stanisława Staszi- 34 M. Sokolnicki, Polska myśl historyczna od Naruszewicza do Lelewela, „Biblioteka Warszawska", 1905, t. 3, s. 213, 231; tenże, Upadek polskiej myśli historycznej. (Od Lelewela do szkoły krakowskiej), „Krytyka", 1905, t. l, s. 13 - 19, 105 -114, 35 „Biblioteka Warszawska", 1905, t. 3, s. 213. 3« Ibidem, s. 216. ca. Przeciwstawił im autor dziejopisarstwo J. Lelewela. Oceniał je entuzjastycznie, choć bardzo swobodnie interpretował poglądy historyka. Nie ukrywał swego dlań uwielbienia jako tego, który „wzniósłszy swój system historyczny na poznaniu duszy ludzkiej, dał najmocniejszy wyraz całej szkole myśli polskiej w tej dziedzinie, kierunkowi psychiki historycznej". Dotychczasowe badania nad historią historiografii polskiej 37 oskarżał M. Sokolnicki o to, że uwzględniając niemal wyłącznie „tzw. romantyzm (szkołę lat trzydziestych) i pozytywizm czy realizm (szkołę krakowską) [...] nie widziano istniejącej w początkach XIX w. najwybitniejszej szkoły filozoficznej w historii ani jej ostatecznego rozwoju w poromantycznej mistyce" 38. Zrozumiałe są tedy zachwyty M. Sokolnickiego nad koncepcjami Maurycego Mochnackiego, zwłaszcza zaś Adama Mickiewicza i Augusta Cieszkowskiego, i ubolewanie nad upadkiem mistycyzmu po 1863 r. O ile wszystkie te rozważania są nad wyraz mętne, o tyle jasnością sformułowania i ostrością sądu odbija od nich ocena tzw. krakowskiej szkoły historycznej. M. Sokolnicki podkreślał, że pełni ona rolę zdecydowanie wsteczną, dla reakcyjnych celów politycznych wykorzystuje niemieckie wzory warsztatowe, „trzeźwość" zaś utożsamia z wydobywaniem jedynie ujemnych zjawisk w życiu narodu. Mówiąc o koncepcjach W. Kalinki wskazywał autor, że dla tego historyka „religia [...] dowodzi rządu, zaś rząd czynem wyjaśnia religię", obcy rząd staje się karą wyznaczoną przez Boga, czego konsekwencją polityczną dla narodu jest „pokora, cierpliwość i posłuszeństwo w niewoli". Swoje rozważania kończył M. Sokolnicki znamiennym oświadczeniem: 37 Ibidem, s. 231. 38 „Krytyka", 1905, t. l, s. 14. Szkoła w historyce politykę przeprowadzająca, a w polityce zwątpienie, odzwierciedla upadek narodowy. I zanim myśl się nie oswobodzi, nie wróci w kraje wysokiego, swobodnego lotu, nie inną bronią można zwalczać cały kierunek, jak tylko bronią polityczną: zadzierzgniętą między przeszłością a przyszłością nadzieją polską, ufnością w nowy byt narodu i wyższemu zaiste nad wszystkie prawa zwątpienia i troski, niechęci i goryczy, prawem do życia, jakie już na Sejmie Czteroletnim 21 listopada 1788 r. wygłosił marszałek Ignacy Potocki: „Za najkardy-nalniejsze mam prawo: niepodległość Rzeczypospolitej; każde inne, co się temu sprzęci--w i a, nie za niezmienne mam prawo, ale owszem, za kardynalne bezprawi e", [podkreślenia moje — A. F. G.]3B. Koncepcje M. Sokolnickiego o ostrej wymowie niepodległościowej przedstawione w omawianej pracy pozostają niechybnie w zgodzie z zasadniczą linią jego wykładu, wygłoszonego w 1904 r. w ramach prelekcji zorganizowanych przez Towarzystwo Wyższych Kursów Naukowych w Zakopanem, kiedy to autor krytykował marksizm i eksponował „zagadnienie stosunku wiedzy historycznej do życia i duszy człowieka" w duchu G. Tarde'a i K. Breysiga (co ponoć bardzo nie podobało się Kazimierzowi Kelles-Krauzowi 40), a także jego obfitą publicystyką polityczną w prasie partyjnej 41. Głos M. Sokolnickiego jest jednym z wielu, świadczących o rozwoju refleksji nad dziejami historiografii pol- 39 Ibidem, s. 113 - 114. 40 M. Sokolnicki, Czternaście lat, Warszawa 1936, s. 127 - 128; J. Myśliński, Grupy polityczne Królestwa Polskiego w Zachodniej Galicji (1895 - 1904), Warszawa 1967, s. 246 - 248. 41 J. Possart, Struktury myślenia teoretycznego a kontrowersje ideologiczne. Polemiki w publicystyce PPS w okresie rozłamu 1906 - 1908 r., Warszawa 1963, s. 45, 56, 62, 152, 178 - 179; A. Żarnowska, Geneza rozłamu w Polskiej Partii Socjalistycznej 1904 - 1906, Warszawa 1965, passim; por. także J. Dutkiewłcz, Szymon Askenazy i jego szkoła, Warszawa 1958, s. 198. 24 25 skiej w dobie jej wielokierunkowej przecież reorientacji u progu stulecia. Proces ten, którego szczególne nasilenie przypadnie na okres po 1905 r., jest niezmiernie skomplikowany i daleko jeszcze do jego pełnego poznania42. Pragniemy tu jedynie wskazać, że integralnie jest z nim związany rozwój refleksji historiograficznej, która jednak wciąż jeszcze nie prowadziła do podejmowania poważniejszych badań z zakresu historii historiografii polskiej. Refleksja ta znajdowała swój wyraz w licznych „rewizjonistycznych" w stosunku do dawnych koncepcji wypowiedziach historyków, takich jak Wacław Sobieski, Stanisław Kutrzeba, Stanisław Zakrzewski, Władysław Konopczyński i inni4S. Potrzeba rewizji koncepcji dziejów narodowych tzw. szkoły krakowskiej uznana została powszechnie; zgodził się też na nią sam M. Dobrzyński44. Już choćby przytoczone tu wypowiedzi M. Sokolnic-kiego zadają kłam uproszczonej tezie, jakoby optymistyczna reorientacja historiografii polskiej w początkach naszego stulecia była li tylko dziełem autorów „zbliżonych ideowo i politycznie do endecji lub pokrewnych jej kół", a co za tym idzie, jest świadectwem uwstecz-nienia polskiego dziejopisarstwa 45. Że proces to znacznie 42 Por. w tej sprawie spostrzeżenia J. Adamusa, Monarchizm i republikanizm w syntezie dziejów Polski, Łódź 1961, s. 140 nn.; tenże, O kierunkach polskiej myśli historycznej, Łódź 1964, s. 18 nn.; M. H. Serejski, wstęp do: Historycy o historii, t. I, s. 403 nn. 43 M. H. Serejski (red.), Historycy o historii, t. I, s. 553 nn.; t. II, Warszawa 1966, s. 583 nn., gdzie większość tych tekstów przedrukowano. 44 Ibidem, t. II, s. 599. 45 Tak K. Sredniowska, Stanisław Zakrzewski. Przyczynek do charakterystyki prądów ideologicznych w historiografii polskiej 1893 - 1936, Łódź 1956, s. 73 - 75. 26 głębszy, ogarniający szersze kręgi społeczne i polityczne, wskazywał jeszcze Jan Adamus 46. Nowa społeczno--polityczna sytuacja i nadzieje na odzyskanie niepodległości — choć jakże odmienne w swych koncepcjach — zbliżały przedstawicieli różnych kierunków w jednym: odrzuceniu historiograficznej tradycji podwawelskiej szkoły. Jeden z przywódców Młodej Polski, Artur Górski, z myślą zapewne o syntezie M. Dobrzyńskiego wołał: „kto z was nie brał do rąk książki pewnej i, nie doczytawszy jej, nie rzucał z rozpaczą o ziemię. I kto nie wie, że książką tą była Historia Polski?"47. Na innym miejscu zaś mówił: Pesymizm historyków ostatniej doby wybijał młodemu pokoleniu podstawę spod nóg, niemało się też przyczynił do przygnębienia energii narodowej i do zagubienia instynktu 4S. Najostrzejszą bodaj diagnozę istniejącej tradycji historiograficznej dał w 1917 r. głośny swego czasu publicysta Antoni Chołoniewski w swym Duchu dziejów Polski (1917), książce, która zyskała niezmierną popularność, została rychło przełożona na francuski, angielski, niemiecki, bułgarski i rumuński. Poczęta niezaprzeczenie z gorącej troski patriotycznej, ale i z niewolniczego ubóstwienia „silnej ręki" i „silnej władzy", będącego odbiciem ogólnego w Europie obniżenia się ideałów politycznych, doktryna krakowska podcięła jeszcze bardziej zwątloną siłę duchową narodu. Gdy współczesność przypominała nam na każdym kroku, żeśmy skazani na śmierć, historia przekonywała nas, żeśmy od setek lat już byli niezdolni do życia. To, co na krzyżowej 46 J. Adamus, Monarchizm, s. 145, nn. 47 A. Grzymała-Siedlecki, Wyspiański na tle swego pokolenia, „Ateneum Polskie", t. l, 1908, s. 55; słowa te przypomniał J. Adamus, O kierunkach, s. 54 w przypisie. J. Maternicki sądzi raczej, że chodzi tu o Szujskiego. 48 Cytuję za I. Chrzanowskim, z pracy zbiorowej: Przyczyny upadku Polski, Warszawa - Lublin - Kraków 1918, s. 272. 27 drodze teraźniejszości mogło było samo jedno podtrzymać w nas zdolność do wytrwania: poczucie głębszego sensu naszego bytu historycznego, zostało zachwiane aż do podstaw. Teoria szkoły krakowskiej, której wpływ nieliczni tylko, jak Stefan Buszczyński, starali się zneutralizować, przyjęła się była niemal powszechnie i. stała się straszną nauczycielką całego jednego pokolenia polskiego, pokolenia najnieszczęśliwszego ze wszystkich. Cóż pozostało z całej n a-miętnie dotąd umiłowanej przeszłości po druzgocącym przejściu po niej krytyki historycznej? Nic, tylko wina! Ulotniła się z niej wszelka treść pozytywna, .uleciała z niej twórcza dusza narodu. Ze zburzonego gmachu ocalały tylko marne rusztowania: suche daty, szeregi rozegranych wojen, korowód królów. I nędzny koniec!" [podkreślenia moje — A. F. G.] 49. Pod hasłem reorientacji poglądów wkraczała nauka historyczna w okres drugiej niepodległości. Byłoby znaczną przesadą mniemać, że koncepcje tzw. szkoły krakowskiej zostały już wówczas całkowicie przezwyciężone; dzieje polskiej myśli historycznej, zarówno podczas I wojny światowej, jak po jej zakończeniu są znacznie bardziej skomplikowane i nie można ich sprowadzać tylko do odwrotu od tzw. historycznego pesymizmu. Faktem jest jednak, że odgrywał on wówczas znacznie mniejszą rolę niż poprzednio i przybierał odmienne od dawniejszych kształty. Umiarkowany w sądach Fryderyk Papee w kwietniu 1917 r. mówił: Dla nas, dla obecnie żyjącego pokolenia historyków, wielką przynosi pociechę to poczucie, że stoimy już poza granicami pesymistycznej epoki, jakkolwiek i ta epoka była potrzebną50. 49 A. Chołoniewski, Duch dziejów Polski, wyd. 4, Warszawa 1932, s. 9. 50 F. Papee, Zapatrywania dotychczasowe [w:] Przyczyny upadku Polski. Odczyty, Warszawa - Lublin - Kraków 1918, s. 21. • 28 Trudno nie doceniać znaczenia odrodzenia niepodległego państwa polskiego dla rozwoju historiografii ojczystej, trudno zarazem jednak nie dostrzegać, że nie wszystkie nadzieje, jakie wiązano z nowymi warunkami, mogły być i zostały spełnione 51. Wezwanie do przewartościowania ocen w praktyce nie znalazło większego odzewu i nadal ścierały się dawne stanowiska, nabierając teraz nowej politycznej wymowy 52. Wbrew nadziejom niektórych na pewno nie będzie prawdą twierdzenie, jakoby w latach międzywojennych „w masie swej polska produkcja historyczna pozostawała wolna od ideologii partyjnej" 53. Nowe warunki stwarzały nowe impulsy do rozwoju refleksji historiograficznej. Po pierwsze, nowe spory historyczne, takie jak polemika wokół Tadeusza Kościuszki czy dyskusja wywołana wystąpieniami Olgierda Górki, implikowały historiograficzną refleksję na przyjętymi i utrwalonymi poglądami historiografii. Po drugie, nowe warunki organizacyjne, powstanie nowych uczelni i katedr, rozwój czasopiśmiennictwa naukowego, organizacyjne kontakty nauki polskiej z obcą stwarzały silne impulsy do bilansowania dorobku historiografii polskiej. Dokonywano tego jednak najczęściej w nawiązaniu do scjenty-stycznej koncepcji nauki, opracowując na użytek czytelnika polskiego czy obcego mniej lub więcej ogólne szkice, mające charakteryzować dorobek historiografii polskiej w ogóle, bądź w jakimś — zwykle najnowszym — okresie czasu, lub wreszcie w jakiejś dziedzinie historii, publikując tego rodzaju przeglądy na łamach wydawnictw polskich i obcych. Takie i tym po- 51 S. Kieniewicz, O naszej historiografii w okresie międzywojennym, „Tygodnik Powszechny", 1947, nr 24, s. 1. 52 M. H. Serejski, wstęp do: Historycy o historii, t. II, s. 30. 58 S. Kieniewicz, op. cit., s. 1. 29 i(H|^^^^^HML^&^|^ dobne prace wychodziły spod piór znakomitych często uczonych, jak Władysław Konopczyński, Józef Feldman, Marceli Handelsman, Jan Dąbrowski, Oskar Halecki, Jan Karol Kochanowski, aby nie wyliczać już innych. Z tych „bilansów" na osobne wymienienie zasługuje artykuł W. Konopczyńskiego pt. Historiografia 54, ogłoszony w 1918 r., ale napisany wcześniej, stosunkowo dokładnie zestawiający dorobek, praktycznie jednak nie mówiący nic o rozwoju historiografii i jego kierunkach. Podobny charakter miały publikowane po francusku zestawienia J. Dąbrowskiego, czy nawet po części M. Handelsmana 55. Odnosi się to także do ustępu hi-storiograficznego w Historyce tego wybitnego uczonego 56. Za reprezentatywną próbę ujęcia historii historiografii polskiej XIX i XX w., podjętą w okresie międzywojennym, możemy uznać broszurę Bronisława Dembińskiego, Oskara Haleckiego i Marcelego Handelsmana pt. L'historiographie polonaise du XIX~me et du XX'me siecle, wydaną w związku z VII Międzynarodowym Kongresem Nauk Historycznych, który odbył się w 1933 r. w Warszawie 57. Publikację tę trudno uznać za w pełni udaną, mimo nazwisk jej autorów. Na pewno informowała ona obcego czytelnika o dorobku historiografii polskiej, natomiast nie mówiła niemal nic o rozwoju historiografii, o jej miejscu w społecznym i politycznym życiu narodu. Podobny charakter miało też zestawienie dorobku historiografii pol-v 54 W. Konopczyński, Historiografia [w:] Polska w kulturze powszechnej, red. F. Koneczny, t. II, Kraków 1918, s. 137 - 144. 55 Por. zestawienie w: H. Madurowicz-Urbańska (red.), Bibliografia, t. I, cz. l, s. 125 nn. 56 M. Handelsman, Historyka. Zasady metodologii i teorii poznania historycznego, Warszawa 1928, s. 50 - 89. " Varsovie 1933, ss. 37. 30 skiej, według poszczególnych dziedzin nauki historycz-' nej, ogłoszone w jubileuszowym tomie „Kwartalnika Historycznego" w 1937 r.58. Jest to właściwie katalog prac i autorów, ułożony w porządku rzeczowo-chrono-logicznym. Na tym tle wyróżnia się mimo wszystko wspominkowa, optymistyczna w ujęciu broszurka weterana pokolenia Szkoły Głównej Warszawskiej, Aleksandra Kraus-hara, w której — mimo gawędziarskiego sposobu narracji i ustępów wręcz katalogowych — sędziwy autor zawarł wiele interesujących spostrzeżeń o rozwoju i znaczeniu historiografii w życiu narodu w dobie postycz-niowej 59. Problematyka historii historiografii z trudem torowała sobie drogę do wykładów uniwersyteckich. W okresie międzywojennym wykłady z tego zakresu prowadził na Uniwersytecie Wileńskim Stanisław Koś--ciałkowski. Opracował je sumiennie, lecz — jak możemy sądzić na podstawie ogłoszonego skryptu części tych wykładów — u podstaw jego rozważań znajdowała się wciąż ta sama, scjentystyczna koncepcja historii jako nauki60. Osobne miejsce w dziejach polskiej refleksji nad dziejami historiografii ojczystej w okresie międzywojennym 58 „Kwartalnik Historyczny", t. 51, 1937, s. I - VII (przedmowa F. Bujaka), s. 205 - 467 pod wspólnym tytułem Historiografia polska 1886 - 1936; prace: L. Piotrowicza, W. Semkowicza, K. Tymienieckiego, W. Konopczyńskiego, M. Handelsmana, J. Umińskiego, S. Kutrzeby, M. Kukiela, S. Inglota, M. Geba-rowicza, A. Birkenmajera, S. Łempickiego, K. Hartleba, J. Feld-mana. 59 A. Kraushar, Rozwój dziejopisarstwa nowoczesnego polskiego, Warszawa 1928, ss. 53. 60 S. Kościałkowski, Historiografia polska w dobie Narusze-wicza i jego szkoly. Skrypt według wykładów..., Wilno 1937, ss. 48. 31 zajmował historyk prawa J. Adamus, prowadzący badania nad dziejopisarstwem doby romantyzmu, szkołą krakowską i innymi zagadnieniami 61. Studia te wiązały się najściślej z prowadzoną przez ich autora walką ze spadkobiercami tzw. szkoły krakowskiej i nawiązywaniem przezeń do tradycji lelewelowskiego republikaniz-mu, czemu uczony dał wyraz zwłaszcza w swym pisarstwie powojennym. Do poważniejszych badań w zakresie historii historiografii wiodło też niekiedy i zainteresowanie metodologicznymi problemami historii, jak tego dowodzi wydany u progu drugiej niepodległości zbiór rozpraw M. Handelsmana 62. Bilans okresu międzywojennego dwudziestolecia w dziedzinie refleksji i badań historiograficznych, w porównaniu z okresami dawniejszymi i osiągnięciami nauki historycznej na innych polach, wypadł mimo wszystko dość .ubogo. Przyczyną tego stanu rzeczy było uporczywe utrzymywanie się w nauce polskiej postpozytywistycznego modelu historii, co było wszak funkcją jej zaściankowości i zapóźnienia w stosunku do historiografii europejskiej. Oczywiście sytuacja układała się różnie w różnych dziedzinach badań historycznych, niemniej jednak można by zaryzykować twierdzenie, że okres dwudziestolecia nie przyniósł integralnej likwidacji zapóźnienia historiografii polskiej w stosunku do osiągnięć nauki historycznej w innych krajach, choć historiografia nasza wciąż wydawała dzieła niejednokrotnie bardzo wybitne i nie brakowało jej talentów 61 Bibliografia prac w „Zeszytach Naukowych Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 31, 1963, s. 186 -194; „Czasopismo Prawno-Historyczne", t. 15, 1963, nr l, s. 332 - 336. 62 M. Handelsman, Zagadnienia, ss. 180; tenże, La methodolo-gie de l'histoire dans la science polonaise XVI-me - XIX-me siecles), „Revue de Synthese Historiąue", t. 34, 1922, s. 73 - 99. 32 1. ADAM NABUSZEWICZ 2. TADEUSZ CZACKI pierwszorzędnych i piór wybornych. W kilku dziedzinach nauki, takich jak archeologia, historia gospodarcza, częściowo historia kultury i prawa, na pewno zaś wojskowości, historiografia nasza dołączyła do czołówki nauki europejskiej. Zbyt daleko idący optymizm ocen nie wydaje się tu jednak uzasadniony. Akceptowany wciąż przez większość historyków naszych zapóźniony model historii warunkował także zjawisko postępującego odrywania się historiografii naszej od potrzeb życia, wskutek czego — jak powiadał publicysta z tamtych lat: [...] najważniejsze, naj aktualnie j sze zagadnienia dostawały się nie w ręce fachowców, ale śmielszych od nich publicystów, narażone często na spłycenie lub wypaczenie, sami zaś historycy wypowiadali się ze swoimi wartościującymi, rewizjonistycznymi sądami daleko chętniej na łaniach dzienników czy różnorodnych periodyków, niż w reprezentacyjnych organach polskiej historiografii6S. Nie dziwi nas tedy, że publicyści poczynali czasem na własną rękę podejmować całkiem poważne badania nad historiografią ojczystą 64. Korzenie głębokich procesów reorientacyjnych, jakie stały się udziałem naszej historiografii w dobie Polski Ludowej, tkwiły w czasach wcześniejszych, zwłaszcza zaś w latach okupacji. W warunkach nowej rzeczywistości społeczno-politycznej rozpoczęła się walka nie tylko o reorientację koncepcji dziejów narodowych, ale o gruntowną przebudowę podstaw nauki historycznej w oparciu o nową metodologię. Walka ta była związana z różnokierunkową i wielostronną refleksją nad 63 J. M. Swięcicki, Z problematyki polskiej historiografii, „Marchołt", t. 4, 1937 - 1938, s. 299. 84 Ibidem, s. 297 - 322; tenże, Z historiografii Polski nowożytnej, ibidem, s. 401 - 423. 3 — Grabski — Orientacje... 33 tradycjami, dorobkiem i kierunkami rozwoju historiografii polskiej. Czy dziejopisarstwo nasze po odzyskaniu niepodległości, pomimo wszystkich jakże dotkliwych strat, z którymi wychodziło z okresu okupacji, ma być prostą kontynuacją tego wszystkiego, co działo się w polskiej nauce historycznej w okresie międzywojennego dwudziestolecia, czy też ma stanowić nową jakość, a jeśli tak, to jaką? Pytanie to, wraz z jego politycznymi i ideologicznymi implikacjami, podzieliło historyków polskich, co znaleźć miało swój jaskrawy wyraz w ich refleksji nad historiografią narodową. W roli rzecznika kontynuacji tradycji międzywojennej najgłośniej występował Władysław Konopczyński. W artykule o zadaniach nauki historycznej w Polsce, pisanym lateni 1946 r., a opublikowanym w roku następnym, stwierdzał wprost: [...] na pytanie, czy jest dostateczna podstawa, by zażądać od naszej historiografii radykalnego zerwania z przeszłością i wejścia na nowe tory? odpowiedź nasza brzmi: podstawy takiej nie ma 63. Stanowisko to wiodło do sformułowania istotnych postulatów dotyczących odbudowy nauki historycznej w warunkach powojennych, nie zaś do jej mniej lub więcej gruntownej przebudowy. Szerzej wyłożył Konopczyński swe poglądy w obszernej rozprawie pt. Dzieje nauki historycznej w Polsce, zamówionej przez Komitet Jubileuszowy PAU dla serii wydawniczej „Historia nauki polskiej w monografiach", napisanej jeszcze w 1947 r., a ogłoszonej dopiero w dwa lata później na łamach „Przeglądu Powszechnego"86. 65 W. Konopczyński, Zadania nauki historycznej w Polsce dzisiejszej, „Nauka Polska", t. 25, 1947, s. 155. 86 T. 228, 1949, s. 27 - 45, 145 - 160. Założenia autora były niewątpliwie prowokująco scjen-tystyczne, prowokacyjne w stosunku do prądów wiejących wówczas ze strony „Kuźnicy" czy „Myśli Współczesnej": Temat nasz nie pokrywa się ze wzrostem historiografii. Nie obejmuje on prymitywnych przejawów tradycji piśmiennej takich, jak średniowieczne roczniki, ani nowożytnych pamiętników, ani jeszcze nowożytnych czasopism. Historia jako rodzaj wiedzy może być mniej lub więcej naukowa; bywa całkiem nienaukowa, jeżeli nie stawia sobie badawczych zadań, nie szuka prawdy w walce ze złudzeniem albo nie postępuje metodycznie. Również nie polega wzrost nauki historycznej na zmianach ogólnych poglądów na przeszłość; optymizm czy pesymizm w stosunku do przodków, grzechy czy zasługi królów, stanów społecznych, całego narodu, realizacja tych czy owych idei dziś albo kiedyś uważanych za święte — to wszystko zawsze żywo obchodzić będzie historyka, ale nie na przewadze pe w-nych prądów, nie na uprzedzeniach politycznych ani nawet filozoficznych sądach polega postęp nauki historycznej. Polega on na pogłębieniu zagadnień, wyostrzeniu zmysłu kryty c z n e g o, wydobyciu ze źródeł i opracowaniu materiału faktycznego. Dopiero biorąc za punkt wyjścia dzisiejszy stan, dorobek i aparat wiedzy historycznej, śledzić będziemy w przeszłości powstawanie celów i środków, z których wyrosła ta wiedza, i to wiedza czysta, a nie stosowana [podkreślenie moje — A. F. G.]67. Takie założenia, przyjęte przez wybitnego uczonego, zaprowadziły go do sformułowania arcyindywidualnych ocen, które szokowały zapewne ówczesnego czytelnika, podobnie jak zaskakują dzisiejszego: były one bowiem diametralnie sprzeczne z tym wszystkim, co głosili podówczas zwolennicy reorientacji zarówno podstaw metodologicznych, 67 Ibidem, s. 27. 34 3* 35 jak i koncepcji dziejów narodowych w naszej historio- , grafii. W. Konopczyński nie tylko kwestionował więc istnienie kierunków czy też tzw. szkół historycznych — naruszewiczowskiej, lelewelowskiej czy wreszcie krakowskiej — nad którymi często i chętnie dyskutowała współczesna refleksja marksistowska. Z przyjętych przez historyka założeń wynikały lekceważące wypowiedzi o „zapędach Staszica i Kołłątaja w dziedzinę socjologii", ostro kontrastujące z poszukiwaniami rewolucyjnej tradycji polskiej myśli społecznej i historycznej w kręgu Kuźnicy Kołłątajowskiej, zdania o Lelewelu, którego dzieła o Stanisławie Auguście „nikt dziś nie zacytuje", całkowicie sprzeczne z nawiązywaniem do tradycji myśli lelewelowskiej, wreszcie mające analogiczną wymowę opowiedzenie się po stronie M. Bo-brzyńskiego w polemice z przeprowadzoną przez W. Smoleńskiego krytyką dziejopisów podwawelskich. Ocena dziejopisarstwa polskiego w okresie międzywojennym, którego sam autor był przecież wybitnym przedstawicielem, wypadła natomiast na kartach rozprawy Konopczyńskiego nad wyraz optymistycznie, znacznie korzystniej od sądów wypowiadanych w przedwojennych krytykach tego samego autora. Pomimo niekorzystnych objawów zbytniego czasem przyczynkar-stwa i monografizmu: [...] historiografię naszą dwudziestolecia 1918 -1938 cechuje wielka wszechstronność i nawet niezgorsza równomierność wysiłków — przy braku planowego kierownictwa ss. Uczony opowiadał się więc za kontynuacją tego, co było, a przeciw jakiejkolwiek rewizji. Powiadał: Wiedza historyczna się doskonali — ale nie kosztem swego bogactwa. Powtarzających się wezwań do rewizji, i to do re- wizji ogólnej postawy, albo do pisania dziejów przez każde pokolenie na nowo, słucha nasza nauka wyrozumiale. Owszem, niech każde pokolenie pisze historię dla siebie, ale nie od początku, bo wtedy dopiero przestałaby historia być nauką, gdyby dla ojców, synów i wnuków nie istniała jedna prawda 68. Wypowiedź W. Konopczyńskiego miała więc wyraźne ostrze polemiczne, skierowane zarówno przeciwko tym, którzy domagali się rewizji dotychczasowej historiografii z nowych pozycji metodologicznych, jak i tym licznym wówczas historykom, którzy wzywali do przewartościowania ocen historiografii narodowej w związku z doświadczeniami niedawnych lat i nową sytuacją dziejową, nie poszukując jednak dla niej nowej podstawy metodologicznej. Zamiast pracy W. Konopczyńskiego, w ramach wydawnictw jubileuszowych PAU ukazała się utrzymana w spokojnym tonie, obejmująca całość dziejów historiografii polskiej książka Kazimierza Ty-mienieckiego, którą niebawem poddano krytyce metodologicznej 70. Postawę kontynuacyjną, którą tak jaskrawię zademonstrował Konopczyński, reprezentowali wówczas i inni historycy. Między innymi znalazła ona swój wyraz w programowej wypowiedzi innego wybitnego historyka okresu międzywojennego, prezesa Polskiego Towarzystwa Historycznego, Ludwika Kolankowskiego, otwierającej pierwszy powojenny zeszyt „Kwartalnika Historycznego" 71. Nie wszyscy jednak spośród uczonych przedwojennej formacji podzielali optymizm Konopczyńskiego w oce- Ibidem, s. 147. 89 Ibidem, s. 158. 70 K. Tymieniecki, Zarys dziejów historiografii polskiej, Kraków 1948, ss. 143; rec.: M. H. Serejski, „Kwartalnik Historyczny", t. 57, 1949, s. 151 - 157. 71 L. Kolankowski, Po sześciu latach, „Kwartalnik Historyczny", t. 53, 1946, s. 391 - 393. 36 37 nie historiografii polskiej w okresie międzywojennym. Jeszcze w 1947 r. Stefan Kieniewicz w krótkim szkicu O naszej historiografii w okresie międzywojennym przypominając nadzieje, jakie żywili historycy w związku z odrodzeniem niepodległego państwa po pierwszej wojnie światowej, podkreślał: Dziś, z perspektywy dwudziestolecia, łatwiej nam zorientować się, że nie wszystko w ówczesnym stanie rzeczy przedstawiało się tak różowo 72. Za jedną z najistotniejszych wad historiografii naszej w tym okresie historyk uważał zerwanie więzi między nauką historyczną a społeczeństwem i wzywał do naprawienia tego błędu. Podobne akcenty można znaleźć w wypowiedziach Jana Rutkowskiego, bilansującego ha-bet i debet naszego dziejopisarstwa w dziedzinie historii społeczno-gospodarczej, akcentującego niedostatki międzywojennego dziejopisarstwa w trosce o ich przezwyciężenie i wzywającego do uspołecznienia warsztatu współczesnego historyka 1S. Również Marian Tyrowicz, chociaż w wypowiedziach swych koncentrował się zwłaszcza na zagadnieniach „materialnej strony odbudowy kulturalnej"74, dokonując bilansu historiografii międzywojennej ukazywał jako jej niedomogi brak szerszych badań z zakresu historii powszechnej i niedostatki uniwersyteckiego nauczania historii. Pisał: 72 S. Kieniewicz, O naszej historiografii, s. 1. 78 J. Rutkowski, Niewyjaśnione i sporne zagadnienia z zakresu gospodarczych dziejów Polski w czasach przedrozbiorowych, „Boczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych", t. 9, 1947, s. 65 - 106; por. tenże, Uwagi o polskim czasopiśmiennic-twie historycznym, „Życie Nauki", t. l, 1946, s. 438 - 447; tenże Uwagi o uspołecznianiu warsztatów pracy naukowej, ibidem, t. 4, 1948, s. 161 - 168. 74 M. Tyrowicz, Żywe zadania nauk historycznych w Polsce współczesnej, „Życie Nauki", t. 3, 1947, s. 325 - 331. Obie te wady narodziły się w kolebce polityki, tj. stosunku ówczesnych władz zwierzchnich do postulatów nauki, zarówno do materialnego ich realizowania, jak i uszanowania wolności przekonań i swobody działania na terenie międzynarodowym. Swoje rozważania podsumował następująco: Przyszłość historiografii, mimo pędu zarówno młodzieży, jak i starszego pokolenia ku studiom nad przeszłością, rysowała się [w okresie dwudziestolecia] raczej groźnie7S. Do refleksji J. Rutkowskiego nawiązywał Witold Ja-kóbczyk podkreślając, że historiografia: [...] musi uczyć społeczeństwo realnego myślenia politycznego i ukazywać współzależność wzajemną wszystkich dziedzin życia w przeszłości i teraźniejszości. Wydaje się, że nasze pisarstwo historyczne nie wypełniało dotychczas owych zadań. Przechodząc do zagadnień kierunków polskiej myśli historycznej uczony kontynuował: Jeśli chodzi o ogólne cechy naszego pisarstwa historycznego, czas najwyższy zerwać z „optymizmem" lub „pesymizmem", a zabrać się do realizmu i pragmatyzmu. Nie badać „ducha dziejów", lecz celowość i skuteczność ustroju i polityki polskiej w przeszłości76. Zgłaszając konkretne postulaty pod adresem nauki historycznej upominał się W. Jakóbczyk m. in. o opracowanie zarysu dziejów historiografii polskiej. Inne problemy natury ogólnej podjął Henryk Barycz w szkicu pt. O nowe drogi historiografii polskiej, napisanym w 1944 r. pod wrażeniem powstania warszawskiego, opublikowanym dopiero w dwa lata później 77, 75 M. Tyrowicz, Wczoraj i dziś polskiego dziejopisarstwa, „Twórczość", 1947, nr 6, s. 93. 76 W. Jakóbczyk, Jeszcze o potrzebach historiografii polskiej, „Życie Nauki", t. 4, 1947, s. 364 - 365. Por. tegoż: W sprawie organizacji studiów historycznych, „Życie Nauki", t. 3, 1947, s. 71 - 76. 77 „Nauka i Sztuka", t. 2, 1946, s. 324 - 335. 38 39 wypowiadając poglądy — zdaniem M. Tyrowicza — „będące niewątpliwie wyrazem nie tylko opinii autora, ale i szerszego grona uczonych" 78. Historyk wzywał do odwrotu od scjentyzmu i nawiązując do znanego zdania Franciszka Bujaka o zadaniach narodowej historiografii („Dziejopisarstwo narodowe ma na celu budowanie silnej i zdrowej świadomości narodowo-państwowej narodu") 79 podkreślał: Historyk jest obywatelem i członkiem narodu, do którego należy, jest członkiem pewnej grupy społecznej, jest wreszcie człowiekiem, na którego otoczenie, środowisko, prądy nurtujące epokę, dola i niedola własnego narodu wywierały doniosły i potężny wpływ, oddziały wuj ąc na skrystalizowanie się jego sądów i poglądów na przeszłość 80. H. Barycz podkreślał potrzebę rewizji pojęć i sądów historiografii polskiej po wstrząsach lat 1939 i 1944, oskarżał przedwojenne dziejopisarstwo o niewywiązanie się ze swych społecznych obowiązków, poddawał krytyce monografizm, niepodejmowanie najistotniejszych dla życia narodu problemów badawczych, brak zdolności syntetycznych, wreszcie zmurszałą scjentystyczną formę wypowiedzi historyków. Jakie snuł prognozy na przyszłość? Wprawdzie domagał się „ściślejszego kontaktu historyka ze społeczeństwem", ale jego wizja przyszłości historiografii polskiej daleka była od optymizmu. Przewidywał konieczność ograniczenia tematyki badawczej w związku ze stratami zasobów źródłowych (problem ten rozważał osobno na innym miejscu81), przebudowę tematyczną, zwrot do podejmowania syntez dziejowych, domagał się też „zasadniczej rewizji na- 78 M. Tyrowicz, Wczoraj i dziś, s. 96. 79 „Kwartalnik Historyczny", t. 51, 1937, s. III. 80 H. Barycz, op. cit., s. 324. 81 Tenże, O odbudowę podstaw nowożytnej historiografii polskiej, „Życie Nauki", t. 2, 1946, s. 375 - 384. szych dziejów", mianowicie rehabilitacji Polski piastowskiej, wzmożonego krytycyzmu w stosunku do jagiellońskiej, ale w konsekwencji przewidywał też upadek niepodległościowego optymizmu, wywodzącego się ze szkoły Szymona Askenazego i jej kontynuatorów. Pisał: [...] obrachunek z przeszłością — można spodziewać się — wypadnie pod wpływem katastrofy wrześniowej 1939 i późniejszych klęsk (powstanie warszawskie, 1944) niewątpliwie surowo, poddając rewizji całą tzw. historiografię „narodowej odpowiedzialności" [...], wzmagając pierwiastki krytyczne w poglądzie na całość naszej spuścizny dziejowej [podkreślenie moje — A. F. G.]82. Dziejopisarstwo nasze: [...] nie może zrzucić z siebie obowiązku rozpatrzenia sumy win własnych, upajać i usypiać społeczeństwa haszyszem łatwych frazesów o wielkości i szlachetności charakteru narodowego i posłannictwa dziejoweg o. Musi uwydatnić destrukcyjne i anarchistyczne czynniki charakteru narodowego, przerost indywidualizmu, egoizmu, brak większej odporności, zająć się oceną ideologii insurekcyjnej, jej nieobliczalnych skutków w życiu zbiorowym narodu, zarazem zwrócić silniejszą uwagę na wartość i znaczenie pewnych, nie zawsze docenianych procesów dziejowych: osiągnięć pracy organicznej, podniesienia ekonomicznego kraju, wzmożenia oświaty, jako czynników ważkich w utrwalaniu zrębów bytu narodowego [podkreślenie moje — A. F. G.] 83. Tak samo jak niegdyś upadek dawnej Rzeczypospolitej czy klęska powstania styczniowego, tak teraz upadek II Rzeczypospolitej miał się stać podstawą do rewizji koncepcji dziejów narodowych. Tak jak dawniej, tak 82 H. Barycz, O nowe drogi, s. 335. 83 Ibidem, s. 335. 40 41 i teraz krytyka własnych win miała prowadzić do rewaloryzacji dotychczasowych poglądów na „wartość naszej spuścizny dziejowej". Prognozy H. Barycza sprawdziły się w sposób, jak się zdaje, zgoła przez uczonego niespodziewany. Jeszcze w drugiej połowie lat czterdziestych zaznaczyły się tendencje do rewizji dotychczasowych ocen dziejów pia-. stowskich i jagiellońskich, wystąpiły też — bardziej w historycznej publicystyce niż ściśle naukowym dziejopisarstwie — objawy „swoistej rewizji historycznej", które w przeciwnym obozie nazwano nie całkiem precyzyjnie „neopozytywizmem historycznym" 84. Wiodły one do rehabilitacji polityki ugody, „realizmu" Lubeckiego ' i Wielopolskiego, nawet galicyjskich stańczyków, wzmożonego krytycyzmu w stosunku do tradycji powstańczej walki niepodległościowej. Dla tego kierunku myślowego charakterystyczna była nie tylko monografia Adama Skałkowskiego Aleksander Wielopolski w świetle archiwów rodzinnych (1947), powstała jeszcze w latach wojny, lecz przede wszystkim głośne podówczas książki publicystyczne: Aleksandra Bocheńskiego Dzieje głupoty w Polsce (1947) oraz Ksawerego Pruszyńskiego Margrabia Wielopolski, rzecz pisana w 1944 r. w Londynie jako próba historycznego uzasadnienia polityki zbliżenia ze Związkiem Radzieckim, realizowanej przez gen. Sikorskiego, adresowana przede wszystkim do środowisk emigracyjnych, wydana w oswobodzonej Polsce w 1946 r. Publikacje te stały się pretekstem do żywej dyskusji, w której wystąpiła grupa publicystów, odwołujących się do pozytywizmu jako programu politycznego, czerpiących zeń „hasło polityki «realistycznej» i sankcję dla polskiej «racji stanu», nawiązując przez 84 C. Bobińska, Tradycje i teraźniejszość, „Nowe Drogi", 1947, nr 4, s. 72 - 91. to do tradycji krakowskich stańczyków, petersburskiego «Kraju», stronnictwa «polityki realnej» z początków XX wieku i wreszcie do endecji" 85. Koncepcje te spotykały się wówczas z ostrą krytyką ze strony zarówno „Kuźnicy", jak „Nowych Dróg". Ostro zwalczano tam kierunek myślowy, który: [...] odgrzewa wypowiedzi pozytywistów sprzed 70 lat, powtarza ugodową historiozofię stańczyków i wreszcie jak Ewangelię cytuje wypowiedzi Dmowskiego, a jego ugodową wobec caratu politykę przedstawia jako szczyt mądrości politycznej, a nawet postępowości [...] [głosi], że najsłuszniejszą i najbardziej postępową była polityka ugody wobec caratu, a walka narodowowyzwoleńcza przynosiła niepowetowane szkody, „była przestępstwem wobec narodu". Nurt powstaniowy był bezsensowny i szkodliwy 86. Jest paradoksem, że niebawem, w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych, w związku z nasileniem krytycyzmu w stosunku do tradycji polskich walk narodowowyzwoleńczych, wynajdywaniem w niej coraz nowych niedostatków i „ograniczeń", wiele z tych tak niegdyś krytykowanych sądów jęło się przesączać do marksistowskiego nurtu naszej refleksji historycznej... Krytyczne oceny dorobku historiografii polskiej w okresie międzywojennego dwudziestolecia wychodziły w latach czterdziestych nie tylko ze strony profesjonalnych historyków, lecz także przedstawicieli innych dyscyplin. Przykładem jest głos Zygmunta Mysłakowskiego opublikowany jeszcze w 1945 r.: Jakimi [...] rezultatami mogą poszczycić się nasze dotychczasowe studia historyczne? Nie mamy dotąd odpowiedniego opracowania historii gospodarczej Polski, bardzo słabo opraco- 85 Z. Żabicki, „Kuźnica" i jej program literacki, Kraków 1966, s. 69. 86 C. Bobińska, Tradycje, s. 76 - 77. 42 43 wany ustrój, trudno byłoby wskazać nawet jakiś wybitniejszy podręcznik historii politycznej, mimo że ten właśnie rodzaj historii jako najłatwiejszy i najprymitywniejszy był najczęściej u nas uprawiany. Nie mamy historii ruchów społecznych, nawet hist.orii reformacji i tak interesującego jej odłamu jak arianizm, mimo katedr, czasopism ł stosów zadrukowanego papieru nie doczekała się syntetycznego a gruntownego opracowania. Historycy „kultury" woleli tymczasem wydawać podręczniki dla seminariów nauczycielskich 87. Na przeciwnym biegunie krytyków tradycji historio-graficznej stanęli w latach czterdziestych ci, którzy za punkt wyjścia dla swej refleksji przyjęli nie upadek dawnej, ale narodziny nowej Polski, w nowych warunkach społecznych i politycznych, i postulowali przebudowę nauki historycznej w oparciu o inspiracje płynące z marksizmu. Marksistowska refleksja historyczna tamtych lat z pewnością zasługuje na dokładniejsze zbadanie: czytelnika ówczesnych wypowiedzi uderza ich optymizm w stosunku do możliwości szybkiego i skutecznego przezwyciężenia wszystkich niedostatków i ograniczeń, jakie obserwowano w dotychczasowym dziejopisarstwie, i wiara, że wartości nowej metodologii zadecydują o rychłym zwycięstwie nowej, opartej na niej historiografii. Niezmiernie symptomatyczny jest pod tym względem artykuł Józefa Sieradzkiego pt. Więcej światła, ogłoszony w 1945 r., w którym autor wzywał do zerwania z tradycjonalną historiografią tzw. historyzującą, a na dziejopisarstwo okresu międzywojennego spoglądał przez pryzmat kryzysu europejskiej nauki historycznej. Wnioski J. Sieradzkiego były wyrazem tendencji istniejących w środowisku marksistowskim, co przejawiło się w następujących fragmentach jego artykułu: 87 Z. Mysłakowski, Głos w sprawie studiów wyższych, „Nowa Szkoła", t. l, 1945, nr l, s. 28. 44 Nowa historiografia zdobędzie się pomimo ruiny stolicy [...] na rozumną ocenę aktu upartej, wytrwałej walki o wyzwolenie własne, o przyszłość i postęp świata. Przyjdzie prostować wykrzywienia prawdy i usuwać fałsze, niejeden raz rozdzierać tradycję historyczną, wkorzenioną tendencję w sądach o wielu sprawach i postaciach. Dotąd mało było takich prób, a jednemu z najwybitniejszych naszych historyków wyrwała się bolesna skarga: „biada temu historykowi, który by chociaż z dokumentami w ręku tradycję tę starał się, osobliwie na gorsze, odmienić". Uczeni w gronostajach nie darują. Waliszewski zapłacił za nieco odmienne od obowiązującego kanonu poglądy o Katarzynie II karierą uniwersytecką 88. Przy rozważaniach związków zachodzących pomiędzy ogólnymi procesami reorientacyjnymi w nauce historycznej a refleksją historiograficzną nie możemy pominąć chociażby tylko wstępnej charakterystyki kierunku, który odgrywa wiodącą rolę w naszym powojennym dziejopisarstwie i ma podstawowe znaczenie dla rozwoju refleksji i badań historiografie z-n y c h. Należy przede wszystkim przypomnieć, że krąg historyków przekonanych i przekonujących się do nowej metodologii był u nas zrazu niewielki i obejmował nielicznych uczonych, mających za sobą poważniejszy dorobek naukowy. Zdecydowana większość stanowiły osoby dopiero tworzące swój warsztat naukowo-badawczy, legitymujące się dorobkiem przede wszystkim publicystycznym. Sytuacja taka istniała dość długo i jeszcze na konferencji metodologicznej w Otwocku w 1951 r. w jednym z programowych referatów podkreślano, że „wśród naszych historyków-marksistów nie zawsze istnieje dostateczna świadomość tego, że bez ciągłej 88 J. Sieradzki, Więcej światła, „Odrodzenie", t. 2, 1945, nr 50, s. l - 2. 45 pracy badawczej, pracy źródłowej, nie do pomyślenia jest wzbogacanie i rozwijanie metodologii nauk społecznych w ogóle, a metodologii historii w szczególności" 89. Ta historycznie uwarunkowana sytuacja powodowała, że w ówczesnym marksistowskim piśmiennictwie historycznym zdecydowanie przeważała produkcja kry-tyczno-publicystyczna, natomiast stosunkowo niewiele było poważniejszych propozycji opartych na badaniach warsztatowych, te zaś, które się pojawiały, mogły budzić wiele zastrzeżeń nie tylko ze strony zwolenników dawnych poglądów. Charakterystycznym przykładem takiej sytuacji jest dyskusja wokół dwóch diametralnie różnych książek o Joachimie Lelewelu, które ukazały się w 1946 r., w związku z czym powstał szkic Józefa Chałasińskiego Tworzenie legendy i naukowe zadania historii, ogłoszony na łamach „Myśli Współczesnej" (1946, nr 6 - 7)90. Środowisko skupione wokół „Kuźnicy" i „Myśli Współczesnej" występowało z hasłami rewizji zarówno dotychczasowych założeń metodologicznych historiografii, jak również ogólnej koncepcji dziejów narodowych, dyskutowało nad „ideą oryginalności w historiografii polskiej", poszukiwało w przeszłości dziejopisarstwa polskiego postępowych tradycji. Odnajdywano ją przede wszystkim w demokratycznym nurcie lelewe-lowskim, w antyfeudalnych akcentach polskiego pozytywizmu, by niebawem zwrócić również baczniejszą uwagę na zdobycze oświecenia. Stare i nowe poglądy starły się w dyskusjach wrocławskiego zjazdu historyków w 1948 r. Wówczas to w referacie „Problematyka hi- 89 J. Gutt, Niektóre zagadnienia poznania historycznego w świetle materializmu dialektycznego i historycznego [w:] Pierwsza Konferencja Metodologiczna Historyków Polskich, t. I, Warszawa 1953, s. 49. 90 J. Chałasiński, Kultura i naród. Studia, i szkice, Warszawa 1968, s. 64 - 108. storii historiografii (z punktu widzenia jej uwarunkowania społecznego)" z programem szeroko zakrojonych badań z zakresu historii historiografii wystąpił Marian H. Serejski91. U podstaw jego koncepcji legło zerwanie ze scjentystycznym modelem historii, co wyrażało się w przyjęciu inspirowanej niewątpliwie przez marksizm tezy głoszącej, że „nasze poznanie historyczne wiąże się [...] z całokształtem kultury danej epoki i danego środowiska społecznego, z jego stopniem rozwoju intelektualnego i świadomości społecznej" 92. Byłoby znacznym uproszczeniem sądzić, że nawiązujący do marksizmu kierunek historiografii polskiej przedstawiał sobą w latach czterdziestych jednolity nurt naukowy. Przeciwnie: łączył on historyków o wcale zróżnicowanych postawach metodologicznych (co wiązało się z odmiennościami pojmowania inspiracji marksistowskich w nauce historycznej), o odmiennych orientacjach naukowych, co uwidoczniło się jeszcze przed zjazdem wrocławskim, wystąpiło zaś z całą jaskrawością w latach następnych. N.a pogłębienie się zróżnicowania tego kierunku wpłynęły zewnętrzne okoliczności polityczne i ideologiczne, a zwłaszcza wysunięcie tezy o zaostrzaniu się walki klasowej i podjęcie rozprawy z tzw. odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym (1948), oraz idące w ślad za nimi wezwania do podjęcia walki z „zacofaniem na froncie kulturalnym", z tolerowaniem „zamętu ideologicznego" i szkodliwego „liberalizmu" w nauce, wreszcie hasła walki z nacjonalizmem i kosmopolityzmem w naukach społecznych, w ówczesnym politycznym rozumieniu tych pojęć. Funkcjonalne w stosunku do tych haseł akcenty wystąpiły zwłaszcza w działalności założonego w lutym 1950 r. Marksistow- 91 Przedruk w tegoż: Przeszłość, s. 92 Ibidem, s. 9. i-17. 46 47 skiego Zrzeszenia Historyków 93. W programowym jego wystąpieniu na wiosnę 1950 r. znalazła się nad wyraz krytyczna ocena dorobku historiografii powojennego pięciolecia; zminimalizowano w niej dokonujące się procesy reorientacyjne i upominano się o nowe środki w celu przyspieszenia tempa przemian, o nowe kadry historyczne. Pisano wówczas: Podejmując teoretyczną walkę z feudalnymi rezerwatami w nauce historycznej należy porzucić rozpowszechnione w marksistowskim środowisku rachuby na to, że przełom w nauce zrobi się sam, pod wpływem ogólnego rozwoju ku socjalizmowi [...] Postulowano planowe oddziaływanie na środowiska historyczne i wskazywano jako wzór do naśladowania przemiany, jakie dokonały się już wówczas w nauce czechosłowackiej. Wezwaniom tym towarzyszyły apele o bardziej niż dotąd krytyczny stosunek do polskiej tradycji historiograficznej: Niezbędna więc jest marksistowska krytyka szkoły krakowskiej oraz historiografii międzywojennego dwudziestolecia. Trzeba wskazać na nacjonalistyczne tendencje tej historiografii, jej wrogość wobec polskiego ruchu robotniczego, jej antybolsze-wizm. Trzeba zdemaskować endeckie, piłsudczykowskie i pra-wicowo-socjaldemokratyczne legendy, które zaważyły na ujmowaniu historii drugiej niepodległości94. 93 Taką datę podaje Ż. Kormanowa, Referat podsekcji historii sekcji nauk społecznych i humanistycznych I Kongresu Nauki Polskiej, „Kwartalnik Historyczny", t. 58, 1950 -1951, s. 285; ta sama autorka w referacie na naradzie historyków radzieckich i polskich w Instytucie Słowianoznawstwa Akademii Nauk ZSRR z 3 października 1950 r. podała, że Zrzeszenie rozpoczęło pracę zimą 1949 r. „Akademija Nauk SSSR, Institut Sławjanowiedienija, Kratkije soobszczenija", nr 4-5, Moskwa 1951, s. 26. 94 „Nowa Kultura", t. l, 1950, nr 2, s. 3 - 4. 48 3. JOACHIM LELEWEL 4. IGNACY BENEDYKT RAKOWIECKI Z wezwaniami tymi łączył się apel o odkrywanie postępowych tradycji w historiografii polskiej, nurtów demokratycznych i antyklerykalnych oraz tych, które poszukiwały podstaw procesu dziejowego w podłożu społeczno-gospodarczym i „żywiołowo zbliżały się do marksizmu". Problem jednak polegał na tym, że coraz silniej poczęto teraz akcentować nie tyle wartości wydobywanych tradycji, ile podkreślać niedostatki nie tylko tych kierunków historiograficznych, od których się ze względów zasadniczych odcinano, lecz również — zaś w skrajnych wypadkach niemal przede wszystkim — także tych, do których starano się nawiązywać. Katalog pozytywów dotychczasowego dziejopisarstwa polskiego, wcale obszerny przed 1949 r., poczynał się coraz bardziej kurczyć, mnożyły się zarzuty „ograniczenia" i „niedorosło-ści" zarówno pod adresem myśli polskiego oświecenia, jak romantycznego republikanizmu czy antyfeudalnego pozytywizmu; dziejopisarstwu zaś związanemu z PPS, do niedawna jeszcze wznawianemu (reedycje: B. Limanowski, Historia demokracji polskiej, Warszawa 1946; Stanisław Worcell, Warszawa 1948; A. Próchnik, Idee i ludzie. Z dziejów ruchu rewolucyjnego w Polsce, Warszawa 1946; Demokracja Kościuszkowska, Warszawa 1946 i 1947) odmawiano wszelkiej wartości jako — jak twierdzono w 1950 r. — nurtowi spełniającemu „obiektywnie rolę reformistyczno-oportunistycznej dywersji" 95. Ów ogólny kierunek myślowy pozostawał w ścisłym związku z przemianami ideologicznymi, których kierunek wyznaczały polemika Andrzeja Żdanowa z Aleksandrowem, a następnie Józefa Stalina W sprawie marksizmu w językoznawstwie (1950), i Ekonomiczne problemy socjalizmu w ZSRR (1952) i rozwijał się na 95 „Kwartalnik Historyczny", t. 58, 1950 - 1951, s. 261. 4 — Grabski — Orientacje... ^.g kolejnych konferencjach, poprzedzających I Kongres Nauki Polskiej, mianowicie na sesji wrocławskiej poświęconej problematyce stosunków polsko-niemieckich w historiografii polskiej i dziejom Śląska, która — jak czytamy w „Kwartalniku Historycznym" — „napiętnowała nacjonalizm w dotychczasowej historiografii zagadnienia" 96, sesji kołłątajowskiej oraz wspólnej konferencji historyków polskich i radzieckich w Instytucie Słowianoznawstwa Akademii Nauk ZSRR. Na łamach czasopism — w tym także historycznych — poczęto wówczas podejmować coraz ostrzejsze próby rozrachunku z tradycją historiograficzną, prowadzone pod hasłem walki z burżuazyjnym relatywistycznym obiektywizmem. Niezmiernie charakterystyczne wypowiedzi w tym względzie odnajdujemy w roczniku „Kwartalnika Historycznego" za 1949 r. (t. 57), wydanym zresztą ze znacznym opóźnieniem, tak że zawarte w nim poglądy odnieść należy już do roku następnego. Integralnej krytyce poddawano tu historiografię międzywojenną, kierując pod jej adresem zarzuty idiografizmu, personalizmu, psychologizmu, moralizmu, heroizmu, nacjonalizmu, posługiwania się fałszywą teorią polskiej oryginalności ustrojowej, błędnie rozumiejącej feuda-lizm, obciążonej okcydentalizmem97. Zaostrzony krytycyzm obejmował także i dawniejszą tradycję historiografii polskiej, w tym również i te jej nurty, które oceniano jako postępowe. Odnosiło się to zarówno do tradycji lelewelowskiej, jak i historiograficznej spuścizny pozytywizmu. Kiedy podejmowano reedycję Kuźnicy Kołłątajowskiej Władysława 'Smoleńskiego (Warszawa 1949), widziano w niej dzieło, z którego „czerpać możemy pełną garścią [...] dowody słuszności sprawy, któ- rej bronimy" 98, rychło jednak zauważono — jak czytaliśmy na łamach „Nowych Dróg" w 1949 r. — że pozytywistycznemu uczonemu „obcy był mechanizm prawidłowości życia społecznego, nie zawsze docierał [on] do samej głębi procesów ekonomicznych i społecznych" ", chociaż godzono się jeszcze — jak stwierdzano na łamach tego czasopisma w rok później — że kierunek pozytywistyczny „na określonym etapie stanowił niewątpliwy postęp" 10°. Dopiero w kilka lat później, w 1953 - 1955 r., w głośnych dyskusjach o historiografii polskiego pozytywizmu poczęto się posługiwać zawyżonym kryterium postępowości, co prowadziło do krytyki ocen wydobywających elementy postępowe tego kierunku i podkreślania jego „dwustronnej ograniczoności" jako ideologii polskiego burżuazyjnego liberalizmu101. Ultrakrytyczny kierunek refleksji historiograficznej znalazł swoje pełne sformułowanie w referacie podsekcji historii na I Kongresie Nauki Polskiej (1951)102. Cała właściwie dotychczasowa historiografia polska doczekała się wówczas druzgocącej oceny politycznej, z wieloma zastrzeżeniami ostały się jedynie szkoła lelewelowska, która „dostrzega walkę klas", oraz warszawski kierunek pozytywistyczny, który uznaje istnienie „pewnych prawidłowości rozwoju historycznego". Najsurowiej oceniono historiografię okresu międzywojennego, odnajdując w niej m. in. „ideologiczną aprobatę obłąkańczej i zbrodniczej polityki polskiego faszyzmu", niezmiernie ostre słowa padały pod adresem dziejopisarstwa ruchu s6 Ibidem, s. 286. <» Ibidem, t. 57, 1949, s. 43 - 72. 50 98 W. Smoleński, Kuźnica Kottątajowska, Warszawa 1949, wstęp, s. 11. 89 „Nowe Drogi", 1949, nr 3 (15), s. 286. 100 Ibidem, 1950, nr 3 (21), s. 170. ' 101 Por. podsumowanie z pozycji historyka literatury w: H. Markiewicz, Tradycje i rewizje, Kraków 1957, s. 147 nn. 102 „Kwartalnik Historyczny", t. 58, 1950 - 1951, s. 253 - 326. 51 robotniczego, związanego z PPS, które oceniano jako rodzaj ideologicznej dywersji. Do nielicznych pozytywów zaliczono wówczas osiągnięcia polskiej nauki historycznej w polemice z historiografią niemiecką, badania z zakresu historii gospodarczej, historii powszechnej, dziejów reformacji, średniowiecznej wsi i nad kilkoma innymi szczegółowymi problemami. Ogólna ocena historiografii polskiej okresu międzywojennego wypadła niezmiernie surowo: „niewspółmierność wyników, nikłość zdobyczy naukowych, kruchość syntez, brak monumentalnych wydawnictw", czemu towarzyszyła zawyżona ocena współczesnych publikacji historycznych, uważanych za marksistowskie. Dla atmosfery ideologicznej okresu było charakterystyczne, że nawiązując do niektórych głosów wcześniejszych, wskazywano wówczas imiennie tych historyków polskich, zmarłych i żyjących, którzy faktycznie bądź rzekomo stać mieli na wstecznych pozycjach. Kodyfikacji tego kierunku refleksji historiograficznej dokonano podczas obrad Pierwszej Konferencji Metodologicznej Historyków Polskich w Otwocku (28 grudnia 1951 - 12 stycznia 1952 r.)103. Do postępowych tradycji historiografii polskiej zaliczono wówczas bez dyskusji Naruszewicza, natomiast sylwetka Lelewela, w którym widziano — idąc za słowami Marksa — „pierwszego historyka polskiego, który powiedział, że historia narodu polskiego jest historią walki między wyzyskiwanymi i wyzyskiwaczami", który dostrzegał „przede wszystkim historię krzywdy chłopskiej", poczynała już budzić niejakie wątpliwości. Wprawdzie do postępowych tradycji naszego dziejopisarstwa wciąż zaliczano warszawski kierunek pozytywistyczny, ale jednocześnie silnie 103 Pierwsza Konferencja Metodologiczna Historyków Polskich, t. I - II, Warszawa 1953. 52 akcentowano polityczne uwstecznienie W. Smoleńskiego i T. Korzona w obliczu rewolucji 1905 r. i podkreślano, że postępowość tych dwóch uczonych „jest wyraźnie ograniczona". Z jednoznacznie krytyczną oceną spotkała się ze zrozumiałych względów krakowska szkoła historyczna jako nurt historiograficzny o zdecydowanie konserwatywnym obliczu. Nie zamierzałem na tym miejscu dokonywać podsumowania dorobku naukowego w zakresie historii historiografii polskiej, nie było też moim celem prezentowanie przemian, jakie dokonywały się w naszej współczesnej nauce historycznej. Chodziło mi jedynie o uzasadnienie, w oparciu o istotny w moim przekonaniu materiał, postawionej na wstępie tezy o związku refleksji historiograficznej z procesami reorientacji nauki historycznej w przeszłości, a co za tym idzie także w teraźniejszości, reorientacji idącej z jednej strony w kierunku rewizji modelu historii, pr z e w a r t oś c i o wy w a n i a zaś koncepcji dziejów narodowych z drugiej. Teza ta przyczyni się, być może, do wyjaśnienia motywów i okoliczności tak wydatnego zainteresowania problematyką historii historiografii w Polsce Ludowej. Przegląd polskiej refleksji nad dziejami historiografii ojczystej prowadzi też do wniosku, że zawiera ona w sobie poważny dorobek przeszłych pokoleń, który może oddać cenne usługi dzisiejszym badaniom historiogra-ficznym. II. OŚWIECENIOWY ANTENAT POZYTYWISTÓW TADEUSZ CZACKIJAKO HISTORYK Tadeusz Czapki należał do tej niewielkiej liczby ludzi, co pod koniec wieku zeszłego, po rozbiciu się politycznym Rzeczypospolitej, nie straciwszy wiary w dalszą żywotność narodu i nie chcąc losów jej zasadzać na sypkim gruncie kombinacyj politycznych, zwrócili się z całą usilnością do cichej, mrówczej pracy na własnej ziemi i zachęcali współziomków do wydobywania sił i zasobów na przyszłość spośród samych siebie. Wziąwszy sobie za hasło „nil desperandum", w czynnych zabiegach o jego faktyczne urzeczywistnienie nie strudził się i nie spoczął, dopóki we właściwym sobie zakresie zbawienności jego ziomkom naocznie nie okazałJ. Tymi słowy rozpoczynał swą książeczkę o założycielu Liceum Krzemienieckiego Piotr Chmielowski. Przedstawił w niej nie tylko portret bohatera, ale zaprezentował model uczonego i obywatela, wzorzec społeczno-poli-tycznej postawy jakże aktualny w dobie triumfów idei pracy organicznej w drugiej połowie XIX stulecia. Wprawdzie mniemamy, że dzieje zaprawdę się nie powtarzają, ale nie możemy przecież wątpić, że stwarzają one czasem sytuacje zapewne nie tożsame do dawnych, lecz pod wieloma względami do nich podobne. One to właśnie sprawiają, że mogą się reaktualizować wzorce postępowania, owe może nie zawsze heroiczne, lecz na pewno modele bohaterów przeszłości przedstawione dla pożytku teraźniejszości. 1 P. Chmielowski, Tadeusz Czacki, jego życie i działalność wychowawcza, Petersburg 1898, s. 3. Owa aktualizacja postaci T. Czackiego dokonana przez umiarkowanego, statecznego zwolennika nurtu pozytywistycznego w nauce i życiu społecznym, jakim był P. Chmielowski, miała swe głębsze uzasadnienie. Pomiędzy autorem książeczki a jej bohaterem ukształtowała się swoista więź, wynikająca z podobieństwa dziejowych sytuacji i postaw. Upadek dawnej Rzeczypospolitej wytrącił niegdyś pióro z ręki człowieka, któremu niepodobna zarzucić ani braku patriotyzmu, ani pomówić o obojętność wobec węzłowych konfliktów epoki — Adama Naruszewicza. Natchnął pesymizmem i przygnębieniem wielu z tych, co tak jeszcze niedawno ze wszystkich swych sił starali się odwrócić nadchodzącą klęskę. Drżąca ręka sędziwego dziejopisa sięgnęła raz jeszcze po pióro, nie po to jednak, aby ku pokrzepieniu polskich serc skreślić dzieje świetności ojczyzny pod berłem pierwszego z Jagiellonów, ale aby trącić w żałobną strunę Głosu umarłych: Czegóż się błędny uskarżasz, narodzie! Los twój zwalając na obce uciski? Szukaj nieszczęścia w twej własnej swobodzie I bolej na jej opłakane zyski: Żaden kraj cudzej potęgi nie zwabił, Który sam siebie pierwej nie osłabił 2. To już nie była historia — była to teoria upadku Polski, która odtąd przewijać się będzie jak nić czarna w splątanych dziejach naszej nowożytnej myśli politycznej i historycznej od schyłku XVIII w. po czasy współczesne. 2 A. Naruszewicz, Wiersze różne, t. I, Warszawa 1804, s. 410 -411; fragment tego utworu jest cytowany w: W. Smoleński, Szkoły historyczne w Polsce. Glówne kierunki poglądów na przeszłość, wyd. M. H. Serejski, Wrocław 1952, s. 24. 54 55 Podobnie jak niegdyś po upadku dawnej Rzeczypospolitej T. Czacki, tak w kilkadziesiąt lat później właśnie P. Chmielowski, którego początki literackiego zawodu przypadły na pierwsze lata po powstaniu styczniowym 3, starał się oprzeć pesymizmowi i apatii, wywołanym przez narodową klęskę. Odnajdywał w Czac-kim takiego jak on sam i jemu podobni zwolennika postawy pracy organicznej, pojmowanej jako służba społeczna, służba całej polskiej społeczności, dopatrywał się w nim aktualnego „realisty" w tamtych, nie tak znów bardzo dawnych, a może i nie tak bardzo innych czasach. Aktualizacja Czackiego dostarczała mu wzorca przetrwania dla tych, co jak on zwątpili zarówno w dyplomatyczne przetargi, jak i możliwości podjęcia walki zbrojnej, tych, co nie pozbywszy się marzenia o niepodległości, jej odzyskanie mieli upatrywać w dalekiej dopiero przeszłości. T. Czacki stawał się więc bohaterem dla ludzi, którzy odrzucali romantyczno-demokratyczną wizję świata w rodzaju tej, jaką proponował Joachim Lelewel; był modelem postawy czynnego przetrwania. Wyszedł z możnej rodziny ppsesjonatów starej daty. Urodził się w Porycku dnia 28 sierpnia 1765 r. jako syn podczaszego koronnego Szczęsnego (Feliksa) Czackiego (1723 -1790) i Katarzyny z Małachowskich — węzły rodzinne złączyły go od kolebki zarówno ze stronnictwem staroszlacheckim, jak i obozem reform4. Ojciec 3 Por. H. Markiewicz, Przekroje i zbliżenia. Rozprawy i szkice historycznoliterackie, Warszawa 1967, s. 123 - 182. 4 Biografię T. Czackiego podają: A. Osiński, O życiu i pismach Tadeusza Czackiego, Krzemieniec 1816, wyd. 2, Kraków 1851; P. Chmielowski, op. cit., passim; tenże, T. Czacki [w:] Encyklopedia Wychowawcza, t. III, 1885, s. 27 - 81; M. Rolle, Ta-deusz Czacki i Krzemieniec, Lwów 1913; St. Krzemiński, Tadeusza, przeciwnik wszelkich nowinek i reform spo-łeczno-polłtycznych, krytyk Stanisława Konarskłego O skutecznym rad sposobie, z którym polemizował w obronie liberum veto i wolnej elekcji 5, był postacią tyle typową, co mało interesującą. Dosadnie scharakteryzował go pamiętnikarz Adam Moszczeński: Czacki był hipokryta nabożny, posty zachowywał ściśle na oleju, modlił się gorąco i wiele, mimo święta Bożego Ciała zwyczajnego wyjednał sobie u Stolicy Apostolskiej przywilej z odpustami, by ostatnich dni zapust odbywało się u niego w Porycku nabożeństwo święta Bożego Ciała z czytaniem czterech Ewangelii przy ołtarzach z procesją. Krytykował cudze postępowanie i sposób życia, a kto mu się nie podobał, głosił go być masonem bez żadnego na to dowodu [...]. Masonerię obwiniał najobrzydliwszymi występkami przeciwnymi Bogu i tajemnicom wiary chrześcijańskiej; był skąpy, stół jego ordynaryjny, zawsze u niego przemieszkiwało par kilka zakonników z różnych klasztorów dla nabożeństwa codziennego, któremu on był przy- T. Czacki, PSB, t. IV, Kraków 1938, s. 144-146. Informacje genealogiczne por. T. Żychliński, Złota księga szlachty polskiej, t. I, Poznań 1879, s. 45 - 49. O działalności oświatowej T. Czackiego patrz Z. Kukulski, Działalność pedagogiczna T. Czackiego, Warszawa 1914, ss. 94; A. J. Mikulskł, Działalność oświatowa T. Czackiego, Poznań 1913; F. Majchrowicz, Tadeusz Czacki i jego zasługi w dziedzinie wychowania publicznego, „Muzeum", t. 10, 1894, s. 12-22, 83-97, 173-182, 240-246, 342-347, 490-496, 587 - 607, 785 - 801, 878 - 884. O działalności naukowej T. Czackiego por. zwłaszcza P. Dąbkowskł, Tadeusz Czacki jako prawnik. W setną rocznicę zgonu (1813 - 1913), „Przegląd Prawa i Administracji", t. 38, 1913, s. 337 - 367. Bibliografię prac T. Czackiego podaje K. Estreicher, Bibliografia Polska, t. XIV, Kraków 1895, s. 507 - 508; tenże, Bibliografia Polska XIX stulecia, t. III, Kraków 1962, s. 323 - 327; Bibliografia literatury polskiej „Nowy Korbut", t. IV, Warszawa 1966, s. 364-369; bibliografia prac o T. Czackim, ibidem, s. 369 - 372. 5 List ciekawy przeciwko autorowi książki o utrzymywaniu seymów..., [Warszawa] 1762 — K. Estreicher, Bibliografia Polska, t. XIV, s. 503; por. [M. Czacki], Wspomnienia z roku 1788 po 1792, Poznań 1862, s. 8 - 9. 56 57 tomnjy, z wielką asystencją pobożności modlił się, a potem na obiedizie pił z nimi wiele i wszystkich do picia różnymi wynaj-dywamymi zdrowiami znaglał, dysputował z nimi o teologii i o kontrowersji, omawiając i krytykując wszystkich, kto mu się tydko nie podobał w kraju, biskupów, senatorów, obywateli, damyr. Tym sposobem żywiąc i pojąc wszystkich u siebie robił się pzieła, t. III, s. 17; por. [M. Czacki], Wspomnienia, s. 142. 26 TPor. K. Chodynicki, Poglądy na zadania historii w Polsce w epoce Stanisława Augusta, Warszawa 1915, passim; Wł. Smoleńsk:!, Szkoły, s. 11 nn.; J. Ziomek, Ignacego Krasickiego „Hi-storiai na dwie księgi podzielona", „Pamiętnik Literacki", t. 41, 1950, s. 332 nn.; tenże, Wstęp w: I. Krasicki, Historia na dwie księga podzielona, Warszawa 1951, s. IX nn.; M. Klimowicz, Nad .„Historią" Krasickiego, „Pamiętnik Literacki", t. 46, 1955, s. 3901 nn.; tenże, Wstęp w: I. Krasicki, Historia, Warszawa 1956, s. 5 -12; M. H. Serejski, Przeszłość a teraźniejszość. Szkice i stutdia historiograficzne, Wrocław - Warszawa - Kraków 1965, s. 50 - 66; por. także T. Słowikowski, Poglądy na nauczanie histoirii w Polsce w wieku XVIII oraz dydaktyczna koncepcja Joachima Lelewela, Kraków 1960, s. 45 nn. 64 nauczyciela tego przedmiotu Karola Mirowskiego, w jaki sposób miał wykładać tę „najpewniejszą zasadę wszelkich umiejętności moralnych", wyjaśniać, że historia „jest potrzebna do wszystkich umiejętności moralnych, a nade wszystko do wyciągania z niej przykładów, niezawodnych prawideł w p r a w o zna w s t w i e i polityce" (podkreślenie moje — A. F. G.) 27. Sam T. Czacki zalecał w liście do Kołłątaja, by Mirowski rozpoczynając swój kurs „miał mowę o pożytkach historii polskiej, dowiódł, jak jest ważna dla rosyjskiej i całej Europy". Życzenie to adresat przekazał następnie listownie krzemienieckiemu nauczycielowi 28. Cała twórczość historyczna Czackiego świadczy wymownie, że będąc dzieckiem swej epoki, na sposób Oświecenia pojmował on nie tylko nauczanie, ale i naukę historii. O tym, że szukał w przeszłości „nauki dla przyszłych pokoleń", świadczą szczodrze rozdzielane przezeń pochwały i nagany historycznych postaci, np. w Obrazie panowania Zygmunta Augusta (1798)29. Celowi moralizatorsko-dydaktycznemu miała też służyć Historia Jagiellonów, zamierzona kontynuacja dzieła Naruszę wieża; o inspirowanym przez króla Stanisława zamiarze jej opracowania donosił Czacki Towarzystwu Warszawskiemu Przyjaciół Nauk. W napisa- 27 X. Hugona Kołłątaja Korespondencja listowna z Tadeuszem Czackim (cyt. dalej: Korespondencja), wyd. F. Kojsiewicz, t. III, Kraków 1844, s. 171 nn.; 191 nn. 28 Korespondencja, t. III, s. 237, 243. 29 Dzieła, t. III, s. 542 nn. Według informacji A. Osińskiego, op. cit, wyd. l, s. 398, wyd. 2, s. 185 autorski tytuł tej pracy brzmiał: „Obrona Zygmunta Augusta księciu Adamowi Czarto-ryskiemu do Puław posłana". A. K. Czartoryski zamierzał napisać historię Zygmunta Augusta, „lubo nie czuł do tego króla żadnej predylekcji". Por. L. Dębicki, Puławy (1762'- 1830), t. III, Lwów 1888, s. 96. 5 — Grabski — Orientacje... 65 nym do niej wstępie (1809) podkreślał, iż czytelnik jego dzieła śledząc przyczyny wzrostu i upadku państwa pozna, „co w podniesieniu i w upadku służyć może i powinno za naukę", zaś porównując dzieje piastowskie z jagiellońskimi „osądzi i może nauczy się sądzić o stopniach doskonalenia się lub błędów w każdej części administracji krajowej" 30. Pisanie Historii Jagiellonów miało więc być działalnością społecznie użyteczną, miało stanowić swego rodzaju dydaktykę narodową. Tak zresztą rozumiał zadanie Czackiego i Stanisław August, który przekazał mu zgromadzone przez Naruszewicza „Teki" (choć nie wiadomo, czy na własność dla biblioteki poryckiej, czy też — jak powiadał Jan Alber-trandi — „pożyczonym sposobem", celem wykorzystania dla opracowania naukowego) 31, gdy pisał doń: Będzie niegdyś dla potomności naszej wdzięcznie pamiętną, że dobry obywatel, gdy w smutnych ojczyzny okolicznościach nie mógł jej podług żądania swego urzędowania [tak! — A. F. G.] służyć, w pracowitym zaciszu jednak dni swoje trawi na tym, co jakimkolwiek sposobem dla tej powszechnej matki naszej użytecznym stać się może [podkreślenie moje — A. F. G.]32. 30 A. Osiński, op. cii, wyd. l, s. 389 - 390; wyd. 2. s. 180. 31 T. Wierzbowski, Materiały do dziejów piśmiennictwa polskiego i biografii pisarzów polskich, t. II, Warszawa 1904, list J. Albertrandiego do nieznanej osoby z Warszawy, 8 V 1798, s. 147. L. Dębicki, op. cit, t. III, s. 91 powołując się na list Stanisława Augusta z 24 IV 1797 r. wysłany do Czackiego z Petersburga, mówi o przekazaniu „Tek" jako o „darze prawdziwie królewskim". Stanisław August przekazał także Czackiemu materiały po Feliksie Łoyce, z których — mianowicie z tegoż pracy o powierzchni ziem polskich — ów skorzystał zgoła bezceremonialnie w swej Statystyce Polski. Por. H. Madurowicz-Ur-bańska, Parę słów o Feliksie Łojce i jego badaniach nad powierzchnią ziem Polski w II połowie XVIII wieku, „Sobótka", t. 21, 1966, s. 75 - 86. 32 L. Dębicki, op. cit., t. III, s. 91. 66 Wygórowana ambicja kazała Czackiemu nie tylko pretendować do wystąpienia w roli kontynuatora Naruszewicza, ale nie włączyć się do podjętego przez Towarzystwo Warszawskie Przyjaciół Nauk trudu wypracowania projektu „Historii narodowej", przedsięwzięcia niejako konkurencyjnego w stosunku do jego własnych ambicji i zamierzeń33. Co więcej, Czacki, jak się wydaje, nie tylko nie sprzyjał tej inicjatywie, ale wręcz ją bojkotował. Julian Ursyn Niemcewicz donosił 12 kwietnia 1809 r. z Warszawy J. Sniadeckiemu, że „Towarzystwo najbardziej zatrudnione jest planem, jakim dzieje narodowe pisane być mają, jak i skąd do tego dostać potrzebnych materiałów", i zabiegał gorąco o informacje do „katalogu porządnego, który Towarzystwo nasze wydać zamyśla wszystkich, jakiekolwiek tylko wyszły kiedy książek polskich". Żalił się przy tym Sniadeckiemu: Tuszym zawsze, że w tym potrzebnym i pożytecznym zawodzie pisania dziejów narodowych, wy, Panowie moi, jako pełni światła umiejętności i gorliwości obywatelskiej uczestnikami być raczycie, zwłaszcza że jest myśl pisania historii przez panowania, a to dlatego, by kiedy będzie wiele robotników, budowa prędzej stanęła. Kołatałem na próżno do tego, który ma najwięcej materiałów, mówię do Czackiego, ale ten nabywszy, n a wyłudziwszy, a nade wszystko nakradłszy niezmierne w tym rodzaju skarby, jak skąpiec siedzi na nich sam nie używając ani udzielając ich drugim [podkreślenie moje — A. F. G.]84 Skądinąd wiadomo, że Czacki udostępniał swe zbiory zainteresowanym badaczom; jeżeli więc nie czynił tak 33 Por. F. Bronowski, H. Winnicka, Projekt „Historii Narodowej" w pracach Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 4, 1956, s. 11 - 35. 84 M. Baliński, Pamiętniki, t. II, s. 334 - 335. 5» 67 w stosunku do osób z kręgu Towarzystwa, widocznie miał po temu specjalne powody 35 Przedmiotem historii były dla T. Czackie-go, podobnie jak dla Naruszewicza i innych, nie tylko wybitniejsze postacie dziejowe, lecz cały kompleks zagadnień społeczno-ekonomicznych, prawnych, kulturalnych itd. Wprawdzie, jak pisał, i „dzieje każdej familii są dziejami ważnymi", a „dzieje zbiorów familii do ogółu należą w narodzie", bowiem „obok powinności naszych, które winniśmy żywemu jeszcze dla nas państwu, oddać nam wolno uczucia pamiątkom zgasłej ojczyzny"36, lecz to jeszcze nie wszystko. Dawnym dziejopisom zarzucał Czacki, że nie mieli właściwych wyobrażeń „o każdej części administracji, o związku nauk z rządem. Wyobrażenia o wielu prawach i zwyczajach dlatego były niedoskonałe w pisarzu, że nie sądził podług własnego mniemania [...] i nie szukał komentarza ustaw w ustawach wspólnych obyczajami lub pochodem ludów" 37. Postulował więc Czacki z jednej strony badanie praw i zwyczajów z punktu widzenia „własnego mniemania", dokonywanie ich oceny z punktu widzenia współczesnych badaczowi kryteriów, nie zaś tylko rejestrację dziejowych faktów, jednocześnie zaś interpretację porównawczą, która pozwoliłaby na wyjaśnienie praw nie tylko w kategoriach współczesności, ale w kategoriach epoki, w których istniały. Zagadnienia prawno-ustrojowe były dla Czackiego istotnym 35 Por. tego rodzaju opinie w P. R., List o Tadeuszu Czackirn pisany z Dubna 20 sierpnia 1829, „Athenaeum", 1846, zesz. 6, s. 197; K. Kaczkowski, Odpowiedź na list pana Kwestarza Som-nambula, „Athenaeum", 1845, zesz. 4, s. 214 nn.; J. Lelewel, Dzieło, t. II, cz. 2, s. 681. 36 T. Czacki, „Zalecenie szkole dąbrowickiej z 25 lipca 1803 r.", rkps Biblioteki Czartoryskich nr 3446, cytuje Z. Ku-kulski, op. cit, s. 28 - 29. 37 A. Osiński, op. cit., wyd. l, s. 386; wyd. 2, s. 178. 68 przedmiotem nauki historii, w znaczniejszym jeszcze stopniu, niż były nimi dla A. Naruszewicza. Postulował on rozszerzenie badań historyka na dzieje „rządu", administracji, praw, zwyczajów; nie zaniedbywał też i problematyki moralności społecznej, tak jak większość pisarzy jego wieku. Nie dał nam Czacki ani syntezy dziejów narodowych, ani tym bardziej powszechnych, toteż trudno ustalić zasadniczy zi*ąb jego poglądów na przeszłość. Nie byłby jednak człowiekiem uformowanym w duchu Oświecenia, gdyby centralnym problemem jego historycznych zainteresowań i badań nie było zagadnienie przyczyn wzrostu i upadku państw. Problem to niezmiernie charakterystyczny dla historiografii tych czasów — by przypomnieć C. Volney'a, a przede wszystkim dwóch ulubionych pisarzy Czackiego — Ch. Mon-tesąuieu i E. Gibbona. Już J. Lelewel zwrócił uwagę na doniosły wpływ koncepcji Montesąuieu na Czackiego 38, a sam autor dzieła O litewskich i polskich prawach niejednokrotnie odwoływał się do poglądów francuskiego myśliciela, podobnie zresztą jak i do Gibbona. Nie miejsce tu na omawianie zagadnienia koncepcji przyczyn wzrostu i upadku państw w literaturze polskiej okresu Oświecenia 39, starajmy się jedynie ustalić, jakie w tej sprawie stanowisko zajmował nasz uczony. Przypomnijmy, że w dobie reform — jak pisał Władysław Smoleński — „kiedy ideałem republikantów był król bez mocy i władzy, a niektórzy dostojność jego, jako «najpierwszą bezprawia przyczynę*, pragnęli wi- 38 J. Lelewel, Polska, dzieje i rzeczy jej, t. XVII, Poznań 1865, s. 289; po nim Wł. Smoleński, Monteskjusz w Polsce, Warszawa 1925, s. 89; K. Opałek, Monteskjusz w Polsce [w:] Monteskjusz i jego dzielo, Sesja Naukowa, Wrocław 1956, s. 274 nn. 39 Sprawę tę szeroko omówił M. H. Serejski, Koncepcja historii powszechnej Joachima Lelewela, Warszawa 1958, s. 119 nn. dzieć zniesioną — postępowcy poczytywali monarchizm za najprostszą formę siły; w osłabieniu jego upatrywali upadek państwa" 40. Zarówno Historia narodu polskiego A. Naruszewicza, jak i materiał zgromadzony przezeń w „Tekach" 41 służyły dokumentacji tej właśnie monar-chicznej tezy. Niedarmo znalazła ona swe odbicie także w Konstytucji Trzeciego Maja 42. Wypowiedzi T. Czackiego na temat przyczyn upadku Polski dalekie są od oryginalności i w zasadzie są zgodne z poglądami innych „monarchistów". Na wolnej karcie jakiejś nieznanej nam książki zanotował te oto słowa: Od ustanowienia praw dobrych pomyślność Rzeczypospolitej zależy, od wykonania praw spokojność i szczęście. Prawa pospolite zawierają w łonie swoim wolność, ten największy dar boski nigdy nie powinien być skażony podłością. [...] Upadają państwa przez niedostatek rządu, winę rządzących, słabość obrony, zniewagę praw 43. Koncepcja wolności, do której odwoływał się tu Czacki, to idea „wolności uporządkowanej", przeciwna tej koncepcji, jaką szermowali reprezentanci obozu sta-roszlacheckiego. Pod adresem swego stanu kierował Czacki znamienne oskarżenie: Mówiono o swobodach, wolności uporządkowanej nie zapewniono. Panujący wszystko narodowi nadawali, a naród panującym nic uczynić ważnego nie dozwolił. Tracił kraj moc, -która go ożywiała, a słabszy mieszkaniec bezpieczeństwo własne44. 40 Wł. Smoleński, Szkoły, s. 24. 41 St. Grzybowski, Teki Naruszewicza — „Acta Regum et Populi Poloni", Wrocław 1960, s. 65. 42 J. Adamus, Monarchizm i republikanizm w syntezie dziejów Polski, Łódź 1961, s. 100. 43 K. Sienkiewicz, Skarbiec historii polskiej, t. II, Paryż 1840, s. 134 - 135. 44 Dzielą, t. III, s. 481. 70 A w zakończeniu swojego głównego dzieła pisał na ten temat: Nieszczęsne bezkrólewia, niedostatek siły publicznej dla przewagi sił prywatnych, słabość polityczna państwa w miarę powiększenia mocy sąsiadów, wszystko to razem wzięte obaliło gmach rządu45. W nocie do pracy o Zygmuncie Auguście poddawał Czacki ostrej krytyce wolną elekcję, upatrując w niej jedną z głównych przyczyn upadku Rzeczypospolitej: Tadeusz Morski i Hugo Kołłątaj, kiedy przekonywali, że periodyczne wstrząśnienia przy elekcji królów gotowały upadek Polski, zepsuły charakter narodowy, [co] zrobiły przez ustawny frymark między kupionym tronem a przędą j ącymi mdłą władzę króla, kiedy Kołłątaj obronę głupstwa przez Erazma porównywa z apologią bezkrólewiów przez Rzewuskiego, zasługują, aby prostym ich wnioskom oddać sprawiedliwość 46. Nie tylko jednak wolna elekcja była powodem smutnego losu państwa polskiego: nasz uczony podkreślał wyraźnie, że upadło ono „przez posadę [tj. położenie] kraju, obieralność królów, dobrodziejstwa nawet od panujących"47 — a więc złożył się na to kompleks przyczyn geopolityczno-wewnętrznych. Zagadnienia przyczyn wzrostu i upadku państwa, w tym szczególnie sprawa rządu, stały się nicią 45 Ibidem, t. II, s. 272. 46 Ibidem, t. III, s. 542 - 543. Mowa tu o: S. Rzewuski, O sukcesji tronu w Polszcze rzecz krótka, Amsterdam 1789 (i wiele innych wydań), na którą to pracę odpowiedzieli H. Kołłątaj, Uwagi nad pismem, które wyszlo w Warszawie w drukarni Dofourowskiej pod tytułem „Seweryna Rzewuskiego, hetmana polnego koronnego, o sukcesji tronu w Polszcze rzecz krótka", Warszawa 1790 oraz T. Morski, Uwagi nad pismem Seweryna Rzewuskiego, hetmana polnego koronnego, o sukcesji tronu w Polszcze, Warszawa 1790. 47 Dzieła, t. I, s. III. 71 przewodnią rozważań Czackiego o dziejach narodowych, tym też problemom podporządkował całą swą koncepcję dziejów Polski. Zrozumiałe, że uwaga badacza skupiała się przede wszystkim nie na władcach, „wojownikach i podbójcach", lecz na monarchach „rządnych", podobnie zresztą jak czynili to inni przedstawiciele polskiego Oświecenia z Naruszewi-czem na czele. Jeśli więc Czacki oceniał dodatnio panowanie Bolesława Chrobrego, to nie ze względu na jego militarne sukcesy, lecz dlatego, iż właśnie za jego rządów „Polska zaczynała być uporządkowaną"48. Z ostrą krytyką historyka spotkał się natomiast Bolesław Śmiały, bynajmniej jednak nie z powodu zatargu z biskupem Stanisławem, ale dlatego, że miał uciskać ludność i ponoć „wydał niesprawiedliwe prawo" 49. Podobnie oceniał Czacki także Bolesława Krzywoustego, który „pamiętał, że był ojcem własnych dzieci, a zapomniał, że był ojcem kraju", i wprowadził system dzielnicowy. Wskutek jego ordynacji politycznej do kraju wkradły się niebawem waśnie, „obcy korzystał, dla obcych krew przelewano", rozwijała się prywata, „duma znosiła uniżenie chcąc znaleźć zemstę", obawa jednych przed drugimi zaczęła stanowić podstawę stosunków międzyludzkich. W tej sytuacji, jaka zapanowała w Polsce w dobie rozbicia dzielnicowego: „obywatel z niedołężności panów szukał korzyści, przeciwko ich władzy stawiał możnowładców siłę, a władza królów onieśmielała, utrzymywała i nagradzała nawet rządzonych i rządzącego słabość" 50. Spośród władców dzielnicowych uwagę Czackiego przyciągał Kazimierz Sprawiedliwy, któremu ten właśnie przydomek nadała „wdzięczność narodu i sąd wie- 48 Ibidem, t. III, s. 499. 49 Ibidem, s. 499 - 500. 50 Ibidem, s. 481. 72 Jców" 51. Szczególnie ważnym okresem w dziejach Polski było, zdaniem Czackiego, panowanie Kazimierza Wielkiego, które stanowiło „wielką epokę w prawodawstwie polskim" 52. Przeciwstawiał mu rządy Ludwika Węgierskiego, a w przywileju koszyckim upatrywał źródła późniejszego upadku Polski53. We Wstępie do historii podkreślał: Pisząc dzieje rodu Jagiełłów winienem przyprowadzić czytelników do grobu Kazimierza W[ielkiego] i Ludwika, winienem pokazać, jak naród polski wzrastał, wstrząsał się, upadał i podniósł się, jakie były zasadne w formie rządu ustawy, jakie miał rząd środki dla obrony i urządzenia kraju 54. Równie krytycznie jak Ludwika oceniał Czacki także czasy jagiellońskie, kiedy to zarówno wady ustrojowe, „rządu", jak i wzrost potęgi mocarstw ościennych i „ogólne wstrząśnienie" już „przygotowywały zagładę ludu" 55 — stanowiły zaród przyszłego upadku. Władysław Jagiełło spotykał się u Czackiego z krytyką, gdy rozszerzał swobody „obywatelskie", to jest stanu szlacheckiego, i osłabiał w Polsce władzę królewską. Z ostrymi zarzutami spotkały się zarówno statuty nie-szawskie 5e, jak i postanowienia sejmowe z roku 1503 57. Sejm radomski 1505 r.: „zaraził [...] paraliżem całą Rzeczypospolitą, kiedy do dzieł narodowych powszechną senatu i posłów chciał mieć zgodę" 58, jego to uchwały doprowadziły do tego, że „odtąd ani władza wykonaw- 51 Ibidem, s. 458, por. także s. 501 - 502 oraz t. I, s. 42. 52 Ibidem, t. III, s. 512, por. także s. 508 nn. oraz t. I, s. 43 nn. 5S Ibidem^ t. III, s. 514 - 515. 54 A. Osiński, op. cii, wyd. l, s. 389; wyd. 2, s. 180. 55 A. Osiński, op. cit., wyd. l, s. 388 - 389; wyd. 2, s. 180; por. Dzieła, t. III, s. 515 nn. 56 Ibidem, s. 519 nn. 57 Ibidem, s. 525 nn. 58 Ibidem, t. I, s. 52. 73 cza wiedzieć [nie] mogła, co może czynić, a co tylko władzy narodowej zachowano" 59. Elekcje, poszukiwanie oparcia u możnych, „niedostatek śmiałości" monarchów do „odjęcia przywilejów niektórym", ustalenia powszechnego dla wszystkich prawa „nie dały konstytucji, a zatem i granic władzy". Monarchowie z dynastii jagiellońskiej, opierający się na Litwie, którą wszak dzierżyli dziedzicznie, w Polsce poprzestawali „na świetnych tytułach i prerogatywach Korony". Filip Kallimach urósł w oczach Czackiego na tego myśliciela, którego rady mogłyby uzdrowić stosunki krajowe, ale „niedołężnego" Jana Olbrachta na nieszczęście nie zdołał on ośmielić, by „w opinii kilku lat został tyranem, a dobroczyńcą swego narodu w następnych wiekach" 60. T. Czacki oceniał krytycznie unię polsko-litewską, która jego zdaniem doprowadziła do tego, że oba narody „niszczyły się wzajemnie" 61. Przywileje nadawane przez Ludwika i Jagiellonów zrodziły u szlachty nadmierne przywiązanie do swobód stanowych, a nie do prawdziwej wolności, do przeróżnych zaszczytów, a nie „do potęgi kraju" 62. Nie na wiele zdały się usiłowania Zygmunta Augusta. Owa „niemoc moralna", jaka panowała w Polsce, przybrała jeszcze bardziej jaskrawą („ohydniejszą") formę za panowania Zygmunta III, kiedy to władza rządowa nie „pracowała nad charakterem narodu", zaś zakon jezuitów myślał tylko o własnych korzyściach, nie zaś o dobru krajowym. T. Czacki zdecydowanie negatywnie oceniał dziejową rolę tego za- 5" Ibidem, t. III, s. 528. 60 Ibidem, s. 554 - 555. Por. też wypowiedzi T. Czackiego w jego innych pracach, jak: Literatura dawna polska, „Nowy Pamiętnik Warszawski", 1801, t. l, s. 187 nn.; Rzecz o dziełach elementarnych, „Dziennik Wileński", 1805, nr 2. «! Dzieła, t. III, s. 562. 62 Ibidem, s. 15 - 16. 74 konu, antycypując późniejsze jakże ostre jego krytyki z drugiej połowy XIX stulecia. Dnem upadku były czasy saskie, kiedy to „broń zardzewiała w nierządzie, cnoty publiczne gasły". Wówczas to: [...] duma nie mogąc się wznosić do wielkich dzieł, przemieniała się w pychę, a obok tej namiętności o nieznaczną linię przemieszkiwała podłość. Męstwo nie miało zdobyczy. Łakomstwo w prawniczych szermierstwach dla dusz skażonych lub psuć się zaczynających otrzymywało zwycięstwo. Tolerancja przemieniła się w chęć nabożnego prześladowania. Nauka prawdziwa ustąpiła [miejsca] nieporządnemu tłokowi wiadomości, które w kilku księgach a śmiesznych dysputach zawierały się. Europa od środka XVII wieku przyjmowała inną postać, Polska mogła się tylko chlubić sławą. Cały rząd, wszystka władza sądowa nie miała ruchu i posłuszeństwa nie odbierała. Jeden miał prawo zerwać sejm i w sejmie ministrowie byli samowolni, a król bez siły. Dysydenci bez opieki prawa, równie jak dyzunici zostawali. Miękkość obyczajów i zepsucie, zgoła wysadne i zbytkowe wygody pokazywały, że wiek jest XVIII, reszta zaś wiek XIII wyobrażała68. W takich to warunkach zacofania Polski w stosunku do innych krajów Czartoryscy i Stanisław August „odważyli się przetworzyć naród". Owocne działania Sejmu Czteroletniego wiodły — choć nie zawsze najprostszą drogą — do naprawy, jednak „obca ręka" nie dopuściła do radykalnych zmian: „o m y-liła cnotę jednych, dla dumy drugich dała omylne nadzieje" (podkreślenie moje — A. F. G.). Surowo oceniał Czacki konfederację barską, która „dała za pozór religię i zgwałcenie prawa", podkreślał, że w latach 1773 - 1775 „zbrodnia wszelkiego rodzaju spodliła charakter narodowy" 64. Sejm Czteroletni dokonał dzieła wielkiego, „inny naród stanął w 1788 r." Wprawdzie niekiedy sejm błądził „przez 63 Ibidem, s. 16. 64 Ibidem, s. 14, 16; [M. Czacki], Wspomnienia, s. 14. 75 omy łona cnotę", ale w ciągu czterech lat doprowadzono do tego, że zdawało się, iż „dojrzały wyobrażenia", a „miłość ojczyzny stała się namiętnością" 65. W tym okresie odradzania się Polski, kiedy tak wiele szło ku lepszemu, nastąpił ostatni rozbiór Rzeczypospolitej. Znacznie dalej szedł w swych zapatrywaniach w tej sprawie Jan Sniadecki. W polemice z Czackim w sprawie dóbr pojezuickich, w której domagał się egzekwowania uchwały o przeznaczeniu ich na cele edukacyjne, ostro sformułował pogląd o winie magnaterii za upadek państwa polskiego. Zginęliśmy dlatego, żeśmy się nadto oszczędzali: jedni grzeszyli jako łotry publiczne, drudzy przez nieświadomość, trzeci przez nieśmiałość, że widząc złe nie mieli dosyć odwagi odkryć zgubę i nieszczęście powszechne. Mamże jeszcze kochać błąd i występek, który nie jest całego narodu, ale kilku oprawców, kilku lub kilkunastu familij, którzy sromotę swoje chcą przenieść i przelać na charakter całego narodu? [podkreślenie moje — A. F. G.]66. Jan Sniadecki protestując tu przeciw nadużywaniu kategorii charakteru narodowego, którego głębokie zepsucie stanowiło również i dla Czackiego istotną przyczynę upadku Polski, wskazywał winnych niemal po nazwisku i nie godził się na składanie odium odpowiedzialności za klęskę na barki całego narodu. Nie bez goryczy zauważył T. Czacki: Nie możemy .pewnie się chlubić nadzwyczajną miłością ojczyzny za Zygmunta III i późniejszych pokoleń67. Sukcesy odniesione w wojnach z Moskwą w XVII w. podniosły jedynie zgubną „dumę", rokosz Zebrzydowskiego był krokiem do dalszego zepsucia. Za Jana Ka-; ™ Dzieła, t. III, s. 17. 86 M. Baliński, op. cit, t. II, s. 265 - 266, list z 21 IV 1807. 67 Dzieła, t. III, s. 17, następne cytaty tamże. 76 Jzimierza było jeszcze co prawda nieco prawych oby-"wateli, ale już wyraźnie można było dostrzec chylenie się ku upadkowi. Rządy Michała Korybuta Wiśniowiec-kiego przyniosły jedynie walkę namiętności, upadek cnót obywatelskich, zaniedbywanie spraw ojczyzny. Wiedeńska odsiecz króla Jana III, kiedy to „raz jeden Polak umiał być i mężnym", była jedynie mało znaczącym, niewielkim epizodem w zdążaniu do „lat gnuśności" w czasach saskich. Tak więc wady rządu doprowadziły w końcu Polskę do zepsucia charakteru narodowego. W dziele Statystyka Polski podkreślał Czacki, że „trwałość cnót i win zależy od okoliczności i tego popędu, który władza i opinia dać mogą", nie uważał więc charakteru narodowego za coś wrodzonego i absolutnie niezmiennego. Daleki był też od jego idealizacji pisząc: Łatwość, wstręt do pracy, chęć pokazania nauki bez gruntownego jej posiadania, duma przybrana grzecznością, lekceważenie innych, rozwiązłość a niestała miłość, naśladownictwo są to teraźniejsze, a może (choć nie w takim stopniu) dawniejsze wady 6S. Ocena więc charakteru narodowego Polaków tak w przeszłości, jak w teraźniejszości wypadała u Czackiego zdecydowanie pesymistycznie, wierzył on jednak w możliwość jego odmiany przede wszystkim w drodze odpowiedniej działalności wychowawczej. Problemem przyczyn wzrostu i upadku Polski interesował się Czacki i jako „zrodzony z tej ziemi" Polak, i jako „obywatel świata", uczony doby Oświecenia. Tak jak Yoltaire, Ch. Montesąuieu, E. Gibon czy C. Yolney w konkretnym fakcie upadku obserwowanego przezeń państwa widział specimen ogólniejszego problemu nau- Ibidem, s. 18. 77 kowego. Podkreślał, że dziejopis nie może wierzyć w „nieśmiertelność potęgi" swej ojczyzny, a badając początki narodu i jego rozwój dziejowy winien wskazywać „przyczyny wzmacniania siły, szczęśliwego użycia przygód dla rozszerzenia granic lub czynnego w liczbie innych mocarstw znaczenia"69. Podobnie jak dla wielu innych pisarzy epoki czynnikami wzrostu i upadku państw były dlań zarówno siła i słabość rządu, prawa, waśnie wewnętrzne, zepsucie obyczajów, charakteru narodowego, swawola — jak i czynniki zewnętrzne — położenie kraju, wzrost potęgi obcych. Czynniki wewnętrzne wysuwał jednak zdecydowanie na plan pierwszy, gdy pisał, że Polacy sami „byli narzędziem swojej zguby" 70. W obrazie przyczyn upadku Polski Czacki nie tylko nawiązywał do monarchicznych koncepcji Naruszewicza, ale jak gdyby dawał podwalmy pod późniejszą pesymistyczną syntezę szkoły krakowskiej. I chyba nie było przypadkiem, że wiele myśli wypowiedzianych przez Czackiego odnajdziemy później u Karola B. Hoffmana, pod względem koncepcji dziejów Polski w pewnym sensie jak gdyby prekursora postaw historiografii naszej drugiej połowy XIX stulecia71. Koncepcja Czackiego nie zmierza jednak do pesymizmu skrajnego, jak ta. którą przedstawił Naruszewicz w Głosie umarłych, a w przyszłości zaprezentuje Walerian Kalinka zarówno w swej publicystyce, jak we wstępie do Ostatnich lat panowania Stanisława Augusta. Czacki dostrzegał, że upadek nadszedł w dobie, kiedy podjęto fundamentalną naprawę państwowej nawy Polski... 69 Ibidem, s. 353. 70 L. Dębicki, Z korespondencji naukowej Puław, „Biblioteka Warszawska1', 1855, t. l, s. 67; Z. Kukulski, op, cit., s. 81. 71 M. H. Serejski, Studia nad historiografią Polski, cz. l, K. B. Hotfman, Łódź 1953, s. 69 nn. 78 Obok ogólnego poglądu na dzieje narodowe w dziełach Czackiego można się dopatrzeć również i przekonania o pewnych etapach rozwojowych ludzkości. Wszystkie ludy bowiem przechodziły, według niego, przez określone szczeble swego rozwoju, znajdowały się więc najpierw w „wieku prostoty, naturalnego i uczonego barbarzyństwa, na koniec oświecenia". „Jednego narodu dzieje obyczajów — kontynuował Czacki — są dziejami drugiego, oddzielając tylko epoki, które jednym dłużej dzieciństwo, drugim prędzej stanowią dojrzałość"72. Myśli te, nawiązujące do koncepcji D. Hume'a, E. Gibbona czy Ch. Montesąuieu, rozwijał Czacki we wstępie do planowanej drugiej edycji dzieła O litewskich i polskich prawach73. „Narody w dzieciństwie kształconych obyczajów, mimo przerwę wieków, są do siebie podobne" 74 — pisał na innym miejscu, a w swym głównym dziele rozważał: Powiedział Montesąuieu, że ktokolwiek bierze w rękę Tacyta o obyczajach Germanów albo Cezara komentarze o Galiach, znajduje prawa narodów barbarzyńskimi zwanych, a kiedy nawzajem prawa którego z tych narodów bierze, znajduje Tacyta lub Cezara 75. Podobnych sformułowań znajdziemy w pismach Czackiego wiele 76. Wspomnijmy jeszcze, że we wstępie do Rozprawy o prawach mazowieckich (1811) silnie akcentował on związek prawodawstwa z postępem rozumu ludzkiego, który „w doskonaleniu narodu i familijnej społeczności postępuje, zostaje na jednym stanowisku lub niekiedy się cofa"77. Ów postęp 72 Dzieła, t. II, s. 107 - 108. 73 Biblioteka Czartoryskich, rkps IV 1182 k l nn 74 Dzieła, t. II, s. 149. 75 Ibidem, t. I, s. 20 - 22. 76 Ibidem, t. III, s. 87, 495. 77 Ibidem, s. 456. 79 rozumu ludzkiego stanowił więc dla Czackiego siłę napędową społecznego rozwoju, warunkującą jego prawidłowość. Zwierciadłem owego postępu ludzkiego rozumu było dla Czackiego prawo. Koncepcja prawa, przyjęta przez naszego uczonego, tkwiła głęboko w dawnej tradycji legistycznej, dla której wszelkie prawo było prawem ustawowym 78. Nie wynika jednak z tego, by prawodawca mógł je stanowić całkowicie dowolnie. Zdaniem Czackiego „wszelkie prawa stosują się do wieków, w których są wydane" 79, ulegają przemianom, rozwijają się wraz z doskonaleniem się społeczeństwa, podobnie jak ono muszą „przechodzić przez naturalne epoki dzieciństwa i dojrzałości wyobrażeń" 80. Owa ewolucja, a raczej postęp, odpowiada zatem postępowi ludzkiej społeczności, prawa zmieniają się bowiem tak jak i „wszystkie twory przyrodzenia na całej naszego świata przestrzeni" 81. W zakończeniu dzieła O litewskich i polskich prawach cytował Czacki bliżej nieznany rękopis z Biblioteki Załuskich: Dla ludzi i dla ich potrzeb kowają się prawa, nie stanowią się zawsze dla dzieci, których potrzeby i światło są dla nas tajemnicą, lecz dla tych, którzy żyją, dla ich potrzeb, dla ich uporu nawet stanowi [je] prawodawca 82. Podsumowując zaś wywody w drugim tomie swej . wielkiej pracy pisał, że omówione w niej prawa stanowią zbiór ustaw, „które lęgły się w kolebce obyczajności narodów, doskonaliły się w odmianach potrzeb 78 por. O. Balzer, Historia porównawcza praw słowiańskich, Lwów 1900, s. 8. '» Dzielą, t. II, s. 110. 80 Ibidem, s. 170. 81 Biblioteka Czartoryskich, rkps IV 1182, k. 1. 88 Dzieła, t. II, s. 271. 5. WALERIAN KALINKA 6. JÓZEF SZUJSKI i mniemań" i przetrwały przez czas panowania aż dwunastu władców 83. Siedząc postęp praw interesował się Czacki zagadnieniem przeżytków, reliktów dawnych poglądów prawnych, które utraciły już swą rację bytu, niemniej nadal jeszcze trwały. Te prawa „niestosowne do naszego wieku" — pisał — do współczesnych potrzeb i poglądów, „są obrazem wieków, które je wydały" 84. W celu należytego wyjaśnienia praw współczesnych konieczne było więc, wedle naszego uczonego, odwoływanie się do przeszłości, nieraz bardzo zamierzchłej. Kierowało to uwagę na badania historyczno-prawne, te, którym się Czacki szczególnie poświęcił. Wierząc, jak inni myśliciele jego czasów, w niemal wszechmoc prawa, i będąc głęboko przekonany, że główne zło w dziejach Polski zależało w gruncie rzeczy od braku „konstytucji", „rządu", uważał rozważania nad dziejami prawa za istotną część historii narodowej. Społeczeństwa pierwotne — podkreślał Czacki — zrazu nie posiadały praw, a rządziły się swoimi zwyczajami, z których dopiero z czasem mogły zostać uformowane prawa stanowione. Tak jak niejeden spośród przedstawicieli nauki polskiej doby Oświecenia, Czacki sceptycznie odnosił się do rozważań nad „początkami ludów" i do rekonstruowania pierwotnego stanu społeczności ludzkiej. W nie drukowanym wstępie do drugiego wydania O litewskich i polskich prawach pisał wyraźnie: Pisało wielu o stanie pierwiastkowym ludzi. Wszystkie domniemania się należą do rzędu mniej lub więcej dowcipnych przywidzeń. Wszystkie dziejów i podań pomniki mają wprawdzie świeżości cechę, lecz wszędzie człowieka znaleziono człowiekiem, a ludzi dzikimi nazwanych odkrycie jest już osądzone 83 Ibidem, s. 264. 84 Ibidem, t. III, s. 481. 6 — Grabski — Orientacje... 81 .- świadecW o tych czasach, kiedy sama natura była nową Taki stosunek do modnych rozważań « genea ludów nie oznaczał bynajmniej, by uczonego me resowały początki praw i instytucji polskich. Zamtere sowaniu jednak genezą prawa P°lskl^°' tak wyraźnie występującemu w całej naukowe, JLo -czości Czackiego, nie zawsze towarzyszyły jakieś głusze historiozoficzne czy teoretyczne rozważania nad począt karni społeczeństwa i jego pierwotnymi formami. Pod tvm Jzeledem postawa Czackiego przypomina nam z^wypotiedS Stanisława Staszica - o kania teorii, daleko posuniętego L czego, nie mógł jednak Czacki całkowicie gadnifenia pierwotnego ustroju w Polsce. Jakkolwiek form, rządu w pjer^ ^ach po chrześcijańskiej w Polsce dopuścić chcemy, i ™™ ^ ffi. że muaały być prawidła do obrony ogólnej lub domowy trudniień OT. W tych najodleglejszych czasach owe ... przekjywane były z pokolenia na poko en w ko,ńcu zwyczajami, które u różnych ludó siadanych jeszcze praw stanowionych m lały ^ ludu, który to szanował, co już jego naddziad od PO w w tyrm tomie prac ma osobną paginację). 87 'Dzielą, t. III, s. 497. 82 przyjmował". Na owe zwyczaje należy zdaniem uczonego spoglądać nie z punktu widzenia ich mniejszej lub większej doskonałości, nie z punktu widzenia ich dobroci, lecz należy patrzeć na nie historycznie, zwracając uwagę na momenty, w których „prawodawca i społeczność inne miały wyobrażenie, a z różnicą rządu i* obyczajów inne publiczne i domowe potrzeby". Podobnie jak inne kraje, również Polska i Litwa w najdawniejszych czasach nie posiadały praw88: w „dzieciństwie kształconych obyczajów" u wszystkich niemal ludów „obyczaje zastępowały prawa" 89. Pewne elementy tych pradawnych obyczajów z czasem musiały się przedostać do prawa, tak jak zwyczaje opisywane u Germanów przez Tacyta i Cezara „stawały się obowiązującym prawem i w ustawach wieków średnich znaleźć je łatwo można" 90. Wraz z opanowaniem Galii przez Rzymian pojawiały się tam także prawa rzymskie, jednak przez, długi czas utrzymały się „miejscowe zwyczajem wprowadzone i utrzymywane prawa" 91. Prawo więc, aczkolwiek dla Czackiego było prawem stanowionym, ustawowym, powstawało na podłożu zwyczajów, których elementy wchodzą później do pisanych „ustaw". Badając genezę praw musiał się Czacki odwołać do tego rodzaju materiału źródłowego, który by mu pozwolił na dotarcie do pradawnych zwyczajów różnych ludów. Stąd wykorzystywanie zarówno sag skandynawskich, jak uważanych przezeń — i nie tylko przezeń — za autentyczne Pieśni Ossjana, czy wreszcie materiałów folklorystycznych zebranych przez Mateusza Tukalskiego Nielubowicza. Sam Czacki próbował 88 Ibidem, t. I, s. 23, 40, 60; t. II, s. 26. 89 Ibidem, t. II, s. 149. Por. też niezmiernie charakterystyczną wypowiedź ibidem, t. III, s. 87. 80 Dzieła, t. III, s. 85. 91 Ibidem, s. 89. 83 nawet, bez większego powodzenia, zbierać pieśni ludowe 92. Folklorystyczne zainteresowania Czac-kiego były kontynuacją wcześniejszych, jakie reprezentował jeszcze Naruszewicz i bliski jego współpracownik, M. Tukalski Nielubowicz. W ogłoszonym dopiero w 1824 r. tomie pierwszym dzieła biskupa smoleńskiego — jak dostrzegł to Czesław Hernas — historyk odwoływał się ,,do nowych tendencji badawczych, poszukujących źródła historycznego w «gminnych tradycjach* lub «pieniach wojennych»" 93. Jednakże wysiłki Nielubowicza i Czackiego skazane były na niepowodzenie. Ossjanizm, mit, któremu uległ nasz historyk, warunkował koncentrację jego uwagi na „ślepym dziadzie" jako nosicielu tradycji, podczas gdy, jak to stwierdził Cz. Hernas, pieśń dziadowska, pozostająca „na pograniczu folkloru i literatury", miała bardzo problematyczną wartość dla poznania folkloru i zachowywanej w nim tradycji, zaś epiki historycznej było w niej bardzo niewiele. I to również warunkowało zwrot ku o wiele bardziej obfitej — pod tym względem — epiki skandynawskiej9i. Do pogłębienia tego folklorystycz-no-historycznego kierunku badań pragnął skłonić Czackiego Kołłątaj, ostrożniejszy przy ocenie pism ossja-nicznych (jeśli nie dostrzegający wręcz mistyfikacji). Kołłątaj usiłował skierować uwagę historyka nie na pieśń dziadowską — bardów, „święconych śpiewaków", s 129. O zaintere- ^zewicz, Historia narodu poi***,, t 1 , - J Warszawa 1824, s. 586, 588; Cz. Hernas op. cit., t. I, s. 218 .4 Cz. Hernas, op. cit, t. I, s. 220 - 221. 84 ale na „tradycję i obyczaje pospólstwa" jako cenny, ale bardzo trudny do zebrania materiał do poznania najdawniejszych dziejów, na opowiadania i baśnie polskie 95. Z przekonania o prawidłowości rozwoju ludzkości i paralelizmie pomiędzy doskonaleniem się społeczeństwa a postępem prawa wynika, iż badanie rozwoju prawodawstwa winno być badaniem porównawczym. Oswald Balzer podkreślił, że metoda badawcza Czackiego była pod względem formy zewnętrznej komentatorska, co do treści zaś „starożytnicza" i nie odbiegała od tej, którą podówczas stosowano często w badaniach historyczno-prawnych 98. Czacki porównywał ze sobą prawa najróżniejszych ludów, w oparciu też o swe porównawcze rozważania na romanistycżną teorię genezy prawa polskiego odpowiedział konkurencyjną — normańską, znacznie rozszerzając zestawienia porównawcze w stosunku do swych poprzedników. Przyjęcie jednak przezeń koncepcji prawa stanowionego prowadziło do tego, że budował swą teorię tymi samymi metodami, na których opierały się twierdzenia zwolenników koncepcji przeciwnej. Krytykując poglądy roma-nisty z początku XVII w., Tomasza Dreznera, jego zestawieniom przeciwstawiał analogie tatarskie, hiszpańskie, germańskie itd. — tylko nie słowiańskie97. Do<-kładniejsze przypatrzenie się metodzie porównawczej Czackiego pozwala nam na stwierdzenie, że opierała się ona nie na wszechstronnym porównaniu (tj. zestawieniu podobieństw i różnic), lecz na powierzchownych często analogiach (tj. zestawieniach podobieństw). Po- 95 Korespondencja, t. I, s. 64 - 66; Cz. Hernas, op. s. 222 - 223. • M O. Balzer, op. cit., s. 5 nn. 97 Dzielą, t. I, s. 11 nn.; t. III, s. 81 nn. i inne. 85 cit., t. I, dobieństwa między prawami różnych ludów starał się Czacki tłumaczyć różnorodnymi czynnikami, jak: a. rozumianym zgoła przyrodniczo „prawem natury" (np. gdy mówił o wieku dojrzałości do zawarcia małżeństwa itd.)98, b. nie zawsze jasno sprecyzowanym stopniem rozwoju społeczeństwa, co mogło prowadzić do podobieństw między najróżniejszymi prawami ludów całkowicie od siebie izolowanych ", c. analogicznymi warunkami bytowania, co np. umożliwia mu wytłumaczenie podobieństw między prawami koczowniczych Hunów czy Tatarów a prawami germańskimi z okresu wędrówki ludów 10°, d. wspólnym pochodzeniem ludów, e. recepcją. W odniesieniu do tego ostatniego zagadnienia należy podkreślić, że samo stwierdzenie występowania analogii nie uważał jeszcze Czacki za wystarczające do uznania faktu recepcji. Starał się często — aczkolwiek nie zawsze — skonstruować dowód pozytywny wykazując, według jego zdania, istnienie rzeczywistej wspólnoty pochodzenia danych ludów, których prawami się zajmował, bądź zwracając uwagę na takie czynniki, jak sąsiedztwo, wzajemne przenikanie, przechodzenie jednych ludów przez terytoria drugich itd.101 Niekiedy też w wypadku stwierdzenia analogii starał się Czacki wyjaśnić ją za pomocą odwołania się do takich czynników, 98 Ibidem, t. II, s. 37 - 39 (o małżeństwie), s. 19 (o władzy rodzicielskiej), s. 21 - 25 (o wielożeństwie) itp. 99 Por. wyżej oraz uwagi o prawach barbarzyńskich w: Dzieła, t. I, s. 20 - 22; t. II, s. 136 - 137 i inne. »°» Np. Dzieła, t. I, s. 294. 101 Np. ibidem, s. 287 nn., 294, 219 - 220; t. II, s. 15 i inne, t. I, s. 288, gdzie mowa o „duchu praw feudalnych", z powołaniem się na Montesąuieu; patrz też o „rządzie feudalnym", ibidem, t. II, s. 272. 86 jak bliżej nie sprecyzowany „wstręt" czy też „niechęć" Polaków czy w ogóle ludów słowiańskich do obcego im prawa rzymskiego 102. Rozumowanie to miało pełnić tu funkcję swego rodzaju dowodu pozytywnego. Podstawę teorii genezy praw polskich i litewskich C/ackiego stanowiło więc nie tylko rozumowanie porównawcze, lecz również swego rodzaju dowód pozytywny, mianowicie koncepcja wspólnoty normańsko-sło-wiańskiej czy germańsko-słowiańskiej w najdawniejszym średniowieczu, oparta niewątpliwie na Montes-kiuszowej teorii Północy. Początkowe dzieje ludów słowiańskich wiązał bowiem T. Czacki najściślej z dziejami Germanów. Już dawniej zwracał na słowiańsko-germańskie związki swoją uwagę A. Naruszewicz, który podobnie jak nasz uczony właśnie sąsiedztwem z Germanami starał się wyjaśnić wspólność niektórych praw występujących zarówno u nich, jak u Słowian 103. Naruszewicz był więc właściwym twórcą germańskiej koncepcji genezy prawa polskiego, rozwiniętej i zmodyfikowanej następnie przez T. Czackiego. „Nie znała Sarmacja innych granic od Germanii jak wzajemna bojaźń" — pisał w oparciu o Tacyta T. Czacki. Obyczaje germańskie łatwo mogły się przedostawać do ziem zamieszkanych przez sąsiadów, bowiem nie istniały jeszcze granice pomiędzy krajami. Germanie często przechodzili przez ziemie słowiańskie i polskie, mieli z nimi stały kontakt. W Wielkopolsce — pisał — mieli wszak przemieszkiwać jacyś Ligiowie „z rodu Germanów", których stolicą miał być zanotowany przez Ptolemeusza Kalisz. Przytaczając przekaz Einharda, biografa Karola Wielkiego, historyk podkreślał, że Wisła 102 Ibidem, t. I, s. 31 - 33; t. III, s. 86. Ii 103 A. Naruszewicz, Historia narodu polskiego, t. IX, Lipsk 1837, s. 134 - 151, 258 - 267 i'inne. 87 stanowiła granicę monarchii Karola „od Słowian", którzy często bywali podlegli władzy imperium; dlatego też „przechodziły do nich przykłady sąsiadów albo prawa zwycięzcy". Małopolska — dawna Chrobacja — wchodziła w skład Państwa Wielkomorawskiego, to zaś znajdowało się w orbicie wpływów „obyczajów sąsiedzkich". Inaczej przedstawiały się kontakty z obcymi ludami pozostałych ziem polskich oraz Litwy. W oparciu o badania źródłowe i informacje zaczerpnięte z bogatej literatury sądził Czacki, że „albo na naszej ziemi, albo w naszym sąsiedztwie wylęgały się, przemieszkiwały lub przechodziły te narody, które pierwej wstrzęsły, a potem zwaliły majestat praw rzymskich, następców potężnego Augusta" 104. Goci — podkreślał historyk — mieli łatwy przystęp do ziem pruskich i pomorskich, bowiem nad Wisłą oznaczył ich siedziby Ptolemeusz. Wielu autorów podkreślało znaczenie Północy jako owej Jordanesowej „officina gentium" — stamtąd wszak wyszli Goci, którzy stanęli nad Prypecią, a następnie przenieśli się dalej na Południe. Czacki w dziele O litewskich i polskich prawach pisał: W takiej ustawnej wędrówce, której tylko ślady szóstego wieku historia nam zostawia, musiała następować mieszanina zwyczajów i wtenczas gockie, Scytów, Sarmatów i Szklawonów hordy mlogły nawzajem pożyczać zwyczaje 105. Chociaż uczony powoływał się przy tym na rozliczne źródła, wydaje się, że cały przedstawiony przezeń obraz 104 Dzieła, t. I, s. 12 - 13; por. też inne wypowiedzi w: Dzieła, t. III, s. 84, 373 - 374, 456 i inne, a także instrukcję dla F. Bier-naclsiegoi z 3 VII 1810 — M. Baliński, op. cit., t. II, s. 352. O Północy także: Biblioteka Czartoryskich, rkps IV 1182, k. 3: „Wylęgli się na Północy ci, co wstrzęśli Południe, a w gruzach spodlonej wielkości podnieśli rodzaj swojej władzy, władzy wtenczas żołnierskiej, władzy feudalnej". 105 Dzieła, t. I, s. 14 - 16. 88 wędrówki ludów był w znacznej mierze inspirowany przez wybitnego historyka angielskiego doby Oświecenia, E. Gibbona, z którego tomu szóstego Historii schyłku i upadku Cesarstwa Rzymskiego (History of the Decline and Fali of the Roman Empire, 1776 - 1787) przytaczał obszerne wypisy106. „Zapewne Gotów ze Słowianami za jeden ród mieć nie można — pisał Czacki — lecz trudno jest zaprzeczyć związku Gotów z naszym krajem, onych przechodu, czasem długo, czasem krótko trwające sadziły [tj. siedziby, zamieszkiwanie — A. F. G.]" 107. Mieszkańcy ziem polskich i litewskich w najzamierzchlejszych czasach stanowili mieszaninę etniczną słowiańsko-gocką, a w tej „mieszaninie Słowian z Gotami, azjatyckich hord z europejskimi barbarzyńcami zmieszały się dzieje, skleiły się podania" 108. Uczony poszukiwał najróżniejszych związków ziem polskich z krajami Północy, interesował się nawet, czy i w jakim stopniu zapuszczali się na tereny zamieszkane przez Polaków i Litwinów Irlandczycy. W liście do Feliksa Biernackiego z 26 grudnia 1810 r. pisał Czacki: Gdy jeden wojaż z ułomku nas nauczył, że bywali Irland-czykowie u nas, ciekawość jest niezmierna wiedzieć o pobratymczych im osadach, kiedy wiele praw i zwyczajów wspólnych mieli nasi przodkowie 109. Gdy T. Czacki powiadał o mieszaninie „azjatyckich hord z europejskimi barbarzyńcami", miał na myśli Słowian i przybyszów z Północy. Uważał on, że Słowianie przywędrowali z Azji, nie miał natomiast zdecydowanego i jednoznacznego poglądu na sprawę pochodzenia Polaków. W pracy o źródłach praw polskich 106 Ibidem, s. 14 nn. w Ibidem, t III, s. 125 - 126. 108 Ibidem, s. 355. 108 K. Sienkiewicz, op. cit., t. II, s. 179. 89 i litewskich z faktu, że nazwa Polaków pojawia się dopiero na przełomie X i XI stulecia, wysnuwał następujący wniosek: W tym tedy przeciągu lat kilkudziesięciu zjawiła się i w moc znaczniejszą wzrosła horda, która nazwę Polaków lub Polachów otrzymała no. Jednakże w innej ze swych prac przedstawiał T. Czac-ki odmienną koncepcję. Pisał, że Słowianie pojawili się * gdzieś koło VI stulecia, a wraz z nimi przybyli i Polacy: My w pośrodku i jakoby w ostępie dzikich spółrodaków zamknięci, żadnej z oświeceńszymi narodami spółki nie mający, jakimże sposobem znajomi im być mogliśmy? 1U Polacy, którzy już wówczas zamieszkiwali ziemie nadwiślańskie, pozostawali wciąż nieznani, zarówno dla przedstawicieli cywilizacji śródziemnomorskiej, jak i dla reprezentantów cywilizacji wschodnich. „Oręż Rzymian naszych naddziadów w tak odległej epoce nie dosięgał, a obrazy Wisły nie były noszone w Rzymie na triumfach obok wyobrażeń Renu". Pomimo że różni pisarze wschodni wiedzieli już coś o ziemiach słowiańskich, „do dziesiątego wieku imię Polski było nieznane" 112. Zgodnie ze swą sceptyczną postawą wobec wywodzenia różnych ludów od ich protoplastów przeciwstawiał się T. Czacki także wywodzeniu Polaków od różnych ludów starożytnych, które nosiły w jakiejś mierze podobną nazwę, co było, jak wiadomo, niezmiernie modne za- ' równo w XVIII, jak i w początkach XIX w.113; pisał . więc, że skoro Polska była nieznana, „jakże jej dzieje mogły być pisanymi?" n° Dzieła, t. III, s. 494, poprzednie cytaty ze s. 493 - 494. 111 Ibidem, s. 353. 112 Ibidem, s. 353 - 354. iis Por. A. Małecki, Lechici w świetle historycznej krytyki, Lwów 1907, passim. 90 Koncepcja pochodzenia Słowian i Polaków wiązała się najściślej z teorią germańską T. Czackiego. Był on zwolennikiem swoistej koncepcji najazdu — może raczej: koncepcji migracji — jednak różnej od tej, którą rozwijali wcześniej A. Na-ruszewicz, H. Kołłątaj czy F. Jezierski114. Według Czackiego nie było to przybycie Słowian do kraju Sarmatów (jak u Jezierskiego) czy Sarmatów i Germanów (jak u Naruszewicza), ale wkroczenie na terytoria zamieszkane przez stale zmieniające się hordy germańskie — przybyszów z Północy. Czacki, odmiennie niż inni przedstawiciele nauki polskiej w okresie Oświecenia, nie wiązał z najazdem genezy zróżnicowania społecznego, choć uważał, że po migracji mieszkańcy ziem nadwiślańskich składali się z dwóch elementów etnicznych. Sądził, że rozwarstwienie społeczne jest zjawiskiem najzupełniej naturalnym, nie będącym bynajmniej następstwem gwałtu. Rozwój społeczny wyobrażał sobie jako postęp od pierwotnego barbarzyństwa (w którym nie było jeszcze władzy sprawowanej przez elitę, a decydowała gromada) do jakiegoś „rządu uporządkowanego". Podobnie rozpatrywał etapy rozwoju gospodarczego ludzkości, poprzez zrazu rybołówstwo i myślistwo, następnie pasterstwo aż do rolnictwa, w ślad za czym szedł proces rozwoju stosunków własnościowych — od własności/zbiorowe j do indywidualnej 115. Nasz autor nie był pod tym względem oryginalny 116. T. Czacki podkreślał: 114 M. H. Serejski, Z zagadnień genezy państwa polskiego w historiografii (O tzw. teorii podboju), „Kwartalnik Historyczny", t. 60, 1953, s. 147 - 163; tenże, Przeszłość a teraźniejszość, s. 205 - 222. 115 Dzieła, t. III, s. 496. iie por. W. P. Wołgin, Razwitije obszczestwiennoj myśli wo Francii w XVIII wiekie, Moskwa 1958, s. 72 nn., 88 nn. i inne. 91 Trzy zapewne być mjusiały epoki w historii każdego narodu: kiedy ziemia była własnością powszechną, kiedy ta ziemia w cząstkowych wydziałach należeć zaczęła do familiów, na koniec kiedy szczególnych osób własności ustanowiły najbliższy porządnego społeczeństwa obraz 117. Społeczeństwo oparte na zasadzie własności prywatnej jest więc najwyższym szczeblem rozwoju ludzkości. T. Czackiego koncepcja „porządnego społeczeństwa" miała jednak wymowę wyraźnie konserwatywną, zdecydowanie odmienną od tych poglądów, które głosili przedstawiciele ówczesnej polskiej lewicy społecznej. Obserwując stosunki społeczne, narastające antagoniz-my> wysnuwał Czacki z nich wnioski zmierzające do udoskonalenia istniejącego porządku. Jasną wymowę społeczną miał wypowiedziany przez historyka pogląd na panów i chłopów: Te dwa rodzaje ludzi, z których jeden umiejętnie rozkazywać, drugi dokładnie wykonywać, a wszyscy sumiennie pełnić powinności mają, powinni być między sobą złączeni tym szczególniej, gdzie władzy moralnej [tj. Kościoła] podlegają 118. Czynnikiem, którego zadaniem stało się wprowadzenie harmonii w stosunkach międzyludzkich — społecznych był według Czackiego Kościół, dlatego też należało szczególnie dbać o „zgodę pasterzów z ludem" 119. Uzasadniając potrzebę zreformowania systemu dziesięciny kościelnej Czacki podkreślał: Zachowanie obecnego porządku rzeczy nie jest dla panujących ani dla duchownych obojętnym. Znużyły cierpliwość nowo nawracanych Słowian dziesięciny. Te same dziesięciny żywiły nienawiść nabożnego francuskiego rolnika do duchowieństwa. Szanujemy moc każdego rządu, lecz ile siła utrzymująca jest oznaką władzy, tyle W utrzymaniu przymierza między ludźmi i skojarzeniu ich praw, doskonałość jest rządu. Kapłan jest pasterzem ludu, jest zarazem i urzędnikiem publicznym: on z natury obowiązków swoich i z ustawnej potrzeby obcowania z ludem jest, iż tak rzekę, przyjacielem i pośredniczym jednaczem swojej trzody. Taki zatem sumienny urzędnik nie powinien być otoczony nienawiścią. Tego głos w kościele nie może być przyjemnie słuchanym, komu w gumnie i w chałupie, w karczmie i na łonie familii złorzeczą [podkreślenie moje — A. F. G.] 12°. Przestrogą dla władz tak kościelnych, jak i świeckich jest pojawiające się w dalszym wywodzie T. Czackiego następujące sformułowanie: „Przejście od zbytniego nabożeństwa do niedowiarstwa, z zaufania do niedowierzania jest łatwe" 121. Jak więc widzimy, był Czacki jak najdalszy od myśli zmierzających do zmian istniejącego porządku rzeczy, postulował jednak liczne środki, które, jego zdaniem, mogłyby go uzdrowić. Społeczeństwo, w którym żył, uważał za najwyższy wytwór ludzkiej cywilizacji, podobnie jak i panujące w nim stosunki społeczne. Rozwijając w swych dziełach koncepcję Północy, z którą mieli być w najdawniejszych czasach związani zarówno Polacy, jak Litwini, ulegał T. Czacki wpływom Ch. Montesąuieu. Jednakże w swej teorii genezy praw polskich i litewskich odbiegał od toku myśli- francuskiego uczonego. Gdy ten uważał, że po podboju germańskim prawo rzymskie zachowało na Zachodzie moc prawa powszechnego, a prawa barbarzyńskie miały jedynie charakter praw „osobistych poszczególnych" 122, Czacki — rozważając ten problem w odniesieniu do prawa polskiego i litewskiego — proponował odmienne roz- i" Dzielą, t. I, s. 48. lis Ibidem, t. III, s. 27. «« Ibidem, s. 49. 120 Ibidem, s. 73. 121 Ibidem, s. 74. 122 [Ch.] Montesąuieu, O duchu praw, tłum. T. Boy-Żeleński, t- II, Warszawa 1957, s. 274 nn. 92 93 wiązanie. Było nim, jak już wspomnieliśmy, wprowadzenie niezbyt dokładnie sprecyzowanego pojęcia „wstrętu", jakby przyrodzonej niechęci, która miała rzekomo cechować stosunek ludów północnych — Germanów i Słowian — do praw rzymskich. Dla germańskich podbójców Europy — pisał Czacki — „nie mogło być prawo rzymskie przyjemnym. Wzdrygali się Wi-zygotowie obcego prawa, a tym samym rzymskiego i aby nim nie byli nękani, czule tłumaczyli swoją troskliwość. [...] Prawa barbarzyńskimi zwane zatłumiły prawa rzymskie" m. Odkrycie Pandektów było odnalezieniem prawa już nieznanego, zapomnianego. Narody północne — pisał historyk — „czuły", że ich przodkowie, którzy pokonali Rzym, narzucili swą władzę i prawa — „z tegoż Rzymu lub z Włoch po zmianie kilku lub kilkunastu pokoleń nie chcieli brać cywilnych ustaw" 124. Tego rodzaju pogląd powtarzał Czacki niejednokrotnie 125. Jeżeli przypomnimy sobie raz jeszcze zdania, wypowiedziane przez naszego uczonego we wstępie do dzieła O litewskich i polskich prawach, zrozumiemy, że tak usilne podkreślanie waloru praw barbarzyńskich i dy-minuacja znaczenia prawa rzymskiego w tych odległych czasach nie pozostawały bez związku ze stosunkiem do dawnych praw polskich i litewskich, w których utrzymaniu upatrywał Czacki ostoję narodowości w trudnych, porozbiorowych warunkach. W pewnym sensie — choć nie dosłownie — w jego koncepcji roli praw barbarzyńskich w najwcześniejszym średniowieczu europejskim moglibyśmy się doszukiwać jeżeli nie projekcji aktualnych nurtujących autora problemów, to w każdym razie analogii z nimi. Jednakowoż należy do- 123 Dzieła, t. I, s. 28. 124 Ibidem, s. 31. 125 Por. ibidem, t. III, s. 457. 94 l strzegąc ową szerszą, społeczno-polityczną wymowę zarówno koncepcji germanistycznej, jak romanistycznej genezy prawa polskiego, jakie ścierały się w ówczesnej polskiej nauce prawa. Normańsko-germańska koncepcja genezy prawa polskiego rozwinięta przez T. Czackiego wynikała ze współczesnej septentriomanii, znanej nie tylko na Zachodzie, ale i 'w Rosji126; wyrosła na gruncie Oświecenia i stanowiła na terenie Polski niewątpliwe novum. Spotkała się też współcześnie z surową krytyką. W szerokiej dyskusji, w której zabrali głos Jan Wincenty Bandtkie, Józef Maksymilian Ossoliński i cała plejada mniej lub bardziej wybitnych uczonychm, w polemice, która przeciągnęła się aż w głąb lat dwudziestych XIX stulecia, jedni bronili prawa rzymskiego, drudzy coraz silniej poczęli wskazywać na słowiańskie, nierzymskie i nienormańskie początki prawa polskiego. Koncepcje Czackiego odrzucono stosunkowo wcześnie; pewnym nawiązaniem do nich będzie dopiero teoria Karola Szaj-nochy, otwierająca nową falę „normanizmu" w historiografii polskiej. Chociaż T. Czacki nie napisał swojego „opus vitae" — owej „Historii Jagiellonów" — w różnych swych dziełach wyłożył poglądy na metody dziejopisarstwa. Podobnie jak wielu współczesnych postulował Czacki bezstronność historykał28, przeciwstawiał się 126 f. Taranowski, Uwod w istoriju slowienskich prawa, wyd. 2, Beograd 1933, s. 101 nn.; O. Balzer, op. cit, s. 9 nn.; H. Łowmiański, Zagadnienie roli Normanów w genezie państw słowiańskich. Warszawa 1957, s. 36 nn.; A. W. Czerepnin, Russka-ia istoriografija do XIX wieka, Moskwa 1957, s. 187 nn.; M. H. Serejski, Koncepcja, s. 54 nn. 127 A. Kraushar, Uwagi nad historią prawa, Warszawa 1868, s- 121 nn.; O. Balzer, op. cit., s. 11 nn. 128 Dzieła, t. III, s. 458. 95 skrajnym ocenom i zalecał „średnią drogę", interpretację z „księgą rozumu ludzkiego" w ręku129. We „Wstępie do historii" podkreślał słuszność spostrzeżeń Naruszewicza, iż ci, którzy dawniej uprawiali dziejopisarstwo, „pisali bardziej roczniki niż dzieje". Nie wszystko też z dawnej spuścizny dziejopisarskiej ocalało, wiele z dzieł odkryto przypadkiem, wiele jest jeszcze do znalezienia, a ten obraz dziejów, który oparto na historykach dawniejszych, nie może odpowiadać człowiekowi współczesnemu i domaga się „surowego sądu". „Krytyka — kontynuował Czacki — niewiele oddzieliła prawdy od wtrąconych błędów" 13°. Myśli te przypominają nam wypowiedzi innych myślicieli, a przede wszystkim St. Staszica 1S1. Czacki poddawał surowej krytyce dziejopisów niemieckich, głoszących wyższość swej nacji nad Słowianami, przypisujących cesarstwu władzę nad Polakami, „swemu narodowi większe męstwo, stalsze szczęście w wojnie", Polakom zaś niepowodzenia itd. Daleki był jednak od niedoceniania znaczenia źródeł obcych — właśnie za ich negliżowanie krytykował ostro polską dawniejszą historiografię i podkreślał, że „kilka słów tych [niemieckich] roczników oddało cześć może mimowolną cnotom naszych naddziadów i zasłużonemu szczęściu" 132. Dostało się też sporo i dziejopisarstwu polskiemu: Polscy pisarze mieszali w dziejach ogólne Słowian wypadki z przygodami na naszej ziemi, niknęły przed ich piórem wieki lub dziwne i niezgodne z prawdą kleiło się czasopismo. Źle rozumiana miłość własna kazała mieć Polskę także narodem na j dawniej szym. 129 Ibidem, s. 83. Por. przeciwstawienie historii bajecznej „prawdziwym dziejom", ibidem, s. 363. 130 A. Osiński, op. cit, wyd. l, s. 384; wyd. 2, s. 176 - 177. 131 S. Staszic, op. cit, s. 3 - 4. 132 A. Osiński, op. cit., wyd. l, s. 384; wyd. 2, s. 170. 96 7. MICHAŁ BOBRZYNSKI Dziejopisowie polscy grzeszyli nadmiernym samo-chwalstwem, np. wówczas, gdy opisywali wojny, w których Polak „zawsze zwyciężył". Wreszcie — z większą chyba jeszcze konsekwencją niż biskup smoleński — zwalczał T. Czacki prowidencjalne interpretacje dawnej historiografii, odwoływanie się do wyroku niebios czy „pojedynczej zdrady kilku potworów, których ziemia nasza wydała", nie zaś mocy rządu, wielkich cnót i wielkich zbrodni jako źródła tych wydarzeń. U licznych pisarzy kościelnych „dla małych wypadków nie dowiedzione nawet przed sądem historycznej krytyki cuda wstrzymywać miały władzę odwiecznych praw przyrodzenia" 133. W dziejach należy więc szukać — według Czackie-go — nie działania nadprzyrodzonej ręki, lecz działania przyrodzonych praw. Czacki bynajmniej nie wyklucza możliwości wpływu czynnika nadprzyrodzonego, ale podobnie jak Naruszewicz po prostu nie dostrzega jego wpływu na dzieje badane przezeń jako historyka. Na kartach Wstępu do historii podnosił Czacki ujemne skutki tego, że dawniej „pióro historii, praw, uchwał i nadań" znajdowało się w rękach duchownych. Zaznaczając wprawdzie, że nie myśli tu występować przeciwko klerowi, historyk podkreślał, iż duchowni dziejopisarze „nie powinni się lękać zemsty za grobem i prawdę opowiadać powinni", podczas gdy często tak w swej działalności urzędowej, jak w pisaniu historii — „dawali pierwszeństwo potrzebom i opiniom ówczesnym swego stanu" 134. Zdecydowany atak na tych dawnych historyków i kronikarzy, dla których „nabożeństwo zaczynało szereg cnót", wyróżniał Czackiego spośród 133 Wszystkie cytaty z: A. Osłński, op. cit., wyd. l, s. 384-386; wyd. 2, s. 177 - 178. . 134 A. Osiński, op. cit., wyd. l, s. 385 - 386; wyd. 2, s. 178. l — Grabski — Orientacje... 97 innych współczesnych myślicieli w Polsce, parających się historią. Warto tutaj przypomnieć, że właśnie Czacki był autorem komentarza do tekstu Galia Anonima o śmierci biskupa Stanisława, w którym oskarżał świętego o winę wobec monarchy, co przysporzyło później wielu kłopotów uczonemu gronu członków Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk 135. Na dawniejszym dziejopisarstwie polskim — podkreślał Czacki — szkodliwie odbijała się niedostępność zbiorów archiwalnych i „opisów statystycznych". Postulując rozszerzenie horyzontu badacza-historyka na dzieje rządu, administracji, praw, zwyczajów itd., musiał Czacki zwrócić baczną uwagę na zagadnienie zbierania źródeł. Zbieractwo pasjonowało go szczególnie, chyba w jeszcze większej mierze niż J. Alber-trandiego, Naruszewicza czy A. K. Czartoryskiego. Doceniał Czacki w tym względzie zasługi Naruszewicza i niedarmo zabiegał o pozyskanie dla Porycka sławnych jego „Tek". Biskup smoleński — podkreślał — „bez przewodnika dobrego" przystąpił do zbierania źródeł, sam dla siebie musiał być i nauczycielem, i przewodnikiem. Rozpoczynał swe dzieło wtedy, kiedy zaledwie poczynał się zmieniać stan oświecenia w Polsce. „Przystał ten szanowny dziejopis na sławie zbioru materiałów, na uczonych rozprawach i roztrząsaniu tylu marzeń, którym dlatego wierzono, że jest łatwiej błędy cudze swoimi słowami przepisać, a nawet pomnożyć, niż prawdę oddzielić od pozorów" 136. Był też Czacki zbieraczem zaprawdę znakomitym. Nie tylko zdołał sobie pozyskać zespół ksiąg i rękopisów po królu, dbał o wymianę m. in. z Puławami, ale w czasie swych licznych rozjazdów zdobywał coraz nowe 185 J. Michalski, Z dziejów Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Warszawa 1953, s. 179. 136 A. Osiński, op. cit., wyd. l, s. 387 - 388; wyd. 2, s. 178 - 179. 98 skarby dla swego zbioru, drogą — przyznajmy — nie zawsze godną pochwały. Sławne „książkołapstwo" Czackiego nie budziło zachwytów współczesnych. Ambroży Grabowski wspominając jego pobyt w Krakowie w 1807 r. tak relacjonował codzienne niemal wizyty historyka u bawiącego właśnie w tym mieście J. M. Ossolińskiego: Napatrzyłem się, z jakim łakomstwem oglądał dawne szpargały ł stare książki, które tenże dniem pierwej po dawnych klasztorach zakrystiach kościelnych nałowił, a nade wszystko w bibliotece przez księdza Łopackiegom magistratowi miasta Krakowa odkażanej, której reszty z woli senatu Rzeczypospolitej później wpłynęły [...] do Biblioteki Jagiellońskiej. Księgarz krakowski niezbyt życzliwie charakteryzował Czackiego: Tadeusz Czacki był myops13S, a mimo tego widział bardzo daleko, tj. w odległej przeszłości, w staroletnich dziejach Polski. Był żywy, ruchliwy, prędko mówiący, a ze względu krótkiego wzroku w wielkie wpadał omyłki i osoby jedne za drugie zamieniał139. Ze szczególnym ubolewaniem wspominano — jak określił Grabowski — „złupienie grobów królewskich przez Gotów i Wandalów nowych czasów", dokonane przez Czackiego za zezwoleniem króla i prymasa otwarcie grobów monarchów polskich na Wawelu. Księgarz krakowski opatrzył to charakterystycznym mottem: 137 Jacka Augustyna Łopackiego, 1688 - 1761, archiprezbitera kościoła Panny Marii i kanonika krakowskiego, który m. in. zajmował się historią. 138 J. Karłowicz - A. Kryński - W. Niedźwiedzki, Słownik języka polskiego, t. II, Warszawa 1902, s. 1084: myop: „są myopy umysłowe, co, mówiąc ciągle o postępie i emancypacji rozumu, dźwigają niewolnicze pęta owego ducha czasu" — Mańkfowski Aleksander]. 189 A. Grabowski, Wspomnienia, wyd. S. Estreicher, t. II, Kraków 1904, s. 95. 7* 99 O świata ziemio, któż cię uszanował kiedy? Łupiły cię Tatary... i Szwedy, Mniejsza, że cię obdarły i Scyty, i Goty, To gorsza, że cię darły własne patrioty 14°. Grabież książek, którą uprawiał Czacki, nie cieszyła się u współczesnych najlepszą sławą: gdy napisał o niej Lelewel, przyjaciele donieśli mu, że cenzor nie zgodzi się na druk drugiego tomu Bibliograficznych ksiąg dwojga, póki nie „złagodzone zostaną wyrazy" o działalności Czackiego, bowiem ludzi tak sławnych i uczonych „o kradzież obwiniać się nie godzi" W1. Na pewno nie dla wszystkich sława „owego nowożytnego Atylli", jaką cieszył się ten historyk, była tylko „żartobliwa", jak oceniał to Ludwik Dębicki142. Nie chodzi nam tu jednak o zestawianie wszystkich istniejących głosów o „książkołapstwie" Czackiego. Jest ich wszak dość dużo 143. Interesuje nas przede wszystkim to, że historykowi uprawiającemu pirackie metody gromadzenia źródeł przyświecał cel podobny, jak niegdyś Naruszewiczowi, zebrania możliwie wszystkiego, co mogłoby posłużyć do opracowania dziejów narodowych. W liście do F. Biernackiego z 26 grudnia 1810 r. gdy Czacki podkreślał, że „kiedy Puław i Porycka składy będą sobie powierzać kopie, zupełne będą, ile to być może, materiały do dziejów naszego kraju" u4, 140 Ibidem, t. II, s. 171. 141 W. Nowodworski, Bibliograficznych Ksiąg Dwoje Joachima Lelewela, Wrocław 1959, s. 131; J. A. Kosiński, Doskonały książkołap. Wizyta Tadeusza Czackiego w bibliotece Dominikanów krakowskich, „Roczniki Biblioteczne", t. 4, 1960, s. 223. 142 L. Dębicki, Puławy, t. III, Lwów 1888, s. 91. 143 J. A. Kosiński, op. cit., s. 223 nn.; [Anonim], Księgołóstwo Czackiego, „Museion", t, 4, 1914, s. 74 nn. Ciekawe informacje o zbierackich sukcesach podaje Czacki w listach do G. E. Gródka z 1805: „Przewodnik Naukowy i Literacki", 1876, t. 4, s. 1117- 1120. 144 K. Sienkiewicz, op. cit., t. II, s. 175. 100 myślał o skupieniu ogromnego zbioru źródeł w jednym miejscu — w swoim, rzecz jasna, Porycku. W cytowanym przed chwilą liście pisał: „Teraz złączyć możemy materiały. Bez nich dzieje są romansem. Ułożymy, aby kolekcja puławska miała wszystkie kopie lub wyciągi z Porycka, a nawzajem, ja miał z Puław" 145. Ambitny historyk i kolekcjoner pragnął też publikować źródła historyczne, które znajdowały się w jego posiadaniu. Przywiązując dużą wagę do tej sprawy był on inicjatorem wydania przez Towarzystwo Warszawskie Przyjaciół Nauk kroniki Galia w oryginale i z przekładem wedle dobrej kopii z kodeksu Sędziwoja (który był jego własnością). Inicjatywa ta, podjęta w 1803 r. i zaakceptowana przez Towarzystwo, przypomniana została przez Joachima Lelewela; dopiero w 1824 r. edycja została sfinalizowana przez J. W. Bandtkiego 146. Obok źródeł historiograficznych szczególną uwagę zwracał T. Czacki na zabytki prawne, ekonomiczne, najróżniejsze dokumenty nadawcze itd. Nadzieje, jakie wiązał ze swym szperactwem, może były dość optymi-stycznie-naiwne; różniły się od sceptycyzmu H. Kołłąta-ja, który przed opracowaniem historii Polski postulował przygotowanie licznych publikacji źródłowych i wydawnictw o charakterze pomocniczym. Niemniej zbiory poryckie urosły do bardzo pokaźnych rozmiarów. Łukasz Gołębiowski, który je porządkował, podaje, że pod koniec działalności T. Czackiego jego księgozbiór liczył 146 758 sztuk rękopisów w 1558 tomach, książek polskich zaś lub traktujących o sprawach polskich było sztuk 8508, obcych zaś 3 do 4 tyś. W 1792 r. księgozbiór Czackiego liczył ledwie kilkadziesiąt rękopisów i około tysiąca tomów książek! Liceum Krzemienieckie miało 145 Ibidem, s. 179. 146 M Plezia, Z zamierzeń edytorskich Tadeusza Czackiego, „Studia Żródłoznawcze", t. 8, 1963, s. 152- 154. 101 osobną bibliotekę, dla której w 1804 r. zakupił Czacki księgozbiór Stanisława Augusta (15 580 tomów) i jego gabinet numizmatyczny; w 1824 r. w bibliotece tej znajdowało się około 31 tyś. tomów książek 147. T. Czacki terminował pod okiem J. Albertrandiego i A. Naruszewicza, sam zaś chciał, aby pod jego skrzydłami stawiał pierwsze kroki na polu naukowym J. Lelewel 148. Zamiary te nie zostały uwieńczone powodzeniem. Współpraca, w której Czacki starał się narzucić młodziutkiemu historykowi swą wolę, nie mogła układać się dobrze i Lelewel rychło z niej zrezygnował. O ile współpraca z Albertrandim i biskupem smoleńskim wpłynęła decydująco na dalszy rozwój zainteresowań naukowych Czackiego, o tyle on sam nie wywarł poważniejszego wpływu na poglądy i przyszły rozwój naukowy Lelewela. Epoka, którą reprezentował pan na Porycku, miała się ku końcowi, nadchodziły nowe czasy i wraz z nimi nowe widzenie historii. Tadeusz Czacki — erudyta, statysta, prawnik, człowiek nauki, organizator szkolnictwa, uczony o postawie praktycznej, ceniący sobie zdobycze racjonalizmu Oświecenia 149 — jest dla nas interesującym reprezen- 147 Pamiętnik o życiu Łukasza Gołębiowskiego, wydany przez jego syna, Warszawa 1852, s. 36 - 37. 148 J. Lelewel, Dzieła, t. I, Warszawa 1957, s. 43 nn.; L. Dębicki, op. cit., t. III, s. 97 - 101. 149 Należy tu podkreślić niechętny stosunek Czackiego do filozofii Kanta. Pisał on do Jana Sniadeckiego w 1806 r., że Kant „nas z wieku XVIII przeniósł w wiek scfaolastyczny" — M. Baliński, op. cit., t. II, s. 232. Por. szerzej w tej sprawie S. Harassek, Kant w Polsce przed rokiem 1830, Kraków 1916, s. 15 nn. Ostatnio o recepcji Kanta w Polsce por. S. Kaczma-rek, Początki kantyzmu. Reakcja przeciw kantyzmowi w Polsce, Poznań 1961; tenże, Anioł Dowgird — filozof nieznany, Warszawa 1965; J. Bańka, Poglądy filozojiczno-społeczne Michała Wiszniewskiego, Warszawa 1967. 102 tantem nauki polskiej epoki, która przetrwała w nim swój czas — owego „siecle des lumieres". Jego koncepcje historyczne zostały niebawem przyćmione przez następne pokolenie uczonych, przedstawicieli nowego, romantycznego nurtu w nauce historycznej, coraz też częściej będzie się pod jego adresem podnosić zatrzuty antykwaryzmu i bezkoncepcyjności. Zarzuty słuszne jedynie w części, bowiem z niejasnych, czasem wręcz sprzecznych i chaotycznych wypowiedzi niełatwo było zrekonstruować zasadniczy zrąb jego historycznych poglądów, przecież bynajmniej nie banalnych. One to właśnie, związane nierozerwalnie z całokształtem postawy uczonego w otaczającym go świecie, sprawiły, że przypomniało sobie o nim pokolenie wnuków. III. „ZACHOWAĆ I UDOKŁADNIC NARODU HISTORIĘ" — JOACHIM LELEWEL W TOWARZYSTWIE WARSZAWSKIM PRZYJACIÓŁ NAUK Ocalić i udoskonalić ojczystą mowę, zachować i udokładnić narodu historię, poznać rodowitą ziemię i wszelkie jej płody, dla tych dobycia, używania potrzebne rozkrzewiać umiejętności i sztuki. Tymi słowy Stanisław Staszic określał zadania, jakie wzięło na swoje barki grono członków Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk1. Owa świadomość służby społecznej, narodowej, jaka ożywiała grono twórców i aktywnych członków Towarzystwa, miała swoje głębokie korzenie. Oświeceniowa wizja świata przyjmowana za własną przez pokolenie polskich intelektualistów i działaczy, którzy stworzyli tę organizację, z jej przeświadczeniem o społecznej użyteczności nauki, spotykała się bowiem z nie znanymi poprzednim generacjom Polaków, jakże dotkliwymi dla.życia narodowego warunkami, gdy nie stało już własnego niepodległego państwa. Ludzie, którzy niegdyś oddawali swe siły sprawie naprawy Rzeczypospolitej, a teraz nie chcieli wpadać w apatię, zajęli 'się pracą na najważniejszym odcinku, który im jeszcze pozostawał dla obrony polskości — języka i tradycji narodowej, świadomości 1 R. Przelaskowski, Warszawskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk 1800 -1832 [w:] Towarzystwo Naukowe Warszawskie, Warszawa 1932, s. 13; W. Rolbiecki, Polskie towarzystwa naukowe ogólne w latach 1944 - 1964 jako forma organizacji działalności naukowej, Wrocław - Warszawa - Kraków 1966, s. 28. 104 wspólnoty i narodowej odrębności, dla rozwoju i umocnienia tego wszystkiego, co stanowiło warunek niezbędny do dalszego narodowego bytu Polaków. „Inicjowane przez [Stanisława] Sołtyka Towarzystwo Przyjaciół Nauk — pisał Bogdan Suchodolski — nie było jego indywidualnym upodobaniem czy kaprysem, ale wyrastało — za jego pośrednictwem — z [...] procesów rozwoju narodu w walce o samodzielność polityczną i nowy ustrój gospodarczy. Miało ono być narzędziem tego rozwoju bardziej sprawnym niż rozproszone wysiłki indywidualne uczonych i artystów, niż dorywcze spotkania i dyskusje w «salonach*, niż prywatna, mecenasowska opieka roztaczana przez niektóre dwory" 2. Sięgnięto więc po starą formę organizacji, znaną już od dawna na gruncie europejskim a szczególnie bliską pokoleniu epoki Oświecenia, obejmując nią treści nowe, wypływające z nowych warunków, rodzących odmienne niż niegdyś potrzeby 3. Narodowej i patriotycznej służbie — jaką postawiło sobie na celu Towarzystwo — zawdzięczało ono, że ta najwcześniejsza spośród tego rodzaju organizacji w Polsce pod zaborami mogła się już współcześnie stać wzorem dla innych przedsięwzięć o podobnym charakterze, choć mniejszym rozmachu, takich jak towarzystwa lubelskie, płockie i krakowskie 4; później zaś była wzorem 2 B. Suchodolski, Rola Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk w rozwoju kultury umysłowej w Polsce, Warszawa 1951, s. 55. 3 O genezie i rozwoju tej formy życia naukowego w Europie por.: B. Suchodolski, op. cit., s. 11 - 44; Z. Kosiek, Nauki rolnicze w Towarzystwie Warszawskim Przyjaciół Nauk, Wrocław -Warszawa - Kraków 1967, s. 15-50; w Polsce ostatnio W. Rolbiecki, op. cit., s. 10 - 28, gdzie dalsza bibliografia. 4 Z. B. Kukulski, Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Lublinie na tle epoki 1818 - 1830, Lublin 1938; W. Rolbiecki, Towarzystwo 105 przy tworzeniu coraz liczniejszych w XIX stuleciu towarzystw — w Paryżu (1832), Poznaniu (1857), Toruniu (1875) itd.5 Z drugiej strony — jak to niedawno naj-słuszniej podkreślono: Ów narodowy, patriotyczny program działalności, dominujący w naszych towarzystwach w okresie zaborów, miał oczywiście swoje konsekwencje. Jedną z nich była przewaga humanistyki, a szczególnie badań nad przeszłością, która to przewaga stanie- się po latach przedmiotem poważnej troski kierowników polskiego ruchu naukowego. To nie tylko niedostatek wyposażenia potrzebnego do badań w innych dyscyplinach, ale i świadoma, refleksyjna decyzja uprzywilejowała humanistykę w naszych towarzystwach naukowych jako ważniejszą wówczas dla sprawy narodowej [podkreślenia moje — A. F. G.] 6. Twórcami Towarzystwa byli ludzie różnego pokroju — arystokraci i bogaci ziemianie, dostojnicy kościelni, zawodowi — jeśli wolno użyć przedwcześnie tego terminu dla tych czasów — uczeni. Z biegiem lat skład jego się rozszerzy i coraz większą rolę będą w nim odgrywali ludzie pióra i rzeczywiści uczeni, zwłaszcza profesorowie Uniwersytetu Warszawskiego7. Pod względem intelektualnej formacji twórcy Towarzystwa byli w swej zdecydowanej większości ludźmi Oświecenia, co miało w niedalekiej przyszłości prowadzić nieraz do konfliktów z przedstawicielami młodszego po- Naukowe przy szkole wojewódzkiej plockiej (1820 -1830), Wrocław - Warszawa - Kraków 1969; J. Majer, Pogląd historyczny na Towarzystwo Naukowe Krakowskie z czasu jego związku z Uniwersytetem Jagiellońskim, „Rocznik Towarzystwa Naukowego w Krakowie", t. 25, 1858. 5 Por. W. Rolbiecki, Polskie, s. 24 - 27. 6 Ibidem, s. 30. 7 J. Mićhalski, Z dziejów Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Warszawa 1953, s. 44 - 84. kolenia, które w wielkim skrócie nazwać by można pokoleniem romantycznym, coraz liczniejszymi z biegiem lat w gronie członków. Sytuacja ta miała niewątpliwy wpływ na trudności, z jakimi spotykał się w Towarzystwie najwybitniejszy polski historyk tej właśnie romantycznej formacji — Joachim Lelewel. Obok Uniwersytetów Wileńskiego i Warszawskiego w życiu i działalności naukowej J. Lelewela w okresie przedpowstaniowym szczególnie poczesne miejsce przypadło Towarzystwu Warszawskiemu Przyjaciół Nauk. Pomimo wszystkich różnic, jakie — zwłaszcza w początkach — dzieliły uczonego i członków Towarzystwa, stało się ono terenem jego ożywionej działalności zwłaszcza w okresie warszawskiej profesury, a szczególnie później, po usunięciu z katedry w Wilnie, kiedy było jego głównym warsztatem pracy s. Pierwsze kontakty historyka z Towarzystwem przypadają jeszcze na jego lata studenckie. W 1808 r. przesłał on na ręce Michała Bergonzoniego, prezesa Działu Filozoficznego (przekształconego z czasem w Dział Umiejętności), dwa egzemplarze swej pracy Rzut oka 8 Podstawę do rekonstrukcji działalności historyka w TPN stanowi archiwum Towarzystwa, którego znaczna część przetrwała zawieruchę wojenną. W 1948 r. odnaleziono w budynku Obserwatorium sporą część papierów Towarzystwa, ukrytych tam po upadku powstania listopadowego. Akta przekazano w 1949 r. do AGAD i dołączono do zespołu TPN jako volumina 80 do 105. Zasadniczy zrąb akt TPN wyzyskał swego czasu A. Kraushar, Towarzystwo Warszawskie Przyjaciół Nauk 1800 -1832, 8 t. + indeks, Kraków - Warszawa 1900 - 1911, który streścił lub przedrukował wiele zaginionych już dziś źródeł. Praca jego ma walor encyklopedii wiadomości o dziejach tej zasłużonej placówki naukowej, wymaga jednak starannej konfrontacji z podstawą źródłową wtedy, kiedy ta się zachowała. 106 107 na dawność litewskich narodów i ich związki z Heru-lami (Wilno 1808). Książka, nadesłana przez „Lelewela Mazura" — jak się autor określił — oddana została do rozpatrzenia Józefowi K. Szaniawskiemu, który ocenił ją bardzo krytycznie9. Wystąpienie młodego i mało jeszcze znanego badacza przeciwko autorytetowi A. Na-ruszewicza oraz prałata Franciszka Ksawerego Bohusza, od 1804 r. członka czynnego Towarzystwa, cieszącego się wśród członków znacznym mirem, spotkało się z ostrą odprawą ,nie tylko w tym gronie. Podobnie zareagowali na pracę Lelewela Jan Sniadecki, Tadeusz Czacki i Adam Kazimierz Czartoryski10. To właśnie wystąpienie przeciwko naukowym poglądom potężnego kanonika wileńskiego miało w przyszłości przysporzyć historykowi sporo trudności w czasie, kiedy będzie on zabiegał o przyjęcie w poczet członków Towarzystwa. Kamieniem obrazy dostojnego prałata stała się też nowa praca uczonego, mianowicie Wzmianka o najdawniejszych dziejopisach i Uwagi nad rozprawą JW JX Bohusza: O początkach narodu i języka litewskiego (War- 9 AGAD, TPN, t. 65, k. 66. Brak podstaw, by sądzić, że Lelewel przesłał do TPN swą pierwszą publikację: Edda, czyli księga religii dawnych Skandynawii mieszkańców, [Wilno 1807], jak sądzą A. Kraushar, op. cit, t. II, cz. l, s. 123 - 124 i H. Więckowska w: J. Lelewel, Dzieła, t. l, Warszawa 1957, s. 136. Historyk mówiąc o Eddzie podkreślał, że „to niewarte Towarzystwa" — w liście z 9 VI 1808: J. Lelewel, Listy do rodzeństwa, t. I, Poznań 1878, s. 119. O J. K. Szaniawskim por. M. Manteufflowa, Józef K. Szaniawski, ideologia i działalność 1815 -1830, Warszawa 1936; T. Kozanecki, Płockie rękopisy Józefa Kalasantego Szaniawskiego, „Archiwum Historii Filozofii i Myśli Społecznej", t. 7, 1961, s. 249 - 297. 10 M. Baliński, Pamiętniki o Janie Sniadeckim, t. I, Wilno 1865, s. 517, 519; J. Lelewel, Listy do rodzeństwa, t. I, s. 146. W sprawie krytyki Bohusza por. list z 9 VI 1808 — J. Lelewel, Listy do rodzeństwa, t. I, s. 119 - 120. szawa 1809), której ogłoszenie drukiem odradzali Lelewelowi nawet jego bliscy przyjaciele n. Znając jego nieustępliwość nie dziwimy się, że nie myślał z tych rad skorzystać. Kiedy w 1811 r. Lelewel pojawił się w Warszawie, starał się wejść w tamtejsze środowisko naukowe i nawiązał osobiste stosunki z członkami Towarzystwa — Michałem Bergonzonim, Onufrym Kopczyńskim, Janem Pawłem Woroniczem, Kajetanem Kwiatkowskim, a także Feliksem Bentkowskim i Mikołajem Kozłowskim. Jak sam podaje, bywał na wszystkich dostępnych dla szerokiej publiczności posiedzeniach Towarzystwa, wykonywał różne „polecane sobie posługi", między innymi w Bibliotece TPN12. Uczestniczył w zebraniach jako tzw. członek dopuszczony, którym wedle przepisów z 1804 r. mógł być każdy, kto został wprowadzony na posiedzenie bez głosów sprzeciwu przez trzech członków czynnych Towarzystwa, a więc faktycznie nie był jego —- w dzisiejszym rozumieniu tego słowa — członkiem i nie przysługiwały mu żadne prawa. Z grona warszawskich znajomych wyszła niebawem inicjatywa powołania Lelewela na „sposobiącego się" — jego kandydaturę wysunęli 7 czerwca 1812 r. M. Bergonzoni i S. Staszic 13. Historyk uczęszczał w tym czasie nadal na posiedzenia naukowe Towarzystwa. Wybory przypadły na wiosnę 1813 r. i zgodnie z tradycją bezpośrednio po nich miało się odbyć posiedzenie publiczne, na którym winna być czytana jakaś naukowa rozprawa. Po latach pisał Lelewel: 11 W. Nowodworski, Rocznica Lelewelowska. Pokłosie obchodów w stulecie śmierci, „Zeszyty Naukowe KUL.", 1962, nr 4, s. 119. 12 J. Lelewel, Dzieła, t. I, s. 48. 13 AGAD, TPN, t. 17, k. 107; A. Kraushar, op. cit., t. II, cz. l, s. 302. 108 109 Napaść tedy na mnie: „będziesz czytał!" „Kiedym nie osłem". „To nim zostaniesz, elekcje przypadają przed posiedzeniem publicznym, daj tylko swą rozprawę wprzód dla formalności, na jaką po elekcji czasu braknie; byle nie z dziejów polskich, bo nie czas na nie"14. Mimo więc obaw o wynik wyborów Lelewel zdecydował się przedstawić Towarzystwu swą pracę o handlu Kartagińczyków. Dnia 4 kwietnia 1813 r. na posiedzeniu „centralnym" oficjalnie podano kandydaturę Lelewela na członka i wyznaczono komisję — tzw. deputację — która miała się zająć oceną przedłożonej przez historyka pracył3. Recenzenci, obaj znajomi uczonego — J. P. Woronicz i K . Kwiatkowski — już wcześniej, bo 10 marca, wygotowali odpowiedni raport, w którym zawarli pochlebną ocenę pisma Lelewela. Podkreślali m. in.: [...] uważają tę rozprawę za ułamek odległej starożytności, której dociekaniu młody autor z natchnienia i wyboru własnego niezmiernej pracowitości [się] poświęciwszy czyni nadzieję, że w rodzaju starożytnych wiadomości literaturze polskiej niepospolitą zasługę przyniesie. Pismo przedłożone przez historyka: [...] jest pierwszą jutrzenką niezmiernej pracowitości autora, którego szczególniejszy smak w dociekaniu i porównywaniu starożytnych pism urodzić może Polakom rzadkiego znawcę i sędziego rzeczy starożytnych 16. Nie wątpimy, że znajomym i przyjaciołom młodego historyka bardzo zależało na pomyślnym dlań wyniku wyborów. Zdawali oni sobie sprawę z istniejących trud- 14 J. Lelewel, Dzielą, t. I, s. 49. ' 15 AGAD, TPN, t. 60, k. 31v - 32; A. Kraushar, op. cit., t. II, cz. 2, s. 10. 16 AGAD, TPN, t. 25, k. 123 - 123v; przedruk z błędami: A. Kraushar, op. cit., t. II, cz. 2, s. 256 - 258. 110 ności i tym usilniej starali się przekonać niechętnych i obojętnych do kandydata. Jednakże pomimo pozytywnej recenzji, na posiedzeniu „centralnym" 20 kwietnia sprawa decyzji co do odczytania rozprawy Lelewela na zebraniu publicznym została odłożona 17. Oznaczało to, że wynik wyborów nie jest bynajmniej pewny i władze Towarzystwa wolały nie przesądzać sprawy odczytu w warunkach, kiedy wcale nie było wiadomo, czy wo-towanie wypadnie dla kandydata-prelegenta pomyślnie. Złe prognozy były słuszne. Dnia 25 kwietnia odbyło się posiedzenie wyborcze, na którym w głosowaniu spośród ośmiu kandydatów odpadło dwóch, Lelewel i wynalazca Abraham Stern, którzy nie uzyskali odpowiedniej liczby 11 głosów18. Zestawienie obu nazwisk nie przyjętych kandydatów jest chyba znamienne: młody, świetnie zapowiadający się, ale nieznośny w dyskusji, nie uznający żadnych autorytetów historyk, i popierany przez samego Staszica wynalazca-mechanik, samouk ze środowiska żydowskiego. „Odezwała się rozprawa o Litwinach jubilata [tj. F. K. Bohusza — A. F. G.] — pisał po latach Lelewel — z którym się mile spotykało u Kopczyńskiego, gdzie o Herulach wzmianki nie bywało" lfl. Po tym niepowodzeniu historyk zaprzestał bywania na posiedzeniach Towarzystwa, a jedynie przesyłał do jego biblioteki swoje kolejne prace. Ponownie wysunięto jego kandydaturę na członka przybranego z Działu Nauk 10 listopada 1814 r.20. Na kolejnym posiedzeniu " AGAD, TPN, t. 60, k. 32v - 33; A Kraushar, op. cit., t. II, cz. 2, s. 12 - 13. 18 AGAD, TPN, t. 60, k. 33 - 33v; A. Kraushar, op. cit, t. II, cz. 2, s. 13 - 14; J. Lelewel, Dzieła, t. I, s. 136. 19 J. Lelewel, Dzieła, t. I, s. 50. 20 AGAD, TPN, t. 63, k. 3. 111 Działu — 24 listopada — postanowiono, że na najbliższym posiedzeniu ogólnym scharakteryzuje sylwetkę i zasługi Lelewela O. Kopczyński21. Angażowanie autorytetu tak wybitnej i poważanej osobistości miało swoją wymowę — przyjaciołom Lelewela zależało, by nie powtórzyła się sytuacja sprzed roku. Jednakże na posiedzeniu centralnym 4 grudnia 1814 r., kiedy to ostatecznie z Działu Nauk zgłoszona została kandydatura Lelewela, zreferował ją inny przyjaciel historyka, Krzysztof Wiesiołowski22. Przedstawił on zwięzłą charakterystykę życia i działalności naukowej Lelewela, mówił o ogłoszonych przezeń pracach i charakterystyczne — ani słowem nie wspomniał o jego publikacjach z zakresu dziejów Polski i Litwy, nie z politycznej bojaźni pewnie, ale dlatego, by nie przypominać członkom sprawy z Bohuszem. Podkreślając pracowitość Lelewela kończył swój raport słowami: „Trzeba zachęcać młodych garnących się do nauk, z tych powodów sądzę go być godnym względów naszego zgromadzenia" 23. Wybory odbyły się 8 stycznia 1815 r. — Lelewel został wybrany czternastu głosami 24, akceptację wyboru podpisał 30 stycznia25, tak że na posiedzeniu ogólnym 5 lutego można już było oficjalnie zakomunikować o przyjęciu wyboru przez wszystkich zgłoszonych i wybranych kandydatów — a wśród nich także 21 Ibidem, k. 5. 22 Ibidem, t. 60, k. 57. 28 Ibidem, t. 17, k. 141 - 141v; A. Kraushar, op. cit., t. II, cz. 2, s. 84 - 85; por.: J. Lelewel, Dzielą, t. I, s. 136 - 137. 24 AGAD, TPN, t. 60, k. 59v — protokół posiedzenia; t. 17, k. 146 — akta wyborów; A. Kraushar, op. cit., t. II, cz. 2, s. 90; por. S. Staszic, Zagajenie posiedzenia... 2 V 1815, „Roczniki Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk", t. 10, 1817, s. 446. 25 AGAD, TPN, t. 17, k. 156 — wypełniony blankiet przyjęcia członkostwa. 112 J. Lelewela26. Historyk został więc członkiem przybranym Towarzystwa, co było wprawdzie wiele, ale nie dawało mu jeszcze pełni praw członkowskich. Wiele czasu upłynie, nim będzie mógł zostać członkiem czynnym: wpływały na to ograniczenia statutowe limitujące liczfeę członków czynnych do sześćdziesięciu, niechęci do jego osoby, a także oddalenie się samego Lelewela z Warszawy. Na członka czynnego wysunięto go po raz pierwszy — jak się zdaje z Działu Nauk — 2 stycznia 1820 r. na zebraniu „ogólnym i wyborczym" i kandydatura została oficjalnie przyjęta 27. W wyborach 6 lutego Lelewel jednak przepadł, uzyskując najmniejszą ze wszystkich kandydatów liczbę głosów — ledwie 10 na 15 możliwych28. Ponownie wysunięto go — tym razem z Działu Umiejętności — 3 listopada i wreszcie 4 lutego 1821 r. został J. Lelewel wybrany członkiem czynnym Towarzystwa 29. Jedną z najważniejszych form działalności Lelewela w Towarzystwie Warszawskim Przyjaciół Nauk były autoreferaty własnych prac naukowych. Według ustaw z 1804 i 1814 r. każdy członek czynny winien co najmniej raz na sześć lat przedstawić samodzielnie opracowaną rozprawę — bardzo często było to fikcją, z której nasz historyk chętnie sobie pokpiwał 30. Do pierw- 26 Ibidem, t. 60, k. 60v. 27 Ibidem, t. 18, k. 146, k. 149: „Lista członków do wyboru w lutym 1820"; A. Kraushar, op. cit, t. III, cz. 2, s. 7 - 12. 28 AGAD, TPN, t. 18, k. 155; t. 61, k. 154, 157 — protokół posiedzenia; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 21 - 22. 28 A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 117; AGAD, TPN, t. 64, k. 30 - 31. 30 Por. Bibliografia utworów Joachima Lelewela, opracowały H. Hleb-Koszańska i M. Kotwiczówna, Wrocław 1952, nr 134, s. 29. 8 — Grabski — Orientacje... 113 szego większego wystąpienia Lelewela doszło w 1815 r.: 2 marca przedstawił on w Dziale Nauk plan historii Polski, „której pisaniem się teraz zatrudnia, czytał obraz wystawiający stan Europy wtenczas, kiedy naród polski powstawał, a potem dzieje tego narodu od początku aż do panowania Bolesława Chrobrego" 31. Dnia 5 marca na posiedzeniu ogólnym zażądano odeń złożenia planu dzieła do archiwum 32, czego historyk dokonał, następnie zaś na kolejnych posiedzeniach działowych 16 i 30 marca kontynuował lekturę pracy, przerywając ją na czasach Bolesława Krzywoustego 33. Referowanym dziełem była Historia polska do końca panowania Stefana Batorego, która powstała niezależnie od prac Towarzystwa (1813) i ukazała się w całości dopiero w 1863 r.; za życia historyk opublikował jedynie jej fragment, obejmujący ostatnie lata panowania Zygmunta Starego i początek panowania Zygmunta Augusta (Warszawa 1821). Wystąpienie Lelewela z nową, własną syntezą wyrażało niewątpliwie jego opozycję wobec prowadzo- ' nej przez Towarzystwo zbiorowej kontynuacji dzieła Naruszewicza S4. Nagłe urwanie czytania, wreszcie brak śladów jakiejkolwiek dyskusji czyniłyby prawdopodobnym przypuszczenie, że członkowie nie przyjęli dzieła Lelewela zbyt życzliwie, chociaż wniosek złożenia jego planu do archiwum wskazuje na niewątpliwe nim za- 31 AGAD, TPN, t. 63, k. 14. 32 Ibidem, t. 60, k. 62v. Plan ten znajduje się w t. 52, k. 9; przedruk z niewielkimi pomyłkami: A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 316 - 317. Por. J. Lelewel, Dzieła, t. I, s. 51, 138. » AGAD, TPN, t. 63, k. 16, 17; A. Kraushar, op. cit., t. II, cz. 2, s. 108. 34 Por. F. Bronowski - H. Winnioka, Projekt „Historii Narodowej" w pracach Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciól Nauk, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 4, 1956, s. 11 - 35. 114 interesowanie. Nie będziemy w błędzie, jeśli przypuścimy, że konserwatywne grono członków Towarzystwa mogło być zaszokowane zarówno zaproponowaną przez Lelewela periodyzacją dziejów narodowych (wyróżnił on cztery epoki: Polski wzrastającej do Bolesława Krzywoustego, podzielonej do Łokietka, kwitnącej do Batorego, upadającej do Stanisława Augusta), jak 1 przede wszystkim jego charakterystyką odpowiada j ar cych wyróżnionym epokom typów ustrojowych — sa-i mowładztwa, możnowładztwa i gminowładztwa szlacheckiego. Kolejnym wystąpieniem Lelewela było przedstawię^, nie przezeń w Dziale Nauk 20 grudnia 1819 r. merno-n riału dla Zoriana Dołęgi-Chodakowskiego, w którym, postulował on szeroki program badań etnograficzno-ar-^ cheologicznych, mających się przyczynić do wyjaśnienia wielu kwestii z dziejów Rusi, m. in. problemu wareskie-.. go. Oprócz Lelewela uwagi swoje w tym względzią dołączył również Wawrzyniec Surowiecki; memoriały obu uczonych zostały przyjęte na posiedzeniu ogólnym 2 stycznia 1820 r., a kopie ich przesłano Chodakowskier mu do Rosji35. Następne wystąpienie Lelewela przypada na koniec 1820 r.: na zebraniu Działu Nauk 23 października podano do wiadomości, że uczony zgłasza na posiedzenie publiczne swą pracę o podróży Hi- 35 Lelewel po powrocie do Warszawy pojawił się po raz, pierwszy w Dziali Nauk 9 listopada — AGAD, TPN, t. 63, k. 63. Na posiedzeniu Działu 6 XII 1819 odczytał list Chodakowskiego do Towarzystwa, po czym proszono go, by dał nań odpowiedź — AGAD, TPN, t. 64, k. 1; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. l, s. 338. Dnia 20 XII 1819 pod nieobecność Lelewela odczytano jego memoriał — AGAD, TPN, t. 64, k. 4 - 5; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. l, s. 343 - 344. Protokół posiedzenia ogólnego z dnia 2 I 1820 — AGAD, TPN, t. 61, k. 146; por. A. Kraushar^ op. cit., t. III, cz. 2, s. 14. 8» 115 milkona, którą oddano do oceny deputacji w składzie Wawrzyniec Surowiecki i Feliks Bentkowski, wyznaczając czytanie jej raportu w Dziale Nauk na 6 listopada 36. Recenzenci przygotowali go już 3 listopada, w trzy dni później przedstawiono go na posiedzeniu działowym, gdzie zalecono odczytanie pracy Lelewela na posiedzeniu ogólnym Towarzystwa oraz zakwalifikowano ją do druku w Rocznikach TPN37. Na zebraniu ogólnym 12 listopada zakomunikowano, że historyk rozszerzy znacznie swą pracę do druku oraz wyznaczono jej czytanie na posiedzenie publiczne 23 listopada na godzinę 10 38. Wygłosił ją Lelewel pod nowym tytułem Odkrycia Karthagów i Greków' na Oceanie Atlantyckim39, a następnie opublikował w XIV tomie Roczników Towarzystwa 40. Kolejne referaty Lelewela w Towarzystwie Warszawskim Przyjaciół Nauk przypadły dopiero na okres po jego przeniesieniu się do Warszawy. Już 24 listopada 1824 r. przedstawił on w Dziale Nauk „Uwagi swoje o różnicy kultury Waregów i Słowian, z których się wyższość kultury Słowian okazuje" 41, co Dział zalecał nawet do druku w Rocznikach. Był to najpewniej pierw- 86 AGAD, TPN, t. 64, k. 22; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 96. 37 AGAD, TPN, t. 64, s. 24; t. 26, k. 116 (84) — raport pisany ręką W. Surowieckiego; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 100 - 101. 38 AGAD, TPN, t. 61, k. 198 - 199. 39 Ibidem, t. 84, k. 14 (protokół); A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 111, 115; por. S. Staszic, Zdanie sprawy..., „Roczniki Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk", t. 15, 1822, s. 17. 40 J. Lelewel, Odkrycia Karthagów i Greków na Oceanie Atlantyckim, „Roczniki Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk", t. 14, 1821, s. 339 - 513. 41 AGAD, TPN, t. 64, k. 130; por. A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 3, s. 82-86. 116 gzy ustęp z czwartej części recenzji z dzieła historyka rosyjskiego Nikołaja Karamzina, ostatni, jaki się ukazał w 1824 r. w języku rosyjskim w czasopiśmie „Sie-wiernyj Archiw", wydany następnie po polsku pt.: Kultura Waregów i Słowian (1826). Inny fragment tej samej pracy przedstawił Lelewel w Dziale Nauk 30 listopada 1825 r., kiedy to mówił o feudalizmie u Waregów 42. Na posiedzeniu Działu Nauk 10 grudnia historyk „czytał wyjątek z swojego pisma pt. „Ocalenie Polski za Łokietka" — fragment wykładu inauguracyjnego wygłoszonego na Uniwersytecie Wileńskim 22 czerwca 1822 r., ogłoszony później — po przedstawieniu go w Towarzystwie — w „Dzienniku Warszawskim" w 1826 r.43. Z kolei 20 kwietnia 1825 r. przedstawił w Dziale Nauk inną pracę, która podobnie jak poprzednie także powstała wcześniej. Protokół posiedzenia podaje, że „Kolega Lelewel czytał Paralellę Hiszpanii z Polską w wieku XVI, XVII i XVIII uważając oba te narody w różnych względach i widokach, jako to: religijnym, politycznym, naukowym, wojennym i tym podobnych" 44. Praca ta powstała w 1820 r. w związku z wykładami prowadzonymi przez historyka jeszcze na Uniwersytecie Warszawskim. Marian H. Serejski sądzi, że podstawą referatu w Towarzystwie był tekst nieco krótszy od opublikowanego w 1831 r., którego kopia jest przechowywana w zbiorach Biblioteki Uniwersytetu w Wilnie, datowany 7 lutego 1825 r. Lelewel długo nie mógł tej pracy opublikować, prowadził w tej sprawie pertraktacje z Józefem Muczkowskim i Józefem 42 AGAD, TPN, t. 64, k. 154. 43 Ibidem, k. 130; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 3, s. 90. 44 AGAD, TPN, t. 64, k. 144; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 3, s. 148. Por. wzmiankę o tym referacie Lelewela w protokole posiedzenia ogólnego z l V 1825 r. — AGAD, TPN, t. 62, k. 177. 117 Łukaszewiczem; ostatecznie dzieło ukazało się po raz pierwszy dopiero w 1831 r. 45. Inną pracą, której fragmenty przedstawił Lelewel w Towarzystwie w 1825 r., były „Dzieje historii, jej l badań i sztuki", przygotowane- przezeń jeszcze w 1817 r.46 i jak się zdaje nigdy nie ukończone47. Fragmenty tego dzieła czytał w Dziale Nauk 24 kwietnia i-3 maja 1826 r., tego ostatniego dnia przedstawiając „uwagi nad rozwinięciem się historii u Greków" 48. Niemal jednocześnie historyk zajmował się w Dziale Nauk —' 8 czerwca 1826 r. — sprawą rzekomej kroniki j Prokosza, niedawno ogłoszonej drukiem przez Hipolita Kownackiego, rozwiewając mit o jej autentyczności i wykazując, że jest ona falsyfikatem sporządzonym przez Przybysława Dyamentowskiego (zm. 1774) 49. Jeszcze pod koniec poprzedniego roku Fryderyk Skarbek pod nieobecność Lelewela czytał w Dziale Nauk jego dzieło, „w którym porównywa [on] prace naukowe Naruszewicza i Czackiego" (19 października i 2 listopada 1825 r.50). Ponieważ historyk zamierzał czytać tę pracę na posiedzeniu publicznym, 2 listopada Dział 45 M. H. Serejski, Koncepcja historii powszechnej Joachima Lelewela, Warszawa 1958, s. 369 nn., 374 - 395; tenże, komentarz w: J. Lelewel, Dzielą, t. VIII, Warszawa 1961, s. 258. 4* J. Lelewel; Listy do rodzeństwa, t. I, s. 293 — list do ojca z 23 XII 1817 r. 47 Por. J. Lelewel, Dzielat t. II, cz. 2, Warszawa 1964, s. 709 nn. 48 AGAD, TPN, t. 64, k. 146, 164 (protokoły posiedzeń Działu Nauk); por. też raport Działu na posiedzenie ogólne 19 czerwca — AGAD, TPN, t. 62, k. 181 - 182. 49 AGAD, TPN, t. 64, k. 147; t. 62, k. 181 - 182 (raport Działu Nauk na posiedzenie ogólne 19 czerwca); A. Kraushar, op. cit, t. III, cz. 3, s. 162 - 163; por. J. Lelewel, Polska, dzieje i rzeczy jej, t. XVII, Poznań 1865, s. 179 - 205. • 5° AGAD, TPN, t. 64, k. 148; por. A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 3, s. 174 - 175 — niezbyt ściśle. 118 Nauk wyłonił' deputac j ę w składzie: Kazimierz Brodziński, Łukasz Gołębiowski i Józef K. Szaniawski, która miała się zająć jej oceną. Recenzenci, a właściwie w ich imieniu K. Brodziński, przedstawili swą opinię na kolejnym posiedzeniu działowym 16 listopada. Pracę uznano za godną druku i publicznego czytania, krytykowano jednak język autora, zaś Brodziński polemizował z niektórymi szczegółami oceny pism Czackiego. W końcu jednak stwierdzono, iż „podobnie głębokiego krytycznego ocenienia tych dwóch pisarzów jeszcze literatura polska nie miała, a bezstronność, znajomość rzeczy i szlachetny zapał autora życzyć każe, aby przy licznych już zasługach historyka, jako krytyk więcej pisarzów naszych oceniał". W zakończeniu proponowano skrócenie pewnych ustępów dzieła przy czytaniu publicznym 51. Posiedzenie publiczne Towarzystwa, odkładane dwukrotnie, odbyło się dopiero 20 kwietnia 1826 r. Czytał na nim Lelewel swą pracę, ogłoszoną później w Rocznikach Towarzystwa oraz w „Gazecie Polskiej" (1827)52. Jesienią 1826 r. przedstawił Lelewel na posiedzeniach Działu Nauk dwie swoje nowe prace z zakresu historii prawa polskiego. Dnia 29 listopada czytał Krytyczny rozbiór Statutu Wiślickiego przez siebie wypracowany53, a 13 grudnia przedstawił analizę prawodawstwa króla Wacława i Władysława Łokietka54, wreszcie — 24 stycznia 1827 r. przedłożył Historyczny rozbiór prawodawstwa polskiego cywilnego i kryminalnego do cza- 51 AGAD, TPN, t. 64, k. 151; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 3, s. 177 - 179. 62 AGAD, TPN, t. 84, k. 24; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 3, s. 237; por. „Roczniki TPN", t. 19, 1827, s. 156 nn.; Bibliografia, nr 120 - 121, s. 26; J. Lelewel, Dzielą, t. II, cz. 2, s. 642 nn. 53 AGAD, TPN, t. 64, k. 171; A. Kraushar, op. cit., t. III, cż. 3, s. 255. 54 A. Kraushar,'op. cit, t. III, cz. 3, s. 267. 119 sów jagiellońskich — dwa pierwsze periody od 930 do 113055. Całość obu dzieł — o Statucie Wiślickim i Historyczny rozbiór prawodawstwa — przedstawił na zebraniu Działu Nauk 21 marca 1817 r. „przy odezwie uprzejmej do członków Działu". W obszernym przemówieniu historyk wykładał chęć drukowania obu tych prac w Rocznikach Towarzystwa. Do ich rozpatrzenia wyłoniono — jak zwykle w takich wypadkach — depu-tację w składzie: Jan Wincenty Bandtkie i Tomasz Świecki56, która przygotowała szczegółowy raport, przedstawiony na zebraniu działowym, następnie zaś komunikowany w „Raporcie o czynnościach Działu Nauk w miesiącu,,maju", podanym do wiadomości na posiedzeniu ogólnym 10 czerwca 1827 r. Referat recenzentów zawierał liczne uwagi szczegółowe, w końcu jednak, jak podaje wspomniany „Raport", stwierdzona „ważność tych pism ściągnęła uwagę deputacji, która uznała je godnymi zamieszczenia w Rocznikach Towarzystwa" 57. Oba dzieła zostały więc ogłoszone w tomach XIX i XX Roczników. Jeszcze w 1827 r. J. Lelewel zajmował się na posiedzeniach Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk problematyką archeologiczną. Na zebraniu ogólnym dnia 17 października tego roku czytał swoją pracę o medalionie znalezionym we wsi Ruszcza — Płaszczyzna oraz najpewniej także i o rzekomym kurhanie z tej 55 AGAD, TPN, t. 64, k. 176; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 3, s. 280. 56 AGAD, TPN, t. 64, k. 181; por. też t. 28 B, bez numeru karty „Obraz prac Działu Nauk" bez daty. Ową „odezwę" drukuje A. Kraushar, op. cit.,.t. III, cz. 3, s. 304-305. 57 AGAD, TPN, t. 28 B, k. 3 - 3v. Tekst referatu wraz z mar-ginalnymji uwagami Lelewela podaje A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 3, s. 324 - 332. Był on czytany w Dziale Nauk w kwietniu — nie odnaleźliśmy go w aktach TPN w AGAD. 120 właśnie miejscowości 58. Towarzystwo domagało się odeń bardziej dokładnych informacji o miejscu, czasie i okolicznościach odnalezienia zabytku itd. Zgodnie z tym życzeniem w końcu roku następnego Lelewel zakomunikował na posiedzeniu Działu Nauk 18 grudnia 1818 r., że „wypracował obszerniejszy raport o medalionie odkrytym we wsi Ruszczy w mogile, odrysował położenie miejsca tego itd." 59. Pracy tej historyk nie drukował w wydawnictwach Towarzystwa, lecz w Pamiętniku Umiejętności Moralnych i Literackich (1830). Dzisiejszy archeolog wysoko ocenia te badania uczonego jako „przykład prawidłowego opublikowania zespołu źródeł archeologicznych, a zarazem próbę jego historycznej interpretacji"60. Taka ocena jest tym bardziej godna podkreślenia, że silne podówczas nie tylko w środowisku członków Towarzystwa zainteresowania archeologiczne zazwyczaj nie wykraczały poza dyletancko-zbierackie „starożytnictwo". Obok zagadnień archeologicznych poruszał też Lelewel niekiedy i zagadnienia związane z zakresem tzw. nauk pomocniczych historii. W związku ze swymi zain- 58 AGAD, TPN, t. 94, k. lv - 2. Rękopis pracy Lelewela „Miedziany mentalik w roku 1827 we wsi Ruszczy Płaszczyźnie znaleziony", sygnowany: Warszawa 15 X 1827 — tamże, t. 27, k. 188-188v (140 - 140v); tam także brulion pracy pt. „Mogiła pod wsią Ruszcza Płaszczyzna w Sandomierskiem", t. 27, k. 192 - 194 (141 - 143). 59 AGAD, TPN, t. 94, k. llv; t. 28 B, k. 25. Pracę tę miał przełożyć na niemiecki Samuel B. Linde — por. A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 4, s. 142. Z problematyką archeologiczną wiąże się ocena Lelewela pism T. Ujazdowskiego — o czym niżej. Por. też notkę Lelewela: AGAD, TPN, t. 27, k. 147 - 147v. 60 A. Nadolski, Joachima Lelewela wkład do archeologii, „Kwartalnik Historyczny", t. 68, 1961, s. 932. Archeologiczne zainteresowania Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk omówił ostatnio A. Abramowicz, Wiek archeologii, Warszawa 1967, s. 10 - 44, por. zwłaszcza s. 18 - 19. 121 teresowaniami dyplomatyką ruską zajął się bliżej omówieniem trzech dokumentów ruskich, ofiarowanych do zbiorów Towarzystwa przez hr. Tytusa Potockiego. Przedstawił je w Dziale Nauk 12 listopada 1828 r., a jego memoriał w tej sprawie można uznać za doskonały przykład krytyki dyplomatycznej. Zainteresowały więc Lelewela takie zagadnienia, jak służby bojarów, tytuł książęcy i forma nazwiska Radziwiłł, położenie ludności przybyłej i osiadłej, służby i daniny oraz rodzaje nadań. Memoriał ten został złożony w archiwum Towarzystwa 61; Kiedy na zebraniu Działu Nauk 18 marca 1829 r. ustalano, kto ma czytać swą pracę na zbliżającym się posiedzeniu publicznym, kandydaturę swą zgłosił J. Lelewel. Jakkolwiek nie podał on tytułu pracy, którą zamierzał przedstawić, wyłoniono jednak komisję do jej oceny w składzie: J. W. Bandtkłe i F. Bentkowski 62. Nie wiemy, jaka to miała być praca i jakie były jej losy, można jedynie snuć przypuszczenia, że historyk zamierzał przedstawić jakąś część ze swych dawniej już napisanych dzieł. Może chodziło tu znów o fragment Historii polskiej — wszak na zebraniu Działu Nauk l kwietnia przedłożył Lelewel pracę o polityce Giedymina „względem Rzymu i innych mocarstw ościennych" 6S, najpewniej fragment tego właśnie dzieła. Jednakże do referowania przez Lelewela własnej pracy na posiedzeniu publicznym nie doszło, nie ma też śladu, 81 AGAD, TPN, t. 94, k. 10v (protokół); tekst memoriału Lelewela ibidem, t. 27, k. 149 - 149v (111 - lllv); na k. 153 - 157 (113 -118) odpisy dokumentów z lat 1551, 1559 i 1560. Por. „Raport z czynności Działu Nauk w listopadzie 1828", AGAD, TPN; t. 28 B, bez numeru karty; A. Kraushar, op. cit., t. III, ez. 4, s. 128. <« AGAD, TPN, t. 94, k. 14. 63 Ibidem, k. 14 - 14v; t. 28 B, k. 40 - 40v; A. Kraushar, op. cii, t. III, cz. 4, s. 171. 122 by dotarła ona w ogóle do rąk wyznaczonych recenzentów. Zapewne z powodu rozlicznych zajęć wycofał historyk swą pierwotną propozycję. W każdym jednak razie zasługuje na podkreślenie jakże charakterystyczna zmiana stosunku Towarzystwa do uczonego: Dział Nauk godzi się na każdą jego propozycję, co więcej, akceptuje jego kandydaturę do czytania na posiedzeniu publicznym pracy, której nawet tytułu nie przedstawił! Jeszcze raz będzie mowa o .referacie Lelewela na posiedzeniu publicznym Towarzystwa w ostatnich miesiącach jego istnienia, już w dobie powstania listopadowego. Na posiedzeniu nadzwyczajnym 17 kwietnia 1831 r. zgłoszono, że historyk przedstawi na najbliższym posiedzeniu publicznym, .którego termin wyznaczono zrazu na 30 kwietnia, jakieś swoje dzieło 64. I tym razem nie pytano się, 'jaka tO będzie praca, chodziło po prostu o to, by właśnie Lelewel był prelegentem. Historyk wyraził najpierw zgodę, jednak już na posiedzeniu ogólnym 24 kwietnia zgłaszał wątpliwości, czy zdoła zadośćuczynić swemu zobowiązaniu i wygłosić referat na posiedzeniu publicznym 65, którego termin przesunięto na l maja, a potem na dzień 3 maja. Pomimo że do ostatniej chwili rezerwowano dlań miejsce w gronie licznych występujących na tym posiedzeniu prelegentów, Lelewel żadnego ze swoich dzieł na nim nie przedstawił. Nie dziwimy się temu: historyk, który od 30 stycznia 1831 r. był członkiem Rządu Narodowego, prowadził wówczas ożywioną działalność polityczną, szczególnie na terenie sejmowym 66. «* AGAD, TPN, t. 91, k. 37; J. Michalski, op. cit, s. 306. 65 AGAD, TPN, t. 91, k. 41; J. Michalski, ibidem. 66 J. Dutkiewicz, Działalność polityczna Lelewela w Powstaniu Listopadowym, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 24, 1962, s. 49 - 64. 123 W działalności J. Lelewela w Towarzystwie Warszawskim Przyjaciół Nauk poczesne miejsce zajmuje numizmatyka. Na czoło wysuwa się tu autoreferat jego pracy o monetach znalezionych we wsi Trzeboń (Trzebunia), w okolicy Płocka, przedstawiony w Dziale Nauk 23 lutego i 23 marca 1825 r.67 Wyłoniona na posiedzeniu lutowym komisja (F. Bentkowski, Ł. Gołębiowski) przedstawiła w Dziale Nauk swój raport 6 kwietnia. Pisany ręką Ł. Gołębiowskiego, jest on pełen rewerencji w stosunku do autora pracy, utrzymany w przychylnym tonie, zaleca poczynienie pewnych skrótów przy czytaniu pracy na posiedzeniu publicznym i akceptuje projekt opublikowania tego studium w Rocznikach Towarzystwa. Podobnie jak przy innych pracach Lelewela, deputacja zgłaszała pewne poprawki językowe 68. Na posiedzeniu działowym 6 kwietnia, później zaś — już w obecności historyka — na zebraniu ogólnym 10 tego miesiąca rozważono uwagi recenzentów i wyrażono zgodę na odczytanie tej pracy na posiedzeniu publicznym 69. Odczytanie nastąpiło 5 maja 70 — praca Lelewela ukazała się jednak nie w Rocznikach Towarzystwa, ale w „Dzienniku Warszawskim", jeszcze tego samego 1825 r. W 1827 r. Lelewel zaproponował Towarzystwu uporządkowanie jego dość już licznego zbioru numizmatycznego 71. Dnia l października przedstawił obszerny 67 AGAD, TPN, t. 64, k. 138, 141; por. też t. 62, k. 169 - 170 — protokół z posiedzenia ogólnego 6 III 1825. «* Tekst raportu: AGAD, TPN, t. 27, k. 93 (70). 69 AGAD, TPN, t. 64, k. 143 (protokół posiedzenia 6 IV); t. 62, k. 173 - 174 (protokół posiedzenia 10 IV). 70 AGAD, TPN, t. 84, k. 23; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 3, s. 154, 160. 71 AGAD, TPN, t. 28 B „Obraz prac w Dziale Nauk od ostatniego posiedzenia publicznego" — bez daty i podpisu, nie-paginowane. 124 memoriał O zbiorach numizmatów, w którym zawarł swe ogólne postulaty co do uporządkowania kolekcji, ofiarowując się sporządzić jej spis — z zastrzeżeniem jednak, że nie będzie to zupełny katalog — projektując wymianę dubletów itd.72. Ogromną tę pracę wykonał Lelewel dopiero w 1829 r.: na posiedzeniu Działu Nauk 14 października tego roku przedłożył sporządzony przez siebie spis medali: deputacja (Ł. Gołębiowski, F. Bentkowski) poddała go ocenie, postulując czytanie raportu Lelewela na posiedzeniu publicznym7S. Skrzętności Witolda Nowodworskiego zawdzięczamy ustalenie, w oparciu o zaginione dziś źródła, że do odczytania tego raportu doszło na dwóch kolejnych posiedzeniach ogólnych Towarzystwa. W odpisie listu Towarzystwa do historyka z 7 grudnia 1929 r. czytamy bowiem: Na dwóch posiedzeniach ogólnych pierwszego listopada br. i 6 grudnia słuchało Towarzystwo raportu Szanownego Kolegi o medalach Towarzystwa przez niego ułożonych i wstępu do opisania medalów starożytnych, wieków średnich i nowych, obcych, mahometańskich i polskich 74. Nieco wcześniej, bo pomiędzy 15 lipca a 5 września tego samego roku, wykonał historyk pełny spis zbiorów monet Towarzystwa. Mimo że Lelewel zastrzegał się, iż nie jest to jeszcze wykończony należycie katalog, spis ten jest bardzo dokładny. Grupuje on całość zbiorów według kryterium rzeczowego: monety starożytne, średniowieczne różnych krajów, mahometańskie, nowożytne, wreszcie polskie; każda część jest poprzedzona wstępem o charakterze naukowego memoriału, całość 72 AGAD, TPN, t. 98, k. 98 - 98v. 73 Ibidem, t. 94, k. 16v-17; t. 28 B, k. 33 — raport z Działu Nauk z października 1829 na posiedzenie ogólne l XI 1829. 74 W. Nowodworski, Rocznica, s. 119. 125 zaś opatrzył uczony wstępem ogólnym i spisem nowych nabytków ofiarowanych Towarzystwu w trakcie kata-; logowania itd.75. Jak wynika z listu Lelewela do, Tytusa Działyńskiego, historyk nie pasjonował się tą pracą, jednak ,w związku z nią ogłosił drukiem rozprawkę o monetach Sasanidów76. Niewątpliwie z doświadczeń nabytych podczas pracy nad zbiorami medali ł monet Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk skorzystał Lelewel niebawem na emigracji, sporządzając znany katalog zbiorów numizmatycznych miasta Brukseli, niezmiernie wysoko ceniony przez znawców77. Dnia 7 grudnia 1829 r.; a więc w dzień po posiedzeniu ogólnym, na którym Lelewel referował spis medali, Towarzystwo wystosowało do historyka list, w którym m. in. proponowało mu ogłoszenie spisu drukiem na łamach Roczników Towarzystwa. Lelewel odpowiedział nań pismem do Ł. Gołębiowskiego z 13 stycznia 1330 r. sprzeciwiając się temu pomysłowi, po pierwsze ze względu na fakt, że ponieważ Roczniki „księgarzom zaprzedane zostały", nie zamierzał sam w nich niczego ogłaszać, po drugie zaś, zapewne i. dlatego, że — jak sam zaznaczył w spisie — nie uważał go za dokładny katalog. Projektował natomiast opublikowanie spisu monet rzadszych, nieznanych TA Czackiemu? które znajdowały się w zbiorach Towarzystwa i Uniwersytetu, ale powiadamiał jednocześnie, że, z braku czasu nie może, się tej pracy podjąć. J. Lelewel domagał,się przy tym ™ AGAD>TPN, t. 81, kart,53; por. Z. Kolankowski, Rękopisy, prac naukowych Joachima Lelewela w zbiorach polskich, „Kwartalnik Historyczny", t. 68, 1961, s. 995. 76 Korespondencja J. Lelewela z T. Działynskim, Poznań 1884, s. 34 - 35; Bibliografia, nr 142 - 143, s. 31. 77 F. A. Baillłon^ Joachim Lelewel a Królewska Biblioteka Belgijska, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 24, 1962, s. 29 - 47. 126 ogłoszenia drukiem listy ofiarodawców medali i monet do zbiorów Towarzystwa 78. Oprócz tych prac wykonywał Lelewel niejednokrotnie opisy ofiarowywanych Towarzystwu przez różnych ludzi monet: od jesieni 1824 r. do końca 1830 r. znanych jest nam aż siedemnaście tego rodzaju prac historyka 79. Od początku swej działalności w Towarzystwie Lelewel uczestniczył w podejmowanych przez nie lub popieranych pracach wydawniczych. Już w 1812 r., a następnie w 1815 r. brał udział w pracach przygotowawczych nad wydaniem dzieła Jana Albertrandiego o medalach; do pracy tej usiłowano go ponownie nakłonić w 1829 r.80 Kiedy w 1816 r. powstał w Towarzystwie projekt wydania znajdujących się w rękopisie dalszych tomów kodeksu Dogiela i ustalono, że większość rękopisów znajduje się w Wilnie, Lelewel donosił o nich 7" AGAD, TPN, t. 20, k. 252 - 253; A. Kraushar, op. cii, t. III, cz. 4, s. 283 - 284 — niezbyt ściśle. Spis darów został wydany w 1830 r. — Bibliografia, nr 145, s. 31. 79 Spis znanych mi opisów monet sporządzonych przez Lelewela dla Towarzystwa podałem w artykule: Działalność Joachima Lelewela w Towarzystwie Warszawskim Przyjaciół Nauk (1808 - 1815 - 1831), Kwartalnik Historyczny, t. 68, 1961, s. 956. Interesujące ślady numizmatycznych zatrudnień J. Lelewela wydobył niedawno E. Woroniecki, Z nieznanej korespondencji numizmatycznej Joachima Lelewela, „Wiadomości Numizmatyczne", t. 3, 1959, nr l - 2, s. 87 - 94. W. Rolbiecki, Towarzystwo Naukowe, s. 197 - 198, 203, dorzucił nieco nowych szczegółów do numizmatycznych zainteresowań Lelewela w Towarzystwie. 80 AGAD, TPN, t. 60, k. 25v; A. Kraushar, op. cit., t. II, cz. l, s. 301 - 302 (o zebraniu Działu Nauk l XI 1812) — AGAD, TPN, t. 63, k. 13; A. Kraushar, op. cit, t. II, cz. 2, s. 101 (o zebraniu Działu Nauk 2 III 1815). Na zebraniu 11 XI 1829 wyznaczono go znów do te: pracy — AGAD, TPN, t. 94, k. 17v; t. 28 B,-k. 34, od czego się wymówił w liście do Ł. Gołębiowskiego z dnia 13 I 1830 r. — AGAD, TPN, t. 20, k. 253; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 4, s. 283 - 284. 127 wraz z Julianem Ursynem Niemcewiczem na posiedzeniu Działu Nauk 6 grudnia 1819 r.81 Z polecenia Towarzystwa korespondował z Wilnem w sprawie sporządzenia kopii materiałów do kodeksu82. Rola Lelewela w pracach nad wydaniem dalszych tomów dzieła Do-giela — notabene nie uwieńczonych, jak wiadomo, żadnym sukcesem — nie ograniczała się tylko do tego pośrednictwa, bowiem historyk zajmował się tą sprawą jeszcze po 1825 r.83 Bardziej istotne rezultaty przyniosła jednak inna inicjatywa uczonego. Na zebraniu Działu Nauk 17 października 1821 r. przypomniał on uchwałę Towarzystwa podjętą jeszcze w 1803 r. w sprawie wydania kroniki Galia, której inicjatorem był niegdyś T. Czacki. Historyk wypożyczył z Puław rękopis kodeksu Zamoyskich i złożył go w Towarzystwie. Chociaż decyzję odłożono do posiedzenia ogólnego, już 17 października sprawa edycji Galia została poruczona J. W. Bandtkiemu i F. Bentkowskiemu 84. Jeszcze przed posiedzeniem ogólnym Dział Nauk zwrócił się 31 tego samego miesiąca 81 AGAD, TPN, t. 64, k. 1; t. 61, k. 146; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. l, s. 338; t. III, cz. 2, s. 14. 82 AGAD, TPN, t. 61, k. 146. 83 W 1821 r. na posiedzeniu centralnym w październiku doniesiono, że Lelewel wraz z Walentym Skorochód-Majewskim i Edwardem Czarneckim dokonał porównania nadesłanych kopii: A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 200. Jeszcze w 1822 r. pisał Lelewel do Towarzystwa w sprawie indeksu do Dogiela, co komunikowano na posiedzeniu ogólnym 6 I 1822 — AGAD, TPN, t. 62, k. 32; 7 VIII 1825 wystawił rachunek za przepisanie tomu VII — AGAD, TPN, t. 14. 84 Ibidem, t. 64, k. 49 - 51; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 206; R. Przelaskowski, op. cit., s. 21; J. Michalski, op. cit., s. 178-179; M. Plezia, Z zamierzeń edytorskich Tadeusza Czac- | kiego, „Studia Żródłoznawcze", t. 8, 1963, s. 152 - 154. 9. ADOLF PAWlSfSKI 128 do Lelewela z prośbą o porównanie kopii Żywo tu św. Stanisława, którego wydanie wraz z Gallem postulował historyk85. Na posiedzeniu ogólnym 11 listopada 1821 r. uczony przedstawił obszerne „przymówienie się", uzasadniając potrzebę edycji kroniki i żywotu, i wskazując, że ten ostatni „stał się wzorem wszystkich następnych g. Stanisława żywotów, odmiennych wszakże od niego, stał się przy tym zasadą, z której dawniejszych od niego kronik teksty naruszane były. Wyrzucano niektóre miejsca z tych kronik, a wkładano obszerniejsze opisy żywota". „Z krytycznych tedy względów jest to pomnik także interesowny — kontynuował Lelewel — lecz i dla badacza filozofa nieobojętny. Za jego pomocą wyjaśnia się zmiana traktowania różnych części dziejów naszych w następnej kolei, wyjaśnia się duch i usposobienie czasu, w którym był pisany" 86. Towarzystwo zaakceptowało plan Lelewela, powierzając konfrontację tekstów sporządzonego przezeń odpisu z rękopisem puławskim Janowi Wincentemu Bandtkiemu, Feliksowi Bentkow-skiemu i Samuelowi B. Lindemu. Ostatecznie — jak wiadomo — edycja ukazała się pod nazwiskiem J. W. Bandtkiego jako wydawcy, a rola Lelewela, poza przypomnieniem projektu, polegała na sprowadzeniu rękopisu puławskiego i sporządzeniu zeń kopii87. W związku z tym projektem i zwróceniem uwagi na ważną notę T. Czackiego, w której odniósł się on krytycznie do postaci biskupa Stanisława, gdy ten sprzeniewierzył się królowi, toczyła się w łonie Towarzystwa 10. TADEUSZ KORZON 85 AGAD, TPN, t. 64, k. 52 - 53. 86 Ibidem, t. 52, k. 23 (autograf Lelewela); t. 62, k. 16 (protokół); A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 214 - 215. 87 O roli Lelewela mówił sam Bandtkie w Dziale Nauk H XII 1822 — AGAD, TPN, t. 64, k. 88; por. A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 215 - 216. ~ Grabskł — Orientacje... 129 dyskusja o zabarwieniu ideologicznym. W jej wyniku zobligowano znanego z liberalnych poglądów biskupa Adama Prażmowskiego, ażeby dodał do tekstu własne wyjaśnienia „dla zaspokojenia troskliwości cenzury krajowej". Niemal równocześnie ze sprawą wydania Galia zajmował się Lelewel także po części edycją tomu I Historii narodu polskiego Adama Naruszewicza. Dysponujący rękopisem puławskim Ł. Gołębiowski jeszcze przed ujawnieniem rękopisu Józefa Sierakowskiego — zawierającego odmienną wersję tekstu dzieła wybitnego dziejopisa — zgłosił się do Lelewela, który postanowił „porozrywane sztuki pospajać, połatać, objaśniawczymi artykułami opatrzyć", sam zaś napisał własną rzecz o Słowianach (drukowaną w 1842 r.). Po ujawnieniu rękopisu Sierakowskiego pisał: ,,na próżno przedkładałem, że konkurencja niewczesna", i odradzał edycję pod firmą Towarzystwa88. Dnia 11 listopada 1821 r., następnie 14 tego miesiąca — najpierw na posiedzeniu ogólnym, później działowym — powołano Lelewela do komisji, której zadaniem było skonfrontowanie obu rękopisów 89; jeszcze 10 listopada 1824 r. dyskutowano na temat wstępu do tego wydawnictwa 90. W ogóle jednak stosunek historyka do zamierzonych publikacji nie był życzliwy: Lelewel zdawał sobie sprawę z faktu, że rozważania Naruszewicza, których sam autor nie przeznaczył jeszcze do druku, przy ówczesnym stanie nauki były niezmiernie przestarzałe. Mógł to sam łatwo skonstatować na marginesie swoich badań nad najdawniejszymi dziejami Polski i krajów słowiańskich. 88 J. Lelewel, Dzieła, t. I, s. 58 - 59; J. Michalski, op. citj s. 182; H. Więckowska, Jeszcze jedno niedoszłe wydanie „Histc rii" Naruszewicza, „Roczniki Biblioteczne", t. 2, 1958, s. 137 - 13!J 89 AG AD, TPN, t. 62, k. 17; t. 64, k. 55. 80 Ibidem, t. 64, k. 89. 130 Historyk brał także udział i w innych analogicznych pracach. W związku z poleconym Uniwersytetowi Wileńskiemu w 1822 r. przekładem Statutu Litewskiego na język rosyjski historyk wraz z profesorem tej uczelni Janem Znosko zwrócił się do Towarzystwa z prośbą o wypożyczenie do Wilna rękopisu ruskiego przekładu Statutu. Sprawa ta była omawiana na posiedzeniu Działu Nauk 6 listopada 1822 r., ostateczną zgodę dało posiedzenie ogólne dnia 7 tego miesiąca; na posiedzeniach 5 stycznia 1823 r. komunikowano o otrzymaniu rewersu, następnie — 14 listopada 1824 r. — o zwrocie ręko- 91 pisu W związku z pracami Lelewela nad historią prawa pozostawał przedstawiony przezeń w Dziale Nauk 17 października 1827 r. projekt wydania pomników prawodawstwa litewskiego 92. Zawierał on szczegółowy konspekt wydawnictwa źródłowego, obejmującego teksty prawne od czasów Władysława Jagiełły po Statut Litewski 1529 r.93 Dzieło to powstawało przy współpracy Lelewela z Ignacym Daniłowiczem, który był faktycznym jego współedytorem. Projekt odłożono do posiedzenia centralnego. Towarzystwo poważnie potraktowało przedłożony plan — wyłoniono specjalną deputację (S. Linde, F. Bentkowski, J. W. Bandtkie, S. Węgrzecki, J. Lelewel), która wzięła go pod rozwagę. S. Linde spierał się z Lelewelem co do tego, czy należy wydawać także łaciński tekst Statutu, przy czym historyk obsta- 91 Ibidem, k. 85 (6 XI 1822); t. 62, k. 66 (7 XI 1822); t. 62, k. 74 (5 I 1823); t. 62, k. 147 (14 XI 1824). 92 AGAD, TPN, t. 94, k. 2; por. Z. Kolankowski, op. cit, s. 994, nr 17, gdzie wykazany rękopiśmienny memoriał historyka z l X 1827 do Towarzystwa. 93 AGAD, TPN, t. 27, k. 123 (89) — autograf konspektu; por. „Raport z czynności w Dziale Nauk w kwietniu 1828" — t. 28 B, k. 17. 9« 131 wał. Komisja gotowa była poprzeć plan wydania pomników przez Towarzystwo i już miała przedstawić swe propozycje w tej sprawie, kiedy Lelewel otrzymał listowną ofertę Tytusa Działyńskiego, który ofiarowywał się opublikować dzieło własnym sumptem. Zawiadomiono więc o tym członków Towarzystwa licząc się z koniecznością zrezygnowania, w takim wypadku, z firmowania dzieła przez nie 94. Część zebranych materiałów została wysłana do Poznania jeszcze w kwietniu 1828 r. i niebawem rozpoczęto druk; Lelewel składał o tym sprawozdanie w Towarzystwie 16 kwietnia 1828 r.95. W związku z inicjatywą T. Działyńskiego 6 grudnia tego roku wielu członków Towarzystwa, mianowicie J. U. Niemcewicz, F. Bent-kowski, J. Sierakowski, Ł. Gołębiowski, A. Prażmowski i J. Lelewel, zaproponowało jego kandydaturę na członka przybranego; nasz historyk wygotował w tej sprawie osobny memoriał, proponując go na korespondenta96. Odpowiedni raport w tej sprawie przygotowany został na posiedzenie wyborcze 21 stycznia 1829 r. i wtedy to T. Działyński został członkiem przybranym Towarzystwa. Zbiór praw litewskich, którego druk przerwano w 1830 r., ukazał się dopiero w 1841 r. — wydawca nie mógł już wówczas umieścić nazwiska Lelewela na karcie tytułowej. Do obowiązków członków Towarzystwa należało branie udziału w tzw. deputacjach, czyli komisjach powo- 94 AGAD, TPN, t. 27, k. 116 -117 — raport deputacji z 2 III 1828 T. Por. list T. Działyńskiego do J. Lelewela z 8 II 1828 — AGAD, TPN, t. 27, k. 179 - 179v (132 - 132v); A. Kraus-har, op. cit, t. III, cz. 4, s. 62 - 63. 95 AGAD, TPN, t. 94, k. 8v. 86 Ibidem, t. 20, k. 108; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 4, s. 150- 151. 132 ływanych do oceny różnych dzieł, przedkładanych czy to przez członków, czy przez osoby z zewnątrz, zarówno celem akceptacji do wygłoszenia w formie referatu na posiedzeniu, jak wydania opinii o kwalifikacjach autora, zwłaszcza w wypadku, gdy proponowano go na członka. Zrozumiałe, że Lelewel nie uchylał się od tej pracy. Po raz pierwszy podjął się jej w 1821 r. i od tej pory uczestniczył w najróżniejszych deputacjach. Tę stronę jego aktywności w Towarzystwie zilustrujemy tablicą: Data zlecenia l przedstawienia recenzji Recenzowana praca lub inne prace Współrecenzenci 18 II 1821 16 IV 1821 17 X 1821 7 V 1821 16 I 1822 17 X 1821 31 X 1821 17 X 1821 28 XI 1821 30 XII 1824 26 I 1825 A. Chłarini, Dśchlfrement d'un papier chlnois trou-vś dans la Blbliotheque Publiąue de Varsovie S. Linde, rozbiór pracy J. Yatera, Dle Sprache der alten Preussen Odpowiedź na pytania T. Birgera z Kopenhagi o runach i brakteatach W. Skorochód-Majewski, O stanie Słowian przed Samonem królem w VII w. Spis najdawniejszych wydarzeń z ostatnich 50 lat dziejów narodu polskiego dla francuskiego wydawcy Courcelles Odpowiedź na list orien-talisty J. Hammera w sprawie stosunków Polski z Porta Ottomańską w XV w. J. W. Bandtkie. Recenzję przygotował J. Lelewel W. Skorochód-Majewski. Lelewel opracował osobną opinię F. Bentkowski, W. Suro-wiecki. Każdy opracował osobną opinię. Uwagi dołączył J. Sękowski E. Czarnecki; opinię opracował Lelewel, dołączyli się do niej Czarnecki i Ł. Gołębiowski S. Linde, K. Kwiatkow-ski. Lelewel dostarczył bibliografię dzieł, mogących służyć Francuzowi za podstawę A. Prażmowski, Ł. Gołębiowski, J. Sękowski (odpowiedź ostatniego odrzucono) 133 Data zlecenia i przedstawienia recenzji Recenzowana praca lub inne prace Współrecenzenci 9 II 1825 23 III 1825 l V 1825 16 I 1827 17 X 1827 12 XII 1827 9 I 1828 2 IV 1828 2 IV 1828 29 X 1828 15 X 1828 29 X 1828 15 IV 1829 13 V i 7 X 1829 2 VI 1830 12 X 1830 10 XI 1830 Ł. Gołębiowski, O pobra-tymstwie ' K. Brodziński, Projekt Dykcjonarza obyczajów i zwyczajów polskich Ocena prac Duńczyka d'Abrahamsona Pomoc A, Bronikowskie-mu przy opracowywaniu historii Augusta II i III Atlas Schliebena Ocena „grobowców i pomników" ofiarowanych TPN przez różne osoby E. Marylskł, Wspomnienie zgonu znakomitych Polaków T. Ujazdowski, O posągach Baby i Niemca K. Kwiatkowski, O numizmatyce J. W. Bandtkie, Zbiór praw polskich XIV - XV wieku J. Miklaszewski, Geografia Ocena prac Grabera de Homsoe W. Surowiecki, J. W. Bandtkie. Lelewel opracował osobną recenzję Lelewel wszedł w skład drugiej z kolei deputacji; poza nim A. Tarnowski, Ł. Gołębiowski, A. Praż-mowskl i projektodawca F. Bentkowski, w. Surowiecki S. Węgrzecki, Ł. Gołębiowski T. Świecki; recenzję przygotował Lelewel S. Linde J. W. Bandtkie K. Brodziński. Lelewel opracował ocenę F. Bentkowski; Lelewel podpisał się pod jego recenzją F. Bentkowski, J. K. Sza-niawski T. Świecki, S. Plater; Lelewel wymówił się F. Bentkowski " 97 Dokumentacja do powyższej tablicy por. A. F. Grabski, Działalność, s. 959 - 960. 134 Jak widać już z tego zestawienia, recenzje, opinie itp. opracowywane przez Lelewela w związku z pracami deputacji miały zróżnicowany charakter. Duże znaczenie mają jego opinie o pracach współkolegów. I tak recenzja z pracy L. Chiariniego jest grzeczna, lecz autor wyraźnie unika wypowiedzenia zdecydowanego poglądu w sprawie, na której się nie zna. Omawiając z kolei pracę Walentego Skorochód-Majewskiego historyk uprzejmie, acz stanowczo sprzeciwił się odczytywaniu wszystkiego, co napisał płodny ten autor, na posiedzeniu publicznym, i sceptycznie ustosunkowywał się do jego niektórych wywodów. W recenzji pisał m. in.: W tym oddzielę, lubo tyle już powiedziane było przez tak wielu z różnych zdaniem badaczy, ponieważ w istocie wiele jeszcze zostaje do wybadania, rozgatunkowania, mógł nasz badacz luźne wyjaśniać prawdy. Jakoż rzucił się swoją drogą. Jedne i drugie cząsteczki są podobne do cząsteczek poszukiwań innych badaczy, ale całość jest własna kolegi, wszystkie te cząsteczki są doborem do całości stosownym. Myśl jego jest wielka i szeroka, admirujemy jego uniesienia, chociaż nie zawsze na jego zdanie zgadzać się możemy. Dopiero teraz następowała merytoryczna krytyka dziwacznych zapatrywań Majewskiego, utrzymana w bardzo oględnym zresztą tonie, po czym historyk konkludował: Rzecz tej osnowy, z przedmiotu interesowna, i z wielu względów wiele osób zająć mogąca, jak wykończoną i wypracowaną zostanie, uformuje, jak wspomnieliśmy, dzieło. Pozwoli jednak kolega tę powiedzieć uwagę, że jakożbykolwiek przyszło mu z dziejami Samona rozciągać się, wstęp zdaje się nam za daleko poczynający — od geologicznych uwag, od rozplenienia rodu ludzkiego. Wszystkie te z taką gorliwością dla wstępu podejmowane trudy mogłyby utworzyć oddzielne pismo, którego by przedmiot był ogólniejszy, obejmujący dwu szczepów narody i ziemię, kiedy pismo o Samonie traktuje o szczególe bardzo od powszechności narodów i ziemi wytężonym (?). Z tychże powodów, kiedy mam otworzyć zdanie swoje, co by z tego na 135 publicznym posiedzeniu czytane być mogło [...] życzyłbym, aby kolega chciał jaką cząstkę z dziejów samego Samona, które tylko co wygotował, na to przeznaczyć, na przykład uwagi może o urodzeniu 98. Przytoczyliśmy dłuższy fragment recenzji, aby wskazać, jak kształtowały się stosunki naukowe pomiędzy wybitnym, profesjonalnym uczonym a zapalonym dyle-tantem-amatorem. Lelewel, jak widać, bardzo dbał o to, aby w niczym nie urazić swego kolegi, a jednocześnie wypowiedzieć swe zdanie o przedłożonej mu do oceny pracy. Tych kłopotów nie miał historyk, gdy przyszło mu omawiać pracę Ł. Gołębiowskiego: dał wiele uwag szczegółowych i domagał się zawężenia tytułu. Niekiedy — jak w wypadku opinii o pracy K. Kwiatkowskie-go — zdawał się na współrecenzenta; w nadzwyczaj kłopotliwej sytuacji, gdy jego dobry znajomy J. Mikla-szewski przedstawił niewiele wartą pracę, zręcznie wymówił się od pisania oceny. Podobnie zresztą uczynili inni i tak praca ta nie została nigdy przez Towarzystwo oceniona. Inaczej przedstawiała się sprawa z wydawnic-ctwem J. W. Bandtkiego: Lelewel gorąco je poparł, de-putacja złożyła przychylny raport, a następnie pomagała edytorowi w trudach wydawniczych. Czasem odmawiał recenzji — jak w wypadku narzuconej mu oceny różnych rzekomo autentycznych dawnych posążków, czym nie chciał się zajmować, a Towarzystwo jeszcze w 1830 r. przypominało mu, że zalega z opinią. Kiedy pisał o pracy młodego autora E. Marylskiego,' podał sporo życzliwych, merytorycznych uwag, zalecając dalsze pogłębienie tematu. Rzeczowo omawiał też pracę T. Ujazdowskiego. Kiedy Towarzystwo zamierzało zakupić dla swej biblioteki atlas Schliebena, Lelewel poddał go gruntownemu rozbiorowi, wykazując jego nie- 98 AGAD, TPN, t. 26, k. 139 - 139v (101 - 101v); A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 207 - 208; J. Michalski, op. cit., s. 187. 136 wielką wartość. Wydaje się, że stosunkowo duże znaczenie przywiązywał historyk do przedłożonego jeszcze l listopada 1823 r. projektu Dykcjonarza. Mimo opracowania konspektu sprawa ta utknęła jakoś w miejscu, wobec czego powołano nową deputację, w skład której wszedł m. in. Lelewel. Miało to przyspieszyć realizację projektu, z którego jednak nic nie wyszło, a Lelewel doradził w końcu Ł. Gołębiowskiemu ogłoszenie drukiem zebranych przezeń materiałów. Podobnie zresztą — już po powstaniu listopadowym — postąpił sam projektodawca K. Brodziński. Sporo uwagi poświęcał też historyk udzielaniu odpowiedzi uczonym zagranicznym bądź też ocenie ich prac. W odpowiedzi Torlacjuszowi Birgerowi historyk wygotował obszerny memoriał w sprawie pisma runicznego i brakteatów, jednak jego współkoledzy uznali za najlepszą odpowiedź opracowaną przez F. Bentkowskiego. W odpowiedzi na list znakomitego orientalisty J. Ham-mera opracował Lelewel szczegółowy referat, który Towarzystwo postanowiło wysłać pytającemu. Inny charakter nosiły oceny prac d'Abrahamsona i Grabera de Homsoe. Obaj pragnęli być członkami Towarzystwa. Historyk uznał prace pierwszego z nich za niezbyt cenne, a na marginesie publikacji o szkolnictwie elementarnym w Danii poczynił interesujące uwagi: [...] z trzeciego raportu urzędowego, który nadsyła d'Abra-hamson, i z uwag, które koledze [Wincentemu] Krasińskiemu udzielił, okazuje się, że u nas dzieje się zupełnie przeciwnie. W Danii na 2 m|ilionach ludności w roku 1825 było 1143, a w 1826 1707 szkół, u nas na 3 milionach już w roku 1824 zamknięto szkółek przeszło 1000. A że w Danii żaden człowiek z dzieciństwa nie wychodzi, kto czytać i pisać nie umie [...], a zatym królestwo nasze znalazłby Duńczyk w stanie wielkiego dzieciństwa ". AGAD, TPN, t. 47, k. 56v. 137 Lelewel nie przeciwstawiał się jednak przyjęciu Duńczyka na członka. Co do drugiego ze Skandynawów, po przejrzeniu nadesłanych przezeń prac podkreślił, że różni się z nim w poglądach, lecz uznał, że może on zostać członkiem korespondentem Towarzystwa, „tym bardziej, że jest członkiem 47 Towarzystw i pragnie być naszym". Ustawowym przywilejem członków czynnych było zgłaszanie kandydatów na członków Towarzystwa. W latach 1824 - 1831 Lelewel wielokroć proponował różne osoby na członków. Zebrane przez nas informacje w tej sprawie ujmijmy znów w tablicę: Data propozycji Kandydat Data wyboru Współpro-ponujący Uwagi 30 XII 1824 M. Karamzin K. Sołtyk kand. po- nownie 26 I 1325 B. Kiciński J. Dipiński 3-13 XII 1826 E. Raczyński 4 II 1827 F. Bentkowski 7 I 1827 B. Kiciński 4 II 1827 J. Lipiński po 16 I 1827 d'Abraham- 4 II 1827 F. Bentkowski, son W. Surowiecki 16 XII 1827 Gley 4 II 1828 L. Plater 16 XII 1827 P. K6ppen 1828? S. Linde 16 XII 1827 M. A. Jullien 4 H 1828 F. Bentkowski, F. Skarbek, L. Plater 16 XII 1827 T. Woje- zapewne wódzki nie kandy- dował 16 XII 1827 E. Marylski jw. 2 XI 1828 T. Bułharyn 4 I 1829 J. U. Niemce- Lelewel wicz, wysunął Ł. Gołębiowski kand., lecz oficjalnie nie wystę- pował jako rekomen- dujący 6 XII 1828 T. Działyń- 4 I 1829 J. U. Niemce- ski wicz, F. Bentkowski, J. Sierakowski, Ł. Gołąbiowski, A. Prażmowski l pata propozycji Kandydat Data wyboru Wspóipro-ponujący Uwagi 6 XII 1828 I. DaniJo- 4 I 1829 F. Bentkowski wicz 6 XII 1828 S. Zukowski 4 I 1829 J. Sierakowski XII 1828 S. Ciampi 4 I 1829 F. Bentkowski XII 1828 M. Fredro 4 I 1829 J. U. Niemce- wicz, Ł. Gołębiowski, K. Brodziński 23 IV 1831 M. Polewoj 23 IV 1831 23 IV 1831 S. Ciampi 23 IV 1831? kand. po- nownie "• Lelewel aż trzykrotnie wysuwał niechętnie widzianego ze, względów politycznych Brunona Kicińskiego, zanim zdołał go ostatecznie przeforsować w Towarzystwie. Spośród innych sprzeciwy budziła kandydatura Sebastiana Ciampi, którą historyk wysuwał z uporem. Nie zapomniał też o włoskim zbieraczu poloniców w czasie ostatnich w dziejach Towarzystwa pamiętnych wyborów kwietniowych 1831 r. Jest wysoce prawdopodobne, że był on inicjatorem powołania wówczas do Towarzystwa wielu uczonych rosyjskich, nie tylko wspomnianego już Michaiła Polewoja (1796 - 1846), założyciela sławnego pisma „Moskowskij Tielegraf", lecz także Kon-stantina Kałajdowicza (1792- 1832), bliskiego współpracownika kanclerza hr. Nikołaja Rumiancewa, wybitnego historyka romantycznego, Pawła Strojewa (1796 -1876), Michaiła Kaczenowskiego (1775 - 1842), redaktora „Wiestnika Jewropy" i profesora Uniwersytetu Moskiewskiego, Ewfimija Bołchowitynowa (1767 - 1837), metropolity kijowskiego (od 1822) i historyka czy tłumacza dzieł Adama Mickiewicza — ukraińskiego poety i profesora historii w Charkowie, Piotra Hułak-Arte- 100 Dokumentacja do powyższej tablicy A. F. Grabski, op. cit., s- 961, przyp. 101. 138 139 mowskiego (1790 - 1865). Niewiele wcześniej, bo 16 kwietnia 1828 r., właśnie Lelewel złożył Działowi Nauk „wolny przekład Piotra Kułaki Artemowskiego na małorosyjski dialekt poezji Adama Mickiewicza pod tytułem «Twar-dowski»" — jak podaje protokół posiedzenia 101. Kandydatury te wysunięte zostały przez komisję, w skład której Lelewel formalnie nie wchodził, można jednak przypuszczać, że z nią współpracował102. Akt ten — mianowicie powołanie Rosjan na członków Towarzystwa — miał charakter manifestacyjny: Towarzystwo pragnęło w ten sposób podkreślić, że Polacy nie walczą z narodem rosyjskim, lecz z władzą carską. Było to owo sławne posiedzenie, na którym do grona członków Towarzystwa powołano wielu wybitnych działaczy politycznych i przywódców powstania, zagranicznych przyjaciół Polski i innych. Wówczas to w gronie korespondentów znalazł się także Adam Mickiewicz. W pracach Towarzystwa ważne miejsce zajmowały sprawy organizowania konkursów. Nie zostały one należycie rozwinięte, a to głównie z braku środków finansowych. Ożywienie myśli o konkursach nastąpiło w 1827 r., kiedy też do deputacji konkursowej powołano członków: A. Prażmowskiego, L. Platera, D. Krysińskie-go, W. Szweykowskiego, L. Osińskiego, K. Brodzińskie-go, F. Bentkowskiego, K. Skrodzkiego, J. Miłego i J. Lelewela — jak wynika z listu Ł. Gołębiowskiego zwołującego posiedzenie komisji na 10 czerwca. Wydaje się, że Lelewel nie wziął tym razem udziału w pracach tej deputacji103. Sprawa konkursów znów ożyła w 1829 r. z chwilą uzyskania przez Towarzystwo specjalnych funduszów na ten cel. Lelewel wziął udział w pracach przygotowawczych, ale już 11 listopada Dział Nauk zwracał się do prezesa, aby na miejsce nieobecnego historyka wyznaczyć do komisji kogo innego 104. Lelewel nie przestał się jednak interesować konkursami — nie tylko . podpisał skierowane przez sekretarza Działu Nauk wezwanie z 27 grudnia 1829 r. w sprawie wysuwania projektów10S, ale niebawem — 10 marca następnego roku — sam taki projekt przedstawił 10°. Był to „Projekt tematu konkursowego z historii prawa J polskiego", który ze wszech względów zasługuje na naszą uwagę. Historykowi chodziło bowiem o opracowanie w oparciu o źródła drukowane i rękopiśmienne problemu, „jak miejscowa praktyka obserwowała prowincjonalne przepisy i zwyczaje", jak przedstawiały się różnice praw poszczególnych dzielnic. Domagał się, by „wyjaśnić różnice form i zasad i wyjaśnić tych różnic początek i przyczyny oraz zachodzące w nich od czasu do czasu odmiany, zwrócić na ostatek uwagę na to, ile wpływać mogły na ogół prawodawstwa, jak się skojarzyły z ogólnymi przepisami i jak dalece jeden ogólny systemat utworzyły"107. W okresie przygotowywania konkursów stosunek do Lelewela był w Towarzystwie niechętny — znalazł się on bowiem w konflikcie z księciem Adamem Czartoryskim. Dał temu wyraz sam historyk w liście do Ł. Gołębiowskiego z 10 marca 1830 r;108. Lelewel wszedł oficjalnie do powołanej na po- 101 AGAD, TPN, t. 94, k. 8v. 102 Por. o tym J. Michalski, op. cit., s. 302 nn.; R. Przelas-kowski, op. cit., s. 12. 103 AGAD, TPN, t. 49, k. 28. Por. J. Michałski, op. cit., s, 127 nn. 104 AGAD, TPN, t. 94, k. 17v. -.-..- 105 Ibidem, t. 7, k. 57v. 106 Ibidem, t. 92, k. 27v. 107 Ibidem, t. 49, k. 37; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 4, s. 301 - 303. 108 A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 4, s. 300 - 301. 140 141 siedzeniu centralnym 3 kwietnia komisji, mającej określić warunki konkursów 109. Jego projekt został przyjęty i wraz z innymi ogłoszony na kwietniowym posiedzeniu publicznym jako czwarty z kolei: podano, zgodnie z życzeniem historyka, termin złożenia prac na 31 grudnia 1834 r. i wyznaczono nagrodę w wysokości 3 tyś. zł (Lelewel proponował nagrodę 3-4 tyś. zł no). Projekt ten podzielił, rzecz jasna, los wszystkich innych, wówczas ogłoszonych... Nie sposób tu wyliczyć wszystkich innych, drobniej- ' szych zatrudnień naszego uczonego w Towarzystwie. ; Zaznaczmy jedynie, że żywo interesował się on biblio- * teką Towarzystwa, której ofiarowywał dzieła własne, j pośredniczył w ofiarach innych osób, pełnił różne funkcje związane ze swymi bibliotecznymi zamiłowaniami, jak np. dokonywał ekspertyz cen oferowanych bibliotece książek itd. Wprawdzie nie chciał się zgodzić na objęcie proponowanej mu funkcji inspektora biblioteki, brał jednak udział w pracach specjalnego Komitetu Bibliotecznego. Zajmował się także innymi sprawami. Kiedy w latach 1827 - 1828 dyskutowano w Towarzystwie sprawę ewentualnego nowego statutu—„ustawy", Lelewel, choć uważał wprowadzenie zmian w przepisach za bezużyteczne i niecelowe, wcześniej już opracował memoriał w sprawie poprawek. Miał ambicję, by wejść w skład powołanej przez Towarzystwo Komisji Ortograficznej: gdy go do niej nie powołano, poczuł się urażony i nie omieszkał zabrać głosu w sprawach pisowni 1U. Historyk pojawiał się niekiedy na posiedzeniach Działu Umiejętności i raz wystąpił tam nawet w sprawie 109 Ibidem, s. 316. 110 AGAD, TPN, t. 49, k. 37; A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 4, s. 335. 111 Por. A. F. Grabski, op. cit., s. 964. projektu nowego ula, opracowanego przez wybitnego w przyszłości pisarza pszczelarskiego Mikołaja Witwic-kiego. Historyk zetknął się mianowicie podczas któregoś ze swych pobytów w Krzemieńcu z wynalazcą, którego następnie zaprotegował do Towarzystwa: został on zaproszony na posiedzenie Działu Umiejętności z prośbą o przedstawienie wynalezionego przez siebie ula i jego opis. Jak ustalił niedawno Zdzisław Kosiek, Witwicki nie był widać pewny swego pióra, „gdyż pomimo obietnicy opis ula wraz z rysunkami sporządził za niego Lelewel" i on to złożył go Towarzystwu 7 listopada 1827 r. Przedstawiony wynalazek został wysoko oceniony przez Dział Umiejętności, nie tylko przez Lelewela, lecz także przez profesora zoologii na Uniwersytecie Warszawskim Feliksa Jareckiego, który pismo swe o projekcie Witwickiego czytał na publicznym posiedzeniu Towarzystwa jeszcze w 1827 r.112. Jest zupełnie zrozumiałe, że nasilenie aktywności Joachima Lelewela w Towarzystwie Warszawskim Przyjaciół Nauk przypadło najpierw na lata jego warszawskiej profesury uniwersyteckiej, później zaś na okres od 1824 r., kiedy represje pozbawiły go katedry na Uniwersytecie Wileńskim. Jego działalność w Towarzystwie obejmuje — jak widzieliśmy — niesłychanie różnorodne problemy naukowe ze wszystkich dziedzin historii i nauk pokrewnych, aż do spraw organizacyjnych. W porównaniu z innymi członkami Towarzystwa 112 AGAD, TPN, t. 33, k. 101 - 101v — uwagi Lelewela o ulu M. Witwickiego; por. J. Michalski, op. cit., s. 259; Z. Kosiek, op. cit, s. 258 - 261, gdzie szczegółowe wyjaśnienie tej sprawy. O M. Witwickim por. S. Brzozowski — W. Ziemacki, Mikołaj Witwicki pionier postępowego pszczelnictwa w XIX wieku, „Studia i Materiały z Dziejów Nauki Polskiej", Seria B, zesz. 7, 1963, s. 165, gdzie dalsze wiadomości o jego kontaktach z Lelewelem. 142 143 była to aktywność zaiste niewspółmierna. Zwłaszcza od 1824 r. większość jego publikacji naukowych wiązała się w ten czy inny sposób z pracami Towarzystwa, które było wówczas głównym polem jego naukowej aktywności, w pewnej chociaż mierze zastępującym mu uniwersytecką katedrę. Jak chyba większość ludzi nauki, historyk odczuwał bowiem głęboką potrzebę dyskusji nad własnymi koncepcjami, wymiany poglądów i ich publicznego przedstawienia jeszcze przed oddaniem tekstu dzieła do druku. Było to możliwe właśnie dzięki Towarzystwu. Dzieje wyborów Lelewela wskazują, że zwłaszcza w początkowym okresie nie był on wśród członków popularny. Wiadomo o niechęci, jaką żywili doń zarówno J. U. Niemcewicz, jak F. K. Bohusz, A. Czartoryski, K. Koźmian, L. Osiński i inni członkowie Towarzystwa. Naoczny świadek Jan N. Janowski powiadał: Wspólnie z Niemcewiczem nie lubili Lelewela mniej więcej i inni członkowie, bo on w ogóle inaczej, a ostatecznie lepiej od nich przeszłość- Polski pojmował i w przeciwieństwie do ich pojęć występował z nowymi i liberalnymi zdaniami113. Niewątpliwie poglądy Lelewela nie mogły odpowiadać większości spośród konserwatywnego grona członków Towarzystwa. Jest niezmiernie charakterystyczne, że największym uznaniem cieszyły się w tym gronie te prace naszego historyka, które nie wiązały się z dziejami Polski, a jeśli ich dotykały, to nie poruszały zasadniczych kontrowersyjnych problemów. Wynikało to nie tylko z politycznego lojalizmu większości członków, lecz przede wszystkim z tego, że przyjęli oni za własną dawną wizję dziejów narodu, którą zamierzano rozwijać w zbiorowej kontynuacji dzieła Adama Naruszewi- 113 J. N. Janowski, Notatki autobiograficzne, Wrocław 1950, s. 142; por. też Bibliografia, nr 141, s. 31. 144 11. ALEKSANDER REMBOWSKI 12. WŁADYSŁAW SMOLEŃSKI cza. Przewartościowania lelewelowskie napotykać musiały opór. Historyk, gdy tylko zorientował się w tym, unikał raczej prowokowania sprzeciwów, o czym świadczy dobitnie tematyka jego kolejnych naukowych wystąpień. Dodajmy do tego jeszcze konflikt między nim, zawodowym historykiem, a uczonymi amatorami, zbieraczami, dyletantami, z których rekrutowało się wielu członków Towarzystwa, i wreszcie znaną drażliwość i bezkompromisowość historyka, który rzadko potrafił zdobyć się na tak grzeczny ton polemiki, jak w recenzji z elaboratu Skorochód-Majewskiego, a zrozumiemy, że niełatwo zyskiwał sympatię. Mimo to pierwotna niechęć członków Towarzystwa do Lelewela z biegiem lat osłabła i coraz częściej uczony spotykał się z ich strony z dowodami prawdziwego uznania. Sam Lelewel bywał często krytyczny, nawet sarkastyczny w stosunku do swych kolegów z Towarzystwa, jednak później, na emigracji, wracając myślą do tego okresu wysoko cenił sobie lata warszawskie. IV. MIĘDZY SŁOWIANOFILSTWEM A PANSLAWIZMEM — IGNACY BENEDYKT RAKOWIECKI JAKO HISTORYK SŁOWIAŃSZCZYZNY Jeśli romantyzm w 'Ogóle, jako kierunek, którego zaplecze filozoficzne stanowił w rozumieniu procesu historycznego, cechowała skłonność do konstruowania różnorakich utopii przeciwstawiających się znienawidzonej współczesności, to dla romantyzmu polskiego utopia słowiańska będzie jedną z najbardziej charakterystycznych. W niej jak w soczewce zbiegną się. marzenia romantyków o różnych sposobach zmiany świata, o przywróceniu „złotego wieku" ludzkości, którego najwyższym wcieleniem w przeszłości była właśnie — w mniemaniu współczesnych ideologów — starożytna Słowiańszczyzna '. „Utopia słowiańska", z jaką spotykamy się na kartach naszej literatury w dobie romantyzmu, miała swoją dawniejszą genealogię. Przypomnijmy „słowiano-filów" doby Oświecenia ze Stanisławem Trembeckim na czele 2, cofając się zaś dalej w głąb wieków moglibyśmy poszukiwać jej antenatów w polonocentrycznym sarmatyzmie, a jeszcze dalej w slawizmie polskiego średniowiecza 3. Wspominam o tym wszystkim nie dlatego, bym chciał traktować tu o wszystkich tych zagadnieniach. Nie o to mi chodzi. Nie czuję się kompe- 1 M. Janion, Uwagi o polskim słowianofilstwie, „Kwartalnik Instytutu Polsko-Radzieckiego", t. l, 1952, nr l, s. 38. 2 E. Woroniecki, Stanisław Trembecki jako słowianofil, „Biblioteka Warszawska", 1913, t. l, s. 263 - 299, 466 - 492; J. Maślanka, Słowiańskie mity historyczne w literaturze polskiego Oświecenia, Wrocław - Warszawa - Kraków 1968. 3 A. F. Grabski, Poczucie jedności słowiańskiej a świadomość narodowa w Polsce średniowiecznej, „Z Polskich Studiów Sla-wistycznych", Seria 3, Historia, Warszawa 1968, s. 79 - 89. 146 tentny, aby zaadaptować twierdzenie A. Koyre o tym, że „cała historia życia umysłowego w Rosji nowożytnej rozwija się pod przemożnym wpływem jednego zjawiska: kontaktu i opozycji między Rosją a Zachodem" 4, do dziejów kultury polskiej w ogólności. Ograniczając się do obszaru historii historiografii mniemam jednak, że w dziejopisarstwie polskim można stosunkowo łatwo wyśledzić przewijanie się dwóch konkurujących ze sobą postaw w stosunku do przeszłości narodowej. Jedną z nich jest postawa okcydentalistyczna, upatrująca skalę oceny w stosunkach zachodnioeuropejskich, drugą nazwalibyśmy słowianofilską, akcentującą rodzimość urządzeń polskich i słowiańskich, i ich własne, swoiste wartości. Jedna i druga mają swą starą metrykę, obie mogą się poszczycić poważnymi osiągnięciami i poważnymi niedomaganiami — bo przecież trudno całość dziejów polskiej myśli historycznej wtłoczyć w ten dychotomiczny schemat, który nie może wyczerpać ich bogatej treści. Historyk nie działa w społecznej i politycznej próżni, historyk historiografii stara się nie tracić z oczu stwier-dzalnych źródłowo politycznych implikacji postaw słowianofilskich w Polsce po upadku Rzeczypospolitej. Słowianofilstwo członków Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk, które tak jaskrawię przewija się w licznych wystąpieniach Stanisława Staszica, Adama Prażmowskiego, Walentego Skorochód-Majew-skiego, Edwarda Czarneckiego, Krzysztofa Wiesiołow-skiego i tylu innych, zwłaszcza po Kongresie Wiedeńskim, wiązało się bez wątpienia z określoną orientacją polityczną — z orientacją na Rosję 5. Podobnie było też 4 A. Walicki, Osobowość a historia, Warszawa 1959, s. 9. 5 E. Kołodziejczyk, Słowianofilstwo Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk (1800 - 1832), „Świat Słowiański", 1909, t. 2, s. 201 - 214; R. Piotrowska, Początki zainteresowań prze- 10* 147 i z innymi słowianofilami, różne zaś było to, o jaką Rosję mogło im chodzić — tę Mikołajów i Aleksandrów, czy też nową, taką, o której marzyli Hercen, Ogariow czy Bakunin... Ktoś powie: przecież to wszystko kolosalne uproszczenie. I racja, czymże jednak, jak nie uproszczeniami, są takie historyczne uogólnienia? Są to jednak uproszczenia uzasadnione. Ignacy Benedykt Rakowiecki, bohater niniejszego szkicu, urodzony w grudniu 1783 r. w Berdyczowie na Wołyniu, wywodził się z drobnej szlacheckiej rodziny unickiej, nie posiadającej już własnej ziemi. Jego ojciec Teodor pochodził z Rohatyńskiego: był architektem, rytownikiem i malarzem; matka jego Marianna była z domu Milanowska 6. Niewiele wiemy o Teodorze Ra- szłością Słowian wśród członków Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, „Z Polskich Studiów Slawistycznych", Seria 3, Historia, Warszawa 1968, s. 113 - 120. O nurcie słowianofilskim por. także A. A. Formozow, Oczerki po istorii russkoj archeologii, Moskwa 1961, s. 57 nn., gdzie nowe rzeczy o Chodakow-skim; L. A. Małasz-Aksamitowa, Dołenga-Chodakowskij (Adam Czarnockij) i jego nasledije, „Lud", t. 51, 1967, s. 123 - 163; tejże, Pionier sławianskoj folkłoristiki Z. J. Dołenga-Choda-kowskij, Kijew 1967, s. 1-18 (przekład polski: Pionier folklorystyki słowiańskiej Zorian Dołęga Chodakowski, tłum. A. Ba-growska, „Literatura Ludowa", t. 11, 1967, nr 1-3, s. 95-111); tejże, Cennoje issłedowanije o Z. Chodakowskom, „Sowietskoje Sławianowiedienije", t. l, 1967, s. 87 - 89, nadbitka; A. Witkow-ska, Słowiański mit początku, „Pamiętnik Literacki", 1969, zesz. 2, s. 3 - 39. 6 Biografię I. B. Rakowieckiego podaje: K. W. Wójcicki, Cmentarz Powązkowski pod Warszawą, t. II, Warszawa 1856, s. 53-61; por. też „Zarys życia i prac literackich I. B. Rakowieckiego" podpisany przez Walentego Skorochód-Majewskiego, Wawrzyńca Surowieckiego i Edwarda Czarneckiego — AGAD, TPN, t. 18, k. 152 - 152v oraz autobiografia, zawarta w podaniu do Wydziału Administracji Szkół Publicznych z 1830 r. (Aneks). Krótkie biografie I. B. Rakowieckiego por. G. Korbut, Litera- 148 kowieckim. Przez jakiś czas trudnił się sztychar-stwem i drzeworytnictwem w Kijowie, po czym przybył do Berdyczowa, gdzie jako architekt wykonał projekt wystroju kościoła karmelitów (budowanego w latach 1737 - 1754). Karmelici berdyczowscy posiadali własną drukarnię nazywaną „drukarnią fortecy Najświętszej Marii Panny", przy niej zaś pracowali rytownicy, „którzy rytowali wizerunki świętych, a nawet mężów wsławionych na Rusi. W liczbie ich wydatne zajmował miejsce zdolny rytownik Teodor Rakowiecki". Jego uzdolnienia zostały stosunkowo szybko docenione; 18 lipca 1771 r. został mianowany dworzaninem i nadwornym sztycharzem Stanisława Augusta 7. Podstawę egzystencji rodziny zapewniała praca ojca. Ignacy Benedykt, który do jedenastego roku życia uczył się w miejscowej szkole, rychło jednak musiał poszukiwać źródła samodzielnego utrzymania (1802), rozpoczynając pracę jako geometra na Wołyniu i Litwie. Widocznie nie bardzo mu ona odpowiadała, gdyż zmienił ją wkrótce na obowiązki nauczyciela języków francuskiego i rosyjskiego w prowadzonej przez bazylianów tura polska od początków do powstania styczniowego, t. II, Warszawa 1918, s. 285 - 286; S. Krzemiński, w: Wiek XIX. Sto lat myśli polskiej, t. II, Warszawa 1907, s. 305 - 306; F. M. So-bieszczański, Encyklopedia Powszechna S. Orgelbranda, t. XII, Warszawa 1902, s. 504; N. Kariejew, Encikłopiediczeskij Słowar' Brokgauz — Efron, t. XXV, Sankt Petersburg 1899; J. Barto-szewicz, Dzieła, t. VII, Kraków 1880, s. 209, 212. O Teodorze Rakowieckim por. M. Baliński — T. Lipiński, Starożytna Polska, wyd. 2, t. II, Warszawa, 1885, s. 633; K. W. Wójcicki, Cmentarz, t. II, s. 53; S. Łoza, Architekci i budowniczowie w Polsce, Warszawa 1954, s. 254; Koronacja cudownego obrazu NMP w kościele berdyczowskim ks. Karmelitów, „Tygodnik Ilustrowany", 1881, t. 2, nr 298, s. 162. 7 Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów sąsiednich, t. I, Warszawa 1880, s. 137; K. W. Wójcicki, op. cit, t. II, s. 53. 149 r szkole w Kumaniu, znanej ze swego wysokiego poziomu (wśród jej — późniejszych co prawda — absolwentów znajdują się m. in. Józef Bohdan Zaleski, Seweryn Goszczyński i Michał Grabowski)8. I tam jednak długo nie zagrzał miejsca, gdyż uzyskawszy 28 grudnia 1803 r. zwolnienie, przeniósł się niebawem do Wilna. Pobyt w mieście, które promieniowało wówczas jako centrum kulturalne na wschodnie ziemie dawnej Rzeczypospolitej, wiele zaważył na życiu młodego Rakowieckiego. Pragnął on uzupełnić tu braki swego wykształcenia, uczęszczając na wykłady uniwersyteckie z zakresu ekonomii i filologii oraz — jak podawał w swej autobiografii — języków słowiańskich. Nie wiadomo nam bliżej, kogo to słuchał Rakowiecki. Wiemy, że po przejściu na emeryturę Hieronima Stroynowskie-go, sławnego fizjokraty, wykłady z ekonomii prowadził na uniwersytecie Szymon Malewski, „czytając wiernie podręcznik swego poprzednika i nie kusząc się o żadne zmiany i innowacje" 9. Kiedy w 1803 r. powstał plan utworzenia osobnej katedry ekonomii, rozpoczęły się długie targi o jej obsadzenie pomiędzy rektorem Stroy-nowskim a Adamem Czartoryskim, który skłaniał się ku modnej ekonomii Adama Smitha. W wyniku tego konfliktu — dopiero jednak za rektoratu Jana Sniadec-kiego — katedrę objął Jan Znosko, mianowany 8 Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów sąsiednich, t. III, Warszawa 1881, s. 208 - 217. 9 A. Grodek, Katedra ekonomii w Wilnie 1803 - 1831, „Ekonomista", 1933, nr l, s. 32; o H. Stroynowskim por. K. Opałek, Hieronim Stroynowski — przedstawiciel postępowej myśli prawniczej polskiego Oświecenia, „Państwo i Prawo", 1952, nr l, s. 9 nn.; S. Dziewulski, Polska myśl ekonomiczna na wszechnicy wileńskiej, Warszawa 1920, odbitka z „Ekonomisty", s. 3 nn.; K. Opałek, Prawo natury u polskich fizjokratów, Warszawa 1953, s. 59 nn.; patrz także J. Bieliński, Uniwersytet Wileński, t. II, Kraków 1899 - 1900, s. 505 nn. 150 w 1815 r. zastępcą profesora, człowiek miernego umysłu, ale wyznawca poglądów angfelskiego ekonomisty. Przez cały czas, aż do 1817 r., ekonomię wykładał nadal Malewski 10. Sądzić trzeba, że jego to właśnie słuchał Rakowiecki. Jeśli chodzi o wykłady filologiczne, na które miał uczęszczać — być może zetknął się z wykładami znakomitego Ernesta Bogumiła Groddecka. Jeszcze trudniej ustalić, czyich wykładów słuchał Rakowiecki z zakresu języków słowiańskich — czy miernego rusycysty Marcina Zubakowicza, czy Jana Czerniawskiego, czy wreszcie wykładającego historię literatury powszechnej Stanisława Bakowskiego? u. Nie sposób wyjść poza luźne przypuszczenia, w każdym jednak razie nie mogły to być jakieś poważniejsze studia nad językami słowiańskimi, gdyż uniwersytet nie dysponował wówczas żadnymi wybitniejszymi specjalistami z tego zakresu. Nie wiemy na pewno, czy Rakowiecki został formalnie studentem uniwersytetu, czy też uczęszczał na wykłady z własnej woli i bez żadnych formalnych zobowiązań. Drugie przypuszczenie wydaje się bardziej prawdopodobne, brak bowiem jakiejkolwiek pewnej informacji o tym, by został on zaliczony w poczet studentów tej uczelni. Ludwik Janowski powiada o nim ostrożnie jako o „wychowanku Uniwersytetu Wileńskiego", nie informując nic o studiach12. Jest jednak rzeczą pewną, że pobyt Rakowieckiego w Wilnie wpły- 10 A. Grodek, op. cit., s. 35 - 39. 11 J. Bieliński, op. cit., t. II, s. 666 nn., 713, 730; R. W. Wo-łoszyński, Z problematyki powiązań nauk społecznych w Polsce z nauką rosyjską na początku XIX w., „Studia i Materiały z Dziejów Nauki Polskiej", Seria A, zesz. 8, 1965, s. 14-15 — o M. Zubakowiczu i J. Czerniawskim. 12 L. Janowski, Słownik Bio-bibliograficzny dawnego Uniwersytetu Wileńskiego, Wilno 1939, s. 361. 151 nął w znacznej mierze na rozwój jego zainteresowań naukowych, które pójdą w dwóch — wówczas najpewniej wytyczonych — kierunkach: praktycznej działalności na polu gospodarczym i związanych z tym prac ekonomicznych oraz badań nad dawną Słowiańszczyzną. Z tego też wileńskiego najpewniej okresu pochodzą znajomości i przyjaźnie Rakowieckiego — z Andrzejem Justynem Lewickim (1775 - 1830), profesorem literatury w gimnazjum wileńskim, później krótko adiunktem uniwersytetu, dyrektorem gimnazjum w Białymstoku, i wreszcie (1823) dyrektorem Liceum Krzemienieckiego, doktorem filologii, latynistą, który deklarował swe lojalne stanowisko polityczne w ogłoszonej drukiem mowie W dzień uroczystego obchodu koronacji Najjaśniejszego Imperatora Aleksandra I (1807)13, czy przyszłym filaretą, słuchaczem Lelewela Mikołajem Koz-łowskim. „Cel poświęcenia się naukom" — według własnych słów I. B. Rakowieckiego — ale przede wszystkim nadzieja na otrzymanie stałej pracy skierowały go w 1807 r. do Księstwa Warszawskiego. Były to chwile brzemienne w wydarzenia polityczne. Dnia l grudnia 1807 r. zebrała się Rada Stanu Księstwa, aby zgodnie z postanowieniami nowej konstytucji rozważyć sprawę „urządzenia włościan". Społeczeństwo z uwagą śledziło długie obrady, podczas gdy na posiedzeniach wysuwano różne koncepcje rozwiązania problemu — jak np. umiarkowany projekt Stanisława Małachowskiego — pozwalające na przynajmniej doraźne załatwienie, tej tak palącej sprawy. Powstawały różne propozycje a wreszcie w dniu 16 grudnia przedstawiony został 13 List M. Kozłowskiego do J. Lelewela, Biblioteka Jagiellońska, rkps 4435, t. II, k. 400 - 400 v, 402 z 27 V 1815; L. Ja-nowski, op. cit., s, 254-255; J. Bieliński, op. cit., t. II, s. 246- 247. 152 przez Feliksa Łubieńskiego projekt umożliwiający faktyczne wywłaszczenie chłopów przez dziedziców 14. Dowodem żywego zainteresowania I. B. Rakowieckiego tymi dyskusjami i projektami jest ogłoszona przezeń w trzy dni po wystąpieniu Łubieńskiego praca pt. List XLIV. Do stowarzyszonych w celu roztrząsania mate-rialów obraz kraju i narodu rozjaśniających. O potrzebie dzielą elementarnego o rolnictwie i ekonomice15, w której autor staje w obronie chłopa, wskazuje na przyczyny jego nędzy i domaga się dla niego praw ludzkich. Jak wiadomo, w Radzie zwyciężyły projekty prawicy, czego wyrazem jest sławny dekret z 21 grudnia 1807 r. „Wymowa dekretu jest jasna — pisał Stanisław Sreniowski — cała ziemia, tj. wraz z nadziałem chłopskim, zostaje uznana za własność panów" 16. W celu uregulowania stosunków własnościowych zalecano dobrowolne zawieranie umów pomiędzy dziedzicami a chłopami, w związku z czym 13 lutego 1808 r. powołano specjalnie 66 przysięgłych notariuszy, których zadaniem miało być wprowadzenie w życie postanowień dekretu. Jednym z nich, tym, który podjął obowiązki w powiecie krotoszyńskim, został Rakowiecki. Pełnił je 14 W. Grabski, Historia Towarzystwa Rolniczego, t. I, Warszawa 1904, s. 12 nn. 15 Warszawa 19 XII 1807, kart 5, liczbowanych od 293 do 302, w tzw. „Listach" przy „Gazecie Warszawskiej". Por. A. Kraus-har, Towarzystwo Warszawskie Przyjaciół Nauk, t. III, cz. 2, Kraków - Warszawa 1904, s. 360 — tekst przemówienia Rakowieckiego na posiedzeniu Towarzystwa 16 IV 1823; AGAD, TPN, t. 64, s. 99 — protokół tego posiedzenia; Z. Kosiek, Nauki rolnicze w Towarzystwie Warszawskim Przyjaciół Nauk, Wrocław - Warszawa - Kraków 1967, s. 116-117 i niżej. 16 S. Sreniowski, Uwłaszczenie chłopów w Polsce, Warszawa 1956, s. 80. Por. S. Grabski, Zarys rozwoju idei społeczno-go-spodarczych w Polsce od pierwszego rozbioru do r. 1831, „Przegląd Polski", t. 152, 1904, s. 453 nn.; W. Grabski, op. cit., t. I, s- 12 nn. 153 jednak krótko. Projekt powołania specjalnego notariatu okazał się niefortunny, toteż rychło władze poczęły zmieniać procedurę zawierania umów. Mimo zawodu, jaki spotkał go na tej placówce, nie myślał Rakowiecki O porzuceniu działalności na polu gospodarczym. Kiedy nadarzyła się okazja, złożył w 1809 r. dymisję i przeniósł się do Warszawy. Cóż to mogło pociągać Rakowieckiego w Warszawie? Chyba nie tylko blask dużego miasta, lecz raczej możliwość uzyskania pracy w pożądanej przezeń dziedzinie, pragnienie przyczynienia się do poprawy stosunków gospodarczych. Zapewne z rekomendacji Aleksandra Potockiego, właściciela Humania, z którym Rakowiecki według wszelkiego prawdopodobieństwa spotkał się podczas swego krótkotrwałego pobytu w tym mieście, rozpoczął on pracę w biurze organizującego się właśnie Towarzystwa Gospodarczo-Rolniczego17. Widocznie sprawnie wywiązywał się z nałożonych nań obowiązków, skoro pierwszy wiceprezes Towarzystwa, od 1812 zaś roku prezes, jeden z jego organizatorów i najruch-liwszych członków, wspomniany Potocki18, zaproponował mu pracę plenipotenta-administratora swoich dóbr koło Mohylowa na Białorusi. Rakowiecki pełnił te obowiązki w latach 1810 - 1811, znajdując przy tym dość czasu na pogłębianie swej wiedzy nie tylko w dziedzinie ekonomii, lecz zwłaszcza słowianoznawstwa, i zgromadził spory księgozbiór złożony z dzieł słowianoznaw-czych, który w kwietniu 1811 r. w drodze do Warszawy zdeponował u wileńskich misjonarzy. Z lat mohylow-skich wywodzi się jego znajomość z prefektem tamtejszego gimnazjum Lubiczykowskim 1S. 17 Towarzystwo założono 19 III 1810 — W. Grabski, op. cit, t. I, s. 40. 18 W. Grabski, op. cit., t. I, s. 40, 53 nn. 19 Listy M. Kozłowskiego do J. Lelewela 7, 27 V 1815 i 14 154 Po powrocie do Warszawy Rakowiecki nie tylko nie zerwał kontaktów z Towarzystwem Gospodarczo-Rol-niczym, ale brał żywy udział w jego pracach. Już dawniej — we wspomnianym Liście z 1807 r. — dał on publiczny wyraz swym zainteresowaniom zagadnieniami oświaty rolniczej, toteż nic dziwnego, że ochoczo zajął się projektem zorganizowania w Łomnej tzw. Instytutu Rolniczego, czyli szkoły rolniczej o szerokim fachowym programie, dostępnej dla chłopów. Na Sesji Generalnej Towarzystwa 9 stycznia 1812 r. powierzono mu — wraz z innym jeszcze członkiem — sprawowanie opieki nad tym projektem20. Były to jednak ostatnie chwile działalności Towarzystwa, które już w sierpniu tego roku zmuszone zostało do zawieszenia swych prac ze względu na wydarzenia polityczne dokonujące się w kraju... Od 1812 r. rozpoczął więc Rakowiecki pracę jako plenipotent innego wielkiego właściciela ziemskiego, ordynata Stanisława Zamojskiego. Fakt, że Zamojski, wiceprezes Towarzystwa Gospodarczo-Rolniczego za prezesury Potockiego, a późniejszy jego prezes, postanowił powierzyć Rakowieckiemu obowiązki administratora dóbr bieżuńskich i żuromińskich w Płockiem, pozostających pod sekwestrem sądowym, świadczy bez wątpienia o uznaniu i zaufaniu, jakim cieszył się Rakowiecki jako praktyk-ekonomista, i wskazuje, że z poprzednich swych obowiązków u Potockiego musiał się wywiązać należycie. Rakowiecki sprawował administrację wspomnianych dóbr w latach 1812-1817, a w służbie ordynata pozostawał aż do roku 1823. Choć jego naukowe zainteresowania kierowały się już coraz wy- VIII 1815 — Biblioteka Jagiellońska, rkps 4435, t. II, k. 400 -400v, 402, 401; list I. B. Rakowieckiego do J. Lelewela z 18 I 1817, ibidem, t. V, k. 468 - 469v. 20 W. Grabski, op. cit., t. I, s, 44-45. 155 raźniej ku słowianoznawstwu, ze swych, obowiązków gospodarczych wywiązywał się sumiennie i traktował je poważnie, nie zaniedbywał też zainteresowań ekonomią i oświatą rolniczą, jak o tym świadczą jego prace, znane czy to z opublikowanego prospektu21, czy też z druku 22. Przebywając głównie w Warszawie poświą-cał się w coraz większym stopniu badaniom słowiano-znawczym, których największe nasilenie przypadnie na okres po ukończeniu prac związanych z dobrami Zamojskiego, to jest po 1817 r. Rychło jednak uczony znów udał się na prowincją i został na pewien czas kuratorem szkół województwa podlaskiego (1824 - 1832). W kilka lat później pisał w swej autobiografii: Nie mając protekcji i znaczenia w zawodzie publicznym, przyjąłem dla zasługi obowiązek kuratora w województwie podlaskim. Obowiązek ten początkowo odpowiadał ileż tyle memu powołaniu, lecz później tak zmienionym został, iż ani moje powołanie, ani zdrowie na pracach naukowych stargane dłużej zostawać mi w nim nie dozwala. 21 I. B. Rakowiecki, Prospekt. Zasady rządzenia, urządzania i doprowadzania do dobrego stanu dóbr ziemskich ziemiańskich, Warszawa 1818, ss. 31. Na posiedzeniu Działu Nauk TPN 16 IV 1823 Rakowiecki mówił m. in.: „Szczególniejszą jest moją chęcią wypracować dzieło ekonomiczne [...] o zasadach rządu ziemiańskiego [...]. Łatwo można będzie z niego zrobić wyciąg do dzieła elementarnego, jeśliby kiedy rząd uznał tego potrzebę" — A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 361 - 362; AGAD, TPN, t. 64, k. 98. Praca ta została ukończona, jej rękopis miał w rękach K. W. Wójcicki, mówi o niej i sam Rakowiecki w 1830 r. Por. K. W. Wójcicki, op. cit, t. II, s. 59 i aneks. 22 Rakowiecki szczególnie żywo interesował się upowszechnieniem nauk ekonomicznych i zagadnieniami oświaty rolniczej, czemu poświęcił szereg prac. Poza wymienionym już Listem z 1807 r. patrz także: List do matki troskliwej o dobre wychowanie syna swego, czyli uwagi, jakiej edukacji, nauki i wiadomości w pożyciu i w obywatelstwie nieodzowna jest potrzeba, Warszawa 1811, ss. 83; tenże, O sposobach upowszechniania 156 Zrezygnować musiał z rozpoczętych studiów — w liście do Wacława Hanki z 26 maja 1825 r. żalił się, „iż okoliczności zmusiły mnie przerwać pracę literacką" 23. Zdaje się, wtedy właśnie powstał projekt opracowania podręcznika historii Rosji, nigdy zresztą nie doprowadzony do końca. Nie wiadomo, czy bezpośrednim motywem oddalenia się Rakowieckiego z Warszawy nie były jakieś waśnie osobiste, być może nawet o podłożu politycznym. Zagadkowo w każdym razie dźwięczą jego1 słowa z listu do W. Hanki z 30 listopada 1822 r.: To widmo, które od wieków pokłóciło niegdyś wszystkich Słowian i ich upadku stało się przyczyną, jest jeszcze zbyt silne i mocne, nie wzdrygajmy się jednak, wytrwałość i praca tylko jedynie pokrzepiać nas może w tym, co odkrywa istotną prawdę i co prowadzi do wspólnego jej zamiłowania. Ja muszę wyjechać z Warszawy na prowincję 24. nauki gospodarstwa ziemiańskiego, Warszawa 1823, ss. 13; tenże, Slowo o potrzebie pisma periodycznego w przedmiocie historycznym, handlowym i ekonomicznym, odbitka z „Dziennika Powszechnego", nr 92, Warszawa 1832, ss. 3. Historyk nauk rolniczych Z. Kosiek oceniając opublikowany przez Rakowieckiego w 1807 r. List, a następnie broszurę O sposobach upowszechniania nauki gospodarstwa ziemiańskiego z 1823 r. w której autor zajął się sprawami nauczania rolnictwa na szerszym niż uprzednio tle, podkreśla jego osiągnięcia pisząc, że „porównanie [projektu Rakowieckiego — A. F. G.] z programem istniejącego już wtedy Instytutu Agronomicznego w Marymoncie wypada korzystnie dla projektu Rakowieckiego". Wprawdzie nasz uczony nie zrealizował planu napisania podręcznika — jak sądzi Z. Kosiek — (informacja podana w poprzednim przypisku pozwala na podważenie tego poglądu) ani nie zrealizował swoich projektów szkolnych, „jednak myśli jego zasługują na przypomnienie jako jeden z objawów, szerokiego zainteresowania sprawą podniesienia kwalifikacji rolników". — Z. Kosiek, op. cit, s. 116 - 117. 23 W. A. Francew, Polskoje sławjanowiedienije końca XVIII i pierwoj czetwierti XIX stoletija, Praga Czeszskaja 1906, s- CLXIX. 24 W. A. Francew, Pis'ma k Wjaczesławu Gankie iż slaw- 157 Pobyt na prowincji, choć przerywany stosunkowo częstymi wizytami w stolicy, przeciągnął się dłużej, niż by tego pragnął. Gdzieś w 1830 r. podjął Rakowiecki starania o uzyskanie wyższego stopnia w administracji szkolnej i przeniesienie do Warszawy, snuł nawet luźne projekty objęcia na uniwersytecie wykładów z archeologii i filologii słowiańskiej — jak wspomina o tym w swej autobiografii. W powstaniu listopadowym udziału nie wziął, stroniąc od wszelkich ruchów politycznych, można raczej przypuszczać, że należał do grona jego przeciwników 25. Po 1833 r. miał objąć stanowisko inspektora szkoły w Łukowie, lecz na skutek interwencji Głównego Dyrektora Sprawiedliwości, przez którego został powołany w tym samym roku do kolegium, mającego przygotować przekład praw rosyjskich na jązyk polski, pozostał w t Warszawie, gdzie objął inspektorat szkoły przy ul. Długiej. Należał, jak się zdaje, do ludzi dobrze widzianych przez władze rosyjskie. W ostatnich latach życia, od 29 lipca 1835 r. do 1839 r., pracował Rakowiecki jako rejent w kancelarii ziemiańskiej województwa mazowieckiego. Stanowisko to, piastowane poprzednio przez jego bliskiego przyjaciela, Walentego Skorochód--Majewskiego, objął po jego śmierci pobierając jednocześnie emeryturę. Na pół roku przed zgonem uzyskał zwolnienie z obowiązków i rozpoczął zabiegi wokół opublikowania swego ostatniego dzieła pt. O istotnych janskich ziemiel, izdal..., Warszawa 1905, s. 881; por. tenże, Polskoje, s. 238. 85 Por. A. Kraushar, Towarzystwo, t. IV, Kraków - Warszawa 1906, s. 303 nn., gdzie zamieszczona lista członków^ TPN, którzy brali udział w powstaniu. Nazwisko Rakowieckiego wymienione jest na s. 323 i opatrzone gwiazdką, oznaczającą „brak wiadomości." Inne informacje wskazują, że był najzupełniej lojalny w stosunku do władz rosyjskich. i naturalnych potrzebach człowieka. Druk już rozpoczęto, ale praca ta, licząca około 20 arkuszy druku, nigdy się nie ukazała26. Ignacy Benedykt Rakowiecki zmarł w Warszawie 22 lipca 1839 r. Nie badania ekonomiczne, działalność gospodarcza czy oświatowa, choć i w tym zakresie położył Rakowiecki duże zasługi, były jednak główną jego pasją. Tym, co go najbardziej pociągało, były studia nad dawną Słowiańszczyzną. Miał do nich pewne przygOT-towanie: wyniesioną z dzieciństwa znajomość języków rosyjskiego, ukraińskiego i białoruskiego, obserwacje poczynione podczas swych pobytów czy to na Ukrainie, na Białorusi bądź Litwie, wreszcie własne samouckie w dużej mierze studia. Wcześnie zetknął się z nurtem słowianofilskim, który wywierał coraz silniejszy wpływ na polskie życie umysłowe, zarówno w końcu XVIII27, jak przede wszystkim w początkach XIX w. Słowiano-filstwo znalazło swe niejako teoretyczne uzasadnienie w wyidealizowanym obrazie dawnej Słowiańszczyzny, charakteryzującej się swoistym, odmiennym od germańskiego indywidualnym duchem narodowym, jaki wynikał ze sławnego „rozdziału słowiańskiego" głośnych Myśli o filozofii dziejów Johanna Gottfrieda Her-dera, który charakteryzował Słowian jako lud łagodny, pracowity, gościnny, wesoły,, prowadzący spokojny, pokojowy żywot28. Właśnie rozwinięcie tych cech mo- 26 K. W, Wójcicki, Cmentarz, t. II, s. 59. 27 Por. przyp. 2 oraz: W. A. Francew, Polskoje, s. 10 nn.; Z. Klarnerówna, Slowianofilstwo w literaturze polskiej lat 1800 do 1848, Warszawa 1926, s. l nn. 28 J. G. Herder, Myśli o filozofii dziejów, przełożył J. Gałecki, t- II, Warszawa 1962, s. 324 nn. Por. M. H. Serejski, Koncepcja historii powszechnej Joachima Lelewela, Warszawa 1958, s- 103 nn.; Z. Klarnerówna, op. cit, s. 2; T. Taranowski, U wód 158 159 ralnych miało — w oczach wielu współczesnych — dawać gwarancję podniesienia i przyszłej świetności narodu. Nawiązując do programowej mowy Jana Albertrandiego z 1800 r.29 Jan Paweł Woronicz w swej Rozprawie o pieśniach narodowych, wygłoszonej na posiedzeniu Towarzystwa Przyjaciół Nauk w 1803 r., mówił: „Odmiana rządu i składu politycznego bynajmniej narodów nie umarza", a do młodzieży zwracał się tymi słowami: „Cnotą, męstwem i rozumem przodków waszych hartując się, na podporę i ozdobę sprawiedliwego rządu wzrastajcie, nie zaś na ciemnych i ponurych niewolników"30. Krzewieniu zamiłowania do dawnej, słowiańskiej przeszłości poświęciło swe siły wielu spośród członków Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk. Powstanie Królestwa Polskiego, liberalizm i polono-filskie wręcz gesty cara Aleksandra zdawały się wiele obiecywać polskiemu społeczeństwu. Łudzono się, że nadszedł wreszcie czas odbudowy Polski, że związek z Rosją doprowadzi do ponownej świetności ojczyzny, w Aleksandrze I upatrywano niemal męża opatrznościowego. Nie tylko własne myśli wypowiadał Tomasz Wawrzecki, członek Rządu Tymczasowego, kiedy w mowie, wygłoszonej 20 czerwca 1815 r. w dniu składania przysięgi przez rząd i wojsko, podkreślał, że związek z Rosją jest spełnieniem wiekowego dziejowego przeznaczenia Polski i wróży jej świetną przyszłość. Nic w istoriju slowienskich prawa, wyd. 2, Beograd 1933, cz. 2, § 14; E. Adler, J. G. Herder i oświecenie niemieckie, Warszawa 1965, s. 362 - 384. 29 J. Ch. Albertrandi, Mowa na pierwszym posiedzeniu Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk dnia 23 XI 1800, „Roczniki Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk", t. l, 1801, s. l nn., szczególnie s. 1-5. 30 J. P. Woronicz, Rozprawa o pieśniach narodowych [w:] Pismo, t. IV, Kraków 1832, s. 122 nn. 160 dziwnego więc, że podobnie myślał I. B. Rakowiecki. Tak jak wielu współczesnych witał z entuzjazmem Aleksandra w 1814 r.31. Był jak najdalszy nie tylko od niechęci, lecz sceptycyzmu w stosunku do carskiej Rosji, co wyjaśnia się w znacznej mierze jego pochodzeniem z ziem wschodnich, wyznaniem unickim, jak i zżyciem się z kulturą rosyjską, ukraińską i białoruską. W 1820 r. na posiedzeniu Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk wypowie I. B. Rakowiecki te słowa: Tak tedy potomkowie starożytnych Słowian [...] są nader bogatymi w to wszystko, co tylko przy pomocy teraz najczystszych zasad chrystianizmu do wyższego przeznaczenia doprowadzić ich może. Przy dziedziczeniu jednak tych drogich skarbów włożonym jest na nich nader wielki obowiązek, aby dla sławy i dobra swego i przyszłych pokoleń, w miarę możności, kończyły to wielkie dzieło, które ich przodkowie zaczęli; to jest aby idąc za ich przykładem kształcili obyczaje, udoskonalali prawa, utwierdzali charakter narodowy. A tak, ani czas, ani nadzwyczajne przygody, ani srogie wrogów usiłowanie nie zdołają zniszczyć plemienia słowiańskiego, które przetrwawszy już wieki srogości i barbarzyństwa oraz najsmutniejszego losu koleje, doczekało się w ciągu swego bytu, pod wielkim i łaskawym berłem Aleksandra I, jednego z najszczęśliwszych epoki32. W tym samym roku, dedykując carowi Aleksandrowi swe obszerne dzieło o Prawdzie Ruskiej, pisał, co następuje: 31 I. B. Rakowiecki, Redę am Friedenfeste, Dorpat 1814; tenże, Eine Redę am Namenfeste S. K. M. Alexander, Dorpat 1814. Nie jest mi znany rękopis, przypisany ponoć przez R. Hubego Rakowieckiemu, zatytułowany „Uwagi nad stanem teraźniejszym wieku niniejszego, 1814 r. pisane", który w początku naszego stulecia znajdował się w Cesarskiej Bibliotece Publicznej, dzisiejszej Bibliotece im. Sałtykowa-Szczedrina w Leningradzie, o którym wspomniał W. A. Francew, Polskoje, s. 218. 82 I. B. Rakowiecki, O stanie cywilnym dawnych Słowian, »Roczniki Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk", t. 14, 1821, s. 35. U — Grabski — Orientacje... 161 Panując łaskawie nad milionami Słowian [...] dzielnie ożywiłeś starożytnej Narodowości Słowiańskiej ducha, który tiaj-pierwszą jest podnietą miłości Ojczyzny i cnót obywatelskich, a którego żywiołem jest wiadomość zwyczajów, obyczajów, praw i języka swoich czci godnych przodków. Wiadomość ta staje się teraz powszechnym przedmiotem lubych dla każdego Słowianina badań, do czego Wasza Cesarsfeo-Królewska Mość przez swoje nad sercami wszystkich Słowian panowanie pobudzać nie przestajesz 3S. Owo panowanie Aleksandra I nad sercami wszystkich Słowian dźwięczy tu już nie tylko słowianofilsko, lecz wręcz panslawistycznie... I. B. Rakowiecki czuł się Polakiem i Słowianinem, z biegiem jednak lat skłaniał się coraz bardziej ku prawemu, ugodowo-lojalistycznemu skrzydłu polskiego słowianofilstwa. Ewolucja ta była zresztą symptomatyczna dla wielu ludzi tego czasu. Jak wspomnieliśmy, w powstaniu listopadowym nie uczestniczył, ale kiedy zaproponowano mu udział w pracach nad tłumaczeniem praw rosyjskich na język polski, nie wahał się podjąć tego zadania. Pełny lojalizm polityczny Rakowieckiego uwidacznia się jaskrawo w 1831 r. w świetle zachowanych informacji o jego udziale w pracach Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk w burzliwe dni powstańcze: w odróżnieniu od bardzo wielu członków nie angażował się w żadne akcje, które mogłyby mieć ostrze antyrosyjskie, słowem, nigdy się nie „wychylił", chyba że za takie „wychylanie się" uznalibyśmy zgłoszoną przezeń na długo 33 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, czyli Prawa Wielkiego Księcia Jarosława Władymirowicza tudzież traktaty Olega i Igora WW. XX. Kijowskich z cesarzami greckimi i Mścisława Dawidowicza X. Smoleńskiego z Rygą zawarte..., t. I, Warszawa 1820, s. 3-4. Tom II tego dzieła wyszedł w Warszawie w 1822 r. 162 przed powstaniem interpelację w sprawie luk w księgozbiorze Towarzystwa, braku dzieł, które „przecież do historii czasów obecnych posłużyć mogą" 34. W aktach cesarskiej komisji, powołanej po upadku powstania w celu rozpatrzenia nieprawomyślnej działalności Towarzystwa, w memoriale przedłożonym w 1836 r. namiestnikowi Paskiewiczowi, znajduje się charakterystyczna notatka o opinii wypowiedzianej przez I. B. Rakowieckiego, jako kuratora szkół okręgu łukowskiego, a więc przed 1833 r. Oto jej treść, którą podajemy za Aleksandrem Krausharem: Pan Rakowiecki, tłumacz i komentator Ruskiej Prawdy, miał sposobność obeznać się z trybem wykładu nauk w Królestwie. Przyznaje on, że w wykładzie tym i w podręcznikach naukowych są wielkie braki, z których najważniejszy, zdaniem jego, tkwi we wszczepianiu w młodzież niejakiego chłodu, obojętności, a nawet nienawiści do Rosji, gdy natomiast nauczycielom należałoby się starać o wszczepianie w serca uczniów wdzięczności dla Rządu Rosyjskiego, wyjaśniać pożytek płynący dla ojczyzny Polaków z opieki nad nią monarchów rosyjskich i wykorzeniać wszelkimi sposobami uprzedzenia, którymi się lekkomyślne żywiły umysły młodzieży, by w następstwie czasu wprowadzać w wykonanie zgubne zamiary mniemań patriotów polskich 35. Trudno o wyraźniejszą deklarację lojalistycz-nego serwilizmu. Nic dziwnego, że I. B. Rakowiecki czuł się pod koniec swego życia — jak stwierdzał to w rozmowie z Kazimierzem W. Wójcickim — osamotniony 36. Dla polskiego społeczeństwa, a zwłaszcza kręgów, z którymi musiał się I. B. Rakowiecki stykać, jego rusofilstwo i lojalizm polityczny były na pewno 34 AGAD, TPN, t. 91, k. 37 — protokół posiedzenia ogólnego z 6 II 1831. 35 A. Kraushar, op. cit, t. IV, s. 403. 36 K. W. Wójcicki, Cmentarz, t. II, s. 58 - 59. 11* 163 rażące, stąd „gorzkie przymówki", na które się skarżył K. W. Wójcickiemu. Droga Rakowieckiego jest, jak się zdaje, niezmiernie charakterystyczna: od romantycznego słowianofilstwa w latach dwudziestych do rosyjskiego panslawizmu w latach trzydziestych. W czasie swego pobytu w Warszawie zbliżył się I. B. Rakowiecki do grona niektórych członków Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk. Zaprzyjaźnił się zwłaszcza z Walentym Skorochód-Majewskim, zamiłowanym językoznawcą, który poświęcił całe swe życie i niemały majątek wywodzeniu języków słowiańskich od sanskrytu37. Rozumowanie swe opierał Majewski na porównaniu: z porównywania słów słowiańskich z hinduskimi wnioskował o indyjskiej genezie języków słowiańskich. Tego rodzaju rozumowanie per analogiam — akcentujące przede wszystkim analogie, nie zaś różnice — stosowano podówczas szeroko nie tylko w badaniach językoznawczych. Podobnie rozumował m. in. Tadeusz Czacki, który na podstawie analogii pomiędzy prawami polskimi i litewskimi a normańskimi wywodził pierwsze ze Skandynawii, czy Józef Maksymilian Ossoliński, który kruszył kopie o rzymski prawa polskiego początek38. Zaskakujące etymologie Majewskiego zyskały sobie znaczny rozgłos u współczesnych, tym bardziej, że — jak to niedawno podkreślano — wówczas „dzieje języka zaczęto traktować jako klucz do najdawniejszej historii narodów. W ślad za Jakubem Grimmem 3' Ibidem, t. I, Warszawa 1855, s. 84 - 88, 250 - 254; także: Wiek XIX. Sto lat myśli polskiej, t. I, s. 449 - 450; E. Dembowski, Pisma, t. II, Warszawa 1955, s. 142 - 169; W. A. Francew, Polskoje, s. 167 nn.; Z. Klarnerówna, op. cit, s. 34 - 35; J. Mi-chalski, Ż dziejów Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Warszawa 1953, s. 187 nn. 38 Por. A. Kraushar, Uwagi nad historią prawa, Warszawa 1868, s. 104 nn.; O. Balzer, Historia porównawcza praw słowiańskich, Lwów 1900, s. 7 nn., 11 - 12. 164 powtarzano, że «unsere Sprache ist unsere Ge-schichte»" 39. Koncepcjom takim hołdował u nas m. in. Samuel Bogumił Linde 40. On to właśnie był drugą wybitną indywidualnością, z którą zetknął się w Warszawie Rakowiecki. Nie bez racji uważa się niekiedy Rakowieckiego za ucznia Lindego 41. Pod jego to bowiem wpływem — zwłaszcza jego dzieła O Statucie Litewskimł2 — zajął się Rakowiecki badaniami nad najdawniejszym prawem słowiańskim — Prawdą Ruską. Przyznaje to zresztą wyraźnie na wstępie do swego głównego dzieła: „Jego [Lindego] gorliwość o rozszerzenie wiadomości Narody Słowiańskie interesujących, jego prace, zachęciły mnie do przedsięwzięcia tego dzieła" 4S. Linde troskliwie opiekował się młodszym badaczem, służąc mu nie tylko pomocą i radą, lecz także zabiegając o rozpowszechnienie jego prac i wyrabiając mu ważne międzynarodowe kontakty. Za jego to pośrednictwem i dzięki jego rekomendacji uzyskał Rakowiecki kontakt z prezesem rosyjskiej akademii, admirałem Aleksandrem S. Sziszkowem, którego zamiłowania słowianoznawcze były szeroko znane. Linde przesłał mu pierwsze arkusze książki Rakowieckiego o Prawdzie Ruskiej z prośbą: „J'ose presen-ter a Votre Excellence et a 1'Ilustre Academie cet essai en me flattant qu'on consentira bien facilement a faire ąueląue chose pour encourager le jeune Auteur a se consacrer de plus en plus a des pareils travaux" 44. 39 J. Bardach, Historia praw słowiańskich. Przedmiot i metody badawcze, „Kwartalnik Historyczny", t. 70, 1963, s. 155. 40 E. Kołodziej czy k, Słowianofilstwo Warszawskiego Towarzystwa, s. 204 — wypowiedź z 12 XII 1807. 41 A. Briickner, Dzieje kultury polskiej, t. II, Kraków - Warszawa 1946, s. 242 - 243; W. A. Francew, Polskoje, s. 218, 223. 42 S. B. Linde, O Statucie Litewskim, Warszawa 1816. 43 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. I, s. VII. 44 W. A. Francew, Polskoje, s. XL — list z 6 I 1820, 165 W dwa miesiące później, nie otrzymawszy odpowiedzi od Sziszkowa, napisał Linde list do P. I. Sokołowa, w którym zapytywał, czy „Aleksander Siemionowicz" otrzymał „pierwyje listy soczinienija druga mojego Go-spodina Rakowieckiego"45. W końcu prezes-admirał udzielił odpowiedzi: w liście z 18 marca tego jeszcze 1820 r. powiadomił on Lindego, że dzieło Rakowieckiego zostało poddane rozpatrzeniu — „razsmotrieniju" — i że wyraził się o nim z uznaniem metropolita Stanisław Bohusz-Siestrzeńcewicz, Akademia zaś w celu zachęcenia Rakowieckiego do dalszej pracy w obranym kierunku przyznała mu złoty medal trzeciego stopnia 46. Siestrzeńcewicz rzeczywiście przedstawił swoją opinię o pracy młodego badacza na posiedzeniu Akademii w dniu 6 marca tego roku podkreślając w niej, że „le travail de ce livre est digne du żele d'un Slave", co stanowiło bez wątpienia wyraz najwyższej pochwały 47. Fragmenty pracy Rakowieckiego były już w 1821 r. tłumaczone na rosyjski i ogłoszone drukiem 48. Za po- 45 Ibidem, s. XLII — list z 19 III 1820. 46 A. S. Sziszkow, Zapiski, mnienija i pieriepiska admirala A. S. Sziszkowa, t. II, Berlin 1870, s. 363. Por. K. W. Wójcicki, op. cit, t. II, s. 59; R. W. Wołoszyński, Polsko-rosyjska współpraca naukowa w badaniach nad dziejami Słowian w początkach XIX wieku. Działalność Jana Potockiego i jej echa do roku 1830, „Z Polskich Studiów Slawistycznych", Seria 3, Historia, Warszawa 1968, s. 132. 47 Zapiski zasiedanij Impieratorskoj Rossijskoj Akademii, 1820, priłożenije — cyt. za W. A. Francewem, Polskoje, s. 237 - 238; patrz także list I. B. Rakowieckiego do Akademii z 28 V (9 VI) 1820 r,, w którym dziękuje za wysoką nagrodą — W. A. Fran-cew, Polskoje, s. XLIII - XLIV. O recenzji pracy naszego badacza dokonanej przez Siestrzeńcewicza donosił m, in. „Dziennik Wileński", 1820, t. 2, s. 115 - 117 — R. W. Wołoszyński, Polsfco--rosyjska, s. 132; tenże, Z problematyki, s. 17. 48 Zwrócił na to uwagę R. W. Wołoszyński, Polsko-rosyjska, s. 132, przyp. 45. 166 średnictwem S. B. Lindego rozpoczęła się więc korespondencja między Rakowieckim a Sziszkowem (1820 -- 1822) dotycząca spraw związanych z przygotowywanym przez polskiego uczonego dziełem, którego celem było — jak pisał on swemu rosyjskiemu korespondentowi — „zwrócenie uwagi na słowiańską starożytność, a w szczególności na sposoby wzbogacenia i uwspółcześnienia języka ojczystego przy pomocy dawnych narzeczy słowiańskich" 49. W podobny sposób umożliwił S. B. Linde Rakowieckiemu kontakt ze znanym protektorem nauk, kanclerzem Nikołajem Rumiancewem. Kiedy dzieło o Prawdzie Ruskiej było już niemal w całości wydrukowane, Linde pisał do kanclerza 28 sierpnia 1822 r.: ,,[...] je suis pleinement d'accord avec Monsieur Busse en egard du jugement de l'ouvrage de nótre Rakowiecki: des,extraits de cet ouvrage peuvent meriter d'etre traduits en russe et imprimśs separement ou dans les journaux, par exemple dans le «Sorevnovatel'» 50. Protekcja u głośnego i potężnego mecenasa, znanego z żywych zainteresowań słowiańskich51, musiała przynieść rychło rezultaty. Niebawem w miesięczniku „Sorewnowatiel Pros-wieszczenija i Błagotwarenija" w numerze VII za rok 1822 ukazał się przekład rozprawy Rakowieckiego O stanie cywilnym dawnych Słowian, ogłoszonej pier- 49 A. S. Sziszkow, op. cit., t. II, s. 393 — list z l (13) VII 1820. Patrz także list Sziszkowa do Rakowieckiego z 3 VIII 1820, list Rakowieckiego do Sziszkowa z 12 (24) XII 1821; list Sziszkowa z 9 I 1822 i tegoż z 14 (26) VII 1822 — ibidem, t. II, s. 393 - 398; a także listy Rakowieckiego z 22 X 1822, 14 (26) VI 1822, 2 (14) VIII 1822 — W. A. Francew, Polskoje, s. XLIII -XLVII. 50 W. A. Francew, Iz pierepiski graia N. P. Rumiancewa. Matieriały dla istorii sławjanskoj jiłologii, Warszawa 1909, s. 12. 51 N. L. Rubinsztejn, Russkaja istoriografija, Moskwa 1941, s. 215; R. W. Wołoszyński, Z problematyki, s. 17, 33 - 34. 167 wotnie w Rocznikach Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk. Tłumaczem był Bazyli, tak dla Polaków, lub Wasilij Grigoriewicz dla Rosjan — Anastase-wicz, niezmiernie obrotny na niwie petersburskiej orędownik współpracy i zbliżenia polsko-rosyjskiego, ni Polak, ni Rosjanin, pochodzący z Kijowa, od czasu ukończenia służby wojskowej (1802) zadomowiony w stolicy imperium. „Trudne, a nadto bezcelowe, wydaje się [...] skrupulatne dochodzenie «dominu j ącego» poczucia narodowościowego Anastasewicza — mówi badacz jego sylwetki Ryszard W. Wołoszyński. — Trzeba go raczej uznać za typowego sujet mixte, wedle ówczesnej terminologii prawnej, tak dalece oddanego idei, «by łączyć Lachów z Rusinami», że w końcu sam zatracał poczucie, z jakich pozycji przystępował do realizacji owego planu" 52. Rozprawa Rakowieckiego ukazała się pod tytułem O grażdanstwie driewnićh Sławian 53. W numerze XI z tego samego roku znalazł się z kolei artykuł B. Anastasewicza pt. O pierewodie Russkoj Prawdy na polskij jazyk, w którym autor przedstawił treść dzieła uczonego. W zakończeniu B. Anastasewicz podkreślił: Gospodin Rakowieckij tiem bolszuju zasługiwajet prizna-tielnost' Rossijan, czto poczerpał wsie poczti swiedienija pri 52 Ibidem, s. 36 - 37. 53 S. 3 - 16. Przekład został zaopatrzony komentarzem: „G. Rakowieckij, kotorogo imja sdiełałoś izwiestnym w naszej sło-wienosti, po słuczaju połuczennoj im w nagradu ot Impiera-torskoj Rossijskoj Akademii za priedprijatij im trud izdat' Praw-du Russkuju [...] s pieriewodom na polskij jazyk i so swoimi zamieczanijami, w 1820 g. 3 maja w zasiedanii Korolewskogo Warszawskogo Obszczestwa Lubitielej Nauk pri wystuplenii swojom w kaczestwie czlena onogo obszczestwa cżłtał «Rassuż-dienije o grażdanskom sostojanii driewnićh Sławjan», napiecza-tannoje w 14 knigie Trudów togo że obszczestwa, sokraszczon-nyj mnoju pieriewod onogo, każetsja zasłużit' wnimanija i naszich sooticzej po zanimatielnosti siego priedmieta". 168 issledowanii siego jedinstwiennogo ostatka driewnićh russkich zakonów iż russkich pisatielej, iż koich, chotja mnogije pisali o tiem priedmietie, no rossijskaja słowienost' dosielije jeszczo nie imiejet stoi' obstojatielnogo i sowokupnogo izłożenija 54. Nazwisko Rakowieckiego stało się znane w Rosji. O polskim uczonym wypowiadali się pozytywnie .badacze i miłośnicy dawnej przeszłości słowiańskiej, wspominano je w prasie. Był nawet projekt, aby jego dzieło o Prawdzie Ruskiej opublikować w języku rosyjskim, do czego dążyli N. Rumiancew i B. Anastasewicz, nie doczekał się jednak realizacji55. l 54 „Soriewnowatiel", 1822, nr 9, s. 231. Artykuł mieści się na s. 226 - 231, jest datowany 16 X 1822. 55 W. S. Ikonnikow, Opyt russkoj istoriografii, t. I, cz. l, Kijew 1891, s. 209 - 219; por. list B. Anastasewicza do I. B. Rakowieckiego z Petersburga 25 I (5 II) 1828 r. — W. A. Fran-cew, Polskoje, s. CLXX, nr 2. Najdokładniejsze informacje o tym, jak dzieło Rakowieckiego o Prawdzie Ruskiej zostało przyjęte przez opinię naukową, podaje W. A. Francew, Polskoje, s. 229 nn. Ważne są w tej sprawie listy I. Daniłowicza do J. Lelewela — pierwszy z 19 (31) XII 1819 r., w którym Daniłowicz obawia się dużego rozmiaru pracy Rakowieckiego, oraz drugi — z maja 1820 r. — w którym wyrażał on nadzieję, że byłoby dobrze, by praca ta „więcej zawierała rzeczy" niż odczyt wygłoszony przez jej autora w Towarzystwie, „gdzie dużo słów brzmiących, a żadnego dowodu" — z rksp dawniej Biblioteki Jagiellońskiej, nr 4435, t. I cytuje W. A. Francew, Polskoje, s. 229. Co do tego odczytu, nie zauważono przy tym, że gdy Rakowiecki przytacza różne sądy o Słowianach, „wystarczy zestawić kilka zdań tego wywodu z odnośnym opisem Herdera, by stwierdzić niewątpliwe, prawie dosłowne zapożyczenie", E. Adler, op. cit., s. 377. Bardzo przychylną opinię o pierwszym tomie dzieła Rakowieckiego wypowiedział metropolita Eugeniusz Bołchowitynow (nb. zaprzyjaźniony z B. Anastasewłczem) w liście do Rumian-cewa z 17 X 1821, nazywając ostatni rozdział wstępu traktujący o duchu praw słowiańskich „przepięknym" — W. A. Francew, Polskoje, s. 230. Wysoko ocenił też dzieło polskiego uczonego P. Szafarzyk, natomiast odniósł się do niego krytycznie J. Do- 169 Za pośrednictwem S. B. Lindego i W. Skorochód-Ma-jewskiego nawiązał też Rakowiecki kontakty z czołowymi przedstawicielami rozwijającego się wówczas bujnie słowianoznawstwa czeskiego. Korespondował z Wacławem Hanką, uzyskując odeń tekst Rękopisu Królodwor-skiego, wydanego przez niego w Pradze w 1819 r., a także Rękopisu Zielonogórskiego, tzw. Sądu Libuszy, który ogłosił w swym dziele o Prawdzie Ruskiej na długo przed jego opublikowaniem w Czechach przez rzekomego „odkrywcę" 56. W kontaktach tych były mu pomocne także i inne osobistości, w szczególności A. J. Jungmann. Dostarczył on Rakowieckiemu pierwszą kopię Rękopisu Królodworskiego, którą historyk wyko- « rzystał w pierwszym tomie swej pracy 51, nim otrzymał brovsky w recenzji ogłoszonej w „Jahrbiicher der Literatur" (t. 27, Wien 1824, s. 88 - 119, szczegółowe streszczenie recenzji daje W. A. Francew, op. cit., s. 232 nn.). Dobrovsky dostrzegł kompilacyjny charakter wstępnej części dzieła, nie dość krytyczny stosunek autora do źródeł, przede wszystkim falsyfikatów Hanki, krytykował naiwności etymologiczne autora w części poświęconej językowi itd. Szafarzyk wyraził się o krytycyzmie Dobrovskiego nieco niechętnie w liście do Maciejowskiego z 1832 r. Opinii Dobrovskiego Rakowiecki nie znał. 56 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. I, s. 229 - 230, gdzie drukowany list A. J. Jungmanna do W. Skorochód-Majewskiego z Pragi, 30 VI 1819 i publikowane teksty rękopisów Królodworskiego i Zielonogórskiego. Por. tenże, O stanie cywilnym, s. 30 nn., gdzie oba teksty. Druga wersja rękopisu Zielonogórskiego: Prawda Ruska, t. II, s. 157 nn. 57 Patrz list Jungmanna cytowany w poprzednim przypisie, a także I. B. Rakowiecki, Pisma rozmaite, t. I, poszyt 2, Warszawa 1835, gdzie „IV. Pismo Jungmanna względem fragmentu o Sądzie Lubuszy i uwagi nad tymże pismem". Por. list Rakowieckiego do Hanki z 4 VII 1821 (prosi o poprawną kopię rękopisu Zielonogórskiego), list Rakowieckiego do Hanki z 28 XI 1821 (prosi o wyjaśnienie niektórych spraw związanych z otrzymanym tekstem) — W. A. Francew, Pis'ma k Gankie, s. 877, tekst od W. Hanki; tekst ten zamieścił w drugim tomie dzieła. Rakowiecki uległ sugestywności Hankowych falsyfikatów, czemu trudno się zresztą dziwić, gdyż podobnego zdania była wówczas większość slawistów, wśród nich zaś ludzie znacznie gruntowniej wykształceni od polskiego badacza; przypomnijmy, że pogląd o autentyczności „odkryć" Hanki podzielał zrazu Josef Dobrovsky58, który dopiero później zmienił swe zapatrywania w tej sprawie. Poza wymienionymi osobami utrzymywał też Rakowiecki kontakty z innymi sło-wianoznawcami i uczonymi, jak np. z przyjacielem Hanki Trnką czy kuratorem Uniwersytetu Petersburskiego K. M. Borodzinem 59. Podczas swego pobytu w Warszawie miał też uczony okazję, aby zapoznać się z dziełami licznych współczesnych słowianoznawców; niektórych z nich poznał osobiście. Na pierwszym miejscu wymienić tu należy Zoriana Dołęgę-Chodakowskiego (Adama Czarnockie-go), do którego teorii grodziskowej bardzo się zapalił i sam ją gorąco podtrzymywał60, Wawrzyńca Surowi eckiego i Joachima Lelewela. Ten ostatni niejednokrotnie udzielał Rakowieckiemu pomocy i rad zarówno 889 - 900. Kopię uzyskaną od W. Hanki, wyzyskaną w tomie II dzieła, przesłał Rakowiecki admirałowi Sziszkowowi — list jego do Sziszkowa z 12 (24) XII 1821 — A. S. Sziszkow, op. cit., t. II, s. 295. 58 I. B. Rakowiecki wielokrotnie powoływał się na J. Do-brovskiego „Historię języka czeskiego" (po czesku, Praga 1813) — Prawda Ruska, t. I, s. 231, t. II, s. 157. 59 W. A. Francew, Polskoje, s. 223, s. CLXXII nr 5 i nn. 60 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. I, s. 250 - 251; tenże, O stanie cywilnym, s. 23-24; por. K. W. Woj cieki, Cmentarz, t. II, s. 56 - 58, gdzie list Chodakowskiego do Rakowieckiego pisany z Moskwy 29 I 1822. Por. o nim R. W. Wołoszyński, Z problematyki, s. 24. List ten wykorzystuje J. Maślanka, Zo-rian Dolega Chodakowski, Wrocław - Warszawa - Kraków 1965. 170 171 w sprawach osobistych, jak w przedmiotach naukowych 61. W 1820 r., dzięki rekomendacji W. Skorochód-Ma-jewskiego i poparciu innych członków Towarzystwa, został I. B. Rakowiecki członkiem korespondentem Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk62. Nie był to wówczas jego pierwszy kontakt z tą instytucją naukową, bowiem w aktach Towarzystwa znaleźć można notatkę, z której wynika, że z początkiem 1818 r. ofiarował on Towarzystwu kilka egzemplarzy swego prospektu dzieła o zasadach urządzania dóbr ziemiańskich 6S. I. B. Rakowiecki czuł się zaszczycony dopuszczeniem go do tak poważnego grona, które wielce sobie cenił, przyjął więc wybór z radością. Nie postąpił w stosunku do warszawskiego Towarzystwa tak, jak to uczynił mniej więcej w tym samym czasie w stosunku do nowo organizowanego płockiego Towarzystwa Naukowego przy szkole wojewódzkiej płockiej (1820). W ogłoszonej przed 19 marca 1821 r. liście członków i opiekunów tego towarzystwa pośród osób zaproszo- M I. B. Rakowiecki, Prawdo Ruska, t. II, s. 212 nn., gdzie publikacja uzyskanego od ,Lelewela tekstu Psałterza Królowej Jadwigi i odpisu praw mazowieckich, por. także listy M. Koz-łowskiego do J. Lelewela w sprawie książek, pozostawionych przez Rakowieckiego w Wilnie, wspomniane wyżej w przyp. 19, a także listy I. B. Rakowieckiego do J. Lelewela z 10 I i 12 IV 1822 w związku z pracą o Prawdzie Ruskiej — Biblioteka Jagiellońska, rkps 4435, t. V, k. 470 - 471. 612 AGAD, TPN, t. 18, k. 157 - 158, 152 - 152v, 149, 156 nn. (wyniki głosowania: Rakowiecki dostał 12 głosów na 15 mlożli-wych, Lelewel tylko 10); t. 18, k. 177; t. 61, s. 157; t. 64, s. 7; S. Staszic, Zagajenie posiedzenia publicznego Towarzystwa Królewskiego Przyjaciół Nauk dnia 3 maja 1820 roku, „Roczniki Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk", t. 14, 1821, s. 14; A. Kraushar, Towarzystwo, t. III, cz. 2, Kraków - Warszawa 190>6, s. 10, 21, 53 - 54. 63 AGAD, TPN, t. 61, s. 71. nych na członków czynnych wymieniony został „Rakowiecki Benedykt z Bieżunia", przy czym zaznaczono, że nie udzielił on w tej sprawie odpowiedzi. Nie ma też innych śladów, aby na ten swój wybór czy też „zaproszenie" w ogóle zareagował 64. Niebawem po wyborach, na posiedzeniu Działu Nauk, sekretarz powiadomił zebranych o tym, że nowo wybrany członek pragnie uzyskać zezwolenie na publiczne odczytanie swej rozprawy zawierającej „Rys krótki stanu cywilnego dawnych Słowian, ich obyczajów i zasad poganizmu. Szczątki ich najdawniejszej poezji i prawodawstwa dowodzące stopnia ich oświaty. Potrzeba znajomości starożytnego języka słowiańskiego oraz jego historii, niemniej różnych dialektów"65. W miesiąc później — wciąż pod nieobecność zainteresowanego — sekretarz Działu złożył pracę Rakowieckiego do oceny wyznaczonej deputacji, w której skład weszli Wawrzyniec Surowiecki i Feliks Bentkowski66. Recenzenci przygotowali swoją opinię w ciągu dwóch tygodni; na posiedzeniu działowym 10 kwietnia 1820 r. odczytano ich raport, który zawierał pozytywną konkluzję: „Wśród uwag i postrzeżeń ogólnych dotknął autor niektórych szczegółów, nie wdając się jednak w ich bliższy rozbiór i rozstrzygnienie. Sądzi deputacja, że cała ta rozprawa czytana być może na posiedzeniu publicznym Towarzystwa" 67. Tyle protokół z tego posiedzenia. I. B. Rakowiecki wystąpił więc na publicz- 64 W. Rolbiecki, Towarzystwo Naukowe przy szkole wojewódzkiej płockiej (1820 - 1830), Wrocław - Warszawa - Kraków 1969, s. 116-117. Mylnie uznano tu Rakowieckiego za ziemianina. 65 AGAD, TPN, t. 64, s. 10 — posiedzenie 28 II 1820. 66 Ibidem, s. 16 — posiedzenie 27 III 1820. 67 Ibidem, s. 17 — posiedzenie 10 IV 1820; tekst A. Kraushar, °P- cit., t. III, cz. 2, s. 53 - 54. 172 173 nym posiedzeniu Towarzystwa 3 maja 1820 r. z referatem pt. „O stanie cywilnym dawnych Słowian"68. Obowiązki nie pozwalały mu na regularny udział w posiedzeniach Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk. W świetle zachowanych akt możemy stwierdzić, że bywał on stosunkowo często na zebraniach w okresie od stycznia do marca, a następnie od października do grudnia 1821 r. i w miarę możności starał się być na nich aktywny. I tak był na posiedzeniu ogólnym 4 czerwca 1820 r.69, na zebranie ogólne l października 1820 r. ofiarował pierwszy tom swego dzieła o Prawdzie Ruskiej, ale osobiście nie przybył70, pojawił się dopiero z początkiem roku następnego n. Na posiedzeniu Działu Nauk 21 maja 1821 r. został pod swą obecność wyznaczony wraz z innymi członkami (W. Szweykowskim, Feliksem Bentkowskim i Krzyszto-fem Wiesiołowskim) do deputacji w sprawie projektu medalu, który miał być nadawany przez Komisję Rządową Spraw Wewnętrznych za-osiągnięcia gospodarcze, rzemieślnicze itd.72. Dnia 17 października tego roku na posiedzeniu działowym, na którym znów zjawił się Rakowiecki został on wraz z dużą grupą innych członków (Krzysztofem Wiesiołowskim, Wawrzyńcem Suro-wieckim, Walentym Majewskim, Tomaszem Świeckim, Arnoldem) wyznaczony do deputacji powołanej do oceny narzędzi menniczych znalezionych w ziemi we wsi Gorzewo w powiecie kaliskim, a przesłanych Towarzystwu przez Komisję Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego7S. Raport delegacji przedstawiony 68 AGAD, TPN, t. 84, s. 13. 69 Ibidem, t. 61, s. 172. 70 Ibidem, s. 183. 71 Ibidem, s. 211, 218; t. 64, s. 31. 72 Ibidem, t. 64, s. 43; t. 61, s, 241. 78 Ibidem, t. 64, s. 48. 174 był 11 listopada 1821 r. na posiedzeniu ogólnym Towarzystwa, na które przybył również Rakowiecki74. Dnia 28 listopada 1821 r. na posiedzeniu Działu Nauk ofiarowując miecz, znaleziony w Raciążu „przy popielnicach między węglami", Rakowiecki „okazał powody do mniemania, iż pałasz ten był złożony w grobach starożytnych" 75. Innym razem — na posiedzeniu Działu Nauk 12 grudnia 1821 r. — złożył Rakowiecki rejestr zawartości czternastu tomów Roczników; dział przyjął wówczas uchwałę o potrzebie kontynuacji tej pracy i 6 stycznia 1822 r. komunikował o niej na posiedzeniu ogólnym, na którym już jednak Rakowiecki nie był 76. Podobnie przedstawia się aktywność uczonego w Towarzystwie w roku następnym. Sporadycznie bywał na posiedzeniach od stycznia do maja, następnie zaś pojawił się w październiku, listopadzie i w grudniu. Na zebraniu Działu Nauk 13 lutego zdawał sprawę o „grzywnie złotej znalezionej koło Czernihowa w 1821 r.", której facsimile przesłał Towarzystwu B. Anastasewicz w imieniu N. Rumiancewa77; Dział komunikował o tym w obecności Rakowieckiego na posiedzeniu ogólnym w dniu 3 maja tego roku 78. Rakowiecki pojawił się też na posiedzeniu Działu Umiejętności 22 kwietnia, gdzie mówił o sprawach wchodzących w zakres ekonomii rolnej. „Przypomniał tam zebranym, że przez wiele lat głównym jego zajęciem było organizowanie administracji oraz kierowanie wielkimi dobrami ziemskimi, i zapowiadał, że podzieli się nabytym doświadczeniem z rolnikami, których te zagadnienia interesują. W 1818 r. ogłosił pros- 74 Ibidem, t. 62, s. 12. 75 Ibidem, s. 58; t. 64, s. 21. 76 Ibidem, t. 64, s. 59; t. 62, s. 27, 31. 77 Ibidem, s. 68. 78 Ibidem, t. 62, s. 43. 175 pekt dzieła «Zasady rządu ziemiańskiego», które miało zawierać zasady organizacji i administracji wielkich gospodarstw rolnych. Książki tej jednak nie napisał" —-zająwszy się archeologią i filologią79. Na posiedzeniu Działu Nauk 23 października otrzymał Rakowiecki do opinii „krótki spis o porażce Maksymiliana przeciw Polakom" oraz rzecz o pewnym kościele, nadto został wraz z Kazimierzem Brodzińskim wyznaczony do deputacji w sprawie „pieśni narodowych słowiańskich" 80. Pieśni ludowe interesowały go wielce, czego dowodem był współudział w przekładzie zbioru tego rodzaju, podjętym wraz z Walentym Ma-jewskim przez Antoniego Kucharskiego 81. Wreszcie do posiedzenia ogólnego 8 grudnia 1822 r. Rakowiecki złożył obszerny projekt urządzenia w gmachu Towarzystwa księgarni naukowej; projektowi temu nadano na tym zebraniu oficjalny bieg 82. W 1823 r. Rakowiecki został członkiem czynnym Towarzystwa S3, pojawił się jednak na posiedzeniu Działu Nauk dopiero 16 kwietnia. Wówczas to, podziękowawszy za przyjęcie go na członka czynnego, poinformował szeroko o swoich zamierzeniach i pracach naukowych. Nawiązując do swoich uprzednich publikacji zajął się szerzej zagadnieniem popularyzacji wiedzy rolniczej. Zgłosił m. in. projekt utworzenia szkoły gospodarstwa wiejskiego, a jednocześnie przedłożył plan „Dzieła o zasadach gospodarstwa ziemiańskiego, uważanego pod względem moralnym", który rozpoczynał się od rozważań o religii i moralności. Mówił także 79 Z. Kosiek, op. cit., s. 145. 80 AGAD, TPN, t. 64, s. 83 - 84. 81 W. A. Francew, Polskoje, s. 405. 82 AGAD, TPN, t. 62, s. 72; autograf projektu ibidem, t. 7, k. 23 - 27v. 83 Ibidem, t. 19 — akta wyborów 1823 r. 176 13. HENRYK SCHMITT 14. TADEUSZ WOJCIECHOWSKI o swych pracach filologicznych, o „Historii języka sła-wiańskiego i powstałych z niego dialektów", do której przez długi czas zbierał materiały, ale nigdy jej nie ukończył, wreszcie o „Uwagach o sposobach zbierania materiałów do ułożenia nowej gramatyki języka polskiego", która także, jak się zdaje, nie została nigdy ukończona84. Krótka informacja o tym wystąpieniu Rakowieckiego przekazana została przez Dział Nauk na posiedzenie ogólne 20 kwietnia 1823 r. W tym samym roku Rakowiecki został zaocznie wybrany do de-putacji mającej dokonać oceny zgłoszonego przez K. Brodzińskiego projektu wydania „Dykcjonarza obyczajów i zwyczajów polskich": sprawa ta była omawiana na posiedzeniach ogólnym l czerwca i działowym 15 października; Rakowiecki, jak się zdaje, pracy tej nie wykonał, skoro jeszcze na posiedzeniu Działu Nauk 19 maja 1824 r. przypominano, że deputacja nie przygotowała żądanej oceny 85. W latach następnych aktywność Rakowieckiego, który znów, jak wiemy, opuścił Warszawę, w Towarzystwie wyraźnie osłabła. W 1824 r. był on obecny jedynie na posiedzeniu publicznym 24 stycznia 86, w roku następnym, chociaż bywał w Warszawie, nie zjawił się ani razu. Na zebraniu Działu Nauk 20 kwietnia 1825 r. powiadomiono jego uczestników, że „Rakowiecki przybywszy z Lublina na dni kilka do Warszawy oświadczył ustnie sekretarzowi, iż odpowiadając na odezwę z grud- 84 Ibidem, t. 64, s. 99; por. protokół posiedzenia ogólnego z 20 IV 1823 — ibidem, t. 62, s. 89; por. A. Kraushar, op. cit, t. III, cz. 2, s. 359 nn., gdzie tekst wypowiedzi Rakowieckiego; Z. Kosiek, op. cit., s. 116 - 117. 85 AGAD, TPN, t. 62, s. 94-95 (posiedzenie ogólne I VI); t. 64, s. 105 (posiedzenie działu Nauk 15 X). Tekst projektu K. Brodzińskiego: A. Kraushar, op. cit., t. III, cz. 2, s. 450 - 454; interpelacja z 19 V 1824 — AGAD, TPN, t. 64, s. 121. 86 AGAD, TPN, t. 84, s. 20. 12 — Grabski — Orientacje... 177 nią roku ubiegłego ma sobie za najmilszy obowiązek dzielić prace Towarzystwa" 87. W roku następnym pojawił się na posiedzeniu Działu Nauk 27 grudnia88, w 1827 r. w ogóle nie zjawił się w Towarzystwie, w którym pokazał się dopiero w roku następnym na posiedzeniach Działu Nauk 26 listopada i 18 grudnia oraz posiedzeniu publicznym 15 grudnia89. Raz tylko zabrał publicznie głos, mianowicie na zebraniu działowym 26 listopada — jak zanotowano w protokole — „kolega Rakowiecki czytał nader ciekawą odpowiedź Jana Groźnego Fiedorowi Zienkowiczowi Woropajowi posłowi litewskich panów z rękopisma biblioteki Swi-dzińskiego Konstantego przepisaną, w której usprawiedliwia się z mniemanej srogości swojej, chce być wybranym na tron Polski po zejściu Zygmunta Augusta osierocony" 90. Wprawdzie I. B. Rakowiecki znów począł się pojawiać na posiedzeniach Towarzystwa w 1829 r., ale nadal wykazywał niezmiernie słabą aktywność w jego pracach. Bywał na zebraniach w styczniu, lutym, maju, październiku i listopadzie. Na posiedzeniu Działu Nauk 18 marca 1829 r. „w imieniu kolegi Rakowieckiego oświadczył kolega Bentkowski, że dla słabości zdrowia pracy swej ,,«o pierwotnych dziejach polskich* zaniechać musi" 91. Nie wiemy bliżej, o jaką to pracę chodziło i kiedy Rakowiecki zgłosił chęć jej opracowania: najprawdopodobniej miała się ona wiązać z podjętą przez Towarzystwo zbiorową kontynuacją dzieła Naruszewicza. Nieco bardziej będzie się Rakowiecki udzielał w Towarzystwie w następnym, 1830 r. Pojawiał się na ze- " Ibidem, t. 64, s. 145. 88 Ibidem, s. 173. 89 Ibidem, t. 94, k. 11 - llv; t. 84, s. 27. 90 Ibidem, t. 94, k. 11. 81 Ibidem, k. 14. 178 braniach rzadko: w styczniu i lutym, następnie zaś dopiero w czerwcu i grudniu, ale parokrotnie zabrał głos w interesujących go sprawach. Kiedy Józef Kala-santy Szaniawski na posiedzeniu działowym 27 stycznia „czytał zadanie [konkursowe] do nagrody monarszej o napisanie dzieł do czytania dla ludu wiejskiego", Rakowiecki zgodnie ze swymi dawnymi zainteresowaniami zabrał głos w dyskusji: „Przymówił się z tego powodu kolega Rakowiecki, myśl tę rozprzestrzeniał i podobnychże dzieł pragnął dla mieszczan, co na przyszłe posiedzenie oświadczył podać na piśmie" 92. Zgodnie z tą zapowiedzią na posiedzeniu Działu Nauk 10 lutego — jak zanotowano w protokole — „kolega Rakowiecki czytał uwagi o zadaniu konkursowym przez ks. Szaniawskiego podanym względem dzieł do czytania dla ludu" 93. Nie należy się dziwić, że skoro uczony był znany jako swego rodzaju ekspert od zagadnień oświaty ludowej, na posiedzeniu Działu Nauk w dniu 12 października, pod jego nieobecność powołano go obok A. Czartoryskiego, A. Prażmowskiego i K. Brodzińskie-go do deputacji do oceny projektu konkursowego. Korzystając z nieobecności Rakowieckiego wezwano go ponadto do deputacji mającej zająć się oceną wielce kontrowersyjnej pracy Józefa Miklaszewskiego, od której opiniowania uchylili się właśnie J. Lelewel i T. Świecki94. Natomiast na posiedzeniu działowym 29 grudnia 1830 r. w nielicznym, ledwie pięcioosobowym gronie — jak zanotowano w protokole — „kolega Rakowiecki czytał list do Węgrzeckiego, w którym ratusz starodawnym obyczajem życzy nazywać wietnicą, burmistrza wietnikiem". Na tym samym posiedzeniu uczo- 92 Ibidem, k. 20v. Informował o tym Dział Nauk w raporcie na posiedzenie ogólne,, ibidem, t. 28 B, k. 36. 93 Ibidem, t. 94, k. 21. 94 Ibidem, k. 25v - 26. 179 ny oznajmił, że „przyniesie recenzję dzieł Kollara i Oikonomosa" 95. Działalność Rakowieckiego w ostatnim roku istnienia Towarzystwa w niczym nie wskazuje na to, by akceptował on zaangażowanie się większości jego członków w sprawę powstania. Uczony zachowywał się tak, jakby się nic w stolicy nie działo. Na posiedzeniu Działu Nauk 12 stycznia 1831 r. wraz z Łukaszem Gołębiow-skim projektował odłożenie sprawy recenzji pracy J. Miklaszewskiego, następnie ustnie referował dzieła Jana Kollara (1793 -1852) i Konstantego Oecono-musa (właściwie: Oikonomosa, 1780 - 1857)96. Na posiedzeniu działowym 9 lutego odczytał napisaną recenzję o pracach J. Kollara, którego zgłosił na członka Towarzystwa w nadchodzących wyborach, oraz wyraził chęć czytania na posiedzeniu publicznym referatu o dziele K. Oikonomosa. Do jego oceny powołano wówczas F. Bentkowskiego i S. B. Lindego 97, ale już na zebraniu ogólnym 17 kwietnia postanowiono przesunąć ten referat na czas późniejszy98. Oba referaty — o Kollarze i Oikonomosie — z których tylko pierwszy został wygłoszony w Towarzystwie, włączył Rakowiecki z czasem do swoich Pism rozmaitych ". Biorąc udział w posiedzeniach działowych i ogólnych starannie unikał Rakowiecki jakiegokolwiek angażowania się w sprawy polityczne. Na zebraniu ogólnym 6 lutego zgłosił wspomnianą już interpelację biblioteczną 10°, był na burzliwym posiedzeniu przedwyborczym 95 Ibidem, k. 28v; por. A. Kraushar, op. cit, t. IV, s. 60. 96 AGAD, TPN, t. 94, k. 28v. 97 Ibidem, k. 29; A. Kraushar, op. cit., t. IV, s. 60. 9" AGAD, TPN, t. 91, s. 37. 99 I. B. Rakowiecki, Pisma rozmaite, cz. I, poszyt l, Warszawa 1834; por. W. A. Francew, Polskoje, s. 239 - 240. 100 AGAD, TPN, t. 91, s. 37. 180 24 kwietnia, wówczas, kiedy to zgłaszano na członków honorowych Towarzystwa gen. J. Skrzyneckiego, lorda Broughama, J. Mackintosha i innych, na członków czynnych m. in. W. Niemojewskiego, na członków przybranych m. in. St. Rzewuskiego, J. Chrzanowskiego, J. Prądzyńskiego i innych, gdy na członka korespondenta powoływano Adama Mickiewicza 101, ale na następne posiedzenia majowe już nie przybył. Widocznie uznał, że może to być dlań niebezpieczne. Obecność Rakowieckiego zaznaczono w ostatnim nieukończonym protokole posiedzenia w Dziale Nauk pod datą 27 kwietnia 1831 r.102; był on jeszcze obecny na posiedzeniu centralnym 19 września103. Na tym kończy się jego działalność w Towarzystwie. Zestawienie powyższych informacji o działalności uczonego w Towarzystwie Warszawskim Przyjaciół Nauk pozwala na stwierdzenie, że przez cały czas swego członkostwa zajmował się on w nim równocześnie zagadnieniami historii, języka, folkloru słowiańskiego, przygotowywał prace z tego zakresu, a jednocześnie nadal interesował się zagadnieniami ekonomicznymi i problematyką oświaty ludowej. Z przytoczonego tu materiału zdaje się jednak wynikać, że główne prace, a przede wszystkim zamierzoną przezeń historię języka słowiańskiego, przygotowywał Rakowiecki w stosunkowo luźnym związku z Towarzystwem, nie referował ich części na posiedzeniach i nie przedstawiał większych rozpraw naukowych, tak jak to czynili inni. Zresztą prace Rakowieckiego w czasie, kiedy został on członkiem Towarzystwa, posuwały się już znacznie wolniej niż uprzednio, a sam autor, 101 Ibidem, s. 41 - 43. 102 Ibidem, t. 94, s. 29. 108 Ibidem, t. 91, s. 47. 181 zajęty i schorowany, nie mógł zdobywać się na takie jak przedtem wysiłki. Zasadnicze badania prawno-hi-storyczne Rakowieckiego — poza referatem ,,O stanie cywilnym dawnych Słowian" — właściwie nie znalazły żywszego odbicia w pracach Towarzystwa, w odróżnieniu od przyjęcia, z jakim spotkały się w naukowych placówkach rosyjskich. Rakowiecki praktycznie nie został wciągnięty do najważniejszych, najszerzej zakrojonych prac Towarzystwa, pozostawał w nim raczej na marginesie. Celem dzieła Rakowieckiego o Prawdzie Ruskiej było — jak o tym pisał do admirała A. S. Sziszkowa — zwrócenie uwagi na starożytność słowiańską, w szczególności zaś na sposoby wzbogacenia i udoskonalenia ojczystego języka za pomocą dawnych słowiańskich dialektów104. Przesyłając drugi tom swej pracy W. Hance pisał on: „Cały cel i przedsięwzięcie moje były badania nad starożytnym językiem słowiańskim" 105. U Rakowieckiego występuje tedy typowe dla epoki dążenie do „poprawy" współczesnego języka zgodnie z owym „duchem słowiańskim". Co prawda pomysły Rakowieckiego nie zostały uwidocznione w jego książce o Prawdzie Ruskiej, ale z ich próbką spotkaliśmy się już w przytoczonej wiadomości o jego liście do S. Węgrzeckiego, kiedy proponował zastąpienie słowa ratusz rzekomo starosłowiańskim wietnica, a słowo burmistrz terminem wietnik106. Nie trzeba dodawać, że pomysł ten był wyjątkowo niefortunny, jako że 104 List Rakowieckiego do Sziszkowa z l (13) VII 1820 — A. S. Sziszkow, op. cit., t. II, s. 393. 105 List Rakowieckiego do Hanki z Warszawy 30 XI 1820 — W. A. Francew, Pis'ma k Gankie, s. 880; por. I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. II, s. 151. 108 AGAD, TPN, t. 94, k. 28v; A. Kraushar, op. cit., t. IV, s, 60. 182 w średniowieczu mianem wietników określano szczególny typ ludności słowiańskiej mieszkającej na podgrodziach na terenach łużyckich, mającej w stosunku do załogi grodowej sprecyzowane obowiązki natury militarnej. To dążenie do poprawy języka ma swe pendant w pomysłach ortograficznych wysuwanych przez współczesnych słowianoznawców, np. w projekcie W. Hanki zastąpienia ortografii polskiej czeskąm czy w pomysłach S. B. Lindego zmierzających do stworzenia uniwersalnego alfabetu słowiańskiego108. Sprawa ta jest zresztą osobnym problemem. Jak najogólniej przedstawia się tedy filologia Rakowieckiego? Wychodząc z typowego dla romantycznych słowianofilów założenia, że „język nie jest dziełem i własnością jednego człowieka, lecz dziełem natury i wieków, a własnością narodu, [...] bez zgłębienia i poznawania ugruntowanych na dawnym zwyczaju odwiecznych praw jego znać go i ocenić nie można" 109, skierował on swe zainteresowania ku badaniom histo-ryczno-językowym, poszukując — podobnie jak W. Skorochód-Majewski, który był mu w niejednym wzorem — pierwotnych form językowych słowiańskich. Głównym problemem była dlań sprawa genezy języków słowiańskich. Poszedł tu Rakowiecki za przykładem Majewskiego: na podstawie prac francuskiego uczonego Nicolas Frereta (1688 - 1749) przeprowadzał paralelę między językiem starożytnych Hellenów a językami słowiańskimi. Doszedł do wniosku, że język słowiański jest od greckiego starszy i doskonalszy, i dalej, że język grecki pochodzi od słowiańskiego, a za nim dopiero łaciński i niemal wszystkie języki zachod- "' AGAD, TPN, t. 51, k. 18 - 19; E. Kołodziejczyk, Słowianó-iilstwo, s. 205. los A. W. Francew, Polsko je, s. 129. - : 109 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. II, s. 315. . :> 183 nieeuropejskieuo. Jednakże ów pierwotny język słowiański nie' jest identyczny z którymkolwiek z istniejących współcześniem. Zająwszy się badaniem stanu cywilnego dawnych Słowian doszedł Rakowiecki do następującego wniosku: Te [...] zwyczaje i obyczaje oraz ugruntowany na nich sposób życia musiały koniecznie wynikać z pewnych ustaw religijnych i cywilnych, które przez usta kapłanów i pierwszych w narodzie prawodawców ogłaszane były; inaczej cały ów stan rzeczy i towarzyski między licznym narodem związek nie mógł być utrzymywanym. Do tego więc wszystkiego powinien być jeden język, o tyle sam przez się rozkrzewiony i udoskonalony," o ile towarzyskie potrzeby tak ogromnego narodu wymagały 112. Z chwilą podzielenia się Słowian na poszczególne szczepy pierwotnie jednolity język uległ podziałowi na poszczególne dialekty, „które atoli w pierwiastkowym swym tworzeniu się bardzo mało między sobą mieć mogły różnicę" 113. Różnice te były, zdaniem Rakowieckiego, zrazu bardzo nieznaczne, dopiero od początków IX w. występowały coraz silniej. Pierwotny język słowiański zachował się najlepiej w starocerkiewnym, w terminologii Rakowieckiego — słowiańskim „dialekcie", którego „skład i formy gramatyczne [...] są doskonalsze od form i składu języka greckiego 114. Rakowiecki skonstruował schematyczny podział wszystkich jeży- no Ibidem, s. 153 - 156. 111 Ibidem, s. 155 - 156. 112 Ibidem, s. 156. 113 Ibidem, s. 187. Pomijamy tu rozważania autora o powszechnym prajęzyku wszystkich ludów, oparte na tradycji biblijnej — ibidem, t. II, s. 245 nn. 114 Ibidem, s. 189. Na innym miejscu mówił Rakowiecki o języku starocerkiewnym: „Jest on matką innych dialektów słowiańskich, jest niewyczerpanym źródłem do wzbogacenia i udoskonalenia onych, jest obszernym polem do potrzebnych w tym względzie badań filologicznych", ibidem, t. II, s, II, 184 ków słowiańskich na dwie zasadnicze grupy: wschod-nio-północną (do której zaliczał języki rosyjski z ukraińskim i białoruskim, serbski i chorwacki) oraz zachod-nio-południową (wliczając do niej czeski, „wendski", czyli sorabski, serbski (łużycki) i polski. Pokusił się o zarysowanie historii każdego z tych „dialektów", przy czym rozróżniał w ramach tego ogólnego podziału jeszcze liczne „dialekty" podrzędniejsze. Zamieszczone w drugim tomie dzieła o Prawdzie Ruskiej rozważania filologiczne stanowiły wzór dla nieukończonej większej pracy historyczno-językowej, którą autor przez wiele lat opracowywał115. Filologiczne pomysły Rakowieckiego musiały doczekać się surowej oceny: są one jeszcze mniej prawdopodobne od koncepcji W, Skorochód-Ma-jewskiego, któremu poczytywać można za zasługę nie tylko to, że był pierwszym polskim sanskrytologiem, ale że wprowadził do nauki polskiej pojęcie indoeuro-pejskiej rodziny językowej116. I. B. Rakowiecki starał się zgromadzić jak największy zespół źródeł do dziejów języka i obyczajów słowiańskich. Obok wspomnianych już falsyfikatów W. Hanki, licznych źródeł prawniczych ruskich, czeskich, polskich i litewskich, zwrócił baczną uwagę na 115 Ibidem, t. II, s. 188. Jak już wspominaliśmy, Rakowiecki planował napisanie „Historii języka słowiańskiego i powstałych z niego dialektów" i na posiedzeniu TPN 16 IV 1823 mówił, że pracę tę wykona na „wzór rysu historii o językach słowiańskich, umieszczonego w drugim tomie Prawdy Ruskiej" — A. Kraus-har, op. cit., t. III, cz. 2, s. 362; AGAD, TPN, t. 64, k. 98. O zbieraniu materiałów do tej pracy pisał do Hanki z Warszawy 30 XI 1822 — W. A. Francew, Pis'ma k Gankie, s. 880 — i z Warszawy 26 V 1825 — W. A. Francew, Polsko je, s. CLXIX, nr XXV. 116 Por. A. Briickner, Dzieje kultury polskiej, t. II, s. 343; T. Lehr-Spławiński, Zarys dziejów słowianoznawstwa polskiego, Kraków 1948. 185 Słowo o Pułku Igora. W pierwszym tomie Prawdy Ruskiej zamieszczone zostały przezeń fragmenty tego utworu w języku oryginału oraz w przekładzie proząm. Z materiałów K. W. Wójcickiego wiadomo, że Rakowiecki dokonał całego przekładu Słowa, który po jego śmierci pozostał w rękopisie. Nie wiadomo, co się z nim stało, podobnie jak z innymi papierami po Rakowieckim 118. Wartość fragmentu zamieszczonego w dziele Rakowieckiego o Prawdzie Ruskiej polega na tym, że jest to pierwszy polski — choć niepełny — przekład tego utworu, dokonany z oryginału 119. Badacz nie zaznaczył, z jakiego tekstu korzystał, podawał jednak numery stron, z których wypisał tekst przytoczony i przetłumaczony (ss. 14 - 17). Dzięki porównaniu z edycją fototypiczną pierwodruku Słowa z 1800 r. z łatwością stwierdzić można, że Rakowiecki oparł się na tym właśnie wydaniu 12°. Najwięcej miejsca w dziele Rakowieckiego zajmują teksty źródeł prawnych: układy ruśko-bizantyjskie z lat 911 i 944, traktat księcia smoleńskiego Mścisława Dawidowicza z Rygą z 1229 r. i wreszcie tekst Prawdy Ruskiej. Pierwszy zabytek przedrukował Rakowiecki z pracy Nikołaja Karamzina Istorija Gosudarstwa Ros-sijskogom. Tekst Karamzina skolacjonował z wydaniem Rękopisu Królewieckiego (tzw. Radziwiłłowskie- 117 Prawda Ruska, t. I, s. 79 - 80. i" K. W. Wójcicki, op. cit. 119 A. Obrębska-Jabłońska, Słowo o Wyprawie Igora, wyd. i oprać., Warszawa 1953, s. 73. 120 w. P. Adrijanowa-Peretc (wyd.), Słowo o Połku Igoriewie, Moskwa - Leningrad 1950, s. 32 nn., patrz s. 14 - 17 według paginacji wydania z 1800/r. 121 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. I, s. XI — według wydania I — Petersburg 1813. Tekst źródła: Prawda Ruska, t. II, s. l - 7. 186 go) z 1767 r.122. Na tym ostatnim wydaniu oparł się, gdy drukował tekst układu z 944 r., traktat z Rygą opublikował według wydania w Sobranii Gosudarstwien-nych Gramot i Dogoworow, wychodzącego od 1813 r. w Moskwie pod redakcją N. Rumiancewa 12S. Tekst ten skolacjonował z wersją, która ogłosił N. Karamzin w tomie III swego dzieła. Tekst Prawdy Ruskiej ogłosił Rakowiecki zasadniczo według edycji I. N. Bołtina, tj. drugiego wydania moskiewskiego tego źródła z 1799 r., kolacjonując go z tym, który podał N. Karamzin, oraz z innym, ogłoszonym w tomie I wydawnictwa Russkija Dostopamjatnosti (Moskwa 1815)124; w stosunku do wydania Bołtinow-skiego zmienił jedynie numerację rozdziałów. Zasadniczo tekst podany przez Rakowieckiego jest redakcją tzw. rozszerzoną (Prostrannaja)125, z tym, że dołączono do niej rozdziały dodatkowe, w numeracji Rakowieckiego: 87-90. Rozdział 87 w edycji Rakowieckiego odpowiada rozdziałowi „O czełowiece" według rękopisu Troickiego IV, rozdział 88 — rozdziałowi „O mukie" z tego samego tekstu, rozdział 89 — rozdziałowi „O konie" według tekstu tzw. Puszkinowskiego, podobnie jak i rozdział 90, który odpowiada rozdziałowi „O kopii" z tego wariantu i odpowiedniemu ustępowi z tekstu Troickiego IV 126. W publikacji tekstu Rakowiecki starał się zachować daleko idącą precyzję, wyodrębniając graficznie poszczególne ustępy tekstu, czego nie było 122 Radziwiłiowskaja Letopis', Bibliotieka Rossijskaja Istori-czeskaja, Driewnije Letopisi, t. I, Sankt Peterburg 1767. Jest to pierwsze wydanie tego latopisu. 123 T. II, Moskwa 1819; por. Prawda Ruska, t. I, s. XI. 124 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. I, s. XII. 125 Pamjatniki Russkowo Prawa, t. I, Moskwa 1952, s. 108. 126 por_ g rj. Greków (wyd.), Russkaja Prawda, t. I, Mo-skaw - Leningrad 1940, s. 341, 289, 292; Pamjatnifci Russkogo Prawa, t. I, s. 206 - 211. 187 w wydaniu Bołtinowskim127. Dlatego wydaje się krzywdzącą opinia wypowiedziana w publikacji Leto-pis' Zaniatij Archeograficzeskoj Kommisii z 1862 r. o tym, że polski wydawca „sostawił sliszkom proizwol-nym obrazom sinkrieticzeskij swod, pierienesja, to jest, słowa i wyrażeni ja iż odnogo spiska w drugoj, i sow-mieszaja ich w swojem swodie" 128. Słuszna jest jednak uwaga, że Rakowiecki wszystkie dostępne mu teksty traktował na równi pod względem wartości i uzupełniał jeden drugim 129. Metoda edytorska Rakowieckiego, aczkolwiek jest na pewno znacznie mniej doskonała niż metody wydawnicze Komisji Archeograficznej z drugiej połowy XIX w., nie ma nic wspólnego z oryginalnym sposobem publikacji latopisu ruskiego, zastosowanym jeszcze przez L. I. Lejbowicza, który w 1876 r. skonstruował „swodny latopis" z bezkrytycznie pomieszanych i scalonych tekstów różnej proweniencji czasowej i terytorialnej. Główna zasługa I. B. Rakowieckiego polega jednak nie na publikacji źródeł, znanych przecież z innych wydawnictw, lecz na tym, że szeroko skomentował i na ich podstawie skonstruował swój historyczny rys „zwyczajów, obyczajów, religii, praw i języka dawnych słowiańskich i słowiańsko-ruskich narodów", będący syntezą jego poglądów na dawną Słowiańszczyznę. Skrótem tej części była rozprawa 127 Zastrzegł też, że ostatnie cztery rozdziały „znajdują się tylko w rękopisach późniejszych". Podobnie zaznaczył Rakowiecki, że być może odnalezienie nowych rękopisów pozwoli na odtworzenie „zupełnego" tekstu zabytku — Prawda Ruska, t. II, s. 124. 128 Letopis' Zaniatij Archeograficzeskoj Kommisii, Sankt Pe- terburg 1862, s. 54. 129 Ibidem, s. 54 - 55. W. S. Ikonnikow, op. cit., t. I, cz. l, s. 242 podaje, że uwagi powyższe powstały z polecenia nr. N. Ru-miancewa. 188 przedstawiona w 1820 .r. w Towarzystwie Warszawskim Przyjaciół Nauk. Najdawniejsi przodkowie Słowian nie mieli dzieł pisanych, ale za to „zostawili oni daleko trwalsze pomniki swej wielkości i sławy, to jest: niezmieniony przeciągiem wieków charakter, zwyczaje, obyczaje i nader obfity i udoskonalony język" 13°. Idea specyficznego słowiańskiego ducha narodowego była dzięki J. G. Her-derowi szeroko rozpowszechniona w ówczesnej nauce słowiańskiej i obcej. Z dziełami Herdera warszawskie środowisko naukowe zetknęło się już dawniej: na posiedzeniu Towarzystwa Przyjaciół Nauk przedstawiał jego poglądy Julian Ursyn Niemcewicz, pod znacznym wpływem Herdera pozostawał Kazimierz Brodziński1S1. I. B. Rakowiecki sięgnął do tekstu oryginału dzieła niemieckiego myśliciela, dokonał przekładu sławnego ustępu o Słowianach i umieścił go na końcu pierwszego tomu swej pracy 132. Do poglądów Herdera przywiązywał szczególnie duże znaczenie. Przeciwstawiał mu innych obcych pisarzy, pomawiając ich o to, że poglądy przez nich głoszone „dyktowane są miłością swego, a nie naszego narodu, one nie wszystkie wyszły spod pióra bezstronnego i prawdę miłującego Herdera" 133. Przyjąwszy teorię niezmiennego charakteru narodowego za własną tworzył Rakowiecki charakterystykę stanu cywilnego Słowian. Pierwotny ten stan to „pa-ganizm" 134. Słowianie byli ludem osiadłym, rolniczym, 130 I. B. Rakowiecki, O stanie cywilnym, s. 21 - 22. 131 AGAD, TPN, t. 63, k. 23: protokół posiedzenia 8 VI 1815: „Kolega Niemcewicz przyrzekł udzielić o Herderze wiadomości i oddać ją deputacji". Por. C. Pęcherski, Brodziński a Herder, Kraków 1916; E. Adler, op. cit., s. 370 nn. 132 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. I, s. 246 - 247. 133 Ibidem, s. 252. 134 I. B. Rakowiecki, O stanie cywilnym, s. 22. 189 „lubili spokojność domową, zabawy przyjacielskie, śpiewy i muzykę" 135. Fizycznie silni, nie lubowali się w wojaczce, byli mężni w obronie, dobrzy, gościnni, wierni itd. Nie znali zrazu żadnego ucisku, czy to osobistego, czy społecznego: pierwotnie „rządzili się gmin-nie, będąc podzieleni na większe lub mniejsze Rzeczypospolite" 136. Na ich czele stali wybieralni naczelnicy, a wspólne sprawy omawiano na wiecach w świątyniach — gradzinach, horodyszczach, jak to powiadał Chodakowski. Te „kontyny i grody" były ośrodkami życia społecznego, stanowiły podstawę najdawniejszego systemu administracyjnego dawnych Słowian. Nawiązywał tu Rakowiecki do znanej od czasów Oświecenia idei pierwotnego słowiańskiego gminowładztwa — stopnia rozwoju społecznego, przez który przeszli nie tylko Słowianie, ale i „wszystkie inne [ludy] w początkach swego cywilnego bytu" 137. Z biegiem czasu pierwotne gminowładztwo upadło wskutek wojen, a wodzowie stali się pierwszymi „moż-nowładcami". „Dzieła sławy wymagały wdzięczności od narodu; dlatego naród, będąc oślepiony szczęściem rycerzy, szukał u nich i rozumu szczególnego" 138. Pierwsza ta władza była ze swej genezy władzą wojskową, pomimo istnienia władzy cywilnej sędziów — „jedni ludzie z powszechnego zezwolenia korzystali w dziełach wojny i pokoju. Historia Słowian podobna jest do 135 Ibidem, s. 22-23; I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. I, s. l nn. 136 I. B. Rakowiecki, O stanie cywilnym, s. 23; tenże, Prawda Ruska, t. I, s. 45 nn. 137 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. I, s. 45. Por. ostatnio: F. Bronowski, Idea gminowładztwa w polskiej historiografii. Geneza i formowanie się syntezy republikańskiej J. Lelewela, Łódź 1969. 138 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. I, s. 48. 190 historii wszystkich narodów ze stanu dzikiego wychodzących" 139. Władza więc, która skruszyła gminowład-ne rządy, nie pochodziła z podboju, była w pewnym sensie obieralna i zależna od ludu, który mógł wszak swego władcę odwołać. Stan ten nie trwał jednak długo, gdyż „wielu książąt, przez długi czas szczęśliwie panując, dla swych dzieci potrafili nabyć prawa następstwa" 14° i tą drogą doszło do powstania „samowład-ności". Proces ten zdaniem Rakowieckiego charakterystyczny jest dla wszystkich ludów słowiańskich, „narodów" czy „narodu słowiańskiego". Rakowiecki używał terminu „naród" bądź w rozumieniu szczepu, bądź w węższym sensie, na oznaczenie .konkretnej nacji — Polaków, Rusinów itd. Społeczny porządek dawnych Słowian musiał być warunkowany wysokim stopniem ich kultury. Ważną rolę odgrywał tu kult „pogański". Charakteryzując słowiańskie pogaństwo nie szczędził mu Rakowiecki jas--nych barw, idealizował je wskazując, że „Słowianie najwięcej się zbliżyli do poznania [...] praw odwiecznych", to jest boskich, zaś „na j pierwszym ukształce-niem umysłu ludzkiego jest poznawanie praw najwyższego Stwórcy i usiłowanie zachowywania onych"U1. Słowianie wierzyli tedy w nieśmiertelność duszy, w jednego Boga, a ich mitologia nie była tak przepełniona zabójstwami i cudzołóstwami, jak na przykład grecka i rzymska142. Słowiańskie obrzędy religijne 139 Ibidem, s. 51. 140 Ibidem, s. 52. 141 I. B. Rakowiecki, O stanie cywilnym, s. 26; tenże, Prawda Ruska, t. I, s. 21. 142 Tenże, O stanie cywilnym, s. 26 - 30; tenże, Prawda Ruska, t. I, s. 21-45. Ibidem, t. I, s. 44-45: „[...] lubo dawni Sławianie byli poganami, podobnie jak Grecy, Rzymianie i inne narody, nie byli przeto tak dzikimi, jak powszechnie z różnych powodów wystawia ich nam starożytna i teraźniejsza historia; iż oni, 191 — według poglądów Rakowieckiego — wielce zbliżone do chrześcijańskich, bardziej niż jakiekolwiek inne. Były one, podobnie jak cały stan społeczny, określane przez prawo i księgi święte. Taka idealizacja pierwotnej Słowiańszczyzny, umo-delowanej niemal na społeczność chrześcijańską przed chrześcijaństwem, aczkolwiek w znacznej mierze inspirowana przez idee Herdera, nie wyrosła li tylko z lektury niemieckiego filozofa. Nie można bowiem odrywać poglądów Rakowieckiego od całokształtu dorobku polskiej i słowiańskiej myśli historycznej o początkach ludów słowiańskich. Wspomnijmy, że pogląd na Słowiańszczyznę jako odrębny od Germanów typ charakterologiczny znaleźć można w zalążku u Adama Naru-szewicza143. Podchwycili go liczni członkowie Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk i był on właściwie communis opinio większości polskich słowiano-filskich słowianoznawców. Jednakże nie koncepcja dawnej Słowiańszczyzny, mimo wszystko wcale nie tak oryginalna, jakby się mogło na pierwszy rzut oka zdawać, ale rozważania prawno-historyczne stały się głównym tytułem Rakowieckiego do chwały. Nie bez racji powiada się, że właśnie Rakowiecki „pierwszy bodaj sformu- szanując swych bogów i mniemane przykazania, cenili w najwyższym stopniu ludzkość, gościnność, dobrą wiarę i szanowanie cudzej własności; iż dlatego nazywamy swych ojców dzikimi, że los nie dozwolił im zostawić dla nas w puściźnie takich pism uczonych, jakie nam Grecy i Rzymianie zostawili; lecz z,a to zostawili oni daleko szacowniejsze dla ludzkości pomniki, to jest: pamięć takich przymiotów, jakimi inne narody łatwo chlubić się nie mogą przed przyjęciem świętej wiary chrześcijańskiej, która naucza praw jedynego i prawdziwego Boga". 143 A. Naruszewicz, Historia narodu polskiego, t. IX, Lipsk 1837, s. 267; por. K. Chodynicki, Poglądy na zadania historii w epoce Stanisława Augusta, Warszawa 1915, s. 36. 192 15. STANISŁAW ZAKRZEWSKI 16. JAN PTASNIK łował w 1820 roku podstawowe założenia metody histo-ryczno-porównawczej w historii prawa" 144. Zatrzymajmy się więc bliżej przy tej sprawie. Rozumowaniem porównawczym posługiwano się w Polsce od kilku wieków zwłaszcza w historii prawa. Opierała się na nim zarówno teoria rzymska genezy prawa polskiego (Tomasz Drezner, Tomasz Ostrowski, Józef Maksymilian Ossoliński), jak i skonstruowana przez A. Naruszewicza koncepcja pochodzenia praw polskich od germańskich, czy wreszcie normańska teoria T. Czackiego. Porównywano prawa polskie z dowolnie dobranym prawem: rzymskim, germańskim czy skandynawskim, stwierdzano analogie, które wyjaśniano pochodzeniem praw polskich od obcych. Podobnie zresztą rozumował i Rakowiecki w swoich wywodach językowych o pochodzeniu języka słowiańskiego. Starano się niekiedy wskazać na możliwości zaistnienia recepcji — zwracając uwagę czy to na stałe sąsiedztwo ludów słowiańskich z Germanami, czy ze Skandynawami145. Dopuszczano też wyjaśnianie niektórych podobieństw prawem natury148, prawem bos- 144 J. Bardach, Metoda porównawcza w zastosowaniu do powszechnej historii państwa i prawa, „Czasopismo Prawno-Hi-storyczne", t. 14, 1962, nr 2, s. 13; tenże, Historia praw słowiańskich, s. 255 - 256; O. Balzer, Historia porównawcza praw słowiańskich, Lwów 1900, s. 13 nn.; F. Taranowski, Uwod, s. 134 nn.;. tenże, Z powodu setnej rocznicy dzieła I. B. Rakowieckiego, jako pierwszej pracy na polu historii porównawczej prawodawstw słowiańskich, „Czasopismo Prawnicze i Ekonomiczne", t. 19, 1921, s. 173 - 184; J. Adamus, W. A. Maciejowski und das Programm der slavischen Rechtsgeschichte, „Przewodnik Historyczno-Prawny", t. 3, 1933, s. 101 nn. 145 A. Naruszewicz, op. cit., t. IX, s. 264; T. Czacki, O litewskich i polskich prawach, t. I, Kraków 1861, s. 13. 146 Por. A. Naruszewicz, op. cit., t. IX, s. 258; T. Czacki, op. cit, t. II, s. 46, przyp. 2. — Grabski — Orientacje... 193 kim147, istnieniem wszędzie w wiekach średnich „rządu feudalnego" 148, czyniono to jednak sporadycznie w szczególnie jaskrawych wypadkach. Szukano podobieństw, nie zajmowano się zasadniczo różnicami między prawami i zwyczajami polskimi a obcymi. Wszystkie te cechy metodologiczne występują szczególnie jaskrawię w dyskusji, jaka się rozpoczęła w związku z ukazaniem się w 1800 r. dzieła T. Czackiego. Brali w niej udział reprezentanci teorii romańskiej (Józef Maksymilian Ossoliński), zwolennicy późniejszej recepcji praw niemieckich (Jan Wincenty Bandtkie), bronił się wreszcie sam T. Czacki (1809). Dyskusja nie dała większych rezultatów i nie bez racji Oswald Bal-zer stwierdził, że „mogła mieć [ona] znaczenie [...] jako wierutny dowód nieudolności ówczesnej metody porównawczej, która w miarę tego, z jakiego kto patrzy stanowiska i pod jakim kątem widzenia, doprowadzić może do stwierdzeń o bardzo różnych początkach i źródłach danego prawa" 149. Zarówno teoria rzymska, jak germańska czy normań-ska przestały odpowiadać wówczas, gdy w nauce zaznaczył się silniej nurt słowianofilski: poszukiwanie swoistego „ducha słowiańskiego" prowadziło bowiem w konsekwencji do podważenia koncepcji wywodzących z zewnątrz zasadnicze elementy dawnej kultury słowiańskiej. Nic dziwnego więc, że do rewizji dotychczasowych koncepcji przystąpił właśnie I. B. Rakowiecki. Nie była to tylko krytyka, chodziło bowiem o elementy nowego obrazu dawnej Słowiańszczyzny, jej „stanu cywilnego" i „ducha". Krytyka teorii obcej genezy prawa polskiego, którą 147 Por. A. Naruszewicz, op. cit. 148 Por. T. Czacki, op. cit,, t. I, s. 65, 208, 241 i in. 149 O. Balzer, op. cit., s. 11 - 12. 194 . przeprowadził I. B. Rakowiecki, wychodziła z nowych założeń metodologicznych 15°. Tak zresztą jak i jego poprzednicy151 posługiwał się Rakowiecki wymiennie terminami „prawo" i „prawodawstwo" 152, co oznacza, że utożsamiał prawo zgodnie z tradycja z prawem stanowionym; daleki był jednak od uważania go za wyłączne dzieło prawodawcy i widział w nim wytwór „panującej opinii", „wyobrażeń" 153. Pogląd ten O. Balzer, a za nim Fiodor Taranowski skojarzyli z koncepcjami szkoły historycznej prawa Savigny'ego, dostrzegając tu jej wpływ 154. Nie jest to sprzeczne z okolicznością, że Rakowiecki inspirowany był przez tradycję polskiej myśli historyczno-prawnej, choćby przez T. Czackiego, który pisał o kodeksie praw litewskich, że był to „zbiór praw, które się wylęgły w kolebce obyczajności narodów, doskonaliły się w odmianie potrzeb 150 Ibidem, s. 13; F. Taranowski, Uwod, s. 134 nn.; tenże, Z powodu, s. 174. 151 T. Czacki, op. cit, t. I, s. 23 i in. 152 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. I, s. III, IV, V i in. 153 Ibidem, t. I, s. 198: „Wszystko w ogólności zależeć musiało od ówczesnego pojęcia i wyobrażenia, czyli panującej opinii, i [...] następnie wszystko to być musiało duchem ówczesnego prawodawstwa, które nawzajem też wyobrażenia, czyli powszechną opinię utrzymywało i utwierdzało". „Z tego względu, iż opinia powszechna jest duchem praw czasowych i że nawzajem taż opinia tymiż prawami [...] jest zachowywaną i utwierdzaną [...], dziwnym sposobem spostrzegać się daje, że wszystkie czasowe prawa wszystkich narodów nie tylko mają piętno czasowego wyobrażenia, czyli opinii powszechnej, ale nadto zachowują piętno wyobrażeń, czyli opinii jak najdawniejszych wieków". Por. ibidem, t. II, s. 201. 154 O. Balzer, op. cit., s. 13; F. Taranowski, Z powodu, s. 176 -177. Chodzi o pracę: F. K. Savigny, Vom Beruf unserer Zeit fuer Gesetzgebung und Rechtwissenschait, 1818. Por. K. Opałek - J. Wróblewski, Niemiecka szkoła historyczna w teorii prawa, „Przegląd Nauk Historycznych i Społecznych", t. 5, 1955, s. 255 nn. 13* 195 i mniemań, a przetrwały do czasu ich pierwszego zbioru" 155. Czacki wielokrotnie zwracał uwagę na znaczenie dla prawa nie tylko „mniemania prawodawców, lecz także obyczajów, życzeń i opinii narodu". Koncepcję, że prawo stanowi wytwór konkretnych okoliczności dziejowych, rozwijał Montesąuieu 156, którego poglądy wycisnęły swe piętno także na rozważaniach I. B. Rakowieckiego 157, choć nie w tak wielkiej mierze jak wielekroć wspominane już wpływy myśli Herdera. F. Taranowski zwrócił uwagę, że swej metody porównawczej nie mógł zaczerpnąć Rakowiecki ani ze szkoły historycznej prawa, ani od Montesąuieu czy Herdera. Aby odpowiedzieć na pytanie, jak przedstawiała się owa metoda Rakowieckiego, należy przede wszystkim zanalizować jego badawczą praktykę. Punktem wyjścia były dlań teksty wspomnianych traktatów rusko-bizantyjskich, nowogrodzko-ryskiego z XIII w. oraz Prawda Ruska, które porównywał z „różnymi prawami, a szczególniej z prawem czeskim króla Władysława, ze statutem Kazimierza Wielkiego i Statutem Litewskim" 138. W praktyce ogarnął Rakowiecki znacznie szerszy krąg źródeł — od praw antycznych po prawa późno-feudalnej carskiej Rosji, z których korzystał często za pośrednictwem opracowań. Rakowiecki stosował zasadniczo porównywanie praw słowiańskich (w tym litewskiego) z obcymi oraz praw słowiańskich między sobą. 155 T. Czacki, op. cit, t. II, s. 290; por. też t. I, s. 21. 156 Ch. Montesąuieu, Duch praw, tłum. T. Boy-Żeleński, t. I, Warszawa 1927, s. 9 - 10, 325 nn.; t. II, s. 263 - 264, 279 - 281, 285 - 286, 363 i inne. 157 Np. na koncepcji „ducha rządu feudalnego", jako czynnika niszczącego dawny porządek rzeczy w średniowieczu. Por. niżej. 158 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. II, s. III. 196 I tak — gdy w traktacie 911 r. jest mowa o uprawnieniach krewnych zabitego do majątku zabójcy, przytoczył on za N. Karamzinem analogię węgierską, po czym stwierdziwszy brak odpowiedniego artykułu w Prawdzie Ruskiej mniemał, że w pierwotnym tekście prawa ruskiego musiał „być osobny co do tego przedmiotu artykuł, który równie jak wiele innych zatraconym został" 159. Kiedy w traktacie z 944 r. występuje uwierzytelnienie aktu za pomocy pieczęci, przytoczył Rakowiecki za J. Gattererem analogie starożytne, a także późniejsze słowiańskie 16°. Gdy w traktacie z 1228 r. jest mowa o próbie żelaza, nasz uczony podał szereg analogii niderlandzkich, angielskich, z prawa salickiego, porównywał wreszcie z Prawdą Ruską i późniejszymi prawami rosyjskimi, aby dojść do wniosku, że „zwyczaj ten u wszystkich narodów europejskich był powszechnym" 161. Kiedy traktat z Rygą podaje informację o próbie pojedynku, Rakowiecki szuka odpowiedniego zwyczaju w Prawdzie Ruskiej, a gdy go tam nie znajdzie — poszukuje dalej. Stwierdził jego występowanie w późniejszych prawach ruskich i innych słowiańskich, a także rozpowszechnienie na Zachodzie: w Anglii, Francji i Niemczech. Wszystko to prowadziło go do wniosku, że „duchem rycerskich i feudalnych wieków ugruntowany zwyczaj sądowych pojedynków, do późnych czasów był powszechnym w całej Europie"162. Gdy w Prawdzie Ruskiej jest mowa o zemście rodowej, przytaczał Rakowiecki za Czackim liczne analogie starożytne z Homera, praw wczesnośredniowiecznych: ripu-arskiego, salickiego, longobardzkiego, formuł Markulfa, a także z Tacyta, dalej zaś z Indii i Skandynawii (za 159 Ibidem, s. 4. 160 Ibidem, s. 10. 161 Ibidem, t. I, s. 210 - 212; t. II, s. 25. 162 Ibidem, t. I, s. 218. 197 H. Grocjuszem i Montesąuieu), aby dojść do konkluzji, że prawo to „od najdawniejszych czasów było znanym i zachowywanym u wszystkich narodów" 163. Wyższy wergeld za zabicie kobiety tłumaczył Rakowiecki (za Czackim), po powierzchownym porównaniu z feudalnymi prawami Zachodu, „duchem rycerskim" 164. Ustęp o próbie wody, występujący w Prawdzie Ruskiej, po porównaniu z analogicznymi obyczajami prawnymi Franków uznał za wyraz powszechnego zwyczaju165. Artykuł Prawdy Ruskiej, mówiący o karze za dosiąście cudzego konia bez zezwolenia właściciela, zaopatrzony został przez Rakowieckiego dużym przypisem, w którym przytoczył on analogie z prawa salickiego, ripuar-skiego, jutlandzkiego z jednej strony, z drugiej zaś z praw słowiańskich — czeskich i polskich. Pozwoliło mu to na krytykę poglądu N. Karamzina o niemieckim czy gockim pochodzeniu tego prawa oraz na postawienie tezy, że jest to zwyczaj powszechny u niemal wszystkich ludów 166. Szczególnie interesujące są rozważania Rakowieckiego nad tekstem Prawdy Ruskiej, w którym zezwala się na zabicie złodzieja przyłapanego na kradzieży. Przytoczył on tu analogie z traktatu 911 r. i Statutu Litewskiego, po czym stwierdził: P. Karamzyn przywodzi różne cytacje okazujące, iż prawo to jest wziętym z praw szwedzkich i gockich [...]. Lecz nie tylko same prawa szwedzkie i gockie złodzieja przy popełnionej w nocy kradzieży zabić dozwalały. Prawo to ugruntowane na naturalnym prawie bronienia własności, tak osobistej, jako też rzeczy, od początku zawiązywania się towarzystw, tymże naturalnym prawem podyktowane i zachowane zostało. Obejmują IBS ibidem, t. II, s. 42. 164 ibidem, s. 50; por. t. I, s. 205. * ibidem, t. II, s. 52; t. I, s. 210 nn., por. s. 134. 166 ibidem, t. II, s. 57. 198 go ustawy Mojżesza, Solona, Prawo XII Tablic, słowem, prawa wszystkich najdawniejszych narodów, jako to obszernie i z głęboką erudycją okazali Grotiusz, Puffendorf i Barbeyrac 167. W podobny sposób omawiał Rakowiecki paragraf o ograniczeniu lichwy, podając ogólne analogie z Egipcjanami, Żydami, Grekami i Rzymianami, co pozwoliło mu na stwierdzenie, że jest to również zjawisko powszechnie występujące u różnych ludów 168. Obok porównywania praw i zwyczajów słowiańskich z niesłowiańskimi stosował też Rakowiecki szeroko porównywanie różnych praw słowiańskich między sobą. Porównywał więc wcześniejsze prawa ruskie z późniejszymi, a także z czeskimi i litewskimi (te ostatnie włączał do słowiańskich). Przy omawianiu traktatu z 911 r., kiedy mowa w nim o powoływaniu do przysięgi strony skarżącej w braku świadków przestępstwa, przytaczał analogie z Prawdy Ruskiej, Statutu Litewskiego i praw czeskich, co pozwoliło mu uznać, że „przepisane w tym artykule formalności w czasie wykonywania przysięgi mogą być wzięte z najdawniejszych zwyczajów słowiańskich"ł69. Artykuł traktatu 911 r. o formalnościach przy składaniu kary za uderzenie mieczem porównywał Rakowiecki z odpowiednim tekstem układu z 944 r. i Prawdą Ruska, stwierdzając w ten sposób — wbrew Deppingowi i Schlózerowi — poprawność tekstu 17°. Niejednokrotnie zwracał uwagę na podobieństwa poszczególnych ustępów układu z 944 r. z traktatem z 911 r. czy traktatu z 1228 r. z Prawdą Ruską. Szczególnie interesujące było porów-H nanie ustępu o karach za gwałt w traktacie Nowogrodu z Rygą z innymi źródłami. Rakowiecki stwierdził naj- 197 Ibidem, s. 67. 168 Ibidem, s. 73; t. I, s. 207. 169 Ibidem, t. II, s. 4. 170 Ibidem, s. 5. 199 pierw brak odpowiedniego przepisu prawnego w Prawdzie Ruskiej, następnie zaś, powołując się na Narusze-wicza, wskazał na występowanie analogicznych przepisów w prawach Słowian Zachodnich, statucie Kazimierza Wielkiego, Statucie Litewskim, zauważył wreszcie, że to właśnie prawo występuje również w ruskich prawach kościelnych. Rozważania te prowadziły go do sformułowania wniosku, że prawo to musiało się znajdować w pierwotnej redakcji Prawdy Ruskiej oraz że „ustawa ta, lubo jest zmyślona, czyli raczej wielu niedorzecznościami napełniona i zepsuta, zlepiona jednak być musi z dawnych szczątków praw słowiańskich i miała obowiązującą moc prawną" ln. Gdy w tekście Prawdy Ruskiej mowa jest o zamianie krwawej zemsty na opłatę pieniężną, Rakowiecki przytacza, że „podobna zamiana nastąpiła w prawach polskich za Kazimierza Wielkiego", zaś brak jej w prawie litewskim, a więc: „to prawo kary odwetu z opłatą pieniężną dla pokrzywdzonego połączonej zdaje się być dawnym, ostrą sprawiedliwość zachowującym prawem słowiańskim, które w Statucie Litewskim [...] jest dochowanym, w Rosji zaś przez Izjasława I, a w Polsce przez Kazimierza W. zmienionym zostało"172. Kiedy indziej zestawiał Rakowiecki paragraf Prawdy Ruskiej o ochronie zakupnia („zakupa") ze Statutem Litewskim, prawem czeskim i polskim, aby sugerować na koniec: „artykuły względem panów a podwładnych, tak Prawdy Ruskiej, jako też Statutu Kazimierza W. i Statutu Litewskiego oraz praw czeskich, godne są uwagi nie-uprzedzonych badaczów cywilnego dawnych Słowian stanu" m. Nie zawsze sugestia naszego badacza bywała wypowiadana jasno, widzimy jednak, że w tych wszy- 171 Ibidem, s. 27. 172 Ibidem, s. 44. 173 Ibidem, s. 84. 200 stkich wypadkach, kiedy pewien przepis prawny powtarzał się we wszystkich prawach słowiańskich, Rakowiecki skłonny bywał uznać, że wywodzi się on z najdawniejszych praw Słowiańszczyzny. Przytoczony materiał pozwala na scharakteryzowanie metody porównawczej I. B. Rakowieckiego. Porównywał on: 1. prawa ruskie między sobą, , 2. prawa ruskie z innymi prawami słowiańskimi, 3. prawa ruskie i słowiańskie z obcymi. Pierwszy rodzaj porównania pozwalał mu poprzez skonstatowanie występowania analogii na uznanie poprawności danego tekstu i istnienia danego, opisywanego przez ów tekst faktu. Drugi natomiast rodzaj porównań pozwalał Rakowieckiemu z jednej strony na uchwycenie powszechnych, ogólnosłowiańskich zwyczajów prawnych, z drugiej zaś — niekiedy na hipotetyczną rekonstrukcję zwyczaju pierwotnego. Widzimy tutaj więc usiłowanie wydobywania słowiańskich swoistości, owego „ducha praw słowiańskich" przez poszukiwanie analogii ogólnosłowiańskich, rzadziej zaś różnic z prawami zachodnioeuropejskimi czy innymi. Rakowiecki nie zawsze zdawał sobie sprawę ze znaczenia poszukiwania owych różnic, często wystarczało mu po prostu tylko to, że żaden ze znanych mu autorów nie podawał odpowiedniej analogii obcej, a więc niejako implicite zakładał występowanie różnicy. Porównania wreszcie praw słowiańskich z obcymi pozwalają Rakowieckiemu na wykrycie pewnych elementów powszechnych u wszystkich ludów, czy zawsze, czy też przez czas jakiś i w pewnym miejscu występujących. Wszystko to prowadziło Rakowieckiego do teoretycznego uzasadnienia istniejących analogii. Jest to wczesna tego rodzaju próba w historiografii polskiej. Pisał on: „Iż ponieważ różne oddzielne narody, w pierwszych swoich 201 stanu cywilnego zawiązkach, jednakowe mieli potrzeby; oraz iż ponieważ jedne z drugimi od niepamiętnych czasów miewali wzajemne stosunki; przeto jedne od drugich mniej więcej przejmowali zwyczajów, obyczajów, wyobrażeń itp., a zatem prawa ich niejakie zachowują między sobą podobieństwo" m. W przeciwieństwie do swoich poprzedników Rakowiecki nie sądził, by analogie praw słowiańskich i obcych należało tłumaczyć jedynie recepcją. Przyczyny istniejących podobieństw doszukiwał się w: 1. wspólnych potrzebach wszystkich ludów na danym stopniu ich rozwoju, 2. we wspólnym pochodzeniu etnicznym, czy to słowiańskim, czy to germańskim bądź jakimkolwiek innym. Rakowiecki pisał: Nie jest dziwną rzeczą, że dawne zwyczaje i prawa ruskie mają podobieństwo do najdawniejszych zwyczajów i praw różnych, a mianowicie słowiańskiego szczepu narodów; niemniej iż część ducha tychże praw i zwyczajów w późniejszych prawach tychże narodów znajduje się175. Podobieństwa wynikające — według Rakowieckiego — z „jednakowych potrzeb" społecznych miały swoje głębsze uwarunkowanie w prawie natury. „Każdy naród — pisał badacz — musi koniecznie poddać się pod naturalne prawa związek towarzystwa utrzymujące: szanować cudzą własność i jedynie tylko w pracy i przemyśle szukać przyzwoitego sposobu życia; tą naj-pierwszą pracą i przemysłem jest chów bydła i rolnictwo" 176. Naturalnymi prawami są więc prawo własności i prawo pracy. Nimi też należy tłumaczyć ochronę 174 Ibidem, t. I, s. 199. 175 Ibidem, s. 199. 178 Ibidem, s. 12. Gdzie indziej mowa o „świętym prawie własności" — ibidem, t. I, s. 213. 202 własności w prawach różnych ludów m. Poza tym jednak, „najpierwszym człowieka w towarzystwo wstępującego przedmiotem jest bezpieczeństwo: zatem i praw pierwotnych najpierwszym powinno być przedmiotem, ażeby życie, wolność i własność każdego zapewnione były" 178. Rakowiecki porównując różne prawa o ochronie życia ludzkiego w ten właśnie sposób je wyjaśniał. Tak było z prawem zemsty i odwetu, z karami za uderzenie 179. Różnice wergeldowe różnych grup ludzi na Rusi tłumaczył — po porównaniu z analogiami frankońskimi 18° — następująco: Historia Słowian podobna jest do historii wszystkich narodów ze stanu dzikiego wychodzących. Mądre tylko i długoczesne doświadczenie naucza ludzi zbawiennego władz wojskowych i cywilnych podziału 1S1, Istnienie władzy i nierówności społecznej — to zjawisko powszechne, tak jak powszechny był pierwotny stan gminowładny182. Występuje ono tak samo u ludów słowiańskich, jak u Germanów czy Indów 183. Widzimy więc, że obok prawa natury czynnikiem warunkującym występowanie analogicznych urządzeń i praw u różnych .ludów był według Rakowieckiego podobny bieg rozwoju społecznego, wiodący prawidłowo od pierwotnego gminowładztwa do nierówności społecznej i politycznej. Ta linia rozwojowa wiąże się w pewnym sensie z oddziaływaniem na społeczeństwa średniowieczne powszechnego „ducha feudalnego". „Duch feu-dałizmu, gwałcący i niszczący prawa człowieka, nie- 177 Ibidem, t. II, s. 57, 67, 73; t. I, s. 204, 207. 178 Ibidem, t. I, s. 200. 179 Ibidem, s. 134; t. II, s. 42; t. I, s. 201 - 202. 180 Ibidem, t. I, s. 203. 181 Ibidem, s. 51. 182 Ibidem, s. 45. 183 Ibidem, s. 97, 87 - 88, 131. 203 zgodny z odwieczną prawdą, owionął Europę i był duszą politycznego i cywilnego narodów stanu" 184. Wywarł on doniosły wpływ na prawa słowiańskie, by przypomnieć chociażby dowód prawdy przez pojedynek. Z drugiej strony, obok tego jak gdyby pojętego na wzór Montesąuieu „ducha feudalnego", działał — zdaniem Rakowieckiego — średniowieczny „duch rycerski'', z którego wywodziło się np. przyjęcie wyższej kary za zabicie kobiety niż mężczyzny 185. Wreszcie — przyczynę wielu analogii upatrywał Rakowiecki w prawie boskim 18fl. Podając wiele podobieństw Rakowiecki zastrzegał się wyraźnie, że nie wszystkie podawane przezeń analogie były kompletne i całkowicie wyjaśnione, bowiem poczynił on tylko „niektóre podobieństwa i porównania z innymi prawami" 187. W niektórych tylko wypadkach upatrywał Rakowiecki przyczynę istniejących podobieństw w zjawisku recepcji. Oświadczał na przykład, że książęta warescy wprowadzili do praw ruskich niektóre artykuły gockie, uznawał gockie pochodzenie urzędu ciwuna i jego nazwy, bowiem brak ich u innych ludów słowiańskich 188. Jest znamienne, że o ile Rakowiecki niechętnie 184 Ibidem, s. 68. 185 Ibidem, s. 205; t. II, s. 70. 186 Ibidem, t. I, s. 21: „Z naturalnych uczuć człowieka, z naturalnych, a zarazem nieodzownych potrzeb jego, żaden naród bez pewnych wyobrażeń i obrzędów religijnych obejść się nie może. Stopień tych wyobrażeń i obrzędów oraz wypływające z nich dobroczynne dla rodzaju ludzkiego skutki są w miarę postępu światła, za pomocą którego zbliżać się możemy do poznawania praw Najwyższej Istoty i obowiązków tymiż pra-wamji przepisanych. Prawa te nie są dziełem rozumu ludzkiego, Najwyższy je przepisał, Najwyższy ich naucza [...]". Por. t. I, s. 29. 187 Ibidem, s. 200. 188 Ibidem, s. 133, 22 - 101, 133. 204 przyznawał jakąkolwiek recepcję urządzeń prawnych, o tyle uznawał ją z łatwością wówczas, gdy wkraczał na pole rozważań językowych. Od Skandynawów wywodził nazwy wirnik i wira, uważał, że słowo świadek i zwyczaj wiecowania zapożyczyli Anglosasi od... Słowian 189. Budując swą koncepcję genezy języków słowiańskich — jak powiedzieliśmy — Rakowiecki posługiwał się stale bezkrytycznym parelizowaniem, tj. akceptował tę metodę badawczą, którą tak skutecznie odrzucał w tej samej swej pracy w odniesieniu do badań historyczno-prawnych. Zapatrzony w autorytet J. G. Herdera nawiązywał Rakowiecki do myśli swego wielkiego poprzednika A. Naruszewicza o tym, że Słowianie nie będąc ludem ani całkowicie dzikim i nie zorganizowanym, ani prymitywnym, w swej najodleglejszej przeszłości mieli swoje własne prawa ujęte w jakiś „kodeks" 19°. Rozważania nad stanem kultury dawnych Słowian i badania historyczno-prawne prowadziły Rakowieckiego do wniosku, że w Prawdzie Ruskiej zawarty jest ów szczególny duch praw słowiańskich: W niej zachowany jest duch praw najodleglejszych pokoleń słowiańskich. Wszystkie prowincje ruskie [...], a nawet być może i wszystkich innych narodów słowiańskich, prawem tym od niepamiętnych czasów rządzić się musiały 1M. Twierdzenie to poparł nasz uczony argumentem, że zasadnicze elementy znacznie późniejszych innych praw słowiańskich dadzą się odszukać w tym prawie ruskim. W konkluzji swych rozważań o kulturze dawnych Słowian doszedł Rakowiecki do następującego stwierdzenia: 189 Ibidem, s. 131. 190 A. Naruszewicz, op. cit, t. IX, s. 136 - 137. 191 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. I, s. VIII. 205 Jeżeli [...] pozwolimy sobie dochodzić dawnego stanu cywilnego i oświaty starożytnych Słowian, natrafiamy na myśli [...], iż przodkowie nasi od niepamiętnych czasów mieli statystyczny podział swych krajów, podział stosowny do ich zwyczajów, obyczajów, praw i religii, iż mieli swe własne prawa i nimi się rządzili, iż nie mogli być barbarzyńcami192. Nawiązywał przy tym Rakowiecki do autorytetu Na-ruszewicza. W okresie pierwotnym prawa cywilne były złączone z religijnymi, podobnie też miało być u Słowian, którzy zbierali się na narady w świątyniach, gdzie również odbywały się sądy. [Słowianie] nie dla innej przyczyny na wykonywanie tej czynności zgromadzali się do swoich kontyn, jak tylko dla tej, że w świątyniach tych pod dozorem kapłanów musiał zostawać kodeks praw cywilno-religijnych, którego [...] kapłani [...] byli tłumaczami. Jeżeli z tego wniosku pozwolimy sobie przypuścić możność bytu takowego kodeksu — bez którego wprawdzie niepodobną jest rzeczą, aby zgromadzenia narodowe czynność swą ułatwiać mogły — następuje drugi naturalny wniosek,, iż kodeks takowy, podobnie jak Wedas lub Zend Westa, pod dozorem kapłanów zostający i za świętość uważany, nie mógł być powszechnie każdemu znanym 193. Zapewne więc i kapłani byli powołani do jego objaśniania. Stąd mógł powstać fałszywy sąd, że Słowianie posiadają jedynie swoje zwyczaje narodowe, nie zaś prawa — konkludował Rakowiecki. Możliwość istnienia owego ogólnosłowiańskiego kodeksu prawnego tłumaczył nasz uczony istnieniem pisma słowiańskiego, którym ów kodeks niechybnie miał być pisany, czego jednak sam nie uważał za zbyt pewne194. Losy owego prasłowiańskiego kodeksu prawnego nie są bliżej — zdaniem Rakowieckiego — znane: zapewne zaginął on 192 Ibidem, s. 114. 193 Ibidem, s. 115. 194 Ibidem, s. 64 nn., 238; por. t. I, s. 126. 206 tak samo, jak wiele innych zabytków195. Rozważania swoje podsumowywał nasz badacz tymi słowy: Słowianie od niepamiętnych czasów mieli swe własne prawa [...] Prawda Ruska, Statut Litewski, Statut Kazimierza Wielkiego i inne z nich pochodzą [...] pierwotna księga tych praw uważana być musiała za księgę świętą 196. Do takiego sformułowania doprowadziło Rakowieckiego rozumienie wszelkiego prawa jako prawa ustawowego oraz indyjskie paralele jego przyjaciela W. Skorochód-Majewskiego. Byłoby ono niemożliwe, gdyby Rakowiecki przejął się bliżej zastosowanym przez historyczną szkołę prawa podziałem praw na zwyczajowe, ustawowe i prawnicze albo gdyby zwrócił baczniejszą uwagę na koncepcję prawnej świadomości narodu jako źródła prawa zwyczajowego, przedstawioną właśnie przez tę szkołę 197. Sztywne trzymanie się przestarzałych, wąskich koncepcji prawnych spowodowało, że interesujące i nowatorskie w ówczesnych warunkach metodologiczne osiągnięcia naszego badacza w zakresie historyczno-prawnej komparatysty-ki zostały wynaturzone w nieprawdopodobnej koncepcji pradawnego świętego kodeksu prawnego dawnych Słowian. Koncepcje I. B. Rakowieckiego godziły, rzecz zrozumiała, w zapatrywania ówczesnych normanistów. Nie dziwi nas więc, że właśnie w tym kierunku skierował nasz badacz ostrze swej krytyki. Już F. Taranow-ski zwrócił najsłuszniej uwagę, że teoria normańska opierała się na tradycyjnym porównywaniu, paraleli-zowaniu, i właśnie ten moment został zaatakowany 195 Ibidem, s. 80-81 w przypisie. 198 Ibidem, t. II, s. 169. Por. analogiczne sformułowanie: t. I, s. 243 - 244. 197 K. Opałek - J. Wróblewski, op. cit., s. 279 nn. 207 przez Rakowieckiego 198. Drugim momentem, który warunkował krytykę teorii normańskiej przez Rakowieckiego, była niska ocena kultury Słowian proponowana przez ówczesnych normanistów. Uczony zarzucał im wprost stronniczość: Panowie Szlecer i Depping byliby też same uczynili uwagi, gdyby byli gruntownie poznali zwyczaje, obyczaje, zasady pa-ganizmu, język, prawa i charakter ducha narodowego dawnych Słowian; lecz do poznania tego tak ważnego i obszernego przedmiotu, pomimo pracy trzeba miłości prawdy i miłości ku narodowi słowiańskiemu, czego od pisarzy obcego pokolenia wymagać niepodobna, i historia dawnych Słowian dopóty nie będzie dostatecznie wyjaśniona, dopóki sami Słowianie, podobnie jak inne narody, nie poświęcą się badaniom historycznym 199. Przedstawiwszy w skrócie swą koncepcję pierwotnego ogólnosłowiańskiego prawa Rakowiecki stwierdzał: Przyjąwszy to zdanie, nie będziemy mieli potrzeby razem z Czackim, Szlecerem, Strube de Piermont, Ewersem i innymi błąkać się po nie znanych nam krainach gockich, po Danii, Szkocji i Skandynawii, szukając tam źródła i początku praw naszych, które ojcowie nasi do Europy z sobą przynieśli 20°. Ponieważ Słowianie w najdawniejszych czasach mieli swe własne prawa, musieli je mieć także i Rusini. Prawa te były odmienne od niemieckich i jakichkolwiek innych obcych. „Naruszewicz obszernie okazał, iż dew-no Słowianie [...] mieli swe własne prawa, że jus Sla-vicum różne było od jus Theutonicum, Allemani-cum" 201. Latopis ruski opowiadając o przyzwaniu Wa-regów na Ruś bynajmniej nie twierdził, jakoby Ruso-wie nie mieli swych własnych praw, lecz powiadał jedynie, że był u nich bezrząd: 198 F. Taranowski, Z powodu, s. 176 nn. 199 I. B. Rakowiecki, Prawda Ruska, t. I, s. 254. 200 Ibidem, t. I, s. 244. 2<" Ibidem, s. 128 - 129. 208 Rzecz [...] nadto jasna, iż wezwani do panowania książęta waragscy również nie mogli przychodzić ze swymi prawami do narodu, który sam sobą władał i sam sobą rządził; iż gdy ten naród miał moc i wolę wzywać i mianować dla siebie rządców, tym samym rządził się swymi prawami i oraz miał moc i wolę składać owych rządców z powierzonego im urzędu202. Fakt istnienia wieców u dawnych Słowian świadczy, zdaniem Rakowieckiego, że na nich „dopełniane koniecznie być musiały pewne ustawy i przepisy", nie wiemy natomiast nic, aby Waregowie ten pradawny zwyczaj znieśli20S. W takowym sensie rzeczy książęta waragscy do praw przez siebie stanowionych lubo niektóre artykuły z praw gockich wprowadzili, te jednak do dawnych praw i zwyczajów słowiań-sko-ruskich narodów stosowali, do czego tym większa pobudka i potrzeba ich wiodła, że nad licznym narodem słowiańskim nie mocą oręża, lecz mocą władzy panowali, która to pobudka tak dalece ich umysłem kierowała, iż sami nawet w zupełnych się Słowian zmienili, zapomnieli na zawsze swego własnego języka, a nadto i nazwiska słowiańskie przybrali. [...] Ani Ru-ryk, ani jego następcy nie mogli być tworzycielami praw sło-wiańsko-ruskich, i [...] ślady tego prawodawstwa w najodleglejszej starożytności spostrzegać się dają [...], [a] mniemanie wielu pisarzy, jakoby wspomniane wyżej pomniki praw miały być zupełnie prawem gockim, bynajmniej z powszechną historią prawodawstwa nie jest zgodne 204. W podobny sposób argumentował nasz uczony wywodząc, że tzw. Kormczaja Kniga nie była zapożyczona z praw greckich: wywodził on ją z owych najdawniejszych praw ludów słowiańskich 205. Możemy teraz ogarnąć całość komparatystyki histo-ryczno-prawnej I. B. Rakowieckiego. Stosował kompa-ratystyczne badania w szerszym zakresie jak 202 Ibidem, s. 130. 203 Ibidem, s. 131 nn. 204 Ibidem, s. 134 - 136. 205 Ibidem, s. 126 - 127. — Grabski — Orientacje... 209 jego poprzednicy. Wprawdzie tak samo jak oni zasadniczo skupił swą uwagę na analizie podobieństw, lecz był jak najdalszy od pochopnego wyjaśniania ich tylko recepcją; nie omieszkał też dostrzegać i różnic. Odwoływał się do powszechnych potrzeb społeczeństwa, szczególnie silnie akcentował wspólne pochodzenie etniczne. Niewątpliwą zasługą I. B. Rakowieckiego była próba teoretycznego sformułowania metody historyczno-porównawczej: doszedł do tego dzięki własnej praktyce badawczej, nie zapożyczając metody od innych autorów, których osiągnięcia skrzętnie jednak wykorzystywał. Szukając źródeł koncepcji i poglądów Rakowieckiego znajdziemy je u pisarzy polskiego Oświecenia, w polskiej i obcej literaturze historyczno-prawnej przełomu XVIII i XIX stulecia, w Oświeceniu francuskim, preromantyzmie i współczesnym mu słowianofilstwie, w większej chyba mierze niż w niemieckiej szkole historycznej prawa. Starając się dać ocenę prac I. B. Rakowieckiego nad dziejami dawnej Słowiańszczyzny wysunęliśmy na plan pierwszy jego metodę porównawczą, zastosowaną przezeń do badań historyczno-prawnych, która pozwoliła mu na krytykę normańskiej teorii genezy prawa ruskiego i wypowiedzenie wielu cennych — nawet i z dzisiejszego punktu widzenia — poglądów na temat roli Normanów we wczesnośredniowiecznym społeczeństwie ruskim (np. teza o rychłej slawizacji Waregów). Należałoby jednak pamiętać o istotnej różnicy, jaka zachodzi pomiędzy prymitywnym normanizmem przełomu XVIII i XIX w. a tzw. normanizmem końca XIX stulecia i XX w. Prymitywny normanizm nie tylko wyprowadzał z północy dynastię czy część klasy rządzącej, lecz szukał tam źródeł ruskiej, czy w ogóle słowiańskiej cywilizacji, kultury w szerokim tego słowa znaczeniu. Taki to właśnie normanizm był przedmio- 210 tem krytyki polskiego uczonego, krytyki, która była istotnym novum w ówczesnej nauce historycznej. Co się tyczy metody porównawczej, to niebawem zostanie ona zastosowana szerzej i bardziej precyzyjnie w badaniach uczonych reprezentujących już następne pokolenia: J. Lelewela, W. A. Maciejowskiego i innych. I. B. Rakowiecki podobnie jak inni współcześni mu słowianoznawcy-słowianofile traktował dzieje dawnej Słowiańszczyzny w sposób nie wolny od emocjona-1 i z m u. Dążył jednak do wypracowania nowych metod badawczych, tak jak to czynili na innych odcinkach nauki historycznej W. Surowiecki czy Z. Dołęga-Choda-kowski. Nie był co prawda konsekwentny w swym badawczym postępowaniu, jak wskazują na to jego wahania pomiędzy romantyczno-słowianofilskim a ra-cjonalłstycznym spojrzeniem na kulturę dawnych Słowian i na ich język. Wahania te znalazły swój wyraz W teorii genezy języków słowiańskich czy w poglądach o przejmowaniu przez inne ludy różnych słowiańskich elementów językowych 206. I. B. Rakowiecki, mimo jak najściślejszych więzów z nurtem słowianofilskim, wyróżniał się swoistymi cechami indywidualnymi. Najistotniejszą z nich były chyba żywe zainteresowania wschodnią częścią Słowiańszczyzny, tak rzadkie w ówczesnej nauce polskiej207. Mimo że I. B. Rakowiecki pozostaje w cieniu takich wybitnych indywidualności, jak S. B. Linde, W. Surowiecki czy Z. Dołęga-Chodakowski, mimo że nie potrafił przezwyciężyć wpływów filologicznych koncepcji W. Skorochód-Majewskiego — był jednym z najciekawszych przedstawicieli polskiego słowianoznawstwa pierwszego trzydziestolecia ubiegłego wieku. 206 Por. wyżej. 207 Por. R. W. Wołoszyński, Z problematyki, s. S - 28. H« 211 ANEKS Autobiografia Ignacego Benedykta Rakowieckiego w podaniu do Wydziału Administracji Szkól Publicznych (1830) * Przez skłonność do nauk strawiłem na zdobywanie onych moją młodość, czas i zasługę w zawodzie tak prywatnym, jako też publicznym; oddałem się szczególniej dwóm przedmiotom, to jest: 1. zgłębianiu historii starożytnych Słowian pod względem rozpoznawania ich charakteru narodowego i mocy języka, a to w celu zastosowania takowych badań do charakteru i języka polskiego; 2. zgłębianiu zasad edukacji publicznej-, tak pod względem nauk, jako też organizacji i administracji szkół publicznych. W pierwszym i drugim przedmiocie przez nieustanną pracę nabyłem potrzebnych wiadomości. Wydane przeze mnie dzieło Prawda Ruska, bez względu na tytuł mniej powabny, dość mile przyjętym jest w świecie uczonym; w podobnymże przedmiocie mam inne wypracowane i do druku gotowe dzieła, a mianowicie: 1. Badania historyczne nad stanem cywilnym dawnych Slo-wian i nad ich starożytnym językiem. Jest to nowo przerobione dzieło Prawdy Ruskiej. Tu korzystałem z wielu recenzyj, szczególniej przez uczonych niemieckich nad Prawdą Ruską przeze mnie wydaną poczynionych, tudzież z dziel w podobnymże przedmiocie wychodzących. Nadto zrobiłem obszerne badania nad tworzeniem się dialektów słowiańskich i wiele własnych moich błędów sprostowałem. Wedle rękopismu tego nowego dzieła mógłbym wykładać w Uniwersytecie archeologię i filologię słowiańską i razem rozpocząć druk tegoż dzieła. Dzieło to, jak mnie ciągła nad nim praca przekonywa, jest pierwsze w swoim rodzaju i równie Polaków, jako też wszystkich Słowian interesującym. 2. O monetach rosyjskich. Tłumaczenie dzieła [J. P.] Kruga z dodaniem uwag i objaśnień, jakich sam Krug zażądał. Dzieło to z powyższym ma stosunek i pod względem tak archeologii, jako też filologii słowiańskiej dla wszystkich Słowian jest interesującym. 3. Historia państwa rosyjskiego krótko zebrana. Plan tego * AGAD, BOZ, 2902, k. 105 - 106. Wiadomość o niniejszym tekście zawdzięczam uczynności doc. R. W. Wołoszyńskiego. 212 dzieła jest tak ułożonym, iż może służyć dla świata czytającego jako też dla szkół publicznych, w których nakazaniem jest dawanie historii rosyjskiej, a która w krótkości i stosownie do tego celu w literaturze polskiej nie egzystuje. 4. Rękopism Królewski [Królodworski] słownie na język polski wytłumaczony z uwagami i objaśnieniami historycznymi tudzież z badaniami nad gramatycznym układem języka słowiańskiego. Co wszystko zastosowanym jest do języka polskiego z załączeniem uwag nad werśyfikacją miarową. 5. W roku 1807 wydałem rozprawę o potrzebie dzieła elementarnego, wskazującego sposób zastosowania nauk w szkołach dawanych do korzystnego onych w każdym stanie użycia. W roku 1811 wydałem dziełko ukazujące skutki edukacji publicznej i prywatnej. W roku 1818 wydałem rozprawę o mylnych zasadach ekonomistów politycznych i niezwracania ich uwag na sposób kierowania instrukcją publiczną. W roku 1827 [1823] wydałem podobnąż rozprawę wraz z planem do potrzebnego w tymże przedmiocie dzieła. Na koniec w roku bieżącym 1830 podałem w Towarzystwie Przyjaciół Nauk myśl o potrzebie dzieła dla ludu pospolitego, które do konkursu ogłoszonym zostało. Wydana przeze mnie w tym przedmiocie rozprawa przekonywa, że proponowane przeze mnie dzieło mam ukończone i że idzie tylko o ułożenie potrzebnych rycin tudzież o koszta na druk i na upowszechnienie dzieła tego pomiędzy ludem pospolitym. 6. Od roku 1807 dotąd przez ciągłe zastanawianie się nad przedmiotem, który wymienione wyżej rozprawy obejmują, pracuję ciągle nad dziełem ekonomiczno-moralnym, zasady sztuki rządzenia się w każdym stanie wykładającym, do jakiego przed dwoma set laty wielki Bakon podał plan i myśli, a które dotąd w literaturze nie egzystuje. Przedsięwzięte przeze mnie od lat 30 takowe dzieło mam prawie skończone. Pierwsza i najtrudniejsza część onego, ogólne zasoby związku towarzyskiego obejmująca, jest wykończona i do druku gotowa. Do dalszych onego części mam zebrane wszelkie myśli i materiały, pozostaje tylko swobodne i bez przerwy zajęcie się redakcją onych. Te są moje prace uczone z własnej chęci przedsięwzięte i wykonywane. Nie mając protekcji i znaczenia w zawodzie publicznym, przyjąłem dla zasługi obowiązek kuratora w województwie podlaskim. Obowiązek ten początkowo odpowiadał ileż memu powołaniu, lecz później tak zmienionym został, iż 213 ani moje powołanie, ani zdrowie na pracach naukowych stargane dłużej zostawać mi w nim nie dozwala. Mniemam, iż przez wymienione wyżej wykończone i przedsięwzięte dzieła zasługuję na wyższy stopień, w którym mógłbym bardzo [być] użytecznym tak w Wydziale Administracji Szkół Publicznych, do czego przez wieloletnie prace zdobyłem wprawę i doświadczenie, jako też przez wydanie ukończonych i przedsięwziętych dzieł w instrukcji publicznej przydatnych, których samo dopilnowanie druku i korekty przytomności mojej w Warszawie wymaga. A czego przy szczupłym majątku, bez pozyskania wyższego stopnia w służbie rządowej, dokonać nie jestem w stanie. Żądając takowego stopnia nie idzie mi o sposób do życia, lecz o możność wydania i ukończenia dzieł, które, jak mniemam, użytecznymi być by mogły, a które razem ze mną, po zrobieniu z siebie największych ofiar, w takim, jak teraz zostaję, położeniu zaginą. V. PROBLEMY MODELU HISTORII W POLSCE W DOBIE POZYTYWIZMU Ustalenia i propozycje, wysunięte w książce Janusza Skarbka Koncepcja nauki w pozytywizmie polskim1, skłaniają historyka historiografii do podjęcia próby ich zweryfikowania w zakresie swojej ściślejszej specjalności. Próba taka może — jak się zdaje — przynieść obustronne korzyści. Po pierwsze, może przyczynić się do weryfikacji twierdzeń historyka nauki, wyprowadzonych przede wszystkim z analizy ogólnych wypowiedzi o nauce, w mniejszej zaś mierze z badania jej poszczególnych gałęzi, na materiale jednej dyscypliny, jaką jest nauka historyczna. Po drugie, może uświadomić historykowi tej ostatniej związki, rozbieżności, ich obecność lub brak pomiędzy teorią nauki, taką, jaka rozwijała się w danym okresie czasu, a teorią i praktyką ówczesnej historiografii. Posłużyliśmy się w tytule sformułowaniem „doba pozytywizmu", w poprzednim zaś zdaniu wspomnieliśmy o „danym okresie czasu". Nie zamierzamy tu czynić ustępstwa na rzecz tych, którzy cały okres dziejów kultury polskiej, obejmujący lata od około 1865 do około 1890 (lub nawet 1900 r.), nazywają „okresem pozytywizmu", obdarzając wszystko to, co on obejmuje, etykietką „pozytywistycznego". Rozumiejąc pozytywizm w nauce jako szeroki prąd intelektualny, związany z filozofią określającą się jako pozytywna, a charaktery- 1 Wrocław - Warszawa - Kraków 1968, Monografie z Dziejów Nauki i Techniki, t. 46, ss. 169. 215 żujący się ograniczaniem zadań nauki do sfery zjawisk i ich związków — w czym zgadzam się całkowicie z autorem wspomnianej już rozprawy2 — mówię o „dobie" czy „okresie" pozytywizmu jako o okresie czasu, w którym prąd ów wywierał szczególnie doniosły wpływ na polską myśl naukową. Dlatego sądzę, że aczkolwiek można mówić o pozytywizmie avant la lettre, jak np. w średniowieczu czy u nas w latach międzypowstaniowych3, można też mówić o okresie pozytywizmu we wskazanym wyżej sensie, na oznaczenie chronologicznego odcinka dziejów naszej kultury, a zatem i nauki, mniej więcej od powstania styczniowego aż po lata dziewięćdziesiąte XIX stulecia, to jest do czasu, kiedy wystąpi wyraźna reakcja antypozytywi-styczna 4. Janusz Skarbek stwierdził, że „zasadnicza linia, jaka przebiega na terenie teorii nauki między stanowiskami r 2 J. Skarbek, op. cit., s. 7 nn. 3 Por. L. Kołakowski, Filozofia pozytywistyczna. Od Hume'a do Koła Wiedeńskiego, Warszawa 1966, s. 19 nn.; B. Skarga, Narodziny pozytywizmu polskiego 1831 - 1864, Warszawa 1964, passim; tejże, Comte, Warszawa 1966, s. 11 nn.; tejże, Ortodoksja i rewizja w pozytywizmie francuskim, Warszawa 1967, s. 7 nn. W piśmiennictwie obcym podobnie szeroko rozumie pozytywizm B. Magnino, Storia del positivismo, Roma 1955, ss. 248, który w swej książce obejmuje okres od antecedencji w Grecji starożytnej do czasów współczesnych (por. jego definicję pozytywizmu, s. 5). Szeroko, jako prąd kulturowy, polityczny itd., rozumie pozytywizm L. Zea, El Positivismo en Mexico, Mexico 1943, ss. 254; jednak wciąż jeszcze wielu autorów rozumie ten termin wąsko, czasem ograniczając go tylko do comtyzmu, jak np. W. M. Simon, European Positwism in the Nineteenth Century. Ań Essay in Intellectual History, Ithaca — New York 1963, ss. 384; R. L. Hawkins, Positwism in the United States (1853 - 1861), Cambridge 1938, ss. 243. 4 Por. T. Weiss, Przełom antypozytywistyczny w Polsce w latach 1880-1890. Przemiany postaw światopoglądowych i teorii artystycznych, Kraków 1966, passim. 216 o różnych odcieniach pozytywistycznych a stanowiskami o mniejszych lub większych tendencjach metafizycznych, przedstawia się w najogólniejszym ujęciu tak: według pierwszych zadanie nauki polega na wykryciu związków między zjawiskami, według drugich — na ujęciu «istoty» badanej rzeczy" 5. Historycy, podobnie jak i inni reprezentanci nauk „szczegółowych", nie zawsze jednak musieli wypowiadać się na temat zadań nauki w ogóle. Częściej zajmowali stanowisko w tej sprawie pośrednio, rozważając mianowicie zadania nauki historycznej, niekiedy zaś dawali wyraz swej postawie jedynie w praktyce warsztatowej, czyli po prostu uprawiając dziejopisarstwo. Jak wiadomo, refleksja metodologiczna i teoretyczna nie zawsze była mocną stroną historiografii, nie tylko zresztą polskiej, a często bywało wprost przeciwnie6. Wreszcie — poszczególni przedstawiciele nauki historycznej, jeżeli wypowiadali się o zadaniach nauki w ogóle, powtarzali często poglądy obiegowe, nie zawsze dostrzegając, czy są one zgodne, czy też nie z ich własną praktyką dziejopisarską. Można więc niejako dokonać rozróżnienia pomiędzy ich poglądami na naukę — postulowanymi, zwłaszcza pod adresem innych nauk, a poglądami realizowanymi we własnym warsztacie badawczym, przy czym nie zawsze zachodzić tu będzie koherencja. Historiografia polska drugiej połowy XIX stulecia była, jak wiadomo, silnie zróżnicowana pod względem teoretycznych i filozoficznych postaw badaczy. Kierunkowi pozytywistycznemu hołdowało w ten czy inny sposób grono uczonych przede wszystkim warszawskich, związanych ze środowiskiem, w którym nowe prądy miały szczególnie licznych zwolenników, określane mia- 5 J. Skarbek, op. cit., s. 7. 6 Por. J. Topolski, Metodologia historii, Warszawa 1968, passim. 217 nem tzw. warszawskiej szkoły pozytywistycznej7. Twierdzenie o pozytywistycznym charakterze tzw. krakowskiej szkoły historycznej jest naszym zdaniem nieścisłe, chociaż można mówić o związkach z tym kierunkiem niektórych przedstawicieli drugiego jej pokolenia, mianowicie Stanisława Smółki, a zwłaszcza Michała Dobrzyńskiego8. Stosunek historiografii polskiej do kierunku pozytywistycznego trafnie scharakteryzował Marian H. Serejski, który podkreślił, że nasi historycy przyjmowali naukowe nowinki pozytywizmu z wielką ostrożnością, a często niezdecydowaniem, czerpali z nowej filozofii często nieświadomie i korzystali z niej tylko częściowo. Żaden z nich nie miał ambicji stworzenia nowego naukowego systemu, żaden też nie określał się mianem pozytywisty. Nie wykazywali oni zainteresowań w tym kierunku i nie myśleli iść śladami H. T. Buckle'a czy H. Taine'a 9. O ile recepcję pozytywizmu w historiografii polskiej cechuje więc połowiczność, o tyle nie można tego powiedzieć o znaczeniu dla nauki historycznej przeróżnych kierunków filozofii idealistycznej, takich jak heglizm czy schellingizm w ich najrozmaitszych postaciach, czy nawet augustyńsko-bossuetowy katolicki pro-widencjalizm. Filozofia pozytywistyczna stawała bowiem w Polsce do walki z konglomeratem najróżniej- 7 Por. M. H. Serejski, Miejsce pozytywistycznej szkoły war- ł szawskiej w historiografii polskiej XIX stulecia, „Kwartalnik ś Historyczny", t. 62, 1955, s. 66 - 98; tenże, Przeszłość a teraźniejszość. Szkice i studia historiograf iczne, Wrocław - Warszawa - Kraków 1965, s. 139 - 173: tenże, Wstęp do: W. Smoleński, Szkoły historyczne w Polsce, Wrocław 1952, s. XXI nn.; tenże, i Zarys historii historiografii polskiej, cz. II, Łódź 1956, s. 75 nn. s Por. A. F. Grabski, Z zagadnień metodologicznych tzw. krakowskiej szkoły historycznej, „Studia Metodologiczne", t. 6, 1969, s. 49 - 86 i niżej, s. 301 nn. 9 M. H. Serejski, Wstęp do: W. Smoleński, Szkoły, s. XXI. szych poglądów i postaw o niewątpliwie idealistycznej proweniencji. Nic dziwnego, że i w drugiej połowie XIX stulecia w historiografii naszej nie brakło świadomych zwolenników tych właśnie poglądów filozoficznych. Z ich kręgów wychodziła zdecydowana opozycja w stosunku do pozytywistycznych nowinek. W środowisku 'warszawskim poważną rolę odgrywał profesor Szkoły Głównej Warszawskiej Józef Kazimierz Plebański (1831-1896), uczony wszechstronnie wykształcony, żywo interesujący się zagadnieniami metodologicznymi i teoretycznymi historii10. Wychowanek uniwersytetów we Wrocławiu i Berlinie, wzorem swych niemieckich mistrzów hołdował poheglowskiej filozofii idealistycznej, znanej pod nazwą eklektycznego kierunku idealno-realnego, którego czołowym przedstawicielem był u nas Henryk Struve11. Był przeciwnikiem odfilozofowania historii, ograniczenia jej do czystego opisu, uważał, że jako nauka „stojąca na stanowisku umiejętności" winna ona oprzeć się na filozofii jako centralnej „nauce wszystkich nauk" 12. Przeciwstawiał się pozytywistycznemu indukcjonizmowi — o który 10 M. Handelsman, Zagadnienia teoretyczne historii, Warszawa 1919, s. 27 - 30, 55 - 68, 70 - 96; Z. Libiszowska, Józef Kazimierz Plebański (1831 -1896), „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 4, 1956, s. 73-106; J. Bardach, Nauka historii państv:a i prawa w Królestwie Polskim doby Szkoly Głównej, „Roczniki Uniwersytetu Warszawskiego", t. 5, 1964, s. 137 - 139. 11 Por. W. Kozłowski, Pisma filozoficzne i psychologiczne, Lwów b. d., s. 567 nn. 12 J. K. Plebański, O historycznym znaczeniu Juliusza Cezara, „Biblioteka Warszawska", 1865, t. 3, s. 181. Por. tenże; Propedeutyka historyczna, wykłady z lat 1864 - 1865, Biblioteka Publiczna — Warszawa, rkps akc. 472, k. 3 nn.; tenże, Encyklopedia i metodologia nauk historycznych, wykłady z lat 1867 - 1868, ibidem, rkps akc. 2987, II, k. 18. 218 219 zresztą mylnie pomawiał Henry T. Buckle'a — powiadając, że „jedna wyłączna metoda argumentowania nie zaspokoi [...] żadnej nauki w ścisłym tego słowa znaczeniu" 13, szczególnie zaś próbom budowania historii na podstawach empiryzmu. Pisał między innymi: Skazać historię na drogę empirycznej metody, jako jedynie naukowej, to jest wielkim błędem, bo już Arystoteles wiedział, że empeiria jest tylko najniższym stopniem wiedzy, ale nie można jej nazwać nauką, bo ona wie tylko, że coś istnieje (hoti), ale nie pojmuje przyczyny (dioti) tej egzystencji; dlatego też bardzo trafnie widzi Libelt, że empiria zapełnia tylko przedsionki tego najświętszego przybytku nauki, który klucz filozofii dopiero otwiera 14. Maksymalizm stanowiska J. K. Plebańskiego w odniesieniu do zadań nauki występuje szczególnie dobitnie w jego rozważaniach o przedmiocie historii. W swych wykładach z propedeutyki historycznej mówił: Żywiołem tym, na którego wzburzonych falach historia majestatycznie się wznosi, nie jest nic innego, jak rzeczywistość, ze wszystkimi jej znikomymi warunkami; w tym zmyśle dla rzeczywistości spoczywa świadomość znikomości wszelkiego życia, które w pewnym przeciągu czasu się ulatnia, ginie; od warunków rzeczywistości zależy przeświadczenie się nasze o zależności skutków od dawnych, poprzednich przyczyn; ale z drugiej strony wysadza się tylko na gruncie rzeczywistości samowiedza i poczucie duchowej wolności, jako i równie gruntowne przekonanie naszego rozumu o tym, że tę rzeczywistość mimo pozornej przypadkowości łączy i przenika wewnętrzna stała zasada, niekiedy koniecznością historyczną zwana. Ci uczeni, [którzy] w tej organicznej sile dziejowej chcieli widzieć nieubłagany fatalizm pogański, nie pojmują dziejów jako organicznego rozwoju, na wolności sił duchowych się opierającego, ale widzą w historii obraz mechanicznie działających ślepych sił natury; skoro przyjmujemy w dziejach fatalizm, to wypłoszymy z historii 13 J. K. Plebański, O historycznym, s. 181. 14 Ibidem, s. 183. 220 uszanowanie dla cnoty, wzgardę dla zbrodni, bo zacieramy wtenczas ich różnicę, wypłoszymy z historii wiarę w sprawiedliwy sąd potomności, a ta wiara, jak zauważył Brodziński, jest rękojmią cnót obywatelskich, ta jest bodźcem dla mędrców nie przyjmowanych przez swoją społeczność, ta jest oraz hamulcem dla ludzi złych chęci [podkreślenia moje — A. F. G.]15. Zdecydowanie przeciwstawiając się wprowadzaniu do historii modelu nauk przyrodniczych ubolewał Plebański, że fetyszyzacja roli natury w dziejach wiedzie do tego, „żeśmy dla idei kierujących postępem ludzkości prawie wszelki zmysł stracili", prowadzi do zapomnienia tej prawdy, „że ów pozornie mechaniczny rozwój, że owa pozorna mechaniczna zależność i celowość zależy wyłącznie od intelektualnych, duchowych sprężyn i pobudek, bo wszelkie życie, będące wyrazem czynów ludzkich, jakkolwiek nie może zupełnie zapoznawać warunków fizycznych, słucha jednak CQ do p ł e r w-szych pobudek wyłącznie sprężyn duchowych — jest posłuszne ideom" [podkreślenie moje — A. F. G.]16. Nie miejsce tu na dokładniejsze referowanie historiozoficznych koncepcji J. K. Plebańskiego, w których tak istotną rolę odgrywała koncepcja rządów Opatrzności w dziejach17. Zadaniem historii było według niego wprawdzie „badanie praw i prawideł ogólnych, według których rozwija się ludzkość" 18, ale prawa te i prawidła to dla niego idee kierownicze ludzkości, zaś to, co za prawa uznawali pozytywistyczni teoretycy histo- 15 J. K. Plebański, „Propedeutyka historyczna, wykłady z lat 1862 - 1863", Biblioteka Publiczna — Warszawa, rkps akc. 472, II, k. 7 — wykład z 5 XII 1862 r. z późniejszymi poprawkami. 16 Ibidem, II, k. lv — wykład z 16 XII 1862 r. 17 Ibidem, II, k. 3v -4 nn.; tenże, O historycznym, s. 187 - 202; M. Handelsman, op. cit., s. 62. 18 J. K. Plebański, O historycznym, s. 178, 208; M. Handelsman, op. cit., s. 61 - 62; Z. Libiszowska, op. cit., s. 90 - 91. 221 rii — co najwyżej prawdopodobieństwa czy regularności, jako że nie znane są ostateczne przyczyny tych zjawisk 19. Maksymalistyczna postawa w stosunku do zadań nauki miała więc w przypadku J. K. Plebańskiego swoje głębokie uwarunkowanie w jego ogólnej postawie filozoficznej i jego historiozofii, którą można by określić mianem prowidencjalnego determinizmu. Historiografia polska drugiej połowy XIX w. nie wydała wielu uczonych, którzy by mogli stanąć w tych sprawach obok warszawskiego profesora. Do obozu „idealistów" należał profesor uniwersytetu krakowskiego Antoni Walewski (1805 - 1876), skrajny polityczny lojalista, w zakresie filozofii dziejów zwolennik kościelnego prowidencjalizmu, poszukujący w dziejach jedynego prawa dziejowego, mianowicie rządu Opatrzności, „albowiem Bóg, zsyłając wypadki, sam historię pisze, przez nią swą wolę człowiekowi objawia i dlatego uchodzi historia słusznie za drugie objawienie" 20. Inny zwolennik koncepcji prowidencjal-nej, wybitny historyk Walerian Kalinka (1826 - 1886), obdarzony dużym talentem dziejopisarskim i literackim, uprawiając historię jako rozrachunek moralno-politycz-ny z przeszłością własnego narodu najwyraźniej stronił do ogólniejszej refleksji metodologicznej i teoretycznej. „Jak człowiek, tak i naród odkupuje swe winy i z wad swoich się leczy żelazem, pokutą i poprawą" 21 — stało r 19 J. K. Plebański, Statystyka jako nauka pomocnicza historii, wykłady z roku 1864, Biblioteka Publiczna — Warszawa, rkps akc. 470, k. 16 - 18. 20 A. Walewski, Filozofia dziejów polskich i metoda ich badania, Kraków 1875, s. IV-V, por. także s. V-VII. Por. W. Smoleński, Szkoły, s. 67 - 69. 21 W. Kalinka, Dzieła, t. III, Kraków 1892, s. 39. się dewizą jego dziejopisarstwa. Duchowny i uczony, był W. Kalinka prowidencjalistą wedle starych wzorów. Skoro poszukiwał w dziejach stopniowego przejmowania się ludzkości zasadami wiary chrześcijańskiej i przybliżania się jej do Boga 22, postępował więc zgodnie z odwieczną tradycją augustyńską, do której zanim nastąpił przełom neotomistyczny, ustawicznie nawiązywało piśmiennictwo katolickie 23. W swym pojmowaniu historii jako nauki nawiązywał do maksymy Cycerona, żądając od niej nauki moralnej i wykrywania opatrznościowych praw moralnych w dziejach 24. Raz tylko — o ile nam wiadomo — wystąpił W. Kalinka całą mocą swego autorytetu przeciwko wywodzącym się z pozytywizmu nowinkom. Uczynił to w swej krytyce książki Michała Dobrzyńskiego. Rozprawiał się przede wszystkim z historiozoficznymi koncepcjami autora, ale dostrzegł i ocenił także jego postawę metodologiczną. Zarzucił mu uprzedzenie polityczne, zbytnie teoretyzowanie przy braku doświadczenia, indyferentyzm religijny, apoteozę państwa („kult bismarckowski"), wreszcie — krytykując wykład pozytywistycznej metodologii historii, jaki dał M. Bobrzyński na wstępie do swego dzieła — uznał go za zbędny i stwierdził: „Autor ogłasza za dogmat niewątpliwy teorie, które zaledwo na katedrach lub biurach niemieckich mogą popłacać" 25. O ile W. Kalinka ledwie zbył naukowe nowinki gestem dezaprobaty, o tyle drugi z koryfeuszy tzw. krakowskiej szkoły historycznej, Józef Szujski (1835-1883), chętnie i często o nich rozprawiał. Wybitny historyk 22 Ibidem, t. X, Kraków 1898, s. 294. 23 J. A. Moehler, Chrześcijańskie historii pojęcie, „Przegląd Katolicki", t. 2, 1864, s. 449 - 454. 24 W. Kalinka, op. cit, t. I, Kraków 1891, s. 121 - 122. 85 Ibidem, t. XI, Kraków 1900, s. 355. • ' 222 223 miał ambicje filozoficzne, nie pomijał też żadnej okazji, aby dyskutować o zagadnieniach historiozoficznych, ogólnych problemach nauki historycznej i nauki w ogóle. W niedokończonych Collectaneach filozoficznych pisał o „strasznym objawie" ostatnich czasów, mianowicie o nasilaniu się negacji roli czynnika opatrznościowego w dziejach, zaprzeczaniu „ducha, Bóstwa, nieśmiertelności". Podnosił sprzeciw wobec „praw" narzucanych przez materializm i oburzał się na pozytywizm za to, że podejmuje kwestie, których w żaden sposób nie można ani „cyrklem mierzyć", ani „wagą odważyć". Z najwyższym niepokojem zauważał J. Szujski, że w etyce zanegowane zostało istnienie ludzkiej wolnej woli, w naukach społecznych zaś powaga religii itp.26 Prowidencjalista — podobnie jak W. Kalinka — budował J. Szujski własną koncepcję historiozoficzną, w której pozytywistycznej teorii postępu w dziejach przeciwstawiał teorię czterech czynników w nich działających, wśród których pierwsze miejsce przyznawał Opatrzności27. Podobnie jak zadaniem astronomii jest poszukiwanie — boskich w swej istocie, zdaniem J. Szujskiego — praw materialnych rozwoju wszechświata, zadaniem historii jest stwierdzanie działania w dziejach praw moralnych „rządzących tam, gdzie zaczyna się świadomość i wola Boża" 28, owego postępu dziejowego „ku gloryfikacji Boga i praw Bożych, po-. stepu ku temu, co raz Kant genialnie natracił, ku sprawdzeniu Opatrzności" 29. J. Szujski, który polemizował z naukowymi pozytywistycznymi nowinkami chętniej i częściej niż jakikolwiek inny polski historyk, 28 J. Szujski, Dzieła, Seria I, t. VII, Kraków '1889, s. 541. 27 Ibidem, Seria II, t. VI, Kraków 1886, s. 164 nn. 28 Ibidem, t. VII, Kraków 1888, s. 202 nn. 29 Ibidem, s. 166, 202. 224 17. JAN KAROL KOCHANOWSKI 18. MARCELI HANDELSMAN przeciwstawiał materialistycznemu monizmowi monizni spirytualistyczny. Nie zaprzeczał, że zadaniem nauki jest wykrywanie praw, ale były to dlań prawa nieuchronnie boskie, zarówno w nauce historycznej, jak w naukach społecznych czy przyrodniczych. Determi-nizmowi geograficznemu czy naturalistycznemu histo-riozofów pozytywistycznych (H. T. Buckle) przeciwstawiał wywodzący się z Augustyna i Bossueta determi-nizm prowidencjalny. Przeciwstawiał się stosowaniu modelu nauk przyrodniczych do historii: Wątpiąc w ogóle w możność zbudowania kiedykolwiek nauki ścisłej, którą by nazwać należało psychofizyką historii, Hora by stawiała niezmienne prawa ruchu społeczeństwa ludzkiego w rozwoju dziejowym, musimy absolutne już veto postawić przeciw takiej, która by wychodziła z opuszczenia całego morza najistotniejszych objawów, objawów moralnych, a mówiła tylko o możliwości nieskończonego rozwoju 30. . - - J. Szujski podkreślał swoistą „samodzielność" nauki historii uważając, że gdyby wzięła ona za podstawę jakąś doktrynę filozoficzną (z wyjątkiem objawionej), jakieś stadium innej nauki, „byłaby zatraconą, zwichniętą raz na zawsze". Historia nie powinna zapożyczać ani metod, ani problematyki od nauk, z którymi pozostaje w związku. Odnosi się to zarówno do takich nauk, jak antropologia, czy do nauk politycznych i społecznych, statystyki itd. Historia jest nauką, której żywiołem jest ustawiczna zmienność, a nie rozwój czy postęp w rozumieniu pozytywistycznym. Uważał więc J. Szujski historię za jedyną w jego czasach strażniczkę „humanitarnego" światopoglądu, przeciwstawiającą się podporządkowaniu ludzkiego ducha prawom świata zwierzęcego, społeczności ludzkiej „brutalnej walce sił", 80 Ibidem, s. 167. 15 — Grabski — Orientacje... L25 wiodącej do poddania słabszych pod władzę silniejszego, nie dozwalającą na „wytracenie" z dziejów odpowiedzialności moralnej oraz boskiej sprawiedliwości31. Do dyskusji z pozytywistycznym, minimalistycznym rozumieniem nauki przystąpił J. Szujski w polemice z H. T. Buckle'a koncepcją roli dziejowej postępu intelektualnego, postępu wiedzy. Angielski myśliciel — mówił — operuje dogmatycznym pojęciem wiedzy, zgodnym z doktryną pozytywizmu, opartą na racjonalizmie i doświadczeniu. J. Szujski uważał to za jednostronne i niewystarczające właśnie ze względu na zbyt wąskie rozumienie pojęcia wiedzy. Sprzeciwiał się też teorii H. T. Buckle'a wysuwając jako argument, że w dobie największych triumfów eksperymentalizmu świat jest przecież wciąż bezradny wobec nurtujących go konfliktów społecznych32. Pozytywistyczne pojmowanie wiedzy — wiedzy naukowej — jest dla J. Szujskiego „fragmentaryczne", niewystarczające. Jakie pojmowanie wiedzy przeciwstawiał mu historyk? Nietrudno się domyślić, skoro przypomnimy sobie jego rozważania historiozoficzne i szermierki z „dogmatem wiecznej materii". Postawa maksymalistyczna, wyraźnie reprezentowana przez J. Szujskiego w jego rozważaniach o nauce historycznej, miała więc swoje uwarunkowanie filozoficzne i historiozoficzne. Historyk nawiązywał do koncepcji augustynizmu w czasie, kiedy oficjalni przedstawiciele Kościoła szukali już rozwiązań na gruncie tomizmu. Związany z obozem katolickim, świecki historyk był tu znacznie bardziej zachowawczy niż ci autorzy kościelni, którzy w swych rozważaniach starali się pogodzić koncepcję praw dziejowych rozumianych już nie tylko jako prawa moralne z koncepcjami 31 Ibidem, s. 202. 32 Ibidem, s. 161 nn. wolnej woli i roli Opatrzności w dziejach i głosili, że Bóg rządzi światem przez owe prawa, a nie wbrew nim33. Wśród antypozytywistycznych polemistów nie tylko J. Szujski głosił powrót do augustynizmu historiozoficznego. Podobne koncepcje — choć nie zawsze w tak głębokim ujęciu — zgłaszali także i niehistorycy profesjonaliści, jak np. przeciwnik pozytywizmu Tadeusz Żuliński, autor broszury O antropologii w stosunku do dziejów, poświęconej krytyce pozytywistycznych koncepcji historycznych (zwłaszcza H. T. Buckle'a) oraz innych prac, w których łączył prowidencjalizm z poglądami mesjanistycznymi34. Pozostawiamy tu na boku interesującą skądinąd postać Wojciecha Dziedu-szyckiego, subiektywnego idealisty, ochoczo rozprawiającego także i na tematy historiozoficzne 35. Od stanowiska jaskrawię antypozytywistycznego przejdźmy teraz do postaw bardziej umiarkowanych. Historycy do tego stopnia zainteresowani metodologicznymi i teoretycznymi zagadnieniami własnej dyscypliny, jak J. K. Plebański czy J. Szujski, należeli w naszym kraju do rzadkości, nie dziwimy się tedy, że epigon kierunku lelewelowskiego Henryk Schmitt (1817 - 1883) nie będzie im poświęcał wiele uwagi. Jego pogląd na dzieje i naukę historyczną tkwił głęboko 33 M. N[owodworski], Historia cywilizacji w Anglii przez Henryka Tomasza Buckla, „Przegląd Katolicki", t. 7, 1869, s. 1-6, 17 - 21, 33 - 39; M. Morawski, Wolna wola i Opatrzność w historii a teoria Buckla, „Przegląd Powszechny", t. l, 1884, s. 161 - 177. Artykuł M. Morawskiego przepisał niemal dosłownie M. Nowodworski w haśle „Pozytywizm" w: Encyklopedia Kościelna, t. 21, Warszawa 1896, s. 96 - 105. 34 T. Żuliński, O antropologii w stosunku do dziejów, Warszawa 1873, passim; tenże, Wiara i wiedza, Kraków 1876, s. 6 nn., także s. 54 - 55. 35 W. Dzieduszycki, Listy Czytelnika, Lwów 1893, s. 354 nn., 361 nn. 226 15* 227 w światopoglądzie romantycznym. Każdy naród „rozwija się wedle pewnych praw jemu wyłącznie przyrodzonych" — pisał — ale nie były to prawa rozumiane na sposób pozytywistyczny, lecz romantyczne „powołanie dziejowe" czy „idea narodowa", którą naród „winien wcielić i upostaciować". Zadaniem nauki historycznej jest poznanie tych praw, do czego nie wystarcza „intuicja" czy „natchnienie". [Trzeba bowiem] poznać wszystkie szczegółowe czyny i objawy oraz ich związek logiczny ze sobą, trzeba zbadać miejscowe okoliczności, - wpływy klimatyczne i oddziaływanie stosunków zewnętrznych. Należy przy tym rozważyć wszelkie warunki rozwoju tak miejscowe lub okolicznościowe. Dopiero po wszechstronnym rozpatrzeniu tego wszystkiego zyskuje się pewną i niewzruszoną podstawę do orzekania o przeszłości i jej objawach" 36. Dzieje narodu, w danym wypadku polskiego: [...] toczyły się potokiem najzupełniej naturalnym. Wszystko, co się stało lub działo, było wynikiem nieubłaganej konieczności logicznej, która wywiązywała się z mnogich przyczyn w części jawnych, w części zaś wielkiej dotąd nie wykrytych lub nie wyświetlonych należycie. Był w tym ciąg i system, a cała sztuka dziej o pisa polega na tym, aby wykryć ów ciąg i system, aby wydobyć go z czynów i towarzyszących tymże szczegółów, a nie z uwidzeń niczym nie uzasadnionych lub teorii, które sobie z góry nakreślił [podkreślenie moje — A. F. G.]37. 36 H. Schmitt, Polska w rzeczywistości dziejowej a Polska przedstawiona w dziejach Józefa Szujskiego i W. Koronowicza, Pism|o Zbiorowe wydawane staraniem i nakładem Towarzystwa Naukowego Młodzieży Polskiej w Paryżu, Bendlikon 1865, s. 92. 37 Ibidem. Pogląd P. Chmielowskiego, Zarys najnowszej literatury polskiej, Kraków - Petersburg 1898, s. 375, jakoby H. Schmitt „oświadczył się za teorią Buckle'a", jest mylny. Niesłusznie za P. Chmielowskim powtarzają go niektórzy inni autorzy. 228 l Nie posądzajmy H. Schmitta o'hołdowanie fatalizmowi — w dalszym ciągu swoich rozważań postawił on problem alternatywy drogi dziejowej. Historyk, który nie zajmował się zagadnieniami teorii nauki, w swoich zapatrywaniach na własną dyscyplinę wyznaczał jej więc cele już nie minimalistyczne (badanie objawów i ich przyczyn), lecz zdecydowanie dalsze, maksymalistyczne (poszukiwanie ciągu i systemu). Spośród historyków zbliżonych do kierunku, z którym był związany H. Schmitt, wspomnijmy jeszcze Kazimierza Jarochowskiego (1829 - 1888). Na interesujące nas tematy wypowiadał się on mimochodem, śledząc „zgubne dla nauki" polityczne tendencje we współczesnej mu historiografii niemieckiej. Dzisiejszych niemieckich dziejopisów przeciwstawiał dawnym — „ludziom zacnego charakteru, czystej przedmiotów ości i nade wszystko stanowiska moralnego, które się oburzało uczciwie na widok każdej niesprawiedliwości" 3S. Domagał się od historyka nie tylko badania zjawisk, objawów dziejowych, ale i wypowiadania sądu: Nie ma historyka, który by w kreślonej przez się przeszłości nie szukał pewnego sensu moralnego, nie starał się odgadywać w niej kiełkującego problematu, który dopiero przyszłość rozwiązała. Cała sztuka historiograficzna zależy naturalnie tylko na tym, czy ów problemat istotnie rozwiązany i czy to, co historyk uważa za jego rozwiązanie, jest nim naprawdę, czy też [jest] tylko epizodem, jeżeli nie zboczeniem nawet39. Wyznaczenie nauce zadań maksymalistycznych charakteryzuje więc zarówno tych historyków, którzy w walce z pozytywistycznymi nowinkami we własnej przede wszystkim dyscyplinie nawiązywali do różnych filozofii idealistycznych, choć byli przeciwnikami tra- 38 K. Jarochowski, Najnowsza literatura historyczna niemiecka, „Ateneum", t. l, 1876, s. 35. 38 Tenże, Fryderyk Wielki, „Ateneum", t. 2, 1876, s. 262-263. 229 dycji historiografii romantycznej, jak również i epigonów romantyzmu. Nie tylko zresztą ich. Podobne stanowisko w zakresie teorii historii reprezentował idealistyczny filozof i historyk literatury Aleksander Ty-szyński (1811-1880), który tak jak niektórzy autorzy kościelni wskazywał, że Opatrzność rządzi światem przez prawa natury i prawa moralne 40. Pozytywistycznemu minimalizmowi i koncepcji praw dziejowych sprzeciwiał się także H. Struve41, a z ograniczaniem zadań historii wyłącznie do badania objawów i ich przyczyn nie godził się także Kazimierz Kaszewski42 i wielu innych. Pozostaje jeszcze do rozpatrzenia zagadnienie, jak zapatrywali się na interesujące nas problemy koncepcji nauki ci historycy, którzy w ten czy inny sposób byli związani z pozytywistycznym nurtem w historiografii polskiej. Próby przeciwstawienia się romantycznemu modelowi historii z jego koncepcjami ducha narodowego spotykamy jeszcze w połowie XIX stulecia u Karola Boromeusza Hoffmana (1798 - 1875) 43, najkonsekwent-niej wystąpią one jednak dopiero u reprezentantów tzw. warszawskiej szkoły pozytywistycznej w historiografii polskiej. Nie jest dla nas zaskoczeniem, że historycy ci stosunkowo najbardziej zbliżą się w swych koncepcjach nauki w ogóle, zaś nauki historycznej w szczególności, do poglądów wypowiadanych w tych sprawach przez innych przedstawicieli polskiego pozy- 40 A. Tyszyński, Pisma krytyczne, i. II, Kraków - Petersburg 1904, s. 443 nn., 546 nn., 657 nn. 41 H. Struve, Synteza dwóch światów. Szkic filozoficzny, Warszawa 1876, s. 79. 42 K. Kaszewski, W kwestii pozytywizmu, „Biblioteka Warszawska", 1876, t. l, s. 210-211; tenże, Pozytywizm, jego metoda i następstwa, „Biblioteka Warszawska", 1869, t. 2, s. 448 - 449. 43 M. H. Serejski, Studia nad historiografią Polski. I. K. B. Hoffman, Łódź 1953, s. 46 nn. 230 l tywizmu. Znany pozytywistyczny publicysta Feliks Bo- -gacki pisał: Nauką są takie tylko twierdzenia, które w każdej chwili dają się stwierdzić faktami, co ma miejsce z tej przyczyny, że podobne twierdzenia powstają na mocy faktów. [...] Nauką jest systematyczny wykład praw, kierujących zjawiskami44. Już ks. Franciszek Krupiński w polemice z Józefem Kremerem zauważał: Żaden filozof przypuścić nie może, aby P. Bóg stworzył ducha narodowego i z góry naznaczył misje narodom, jako to niektórym się zdaje 45. Wypowiadał też następujący pogląd: [Uczeni] przekonani są, że dzieje ludzkie nie są grą przypadku, lecz że zdarzenia historyczne i ogólne czyny człowieka ulegają jakimś prawom, ale jakie są te prawa, na to nie masz zgody. Jedno jest pewnym, mianowicie, że dzieje ludzkie podlegają na równi ze wszystkimi zjawiskami świata nieorganicznego i organicznego prawu przyczynowości46. Większość jednak niehistoryków była bardziej optymistyczna niż F. Krupiński w sprawie praw dziejowych 47, chętnie dając aplauz propozycjom modnego H. T. Buckle'a, przyjmowanym sceptycznie nie tylko przez polskich dziejopisów 48. „Dopóki jakaś nauka zajmuje się li tylko opisywaniem, a nie podciąga zjawisk [...] pod pewne prawa, do- 44 F. Bogacki, Pozytywizm a krytycyzm, „Przegląd Tygodniowy", 1872, s. 273. 45 F. Krupiński [w:] A. Schwegler, Historia filozofii w zarysie, Warszawa 1863, s. 464. 46 F. K[rupiński], Aleksander Tyszyński, „Biblioteka Warszawska", 1881, t. l, s. 191. 47 Por. np. F. Bogacki, op. cit., s. 284; J. Skarbek, op. cit., s. 86 nn., zwłaszcza s. 90 nn. 48 J. Skarbek, op. cit., s. 139; B. Skarga, Narodziny pozytywizmu, s, 86. 231 poty na miano nauki w ściślejszym znaczeniu nie zasługuje" — pisał wybitny historyk Adolf Pawiński49, który zgodnie z poglądami pozytywistów głosił, że także i nauka historyczna nie może się ograniczać do czystego opisu zjawisk, ale musi badać ich bliższe i dalsze przyczyny i odkrywać dziejowe prawa. Inna sprawa, że historyk nad wyraz krytycznie odnosił się do tego, co jako prawa dziejowe formułowano w pozytywistycznej historiozofii, poddając druzgocącej krytyce teorie H. T. Buckle'a. Analizując samo pojęcie prawa jak John Stuart Mili podnosił, że do jego stwierdzenia nie wystarcza samo skonstatowanie regularności występowania danego zjawiska, ale podkreślał, że prawem można nazwać tylko taką „jednostajność", w której związek przyczynowy jest oznaczony, tj. znany. „Prawo empiryczne", czyli sama „jednostajność", której przyczyny nie są znane, nie ma większego znaczenia dla nauki. Nauki przyrodzone w zbadaniu praw zasadniczych znacznie się już naprzód posunęły i wyprzedziły w tym kierunku wszystkie nauki społeczne. Wprawdzie tu i ówdzie w obrębie umiejętności moralnych, w dziedzinie objawów życia społecznego dostrzeżono jednostajność różnego rodzaju, pewne nawet wyśledzono w tym względzie prawa, ale brak w ogóle jeszcze dla rozległego obszaru nauk społecznych praw ogólnych, zasadniczych. Ogólniejszych praw nie mają poszczególne nauki, na których się opiera historia, zbywa więc także na nich i samej historii50. Historyk nie odrzucał więc możliwości odkrywania praw, owszem, uważał, że historia powinna właśnie do tego zmierzać, ale odrzucał w praktyce wszystkie dotychczasowe w tym względzie propozycje. Wychowanek niemieckiej szkoły historycznej, dbał o precyzję war- 49 A. Pawińgki, H. T. Buckle, „Biblioteka Warszawska", 1868, t. 4, s. 358, 376; J. Skarbek, op. cit., s. 129. 50 A. Pawiński, op. cit., f. 379. 232 sztatu naukowego, domagał się w badaniach postępowania bez uprzedzeń, bez powziętych z góry formułek" 61. [Był] wrogiem wszelkiej pustej frazeologii, a jeszcze więcej wszelkiej płytkiej historiozofii i dlatego właśnie nie obawiał się ograniczać obszerniejszych widnokręgów w tym słusznym przeświadczeniu, że trudno mu będzie wyczerpać obfitą krynicę historycznych dokumentów52. Dlatego też, aczkolwiek pozwalał innym, by owych praw dziejowych poszukiwali, sam zachowywał w tym względzie daleko idącą ostrożność. Jak podkreślił to M. H. Serejski, dbający o precyzję swojego naukowego warsztatu umiarkowany „organicysta" w badaniach swych pragnął [...] nie ograniczać się jak „anatom" do „szczegółowego opisu" oddzielnych części, ale jak „biolog" dać „obraz życia", odtworzyć go jako wierne odbicie rzeczywistych stosunków [...] powiązać je wzajemnie, ocenić wpływ otaczających żywiołów, zbadać prawa, którym podlega najbliższy szereg objawów, zgłębić warunki53. W stosunku do usiłowań konstruowania „praw dziejowych" poza konkretnym badaniem źródłowym zachowywał postawę sceptyczną. Podobne stanowisko zajmował również inny warszawski historyk, Aleksander Rembowski (1847 - 1906). W młodości był jak wielu jego rówieśników zapalonym „bucklistą"54, później jednak zaakceptował przeprowadzoną przez Adolfa Pawińskiego krytykę koncepcji angielskiego myśliciela i stronił od zbyt ogólnego roz- 51 A. Kraushar, Ze wspomnień osobistych o Adolfie Pawiń-skim, „Kwartalnik Historyczny", t. 11, 1897, s. 520. 52 A. Rembowski, Pisma, t. I, Warszawa 1901, s. 496. 53 M. H. Serejskł, Przeszłość, s. 151, gdzie odesłano do: A. Pawiński, Skarbowość w Polsce i jej dzieje za Stefana Batorego, Źródła Dziejowe, t. VIII, Warszawa 1881, s. 311 - 312. 54 A. Rembowski, Pisma, t. I, s. 462 nn.; tenże, Adolf Pawiński, „Tygodnik Ilustrowany", 1890, t. I, nr 6, s. 81 - 82. 233 prawiania o dziejowych prawach. Głosił, że w dziejach nie staje się nic przypadkowo, nic nie dzieje się bez przyczyny, wskazywał na występujące w nich prawidłowości 55, ale znów w podobnym sensie, jak to czynił A. Pawiński, mianowicie starał się wykryć je w procesie naukowego badania dziejów, nie zapożyczając ich z jakiejkolwiek filozofii56. Zgodnie z maksymą Cyce-rona żądał od historii, aby była „mistrzynią życia", i mniemał, że tę swoją funkcję zdoła ona wypełnić wtedy, kiedy oprze swój sąd na prawdzie i tylko na prawdzie. Nim wszakże wyrzeknie historia swe ostatnie słowo, nim wygłosi wyrok nieodwołalny, uwolnić się musi od wszelkich poziomych namiętności, od wszelkich narodowych, wyznaniowych, politycznych lub społecznych sympatii i antypatii, a poddać się jednej wielkiej namiętności, równie szlachetnej, jak zadanie historii — mianowicie namiętności zbadania i odkrycia prawdy ". Taka obiektywistyczna historia wymaga od badacza dystansu w stosunku do opisywanych zjawisk, co umożliwia lepsze zgłębienie „motywów działania kierujących aktorami". Stąd wypływała gorąca polemika autora z obecnością w historiografii wszelkich uprzedzeń: Historyk przejmujący rolę Temidy winien mieć zawiązane oczy, winien nie dostrzegać drogich lub pobratymców, lecz 65 M. H. Serejski, Przeszłość, s. 151. 56 Odwoływał się A. Rembowski do nauk politycznych, gdy pisał: „Nauka polityczna [...] nie tylko że objaśnia dokładnie epokę [...], ale przedstawia wybornie związek nieustający w dziejowym pochodzie i pozwala badać prawa politycznego rozwoju ludzkości, od których dokładne zrozumienie teraźniejszej chwili zawisło" — A. Rembowski, Jan Ostroróg i jego Me-morial o naprawie Rzeczypospolitej, Warszawa 1884, s. 3; M. H. Serejski, op. cit., s. 151. 57 A. Rembowski, Pisma, t. III, Warszawa 1906, s. 325. Widzieć zawsze i wszędzie całą ludzkość i wymierzać sprawiedliwie a prawdziwie „suum cuiąue" 58. Pozytywistyczną koncepcję nauki reprezentował także w historiografii polskiej tego czasu Władysław Smoleński (1851 - 1926). Uważał on historię za naukę o jedynie poznawczych celach, budującą swe ustalenia na mocnej podstawie faktów stwierdzonych i wyjaśnionych w procesie badania. W 1901 r. pisał: Istotę nauki historycznej stanowi: 1. wybór faktów, 2. umiejętne ich szeregowanie. [...] Sens naukowy nadaje faktom szeregowanie ich w związek przyczyn i skutków, t j. tak zwany pragmatyzm59. Znamienna jest ewolucja stanowiska historyka w kwestii badania praw dziejowych. Zgodnie ze stanowiskiem obiektywistycznym zastanawiał się on w 1886 r.: Dla utrzymania względnego obiektywizmu wypadałoby przede wszystkim zerwać z cyceronowską definicją historii i uznać, że nauka dziejów, jak każda inna, nie ma innego zadania nad konstatowanie i badanie natury zjawisk w celu odkrycia praw rządzących ludzkością. Nie trzeba chyba dowodzić, że dzieje samej Polski praw owych odsłonić nie mogą, że naukowego istotnie znaczenia nabierają dopiero w związku z historią powszechną 60. 58 Ibidem, s. 326. 59 Cytuję za: M. H. Serejski, Wstęp do: W. Smoleński, Szkoły, s. LXIII. W. Smoleński, op. cit., s. 143 pisał: „Kwestię, czy do historii należy służba względom praktycznym, rozstrzygają ogólne pojęcia o nauce, która nie ma innego zadania nad konstatowanie i objaśnianie zjawisk. Dla botanika obojętną jest rzeczą, czy odkryta przez niego własność danej rośliny znajdzie zastosowanie w medycynie lub kuchni; nie należy również do historyka wyciąganie z przeszłości nauk praktycznych". Por. M. H. Serejski, Przeszłość, s. 150. 60 W. Smoleński, Szkoły, s. 144; M. H. Serejski, Wstęp, s. LXIV. 234 235 W 1892 r. kategorycznie stwierdzał: "W iayhBjB ijn^ooozycji IB go zwolennika nurtu pozytywistycznego w historiogohoteid v o^sźnego w f ii A. Pawiński22 — i on także spotka się u młodsWrrt u $ dtocfspotka się ży z jak najgorszym przyjęciem. Wśród słuchaczy j [ ysoBrlośtóWWśród sit odczytu znajdował się młodziutki Aleksander RembodmsH ubnsalsIA Aleksani ski, który będzie później pisał, że kiedy po preleU9l9iq oq \\sd sśe kiedy poczęto w gronie kolegów dyskutować o poglądach v rfafib^ojwować opo kładowcy „na prawa rozwoju w historii i na teosJ en i ihotaif ^ historii 19 Por. J. K. Plebański, O historycznym znaczeniu Julitslai znać; Cezara, „Biblioteka Warszawska", 1865, t. 3, s. 176 nn. • .nn avj .j ,! J ,2S5, t. 3, — Bibli Józef Kazi .-» s- 9' p» JJBJ $gą parwą gwiazdi , H notatki do wykładów J. K. Plebańskiego — Biblioteka PublcM na — Warszawa, rkps akc. 2887, k. 17 nn.; akc. 102, I, k. 10 01 .2* akc. 470, s. 14 nn. Por. Z. Libiszowska, Józef Kazimierz PleHsil stst ski (1831 - 7896), „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu ŁódzkiesMsbóJ Seria I, zesz. 4, 1956, s. 88. nn. 20 Tak [W. Przyborowski], op. cit., s. 9. Później ten rat autor ocenił go jednak jako „prawdziwą gwiazdę naukową* W. Przyborowski, Historia sześciu miesięcy, Warszawa II s. 273. 21 Tak A. Kraushar, Kartki, t. II, s. 145. M 145. 22 A. Pawiński, H. T. Buckle, „Biblioteka Warszawska", H ,"6>f aw6srf nistofioteka Wan t. 4, s. 349 - 395; por. A. Rembowski, Pisma, t. I, Warszawa II BWBsaiuiU.iiró^sTna, 1 1, l s. 458-498; W. Zakrzewski, Adolf Pawiński 1840 - 3896, Pefctel ,ae8t-iMli*lltow>*^W M burg 1897, s. 29 nn. 255 Buckle'a zarazem", młodzi doszli jednogłośnie do wnio- » sku: „cały odczyt jest jednym zuchwalstwem". H. T. Buckle był bowiem wówczas „czymś nietykalnym", „był on dla nas przez jakiś czas sacrosanctus" — mówił A. Rembowski2S. Organem, na łamach którego mogli się wypowiedzieć młodzi „buckliści", stał się założony w 1866 r. i redagowany przez Adama Wiślickiego „Przegląd Tygodniowy". Liberalizm redaktora był magnesem przyciągającym do periodyku spore grono studentów warszawskiej uczelni, było to bowiem jedno z bardzo nielicznych pism, którego kierownictwo pozwalało autorom — jak to podkreślił Bolesław Limanowski współpracujący z pismem od 1869 r. — „swobodnie wyjawiać swe myśli" 24. Apogeum ofensywy „bucklizmu" na łamach pisma przypadło na rok 1867, aczkolwiek wzmianki o modnym historiozofie zdarzały się już w pierwszym roczniku 25, zaś po 1867 r. przez długi czas imię jego będzie się wciąż pojawiało w tekstach drukowanych na łamach „Przeglądu"26. Z biegiem czasu jednak moda na Buckle'a wyraźnie się zmniejszyła, pojawiać się będą coraz nowe autorytety, coraz więcej słychać będzie o Darwinie, Spencerze, Millu, Taine, Renanie i innych. H. T. Buckle będzie — jak o tym świadczy także materiał pamiętnikarski — autorem wciąż chętnie czytanych i dyskutowanym przez młodzież, ale przestanie 23 A. Remtaowski, Adolf Pawiński, „Tygodnik Ilustrowany", 1890, t. l, s. 81; por. W. Zakrzewski, op. cit., s. 29 [W. Przybo- rowski], op. cit., s. 9. 24 B. Limanowski, op. cit., s. 462; por. J. Kądzielski, Działalność pisarska i wydawnicza Józefa Mikołaja i Adama Wiślickich do roku 1875, „Przegląd Nauk Historycznych i Społecznych", t. 3, 1954, s. 175 - 176. 25 Najwcześniejsza nam znana: „Przegląd Tygodniowy", 1866, s. 175. 28 Por. niżej, przyp. 35, 39 - 40. 256 być dla niej jedynym niemal autorytetem intelektualnym. Recepcja jego poglądów w pozytywistycznym nurcie naszej kultury trwać będzie nadal, będą się wciąż pojawiały — zależnie od orientacji takiego czy innego periodyku — entuzjastyczne lub krytyczne artykuły o nim, ale entuzjastyczny „bucklizm" się skończy. Jak przedstawia się owa ofensywa „bucklizmu" na kartach „Przeglądu Tygodniowego"? Tym, co łączyło młodych entuzjastów koncepcji angielskiego uczonego, był przede wszystkim kult jego postaci, uważanej za wzór męża nauki, genialnego badacza itd. Podkreślano, że swoją pozycję zawdzięczał on wyłącznie samemu sobie; w umysłach młodzieży był modelem uczonego „self madę man'a", genialnego autodydakty. Dzieło jego powszechnie uważano za wzór nowoczesnej metody naukowej, postępowania badawczego opartego na wszechstronnie zbadanych faktach, akceptowano wielostronność jego badań i szerokość horyzontów autora. Kiedy w roku akademickim 1866 - 1867 profesorowie Szkoły Głównej Warszawskiej ponownie (uprzednio uczynili to w roku 1865) ogłosili cykl publicznych wykładów, przeznaczając dochód z nich na biedniejszych studentów, młodzi współpracownicy „Przeglądu Tygodniowego" ogłosili ostry protest przeciwko tematyce tych prelekcji. Zamiast słuchać o średniowiecznych koncepcjach historycznych lub o Abelardzie i Heloizie, pragnęli wykładu „idei i poglądów Buckle'a na historię", a zamiast sprawozdania z poglądów Newtona na przyrodę radzi byliby usłyszeć o „systematach i poglądach Darwina, Agassiza, Burgmeistra i innych nowożytnych naturali-stów" 27. Student Wydziału Prawa i Administracji Hen- 27 Por. K. Wojciechowski, Przewrót w umysłowości i literaturze polskiej po roku 1863, Lwów - Warszawa 1928, s. 51 - 52; R. Wroczyński, Programy oświatowe pozytywizmu w Polsce na tle społecznym i gospodarczym, Łódź - Warszawa 1949, s. 192. 17 — Grabski — Orientacje... 257 ryk Elzenberg w krótkim artykuliku o H. T. Buckle'u podał jego biografię i scharakteryzował go jako jednego z na j genialnie j szych myślicieli, którzy „pchnęli naukę na nowe tory" 28. Nieznany autor artykułu pt. Systemat historyczny H. T. Buckle'a rozwinięty w dziele jego pt. „Historia cywilizacji w Anglii" podał entuzjastyczne streszczenie poglądów autora, a swe bardzo mało oryginalne zresztą rozważania zakończył jakże typową oceną: Metodyczne to studium, konsekwentnie przeprowadzone, przewyższa wszystko, cokolwiek w tym rodzaju uskutecznione było. Opiera się ono na takim ogromie wiedzy w każdym kierunku i na tak dokładnej znajomości materiałów, iż nic podobnego z nim na równi postawić się nie da. Całość przenika duch metodyczny, śledzący wszystkie fakta i zjawiska dziejowe w kolejnym ich przebiegu i organicznym połączeniu29. Jeden z młodych entuzjastów H. T. Buckle'a, Stanisław Jan Czarnowski, późniejszy literat, archeolog i historyk prasy, przełożył i wydał niewielki szkic angielskiego autora o wpływie kobiet na postęp wiedzy30. Poprzedził go krótkim wstępem, w którym scharakteryzował teorię postępu i metodę naukową autora. Dostrzegł, że nie jest on — jak mniemało wielu jego entuzjastów i przeciwników — zwolennikiem indukcjo-nizmu w badaniu naukowym. S. J. Czarnowski z aprobatą przyjął dziwaczną teorię Buckle'a o „większej de-dukcyjności kobiet" niż mężczyzn. Mała ta książeczka stała się w warunkach polskich orężem w walce o rów- 2s „Przegląd Tygodniowy", 1867, s. 110-111. Autorstwo usta-lił K Wojciechowski, op. cit., s. 54 - 55. m ,. . dała „Biblioteka Warszawska , borowski], op. cit., s. 9. tw 258 nouprawnienie kobiet, a ponieważ sprawie tej poświęcał wiele uwagi także i „Przegląd Tygodniowy", nic dziwnego więc, że publikacja ta doczekała się na jego łamach entuzjastycznego omówienia pióra H. Elzenber-ga 31. Ten sam publicysta dał na innym miejscu świadectwo popularności poglądów podziwianego uczonego, kiedy narzekając, że wciąż zbyt mało czytająca publiczność interesuje się poważnymi dziełami naukowymi „nowej szkoły", wyrażał nadzieję, że fakty „nader szybkiego rozpowszechnienia się u nas dzieła Buckla [...], które za bardzo bliskie teorii naturalistycznej sądzę, nierównie większe zajmowanie się naukami przyrodniczymi jak dawniej" — wskazują, że przełamana zostanie niebawem owa niechęć do nowych osiągnięć nauki32. Zachwyty nad H. T. Buckle'm były udziałem wszystkich, którzy wspominali o nim na łamach „Przeglądu Tygodniowego". Nie tylko H. Elzenberg dostrzegł związki pomiędzy ewolucjonizmem a deterministyczną koncepcją angielskiego historiozofa. Anonimowy autor pisał, że zanim czytelnik przyjmie za swoją teorię Dar-Iwina, „musi odbyć sam ze sobą walkę niezmiernie drażliwą, w czym teoria Darwina dzieli los metody Boockla [tak! — A. F. G.] w naukach historycznych, do której pierwiastkiem filozoficznym zupełnie jest podobna" 33. W 1868 r. z większą pracą o H. T. Buckle'u wystąpił Ernest Sulimczyk-Swieżawski. W. Przy borowski mówił o współpracy swego kolegi z „Przeglądem Tygodniowym", że ów pisywał o „Bucklu i różnych przedmiotach historycznych", lecz raczej przynosił pismu szkodę 31 „Przegląd Tygodniowy", 1867, s. 163 - 164. 32 H. Elzenberg, O siedlisku duszy (z Buchnera), „Przegląd Tygodniowy", 1867, s. 71. 33 „Przegląd Tygodniowy", 1866, s. 175. 17* 259 niż pożytek, bo choć wiele umiał, „pozbawiony zupełnie talentu pisarskiego, tego, co umiał wypowiedzieć nie już pięknie, ale choć jako tako, byle jasno, nie potrafił" 34. Nawiązując do niemieckiej pracy F. Rolle-go, popularyzującej koncepcje darwinizmu społecznego, wskazywał E. Swieżawski na paralelizm pomiędzy teorią Buckle'a a darwinizmem. Oto, co uznał za istotę dzieła angielskiego historiozofa: [...] wykrywszy w dziejach byt praw kierujących losami ludzkości mimo jej wiedzy i woli, tej zawisłości ostatnich od pierwszych dowodzi faktami czerpanymi z wszelkich nauk po temu sposobnych. Całym zasobem swej wiedzy stara się dowieść prawd przez się wykrytych: zależności wypadków od ich przyczyn, zjawisk historycznych od ich praw, człowieka od natury i nieustannego a ciągłego triumfu ludzkości nad przyrodzeniem z pomocą [...] wiedzy. Cała myśl Historii cywilizacji w Anglii [...] streszcza się w tym zdaniu: naucz się być posłusznym, a zapanujesz światu. Buckle ciężkie, powiedzą, oburzające godność ludzką okowy i więzy nakłada na indywidua, ludy i narody. Człowiekowi, który chełpił się, że jest królem stworzenia, że mu daje prawa, sam je zawdzięczając bezpośrednim wskazaniom Wyższej Istoty w sumieniu — dowodzą, że rówien wszystkim, że to, co zwał swą wolą, jest nią o tyle, o ile gruntuje się na znajomości rzeczy i jest one j zużytkowaniem35. Uważając za istotę teorii Buckle'a naturalistyczny 'determinizm i koncepcję praw dziejowych, nie nadawał im E. Swieżawski charakteru fatalistycznego, choć za angielskim autorem powtarzał jego krytykę wolnej woli. Była to więc koncepcja optymistyczna, wiążąca naturalistyczny determinizm z wiarą w możliwości ludzkiego rozumu, nie ograniczająca pozycji człowieka - w świecie, a wyznaczająca mu nowe, poczesne przecież w nim miejsce. 31 [W. Przy bór owski], op. cit, s. 126 - 127. 85 E. Swieżawski, Buckle i Darwin, „Przegląd Tygodniowy", 1868, s. 338 - 339, 358 - 360, cytowany fragment s. 338. 260 Nie wszyscy jednak wysnuwali z teorii H. T. Buckle'a aż takie wnioski. Wśród młodych „bucklistów" znajdujemy także Aleksandra Kraushara, który — jak pamiętamy — wcześniej niż jego koledzy zapoznawał się z dziełem modnego autora. Pod koniec życia będzie A. Kraushar podkreślał, że „największy wpływ na rozwój historii jako nauki pozytywnej, wyzwolonej z objęć fantazji i balastu orężnych rozpraw", wywarł właśnie genialny samouk — Buckle, którego dzieło wywarło „olbrzymie wrażenie" nie tylko w kręgach naukowych, lecz także wśród inteligencji we wszystkich krajach cywilizowanych. „Z rozbiorów, polemik, odczytów publicznych, studiów krytycznych, jakie się z powodu dzieła Buckle'a ukazały, można było pokaźną utworzyć bibliotekę" 36 — pisał. Historyk z przekąsem wyrażał się o owych „Kathederprofessoren", którzy przystąpili z atakami na teorię genialnego samouka i którzy mimo swej woli przyczynili się tylko do wzrostu poczytności jego dzieła. Tyle A. Kraushar jako pamiętnikarz i historyk czasów swej młodości. A wtedy, w latach studenckich? A. Kraushar dał wyraz swej fascynacji H. T. Buckle'm zarówno w korespondencji, jak i w pisarstwie publicystycznym. W recenzji z zarysu historii literatur słowiańskich A. Pypina i W. Spasowicza pod wpływem modnego autorytetu zarzucał autorom, że nie uwzględnili w swoim dziele „sfery nauk", podkreślał wpływ osiągnięć nauk przyrodniczych na „kierunek umysłowy" panujący współcześnie w Europie, wyraźnie akceptował Buckle'a koncepcję postępu cywilizacyjnego jako postępu wiedzy ludzkiej 37. Rychło jednak będzie się miało okazać, że 38 A. Kraushar, Rozwój dziejopisarstwa nowoczesnego polskiego, Warszawa 1928, s. 14 - 15. 37 A. Kraushar, Przegląd literacki, „Przegląd Tygodniowy", 1866, s. 388. 261 w sprawie praw dziejowych A. Kraushar nie zajmował skrajnego stanowiska38. Jak pamiętamy, także i W. Przy-borowski pozostawał pod urokiem naukowych nowinek pozytywistycznych. W arcypolemicznym artykule pt. Jak dotąd pisano dzieje, z przeprowadzonej przez Buckle'a krytyki stanu dotychczasowej historiografii wysnuwał młody autor przedziwne wnioski. Hołdując naiwnemu utylitaryzmówi zaatakował uprawianie ... historii starożytnej, jako nikomu niepotrzebne, atakował historiografię polską i zalecał badanie „wpływów zewnętrznych" na dzieje ludzkie oraz uprawianie „statystyki". „Idźmy śmiało do statystyki — wołał — i do naturalnych zjawisk otaczającej przyrody, a te rzeczy w połączeniu z faktami politycznymi zarysują nam pełnię narodowego życia w przeszłości". W polemicznym ferworze wracał raz jeszcze — za Buckle'm — do zagadnienia oddziaływania „ogromu materii" na społeczeństwa, po czym konkludował: Powiedziano już, że i w dziejach są prawa, według których następuje rozwój danego narodu lub wszechludzkości. Dotąd jest to hipoteza, albowiem któż się starałby odkryć te prawa i ująć je w systemiat? Cały świat tak w dziedzinie ducha, jak i materii składa się z nierozerwanego łańcucha przyczyn i skutków; prawda ta nie potrzebuje dowodzeń. Czy więc sądzimy, i że między naturą a człowiekiem, idąc zaś dalej, narodem i ludzkością nie ma ścisłego i nierozdzielnego związku? Przypuszczam, że wynaleziono prawo, według którego człowieczeństwo w danej chwili się rozwija, ale czy dla myślącego męża ma to już być dostatecznym? Nie, należy poszukać, odkryć przyczynę tego prawa, zaklętą słowem Wszechmocnego i strzeżoną przez siedmiogłowy potwór przesądu, a gdzie się znaj-dziem?... Tylko w naturze39. 38 Por. jego recenzję z książki L. Bourdeau, Historia i historycy, „Tygodnik Ilustrowany", 1893, t. l, nr 177 z 8 (20) maja. 39 W. Przyborowski, Jak dotąd pisano dzieje, „Przegląd Tygodniowy", 1867, s. 63. 262 , Już wkrótce jednak W. Przyborowski zrezygnuje z tych tak skrajnych zapatrywań i na łamach „Przeglądu Tygodniowego" będzie bronił tak ich niepopularnych wśród pozytywistów poglądów, jak: że dzieło historyczne winno być jednocześnie i dziełem sztuki, że nie jest możliwa „absolutna bezstronność" w ocenie przeszłości, i będzie wskazywał, że tylko „historia napisana ze stanowiska przekonań autora nie będzie martwą literą, ale żywym obrazem o krwi i kościach" — i tylko wówczas może ona spełniać swoją' funkcję społeczną, bowiem „zadaniem historii jest budzić życie | i myśl" 40. W dziesięć lat później ten sam autor ogłosił synte- I tyczny zarys dziejów ojczystych pt. Dzieje Polski do r. 1772, opracowane dla młodzieży (Warszawa 1879), w którym przeprowadzał tezę, że „istotą każdych dziejów jest walka o utrzymanie swej narodowości, swej odrębności historycznej [...]. Dzieje więc każdego narodu są niczym innym, jak dziejami takiej walki o własny byt"41. Konsekwencją tej postawy było przepełnienie obrazu dziejów Polski wszelkimi wojnami, jako że — jak podniósł Władysław Smoleński — „według Przyborowskiego treścią dziejów są wojny"... „Bucklizm" młodych entuzjastów nie wiązał się więc z głębszą znajomością poglądów uwielbianego autora. Niemal każdy ze studentów, którzy z takim nabożeństwem wymawiali jego imię, wy czy ty wał w Historii cywilizacji w Anglii co innego, chociaż wszyscy przyjmowali jej determinizm za własny. „Bucklizm" warszawskiej młodzieży był swoiście dyletancki, młodzień- 40 W. Przyborowski, Sąd historyczny, „Przegląd Tygodniowy", 1869, s. 313 - 314; tenże, Tegoczesna historyczna literatura niemiecka, ibidem, 1869, s. 65 - 66, 81 - 83. 41 W. Smoleński, Pisma historyczne, t. III, Kraków 1901, s. 445. 263 czo przesadny, prowokacyjnie antyteologiczny w negowaniu wolnej woli ludzkiej, był pour epater les bour-geois... Był wyrazem poszukiwania nowego, nowych postaw przede wszystkim światopoglądowych, a nie naukowych, był młodzieńczym protestem przeciwko marazmowi intelektualnemu i zacofaniu otaczającego świata. Nie był jednak filozofią historii. Miał tedy rację W. Przyborowski, kiedy po upływie lat mówił o „bucklizmie" z przymrużeniem oka, niewiele też mijał się z prawdą zgryźliwy Piotr Chmielowski, gdy twierdził, że teoria Buckle'a znalazła poklask „wśród dyletantów tylko, którzy rzuciwszy kilka myśli ogólnych o rozwoju dziejów powszechnych, o ważnej zmianie, jaką nauki przyrodnicze na ukształtowanie się nauk dziejoznawczych wywarły, nie kusili się nawet o sprawdzenie poglądów swoich za pośrednictwem faktów" *2. Studencki warszawski „bucklizm" niewielu mógł mieć wówczas parających się piórem sojuszników poza gronem słuchaczy uczelni: za to przeciwników mu nie zbywało. Historia cywilizacji w Anglii była wprawdzie od połowy lat sześćdziesiątych XIX w. książką, po którą często sięgała ręka gimnazjalisty i studenta, nad którą dyskutowano w tajemnicy przed nauczycielem w gronie kolegów i komentowano w kółkach samokształceniowych. Jej entuzjaści jednak rzadko kiedy mieli możność przekazać w druku swe poglądy. Bolesław Limanowski czytał Buckle'a podczas pobytu na zesłaniu w Archangielsku, a po przybyciu do Warszawy (1869) był nie tyle zaskoczony tym, że Adolf Pa-wiński nie chciał przyjąć do „Biblioteki Warszawskiej" jego artykułu o angielskim autorze, ile że profesor 42 P. Chmielowski, Zarys najnowszej literatury polskiej, Kraków - Petersburg 1898, s. 374. 264 „nie uważał Buckle'a za poważnego historyka, tak samo jak Korzon, gdym rozmawiał z nim o tym w późniejszym czasie"43. Lektura M. Mochnackiego i J. Lelewela — ale także W. Drapera, H. T. Buckle'a oraz F. Lassalle'a — aby nie wymieniać już innych — zajmowała warszawskiego gimnazjalistę Wacława Siero-szewskiego; Buckle'm i A. Queteletem zachwycał się w latach siedemdziesiątych w Kijowie Ignacy Radliń-ski, pod wpływem poglądów angielskiego dziejopisa w 1870 r. snuł swe rozważania o wpływie położenia geograficznego na charakter narodów uczeń ostatniej klasy lubelskiego gimnazjum Wacław Nałkowski, w latach osiemdziesiątych zaczytywał się Buckle'm gimnazjalista krzemieniecki Stanisław Stempowski, kryjąc się z tym przed wścibskim okiem rosyjskiego dyrektora szkoły 44. Fascynacja młodego Stefana Żeromskiego lekturą Historii cywilizacji w Anglii — który rozczytywał się w niej w klasie maturalnej kieleckiego gimnazjum (1885) — znalazła swoje artystyczne przetworzenie na kartach Syzyfowych prac45. Wiadomo o popularności 43 B. Limanowski, op. cit., s. 438. 44 W. Sieroszewski, Dzieła, t. XVI, Kraków 1959, s. 93 - 94, 529-531; I. Radliński, Mój żywot, Łuck 1938, s. 43-44; J. Ba-bicz, Młodzieńcza rozprawa Wacława Nałkowskiego. „Studia i Materiały z Dziejów Nauki Polskiej", Seria C, zesz. 6. 1963, s. 99 -112; S. Stempowski, Pamiętniki 1870 -1914, Wrocław 1953, s. 81. 45 S.'Żeromski, Dzienniki, t. I, Warszawa 1953, s. 344: „Marzę o Buckle'u. Jeśli dostanę patent, kupię sobie Buckle'a i jego jedynie czytać będę. [...] Żaden z pisarzy nie przykuwa tak i nie przywiązuje do siebie, jak ten. Działa tu nieposzlakowana logika i prawdomówność, i jasność, i geniusz". Por. S. Kasztelowicz — S. Eile, Stefan Żeromski. Kalendarz życia i twórczości, Kraków 1961, s. 46; S. Żeromski, Syzyfowe prace [w:] Dzieła pod red. S. Pigonia, Powieści, t. l, Warszawa 1956, s. 188 - 192, 202 - 203. 265 książki Buckle'a w kółkach robotniczych, gdzie zapewne najczęściej czytywano popularny jej skrót pióra rosyjskiego dziennikarza Osipa Konstantinowicza Notowicza (ur. 1849), w dostępnej dla nie wykształconego czytelnika formie popularyzujący zasadnicze myśli Historii cywilizacji w Anglii, przetłumaczony na polski przez Adama Dobrowolskiego i wydany w 1897 r. — jak i o tym, że dzieło angielskiego myśliciela stanowiło lekturę wielu polskich działaczy socjalistycznych zarówno w końcu XIX, jak i w naszym jeszcze stuleciu 46. Jest to jednak zjawisko jakościowo różne od interesującego nas na tym miejscu warszawskiego „bucklizmu" młodych entuzjastów. Nie zdawali sobie oni sprawy zarówno z tego, że nie byli pierwszymi, którzy odkryli uroki fascynującej koncepcji angielskiego myśliciela w piśmiennictwie krajowym, jak i z tego, że nie dzierżyli też palmy pierwszeństwa w tym zakresie także i na gruncie warszawskim. Nie wiedzieli, jak się wydaje, o tym, że — jak pisał niechętny nowym prądom Teodor Jeske-Choiń-ski — „przedwstępnej roboty teoretycznej podjął się Lwów, gdzie między rokiem 1865 i 1867 «Dziennik Literacki* wprowadził w świat nowych proroków, przekładając i popularyzując Darwinów, Draperów, Millów, Buckle'ów i innych" 47, nie znali publicystyki Kazimierza Chłędowskiego czy gorącego naonczas 46 Por. np. W. Koral, Przez partie, związki, więzienia i Sybir, Warszawa 1933, s. 49; W. Jastrzębski, Wspomnienia 1885 - 1918, Warszawa 1966, s. 260; M. Płochocki, Wspomnienia działacza SDKPiL, Warszawa 1956, s. 42-43, 52-53; S. Pestkowski, Wspomnienia rewolucjonisty, Łódź 1961, s. 6; A. Bobruk, Matka i syn, Warszawa 1951, s. 193. 47 T. Jeske-Choiński, W pogoni za prawdą, Seria V, Poznań 1910, s. 13; por. P. Chmielowski, Zarys, s. 12-16; K. Wojcie-chowski, Przewrót, s. 30 - 32. 266 stronnika naukowych nowinek Stefana Pawlickiego. Nie dostrzegli też — co wydaje się już dziwne — znanego wystąpienia Elizy Orzeszkowej na łamach warszawskiej „Gazety Polskiej" w 1866 r. Jej to, ogłoszony pod kryptonimem obszerny artykuł pt. O historii cywilizacji angielskiej przez Henryka Tomasza Buckla48 nie był tylko — jak podkreśliła Maria Żmigrodzka — sprawozdaniem z interesującej lektury; był to manifest poglądów debiutującej autorki, odkrywającej właśnie nowy świat wartości, który przez jakiś czas pozostanie jej własnym 49. Wypowiedź E. Orzeszkowej była — dodajmy — zdecydowanie głębsza od zachwytów młodych „bucklistów" i świadczyła o znacznej dojrzałości pisarki, choć na pewno niewielkiej jeszcze jej erudycji filozoficznej. Podkreślano już, że E. Orzeszkowa należała „do tych rzadkich przedstawicieli polskiej inteligencji humanistycznej, którzy za swój obowiązek intelektualny uważają zdobycie światopoglądu naukowego", w czym była podobna m. in. do Bolesława Prusa50. W tej właśnie drodze nastąpiło jej zetknięcie się z Buckle'm, który zafascynował ją tym bardziej, że była to jej pierwsza pozytywistyczna lektura, wychodząca naprzeciw jej własnym poszukiwaniom. Stąd zachłyśnięcie się auto- 48 „Gazeta Polska", 1866, nr 157, s. 1-3, nr 158, s. l - 2. Artykuł ten spotkał się z krytyką M. Łonickiego — ibidem, nr 178, s. 2, na którą Orzeszkowa odpowiedziała w podpisanym już nazwiskiem artykule: Do czyniącego zarzuty sprawozdaniu o dziele Buckle'a, ibidem, nr 192, s. 2. 49 M. Żmigrodzka, op. cit., s. 118. 50 Ibidem, s. 151 -153. Orzeszkowej „przygodę z Buckle'm" najdokładniej omówiła M. Żmigrodzka, op. cit., s. 88 nn.; por. tejże, Debiut literacki Elizy Orzeszkowej, „Prace Polonistyczne", Seria 8, 1950, s. 153 -157; E. Jankowski, Eliza Orzeszkowa, Warszawa 1966, s. 90 nn.; M. Romankówna, Na nowych drogach. Studia o Elizie Orzeszkowej, Kraków 1948, s. 45 nn. 267 rem, ów „bucklizm" Orzeszkowej, odmienny od entuzjastycznego zachwytu warszawskiej młodzieży studenckiej. Poważniej niż „buckliści" przestudiowała ona dzieło angielskiego myśliciela, zawartym w nim poglądom nadała własną, indywidualną interpretację. Nie ograniczyła się do podchwycenia tylko jaskrawych punktów jego rozważań, nie skoncentrowała swej uwagi jedynie na jego programowym antywoluntaryzmie i antyprowidencjonalizmie. Przyjmując naturalistyczny determinizm Buckle'a starała się nadać mu sens optymistyczny i antyfatalistyczny, głęboko humanistyczny, taki, jaki mógł stanowić podstawę nie tylko do efektownej polemiki czy też epatowania środowisk szlacheckich i mieszczańskich rzekomym najczęściej materializmem i ateizmem, ale do poszukiwania własnego światopoglądu, mogącego wyznaczyć drogą na przyszłość. Fascynacja Buckle'm była tylko etapem intelektualnej drogi pisarki, która niebawem sięgnie po plejadę innych autorów, wśród których najsilniejsze piętno wyciśnie na jej umysłowości Herbert Spencer. I chociaż koncepcje Buckle'a długo jeszcze będą jej bliskie, powoli wycofywać się będzie z akceptowania ich — rzekomego zresztą — materializmu, którego tak broniła w polemice z M. Łonickim w 1866 r., później zaś przyjdzie czas odrzucenia i koncepcji postępu intelektualnego, by za Spencerem wbrew Buckle'owi przyznać czynnikowi moralnemu prymat w rozwoju ludzkiej cywilizacji. Młodzi warszawscy „buckliści" nie dostrzegli ani swych galicyjskich poprzedników, ani nie zauważyli sojusznika w osobie pisarki. Nie mogli natomiast nie •dostrzegać przeciwników poglądów modnego historio-zofa. Wspomnieliśmy już o bojach, jakie z „bucklista-mi" staczali J. K. Plebański, a po nim A. Pawiński, dodajmy, że rychło z krytyką koncepcji Buckle'a wy- 268 stąpi także Tadeusz Korzon (1870) 51, a jeszcze później uczyni to samo Władysław Smoleński, choć nie w tak otwartej jak ów formie 52. Z wyjątkiem J. K. Plebańskiego wszyscy ci historycy polemizowali z teoriami angielskiego autora z pozycji zwolenników, a nie przeciwników pozytywistycznego nurtu w dziejopisarstwie. Jest • niezmiernie charakterystyczne, że koncepcje Buckle'a, które cieszyły się takim uznaniem wśród j młodzieży, publicystów i przedstawicieli innych nauk, spotykały się z niechęcią nawet pozytywizujących bądź pozytywistycznych , historyków-profesjonalistów we wszystkich krajach Europy 53. Było tak też i u nas. W Warszawie polemizowali z nimi nie tylko pozyty-wiści. Występowali przeciwko nim okazjonalnie uczeni, którzy byli zwolennikami różnych odmian filozofii idealistycznej — prócz H. Struvego także Aleksander Tyszyński czy Kazimierz Kaszewski — nie mówiąc już o autorach związanych z kręgami kościelnymi. Jeszcze v 51 T. Korzon, Listy otwarte, mowy, rozprawy, rozbiory, t. I, Warszawa 1915, s. 123 - 159. 52 Por. M. H. Serejski, wstęp do: W. Smoleński, Szkoły historyczne w Polsce, Wrocław 1952, s. LXIV nn. 53 G. A. Wells, op. cit, s. 75-89; G. P. Gooch, History and Histórians in the Nineteenth Century, London 1952, s. 534 - 535; O. Lorenz, Die Geschichtswissenschaft in Hauptrichtungen und Aufgaben, t. I, Berlin 1886, s. 141 - 142; J. E. E. Dalberg — Acton, Historical Essays and Studies, London 1908, s. 305 - 343; W. M. Simon, European Positivism in the Nineteenth Century. Ań Essoy in Intellectual History, Ithaca - New York 1963, s. 219-221; R. L. Hawkins, Positivism in the United States (1853 - 1861), Cambridge 1938, s. 16 nn., 65 - 67, 100 - 101; Giles St. Aubyn, op. cit., s. 158 nn.; C. H. S. Fitfoot, Law and History in the Nineteenth Century, London 1956, s. 11 - 13; por. też ostrą krytykę J. G. Droysena, Historik. Yorlesungen uber Encyklo-pddie und Methodologie der Geschichte, hrsg. R. Hubner, Miin-chen - Berlin 1937, s. 386 - 405, tekst z 1863 r., pierwotnie drukowany w „Historische Zeitschrift", t. 9, 1863, s. l - 22. 269 w 1864 r. „Przegląd Katolicki" przedrukował na swoich łamach rozprawę niemieckiego katolickiego historyka Kościoła Johanna Adama Moehlera (1796 - 1838), profesora uniwersytetu w Tybindze pt. Chrześcijańskie historii pojadę, popularyzującą tradycjonalny prowi-dencjonalizm 'augustyńsko-bossuetowy54. Już jednak w 1869 r. na łamach tego samego pisma przystąpił do polemiki z Buckle'm późniejszy biskup Michał Nowodworski. Poddał on szczegółowemu rozbiorowi zapatrywania angielskiego autora, bronił koncepcji wolnej woli człowieka, prymatu czynnika moralnego w rozwoju ludzkości, krytykował pogląd Buckle'a na temat negatywnej roli Kościoła i religii w dziejach, a całą jego teorię uważał za fatalistyczną. Mimo że M. Nowodworski pozostawał w zupełności w kręgu tradycjonalnych koncepcji kościelnych, wnikliwie podchwytywał liczne słabe punkty rozważań modnego autora i starał się czynić to z punktu widzenia wysuwanych przezeń właśnie postulatów metodycznych55. Dopiero później spotkamy się w polskim piśmiennictwie katolickim z krytyką histpriozofii Buckle'a z punktu widzenia neo-tomizmu 56. Wystąpienie M, Nowodworskiego częściowo ją antycypuje i odbija korzystnie od zacietrzewionych polemik innych autorów kościelnych, w szczególności Stefana Pawlickiego 57. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XIX stulecia „bucklizm" warszawskich młodych entu- 54 J. A. Moehler, Chrześcijańskie historii pojęcie, ;,Przegląd Katolicki", 1864, s. 449 - 454. 55 Ks, M. N[owodworski], Historia cywilizacji w Anglii przez Henryka Tomasza Buckla, „Przegląd Katolicki", 1869, s. 1-6, 17-21,33-39. 56 Ks. M. Morawski, Wolna wola i Opatrzność w historii a teoria Buckle'a, „Przegląd Powszechny", 1884, t. l, s. 161 -177. 57 S. Pawlicki, Materializm wobec nauki, Kraków 1870, s. 98 - 124. 270 zjastów należał już coraz bardziej do przeszłości. Sprawiły to jednak nie tylko różne krytyki polskich i obcych przeciwników koncepcji angielskiego historio-zofa — tych „buckliści" najczęściej nie czytywali. „Bucklizm" mógł się rozwijać dopóty, dopóki Buckle był niemal jedynym intelektualnym autorytetem młodych, skończył się, kiedy sięgnęli oni po dzieła innych uczonych, przedstawicieli nowych prądów w nauce. Była to przejściowa intelektualna moda entuzjastycznych dyletantów, która musiała przeminąć, kiedy ich bożyszcze okazało się być wcale nie jedynym godnym uwagi autorytetem. Niewiele młodsi od warszawskich „bucklistów" Aleksander Swiętochowski czy Ludwik Krzywicki już nie ulegną tej modzie58. Nie. będąc „bucklistami", inaczej będą spoglądali na dzieło Buck-le'a. Krytyczni wobec zawartych w nim poglądów nie będą przyjmowali go za jedyny drogowskaz, będą natomiast widzieli je w szeregu wybitnych osiągnięć naukowych ich epoki. Fascynacja ustąpi miejsca refleksji, a autora Historii cywilizacji w Anglii długo jeszcze będzie się wspominać jako uczonego, który otwierał przed historiografią nowe horyzonty 59. 58 Por. A. Swiętochowski, Pleśń społeczna i literacka, „Przegląd Tygodniowy", 1871, s. 249-251; tenże, Tradycja i historia wobec postępu, ibidem, 1872, s. 145 - 148; tenże, Herbert Spencer, ibidem, 1872, s. 114-117, 196-198, 203-204, 228-230; tenże, August Comte i Herbert Spencer, ibidem, 1872, s. 245-247; tenże, O powstawaniu praw moralnych, Warszawa 1877, passim. Por. J. Rudzki, Aleksander Swiętochowski i pozytywizm warszawski, Warszawa 1968, passim; L. Krzywicki, Dzieła, t. II, Warszawa 1958, s. 126; t. IV, Warszawa 1960, s. 87 i inne. 59 Por. np. R. Z., Henryk Tomasz Buckle, „Prawda", 1881, t. l, s. 62 - 64, 78 - 79, 89 - 90. VII. WARSZAWSKA SZKOŁA HISTORYCZNA. PROBLEMY I KONTROWERSJE Mianem warszawskiej szkoły historycznej określamy kierunek historiograficzny reprezentowany przez grupę uczonych warszawskich związanych z nurtem pozytywistycznym w historiografii polskiej. Poszczególni historycy zaliczani do tej szkoły rozpoczynali swą działalność naukową w różnych latach: Stosław Laguna (1833 -1900) jeszcze przed powstaniem styczniowym, Adolf Pawiński (1840-1896) w 1867 r., Tadeusz Ko-rzon (1839 - 1918) — jeśli nie liczyć jego pisanej w języku rosyjskim rozprawy kandydackiej z zakresu nauk prawnych (1860) i paru drobiazgów — dopiero w 1870 r., Aleksander Rembowski (1846 - 1906) w 1873 r., Władysław Smoleński (1851 - 1926) w 1876 r. Wystąpienie ich jako szkoły przypada jednak dopiero na przełom lat siedemdziesiątych-osiemdziesiątych, zaś apogeum działalności na lata osiemdziesiąte-dziewięćdziesiąte XIX stulecia 1. W tym właśnie czasie powstały niemal wszystkie najważniejsze dzieła przedstawicieli kierunku: Laguny: Dwie elekcje (1877), Tablica paschalna lubińska (1883), Pierwsze wieki kościoła polskiego (1891); Pawińskiego: Skarbowość w Polsce i jej dzieje za Stefana Batorego (1881), Polsko XVI wieku pod względem geograficzno--statystycznym (1883 -1895), Jana Ostroroga żywot 1 M. H. Serejski, Przeszłość a teraźniejszość. Szkice i studia historiograficzne, Wrocław - Warszawa - Kraków 1965, s. 144 - 145. 272 22. WŁADYSŁAW KONOPCZYŃSKI i pismo (1884), Rządy sejmikowe w Polsce 1572-1795 (1888), Sejmiki ziemskie (1895); Korzona: Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta (1882 - 1886), Staw ekonomiczny Polski w latach 1782-92 (1887), Kościuszko (1894), Dola i niedola Jana Sobieskiego (1898); Rem-bowskiego: Stanisław Leszczyński jako statysta (1879), Jan Ostroróg i jego memoriał (1884), Rokosz Zebrzydowskiego (1893), Konfederacja i rokosz w dawnym prawie polskim (1893); Smoleńskiego: Kuźnia Kołłąta-jowska (1884), Szkoły historyczne w Polsce (1886), Przewrót umysłowy w Polsce wieku XVIII (1891), Ostatni rok Sejmu Wielkiego (1896). Od 1900 r. aktywność szkoły stopniowo wygasała. Nie żyli już Pawiński i Laguna, Rembowski wydawał źródła, ogłosił jedną rozprawę (Z życia konstytucyjnego Księstwa Warszawskiego, 1900) i zebrał drobne publikacje w trzytomowych Pismach (1901 - 1906). Korzon prócz drobniejszych prac skreślił przygotowywane od dawna zarysy dziejów wojskowości w Polsce (1912) i historii handlu (1914) oraz opublikował czterotomowy zbiór swoich prac Listy otwarte, mowy, rozprawy, rozbiory (1915 - 1916). Jedynie najmłodszy z tego grona Smoleński wykazywał niesłabnącą aktywność naukową. Prócz zbiorowych Pism historycznych (3 t., 1901), a potem, już w Polsce niepodległej, Studiów historycznych (1925), opublikował obszerne dzieła: Konfederację tar-gowicką (1903), Mieszczaństwo warszawskie w końcu wieku XVIII (1917), nieco prac drobniejszych, zaś niedługo przed śmiercią złożył do druku rozprawę o Mon-tesąuieu w Polsce (1927)2. Warszawska szkoła historyczna rozwijała swoją dzia- 2 Informacje bio-bibliograficzne o historykach szkoły warszawskiej oraz literaturę dotyczącą tego kierunku podaje: Historiografia polska w dobie pozytywizmu (1865 - 1900). Kompendium dokumentacyjne, red. R. Przelaskowski, Warszawa 1968. 18 — Grabski — Orientacje... 273 łalność w czasach „odwetu rosyjskiego za powstanie styczniowe", intensywnej rusyfikacji, stwarzającej niezmiernie trudne warunki do rozwoju polskiej kultury narodowej. Smoleński pisał: Katastrofa groziła wszystkim dziedzinom pracy naukowej. Zapowiadała ją dokonana w r. 1876 rusyfikacja sądownictwa, a od 1895 niszczycielska działalność kuratora okręgu naukowego warszawskiego Apuchtina, który z gimnazjów wypędził resztę nauczycieli Polaków, do uniwersytetu ściągał młodzież rosyjską, głównie wychowańców seminariów duchownych prawosławnych, i wyposażał ją stypendiami polskimi. Apuchtinowi przychodziła z pomocą cenzura, pastwiąca się nad tradycją narodową i troską o dobro polskie 3. Utworzony na gruzach Szkoły Głównej Warszawskiej rosyjski cesarski uniwersytet cieszył się wśród inteligencji polskiej 'najgorszą sławą jako narzędzie carskiej polityki rusyfikacyjnej. Nawet w początkach XX w. liczba studiujących w nim Polaków była mniejsza od liczby studentów zlikwidowanej polskiej uczelni. Polityka cenzuralna kierowała się zarówno przeciw wszystkiemu, co wiązało się z „wywrotowymi" dążeniami socjalistów i wszelkich nurtów lewicowych, jak i przeciw temu, co mogłoby się przyczynić do krzewienia i umocnienia polskich uczuć narodowych. Szczególnie dotkliwie odczuwali to humaniści, zwłaszcza historycy, często zmuszeni do publikowania swoich dzieł poza kordonem. Władze dopuszczały natomiast do obiegu na ziemiach polskich niektóre publikacje zakazywane surowo w głębi cesarstwa rosyjskiego. Duński pisarz Georg Brandes, który w 1886 r. odwiedził Warszawę, 3 W. Smoleński, Studia historyczne, Warszawa 1925, s. 286. Por. E. Staszyński, Polityka oświatowa caratu w Królestwie Polskim, Warszawa 1968, s. 11 nn.; T. G. Snytko, Russkoje narodniczestwo i polskoje obszczestwiennoje dwiżenije 1865 -1881 gg., Moskwa 1969, s. 29 nn. 274 celnie zauważał: „Dozwalają rozmaite rzeczy przyrodnicze Darwina, Hackela, nawet w tłumaczeniach, natomiast historycznych rzeczy mało4. Władze liczyły, że kontrowersje wokół nowych prądów naukowych, związanych z nurtem pozytywistycznym, odwrócą uwagę społeczeństwa od „niebezpiecznych" zainteresowań własną kulturą, tradycją i historią. Dlatego też zapewne III Oddział mógł mieć jak najlepsze mniemanie o leaderze warszawskiego pozytywizmu Aleksandrze Swiętochowskim jako o człowieku, którego „cechują właściwe zapatrywania społeczne i [który] znany jest w kręgach literackich jako człowiek uczony i utalentowany" 5. Od czasów likwidacji Szkoły Głównej humanistyka polska nie miała w Królestwie żadnego oparcia instytucjonalnego. Dopiero w 1881 r. powstała Kasa im. dr J. Mianowskiego, której celem było popieranie polskiej twórczości naukowej. Ostrożność kierownictwa chroniła ją „od kroków ryzykownych, umożliwiła jej istnienie i rozwój w okresie terroryzmu Hurki i Apuchtina" 6. W tych warunkach pisarze i uczeni spotykali się w salonach literackich i naukowych, u pisarki Deotymy, w gościnnym domu Korzonów, a także u Krausharów, dokąd zachodzili Aleksander Jabłonow-ski, Aleksander Rembowski, Tadeusz Korzon, później zaś Marceli Handelsman i Jan Karol Kochanowski. Nieistniejące towarzystwa naukowe zastępowały redakcje czasopism, zwłaszcza „Biblioteki Warszawskiej", 4 J. Brandes, Polska, tłum. Z. Poznański, Lwów 1898, s. 92; analogiczny sąd w: [A. Zaleski], Towarzystwo Warszawskie, t. II, Kraków 1888, s. 182. O polityce cenzuralnej w Rosji: L. M. Dobrowolskij, Zaprieszczionnaja kniga w Rossii, Moskwa 1962. 5 T. G. Snytko, op. cii, s. 46. 6 W. Smoleński, Studia, s. 287. 18* 275 „raczej instytucji naukowej, aniżeli pisma periodycznego", i „Ateneum", które było jak gdyby „organem nie istniejącego uniwersytetu polskiego" 7; pod koniec stulecia rolę tę będzie spełniała redakcja Wielkiej Encyklopedii Powszechnej Ilustrowanej. Historycy działający w drugiej połowie XIX w. w Warszawie, zaś reprezentanci interesującej nas szkoły w szczególności, przedstawiali sobą formacją społeczną charakterystyczną dla ówczesnej inteligencji, w znacznej mierze rekrutującej się z deklasującej się szlachty, napływającej do miasta 8. Zdecydowana większość osób, które parały się w Warszawie historią, była pochodzenia szlacheckiego (29 na 37); z historyków szkoły warszawskiej taką genealogię mieli Laguna, Korzon, Rembow-ski i Smoleński, Pierwszy z nich pochodził ze zdeklasowanej szlachty i był synem sędziego trybunału handlowego; Korzon, chociaż „urodzony w stanie szlacheckim" 9, wywodził się z rodziny od dawna już pozbawionej majątku; Smoleński pochodził z drobnej szlachty mazowieckiej10. W gronie tym wyjątkiem był Rem-bowski, wywodzący się z zamożnej szlachty kaliskiej u. 7 [A. Zaleski], op. cit., t. II, s. 15; Z. Rabska, Moje życie z książką, t. I, Wrocław 1959, s. 102; J. Kulczycka-Saloni, Życie literackie Warszawy w latach 1864 -1892, Warszawa 1970, s. 90 nn. 8 Por. J. Leskiewiczowa, Warszawa i jej inteligencja po powstaniu styczniowym, Warszawa 1961; J. Żarno wski, Struktura społeczno inteligencji w Polsce w latach 1918 - 1939, Warszawa 1964, s. 70 nn. 9 T. Korzon, Mój pamiętnik przedhistoryczny, Kraków 1912, s. 21. 10 M. H. Serejski, wstęp do: W. Smoleński, Szkoly historyczne w Polsce, Wrocław 1952, s. XXXIII - XXXIV. 11 J. Danielewicz, Społeczno- polityczne poglądy Aleksandra Rembowskiego, „Annales Universitatis Mariae Curiae-Skłodow-ska", t. 10, 5, Sectio F, Lublin 1958, s. 156. 276 Wśród historyków działających w Warszawie bogatsza szlachta i arystokracja miały bardzo niewielu reprezentantów (A. Jabłonowskł, J. T. Lubomirski, A. Przez-dziecki). Znacznie liczniej reprezentowani byli mieszczanie, zwłaszcza przedstawiciele szybko polonizującego się wówczas mieszczaństwa żydowskiego (M. Bersohn, J. G. Bloch, H. Nusbaum, A. Kraushar); z polskiego mieszczaństwa wywodził się Pawiński (matka jego była pochodzenia niemieckiego). Uderza wśród warszawskich historyków tego czasu w ogóle, zaś u przedstawicieli szkoły warszawskiej w szczególności zupełny niemal brak osób pochodzenia chłopskiego; przechodzenie z klasy chłopskiej do inteligencji należało wówczas do wyjątków. Historycy warszawskiej szkoły historycznej stanowili więc grupę inteligencji o charakterystycznej genealogii szlachecko-mieszczańskiej. Żaden z nich nie urodził się w Warszawie: Laguna pochodził z Sandomierza, Pawiński ze Zgierza, Korzon z Mińska Litewskiego, Rembowski z Klonowa Kaliskiego, Smoleński. z Grabienie Małych w pow. ciechanowskim. Byli więc w Warszawie inteligencją napływową, przy czym jest charakterystyczne, że jedynie dwaj z wymienionych, mianowicie ci, którzy wywodzili się z rodzin posiadających wciąż jakieś majątki ziemskie, nie pochodzili Iz innych, mniejszych miast. Dla deklasującej się szlachty droga ze wsi do Warszawy wiodła bowiem najczęściej przez inne ośrodki miejskie. Daty urodzenia historyków szkoły warszawskiej mieszczą się między 1833 a 1851 r., więc w okresie powstania styczniowego liczyli oni od 12 do 30 lat życia. Bliższy wgląd w ich biografie wskazuje jednak, że można ich zaliczyć do pokolenia powstania, które wycisnęło na nich niezmiernie silne piętno i w znacznym stopniu zdeterminowało ich drogi życiowe, postawy i poglądy. Laguna, który w latach 1859 - 1861 był 277 wykładowcą na polskim Wydziale Prawa w Petersburgu, a potem dwukrotnie odmawiał ofiarowywanej mu katedry w Szkole Głównej, wziął bezpośredni udział w powstaniu po stronie białych; przez krótki czas był' dyrektorem Departamentu Spraw Wewnętrznych w Rządzie Narodowym. Aresztowany w 1864 r., powrócił z zesłania dopiero w 1875 r.12. Korzon był uczestnikiem manifestacji patriotycznych 1861 r. Skazany, w latach 1862 - 1867 przebywał na zesłaniu, po czym przez Piotrków dostał się do Warszawy (1869)1S. Szesnastoletni Rembowski przerwał naukę w gimnazjum kieleckim, by wziąć udział w powstaniu u. Nawet dwunastoletni Smoleński uczestniczył w manifestacjach patriotycznych w szkole mławskiej (1861), a potem, już jako uczeń szkoły powiatowej w Lipnie (1863), rwał się do szeregów powstańczych, zazdroszcząc swym starszym kolegom15. Jedynie Pawiński przyjął zgoła odmienną postawę. Kiedy zlikwidowano polski Wydział Prawa w Petersburgu, kontynuował dalsze studia w Dorpacie. „Obaj byliśmy naocznymi świadkami tej epidemicznej choroby społecznej, niebezpieczniejszej od tyfusu — pisał o postawie Pawińskiego i własnej zarazem W. Spasowicz — która sprowadziła katastrofę 1863 r. Ja już dojrzały człowiek; Pawiński dojrzewają- 12 O. Awejde, Poka.za.niia i spiski [w:] Powstanie styczniowe. Materiały i dokumenty, Moskwa 1961, s. 119 nn.; J. Bieliński, wstęp do: S. Laguna, Pisma, Warszawa 1915, s. VI; J. Bardach, Nauka historii państwa i prawa w Królestwie Polskim doby Szkoły Głównej, „Roczniki Uniwersytetu Warszawskiego", t. 5, cz. 2, 1964, s. 126 - 128. 18 T. Korzon, Mój pamiętnik, s. 82 nn.; J. Włodarczyk, Tadeusz Korzon. Główne koncepcje historyczne i historiozoficzne, Łódź 1958, s. 3 - 5. 14 J. Danielewłcz, op. cit., s. 157. 15 W. Smoleński, Fragment pamiętnika, w tegoż: Monteskjusz w Polsce wieku XVIII, Warszawa 1927, s. 2. 278 cy, obserwowaliśmy ruch ten w fazie jego przygotowawczej; obydwaj uważaliśmy go za największą klęskę i byliśmy całą duszą po stronie margrabiego [Wielo-polskiego]"16. Stosunek do powstania styczniowego w znacznej mierze wpłynął na późniejsze losy historyków szkoły warszawskiej. Jedynie Pawiński znalazł możliwość pracy naukowej w ramach rosyjskiego systemu szkolnictwa wyższego. Postawy polityczne historyków szkoły warszawskiej nie były jednolite. Pawiński był ugodowym „realistą" i zwolennikiem „pracy organicznej"; przewodził „kołu Ateneum", które grupowało wyznawców podobnych jak on zapatrywań i pozostawał w bliskich stosunkach z W. Spasowiczem. A. Kraushar pisał: Był zdeklarowanym przeciwnikiem wszelkich dążeń wywrotowych, agitacyjnych i krzykliwego warcholstwa. Jawnie przyznawał się do stronnictwa, które drogą pracy spokojnej, wytwórczej, organicznej pragnie wyjednać dla społeczeństwa byt znośniejszy, przez podniesienie dobrobytu materialnego, krzewienie wiedzy i zapewnienie pokoleniom następnym możności spożytkowania sił w kraju i dla kraju. Wszystko, cokolwiek dałoby się osiągnąć drogą legalną, w warunkach nie wkraczających w sferę polityki ogólnej, znajdowało w nim gorącego i szczerego orędownika. Ilekroć w trakcie rozpraw ujawniały się zdania będące wyrazem młodzieńczej krewkości i łatwego w słowach patriotyzmu, starał się Pawiński łagodzić takie objawy poważnym słowem refleksji i naprowadzać dyskusję na właściwe tory. Był on przeciwnikiem politykomanii do tego stopnia, że wpłynął na usunięcie z „Ateneum" nawet rubryki przeglądów miesięcznych i politycznych i zastąpienie ich przeglądami z życia ekonomicznego 17. 16 W. Spasowicz, Adolf Pawiński jako historyk sejmiku polskiego, „Kwartalnik Historyczny", t. 11, 1897, s. 485; J. Mater-nicki, Warszawskie środowisko historyczne 1832 - 1869, Warszawa 1970, s. 260 - 262. 17 A. Kraushar, Ze wspomnień osobistych o Adolfie Pawiń-skim, „Kwartalnik Historyczny", t. 11, 1897, s. 525, 279 Podobne poglądy reprezentował Rembowski, znany w Warszawie jako człowiek stateczny, zapatrywań umiarkowanych, oscylujący coraz wyraźniej ku prawicy liberał, zapatrzony w angielski model kapitalizmu, człowiek, który w krótkim czasie wyrobił sobie doskonałą pozycję wśród finansjery i arystokracji warszawskiej. Dla „Ateneum" pozyskał Pawiński Lagunę, który również zdobył się wówczas, po powrocie z zesłania, na dystans wobec własnych doświadczeń powstańczych, ale świadectwo dobrze znającego go S. Askenazego18 przekonuje nas, że aczkolwiek niezmiernie ostrożny, nie uległ Laguna tendencjom pesymistycznym i re- . zyghacyjnym. Nieco odmienną postawę reprezentowali natomiast Korzon i Smoleński. Ani jednego, ani drugiego nie można na pewno zaliczyć do radykałów społecznych czy politycznych; byli umiarkowanymi liberałami i zwolennikami „pracy organicznej", przy czym zdecydowanie odrzucali rezygnację z walki i nadziei niepodległościowych. Kiedy Swiętochowski wystąpił ze swymi Wskazaniami politycznymi: Korzon przeciwstawił się mu z całą stanowczością, na jaką pozwalały ówczesne warunki cenzuralne. Na zakonspirowanych zebraniach z udziałem Stosława Laguny, Henryka Wohla, Stanisława Krzemińskiego i Władysława Smoleńskiego omawiany był projekt Korzona utworzenia rządu narodowego za granicą. Było to miłe dla dawnych powstańców, -ale spóźnione echo romantycznych nastrojów 1863 roku 19. Z biegiem lat Korzon przeszedł ewolucję na prawo, która zbliżyła go do endecji. Uległ w niej stępieniu na- 18 S. Askenazy, Wczasy historyczne, wyd. 2, Warszawa 1902, s. 390 - 391. 19 W. Kamieniecki, „Historycy i politycy warszawscy 1900 -1950", Archiwum PAN, III - 109, j. 3, T, Korzon, s. 7v. 280 wet tak ostry dotąd jego antagonizm do Rosji. Również Smoleński jeszcze w dobie rewolucji 1905 r. zaczął oscylować w tym samym kierunku politycznym, jednak gdy Korzon witał podczas I wojny światowej z entuzjazmem manifest Mikołaja Mikołajewicza (co prawda przyznał potem, że „dał się wywieść w pole"20), to Smoleński w ulotnym druku Niech żywi nie tracą nadziei występował z całą ostrością przeciwko obu zaborcom i nie zgodził się przystąpić do pracy na tworzonym za zgodą władz pruskich Uniwersytecie Warszawskim. Można sądzić, że spośród historyków szkoły warszawskiej Smoleński był człowiekiem o najmniej ugodowych poglądach politycznych. Do warszawskiej szkoły historycznej nie można zaliczyć wszystkich historyków działających w Warszawie w drugiej połowie XIX w. Warszawskie środowisko historyczne składało się wówczas z reprezentantów kilku pokoleń. Do najstarszego pokolenia należeli historycy urodzeni jeszcze przed 1810 r.: Wacław A. Macie-jewski, Franciszek Maciejowski, Romuald Hubę, Leon Rogalski, Kazimierz Wóycicki, prawie wszyscy pochodzenia szlacheckiego, reprezentujący — z wyjątkiem ostatniego — na ogół wysoki poziom wykształcenia naukowego. W. A. Maciejowski był wychowań- 20 B. Limanowski, Pamiętniki, t. III, Warszawa 1961, s. 334. O okolicznościach powstania publikacji T. Korzona, Pamiętny dzień dla Polaków 1/14 sierpnia 1914 r., Warszawa 1914, ss. 21, która była dyskutowana w gronie przyjaciół uczonego podczas jednej ze „śród korzonowskich" (4 listopada 1914 r.) informuje K. Bartoszewicz. „Napisanie tej broszury uważał Korzon za swój obowiązek" i niechętnie przyjmował słowa krytyki, jakich nie szczędzili dyskutanci. Potem skarżył się Bartoszewiczowi i Ignacemu Crzanowskiemu, „że mu cenzura wiele w korekcie wykreśliła", K. Bartoszewicz, „«Srody» korzonowskie", rkps APŁ, Archiwum J. i K. Bartoszewiczów, nr 1631, s. 21 - 24. 281 kiem uniwersytetów w Krakowie, Wrocławiu, Berlinie i Getyndze; jego bratanek F. Maciejowski studiował w Krakowie, Wrocławiu i Warszawie. R. Hubę — również jak dwaj poprzedni prawnik — studiował w Warszawie i Berlinie. L. Rogalski był absolwentem Uniwersytetu Wileńskiego. Jedynie K. W. Wóycicki nie miał za sobą żadnych studiów wyższych, bo nie sposób uznać za nie rocznego pobytu w warszawskiej Szkole Przygotowawczej do Instytutu Politechnicznego. Kolejne pokolenie historyków, urodzonych między 1810 a 1830 rokiem, nie miało już możliwości studiowania w kraju w związku z zamknięciem po powstaniu listopadowym uniwersytetów Warszawskiego i Wileńskiego, co odbiło się na jego wykształceniu. Jedynie najwybitniejszy historyk tego pokolenia, Julian Bar-toszewicz, miał za sobą ukończone studia w Petersburgu. Konrad Górski, wojskowy, który na emeryturze zajĄł się pionierskimi badaniami z zakresu historii wojskowości, miał nie ukończone studia matematyczne w Kijowie i Akademię Sztabu Generalnego w Petersburgu. Aleksander Jabłonowski studiował różne kierunki w Kijowie, Dorpacie, Berlinie, Paryżu, Pradze i Wiedniu, ale studia te przypominają wielce wojażowanie zamożnego szlachcica. Arystokrata A. Przezdziec-ki studiował ponoć rok w Berlinie, ale o żadnych dyplomach nie było oczywista mowy. J. T. Lubomirski miałj jako jedyne wykształcenie petersburski Korpus Paziówf i Liceum Aleksandrowskie. Historycy tego pokolenia studiowali na ogół znacznie mniej niż pokolenia po-przedniego; gdy po powstaniu listopadowym brakło uczelni w kraju, kierowano się do Rosji (Petersburg, Kijów), mniej jeżdżono na Zachód, ale już nie tylko do Niemiec. Charakterystyczne, że w tej generacji zmienia się nieco społeczna formacja historyków: do szlachty, zwłaszcza zdeklasowanej (Sobieszczański, Bar-282 toszewicz), dochodzą przedstawiciele arystokracji oraz mieszczaństwa. Pokolenie historyków urodzonych między 1830 a 1850 r., do którego należą wszyscy (z wyjątkiem urodzonego rok później Smoleńskiego) przedstawiciele warszawskiej szkoły historycznej, było już znacznie lepiej wykształcone: z 21 osób tylko trzy nie miały wyższych studiów, przy czym jedna z nich otarła się o uniwersytet jako wolny słuchacz (Justyn Feliks Gajsler). Należy podkreślić, że studia te odbywały się albo — jedynie dla roczników 1839 - 1849 — w Szkole Głównej Warszawskiej, albo za granicą; uniwersytet krakowski odnotowujemy tylko w jednym wypadku. Z uczelni zagranicznych wchodziły w rachubę przede wszystkim uniwersytety rosyjskie — petersburski (S. Laguna, A. Okolski, A. Pawiński) i moskiewski (T. Korzon, J. Karłowicz, A. Okolski). Podobnie jak dawniej w drodze z Rosji na Zachód zatrzymywano się niekiedy na studiach w Dorpacie (A. Pawiński). Podążano zwłaszcza do uniwersytetów niemieckich — w Berlinie (J. K. Plebański, T. Dydyński, J. Karłowicz, S. Krzemiński, A. Rembowski), we Wrocławiu (J. K. Plebański, T. Dydyński), w Getyndze (A. Pawiński), Lipsku (H. Goldberg, A. Swiętochowski), Jenie (A. Okolski), Erlangen (J. F. Gajsler). Znacznie rzadziej i na krócej docierano do uniwersytetów w Paryżu (S. Krzemiński, A. Okolski, J. Karłowicz) i Londynie (A. Okolski). Karłowicz studiował ponadto muzykę w Konserwatorium Brukselskim. Z 19 osób mających wyższe studia (nie licząc Gajslera), tylko 8 osób studiowało na jednej uczelni (S. Laguna, T. Korzon, A. Kraushar, E. Swie-żawski, W. Przyborowski, S. Czarnowski, E. Bogusławski, K. Dunin), przy czym w 5 wypadkach była to Szkoła Główna, w dwóch uniwersytety petersburski i moskiewski, w jednym warszawski. Aż 11 osób z 19 283 studiowało więcej niż na jednej uczelni, z czego dziewięć na uniwersytetach niemieckich. W odróżnieniu od poprzedniej generacji były to na ogół poważne studia, wieńczone dyplomami. Część osób, które na dłużej bądź krócej poświęciły się historii, zadowalała się dyplomami niższego stopnia — ukończenia studiów bądź magisterskimi (magisterium Szkoły Głównej uzyskali: A. Kraushar, S. Czarnowski, E. Bogusławski, W. Przybór owski (?), E. Swieżawski; Uniwersytetu Warszawskiego: K. Dunin, potem W. Smoleński), wiele jednak osób sięgało po tytuły kandydackie na uniwersytetach rosyjskich (S. Laguna, T. Korzon, I. Radliński, J. Kar-łowicz) czy doktorskie na niemieckich (J. K. Plebański — Berlin, T. Dydyński — Heidelberg, J. Kar łowicz — Berlin, A. Okolski — Jena, A. Pawiński — Getynga, H. Goldberg — Lipsk, A. Rembowski — Heidelberg, A. Swiętochowski — Lipsk). Ci, którzy — jak np. historyk prawa T. Dydyński czy A. Pawiński — pragnęli po 1863 r. kontynuować karierą naukową w wyższym szkolnictwie rosyjskim w Polsce, pomimo przeprowadzonych w Szkole Głównej habilitacji musieli się dodatkowo poddać w Rosji przewodowi doktorskiemu. Chociaż posiadanie doktoratu czy innego odpowiedniego stopnia bądź tytułu naukowego nie miało wówczas większego znaczenia przy podejmowaniu pracy naukowej w dziedzinie historii, bowiem ta w warunkach zaboru rosyjskiego nie była zinstytucjonalizowana i stała się prywatną sprawą każdego badacza, nie ulega wątpliwości, że historycy, którzy go uzyskali, reprezentowali na ogół wyższy poziom badań. Wyjątkiem jest tu W. Smoleński. Wśród historyków warszawskich omawianej generacji w porównaniu z poprzednią wzrosła liczba osób o wykształceniu prawniczym. Na dziewiętnastu, którzy <łdbyli wyższe studia, 9 było z kierunku studiów praw- 284 nikami, 7 historykami, przy czym jeden z tych ostatnich (Pawiński) początkowo studiował prawo. Wykształcenie prawnicze mieli niemal wszyscy najwybitniejsi historycy tego pokolenia: Laguna, Korzon, Rembowski, Kraushar, w następnym pokoleniu dołączy do nich Smoleński. Historykami z wykształcenia byli wśród wybitnych przedstawicieli nauki historycznej właściwie jedynie Plebański i Pawiński; w następnym pokoleniu do-, łączymy jeszcze T. Wierzbowskiego. Na zjawisko to złożyło się wiele czynników, zwłaszcza zaś warunki, jakie panowały w Królestwie Polskim w dobie apuchtinowskiej. Wówczas to zawód prawnika mógł jeszcze zapewnić Polakowi jakąś względnie niezależną pozycję, gdy zawód nauczycielski był dlań coraz mniej dostępny. Należy także zwrócić uwagę, że dla pokolenia, które umieściło na swych sztandarach hasła „wiedza to potęga" i przystąpiło do „pracy u podstaw", uniwersytety niemieckie, w których na wydziałach prawa uprawiano „Staatswissenschaften", nowoczesną ekonomię i socjologię, były niezmiernie atrakcyjne. Mimo to część osób kierowała się na studia historyczne. Jedni studiowali w rodzimej Szkole Głównej, gdzie wykładali Plebański — historyk, który terminował w Berlinie u wielkiego L. von Rankego — oraz nieco odeń młodszy docent Pawiński, mający nie tylko za sobą studia u L. Rankego, ale i doktorat na seminarium G. Waitza w Getyndze. Doktorat taki znaczył podówczas w Europie wiele, bowiem studiowanie na seminarium Waitza było uważane za prawdziwy „chrzest naukowy", jak powiadał G. Monod 21. O Paryż, Heidelberg i Berlin otarł się też Jan Karłowicz, kandy- 21 Por. J. W. Thompson, History of Historical Writing, t. II, New York 1942, s. 200. Por. polską charakterystykę tego seminarium: „Prawda", 1886, s. 275. 285 dat "Uniwersytetu Moskiewskiego (1857), gdzie był uczniem sławnego Timofieja Granowskiego, tego samego, na którego wykłady zachodził także podczas swych studiów prawniczych Korzon. Najmłodszymi historykami, którzy podjęli działalność naukową w Warszawie w drugiej połowie XIX w., byli przedstawiciele pokolenia urodzonego między 1850 a 1870 r. Dwóch z nich już wspomnieliśmy: Smoleńskiego, który był absolwentem Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego (1874), oraz Wierzbowskiego, ucznia Pawińskiego, który dwa lata później uzyskał w Warszawie tytuł kandydata nauk w zakresie historii, w 1889 r. zaś doktoryzował się w Petersburgu, co otwarło mu drogę do uniwersyteckiej kariery w Warszawie. Jak na tym tle przedstawiała się formacja intelektualna historyków, reprezentujących warszawską szkołę historyczną? Nie była ona jednolita. Grupa ta stanowiła jakby przekrój środowiska, skoro znaleźli się w niej absolwenci Szkoły Głównej (A. Rembowski) i cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego (W. Smoleński) oraz uczelni rosyjskich (S. Laguna, T. Korzon, częściowo A. Pawiński), którzy albo już potem nie uzupełniali wykształcenia (S. Laguna, T. Korzon, W. Smoleński), albo doktoryzowali się w Niemczech (A. Pawiński, A. Rembowski); jeden Pawiński przeszedł jeszcze habilitację i doktorat petersburski. Na 5 osób 4 miały stopień doktorski lub kandydacki, co stanowi więcej niż przeciętną środowiska. Podobnie więcej niż w warszawskim środowisku historycznym było w „szkole" uczonych, będących ze studiów prawnikami, skoro tylko jeden z nich miał wykształcenie ściśle historyczne, ale przecież też przez jakiś czas studiował prawo. Historycy szkoły warszawskiej mimo swego zróżnicowania reprezentowali grupę uczonych o nowocześniejszej for- 286 l macji naukowej niż inni, którzy również uprawiali w Warszawie badania historyczne. Obiektywne niesprzyjające warunki do pracy naukowej w Królestwie Polskim po 1863 r., formacja społeczna i polityczna i wreszcie intelektualna historyków szkoły warszawskiej wpłynęły w sposób decydujący na ich drogi życiowe. Najłatwiej ułożyły się one Pawiń-skiemu, docentowi Szkoły Głównej Warszawskiej (1868), następnie pełniącemu obowiązki adiunkta (1869), z kolei docentowi etatowemu i rychło profesorowi nadzwyczajnemu (1871) i zwyczajnemu (1875) Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego, który jednocześnie pracował też w służbie archiwalnej (od 1872 r. archiwista, od 1875 r. naczelnik Archiwum Głównego). Laguna pracował w redakcji „Ateneum", co dotkliwie ograniczało możliwości jego własnych badań naukowych. Znacznie lepiej powiodło się zamożnemu Rembowskiemu. Po krótkim okresie pracy w sądownictwie (1874-1876) został dyrektorem Biblioteki Ordynacji Krasińskich, co dało mu optymalne warunki pracy. Korzon, który przybył do Warszawy z 9 rublami w kieszeni, udzielał początkowo prywatnych lekcji i utrzymywał stancję. W latach 1875 - 1886 miał względnie spokojne zajęcie jako wykładowca w Szkole Handlowej Leopolda Kronenberga; usunięty ze względów politycznych i pozbawiony prawa nauczania, objął posadę na kolei i kontynuował pracę nauczyciela domowego. Dopiero w 1897 r. otrzymał dyrekturę Biblioteki Ordynacji Zamoyskich, co zakończyło jego troski materialne. Smoleński utrzymywał się z zawodu prawnika jako asesor (1879), a potem (1899) radca Prokuratorii Skarbu i jednocześnie nauczał historii Polski na jawnych i tajnych pensjach, kryjąc się przed okiem policji. W pamiętniku będzie wspominał, że od 1876 r. do odzyskania niepodległości nauczał na 15 pensjach, przy czym na jednej z nich przez 30, 287 na innej — od 1878 r. — przez całe lat 40 22. W Polsce niepodległej objął katedrę na Uniwersytecie Warszawskim. Warszawską szkołę historyczną określa się często mianem pozytywistycznej, co ma swoje pełne uzasadnienie. Mieści się ona całkowicie w nurcie kulturowym określanym mianem pozytywizmu warszawskiego, zarówno ze względu na postawy społeczne jej reprezentantów, jak i ich postawy naukowe. W tym znaczeniu można ją rozpatrywać jako szkołę historyczną pozytywizmu warszawskiego. Podobnie jak cały ów nurt nie stawiała ona sobie za zadanie budowanie jakichkolwiek nowych systemów filozoficznych czy historiozoficznych. Zwracała uwagę na „zgubny wpływ ideologii romantycznej na życie gospodarcze, polityczne i kulturalne Polski": Równocześnie przejmowano niektóre założenia i elementy filozofii pozytywistycznej. Nasi historycy na ogół zajmowali stanowisko bardzo ostrożne, eklektyczne, niezdecydowane i nie określali siebie jako pozy ty wistów. Nie kusili się o teoretyczne uzasadnienie jakiegoś nowego systemu. Nie mieliśmy wśród nich odpowiednika ani Buckle'a, ani Taine'a czy Lamprechta. Toteż gdy mowa o pozytywistycznych historykach w Ptalsce, trzeba pamiętać, że zazwyczaj nie było wśród nich konsekwentnych wyznawców tego kierunku, że raczej jedynie zbliżali się do niego i świadomie czy nieświadomie posługiwali się częściowo jego filozofią23. Jest niezmiernie charakterystyczne, że historycy szkoły warszawskiej, podobnie jak i inni przedstawiciele warszawskiego pozytywizmu, sięgali chętniej do angielskiej niż francuskiej pozytywistycznej myśli naukowej, przy czym dokonywało się to zwykle za pośrednictwem zachodnioeuropejskiej historiografii. Żaden z nich nie 22 W. Smoleński, Fragment, s. 25; tenże, Studia s. 288 nn w M. H. Serejski, wstęp do: W. Smoleński, Szkoły, s. XXI. 288 23. OSWALD BADZER 24 . STANISŁAW KUTRZEBA był konsekwentnym wyznawcą żadnego z pozytywistycznych systemów filozoficznych. Jeżeli mówimy, że szkoła warszawska jest pozytywistyczna, rozumiemy przez to jej przynależność do szerszego nurtu kulturowego, zwanego pozytywizmem warszawskim, nie zaś stosunek do filozofii pozytywizmu. O pozytywizmie interesującego nas kierunku można jednak mówić także i w innym znaczeniu, mianowicie w odniesieniu do przyjmowania przezeń koncepcji nauki. Jeżeli zgodzimy się, że pozytywizm w nauce charakteryzowała akceptacja minimalistycznej postawy poznawczej, nakazującej ograniczenie zainteresowań nauki do śledzenia „zjawisk", „objawów", a zaniechania spekulacji na temat ich „istoty" czy „pierwszej przyczyny", to wszyscy historycy szkoły warszawskiej stanowisko takie najzupełniej podzielali i realizowali we własnym warsztacie naukowym 24. Wiązało się to ściśle z walką, którą podjęli oni przeciw najróżniejszym odmianom historiozofii romantycznej, oraz z tradycjonalnym prowidencjalizmem, a wreszcie z epigońskim zbieractwem uprawianym przez dyletanckich miłośników historii. Idąc ze wzorami zachodnioeuropejskimi historycy szkoły warszawskiej podejmowali walkę o unauko-wienie historii w Polsce. „Na Zachodzie — pisał W. Smoleński w recenzji z pewnego amatorskiego dziełka historycznego — szuka czytelnik w dziele metody, nowego materiału, ścisłości wniosków itp. rzeczy, które niewiele przemawiają do serca; u nas nie metoda i materiał, nie ścisłość wywodów lub oryginalność poglądu zwraca uwagę, lecz obwąchiwaną jest w książce 24 J. Skarbek, Koncepcja nauki w pozytywizmie polskim, Wrocław - Warszawa - Kraków 1968, s. 7 nn.; A. F. Grabski, Koncepcja nauki w historiografii polskiej doby pozytywizmu, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki", t. 14, 1969, nr 4, s. 637-640. 19 — Grabski — Orientacje... 289 przede wszystkim poczciwość" 25. Wyostrzenie uwagi na walkę z historycznym dyletantyzmem wiodło niekiedy do konfliktów osobistych, jak tego dowodzi zerwanie przez A. Kraushara przyjaźni z Korzonem, ponieważ nie zaprotestował, gdy w jego obecności nazwano zasłużonego mecenasa kronikarzem... Aczkolwiek niektórzy z historyków szkoły warszawskiej w młodości przeżyli fascynację koncepcjami H. T. Buckle'a i innych modnych autorytetów (Rem-bowski, Smoleński)26, podobną do tej, jaka była udziałem młodych warszawskich „bucklistów" ze Szkoły Głównej w drugiej połowie lat sześćdziesiątych27 (Rembowski był jednym z nich!), nie w tym, równie skrajnym co krótkotrwałym nurcie należy poszukiwać źródeł interesującego nas historiograficznego kierunku. Szkoła wyrastała bowiem nie z dyletanckiej fascynacji naukowymi nowinkami, lecz z jej przezwyciężenia, opartego na postawie umiarkowanie pozytywistycznej, a więc takiej, jaką jeszcze w 1868 r. zaprezentował A. Pawiński w swym odczycie o H. T. Buckle'u, który tak oburzył młodych zapaleńców 28. Warszawska szkoła historyczna miała wreszcie swych antenatów w polskich 25 „Prawda", 1882, s. 284 - 285. 26 A. Rembowski, Adolf Pawiński, „Tygodnik Ilustrowany", 1890, t. l, nr 6, s. 82; tenże, Pisma, t. I, Warszawa 1901, s. 462; Autobiografia Smoleńskiego z B-ki Zielińskich w Płocku, cytowana w: M. H. Serejski, Zarys historii historiografii polskiej, t. II, Łódź 1956, s. 78. 27 A. F. Grabski, Warszawscy entuzjaści H. T. Buckle'a. Z dziejów warszawskiego pozytywizmu, „Kwartalnik Historyczny", t. 76, 1969, s. 853 - 864. Por. też wyżej „Warszawscy entuzjaści w poszukiwaniu nowej historii". 28 A. Pawiński, H. T. Buckle, „Biblioteka Warszawska", 1868, t. 4, s. 349-395; por. A. F. Grabski, Warszawscy entuzjaści, s. 856, 860, 862; tenże, Polish Enthusiasts and Critics of Henry T. Buckle, „Organon", t. 7, 1970, s. 268 - 269. 290 prepozytywistach, działających jeszcze w okresie przed-powstaniowym. Akceptacja pozytywistycznej koncepcji nauki prowadziła historyków szkoły warszawskiej nie tylko do krytycyzmu w stosunku do jałowego opisywactwa, ale zawierała również imperatyw wyjaśniania faktów i zdarzeń dziejowych. Pod pojęciem tym rozumiano jednak nie tylko ich wyjaśnianie w układach przyczynowo--skutkowych, ale także badanie zmierzające do wykrycia obiektywnych praw rządzących zjawiskami dziejowymi. Niezależnie od swego stosunku do teorii praw dziejowych w jej różnych postaciach, proponowanych przez współczesną myśl naukową, historycy omawianego kierunku stali na stanowisku deterministycznym, uznając prawidłowość procesu dziejowego 29. Warszawscy pozytywiści w ogóle, zaś historycy szkoły warszawskiej w szczególności chętnie godzili się na twierdzenie, że historia (w znaczeniu dziejów) „rozwija się według praw stałych", ale coraz częściej zwracali przy tym uwagę, że „dzieje ludzkie są wypadkową mnóstwa sił działających, czyli rezultatem mnóstwa przyczyn fizycznych, moralnych, intelektualnych, że się rozwijają z właściwą sobie energią, wynikającą z energii pojedynczych ludzi uległych w działaniu i postępowaniu swoim także pewnym określonym prawom 30, słowem, że proces społeczny jest niezmiernie skomplikowany i wykrycie rządzących nim praw przedstawia się tak prosto, jak w naukach przyrodniczych, którymi się podówczas fascynowano. Przyznać jednak należy, że historyków interesującego nas kierunku cechował początkowo znaczny opty- 29 Por. szerzej w tej sprawie M. H. Serejski, Przeszłość, s. 151 nn.; A. F. Grabski, Koncepcja nauki, s. 637 nn. 30 F. Krupiński, Szkoła pozytywna, „Biblioteka Warszawska", 1868, t. 3, s. 443 - 444. 291 mizm co do możliwości wykrywania przez naukę historyczną owych tak pożądanych praw dziejowych, jak świadczą o tym liczne wypowiedzi A. Pawińskiego, A. Rembowskiego, Korzona i W. Smoleńskiego31. Jedynie S. Laguna, choć tak jak inni akceptował deterministyczny pogląd na proces dziejowy, nie zaprzeczał istnieniu praw dziejowych, ale sceptycznie podkreślał, że „sformułowanie praw rozwoju dziejowego a^anowi przy dzisiejszym stanie wiedzy pożądany może, ale dość jeszcze daleki postulat"32. W praktyce historio-graficznej wszystkich wymienionych uczonych zagadnienie praw dziejowych schodziło jednak na plan dalszy, co wiązało się z narastaniem sceptycyzmu w stosunku do realności postulatu ich odkrywania przez naukę historyczną. Pawiński poddawał w wątpliwość sensowność konstruowania „praw" poza warsztatowym badaniem źródłowym, podobne stanowisko zajmował A. Rembowski. T. Korzon i W. Smoleński w późniejszych latach swej działalności naukowej podkreślali, że wykrywanie praw jest raczej postulatem na przyszłość, „artykułem wiary" i wyrazem „nieziszczonych aspiracji" nauki historycznej3S. U przedstawicieli omawianego 31 A. Pawiński, H. T. Buckle, s. 358, 376; A. Rembowski, Jan Ostroróg i jego Memoriał o naprawie Rzeczypospolitej, Warszawa 1884, s. 3; tenże, przedmowa do: W. Smoleński, Szkoły historyczne w Polsce, Warszawa 1898, s. 8-9; T. Korzon, Listy otwarte, mowy, rozprawy, rozbiory, t. I, Warszawa 1915, s. 123, 127; W. Smoleński, Szkoły, s. 144; por. też M. H. Serejski, wstęp do: W. Smoleński, Szkoły, s. LXIV. 32 S. Laguna, Pismo, Warszawa 1915, s. 328. 33 Por. A. Pawiński, H. T. Buckle, s. 379; tenże, O życiu i pismach Macaulay'a [w:] T. B. Macaulay, Dzieje Anglii, t. I, Warszawa 1873, s. III; W. Smoleński, Studia, s. 300 - 301; T. Korzon, Listy, t. I, s. 127; M. H. Serejski, wstęp do: W. Smoleński, Szkoły, s. LXIV-LXV; A. F. Grabski, Koncepcja nauki, s. 639 - 640. kierunku występuje więc charakterystyczna rozbieżność pomiędzy postulowaną a realizowaną koncepcją nauki. W praktyce warsztatowej na ogół nie zmierzali oni do odkrywania wszechobowiązujących praw, ograniczając się do rekonstrukcji przeszłości i jej wyjaśniania w związkach przyczynowo-skutkowych oraz ustalenia prawidłowości dziejowych, niekiedy tylko odwołując się do praw formułowanych na obszarze innych nauk. Pozytywistyczny determinizm skierował uwagę historyków w stronę — jak wówczas powiadano — „dziejów wewnętrznych". Jest niezmiernie charakterystyczne, jak niewielkie miejsce w zainteresowaniach uczonych szkoły warszawskiej zajmowała historia polityczna; interesował się nią właściwie tylko Korzon, inni zaś w niewielkim stopniu, a jeśli w ogóle, to historią wewnętrznopolityczną. Jako szkoła historycy zajmowali się dziejami społeczno-gospodarczymi, społecz-no-ustrojowymi, społeczno-kulturalnymi. Świadczą o tym dobitnie tytuły prac Pawińskiego, Laguny, Rembowskiego, Korzona i Smoleńskiego. W badaniach tych szeroko posługiwano się metodą historyczno-porów-nawczą (zwłaszcza Pawiński i Rembowski) w przekonaniu, że prawidłowy charakter procesu dziejowego dopuszcza możliwość rekonstrukcji elementów jednego układu za pomocą drugiego, a także szeroko stosowano metodę retrogresji historycznej. Wychodząc z założenia, że w dziejach nie ma nic przypadkowego, nic takiego, co by nie miało swoich przyczyn i skutków, wyciągano jednak czasem dość daleko idące wnioski. I tak Rembowski dowodził, że w dziejach przejawia się niekiedy „konieczność historyczna". Eliminując z procesu dziejowego czynniki przypadkowe i prowidencjalne, w oparciu o koncepcję konieczności dziejowej zwalczał on u historyków wszel- 292 293 kie domysły na temat, co by mogło być, i chwalił ich, kiedy wykreślali ze swych prac „nęcące słowo «gdyby», dające pole do jałowych historiozoficznych lub politycznych popisów" 34. Wyrażał tym z jednej strony protest przeciw tak częstym w ówczesnej historiografii dowol-nościom interpretacyjnym, ale jednocześnie wyprowadzał z determinizmu nieuzasadniony a skrajny wniosek, prowadzący do akceptacji antydialektycznego modelu rozumowania: post hoc ergo propter hoc. Nietrudno dostrzec ogólniejsze konsekwencje tego poglądu... Dążenie do unaukowienia historii wiązało się u historyków szkoły warszawskiej z dbałością o precyzje własnego naukowego warsztatu i usiłowaniami, mającymi na celu maksymalną obiektywizację badań historycznych. Reprezentanci tego kierunku przyjmowali typową obiektywistyczną koncepcję nauki, wzorowaną na naukach ścisłych i przyrodniczych. W związku z tym panowały wśród nich rozbieżności w ocenie funkcji historii, wypowiadane przy okazji odwoływania się do znanej Cyceronowej maksymy o historii jako nauczycielce życia. Rembowski uważał, że może ona spełniać swą funkcję „magistra vitae", kiedy wyzwoli się od wszelkich uprzedzeń, opierając swój sąd na prawdzie, i porównywał historię do Temidy wymierzającej sprawiedliwie „suum cuiąue" 33. Postawa obiektywistyczna prowadziła Smoleńskiego do postulatu zerwania z Cy-ceronową definicją historii i uznania, że nauka historyczna nie ma żadnych zadań wychowawczych czy 34 A. Rembowski, Pisma t. III, Warszawa 1906, s. 665; por. A. Rembowski, Sejm Czteroletni Kalinki. Studium krytyczne, Kraków 1884, s. 92 - 93; M. H. Serejski, Przeszłość, s. 151; J. Da-nielewicz, op. cit., s. 160. 35 A. Rembowski, przedmowa do: W. Smoleński, Szkoły, s. 5; tenże, Pisma, t. III, s. 324 - 326. moralizatorskich, lecz wyłącznie poznawcze36. W ten sposób można stwierdzić, że historycy szkoły warszawskiej coraz bardziej zbliżali się do scjentyzmu, który tak dobitnie wyrażała słynna formuła L. von Rankego. Smoleński uważał więc, że zadaniem historii jest „konstatowanie i objaśnianie zjawisk", że historyk nie może się oglądać na żadne „względy praktyczne", podobnie jak botanika nie obchodzi to, czy odkryte przezeń własności jakiejś rośliny znajdą swoje zastosowanie „w medycynie lub kuchni"; nie jest więc zadaniem historyka „wyciąganie z przeszłości nauk praktycznych"37. Podobne stanowisko reprezentował Korzon 38. Należy jednak podkreślić, że nawet ci, którzy wypowiadali tak skrajne zdanie, jak to, któreśmy przytoczyli, zdawali sobie sprawę z trudności praktycznej realizacji postulatu pełnego obiektywizmu badania historycznego i niekiedy poddawali w wątpliwość, czy jest on w ogóle możliwy do osiągnięcia. Stąd wynikało znaczenie, jakie przywiązywali do warsztatowych środków, które umożliwiłyby im obiektywizację badania naukowego, do metody krytycznej, z którą wiązali nadzieję przezwyciężania przez uczonego wszelkiego subiektywizmu. Chętnie powoływano się przy tym na analogię między badaniem historycznym a prawniczym ustaleniem „faktów materialnych". Chociaż historiograficzny dorobek szkoły warszawskiej stanowi imponująca lista dzieł, obejmujących różnorodne problemy dziejów „wewnętrznych" Polski od wczesnego średniowiecza po pierwszą połowę XIX w., 36 W. Smoleński, Szkoły, s. 143 - 144; tenże, Pisma, t. III, Kraków 1901, s. 423. 37 W. Smoleński, Szkoły, s. 143; M. H. Serejski, Przeszłość, s. 150; A. F. Grabski, Koncepcja nauki, s. 639. 38 T. Korzon, Listy, t. III, Warszawa 1916, s. 75. 294 295 kierunek ten — trzeba to powiedzieć — nie zdobył się na stworzenie nowej syntezy dziejów narodowych, takiej, która byłaby odpowiednikiem syntez J. Lelewela czy M. Bobrzyńskiego. Syntetyczny zarys Smoleńskiego miał przede wszystkim ambicje podręcznikowe39. Co więcej, wydaje się zbyt dalekim uogólnieniem twierdzenie, że cała szkoła warszawska reprezentowała jednolity, nowy pogląd na dzieje Polski. Reprezentowała, niewątpliwie, ale nie wszyscy jej przedstawiciele. Laguna — będąc analitykiem — w ogóle się na ten temat nie wypowiadał, zaś poglądy innych historyków były tylko częściowo jednolite i charakteryzują się znacznym zróżnicowaniem. Najbardziej dyskusyjne jest w tym względzie stanowisko Pawińskiego. Już W. Zakrzewski mówił, że jego historyczny sąd o dziejach polskich był „niesłychanie podobny, niemal identyczny z sądem historycznym Szujskiego", Korzon zaś zaliczył go wprost do szkoły krakowskiej40. Wypowiedź Zakrzewskiego ma jednak głębszy podtekst, stanowi bowiem obronę historyka przed zarzutami zbytniego lojalizmu w stosunku do zaborcy. Poza tym nie wydaje się bynajmniej ścisła. Na pewno nie był Pawiński skrajnym „optymistą" w poglądach na dzieje narodowe, śledził w przeszłości źródła przyszłego upadku państwa itd., ale przecież, acz ostrożnie, niemniej jednak wyraźnie przeciwstawił się pesymistycznej koncepcji, rozwijanej przez szkołę krakowską. Dokonał tego w recenzji z trzeciego tomu Wewnętrznych dziejów Polski Korzona, powiadając wprost, że dzieło warszawskiego historyka „wytrąci 39 W. Smoleński [pseud. W. Grataieński], Dzieje narodu polskiego, cz. 1-2, Kraków 1897 - 1898. 40 W. Zakrzewski, Adolf Pawiński, Petersburg 1897, s. 103 -104; T. Korzon, Listy, t. II, Warszawa 1916, s. 114 - 115; za nim J. Maternkki, op. cit., s. 260 - 261. 296 pociski z rąk owym obcym publicystom i dziejopisom, co to wyzyskując sprawy pomijane milczeniem lub omawiane pobłażliwie przez swojskich autorów, tylko naj-posępniejsze odsłaniają z owej epoki widoki, a zamykają oczy na jasne blaski odrodzenia, które oświecają ponurą kartę dziejów Polski za Stanisława Augusta" 41. W polemice z Włodzimierzem Spasowiczem dobrze znający zapatrywania warszawskiego historyka Szymon Askenazy stwierdzał, że nie był Pawiński zwolennikiem teorii samozawinionego upadku dawnej Rzeczypospolitej. Pisał: „Pogląd taki, ile nam wiadomo, nigdy nie był akceptowany przez dojrzałą i zdrową głowę Pawińskiego", natomiast akceptowała go „kornie i bezwzględnie" szkoła krakowska 42. Znacznie wyraźniej formułowali swoje „optymistyczne", sprzeczne z poglądami historycznymi kierunku podwawelskiego w naszej historiografii, stanowisko inni przedstawiciele szkoły warszawskiej, mianowicie A. Rembowski, T. Korzon i przede wszystkim W. Smoleński 43. Pierwszy z nich polemizował z teorią anomalii rozwojowej Polski J. Szujskiego wskazując (w czym miał za sojusznika Pawińskiego!), że instytucje dawnej 41 A. Pawiński, Z piśmiennictwa historycznego, „Kraj", Dodatek Literacki, 1885, nr 47, s. 26; J. Wlodarczyk, Tadeusza Korzona „Wewnętrzne dzieje Polski" w świetle krytyki im współczesnej, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 4, 1956, s. 150 (gdzie drobne opuszczenie w cytacie). 42 S. Askenazy, Wczasy historyczne, Warszawa 1902, s. 353. 43 Omówienie ich poglądów podają: M. H. Serejski, Zarys, t. II, s. 75 nn.; tenże, przedmowa do: W. Smoleński, Szkoły, s. L nn.; tenże: Przeszłość, s. 139 nn.; J. Danielewicz, op. cit., s. 155 - 194; J. Włodarczyk, Tadeusz Korzon, passim, J. A. Wo-ronkow, Tadeusz Korzon — widnyj priedstawitiel polskoj bur-żuaznoj istoriografii pośledniej treti XIX — naczała XX ww. [w:] Sławjanskaja Istoriografija. Sbornik statiej, Moskwa 1966, s. 174 - 203. Dalsza bibliografia w: Historiografia polska w dobie pozytywizmu, s. 114, 86, 119. 297 Rzeczypospolitej mają swoje odpowiedniki na Zachodzie. Akcentując znaczenie ruchu naprawy w dobie stanisławowskiej przeciwstawiał się teorii samozawinione-go upadku Polski. Jeszcze wyraźniej czynił to Korzon, który w swym wielkim dziele Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta oraz w innych pracach ukazywał mechanikę wewnętrznego procesu odnowy. Podkreślając rolę patriotycznej szlachty i mieszczaństwa w walce o „odrodzenie" i ocalenie narodu, nawiązywał do dawnego poglądu, głoszonego przez Kościuszkę i Lelewela, że Polska upadła wtenczas, kiedy dźwignęła się do „rządnej wolności" i okazała najwięcej energii i patriotyzmu. Smoleński uzupełniał ten obraz wskazując na dobroczynne skutki Oświecenia dla przezwyciężenia ciemnoty, zacofania, rozkładu czasów saskich. Wszyscy czterej badacze, choć różnie i w różnym stopniu, pesymizmowi kierunku krakowskiego przeciwstawiali optymistyczny pogląd na upadek dawnej Polski. Skoro aktywność warszawskiego kierunku historio-graficznego przypadła na lata osiemdziesiąte-dziewięć-dziesiąte XIX w., nie ulega wątpliwości, że jest on wyraźnie późniejszy od krakowskiej szkoły historycznej. Szkoła warszawska jest współczesna dopiero drugiemu pokoleniu szkoły krakowskiej, reprezentowanemu przez M. Dobrzyńskiego i S. Smółkę. Mniemanie, jakoby kierunek warszawski stanowił integralne zaprzeczenie krakowskiego, jest uproszczeniem. Wszyscy uczeni szkoły warszawskiej reprezentowali niewątpliwie odmienne poglądy teoretyczne i metodologiczne niż Kalinka -i Szujski, którzy nie akceptowali pozytywistycznego modelu nauki historycznej; wyraźniejsze zbieżności zachodzić będą dopiero z koncepcjami teoretycznymi i metodologicznymi Dobrzyńskiego i Smółki, choć i tu trudno mówić o tożsamościach. Jeśli chodzi o pogląd na polski proces dziejowy, to — z wyjątkiem Laguny — 298 szkoła warszawska stanowi rzeczywiście zaprzeczenie koncepcji kierunku krakowskiego. Jednakże ów krytyczny stosunek do koncepcji dziejów narodowych, jaką rozwijało już pierwsze pokolenie uczonych kierunku krakowskiego, nie pojawił się w szkole warszawskiej od razu. Ten sam Smoleński, który w 1886 r. wystąpił z tak ostrą krytyką historycznego pesymizmu Kalinki, Szujskiego i Dobrzyńskiego, pięć lat wcześniej podzielał wszak pogląd Szujskiego na dzieje Polski44, a podobne stanowisko wcale często reprezentowane było na łamach warszawskiej prasy, związanej z kierunkiem pozytywistycznym. Pozytywiści warszawscy bylp wówczas jak najdalsi od kierowania pod adresem kierunku krakowskiego takich zarzutów, jakie już na przełomie lat sześćdziesiątych-siedemdziesiątych sformułował J. I. Kraszewski, zarzucający Szujskiemu tęsknoty despotyczne i nieuzasadniony integralny pesymizm w ocenie dziejów narodowych 45. Dodajmy wreszcie, że krytyczne wystąpienia Smoleńskiego i Korzona pod adresem szkoły krakowskiej miały współcześnie swoje odpowiedniki w innych krytykach, mianowicie tych, które podejmował na własną rękę Kazimierz Waliszewski, Warszawska szkoła historyczna, aczkolwiek stanowi w dziejach historiografii ważną grupę historyków, nie prezentuje nam całkowicie zwartej jedności. Tym, co wniosła nowego do historiografii polskiej, była przede wszystkim przyjęta przez jej przedstawicieli koncepcja nauki historycznej, potem zaś — pogląd na dzieje narodowe. Mimo całego swego krytycyzmu do tradycji lelewelowskiej historyczni „optymiści" ze szkoły warszawskiej nawiązali do optymistycznej koncepcji histo- 44 „Prawda", 1881, s. 629; por. rec. A. G. .Bema, ibidem, 1881, s. 104 - 106. 45 [J. I. Kraszewski], Z roku 1866. Rachunki przez B. Bole-sławitę, Poznań 1867, s. 251 - 252. 299 rycznej największego z historyków polskich doby Romantyzmu, co więcej, potrafili przyznawać się otwarcie do tej tradycji. I aczkolwiek twierdzenie o „optymizmie warszawskim" jako zaczynie przyszłych reorientacji polskiej nauki historycznej na przełomie XIX i XX w. jest niechybnie przesadne46, nie można nie dostrzec roli, jaką szkoła warszawska odegrała w przygotowaniu przyszłych przemian narodowego dziejopisarstwa w Polsce, które będą zmierzały do rewizji syntetycznego poglądu szkoły krakowskiej i wypracowania nowej, niepodległościowej w swej wymowie koncepcji dziejów narodowych. W tym sensie warszawski kierunek historiograf iczny był prekursorem — bynajmniej nie jedynym — wielkiego zwrotu w historiografii polskiej, jaki zrealizowało następne pokolenie historyków. Tadeusz Korzon uważał za swego kontynuatora Szymona Aske-nazego — kierunek historiograficzny, związany z imieniem tego uczonego, ma swoje korzenie w szkole warszawskiej. 46 W. Sobieski, Optymizm i pesymizm w historiografii polskiej [w:] M. H. Serejski (wyd.), Historycy o historii, t. I, Warszawa 1963, s. 574 - 575. VIII. METODOLOGICZNE PROBLEMY TZW. KRAKOWSKIEJ SZKOŁY HISTORYCZNEJ Termin krakowska szkoła historyczna utrwalił się w historiografii polskiej dzięki jej antagonistom — Władysławowi Smoleńskiemu i Tadeuszowi Korzonowi. Sami historycy ją reprezentujący woleli się określać mianem szkoły „dzisiejszej", „nowej", „krytycznej" bądź podobnie. Obie strony odmiennie też rozumiały samo pojęcie szkoły w historiografii. O ile dla przedstawicieli tzw. szkoły warszawskiej „szkołę" stanowili historycy, uznający podobny pogląd na dzieje narodowe (w takim też sensie mówi o „szkołach" w odniesieniu do dawniejszej historiografii polskiej Walerian Kalinka), to dla Józefa Szujskiego czy Stanisława Smółki ową „szkołę dzisiejszą" stanowili ci, którzy posługiwali się w swej pracy nowoczesnymi metodami badawczymi, ową tak sławioną „ścisłą metodą historyczną". Dopiero Oswald Balzer, który w polemice z Tadeuszem Korzonem podjął się w 1890 r. udowodnienia, że nie ma żadnej krakowskiej szkoły historycznej, oparł swój wywód na najszerszym rozumieniu pojęcia szkoły historiograficznej. Dla jej uformowania winny być — jego zdaniem — spełnione trzy warunki: 1) istnieć twórca jej bądź kierownik, 2) zespół uczniów, a wreszcie 3) „pewien jednolity kierunek badania i pojmowania historii" 1. Zgodnie z poglądami pozytywistycznymi historyków warszawskich w niniejszych rozważaniach za najistot- 1 O. Balzer, W obronie historiografii naszej [w:] M. H. Serejski (wyd.), History o historii, t. I, Warszawa 1963, s. 370 - 377. 301 niejszy element, decydujący o istnieniu tzw.' szkoły krakowskiej, uważać będziemy jedynie występowanie u grona badaczy stosunkowo jednolitego ogólnego poglądu na dzieje narodowe, mianowicie tzw. koncepcji pesymistycznej. Abstrahujemy tu od wszystkich mniejszych różnic w poglądach poszczególnych jej przedstawicieli, które wytykał im jeszcze w 1890 r. T. Ko-rzon. Godząc się z historykami krakowskimi, że posługiwali się oni nowoczesną metodą badawczą, nie możemy upatrywać w niej czynnika wyróżniającego tzw. szkołę krakowską, bowiem trudno zaprzeczyć, że . jej warszawscy przeciwnicy, tacy jak Władysław Smoleński, Aleksander Rembowski i inni, w pracach swych posługiwali się podobnie nowoczesnymi środkami. Przedmiotem naszych rozważań będzie jednak nie najistotniejszy dla tzw. szkoły krakowskiej obraz dziejów narodowych. Interesujemy się na tym miejscu jedynie dwoma kompleksami zagadnień, a mianowicie przyjętymi przez poszczególnych reprezentantów szkoły poglądami na: 1) historię jako naukę, oraz 2) na proces dziejowy w ogólności. Pesymistyczna koncepcja dziejów narodowych budowana była bowiem przez tzw. szkołę krakowską w oparciu o różne koncepcje teoretyczne i historiozoficzne. Znaczne zróżnicowanie stanowisk dało się zauważyć choćby w dyskusji nad Dziejami Polski w zarysie Michała Dobrzyńskiego2. Pragniemy skontrolować słuszność wypowiedzianego niedawno poglądu, który brzmi: Krakowska szkoła historyczna to niewątpliwie historiografia pozytywistyczna, zarówno z uwagi na swoją metodologię, jak i w ogóle na koncepcję nauki, faktu itd., itp. Zachodzi tu [...] 2 B. Krzemieńska-Surowiecka, Polemika wokół „Dziejów Polski w zarysie" Michala Bobrzyńskiego (w latach 1879 - 1890), „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 4, 1956, s. 107 - 130. 302 ciekawy przypadek: o ile w sferze metodologii historycy krakowscy byli niewątpliwie pozytywistami, o tyle ich świat wartości nie był pozytywistyczny 3. Niejednokrotnie w naszych rozważaniach będziemy się posługiwali terminem „pozytywizm" i pochodnymi. Pozytywizm w dziedzinie nauki rozumiemy jako postawę badawczą, której zwolennicy ograniczają zadanie nauki do sfery zjawisk, dążą do wykrywania związków pomiędzy nimi, rezygnując z dążenia do dotarcia do ich „istoty" 4. Dalecy jesteśmy od ograniczania pojęcia pozytywizmu li tylko do recepcji filozofii A. Comte'a (Piotr Chmielowski), czy zbyt szerokiego rozumienia pod pozytywizmem tego wszystkiego, co działo się w nauce naszej i literaturze w okresie popowstaniowym (Aureli Drogoszewski). Zamierzamy przyjrzeć się bliżej poglądom czterech przedstawicieli dwóch pokoleń tzw. krakowskiej szkoły historycznej: Waleriana Kalinki (1826-1886), Józefa Szujskiego (1835 - 1883), Michała Bobrzyńskiego (1849 -1935) i Stanisława Smółki (1854 - 1924). Celowo posługujemy się tu pojęciem pokolenia. Zbyt często bowiem mówiąc o tej grupie historyków zapomina się, że podczas gdy dla W. Kalinki i J. Szujskiego polityczny program stańczyków i pesymistyczna wizja dziejów Polski stanowiły punkt dojścia na ich życiowej drodze, wiodącej od tradycji romantycznej i demokratycznej, przez doświadczenia lat 1846 i 1863, to dla M. Bobrzyńskiego i S. Smółki te ostatnie były już tylko punktem wyjścia do ich dalszej aktywności. Stąd zrozumiałe jest, że od- 3 R. Zimand [w:] Proces historyczny w literaturze i sztuce. Materiały konferencji naukowej — maj 1965, Warszawa 1967, s. 202. 4 J. Skarbek, Koncepcja nauki w pozytywizmie polskim, Wrocław - Warszawa 1968, s. 7-8; por. H. Markiewicz, Przekroje i zbliżenia, Warszawa 1967, s. 29 nn. 303 miennie ukształtowały się ideologiczne i metodologiczne postawy starszych i młodszych, mimo że oba pokolenia będą reprezentowały analogiczną postawę polityczną i zbieżne ogólne poglądy na proces dziejowy Polski. „Wśród koryfeuszy szkoły krakowskiej zachodzi pewna konkurencja pomiędzy dwoma starszymi: Kalinką i Szujskim. Pospolicie, idąc za opinią samych koryfeuszy, oddaje się zaszczyt założyciela Kalince, gdy tymczasem o wiele ciekawszy i głębszy wydaje się Szujski" — podniósł niedawno Jan Adamus 5. W twierdzeniu tym zostały pomieszane dwie sprawy: oryginalność i głębia poglądów historyków z zagadnieniem pierwszeństwa jednego w stosunku do drugiego. Nie ulega wątpliwości, że W. Kalinka w swych artykułach, ogłaszanych na łamach paryskich „Wiadomości Polskich" w latach 1857 - 1861, formułował poglądy polityczne i historyczne, które po 1863 r. zostaną podjęte przez tzw. krakowską szkołę historyczną z J. Szujskim na czele. Nie zamierzam tu kwestionować opinii, że późniejsze rozwinięcie tych koncepcji okazało się rzeczywiście bardziej interesujące i głębokie od ich pierwszego sformułowania, ale pierwszeństwo W. Kalinki — dostrzegane przez mu współczesnych — jest niezaprzeczalne. Nie myślę też sprzeciwiać się zdaniu J. Adamu-sa, że J. Szujski wydaje się głębszy niż W. Kalinka — występuje to wyraźnie, gdy przypatrujemy się poglądom obu badaczy na historię jako naukę i ich koncepcjom procesu historycznego. Autor Ostatnich lat panowania Stanisława Augusta był historykiem-praktykiem, pozbawionym większych ambicji metodologicznych i teoretycznych. Zagadnieniom ogólnym historii poświęcał niewiele uwagi, czynił 5 J. Adamus, Monarchizm i republikanizm w syntezie dziejów Polski, Łódź 1961, s. 124. 304 to na marginesie swych rozpraw historycznych bądź publicystycznych, wtrącając gdzieniegdzie jakąś uwagę bądź maksymę. Nawet najbardziej zaangażowany historyk tamtych czasów — a takim był przecież W. Kalinka — nie mógł nie godzić się na przedmiotowość i obiektywizm historii. Już w 1857 r. przypominał Kalinka wypowiedź Adama Naruszewicza: „Historia [...] ma ten przywilej, że umarli mogą mówić prawdę, żywi jej słuchać bez urazy", i powtarzał to zdanie w 1868 r. w słynnym wstępie do Ostatnich lat panowania Stanisława Augusta 6. Niewątpliwie zgadzał się z nim całkowicie. Podnosząc walory tzw. szkoły naruszewiczowskiej i przeciwstawiając się „nowej szkole historycznej, której mistrzami byli odtąd poeci" — historiografii i historiozofii romantycznej, a zwłaszcza mesjanizmowi — zarzucał tej ostatniej w 1857 r., że „dla tej szkoły [...] krytyka polityczna, jakkolwiek głównym jest zadaniem historii, przystępu mieć nie mogła", a w 1868 r. konkretyzował tę samą myśl w słowach: poezja w historii „krytyce już nie dawała przystępu i złym być musiała doradcą w nauce, której odwiecznym warunkiem jest: sine ira et studio" 7. Zwolennicy kierunku romantycznego, owej „poezji w historii", „w historii zamiast prawdy i rzeczywistości szukali ideału", tworzyli oderwane od realiów życia teorie „bez krytyki politycznej, bez studiów, bez zaglądania do krajowych źródeł, bez porównania dziejów naszych z obcymi" 8. Historia winna być obiektywna, krytyczna, poszukująca prawdy, oparta na szerokim materiale źródłowym... Kalinka stawiał przed nią jednak nie tylko cel po- 6 W. Kalinka, Dzieła, t. IV, Kraków 1894, s. 169; t. I, Kraków 1891, s. 9. 7 Ibidem, t. IV, s. 170 - 171; t. I, s. 10. 8 Ibidem, t. I, s. 10; t. IV, s. 171. 20 — Grabski — Orientacje... 305 znawczy, lecz także swego rodzaju dydaktyczny. Nie bez powodu nawiązywał do Naruszewicza. Historia była dlań zawsze „mistrzynią życia". Uważał, że jest ona wielkim nauczycielem narodu. Już w 1849 r. pisał o trudnościach podejmowania badań historycznych: „Zabrano nam archiwa i biblioteki, bo obawiano się, aby przeszłość nasza za wiele nas nie nauczyła" 9. W 1857 r. podkreślał wychowawcze znaczenie publikowania nowo odkrytych źródeł historycznych. Zapoznawanie czytającej publiczności z nowymi materiałami dziejowymi okazuje się bardzo pożyteczne: Korzyści, jakich się spodziewamy, są moralne i polityczne, bo znajomość przeszłości krzepi i prostuje uczucia narodowe, bo przeświadczenie klęsk dawniej z triumfem zniesionych dodaje otuchy do przetrwania dzisiejszych 10. Już wówczas jednak domagał się „zdrowszego poglądu", bardziej zgodnego z rzeczywistością, a taką koncepcję przyszło mu po latach zaprezentować czytelnikom w Ostatnich latach panowania Stanisława Augusta. W cytowanym już wstępie do dzieła, w którym formułował sławne oskarżenie: „Ostatnim słowem świadectw historycznych •[...] jest, że upadku swego Polacy sami są sprawcami", przeprowadzał Kalinka polemikę z tymi wszystkimi, którzy głosili, iż nie godzi się narodowi pozostającemu w niewoli przedstawiać tak pesymistycznej wizji, że służy ona tylko interesom zaborców, że naród potrzebuje wiary w siebie i nadziei na przyszłość. Historyk replikował: Tylko prawda od złudzeń nas ochroni i od rozczarowania, ona jedna da silę potrzebną do walki z nieprzyjacielem i silniejszą od niego pokusą, [...] Jeśli przeto po wszystkie czasy 9 W. Kalinka, Dziennik podróży naukowej po Holandii w roku 1847 i 1848 odbytej, „Przyjaciel Ludu", t. 16, 1849, s. 207 - 208; W. Smoleński, Pisma historyczne, t. III, Kraków 1901, s. 339 - 340. 10 W. Kalinka, Dzieła, t. IV, s. 168. 306 i dla wszystkich ludzi nauka przeszłości uważana była za najlepszą mistrzynię, to u nas epoka tak bliska jak koniec Rzeczypospolitej najsilniejszą powinna być przestrogą dla nas i dla naszych następców najwięcej dostarczyć wątku do badań i rozmyślań: mutato nomine de te docet — historia! Historia jest tedy „przestrogą dla współczesnych i następców", a Kalinka nie bez powodu przypominał tekst św. Jana: „Poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi" u. Tę swoją nauczającą funkcję historia może jednak spełniać, zdaniem Kalinki, tylko wtedy, kiedy jest ona krytyczna, obiektywna — historyk stoi na przeciwnym biegunie niż ci, którzy dla pokrzepienia serc byli zwolennikami „pobożnego kłamstwa". To tak silne przekonanie W. Kalinki wynikało jednak zapewne z ogólniejszych zapatrywań historyka na proces dziejowy w ogólności, z przyjmowanej przezeń hi-storiozofii. W Sejmie Czteroletnim uczony silnie akcentował, że „wypadki dziejowe i odmiany polityczne niczym innym nie są, jak tylko wyrazem tego, co się dzieje i co się odmienia w duszy narodu i indywiduów, które go składają" 12. Znacznie wcześniej, w 1849 r., użył Kalinka jeszcze ogólniejszego określenia, które nie jest bynajmniej sprzeczne z powyższym: „historia jest tylko wielką panoramą psychologii" 13. Nie jest przypadkiem, że historiografia Kalinki była przede wszystkim wielkim moralizatorstwem narodowym. Ta jego moralizatorska postawa wynikała z wiary, że „historia, doświadczenie wieków nieraz wbrew woli naszej na wierzch wydobywa" zawartą nieuchronnie w dziejach „zasadę moralną" w. Na innym miejscu historyk stwierdzał: „Historia, mistrzyni życia, nie zawsze z danej 20* 11 Ibidem, t. I, s. 5 - 6, 12, 17. 12 Ibidem, t. V, Kraków 1895, s. 121 - 122. 13 W. Kalinka, Dziennik, s. 208. 14 Dzieła, t. VIII, Kraków 1896, s. 368. 307 epoki wyciągnąć potrafi naukę zupełną, nieraz w późnym dopiero wieku przypomną się jej prawa moralne, niezmienne, z naturą człowieczą związane, które czas jakiś gwałcić można, ale nigdy bezkarnie"15. Ową „nauką zupełną" historii jest tedy wydobycie działającego w dziejach moralnego wyższego prawa, wprawdzie związanego z naturą ludzką, lecz bynajmniej nie przez nią stworzonego. W. Kalinka był na pewno wielce nieoryginalny, kiedy powtarzał stereotypowe koncepcje w duchu filozofii Augustyna: „Historia jest obrazem tego stopniowego przejmowania się ludzkości zasadą chrześcijaństwa, miłością Boga i bliźniego" 16. Pisał to nasz historyk dużo wcześniej, nim wstąpił do stanu duchownego, bo już w 1853 r. W dalszym ciągu snuł naiwne rozważania historiozoficzne, które miały dowodzić słuszności wyrażonego wyżej poglądu. Oto — pisał — obserwujemy stałe łagodnienie praw i zbliżanie się ich do prawa boskiego, uniwersalnej normy wszystkich praw ludzkich, wojny stają się coraz mniej okrutne, w umysły ludzkie wszczepia się coraz silniej idea miłości bliźniego, „wobec niej odsłania się pojęcie ludzkości", które burzy granice państwowe i narodowe, wytwarza się nowa, wszechobejmująca „chrześcijańska konstytucja" itd. Długi swój wywód kończył W. Kalinka słowami: Nie masz ani jednej potęgi, ani jednej instytucji, ani jednej umiejętności, która by z wiedzą lub bezwiednie, pośrednio lub bezpośrednio nie przyczyniła się do wszczepiania się myśli Chrystusowej w ród ludzki17. Jeszcze jeden cytat, tym razem z Ostatnich lat panowania Stanisława Augusta. Osądzając, że król nie- 15 Ibidem, t. I, 121 - 122. 16 Ibidem, t. X, Kraków 1898, s. 294. 17 Ibidem. 308 słusznie podpisał akt rozbiorowy, historyk-moralizator pisał: ... kiedy wszystkie środki zostały użyte, godzi się na groźby nie baczyć, godzi się wspomnieć, że jest nad światem Opatrzność rządząca, która dobrą wolę ma i niemoc naszą wesprzeć potrafi, jest nieśmiertelny Obrońca i Mściciel prawa. On śmieje się z ludzkich bez jego pomocy wysileń i wielkość prawdziwą, i zwycięstwo ostateczne tym tylko daje, którzy się boją jego wyroków, a ufają miłosierdziu!IS Występując jako kaznodzieja W. Kalinka powiadał w 1883 r.: Historia jest mistrzynią życia wtedy tylko prawdziwą, wtedy jasną i dostępną, kiedy jej światło wiary przyświeca, a bez niego bywa tylko szkieletem faktów albo gmatwaniną domysłów i hipotez, które się nawzajem obalają 19. Opatrzność jako czynnik dziejów, czynnik bynajmniej nie bierny, funkcjonuje na kartach zarówno pism religijnych W. Kalinki, jak i historycznych20. Prowi-dencjalna historiozofia nie była dlań koncepcją istniejącą poza warsztatem historyka, oderwaną od praktyki badawczej teorią filozoficzno-religijną, była integralną częścią jego dziejopisarstwa. Nie dziwi nas, że Kalinka uznawał również celowość dziejów, pisząc: „Historia różnymi idzie drogami i różnymi posługuje się ludźmi, aby dojść do celu" 21 i chociaż bliżej nie wyjaśniał, co pod tym celem rozumie, łatwo odnajdujemy go w hi-storiozofii św. Augustyna. Jest najzupełniej zrozumiałe, że historyk o takich przekonaniach nie mógł spoglądać życzliwym okiem na to wszystko nowe, co niósł w dziedzinie historii i nauk społecznych nurt pozytywistyczny. Ale Kalinka, tak 18 Ibidem, t. I, s. 216 - 217. 19 Ibidem, t. IV, s. 319. 20 Ibidem, t. I, s. 216-217; t. VI, Kraków 1895, s. 520; t. XI, Kraków 1900, s. 48; t. XII, Kraków 1902, s. 126 - 141 i inne. 21 Ibidem, t. XI, s. 325. 309 jak nie pogłębiał swej historiozofii, podobnie nie śledził zbyt dokładnie naukowych „nowinek". Wiadomo, że odrzucał teorię rasową i doszukiwał się jej związków z darwinizmem, do którego miał — sprawa zrozumiała — zdecydowanie nieżyczliwy stosunek22. Wrogo odnosił się do wszelkich przejawów liberalizmu i racjonalizmu, nie mówiąc już o materializmie, a o jego stosunku do socjalizmu nie warto chyba nawet wspominać — uważał go za groźną, choć absurdalną utopię 23. Historyk nie dyskutował nad tak aktualnym we współczesnej mu nauce historycznej problemem praw dziejowych. Terminem „prawo" posługiwał się jednak chętnie w swej historiografii: pamiętamy, że widział w dziejach niezmienne prawa moralne, ale dopuszczał też jakieś „prawa socjalne", skoro za takie uważał tezę, że „za pauperyzmem duchowym idzie pauperyzm moralny" 24. W. Kalinka nigdy nie ustosunkował się do modnej teorii H. T. Buckle'a, ale wiadomo, iż jego własna koncepcja postępu jako doskonalenia się moralnego była najzupełniej sprzeczna z poglądami angielskiego myśliciela 25. W jednym jedynym wypadku W. Kalinka zabrał głos w sprawie współczesnych mu nowych prądów w historiografii. Myślę tu o jego krytyce dzieła M. Dobrzyńskiego (1879), bardzo ostrej nie tylko w sprawach szczegółowych, w ocenie roli Kościoła w dziejach Polski, ale i najogólniejszych. Wskazując na związki metody Dobrzyńskiego z historiografią niemiecką (L. Ranke, H. Sybel i inni) zarzucał Kalinka swemu przeciwnikowi uleganie niemieckiemu kultowi siły, indyferentyzm mo- 22 Ibidem, t. IV, s. 261 nn. 23 Ibidem, s. 265 - 266, 273 nn. ** Ibidem, s. 265 - 266, 273 nn. 25 Ibidem, s. 163; por. H. T. Buckle, Historia cywilizacji 10 Anglii, tłum. W. Zawadzki, t. I, Lwów 1862, s. 188 - 190. 310 ralny i religijny, wręcz posądzał go o „kult bismarckow-ski". Rozważania metodologiczne Dobrzyńskiego, umieszczone na początku dzieła, skwitował Kalinka nazwą „traktaciku prawno-politycznego", uznał za bezwartościowe i wytykał: „autor ogłasza za dogmat niewątpliwy teorie, które zaledwo na katedrach lub w biurach niemieckich mogą popłacać". R. Mohlowi, J.'K. Dluntschliemu i innym prawnikom, którzy inspirowali Dobrzyńskiego, przeciwstawiał Kalinka dawne koncepcje F. J. Stahla, według którego „państwo musi się opierać na Dogu i na wierze objawionej, bo bez tego nigdy władza nie zapuści korzeni w sercach poddanych"2B. Z tym wszystkim, co niósł pozytywistyczny nurt w historiografii, miał więc W. Kalinka bardzo niewiele wspólnego. Jedyne, co go z tym kierunkiem łączyło, to częściowo tylko warsztat badawczy historyka — gromadzenie materiału, krytyka, ustalanie faktów — ale już nie ich interpretacja, nie pozostająca wyłącznie w sferze „zjawisk", ale dopuszczająca czynnik prowidencjalny nie tylko w teorii historiozoficznej, ale w praktyce histriograficznej. Pod wieloma względami odmiennie przedstawiały się poglądy J. Szujskiego na najogólniejsze zagadnienia , nauki historycznej i procesu dziejowego. Historyk o niepospolitym talencie i horyzontach niejednokrotnie wy- j powiadał się w tych sprawach, zarówno w pracach badawczo-warsztatowych, jak i teoretycznych. Stając w opozycji w stosunku do nowych prądów w historiografii, podobnie zresztą jak i w filozofii, zdołał J. Szuj-ski rozbudować własne, przeciwstawne im koncepcje, 26 Dzielą, t. XI, s. 352 - 355, 357; por. B. Krzemieńska-Suro-wiecka, op. cii, s. 110. 311 w oparciu o idealistyczną filozofię niemiecką i wyznawany światopogląd katolicki. J. Szujski uważał historię za naukę opisową i zdecydowanie przeciwstawiał się postulatom jej nomote-tyżacji, wysuwanym przez pozytywistów. „Historia jest badaniem prawdy o przeszłości życia człowieczeństwa i narodów" — mówił w 1869 r.27, później zaś rozwijał swój pogląd podkreślając, że „specjalnością" historii jest „najgłębsze, najdokładniejsze, najlepiej rozliczne zagadnienia rozwiązujące przedstawienie mniejszego lub większego zakresu dziejów człowieka i społeczeństwa, na podstawie świadectw pozostałych, z sumiennością i absolutnym dążeniem do wydobycia faktycznej prawdy. Istota jej polega na syntezie, na konstrukcji, na odtworzeniu graniczącym o miedzę z artystycznym odtworzeniem przedmiotu"28. Tak rozumiejąc historię dziej opis musiał sprzeciwiać się wszelkim próbom oparcia jej na modelu nauk przyrodniczych. „Historia nie należy do umiejętności ścisłych — mówił — jak fizyka, matematyka, nauki przyrodnicze, a śmiałbym twierdzić wbrew nowożytnym zachciankom, że nią nigdy nie będzie" 29. Poddając krytyce książkę M. Bobrzyńskiego uczony rozwijał tę myśl akcentując, że wątpi w możność „zbudowania kiedykolwiek nauki ścisłej, którą by nazwać należało psychofizyką historii", takiej, która by badała niezmienne prawa rozwoju dziejowego30. Jednocześnie Szujski podkreślał, że tego rodzaju dążenia oznaczają pominięcie w historii „całego morza najistotniejszych objawów, objawów moralnych", zastępując je „możliwością nieskończonego rozwoju". Historia nie może wziąć za swoją podstawę ani ja- 27 M. H. Serejski (wyd.), op. cit., t. I, s. 142-143. as Dzieła, Seria II, t. VII, Kraków 1888, s. 201. 28 M. H. Serejski (wyd.), op. cit., t. I, s. 140 -142, 8° Dzielą, Seria II, t. VII, s. 167. 312 kiejś doktryny filozoficznej — rzecz jasna wyklucza tu Szujski katolicką — ani oprzeć się na jakimś „stadium" innej nauki, nie powinna zapożyczać od innych dyscpylin ani problematyki, ani metod pod groźbą dewiacji, „zatracenia" i „zwichnięcia" 31. Związek historii z innymi naukami przedstawia się jego zdaniem zgoła inaczej, niż to proponowali pozytywiści. Historia udaje się do innych dyscyplin po ich „zdobycze" i odwrotnie, one korzystają pełną garścią z jej ustaleń, ale nawet korzystanie z danych antropologii, statystyki, nauk społecznych i politycznych itd. nie powoduje zmiany jej przedmiotu i metod. Historii zapewniają egzystencję „dwie sprzeczności żywota ludzkiego", a mianowicie: „Nic nowego pod słońcem i nie ma dwóch rzeczy dziejowych podobnych do siebie w ciągu wieków" 32. A zatem — przedmiotem badania historycznego jest — jak byśmy powiedzieli — podobieństwo rzeczy 'różnych w dziejach. Postulaty pozytywistów zmierzające do oparcia historii na naukach przyrodniczych czy społeczno-poli-tycznych oceniał Szujski jako proste awanturnictwo naukowe, stając w obronie tego, co w dziejach swoiste, niepowtarzalne, zmienne. Żywiołem historii jest ustawiczna zmienność, ale nie postęp, historia stoi „dzisiaj prawie sama jedna na straży humanitarnego na świat poglądu, który nie pozwala, aby ducha człowieczego podsumować pod prawa, zwierzęciem kierujące, w społeczeństwie widzieć ul pszczelny, tak a nie inaczej się rządzący, w dziejach jego walkę sił brutalną, poddającą słabszego pod mocniejszego rządy; nie pozwala z losów i kolei jestestw moralnie odpowiedzialnych wytrącić sprawiedliwość i rząd Opatrzności" 33. Funkcję historii 31 Ibidem. 32 Ibidem, s. 201 - 202. 38 Ibidem. 313 porównywał Szujski do tej, którą w sferze świata materialnego pełni astronomia. Jak astronomia poszukuje praw świata materii, tak samo historia, coraz głębiej przenikająca „przestworza duchowej i dziejowej spuścizny wieków", „stwierdza w nieskończoność istnienie praw moralnych, prawami fizycznymi wytłumaczyć się nie dających, rządzących tam, gdzie się zaczyna świadomość i wola Boża" Si. Przedmiotem historii jest więc przede wszystkim świat ,duchowy, moralny, istniejący niejako w materialnym. Teza ta wynika — rzecz zrozumiała — z ogólniejszych poglądów J. Szujskiego na dzieje. Filozofia dziejów naszego historyka była najzupełniej sprzeczna z poglądami głoszonymi przez pozytywistów. Pozytywistycznej teorii postępu przeciwstawiał Szujski własną koncepcję czterech czynników dziejowych, które historia winna „uznać i badać". Pierwszym z nich jest „czynnik filozoficzny", stanowiący materialną podstawę dziejów, ich przestrzeń; drugim — „czynnik oczywistego postępu doświadczalnej wiedzy, rezultat prosty i konieczny czasu, w którym się historia odbywa'', trzecim — „czynnik moralny", czwartym zaś — „najwyższy, Opatrznościowy". Ten ostatni — powtarzał autor za Bossuetem — „jest tym tajemniczym «coś» w czynnościach ludzkich, które myli wszystkie rachuby i kieruje nawą dziejów, wedle woli wyższej, wieczystej". Znaczenie każdego z tych czynników w dziejach nie jest według Szujskiego równe. Zdecydowane pierwszeństwo przyznawał on czynnikowi opatrznościowemu, widząc w nim źródło trzech pozostałych; z niego są „dane warunki fizyczne, prawa moralne i możność rozumowego rozwoju" 35. 34 Ibidem. 35 Dzieła, Seria II, t. VI, Kraków 1886, s. 164 - 165. 314 Rozumiemy teraz, co oznacza twierdzenie, że historia stwierdza istnienie praw moralnych, ustanowionych przez opatrzność. J. Szujski zgodnie ze swoją filozofią dziejów kazał też historii walczyć z materialistycznym monizmem, póki ów nie uzna, iż częścią Wszechświata jest to, „co jest najwyższym objawem i pierwiastkiem", i nie dojdzie do uznania roli indywidualnego Boga36. Przypomnijmy, że nawet umiarkowani pozytywiści ograniczali zainteresowania nauki do sfery zjawisk, programowo odcinając się od wszelkich rozważań o ich „istocie" czy „najwyższym pierwiastku". Krytykując propozycje oparcia historii na socjologii, naukach przyrodniczych itp. podkreślał Szujski, że pytania o „geometrię" czy „matematykę" historii nie są bynajmniej przypadkowe, mają bowiem swoje wyraźne ostrze ideologiczne: Otaczają ją ze wszech stron naukami o awanturniczych jak dotąd hipotezach, mającymi podważyć lub przynajmniej osłabić treść duchową, którą [historia] przyniosła światu. Ekstrawa-ganci lingwistyki szukają głosu, który z zwierzęcego krzyku przeprowadził do ludzkiego słowa; ekstrawaganci archeologii historycznej szukają człowieka najmniej podobnego do małpy. Prawdziwa zapamiętałość jedynej w świecie pychy — od goryla i szympansa, byle nie od Boga! Ekstrawaganci socjologii wiodąc od dzikości pierwotnej do ponownego zdziczenia w maszynie, zatracającej ludzką wolność i indywidualność, radzi by, narzuciwszy swoją formułkę dziejom, zakryć dwa fakty: że protestowały one zawsze przeciwko zupełnemu utopieniu człowieka l w materii i przeciwko zniszczeniu jego indywidualności w naj- | doskonalszym nawet organizmie politycznym 37. Filozofia dziejów J. Szujskiego jest więc prowiden-cjalizmem w duchu św. Augustyna i stanowi podstawę do obrony spirytualistycznej koncepcji dziejów z jednej, krytyki zaś pozytywistycznego (materialistyczne- 38 Ibidem, t. VII, s. 203. 37 Ibidem, s. 203 - 204. 315 go — choć częściej tylko uważanego za taki przez jego krytyków) determinizmu z drugiej strony. Historyk nie ukrywał swojej niechęci do nowych prądów w historii i filozofii. Jeszcze w 1866 r. wystąpił Z krytyką „materializmu" J. Moleschotta, K. Yogta i L. Buchnera z pozycji „filozofii idealnej", w imię zdrowia duszy narodowej i niepoddawania się fatali-stycznemu pesymizmowiS8. Nieco później stwierdzał bez ogródek: Ostatnie czasy przyniosły ze sobą straszliwy objaw, coraz powszechniejsze zaprzeczanie ducha, Bóstwa, nieśmiertelności, rządu Opatrzności w dziejach. Gdy materializm narzuca duchowi i duszy ludzkiej prawa swoje, pozytywizm staje u granicy kwestii, których cyrklem mierzyć, wagą odważyć nie można. W dziedzinie etyki zaprzeczono istnieniu wolnej woli, zniesiono odpowiedzialność ludzką i sumienie. W dziedzinie praw społecznych i praw dziejowych obalono powagę religii i rządy Opatrzności. Jest się nad czym zastanowić: do czegośmy doszli? 3». Właśnie też genetyczne wyjaśnienie tego problemu stało się przedmiotem rozważań historyka w odczycie „Moralność i wiedza jako czynniki w historii" (1874). Historyk stwierdzał, że ogólniejsza refleksja teoretyczna przez długi czas kształtowała się poza właściwą historiografią erudycyjną. Pierwszymi — jak sądził — którzy usiłowali wnieść do historii „wewnętrzny ład jednej myśli", byli także niehistorycy z profesji — J. B. Boss-uet i G. B. Vico, w ich ślady wstąpili Yoltaire, J. J. Rousseau, E. Kant, J. G. Herder. Cały ten prąd (jakżeż różnokierunkowy) filozoficzno-historycznej refleksji miał jednak doniosłe znaczenie dla właściwej historiografii, która pod jego wpływem poczęła się przybliżać do „stanowiska osobnej, zamkniętej w sobie, 38 Ibidem, Seria I, t. VII, Kraków 1889, s. 33 nn., 38 nn. »• Ibidem, s. 541, por. także s. 333. 316 j eden-'-wielki dział objawów świata uogólniającej umiejętności" 40. Referując historiozoficzne koncepcje filozofów — Yico, Montesąuieu, Voltaire'a i innych — wskazywał Szujski na te ich elementy, które później znajdą swój wyraz we współczesnych mu poglądach zwolenników nowych prądów. Takiego pozahistorycznego pochodzenia są więc koncepcje praw natury (Vico), klimatu (Montesąuieu), roli religii (Yoltaire) i najsilniej akcentowana przez Szujskiego idea postępu, dostrzeżona przezeń u Kanta, wcześniej zaś u Turgota. „Postęp" stał się dewizą, która obiegła całą Europę, „postęp" oznaczający „uznanie, że to, co się dzieje, dobrze się dzieje, że to, co się działo, gorzej się działo, że wszystko, co było, należy oceniać wedle chwili pewnej, która się za dodatnią, wprost do wysokich celów prowadzącą uważa" 41. Określił tu Szujski kierunek swej krytyki, protestując przeciwko względności kryterium postępu. Odmiennie niż to czynili pozytywiści, historyk będzie szukał kryterium bezwzględnego, ponadczasowego absolutu. Na pierwszy rzut oka teoria postępu — pisał Szujski — jest podobna do Bossuetowej — obie uważają, że dzieje nie są zbiorem przypadków, że kieruje nimi „myśl wyższa". „Tylko że Bossuet myśl tę zostawia u Boga, w uczuciu wiary i nadziei; rewolucja francuska addaje ją ludziom, opatrując generację swoją przymio-jtem nieomylności w dążeniach i myślach"42. Z tego zarzutu wynika następny, mianowicie stwierdzenie, że ' w idei postępu zmieszane zostały antyfatalistyczny chrześcijański woluntaryzm z pogańskim eudajmoniz-mem i pychą ludzką (tę ostatnią pojmuje Szujski na wzór Augustyna). Na idei postępu oparto wszystkie 40 Ibidem, Seria II, t. VI, s. 152. 41 Ibidem, s. 155. 42 Ibidem. 317 wyobrażenia o świecie i dziejach. Odrzuciwszy chrześcijańską periodyzację dziejów powszechnych przyjęto nową, „mierzącą przeszłość wedle tego, jak ona obecny wiek postępu przygotowała". Kierunek ten — mówił dalej J. Szujski — wprowadził w historii „eklektyzm w sądach", wyrugował z niej „zasady" itd., „wprowadził on za to, oparte, chociaż tylko na wielkiej hipotezie, zestawienie i objęcie całości dziejów jako organicznej całości, stał się dla niej owym owocem dobrego i złego, od którego spożycia jako umiejętność żyć zaczęła" 1S. Aczkolwiek historyk odrzucał tak rozumianą ideę postępu jako sprzeczną z historiozofią opatrznościową, kanonem wolnej woli, fatalistyczną i prowadzącą do pre-ponderancji czynnika subiektywnego w historycznej refleksji, daleki był od niedoceniania jej roli dla myśli ludzkiej. Ów „ogólnik postępu" zapłodnił wielu myślicieli, głównie niemieckich idealistów — Hegla, Schellin-ga i in., myśliciele katoliccy odziewali go w „szaty mistyczne", rozwijała się refleksja historyczna w Polsce (Zygmunt Krasiński, August Cieszkowski, Adam Mic-kiewiecz i in.). Jednakże niespójny twór, którego istotę stanowiła nie dająca się zmazać sprzeczność, nie mógł się dłużej ostać w swej pierwotnej postaci. Powstała więc nowa historiozofią, bardziej skrajna, oparta również na idei postępu, ale rozwiązująca tę sprzeczność przez zaprzeczenie roli czynnika prowidencjalnego. Mowa o teorii A. Comte'a. Szujski pisał: Naczelna formuła o trzech dobach bytu ludzkości [...] jest najkrótszą, najprostszą historiozofią, jaką kiedykolwiek podano światu. Jest ona niezawodnie absurdem, ale absurdem kolosalnym, konsekwencją żelazną z przyjęcia postępu wyprowadzoną. Skoro minęła epoka wiary w to, czego rozumem dosięgnąć nie można, powinna mieć prekluzyjny termin epoka, w której się 43 Ibidem, s. 155 - 156. kuszono, aby dosięgnąć to rozumem; od tego terminu zaczyna się pozytywizm, epoka, w której myślenie zastosowano do tego przekonania 44. Za twórcą nowej historiozofii poszli inni, już „lepiej przygotowani" — E. Littre, H. T. Buckle, W. Draper, W. Lecky, J. S. Mili, H. Spencer, Lewis. Historiozofię pozyty wistów jako opartą na racjonalistycznej idei postępu uważał Szujski, podobnie jak zdecydowana większość jej polskich przeciwników, za materialistyczną. Przykładem pozytywistycznej historiozofii, z którym wypadło rozprawiać się J. Szujskiemu bardziej szczegółowo, były koncepcje H. T. Buckle'a, cieszące się podówczas w Polsce znaczną popularnością. Krytykę Buckle'a przeprowadzał Szujski w dwóch płaszczyznach — rozważając jego założenia i wynikające z nich konsekwencje oraz jego metodę. Teoria angielskiego myśliciela jest dla polskiego historyka przykładem świadczącym, do jakiej jednostronności wiedzie konsekwentne oparcie koncepcji historiozoficznej na idei postępu. Uważał on, że największym błędem Buckle'a są jego koncepcje stabilności czynnika moralnego w dziejach, prymatu wiedzy i jego ogólna teoria postępu cywilizacyjnego jako postępu umysłowego. Co do roli czynnika moralnego, protestował Szujski przeciwko „wykluczeniu" go z rozumowania historycznego i podkreślał, że badacz winien zastanowić się, dlaczego często znaczny stopień wiedzy idzie w parze z upadkiem moralności, „dlaczego w czasach upadku moralności i wiedza upadać musi" itd.43. Z drugiej strony w walce z teorią Buckle'a poddawał Szujski krytyce pozytywistyczną koncepcję wiedzy, głoszoną przez uczonego 44 Ibidem, s. 158. 45 Ibidem, s. 158-160. Por. inne wypowiedzi o Buckle'u: Dzieła, Seria I, t. VII, s. 333, 544 - 545; Seria II, t. VII, s. 201, 204; Seria II, t. VIII, Kraków, 1888, s. 340. 318 319 Anglika. Dla Buckle'a i innych — pisał — „wiedza jest racjonalnym odrzuceniem tego, o czym się dowiedzieć racjonalnie nie można, postęp jest oparciem życia na tym odrzuceniu" 46. Szujski odrzucał takie rozumienie wiedzy jako zbyt „skrajne" i „przejściowe". Uwadze historiózof a-pozytywisty uszedł fakt, że nawet przy olbrzymim zasobie wiedzy doświadczalnej ludzkość często nie mogła sobie poradzić z rosnącymi i pogłębiającymi się konfliktami społecznymi. Czyż nie jest więc zaprzeczeniem słuszności Buckle'owej teorii postępu zjawisko, że właśnie w wieku największych sukcesów eksperymentalizmu „ten świat jest tak bezradny wobec konfliktów społecznych" i okazuje się, że zdobycze ludzkiego rozumu wiodą do coraz większych ,,za-wikłań i kataklizmów"? Zdobycze eksperymentalizmu — pisał dalej Szujski — nie mogą więc rościć sobie pretensji do ogarnięcia wszystkiego, co ludzkie i społeczne, bowiem nie objęły „strony moralnej", którą nawet „śmiały negować". Skoro postęp wiedzy eksperymentalnej przynosi nie złagodzenie, ale pogłębienie społecznych konfliktów, optymizm pozytywistycznej historiozof ii okazuje się o wiele mniej uzasadniony niż pesymizm Schopenhauera 47. Teorię postępu Buckle'a uważał Szujski za szczególnie absurdalną, wydrwiwał ją, „zwąc karykaturą panowania petroleum", i pytał: „Co wtedy z wiedzą się stanie, skoro petroleum nie lubi tak bibliotek i dzieł sztuki? Kto ją będzie uprawiał i czy przypadkiem jako niepotrzebna powaga nie pójdzie za religią i władzą?" Dlatego też historyk dochodził do wniosku, że koncepcje Schellingów, Cieszkowskich, Krasińskich, Mickiewiczów, głoszące moralne doskonalenie się czło- 25. LUDWIK KRZYWICKI « Dzieła, Seria II, t. VI, s. 161. 47 Ibidem, s. 162. Czytelnik dostrzeże w porównaniu z poglądami W. Kalinki. tu uderzającą różnicę 320 26. STEFAN CZABNOWSKI wieka, są o wiele głębsze, szczytniejsze, rozumniejsze i dalej wiodące 48. Ale teorię postępu Buckle'a odrzucał Szujski także i z innych względów. Zauważał bowiem, że postęp według angielskiego myśliciela „odbywa się kosztem dwóch powag: powagi religii i powagi władzy — ergo: upadek religii i władzy jest postępem" 49. Na to samo wcześniej zwrócił już uwagę Stanisław Tarnowski na łamach „Teki Stańczyka" 50. Szujski pisał: Tak zamyka się poczet filozofii historii rozpoczęty od twierdzenia Bossueta, że historia jest widowiskiem dwóch czynników: religii i władzy, że stałość pierwszego i zmienność drugiego główną jej treść stanowi. Kończy się fatalizmem praw natury i fatalizmem prawa postępu wiedzy. Postęp wiedzy uznający, że religia jest tylko wytworem spłoszonej objawami natury wyobraźni, że władza jest tylko prewencyjnym środkiem przeciwko nie dość rozszerzonym pojęciom, co rozumne, a co przez to samo dobre — musi doprowadzić do chwili, gdy wiedza wyprze całkowicie religię i prewencyjny środek władzy, przynajmniej tam, gdzie na to prawa natury pozwolą 51. J. Szujski poddawał również krytyce metodę badawczą Buckle'a. Pochwalał — rzecz to zrozumiała — jego erudycję, zarzucał jednak odrywanie zjawisk „od naturalnego ich gruntu", zestawianie rzeczy nieporównywalnych, zagubienie „istoty historii", polegającej na „położeniu i wytłumaczeniu wszystkiego w czasie i miejscu". Buckle operował wiedzą książkową, ale zupełnie nie znał życia i dlatego jego metoda była w gruncie rzeczy ahistoryczna. Jednakże Szujski nie 48 Ibidem, s. 163 - 164. 49 Ibidem, s. 159. 50 List Ignorancjusza, „Przegląd Polski", t. 13, 1869, s. 451 -452. Autorstwo S. Tarnowskiego ustalił K. Wyka, Teka Stańczyka na tle historii Galicji w latach 1849 - 1869, Wrocław 1951, s. 159, 162. " Dzieła, Seria II, t. VI, s. 159. 21 — Grabskl — Orientacje... 321 potępiał metody Buckle'a w całości, wychodząc z założenia, że nawet nieudane pomysły angielskiego histo-riozofa mogą mieć pewien pozytywny wpływ na historyków, którzy być może „cofając się z drogi abstrakcji", tak nadużywanej w filozofii, „wrócą do opartej na samych faktach ścisłości, że liczyć się będą więcej ze zdobyczami przyrody, o ile te wkraczają w świat ludzki". I chyba właśnie ten jedyny moment, zerwanie z „abstrakcją", pozwalał Szujskiemu mimo całej tak pesymistycznej oceny kierunku pozytywistycznego w historiografii na akcent optymistyczny, rzecz jasna, w kategoriach jego światopoglądu: Bardzo być może, że jak na pogańskiej nauce starożytności wyrosła naj świetniej sza myśli chrześcijańskiej epoka, tak z przyswojonymi środkami dzisiejszego pozytywnego, niezawodnie pogańskiego kierunku, wystąpi po raz wtóry nauka chrześcijańska, przyjmująca zdobycze prawdy i ustawiająca je w harmonii z tą prawdą, o której zapomniano 52. Pozytywistycznemu determinizmowi przeciwstawiał J. Szujski, jak pamiętamy, własną koncepcję czterech czynników dziejowych. Również nie tylko zaprzeczeniem odpowiedział na odrzucaną przez siebie laicką ideę postępu oraz na teorie niezmiennych praw dziejowych. Dzieje — podkreślał w 1879 r. — „nie ciągną się jak linia matematyczna w nieskończoność rozwoju i postępu, ale oscylują podług tajemniczych i nieokreślonych praw, zadając kłam postępowi, obalając i podkopując mechaniczne prawa istnienia", są jak najdalsze od potwierdzenia „głoszonych przez tłum pretensjonalnych uczonych teorii o bezwarunkowym postępie". Jednakże już chrześcijańscy filozofowie ubiegłych wieków „łagodzili" ujemne cechy tego kierunku refleksji, opartego na idei postępu — do nich też w pewnym 52 Ibidem, s. 159 - 160. 322 sensie nawiąże i Szujski. Mówiąc o czterech czynnikach dziejowych podnosił on więc, że w rządzie Opatrzności znajduje się rękojmia, że postęp dziejowy „jest postępem ku dobremu, skoro jest, skoro istnieje". Miejsce laickiej teorii postępu w jakimś sensie „względnego" zajmuje więc prowidencjalna koncepcja postępu absolutnego, oparta na teologii katolickiej, postępu w zbliżaniu się do Boga, wyznaczonego przez wolę Opatrzności jako uniwersalną miarę dobrego i złego. Uważając, że nie można za kryterium postępu brać jakiegoś dowolnego (dzisiejszego) poglądu ludzi jakiegoś czasu na przeszłość i teraźniejszość, odwoływał się Szujski do kryterium absolutnego i ponadczasowego, które odnalazł w Opatrzności. Była to jego wersja historiozofii augustyńskiej. W dziejach jest postęp, ale — zdaniem Szujskiego — „postęp ku gloryfikacji Boga i praw bożych, postęp ku temu, co raz Kant genialnie natracił, ku sprawdzeniu Opatrzności. Wtedy okaże się, że to, co dzisiaj alfą i omegą postępu nazywamy, jest tylko jedną fazą dalej w tym mierzeniu się ducha ludzkiego z duchem Bożym i prawami Bożymi, postępową, bo zbliżającą chwile ich uznania" 53. Pogląd to bardzo podobny do koncepcji W. Kalinki. Własną koncepcją, a nie tylko zaprzeczeniem, odpowiedział J. Szujski na pozytywistyczny postulat badania praw dziejowych. „Szukanie wielkich praw, poruszających historią w celu osobnego jej zestawienia, jest przynajmniej tak dawnym, jak powstanie pojęcia ludzkości" — pisał w 1879 r.54. Przybrało ono nową formę w związku z kryzysem filozofii, jaki widział Szujski w wieku XIX. Wówczas to — konkludował — pewne dyscypliny „poczęły wołać" pod adresem historyków: 83 Ibidem, t. VII, s. 166, 202. 54 Ibidem, t. VI, s. 164 - 165. 323 „Ba! ależ wy nie macie żadnych praw ścisłych, określonych, jasnych, jak nauki matematyczne i przyrodnicze, toniecie w szczegółach, my wam te prawa zrobić, wyszukać możemy". Tedy niehistorycy, jak H. T. Buckle, W, Draper, G. Kolb, „poczęli robić prawa historii", ale okazało się, że historia sama, „wbrew płaczących nad jej nienaukowością wszystkowiedzów, przyrodników i statystyków, zachowała się obojętnie" 55. Chociaż Szujski odrzucał proponowane przez pozyty-wistów „prawa dziejowe", sam używai terminu „prawo" często, i to w kilku znaczeniach. Koncepcję praw dziejowych uważał za obcą historii, pochodzącą — jak i idea postępu — z filozofii. Jednocześnie jednak pisał o prawach „ukrytych" w dziejach, o prawach „tajemniczych ł nieokreślonych" działających w dziejach, o „prawach ogólnych, stosować się dających do każdego narodu i do każdej historii", wreszcie o prawach „czynnika moralnego", „moralnych" 56. Nie ulega jednak wątpliwości, że chodziło tu o prawa dziejowe i społeczne pochodzenia prowidencjalnego. Podobnie jak Opatrzność wyznaczyła te prawa, będące przede wszystkim prawami moralnymi, również boskiego pochodzenia są prawa natury nieożywionej — ciał niebieskich czy przyrody żywej — prawa „zwierzęciem kierujące". Pozytywiści nakazywali historykom, podobnie jak i wszelkim uczonym, wykrywanie praw; Szujski temu nie zaprzeczał, ale przy jego koncepcji będzie to nie poznawanie nieuchronnie działających praw materialnych, lecz równie nieuchronnych praw boskich, a więc owo Kantowe „sprawdzenie Opatrzności". Bliższe rozważenie koncepcji J. Szujskiego prowadzi nas do konkluzji, że w dziedzinie teorii historii i filo- 55 Ibidem, t. VII, s. 200. 5« Ibidem, s. 200 - 201. 324 zofii dziejów historyk ten pozostawał w ostrej opozycji w stosunku do tego, co niósł ze sobą pozytywistyczny nurt w historiografii. Jeżeli jednak postawimy sobie pytanie, w jakim stosunku te najogólniejsze koncepcje Szujskiego pozostawały do jego warsztatu badawczego, okaże się, że nie sprawdzają się one w pełni w jego dziejopisarstwie. Jakkolwiek, głównie w syntezach, wciąż jeszcze występuje czynnik prowidencji, bardzo często jest on jakby dekoracją, zaś w pracach bardziej analitycznych trudniejszy jest już do odnalezienia. Metodyka postępowania bada v:7 czego, od zbierania źródeł po zabiegi krytyczne, zgodna jest u Szujskiego w zasadzie z tym, co postulowali w historiografii pozytywi-ści, lecz w mniejszym stopniu odnosi się to już do jego interpretacji. Niedawno zwrócono uwagę,- mówiąc o tzw. krakowskiej szkole historycznej, że „duch tradycjonalizmu" był w niej zbyt silny, aby mogła przyjąć deterministyczne, przyrodnicze koncepcje, tak silnie wyrażone w klasycznej dla pozytywizmu historiografii Buckle'a. Walczyła z Buckle'm i jego wpływami, przeciwstawiając świat ducha światowi przyrody, odrzucała twierdzenie o istnieniu koniecznych praw rządzących dziejami lub przynajmniej poddawała w wątpliwość możność ich określania57. Byłoby to wszystko — z pewnymi zastrzeżeniami — może i słuszne, gdyby tak można było nie zaliczyć do tzw. krakowskiej szkoły historycznej M. Bobrzyńskiego. Pozytywistyczny aparat pojęciowy M. Bobrzyńskie-mu posłużył do przeprowadzenia w jego Dziejach Polski w zarysie (1879) pesymistycznej oceny polskiego procesu dziejowego, i to w sposób jeszcze bardziej " Ibidem, t. VI, s. 165; t. VII, s. 166, 202 - 203, 204 i in. 325, skrajny, niż czynili to jego poprzednicy, przy jednoczesnym odrzuceniu wszystkich atrybutów historiozofii romantycznej i prowidencjalistycznej. Książka ta wywołała — jak wiadomo — sporą dyskusję i spotkała się z bardzo ostrą krytyką ze wszystkich niemal stron na raz 58. To właśnie do „dziejowej praw logiki" w dziele Dobrzyńskiego odnosił się sławny wiersz Adama Asnyka z 1890 r. pt. Historyczna nowa szkoła59. Nie bez powodu uczeń klerykowskiego (kieleckiego) gimnazjum z Syzyfowych prac Stefana Żeromskiego uważał, że poglądy autora Dziejów Polski w zarysie wychodziły naprzeciw historycznym treściom szkolnego programu rusyfikacyjnego60. Były one tym bardziej sugestywne, że przemawiały innym metodologicznym językiem niż Szujski czy Kalinka, językiem dla wielu czytelników „dzisiejszym", nowoczesnym. Stąd jest zrozumiałe, że pomawiano Bobrzyńskiego nawet o to, że przyjął za własne koncepcje H. T. Buckle'a. Bobrzyński przeciwstawiał się pojmowaniu historii jako dyscypliny jedynie opisowej, jak głosili m. in. J. Szujski czy S. Smółka. Z jednej strony odrzucał wszelkie elementy tak bliskiej Szujskiemu czy Kalince historiozofii prowidencjalnej, z drugiej zaś, nie rezygnując z historycznej ścisłości, występował przeciwko ograniczaniu historii do kumulacji faktów, do „czystego rzemiosła", podkreślając konieczność formułowania 58 B. Krzemieńska-Surowiecka, op. cit, s. 107 nn. Por. K. Grzybowski, Szkoła historyczna krakowska — Michał Bobrzyński (1849 - 1935), Studia z Dziejów Wydziału Prawa UJ., Kraków 1964, s. 163 - 186, gdzie dalsza literatura. 59 Wiersz A. Asnyka cytuje M. H. Serejski w: W. Smoleński, Szkoły historyczne w Polsce, Wrocław 1952, s. LVIII n. 80 S. Żeromski, Syzyfowe prace [w:] Dzieła pod red. S. Pigo-nia, Powieści, t. I, Warszawa 1956, s. 180-181. Por. W. Słod-kowski, Syzyfowe prace Stefana Żeromskiego. Studium monograficzne, Wrocław - Warszawa 1966, s. 141, 167, 264. 326 wniosków, poglądów ogólnych, hipotez i ocen. Aby historia nie była zbieractwem nieuporządkowanych faktów, zgodnie z niektórymi teoriami pozytywistycznymi, ale wbre'w Buckle'owi i zwolennikom przyrodniczego determinizmu uważał, że musi ona szukać oparcia w naukach społecznych i politycznych. Stąd formułował definicję: „Praca historyka nie jest też niczym innym jak zebraniem faktów dziejowych i zastosowaniem do nich wyników nauk społecznych i politycznych"61, i pogląd, że właśnie na nich należy oprzeć „sąd historyczny" 62. Jako prawnik wychowany na koncepcjach R. Mohla i innych pozytywistów miał Bobrzyński wysoce optymistyczne mniemanie o stanie owych nauk, które według niego stały się już „umiejętnością ścisłą", na wzór nauk przyrodniczych i ścisłych, indukcyjnie formułującą swoje prawa: Badają one przede wszystkim, mianowicie za pomocą statystyki, obecne życie towarzyskie człowieka i jego wytwory, zarówno w szczegółach, jako też całości i związku, a sięgając na tej podstawie w przeszłość pytają się, czy w przechowanych nam objawach dawniejszego życia, w historii, prawa dzisiejszego rozwoju ludzkości nie znajdują potwierdzenia, rozwinięcia i większej liczby przykładów, czy po pewnych faktach następowały zawsze jedne i też same skutki M. Stanowisko Bobrzyńskiego jest tu niezmiernie charakterystyczne. Rezygnuje on zdecydowanie z wyznaczania historii naczelnego miejsca śród dyscyplin „humanitarnych", jakie przyznawał jej J. Szujski. Jego postawę można określić mianem swoistego s o c j o l o-g i z m u ze względu na to, że nauki społeczne i poli- 61 M. Bobrzyński, Szkice i studia historyczne, t. l, Kraków 1922, s. 7 - 8. 62 Ibidem, t. I, s. 68 - 69; tenże, Dzieje Połski w zarysie, wyd. 3, Warszawa 1887, s. 77 - 78. 83 Szkice, t. I, s. 8, por. s. 69. 327 tyczne stanowiły dlań najogólniejszą dyscyplinę nauk społecznych. Wbrew pozytywistycznym indukcjonistom zalecał tu Bobrzyński jakby „metodę odwrotną", przechodzenie od stanu dzisiejszego. do dawniejszego, połączoną z dedukcją, od ogólnego „dziś" do szczegółowego „wczoraj". Nauki społeczne i polityczne miały wyznaczać granice i ramy pracy historyka, stanowiły podstawę do selekcji faktów itd. Chociaż — jak pisał M. Bobrzyński — „żaden fakt w historii ślepo tak samo się nie powtarza" 64, zaś historyk porównując fakty znane z nowymi wykrywa ich „właściwości", cechy indywidualne, to przecież zdaniem uczonego interesuje go w nich to, w jaki sposób i o ile sprawdzają się tam „znane zasady", w jaki sposób i o ile nowy materiał pozwala je korygować, stwierdzać zasady nieznane, a przez to wzbogacać nauki społeczne i polityczne. Znajomość tych nauk przekona historyka — pisał gdzie indziej — „że praw, którym ludzkość w życiu swoim i rozwoju podlega, jeszcze nader mało stosunkowo odkryto, ale tą małą ilością nauczy go władać" 65. M. Bobrzyński stanął więc zdecydowanie nie tylko na stanowisku socjologizmu, lecz i n o m o t e-t y z m u. Stanowisko takie było uwarunkowane przyjęciem przezeń pozytywistycznej koncepcji dziejów, a mianowicie poglądu, że stanowią one proces nieustannego rozwoju dokonującego się w drodze bezustannej walki o byt. Implikacje socjologiczne są tu bardzo wyraźne. Z takiego stanowiska wynika przekonanie o porównywalności zjawisk społecznych w czasie i przestrzeni i protest przeciwko usuwaniu przeszłości jakiegokolwiek narodu spod działania uniwersalnych praw 64 Ibidem, s. 69. 63 Dzieje, wyd. 3, s. 78. 328 społecznych. Bobrzyński akcentował, że nie jest dla nauki obojętne, czy dane prawo potwierdzi się lub skoryguje na nowych przykładach. Dowodził, że ogólne prawo społeczne, określone czy określane przez nauki społeczne ł polityczne, rozpada się „na mnóstwo szczegółowych zasad, z których każda w pewnych się tylko warunkach objawia". Wprawdzie w dziejach różnych ludów „powtarzają się często i sprawdzają" te same ogólne zasady — prawa, to jednak, ponieważ dzieje każdego narodu mają swoje „odrębne właściwości" i rozwijają się w pewnych, sobie tylko właściwych warunkach, „więc każda historia daje pole do wykrycia wielu drobniejszych praw, grupujących się około znanej ogólnej zasady" 66. Mamy więc — według uczonego — ogólne „prawa" (czy „zasady" — oba terminy używane są wymiennie), dotyczące społeczeństwa dzisiejszego i przeszłego, ale są one złożone, mieszczą w sobie „szczegółowe zasady" i (zapewne od nich węższe) „drobniejsze prawa". Owe najogólniejsze prawa, stanowiące przedmiot badań nauk społecznych i politycznych, są częścią ogólnej teorii rozwoju społecznego, historia zaś je sprawdza, potwierdza i ewentualnie koryguje, dostarcza nowego materiału; sama może jedynie ustalać „drobniejsze prawa". Kryterium wartości pracy historyka polegało więc — według Bobrzyńskiego — na umiejętnym posługiwaniu się naukami społecznymi i politycznymi i przyczynianiu się swą pracą do ich rozwoju 67. Tylko taka historia jest dla Bobrzyńskiego „pracą umiejętną". Nie dziwmy się, że w czasie, kiedy niektórzy pragnęli sprowadzić funkcję historii do roli dostarczycielki przykładów dla ogólnej teorii rozwoju społecznego, koncep- 86 Szkice, t. I, s. 12. 67 Ibidem, s. 12 - 13. 329 cje Dobrzyńskiego uznano u nas za „najrozsądniejsze niewątpliwie w tym okresie" 68. Nomotetyczny socjologizm Dobrzyńskiego był koncepcją skrajną. Autor, choć historykowi nie bronił rejestrowania faktów, dla których nauki społeczne i poli-tyczjie nie mogły jeszcze znaleźć wyjaśnienia, wierzył, że kiedyś zostaną one przez nie wytłumaczone. Dył w tym swoisty, ale charakterystyczny dla wielu uczonych pozytywistycznych optymizm poznawczy. W sporach, jakie rozgorzały wokół syntezy Dobrzyńskiego, podniesiono m. in. pod jego adresem zarzut, że uległ poglądom Duckle'a. W związku z tym historyk sprecyzował swój stosunek do teorii angielskiego myśliciela. Odcinał się odeń pisząc: „do szkoły Ducklego zaliczyć mnie niepodobna", i stosunkowo dokładnie prezentował swoje zdanie o jego koncepcjach. Dobrzyński przede wszystkim przyznawał, że zgadza się z Duckle'm w tym, co ów wziął z nauk społecznych i politycznych, mianowicie w twierdzeniu o istnieniu ogólnych praw społecznych i dziejowych. „Jako prawnik — pisał — nie mogę nie wierzyć, że wszystkie objawy życia społecznego i politycznego narodów pewnym podlegają zasadom i prawom", do wykrycia których zmierzają historia oraz nauki społeczne i polityczne69. Jest zasługą Duckle'a, że zwrócił uwagę historyków na te nauki, jak również na prawidłowość w dziejach, co przyczyniło się do ukrócenia dowolności interpretacyjnych. Ale i na tym koniec. Dobrzyński odrzucał przekonanie Duckle'a, że prawa dziejowe i społeczne są już znane w nauce, że ostatnie słowo powiedział o nich sam angielski historyk, podkreślał, że jego „ekscentryczne hipotezy" nie mogą stanowić podstawy do ba- 68 A. Schaff, Obiektywny charakter praw w historii, Warszawa 1955, s. 234. «» Szkice, t. I, s. 70. 330 dań historycznych, uważał, że Historią cywilizacji w Anglii cechuje „sztuczne wtłaczanie faktów historycznych w formułki naprędce ukute". Zamiast tego lepiej by było choćby tylko zapisać niewyjaśnione zjawiska. „Duckle, genialny może dyletant, ale niehistoryk i nieprawnik-polityk, rozumie i tłumaczy wszystko i w tym błądzi i grzeszy". Podobnie jak wielu reprezentantów pozytywistycznego nurtu w historiografii za przedmiot badania naukowego uważając zjawiska, wyjaśniane w związkach przyczynowo-skutkowych, nie zajmował się Dobrzyński ich „istotą" i nie wypowiadał się wcale na temat Opatrzności (w tej ostatniej sprawie zdecydowanie różniąc się od Duckle'a). Wbrew angielskiemu myślicielowi i jego polskim zwolennikom uważał jednak, że „istnienie praw nie wyklucza [...] wolnej woli jednostki ludzkiej i społeczeństw", oraz podkreślał, że działalność ludzka jest „ostatecznie" oparta — mimo wszystkich „wpływów i warunków" — na wolnej woli. Determinizm Dobrzyńskiego nie był więc tak skrajny jak Duckle'a, a i polski historyk w sprawie wolnej woli bliższy był poglądom Mariana Morawskiego niż angielskiego historiozofa. Protestując przeciwko eliminowaniu „sądu" w historii, przeciwko reprezentowanej przez wielu zwolenników kierunku pozytywistycznego postawie scjenty-stycznej, Dobrzyński podkreślał, że skoro człowiekiem i społeczeństwem kieruje wolna wola, ograniczona różnymi prawami, ale przez nie nie wyeliminowana, historia „nie przestanie być sądem, przed który odpowiedzialność jednostek, państw i narodów zawsze się wytoczy". Istnieje więc odpowiedzialność, której „nic nie zdoła [..] uchylić" przed potomnością70. Kiedy indziej M. Dobrzyński będzie nawet wspominał o „prze- 70 Ibidem, s. 71. 331 \ baczeniu" w historii71. Na pierwszy rzut oka można by więc przypuszczać, że historyk odwoływał się tu do wyższej prowidencjalnej moralności. Było jednak inaczej. M. Bobrzyński był stosunkowo konsekwentny w swych zapatrywaniach teoretycznych i historiozoficznych i tak jak inni pozytywiści wyłączał ze sfery nauki problemy absolutu, Opatrzności i tym podobne. Odrzucał więc i wszelkie moralizowanie, podkreślał, że historyk ocenia i „sądzi" czyny ludzkie w przeszłości „nie według moralnej wartości ich zamiaru, lecz według ich następstw i skutków" 72. Uczony nie dopuszczał więc takiego kryterium oceny jakiegokolwiek elementu historycznego procesu, które by pochodziło spoza samego tego procesu, nie szukał ani absolutu, ani najwyższych praw moralnych. Nie dziwi nas krytycyzm Bobrzyńskiego w stosunku do Buckle'a. Teoria angielskiego myśliciela straciła już wówczas wiele ze swej pierwotnej siły przekonywania, ustąpiła miejsca innym koncepcjoir tym, które stanowiły podstawę rozważań Bobrzyńskiego. One właśnie pozwoliły mu dokonać swoistej reorientacji tej wizji dziejów narodowych, jaką zbudowali Kalinka i Szujski, i oparcia jej na nowej, pozytywistycznej podstawie. Ogólne założenia koncepcji Bobrzyńskiego funkcjonują bowiem precyzyjnie w jego syntezie i n i e stanowią nie powiązanej z warsztatem teorii, jako to było w przypadku Szujskiego. Koncepcje M. Bobrzyńskiego spotkały się m. in. z krytyką innego wybitnego przedstawiciela młodszego pokolenia historyków tzw. krakowskiej szkoły historycznej, mediewisty Stanisława Smółki. Zabrał on głos dlatego, jak mówił, że aczkolwiek z niewielkimi tylko 71 Ibidem, s. 71. 72 Ibidem, s. 75 - 76; K. Grzybowski, op. cit., s. 181. 332 zastrzeżeniami może się zgodzić z „teorią pracy historycznej" Bobrzyńskiego — to jest metodologią historii — wywołuje jego sprzeciw tegoż „teoria o pojęciu i zadaniu nauki historycznej", czyli teoria historii jako nauki73. Tym, co w poglądach autora Dziejów Polski w zarysie budziło największy sprzeciw Smółki, było rozumienie historii jako „zebrania faktów dziejowych i zastosowania do nich wyników nauk społecznych i politycznych" oraz wyznaczanie jej jako zadania sprawdzania określanych przez nie praw ogólnych74. „Jeśli więc historia — pisał — ma być folwarkiem doświadczalnym dla stwierdzania wykrytych już praw umiejętności społecznych i odkrywania nowych, jeśli zaś uwzględniać ma zarówno wszystkie dziedziny życia ludzkości, «splecione ze sobą nierozerwalnie», i tłumaczyć ich wzajemne na siebie oddziaływanie, to wniosek stąd naturalny, że przedmiotem nauk społecznych ma być życie ludzkości we wszystkich kierunkach, w naj-rozleglejszym znaczeniu, a celem ich odkrywanie praw rządzących ludzkością, tak jak prawa fizyczne rządzą przyrodą" 75. Historyk nie podzielał optymizmu Bobrzyńskiego co do owych nauk społecznych i politycznych. Nie zaprzeczał, że ze zgromadzonego przez siebie materiału starają się one wysnuwać ogólne prawa i konstruować system, ale podkreślał, że dotychczasowe badania, „choć tak ciekawe i pouczające", „nie odkrywają nam bynajmniej owych praw niezłomnych, które by choć w przybliżeniu w ten sposób tłumaczyły objawy życia ludzkiego, jak np. prawo ciążenia tłumaczy zjawiska 73 S. Smółka, Szkice historyczne, Seria I, Warszawa 1882, s. 286. 74 Szkice, Seria I, s. 288. 75 Ibidem, s. 291 - 292. 333 przyrody" 76. Jedynie w pewnych, nielicznych dziedzinach życia ludzkości, jak np. w stosunkach gospodarczych, zbliżamy się z wolna do poznania owych praw, co więcej, „w niektórych kierunkach życia społecznego prawa takie rządzą i obowiązują — choć my je znamy może tak niedokładnie, jak przed laty nasi przodkowie znali prawa przyrody" 77. Porównując poglądy Dobrzyńskiego z koncepcjami Buckle'a historyk dostrzegał, że polski uczony ma lepsze wyobrażenie „o wynikach dogmatycznych umiejętności społecznych", a jednocześnie podkreślał, że nawet umiarkowany optymizm angielskiego myśliciela jest w tym względzie bezpodstawny. Sławny wywód statystyczny Buckle'a, którym tak fascynowali się młodzi warszawscy entuzjaści nowinek, nie wytrzymuje krytyki, bowiem regularność występowania niektórych zjawisk społecznych nie dowodzi jeszcze działania tu jakiegoś obiektywnego społecznego prawa, ale wskazuje na działanie warunków życia danej społeczności. Z chwilą odmiany tych warunków owa regularność takich zjawisk, jak np. demograficzne, również ulegnie zmianie: przyczyna leży nie w prawach społecznych, ale poza społeczeństwem 78. Pesymistyczna ocena stanu nauk społecznych i politycznych oraz ich możliwości wykrywania praw społecznych stanowi dla Smółki istotny argument w dyskusji nad pojmowaniem historii Bobrzyńskiego. Z drugiej jednak strony polemizował Smółka także z bardziej umiarkowanym nomotetyzmem Buckle'a, który wyznaczał historii zadanie bardziej samodzielne niż Bobrzyń-ski, odkrywania praw rządzących ludzkością, a nie tylko ich sprawdzania czy korygowania. Smółka dopuszczał wprawdzie występowanie praw 78 Ibidem, s. 295 - 296. 77 Ibidem, s. 269. 78 Ibidem, s. 292 - 294. 334 w pewnych sferach życia społecznego, zwłaszcza w tych, w których działalność ludzka jest bliższa naturze, ale nie wysnuwał z tego wniosków optymistycznych, lecz pesymistyczne. Wskazywał, że skoro tych praw na pewno nie znamy, nie możemy ich stwierdzać — jak chciał tego Buckle, ani tym bardziej korygować — jak chciał Bobrzyński. Wątpił, czy wszystko w dziejach dałoby się kiedykolwiek wyjaśnić za pomocą praw, i stwierdzał: To tylko pewna, że póki tych praw nie znamy, nie możemy ich stwierdzać w dziejach; jeśli zaś poprzestaniemy na tych bez wątpienia wielce pouczających ogólnych spostrzeżeniach, które w pewnych dziedzinach życia poczyniono i jak niektórym uczonym się podobało, nazwano je prawami, to historia mieścić w sobie będzie jeszcze olbrzymie mnóstwo materiału, który z tą kategorią praw czy spostrzeżeń w bardzo luźnym będzie związku i w ich karby ująć się nie da 78. Nawet gdyby udało się kiedy wykryć takie prawa rządzące ludzkością, zajmowałyby się nimi inne dyscypliny, jakaś „biologia ludzkości", która jednak nie byłaby historią. W pewnym momencie w swej krytyce teorii praw dziejowych idzie Smółka jeszcze dalej. Chociaż — jak przytoczyliśmy — gotów był już uznać, że istnieją one w pewnych przynajmniej sferach społecznej działalności, dochodzi teraz do bardziej sceptycznego stwierdzenia: To tylko zaznaczyć muszę Stanowisko, że jeszcze bynajmniej nie stwierdzono, jakoby takie prawa niezłomne i niewzruszone istotnie rządziły życiem i rozwojem ludzkości, nie podniesiono tego zapatrywania do wysokości pewnika naukowego i wskutek tego mamy zupełną swobodę zgadzać się z nim lub nie zgadzać 80. 79 Ibidem, s. 301. 80 Ibidem, s. 295. 335 Istotne jest jednak nie to, że Smółka okazał się tu niekonsekwentny. Ważny jest dla nas kierunek rozumowania historyka, który można przedstawić następująco: 1) prawa zapewne istnieją i działają, 2) ale — jeśli istnieją, to ich w nauce na pewno nie stwierdzono, 3) zatem — w historii nie można ich sprawdzać czy korygować, 4) zatem — cała koncepcja o ich istnieniu i działaniu to tylko nieudowodniona hipoteza. W rozumowaniu tym tkwi wprawdzie błąd logiczny (twierdzenie ostatnie nie wynika z poprzednich i zaprzecza pierwszemu), ale właśnie to wskazuje na wyraźną niechęć Smółki do uznania pozytywistycznej teorii praw dziejowych i społecznych. To, cośmy tu powiedzieli, nie wyczerpuje jeszcze polemiki Smółki z teorią praw dziejowych. Przeprowadzał on ją także i na innej płaszczyźnie. Nawet zakładając istnienie i działanie praw nie można, jego zdaniem, zgodzić się na to, że wyjaśnią one całość historycznego procesu. Nie był przekonany, by prawa dziejowe rządziły „wszelkimi objawami życia i rozwoju ludzkości, iż wszystko, co czynimy, wszystko, co się wokół nas dzieje, jest naturalnym i nieodmiennym tych praw wynikiem", i że zachodzi tutaj konieczność taka, jak w działaniu praw w przyrodzie 81. Upominał się o niepowtarzalne wydarzenia dziejowe i ich indywidualne, swoiste cechy, podkreślał, że nawet najbardziej precyzyjne opracowanie teorii emigracji nie wyjaśni jeszcze konkretnego i niepowtarzalnego wydarzenia, jakim był najazd Normanów na Anglię. Bronił faktu jednostkowego, niepowtarzalnego w historii, przypadku, indywidualności historycznej i wolnej woli. Nomotetyczna historia — twierdził — eliminuje „olbrzymy duchowe" odgrywające doniosłą rolę w dziejach, prawdziwa 81 Ibidem, s. 296. 336 27. FRANCISZEK BUJAK 8. JAN RUTKOWSKI istoria nie może — gdy biologia zajmuje się prze-ą komórką — interesować się tylko człowiekiem przeciętnym i zrezygnować z wybitnych jednostek. Smółka przyznawał, że wybitna jednostka jest w pew-mierze wytworem swojej epoki, ale podkreślał, że imię ona „wyzyskać materiał danych stosunków pchnąć ich rozwój w kierunku, o którym jeszcze po-Drzednim pokoleniom się nie marzyło" 82, Wszystko to doprowadziło Smółkę do odrzucenia :oncepcji historii jako nauki nomote-;ycznej, opartej czy to na naukach przyrodniczych, bzy społecznych i politycznych, oraz przyjęcia postawy, jtórą zwykło się określać mianem idiograficznej. 3owracał więc do definicji historii jako nauki opisowej, łowiąc, że „jest to suma ogólna wszystkich wydarzeń, inoszących się do pewnego danego przedmiotu". Histo-ia nie jest „umiejętnością", tak jak „umiejętności przy-[rodnicze", z „umiejętności społecznych" zaś lingwisty-s.a czy nauki społeczne, które są dyscyplinami nomote-jtycznymi83. Definicja historii Smółki nie jest jednak prostym powrotem do Szujskiego. Mimo zdecydowanie catolickiego światopoglądu autora jest to koncepcja po-ebawiona wszelkich akcentów prowidencjalnych i sta-lowi wychodzącą z pozycji sceptycznej reakcję na Skrajności pozytywistycznego socjologizmu i nomote-tyzmu. Nie nosi żadnych cech „antypozytywistycznych", gak koncepcje Szujskiego czy Kalinki, bowiem postawa idiograficzna bliska była wielu pozytywistycznym minimalistom w historii i chyba do tych należałoby zaliczyć i Smółkę. Polemizując z Bobrzyńskim Smółka zastrzegał się, że nie zamierza ustalać, czy krakowski profesor w swym 82 Ibidem, s. 296 nn., 298. 83 Ibidem, s. 303 nn.; por. tenże, O stronniczości w historii „Niwa", 1875, s. 4-7, 61 - 68, zwłaszcza początek rozprawy. 22 — Grabski — Orientacje... 337 poglądzie na problem praw zbliża się do A. Comte'a, A. Quetelet'a, H. Spencera czy A. E. Schafflego84. Przeprowadził jednak porównanie poglądów Bobrzyń-skiego z koncepcjami Buckle'a. Od razu uderzyło go tu „pokrewieństwo" obu autorów i dlatego postanowił śledzić podobieństwa i różnice ich poglądów. Stwierdził, że Bobrzyński — podobnie jak on sam — nie podtrzymuje Buckle'owych: 1) koncepcji stabilności czynnika moralnego w postępie cywilizacji, 2) poglądu o ujemnym wpływie „rządu" na ów postęp, oraz 3) ta-kimże wpływie religii i Kościoła, wreszcie 4) „czterech twierdzeń głównych" — rzekomej podstawy dziejów cywilizacji85. Jak wskazaliśmy wyżej, według Smółki Bobrzyński uważał historię za naukę znacznie mniej samodzielną niż myśliciel angielski. Mimo to wszystko, w zasadniczym rozumieniu historii — „w istocie rzeczy stanął jednak p. Bobrzyński na stanowisku Buckle'a". Tymczasem teorie angielskiego historyka zostały na całym świecie odrzucone przez „cech historyków", czemu dawano wyraz nie tylko w sformułowaniach teoretycznych, ale przede wszystkim w praktyce badawczej. Smółka zastrzegał się jednak, że samo stwierdzenie związków między teorią Buckle'a a koncepcją Bobrzyńskiego w niczym nie przesądza o wartości ostatniej, a zwłaszcza nie ma znaczenia „dla tych wszystkich, którzy i dziś jeszcze stanowisko odporne „cechu historycznego" wobec postula-. tów Buckle'a kładą na karb jego cechowego wstecz-nictwa, niedołęstwa i lenistwa umysłowego dzisiejszych historyków"86. Wiadomo, kogo tu Smółka miał na myśli. 84 Szkice, Seria I, s. 292. ss Ibidem, s. 292 - 293. 86 Ibidem, s. 294. 338 Poglądy S. Smółki na podstawowe zagadnienia teorii historii i historiozofii stanowią bez wątpienia m i n i-malistyczną reakcję na skrajności s o-cjologizmu Bobrzyńskiego. Stając na stanowisku idiografizmu nawiązywał Smółka do Szujskiego, ale broniąc roli jednostki, wolnej woli itd., nie odwoływał się już do absolutu i zgodnie z metodologiczną postawą, charakterystyczną dla pozytywistów, ograniczał krąg naukowego badania do sfery zjawisk, wyjaśnianych w związkach przyczynowo-skutkowych, za pomocą przyczyn czerpanych nie spoza, lecz z wnętrza procesu historycznego. Dodajmy na zakończenie, że w warsztatowej praktyce Smółka był chyba typowym pozytywistycznym badaczem, któremu np. w studiach nad dziejami Polski XII - XIII w. udawało się wydobywać istotne prawidłowości historycznego procesu. Można by zaryzykować twierdzenie, że w praktyce warsztatowej historyk szedł znacznie dalej niż w swej refleksji metodologicznej. Rozważania nasze doprowadziły nas chyba do sformułowania następujących wniosków: 1. Przedstawiciele dwóch pokoleń tzw. krakowskiej szkoły historycznej reprezentują w zakresie swej refleksji teoretycznej i historiozoficznej dwa różne stanowiska. O ile stanowisko W. Kalinki i J. Szujskiego jest w tym względzie antypozytywistyczne, o tyle pozytywistycznym nazwać by można stanowiska: maksyma-listyczne M. Bobrzyńskiego i minimalistyczne S. Smółki. 2. Reakcja na prąd pozytywistyczny w historii u wszystkich historyków tzw. szkoły krakowskiej, niezależnie od wspomnianych zasadniczych różnic, ogniskuje się wokół problematyki determinizmu i praw dziejowych. Niewzruszalnym kanonem jest dla wszystkich — także niezależnie od różnych postaw filozoficznych i koncepcji historiozoficznych — wolna wola. Pod 22» 339 tym względem różnica zachodzi jedynie ze skrajnymi młodymi „bucklistami" warszawskimi lat sześćdziesiątych XIX w., podobieństwo zaś z przedstawicielami tzw. pozytywistycznej szkoły warszawskiej. 3. Zdanie o pozytywistycznym charakterze historiografii tzw. krakowskiej szkoły historycznej jest zbyt ogólne, by mogło być w pełni prawdziwe. Można jedynie powiedzieć, że pozytywistycznym warsztatem badawczym posługują się — po części J. Szujski, w pełni M. Bobrzyński i S. Smółka, wątpliwe jednak, czy można by to z całą pewnością powiedzieć o W. Kalince. IX. MIEJSCE OŚRODKA WARSZAWSKIEGO W HISTORIOGRAFII POLSKIEJ MIĘDZYWOJENNEGO DWUDZIESTOLECIA. PRÓBA CHARAKTERYSTYKI Warszawa, będąc przed pierwszą wojną światową białą plamą na mapie naukowej świata, przed wybuchem drugiej wojny światowej była znanym i uznanym ośrodkiem nauki. Tak brzmi wniosek, do jakiego doszła Emilia Borecka, autorka interesującego studium o rozwoju nauki w środowisku warszawskim w latach 1918-19391. Twierdzenie to nasuwa jednak przynajmniej dwie refleksje. Po pierwsze, autorka przyjęła za jego podstawę obszerny materiał, dotyczący nauk niehuma-nistycznych, a to w związku z przyjętym przez siebie kryterium wkładu w naukę światową. Posługiwanie się tym kryterium w badaniach nad historią nauki jest jednak niezmiernie trudne i o ile historykowi udaje się nieraz uchwycić ów „wkład" w tych dyscyplinach, w których liczy się on bezpośrednio, jak np. w matematyce, fizyce, chemii, biologii itd., gdzie każda wybitna praca eo ipso wchodzi do nauki światowej, o tyle poza możliwością jego precyzyjnego zmierzenia pozostaje wciąż szeroki obszar nauk humanistycznych, z których jakże wiele wnosi swą cząstkę do światowego dorobku nie bezpośrednio, lecz pośrednio, przez swe miejsce w nauce i kulturze ogólnonarodowej. Stąd też, jeśli pragniemy zastanowić się nad Warszawą jako ośrodkiem rozwoju historiografii, winniśmy 1 E. Borecka, Próba oceny rozwoju nauki w środowisku warszawskim (1918 -1939), [w:] Warszawa II Rzeczypospolitej, t. I, Warszawa 1968, s. 459. 341 spojrzeć nań przede wszystkim z perspektywy ogólnopolskiej. Winniśmy tak uczynić dlatego, że nowoczesna historiografia polska, zarówno w XIX w., jak w XX w., w jeszcze większym stopniu niż w innych krajach europejskich stanowiła służbę narodową. Jak mówił świadek i historyk tamtych czasów, „najgłów-niejszą tarczą, przeciw której zwróconymi były ze strony wrogów polskości celowe pociski, stała się historia Polski" 2. Drugie spostrzeżenie wynika z pierwszego. Ogólnoświatowa perspektywa, z jakiej autorka wspomnianej rozprawy starała się spojrzeć na warszawski ośrodek naukowy, warunkowała wypowiedziane przez nią twierdzenie, stanowiące jak gdyby rozwinięcie zdania przytoczonego na wstępie: „Nominacji na ośrodek naukowy Warszawa nie zdobyła sobie ani w w. XVIII, ani w w. XIX, na rangę tę zasłużyła sobie dopiero w dwudziestoleciu międzywojennym". Mimo że za takim ujęciem opowiedział się J. Bernal, z punktu widzenia historyka historiografii wypada nam przynajmniej w części zakwestionować słuszność tego sformułowania. Nie tylko można wszak mówić o warszawskim ośrodku historiograficznym w czasach stanisławowskich, w okresie romantyzmu czy wreszcie pozytywizmu, lecz także wolno, jak się zdaje, podkreślić jego prymat w skali ogólnopolskiej — niewątpliwy w końcu XVIII w. (krąg Obiadów Czwartkowych), dyskusyjny w początkach XIX stulecia w związku z rolą, jaką, wprawdzie przejściowo, miało w historiografii polskiej odegrać Wilno, znowu wyraźny po przybyciu Joachima Lelewela do Warszawy, aż do powstania listopadowego. Badania Jerzego Maternickiego rzuciły ostatnio nowe 2 A. Kraushar, Rozwój dziejopisarstwa nowoczesnego polskiego, Warszawa 1928, s. 7. ' 342 światło na warszawskie środowisko historyczne w okresie międzypowstaniowym wskazując, że dotychczasowa historiografia zbyt jednostronnie oceniała rolę Warszawy w polskiej nauce historycznej tego czasu 3. Działała tu spora grupa uczonych, z najgłośniejszymi: Wacławem Aleksandrem Maciejowskim i Julianem Barto-szewiczem na czele, której dorobek nie tylko może być porównywany z tym wszystkim, co współcześnie działo się w innych zaborach, ale w niektórych dziedzinach wysuwa się zdecydowanie na czoło ówczesnej historio- „ graf ii polskiej. Powiedzmy wyraźniej: w połowie lat sześćdziesiątych bardzo niewielu historyków polskich mogło się pochwalić dorobkiem, który mógłby się równać z tym, co osiągnęli już dwaj wspomniani historycy i niebezpodstawnie uważano wówczas, że Bartoszewicz może konkurować do miana najwybitniejszego dziejo-pisa polskiego. Jego ambicji do objęcia nowo utworzonej katedry historii polskiej w Uniwersytecie Jagiellońskim nie należy uważać za wygórowaną. Porównanie dwóch spisów dorobku — Józefa Szujskiego i Juliana Bartoszewicza — pochodzących z tego samego czasu, wykazuje 4, że bagaż historiograficzny, którym dysponował historyk warszawski, był znacznie cięższy od tego, który wnosił Szujski. Cóż, kiedy ów dorobek Bartoszewicza był niezmiernie rozproszony i mimo zbiorowej edycji pism, opracowanej przez jego syna Kazimierza, nigdy nie został nawet porządnie zestawiony! Do wydania zbiorowego nie weszło wiele najważniejszych prac uczonego. 3 J. Maternicki, Warszawskie środowisko historyczne 1832 -1869, Warszawa 1970. 4 Bibliografię prac Szujskiego do 1869 r. por. H. Barycz, Wśród gawędziarzy, pamiętnikarzy i uczonych galicyjskich, t. II, Kraków 1963, s. 115 - 116; bibliografia prac J. Bartoszewicza: rkps APŁ, Archiwum J. i K. Bartoszewiczów, nr 907. 343 Nie dorobek naukowy, ale inne względy zaważyły, jak wiadomo, na tym, że katedra krakowska przypadła Szujskiemu. Dopiero jako profesor rozwinął on naj-czynniejszą działalność naukową. Pamiętajmy, że rozkwit krakowskiego ośrodka historycznego wyznaczają daty ukazania się nie tylko wczesnej syntezy Szujskie-go (drukowanej we Lwowie 1862 -1866), lecz przede wszystkim dzieł Waleriana Kalinki (Ostatnie lata panowania Stanisława Augusta, 2 t., 1868; Sejm Czteroletni, 3 t., 1880 - 1888), późniejszych prac Szujskiego, wreszcie syntezy Michała Dobrzyńskiego (Dzieje Polski w zarysie, 1879) oraz wielka seria publikacji źródłowych Akademii Umiejętności, przypadająca na początek lat siedemdziesiątych. Rozkwit ośrodka lwowskiego, który przejmie po Krakowie rolę czołowego ośrodka historiografii polskiej, przypadnie na czas nieco późniejszy. Nie można odmówić ogólnopolskiego znaczenia tzw. warszawskiej pozytywistycznej szkole historycznej, konkurentce dziejopisów podwawelskich, i to rywalce wcale nie tak słabej, jakby się tego można spodziewać, gdyby na historiografię tego czasu spoglądać z punktu widzenia jej form organizacyjnych, chociaż późniejszej o lat kilkanaście od kierunku krakowskiego. Wkład ośrodka warszawskiego w historiografię polską tego czasu jest bez najmniejszej wątpliwości bardzo doniosły 5. Z tych to względów wolałbym mówić — tak, jak to czynił swego czasu Stanisław Rychliński — nie tyle o uzyskaniu, ile lepiej o odzyskaniu przez stolicę czołowego stanowiska w zakresie nauki historycznej w Polsce w okresie II Rzeczypospolitej 6. 5 Por. M. H. Serejski, Przeszłość a teraźniejszość. Szkice i studia historiograficzne, Wrocław - Warszawa - Kraków 1965, s. 139 nn. 6 S. Rychliński, Warszawa jako stolica Polski, Warszawa 1936, s. .126. 344 Prymat Galicji w zakresie historiografii w drugiej połowie XIX w. nie ulega wątpliwości, choć nie oznacza to, by wolno nam było go przeceniać kosztem niedostrzegania ośrodka warszawskiego. W założonym w 1886 r. Towarzystwie Historycznym trzy czwarte członków pochodziło ze Lwowa, pozostali zaś z innych miast galicyjskich: „Uczestników z innych zaborów zrazu wcale nie było, dopiero później można ich było, tak jak Polaków pozakrajowych, policzyć na palcach". W pierwszym okresie swej działalności — do 1900 r. — do Towarzystwa należało zaledwie 9 członków z zaboru rosyjskiego7. „Kwartalnik Historyczny" miał początkowo — mimo wszystkich wysiłków — charakter przynajmniej częściowo regionalny8. Współpraca pisma z autofami warszawskimi nie zawsze układała się najlepiej, i to nie tylko ze względu na trudności obiektywne pozyskania piór spoza kordonu, lecz także niekiedy i ze względu na postawę redakcji. Świadczy o tym gorzkie zdanie Tadeusza Korzona, stałego współpracownika „Kwartalnika", który żalił się: „Za miłosne moje afekty «Kwartalnik» nie płaci mi wzajemnością, kiedy nie daje recenzji prac moich, ani Stanisława Augusta, ani Doli i niedoli" 9. Podjęta w 1902 r. próba uzyskania dla pisma recenzentów z Warszawy — mimo zabiegów uczynnego T. Korzona — zakończyła się całkowitym fiaskiem. Stan taki istniał w praktyce aż do 1918 r. Warszawski ośrodek historyczny działał w drugiej 7 F. Papee, Towarzystwo Historyczne 1886 - 1900, „Kwartalnik Historyczny", t. 51, 1937, s. 7. 8 K. Sreniowska, Uwagi o nauce historycznej polskiej w latach 1887 - 1900 w świetle „Kwartalnika Historycznego", „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 15, 1960, s. 153 - 163. 9 E. Barwiński, Towarzystwo Historyczne 1901 - 1914, „Kwartalnik Historyczny", t. 51, 1937, s. 30. 345 połowie XIX stulecia w niezmiernie trudnych warunkach i chociaż nie był na uboczu twórczości dziejo-pisarskiej, pozostawał na nim, jeśli chodzi o udział w życiu organizacyjnym historiografii polskiej. Ilustrują to dane dotyczące uczestnictwa historyków warszawskich w kolejnych zjazdach historyków polskich. I tak na I Zjazd „Długoszowy" (Kraków 1880), w którym wzięło udział 116 osób, z Warszawy zaproszono jedynie 5 osób, z których przybyły tylko dwie (Aleksander Rembowski i Ernest Sulimczyk-Swieżawski)10. Na II Zjazd (Lwów 1890) przybyło ogółem 160 uczestników, w tym ze Lwowa 75, z Krakowa 31, aż Warszawy już 11. Trzej historycy warszawscy — Aleksander Ja-błonowski, Tadeusz Korzon i Aleksander Rembowski — przedstawili swe referaty: lwowscy historycy dostarczyli referatów 9, krakowscy 12li. W istotny sposób zwiększył się udział reprezentantów Warszawy na kolejnym III Zjeździe (Kraków 1900). Na 215 uczestników obrad 78 pochodziło z Krakowa, 56 ze Lwowa, z Warszawy zaś przybyło aż 28 osób, z czego większość stanowili jednak niehistorycy. Z Krakowa dostarczono 17 referatów, Lwów dał aż 26, Warszawa zgłosiła ich 5, jednak podczas obrad wygłoszono jedynie trzy: Krzysztofa Chamca, Aleksandra Jabłonowskiego i Jana Karło-wicza — bowiem z powodu nieobecności prelegenta spadły z porządku obrad dwa referaty zgłoszone przez Piotra Chmielowskiego 12. Zjazd krakowski 1900 r. wykazał tedy z jednej strony, że Warszawa pragnie brać 10 Pamiętnik I Zjazdu Historycznego Polskiego im. Jana Długosza [w:] Scriptores Rerum Polonicarum, t. VI, Kraków 1881, s. 2, 153-154. 11 Pamiętnik II Zjazdu Historyków Polskich, t. II, Lwów 1890, s. 189 - 192. 12 Pamiętnik III Zjazdu Historyków Polskich, t. II, Kraków 1901, s. 149 - 154. 346 żywszy niż dotychczas udział w naukowo-organizacyj-nym życiu historiografii krajowej, z drugiej zaś, że prymat w dziedzinie nauki historycznej po Krakowie poczyna powoli przejmować ośrodek lwowski. Warszawski ośrodek historyczny u progu odzyskania niepodległości nie startował z próżni. Według obliczeń J. Maternickiego w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybuch I wojny światowej mieszkało w Warszawie blisko 40 historyków, z których intensywniejsze badania prowadziło „nie więcej jak 20" 13. Trzon środowiska stanowiła grupa historyków starszej generacji, tych, których najświetniejsze lata już minęły, pracujących w odosobnieniu, częstokroć w niezmiernie trudnych warunkach. Wymieńmy najważniejszych z nich: Aleksander Jabłonowski (ur. 1829), Stanisław Krzemiński (ur. 1839), Tadeusz Korzon (ur. 1839), Aleksander Kraushar (ur. 1842), Józef Bieliński (ur. 1848), Edward Bogusławski (ur. 1848), Ernest Sulimczyk-Swieżawski (ur. 1848), Karol Dunin (ur. 1850), Samuel Dickstein (ur. 1851), Władysław Smoleński (ur. 1851), Tadeusz Wierzbowski (ur. 1853). Nie żyli już ani Józef Kazimierz Plebański (zm. 1897), ani Adolf Pawiński (zm. 1896), zmarł Stosław Laguna (1900). Niedługo przed I wojną odeszli Aleksander Rembowski (1906), Stanisław Krzemiński (1913) i Aleksander Jabłonowski (1913), niebawem zaś Edward Bogusławski (1917), Tadeusz Korzon (1918), młody Ignacy Tadeusz Baranowski (1917) i od dawna już milczący Ernest Sulimczyk-Swieżawski (1919). Młodych było zrazu stosunkowo niewielu, a do takiego stanu rzeczy przyczyniła się okoliczność, że na przełomie XIX i XX w. grupa historyków średniej i młodszej generacji (Szy- 13 J. Maternicki, Warszawskie środowisko historyczne (1914 -1918) [w:] Studia Warszawskie, t. VI, Warszawa 1970, s. 109 -162. Cytuję według maszynopisu szerszej wersji rozprawy. 347 mon Askenazy, Władysław Konopczyński, Wacław Tokarz i inni) wyemigrowała z Warszawy, znajdując lepsze warunki do pracy na terenie Galicji. Sytuacja ta poczęła się zmieniać zwłaszcza po rewolucji 1905 r. „Młodzi adepci historii z terenu Królestwa po odbyciu studiów historycznych w Galicji czy na uniwersytetach obcych powracali teraz do Warszawy i na ogół znajdowali w niej miejsce dla siebie. A była to grupa stosunkowo liczna, przepojona energią, dobrze zorientowana w tendencjach rozwojowych nauki, zasobna w wiele nowatorskich pomysłów, należycie wyszkolona pod względem warsztatowym" u. Tak charakterystyczne dla warszawskiej szkoły po-zytywistycżniej badania nad instytucjami XVI - XVII w. oraz epoką rozbiorową poczynają być teraz majoryzo-wane przez nowe kierunki zainteresowań naukowych. Oprócz tradycyjnej dyscypliny, jak zaniebana po zgonie Stosława Laguny mediewistyka warszawska, którą ożywiają teraz Stanisław Kętrzyński, Marceli Handelsman, Jan Karol Kochanowski, Kazimierz Ty-mieniecki, Witold Kamieniecki, Kazimierz Wachowski, rozwijać się będą zwłaszcza badania nad okresem po-rozbiorowym, co dokonywało się w związku z aktywnością M. Handelsmana, grona uczniów Szymona Aske-nazego (Włodzimierz Dzwonkowski, Natalia Gąsiorow-ska, Janusz Iwaszkiewicz, Henryk Mościcki), reprezentujących tę szkołę historyczną, która w zmienionych warunkach politycznych „przywracała łączność między przeszłością a współczesnością polityki polskiej" (Michał Sokolnicki)15. Taki skład osobowy środowiska miał duże znaczenie dla kształtowania się jego nowego oblicza. Epigoni war- 14 Ibidem. 15 J. Dutkiewicz, Szymon Askenazy i jego szkolą, Warszawa 1958, s. 191. 348 szawskiej szkoły pozytywistycznej — z wyjątkiem może W. Smoleńskiego — choć nie skorzy do akceptowania ugody, nie byli zbyt podatni na oddziaływanie nowych prądów politycznych i społecznych, które napawały ich obawami. Młodsi — choć pod względem orientacji politycznej reprezentowali bardzo rozbieżne stanowiska — „bardziej optymistycznie patrzą w przyszłość i w związku z tym postulują rewizję zapatrywań tzw. szkoły krakowskiej" le. Nie jest więc przypadkiem, że skrajna w swym optymizmie rewizja zastanych sądów, jaką podjął Józef Siemieński, nie tylko pod względem chronologicznym wyprzedziła apologetyzm Antoniego Chołoniewskiego; nie jest też sprawą indywidualnej tylko ewolucji poglądów droga J. K. Kochanowskiego od zapatrywań bliskich szkole krakowskiej do obleczonego w psychologistyczną szatę optymizmu. Zelżenie nacisku władz rosyjskich umożliwiło historykom warszawskim powołanie do życia w 1905 r. „Przeglądu Historycznego", pisma, które od samego początku postawiło sobie ambitne cele i programowo odcięło się od tendencji erudycjonistyczno-przyczynkar-skich, które brały coraz wyraźniej górę w „Kwartalniku Historycznym" 17 Zainicjowane jeszcze w 1903 r. starania o założenie w Warszawie Towarzystwa Historycznego imienia J. Lelewela, wówczas nie zrealizowane, ponowione po rewolucji 1905 r., doprowadziły do utworzenia Towarzystwa Miłośników Historii, którego statut został zatwierdzony 28 września 1906 r. Członków założycieli TMH było 179, a pierwszym jego przewodniczącym został Aleksander Jabłonowski. W 1911 r. godność tę objął Aleksander Kraushar, który piastował ją przez lat dwadzieścia. Jeszcze w okresie przed 16 J. Maternicki, op. cit. 17 Por. M. H. Serejski (wyd.), Historycy o historii, t. I, Warszawa 1963, s. 410, 480-484. 349 I wojną światową TMH oprócz wydawania „Przeglądu Historycznego" podjęło publikację „Biblioteki Historycznej", nazwanej imieniem T. Korzona, i w latach, 1911 - 1918 ogłosiło w niej 17 tomów. W 1912 r. stan liczebny TMH wynosił już 250 osób 18. Od 1905 r. rozwijało ożywioną działalność Towarzystwo Wyższych Kursów Naukowych, namiastka polskiej wyższej uczelni. Wśród organizatorów Towarzystwa odnajdziemy nazwiska takich historyków, jak Tadeusz Korzon, Aleksander Kraushar, Ludwik Krzywicki i Władysław Smoleński. Utworzony w połowie 1906 r. Wydział Humanistyczny tej uczelni — zrazu pod inną nazwą — na którego czele stanął najpierw T. Korzon (po roku ustąpił), zgromadził wśród swych wykładowców całą plejadę historyków warszawskich. W okresie do końca roku akademickiego 1915-1916 wykładali tutaj dłużej lub krócej następujący historycy: Ignacy Tadeusz Baranowski, Józef Bojasiński, Marceli Han-delsman, Janusz Iwaszkiewicz, Jan Jakubowski, Stanisław Kętrzyński, Władysław Konopczyński, Tadeusz Korzon, Michał Kreczmar, Ludwik Krzywicki, Henryk Mościcki, Ignacy Radliński, Józef Siemieński, Michał Sokolnicki, Kazimierz Tymieniecki19. 18 Ustawa Towarzystwa Miłośników Historii w Warszawie, Warszawa 1906, ss. 8; I. Chrzanowski, Towarzystwo Miłośników Historii w Warszawie, „Książka", t. 7, 1907, s. 89 - 92; H. Szwan-kowska, Towarzystwo Miłośników Historii. Z kroniki 60-lecia, „Przegląd Historyczny, t. 57, 1966, s. 528 - 537; T. Manteuffel — M. H. Serejski, Polskie Towarzystwo Historyczne 1886 -1956, „Przegląd Historyczny", t. 48, 1957, s. 9 nn.; 11 nn.; K. Tysz-kowski, Polskie Towarzystwo Historyczne 1925 - 1936, „Kwartalnik Historyczny", t. 51, 1937, s. 117. 19 Dziesięciolecie Wolnej Wszechnicy Polskiej — Towarzystwo Kursów Naukowych. Sprawozdanie z działalności Towarzystwa Kursów Naukowych 1906 -1916, Warszawa 1917, s. 3 n., 29, 125 n., 128 n., 131 n. 350 Dnia l marca 1907 r. władze zatwierdziły powołanie do życia Towarzystwa Naukowego Warszawskiego. Wśród założycieli TNW spotykamy także wybitnych historyków, takich jak A. Jabłonowski, W. Smoleński i T. Wierzbowski. Historia mieściła się w TNW w ramach wydziału II „Nauk antropologicznych, społecznych, historii i filozofii", którego pierwszym prezesem został A. Jabłonowski. Już w 1913 r. z inicjatywy M. Handelsmana powołano do życia Gabinet Nauk Historycznych TNW (kierownik: M. Handelsman, asystent: Antoni Rybarski), placówkę niezmiernie zasłużoną dla przyszłego rozwoju nauki historycznej w stolicy 20. Wydatną pomoc w organizowaniu życia naukowego warszawskiego środowiska historycznego niosła istniejąca od 1881 r. Kasa im. J. Mianowskiego, popierająca materialnie podejmowane inicjatywy21. Wprawdzie nadal warunki pracy naukowej były trudniejsze niż w Galicji, niemniej jednak już przed I wojną światową sytuacja powoli poczynała się zmieniać na lepsze. Pomimo zamknięcia — w praktyce — archiwów, ze zbiorów Archiwum Głównego w okresie dyrekcji T. Wierz-bowskiego korzystało bezpośrednio lub pośrednio (drogą kwerendy) ponad 40 historyków polskich, jak to wyka- 20 Ustawa Towarzystwa Naukowego Warszawskiego, Warszawa b. d., ss. 29; B. Nawroczyński, Towarzystwo Naukowe Warszawskie. Materiały do jego dziejów 1907 - 1950, Warszawa 1950, s. 16 n., 27, 40, 62 n., 83; Towarzystwo Naukowe Warszawskie. Posiedzenie doroczne w dniu 23 listopada 1947 roku w 40-lecie założenia TNW, Warszawa 1948, s. 3 n.; M. Handelsman, Towarzystwo Naukowe Warszawskie 1907-1932 [w:] Towarzystwo Naukowe Warszawskie, Warszawa 1932, s. 59 - 72. 21 Z. Szweykowski, Zarys historii Kasy im. Mianowskiego, „Nauka Polska", t. 15, 1932, s. l - 202; B. Ziffer, Poland. History and Historians, New York 1952, s. 101 - 103. 351 zał niedawno Adam Stebelski 22. Prawdziwym warsztatem pracy badawczej — oprócz wspomnianego już Gabinetu Nauk Historycznych — były zwłaszcza biblioteki — Ordynacji Krasińskich, gdzie „bibliotekarzem" był w latach 1886-1901 Aleksander Rembowski, od l września 1904 r. zaś S. Kętrzyński, po którym od 1911 r. obowiązki kierownicze sprawował I. T. Bara-nowski23, oraz Biblioteka Ordynacji Zamojskiej, kierowana w latach 1897 - 1918 przez T. Korzona, który „widział w niej [...] przede wszystkim warsztat swej pracy" i pod tym kątem uzupełniał zbiory24. I wojna światowa stanowiła poważny wstrząs dla warszawskiego środowiska historycznego. Uległo ono w znacznej swej części rozproszeniu, wielu historyków odeszło od pracy naukowej, trudności egzystencji walczyły o lepsze z uciążliwością badań, działalność wydawnicza skurczyła się do minimalnych wymiarów25. W okresie rządów rosyjskich pewną swobodą działania mogli się cieszyć tylko zwolennicy orientacji prorosyj-skiej, z których jedynie T. Korzon dał publiczny wyraz swym przekonaniom, z entuzjazmem witając odezwę 22 A. Stebelski, Archiwum Główne Akt Dawnych za dyrekcji Teodora Wierzbowskiego 1897 -1919 [w:] Księga Pamiątkowa 150-lecia Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie, Warszawa 1958, s. 78 nn.; por. K. Konarski, Archiwum Akt Dawnych w Warszawie. Jego dzieje, zawartość i zagłada, „Archeion", t. 25, 1956, s. 281 - 308. 23 [I. T. Baranowski], Biblioteka Ordynacji Krasińskich w Warszawie, Warszawa 1917, ss. 46; J. Muczkowski, Biblioteka Ordynacji Krasińskich w latach 1884 -1930, Warszawa 1930, s. 9 nn.; H. Delimat, Ignacy Tadeusz Baranowski, „Bibliotekarz", 1967, nr 11 - 12. 24 B. Horodyski, Zarys dziejów Biblioteki Ordynacji Zamojskiej. Studia nad książką poświęcone pamięci K. Piekarskiego, Wrocław 1951, s. 329 - 330. 26 J. Maternicki, op. cit. 352 w. ks. Mikołaja Mikołajewicza. Historycy średniego i młodszego pokolenia, ze starszych zaś W. Smoleński, stawiali w większości — jak stwierdza J. Maternicki — na państwa centralne, niektórzy zaś włączyli się do ruchu niepodległościowego 26. Warszawskie środowisko naukowe miało dość sił, aby jeszcze w czasie zawieruchy wojennej, niebawem, po ustąpieniu okupacji niemieckiej miasta, podjąć trud odnowy polskiego Uniwersytetu Warszawskiego (1915), który od pierwszej chwili swego istnienia miał się stać poważnym ośrodkiem nauki historycznej. Praca miejscowych inicjatorów zmierzała w dwóch kierunkach: 1) aby pozyskać dla uczelni możliwie wielu specjalistów, w tym także z innych ośrodków, oraz aby 2) przystąpić natychmiast do wychowania własnej kadry naukowej. Statut nadany uczelni w 1915 r. powoływał do życia Wydział Filozoficzny, na którym znalazła swe miejsce historia; w statucie z 1916 r. przyłączono doń istniejący uprzednio Wydział Matematyczno-Przyrodni-czy. Wśród pierwszych wykładowców (tzw. „wykładających") historii znaleźli się: Michał Kreczmar, Kazimierz Tymieniecki, Marceli Handelsman, Kazimierz Konarski. Względy polityczne uniemożliwiły powołanie do uczelni historyków o bardziej wyraźnej postawie antyniemieckiej. Z historyków miejscowych odmówił współpracy z uczelnią W. Smoleński, który na posiedzeniu sekcji Szkół Wyższych powołanej 7 października 1915 r. przez Wydział Oświecenia, oświadczył m. in., że „profesor przyjmujący nominację z ręki niemieckiej i pensję, uznawałby państwowość niemiecką, miałby charakter urzędnika niemieckiego"27. Podobne stano- 26 Ibidem. 27 M. H. Serejski, wstęp do: W. Smoleński, Szkoły historyczne w Polsce, Wrocław 1952, s. XLVI. 1 — Grabski — Orientacje... 353 wisko w stosunku do tworzonego za zezwoleniem pruskich władz okupacyjnych Uniwersytetu zajął J. K. Kochanowski. Wybrany 13 października 1915 r. na pierwszego dziekana Wydziału, obejmującego nauki historii, filologię i filozofię, już 25 tego miesiąca zrzekł się tej godności i do grona nauczającego Uniwersytetu wszedł, podobnie jak W. Smoleński, dopiero w Polsce Odrodzonej. Pośród pierwszych (do 1920 r.) wykładowców i profesorów warszawskiej uczelni znaleźli się oprócz sił miejscowych — historyków mieszkających w Warszawie, także i przybysze z innych ośrodków, pozyskani z Krakowa Franciszek Bujak i Oskar Halecki, czy przybyły ze Lwowa Bronisław Dembiński, by nie wymieniać osób, które przybyły na UW dopiero po roku 1920 28. Oprócz przybywania nowych sił naukowych do stolicy (wspomnieć tu należy, że znaczna liczba historyków przybyła tu nie tyle w charakterze uczonych, ile jako urzędnicy państwowi, wojskowi i działacze polityczni; z czasem część ich zasilić miała warszawskie uczelnie i ośrodki badawcze), możemy jednak w tym czasie zaobserwować także i zjawisko odwrotne, mianowicie odchodzenia niektórych, nawet świeżo pozyskanych historyków, do innych ośrodków naukowych. I tak np. przybyły niedawno B. Dembiński przeniósł się w 1923 r. do Poznania, gdzie już od trzech lat bawił warszawiak K. Tymieniecki, pozyskany dla stolicy F. Bujak, w 1920 r. przeniósł się do Lwowa. Wydaje się jednak, że ów exodus był bez porównania mniej liczny niż proces; przybywania nowych sił do stolicy. W zakresie wychowywania własnej kadry naukowej warszawska uczelnia mogła się rychło pochwalić znacz- *s T. Manteuffel, Uniwersytet Warszawski w latach 1915116 -1934/35, Kronika, Warszawa 1936, s. 156 - 212. 354 nynii sukcesami. Od roku akademickiego 1915 -1916 istniało tu Seminarium Historyczne, które stanowiło swego rodzaju wspólny warsztat dla wszystkich profesorów historii. W roku akademickim 1930 - 1931 można już było powołać do życia Instytut Historyczny,, stanowiący federację seminariów, na którego czele stanął M. Handelsman. W skład Instytutu weszły seminaria: — Historii starożytnej (Tadeusz Wałek-Czernecki), — Historii Polski wieków średnich (Jan Karol Kochanowski; od 1934 r. Stanisław Kętrzyński), — Historii Polski nowożytnej (do 1926 r. Władysław Smoleński, od 1928 r. Wacław Tokarz), — Historii powszechnej (Marceli Handelsman), — Historii Europy Wschodniej (Oskar Halecki), — Historii gospodarczo-społecznej i geografii historycznej (od 1928 Stanisław Arnold), — Historii Ukrainy (od 1929 Miron Korduba)29. Już 18 czerwca 1920 r. odbyła się pierwsza promocja doktorska historyków, wychowanków M. Handelsmana: Stanisława Arnolda i Wincentego Gorzyckiego. W okresie międzywojennym kilkanaście osób uzyskało na UW habilitację z różnych dziedzin historii, sarn zaś M. Handelsman wychował kilkudziesięciu doktorów. Drugie wydanie swej Historyki (1928) uczony podpisywał do druku w dniu, w którym pięćdziesiąty jego uczeń zdawał egzamin doktorski. Z warszawskiego ośrodka historycznego wyszła po I wojnie światowej inicjatywa nadania polskiej nauce 29 Ibidem, s. 183 -186. Por. o niektórych wymienionych historykach: T. Manteuffel, J. Kor-win-Kochanowski; „Rocznik Towarzystwa Naukowego Warszawskiego", t. 42,1949, s. 185 - 187; A. Gieysztor, Stanisław Kętrzyński, „Przegląd Historyczny", t. 41, 1950, s. 7-8; Jubileusz prof. S, Kętrzyńskiego, ibidem; t. 38, 1948, s. 383 - 387; H. Jabłoński, Siederndziesięciolecie prof. S. Arnolda, „Kwartalnik Historyczny", t. 73, 1966, s. 505-506. 23* 355: historycznej nowych ram organizacyjnych. W dniach 11 i 12 kwietnia 1920 r. odbyła się w stolicy Konferencja w Sprawie Organizacji Nauki Historycznej w Polsce, której patronowała Kasa im. J. Mianowskiego; podczas konferencji tej rozważano sprawę zwołania powszechnego zjazdu (planowanego na rok 1920) i podjęto próbę zjednoczenia sił w ramach jednej organizacji naukowej. Obrady konferencji warszawskiej toczyły się w atmosferze przesadnego nieco optymizmu co do możliwości uzyskania środków od państwa, przeprowadzenia na szeroką skalę akcji inwentaryzacyjnej archiwaliów, rozwoju kontaktów z nauką obcą i powołania placówek zagranicznych itd. Jednym z na j żywię j dyskutowanych projektów był plan powołania ogólnopolskiego „Związku Polskich Instytutów Historycznych", czyli czegoś w rodzaju centralnego instytutu historycznego o zasięgu ogólnopolskim i charakterze nadrzędnym w stosunku do poszczególnych ośrodków. Jednakże nie tyle niezupełnie dojrzała jeszcze koncepcja samego instytutu, ile raczej — jak się wydaje — sprawa prestiżowa, mianowicie to, gdzie miałby on powstać, przesądziła o niezrealizowaniu projektu30. Z prognoz i wskazówek konferencji warszawskiej 1920 r. praktycznie nic nie zostało wprowadzone w życie, a przyczyniło się do tego walnie stanowisko historyków związanych z PAU, która — jak stwierdził w 1925 r. Władysław Konopczyński — „potraktowała obrady warszawskie pięćdziesięciu pracowników, reperezentujących kilkanaście zrzeszeń i organów — per non sunt" 31. Wa- 30 „Przegląd Historyczny';, t. 22, 1919-1920, s. 304-335; „Kwartalnik Historyczny", t. 51, 1937, s. 62 - 63, 90; M. H. Se-rejsfci (wyd.), Historycy o historii, t. II, Warszawa 1966, s. 510 n., 518 n. 81 M. H. Serejski, op. cit, t. II, s. 512. 356 runki polityczne sprawiły, że planowany zjazd historyków polskich nie odbył się 32, tak że pierwszym powojennym zjazdem miał być dopiero Zjazd poznański w 1925 r. Szybki awans warszawskiego środowiska historycznego do czołowej pozycji w kraju> jaki obserwujemy w okresie międzywojennego dwudziestolecia, szczególnie wymownie ilustrują dane dotyczące udziału historyków warszawskich w kolejnych Powszechnych Zjazdach Historyków Polskich. W trzech kolejnych zjazdach uczestniczyło osób: Rok Z Warszawy Ze Lwowa Z Krakowa Z Poznania Z Wilna Z Lublina 1925 96 67 48 67 13 5 1930 259 65 47 33 28 8 1935 106 40 32 20 40 8 M Powyższe zestawienie wskazuje zarówno na przewagę liczebną przedstawicieli środowiska warszawskiego na ogólnopolskich zjazdach historyków, jak również na zdecydowane umocnienie się środowiska lwowskiego na pozycji drugiej, podczas gdy Kraków — zajmujący miejsce trzecie — poczyna coraz wyraźniej konkurować z niewiele ustępującym mu Poznaniem niż z ośrodkiem lwowskim. Mamy tu chyba do czynienia ze zjawiskiem, które należałoby nazwać kryzysem 32 Jego materiały ogłoszono w: „Przegląd Historyczny ', t. 23, 1921, s. 95 - 115. 33 Pamiętnik IV Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich, t. II, Lwów 1927, s. 241 - 252; Pamiętnik V Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich, t. II, Lwów 1931, s. 399-406; Pamiętnik VI Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich, t. II, Lwów, 1936,s.471-477. .357 ogólnopolskiej pozycji krakowskiego środowiska historycznego, wciąż jeszcze wprawdzie silnego, ale mniej dynamicznego niż dawniej. Pogłębienie tego procesu daje się zauważyć w okresie międzywojennym. Innym przejawem tego samego zjawiska jest zaobserwowany przez W. Konopczyńskiego fakt „wypuszczenia kierownictwa" naukowego z rąk przez zasłużoną Komisję Historyczną PAU, mimo jej wzrostu liczebnego do stu członków34. Według obliczeń Haliny Winnickiej historycy warszawscy lub związani z Warszawą stanowili w latach 1900 - 1945 około 40% ogółu historyków polskich 35. Rolę organizacji, skupiającej wszystkie siły historyków polskich, odgrywało w okresie międzywojennym Polskie Towarzystko Historyczne. Po reorganizacji, w 1925 r. przystąpiło doń warszawskie TMH zachowując samodzielność organizacyjną jako stołeczny oddział PTH. Rychło TMH stało się — jak podkreślał Kazimierz Tyszkowski — „najsilniejszą placówką w Towarzystwie Historycznym"36. Mogło się ono pochwalić największą liczbą członków — w 1927/1928 r. liczba ich wzrosła ze 165 do 274, w 1932/1933 r. było ich 414, w 1936 r. — około 300, w 1938 r. — dokładnie 358, razem około jednej trzeciej ogółu członków PTH (których w 1939 r. było 1311 w dwunastu oddziałach). Silny oddział lwowski liczył przeciętnie 150 - 170 osób, najwięcej zaś w roku 1933/1934, mianowicie 194 37. Dla Warszawy zastrzeżone zostały sprawy międzynarodowych kontaktów polskiej nauki historycznej; de- 84 W. Konopczyński, Dzieje nauki historycznej w Polsce, „Przegląd Powszechny", t. 228, 1949, s. 147. 35 Wykonanych w związku z pracą nad kompendium dokumentacyjnym do historiografii polskiej XX w. 36 K. Tyszkowski, op. cit., s. 118. 37 Ibidem, s. 118; H. Szwankowska, op. cit., s. 528 - 537. 358 legatem do tych spraw był od 1925 r. Marceli Handels-man, który jednocześnie wraz z Bronisławem Dembiń-skim reprezentował Polskę w Międzynarodowym Komitecie Nauk Historycznych. Warszawski oddział PTH, czyli TMH, w okresie międzywojennym dysponował największą w stosunku do innych oddziałów liczbą sekcji specjalistycznych, których w 1936 r. było aż osiem. TMH niejednokrotnie zgłaszało inicjatywy o zasięgu ogólnopolskim, takie jak np. powołanie do życia przez Zarząd Główny periodyku „Wiadomości Histo-ryczno-Dydaktyczne" (1933) czy opracowanie zbiorowej publikacji pt. „Polska i jej sąsiedzi", mającej stanowić odpowiedź na niemieckie wydawnictwo propagandowe Deutschland und Polen (1933). Ten ostatni projekt nie doczekał się jednak realizacji38. Przez cały okres międzywojenny TMH patronowało „Przeglądowi Historycznemu", którego redakcję objęli w 1918 r. M. Handelsman i S. Kętrzyński, odbywało stałe posiedzenia naukowe (według obliczeń H. Szwan-kowskiej — rocznie połowę zebrań naukowych, jakie organizowano we wszystkich oddziałach PTH)39, kon-tynowało publikowanie „Biblioteki Historycznej im. T. Korzona" (w latach 1920 - 1939 ogłoszono 10 tomów). W wyniku rozłamu, zainicjowanego przez W. Tokarza, w 1939 r., z TMH wyłoniło się nowe Towarzystwo Przyjaciół Historii Warszawy. Żywa i wszechstronna działalność TMH nie obejmowała jednak wszystkich form aktywności warszawskiego środowiska historycznego w okresie międzywojennym. Nie należy zapominać o istnieniu katedr historycznych poza Uniwersytetem, na innych stołecznych uczelniach, a zwłaszcza o kierunku historycznym na 38 K. Tyszkowski, op. cit, s. 133 - 134; W. Konopczyński, op. cit., s. 154; B. Ziffer, op. cit., s. 56. 89 H. Szwankowska, passim. 359 Wolnej Wszechnicy Polskiej 40. Przy materialnym poparciu Kasy im. J. Mianowskiego w ramach Towarzystwa Naukowego Warszawskiego rozpoczęto wydawanie serii „Rozpraw Historycznych", których w latach 1921 - 1939 ukazało się 22 tomy (przy czym często tom obejmował więcej niż jedną pracę). Już w 1932 r. M. Handelsman mógł napisać, że „prawie cały dorobek środowiska naukowego warszawskiego, większe rozprawy profesorów szkół wyższych, najlepsze prace doktorskie i prawie wszystkie rozprawy habilitacyjne oraz część pracy archiwów skoncentrowane zostały przy Towarzystwie" 41. Nadal rozwijał się Gabinet Nauk Historycznych TNW kierowany przez M. Handelsmana; biblioteka Gabinetu liczyła w 1938 r. 3111 dzieł. W latach 1924 - 1939 w ramach wydawnictw TNW ukazało się 6 tomów czasopisma archeologicznego „Swiatowit". Wspomnijmy o niezrealizowanym planie opracowania w oparciu o Kasę im. J. Mianowskiego dziesięciotomo-wej zbiorowej syntezy historii Polski (1922), co można by uznać za inicjatywę będącą poprzednikiem Historii Polski opracowywanej oraz ogłaszanej od lat przez IH PAN po II wojnie światowej. W związku z uprzywilejowaną pozycją warszawskiego środowiska historycznego w zakresie kontaktów zagranicznych pozostaje jego rola organizacyjna na arenie międzynarodowej. Widomym tego wyrazem był udział delegacji polskich na kongresach — brukselskim w 1925 r., w Oslo w 1928 r. i w Zurichu w 1938 r. Miarą międzynarodowego uznania dla pozycji zajmowanej przez Warszawę w nauce historycznej świata było powierzenie jej zorganizowania w 1933 r. VII Międzynarodowego Kongresu Nauk Historycznych. 40 Por. Z. Skubała-Tokarska, Społeczna rola Wolnej Wszechnicy Polskiej, Wrocław - Warszawa - Kraków 1967. 41 M. Handelsman, Towarzystwo, s. 72. 360 Warszawa była miejscem spotkań historyków wielu krajów, dyskutujących nad specjalnymi zagadnieniami: w 1927 r. zorganizowano tu Konferencję Historyków Państw Europy Wschodniej i Słowiańszczyzny oraz powołano do życia odpowiednią organizację, Federację •Towarzystw Historycznych Europy Wschodniej, która poczęła wydawać swój własny biuletyn. Stołeczny charakter miasta warunkował podejmowanie tu coraz nowych inicjatyw, powoływanie do życia nowych instytucji czy innych placówek o charakterze historycznym i zasięgu ogólnokrajowym. Nie sposób tu pominąć sprawy powołania jeszcze przez Radę Regencyjną w 1918 r., następnie zaś przez Naczelnika Państwa w 1919 r. zwierzchniej władzy archiwalnej, podporządkowanej Ministerstwu Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, mianowicie Wydziału Archiwów Państwowych, który skupił grono historyków (Stefan Ehrenkreutz, Józef Paczkowski, Hipolit Łopa-ciński, Antoni Rybarski); centralne władze archiwalne przejmowały po kolei archiwa byłej Galicji (1919), dawnego zaboru pruskiego (1922), archiwa ziemi wileńskiej (1923), archiwum bydgoskie (1924) itd.42 Warszawa stała się więc prawdziwym centrum polskiej archiwistyki; tutaj też rozpoczęto wydawanie czasopisma fachowego „Archeion". Jeszcze w 1923 r. zorganizowane zostało według pro- 42 K. Kaczmarczyk, Działalność niemieckiego zarządu archiwalnego w Warszawie w latach 1915 - 1918, „Archiwum Komisji Historycznej", Seria II, t. I, Kraków 1923, s. 114-123; tenże, Nasze archiwa w latach 1901 - 1925, Poznań 1926, s. 5 nn.; A. Rybarski, Centralny Zarząd Archiwalny w Odrodzonej Rzeczypospolitej Polskiej [w:] Polskie Archiwa Państwowe, Warszawa 1927, s. 3 nn., 6 nn.; A. Stebelski, op. cit., s. 98 nn.; J. Karwa-sińska, Archiwum Główne Akt Dawnych w latach 1920 - 1939 [w:] Księga Pamiątkowa 150-lecia Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie, Warszawa 1958, s. 117 - 144. 361 jektu Mariana Kukiela Biuro Historyczne Sztabu Gene-neralnego, które rozpoczęło prace nad dziejami polskiej wojskowości czasów najnowszych. Przekształcone od 1927 r. w Wojskowe Biuro Historyczne, od 1929 r. dysponowało własnym organem o zasięgu ogólnopolskim, mianowicie „Przeglądem Wojskowo-Historycznym". W zakresie historii wojskowości Warszawa odegrała niewątpliwie rolę wiodącą w skali krajowej, nie tylko zresztą dzięki działalności wspomnianego Biura, lecz także aktywności badawczej i pedagogicznej Wacława Tokarza na Uniwersytecie *3. Stolica stała się także ogólnokrajowym ośrodkiem badania dziejów najnowszych. W 1923 r. utworzono tu Instytut Badania Najnowszej Historii Polski (później do pierwotnej nazwy dodano: J. Piłsudskiego)44, którego pierwszym prezesem został Leon Wasilewski45, twórca czasopisma historycznego ,,Niepodległość" (1929), poświęconego dziejom najnowszym. Tutaj powstało 43 M. Kukieł, Dzieje wojskowe, „Kwartalnik Historyczny", t. 51, 1937, s. 370 nn.; J. Skrzypek, Wojskowe Biuro Historyczne, „Niepodległość", t. 15, 1937, s. 141 - 143; A. Dereń, Z prac bibliograficznych Wojskowego Biura Historycznego, „Przegląd Historyczno-Wojskowy", t. 10, 1938, s. 141 - 147. 44 J. Skrzypek, Instytut Józefa Piłsudskiego, Poświęcony Ba-eianiu Najnowszej Historii Polski, „Niepodległość", t. 15, 1937, s. 138-141; T. Pelczarski, Instytut Badania Najnowszej Historii Polski. Zarys działalności (1923 - 1936), „Niepodległość", t. 20, 1939, s. l - 33; W. Lipiński, Die Organisation der Forschungen iiber die neueste Geschichte Polens, „Osteuropa", t. 12, 1936-1937, s. 503-511; W. Kiedrzyńska, Powstanie i rozwój Archiwum Instytutu Józefa Piłsudskiego, „Niepodległość", t. 20, 1939, s. 34 - 64. 45 W. Pobóg-Malinowski, Leon Wasilewski. Szkic biograficzny, „Niepodległość", t. 16, 1937, s. 11 - 106; H. Wereszycki, Leon Wasilewski jako historyk socjalizmu polskiego, ibidem, s. 180 -192; W. Lipiński, Leon Wasilewski jako organizator i badacz najnowszej historii Polski, ibidem, s. 164-179; M. Jakóbiec, S. p. Leon Wasilewski 1870 -1936, „Ruch Słowiański", t. 2, 362 także redagowane przez Adama Próchnika i Jana Cy-narskiego46 pismo „Kronika Ruchu Rewolucyjnego", zajmujące się specjalnie dziejami ruchu socjalistycznego (1935). Nie sposób wyliczać tu innych przejawów aktywności warszawskiego środowiska historycznego w okresie międzywojennym, czy to na polu organizacyjnym, czy w zakresie bardzo wyspecjalizowanych gałęzi nauki historycznej, takich jak np. historia Kościoła, bronioznawstwo itd., czy wreszcie w dziedzinie bibliotekarstwa i-td. Brak poważniejszych studiów nad historiografią polską w okresie II Rzeczypospolitej, zaś badań nad dziejami ośrodka warszawskiego w szczególności utrudnia dziś dokonanie na tym miejscu w pełni uargumento-wanej i źródłowo uzasadnionej oceny jego miejsca w polskiej nauce historycznej interesującego nas okresu. Można się pokusić jedynie o charakterystykę wstępną, którą niechybnie wypadnie później nieraz korygować. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że Warszawa wysunęła się wówczas na czoło w pewnych dziedzinach badań historycznych, takich mianowicie jak: 1937, nr l, s. 10 - 12; Ku czci Leona Wasilewskiego, Warszawa 1937, ss. 29; W. Pobóg-Malinowski, Bibliografia prac Leona Wasilewskiego, „Niepodległość", t. 16, 1937, s. 279 - 320. 46 Z. Marciniak, Adam Feliks Próchnik 1892 - 1942, „Z Pola Walki", 1958, s. 909 - 923; J. Marciniak, Bibliografia prac Adama Próchnika, ibidem, s. 923 - 949; H. Wereszycki, Adam Próchnik 1892 - 1943, „Kwartalnik Historyczny", t. 53, 1939 - 1945, s. 586 -591; M. Zawadka, Adam Próchnik historyk oraz działacz polityczny i społeczny, „Problemy", 1958, nr 12, s. 863 - 867; B. Leś-nodorski, Słowo wstępne do: A. Próchnik, Stronnictwa polityczne Wielkiej Rewolucji Francuskiej, Warszawa 1958, s. V-XII; Z. Marciniak, Oświatowa działalność Adama Próchnika, „Przegląd Historyczno-Oświatowy", 1960, nr 3, s. 9 - 48; A. Pachol-czykowa, Jan Cynarski - Krzesławski, „Z pola walki", 1966, nr 3, s. 143- 167, 363 1. Historia powszechna średniowieczna i nowożytna. Czołową rolę odgrywał tu M. Handelsman, wspaniały organizator nauki, badacz i wychowawca młodych uczonych, z którego imieniem wiąże się grupę uczonych określaną mianem jego szkoły 47. 2. Dzieje Polski XIX i XX w. 3. Historia wojskowości. Ta dziedzina badań historycznych wiąże się z działalnością M. Handelsmana i jego uczniów oraz przede wszystkim W. Tokarza i jego wychowanków 48, a także wielu historyków spoza środowiska Uniwersytetu. Poważne osiągnięcia miało też środowisko warszawskie w zakresie historii starożytnej, polskiego średnio- 47 T. Manteuffel, Marceli Handelsman, „Przegląd Historyczny", t. 36, 1946, s. 7-9; tenże, Marceli Handelsman jako nauczyciel, ibidem, s. 9-11; tenże, Rola Marcelego Handelsmana w życiu naukowym Warszawy, ibidem, t. 50, 1959, s. 4 -12; tenże, Marceli Handelsman na tle środowiska warszawskiego, „Mówią Wieki", 1963, nr l, s. l - 5; A. Gieysztor, posłowie do: M. Handelsman, Średniowiecze polskie i powszechne, Warszawa 1966, s. 349-371; Z. Kolankowski, Marcelego Handelsmana konspekt „Historii Polski 1864 -1914", „Przegląd Historyczny", t. 48, 1957, s. 111 - 114; J. Dutkiewicz, Marceli Handelsman jako historyk dyplomacji Hotelu Lambert, „Przegląd Historyczny", t. 50, 1959, s. 13 - 22; tenże, Marceli Handelsman jako badacz epoki napoleońskiej, „Przegląd Historyczny", t. 57, 1966, s. 512 -527; tenże, Seminarium Marcelego Handelsmana w świetle jego papierów, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 34, 1964, s. 133 - 161. 48 J. Feldman, Stanowisko Wacława Tokarza w historiografii polskiej, „Przegląd Współczesny", t. 65, 1938, s. 208 - 228; M. Kukieł, WacJau; Tokarz jako historyk wojskowości, ;Warsza-wa 1938, ss. 6; S. Kieniewicz, Wacław Tokarz, „Rocznik Towarzystwa Naukowego Warszawskiego", t. 31/38, 1938/1945, wyd. 1954, s. 261 - 262; H. Jabłoński, Wacław Tokarz jako historyk--regionalista, „Przegląd Historyczny", t. 57, 1966, s. 505-511; S. Herbst, przedmowa do: W. Tokarz, Rozprawy i szkice, t. I, Warszawa 1959, s. 5 - 25; W. Majewski, Kilka uwag o Wacławie 364 wiecza, w mniejszym stopniu badań nad XVI - XVIII stuleciami. Rozwijała się tutaj także historia krajów Europy Wschodniej, w mniejszym już stopniu historia gospodarcza (w tej ostatniej dziedzinie w okresie międzywojennym wyrosły silne ośrodki lwowski i poznański) 49. Wyrazem czołowej pozycji warszawskiego ośrodka w polskiej nauce historycznej w okresie międzywojennym jest fakt, iż w 1933 r. w stolicy ukazywała się prawie połowa — dokładnie 47,3% — wszystkich wydawnictw historycznych ogłaszanych w Pol- sce 50 Tokarzu jako historyku wojskowym, „Zeszyty Naukowe W,ojsko-wej Akademii Politycznej", nr 48, 1967, Seria Historyczna, nr 15, s. 157 - 163. 49 J. Topolski, Le developpement des recherches d'histoire economiąue en Pologne, „Studia Historiae Oeconomicae", t. l, 1966, s. 12 nn. 50 S. Rychliński, op. cit., s. 137. X. HISTORIA ŻYWA Historia jest najniebezpieczniejszym wytworem, jaki wyprodukowała chemia intelektu. Jej właściwości są dobrze znane. Ona to sprawiła marzenia, ona upaja ludy, tworzy im fałszywe pamiątki, przecenia nad miarę złudzenia, rozdrapuje stare rany, nęka w chwilach wytchnienia, wiedzie do obłędu wielkości bądź do manii prześladowczej i czyni narody zgorzkniałymi, pysznymi, nieznośnymi i próżnymi. Historia potwierdza wszystko, czego się pragnie. Nie naucza ona absolutnie niczego, bowiem zawiera w sobie wszystko i. daje przykłady na wszystko [...] W obecnym stanie świata niebezpieczeństwo, by dać się uwieść Historii, większe jest, niż było kiedykolwiek. Wyzwanie to, rzucone w 1931 r. przez Paul Yalery 1 dało świadectwo załamania się wiary intelektualisty w wartości zdawałoby się niewzruszalne — w historyzm jako podstawę wizji świata i w Historię, tę, która wyniesiona na piedestał nauki „umiejętnej" i „obiektywnej" miała być „świadkiem czasów, zwierciadłem prawdy, żywą pamięcią, mistrzynią życia i zwiastunką starożytności". Tym właśnie słowom Cycerona, od stuleci powtarzanym przez pokolenia myślicieli, zaprzeczył obserwator postronny otaczającego go świata, pisarz a nie historyk i — wydał wyrok skazujący. Cóż to jest owo „historyczne doświadczenie"? „Co oznacza to «doświadczenie», którego niepodobna skontrolować ani powtórzyć, którego komponenty umykają naszemu ścisłemu poznaniu, w którym — skoro omlet został zjedzony — nie dane będzie nam poznać, czy błąd 1 P. Yalery, Regards sur le monde actuel, Paris 1931, s. 63 - 64. 366 był w pracy kucharki, czy w piecu, maśle bądź jajach?" — pytał w swoim dzienniku Andre Gide, wykpi-wając obronę historii, jakiej podjął się przeciw P. Va-lśry'emu tradycjonalny historyk L. Madelin2. Zaprzeczać nauczającej funkcji historii to tyle, co odrzucać radę przewodnika, który znając drogę potrafi uprzedzić niebezpieczeństwo i ominąć przeszkody... Tak jakby było można znać uprzednio to, co nastąpi! Jakby droga zawsze bywała ta sama! Jakby przyszłość była jedynie reprodukcją przeszłości! „Tak jakby trudność nie, wynikała przecież z tego,.że gra się zawsze w nową grę kartami, których wartość nie została jeszcze wypróbowana!" A. Gide pisał dalej: Najlepszą nauką, jaką Madelin mógłby wynieść z historii, jest właśnie to, że przeszłość nie może oświecać przyszłości i że aby stawić czoła nowym wydarzeniom, lepiej mieć umysł niedbający o tradycję, niż zaślepiony przez jej fałszywe blaski. Wielką nauką Historii jest, by nie polegać na jej nauczaniu3. Nowatorskie raczej w pięknej literackiej formie niż w swej treści gromkie zarzuty, podniesione przez P. Yalery i A. Gide'a pod adresem historii, miały jednak swoje przynajmniej częściowe uwarunkowanie w aktualnym wówczas kształcie przeważającej części europejskiego dziejopisarstwa. Cóż bowiem brała do ręki tzw. czytająca publiczność, cóż zalegało witryny księgarń na Boulevard Michel czy Świętokrzyskiej? Zdecydowana większość czytelników książek historycznych we Francji, Anglii, Włoszech, Niemczech czy Polsce stykała się na co dzień z historiografią określonego rodzaju, z historią antykwaryczno-historyzującą, narracyjno-lite-racką, wrażliwą zwłaszcza na dzieje polityczne, a przy tym jakże często obarczoną najróżniejszą, polityczną, 2 A. Gide, Nowelles pages du Journal (1932 -1935), Paris 1936, s. 64 - 65, 2 IX 1932 r. 3 Ibidem, s. 67 - 68, 5 IX 1932 r. 367 narodową czy społeczną emocją. Taką to właśnie historię oskarżał P. Yalery, który od szlachetnego protestu przeciw nacjonalistycznym, rasowym czy społecznym dewiacjom otaczającego go świata przeszedł do otwartego antyhistoryzmu, bliskiego również A. Gide'owi4. To, co dla obu pisarzy było ledwie komponentem ich pesymistycznej wizji świata, stanowiło od dawna przedmiot troski tych, którzy na co dzień parali się historią. Oczywista nie wszystkich. O kryzysie historyz-mu i historii mówiono od I wojny światowej coraz częściej, gdy z narastającą obawą spoglądano na szerzący się woluntaryzm i ahistoryzm, wkradający się do historiografii różnoimienny irracjonalizm, z drugiej zaś strony widziano zamykanie się dziejopisarstwa w mikrografii, w oderwanym od życia antykwaryzmie, ustawicznym zbieraniu cegiełek na budowę gmachu syntezy, którego planów już sobie nawet nie wyobrażano. Kryzys historii, jaki dał o sobie znać z całą jaskrawością u progu okresu międzywojennego, przejawiał się bowiem w dwóch zasadniczych płaszczyznach: 1) w kryzysie wartości ogólnych historiografii, co stanowiło funkcję ogólnego kryzysu światopoglądowego burżuazyjnego społeczeństwa 5, oraz warunkowanym przezeń 2) kryzysie warsztatu badawcze-g o dziejopisarstwa, przejawiającym się zwłaszcza w postępującej dezintegracji badania naukowego, tworzeniu coraz bardziej ograniczonych „poletek doświad- 4 N. Bana§ević, Paul Yalery — adversaire et practicien de l'histoire litteraire, „Bulletin de la Faculte des Lettres de Strasbourg", t. 42, 1963 - 1964, s. 271 - 277. 5 K. Heussł, Die Krisis des Historismus, Tiibingen 1932; I. S. Koń, Idealizm filozoficzny o kryzys burżuazyjnej myśli historycznej, Warszawa 1967; A. Rogalski, Dramat naszego czasu, Warszawa 1959; J. Krasuski, Z dziejów niemieckiej myśli politycznej XIX i XX wieku, Poznań 1965, s. 107 nn. 368 29. MICHAŁ SOKOLNICKI 30. ADAM PROCHNIK czalnych", kulcie „faktu" dla niego samego w imię kanonu: historię pisze się w oparciu o fakty i tylko o fakty. Reakcję na ten stan rzeczy stanowiło z jednej strony — tworzenie coraz nowych ogólnych teorii, nawiązujących najczęściej do rozmaitych kierunków filozofii neoidealistycznej, z drugiej zaś — zamykanie się licznych historyków-profesjonalistów w problematyce warsztatowej, przy programowym odcięciu się od wszelkiego filozofowania i wszelkiej teorii w historii, co było przecież także jakąś filozofią, a jednocześnie doskonaleniu strony erudycyjno-technicznej, w czym osiągnięto poważne sukcesy. W rezultacie pogłębił się tylko przedział pomiędzy ogólnym myśleniem o historii a jej uprawianiem. Wybitni nawet historycy powtarzali — jak.Francis L. Ganshof — że „historia nie powinna się oddalać od faktów; o ile rzeczą pożyteczną jest mówić o metodzie w ścisłym związku z faktami, o tyle zainteresowanie nasze słabnie i wręcz zanika z tą chwilą, gdy referat i dyskusja wkraczają na drogę filozoficzną" (1928) 6. Nieczęsto sięgając do tego, co „filozoficzne", historycy zadowalali się kodyfikacjami metodologicznymi o uświęconej już powadze, takimi jak „Podręcznik metody historycznej" (Lehrbuch der historischen Methode, 1889) Ernsta Bernheima, czy Wstęp do badań historycznych (Introduction aux etudes historiąues, 1898, tłumaczenie polskie 1912) Charles Langlois i Charles Seignobos, utrzymanymi w duchu popozytywistycznego scjentyzmu i dostarczającymi przede wszystkim praktycznych reguł postępowania badawczego. Traktowano je zresztą często jako zło konieczne, bowiem wielu spośród profesjonalistów 6 M. H. Serejski (wyd.), Historycy o historii, t. II, Warszawa 1966, s. 15. 24 — Grabski — Orientacje... 369 podpisałoby się zapewne pod zdaniem, wypowiedzianym jeszcze w 1888 r. przez francuskiego krytyka „Historyki" J. G. Droysena: W zasadzie tego rodzaju rozprawy są z konieczności niejasne i niepotrzebne; niejasne, bo nic nie ma ciemniejszego od ich przedmiotu; niepotrzebne, ponieważ można być historykiem, nie troszcząc się o zasady metodologii historycznej, którą one starają się wyłożyć7.. Nie oznacza to jednak, aby ze strony historyków nie podejmowano w okresie międzywojennym wysiłków w kierunku zerwania z popozytywistycznym modelem historii, przełamania kryzysu i stworzenia historii żywej, wszechogarniającej, przepojonej perspektywą syntetyczną. Szkoła „Annales" we Francji z jej czołowymi przedstawicielami — Marc Blochem i Lucien Febvre'm, nowy kierunek w historiografii amerykańskiej, związany z nazwiskami Charles A. Bearda i Carla Beckera nawiązywały — jak podkreślono niedawno — „do tradycji myśli empiryczno-racjonalistycznej i prądów liberalnych", kładąc nacisk na dzieje społeczne8. W Niemczech reakcja antypozytywistyczna wyraziła się w historiografii zwłaszcza w kierunku „Geistes-geschichte", który „postawił sobie za zadanie określenie «ducha czasu» poszczególnych okresów historycznych, odwołując się do opisu rozwoju manifestacji życia wewnętrznego, a mianowicie: mitów, wierzeń religijnych, poglądów filozoficznych, zwyczajów i obyczajów, sztuki, literatury, architektury, jak i również do form ustroju państwowego, ustawodawstwa i ekonomiki" 9. Przewrót 7 'Ch. Langlois — Ch. Seignobos, Wstęp do badań historycznych, Lwów 1912, s. 4. 8 M. H. Serejski (wyd.), op. cit., s. 18. 8 M. Kofta, Niektóre aspekty kierunku historiograficznego „Ce-istesgeschichte" w Niemczech, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 45, 1966, s. 153. 370 hitlerowski otworzył historiografii niemieckiej drogę do szowinistycznego mitotwórstwa. Jednakże mimo wszystkich wysuwanych propozycji i interesujących nieraz rezultatów badawczych, uzyskiwanych przez nowe kierunki, kryzys historii nie został całkowicie zażegnany ani w okresie międzywojennym, ani później. Ostatnie ćwierćwiecze dziejów historiografii charakteryzuje mozaika najróżniejszych starych i nowych kierunków i prądów, ze strukturalną refleksją nad historią na czele, rozwiązań mniej lub więcej eklektycznych, ofensywa wywodzącej się z neopozytywizmu refleksji logicznej nad historią, ale sytuacja niewiele się zmieniła. I chociaż w piśmiennictwie zachodnioeuropejskim o kryzysie historii mówi się znacznie mniej niż przed półwieczem, trudno powiedzieć, by został on przezwyciężony. Pomimo wszystkich sukcesów, jakimi może się pochwalić współczesna historiografia, istnieje wciąż ów niebezpieczny rozziew pomiędzy uprawianiem historii a myśleniem o historii jako nauce i o dziejach, jako jej przedmiocie, między historiografią a — najogólniej mówiąc — refleksją.metodolp-gi c zna. Również i• w historiografii polskiej niewielu historyków — profesjonalistów starało się tę barierę przekroczyć. O ile wiek XIX przyniósł nowatorską w skali europejskiej Historykę Joachima Lelewela, później zaś mniejszego lotu refleksję doby pozytywizmu 10, o tyle w naszym stuleciu mogliśmy się do niedawna pochwalić jedynie Historyką -Marcelego Handelsmana (1921, drugie wydanie 1928). „Wytrawny historyk, jakim był M. Handelsman, dał znakomite wprowadzenie 10 Por. M. Handelsman, Zagadnienia teoretyczne historii, Warszawa 1919, s. l - 39; M. H. Serejski (wyd.), op. cit, t. I, Warszawa 1963, passim. 371 do heurystyki i analizy historycznej, natomiast uwikłany w sieć poglądów najróżniejszych spekulatywnych filozofii dał w partiach dotyczących poznania historycznego wywód trudny do przyjęcia" — podkreśla nie bez słuszności dzisiejszy historyku. Wydana po wojnie na emigracji książka Stanisława Kościałkowskiego o tym samym tytule (Londyn 1954) z metodologią historii nie ma nic wspólnego, a jest zgodnie z założeniem autora metodycznym „wstępem do studiów historycznych". W kraju w tym samym czasie zagadnienia metodologiczne historii stały się domeną głównie nie historyków, lecz filozofów, rozprawiających chętnie o obiektywizmie praw.w historii, nie zawsze z należytym odniesieniem do tego wszystkiego, co historia rzeczywiście robi. Dopiero ostatnie lata przyniosły u nas prawdziwy przełom. Oprócz artykułów i przyczynków pojawiła się najpierw żywo dyskutowana książka Celiny Bobińskiej Historyk — fakt — metoda 12, zaś w 1968 r. ukazały się w Państwowym Wydawnictwie Naukowym dwa ambitne dzieła o bardzo podobnych tytułach, lecz jakże odmienne w treści, mianowicie Metodologii historii zarys krytyczny pióra Wandy Moszczeńskiej oraz Metodologia historii Jerzego Topolskiego. Pierwsze z nich dotyczy węższego kręgu zagadnień i ogranicza się do problematyki metody historycznej, nie obejmując teorii poznania historycznego ani teorii procesu dziejowego1S i owocnie zmierza do „unaukowienia historii" w drodze analizy krytycznej tego aparatu pojęciowego, jakim historia dotąd dysponuje. Jerzy Topolski postawił przed sobą odmienne zadanie. Podjął on próbę — być może ryzykowną, jak 11 J. Topolski, Metodologia historii, Warszawa 1968, s. 114. Strony podane w tekście odsyłają do tej pracy. 12 Warszawa 1964. * 13 Warszawa 1968, s. 13. 372 wszelkie przedsięwzięcia o tak szerokim rozmachu, ale na pewno niezmiernie ambitną i interesującą — „odbicia" przez historię opuszczonego przez nią obszaru metodologii i teorii historii. Inspirowała go świadomość potrzeby integracji zarówno wewnątrz nauki historycznej, rozczłonkowanej dziś na sporą liczbę gałęzi, jak przede wszystkim z innymi dyscyplinami, przełamywania podziałów interdyscyplinarnych i wiążące się z tym przekonanie — jak najbardziej uzasadnione — o potrzebie poszukiwania teorii o wysokim szczeblu ogólności, takiej, która mogłaby stanowić płaszczyznę integracyjną dla wielu dyscyplin. Odnalazł ją J. Topolski w teorii materializmu historycznego, jako teorii o charakterze holistycznym i antyindywiduali-stycznym14. Przeciwstawiając się neopozytywi-stycznemu indukcjonizmowi opowiedział się autor za interpretacją, dziś coraz częściej przyjmowaną w nauce, według której dla adekwatnego, pełnego poznania rzeczywistości nie wystarcza poznanie składających się na nią elementów. Koncepcja ta znalazła niedawno silne poparcie w tezie cybernetyki, która głosi, że sposobów działania całości (układu) nie da się wywieść jedynie ze sposobów działania i właściwości składających się na nią (na układ) elementów 13. Wynikają stąd ważkie konsekwencje. Do poznania minionych dziejów nie wiedzie droga przez najbardziej intensywne kolekcjonowanie faktów, których jest wszak nieskończenie wiele, bowiem nie powstanie nawet do- 14 J. Topolski, Integracyjny sens materializmu historycznego, „Studia Metodologiczne", t. l, 1985, s. 5 - 22; tenże, Metodologia, s. 153 nn. a także ważna rozprawa: Założenia metodologiczne ,Jtapitału" Marksa, „Studia Filozoficzne", 1968, nr 3 - 4, s. 3 - 33. 15 O. Lange, Całość i rozwój w świetle cybernetyki, Warszawa 1962. 373 mek z klocków, skoro nie będziemy wiedzieli, co to jest domek. Thomas S. Kuhn w swej głośnej książce uzasadniał pogląd, że rozwój nauki nie odbywa się w drodze ewolucyjnej kumulacji ustaleń, ale że dokonuje się niejako skokowo, przez konstruowanie, weryfikację i tworzenie nowych paradygmatów 16, jest więc procesem dialektycznym. J. Topolski dokonawszy przeglądu dziejów refleksji metodologicznej w historii dochodzi do wniosku, że dla rozwoju historii jako nauki niezbędne jest „po pierwsze — zbudowanie wspólnego modelu wyjaśniającego tak poszczególne przejścia od jednego stanu do drugiego, jak i mechanizm całego biegu dziejów i — po drugie — stworzenie takiego modelu bez uciekania się do metafizycznych spekulacji" (s. 133). Historyk nie ukrywa inspiracji, jakie czerpie tu od twórców marksizmu. Nie jest to czcza cytatologia — nawiązuje do nich i odczytuje raz jeszcze, co nie po raz pierwszy okazuje się płodne w swych skutkach. Kiedy J. Topolski przypomina słowa Karola Marksa z pierwszej tezy o L. Feuerbachu o tym, że „głównym brakiem wszelkiego dotychczasowego materializmu [...] jest to, że przedmiot, rzeczywistość, zmysłowość ujmował on jedynie w formie obiektu, czyli postrzeżenia, nie zaś jako ludzką działalność zmysłową, praktykę, nie subiektywnie" (s. 140), kiedy mówi, że „materializm dialektyczny, poprzez integralne połączenie materializmu z dialektyką, wiązał więc w ramach jednego systemu tezę o materialnej rzeczywistości jako przedmiocie poznania oraz tezę o czynnej roli podmiotu poznającego, «kształtującego» przedmiot poznający w toku procesu badawczego" (s. 140) — polemizuje z często spotykaną i« T, S. Kuhn, Struktura rewolucji naukowych, Warszawa 1968, s. 59 nn. 374 również, chociaż nie tylko u nas, pozytywistyczną interpretacją marksizmu. Nieprzypadkowo — jak się zdaje — ^aka właśnie interpretacja zapuściła szczególnie głębokie korzenie w dziedzinie historii, a więc w dyscyplinie, w której, jak wiemy, ogólniejsza refleksja metodologiczna i teoretyczna napotykała poważne opory. Wystąpiło to szczególnie wyraźnie w teorii poznania historycznego, gdy mówiąc o „odbijaniu" dziejowej rzeczywistości w źródłach i poznawaniu jej przy ich pomocy, jakże często pomawiano o szkodliwy subiektywizm wszystkich tych, którzy dostrzegali, że poznanie to jest procesem aktywnym, zależnym od poznającego podmiotu17. Dla wielu historyków — i to nie tylko dla nich — pogląd, że „odzwierciedlenie zdarzeń zachodzących wokół człowieka dokonuje się w mózgu ludzkim analogicznie jak w zwierciadle", jest ostatnim słowem nauki, zaś zdanie psychologa, że „w odróżnieniu od zwierciadła umysł ludzki nie jest w stanie niczego odebrać i zarejestrować bez odpowiedniego treningu wstępnego" 18 — objawem zgubnej subiektywistyc/nej dewiacji. Z jakąż to niechęcią odnosi się wielu historyków, i nie tylko historyków, do twierdzenia truistycznego we współczesnej metodologii historii o tym, że fakt historyczny stanowi „konstrukcję naukową"! W poglądzie na dzieje pozytywistyczne rozumienie marksizmu prowadziło do swoistego automatyzmu, niekiedy wręcz do fatalizmu, ograniczania roli człowieka w dziejach, człowieka poddanego ciśnieniu nieubłaganych praw i dziejowych konieczności. Takie właśnie schematyczne poglądy stanowiły jakże wdzięczne pole do najróżniejszych ataków — by przypomnieć dawniejszą dyskusję Lucien Febvre'a 17 Por. C. Bobińska, op. cit., s. 46 nn. 18 M. Maruszewski — J. Reykowski — T. Tomaszewski, Psychologia jako nauka o człowieku, Warszawa 1967, s. 96. 375 z Danielem Guerin19, ostatnio zaś ostre wystąpienie Karla Poppera. Na pewno mają rację ci badacze, którzy tak jak J. Topolski zauważają, że „rekonstruowany i zwalczany przez Poppera model historyzmu jest obcy marksizmowi; walka więc toczy się w próżni" (s. 125) — oczywiście, jeżeli odrzucimy model pozytywistyczny i zastąpimy go dialektycznym. „Materializm dialektyczny — podkreśla J. Topolski — uniknął z jednej strony skrajności, stanowiska właściwego dla pozytywizmu, zakładającego bierne «odbija-nie», a z drugiej poglądu o tworzeniu rzeczywistości przez podmiot poznający w toku procesu poznawczego" (s. 140). Z tego punktu widzenia historyk przeprowadza celną polemikę z rozumieniem faktu historycznego, jako danej nam w źródłach „cegiełki", których suma ma się złożyć na dziejową rzeczywistość. Dialektyczne ujęcie prowadzi go do stwierdzenia, iż „rzeczywistość historyczna jest tak skomplikowana i bogata w swej różnorodności i powiązaniach, że konstruowanie faktów jest niezbędną formą jej uproszczonego poznawania, tzn. poprzez prawdy przybliżone zbliżania się do prawdy absolutnej. Nie ma to nic wspólnego z subiektywizmem" (s. 151). W polemice z uświęconymi poglądami po-pozytywi-stycznych kodyfikacji metodologicznych, które głosiły, że historię pisze się na podstawie źródeł, i tylko na podstawie źródeł, jak również w dyskusji ze sceptycyzmem poznawczym i różnymi odmianami relatywizmu J. Topolski skonstruował swą teorię wiedzy pozaźródłowej, jako „zespołu twierdzeń i dyrektyw, niezbędnych i grających dużą rolę we wszelkich badaniach naukowych", w danym wypadku w ba^ daniach historycznych (s. 275), Jest to szczególnie i» L. Febvre, Combats pour l'histovre, Parłs 1953, s. 107 nn. 376 interesujący punkt rozważań autora i niechybnie wywoła on szerszą dyskusję zważywszy, że pozostaje w jaskrawej sprzeczności z tradycyjnymi ujęciami, a nadto, że autor dążąc konsekwentnie do przezwyciężenia kryzysu w historii na drodze — użyjmy tu terminu T. S. Kuhna — budowy nowego paradygmatu w integracji z innymi dyscyplinami naukowymi podkreśla, iż głównym warunkiem postępu w historii jest obecnie „nie tyle dalsze precyzowanie technik odczytywania informacji źródłowych oraz ich krytyki, ile zmiany w strukturze wiedzy pozaźródłowej oraz jej wzbogacenie" (s. 275). Owa dialektyczna postawa charakteryzuje nie tylko rozważania J. Topolskiego z zakresu metodologii historii pojmowanej jako badanie poznawczych czynności historyka (według terminologii autora — pragmatycznej metodologii historii), lecz także jego refleksję nad formułowanymi przez naukę historyczną twierdzeniami (apragmatyczna metodologia historii) i wreszcie nad teorią rozwoju społecznego (którą historyk określa mianem przedmiotowej metodologii historii). Dialektyczna zasada autodynamizmu odniesiona do historii, co zwie autor „aktywizmem marksowskim", aby uniknąć skojarzeń z pojmowaniem procesu dziejowego jako „automatycznego" (s. 144), zakłada kształtowanie dziejów przez społeczeństwo ludzkie. Wizja procesu dziejowego staje się więc antropocentryczna, a zasada de-terminizmu, która stanowi podstawę dla tezy o prawidłowym charakterze wszelkiej rzeczywistości, w swej umiarkowanej, dialektycznej postaci wyznacza tylko ogólne ukierunkowanie działalności ludzkiej, „nie przesądzające konkretnego kształtu indywidualnych czynów człowieka" (s. 170). Pozostawia więc wolne miejsce i na przypadek, jako przyczynę uboczną (s. 171 - 173), i na wolną wolę człowieka, oczywiście w ujęciu odmiennym 377 od teologicznego, w obiektywnych ograniczeniach przyrodniczych i społecznych. „Poprzez działania ludzkie przejawia się wpływ przyczyn ogólnych i prawidłowości te działania ogniskujących" — powiada J. Topolski. Czy jednak [...] możliwość różnych decyzji jednostki nie przeczy zasadzie determinizmu? Można odpowiedzieć, że nie. Niezależnie bowiem od związania działań ludzkich z przyczynami głównymi i prawidłowościami każda konkretna decyzja jest wynikiem określonych motywów, a raczej zwykle wypadkowej większej liczby różnych motywów. Decyzje te są więc zarazem i prawidłowe, i przypadkowe — prawidłowe dlatego, że są -wplecione w sieć uwarunkowań, a przypadkowe dlatego, że u każdej jednostki decyzje te mogą być różne [s. 175]. Wynika stąd rehabilitacja roli jednostki w historii, oczywiście nie w duchu heroizmu Thomasa Carlyle'a. Autodynamizm dialektyczny w odniesieniu do społeczeństwa — akcentuje autor — „jest ściśle związany z podniesieniem aktywnej roli wszystkich jednostek — członków społeczeństwa, przy czym jednostkom wybitnym (tzn. organizatorom) pozostawiona jest określona rola. Bez nich rozproszenie działań pojedynczych osób nie mogłoby zostać przezwyciężone, a w konsekwencji rozwój i postęp byłby bardzo powolny" (s. 180). Obraz dziejów staje się więc coraz bardziej antropocentryczny, bardziej ludzki, żywy, antyfatalistyczny, a mimo to prawidłowy... Dialektyczny model historii i dziejów zaprezentowany w dziele J. Topolskiego jest przepojony optymizmem. Wiąże się to z ogromem zadań, jakie stoją dziś przed nauką historyczną. Mimo — a może właśnie w wyniku bujnego rozwoju najróżniejszych nauk społecznych — nauka historyczna uświadamia sobie coraz wyraźniej, że ma do spełnienia niezmiernie istotną rolę w budowaniu nauk o społeczeństwie. „Jest to rola, którą historia odgrywała aż do powstania niechętnego historii 378 «filozoficznej* dziewiętnastowiecznego erudycjoniz-mu" — powiada J. Topolski (s. 462). Poszczególne bowiem nauki społeczne badają swój przedmiot z różnych punktów widzenia i nie potrafią — mimo aspiracji — skonstruować syntetycznych obrazów rozwoju ludzkich społeczeństw. Historyk natomiast bada po prostu społeczeństwa w przeszłości, nie ograniczając w założeniu swych zainteresowań. To, że istnieje w ramach historii wiele dyscyplin szczegółowych, niczego tu nie zmienia. Do naturalnych więc zadań historyka winno należeć wnoszenie do badań nad społeczeństwem integralnego punktu widzenia [s. 462 — podkreślenie moje — A. F. G.]. Wielkie to postulaty, ogromne zadania, wymagające gruntownej przebudowy dotychczasowej historii, wychowania nowego rodzaju historyka. Przyszłość pokaże, czy nauka historyczna zdoła im sprostać. Optymizm sprawić może wiele, nie tylko w życiu codziennym, ale i w nauce. Udziela się on czytelnikowi dzieła J. Topolskiego i w tym wielki triumf autora. XI. HISTORIOGRAFIA — UWARUNKOWANIA — IMPLIKACJE Nową książkę Mariana H. Serejskiego Europa a rozbiory Polski. Studium historiograficzne l można rozpatrywać z kilku punktów widzenia. Stanowi ona — po pierwsze — studium, w którym autor przeprowadził swoją koncepcję badań z zakresu historii historiografii, czy szerzej — z zakresu historii historycznej świadomości społecznej — w oparciu o przyjętą przez siebie koncepcję historii. M. H. Serejski pisze: Wędrówka po dziejach historiografii w tym wypadku, gdy chodzi o jedno z węzłowych zagadnień historycznych — może mieć znaczenie ogólniejsze: pozwala lepiej zorientować się, jak złożone i różnorodne są drogi kształtowania się poglądów historyków, Jaką w nich rolę odgrywają założenia ogólne, zazwyczaj nie ujawniane, jak kształtują się poglądy w związku z perspektywą historyczną, ze zmieniającymi się prądami kultury, w związku z różnymi metodami ujmowania zasady przyczy-nowości i determinizmu w dziejach, a także wiązania dziejów narodowych, lokalnych z powszechnymi, ogólnoeuropejskimi itd. Pozwala spojrzeć na rolę historii jako elementu kultury społecznej, moralnej, politycznej [s. 6 - 7]. Jednakże monografia ta dostarcza nie tylko okazji do refleksji nad tymi podstawowymi problemami nauki 1 Warszawa 1970 (stąd cytaty). Por. m. in.: W. Zajewski, Europa wobec rozbiorów Polski, „Przegląd Humanistyczny", 1970, nr l, s. 173 - 176; J. Maternicki, Rozbiory Polski jako pro- j j blem historyczny, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki" 1971, ; \ s. 155 - 160; R. Bender, Polsko — Problem Europy, „Więź" 1970, 380 i historycznej. Stanowi ona bowiem — po drugie — studium problemu, zajmującego centralne miejsce w dziejach nowożytnej polskiej refleksji historycznej, a jednocześnie żywo dyskutowanego w historiografii europejskiej. Pod tym względem autor miał bardzo niewielu poprzedników, bowiem dzieje historycznej refleksji nad upadkiem dawnej Rzeczypospolitej doczekały się jak dotąd tylko jednego — jeśli nie liczyć opracowań cząstkowych — szerszego ujęcia monograficznego. Mam tu na myśli ogłoszoną w 1888 r. po rosyjsku, niebawem zaś po polsku (1891) książkę byłego już wówczas profesora Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego Nikołaja Kariejewa (1850 - 1931) pt. Upadek Polski w literaturze historycznej (Kraków 1891). Wyrosła ona z wykładów autora na uniwersytecie w Petersburgu w roku akademickim 1887 - 1888. Sumienna ta i uczciwa książka, poważnie przyjęta przez krytykę polską2, choć nie ukrywająca własnych zapatrywań autora, zbliżonych do poglądów krakowskiej szkoły historycznej, została jednak napisana, zanim zamknęły się najzagorzalsze polemiki w sprawie przyczyn upadku Polski, toczące się zarówno w historiografii polskiej, jak i obcej. Siłą rzeczy poza orbitą refleksji rosyjskiego uczonego musiały pozostać dzieła, które ukazały się dopiero po publikacji jego książki. Były to nieraz publikacje o istotnym znaczeniu, takie jak np. późne dzieła nr 7-8, s. 127 - 137; J. Jedlicki, Kłopoty z Europą i kłopoty z historią, „Więź" 1971, nr 2, s. 98 - 105; A. Stor, Historia nie zawsze ma rację, „Tygodnik Powszechny", 1970, nr 15, s. 1-2; J. Szczepanski, Przyczynek do wychowania Polaków, „Polityka", 1970, nr 17, s. 10; A. Mączak, Patrzyła no* nas Europa, „Nowe Książki", 1970, nr 19, s. 1089 - 1093; J. Górski, Ewropa a rozbiory Polski, „Życie Warszawy", 1970, nr 63 z 15 - 16 III, s. 4, 7. 2 T. Korzon, Listy otwarte, mowy, rozprawy, rozbiory, t. III, Warszawa 1916, s. 326 - 344. ' ; 381 Tadeusza Korzona (drugie wydanie jego Wewnętrznych dziejów Polski za Stanisława Augusta, 1897 -1898, i monografia o Kościuszce, 1894), najważniejsze z punktu widzenia dyskutowanego problemu rozprawy Władysława Smoleńskiego (zwłaszcza Przewrót umysłowy w Polsce wieku XVIII,. 1891, Ostatni rok Sejmu Wielkiego, 1896, Konfederacja targowicka, 1903), by nie wymieniać tu drobniejszych. Lektura książki M. H. Serejskiego pozwala przekonać się, że podobnie stać się musiało z niektórymi ważnymi pracami niepolskimi, traktującymi o upadku dawnej Rzeczypospolitej. Nie można oczywiście winić rosyjskiego autora, który „starał się stanąć ponad tendencją przyjazną czy nieprzyjazną Polsce w imię «prawdy historycznej* (s. 383), że wybrał taki właśnie moment na napisanie swego dzieła. Studium historiograficzne nie było dlań bowiem celem samym w sobie: analiza poglądów historiografii na proces dziejowy była w tym wypadku środkiem do poznania samych dziejów. Stąd to, co można by uznać za okoliczność utrudniającą badania historiograficzne, mianowicie fakt, że podstawowe dyskusje nie zostały jeszcze zakończone, stanowiło najzupełniej wystarczającą i uzasadnioną podstawę do badania samego procesu dziejowego, mianowicie problemu1 upadku Polski, w której to sprawie Kariejew niejednokrotnie się wypowiadał. Podobnie jak niegdyś studium Kariejewa, a po części także i głośne Szkoły historyczne w Polsce Władysława Smoleńskiego (1886), monografia M. H. Serejskiego może być — po trzecie — punktem wyjścia do refleksji nad zagadnieniem upadku Polski. Chociaż, jak się zdaje, autor nie miał ambicji formułowania własnego poglądu w tej sprawie, z jego spostrzeżeń nad poglądami cudzymi dałoby się zrekonstruować zapatry* 382- wania własne historyka, choć z zasady wypowiadane nie bezpqśrednio i nie wprost, a czasem wręcz ukryte przed okiem czytelnika; nie o to bowiem głównie chodzi w tej książce. Na pierwszy rzut oka zadziwia, dlaczego historia bodaj najpóźniej spośród innych nauk społecznych zajęła się własną przeszłością? Dawno przywykliśmy już do historii literatury, filozofii, socjologii, prawa, myśli społecznej itd. jako dyscyplin akademickich, tymczasem o historii nauki historycznej do niedawna było stosunkowo głucho. Wiedziano o niej zazwyczaj niewiele, a często to, co wiedziano, zgoła nie odpowiadało temu, co historyk historiografii rzeczywiście uprawia. Przypadek odgrywa, jak wiadomo, znacznie mniejszą rolę w dziejach nauki niż w działaniach bohaterów literatury pięknej, więc nie w jego oddziaływaniu należałoby szukać przyczyn takiego stanu rzeczy. Był on uwarunkowany splotem czynników, spośród których bodaj najważniejsze było funkcjonowanie nie tylko w polskiej nauce historycznej scjentystycznego, popozywistycznego modelu historii jako nauki niemal „czystej", autonomicznej, ustalającej „fakty" w oparciu o źródła i tylko o źródła, nie reagującej na zmienne koleje współczesności. Rozwój historii historiografii jako istotnej gałęzi nauki historycznej, jaki obserwujemy obecnie w wielu krajach — w ZSRR, Stanach Zjednoczonych, Anglii, Niemczech, Szwajcarii i innych (z jednym wyjątkiem Francji, gdzie badania tego rodzaju niemal nie istnieją) — jest zjawiskiem związanym jak najściślej z przełamywaniem tradycyjnych p o-glądów na historię jako naukę i kształtowaniem się jej nowego obrazu, jako szerokiej dyscypliny społecznej. W Polsce — jeśli nie liczyć sporadycznych prób wcześniejszych — badania z zakresu historii 383 historiografii rozpoczęto na szerszą skalę dopiero po II wojnie światowej, a stało się to w znacznąj mierze za sprawą naukowo-badawczej i organizatorskiej działalności prof. drą M. H. Serejskiego. Swą koncepcję historii historiografii sformułował on po raz pierwszy w 1948 r. w programowym referacie Problematyka historii historiografii (z punktu widzenia jej uwarunkowania społecznego)3, następnie zaś rozwijał ją w szeregu studiów głównie* z historii historiografii polskiej4, wracając raz po raz w osobnych wypowiedziach czy artykułach do ogólniejszych zagadnień metodologicznych i teoretycznych5. Kiedy historyk występował po wojnie z tezą, że ,,nasze poznanie historyczne wiąże się [...] z całokształtem kultury danej epoki i danego środowiska społecznego, z jego stopniem rozwoju intelektualnego i świadomości społecznej", i mówił o społecznej funkcji historii, miał za przeciwników przede wszystkim tych, którzy wciąż hołdowali wspomnianemu scjentystycznemu jej modelowi. Z drugiej strony miało się niebawem okazać, 3 Przedruk w: M. H. Serejski, Przeszłość a teraźniejszość. Szkice i studia historiograjiczne, Wrocław - Warszawa - Kraków 1965, s. 8 - 17. 4 Prócz rozpraw o idei narodu (1952) i teorii podboju w historiografii polskiej (1953), zwłaszcza w pracach o Lelewelu i kierunku lelewelowskim (1950, 1953, 1957, 1958, 1961, 1962), nurcie pozytywistycznym (1952, 1955), K. B. Hoffmanie (1953), wymieńmy jeszcze antologię Historycy o historii (2 t., 1963, 1966) oraz wspomniany już zbiór rozpraw: Przeszłość. 5 Myślą zwłaszcza o pracach o koncepcji historii powszechnej (1959), społecznej funkcji historii (1960), pojęciacn kultury i cywilizacji (1962), oraz artykułach: Historia historiografii o nauka historyczna (1963) i Historia humanistyczna — integralna a badania historiograjiczne (1969). Wszystkie te studia — poza ostatnim, ogłoszonym w „Studiach Filozoficznych", 1969, nr 4, s. 53 - 71, znalazły się w zbiorze: Przeszłość. / 384 •i 31. JAN CYNARSKI-KRZESŁAWSKI 32. LEON WASILEWSKI że poglądy autora znalazły się w sprzeczności z zapatrywaniami innych krytyków scjentyzmu, mianowicie tych, którzy byli skłonni programowo do pojmowania wszelkiego uwarunkowania społecznego jako wyłącznie klasowego, zgodnie z przeświadczeniem, że podział klasowy (często — jak to wykazał Stanisław Os-sowski — pojmowany dychotomicznie6), wyczerpuje absolutnie całokształt problematyki struktury i stratyfikacji społecznej. Kiedy M. H. Serejski określał, że przedmiotem historii historiografii jest badanie dziejopisarstwa jako wytworu czasu i miejsca „nie w izolacji, lecz w związku z całością procesów dziejowych" 7, przeciwstawiał się jej pojmowaniu jako jedynie studium kumulacji wiedzy, „pogłębienia zagadnień, wyostrzenia umysłu krytycznego, wydobycia ze źródeł i opracowania materiału faktycznego" — jak to wówczas pisał Władysław Konopczyński 8. Jednocześnie jednak historyk, wskazując na związki pomiędzy historią a ideologią, nie mógł się zgodzić z identyfikowaniem ich obu, a więc i wyznaczaniem. historii historiografii za jedyne zadanie „demaskowanie" poglądów, które jakże często, li tylko dlatego, że powstały na obcym klasowym gruncie, musiały być siłą rzeczy mylne. W ujęciu przedmiotu historii historiografii, jakie zaprezentował M. H. Serejski, z łatwością dostrzeżemy inspiracje marksizmu, tak charakterystyczne dla przemian zachodzących w naszej nauce, przy czym stopiły się one w całość z dotychczasowymi osiągnięciami badawczymi autora, na innym co prawda polu historii. 6 S. Ossowski, Struktura klasowa w społecznej świadomości, Łódź 1957, s. 23 nn. 7 M. H. Serejski, Przeszłość, s. 9. 8 „Przegląd Powszechny", t. 228, 1949, s. 27. 25 — Grabski — Orientacje... 385 Wyszedł bowiem M. H. Serejski ze znakomitej szkoły Marcelego Handelsmana, uczonego, któremu obce było wąskie pojmowanie historii, głoszącego, że jest ona „funkcją społeczną", „częścią twórczości społeczeństwa dokonywanej przez badaczy przeszłości" 9. Zajmując się w swoich dawniejszych pracach głównie problematyką ideologii wczesnego średniowiecza europejskiego nie uprawiał M. H. Serejski wówczas badań typu „Ideen-geschichte". Chodziło mu bowiem o rekonstrukcję — jak się to dziś ładnie mówi — wizji świata ludzkich zbiorowości, o to, „jak ujmowali rzeczywistość ludzie współcześnie, jak ją «konstruowali* w swych umysłach", o „horyzonty psychiczne" w ich społecznych uwarunkowaniach 10. Dlatego też zapewne Stefan Czar-nowski po habilitacji M. H. Serejskiego (bowiem książka o idei jedności karolińskiej była rozprawą habilitacyjną przedstawioną na Uniwersytecie Warszawskim), mógł następująco zwrócić się do autora: „adoptujemy pana do grona socjologów", co historyk dobrze sobie zapamiętał. Badania historiograficzne były więc w znacznej mierze wykorzystaniem dotychczasowych doświadczeń uczonego na innym materiale badawczym. Z takiego pojmowania nauki historycznej i historii historiografii wynikały związki badań historiograficz-nych z innymi dyscyplinami humanistycznymi i społecznymi. Własne studia historiograficzne, jak również inspirowane przez historyka badania innych autorów, miały więc powstawać we współdziałaniu ze specjalistami innych dziedzin, przede wszystkim socjologami, 9 M. Handelsman, Najnowsze tendencje nauki historycznej, „Przegląd Warszawski", 1925, s. 27 - 35, cytowane przez M. H. Serejskiego, Przeszłość, s. 26. 10 M. H. Serejski, Idea jedności karolińskiej. Studium nad genezą wspólnoty europejskiej w średniowieczu, Warszawa 1937, s. 6, 9. 386 archeologami, historykami literatury u. Sojusz, w jaki M. H. Serejski wstąpił zwłaszcza z grupą socjologów, skupioną w Łodzi wokół osoby Józefa Chałasińskiego 12, był sojuszem w imię integralności badania historycznego, przeciw reprezentantom jakże popularnych pośród historyków postaw tradycjonalistycznych, a później — z odwrotnej strony — przeciw „ustawiaczom". Polemiki, które podejmował historyk, miały charakter dwustronny. Z jednej strony w studiach historio-graficznych akcentował on silnie postępowe momenty polskiego pozytywizmu i liberalizmu, z drugiej zaś starał się podważyć ogólniejsze przesłanki konstrukcji myślowych swych oponentów. Przeciwstawiał się „zewnętrznemu dyktatowi ideologicznemu" w nauce historycznej i bronił względnego autonomizmu historiografii jak i każdej nauki mówiąc: [...] rzetelny historyk niezależnie od tego, jaką wyznaje ideologię i jak dalece sporne są jego interpretacje, jeśli oczywiście umiejętnie posługuje się swym warsztatem naukowym, to potrafi nie tylko wydobyć nowe materiały źródłowe i ustalić nowe fakty, ale odsłoni niejedne relacje między nimi, przed nim nie dostrzeżone, rzuci na nie jakiś nowy snop światła i w konsekwencji zbliży nas do lepszego poznania przeszłości13. Jednocześnie jednak przestrzegał przed nawrotem do 11 W pracach zespołu historiograficznego, o którym por. „Kwartalnik Historyczny", t. 60, 1953, nr 2, s. 340 - 345; „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, 1956, s. 179 -184 — oprócz historyków brali udział przedstawiciele innych dyscyplin. 12 M. H. Serejski należał obok J. Chałasińskiego i N. Gąsio-rowskiej do redakcji „Przeglądu Nauk Historycznych i Społecznych", który postawił sobie za cel „zbliżenie nauk społecznych i humanistycznych we współczesnej problematyce teoretycznej i metodologicznej", „Przegląd", t. l, 1950, s. 7. 13 M. H. Serejski, Uwagi o stosunku między historią i ideologią, „Życie Szkoły Wyższej", 1959, nr l, s. 14. 25* 387 dawnych, przestarzałych koncepcji całkowitej suwerenności nauki historycznej: Złudne jest przekonanie tych, którzy głosili i jeszcze głoszą dziś, iż można uprawiać naukę historyczną bez odwoływania się do ogólnych punktów widzenia, bez jakiejś mniej lub więcej świadomej teorii życia społecznego, bez jakiejś koncepcji (własnej czy przejętej od innych) rzeczywistości społecznej, która kształtuje się zawsze pod wpływem obserwacji, doświadczeń życia współczesnego 14. Rozważając problemy społecznej funkcji historii, M. H. Serejski sprzeciwiał się jej instrumentalnemu traktowaniu jako arsenału przykładów bez liku i na każdą okazję i przypominał zdanie Tadeusza Kotarbińskiego o tym, że istotne zadanie nauki polega na ,,od-głupianiu". Podkreślał, iż „bardzo szerokie pole do działania i bardzo ważne zadania społeczno-wychowaw-cze roztaczają się pod tym względem właśnie przed historią" 15. Upatrywał je przede wszystkim w walce z wszelką mitologią społeczną czy narodową, przesądami, niechęciami i uprzedzeniami, megalomanią, tworami wyobraźni zbiorowej, stanowiącymi jakże często „pożywkę i nieodłączny składnik wielu wstecznych ideologii". Pisał m. in.: Ini ciaśniej pojmujemy zadania historii, im bardziej izolujemy poszczególne fakty od całości i bronimy się przed świadomym stosowaniem określonej teorii rozwoju społecznego, tym trudniej przychodzi nam przeciwstawienie się owym mitom, którym sami ulegamy. Podobnie dzieje się, gdy zbyt szeroki margines pozostawiamy i przyznajemy nie kontrolowanym „aktom wiary" historyka, jego subiektywizmowi, uważając, że indywidualna wyobraźnia, intuicja, wizjonerstwo jest dopusz- l i" Ibidem, s. 12. 15 Ibidem, s. 15. 388 czalne wszędzie tam, gdzie kończy się czysta erudycja, samo „ustalenie faktów"16. Przeciwstawiając się tendencjom ahisto-r y c z n y m reprezentowanym przez niektóre współczesne kierunki filozoficzne i socjologiczne, a znajdującym swe odbicie także i na gruncie polskim, historyk podnosił, że pogłębiona refleksja nad przeszłością nie jest bynajmniej objawem upadku kultury, lecz przeciwnie, ,,zapowiedzią jej rozkwitu, nadzieją cywilizacji zagrożonej przez ślepe siły, które tak niedawno wpędziły ludzkość na brzeg przepaści" 17. Swoje rozważania, zawarte w studium Czy i jak historia służy życiu (1960), zamykał M. H. Serejski następującym stwierdzeniem: Historia nie odcięta od współczesności, nie mitologizująca, ale wyzwalająca nas od mitów przez ukazywanie ich korzeni, nie podszyta irracjonalnymi marzeniami, ale wzbogacająca nasze umysły, naszą wiedzę o tak różnych drogach i bardzo różnych formach kultur, w jakich rozwijała się i rozwija ludzkość, wyjaśniająca genealogię teraźniejszości, oddać [...] może wielkie usługi w kształtowaniu nowej świadomości społecznej, ugruntowującej podstawy nowego współżycia między ludźmi. Siedząc na przestrzeni wieków funkcje społeczne historii zauważyliśmy, że utrwalając kolektywną pamięć o przeszłości zawsze ona obok innych zadań w jakiejś mierze umacniała czy kształtowała więzi łączące ze sobą ludzi. Rozumiał to dobrze Lelewel. mówiąc, że „spójnie i swobody towarzyskie ożywia, nimi podnosi zacność plemienia" 1S. Uniwersalistyczno-humanistyczna historia nie daje się pogodzić z zaściankowością widzenia dziejów, z etno- czy europocentryzmem. M. H. Serejski przypominał chętnie zdanie Jakuba Burckhardta 16 Ibidem, s. 15-16. " Tenże, Przeszłość, s. 47. 18 Ibidem, s. 47 - 48. 389 o tym, że „najprawdziwszym studium dziejów ojczystych będzie takie, które ojczysty kraj rozważa paralelnie i w związku z dziejami powszechnymi i ich prawami rozwojowymi jako część wielkiej całości świata", czy dewizę Henri Pirenne'a: „ażeby rozumieć dzieje jakiegoś narodu, trzeba.nie tylko ukazać jego miejsce w całości innych narodów, ale również nigdy nie tracić ich z oka podczas badań". Przypatrując się współczesnym światowym dyskusjom nad problemami historii powszechnej historyk podkreślał, że rodzi się na naszych oczach jej nowe rozumienie, że „na miejsce regionalnego, etno- czy europocentrycznego, teo-x;zy też impe-riocentrycznego, rodzi się istotnie powszechnodziejowy pogląd na przeszłość całej ludzkości". To nowe, szerokie i uniwersalistyczne spojrzenie „otwiera nasze horyzonty widzenia, ułatwia wykrywanie relacji między różnymi dziedzinami życia, różnymi ośrodkami zlokalizowanymi po całej kuli ziemskiej. Nadaje piętno dynamiczno-hu-manistyczne pojęciu historii powszechnej, lepiej odpowiadającemu współczesnej świadomości społecznej niż dawne konstrukcje" 19. Niezamierzonym skutkiem dążenia do źródłowej ścisłości historycznej wypowiedzi stała się w dziejach historiografii postępująca zwłaszcza od drugiej połowy XIX w. dezuniwersalizacja spojrzenia na dzieje narodowe, znajdująca swój wyraz w dążeniu do ujmowania ich jako zamkniętej w sobie całości, zamkniętego łańcucha przyczyn i skutków oraz przeciwstawiania ich dziejom powszechnym. Stąd właśnie wzięło się obiegowe i dziś jeszcze, a jakże mało uzasadnione wobec jaskrawej sprzeczności z dyrektywą integralności badania historycznego i przekonaniem 18 Ibidem, s. 234, 236, patrz także s. 48 - 49 oraz tegoż: Zagajenie dyskusji [w:] Historia a świadomość narodowa, pod red. W. Wesołowskiego, Warszawa 1970, s. 17 nn. 390 o integralnym charakterze procesu dziejowego pojmowanie historii powszechnej jako po prostu ... historii niepolskiej (w innych krajach: nieniemieckiej, nierosyj-skiej itd.). Ten sprzeczny z zasadą integralnego widzenia świata autocentryczny pogląd na dzieje własnego narodu oraz na jego teraźniejszość jest szczególnie silnie zakorzeniony w społecznej świadomości i stanowi pożywkę dla wszelkiej historycznej mitologii — czy to w postaci ultrapesymistycznych koncepcji dziejów Polski, czy też w jej odmianie hurraoptymi-stycznej. Tymczasem można by w nieskończoność mnożyć przykłady na potwierdzenie truistycznej tezy o tym, że wszelkie zawężenie horyzontu badawczego uniemożliwia adekwatne poznanie przedmiotu oraz że jego rozszerzenie — przy nieuchronnym w takim wypadku momencie porównania — pozwala nam dostrzec to, co przy zaściankowym widzeniu rzeczywistości pozostać musi niechybnie niezauważone. Odnosi się to nie tylko do badania życia społecznego w teraźniejszości, ale do wszelkiego badania społeczeństw, a więc i do badania historycznego. W uniwersalłzacji spojrzenia na dzieje narodowe widział M. H. Serejski środek do przezwyciężenia przez historiografię z jednej strony niebezpieczeństw etno-centryzmu, „idola nacjonalizmu i partykularyzmu", narodowej megalomanii, z drugiej zaś kosmopolityzmu i narodowego nihilizmu. Broniąc historii przed zarzutami w rodzaju tych, jakie podnosili przeciw niej Paul Yalery czy Andre Gide zarzucający jej upajanie ludów, pobudzanie fałszywych wspomnień i ewokowanie megalomanii odrzucał historyk, rzecz jasna, ten model historii, który stanowił podstawę tak pesymistycznej oceny jej funkcji. Jednocześnie jednak z całą mocą przeciwstawiał się także zarzutom podnoszonym ze strony przeciwnej, mianowicie krytyce historii, za to, że 391 ośmiela się poddawać w wątpliwość wygodne w danej sytuacji i chwili mity o przeszłości, tak jak to wyrzucał jej Fryderyk Nietzsche, antycypując nie tylko faszystowskie kierunki antyintelektualistyczne, skłonne do tolerowania historii tylko o tyle, o ile byłaby ona historią instrumentalną, sankcjonującą na żądanie wygodne, miłe sercu mity i uprzedzenia. Historia prawdziwa nie może na to przystać, gdyż zaprzepaściłaby całkowicie swój istotny sens i cel nie tylko naukowy; wyrzekając się krytycyzmu, refleksji, dociekania i odsłaniania autentycznej prawdy, wyzwalania umysłów od wyłącznie emocjonalnego stosunku do przeszłości, schlebiając irracjonalnym instynktom, budowałaby „fałszywą historię", która — jak mówi Szujski — jest „mistrzynią fałszywej polityki" 20. W tych właśnie kategoriach rozważał uczony funkcję historii w kształtowaniu i rozwoju świadomości narodowej, przeciwstawiając się zarówno postawom nacjonalistycznym, jak kosmopolitycznym. M. H. Serejski pisał w 1968 r.: Historyk nie może być neutralnym rejestratorem faktów, bo historia nie jest matematyką czy astronomią, bo dotyczy ona bliskich mu spraw ludzkich, spraw jego narodu. Ukazując przeszłość, szuka w niej rozwiązania pytań, które dotyczą zachowań ludzi w różnych sytuacjach i sposobów reagowania na nie, motywów działania i celów, zależności jednostki od losów swego narodu,, społeczeństwa i całej ludzkości. Pragnie przez wykładnię dziejów własnego narodu pobudzić do wzmożonego poczucia odpowiedzialności za losy zbiorowości, ułatwić orientację w układzie realnych sił w skomplikowanym świecie współczesnym, ukazać miejsce i rolę w nim swojego kraju; dąży do tego, by przez znajomość historii uchronić swój naród przed fałszywym wnioskowaniem, wyostrzyć w nim wrażliwość na dobro publiczne, a przez wyostrzony krytycyzm wyrobić nawyki rozumowania w oparciu o realne fakty i o dokumen- 20 Tenże, Zagajenie, s. 19. towanie swych sądów, co ułatwia wybór drogi prowadzącej do lepszej przyszłości i lepszego współżycia z innymi narodami2I. Jednocześnie historia jest czynnikiem kształtującym świadomość związków ogólnoludzkich: Jeśli historia narodowa spełniała i spełnia swą funkcją jako czynnik świadomości narodowej, to w dzisiejszej epoce ma ona analogiczne zadanie w zakresie ukazywania i kształtowania więzi łączących całą ludzkość, z całym bogactwem sposobów życia, różnorodnością kultur i narodowości, skazanych na współistnienie albo na zagładę. [...] Współcześnie rozumiana historia narodowa wskazuje na trwały związek patriotyzmu i socjalizmu, nie może stać w kolizji z wielkimi ideałami humanizmu. Takie dwustronne zaangażowanie najlepiej uchroni historię przed nacjonalizmem i przed nihilizmem narodowym, w zgodzie z świetnymi tradycjami całej kultury polskiej i ideałami jej najwybitniejszych twórców i ideologów22. Tylko ta uniwersalistyczna i humanistyczna zarazem historia może odegrać doniosłą rolę w postępie społecznym. Zarówno refleksja nad dziejami historiografii, jak i obserwacja dnia dzisiejszego skłania do zastanowienia się nad miejscem historyka w owym procesie zdążania w lepszą przyszłość. M. H. Serejski polemizował więc ze złudnym a popularnym, choć nie zawsze w pełni uświadamianym mniemaniem, jakoby postępowa pod względem ideologicznym czy politycznym, bądź nawet rewolucyjna postawa uczonego automatycznie gwarantowała adekwatne poznawanie przezeń prawdy dziejowej. Gdyby tak było, to najwybitniejsze osiągnięcia naukowe — przynajmniej na gruncie historii — byłyby udziałem uczonych, których postawy polityczne, ideologiczne itd. można by określić niewątpliwie jako postępowe. Często 392 21 Ibidem. 22 Ibidem, s. 19 - 20; por. tegoż Przeszłość, s. 46 nn. 393 tak właśnie bywa, ale nie wolno nam nie dostrzegać wcale niesporadycznych przypadków przeciwnych. Już choćby obserwacja minionego ćwierćwiecza rozwoju historiografii polskiej winna nas doprowadzić do wniosku, że niezmiernie często badania historyczne uczonych o niewątpliwie postępowych postawach w życiu społecznym, włączonych w nurt rewolucyjny naszej współczesności, pod względem naukowym, to jest w dociekaniu dziejowej prawdy, pozostawiały bardzo wiele do życzenia, że postępowy światopogląd społeczno-poli-tyczny nie zawsze idzie w parze z postępowym poglądem naukowym, częstokroć zaś występują tu znaczne rozbieżności. W tej sprawie pisał M. H. Serejski: [Poglądy historyka] kształtują się nie tylko pod wpływem wyznawanej ideologii, rzeczywistość, jaką on przeżywa, przełamuje się w jego umyśle inaczej niż np. u działacza politycznego; jeśli jest prawdziwym historykiem, to imperatywem dla niego jest zawsze dążenie do prawdy. Dlatego też nieraz znani z poglądów konserwatywnych czy wręcz reakcyjnych historycy w pewnych okolicznościach potrafili — nie dziwmy się — dostrzec nowe aspekty dziejów23. Historia uniwersalistyczna i humanistyczna nie może się obejść bez założeń ogólnych, w ten czy inny sposób zaczerpniętych z teorii rozwoju społecznego i filozofii. M. H. Serejski stając w. obronie historii filozoficznej wyrażał jednak wątpliwość, czy w naukowej działalności historyka inspiracje filozoficzne i związane z nimi wypracowanie założeń ogólnych badania naukowego rzeczywiście wyprzedzają empirię, tak jak to sobie wyobrażają niektórzy filozofowie zajmujący się badaniami nad dziejami myśli historycznej. Książka o wybitnym niemieckim historyku starożytności Jo- 23 „Kwartalnik Historyczny", t. 73, 1965, s. 613; także tegoż: O właściwy stosunek do tradycji naukowej, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", Seria I, zesz. 4, 1956, s. 5 nn. 394 hannesie G. Droysenie dała okazję do sformułowania w tej sprawie istotnych zastrzeżeń. Nawet u tak wybitnego i obdarzonego refleksją metodologiczną i teoretyczną uczonego, jakim był Droysen, „narracja historyczna i wymagania «empirii» biorą górę nad refleksją filozoficzną", a historyk pod naciskiem realnych sił działających w otaczającym go świecie, idei i poglądów panujących w historiografii i publicystyce coraz bardziej „buntuje się przeciwko spekulacjom Hegla". Historyk historiografii nie może zgodzić się z tym, by twórczość historyków można było badać tak samo, jak bardzo często bada się twórczość filozofów — „śledząc przede wszystkim konsekwentne rozwijanie ogólnych założeń, bez ich konfrontacji z naciskiem na historyka nie tylko materiału źródłowego, ale i bieżącego życia" 24. Chociaż historyk niewątpliwie recypuje najróżniejsze kategorie filozoficzne, to jednak „sterowniczą rolę w jego postępowaniu poznawczym odgrywa tak złożony splot czynników, że odnosząc je wyłącznie do układu odniesienia: filozofia — historia badacz dziejów historiografii łatwo może zejść z właściwej drogi umożliwiającej wykrycie czynników jej rozwoju" 25. Przedstawione tu w skrócie założenia ogólne, przyjmowane w badaniach historiograficznych M. H. Serej-skiegó, znalazły swą jak dotąd najpełniejszą realizację w jego najnowszej książce Europa a rozbiory Polski. Autor opatrzył ją podtytułem: Studium historiograf icz-ne, zaznaczając w ten sposób, że jest to praca z dziedziny historii historiografii, nie ma więc na celu przestawienia konkretnego procesu dziejowego, mianowicie stanowiska społeczeństw i państw europejskich wobec 24 M. H. Serejski, Uwagi o stosunku historii do filozofii, „Kwartalnik Historyczny", t. 76, 1969, s. 692 - 693. 25 Tenże, Historio humanistyczna — integralna, s. 67. 395 upadku Polski, a jedynie zajmuje się jego odzwierciedleniem na kartach historiografii europejskiej. Szczególna predylekcja, jaką okazuje autor od lat do badania w historiografii przede wszystkim dziejów myśli historycznej, sprawiła, że i tym razem nie chodziło mu o kumulację historycznej wiedzy o rozbiorach, o warsztatowe osiągnięcia historyków w badaniu dziejowego wydarzenia. Co więcej — uczony wyraził przekonanie, że, jak się wydaje, specjaliści zajmujący się drugą połową XVIII w. „wyczerpali już możliwości dotarcia do nieznanych materiałów, które by mogły rzucić istotnie nowe światło na genezę okoliczności i sam przebieg rozbiorów i likwidacji państwa polskiego" (s. 5) — a więc co się tyczy strony warsztatowej, problem zdaje się być właściwie wyczerpany. W tej sytuacji badacz mógł się skupić na badaniu historycznych poglądów, interpretacji, zapatrywań opierających się m. in. na źródłach, o których można z wielkim prawdopodobieństwem powiedzieć, że są historiografii znane. Ponieważ jednak historyka historiografii interesują przede wszystkim różnorakie uwarunkowania i funkcje poglądów historycznych, ponieważ chodziło mu o zbadanie „mniej więcej półtora stulecia trwającej dyskusji historycznej nad upadkiem dawnej Rzeczypospolitej" (s. 14), nie ograniczył się M. H. Serejski do badania poglądów wyłącznie historyków sensu stricto, lecz także włączył do swoich rozważań wypowiedzi filozofów, pisarzy, polityków — tych wszystkich, którzy zastanawiali się nad interesującym go problemem. Obok poważnych studiów, niekiedy nawet pionierskich, opartych na solidnej bazie źródłowej, czasami na archiwaliach urzędowych, dostępnych wówczas obcym badaczom, a dotyczących sytuacji międzynarodowej, aspektu zewnętrznopolitycznego rozbiorów, w dużej części chodzi tu o eseje, o wypowiedzi o charakterze publicystycznym, niekiedy zresztą wybitnych 396 historyków, nie zajmujących się badawczo dziejami Polski, a przeważnie o wszelkiego rodzaju zarysy, kompendia, opracowania popularne typu podręcznikowego czy encyklopedycznego, o kompilacje wszelkiego rodzaju, na różnym poziomie, które często nie wnoszą nic nowego nie tylko w sensie materiału faktograficznego, ale i z punktu widzenia oświetlenia samego problemu; często autorzy niemal mechanicznie powtarzają za swymi poprzednikami, ale nawet wówczas dokonują pewnego wyboru, a nieraz w odmienny sposób interpretują te same fakty. W każdym razie i one zasługiwały tu na naszą uwagę choćby dlatego, że niezależnie od stopnia poprawności faktograficznej ł oryginalności, wyrażały myśl historyczną, która docierała do szerszej opinii i równocześnie ją reprezentowała. Z tego też względu odwołuję się niekiedy do luźnych wypowiedzi mężów stanu, działaczy i pisarzy politycznych, literatów czy filozofów, którzy z tych czy innych względów wyrażali swój pogląd o upadku czy rozbiorach Polski [s. 8- 9]. W takim ujęciu problemu — jak to zauważa autor — wykracza on „poza śledzenie wyłącznie historiografii sensu stricto" (s. 9) i faktycznie książka jest studium z dziejów społecznej świadomości historycznej, badanej w oparciu o materiał historio-graficzny, publicystyczny, czasem nawet literacki, który pozwala historykowi dotrzeć nie tylko do indywidualnych zapatrywań poszczególnych autorów, lecz przede wszystkim do jakiejś historycznej communłs opinio w czasie i miejscu, którą badani autorzy warunkują, a jednocześnie w pewnym sensie wyrażają. Mamy tu więc do czynienia z niezmiernie rzadkim wciąż jeszcze w historiografii współczesnej zaatakowaniem przez historyka w odniesieniu do przeszłości tej problematyki, którą w odniesieniu do teraźniejszości stara się podejmować socjologia. W pewnej mierze jako na poprzednika rodzaju badań historiograficznych, zaprezentowanych przez M. H. Serejskiego, można by wskazać na studia historyka holenderskiego Pięter 397 GeyTa, który w 1949 r. ogłosił książkę o Napoleonie w myśli historycznej (Napoleon For and Against); tu jednak chodziło o poglądy wyłącznie historyków-pro-fesjonalistów, nie zaś o szerszą opinię, a i sam przedmiot — osoba, historyczna postać — powodował, że postępowanie badawcze było prostsze niż wówczas, gdy chodziło o zapatrywania na doniosły fragment szerokiego procesu dziejowego. Ujęcie problemu, zaprezentowane w książce M. H. Se-rejskiego, ma swoją genealogię bardziej w dawniejszych pracach autora niż we współczesnej literaturze z zakresu historii historiografii. Pod względem sposobu traktowania badanego zagadnienia jak również jego rodzaju najnowsza książka M. H. Serejskiego w znacznie większej mierze niż inne jego prace historiogra-ficzne stanowi kontynuację — nie waham się użyć tego słowa — tego rodzaju studiów historycznych, jaki zaprezentował on przed wojną w studiach o Idei Imperium Romanum w Galii Merowińskiej w VI stuleciu (1925) czy w rozprawie o idei jedności karolińskiej (1937). Podobnie jak w dziele Europa a rozbiory Polski, także i tam "chodziło autorowi o rekonstrukcję — w oparciu o analizę najróżniejszych indywidualnych przekazów pisanych — poglądów, zapatrywań i mniemań ludzkich zbiorowości w ich wszechstronnych uwarunkowaniach i funkcjach. Badając historyczną świadomość zbiorowości autor zdawał sobie oczywiście sprawę z tego, że historiografia, nawet jeśli uzupełnimy ją po części publicystyką czy literaturą piękną, nie w pełni pozwala nam dotrzeć do zapatrywań szerszych kręgów społecznych. Dziejopisarstwo rozwija się bowiem w uwarunkowaniach znacznie bardziej złożonych niż^ tylko presja dnia dzisiejszego, z drugiej zaś strony 398 jego społeczny odbiór dokonuje się jakże często nie bezpośrednio, lecz przy udziale najrozmaitszych przekaźników, odmiennych w różnych epokach i sytuacjach. Zapewne jest racją, że między historiografia a opinią publiczną zachodzi coś w rodzaju sprzężenia zwrotnego, ale jest to tylko najogólniejszy schemat wzajemnych związków. Siedząc w wielu krajach europejskich rozwój poglądów na wydarzenie dziejowe, jakim był upadek dawnej Polski, autor starał się wykryć kształtujące je czynniki w całej ich różnorodności i zmienności. Niewątpliwie poglądy te kształto-'wały się w zależności od uzyskiwanych różnymi drogami informacji o dziejowym wydarzeniu — a więc od podstawy źródłowej badań i sądów własnych oraz poprzedników, jak również stwierdzeń i poglądów już dotąd wypowiedzianych, znanych bezpośrednio czy pośrednio. Pod tym względem monografia prof. Serejskiego dostarcza wiele wiadomości o procesie narastania zasobu informacyjnego o upadku dawnej Polski od drugiej połowy XVIII w. aż po początek naszego stulecia i zmieniającej się podstawie źródłowej historycznych wypowiedzi — od pamiętników, opisów podróży i niewielu jeszcze akt oficjalnych na przełomie XVIII i XIX w., po archiwalne badania źródeł głównie aktowych, zwłaszcza od drugiej połowy XIX stulecia. Wiąże się to nie tylko z postępem w zakresie udostępniania źródeł, ale i z rozwojem nauki historycznej, wzrostem jej krytycyzmu, a w związku z tym z przywiązywaniem większego znaczenia do typów źródeł dotychczas lekceważonych (np. akta), narastaniem zaś postawy krytycznej w stosunku do tych, na których się dawniej najchętniej opierano, w szczególności do wielomównych źródeł narracyjnych. W książce prof. Serejskiego odnajdziemy wiele interesujących informacji o tym, że procesy 399 te dokonywały się w drodze interferencji badań i ustaleń między historiografiami różnych krajów, przy czym i nauka polska temu się nie oparła. Jednakże stosunek historyka do źródeł nie jest bynajmniej postawą bierną. To nie one same — jak wciąż sądzi wielu tradycjonalistów — „mówią" mu o tym, co niegdyś było, lecz tylko dostarczają mu odpowiedzi na pytania, które on musi im postawić. Pytanie zaś, jakie historyk stawia źródłom, zależy od niezmiernie wielu czynników; ono determinuje dokonywany przezeń wybór źródeł; w zależności od tego, jak ono brzmi, sięga on po takie bądź inne źródła. Z książki M. H. Serejskłego możemy się wiele dowiedzieć o wielostronności i różnorodności uwarunkowań, owego katalogu pytań, z jakimi historyk zwraca się do owych źródeł, a za ich pośrednictwem do przeszłości dziejowej. Najogólniejszym z nich jest niechybnie charakterystyczna dla czasu (epoka) i miejsca (środowisko, kraj) wizja świata, przyjmowany przez historyka świadomie czy też nie ogólny światopogląd, uwarunkowany całym splotem czynników (spośród których tak doniosłą rolę odgrywa jego miejsce w układzie sił klasowych), ukierunkowujący jego zainteresowania i uwagę oraz określający jego hierarchię wartości. Ludzie epoki Oświecenia zafascynowani problemami państwa i jego miejsca pośród innych państw oraz zagadnieniami struktury społecznej przez pryzmat przyjętych za własne wartości musieli spoglądać także i na upadek Rzeczypospolitej. Nie zaskakuje nas najzupełniej, że „pierwszy rozbiór Polski nie tylko sfery urzędowe na Zachodzie przyjęły obojętnie, czy nawet z cichą aprobatą. Terytorialne okrojenie Rzeczypospolitej nie wydawało się jeszcze wiel- 400 kim nieszczęściem, a ze względu na powszechne przekonanie o własnych winach Polaków, o wadliwych urządzeniach, anachronizmie Polski od dawna przewidywano taką możliwość" (s. 398-399). M. H. Serejski pisze: Znamienne jest, że w rozważaniach nad upadkiem Polski w XVIII w. prawie żadnej jeszcze roli nie odgrywał problem wielonarodowego charakteru Rzeczypospolitej. Nie mógł on też stanowić jakiejś racji uzasadniającej oderwanie od niej terytoriów etnograficznie nie polskich. Jeżeli Mably, Rousseau czy Coxe sądzili, że nie jest nieszczęściem dla niej utrata obszarów, zwłaszcza wschodnich, to dlatego, że administrowanie i obrona tak wielkiego terytorium nastręczały wedle nich szczególne trudności. Natomiast sprawa dysydencka, zwłaszcza w krajach protestanckich i wśród części filozofów Oświecenia, zręcznie wygrywana w propagandzie przez Rosję i Prusy, choć na krótko, to jednak wywołała złudne przekonanie o słuszności i rzekomej bezinteresowności interwencji sąsiadów w sprawy wewnętrzne Polski [s. 107 - 108]. Wizja świata charakterystyczna dla epoki romantyzmu zawierała w porównaniu z oświeceniową nowe wartości, co znajduje swój wyraz także i w refleksji nad upadkiem dawnej Polski. Świętemu Przymierzu monarchów przeciwstawiano ideę solidarności ludów, legitymizmowi i despotyzmowi wielkich mocarstw ideę niepodległości narodów. W tym klimacie zamiast chłodnej racjonalistycznej analizy wadliwych urządzeń wewnętrznych, anachronistycznej struktury społecznej, w refleksji nad upadkiem dawnej Rzeczypospolitej punkt ciężkości przesunął się na aspekt moralny, na winę chciwych, cynicznych, despotycznych zaborców, gwałcących nienaruszalne prawa narodów, jednostki i na odpowiedzialność Europy [s. 179]. j Nowa wizja świata — choć nie należy zapominać i o innych czynnikach — warunkuje niewątpliwie znane dobrze zjawisko aktualizacji sprawy polskiej w Europie w latach trzydziestych i czterdziestych XIX w., kiedy 26 — Grabskl — Orientacje... 401 to stosunek do niej staje się jakby probierzem postaw demokratycznych i postępowych. „«Broniąc sprawy polskiej bronimy [...] wolności i niepodległości wszystkich narodów* — pisał [Leon] Sawaszkiewicz, uczeń Lelewela, a podobną myśl znajdziemy u wielu autorów obcych, u W. Hugo czy u J. Micheleta, m. in. także w Manifeście Komunistycznym" (s. 180 - 181). W miejsce jednostronnego i statycznego obrazu dziejowego wydarzenia romantyzm proponuje jego dynamiczną wizję, akcentując przełamywanie dawnych struktur przez nowe procesy, wizję zarazem dialektyczną, wskazując na rozsadzanie dawnych układów przez rodzące się nowe siły. Jednakże problem upadku dawnej Polski nie był ani w XVIII w., ani później zagadnieniem politycznie obojętnym, aby historiografia mogła go rozważać tak samo beznamiętnie, jak np. zagadnienie upadku starożytnej Persji. Nawet wtedy, kiedy w nauce historycznej odnosiła największe triumfy pozytywistyczna metodologia historii i hasła programowego obiektywizmu, interesujący nas problem nie był nigdy odizolowany — jak podkreśla autor książki — od jakiegoś samoangażowa-nia się, „od poczucia, że «res nostra agitur»" (s. 395). Historyk niemiecki czy rosyjski w większym stopniu niż inny stawał przed dylematem oceny roli własnego państwa w rozbiorach Polski i jego odpowiedzialności. Niewątpliwie nie wolno nam nie dostrzegać nacisku polityki państwowej na poglądy historiografii, jednak badania M. H. Serejskiego skłaniałyby uważnego czytelnika do sceptycyzmu w stosunku do niezmiernie częstego, zwłaszcza w dzisiejszej publicystyce, fetyszyzo-wania tej presji. Bardziej wnikliwe przypatrzenie się poglądom historiografii, nawet tej „urzędowej", uzasadniającej coraz nowymi argumentami-rac j e własnych rządów (jakże często stawia się dziejopisarstwu jedynie 402 takie wymagania), ukazuje, że dowodząc konieczności i zbawiennego charakteru udziału własnego państwa w akcie rozbiorczym, jego inicjatywę nadzwyczaj chętnie podrzuca ona ... — sąsiadom. Gdyby więc rozbiory były tak całkowicie chwalebne, jak chcieli to wmówić czytelnikom historycy niemieccy czy rosyjscy, dlaczegóż nie pochwalić się, że własne państwo było ich motorem? Tymczasem zrzucano odpowiedzialność na drugich metodą starą jak świat, mianowicie „łapaj złodzieja", choć bynajmniej nie twierdzono, że on cokolwiek ukradł. Łzy Marii Teresy, o których tyle pisze się nie tylko w historiografii austriackiej, byłyby wdzięcznym tematem osobnego studium historiograficznego, tym bardziej, że jak zauważa autor, także Wasilij Osipowicz Kluczewski, „który sam miał zastrzeżenia co do rozbiorów Polski, zanotował, że i Semiramida Północy podobnie zareagowała, jak cesarzowa austriacka, na I rozbiór Polski" (s. 398). W świetle materiału, zebranego i zinterpretowanego przez M. H. Serejskiego, uwidacznia się znacznie bardziej złożona rola politycznych implikacji historiografii niż ta, jaką im się zbyt często przypisuje: nie sprowadza się ona bowiem wyłącznie do wykonywania, przez nią „zamówienia rządów", określonych środowisk politycznych, kościelnych itd. na historyczną legitymację ich aktualnych posunięć. Wreszcie — implikacje polityczne czy, szerzej, społeczno-polityczne — nie stanowią całokształtu uwarunkowań historiografii. Pozostaje to w całkowitej zgodzie z poglądami autora omawianej książki w sprawie ideologicznego aspektu historiografii, lecz bynajmniej nie jej tożsamości z ideologią... Badając poglądy historiografii obcej na zagadnienie upadku dawnej Polski prof. Serejski podjął dyskusję z wieloma schematami myślowymi, zakorze- 26* 403 \ nionymi od dawna w piśmiennictwie historycznym. Jednym z nich jest praktyka dzielenia poglądów obcych według dychotomicznego schematu (nadużywanego przez publicystykę) na te, które są dla Polski życzliwe, i na te, które są dla niej nieprzyjazne. W zagajeniu dyskusji nad swą książką w Instytucie Historii PAN dnia 4 marca 1970 r. autor stwierdził expressis verbis, że „w rzeczywistości jednak w bardzo wielu wypadkach ten schemat okazuje się zawodny, gdyż krytyka często nie była integralną i dotyczyła tylko niektórych stron życia dawnego państwa, przy czym nie musiała ona pociągać za sobą aprobaty rozbiorów; z drugiej strony admiratorzy niektórych urządzeń czy obyczajów Rzeczypospolitej szlacheckiej uznawali właśnie rozbiory za konieczność i za sprawiedliwy wyrok trybunału dziejowego". Nie sprawdza się również w badaniu inny, niemniej często spotykany schemat, mianowicie przeciwstawianie historiografii obcej i polskiej, połączone często z wypowiadanym (bądź nie) założeniem, że poglądy obce nie mają wartości poznawczej, a ich walor jest co najwyżej instrumentalno-polityczny. Obcy autorzy, spoglądający na Polskę w innym świetle w zależności od własnych punktów widzenia, choć — jak podkreśla autor — często nie potrafili ustrzec się przed błędami, „dostrzegali nieraz ostrzej to, czego niemal nie zauważali swoi". Jest niezmiernie charakterystyczne, że udało się stwierdzić paralelizm pomiędzy rozwijającymi się poglądami obcymi a polskimi, paralelizm będący nie tylko wynikiem wzajemnych wpływów. Wynikał on zarówno z krążenia poglądów i idei — bowiem Polska, aczkolwiek przestała być państwem, nigdy nie przestała być częścią Europy — jak i okoliczności, że szersze spojrzenie na proces dziejowy, mimo wszystkich 404 mankamentów niedokładnej znajomości szczegółów, wiodło do budowania obrazu, w którym znajdowały swe miejsce zasadnicze czynniki dziejowego procesu. Raz jeszcze okazuje się, jak głęboko rację miał francuski historyk doby pozytywizmu Gabriel Monod, który jak gdyby sprzeniewierzając się niesionym przez współczesną mu historiografię tendencjom mikrogra-ficznym i zaściankowym mówił: „Jakkolwiek wydaje się to w pierwszej chwili paradoksem, w historii to, co ogólne, często ukazuje więcej prawdy i pewności, aniżeli służące im za podstawę szczegóły. Dzieje się tak podobnie, jak wówczas, gdy oko nasze może zdobyć sobie prawdziwe wyobrażenie budowli czy też pejzażu, bez dokładnego zapoznania się uprzedniego z jej wymiarami czy nierównościami terenu. Podobnie jak możemy poznać człowieka nie zanalizowawszy wszystkich jego działań i ich motywów — tak w historii poznajemy prawdę ogólną, wywodzącą się z kompleksu faktów, nawet wtedy, gdy nasza znajomość tych faktów jest niedokładna" [19 - 20]. Siedząc dzieje półtorawiecznej dyskusji historiogra-ficznej nad zagadnieniem upadku dawnej Polski M. H. Serejski wyróżnił w niej zasadnicze modele rozumowania historycznego, ujmowania badanego problemu, występujące w dziejopisarstwie zarówno obcym, jak i polskim. Wyróżnił więc — po pierwsze — dwa konkurencyjne w stosunku do siebie modele refleksji: statyczny i dynamiczny. Pierwszy z nich, charakterystyczny dla historiografii okresu Oświecenia, lecz nierzadki też ł w czasach późniejszych, zwłaszcza w drugiej połowie XIX w., polegał na absolutyza-c j i stanu Rzeczypospolitej z doby jej największego upadku, czyli akcentowaniu bezrządu, anarchiczności, demoralizacji, panującej klasy itd. i niedostrzeganiu dokonujących się przemian, nowych sił dochodzących do głosu. Model ten prowadził nieuchronnie do tezy 405 o samozawinionym upadku Polski, a więc jednocześnie do usprawiedliwiania jej rozbioru. Posługując się przy tym pojęciami: wewnętrzny rozkład, „trup", „śmierć", procesowi upadku Rzeczypospolitej szlacheckiej przypisywano cechy ostatecznej zagłady narodu niezdolnego do życia zwłaszcza, że temu jakoby naturalnemu biegowi dziejów towarzyszył, a co więcej, był nieraz jego sprawcą, niezmienny, obciążony wielkimi wadami charakter narodowy Polaków [s. 401]. Taki statyczny pogląd na Polskę u schyłku jej państwowego bytu prowadził — jak podkreśla historyk — z jednej strony do minimalizowania ruchu odrodzeniowego, a z drugiej — do przypisywania obcej inspiracji zarówno dzieła Sejmu Czteroletniego, jak Konstytucji 3 Maja czy powstania kościuszkowskiego. „Stanowiło to punkt wyjścia do usprawiedliwienia obcej interwencji «jakobińskim* charakterem «rewolucji polskiej*, zagrażającej Europie środkowej" (s. 401). Historyk ocenia krytycznie ów statyczny model refleksji historycznej zarówno ze względu na to, że jego podstawą była obca mu, wąska koncepcja historii, jak i ze względu na konsekwencje wynikające z jego zastosowania do refleksji nad problemem upadku Polski. Prostą drogą prowadził on bowiem do rozpamiętywania „własnych win" i rozmyślań o „dziejowej konieczności" aktu rozbiorczego. W historiografii temu statycznemu modelowi przeciwstawiono jednak inny, model dynamiczny, który można by nazwać dialektycznym: zrodził się on nie na gruncie nurtu oświeceniowego czy pozytywistycznego, lecz z romantycznej refleksji nad przeszłością. Historycy, którzy przyjmowali ten model rozumowania, aczkolwiek nie negowali wielu ciemnych stron upadku Rzeczypospolitej, koncentrowali jednak swą uwagę na dokonujących się przemianach, akcentując rodzenie się nowych sił, zmierzają- cych zwłaszcza po I rozbiorze do naprawy i umocnienia organizmu państwowego oraz unowocześnienia stosunków społecznych. Dynamiczne i dialektyczne ujęcie dziejów Rzeczypospolitej końca XVIII w. pozwalało i Micheletowi, Marksowi, Raumerowi » czy Lordowi i wielu innym dostrzec, jak to nazwał Lelewel, „Polskę odradzającą się", broniącą bytu niepodległego i przeprowadzającą wprawdzie łagodną, ale „rewolucję", której celem było oparcie życia politycznego na zdrowych i postępowych zasadach. W tym kontekście za rozbiory, zwłaszcza II i III, główna odpowiedzialność spadała na mocarstwa zaborcze, które odegrały rolę szczególnie haniebną i wsteczną, uniemożliwiając realizację postępowego przeobrażenia Polski [s. 402]. Uczony nie ukrywa, że ten sposób myślenia jest mu jako historykowi zdecydowanie bliższy. Podkreśla, że właśnie dynamicznie spoglądali na zagadnienie upadku Polski Marks i Engels, którzy polemizowali z tymi, którzy „upadek jej interpretowali jako nieodzowny wynik «naturalnego biegu dziejów*, posługując się tak przez nich nadużywanych pojęciem «konieczność dziejowa*" (s. 402 - 403). Odrzuca statyczne schematy historiografii Oświecenia czy pozytywizmu i nie ukrywa, że za znacznie płodniejszą uważa tę tradycję historiograficzną, która opiera się na dynamicznym i dialektycznym modelu procesu dziejowego. Zaznaczając, że kontrowersje między statycznym a dynamicznym widzeniem Polski w dobie rozbiorów przebiegały „nie tylko przez obcą, ale również i polską historiografię w drugiej połowie XIX w." (s. 403), nie ukrywa swej sympatii dla tego ciągu polskiej tradycji historiografie z-n e j, jaki wyznaczają nazwiska Kołłątaja — Lelewela — Korzona, akcentującego „odrodzenie, przeobrażenie Polski w momencie, gdy dokonywało się unicestwienie jej państwa przez sąsiadów", a nie tego, który minimalizował te procesy, związanego z nazwiskami Kalin- 406 407 ki, Dobrzyńskiego i innych. Koncepcja, zaprezentowana w książce Europa a rozbiory Polski, wyrasta bowiem z tej tradycji historiografii polskiej, której M. H. Serejski poświęcił większość swych dotychczasowych studiów historiograficznych — z optymistycznej tradycji Lelewela i jego szkoły, później warszawskiej szkoły pozytywistycznej, wreszcie szkoły Askenazego i tej, z której uczony wyszedł bezpośrednio — handelsma-nowskiej. Jednakże M. H. Serejski w długotrwałej dyskusji nad problemem upadku dawnej Rzeczypospolitej wyróżnił nie tylko te modele historycznego rozumowania. Wyszczególnił on — po drugie — modele rozumowania: partykularno-parafialny i przeciwstawny mu model uniwersalistyczno-perspekty-wistyczny. „Refleksja historyczna nad upadkiem Polski — podkreślał historyk — w oderwaniu od dziejów całej Europy, zamknięta w ramach analizy jej stosunków z sąsiadami, stwarzała podstawę do ujmowania zagadnienia jako lokalnego i epizodycznego. W układzie bardziej zamkniętym rozwoju historycznego rozbiory były jedynie końcowym wynikiem przeciwieństwa interesów pomiędzy Polską i Prusami, Niemcami czy Rosją" (s. 409). W takim partykularnym, wąskim ujęciu rozbiory Polski jawią się w historiografii jako wynik gry naturalnych sił, co niejednokrotnie formułowano w dobie pozytywizmu w kategoriach naturali-stycznych (walki o byt, konieczności zwycięstwa silniejszego itp.) i rzekomej „konieczności dziejowej". Zgodnie z niejednokrotnie wysuwanym postulatem uniwersali-zacji spojrzenia na dzieje narodowe M. H. Serejski nie tylko wykazuje, do jak pesymistycznych ocen prowadzić musi partykularno-parafialny model rozumowania, lecz także podkreśla walory poznawcze modelu otwartego, uniwersalistycznego. 408 Ten sam problem z uniwersalistycznego, a ściślej ogólnoeuropejskiego punktu widzenia tak, jak to ujmowali Schlosser czy Rotteck, Marks, Michelet, Martin czy Laurent, ukazywał się w innym aspekcie. Fakt rozbiorów i ich skutki podważały podstawy bytu niepodległych państw i ich współistnienia. Jakiekolwiek znaczenie miało to w realnej polityce, w opinii europejskiej, unicestwienie państwa polskiego było ciosem zadanym podstawom samej Europy jako całości, jako uznawanej wspólnoty kulturalnej. Winna czy niewinna, Polska padła ofiarą przemlocy [s. 409 - 410]. Partykularny i uniwersalistyczny, modele ujmowania problemu upadku Polski przewijały się przez półtora stulecia europejskiej refleksji historycznej. Historyk zauważa, że mniej więcej do lat sześćdziesiątych ubieg^-łego stulecia ów szerszy model rozumowania nadawał ton europejskiej refleksji nad upadkiem dawnej Polski. Inaczej będzie jednak po upadku Wiosny Ludów, w dobie zbrojnego pokoju między mocarstwami i rozwoju nacjonalizmów oraz wielkomocarstwowych egoizmów. Z historiografii ruguje się wszelkie wartościowania moralne, których miejsce zajmie nieubłagana gra sił, twarda konieczność, racja stanu, sublimowane niekiedy pod postacią koncepcji misji kulturalnej narodu czy państwa w Europie; historia poczyna uprawiać „Machtge-schichte". Wraz z zawężeniem horyzontu historycznego widzenia, jakże charakterystycznym dla procesu „uściślania" nauki historycznej w dobie pozytywizmu, wszystko to prowadzi do rozważania interesującego nas problemu znów w zamkniętym układzie odniesienia i traktowania upadku Polski jako nieodzownego wyniku gry sił, konieczności dziejowej, dramatu przesądzonego i zamkniętego. Na kartach swojej ostatniej książki prowadzi M. H. Serejski niezmiernie ostrą polemikę z takim właśnie modelem historycznej refleksji, przeciwnym dyrektywie uniwersalizacji spojrzenia na dzieje narodowe. 409 Właśnie model partykularny idzie często w parze z poddanym ostrej krytyce statycznym widzeniem dziejów, podczas gdy model uniwersalistyczny wymaga ujmowania ich dynamicznego, dialektycznego. Książka M. H. Serejskiego włącza się tu do toczących się właśnie gorących dyskusji nad różnymi modelami historycznej refleksji na gruncie marksizmu — popozytywistycznym, epatującym dziejowymi koniecznościami, nieuchronnościami odczłowieczo-nych procesów, dokonujących się mechanicznie, a dialektycznym, z istoty swej antropocentrycznym, ukazującym działanie ludzkie jako motor przemian świata w przeszłości i teraźniejszości. W toku trwającej od XVIII w. dyskusji historiografia — zarówno ta polska, jak i obca — nie uzgodniła mimo wszystko odpowiedzi na owo najważniejsze z pytań: „dlaczego upadła?" Wysunęła niezmiernie wiele czynników, dostarczyła bez liku propozycji i kontrpropozycji, ale odpowiedzi jednoznacznej wciąż brak. Nie dziwmy się temu eseiście, który wysnuł z tej książki bardzo pesymistyczne wnioski co do możliwości poznawczych nauki historycznej. Bo skoro przez tyle lat wytężonych poszukiwań nie dała odpowiedzi...? Nie będę bronił historii, że jednak niezupełnie uchyliła się od niej, że to, co dotąd powiedziała, ma sporą wartość poznawczą itd. W świetle badań M. H. Serejskiego jest dla mnie oczywiste, że historiografia udzieliła odpowiedzi na inne, nie wiem, czy nie ważniejsze dla nas pytanie. Dyskusja prowadzona od czasów Oświecenia do początków XX wieku — chociaż nie potwierdziła słuszności słów Camp-bella, że Polska upadła „bez winy" (gdyby Rzeczpospolita była państwem opartym na zdrowych zasadach i dostatecznie silnym — nie powstałaby-, wbrew niedorzecznej formule — „Polska nierządem stoi" <— myśl o jej podziale), ugruntowała przeko- 410 nanie iż rozbiory były aktem gwałtu, i utorowała drogę poglądowi, że Polska powinna na nowo zająć miejsce wśród innych państw Europy, jako niezbędny człon wspólnoty kulturalnej Europy [s. 422 — podkreślenie moje A. P. G.]. Tym zdaniem kończy M. H. Serejski swoje rozważania. Stwierdził on, że w refleksji nad upadkiem Polski narastało w całej Europie przeświadczenie o konieczności odrodzenia się niepodległego państwa polskiego, które stanowiło niezbędny warunek do tej dziejowej konkretyzacji, której na imię narodziny II Rzeczypospolitej. I choć nie zawsze i nie w pełni dowiedzieliśmy się, „dlaczego upadła", uzyskaliśmy odpowiedź na inne pytanie: „dlaczego winna była wybić się na niepodległość?" I na tym — w moim przekonaniu — polega najogólniejszy i najistotniejszy zarazem sens monografii prof. Serejskiego, daleko wykraczający poza ramy badań historyka historiografii. INDEKS * opracował Andrzej Wierzbicki d'Abrahamsson 134, 137, 138 Abramowicz Andrzej 121 Acton John 269 Adamus Jan 26, 27, 32, 70, 193, 304 Adler Emmanuel 160, 169, 189 Adrijanowa-Peretc Warwara Pawłowna 186 Agassiz Louis 257 Albertrandi Jan 66, 98, 102, 127, 160 Aleksandrów Georgij Fedoro- wicz 49 Anastasewicz Bazyli (Wasilij) Grigoriewicz 168, 169, 175 anomalia rozwojowa Polski 297 antykwaryzm 367, 368 Arnold Jerzy 174 Arystoteles 220 Askenazy Szymon 23, 41, 280, 297, 300, 347, 348, 408 Asnyk Adam 326 Assorodobraj Nina 10 Aubyn Giles St. 248, 253, 269 Augustyn św. 225, 308, 309, 315, 317 augustynizm 218, 223, 226, 228, 270, 315, 323; patrz też pro- widencjalizm autodynamizmu zasada dialektyczna 377 - 378 autonomizm historiografii 387; patrz też społeczno-politycz-ne uwarunkowania nauki historycznej A wejdę Oskar 278 Babicz Józef 265 Bacon Franciszek 213 Bagrowska Anna 148 Baillion Fernand A. 126 . Bakowski Stanisław 151 Bakunin Michał 148 Balzer Oswald 21, 80, 85, 95, 193 - 195, 301 Banaśeyić N. 368 Bandtkie Jan Wincenty 95,101, 120, 122, 128, 129, 131, 133, 134, 136, 194 Bańka Józef 102 Baranowski Ignacy Tadeusz 350, 352 Barbeyrac Jean 199 Bardach Juliusz 165, 193, 251, 253, 278 Bartoszewicz Julian 10, *11, 149, 282, 283, 343 Bartoszewicz Kazimierz 281, 343 * Obejmuje głównie nazwiska autorów oraz ważniejsze terminy i pojęcia. 413 Barwiński Eugeniusz 345 Barycz Henryk 39 - 42, 243, 343 Baudoin de Courtenay Jan 60 Beard Charles A. 370 Becker Carl 370 Bem Antoni Gustaw 299 Bender Ryszard 380 Bentkowski Feliks 109,116,122, 124, 125, 128, 129, 131-134, 137,138,140, 173,174, 178,180 Bergonzoni Michał 107, 109 Bernal John 342 Bernheim Ernst 369 Bersohn Mathias 277 Bieliński Józef 150 - 152, 278, 347 Biernacki Feliks 88, 89, 100 Birger Torlacjusz 133, 137 Birkenmajer Aleksander 31 Bloch Jan Gotlib 277 Bloch Marc 5, 370, 375 Bluntschli Jean Gaspard 311 Bobińska Celina 42, 43, 372 Bobruk Albin 266 Bobrzyński Michał 15 - 17, 19, 20, 26, 27, 36, 218, 223, 240 -243, 245 - 247, 296, 298, 299, 302, 303, 311, 312, 325-335, 337 - 340, 344, 408 Bocheński Aleksander 42 Bogacki Feliks 231 Bogusławski Edward 283, 284, 347 Bohusz Franciszek Ksawery 108, 111, 112, 144 Bohusz-Siestrzencewicz Stanisław 166 Bojasiński Józef 350 Bołchowitynow Ewfimij Alek-siejewicz (metropolita Eugeniusz) 139, 169 Bołtin Iwan Nikitycz 187 Borecka Emilia 341 Borodzin K. M. 171 Bossuet Jacąues Benigne 225, 314, 316, 317, 321 Bourdeau Louis 239, 262 Boy-Żeleński Tadeusz 93, 195 Brandes Jerzy 274, 275 Breysig Kurt 25 Brodziński Kazimierz 13, 119, 134, 'l37, 139, 140, 176, 177, 179, 189, 221 Bronikowski Aleksander 134 Bronowski Franciszek 10, 67, Brougham John 181 . [114 Briickner Aleksander 165, 185 Brzozowski Sanisław 143 Biichner Ludwig 250, 316 Buckle Henry Thomas 218, 220, 225 - 228, 231, 232, 236, 238, 239, 243, 245, 246, 248 - 271, 288, 290, 319, 321, 324, 327, 330, 331, 334, 335, 338 Bujak Franciszek 31, 40, 354 Bułharyn Tadeusz 138 Burckhardt Jakub 389 Burgmeister 257 Buszczyński Stefan 28 Cantu Cesare 252 Carlyle Thomas 378 Cezar Juliusz 83, 219, 251 Chałasiński Józef 46, 387 Chamieć Krzysztof 346 charakter narodowy 41, 75 - 77, 159, 189, 190, 265; patrz też duch narodu Chiarini Alojzy 133, 135 Chlebowski Bronisław 249 Chłędowski Kazimierz 250, 266 Chmielowski Piotr'54-56, 58, 59, 228, 250, 251, 264, 266, 303, 346 414 Chodynickł Kazimierz 21, 64, 192 Chołoniewski Antoni 27, 28, 349 Chrzanowski Ignacy 27, 281, Chrzanowski J. 181 [350 Chrzanowski Tadeusz 239 chrześcijaństwo 57, 192, 308 Ciampi Sebastian 139 Cieszkowski August 24, 318, 320 Comte August 303, 318, 338 Coxe William 401 Cyceron 223, 234, 247, 366 Cynarski-Krzesławski Jan 363 Czacki Feliks 58 Czacki Józef 60 Czacki Michał 57 - 59, 75 Czacki Tadeusz 6, 10, 54 - 103, 108, 118, 119, 128, 129, 164, 193 - 198, 208 Czarnecki Edward 128,133,147, 148 Czarnowski Stanisław Jan 254, 258, 283, 284 Czarnowski Stefan 386 Czartoryski Adam Kazimierz 64, 65, 108, 141, 144, 150, 179 Czerepnin Lew Władymirowicz 95 Czerniawski Jan 151 Dalberg J. E. E. patrz Acton John Danielewicz Jerzy 276, 278, 297 Daniłowicz Ignacy 131, 139, 169 Darwin Karol 256 - 259, 275 darwinizm 259, 260, 265, 310 Dąbkowski Przemysław 57 Delimat H. 352 Dembiński Bronisław 30, 354, 359 Dembowski Edward 164 Deotyma patrz Łuszczewska Jadwiga Depping George Bernard 199, 208 Dereń A. 362 determinizm 225, 255, 260, 291 - 294, 327, 331, 339, 378 Dętko J. 250 Dębicki Ludwik 65, 66, 78, 100 dialektyczny model historii 378 Dickstein Samuel 347 Dmowski Roman 43 Dobrowolski Adam 266 Dobrowolskij Lew Michajło- wicz 275 • Dobrowsky Josef 170, 171 Dołęga-Chodakowski Zorian 148, 171, 190 Draper William 265, 266, 319, 322, 324 Drezner Tomasz 85, 193 Drogoszewski Aureli 303 Droysen Johann Gustav 252, 269, 370, 395 Drucki-Lubecki Ksawery 42 Drummand J. 252 duch narodu 159, 230, 231, 307, 316, 392; patrz też charakter narodowy Dufour Piotr 61 Dunin Karol 283, 284, 347 Dutkiewicz Józef 25, 123, 348, 364 Dyamentowski Przybysław 118 Dydyński Teodor 283, 284 Działyński Tytus 14, 126, 132, 138 Dzieduszycki Maurycy 16 Dzieduszycki Wojciech 227 Dziewulski Stefan 150 Dzwonkowski Włodzimierz 348 415 Ehrenkreutz Stefan 361 Eile Stanisław 265 Einhard 87 Elzenberg Henryk 256 - 259 encyklopedyzm oświeceniowy 60 Engels Fryderyk 407 Erazm z Rotterdamu 71 Ergetowski Ryszard 20, 21 erudycjonizm 84, 92, 93, 349, 379; patrz też antykwaryzm Estreicher Karol 57 Estreicher Stanisław 99 etnogeneza ludów 89-91, 202 europocentryzm 389 Ewers Johann Philipp Gustav 208 fatalizm 220, 229 Feldman Józef 30, 31, 364 Feuerbach Ludwik 374 filologia 177, 183; patrz też językoznawstwo Fitfoot C. H. S. 269 folklorystyka 84, 170 - 173, 191 formacje intelektualne — oświeceniowa 106 — romantyczna 107 — okresu popowstaniowego, pozytywistyczna 277 - 279 Formozow Aleksander Alek-sandrowicz 148 Francew Władimir Andrieje-wicz 157, 158, 161, 164 - 167, 169 - 171, 180, 182, 183, 185 Frankel F. 248 Fredro Andrzej Maksymilian 139 Freret Nicolas 183 Gajsler Justyn Feliks 283 Gali Anonim 98, 101, 128 - 130 Gałecki Jerzy 159 Ganshof Francis L. 369 Gatterer Johann Christoph 197 Gąsiorowska Natalia 348, 387 Geyl Pięter 397, 398 Gębarowicz Mieczysław 31 Gibbon Edward 69, 77, 79, 89 Gide Andre 367, 368, 391 Gieysztor Aleksander 355, 364 Gley Gerard 138 gminowładztwo słowiańskie 190 Goldberg Henryk 283, 284 Gołębiowski Feliks 124 Gołębiowski Łukasz 10, 101, 102, 119, 125-127, 130, 132- 134, 136-141, 180 Gooch George P. 269 Gorzycki Wincenty 355 Goszczyński Seweryn 150 Górka Olgierd 29 Górski Jan 381 Górski Konrad 282 Grabieński W. patrz Smoleński Władysław Grabowski Ambroży 99 Grabski Stanisław 153 Grabski Władysław 153 - 155 Granowski Timofiej 286 Graber de Hómsoe 134, 137 Greków Borys Dymitriewicz 187 Gremiacki M. A. 253 Grirrim Jakub 164 Grocjusz (Grotiusz) Hugo 198, 199 Groddeck Ernest Bogumił 151 Grodek Andrzej 150, 151 Grodek Gotfryd Ernest 100 Groniowski Krzysztof 253 Grzybowski Konstanty 181, 326, 332 Grzybowski Stanisław 70 Grzymała-Siedlecki Adam 27 Guerin Daniel 376 Gutt Józef 46 Halecki Oskar 30, 354, 355 Hammer-Purgstall Joseph 133, 137 Handelsman Marceli 11, 30 - 32, 219, 221, 275, 348, 350, 351, 353, 355, 359, 360, 364, 371, 386 Hanka Wacław 157, 158, 170, 171, 182, 183, 185 Harassek Stefan 102 Hartleb Kazimierz 31 Hawkins Richmond Laurin 216, 269 Hackel Ernst 275 Hegel Georg Friedrich 318, 395 Helcel Antoni Zygmunt 13, 14, 16 Herbst Stanisław 364 Hercen Aleksander 148 Herder Johann Gotfried 159, 160, 169, 189, 192, 196, 205, 316 Hernas Czesław 84, 85 Heussi Karl 368 historia — jako nauka 37, 61, 64 - 66, 68, 69, 238, 241, 244, 299, 314, 334, 383; patrz też mi-nimalistyczna a maksymali-styczna koncepcja nauki — jako sztuka 240 — filozoficzna 219, 255, 313, 316, 317; patrz też historio-zofia — gospodarcza 33, 38, 43, 293, 365 — kultury 33, 299 historia kultury materialnej 33, 115, 120, 121, 182, 192, 199 — polityczna 293 — prawa 33, 44, 61, 85, 131, 132, 164, 169, 182, 186, 187, 192 - 194, 210 — ruchów społecznych 44 — wojskowości 33, 362 — a nauki pomocnicze 121 - 127 — a nauki społeczne 225, 313, 327, 328, 333, 334 — a nauki ścisłe, przyrodnicze 221, 225, 239, 240, 313, 315, 327, 328 — a psychologia 221, 225, 307 — a socjologia 315, 386; patrz też socjologizm historia historiografii jako przedmiot nauczania 31 historiografia polska na tle historiografii europejskiej 33, 34; patrz też międzynarodowe kontakty polskiej nauki historycznej historiozofia 18, 221, 223 - 235, 260, 264, 270, 289, 305, 309, 310, 317 - 326, 331 - 340; patrz też prawa dziejowe historyzm 368; ahistoryzm 388, 389 Hleb-Koszańska Helena 113 Hoesick Ferdynand 253, 254 Hoffman Karol Boromeusz 78, 230, 384 Homer 197 Horodyski Bogdan 352 Hubę Romuald 161, 281, 282 Hugo Wiktor 402 Hułak-Artemowski Piotr 139, 140 Hume Da vi d 79 416 27 — Grabski — Orientacje... 417 Huth Alfred Henry 248 Hiibner R. 269 idealizm 219, 246, 255, 269, 312, 369; patrz też materializm idiografizm 50, 337 Ikonnikow Wasilij S. 169, 188 indukcjonizm 219, 242, 258, 326, 328 Inglot Stefan 31 integralność nauki historycznej 370, 387 Iwaszkiewicz Janusz 348, 350 Jabłonowski Aleksander 275, 277, 282, 346, 347, 349, 351 Jabłoński Henryk 355, 364 Jakóbczyk Witold 39 Jakóbiec Marian 362 Jakubowski Jan 350 Janion Maria 146 Jankowski Edmund 254, 267 Janowski Jan Nepomucen 144 Janowski Ludwik 151 Jarochowski Kazimierz 22, 229, 244, 247 Jarocki Feliks 143 Jastrzębski Wincenty 266 Jedlicki Jerzy 381 jednostka w dziejach 336, 337, 378 Jeske-Choiński Teodor 251, 266 Jezierski Franciszek Salezy 91 językoznawstwo 164, 165, 183, 337 Jobert Ambroise 58 Jullien Marc A. 138 Jungman A. J. 170 Kaczenowski Michaił 139 Kaczkowski Karol 68 Kaczmarczyk Kazimierz 361 Kaczmarek Stefan 102 Kalinka Walerian 13, 15 - 17, 22, 24, 78, 222 - 224, 244, 245, 247, 298, 299, 303, 304 - 311, 320, 323, 326, 332, 337, 339, 340, 344, 407 Kallimach Filip 74 Kałajdowicz Konstantin 139 Kamieniecki Witold 280, 348 Kant Immanuel (Emanuel) 102, 224, 316, 317, 323 Karamzin Nikołaj 117, 138, 186, 187, 197, 198 Kariejew Nikołaj 22, 149, 381, 382 Karłowicz Jan 99, 283 - 285, 346 Karwasińska Jadwiga 361 Kaszewski Kazimierz 230, 269 Kasztelowicz Stanisław 265 Kądzielski J. 256 Kelles-Krauz Kazimierz 25 Kętrzyński Stanisław 348, 350, 352, 355, 359 Kicińskł Brunon 138, 139 Kiedrzyńska Wanda 362 Kieniewicz Stefan 15, 21, 29, 38, 364 Klarnerówna Zofia 159 Klimowicz Mieczysław 64 Kluczkowski Wasilij Osipowicz 403 Kochanowski Jan Karol 22, 30, 275, 348, 349, 355 Kofta Maria 370 Kojsiewicz Ferdynand 65 Kolankowski Ludwik 37 Kolankowski Zygmunt 126, 131, 364 Kolb Georg Friedrich 324 Kollar Jan 180 418 Kołakowski Leszek 216 Kołłątaj Hugo 23, 36, 59, 62, 64, 65, 71, 84, 91, 101, 407 Kołodziejczyk Edward 147, 165, 183 Koń Igor S. 368 Konarski Kazimierz 57, 58 Koneczny Feliks 30 konieczność dziejowa 293 Konopczyński Władysław 26, 30, 31, 34, 36, 37, 58, 348, 356, 358, 385 Kopczyński Onufry 109, 111, 112 Koral Wacław 266 Korbut Gabriel 148 Korduba Miron 355 Kormanowa Żanna 48 Koronowicz W. 288 Korzon Tadeusz 21, 22, 53, 59, 236, 239, 245 - 247, 265, 269, 272, 273, 275 - 278, 280, 281, 283 - 287, 290, 292, 293, 295 - 302, 345 - 347, 350, 352, 382, 407 Kosiek Zdzisław 105, 143, 153, 157, 176, 177 Kosiński Józef Adam 100 Kościałkowski Stanisław 31, 372 Kościuszko Tadeusz 29, 63, 298, 382 Kotarbiński Tadeusz 388 Kotwiczówna Maria 113 Kownacki Hipolit 118 Koyre Alexandre 147 Kozanecki Tadeusz 108 Kozerska Hanna 252, 254 Kozłowski Mikołaj 109, 152, 154, 172 Kozłowski Władysław 219 Koźmian Kajetan 144 Kóppen Piotr Iwanowicz 138 Krasicki Ignacy 64 Krasiński Wincenty 137 Krasiński Zygmunt 318, 320 Krasuski Jerzy 368 Kraszewski Józef Ignacy 61, 299 Kraushar Aleksander 31, 107 -122, 124, 127-129, 132, 136, 141, 142, 153, 156, 158, 163, 164, 172, 173, 177, 180, 182, 185, 233, 239, 250, 252, 255, 261, 262, 277, 279, 283-285, 290, 342, 347, 349, 350 Kreczmar Michał 350, 353 Kremer Józef 231 Krug Wilhelm Traugott 212 Krupiński Franciszek 231, 291 Kryński Antoni 99 Krysiński Dominik 140 Krzemieńska-Surowiecka Barbara 15, 302, 311, 326 Krzemiński Stanisław 56, 149, 280, 283, 347 Krzywieki Ludwik 271, 350 Kucharski Antoni 176 Kuhn Thomas S. 374, 377 Kukieł Marian 31, 362, 364 Kukulski Zygmunt B. 57, 105 Kulczycka-Saloni Janina 276 Kutrzeba Stanisław 26, 31 Kwiatkowski Kajetan 109, 110, 133, 134,. 136 Lamprecht Karl 218, 288 Lange Oskar 373 Langlois Charles 369, 370 Lassalle Ferdynand 265 Laurent Francois 409 Lecky William 319 27" 419 Lehr-Spławiński Tadeusz 185 Lejbowicz L. I. 188 Lelewel Joachim 6, 9, 10, . 13, 14, 22 - 24, 36, 46, 52, 56, 60, 64, 68, 69, 100 - 102,104 - 145, 152, 155, 160, 169, 171, 172, 179, 190, 211, 260, 296, 298, . 342, 349, 371, 384, 402, 407, 408 Leskiewiczowa Janina 276 Leśnodorski Bogusław 363 Lewis Georg H. 319 Libelt Karol 220 liberalizm 51, 310, 387 Libiszowska Zofia 219, 221, 255 Limanowski Bolesław 49, 251, 252, 256, 264, 265, 281 Linde Samuel Bogumił 62, 121, 129, 131, 133, 134, 138, 139, 165- 167, 170, 180, 183, 211 Lipiński Józef 138 Lipiński Tymoteusz 149 Lipiński Wacław 362 Liske Ksawery 16, 22 Lissowski Alfred 254 Littre Emile 319 lojalizm 144, 162-164 Lord Robert 407 Lorenz Ottokar 269 Lottenburger Alfred 248 Lubecki Ksawery patrz Druc-ki-Lubecki Ksawery Lubomirski Jan Tadeusz 277, 282 Laguna Stosław 237, 272, 273, 276, 277, 280, 283 - 287, 292, 293, 296, 298, 347, 348 Łempicki Stanisław 31 Łonicki M. 267, 268 Łopaciński Hipolit 361 Łopacki Jan Augustyn 99 Łowmiański Henryk 95 Łoyko Feliks 66 Łoza Stanisław 149 Łubieński Feliks 153 Łukaszewicz Józef 118 Łuszczewska Jadwiga 275 Mably Gabriel Bonnot de 401 Macaulay Thomas Babington 252, 292 Maciejowski Franciszek 281, 282 Maciejowski Wacław Aleksander 14, 211, 281, 282 Mackezie Wallace Donald 252, Mackintosh James 181 [253 Madaliński Antoni 63 Madelin Louis 367 Madurowicz-Urbańska Helena, 22, 30, 66 Magnino B. 216 Majchrowicz Franciszek 57 Majer Józef 106 Majewski Walenty patrz Sko- rochód-Majewski Walenty Majewski Wiesław 364 Malewski Szymon 150, 151 Małachowski Stanisław 58, 59, 152 Małasz-Aksamitowa Leonida Małecki Antoni 90 [148 Manteuffel Tadeusz 350, 354, 355, 364 Manteufflowa Maria 108 Mańkowski Aleksander 99 Marciniak Zbigniew 363 Markiewicz Henryk 51, 56, 251, 303 Marks Karol 52, 374, 407, 409 marksistowski kierunek w historiografii polskiej 25, 44 -53, 373 - 379, 409 420 marksizmu interpretacja pozytywistyczna 375, 376 Martin Henri 409 Maruszewski Mariusz 375 Marylski Eustachy 134, 138 Maślanka Julian 146, 171 Maternicki Jerzy 27, 150, 279, 286, 342, 343, 347, 349, 352, 353, 380 materializm 245, 250, 268, 310, 316; patrz też idealizm materializm historyczny 373 - Mączak Antoni 381 [379 Merzbach Henryk 252 mesjanizm 227, 305 metoda naukowa 257, 258, 301 metodologiczne problemy historii 33, 35, 45 - 47, 96, 97, 195, 196, 217, 223, 243, 244, 298, 301 - 340, 366 - 379 metodyczne problemy historii 95, 97 - 101, 196 - 202, 205, 210, 217, 225, 270, 289, 321 — metoda porównawcza 85, 87, 193-194, 198, 199, 210, 211, 238; patrz paralelizm Michalski Jerzy 62, 98, 106, 123, 128, 130, 136, 140, 143, 164 Michelet Jules 402, 407, 409 Mickiewicz Adam 24, 139, 140, 181, 318 międzynarodowe kontakty polskiej nauki historycznej 358 - 361 Miklaszewski Józef 134, 136, 179, 180 mikrografia 404 - 405 Mikulski Antoni J. 57 Mile John 140 Mili John Stuart 232, 256, 266, 319 minimalistyczna a maksymali-styczna koncepcja nauki 221 - 248, 289 Mirowski Karol 65 mitologia słowiańska 191 ' mitologia społeczno-narodowa 388, 389, 391 Mochnacki Maurycy 24, 265 Moehler Johann Adam 223, 270 Mogilnickij G. B. 253 Mohl Robert 311, 327 Moleschott Jacob 316 Mommsen Theodor 252 Monod Gabriel 285, 405 Montesąuieu Charles Louis de Secondat 69, 77, 79, 86, 93, 196, 198, 204, 273, 317 Morawski Kazimierz Marian 270 Morawski Marian 227, 246, 331 Morski Tadeusz 71 Mosbach August 19, 20 Moszczeński Adam 57, 58 Mościcki Henryk 348, 350, 372 Muczkowski Józef 117, 352 Mysłakowski Zygmunt 43, 44 Myśliński Jan 25 nacjonalizm 47, 48, 391 Nadolski Andrzej 121 Nałkowski Wacław 265 Nanke Czesław 58, 59 Narbutt Teodor 14 naród jako kategoria historyczna 160, 202, 228, 262, 298 Naruszewicz Adam 10, 12, 15, 22, 23, 31, 52, 55, 63 - 70, 72, 78, 84, 87, 91, 96, 98, 100, 102, 108, 118, 130, 144, 145, 192 - 194, 205, 206, 208, 305, 306, 351 421 Nawroczyński Bogdan 351 neotomizm 223, 226 Niebuhr Berthold 252 Niedźwiedzki Władysław 99 Nielubowicz M. patrz Tukal-ski-Nielubowicz Mateusz Niemcewicz Julian Ursyn 67, 128, 132, 138, 139, 144, 189, 181 Niemojewski W. 181 niepodległościowa koncepcja dziejów narodu 30; patrz też optymistyczna koncepcja dziejów narodu Nietzche Fryderyk 392 nomotetyzm 240, 242, 245, 246, 312, 328, 330, 336, 337; patrz też minimalistyczna a mak-symalistyczna koncepcja nauki Norwid Cyprian Kamil 5 Noto wieź Osip Konstantyno-wicz 268 Nowak-Dłużewski Juliusz 60 Nowodworski Michał 227, 246, 270 Nowodworski Witold 100, 109, 125 Nusbaum Hilary 277 obiektywizm badawczy 20, 50, 234, 239, 294, 295, 305, 306 Obrębska-Jabłońska Antonina 186 Ogariow Mikołaj Płatonowicz 148 Oikonomos (Oeconomus) Konstanty 180 okcydentalizm refleksji historycznej polskiej 50, 147 Okolski Antoni 283, 284 Opałek Kazimierz 69, 150, 195 optymistyczna koncepcja dziejów narodu 26, 27, 296 - 300; patrz też niepodległościowa koncepcja dziejów narodu; spór optymistów z pesymistami organicyzm'historyczny 240 Orzeszkowa Eliza 239, 250, 267, 268 Osiński Alojzy 56, 61, 65, 66, 68, 73, 96 - 98 Osiński Ludwik 140, 144 Ossoliński Józef Maksymilian 62, 95, 99, 164, 193, 194 Ossowski Stanisław 385 Ostrowski Tomasz 193 oświeceniowa koncepcja nauki historycznej 64; patrz też encyklopedyzm Pacholczykowa Alicja 363 Paczkowski Józef 361 panslawizm 146 państwa geneza, rozwój i upadek 18, 19, 64, 69-78, 311; patrz też upadek Rzeczypospolitej szlacheckiej Papee Fryderyk 28, 345 paralelizm 117, 207, 260 Pawiński Adolf 22, 232-234, 245, 246, 255, 264, 268, 272, 273, 277 - 280, 283 - 287, 290, 292, 293, 297, 347 Pawlicki Stefan 267, 270 Pelczarski Tadeusz 362 periodyzacja dziejów narodowych 115 periodyzacja dziejów powszechnych 318 Pestkowski Stanisław 266 422 pesymistyczna koncepcja dziejów narodu polskiego 12, 18, 19, 28, 55, 56, 78, 299, 302, 316, 326; patrz też spór optymistów z pesymistami Pęcherski Czesław 189 Piegłowski August 59 Pigoń Stanisław 265, 326 Piotrowicz Ludwik 31 Piotrowska Romualda 147 Pirenne Henri 390 Plater Ludwik 138, 140 Plater Stanisław 134 Plebański Józef Kazimierz 15, 219-222, 227, 244-247, 251, 252, 255, 268, 269, 283-285, Plezia Marian 101, 128 [347 Płochocki Marian 266 Pobóg-Malinowski Władysław 362, 363 poganizm 173, 191 Polewoj Michaił 139 Popper Karl 376 Possart Jadwiga 25 postępu dziejowego koncepcje 80, 258, 261, 268, 310, 317 -323, 338 Potocki Aleksander 154 Potocki Ignacy 25 Potocki Jan 166 Potocki Tytus 122 Poznański Zygmunt 275 pozytywistyczny model nauki ' historycznej 9, 21, 23, 39, 50, 51, 215 - 248, 289, 291, 293, 298, 376; postpozytywi-styczny model historii 32, 33, 47, 50, 369, 370; patrz też minimalistyczna a mak-symalistyczna koncepcja nauki; scjentyzm pozytywizm jako prąd naukowy i społeczny 9, 54, 55, 215 - 217, 275 pozytywizmu recepcja w historiografii polskiej 218 - 272, 275, 288 - 303, 309, 313 - 316, 319 - 327 praca organiczna 279 - 281 prawa dziejowe 202, 203, 221 -248, 260 - 262, 291 - 293, 308 -318, 321 - 340; patrz też hi-storiozofia prawa polskiego koncepcje genezy — germanistyczna 95, 194 — normanistyczna 164, 194 — romanistyczna 94, 95, 164, 194 prawa społeczeństw koncepcje 80, 83, 85 - 95, 202 - 222 Prażmowski Adam 130,' 132 - 134, 138, 140, 147, 179 Prądzyński Ignacy 181 prowidencjalizm 221 - 227, 230, 268, 289, 293, 309, 314 - 319, 326, 329, 332; antyprowiden- cjalizm 268; patrz też augu- stynizm Próchnik Adam 49, 63 Prus Bolesław 267 Pruszyński Ksawery 42 Przelaskowski Ryszard 104, 128, 140, 273 Przezdziecki Aleksander 277, 282 Przyborowski Walery 238, 239, 247 - 250, 253, 255, 256, 258, 260, 262, 264, 283, 284 przyczynowość 240, 243, 289, 293, 331, 380 Puffendorf Samuel 199 423 Pypin Aleksander wieź 261 Nikołaje- Rychliński Stanisław 344, 365 Rzewuski Stanisław 181 Quetelet Adolphe 265, 238 Rabska Zuzanna 276 Raczyński Edward 138 Radliński Ignacy 265, 284, 350 Rakowiecki Ignacy Benedykt 146 - 214 Rakowiecki Teodor 148, 149 Ranke Leopold 285, 295, 310 Raumer Friedrich 407 religia 24, 92, 192, 321 Rembowski Aleksander 233, 234, 245, 247, 255, 256, 272, 273, 275 - 279, 283 - 287, 290, 292 - 294, 297, 302, 346, 347, 352 Renan Ernest 256 Reykowski Janusz 375 Robertson John M. 248 Rogalski Aleksander 368 Rogalski Leon 281, 282 Rolbiecki Waldemar 104 - 106, 127, 173 Rolle Friedrich 260 Rolle Michał 56 Romankówna Mieczysława 267 romantyzm 146, 228 - 230 romantyczny kierunek w historii 24, 230, 306, 401 Rotteck Karl 409 Rousseau Jean Jacąues 316, 401 Rubinsztejn Nikołaj Leonido-wicz 167 Rudzki Jerzy 271 Ruge Arnold 252 Rumiancew Nikołaj 139, 167, 169, 175, 187, 188 Rutkowski Jan 38, 39, 71 Rybarski Antoni 351, 361 Sayigny Frederic Charles de 195 Sawaszkiewicz Leon 402 scjentyzm 35, 40, 47, 247, 295, 331, 383, 384 Schaff Adam 330 Schaffle Albert Eberhard Friedrich 338 Schelling Friedrich Wilhelm Joseph 318, 320 Schlieben Wilhelm Ernst August 134, 136 Schlosser Friedrich Christoph 409 Schlózer (Szlecer) Kurt 199, 208 Schmitt Henryk 11, 13 - 16, 18, 19, 21, 227 - 229, 244, 247 Schopenchauer Arthur 320 Schwegler Albert 231 Seignobos Charles 369, 370 Semkowicz Władysław 31 Serejski Marian Henryk 9, 16 -18, 21, 26, 29, 37, 47, 55, 64, 69, 91, 95, 117, 118, 159, 218, 230, 233 - 236, 244, 247, 269, 272, 276, 290 - 292, 294, 297, 300, 301, 312, 326, 344, 349, 356, 380 - 411 Sękowski J. 133 Siemieński Józef 349, 350 Sienkiewicz Karol 70, 89, 100 Sieradzki Józef 44, 45 Sierakowski Józef 130, 132, 138, 139 Sieroszewski Wacław 265 Siestrzencewicz S. patrz Bo-husz-Siestrzencewicz Stanisław 424 Simon Walter Michael 216, 269 Skałkowski Adam 42 Skarbek Fryderyk 118, 138 Skarbek, Janusz 215 - 217, 231, 232, 244, 245, 247, 289, 303 Skarga Barbara 216, 231, 246, 251 Skorochód-Majewski Walenty 128, 133, 135, 144, 145, 147, 148, 158, 159, 164, 170, 172, 174, 176, 183, 185, 207, 211 Skrodzki Kazimierz 140 Skrzynecki Jan 181 Skrzypek Józef 362 Skubała-Tokarska Zofia 360 Słodkowski Władysław 326 Słowacki Juliusz 250 Słowikowski Tadeusz 64 Smith Adam 150 Smoleński Władysław 17 - 19, 21, 36, 50 - 53, 55, 58, 63, 64, 69, 70, 218, 222, 235, 236, 241, 245 - 247, 250, 263, 269, 272 - 278, 280 - 282, 284, 286 -290, 292 - 299, 301, 302, 306, 347, 349 - 351, 353 - 355, 382 Smółka Stanisław 218, 240, 241, 244, 246, 247, 298, 301, 303, 326 - 340 Snytko Trifon Galaktinowicz 274, 275 Sobieski Wacław 26, 300 Sobieszczański Franciszek Maksymilian 149, 282 socjologizm 242, 327, 328, 330, 339 Sokolnicki Michał 23 - 26, 348, 350 Sokołów Piotr Iwanowicz 166 Solon 199 Sołowiew E. 253 Sołtyk Kajetan 138 Sołtyk Stanisław 105 Spasowicz Włodzimierz 241, 245, 246, 261, 278, 279, 297 Spencer Herbert 256, 268, 319, 338 społeczno-polityczne funkcje historii 17 -19, 25, 30, 34, 41 - 43, 49 - 52, 64 - 66, 104 -106, 147, 244, 247, 294, 295, 306 - 309, 367 - 369, 385, 388, 389, 392 społeczno-polityczne uwarunkowania historii 12, 17, 18, 26 - 30, 33, 34, 38 - 45, 48 - 53, 263, 279 - 281, 304, 348, 367, 368 spór optymistów z pesymistami 12 - 14, 17 - 19, 27, 28, 32, 41, 296 - 300, 302 spór o charakter historiografii polskiej po II wojnie światowej 34 - 44 Stahl Frłedrich Julius 311 Stalin Józef 49 Stasiewicz Irena 61 Staszic Stanisław 23, 24, 36, 82, 96, 104, 109, 111, 112, 116, 147, 172 Staszyński Edmund 274 Stebelski Adam 352, 361 Stempowski Stanisław 265 Stern Abraham 111 Stor Adam 381 Strojew Paweł 139 Stroynowski Hieronim 150 Strube de Piermont 208 Struve Henryk 219, 230, 251, 255, 269 subiektywizm badawczy 237 Suchodolski Bogdan 105 Sulimczyk Świeżawski Ernest 259, 260, 283, 284, 346, 347 425 Surowiecki Wawrzyniec 115, 116, 133, 134, 138, 148, 171, 173, 174, 211 Sybel Heinrich 310 synteza historyczna 40, 188 synteza (koncepcja) dziejów narodowych 40 - 41, 46, 72 - 78, 114, 263, 296, 330 synteza dziejów powszechnych 312 Szafarzyk Paweł Józef 169 Szajnocha Karol 11, 95 Szaniawski Józef Kalasanty 108, 119, 134, 179 Szczepański Jan 381 Sziszkow Aleksander Siemio- nowicz 165, 166, 167, 171, 182 szkoła historyczna 12, 36 szkoły historyczne w Polsce passim — szkoła Askenazego 41 — szkoła Handelsmana 364, 386 — krakowska szkoła historyczna 14 - 17, 27, 28, 32, 48, 218, 297 - 299, 301 - 340, 344 — szkoła lelewelowska 11, 13, 25, 50, 51 — szkoła naruszewiczowska (szkoła czasów Stanisława Augusta) 12, 15, 24, 67, 68, 305 — szkoła warszawska pozytywistyczna 17 - 19, 218, 230, 238, 272 - 300, 344, 348, 349 Szujski Józef 13, 15, 17, 22, 27, 223 - 228, 244 - 247, 296, 299, 301, 303, 304, 311 - 327, 332, 337, 339, 340, 343, 344 Szwankowska Hanna 350, 358, 359 Szweykowski Wojciech Anzelm 140, 174 Szweykowski Zygmunt 351 Szyjkowski Marian 84 Sniadecki Jan 62, 67, 76, 102, 108, 150 Śreniowska Krystyna 26, 345 Sreniowski Stanisław 153 świadomość historyczna społeczeństw 397 - 399 świadomość narodowa 40, 104, 105, 228, 392 - 393 Świdziński Konstanty 178 Świeżawski E. patrz Sulim- czyk Świeżawski Ernest Swięcickł Józef Marian 33 Świecki Tomasz 120, 134, 174, 179 Świętochowski Aleksander 271, 275, 280, 283, 284 Tacyt 79, 83, 87, 197 Taine Hipolit 218, 256, 288 Taranowski Fiodor 95, 159, 193, 195, 196, 207, 208 Tarnowski Jan Feliks Amor 134 Tarnowski Stanisław 321 teologiczny kierunek w historii 18; patrz też prowidencja- lizm Thompson James W. 285 Tokarz Wacław 59, 348, 355, 359, 362, 364 Tomaszewski Tadeusz 375 Topolski Jerzy 217, 364, 372 - 379 Trembecki Stanisław 146 Trnka Franciszek 171 Tukalski-Nielubowicz Mateusz 83, 84 426 Turgot Annę Robert Jacąues 317 Tymieniecki Kazimierz 31, 37, 348, 350, 353, 354 Tyrowicz Marian 38 - 40 Tyszkowski Kazimierz 350, 358, 359 Tyszyński Aleksander 230, 231, 246, 269 Ujazdowski Tadeusz 121, 134, 136 Umiński Józef 31 uniwersalistyczno - humanistyczne pojmowanie historii 389, 393, 394 upadek Rzeczypospolitej szlacheckiej — przyczyny 55, 63 - 68, 70 -78, 297-300, 382, 400-411; patrz też spór optymistów z pesymistami — typy refleksji historycznej 405 - 410 utopia słowiańska epoki romantyzmu 146 utylitaryzm nauki historycznej 262 Yalery Paul 366, 391 Yatera J. 133 Vico Gioyanni Batista 316,317 Vogt Karl Christoph 316 Yolney Constantin Frangois 69, 77 Yoltaire Frangois Marie Arou- et 316, 317 Wachowski Kazimierz 348 Waitz Georg 285 Walewski Antoni 16, 17, 222, 244, 245 Walicki Andrzej 147 Waliszewski Kazimierz 299 Wałek-Czernecki Tadeusz 355 Wasilewski Leon 362 Wawrzecki Tomasz 160 Weiss Tomasz 216 Wells G. A. 248, 269 Wereszycki Henryk 362, 363 Wesołowski Włodzimierz 390 Węgrzecki Stanisław 131, 134, 179, 182 Wielopolski Aleksander 42, 363 Wierzbowski Tadeusz 66, 285, 347, 351 Wiesiołowski Krzysztof 112, 147, 174 Więckowska Helena 108, 130 Winnicka Halina 10, 67, 114, 358 Wiślicki Adam 256 Witkowska Anna 148 Witwieki Mikołaj 143 Włodarczyk Jerzy 278, 297 Wohl Henryk 280 Wojciechowski Konstanty 256, 258, 266 Wojciechowski Tadeusz 243 - 247 Wojewódzki Tadeusz 138 wojna jako element procesu historycznego 263 Wołgin Wiaczesław Piotrowicz 91 Wolski Mikołaj 59 Wołoszyński Ryszard 151, 166 - 168, 171, 211, 212 Woronicz Jan Paweł 110, 160 Woroniecki Edward 127, 146 Woronkow J. A. 297 Woropaj Fiedor Zienkowicz 178 427 Wójcicki (Wóycicki) Kazimierz Władysław 148, 149, 156,159, 163, 164, 166, 171, 186, 281, 282 Wroczyński Ryszard 257 Wróblewski Jerzy 195, 207 Wyka Kazimierz 321 wyższość kulturalna Słowian 116-118 zacofanie Polski 75; patrz też anomalia rozwojowa Polski Zajewski Władysław 380 Zakrzewski Stanisław 26 Zakrzewski Wincenty 255, 256, Zaleski Antoni 275, 276 [296 Zaleski Józef Bohdan 150 Zaleski Michał 63 Załęski Stanisław 16 Zamojski Stanisław 155 Zawadka Mieczysław 363 Zawadzki Władysław 245 Zea L. 216 Ziemiacki Władysław 143 Ziffer Bernard 351, 359 Zimand Roman 303 Ziomek Jerzy 64 Znosko Jan 131, 150 Zubakowicz Marcin 151 Żabicki Zbigniew 43 Żarnowska Anna 25 Żarnowski Janusz 276 Żdanow Andrzej 49 Żeromski Stefan 265, 326 Żmigrodzka Maria 239, 250, 267 Żukowski Sebastian 139 Żuliński Tadeusz 227 Żychliński Teodor 57 SPIS ILUSTRACJI 1. Adam Naruszewicz. Sztych C. Huarda wg rys. J. P. Norblina .......... 32-33 2. Tadeusz Czacki. Miedzioryt Sandersa. Zbiory Muz. Nar. w Warszawie ....... 32-33 3. Joachim Lelewel. Portret wg rys. N. Maurina, Fot. z: J. Lelewel, Dzieła, t. I, Warszawa 1957 . 48-49 4. Ignacy Benedykt Rakowiecki. Fot. z: A. Kraushar, Towarzystwo Królewskie Przyjaciół Nauk, 1800 -1832, Księga III, Czasy Królestwa Kongresowego, czterolecie drugie 1820 - 1824, Kraków - Warszawa 1904 ............. 48-49 5. Walerian Kalinka. Fot. z: A. Briickner, Tysiąclecie kultury polskiej, Paryż 1960 . . . . 80-81 6. Józef Szujski. Sztych A. Zajkowskiego. Zbiory ikonograficzne Archiwum PAN . . . . . 80-81 7. Michał Bobrzyńskł. Sztych A. Zajkowskiego. Zbiory ikonograficzne Archiwum PAN . . . 96-97 8. Stanisław Smółka. Fot. z „Kwartalnika Historycznego" t. 38, 1924 ........ 96-97 9. Adolf Pawiński. Fot. z: Album bibliograficzne zasłużonych Polaków i Polek w XIX w., t. II, Warszawa 1903 .......... 128 - 129 10. Tadeusz Korzon. Fot. ze zbiorów prywatnych . 128 - 129 11. Aleksander Rembowski. Fot. z: M. Handelsman, Historycy, Warszawa 1937 ....... 144 - 145 12. Władysław Smoleński. Fot. Instytut Historyczny UW . . . . . . . . . . . . 144-145 13. Henryk Schmitt. Sztych Pillatiego. Zbiory ikonograficzne Archiwum PAN ....... 176 - 177 14. Tadeusz WojciechowskL Fc$. -z „Kwartalnika Historycznego" t. 51, 1937 ,"•:.;,•" . . . . . . 176-177 15. Stanisław Zakrzewski. Fot*z „Kwartalnika Historycznego" t. 51, 1937 . . . . . . . . 192-193 429 16. Jan Ptaśnik. Fot. z „Kwartalnika Historycznego" t. 51, 1937 ........... 192-193 17. Jan Karol Kochanowski. Wg portretu ze zbiorów ikonograficznych Archiwum PAN . . . . . 224-225 18. Marceli Handelsman. Fot. z: M. Handelsman, Średniowiecze polskie i powszechne, Warszawa 1965 ............. 224-225 19. Wacław Tokarz. Fot. z: W. Tokarz, Rozprawy i szkice, Warszawa 1957 ....... 240 - 241 20. Stanisław Kętrzyński. Fot. z: S. Kętrzyński, Szkice z X i XI wieku, Warszawa 1960 . . . 240 - 241 21. Wacław Sobieski. Fot. z Księgi pamiątkowej ku czci prof. Wacława Sobieskiego, t. I, Kraków 1932 272 - 273 22. Władysław Konopczyński. Fot. ze zbiorów prywatnych ............ 272 - 273 23. Oswald Balzer. Fot. z „Kwartalnika Historycznego" t. 51, 1937 . . . . . . . . . 288-289 24. Stanisław Kutrzeba. Fot. z: Studia ku czci Stanisława Kutrzeby, Kraków 1938 ..... 288 - 289 25. Ludwik Krzywieki. Fot. z: L. Krzywieki, Wspomnienia, t. II, Warszawa 1958 . . . . . . 320-321 26. Stefan Czarnowski. Fot. z: S. Czarnowski, Dzieła, t. V, Publicystyka, Warszawa 1956 .... 320 - 321 27. Franciszek Bujak. Fot. z „Kwartalnika Historycznego" t. 51, 1937 ......... 336 - 337 28. Jan Rutkowski. Fot. z „Roczników Dziejów Społecznych i Gospodarczych" t. 11, 1949 . . 336 - 337 29. Michał Sokolnicki. Fot. z: M. Sokolnicki, Rok czternasty, Londyn 1961 ....... 368 - 369 30. Adam Próchnik. Fot. z: A. Próchnik, Pierwsze piętnastolecie Polski niepodległej, Warszawa 1957 368 - 369 31. Jan Cynarski-Krzesławski. Fot. z „Kroniki Ruchu Rewolucyjnego" 1935 ........ 384 - 385 32. Leon Wasilewski. Fot. z „Niepodległości", t. 16, 1937 ............. 384 - 385 SPIS TREŚCI Od autora ........-••••• 5 I. Reorientacje historiografii polskiej a refleksja histo- riograficzna ............ 9 II. Oświeceniowy antenat pozytywistów — Tadeusz Czacki jako historyk ......... 54 III. „Zachować i udokładnić narodu historię" — Joachim Lelewel w Towarzystwie Warszawskim Przyjaciół Nauk .............. 104 IV. Między słowianofilstwem a panslawizmem — Ignacy Benedykt Rakowiecki jako historyk Słowiańszczyzny 146 V. Problemy modelu historii w Polsce w dobie pozytywizmu ............. 215 ,^yt. Warszawscy entuzjaści w poszukiwaniu nowej historii .............. 248 VII. Warszawska szkoła historyczna. Problemy i kontrowersje ............ jł?2" VIII. Metodologiczne problemy tzw. krakowskiej szkoły historycznej ............ 301 I.. Miejsce ośrodka warszawskiego w historiografii polskiej międzywojennego dwudziestolecia. Próba charakterystyki ............ 341 X. Historia żywa ........... 366 XI. Historiografia — uwarunkowania — implikacje . 380 Indeks ............... 413 Spis ilustracji .... ...... ........ 429 PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE Wydanie I. Nakład 1500 + 200 egzemplarzy Arkuszy wydawniczych 22,0. Arkuszy drukarskich 27,0 + 8 wkł. kre<' Papier druk. sat. kl. V, 70 g, 82X104 Oddano do składania w listopadzie 1971 r. Podpisano do druku w marcu 1972 r. Druk ukończono w maju 1972 r. Zam. nr 813/71 O-15-100 Cena zł 50.— DHUKAKNIA NARODOWA W KRAKOWIE