Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1990 A: i-1 Franęois Bluche Życie codzienne we Francji * w czasach Ludwika XIV Przełożyła Wiera Bieńkowska Biblioteka IHUW 1076005475 00 At- Tytuł oryginału La vie quotidienne au temps de Louis XIV Wiersze przełożyła Hanna Igalson-Tygielska Indeks zestawiła Bronisława Dziedzic-Wesołowska Ilustracje dobrała Marzena Kr^likowska-Dziubecka Projekt serii Jolanta Barącz Ryszard Świętochowski Opracowanie graficzne obwoluty i okładki Teresa Kawińska * * Nftitiui nwnrri V/pisa n o ^*u*m Kontrasty dworu 7. Znakomitości epoki, frontispis dzieła Charles'a Perrault Les hommes illustres pitana straży i prowincjonalnego szlachcica, który uzyskał efemeryczną łaskę „prezentacji". Szlachta dworska to uprzywilejowana warstwa tych, którzy ze względu na urodzenie, jak diukowie, czy wysokie funkcje, jak ministrowie, mają przebywać na dworze stale i mogą wobec tego zbliżać się do Najjaśniejszego Pana. Rodzina królewska stoi na czele tego małego świata: delfin, „synowie" i „wnukowie" Francji, książęta krwi (Kondeusz, Conti), książęta legitymowani (diuk du Maine, hrabia Tuluzy oraz diuk de Vendome). Po nich następują osoby utytułowane: parowie duchowni, parowie świeccy (ci diukowie i parowie, z których najbardziej szacowni mają tę samą pozycję co książęta cudzoziemscy), inni diukowie. Po roku 1700 przyłącza się do nich grandów Hiszpanii, aby wprowadzić zgodność tytułów francuskich z tytułami królestwa sprzymierzonego. Następują wreszcie osobistości piastujące wysokie stanowiska: urzędnicy korony — tacy jak wielki szambelan czy wielki koniuszy — szefowie departamentów, ministrowie i sekretarze stanu albo główni domownicy, jak wielki mistrz ceremonii czy wielki łowczy. Ten niezaprzeczalny trzon szlachty dworskiej stanowi więc towarzystwo ściśle określone. Poza tymi uprzywilejowanymi osobami nikt nie ma prawa należeć do otoczenia monarchy. Szczególne względy łączą się na przykład z niebieską wstęgą, świadczącą o przynależności do kawalerów Orderu Świętego Ducha, którym król się posługuje jako jednym z narzędzi rządzenia. Wstęga ta oznacza niejako godność pośrednią między grupą diuków a resztą szlachty. Król ma nie ograniczone niczym prawo wyboru swego otoczenia. Od niego zależą wpływy poszczególnych osób, on rozważa zasługi, rozdziela lub cofa łaski. Na dworze istnieją więc dwie hierarchie: jedna oficjalna, druga rzeczywista. Bontemps, pierwszy pokojowiec królewski, wie o wszystkich tajemnych spotkaniach swego pana z kochankami, a bratowa króla, księżna Palatynka, dopiero po dwudziestu latach domyśliła się, że Ludwik XIV ożenił się po raz drugi! Czytając Saint-Simona, mamy czasem wrażenie, że diukowie towarzyszą królowi jak parowie z pieśni rycerskich, otaczający sędziwego Karola Wielkiego. Otóż spośród piętnastu marszałków z roku 1715 tylko siedmiu ma tytuł księcia, pozostali wywodzą się z mniej świetnych rodów, albo — jeśli kto woli — spośród czterdziestu rodzin książęcych nawet jedna na pięć nie figuruje w katalogu herbów szlacheckich. Z woli króla uznanie zasług wyrównuje ciągle różnice pochodzenia. Czytając Saint-Simona, ma się wrażenie, że diukowie są czymś w rodzaju bogów na Olimpie, ministrowie zaś — to prostaccy parweniusze. Otóż ci prostacy, którzy należą już do szlachty urzędniczej, a nie do „podłego mieszczaństwa", tak dalece się cieszą zaufaniem swego pana i władcy, że wielmoże pokornie zabiegają o ich względy. Wyniosły La Rochefoucauld, ten fron- 2 — Bluche 17 Dwór 18 dysta, ten impertynencki diuk, tak kończy list do Jana Baptysty Colberta: „Bardzo mi wstyd, Panie, że mogę wyrazić Ci moją wdzięczność jedynie w bezużytecznej formule grzecznościowej; spróbuję w miarę moich możliwości dać Ci inne dowody tej wdzięczności i ilekroć nadarzy mi się spo- ' sobność służenia Ci, poznasz, Panie, jak bardzo pragnę zasłużyć na zaszczyt Twojej przyjaźni i do jakiego stopnia jestem, Panie, Pańskim bardzo pokornym i posłusznym sługą." *7 Widząc, jak się płaszczą niektórzy szlachcice, by się zbliżyć do dworu, bywać w Wersalu, wcisnąć się tam, można by sądzić, że przebywanie na dworze jest ciągłym świętem podobnym do Rozkoszy zaczarowanej wyspy (1664), które zostanie z czasem uwiecznione w sztuce i literaturze. Jednakże wesołość nie zawsze panuje na dworze, który od czasu powtórnego małżeństwa króla w 1683 roku stał się pobożny, przynajmniej pozornie. Podczas ceremoniału wstawania 3 kwietnia 1684 roku Ludwik XIV nakłania dworaków, by przystąpili na Wielkanoc do komunii świętej;18 10 kwietnia 1713 roku marszałek de Tessć pisze: „Oto nadszedł tydzień, w którym obiecujemy Bogu i światu tyle rzeczy, że musimy później się wstydzić, iż tak źle dotrzymujemy swoich obietnic; to także okres, w którym człowiek bywa zdolny popełnić nową zbrodnię, gorszą od wszelkich innych, a jest nią obłuda." 88 List ten był pisany w Wersalu... Zresztą zajęcia dworskie nie są dostępne dla wszystkich. Król wyznacza nieliczne osoby, które towarzyszą mu na polowaniu. Wybiera także tych, którzy będą z nim grali w karty: a ten zaszczyt i przedmiot powszechnej zazdrości jest równie kosztowny jak upragniony. Powtarzający się regularnie co trzy tygodnie tłok na tak zwanych apartamentach, przyjęciach wieczornych w galo wy qh salach pałacu, zmusza raczej do czekania, niż sprawia satysfakcję. Zgubiony w tłumie człowiek, który pragnie być widziany, przechodzi nie zauważony; wieczór wlecze się monotonnie, kiedy nie ma muzyki czy widowiska. Warunki życia na dworze są niezmiernie skromne. Kilku uprzywilejowanych bogatych dworaków wybudowało sobie w latach sześćdziesiątych, potem osiemdziesiątych, pałacyki w Wersalu, nie opodal pałacu królewskiego: mają więc jeden czy dwa zamki na prowincji i dwa pałacyki, jeden w Wersalu, drugi w Paryżu. Na przeciwległym końcu znajdują się ci, którzy przybywają do Wersalu jako chudopachołki i muszą powracać do stolicy, korzystając z niewygodnych środków transportu. Miejsce między tymi dwiema skrajnymi pozycjami zajmują tak zwani lokatorzy (loges). Godność lokatora staje się swego rodzaju kategorią społeczną. Jeśli jednak ten przywilej, związany z funkcją czy zależny od łaski króla, budzi zawiść, to ci, co go zazdroszczą, nie wiedzą, w jak złych warunkach mieszka się w Wersalu. Panuje tam nieprawdopodobna cias- Sprawy poważne w życiu króla nota. Ogromne skrzydła pałacu, dzieło Mansarta, są przydzielane i zalud- 19 niane przed ostatecznym wykończeniem. Bardzo wielcy panowie dysponują zaledwie dwiema izbami. Niepodobna tam gotować posiłków. Garderoby nie wystarczają dla wszystkich. W korytarzach czuć urynę. Lokatorzy tych skrzydeł konają z zimna. SPRAWY POWAŻNE W ŻYCIU KRÓLA Przez dwadzieścia lat z górą Ludwik XIV usiłował stworzyć sobie życie prywatne. Był to jeden z powodów, dla których zaniedbywał królową, pobożną Hiszpankę, kobietę nieciekawą i niezbyt inteligentną. Wysiłki jego pozostawały jednak ciągle daremne, choć wybierał sobie kochanki z równie niezawodnym smakiem jak architektów czy muzyków. Diuszesa de la Valliere, istota pełna wdzięku i spontaniczności, świeża i bezinteresowna, markiza de Montespan, bardzo piękna wielka dama tryskająca dowcipem, pani de Maintenon, wdowa po znanym pisarzu satyrycznym de Scarronie, majestatyczna i wykształcona, nie są byle kim. Ale zdobycie ich wymaga wielu starań. Na cześć panny de la Valliere król buduje Wersal Le Notre'a i Le Vau, dla pani de Montespan wznosi Clagny i porcelanowy Trianon, dla pani de Maintenon — obecny Grand Trianon. By spotykać się z tymi pięknymi damami, musi stworzyć całą tajną organizację, zapewnić sobie pomoc diuka de Saint-Aignan, milczenie Bontempsa. Biada niedyskretnym: Vardesom, Bussy-Rabutinom, Lauzunom! No i w dodatku potajemne spotkania, rendez-vous alkowy to nie jest jeszcze życie prywatne. Trzeba także mieć warunki do rozmowy, trzeba czegoś więcej niż potajemne związki intymne. Toteż pani de Se-vigns słusznie pochwala panią de Maintenon za to, że początkowo jako kochanka (1647?—1682), potem jako małżonka morganatyczna (1683— —1715) stworzyła Ludwikowi XIV prawdziwe życie prywatne, którego zawsze mu brakowało. Poszukiwał tego życia, porzucając Wersal dla Trianon; gonił za nim, zabierając do prześlicznego zamku Marły tylko starannie dobrane towarzystwo; osiągnął je niemal, powierzając Mignardowi. urządzenie i wystrój szeregu małych apartamentów, które niejako dublowały okazałą siedzibę królewską.181 Wreszcie — cóż za paradoks! — osiąga owo życie prywatne, uprawiając wytrwale, sumiennie i w najdrobniejszych szczegółach to, co nazywa „rzemiosłem królewskim". Słowo świadomie prowokujące w czasach, gdy do „rzemiosł" zaliczano przede wszystkim zawody techniczne, jeśli nie wyłącznie rękodzielnicze! Dwór 20 Po śmierci Mazariniego Ludwik XIV postanowił, jak wiadomo, obchodzić się bez pierwszego ministra i rządzić samemu. Ta decyzja wywołała powszechne zdumienie. Bardzo szybko, bo już w 1661 roku, spostrzeżono, że rządził naprawdę, i to sumiennie i skutecznie. „Król — pisze pani de la Fayette — przykładał się do szczegółowego poznania wszelkich spraw; poświęcał na to większą część swego czasu." 35 Colbert został natychmiast ulokowany w Luwrze: monarcha dbał o to, by mieć pod ręką swoich głównych współpracowników.133 Żaden stereotyp nie jest bowiem bardziej sprzeczny z rzeczywistym stanem rzeczy niż obraz Ludwika XIV, którego tak dalece pochłaniają przyjemności dworu — polowania, przechadzki, bale, gry, widowiska, na j różnorodnie j sze rozrywki — że zapomina o rządzeniu. Markiz de Dan-geau, skrupulatny kronikarz prac i dni w Wersalu, ukazuje, przeciwnie, że rzemiosło królewskie zajmowało zawsze pierwsze miejsce w życiu Ludwika XIV. Podaje wszystkie pożądane szczegóły z lat 1684 i 1686. Co rano, od godziny mniej więcej wpół do dziesiątej do wpół do pierwszej, król przewodniczy jednej z wyspecjalizowanych sekcji swojej Rady.* W niedzielę odbywa się posiedzenie Rady Stanu, na które przychodzą ministrowie stanu: Colbert de Croissy, Le Tellier i jego syn Louvois, Klaudiusz Le Peletier. W poniedziałek zbiera się raz Rada Depesz, raz znowu Rada Stanu. W pierwszym przypadku wokół monarchy zasiadają jej członkowie: kanclerz, ministrowie, sekretarze stanu, przewodniczący Rady Finansów i kontroler generalny, każdy z nich poznaje treść korespondencji między rządem a intendentami prowincji. W drugim przypadku omawia się w obecności króla ważne sprawy, zarówno zagraniczne, jak i wewnętrzne. We wtorek monarcha przewodniczy Królewskiej Radzie Finansów (stworzonej w 1661 roku po zniesieniu nadintendentury). W zebraniu tym biorą udział kanclerz i przewodniczący Rady Finansów, kontroler generalny i dwaj radcy stanu skierowani do tego zadania. W środy i czwartki zbiera się ponownie Rada Stanu. W piątek odbywa się to, co nosi niewłaściwą nazwę „Rady Sumienia": Ludwik przyjmuje kolejno arcybiskupa Paryża, potem swojego spowiednika i roztrząsa z nimi sprawy dotyczące katolicyzmu. W sobotę zbiera się znowu Rada Finansów. Ale te poranne obrady nie wypełniają pracowitego dnia monarchy. Popołudnie i wieczór poświęcone są jeszcze pracy — tak zwanej liasse.** Król pracuje sam na sam .z którymś ze swoich ministrów lub z dwoma - współpracownikami, najczęściej w apartamentach pani de Maintenon, ' * Rada Państwa (Conseil d'Etat) — wielość nazw (Rada Stanu, Wielka Rada, Rada Finansów, Depesz, Stron) wynikała z charakteru dyskutowanych spraw; w zależności od funkcji zmieniała się konfiguracja jej członków (przyp. red.). ** Liasse — dosł. plik dokumentów, pakiet spraw (przyp. red.). Sprawy poważne w życiu króla która nie zabiera głosu, zajęta jakąś robótką, ale może wszystko słyszeć. W tym okresie król dwa razy w tygodniu zajmuje się szczególnie sprawami marynarki z panem Seignelay, synem i następcą Colberta, trzy zaś czy cztery razy sprawami wojska i swoich budowli z panem de Louvois, najsłynniejszym i najpotężniejszym ministrem w Europie. Nie należy sądzić, że Ludwik XIV pełni swoje obowiązki w przerwach między rozrywkami. Dzieje się odwrotnie: przechadzki, polowania i „apartamenty" odbywają się w przerwach między naradami a audiencjami. Pod koniec panowania Ludwika XIV Rady zbierają się rzadziej, i to z korzyścią dla prac króla i władzy, jaką daje swoim wysokim urzędnikom, W sierpniu 1709 roku na przykład Rada Stanu zbiera się w niedzielę i w środę (czasami miewa ponadto posiedzenia nadzwyczajne we wtorek lub w czwartek), a Rada Finansów tylko we wtorek. Nie licząc audiencji, podczas tych osiemnastu dni w Marły i trzynastu w Wersalu odbywa się co najmniej szesnaście posiedzeń Rady — dziesięć Rady Stanu, pięć Rady Finansów, jedno Rady Depesz oraz dwadzieścia pięć „lias-ses" drobnych spraw.18 Ilekroć wymagają tego wydarzenia, cały dzień zostaje poświęcony sprawom państwowym. Tak na' przykład 6 tegoż sierpnia Ludwik XIV został powiadomiony o przybyciu z oblężonego Tournał do Marły pana de Ravignan. Natychmiast po mszy poseł ten był przyjmowany od dziesiątej do jedenastej u markizy de Maintenon wraz z Voysin, sekretarzem stanu do spraw wojny, i marszałkiem de Boufflers. O jedenastej król zastaje w swojej antykamerze kanclerza de Pontchartrain, diuka de Beau-villiers, kontrolera generalnego Desmarets i radców Peletiera de Souzy i d'Aguesseau, którzy cierpliwie czekają na Jego Królewską Mość, gdyż niebawem ma nastąpić posiedzenie Rady Finansów: „Nuże, panowie, nie traćmy czasu" — mówi im król.64 O dwunastej, po szybkim odbyciu narady, Souzy i Aguesseau odchodzą, Torcy i Voysin zajmują ich miejsca i zaczyna się posiedzenie Rady Stanu. Po pierwszej król idzie na obiad, ale jak mówi nam Sourches: „Wobec tego że nie mógł od rana pracować, zgodnie ze swoim zwyczajem, z kontrolerem generalnym Desmarets, odbił to sobie, pozostając z nim do piątej wieczór." Dopiero o piątej król pozwala sobie na przerwę w pracy. Przechadza się po ogrodach z panią de Maintenon, która zna je na pamięć, i z panią de Voysin, której pokazuje swoje „piękne fontanny". O ósmej powrót do poważnych obowiązków. Król przyjmuje Torcy'ego i Voysina u pani de Maintenon, potem Voysina i Ravignana, który ma zawieźć do armii Villarsa jego instrukcje. Tak wygląda dobrze wypełniony dzień w Marły! Na stronicach pamiętników Dangeau i Sourchesa widzimy Ludwika XIV pracującego „wbrew swemu zwyczajowi", jak się nam mówi. aż 21 Dwór 22 do północy, czy to z jednym z ministrów — Barbezieux, Chamillartem albo Torcyni — czy to ze swoimi niezastąpionymi wyższymi urzędnikami: Chamlayem, specjalistą od spraw wojny, Bonrepaus, specjalistą od spraw marynarki. Król nie chce ani poświęcać swojej pracy dla rozrywek dworskich, ani psuć innym zabawy pod pretekstem, że ma sprawy wagi państwowej. Tak więc 22 lutego 1705 roku przerywa na pół godziny pracę z Chamillartem w Marły, by otworzyć karnawałowy bal maskowy; po czym, podczas gdy goście się bawią, powraca do pani de Maintenon i kontynuuje swoje narady techniczne.64 Mówi się, i słusznie, że Ludwik XIV odziedziczył po pradziadku, królu Hiszpanii Filipie II, obsesyjną troskę o państwo oraz pogłębione z wiekiem zamiłowanie do sumiennej pracy i pedantycznego sprawdzania. Miał jednak tę wyższość nad Filipem II, że nie zaniedbywał dworu. Wersal nie był Eskurialem! FILOZOFIA I CEREMONIAŁ Saint-Simon tak długo roztrząsa w swoich Pamiętnikach sprawę prerogatyw dworu, przywilejów i priorytetów, że cała późniejsza historiografia pełna jest fałszu. Mówi o sprawach dworu, zaczynając od 1691 roku: przedstawia dwór w Wersalu. Otóż Wersal stał się główną rezydencją króla dopiero od wiosny 1682 roku. W 1661 Ludwik XIV mieszkał - w Fontainebleau; od 1662 przebywa głównie w Paryżu, od 1666 do 1673 rezyduje zwykle w Saint-Germain, podobnie jak w 1676, 1678, 1679, 1680, 1681. Wolał zaś Wersal w roku 1674 i 1675, a także w 1677.188 Ale w najlepszym przypadku Saint-Simon znał tylko drugą połowę osobistego panowania króla. Nie ulega wątpliwości, że ton dworu się zmienił. W latach sześćdziesiątych w Luwrze, w siedemdziesiątych w Saint-Germain, w czasach młodości króla, gier wojennych i miłosnych, znikła wprawdzie szorstkość i swoboda obyczajów właściwe czasom Henryka IV, a także dziwaczne sprzeczności panowania Ludwika XIII, ale zachowała się pewna naturalność. Ten sam król, który narzuca ambasadorom uroczyste i dobrze rozplanowane audiencje, pozostaje dostępny. Ani Luwr, ani Tuilerie, ani Saint-Germain nie są przygotowane do ulokowania wielu dworaków. Dwór, już świetny, dwór, który już promieniuje i stanowi siłę napędową cywilizacji, pozostaje jeszcze dworem o skromnych rozmiarach. Nawet po roku 1682 dwór nie staje się gniazdem ciągłych kłótni o pierwszeństwo. Daremnie szukalibyśmy w Słowniku uniwersalnym 7 (1690) nowoczesnego sensu, jaki nadajemy słowom „etykieta" czy „proto- Filozofia i ceremoniał kół". „Ceremonialny" pozostaje epitetem dość płaskim. Ceremonie czy priorytety nie wymagają komentarzy.26 Dangeau w Dzienniku, Sourches w Pamiętnikach relacjonują kilka spraw spornych w życiu na dworze: nie mają one znaczenia, jakiego nabiorą za panowania Ludwika XV, o którym diuk de Luynes będzie tak chętnie opowiadał. Sourches relacjonuje na przykład zażarty spór, jaki wybuchł 27 sierpnia 1699 roku między diukiem de la Rochefoucauld a markizem d'Heudicourt, nie czy- . ni jednak z tego sprawy stanu — państwa. Jest to tylko sprawa stanu — stanowiska. Chodzi mianowicie o to, czyje psy mają pierwszeństwo, kiedy się ich drogi krzyżują: psy na jelenie pana wielkiego łowczego (La Rochefoucauld) czy psy na wilki pana wielkiego łowczego wilczego (Heu-dicourt). Ludwik XIV rozstrzygnął sprawę na korzyść pierwszych. Nie ulega wątpliwości, że oznaczało to, iż uznają wyższość stanowiska jednego dygnitarza nad stanowiskiem drugiego.98 Oryginalność dworu francuskiego polega na tym, że król nie tylko zostawił sobie, zgodnie ze zwyczajem i logiką, prawo ostatecznego rozstrzygania konfliktów, ustalając w najdrobniejszych szczegółach obowiązujący na dworze ceremoniał, lecz także stworzył etykietę dworską. Etykieta ta nie jest ani hiszpańska, ani germańska, ale nowa, francuska.15' Obejmuje wszystkie dziedziny życia: zabawy, święta, praktyki religijne, pogrzeby i rozrywki. Miejsce każdego dworaka jest ściśle określone, jego rola także, i to w każdej okoliczności. W potrzebie król zasięga informacji: Monsieur, jego brat, który niewiele ina do roboty, jest bezkonkurencyjny w znajomości wszelkich priorytetów i ich kazuistyki. Jeśli jednak istnieje dziedzina, w której Jego Królewska Mość jest władcą absolutnym, to właśnie ta. Ceremoniał francuski jest w ogóle — wbrew utartej legendzie — mniej olimpijski niż ceremoniał obcy. W Madrycie, Londynie, Wiedniu panują obyczaje bardzo krępujące: tam się klęka przed władcami; urzędnicy dworscy posuwają się przed nimi pokornie, cofając się wszyscy razem w równie pełnym szacunku jak i niebezpiecznym marszu do tyłu. W Wersalu niskie ukłony korzystnie zastępują przyklęknięcia. Ten, kogo król zaskoczy w galerii, musi na dowód czci schylić głowę i usunąć się z drogi w kierunku najbliższej ściany. Ludwik XIV nie zaniedbał niczego, by podkreślić respekt należny funkcji króla; i to nie przez dumę, ale wiedziony troską polityczną i poczuciem wielkości państwa. W Hiszpanii kaplica znajduje się w centrum Eskurialu. W epoce Oświecenia w tak zwanej francuskiej Europie budowniczowie pałaców niemieckich, które będą uchodziły za naśladownictwo francuskich, uprzywilejowali także Dom Boży. W Wersalu pierwsze kaplice są niewidoczne. Ostatnia, dzieło Mansarta i Cotte'a, znajduje się z jednej strony fasady. Tutaj główną częścią pałacu jest nie kościół, lecz 23 Dwór 24 sypialnia Jego Królewskiej Mości.156 Wszystko się obraca wokół tej zasady. Za granicą, w Hiszpanii na przykład, rozkład hierarchiczny izb pałacu określa rangi i przywileje. Dworak niższego stopnia zatrzymuje się w pierwszej antykamerze. Ważny domownik wchodzi do następnej komnaty. Grand hiszpański zbliża się do miejsca świętego świętych. W takim przypadku król schodzi na spotkanie swoich poddanych i — co za paradoks! — idzie najdłużej do najmniej ważnych. We Francji, zarówno w Tuileriach (gdzie obowiązywał bardzo starannie ułożony ceremoniał), jak i w Saint-Germain czy w Wersalu, ranga dworzanina znika właściwie w obecności króla. Ceremoniał bardzo okazały, lecz niezwykle subtelny, pozwala wielu dostać się aż do sypialni monarchy, ale godzina i warunki wstępu do niej zależą jedynie od władcy. Decyduje o tym ranga dworzanina, głównie jednak poważanie, jakim się cieszy, i — zawsze — wola . królewska. Uroczystość porannego wstawania Jego Królewskiej Mości to doskonały przykład ceremoniału dworskiego. Składa się ona z „rozmaitych czynnośpi, jakich się wymaga od osób dopuszczonych do królewskiej sypialni, a więc przede wszystkim od tych, którzy mają prawo asystować przy tzw. małym wstawaniu monarchy, których się woła i wpuszcza do sypialni, a są to pokój owcy" 65 oraz kilka nielicznych osób uprzywilejowanych. Osoby korzystające zgodnie z wolą króla z „wielkiego wstępu" do jego sypialni przywilej ten zawdzięczają urzędowi, jaki piastują (szam-belan wielki, pierwsi szlachcice, wielki ochmistrz i szatny królewski, pierwsi pokojowcy), albo po prostu łasce królewskiej (książęta legitymowani). Nieco później i na krótko wchodzą ci, co mają prawo do „pierwszego wstępu" (Kondeusz, Villeroy, Beringhen, lektorzy Jego Królewskiej Mości i preceptorzy delfina). W trzecie] kolejności zostają wprowadzeni inni książęta i panowie, kapitan straży przybocznej i pierwszy gubernator zamku. Po czym następuje „wstęp wolny", czwarty z kolei, otwarty „dla dworaków, niektórych często się wzywa, dając im pierwszeństwo zależnie od szacunku, jakim się cieszą na dworze, zanim się wpuści resztę obecnych". Stanowi to pozornie pięć stopni. W rzeczywistości trzeba dodać co najmniej jeszcze jeden, szósty, gdyż członkowie rodziny królewskiej (delfin, „syn Francji", „wnuk Francji") wchodzą przed uroczystością „wielkiego wstępu" i „pierwszego wstępu": unikają wszelkiego oczekiwania w przedpokojach. Mają prawo do „wstępu od tyłu".65 Król, który uważa, że każdy przywilej na dworze jest indywidualny i może być cofnięty, dokonuje nieustannie wyboru: wybiera biesiadników do stołu, gości zaproszonych do Marły, wielmożę korzystającego z przywileju lichtarza. O ten szczególnie upragniony przywilej dworacy się ubiegają w Wersalu co wieczór. Saint-Simon jasno wyłożył, jak to się Filozofia i ceremoniał odbywa. Podczas modlitwy wieczornej jałmużnik dzielnicy * trzyma lichtarz Jego Królewskiej Mości. Po wygłoszeniu kazania podaje go pierwszemu pokojowcowi komnaty królewskiej. Przygotowując się do snu, król wyznacza jednego spośród obecnych, księcia czy innego wielmożę, dostojnika, któremu należy przekazać ten lichtarz (9 maja 1702 roku był nim sam nuncjusz papieski!). „Wybierał — pisze Saint-Simon — prawie zawsze jednego z najbardziej szacownych panów spośród obecnych; było to oznaką łaski. Trzymano ów lichtarz, podczas gdy król szybko się rozbierał, a kiedy dworacy wychodzili, pierwszy pokój owiec komnaty królewskiej brał go z powrotem i wręczał według własnej woli jednemu z tych, co korzystali z przywileju wstępu do sypialni królewskiej i pozostawali tam, podczas gdy monarcha kładł się do łóżka." 18 Kładzenie się króla odbywało się bowiem zgodnie z ceremoniałem prawie równie szczegółowym jak wstawanie. Podobnie jak wystrój rezydencji królewskich, jak plan ogrodów w Wersalu, jak cokoły pomników, podobnie także jak numizmatyka królestwa, wszystko w pałacu i ceremoniale dworskim ma znaczenie symboliczne. Sypialnia Jego Królewskiej Mości jest od chwili wstawania do chwili kładzenia się centrum dworu, jeśli nie całego królestwa; z czasem Ludwik XIV doszedł jednak do wniosku, że dostojny ten pokój jest zbyt otwarty, zbyt łatwo dostępny dla wszystkich. Pod pretekstem składania hołdu majestatowi królewskiemu, samej osobie monarchy, dworzanie, mimo przyjętych środków ostrożności, są jego zdaniem zbyt skłonni traktować sypialnię królewską jako miejsce publiczne (którym zresztą jest). Wstawiono tam wówczas balustradę, chroniącą łóżko monarchy; później kazano postawić także straż, aby pokazać, że król, nie przestając być dostępny, chce zachować pewne pozory niedostępności w swojej sypialni.156 Nawet straż przyboczna, nawet dworzanie sypialni królewskiej krążą albo odpoczywają poza obrębem tego pokoju, tego specjalnie chronionego kącika pałacu. Temu, kto ma oczy i widzi (w dniach „apartamentów" goście są znacznie mniej pilnowani niż obecnie), a jest dostatecznie wrażliwy, by rozumieć, tak urządzona sypialnia królewska wydaje się pomyślana na wzór umiarkowanej monarchii: ani zbyt olimpijska, ani zbyt swojska, lecz majestatyczna i ludzka. Symbolicznego znaczenia nabiera unoszący się nad wszystkim baldachim sypialni. Oznacza, że Francja czuwa nad snem swego króla. 25 * Aumónier — poza rozdawaniem jałmużny był odpowiedzialny w swojej dzielnicy za kult i liturgię dnia. Tu towarzyszył porannym ł wieczornym modlitwom króla (przyp. red.). Dwór SATELICI KROLA-SŁONCE Król góruje nad dworem. I nie przytłacza go nigdy. Łagodząc pewną bezwzględność, hamując pewną przesadę, narzucając pewien ton, dwór nadaje ludziom ogładę, ale ich nie łamie. „Synowie Francji", członkowie rodziny królewskiej, książęta krwi i książęta legitymowani mają charaktery i nie uważają, że muszą je poskramiać. Delfin Ludwik, którego się nazywa Monseigneur (1661—1711), jest we Francji powszechnie wielbiony, szczególnie przez paryżan (którzy tak rzadko widują jego ojca) i pospólstwo. Kiedy jest chory, kobiety z Hal przychodzą go odwiedzić. Kiedy dowodzi wojskiem, niżsi oficerowie i żołnierze prześcigają się w gorliwości, by okazać mu szacunek i przywiązanie. Delfin jest bardzo podobny do ojca. Odznacza się żywą inteligencją, ale nie ma w sobie nic z mola książkowego. Podobnie jak ojciec, lubi towarzystwo ludzi dowcipnych. Kolekcjonuje z takim samym smakiem obrazy, antyki i medale. Ludwik XIV upiększa Wersal i Marły, Monseigneur dba o Meudon. Ojciec i syn, obaj lubią dobrą kuchnię, konną jazdę, polowanie i wojnę. Ale delfin nie uważa, by królewska powściągliwość należała do jego obowiązków. Nie zna umiaru w jedzeniu, niemal co dzień poluje na wilki, przepada za ćwiczeniami fizycznymi: lubi popisy jeździeckie, tzw. karuzele, jak na przykład w 1682 roku, grę w krokieta w Marły, nie kończące się polowania z nagonką, podczas których nie cofa się przed ryzykiem. Okazuje także niezwykłą odwagę na wojnie. W 1688 i 1689 roku następca tronu otwarcie narażał życie i król był zmuszony zakazać mu takiej brawury. Zresztą współcześni złośliwie porównywali go z jego ojcem. Panna de Choin, której Monseigneur składał w Meudon takie same hołdy, jakie król markizie de Mainterion, umiała, podobnie jak Franciszka d'Aubigne, przyrządzać napoje miłosne i odznaczała się inteligencją w rozmowie, a także prawdziwą kulturą. Ponadto Monseigneur nie był ani abnegatem, ani człowiekiem zgorzkniałym i skłonnym do intryg. Od roku 1688 zasiadał w Radzie Finansów i w Radzie Depesz, a od 1691 w Radzie Stanu. Podczas hiszpańskiej wojny sukcesyjnej podtrzymywał, niekiedy sam przeciw wszystkim, partię wierną swemu synowi, Filipowi V. Pozostaje tylko żałować, że Opatrzność nie osadziła na tronie tego, kto byłby może najlepszym z królów. Książęta z trzeciego pokolenia nie byli również bezbarwnymi figu-rantami. Diuk Burgundii (zm. 1712) i diuk Andegawenii (przyszły Filip V) odziedziczyli po matce, Marii Annie Bawarskiej, przesadną pobożność, ale mieli silne charaktery i królewską wolę wielkich Burbonów. Z diukiem Burgundii niemało kłopotu miał jego preceptor i mentor Fenelon. Opinia publiczna pokładała jednak wielkie nadzieje w tym bardzo chrze- Satelici Króla-Słońce ścijańskim Telemachu *, którego cnoty wynosiła pod niebiosa cała kama-ryla: diukowie de Chevreuse i de Beauvilliers, arcybiskup Cambrai, ludzie pobożni, a także Saint-Simon. „Ofiarował Bogu — pisze jego wuj marszałek de Berwick — wszystkie przeciwności i umartwienia, jakich zaznał. Odznaczał się zdrowym rozsądkiem i wielką przenikliwością, bardzo lubił czytać i prowadzić rozmowy z ludźmi zasłużonymi i wykształconymi. A czynił to z myślą, że powinien nauczyć się sztuki dobrego rządzenia, by mógł uszczęśliwić swój lud, kiedy zasiądzie na tronie." ' Nikt bowiem nie mógł wiedzieć w 1712 roku, co pewnego dnia weźmie górę w tym drugim delfinie: despotyzm czy pobożność, tak dalece przemieniły się w wady zalety jego dziadka. Diuk Andegawenii natomiast dawał Hiszpanii, Francji i światu lekcję odwagi i wytrwałości. W towarzystwie swojej młodej żony, spowiednika jezuity i kochanki (można by sądzić, że w tym przypadku występowała dziedziczność właściwości nabytych) Filip V podczas całej wojny sukcesyjnej dawał dowody niezwykłej siły woli i przenikliwości. Nawet zwyciężony, nawet wygnany ze swojej stolicy, nie tracił nadziei. Gdy groziło mu, że Francja go opuści, spokojnie rozważał ewentualność kontynuowania walki w Indiach. Potrafił zdobyć przywiązanie tak świetnych swoich namiestników jak Vendome i Ducasse, wynagradzać wybitne zasługi, popierać tych, co byli wobec niego lojalni. W 1709, w 1710, w najgorszym okresie przeciągającego się w nieskończoność konfliktu, kiedy wraz z jego losem rozstrzygał się los samej Europy, eks-diuk Andegawenii okazał więcej wielkości ducha — jeśli to w ogóle było możliwe — niż jego sławny dziadek. Wśród tylu bohaterów Corneille'owskich Monsieur — brat króla/— wydaje się raczej podobny do postaci Racine'a. Co prawda ten Filip, „syn Francji" i diuk Orleanu (1640—1701), nie jest byle kim. W XVI wieku dokazywałby z pewnością cudów, tak bardzo jest podobny do władców z rodu Walezjuszów. Ma inteligencję Henryka III, odznacza się taką samą jak tamten kulturą, wyrafinowaniem, odwagą i nieco formalną pobożnością; przypomina go także dwulicowością i niebezpiecznym brakiem zdecydowania. Nie mogąc rządzić Francją, króluje w Saint-Cloud. Nie mogąc rywalizować z bratem, został największym znawcą ceremoniału francuskiego. Nie mogąc być wielkim wodzem, sprawował się jednak dobrze pod Cassel (1677); miał wtedy przy boku słynnego marszałka de Luxembourg, a przeciw sobie nieszczęśliwego Wilhelma Orańskiego. Nie mogąc być świętym, kolekcjonuje różańce, lubuje się w oznakach pobożności, nie opuszcza żadnego kazania. Nie mogąc trwać przy jednym 27 * Aluzja do Les aventures de Telemaque (Przygody Telemacha) — dziełka napisanego przez Franciszka de Salignac de la Mothe Fenelona (przyp. red.). Dwór 28 obiekcie miłości, waha się przez całe życie między swoim bliskim przyjacielem, kawalerem de Lorraine, a kolejnymi małżonkami: Henrietta Angielską (zm. 1670) i Elżbietą Karoliną Bawarską. Te dwie bratowe króla, tak niepodobne jedna do drugiej pod każdym względem, wydają się niekiedy obdarzone zbyt silną osobowością, której brak Filipowi Orleańskiemu. Pierwsza, Henrietta, wnuczka Henryka IV, znana głównie z mowy pogrzebowej wygłoszonej ku jej czci przez Bossue-ta („Madame umiera! Madame umarła!"11) miała tyle uroku, że w 1661 roku omal nie wciągnęła króla w awanturę miłosną. Inteligencję jej podziwiała niezmiennie pani de la Fayette, znawczyni w tej materii, a niezwykłe zdolności Henrietty sprawiły, że powierzono jej pewną tajemniczą misję w Anglii. Księżna Palatynka, której monstrualnych kształtów nie zdołał zatuszować nawet malarz dworski Rigaud, podobnie jak Henrietta Angielska kochała się w swoim szwagrze. Tak samo jak on lubiła świeże powietrze, wyścigi konne, polowanie. W listopadzie 1709 roku może już się poszczycić, że widziała polowanie na przeszło tysiąc jeleni i po raz dwudziesty szósty spadła z konia.53 Z miłości do Ludwika XIV znienawidziła markizę de Maintenon, którą chętnie nazywała starą oszustką albo szmatą. Król nie darował jej tego ani zresztą nieprawdopodobnie swobodnego tonu listów, z których wybrane kawałki co pewien czas czytał mu namiestnik ' policji de la Reynie albo pan de Louvois. Z listów księżnej Palatynki do v jakiejś kuzynki niemieckiej wynikało, że Francja jest krajem fry wolny m, a dwór w Wersalu gniazdem wszelkiego znieprawienia!... Gruba księżniczka bawarska przepadała za kiszoną kapustą, zupą piwną, swoim apartamentem w Wersalu, teatrem, przechadzkami, polowaniem z nagonką; może jeszcze za psałterzem i chórami luterańskimi swojego dzieciństwa. Wygląda na to, że nie znosiła reszty, gardziła delfinem i bratem króla, nienawidziła diuka du Maine (którego uprzejmie nazywała „kuternogą" i „bastardem") i była zazdrosna o wszystko, co miało związek z królem. Nie lubiła także modnej pobożności ani księży, ani mszy trwających dłużej niż kwadrans, ani katolicyzmu, na który wszakże przeszła, ani Paryża, ani Marły, ani wojny, ani kart, ani kuchni francuskiej. Ubolewała nad swobodą umysłów i obyczajów francuskich.58 Niepodobna wierzyć we wszystko, co pisze. W listach księżnej Palatynki dwór w Wersalu jest raz przedstawiony jako zbyt pobożny, to znowu jako gniazdo rozpusty. Autorka tej korespondencji potrzebowała dwudziestu lat, by się domyślić potajemnego małżeństwa Ludwika XIV, o którym wszyscy wiedzieli po pięciu czy sześciu latach niepewności. Domownik króla: pierwszy szlachcic DOMOWNIK KRÓLA: PIERWSZY SZLACHCIC „Dwór Francji — pisze około 1690 roku Ezechiel Spanheim — w stanie, w jakim się znajduje za panowania Ludwika XIV, jest niezmiennie uległy królowi; niepodobna wprost wyobrazić sobie ani większej skwapli-wości w okazywaniu mu gorliwości i w zabieganiu o jego łaski, ani większych starań, by z największą regularnością i najdokładniej wywiązywać się z obowiązków, jakie są powierzone każdemu dworzaninowi." "5 Urzędnicy domu Jego Królewskiej Mości nie są zwykłymi figurantami, mimo że wszyscy przyczyniają się do utrzymania porządku na dworze i do jego okazałości, lecz członkami służby publicznej, może jedynej w swoim rodzaju na świecie. Ostatecznie, mimo pozdrów, w otoczeniu królewskim nie ma synekur. Prawdziwy dworak, dworak miły sercu monarchy, to nie diuk de Saint-Simon, ten próżniak tak krytycznie usposobiony, lecz domownik — pułkownik, ambasador, gubernator prowincji lub dowódca fortecy. Wadą tych dworzan nie jest próżniactwo, lecz częstokroć nadmiar zajęć. Diuk de Beauvilliers (1648—1714) — oto najlepszy przykład tego stanu rzeczy. Ten godny człowiek, powszechnie szanowany za swoją pobożność, jest diukiem i parem, zięciem Colberta. Porzucił dość wcześnie wojsko, ale nie stroni bynajmniej od służby. Zajęcia, jakie wykonywał na dworze i w rządzie, mogłyby dostarczyć dość pracy dwóm osobom, a nie jednej. W 1685 roku król mianował go przewodniczącym Królewskiej Rady Finansów, w 1689 guwernerem diuka Burgundii, w 1691 ministrem stanu. Nie przeszkodziło to diukowi de Beauvilliers, by od śmierci swego ojca, pana de Saint-Aignan (czerwiec 1687), zajmował upragnione przez wszystkich i wielce absorbujące stanowisko pierwszego szlachcica komnaty królewskiej. Jest to urząd, który sprawuje kolejno i na zmianę kilku dworzan zgodnie ze zwyczajami różnych dworów, we Francji zaś ten sam dworzanin przez jeden rok co cztery lata. Pierwszy szlachcic komnaty królewskiej ma obowiązek wykonywania prac domowych w ścisłym tego słowa znaczeniu. Kiedy Jego Królewska Mość jada na małym nakryciu (w sypialni), pierwszy szlachcic go obsługuje. Kiedy wieczorem król przygotowuje się do snu, pierwszy szlachcic pyta go o godzinę przewidzianą na jutrzejsze wstawanie. Podczas nieobecności wielkiego ochmistrza i szatne-go pierwszy szlachcic ich zastępuje. Kiedy król wstaje, wielki szambelan podaje mu koszulę i chleb na śniadanie, podawanie zaś szklanki należy do pierwszego szlachcica. Jeśli Jego Królewska Mość żąda swego krzesła specjalnego (krzesła z otworem w siedzeniu), przygotowuje je także pierwszy szlachcic.144 Niekiedy trwa to długo, szczególnie w dniach przyj- Dwór 30 mowania leków, i pozwala na poufne audiencje („na dworze nazywają patentem specjalnym przywilej wejścia do sypialni królewskiej, kiedy inni z niej wyszli i skoro tylko monarcha zasiadł na swoim krześle" 26). Król potrzebuje wtedy szlafroka i rannych pantofli, ciepłego ręcznika i koca, nie mówiąc o bieliźnie: pierwszy szlachcic dostarcza mu wszystkich tych rzeczy. Na szczeblu, który nam się wydaje godnie j szy, ten dworzanin i domownik odpowiada za bezpieczeństwo monarchy w sypialni, antykamerze i gabinecie. Poza tym przedstawia Jego Królewskiej Mości cudzoziemców i ludzi, którzy nie bywają często na dworze. Stoi za królem podczas audiencji, na żądanie króla może iść po „synów Francji" albo książąt krwi. Zajmuje się urządzaniem uroczystości żałobnych, a także występów muzycznych, baletów i widowisk teatralnych. Podlegają mu dworzanie komnaty królewskiej (szlachcice, służba, odźwierni itp.) i paziowie — ta młodzież niesforna, której hałaśliwe figle wywołują nie kończące się spory.18 Ponadto pierwszy szlachcic czuwa nad układaniem jadłospisów, przygotowaniem drobnych pieniędzy, bielizny dla Ludwika XIV i dla delfina, kufrów i waliz w sypialni, świec i świateł na święta religijne. Wszystko to wymaga pracy administracyjnej i kontroli finansowej. Pierwszy szlachcic komnaty królewskiej mieszka rzecz jasna w pałacu. Podczas roku służby jego stała obecność jest nieodzowna. W karocy króla siada na trzecim miejscu za wielkim koniuszym i wielkim szambe-lanem, ale przed kapitanem straży i wielkim szatnym. Kiedy wyjeżdża z królem na wojnę, wybiera swoje lokum natychmiast po wielkim szam-belanie. Jego funkcje przynoszą mu podczas roku służby 38 500 liwrów, „z których pierwszy szlachcic ma żywić i utrzymywać sześciu paziów komnaty królewskiej, guwernera z pierwszym lokajem",144 przez trzy następne lata dostaje około 30 000 liwrów. Jednakże nie lukratywność tego urzędu sprawiała, że był wtedy tak pożądany, gdyż związane z nim wydatki, a nawet koszty codziennego życia, sięgały zawrotnych sum. Pierwszy szlachcic, podobnie zresztą jak wielki ochmistrz, wielki szambelan, wielki łowczy czy kapitan straży, cieszy się ze względu na swoje funkcje nieograniczonym zaufaniem. Będąc stale przy królu, może z nim ciągle rozmawiać, w sprzyjającej chwili przedstawiać mu różne prośby, uzyskiwać dla jednego jakąś łaskę, dla innego audiencję. A jeśli król, który wybrał swego pierwszego szlachcica, podobnie jak wszystkich wielkich domowników, raczy traktować go przyjaźnie, dostojnik ten staje się jednym z najbardziej wpływowych ludzi w królestwie. Nie tyle bowiem ważność sprawowanych funkcji decyduje o serdecznym stosunku Ludwika XIV do tych, co mu służą, ile ich bliskość Prestiż i użyteczność dworu i gorliwość. Podwójna godność Racine'a — historiografa i dworzanina 31 komnaty królewskiej — sprawia, że mimo plebejskiego pochodzenia znakomity poeta staje się jednym z dworzan najbliższych monarsze. Pan d'Usson de Bonrepaus, lektor Jego Królewskiej Mości, zdobywa tak wielkie zaufanie króla, że zostaje — nie mając tytułu — swego rodzaju szefem sztabu generalnego marynarki. Diuk de Saint-Simon, człowiek próżny, pyszniący się swoim tytułem para, uzyskuje za pośrednictwem ple-bejusza Fagona, nadwornego lekarza, rzadkie i krótkie audiencje u króla. Już Ludwik XIII — jak twierdzi pani de Motteville — lubił „ludzi ze służby".82 Połowa przyjaciół Ludwika XIV to domownicy: Boileau, Fagon, La Porte, Lauzun, Pellisson, prezydent Perigny, prezydent Rose, Racine, Saint-Aignan, Villeroy. Do przyjaciół należą również dość skromni słudzy, jak owi Antoine, którzy z ojca na syna pełnią funkcję nosiciela rusznicy króla i którzy dokładnie i z prawdziwą miłością będą notować każdy szczegół choroby i śmierci monarchy.82 Najczęściej są to domownicy mniejszego kalibru, jak Bontemps, pierwsi pokojowcy komnaty królewskiej, którzy znają wszystkie tajemnice Wersalu, poczynając od życia prywatnego monarchy, a kończąc na arkanach polityki europejskiej, i którzy ciesząc się zaufaniem Ludwika XIV, nigdy nie zdradzili żadnej jego tajemnicy ani nie pozwolili na przeciek informacji z pałacu. W sierpniu 1686 roku, podczas choroby króla cierpiącego na febrę, tak zwaną czwartaczkę, Bontemps przez solidarność ze swoim panem kładzie się do łóżka chory na podwójną trzeciaczkę „z wielkimi bólami". Markiz de. Sourches, który nam o tym opowiada, nadmienia, że Ludwik XIV „okazywał swojemu pierwszemu pokojowcowi wyjątkową ser- , deczność w tej chorobie". Po piętnastu latach stary Bontemps zostaje rażony apopleksją. „Król bardzo się niepokoił o niego i żądał, żeby co chwila zawiadamiano go o stanie zdrowia chorego, i to nawet gdy był u pani de Maintenon." Po śmierci Bontempsa 17 stycznia 1701 roku „król — pisze jeszcze Sourches — wygłosił na jego cześć pochwałę piękną i rzadką, oświadczył, że Bontemps nigdy nie mówił mu nic złego o nikim, a nie było dnia, by nie powiedział o kimś coś dobrego".64 To szlachetne zrozumienie wzajemne dobrze świadczy zarówno o słudze, jak i o jego panu. PRESTIŻ I UŻYTECZNOŚĆ DWORU Dwór nie był wówczas ani czczym widowiskiem, ani bezużytecznym luksusem. Król z miłością go stworzył, świadomie nadał pewien charakter jego strukturze i życiu, dbając zawsze o prestiż, dobrą organizację i aktywność. Dwór 32 Na dworze królewskim odbywają się tak okazałe uroczystości jak na przykład powitanie ambasadorów Syjamu albo posłów państwa moskiewskiego, audiencja udzielona doży Genui, uwiecznione w pamiętnikach z owej epoki, a także w malarstwie, na tapiseriach, rycinach i medalach. Ta dbałość o utrwalenie kilku wyjątkowych chwil świadczy o znaczeniu, jakie do nich przywiązywał monarcha, a wraz z nim ówcześni Francuzi. Kiedy jednak obcy wielmoża czeka na dzień audiencji, kiedy celowo olśniewa się posłów przepychem, który ma ich przytłoczyć, widać w tym jedynie zdumiewający, ale logiczny rozwój tradycji świetnych spotkań. Ludwik XIV ciągle zabiega o zdobycie coraz większego i — co ważniejsze — trwałego prestiżu i cel swój osiąga. Dlaczego wbrew i Colbertowi wolał Wersal od Paryża? Dlatego że w Luwrze i Tuileriach tylko naśladował (i ulepszał) dzieło swoich poprzedników, w Wersalu natomiast tworzył wszystko w najdrobniejszych szczegółach. A żeby nikt nie pomyślał, że to wielkie dzieło wyczerpało jego zdolności twórcze, wymyślał kolejno: w dziedzinie sztuki — Clagny, Trianon, Marly, w dziedzinie techniki zaś — machinę z Marły i kanał w Maintenon. Wszyscy ci, co zwiedzali Wersal, a tłum na j różnorodnie j szego autoramentu tłoczył się tam w dniach dozwolonych, mogli podziwiać jedno z najbardziej zdumiewających urządzeń prestiżowych: flotę Wielkiego N Kanału oddaną do dyspozycji dworzan. Te niewielkie okręciki, które służyły do przejażdżek, koncertów, iluminacji, mówią o całkiem jeszcze świeżej supremacji Francji na morzu. Król lubi oglądać popisy swojej flotylli, dowodzi w ten sposób — nie jadąc do Brestu — jak bardzo i niezmiennie interesuje się marynarką wojenną, której symbolem są te okręciki w Wersalu. Chętnie też na nich pływał aż do dnia, kiedy doktor Fagon ostrzegł go, by nie zapominał o nękającym go reumatyzmie. W 1687 roku na Wielkim Kanale kipi ruch: jest tam dużo jachtów i sza-lup, kilka weneckich gondoli (w tym jedna duża, niedawno bogato ozdobiona), „La Dunkerquoise" (łódź zrobiona na miejscu w 1685 roku przez cieśli, ziomków Jana Barta), jedna galera, „La Reale" (wykonana również w Wersalu), i „duży okręt" (spuszczony także na wodę w 1685 roku). Zbudowany został na miejscu z drewna przywiezionego z Amsterdamu przez markiza de Langeron, inspektora konstrukcji morskich Jego Królewskiej Mości, przy współudziale dwudziestu dwóch cieśli z Hawru czy Prowansji. Ma rozmiary lekkiej korwety, ale budowę okrętu liniowego, ' umieszczono na nim nawet trzynaście dział, odlanych specjalnie w tym celu w 1686 roku przez braci Kellerów. Gondolierzy mają ubrania z adamaszku, tafty i purpurowego brokatu, ozdobione złotymi i srebrnymi galonami, z fantazyjnymi guzikami, czerwone jedwabne pończochy i odkryte pantofle. Ale marynarze, których Godny człowiek dziewczęta z Wersalu zaopatrują w „bandery, chorągiewki, proporczyki, 33 koszule i kalesony", są także wystrojeni. Noszą „podwiązki z purpurowego jedwabiu". Marynarze ci mieszkają w Małej Wenecji, wsi wybudowanej specjalnie dla nich w pewnej odległości od nadbrzeży. W 1687 roku jest ich aż pięćdziesięciu jeden: kapitan, bosman, dowódca galery i jego zastępca, czterech cieśli i dwóch uszczelniaczy, imć Jan Merceron, magazynier, dwudziestu sześciu majtków i czternastu gondolierów weneckich; płace ich wahają się od 900 do 1440 liwrów. Trzy kompanie żołnierzy z galeot, którzy przybyli, by wiosłować przez jakiś czas, uzupełnia personel flotylli.31 Aż do 1715 roku flotylla ta będzie symbolem — z nieznacznie zmniejszonym stanem liczbowym — morskiej kariery Francji. Podczas gdy statki z Wielkiego Kanału wyglądają jak stała parada na morzu, budowle królewskie można porównać do nie mniej stałej wystawy światowej. Ciągle nowe place budowy dostarczają roboty biedakom, a zamówień artystom. Wersal rośnie i pięknieje, zmienia swój wystrój wewnętrzny: Grand Trianon zastępuje Trianon porcelanowy. Architekci, ogrodnicy, rzeźbiarze — w roku 1693 jest ich siedemdziesięciu na służbie króla,158 sztukatorzy, dekoratorzy, ebeniści, stolarze, rytownicy, brązownicy, malarze, grawerzy prześcigają się w gorliwości, chcąc zadowolić pana o smaku wybornym i często zmiennym. Schody Ambasadorów, pawilony w Marły, perspektywa wielkiej galerii (Galerii Luster), srebra — to wszystko nie mniej się przyczynia do chwały króla i dobrego imienia narodu niż wygrana bitwa czy zdobyta prowincja. Aby wiedzieli o tym wszyscy, zarówno we Francji, jak i na całym świecie — za jego panowania, jak i w przyszłości — król opłaca i utrzymuje pana Felibien (1619—1695), historiografa Jego Królewskiej Mości, kustosza gabinetu starożytności, członka Akademii Inskrypcji, a poczciwiec ten pisze, chcąc nadać rozgłos doskonałym budowlom Ogólny opis palacu w Wersalu (1674), Opis obrazów, posągów i popiersi domów królewskich (1677) oraz inne prace, tyle samo opisowe co apologetyczne. < GODNY CZŁOWIEK Dwór wyrabia smak tych, co go zwiedzają, zachwyca cudzoziemców, zachęca całą Europę do uprawiania pewnego mecenatu, ale spełnia poza tym jeszcze ważniejsze zadanie: wychowuje naród. Dwór i miasto to naczynia połączone. Dworzanie mają w Paryżu nie zwyczajne domy z fasadą od ulicy, ale pałacyki z podwórzami i ogrodami. Otoczenie Jego Królewskiej Mości nie jest zresztą odcięte od prowincji. Między stolicą 3 — Eiuche Dwór 34 a prowincjami istnieją ożywione stosunki wzajemne. „Dwór potrafi okrzesać prowincjuszy", „prowincjusze szybko nabierają ogłady w Paryżu, na dworze, w wojsku". Dwór to „dobra szkoła, w której ludzie uczą się sztuki życia",26 Otóż ten, kto szczęśliwie nabrał ogłady w Saint-Germain, w Tui-leriach czy w Wersalu, będzie z kolei świecił przykładem w administracji czy w wojsku, w Paryżu czy na prowincji. Spotyka się zresztą setki mil od stolicy naprawdę dwornych panów. Mają z natury dworskie maniery. Mieszkają z dala od monarchy, bo mu służą na odległość, ale rzadko by-wają odcięci od dworu. Dzięki pani de Sevigns, swojej teściowej, hrabia de Grignan, tkwiąc w okręgu Prowansji, otrzymuje niemal z dnia na dzień wiadomości z dworu. Ojciec Bouhours uważa, że Francja osiągnęła swój zdumiewający poziom cywilizacyjny przed zawarciem pokoju pirenejskiego (1659), podczas wojny z „domem austriackim".12 Ma w dużym stopniu rację.147 Aby poznać i stosować zasady godności, nasi ojcowie nie czekali, aż ukaże się Dworzanin (1684), francuskie tłumaczenie Oraculo manual Baltazara Gra-ciana,29 ani nawet aż dwór zostanie przeniesiony do Wersalu. Ale dwór nie rozkwitł też samorzutnie w 1682 roku. Od śmierci Ludwika XIII dwór wychowuje naród.26 Uprzejmość, zamiłowanie do obyczajów światowych, dobry wygląd, wdzięk, piękne maniery, znajomość wielkiego świata i form towarzyskich, jednym słowem grzeczność i owo coś nieokreślonego, co stanowi godność, to wpływ dworu, rozpowszechniający się drogą bezpośrednią lub przez naśladownictwo; i to nawet jeśli w widoczny sposób zbacza ona na jakiś czas do pałacyku Rambouillet czy do alków pewnych wykwintniś. Ten wytwór dworu, godny człowiek, jest także wytworem pewnej ascezy, stanowi coraz powszechniejszą ilustrację dyscypliny, której poddaje się cały człowiek („By wydawać się godnym człowiekiem, trzeba nim być" 8). Nie wie on wszystkiego instynktownie, ale katechizmy dobrego tonu — nawet mowy kawalera de Merś ogłoszone w 1677 roku: O rozrywkach, O umyśle, O rozmowie 46 — także nie wystarczają do uformowania tego rzadkiego ptaka. Potrzebna jest praktyka. Początkowo jest narodowa i trzeba oddać sprawiedliwość Mazariniemu, który był Włochem, i Annie Austriaczce, która była Hiszpanką, że wyrzekli się swoich zwyczajów, wyzbyli się uprzedzeń, aby się przyczynić do powstania tzw. god-dności francuskiej. Godny człowiek bowiem nie był nigdy kopią czy naśladownictwem cavaliere włoskiego czy caballero Filipa IV albo Karola II. Różni się bardzo od Kavaliera teutońskiego i wyprzedza o sto lat gentlemana. To prawdziwy mieszkaniec Francji, mimo że może mieszkać na obczyźnie. Jednak choć łatwy jest do poznania, trudno go zdefiniować. Nie starczyłoby na to książki. Godny człowiek Godny człowiek ma przede wszystkim dobre maniery, jest wytworny w towarzystwie, miły w obejściu. Wie, co godzi się robić, a czego robić się nie godzi, nie znosi ordynarności, umie się zachować w towarzystwie. Wypada na przykład „stać z gołą głową i w eleganckiej postawie przed wielkimi tego świata i damami", „nie' godzi się natomiast radcy występować w komedii, nawet dla zabawy. Nie wypada starej kobiecie jaskrawo się ubierać." 2° Nie godzi się we Francji całować w rękę kobiety, jeśli nie jest księżną; wypada jednak mówić „na sposób hiszpański: «Całuję rączki*."28 Dobre maniery nie znają praw, ale nakładają „wiele obowiązków". Najbardziej wyrafinowani godni ludzie mają tak wyostrzone poczucie tych obowiązków, że wyprzedzają o dwa wieki ogładę obyczajów. Rozumieć, że „ludzie, którzy plują i kasłają są niewygodni w towarzystwie", to posuwać do rangi rzymskiej cnoty umiłowanie dobrych manier; ale jest to całkiem logiczne, skoro obycie towarzyskie idzie w parze z dobrym smakiem. Ta sama troska o dobry smak panuje w zdobywaniu wiedzy i w mowie. Do przeszłości należy już szorstkość właściwa dworowi Henryka IV, nieuctwo wyszło z mody wśród elity. Mieszczaństwo straciło monopol na wykształcenie, kolegia jezuitów i oratorianów wychowały kilka pokoleń młodych szlachciców i plebejuszy. W rezultacie „pięknoduchami są nie tylko ludzie pióra, stają się nimi także wojskowi i osoby wysoko postawione, których udziałem podczas panowania ostatnich królów wydawała się ignorancja".12 Jest to prawdziwa rewolucja w dziedzinie kultury i wielebny ojciec Bouhours pisze w 1671 roku: „Mamy jeszcze diuków, hrabiów i markizów bardzo dowcipnych i wykształconych, którzy równie dobrze posługują się piórem, jak i szpadą, potrafią ułożyć balet i napisać opowiadanie nie gorzej niż rozbić obóz i ustawić wojsko w szyku bojowym." Godny człowiek może okazywać swoje wykształcenie, a nawet inteligencję, którą nazywano wtedy dowcipem (esprit), „w państwie, w którym inteligencja jest sposobem zdobycia majątku".12 Pod tym wszakże warunkiem, by unikał bezwzględnie wszelkiej pedanterii. Saint-Evre-mond występuje jako doskonały godny człowiek, kiedy oświadcza: „Usiłuję w miarę moich możliwości nie być nudziarzem." 59 Ale tutaj — jak to powinno być w epoce bardzo wysokiej kultury — treść i forma łączą się szczęśliwie. Godny człowiek jest zarazem człowiekiem „dobrze myślącym" (religijność czyni go dobrym, a właściwa mu szczerość i wielkoduszność zapewniają mu opinię człowieka wytwornego) * i „dobrze mówiącym" (wyraża się „z wielką elokwencją i uprzejmością" łt). 35 * List Bussy-Rabutina w: Marie de Rabutin Chantal de Sevigne, Correspondence Paris 1972—1978. ' Dwór 36 Prawdziwie godny człowiek jest także człowiekiem przyzwoitym, jak pisze Bussy-Rabutin,62 to znaczy odważnym i honorowym, co jest w pewnym stopniu pleonazmem. („Słowo -«honor» stosuje się szczególnie do dwóch rodzajów cnoty: do odwagi, kiedy chodzi o mężczyzn, i skromności, kiedy chodzi o kobiety."26) Na wiele lat przed Monteskiuszem każdy już wiedział, że monarchia opiera się na honorze, że szlachectwo nie istniałoby bez honoru i że dobrze pojęty honor jest elitarnym, ale właściwym i niezawodnym sposobem poszanowania prawa boskiego. Nie przypadkiem przyzwoitość to nie tylko cnota moralna, lecz także obywatelska i towarzyska. Czy nie zapomniano — powie ktoś — o czynniku urodzenia? Czy niesłuszne jest zdanie, że człowiek z dobrego towarzystwa w okresie •Oświecenia może być mieszczaninem albo literatem, podczas gdy godny człowiek XVII wieku musi należeć do szlachty rodowej? Nie zapomnieliśmy o pochodzeniu, ale świadomie stawiamy je na ostatnim miejscu. Wielki historyk stwierdza słusznie, że Esprit Flechier był synem sklepikarza, Racine — poborcy cła solnego, Colbert — kupca, Boileau zaś — pisarza sądowego.122 Oczywiście nie wypada, aby do miana godnego człowieka pretendował syn lokaja (każda epoka ma swoje przesądy): „Podobno czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci." 26 Można wszakże być człowiekiem dobrze urodzonym, wyróżnianym w państwie ze względu na „swoje zajęcia albo godności" — warto by jeszcze dodać „talenty" — będąc człowiekiem niezbyt wysokiej kondycji, to znaczy szlachcicem średniego stanu. Racine, pisarz nobilitowany, lektor króia, korzysta z „pierwszego wstępu", diuk de Saint-Simon natomiast nie ma tego przywileju, mimo to i jeden, i drugi mogą się wówczas uważać za godnych ludzi. Tak bowiem cień Króla-Słońce pada aż na problem niuansów społecznych. Rozdział drugi Od dworu do miasta Niektóre osoby — a jest ich niewiele — zabierają się do różnych spraw tak dobrze i wyrażają się z takim wdziękiem, że chcąc być człowiekiem godnym i przyjemnym w towarzystwie, lepiej byłoby osoby te obserwować i od czasu do czasu z nimi rozmawiać niż się starzeć na dworze. Kawaler de Mśre Używane wówczas wyrażenie „dwór i miasto" nie zawsze jest dobrze rozumiane w naszych czasach, niekiedy wydaje się nam, że małe „i" zastępuje twarde „przeciw". Zdarza się niewątpliwie, że słowa „dwór i miasto" oznaczają niemal to samo co „szlachta i mieszczaństwo" (nie stanowi to zresztą zawsze sprzeczności) i że w słowach „dwór i miasto" przeciwstawia się wojowników sklepikarzom. By nie zniekształcać jednak sensu tego wyrażenia, pamiętajmy, że słowo „miasto" nie oznacza tutaj Rouen czy Beauvais, Nantes czy Romorantin, lecz Paryż, a to zmienia wszystko. Istnieje bowiem pewien związek między dworem a Beauvais, chociażby poprzez panów mających tam dobra. Między Saint-Germain a Paryżem, między Tuileriami a Paryżem, między Wersalem a Paryżem istnieje natomiast stałe porozumienie, występuje symbioza, często moralna, pod wieloma względami społeczna. Gościniec łączący dwór ze stolicą, na którym się zawsze tłoczą jeźdźcy, karoce, kurierzy, powozy, to symbol organicznego związku tych dwóch zasadniczych, elementów życia narodu. Musimy teraz ruszyć tym gościńcem w kierunku Paryża. Czas przejażdżki wystarczy, by pokazać, że dwór nie może być odcięty od miasta. 'Od dworu do miasta MIECZ, TOGA, FINANSE Podział społeczeństwa francuskiego na trzy warstwy (duchowieństwo, szlachta, stan trzeci) jest już przeżytkiem. Odżywa jedynie w tak zwanych pays d'etat, zwłaszcza w Bretanii i w Langwedocji, gdzie przedsta-.wiciele trzech warstw zbierają się uroczyście na obrady i mają władzę administracyjną. Ponadto wszyscy wtedy wiedzieli, że zbrodniarz pochodzenia plebejskiego umiera haniebnie na szubienicy, zbrodniarzowi zaś pochodzenia szlacheckiego elegancko ścina się głowę. -Kat nie jest jednak sędzią herbów i sąd ma obowiązek odróżniać szlachcica od nieszlach-cica, a jest to zadanie niekiedy niemożliwe do Wykonania. Nie brak prawdziwych szlachciców, którzy przypadkiem nie potwierdzili tej godności podczas wielkiego ustalania szlachectwa (1666—1674, 1696—1715), a przyznano ją pseudoszlachcicom. Niektóre urzędy nobilitują, zmywając płe-bejskość (nazywa się je niekiedy ironicznie „mydełkami chłopa") po dwudziestu latach ich piastowania, innym natomiast trzeba na to dwóch pokoleń, dwa razy dwudziestu lat.89 Wszyscy sekretarze stanu Ludwika XIV są pochodzenia szlacheckiego, z wyjątkiem Colberta i jego brata de Croissy, wszyscy jednak są zwyczajowo obowiązani piastować nobilitujący urząd sekretarzy królewskich, jak pan Jourdain czy inni mieszczanie paryscy pnący się w górę. Ten, kto przywiązuje za wielkie znaczenie do przedziału między szlachtą a gminem, nie zrozumie społeczeństwa XVII wieku. Najskromniejszy przedstawiciel duchowieństwa bowiem nie stoi bynajmniej wyżej od możnowładców, a na j nędznie j szy szlachciura nie góruje nad bogatym i potężnym finansistą, który jest jeszcze mieszczaninem. Poza tym szlachta nie jest klasą, jak to wynika wyraźnie z taryfy nowego podatku pogłównego (1695 r.), w której podatnicy francuscy zostali podzieleni na 22 klasy i 569 osobnych kategorii. Podczas gdy do pierwszej klasy należy już kilku wysoko postawionych plebejuszy, najwyżsi urzędnicy skarbowi, generalni dzierżawcy podatkowi, to niektórzy szlachcice zostali zepchnięci niemal do ostatnich kategorii społeczeństwa. W siódmej klasie szlachcice posiadający majętności związane z godnością — markizowie, hrabiowie, wicehrabiowie, baronowie, sąsiadują z poborcami podatku taille *. W dziesiątej klasie szlachetnie urodzeni przedstawiciele wyższego duchowieństwajznajdują się obok notariuszy paryskich. W piętnastej klasie szlachcice posiadający lenna i zamki są potraktowani gorzej od uprzywilejowanych handlarzy winem czy od szefa kancelarii izby Miecz, toga, finanse * Taille — pobór, podatek bezpośredni od majątku (ziemi lub dochodów) każdego poddanego (przyp. red.). rachunkowej. Wreszcie w dziewiętnastej klasie szlachcice bez lenna i zamków figurują obok posłańców z miast otoczonych murami i pedli uniwersyteckich!90 Szlachta jest zatem zgromadzeniem ludzi o bardzo różnorodnym nie tylko pochodzeniu, lecz także majątku i warunkach życia. Pewną więź stanowią wśród niej przywileje i ideał życiowy. „Być szlachcicem — należeć do drugiej warstwy — to być «dziedzicznie» zwolnionym od podatku bezpośredniego, mieć możność posiadania dóbr bez płacenia podatku, nosić szlacheckie tytuły (ecuyer, chevalier * itp.), dzielić się szlachectwem ** (w krajach o prawie zwyczajowym) i być obdarzonym orderem." 8S To także uważać odwagę, honor i wierność za wartości najwyższe. Nie znaczy to, że szlachcic musi być koniecznie potomkiem rycerza średniowiecznego ani że góruje nad miejscowym społeczeństwem, ani że się poświęca całkowicie rzemiosłu wojennemu, a tym bardziej że ma prawo przybyć na dwór ł być przedstawiony Jego Królewskiej MoścL W owej taryfie podatku pogłównego, która ustala w szczytowym okresie panowania Ludwika XIV hierarchię społeczną królestwa, widać wyraźnie prawie w każdej klasie wyższej kolejne występowanie trzech grup: dwór (lub rzemiosło wojenne), toga (i pióro), finanse^(państwowe, na wpół państwowe albo niezależne). W pierwszej klasie figurują książęta krwi, ale także ministrowie i generalni dzierżawcy; w drugiej klasie — diukowie, lecz także pierwszy prezydent parlamentu prowincjonalnego i skarbnicy dochodów ubocznych; w trzeciej — kawalerowie Orderu Świętego Ducha, lecz także prezydent „a mortier" *** i skarbnicy wydatków wojennych... Oznacza to, że w trzydzieści lat po śmierci Mazariniego Ludwik XIV dosłownie przetasował społeczeństwo: szlachectwo przestało być nieodzownym kryterium powodzenia, wśród szlachty sprawa pochodzenia nie zawsze jest już najistotniejsza; odtąd zasługi osobiste rywalizują z urodzeniem, a najważniejsza staje się służba publiczna. Miecz, toga i finanse — symbolizujące te trzy stany albo zawody, tworzą trzy nowe grupy społeczne, są przede wszystkim i nade wszystko „trzema filarami państwa".90 39 * Ecuyer — podstawowy tytuł szlachecki, potem zdewaluowany, praktycznie używany przez każdego posiadacza jakiegokolwiek urzędu. Ecuyer nie miał jednak prawa do tytułu chevalier — kawaler (przyp. red.). ** Szlachectwo dawne można było dzielić, przenosić, nowe bylo najczęściej ściśle osobiste (przyp. red.). *** Prezydent „a mortier" — zasiadający w parlamencie poniżej pierwszego prezydenta, w birecie sędziowskim, zwanym mortier (przyp. red.). Od dworu do miasta W KRĘGU SŁUŻBY W czasach Richelieugo słowo „służba" oznaczało służbę wojskową. W połowie panowania Ludwika XIV, w 1668 roku, z woli monarchy słowo to nabrało szerszego znaczenia. Zaczęło oznaczać także wartości wymierne. Otwórzmy słownik Furetiere'a, „tego Moliera leksykologii". Znajdujemy tam godne uwagi definicje: „«Służba» mówi się także o pomocy i wsparciu, jakich się udziela królowi, państwu, społeczeństwu, zarówno podczas wojny, jak i pokoju." Król taki, jakim był Henryk IV, a także Ludwik XIII, jest oczywiście obsłużony pierwszy. To słuszne i tak chce tradycja. Ale państwo, a nawet troska o dobro społeczne są potraktowane jako nieodłączne od posłuszeństwa królowi: nie ma już mowy o oddzielaniu króla od państwa, jak tego chcieli frondyści. „«Służyć» — pisze jeszcze Furetiere — mówi się także, kiedy ma się na myśli króla i republikę (= państwo). Iść «służyć» królowi to zaciągnąć się do wojska." W XVI wieku i w pierwszej połowie XVII leksykolog byłby na tym poprzestał. Ale Słownik uniwersalny dodaje: „Mówi się tak również o ludziach w togach. Ten ambasador dobrze się «przysłużył» przy zawarciu takiego traktatu, tamten w tej intendenturze." Sławi zarówno togę, jak i miecz, potwierdza istnienie nowej struktury jednoczącej służbę pu-, bliczną. Kiedy jednak przechodzi do słowa „sługa"', jeszcze lepiej rozwija swoją myśl: „Ten prawnik — czytamy — ten kapitan są dobrymi «słu-gami» króla." Nie mą tu żadnego przeoczenia, to się odzywa swego rodzaju instynkt piszącego, to echo swobodnego kojarzenia myśli. Około roku 1690 można wymieniać togę przed mieczem, nie szokując interlokutora przywykłego pewnie do nowych aliaży, które nadają siłę pojęciu służby publicznej. Ludwik XIV nie powiedział nigdy: „Państwo to ja." Powie natomiast na łożu śmierci te wspaniałe słowa: „Odchodzę, ale państwo będzie zawsze trwało."18 I w roku 1679 zanotował z powodu odejścia pana de Pomponne: „Interes państwa musi być pierwszy."42 A pragnąc, by jego poddani zrozumieli, że państwo nowoczesne potrzebuje wojskowych, administratorów i finansistów, niemal z dnia na dzień zaczai popierać te trzy grupy swoich sług. Sprawy wojskowe pozostają jego największą troską. Król jest jednocześnie szefem sztabu generalnego swoich wojsk i niekiedy staje na ich czele. W jego króciutkich wypowiedziach, kiedy idąc na mszę i wracając • ' ' po mszy, a także podczas obiadu i kładzenia się, komunikuje i komentuje bliskim nowiny, wiele miejsca zajmują sprawy wojskowe i sytuacja na wojnie.18 Ten, kto chce się przypodobać królowi, idzie pierwszy na wojnę i ostatni z niej wraca. Ludwik XIV 6 stycznia 1696 roku wyrzuca diu- W kręgu służby kowi de la Fertć, że postąpił właśnie odwrotnie.186 Kto chce być dobrze widziany na dworze, musi służyć, nawet kiedy wydaje mu się, że za wolno awansuje; podając się bardzo wcześnie do dymisji, Saint-Simon sam wydał wyrok na siebie. Ludwik XIV mianuje natomiast generałami kilku zasłużonych oficerów, a pułkownikami lub brygadierami kilku starych podpułkowników, którzy nie mogliby tej godności kupić.18 A jeśli nawet król czasem zanadto faworyzuje jakiegoś zaprzyjaźnionego dworzanina, zazwyczaj popiera prawdziwych żołnierzy, nie myląc się co do wartości ich służby. Ludwik Franciszek de Boufflers (1644—1711) oddał tyle usług, ile zebrał nagród. Kadet w Królewskiej Gwardii w wieku lat osiemnastu, pułkownik w wieku lat dwudziestu pięciu, de Boufflers jest ciągle na służbie, ciągle na pierwszej linii, często ranny. Zostaje brygadierem dragonów w 1675 roku, marszałkiem polnym w 1677, generałem lejtnantem w 1681. I mając ten stopień, kilkakrotnie staje na czele wojska. Król włącza go do grona odznaczonych Orderem Świętego Ducha 31 grudnia 1688 roku. Nowe funkcje dowódcze, nowe rany. W wieku czterdziestu dziewięciu lat Boufflers otrzymuje 27 marca 1693 roku buławę marszałkowską; w roku 1694 zostaje gubernatorem Flandrii. W następnym roku przez dwa miesiące stawia w Naumur opór wojskom księcia Orańskiego. Broni się tak pięk- . nie, że listem z września 1695 roku Ludwik XIV nadaje ziemiom marszałka tytuł księstwa. W 1703 roku Filip V przyznaje mu Order Złotego Runa za zbawienną interwencję w Niderlandach hiszpańskich. W następnym roku Ludwik XIV mianuje Boufflersa kapitanem straży przybocznej. Wszystkie te zaszczyty nie zmniejszają ani trochę zapału wojowniczego marszałka. W 1708 roku przybywa jako ochotnik do Lilie, stolicy swego gubernatorstwa, by bronić jej, jak długo się da. Udaje mu się utrzymać miasto przez siedemdziesiąt cztery dni i oddaje je „dopiero na kilkakrotnie ponowiony rozkaz" 2. Tak zaszczytna kapitulacja warta jest zwycięstwa w otwartym polu. W grudniu 1708 roku król nadaje tytuł parostwa księstwu Boufflers. Marszałek zdobył najwyższe zaszczyty. Niepodobna dać mu większej nagrody. Ale może jeszcze służyć i czyni to chętnie. Popiera Villarsa pod Malplaquet i dzięki niemu 11 września 1709 roku ta krwawa bitwa przemienia się w świetne zwycięstwo, Boufflers wyprowadza wojska francuskie w doskonałym porządku, nie tracąc ani jednego działa. Umiera w 1711 roku u szczytu sławy. Wszyscy wiedzą, że Boufflers nie jest wielkim strategiem. Księżna Palatynka uważa go nawet za głupca. Ale każdy wie także, od całego dworu do najbardziej skromnego żołnierza, że ten marszałek jest uosobionym poświęceniem, wcieleniem odwagi. Wszyscy się cieszą z nagród, jakie dostaje. Każdy 41 Od dworu do miasta 42 zaszczyt, jaki spotyka tego niezrównanego wojownika, jest nagrodą dla wszystkich dzielnych żołnierzy. Ze światem prawniczym król siłą rzeczy nie ma równie bliskich kontaktów: niewiele ludzi w togach bywa na dworze poza ministrami, namiestnikami policji, ewentualnie pierwszym prezydentem parlamentu. . Weźmy pod uwagę tylko połowę radców stanu: Rada Stron zbiera się wprawdzie na parterze zamku w Wersalu, ale Paryż jest miastem, gdzie się znajdują biura tych panów, ich komisje, gabinety, znajomości i przyjemności. Część życia spędzają w karecie między stolicą a rezydencją królewską. Król traktuje z wielkim szacunkiem pierwszego prezydenta parlamentu, szczególnie kiedy jest to człowiek tego pokroju co Lamoi-gnon. Przyjmuje intendentów przed ich wyjazdem na prowincję. Decyduje o ich nominacjach na radców stanu, wyłącznie wedle własnego zdania i po szczegółowym zbadaniu wartości usług, jakie oddali. Od czasów Frondy nie ufa — i słusznie — ludziom w togach, ale bardzo rozsądnie powierza delikatne misje najpoważniejszym przedstawicielom tego świata parlamentarnego, odznaczającym się wybitną kulturą mimo braku komunikatywności. Amelot jest 'przez dłuższy czas ambasadorem Francji przy Filipie V, a ta placówka jest wówczas najważniejsza obok ambasady w Rzymie. Król wybiera i nie przestaje wybierać swoich wysokich urzędników w społeczności parlamentarzystów, gdzie prawnicy spotykają się ciągle z urzędnikami administracji, gdyż sądownictwo jest niejako gruntem potrzebnym do rozkwitu świata intendentów i innych ważnych sług państwa. Dobrze dobrane małżeństwa uświęcają ostatecznie awans administracji: Colbert wydaje swoje trzy córki za diuków. Wobec tego stałego współzawodnictwa dworu i luminarzy sądownictwa nie należy jednak zapominać o znaczeniu, jakie wreszcie osiągnęła finansjera. Znajduje ono wyraz w dwóch upomnieniach trybunału do spraw urzędników królewskich z roku 1661 iż roku 1716. Ancien regi-, me, który czerpie wielkie korzyści z finansjery, a jednocześnie boi się jej nadmiernie ulegać, znalazł ten modus vivendi stosunków wzajemnych. Zresztą świat finansów nie jest nigdy nietykalny. Dewoci potrafili opóźnić wystawienie Świętoszka, poborcom podatkowym natomiast nie udało się uzyskać zakazu Turcareta (1709). Z tym zastrzeżeniem finansiści zdobyli sobie prawo obywatelstwa. W roku 1695 najwięksi figurują w pierwszej klasie taryfy pogłównego, za delfinem, i w rzeczywistości przed diukami. Kiedy Mikołaj Desmarets zostaje w roku 1708 kontrolerem generalnym nie tyle dlatego, że jest siostrzeńcem Colberta, lecz że jest finansistą, urzędnikiem królewskim, do którego ludzie interesu mają wielkie zaufanie, finansiści pokazują ostatecznie, jaki pożytek przynoszą państwu i jak ich awans społeczny został uświęcony. Na polu instytucjo- Odcienie społeczne nalnym odwdzięczają się królowi, działając jako członkowie służby pu- 43 blicznej, w owych czasach bowiem służba publiczna nie zawsze była państwowa; na płaszczyźnie społecznej zaś ostatecznie nabierają poloru. Od tej pory istnieje zgodność między wysokimi urzędnikami finansowymi (generalny dzierżawca podatkowy, wielki urzędnik skarbowy, generalny poborca) i szlachtą. Finansiści, którzy boją się coś stracić — zarówno plebejusze, jak i świeżo uszlachceni — przezornie kupują nobilitujące stanowiska sekretarzy królewskich. Nie ma równości między wojskowymi, prawnikami i finansistami, ale nie ma także — cokolwiek się mówi w teatrze — ani wyraźnie zaznaczonych przedziałów między stanami i środowiskami, ani automatycznej wyższości jednych nad drugimi. Każdy powinien sam wzmocnić zdobytą pozycję. Prawnik, który jest godnym człowiekiem, może już się nie lękać pogardy. Finansista, wykształcony i przyjemny w obejściu, może mieć nadzieję, że wyda córkę za szlachcica przebywającego na dworze. Około 1707 roku istnieje już w Paryżu to, co Sebastian Mercier opisze w 1787: „W wielkim świecie nie widuje się wcale ludzi o gwałtownym charakterze (...) Szlachetna swoboda przysłania zręcznie miłość własną i wydaje się, że prawnik, biskup, wojskowy, finansista, dworzanin przejęli coś jeden od drugiego: są tylko niuanse, ale nie ma nigdy koloru przyćmiewającego inne." 85 ODCIENIE SPOŁECZNE Odcienie te między grupami ludzi dobrze wychowanych występują szczególnie w pierwszym pokoleniu osób, które się wspinają po drabinie społecznej. Osoby te widać gołym okiem, jeśli się porównuje starego kapitana i starego radcę, generała i prezydenta parlamentu; marszałka i dzierżawcę generalnego. Stary kapitan zachowuje obozowy styl bycia, prawnik powinien — kiedy nie ma togi — występować ubrany na czarno lub ostatecznie na szaro, finansista, nazbyt bogaty i za mało przyzwyczajony do swojego szlachectwa świeżej daty, przesadnie się nim popisuje. Młodzi, przeciwnie, nie przestają uprawiać mimikry. Synowie prawników ubierają się jak kawalerzyści, noszą szpady, biorą udział w polowaniach z nagonką. Młodzieńcy dworscy, zarówno synowie urzędników, jak prawników czy finansistów, chodzą do tych samych akademii. Są to zakłady prywatne, w których w ciągu kilku miesięcy poznają zasadnicze wymagania życia szlacheckiego, otrzymują przygotowanie wojskowe, uczą się tańca, szermierki, jazdy konnej. . Są to bowiem czasy umiłowania koni, tak jak nasze czasy — epoką Od dworu do miasta 44 szału samochodowego. Nie bezkarnie styka się i przeplata słownictwo koniarzy ze słownictwem wyrafinowanych obyczajów. „Cavalier mówi się także o szlachcicu, który nosi szpadę i ubiera się po wojskowemu (...). Cavalier to nie tylko jeździec, kawalerzysta, to także elegant, który się zaleca do damy." 26 W słownikach tej epoki polowanie, jazda konna, terminy używane w ujeżdżalni zajmują wyjątkowe miejsce, nie mówiąc już o kawalerii, żandarmach króla, muszkieterach czy dragonach i nie licząc nieskończonego szeregu wyrażeń obrazowych pochodzących od szlachetnych wierzchowców. Zresztą kanony urody kobiecej są takie same jak kanony doskonałości konia. „Dobry koń powinien odznaczać się trzema cechami, które odpowiadają trzem zaletom kobiety: piersi, pośladki i włosy, to znaczy mieć wydatną pierś, pełny zad i długą grzy- Odcienie społeczne we." 26 Znawstwem koni książęta (delfin jest istnym centaurem) i wielmoże górują nad wszystkimi, jak gdyby doświadczenie zdobyte w ciągu wieków było nie do odrobienia. W roku 1694 książę d'Elbeuf z domu lota-ryńskiego proponuje markizowi de Chemerault zakład o wysoką stawkę. Podejmuje się w niespełna dwie godziny przejechać karocą zaprzężoną w sześć klaczy odległość między Paryżem a Wersalem, tam i z powrotem. Wysokość zakładu — 10 000 franków. Elbeuf ma prawo zarządzić, by droga została uprzednio oczyszczona. Wielu dworzan stawia na jednego lub drugiego. W wyznaczonym dniu, tj. l marca, „ogromny tłum" gromadzi się od ósmej godziny między bramą Konferencji a Wersalem. O dziesiątej książę jest na miejscu: „Jazda, woźnico!" Po przejeździe w jedną stronę jego klacze zyskały kilka minut. Wówczas „pewien powodzenia" Elbeuf siada na koźle i prowadzi sam karocę aż do Paryża. Za sześć dwunasta zakład jest wygrany.64 Polowanie z nagonką daje także przewagę wielkim panom. Polowania delfina odbywają się co dzień, są niebezpieczne i piękne. Polowania króla i jego łowczego wielkiego są krótsze i mniej sportowe (kiedy Ludwik XIV ma atak podagry, jedzie z tyłu w lekkim koczu zrobionym umyślnie na tę okoliczność), ale zawsze bardzo udane. Zaprasza się na nie dużo dam. W 1699 roku 23 stycznia kobiety po raz pierwszy występują w lesie Marły w męskich strojach — obcisłych czerwonych surdutach. Tak ubrane hrabiny d'Estrses i d'Ayen źle podobno, wyglądają, diuszesa Burgundii jest natomiast zachwycająca. W Fontainebleau 25 sierpnia 1708 roku wykonana zostaje po raz pierwszy wielka kantata poświęcona w całości łowiectwu, Polowanie na jelenia Jana Baptysty Mo-rina, utwór mitologiczny i elegancki, skoro polowaniem kieruje nikt inny, ale sama bogini Diana; prawdziwe to osiągnięcie techniczne. Polowanie się toczy szczęśliwie, arie i duety, chóry i symfonie przeplatają się z tra- dycyjnymi dzwonami: pobudka, spotkanie, raport, śniadanie przygotowują do polowania z fanfarami i ceremoniałem. Morin, kompozytor równie zręczny jak znający temat, wplata do swojej relacji laissez-courre, lance, vue, dśfaut, seconde vue, hallali courant, hallali par terre, curśe: „Hallali, hallali. Gotowe, zwierzyna wzięta"... Kiedy szybko czytamy list pani de Savigne do córki z 12 lipca 1675 roku, odnosimy wrażenie, że obserwujemy wszystkie tradycyjne epizody polowania na jelenia: „Najpiękniejszym polowaniem, jakie można sobie wyobrazić,! jest to, które robimy na pana de Bellievre i na pana de Mirepoix. Biegną zziajani, wysuwają się naprzód, kluczą, ale my jesteśmy stale na tropie; mamy nosa i ścigamy ich ciągle." Po namyśle widać, że nie chodzi tu o polowanie, lecz o postępowanie sądowe: ci panowie wytoczyli sprawę hrabiemu de Grignan. Markiza, solidarna z zięciem, jest tak oburzona na stronę przeciwną, że woła hallali i trąbi na psy. Dwór czuje się jak na wygnaniu; prawnicy i finansiści mają posiadłości niedaleko Paryża. Wyobcowanie to znajduje najmocniejszy wyraz w pewnym liście hrabiego de Tesse. W listopadzie 1710 roku dworzanin ten postanowił zwiedzić majątek swojego rodu. Otóż, tak o tym pisze do diuszesy Burgundii: „Nie byłem tam od trzydziestu dwóch lat i nie znajduję ani drzwi, ani okna, ani szyb, nic prócz wieży, gdzie jest tylko-jedna izba, na którą prowadzi pięć stopni (...). Moje rzeczy wyglądają tak samo jak mój zamek, to znaczy są mocno nadwerężone."68 Wyżsi urzędnicy paryscy mają dobra w pobliżu stolicy: to tradycja, która datuje się już od dwustu lat. Dwa miesiące wakacji na jesieni zachęcają ich m'e tylko do przebywania na świeżym powietrzu, lecz także do dobrego zarządzania swoimi majątkami. W Basville koło Dourdan panowie de La-moignon prowadzą życie wystawne, ale są także dobrymi rolnikami. Pewnego wieczoru w październiku 1671 roku ksiądz Antoni Arnauld, jadąc z Paryża do Tours, przygotowuje się właśnie do spędzenia nocy w gospodzie w Chartres, gdy nagle zjawia się ksiądz de Feuquieres w karocy pana de Basville. Otrzymał polecenie od pierwszego prezydenta' parlamentu Lamoignon, by przywiózł księdza Arnauld na kolację i na noc. Gościnni wielcy panowie mają swoją siatkę informacyjną, pilnują przejazdów znanych osobistości! Dwaj księża przybywają do Basville o dziesiątej wieczorem, w chwili kiedy towarzystwo zasiada do stołu. Po kolacji większość gości siada do gry. Lamoignon nie gra: zajmuje się gościem. Ten ostatni notuje w swoich Pamiętnikach: „Rozmowa z nim wydaje mi się naprawdę lepsza od wszelkich innych przyjemności, jakie się miewa w wielkim świecie, tyle jest w tym, co mówi, słodyczy i prawości, tyle błyskotliwości i wiedzy. Należy go widzieć w Basville, by dobrze go poznać: tam umie się dostosowywać do tych, co go odwiedzają, 45 Od dworu do miasta Naśladowanie dworu 46 i pozbywając się powagi, jaka przystoi prezydentowi pierwszego parlamentu Francji, której wszakże nikt nie używa z większym umiarem niż on, zniża się do wszystkich obowiązków człowieka prywatnego, czyniąc najlepiej jak można honory swego domu. Czuje się nawet zobowiązany przyjaciołom za zaszczyt, jaki im robi, goszcząc ich u siebie, a pełna godności swoboda, z jaką ich przyjmuje, zachęca znacznie bardziej do korzystania z jego gościnności, niż mogłyby słowa." 6S NAŚLADOWANIE DWORU Świat dworski bierze udział zarówno w tym, co najlepsze, jak i w tym, co najgorsze. Wydaje się, że Paryż idzie za nim bez wahania. Owo „najlepsze" nie jest tu wcale słowem konwencjonalnym. Niektórzy dworzanie prowadzą naprawdę budujący tryb życia. Kaznodzieje adwentowi nie bez powodu wybierają niedzielę Wszystkich Świętych, by mówić o świętości. Bourdaloue, Bossuet, Flechier i inni nie zapominają nigdy powiedzieć, że na dworze można osiągnąć coś więcej niż własne zbawienie. Ludzie tacy jak marszałek de Bellefonds czy diuk de Beau-villiers co dzień próbują urzeczywistnić ten ideał. Inni, tak różni jak minister Le Peletier, pan du Passage, wielce zasłużony „szlachcic z Delfina-tu", generał lejtnant w wojsku czy pan de Vayer, intendent z Soissons64, przedwcześnie podają się do dymisji i oddają się praktykom religijnym; miecz, pióro i toga po bratersku łączą się tutaj w medytacjach. „Najmądrzejsi — pisał La Rochefoucauld w swoich Rozważaniach — umieją zużyć na zbawienie duszy czas, jaki im pozostaje." 87 Przeciwieństwo zaś ich stanowią ci, wśród których nie ustaje wrzenie, nie zawsze wybaczalne, ale zawsze zrozumiałe: nie przechodzi się spokojnie od feudalnej anarchii Frondy do moralizatorskiej i niemal wojskowej dyscypliny panującej na nowym dworze. Potrzebne są klapy bezpieczeństwa. Ludwik XIV ogranicza liczbę zakazów, łagodzi pewną przesadę, zezwala na to, co wydaje się najmniej niebezpieczne. Żadna jednak władza na świecie nie jest w stanie przeszkodzić, by młodzi prawnicy i młodzi finansiści nie zerkali z zawiścią w stronę wielkich panów z Wersalu, zwłaszcza jeśli chodzi o niewczesną rywalizację. Około roku 1680 nałóg zwany ultramontańskim kwitnie na dworze. I tak przybiera na sile, że po zainstalowaniu się dworu w Wersalu, na wiosnę 1682 roku zostaje przeprowadzona spektakularna czystka. Pederaści, o których tu mowa, nie są zniewieściali: zajmują stanowiska w wojsku, zdobyli dużo nagród podczas wielkiego karuzelu delfina. I — co najważniejsze — nie są byle kim. Nazywają się: książę de la Roche-sur-Yon, książę de Turen- ne, hrabia de Brionne i hrabia de Marsan, dwaj ostatni należą do domu lotaryńskiego. A tak się zbliżyli z synami króla, że ten zaczął podejrzewać, iż zamierzają „nawrócić" delfina, nie mówiąc już o tym, że młody hrabia de Vermandois, książę legitymowany, zręcznie wzięty na spytki, wszystko wyśpiewał.04 Popadają wszyscy w niełaskę, starannie dozowaną, ale niezbyt surową.186 Moda ta jednak nie mija. W marcu 1684 roku Bourdaloue potępia ją w słynnym kazaniu O nieczystości129, a księżna Palatynka przez długie lata wytyka ją nadal, i to nawet we własnym ognisku domowym. Teoretycznie Ludwik XIV lepiej narzucił swój kodeks moralny w sprawie pojedynków. Myśl ta znalazła posłuch. Bardzo szybko uznano, że „król położył całkowicie kres pojedynkom".26 W Pamiętnikach, które pisał dla pouczenia syna, czytamy pod koniec roku 1661: „Przyłożyłem ostatecznie rękę do pożytecznego uregulowania sprawy pojedynków, i to z tak pomyślnym i szybkim skutkiem, że niemal zupełnie znikło zło, przeciw któremu moi poprzednicy, działając z równie dobrymi zamiarami jak ja, daremnie używali wszelkich środków,." To prawda, że nie słychać już o pojedynkach toczących się w każdym ustronnym zakątku Paryża, jak to się działo za Ludwika XIII. To prawda, że pan de Gabaret zostaje ukarany za pojedynek: mimo oddanych usług nie będzie mógł nigdy opuścić Hiszpanii i powrócić do królestwa;18 a Franciszek de Grossolles, markiz-de Flamarens, który w 1663 roku brał udział w słynnym pojedynku — razem z Chalaisem, d'Antinem i Noirmoutiersem bił się z Argenlieum, Saint-Aignanem i dwoma La Frette — schroniwszy się również w Hiszpanii, umrze tam w 1706 roku.72 Kto jednak może powiedzieć, że rapiery tkwią w pochwach? W wojsku ludzie łamiący przepisy są kryci przez-niezliczonych kumpli. .Pojedynki zdarzają się nawet na dworze królewskim! W grudniu 1691 roku panowie de la Vauguyon i de Courtenay wpadają w taki ferwor, że dobywają szpad w pałacu królewskim. Grozi -im kara śmierci, a co najmniej obcięcie ręki. Są wtrąceni na dwa miesiące do Bastylii, po czym następuje pięć długich miesięcy wygnania.64 Ludwik XIV obserwuje z dostatecznie bliska życie swojego dworu,, by wyczuć, że nadmiar zakazów mógłby odsunąć od Wersalu tych, których chce widzieć przy swoim boku. Bilard w obrębie pałacu, krokiet na zewnątrz, polowania i przejażdżki saniami nie wystarczają, by zadowolić niecierpliwych. Toteż nawet gdy pani de Maintenon odciągnęła króla od teatru, Ludwik XIV nie przeciwstawiał się nigdy widowiskom w Wersalu. Dlatego też tolerował, a niekiedy nawet popierał grę w karty. Zbyt uparcie utrzymywano, że w ten sposób uprawiał swoisty szantaż w stosunku do dworaków: łatwo trwoniący przez lekkomyślność swoje majątki byli ponad miarę zależni od łaski królewskiej, pensji i dobro- 47 Od dworu do miasta 48 dziejstw, przyznawanych im przez Jego Królewską Mość. Niech nam wolno będzie uważać, że karty, niezależnie od niebezpieczeństwa ruiny, jaką czasem grożą, mają zawsze jedną zaletę bezcenną: w Wersalu były antidotum na nudę, w Paryżu pewnym sposobem małpowania Wersalu. SZAŁ GRY W KARTY „Przysłowie francuskie głosi, że w szachach szaleńcy * są najbliżej królów, by zaznaczyć, że tak się dzieje również na dworach wielu władców." 26 Główny, jedyny może, szał, jaki panuje w Wersalu, to karty. Panuje i wielu całkowicie pochłania. Aż do końca panowania Ludwika XIV w czasach i miejscach najmniej odpowiednich gra wciąga i pasjonuje. „Diuszesa de Berry leży w łóżku — pisze hrabia de Tesse w 1713 roku — i mnóstwo ludzi, jakich nie brak nigdy na dworach, gra u niej bardzo wysoko od godziny szóstej do dziesiątej. Grają wszyscy wysoko, tak że trzeba powiedzieć, iż jeśli się nie ma rzeczy koniecznych, ma się przynajmniej zbyteczne i to prawda." Otóż mimo ordonansów policji pana de la Reynie Paryż idzie za złym przykładem dworu. Gra stała się także w stolicy nałogiem, jak to przedstawia Dancourt w swoim Utrapieniu graczek (1687): „Lancknecht jest zakazany? — Tak, pani, zakazano lancknechta! — Pan sobie kpi, Klitandrze, to niemożliwe, to tak, jak gdyby zakazano nam spać." " Pers Monteskiusza zapewnia w 1714 roku, że „w Paryżu być graczem to już pozycja — sam ten tytuł zastępuje urodzenie, majątek, uczciwość. Człowiek, który go nosi, stawia się w rzędzie przyzwoitych ludzi." Ogarnięte szaleństwem gry kobiety są gorsze od mężczyzn, a stare gorsze od młodych. „Widziałem często — dodaje Usbek — dziewięć lub dziesięć kobiet, raczej dziewięć lub dziesięć wieków, zgromadzonych koło jednego stołu; widziałem je w ich nadziejach, radościach, a zwłaszcza wściekłości. Rzekłbyś, iż nigdy nie zdołają się uspokoić, prędzej wyzbędą się życia, niż przeboleją stratę." 49 Modne gry nie zawsze są bardzo wyrafinowane. I mają tym więcej amatorów. W 1675 roku dwór szaleje za zakazanymi w Paryżu grami hoc i hoca. W te gry się przegrywa „ogromne sumy w Wersalu (...) Pięć tysięcy pistolów przegrane w ciągu jednego ranka to fraszka." 62 Jest to ' mieszanina pikiety, trójki i sekwensu, „która tak się nazywa, bo sześć kart daje hoc, czyli lewę temu, kto je ma, karty te biją Wszystkie inne. Są to cztery asy, dama pik i walet karowy. Hoc ma dwie nazwy, i gra * Gra słów: fou (szaleniec) to po francusku także figura szachowa — laufer (przyp. tłum.). 8. Ludwik XIV i książę de Bourgogne Dodczas omawiania nlami c trą t c Szał gry w karty się w tę grę na dwa różne sposoby, istnieje hoc Mazariniego i hoc lion-ski." 20 Mijają trzy lata: nowy szał ogarnął dwór — baseta! „W tę grę można przegrać bez trudu sto tysięcy pistolów w ciągu jednego wieczoru (...) Król wydaje się mocno niezadowolony takim brakiem wszelkiego umiaru." 62 Wyda zakaz basety w marcu 1679 roku. A oto zasady tej gry dla tych, co się nie boją zrujnować: „W basetę gra się całą talią kart, którą zawsze ma bankier (...) Każdy gracz wybiera jedną kartę i stawia na nią tyle, ile chce. Bankier wyciąga dwie karty na raz. Jeśli są takie same jak te, na które gracz postawił pieniądze, bankier wygrywa na pierwszą, a przegrywa na drugą." J6 Tę — rodem z Wenecji — grę, którą rządzi czysty przypadek, przywiózł do Francji ambasador Justiniani. Niemal od razu po basecie przywieziono z Hiszpanii reversi, coś w rodzaju gry „kto traci — wygrywa". W 1681 roku podczas podróży do Strasburga król sam organizował grupy dworzan, którzy grali wysoko w reversi, krupierami byli Monsieur, słynny gracz markiz de Dangeau oraz hrabia de Roye i niejaki imć Langlee, znany rywal owego Dangeau. Markiz de Sourches doskonale to skomentował, podając bez ogródek intencje króla: „Nie z natury lubił karty — pisze wielki prewot — ani ich nie potrzebował, by zabijać wolny czas, ale pragnął dostarczyć królowej i dworzanom zajęcia, które by ich bawiło i pozwalało zapomnieć o zmęczeniu i długiej podróży. Tym łatwiej mu to przychodziło, że sam — zamiast grać co wieczór w karty — prowadził długie rozmowy z panią de Maintenon i zaczynał grać u królowej dopiero na kwadrans przed siadaniem do stołu." W 1689 roku na wszystkich stolikach gry króluje reversi. W 1693, 1695 roku zostaje zdetronizowane przez lancknechta. Ta „bardzo modna brzydka gra"58 ma wyjątkowo głupie reguły: „Każdy gracz dostaje jedną kartę, na którą stawia, ile chce, a jeśli ten, kto wyciąga kartę, trafia na swoją, przegrywa, jeśli zaś na cudzą — wygrywa." 26 Reversi i baseta przeszły z dworu do miasta, lancknecht natomiast wprost przeciwnie — z miasta do dworu. Około roku 1680 był „bardzo popularny w akademiach gry i wśród lokajów", w 1687, jak to widzieliśmy, pasjonuje się nim miasto, po pięciu zaś latach panuje na dworze; smutny to, ale niezbity przykład kontaktów między dwoma najbardziej prężnymi środowiskami. Od stołów gry do stołów, przy których się spożywa obiady i kolacje — pomijając szlacheckie medianoche *, które mieszczanie nazywają po prostu wieczerzą — często tylko jeden krok. Możemy go zrobić, nie przestając się zajmować związkiem miasta z dworem. * Medianoche — lekki posiłek spożywany o północy (przyp. red.). 4 — Bluche 49 Od dworu do miasta STOŁY KRÓLEWSKIE I MIESZCZAŃSKIE Gastronomia — sztuka, w której celują Francuzi — datuje się od panowania Ludwika XIV. Uchodzi za sztukę królewską. Początkowo była książęcą lub arystokratyczną, nie powstała bowiem w pałacach królewskich, lecz w cieniu dworu, w pokojach kredensowych wielkich domów. Jej manifest, Kucharz francuski (1651), jest dziełem imć pana Varenne, kuchmistrza w domu generalnego namiestnika, markiza d'Huxelles. Mija czterdzieści lat. Sztuka kulinarna niezwykle się rozwija i w tej dziedzinie Europa ulega także wpływom Wersalu. Zresztą dziedzina gastronomii poszerzyła się. Przepisy kulinarne, wypróbowane na dworze Jego Królewskiej Mości, w rezydencjach książąt krwi, ministrów, diuków, są dostępne dla wszystkich Francuzów i cudzoziemców. Od lipca 1691 można za 33 su nabyć oprawną w cielęcą skórę książkę roku. Jest ona dla kuchni francuskiej — mimo nadmiaru przypraw korzennych — tym, czym Rozprawa o metodzie, która zdruzgotała scholastykę, była dla francuskiej filozofii: to zerwanie ze średniowieczem. Można kupić tę książkę u Karola de Sercy, w księgarni pałacowej pod szyldem „Uwieńczonej Uczciwości", sklepiku, który się znajduje przy szóstym pilastrze dużej sali, naprzeciw schodów do sądu podatkowego. Tytuł książki budzi ciekawość: Kucharz królewski i mieszczański, który uczy przyrządzać wszelkie po-silki oraz najlepsze potrawki, najmodniejsze i najsmaczniejsze. Książka wielce pożyteczna w domu i szczególnie przydatna dla wszystkich restauratorów i kuchmistrzów, za przyzwoleniem króla.46 Bliżej nie znany autor jest kucharzem z Limoges nazwiskiem Massialot. Przytacza on jadłospis dostosowany do pór roku, nie zapominając o „posiłkach postnych" lub „jarskich" .w dniach suchych. Niektóre z nich były rzeczywiście podawane przy mniejszym stole u króla, a także u diuka Orleanu albo u jego syna, u markiza d'Arcy, u Louvois w Meudon (25 sierpnia 1690) i u Seignelaya (11 maja poprzedniego roku). Zwyczajnemu śmiertelnikowi trudno jest robić tak wystawne przyjęcia, ale każdy czytelnik Kucharza królewskiego i mieszczańskiego powinien z niego zaczerpnąć dobre pomysły, dumając nad niezwykłą kolacją ofiarowaną, książętom przez ministra marynarki. Owego dnia markiz de Seignelay przyjmował co prawda takie osobistości jak Monseigneur, Monsieur, Madame, diuka de Chartres, Mademoiselle, księżnę de Conti i całą świtę dworską. Pałac Sceaux został poruszony już w przeddzień, część dań zaczęto przyrządzać 10 maja. Trzeba było do tego trzydziestu sześciu kuchmistrzów, osiemdziesiąt rondli, dwadzieścia kociołków i trzydzieści rożnów. Massialot nie odważył się wyliczać kurczaków i pulard, Stoły królewskie i mieszczańskie gołębi i kuropatw niezbędnych do przygotowania zup, rosołów, sosów i potrawek, nie mówiąc już o przekąskach i deserach. Kolacja w Sceaux składała się z dwóch zestawów. W pierwszym było pięć rodzajów zup, rosół z gołębi, kurczaki faszerowane z sałatą, indyk z cykorią, gęś ze szparagami i zielonym groszkiem itd., po których wniesiono czternaście przekąsek. Oto próbka: „dwa zadki cieląt równinnych garnirowane kotletami i szpikowane kawałkami pieczeni; cielę z Rouen częściowo szpikowane i gulasz z uda". Po czym podano szesnaście zakąsek (między innymi gołębie z bazylią, kurczaki z szynką, pieczone kuropatwy w sosie hiszpańskim, polędwicę baranią z czarnymi winogronami, faszerowane frykando). Drugi zestaw zaczynał się od „szesnastu półmisków pieczystego (...) z różnorodnym ptactwem, dziczyzną, warchlakami, prosiętami itp." i dziesięciu sałat. Po pieczystym nastąpiło osiem przekąsek: faszerowane uszy cielęce sąsiadowały z galaretką, poza tym „dwa duże pasztety z szynki", młode pulardy i jedenaście rodzajów zakąsek (ciasto zwilżone bulionem lub natarte czosnkiem, faszerowane grzebienie kogucie, nóżki wieprzowe a la święta Menehoulde i inne wytworne , przysmaki). Każdy biesiadnik nie mógł oczywiście skosztować wszystkich dań. Łatwo jednak sobie wyobrazić, jak te potrawy kusiły takiego smakosza i żarłoka jak wielki delfin. Musiał nawet zapomnieć, że przed trzema tygodniami umarła mu żona... Takie osiągnięcia kulinarne sprawiły, że Massialot został mistrzem „kucharskim, który ośmiela się nazywać siebie królewskim", i to w dziedzinie, która — jego zdaniem — „przynosi mu zaszczyt, zwłaszcza we Francji, gdzie się góruje nad wszystkimi innymi narodami, zarówno uprzejmością jak i tysiącem innych powszechnie znanych zalet". Massialot twierdzi, że zwykli ludzie będą zawsze mogli czerpać dobre przepisy z jadłospisów książęcych, podanych w Kucharzu królewskim. Chcąc jednak dopomóc tym „domom mieszczańskim, gdzie trzeba poprzestawać na skromnych potrawach (...), zwłaszcza zaś na wsi i na prowincji (...), jeśli się odrzuca to, co się określa jako rdzennie mieszczańskie", autor udziela każdemu „wskazówek w formie słownika": czterysta siedemnaście stronic różnych przepisów kulinarnych. Jest tam piętnaście przepisów na pieczone kuropatwy, dorosłe i młode, dziewięć na bekasy, osiem na przepiórki, dziewięć na łopatki wołowe, cztery na kwiczoły. Massialot proponuje dziewiętnaście sposobów przyrządzania jagnięcia i barana, trzynaście — wołu, dwanaście — cielęcia, siedem — jelenia, cztery — sarny, trzy — kozła, dwa —~dzika. Pełno w-jego książce „rzeczy, których nie ma w książkach kucharskich wydanych dotychczas i innych, i to rzeczy przedstawionych ze znacznie większym mistrzostwem i lepszym sma- 51 Od dworu do miasta 52 kiem, a także wyłożonych [autor odznacza się skromnością właściwą geniuszom] w sposób znacznie przejrzysty i łatwiejszy do zrozumienia". Tak, to pewne: krzepiąca jest myśl, że coraz więcej Francuzów będzie znało siedemnaście sposobów przyrządzania szczupaka, trzynaście — karpia, dziewięć — węgorzy i ostryg, osiem — raków, sześć — flądry i lina, pięć — jazgarzy i stynek. Trzeba do tego dodać „tysiące sposobów przyrządzania rzeczy dość pospolitych, jak kurczaki, gołębie, a nawet (...) mięso zwierząt rzeźnych, które to sposoby mogą być bardzo przydatne w skromnych jadłospisach". W Kucharzu królewskim i mieszczańskim mamy dwadzieścia trzy przepisy na przyrządzanie kurczaków, siedemnaście — kapłonów i pulard, dziesięć — indyków, osiem — królików i siedem — zajęcy. Te wyliczania, które nas cokolwiek nużą — tak dalece zdegenero-wała się rasa smakoszy! — podniecały apetyt naszych przodków. I tak dzięki urozmaiconym rozkoszom podniebienia wytwarza się, poczynając od pana de Livry, pierwszego ochmistrza Jego Królewskiej Mości, a kończąc na najskromniejszym z przeciętnych mieszczan („rdzennie mieszczańskie" .zostało — jak widzieliśmy — odrzucone na pewien czas przed wiekiem Oświecenia i Brillat-Savarinem), nowy łańcuch współzawodnictwa i solidarności, oznaka stałego rozwoju kultury obyczajów, którego główną sprężynę stanowi zawsze dwór. Czytelnicy Massialota, a nie brak ich także dzisiaj, gdyż książka jego bardzo słusznie została ponownie wydana, stwierdzą ponadto, że ani wojna z Ligą augsburską, ani przykre kaprysy klimatu nie zdołały przemienić Francji w kraj wygłodzony, w którym prowokacją byłoby za dużo mówić o jedzeniu. DESPOTYZM MODY Mody się wprawdzie zmieniają, ale mechanizm ich pozostaje niezmienny, naśladownictwo wynika z próżności: Mieszczuch wznosi pałace na wzór pańskich dworów, Każde książątko ma ambasadorów, Każdy markiz chce mieć pazie.36 (przel. St. Komar) W 1671 roku nowa Madame, Karolina Elżbieta Bawarska, przybywa do Francji wystrojona na niemiecką modłę: jej dziwaczne stroje, zwłaszcza zaś sobolowa etola, z którą się nie rozstaje, budzą powszechną wesołość. Mija pięć lat, księżna Palatynka cieszy się sympatią króla. W grudniu 1676 roku spożywa co sobota medianoche ze swoim szwagrem u pani de Montespan. Ponieważ jest zimno, decyduje się wkładać na te Despotyzm mody okazje swoją „starą etolę". Nikt już z niej się nie śmieje. Przeciwnie, „każdy zamawia sobie taką samą i ta moda się rozpowszechnia (...) Tak wyglądają sprawy na tym dworze" — konkluduje Madame. W dwa lata później powszechnie naśladuje się uczesanie panien de Valence i de Mon-targis. Otyła Madame śledzi także modę: nosi również, bez wielkiego przekonania zresztą, „loki a la indyczka"!5a Wszystkie kobiety poza dworem starają się iść za tą modą, która szybko się przyjęła w Paryżu, a znacznie wolniej na prowincji. Tytoń, który się pojawił na dworze w połowie XVI wieku, niebawem się tak rozpowszechnił, że Colbert uczynił z niego dzierżawę królewską, opodatkował ku największej korzyści państwa. Niełatwo jest odtworzyć kaprysy mody idące od dworu do ludu i od ludu na dwór w czasach Ludwika XIV. Tytoń, czyli nikotyna, czyli „ziele Królowej", „wysusza mózg i wywołuje kichanie". Używa się go pod kilkoma postaciami: jako „proszku do wąchania, jako trawy do żucia albo można puszczać go z dymem, paląc fajkę".26 Tego ostatniego sposobu używają marynarze, nie tylko twardy Jan Bart: „Najgodniejsi ludzie, gdy znajdą się na statku, muszą palić tak samo jak żołdacy." Żuje tytoń głównie pospólstwo, szczególnie majtkowie. Ludzie eleganccy zaś zażywają tabaki. Sga-narel w Don Juanie Moliera zapewnia o tym wymownie: „Niech sobie mówi, co chce, Arystoteles razem z całą filozofią, nie masz pod słońcem nic ponad tabakę: to namiętność wszystkich godnych ludzi, kto żyje bez tabaki, ten w ogóle niewart żyć na świecie." * Pod koniec panowania Ludwika XIV nawet kobiety używają i nadużywają tabaki na dworze: „Nic nie jest tak powszechne obecnie jak zażywanie tabaki [1701]: pani Orleańska i diuszesa zażywają tyle tabaki, że aż wstręt bierze." Nieco później Madame pisze jeszcze: „Oburza mnie widok wszystkich tych kobiet tutejszych z brudnymi nosami, jak gdyby za przeproszeniem wycierały je w błocie albo wsadzały palce do męskich tabakierek." Przykład takich osób zachęca jednak wszędzie do zażywania tabaki, staje się to istną manią. Ci, którzy uważają, że nikotyna jest za droga, wkładają do swoich tabakierek namiastkę — bukwicę: „Ma ten sam skutek — wywołuje kichanie." M W dziedzinie strojów i ozdób istnieje również konkurencja między tym, co autentyczne a imitacją. Rozpowszechnia się zdanie, że strój świadczy o człowieku. „Gdybyż to tylko trzeba było nosić się czysto, to naturalne dla godnego człowieka; ale trzeba jeszcze mieć rozmaite i wspaniałe ubiory, gdyż obecnie niemal wszędzie ocenia się ludzi zależnie od ich stroju; tego, kto się ubiera w jedwabie, stawia się wyżej od tego, kto nosi kamlot, a tego, kto nosi kamlot, wyżej od tego, kto ubiera się * Akt I, scena I w przekładzie T. Żeleńskiego (Boya). 53 Od dworu do miasta 54 tylko w serze." 27 Monarcha tak oświecony jak Ludwik XIV powinien byłby pomyśleć o stworzeniu Wielkiej Kady Mody. Łatwo sobie wyobrazić, jaki pożytek taka Rada przyniosłaby państwu: powstałyby nowe urzędy. Byliby prokuratorzy mody, urzędnicy mody. „Na sędziów brano by najbardziej lekkomyślne i najbardziej ekstrawaganckie osoby z dworu królewskiego, i to obu płci, miałyby one prawo aresztować i kontrolować wszystkich." Towarzyszący im modnie ubrani woźni i korektorzy mody byliby dobrymi sędziami: „rozstrzygaliby polubownie wszelkie konflikty i wyznaczali granice ekstrawagancji w ubiorach. Nie dopuściliby na przykład, by kapelusze były wysokie jak dzbany na masło lub płaskie jak naleśniki." W kancelarii Wielkiej Rady Mody „wisiałoby ogłoszenie albo tablica z drobiazgowym wyszczególnieniem rodzajów i reguł ubierania się, a więc przepisowej długości pludrów, rękawów i płaszczy, gatunków tkanin, przybrań, koronek oraz wszelkich szczegółów zdobiących strój". A to wszystko z precyzją, jaka cechuje kosztorysy prac budowlanych czy ciesielskich. Byłoby to istnym błogosławieństwem dla tych, co dużo wydają, a ubierają się źle, bo się nie znają na rzeczy albo nie mają wyczucia: dla bogatych mieszczan, zwłaszcza prowincjuszy i cudzoziemców, przede wszystkim Niemców.27 Zasada wielkiej mody — nic w tym nowego — polega na tym, że ubiory męskie mają dorównać bogactwem kobiecym albo je nawet przewyższać. Niektóre stroje króla kosztują fortunę. Nie mogąc ograniczać nadmiernych wydatków, trwonienia nici złotych czy srebrnych, prawa regulujące używanie przedmiotów zbytku usiłują chronić mieszczaństwo przed rujnującym a niepotrzebnym współzawodnictwem. Niekiedy wydaje się fortuny na peruki. Powodzeniem cieszą się peruki fabryczne wyrabiane przez imć pana Jana Quentin, które ochrania przywilej królewski z 1675 roku.138 Lecz piękne peruki dworskie, na wzór i podobieństwo peruk króla, robią rzemieślnicy albo — ściślej — artyści, wybitni specjaliści, najpiękniejsze zaś są oczywiście peruki „ufryzowane w wielkie loki".20 Eleganckie kobiety poświęcają swojej toalecie prawie cały ranek. Samo uczesanie wymaga dobrej godziny. Aż do roku 1666 „nosiło się drobne loczki zaczesane na czoło, dużo po obu stronach twarzy, a wokoło głowy gruby wałek z włosów przeplatanych wstążkami i perłami".16 W roku 1671 diuszesa de Nevers, goniąca zawsze za nowinkami, miała „włosy obcięte krótko i naturalnie ufryzowane za pomocą setki papilotów, które w nocy są bardzo niewygodne. Dzięki temu uczesaniu kobieta ma głowę małą, okrągłą jak główka kapusty i bez żadnych ozdób po bokach: fryzura jest gładka i puszysta." 62 Kilka dni wcześniej pani de Sevignc po naradzie z panią de la Trochę wysłała pani de Grignan przepis na modną Despotyzm mody koafiurę dopasowaną do jej typu urody: „Nie wiem, czy dobrze przedstawiłyśmy tę modę — dodała — każę uczesać tak lalkę i wyślę ci ją." W 1687 roku księżna des Ursins uważała, że „stroje i uczesania na dworze i w mieście nie były nigdy mniej ładne".20 Fryzury stają się bowiem coraz wyższe. „Skoro tylko się nieco obniżą, znowu wyrosną. Na przykład koki: rosną, rosną nieznacznie, aż od jednego zamachu zdarza się przewrót, który je niweluje. Był czas, gdzie ich olbrzymia wysokość sprawiała, iż twarz kobiety znajdowała się w środku całej postaci. Kiedy indziej znowu stopy zajmowały toż samo miejsce; obcasy stanowiły piedestał, który utrzymywał je w powietrzu. Kto by uwierzył? Architekci musieli często podwyższać, zniżać i rozszerzać drzwi, wedle chwilowego wymagania strojów; prawa ich sztuki musiały się poddać tym kaprysom. Niekiedy pojawia się na twarzy zdumiewająca ilość muszek, które giną nazajutrz bez śladu." is Istnieje rzeczywiście cała strategia i taktyka używania muszek. „Nie sposób wyobrazić sobie coś bardziej serio niż to, co się dzieje rano przy gotowalni, gdy piękna pani zasiądzie przed lustrem w otoczeniu służby. Generał armii nie więcej uwagi rozwija dla najwłaściwszego ustawienia skrzydła lub rezerwy niż ona, gdy chodzi o dobre umieszczenie muszki, której mogłoby wcale nie być, ale po której spodziewa się sukcesu."49 Muszka ta to małe kółko wycięte z aksamitu albo czarnej tafty, „które panie przylepiają dla ozdoby na twarzy albo po to, by cera wydawała się bielsza".26 Podłużne muszki nazywają się „morderczynie". Pewnego dnia w 1712 roku, kiedy diuszesa de Berry miała dwanaście muszek na twarzy, księżna Palatynka orzekła, że to w złym guście, i upomniała ją: „Jesteś, pani, pierwszą osobą w tym kraju, to wymaga nieco większej powagi, nie powinna pani mieć tyle muszek jak aktorka w teatrze." Muszka to tylko jedna z broni w arsenale uwodzicielek. Elegantki, zwłaszcza leciwe, używają ponadto szminek na oleju talkowym, na ołowianej bieli albo na innych składnikach, którymi „chemicy zwodzą kobiety" i niszczą im skórę.26 Pięknotki lubią strojne kapelusze. W 1691 roku „bardzo modne są spinki brylantowe podtrzymujące z przodu pióro, przy podwiniętym zaś rondzie nosi się coś w rodzaju spinki z dużymi diamentami".58 Kobiety, które nie boją się bólu, używają brykli, żeby trzymać się prosto, „to znaczy kawałka drewna, kości słoniowej lub fiszbinu, które wszywają do spódnicy (...) Brykle robi się także ze stali"!26 Dla jednej kobiety punktem honoru jest używanie pięknych wachlarzy, dla innej — wspaniałe szaliki; tak się nazywa „chusteczka ozdobiona zazwyczaj ślicznymi koronkami, którą kobiety przysłaniają lub przystrajają dekolt". Jeśli zaś idzie o kolor sukien, sprawa wygląda inaczej, niż sobie wyobrażamy. W każdym wieku nosi się kolorowe suknie. Pani de 55 Od dworu do miasta 56 Maintenon wbrew utartej opinii ma ich ogromny wybór.98 Kolorowe suknie są więc noszone bez względu na wiek, ale i bez względu na pewne niebezpieczeństwo, gdyż w XVII wieku „psy lubią oblewać spódnice kobiece, zwłaszcza kiedy są bardzo jaskrawe".26 Idąc na uroczyste wizyty, kobiety wkładają natomiast czarne stroje: czarny kolor, kolor „palonej kości słoniowej" wygląda dość ładnie, ale nic nie dorównuje czerni aksamitu. Wystarczy zastanowić się chwilę, by się domyślić, „ile kosztują męża modne stroje żony".48 W wielkim świecie jednak elegantka nie czeka na dzień ślubu. W 1693 roku panna de Cosnac, posażna młoda osoba, co prawda, dostaje 5000 liwrów rocznie na stroje. „To wystarcza, by porządnie wyglądać, można mi wierzyć." 20 OPRAWA ŻYCIA Pałacyk wybudowany za Ludwika XIV mimo okazałego wyglądu nie zawsze jest siedzibą największych wielmożów. Rodzina Pomponne de Bellievre mieszka przy ulicy des Bourdonnais w rezydencji rodowej z XV wieku. Pani de Ssvigne wynajmuje pałacyk Carnavalet, wybudowany za Franciszka I. Przypisane do urzędów tytuły markizów i hrabiów nadaje się w owych czasach głównie prawnikom i finansistom i obie te grupy zaćmiewają częstokroć starą szlachtę rodową, jeśli chodzi o budowanie i ozdabianie domów. Na prowincji siedziby prawników o frontonach ozdobionych herbem i opatrzonych w birety nadają szlachecki charakter krajobrazowi miejskiemu. W Paryżu poborcy podatkowi górują niekiedy nad diukami i prezydentami parlamentów. W 1669 roku Colbert oświadczył że „budynki, meble, srebra i inne ozdoby nabywają tylko finansiści, wydając na nie zawrotne sumy".187 Finansista z Charakterów, jaśnie pan Periander, który się ma za człowieka wyższego stanu ze względu na swoje miliony, kazał sobie wybudować pałacyk na miarę swoich ambicji. „Ma wspaniałe domostwo, całe w stylu doryckim: to nie drzwi, to portyk, nie wiadomo, czy to prywatny dom, czy świątynia? Prostaczkowi łatwo się pomylić." 38 Ilekroć miejsce na to pozwala, pałacyk się buduje między dziedzińcem a ogrodem. Na przedmieściu Saint-Honore, które zaczęło się zabudowywać pod koniec panowania Ludwika XIV, i na bardziej staroświeckim przedmieściu Saint-Germain ogrody te są niekiedy bardzo duże. Finansiści instalują się na pierwszym z tych przedmieść, nie są natomiast dopuszczani do drugiego. Prawnicy upodobali sobie dzielnicę Marais, i to pojętą szeroko — od dzielnicy Saint-Martin do dzielnicy Saint-Antoine. Bullet buduje dla Oprawa życia nich piękne rezydencje: pałacyk Le Peletier de Saint-Fargeau przy ulicy Culture-Sainte-Catherine, pałacyk Amelot, pałacyk Poulletier, pałacyk de Mesmes.182 Stara szlachta rodowa instaluje się na przedmieściu Saint--Germain, które pozostanie jej bastionem do naszych dni. Świat finan-sjery ciąży do parafii Saint-Roch, ulicy Richelieu, ulicy Saint-Honore, placu Vendome, przedmieścia Saint-Honore, czyli Roule. Nie istnieje jednak żadna specjalnie dworska maniera ani sposób właściwy finansistom (poza wielkimi wydatkami), ani charakterystyczna dla prawników metoda budowania i zdobienia swoich siedzib. Bullet, Mansart, Robert de Cotte mają klientelę wszystkich trzech rodzajów. Jednorodny charakter architektury i zdobnictwa znacznie bardziej przyczynia się do łączenia tych trzech warstw społecznych, niż odrębna lokalizacja dąży do ich roz- « różnienia. Wpływ Wersalu, wyraźnie j szy w architekturze zamków ludzi uprzywilejowanych niż ich pałacyków, widać w nowym układzie pokojów. Wszyscy naśladują króla z dwudziestu ostatnich lat jego panowania, dodając do wielkich pokojów recepcyjnych małe apartamenty, które zapowiadają intymność stosunków osiemnastowiecznych. Szczególnie może wprowadza się dużo światła do budowli i to także zapowiada nowy styl. Czerpiąc natchnienie z Galerii Luster, niektórzy architekci robią dużo okien: ludzie pamiętający panowanie Ludwika XIII są zagubieni. W roku 1700 zarysowuje się wyraźnie to, co będzie się później nazywało stylem Regencji: pałacyk de Rohan przy ulicy Vieille du Temple jest budynkiem zalanym światłem z zewnątrz. Ma wydłużone okna i wyjątkowo lekkie filary międzyokienne.170 Pałacyk de Torcy, wybudowany przez Boffranda w 1714 roku na przedmieściu Saint-Germain, ma od frontu co najmniej trzynaście otworów okiennych i drzwiowych. W epoce tej coraz częściej buduje się klatki schodowe z plafonem „otwartym w kształcie latarni". Nawet w pałacach o wyglądzie bardziej tradycyjnym, w których okna są mniej wydłużone i filary międzyokienne pozostają dość grube, w najróżnorodniejszy sposób rozświetla się wnętrza. Coraz modniejsze stają się lustra, których nie trzeba już kupować w Wenecji, gdyż . Towarzystwo Królewskie robi równie piękne w Reuilly, na przedmieściu Saint-Antoine, w Saint-Gobin, w Tourlaville.164 Zawiesza się coraz więcej żyrandoli z czeskiego kryształu, ustawia dużo kandelabrów na kredensach i konsolach. „Świeca woskowa, której — idąc za przykładem króla — używają osoby bogate" świeci a giorno. Pełne wdzięku elementy dekoracyjne Bśraina, wypróbowane u króla i u delfina, zdobią ściany, filary międzyokienne, supraporty; chińszczyzna oryginalna albo przedmioty w chińskim stylu mają szalone powodzenie. Meble także nabierają coraz większej wytworności, są dostosowane do 57 Od dworu do miasta 58 gustów i wyrabiają smak. W roku 1680 są jeszcze masywne, zarówno w Paryżu, jak i w Wersalu szczególnie podobają się rzeczy duże, „ciężkie, monumentalne".180 W roku 1700 meble zapowiadają już wiek XVIII. Pojawiają się pewne wygięcia, pewien ruch, „frontony szaf tworzą sklepienia, nogi krzeseł, foteli czy stołów kończą się tak zwaną «nóżką sar-ny» albo są podwójnie wygięte. Lekko wygięte są także oparcia": tak się rozwija stolarka, stara specjalność tradycyjnego rzemiosła paryskiego. W ebenistyce, rzemiośle bardziej dostępnym dla cudzoziemców, zachodzą podobne zmiany: „Nogi wyginają się, stają się wyższe i decydują o sylwetce całego mebla." 18° Andrzej Karol Boulle wymyśla dla Jego Królewskiej Mości komodę. Natychmiast każdy chce mieć taki mebel. Nie wiedząc, że po śmierci starego króla dwór powróci do stolicy, _ Paryż sposobi się — to oczywiste — do zastąpienia Wersalu. Rozdział trzeci Paryż Nie masz poza Paryżem ratunku dla godnych ludzi. Molier Mówią, że Paryż to raj kobiet, czyściec mężczyzn i piekło koni. Furetiere Pod względem liczby ludności Paryż zajmuje pierwsze miejsce "w świecie chrześcijańskim. Ponadto pod koniec XVI wieku, tj. wraz ze zmierzchem Włoch, stolica Francji staje się niewątpliwie stolicą intelektualną Europy. Jest siedzibą przeszło jednej szóstej, może nawet jednej piątej międzynarodowej republiki sztuk, nauk i literatury.100 Wokół wielkich instytucji stworzonych przez Ludwika XIV: rozmaitych akademii, biblioteki królewskiej, obserwatorium, ogrodu królewskiego, zbierają się i gromadzą wszyscy, którzy się liczą we Francji w dziedzinie myśli, nauki i talentu. Wobec tego że żaden nacjonalizm nie zamyka granic, znakomici cudzoziemcy chętnie przyjeżdżają do Paryża, a król stara się zatrzymać i pozyskać najwybitniejszych spośród nich. Tak się dzieje aż do wybuchu Rewolucji. Misja międzynarodowa metropolii nie powinna jednak przesłaniać faktu bardziej powszedniego: Paryż jest stolicą Francji. Ludwik XIV nigdy nie myślał o zastąpieniu go Wersalem. W stolicy mieszczą się więc wysokie urzędy, mieszkają tam intendenci finansowi, intendenci handlowi, działają biura i komisje Rady Stron, dzierżawcy generalni i niemal wszyscy generalni poborcy podatkowi, większość radców stanu i dużo referendarzy skarg, główne sądy (Parlament, Izba Rachunkowa, Wielka Rada, Sąd Podatkowy i Sąd Menniczy). Wszyscy urzędnicy krążą ciągle między Wersalem a Paryżem; ministrowie, sekretarze stanu, kontroler generalny mają pałacyki i biura w Paryżu — Almanach królewski nie wymienia mieszczących się gdzie indziej, a pan kanclerz Francji Paryż 60 „przykłada pieczęć zazwyczaj co tydzień w Wersalu albo w Paryżu, jak mu się podoba".1 Łatwo sobie wyobrazić, ile osób ściągają te instytucje. Sam Pałac Sprawiedliwości, do którego gapie przychodzą zarówno dla galerii handlowej, jak i po to, by posłuchać mów obrończych słynnych adwokatów, roi się od ludzi. Spotykają się tam książęta i diukowie — parlament jest jednocześnie sądem parów — pieniacze, gapie, wyżsi urzędnicy sądowi i pomocniczy personel wymiaru sprawiedliwości. Personel ten nie należy do najcichszych i najdyskretniejszych. W Wielkiej Galerii jedni adwokaci głośno zagadują swoich ewentualnych klientów, inni udzielają zwykłych porad. W dawnym pałacu królów Francji mieści się — w ciasnocie odziedziczonej po średniowieczu — nie tylko parlament paryski, lecz także izba rachunkowa, sąd podatkowy, sąd menniczy, izba dziesięcin, sądy referendarskie pałacu królewskiego, trzy trybunały „marmurowego stołu" (sąd morski, wojskowy i trybunał leśniczy), biuro finansów, okręg wyborczy,. bajlifat Paryża, zarząd wód i lasów oraz kilka jurysdykcji jeszcze. Trzeba by całej książki, by opisać życie tych sądów i biur. Samo Basoche, malownicze bractwo pisarzy parlamentarnych, zasługuje na osobne studium. Ci młodzi ludzie tworzą wspólnotę z hierarchią na wzór korporacji rzemieślniczych. Ale stowarzyszenie ich legitymuje się po prostu nazwą królestwa Basoche, a jego najważniejszy funkcjonariusz nosi tytuł kanclerza. Wynik ich obrad kończy się tymi słowami: „Uchwalono w komnacie świętego Ludwika na posiedzeniu Basoche." „Przesłuchania" to częstokroć komiczne procesy sądowe przeznaczone w zasadzie do nauki zawodowej dependentów, coś w rodzaju konferencji stażystów w zalążku. Najbardziej napuszeni prezydenci parlamentu, najgorliwsi janseniści i najbardziej zjadliwi spośród radców parlamentu z uśmiechem słuchają tych parodii. ,, CHOROBA FRANCJI: SKLEPIK Z URZĘDAMI ' Przechodząc przez Pałac Sprawiedliwości otarliśmy się o setki urzędników. Adwokaci (szlachcice lub ludzie z gminu, przyszli wyżsi urzędnicy sądowi lub przyszłe sławy palestry, wzięci adwokaci lub liczni adwokaci bez klientów) nie kupują swoich funkcji, ale prokuratorzy, protoplasci adwokatów spraw cywilnych, są urzędnikami: w 1692 roku prokurator ubiegający się o stanowisko w parlamencie Flandrii zapłacił za nie 3000 liwrów.90 Prezydenci sądów, radcy, zastępcy, a także kanceliści, woźni, płatnicy pensji, poborcy grzywien i opłat sądowych aż do bufetowych w Pałacu Sprawiedliwości kupują swoje funkcje. Choroba Francji: sklepik z urzędami Urzędy świeżo utworzone lub kadukowe kupuje się w Paryżu, stolicy królestwa. Sklep, w którym je się sprzedaje, łączy się z pałacykiem pana Bertin, generalnego skarbnika dochodów ubocznych, położonym przy ulicy Royale, na pagórku Saint-Roch. Na mocy prawa monarszego twórcą urzędów jest król, któremu dopomaga kontroler generalny. Korzystają z tego także obaj. Nawet ci, którzy odkupują jakąś funkcję za obopólną zgodą, wnoszą co roku „opłatę roczną", tak zwaną poletę *, podatek królewski w wysokości 5 procent. Od czasu do czasu, kiedy kasy są puste, szczególnie w okresie wojny z Ligą augsburską, państwo tworzy setki nowych urzędów na sprzedaż, częstokroć zupełnie niepotrzebnych, przynajmniej w 'takiej ilości. Około roku 1695 za 14 000 franków można nabyć urząd przysięgłego ładowacza drewna w portach i na placach Paryża, za 9000 franków — przysięgłego związywacza drewna w Rouen, za 6000 franków — mierniczego wina w Dunkierce, za 550 franków — mierniczego zboża w Rouen, za 440 liwrów — urząd badającego języki świń na obecność wągrów w Angers.90 Jak powszechnie wiadomo, ten ostatni każe bić świnię kijem, aż wysunie ona język i można będzie zobaczyć, czy „jest wągrowata": w gruncie rzeczy to kontrola weterynaryjna. W zarządzie finansów królewskich zrozumiano, ile korzyści mogą przynieść te dziesiątki tysięcy urzędów: ludzie piastujący je muszą na mocy edyktu uiszczać opłatę za ich zatwierdzenie albo wymaga się od nich „dodatku od wynagrodzenia" (eufemizm, żeby nie powiedzieć dopłaty do gotówki wpłaconej nie poprzednikowi, który sprzedał urząd, lecz państwu). Niekiedy edykt rozdwaja urząd; znajdujemy więc w Paryżu w składzie soli — będącym zarazem administracją, magazynem i miejscem odbywania się sądów solnych — starszego podsędka, który pracuje co drugi rok w trzyletniej kadencji, a jego kolega obejmuje funkcję, kiedy dla niego zaczyna się roczny czas wolny. Częstokroć kontroler generalny tworzy nowe urzędy jedynie dlatego, że ma nadzieję, iż wykupi je jakiś cech bogaty i szacowny, który nie chce, by się mnożyły przywileje, i w ten sposób zazdrośnie ich strzeże. Chodzą uparte, choć nie sprawdzone słuchy, że Pontchartrain powiedział królowi: „Za każdym razem, kiedy Najjaśniejszy Pan tworzy nowy urząd, Bóg tworzy głupca, który go kupi." Kupujących urzędy głupców czy spryciarzy rzeczywiście nie brak. Piastowanie urzędu uchodzi za rzecz wielce zaszczytną: we Francji to przede wszystkim godność, sprawa honoru. Niektóre funkcje stworzone * Paulette — nazwa pochodząca od edyktu z 1604 r. ustanawiającego opłatę na rzecz skarbu królewskiego od urzędu, który zamierzano zachować w rodzinie. Rocznie wynosiła ona 1/60 wartości urzędu, przy zmianie właściciela 1/8 (przyp. red.). 61 Paryż 62 podczas wojny sukcesyjnej hiszpańskiej są w gruncie rzeczy jedynie zaszczytem, na przykład urząd namiestnika wojskowego w bajlifacie czy kawalera honorowego w sądach suwerennych.* Są to synekury dla szlachciców rodowych, gdyż w zasadzie przed objęciem takiego urzędu trzeba czymś się wykazać, po czym człowiek dostaje stanowisko na pokaz, zupełnie fikcyjne. Godność urzędu jest stała, „ordynaryjna", jak mówili prawnicy. Urząd należy do tego, kto go nabył, chyba że człowiek ten umrze lub urząd swój sprzeda czy też popełni jakieś wykroczenie służbowe albo splami się zdradą stanu. Za gotówkę, jak to widzieliśmy, właściciel urzędu ma prawo zrezygnować i wybrać sobie następcę, zazwyczaj syna, zięcia lub bratanka czy siostrzeńca. Urząd jest bowiem także kapitałem, przedmiotem handlu. Można sobie pokpiwać z tego przemieszania władzy publicznej i własności prywatnej. Ale fakt nabycia stanowiska publicznego za własne pieniądze dodaje do tego stanowiska bezcenną wartość emocjonalną." Czyż człowiek nie ma ochoty pełnić z całym oddaniem urzędu, którego jest właścicielem? Zresztą liczne przywileje (niekiedy nobilitacja, czasem skromny tytuł ecuyer, bardzo często zwolnienie z podatku bezpośredniego, a w niektórych przypadkach prawo do tak zwanego franc-sale — kupowania soli bez cła, dyspensa od kwaterowania wojska itd.) łączyły się z piastowaniem urzędów nabytych za pieniądze. Tylko bardzo skromne funkcje nie szły w parze z tytułem „radcy króla", który „nadawano prawie wszystkim urzędnikom królestwa".26 Toteż całe ówczesne mieszczaństwo, wszyscy panowie Jourdain owych czasów, wielcy, średni i mali, rzucili się do kupowania urzędów, które nadawały pewnego blasku pozycji rentiera lub korzystnie przesłaniały prawdziwy zawód. Przysięgły powroźnik albo królewski pośrednik miał bardziej zaszczytną pozycję w społeczeństwie niż fabrykant świec czy przekupień. Cały ten snobizm niewątpliwie zniechęcał do przemysłu i handlu wielu potencjalnych kandydatów; to była choroba Francji.162 Urząd stał się obsesją kupca, marzeniem młodzika, koniecznym etapem awansu społecznego. Był także „drogą do małżeństwa, co sprawiło, że Francuzi (z natury zalotni i kochliwi) tak zapragnęli urzędów, że nie żałowali na nie pieniędzy'i gotowi byli drogo płacić za funkcje mierniczego drewna czy tragarza soli i węgla".27 Tomcio Paluch błyskawicznie zrobił karierę, bo miał szczęście, ale także głowę na karku, bardzo dobrze zrozumiał znaczenie stanowisk. „Zadbał o dobrobyt całej rodziny — mówi nam Perrault. — Kupił dla ojca i braci nowo utworzone urzędy [Bajki Babci Gąski ukazały się w 1697 roku], * Sądy orzekające bez apelacji, tj. Wielka Rada, parlamenty, izby rachunkowe, sądy podatkowe i sądy mennicze (przyp. red.). Niedole Paryża co zapewniło im byt, jednocześnie nie zapomniał o sobie." 52 Siódma żona Sinobrodego kupuje dla swoich dwóch braci kompanie wojska („funkcje kapitanów"). Wolno także przypuszczać, że Kot w Butach, który „został wielkim panem", oraz szwagrowie Kopciuszka, „dwaj wielcy panowie", nabyli również urzędy odpowiednie do ich świetnej pozycji. Nabywca urzędu ma w czym wybierać. I to właśnie łagodzi i niejako humanizuje odziedziczony po późnym średniowieczu, a utrwalony w XVI i XVII wieku na skutek zamieszek wojny domowej dziwaczny zwyczaj sprzedawania urzędów. Około roku 1695 skarbnik „wydatków" wojennych kupił swoje stanowisko za dwa miliony, wolno zatem przypuszczać, że nie tylko miał sporo pieniędzy, lecz także mógł korzystać z dużego kredytu i zaciągnął poważną pożyczkę. Stanowisko prezydenta parlamentu paryskiego kosztowało 500 000 franków, urzędnik kontroli generalnej musiał wpłacić 66 000 liwrów za swój urząd, kontroler wojskowy — 10 500, dziesiętnik w Paryżu — 900, komornik królewski w Marsylii 200 franków.90 W 1689 roku funkcja golarza-perukarza, stając się urzędem królewskim (panu de Pontchartrain nie brak doprawdy wyobraźni!), mogła kosztować 2000 liwrów w Rouen, 1000 w Orleanie, 500 w Verdun, 400 w Beauvais, 300 w Grenoble, 150 w Chalons-sur-Marne, 100 w Cha-lon-sur-Saóne, 40 w Bourg-en-Bresse, 30 w Pau, 20 w Riom, a 10 w An-dely. Co prawda w tych ostatnich przypadkach takie wpłaty można porównać do opłat za przywilej na prowadzenie zakładu, gdyż król nigdy nie miał zamiaru nacjonalizować salonów fryzjerskich! A teraz, nie trzeba tego jednak powtarzać pierwszemu lepszemu nabywcy urzędów przy ulicy Royale na pagórku Saint-Roch, muszę jednak to jeszcze powiedzieć: stanowisko pana Bertin, podskarbiego dochodów ubocznych (albo sprzedanych urzędów) przynosiło mu 20 000 liwrów poborów rocznie: tyle Ludwik XIV płacił tylko ministrom stanu! 63 NIEDOLE PARYŻA Paryż, którego ludność podwoiła się w latach 1620—1660 10° i który miał od tej pory pół miliona mieszkańców, wydawał się wówczas miastem cudownym, lecz przerażał. Tak wielka liczba mieszkańców niepokoiła, zwłaszcza że była wyolbrzymiona: w roku 1694 Vauban uważa, że wynosi 720 000. Pod koniec panowania Ludwika XIV Paryż z przedmieściami, które nie są jeszcze zurbanizowane, ale których budowę już rozpoczęto, słusznie wydaje się rządowi ogromny. Toteż w XVIII wieku będzie się coraz bardziej ograniczało — zresztą daremnie — poszczególne Paryż 64 posesje i zakazywało nowych budów.165 Władze niepokoi ta olbrzymia stolica, potworna, bo trudna do kontrolowania i trochę nieludzka. A więc cudowny i przerażający Paryż! „Paryż — pisze Furetiere — jest miastem cudów." Ale ludzie nie czują się dobrze w Paryżu — odpowiadają współczesne piosenki: Kraj to wyklęty I miasto złowrogie, Gdzie szelma, oszust za każdym progiem. W mieście tym panuje piekielny ruch: Zagląda śmierci w oczy, Kto nieuważnie kroczy. Piekielny także jest hałas, i to we dnie i w nocy: I diabłów gromada, . ' ' •Bardzo z siebie rada, Takiego zgiełku nie robi w piekle, Jak owe wrzaski wściekłe, Co zewsząd dobiegają, Spać w nocy nie dają. Pijaki, nocne Marki, Miłosne przymiarki. Stolica wydaje się zamieszkana przez samych złoczyńców, którzy myślą _ tylko o tym, jak by zrujnować lub oszukać prowincjuszy; prokuratorzy — mówi się nam — są złodziejami, prostytutki mają syfilis: W knajpie zatrute jadło ci podadzą. Lekarz cię każdy w tamten świat wyprawi, Im większa sława, tym się lepiej sprawi. W karty cię orżną, zostawią gołego. Uciekać trzeba z miasta niegodnego.179 s Piętnaście lat po objęciu namiestnictwa policji przez pana de la Rey-nie bezpieczeństwo stolicy pozostawia wiele do życzenia. „Jest się narażonym w Paryżu na napady złodziei i łobuzów." 26 Uważa się ogólnie, że to z powodu wielkości miasta: „Trudno jest oczyścić duże miasto z łotrów i złodziei sakiewek." W mieście tak ogromnym jak Paryż gubią się w tłumie. Solidarnie tworzą już to, co później będzie się nazywało milieu: „złoczyńcy, złodzieje sakiewek są wszyscy w zmowie". Mają własne zwyczaje, instytucje, nawet język — argot (nazwa pochodzi z tego Niedole Paryża okresu). „Żargon — podaje Slonmifc uniwersalny — jest także językiem sztucznym, którym się posługują ludzie należący do tej samej kliki, by inni nie mogli ich zrozumieć, podczas gdy oni rozumieją się dobrze: taki -jest żargon — argot — którym mówią złodzieje sakiewek, Cyganie, a który się składa głównie ze słów zaczerpniętych z języka greckiego (sic!)." Ci, co krążą w nocy po mieście: złodziejaszki, rozpustnicy, zabijaki, lubieżnicy, stręczyciele, zawodowi żebracy i żebrzący inwalidzi wojenni, łączą się w bandy. Nie mówi się o „kurwach" (putains) — to „okrutna obelga" — ale ich liczni klienci, „kurwiarze" (putassiers), wiedzą, gdzie łatwo je znaleźć: głównie w Marais, „to dzielnica, w której można się najlepiej zabawić". Dlatego też „wesołe panienki" nazywają się „panienkami z Marais". Prostytucję uprawia się jednak nie tylko w jednej dzielnicy. Stręczyciele i stręczycielki wślizgują się wszędzie: rzekome przekupki handlujące „okazjami" to nieraz zwykłe stręczycielki, które sprowadzają . kobiety i dziewczęta na złą drogę. Męty paryskie mają swoją hierarchię. Podejrzany świat wielkiego miasta uznaje prymat osobnika, którego dość dobrze charakteryzują liczne określenia. To zawadiaka, czyli zabijaka, czyli rzezimieszek, czyli rębacz, to ten, co bije i morduje na zamówienie, „nosi szpadę, której używa tylko do złych czynów, ale nie do służby królowi".2" Wszystkie te typy spod ciemnej gwiazdy można spotkać i wynająć przy Pont-Neuf, moście tak uroczym i tak niespokojnym zarazem. W pobliżu pomnika Henryka IV mrowią się rozmaici awanturnicy zwani „dworzanami konia z brązu". Przechadzka w tym zakątku Paryża jest niebezpieczna, ale nigdy nie bywa nudna, tylu tam szarlatanów, kuglarzy, śpiewaków. Jedną ze znakomitości Pont-Neuf stanowi imć pan Philippot (1595—1670), który nazywa siebie po prostu „słynnym Sabaudczykiem". Ten krzykliwy ślepiec przez cały dzień deklamuje i śpiewa satyryczne piosenki i mnóstwo zabawnych kupletów.179 „Słynny Sabaudczyk" ma dużo wielbicieli, którzy rozchwytują jego „dzieła". Mając siedemdziesiąt lat, pan Philippot, cieszący się wielkim powodzeniem, deklamuje jeszcze: Jam jest sławny Sabaudczyk, ' Spośród poetów pierwszy... Jam jest Orfeusz z Pont-Neuf... ' Spiesznie tu przybywajcie, By me śpiewki kupować.74 - ':*l'f Miejsce na Pont-Neuf jest tak dobre, że niejeden „twórca ludowy" chciałby się tam produkować. Po śmierci „słynnego Sabaudczyka" niejaki Stefan, były stangret pana de Verthamon, występuje na Pont-Neuf 5 — Bluche Paryż 66 w tej samej roli ludowej wyroczni.179 Kiedy gazety należą do rzadkości i są cenzurowane, komponuje się muzykę do pamfletów i paszkwili. Nie należy jednak wyolbrzymiać liczby i roli żebraków w Paryżu. To, co Scarron napisał w 1655 roku w swojej Opowieści uciesznej: „W Paryżu, jak wieść niesie, kradnie się jak w ciemnym lesie",34 brzmiałoby już przesadnie w roku 1695. Od roku 1667 bowiem w tym wielkim mieście funkcjonuje instytucja nowoczesna i wzorowa jak na tamtą epokę: namiestnictwo policji. To jedna z tych innowacji, dzięki którym Ludwik XIV jest monarchą mającym najwięcej posłuchu w Europie. NAMIESTNICTWO POLICJI Mianowany ministrem Paryża dopiero w 1669 roku, Colbert funkcję tę pełnił znacznie wcześniej. W ramach reformy miejskiej z roku 1667 (mającej narzucić kontrolę królewską tam, gdzie prosperowały oligarchiczne i nieudolne urzędy ławnicze) uzyskał od króla stworzenie namiestnictwa policji w stolicy i mianowanie na stanowisko namiestnika policji Gabriela Mikołaja de la Reynie, człowieka energicznego, który miał przede wszystkim oczyścić miasto i przywrócić tam bezpieczeństwo. La Reynie wypełnił to zadanie z pomocą kilku urzędników i komisarzy z Chatelet *. Ale król — podobnie zresztą jak i ministrowie — nie wyobrażał sobie, że ten pierwszy namiestnik policji będzie sprawował swoje funkcje przez trzydzieści lat, a jego urząd będzie trwał przeszło trzysta lat: stając się prefekturą policji, namiestnictwo generalne zmieniło tylko nazwę. Tak samo jak każda nowa instytucja w tym wieku empiryzmu administracyjnego funkcja namiestnika policji bardzo wolno nabierała znaczenia, gdyż Ludwik XIV nie obdarzył go władzą bezgraniczną. La Reynie nie miał w sobie nic z czarnego dyktatora, jakim go przedstawiali romantycy francuscy. Chcąc dobrze walczyć z cagnards (przyszłymi kloszardami) i złodziejami, musiał jednocześnie i przede wszystkim popadać w ciągłe konflikty o kompetencje. Przez siedem lat walczył ze swoim poprzednikiem, namiestnikiem do spraw cywilnych (sędzią miejskim), który formalnie pozostał szefem Chatelet. Przez trzydzieści lat wadził się z wieloma władzami konkurencyjnymi, urzędem miasta (protoplastą merostwa) czy biurem finansów, musiał także znosić roszczenia władzy opiekuńczej, reprezentowanej przez parlament. Wreszcie jego jurysdykcja nie obejmowała całej stolicy: wybrzeża, bulwary nadbrzeżne, porty, szańce, wały I Namiestnictwo policji podlegały nadal władzom miejskim. Ponadto w Paryżu istniało dużo jurysdykcji senioralnych. Ich mnogość i zawiłość wydawały się początkowo nie do pogodzenia z nowoczesną administracją. Aż do 1789 roku nie podlegały policji tereny zależne od arcybiskupa, od kapituły Notre-Dame, od opactw Sainte-Genevieve, Saint-Marcel, Saint-Germain-des-Pres, Montmartru i Saint-Martin-des-Champs, od plebanii Tempie i Saint- -Jean-de-Latran. Te uprzywilejowane świątynie miały własnych urzędników — zazwyczaj bajlifa, któremu podlegali strażnicy miejscy, własny system karny, a każda jurysdykcja dysponowała własnym więzieniem, własną organizacją notarialną niezależną od Chatelet. Wyobraźmy sobie, że w Paryżu roku 1984 istnieje z dziesięć księstw Monako, republik San- -Marino czy państw Watykanu, a będziemy mieli pewne pojęcie o tym, jak wyglądała administracja stolicy, której obraz został zniekształcony po latach przez mit namiestnika policji. Pan de la Reynie dał sobie wprawdzie radę z Dziedzińcem Cudów * i zrównał z ziemią to gniazdo kloszardów, ale nie mógł przeszkodzić różnym łotrom, by kryli się przed jego pachołkami i zdobywali prawo azylu w dzielnicy Tempie; nie mógł też wszczynać kroków sądowych przeciw przemytnikom, którym udało się schronić na Montmartrze albo w Saint- -Germain-des-Pres. Z tymi jedynie zastrzeżeniami de la Reynie znalazł sposób, by zrobić porządek w Paryżu (w sprawie trucizn pragnął, by król doprowadził do końca dochodzenie i ukaranie winnych), w administracji miasta i magistracie. Paryż staje się coraz czystszy: „śmieciarze są obowiązani — mówi się nam — do sprzątania ulic dwa razy w tygodniu".26 Jest to czystość względna, czystość siedemnastowieczna. Zwyczaj wylewania na ulicę zawartości nocników tak się bowiem rozpowszechnił, i to nawet, wśród znakomitych osób, że w 1701 roku wysoki urzędnik parlamentu, kanonik Petit, zginął podczas tej czynności, bo za bardzo wychylił się z okna. Albowiem — opowiada markiz de Sourches — radca „rozbił sobie głowę, wypadając w nocy z okna, kiedy chciał opróżnić osobiście swój nocnik". Paryż staje się jednak miastem coraz spokojniejszym. Wreszcie może nawet nie tyle zapanował tam rzeczywisty spokój, co opinia publiczna nabrała przekonania o dobrodziejstwach policji miej -skiej. * Grand Chatelet — siedziba prewota i sądownictwa królewskiego w stolicy z rozbudowaną administracją, własną policją pieszą i konną oraz więzieniem (przyp. red.). * Dziedzińce Cudów (Cours des Miracles) istniały we wszystkich miastach Francji, w Paryżu w XVII wieku było ich dwanaście. Zaułki, niedostępne dla żołnierzy,, miejsca spotkań żebraków i złodziejaszków, gdzie nocą odbywały się orgie pod przewodnictwem ich króla ł jego dworu (nazywali siebie np. arcysługami, diukami Egiptu itp.), zostały zlikwidowane w 1656 roku, a ich lokatorzy przeniesieni do więzień i przytułków (przyp. red.). 67 Paryż Fontenelle tak podziwiał Marka Renś de Voyer d'Argensona, następcę de la Reyniego, namiestnika policji w latach 1697—1717, że napisał brawurowy utwór na cześć tej instytucji; a w poważnym Slowniku prawa i praktyki Ferriere'a opublikowano ten tekst bardziej literacki niż prawniczy.28 „Zaspokajać stale — mówi Fontenelle — w mieście takim jak Paryż olbrzymią konsumpcję, której źródła mogą w każdej chwili wyschnąć na skutek niezliczonych przypadków; ukrócić tyranię kupców w stosunku do klientów, a jednocześnie ożywić ich handel; przeszkadzać naturalnemu wyzyskowi jednych przez drugich, często trudnemu do rozwikłania; rozpoznawać w ogromnym tłumie tych, którzy mogą łatwo ukrywać jakąś szkodliwą działalność, uwolnić od ni'ch społeczeństwo albo tolerować ich jedynie o tyle, o ile mogą być użyteczni ze względu na swoje funkcje, których inni nie chcieliby może się podjąć albo nie pełniliby równie dobrze; utrzymywać nieuniknione nadużycia w dokładnie określonych granicach konieczności, które oni są gotowi w każdej chwili przekroczyć; zamknąć ich w ciemnościach, na które powinni być skazani, i nie wydobywać ich stamtąd nawet za cenę zbyt rzucających się w oczy kar; nie dostrzegać tego, czego lepiej jest nie dostrzegać niż karać, karać zaś tylko bardzo rzadko i z pożytkiem; wślizgiwać się ukrytymi drogami do rodzin i dopóki to nie jest konieczne, strzec tajemnic, których nie chcą powierzać; być wszędzie obecnym, ale niewidzialnym; wreszcie poruszać i zatrzymywać według własnej woli ogromny i hałaśliwy tłum i stać się działającą zawsze duszą tego wielkiego, ciała: oto ogólnie biorąc obowiązki funkcjonariusza policji."2S Łącząc wyróżnione ustępy tej tyrady, otrzymujemy codzienne i liczne zadania namiestnika policji. Jego jurysdykcji podlegają wszelkie druki i księgarnie. Dwa razy tygodniowo osobiście przewodniczy w Chatelet sądowi. Na podstawie złożonych skarg rozpatruje tam procesy dotyczące wykonywania zawodu. Jest przede wszystkim sędzią przestępstw jawnych. Kolejne komisje królewskie częstokroć powiększają zakres jego działalności w dziedzinie zaopatrywania stolicy w żywność. Najbardziej uderza może w tym tekście, napisanym tyle lat przed tekstami Beccarii, nieustanna troska — zarówno wyrażona w słowach, jak i wyczuwalna między wierszami — o zapobieganie przestępstwom raczej niż o ich karanie: całość zaś charakteryzuje brak nadmiernej tolerancji. Nowoczesna administracja Ludwika Wielkiego — kierująca się zawsze doświadcze7 niem — może się okazywać liberalna dzięki temu, że jest inteligentna. Kiedy d'Argenson przeprowadza reformę obyczajów KIEDY D'ARGENSON PRZEPROWADZA REFORMĘ OBYCZAJÓW Marek Renę d'Argenson, któremu nie wystarcza karać zbrodnie i występki czy im zapobiegać, ma obowiązek stałego powiadamiania ministra Paryża (wtedy był nim Pontchartrain) o wszystkim, co się dzieje w stolicy, ten zaś osobiście czyta albo streszcza jego raporty królowi. Monarcha wymaga niekiedy dodatkowych wyjaśnień, czasem „przez zwykłą ciekawość"."6 Namiestnik generalny policji, któremu dopomaga czterdziestu ośmiu komisarzy, potrafi zawsze zadowolić Jego Królewską Mość. Przy okazji zaś przekazał nam — jak twierdzi Saint-Simon — „wszystkie romanse i plotki Paryża". W dziedzinie obyczajów d'Argenson ma przede wszystkim hamować wybryki jawnej prostytucji; uważa jednak, że niektóre przypadki rozpusty należą również do jego kompetencji. W 1703 roku ma na oku „niejaką Forgerot", która nie jest ani zawodową prostytutką, ani uczciwą kobietą, lecz rozpustną uwodzicielką, kimś w rodzaju Manon Lescaut. Wypędzona z Abbeville, swoich stron rodzinnych, Forgerot wystrychnęła na dudka kilku urzędników w miastach Flandrii i w 1697 roku wylądowała w Paryżu. „We wszystkich dzielnicach kolejno widziano jej rozwiązłość i skazałem ją na grzywnę pięć czy sześć razy (...) Nabiła sobie do głowy, że poślubi młodzieńca z porządnego domu, i moja interwencja — podkreśla d'Argenson — przydała się, aby uchronić go od tego nieszczęścia." Forgerot polowała następnie na mężczyzn żonatych. „Jest teraz przy swojej dwunastej czy piętnastej ofierze, nie licząc kilku duchownych najniższego szczebla i czterech czy pięciu mnichów." Podczas tych perypetii kilkakrotnie zachodziła w ciążę, ale policja nie wie, co się stało z jej bastardami. Złapała obecnie żonatego mężczyznę, który „rujnuje się dla niej i odmawia żonie i dzieciom rzeczy niezbędnych". Ma bzika na punkcie miłości. Toteż namiestnik policji prosi o rozkaz zamknięcia jej w przytułku i rozkaz ten otrzymuje. W tym samym roku uzyskał uwięzienie prostytutki uważanej za „niebezpieczną i niegodziwą" 10°, występującej pod imieniem Anastazji. D'Argenson nie szczędzi szczegółów, opowiadając o rozwiązłym życiu tej żałosnej wesołej dziewczyny. Co prawda biedaczka ma niebanalną biografię. Jest córką sędziego portów Malty. „Przeszła przez chrzest bojowy (jeśli wolno tak się wyrazić w tym przypadku) z kawalerem Colbertem." Ten ostatni- nie wymyślił podobno nic lepszego, by się Anastazji pozbyć, jak wydać ją siłą za pewnego szynkarza w Beaucaire. Dobrana para przeniosła się wkrótce do Marsylii, gdzie szynkarz przeobraził się w sute-nera. Tam Anastazja „zdobyła sobie szacownego opiekuna, ale tempe- Paryż 70 rament nie pozwolił jej długo przy nim pozostać". Niebawem stoczyła się znowu: dawna utrzymanka została prostytutką. Policja nie wie, czy szyn-karz umarł wtedy ze zmartwienia czy od trucizny. (Notabene odnajdujemy tutaj właściwy XVII wiekowi preromantyzm, ten sam, który występuje u diuka de Saint-Simon; umiera się zawsze od trucizny lub ze zmartwienia.) Po śmierci męża Anastazja zostaje stręczycielką: sprzedaje starszą córkę komendantowi galer, po czym znowu jest zwykłą prostytutką. Wyrażenie „staczać się po równi pochyłej występku" jest w tym przypadku całkiem usprawiedliwione, gdyż Anastazja przechodzi z rąk do rąk, od przyzwoitych młodzieńców do cudzoziemskich kupców, a od kupców do żołnierzy czy lokajów, aż „przywiąże się wyłącznie do pewnego galernika z «L'Heroiine»- nazwiskiem La Grange. Ubóstwo tego kochanka zmusiło ją wkrótce do szukania lepszych klientów, i to na jego rozkaz, jak to wyznaje." Wówczas Anastazja ponownie wypływa na powierzchnię: bezczelnie naciąga kilku bogatych kupców. Po zbyt głośnym skandalu „pojechała puszczać się w Taraskonie, Beaucaire i Aix, gdzie prezydent Califer przyjął ją z wielką gościnnością, jaką ponoć trochę nazbyt skwapliwie okazuje osobom tego pokroju". Podobno roztaczała następnie w Lyonie „swoje zużyte wdzięki" i zdołała oczarować kilku przyzwoitych mieszczan, a wśród nich pewnego aptekarza i pewnego bankiera. Jeden z wielbicieli zawiózł ją do Paryża w towarzystwie dwóch dziewcząt, może jej córek, a na pewno ladacznic. Anastazja i jej młode towarzyszki zainstalowały się naprzeciw austerii, zamieszkanej przez muszkieterów, w miejscu odpowiednim do procederu tych pań, i takim, gdzie „roiło się od młodych durniów". Na mocy policyjnego rozkazu d'Argenson wypędził ją wkrótce z „sąsiedztwa muszkieterów", ale Anastazja tylko przeniosła się nieco dalej i mieszkała wciąż jeszcze na tym samym przedmieściu Saint-Antoine. Podobno, „by nadać sobie nowego blasku, podaje się za żonę włoskiego aktora imieniem Cyntlo, z którym się nie widuje; mówi, że córki są żonami bardzo dystyngowanych urzędników, którzy się zjawią w odpowiednim czasie, i na tej podstawie wymyśla co dzień nowe łajdactwa, przekonana, że ujdą jej płazem dzięki jej sprytowi lub zręczności jej protektorów".166 Namiestnik policji jest u kresu cierpliwości. Żąda już teraz internowania administracyjnego nie pierwszej lepszej prostytutki, lecz „niebezpiecznej i niegodziwej" recydywistki. Administracja jednak korzysta — jak widać — bardzo wstrzemięźliwie ze sławetnych lettres de cachet (listów z pieczęcią królewską, przystawioną przez sekretarza królewskiego, które są obiegową formą królewskiego prawa do „zatrzymania sobie sprawiedliwości"). Listów tych używa się najczęściej na żądanie rodziny w przypadku czyjegoś skrajnego marnotrawstwa. Namiestnik policji upomina się o nie Ci, co grosz zbijają — ci, co grosza nie mają czasem „dla spokoju małżeństwa". Za przykład może tu posłużyć sprawa Dormoy. Imć pan Dormoy jest spokojnym mieszczaninem, ale żona jego nie zna hamulców; w roku 1702 ma ósmego z kolei kochanka, niejakiego Billaut, „wielkiego krętacza". Osobnik ten tak oczarował panią Dormoy, która zresztą nie należała do kobiet cnotliwych, że „od przeszło trzech miesięcy — głosi raport policyjny — spędzała dni i noce z Billau-tem, kpiąc sobie z upomnień proboszcza, ubliżając sąsiadom i twierdząc, że nie zna innej religii oprócz tej, co jej każe gardzić małżonkiem i pędzić takie życie, na jakie ma ochotę". Niegodziwy kochanek kilkakrotnie uniknął interwencji policji dzięki „tajemniczej opiece" i wprawiając w ruch „nadzwyczajne sprężyny". Jeśli zaś idzie o męża, to — rzecz paradoksalna, ale częsta — „dosyć mocno się uparł" kochać nadal niewierną po piętnastu latach ustawicznych jej zdrad i daremnych jego zażaleń. Oto konkluzja Marka Reno d'Argensona: „Kiedyż należy się uciekać do niezwłocznego działania autorytetu króla, jeśli nie wtedy, gdy trzeba poskromić bezczelność tak oczywistą i przyjść z pomocą biednemu mężowi?" Pani Dormoy zostanie wysłana do klasztoru na rozkaz Jego Królewskiej Mości.1" „Z przerażającą twarzą, która przywodziła na pamięć trzech sędziów piekielnych",60 d'Argenson, jak widać, nie nadużywał swojej bardzo wielkiej władzy. 71 CI, CO GROSZ ZBIJAJĄ — CI, CO GROSZA NIE MAJĄ Mieszkańcy ogromnego miasta należą do różnych stanów, a namiestnik policji zna wśród nich osoby o różnej moralności. Mimo to aż do prac barona Haussmanna kontrast między pięknymi a plebejskimi dzielnicami jest znacznie mniej wyraźny w Paryżu, niż by można się było spodziewać. Dlatego przede wszystkim, że jedna czwarta gruntu należy do Boga.100 Pięćdziesiąt parafii Paryża ze swoimi proboszczami, licznymi wikarymi i jeszcze liczniejszymi „kapłanami mającymi zezwolenie na sprawowanie funkcji w cudzej parafii", z opactwami, plebaniami i klasztorami dzieli grunt stolicy na kwadraty i wprowadza duchowieństwo aż do najuboższych dzielnic miasta z podwójnym skutkiem: kapłani podnoszą poziom socjalny dzielnicy i pomagają jej mieszkańcom. Tyle jest zresztą do tego okazji dzięki odpustom, procesjom, pochodom religijnym, że obecność duchowieństwa staje się faktem powszednim. Paryżanie, którzy od wczesnego dzieciństwa przepadają za wszelkimi uroczystościami, wiedzą lepiej niż prowincjusze, że idąc za księdzem i jego akolitą, udającymi się do wezgłowia człowieka umierającego, dokonują Paryż 72 dobrego uczynku zalecanego przez Kościół: a to codzienna okazja, by brać udział w procesji. Niektóre dzielnice są zdecydowanie ubogie — dzielnica placu Mau-bert, przedmieście Saint-Marcel. Inne wyglądają ubogo, jak olbrzymie przedmieście Saint-Antoine. Ta źle zabudowana dzielnica, której domy są sklecone z różnych materiałów i zaniedbane, nie jest jednak tak nędzna, na jaką wygląda. Od roku 1665 manufaktura Reuilly — jedna z osobliwości stolicy — zatrudnia kilkuset robotników.164 A już od stu lat meblarstwo ściąga tam ludzi (sporo ebenistów przybyło z zagranicy), przedmieście Saint-Antoine kipi wesołością i życiem. Stolarze i ebeniści, członkowie tego samego cechu, ale rywalizujący zażarcie, kłócą się hałaśliwie. Jednego z tych ebenistów, zręcznego Andrzeja Karola Boulle'a, spotkamy jeszcze (na stronicach tego samego rozdziału) po roku 1672 w elegantszej dzielnicy Paryża. Pewne dzielnice mają wyraźnie własny charakter: Marais i Wyspa Marii Panny (obecnie Wyspa Świętego Ludwika) zdają się odpowiadać najbardziej prawnikom, przedmieście Saint-Germain — starej szlachcie, przedmieście Saint-Honore — finansistom. Są jeszcze inne — ulice Saint-Honorś, zamożna dzielnica Saint-Eustache, okolice Hal — gdzie się spotyka przedstawicieli niemal wszystkich warstw mieszczańskich, z wyjątkiem może księgarzy i drukarzy, którzy się zainstalowali masowo na lewym brzegu Sekwany, w pobliżu Uniwersytetu, zwłaszcza przy długiej i miłej intelektualistom ulicy Saint-Jacques. Na lewym brzegu Sekwany szlachta mieszka w zachodniej części, grabarze wzdłuż Bievre, biedacy w dzielnicy Maubert, nieszczęśnicy i nędznicy przy la Salpetriere; w centrum zaś jest mnóstwo uczącej się młodzieży, często hałaśliwej, niekiedy wygłodzonej, a czasem skłonnej do włóczęgostwa i żebractwa. Ale jest tam także dużo wspólnot religijnych, wśród których najbardziej rzucają się w oczy opactwo Saint-Germain-des-Prśs, Val-de-Grace, opactwo Saint-Victor i Chartreux. Ludzie interesu natomiast, kupcy (ci, którzy mają składy i zajmują się handlem), sklepikarze (ci, którzy prowadzą sklepy i pochodzą wyłącznie z gminu), zwłaszcza członkowie Sześciu Korporacji, mieszkają w mieście, na północ od Sekwany. W okolicy kościoła Saint-Roch, klasztoru Saint-Eustache trudno zliczyć wszystkich millesoudier. Tak ludzie biedni nazywają w Paryżu bogaczy, którzy ich zdaniem mogą wydać codziennie tysiąc su, czyli 50 liwrów, a więc mają co najmniej 18 250 franków renty.26- Członkowie Sześciu Korporacji uważają się za arystokrację interesów i handlu, mimo że każda z nich odznacza się wielką różnorodnością i bogaci kupcy, importujący artykuły spożywcze zza morza, stykają się Ci, co grosz zbijają — ci, co grosza nie mają tam z drobnymi kramarzami. Ten kontrast uderza szczególnie w handlu jedwabiem, prowadzonym przez „najliczniejszą i najpotężniejszą z sześciu korporacji kupieckich. Wielcy kupcy handlujący jedwabiem sprzedają najrozmaitsze drogie materie jedwabne, srebrną i złotą lamę, najwspanialsze i najpiękniejsze towary, zarówno miejscowe, jak i pochodzące z obcych krajów, tkaniny, skóry, futra, tapiserie, pasmanterię, drogie kamienie, artykuły drogeryjne, nakrycia, broń, drobnicę mosiężną i żelazną, a także przedmioty z kutego i lanego żelaza." 28 Kramarze zaś handlują drobnymi towarami o niewielkiej wartości, ale okrasza je uśmiech kupcowej. Do pięciu pozostałych uprzywilejowanych korporacji ludzi interesu należą kuśnierze, korzennicy, sukiennicy, czapnicy, złotnicy i zegarmistrze. Handlarze winem ubiegają się także o stworzenie siódmej korporacji, a księgarze próbują wkręcić się za nimi i stworzyć jakby ósmą. To bowiem prawda, że organizowanie się w cechy z wybieralnymi sędziami przysięgłymi, strażnikami, z możliwością zasiadania w sądzie jurysdykcji burmistrzowskiej i dostępu do urzędów przeznaczonych dla mieszczan danego miasta (dziesiętników, pięćdziesiętników, rajców miejskich), a nawet do funkcji nobilitujących (czterech ławników) wydaje się godne pożądania i ważniejsze nawet od bogactwa. Na drugim biegunie wielkiego handlu uprawiane jest — z większym lub mniejszym powodzeniem — rzemiosło lub usługi rozmaitych przekupniów, sprzedawców detalicznych, handlarzy artykułami okazyjnymi, tzw. gagne-petit itd. Ta ostatnia nazwa nie oznacza byle jakiego drobnego kupca, ale „biednego chłopca ostrzącego noże, który wędruje po mieście ze swoim toczydłem".26 Gagne-denier natomiast, o nazwie podobnej, jest „na ogół wyrobnikiem albo tragarzem, który dźwiga ciężary". Edykt z 1691 roku wymienia od stu pięciu do stu dwudziestu dziewięciu wspólnot rzemieślniczych, nie wspomina jednak o całkiem małych. A miasto od nich się roi. Niektóre dziewczęta niskiego stanu, zwane gryzetkami, „sprzedają owoce i starzyznę w sklepikach, kramach albo na straganach w stałym miejscu", a jeszcze skromniejsze „chodzą po ulicach albo ofiarowują swój towar, stojąc na rynku z koszykiem, zwanym potocznie inwentarzem".187 Sprzedawcy pracujący u drobnych kupców, czeladnicy, robotnicy fabryczni (Paryż nie jest jeszcze dużym ośrodkiem przemysłowym, ale ma już swoją specjalność — drobne przedmioty pełne wdzięku i niepowtarzalne, tak zwane artykuły paryskie) stanowią razem z nimi mały ludek wielkiego miasta. W dzielnicach, które nie są ani bardzo bogate, ani jednolicie biedne, hierarchia społeczna jest niejako zaznaczona pionowo, niemal wypisana na schodach. Pomińmy parter, na którym często mieszczą się sklepy. Pierwsze piętro to poziom szlachecki. Może tam mieszkać arystokracja — 73 Paryż 74 stary radca, starsza wdowa z wyższych sfer, prowincjusz, który przybył do stolicy na proces sądowy — urzędnik z dobrej rodziny mieszczańskiej, rentier Ratusza Paryskiego *, kontroler wojskowy, adwokat z parlamentu. Na drugim piętrze mieszka skarbnik Francji albo radca powiatowy. W sąsiednim domu na tym samym piętrze mieści się gabinet prokuratora, często brudny, ale rzadko ubogi. Bohater pewnej powieści ówczesnej stwierdza bardzo rozsądnie, że znamy wielu prokuratorów, którzy zrujnowali szlachtę, ale żadnego szlachcica, który by zrujnował prokuratora ". Na trzecim piętrze mieszka kupiec, właściciel sklepu, który się mieści na parterze. Jeśli ma zbyt liczną rodzinę,' odpowiednio urządził swoje mieszkanie: garderoba stała się pokojem służbowym, komórka jest niewygodną klitką dla jego pomocnika. Na czwartym piętrze z jednej strony rezyduje „doletnia dziewica" (stara panna), oszczędna i pobożna, ogromnie przywiązana do swojej parafii, z drugiej — czeladnik tapi-cerski, który już nie pracuje, pośrodku zaś pisarz z izby rachunkowej (pisarze parlamentarni tworzą, jak wiemy, „królestwo Basoche", pisarze z komory rachunkowej należą natomiast do „cesarstwa Galilei" 159). Piąte piętro to małe osiedle robotnicze. Nie zawsze jest ciemne — ma mansardowe okna, ale wysokość dachu pozwala, by słońce dostawało się do skromnego pomieszczenia. To osiedle robotnicze jest rzecz jasna ubogie. Bywa tam niekiedy także strych z małymi okienkami, na który można się dostać po drabinie ustawionej na górnym podeście. Czego tam nie ma! — komórka (funkcjonalny strych nazywał się w owych czasach „przechowalnią mebli"), skład towarów, drzewo opałowe, ale także schowki mniej lub bardziej podzielone, w których obok gońca może się gnieździć ze swoją ukochaną drabant z gwardii francuskiej, po trosze stręczyciel, a także dostawca wody święconej z sąsiedniego kościoła. Dobrą stronę takiego rozkładu stanowi fakt, że pani z drugiego piętra, wiedząc, że na piątym mieszka chora kobieta, może kazać, by zaniesiono jej, nie opuszczając domu, garnuszek rosołu. Zwyczaj ten nie jest nowy. Po upływie dwóch wieków oparł się nawet haussmannizacji **, jak o tym świadczy pierwsza część Zbrodni Sylwestra Bonnardal * Renty Ratusza Paryża (Hotel de Ville), ogłoszone przez Franciszka I w 1522 roku, były sprzedawane przez państwo i stanowiły kredyt publiczny zagwarantowany i regularnie spłacany z dochodów z czopowego i cła solnego, pobieranego w Paryżu. Były chętnie wykupowane przez bogate mieszczaństwo (przyp. red.). ** Słowo utworzone od nazwiska prefekta departamentu Sekwany G. E. Haussmanna, który na polecenie Napoleona III przeprowadził w latach 1852—1856 wielką przebudowę Paryża (przyp. tłum.). Rozrywki w Paryżu . ROZRYWKI W PARYŻU x Nie brak rozrywek w tym mieście, gdzie nic nie dziwi. Sebastian Mercier wkłada w usta pewnego bogacza takie oto słowa: „Kiedy zapłacę pogłówne, cały bruk króla do mnie należy; depcę go, ile chcę, lecąc do swoich przyjemności."" Na dziewięćdziesiąt lat przed Obrazem Paryża to już było prawdziwe. Oto miasto, gdzie — podobnie zresztą jak w Rzymie — przyjemnie jest spacerować. „Paryż jest miastem cudów." Rośnie w oczach: podczas panowania Ludwika XIV powstają sto dwadzieścia trzy nowe ulice.113 Zarząd miejski działa skutecznie. „Od niedawna ulice Paryża zostały poszerzone dla wygody publicznej, a nazwano je «wylo-tami miasta^." 26 Stolica jest coraz lepiej oświetlona. Pod koniec panowania Ludwika XIV pięć tysięcy pięćset trzydzieści dwie latarnie, nierówno rozdzielone, ale bardzo użyteczne dla odpędzenia złodziejów ulicznych, oświetlają ulice.118 Paryż jest już miastem-światłem. Z woli króla stolica jest także miastem otwartym. Bulwar przestał być grubym bastionem, częścią fortyfikacji: stał się Bulwarem (od dużej litery), promenadą mieszczańską w całym tego słowa znaczeniu, łączącą miasto z przedmieściami północnymi i ozdobioną triumfalnymi bramami wzniesionymi ku upamiętnieniu ważnych wydarzeń z czasów panowania Ludwika XIV: brama Saint-Antoine, brama Saint-Martin, dzieło Bulleta, brama Saint-Denis, dzieło Blondela, brama Saint-Honore. Na zachodzie A korso de La Reine jest miłą promenadą: „Tuilerie to miejsce spotkań wszystkich «muguets»", to jest młodzieńców „eleganckich, zalotnych, ko-chających kobiety, którzy się przechadzają wystrojeni, by się podobać paniom".26 Na korso de La Reine eleganci i elegantki paradują w karocach i kolasach. Korso jest wtedy tym, czym dwa wieki później stanie się Lasek Buloński. Pięć lub sześć powozów może tam jechać jeden obok drugiego na trasie nieco szerszej od jednej trzeciej mili. Karety suną lekko i dostojnie, Rozkołysane i w ruchach powolne, Jedna się niemal o drugą ociera...187 Po przeciwnej stronie Paryża, na wschodzie, ludzie skromni uczęszczają na korso Saint-Antoine i do dużego ogrodu Arsenału. Gospody, knajpy, tawerny i szynki — oto miejsca, w których pary-żanie mogą się odprężyć, a także cel ich spacerów nie dłuższych niż w promieniu jednej mili. Podobno w roku 1670 w mieście i na przedmieściach funkcjonowało blisko tysiąc sto czterdzieści siedem takich zakładów. Niektóre spośród dwustu czterech knajp na przedmieściu Saint-Germain wy- Paryż 76 glądały pięknie i mogły się chlubić elegancką publicznością. Sto dziewięćdziesiąt dziewięć zakładów na przedmieściu Saint-Antoine natomiast było bardzo skromnych i tanich. Najwięksi pisarze owej epoki opiewali te miejsca, gdzie się przychodziło ugasić pragnienie, dyskutować, grać w karty i śpiewać przy kieliszku. Molier chętnie odwiedzał tawernę „Pod Dobrymi Dziećmi" przy ulicy o tej samej nazwie. La Fontaine, który nigdy nie dbał o to, co ludzie powiedzą, spędzał całe godziny „Pod Krzyżem Lotaryńskim", w pobliżu placu Greve. Boileau bywał u Boussin-gault, Racine chadzał „Pod Białego Barana". W 1686 roku genialny Sycylijczyk nazwiskiem Procoppio otworzył przy ulicy Tournon, potem przeniósł na ulicę Fosses-Saint-Germain w pobliże Komedii Francuskiej luksusową i śliczną kawiarnię „Procope". Kawiarnia ta egzystuje do dziś pod numerem 13 przy ulicy Ancienne Comedie: jedynie ulica zmieniła nazwę. Oprócz kawiarni skromnych i kawiarni eleganckich istnieją także rozrywki dostępne dla wszystkich. Są to jarmarki. Jarmark Saint-Laurent na przedmieściu Saint-Denis zaczyna się 10 sierpnia i trwa dwa miesiące. Specjalność handlową tego targowiska stanowią szkła, ceramika, a przede wszystkim porcelana „z wielkim nakładem kosztów sprowadzona z końca świata". Konkurencyjny jarmark Saint-Germain, rozpoczyna się nazajutrz po święcie Matki Boskiej Gromnicznej i kończy w Niedzielę f Palmową. W dzień przychodzą tam tłumy. Ludzie podziwiają sklepy z rozmaitymi wyrobami luksusowymi, oklaskują, podobnie jak na jarmarku Saint-Laurent, krótkie widowiska teatru wędrownego. Wieczorem przyjeżdżają karetami ludzie eleganccy, włożywszy maski defilują ze świecami w ręku i nawiązują intrygi miłosne.187 W 1695 roku Dufresny i Regnard napisali na ten temat komedię w trzech aktach pod tytułem Jarmark Saint-Germain: piękna Agnieszka korzysta z zamieszania, by uniknąć nadskakiwania Doktora, jej natrętnego opiekuna, potem zalotów śmiesznego prowincjusza Nigaudinet i paść w ramiona zakochanego xv niej do szaleństwa Oktawa. Tawerna, jarmark — to rozrywki dość puste. Istnieją jednak, nadają życia, barwy, wesołości twardemu wiekowi XVII, który zbyt chętnie wyobrażamy sobie jako surowy, przepojony duchem jansenizmu. Właściwością zaś tego wieku jest współistnienie powagi i wesołości, przeplatanie się tego, co budujące, z tym, co bawi: czyż mimo powszechnej dezaprobaty ojcowie jezuici nie przykładają się do rozwoju teatru szkolnego? Te fakty upoważniają nas również, byśmy przeplatali praktyki pobożne zabawą. Zapraszamy więc czytelnika do uczestniczenia w widowiskach dwóch jednakowo poszukiwanych rodzajów: tych, jakich dostarcza ambona, i tych, jakich dostarcza teatr. Czas pięknych kazań :„.., CZAS PIĘKNYCH KAZA& Przenieśmy się w rok 1682, kwiecień. Wielki post kończy się wśród niezwykłego triumfu. „Le Mercure galant" pisze: „Dwór i Paryż, które w dniach zabaw nie żałują niczego, by łączyć wesołość z najwspanialszą elegancją, nie zaniedbują bynajmniej praktyk religijnych w okresach, które im są poświęcone. Nigdy nie uczęszczano pilniej na kazania niż podczas ostatniego wielkiego postu."129 Tak żywo reagują na nie katolicy wszystkich warstw społecznych w tym wieku barokowej pobożności. Ta pobożność przenika nawet do łoża kochanków. Markiza de Sevigne opowiada w 1676 roku taką „głupią anegdotkę". Hrabia de Fiesque spędzał noc ze swoją kochanką, panią de Lyonne (uprzejmie nazwaną „My-szołapką") i ta rzekła doń po dwóch czy trzech godzinach: „Milusiu, mam do pana urazę. — O co, pani? — Nie ma pan wielkiego nabożeństwa dla Dziewicy, tak, nie ma pan wielkiego nabożeństwa dla Dziewicy i bardzo nad tym boleję." 62 W owych czasach ogromnie lubiano piękne pogrzeby, mowy pogrzebowe, panegiryki na cześć świętych, kazania na dworze i w mieście (są takie same na skutek rotacji kaznodziejów i powtarzania tekstów). Zdarza się nawet, że wielki post czy adwent wygląda wspanialej w Paryżu niż w Wersalu. Podczas wielkiego postu 1670 roku Monsieur, brat króla, znawca przedmiotu, zaniedbuje kaznodzieję dworskiego Mascarona i woli od niego Bourdaloue, który wygłaszał wtedy kazania w Saint--Louis, kościele jezuitów. Monsieur zabiera tam ze sobą 7 kwietnia Ma-dame, Henriettę Angielską. Na Boże Narodzenie zaś następnego roku, podczas gdy Mascaron wygłasza jeszcze kazania w Luwrze, Monsieur i jego nowa żona, księżna Palatynka, są obecni na porannej mszy w kościele Saint-Eustache, a po południu idą znowu posłuchać ojca Bourdaloue, tym razem do Saint-Jean-en-Greve.129 Podczas całego wielkiego postu, który się zaczyna w niedzielę zwaną quadragesima, a kończy w Wielką Sobotę, bywa do trzydziestu dwóch kazań: kazania niedzielne, po dwa w zwykłych tygodniach i znacznie więcej w Wielkim Tygodniu. Rekolekcje Bourdaloue w katedrze Notre-Dame w Paryżu przyniosły mu w 1671 roku 320 franków honorarium. Ponadto słyną w Paryżu z kazań kościoły Saint-Sulpice, Saint-Eustache, Saint-Ssverin i Saint-Germain-1'Auxerrois. Wielkim zaszczytem jest wygłaszanie kazań w kaplicy królewskiej: „Większość ludzi ocenia zazwyczaj kaznodziejów zależnie od godności miejsc, gdzie wygłaszali kazania."39 W tym wyścigu o sławę, którego wyniki poszły w zapomnienie, zaskakują rezultaty zestawione w 1715 roku, gdyż Bossuet znajduje się tam na szóstym miejscu (cztery kazania ex aequo z dom Kosmą). Wyprzedzają zaś ich jezuita Gaillard (dwanaście Paryż 78 i pół kazania), oratorianin Mascaron i jezuita Bourdaloue (dwanaście kazań), jezuita La Rue (dziewięć i pół kazania) i oratorianin Le Boux (pięć i pół kazania).* Kaznodzieje dworscy, Bossuet czy Mascaron, dom Kosma czy Bourdaloue nie starali się być pobłażliwi, by się przypodobać wielmożom. Zależnie od swojej natury i talentów uprawiali chrześcijańskie krasomów-stwo — potępiali występek, nawoływali do skruchy. Zgodnie z panującym zwyczajem głosili chwałę Jego Królewskiej Mości na początku i na końcu kazania, ale nie widać żadnej różnicy merytorycznej między kazaniami na przykład ojca Bourdaloue, wygłaszanymi w kościele Saint-Louis czy Saint-Gervais, a tymi, jakie wygłaszał w obecności króla i całego dworu. Niektórzy z tych, co go słuchali, chcieli może za wszelką cenę znaleźć jakąś aluzję do królewskich kochanek: daremnie, kaznodzieja ich nigdy nie robił. Wobec monarchy powtarzał (niekiedy słowo w słowo) to, co mówił przedtem ludowi Paryża. Korzystał z „przywileju ambony", ale nie nadużywał go nigdy. Obecny na kazaniu król zmuszony był robić dobrą minę, nie dając bowiem budującego przykładu swoim życiem prywatnym (przed rokiem 1683), musiał uważać na każdy szczegół, każdy odcień swojego życia publicznego. Przed drugim małżeństwem natomiast zdarzało się, że opuszczał niektóre wielkie kazania podczas wielkiego postu czy adwentu. Pod pretekstem żałoby odwołał kazanie 6 marca 1672 roku w Luwrze; 25 marca nie był obecny na kazaniu, które Bourdaloue wygłosił w obecności królowej i książąt Orleanu. Co prawda działo się to na kilka dni przed wybuchem wojny z Holandią.129 Podczas tego samego kazania z okazji wielkiego postu kaznodzieja wywołał incydent, który rozbawił cały dwór: „Marszałek de Gramont — opowiada nam pani de Ssvigne — był niedawno tak zachwycony pięknym kazaniem Bourdaloue, że zawołał na •cały głos w miejscu, które go szczególnie wzruszyło: «Do licha! On ma rację !»• Madame wybuchnęła śmiechem i kazanie zostało tak tym zajściem przerwane, że nie wiedzieliśmy, co z tego wyniknie." 62 Czytelnik zastanawia się pewnie, w jaki sposób tacy kapłani jak Mascaron, Gaillard, Flechier, Massillon potrafili dostatecznie urozmaicać swoje kazania, by wygłaszać je niekiedy dwa czy trzy lata z rzędu przed tym samym dystyngowanym audytorium. Ależ oni wcale nie usiłowali ich zmieniać. Mascaron na przykład powtarzał dosłownie, podczas dwóch •wielkich postów przynajmniej, „kazania szczególnie miłe królowi",129 * Informacje te zawdzięczam panu Jean-Pierre Landry, specjaliście w przedmiocie ojca Bourdaloue. Czas pięknych kazań zmieniając jedynie tradycyjne pochwały. Podobnie jak Ludwik XIV nie nudził się nigdy na komedii Mieszczanin szlachcicem, tak samo dwór i miasto wymagały przede wszystkim od kaznodziei, by powtarzał rzecz już znaną i uznaną: od jezuity La Rue niezmordowani słuchacze spodziewali się dwóch kazań: O grzeszniku umierającym i O grzeszniku umar-lym. Tak nimi się zachwycali, że wywieszano teksty tych kazań, kiedy wielebny ojciec miał je wygłosić.73 W takiej atmosferze i wśród takiego entuzjazmu („Wysłuchaliśmy po obiedzie kazania ojca Bourdaloue, który atakuje zawsze na oślep, wygarniając bez osłonek prawdę (...) Ratuj się, kto może, on nigdy nie zbacza ze swojej drogi." 62) kaznodzieje, jak łatwo się domyślić, tworzą szkołę. Powołanie do kapłaństwa łączy się niekiedy z ambicjami krasomówczymi. Ksiądz Ludwik Le Gendre, urodzony w Rouen w 1655 roku w dobrej rodzinie mieszczańskiej, wahał się między zakonem jezuitów a adwokaturą, aż znalazł wyjście pośrednie: będzie kapłanem i da się poznać jako kaznodzieja. Wygra na tym tyle, że zostanie sekretarzem Jego Ekscelencji de Harlay, arcybiskupa Paryża. Ksiądz ten pozostawił nam wykaz porównawczy znanych kaznodziei około roku 1675, ze złośliwymi uwagami inteligentnego młodego kolegi. Le Gendre chwali: „trafność, elegancję, nieskazitelność" kazań Flśchiera, przygotowywanych powoli i bardzo starannie skomponowanych: „Flśchier celował — stwierdza — w panegirykach i mowach pogrzebowych." Ksiądz Anselme „o powierzchowności pedanta", ksiądz Boileau „o posturze wieśniaka" wyspecjalizowali się w panegirykach, zanim zdobyli zdecydowanie „pierwsze ambony Paryża". Kazania ich odznaczały się jednak „nadmiernym artyzmem". Ojciec Serafin, kapucyn, to ich przeciwieństwo. Stawia na prostotę i jej nadużywa. Ma talent — zapewnia Le Gendre — „jedynie do głośnego krzyku i obelg, które rzuca bez ogródek". Ojciec Chaussemer, dominikanin, „ma słaby głos, ale doskonale komponuje swoje kazania". Dom Hieronim, bernardyn, dobry i lubiany przez paryżan mówca, mocny w teologii, „szanowany bardzo nawet przez zazdrośników i nieprzyjaciół", wygłasza kazania jak wychowawca szkolny: ma się zawsze wrażenie, że wyjaśnia lekcję. Dla Bourdaloue autor ma same pochwały, trochę mu wypomina tylko, że za bardzo gestykuluje. Kazania ojca Bourdaloue zostały przetłumaczone „na łacinę, włoski, hiszpański i niemiecki. Cenią je nawet protestanci." La Rue, rywal i kolega dom Hieronima, ściąga tłumy, bo ma „twarz godnego człowieka, donośny, choć twardy głos i wielką wiedzę", ale jest mniej wymowny na ambonie i przemawiając w języku francuskim niż na katedrze szkolnej i mówiąc po łacinie. Ojciec Gaillard, inny cieszący się powszechnym uznaniem jezuita, którego podziwiał Ludwik XIV, a wychwalała pani de Sevigne, wybił się zdaniem Paryż 80 Le Gendre'a „dzięki dworskim manierom i układnemu charakterowi, oprócz tego bowiem nie ma żadnych szczególnych zalet" .!B Ten obraz — niestety niepełny, brakuje w nim trzech wielkich ora-torianów z lat 1688—1704: Soanena, Maure'a i Massillona — pozwala zrozumieć zdumiewającą różnorodność treści i formy kazań wygłaszanych przez tych rywalizujących ze sobą mistrzów ambony. Jeden przekonywał słuchaczy dzięki swojej wiedzy teologicznej, inny dzięki wierności zasadom Ewangelii. Jednego podziwiano za gwałtowność, innego za łagodność. Niektórzy słyszeli danego kaznodzieję podczas obłóczyn (czyli przywdziewania habitu zakonnego) czy składania ślubów zakonnych przez młodą kuzynkę albo wygłaszającego panegiryk. Uderzył ich wyraz twarzy kaznodziei, jego gesty, spojrzenia, głos, idą więc za nim ze swojej parafii po kościołach, od ambony do ambony i powoli stają się częścią jego wędrownego audytorium i podporą jego sławy. Inni są bardziej eklektyczni. Niektórzy — podobnie jak Monsieur — żądają od kaznodziei siły przekonania i talentu. Są i tacy, co sądzą, że chodzi im przede wszystkim o formę literacką, a w rzeczywistości interesuje ich głównie treść. Najbardziej światłe umysły wieku — pani de Sevigne, sam król — oklaskują najrozmaitszych mówców. Pani de Sevignc nie dostrzega przepaści, jaka oddziela Bourdaloue od ojca Gaillard czy od księdza Anselme.62 Lud wik XIV zaś, taki wszakże znawca literatury, jest prawie zawsze zadowolony i przyznaje palmę pierwszeństwa to temu, to tamtemu kaznodziei Francji. Wiara góruje w owych czasach nad konformizmami i sno-bizmami. PARYŻANIE LUBIĄ TEATR Kaznodzieje, podobnie jak wszyscy duchowni i moraliści epoki, rzucają gromy na teatr. Wszyscy ludzie pobożni ostentacyjnie przyklaskują słowom potępienia wypowiedzianym przez Piotra Nicole'a: „Powieścio-pisarz i poeta teatralny to truciciele publiczni; zatruwają nie ciała, lecz dusze wiernych i powinni czuć się odpowiedzialni za niezliczone morderstwa duchowe." 30 Jednakże paryżanie, mimo że gorliwi katolicy, członkowie Świętej Ligi, triumfujący z powodu odwołania Edyktu nantejskiego, nie słuchają w tym przypadku ani Nicole'a, ani Bossueta. Przepadają za widowiskami, nie wiedzą sami, czy wolą operę, w której wszechwładnie panują Lulli i Quinault, czy komedię, którą Molier, przyjaciel i protegowany króla, wyniósł na szczyty literatury. Co prawda Lulli jest także przyjacielem Ludwika XIV. W roku 1672 16. Jules Hardouin-Mansart, twórca Wersalu Paryżanie lubią teatr X c ta o N P otrzymał przywilej, który mu daje monopol na teatr muzyczny. W roku 1673 wystawia Kadmusa i Hermionę, pierwszą prawdziwą operę francuską. Boileau może sobie kpić: Bohaterowie Quinault wyprawiają dziwy, Tak czułym „nienawidzę" brzmią recytatywy. Współpraca Lullego z Quinault, którą trzeba będzie kiedyś ocenić bezstronnie, jest równie pomyślna i doskonała jak później współpraca Mozarta z De Fontem czy Ryszarda Straussa z Hofmannsthalem. Pani de Sevigns 29 stycznia 1674 roku pisze: „Chodzi się dużo do opery; według powszechnej opinii jednak poprzednia była lepsza [Alcest nastąpił po Kadmusie]. Baptysta uważał, że zrobił lepiej; na j sprawiedliwszy jednak się myli. Ci, co kochają symfonię, znajdują w niej ciągle nowe uroki." W 1677 roku, na starość, Corneille miał szczęście — widział, że pary-żanie znów tłumnie chodzą na jego sztuki.6* Prawdę mówiąc dawne tragedie w stylu Ludwika XIII były sto razy lepsze. Pewnego dnia prokurator Vollichon opuścił swój gabinet i „przez cały dzień oddawał się rozpuście: był w teatrze, po czym poszedł do szynku, gdzie podejmował go jeden z jego klientów". Zachwycony widowiskiem powiedział, że „widział najpiękniejszą sztukę, jaką można sobie wyobrazić, a w teatrze był taki tłok, że z trudem się docisnął do drzwi". Wobec tego że towarzystwo przynaglało go, by opowiedział, co widział, i wyjaśnił, jaka sztuka go tak zachwyciła, odpowiedział: „Zaczekajcie, wszystko warn po porządku opowiem. Pewien gość imieniem Cynna wpadł na pomysł, by zabić cesarza. Sprzymierza się więc z niejakim Maksymiuszem. Tak jednak wyszło, że inny facet odkrył, co się święci. Jest tam pewna panienka, przez nią wybucha cała ta awantura, mówi ona najpiękniejsze na świecie wiersze. Widać także cesarza — siedzi w fotelu, a przed nim tamci dwaj wygłaszają piękne mowy obrończe pełne dobrych argumentów. W całej sztuce jest mnóstwo wydarzeń, które można podziwiać. Wreszcie cesarz ułaskawia tamtych i na końcu wszyscy trzej zostają kumplami. Zarzut mam tylko jeden: przydałoby się jeszcze pięć czy sześć kupletów wierszem, jak widziałem w Cydzie, a przepiękna to sztuka." Na co jedna ze słuchaczek orzekła: „Szkoda, że nie powierzają panu pisania prologów, bo cudownie pan streszcza tragedię." " Dewoci natomiast nie gustują w tragedii, nawet pobożnej, bardziej niż w komedii. Pod naciskiem otoczenia król stopniowo zdecyduje się, jeśli nie zakazać wystawiania sztuk teatralnych, które wszakże zachwycają mieszkańców stolicy, to przynajmniej ograniczyć ich liczbę. Teatr włoski, niedawno tak oklaskiwany, pada ofiarą gniewu monarchy, teatr 81 6 ~ Eluche Paryż 82 zaś francuski, którego spektakli niepodobna zabronić — w stolicy wybuchłaby znowu Fronda — będzie ostatecznie sprowadzony do jednej sceny, niewątpliwie dobrej, skoro chodzi o Komedię Francuską... KOMEDIA FRANCUSKA I KOMEDIA WŁOSKA Trzeba z tym się pogodzić. Komedia Francuska, której trzechsetną chlubną rocznicę święcono w 1980 roku, jest nie; tyle dziełem Króla--Słońce, co skutkiem pewnej polityki nieco restrykcyjnej. Zresztą „Dom Moliera" powstał na dobre dopiero w siedem lat po śmierci autora Mi-zantropa. Niepodobna jednak zrozumieć ewolucji tych widowisk teatralnych, nie powracając do Moliera. Około roku 1670 sala w Palais Royal, choć mniejsza niż konkurencyjne sale teatru z Marais czy Hotel de Bour-gogne, może pomieścić do tysiąca pięciuset widzów. Na samym parterze zmieści się ich dużo, ponieważ muszą tam stać; amfiteatr ma dwadzieścia siedem stopni, po bokach jest po jednym balkonie, a naprzeciw sceny trzy rzędy lóż; to wszystko, nie biorąc pod uwagę markizów i in-1 nych znakomitych osobistości, których fotele stoją na scenie.92 Inna sprawa, że na ogół bywa wypełniona tylko jedna trzecia widowni. W 1673 roku, 10 lutego, wystawiono tam Chorego z urojenia, komedię w trzech aktach z muzyką i tańcami. Słynny pan Molier po zagraniu roli Maska-ryla, Skapena, Sganarela, Orgona, Arnolfa, Sozji, Alcesta, Grzegorza Dyndały, Pourceaugnaca, Harpagona, pana Jourdain, Chryzala, don Garcii z Nawarry, Lykarsisa, Morona, don Pedra, Lykasa, Klitydasa i ZefiraM odtworzył postać Argana. A przeciętna liczba widzów na czterech pierwszych przedstawieniach wynosiła pięćset czterdzieści osób; prawda, że zapłaciły one za bilety podwójną cenę zgodnie z przyjętym dla premier .zwyczajem. Jak wiadomo, po czwartym przedstawieniu około godziny dziesiątej Molier umarł w swoim domu przy ulicy Richelieu. Trupa Moliera gra w stałe dni (niedziele, wtorki, piątki). W przerwach zaś, to jest w wieczory uważane za mniej korzystne, w sali występują aktorzy włoscy. W roku 1671 aktorzy ci otrzymali od króla, który ich lubi, zezwolenie na granie czasem w języku francuskim. Wyspecjalizowali się w dwóch rodzajach, które przyniosły im powodzenie: w pantomimie i farsie. W 1670 roku stracili słynnego Pantalona, ale nie zastąpili go nikim. Widzowie oklaskują ich jednak, szczególnie Skaramusza * niezrównanego mima i Doktora Lollego. Włosi mają też najlepszego * Postać z komedii delFarte, w którą wcielił się słynny Tiberio Fiorilli, występujący wielokrotnie w Paryżu (przyp. red.). Komedia francuska i komedia włoska Ar-lekina tej epoki (Domenico Biancolelli). Ten Dominik, król lazzi, dwoi się i troi na scenie, w czym pomagają mu sztuki napisane specjalnie dla niego, jak na przykład w 1667 roku Czterech Arlekinów."2 Chcąc dogodzić gustom widzów, Włosi stopniowo używają coraz częściej języka francuskiego w swoim repertuarze, potem zwracają się do autorów francuskich, by wzbogacili ich repertuar: Dufresny i nawet Regnard nabiorą wprawy, pracując dla tej trupy i wprowadzając na scenę egzotyzm i pewną barokowość. Od roku 1683 ten nieco sfrancuziały już teatr, ta pewnego rodzaju zdrada komedii dell'arte, zaczyna owocować. „Mer-cure galant" pisze z entuzjazmem: „Nigdy teatr włoski nie cieszył się takim powodzeniem i nie miał takiej frekwencji jak obecnie; aktorzy włoscy zaś nigdy nie dostosowywali się tak bardzo do naszych zwyczajów, jak to czynią od pewnego czasu. Łączą przyjemne z pożytecznym i wielu rzeczy warto się nauczyć z ich przedstawień (...) Nigdy nie było tyle zrozumienia dla teatru, który bardzo odmłodniał." 92 Tymczasem trupa Moliera — po stracie swego kierownika, a potem Barona, Beauvalow i de la Thorilliere'a, którzy przeszli do Hotel de Bourgogne — zostaje wkrótce zredukowana do ośmiu osób: czterech aktorów i czterech aktorek. Wierny La Grange, protegowany brata Ludwika XIV, i Armanda Bśjart usiłują zachować swoją publiczność i dobre imię trupy. Sytuacja staje się tym trudniejsza, że król dba tylko o Lulle-go. Już w sierpniu 1672 roku wyszedł ordonans zakazujący, by trupy teatralne miały więcej niż dwunastu skrzypków i sześciu śpiewaków; od roku 1673 liczba ta została zredukowana do sześciu skrzypków i dwóch śpiewaków. Opery Lullego, do których Quinault pisze libretta, podobają się królowi. W kwietniu 1673 roku Ludwik XIV gorąco oklaskuje Kad-musa i Hermionę i w nagrodę przyznaje Lullemu salę w Palais Royal. Opera francuska zdetronizowała komedię-balet. La Grange i najlepszy aktor teatru z Marais tworzą wtedy spółkę i wynajmują salę Guenegaud przy ulicy Mazarine. Jest dobrze położona i urządzono ją z myślą o operze, a w dodatku mieści się w niej więcej publiczności niż w sali przy ulicy Richelieu. Ma jedną poważną wadę, właściwą dawnym salom do gry w piłkę przerobionym zgodnie z nowym przeznaczeniem: jest wydłużona. Po trudnych negocjacjach z ostatnimi aktorami teatru z Marais Colbert doprowadza do połączenia obu trup. Od lata roku 1673 paryżanie mogą więc oklaskiwać „trupę króla w pałacu Guśnśgaud". Zespół ten mimo tytułu „królewski" nie ma już co prawda 6000 franków subwencji rocznej, wypłacanej do śmierci Moliera. Aktorzy nadal grają komedie autora Skąpca, ale muszą także urozmaicać swój repertuar i przystosować się do gustu publiczności. Grają więc na przykład Circeę, sztukę „z machinami" Tomasza Corneille'a, wielki suk- 83 Paryż 84 ces kasowy. Wystawiają także krótkie farsy napisane przez aktora Ro-simonda albo Antoniego de Montfleury. Na początku 1678 roku paryżanie oklaskują w pałacu Guśnśgaud Kobietą lekarzem Montfleury'ego. Dają piętnaście przedstawień, na które przychodzi przeszło pięć tysięcy widzów. Na stu tych amatorów farsy sześćdziesięciu siedmiu zostaje na parterze, jedenastu zajmuje miejsca najdroższe. Wszyscy niewątpliwie rozkoszują się żywym językiem, szybkimi ripostami, satyrą na medycynę. Akcja zapożyczona od Hiszpana Tirso de Moliny jest w gruncie rzeczy równie nieskomplikowana jak dziwaczna. Agnieszka, córka lekarza, który przed śmiercią nauczył ją rudymentów medycyny, odkrywając, że jej domniemana rywalka udaje, iż jest chora na melancholię, podaje się za jej brata, aby dzięki temu spotkać ukochanego." Nie jest to warte Chorego z urojenia, ale lepsze od Lekarza mimo woli i pozwala aktorom z teatru przy ulicy Mazarine, by nie byli skazani wyłącznie na Moliera. Publiczność paryska, jako publiczność prawdziwych koneserów, nadal chętnie ogląda sztuki uświęcone przez czas, ale lubi także nowości. W roku 1674 proponuje się jej Przygody Panurga, pióra niejakiego Pous-seta de Montauban, który się zabawia naśladowaniem Rabelais'ego, w roku 1675 zaś Don Cezara z Avalos, zapożyczenie z hiszpańskiego, podpisane przez Tomasza Corneille'a, w 1678 Jeźdźca z milości niejakiego Vau-moriere'a, 1680 — Karoce z Orleanu nie mniej zapomnianego La Cha-pelle'a. Dla urozmaicenia aktorzy sceny Guenśgaud postanowili wypowiedzieć wojnę tragedii, występując przeciw aktorom z Hotel de Bour-gogne. Następcy Moliera wystawiają wzorowaną na tragediach Corneille'a Ifigenie, Le Clerca i Corasa, całkowite przeciwieństwo Ifigenii Ra-cine'a. W 1677 roku Fedra i Hipolit Pradona, tragedia napisana na polecenie diuszesy de Bouillon, by dokuczyć Racine'owi, staje się wielkim sukcesem trupy z pałacu Guenśgaud; dziwaczna ta sztuka pełna niespodzianek i powtórzeń, podobna pod wieloma względami do sztuk Tomasza Corneille'a, początkowo pomyślnie konkurowała z arcydziełem Racine'a. W roku 1677 chodzi się do teatru dla przyjemności, nie myśląc o tym,i jak potomność oceni różnych autorów. W roku 1679 La Grange, naprawdę dobry organizator, zrobił genialne posunięcie: porwał zespołowi Hotel de Bourgogne jego gwiazdę — pannę Champmeslś. Od tej pory można myśleć o połączeniu obu trup. La Grange kilkakrotnie udaje się w tej sprawie do Wersalu. Król traktuje jego projekt raczej przychylnie. Osiemnastego sierpnia 1680 roku Jego Królewska Mość nakazuje, aby oba teatry się połączyły gwoli „udoskonalenia przedstawień teatralnych".93 Wyłoniony z nich zespół będzie się niebawem nazywał Komedią Francuską. Kłopoty Arlekina KŁOPOTY ARLEKINA Tymczasem paryżanie nadal chętnie chodzą na spektakle trupy włoskiej. Subretka ma nieraz na imię Marinetta, ale najczęściej Kolombina, starzec zaś Brokantin, Sottinet lub Roquillard; Pierrot wchodzi na miejsce Poliszynela. Postać ta, którą od roku 1673 grał aktor Giratone, to nie ów obsypany mąką i ubrany na biało Arlekin, jakiego sobie niesłusznie wyobrażamy zgodnie z obrazem Watteau, to lokaj niby naiwny, niby głupkowaty, niby arogancki, a w gruncie rzeczy obdarzony zdrowym rozsądkiem ludowym. Postacią włoską, która najbardziej opiera się zmianom, jest właśnie Arlekin. Na afiszach teatru włoskiego ukazuje się więc Arlekin Proteusz, Arlekin elegancki Merkury, Arlekin Grapignan, Arlekin ochmistrzyni, Arlekin kawaler Slońca, Arlekin cesarz Księżyca. Po śmierci Dominika Biancolellego (1689) rolę Arlekina obejmuje Ewa-ryst Gherardi, któremu zawdzięczamy zebranie i opublikowanie całego tego wdzięcznego repertuaru.92 Paryżanie chodzą do teatru włoskiego, by się odprężyć i pośmiać swobodnie na krótkich, bezpretensjonalnych sztukach; wyczuwają mgliście, że włoscy wesołkowie są genialni. Podsunęli niegdyś pewne pomysły Molierowi, a niedawno zapożyczyli od niego niektóre zasady, chcąc podnieść poziom swoich fars i nadać im poloru. Obecnie służą nowemu Molierowi, Janowi Franciszkowi Regnardowi, który u nich może wypróbować swoje arcydzieła, zanim je ostatecznie wykończy (Gracza w 1696 i Dziedzica w 1708 roku). „Posługując się burleską mitologiczną, zabawnymi mowami obrończymi, wschodnią scenerią i parodią oper, Regnard potrafił dać satyryczny obraz współczesnego społeczeństwa i upadku obyczajów w konsekwencji wojny; wykpiwał prawników i finansistów, a także wojskowych — namiętnych palaczy i bawidamków, ośmieszał kaprysy mody i rozpowszechnione od niedawna używanie szminek."92 Satyra ówczesna jest co prawda selektywna zarówno w teatrze, jak i w literaturze. Rząd nie przeciwstawia się wykpiwaniu pyszałkowatych finansistów, pedantycznych albo ignoranckich lekarzy, adwokatów bez klienteli, wystrychniętych na dudka rencistów, wiarołomnych markiz. Nie pozwoliłby natomiast na ośmieszanie biskupów, proboszczów z eleganckich parafii, sekretarzy stanu, generałów, prezydentów sądu, a nawet zwykłych radców parlamentu. Rozzuchwaleni powodzeniem i skorzy do systematycznego ośmieszania wszystkiego aktorzy włoscy ściągną w końcu gromy na swój zuchwały teatr. W roku 1688 zwrócili już na siebie uwagę władz; w 1695 r. Powrót z jarmarku w Bezons nie przypadł władzom do gustu. Odtąd na każdym przedstawieniu jest obecny urzędnik policji. W dwa lata później minister Paryża Pontchartrain nakazuje na- Paryż 86 miestnikowi policji d'Argensonowi, by wysiedlił aktorów włoskich i raz na zawsze zamknął ich teatr. Wystawili bowiem czterokrotnie i z wielkim powodzeniem zjadliwą komedię Fałszywa skromnisia. Czy to miała, czy nie miała być pani de Maintenon? Autor, zresztą nie znany, zaprzeczał temu podobno nawet poddany torturom, lecz publiczność złośliwie dopatrywała się w bohaterce morganatycznej małżonki Jego Królewskiej Mości. Od 4 maja 1697 roku w Paryżu pozostał więc tylko jeden teatr, który wystawia dobre komedie i tragedie — Komedia Francuska. Stanowi to pewną oszczędność dla państwa, jeśli się zważy, że około roku 1670 król przyznał 6000 franków Molierowi i 12 000 aktorom z Hotel de Bourgogne, ani grosza trupie z Marais, ale 16 000 Skaramuszowi. To zwycięstwo partii pobożnych, która od jakichś dwudziestu lat i łącząc wszystkie teologie (jansenista Nicole, ostrożny Bossuet, markiza de Maintenon i wielu innych) domaga się zamknięcia teatrów. Król, który niegdyś bardzo kochał teatr, rozmiłowany początkowo w operze Lullego i balecie, zdołał tylko pohamować napastliwość wrogów teatru. Tym, którzy go nadmiernie nękają, odpowiada, że jego pobożna matka, Anna Austriaczka, w zgodzie zarówno z własnym sumieniem, jak i ze zdaniem profesorów Sorbony lubiła teatr i nim się opiekowała. Ale monarcha się starzeje, staje się pobożnie j szy, irytuje go skrajna swoboda tego bezczelnego Włocha Mezzetina. Czy nie dałoby się zadowolić paryżan jednym teatrem, łatwym do kontrolowania, a jednocześnie poskromić te złośliwe dowcipy? Dowcipy Skaramusza, Gherardich, Mezzetinów żyją bowiem w Paryżu. Siedem teatrów ludowych pod skromnym tytułem scen jarmarcznych przyciąga w 1706 roku tłumy zachwyconych widzów. Mimo zazdrości teatru francuskiego, mimo wprowadzenia surowych reguł ci aktorzy jarmarczni kontynuują tradycje Włochów: pantomimę, machiny teatralne, komizm, egzotyzm, fantazję... i nawet satyrę. Paryżanię uwielbiają teatr. Król, który pokonał Europę, nie może dać sobie rady z niezwyciężonym Arlekinem.92 UPOSAŻENIA LUDZI KULTURY Jedną z form działalności króla, też głównie w Paryżu, stanowi mecenat oficjalny, uprawiany w dużym stopniu dla olśnienia Europy, i to całkiem skutecznie, przynajmniej w ciągu jednego stulecia. Z braku czegoś w rodzaju ministerstwa kultury kwitnie wówczas nadintendentura budowli królewskich, która oprócz innych zajęć kieruje mecenatem. I nie byle jaki funkcjonariusz tym się zajmuje: na czele nadintendentury stoją Uposażenia ludzi kultury ludzie tak wybitni jak Colbert, Louvois, Mansart. Skuteczność poczynań, energia i powszechny szacunek cechowały działalność Colberta. „Ministrowi — twierdzi Wolter — należy się taka sama chwała jak jego panu. Ale czego byłby dokonał Colbert pod rządami innego monarchy?" W roku 1666 założył on Akademię Nauk, a w Rzymie Akademię Malarstwa, Rzeźby i Architektury, w 1667 — Obserwatorium Paryskie, instytucje, które natychmiast zasłynęły w całym świecie. W 1664 roku król i jego minister przeznaczają część budżetu tej nadintendentury na popieranie ludzi pióra i nauki: aż do roku 1690 przeciętnie czterdziestu dwóch z ich grona otrzymuje od Jego Królewskiej Mości roczne pensje. Monarchowie nie po raz pierwszy utrzymują pisarzy czy naukowców, nigdy jednak nie przyznawali im tylu gratyfikacji tak regularnie (wszystko jest względne) i przez tak długi okres. Polityka — rzecz jasna — i propaganda dobrze na tym wychodzą, gdyż Ludwik XIV i Colbert budzą podziw świata przez dziesięć lat, wypłacając gratyfikacje dziesięciu słynnym .uczonym cudzoziemskim. Są to humaniści, profesorowie retoryki, erudyci, filologowie, poeci, historycy, geografowie, matematycy, fizycy, astronomowie. Niektórzy z tych, co tak korzystają z łask króla bardzo chrześcijańskiego, są protestantami, jak na przykład Holendrzy Izaak Vossius i Mikołaj Heinsius.81 Dla Francuzów, a stanowią oni większość tych podopiecznych, taka oficjalna manna królewska ma niemałą wartość: pozwala wielu poetom i uczonym nie być niewolnikami opieki prywatnej, unikać zależności lub pasożytnictwa. Dotychczas tylko zakonnicy i bogaci ludzie świeccy korzystali z takiej swobody. Dzięki pensjom przyznanym przez króla wielu może teraz beztrosko oddawać się literaturze. W zamian za kilka ód czy hymnów na cześć starożytności zdobywają niezależność rzeczywistą i codzienną. Największe gratyfikacje wypłaca się uczonym cudzoziemskim, którzy wydają się najbardziej pożądani we Francji. Wielki fizyk i astronom holenderski Krystian Huygens, członek francuskiej Akademii Nauk, dostaje co najmniej 6000 liwrów. Cassini ma największą pensję: 9000 franków. Spośród Francuzów zaś Eudes de Mśzeray, którego monumentalna Historia Francji jest dziełem godnym podziwu, otrzymuje 4000 liwrów; erudyci Baluze i Du Cange dojdą do 2000. Jan Chapelain, który ma 3000 liwrów, należy do najbardziej popieranych. Jest co prawda doradcą Colberta i już choćby dlatego zasługuje na nagrodę; ponadto ten autor Dziewicy był także około roku 1667 tym, czym Paweł Valery będzie w 1937 — swego rodzaju żywym symbolem poezji i inteligencji zarazem. Niektórzy dostają niezmiennie to samo roczne wynagrodzenie, czy wobec tego, że — podobnie jak stary Corneille — reprezentują wartości 87 Paryż już uświęcone przez czas, czy też dlatego, że zachęcanie ich do pracy nie zdawało się konieczne. Boileau otrzymuje 2000 franków, Benserade i Daniel Huet — 1500, Molier i Tomasz Corneille — po 1000 franków, Flechier zaś tylko 800. W innych przypadkach gratyfikacje stopniowo rosną. W roku 1667 pisarz Karol Perrault i matematyk Carcavy przechodzą od sumy 1500 franków do 2000; Quinault, którego pensja wynosiła początkowo tylko 800 franków, dostaje 1200 w roku 1672 i 1500 w 1674. Najczęściej się zmienia wynagrodzenie Racine'a, jak gdyby Chapelain i Col-bert, czuwając szczególnie nad jego karierą, usiłowali go wynagrodzić, w miarę jak rosło powodzenie jego tragedii' i opieka króla. W latach 1664 i 1665 autor Tebaidy otrzymuje rocznie 600 franków. W 1666 po napisaniu Aleksandra — 800 liwrów. W 1668 i 1669 zaś pensja słynnego autora Andromachy zostaje podniesiona do 1200 franków. Od roku 1670 do 1678 gorąco oklaskiwany autor Brytanika, Bereniki i Fedry, członek Akademii w 1673, historiograf Jego Królewskiej Mości w 1677, dostaje aż 1500 liwrów. Poczynając zaś od roku 1679, przyszły twórca Estery i Atalii ma taką samą gratyfikację jak jego stary rywal Piotr Corneille — 2000 liwrów.'1 Mimo zainteresowania naukami ścisłymi Colbert przez dłuższy czas otaczał opieką przede wszystkim pisarzy. Jeśli chodzi o pensje, dopiero w roku 1674 — roku śmierci Chapelaina — naukowcy zaczęli otrzymywać większe gratyfikacje niż pisarze. Ta innowacja staje się regułą, kiedy markiz Louvois zostaje nadintendentem. Wiek Ludwika XIV bezsprzecznie celuje zarówno w literaturze, jak i w nauce. Oprócz Huygensa i Cas-siniego pensje dostają Carcavy, Klaudiusz Perrault, Marłotte, Roberval, Borelli, La Hire; są wśród nich także pracownicy Królewskiego Ogrodu Botanicznego. Londyńskie Towarzystwo Królewskie i kilka uniwersytetów czy akademii włoskich prowadzą podobną działalność. W tych jednak czasach żaden kraj nie może i przez dłuższy czas jeszcze nie będzie mógł dorównywać Francji w tej dziedzinie. Mniejsza o to, że wojna zmusiła Louvois, by zaprzestał wypłacania tych pieniędzy pod koniec roku 1690. Pierwszy krok został zrobiony, i to z rozmachem, a wiek następny nie zada mu kłamu. LUWR OFIAROWANY NARODOWI • -' tą* Przenosząc się do Luwru, królowie Francji ofiarowali swój dawny pałac instytucjom państwowym: w ten sposób pałac na Cite stał się, jak widzieliśmy, Pałacem Sprawiedliwości. Z czasem Ludwik XIV, który po- Luwr ofiarowany narodowi czątkowo wolał Tuilerie od Luwru, potem Saint-Germain od Paryża, przedkłada Wersal nad Saint-Germain i użycza elicie swojego narodu większej części tego Luwru, „najpiękniejszej budowli świata", przynajmniej dopóki Mansart i Robert de la Cotte nie skończą budowy pałacu w Wersalu. Przed wykończeniem przypisywanej Klaudiuszowi Perrault wschodniej kolumnady Luwru — „jednego z najpiękniejszych osiągnięć architektury na świecie" M — Karol Perrault, brat Klaudiusza, członek Akademii Francuskiej i pierwszy urzędnik budowli królewskich *, otrzymuje w 1672 roku od Colberta zezwolenie na odbywanie posiedzeń Akademii w Luwrze. Umieszczona początkowo w obszernej antykamerze, która się znajduje między apartamentami letnimi a zimowymi królowej matki, Akademia zostanie z czasem przeniesiona do skrzydła Lemerciera, między Pawilonem Beauvais a Pawilonem Zegara. Nie jest to byle jakie pomieszczenie. Akademia zajmuje dawne sale Rady. Z czasem zostaje do niej przeniesiona Akademia Inskrypcji, której wspaniała sala posiedzeń jest dziełem malarzy Coypela i Rigaud. Po dwukrotnych przenosinach Akademia Malarstwa i Rzeźby 15 marca 1692 roku zostaje umieszczona dzięki łasce królewskiej w budynkach wzniesionych przez Le Vau w latach 1661—1663 na Dziedzińcu Królowej. Po dziesięciu latach Jego Królewska Mość odda tej Akademii kwadratowy salon i dawny lokal biblioteki królewskiej, w którym będą wystawione jej zbiory. Tymczasem w latach 1699, 1704 i 1706 nie opodal, w Wielkiej Galerii, będą się odbywały pierwsze „salony", tj. wystawy dzieł panów akademików dostępne dla szerokiej publiczności.18* W roku 1692 Akademia Architektury otrzymuje lokal w Luwrze, do którego się przenosi z Palais Royal! Po prostu dziedziczy dawny apartament królowej Marii Teresy. Przeniesiona później, ale lepiej obdarowana niż jej siostry, Akademia Nauk zostaje w 1699 roku umieszczona w dawnym apartamencie króla. Zebrania naukowe Akademii będą się odbywały w sali Henryka II. W dawnej zaś paradnej sypialni Jego Królewskiej Mości zostaje umieszczony słoń (którego sekcji dokonał Klaudiusz Perrault) i piękny wypchany wielbłąd. W sypialni, którą zajmowali wszyscy monarchowie, poczynając od Henryka II a kończąc na Ludwiku XII, i w sąsiednim gabinecie, świeżo ozdobionym przez Le Bruna, Akademia umieszcza szafy pełne różnych eksponatów anatomicznych. W skrzydłach mniej królewskich, w salach mniej wytwornych gnieździ się mnóstwo najróżniejszych lokatorów. Mieszkania zostają przydzielone niektórym dworzanom: panu De Vivonne, pani de Thianges, panu * Tytuł wyłącznie honorowy (przyp. red.). Paryż 90 de Saint-Aignan. Inne przysługują urzędnikom zatrudnionym na miejscu. Na przykład biednemu panu de Seguin, burgrabiemu zamkowemu, który nie ma gdzie skłonić głowy w wolnych chwilach między uganianiem się za „dzikimi" lokatorami pałacu, sprzątaniem, piklowaniem porzuconych materiałów (Luwr nie jest skończony, duża część nie ma jeszcze dachu), tropieniem nielegalnego podnajmu i ściganiem prostytutek na podwórkach i w rowach. Ksiądz de la Vau, bibliotekarz, ma zwykłe mieszkanie. Ale król w swojej dobroci pozwala mu ponadto, by przyjął do siebie dwóch zakonników, ojca Aignan i ojca Rousseau, chemików „zatrudnionych przy sporządzaniu lekarstw", przezwanych niebawem „kapucynami z Luwru". Nie bojąc się ewentualnych pożarów, wybudowali laboratorium, opisane w 1678 roku w piśmie „Mercure galant", a położone prawdopodobnie na dziedzińcu pałacowym w „aptece". Najważniejszymi jednak lokatorami Luwru są uczeni i artyści, którym król dał schronienie na parterze i na antresoli Wielkiej Galerii. Około roku 1680 mieszkali tam Berain i Izaak Silvestre, geograf Sanson, rusznikarz Piraube, płatnerz Renoir, rytownik Chatillon, rzeźbiarz Girar-don (ten ostatni w apartamencie dwupoziomowym), Renaudot, redaktor „Gazette de France", Vigarani, twórca słynnej Salle de Machines, medalier Chivron, zegarmistrz Bidoux, ebenista Andrzej Karol Boulle,1M którego umieszczono tam jako ebenistę królewskiego i „lokatora" (ten „lokator", artysta i plebejusz mieszkający w Luwrze, choć nie jest kuzynem króla, uważa, że został, równie dobrze potraktowany jak arystokratyczny „lokator" Wersalu) po nieboszczyku imć panu Janie Masse, tego samego stanu. A działo się to w roku 1672, kiedy Najjaśniejszy Pan był na wojnie. Jako dobry nadintendent budowli pan Colbert zapytał króla, czy wypada pozostawić mieszkanie Massego niezbyt ciekawemu synowi nieboszczyka i czy nie lepiej byłoby przydzielić je imć panu Boulle, najzręczniejszemu ebeniście, to znaczy Andrzejowi Karolowi.* Wielu artystów panoszy się w pałacu i zagarnia lokale, które wcale nie są przeznaczone dla nich. Girardon umieszcza swoje zbiory i warsztaty w części galerii starożytności. Wśród innych okazów ma mumię, którą w 1698 roku niezmiernie podziwia podróżnik angielski nazwiskiem Lister. W pałacu królów Francji została także umieszczona część kolekcji królewskich, jest to zaczątek przyszłego muzeum Luwru, większość starożytności z dużym nakładem kosztów została przewieziona z Włoch za czasów Mazariniego i — później — pod kierownictwem i zgodnie z do- * Informację tę zawdzięczam panu Jean Diwo, znawcy historii przedmieścia Saint- -Antoine. Popołudnia w Auteuil kładnymi rozkazami Colberta. Ponadto mieści się tam także drukarnia królewska, źródło hałasu i różnych niewygód. Wszyscy ci uprzywilejowani i tolerowani przez króla „lokatorzy" zainstalowali się tam na dobre i jak gdyby na wieczne czasy. Kiedy miasto organizuje na rzece zabawy ze sztucznymi ogniami, na przykład 25 sierpnia 1682 roku na cześć narodzin diuka Burgundii, mieszkający w pałacu artyści wznoszą rusztowania wzdłuż Wielkiej Galerii i bezwstydnie wynajmują je amatorom widowisk. W zamian zaś za to muszą opracować stronę plastyczną wszelkich świąt: w roku 1682 na przykład dekorator Berain bierze na siebie rozmieszczenie świateł przy iluminacji olbrzymiej fasady od strony Sek-wany; w roku 1704 natomiast, podczas uroczystości urodzinowych diuka Bretanii, zajmuje się tym Girardon.183 Lokatorzy Luwru przywykli do hojnej gościnności, jaką im oferuje Jego Królewska Mość, a paryżanie zaczęli w końcu uważać za rzecz całkiem naturalną, że największy pałac w Europie stał się swego rodzaju siedzibą artystów. Ale jest to jedyny na świecie przykład tak dobrotliwego mecenatu. Wbrew rozmaitym legendom artyści, naukowcy i inni intelektualiści wcale nie mieli ciężkiego życia w Paryżu za czasów monarchii zwanej absolutną. 91 POPOŁUDNIA W AUTEUIL Kto dygocze w Paryżu, odzyskuje zdrowie w Auteuil: takie jest głębokie przekonanie księdza Le Gendre'a, sekretarza arcybiskupa Harlaya. W 1692 roku Le Gendre przeziębił się i dostał wysokiej gorączki, dzięki czemu zwiedzimy tę miejscowość pod Paryżem. Ksiądz, który gardzi ludźmi nauki, ale chce odzyskać zdrowie, pyta najpierw o radę trzech lekarzy. „Jeden mówi to, drugi — tamto, a trzeci (...) same rzeczy fry-wolne."39 Zniechęcony tym ksiądz postanawia wówczas, że sam będzie się leczył: „Nie pozwoliłem ani puszczać sobie krwi, ani dawać na przeczyszczenie, mniej jadłem i zacząłem więcej pić: do połowy dużej kwarty wina wlałem półtorej kwarty wody, między posiłkami piłem czystą wodę, i to najgorętszą, jaką mogłem znieść. Nie ruszałem się wcale, nie czytałem nic ani nie pisałem, nie pozwoliłem, by mówiono mi o interesach, dwukrotnie wziąłem na poty, nie używałem żadnych lekarstw i sam siebie wskrzesiłem (...) To morze wody zabrało gorączkę i rozjaśniło mi się w głowie, a już zaczęła robić się ciężka." Po trzech tygodniach kuracji ksiądz tak dobrze się czuje, że postanawia udać się do Auteuil na przechadzkę, by ostatecznie wyzdrowieć. To „urocza wieś, położona w odległości mili od Paryża (...), oddycha Paryż 92 się tam doskonałym powietrzem i jest mnóstwo ślicznych domów". Najpiękniejszy należał wówczas do kogoś w rodzaju pana Jourdain, był ta pan Galpin, skarbnik Francji, który się wzbogacił, handlując złotą i srebrną lamą. Mieszka w „pałacyku, tak pięknie umeblowanym, że wszyscy, nawet osoby najbardziej dystyngowane zazdroszczą mu szczerze". Główny zaś ośrodek życia intelektualnego i towarzyskiego wsi to dom pana Boileau-Desprcaux, członka Akademii Francuskiej. Dom ten, ani piękny, ani brzydki, jest otoczony ładnym ogrodem. Ma się stamtąd „uroczy" widok. Samo mieszkanie- poety wydaje się nieco zaniedbane, ale sala przyjęć, ozdobiona grubą tapiserią turecką, wygląda nieźle. Na honorowym miejscu króluje tam portret królowej Szwecji Krystyny, na pozostałych ścianach wiszą podobizny różnych Menipposów, Persjuszy, Juwenalów i innych poetów satyrycznych, poprzedników pana domu. Gdy tylko pan Boileau dowiaduje się, że ksiądz Le Gendre przebywa w pobliżu, natychmiast otwiera szeroko podwoje swego domu i zaprasza go „przynajmniej na kilka popołudni". Prowadzi bowiem salon literacki, w którym co dzień po południu odbywają się spotkania, równie — jak się zdaje — dalekie od próżności życia dworskiego, jak i od przyziemnych zainteresowań mieszczańskich. Gromadzi się tam zawsze tłumnie „wyborowe towarzystwo ludzi pióra, mężczyzn i kobiet". Pani Deshoulieres (zm. 1694) króluje wśród nich w schyłkowym blasku swojej urody — ma pięćdziesiąt pięć lat — dowcipu, cnoty. „Była muzą zarówno dzięki swojej mądrości, jak i wierszom; idylle jej cieszą się wielkim uznaniem." Ksiądz Regnier bywa również w tym towarzystwie: kończy wtedy przygotowanie pierwszego wydania słynnego słownika Akademii, oczekiwanego od tak dawna (księżna Pala-tynka zapewnia, że autorzy ślęczeli lata nad literą Q58). Z powodu tego słownika uczone towarzystwo rzuciło anatemę na biednego Furetiere'a. Racine, lektor króla i historiograf jak pan domu, darzy go wielką przyjaźnią. Państwo Dacier, wielebny ojciec Bouhours to inne znakomitości tych czasów. Andrzej Dacier, nawrócony protestant, kustosz książek w gabinecie Luwru, tłumacz Horacego, Platona, Sofoklesa, Arystotelesa i Plutarcha, przygotowuje się właściwie do godności akademika. Towarzyszy mu żona, która nawróciła się również. Ta przyszła tłumaczka Homera doskonale zna „grekę, a także łacinę, ale mniej dobrze"; niedawno jednak przetłumaczyła na francuski trzy sztuki Terencjusza. Toteż bez żadnego ukrytego zamiaru ksiądz Le Gendre, porwany duchem rywalizacji w wiedzy, którą żyją bywalcy salonu, popełnia największą gafę w swoim życiu. „Pewnego dnia — opowiada ksiądz — kiedy rozmowa przeszła na Plauta, Terencjusza, Fedrusa, Horacego i niepostrzeżenie zaczęliśmy mówić o pięknej kulturze łacińskiej, wyłożyłem Popołudnia w Auteuil po łacinie, co myślę o pracach tych twórców; a mówiłem wówczas po łacinie równie łatwo jak po francusku; nie byłem bynajmniej niegrzeczny, należało właśnie mówić tym językiem wobec pań, które się chlubiły znajomością łaciny i rzeczywiście znały ją dobrze." Jest gorąco oklaskiwany, ale pani Dacier, która chciała odpowiedzieć również po łacinie, „potknęła się parę razy z braku wprawy". Wówczas Racine i Boileau poprosili gbura, by powrócił do języka francuskiego. Wielebny ojciec Bouhours, jezuita, pięknoduch i złośliwiec, który mieszkał w owym czasie w pałacu Galpin, odprowadzając potem Le Gendre'a, robił mu gorzkie wyrzuty. Jeśli można mu wierzyć, Boileau i Racine czuli się jeszcze gorzej niż pani Dacier, gdyż znali łacinę „tylko bardzo powierzchownie". Po tym przykrym doświadczeniu z łaciną goście z domu Despreaux powracają do pięknego języka francuskiego. Nie ma dnia, by nie poruszali „jakiegoś problemu literackiego". Jest w tym pewną pedanteria, nie spotykana na dworze i potępiana przez miasto. W swoim towarzystwie pisarze przekraczają niekiedy dozwolone granice, niebezpieczeństwo to grozi zresztą wszystkim zebraniom specjalistów. Jeśli można wierzyć księdzu Le Gendre, Boileau-Despreaux bawi się, „przekomarzając się z gośćmi na temat Persjusza, Horacego i Juwenala", bo chce ich zmusić, by się zajęli jego Satyrami, l ci, co są przekonani, że gospodarz ich jest pełen podziwu dla królowej Krystyny, zostają brutalnie przywołani do nędznej rzeczywistości. Boileau: Przeciwstawiłem królową Szwecji Krystynę Persjuszowi ł Juwenalowi, najwybitniejszym ludziom swoich czasów, tylko dlatego, że była najbardziej złośliwą kobietą naszego wieku. Le Gendre: Toteż odpłacono jej pięknym za nadobne. Czegóż to nie opowiadano o tej królowej hermafrodycie? To słowo szokuje. Wtedy ksiądz wyjaśnia swoją myśl: królowa Szwecji była kobietą „ze wszystkimi słabościami swojej płci", to pewne, często jednak mówiła, że „wolałaby być mężczyzną". Regnier broni Krystyny, twierdzi, że była bohaterką. Boileau: Bohaterką?! A to w czym? Czy w przygodach miłosnych z ambasadorem Hiszpanii, eleganckim i dzielnym Pimentelem? Czy w okrutnej wściekłości w stosunku do innego z kochanków, którego kazała zasztyletować w jednej z galerii pałacu Fontainebleau? Czy na przyjęciach, jakie urządzała u siebie w Rzymie, na których mówiła bez osłonek i bez umiaru rzeczy tak sprośne, że czerwienili się najmniej skromni spośród obecnych? Ksiądz Regnier dopatruje się bohaterstwa w abdykacji, na którą się zdecydowała królowa. 93 Paryż 94 Boileau: Tak, gdyby uczyniła to wiedziona prawdziwym heroizmem; niepodobna jednak zaprzeczyć, że abdykowała przez lekkomyślność i ulegając niemądremu pragnieniu włóczenia się po świecie. Ani w pałacu Rambouillet, ani w słynnych salonach paryskich nie pozwolono by w XVIII wieku na tak swobodny język, na takie nie kończące się utarczki słowne, takie napaści i niedomówienia. Zgromadzeniom w Auteuil brakowało co prawda przewodniczki kobiety. Obecność takich sawantek jak pani Dacier czy pani Deshoulieres nie wystarczała, by utrzymać dobry ton, o który się czasem nie dbało. I — rzecz najgorsza — pan domu zawsze chciał mieć rację. Ta wojna szwedzka skończyła się wreszcie tak: towarzystwo uznało (albo udawało, że uznaje), „że ta królowa hermafrodyta nie wygląda na bohaterkę".89 Myśmy na tym wygrali, bo możemy w roku 1984 słyszeć przemawiającego Boileau, jak gdyby jego słowa zostały utrwalone na taśmie magnetofonowej. Rozdział czwarty Od kolebki do mogiły Jakie są główne cele małżeństwa? Pierwszy cel to dać obywateli państwu, dzieci Kościołowi, mieszkańców Niebu. Ojciec Feline Francuz z roku 1680 nie ujmuje rzeczywistości na sto różnych sposobów. Mówi się, że „ojcowie i matki obdarzyli nas życiem, wydali nas na świat", lecz „pierwszym twórcą naszego życia jest Bóg".26 On też wyznaczył jego granicę. „Według Pisma Świętego życie człowieka od czasów potopu zostało ograniczone do stu dwudziestu lat." A przecież egzystencja ludzka jest krótka, „życie mija jak cień, jak sen", jeśli je mierzyć miarą wieczności. Ludzie wierzący czekają zresztą „na życie wieczne po tym życiu, co szybko przemija", mają nadzieję „na lepsze życie, drugie życie". I by je osiągnąć, usiłują być cnotliwi na ziemi. „Bogacze wiodą błogie życie, używają życia"; nie robią jednak tego najlepiej. Należy trwać przy takim rodzaju życia, jaki się wybrało, jeżeli jest dobry; zmienić go i żałować swojej pomyłki, jeśli jest zły. Każdy powinien prowadzić w miarę możliwości „życie święte, życie chrześcijańskie", nie zaś „żyć jak wieprz, krótko a dobrze", czyli „żyć źle". Ideałem jest „życie duchowe, pobożne i kontemplacyjne, wstrzemięźliwe, przykładne". Ówczesne przysłowia są mniej pobożne, mniej wymagają od człowieka. Głoszą jednak zasady moralności wywodzącej się wprost z Dekalogu. Mówi się: „Jakie życie, taki jego koniec", by powiedzieć, że umiera się tak, jak się żyło. Przysłowia przypominają zresztą, że śmierć może w każdej chwili niespodziewanie położyć kres życiu człowieka albo może go boleśnie ugodzić choroba: „Kto ma czas, ma życie", „Ma się zawsze więcej dóbr niż życia", „Należy tak żyć, jakby się miało żyć wiecznie". „Dziękuję za życie — to wyznanie maluczkich." 26 Od kolebki do mogiły JSTADZIEJA ŻYCIA Życie jest więc cenne i kruche. Cenne dla Kościoła, który zdecydowanie potępia dzieciobójstwo. Państwo podziela ten pogląd: obowiązujące ciągle stare prawo Henryka II oddaje pod nadzór władz niezamężne dziewczęta w ciąży, by je obronić przed pokusą sztucznego poronienia. Egzystencja ludzka ma wartość dla administracji. Kolbertyzm jest popu-lacjonistyczny. W 1670 roku Colbert polecił namiestnikowi policji Paryża prowadzić miesięczne wykazy chrztów, ślubów i pogrzebów. W 1686 roku Vauban ogłosił Metodą ogólną i łatwą obliczania ludności.™ Intendenci zaczynają sporządzać dla diuka Burgundii statystykę ogólną kró-__ lestwa.9 Życie ludzkie jest także niezbędne do utrzymania harmonii w kraju, a równowagi w kantonie, parafii, gospodarstwie rolnym. Toteż w czasach Ludwika XIV daje się zauważyć niezwykła autoregulacja procesów demograficznych. W społeczeństwie głównie rolniczym, które ma już za sobą etap karczowania terenów dziewiczych, nie należy mnożyć powinności pańszczyźnianych, bo ziemia nie zdoła wyżywić wszystkich wieśniaków. Sporo jest ludzi samotnych i takich, co późno zawierają związki małżeńskie * (we wsiach w okolicach Paryża mężczyźni się żenią przeciętnie w wieku około dwudziestu siedmiu lat, a kobiety około dwudziestu czterech i pół). Nieznaczna zaś w owych czasach liczba dzieci nieślubnych (1%) świadczy o roztropności starych kawalerów i powściągliwości młodzieży, to jest o zdumiewającym autorytecie, jaki Kościół ma wśród swoich owieczek respektujących jego nakazy. Jednakże to przywiązane do tradycji społeczeństwo uważa, że nie wolno zaniedbywać- pracy na roli, ziemia nie powinna leżeć odłogiem, a zagrody chłopskie przechodzić masowo w ręce właścicieli z miasta. Kiedy więc śmierć brutalnie zabiera setki tysięcy ludzi, nasi ojcowie niemal instynktownie znajdują ratunek: wzrasta liczba ślubów i w konsekwencji urodzin, pustka zostaje więc wypełniona.114 Lata 1676, 1680, 1691, 1705 były latami wielkiej śmiertelności, gorsze jednak okazały się lata 1709 i 1710, a jeszcze gorsze 1693 i 1694. Podczas kryzysu lat 1709—1710 zmarło około l 400 000 Francuzów, a w latach 1693 i 1694 — 2 000 000. Surowe zimy i nieurodzaje spowodowały spustoszenia bezpośrednie, ale do rozpowszechniania się chorób i braku odpor- * Zdumiewający przykład późnego małżeństwa podany jest w rozprawie o porodzie Mauquesta de la Motte z roku 1698 albo 1699. Chirurg ten opowiada o „młodej mężatce", pięćdziesięciojednoletniej, mieszkance Sebeville w Normandii (na południu Valognes): „Zaszła w ciążę, nie zdając sobie wcale z tego sprawy (...) poród odbył się bardzo szczęśliwie." 32. Jean-Baptiste Lulli, kompozytor, dyrektor Akademii Muzyki Nadzieja życia ności na epidemie przyczyniły się głównie szkody pośrednie. Stan wojenny, ogarniający wszystko — nie tyle nawet ze względu na liczbę poległych w walce, co na ruchy wojsk i związany z tym rabunek — pogarsza sytuację. W miastach śmiertelność jest większa niż na wsi wbrew utartym przekonaniom, które łączymy zazwyczaj ze znanym cytatem z La Bruyere'a. Niski poziom higieny, ciasnota, brak wody pitnej i stosy śmieci sprzyjają epidemiom. To wszystko dowodzi, jak kruche było wówczas życie ludzkie. Bardziej zdumiewający jest jednak odwet, jaki brało życie. W roku 1694 zima i wiosna były wyjątkowo mordercze we Francji. Ale od roku 1695 sytuacja zaczyna się poprawiać: wzrasta liczba ślubów i niebawem także urodzin."4 Duchowieństwo nie jest temu przeciwne, administracja również, ale wszystko tak się dzieje, jak gdyby Francuzi całkiem naturalnie znaleźli na szczeblu lokalnym, tj. na terytorium parafii, jedyną możliwą qdpowiedź na groźne postępy śmierci. Śmierć zaś między kolejnymi paroksyzmami ma ulubiony teren działania: wczesne dzieciństwo. Zgony dzieci kilkuletnich, maluchów poniżej pięciu lat, są zjawiskiem tak powszednim, że wielu księży, i to tych, którzy skrupulatnie zapisują chrzty w księgach, kościelnych, nie notuje pogrzebów tych maleństw. Duchowieństwu, podobnie jak rodzicom, wystarcza świadomość, że sakrament otworzył przed zmarłymi bramy raju. Rodzi się dużo dzieci martwych, dużo umiera w pierwszych miesiącach życia. Na dziesięcioro niemowląt nawet ośmioro nie osiąga roku, zaledwie sześcioro dzieci żyje dziesięć lat, a tylko pięcioro dożyje może aż do dwudziestu pięciu, tj. do przeciętnego wieku zawarcia małżeństwa.114 Tak słaba jest nadzieja na długie życie. A Francja jest przecież krajem bogatym i cywilizowanym! Żeby stale kompensować taką śmiertelność wśród dzieci i klęskę wybuchających co pewien czas epidemii, małżonkowie mają po sześcioro dzieci co najmniej. Gdyby mieli ich mniej niż pięcioro, liczba ludności we Francji malałaby ciągle. Kontrast między wielkim wysiłkiem związanym z wydaniem na świat dzieci a jego niepewnym skutkiem lepiej niż wszelkie inne rozważania uzmysławia kruchość życia ludzkiego. A nie należy także zapominać, że dżuma, wojna czy głód (te trzy klęski średniowiecza) niemal całkiem znikły, a raczej się oddaliły od granic Francji! Osiągnąwszy dwudziesty piąty rok życia, nasi ojcowie mogli mieć nadzieję na dalszą pomyślną egzystencję. W sprzyjających warunkach śmierć następowała w nieco późniejszym wieku. Benedyktynki z Fare-moutiers-en-Brie żyły przeciętnie sześćdziesiąt dwa lata.69 97 V — Bluche r Od kolebki do mogiły OKRESY ŻYCIA Obrazy dzieciństwa Każdy myśli w owych czasach, że Bóg, Pan życia i śmierci, zakreśla granice istnienia, pozwala, by niemowlęta umierały tak wcześnie, odmierza człowiekowi jego czas na tej ziemi. Na początku, od chrztu aż do siódmego roku życia dziecko „nie popełnia grzechów"26: siedem pierwszych lat to „wiek niewinności, wiek delikatny". Kończąc siedem lat, chłopiec czy dziewczynka osiągają „wiek rozumu". Kościół uważa, że mają odtąd wyraźną świadomość dobra i zła: podobnie jak starsze od nich istoty ludzkie grzeszą, doznają skruchy, mają zasługi. Rytm wzrostu i starzenia się jest zmienny zależnie od płci. Mając czternaście lat, chłopcy wchodzą w „wiek dojrzałości fizycznej" albo „wiek dorastania do małżeństwa". Skończywszy piętnaście czy szesnaście, są młodzieńcami. Aż do dwudziestu pięciu lat — progu pełnoletności — są jeszcze młodymi ludźmi. W przypadkach pomyślnych mówi się o młodości aż do trzydziestu lat. Trzydziesty zaś rok życia stanowi głęboką cezurę, koniec młodości, koniec okresu, który się nazywa „kwieciem wieku". Dorosły człowiek, który obchodzi swoje trzydzieste urodziny, jest w „połowie życia". Od trzydziestu do pięćdziesięciu lat będzie „w sile wieku, w wieku dojrzałym, w wieku męskim". Mężczyzna pięćdziesięcioletni zaczyna się starzeć, mówi się o nim, że jest „u schyłku swych lat", że się posunął, chętnie się go nazywa „starym piernikiem". Po sześćdziesiątce zaś nikt nie uniknie tego określenia. Wtedy człowiek jest już w „podeszłym wieku". „Mężczyźni są starzy po sześćdziesiątce" — pisze Fure'tiere. Po siedemdziesiątce mężczyzna staje się „człowiekiem wiekowym", starcem, a po skończeniu siedemdziesięciu pięciu lat wchodzi w „wiek zgrzybiały". Kobieta dojrzewa i starzeje się wcześniej. W dwunastym roku życia dziewczynka rozpoczyna „wiek dojrzewania". Aż do dwudziestu lat młoda dziewczyna ma prawo do miłego określenia „podlotek". Jest to okres niebezpieczny, gdyż podlotki zawsze pociągały staruchów. W owych czasach kobieta dwudziestoletnia promienieje dojrzałością. Nie wygrywa na tym. „W wieku trzydziestu pięciu lat kobieta nie jest już młoda." Pięć lat później zaczyna się „zmierzch młodości". „Po przekroczeniu czterdziestki kobieta więdnie, uroda jej należy już do przeszłości." Jest stara dwadzieścia lat wcześniej niż mąż czy kochanek. Społeczeństwo siedemnastowieczne, które tak skwapliwie dzieli życie na bezlitosne okresy, nie zna granic wieku. W zasadzie nie można już kupić urzędu po przekroczeniu siedemdziesięciu lat, w rzeczywistości jednak osiemdziesięcioletni mężczyźni dostają nowe nominacje. Stefan d'Aligre został mianowany strażnikiem pieczęci w wieku osiemdziesięciu lat (1672). Dwa lata później będzie kanclerzem i umrze — sprawując 99 swój urząd — jako osiemdziesięciopięcioletni starzec. Poczciwi ludzie mówią o starcach sześćdziesięcioletnich, ale uważają za całkiem naturalne, że siedemdziesięcioczteroletni Duquesne stoi na czele eskadry, która bombarduje Genuę (1684), a markiz de Villette w wieku siedemdziesięciu dwu lat energicznie dowodzi pod Velez-Malaga (1704) strażą przednią armii morskiej hrabiego Tuluzy. Na przeciwnym końcu- tego wyliczania można wymienić takie osobistości jak Bossuet, tonsurowany w dwunastym roku życia, jak Lamoignon — ochotnik w czternastym, pułkownik w siedemnastym i wysoki urzędnik sądownictwa w dziewiętnastym, i takich jak Louvois, który odziedziczył urząd sekretarza stanu, mając czternaście lat. Wiek człowieka zależy od jego rozwoju, osiągnięć, stanu zdrowia, wartości, poważania, jakim się cieszy wśród ludzi. Na początku roku 1702, kiedy „nikt jako żywo nie poznałby pani de la Valliere" mającej pięćdziesiąt siedem lat, kiedy dumna pani de Montespan, która właśnie skończyła sześćdziesiąt lat, miała włosy siwe, twarz czerwoną i pooraną zmarszczkami — sześćdziesięciosiedmioletnia markiza de Maintenon „wyglądała tak samo jak wówczas, gdy miała trzydzieści sześć lat". W 1711 roku księżna Palatynka, która jej nie znosiła, uważała, że „markiza bardzo dobrze się prezentuje".58 W tym samym wieku, nie tak samo jednak cnotliwa, dawna przyjaciółka Franciszki d'Aubigne, niezwykła kobieta, jaką była Ninon de Lenclos, nie wie w ogóle, co to znaczy starzeć się. Tajemnicze są wyroki Opatrzności: nie zawsze wynagradzają pobożność i dobre obyczaje. OBRAZY DZIECIŃSTWA Wiek XVII, przynajmniej przed rozpowszechnieniem kultu Serca Jezusowego, miał szczególne nabożeństwo do Dzieciątka Jezus. Kardynał de Berulle odnowił wiarę w Chrystusa jako podstawę wiary chrześcijańskiej w ogóle: na gruncie pobożności ludowej jego nauka utrwala znajomość i kult Dzieciątka Jezus. I to głównie dzięki Małgorzacie od Świętego Sakramentu, młodziutkiej karmelitance z Beaune: w 1632 roku (Małgorzata miała wtedy trzynaście lat) ukazał się jej Zbawiciel jako Dziecię i powiedział, że powinna się modlić, aby Ludwik XIV miał męskiego potomka. W 1635 roku widzenie się powtórzyło, ale tym razem Jezus obiecał Małgorzacie, że królowa powije syna.94 Chrystus, opiekun ludzi, ma przede wszystkim dbać o dzieci. Widząc wszędzie malowane, rzeźbione, grawerowane wizerunki świętego Dzieciątka, ludzie uczą się kochać Od kolebki do mogiły 100 dzieci i — co może jest najważniejsze — poważnie traktować dzieciństwo. Ponadto ikonografia religijna przedstawia często Jezusa między Marią, Jego Matką, i Józefem, Jego żywicielem i opiekunem. Poza innymi dobrodziejstwami Święta Rodzina niejako nobilituje dziecko, umieszcza je na honorowym miejscu i proponuje ludziom wzór rodziny chrześcijańskiej. Wszystko pozwala przypuszczać, że przesłanie zostało zrozumiane. Rycina z 1701 roku, podpisana F. Guerard, przedstawia młode małżeństwo kupieckie. Mężczyzna wskazuje na widoczny przez okno kantoru port i statki handlowe. Na stole widać sakiewkę i liczydła. Znajdująca się obok żona handlowca kołysze niemowlę i pilnuje małego chłopczyka w żakieciku (ubranko dziecięce do piątego roku życia). Pod tym pogodnym obrazkiem rodzinnym widnieje taki piękny wierszyk: Szczęśliwy człek, co niebios chce szanować prawa, Przeto żywota swego najpiękniejsze chwile Służbie rodziny, Boga i Króla oddawa.76 Od roku 1680 dziecko nabiera ogromnego i nie znanego dotychczas znaczenia. Świadczy o tym Słownik uniwersalny. Ciągle się mówi w nim o dziecku otoczonym miłością całej rodziny. To prawda, że Slownik nie pomija bicza, rózgi, kija, klapsów („słowo brutalne"). Dwie zasady usprawiedliwiają te środki represji pedagogicznych: „ojciec powinien karać swoje dzieci", „nauczyciel ma wymierzać kary uczniom". Istnieje jednak mnóstwo czułych słów, których używa szczególnie mieszczaństwo i lud, a także troskliwi rodzice: „Moje maleństwo, mój bobasku, moja malutka, serduszko." Są także słowa łagodzące reprymendy: „mały figlarzu" brzmi czulej niż „smarkaczu". Nie potępia się serdecznej ironii, można na przykład powiedzieć synowi: „Idź no do szkoły i popędź nauczyciela." Fure-tiere jako dobry moralista zachęca rodziców, by nie byli zbyt łagodni i przy tej okazji ukazuje nam wiek XVII prawie nie znany. Doradza nie nadużywać oznak miłości („Ojcowie i matki powinni całować dzieci ' w czoło"). Krytykuje nadmierną czułość („To wada matek, że zbyt się cackają ze swoimi dziećmi, za dużo je pieszczą i rozpuszczają"). „Niebezpiecznie jest za często chwalić dzieci", „psuje się dzieci zbyt im dogadzając", a szczególnie pozwalając, by opychały się konfiturami. Ten sam słownik — czy nie wynika to z jego rzekomej „uniwersalności"? — zawiera rozsiany, ale rzucający się w oczy zasób wyrażeń ze słownictwa dziecięcego: bobo, bonbon, dada, dodo, maman tśton (mam-ka), papa mignon. „Kot" nie jest jeszcze minet ani minou, jest i zostanie, aż do drugiego Cesarstwa, minon. Po słownictwie dziecięcym nastę- Obrazy dzieciństwa puje gwara szkolna. Oto kilka przykładów. „La bouffe" nie jest żadnym pożywieniem, ale oznacza okrągłe policzki; zadziorni chłopcy grożą kolegom, że dostaną od nich po gębie („to słowo jest trywialne"). „Mieć campos" oznacza, że się dostało zezwolenie na wyjście ze szkoły, „by się przechadzać, pójść na pole, bawić się". „Capon" nie znaczy jeszcze tchórz, ale wisus, wandal, spryciarz, oszust. A co to jest „compotation" — słowo nie znane na dworze królewskim, w mieście i na wsi? Termin ten oznacza „małą hulankę albo posiłek nauczycieli czy uczniów, którzy razem się bawią". „Croquignole" zaś, słowo, które nie weszło do literatury, oznacza prztyczek, szczutek: „Paziowie i chłopcy w szkole dają prztyczki słabym lub głupim kolegom." Zabawy dziecięce, zabawy w domu, w ogrodzie i w szkole także figurują w Słowniku, poczynając od szmacianej lalki, bez rąk i nóg, tej zabawki ubogich dziewczynek, a kończąc na huśtawce domowej, na której dziecko się huśta „siedząc na drążku przywiązanym do sznurów uczepionych gdzieś wysoko". Ta dziwna huśtawka, wymagająca większej zręczności niż ta z czasów Bouchera i Fragonarda, może sprawić wiele radości. Cieszy, jak się zdaje, nie tylko dzieci, lecz także lokajów. Istnieją dwie odmiany koszoneta. Tak się nazywa coś w rodzaju udoskonalonej kostki zrobionej z kości słoniowej lub zwykłej i mającej dwanaście pięciokątnych boków ponumerowanych od l do 12. Rzuca się taką kostkę na stół, usiłując zdobyć jak najwięcej punktów. Istnieje poza tym gra o tej samej nazwie, prototyp prowansalskiej petanki: „Mówi się «grać w koszoneta», kiedy gra się w kule przechadzając się i za każdym razem zmienia się cel." Na podwórkach szkolnych i gdzie indziej dzieci lubią grać w piłkę, już nowoczesną, już nadymaną („najbardziej dzieci szkolne przepadają za grą w piłkę"), w drążki, w kozły, która to gra nazywała się wtedy „złam kark", jak gdyby przy skokach obowiązywała niezręczność. W zimie modną grą jest krosa, prymitywny prototyp hokeja na lodzie. („Trudno się uchronić od graczy w krosę podczas mrozów.") Slownik nie zapomina o zabawach w domu. Jedną z nich jest „koszyczek", podczas którego każdy gracz usiłuje znaleźć rym na „ek", hałaśliwa ciuciubabka i bardzo spokojna zabawa w błyskotki. Błyskotka to „mały kawałek papieru, kartonu czy pergaminu, starannie wycięty nożyczkami w kształcie różnych postaci, przedmiotów lub wzorów, które się nalepia na drewno, aksamit itp." Wreszcie zabawa w „zimno-gorąco". Furetiere, który uważa nazwy zabaw za niezbyt eleganckie i prostackie, podaje jednak ich reguły. „Zimno-gorąco" jest według niego zabawą dla młodzieży, polega ona na tym, że jakiś przedmiot zostaje schowany w rękach lub ubraniu jednego z uczestników, a osoba nie wtajemniczona ma zgadnąć, co to za przedmiot i kto go ma. 101 Od kolebki do mogiły 102 Dziecko nie jest ani aniołkiem z cukru, ani czekalodowym Dzieciątkiem. To brzdąc, niekoniecznie wymyty („podtarty"), chłopczyk czasem łobuzowaty („krnąbrny, lekkomyślny, nieostrożny"), który drze spodnie, niekiedy to sztubak wpisany przez wychowawców na listę urwisów. Lecz jest to także mały mężczyzna, którego dorośli — z nauczycielami na czele — traktują jako osobę odpowiedzialną w owych czasach, kiedy istniały dobro i zło, grzech i skrucha. Nikt nie będzie brał tego dziecka poważniej niż Karol Perrault, członek Akademii Francuskiej, „jeden z najwznioślejszych geniuszów, jakich miała ludzkość od czasów Homera" (Nodier). Dla dziecka przemienił on bajki piastunki w prawdziwe arcydzieła. ALIANSE I MEZALIANSE Społeczeństwo to — nie znające równości i zadowolone z takiego stanu rzeczy — jest mocno przywiązane do mieszczańskiego raczej ideału małżeństwa w swojej sferze. W przypadku porwania dziewczyny prawo i sędziowie karzą oczywiście przemoc, lecz zarazem niemal zawsze sankcjonują nierówność. Stąd przykrości, jakie miał kompozytor Henryk Desmarets, uważany za niegodnego poślubienia panny de Saint-Gobert.75 Ślub potajemny zaś przypieczętowuje zazwyczaj jakąś nierówność, toteż jest surowo karany zgodnie z duchem soboru trydenckiego, który nakazał trzykrotne ogłaszanie zapowiedzi, by uniknąć nadużyć. Małżeństwo z miłości, które się wiąże z powyższym przypadkiem, niepokoi wszystkie środowiska. Pieśniarze podsycają jednak tęsknotę za takim związkiem. W popularnych piosenkach ówczesnych przewija się często wątek dziewczyny, którą wbrew jej woli wydano za bogatego i chorowitego starca, podczas gdy kochała pięknego, ale ubogiego młodzieńca. Nie pozostaje jej nic innego jak wstąpić do klasztoru lub zdradzać małżonka.179 Jeśli jednak od rzeczy zmyślonych przejdziemy do codziennego życia, związek oparty na miłości wydaje się niemal zawsze niepewny, bo pozwala na nierówność społeczną małżonków. Zbyt duża różnica wieku wywołuje zgorszenie. Wśród drobnego mieszczaństwa w miasteczkach i na wsi piętnuje się pary źle dobrane. Urządza się dla nich kocią muzykę. Nawet na dworze królewskim związki małżeńskie między przedstawicielami różnych pokoleń spotykają się zazwyczaj ze sprzeciwem rodziny, z krytyką i sporami. W najlepszym przypadku traktuje się je z ironią. Marszałek de Tessś pisze do księżnej des Ursins 17 lipca 1709 roku: „Mieliśmy niedawno wesele panny de Mailly, która ma zaledwie trzynaście lat, z wicehrabią de Polignac, który ma Alianse i mezalianse przeszło pięćdziesiąt. Podczas uroczystości matka panny młodej, zalewa- 1Q3 jac się łzami na widok ofiary, rzuciła się niemal do kolan ofiarnika, mówiąc błagalnie, że trzynaście lat to wiek, który zasługuje na pewne względy... «Niech pani będzie spokojna — odparł wicehrabia — jeśli pani córka ma tylko trzynaście lat, zięć pani skończył pięćdziesiąt^." °8 Jednakże mezalians — jaskrawy przykład nierówności społecznej między narzeczonymi — "nie ma w ówczesnej Francji tak złej reputacji jak w Niemczech. A to dlatego, że ustalanie norm rzeczy dozwolonych i rzeczy godnych potępienia należy do szlachty. Otóż we Francji dowody szlachectwa mężczyzn i kobiet liczą się według stopnia z ojca na syna, w linii męskiej, a nie według pokoleń jak w Świętym Cesarstwie. Diukowie mogą ostatecznie poślubiać pasterki, przedstawiać je na dworze i płodzić z nimi przyszłych diuków. Wobec prawa mezalians nie pozbawia bowiem szlachectwa. Można natomiast stracić przywileje „zaszczytów czy godności" 28 proporcjonalnie do wielkości popełnionego mezaliansu. Nawet w tym samym środowisku mogą występować czynniki zaprzeczające równości. Pod koniec roku 1679 markiza de Sevigne ma wielki kłopot: syn jej, Karol, chce poślubić pewną pannę nazwiskiem Sainte de la Coste, już przeszło trzydziestoletnią, niebogatą i nieładną.62 Mezalians bywa jednak często koniecznością finansową, a nawet życiową. Sytuacja taka została przedstawiona obrazowo w starym porzekadle francuskim: „zrobić kiełbasę" znaczy ożenić szlachcica z posażną panną z gminu, bo pochodzenie męża, który jest filarem domu, nadaje szlachectwo kobiecie, a bogata żona dostarcza omasty, by dom ten zasilać. W wielu" skrajnych przypadkach szlachcic deklasuje się nieodwołalnie: „Ten, co poślubia kurtyzanę, przynosi hańbę swojemu rodowi." 26 W taki więc sposób opinia publiczna starannie rozważa jakość zawieranych małżeństw w tym społeczeństwie, którego pierwszym kryterium jest zawsze godność. Wszędzie, od dworu do wsi, zarówno w sklepach, jak i w kramikach, gwałtownie, jeśli nie ze wstrętem, wytyka się nierówność. „Diuszesa, która wychodzi za zwykłego szlachcica, popełnia mezalians i traci honory Luwru. Mieszczanin, który popełnia mezalians, żeniąc się ze swoją służącą albo kobietą lekkich obyczajów, traci dobre imię i zaufanie wśród ludzi." Według opinii miejscowej i powszechnej należy unikać takich wybryków, dbać o równość obojga małżonków, zadowalać rodzinę i bliskich, wypada więc zawierać małżeństwa z rozsądku. Pierwszym z licznych kryteriów takiego „rozsądku" jest wówczas i pozostanie do roku 1914 — jednakowy stan majątkowy. Od kolebki do mogiły F"! ZWIĄZKI « WORKÓW PIENIĘDZY» ',, Najpiękniejsza na świecie dziewczyna bez posagu nie ma wówczas żadnych praw, posażna brzydula ma natomiast wszystkie szansę. Tak chce „zepsucie wieku" i zły zwyczaj „łączenia jednego worka pieniędzy z innym".27 Zresztą samo życie nie sprzyja związkom zbyt wyrachowanym i zawartym zależnie od posiadanych pieniędzy i związki te niszczy. Kiedy podstarzały już wdowiec Karol Le Gouz de Morin, szlachcic z Bur-gundii, poślubia w 1697 roku osiemnastoletnią kuzynkę Marię Annę Lop-pin, myśli, że łączy dwa jednakowe majątki: narzeczeni mają każde mniej więcej 100 000 liwrów. Lecz młoda kobieta, bezdzietna i traktowana brutalnie, nie będzie chciała znosić rozrzutności lekkomyślnego i bujającego w obłokach małżonka. Wyniknie z tego nie kończący się proces o podział majątku (1713—1720), przegrany przez pana Le Gouz.81 W swoim cudownym i barokowym, tak żywym i prawdziwym Romansie mieszczańskim (1666) Antoni Furetiere z lubością odtworzył dla nas Taryfę, czyli podał wykaz partii odpowiednich do zawarcia małżeństwa. Oto nieco skrócone zestawienie osób i należnego im posagu, który powinna wnieść narzeczona: .->. *r '"' kupiec z Pałacu, strażnik z Chatelet, '..' drobny urzędnik od 1000 do 6000 liwrów =,; kupiec bławatny, sukiennik, prokurator -J "w Chatelet, sekretarz wielkiego pana od 6000 do 12 000 liwrów .d prokurator w parlamencie, notariusz, pi- '* sarz sądowy, woźny od 12 000 do 20 000 liwrów "• adwokat, radca w siedzibie trybunału wód i lasów, urzędnik sądów menniczych od 20 000 do 30 000 liwrów i asesor sądów rachunkowych, skarbnik : Francji, rentier kredytu publicznego od 30 0000 do 45 000 liwrów: radca w sądzie podatkowym, radca Wiel- -,i. kiej Rady od 45 000 do 75 000 liwrów •: radca w parlamencie, konsyliarz w izbie j rachunkowej od 75 000 do 150 000 liwrów intendent finansów, referendarz od 150 000 do 300 000 liwrów prezydent „a mortier" w Paryżu, diuk i par od 300 000 do 600 000 liwrów Autor tej zabawnej tabeli żałuje, że nie może na niej umieścić ren-tierów i skazuje ich właściwie na celibat. Zapomnieli, że piastowanie urzędu sprzyja małżeństwu; nic dziwnego, że szał urzędów, tak charaktery- Para małżeńska styczny dla Francji, ogarnął naród „elegancki i kochliwy"! Furetiere w swojej tabeli zatrzymał się na 600 000 liwrów. Większe posagi dotyczyłyby bowiem „córek finansistów lub ludzi interesu": „otóż nie są one sprzedawane na licytacji, jak inne, ale oddawane z rabatem". Furetiere sygnalizuje następnie, że pewne dość istotne parametry umożliwiają sporządzenie nieco szczegółowszego wykazu. Na przykład „charakter i uroda narzeczonej mogą ją przesunąć o jedną klasę wyżej"; dodaje jednak z humorem, że „sprawa wygląda inaczej, kiedy dotyczy mężczyzny, którego charakter i cnota nie są brane w rachubę".27 Jeśli chodzi o narzeczonego, to bierze się pod uwagę wyłącznie jego pozycję w społeczeństwie i stanowisko. PARA MAŁŻEŃSKA Nie wolno zawierać małżeństwa, jeśli według prawa kanonicznego istnieje przeszkoda „unieważniająca". A przeszkód tych jest trzynaście: wiek (za młody), impotencja, inny związek, odmienne wyznanie, święcenia kapłańskie, uroczyste śluby, porwanie, zbrodnia, pokrewieństwo, powinowactwo, karalność, pokrewieństwo duchowe, pokrewieństwo prawne. Biskup może unieważnić niektóre z tych przeszkód po zbadaniu sprawy i udzielić dyspensy, kiedy przeszkoda nie jest absolutna, lecz tylko względna. Tam gdzie zachowały się papiery wszystkich tych spraw, mamy swoisty obraz małżeństwa w epoce ancien regime'u, zwłaszcza w środowisku ludowym. Bardzo pouczające są pod tym względem dokumenty zachowane w diecezji Coutances.128 Małżeństwo jest przede wszystkim „urządzeniem się". Sierota, często bez dachu nad głową, potrzebuje domu. W Normandii, gdzie tylko chłopcy dziedziczą, dziewczyna w najlepszym przypadku mieszka w domu, który do niej nie należy. Do tego domu przychodzi jednak starający się o nią, jeżeli czuje się do tego upoważniony. Jeśli jest przyjmowany, rodzina i sąsiedzi uważają, że może liczyć na przychylność. W domu rodziców dziewczyny przygotowuje się ceremonię kontraktu małżeńskiego („I nawet wyżej wymieniony towarzyszy swojemu bratankowi, wyżej wymienionemu Le Brun, cztery czy pięć razy do wyżej wymienionej Jourdan, by warunki jego spodziewanego małżeństwa omówić z bratem dziewczyny, która nie ma już ani ojca, ani matki", 1697). Petenci z Coutances podają także powody skłaniające ich do porzucenia celibatu: nie znoszą samotności, „nie wyobrażają sobie domu bez kobiety, matki, córki, synowej, żony czy służącej". Spodziewają się, że przyszła żona będzie ich podporą przez całe życie, a w tym celu życzą Od kolebki do mogiły 106 sobie na ogół: „kobiety o dobrym charakterze", a nie herod-baby. Kupiec, który jest często w podróży, szuka osoby godnej zaufania, by mógł jej „powierzyć zarządzanie domem". Rolnik rozumuje podobnie: kiedy pracuje w polu, ktoś musi w domu „czuwać nad gospodarstwem". Ta nieodzownie potrzebna małżonka sprawuje rządy w domu męża, za to często jest bezpłatną służącą. Małżeństwo nie tylko przenosi dziewczynę z domu rodzinnego pod dach mężowski. Niekiedy wyobcowuje ją, wyrywa ze znanego jej otoczenia w jednym przypadku na dwa, podczas gdy dwie trzecie mężczyzn żonatych ma to szczęście, że rodzą się i umierają w tej samej parafii. A więc wychodząc za mąż, kobieta zmienia miejsce zamieszkania. Pod koniec XVII wieku w okolicy Saint-Pierre-Eglise w kontrakcie małżeńskim mówi się bez ogródek, że dziewczyna jest „oddana, przyobiecana / i przyznana (...) wraz ze wszystkimi dobrami, jakie z tego wynikają..." W okolicy Cotentin posag bywa zwykle wypłacany gotówką. Dodaje się do niego „dar ruchomy", to znaczy pewną sumę pieniędzy i wyprawę: kufer u ludzi biednych, szafę, bieliznę, ubranie, naczynia u bogatszych, często także kilka sztuk bydła. Przenosiny nie odbywają się niepostrzeżenie. To cała uroczystość w przeddzień wesela. W oczekiwaniu na ten wielki dzień od narzeczonych wymaga się rezerwy i czystości, ponieważ zaś młodzi nieraz są skłonni brać zaręczyny , ?a zawarcie małżeństwa, biskup Coutances zezwala na zaręczyny dopiero po ogłoszeniu zapowiedzi! W przeciwnym przypadku łatwo o skandal, a nawet o hańbę... \ Narażając się na wścibstwo sąsiadów, dziewczęta z dolnej Normandii wolą brać ślub w swojej parafii z młodzieńcami, których rodzinę znają s od dawna — a może są inne niż w pozostałych prowincjach? Księża popierają te dobrane związki i tę stabilność. Czasem wtrąca się do tego ziemianin (w najlepszej intencji: w interesie dworu i wspólnoty). W 1678 roku właściciel ziemski z Sainte-Mere-Eglise narzucił taką niewygodną regułę: „Item moi ludzie nie mogą bez mojej zgody wydawać starszej córki za mąż poza obrębem parafii, jeśli uprzednio nie mówili mi o tym, nie prosili o zezwolenie i im go nie dałem." 128 W świecie, w którym pełnoletnia dziewczyna ma niewiele praw i małżeństwo na ogół zawiera się późno, młode wieśniaczki mają czas, by się zastanowić nad swoją przyszłością; jeśli jednak chcą pozostać w rodzinnej wsi, nie powinny czekać za długo. Czasem chłopcy normandzcy „zostawiają podstarzałe panienki obcym przybyszom". Wieśniacy tworzą często dobrane pary małżeńskie. W zapisach wizytacji duszpasterskich biskupów nie ma wzmianek o licznych skandalach. . Inaczej rzecz wygląda w wyższych klasach społecznych. Księżna Palatyn- „Clisterium donare, postea krwiopuszczare, a potem purgare ka widzi na dworze tylko zdrady małżeńskie albo obojętność. Przesadza jak zawsze, ale nie zmyśla wszystkiego. „Miłość w małżeństwie — pisze w 1697 roku — wyszła z mody; małżonkowie, którzy się kochają, uchodzą za śmiesznych (...) Utarł się zwyczaj, że mężczyźni mają przygody miłosne i zaniedbują żony." 53 Przed dziesięciu laty pojawiło się już niepokojące porzekadło: „Rogacze są teraz bardziej w modzie niż niegdyś." łs I — podobnie jak później Stendhal — Saint-Evremond na wygnaniu odmawia rodakom i współczesnym przywileju (albo talentu) wielkiej miłości: „W Hiszpanii — zapewnia Saint-Evremond — żyje się tylko po to, by kochać. We Francji kochać to właściwie mówić o miłości i łączyć ambicję z próżnymi uprzejmościami." 59 Muszą jednak być wyjątki, skoro język przewidział gradację stanów uczuciowych: „«Płonąć» oznacza gwałtowność uczucia (...) -«Usychać z tęsknoty» to najpiękniejszy ze stanów miłosnych."59 Każdy to wie, a stare pieśni to powtarzają: miłość jest chorobą, lekarze nie umieją jej leczyć. «CLISTERIUM DONARE, POSTEA KRWIOPUSZCZARE, A POTEM PURGARE* Lekarz musi się wydawać trochę czarodziejem. To mu zapewnia większy szacunek; tajemnicze pozy, gesty i słowa budzą zaufanie pacjenta. Ta wada czy ta potrzeba istnieje w każdej epoce. W XVII wieku nie sądzono, że jedynie lekarze francuscy „umieją pięknie mówić po łacinie, nazwać po grecku wszystkie choroby, określić je i podzielić; ale co się tyczy leczenia, na tym punkcie wiadomości ich równe zeru".47 Nie ulega wątpliwości, że Fagon, naczelny lekarz, odmawiając zrobienia amputacji, której się domagał chirurg Mareschal, dosłownie zamordował króla; bardzo to jednak prawdopodobne, że niemało monarchów zostało również zamordowanych przez swoich lekarzy nadwornych. Warto byłoby ustalić ich listę. Jeśli uniwersytet nakazuje leki o nazwach greckich i komentuje je po łacinie (Quid dicis? Dico. Bene. Optime. Nego consequentiam. Concede47), ma w owych czasach podwójne usprawiedliwienie. Primo, łacina pozostaje językiem uczonych: Harvey w łacińskim traktacie udowodnił istnienie układu krążenia (Exercitatio anatomica de motu cordis in ani-malibus, Frankfurt, 1628), otwierając przed fizjologią ogromne pole do działania. Secundo, Olimp naukowy i lekarski istniał w starożytności greckiej i rzymskiej: „Hipokrateś i Galen są królami medycyny." M Nic nie zasługuje bardziej na szacunek niż te stare autorytety. Wiadomo niestety od dawna, że nie ma wśród nich zgody: „Hipokrateś mówi: tak, ale Galen mówi: nie" (Regnard, 1704). W rezultacie doktorzy z. czasów Od kolebki do mogiły 108 Moliera i Regnarda są zwolennikami starożytności i nowoczesności jednocześnie. Puszczanie krwi, ulubiony zabieg lekarski („primum krwiopuszcza-re"), zwany w stylu pedantów flebektomią40, robi się „za pomocą lancetu, by wypuścić z żył zepsutą albo niepotrzebną krew. Lekarze skrupulatnie stosują ten zabieg jako główne lekarstwo." 26 Niektórzy twierdzą, że szkoła paryska za często się do niego ucieka. Puszczanie krwi przy udarze mózgu wydaje się uzasadnione: „W przypadku apopleksji należy — podobno — puszczać dużo krwi." Czasami jednak ten zabieg wydaje się raczej dziwny. Marszałek de Tesse pisał 16 stycznia 1713 roku: „Diuszesie de Berry puszczano krew przed kilkoma dniami, bez żadnego wszakże innego powodu oprócz tego, że tak się robi podczas ciąży, tak samo zresztą jak w innych okresach, kiedy ktoś ma za dużo krwi." 68 Zapominamy jednak, że puszczanie krwi, zupełnie już anachroniczne, mimo to stosowane jeszcze na początku XX wieku, za Ludwika XIV było ostatnią zdobyczą techniki lekarskiej. To właściwie wynik praktyczny "' propozycji teoretycznej Harveya. Puszczanie krwi świadczy o zaufaniu do układu krążenia. Dobrzy lekarze usiłują nie okazywać za dużo gorliwości i nie naśladować tego empiryka z lat trzydziestych, który „siedemdziesiąt siedem razy i w różnych miejscach puszczał krew swojej pacjentce, aż wypompował ją prawie całkiem".167 Puszcza się jednak krew bez wahania, szczególnie sangwinikom takim jak delfin.18 Przeczyszczanie jest środkiem bardziej tradycyjnym i Molier całkiem naturalnie nazywa jednego ze swoich lekarzy panem Purgon *. Przeczyścić to — jak każdy wie — „usunąć nieczystości za pomocą odpowiednich leków. Lekarze wiele razy dają pacjentom na przeczyszczenie, stosując przy tym kilka środków. Osoby lękliwe biorą same często na przeczyszczenie na wszelki wypadek." 26 Król robi to prewencyjnie co miesiąc, nie dlatego, że jest lękliwy, ale dlatego, że ten monarcha, który uchodzi za absolutnego, jest bezsilny wobec tyranii swojego lekarza nadwornego. Przeczyszczenie („deinde purgare") nie jest tym samym co lewatywa, choć klistera jest środkiem, do którego człowiek ucieka się często, kiedy ma „twardy żołądek", obstrukcję, kolkę albo wiatry. Płyn, wprowadzony przez pomocnika aptekarskiego przy użyciu strzykawki, dostaje się do jelit, „by je odświeżyć, rozluźnić brzuch, zwilżyć lub zmiękczyć to, co tam się znajduje, pobudzić działalność jelit, wypędzić wiatry, pomóc w połogu itp." Lewatywę robi się z wody, z mleka, z otrębów, z wywaru z ziół. Około roku 1680 unika się melasy i „ekstraktu katolickiego", ale dodaje się nadal miód. „Bywają klisterki rozmiękcza- * W przekładzie Boya — Czyścielem (przyp. red.). „Clisterium donare, postea krwiopuszczare, a potem purgare jące, wiatropędne, uśmierzające i ściągające, przeczyszczające, łagodne itp." 26 Ojcowie nasi mieli obsesję regularnego funkcjonowania jelit, co tak się dziś lekceważy. Mało brakowało, by markiz Dangeau zakomunikował nam kolor kału Jego Królewskiej Mości; w każdym razie mówi wprost albo daje do zrozumienia, czy był odpowiednio gęsty, w pół drogi między sztywnością, którą powoduje obstrukcja, a dobrą „kupą", którą wywołuje kolka.18 W XVII wieku na podobieństwo augurów i haruspi-ków „nasi lekarze wyrokują o chorobach na podstawie ekskrementów" 26, ustawicznie badają je i oceniają. Znamy słynną prośbę markizy de Se-vigne, która pisała do hrabiny de Grignan w 1679 roku: „Napisz, proszę, jak wyglądała twoja ostatnia kolka. Czy nie sądzisz, że to sprawa poważna?" Niepodobna porzucić tematu przeczyszczeń, nie wspomniawszy o delikatnych miksturach, bardzo wówczas modnych. Nosiły wszystkie ogólną nazwę „medycyn", co dowodzi, jak były popularne. „Medycyny" przeczyszczają, ale i leczą nie tylko dolegliwości jelit. „Wchodzi do nich wiele składników dostosowanych do rodzaju choroby." Przeciw obstrukcji poleca się chętnie „medycynę złożoną z kasji, senesu, rabarbaru, tamaryszku itd." 26 Musi to być coś naprawdę skutecznego! Wygląda na to, że niemało się używa rozmaitych lekarstw. Kolkę leczy się berberysem, w przypadku ospy pomóc może jedynie rtęć, przeciw chorobom skórnym dobry jest woskowiec, przy upartej anemii należy pić buliony ze żmii. Tak właśnie postępuje w 1679 roku pani de la Fayet-te i kuracja ta bardzo szybko przywraca jej siły.82 Niektórzy lekarze zamęczają chorych różnymi lekarstwami. Ci, którzy leczyli w 1677 roku panią de Sevigne, najpierw puścili jej cztery miarki krwi, potem przeszli do środków farmakologicznych. „Dzięki lekarstwom — pisze markiza — temu, co się nazywa lekarstwami, których niebawem będzie tyle co piasku w morzu, odzyskałam zdrowie." Lekarze prowincjonalni natomiast szukają panaceów, a jednym z nich jest driakiew — „lek składający się z wielu ciepłych medykamentów, a dobry na zimne choroby".26 Ówcześni dobrzy lekarze leczą chorych zależnie od rodzaju temperamentu, A rodzajów tych jest cztery, bo w ciele ludzkim są cztery „humory", czyli „substancje płynne odżywiające wszystkie ciała zwierzęce": flegma, czyli śluz, krew, żółć i melancholia.26 Odtąd prawdziwym lekarstwem, lekarstwem godnym tej nazwy, jest to, „które może zmienić naturę człowieka na lepsze", złagodzić melancholię melancholików, powściągnąć gniew, wyleczyć flegmę itd. Dobrzy lekarze nie używają bez kontroli niezliczonych leków, nad którymi czuwają aptekarze. Są bowiem lekarstwa „przyciągające, odbijające, rozpuszczające, rozrzedzające, czyli uśmierzające, wywołujące ropienie, oczyszczające, modyfikujące, regene- Od kolebki do mogiły 110 rujące, zabliźniające, gryzące, wiatropędne, wzmacniające, osuszające i oszałamiające. Są także ściągające, rozmiękczające, żrące, rozgrzewające, moczopędne, napotne, karkotyczne, zabliźniające i odurzające." 28 Toteż sławetna lista lekarstw z monologu Argana jeśli się nawet wydaje komiczna, to jest tylko lekko karykaturalna.47 Tylko ci Francuzi, którzy są z dala od Diafoirusów *, tylko biedacy i chłopi szukają pomocy u szarlatanów, znachorów, czarowników. Zresztą „wieśniacy przypisują czarom osłabienie, z którego lekarze nie potrafią wyleczyć".26 A mają pod tym względem znacznie więcej swobody, niż wielcy tego świata. Dziennik lekarzy Ludwika XIV, zwłaszcza w roku 1686 (roku fistuły) to istny ogród tortur: nieustanne i gwałtowne przeczyszczenia, częste puszczanie krwi, bolesne zabiegi chirurgiczne — nic nie zostało oszczędzone najpotężniejszemu z monarchów.70 Robert Challes, człowiek rozsądny, ma rację pisząc: „Im wyżej ktoś stoi, tym bardziej powinien się lękać lekarzy, chirurgów i niegodziwych aptekarzy!" ls MEDYCYNA I WOLNOŚĆ Dyktatura Furgonów i Sganarelów wywołuje wówczas nieuchronny sceptycyzm czy relatywizm, tak jak fanatyzm i gorliwość tworzą niekiedy racjonalistów. „Cóż to za bzdura — pisze Robert Challes — ta chirurgia albo raczej co to za absurd ta medycyna!" 15 Lekarz z jego eskadry pochodzi z Lacjum, „prowadziliśmy z nim rozmowę, którą warto by umieścić w Chorym z urojenia". Nawet Słownik uniwersalny jest nieufny, jeśli w ogóle nie traci nadziei: „Lekarz pociesza chorego, jeśli go nie leczy." Albo jeszcze: „Większość ludzi zawdzięcza odzyskanie zdrowia raczej naturze niż sztuce." 28 Sceptycyzm tej nowej krytyki nie dotyczy zaledwie kilku kuracji i wskazówek lekarskich. U ludzi bogatych są to kąpiele lecznicze i chinina, u biedaków medycyna ludowa i pielgrzymki. Pani de Sevigne przebywa w Vichy w podwójnym charakterze: reportera i dobrowolnej kuracjuszki; pani de Montespan jeździ do Bourbon-1'Archambault; markiz de Louvois pije wody mineralne w Forges. Powodzenie, jakim cieszą się kuracje wodne, nie da się jednak porównać z niemal powszechną czcią, jaką się otacza nowy lek przeciw gorączce — chininę. Jezuici przywieźli ją z Peru w roku 1650. W roku 1680 chinina staje się modna, król jej używa w szczególnej mieszaninie przygotowanej przez pewnego Anglika. Księżna des Ursins, początkowo bardzo sceptyczna, musi przyznać, że * W przekładzie Boya — panów Biegunka (przyp. red.). Medycyna i wolność chinina „ma bardzo dobre skutki".20 Wyzdrowiała bowiem dzięki niej po dwudziestu dwóch atakach zimnicy i trzech trzeciaczki... W 1682 roku ta sama chinina przywraca zdrowie blisko osiemdziesięcioletniemu kanclerzowi Le Tellier, nękanemu także „gwałtowną trzeciaczką".64 W tych samych latach osiemdziesiątych XVII wieku w modzie są gorące napoje egzotyczne, zdrowe i smaczne. Nie znajdują one uznania jedynie u księżnej Palatynki: „Herbata moim zdaniem ma smak siana i zbutwiałej słomy, kawa — sadzy z łubinu, czekolada jest trochę za słodka. Zjadłabym natomiast chętnie dobrej polewki albo zupy piwnej." M Inni, to znaczy Francuzi i Francuzki, szlachcice czy mieszczanie, dostatecznie bogaci, by niczego sobie nie odmawiać, piją bez umiaru trzy słynne napoje. Herbata uchodzi za prawdziwe panaceum. Roślina ta —. według powszechnego mniemania — „leczy podagrę i piasek w nerkach [w XIX wieku to zdanie się zmieni]... Dobrze robi na niestrawność, pomaga wytrzeźwieć, dodaje nowej siły do picia i rozprasza wapory wywołujące senność. Poza tym wzmacnia umysł zmącony alkoholem i szybko łagodzi migrenę oraz boleści." 26 Kawa wzmacnia członki, powoduje poty, nadaje przyjemny zapach ciału, „leczy obstrukcję, wywołuje miesiączkę u kobiet, leczy świerzb i zepsutą krew, migrenę i puchlinę wodną". Podobno „rozprasza także smutek" dzięki siarce i lotnym solom, które zawiera. Przeciwskazanie: nie dawać za dużo kawy „żółciowcom i tym, którzy za prędko trawią". Czekolada jest smaczna, ale zazwyczaj przypisuje się jej mniej zalet. Slownik uniwersalny pisze powściągliwie: „Podobno czekolada ułatwia trawienie, odświeża za ciepłe żołądki, a ogrzewa zbyt zimne." 26 Ale amatorzy, entuzjaści, fanatycy czekolady twierdzą coś innego. W 1680 roku markiza de Villars, która się nudzi w Madrycie, w ambasadzie francuskiej, zna tylko „jedną przyjemność" — czekoladę. Pije ją regularnie jako panaceum zapobiegające chorobom i dzięki temu „ma się dobrze, nie biorąc żadnych lekarstw".72 Zresztą skrupulatnie ją sobie wydziela i wymyśliła, jak się zdaje, czekoladę dietetyczną: „Nie piję czekolady jak wariatka, bez opamiętania. Mój temperament nie pozwala mi przystosować się do takiego odżywiania. Czekolada jest jednak cudowna i smakowita. Kazałam przygotowywać u mnie taką, jaka nigdy nie może zaszkodzić (...) Nie ma nic lepszego dla zdrowia." W gruncie rzeczy, idąc nieświadomie w ślady księżnej Palatynki, wielu z jej współczesnych myśli, że „trzeba przygotowywać samemu sobie leki". Dla pani de Villars lekarstwem jest czekolada, którą pije codziennie. Dla bardzo wielu są to zioła, napary i napoje alkoholizowane. Chcąc uniknąć „ciepłych febr" i szkorbutu podczas podróży po Oceanie Indyjskim w 1691 roku, Robert Challes znalazł w pamiętnikach Bassom- 111 Od kolebki do mogiły 112 pierre'a cudotwórcze lekarstwo, „lekarstwo niemieckie": „Opróżniłem sam jeden cztery butelki wina z Graves, wypiłem przeszło pięć kwart, według miary paryskiej, nic przy tym nie jedząc. Spociłem się, wyrzygałem i spałem jak suseł (...) Moje niemieckie lekarstwo wybawiło mnie z kłopotu." 15 Kiedy wszystkie te przepisy zawiodą, pozostaje zaufać Opatrzności albo stosując zasadę: „Pomóż sobie, Bóg ci dopomoże", uciec się do cudotwórczych własności świętych Pańskich. Ludzie najdzielniejsi i najmocniejsi odbywają pielgrzymki do miejsc słynących z cudownych uzdrowień. Inwalidzi, ludzie bojaźliwi starają się o sprowadzenie świętych leków. „Woda świętego Claira leczy chore oczy, woda świętej Genowefy leczy febrę." Na nieszczęście nie jest powiedziane, gdzie można ją zdobyć. Słynną patronkę Paryża można co prawda zadowolić kilkoma nowennami.26 «TRZEBA UMRZEĆ, PANI, I TO NIEBA WEM.»52 Nie wiadomo, co bardziej podziwiać: piękną śmierć czy budujące o niej opowieści. Relacja o śmierci kanclerza Sśguier w liście markizy de Sevigne z 28 stycznia 1672 ukazuje, jak się zdaje, całą wielkość barokowego katolicyzmu. Dygnitarz ten, który był już cieniem siebie samego, przed śmiercią całkowicie odzyskał przytomność i przenikliwość. „Umarł jak wielki człowiek — pisze markiza. — Jego dowcip, niezwykła pamięć, pełna naturalności elokwencja, głęboka pobożność niejako się połączyły w ostatnich dniach jego życia. Można by go porównać do pochodni, która świeci najmocniej, gdy się dopala. Odpowiedzi kanclerza i pobożne cytaty zdumiały Mascarona, który asystował przy jego śmierci. Umierający parafrazował Miserere i wyciskając obecnym łzy z oczu, cytował Pismo Święte oraz Ojców Kościoła lepiej niż biskupi, którzy go otaczali. Tak, śmierć jego była jedną z najpiękniejszych i najbardziej niezwykłych rzeczy na świecie." 62 Następca kanclerza de Sćguier, Michał Le Tellier, będzie umierał przez kilka dni „bardzo po chrześcijańsku i bardzo spokojnie".13 Prosił bliskich, by nie tkwili przy nim: „Chcę — powiedział — oderwać się całkowicie od tego świata." Później, zmorzony okrutnym cierpieniem, sędziwy kanclerz usiadł na łóżku i oświadczył, podnosząc ręce: „Nie pragnę końca mych cierpień, ale pragnę zobaczyć Boga." Po pewnym czasie, tuż przed ostatnim tchnieniem, rzekł: „Wdzięczny jestem Bogu, że ciało moje słabnie szybciej niż rozum." Wreszcie wyzionął ducha, re- „Trzeba umrzeć, pani, i to niebawem" cytując początek osiemdziesiątego dziewiątego psalmu: „Łaski Pana będę śpiewać w wiecznym czasie." * A Bossuet dodał w mowie pogrzebowej ku czci wielkiego ministra: „I śpiewa z aniołami dalszy ciąg świętej pieśni." u Pani Le Tellier, z domu Elżbieta Turpin, podczas ostatnich dni swego męża spędzała długie godziny w kościele, modląc się za niego, ale — dodaje Bossuet — spieszyła do wezgłowia umierającego, by „nauczyć się umierać i korzystać z przykładu, jaki dawał". Dalszy ciąg jej życia dowiedzie, że nie były to puste słowa, o czym 28 listopada 1698 roku mogły się przekonać dwór i miasto. „Prosiła zawsze Boga o dwie rzeczy — opowiada markiz de Sourches — po pierwsze zachować rozum do śmierci, po drugie umrzeć w piątek. I Bóg użyczył jej obu tych łask, pewnie dzięki modlitwom biednych, których przez całe życie hojnie wspierała." Piękną śmierć miał w lutym 1697 roku wuj Colberta, sędziwy Pus-sort, dziekan Rady. Opowiadano, że kazał sprzątnąć swoją sypialnię, „następnie ubrał się jak do wyjścia, przyjął na klęczniku komunię świętą, po czym otrzymał ostatnie namaszczenie, położył się do łóżka i umarł w spokoju".64 Wszyscy, od największych panów Francji do najskromniejszych ludzi, starają się godnie umierać, nawet libertyni czy myśliciele niezależni, jak książę Kondeusz. Czując zbliżający się koniec (1686), książę skupił się przez kilka chwil, po czym powiedział: „O Boże, chcesz tego, niech się stanie wola Twoja! Rzucam się w Twoje ramiona, zrób mi tę łaskę, niech umrę godnie." Kiedy ojciec Bergier, spowiednik księcia, polecił mu, by powtórzył modlitwę Dawida: ,,O, Boże, daj mi czyste serce", zwycięzca spod Rocroi zrobił pokorne wyznanie wiary: „Nigdy nie wątpiłem w tajemnice religii, cokolwiek o tym mówiono. Ale teraz wątpię w nie mniej niż kiedykolwiek. Niech te prawdy rozwikłają się i rozjaśnią w • moim umyśle! Tak, zobaczymy Boga, takiego, jakim jest — twarzą w twarz." " Bossuet uważał, że to zwycięstwo prawdy było większym triumfem niż chwała, jaką książę Kondeusz się okrył pod Fryburgiem czy pod Rocroi. Dziesięć lat wcześniej, 17 lipca 1676 roku, markiza de Brinvilliers, kilkakrotna trucicielka i jeden z bardzo rzadkich przypadków ateizmu w XVII wieku, nawróciła się w ostatnim dniu życia. Aż do ścięcia okazywała tyle spokoju, łagodności, pobożności i skruchy, że jej spowiednik, ksiądz Pirot, zachował na całe życie wspomnienie o jej „twarzy tchnącej skruchą, szczerym żalem za grzechy i nadzieją na przebaczenie". Oświadczyła nawet przed śmiercią: „Chciałabym być żywcem spalona, żebym umierając miała większą zasługę." 12° Nazajutrz, jak donosi pani 113 * W przekładzie Romana Brandstaettera, Warszawa 1970. 8 — Bluche Od kolebki do mogiły 114 de Sevigns, „szukano jej kości, gdyż wśród ludu mówiono, że jest święta".62 To, co zdumiewa w naszych czasach, wydawało się całkiem naturalne w świecie kontrreformacji. Uważano wówczas, że Bóg przebacza każdą winę, darowuje grzechy największym zbrodniarzom. Każdy grzesznik powinien prosić o łaskę. Pospólstwo natomiast nienawidziło zatwardziałych libertynów, takich na przykład jak zmarły w 1672 roku markiz Franciszek Sicaire de Bourdeille, otwarcie zbuntowany przeciw religii. „Nie chciał się spowiadać — pisze pani de Sevigne — i posłał wszystko do diabła, a siebie na końcu." Złożono ciało markiza w kościele Sałnt--Nicolas, ale opinia publiczna dopatrywała się w tym prowokacji, wynikłej z nadmiernej pobłażliwości księdza. „Ludzie nabili sobie do głowy, że dusza markiza de Bourdeille powraca cała w ogniu do kościoła, że ' nieboszczyk krzyczy, przeklina, odgraża się; wobec tego chcą wyrzucić jego ciało na śmietnisko." 62 Ci sami ludzie z gminu wiedzą, że pod wpływem doskonałej skruchy, która otwiera bramy nieba, człowiek może się zmienić w dwie sekundy. „Woła się do umierających: Jezus Maria" i ten, co „ma już duszę na wargach",28 może jeszcze przed śmiercią otrzymać łaskę. Odtąd wolnomyślicielstwo — luksus ludzi uprzywilejowanych — nie wyklucza zbawienia; wszystko jednak zależy od żalu za grzechy przed śmiercią. Toteż paryżanie, którzy chcieli sprofanować ciało pana de Bourdeille, bez cienia żenady (vox populi...) ogłaszają świętą markizę de Brin-villiers. WZORCOWE TESTAMENTY Należy przygotować się do śmierci, nie czekając na agonię. Nigdy ostatnia wola nie odznaczała się i nie będzie się odznaczać taką pobożnością i głęboką wiarą. Ówczesne testamenty — Pierre Chaunu zrobił ich naukową egzegezę 10° — są modlitwami odmówionymi wobec notariusza, i to często przepięknymi modlitwami. Wiara jest w modzie, to prawda, notariusze nie mogliby już być wolterianami, jest w tym pewna doza konformizmu. W tej masie powtórzeń, w intensywności i żarliwości sformułowań testamentowych przeważa jednak wiara i natchnienie. Ważny jest każdy szczegół. Sama sprawa wyboru grobowca może stać się wyznaniem wiary. Wystarczy przeczytać i przemyśleć testament dostojnika i pobożnego człowieka, byłego namiestnika policji paryskiej de la Reynie (zm. 14 czerwca 1709 r.). Testament ten tchnie chrześcijańską pokorą, dowodzi nowoczesnej troski testatora o higienę, świadczy o jego głębokim uduchowieniu i poczuciu solidarności parafialnej. Pan de la Reynie Wzorcowe testamenty życzy sobie być pochowany na cmentarzu swojej parafii „bez żadnej ceremonii ani pompy pogrzebowej (...) bez żadnego szczególnego znaku ani napisu". Nie chce spoczywać „wewnątrz kościoła ani żadnej kaplicy, bo — nie obrażając uczuć tych, co sobie życzą spoczywać w kościele — uważam, że nie przyczynię się w ten sposób do zanieczyszczenia i zatrucia powietrza w miejscu, gdzie się odprawia najświętsze misteria i gdzie słudzy Pana spędzają część życia (...) Życzę sobie wreszcie, by opłaty za wykonanie grobu były uiszczone, jak gdyby ciało moje zostało pogrzebane w kościele." m Ten wielki człowiek został pochowany zgodnie z wyrażonym pragnieniem na skromnym cmentarzu Saint-Joseph parafii Saint--Eustache w Paryżu. Za czasów Ludwika XIV testament sporządzony zgodnie z obowiązującymi regułami zawierał religijną inwokację (która jest wyznaniem wiary i prawdziwym streszczeniem teologii katolickiej), klauzule pogrzebowe, czasem także prośbę o naprawienie zadanych krzywd, a zawsze o odprawienie mszy czy modłów; zawsze również wyszczególnienie darów dla biednych albo dla instytucji opiekuńczych i filantropijnych. Posłuchajmy ostatniej woli „złożonej chorobą czcigodnej panny Ludwiki Gueguen", wyrażonej przez testatorkę wobec notariusza 10 lutego 1664 roku w Kerbrat w Locmarii, parafia Ploabennec, diecezja Leon.107 Testament zaczyna się od wstępnej inwokacji: „In nomine Domini amen." We wstępie figurują słynne słowa pełne mądrości: „Świadoma tego, że nic nie jest tak pewne jak śmierć, a tak niepewne jak jej godzina", po czym następuje właściwa inwokacja. Czyż nie zawiera ona w czterech linijkach nauki soboru trydenckiego? „Polecam przede wszystkim duszę Bogu, Przenajświętszej Marii Dziewicy i wszystkim świętym w Niebie, błagam ich, żeby się za mną wstawili, prosząc, by nasz Zbawiciel i Odkupiciel Jezus Chrystus przez zasługi swojej męki i śmierci raczył mieć litość nade mną..." Są tam rozporządzenia bardziej szczegółowe, w których na przykład Maria jest nazwana „Matką Bożą" 10°, ale tekst Ludwiki Gueguen zmierza do najważniejszego. Jest to tekst teocentryczny: Bóg jest w nim wymieniony na pierwszym miejscu, pierwszy uczczony. Jest to także tekst chrystocentryczny, podobnie jak cała tradycyjna teologia francuska, od Bsrulle'a począwszy. Jest antyprotestancki jak cały ówczesny katolicyzm: dwór niebiański, z Marią na czele, ma siłę orędownictwa. Ale bierze pod uwagę odnowę trydencką. Nie ma w nim nic pelagiań-skiego: nie czyny i nie cnoty człowieka otwierają przed nim bramy Niebios, lecz niezmierne zasługi Chrystusa Zbawiciela. Po pobożnej inwokacji następują dyspozycje dotyczące pogrzebu. W przeciwieństwie do de la Reyniego, lecz podobnie jak niemal wszystkie wybitne osobistości owych czasów, spadkodawczyni chce spoczywać 115 Od kolebki do mogiły 116 w kościele miejscowym, „w grobie — jak podyktowała — przylegającym do tego, w którym zostali pochowani rodzice". Tu zazwyczaj bywają wymienione msze za osobę umierającą: roczne (trzysta sześćdziesiąt pięć mszy), na koniec roku (rocznicowe), gregoriańskie (trzydzieści mszy) i wiele innych nabożeństw, dzięki którym ma być skrócona pokuta w czyśćcu. Niektórzy testatorzy proszą o kilkaset, a nawet kilka tysięcy mszy przebłagalnych. Zamiast zamawiać mnóstwo mszy w jednej parafii Ludwika Gueguen, stara panna i pobożna Bretonka, woli msze dokładnie umiejscowione w różnych parafiach, poczynając od diecezji Morlaix, poprzez Saint-Pol i Cornouaille, a kończąc na diecezji Vannes; przeznacza zaś na nie co najmniej sześćdziesiąt jeden darów, tam pięć su, tam trzydzieści soldów, tu dwanaście liwrów, tam aż sto dwadzieścia franków. I wymienia z czułością katedry i parafie, kaplice fundacji, miejsca pielgrzymek, wspólnoty męskie i żeńskie. W zamian zaś za poważny dar spad-kodawczyni prosi o codzienną mszę żałobną przez cały rok lub co najmniej o msze gregoriańskie. Niekiedy zaś życzy sobie tylko jednego nabożeństwa. Często — jak na przykład w kościele Saint-Frangois w Lan-derneau — chce mieć „oktawę, msze gregoriańskie, msze Pięciu Ran i Zmartwychwstania Chrystusa Pana oraz mszę uroczystą". W XVII wieku w żadnym testamencie nie bywają także pominięte dary zwane darami miłosierdzia. Ludwika Gueguen nie jest bardzo bogata i troszczy się głównie o modlitwy i orędownictwo. Nie mogłaby jednak zaniedbać miłosiernych uczynków. Zapisuje więc sześć liwrów na paryski szpital Hótel-Dieu. Poleca swojej siostrze Janinie, by rozdała sześćdziesiąt franków „najbardziej potrzebującym i wstydzącym się swojego stanu ludziom ubogim".107 Ludzie ci, których się nazywa zazwyczaj „wstydliwymi biedakami", bo usiłują ukryć swoją nędzę i mają wstręt do wszelkich próśb, są przedmiotem stałej troski spadkodawców ancien regime'u tak samo jak „biedni chorzy" i „biedni więźniowie za długi". AżJ do wieku Oświecenia, to znaczy dopóki miłosierdzie nie zostało zastąpione przez dobroczynność i filantropię, a wszechmocny biblijny Pan nie ustąpił miejsca Najwyższej Istocie, ojcowie nasi na progu śmierci pamiętali o podwójnym obowiązku, wielbienia Boga i niesienia pomocy ubogim. Rozdział piąty Wielki wiek pobożności Powiedzmy prawdę bez osłonek. Ludzie nie wszędzie słuchają Jezusa Chrystusa tak, jak powinni. Lecz mimo to Jezus Chrystus nie przestaje być Panem.94 Ojciec Cameret Tak, ten wiek był wiekiem gallikanizmu i jansenizmu. Co nie przeszkodziło jednak, aby był jak średniowiecze — wielki i finezyjny. Nie przeszkodziło mu to także nigdy — a nawet, przeciwnie, pomogło — aby był wielkim wiekiem reformy katolicyzmu. Albowiem Francja, która z bardzo dużym opóźnieniem przyjęła zalecenia teologiczne i kanoniczne soboru trydenckiego (1545—1563), wspaniale to opóźnienie nadrabia. Jest w XVII wieku krajem prawdziwie chrześcijańskim, a w każdym razie pierwszym krajem Kościoła rzymskiego, krajem wielkich biskupów, pobożnych zakonnic, doktorów Kościoła — Bossuet przez dwa stulecia cieszy się wielkim autorytetem w Europie — i misjonarzy; jest także krajem zamieszkanym przez naród, który dostaje co dzień wskazówki od swoich pasterzy, a którego istnienie i życie codzienne są wyznaczane, modelowane, kierowane przez Kościół. Nawet nieliczni wówczas niewierzący, nawet libertyni, bluźniercy, krzywoprzysięzcy, świętokradcy i czarownicy nie wierzą, krzywo przysięgają, błądzą czy bluźnią na własny sposób, a sposób ten naznaczony jest niezatartym piętnem kontrreformacji. Jeśli zresztą jest tysiąc bluźnierców na jednego świętego, nic nie jest stracone. „Historia Kościoła jest na dobrą sprawę osobistą historią świętych i to nadając słowu święty sens, jaki nadawali mu apostołowie." "4 Wielki wiek pobożności WIEK ŚWIĘTYCH Historycy nie wahali się niegdyś nazywać cały wiek XVII „wiekiem świętych". Od kilku lat panuje pogląd, że wiek Oświecenia zaczął się około roku 1680 po skończonym w 1660 roku wieku świętych. Nie należy jednak wierzyć modom. Około roku 1710 bowiem święty Ludwik Maria Grignion de Montfort, ten arcymistrz mariologii oraz misji wśród ludu, i jego współzawodniczka święta Janina Delanoue wykonują „te niepojęte gesty", które wydają się przeciwieństwem uczonego wolnomyśli-cielstwa lub powstającego racjonalizmu. Janina Delanoue, nic sobie nie robiąc z szacunku ludzi, „idzie żebrać na drodze do Tours. Albo też — jeśli dostaje pieniądze na zamówienie mszy — wydaje je na żywność dla biednych. Zaczyna się wiek Oświecenia, ale świątobliwość tej epoki dąży — jak się zdaje — do zdumiewania mądrości ludzkiej." 168 Zestawienie świętych osób zmarłych w latach 1643—1715 dowodzi niezbicie, że druga połowa XVII wieku jest tylko nieznacznie mniej godna od pierwszej: lata 1643—1660 1661—1678 1679—1696 1697—1714 liczba 10 4 7 3 w tym kanonizowani 2 2 2 Chodzi tu o świętych kanonizowanych, błogosławionych i te osoby pobożne, których beatyfikację rozważało się wówczas w Rzymie."7 Liczby te nie obejmują więc ani protestantów (którzy zresztą odrzucają ideę świątobliwości zinstytucjonalizowanej w Kościele), ani jansenistów albo tych, co za nich uchodzą: na rozum ludzki wydaje się nieprawdopodobne, by pewnego dnia na tej rzymskiej liście znalazła się zarówno matka Aniela, jak i Arnauld d'Andilly, pan de Sacy, biskup Henryk Arnauld, Blaise Pascal, biskup Pamiers Caulet, biskup Alet Pavilion oraz inni czcigodni augustianie. A poza tym, może przez utożsamianie z Port-Royal, papieże odsunęli wybitnych oratorianów, nawet ich świętego założyciela Piotra de Bśrulle, niezaprzeczalnego przecież mistrza życia duchowego we Francji. W innych czasach, bez kryzysu gallikańskiego, bez ogłoszenia czterech artykułów, Bossuet zostałby kanonizowany. Rzym nie wypowiadał się również za możliwością kanonizacji Mabillona, Katarzyny de Bar, pani de Miramion czy słynnego księdza de Rance, refor- Biskupi francuscy matora trapistów. Jednakże lista rzymskokatolicka, choć jednostronna i niepełna, może stanowić pewną podstawę do mierzenia, jeśli tylko miara jest do przyjęcia w tak delikatnej materii. Powyższa tablica dowodzi, że wiek świętych nie skończył się ze śmiercią Wincentego a' Paulo. Panowanie Ludwika XIV zapisuje się chwalebnie w życiu duchowym kontrreformacji. Zresztą — jak to pięknie powiedział pan de Viguerie — „świątobliwość nie należy do stulecia. Wprost przeciwnie nawet." 137 Święci reprezentują swoją epokę. Żadna Strona odwrotna Wielkiego Wieku, żaden pamflet nie zdołają zmienić tego stanu rzeczy: promieniowania (tajemnego, widocznego czy rozproszonego) ówczesnych świętych francuskich. To oni kształtują wrażliwość współczesnych. Oni nadają orientację wierze, oni decydują o pobożności, kierując wszystkich w stronę transcendencji. To że katolicy odmawiają reformacji świątobliwości, a samemu Port-Royal nawet duchowości, że protestanci nie godzą się na katalogowanie wybrańców Pana, nie zmienia bynajmniej faktu, jednocześnie znamiennego i rzadkiego, trudnego i codziennego, tego faktu mianowicie, że był to wiek świętych. Święci są w gruncie rzeczy przywódcami Kościoła niewidzialnego, biskupi otaczają Kościół widzialny. W XVII wieku między jednymi a drugimi często występuje zbieżność, zawsze zaś współdziałanie. 119 BISKUPI FRANCUSCY Postać prałata, wielkiego pana, bardzo młodego, wierzącego, ale pełnego dezynwoltury, który zaniedbuje swoją diecezję, zajęty w Paryżu czy Wersalu karierą lub rozrywkami, jest marnym stereotypem literackim. W rzeczywistości „panowanie Ludwika XIV było jedynym okresem w czasach nowożytnych, w którym pochodzenie najmniej pomagało do otrzymania godności biskupa".175 Biskupi francuscy pochodzą z różnych warstw społecznych. Clermont-Tonnerre, Noailles, Beauvilliers, a także Fenelon czy Harlay to wielka szlachta rodowa; La Bourdonnaye, Bri-queville de la Luzerne, d'Argouges należą do starej arystokracji; Crillon, Forbin wywodzą się z rodów mających za sobą dwieście lat szlachectwa; Colbert, Le Tellier, Phelypeaux, Bochart de Saron, Choart de Buzenval, Lomenie de Brienne są przedstawicielami dobrej szlachty urzędniczej; d'Aquin, Verthamon, Malezieu pochodzą z rodzin bliskich pospólstwu; Vallot, Anselin, Desclaux, Mascaron, Flechier, Joly ze zwyczajnej biedoty. Ten awans mieszczaństwa i niemal ludu nie jest zresztą nowością. Richelieu i Wincenty a Paulo, że wymienimy tylko tych dwóch, zgłaszali do wysokich godności duchownych wartościowych kandydatów po- Wielki wiek pobożności 120 chodzących z gminu. Najbardziej szacowni biskupi z czasów Ludwika XIV zostali mianowani przed rokiem 1661, a niektórzy nawet przed 1643. Nie ulega wątpliwości, że w udzielonym królowi na mocy konkordatu z roku 1516 prawie mianowania biskupów tkwiło pewne ryzyko: ' monarcha miał możność wybierania dostojników kościelnych, kierując się względami politycznymi albo własną sympatią. Jednakże Ludwik XIV rzadko się mylił. Rozdawanie diecezji wydawało mu się sprawą wyjątkowo ważną, napisał ku pouczeniu delfina: „Nie ma może nic trudniejszego w całym sprawowaniu władzy królewskiej." Należy się dobrze zastanowić, skrupulatnie rozważyć zalety możliwych kandydatów: „Uważałem zawsze, że trzeba brać pod uwagę trzy rzeczy: wiedzę, pobożność i obyczaje."42 Przedkładając uczonych mężów Sorbony nad wszystkich innych, wynagradzając wielkich mówców religijnych, król może być pewien, że wybrał biskupów dostatecznie mocnych w teologii; popieranie duchownych o budującej postawie życiowej przyczynia się do postępów reformy katolickiej. „Świątobliwe życie czyni prałatów godnymi szacunku." 2" Nie ma dwóch podobnych diecezji: w diecezji Toul jest tysiąc siedemset parafii, w diecezji Agde — dziewiętnaście. Niektóre diecezje znajdują się w pobliżu Paryża, inne wydają się miejscem wygnania. Jedne są tłuste, inne — chude. Poza tym każda ma swój brewiarz, swój mszał, swój katechizm. Osobisty wpływ prałata ma wielkie znaczenie. Jeżeli woli życie na dworze od rezydowania w diecezji, wszystko się rozprzęga na jego terytorium. Biskup Autun tak rzadko odwiedza podległe mu parafie, że święta Małgorzata Maria Alacoque — przyszła wizjonerka z Paray-le-Monial — zostaje bierzmowana dopiero we wrześniu 1669 roku w wieku dwudziestu dwóch lat przez Jego Ekscelencję Maupeou, biskupa Chalon, który przyjeżdża zastąpić nieobecnego kolegę.159 „Najważniejszym z obowiązków biskupa jest częste odwiedzanie parafii w swojej diecezji." 2" Flechier uważa tę powinność za bardzo nudną, ale podporządkowuje się obowiązkowi kanonicznemu.24 Nimes nie jest co prawda spokojnym zakątkiem. Oto człowiek pióra i dobry mówca zostaje skierowany do Lavaur, biskupstwa przyjemnego i spokojnego. Nagle król, chcąc go uhonorować i mieć mocnego polemistę w sporach z protestantami, przenosi go do Nimes. Wówczas biskup odpowiada tak pewnej panience, która składa mu gratulacje: „Nie jestem równie zadowolony jak pani, byłem przywiązany do swojej diecezji, znajdowałem tam radość i wypoczynek. Nie lubię zmian, a w tej zmianie dostrzegam tylko jedną dobrą rzecz: oznakę szacunku, jaki król mi w ten sposób okazuje." Skierowanie do Nimes w roku 1687 jest wielkim wyróżnieniem. W roku 1693 biskup Biskupi francuscy Cahors (Le Jay), a w 1710 roku biskup Aire (Matha) przypłacili życiem 121 odwiedzanie ludzi chorych na zaraźliwe choroby. Nieobecność biskupa w diecezji jest niekiedy całkiem usprawiedliwiona. Niektórzy z nich grają ważne role w ogólnych zebraniach duchowieństwa, które się odbywają regularnie w Paryżu, biorą udział w głosowaniu na „dom gratuit" *, zarządzają Kościołem francuskim. Inni udają się na dwór królewski albo do stolicy w sprawach diecezji. W Paryżu umarł biskup Lucon, Barillon, „i królestwo straciło w jego osobie — pisze markiz de Sourches — jednego z najbardziej świątobliwych prałatów, jakich już nie było od dawna". Przedtem ten święty człowiek spędzał w Paryżu dziewięć miesięcy co trzy lub cztery lata.161 Jednakże najgorliwsi z biskupów mają za punkt honoru stałe przebywanie w swojej rezydencji: w roku 1661 Mikołaj Pavilion, „święty Karol Kościoła francuskiego" jest już od dwudziestu dwóch lat biskupem Alet i cała Francja wie, że „opuszczał diecezję jedynie po to, by brać udział w zgromadzeniach swojej prowincji".55 Henryk Arnauld, biskup Angers, Franciszek Stefan de Caulet, biskup Pamiers, postępują tak samo. Bo też obaj są jansenistami. Podczas panowania Ludwika XIV było zawsze jakieś pół tuzina duchownych augustianów, którym król nie dowierzał, których jezuici nienawidzili, ale duchowieństwo i lud podziwiali za niezaprzeczalną świątobliwość. Pan Lancelot, dawny samotnik z Port-Royal, przebywał jakiś czas w Alet u biskupa Mikołaja Pavilion i pozostawił w swoich Pamiętnikach opis tych niezwykłych odwiedzin. Sypialnia biskupa wygląda jak cela mnicha. Nie ma tam ani jednego krzesła z oparciem, tylko niewygodne składane krzesełka. Dawniej zresztą biskup Pavilion nie miał nawet sypialni, „mieszkał w klitce na poddaszu, żeby być bliżej służby domowej". Posiłki jego są bardzo skromne: nie podaje się ani przekąsek, ani pieczystego, ani potrawek mięsnych, w dni postne zaś jada się tylko jarzyny i jajka. Biskup spodziewa się gościa? Zabija się kurczaka. Niespodziewany gość zjawia się w ostatniej chwili? Dostanie smażoną rybę z rzeczki.176 Jego Ekscelencja odprawia poranną mszę o bardzo wczesnej godzinie. Później bierze udział w odprawianiu sumy w dolnej części prezbiterium. Przy jego fotelu leży fioletowy dywanik. Biskup uczestniczy w sumie, odmawiając na początku Conjiteor, i na końcu udziela błogosławieństwa zgromadzonym wiernym. Resztę dnia poświęca na pobożne lektury, medytacje nad Pismem Świętym, odwiedzanie ubogich i chorych, narady, audiencje, regulowanie spraw administracyjnych. Wieczorem śpiewa się * Don gratuit — dosł. darowizna, dobrowolny podatek kleru (od 1560 r.), odnawiany co dziesięć lat podczas wielkich zgromadzeń duchowieństwa w zamian za możliwość reprezentacji jako stanu przy królu (przyp. red.). Wielki wiek pobożności 122 nieszpory i kompletę. Po lekkim posiłku wieczornym odmawia się wspólnie modlitwę, po której następuje błogosławieństwo biskupie. Po czym biskup i jego ewentualni goście idą od razu do swoich sypialni. Nie oszczędzając się i świecąc wszystkim przykładem, biskup reformator gruntownie przeobraził w dwadzieścia lat swoją diecezję. W 1639 roku przybył do diecezji położonej na końcu świata, opuszczonej przez ludzi i nic nie wiedzącej o soborze trydenckim (poprzednik jego, Polverel, były kapitan kawalerii, był ignorantem i rozpustnikiem). Wszystko należało tam zreformować. Biskup zakazał skupiania kilku probostw w jednym ręku, na nowo rozdzielił beneficja, zmienił proboszczów zależnie od ich wieku, działalności, środków, potrzeb duchowych. Uwolnił kościoły parafialne spod nazbyt ścisłej kontroli seniorów, narzucił samowolnym wielmożom prawo Boga i państwa, karząc ekskomuniką kazirodztwo, porwanie, gwałt, a nawet pojedynki. Około roku 1660 diecezja nie przypominała już w niczym dzikiego terytorium sprzed dwudziestu lat. Wyglądała jak miniaturowa kopia biskupstwa mediolańskiego w roku śmierci Karola Boromeusza. Alet wydawało się miastem-klasztorem. Tak skrupulatnie świętowało się tam niedzielę, że nawet powozy nie mogły wjeżdżać do miasta. Szlachta chcąc nie chcąc musiała się pogodzić z reformą obyczajów. Wieśniacy byli tak wdzięczni dobremu biskupowi, który okiełznał ziemian, że poszliby za nim na kraj świata. Na razie godzili - się dość pokornie na zakaz zabaw tanecznych nawet podczas jarmarków, nawet w dniu święta .patrona! Wszystkie owieczki tego surowego wroga tańców otaczają go głębokim szacunkiem. Cała Francja zna jego zalety. W 1661 roku minister Michał le Tellier odradza Ludwikowi XIV wzywać biskupa Pavilion do Paryża: jak wyrzucać sympatię do jansenistów takiemu człowiekowi, jak „wytaczać proces biskupowi już niemal kanonizowanemu przez lud i nieskończenie szanowanemu przez wszystkich godnych ludzi" ?176 GROBOWIEC ŚWIĘTEGO PRAŁATA Piętnastego października 1677 roku Mikołaj Pavilion zapada na śmiertelną chorobę, 8 grudnia umiera powszechnie opłakiwany. Podczas siedmiu tygodni choroby „zachowanie Jego Ekscelencji jest budujące: budujące jest jego milczenie, gesty i nieliczne słowa (...) Zapytałem go dzisiaj — opowiada pewien duchowny — co czuje czekając na śmierć, czy ma już dosyć życia, czy pilno mu iść do Boga. Odpowiedział mi: Uległość." ni Wierni nie opuszczają umierającego biskupa. „Każdy stara się otrzymać od niego jakąś relikwię, ludzie przychodzą zewsząd zobaczyć, Grobowiec świętego prałata czy jeszcze żyje." Pavilion spokojnie porządkuje swoje sprawy, szczegóły dotyczące życia i śmierci. Przystępuje publicznie do ostatniej komunii, by dać przykład swoim owieczkom; chce być pochowany na cmentarzu, a nie w katedrze, nie pozwala nawet „umieścić na grobie kamienia i epitafium". Dziewiątego grudnia biskup Pamiers (de Caulet), kolega i przyjaciel zmarłego, odprawia mszę żałobną i wygłasza mowę pogrzebową w obecności niezliczonych tłumów. De Caulet oświadcza, że „potrzebowałby całej oktawy, by opowiedzieć o wszystkich cnotach biskupa Alet (...), prawdziwego świętego, najświętszego biskupa, jakiego Bóg dał w tym czasie swojemu Kościołowi, człowieka błogosławionego, który niewątpliwie już jest W niebie".111 Natychmiast po śmierci Pavillona ten sam biskup de Caulet, „zalewając się łzami i łkając", odmówił codzienną modlitwę. Po czym kazał otworzyć i odczytać testament zmarłego. Dokument ten, spisany przed rokiem, był zgodny z życiem jego autora: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego amen. Ja, Mikołaj, niegodny biskup Alet, sporządziłem testament, jak następuje. Oddaję duszę w ręce Boga, mojego Stwórcy, aby po śmierci raczył ją przyjąć do swojej chwały przez nieskończone zasługi Jezusa Chrystusa, mojego Odkupiciela. Błagam w tym celu o wstawiennictwo okrytą chwałą Najświętszą Dziewicę, Matkę Bożą, aniołów i wszystkich świętych raju. Oświadczam wobec całego Kościoła wojującego i triumfującego, że chcę żyć i umrzeć w przenajświętszej i jedynej prawdziwej religii katolickiej, apostolskiej i rzymskiej..." Jest to właśnie doskonała inwokacja, tak droga barokowemu katolicyzmowi: gloryfikacja Trójcy Świętej, chrystocentryzmu, cześć składana uprzywilejowanym orędownikom tworzącym niebiański dwór, użycie na chwałę Przenajświętszej Panny starej formuły soborowej „Matka Boża" (Theotokos), całkowita uległość Kościołowi. Po inwokacji następują skromne wskazówki dotyczące pogrzebu, darów dla służby, seminarium i wychowawczyń ze szkół chrześcijańskich, by podziękować im za „owoce nauk, jakich udzielają osobom swojej płci". „Co do reszty dóbr, jakie mogą pozostać po wykonaniu wyżej wymienionych zapisów (...), czynię moimi spadkobiercami ubogich z mojej parafii, niech dobra te zostaną wśród nich podzielone w ciągu dwóch lat po mojej śmierci lub wcześniej, jeśli to będzie możliwe, w sposób uznany za najsłuszniejszy i biorąc pod uwagę najpilniejsze potrzeby (...) Spisano w Alet 9 października 1676. (Podpis): Mikołaj, biskup Alet."111 Grobowiec Pavillona jest grobowcem „biskupa, który był tylko biskupem". Aż do XX wieku wierni będą tam przychodzili zdrapywać mech z kamiennego krzyża, wzniesionego na skromnej mogile prałata. „Mogiła jego przynosi szczęście" — twierdzą ludzie. Najwięksi z równych zmar- Wielki wiek pobożności 124 łemu złożyli mu jednak natychmiast hołd. Posłuchajmy Jego Ekscelencji biskupa de Choiseul: „Najszczęśliwszym ze szczęśliwych jest biskup Alet. Zanieść do nieba osiemdziesiąt lat niewinności nowo narodzonego dziecka, nieustającej pokory i służby Bogu i bliźniemu z niezłomną wytrwałością — czy to cechy zwyczajnej świątobliwości? (...) Trudno mi uwierzyć, by z pełną świadomością popełnił kiedykolwiek grzech powszedni (...) Ludzie mówią, że cuda się dzieją przy jego grobie: wierzę w to, spodziewałem się tego, moim zdaniem ten, komu trudno byłoby w to uwierzyć, sprzeniewierzyłby się Chrystusowi" (25 stycznia 1678).1U CIENIE I BLASKI PRACY DUSZPASTERSKIEJ Przykład dobrych biskupów, który wzrusza innych dostojników kościelnych, musi także wywoływać współzawodnictwo wśród księży. Mikołaj Pavilion żyje jak wiejski proboszcz. Nie ma pałacu, mieszka w zwykłym domu podobnym do wielu plebanii. Naśladuje świętego Augustyna, zapowiada proboszcza z Ars. Zresztą takie są obowiązki dobrego biskupa: powinien formować swoich księży, prowadzić ich i skłaniać do dobra, to są jego pomocnicy, jego współpracownicy parafialni. Na synodzie w Nimes biskup Flechier (1687—1710), kaznodzieja, którego elokwencja podbiła niedawno innych słuchaczy, poświęca piękną serię homilii na wykładanie duchownym obowiązków i zadań ich stanu.24 Teksty te, przesiąknięte duchem soboru trydenckiego, przypominają nam, czego oczekuje Francja Ludwika XIV od swojego duchowieństwa. W homiliach swoich biskup Flechier wytyka wady i błędy duszpasterzy, a jednocześnie przedstawia idealną postać dobrego kapłana chrześcijańskiego. Niektórzy księża, spragnieni władzy, chciwi prebend, dokonali sami wyboru: są to intruzi w stanie kapłańskim. Zapomnieli, że tylko Bóg daje powołanie, że do „kapłaństwa wchodzi się przez Jezusa Chrystusa". Wyobcowani i zuchwali są o krok od świętokradztwa i prowadzenia swoich parafian do zguby. Jeśli ksiądz czuje się obco w swojej parafii, jego to wina. Winny jest także, jeśli nie zna tej zasady: „Kościoły nie są dla proboszczów, lecz proboszczowie dla kościołów." „Niespokojne duchy" mają wrodzoną niechęć do przebywania w jednym miejscu. Co mamy myśleć o księdzu, który znika ze swojej parafii w poniedziałek i zjawia się dopiero w sobotę? To podróżuje, traci czas na jarmarkach i targach, to zatrzymuje się w mieście, zbiera zaproszenia na obiady i rozmaite zabawy. Jeśli nawet rozrywki te nie skłaniają go do grzechu, to odwodzą od wypełniania obowiązków. Ile zostaje mu czasu na wizyty duszpasterskie, na naucza- Cienie i blaski pracy duszpasterskiej nie dzieci, na przygotowanie niedzielnych kazań? Nieudolne spełnianie J25 obowiązków kapłańskich może spowodować szkody nie do naprawienia. „Przez niedbalstwo księdza dziecko umiera nie ochrzczone — mówi Flechier — a chory bez ostatnich namaszczeń: jaka na to rada?" Naganne jest również postępowanie leniwego duszpasterza, który „byle jak służy Bogu", traktuje swój stan jako zawód bardzo spokojny, godność bez żadnych obowiązków, synekurę. Nie ma on czasu ani na studia, ani na przygotowanie kazania, ani na czytanie Pisma Świętego, a przede wszystkim na działalność charytatywną. Niedziela to jedyny dzień, kiedy jest zajęty swoimi obowiązkami. Ale odprawia mszę „z konieczności", i to na chybcika. Chętnie odstępuje ambonę zakonnikom z sąsiedztwa. Kiedy jest zmuszony zabrać głos, wygłasza „przez całą godzinę" źle przygotowane kazanie, mgliste i nudne. Bywają proboszczowie lekkomyślni, „którzy nie pracują nad tym, nad czym pracować powinni", albo pracują bez sensu. Tacy księża sądzą, że istnieje tylko jeden grzech — grzech ciała. Nie są im obce inne grzechy takie jak próżność, pycha, pieniactwo, chciwość (osobista lub kościel- ' na), mściwość. Są natomiast nieubłagani dla „świeżo nawróconych", źle uczą katechizmu, bywają surowi i niedyskretni w konfesjonale. Ich cechy charakterystyczne to przykre usposobienie, odpychająca wyniosłość, jak gdyby surowość mogła zastąpić autorytet. Pretendują do rozstrzygania • sporów, ale zachowują się przy tym jak bezwzględni sędziowie. Nadskakują natomiast wielkim panom, może nawet posuwają się do pochlebstw. „Pragnienie próżnej chwały" skłania ich do poszukiwania towarzystwa ludzi bogatych, a unikania biedaków. Flechier potępia wreszcie czwartą kategorię kapłanów, księży „nieśmiałych", tych, którym brak odwagi, by „naprawiać zło, jakie znają", czuwać nad moralnością, wytykać grzechy, zwalczać najbardziej rzucające się w oczy nadużycia. Potępia i przeciwstawia im dobrych pasterzy, którzy postępują zgodnie z nauką Jezusa Chrystusa. Na wzór swego Mistrza dobry pasterz powinien uczyć słowem, opiekować się parafianami udzielając im sakramentów, umoralniać ich, świecąc własnym przykładem. Pewny, że został powołany, i pragnąc być wierny, wzorowy kapłan czuje się mocno związany z kanonicznym obowiązkiem pozostawania w diecezji; ma więc czas na wizyty duszpasterskie, na przyjmowanie parafian u siebie i pouczanie. Gotów jest zawsze przychodzić im z pomocą zarówno materialną, jak i duchową. Obowiązki te nie przeszkadzają mu studiować, modlić się, medytować nad Pismem Świętym, przygotowywać kazania — to ukoronowanie tygodnia — czy naukę katechizmu dla dzieci. W kazaniach swoich, krótkich, prostych, zrozumiałych homiliach, Wielki wiek pobożności 126 dobry pasterz komentuje ewangelię dnia. Na jego lekcjach katechizmu młodzież poznaje skład apostolski (rekapitulacja tajemnic wiary: Trójcy Świętej, Wcielenia i Odkupienia), sakramenty, przykazania Boże i kościelne, Ojcze nasz. Jako ten, kto udziela sakramentów, kapłan czuwa, by każde niemowlę zostało ochrzczone natychmiast po urodzeniu, a każdy człowiek otrzymał przed śmiercią ostatnie namaszczenie. Leży mu zawsze na sercu „zachowanie świętych tajemnic". Stara się, by dawni protestanci poznali wartość eucharystii, uprzytamnia im grozę „niegodnej komunii", a także „zaprasza na uroczystość zaślubin Oblubieńca (...), jeśli mają szaty weselne". Głęboko przekonany o godności spowiednika, występując w tej roli, raczej słucha penitentów, niż ich wypytuje, woli wyrozumiałość od surowości i łagodzi prawo, by je ludzie kochali. W tym samym duchu spełnia swoje obowiązki poza murami kościoła. „Proboszcz powinien robić w swojej parafii tyle dobra, ile może", a także „przeciwstawiać się złu, jak może"; powinien wreszcie „oddać życie za swoje owieczki" jak Dobry Pasterz z Ewangelii, to znaczy żyć dla parafian. Ma im świecić przykładem, być pokorny, cierpliwy, cnotliwy, łagodny, dobroczynny, uprzejmy, życzliwy ludziom. Jeśli musi rozstrzygać spory, powinien postępować jak ojciec, a nie jak sędzia. Jeśli między wielkimi panami a pospólstwem wybuchają konflikty, powinien bez cienia obawy „przeciwstawiać się możnowładcom, atakować tych, którzy gnębią jego parafian". Nie znaczy to, że ma demagogicznie stawać zawsze po stronie ludu, tak samo jak nie można się zgodzić, by z zasady przyznawał rację seniorowi i jego pełnomocnikom. Proboszcz ma być obrońcą maluczkich, pocieszycielem tych, którzy cierpią. „U kogo biedni wieśniacy mają szukać sprawiedliwości, jeśli nie u tego, komu zostało powierzone ich zbawienie i spokój, i kogo widują co dzień przy ołtarzu składającego za nich świętą ofiarę?" 24 W uwagach tych zostały podane cechy charakterystyczne lekkomyślnego kapłana i wzorowego proboszcza. Kontrast, świadomie podkreślony, jest tutaj konieczny ze względów wychowawczych. Ilu kapłanów miało wówczas taką postawę? Trudno powiedzieć nawet teraz, po trzystu latach. Między grupą dobrych a grupą złych istniała jeszcze jedna, obejmująca większość księży, niewątpliwie godnych szacunku, którzy jednak nie byli ponad miarę gorliwi, ale nie mieli też zbyt poważnych wad. Jednakże w społeczeństwie, w którym duchowni muszą się ciągle rozwijać, w świecie przepojonym duchem cnót soboru trydenckiego i naznaczonym ideałami szkoły francuskiej, doskonałość pociąga znacznie bardziej niż pokusy życia świeckiego. Kilku świętych księży wystarcza zresztą, by utrzymać całość. Hic et nunc jest dziesięciu sprawiedliwych w Sodomie. Powołanie i obserwancja POWOŁANIE I OBSERWANCJA Do człowieka rozdartego wewnętrznie, który waha się, czy ma wstąpić do zakonu, ale zamierza to zrobić z obowiązku, Flechier pisze: „Ślubowanie złożone przez Pańskich rodziców nie zobowiązuje Pana do niczego. Śluby zakonne powinny być dobrowolne i złożone osobiście. Powołanie musi przychodzić od Boga, a nie od ludzi." Do pani ze szlachetnego rodu, która rozpacza, bo córka jej chce wstąpić do klasztoru, ten sam prałat pisze: „Pani, mogę tylko pochwalić Pani córkę. Słyszy głos Boga, idzie za tym głosem. Czy chciałaby Pani swoje dziecko zatrzymać, mimo że wzywa je Bóg?" 24 Taka jest doktryna, jeśli chodzi o powołanie, rodzice nie powinni namawiać swoich dzieci do składania ślubów zakonnych (a tym bardziej ich zmuszać) ani im tego zabraniać. Niech osoby bezpośrednio zainteresowane decydują same, nie dlatego że nęci je pre-benda albo że boją się życia, ale dlatego że wzywa je Bóg, i niech nie lekceważą przy tym rozsądnych uwag i rad. Jeśli to prawda, że około roku 1660 Francja miała dwieście sześćdziesiąt sześć tysięcy duchownych, w tym przeszło sto osiemdziesiąt tysięcy zakonników i zakonnic,116 musieli niewątpliwie być wśród nich tacy, którzy się pomylili, obierając tę drogę w życiu. Ludzie obarczeni rodziną skłonni są doradzać swoim najmłodszym dzieciom, by wstąpiły do klasztoru. A sobór trydencki zezwala na składanie ślubów zakonnych od siedemnastego roku życia. Szesnastoletni chłopcy łatwo się dawali przekonać w owych czasach. Colbert daremnie usiłował podnieść dolną granicę wieku. Massillon uważał, że jest niebezpieczna, szczególnie kiedy decyzja zostaje powzięta na kilka lat przed wstąpieniem do klasztoru. W kazaniu wygłoszonym podczas wielkiego postu w roku 1704 krytykuje on wszelki nieprzemyślany wybór: „Decyzja zostaje zazwyczaj powzięta — woła — w wieku, kiedy rozum zaledwie może poznawać, ale nie jest zdolny do dokonania wyboru." "4 Przypadki wywierania nacisku były rzadkie, choć ciągle się o nich mówiło. I miały trojaki charakter. Ojciec egoista czy matka wdowa autorytatywnie kierują swoje dziecko do Kościoła, by mieć więcej swobody. Wdowa, która wyszła powtórnie za mąż, postępuje podobnie, by uniknąć irytacji czy zazdrości męża. Rodzice zmuszają swoje dziecko, by wstąpiło do zakonu, gdyż chcą zachować probostwo w rodzinie. Zresztą sprawa z Kościołem wygląda trochę tak jak małżeństwo z rozsądku: zaufanie, przywiązanie, miłość mogą przyjść później. Jeśli chodzi o prawdziwych kandydatów,.to znaczy tych, którzy wykazywali cztery cechy poważnego powołania: cnotę, zdolności, wezwanie Boga uznane przez biskupa, czyste intencje,184 i których pociągała nie Wielki wiek pobożności Paradoksy i pobożność 128 łatwizna, lecz budująca surowość, chwila na wstąpienie do klasztoru była dobrze wybrana. Zakony odnowiły się prawie wszystkie w duchu soboru trydenckiego: kongregacja Saint-Maur na przykład „przywraca we Francji ideał benedyktyński" (Jean de Viguerie). W samej Normandii odnawia się albo odbudowuje dwadzieścia siedem klasztorów. W Saint-Germain--des-Pres powstaje ognisko wiedzy, jedyne na świecie — monumentalna publikacja Acta Sanctorum to jeden z owoców jego działalności. Co prawda obserwancja została wobec tego nieco zmodyfikowana: znika praca ręczna, zakonnicy są pochłonięci pracami intelektualnymi. Dom Klaudiusz Martin musi przypominać swoim mnichom podstawowe reguły zakonu: „Milczenie, samotność i regularne posty." Mabillon to im później powtórzy. Ale co dzień widać także nowe owoce tej działalności. Nie są to już wielkie instytucje — jak stowarzyszenie oratorianów (1611), lazarystów (1625), sulpicjanów (1641), eudystów (1643) — lub zakony jak na przykład zakon urszulanek, lecz prawdziwa mozaika poszczególnych „fundacji", które powstały dzięki inicjatywie założycieli lub na skutek potrzeb lokalnych. Stąd pochodzi szeroka i gęsta sieć domów kościelnych, głównie szpitali lub szkół. W roku 1661 ojciec Ange Le Proust, augustianin, założył w Lamballe, w Bretanii, żeńską wspólnotę zakonną świętego Tomasza z Villeneuve. Zakonnice te poświęcają się pielęgnowaniu chorych w małych szpitalach. Nie różnią się one niczym od sióstr miłosierdzia Wincentego a Paulo, uprawiają „kult ubogiego". Wnoszą jednak coś nowego — między dwiema fundacjami upłynęło dwadzieścia siedem lat — rekrutują się z tej okolicy, co prowadzi do pewnego współzawodnictwa i solidarności, i korzystają z autorytetu założyciela zakonu. Kiedy w roku 1671 otrzymały od króla przywilej potwierdzający, prowadziły już dwanaście domów. W roku zaś 1698, roku śmierci ich twórcy, miały dwadzieścia osiem zakładów. Poza klasztorem macierzystym, który w 1700 roku przeniesie się do Paryża, i licznymi szpitalami córki świętego Tomasza prowadzą schroniska i szkoły.169 W ostatnich latach tego stulecia proboszcz Alengon ksiądz Belard zakłada „Opatrzność Alengon", mając na celu nauczanie ludu i pomoc społeczną: chodzi o to, by uczyć zawodu dziewczęta skromnej kondycji.189 W ciągu dwóch wieków we Francji będzie działało kilka „Domów Opatrzności", jedne tworzące kongregacje, inne samodzielne, a wszystkie złączone tym samym celem. Są to zakłady naprawdę opatrznościowe dla ludności wiejskiej. PARADOKSY I POBOŻNOŚĆ 129 Wiek nasz lubi etykietki i uproszczenia, jest epoką kolekty wizmu i zacierania różnic. Francuzi z czasów kontrreformacji wymykają się naszym niwelującym kategoriom. Weźmy dwóch duchownych ówczesnych: Armanda Jana Le Bouthillier de Rancś, proboszcza trapistów (1626 — 1700), i Jana Mabillon, benedyktyna z Saint-Germain-des-Pres (1632 — 1707). Mieliby obaj tysiące powodów, by być podobni: tradycja świętego Benedykta, dbałość o życie wewnętrzne, współzawodnictwo w dążeniu do świątobliwości, budująca śmierć. Jednakże mają rozbieżne zdania i odmienne poglądy na naukę, głoszą sprzeczne tezy. Autor O świątobliwości i obowiązkach życia zakonnego nie chce — w imię duchowości — uczonych zakonników; dom Mabillon natomiast, prawdziwy eru-dyta, energicznie broni studiów zakonnych.94 W owych czasach wszyscy cenili formę, gesty, symbole. Lecz jedni chcieli gestów zwykłych, powściągliwych, surowych i pozbawionych wszelkiej teatralności, inni natomiast lubili barokową bujność i barwność. Ksiądz de Rance i Janina de Matel wybrali pozornie drogi przeciwne. Pierwszy wydaje się niemal zaskorupiały w swojej surowości. „Jego prawdziwa pokora nie pozwalała, by proszono go o uprzejme pozowanie do portretu." „Umiera, leżąc na ziemi, na słomie i popiele.*' śó Janina de Matel zaś (zm. 1670), założycielka zakonu Słowa Wcielonego, żyje wśród mieniących się barwnie, bardzo dziecinnych symbolów. Słyszy głosy z nieba — głos Chrystusa, który przemawia do niej tylko po łacinie, głosy Trójcy Świętej, Marii, Michała Archanioła, świętego Hieronima i świętego Dionizego, którzy dyktują jej, jak ma odnowić swoją naukę i kierować zakonnicami. Tak więc ubiór tych dziewcząt został podyktowany z nieba: niebieska tunika, biała suknia i czerwony płaszcz. Ten trzy-kolorowy strój (sztandar narodowy był wówczas biały) jest ubraniem mocnej kobiety. Kolor niebieski przypomina podobno niebo, Ojca Niebieskiego, „bezpieczeństwo i lojalność obywateli nieba", „czystość Ojca Niebieskiego i Przenajświętszej Dziewicy", boskie pochodzenie Chrystusa, Jego mękę. Biel zaś jest symbolem czystości, „nieskazitelności wiekuistego światła", Syna Bożego jako wspaniałości Ojca, szaty Chrystusa u Heroda, ziemi, której Chrystus jest władcą, „nadziei dla mieszkańców ziemi". Czerwień oznacza siłę, Ducha Świętego, „który jest płomieniem i miłością", lecz także ludzką naturę Chrystusa, purpurową szatę Męki Pańskiej, piekło — miejsce, które nie zna litości — i „zazdrość Oblubieńca, mocniejszą niż piekło".94 Podczas gdy Maria Henryka de Pontual (zm. 1704), ociemniała wizytka z Nantes, głosi: „Należę do mego Boga, niech się dzieje wola Je- 9 — Bluche \ Wielki wiek pobożności 130 go".169 dwaj najsłynniejsi biskupi ówczesnego świata chrześcijańskiego spierają się na temat sprawy całkiem drugorzędnej, znanej pod nazwą kwietyzmu. Wierni nie wiedzą, co mają o tym sądzić, jak o tym świadczy ta oto „kolęda" z roku 1699: Po co tyle pisujecie O Cambrai, o Meaux, panowie! Nic takiego nie powiecie, Co by było mądre, nowe. i Lepiej by sto razy było «•< \ Milczeć lub modły posyłać, Na chwałę Boga śpiewać warn — Ram pam pam , » Niż innego brata ''' l — Trą ta ta r' Z pantałyku zbijać. s, Każdy na biskupstwie swoim :, Niech się weźmie do roboty, , A wtedy wnet zobaczy sam ( — Ram pam pam Przepadną dla świata — Trą ta ta Te wasze głupoty.179 . i To, co się wydaje różnicą poglądów, jest częstokroć zwykłym starciem dwóch różnych temperamentów. Za Ludwika XIV ludzie z rozmaitych powodów należą do przyjaciół Port-Royal albo do obozu moli-nistów. Zależy to od pochodzenia, od wpływów wychowania i środowiska, lecz także od przypadku, znajomości, polityki (pani de Ssvignc skłania się do jansenizmu), ambicji, protekcji (na spotkaniach z dawnymi frondystami Port-Royal zdobywa coraz więcej zwolenników). Prawdziwy jednak podział jest związany z wrażliwością, co dobrze sformułowała w 1678 roku markiza de Sable: „Maksymy życia chrześcijańskiego — pisze markiza — które powinno się czerpać wyłącznie z prawd • Ewangelii, są nam zawsze niejako wpajane zależnie od rozumu i usposobienia tych, którzy prawd tych nauczają. Jedni przez wrodzoną łagodność, inni na skutek surowego charakteru interpretują według własnego uznania sprawiedliwość i miłosierdzie boskie." 5 Nie znaczy to jednak, że pan Nicole jest surowy, a ojciec Bourdaloue łagodny, tyle przecież istnieje odcieni w najbardziej odmiennych środowiskach. Paradoks kwitnie zawsze i rozwija się na każdym terenie. Liberalni, kiedy idzie o Chiny, i godzący się z pewnym złagodzeniem ducha chrześcijańskiego, by nie ranić ducha i tradycji Dalekiego Wschodu, ojcowie Paradoksy i pobożność de la Chaise i Le Tellier, kolejni spowiednicy króla, nienawidzą protestantów, a nawet katolików, zwolenników świętego Augustyna. Co prawda kochać bliźniego jak kogoś bliskiego było zawsze trudnym programem. Inny paradoks Towarzystwa Jezusowego polega na tym, że jezuici idą z duchem czasu, schlebiając Ludwikowi XIV, i wyprzedzają współczesność, zmierzając do synkretyzmu (w Chinach), a jednocześnie zażarcie bronią filozofii, która ma już czterysta lat (w części tomistycznej) i dwa tysiące (to, co pochodzi od Arystotelesa). Jansenistom, którzy ^współzawodniczą z jezuitami, brak czasem logiki. Są słusznie dumni ze swego wielkiego obrońcy Pascala, ale nie przestają się od niego odwracać. Nie zauważyli, że autor Prowincjalek, Myśli, drobnych dzieł i traktatów nie był tylko fizykiem, polemistą i apologetą, lecz także filozofem. Nie zrozumieli — i to nawet myśliciel tak wszechstronny jak Antoni Arnauld — że myśl Pascala ma ogromny zasięg. Z jednej strony łączy się bezpośrednio z teologią pozytywną, z drugiej zaś — związana z fizyką, a nie tylko z matematyką — ogarnia cały intelekt ludzki, podczas gdy Kartezjusz zamyka ludzkie „ja", świat i Boga w geometrii, a więc w racjonalizmie. Ten Kartezjusz, „nieużyteczny i niepewny", który wydaje się ostatnim słowem nowoczesności, niebawem będzie hamował myśl francuską i kiedyś przeszkodzi zrozumieć Newtona." Gdyby na przykład oratorianie, tak otwarci na augustianizm, nauczali w swoich szkołach filozofii Pascala, a nie Kartezjusza — przedkładając pisarza o płomiennej wierze nad ojca deizmu — wybraliby słuszną drogę. Jeśli chodzi o pobożność, sprzeczności się mnożą. Może to jednak wynika z uprzedniego paradoksu. Antoni Arnauld i pan Nicole nie zrozumieli, jak się zdaje, że idą tą samą drogą religii racjonalnej, religii Ryszarda Simona, spragnionej relikwii i kwestionującej cuda, przesiąkniętej antymistycyzmem. Pięćdziesiąt lat później, w wieku Oświecenia, wyniknie z tego dziwny związek jansenizmu i racjonalizmu, jedna z wielu przyczyn Rewolucji, siła napędowa konstytucji cywilnej duchowieństwa. Z braku tej przenikliwości przyjaciele Pascala, niepomni wspaniałego i tak mądrego pewnika „Boga wyczuwalnego sercem", uparcie odwracają się od religii serca. Nowy przejaw wielkiej pobożności, kult Serca Jezusowego, prawdziwe lekarstwo przeciw unitarianizmowi, deiz-mowi i racjonalizmowi, budzi w nich tylko pogardę. Pozostawiają jezuitom rozpowszechnianie nauki, jaką należy wyciągnąć z widzeń w Paray--le-Monial. Pod pretekstem wiary ukrytej i odrzucania przesądów nie uznają relikwii i skrupulatnie badają cuda. Czynią wszakże wyjątek dla świętego Ciernia, ich własnej relikwii i własnego cudu. Nie chcąc jednak popełnić błędu, nie należy zbyt uparcie szukać w roku 1670 wyjaśnienia roku 1770. Wyrywając bez umiaru korzenie, 131 Wielki wiek pobożności 132 niszczy się ogród, zniekształca krajobraz: rolnik La Fontaine'a ostrzega nas przed tym. Pobożne ogrody Wielkiego Wieku nie odtwarzają może dokładnie raju ziemskiego, ale są piękne i wielkie. Bogactwo drzew świadczy o spokojnej witalności. AD MAIOREM DEI GLORIAM ALIQUA PUGNA Pewne cechy ducha jedności mogą podsycać bohaterstwo. I odwrotnie, walki kilku instytucji ku większej chwale Boga (czyż od czasów Ignacego Loyoli jezuici nie głoszą dewizy: Ad maiorem Dei gloriam?) wywołują w czasach kontrreformacji nie kończące się, irytujące i małostkowe spory. Czy Kościół francuski jest podzielony na gallikanów i ultra-montanów? Oratorianie, benedyktyni, doktorzy Sorbony popierają galli-kanizm, jezuici i sulpicjanie zaś obóz rzymski.144 Czy następuje rozłam między augustianami, zażartymi zwolennikami łaski skutecznej, a nowoczesnymi ludźmi pobożnymi, którzy są pewni łaski uprzedzającej? Oratorianie i benedyktyni wypowiadają się za świętym Augustynem, Towarzystwo Jezusowe — za Moliną. Czy teologia musi iść w parze z kartezja-nizmem, czy też należy łączyć ją zawsze ze średniowiecznym tomizmem? Oratorianie, z ojcem Malebranche na czele, oraz przyjaciele Port-Royal, Arnauld i Nicole pYzede wszystkim, pragną adoptować albo adaptować Kartezjusza, podczas gdy jezuici pozostają scholastykami. W wielu innych problemach dogmatyki, liturgii, pedagogiki, religijności formalnej występuje stale ścieranie się dzieci Berulle'a z synami Loyoli. Z początku jest to wojna o szkoły. Jezuici nie mogą darować ora--torianom, że ci w 1625 roku otrzymali kolegium w Nantes, po czym otworzyli w tym mieście studium teologiczne. Starają się współzawodniczyć z oratorianami i osiągają swój cel w roku 1665.169 Pod koniec panowania Ludwika XIV zarzucają oratorianom, że są zwolennikami ojca Quesnela, oskarżają ich o jansenizm (zarzut zresztą w pewnym stopniu uzasadniony) i powodują zmierzch, jeśli nie ich kolegium, to ich nauczania teologicznego. Jezuici wygrają o jedną długość tę bitwę o kolegia: w roku 1711 mają we Francji sto osiem szkół, Oratorianie natomiast tylko siedemdziesiąt dwie.189 Konflikt był i pozostał tym ostrzejszy, że różne szkoły są pod wieloma względami podobne: pochodzenie uczniów, jakość studiów, programy. Nie można nawet powiedzieć, tak jak w konflikcie Port-Royal i jezuitów, że występuje tu starcie pewnego elitaryzmu z nauczaniem masowym (wówczas mówiono: większości). Zresztą wobec tego, że dorośli porzucają togę dla miecza, niektórzy młodzi przechodzą z jednej szkoły do drugiej. Przyszły prezydent parlamentu Hśnault w 1694 ro- Ad maiorem Dei gloriam aliqua pugna ku jest w kolegium Louis-le-Grand uczniem jezuitów z ulicy Saint-Jacques i nowicjuszem w Oratorium od roku 1700 do 1702.82 To długie i dość wyczerpujące współzawodnictwo występuje także w dziedzinie sztuki i literatury. Bezstronny sędzia w tej materii, choć także dawny uczeń jezuitów z ulicy Saint-Jacques, Wolter umieści w swoim Wieku Ludwika XIV sześćdziesięciu pięciu zakonników na honorowej liście erudytów: jednego kartuza, jednego franciszkanina, dwóch cystersów, trzech dominikanów, czterech kanoników zakonnych, siedmiu benedyktynów (zdystansowanych mimo solidnej erudycji), piętnastu orato-rianów i... aż trzydziestu dwóch jezuitów." Wprawdzie tylko dwaj jezuici, Bourdaloue i Bouhours, nie zostali całkowicie zapomniani po kilku stuleciach, podczas gdy co najmniej czterej spośród piętnastu kapłanów z Oratorium znani są nadal: ojciec Quesnel, wybitny teolog, Ryszard Simon (1638—1712), śmiały twórca nowoczesnej egzegezy, Massillon, który się wsławił mową pogrzebową ku czci Ludwika XIV, wreszcie Malebranche, rówieśnik króla (1638—1715), chrześcijański kartezjanin, „jeden z najgłębszych myślicieli, jacy kiedykolwiek pisali".78 Na dworze, w pobliżu króla, Towarzystwo Jezusowe wydaje się na pierwszy rzut oka nie mieć rywali: od roku 1654 do 1715 ma monopol na funkcję spowiednika Jego Królewskiej Mości. A pełniący kolejno tę funkcję ojcowie: Annat, Ferrier, de la Chaise i Le Tellier, nie zadowalając się podburzaniem króla przeciw Port-Royal i protestantom, byli także wrogo usposobieni do oratorianów. W Rzymie w otoczeniu papieża, w Paryżu, Wersalu i Saint-Germain przy królu spowiednicy nie przestają wytykać błędów doktrynalnych uczniom Berulle'a: przedstawiają ich jako w większości augustianów (a nawet jansenistów), bardzo często karte-zjan, a rzadko jako prawomyślnych. Ta polemiczna działalność okazuje się owocna: Ludwik XIV udziela nagany generałowi Oratorium.141 Jednakże to wcale nie niszczy instytucji Oratorium ani nie podważa janse-nizmu: w roku 1695 Soanen, oratorianin i augustianin, zostaje mianowany biskupem Senez! Ostateczne zwycięstwo jezuitów, zanim nawet ojciec Le Tellier wyciągnął od starzejącego się króla obietnicę przekazania post mortem swego serca domowi zakonnemu z ulicy Saint-Antoine, rewanż, jaki spowiednicy królewscy wzięli na czytelnikach Prowincjałek i na innych prawdziwych czy fałszywych przyjaciołach Port-Royal, znalazło wyraz w wyborze kaznodziejów dworskich. Stopniową niełaskę oratorianów pozwala wymierzyć, a nawet policzyć poniższa tabelka zestawiająca liczbę kazań wielkopostnych i adwentowych wygłoszonych na dworze 133 i Wielki wiek pobożności 134 w latach 1661—1674 1675—1688 1689—1702 1703 — wrzesień 1715 przez jezuitów przez oratorianów 4 10 13 14 12 8 7 2 W XVII wieku jezuici francuscy potrafili — jak zresztą zawsze — budzić miłość lub nienawiść; niepodobna mieć do nich obojętnego stosunku. W październiku 1678 roku pani de Sevigns pisze do Bussy-Rabu-tina: „Jezuici są potężniejsi i bardziej zawzięci niż kiedykolwiek. Za ich sprawą zakazano ojcom z Oratorium, by nauczali filozofii Kartezjusza, czyli zabroniono krwi, by krążyła. Przedstawili znowu pięć propozycji. Trzeba było obiecać, czego chcieli, i zdezawuować to; królewskie listy z pieczęcią, którymi wszystkim grożą, są potężnym argumentem przemawiającym za ich doktryną." 62 Zdaniem Ryszarda Simona dwie trzecie oratorianów skłania się do jansenizmu nie tyle z wrodzonego przekonania, co przez animozję do jezuitów. W ostatnich latach panowania Ludwika XIV, po zniszczeniu Port-Royal (1709) i ogłoszeniu bulli Unigenitus, Towarzystwo Jezusowe, które walczy w imieniu Boga, ale którego królestwo jest trochę z tego świata, jest bardzo potężne, lecz często znienawidzone. W ciągu trzech lat ojciec Le Tellier sprawił, że król stracił u swoich poddanych dużą część zdobytego kapitału prestiżu i popularności. W 1715 roku opinia poczciwego ludu jest streszczona w tych trzech wierszach: Zaprawdę mógłbyś, królu nasz i panie, Jezusa wiernie pełnić przykazanie, Mniejszą atencją Towarzystwo darząc.58 Przedstawiając smutne lata starego króla Wolter słusznie stwierdza: „Rzecz to godna uwagi, że ci, którzy darowali mu wszystkie jego kochanki, nie mogli darować mu spowiednika." Sprawa nie jest jednak tak prosta. Towarzystwo Jezusowe, które w końcu tak zaszkodziło swemu królewskiemu opiekunowi, na początku i przez dłuższy czas służyło mu dobrze. Le Gendre, sekretarz arcybiskupa Paryża, twierdzi, że jezuici stawiali na Francję co najmniej od roku 1659, jeśli nie od 1648. W zamian za łaski, jakimi Ludwik XIV ciągle ich obsypywał, stali się agentami i sprzymierzeńcami króla w całym świecie.89 A poza tym, wbrew insynuacjom Prowincjalek, synowie Loyoli bynajmniej nie są kazuistami. Nic nie jest dalsze na przykład od swobodnej moralności Escobara niż solidna doktryna głoszona przez ojca Bourdaloue. Świątynie, pobożność i cuda Różni bywają jezuici. Wielu idzie wówczas za Bossuetem i Ludwikiem XIV, trzymając się tego, co określano wtedy jako „drogę pośrednią". Poza Francją i Europą, szczególnie w Nowej Francji (Kanadzie), są w pierwszych szeregach ewangelizacji, a niekiedy także męczeństwa. Toteż Furetiere, mimo że przyjaciel Port-Royal, widzi w Towarzystwie Jezusowym „zakon najbardziej rozprzestrzeniony, który oddał najwięcej przysług Kościołowi dzięki swoim misjom w Indiach i trosce o wychowanie młodzieży".26 We Francji to wychowanie, nastawione na szacunek dla króla, poczucie honoru i zainteresowanie służbą publiczną, dało Ludwikowi XIV ludzi oddanych służbie państwu.1" ' 135 ŚWIĄTYNIE, POBOŻNOŚĆ I CUDA Diuszesa Orleanu chętnie przeciwstawia katolików francuskich ciemnym i przesądnym tłumom w Niemczech, Hiszpanii i Włoszech. Tutaj — pisze — nikt nie jest obowiązany „wierzyć w głupstwa i niedorzeczne cuda (...). Nie przywiązuje się żadnej wagi do pielgrzymek i tym podobnych rzeczy."M Świadectwo to jest jednak późne (1701) i podwójnie fałszywe. Madame, protestantka z Palatynatu, nie rozumiała nigdy religii rzymskiej, zresztą nie zna wcale ducha Francji. Na początku wieku Oświecenia do położonego o niespełna trzy mile od Paryża klasztoru w Argenteuil ciągną stale tłumy pielgrzymów z całej diecezji (głównie wieśniaków, właścicieli winnic, rolników, rzemieślników, drobnych kupców, zakonników), niezmiennie ufnych w boską moc świętej Szaty. Sześć razy do roku, a przede wszystkim w święto Wniebowstąpienia i w poniedziałek Zielonych Świątek, wierni biorą tam udział w wielkich procesjach. Bractwo świętej Szaty, zreorganizowane w 1659 roku, zachęca do tych zgromadzeń i pielgrzymki wotywnej do sanktuarium, którym się opiekują benedyktyni z kongregacji maurystów. Jeden z nich, dom Gerberon, ogłosił w 1677 roku Historię szaty bez szwów. Z jego książki wynika, że ten purpurowy strój, rodzaj ornatu z rękawami do łokci, stawał się coraz większy w miarę, jak rosło święte Dziecię: Niezrównana szato, co w cudownym sposobie Rośniesz wraz z Panem naszym o tej samej dobie. , "f Mimo że Treves, miejscowość, do której ciągnęły pielgrzymki z całego świata, rościło sobie prawo do posiadania prawdziwej szaty bez szwów z Ewangelii, mimo że arcybiskup Harlay nie popierał czci, jaką otaczano r Wielki wiek pobożności 136 Argenteuil, i że pewien opat nazwiskiem Thłers zaatakował jednocześnie „świętą Łzę" z Vendome i szatę z Argenteuil, klasztor benedyktynów, którego zresztą bronił słynny Mabillon, ściągał nadal tłumy wiernych. Dobrzy mnisi przypisywali relikwii sto osiemnaście cudów!9' Chorzy, których bardzo źle leczyła nędzna medycyna siedemnastowieczna, mogli, nie opuszczając okolic Paryża, zwracać się do wielu cudo-. twórców. Jeśli jednak przypisuje się świętemu Ouen moc uzdrawiania głuchoty, świętemu Prixowi zdolność stawiania na nogi paralityków, a świętemu Maurowi możliwość uleczenia kalek, Szata jest wszechmocna. Wobec tego zaś, że ślepiec i paralityk są typowymi chorymi z Nowego Testamentu, którzy odzyskali zdrowie dzięki cudom, nic w tym nie ma dziwnego, że jedna czwarta uzdrowień w Argenteuil dotyczy zakłóceń w chodzeniu, jedna czwarta także — chorób oczu. Przypisuje się również Szacie pięć przypadków zmartwychwstania, to znaczy kilka chwil reanimacji niemowląt martwo urodzonych, które dzięki tym chwilom zostały ochrzczone. (Są to tak zwane odroczenia losu niemowląt.) Nie było nigdy na drogach Francji tylu pielgrzymów co wtedy, wielkich i małych (miquelot to młody żebrak, który podaje się za pielgrzyma z Mont-Saint-Michel26), mężczyzn i kobiet, mieszczan i wieśniaków, nie i było też nigdy w tych tłumach tak wielkiej żarliwości i takiej ufności we wszechmoc Boga. Choć dżuma została przezwyciężona, choć wojna stała się mniej bliska i mniej groźna, nie brakowało nigdy powodów, by iść na pielgrzymkę. Odwiedzić świątynię, uczcić relikwie, błagać o wstawiennictwo Najświętszą Marię Pannę to drwić z protestantyzmu. To także i przede wszystkim — dla katolika każdego stanu — postawą i czynem zaświadczać wiarę, którą sobór trydencki pogodził z pobożnością. Pielgrzymki nie tylko nie są rzadsze na początku panowania Ludwika XIV, lecz przeciwnie, stają się coraz liczniejsze w latach 1660 i 1680, a święte miejsca mnożą się albo nabierają coraz większego znaczenia. Nawet janseniści, którzy byli podobno wyjątkowo nieufni i gotowi węszyć wszędzie niebezpieczeństwo przesądów, biorą udział w tym zrywie. W 1656 roku, 24 marca, dostrzegli w cudzie świętego Ciernia interwencję nieba na ich korzyść; w 1662 roku wyzdrowienie matki Katarzyny de Sainte-Suzanne, zakonnicy z Port-Royal, było święcone przez jej ojca Filipa z Szampanii, który złożył przy tej okazji najbardziej duchowy z darów.106 W Prowansji powstają niemal jednocześnie poświęcone Marii dwa wielkie kościoły, mające własności cudotwórcze: Notre-Dame du Laus w Alpach, a przede wszystkim Notre-Dame de Lumieres w pobliżu Apt. W tym kościele należącym do parafii Goult w 1661 roku nastąpił pierwszy cud. Jak tylko kaplica została tam odbudowana i miejsce pielgrzymki Świątynie, pobożność i cuda znalazło się w ręku karmelitów zreformowanych, tłumy zaczęły ściągać 137 do Notre-Dame de Lumieres. W roku 1666 czcigodny ojciec Michał od Świętego Ducha, karmelita, opiekun tych miejsc, wydaje książkę dedykowaną królowej: Święta pielgrzymka do Notre-Dame de Lumieres. Od czerwca 1663 do stycznia 1666 stwierdzono tam podobno dwieście dwa cuda w świątyni albo w mieszkaniu chorych! Sam rok 1664 jest wzorcowy. Pierwszego kwietnia osiedla się w Lumieres główny świadek tych cudów, ojciec Michał od Świętego Ducha. Szóstego maja Klaudia Mey-naud, sparaliżowana młoda dziewczyna z Noves, przybywa do Lumieres pod opieką rodziców, którym towarzyszy grupa pielgrzymów. Klaudia wstaje i idzie. Tłum natychmiast śpiewa Te Deum. Ale na tym cud się nie kończy. Po powrocie do Noves Meynaudowie przechodzą wraz z sąsiadami przez wieś, tworzą procesję z jednym z burmistrzów na czele i idą śpiewając. Burmistrz ten ma ciężko chore dziecko, nagle wśród śpiewów dziękczynnych następuje uzdrowienie chorego. Siódmego czerwca Jan Baptysta, kaleka z Taraskonu, odzyskuje w Lumieres władzę w nogach. A wszyscy widzieli, że biedak nie mógł przedtem sam nawet siedzieć na grzbiecie osła. Przyjechał w towarzystwie przyjaciela, „związany i przytroczony do grzbietu osła".105 Dwudziestego siódmego lipca sześćdziesięcioośmioletni wędrowny szewc, Stefan Chastan, zostaje nagle uleczony z przepukliny, na którą cierpiał od trzydziestu lat! Jak zwykle ludzie cudownie uleczeni, ich rodziny, sąsiedzi i przyjaciele święcą te uzdrowienia. Wkrótce wieść o nich rozchodzi się po całej Prowansji. Ze wszystkich zakątków tej prowincji, a także z Langwedocji i z Delfinatu ściągają pielgrzymi prowadzeni przez zakonników albo bractwa penitentów. Jednym z cudów Lumieres jest właśnie ta zgoda i łączenie się w modlitwie współzawodniczących zgromadzeń, gorliwych, ale nieufnych. Tak więc 6 lipca 1644 roku wszystkie bractwa miasta Apt, penitenci niebiescy, biali i czarni, bez względu na różnice doktryn tworzą wielki tłum i idą razem w procesji aż do świątyni.105 Należy stwierdzić inną rzecz (ale w takim razie nie jest to cud), o której świadczą niezliczone wota w Lumieres: przychodzą tu pielgrzymi ze wszystkich warstw społecznych, by błagać niebiosa o łaskę lub dziękować za wysłuchane modły. Na sto osób, które przyniosły dary, jest trzynastu dostojników, siedmiu duchownych, dwudziestu pięciu przedstawicieli ludu i pięćdziesięciu dwóch mieszczan.105 Pod koniec wieku w Awinionie zostaje wydany obrazek mający gloryfikować Notre-Dame de Lumieres, gdyż wdzięczna Prowansja chce zapewnić swojemu sanktuarium jeśli nie taką sławę, jaką ma kościół w Loreto, to przynajmniej taki sam rozgłos, jakim się cieszy pikardyjska pielgrzymka do Liesse. Jest tam kaplica, obrazy Przenajświętszej Dziewicy i Jezusa, są procesje .penitentów i kilka Wielki wiek pobożności 138 medalionów, z których każdy przedstawia jakiś rodzaj cudu. I napisy bez ozdobników: „Ociemniali widzą", „Kaleki chodzą", „Zmarli zmartwychwstają", „Wyleczony paralityk", stanowią jak gdyby wzory setek darów wotywnych, które pielgrzymi już złożyli lub złożą niebawem. Prawdziwym cudem jest także zdumiewająca żywotność zbiorowej pobożności, traktowanej często z nieufnością przez hierarchię katolicką, i sam fakt, że poruszenie tłumów, tyle modłów dobrze lub źle wysłuchanych, tyle relacji literackich i plastycznych poświęconych cudownym miejscom powstaje i powtarza się, unikając grosso modo pułapki przesądów. Opowiadając wydarzenia uważane za cuda, które się dokonują nie opodal jego katedry, Esprit Flechier, biskup Nimes, pisze (1707): „Co jest prawdą i co uważam za prawdziwy cud, to gorliwość, to cześć, to milczenie i porządek, jakie panują tutaj wśród tłumów."175 Jest już wiek XVIII i sobór trydencki (zakończony w 1563 roku) nie rozstrzygnął wszystkich problemów, jakie na nim poruszono. Misje i rekolekcje świadczą o tym również, znacząc życie codzienne ówczesnych ludzi. MISJE WEWNĘTRZNE Francja jest w tych czasach prawdziwym królestwem misji wewnętrznych. Z trzech definicji podanych w Slowniku uniwersalnym dowiadujemy się, co o tym myśli ogół ludności w roku 1685: „Misjonarze idą na wieś nauczać chłopów katechizmu." „Elokwencja i żarliwość misjonarzy spowodowały bardzo liczne nawrócenia." „Misjonarz ten wygłasza bardzo ewangeliczne kazania, to znaczy głosi samą Ewangelię, po prostu, bez pompy i okazałości." 26 Pierwsza formuła, myśl ogólnie przyjęta, jest także w bardzo dużym stopniu myślą słuszną. Miasta nie są wykluczone z okręgów duszpasterstwa misyjnego, to pewne, częstokroć jednak misja odpowiada w miastach tradycyjnym rekolekcjom, seriom kazań wygłaszanych w wielkim poście i adwencie.175 Przede wszystkim trzeba poruszyć małe miasteczka i wsią wydobyć je z ciemnoty, przesądów, rutyny. Duchowieństwo świeckie jest w tych miejscowościach mniej wykształcone i niezbyt chłonne. Zakonnicy misyjni — lazaryści, oratorianie, jezuici, dominikanie, eudyści, kapucyni, montfortanie i inni — muszą więcej i lepiej pracować na wsi, często nawet prowadzić katechizację tamtejszej ludności, która w czasach kontrreformacji stanowi 80% Francuzów. Misja stawia sobie zawsze za cel „nawracanie", nawracanie do Boga, do wiary gorętszej, do prawdziwej pobożności. Należy także tego oczekiwać od nawrócenia z protestantyzmu na katolicyzm. Przed odwołaniem Misje wewnętrzne Edyktu nantejskiego i po jego odwołaniu obszary zreformowane zostały 139 z woli króla i biskupów podzielone na prawdziwe kwadraty i poddane swoistemu przeczesywaniu, które powierzono chmarom misjonarzy. Nie wszyscy zachowują się jak dragoni. Ksiądz Fenelon, który w latach 1685 i 1686 działał w Aunis i Saintonge, nawraca łagodnością, perswazją i ustępstwami.175 Wreszcie misja chce być w zgodzie z duchem Ewangelii i na ogół to jej się udaje. Jednakże odrzucenie ozdóbek, pompy i wszelkiej okazałości jest oczywiście tylko ideałem. Lud trzeba wzruszać. A lud lubi ozdóbki, pompę i okazałość. Wobec tego zakonnicy, którzy prowadzą akcję misyjną, nie szczędzą efektów spektakularnych. W roku 1682 misjonarze Oratorium przedstawiają w okolicach Awiniońu Triumf Dzieciątka Jezus: czterech zuchów ubranych w alby dźwiga nosze do relikwii, na których króluje święte Dzieciątko, czuwa nad nim syn miejscowego wielmoży przebrany za anioła, towarzyszy im orszak śpiewający odpowiednie litanie; na każdej stacji dzieci odczytują wierszowane modlitwy. Nie należy brać tego za maskaradę, jak to głoszą protestanci, ale widzieć w tym to, co widziało duchowieństwo. Ten miły oczom pochód jest w gruncie rzeczy czynną teologią, to nauka Berulle'a w żywych obrazach. Wszyscy znani misjonarze — Michał Le Nobletz (1577—1652), święty Jan Eudes (1601—1680), błogosławiony Julian Maunoir (1606—1683), jezuita, święty Grignion z Montfort (1673—1716) — chętnie korzystali z podobnych widowisk. Na zakończenie swoich długich, trwających miesiąc, misji w Bretanii Maunoir organizuje ostatniego dnia procesję, uwieńczenie swego dzieła. Jednakże wierni, którzy wysłuchali ze sto kazań i są przy tym wzruszeni, napięci i zmęczeni, muszą odetchnąć i zobaczyć przedstawioną obrazowo pobożną syntezę swoich medytacji. Kilkudziesięciu wiernych odgrywa Pasję. Najgorliwsi z nich mają piękne role: Matki Bożej, apostołów, męczenników. Najświętszy sakrament niesiony jest w orszaku, wierni śpiewają niezliczone pieśni religijne, potem podchodzą adorować hostię. Wówczas wobec ogromnego tłumu ojciec Maunoir chwytającym za serce głosem wygłasza swoje sto pierwsze kazanie: medytacje nad Pasją, nad zasługami Chrystusa, nad wdzięcznością, jaką ludzie są winni Zbawicielowi.107 Le Nobletz i Maunoir koncentrują swoje wysiłki na jednej prowincji; raz po raz odwiedzają te same diecezje i te same miejscowości.' Ojciec Honoriusz de Cannes (1632—1694), kapucyn, bardzo niezwykły misjonarz, zdołał w ciągu dwudziestu lat, od roku 1673 do śmierci, wygłosić na prośbę biskupów kazania niemal w całej Francji. Zrobił aż dwieście mil w niecałe trzy tygodnie, i to „głównie pieszo": 28 marca 1684 roku ojciec Honoriusz opuszcza Perpignan, 18 kwietnia jest w Angers.172 Wygłasza ka- Wielki wiek pobożności 140 zania w mieście dla rozmaitych słuchaczy: w Semur zarówno dla hrabiego Bussy-RabutinaG2, jak i dla miejskich rzemieślników czy robotników z okolicy. Cieszy się tak wielkim uznaniem, że ludzie przybywają z miejscowości odległych o wiele mil, by go posłuchać. W sierpniu 1684 roku, kiedy ojciec Honoriusz wygłasza kazanie w Saumur, w samym sercu protestantyzmu, miasto okazuje się za małe, by pomieścić wszystkich jego zwolenników. Przybyli tłumnie z diecezji Poitiers i Tours, z La Rochelle i Lugon. Wielu nocuje w podcieniach sklepów albo pod gołym niebem. Śpią mało, tylu jest przybyszów, którzy śpiewają pobożne pieśni. Protestantom, których świątynie na rozkaz władz zostały zamknięte na czas trwania misji, nie pozostaje nic innego jak cierpliwie czekać. To rewanż papiestwa. Kościół Saint-Pierre nie może pomieścić rozentuzjazmowanego tłumu: ojciec Honoriusz musi mówić na dworze, pod palącym słońcem, na brzegach Loary. Tak porusza on całą Francję. Goszczą go prawie wszystkie prowincje: morska Flandria, Artois, Pikardia, Beau-vaisis, Ile-de-France i Paryż, Normandia, Maine, Andegawenia, Turenia, Bretania, Brie, Szampania, Burgundia, a także Nivernais, Burbonia, Ower-nia, Limousin, Angoumois, Agenais, Gaskonia, Bigorre, Rouergue, Tuluza (1678), Perigord, Langwedocja, Comtat, Lyonnais, Delfinat, no i ta Prowansja, w której słynny kapucyn robił pierwsze kroki. Podczas swoich podróży ojciec Honoriusz opracował „tok misji (czyli , program lub metodę), którą można uważać za doskonałą". Dzień dzieli się na cztery „akcje". O świcie, po mszy, o piątej w lecie, jest „kazanie pouczające" w stylu dostosowanym do poziomu ludu, który z rana gromadzi się tłumnie: „rzemieślników, rolników, służby domowej, kupców, wyrobników". Nieco później słuchaczom nie skrępowanym pracą zawodową proponuje się pobożną „akcję" — „medytacje", będące wprowadzeniem do życia duchowego. Innowację tę bardzo sobie cenią kapucyni. Najpierw podaje się słuchaczom jej zasadę: przeplatanie tematów ogólnych rozmyślaniami. „Kaznodzieja przemawia, wypowiada swoje myśli i od czasu do czasu robi krótkie przerwy, by słuchacze mieli czas na rozmyślania." Po obiedzie, to znaczy po południu, następuje „konferencja, najprzyjemniejsza i najbardziej interesująca ze wszystkich «akcji», uważana przez wielu za najpożyteczniejszą i która się wydaje właściwą misją (...) Jeden z misjonarzy udaje ignoranta albo grzesznika i prosi, by go oświecono. Inny mu wszystko wyjaśnia." Dialogi te trzymają słuchaczy w napięciu, przemawiają im do rozumu. Publiczność to nie ów tłum, który przyszedł o świcie, ani ludzie wykształceni, którzy się stawili o dziesiątej. Jest to publiczność mieszana, częstokroć napływowa, ponieważ ci, co mieszkają daleko, mogą korzystać z misji tylko w środku dnia. Kazanie wieczorne, czwarta „akcja", „jest ćwiczeniem, na które uczęszcza Rekolekcje duchowe najwięcej osób. Toteż wygłaszać je powinien — powiada ojciec Albert z Paryża — misjonarz, który się odznacza największą energią i cieszy się największym uznaniem. Kazanie to musi być przystępne, patetyczne i porywające." "2 Podczas podróży ojca Honoriusza towarzysze jego wygłaszają homilię o świcie i prowadzą konferencję, on zaś zostawia dla siebie medytacje i kazania patetyczne. Kazania jego są dobrze skomponowane i urozmaicone. Kiedy miejscowy biskup pozwala mu albo — jak w Quimper — go do tego zachęca, kaznodzieja dodaje mocy swoim słowom pokazując słuchaczom realistyczny obraz, a nawet trupią czaszkę. Dosyć szczególny to zwyczaj. Ojciec Honoriusz nie ucieka się natomiast nigdy do modnej wówczas retoryki. Lubi racje proste, przykłady zaczerpnięte z codziennego życia, swojskie porównania dostosowane do poziomu słuchaczy. Doktryna jego opiera się na Ewangelii, podobnie jak doktryna jego współtowarzysza, ojca Serfina, nadwornego kaznodziei, którego lubi król, a wykpiwa Saint-Simon. Głos jego niemal zawsze brzmi przekonująco. Ale — jak mówi pewien^ świadek — „kaznodzieja zanadto się czasem unosi i w odpowiednich miejscach przemawia głosem tak grzmiącym, że obecnym się wydaje, iż słyszą głos z nieba".1" By poruszać umysły, misja urządza niekiedy rekolekcje. Jest to okazja, by uaktywnić albo organizować pobożne konfraternie, jak na przykład bractwo różańcowe, a także ustalać programy późniejszych medytacji. Zakonnicy z misji rozdają pobożne teksty, budujące książeczki, obrazki o wartości katechetycznej. Ojciec Honoriusz, podobnie jak zakonnicy, którzy z nim współzawodniczą, czyni za każdym razem wielkie przygotowania do spowiedzi. Mieszkańcy Amiens 30 października 1686 roku mogli oglądać już o piątej rano dziwny pochód ze świecami: to trzydziestu kapucynów szło do kościoła, aby zająć konfesjonały w katedrze. O jedenastej taka sama procesja posuwa się w odwrotnym kierunku — kapucyni idą na obiad;.za kwadrans druga zaś wracają na swój posterunek. Aż do piątej spowiadają bez chwili przerwy.172 Skutek niektórych misji może trwać sto lat, skutek pozorny, bo rzeczywisty jest tajemnicą Boga. REKOLEKCJE DUCHOWE Misje są przeznaczone dla tłumów. Duszom wybranym kontrreformacja doradza rekolekcje. Celują w nich jezuici: od wieków stosują i uczą stosować Ćwiczenia duchowe Ignacego Loyoli, założyciela Towarzystwa Jezusowego. Te słynne medytacje — na temat grzechu, wezwania Boga, r Wielki wiek pobożności Rekolekcje duchowe 142 męki Chrystusa, Jego zmartwychwstania i chwały — przewidziane na jeden miesiąc — można zmieścić w kilku dniach. Oprócz kolegiów ojcowie Towarzystwa otwierali wtedy w całej Francji domy rekolekcyjne, jak np. z inicjatywy ojca Wincentego Huby'ego w Vannes169, a ojca Ludwika de Valois w Normandii.91 Pobożne kobiety przyłączają się do tego ruchu. Uważają, że chcąc odbywać rekolekcje w swoim domu, trzeba mieć silną wolę, ducha modlitwy i jakąś metodę, co rzadko się zdarza u młodych dziewcząt i kobiet. Sądzą też, że niejedna kobieta, która nie chce zamknąć się na kilka dni w klasztorze przez wzgląd na opinię, przyszłaby chętnie do domu rekolekcyjnego. W Vannes Katarzyna de Francheville, która już oddała biednym dużą część swojej fortuny, założyła dom rekolekcyjny dla kobiet. Z pomocą swoich współpracownic świeckich, „Córek Najświętszej Dziewicy", między rokiem 1672 a 1689 (rokiem jej śmierci) Katarzyna zaznała tego szczęścia, że organizowała około dwudziestu rekolekcji rocznie, na które się zbierało od stu do dwustu uczestniczek różnego pochodzenia i wszystkich kondycji.169 W Paryżu słynna pani de Miramion, „ta matka Kościoła",62 naśladuje podobne przykłady. Od roku 1658 odbywa corocznie pod kierownictwem swego spowiednika rekolekcje, oparte to na medytacjach Teresy z Avila, to na Ćwiczeniach Loyoli. Jedna z pierwszych medytacji przypominała na przykład, że „celem człowieka jest Bóg". Życie to tylko przejście do Domu Niebieskiego; wypada więc wyrzec się świata. „Wszystko jest próżnością oprócz miłości Boga i służenia Mu." Drugiego dnia uczestniczka rekolekcji rozmyśla nad „naturalnymi skłonnościami", wrogimi łasce Bożej, potem zastanawia się nad śmiercią i Sądem Ostatecznym. Trzeciego dnia zgłębia zdanie: „Letniość jest większym złem, niż się sądzi." Ten, kto mówi, że służy Bogu, kłamie. Pod koniec rekolekcji zastanawiano się, co należy robić, by uniknąć potępienia. „Jaką bronią się posłużę? — zastanawia się uczestniczka rekolekcji. — Nienawiścią i surowością dla siebie, umartwianiem się, ufnością, uległością i posłuszeństwem. Kto będzie walczył razem ze mną? Bóg." 91 W roku 1685 pani de Miramion otwiera dom rekolekcyjny w Paryżu, na który markiza de Maintenon uzyskała zezwolenie króla. Arcybiskup Harlay jest zachwycony. Diuszesa de Guise, za której przykładem idzie dużo dam dworu, posyła jej złoto. Tak przy nabrzeżu Tournelle zostaje • wzniesiona budowla, która kosztuje 100 000 franków. Zarówno wielka sala, jak" i refektarz w tym domu mogą pomieścić co najmniej sto dwadzieścia osób; na piętrach zaś jest pięćdziesiąt pokojów. Na Boże Narodzenie 1687 roku wszystko jest gotowe do przyjęcia rekolektantek, nie tylko katoliczek, lecz także młodych protestantek, które pragną poznać dogmaty katolickie. Dwa razy do roku są tam organizowane siedmiodniowe rekolekcje dla pań z towarzystwa, a cztery razy do roku pięciodniowe dla kobiet z niższych stanów, nawet biednych. Te ostatnie nie pokrywają kosztów. Pani de Miramion'nie odtrąca zresztą nikogo. Jeśli się dowiaduje, że któraś z kandydatek do jej domu rekolekcyjnego prowadziła skandaliczne życie, odpowiada: „Tym lepiej! Rekolekcje są dla tych, które grzeszyły; może Bóg je oświeci." 91 Podczas agonii tej pobożnej kobiety w 1696 roku spowiednik jej powie: „Tak, pani bardzo cierpi, lecz szczęście, jakie Bóg zgotował w nie-' bie dla cierpliwych i wiernych dusz, jest nieskończenie większe." — „Ja już je odczuwam" — odpowiedziała pobożna dama. 143 Oświecenie publiczne Rozdział szósty Głupiec uczony jest głupszy od głupiego nieuka. Molier Życie jest bardzo krótkie, rozum jest słaby i ograniczony. Przykładajmy się w młodości do poznania rzeczy koniecznych i pewnych, a nie do próżnych i niezbyt zabawnych studiów. Ottavio Imberti»"» Oświecić: nauczyć kogoś żyć, ułożyć go, by umiał żyć w świecie, wykształcić (...) Ten uczeń już został wykształcony i zaczyna mówić po łacinie. Furetiśre Wiek XVIII jest może epoką pedagogiki, ale XVII jest wiekiem nauczania. To świeża zdobycz, która napawa dumą. „Dopiero od stu lat — pisze około roku 1684 uważny obserwator — ciemnota została wygnana z Francji." 26 Za Ludwika XIV nauka rozpowszechnia się i demokratyzuje. Należy powiedzieć, że dla ludzi z dobrego towarzystwa (a jest ich coraz więcej) nauka i wychowanie, sprawność intelektualna i gładkość obyczajów są nierozłączne. „Mówi się, że dziecko ordynarne, prostackie, niegrzeczne jest źle wychowane; dobrze wychowane natomiast jest wtedy, gdy jest uprzejme, umie dobrze żyć." 2S Oświata nie jest bowiem zarezerwowana dla ludzi uprzywilejowanych. Z każdym dniem coraz bardziej staje się oświeceniem publicznym. Dostępna dla wszystkich i niedroga szkoła (w 1710 roku w Szampanii za 3 su miesięcznie można się nauczyć czytać, za 5 su — „czytać po łacinie i po francusku", za 7 su — pisać i rachować 182), a częstokroć w ogóle bezpłatna jest pragnieniem zarówno państwa, jak i Kościoła, realizowanym z pomocą wspólnot mieszkańców, hojnych ofiarodawców i kongregacji religijnych. Najstarsze z nich — Towarzystwo Jezusowe, zakony doktry-nerów, oratorianów — dumne ze swoich osiągnięć intelektualnych i społecznych, panują nad nauczaniem drugiego stopnia. Zależnie od ówczesnych potrzeb powstają nowe kongregacje, które interesują się przede wszystkim dziećmi z ludu: bracia ze szkół chrześcijańskich Jana Baptysty de la Salle wieńczą dzieło, które potrwa długo. Szkoła w okolicach Montpellier Szkoła podstawowa wszędzie, w mieście, w miasteczku, nawet na wsi, to wyraz woli króla, a jednocześnie owoc troski biskupów, godnych swojego stanowiska. Prawodawstwo także zajmuje się szkolnictwem, mnożą się udane próby. Pod koniec panowania Ludwika XIV działalność ta przynosi dobre rezultaty. „Obowiązek szkolny datuje się od Ludwika XIV, a nie od Juliusza Ferry'ego" 182 — stwierdzenie to wcale nie jest paradoksalne. 145 SZKOŁA W OKOLICACH MONTPELLIER V Wprowadzenie obowiązku szkolnego jest przedsięwzięciem delikatnym, ale nigdy sztuką dla sztuki. W roku 1881 Ferry będzie dążył do laicyzacji szkoły. Przed dwoma wiekami, przeciwnie, myśl przewodnia Ludwika XIV jest religijna. Przeciwnicy króla zresztą reagują tak samo. Protestanci pomyśleli pierwsi o zakładaniu szkół w miasteczkach i na wsi. Wiele konsystorzy żądało od wiernych „religii" *, by utrzymywali nauczycieli, gorliwych wychowawców, którzy by wkładali Pismo Swiąte do rąk całego ludu chrześcijańskiego.121 U katolików Biblio została zastąpiona katechizmem, ale wola rozprzestrzenienia go jest taka sama. W swoich Medytacjach do użytku wszystkich osób, które się zajmują wychowaniem młodzieży święty Jan Baptysta de la Salle (zm. 1719) twierdzi: „To Bóg w swojej Opatrzności założył chrześcijańskie szkoły."'38 Dla niego „ci, którzy kształcą młodzież, współpracują z Jezusem Chrystusem nad zbawieniem dusz". Jan Baptysta porównuje nauczycieli do aniołów stróżów, mówi o świętości ich funkcji. Nauczyciel, pomocnik Kościoła, wykonuje „pożyteczną posługę". Będzie zdawał sprawę z tej pracy Bogu, ale zanim dostanie nagrodę niebios, może otrzymać wiele łask.38 Już w XVI wieku mapa szkół miała wymowę religijną. Wsie, które wychodzą z'ciemnoty, stanowią linie podziału między reformacją a kontrreformacją." Nie zdumiewa już występujące jednocześnie we Francji około roku 1670 apogeum wpływów soboru trydenckiego z jednej strony, a rozpowszechnienie się szkoły publicznej z drugiej. Biskupi czuwają nad tym zależnie od swojej gorliwości. Państwo skłania do tego w nadziei, że osiągnie kiedyś jedność religijną kraju. Zjednoczenie tych dwóch potęg daje ciekawe rezultaty, wręcz doskonałe na południu Francji, w okolicy ogarniętej protestantyzmem, gdzie pozostaje wiele do zrobienia. W diecezji Montpellier ludzie o silnej osobowości podtrzymują i głoszą związek tronu z ołtarzem w dziedzinie szkolnictwa. W roku 1677 in- „Religią rzekomo reformowaną" określano pogardliwie doktrynę kalwinów —> hugenotów (przyp. red.). 10 — Biuche Oświecenie publiczne 3.46 tendentem jest tam Henryk d'Aguesseau, w 1685 — Mikołaj de La-moignon de Basville; biskupem zaś w roku 1677 — Karol de Pradel, a w 1697 następuje po nim słynny pan Colbert (de Croissy), zażarty, j anse-nista, autor Katechizmu diecezji Montpellier, obowiązującego przez następne dwa stulecia. Rok 1677: w każdej z trzydziestu ośmiu parafii diecezji Montpellier jest co najmniej po jednej szkole; będzie ich sześćdziesiąt pięć w 1688 roku, siedemdziesiąt cztery po dziesięciu latach i być może osiemdziesiąt osiem w 1716 roku. W przypadku dziewcząt ogromne opóźnienie zostaje zdumiewająco szybko nadrobione: dwie szkoły powstają w roku 1677, trzynaście w 1688, szesnaście w 1698 i aż czterdzieści siedem w 1716, jeśli biskup Colbert nie wziął swoich pobożnych życzeń za rzeczywistość.121 Dawniej większość nauczycieli pracowała na podstawie umowy zawartej na pewien okres, była więc zatrudniona na czas ograniczony. Szkoła zależała od miejscowej troski o nauczanie: liczba zgłaszającej się młodzieży decydowała o liczbie szkół; jeśli nie było jej dużo, obchodzono się bez nauczyciela. Bogate miasteczka miały dużo nauczycieli, biedne były zaniedbane, a wsie niemal zupełnie pozostawione samym sobie. Teraz ci panowie z Montpellier, zarówno Pradel, jak i Colbert de Croissy, otwierają wszędzie szkoły publiczne. Dzięki poparciu intendenta — zwłaszcza po «dykcie szkolnym z roku 1695 i deklaracji z 1698 — wprowadzają nauczanie bezpłatne, wciągają do tego księży, zmuszają do działalności wspólnoty mieszkańców. Od roku 1698 wspólnoty te są oficjalnie odpowiedzialne za nauczanie; muszą jednak nadal podlegać kontroli diecezji i zdobywać pieniądze w wysokości 150 franków rocznie na najskromniejsze wynagrodzenie nauczycieli. Ta deklaracja z 13 grudnia 1698 roku zapowiada ustawy Juliusza Ferry'ego: wprowadza obowiązek szkolny w każdej parafii francuskiej. Nie przewiduje jednak przymusu ani dla szkół, ani dla uczniów: obowiązek jest więc tylko zasadą. Deklaracja natomiast nie pozostaje martwą literą. W okresie od 1697 roku do 1715 szkoły istnieją w przeszło 80% parafii w okręgach Treviers, Assas i Restinclieres, w przeszło 72% w Viols--le-Fort, między 60% a 72% w Montpellier, Baillargues i Frontignan. Jedynie w Brissac i Cournonterral w mniej niż 60% parafii.121 Rodzice i dzieci przyzwyczajają się do osoby „magistra", nauczyciela szkoły wiejskiej, który uczy młodych wieśniaków. Poza tym pomaga wikaremu i proboszczowi, śpiewa w kościele, jeśli ma głos, albo pełni obowiązki zakrystiana i kościelnego, jeśli nie potrafi robić nic lepszego. Początkowo ci nauczyciele wiejscy pracujący w Montpellier przybywali z Owernii. Z czasem coraz więcej było miejscowych, w miarę jak wzrastał szacunek, jakim otaczano ich skromne funkcje. W mieście czy w więk- Edukacja ubogich dziewczynek szym miasteczku „magister", który często jest synem rzemieślnika, ma 147 stałe zajęcie i pozycję miejscowego notabla. Na wsi jest mniej pewien swojej pracy, często się zdarza, że nie uczy przez cały rok, i prawie zawsze musi uprawiać jakieś rzemiosło. W mieście nauczyciel prowadzi po francusku lekcje dla dzieci, które słabo znają ten język. Na wsi mówi po francusku do urwisów, którzy znają tylko miejscową gwarę. Brak komfortu i nieregularność lekcji, pewna obojętność rodziców, obowiązki pracy w polu, a w piękną pogodę nieodparta pokusa wagarów prowadzą do masowego opuszczania zajęć szkolnych. Nauczyciel nie zawsze jest ignorantem, ale uczniowie bardzo często zasługują na oślą ławkę. Nauczyciel wiejskiej szkoły parafialnej jest zresztą człowiekiem jednej książki — katechizmu. Znając ten podręcznik, młody katolik powinien w zasadzie czuć się dostatecznie uzbrojony, powinien umieć dyskutować i przekonywać „świeżo nawróconych" o prawdzie nauki głoszonej przez Kościół katolicki, powinien także pomóc każdemu, by został dobrym, chrześcijaninem i dobrym Francuzem. Jeśli młody wieśniak jest zdolny i pilnie się uczy, nie wystarcza mu przyswojenie sobie dogmatów, katechizm staje się jego stałą lekturą. Istnieje bowiem w miasteczkach i wsiach kilka poziomów wykształcenia. Wielu uczniów umie recytować katechizm. Dobrzy uczniowie umieją także czytać. Najlepsi albo mający najlepsze warunki umieją jeszcze pisać.121 Żeby się jednak nauczyć rachować i poznać trochę łaciny, trzeba korzystać z innych książek, należy koniecznie jechać do miasta. EDUKACJA UBOGICH DZIEWCZYNEK W przeciągu pięćdziesięciu lat powstaną w całej Francji nowe kongregacje nauczające przeznaczone dla ludu. Najbardziej nowatorskie są te. które zajmują się edukacją dziewcząt. Podczas wielkiego postu roku 1662 w Sotteville, koło Rouen, ojciec-Barre, franciszkanin, zwraca się do dziewcząt z prośbą, by się zajęły ubogimi dziećmi w okresie misji, dzięki czemu rodzice ich będą mogli przychodzić na kazania. Nie chodzi o to, by tylko pilnować dzieci, chodzi o swego rodzaju „szkołę", która może ustrzec te dzieci przed niebezpieczeństwami, jakie im grożą na ulicy, zająć je czymś, nauczyć dobrych manier, trochę czytania, a przede wszystkim możliwie najlepiej wpoić im katechizm. Kilku ofiarodawców wspiera tę inicjatywę; szkoła trwa cały rok.188 Po siedmiu latach ojciec Barrś tworzy wspólnotę „nauczycielek szkół chrześcijańskich i dobroczynnych", odwiedzają one ubogie kobiety, biorą do siebie i kształcą dziewczynki bez środków do życia. W 1677 roku Oświecenie publiczne 148 członkinie tej wspólnoty prowadzą w Rouen cztery szkoły. Są to „dziewczęta świeckie", nie mieszkają w klasztorze, nie składają ślubów zakonnych. Zresztą z braku przywilejów zatwierdzających status ich pozostaje zdepewny. Reguły zalecają „całkowite zdanie się na Opatrzność", a skromne środki materialne do tego zmuszają. Nauczycielki szkół chrześcijańskich są siostrami katechetkami i wychowawczyniami. Ponadto uczą alfabetu, a jest to dobrodziejstwo nie bez znaczenia. Podobny zakład otwiera w Lyonie Karol Demia (1637—1689), człowiek z pokolenia Ludwika XIV. Ten prawnik, który został księdzem, by ^służyć ubogim, staje się niebawem odpowiedzialny za nauczanie w diecezji i w roku 1666 wydaje swoje słynne Uwagi. W książce tej podkreśla „konieczność i pożyteczność szkół chrześcijańskich kształcących ubogie •dzieci".168 Zdobywa rozgłos w całym kraju. Podobnie jak ojciec Barre, ^ksiądz Dśmia zajmował się początkowo chłopcami. I podobnie jak tamten zainteresował się z czasem głównie wychowaniem dziewcząt: to one są przyszłymi matkami, które kiedyś będą wychowywać dzieci. W 1675 roku .ksiądz Demia opiekuje się dwiema szkołami dla ubogich dziewczynek, założonymi w Lyonie przez pobożne kobiety świeckie. Dwa lata później zakłada „zgromadzenie pobożnych pań mających pilnować doskonałości .szkół dla osób ich płci". Pod kontrolą „urzędu do spraw szkoły" panie te zatrudniają nauczycielki i nad nimi czuwają, a jednocześnie zdobywają środki materialne dla swojego dzieła. W roku 1678 nauczycielki tworzą wspólnotę, w 1686 zakładają nowicjat, religijny i pedagogiczny. Pod koniec XVII wieku wspólnota jest w pełnym rozkwicie. Siostry pozostają świeckie, nie składają ślubów zakonnych ubóstwa i posłuszeństwa, zado-t walają się uprawianiem tych cnót. Składają natomiast „zawodowy ślub wytrwania w nauczaniu ubogich dzieci".168 Wychowanie, szczególnie religijne, nie jest dla nich zajęciem przejściowym, swego rodzaju rozrywką dla bogaczy, którzy lubią się popisywać swoją wspaniałomyślnością, jest „służbą apostolską". W jednakowej odległości geograficznej od tych dwóch prób robi się trzecią w Reims, pod egidą kanonika Mikołaja Rolanda. Jako nauczyciel teologii od roku 1665 Roland zajmuje się także oświatą ludu. Opiekuje się sierocińcem niejakiej pani Varlet, potem sprowadza z Rouen dwie nauczycielki pracujące u ojca Barrś: Franciszkę Duval i Annę Lecoeur (27 grudnia 1670 roku). Organizują one w Reims szkoły dla ubogich dziewcząt i współpracują z Rolandem z zamiarem założenia nowej wspólnoty. Szkoły funkcjonują dobrze i stosują zasadę całkowicie bezpłatnego nauczania, a wspólnota opiera się na „statutach i regułach" ojca Barre. Przedwczesna śmierć kanonika Rolanda nie niszczy jego dzieła: jako wy-' konawcę testamentu wyznaczył on bowiem Jana Baptystę de la Salle.168 Postępy seminariów Założenie i prowadzenie tych kongregacji nauczających dowodzi, że oświata religijna, będąca znamieniem tego wieku, ma wielką wartość sama przez się, gdyż zapewnia i usprawiedliwia alfabetyzację kraju. Kościół demokratyzuje nauczanie przeszło dwadzieścia lat przed odwołaniem Edyktu nantejskiego. POSTĘPY SEMINARIÓW Kościół łączy nauczanie katechizmu i moralności wśród ludu z pewnym ukrytym pragnieniem — nauczanie to ma sprzyjać wstępowaniu do zakonów i budzić- powołanie duszpasterskie. Na poziomie wyższym, w szkołach charytatywnych, ale dążąc do tego samego celu, Kościół troszczy się o seminaria duże i małe. Założenie seminarium w każdej diecezji było jedną z ostatnich decyzji powziętych na soborze trydenckim w 1563 roku: ojcowie biorący w nim udział uważali, że przyszły kapłan powinien: 1) być intelektualnie przygotowany do kapłaństwa, 2) nie być pozostawiony sobie samemu w środowisku nauczycieli i 3) otrzymać z dala od świata wtajemniczenie duchowe. Za panowania Ludwika XIV od roku 1643 większość diecezji francuskich zakłada seminaria: Saint-Malo w roku 1645, Clermont w 1664, Avranches w 1666, Rennes w 1672. Nawet mała, posiadająca zaledwie dwadzieścia trzy parafie, diecezja Vence ma swoje seminarium, które w 1669 roku biskup Godeau powierzył doktrynerom.124 Niekiedy są to tylko seminaria kleryków, w których co roku organizuje się dla nich rekolekcje przed otrzymaniem wyższych święceń kapłańskich. W Saint-Malo odbywają się dwie sesje egzaminacyjne rocznie: w styczniu i w sierpniu. Zachęceni łatwością egzaminów kandydaci przybywają z dolnej Normandii i całej Bretanii. Wielu z nich ma za sobą studia uniwersyteckie, większość kształciła się w rodzinnej parafii pod kierunkiem zacnego proboszcza, który podpisał świadectwo moralności i odbycia wymaganych studiów. Egzaminatorzy, mianowani przez biskupa, przepytują z następujących przedmiotów: śpiew, katechizm trydencki, Pismo Święte, i z kilku prac teologicznych albo filozoficznych. Sześćdziesięciu kandydatów na stu pomyślnie zdaje egzamin. Z Rejestru Egzaminów wynika jednak, że niezbyt uzdolnieni seminarzyści uparcie zgłaszają się na egzamin przez dziesięć, a nawet i piętnaście lat z rzędu. A egzamin nie jest trudny, jak to widać na przykładzie biednego Franciszka Samso-na — trzydziestodziewięcioletniego diakona z Guemenś — dopuszczonego do egzaminu w roku 1713 z taką adnotacją: „Polecono mu przygotować się tylko do objaśniania tekstów. Nie powiodło mu się, tępieje z każdym IT Oświecenie publiczne 150 dniem; nie da sobie rady. Trzeba było uznać, że zdał egzamin albo pozostawić go na zawsze w stopniu diakona. Egzamin uznany." 1M W następ-.nym roku chodzi o dwudziestodziewięcioletniego pomocnika diakona, Marka Orinela z Quedillac, który zdaje egzamin na diakona po raz czwarty: „Zna sakramenty w ogólności, Księgę Powtórzonego Prawa i Księgę Rodzaju; ma dobre świadectwa. Nie śpiewa, objaśnienia tekstów złe (katechizm), odpowiada nieco lepiej z traktatów, które studiował w Rennes ; przez cały rok. Zdał, gdyż napisano, że lepiej nie potrafi. Wynik bardzo słaby." Co nie przeszkodzi, by wielokrotnie go ścięto na egzaminach kapłańskich.1" Biskupi stopniowo ulepszają tę niedostatecznie jeszcze przygotowaną instytucję. Zależnie od okoliczności i kierując się wyczuciem, powierzają nauczanie kleryków jezuitom albo oratorianom, doktrynerom albo księżom z Saint-Sulpice (biskup Olier cieszy się wielkim autorytetem w tym wieku), lazarystom albo eudystom. Częstokroć sumienni prałaci biorą tę sprawę w swoje ręce. Mianowany w 1690 roku biskupem Avranches, które ma sto osiemdziesiąt parafii, Piotr Daniel Huet, erudyta i dawny preceptor delfina, radzi przełożonemu swojego dużego seminarium dać kandydatom do wyższych stopni święceń kapłańskich „pewne wiadomości z Pisma Świętego, polecić, by je czytali i wyjaśniali pod opieką odpowiedzialnej osoby, i zmusić, by każdy kandydat miał własną Biblię. Trzeba także bardzo starannie zapoznać ich ze stanem, do którego chcą należeć, a w tym celu wyjaśnić, czyni jest Kościół i hierarchia. Egzaminując ich, trzeba przede wszystkim brać pod uwagę zrozumienie tekstu łacińskiego, znajomość katechizmu oraz charakteru, funkcji i godności zakonu, do którego się zgłaszają, a także istoty sakramentów, pomijając drobne kwestie logiczne, których rozumienie jest mało potrzebne duchownemu." 169 Jest to program rozsądny, do którego wchodzi trochę filozofii (bez zwodniczej scholastyki), pewne wtajemniczenie w Biblię, sporo łaciny. Katechizm nauczony i opanowany przedkłada się nad zarozumiałą teologię. Wreszcie poczucie kapłaństwa i zrozumienie sakramentów świętych przygotowują seminarzystę do czekających go zadań duszpasterskich. We wzorowych diecezjach świątobliwi prałaci stają na czele swoich seminariów, a czasem są również nauczycielami przyszłych kapłanów. Tak postępuje Mikołaj Pavilion, wyświęcony na biskupa w 1639 roku, zmarły w 1677. Natychmiast po objęciu obowiązków biskup ten założył seminarium, choć diecezja miała tylko osiemdziesiąt parafii. Aż do śmierci opiekował się tym seminarum i udoskonalał je ciągle. , Jego Ekscelencja z Alet postanowił, że seminarzystów jna być trzydziestu. Polecił proboszczom, by skierowali do niego wartościowych młodzieńców w wieku osiemnastu, dziewiętnastu lat. Pracował nad pogłębie- Postępy seminariów l niem pobożności tych młodych ludzi, uczył ich pedagogiki, po czym wysłał jako kierowników szkół do swoich parafii. Zajmując się rozwojem szkolnictwa na wsi, przekonywali się oni o sile swojego powołania. Następnie wrócili do Alet. Przez dwa lata przygotowywali się w seminarium do czekających ich obowiązków. „Kapłan — mówił Pavilion — musi być wykształcony. Bóg chce, aby był światłem świata, ale powinien nim być tylko w prawie Bożym, które ludzie mają poznawać z jego ust." m Wobec czego biskup Pavilion wykluczył z programów szkolnych scholastykę; należy uczyć dogmatu teologii pozytywnej, według Pisma Świętego oraz Ojców Kościoła, i moralności bez kazuistyki. By przedłużyć czas nauki w seminarium, biskup Alet narzucił swojemu duchowieństwu Rytual, porządkujący i komentujący liturgię, który z czasem wiele diecezji przejęło albo naśladowało; wszystko jest „przetrawione", przygotowane na użytek kapłanów i wiernych: rady na temat kazań, kierunki i metody katechizacji. To „ciągle jeszcze seminarium, seminarium rozszerzone do granic diecezji".111 Między pewną swobodą obyczajów w Saint-Malo a kontrolowaną gorliwością diecezji Alet było miejsce dla wielu stylów. Kościół kontrreformacji, który nam się wydaje jednolity, był Kościołem różnorodnym, istniały w nim rozmaite teologie, liturgie, katechizmy, synody, konferencje kościelne, seminaria. Zgodnie jednak ze stałym prawem społeczności elitarnych masa zwraca się zwykle do wielkich wzorów, pięknych przykładów. Seminaria w Alet, Pamiers, Chalons czy Angers promieniują bardzo szeroko poza granice swoich diecezji. Dużo wreszcie robiono, aby ubodzy kandydaci do stanu duchownego mogli rozwijać swoje powołanie i kształtować intelekt. Poza Saint-Sulpice w Paryżu istniała wspólnota ubogich uczniów, którą kierował diakon nazwiskiem Chancierges. W 1684 roku dwóch kanoników za jego przykładem założyło w Rennes „małe seminarium", zwane także „seminarium dla ubogich uczniów". Seminarzyści pobierali nauki u jezuitów. Po wyświęceniu zaś musieli przyjmować stanowiska kościelne, na które kierował ich biskup — w ten sposób odwdzięczali się za bezpłatną naukę. Zakładając w Paryżu w 1703 roku seminarium Świętego Ducha, Klaudiusz Franciszek Poullart des Places ulepsza stworzone niedawno dzieło małych seminariów. Poullart des Places ma zaledwie dwadzieścia cztery lata i nie jest jeszcze wyświęcony; popierają go jezuici — sąsiedzi z ulicy Saint--Jacques — ale jest to krok ryzykowny. Seminarium jego znajduje się przy ulicy des Cordiers i ma symboliczną nazwę „Wielkiego Szkaplerza". Przyjmuje się do niego uczniów wybranych na podstawie trzech kryteriów: „ubóstwo, dobre obyczaje i zdolności do nauki".154 W roku 1705 trzeba ulokować ten zakład gdzie indziej, tak wielu się zgłasza kandyda- Oświecenie publiczne 152 tów. Wspólnymi siłami przenosi się go na ulicę Neuve-Saint-Etienne, wkrótce będzie tam siedemdziesięciu uczniów, którzy dostaną wyżywienie, a niekiedy nawet ubranie, i będą studiowali od sześciu do dziewięciu lat. Wyżywienie jest skromne, ale wystarczające, i każdy seminarzysta może wypić przy stole szklankę wina. Pensjonariusze Poullarta uczęszczają na wykłady filozofii i teologii prowadzone przez jezuitów i odbywają co rok rekolekcje w kolegium Louis-le-Grand. W pierwszym roku studiów seminarzyści uczą się logiki, w drugim — fizyki i moralności, w trzecim — metafizyki. Po czym następują cztery lata teologii. Mają godzinę nauki z rana i tyleż po południu, po każdym wykładzie następuje tak zwana refleksja albo repetycja (recytacja). Lekcje prowadzone są po łacinie. W sobotę odbywa się repetycja sobotnia, a co miesiąc — miesięczna, co roku zaś bywają także dyskusje publiczne. Trzech repetytorów kontroluje to nauczanie i zachęca seminarzystów do nauki. Jednakże u Poullarta, podobnie jak w seminarium w Alet czy w Avranches, nauka nigdy nie jest ważniejsza od życia duchowego. Odpowiedzialni wychowawcy nie zapominają o życiu czynnym, chcą wychować dobrych kapłanów, świętych kapłanów. Osiągnęli swój cel. NAUCZANIE WYŻSZE Nauczanie wyższe nie ma tak oczywistych osiągnięć. W Paryżu prowadzi się poważną naukę teologii, szczególnie na Sorbonie. Bourges słynie z nauki prawa. Studia medyczne, zarówno w stolicy jak i na prowincji, nie uwzględniają biologii: ani jeden ośrodek naukowy nie uznawał wówczas zjawiska krążenia krwi!l82 Młodzieńcy z dobrych domów bywają doktorami Sorbony, ale rzadko doktorami medycyny. Jeśli się ich przeznacza do wojska, wychodzą z kolegium na czele kompanii lub pułku; jeśli pociąga ich sądownictwo lub literatura, odwalają licencjat z prawa. Wymaga to trzech lat, nawet z dyspensą. Usiłuje się skrócić o połowę ten okres. Kanclerz Pontchartrain (1699—1714) daremnie krytykuje „niemal powszechne szaleństwo, które sprawia, że każdy chce mieć jakiś stopień naukowy, nie poświęcając wiele czasu na studia".48 Dzięki rozmaitym dyspensom można zdobyć tytuł naukowy z prawa — per saltum — po roku studiów.85 Ludwik XIV, który popiera naukę, robi, co może, by podnieść poziom studiów uniwersyteckich. Edykt z kwietnia 1679 roku zawiera „regulamin studiów prawa kanonicznego i cywilnego w całym królestwie i zasadę przywrócenia prawa cywilnego na wydziale prawa kanonicznego uniwersytetu paryskiego".188 Ustala, jak długo ma trwać studiowanie tych Nauczanie wyższe dyscyplin, precyzuje warunki potrzebne do zdobycia licencjatu i dokto- 153 ratu z prawa. W 1707 roku król zakazuje przyjmowania na wydział medycyny tych, którzy nie mają za sobą dwóch lat studiów filozofii.82 Przede wszystkim jednak popiera istniejące już instytucje konkurencyjne lub tworzy nowe. Budynki kolegium królewskiego zostają powiększone; zakłada się Akademię Nauk (1666), potem Obserwatorium (1667). Ogród botaniczny w Paryżu nie jest dziełem Ludwika XIV, ale król zrobił z niego prawdziwy zakład nauczania wyższego, przyszłe Muzeum. Ogród ten, założony przez Ludwika XIII „dla uprawy ziół medycznych i dla pokazywania ich studentom" 14, był przedmiotem szczególnej troski Ludwika XIV i Colberta. Ten ostatni „nie zaniedbał niczego, by uczynić Ogród pożytecznym i wręcz zbawiennym dla społeczeństwa".14 Od roku 1673 Piotr Dionis, przyszły chirurg żony delfina, prowadzi tam publiczne i bezpłatne wykłady anatomii. Uczestnicy — a jest ich około pięciuset — poznają układ krążenia, to niedawno stwierdzone zjawisko, którego ciągle nie chce uznać uniwersytet.182 W zakładzie, który pozostaje w ciągłym kontakcie z Akademią Nauk, jest amfiteatr, laboratorium, gabinet leków, sala szkieletów. Ogród jest także w kontakcie z królem, skoro lekarz nadworny Jego Królewskiej Mości pełni tam zarazem obowiązki „nadintendenta pokazów roślin i operacji medycznych".81 W 1689 roku „królewski ogród rzadkich roślin" kosztuje państwo 16 950 franków i 18 su. Dziewięć osób dostaje tam pensje. Wyznaczono 3000 liwrów szlachetnemu panu Antoniemu d'Aquin, wielmożnemu panu hrabiemu de Jouy, wielmożnemu panu de Chateaurenard, pierwszemu lekarzowi Jego Królewskiej Mości, i intendentowi żony delfina. W Ogro-dzie jest on nadintendentem. Syn jego, d'Aquin młodszy, zarabia 1500 liwrów jako demonstrator. Potem następuje Guy Crescent Fagon — przyszły następca Antoniego d'Aquina przy królu i w Ogrodzie, który • dostaje dwa rodzaje wynagrodzenia: 1500 liwrów jako demonstrator i 1200 jako jego zastępca. Uposażenie następcy Dionisa wynosi także 1500 franków. Jest nim Józef Guichard du Verney, członek Akademii Nauk, profesor anatomii i demonstrator. Jan Brement, który ma skromny tytuł „ogrodnika", jest fachowym botanikiem. W 1689 roku otrzymuje 2500 liwrów wynagrodzenia i gratyfikacje w wysokości 400 liwrów za „zbieranie ziół". Farmaceuta Szymon Boulduc, który wykłada chemię, nie ma żadnego uposażenia, ale król zwraca mu pieniądze za leki, nadwyżki zaś dostaje pani de Miramion na swoją działalność charytatywną. Portier, który otrzymuje 450 franków i dwaj laboranci, z których każdy ma 200 franków wynagrodzenia — oto reszta personelu tej uczonej małej republiki nauk przyrodniczych.*1 Jeśli jednak Muzeum Przyrodoznawstwa wywodzi się z Ogrodu Oświecenie publiczne 154 Królewskiego, to obecna Narodowa Szkoła Administracji (ENA) ma także pierwowzór za panowania Ludwika XIV. Jest nim niezwykła Akademia Polityczna markiza de Torcy, założona w 1712 roku "s wyższa szkoła sekretarzy ambasad, której statut ułożył sam minister. Kandydaci do niej powinni mieć od osiemnastu do dwudziestu pięciu lat. Pomijając przyjęcie do tej szkoły kilku paziów, państwo po raz pierwszy w tym przypadku wprowadziło zasadę granicy wieku. Warunki pochodzenia i wykształcenia natomiast pozostały tradycyjne, trzeba wywodzić się „z dobrej rodziny", mieć „dobre obyczaje" i „wystarczający majątek", tę rękojmię przyzwoitości i niezależności; trzeba ponadto znać „co najmniej łacinę, i to tak, by rozumieć i móc tłumaczyć dokumenty krajów, w których pisze się je tym językiem, bulle, listy papieskie i inne podobne teksty". Szkołą kieruje dyrektor, pan de Saint-Prest, były radca Wielkiej Rady, znawca prawa publicznego. Jest prekursorem: wynalazł nauczanie czynne, „konferencje uczniów", innowację, którą świecka szkoła nauk politycznych wprowadzi dwa wieki później. „Na tych konferencjach nie poprzestanie się na przemówieniu dyrektora, który zadba o to, aby było możliwie najbardziej pouczające; dyrektor będzie zachęcał uczniów, by przedkładali mu swoje trudności i zadawali rozmaite pytania dotyczące przedmiotu, o jakim będzie mowa, i postara się wszystko wyjaśnić od razu albo na następnej konferencji." Po sześciu miesiącach takich konferencji uczniowie muszą sami wygłaszać referaty: „Temat ma być wzięty z depesz, nad którymi będą pracowali." Nie darmo Torcy jest siostrzeńcem Colberta. Wierny tradycji rodzinnej gardzi abstrakcją, lubi konkret, pragnie fundacji pożytecznych, nauczania pragmatycznego, które przygotowuje do czynnego życia. Zgodnie z giętką formułą, w myśl której konferencje i ćwiczenia uzupełniają i pozwalają kontrolować umiejętności zdobyte dzięki wiadomościom teoretycznym, nauczanie to wtajemnicza przyszłych dyplomatów w arkana zawodu. Młodzieńcy ci gorliwie się uczą prawa publicznego, traktatów, ceremoniału, języków obcych, poznają sztukę robienia wyciągów i redagowania depesz. Inna cecha nowoczesna tego nauczania: nauka ustnego i pisemnego wyrażania myśli jest w tej szkole najważniejsza. Inteligentnie pomyślany program Akademii i jego skuteczne stosowanie wkrótce zaczęły przyciągać uczniów do tego, co chronologicznie biorąc, było we Francji — dwadzieścia lat po powstaniu korpusu inżynierii — drugą z wielkich szkół. Zamiast sześciu było tam dwunastu uczniów. Torcy z przyjemnością przeprowadza inspekcję szkoły. Za panowania Ludwika XIV Akademia Polityczna dokonuje cudów. Oratorium: kolegia klasyczne i nowoczesne ORATORIUM: KOLEGIA KLASYCZNE I NOWOCZESNE ' Między jezuitami a oratorianami trwa wówczas nieustanne współzawodnictwo, które się przemienia w istną wojnę pozycyjną. Jezuici mają więcej domów i korzystają z poparcia króla, oratorianie zaś używają nowoczesnych metod i cieszą się poparciem jansenistów. I jedni, i drudzy mają tę samą klientelę: szlachtę i mieszczaństwo oraz pewną liczbę stypendystów. I jedni, i drudzy zdają sobie sprawę z nieufności króla i ministrów do czystej literatury. W kolegiach swoich wychowują godnych ludzi, mających szczególną cześć dla honoru, dobrych genealogów biegłych w herbarzu, doskonałych szermierzy. Seminarzystów przygotowuje się do służby królowi nie tylko teoretycznie — skoro pochwały monarchii i monarchy urozmaicają lekcje i nadają blasku wszelkim uroczystościom — lecz także praktycznie: jezuici podobnie jak oratorianie uczą sztuki fortyfikacji i oblężenia. W roku 1676 oratorianie otworzyli dwa zakłady na dwóch krańcach ówczesnego królestwa. Jeden w Agde, małym mieście biskupim, o które się upominał biskup Fouquet. Biskup Agdy chce mieć trzech kapłanów z Oratorium do obsługiwania parafii Saint-Andrś oraz trzech innych, mających „nauczać i prowadzić bezpłatnie trzy klasy gramatyki — piątą, czwartą i trzecią — dla wszystkich uczniów, którzy się zgłoszą". Kolegium miało tylko trzy klasy. Lekcje w szóstej klasie prowadził wychowawca piątej „dla uczniów, którzy umieją czytać i pisać".141 Dopiero w 1693 roku w zakładzie tym otwarto jeszcze dwie klasy. W Soissons, również w 1676 roku, ojcom zostaje powierzone kolegium pod wezwaniem świętego Mikołaja, pozostające pod kontrolą administracyjną miejscowych kanoników. Przełożonego, oratorianina, mianował kanonik kapituły. Przed rozpoczęciem lekcji wręcza mu „listę autorów, których ma uczyć w ciągu roku w każdej klasie, a także programy i temat wszystkich sztuk, które uczniowie będą recytowali publicznie w kolegium".141 Niektórzy stypendyści będą mieszkać w internacie. Kapituła obiecuje 100 liwrów rocznie, miasto zaś 300 (nie licząc dodatku na wyposażenie szkoły). Uczniowie, którzy nie korzystają ze stypendiów, muszą płacić 6 liwrów rocznie. W roku 1682 do czterech klas gramatyki (szóstej, piątej, czwartej i trzeciej) i do klasy nauk humanistycznych dodano jedną klasę retoryki i dwie filozofii. Ojcowie mają czuwać nie tylko nad prowadzeniem lekcji po łacinie, lecz także nad tym, by poczynając od trzeciej klasy uczniowie rozmawiali w języku Cycerona! Kolegia oratorianów wzorują się na Ratio studiorum z roku 1645 , i praktyce swego domu w Juilly, wzorowego zakładu. Oratorianie muszą uczyć przede wszystkim łaciny, gdyż w przeciwnym razie uczniowie Oświecenie publiczne Życie szkolne 156 woleliby szkoły Towarzystwa Jezusowego. Od lat sześćdziesiątych jednak ich nowoczesność znajduje wyraz w trzech punktach: znaczenie, jakie przywiązują do nauki języka francuskiego, wprowadzenie historii do programu szkolnego, a także nauk ścisłych. Na uniwersytecie gorliwie się naucza łaciny, i to po łacinie, w trosce o to, by język,Kościoła i nauki był traktowany jako język żywy. Ojcowie Oratorium natomiast wydali ,po francusku pierwszą gramatykę języka łacińskiego. Wbrew uniwersytetowi i inaczej niż jezuici traktują oni łacinę jako język martwy, którego znajomość służy przede wszystkim do lepszego rozumienia i większego umiłowania języka francuskiego. W szkołach oratorianów tłumaczenie z łaciny na francuski (z francuskim komentarzem) jest więc ważniejsze od tłumaczenia z francuskiego na łacinę. Nauka francuskiego oparta na arcydziełach epoki predestynuje ich z góry, by wybrali obóz „nowożytni-ków" i wypowiedzieli się przeciw „starożytnikom". Szkolnictwo oficjalne tak bardzo się interesuje Grecją i Rzymem, że nie ma czasu na śledzenie wydarzeń mniej odległych; paradoksalne to, ale marynuje uczniów w świecie republik pogańskich, świecie Brutusów i Katonów, ze szkodą dla znajomości chrześcijaństwa i monarchii nowoczesnej. Oratorianie zaś chcą łączyć w swoich kolegiach miłość Boga i szacunek dla Francji: dają początek studiom historycznym w całym kraju. Historiografia ich, oparta na wierze w Opatrzność i miłości ojczyzny, ma głównie wartość wychowawczą. Pozbawia mitologię charakteru mitycznego, kładzie piętno chrześcijańskie na literaturze. Czyż spośród tylu bohaterów — myślą ojcowie oratorianie — nie lepiej jest przedkładać Chlodwi-ga nad Jazona, Rolanda nad Eneasza, Karola Wielkiego nad krewkiego Achillesa? Uczniowie zrozumieją, że wyprawy krzyżowe nie są mniej warte od wypraw Argonautów, a odzyskanie Jerozolimy przyćmiewa oblężenie Troi. Ojciec Lecointe (1611—1681), nauczyciel kolegium w Vendo-me, jest wielkim inicjatorem mody na historię i zwolennikiem priorytetur jaki się przyznaje „narodowi francuskiemu".141 Opowiada swoim uczniom o wojnie trzydziestoletniej, przedstawia im obraz Europy po zawarciu pokoju westfalskiego i po podpisaniu traktatu w Nimwegen, opisuje Alzację francuską. W Condom pod koniec wieku XVII jego kolega, ojciec Klaudiusz d'Urfe, wpada na pomysł, by uczyć historii i geografii Francji, posługując się kartami do gry. „By wywołać nawet niewielkie współzawodnictwo — pisze ojciec d'Urfe — można by od czasu do czasu, raz w obecności ojców, raz w obecności całego kolegium, a niekiedy i panów z miasta, kazać uczniom, by opowiadali to, czego się nauczyli z tych ciekawych historyjek. Należy zrobić w tym celu małe obrazki, na przykład wizerunki wszystkich królów Francji, złożyć je we dwoje, a każdy obecny, który wyciągnie jeden z nich, niech opowiada historię danego monarchy." Surowszy od ojca d'Urfe ojciec Sauvage, przeor Juilly w 1715 roku, miał wykłady niemal naukowe. Z zeszytu jednego ucznia wiemy, jakie tematy ' poruszał w ciągu roku: dzieje Francji od Filipa Śmiałego do końca panowania Henryka II. Oto jak w kilku słowach osądził Ludwika XI: „Był to geniusz, skłonny do chytrości i krętactwa. Jednakże jego okrutne serce,, nikczemna przebiegłość i oszustwa nie pozwolą, by zaliczono go kiedykolwiek w poczet naszych najlepszych królów." M1 Przykład ten dowodzi,, że nauczyciel dyktuje wykłady słowo po słowie: uczeń ma go słuchać. Dowodzi także, że nauka historii — podobnie jak łaciny czy literatury francuskiej — nie jest celem sama w sobie, lecz lekcją religii, moralności,, psychologii i logiki. Wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu przykład oratorianów nie był odosobniony. W kolegium w Thoissey, założonym w 1680 roku przez Wielką Panienkę i kierowanym przez Filberta Giriś, kapłana nie należącego do żadnej kongregacji, wykłada się historię regionu, to znaczy kraju. Dombes, po francusku, a resztę przedmiotów po łacinie.169 Trzecia cecha charakterystyczna nauczania oratorianów to waga, jaką przywiązują do nauk ścisłych. Jako zwolennicy Kartezjusza ojcowie uczą matematyki. W 1675 roku ojciec Prestet wydaje Elementy matematyki, ojciec Duhamel zaś, członek Akademii Nauk, jest znanym astronomem. W bibliotece Juilly przechowuje się rękopisy dotyczące rachunku całkowego i przekrojów stożka. A skoro zastosowanie praktyczne pasjonuje oratorianów, trudno się dziwić, że w 1665 roku otworzyli w kolegium Dieppe najstarszą we Francji katedrę hydrografii, która została powierzona księdzu Wilhelmowi Denis (autorowi napisanej w trzy lata później Sztuki żeglowania dzięki liczbom).141 157 ŻYCIE SZKOLNE Kolegium, w którym uczniowie są kształceni i wychowywani w duchu Kościoła katolickiego, nie bardzo się różni od klasztoru: nauka, kazanie, odpoczynek — oto poszczególne etapy dnia. Stypendyści i uczniowie mieszkający w internacie noszą długie suknie, dochodzący zaś nie podlegają temu obowiązkowi. W kolegium Beauvais w Paryżu suknie są niebieskie lub fioletowe do roku 1666, później — czarne. Lekcje zajmują pięć godzin dziennie, tak samo jak obecnie. Rozkład zajęć natomiast jest bardzo ściśle ustalony. U "jezuitów pobudka jest o piątej. Uczniowie mają niewiele czasu, by się umyć: kwadrans po piątej biorą już udział we wspólnej modlitwie. Od za kwadrans szósta do siódmej — odrabianie lekcji. O siódmej piętnaście sprawdzanie tekstów zadanych na pamięć, potem Oświecenie publiczne Życie szkolne 158 śniadanie. Od ósmej do dziesiątej — lekcje. Msza o dziesiątej, obiad za kwadrans jedenasta. Po czym następuje długa przerwa, która trwa do dwunastej. Od dwunastej do drugiej — odrabianie lekcji. Od drugiej do wpół do piątej — lekcje popołudniowe. Piętnaście minut przerwy oddziela je od trzeciego odrabiania lekcji, które trwa godzinę. Następnie — kolacja, dość szybko zjedzona, która kończy się kwadrans po szóstej. Po kolacji nowa przerwa jednogodzinna. Kwadrans po siódmej odrabianie lekcji i sprawdzanie odrobionych lekcji. Następnie wieczorna modlitwa. O dziewiątej gasi się światło we „wspólnych sypialniach" (dormitoriach). Tylko kilku uprzywilejowanych uczniów, synów diuków lub dworzan, oraz bogaci spadkobiercy prawników mają osobne mieszkania, które dzielą z gu- ' wernerem i lokajem. Nie brakuje dni wolnych od zajęć: wolny czwartek jest innowacją wprowadzoną w XVII wieku. Czas trwania wakacji letnich jest zmienny: „Im starsza jest klasa, tym dłuższe ma wakacje." 182 W kolegiach ojców doktryny chrześcijańskiej uczniowie mają dwadzieścia dni wakacji do końca klasy czwartej, dwadzieścia pięć — w klasie trzeciej, trzydzieści cztery w klasie nauk humanistycznych, trzydzieści dziewięć w klasie retoryki, pięćdziesiąt dwa w klasie logiki, osiemdziesiąt osiem w klasie fizyki. Zajęcia szkolne kończą się stopniowo, zależnie od klasy. Uroczyste „otwarcie lekcji" natomiast jest jedno dla całego zakładu i przypada na ogół na 18 października, dzień świętego Łukasza. Są to więc „wakacje ^winobrania", ale uczniowie mają jeszcze ferie na świętego Michała (okres, ^ kiedy się przedłuża kontrakty, przyjmuje się służbę do pracy), przypadające na dwie trzecie ferii parlamentarnych. Należy do tego dodać krótkie ferie na Boże Narodzenie, karnawał i Wielkanoc, których trwanie zależy od zakładów. W idealnym kolegium obowiązuje milczenie. „Uważa się uczniów za nieskromnych, kiedy rozmawiają w klasie." 26 Ta dyscyplina to niemowlęcy okres moralności, jaką się wpaja uczniom. Otóż — jak napisze . Rollin, który kierował kolegium Beauvais (w Paryżu) — „wykształcenie młodych ludzi ma trzy cele — naukę, obyczaje i religię".58 Siedemnastowieczni wychowawcy zadowalają się jednak milczeniem i grzecznym zachowaniem uczniów w klasie. Albowiem „słowo jest złotem: pedagogia humanistyczna zachęca ucznia do koncentracji, do dyskusji, do mówienia. Czyż mogłaby mu narzucać natychmiast po skończonej lekcji milczenie jak mnichom?" 182 To jest możliwe w małych szkołach Port-Royal z kilkudziesięciu zaledwie uczniami, i to starannie wybranymi, jest natomiast nie do pomyślenia w dużych kolegiach. Rektor kolegium rządzi i administruje, prefekt jest jednocześnie kierownikiem studiów i głównym wychowawcą. Pomagają mu „pryncypał" i „prefekci sypialni". Ci ostatni są jednocześnie repetytorami, kontrole-rami i wychowawcami w internacie. W dużych kolegiach jezuitów, gdzie panuje pruska niemal dyscyplina, jest ponadto „prefekt obyczajów", wizytator. Ten zawsze czujny wychowawca ściga „zepsucie, nazbyt częste w większości kolegiów".53 Uczniowie czuwają nad utrzymaniem dyscypliny. „Pełnią kolejno funkcje kontrolerów i repetytorów. Należy wyrobić w nich poczucie odpowiedzialności, lecz także — może — skłonić ich do większej uległości." 182 Pomocnikami wychowawców są uczniowie nazywani z łacińska dekurionami. Stoją na czele nie klasy, ale dekurii (grupy dziesięciu uczniów). Ze względu na swoją funkcję muszą być gorliwi,, przychodzą do klasy przed swoimi podopiecznymi, przepytują ich z niektórych przedmiotów i stawiają im stopnie. Muszą wyłapywać i denuncjo-wać nierobów. W tamtej epoce, kiedy wychowawców było niewielu, a klasy były przepełnione, kolegium nie mogło funkcjonować bez dekurionów, a pensje żeńskie bez „dekurionek". Jezuici, których system wychowawczy jest zbliżony do wojskowego, stworzyli inne stopnie: „Famulus — to-pedel: otwiera klasy, ustawia ławki, prowadzi rejestr spowiedzi. Cenzor — wpisuje do zeszytu nieobecności, notuje spóźnienia, prowadzi listę uczniów przepytywanych, żeby żaden nie został pominięty. «Czujka» jest. szpiegiem wychowawcy, przed którym denuncjuje delikwentów. Wyznaczają go ojcowie. Wszyscy inni funkcyjni są wybierani przez uczniów." m Rok szkolny kończy się egzaminem do następnej klasy, na którym ocenia się zdolności każdego ucznia. Ostateczna decyzja nie zależy od nauczycieli, lecz od prefekta. Niektóre kolegia wysyłają rodzicom wykaz stopni ich dzieci wraz z uwagami dotyczącymi wiadomości oraz obyczajów każdego (o niektórych uczniach się pisze: „wątpliwych obyczajów") i pobożności. Są dwa rodzaje wypracowań, jedne decydują o kolejnym miejscu ucznia w klasie, inne o nagrodach. Inflacja tu nie istnieje: daje się tylko trzy lub cztery nagrody rocznie w każdej klasie. Ale dzięki temu laureaci otrzymują piękne książki. W kolegium Louis-le-Grand przy ulicy Saint-Jacques — dawnym kolegium Clermont-Ferrand o zmienionej nazwie — król rozdaje nagrody. Zakończenie roku szkolnego jest zawsze bardzo uroczyste — zarówno w Paryżu, jak i na prowincji. Władze duchowne, miejskie, sądowe zaszczycają je swoją obecnością. Podziwiają popisy literackie albo widowiska, które kolegium organizuje przy tej okazji. W modę weszła łagodność. Kongregacje nauczające zachowują karę cielesną, ale wprowadzają pewne reguły: „Kara musi być odpowiednia do przewinienia." Pewien ojciec doktryner pisze: „Nauczyciel będzie przedkładał miłość nad strach." Jezuici nie wymierzają sami kary chłosty, mają płatnych specjalistów. Niepodobna okazywać więcej pobłażliwości: 'Oświecenie publiczne 160 uczniowie są bardzo niesforni. Noszą szpady, czasami się buntują, kiedy indziej „za dużo sobie pozwalają", zwłaszcza starsi. „W 1683 roku skandal poruszył całe miasto Brive: odkryto, że dwóch uczniów klasy filozofii mieszka u kobiet lekkich obyczajów (...) Rektor kolegium złożył skargę seneszalowi Limousin, który kazał aresztować uwodzicielki." 182 Po wprowadzeniu porządku i narzuceniu dyscypliny swoim uczniom wychowawcy i prefekci, zawsze bardzo uważni, zajmują się ich edukacją. We wszystkich dobrych kolegiach „uczy się dzieci dziecięcej grzeczności".26 Rozdział siódmy Żołnierze i marynarze Mars Christianissimus Leibniz We Francji Króla-Słońce, podobnie jak później w Prusach Fryderyka Wielkiego, wojna jest najważniejszym zajęciem. Stworzenie „żelaznego pasa" (fortece zaprojektowane przez Vaubana), wzniesienie arsenału w Rochefort, zbudowanie wielkich okrętów floty, produkcja armat dla artylerii i dział dla marynarki, fortyfikacja portów — wszystko to stanowiło ogromny plac budowy. Szpitale wojskowe pojawiają się w ostatnich latach panowania Ludwika XIV, ale zaopatrzenie wojska w żywność i organizacja magazynów dla armii są nowoczesne i sprawne. To, co określamy dziś okropnym słowem logistyka, jest ówczesnym osiągnięciem administracji francuskiej. Le Tellier i jego syn Louvois, którym dopomaga markiz du Chamlay w sprawach wojskowych, a Colbert i jego syn Seignelay, wspomagani przez Ussona de Bonrepaus, w sprawach marynarki, intendenci w wojsku i intendenci w marynarce oraz komisarze wojskowi i komisarze morscy dokonali od roku 1643 do 1691, w epoce jedynej w świecie dzieła bez precedensu w historii. By zorganizować to wszystko, stworzono, rozwinięto i popierano różnorodną administrację, którą się określało wówczas jednym słowem: pióro. Ludwik XIV stawiał nawet wyżej „pióro" od „miecza". Ale jak zwykle wojskowi — od młodego rekruta do wiceadmirała albo marszałka — wpływali ostatecznie na decyzje. To dzięki nim także utrwala się i utrzymuje duch patriotyzmu. H — Bluche Żołnierze i marynarze «WIADOMOSC DLA MŁODYCH LUDZI, KOCHAJĄCYCH SŁAWĘ I PIENIĄDZE!» MACHAVIDE Chodźcie tutaj wszyscy trzej, ja kolejkę stawiam. Idziemy się napić. TROTTANVILLE _ Może ty i płacisz, ale król kupuje, Nie jestem taki głupi, jego grosz tu czuję, Zaciągniesz nas do wojska, ani się obejrzym...12* Ta scena z komedii, scena z czasów wojny z Ligą augsburską, ostrzega naiwnych przed nadużyciami przy werbunku do wojska. W tym czasie wojska lądowe Jego Królewskiej Mości liczyły co prawda dwieście tysięcy żołnierzy. W roku 1710 osiągną albo i przekroczą liczbę trzystu tysięcy, nie biorąc w rachubę pięćdziesięciu tysięcy marynarzy. A obowiązek służby wojskowej nie istniał; wprowadzając go, monarcha tak potężny jak Ludwik XIV naraziłby się na utratę tronu. Należało więc utrzymywać najemnych żołnierzy cudzoziemskich zgodnie ze starym zwyczajem, a w kraju korzystać z werbunku „wolnego" i „dobrowolnego", z werbunku przymusowego i wreszcie z poboru do milicji przez losowanie. Podczas chłodów, to jest w okresie kwater zimowych, każdy pułk starał się uzupełnić braki w rozmaitych kompaniach: pewna liczba oficerów, głównie kapitanów lub poruczników, bywała wyznaczona do przeprowadzenia werbunku. Wyruszali w drogę ze sporą sumą pieniędzy, podejmując się przyprowadzić do wojska przed l kwietnia tylu rekrutów, ilu im polecono. Kierowali się najczęściej do swoich okolic rodzinnych, ochotnicy zaciągali się bowiem chętniej do pana swojej wsi niż do nieznajomego. Na ogół werbownicy traktowali swoją misję poważnie, zwłaszcza kapitanowie. „Zgodnie z regułą, jaka się przyjęła we Francji — napisał ktoś ze współczesnych — szanuje się kapitana tylko zależnie od tego, czy jego kompania jest piękna i liczna." Jeśli podczas przeglądu zatyka on dziury „fałszywymi żołnierzami", czyli figurantami, naraża się na degradację. Tak więc bardzo skuteczne pobudki dopomagały powodzeniu kampanii werbunkowej. Wobec tego że król ustalał zasady rekrutacji, oficer, który się nią zajmował, nie mógł brać do wojska byle kogo. Przyszły żołnierz Jego Królewskiej Mości, który ma się zaciągnąć na ochotnika (ordonans z 8 lutego 1692), musi być zwolniony z ewentualnego wcześniejszego zaciągu, mieszkać w królestwie (być narodowości francuskiej), być dość silnym młodzieńcem odpowiedniego wzrostu (drabant z Gwardii Królewskiej ma co najmniej pięć stóp cztery cale wzrostu) i „zgrabnej postaci" bez zad- „Wiadomość dla młodych ludzi..." nych ułomności. Powinien podać swoje dane personalne, nawet jeśli później zamierza używać przydomka. Mimo to pułk z Vaudemont miał w swoich szeregach w 1709 roku niejaką Teresę Gaumś, a Janina Bensa, przezywana „Żołnierzem Piękne Serduszko" służyła w pułku burbońskim. Pewien komisarz wojenny, który przeprowadził inspekcję w Philippeville 9 stycznia 1711 roku, wysłał do ministra ten ciekawy raport: „Niejaki Saint-Louis, lat około dwudziestu trzech, dragon, który od dziesięciu miesięcy służy w kompanii Genestoux pułku dragonów z Rannes stacjonującym w tym mieście, przyszedł prosić o całkowite zwolnienie, by móc wyjechać do Meudon, gdyż nie jest ani chłopcem, ani mężczyzną, ale kobietą. Co okazało się prawdą." !2B Po podpisaniu aktu wstąpienia do wojska ochotnik zostaje od razu żołnierzem króla. Wypłacają mu premię, która wtedy wynosiła od 3 do 40 liwrów, a niekiedy nawet 100. Ale prawodawstwo, które nie przewidziało granicy wieku, nie wyznaczyło także, ile czasu ma trwać służba ochotnicza. Można więc pozostać żołnierzem przez całe życie. Jednakże kiedy po skończonej wojnie król zmniejsza liczbę swoich żołnierzy, najstarsi wiekiem zostają pierwsi zwolnieni z wojska. Od roku 1682 ochotnik wstępuje do wojska w zasadzie na trzy lata. W praktyce jednak zwolnienie jest przywilejem, a nie prawem. Jedną z wad systemu werbunkowego jest rozpowszechniony zwyczaj deboszowania, tj. kaperowania żołnierzy z innych oddziałów do swoich szeregów. Niektórzy żołnierze chętnie się na to godzą, by dostać na nowo nieprzewidzianą premię; kapitanowie zaś uważają, że łatwiej jest wciągnąć do wojaka mężczyzn zwolnionych albo korzystających z urlopu zdrowotnego niż szukać trzydziestu lub czterdziestu nowicjuszy. Ale mogą przy tym zostać zdegradowani albo nawet skazani na karę więzienia i grzywny. Żołnierz zaś, który nielegalnie przeniósł się z jednego pułku do innego, jest uważany za dezertera. Grozi mu nie tylko wysłanie na dożywotnie galery, lecz także obcięcie uszu i nosa! W praktyce jednak dla kapitana kończy się to na karze grzywny, a żołnierz pozostaje w swojej nowej kompanii albo jest odesłany do dawnej. Takie kontrasty między prawem a faktycznym stanem rzeczy były chlebem powszednim w epoce ancien regime'u. Najtrudniejszą, a niekiedy także najbardziej niejasną sprawą przy zaciągu do wojska jest sposób, w jaki tej operacji się dokonuje. Obowiązują tu pewne reguły. Oficer, który werbuje żołnierzy, nie może „bić w bęben, grać na trąbce czy rozklejać afiszów" w mieście bez uprzedzenia miejscowych władz. Gdy ten obowiązek wypełni, zarząd miejski łaskawie wypożycza mu bębny. Po uregulowaniu sprawy kapitan zaciąga do • wojska pięknego i wysokiego zucha, specjalistę od bicia w bęben i prze- 163 Żołnierze i marynarze 164 konywania chętnych dziarskich chłopców. Klasyczna przemowa takiego krzykacza zaczyna się zazwyczaj od przejmujących słów: „Wiadomość dla pięknej młodzieży!" 1!p Ponadto istnieje zwyczaj rozlepiania plakatów werbunkowych — chętnie widziany przez bogatych oficerów — nie zawsze o charakterze oficjalnym, jak plakat z roku 1702 służący powołaniu rzekomo nowej jednostki „Pułku muszkieterów Jaśnie Wielmożnego Pana diuka Burgundii", który zaczyna się od słów „W imieniu Króla" wypisanych dużymi literami. Jest bardzo nęcący: „Podaje się do wiadomości wszystkich szlachciców lub innych dobrze urodzonych młodzieńców, żyjących godziwie, znanych i zacnych mieszczan, od 18 do 30 lat, wzrostu przeszło pięciu stóp, którzy pragną służyć królowi: mają się zgłosić do pałacyku Carignan przy ulicy Vieilles Etuves, obok Croix du Tiroir. Znajdą tam dowódcę, który całkowicie ich zadowoli." Z lewej strony widnieje herb Francji, nad tytułem —' muszkieter harcujący na koniu. Ma perukę i kapelusz ozdobiony piórami. Jeśli wierzyć tym banialukom ustnym lub drukowanym, nie ma nic szlachetniejszego, przyjemniejszego i lepiej wynagradzanego (!) niż rzemiosło wojenne. Niewielu naprawdę w to wierzy. Olbrzymia jednak większość młodych przystaje, by posłuchać tej gadaniny lub przeczytać afisz. I wpaść w pułapkę. Po podpisaniu zgłoszenia do rzekomych muszkieterów diuka Burgundii, człowiek się dowiaduje, że pułk ten w ogóle nie istnieje. Powstał w wyobraźni imć pana Duplessis, kapitana piechoty w pułku Montboissier.128 Kawaleria bardziej pociąga ochotników niż piechota. Wobec tego że dragoni są piechurami, ale posuwają, się konno jak wyimaginowani muszkieterzy diuka Burgundii, werbownik tak się tłumaczy: „Przyjacielu, nie oszukałem ciebie, pokazując na plakacie muszkietera: on ma muszkiet, jaki ty też będziesz miał u nas." Banalny ten podstęp opiera się jednak na pijackiej kazuistyce. Jeśli na swój koszt (za pieniądze króla) werbownik pije z jakimś młodzikiem w tawernie za zdrowie Jego Królewskiej Mości, to jest tak, jak gdyby ten młodzik powiedział: „Dobra nasza",26 i stał się niechcący, bezwiednie żołnierzem, dragonem czy rajtarem w okrytym chwałą pułku króla.128 Oficer może też po kilku kieliszkach wcisnąć srebrną monetę do ręki czy kieszeni młodego lekkoducha i przysięgać potem na wszystkie świętości, że to premia, którą tamten od niego dostał za wstąpienie do wojska. Państwo przymyka oczy na większość tych nadużyć. Odwoła werbownika tylko wtedy jeśli on będzie się bezczelnie uciekał do takich sposobów. Zaciągnięcie do piechoty zamiast do kawalerii czy dragonów ucho-1 dzi za postępek jeszcze dopuszczalny, tak samo jak picie za zdrowie króla. Rekruci zwerbowani przez kapitana Duplessis odzyskają wolność, bo oka- Żołnierze dodatkowi zało się, że pułk muszkieterów diuka Burgundii (gdzie wypłaca się podwójny żołd i zapewnia się usługi „nauczyciela matematyki, pisarza, nauczyciela fechtunku i sędziego, a także nauczyciela tańca, dwóch chirurgów, dwóch cyrulików i trzech oboistów") jest tylko mitem. Władza już się nie sroży w przypadkach przymusowego zaciągu do wojska, dość częstych na wsi i wywołujących tam wzburzenie i bójki, trochę nawet podobne do prawdziwych bitew. Urzędy co prawda wtrącają się tylko, kiedy ktoś składa skargę. Ale to rzadko się zdarza. Kara 7.3. przymusowy zaciąg jest sprawą intendenta, a po dokonaniu swego wyczynu winny skwapliwie wyjeżdża do innej prowincji. Ta powszechna pobłażliwość tłumaczy się — zwłaszcza podczas ostatniej wojny Ludwika XIV — pilną potrzebą ludzi w wojsku, które broni niemal samo dwóch królestw i dwóch cesarstw przed koalicją całej Europy. Zresztą malow-niczość werbunku w karczmie i reklamy za pomocą afiszów bawią wszystkich, a niekiedy nawet i ofiary tego procederu. Jest w tym swoiste przyzwolenie wszystkich — od dworzan do wieśniaków — na stałe widowisko o niezmiennym komizmie. Ogromna farsa przysłania — nie usprawiedliwiając ich zresztą — dziesiątki małych dramatów przymusowej rekrutacji. Zresztą liczba werbunków naprawdę dobrowolnych, z lekka wymu1^ szonych i przymusowego zaciągu nie wystarcza, by zaspokoić potrzeby wojska. Król musi uciekać się do innych metod i używać podstępu. 165 ŻOŁNIERZE DODATKOWI Wobec tego że przed wywiezieniem na galery część „pięknej młodzieży" — protestantów i włóczęgów, dezerterów lub przemytników soli — przebywa w więzieniu prewencyjnym lub siedzi w więzieniu karnym niczym niewypłacalni dłużnicy, werbownicy kręcą się w pobliżu murów więziennych. Interesują ich szczególnie przemytnicy soli, faceci niezwykle wytrwali i bitni. Ale król nie chce mieć w swoim wojsku za dużo nicponiów. Intendenci podejmują decyzję, badając każdy przypadek z wyjątkiem przemytników, na których zaciąg musi wyrazić zgodę starszy dozorca. W 1712 roku Turgot, intendent w Moulins, skazuje sam jednego przemytnika soli, by „służył królowi w wojsku przez siedem lat"! m Nie ufa się protestantom, nie dopuszcza się ich blisko granic, podobnie jak złodziei, a to ze względu na dobre imię wojska. Włóczędzy natomiast wydają się możliwi do wykorzystania, tak że same władze na nich polują. W kwietniu 1705 roku burmistrz Lyonu pisze po prostu do Chamillarta: „Jak tylko się dowiaduję o obecności rozpustnika czy włó- Żołnierze i marynarze 166 częgi w mieście, nie przeszkadzam, by go zatrzymano i oddano pierwszemu lepszemu oficerowi, który chce go zaciągnąć do wojska." Najbardziej zaś zdumiewa to, że nasi dowódcy wojskowi potrafili robić z tych ludzi dobrych żołnierzy. A w 1712 roku za zezwoleniem Jego Królewskiej Mości wzięto z Marsylii tysiąc dwustu galerników i rozdzielono ich między zdziesiątkowane jednostki. Nawet dumny regiment Korony, który początkowo nie chciał korzystać z tego przykrego sposobu, przystał ostatecznie na przyjęcie do swoich szeregów stu osiemdziesięciu sześciu galerników. A przecież od 1688 roku z inicjatywy Louvois istnieje we Francji zaczątek obowiązkowej służby wojskowej — instytucja milicji. Louvois zapożycza od Colberta, dokładnie dwadzieścia lat później, przeznaczoną dla marynarki koncepcję systemu „klas". Krótko mówiąc, zachęca się lud, by uczestniczył w wysiłku wojennym; nie tylko żołnierze najemni, ochotnicy i szlachecka elita królestwa mają płacić daninę krwi. Parafie wyznaczone przez intendenta muszą wybierać „większością głosów" żołnierza milicji, którego się zaciąga do dwuletniej służby wojskowej. Dwa lata później minister zastąpi te wybory losowaniem. Podczas wojny z Ligą augsburską żołnierze milicji prawie zawsze odbywali służbę wewnątrz kraju albo w fortecach. Służyli w jednostkach specjalnych, nie łącząc się z „regularnym wojskiem". Podczas zimowych leży są w domu, mają tylko ćwiczenia w niedzielę. Mimo tych przywilejów byli niezadowoleni i nie robili najmniejszych wysiłków, by zachować dyscyplinę czy wykazać swój patriotyzm. Po skończeniu wojny w roku 1697 i rozwiązaniu milicji cały kraj z ulgą odetchnął. W roku 1701 król wydaje ordonans, którym przywraca milicje, ale zmienia ich rolę. Jest to pierwsza próba połączenia ochotników i żołnierzy powołanych do służby pomocniczej w wojsku oraz zawodowych żołnierzy. Zamiast tworzyć pułki milicji Ludwik XIV łączy żołnierzy milicji w bataliony. Każdy batalion zostaje wcielony, przynajmniej nominalnie, do pułku piechoty, który się wysyła głównie na dalekie fronty, do Włoch czy do Hiszpanii. Żołnierze milicji będą więc walczyli, nie zawsze korzystając z zimowych leży. Są powołani co najmniej na trzy lata, ale wojsko nie wypuszcza ich łatwo. Mimo więc przywilejów, jak na przykład zwolnienia z pogłównego na okres ośmiu lat, nie przestają narzekać. Nie podoba się im, że Francja ma wojsko narodowe. Widzą tylko, że zostali oderwani od swojej ziemi, od swojej paraf ii,'że narzucono im dyscyplinę, że ryzykują życie i że nie mają pewności, czy powrócą do domu. Mimo całej swojej potęgi wielki król wywołałby rewolucję, wprowadzając w kraju obowiązek służby wojskowej. Już utworzenie milicji, przedsięwzięcia tak przecież ograniczonego, znacznie zmniejszyło jego popularność. Żołnierze dodatkowi W ciągu dwunastu lat (1701—1712) wzięto do milicji 260 695 ludzi, około dwudziestu dwóch tysięcy rocznie (plus trzydzieści trzy tysiące w 1701 i około trzydziestu dziewięciu w 1711). Losowaniu podlegają mężczyźni wzrostu co najmniej pięciu stóp (1,62 m), bez żadnych ułomności, w wieku od osiemnastu do czterdziestu lat. Początkowo w losowaniu tym nie brali udziału żonaci młodzieńcy, ale wkrótce: „Księża musieli pobłogosławić tyle młodych małżeństw, że rząd postanowił położyć temu kres. W roku 1702 proboszcz w Bois-Guill-aume koło Rouen połączył węzłem małżeńskim sto sześćdziesiąt par, wobec czego tylko ośmiu kawalerów stawiło się na losowanie!" 128 Większość ludzi uprzywilejowanych (szlachcice, duchowni, urzędnicy, majstrowie) nie podlega także poborowi do milicji. Godzi on tylko w młodych wieśniaków, zarówno rolników, jak i rzemieślników. Panika ogarnia więc wieś na wiadomość o brance. Zdarzają się sa-mookaleczenia i symulacje kalectwa, a ponadto dużo rekrutów nie stawia się na wezwanie. „Jak tylko rozkazy zostają podane do wiadomości publicznej — pisze w 1701 roku intendent Angouleme — wszyscy się pospiesznie chowają." Niekiedy zaczyna się istna wędrówka ludów. Chłopi z Beauce emigrują do Paryża, mieszkańcy Szampanii przenoszą się do Lotaryngii, Prowansalczycy wędrują do papieża do Comtat *, mieszkańcy Bearnais do Hiszpanii. To się staje tak powszechnym zjawiskiem, że król, którego prawa są surowe, wnosi do nich ciągle poprawki i ogłasza amnestie. Wyrozumiałość może jednak być równie niebezpieczna jak.surowość: jeśli uchylający się od służby w milicji są zwolnieni z tego obowiązku, wielka niesprawiedliwość dzieje się tym, którzy nie uciekają! Rząd powraca więc do surowego stosowania prawa. Ordonans z grudnia 1705 roku nakazuje aresztować tych, którzy zmienili parafię po powołaniu do wojska i wcielać ich do milicji, jeśli „mają przepisowy wiek i wzrost", a zwalniać „żonatych młodzieńców z parafii, którzy zatrzymali tamtych".128 Jeśli królowi niełatwo jest uzyskać przewidzianą liczbę rekrutów, oficerom eskorty jeszcze trudniej jest dostarczyć nowych żołnierzy milicji na miejsce przeznaczenia. W pobliżu ich konwojów, choć częstokroć chronionych przez konną straż, posuwają się specjaliści od wyciągania drabantów z milicji. Niektórzy pułkownicy popierają tę niemoralną grę ze względu na „brak żołnierzy" (1704). Zdarza się także, że oficerowie z eskorty pozwalają uciec kilku rekrutom w zamian za dyskretny okup w wysokości od 30 do 150 liwrów. Minister Chamillart jest tym wielce * Comtat — hrabstwo, terytorium między Langwedocją, Delfinatem ł Prowansją należało w latach 1273—1791 do papieża (przyp. red.). 167 Żołnierze i marynarze 168 zgorszony. „Uważam to za nikczemność — pisze w 1705 roku — że wielu oficerów sprzedaje swoich żołnierzy lub za pieniądze odsyła ich do domu i oskarża potem o dezercję." 12B Rzecz to zaiste godna podziwu, że żołnierze zaciągnięci do wojska w takich warunkach mogli być użyteczni. Trzeba było geniuszu diuka de Vendome, którego wojsko we Włoszech stało się schroniskiem dla żołnierzy milicji, by zdziałać cokolwiek z tą niemożliwą mieszaniną. Prawdopodobnie jednak przybycie tak nędznych rekrutów budzi wśród zawodowych wojskowych ducha koleżeństwa i dumę ze swojej służby. Sama chwila tego wymaga: armia lądowa króla liczy trzysta pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy. Wszyscy, którzy mogą, zarówno oficerowie, jak i żołnierze, próbują wskrzesić ową wspaniałą solidarność dwudziestotysięcznej armii, od której Turenne mógł wymagać największych poświęceń. v OFICEROWIE I ŻOŁNIERZE W oficjalnej publikacji wojskowej pt. Zwycięstwa wojska francuskiego palma pierwszeństwa przypada Turenne'owi (dziewięć zwycięstw), po którym następują: jego kuzyn Kondeusz i marszałek de Luxembourg (po siedem), de Vendome (sześć), de Crequi (pięć) i de Villars (cztery). Catinat jest wymieniony dwa razy, podobnie jak Lorge, du Plessis-Praslin (z rodziny Choiseul), Noailles, Schomberg i Vauban. Zwycięstwa te co prawda mają różną wagę i niejednakowe następstwa. Niepodobna porównywać walki pod Pforzheim (17 września 1692), w której marszałek de Lorge wziął do niewoli księcia Karola von Wurtemberga, z bitwą pod Villaviciosa (1710) czy Denain (1712), dzięki którym diuk de Vendome i marszałek de Villars ocalili każdy jedno królestwo i zmienili losy Europy! Vendome był pokonany tylko raz, pod Oudenaarde w 1708 roku, dlatego że pochopnie przydzielono go do diuka Burgundii, niekompetentnego młodzika. Villars został pobity tylko raz pod Malplaquet w następnym roku, ale skutki tej morderczej bitwy, w której 'wojska sprzymierzonych poniosły straty dwukrotnie większe od francuskich, były znacznie korzystniejsze dla Francji niż kilkakrotne przejście przez Ren... Żołnierze Jego Królewskiej Mości mieli więc, jak widać, wspaniałych dowódców. Na czterech dworaków o miernych zdolnościach — La Feuillade, Tallard, Villeroy i Tesse — było dwunastu znakomitych wodzów. Niezwykle cenny autorytet dowódcy rodzi się już w pułku. Historiografia chętnie się gorszy „pułkownikami ze śliniaczkiem" — młodziutkimi dworzanami, którzy mają od czternastu do dwudziestu lat, a dowodzą pięćdziesięcioletnimi podpułkownikami oraz tysiącem wiarusów. Oficerowie i żołnierze W rzeczywistości zaś im dowódca jest młodszy, tym większą cieszy się sympatią w pułku; im jest lepiej urodzony, tym bardziej schlebia to miłości własnej starszych i młodszych oficerów oraz żołnierzy. Pułkownik idzie bowiem do ataku na czele swoich ludzi. Jest zawsze narażony na niebezpieczeństwo, bywa ranny, niekiedy ginie. Danina krwi nie jest pustym słowem. Pamiętniki Dangeau to długi nekrolog. W jednej tylko wojnie z Ligą augsburską zginęło — jak pisze — trzystu dwudziestu trzech żołnierzy, których wymienia z nazwiska, a ściślej mówiąc było trzystu czterdziestu sześciu zabitych i rannych. Te dwie liczby się różnią, gdyż dwudziestu trzech kombatantów Dangeau wymienia dwukrotnie albo i trzykrotnie, jak na przykład hrabiego de Saillant lub markiza de Thian-ges 184. W ciągu dwóch lat, od lipca 1690 do sierpnia 1692 rodzina d'Hoc-quincourt straciła trzech członków, a wszyscy trzej byli pułkownikami.18 Samo zachowanie naczelnego wodza czyni jego wojsko zwycięskim. Pan de Turenne, zdaniem marszałka de Saxe, nie zwyciężyłby nigdy w pięknej kampanii alzackiej 1674 roku, gdyby uprzednio nie zadbał o swoich ludzi, nie wprowadził surowej dyscypliny i nie zdobył całkowitego zaufania żołnierzy. Toteż — nie pomniejszając bynajmniej chwały Milczkowego wnuka, zwycięzcy pod Turckheim — można powiedzieć, że „piechota francuska była najbardziej zdyscyplinowana i wytrwała w Europie; jakże mógłby — gdyby taka nie była — prowadzić długie i wspaniałe kampanie i odnosić zwycięstwa, na które nikt inny nie miał nawet nadziei? Wiemy, że odległości, jakie przeszło wojsko pana de Turenne, nie można by pokonać dzisiaj w tak krótkim czasie. A i Turenne nie podjąłby się nigdy tak niezwykłych przedsięwzięć, nawet opartych na dobrze przemyślanych projektach, gdyby nie był pewien sumienności i posłuszeństwa żołnierzy."61 Oficerowie miewają przechody wojska bez dostaw — od roku 1702 do 1712 dwór, ministrowie, dowódcy zauważyli to kilkakrotnie; niżsi oficerowie i żołnierze nie poddają się zniechęceniu, jeśli wielcy dowódcy umieją do nich przemówić. Żołnierze uwielbiali Catinata, który wyglądał jak stary adwokat, Villarsa skłonnego do mówienia prawdy w oczy i do przechwałek. To, czego diuk Burgundii nie zdołał nigdy dokonać, ojciec jego, delfin, potrafił osiągnąć od razu — zelektryzował wojsko. Aby się wytworzyło takie wzajemne zrozumienie między dowódcą a podwładnymi, odwaga dowódcy musi być w zgodzie z jego słowami. A dowody tej odwagi wodzowie dają co dzień. Książę Eugeniusz w obozie przeciwnym, Villars po stronie francuskiej raz po raz ruszają osobiście do ataku jak zwykli pułkownicy kawalerii, odnoszą rany, konie pod nimi padają. Tracą przy tym możliwość panowania nad polem bitwy i kierowania walką. Ale wygrywa na tym ich prestiż, który możemy sobie wyobrazić jedynie porównując go 169 Żołnierze i marynarze 170 do popularności najlepszych dowódców Napoleona, takich jak Murat, Ney, Lannes. Najdzielniejszy z dzielnych w czasach Ludwika XIV, diuk de Ven-dóme, godny potomek wielkiego rodu, był siostrzeńcem diuka de Beaufort, kuzynem Ludwika XIV i prawnukiem króla Henryka IV. W roku 1694 z woli królewskiej na nim została zamknięta lista książąt krwi po diuku du Maine i hrabim Tuluzy. Diuk de Vendome przypomina na każdym kroku swego pradziada: inteligenty i dzielny, dumny ze swego pochodzenia, ale prosty w obejściu, wyniosły i łaskawy dla ludu, patriota i człowiek wytrwały, abnegat i hedonista, ale zawsze wielki. Jest tak oryginalny, że widać to nawet w jadowitych napaściach, jakich mu nie szczędzi małostkowy diuk de Saint-Simon. Vendome opuszcza Marly 8 lutego 1702 roku, by stanąć na czele armii francuskiej we Włoszech. Przez cztery lata broni granicy, nawet podczas jesiennej słoty dokonuje operacji nękających wroga i utrzyma front. Dla innych istnieje podział na pory roku: książę de Vendome nie uznaje zimowych leży. Są to rzeczy, o których się wie i o których się mówi, z początku w wojsku, potem wśród ludności cywilnej. Toteż kiedy w lutym roku 1706 pan de Vendome, wezwany na dwór, przejeżdża przez Francję, ludność wita go entuzjastycznymi okrzykami, a niekiedy ustawia się dwoma szpalerami wzdłuż drogi, by go podziwiać.64 Paryż 12 lutego zgotował księciu nieprawdopodobne przyjęcie: tłumy biegły za wozem pocztowym, którym jechał. Popularność pana de Vendome w stolicy można porównać zdaniem Saint--Simona jedynie do popularności diuka de Guise po Dniu Barykad Świętej Ligi.13 O siódmej wieczór człowiek, który od czterdziestu ośmiu miesięcy broni granicy francuskiej w Delfinacie, przyjeżdża do Marły. Służba nadbiega na jego spotkanie, potem nadchodzą „wszyscy dworzanie, poczynając od książąt krwi". Po przebraniu się pan de Vendome zjawia się w salonie. Delfin przerywa koncert, który się właśnie odbywa, by powitać swego sławnego kuzyna. Na wiadomość o przybyciu diuka de Vendome Ludwik XIV porzuca pracę z Chamillartem: „Przychodzę cię uściskać — mówi monarcha do kuzyna — i to w tym samym miejscu, gdzie cię żegnałem przed czterema laty." la Uczucia godne Plutarcha brzmią w tych słowach relacji Jana Racine'a. Kawaler de Quincy, skromny oficer, przedstawił w swoich pamiętnikach szereg portretów tego wspaniałego wodza, jakim był diuk de Vendome, w sposób zwykły, ale obrazowy. Nie brakowało mu wad: „Książę ten był niestety zbyt dobrego mniemania o sobie." Quincy podziwiał jednak niezliczone przejawy jego rzymskich cnót: „Vendome uważał to za punkt honoru — pisze de Quincy — by prowadzić wojnę jako człowiek szlachetny", nie chciał rujnować zdobytego kraju, stosując represje. Tak Pięćset czterdzieści jeden dni podróży morskiej oto opisuje Quincy spotkanie z diukiem de Vendome w Cassano (sier-pień 1705): „Zapytałem oficerów z Andegawenii (...), gdzie mógłbym znaleźć pana de Vendome. Wskazali mi mniej więcej miejsce, gdzie się znajdował, i uprzedzili, że nie mogę jechać konno, bo jest tam mnóstwo zabitych i rannych żołnierzy i koni. Zeskoczyłem z konia i oddałem go jakiemuś rannemu żołnierzowi. Znalazłem pana de Vendome. Dawał właśnie dyspozycje dotyczące nowego ataku: zamierzał zmusić wrogów do ponownego przejścia przez Ritorto; stał ze szpadą w ręku, gdyż konia pod nim zabito; cały był w kurzu i tytoniu. Wojska cesarskie znajdowały się w odległości pół strzału. Ogień nie ustawał." M Dalszy ciąg opowieści jest tak żywy, że lepiej cytować de Quincy niż streszczać jego słowa: „Pułk stanął w szyku bojowym na wyspie między dwoma mostami Cassano. Pan de Vendome natychmiast wsiadł na konia. Niesiono przed nim zdobyczne sztandary, całe we krwi. Miał na sobie rozpiętą kurtkę, twarz zalaną potem, koszulę zakurzoną i poplamioną tytoniem; wyglądał jak sam bóg Mars. Można powiedzieć, że dzięki swojej wytrwałości, właściwej ocenie sytuacji i waleczności odniósł zwycięstwo i ocalił wojsko króla, a więc także Włochy." Po czym następuje słynny opis biwakowania o zmroku w Cassano. Pan de Quincy przedstawił tak nie Davouta w roku 1806, lecz właśnie Vendome'a z bratem w 1705: „Kiedy zapadła noc, poszedłem do księcia. Zastałem pana de Vendome przy stole, siedział z wielkim mistrzem, swoim bratem. Uczta ich składała się z żołnierskich sucharów i małego kawałka sera; za stół służył im pieniek, w który wbito bagnet z osadzoną na nim świecą: miała to być pochodnia." Widać to prawda, że na czele wojsk Ludwika XIV nie wszędzie stali niezdarni dworzanie. De Quincy pisze jeszcze o panu de Vendome: „Prowadził wojnę jak bohater, wielki człowiek i godny człowiek", obdarzony wyjątkową przenikliwością i odwagą na miarę Kondeusza. „Był dobrym obywatelem, dobrym Francuzem, szczerze przywiązanym do swojego monarchy i tak bezinteresownym, że bardzo cierpiały na tym jego sprawy prywatne. Uwielbiany przez żołnierzy, służył tylko dla własnej chwały, chwały króla i chwały narodu." 54 Temu barokowemu Marsowi należał się grobowiec godny jego waleczności (1712). Wdzięczny Filip V każe złożyć prochy księcia de Vendome w Eskurialu. PIĘĆSET CZTERDZIEŚCI JEDEN DNI PODROŻY MORSKIEJ Dziesiątego lipca 1690 roku kawaler de Tourville odniósł pod Beve-ziers (Beachy Head) zwycięstwo nad flotą anglo-holenderską. „Wtedy — mówi Wolter — spełniło się to, czego Ludwik XIV pragnął od dwudziestu Żołnierze i marynarze 172 lat i co się wydawało tak nieprawdopodobne: król zdobył władzę na morzu." * W następnym roku, od końca czerwca do połowy sierpnia, ten sam Tourville płynie pięćdziesiąt jeden dni bez przerwy przez La Manche, odbierając przeciwnikom wszelką inicjatywę: nazwano to „kampanią na pełnym morzu". Te wielkie bitwy i te majestatyczne operacje należą jednak do wy-». jatko w. By obserwować życie marynarzy francuskich, lepiej wsiąść na jednostkę średniej wielkości i puścić się w długą podróż. Proponuje to nam Robert Challes. Ten główny skryba, niższy stopniem od komisarza marynarki, przyjaciel ministra de Seignelaya, jest również utalentowanym pisarzem. Jego Dziennik podróży do Wschodnich Indii15 jest żywy, dokładny, barwny. Challes opowiada w nim o wyprawie jednostki dywizji morskiej, którą król pożyczył Kompanii Indii. Podróż ta zaczęła się w Lo-rient 24 lutego 1690 roku, a skończyła w Groix 19 sierpnia 1691 roku; był to okres rozkwitu marynarki francuskiej. Mała eskadra, prowadzona przez Abrahama Duquesne-Guittona, bratanka zwycięzcy spod Agosty, składa się z czterech okrętów średniej wielkości („Le Gaillard", „L'Oiseau", „Le Florissant", „L'Ecueil") i dwóch okrętów uzbrojonych w dwadzieścia cztery armaty („Le Dragon", „Le Lion"). Powierzono jej poczwórne zadanie: 1) odwieźć do Syjamu kilku mandarynów i wysadzić tam wielu misjonarzy francuskich, 2) wzmocnić francuskie składy w Indiach, dostarczając tam broń i amunicję, 3) nękać na wszystkie możliwe sposoby zarówno handel angielski, jak i holenderski i 4) wzmocnić obronę Indii Wschodnich. Tylko punkty 2 i 4 zostaną spełnione; Duquesne zatapia „Philipa Herberta" (pięćdziesiąt cztery armaty) i każe oddać w kierunku miasta Madras blisko cztery tysiące wystrzałów. Zdobywa jednak tylko dwa okręty holenderskie: jeden wojenny o wyporności 600 ton, drugi — 35 ton. Ten skromny wynik dowodzi, że podróż Challesa nie jest bynajmniej bohaterskim wyczynem, ale przeciętną wyprawą morską. Warunki podróży są pouczające, skoro chodzi o eskadrę z uzbrojeniem mieszanym — podobną do tej, jaką w 1711 roku Duguay-Trouin popłynie do Rio de Janeiro — ale wyprawę wcześniejszą od porażki pod La Hou-gue. Zgodnie z procederem, który między rokiem 1693 a 1712 rozpowszechnią tacy jak Pontchartrain, król pożycza swoje okręty wraz z oficerami, marynarzami i armatami na wyprawy handlowe albo głównie handlowe: skorzystać ma na tym Kompania Indyjska. Nie chodzi w tym przypadku o wojnę korsarską w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale o długi rejs nieoficjalny, co nie wyklucza jednak ani celowości wyprawy, ani odpowiedniej taktyki. Sztaby dywizji są bardziej jednorodne niż w latach sześćdziesiątych. Pięćset czterdzieści jeden dni podróży morskiej Zwiększając w ciągu dziesięciu lat h'czbe okrętów z dziesięciu do stu, Colbert musi przyjmować wszystkich bez wyboru pułkowników wojska lądowego i kapitanów statków handlowych, wilków morskich i dworzan, szlachciców i chłopów. Minęło jedno pokolenie: wojsko morskie Seignelaya będące raczej marynarką jest bardziej wykształcone i zdyscyplinowane. Większość oficerów pana Duquesne to szlachcice, kapitanowie fregaty, porucznicy lub podporucznicy. Okrętem „L'Ecueil", na którym płynie Robert Challes, dowodzi początkowo stary mieszkaniec Saintonge nazwiskiem Hurtain. Ten nawrócony protestant, który chętnie zagląda do kieliszka, cieszy się sympatią załogi i nie dba wcale o dyscyplinę. Hurtain umiera, a okręt przechodzi w ręce kawalera de Porrieres, członka słynnej rodziny Glandeves, komandora Krzyża Maltańskiego, człowieka bardziej despotycznego niż tamten. Nowy dowódca zmusza do posłuszeństwa drugiego oficera, niezdarnego i zarozumiałego pana de Bouchetiere, protegowanego markizy de Maintenon. Marynarze nazywają takich lądowych bawidam-ków „lalusiami". Podróż po oceanach trwa tak długo, wyprawa tak się przeciąga, że niekiedy oficerowie zapominają o dyscyplinie. Porządek na okręcie i wśród eskadry zależy co prawda przede wszystkim od dowódców i ich umiejętności zawodowych. Na statku, tak samo jak na lądzie, „miecz" i „pióro" kłócą się oczywiście z byle powodu. Komisarz płynący na okręcie admiralskim i Challes na „L'Ecueil" mają często na pieńku z kapitanami lub z porucznikami. Oficerom marynarki natomiast nie brak zawodowego szlifu. Nasz pisarz podziwia szczególnie zręczność sternika: po siedemdziesięciu dniach na Atlantyku (z jedną przerwą na wyspach przy Przylądku Zielonym) sternik zbliża się precyzyjnie do miejsca, gdzie może bez trudu przepłynąć koło Przylądka Dobrej Nadziei! Sternicy ówcześni, częstokroć wyspecjalizowani — jeden w żeglowaniu po Oceanie Indyjskim, inny przy Antylach czy Nowej Francji — chociaż tylko dzięki doświadczeniu, a nie nauce, warci są dobrych oficerów nawigacji. Marynarze, przynajmniej marynarze z „L'Ecueil" są Bretończykami lub Normanami. Mają rozkaz, by wołać: „Niech żyje król!" przy każdej okazji; wydają się wszyscy bardzo pobożni, szczególnie Bretończycy. Na nieszczęście na statku zdarzają się kradzieże. I Challes wyciąga z tego wniosek, że bywają na świecie i pobożni złodzieje. Są tam także drobni handlarze, którym udaje się przewozić towary bez zwracania na siebie uwagi komisarzy czy pisarzy. Ale wszystko to jest niczym w porównaniu z ich życiem codziennym. Czy zostali zaciągnięci do marynarki „na siłę", czy zgodnie z wymyślonym przez Colberta systemem „klas" — pierwszą formą nowoczesnego zaciągu morskiego — czy są byłymi żołnierzami, czy też galernikami, bardzo niewielu z nich dobrowolnie się podjęło tej 173 kołnierze i marynarze L74 pracy. Życie mają ciężkie. „Pracują,! męczą się bardzo, w dzień i w nocy, jak się zdarzy; są źle odżywiani w porównaniu z robotnikami na lądzie, zaniedbani i przy tym czasem nieźle bici! Czy są mniej ludźmi niż tamci?" 16 Kiedy spadają z omasztowania, rzadko można ich uratować, nawet jeśli statek zawraca. Kiedy woda w ładowni dochodzi wysokości sześciu stóp, szesnastu marynarzy musi ją wypompowywać przez dwanaście godzin na dobę. Ilekroć to jest możliwe, na okręty się ładuje zwierzęta, świeżą żywność, chleb, ale kiedy chleb zwilgotnieje w doku, nie pozostaje nic innego jak go wyrzucić za burtę lub też zjeść, wysuszywszy uprzednio na pokładzie, „wyschnięty, z tłuszczem z obiadu i przyprawiony octem". W sucharach, które lepiej się przechowują niż chleb, lęgną się czasem grube białe robaki, A nie wszyscy marynarze wyznają filozofię Bretończyka nazwiskiem Le Gallic, „który jada szczury i twierdzi, że są smaczniejsze od królików; robaki zaś w chlebie to dla niego to samo co masło i konfitury, smaruje nimi kromkę i zjada!" Podczas długich podróży choroby dziesiątkują załogi: „gorące febry", czyraki (w tym przypadku Challes leczy się wódką zaprawioną tartym czosnkiem: to się nazywa „wypędzać diabła w imieniu Belzebuba"), a zwłaszcza szkorbut. Zaokrętowani żołnierze, którzy nie mają nic do roboty, są bardziej narażeni niż będący ciągle w ruchu żeglarze i w końcu zapadają na różne choroby. „Sądzę — pisze Challes pod .koniec wyprawy — że cała ta marynarka ma diabła w zębach." Nędzne muszą mieć dziąsła! W dywizji pana Duquesne choroby robią znacznie większe spustoszenie niż nieprzyjacielskie armaty czy muszkiety. Nawet krótkie postoje męczą bardziej niż nawigacja: trzeba dźwigać setki wiader wody, podając sobie każde z ręki do ręki, by zrobić zapas wody na podróż, godzinami rąbać drzewo, by zaopatrzyć w nie cieśli. Rozrywki natomiast niewiele są warte. Wielką przyjemność sprawia świeże jadło po dłuższej przerwie, wypicie wódki po ciężkiej pracy. Bawi polowanie na rekiny, mieczniki, zbieranie z pokładu ryb latających, co jest wielką gratką dla statków unieruchomionych w czasie sztilu. Ale zdobycze, często znaczne na prawdziwych statkach korsarskich, są prawie nie znane za Duquesne-Guittona... Pozostaje słynny, hałaśliwy, błazeński, karnawałowy i nie dający się opisać „chrzest morski". Po otrzymaniu zezwolenia od kapitana władza przechodzi do klubu oficerów marynarki (pierwszego bosmana, drugiego bosmana, cieśli itp.). Z twarzami czarnymi, powalani, z przyczepionymi fałszywymi brodami, ubrani dziwacznie, uzbrojeni w utensylia kuchenne, marynarze chrzczą statek kubłami wody. Następnie udają, że uszkodzą bukszpryt, jeśli pisarz królewski nie zapłaci okupu: hojny Challes ustę- „Niech Bóg nas uchroni przed kawalerem de Forbin!" puje im połowę wieprza. Po czym proponuje się każdemu pasażerowi, by 175 usiadł na drągu lewara trzymanego nad wielką miską pełną wody. Skra-pia się go wodą. Jeśli jest hojny, unika całkowitego zanurzenia. W przeciwnym razie wpada do wody. Okupy zasilają cenną skarbonkę — „menażkę". „Po skończonej ceremonii ten, kto nie chce być mokry, musi dobrze się chować, bo przeszło godzinę jeszcze trwa swego rodzaju śmigus z wylewaniem całych kubłów wody (...) Wszyscy oprócz duchownych i kapitana są potem przemoknięci." Wśród ogólnej wesołości zarzyna się wieprza, potem załoga oklaskuje komandora de Porrieres, krzycząc: „Niech żyje król i nasz kapitan!" . W tych świętach całej załogi, kiedy wszystkie stopnie się łączą, znajduje wyraz demokracja, którą rozsądnie toleruje stara marynarka królewska. «NIECH BÓG NAS UCHRONI PRZED KAWALEREM DE FORBIN !» Mimo zawodu, jakim była porażka pod La Hougue, król powiedział Tourville'owi 16 lipca 1692 roku: „Jestem bardzo zadowolony z pana i z całej marynarki. Zostaliśmy pokonani, ale pan okrył się chwałą, a dzięki panu także cały naród. Kosztuje to nas kilka okrętów, ale odbijemy sobie tę stratę w przyszłym roku i z pewnością pokonamy wrogów." 13 Proroctwo królewskie się spełni podwójnie. I to niebawem, bo w czerwcu 1693 roku Tourville zagarnie setkę statków handlowych. I nieco później, bo wygrywając na Atlantyku niepewną bitwę konwojów, Ducasse zdobędzie środki na sfinansowanie wojny sukcesyjnej i umożliwi Filipowi V pozostanie na tronie hiszpańskim. Nie istniejące w 1660 roku francuskie wojsko morskie było najlepsze na świecie od roku 1671 do 1695, a dorównywało Navy od 1696 do 1704 i zostało lekko zdystansowane przez Anglików od roku 1705 do 1715. Żadna polityka nie była inteligentniejsza i bardziej giętka niż polityka Ludwika XIV i Pontchartrainów, ojca i syna. Pożyczając marynarzy Hiszpanii, a okręty królewskie niektórym armatorom, zmieniając raz po raz taktykę, stosując chętnie wojnę ekonomiczną (zdobycie statków handlowych, splądrowanie Kartageny w Indiach Zachodnich, mordercze rajdy na Antyle brytyjskie), unikając bezużytecznych starć okrętów liniowych albo w razie potrzeby, jak pod Velez-Malaga (1704), zwycięsko znosząc uderzenie, król i jego ministrowie dokonali cudów, jeśli się zważy ubóstwo środków finansowych oraz ciężary wojny lądowej i inwazji. Dopomagali im co prawda doskonali dowódcy eskadry: Jan Bart, Duguay-Trouin, kawaler de Saint-Pol, Pointis. Skorzystali z ogólnej mo- Żołnierze i marynarze „Niech Bóg nas uchroni przed kawalerem de Forbin!* 176 bilizacji dobrej woli: mieszkańcy portów nad kanałem La Manche bronią swego miasta przed Anglikami, koloniści na Antylach postępują tak samo. Korzysta się z usług nie tylko prywatnych korsarzy, lecz także piratów z San Domingo, wojowników niepewnych, lecz skutecznych. W okresie kiedy marynarka francuska (dwieście dziewięć okrętów) ustępuje znacznie brytyjskiej (trzysta trzynaście okrętów153) — są to liczby z roku 1709 — osiągnięcia Francji wydają się najbardziej zdumiewające: eskorta galeo-nów przez Ducasse'a i rejs Duguay-Trouina na Rio w roku 1711, wielkie sukcesy Cassarda na Antylach i w Gujanie (1712—1713 174). Nigdy Francja nie miała tak dzielnych marynarzy, tak dobrych dowódców, tylu ryzykantów, ludzi tak energicznych. Stawka była niemała. Powrócono do warunków z 1661 roku! Nie przywiązuje się wagi do pochodzenia i przygotowania oficerów: Jan Cassard, kapitan marynarki w wieku trzydziestu trzech lat, porzucił stanowisko, Duguay-Trouin zaczął walczyć jako korsarz, Ducasse, któremu Filip V da dobrze zasłużony Order Złotego Runa, nie jest szlachcicem. Ale nie brak też oficerów pochodzenia szlacheckiego, którzy rywalizują w odwadze z najgroźniejszymi korsarzami. Kawaler de Forbin-Gar-danne jest tego najlepszym przykładem. Życie jego to istna powieść przy-_ godowa. Nie brakuje w niej nic: są i pojedynki, i wyrok śmierci, i ułaskawienie, i zmiana tożsamości, i oskarżenie o porwanie.25 Forbin był garde--marine *, potem muszkieterem, potem porucznikiem marynarki. W 1685 roku należy do personelu francuskiej ambasady w kraju Thai. Spodobał się Jego Królewskiej Mości królowi Syjamu i oto Forbin, dwudziestodzie-więcioletni podporucznik marynarki, zostaje nagle „wielkim admirałem, generałem wojsk królewskich i zarządcą Bangkoku", ma dom służbowy, trzydziestu sześciu niewolników i dwa słonie. Został wkrótce „Opra fac di son Craam", kimś w rodzaju marszałka z łaski bóstwa wojny. Ceremonia objęcia przez niego funkcji przypomina intronizację Molierowskiego mamamuszi. Z pomocą kilku żołnierzy portugalskich ma wyćwiczyć w ciągu tygodnia dwa tysiące rekrutów syjamskich i ufortyfikować miejscową stolicę. W roku 1689 Forbin powraca do poważnych zajęć. Jan Bart i Forbin dają się aresztować, by uratować konwój statków handlowych, zostają wtrąceni do więzienia w Plymouth, uciekają, przepływają łodzią przez La Manche, są mianowani kapitanami. Następnie Forbin walczy pod Be-veziers i pod Barfleur, przerzucając się zresztą raz po raz od korsarstwa do służby dla króla i ze statków królewskich do korsarstwa. Wyćwi- czywszy się w najróżnorodniejszych taktykach, doskonale walczy na początku wojny sukcesyjnej. W latach 1701—1702 Forbin sieje terror na Atlantyku, dowodząc jednym okrętem i dwiema lekkimi fregatami, w sumie siedemdziesięcioma armatami! Wobec tego zaś, że WenecJanie szukają ratunku w fałszywej neutralności sprzyjającej Cesarstwu, Forbin kontroluje ich statki, pali kilka z nich, niszczy w porcie Malamoco statek angielski uzbrojony w pięćdziesiąt armat, po czym bombarduje Triest. Neutralna Wenecja przestaje przechylać się na stronę Wiednia. O Forbinie, który stał się postrachem marynarzy, krążą legendy. „Wyruszając na morze, właściciele statków polecali się świętemu Markowi, po czym mieli zwyczaj wyrażać takie pragnienie: «Iddio ci guardi delia bollina e del cavaliere di Forbi-no!» [Niech Bóg nas chroni przed burzą i przed kawalerem Forbino]." 25 Ściągnąwszy okup z Fiume, Forbin udaje się do Brindisi. Marynarzy ma doskonałych, odważnych i zdyscyplinowanych, trochę skłonnych do kradzieży, bez przesady jednak.25 Ta chwała i te obowiązki, jakie nakłada obrona Francji, znajdują wyraz w emocjonalnej postawie kraju i króla. W 1675 roku, kiedy małymi etapami przewozi się ciało marszałka de Turenne z Alzacji do Saint-Denis, opłakuje go cały naród. Powierzając w 1712 roku Villarsowi, zawsze zwycięskiemu dowódcy, swoją ostatnią wielką armię, sędziwy Ludwik XIV przemawia do niego już nie jako monarcha i naczelny wódz całego wojska, lecz jako patriota, pierwszy sługa i obywatel królestwa: „Zanim powie mi pan swoje zdanie, powiem panu, co myślę (...) znam Sommę, jest trudna do przejścia, są tam warownie: poszedłbym do Poronne albo do Saint--Quentin, żeby zebrać tam całe wojsko, zrobić z panem ostatnią próbę i razem zginąć lub ocalić państwo, gdyż nie pozwoliłbym nigdy nieprzyjacielowi zbliżyć się do mojej stolicy." Na co marszałek mu odpowiada: „Decyzje najbardziej wzniosłe często są najmądrzejsze, nie widzę lepszej od tej, którą Wasza Królewska Mość skłonny jest powziąć, mam jednak nadzieję, że Bóg się nad nami zlituje i nie dopuści, byśmy musieli obawiać się takich ostateczności." 185 Trzy miesiące później zwycięstwo pod Denain przechyliło szalę na korzyść Francji. 177 * Garde-marine — młody szlachcic przygotowujący się do zawodu oficera marynarki. Kompanie takie utworzył w 1682 r. Colbert w Breście, Rochefort i Tulonie (przyp. red.). U — Bluche Poprzez prowincje Rozdział ósmy , We wszystkich prowincjach lud używa narzeczy odmiennych od języka godnych ludzi. Furetifere Opuszczam to miejsce z żalem, droga córko (...) Nie wiem, co będę robiła w Paryżu. Pani de Scvigns : irtl. 1ć «ł Czwartego lipca 1700 roku dobrze na ogół poinformowani ludzie w Wersalu „mówili, że król zdecydował na swojej Radzie, by podjęto prace na ^wielkich drogach, zarówno dla jego chwały, jak i dla wygody podróżnych i ulżenia doli ubogich".64 Przed trzydziestu już laty władze zarządziły prace drogowe. Zajmowano się głównie regionem Paryża, dbając o połączenia stolicy z Fontainebleau i Wersalem oraz Wersalu z Saint- -Germain. Chodziło nie tylko o duże szlaki myśliwskie czy o drogi potrzebne królowi, lecz także o „aleje miasta Paryża" ", jak to zostało powiedziane w ordonansie z czerwca 1680 roku, o wszystkie szlaki zmierzające do Paryża z Normandii, Pikardii, Szampanii i Burgundii, Orleanii i Turenii. Z rejestrów mostów i dróg widać, jak bardzo uprzywilejowano Paryż, ale połączenia tego typu były także pożyteczne dla prowincji, jak to rozsądnie zostało stwierdzone w zarządzeniu Rady z roku 1718: „Wszystkie obwody podatkowe korzystają również z dróg w wyżej wymienionym obwodzie Paryża, który jest centrum ich handlu." 97 W rzeczywistości dużo jeszcze pozostawało do zrobienia, a od śmierci Colberta (1683) dawał się zauważyć raczej regres w dziedzinie mostów i dróg. „Bardzo nas to dziwi, że w epoce, kiedy zaprojektowano i wykonano tak wielkie prace, można było połączyć tyle wspaniałości z takimi niewygodami." W roku 1698 Vauban krytykuje drogi Szampanii; nieco później uważa, że wszystkie duże drogi we Francji są „niezwykle zaniedbane". Jadąc w 1706 roku do dolnej Normandii, ksiądz de Saint- -Pierre „widzi, jak jego powóz się przewraca, a konie grzęzną w błocie". I pisze Memoriał w sprawie polepszenia porządku na drogach (1715).97 r W drodze Ci, którzy nie podróżują, uważają, że byle jakie drogi ich regionu są całkiem wystarczające; a ci, którzy pokonują wielkie przestrzenie, narzekają, ale udaje im się kierować swoje konie, karoce, powozy, a nawet szwadrony na drogi, z których sam Najjaśniejszy Pan jest zadowolony. 179 W DRODZE Drogi pozostawiają wprawdzie wiele do życzenia, ale transport podróżnych wygląda lepiej. Odkąd pan de Louvois stanął na czele „nadin-tendentury i kontroli poczty i postojów Francji" (1668), nie tylko poczta kursuje z największą w Europie szybkością i bezpieczeństwem,104 lecz także powozy, a od roku 1670 pierwsze linie dyliżansów przewożą podróżnych. Ruch ten sprzyja rozwojowi hotelarstwa. W 1695 roku oberżyści Paryża figurują w klasach XVII i XVIII taryfy pogłównego, to znaczy są na tym samym poziomie co adwokaci w parlamencie albo kapitanowie kawalerii. Oberżyści w otoczonych murami miasteczkach i „karczmarze prowadzący wyszynk i trzymający stół" należą do XIX klasy owej taryfy, zaraz po kapitanach piechoty.9' Około roku 1680 słowo „hotel", użyte w innym znaczeniu niż dom króla czy piękna siedziba szlachecka, jest neologizmem. Używa się go tylko w pewnych przypadkach, wyłącznie mówiąc o „domach umeblowanych lub słynnych gospodach czy oberżach".26 Trudno jednak twierdzić, że hotelarstwo europejskie w ogóle, a francuskie w szczególności, dbało bardzo o swoich klientów. Oberża hiszpańska jest niewątpliwie najgorsza. Uparcie się mówi, że „w Holandii hotelarze oszukują, obdzierają klientów". Hotelarze francuscy także nie są wzorowi. W 1675 roku pani de Ssvigne pisze do córki: „Wystrzegaj się, kochanie, pięknego zwyczaju sutej zapłaty za tych, którzy cię odwiedzają. Hotelarz zarabia na tobie tyle, ile zarobił na cudzoziemcu, gdyż płacisz tyle, ile on ci policzy. Płakać się chce nad tym marnym gospodarowaniem, przez które wydajesz tyle pieniędzy. Ach, wielki Boże! Lepiej byś hodowała w zamku psa i kota!" " Na szczęście Francja Ludwika XIV, kraj towarzyski i chrześcijański, uprawia cnotę gościnności. Szczególnie się tym odznaczają księża; ale ludzie świeccy różnych kondycji otwierają jeszcze szeroko drzwi swoich domów. Kawaler Forbin, który w 1683 roku wyruszył z wozem pocztowym z Paryża do Rochefort, nie ma szczęścia do pocztylionów, ale dużo szczęścia do ludzi gościnnych: „Jechałem konno obok wozu pocztowego — pisze — w trzaskający mróz. W odległości dziesięciu mil od Blois drogi okazały się tak zniszczone przez lód i poorane koleinami, że koń mój pa- Poprzez prowincje 180 dał kilkakrotnie, ale nie zrobił sobie żadnej krzywdy. W końcu jednak, kiedy upadł po raz ostatni i uderzył pyskiem o ziemię, wędzidło mu pękło, a że nie miałem ochoty się ruszać, powiedziałem pocztylionowi, by wysiadł i naprawił wędzidło. Brutal odpowiedział mi, żebym zrobił to sam, skoro tak często spadałem z konia." Wtedy Forbin wygrzmocił zuchwalca płazem szpady. Na postoju w Poitiers nowy incydent z innym gburem: „Opuszczając stajnię, rozkazałem pocztylionowi w obecności poczmistrza: «Ano, przyjacielu, popchnij!» Odpowiedź brzmiała: «Popychaj sam, jak tak ci się spieszy!» — ^Posłuchaj no, łajdaku — odparłem, patrząc na niego z gniewem i oburzeniem — bardzo się cieszę, że mogę ci to powiedzieć w obecności twojego pana, który pewnie jest wart jeszcze mniej od ciebie, skoro trzyma u siebie takiego gbura jak ty, i jeśli mi powiesz jeszcze jakieś głupstwo, rozwalę ci łeb jednym strzałem z pistoletu.^ Po tej groźbie pocztylion zmiękł i przez całą drogę opowiadał mi tylko różne zabawne historie." 25 Dzięki tej podróży de Forbin miał okazję ocenić uprzejmość ludzi z Poitou. Każdy skwapliwie go witał: ubogi chłop czy szlachcic hu-genota, i to obudzeni w środku nocy. Ten ostatni nazywał się pan de la Riviere. „Kazał z początku rozpalić ogień, z którego skorzystałem, bo był mi bardzo potrzebny, i po jakimś czasie podał mi udziec i dwa bekasy [po jedenastej w nocy!], a także bardzo smaczny cienkusz i świeży chleb. Posiłek mi tym bardziej smakował, że przez cały dzień nic w ustach nie miałem. Następnie zaprowadzono mnie do wygodnego łóżka i spałem jak suseł; wyspałem się doskonale, tak że odbiłem sobie z nawiązką wszystko, co musiałem znosić w dzień." a W następnym roku, kiedy ten sam podróżny udawał się z Rochefort do Lyonu, przyjęli go u siebie i częstowali napotkani w drodze kupcy. Między Limoges a Clermont Forbin zatrzymał się w polu przed szynkiem: „Stałem przy ogniu i rozmawiałem z gospodynią, kiedy zobaczyłem wcho-v dzących sześciu mężczyzn, którzy wyglądali na bandytów. Zapytałem, co to za jedni. «To kupcy z Saint-Etienne en Forez — odpowiedziała mi gospodyni. — Wracają z jarmarku w Bordeaux. Widujemy ich tutaj co rok.» Zachwycony tą wiadomością przywitałem się uprzejmie z przybyszami. Zjedliśmy razem kolację i ruszyłem z nimi w dalszą drogę." To prawda, jak widać, że różnice kondycji bledną podczas podróży. Na zaśnieżonych szlakach górskich nasz oficer marynarki cieszył się, że przewodnikami jego są kupcy, „którzy tak dobrze znają te drogi". Mieli rozstać się w Thiers, gdyż Forbin jechał do Lyonu, a kupcy do Saint--Etienne. Wobec tego jednak że byli to ludzie towarzyscy, stało się inaczej : „Ci panowie uprzejmie zaprosili mnie, bym do nich wstąpił, i przekonali, że drogi z Thiers do Lyonu nie są przejezdne z powodu śniegu, Prowincja daleka i bliska zwłaszcza zaś kiedy się nie ma doświadczonego przewodnika. Poddałem się ich argumentom i uprzejmości, która się jeszcze podwoiła podczas pięciu czy sześciu dni, jakie u nich spędziłem zmuszony niepogodą." 25 PROWINCJA DALEKA I BLISKA Prowincja się zaczyna u bram Paryża. Właściciele winnic w Ivry to już prowincjusze. Prowincja stanowi większość Francji, jej trzon i podporę, ale to paryżanie albo dworacy rządzą opinią publiczną. A opinia ta musi niezmiennie podkreślać wyższość dworu i miasta nad wszystkimi prowincjami. Jest to zdanie powszechnie przyjęte, sztampa. Przede wszystkim prowincję uważa się za pewną całość. Prawie nie dostrzegamy, że Dunkierkę dzieli od Marsylii 500 mil: „Ludzie na południu są wstrze-mięźliwsi niż na północy." 26 Prawie nie zdajemy sobie sprawy, że podboje Ludwika XIV wraz ze zdobyciem dla królestwa nowych prowincji przyniosły nowe słowa, jak na przykład „watergan", które się wymawia „uatergan", a oznacza „kanał lub fosę służące do przedzielania poszczególnych posiadłości i przenoszenia się z jednego miasta do drugiego"; oprócz zaś nowych słów przyniosły także nieznane obyczaje: „We Flandrii ludzie nie wstydzą się rzygać pod stołem." 26 Paryż i reszta Francji bardzo się różnią językiem. „We wszystkich prowincjach lud używa narzeczy odmiennych od języka godnych ludzi." Tak się pogardliwie określa gwary i dialekty. Nawet na dworze czy w mieście można poznać po akcencie prowincjusza pochodzenia szlacheckiego czy mieszczańskiego długo jeszcze, „trudno bowiem się pozbyć akcentu gaskońskiego czy normandzkiego". Paryżanie z lubością pod- , kreślają pewne archaizmy w słownictwie prowincjonalnym. „W prowincjach położonych daleko od Paryża nie mówi się jeszcze «kancelaria»-, ale «sklepik>* notariusza. Jeśli w Paryżu używa się obecnie słowa «dziew-ka» tylko mówiąc o prostytutkach, w niektórych prowincjach oznacza ono jeszcze dziewczynkę lub pokojówkę."26 Prowincja jest dalekim krajem, który pozostał trochę dziki: „Wielkie Dni* organizuje się od czasu do czasu, by pohamować i ukarać despotyzm oraz zdzierstwo szlachciców i prowincjalnych sędziów." Jest to ogólnie biorąc kraj zamieszkany przez głupców. Niejeden prowincjusz nie ma nawet pojęcia, co to jest Order Świętego Ducha, utworzony przecież przed stu laty (1578). „Pewien głu- * Sądy nadzwyczajne sprawowane w prowincjach przez sędziów parlamentu paryskiego i reprezentującego króla referendarza, który przyjmuje skargi w jego imieniu (przyp. red.). oprzez prowincje 82 piec z Chinon — opowiada Tallemant des Rsaux — przywiózł do Paryża dużo niebieskiej wstęgi i twierdził, że jest tu bardzo modna i że widział samego króla z taką wstęgą." 67 W rzeczywistości jednak zdumiewa coś wręcz przeciwnego. Między obyczajami, językiem i manierami prowincjuszy a paryżan występują oczywiście, jak zwykle to bywa, pewne różnice. Ale prowincja tak szybko i gruntownie zdobywa ogładę, że trudno zrozumieć, jak to zjawisko uszło uwagi ówczesnych ludzi inteligentnych. Francja Ludwika XIV jest zdumiewająco spójna. W dużym stopniu dzięki komunikacji pocztowej. Pani de Grignan, która mieszka w Prowansji, dostaje od matki ostatnie nowiny z Paryża lub z Saint-Germain: poczcie trzeba na to tylko pięciu dni. Na swego rodzaju wygnaniu w Bur-gundii Bussy-Rabutin dowiaduje się prawie z dnia na dzień nowin politycznych i wojskowych z kraju i z zagranicy.62 Napływ wiadomości trzyma w ciągłym napięciu i wywołuje stałe współzawodnictwo. Na prowincji urzędnik sądu prezydialnego nie uspokoi się, dopóki nie będzie podobny do swojego znakomitego kolegi z parlamentu regionalnego, podczas gdy - tamten — opierając się na wiadomościach, jakie ma dzięki poczcie — naśladuje myśli, lektury, maniery i styl parlamentarzystów stołecznych, łącznie z pewną nieuchwytną sztywnością na wzór jansenistów, która wówczas uchodziła za szczyt elegancji. A więc wyobraźmy sobie, jaką sieć. komunikacji i unerwienia może stanowić społeczność czterdziestu pięciu tysięcy urzędników administracji królestwa! A poza tym kilku biskupów zachowuje się może trochę zbyt po parysku, trochę zbyt po wer-salsku. Jakież jednak lepsze połączenie można by wymyślić między ideami i obyczajami Paryża a ideami i obyczajami stu miast biskupich, jeśli nie ustawiczne podróże biskupów, dzięki którym krążą także wiadomości, pewien kierunek zostaje nadany myśli, a to wszystko daje rękojmię jawności. Język dociera z dworu królewskiego do najskromniejszego miasteczka z szybkością własnego rozwoju i koni pocztowych. Nowe wyrażenia: „sa-voir son monde" (znać swoich ludzi, swoje audytorium), „savoir vivre" (umieć żyć, być taktownym, mieć dobre maniery), te neologizmy, przekaźniki cywilizacji obyczajów, docierają natychmiast do najdalszych zakątków królestwa „dzięki obcowaniu — mówi nam ojciec Bouhours — z godnymi ludźmi z prowincji, którzy bywają w Paryżu prawie co roku i przywożą stamtąd wszystkie-nowinki".12 Nie twierdźmy z tego powodu, że wyłącznie szlachta i mieszczaństwo ulegają takim wpływom. Oddziałują one na ludzi 'niższego stanu na tysiące sposobów. Niepodobna na przykład przecenić wpływu małych książeczek do nabożeństwa. Ukształtowały one wrażliwość współczesnych, nawet największych prostaczków, Pan intendent „wywarły wpływ nie tylko na ich życie wewnętrzne, lecz także na 'ma- 183 niery i język eleganckiego towarzystwa". Kiedy pan Pellisson redaguje lub sprawdza modlitewniki, to niejako cała Akademia spełnia swoją „pierwszą misję", broni języka francuskiego i uświetnia go, „zachowuje kontakt z ludem".94 Dwadzieścia pięć lat przed Janem Baptystą de la Salle wykwintna uprzejmość, nie mająca w sobie nic dziecinnego, dociera na wieś dzięki ludowemu katolicyzmowi, któremu nadali polor jego wielcy protektorzy. Zresztą lud ma własne informacje, które otrzymuje co dzień za pośrednictwem pana, urzędników senioralnych, wiejskich osobistości, ławników, prawników, kupców, a nawet handlarzy wędrownych. Ludzie z małych miasteczek i wsi wiedzą o tym, co się dzieje we Francji i na wojnie, z orędzi biskupów, które odczytuje po kazaniu ksiądz proboszcz. Wreszcie rozwój szkół ludowych i rozpowszechniane szeroko krótkie rozprawki na temat uprzejmości proponują wszystkim, mieszczanom i wieśniakom, rzemieślnikom i wyrobnikom, kodeks dobrych manier nieco tylko uproszczo- • ny w stosunku do kodeksu szlachty. Dobry słownik wystarczy do ogładzenia obyczajów. Dowiadujemy się z niego, że „brzydka to rzecz wycierać nos rękawem" albo też „smarkać w mankiet", jak się dawniej mówiło... Kobietom nie wolno jeździć konno po męsku. Mówi się, a nawet powtarza, że słowo „applaudir" [klaskać] powinno być używane jedynie w sensie przenośnym: tylko wśród dzieci szkolnych zachował się zły zwyczaj używania go w sensie dosłownym — „uderzać dłonią w dłoń".26 Kłaniamy się nisko osobom, które szanujemy, „cofając jedną nogę i zdejmując kapelusz". Ludziom nam równym, którzy właśnie kichnęli, albo nudziarzom, których chcemy się pozbyć, mówimy: „Szczęść, Boże!"26 Gdyż zarówno w salonach Wersalu i alkowach stolicy, jak i dalej, wśród prostego ludu, panuje coraz większa uprzejmość. Zresztą Paryż wysyła na prowincję wojskowych, często bardzo dystyngowanych, a także inżynierów, urzędników generalnych dzierżaw, najróżnorodniejszych „funkcjonariuszy", wykształconych i dobrze wychowanych, którzy górują nad gubernatorem, wojskowym wysokiego stopnia i wysokiej rangi, oraz intendenta, czyli to, co świat urzędniczy ma najlepszego. PAN INTENDENT W roku 1715 Francją rządzi trzydziestu jeden intendentów sprawiedliwości, policji i finansów. W tzw. pays d'clection, gdzie system podatkowy ma charakter państwowy: Paryż, Amiens (Pikardia i Artois), Soissons, Chalons (Szampania), Lyon, Montauban, Bordeaux (Gujenna), Limoges, Poprzez prowincje 184 Poitiers, La Rochelle, Orlean, Tours, Bourges, Moulins, Riom (Owernia), Rouen, Alencon i Caen jest osiemnaście intendentur, a trzynaście w tzw. pays d'etat, gdzie podatki są ustalane przez lokalne głosowanie, albo w prowincjach świeżo przyłączonych do królestwa: Bretanii, Burgundii, Delfinacie, Prowansji, Langwedocji, Pau, Flandrii morskiej, Lilie, Mau-beuge (Hainaut), Metz, Franche-Comtś, Alzacji i Roussillon. Z tych trzydziestu jeden intendentów (albo „przydzielpnych komisarzy") trzech jest radcami stanu, w ich liczbie słynny pan de Lamoignon de Basville, pro-konsul w Montpellier, dwudziestu siedmiu — referendarzami, którzy okazują wiele gorliwości, by ^awansować. Tylko intendent La Rochelle nie jest referendarzem, intendent Roussillon zaś łączy swoje funkcje z komisarzem wojskowym Katalonii.1 W owym czasie, na samym początku XVIII wieku, który będzie złotym wiekiem tej instytucji, intendent jest mocnym człowiekiem prowincji. Od roku 1661, to wysuwając się sam na czoło, to dyskretnie popierany przez rząd, zdołał zdobyć więcej rzeczywistej władzy, a niekiedy także autorytetu, niż ma jego zwierzchnik, gubernator. Biskup jest wtedy królem obecnym w swojej diecezji, gubernator pozostaje królem obecnym w swojej prowincji, ale intendent stał się królem obecnym w obwodzie. Pełnomocnictwo, jakie ma (może być odwołane ad nutum), jego władza, mandat, działalność sprawiają, że ten uprzywilejowany administrator jest człowiekiem króla. Chcąc go przekonać o tej prawdzie i o tym pierwszeństwie, Colbert uzyskał od swego pana w ciągu dwudziestu lat, żeby nie pozostawiał za długo na tym samym miejscu funkcjonariusza zbyt potężnego. Z czasem jednak ograniczono przenoszenie tych wysokich urzędników: Basville będzie intendentem Langwedocji przez trzydzieści lat (1685—1715). Odtąd i później, w epoce Oświecenia, intendent łączy obowiązki przedstawiciela centrali z obowiązkami człowieka z danej pro-łwincji, rzeczywistego obrońcy interesów miejscowych. Dopóki ta druga rola nie góruje nad pierwszą, intendent ma pewną swobodę postępowania, proporcjonalną zresztą do odległości jego prowincji od Wersalu. W przypadku prowincji podbitych — które leżą nad granicą, kiedy przestały już być polem bitwy — intendent zależy ściślej niż gdzie indziej od władzy centralnej. Świadczy o tym długa korespondencja markiza de Louvois z Peletierem de Souzy, intendentem Flandrii (1668—1683).146 Rodzina Le Peletier należy do klienteli domu Le Tellier de Louvois i ta okoliczność uwydatnia charakter osobisty, niemal rodzinny, jaki wówczas często przybierały stosunki administracyjne. Ten groźny minister, ten mąż stanu potężniejszy niż niejeden monarcha, mówi łatwo do swego podwładnego: „Jestem pańskim sługą." Poleca Souzy'emu, by kazał wysłać do niego sadzonki goździków, byka, krowę, indyki, kurczaki, jajka Pan intendent bażantów, a nawet „troje nożyc do strzyżenia trawników". Pisze do niego swobodnie, poruszając przy okazji tematy z życia osobistego. Kiedy Le Peletier de Souzy skarży się na ataki podagry, Louvois odpowiada: „Istnie-• je środek niezawodny, by tej choroby się pozbyć: być rozsądnym z kobietami." Jak tylko przechodzą do spraw politycznych, minister staje się autorytatywny, prawie ostry: „Musi pan wbić to sobie do głowy, że nie pan kieruje sprawami kontrybucji, ale jest tylko urzędnikiem do wykonywania rozkazów, jakie wydaje Jego Królewska Mość" (1676). Po aneksji w roku 1668 i w następnych latach intendent tak troskliwie czuwał nad zachowaniem miejscowych przywilejów — zagwarantowanych podczas kapitulacji — że stał się trochę ponad miarę człowiekiem Flandrii. Cała korespondencja ministra zmierza do tego, by go przywołać do porządku i utrzymać w jego pierwszej i zasadniczej roli człowieka króla. Jako intendent policji Souzy powinien się opiekować przedstawicielami króla, czuwać nad ich bezpieczeństwem (tu Colbert zastępuje Louvois w upomnieniach), nie ufać nadmiernie swoim zastępcom. A jako intendent sprawiedliwości dowiaduje się, że jego decyzje nie są nieodwołalne, że nie ma przewodniczyć Radzie Najwyższej Tournai, że wybryki żołdaków króla nie podlegają jego kompetencji. W zamian za ustępliwość pan de Souzy ma stałe i całkowite poparcie ministerstwa. Louvois nie chce słuchać skarg urzędnika z Lilie, który broni przed intendentem swoich tradycyjnych przywilejów. Upomina ozięble pana de Montbron, gubernatora Cambrai, który się publicznie pokłócił z Peletierem de Souzy i okazywał tego dnia „afektację przykrą dla intendenta, któremu z woli króla należy okazywać zawsze dużo szacunku".146 Instytucja intendentów bowiem, jak to było przyjęte za ancien regime'u, jest nierozłącznie związana ze swoim aspektem społecznym. Ze względu na stopień wojskowy i pochodzenie gubernator nie ma prawie nigdy rywali w stolicy swojej prowincji, intendent natomiast ma prestiż jako wysoki urzędnik, członek Rady Królewskiej, czasem radca stanu. A jeśli ponadto nazywa się Lamoignon, d'Ormesson, d'Aguesseau czy Bignon, Feydeau de Brou, Maupeou, Turgot czy Harlay, jeśli jest spowinowacony z wielkimi rodami dworskimi albo należy do starej szlachty, cieszy się jeszcze większym autorytetem. Jeśli zaś jest człowiekiem majętnym, może wspanialej sprawować swój urząd, niż pozwala na to jego uposażenie. Uposażenie to nie jest bynajmniej małe. Intendent Montauban dostawał 18 000 liwrów, intendent Alzacji — 12 000 plus 4000 franków wynagrodzenia jako referendarz.143 Wszystkie te sumy bywają uzupełnione gratyfikacjami ofiarowanymi przez władzę albo ściąganiem należności miejscowych. 185 Poprzez prowincje 186 Pierwszy intendent Rennes, pan de Pomereu, otrzymał nominaicję w 1689 roku dzięki swoim zaletom światowym i giętkości niemal dyplomatycznej: jego misja polega na pozyskaniu niezadowolonej prowincji!.119 Następcy jego kontynuują tradycję. Pan Ferrand, intendent Bretanii od • roku 1705 do 1715, prowadzi dom na takiej samej stopie jak naczelny wódz i podobnie jak tamten przyjmuje gości. Wiadomo zresztą, że ima sekretarza, dwóch urzędników, majordoma, siedmiu lokajów, jednego szwajcara, dwóch woźniców i jednego stajennego, ponadto także gospodynię, kuchmistrza, dwie służące, dwóch kuchcików. Małżonkę zaś jego obsługują cztery pokojówki.119 Tak luksusowy tryb życia odpowiada reprezentacyjnej roli, z jaką się łączą jego funkcje. Na ogół biorąc intendient ma większy majątek i więcej stosunków w eleganckim świecie, a talkże więcej ogłady, smaku i jest bardziej na wszystko otwarty niż większtość szlachty prowincjonalnej. Korzysta z tego. Łączy obowiązki oficjalne z rolą amfitriona. Może — jak tego wymaga jego funkcja w Bretanii — ugłaskać stany czy miejscowy parlament w równej mierze, albo i slku-teczniej, działając na płaszczyźnie towarzyskiej, jak utrzymując stosunki ściśle oficjalne. Aby się wywiązać z tych obowiązków, komisarz przydzielony przez Jego Królewską Mość potrzebuje pomocy. Ma więc biura, personel, który częstokroć musi opłacać — przynajmniej częściowo — z własnego uposażenia. Tak jest w przypadku Jakuba de la Grange, który się instalLuje w Strasburgu w 1681 roku.1*3 Gdzie indziej władza otwiera na to kredyt albo intendent wydaje na utrzymanie swoich pomocników niektóre dochody miejscowe. Nie istnieje w każdym razie żadna stała kadra urzędników intendentury. Wszystko pozostaje elastyczne i ma charakter empiryczny: intendent angażuje i zwalnia pracowników, jak mu się żywnie podoba. Nie dzieje się to zresztą nigdy na większą skalę. W roku 1.710 w Strasburgu machina administracyjna funkcjonuje z pięcioma osobiami (nie licząc kancelistów): dwoma sekretarzami i trzema urzędnikami. W Bretanii łntendentura ma tylko jednego pracownika z „wyżsszej kadry" — pierwszego sekretarza. Pan de Pomereu (1689—1691) zaczął od własnoręcznego pisania większej części swojej korespondencji.119 Kiiedy intendentura obejmuje rozległy teren, trzeba myśleć o miejscowych przedstawicielach administracji. Początkowo tymczasowi, zwani niekiedy ,„ko-respondentami", powoli stają się stali i nazywają się „komisarzami pod-delegatami", potem w skrócie po prostu poddelegatami. Liczba tych pod-delegatów zmienia się: na początku XVIII wieku było ich pięciu w Alzacji, ale co najmniej osiemdziesięciu trzech w Bretanii! W tym okresie pod-delegatura, podobnie jak intendentura, z której się ona wywodzi, stała się instytucją ogólną i stałą. Z urzędnika okazjonalnego poddelegat (kttóry Pan intendent często łączy swoje obowiązki z jakąś funkcją prawniczą) staje się teryto-rialnym współpracownikiem intendenta o rozległej kompetencji: sytuację tę czyni oficjalną edykt z kwietnia 1704 roku, uściślony w 1707. Od roku 1679 do 1715 wielką troskę intendentów — oprócz kwestii wojskowych, sprawy milicji, dramatycznych niekiedy problemów zaopatrzenia — stanowi zagadnienie protestantów. Sposób, w jaki traktuje się „rzekomo reformowanych", zależy w dużym stopniu od postawy intendenta. Marillac, intendent Poitiers, bez cienia skrupułów używa na wielką skalę nikczemnych dragonad; Le Gendre, intendent Montauban, od roku 1700 do 1704 stosuje masowo kary „pozbawienia wolności, grzywny i nie szczędzi protestantom obelg oraz ustawicznych gróźb" "4; Basville natomiast, wbrew upartej legendzie, musiał ciągle hamować swoją uczuciowość. Korespondencja'jego ukazuje i pozwala podziwiać wzniosłe poglądy i szlachetny charakter wysokiego funkcjonariusza Wielkiego Wieku.77 Człowiek ten nie ma w sobie nic z oprawcy, a nawet z zelanta. Pisze do brata: „Nigdy nie byłem zdania, że należy odwołać Edykt nantejski, i nawet nie pytano mnie o radę w tej materii." W szczytowym okresie powstania kamizardów pisze do pewnego kolegi: „Będę zawsze uważał, że należy zdobyć serca, w których króluje «religia», i to używając łagodnych sposobów." Nie chce surowych represji, jakich się domagał marszałek de Montrevel, i z ulgą wita Villarsa. Myśli, że odwołanie Edyktu było posunięciem niefortunnym, sądzi jednak, że ze względu na opinię Francji i świata król nie może się cofnąć. Nie pozostaje mu więc nic innego jak stosować prawo (edykt z Fontainebleau i kroki, jakie potem poczyniono) w sposób stanowczy, inteligentny i humanitarny. Lojalność Basville'a i sumienie zawodowe nie przeszkadzają mu, by robił smętne uwagi: „Postaram się jak najlepiej wywiązać z tych przykrych obowiązków", albo: „Oto dość brzydkie zajęcie dla starego radcy — podpalać domy." Biskupowi Nimes Flechierowi Jego Ekscelencja Mikołaj de La-moignon, pan na Basville, markiz de la Motte, hrabia de Launay-Courson, intendent Langwedocji i radca stanu, spowiada się tymi słowy: „Zajęcie intendenta jest tak obecnie okropne, że gdybym musiał teraz objąć ten urząd, unikałbym tego jak ognia: uprawiając je od dwudziestu trzech lat, znajdowałem jedynie prawdziwe powody do niepokoju, niezliczone trudności do.pokonania i nie miałem ani chwili wytchnienia; zapomniałem całkowicie słodycz, jaką daje spokój ducha, co powinno być jedynym szczęściem człowieka." " Ten w Corneille'owskim stylu stary bohater administracji królewskiej ma zaiste wrażliwość Racine'a. Poprzez prowincje DODBÓJ, SCHOWANIE PAZURÓW, ASYMILACJA Podczas panowania Ludwika XIV Francja przejściowo poszerzyła swoje granice (Le Tournaisis, Lotaryngia, Philipsbourg i Brisach, Pigne-rol) albo definitywnie (Artois, Roussillon, Alzacja, Franche-Comte, Flandria, Hainaut). Zdobyte miasta i terytoria, na ogół rządzone przez ministra wojny, zaważyły bardziej na losach kraju niż wiele prowincji centralnych. Problemy ekonomiczne: system celny, zaopatrzenie wojska, a także wojskowe — budowa fortec, garnizony, oraz sprawy religijne — czasem również, jak w Alzacji, partykularyzm językowy utrudniają stosunki króla ze zdobytymi ziemiami. Sądzimy zresztą o tej sprawie z dużego dystansu: wiemy, że Lotaryngia zostanie zwrócona swoim diukom, że Pignerol będzie dla Francji stracony. Ale w okresie okupowania ich ~~ przyszłość jest wielką niewiadomą. Czy Francja zechce i będzie mogła zatrzymać Flandrię (1667—1668)? Czy Franche-Comte, zdobyte w 1668 ro- y ku, oddane i ponownie zdobyte w 1674, będzie wcielone do królestwa? Czy przyłączenie Strasburga w 1681 roku zostanie potwierdzone traktatami czy nie? Nikt bowiem nie wie na razie — ani okupanci, ani okupowani — czy będzie to aneksja definitywna. Ta niepewność, ostrożność, nieodzowna w sytuacji tak zmiennej, i konieczność brania pod uwagę przyszłości przy każdej decyzji skłaniają Ludwika XIV, by zabiegał z początku o uspokojenie, a następnie starał się pozyskać sympatię. Dole w 1668 roku i Besangon 15 maja 1674 r. korzystają kolejno z warunków kapitulacji naprawdę ojcowskich. Miasto Besancon zdołało stawić opór przez dwadzieścia siedem dni, cytadela trzyma się jeszcze. W dobrze prowadzonych oblężeniach bywają zawsze dwa akty. Nie co dzień jednak miasto oblężone przez monarchę otrzymuje od niego w samym wirze wojny zapewnienie, że cenne przywileje miejskie nie będą mu odebrane. Wcześniejsza kapitulacja oszczędza miasto i jego mieszkańców. Żołnierze poborowi i ochotnicy będą przez jakiś czas internowani, ale nie prześladowani, i nie zostaną wzięci do niewoli. Mieszkańcy Besangon nie będą użyci przy zdobywaniu cytadeli ani bezpośrednio, ani pośrednio. Broń ich będzie pod kontrolą, ale ją zachowają. Cena soli pozostanie bez zmian. Wszystkie przywileje zostaną uznane i potwierdzone: zarówno przywileje arcybiskupa, kanoników i duchowieństwa, jak i komendanta wojskowego i obecnej tam szlachty, oraz wyższych urzędników (zarząd miejski) i ludu. Najpiękniejszy jednak prezent, jaki otrzymało to miasto podlegające Hiszpanii, figuruje w artykule pierwszym: „Wiara i religia katolicka będą w tym mieście całkowicie zachowane i nie wolno tam wprowadzać praktyk żadnej innej religii oprócz rzymskokatolickiej."6S W rzeczywistości znaczy to, że — nawet Podbój, schowanie pazurów, asymilacja w przypadku aneksji — prowincja Franche-Comtś nie będzie nigdy ko- 139 rzystała z tolerancji religijnej Edyktu nantejskiego. A pastorowie pewnych cudzoziemskich pułków Jego Królewskiej Mości powinni się powstrzymać od odprawiania w Besangon nabożeństw niedzielnych. Ta polityka respektowania zdobytych już praw będzie trwała przez czas potrzebny do pozyskania serc albo przynajmniej do poczynienia ostrożnych, ale stałych postępów przez nową administrację. W roku 1668 markiz de Louvois pisze do intendenta Lilie (Flandria walońska): „Wobec tego że przywileje ich zostały potwierdzone przez króla, musimy bezwzględnie dotrzymać słowa, aż do chwili, gdy sami dadzą nam powód, byśmy mogli je złamać." 148 W ten więc sposób Flandria, Hainaut, Comtś unikną aż do roku 1693 sprzedaży urzędów — tej choroby Francji — tak powszechnej i niemal przymusowej. Ale po jakichś dziesięciu latach poważnego albo względnego oszczędzania nowych terytoriów nadchodzi dla państwa chwila całkowitego ich wchłonięcia. Francji nie można porów- "=-nywać do Cesarstwa, tej mozaiki regionów, Francja nie życzy sobie, by jej konstytucja zmieniała się zależnie od miejsca, tak jak to się dzieje w Zjednoczonych Prowincjach. Królestwo Ludwika XIV, które wprawdzie nigdy nie pretendowało do jednolitości, dąży do zjednoczenia. Na drugim etapie procesu frankizacji zdobytych terenów urzędnicy wielkiego króla tylko nieznacznie się maskują, a jeśli nawet czasem się zdradzają, to tylko do pewnego stopnia, zdołali już bowiem pozyskać podbitą ludność albo to niebawem osiągną. W 1682 roku Colbert pisze do tego samego intendenta francuskiej Flandrii: „Jego Królewska Mość życzy sobie, by w miarę możliwości stale i niepostrzeżenie dostosowywano zwyczaje tamtego kraju do zwyczajów królestwa." u* Prestiż Francji odczuwają wówczas znacznie silniej jej rdzenni mieszkańcy niż najbliżsi sąsiedzi. Dla mieszkańców Comtć, Hainaut czy Rou-baix król Hiszpanii rezyduje daleko i ta odległość osłabia jego wielką władzę, niemal ją unicestwia. Ludwik XIV zaś jest sąsiadem, i to sąsiadem dynamicznym, pochłoniętym wojnami i podbojami. Administracja jego państwa jest nowoczesna, a więc cięższa do zniesienia, fiskus dobrze zorganizowany i uprzywilejowany, a więc działający skutecznie, wojsko ma ogromne potrzeby, a więc gotowe wprowadzić u nich zaciąg przymusowy albo pobór do milicji przez losowanie. Ta tryskająca żywotnością Francja w gruncie rzeczy budzi niepokój. Przyłączenie do niej — to drogi przywilej. Przez długie lata wysłannikom Hiszpanii nie zabraknie od Dole do Tourcoing chętnych słuchaczy, w których uszy będą sączyli anty-francuskie argumenty. Najpoważniejszym zaś jest w owych czasach ten: król „katolicki" był zawsze wiernym synem Kościoła, słuchał zawsze przykazań Jezusa Chrystusa i nauk jego namiestnika, papieża. Król „arcy- Poprzez prowincje 190 chrześcijański" jest władcą wyznającym religię niedoskonałą i niepewną: od roku 1598 pozwolił herezji kwitnąć w swoim królestwie. Słuchać go, przysiąc mu wierność to stać się wspólnikiem herezji. Jeśli Ludwik XIV zdołał ostatecznie wcielić i asymilować prowincje ościenne, zawdzięcza to może swojej zręcznej polityce, bardzo elastycznej administracji. Przede wszystkim zaś swoim posunięciom antyprotestanc-kim. Odwołanie Edyktu nantejskiego nie pociągnęło wprawdzie za sobą jedności religijnej we wszystkich prowincjach, zdołało jednak — niemal z dnia na dzień — ostatecznie pozyskać lojalność (niekiedy gorliwość) prowincji zdobytych na Hiszpanii. Łącząc dyplomatycznie dwie potęgi, sukcesja burbońska w Hiszpanii uwieńczy ostatecznie trzydzieści pięć lat wysiłków. «j FRANCUZ MIMO WOLI Politycy ówcześni byli zbyt skłonni wyobrażać sobie, że przychylność czy opór notablów — duchownych, szlachty, ławników, ludzi zdolnych — uświęca albo osłabia aneksję. Lud bywa rzadko pytany o zdanie. Lud ma naśladować notablów. Wolę swoją okazuje rzadko, chyba że zaczyna masowo się burzyć. Przypadek zrządził, że jeśli chodzi o Lilie, jesteśmy w posiadaniu dziennika starannie prowadzonego przez trzydzieści sześć kolejnych lat (od 1657 do 1693) przez jednego z owych ludzi sfran-cuziałych w następstwie podboju i traktatów. Ten skromny kronikarz jest w dodatku zwykłym robotnikiem.145 Urodził się około roku 1633, umarł około 1693, a nazywa się Piotr Ignacy Chavatte, mieszka zaś przy ulicy Saint-Sauveur i jest sajewnikiem. Ma może stopień majstra, ale nie założył własnego zakładu. Żyjąc z pracy dniówkowej, prostodusznie nazywa siebie „biednym tkaczem za małe pieniądze". Jako sajewnik tka lekkie i niedrogie tkaniny z czesanej wełny. Do Lilie sprowadza się wełnę z Hiszpanii, z Holandii lub z Artois. Gotowe tkaniny sprzedaje się we Francji i wywozi do Włoch, a przede wszystkim do Hiszpanii z przeznaczeniem dla Ameryki Południowej. Inne działy przemysłu tekstylnego w tej okolicy to przędzalnictwo, farbiarstwo, wykańczalnie, a przede wszystkim tkactwo konkurencyjne, tak zwana burgeteria (bourgeterie). Sajewnicy, którzy mają zwykłe krosna, tkają „czystą wełnę bez dodatku nici konopnych czy lnianych". Burgeterzy natomiast wyrabiają tkaniny mieszane. Konflikty ówczesne nie przebiegają nigdy pionowo: jeśli nawet robotnik krytykuje majstra albo zazdrości kupcowi, nie posuwa się nigdy za daleko. Kłótnie toczą się na tej samej płaszczyźnie, są niejako poziome: największy wróg burgetera to sajewnik, dla sajewnika zaś groź- Francuz mimo woli nym nieprzyjacielem jest zawsze burgeter. Kiedy ktoś mieszka — tak jak Chavatte — w mieście, gdzie 55% mieszkańców pracuje w tkactwie, i przy ulicy, gdzie jedyny w Lilie warsztat sajewniczy zatrudnia 55% sa-jewników, nie brak mu powodów, by wypowiadać opinie zależnie od losu swojej specjalności. Po przyłączeniu regionu do Francji powstała bariera celna między Lille a hiszpańskimi Niderlandami, wobec czego podrożała wełna sprowadzana z Holandii i zahamowany został albo w ogóle zakazany eksport sukna, a podczas wojny Paryża z Madrytem Colbert wprowadził kontrolę produkcji. Jako świadek trudności, które ciągle się mnożą, Chavatte nie pała miłością do Francji. Na początku wojny dewolucyjnej trzydziestoczteroletni Chavatte czuje się wiernym poddanym Ich Królewskich Mości Katolickich. Bierze udział w obronie miasta. Zresztą ulica, przy której mieszka, została ostrzelana przez artylerię pana de Turenne i — podobnie jak jego sąsiedzi — Chavatte musiał przenieść się do innej dzielnicy. Tak samo jak wielu mieszkańców Lilie, wyrzuca władzom miejskim, że za szybko zaprzestali walki: „Poddano się bez trudności (...) podobno cały kraj był sprzedany." 145 Mimo kapitulacji miasta Chavatte ma nadzieję, że pozostanie Hiszpanem. Do rozpaczy doprowadza go więc traktat w Akwizgranie: „Był to pokój bez radości, bo pozostaliśmy przy królu Francji." W dzienniku swoim nasz tkacz opowiada niezliczone incydenty uliczne, burdy, jakie wybuchały w gospodach, kiedy jego rodacy przeciwstawiali się okupującemu miasto żołdactwu (w takim stylu snuje swoją opowieść). Komentarze Chavatte'a z roku 1674, a zwłaszcza z 1692 tchną taką samą goryczą: wojna rozpętała się co prawda wówczas ponownie i armia francuska walczyła znowu z hiszpańską. Chavatte boleje nad surowością, z jaką Louvois traktuje dezerterów i wielu mieszkańców Lilie, którzy się zaciągnęli do wojska Karola II. Cieszy się natomiast z krążących w północnej Francji nielegalnych gazetek, zbiera kaczki dziennikarskie, zapisuje nimi całe kartki w swoim dzienniku. Czy chodzi o wojnę z Holandią, czy o następną, Chavatte chwali tylko wojska państw sprzymierzonych. Ten dobry katolik zapomina, że Wilhelm Orański jest najbardziej zażartym z wrogów Kościoła rzymskokatolickiego. Dla niego Ludwik XIV to monarcha bez czci i wiary: czyż nie zainstalował w Tournai prałata jansenisty? Czyż nie odmawia obrony chrześcijańskiej Europy przed inwazją turecką? Czyż nie łamie ciągle praw wojny? Czyż wreszcie nie jest odpowiedzialny za kryzys gospodarczy, przez który przechodzi Flandria? Co najmniej do roku 1685 Chavatte — podzielając żale większości duchownych — znajduje w swoim żarliwym i wojowniczym katolicyzmie powody do nieufności lub nienawiści do króla Francji. Gilbert de Choi- 191 Poprzez prowincje 192 seul-Praslin, nowy biskup Tournai, nie jest tylko augustianinem, jest gallikaninem. Chce odwieść swoich parafian od Rzymu i od Hiszpanii, a skłonić ich do katolicyzmu francuskiego. Jakże ten tkacz mógłby zrozumieć, że Kościół francuski jest w owych czasach najinteligentniejszy, najświętszy, najbardziej wykształcony, dynamiczny i misyjny w świecie? Powtarza niemądrze to, co mówią w Lilie kapucyni albo wiejscy proboszczowie. Odnotowuje — nie zdając sobie sprawy z ich zakresu — wysiłki, jakie robił Ludwik XIV, by działalnością prokatolicką pozyskać tak gorliwych katolików jak Flamandowie. Artykuł 3 kapitulacji Lilie brzmiał: „W wyżej wymienionym mieście i na jego przedmieściach nie będzie dozwolona wolność sumienia, lecz tylko wiara katolicka, apostolska i rzymska, a król będzie usilnie proszony, by nie osadzał w nim żadnego gubernatora, urzędnika ani żołnierza, który wyznaje inną religię." Udział Ludwika XIV w procesji najświętszego sakramentu w 1671 roku zrobił wielkie wrażenie na Chavatcie. Odwołanie Edyktu nantejskiego odpowiada mu bardzo. Ale edykt z Fontainebleau uważa za tak normalny — i pewnie tak spóźniony — że wspomina o jego istnieniu, nie wyrażając takiego zachwytu, z jakim mówi o nim ten sam skromny lud w głębi Francji. Wygląda to tak: „A wtedy król Francji Ludwik 14 (sic!) nie chciał mieć więcej żadnego heretyka w swoim królestwie i kraju." Co brzmi prościej niż sam tytuł zapisków naszego robotnika (Kroniki ogólne spraw godnych zapamiętania, kopia książki Mateusza Manteau, powiększonej o wiele rzeczy przeze mnie, Piotra Ignacego Chavatte'a, sporządzonej w dwóch księgach, które przetrwają aż dwa wieki, jeśli Bóg mi udzieli tej laski, od roku 1500). Wobec tego, że śmierć zaskoczyła Chavatte'a w roku 1693, Kronikom jego-zabrakło siedmiu lat: Dzięki Alainowi Lottin mają one jednak czytelników po trzystu latach.145 A oprócz innych pożytecznych wiadomości przekazują nam, że we Francji Ludwika XIV istniała opinia publiczna, i to opinia ciesząca się autorytetem, którą częstokroć oszczędzała władza „absolutna", a która nie zawsze była opinią elity. Jeśli zaś idzie o zdobyte prowincje, Francja wielkiego króla, wbrew małostkowym przemilczeniom Chavatte'a, odniosła całkowite zwycięstwo. Mieszkańcy podbitych prowincji mimo wojny, rekwizycji, korygowania granic zgodzili się w końcu należeć do wspólnoty francuskiej, uczestniczyć zarówno w jej kłopotach, jak i chwale. Zwycięstwo pod Denain 1 w roku 1712 Francja zawdzięcza rdzennemu Flamandowi, radcy parlamentu w Douai, który poprowadził armię Villarsa. Wyposażenie południa: cud Europy v, WYPOSAŻENIE POŁUDNIA: CUD EUROPY Północna Francja jest gęsto zaludniona, wykształcona i pracowita, ale państwo nie zapomina o prowincjach mniej uprzywilejowanych. Zdumiewająca budowa kanału królewskiego, który łączy dwa morza („cud Europy") dobitnie tego dowodzi. A dzieła tytanów — Kanał Sueski i Kanał Panamski — fakt ten potwierdzą: oparta w zasadzie na połączeniu inicjatywy indywidualnej i pomocy publicznej budowa taka wymaga nie tylko poważnej dokumentacji technicznej, lecz także solidnej bazy finansowej, a również konsekwentnego empiryzmu w sprzyjających warunkach. W danym przypadku inicjatywę podjął genialny człowiek, Piotr Paweł Riquet (1604—1680), mieszkaniec Beziers. Skromnego pochodzenia (ojciec jego był prokuratorem, ale dziadek nie należał nawet do mieszczaństwa) ao, Riquet wzbogacił się, pełniąc funkcję poborcy podatku od soli w Roussillon. A miał wyobraźnię wielkich finansistów: marzył o stworzeniu „komunikacji między morzem Zachodu a morzem Wschodu"28, o połączeniu Tuluzy z zalewem Thau. Wystarczy mieć kilka milionów, pomoc i czas, przekopać około sześćdziesięciu mil, wybudować dziesiątki mostów i dziesiątki tam, zapewnić przepływ wody, kopiąc boczne kanały, mieć do dyspozycji około dziesięciu tysięcy pracowników. Wszystko to jest możliwe, jak przyszłość pokaże. Należy jednak pokonać dwie przeszkody. Po pierwsze naturalną przeszkodę, jaką jest góra Noire — próg Naurouze wznosi się na 132 metry ponad poziomem morza! — po drugie przeszkodę urzędową: a jest nią minister Colbert. Jakikolwiek ma być ewentualny udział państwa w budowie kanału, nic nie można zaczynać, dopóki minister nie jest przekonany o wartości przedsięwzięcia. W roku 1662 Riquet ma już gotowy projekt. Jego Ekscelencja Anglure de Bourlemont, arcybiskup Tuluzy, widzi, ile pożytku kanał może przynieść zachodniej Langwedocji, zwłaszcza regionowi Tuluzy. Staje się rzecznikiem finansisty wobec Colberta, który przyjmuje Riqueta. Przesłanki ekonomiczne inicjatora przyszłego kanału budzą zainteresowanie ministra, ale jako ten, kto odpowiada za finanse publiczne, Colbert dodaje do tych przesłanek korzyści, jakie połączenie dwóch mórz przyniesie państwu: opłaty drogowe mogą zwrócić koszty budowy i w przyszłości stanowić bardzo pożyteczne źródło wpływów do skarbu. Colbert nie stoi jeszcze na czele oficjalnego departamentu marynarki, ale pełni już funkcje kierownika. Dostrzega także wartość strategiczną kanału: płynąc z Tulonu do Brestu, okręty wojenne nie będą już może musiały okrążać wrogiej Hiszpanii. Ponadto Colbert myśli także o statkach handlowych i komunikacji wodnej Bordeaux-Marsylia. Argumenty finansisty i ministra nie tylko nie pozostają w sprzeczności, ale się uzupełniają. 13 — Bluche * ^ Poprzez prowincje 194 Riquet ma w rządzie protektora, a w Stanach Generalnych Langwe-docji gorliwego obrońcę w osobie arcybiskupa Tuluzy. Na początku roku'l663 Rada zarządziła mianowanie komisarzy królewskich; po upływie roku Stany Langwedocji zaczynają się zajmować powoli tą sprawą; 19 stycznia 1665 roku komisja wydaje przychylną opinię, w październiku 1666 wychodzi edykt zatwierdzający budowę kanału i zostają wysłane listy królewskie nadające Riquetowi szlachectwo; 2 marca 1681 roku intendent d'Aguesseau inauguruje to ogromne dzieło.118 Budowa Setę kosztowała milion, kanału — około piętnastu milionów. Jedna trzecia tej sumy pochodzi ze skarbu królewskiego, Langwedocja dała osiem milionów czterysta tysięcy liwrów. Zmuszono Riqueta, by dostarczył blisko dwa miliony; zdołał to zrobić, zdobywając zaufanie kolegów finansistów i zaciągając długi, którymi jego rodzina została obarczona na pięćdziesiąt lat. Seignelay, syn i następca Colberta, nie bardzo już wierzy w wartość strategiczną kanału Langwedocji. Widzi natomiast korzyści, jakie powinien on przynieść skarbowi państwa. W roku 1684 piramidy kamieni wznoszą się wzdłuż kanału w odstępach jednej mili. Za każdą milę przewozu każdy kupiec zobowiązany jest wpłacić do skarbu państwa: 6 denarów od jednego kwintala ziarna, warzyw i mąki, 3 su od sześciu kwintali wina w baryłkach, 8 denarów od stopy sześciennej marmuru. Przy takiej taryfie państwo się bogaci, a kupcy oszczędzają 40% na / kosztach transportu. Kanał pokonał wozy. Ale z komunikacji wodnej korzystają też pasażerowie. Taryfa królewska wynosi 30 su dziennie od osoby albo też 3 su od mili; można w ten sposób obliczyć przeciętną szybkość łodzi. Król w swojej dobroci przyznaje służbie, marynarzom i żołnierzom 50% zniżki za przejazd.118 Dolna Langwedocja nie przyjęła wprawdzie entuzjastycznie pomysłu Riqueta, lecz region Tuluzy, ten spichlerz, zboża we Francji południowej, ciągnie zyski z żeglownego kanału. W roku 1688 na kanale kursuje już flotylla licząca blisko sto łodzi. Od roku 1681 do 1708 ruch na kanale ciągle się wzmaga, osiąga górną granicę i już się nie zmniejsza. Powiedzielibyśmy obecnie, że kanał zniósł enklawę górnej Langwedocji. W sumie, wszyscy na tym wygrają: diecezje i miasta położone nad kanałem, przeciętny użytkownik, kupiec, marynarz, zwłaszcza zaś producenci zboża na dużą i małą skalę. Pewny i niedrogi przewóz miejscowego zboża korzystnie kładzie kres profitom czerpanym z obrotów kukurydzą.118 Spadkobiercy Riqueta zdobywają ogromny majątek, fałszywą genealogię, zaszczyty na dworze.84 I nikt wówczas' nie dopatruje się już niczego złego w tego rodzaju legalnym wzbogaceniu się. Miasta i instytucje MIASTA I INSTYTUCJE Klasyfikujemy obecnie miasta w zależności od liczby mieszkańców. Stosując to kryterium, można by ustalić następującą hierarchię za Ludwika XIV: Paryż (530000), Lyon (97000), Marsylia (75000), Rouen (60 000) i Lilie (55 000), po czym idą Bordeaux, Nantes, Orlean, Tuluza, Caen, Amiens, Angers, Dijon, Tours i Metz.114 Ze względu zaś na handel klasyfikację tę należałoby trochę zmienić. Ale żadne z tych dwóch kryteriów nie miało w XVII wieku takiego znaczenia jak teraz. Liczba ludności była ważna szczególnie w przypadku Paryża, miasta rozprzestrzeniającego się we wszystkich kierunkach, może pierwszego na świecie miasta, którego wielkość współcześni — zarówno pełni podziwu, jak i niepokoju — chyba skłonni byli wyolbrzymiać: Germain Brice doliczył się w Paryżu 700 000 mieszkańców. Za Ludwika XIV liczba i autorytet instytucji decydowały o znaczeniu miast i ich klasyfikacji. Świadczy o tym pogłówne (1695).90 A podatek ten wyróżnia Paryż jako swego rodzaju szczególny przypadek, jedyny, poza i ponad wszelkimi hierarchiami; po Paryżu następują trzy kategorie miast. Do pierwszej należą miasta mające parlament (Aix, Besan-con, Bordeaux, Dijon, Lyon [Dombes], Tournai, Grenoble, Metz, Pau, Rennes, Rouen, Tuluza), izbę rachunkową (Blois, Dole, Montpellier, Nan-tes, Rouen), sąd podatkowy (Clermont, Bordeaux, Montauban) albo try- » bunał (Brisach, Pignerol, Perpignan). Okazałe i surowe fasady wielkich gmachów parlamentu w Montpellier,. Dijon, Aix czy Besancon świadczą dotychczas o tym, jak dalece klasa urzędnicza, tak towarzyska, nastawiona na mecenat i otwarta na wykształcenie, kładła wówczas swoje piętno ' na prowincji francuskiej i na całym w ogóle królestwie. Obecność zresztą sądu wyższego szczebla przyczynia się do większego zaludnienia miasta: instalują się tam pomocnicy wymiaru sprawiedliwości — woźni, kanceliści, adwokaci, prokuratorzy, notariusze, pisarze i praktykanci — a także służba, kupcy, nie mówiąc już o ludziach przebywających tam tymczasowo ze względu na procesy sądowe i o ich rodzinach, których pobyt jest prawdziwym błogosławieństwem dla oberżystów i właścicieli domów umeblowanych. Po czym następują miasta „średnie", tak zwane miasta drugiego stopnia. Mimo dużego zaludnienia figuruje wśród nich Marsylia, obok Angers czy Angouleme, Chartres, Chalons, Provins i Riom. Miasta te mają co najmniej biuro finansów albo bajlifat. Biuro finansów, którego członkowie są nazywani skarbnikami Francji, jest instytucją już nieco przestarzałą (osiągnęło apogeum w latach 1552—1652), kompetentną w sprawach taille, dochodów z królewszczyzn i bezpieczeństwa. Od roku Poprzez prowincje 196 1661 Colbert'nie przestaje zmniejszać zakresu działalności tego biura, a intendenci już znacznie uszczuplili jego władzę. Lecz funkcja skarbnika Francji uszlachca. Powoli co prawda — trzeba na to dwóch pokoleń — ale godnie: nie stanowi bowiem, jak urząd królewskiego sekretarza, synekury, która służy jedynie do nadania szlachectwa, tak że o wielu ówczesnych funkcjach mówiono „mydełko prostaków". Ze wszystkich tych względów biura finansów odgrywają nadal pewną \role społeczną. Podobnie wygląda sprawa z sądami prezydialnymi. One także stały się już anachronizmem. Utworzone w 1552 roku, by ulżyć pracy parlamentów i zaoszczędzić ich klientom dalekich podróży, sądy te nie zdołały nigdy pokonać wrogości sądów najwyższych. Około 1690 czy 1700 roku sąd prezydialny nie jest niczym innym jak ulepszonym sądem zwyczajnym, bajlifatem. Z braku jednak wyraźnego autorytetu oficjalnego, pełni on w społeczeństwie funkcję małego parlamentu. Sąd ten mnoży także (bez wielkiego uzasadnienia) stanowiska sekretarzy, adwokatów czy pisarzy adwokackich, przyczynia się do zaludnienia miasta i pałaców, ściąga ludzi mających procesy sądowe, zwiększa zatrudnienie służby, wpływa na rozwój handlu i hotelarstwa. Dzięki uporczywym staraniom sąd prezydialny uzyskał od króla tak pożądany tytuł „pierwszego prezydenta" dla swego kierownika. To wszystko wystarcza, by miasto się rozrosło i życie towarzyskie rozkwitło. Angouleme, w którym Molier umieszcza akcję , Hrabiny d'Escarbagnas, chełpi się jakby przypadkiem, że jest siedzibą sądu prezydialnego. Kiedy urzędnicy biura finansów i prawnicy z miejscowego sądu prezydialnego mają jeszcze mniej niż kiedykolwiek pracy, spierają się, szczególnie na temat ceremoniału. Wtedy Rada Stron — która ma wszakże pilniejsze sprawy do załatwienia! — występuje w roli mediatora. Zarządzenie z 16 kwietnia 1680 roku na przykład reguluje sprawę priorytetu między tymi dwiema instytucjami w Amiens: „Podczas wszelkich zebrań i poszczególnych ceremonii, a także prywatnie prezydent i namiestnik generalny sądu prezydialnego Amiens będą zajmowali miejsce przed prezydentami i skarbnikami Francji wyżej wymienionego miasta; a wyżej wymienieni prezydenci i urzędnicy wyżej wymienionego biura będą poprzedzali namiestnika do spraw kryminalnych i wszystkich innych urzędników wyżej wymienionego sądu prezydialnego." 90 To bowiem prawda, że urząd nie zawsze uważa szlachectwo za kryterium pierwszeństwa. Podstawę piramidy miejskiej stanowi, przynajmniej w oczach króla, trzecia duża kategoria: małe miasta albo też miasta trzeciej kategorii. One także grupują się i określają wokół jakiegoś sądu, bajlifatu, okręgu wyborczego, zarządu wód i lasów lub sądu morskiego. Administracja nie wie właściwie, gdzie następnie przebiega granica między dawnymi ma- Spokojne miasto: Rouen łymi miastami (cites), osadami otoczonymi murami miejskimi (bourgs 197 cios), osadami, które mają prawa miejskie (bourgs), i wreszcie zwykłymi wsiami. W okresie kiedy gospodarka we Francji naprawdę się rozwija od instytucji zależy znaczenie miast. W okresie kiedy „pióro" — administracja typu nowożytnego — dąży do górowania nad „togą", ciągle jeszcze najważniejsze pozostają sądy i trybunały różnego rodzaju. Wszak instytucje, które zawsze się rozrastały, nie znikną nagle. W Normandii, w Rouen, jedynym mieście tego regionu należącym do pierwszej kategorii, są trzy sądy (parlament datujący się od XV wieku, izba rachunkowa i sąd podatkowy), siedziba sądu apelacyjnego dla sądów morskich i siedziba sądów w sprawach „wód i lasów" (tzw. marmurowy stół). To także siedziba gubernatora prowincji i jednego z jego generalnych namiestników — intendenta górnej Normandii — arcybiskupa i deputowanego do biura handlu. Nie należy poza tym zapominać o istnieniu biura finansów, sądu prezydialnego, mennicy, okręgu wyborczego, zarządu wód i lasów, specjalnego sądu morskiego.90 Caen, miasto drugiej kategorii, nie zadowala się elementami należącymi do jego kategorii (sądem prezydialnym i biurem finansów). Ma ponadto generalnego namiestnika prowincji, intendenta, mennicę, okręg wyborczy, rezydencję poborcy podatkowego, sąd morski i zarząd wód i lasów, nie licząc prestiżowego uniwersytetu. Dlatego właśnie parlament, sąd prezydialny, bajlifat są jednocześnie rzeczywistymi instytucjami i symbolami. Instytucje te mają tu pierwszeństwo przed handlem, podobnie jak w taryfie pogłównego; kontroler generalny — narażając się na stratę — wolał służbę królowi od wielkiego interesu czy wielkiego przemysłu bynajmniej nie z powodu obyczajowości nieco staroświeckiej. To sprawa wrażliwości, a także aktualnego stanu rzeczy. Dla Francuzów z końca XVII wieku nie w gospodarstwie znajdowała wyraz nowoczesność godna podziwu. Tkwiła w instytucjach, w tej eksperymentującej administracji, której król i jego pomocnicy poświęcali od roku 1661 najwięcej troski, tej wzorowej administracji, którą światli władcy wieku Oświecenia adoptowali czy adaptowali.'0 SPOKOJNE MIASTO: ROUEN Niektóre porty bogacą się dzięki korsarstwu i handlowi z morzami Południa. Niektóre miasta mają los niespokojny i zmienny: Dunkierka, Saint-Malo, Nantes. Niektóre porty w okresie kryzysu i podczas wojny rozkwitają. Na przykład Marsylia, gdzie ludzie interesu nigdy tak nie Poprzez prowincje 198 prosperowali jak w latach 1700—1715, rozwijając swój handel, gromadząc zyski, korzystając ze wszystkich ułatwień, jakie przyniosła wojna sukcesyjna: z korsarstwa, handlu z Ameryką Łacińską, transportu „bajecznego metalu", nowych szlaków na Oceanie Indyjskim. Miasta te jednak to przypadki wyjątkowe. Może lepiej jest przypatrzyć się życiu osady ludzkiej, dla której los okazał się mniej łaskawy. Takie było Rouen, gdzie liczba mieszkańców zmalała wtedy z 80 000 do 60 000, a handel, przemysł i ludność padły ofiarą nieprzychylnej koniunktury, jaka się rozpoczęła w sześćdziesiątych latach, oraz niedostatku żywności w okresie od roku 1693 do 1694 i od 1709 do 1710. Rouen, miasto odpowiedzialne w znacznym stopniu za wysiedlenie protestantów, ale mimo wszystko duże, ciekawe, nieodzownie potrzebne gospodarce Paryża, ośrodek administracyjny, przemysłowy i handlowy, duża stolica prowincjonalna.79 Rouen, miasto o wspaniałej przeszłości, było w średniowieczu jednym z pięciu czy sześciu wielkich miast Europy. Stali mieszkańcy są z niego dumni, przyjezdni je podziwiają. Każdy się myli co do jego wielkości. W 1700 roku Jan Oursel zachwyca się Rouen jako „jednym z najpiękniejszych miast królestwa" i prawdopodobnie ma rację. Powtarza jednak z pewną przesadą: „Podobno Rouen jest najbogatszym miastem w królestwie po Paryżu." n W roku 1668 sądzi, że ma 150 000 mieszkańców, gdy tymczasem nie było ich nawet 80 000. Wiemy już, że obfitość urzędów nadaje splendoru stolicy Normandii. Na płaszczyźnie ekonomicznej Rouen góruje w całym regionie, liczącym już wiele miast na początku XVIII wieku. Kupcy z Rouen zatrudniają mnóstwo rodzin wieśniaczych, których członkowie przędą i tkają dla swojej stolicy głównie grube prześcieradła, ale także lniane i konopne płótna przeznaczone na eksport do obu Ameryk, do Ameryki francuskiej, czyli Nowej Francji, i do Hiszpanii, która je wysyła następnie do Ameryki Łacińskiej. Sekwana i dwie drogi łączą zresztą w tamtych czasach Rouen z Paryżem, to sieć owych wielkich szlaków, które w 1680 roku Colbert kazał ulepszyć i uzupełnić. Miasto jest dobrze zarządzane przez radę miejską o niewielkim personelu (mer, sześciu ławników, prokurator, sekretarz, poborca, budowniczy). W 1701 roku jest tam wprawdzie tylko jedna pompa pożarnicza, podczas gdy domy są przeważnie drewniane, a oświetlenie miasta, które postanowiono wprowadzić w 1697 roku, ma trzydzieści lat opóźnienia w stosunku do Paryża. W roku 1700 Rouen jest jednak oświetlone — ma osiemset latarni miejskich. Zarząd miejski sprawuje kontrolę prawną nad trybunałem manufaktur, „który bada jako pierwsza instancja konflikty ' w pracy i skutecznie łagodzi zatargi między majstrami, a czeladnikami".79 Sędziowie, którzy do tego trybunału należą i których władza sięga przed- Spokojne miasto: Rouen mieść, a także miejscowości podmiejskich, wydają wyroki natychmiast, 199 działają skutecznie i mają posłuch, nie uciekając się nigdy do ciężkich kar: rzadkie to cnoty! Zakłady pomocy społecznej także należą do miasta. Przytułek, zreorganizowany w 1681 roku, jest mniej więcej podobny do innych zakładów tego typu. Czyni się niemałe wysiłki, by skłonić jego mieszkańców do wykonywania różnych pożytecznych prac. Zachęca się więc staruszków, by zamiatali dziedziniec ratusza, nadbrzeże Sekwany i most. Do szpitala miejskiego, przeznaczonego głównie dla ludzi ubogich, którym zapewnia się bezpłatne leczenie, przyjmuje się rocznie pod koniec XVII w. około dwóch tysięcy sześciuset chorych. Kładzie się tam po dwóch chorych do jednego łóżka i śmiertelność wynosi około 16%. W szpitalu tym jest także klinika położnicza, w której co roku odbywa się blisko dwieście pięćdziesiąt porodów. Podczas wielkich kryzysów liczby te się zmieniają. W latach 1693 i 1694 szpital musiał przyjąć przeszło czternaście tysięcy chorych, z których jedna czwarta umarła. Z powodu ciasnoty aż czterech chorych korzystało z jednej pościeli, choć mogli się zarażać wzajemnie. W mieście rządzą notable, jedni należą do starych rodów szlacheckich, inni do parlamentarzystów, a jeszcze inni zajmują się interesami i przemysłem. Dodając do nich kupców większego kalibru, można powiedzieć, że pod koniec panowania Ludwika XIV patrycjat Rouen w szerokim tego słowa znaczeniu stanowił 21% ogółu ludności miasta. Członkowie starych rodów szlacheckich, jak na przykład rodzina Canouville de Raffe-tot, której pałacyk należy do najpiękniejszych budynków w mieście, są podobni do swoich współbraci z innych stolic prowincjonalnych, rozdartych między wysoką pozycją w swoim mieście a miejscem w Wersalu. Parlamentarzyści niewiele się różnią od swoich współbraci z Aix, Di j on czy Bordeaux. Podobnie jak tamci, starają się rozszerzyć i wzmocnić swoją pozycję w społeczeństwie i ze względów zawodowych unikają wyjazdu na dwór królewski. Chcąc zdobyć mir w mieście, gorliwie głoszą antyprotestantyzm, wypełniając ostatecznie zarządzenia królewskie i rozkazy Rady. Królem handlu jest w tym okresie Tomasz Le Gendre (zm. 1706), który ma korespondentów w całym świecie i kuzynów w różnych regionach Francji, a także w Nowej Francji, w Zjednoczonych Prowincjach i w Wielkiej Brytanii. „Sprzedaje i kupuje wszystko, hiszpańską wełnę, normandzkie sukno, mydło, ałun, zboże, -bibeloty." 79 Ma udziały w statkach i dostatecznie dużo pieniędzy, by mieć lenna i majątki, które stanowią uwieńczenie wspaniałego wspinania się w górę. Nawrócony na katolicyzm Le Gendre dostaje w 1685 roku dokument przyznający mu szlachectwo, w którym jest powiedziane, że należy do tych ludzi, „co prowa- VI Poprzez prowincje 200 dzą w królestwie wielki handel morski".78 Jeden z synów Le Gendre'a będzie generałem, drugi „zrobi karierę w sądownictwie". Mimo następstw wojny Rouen pozostaje nadal emporium. W 1699 roku do portu zawija tysiąc sto czterdzieści osiem statków handlowych o 60 000 ton wyporności. Rouen eksportuje sukno, a importuje bawełnę. W 1694 roku pewien pomysłowy fabrykant tamtejszy wymyślił „siamoise", tkaninę bawełniano--jedwabną. „Będzie to miało powszechnie wielkie powodzenie." Drobne mieszczaństwo, składające się ze sklepikarzy i rzemieślników, stanowi około 26% mieszkańców Rouen. Reszta to lud. We Francji północnej jednak różnice społeczne nie znajdują odbicia w kontrastach kulturowych. Pod koniec XVII wieku wszyscy notable umieją podpisać akty ślubne, ale tylko 85% sklepikarzy, 75% rzemieślników i 38% robotników. Ponadto co najmniej w czterdziestu na sto inwentarzach pośmiertnych figurują biblioteki. Rouen jest przecież ojczyzną Corneille'a i Fontenel-le'a.79 Rozdział dziewiąty Życie ubogich Wobec tego że chleb drożał z każdym dniem, w Wersalu wybuchł bunt przeciw piekarzom; z wielkim trudem uspokojono lud, wtrącając do więzienia jednego z tych biedaków, którego prawie cały towar został rozkradziony. Markiz de Sourches Warsztaty zaprzysiężone zostały dobrze pomyślane i wprowadzone, a teraz pienią się tam tylko nadużycia, monopol i pijaństwo. Furetiere Za Ludwika XIV chętnie się mówiło o ludzie, ludziach „maluczkich", nie precyzując jednak, z kogo ten lud się składa. Aby uniknąć anachronizmu, warto przeczytać taryfę podatku pogłównego na jego skromnych szczeblach. W roku 1695 XXII i ostatnia klasa podatników francuskich obejmuje zwyczajnych żołnierzy i marynarzy, zwyczajnych wyrobników i pracowników dniówkowych, większość służby domowej (najlepiej opłacam zostali umieszczeni w klasie XIX albo XX), „terminatorów u rzemieślników" (rzemieślnicy zaś umieszczeni są w klasach XVIII, XIX, XX i XXI), „pastuchów, woźniców i innych wyrobników wiejskich, a także farmerów i mieszkańców wsi", w mieście zaś chłopców do pomocy u chirurgów, aptekarzy, golarzy, perukarzy i oberżystów.98 Zapomniano o czeladnikach i o robotnikach miejskich; prawdopodobnie zostali zaliczeni do rzemieślników. Podatnicy umieszczeni na dole tablicy uprawiają również jakiś zawód, bodaj najskromniejszy. Stawia to ich znacznie wyżej od ludzi aspołecznych, włóczęgów, żebraków, przybłędów, wszelkiego rodzaju wyrzutków społeczeństwa. Służba najskromniejsza, „pocztylioni, stajenni, lokaje", „służące w małych miastach, miasteczkach i wioskach", należy do XXII Masy. Pokojowcy natomiast figurują w klasie XX, „panienki do towarzystwa" i kucharze w XIX, a majordomowie w XVIII... Do służby domowej należy też sporo drobnych mieszczan. Najmniej stałe i najgorzej wynagradzane zajęcia mają wyrobnicy i pracownicy dniówkowi, zarówno w mieście, jak i na wsi. W porównaniu z losem tych maluczkich los robotników manufaktur jest naprawdę godny pozazdroszczenia. Życie ubogich Pracownicy w Saint-Gobin PRACOWNICY W SAINT-GOBIN Uparta legenda przedstawia robotników w epoce dawnej koncentracji przemysłu jako skoszarowanych niewolników. Francuzi nigdy nie mieli do nich takiego stosunku. Rzekomi niewolnicy manufaktur często przekazywali swój zawód z ojca na syna, starali się, by w danej manufakturze zatrudniano także ich żony i dzieci, tworzyli nieraz prawdziwe dynastie. Podobnie jak w starych pułkach króla czy na statkach królewskich, jak w stowarzyszeniach prawników, istniał także wśród nich duch korporacji. To rzuca się w oczy w Saint-Gobin, fabryce pikardyjskiej założonej w 1692 roku pod patronatem Louvois i w 1695 połączonej z fabryką i luster (spółka Reuilly i Tourlaville). !" Manufaktura Saint-Gobin, wybudowana w lesie o tej samej nazwie, „jest ogromna na skalę przemysłu ancien regime'u": "4 w roku 1700 zatrudnia osiemset osób — podczas gdy u Reuilly pracuje czterystu. Personel kierowniczy dostaje mieszkanie, opał i pomoc lekarską na koszt Towarzystwa. Składa się — posuwając się z dołu w górę drabiny wynagrodzeń — ze szwajcarów i strażników składów, którzy zarabiają do 400 liwrów rocznie, z personelu pomocniczego (800 liwrów), urzędników nadzorujących — jałmużników, lekarzy, budowniczych, chirurgów itp. (1200 liwrów) — oraz jednego głównego administratora. Ten ostatni oprócz udziału w zyskach dostaje 2400 franków poborów rocznie. Starsi wiekiem pracownicy mają emerytury. W zamian personel kierowniczy musi mieszkać na miejscu: fabryka, która pracuje w dzień i w nocy, potrzebuje ciągłego nadzoru. Robotnicy wykwalifikowani, tak zwani tygodniowi (opłacani co tydzień), zarabiają w tym samym okresie od 310 do 620 liwrów rocznie. Ta różnica, dwukrotnie większa od najniższego wynagrodzenia, nie zależy wyłącznie od specjalizacji. W „załodze" obsługującej piec odlewniczy mistrz żarzy ciel ognia jest na wyższym szczeblu od rozlewacza w tygle do topienia szkła, który z kolei czuje się ważniejszy od wydmuchującego szkło, ten zaś spogląda z góry na kolegę, który wyjmuje smołę z pieca, i z bardzo wysoka na „chłopaka". Wynagrodzenie jednak zależy również od długości stażu i zręczności pracownika — wtedy jest zindywidualizowane, a także od liczby chętnych do pracy. Robotnicy zatrudnieni w halach robią lustra i czuwają nad funkcjonowaniem pieców odlewniczych. Robotnicy „z podwórza" zajmują się konserwacją pieców, pilnują materiału i pracują w warsztatach naprawczych. Robotnicy z hal, lepiej zresztą opłacani, mają wymagającą największej zręczności i najbardziej absorbującą pracę. Kiedy chodzi o przelanie płynnego szkła z tygla do naczynia służącego do rozlewania na stole odlewniczym czy o odlewanie szkła, ich zawsze się woła; przez resztę czasu pracują na zmianę, jak marynarze na statku. Nie mówi się o nich „obsługa", ale „straż". Co niedziela rano, o dziewiątej, „kapitan straży" wyznacza załogę na tydzień; robotnicy wyznaczeni zostają na miejscu, w nocy śpią w halach maszyn na siennikach; mają trudne zadanie — muszą czuwać nad bezpieczeństwem pracy i zapobiegać nieszczęśliwym wypadkom i pożarom. W następnym tygodniu inna „straż" przychodzi na zmianę. Przy tych wytrawnych robotnikach ci, co pracują na dworze, wydają się przypadkowi; drwale i tracze, robotnicy sezonowi i tygodniowi to ubogie pospólstwo. Drwale źle się właściwie nie mają: zatrudnieni bywają na rok, a wielu spośród nich jest jednocześnie rolnikami. Toteż w przypadku kryzysu mogą powrócić do uprawy roli. Najprostsze prace, zajęcia tymczasowe są powierzane wyrobnikom czy robotnikom dniówkowym, płatnym od dniówki, jak to widać z samej nazwy. Są to mężczyźni zajmujący się obróbką gliny, lecz także kobiety, które pracują jako ma-gazynierki, oraz dzieci od sześciu do dwunastu lat. Towarzystwo zatrudnia przede wszystkim żony lub córki swoich robotników i wdowy po nich. Dzieci pracują w halach pod nadzorem swoich ojców robotników. Kilka su, które dostają za pracę, powiększa wydatnie zarobki ojców. Dyrektorzy nie chcą bynajmniej wyzyskiwać tych chłopców, chcą przyuczyć ich do przyszłego zawodu; są to mali terminatorzy. W 1700 roku administratorzy Towarzystwa obliczyli, że nauczenie jednego robotnika zawodu kosztuje firmę około 10 000 franków! Inwestycja ta opłaca się jednak; dobry robotnik pracuje zazwyczaj trzydzieści lat w manufakturze. Warto przyjrzeć się życiu robotnika, by położyć kres legendzie o jego niewoli. Legenda ta, jak każda legenda, powstała w związku z pewnym konkretnym stanem rzeczy, który nietrudno ustalić. Robotnikowi przyjętemu na rok czy dwa lata do pracy na podstawie kontraktu, który można przedłużyć, nie wolno odejść bez uprzedzenia, w przeciwnym razie musiałby płacić karę. Nie wolno mu też przyjąć pracy w firmie konkurencyjnej- Regulaminy ówczesne karzą surowo za kaperowanie robotników. Zarządzenie Rady z 18 marca 1713 roku skazuje na kary cielesne robotnika, który się nie stawił do pracy, nie uzyskawszy zwolnienia. Zatrudniając robotnika, który pracuje w innym zakładzie, winowajca płaci 3000 franków grzywny. Zarządzenia te są bezwzględnie przestrzegane, szczególnie w przemyśle szklarskim, gdyż nie można porzucać pieców stale czynnych. W Saint-Gobin robotnikom nie wolno oddalać się od miejsca pracy dalej niż na jedną milę. W 1693 roku trzech palaczy w nocy prze-lazło przez mur, porzucając piec; zostali natychmiast złapani przez dragonów z miasteczka, którzy zaprowadzili ich do więzienia. Tak wyglą- 203 Życie ubogich 204 dają negatywy pracy w manufakturach, taką niewolą staje się zawód dla robotnika. t Pozytywne zaś jest bezpieczeństwo, jakie zapewnia praca. W późniejszym wieku czy w przypadku choroby robotnik pozostaje pracownikiem zakładu jako weteran lub inwalida. Emerytura, którą dostaje na starość, równa się połowie jego dawnego wynagrodzenia, a niekiedy jest nawet większa. Do pozytywów należy także atmosfera, w jakiej się na ogół pracuje. Często się zdarza, że palacz czy szklarz przyszedł na świat nie opodal swojego przyszłego warsztatu, że jest synem albo nawet i wnukiem robotnika Towarzystwa. Pracował we wczesnej młodości jako „chłopak" przy piecu odlewniczym. Od ósmego roku życia nauczył się dyscypliny w warsztacie i solidarności panującej wśród robotników. Towarzystwa daje mu mieszkanie, pomoc lekarską, a w niektórych przypadkach także wyżywienie. Żeni się niemal zawsze z córką dawnego kolegi. Jego matka, żona, dzieci pracują w tym samym zakładzie, nie tylko uzupełniając jego wynagrodzenie, lecz także otaczając go przyjaznym kołem, co przywiązuje do wykonywanej pracy i mieszkania mocniej niż kontrakt czy lęk przed dragonami. Poza tym robotnik ten jest dobrze wynagradzany. Zarabia od 16 do 34 su dziennie i — cudowny przywilej! — nie musi płacić od tego wynagrodzenia podatku — taille! Dostaje także saboty, rękawice do pracy, płótno na ubranie ochronne. Wreszcie Towarzystwo nie skąpi mu gratyfikacji. W dobrym roku ogólna suma gratyfikacji równa się miesięcznej pensji. Gratyfikację się dostaje za ustawienie żurawia, wyczyszczenie pieca, zamiatanie hali albo nauczenie nowicjuszy wydmuchiwania szkła. Za wydmuchanie bryły szkła dużych rozmiarów ma się premię, tak samo jak na „święto robotników". Podczas głodu Towarzystwo rozdaje pieniądze albo żywność.164 Tak wygląda za czasów Króla-Słońce dola robotników zatrudnionych w przemyśle przodującym. Może zirytować albo i przerazić jakiegoś przyjaciela wolności: I cóż wilku, nie idziesz? — Co to, to nie, bratku: Lepszy w wolności kąsek lada jaki Niźli w niewoli przysmaki.86 ;; (przeł. A. Mickiewicz) Ale dla robotnika pracowitego i obarczonego rodziną pozytywy tej doli były ogromne podczas ostrych zim 1693 i 1694 roku. Zresztą Towarzystwa tak bardzo pomaga swoim pracownikom, że co pewien czas wpada w ta^ rapaty finansowe. Rytm pracy i wynagrodzenie- Nawet król nie posuwa się tak daleko w niesieniu pomocy. W arsenałach dba o robotników wykwalifikowanych, ale nie o niewykwalifikowanych.150 Na placach budowy udziela się sporadycznie zapomóg w przypadku skaleczeń,31 ale nie wypłaca się emerytury (1664: „31 grudnia różnym robotnikom rannym w służbie królowi na rozmaitych budowach, zgodnie z ordonansem z 21 grudnia 1664: 260 liwrów tureńskich * (...) Des-jardinsowi za złamanie uda podczas pracy w warsztatach króla: 60 It.") 205 RYTM PRACY I WYNAGRODZENIE Ubolewamy obecnie nad dolą robotników siedemnastowiecznych, których codzienny rozkład pracy był niewątpliwie wyczerpujący. W tamtej epoce współcześni uważali raczej, że nie pracuje się dostatecznie dużo dni w ciągu roku. W gruncie rzeczy te dwie sprawy się uzupełniają. Jednakże warunki pracy w manufakturze, a także i w domu, zależnie od okresu, miejsca, regulaminu, podaży i popytu były tak różne, że należy się wystrzegać wszelkich uogólnień. I zdawać sobie ponadto sprawę z nieścisłości niektórych przekazów. Vauban, którego tak często się cytuje, nie jest wyrocznią. Zdaniem Vaubana w „dobrych miastach" (Paryż, Lyon, Rouen itd.) większość rzemieślników — „sukienników, postrzygaczy owiec, kape-luszników, ślusarzy i tym podobnych ludzi" 71 zarabia od 15 do 30 su dziennie. Ponieważ jednak inni robotnicy w wielu miastach mają skromne wynagrodzenie, marszałek podaje jako przeciętną sytuację tkacza, który zarabia 12 su dziennie. Tkacz ten dostaje 12 su za dzień pracy, w którym utkał sześć łokci płótna. W roku są jednak pięćdziesiąt .dwie niedziele i około trzydziestu ośmiu dni świąt. Do tego — by zaokrąglić rachunek i przedstawić sytuację w czarnych kolorach — autor Dziesięciny królewskiej (1707) dodaje pięćdziesiąt dni mrozu, dwadzieścia koniecznej nieobecności (jarmarki, targi, inne sprawy) i wreszcie dwadzieścia pięć dni na przędzenie płótna i na choroby. „Tak więc — oświadcza marszałek — wobec tego, że cały rok pracy robotnika sprowadza się do stu osiemdziesięciu dni", jego roczny zarobek będzie wynosił 108 liwrów, czyli niecą mniej niż 6 su dziennie. To jest niewiele „dla rzemieślnika, który ma tylko ręce do pracy i musi płacić komorne, ubierać siebie i swoją rodzinę, żywić żonę i dzieci, a one często nie są w stanie dużo zarobić".71 Ale pewna uwaga Vaubana daje do zrozumienia, że ten nieszczęsny tkacz ze * Livre tournois — dawna francuska moneta srebrna wartości 20 su, w czasach Ludwika XIV już tylko jednostka rozrachunkowa (przyp. red.). Życie ubogich Rytm pracy i wynagrodzenie 206 swoimi sześcioma su, który jeszcze nie kupił soli i nie zaczął płacić podatku królowi, jest pewnie drobnym rolnikiem z Morvan i łączy swoje zarobki jako rzemieślnik z produkcją rolną. A wówczas rzucają się w oczy słabości tekstu Vaubana: jak dla kogoś, kto zna rolników francuskich, dwadzieścia pięć dni przerwy w pracy w ciągu roku z powodu chorób mogłoby stanowić liczbę przeciętną? Jakkolwiek się rzeczy miały, nasz statystyk uważa, że rok jest za krótki. Sądzi, że gdyby państwo zniosło „dla dobra rzemieślnika z miasta i rolników ze wsi" połowę dni wolnych od pracy (i nie płatnych), te piętnaście czy osiemnaście dni odzy-, skane pozwoliłyby skromnemu ludowi bez trudu płacić podatki. W rzeczywistości zaś, kiedy rok ma sto pięćdziesiąt dni pracy, a nie sto osiemdziesiąt, robotnik może utrzymać rodzinę za jedno wynagrodzenie, jeśli dostaje 15 su za dzień pracy. W 1687 roku czeladnicy murarscy, zatrudnieni przy kościele Notre-Dame d'Avesnieres w dolnym Maine, dostają 16 su za jedną dniówkę. Jeśli mają rocznie sto pięćdziesiąt dni ' . pracy tak opłacane, mogą bez trudu wyżywić żonę i dwoje dzieci. Chleb stanowi podstawę ich posiłków, chleb razowy, pożywny. Nie jest on jednak bynajmniej ich jedynym pokarmem. Za 200 liwrów tureńskich rocznie czeladnik może kupić sześćdziesiąt trzy korce żyta (do pieczenia chleba), trzy baryłki cydru, sto pięćdziesiąt sześć funtów mięsa *, pięćdziesiąt dwa funty masła, dwieście wiązek chrustu. Jeśli jego komorne wynosi 25 liwrów, pozostaje mu jeszcze 60 liwrów rocznie. Rodzina jego ma się dobrze i wcale nie jest niedożywiona.155 To wszystko jest prawdą, jeśli nie ma bezrobocia, jeśli artykuły spożywcze nie drożeją gwałtownie i dopóki rodzina nie powiększa się ponad miarę. Jeśli natomiast zabraknie jednego z tych warunków, następuje klęska, chyba że część niewielkiej rodziny weźmie się do pracy — o ile to jest możliwe. Najbardziej jednak przerażają dzisiaj rozkłady dnia. W Saint-Gobin robotnicy niewykwalifikowani (mężczyźni, kobiety i dzieci) pracują czternaście godzin dziennie. Jeśli się nawet odejmie dwie i pół godziny na trzy posiłki, pracują dziewięć i pół godziny.164 W arsenałach marynarki cieśle przystępują do pracy w zimie o siódmej, a kończą pracować o szóstej wieczór. W lecie natomiast pracują od piątej rano do ósmej wieczór. Ordonansem z roku 1689 przyznano im pół godziny z rana na śniadanie „w parku" i godzinę od jedenastej do dwunastej na obiad — czy to na miejscu, czy w oberży lub domu, co pozwala przypuszczać, że jest to godzina raczej elastyczna — wreszcie znowu pół godziny po południu na przekąskę.150 Są to jednak dziewięciogodzinne i trzynastogodzinne dni * Nie zaliczano wówczas do mięsa drobiu, ptactwa, dziczyzny, królików (przyp. red.). pracy w latach, które mają od dwustu sześćdziesięciu pięciu do dwustu 207 siedemdziesięciu dni pracy. Prawda, że w zamian za ciężką harówkę (i zakaz wszelkich oberży w obrębie arsenału) robotnicy są „odżywiani, leczeni i zaopatrywani w lekarstwa na koszt Jego Królewskiej Mości".150 W większości warsztatów — skoro warsztaty należące do króla i do wielkich manufaktur są przypadkami 'krańcowymi — rozkłady dnia są teoretycznie mniej więcej takie same, a przestojów w pracy i przerw niepodobna obliczyć. Trudno cokolwiek zrozumieć z archiwów. W wielu, przypadkach wybucha w karczmie kłótnia, która się kończy niezamierzonym morderstwem. Antagonistami są bardzo często majstrowie lub czeladnicy. Niekiedy także pierwszy toast albo następne kieliszki „za zdrowie" wypija się w godzinach pracy, których niepodobna pomylić z godzinami śniadania, obiadu czy kolacji... Od godzin pracy — dziesięciu, jedenastu czy dwunastu — trzeba więc odjąć blisko dwie godziny rozmaitych przerw, których stałym pretekstem .... najczęściej jest knajpa. Zresztą ludzie nie tylko się tam upijają, lecz także się odprężają... Wyzwalają się na pewien czas z rytmu pracy. Przy pierwszej lepszej okazji przestają pracować, piją i śpiewają. Niech nowy czeladnik zjawi się w warsztacie, robotnicy po chwili go otaczają i intonują na jego cześć piosenkę: Gdy czeladnik nowy Robotę zaczyna, Przyjaciołom swoim Stawia szklankę wina. Wszyscy wielce czcimy ' Stare obyczaje, Byś czynił jak i my, Rozumu ci staje. Następnie wyruszają pochodem, by kupić wina. Piosenka nie ma już rymów, ale pijacy wiedzą, dlaczego: Wleczmy ofiarę do kontuaru, Wleczmy ofiarę! Zalejmy pałę, pałę zalejmy, Zalejmy pałę! Znów nowy głupek, co chce nam rozum, Chce rozum wrócić. Przybysz powinien zrozumieć. Jeśli skromnie częstuje kolegów, otaczają go hałaśliwym kołem i wrzeszczą mu wprost do ucha: Życie ubogich 208 ° rat! ° rat! ° rapiapia! ..,..-.; ;; ,. ;;; ,7 O rat! O rat! O rat... pro nobis!179* Nie tyle jednak liczbą godzin pracy różnią się nasze czasy od czasów Ludwika XIV, co wysokością wynagrodzeń i nieporównywalną pomocą socjalną. W roku 1984 bowiem robotnik francuski pracował w sumie trzydzieści dziewięć godzin tygodniowo przez czterdzieści siedem tygodni rocznie (1833 godziny); tkacz zaś z Morvan z Dziesięciny królewskiej pracuje dziesięć godzin efektywnych przez sto osiemdziesiąt pięć dni w roku (1850 godzin). Różnica — i niemała — wynika z braku wówczas płatnych urlopów. Ten, co pracuje sto osiemdziesiąt pięć dni, dostaje wynagrodzenie za te sto osiemdziesiąt pięć dni, a nie za trzysta sześćdziesiąt pięć. «DLVOIRANTS» I «GAVOTS» Czternastego marca 1655 roku „«sacratissimus» wydział teologii Paryża potępia bezbożne, bluźniercze i ciemne praktyki uprawiane w rzemiosłach takich jak szewstwo, krawiectwo, kapelusznictwo i rymarstwo przy wyzwalaniu na czeladnika, przejęte od tajnych związków «devoirs», uznane od niedawna i zaaprobowane przez przedstawicieli wymienionych rzemiosł".101 W roku 1661 konfratrzy towarzystwa Najświętszego Sakramentu obserwują szewców podejrzanych o przywrócenie zakazanych stowarzyszeń czeladniczych. Po dwunastu latach Mikołaj Colbert, biskup Auxerre, grozi ekskomuniką „dobrym kuzynom", konfraterni, do której należą czeladnicy kowalscy jego diecezji. W roku 1683 oskarża się postrzygaczy sukna „o niezliczone bezeceństwa, bluźnierstwa przeciw świętemu imieniu Boga i profanację najświętszego sakramentu, jakiej się dopuszczają, urządzając «chrzest»". Od roku 1667 do 1704 „devoirs" powodują dwanaście interwencji zarządu miejskiego. Związki czeladników nie wydają się jednak przejęte gromami, jakie rzuca na nie Kościół czy władza świecka. Związki te tworzyły, prawdę mówiąc, „szczególne wspólnoty, zamknięte, pełne tajemnic. Istniały poza ramami życia jawnego, szukały i znajdowały siły w tajemniczym świecie, zaludnionym mitami." m Niektóre przekazywały sobie poprzez inicjację legendę Salomona (Hiram, budowniczy świątyni Salomona rzekomo nauczył coraz rzadszych i bardziej poszukiwanych tajemnic zawodu najlepszych murarzy słynnej budowy), * Le rat — franc.: szczur, może aluzja do rejterady częstującego; gra słów z łac. ora pro nobis — módl się za nami (przyp. red.). 33. Kupiec doskonały, frontispis dzieła Jacques'a Savary, Le parfait negotiant „Devoirants" i „gavots" a także legendę mistrza Jakuba (towarzysz Hirama, mistrz Jakub po skończeniu budowy świątyni miał jakoby przypłynąć do Marsylii z trzynastoma czeladnikami i czterdziestoma uczniami; przed śmiercią w aureoli świętości ten „mistrz kamieniarzy, murarzy i stolarzy" utworzył podobno sieć swoich następców, którym przekazał reguły tajemniczej sztuki), legendę Soubise'a (który był rzekomo także jednym z budowniczych świątyni w Jerozolimie, ale zamiast się udać do Prowansji z grupą swoich czeladników wylądował w Bordeaux). Trzy warianty tych niezwykłych historii łączą je z Jakubem de Molay, jego męką i z rzekomymi tajemnicami templariuszy. Czeladników związanych tak ze Starym Testamentem obsesją Świątyni pociąga rytuał inicjacyjny „devoirs", tajemniczy i elitarny, urzekający a zarazem trzymający w ryzach. U podstaw tego swoistego dogmatu, poetyckiego i gnostycznego, naiwnego i barwnego, leży troska o doskonałość zawodową. Wkrótce na tym gruncie wyrosła cudowna solidarność, której spoiwem jest tajność, oparciem — obrona interesów robotniczych przed zakusami pracodawców, a sprężyną — konkurencja. Stowarzyszenia „dsvoirants" nienawidzą stowarzyszeń „gavots", podejrzanych w swoich początkach o przychylność dla protestantów. Trzeba powiedzieć, że formuły używane w tajemniczych „devoirs" nie są ani katolickie, ani protestanckie. Są dla nowożytnego świata chrześcijańskiego tym, czym były apokryfy dla ewangelii kanonicznych. W roku 1655 na przykład czeladnicy należący do „devoirs" mają potrójną dewizę: „Oddawać cześć Bogu. Dbać o dobro mistrza. Chronić czeladników." Lecz doktorzy Sorbony twierdzą, że „czeladnicy — przeciwnie — obrażają Boga, profanując wszystkie tajemnice naszej religii, rujnują majstrów (...), wybierają urzędników: sędziego, namiestnika, pisarza i komornika; utrzymują kontakt między miastami i posługują się hasłem, dzięki któremu się rozpoznają, a które trzymają w tajemnicy; tworzą zatem ligę obronną przeciw terminatorom uczącym się zawodu, którzy nie należą do ich kliki, biją ich i maltretują." Uniwersytet uważa za bezeceństwo i bluź-nierstwo to, że używają Ewangelii do tajnej przysięgi nowego członka swojej wspólnoty, zakazują wyjawiania tajemnic nawet spowiednikom, naśladują chrzest z udziałem chrzestnych rodziców. Przyjęcie czeladników szewskich do wspólnoty odbywa się w taki oto sposób: „umieszczają na stole chleb, wino, sól i wodę, które nazywają czterema pokarmami. Przed stołem staje kandydat, który ma być przyjęty do wspólnoty jako czeladnik; rozkazują mu, by złożył przysięgę nad tymi czterema pokarmami na swoją wiarę, swoje miejsce w Raju, na Boga, na swoje bierzmowanie i chrzest; po czym mówią mu, że musi przybrać nowe imię i być ochrzczony. Kiedy pada imię, jakie kandydat chce przy- H — Bluche 209 Życie ubogich 210 brać, jeden z obecnych czeladników wylewa mu na głowę szklankę wody mówiąc: «Chrzczę cię w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego*. Ojcowie chrzestni natychmiast podejmują się nauczyć swego syna chrzestnego rzeczy, jakie należą do wyżej wymienionego «devoir»." m W tym miejscu parodia graniczy z bluźnierstwem. / Wędrówka po Francji jest tak ważna, że z niej się może wywodzą związki czeladnicze. W XVII wieku wędrówkę tę odbywali nagminnie ci, którzy chcieli zdobyć wyjątkowo dobre umiejętności w zawodzie. Każda prowincja, a niekiedy i każde miasto miały własne „szczególne umiejętności", używały „sposobów mało znanych albo i całkiem nie znanych gdzie indziej". Toteż w niespełna trzy miesiące po przyjęciu do wspólnoty czeladnik musi wyruszyć w drogę. Widać go z daleka, jak z grubym kijem w ręce, torbą na plecach i manierką przewieszoną przez ramię idzie długim, miarowym, spokojnym krokiem. Żaden zbój nie napadnie na świeżo przyjętego czeladnika. Jest człowiekiem ubogim, mocnym i ma kij, który wart jest porządnej maczugi. Worek jego nigdy nie jest ciężki, ale wypełniony narzędziami, które mu są potrzebne do wykonywania zawodu. Idąc wyśpiewuje rozmaite piosenki marszowe i to go podtrzymuje na duchu: musi przejść tyle mil! Najbardziej popularne z tych piosenek wydają się równie długie jak droga, która go czeka. Mają kilkadziesiąt strofek, w których wyliczone są dobre postoje, tak że piosenki te stanowią właściwie swego rodzaju przewodnik: Wyruszając tedy w drogę, Przez Etampes przechodzić mogę, Idąc w Orleanu stronę. Miasto Blois i Tours w Turenii, Saumur, Angers, no i inne, La Rochelle też nie ominę. Do słów tych piosenek są często wplecione opinie o miejscowościach, jakie leżą na drodze wędrowca: Dobre jest miasto Carcassonne, Trafić też można do Narbonne, Gdy dotrzeć ma się do Beziers. Pezenas to miasto ładne, Ale panny tam szkaradne, Zupełnie tak jak w Montpellier.179 Wędrowny robotnik przybywający do miejscowości, w której ma się zatrzymać, idzie od razu do „cayenne", czyli domu czeladników. Zewnętrznie dom ten nie różni się niczym od karczmy. W rzeczywistości jest to „Devoirants" i „gavots" schronisko ciepłe i braterskie, którym rządzi „matka" (albo „wspólna matka", albo „matka czeladników"). Na początek przybysz dostaje tam jeden darmowy posiłek, albo nawet i dwa, oraz nocleg przez jedną czy dwie noce. Dla wędrowca, który idzie dalej, te dwie doby odprężenia są błogosławieństwem, dla tego, kto szuka pracy, również. W rzeczywistości czeladnicy ci stawali się w całej Francji i w cechach, gdzie wodzili rej, znawcami rynku pracy. Biada tym, którzy wybierali robotników spoza stowarzyszeń czeladniczych, kiedy nie brakowało czeladników, wędrujących w poszukiwaniu pracy. Najpoważniejsze konflikty wybuchały z powodu zatrudnienia; wszystkie one początkowo wywoływane były za sprawą „devoirs". W roku 1660 burzą się murarze, w 1667 znowu murarze, i to pociągając za sobą inne zawody, w 1680 — stolarze, w 1681 — dekarze, w 1683 — kapelusznicy, w 1684 — znowu dekarze, w 1691 znowu stolarze, w 1692 — znowu dekarze, 1695 i 1696 — stolarze, bardzo, jak widać, niespokojny element, w 1697 — cieśle i kowale, w 1699 — kapelusznicy, za których przykładem poszły inne zawody, w 1700 — znowu czeladnicy ciesielscy, w 1702 — ślusarze i przedstawiciele kilku innych zawodów, w 1704 — piekarze, lecz także stolarze, w 1708 i 1710 pewna liczba rzemieślników należących do różnych cechów. Konflikty z majstrami cechów albo kupcami mają niekiedy charakter strajków; nie chcąc jednak wywołać represji, czeladnicy wolą używać taktyki mniej gwałtownej i skuteczniejszej zarazem. Zakazują pracy w jakimś warsztacie, „potępiają" ten warsztat na kilka dni czy tygodni, w niektórych przypadkach na wiele miesięcy, a ostatecznie na wiele lat. W roku 1677 czeladnicy stowarzyszeni bojkotowali w Dijon trzy czwarte zakładów stolarskich, w Tuluzie w 1682 roku — całe miasto. Kiedy takie rzeczy się dzieją, majstrowie są sterroryzowani. Niektórzy wpadają na pomysł utworzenia swego rodzaju antystowarzyszeń, łączących kilka miast. Inni domagają się, by władze zakazały tych tajemnych stowarzyszeń. Nie są jednak nigdy jednomyślni. W Dijon, mieście skłonnym zaiste do buntów, w 1698 roku pięćdziesięciu czterech majstrów stolarskich łączy się, by przeciwdziałać wybrykom swoich czeladników. I tylko czterdziestu czterech głosuje za zniesieniem lig robotniczych, dziesięciu myśli natomiast, że „devoir" powinien nadal istnieć, „tym bardziej że wyżej wymieniony «devoir» był przyznany wyżej wymienionym czeladnikom przez dużą część wyżej wymienionych majstrów zgodnie z postanowieniem zawartym z najstarszym Owinni to robić dobrzy ojcowie rodziny". Co bynajmniej nie znaczy, że młodzi są „rozpieszczani":26 troskliwy ojciec rodziny dba przede wszystkim o to, by dobrze wychować dzieci. „Jako na- Majstrowie i robotnicy jemnicy wszyscy terminatorzy zaczynają od tego, że dokładnie czyszczą i zamiatają warsztat i drzwi wejściowe; starannie zbierają narzędzia czeladników i wszystko, co się wala po kątach, zarówno rzeczy majstra, jak i czeladników; dobrze służą czeladnikom, podają im wszystko, czego tamci potrzebują do pracy; przynoszą im jedzenie i picie." 102 Znana jest skarga terminatora, który nie może wypełnić wszystkich zachcianek robotników: Ten chce białego, ów burgunda zasię, Jeśli się spóźnię, dostanę po nosie; Toteż często dzień cały, bez chwili spoczynku, Latam tak od jednego do drugiego szynku. Terminatorzy mają szybko wykonywać rozkazy tych tyranów i „za- ' biegać o ich sympatię, gdyż często raczej czeladnicy niż majster naprawdę uczą młodych zawodu".102 Zanim terminator nauczy się wykonywać swój zawód, musi robić w domu prawie wszystko: ściele łóżka czeladników, załatwia różne sprawy dla majstra. Jeśli nie płaci za naukę, każą mu zmywać naczynia, chodzić z dziećmi na spacer, czyścić buty i „inne brudy", na co się nie godzą ci, którzy za naukę płacą. Wydaje się jednak, że terminatorzy nie narzekają nadmiernie na te ciężkie warunki. Każdy z nich wie, że po właściwym czasie zdobędzie kwalifikacje zawodowe. Niekiedy od razu staje się pracodawcą, a to jest jeszcze jeden powód, by majster traktował go po ojcowsku. Uprawianie zawodu nie ogranicza się zresztą do pracy w warsztacie, sklepie czy mieszkaniu rzemieślnika. Zawód widać wszędzie. Jest związany z życiem w społeczeństwie. Konfraternie zawodowe stanowią najlepszy przykład tego stanu rzeczy. Zakładane pod płaszczykiem pobożnych praktyk, stowarzyszenia te, w których jednak cele towarzyskie niebawem zaczynają współzawodniczyć ze sprawami religijnymi, niekiedy powstały wcześniej niż cechy. Tak było na przykład z szewcami w mieście Castres. Konfraternia ich, której statut został zatwierdzony przez biskupa w 1673 roku, przekształca się w warsztat zaprzysiężony w roku 1707. Zachowuje mimo to charakter konfraterni, dysponuje osobną kaplicą w jednym z kościołów miasta. „Zaskoczyłoby to zapewne wielu konfratrów tych zawodów, gdyby próbowano ustalić w ich stowarzyszeniach granicę między tym, co duchowe, a tym, co doczesne." 102 Istnieją konfraternie wspólne dla dwóch czy trzech zawodów, inaczej natomiast sprawa wygląda z zawodami, które bywają podzielone między kilka konfraterni. Każdy zawód natomiast ma tylko jednego patrona. 213 r Życie ubogich 214 Kryspin jest patronem szewców, a Eliasz — patronem złotników i kowali, Michał — cukierników i „mistrzów strzeleckich", święty Mikołaj — marynarzy.28 Wizerunków ich nie przechowuje się w zacisznych kaplicach, powiewają „na chorągwiach, które są sztandarami całych wspólnot".102 Na czele cechów stoją cechmistrzowie lub syndykowie, konfraterni zaś — starsi. Przysięgli są często wybierani spośród dawnych starszych. W wielu przypadkach zresztą konfraternia jest już tylko stowarzyszeniem majstrów. Od roku 1660 państwo uznaje i kontroluje konfraternie, tak samo jak pilnuje cechów i wspólnot rzemieślniczych. Konfraterniami opiekuje się Kościół i administracja, stowarzyszenia czeladników natomiast, które mają charakter bardziej buntowniczy, stają się coraz mniej jawne. Zawsze możliwym nieporozumieniom na tle zawodowym sprzyja przeciwstawienie: chorągiew majstra a ozdobna laska czeladnika. MIGRACJE LUDNOŚCI W latach 1693, 1694 i 1709, kiedy to surowy klimat zniszczył zasiewy, wygórowana cena chleba pociągnęła za sobą niedożywienie ludności, a niedostatki te nadały epidemiom piorunującą siłę destrukcyjną, litościwa administracja nie wiedziała, co robić. Przytułki musiały przyjmować trzy-albo czterokrotnie więcej włóczęgów niż zazwyczaj. Wtedy władze przyszły ludności z pomocą, starały się zatrudniać biedaków przybyłych do miasta w poszukiwaniu pracy i chleba. Tak na przykład 6 sierpnia 1709 roku, chcąc gdzieś ulokować i zatrudnić żebraków, król otwiera w Paryżu „warsztaty publiczne". Los, jaki spotkał te prototypy warsztatów narodowych z roku 1848 nie był lepszy od losu tamtych. Pewien świadek notuje na marginesie aktu królewskiego: „Po otwarciu owych warsztatów wybuchł bunt wśród wszystkich biedaków w Paryżu i trzeba było dać spokój tym pracom. Niepotrzebnie zgromadzono wszystkich tych ludzi, którzy przymierali głodem. Zamknięto sklepy w wielu dzielnicach i trwało to aż do wieczora." m Te nieszczęsne „ruchawki" biedaków pozostały jednak incydentalne. W innych, które znano już w średniowieczu, brali udział nie przymierający głodem biedacy, lecz pracowici mieszkańcy gór i okolic podgórskich. „Sezonowe wędrówki górali" na sąsiednie równiny i miasta, „szukających tam uzupełnienia swoich środków materialnych w zamian za pracę",163 stają się coraz częstsze. Zjawisko to można porównać do obecnego napływu imigrantów do Francji. Godząc się na porzucenie miejsc rodzinnych i na nędzną egzystencję, ludzie pracy oszczędzają sporo grosza. Fakt ten zwraca uwagę administracji i niebawem fiskus zaczyna się nim interesować. Migracje ludności „W memoriale z roku 1698 intendent Lyonu d'Herbigny oblicza na sumę od 20 000 do 25 000 liwrów pieniądze wpłacone przez karczowników czy traczy z Foreze." 168 Karczownicy ci nie przybyli tam pędzeni głodem. W miejscowościach górzystych, gdzie rozwinęła się uprawa rozmaitych roślin, ludność ucierpiała mniej na skutek kryzysu żywności niż na równinach. Intendenci z końca XVII wieku chętnie podkreślają kontrast między wyrośniętymi i silnymi góralami a nędznymi, chorobliwie wyglądającymi mieszkańcami równin — Limagne czy basenu Roanny — którzy widocznie źle się odżywiają i cierpią na malarię. W górach mieszka jednak za dużo ludzi w stosunku do powierzchni ziemi ornej. Zresztą rodziny są tam liczniejsze ,niż na równinach (siedem osób, podczas gdy na równinach cztery lub pięć), a gospodarstwa niewielkie. Wobec czego mocni i przedsiębiorczy młodzieńcy, którzy pragną zarobić trochę pieniędzy, by niezbyt późno założyć rodzinę, przygotowują się co pewien czas do wyjazdu na równiny; podpisują pełnomocnictwo na zarządzanie swoimi skromnymi posiadłościami i ruszają w drogę. Jeśli już są żonaci, jeśli wyjeżdżają daleko, na przykład do Hiszpanii albo aż do Andaluzji, by dużo zarobić, narażają się na sporo niebezpieczeństw. Mieszkaniec Thiśzac w Górnej Owernii Hugo Benech wybiera się w 1666 roku po raz drugi do Hiszpanii. Ale żona jego, Janina Bom-par, skorzystała z pierwszej nieobecności męża, by go zdradzać i prowadzić „złe życie". Wobec czego Benech powierza swemu bratu, księdzu, „zarządzanie" swoimi sprawami i upoważnia go całkowicie, by „kontynuował dochodzenie celem otrzymania satysfakcji za wyżej wymienione przestępstwo cudzołóstwa (...) aż do rozpatrzenia sprawy i wydania ostatecznego wyroku." 193 Niektóre wędrówki przynajmniej z początku mają charakter ściśle sezonowy. W lecie mieszkańcy Quercy czy Rouergue dosłownie się biją, by pracować w Akwitanii podczas żniw, a kosiarze z okolic Comminges przybywają na sianokosy w okolice Tuluzy. Murarze zaś wyjeżdżają z Owernii, Limousin i Marche na dziewięć miesięcy. Opuszczają wieś w marcu, a wracają dopiero w listopadzie. W roku 1693 i 1709 mróz i nędza zmuszają ich do powrotu na rolę, przed głodem ratują się na wsi* której właściwie już wcale nie znają. Podobnie jak wielu z tych wędrowców murarze chętnie łączą się w grupy liczące od pięciu do sześciu członków, którzy częstokroć należą do tej samej rodziny lub pochodzą z tej samej miejscowości. Wyruszają w drogę pod przewodnictwem „majstra", kierownika i przewodnika jednocześnie. Murarze z Marche, Limousin czy Combrailles docierają do Lyonu „przez Bourganeuf, Pontarion, Aubusson, a potem do Owernii przez 215 •r if Życie ubogich 216 Saint-Avit, Pontaumur, Pontgibaud, Clermont, Pont-du-Chateau, Thiers, Noiretable i dalej do Forez przez Feurs".163 Grupy te pokonują zawsze te same odległości, zatrzymują się w tych samych karczmach, ale szczegóły ich podróży zmieniają się często. Mieszkańcy okolic, przez które prowadzi ich droga, poznają ich po okresach, kiedy wędrują, i po ich mowie, ubraniu, narzędziach. W Verdilly-en-Champagne proboszcz chowa 8 stycznia 1694 roku „obcego", którego znaleziono martwego, a po narzędziach, jakie . nieboszczyk miał przy sobie, rozpoznano go jako kotlarza z Owernii. Ten nieszczęsny czeladnik, ofiara mrozu, a może i głodu, był także ofiarą samotności. Lepiej bowiem jest podróżować w grupie albo w towarzystwie kolegi. W roku 1707 tracze z Allanche, którzy szli do Langwedocji, omal nie zostali dwukrotnie aresztowani i wtrąceni do więzienia. Za pierwszym razem wzięto ich za dezerterów, za drugim za przemytników soli!IBS Niewykwalifikowany czeladnik nie zawsze wraca do domu. Na początku XVIII wieku pewien młodzieniec z Saint-Christophe w Górnej Owernii znany pod ogólnikowym przezwiskiem Lauvergnat, zarabia na życie jako gagne-petit, czyli wędrowny szlifierz, chodząc „z domu do domu". Po jakimś czasie zakochuje się w robotnicy, prządce złotych nici. Projekty małżeńskie skłaniają go, by gdzieś osiadł. Instaluje się więc koło rzeźni szpitala miejskiego, gdzie dostaje pracę. Jako rzemieślnik osiadły, który niebawem ma założyć rodzinę, były szlifierz nie powróci do gór. Tracze z Livradois co roku wracają na wieś, murarze natomiast pozostają niekiedy przez długie lata z dala od domu. Hektor Malot nie wymyślił starego Barberina. Dwa wieki przed Bez rodziny (1878) wielu murarzy z wyżyny środkowej długo nie powracało z miasta. Jan Deneufville z Bertignat to skrajny przypadek. Przebywa poza domem od roku 1680. Wraca do żony po szesnastu latach nieobecności i mówi, że chce „rozwiązać i przerwać swój związek małżeński". Po namyśle stosuje rozwiązanie bardziej radykalne: dusi biedną kobietę.163 Murarze i kosiarze, kotlarze i tracze, pracownicy sezonowi i wędrowni mają pewien rys wspólny. Każdy z nich ma dwa zawody. Początkowo są wszyscy robotnikami dniówkowymi albo drobnymi rolnikami. Postępują zgodnie z tak charakterystycznym dla ancien regime'u zwyczajem pełnienia dwóch funkcji. Wszyscy pracują, przynajmniej podczas pierwszych wędrówek, by kupić sobie trochę ziemi lub powiększyć ten kawałek, który już mają. Ci wędrowcy, którzy tak skwapliwie przejmują wady właściwe ludziom z miasta i pokpiwają przy okazji z „zasiedziałych" rolników, w gruncie rzeczy marzą, by osiąść na roli. Rozdział dziesiąty Ludzie ,tutejsi" Nazywamy właściwie „tutejszymi" tych,' którzy pochodzą z danej miejscowości, a „mieszkańcami" tych/ którzy do niej przybyli, by osiąść na stałe. Furetiśre Każdy zawód przyczynia się w pewien właściwy mu sposób do podtrzymywania monarchii. Rolnik pracując dostarcza żyw-ności dla całego tego wielkiego ciała. .,,.?. Ludwik XIV Czy mamy zatem mówić o „biednym rolniku", czy o wesołym rolniku? Niełatwo to rozstrzygnąć. Z trudem już wyobrażamy sobie rozmaite kondycje ludzkie, jakie się kryją pod tym prostym słowem „rolnik".126 W regionie paryskim, w Burgundii, we wschodniej i północnej Francji słowo to „oznacza osobę, która używa dużego narzędzia do uprawy roli — wielkiego pługa z Północy" i ma odpowiedni zaprzęg — kilka koni lub kilka wołów. Taki rolnik jest na wsi gospodarzem, osobą szacowną. W Bretanii dokumenty kościelne mówią o arendarzach (metayers) i dziedzicznych panach (domaniers). Słowo „rolnik" nie występuje w tych dokumentach w ogóle. Zamożny wieśniak podaje swoje imię i nazwisko i nie dodaje żadnego określenia. W Andegawenii wieśniacy, których większość jest dzierżawcami (fermiers), nazywają siebie arendarzami, jeśli mają czterdzieści mórg, a zagrodnikami (closiers), jeśli mają ich tylko dwanaście.1" Różne są nazwy, podobnie jak różne są także kondycje „tutejszych". Pojęcie „tutejszy" (manant) należy zresztą sprecyzować: jest to przeciwieństwo „mieszkańca". „Tutejszy" jest tym 'na wsi, kim mieszczanin w mieście: człowiekiem, który ma tam niejako korzenie; „mieszkaniec" natomiast to przybysz. Czyż można zresztą traktować osobistości wiejskie (owych coqs de village), oberżystów, kowali i rolników na równi z wyrobnikami dniówkowymi, nawet jeśli mają ziemię? Nie ma podobnych prowincji w tej wiejskiej Francji; nie ma dwóch zupełnie jednakowych wsi, a nawet w tej samej wsi ludzie, którzy się nie cieszą szacunkiem, nie mają wykształcę- r Ludzie „tutejsi" 218 i majątku, stanowią coś w rodzaju mikrokosmosu pełnego odcieni: to miniaturowy obraz społeczeństwa całego królestwa. Jakże łatwo jest jednak wydawać sądy ogólne! Skłonni jesteśmy lekceważyć różnice, zacierać hierarchie, traktować globalnie wszystkich ludzi ze wsi. Ten zły zwyczaj sięga bardzo odległych czasów. Był sobie raz' — a nie jest to bajka — pewien „mieszczanin szlachcicem", Jan de la Bruyere, skarbnik Francji w okręgu podatkowym miasta Caen (gdzie nie postała nigdy jego noga), dworzanin w domu księcia Kondeusza (którego pałac opuszczał tylko po to, by mieszkać w Paryżu). Otóż ten La Bruyere, mieszczanin w całym tego słowa znaczeniu, pozostawił krótki, napisany w pośpiechu, dziwaczny szkic poświęcony wieśniakom. I nawet mu się nie śniło, że ten tekst przyniesie mu taką sławę pośmiertną. Jest to jednak szkic równie karykaturalny jak napisana dwa wieki później Ziemia Emila Zoli. To dowodzi, że literaci zmieniają się mało, i potwierdza pewną prawdę: mieszkańcy miast — nawet ci, co ostentacyjnie wychwalają „naturę" — wcale nie znają „wsi". W latach osiemdziesiątych swojego stulecia, a czterdziestych własnego życia Jan de La Bruyere odkrył „dzikie zwierzęta" (widzę w tym raczej pogardę niż litość) sczerniałe, wyszarzałe, spalone od słońca. Stereotypy te o barwach brutalnie skontrastowanych powinny już były wydać się podejrzane: jakże bowiem tyle brudu i tyle spalenizny — razem czy z osobna — pozwoliłoby dostrzec rzekomą szarość cery tych ludzi? Ale autor ciągnie swój opis. Owe „dzikie zwierzęta" grzebią się w ziemi (taki przecież mają zawód), i to z uporem (na wsi mniej się jest skłonnym do nieróbstwa niż w mieście). Mieszkają zaś w „lepiankach" (tak pogardliwie nazywa wiejskie chaty ten mieszczuch) i „żywią się czarnym chlebem, wodą i korzonkami" (warto sobie przypomnieć traktat gastronomiczny Massialota: nawet diuk Orleanu jada „korzonki", przynajmniej w postne dni). Teraz, po egzegezie, możemy przystąpić do syntezy. Z tekstu Charakterów czytelnik więcej się dowie o paryżanach i ich próżności niż o wieśniakach francuskich. Warto jednak się przyjrzeć temu, co ów La Bruyere opowiada nam o nich. To ludzie twardzi, pracowici, zawzięci, wstrzemięźliwi, którzy z braku mięsa (nie liczmy kurczaków, wieprzowiny ani przypadkowych trofeów kłusownictwa) jedzą dużo jarzyn. Wszystko to jest zgodne z prawdą i przynosi zaszczyt „tutejszym". Większy znawca w tej materii niż La Bruyere, nieznany autor Biednego rolnika, opiewa ciężką pracę wieśniaków i nie używa wyłącznie ciemnych barw: ,• iia-.-ao-- :• . j. --,•.,-.;/.. >'u Wioska świętych Biedny chłop, co na roli Codziennie się mozoli. Ledwo na świat się zrodzi, Zla dola nań przychodzi. Wiatr, burza czy też słota, W polu stara robota. Gdy niebem chmury gonią, On w pole idzie z broną!... Ale zawsze wesoły, Kiedy popędza woły, Mimo ciężkiej swej doli. Nie jest księciem ni królem, Ani hrabią, ni panem, Co się żywią do woli Biedą chłopa na roli.117 Te „dzikie zwierzęta" mają duszę, a Kościół o nią dba działalność duszpasterską dostosowaną do ich potrzeb. 219 prowadzi WIOSKA ŚWIĘTYCH Ksiądz Bremond wygrzebał gdzieś uroczą książeczkę, przesiąknięte pobożnością ludową dzieło wydane w 1668 roku. Jest to: Nowy zbiór żywotów świętych, którzy mogą świecić przykladem wszelkim osobom pracującym na wsi, nie będzie tu mowy o cudach tych świętych ludzi, lecz jedynie o ich postępkach, które każdy może naśladować, i o takich, jakich • należy w pracy unikać. W Nowym zbiorze przedstawione zostało życie pewnej wioski francuskiej w XVII wieku. Każdy zawód jest uprawiany przez jakiegoś świętego: Kosma i Damian są lekarzami, chirurgami i aptekarzami, święty Marcjan jest notariuszem, święty Baldomer — kowalem i ślusarzem, Gencjan — oberżystą, Homebon — kupcem, święty Apronian — komornikiem, Onufry — tkaczem, święty Armogast — świniopasem, itd. Ci święci ludzie zwykłym językiem mówią o pobożności i moralności. Każdy z nich się zwraca do kolegów po fachu, ukazując nam przy okazji pokusy, jakie tkwią w rozmaitych kondycjach ludzkich, oraz złe zwyczaje właściwe różnym zawodom. Kosma i Damian błagają współbraci, by „zachowywali czystość, o czym nie zawsze pamiętają osoby uprawiające ten zawód co oni". Wzorowy notariusz poucza, że przystępując do pracy, należy się pobożnie przeżegnać i zawsze „nawoływać do dawania jałmużny na ubogich parafian". Dobry hotelarz nie powinien — zgodnie ze świadectwem świętego Gencjana — wieszać na ścianach sprośnych malunków, lecz zdo- Ludzie „tutejsi'1 220 bić pokoje w swoim zakładzie pobożnymi obrazkami. Idealny komornik niech z początku przyrzeknie, że nigdy nie będzie wchodził w porozumienie z przeciwnikami, po czym posunie tak dalece miłość chrześcijańską, że „nie będzie zajmował za długi koni ani niczego, co jest potrzebne do zarabiania na życie". Ślusarza kusi oczywiście podrabianie kluczy lub korzystanie ze swoich umiejętności, by bezecnie otwierać drzwi cudzych domów. Surowo upomniany przez świętego Baldomera, oprze się tym zachciankom czy złym przyzwyczajeniom. Niech skromny tkacz wiejski cieszy się, że się wyspecjalizował w grubych płótnach, i nie wyrabia przejrzystych tkanin, które nakłaniają do grzechu ciała! Czuwa nad nim Onufry... Ogólnie rzecz biorąc, każdy człowiek powinien stawiać na pierwszym miejscu służbę Bogu i przedkładać ją nad korzyści osobiste. Tak więc kupiec, który jest dobrym chrześcijaninem, będzie „zawsze zaczynał pracę od złożenia jałmużny", a właściciel winnicy jako pierwszy w swojej parafii „ofiaruje Bogu wino do mszy". „Pod opieką tych dobroczynnych świętych — konkluduje ksiądz Bremond — takie praktyczne lekcje moralności i symbolicznej wzniosłości poruszały delikatnie niezliczone sumienia." 94 Wysokie wymagania kontrreformacji nie znają granic społecznych. Każdego się nakłania do doskonałości na chwałę Boga. GŁĘBOKA PROWINCJA Dobrze prowadzone i starannie przechowywane archiwa kościelne dają pewne wyobrażenie o życiu głębokiej prowincji. Bardzo wymowne wydają się archiwa diecezji Sśez. Jej dziewięćdziesiąt osiem parafii — biskupstwo to nie jest małe — należy do dolnej Normandii albo regionu Perche. Jest to diecezja rolnicza we Francji rolniczej. Alengon, główne miasto diecezji, nie jest osadą, która się rozrasta. Kłótnie jezuitów i jan-senistów są tu prawie nie znane. Niepodobna natomiast nie wspomnieć o tym, co tutaj się czci i czym chlubi się Kościół: o La Trappe, opactwie cystersów obostrzonej reguły, tak zwanych trapistach i o ich słynnym opacie de Rancś. Czwartego czerwca 1699 roku do Sśez przybywa Jego Ekscelencja d'Aquin, młody prałat, który traktuje swoje zadanie bardzo poważnie. Wierny zasadom soboru trydenckiego biskup d'Aquin będzie sumiennie odbywał wizyty duszpasterskie, pierwszą w latach 1701—1703, drugą w 1704—1709. Przed każdą podróżą wysyła do proboszcza, którego zamierza odwiedzić, pismo, pouczenie, prywatny list, wreszcie memoriał, bardzo szczegółowy kwestionariusz, w którym proboszcz ma wymienić wszystkie Głęboka prowincja miejscowe wykroczenia (przekleństwa, bluźnierstwa, cudzołóstwa, lichwę 221 itp.) i opisać-praktyki religijne swoich parafian, szczególnie poszanowanie niedzieli i komunii wielkanocnej. Zachowane w archiwum odpowiedzi na te memoriały, podobnie jak sprawozdanie z odwiedzin duszpasterskich, dotyczą czterystu dziewiętnastu parafii na ogólną liczbę czterystu dziewięćdziesięciu ośmiu i zawierają dokładne informacje o dwustu dziewięćdziesięciu czterech spośród nich, rozdzielonych między pięcioma archidiakonatami.117 Sporządzone w pobożnym celu oceny wiary parafian zależnie od praktykowania oraz podane w nich liczby pozwalają odtworzyć życie pewnej prowincji francuskiej na progu XVIII wieku. Duchowieństwo nie uniknęło w tych dokumentach krytyki: mogłoby być bardziej wykształcone. Poza tym nie wszyscy księża przebywają zawsze w swoich parafiach. Kilku z nich zagubiło memoriały biskupa, a później także protokoły jego odwiedzin. Tym, którzy zapominają odpowiedzieć na pytania dotyczące katechizacji albo wyznają, że dzieci z ich parafii nie przychodzą na naukę katechizmu, można zarzucić co najmniej brak gorliwości. Zdarzyły się „słabości znamienne" w jednej parafii na dziesięć; jedno nadużycie szczególnie irytuje Jego Ekscelencję z Sśez: sprzeniewierzenie jałmużny przeznaczonej dla biednych! Ale obok tego ileż dobrej woli, a często także gorliwości! Zdumiewającą intensywność praktyk religijnych, jaką stwierdzamy na podstawie tych tekstów, Kościół zawdzięcza trochę wiernym, przede wszystkim jednak kapłanom. Niektórzy z nich mają dostatecznie duży autorytet wśród swoich owieczek, by wpoić im surowy kodeks moralny: powinni zaniechać wiarołomstwa małżeńskiego, wystrzegać się procesów sądowych, nie zaglądać za często do karczmy, rzadko chodzić na zabawy taneczne lub całkowicie z nich zrezygnować. Księża ci bliżsi są Wincentego a Paulo niż współczesnego im niepokojącego księdza Mesliera. W regionie Seez jest dużo szlachty, każda parafia ma co najmniej jednego wielmożę. Szlachta ta mieszka na miejscu (nie /ziemianie wszakże zaludniają pałac w Wersalu). Ma zalety i wady swojej klasy. Chce dyktować prawa, stawi czoło nie tylko proboszczom, lecz także biskupom. Wszczyna zatargi z miejscowymi rolnikami, broniąc swoich praw senio-ralnych; to bowiem prawda, że „reakcja szlachecka" nie jest wcale zjawiskiem charakterystycznym dla lat 1770—1780, lecz występującym stale, opartym raczej na prawie niż na przemocy, co nie zawsze się kończy pomyślnie dla silniejszego. Takie zresztą fakty jak te, że niejaki d'Ouilly, pan na Destroit, przez czternaście lat nie przystępował do wielkanocnej komunii świętej, a pan du Pont de Baise ma nieślubne dzieci ze swoją służącą, to przykłady gorszące dla ludu, ale wykroczenia bardzo ludzkie. Podłożem kłótni ziemian z duchowieństwem są prawa honorowe przysłu- Ludzie „tutejsi" 222 gujące fundatorom kościołów i klasztorów i mające charakter dziedziczny. Ani ci, do których należy zgłaszanie kandydatów do beneficjów, ani ci, którzy wydają nominacje proboszczom, nie mają ochoty z tego zrezygnować. Biskup d'Aquin uważa jednak, że obowiązku tego powinien dopełniać osobiście on, a nie ci notoryczni grzesznicy i jaśniepanowie, którzy na Wielkanoc nie przystępują do komunii świętej. Ziemianin pragnie być pierwszy w kościele, tak jak jest pierwszy w swoim majątku. Lubi więc mieć księdza w kaplicy zamkowej, nawet kiedy w miejscu tym zakazane są praktyki religijne, i bardzo chętnie — w przypadku zatargu z proboszczem — zaprasza wiele osób „tutejszych" na swoją mszę senioralną; poza tym często odprawia się tylko dla niego nabożeństwo w kościele parafialnym. Jeden wielmoża żąda przebicia drzwi, by wygodniej mu było iść z domu do zarezerwowanego dla niego miejsca w kościele, drugi życzy sobie po śmierci spoczywać w prezbiterium, a nie w nawie, trzeci domaga się, by jego serce zostało pochowane po śmierci pod ołtarzem, czwarty wszczyna w kościele bójkę na pięści z rywalem zazdrosnym o swoje przywileje, piąty każe wymalować „swój herb zamiast dwunastu krzyży konsekracyjnych", szósty nie chce, by ksiądz odprawiał mszę w nowym kościele, gdzie należne mu zaszczyty mogłyby być uszczuplone, siódmy nie opuszcza nabożeństw, ale na złość proboszczowi przez pięć lat nie przystępuje do komunii świętej, ósmy odmawia płacenia za miejsce w kościele, dziewiąty wymaga, by dano mu klucze od kościoła, dziesiąty zarządza niezwłoczne przesunięcie konfesjonału, jedenasty — szlachetny Eustachy Laurencjusz Heudine, pan na Brecour, wielmoża z parafii Breuil, zwraca się do archidiakona z Exmois, pana de Farcy, z pretensją dotyczącą jego praw jako fundatora. Sprawa oparła się o parlament, który wydał dekret przychylny zgłoszonym roszczeniom.117 Wreszcie w Wielki Piątek roku 1703 pan d'Ouilly, który — jak widzieliśmy — buntował się przeciw wielkanocnemu obowiązkowi, zażądał mimo swego złego postępowania, by mógł w czasie liturgii paschalnej w Wielki Piątek przystąpić pierwszy do adoracji krzyża przed damą, którą sobie wybierze! Niektórzy szlachcice kupują jednak kielichy mszalne i dają duże sumy na remont kościoła parafialnego, inni podejmują się niewdzięcznej funkcji skarbnika konserwacji budynków kościelnych. A kiedy w zimie 1709 roku nędza wzrasta, Jego Ekscelencja d'Aquin skutecznie upomina się o udział „tutejszych wielmożów i dam" w ogólnej dobroczynności. Zarzuty, jakie proboszczowie diecezji robią ludowi (łącznie ze średnim i drobnym mieszczaństwem) — mimo oburzenia, jakim czasem tchną — nie wydają się bardzo poważne. Księża używają przy tym słów takich jak zepsucie czy rozpusta, wytykając drobne zajścia, ciągłe bójki i awan- Wzorowe praktyki religijne tury wybuchające w karczmie albo przy okazji zabaw tanecznych. 223 W Alencon karnawał trwa niekiedy do niedzieli zapustnej, z pochodniami, maskaradą, zamieszaniem i rozpustą, i to niemal pod nosem biskupa: niegodne to zaiste przygotowanie się do skupienia, jakiego wymaga wielki post. Niemal całe zło pochodzi z karczmy, tego źródła wszystkich nieszczęść. A w parafii Notre-Dame de Mortagne jest aż osiem karczem. W niedzielę roją się one od gości i są czasem otwarte w godzinie sumy, wbrew wymaganiom prawa. W dniu świętego patrona miejscowego kościoła karczmy stają się gniazdem wszelkich awantur, prawdziwej obrazy tego święta. Ponadto karczmy stanowią stałą zachętę do pijaństwa, które prowadzi do bijatyk, jeśli nie do morderstw. Tańce spotykają się także z powszechną krytyką jako pretekst do rozwiązłości seksualnej i kłótni. Niektórzy proboszczowie zwalczają gorliwie te dwa źródła zła. Trzech spośród nich zdemolowało nawet miejscowy szynk czy też uzyskało jego zamknięcie! Niektórzy przedsiębiorczy i niezależni parafianie radzą sobie, jak mogą: przeprawiają się na przeciwległy brzeg rzeki Huisine i idą na tańce do diecezji Chartres.117 To wszystko nie przybiera jednak niebezpiecznych rozmiarów. Na pięćset parafii wymieniony został tylko jeden wolnomyślny nauczyciel i kilka ciąż szczęśliwie uświęconych małżeństwem. Można też ubolewać, że jeden skarbnik na trzech nie wykonuje należycie swoich obowiązków: w niektórych parafiach od dwudziestu lat nie sprawdza się rachunków. Pożałowania godne zaniedbania uniemożliwiają albo opóźniają restaurację kościołów, którym grozi ruina. Żadne z odnotowanych w archiwach wydarzeń nie woła jednak o pomstę do nieba, nawet zbiorowe pijatyki miłosiernych braciszków z Saint-Mard w Reno, bawiących się „w habitach i czapkach wespół z klerykiem w komży". Zabawy te powtórzyły się dwanaście razy, aż biskup położył im kres. WZOROWE PRAKTYKI RELIGIJNE Ci Normandowie i mieszkańcy Perche wyznają tę samą religię co ich współcześni z diecezji Rouen i Nantes, z Burgundii i z Franche-Com-te;117 postępowanie ich nie ma w sobie nic wyjątkowego, jeśli nawet dziwi katolika w XX wieku. Wiara tych ludzi nie zawsze jest oświecona, ale zawsze jest żywa i głęboka. Zdarzają się przypadki rzucania czarów, można znaleźć w archiwach kilka wzmianek o złych urokach, szczególnie w Saint-Denis-sur-Sarthon. W Bellavilliers mieszka co prawda znachor, który zapewnia, że „leczy na odległość żołądek chorego, odmawiając pewną modlitwę", Ludzie „tutejsi" 224 ale odmawianie owej uzdrawiającej modlitwy może jeszcze nie jest bluź-nierstwem. W jedenastu tekstach wytknięte zostały praktyki oszukańcze i przesądy. Irytuje to biskupa d'Aquin, ale czy to wiadomo, gdzie leży granica między pobożnością wyrażoną w gestach a przesądem? Ogromny tłum, który bierze udział w odpuście zupełnym w 1702 roku, jest budujący. Niejedna z dwudziestu dwóch parafii, które odnawiają swój kościół, należy do najbiedniejszych: na przykład parafia Pomainville, gdzie każdy brał udział w kweście na budowę nowego ołtarza. Gdzie indziej parafianie- składają się na utrzymanie wikarego, o którego proszą biskupa. Wszyscy wiedzą, jak wielką wagę Kościół rzymskokatolicki przywiązuje do chrztu niemowląt wkrótce po urodzeniu; przeszło siedemdziesiąt pięć procent rodziców podporządkowuje się w tym przypadku soborowi trydenckiemu (na dwieście dziewięćdziesiąt cztery parafie w dwustu dwudziestu ośmiu chrzci się niemowlęta natychmiast po urodzeniu, w trzydziestu siedmiu natomiast zwleka się z chrztem,'a dwudziestu dziewięciu księży nie udzieliło w ogóle odpowiedzi na ten temat). Wszyscy wiedzą, , jak ważne jest poszanowanie niedzieli. W niedzielę pracuje się tylko w sierpniu, by nie zmarnować zbiorów, i duchowieństwo na to się godzi; wyłamuje się z tego jedynie kilku kupców w mieście oraz oberżyści w miastach, miasteczkach i na wsi, karczmarze, aktorzy jarmarczni. Frekwencja na mszy niedzielnej jest wielka (w tych samych parafiach dwudziestu dwóch księży nie udzieliło odpowiedzi, stu dziewięćdziesięciu jeden oświadczyło, że na mszy obecni są wszyscy parafianie, czterdziestu dziewięciu — że prawie wszyscy, w ośmiu przypadkach cicha msza koliduje z sumą, w dwudziestu czterech parafiach wielu wiernych przywykło chodzić na mszę do innego kościoła).117 Nic więc nie zastępuje mszy. Jest ona — jak to powiedział Franciszek Salezy — „sercem pobożności".136 Dzieci dowiadują się z katechizmu o wielkim znaczeniu modlitwy, jej częściach składowych i symbolach. Król bywa co dzień na mszy, bo chce zachęcić poddanych, by co niedziela r chodzili do kościoła. Podczas nabożeństwa wierni z Ludwikiem XIV na czele odmawiają różaniec. Najbardziej wykształceni czytają „ćwiczenia do mszy świętej". Po roku 1685 publikuje się francuskie tłumaczenie stałych modlitw do nauki świeżo nawróconych (pan de Harlay w Paryżu zamówił sam w drukarni sto tysięcy egzemplarzy).1'6 Niektórzy przychodzą jednak na sumę bez wielkiego zapału, nie chcą klękać, rozmawiają o zbiorach z sąsiadem, gadają, kiedy rozdawana jest komunia. Żony nie zawsze są gorliwsze od mężów; należałoby ciągle uważać na zachowanie ministrantów.117 A to dlatego, że nabożeństwa niepomiernie przedłużają się czasem, zwłaszcza jeśli ksiądz ma długie kazanie. Nie mogąc wygłosić homilii ewangelicznej i oczywiście kazania w stylu mów Bossueta, pro- Wzorowe praktyki religijne boszczowie wiejscy upodobali sobie naiwną mieszaninę wiadomości, repry- 225 mend i kazania, a nazywają to nauką, jest to „rodzaj kazania, jakie się wygłasza co niedziela w kościołach parafialnych, by uprzedzić wiernych o świętach i postach tygodnia, ogłosić im, co powinni wiedzieć, a także, by ich pouczać w sprawach wiary i obowiązków".26 W dwustu pięćdziesię-„ciu trzech odpowiedziach na kwestionariusz biskupa z Seez dwustu czternastu proboszczów wyraża zadowolenie z postawy swoich owieczek na sumie, dwudziestu ośmiu uważa, że jest mniej więcej właściwa. Zgodnie narzekają natomiast na powszechny brak skromności.117 Pobożność i wytrwałość można także mierzyć według znaczenia, jakie się przywiązuje do inicjacji religijnej. W kilku nielicznych miejscowościach wokół Saint-Pierre-sur-Dives księża i rodzice wydają się jednakowo niedbali. Dzieci muszą paść bydło — wymówkę tę dobrze zna zarówno ksiądz, jak i nauczyciel. Jednakże w sześćdziesięciu dwóch parafiach na sto obecność dzieci na nauce katechizmu jest zaledwie dostateczna (dostateczna: 59, prawie dobra: 10, komplet: 114).117 Byłoby to niezwykle ciekawe, gdyby „diabeł kulawy" czy jakiś czarodziej mógł nam przekazać pytania i odpowiedzi tych parafii (w tym przypadku trzydziestu, sześciu na ogólną liczbę dwustu dziewięćdziesięciu czterech), w których uczęszczanie na naukę katechizmu zostało uznane za „słabe". Nigdy bowiem nie jest łatwo uczyć katechizmu w środowisku wiejskim. Panna d'Aumale, młoda podopieczna markizy de Maintenon, wie o tym z własnego doświadczenia. W roku 1708 uczyła religii dziewczynki w Avon koło Fontainebleau. Ale jej uczennice albo „wolą piękne sukienki niż łaskę Boga", albo — zapytane po godzinie wyjaśnień: „Kim jest Bóg?" — odpowiadają: „Tak"! ** Tallemant des Reaux nigdy nie przedstawił tak prawdziwie (albo przynajmniej tak prawdopodobnie) naiwnej wiary ludowej jak w tych słowach: „Przewoźnik, którego zapytano, czy Jezus Chrystus jest Bogiem, odrzekł: «Będzie nim, kiedy tamten umrze!*" " Owieczki Jego Ekscelencji biskupa d'Aquin wykupują się, jeśli tak wolno powiedzieć, podporządkowując się całkowicie katolickiemu obowiązkowi przystępowania do komunii świętej na Wielkanoc. W stu trzydziestu czterech parafiach, które dostarczyły biskupowi Seez dokładnych odpowiedzi, dwadzieścia sześć tysięcy stu sześćdziesięciu pięciu wiernych jest w porządku, stu trzech zaś — nie (czyli 0,39%). Oporni to „wędrowcy", „włóczędzy", czasem jawnogrzesznicy, którzy odsuwają się sami od Kościoła lub bywają odsuwani przez proboszcza. Są to także ludzie nowo nawróceni, którzy w głębi duszy pozostali protestantami: w roku 1699 jest ich czterystu siedemdziesięciu czterech w mieście Alengon.117 15 — Bluche w 'Ludzie „tutejsi" BOGACI ROLNICY BURGUNDZCY Nawróconymi protestantami są także w Nitry koło Tonnerre ci Reti-fowie, których Mikołaj de la Bretonne, ich potomek, przedstawił w Życiu mojego ojca", „pracy wzniosłej przez swoją wzruszającą naiwność i prawdę historyczną". Ojciec bohatera, Piotr Retif, syn bednarza, to ktoś znaczniejszy niż tzw. kogut wiejski, to bogaty rolnik, bardziej wykształcony i obyty niż wielu mieszczan. Poślubił Annę Simon „z rodziny lepszej" niż jego rodzina, spowinowaconą z kilkoma prawnikami z parlamentu w Dijon. Jako wesoły kompan jest pełen werwy i dowcipu. Chcąc zdobyć powszechną sympatię, „zasmakował w życiu swobodnym. Ucierpiały na tym jego interesy." Tak na przykład podczas ostrej zimy 1709 roku „ten lekkoduch, któremu ciągle brakowało pieniędzy, wcześnie sprzedał zboże, wobec czego nie skorzystał z zawrotnej ceny, jaką osiągnęło pół roku później; przeciwnie, musiał je kupować przez dwa miesiące, gdyż zachował dla siebie tylko tyle, ile mu było trzeba do wczesnych zbiorów". Ale ten rolnik, który tak sobie lekceważy gospodarkę wiejską, jest surowym pater familias, patriarchą „groźnym w rodzinie", bezwzględnym dla syna i zaledwie nieco wyrozumialszym dla trzech córek. Żyje otoczony pełnym respektu uwielbieniem posłusznej mu zawsze małżonki. „Zgadywała jego najmniejsze pragnienia, a kiedy wszystko zrobiła, jedno słowo krewkiego małżonka wprawiało ją w zachwyt: «Żono, odpocznij sobie trochę.» Uścisk monarchy nie uszczęśliwiłby bardziej dworaka." 67 Edmund Rśtif, który urodził się w 1692 roku, jest chłopcem inteligentnym, pracowitym i wrażliwym. Szanuje ojca, choć osądza go w głębi duszy, uwielbia matkę, przed którą wcale tego nie ukrywa. Zresztą miał to szczęście, że w bardzo wczesnym wieku był wychowywany „przez dwie osoby jednakowo godne szacunku, prawdziwe błogosławieństwo dla parafii, mających takich ludzi", a mianowicie przez proboszcza Nitry, a przede wszystkim przez nauczyciela. Ten czcigodny „magister", ojciec licznej rodziny, żyje za 3 su (albo 5 — „dla pisarzy") miesięcznie, które mają mu płacić rodzice uczniów. „Gromada dodawała do tego po 15 miarek pszenicy i jęczmienia rocznie, co w owych czasach mogło się równać sumie od 70 do 72 liwrów." Za to żałosne wynagrodzenie dzielny nauczyciel „prowadził elementarne nauczanie dla małych dzieci, a starszych chłopców i dziewczęta uczył zachowania się w życiu codziennym", uzupełniając je w porozumieniu z proboszczem nauką katechizmu. Zajęcia szkolne kończą się 30 czerwca i rozpoczynają na jesieni 20 października, po winobraniu. Na początek i na koniec roku szkolnego kierownik szkoły przemawia do uczniów. W czerwcu, przed żniwami, mówi młodym wieśniakom, że są bardzo szczęśliwi: nawet dopomagając w pracy rodzi- Bogaci rolnicy burgundzcy com, mają przed sobą „całe dni w lesie i na polu", podczas gdy w mieście rówieśnicy ich, terminatorzy, pracują w zaduchu. „Przemówienie na początek roku składało się z dwóch części: w pierwszej dobry nauczyciel przypominał wszystkie przewinienia uczniów w ciągu lata." W drugiej zaś nawoływał ich do lepszego wykorzystania czasu w szkole i starannie wyznaczał każdemu miejsce, „sadzając w najbliższych ławkach złych uczniów, a w najdalszych tych, co się dobrze uczyli". Te inauguracyjne przemówienia, konkretne, stanowcze i łagodne stanowią dla uczniów lekcję moralności i roztropności. Przez przeszło pięćdziesiąt lat nauczyciel Berthier kształtuje tak młodych wieśniaków, wychowuje trzy pokolenia uczciwych rolników. Wpływ jego wyczuwa się jeszcze na początku panowania Ludwika XIV „w czystości języka, jakim się wyróżnia ta wieś spośród wszystkich wsi okolicznych (...) W tej czystości języka znajdowała odbicie czystość obyczajów." Przykładne życie Edmunda Retif jest pod wieloma względami dziełem jego nauczyciela. Nauczyciel powiedział mu, by dopomagał rodzicom? Mając lat szesnaście i pół Edmund wymyśla ulepszenia rolnicze, które ratują jego dom od ruiny i przemieniają zagrodę ojca we wzorowe gospodarstwo. Zastanawiając się nad szkodami spowodowanymi przez ciężką zimę 1709 roku, Edmund widzi, że „ziemia jest spulchniona mrozami i zdaje się tylko czekać na nowe zasiewy". Z własnej inicjatywy prowadzi pługi na pole; „leciutko przejechał lemieszem i zasiał jęczmień zmieszany z owsem, najrzadziej, jak można". Ojciec się gniewa, ale przyjaciele Edmunda go naśladują. Zasiane rzadko zboże rośnie ogromnymi kępami. Jęczmień wyrasta ogromny. Wieś została uratowana od ruiny. Piotr Retif nie zlekceważył tego doświadczenia. Widząc, jak zdolnego ma syna, chce, by Edmund jeszcze się kształcił. Na jesieni 1709 roku młodzieniec został powierzony jednemu z wujów, który jest adwokatem, w Noyers. Musi spędzić w mieście sześć zimowych miesięcy, a następnie wracać na wieś, by kierować pracami w polu. Ten dobrze pomyślany program, odpowiedni dla syna bogatego rolnika, pozwolił Edmundowi „zachować swoje obyczaje. Odzyskiwał na łonie rodziny właściwą mu prawość, którą tracił może przez sześć miesięcy życia w mieście." W kwietniu 1710 roku Edmund widzi jednak, że gospodarstwo ojca żałośnie wygląda. Wszystko zmarniało podczas sześciu miesięcy jego nieobecności:: „Bydło do orki było w złym stanie, w stodołach, w stajniach — bałagan." Wracając na wieś z zamożnego domu miejskiego, młodzieniec zaprzęga się do ciężkiej pracy. W ciągu tygodnia remontuje budynki, w dwa tygodnie stawia bydło na nogi. Wyobraża sobie, że w nagrodę za to, czego-dokonał, będzie mógł swobodnie oddawać się „słodkiemu uczuciu, którego najcięższe prace nie mogą zniweczyć — miłości". I stara się o wzglę- 227 Ludzie „tutejsi" 228 dy dobrej i pracowitej dziewczyny, Katarzyny Gautherin. W owych czasach jednak nie było przyjęte, by młodzieniec — zwłaszcza syn zamożnego rolnika," w dodatku prę wota i miejscowego sędziego — ubiegał się •o względy dziewczyny, nie zapytawszy uprzednio ojca o zdanie. Piotr Hetif dowiaduje się, że Edmund spotyka się z Katarzyną. Pierwszego wieczoru nie mówi nic. Nazajutrz jednak, kiedy Edmund, już na koniu, "wybiera się w pole, patriarcha zbliża się do syna: — Daj no mi bicz. — Proszę, ojcze. Ojciec wymierza trzy razy nieostrożnemu chłopcu. Krew zalewa rozdartą koszulę. Ofiara zbyt szanuje autorytet ojcowski, by protestować, a nawet by się tłumaczyć. „Edmund — mówi się nam — tylko westchnął. Piotr flegmatycznie oddał mu bicz mówiąc: — Zapamiętaj to sobie!" " Młody rolnik pracuje cały dzień mimo ran, do których się lepi koszula. Kiedy wraca do domu, na widok syna pani Retif wydaje okrzyk przerażenia. — To nic nie jest, mamo. Matka chce wiedzieć, co się stało. Syn opowiada „wydarzenie", ale nie zdradza „przyczyny". Wraca pater familias. Nieśmiała małżonka pozwala sobie tym razem na wydanie własnej opinii: — Aleś ty go urządził! I ta krótka wymiana lakonicznych zdań kończy się spartańską odpowiedzią ojca: — Tak traktuję zakochanych! Na szczęście po kilku minutach Edmund widzi ojca płaczącego w •ogrodzie. Rozumie, że surowość ojcowska nie wyklucza miłości. Po raz pierwszy w życiu (Edmund ma osiemnaście lat) słyszy z ust ojca „Synu"... Te patriarchalne obyczaje nas zaskakują. Są surowe, lecz nie brak im wzniosłości. Honor, dobrze czy źle rozumiany, nie jest nigdy monopolem wielkich tego świata. Łatwo zrozumieć, jakie potępienie wywołują na przykład ciąże pozamałżeńskie w świecie, gdzie dobrze wychowani > młodzi ludzie nie mogą nawet wybierać dziewczyny, w której się kochają. „Dziewczyna, która zaszła w ciążę, jest zbezczeszczona na całe życie": „uchybiła honorowi, zadała cios swemu honorowi".26 W rodzinach hołdujących tradycji uważa się uwodziciela także za człowieka pozbawionego honoru. Nie możemy dłużej śledzić losów Edmunda Rśtifa. Życie jego rozkwita za panowania Ludwika XV i Mikołaj de la Bretonne ma wtedy •ochotę je idealizować, jak gdyby ojciec jego nie mieszkał już gdzieś między Auxerre a Tonnerre, lecz na wyspie Utopii. Zanim jednak skończymy •z tą opowieścią, musimy zapamiętać, że w 1712 roku stary Retif posyła W poszukiwaniu wiejskiego szlachcica syna już nie do Noyers, ale do Paryża: Edmund zostaje „pisarzem prokuratora parlamentu o nazwisku Molś".67 Taki szczegół wystarczył, aby potwierdzić autentyczność Życia mojego ojca. Bogaty wieśniak może snuć kilka ambitnych planów: porzucić płótno dla jedwabiu, kapotę dla surduta, chleb razowy dla miejskiego białego chleba, gulasz dla potrawki cielęcej, podpłomyki dla przekąsek. Może, jak Piotr Retif, zostać pańskim sługą, pełniąc różne funkcje; może — jak wielu innych — być jednocześnie lichwiarzem. Ale jego największe marzenie to awans najstarszego syna, chce, by jego pierworodny został w mieście panem, urzędnikiem. Najpewniejszy zaś sposób, by to osiągnąć, to umieścić go w palestrze. Wieśniak bretoński '„uważa, że rodzina jego mą mocną pozycję, kiedy najstarszy syn jest prokuratorem, a następny księdzem". Mówi się przy tej okazji, że oddał „młodszego Bogu, a starszego diabłu". Złe języki, bezbożnicy twierdzą, iż „Belzebub tak dobrze liczy, że obaj są przeznaczeni dla niego". Ludzie wierzący odpowiadają, że nie każdy prawnik jest złodziejem. W brewiarzu z Rennes i brewiarzu z Vannes, w hymnie świętego Iwona jest taka strofa: 229 l Sanctus Ivo erat Brito Advocatus et non latro Res miranda populo. Święty Iwon był Bretonem, Adwokatem, nie złodziejem, Z wielkim wszystkich podziwieniem.1* W POSZUKIWANIU WIEJSKIEGO SZLACHCICA Szlachcic wiejski nie ma znacznie większych ambicji niż rolnik. Jeśli musi pokierować synami i może to zrobić, będzie zadowolony, kiedy jeden zostanie kapitanem piechoty (w kawalerii ekwipunek kosztuje za drogo), ' a drugi księdzem. Człowiek ten, którego chętnie sobie wyobrażamy jako malowniczą postać, ale który zmienia wciąż kondycję i twarz, jakby chciał się schować przed światem, pojawiał się już kilkakrotnie na stronicach tej książki. W diecezji Alet prowadził coś w rodzaju przegranej wojny feudalnej z biskupem skłonnym do reform, w diecezji Seez natomiast walczy o swoje prawa, głównie o prawa honorowe. A poza tym, jeśli w XVI wieku upiększała go opinia miast jako bohatera Domku na wsi, jeśli w XVIII wieku będzie przedmiotem serdecznej i dobrotliwej pogardy, wtedy, w sercu twardego wieku XVII, wydaje się wcieleniem prostactwa. Mówi się o nim chętnie „szlachetka" (szlachcic, który nie ma ani dóbr, ani zasług).26 Nazywa się go ironicznie i obrazowo hreczkosiejem. Bywa przedstawiany jako człowiek, który nic nie wie o świecie. „Szybko się poznaje Ludzie „tutejsi" W poszukiwaniu wiejskiego szlachcica 230 w Paryżu szlachciców ze wsi. Wykpiwa się chętnie zagrodowe szlachcianki." Rzadko zresztą się zdarza, by szlachcic wiejski pojawiał się w stolicy. Wydaje się domatorem. Niejeden porzucił już w pewnych okolicznościach rzemiosło wojenne, które powinno być jego zajęciem i powołaniem. Często usiłuje „pozłocić" mocno sczerniały herb, poślubiając posażną pannę. Dlatego właśnie tak mu zależy na respektowaniu jego praw honorowych, dlatego tak zazdrośnie strzeże swoich przywilejów szlacheckich: „Większość seniorów przypisuje sobie prawo do pobierania rozmaitych opłat na swoich ziemiach pod pretekstem, że muszą utrzymywać drogi, mosty i przejazdy." Aby żyć, szlachcic wiejski musi uprawiać swoje ziemie. Najbiedniejsi robią to częściowo sami, starając się nie naruszyć prawa, gdyż „szlachcic może osobiście uprawiać ziemię tylko dwoma pługami i oddać w dzierżawę resztę". Kiedy nie ma ani potrzebnej energii, ani inicjatywy, zaniedbuje się, jest ciemny i gnuśny. „Wielu szlachciców chełpi się brakiem wiadomości", i to wcale nie szlachciców z miasta! Zdarza się, że szlachcic żyje, „trzydzieści lat nie ruszając się ani krokiem ze swego zamku, gdzie tkwi w haniebnym lenistwie". Najbardziej wykształceni ze szlachty zagonowej są zazwyczaj „nowinkarzami" (ciekawi nowin ze świata) albo „genealogami". Na progu XVIII wieku stanowią idealne środowisko dla rozpowszechnienia i przeżuwania głoszonych przez pana de Boulainvilliers tez o błękitnej krwi. O stopień niżej niektórzy „szlagoni wiejscy są pasożytami albo darmozjadami".26 Wobec takiej opinii mieszczan — surowszej i bardziej złośliwej niż ta, jaką mają poborcy podatkowi czy inni finansiści, pochodzenie wywołuje bowiem większą zawiść niż majątek — szlachcice wiejscy lubią podkreślać wady, jakie słusznie się im przypisuje. Tkwić w swoim dworze to znaczy „sadzić kapustę" lub „paść indyki", a w najlepszym przypadku „odwiedzać kuzynów tu i tam" („wszyscy szlachcice są kuzynami, a wszyscy wieśniacy — kumami") albo używać swojej godności — jako tako odzyskanej — aby popędzać do pracy poddanych. W owych czasach tak na ogół powszechnie się sądzi i będzie się jeszcze sądziło po dwudziestu latach, po owym zahamowaniu nadużyć wielmożów, jakim były Wielkie Dni w Owernii (1665). „Ten pan uciska swoich poddanych, wymuszając na nich nienależne mu wcale opłaty." „Szlachcice prowincjonalni są małymi tyranami." „Chłopi są uciskani przez prowincjonalnych kacyków." Krąży mnóstwo takich oto powiedzeń: „Chłopi są zawsze nieprzyjaciółmi szlachty, szczególnie szlachty wiejskiej"; „Chłop czuje naturalną nienawiść do szlachcica".26 Drukowano to jednak nie w 1788 roku, lecz w 1688. , Zastanawiając się nad wyrażoną w rozmaity sposób taką samą opi- nią, najwidoczniej jedyną, rozumiemy lepiej politykę Ludwika XIV i Col-berta. Wielkie dochodzenie szlachectwa było dwukrotnie jakby ostrzeżeniem, miało obudzić tę klasę, która się wydawała pogrążona we śnie: odroczenie (terminu) zostało zastosowane względem szlachciców prawdziwych i fałszywych przebywających w wojsku. Król chce dać do zrozumienia drobnej szlachcie, że po pierwsze żyć po szlachecku nie znaczy pędzić życie próżniacze, po drugie przywileje szlachty są usprawiedliwione, tylko jeśli służy ona państwu, po trzecie odwiedzanie kuzynów, zrzeszanie się i wiązanie z fałszywą szlachtą nie leży w jej interesie. Fakty niekoniecznie zadały kłam planom Ludwika XIV. Wśród szlachty, która staje się mniej rozpróżniaczona i bardziej wykształcona, mniej prowincjonalna i bardziej dbała o sławę wojenną, król znajdzie „niższych urzędników", a niekiedy także wyższych, potrzebuje ich bowiem coraz więcej. Sądząc z tego, co mówili o ziemiaństwie około roku 1680 współcześni, nie wyglądało ono już tak ponuro, jak szlachta, którą przedstawiliśmy wyżej. Byłoby to zresztą zdumiewające, gdyby tylko szlachta wiejska nie skorzystała w tej epoce z dobrodziejstwa ogólnej cywilizacji obyczajów. Panią de Sevigns, osobę skłonną do ironicznych stwierdzeń, ale sympatyczną, która zapowiada już XVIII wiek, poratował w kłopocie pewien szlagon z obwodu Orleanu. Wydał się jej do złudzenia podobny do postaci z komedii Grzegorz Dyndała z pewnymi naleciałościami z pastorałek Ra-cana: „Oś nam się wczoraj złamała — pisze markiza do pani de Grig-nan — w cudownej okolicy. Z pomocą przyszedł nam istny sobowtór pana de Sotenville; ten człowiek napisałby Georgiki Wergiliusza, gdyby nie były już napisane, tak doskonale zna wieś i wszystko, co ze wsią się wiąże. Przyprowadził nam swoją małżonkę, która jest niewątpliwie z domu La Prudoterie, w którym brzuch nobilituje. Spędziliśmy dwie godziny w tym towarzystwie, nie nudząc się ani chwili, tyle było świeżości w rozmowie z nimi i tak zupełnie nowym dla nas mówią językiem. Poczyniliśmy wiele spostrzeżeń na temat doskonałej pogody ducha tego szlachcica, o którym śmiało można powiedzieć: Szczęśliwy, który mleko własnych owiec pije, Suknie swoje z ich runa mięciutkiego szyje." 62 Opisując w swoich wspomnieniach szlachtę z Langwedocji, której było podobno 4485 osób, intendent Basville podaje, że renty jej były niewysokie: „Piętnastu — pisze intendent — ma od 5000 do 12 000 liwrów. Większość zaś tylko 3000." 9l Taką skromnością zasobów tłumaczy się fakt, że dziewczęta w rodzaju Anieli de Sotenville, której matka jest z domu La Prudoterie, wydaje się niekiedy za pierwszego lepszego Grze- 231 Ludzie „tutejsi" Poślizg i koniec buntów 232 gorza Dyndałę, wzbogaconego chłopa, który dla przyszłego spokoju chce jak najprędzej przypieczętować związkiem małżeńskim swój awans społeczny. POŚLIZG I KONIEC BUNTÓW Grzegorz Dyndała to wyjątek; Dyndała pokonuje błyskawicznie poszczególne etapy awansu społecznego. Należy się przyjrzeć postawie ludzi ze wsi na nieco niższym poziomie i stosunkowi ich do jaśniepaństwa i jaśniepanów. Paryżanie z 1680 roku nie są w tym przypadku odpowiednimi przewodnikami. Wobec tego że Ludwik XIV stłumił dość szybko i zdecydowanie cztery bunty w ciągu piętnastu lat, paryżanie są przekonani, że „zamieszki ludowe to burze, które szybko cichną"28, a że prawo nie straciło swej mocy, wypada także nie upiększać tych ruchów, nie tworzyć legendy. Stąd powściągliwa pogarda, jaką się wyczuwa w niektórych opiniach: „Chłopi, którzy się burzą, to tylko hołysze." 2S (Tutejszy jest niekiedy bogatym rolnikiem, hołysz to żebrak wiejski.) Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Większość powstań ludowych, które zakłóciły spokój w królestwie, zwłaszcza na południowym zachodzie od roku 1624 do 1670, wywołał nacisk skarbu państwa. Otóż „chłopi, którzy dźwigają niemal cały ciężar podatków skarbowych, zwłaszcza zaś taille, nie są wyrobnikami nie mającymi nic lub prawie nic i wobec tego nie mogącymi nic płacić, lecz tymi, co utrzymują się jako tako z uprawy roli, dobrze, gdy zbiory są dobre, ale źle, gdy gospodarstwo • podupada".1" Burzą się najczęściej rolnicy, więksi i mniejsi dzierżawcy. Żakeria z XVII wieku, czyli bunt chłopski, była aktem rozpaczy z powodu wydarzenia poza granicami królestwa, które „spowodowało upa-r dek społeczeństwa lub tym upadkiem groziło".167 Bunt ten przeciw państwu, uważanemu za despotyczne i niesprawiedliwe, mogli nawet popierać lub do niego zachęcać drobni szlachcice, jakiś „śmiałek" (Audijos) z Landy czy baron z kraju Roure w Vivarais. Wzrastający jednak ciągle ciężar administracji ma dwojaki skutek. Intendent uzyskuje lepszy posłuch, porządek zostaje szybko przywrócony, obywatele przyzwyczajają się do płacenia taille i przestają oskarżać państwo. Administracja nie wydaje się już wrogiem numer jeden. W niektórych przypadkach broni nawet obywateli. Często zapewnia im tę sprawiedliwość, której lud się spodziewa od króla, a w której nadejście nigdy nie wątpi. Fiskalizm narzucony przez Colberta osłaniał w konsekwencji dochodzenie i egzekwowanie praw senioralnych szlachty w odniesieniu do chłopów. Prawo gołębnika „jest jednym z najbardziej znie- nawidzonych przywilejów"6: gołębie zbierają plony przed chrześcijanami. 'L33 Wyłączne prawo do polowania, egzekwowane przez szlachtę już za Ludwika XIII, jest coraz bezwzględniej przestrzegane. Poza tym „kwestionuje się także dozwolone lub bezprawne wpływy, jakie wielmoże mogą mieć podczas wyborów ławników, .konsulów czy syndyków"6; na południu to się staje powodem nie kończących się procesów sądowych. Zresztą państwo, odtąd wszechobecne i nawet opiekuńcze, przestaje być symbolem ucisku, tyranii i niesprawiedliwości; chłopi, boleśnie dotknięci kryzysem ekonomicznym i stojący w obliczu ruiny, muszą znaleźć nowego winowajcę. Tym winowajcą staje się niekiedy, jak w XVI wieku, znowu pan. Chociaż w gruncie rzeczy opłaty wynikające z praw senioralnych — z wyjątkiem tych przywilejów, które powodują niszczenie zbiorów, tj. przywilejów gołębnika i polowania (z nagonką) — nie są w swojej istocie potworne. Balzac porówna je do opłat rejestracyjnych nowoczesnego skarbu. Jednak irytują, bo łączą się z sumami ściąganymi przez państwo. Kiedy taille było niewłaściwie pobierane, wielmoża wydawał się zbyt chciwy; teraz kiedy wchodzi w przyzwyczajenie, centymy dodatkowe należne panu zdają się szczególnie oburzające. Są co prawda niejednakowo wymierzane — stanowią prawdziwy ciężar w Burgundii i Bretanii, są znacznie mniejsze w dolnej Langwedocji i możliwe do zniesienia w innych prowincjach. Ostatni duży bunt chłopski, bunt w Bretanii w roku 1675, który się zaczął podobnie jak poprzednie od protestów skierowanych przeciw skarbowi — stąd jego nazwa: bunt o papier stemplowy — był także buntem przeciw panom. Jedenastego lipca na przykład w zamku Kergoat w Saint-Hernin koło Carhaix kilkutysięczny tłum chłopów przyszedł przedstawić swoje roszczenia markizie de Trsvigny. Prowadzi ich kilku notablów miejskich i księża: w Bretanii opłaty senioralne są duże, dziesięcina kościelna umiarkowana, a rolnicy „tutejsi" i księża chętnie się bratają. Mimo obecności proboszczów wieśniacy uderzyli gwałtownie. Dwunastego lipca notariusz Carhaix znajduje w zamku ciało imć pana Kervilly, pracownika markizy, i nieco dalej ciało woźnicy. „A po wejściu na główny dziedziniec wyżej wymienionego zamku zobaczył dużo nie znanych mu osób, które wynosiły najróżnorodniejsze ubranie i meble z wyżej wymienionego zamku. Kiedy zaś powiedział tym dwóm chłopom, którzy go prowadzili, że nie powinni pozwolić, by tak wynoszono wyżej wymienione meble, skoro wyżej wymieniona pani przystaje na wszystkie ich żądania, dwaj chłopi uważali za swój obowiązek zatrzymać tych, co wynosili meble i ubrania." W rzeczywistości podczas buntu zginęły nie dwie osoby, ale cztery. Co do papieru, który podpisała markiza, jest to „rezygnacja z prac pańszczyźnianych, zmniejszenie należności, to znaczy ustalenie obowiąz- Ludzie „tutejsi" Wspólnota wiejska 234 ków, ale nie ich całkowite zniesienie". Zbuntowani nie domagają się zresztą zniesienia systemu senioralnego, lecz „stabilizacji systemu gruntowego, zbyt wadliwego". Chcą przede wszystkim, „by grunty, które dzierżawią, nie mogły być podzielone przy podpisywaniu nowego kontraktu".6 Ci zbuntowani Bretończycy — których nazwano czerwonymi czapkami — apelują do króla w imieniu sprawiedliwości, która im się wydaje pogwałcona i o której przywrócenie proszą pokornie. Prośba pospólstwa tego buntu (sic) brzmi tak: „Jesteśmy uciskani ze wszystkich stron, we wszelkich okolicznościach i nie możemy doprosić się sprawiedliwości. Jesteśmy więc zmuszeni się bronić przed sprawiedliwością [administracją] i, przed szlachtą (...) Nasz dobry król dał nam dużo ordonansów i sprawiedliwość jego zatriumfowała we wszystkich częściach świata, choć w tej okolicy nikt jej nie strzeże." 15r W Bretanii nie ma jeszcze co prawda intendenta: ta luka zostanie wypełniona dopiero w roku 1689. Od tej pory za dużo spraw będzie może leżało we wspólnym interesie pełnomocników państwa — gubernatora, parlamentu — i szlachty, tej N ostatniej za pośrednictwem Stanów Bretanii. W odpowiedzi zostają zastosowane gwałtowne represje. Pani de Sevigne pisze 16 lipca: „Podobno nasi buntownicy już proszą pardonu; sądzę, że wybaczenie dostaną w zamian za kilku wisielców." I 24 września: „Jak się właśnie dowiaduję, nasi biedni Bretończycy gromadzą się po czterdziestu, pięćdziesięciu na polach i gdy widzą żołnierzy, padają na kolana wołając: «mea culpa»; to jedyne słowa, jakie znają po francusku (...) Nie przestają wieszać tych bretońskich biedaków, którzy proszą tylko pić, tytoniu i aby szybciej kończono." 62 Na szali długiego panowania i tak rozległego królestwa te emocje i te represje nic nie ważą. Nawet w Bretanii, żeby skończyć już raz z czerwonymi czapkami, dosyć szybko pójdą w niepamięć: Gdyby tak nie było, nikt by nie mógł zrozumieć, po przerwie trwającej co prawda sto • osiemnaście lat, postawy zbuntowanych szuanów. WSPÓLNOTA WIEJSKA Protoplastę naszej gminy, gwarancję „spoistości" cechującej wszystkie wsie francuskie,130 stanowi wspólnota mieszkańców — wyraz więzów społecznych, autorytetu moralnego różnego od parafii — która ogarnia i broni swoich członków przed możliwymi nadużyciami wielmożów, a także łagodzi — niech nawet tylko częściowo czy nieświadomie — konsekwencje wzrastającej ciągle ingerencji państwa. Kiedy granice wspólnoty nie pokrywają się z granicami parafii, istnieją dwa konkurencyjne zarządy: parafia, która kieruje dochodami z beneficjów, i wspólnota, która zajmuje się dobrami gminy i ściąganiem podatków. Kiedy parafia i wspólnota są złączone, to jedyne wówczas zgromadzenie ma dużą władzę. Nie zbiera się jednak na mocy prawa. Tu bywa zwołane przez wielmożę, najwyższego sędziego, tam prosi o zezwolenie intendenta obwodu. Jest swego rodzaju symbolem demokracji wiejskiej, ale od roku 1659 wspólnota ta została uznana za mało ważną przez państwo, które coraz bardziej narzuca jej swoją kontrolę. Rolnicy „tutejsi" usiłują pozostać wolni, przypochlebiając się administracji. W niektórych protokołach zebrań nie zapominają podkreślać, że są „połączeni i zebrani nie na mocy wyłącznego przywileju, lecz dla rozpatrzenia spraw wspólnoty".130 W przypadku jakiejś katastrofy — burzy, gradu czy pożaru — zgromadzenie zbiera się niezwłocznie, normalnie zaś w niedzielę po nabożeństwie (mszy lub nieszporach). Zasiada na ogół „pod wiązem" na placu we wsi lub na targowisku, jak popadnie. Plac jest zresztą miejscem spotkań ludności. Łączy „przestrzeń męską" (wiąz i karczmę) i „przestrzeń kobiecą" (pralnię i wspólny piec), jest ponadto placem kościoła. To nadaje prestiżu zgromadzeniu i stanowi wygodę dla „tutejszych". Niejeden kb-ściół ma ławki w kruchcie, zwanej w niektórych miejscowościach plot-karnią. Do zgromadzeń mogą należeć osoby stojące na czele rodzin, ojcowie lub wdowy. Zgromadzenie musi mieć co najmniej dziesięciu członków, by obradować, w myśl twierdzenia: „dziesięciu mieszkańców to naród". Dla zaciągnięcia pożyczki trzeba jednak udziału dwóch trzecich „głów ognisk domowych", o dysponowaniu .dobrami gminy zaś musi decydować cała osada. W wielu wsiach, na przykład w Beaujolais, do zgromadzenia należą tylko właściciele, gdzie indziej tylko rdzenni mieszkańcy danej wsi („tutejsi"), chłopi, którzy tam zapuścili korzenie, a nie tak zwani mieszkańcy, którzy niedawno przybyli i są elementem napływowym. Frekwencja na zebraniach jest wszędzie niewielka, czy to dlatego, że na obrady przychodzą głównie notable, czy że mało znani wieśniacy boją się skompromitować. Kiedy trzeba wyznaczać żołnierzy do milicji, większość obecnych znika jak stado spłoszonych wróbli. Wspólnota reprezentowana przez zgromadzenie albo przez wydelegowanego syndyka liczy się niejednakowo i ma niejednakowe znaczenie w różnych miejscowościach. W niektórych dolinach Pirenejów, gdzie dobra gminy dochodzą do 80% wszystkich gruntów, wspólnota jest komórką demokratyczną, wtopioną we wspólnoty całej doliny. W prowincjach północnych zdobytych na Hiszpanii wielmoże narzucają swoje pra- 235 Ludzie „tutejsi" 236 wa i wspólnota zostaje sprowadzona niemal do statystowania. W Basenie Paryskim zgromadzenie mianuje swojego syndyka, lecz także stróża winnic, zwanego strażnikiem polnym, „pastucha krów, niekiedy leśniczego i oczywiście wybieralnego poborcę podatków, który je ustala i ściąga. Wszyscy ci przedstawiciele wspólnoty, łącznie z syndykiem, nie otrzymują prawdziwego pełnomocnictwa. Są tylko upoważnieni do swoich czynności i muszą pytać o zdanie zlecających im sprawę." 1BO Wspólnoty są najlepiej zorganizowane na południu Francji. W Prowansji parlament w Aix potwierdza ich statuty, czuwa nad ich funkcjonowaniem. Konsu-lowie są wybierani przez radę ogólną wspólnoty, a nie przez wielmożów. „Często bywa trzech konsulów: pierwszy wybrany spośród mieszczan, drugi spośród kupców, trzeci spośród rzemieślników i gospodarzy.""0 Wiejska Francja bowiem nie jest jednolicie wieśniacza. W Prowansji na przykład na wsi bywa nie tylko notariusz, prokurator, kupcy, lecz także mieszczanie, rentierzy, nieraz ubodzy, dumni ze swego wykształcenia i będący naturalnymi pośrednikami między wsią a miastem. Na północy zaś kraju głównym notablem jest także notariusz, lecz może nim być również prokurator podatkowy, sędzia w dobrach pańskich. Potem następuje chirurg, jeśli jest taki we wsi, a po nim oberżysta i kowal. Oprócz zamożnych gospodarzy albo dzierżawców trzeba jeszcze wymienić kołodzieja, murarza, cieślę, stolarza, rzeźnika oraz krawca i nie zapomnieć o nauczycielu i zakrystianie. Całe to małe społeczeństwo, tak ważne, tworzy Francję prowincjonalną, łączy się i ma pewną zmienną hierarchię zależnie od poszczególnych prowincji, od lokalnego znaczenia zawodów, od działających osobistości wreszcie. Tak samo jak w Paryżu czy w ogóle w mieście pieniądz nie jest już jedynym kryterium. Szacunek góruje nad wszystkim. Dlatego właśnie ksiądz jest najważniejszy w miasteczku czy we wsi, dlatego też pozycja zakrystiana jest czasem bardziej godna pozazdroszczenia niż bogatego, kołodzieja. PRACE I DNI „Czy wiecie, co to znaczy przewracać siano?" Wieśniacy wiedzą. Markiza de Ssvigne wie także. Wyrzuca służącego, który się puszy i z pogardy dla wsi nie chce iść w pole.62 Sianokosy, owocobranie, żniwa, winobranie — oto cztery nagrody rolnika. One decydują niekiedy o losie jego ojcowizny. W takich przypadkach praca wre nawet w niedzielę. Ksiądz przymyka oczy. Zresztą rolnicy pozyskują sobie niebiosa. Przed Wniebowstąpieniem święci się dni krzyżowe, „w którym to czasie ludzie się Prace i dnis modlą o dobre zbiory i odbywają procesje".28 Dla właścicieli winnic te 237 modły niekiedy się spóźniają, a to z powodu możliwych zniszczeń, które są przypisywane świętym patronom winobrania. „Patronami winobrania są ci, których święto obchodzi się pod koniec kwietnia lub na początku maja. W tym okresie winoroślom grozi niebezpieczeństwo zamarznięcia. Świętych tych jest dwunastu — św. Jerzy, św. Marek itd. Niektórzy rolnicy prosili, by przenieść ich święto na okres po winobraniu." 2S Każdy wie, że władze nic nie zrobiły w tej sprawie. Rolnicy XX wieku jeszcze-cierpią przez tych świętych. Na południu nazywa się ich „jeźdźcami", na północy — świętymi z lodu. Jednakże prace w polu, mniej więcej niezmienne, odbywają się-zgodnie z kalendarzem, który się także nie zmienia. Oto rozkład prac w regionie Tuluzy. W styczniu orze się ziemię pod zboże. W lutym zaczynają się siewy, przynajmniej owsa i jęczmienia. W tym także okresie przycina się i piele winorośl-. W marcu trwają jeszcze siewy, ale trzeba także orać ziemię pod jesienne zasiewy. Kwiecień jest miesiącem decydującym. To czas orki w winnicach i w polu. W kwietniu sieje się także kukurydzę. Ta roślina — „najpiękniejszy prezent, jaki nowy świat dat staremu" (Villele), ma wszystkie zalety i jest rośliną „czyszczącą", to znaczy odchwaszcza i spulchnia ziemię. I w dodatku zajmuje miejsce na polu tylko przez pół roku. Uprawiano ją w Bayonne już w XVI wiekur była notowana na giełdzie w Angouleme w 1667 roku, od roku 1652 łagodziła w Tuluzie kryzys żywnościowy, a pod koniec XVII wieku rozpowszechniła się w dolnym Quercy. Pod Tuluzą i Castelnaudary kukurydza — zwana niekiedy „dużym prosem" albo „prosem hiszpańskim" — jest podstawą pożywienia, dzięki niej chłopi mogą sprzedawać korzystnie inne zboża.118 W maju i czerwcu pola zasiane zbożem są ponownie orane, kukurydzę-zaś trzeba starannie okopać. Lipiec to wreszcie pora sianokosów i żniw. Nadchodzi sierpień. Trzeba młócić zboże na klepisku, orać pole po raz czwarty, zbierać konopie, rozrzucać nawóz, obcinać wiechy cennej kukurydzy. We wrześniu praca wre. Po raz piąty orze się pola. Ale to przede wszystkim okres, podwójnie ważny, winobrania i zbierania kukurydzy. W październiku kukurydzę się zwozi do stodoły, zasiewa się zboże, żyto i owies na tej roli tak starannie przygotowanej, a także fasolę i len. Nadszedł zresztą czas, by kupować na utuczenie prosiaki i młodziutkie gąski. W grudniu będzie się sadziło drzewa i orało pola' pod kukurydzę. Jeden listopad jest miesiącem odpoczynku, zarówno dla ziemi, jak i dla ludzL Ludzie „tutejsi" OD DOMU DO KARCZMY Rolnik odpoczywa w dwóch miejscach — w domu i w szynku. Dom nie jest urządzony z takim komfortem, jaki przyniesie wiek Ludwika XV. Ludzie biedni nie znają szyb w oknach. Ściany nie zawsze są odpowiednio mocne: buduje je często „partacz" („wiejski murarz, który używa ziemi i błota" 2f>). Właściciele winnic w Montlhery „mają chałupki o jednej lub dwóch izdebkach, w których śpią i trzymają zboże oraz ziarno na siewy; w rogu podwórza robią małą, krytą strzechą przybudówkę dla krowy, kiedy mogą kupić sobie krowę".110 Mebli mają mało i są to meble bardzo proste. Więcej jest skrzyń niż szaf, tak że szafa stała się oznaką awansu społecznego. Łóżko jest wspólne. •Chłop z Saintonge, którego Forbin prosi w 1683 roku o nocleg, oświadcza: „Niestety, mój panie, jak pan widzi, mam tylko to marne łóżko dla siebie, żony i dzieci." 25 Ta ciepła bliskość ma co prawda swoją dobrą stronę w zimie, kiedy kominek już mocno nie grzeje. Pod okapem kominka, często na kamiennych ławach przytwierdzonych do ściany, spędza się długie wieczory. Blacha w głębi kominka odbija ciepło ogniska, a w niektórych regionach ogrzewa także sąsiednią izbę, która nazywa się „piecem", nawet kiedy pieca kuchennego tam nie ma. „Opałem ludzi biednych jest torf" albo „chrust", tj. drobne gałązki „zbierane w lesie, które zostają po ścięciu drzewa na budulec czy opał".26 Wieczorne czuwanie przy kominku to odwieczna tradycja, szczególnie w zimie, tradycja, dzięki której utrzymuje się życie towarzyskie na wsi. Ludzie zapraszają się kolejno. Ci, co potrafią najlepiej opowiadać, są zapraszani do wielu domów. Niektórzy naczytali się almanachów i streszczają krótkie opowieści „Biblioteki Niebieskiej", docierającej do nich za pośrednictwem kolporterów.10 Znają bajkę o oślej skórze, żarty „chochlików, które czyszczą konie, hałasują w nocy, ściągają zasłony i kołdry". Znają doskonale „strasznego mnicha", tego „karła, który według wierzeń ludowych krąży po ulicach przed adwentem i wydaje przeraźliwe okrzyki".26 Posiłki wiejskie są mniej skromne, niż sobie często wyobrażamy. Zjada się rzeczywiście przy tych posiłkach bardzo dużo chleba, pieczonego co tydzień albo i rzadziej. Chłopi nie jedzą jednak czerstwego chleba, oprócz „ubogich i tych, co prowadzą surowy tryb życia". Chleb jest dodatkiem do jarzyn z zupy, nie zawsze zresztą bezmięsnej. „Żeby ugotować smaczną zupę, trzeba udusić chleb w sosie z mięsa." Najczerstwiejszy chleb odzyskuje smak w daniu zwanym miaulśe. Cóż to takiego to miaulee? „To chleb umoczony w słodkim winie, cydrze czy innym dobrym napoju. Dzieci wiejskie przepadają za miaulee." W dni świąteczne — podpłomyk, placek pieczony w popiele, który zastępuje chleb; Od domu do karczmy polewka zaś może zastąpić wiejską zupę. Polewka francuska wcale nie jest spartańska. Robi się ją z „jajek, mleka i cukru", jest to na wpół zupa, a na wpół przekąska. Polewkę podaje się „państwu młodym nazajutrz po ślubie, uroczyście i wesoło". Jaja, chętnie sprzedawane na targu, nie należą do pokarmów codziennych, podobnie jak masło, jada się natomiast dużo sera, jak dowodzi tego znane porzekadło: Wieśniaka posiłek to chleba okruszka, Gomółeczka sera, a na wety gruszka. Trzeba pamiętać, że nawet gdy „wielkie żarcie" odkłada się na uroczyste święta, chętnie się jada smakołyki w niedzielę. „Przyrządza się kurczaki, jaja, groch, jarzyny" na patelni albo w kociołku. Napoje to słaby punkt domowego pożywienia. Jednakże właściciele winnic robią wino z wytłoczyn, chłopi z Normandii, Perche czy Bretanii — jabłecznik, ci, co mają wiśnie, chętnie piją tzw. clairette. Nazywają tak „wódkę ze smażonych wiśni z cukrem i innych składników wysuszonych w słońcu".26 Zresztą matka rodziny wymyśla pijakowi i zmusza go-właściwie, by chodził do szynku, chyba że podziela jego złe zwyczaje, jak to wynika z tej piosenki pijackiej „na nową melodię" z 1665 roku r • ,'•/.•.:• '.:-p-; w ,, ,.;i,v,- >.,.'.: Żona ma pije jak gąbka, Ja zaś jak wyschnięta gleba. '''_:' ' " ''_''' Dlatego nigdy, gołąbka, - < "-' '• Nie myśli, czego nam trzeba.74 >" c." ' ''Tf,, >vt -"'; ;sjł By „się zaprawić" (termin gwarowy, rzeczywistość codzienna), nie ma lepszego miejsca od karczmy. Można tam pić bez żadnych innych ograniczeń poza pieniędzmi. Karczmarz nie ma wielkiego zaufania do swoich klientów. W wielu karczmach i wyszynkach tradycyjny napis głosi: „Kredyt umarł", i towarzyszy mu wymowna ilustracja graficzna. W karczmie przesiaduje męska część dorosłego społeczeństwa wsi — to odpowiednik publicznej pralni. Bogatsi stawiają kolejki: Pijacy się ciesz%. Ciekawscy, którzy tam zbierają i rozpowszechniają cudze opinie, wiadomości, plotki i „kaczki" z miasta czy miasteczka, są także zadowoleni. Domokrążcy, których w XVII wieku nazywano „kramarzami wiejskimi", chętnie powtarzają plotki wieśniakom. Sprzedają „obrazki, pudełeczka, nożyczki, sznurowadła i inne drobne towary", które noszą w kuferkach. Kominiarz z Sabaudii handluje także różnymi artykułami, a „jest tak cierpliwy, że przewraca wszystko w swoim kuferku do góry nogami, by sprzedać parę nożyczek".26 239 ' Ludzie „tutejsi" ŚWIĘTO NA wsi ' , 4 * Gdy sadzimy maj .; > W tej naszej wioseczce, Baw się, tańcuj, graj I śpiewaj piosneczkę. • Dalszy ciąg piosenki przywodzi na myśl'rytmiczny taniec i klaskanie w ręce: TMa trawie, na mchu Do utraty tchu Skacze, tańczy, gada , Szaleńców gromada.74 ' Sadzenie drzewka, „maja", które bractwo pisarzy parlamentarnych Basoche jeszcze urządza w Paryżu w Pałacu Sprawiedliwości, stało się prawie monopolem wsi. Pierwszego maja „przed drzwiami osoby, która ma być uczczona" i która — chcąc się zrewanżować — zaprasza na hojny poczęstunek i tańce, „sadzi się drzewko lub zatyka grubą zieloną gałąź".28 Niektóre uroczystości są mniej niewinne i łatwo przeobrażają 'się w bijatykę, jeśli nie w regularne bitwy. W karnawale 1671 roku ludzie z Saint-Jean-de-Luz, którzy się bawili u siebie, rozpętali bitwę z ludźmi z Ciboure „z powodu dzwoneczków".80 Młodzi mężczyźni grupami („bakałarze", „wolarze", „młodzież") prowadzeni przez „królów" czy „książąt", których sami wybrali, stawiają rozmaite zabawne żądania. Blokują drogę do kościoła, żądają okupu od par idących do ślubu. Jest to opłata zwana „pelote" albo „cherevesse", opłata za hałas czy za przejazd, ściągana od pana młodego albo drużby. Ci młodzi lubią wrzawę, robią dużo hałasu, ale nie posuwają się nigdy za daleko. Władze wyrozumiale ich tolerują, zakazując jedynie nadużywania rytualnych kwest. Pod płaszczykiem karnawału, Wielkanocy lub l maja grupy młodych chodzą od domu do domu, by wykołatać kilka su lub trochę żywności. Ogromnie się ceni święta zimowe: Boże Narodzenie, które zachowuje charakter chrześcijańskiego święta mimo możliwych nadużyć na wilię, Trzech Króli („piękne to święto" — zapewnia pani de Sevigns), Matki Boskiej Gromnicznej, ten Maryjny dzień 2 lutego, „kiedy idą procesje z zapalonymi świecami",26 wreszcie karnawał. Karnawał, „obrządek na opak", jest przeciwieństwem Wielkiego Postu, do którego stanowi niejako wstęp; świętując karnawał, weseli kompani usiłują przewrócić świat do góry nogami. Mężczyźni przebierają się za kobiety (przeciwieństwo byłoby zbyt szokujące). Czasami „książę wielkiego szaleństwa" zastępuje przez Święto na wsi cały dzień oficjalny wymiar sprawiedliwości. Młodzi tworzą także „wesoły sąd". Zamieszanie dochodzi do szczytu. Kościół ingeruje, kiedy rozweselone towarzystwo posuwa się za daleko i przekracza granice przyzwoitości. Usiłuje przede wszystkim ochronić święto parafii przed obżarstwem, pijaństwem i rozpustą, które często mu towarzyszą. Nawet Boże Ciało może wówczas się przeobrazić w maskaradę! Pani de Ssvignc pisze 21 czerwca 1671 roku do córki: „Piszesz mi pięknie o ceremoniach Bożego Ciała. Są tak bardzo świeckie, że nie rozumiem, jak wasz świątobliwy arcybiskup może to znieść; co prawda jest* Włochem, a ta moda pochodzi z jego kraju."62 Karczmy muszą być zamknięte przynajmniej podczas mszy, nieszporów i procesji. Nie godzi się, by tego dnia były tańce. Surowi biskupi, proboszczowie mający pewną skłonność do jansenizmu próbują, jak widzieliśmy, zdyscyplinować swoich parafian. Mają z tym dużo trudności. Gdyby Francja była bardzo biedna, choćby w swojej „pospolitości" (na wsi), a chłopi „tutejsi" naprawdę nieszczęśliwi, ta chroniczna pokusa zabawy nie stałaby się przedmiotem tylu niezbyt skutecznych listów pasterskich. Powrót świąt i ich świetność to „dowody zamożności kraju i zadowolenia mieszkańców".80 241 — Bluche Dysydenci i margines społeczny Rozdział jedenasty — Wspólność wierzeń czyni narody silnymi. — A przecież prawdą jest — odparł pan Bergeret — że ludzie ożywieni wspólną wiarą nie mają nic pilniejszego do roboty jak tępić tych, którzy myślą inaczej niż oni, szczególnie jeśli różnica jest bardzo mała. ., ; Anatol France W państwie dobrze zorganizowanym należy tępić nierobów. jv- Furetiere Jedność państwa, marzenie ówczesnego rządu, należy do porządku moralnego. A nie ma porządku moralnego, który by nie był początkowo religijny. W roku 1701 występkiem było wałęsać się. „Biedny żebrak", który gdzieś mieszka i został uznany za ubogiego przez administrację, korzysta z opieki; gdy tymczasem włóczędzy, to znaczy „ci, którzy nie mają ani zajęcia, ani zawodu, ani stałego miejsca zamieszkania, ani dóbr potrzebnych do życia, nie są ujawnieni i nie mogą otrzymać potwierdzenia dobrych obyczajów przez osoby godne zaufania" "°, są prześladowani na rozkaz Jego Królewskiej Mości. W tym samym jednak okresie głoszenie „religii rzekomo reformowanej", zakazanej od czasów edyktu z Fon-tainebleau (październik 1685), jest zbrodnią, za którą grozi kara dożywotnich galer. Zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku przestępca ma być aresztowany przez żandarmerię i skazany natychmiast przez sędziego. W obu przypadkach ma wszelkie szansę, jeśli można się tak wyrazić, by zostać wyprawionym do Marsylii w konwoju zwanym „łańcuchem" (chaine) — niekiedy bardziej morderczym niż kara, która mu grozi — i wiosłować na galerach królewskich w oczekiwaniu na problematyczne zwolnienie. Blaski i cienie galer .: / BLASKI I CIENIE GALER Świat galer, świetny i groźny, jest dziwnym światem, pełnym kontrastów i paradoksów. Zajmuje się nim król, ministrowie zaś jeszcze pilniej;" część marynarki państwowej — tej wzorowej instytucji — jest z nim związana. W roku 1679 intendent Brodart, chcąc uczcić markiza de Seignelaya zwiedzającego arsenał marsylski, kazał przygotować w jego obecności galerę w ciągu jednej doby.188 Wielu młodych szlachciców odbyło wyprawy na Maltę. Pociąga ich, szczególnie młodych Prowansalczy-ków, służba na galerach. To szczyt elegancji. W marynarce służą żołnierze należący do wszelkich warstw społecznych i niemal wszelkiego pochodzenia, na galerach zaś — wyłącznie dobra szlachta. Rzadko się zdarza, by ktoś się przenosił z galer na okręt. Jeśli istnieje w owych czasach solidarność marynarska i pojęcie „wyborowej kadry", trzeba tego szukać przede wszystkim wśród sztabu galer. Prawdziwi amatorzy walki nie mogą znaleźć tam miejsca dla siebie, to pewne: ta flota króla Francji, która w 1690 roku, mając czterdzieści jednostek, zaćmiła ostatecznie swoją hiszpańską rywalkę, rzadko bierze udział w bitwach. Ale wspiera marynarkę wojenną (rozrywaną między Tulonem a Brestem), imponuje barbarzyńcom i przemienia zachodnią część Morza Śródziemnego we francuskie jezioro. W 1669 roku intendent galer pisze: „Nie myślę, by była piękniejsza eskadra na morzu." W 1675 jego syn i następca zajmuje się uzbrojeniem, omasztowaniem i ozdobieniem galery królewskiej, równie wspaniałej jak jej rywalka należąca do króla katolickiego. Z nadejściem pięknej pogody, w marcu czy kwietniu, galery Jego Królewskiej Mości wypływają na pełne morze. Z daleka widać „sztandary, tarcze, portiery i parasole z adamaszku, flagi czy chorągiewki, też z adamaszku, i złote lilie, którymi to wszystko jest usiane".188 Widać galerników i żołnierzy w kaftanach i nowiutkich kurtkach. Wygląda to naprawdę wspaniale. Wyprawa tej floty nie jest pozbawiona korzyści dla królestwa: rząd tych wykwintnych okrętów, zwinnych żaglowców zaopatrzonych w „napęd" pomocniczy z wioseł, to ruchomy „obraz potęgi królewskiej" 188, którego intendenci galer, ludzie wykształceni, nie wahają się porównywać do rzymskich wozów tryumfalnych. Im bardziej król powiększa flotę poruszaną wiosłami, tym trudniej znaleźć do niej „Turków" i chętnych wioślarzy. Trzeba więc powiększać liczbę galerników. Od roku 1680 do końca panowania Ludwika XIV skazano na galery trzydzieści sześć tysięcy przestępców, czyli przeszło tysiąc rocznie. Około 50% stanowią dezerterzy z wojska Jego Królewskiej Mości. Galery są więc przede wszystkim czymś w rodzaju ciężkiego więzienia wojskowego: 25% galerników zostało skazanych za przemyt, bardzo wielu Dysydenci i margines społeczny 244 za przemyt soli (są wśród nich także inni dezerterzy, o których nie wiedziały sądy). Reszta to mordercy, złodzieje, włóczędzy i rozmaici inni przestępcy. Przeszło połowa skazańców umarła na galerach, i to nie tyle na skutek trudów żeglugi, co z powodu „łańcucha", stłoczenia skazańców, łatwości, z jaką wybuchały wśród nich epidemie. A że skazańcy umierają najczęściej w ciągu pierwszych trzech lat więzienia, najbardziej narażeni byli drobni przestępcy. Wbrew legendzie nie ciężka praca przy wiosłach najbardziej męczy galerników. Galera jest zresztą żaglowcem i wioślarze są potrzebni głównie przy wejściu na redę i wyjściu na pełne morze, a także do „pływania", kiedy eskadra zostaje unieruchomiona na skutek sztilu, wreszcie podczas walki, by wzmocnić działanie wiatru. Zresztą do wioseł kieruje się tylko młodych i silnych skazańców. Kiedy w Marsylii jest ich około jedenastu tysięcy, co najmniej jeden na dziesięciu nie pływa na galerze. Starzy, najsłabsi w „łańcuchu" wioślarze są wysyłani do więzienia arsenału. Kilku pracuje przy szyciu żagli, innych zatrudnia się w powroźnictwie, większość — w fabryce tekstyliów: muszą prząść tkaniny potrzebne dla galer, a także szyć kaftany dla galerników.188 Krzątanina robotników arsenału, a szczególnie pomocników, sprzyja pokątne-mu handlowi, korzystnemu dla biednych galerników. Poza tym kilkuset skazańców administracja pożycza pracodawcom z miasta, zwłaszcza robotników manufaktur lub rzemieślników. Zarabiają pieniądze i bywają życzliwie, a niekiedy nawet dość serdecznie traktowani. Mieszczanie marsyIscy okazują więcej braterskiego zrozumienia dla tych wyrzutków społeczeństwa niż majstrowie w arsenale czy niektórzy towarzysze w „łańcuchu". Dwie sprawy są charakterystyczne dla tego dziwnego społeczeństwa: 1) uważani za margines społeczny, galernicy nie są jednak odcięci od społeczności miasta; 2) uchodzą za solidarnych, ale mają jednak rozbieżne interesy, wybuchają między nimi konflikty, dochodzi do nienawiści. Niekiedy administracja dobrze na tym wychodzi i może nawet podżega galerników do rywalizacji. Prowadzi starannie kartotekę trzech osobnych kategorii skazańców uważanych za niebezpiecznych albo co najmniej za niepewnych. Jest więc grupa „galerników poleconych", których nazwiska ministerstwo podało intendentowi. Na drugiej liście figurują recydywiści. Jest jeszcze trzeci rejestr, do którego się wciąga „galerników za religię". W roku 1704 urzędnicy intendenta muszą wpisać do niego „rok po roku tych, którzy spełniają swoje obowiązki [religijne], upartych, niebezpiecznych, oraz wszystko, co ich dotyczy".188 Ci „galernicy za wiarę", jak będą siebie nazywali, zmuszeni do ocierania się — w sensie ewangelicznym co prawda — częściej o złych niż Blaski i cienie galer o doBrych łotrów, wywarli oczywiście wpływ na wrażliwość Francuzów 245 „reformowanych". Spotkali się z tak powszechną litością, że w wyobraźni ludu liczba ich wzrosła dziesięcio- a nawet stokrotnie. Było ich naprawdę tysiąc czterystu pięćdziesięciu. O tysiąc czterystu pięćdziesięciu za dużo; ale to znaczy także mniej niż pięćdziesięciu rocznie.44 Dość często się zdarza, że na morzu galernicy wyznania „reformowanego" cieszą się pewną życzliwością oficerów, a nawet strażników. W porcie przestrzega się ściśle ' regulaminu, który ich obowiązuje. Jest im trudniej o pracę w mieście i o uwolnienie na jakiś czas z kajdan. W latach 1699—1700 oficerowie i kapelani z „La Superbe", „La Favorite" i „La Magnanime" wpadli na pomysł, że protestanci mają klęczeć podczas mszy i zdejmować czapki (a nie „rozwalać się" w ławkach). Ta marsylska sprawa czapek doprowadziła do złośliwego i okrutnego bicia opornych. Mimo prześladowań galernicy „reformowani" trzymają się dzielnie. Jeden z ich przywódców, Dawid Serres, w przeddzień nowego roku 1710 pisze do Holandii: „Z całego serca życzę Panu i całej Pańskiej rodzinie szczęśliwego Nowego Roku. Oto minął już dwudziesty piąty rok naszej niewoli, gdyż aresztowano nas w 1685 roku, w październiku czy listopadzie. Mieliśmy wtedy nadzieję, że niedługo się skończy nasza niewola, wygląda jednak na to, że Bóg odłożył ten szczęśliwy dzień na inne czasy. Niech błogosławione będzie Jego święte imię!" 44 Serres i przyjaciele za- _ łożyli konspiracyjną organizację galerników za wiarę. To tajne stowarzyszenie, utworzone w roku 1699, ma w Marsylii swoich łączników, którzy często są pośrednikami w przekazywaniu listów, Biblii, pism protestanckich z Holandii: płomienne pisma Jurieu są z niecierpliwością oczekiwane w arsenale. Gorliwi członkowie tego „antystowarzyszenia galerników" organizują stałe nauczanie religii dla mniej przekonanych, a nawet ogólne wykształcenie dla „nieuczonych braci". Rozdają zasiłki, wysyłają do Zjednoczonych Prowincji teksty i zeznania na temat galer, „Kościół Wyznawców". Podobnie jak biura intendentury, prowadzą kartotekę, ale mają odmienną skalę wartości. Są wszyscy posłuszni kierownictwu składającemu się z siedmiu członków i mającemu ogromną władzę. Król Francji, który nigdy nie darował parafiom protestanckim, że stworzyły tyle miniaturowych republik, nie myślał w 1685 roku, że jego polityka, oparta na przymusie, doprowadzi przede wszystkim do powstania — w Marsylii i na tych niezwykłych galerach — najmniejszej, najlepiej zorganizowanej z republik: Kościoła wyznawców, „którzy cierpią za prawdę Ewangelii"." Dysydenci i margines społeczny NIENAWIŚĆ DO PROTESTANTYZMU • o' Około roku 1670 — Strasburg nie należy jeszcze do Francji — królestwo liczy około dziewięciuset tysięcy poddanych „rzekomo reformowanych". W owych czasach bowiem kalwinów nie nazywa się we Francji prawie nigdy „protestantami", ale „ludźmi R.P.R. (Religion Pretendue Reformee— religia rzekomo reformowana) albo ludźmi „religii", albo też „religiantami"; ciekawe, że są to nieświadome pochwały pod adresem przeciwników! Słowo „protestant" oznacza wówczas „heretyka niemieckiego, który przyjął doktrynę Lutra" albo też „kochanka, który czyni damie propozycje służenia jej i miłości, a obiecuje wierność": zalotnicy Penelopy są więc niejako protestantami. We Francji wyznawcy „reformowani" tworzą skupiska na północy kraju, na przykład w Sedanie. Jest ich około sześćdziesięciu tysięcy w Normandii. Ci, co mieszkają w regionie paryskim, jeżdżą na nabożeństwa do Charenton, do jedynej dozwolonej w tej miejscowości świątyni. Ale koncentrują się oni głównie na południe od Loary: sto tysięcy w Saintonge, dziewięćdziesiąt tysięcy w Poitou, sto tysięcy w dolnej Gu-jennie, osiemdziesiąt osiem tysięcy w dolnej Langwedocji, czterdzieści osiem tysięcy w Vivarais, osiemdziesiąt trzy tysiące w Delfinacie.114 Od wydania Edyktu nantejskiego w roku 1598 korzystają z wolności sumienia i religii, ale po powstaniu na południu Francji w roku 1629 stracili gwarancje polityczne i wojskowe objęte także tym edyktem. Mimo przysięgi składanej podczas koronacji i zawierającej obietnicę uroczystego tępienia herezji Burbonowie naruszają nadal zasadę przyjętą w całym świecie: Cuius regio, eius religio. Jednakże od roku 1621, w którym „reformowani" francuscy zaczęli emigrować, stosunki między katolikami a protestantami są niesprecyzowane. Część elity rozumie albo się domyśla, że oba wyznania mają takie samo Credo, że sobór trydencki zdezaktualizował wiele zarzutów czynionych Rzymowi przez reformatorów. Niektórzy wiedzą albo podejrzewają, że katolicyzm odnalazł sens wszechmocy Bożej (dewiza Loyoli: Ad maiorem Dei gloriam — dla większej chwały Boga — dziwnie przypomina dewizę Kalwina; Soli Deo gloria — chwała jedynemu Bogu), odzyskał zainteresowanie dla teologii pozytywnej, zrozumiał wagę Odkupienia. Protestanci zauważyli, że liturgie pogrzebów są podobne, a posty nie należą wcale do praktyk godnych potępienia. Król popełnia jednak błąd, kiedy sądzi, że bednarz z Gujenny, marynarz z Durance czy kowal z Sewennów rozumują tak samo jak marszałek de Turenne, nawrócony w 1668 roku. Lud widzi niezgodność między panującym we Francji wyznaniem Nienawiść do protestantyzmu a „religią rzekomo reformowaną" niewielkich grup ludności, które wy- 247 dają się wyznanie to lekceważyć. Żaden pastor protestancki nie odbierze swoim owieczkom przekonania, że Rzym jest nową Niniwą, nowym Babilonem, że papież uważa się za Boga Żywego, że „msza papieska" jest bluźnierstwem, eucharystia katolicka świętokradztwem, a kult świętych — przesądem, który obraża Boga. I — idąc dalej — że „papista" jest poganinem, który wielbi obrazy, otacza Matkę Bożą czcią należną bóstwu, klęka przed kawałkami chleba, nie zna Pisma Świętego. Kamizardzi, którzy w roku 1702 łamią krucyfiksy, depczą hostię, palą kościoły, robią to wszystko głęboko przekonani, że spełniają wolę zazdrosnego Boga. Dla zwykłego katolika, świeckiego czy duchownego, reformowany jest heretykiem, zatwardziałym bluźniercą. Znieważa Pismo Święte, znie- ~- • -kształcą je według swego widzimisię. Przeciwstawia się chwale Boga, nie wierząc w istnienie niebiańskiego dworu, poniżając Marię, nie uznając świętych, ich wizerunków i relikwii. Zaprzecza rzeczywistej obecności Chrystusa w chlebie, mówiąc, że jest to tylko obecność „duchowa". Nie jest posłuszny rozkazom Chrystusa, nie wierząc, by następca Piotra był Jego namiestnikiem. Protestanci zastąpili łacińską mszę świętą rzekomym nabożeństwem w języku ludowym. Irytują co dzień prawdziwych wiernych, nie okazując czci najświętszemu sakramentowi niesionemu podczas procesji. Przybierają przy tym wyniosłe miny i nadużywają wielkich słów. A wypowiedzi swoje upiększają zawsze cytatami z Biblii, których nikt nie zna. Na południu Francji, gdzie jest dużo protestantów, chrześcijanin „reformowany" często jest bogaty, to wielmoża albo właściciel jakiegoś przedsiębiorstwa; katolicy natomiast są biedni. Proboszcz czy zakonnik z pobliskiego klasztoru bez trudu może im wpoić nienawiść do „heretyków". Protestanci, zachęceni do pracy przez Stary Testament, niektóre fragmenty Listów świętego Pawia i przekonanie — judeochrześcijań-skie — że praca jest świętym obowiązkiem każdego, a bogactwo nagrodą Niebios, są na ogół zamożniejsi od katolików, bo bardziej czynni, solidarni między sobą, do czego przyczynia się także ich sytuacja — jest ich przecież znacznie mniej niż katolików. Skłonni są więc patrzeć z góry na „papistów", tych „heretyków", ludzi niewykształconych, ciemnych, nie znających Biblii, którzy niekiedy słowem „ubóstwo" uświęcają swoje lenistwo. Takie są powody posunięć antyprotestanckich. Przesądy te, wpajane dzieciom przez rodziców, a podsycane podczas katechizacji przez księdza, w szkole biblijnej zaś przez pastora, nabierają ostrości przy najmniejszym konflikcie zawodowym lub towarzyskim, wzmagają się, kiedy ulicą idzie procesja, a stają się rozpaczliwe, kiedy misjonarze katoliccy biorą l Dysydenci i margines społeczny Prześladowanie protestantów 248 miasto w swoje ręce albo posuwają się do ataków słownych. Fakt zaś, że dwa wyznania są w gruncie rzeczy bardzo podobne, nie pomaga do wyjaśniania nieporozumień, lecz przeciwnie, tym bardziej rozpala namiętności. Ludzie częściej się kłócą na temat spraw drugorzędnych — małżeństwa pastorów, komunii pod dwiema postaciami, modlitwy za umarłych, czyśćca — niż rzeczy zasadniczych. Nagromadzone żale i zarzuty, które zapadły głęboko w pamięć, wybuchają gwałtownie, kiedy protestant Romeo chce poślubić Julię wyznania rzymskokatolickiego. Król zaś idzie w ślady swojego narodu. PRZEŚLADOWANIE PROTESTANTÓW Od roku 1660 protestanci są prześladowani. Tego roku król przyjął z lodowatym spokojem delegata synodu narodowego Kościołów reformowanych. Uważni obserwatorzy wiedzą, że nie rzucał na wiatr słów, kiedy podczas uroczystej koronacji przysiągł „wytępić herezję". Wszystko go skłania do tego: własne przekonania, spowiednik jezuita, duchowieństwo francuskie i naród. Trzeba jeszcze dodać troskę o jedność Francji (czy też marzenia o jedności), obawę przed istnieniem w królestwie obcej partii, wreszcie nieufność monarchy absolutnego do parafii reformowanych, które tworzą niejako małe republiki kalwinów. ' Wszyscy w tej epoce podziwiają świętego Augustyna, zarówno protestanci, jak i katolicy. To znaczy, że każdy godzi się z przymusem, jeśli cel jest pobożny i słuszny. Podobnie jak święty Augustyn stosował w walce z donatystami słynne „Compelle intrare" (Zmuś ich, by weszli) z przypowieści o uczcie i gościach, kalwini francuscy na wygnaniu chcieliby na siłę nawrócić unitarianów czy antyunitarianów. Ludwik XIV, jego rząd i Kościół francuski chcą także doprowadzić za wszelką cenę adeptów Kościoła „rzekomo reformowanego" do tego, co ich zdaniem jest prawdziwym Kościołem. Cóż znaczy pewna gwałtowność w porównaniu do życia wiecznego, pełnego raczej radości niż cierpienia? Używają więc trzech kolejnych sposobów nacisku. Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte są okresem nawracania. Ten, kto należy do protestanckiej mniejszości w miasteczku czy małej osadzie, niech się strzeże proboszcza ożywionego duchem nawracania. Proboszcz ten sądzi, że postępuje właściwie. Służy Bogu. Wkłada serce w tę służbę. Dla niego to także sprawa miłości własnej. Należy również strzec się tych drobnych mieszczan, którzy niemal zawodowo uciekają się do uprzejmych dysput i nacisku psychologicznego. W Saint-Maixent prosperuje słynny „nawra-cacz" imieniem Jan Drouhet (1617—1681), z zawodu aptekarz. W reje- strach parafii raz po raz figuruje jego nazwisko: tutaj jest świadkiem wyparcia się wiary, tam chrzestnym ojcem dzieci „ludzi nawróconych". Pełen gorliwości, zostaje miejscowym poetą, pisarzem używającym gwary Poitou. Zadebiutował w literaturze tej prowincji, opiewając nawrócenie „kapłana reformowanego" Cottiby, którego bronił przed złośliwością i plotkami. Ten Samuel Cottiby, pastor i syn pastora, w 1659 roku był obecny w Loudun na wykładach ojca Adama, misjonarza z Towarzystwa Jezusowego. Cottiby nawraca się 25 marca 1660 roku na katolicyzm ku zgorszeniu synodu. Protestanci teraz nienawidzą odszczepieńca. By nie popadł w nędzę, władze mianują go adwokatem króla w sądzie prezydialnym w La Rochelle z wynagrodzeniem w wysokości 800 liwrów.21 Porzucenie wspólnoty protestanckiej równało się bowiem często utracie zawodu, prawa do części spadku i otrzymania pracy gdziekolwiek. W 1676 roku zostanie więc utworzona Kasa Nawróceń, wspomagana przez króla i Kościół, a zarządzana przez akademika Pellissona, nawróconego protestanta, i finansowana z dóbr kościelnych, które przeszły do „rśgale", czyli skarbu publicznego. Wkrótce nowa fala natarcia wzbiera, przekonująca i zdobywcza. Przez dwadzieścia pięć lat stosuje się w mowie racje teologiczne, wsparte efektownymi gestami misjonarzy (ksiądz de Fśnelon staje się dobrym misjonarzem w Saintonge), na piśmie zaś — rozpowszechnia,się mnóstwo druków mających uzupełniać dyskusje i argumenty tych mówców z różnych zakonów i kongregacji. Misje i rozprowadzanie druków nie ustają, przeciwnie, mnożą się po edykcie z'Fontainebleau. Od października 1685 roku do stycznia 1687 siedemnastu księgarzy paryskich dostarcza agentom króla i misjonarzom przeszło milion tomów: sto sześćdziesiąt tysięcy katechizmów katolickich, sto dwadzieścia osiem tysięcy egzemplarzy Naśladowania Chrystusa, sto czterdzieści osiem tysięcy „katolickich" przekładów Nowego Testamentu i sto dwadzieścia sześć tysięcy Psałterzy (by zastąpić Biblię protestancką, która nie cenzurowała tak, w 95%, Starego Testamentu). To złoty interes dla drukarzy. Ale na podstawie wyżej podanych liczb można mieć pojęcie o przygnębiających rozmiarach takiej propagandy. Protestant, który mieszka na przykład w Vauvert koło Aigues-Mortes i liczy na opiekę wielmoży, należącego również do Kościoła „rzekomo reformowanego" i mającego prawo sądzenia, może sobie kpić z obfitości zużytego papieru i wypisanego atramentu; biada mu jednak, jeśli mieszka w miasteczku katolickim albo w takim, którego ludność składa się z wyznawców obu religii: może paść w tej drugiej ofensywie. W przeciwnym razie trzeba mu dużo wytrwałości, by się oprzeć ofensywie trzeciej. Trzeci atak, rozpoczęty w 1681 roku w Poitou przez intendenta Maril- 249 Dysydenci i margines społeczny 250 laca, polegał na nadużyciach przy kwaterowaniu wojskowych. W owych czasach koszar prawie nie było. Kwaterowanie żołnierzy należało do ludności cywilnej. Rozpowszechnił się zwyczaj obciążania tym obowiązkiem złych podatników, teraz pierwszeństwo pod tym względem będą mieli „reformowani", niezbyt skłonni do zmiany wyznania. Niemal od razu ten ulubiony sposób zostaje nazwany dragonadą. Dragon nie jest kawa-lerzystą. Jest piechurem na koniu, groźnym zresztą wojakiem. Dragonadą jest słowem, którego używa pani de Sevigns, chcąc określić wielki . kłopot. A dragon to lokator szczególnie uciążliwy, jest nie tylko nieokrzesanym prostakiem, ale wszędzie prowadzi za sobą konia. Biskupi nie wydają się zgorszeni tym posunięciem. Pani de Sevignc uważa, że jest . skuteczne. Markiz de Sourches zaś, który osądził dragonady przed odwołaniem Edyktu nantejskiego, domyślał się, jak się zdaje, że ten przymus nie tyle godzi w teraźniejszość świata „religii rzekomo reformowanej", co w jej przyszłość: „Dzięki dragonom więcej było wówczas [lipiec 1685] nawróceń w ciągu jednego tygodnia niż dzięki misjonarzom w ciągu roku (...). Ten sposób nawracania był trochę nowy, ale niezmiennie miał dobre skutki: a jeśli nawrócenia ojców nie były całkiem szczere, miało się przynajmniej pewność, że zdobywa się synów." Od roku 1660 do 1685 oprócz metod „perswazji" stosuje się uświęcony prawem przymus. Jurysdykcja ta godzi w „religię rzekomo reformowaną" i w jej kapłanów, potem w jej wyznawców jako takich, wreszcie w różne zawody uprawiane przez protestantów francuskich. Wyznanie „rzekomo reformowane" nie jest swobodne; podlega klau- * żuli Edyktu nantejskiego i.traktatu pokojowego zawartego w Aleś. Miejsce uprawiania go wiąże się z liczbą osiadłych tam protestantów. Edykt może być interpretowany łagodnie lub z całą bezwzględnością. Państwo 'korzysta z obu możliwości, ale woli na ogół tę drugą. W Poitou zostają zburzone świątynie; w Champdeniers — 13 września 1663 roku, w Mothe-Saint-Hćraye — 5 maja 1682. W roku 1682 ulegały we Francji zburzeniu dwie albo i trzy świątynie tygodniowo rzekomo dlatego, że nie były wzniesione lub użytkowane zgodnie z Edyktem nantejskim! We wrześniu następnego roku intendent Paryża zarzuca hugenotom mającym ' jedyną świątynię w Charenton, iż przyjmują luteranów, anglikanów i zwinglistów, mimo że tylko kalwinizm jest tolerowany we Francji cen-'. -J tralnej!64 / Nie oszczędza się bynajmniej pastorów. Edykt z marca 1683 roku skazuje na karę publicznego przyznania się do winy i wygnania tych, którzy się zgadzają, by katolicy przechodzili na „religię rzekomo reformowaną". Deklaracja z 22 maja 1683 roku wyznacza osobne miejsce w świątyni katolikom (brakuje tylko słowa: szpiegom). Edykt z sierpnia Prześladowanie protestantów 1684 roku zabrania pastorom wykonywania obowiązków w jednej miejscowości dłużej niż przez trzy lata. Edykt z 21 sierpnia uściśla, że żadne zebranie wyznawców „religii rzekomo reformowanej" nie może się odbywać bez obecności sędziego królewskiego, mianowanego przez króla. Deklaracja z 26 grudnia 1684 — miłe zaiste życzenia świąteczne! — zakazuje nabożeństw publicznych wyznania „reformowanego" (nabożeństwa prywatne są jeszcze surowiej potępiane) tam, gdzie wspólnota miejscowa nie liczy dziesięciu rodzin. Deklaracja z lutego 1685 roku zapowiada karę pastorom zezwalającym na dostęp do swoich świątyń osobom, którym król zabrania tam bywać, oraz zakazuje takich miejsc kultu. Inna deklaracja, z 18 czerwca, nakazuje zburzenie świątyń, w których pastorowie udzielili ślubu osobom o odmiennych wyznaniach... albo wypowiadali „buntownicze" słowa. Edyktem z sierpnia 1685 roku zostaje zakazane, by wyznawca „religii rzekomo reformowanej" wygłaszał kazania, pisał książki teologiczne albo dzieła polemiczne. Król decyduje 6 sierpnia, że pastorowie i studenci teologii protestanckiej nie mogą mieszkać bliżej niż na odległość 6 mil od miejscowości, gdzie zakazana jest „religia rzekomo reformowana". Siedemnastego października zostaje ogłoszony edykt z Fon-tainebleau, którym odwołuje się Edykt nantejski i skazuje pastorów na natychmiastowe nawrócenie się lub wygnanie.188 Egoistyczny lub niedbały wyznawca „religii reformowanej" może przeoczyć niektóre zakazy, narażając w ten sposób swego pastora. Niebawem zda sobie sprawę, że zakazy te godzą także w niego, i to godzą okrutnie. Edykt z kwietnia 1663 roku zakazuje nowo nawróconym powrotu do protestantyzmu. Edykt z sierpnia 1669 (pierwszy z długiej serii) zabrania emigrować Francuzom wyznania protestanckiego. Wiele decyzji z 1679 przewiduje ciężkie kary dla ponownych odszczepieńców i renegatów; zawierają one bardzo ścisłe określenie tego, co jest uważane za wyparcie się wiary. Edykt z czerwca 1680 roku zakazuje katolikom przechodzić na „religię rzekomo reformowaną". Edykt z listopada tegoż roku zachęca sędziów, by odwiedzali chorych protestantów i próbowali ich nawrócić (w 1681 roku zostanie dodane, że jeśli nie ma sędziego, syndyk wspólnoty lub mer powinien odwiedzać chorych). W kwietniu 1681 podaje się do wiadomości publicznej, że nowo nawróceni są zwolnieni przez dwa lata z obowiązku kwaterowania wojskowych! Siedemnastego czerwca król postanawia, że dzieci wyznawców „religii rzekomo reformowanej" będą mogły wybierać katolicyzm, osiągnąwszy „wiek rozumu" (siedem lat), i że protestanci nie mają prawa wychowywać dzieci w swojej religii za granicą. Dokument królewski z 31 stycznia 1681 r. nakazuje, by nieślubne dzieci wyznawców „religii rzekomo reformowanej" były wychowywane w religii katolickiej. Zakaz emigracji zostaje 14 lipca 1682 roku 251 Dysydenci i margines społeczny 252 zaostrzony: dobra protestantów, którzy wyemigrowali, ulegną konfiskacie. Deklaracja z 30 sierpnia 1682 roku zakazuje im zbierać się poza świątynią samym, bez pastorów: katolicyzm oficjalny, zarówno królewski, jak i kościelny, uważa nabożeństwa prywatne za niebezpieczniej-sze — zarówno z punktu widzenia religijnego, jak i ze względów politycznych — od nabożeństw publicznych. Szesnastego czerwca 1685 roku wychodzi skierowany do wszystkich Francuzów zakaz zawierania związków małżeńskich za granicą. Dziewiątego lipca zakazuje się protestantom zatrudniać służbę wyznania katolickiego, a 25 lipca protestanci dowiadują się, że nie mają prawa uczęszczać na nabożeństwa poza obszarem swojego miejsca zamieszkania. Czternastego sierpnia zapada decyzja, że dzieci „reformowanych" nie będą już mogły mieć opiekunów tego samego wyznania. Dwudziestego sierpnia zostaje podane do wiadomości, że połowa dóbr protestantów, którzy wyemigrowali, zostanie przekazana tym, co ich zadenuncjowali.w" Kleszcze tak mocno się zacisnęły, że odwołanie Edyktu nantejskiego po upływie dwóch miesięcy mogło zaskoczyć tylko roztargnionych. W świecie protestantów roztargnienie staje się już niemożliwe. Powoli wszystkie zawody zostaną zarezerwowane dla papistów, zakazane natomiast wyznawcom „religii rzekomo reformowanej". Protestantom i protestantkom francuskim zabrania się kolejno wykonywania zawodu: położnej (20 lutego 1680), notariusza czy prokuratora, woźnego czy strażnika miejskiego (15 czerwca 1682), asesora czy asystenta sądowego (16 czerwca), biegłego (21 sierpnia 1684), pisarza sądowego, adwokata czy prokuratora (10 lipca 1685), adwokata (11 lipca), lekarza (6 sierpnia). Przeciętny protestant staje się więc „nowo nawróconym", jeśli ogranicza się do zachowania swoich przekonań i uprawia praktyki religijne w domu; sto siedemdziesiąt trzy tysiące uchodźców chroni się w Holandii, Wielkiej Brytanii, Brandenburgii itp.14; tysiąc czterystu pięćdziesięciu zostaje wysłanych na galery. Inni zakładają Kościoły Pustyni, które przetrwają sto dwa lata. iu. ZBRODNIE I KARY « Król nie bardzo wzmacnia swoją flotę lewantyńską, wysyłając do Marsylii rocznie czterdziestu dwóch protestantów skazanych na galery. Jednak uważa to za symbol, symbol swojej władzy, symbol związku tronu z Kościołem. Dlatego właśnie nigdy nie próbowano uznać opornych protestantów za więźniów politycznych. Podlegali zawsze prawu karnemu. Zbrodnie i kary We Francji, podobnie jak w Anglii, wiek XVII obfituje w kontrasty 253 w dziedzinie prawnej. Teoretycznie wszystko jest groźne, zarówno kodeks karny, jak i procedura. W praktyce wielu kryminalistów i przestępców (zwłaszcza protestantów) unika represji. Od bezkarności do stryczka jeden krok, ale nie robi się go szybko. Niekiedy nie robi się wcale. Wie o tym • w gruncie rzeczy król, wiedzą też ministrowie i intendenci. Ale wiedzą oni również, że człowiek jest grzeszny, że prawo ma granice, że żandarmeria ze swoim tysiącem „pachołków konnych" nie może ani wszystkiemu zapobiec, ani wszystkich ukarać. Ci, co wpadają w jej sidła, płacą za innych. Pozytywnie przyjmuje się okazałość aparatu sprawiedliwości. To, że kary: stryczka, pnia katowskiego, koła, kleszczy, publicznego przyznania się do winy, stosowane są publicznie i każdy może je oglądać, stanowi coś w rodzaju obrzędu o podwójnym działaniu. Należy pokazać ludowi, który się tłoczy na egzekucjach, chciwy widoku męczarni, że zbrodnia nie popłaca i że ostatnie słowo należy zawsze do króla. Publiczne przyznanie się do winy działa najsilniej na wyobraźnię S'-widzów. Na mocy wyroku parlamentu Flandrii wydanego 15 września 1679 roku Magdalena Allard, „uboga żebraczka zamieszkała w Fourmies", ma być stracona przed kościołem w la Maladrerie za rzucanie czarów, jak to wynika z orzeczenia wydanego w jej sprawie przez wielkiego bajlifa z Avesnes. Czeka ją przedtem ceremonia pokutnicza: „klęcząc, bosa, z obnażonymi ramionami i w samej koszuli, ze sznurem na szyi, z ważącą dwa funty zapaloną pochodnią w ręku, musi głośno oświadczyć, że zuchwale i niegodziwie wyrzekła się swego chrztu, że kilkakrotnie udawała się w nocy na zgromadzenia czarowników, obcowała cieleśnie z diabłem, dała się przekupić i rzuciła urok na wyżej wymienione Marię Boulenger i Marię Rousseau, że odczuwa skruchę i prosi, by Bóg, król i sprawiedliwość jej przebaczyli i by została zaduszona przy słupie, postawionym w tym celu w miejscu wyznaczonym przez wyżej wymienionego sędziego, jednocześnie żeby ciało jej było spalone, a popioły rzucone na wiatr".50 Od 1670 roku Colbert używa całego swojego autorytetu, by zmniejszyć liczbę procesów o rzucanie uroków i złagodzić okrutne kary! Ordonans Ludwika XIV króla Francji i Nawarry w sprawach karnych, wydany w Saint-Germain-en-Laye w sierpniu 1670 roku,51 wydaje się nam jednak przeraźliwie surowy. Uznaje dawny zwyczaj tortury legalnej mimo starań przeciwnego mu pierwszego prezydenta Lamoignon. Niemal do czasów rewolucji poddawano oskarżonego „indagacji przygotowawczej", która miała go zmusić do wyznań, potem, w przeddzień egzekucji, „indagacji wstępnej", w zasadzie po to, by się dowiedzieć, jakich miał wspólników. Kodeks karny z roku 1670 wprowadził tylko kilka ograniczeń: jeśli dowody popełnionej zbrodni są wystarczające, oskarżo- Dysydenci i margines społeczny 254 ny unika „indagacji przygotowawczej". Podlega jednak nadal „indagacji wstępnej". Jest to artykuł III księgi XIX kodeksu: „Wyrok śmierci może nakazywać uprzednie poddanie skazańca przesłuchaniu, by powiedział nazwiska wspólników zbrodni." 51 Każdy parlament na swój sposób przesłuchuje oskarżonych: w Ren-nes przysuwa się stopy skazańca do rozżarzonego węgla, w Rouen stosuje się torturę wody, w Besangon używa się sznura, na którym się skazańca zawiesza i zanurza w wodzie, w Paryżu króluje nadal potworna tortura trzewików. Polega ona na „wsunięciu nóg skazańca między dwie grube deski dębowe i zaciskaniu tych desek, za pomocą czterech klinów, jeśli jest to zwykła indagacja, a ośmiu — jeśli niezwykła".148 To się dzieje w latach 1660—1715, Beccaria urodzi się dopiero w 1738 roku, ale Wolter, przyszły obrońca Calasa, już przyszedł na świat. PIERWSI HANDLARZE CZARNYMI NIEWOLNIKAMI W zasadzie królestwo jest krajem wolności. „Jak tylko niewolnik przybywa do Francji, staje się wolny." 26 Ale brak robotników na Antylach skłonił władzę królewską za Ludwika XIII do zezwolenia na handel niewolnikami, a za Ludwika XIV na organizowanie tego handlu, dopóki francuska kompania Gwinei nie otrzymała od Filipa V przywileju asiento (dostarczenia w ciągu dziesięciu lat około pięćdziesięciu tysięcy niewolników do kolonii hiszpańskich w Ameryce). W roku 1670 Kompania Wschodnioindyjska dysponuje pewną liczbą statków handlowych, które mają dostarczyć na Antyle robotników. Ale Colbert odbiera jej monopol handlu. Niniejsza opowieść dowodzi, że minister miał chyba rację, uważając przedsięwzięcia Kompanii za bezskuteczne. Na wiosnę 1671 roku „Saint-Frangois" (ciekawa nazwa dla statku przeznaczonego do handlu Murzynami!), statek o wyporności od 150 do 200 ton, wypływa z portu Dieppe. Należy do Kompanii Zachodnioindyj-skiej i jest wyspecjalizowany w handlu czarnymi niewolnikami. Kapitan statku nazwiskiem Mallet to nie niewinne chłopię, ale twardy wilk morski, człowiek brutalny i chciwy. Jego pisarz czy przedstawiciel armatora, urzędnik Kompanii, nazywa się Antoni Six. Zgodnie ze zwyczajem obaj mają dozwolony ładunek i wolno im handlować na własny rachunek w pewnych granicach tonażu. Będą się niebawem wzajemnie oskarżali o prowadzenie handlu na większą skalę, niż przewidują klauzule zezwolenia. Tej spornej sprawie zawdzięczamy opowieść Sixa o wyprawie „Saint-Frangois" z Dieppe na Antyle via Benin i Cayenne. Opowieść ta powinna być sprawdzona, zbadana, zważona. A przytaczać ją można tylko Pierwsi handlarze czarnymi niewolnikami zgodnie z nowoczesną ortografią, tak nieudolnie jest napisana. Zdaniem Gabriela Dębien jest to „najdawniejsza chyba opowieść o handlu niewolnikami, jaka się zachowała we Francji".19 Konflikt między kapitanem a przedstawicielem armatora jest bliźniaczo podobny do walki urzędników wojskowych z urzędnikami administracyjnymi w marynarce królewskiej. Ale w tamtym przypadku Colbert zostawił ostatnie słowo administracji, w tym natomiast Kompania Zachod-nioindyjska zapomniała uregulować stosunki między sztabem pływającym a urzędnikami. Antoni Six zarzuca kapitanowi, że zatrudnił na „Saint-Francois" jako pomocnika chirurga (dba się bowiem o ładunek ludzki) „chłopa, który nie ma o chirurgii zielonego pojęcia", a Mallet mści się na Sixie, powierzając pierwszemu chirurgowi — widocznie bardziej wykształconemu — prowadzenie ksiąg ze szkodą dla pisarza Kompanii. Nie mówi się nam ani o drugim oficerze, ani o bosmanie. Jeśli zaś idzie o marynarzy, oni także nie są pewnie świętymi. Niezadowoleni z roli strażników więziennych, staną się pod rozkazami Malleta żołnierzami i podpalaczami wsi. Prawdopodobnie odbiją to sobie, zajmując się również niedozwolonym handlem. Handlują głównie „manilami"; te miedziane kółka, służące na statkach do łączenia łańcuchów i kabli, w Afryce stają się bardzo poszukiwanymi bransoletkami i zastępują pieniądze na wybrzeżu Beninu. Ale statki, które się zajmują handlem niewolnikami, zabierają także dużo żelaznych prętów, trochę miedzianych i perły, zwane tutaj rasadami. Antoni Six, który zamierza przywieźć~"clo Francji kość słoniową i złoty piasek, zabrał różne towary na wymianę, wśród nich trąbkę i muszkiet. „Saint-Frangois" zawija z początku do brzegu Przylądka Białego, po czym pod koniec czerwca rzuca kotwicę w Sainte-Anne (Sierra Leone), by zaopatrzyć się w wodę i przeczekać złą aurę. Tam kapitan okazuje całą swoją brutalność: płynie łodzią w górę rzeki aż do Sherbro, podpala tę wioskę i chwyta „czterech Murzynów, wbrew ich woli, moim zdaniem". Za tym postępkiem kryje się niewątpliwie potajemny handel. Zdaniem Sixa takie postępowanie uwłacza Kompanii i przyniesie szkodę innym statkom francuskim. Zresztą „porwanie" Murzynów nie jest nawet zyskowne. Za najbardziej korzystne Six uważa porozumienie z miejscowymi przywódcami, transakcję ogólną. Transakcja ta zostanie zawarta w Calbary, w Beninie, dokąd pewnie zostało zapowiedziane przybycie handlarzy i gdzie potentat zgromadził swój „heban". Urzędnik Kompanii rozpoczyna targi, „bardzo dobrze przyjęty przez króla i jego starszyznę". Król proponuje czterystu niewolników, których dostarczy za sześć tygodni według następującej taryfy: 244 manili za mężczyznę, 224 — za kobietę. Wtedy interweniuje gwał- 255 Dysydenci i margines społeczny 256 townie Mallet. Czy zazdrości swojemu pisarzowi, czy gniewa go długi termin, czy uważa, że cena jest za wysoka? Zrywa na jakiś czas targi, wymyśla kupcom, podpala wieś i grozi, że rozpęta prawdziwą wojnę. / Postępując tak brutalnie, odnosi zwycięstwo, przynajmniej na razie. Po kilku zaledwie dniach — Antoni Six podaje nawet, że po czterdziestu ośmiu godzinach — 7 października „Saint-Francois" odpływa, zabierając trzystu pięćdziesięciu sześciu Murzynów, o wiele za dużo, jak na wymiary statku. „Saint-Frangois" zatrzymuje się następnie przy Wyspie Książęcej. Jest to baza zaopatrzeniowa przed podróżą przez ocean. Istnieje zwyczaj wielokrotnego wyprowadzania na ląd niewolników, stłoczonych na mię-dzypokładzie lub w ładowni. Tym razem jednak kapitan traci czas, gdyż dyzenteria zabija „mnóstwo Murzynów". Chirurdzy okazują wówczas brak kompetencji, a skrzynka z lekarstwami jest już w znacznym stopniu opróżniona. Wyczuwa się, że zarzuty Antoniego Sixa są słuszne. Kapitan odpowiedzialny za handel niewolnikami nie powinien odgrywać kapryśnego tyrana: musi przewieźć i dostarczyć na miejsce towar w dobrym stanie, musi odżywiać i „przewietrzać" Murzynów, dbać o ich zdrowie. Na „Saint-Frangois" sprawy nie wyglądają dobrze. Mallet odpływa 22 stycznia 1672 roku bez żadnych wyjaśnień. Po trzech tygodniach żeglugi w złą pogodę statek przybywa do Gabonu i przybija do brzegu przylądka Lopez. Mallet chce pewnie handlować, ale kłóci się z „czarnym kapitanem" przylądka, z dwoma konkurentami holenderskimi i 19 lutego podnosi kotwicę, nic nie sprzedawszy. Przypływają do Cayenne 5 kwietnia. Straty w ludziach są duże, znacznie poważniejsze, niż się spodziewa zazwyczaj Kompania. Mallet zabrał na statek trzystu pięćdziesięciu sześciu niewolników, przywiózł tylko stu sześćdziesięciu siedmiu. Koloniści płacą w naturze, 4000 funtów nie oczyszczonego cukru za jednego. I to za młodego, zdrowego, bez blizn, mającego pełne uzębienie, za „innych — • proporcjonalnie". Ale gubernator Cayenne jest sam plantatorem. Kupuje Murzyna za 3000, zamiast za 4000. Wobec tego, że Antoni Six go krytykuje, Mallet wpada we wściekłość, traktuje Sixa gorzej niż niewolnika, ciska w niego półmiskiem, odpędza go od swego stołu i umieszcza w kwarantannie na statku. Naturalnie obaj podejrzewają się wzajemnie i oskarżają o handel ze szkodą dla panów z Kompanii. W maju „Saint-Francois" rzuca kotwicę w Saint-Pierre na Martynice. Przed czternastoma miesiącami statek ten opuścił Dieppe. Natychmiast po zejściu na ląd kapitan Mallet składa skargę intendentowi Wysp Wiatru, panu Pallu du Ruau: oskarża przedstawiciela swego aramatora na „Saint-Frangois" o nielegalny handel. Wówczas pisarz bierze pióro do ręki i 29 sierpnia przesyła administratorom wyjaśnienie. Niech I. Ludwik XIV Przytułek powszechny o •o •o ci panowie dociekają sami, ile kości słoniowej ukradł kapitan czy pisarz. L57 Ale Kompania Zachodnioindyjska ma poważne trudności finansowe. Jeśli będzie jeszcze kilka wypraw po Murzynów tak długich i tak źle zorganizowanych jak wyprawa Malleta, Kompania zbankrutuje. To bowiem prawda, że trudno wymagać surowej moralności od ludzi zmuszonych do brania udziału w niemoralnych operacjach handlowych.19 PRZYTUŁEK POWSZECHNY Od roku 1666 przytułek powszechny jest swego rodzaju wygodną graciarnią, do której pachołkowie konni prowadzą włóczęgów i przybłędy, a gdzie intendenci umieszczają na mocy listów z pieczęcią osoby złego prowadzenia się i awanturników. A instytucja została przecież niedawno założona. Podczas Frondy niemało ludzi upominało się o założenie takiego schroniska. W 1650 roku w Nantes anonimowy tekst zwracał uwagę władz publicznych na złośliwość żebraków, prawdziwych czy fałszywych. Zamknąć ich w zakładzie założonym specjalnie w tym celu byłoby „świętym przedsięwzięciem, dokonanym na chwałę Pana i dla dobra bliźniego". Nie widziano nigdy, by żebracy przystępowali do komunii świętej. Na mszy nie klękają. Przychodzą do kościoła tylko po to, by „zakłócać służbę Bożą i pobożne praktyki ludu". Bardzo młodzi chłopcy to złodzieje, obcinający sakiewki, dziewczęta prostytuują się; a wszyscy piją. Ci przedstawiciele marginesu społecznego chodzą niekiedy nago albo ledwie okryci łachmanami, zżerani robactwem, cierpiący na choroby weneryczne. Śpią „w halach, pod sklepikami, na śmietniskach, w stodołach i stajniach". Czy ten, kto ich przyjmie u siebie, wymyje, postara się odwsza-wić, dostarczy im bielizny i ubrania, da każdemu „łóżko z czystym siennikiem albo materacem, na którym będą mieli prześcieradła i koce, spełni czyn miły Bogu?" 107 Wzorowy zakład tego typu zostanie otwarty w Paryżu. W kwietniu 1656 roku ogłoszono edyktem królewskim powstanie „przytułku powszechnego dla zamknięcia w nim biednych żebraków miasta".188 Natychmiast Le Vau, do którego wkrótce przyłączy się Le Muet, rozpoczął budowę la Salpetriere, której głównym architektem został w 1670 roku Liberał Bruant. Zaprojektowany obszerny budynek, który współcześni porównywali do miasta, będzie schronieniem dla żebraków zawodowych (od których się roi we Francji i w Europie), biedaków bez pracy, włóczęgów, prostytutek, podrzutków, niekiedy wariatów. Tej gromadzie ludzi różnego autoramentu władza królewska oddała tak prestiżową budowlę. 17 — Bluche Dysydenci i margines społeczny 258 La Salpetriere ma bowiem służyć za wzór wielkiej instytucji charytatywnej, nazwanej przytułkiem powszechnym, prototypu obecnej pomocy społecznej. Zanim państwo zajęło się problemem żebraków, inicjatywa ludzi prywatnych odegrała w tym przedsięwzięciu dużą rolę. Prezydent Pom-ponne de Bellievre, diuszesa d'Aiguillon, Wincenty a Paulo, kompania Świętego Sakramentu dostarczyli Mazariniemu pomysłów, kapitałów, dobrowolnej pomocy. Trzeba przyznać, że w czasach Ludwika XIV każdy podziwiał przytułek paryski. Król chciał, by był duży i piękny: ośmiokątna kaplica jest arcydziełem architektonicznym. La Salpetriere i Pałac Inwalidów, wzorowane w dużym stopniu na Eskurialu, należą do najpiękniejszych budowli stolicy. Ludwik XIV uważał, że dobrze jest połączyć autorytet królewski z dziełami charytatywnymi, dokonanymi na chwałę Ewangelii i monarchii zarazem. W mowie pogrzebowej diuszesy d'Aiguillon Flechier tak oto daje wyraz temu ogólnemu odczuciu: „Któż nie wie, panowie, że otwarcie dużego schroniska w stolicy królestwa, gdzie tyle jest wielkości i tyle nędzy zarazem, było jednym z największych dzieł naszego stulecia?" 24 W XVII wieku w całej Europie powstają zakłady zamknięte, duże lub małe. Hiszpania, królestwo głodu i jedyny niemal kraj, który nie opiekuje się swoimi żebrakami, budzi zdziwienie i zgorszenie.72 Gdzie indziej zamykanie ubogich nie uchodzi wcale za zjawisko ujemne. Mówi się obecnie, że schronisko odcięło ubogich od świata. Zapomina się przy tym, że przyjmując (zgłaszających się dobrowolnie lub przyprowadzanych przez dwóch pachołków) rozmaitych przedstawicieli marginesu społecznego, instytucja ta miała za zadanie odmienić tych ludzi, przywrócić im godność ludzką. Warto — nie tylko ze względu na spokój na ulicach — połączyć jednostki aspołeczne, stworzyć z nimi i dla nich wspólnotę zdrowszą i lepszą niż tłumy żebraków lub Dziedzińce Cudów. Powodzenie przedsięwzięcia skłania władzę do upowszechnienia eksperymentu. Deklaracja z czerwca 1662 roku głosi stworzenie w każdym „mieście i miasteczku" królestwa schroniska na wzór La Salpetriere.138 Z większą lub mniejszą gorliwością wspólnoty miejskie spełniają życzenie króla. Z większym lub mniejszym powodzeniem zakłady prowincjonalne naśladują pierwowzór paryski. Czytając stare regulaminy tych przytułków, mamy początkowo wrażenie, że chodzi o więzienie czy klasztor, to prawda. Ale mają one w sobie także coś z kolegiów i z małych szkółek. W doskonałym przytułku wpaja się bowiem pensjonariuszom rozmaite cnoty. Uczą się tam porządku, punktualności, posłuszeństwa, pobożności, kształci się ich, prowadzi się naukę różnych zawodów, skłania do pożytecznej i nieustannej działalności. Życie w przytułku w Mantes ŻYCIE W PRZYTUŁKU W MANTES Przytułek powszechny otwarty w Mantes w roku 1668, a zatwierdzony przywilejami królewskimi we wrześniu 1688 roku, jest dużym dwupiętrowym budynkiem, otoczonym ogrodem o powierzchni około jednej czwartej morgi z dwiema winnicami, do którego prowadzi piękna aleja wiązów. Zakład ten ma „żywić i utrzymywać biednych z miasta i wychowywać ich w prawdzie chrześcijańskiej". Kieruje nim biuro składające się z czterech dyrektorów (pan de Chartres z diecezji, generalny namiestnik bajlifatu, prokurator króla, mer) i pięciu administratorów dokooptowanych przez tych dyrektorów. Liczba biednych w przytułku (młodych i starych obojga płci) nie przekracza czterdziestu. Kierownik zakładu i „dwie pobożne dziewczyny", które noszą tytuł guwernantek, zajmują się mieszkańcami przytułku.139 Dzięki regulaminowi przytułku Świętego Łazarza możemy Odtworzyć codzienne życie biedaków zamkniętych tam pod koniec panowania Ludwika XIV. Dzwon wydzwania godziny, wzywa do pracy, do modlitwy, rzadziej na odpoczynek. Starcy i dzieci, mężczyźni i kobiety, chłopcy i dziewczyny wstają o szóstej w zimie, a o piątej w lecie. Żeby się ubrać (nikt nie wspomina o myciu) i zasłać łóżka — starsi pomagają najmłodszym w tych czynnościach — mają pół godziny. Następnie wszyscy gromadzą się w sali pracy na modlitwę, „odmawianą głośno, wyraźnie, skromnie (...) przez chłopców czy dziewczęta, którzy umieją czytać". Młodzi, którzy mają dyżur, idą zamieść i posprzątać dormitoria. Dorośli wyruszają do pracy, tutaj jest to przędzalnia. Reszta pozostaje na miejscu, „by uczyć się czytać i pisać aż do mszy". O wpół do dziewiątej bije dzwon: wypada iść w doskonałym porządku do kościoła. Po skończonej mszy i odśpiewaniu De profundis starzy powracają do pracy, dzieci do abecadła, każdy z pensjonariuszy ma przy sobie „odpowiednią porcję chleba na obiad". W sali pracy panuje atmosfera gorliwości. Wszelkie fantazje są nie do pomyślenia. Nikt nie może wyjść „bez pozwolenia nauczyciela, guwernantki lub osoby, która ich zastępuje". Pensjonariusze pracują w milczeniu, tylko komunikują sobie czasem „rzeczy dobre i budujące albo śpiewają półgłosem pieśni religijne i pobożne". Wszyscy spotykają się o wpół do dwunastej w refektarzu na obiedzie. Podczas posiłku któryś z młodych pensjonariuszy odmawia modlitwę. Pensjonariusze na zmianę podają do stołu. Zarówno podczas obiadu, jak i podczas kolacji chłopiec czy dziewczyna czyta „na rozkaz guwernantki pobożną książkę, której wszyscy uważnie słuchają". Po skończonym posiłku wszyscy wstają i zwróceni do krucyfiksu odmawiają modlitwę dziękczynną, po której następuje De profundis (po raz drugi w tym dniu) na intencję dobro- Dysydenci i margines społeczny 260 czyńców przytułku. Po czym każdy powraca do „swojej zwykłej pracy". O drugiej, nie odchodząc od pracy, chłopcy i dziewczęta śpiewają nieszpory i kompletę do Najświętszej Panny, „skromnie, na dwa chóry". Mają następnie prawo do kawałka chleba na podwieczorek i pół godziny odpoczynku. O wpół do piątej znów pobożne praktyki: dzieci „na dwa chóry recytują szkaplerzyk, na zmianę i pobożnie". Od tej pory z trudem można wykonywać jakąś ciągłą pracę: o piątej w zimie, o szóstej w lecie pensjonariusze idą w szeregu do kaplicy na adorację Najświętszego Sakramentu i wieczorną modlitwę. Po czym następuje kolacja i odpoczynek. Po pracy, która trwa do dziewiątej, każdy idzie do swego dor-mitorium. Kłaść się trzeba w milczeniu (regulamin nie wspomina znowu o myciu), „z wielką skromnością, unikając najmniejszej nieprzystojno-ści". Praktyki religijne nie ograniczają się do codziennej mszy i do modlitw co godzina. Młodzi pensjonariusze, ci, którzy jeszcze nie przystępowali do pierwszej komunii, chodzą do spowiedzi cztery razy do roku. Inni mają się komunikować każdej pierwszej niedzieli miesiąca i w główne święta, wyspowiadawszy się dnia porzedniego. Tak ściśle przestrzega się odpoczynku niedzielnego, że w niedzielę nie jest przewidziane żadne wyjście: suma z rana, katechizm, nauka i nieszpory po południu stanowią jedyne rozrywki w tym dniu. Zresztą pensjonariusze nie opuszczają nigdy przytułku. Trzeba uzyskać specjalne pozwolenie, by wyjść z zakładu, i tylko w wyjątkowych wypadkach, niezależnie od dnia, wolno nocować poza przytułkiem. Na miejscu niewiele też jest rzeczy dozwolonych. Handel, zwyczajny czy wymienny, jest zakazany. „Jest surowo wzbronione — brzmi artykuł 13 regulaminu — chodzić do karczmy i upijać się pod groźbą kary wydalenia lub haniebnego wyrzucenia z zakładu." Ogólnie rzecz biorąc, religijny charakter statutów narzuca surowy porządek moralny. Kłótnie są zakazane, podobnie jak obelgi i zwykłe docinki. W przypadku złamania regulaminu powiadomiony zostaje kierownik albo pierwsza guwernantka, którzy przekazują to „panom administratorom, by upomnieli albo ukarali winowację". Wobec tego że ci panowie mają co sobota zebrania w schronisku, przestępca nie musi zbyt długo czekać na wyrok. (To wcześniejszy o sto dwadzieścia lat system domów pracy z Olivera Twista.) Kiedy który z pesjonariuszy jest posądzony o złamanie regulaminu albo winny jakiegoś skandalu, kierownik przytułku powiadamia biuro, że podejrza-"" nemu grozi kara „haniebnego wyrzucenia z zakładu". Nieletni przestępcy są karani chłostą, na miejscu, czy to na podstawie ordonansu administratorów, czy to na odpowiedzialność kierownika lub pierwszej guwernantki.1819 Życie w przytułku w Mantes Z dystansu trzech wieków można potępiać tak surowy regulamin, można uważać, że w życiu codziennym przytułku powinno być mniej różańców, a więcej mięsa. Jednakże te zakłady, obecnie tak gwałtownie krytykowane, uratowały niejedno życie ludzkie nie tylko w latach 1693, 1694 i 1709, najcięższych latach czasów nowożytnych, lecz także każdej nieco sroższej zimy. Dzięki dormitoriom i ciepłym zupom w przytułkach zmalała liczba nędzarzy i włóczęgów, umierających z głodu i zimna. Lepiej odmawiać nieco częściej De profundis niż umierać w rowie przydrożnym, włócząc się po kraju. 261 Brzask Oświecenia Rozdział dwunasty Jeśli odniesiemy się życzliwie do wirów niebios Kartezjusza, które są niestety u podstaw Wielości światów, jeśli odrzucimy kilka żartów nie na miejscu, czyż nie musimy przyznać, że nigdy filozofia nie była potraktowana jaśniej i piękniej niż w tejże Wielości św.iatów, wytworze wieku Ludwika XIV, napisanym w całkowicie nowym stylu? Wolter Watteau obdarzył wiek Ludwika XIV wdziękiem, tak jak Le Brun obdarzył go wielkością. Georges Mathieu Oficjalnie wiek XVIII zaczyna się l stycznia 1701 roku, co nikogo nie obchodzi. Jedni rozpoczynają go dopiero we wrześniu 1715 roku, pozbywszy się starego króla, inni się cofają i wahają między rokiem 1690, 1685 i 1680. Wszyscy zapominają, że brzask Oświecenia należy oczywiście do panowania Ludwika XIV i że nie ma powodu, by nie przypisywać go temu panowaniu, a niekiedy nawet temu królowi. Można by znaleźć na ten temat dość materiału do kilku książek. Musimy się zadowolić szkicowym opisem, dotyczącym kolejno ciała i duszy ówczesnych Francuzów, i nie pretendować do wyczerpania tematu tak bogatego i urozmai- PIERWSZE PROMIENIE HIGIENY Pierwsze oznaki higieny zjawiają się w połowie XVII wieku. Łazienka królowej, z marmurowymi kolumnami o głowicach z pozłacanego brązu, z balustradami, malowidłami na jednobarwnym suficie, wykonanymi na złotym tle, jest „miejscem nieprawdopodobnie wspaniałym", jednym z najpiękniejszych w Luwrze.14 Później, w 1671 roku, król każe wybudować, ku podziwowi swoich współczesnych, na parterze pałacu w Wersalu słynny apartament-łaźnię: tam się zamyka, to ulubione miejsce jego schadzek miłosnych. Jest w tym apartamencie wyżłobiony w ogrom- Pierwsze promienie higieny nym bloku marmuru ośmiokątny zbiornik, który kosztował 15 000 liwrów, raczej zresztą basen niż wanna. Później, po roku 1678, obok marmurowego zbiornika zjawiły się dwie długie wanny także z białego marmuru, z których będzie korzystała głównie pani de Montespan. Ludwik XIV nie bardzo lubi kąpiele z wyjątkiem tych, które polecają mu jego lekarze. Zazwyczaj zadowala się, ale kilka razy dziennie, nacieraniem całego ciała wodą toaletową. Poglądy ludzi na sprawę kąpieli są podzielone. Niektóre kokietki lubią dodawać do kąpieli wodę różaną lub kąpią się w mleku.26 Ale są i cuchnący niechluje, których trzeba nazwać „brudnymi prostakami". Niedobrze byłoby dociekać, jak się dba o czystość na wsi. W mieście zaś istnieją rozmaite zwyczaje. „Ludzie czyści chodzą do kąpieli i do łaźni, by się umyć." Ale łaziebni, których jest znacznie mniej niż w średniowieczu, przyłączają się do cechu perukarzy. Na szczęście wielu zamożnych mieszkańców miast ma wanny normalne lub krótkie, zwane w tej epoce „półwannami". Poza tym niepodobna ustalić liczby tych wszystkich, którzy po prostu i w rozmaitych odstępach czasu siadają do swojej kadzi. A ponadto — o ile tylko człowiek potrafi dobrze się tym posługiwać — istnieje jeszcze inny sposób, zresztą wyrafinowany: miednica i dzbanek z wodą. To pewne, że kąpiel raczej osłabia, niż oczyszcza. Mydło przeznaczone jest tylko do „prania bielizny", mydełko toaletowe „do golenia się, a także mycia twarzy i rąk". Nie wspomina się o innych częściach ciała. O uszach, włosach i zębach mówi się osobno. „Grzebienie służą do usuwania brudu z włosów mężczyzn"; wykałaczki pozwalają trzymać usta w czystości; pasty do zębów traktowane są jako lekarstwo, na które się wydaje recepty; łopatki do czyszczenia uszu to „małe narzędzia, którymi ludzie dbający o higienę czyszczą sobie uszy, usuwając sadzę czy wosk".26 Można by powiedzieć, że sposoby te są niezbyt skuteczne. Co się liczy naprawdę to od lat 1670—1680 nieustanna walka z brudem i propaganda czystości. Świadek i uczestnik tej wyprawy krzyżowej, Słownik uniwersalny, nie przestaje powtarzać: „brak czystości budzi obrzydzenie", „brud jest obrzydliwy". O człowieku nie dbającym o czystość mówi się: „Pozwala, by zżerały go wszy." Czystość ciała staje się ważnym czynnikiem życia społecznego, jest także oznaką postępu. Charakteryzując czasy mniej ucywilizowane, mówi się, że był to okres, kiedy ludzie wycierali nos rękawem. Kiedy ktoś pisze, że dziecko nie potrafi jeszcze wytrzeć sobie nosa, nasuwa się wniosek, że chustka do nosa przestała należeć do rarytasów. Jeśli tyle jest nazw dla oznaczenia miejsc przeznaczonych do zaspokajania potrzeb naturalnych, tyle synonimów, można z tego wnioskować, że przynajmniej w mieście nie zostawia się swoich 263 Brzask Oświecenia 264 „nieczystości" byle gdzie. Miejsce przeznaczone do tego ma różne nazwy: garderoba, prywet, wygódka, ustronie... i nawet gabinet. „Molier powiedział w Mizantropie o nieudolnym sonecie: Szczerze mówiąc nadaje się tylko do gabinetu." 28 Używa się także słowa „interesy" (affaires). „Mówi się: iść do ^interesów, załatwiać interesy», zamiast «iść do garderoby^." „Garderoba" nie jest zresztą wcale miejscem przyjemnym. Istnieje porzekadło: „Śmierdzi jak w prywecie." 26 W pałacykach, podobnie jak w zamkach, bywają „wygódki" o dwóch miejscach, jedno obok drugiego. Widzieliśmy w Normandii stary „prywet" o trzech miejscach: środkowe, nieco wyższe, dla właściciela zamku, dwa boczne — dla dzieci lub dla gości. W dziedzinie higieny trzeba się wystrzegać anachronizmów bardziej niż w każdej innej. Łatwo jest pokpiwać z opowieści pani de Sevigns o gorącym prysznicu, jaki brała w maju 1676 roku w Vichy. „Tak sobie wyobrażam czyściec" — pisze markiza do córki. I dalej: „Wyobraź sobie strumień wody gorącej nad wszelkie pojęcie, który spada coraz to na którąś z biednych części twego ciała. Polewają cię najpierw srodze całą, żeby pobudzić wszystkie zmysły; potem koncentrują się na stawach dotkniętych chorobą (...) Wszystko to wycierpieć trzeba, więc cierpię wszystko i wcale poparzona nie jestem, kładę się zaraz do ciepłego łóżka, gdzie pocę się obficie i w tym tkwi sekret całego leczenia." 62 Warto podkreślić, że Furetiere nie zna słowa prysznic. Bardziej pouczające jest co prawda stwierdzenie, jak dalece czystość jest pożądana i uhonorowana w Regulach dobrego wychowania i uprzejmości chrześcijańskiej Jana Baptysty de la Salle'a. Ten słynny mały podręcznik wydany w 1703 roku, a wznowiony w 1715, który w XVIII wieku stanie się bestsellerem, jest dziełem doniosłym ze względu na swój uniwersalny charakter. Zaważył on znacznie bardziej na cywilizacji obyczajów niż Uprzejmość francuska (1671) Courtina czy Traktat o uprzejmości (1685). Mogąc służyć za przewodnik moralny, niemal za katechizm, wygląda skromnie, jak wypisy szkolne. Autor potrafił dostosować do powszechnego użytku dobre maniery dworu i miasta. Nie przestaje przy tym wychwalać dobrodziejstw higieny.28 Nie ma w tej książeczce ani cienia obskurantyzmu. ZDRADA KLERKÓW Pisarze romantyczni, pełni gorącego entuzjazmu dla najwyższej Isto-. ty i głębokiej wdzięczności dla Sprawcy wszystkich rzeczy, Pana natury, widzieli coś przewyższającego Objawienie — postęp w stosunku do teologii pozytywnej. Jeśli mówią jeszcze o Chrystusie, niekiedy z sympatią, Zdrada klerków nie jest pewne, że widzą w Nim Boga. Popierają „chrześcijaństwo bez Chrystusa".83 Myślano dawniej, że ta przemiana religijna i intelektualna wynikała z charakteru filozoficznego XVIII wieku, że w gruncie rzeczy jest to „wina Woltera i Rousseau". Okazało się później, że cała ta filozofia Oświecenia istnieje, przynajmniej w głównych jej wątkach, od roku 1680.135 Wreszcie niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy presja, jaką państwo wywierało we Francji na protestantów, nie stanowiła (około roku 1685) swego rodzaju cezury między okresem kontrreformacji a czasami Oświecenia.160 Od tej pory przyczyny sięgały dalej w czasie. Nie była to już „wina Woltera, ale wina Bayle'a" albo augustianizmu politycznego Ludwika XIV, tego antyaugustianina, wina nieświadomego kartezjahizmu tego samego Ludwika XIV, antykartezjanina. Trzydzieści pięć ostatnich lat panowania Ludwika XIV to epoka głębokiego przeorywania wszystkich pojęć. Pewna bigoteria narzucona dworowi, rzekome panowanie markizy de Maintenon, względna skuteczność cenzury — to tylko pozory. Pod nimi odbywają się ruchy tektoniczne. Nawet tak godne pożałowania przymusowe komunie narzucone „nowo nawróconym", którzy nie są dostatecznie przekonani, nie mają w końcu tak straszliwych konsekwencji, jakie mogłyby za sobą pociągnąć. Od roku 1964 wiemy, że Piotra Bayle (zm. 1706) nie należy łączyć z pewnym odstępstwem w chrześcijaństwie, że nie jest on Wolterem, lecz fideistą.140 Pragnie, by ludzie bez żadnych hamulców odwoływali się do rozumu, daru Boga, we wszystkich dyscyplinach humanistycznych — filozofii, historii, filologii, polityce. Objawienie jednak każe przyjmować bezkrytycznie. Filozofia racjonalna da się zdaniem Bayle'a pogodzić z teologią pozytywną, to znaczy opartą na Piśmie Świętym. Winę ponoszą inni kartezjanie, tym razem katoliccy, a nawet duchowni. Klerkowie, nieświadomi prawdopodobnie następstw swoich śmiałych poczynań teoretycznych czy praktycznych, zapalili się do kartezja-nizmu, nie rozważywszy ostrzeżenia Pascala („Nie mogę darować Kar-tezjuszowi; w całej swojej filozofii chciałby móc się obejść bez Boga"...). Najbardziej przywiązani do Biblii, tacy jak Arnauld, Quesnel, zrobili to bez szkody dla swej wiary. Inni mniej lub bardziej poświęcili Rozumowi trochę Objawienia. Tak zrobił Malebranche, a także Ryszard Simon, obaj oratorianie, prawda to bowiem, że Oratorium bardziej niż Towarzystwo Jezusowe jest wykładnikiem wartości kontrreformacji. To, czym się niekiedy obciąża Dykcjonarz Bayle'a, nastąpiło już w 1678 roku, kiedy się ukazała Historia krytyczna Starego Testamentu Ryszarda Simon. Praca ta, którą potępią kolejno Nicole, Bossuet, Arnauld, przeor Oratorium, 265 • Brzask Oświecenia E66 a w końcu (1682) rzymska Kongregacja Indeksu pod prete;kstem dostarczania argumentów protestantom, rozpoczyna długie dzieje: egzegezy ra-cjonalistycznej. W czasie, kiedy ukazała się Historia Ryszarda Simon, wydawała się ona naprawdę atakiem wymierzonym w święty przybytek, niejako pogwałceniem świętości. Ryszard Simon pozostaje — i to długo — odosobniony, ale przez dwadzieścia pięć lat, i nie opuszczając królestwa, kontynuuje swoje komentarze krytyczne. Zresztą, dość daleko od tego ekstremalnego przypadku, całe pokolenie, pokolenie czytelników Rozprawy o metod&ie, uważa, że powinno przepuszczać zwyczaje religijne przez sito rozumu. Stąd wrogość Bossueta do pani Guyon, ostrzeżenia jansenistów przed nowoczesną pobożnością uprawianą w Sacre-Coeur, powściągliwy stosunek biskupów do wiary w cuda, uregulowanie sprawy wotów przez biskupa Grasse106. W rok po śmiałej pracy Ryszarda Simon ksiądz Thiers oigłosił Traktat przesądów według Pisma Świętego, dekrety soborów i zdiania świętych Ojców oraz teologów (1679). Tutaj także chodzi przede wszystkim nie o to, by zniszczyć, lecz by obronić, zachować to, co podstawowe, rezygnując z dodatkowych zniekształceń. Autor nie przewidział jednak '.konsekwencji. Nie przypadkiem może w roku 1680 konfraternia świętej Sziaty rezygnuje z prowadzenia rejestru, a w 1689 roku zakonnicy z przeorsttwa w Argen-. teuil — chyba strażnicy relikwii, w którą już nie wierzą^ — przestają także notować cuda związane z ich sanktuarium.96 Około roku 1680 popularne książeczki, które upowszechniają znajomość żywotów świętych, tracą „urocze wady stylu Ludwika 1XIII", naiwny wdzięk, żarliwość, powagę, skłonność do wzniosłości.94 Hagiografia staje się prostsza, bardziej ludzka, nie odwołuje się ciągle doi mistycznych doświadczeń, niewiele mówi o życiu duchowym. Ojciec Boułhours, jezuita, świetny stylista, prawdziwe echo swoich czasów, potrafił napisać „żywot świętego Ignacego, świętego Franciszka Ksawerego jak opowieść o życiu cesarza chińskiego (...) W roku 1691 zaś ogłosił żywot matki (de Bellefonds. I mimo że znał tę wielką przeoryszę, która mu czyniła zwierzenia, nie tylko nie pokazuje jej nam — tacy ludzie nie pokazują nigdy niczego — lecz wręcz ją chowa. Matka de Bellefonds staje się u niego kiimś smutnym, lodowatym, abstrakcyjnym. Jeśli kiedykolwiek istniała, trudino zrozumieć, co robiła w tym opactwie: żałujemy zakonnic, które musiaBy śmiertelnie się nudzić pod przewodnictwem takiego manekina, żałujemy jej nowicju-szek i podopiecznych (...) W tej nocy, na tej pustyni, w tym klasztorze tylko jedna istota oddycha swobodnie i rozkwita: Bouhours. Waży zdania, wybiera słowa. I tyle ma smaku!" 94 Reforma katolicka nie może oczywiście utrzymać ludu Bożego w stanie ciągłego napięcia. Bywają chwile pustki. Czyjaś pobożnia ręka (może Zdrada klerków nawet ręka markizy de Maintenon) napisała około roku 1714 ten Żart o obyczajach epoki. W rytmie przykazań Bożych, niedawno ujętych w wiersze, Żart ten ukazuje kryzys religijny i moralny, przez jaki przechodzi wielki świat. 267 Ojca swego ł matkę obdarzysz pogardą, Męża będziesz okpiwać wszędy z miną hardą, Majątek wnet przepuścisz — każdy czas sposobny, Krewnych, przyjaciół zdradzisz, boś jest człek starowny, Obowiązkom się umkniesz, chyba że w zabawie, Sprzeniewierzysz się chętnie każdej ważnej sprawie, Do kościoła pobiegniesz, boś jest sprawiedliwy, Do wstawania od stołu bardzoś nierychliwy, Wino w noc, w dzień chlać będziesz, zbywszy wszelkiej miary, Ani Boga nie wspomnisz, ani Jego kary, I myślą się nie skalasz, bo smutną być może.48 W roku śmierci Ludwika XIV pan de Fontenelle, autor Rozmów zmarłych i Historii wyroczni ma już co prawda pięćdziesiąt osiem lat; w tym samym czasie Lesage pisze sześć pierwszych ksiąg Przypadków Idziego Błasa, ale obaj nie należą przecież do duchowieństwa. Pesymiści 1710 roku ubolewają nad wyraźnym postępem wolnej myśli — historiografia późniejsza podejmie starą śpiewkę, często, przeciwnie, by się nim cieszyć — ale wolnomyśliciele nie są tacy, jak się na ogół sądzi. Ksiądz Gaussault, autor Rozmyślań nad różnymi charakterami, jest tym przedstawicielem XVII wieku, który to najlepiej zrozumiał: „Wolnomyślicielstwo ludzi nie posuwa się do tego, by nie uznawać, że istnieje religia, ale do tego, by nie kierować się zasadami i prawami tej religii. Ludzie wiedzą, w co powinni wierzyć, wiedzą ponadto, co powinni robić, ale na tym poprzestają, zadowalają się tym, że wierzą, i odkładają zawsze na później to, co powinni robić." 24 A poza. tym ci wolnomyśliciele, nawet jeśli posuwają się dalej, niż to przewidziano, nie należą przecież do duchowieństwa. Tak, kryzys istnieje i jest to kryzys wewnętrzny, niemal ukryty. Istnieje i drąży w samym Kościele krecie korytarze. Niech nam wystarczy jako dowód cudowne opactwo Faremoutiers w Brie.59 Chluba zakonu świętego Benedykta, wybrane miejsce reformy katolickiej, dom ten uchodzi w czasach Ludwika XIV za stały azyl świętości. Ksienią tego opactwa była Franciszka de la Chatre (zm. 1643). „Pamięć o niej czczą wszyscy, którzy mieli szczęście ją znać", potem jej siostrzenica (szczęśliwy nepo-tyzm!) Joanna Anna de Pląs (zm. 1677), „matka niezrównana, ksieni, która świeci przykładem bardzo rzadkiej doskonałości, i jedna z największych przeorysz tego wieku". Od roku 1630 opactwo prowadzi bardzo dokładny Brzask Oświecenia Od Ninon de Lenclos do Teresy de Lambert 268 rejestr zgonów. Notuje się w nim wiek zakonnicy, datę i przyczynę jej śmierci, ale szczególnie wspomnienie, jakie pozostawiły jej cnoty. Ta stara księga jest w gruncie rzeczy „złotą legendą zakonnic z Faremoutiers w XVII wieku". Dowiadujemy się z niej, że matka Maria Charles (zm. 6 grudnia 1679), zwana: od świętej Genowefy, „była zakonnicą bardzo żarliwą, dostosowywała się przykładnie do wszystkich reguł zakonu, choć niedomagała, i to bardzo poważnie"; że matka Magdalena Guilloire, zwana: od świętego Walberta, (zm. 11 kwietnia 1681) przez dwadzieścia osiem lat „z wielką cierpliwością" znosiła paraliż; że matka Aniela de Courtenay, zwana: od świętego Marcina, (zm. 10 maja 1681) „miała bardzo łagodne usposobienie." mimo „niezwykle delikatnej budowy" i kalectwa; że matka Gabriela Le Long, zwana: od świętej Scholastyki, która - . zmarła 7 grudnia 1683 w wieku dwudziestu dziewięciu lat, „była bardzo przywiązana do wszystkich reguł zakonnych, a szczegóilnie do nabożeństw"; że matka Anna de Formont, zwana: od świętego JToachima, która zmarła 2 sierpnia 1686 roku w wieku siedemdziesięciu czterech lat po pięćdziesięciu trzech latach życia w zakonie, „była bardzo łagodna, lubiła wszystkim robić przyjemność, korzystała z każdej okazji, by dawać jałmużnę". Później, mimo że rejestr jest nadal prowadzony, pochwały wyraźnie znikają. Stara matka od świętego Joachima miała jesszcze szczęście; od jej śmierci będzie się notowało zgony jej sióstr, ale nir, Louis XIV, Manierę de montrer les jardins de Versailles..., Paris 1951. --: Louis XIV, Memoires, Paris 1978. Maintenon Frangoise Scarron, z domu d'Aubigne, markiza de, Lettres historiques et edijiantes, Paris 1856. Martełlhe Jean, Memoires d'un galerien..., Paris 1982. [Massialot], Le cuisinier roial et bourgeois..., Paris 1691. Mere Antoine Gombaud, kawaler de, Oeuvres completes, Paris 1930. Moliere, Le malade imaginaire. Wyd. polskie: Chory z urojenia, przeł. T. Żeleński (Boy), Warszawa 1952. Montesquieu Charles-Louis de Secondat, baron de, Cahiers (1716—1755), Paris 1941. Montesquieu Ch.-L., Lettres persanes. Wyd. polskie: Listy perskie, przeł. T. Żeleński (Boy), Warszawa 1977. Muchembled Robert, La sorciere au village (XVe—XVIHe siecle), Paris 1979. Ordonnance de Louis XIV, roy de France et de Navarre, pour les matieres criminelles, Paris 1670. Perrault Charles, Les contes..., Paris 1971. Wyd. polskie: Bajki Babci Gąski, przel. H. Januszewska, Warszawa 1961. Princesse Palatine (Elisabeth-Charlotte de Baviere, diuszesa Orleanu), Lettres..., Paris 1981. Quincy Joseph Sevin, kawaler de, Memoires..., Paris 1898—1901. Racine Jean, Abrege de I'histoire de Port-Royal, Paris 1926. Raunie Emile, Recueil Clairambault-Maurepas. Chansonnier historique..., t. I, Paris 1879. Retif de la Bretonne Nicolas, La vie de man pere, Paris 1970. Rollin Charles, Nouvel abrege du „Traite des etudes"..., Paris 1827. Saint-Evremond Charles de Marguetel de Saint-Denis de, Critique litteraire, Paris 1921. Saint-Simon Louis de Rouvroy, diuk de, Memoires, Paris 1953—1961. Wyd. polskie: Pamiętniki, przel. A. i M. Bocheńscy, Warszawa 1984. Saxe Maurice, marszałek de, Memoires sur I'art de la guerre, Dresde 1757. Sevigne Marie de Rabutin Chantal, markiza de, Correspondance, Paris 1972— 281 Bibliografia 982 —1978. Wyd. polskie: Listy pani de Sevigne, przeł. M. Mroziński i A. Tatar-kiewicz, Warszawa 1981. 63. Societe des professeurs d'histoire... Regionale de Besanęon. Textes et documents sur 1'histoire de la Franche-Comte, t. II, XVI" et XVII" siecle, Besancon 1965. 64. Sourches Louis-Francois du Bouchet, markiz de, Memoires... sur le regne de Louis XIV, Paris 1882—1893. 65. Spanheim Ezechiel, Relation de la cour de France en 1960, Paris 1973. 66. Staal-Delaunay Marguerite-Jeanne-Rose Cordier de Launay, Memoires..., Paris 1970. 67. Tallemant des Reaux Gedeon, Historiettes, Paris 1960—1961. 68. Tesse Renę de Froulay, marszałek de, Lettres..., Paris 1888. 69. [Thibault Raymond], Ames saintes du grand siecle. Abbesses et religieuses de Faremoutiers, Paris—Maredsous 1931. 70. Vallot Antoine, d'Aquin Antoine, Fagon Guy-Crescent, Journal de la santś du roi Louis XIV, de 1'annee 1647 a 1'annee 1711, Paris 1862. 71. Vauban Sebastien Le Prestre, marszałek de, Projet d'une dixme royale..., Paris 1933. 72. Villars Marie Gigault de Bellefonds, markiza de, Lettres (...) d Mme de Coulan-ges (1679—1681), Paris 1681. 73. Voltaire (Francois-Marie Arouet), Oeuvres historiąues, Paris 1957. 74. Weckerlin Jean-Baptiste-Theodore, L'ancienne chanson populaire en France (XVIe et XVIIs siecles)..., Paris 1887. BIBLIOGRAFIA OGÓLNA w 75. Antoine Michel, Henri Desmarest (1661—1741)..., Paris 1965. 76. Aries Philippe, L'enfant et la vie familiale sous I'ancien regime, Paris 1960. 77. Armogathe Jean-Robert, Joutard Philippe, „Baville et la guerre des camisards", w Revue d'histoire modernę... t. XIX, 1972. 78. Arundel de Conde G., hrabia d', Dictionnaire des anoblis normands (1600—1790), Rouen 1976. 79. Bardet Jean-Pierre, Rouen aux XVIP et XVIIIs siecles, Paris 1983. 80. Berce Yves-Marie, Fete et revolte. Des mentalites populaires du XVI° au XVIIIe siecle, Paris 1976. 81. Bezard Yvonne, Au secours d'une dot. Une separation de biens en Bourgogne sous I'ancien regime, Dijon, b.r. 82. Bezard Y., Les porte-arquebuses du Roi, Versailles 1925. 83. Bluche Francois, „Le Dieu de Monte-Cristo et de Jane Eyre. Vn christianisme romantique sans Christ?", w Revue d'histoire et de philosophic religieuses, t. LIX, 1979. 84. Bluche F., Les honneurs de la cour, Paris 1957. 85. Bluche F., Les magistrats du parlement de Paris au XVIIIs siecle..., Paris 1960. 86. Bluche F., L'origine des magistrats du parlement de Paris au XVIII* siecle..., Paris 1956. 87. Bluche F., La vie quotidienne au temps de Louis XVI, Paris 1980. 88. Bluche F., La vie quotidienne de la noblesse frangaise au XVIIIs siecle, Paris 1980. 89. Bluche F., Durye Pierre, L'anoblissement par charges avant 1789, Paris 1962. Bibliografia ogólna 90. Bluche F., Solnon Jean-Francois, La veritable hierarchie sociale de I'ancienne France. Le tarif de la premiere capitation, (1695), Geneve 1983. 91. Bonneau-Avenant A., Mme de Miramion, sa vie et ses oeuvres charitables..., Paris 1873. 92. Boquet Guy, „Les comediens italiens d Paris au temps de Louis XIV", w Revue d'histoire modernę..., t. XXVI, 1979. 93. Boquet G., „Naissance d'une troupe, genese d'un repertoire", w Revue d'histoire du theatre, 1980. 94. Bremond Henri, Histoire litteraire du sentiment religieux en France..., Paris 1916—1936. 95. Bulletin de la societe de 1'histoire du protestantisme frangais (1976—1983). <96. Cabanel Claire, Le culte de la sainte tunique d Argenteuil au XVIIs siecle, Nanterre 1980. 97. Cavailles Henri, La route irangaise..., Paris 1946. 98. Chandernagor Franchise, L'allee du Roi..., Paris 1981. •"' 99. Chaunu Pierre, La civilisation de I'Europe classique, Paris 1970. 100. Chaunu P., La mort d Paris, XVIe, XVHe et XVIIIs siecles, Paris 1970. 101. Coornaert Emile, Les campagnonnages en France du moyen Age d nos jours, Paris 1966. 102. Coornaert E., Les corporations en France avant 1789, Paris 1941. 103. Corvisier Andre, La France de Louis XIV..., Paris 1979. 104. Corvisier A., Louvois, Paris 1983. 105. Cousin Bernard, „Deux cents miracles en Provence sous Louis XIV", w Revue d'histoire de la spiritualite, t. LII, 1976. 106. Cousin B., Le miracle et le quotidien. Les ex-voto provengaux images d'une societe, Aix-en-Provence 1983. 107. Croix Alain, La Bretagne aux XVIe et XVIIs siecles. La vie, la mort, la foi, Paris 1981. 108. Currat Genevieve, Les paroles de Louis XIV, Nanterre 1983. 109. Dauvergne Robert, La marquise de Lambert a I'hotel de Nevers..., Paris 1947. 110. Dauvergne R., La vigne dans les environs de Paris au temps de Louis XIV..., Paris 1966. 111. Dejean Etienne, Un prelat independant au XVIIs siecle. Nicolas Pavilion, eveque d'Alet (1637—1677), Paris 1909. 112. XVIP siecle, tekst przejrzany i wydany przez towarzystwo badań XVII wieku, 1949—1983. 113. Dubech Lucien, Espezel Pierre d', Histoire de Paris, Paris 1926. 114. Dupaquier Jacques, La population frangaise aux XVIle et XVIIIs siecles, Paris 1979. 115. Durye Pierre, La genealogie, Paris 1961. 116. Esmonin Edmond, Etudes sur la France des XVII" et XVIIIs siecles, Paris 1964. 117. Flament Pierre, „Les moeurs des laiques au diocese de Seez sous I'episcopat de monseigneur d'Aquin (1699—1710)", w Revue d'histoire de I'Eglise de France, t. XLI, 1955. 118. Freche Georges, Toulouse et la region Midi-Pyrendes au siecle des lumieres..'., Paris 1974. 119. Freville Henri, L'intendance de Bretagne (1689—1790)..., Rennes 1953. 120. Funok-Brentano Frantz, Le drame des poisons, Paris, b.r. 283 Bibliografia 284 121. Furet Francois, Ozouf Jacques, Lire et ecrire. L'alphabetisation des Francois de Calvin a Jules Ferry, Paris 1977. ^ 122. Gaxotte Pierre, Louis XIV, Paris 1974. Wyd. polskie: Ludwik XIV, przeł. Barbara Janicka, Warszawa 1982. 123. Girard Georges, Racolage et milice (1701—1715), Paris 1922. 124. Giraud Yves, „La bibliotheque d'Antoine Godeau, eveque et academicien (1666)", w Revue frangaise d'histoire du livre, t. V, 1975. 125. Goubert Pierre, Louis XIV et vingt millions de Frangais, Paris 1966. 126. Goubert P., „Remarques sur le vocabulaire social de I'ancien regime", w Ordres et classes, colloque d'histoire sociale, Saint-Cloud... 1967, Paris—La Haye 1973. 127. Goubert P., La vie quotidienne des paysans frangais au XVIIe siecle, Paris 1982. 128. Gouesse Jean-Marie, „Migrations feminines et mariages. Quelques exemples bas-normands...", w Annales de demographie historique, (1976), Paris—La Haye 1978. 129. Griaelle Eugene, Bourdaloue..., Lille 1901. 130. Gutton Jean-Pierre, L'Etat et la mendicite dans la premiere moitie du XVIII" siecle..., Saint-Etienne—Lyon 1973. 131. Gutton J. P., La sociabilits villageoise dans I'ancienne France, Paris 1979. 132. Hautecoeur Louis, Histoire de I'architecture classique en France, t. II. Le regne de Louis XIV, Paris 1948. 133. Hautecoeur L., L'histoire des chateaux du Louvre et des Tuileries... sous le regne de S.M. le roi Louis XIV..., Paris 1927. 134. Havel Evelyne, L'impSt du sang d'apres le journal du marquis de Dangeau, Nanterre 1975. 135. Hazard Paul, La crise de la conscience europeenne, 1680—1715, Paris 1935. Wyd. polskie: Kryzys .świadomości europejskiej, przeł. J. Lalewicz i A. Siemek, Warszawa 1974. 136. Histoire de la messe, XVHe—XIX" siecles. Dokumenty trzeciego spotkania na temat historii religii w Fontevraud, Angers 1982. 137. Histoire et saintete. Dokumenty piątego spotkania na temat historii religii w Angers i Fontevraud, Angers 1982. 138. Honors S., Catalogue general des livres imprimes de la bibliotheque nationals. Actes royaux, t. II (1610—1665), t. Ill (1666—1699), t. IV (1700—1715), Paris 1938—1950. 139. Jaudeau Jacques, Les etablissements charitables a Mantes, de I'ancien regime au milieu du XIXs siecle (1668—1856), Nanterre 1982. 140. Labrousse Elisabeth, Pierre Bayle, heterodoxie et rigorisme, La Haye 1964. 141. Lallemand Paul, Histoire de I'education dans I'ancien oratoire de France, Paris 1889. 142. Le Roy Ladurie Emmanuel, Le territoire de I'historien, Paris 1973. 143. Livet Georges, L'intendance d'Alsace sous Louis XIV (1648—1715), Strasbourg 1956. 144. Lizerand Georges, Le due de Beauvillier..., Paris 1933. 145. Lottin Alain, Chavatte, ouvrier liZIois, un contemporain de Louis XIV, Paris 1979. 146. Lottin A., „La fonction d'intendant vue par Louvois...", w Melanges historiques et litteraires sur le XVIP siecle offerts a Georges Mongredien..., Paris 1974. 147. Magendie Marcel, La politesse mondaine et les theories de Vhonnetete en France au XVII6 siecle..., Paris [1925]. Bibliografia ogólna 148. 149. 150. 151. 152. 153. 154. 155. 156. 157. 158. 159. 160. 161. 162. 163. 164. 165. 166. 167. 168. 169. 170. 171. 172. 173. 174. 175. Marion Marcel, Dictionnaire des institutions de la France aux XVIIe et XVIIIe siecles, Paris 1923. Martin Henri-Jean, Livre, pouvoirs et societe a Paris au XVII6 siecle..., Paris 1969. Meraain Rene, La marine de guerre sous Louis XIV. Le materiel. Rochefort, arsenal modele de Colbert, Paris 1937. Mercier Louis-Sebastien, Tableau de Paris, Amsterdam 1783—1789. Meyer Jean, Colbert, Paris 1981. Meyer J., „Louis XIV et les puissances maritimes", w XVHe siecle, t. XXXI (1979). Michel Joseph, Claude-Frangois Poullart des Places, iondateur de la congregation du Saint-Esprit, 1679—1709, Paris 1962. Morineau Michel, ,,L'alimentation en Europe du XlVe au XVIII6 siecle", w Revue d'histoire economique et sociale, t. LIV (1976). Murray Baillie Hugh, „Etiquette and the Planning of the State Apartments in Baroque Palaces", w Archeologia, t. CI (1967). Neveux Hugues, „Dimension ideologique des soulevements paysans frangais au XVIIs siecle", w Bulletin de la societe d'histoire modernę, 1983, nr 18. Nolhac Pierre de, Histoire du chateau de Versailles. Versailles sous Louis XIV, Paris 1938. Olivier-Martin Frangois, L'organisation corporative de la France d'ancien regime, Paris 1938. Orcibal Jean, Louis XIV et les protestants, Paris 1951. Perouas Louis, „L'emploi du temps des eveques au XVIIs siecle dans les dio- ' ceses de Lugon et de La Rochelle", w Revue d'histoire de I'Eglise en France, t. XLIX, 1963. Peyrefitte Alain, Le mal irangais, Paris 1976. Poitrineau Abel, Remues d'hommes. Essai sur les migrations montagnardes en France aux XVIP et XVIII8 siecles, Paris 1983. Pris Claude, La Manufacture royale des glaces de Saint-Gobin..., Lille 1375. Pronteau Jeanne, Les numerotages des maisons de Paris du XV" siecle ć nos jours, Paris 1966. Quetel Claude, De Par le Roy. Essai sur les lettres de cachet, Toulouse 1981. Quetel C., Morel Pierre, Les fous et leurs medecines, de la Renaissance au XX1 siecle, Paris 1979. Religieuses (Les) enseignantes, XVIe—XXe siecles. Dokumenty czwartego spotkania na temat historii religii w Fontevraud, Angers 1981. Revue d'histoire de I'Eglise de France, organ towarzystwa historii Kościoła we Francji (1935—1983). Rials Stephane, La Lumiere a Paris au siecle des Lumieres, Nanterre 1973. Roche Daniel, Le siecle des lumieres en province. Academies et academiciens provinciaux. 1680—1789, Paris—La Haye 1978. Sceaux Raoul de, „Le pere Honors, de Cannes, capucin missionnaire au XVII11 siecle", w XVII siecle, nr 41 (1958). Schimberg Andre, L'edwcation morale dans les colleges de la compagnie de Jesus en France sous I'ancien regime..., Paris 1913. Taillemite Etienne, Dictionnaire des marins frangais, Paris 1982. Taveneaux Rene, Le catholicisme dans la France classique, 1610—1715, Paris 1980. 285 Bibliografia 286 1IJ6. Taveneaux R., La vie quotidienne des jansenistes aux XVW et XVIII6 siecles, Paris 1973. 177. Thibault-Payen Jacqueline, Les morts, 1'Eglise et I'Etat, Paris 1977. 178. Thuillier Guy, L'E.N.A. avant I'E.N.A., Paris 1983. 179. Tresch Mathias, Evolution de la chanson frangaise savante et populaire, t. I. Des origines a la revolution frangaise, Bruxelles—Paris 1926. 180. Verlet Pierre, Les meubles francois du XVIII6 siecle, Paris 1982. 181. Verlet P., Versailles, Paris 1961. 182. Viguerie Jean de, L'institution des enfants. L'education en France, XVI"—XVIII8 siecles, Paris 1978. 183. Viguerie J., Une oeuvre d'education sous Vancien regime. Les peres de la doctrine chretienne..., Paris 1976. 184. Vocation (La) religieuse et sacerdotale en France, XVII"—XIXe siecles. Dokumenty drugiego spotkania na temat historii religii w Fontevraud, Angers 1979. 185. Vogiie Melchior, markiz de, Villars, d'apres sa correspondence et des documents inedits, Paris 1888. 186. Vorsanger Michel, Quand Louis XIV disoraciait, Nanterre 1983. 187. Wilhelm Jacques, La vie quotidienne des Parisiens au temps du Roi-Soleil, Paris 1977. 188. Zysberg Andre, „Galeres et galeriens en France a la -fin du XVII6 siecle: une image du pouvoir royal d I'&ge classique", w Criminal Justice History, t. I, 1980. SŁOWNIK-INDEKS OSÓB Adam, jezuita 249 Aguesseau Henri d', intendent Langwedocji, ojciec kanclerza 146, 185, 194 Aguesseau Henri Frangois d' (1668—1751), radca, kanclerz w 1717 r., gallikanin, przeciwstawiający się rejestracji bulli papieskiej Unigenitus 21 Aignan Francois, zwany kapucynem z Luwru, wynalazca wielu przepisów medycznych 90 Aiguillon Marie-Madeleine de Vignerot diuszesa d' (1604—1675), siostrzenica Riche-lieugo, pomocnica św. Wintentego a Paulo; mowę na jej pogrzebie wygłosił Flechier 258 Albret Cesar-Phebus d' hrabia Miossena, zm. 1676, w 1653 marszałek, w 1661 kawaler Orderu Sw. Ducha, w 1670 gubernator Gujenny, kochanek Ninon de Lenclos 270 Aleksander III Wielki (356—323 p.n.e.), król macedoński 7 Alembert Jean le Rond d' (1717—1783), matematyk, filozof i pisarz, współtwórca Encyklopedii, autor Wstępu (wyd. poi. 1954) 272 Aligre Etienne d' (1592—1677), strażnik pieczęci od 1672, kanclerz od 1674 98, 99 Allard Madeleine, żebraczka, w 1679 zginęła na stosie jako czarownica 253 Amelot (Ameloc) de la Houssaye (1634—1706), ambasador Francji w Hiszpanii, historyk, tłumacz dzieł Baltasara Graciana pt. Homme de cour (1684) i Księcia Ma-chiavellego 34, 42 Anastazja, prostytutka 69, 70 Andegawenii diuk zob. Filip V Anglure de Bourlemont, arcybiskup Tuluzy 193, 194 Aniela matka, zob. Arnauld Jacqueline Anna Austriaczka (1601—1666), córka Filipa III Habsburga, króla Hiszpanii, żona Ludwika XIII od 1615, matka Ludwika XIV 34, 86, 89 Annat (Francois Canard, 1590—1670), jezuita, spowiednik Ludwika XIV, przeciwnik jansenistów; Pascal skierował do niego 17 i 18 rozdział Prowincjalek 133 Anselin, rodzina 119 Anselme Antoine (1652—1737), zwany Petit Prophete, od 1710 członek Akademii Inskrypcji i Literatury, jego słynne kazania wyszły drukiem 1731 79, 80 Antin d', uczestnik słynnego pojedynku w 1663 47 Antoine, ojciec i syn, nosiciele rusznicy królewskiej 31 Apronian, święty 219 Aquin d', biskup Sees od 1699 119, 220—222, 224, 225 Aquin d', młodszy syn Antoine'a, demonstrator w Ogrodzie Królewskim 153 Aquin Antoine, hrabia de Jouy, pan de Chateaurenard, pierwszy lekarz królewski, nadintendent Ogrodu Królewskiego 153 Arcy Renę Martel markiz d', guwerner Filipa Orleańskiego, księcia de Chartres 50 Argenlieu d', uczestnik słynnego pojedynku w 1663 47 Argenson Marc-Rene de Voyer d' (1652—1721), namiestnik generalny policji paryskiej w 1. 1697—1717, w 1715 prezydent Rady Spraw Wewnętrznych, w 1718 strażnik pieczęci i prezydent Rady Finansów 68—71, 86 Słownik-indeks osób 2gg Argouges d', biskup 170 Armogast, święty 219 Arnauld Antoine (1612—1694), zwany Wielkim Arnauld, najbardziej znany z „samotników" czy „Messieurs" Port-Royal, tj. grupy duchownych i rozczarowanych światowców, którzy po opuszczeniu Port-Royal przez zakonnice zajęli jego budynki, żyjąc na fermie des Granges, zajmując się pracą fizyczną i intelektualną; autor dziełka De la frequente communion (1643), w którym wystąpił przeciw pobłażliwości niektórych spowiedników jezuickich, co uczyniło go przywódcą jansenistów; jego Apologie de M. Jansenius (1645), ocenzurowana przez Sorbonę, spowodowała wykluczenie go z wydziału teologicznego; schronił się wówczas na 12 lat do Port-Royal, gdzie wspólnie z Nicole'em i Lancelotem opracował gramatykę ł Logikę, czyli sztukę myślenia (wyd. poi. 1958); do Paryża wrócił po „pokoju klementyńskim" w 1668, ale wobec nowej fali prześladowań w 1678 uciekł do Brukseli; występował przeciw Kartezjuszowi, Male-branche'owi, Bayle'owi i sceptykom 45, 131, 132, 265 Arnauld Henri (1597—1692), brat Antoine'a, od 1649 biskup Angers 118, 121 Arnauld Jacqueline (1591—1661), w zakonie matka Aniela od św. Magdaleny, siostra Antoine'a Arnauld, przełożona Port-Royal des Champs, od 1625 przeniesionego do Paryża; dokonała reformy swego klasztoru, przywracając ścisłą klauzurę; jej siostra i następczyni, matka Agnieszka od św. Pawła, ze swymi zakonnicami, m.in. siostrami Racine i Pascal, odmówiły podpisania Formularza potępiającego pięć tez z dzieła Janseniusa Augustinus, co naraziło je na prześladowania w 1. 1661—1668 i w konsekwencji doprowadziło do zburzenia Port-Royal w roku 1711 118 ' Arnauld Robert d'Andilly (1589—1674), brat Antoine'a, do 55 roku życia wysoki urzędnik (członek Rady Finansów, intendent generalny domu Monsieur, intendent armii), po czym przyłączył się do samotników z Port-Royal, pisząc dzieła pobożne, tłumacząc Wyznania św. Augustyna i pisma św. Teresy z Avila, autor pamiętników 118 Arystoteles (384—322 p.n.e.), filozof 53, 92, 131 Aubigne Francoise d' zob. Maintenon Frangoise August zob. Oktawian August Augustyn (354—430), święty, filozof i teolog, biskup Hippony, Ojciec Kościoła zwalczający doktryny heretyckie, m.in. pelagianizm, tj. doktrynę głoszącą, że człowiek może bez łaski osiągnąć zbawienie własnymi siłami, potępionej przez sobór w Efezie; filozofia Augustyna została w XIII w. przyjęta przez Kościół jako oficjalna; autor m.in. O państwie Bożym i Wyznań 124, 131, 132, 248 Aumale panna d', nauczycielka, wychowanka pani de Maintenon 225 Ayen, tytuł diuków de Noailles, noszony przez najstarsze dziecko aż do śmierci ojca rodu 44 Baldomer, święty 219, 220 Ballard, kopista kapeli królewskiej z rodziny znanych od połowy XVI w. drukarzy paryskich, autor Brunettes 13 Baluze Etienne (1630—1718), erudyta, bibliotekarz Colberta, wydawca kapitularzy królów francuskich i Vie des popes d'Avignon 87 Balzac Honors de (1799—1850), autor Komedii ludzkiej (od 1909 ukazały się 34 utwory w tłumaczeniu Boya), sztuk teatralnych i artykułów publicystycznych 233 Słownik-indeks osób Barbezieux Louis-Francois-Marie Le Tellier markiz de (1668—1701), trzeci syn Lou-vois, także minister wojny od 1691 22 Barillon, biskup Lucon 121 Baron (właśc. Michel Boyron, 1653—1729), aktor z trupy Moliera, potem Hotel de Bourgogne, autor dramatyczny m.in. komedii Homme de bonnes fortunes; przezwisko odziedziczył po ojcu, kupcu skórzanym i aktorze, który zawdzięczał je przejęzyczeniu Ludwika XIII 83 Barre Nicolas, ur. 1621, franciszkanin, założyciel wspólnoty nauczycielek szkół chrześcijańskich i dobroczynnych oraz kongregacji żeńskiej św. Maura 147, 148 Bart (Earth) Jean (1651—1702), potomek flamandzkiej rodziny armatorów-korsarzy, w czasie wojny holenderskiej (1672) przeszedł na służbę Francji; pojmany przez Anglików, uciekł z więzienia w Plymouth, wiosłując przez dwa dni do Saint- -Malo; w 1694 przerwał blokadę angielską wokół Dunkierki, doprowadzając do portu flotę ze zbożem; w 1696 pokonał Holendrów w bitwie morskiej, zdobywając lub paląc przeszło 80 statków; mianowany dowódcą eskadry 11, 32, 53, 175, 176 Bassompierre Francois de (1579—1646), marszałek, od 1622 ambasador w Hiszpanii i Anglii; podejrzany przez Richelieugo o udział w spisku poprzedzającym „journee des Dupes", przesiedział 12 lat w Bastylii, spisując pamiętniki, wydane w 1665 111, 112 Bayle Pierre (1647—1706), syn pastora, pisarz i myśliciel protestancki, prekursor XVIII-wiecznego sceptycyzmu, przeciwnik integralności filozofii i wiary; w 1669 przeszedł na katolicyzm, ale wkrótce wrócił do Kościoła reformowanego; profesor Akademii w Sedanie, potem w Rotter damie; obrońca protestantyzmu, polemizował z Arnauld, Nicole'em, ale także z Jurieum; autor Pensees diverses sur la comete (1683), „Nouvelles de la Republique des Lettres" (periodyku z 1. 1684— —87), Dictionnaire historique et critique (1697—1702), wydanych w Holandii 265, 270—272 Beaufort Francois diuk de Vendome (1616—1669), admirał, syn Cesare'a de Ven- dóme, bastarda Henryka IV, przeciwnik Mazariniego, uczestnik Frondy, wuj marszałka de Vendome 170 Beauval (Jane Bourguignon z mężem), aktorzy z trupy Moliera, potem Hotel de Bourgogne 83 Beauvilliers, rodzina 119 Beauvilliers Francois-Honorat diuk de Saint-Aignan (1610—1687), wojskowy, wierny królowi w czasie Frondy, mianowany gubernatorem Turenii, pierwszy pokojo- wiec komnaty królewskiej, członek Akademii Francuskiej, protektor literatów 29, 31, 47, 90 Beauvilliers Henriette-Louise de Colbert diuszesa de, żona Paula 42 Beauvilliers Paul diuk de Saint-Aignan (1648—1714), syn Francois, zięć Colberta, od 1685 przewodniczący Rady Finansów, w 1687 objął po ojcu stanowisko pierwszego szlachcica komnaty królewskiej, w 1689 został guwernerem diuka Burgundii, w 1691 — ministrem stanu; przyjaciel Fenelona i Saint-Simona 19, 21, 27, 29, 46 Beccaria Cesare Bonesana markiz de (1738—1794), włoski ekonomista i prawnik, w pracy O przestępstwach i karach (1764, wyd. poi. 1772) żądał zniesienia procesu inkwizycyjnego, tortur i kary śmierci 68, 254 Bejart Armande (1642—1700), żona Moliera od 1662 83 w — Biuche 289 Siownik-indeks osób 290 Belard, proboszcz Alencon, założyciel „Opatrzności Alencon", instytucji zajmującej się nauczaniem ludu i pomocą społeczną 128 Bellefonds, przeorysza, żywot jej ogłosił Bouhours 266 Bellefonds Bernardin Gigault markiz de (1630—1694), marszałek i dyplomata 46 Bellievre Pierre markiz de Grignan 45 Benech Hugues, robotnik owerneński 215 Benedykt z Nursjł (ok. 480—551), święty, założyciel klasztoru na Monte Cassino i zakonu benedyktynów 129, 267 Bensa Jeanne, kobieta-żołnierz w pułku burbońskim 163 Benserade Isaac de (1613—1691), poeta, organizator rozrywek na dworze, szczególnie baletów dla Ludwika XIV, członek Akademii Francuskiej 88 Berain Jean-Louis (16397—1711), rytownik i rysownik, ozdabiał statki Ludwika XIV 9, 57, 90, 91 • Bergier, spowiednik Kondeusza 113 Beringhen Jacques-Louis markiz de (1651—1723), pierwszy szlachcic na dworze Ludwika XIV, protektor sztuki 24 Berry Charles de France diuk de (1685—1714), trzeci syn delfina, wnuk Ludwika XIV 26 Berry Marie-Francoise-Elisabeth d'Orleans diuszesa de (1695—1719), żona Charles'a, wnuczka Ludwika XIV jako córka panny de Blois, legitymowanej księżniczki Francoise-Marie de Bourbon, owocu związku króla z panią de Montespan, znana z orgietek, którym się oddawała w towarzystwie swego ojca, Filipa Orleańskiego, księcia de Chartres 48, 55, 108 Bertin, podskarbi dochodów ubocznych, handlujący urzędami 61, 63 Berulle Płerre de (1579—1629), kardynał, święty, twórca odnowy Kościoła francuskiego w duchu przykazań soboru trydenckiego, hiszpańskiego mistycyzmu i myśli św. Augustyna; w 1611 założył Oratorium, zatwierdzone przez Pawła V w 1613, wspólnotę kapłańską na wzór rzymskiej Filipa Neriusa sięgającej do tradycji pierwszych wieków chrześcijaństwa; służyło ono wychowaniu młodzieży kapłańskiej, z czasem świeckiej, wypracowując nowoczesne programy nauczania; wprowadził także regułę karmelitańską, przejętą od Teresy z Avila; z jego duchowości wyrosło wiele kongregacji: eudyści, lazaryści i sulpicjanie 99, 115, 118, 132, 133, 139 Berwick Jacques Fitz James diuk de (1670—1734), bastard Jakuba II, króla angielskiego, naturalizowany we Francji; od 1706 marszałek; w wojnie sukcesyjnej hiszpańskiej przyczynił się do umocnienia pozycji Filipa V; zabity w Filipsbur-gu pod koniec wojny o sukcesję polską 27 Biancolelli Domenico, aktor włoski, odtwórca postaci Arlekina 83, 85 Bidoux, zegarmistrz 90 Bignon, rodzina 185 Billaute, kochanek pani Dormoy 71 Blondel Francois (1617—1686), architekt, twórca m.in. bramy Saint-Denis, autor dzieł o architekturze i fortyfikacji 75 Bochart de Saron, rodzina 119 Boffrand Germain (1667—1754), architekt, projektował m.in. pałac Nancy, Luneville i Torcy, most de Sens 57 Boileau-Despreaux Nicolas (1636—1711), poeta, członek Akademii Francuskiej, historiograf Ludwika XIV, autor Satyr (1666—1711, wyd. poi. 1805), Listów (wyd. poi. 1818), Sztuki rymotworczej (1674, przeróbka poi. 1788, wyd. pełne 1826), Słownik-indeks osób w któraj sformułował zasady poetyki klasycyzmu; w sporze literackim między 291 nowożiytnikami a starożytnikami opowiedział się po stronie tych ostatnich 8, 31, 36, 78, 81, 88, 92—94 Boileau Jacques (1635—1716), brat Nicolas, kaznodzieja, jansenista, autor pamfletu przeciw arcybiskupowi de Noailles 79 Bompar Jeanne, żona Benecha 215 Bonrepaus d'Usson, intendent generalny do spraw marynarki 22, 31, 161 Bontemps Alexandre, zm. 1701, pierwszy pokojowiec komnaty królewskiej, intendent Wersalu 17, 19, 31 Borelli Giovanni Alfonso (1608—1678), fizjolog neapolitański, autor De motu anima- Hum (1680), pobierający gratyfikacje od Ludwika XIV 88 Boromeusz Karol (1538—1584), święty, kardynał i arcybiskup Mediolanu, znany z gorliwości reformatorskiej 121, 122 Bossuet Jacques-Benigne (1627—1704), pisarz i kaznodzieja, członek Akademii Francuskiej, od 1669 biskup Metz, od 1681 — Meaux, słynny orator; w 1659 zaczął wygłaszać kazania w Luwrze, mowy na pogrzebach królowych: Anny Austriaczki i Marii Teresy, Henrietty Angielskiej (1670); w 1. 1670—1680 guwerner delfina, dla którego napisał Uwagi nad historią powszechną (1681, wyd. poi. 1788); autor tzw. czterech artykułów, w których broni autonomii Kościoła narodowego wobec ultramontanizmu, podporządkowującego go władzy papieskiej, przyjętych w 1682, odwołanych przez króla w 1693; w Histoire de variations des eglises protestantes (1688) zwalczał religię reformowaną; zaangażowany w spór o kwietyzm z Fene-lonem, przeciwny krytycznej egzegezie Pismo Sw. uprawianej przez Simona 28, 46, 77, 78, 80, 86, 99, 113, 117, 118, 130, 135, 224, 265, 266, 268, 271, 272 Boucher Francois (1703—1770), malarz, grafik i dekorator, przedstawiciel rokoko; portrecista, autor scen mitologicznych, historycznych i religijnych, także rodzajowych — Śniadanie (1739) 101 Bouchetiere de, oficer marynarki 173 Boufflers Louis-Francois diuk de (1644—1711), marszałek od 1693, odznaczony Orderem Złotego Runa, wsławił się obroną Lilie w 1708 i odwrotem spod Malplaquet w 1709 21, 41, 42 Bouhours Dominique (1628—1702), jezuita, filolog i krytyk literacki, autor m.in. Entretiens Ariste et Eugene i Doutes sur la langue franęaise (1674) 34, 35, 92, 93, 133, 182, 266 Bouillon Marie-Anne Mancini diuszesa de (1646—1714), córka Hieronime, siostry kardynała Mazariniego; nieprzyjaciółka Racine'a, zleciła Pradonowi napisanie konkurencyjnej Fedry; z powodu swobodnego trybu życia trzymana w odosobnieniu przez męża, wmieszana w aferę trucizn 84 Boulainvilliers Henri hrabia de (1658—1722), historyk i ekonomista, głoszący teorię o niemieckim pochodzeniu szlachty francuskiej, autor Etat de la France i Vie de Mahomet 230 Boulanger Marie, mieszczka z La Maladreri 253 Boulduc Simon, farmaceuta 153 Boulle (Boule) Andre-Charles (1642—1732), ebenista, twórca nowego stylu w meblarstwie 9, 58, 72, 90 Bourdalou Louis (1632—1704), jezuita, orator, zwany „królem kaznodziejów i kaznodzieją królów"; w 1669 zrobił furorę w Paryżu, występując na dworze w czasie adwentu i Wielkiego Postu; jego kazania o śmierci, godności ludzkiej, ambicji, nieczystości odmalowują obyczaje epoki z aluzjami do współczesnych; cenio- Słownik-indeks osób 292 ny był bardziei niż Bossuet, La Bruyere porównywał go do Demostenesa i Cy-cerona 46, 47, 77—80, 130, 133, 134, 272 Bourdeille Frangois markiz de Sicaire 114 Boussingault, właściciel tawerny w Paryżu 76 Brement Jean, botanik 153 Bremond Henri (1865—1933), duchowny, krytyk i historyk, członek Akademii Francuskiej, autor Apologie pour Pension (1910) i Histoire du sentiment religieux en France (1916) 219, 220 Brice Germain, autor Description de la mile Paris (1752) 195 Brillat-Savarin Anthelme (1755—1826), wyższy urzędnik i literat, autor Fizjologii smaku (1820, wyd. poi. 1973), rodzaju kodeksu gastronomicznego; na jego cześć nazwano gatunek ciastek sawarłnkami 52 Brinvilliers Marie-Madeleine d'Aubray markiza de (1630—1676), słynna trucicielka, ścięta i spalona na placu Greve; atmosfera towarzysząca jej procesowi i skazaniu przerodziła się w psychozę, mającą późniejsze reperkusje: w 1679 król powołał specjalną Komisję Arsenału do badania podejrzanych o trucicielstwo, którymi m.in. byli dłuszesa de Bouillon, marszałek de Luxembourg oraz pani de Montespan 113, 114 Brionne hrabia zob. Lorraine-Armagnac Philippe Briqueville, rodzina 119 Brodart, intendent Marsylii 243 Bruant Liberał (1637—1697), architekt, twórca projektu pałacu Inwalidów i kaplicy La Salpetriere 9, 257 Brutus Marcus lunius (85—42 p.n.e.), zabójca Cezara 156 Bullet Pierre (1639—1716), architekt, twórca bramy Saint-Denis i Saint-Martin oraz kościoła pod wezwaniem św. Tomasza z Akwinu 56, 57, 75 Burbonowie (Bourbon), dynastia, odgałęzienie linii Kapetyngów, panująca od 1589 (Henryk IV) do 1830 z wyłączeniem okresu Rewolucji Francuskiej i napoleońskiego 26, 246 Burgundii diuk zob. Ludwik diuk de Bourgogne Burgundłi diuszesa zob. Maria Adelajda Sabaudzka Bussy-Rabutin Roger hrabia de (1618—1693), pisarz, członek Akademii Francuskiej, kuzyn i korespondent pani de Sevigne, autor Histoire amoureuse des Gaules (1665, drażliwej kroniki dworu z czasów młodości Ludwika XIV, za którą był więziony w Bastylii i skazany na zesłanie do swoich dóbr w Burgundii), wspomnień i listów oraz przekładu listów Heloizy i Abelarda 19, 36, 134, 140, 182, 272 Cagliostro Alessandro (właśc. Giuseppe Balsamo) hrabia de (1743—1795), awanturnik z Palermo, medyk, okultysta, bohater powieści Dumas-ojca Józef Balsamo i Naszyjnik królowej 276 Galas Jean (1698—1762), kupiec z Tuluzy oskarżony o zabicie syna za wyrzeczenie się przez niego wiary protestanckiej i skazany na łamanie kołem, zrehabilitowany w 1765 dzięki uporczywym wysiłkom Woltera 254 Califer, prezydent z Aix 70 Cameret, duchowny 117 Cannes Honors de (1632—1694), zwany ojcem Albertem, kapucyn, misjonarz 139—141 Canouville de Raffelot, rodzina z Rouen 199 Carcavy Pierre, zm. 1684, jeden z pierwszych członków Akademii Nauk; Colbert mianował go strażnikiem biblioteki króla 88 Słownik-indeks osób Cassard Jean (Jacques) (1679—1740), kapitan marynarki, odznaczył się w wojnie 993 przeciwko Anglikom i Portugalczykom (1701—1713), walcząc na Antylach i w Gujanie, pod koniec życia więziony z rozkazu kardynała Fleury 176 Cassini Jean-Dominique (1625—1712), astronom włoski, pierwszy dyrektor Obserwatorium Paryskiego 87, 88 Catinat Nicolas de (1637—1712), marszałek, jeden ze zdolniejszych żołnierzy i negocjatorów Ludwika XIV, odznaczony Orderem Sw. Ducha, służył pod Turenne'em i Kondeuszem w kampanii flandryjskiej, pokonał księcia Sabaudzkiego pod Stafford (1690) i Marsaille (1693) 168, 169, 278 Caulet Etienne-Frangois de (1610—1680), biskup Pamiers, jansenista, pisarz, autor pamiętników 118, 121, 123 Cezar (Caius Julius Caesar) (100—44 p.n.e.), dyktator rzymski 7 Chalais, szlachcic 47 Challes Robert, autor dziennika Voyage aux Indes d'une escadre franęaise (1680— —1691) 110, 111, 172—175 Chamłllart Michel de (1652—1721), radca parlamentu w 1676, intendent Rouen w 1689, kontroler generalny finansów i minister wojny w 1699, zwolniony z funkcji w 1709 22, 165—167, 170 Chamlay Jules-Louis Bolę markiz de (1650—1719), współpracownik Louvois i jego syna Barbezieux w sprawach wojskowych z tytułem „marechal des logis des camps et armees" 22, 161 Champaigne (Champagne) Philippe de (1602—1674), malarz pochodzenia flamandzkiego, autor obrazów o treści religijnej i portretów jansenistów z Port-Royal: Arnauld d'Andilly, Angelique Arnauld, Catherine-Agnes Arnauld i Catherine de Sainte-Suzanne — swojej córki 136 Champmesle (Marie Desmares) panna de (1642—1698), aktorka z Hotel de Bourgogne, przyjaciółka Racine'a i odtwórczyni głównych ról w jego tragediach 84 Chancierges, diakon kierujący wspólnotą ubogich uczniów w Paryżu 151 Chapelain Jean (1595—1674), wyrocznia dobrego smaku w literaturze, choć mierny poeta, autor poematu epickiego Pucelle, wykpionego przez Boileau, który nazywał Chapelaina Pucellainem (Dziewicem), co przypłacił utratą gaży królewskiej; współpracownik Colberta przy zakładaniu Akademii Inskrypcji i Literatury, otrzymujący najwyższe uposażenie od króla; po wystawieniu Cyda (1636) wydał w imieniu Akademii krytyczną rozprawę, w której zarysowuje nowe reguły tragedii klasycystycznej 87, 88 Charles Marie, zakonnica, zm. 1679 268 Chartres diuk de zob. Filip Orleański Chartres pan de, kierujący przytułkiem w Mantes 259 Chastan Etienne, szewc 137 Chateauneuf Frangois de Castagner (1645—1701), duchowny, kochanek Ninon de Lenclos, ojciec chrzestny Woltera, autor prac o muzyce 270 Chatillon (Chastillon) Claude (1547—1616), inżynier i geodeta, autor wielu planów topograficznych i architektonicznych 90 Chatre Francoise de la, przeorysza opactwa Faremoutiers w Brie 267 Chaunu Pierre, historyk, autor m.in. Cywilizacji wieku Oświecenia (wyd. poi 1989) 114 Chaussemer, dominikanin, kaznodzieja 79 Chavatte Pierre-Ignace (ok. 1633—1693), tkacz z Lilie, autor dziennika 190—192 Chemerault, markiz de 44 Słownik-indeks osób 294 Chevreuse Charles Honors diuk de (1646—1712), wpływowy doradca Ludwika XIV, zięć Colberta, zarządca Gujenny, mianowany diukiem de Luynes i parem 27 Chevreuse Jeanne-Marie-Therese de Colbert diuszesa de, żona Charles'a 42 Chivron, medalier 90 Chlodwig (465—511), król Franków salickich od 481, założyciel dynastii Merowingów 156 Choart de Buzenval, rodzina 119 Choin (Marie-Emilie Joly) panna de (1670—1744), metresa delfina, po jego śmierci w 1711 wyrzekła się świata 26 Choiseul, rodzina 168 Choiseul Cesare-Auguste hrabia du Plessis-Praslin diuk de (1598—1675), marszałek od 1645, podczas Frondy stał na czele wojsk królewskich; odznaczył się przy oblężeniu La Rochelle; w 1663 został diukiem i parem 168 Choiseul-Praslłn Gilbert de (1613—1689), brat Cesare'a, biskup Tournai, gallikanin i augustianin, w 1678 wygłosił pochwałę biskupa Pavillona, autor Memoir es touchant la religion (1681—1685) 124, 191, 192 Choisy Francois-Timoleon (1644—1724), pisarz, duchowny, członek Akademii Francuskiej, w młodości awanturnik, autor skandalicznej Histoire de Madame la Comtesse des Barres, ponadto Voyage de Siam (1678), listów i pamiętników 9 Clair, święty 112 Clausewitz Karl von (1780—1831), pruski generał i teoretyk wojskowy, dyrektor, Szkoły Wojny w Berlinie, autor dzieł z zakresu sztuki wojennej (O wojnie, 1832—1834, wyd. poi. 1958) i historycznych 9 Clermont-Tonnere Francois de (1629—1701), biskup i hrabia Noyon, członek Akademii Francuskiej 119 Colbert, szlachcic 69 Colbert Charles markiz de Croissy (1625—1696), brat ministra, radca stanu, prezydent parlamentu w Metz, ambasador w Anglii i minister spraw zagranicznych od 1679, urząd ten przekazał swemu synowi de Torcy'emu 20, 38 Colbert Charles-Joachim (1667—1738), syn poprzedniego, arcybiskup Montpellier od 1697, potępiał bullę Unigenitus w swoich listach pasterskich, protestantów starał się nawracać perswazją, autor Catechisme de Montpellier i wielu pism nie uznawanych przez Rzym jako zbyt jansenistyczne, wydanych pośmiertnie 146 Colbert Jacques-Nicolas, ur. 1654, syn ministra, biskup Auxerre, arcybiskup koadiu-tor Rouen w 1680, członek Akademii Francuskiej w 1678 119, 146, 208 Colbert Jean-Baptiste (1619—1683), wszechpotężny minister Ludwika XIV, reformator polityczny i gospodarczy, w 1665 kontroler generalny finansów, w 1669 minister marynarki; kierował całą administracją z wyjątkiem ministerstwa spraw zagranicznych i wojny 8, 15, 18, 20, 21, 29, 32, 36, 38, 42, 53, 56, 66, 83, 87—91, 96, 113, 127, 153, 154, 161, 166, 173, 178, 184, 185, 189, 191, 193, 194, 196, 198, 231, 253—255 Conde Louis de Bourbon książę de (1621—1686), zwany Wielkim Kondeuszem dzięki swym talentom militarnym; w młodości wsławił się w czasie wojny trzydziestoletniej zwycięstwami pod Rocroi, Fryburgiem, Nordlingen, Lens; uczestnik Frondy, po pokoju pirenejskim od 1659 lojalny wobec króla; wysuwany przez stronnictwo francuskie w Polsce jako kandydat do korony po Janie Kazimierzu 10, 17, 24, 113, 168, 218, 269 Conti Francois-Louis de Bourbon książę de la Roche-sur-Yon (1664—1709), bratanek Wielkiego Kondeusza, walczył na Węgrzech przeciwko Ludwikowi XIV, potem Słownik-indeks osób pod marszałkiem de Luxembourg; został wybrany królem Polski w 1697, ubiegł go jednak August II; mowę na jego pogrzebie wygłosił Massillon 17, 46 Conti Marie-Annę de Bourbon księżna de, żona Louis-Armanda zmarłego w 1685, córka Ludwika XIV i pani de la Valliere, pierwsza panna de Blois 50 Coras Jacques (1630—1677), poeta, autor utworów o treści biblijnej oraz Ifigenii napisanej do spółki z Le Clerkiem w 1675 z poduszczenia diuszesy de Bouillon, żeby dokuczyć Racine'owi 84 Corneille Pierre (1608—1684), pisarz dramatyczny, członek Akademii Francuskiej od 1674, autor cenionych komedii obyczajowych, m.in. Melity (1629); po wystawieniu Cyda (1636, wyst. poi. 1661), najgłośniejszego swego dzieła, wokół którego rozgorzał spór, zaczął pisać tragedie w zgodzie z żelaznymi regułami klasycyzmu, m.in. Horacjusze (1641, wyd. poi. 1802), Cynna (1641, wyd. poi. 1807), Polieuktos (1643, wyd. poi. 1830); w latach sześćdziesiątych powrócił na scenę Sertoriuszem i Sofonisbą, ale bez większego już powodzenia 81, 84, 87, 88, 200 Corneille Thomas (1625—1809), brat Pierre'a, członek Akademii Francuskiej, naśladujący go w swoich tragediach: Timokrat, Circea (1656), Mort d'Annibal, Ariadna; pisał także komedie, tłumaczył Metamorfozy Owidiusza, kierował dziennikiem „Mercure galant" 83, 84, 88 Corvisier Andre, historyk, autor m.in. France de Louis XIV (1979) i Louuois (1983) 8 Cosnac, rodzina 56 Cotte Robert de (1656—1735), architekt, uczeń i szwagier Mansarta, projektował kolumnadę Grand Trianon, kościół Inwalidów, obecny Bank, kończył kaplicę w Wersalu 9, 23, 57, 89 Cottiby Samuel, pastor nawrócony w 1660 na katolicyzm, mianowany adwokatem króla w sądzie prezydialnym La Rochelle 249 Couperin Francois (1668—1733), zwany Wielkim, z rodziny kompozytorów i organistów, wybitny klawesynista, komponował motety, sonaty, koncerty, autor rozprawy Art de toucher le clavecin (1716) 8 Courtenay de, uczestnik pojedynku w 1691 47 Courtenay Angelique, zakonnica, zm. 1681 268 Courtin Antoine (1622—1685), dyplomata w służbie szwedzkiej, odbył podróż do Polski u boku Karola Gustawa, autor traktatu Civilite franęaise (1671) i tłumac* dzieła Grotiusa O prawie wojny i pokoju 264 Coypel Noel (1628—1707), malarz, dyrektor Akademii Malarstwa, pracował przy dekorowaniu Wersalu 89 Coysevox Antoine (1640—1720), rzeźbiarz, jego prace to: Triumf Ludwika XIV, Konie skrzydlate, nagrobek Mazariniego, postacie alegoryczne w basenach Wersalu 9 Crequi Francois de (1624—1687), marszałek, uczeń i rywal Turenne'a, odznaczył się podczas wojny z cesarstwem w 1676—1678, uniemożliwił zajęcie Alzacji 168 Crillon, rodzina 119 Croissy Charles markiz de zob. Colbert Charles Cyceron (Marcus Tulius Cicero) (106—43 p.n.e.), polityk, pisarz i mówca rzymski 155 Dacier Anne Lefebvre (1651—1720), żona Andre, hellenistka i latynistka, tłumaczka Homera, zaangażowana po stronie starożytników w sporze z nowożytnikami 92—94 295 Słownik-indeks osób Dacier Andre (1651—1722), filolog i tłumacz literatury klasycznej, członek Akademii Francuskiej od 1695, kustosz biblioteki w Luwrze 92 Damian, święty, męczennik za Dioklecjana ok. 287, patron lekarzy 219 Dancourt Florent Carton hrabia (1661—1725), aktor i dramatopisarz, autor fars: Desolation des joueuses (1687), Chevalier d la modę (1687), Bourgeoises a la mode (1692) 48, 271, 272 Dangeau Philippe de Courcillon markiz de (1638—1720), zarządca Turenłi, wykształcony dworzanin, autor dziennika, członek Akademii Francuskiej 9, 20, 21, 23, 49, 109, 169 Davout Louis-Nicolas (1770—1827), marszałek Napoleona, książę Auerstadt, uczestnik wojen 1796—1815, dowódca wojsk francuskich i polskich stacjonujących w Księstwie Warszawskim 171 Dębien Gabriel, historyk współczesny 255 ' Delanoue Jeanne, święta 118 Delaunay Rosę zob. Staal de Launay Marguerite Delorme (de Lorme) Marion (1611—1650), znana kurtyzana za Ludwika XIII, zamieszana w intrygi przeciw Richelieumu, Hugo napisał o niej dramat (1831) 269 Demia Charles (1636—1695), duchowny, założyciel kongregacji Braci św. Karola i wspólnoty nauczycielek szkół wiejskich dla chłopców i dziewcząt; wydał w Lyonie dzieło poświęcone tej sprawie 148 Deneufville Jean, murarz z Bartignat 216 Denis Guillaume, duchowny, powołany na katedrę hydrografii w kolegium orato-riańskim w Dieppe w 1665, autor pracy o nawigacji Art de naviguer par les nombres (1668) 157 De (Da) Ponte Lorenzo (Emmanuel Conegliano) (1749—1838), poeta włoski, autor librett do oper Mozarta i Pamiętników (wyd. poi. 1977) 81 Descartes Renś (1596—1650), twórca nowożytnej filozofii racjonalistycznej, fizyk i matematyk; w swoim podstawowym dziele napisanym po łacinie, które sam tłumaczył na francuski, Rozprawie o metodzie (1637, wyd. poi. 1921) przyjął zasadę metodologicznego sceptycyzmu prowadzącą do uznania pewności własnego myślenia za podstawę wiedzy (kogłtacjonizm), a poczucie oczywistości inte- » lektualnej (intuicja) za główne kryterium prawdy; autor Medytacji o pierwszej filozofii (1641, wyd. poi. 1958), Zasad filozofii (1644, wyd. poi. 1960); mistrz Spinozy i idealisty Malebranche'a; w 2 pół. XVII w. kartezjanizm wykładany był w kolegiach oratoriańskich, stanowił przewodnik intelektualny dla Portr -Royal, zawojował salony paryskie, szczególnie po 1671, gdy wszystkie pisma Kartezjusza potępiła uroczyście Sorbona 50, 131, 132, 134, 157, 262, 265, 266 Desclaux, rodzina 119 Deshoulieres Antoinette (1638—1694), poetka, autorka sielanek, ód, eklog i madrygałów, jednej tragedii, pod koniec życia utworów religijnych; brała udział w kabale przeciw Fedrze Racine'a 92, 94 Desjardins, robotnik 205 > Desmarets Henri (1662—1741), kompozytor, twórca oper: Dydona, Circe i Ifigenia w Taurydzie (1704) skazany na karę śmierci za uwiedzenie (poślubił sekretnie córkę prezydenta Senlis, pannę Saint-Gobert), schronił się w Hiszpanii na dworze Filipa V, do kraju wrócił już za regencji 102 Desmarets Madeleine Bechameil, żona Nicolas 16 Słownik-indeks osób Desmarets Nicolas markiz de (1648—1721), siostrzeniec Colberta, kontroler generalny finansów w 1. 1708—1715 21, 42 Dickens Charles (1812—1870), powieściopisarz angielski, autor m.in. Klubu Pickwicka (1836—1837, wyd. poi. 1870), Olivera Twista (1838, wyd. poi. 1846) 260 Diderot Denis (1713—1784), pisarz i filozof, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli Oświecenia, współautor Encyklopedii, autor O interpretacji natury (1754, wyd. poi. 1953), O poezji dramatycznej (1759, wyd. poi. w pr. zb. 1958), Kuzynka mistrza Rameau (1821—23, wyd. poi. 1953) i Kubusia Fatalisty (1796, wyd. poi. 1915) 272 Dionis Pierre (1643—1718), medyk i anatomista, chirurg Marii Teresy i żony delfina, autor pracy pt. Anatomie de I'homme suivant la circulation du sang et les nouvelles decouvertes (1690) 153 Dionizy, święty 129 Dormoy, mieszczanin 71 Dormoy, żona powyższego 71 Drouhet Jean (1617—1681), aptekarz i poeta z Saint-Maixent w Poitou, autor m.in. komediowych dysput teologicznych 248 Du Cange Charles du Tresne (1610—1688), historyk i filolog, autor Histoire de By-zance i GZossarium ad scriptores mediae et infimae latinitatis (1678) 87 Ducasse Jean-Baptiste (1646—1715), marynarz, walczył z sukcesem z Anglikami i Hiszpanami na Antylach, umożliwił Filipowi V pozostanie na tronie hiszpańskim, zdobywając środki na finansowanie wojny sukcesyjnej, w 1691 gubernator San Domingo, odznaczony Orderem Złotego Runa 27, 175, 176, 278 Dufresny (Du Fresny) Charles Riviere (16487—1724), paź Ludwika XIV, prawnuk Henryka IV i ogrodniczki d'Anet; zajmował się teatrem, muzyką, architekturą, malarstwem, ogrodami króla, autor wielu komedii, do spółki z Regnardem napisał Foire Saint-Germain 76, 83 Duguay-Trouin Renę (1673—1736), początkowo korsarz, później, w 1715, szef eskadry marynarki królewskiej, namiestnik w 1728, uczestnik walk o sukcesję hiszpańską, zajął Rio de Janeiro w 1711, autor pamiętników, zmarł w zapomnieniu 172, 175, 176 Duhamel Jean-Baptiste (1624—1706), oratorianłn, astronom, fizyk i filozof, mianowany przez Colberta sekretarzem Akademii Nauk, spisał jej historię 157 Duplessis, kapitan piechoty w pułku Montboissier 164 Duquesne Abraham markiz de (1610—1688), przywódca eskadry, znakomity marynarz, zwycięzca Ruytera pod Agostą i pod Palermo w 1676, zbombardował Algier i Genuę (1682—1684); odmówił przyjęcia godności marszałka, ponieważ wiązało się to z wyrzeczeniem się wiary kalwińskiej; jedyny z protestantów, który po odwołaniu Edyktu nantejskiego nie został wygnany 99, 172, 279 Duquesne-Guitton Abraham, bratanek (bądź syn) poprzedniego, przywódca wyprawy do Indii w 1690 172—174 Duval Francoise, inicjatorka i nauczycielka szkoły dla ubogich dziewcząt w Reims-w 1670 148 Eglantine Fabre Philippe-Francois Nazaire (1750—1794), autor piosenek, poeta, opracował kalendarz republikański, stracony z Dantonem 13 Elbeuf diuk d' zob. Lorraine Henri Eliasz, święty 214 297 Słownik-indeks osób 298 Enghien, tytuł noszony przez najstarszego z synów lub wnuków Wielkiego Kon-deusza, jak również przez niego samego zob, Conde Louis Epikur (341—270 p.n.e.), filozof grecki 270 Estrees Gabrielle diuszesa de Beaufort d' (1573—1599), metresa Henryka IV, miała z nim synów: Cesare'a, diuka de Vendome, Alexandre'a, kawalera de Ven-dóme, oraz córkę Catherine-Henriette de Lorrain 269 Estrees, hrabina d', żona marszałka Victoire-Marie, wnuczka brata Gabrielle 44 Eudes Jean (1601—1680), członek kongregacji oratorianów, w 1&42 założył zgromadzenie eudystów oraz zakon Notre-Dame du Refuge, autor wielu dzieł religijnych, kanonizowany w 1925 139 Eugeniusz Sabaudzki (Eugene-Francois de Savoie-Carignan) książę (1663—1736), syn hrabiego Soisson i Olimpii Mancini, siostrzenicy Mazariniego, jeden z największych wodzów nowożytnych; przeznaczony przez rodzinę do życia zakonnego, marząc o karierze wojskowej, wobec odmowy Louvois i Ludwika XIV przyjęcia go do służby zaciągnął się do armii austriackiej; jako generał w Lidze augsburskiej. walcz_ył w Hiszpanii i przeciw Turkom, pokonał Vend6me'a pod Oudennade w 1705 i Villarsa pod Malplaquet w 1709, ale przegrał z nim pod Denain w 1712; w 1733 zaangażował się w wojnę o sukcesję polską 169 Fagon Guy-Crescent (1638—1718), botanik, chirurg nadworny i nadintendent Ogrodów Królewskich 31, 32, 107, 153 Farcy de, archidiakon z Exmois 222 Fedrus (przełom er), bajkopisarz rzymski 92 Felibien Andre pan des Avaux et de Javerey (1619—1695), architekt i historiograf, historyk sztuki, współzałożyciel Akademii Inskrypcji i Literatury, kustosz gabinetu starożytności, autor Description des divers ouvrages de peinture -fait pour le Roi (1671) 33 TTeline, duchowny 95 Fenelon Francois de Salignac de la Mothe (1651—1715), prałat i pisarz, znany ze swego traktatu De 1'education des jilles, został mianowany guwernerem diuka Burgundii, dla którego napisał bajki, Dialogues des mortes (1710) oraz Przygody Telemaka (1699, wyd. poi. 1750), utwór odebrany jako krytyka rządów Ludwika XIV i zakazany; popadłszy w niełaskę, przeniósł się do Cambrai, którego arcybiskupem był od 1695; autor ponadto Drogi wiodącej do szczęścia wiecznego (1697, wyd. poi. 1901) inspirowanej ideą kwietyzmu, głoszoną przez panią de Guyon, zażarcie zwalczanego przez Bossueta i ostatecznie potępionego przez papieża w 1699 7, 11, 26, 27, 119, 130, 139, 249, 272 Ferrand, intendent Bretanii w 1. 1705—1719 186 Ferrier Jean, jezuita, spowiednik króla 133 Ferriere Claude-Joseph de (1639—1715), profesor prawa w Reims, autor Dictionnaire de droit et de pratique (1768), Histoire du droit romain (1718) i Institutes de Justinien (1760) 68 Ferry Jules (1832—1893), polityk, minister oświaty i premier, wprowadził obowiązek powszechnego nauczania 145, 146 Feuquieres, duchowny 45 Feydeau de Brou, rodzina 185 Fiesque hrabia de 77 s. Filip II (1527—1598), król Hiszpanii, pradziad Ludwika XIV 22 Filip IV (1605—1665), król Hiszpanii od 1621 35 Słownik-indeks osób Filip V, diuk Andegawenii (1683—1746), wnuk Ludwika XIV, król Hiszpanii na mocy testamentu Karola II od 1700, a właściwie od 1714, tj. zakończenia wojny sukcesyjnej 9, 10, 26, 27, 41, 42, 171, 175, 176, 254 Filip III Orleański (1674—1723), książę Chartres, regent Francji za małoletności Ludwika XV w 1. 1715—1723, bratanek Ludwika XIV, ożeniony z córką jego i pani Montespan, drugą panną de Blołs; zasłynął nagannymi obyczajami 50 Filip Śmiały (1342—1404), książę Burgundii od 1363, syn Jana II Dobrego, regent Francji w czasie choroby umysłowej Karola VI 157 Fiorilli Tiberio (1608—1694), aktor włoski, słynny odtwórca Skaramusza 82, 86 Flechier Esprit (1632—1710), orator i pisarz, biskup Nimes; częsty gość Hotel de Rambouillet, członek Akademii Francuskiej; autor Vie de Theodose le Grand (1679), Histoire du cardinal Ximenes (1693), mowy na pogrzebie Turenne'a; przypisuje mu się także pamiętniki z Wielkich Dni Owernii 36, 46, 78, 79, 88, 119, 120, 124, 125, 127, 138, 187, 258, 271 Fontenelle Bernard Le Bovier de (1657—1757), pisarz i filozof, popularyzator nauki, sekretarz Akademii Nauk, członek Akademii Francuskiej, siostrzeniec Corneille'a; jego bogata twórczość zapowiadała już Oświecenie: Rozmowy zmarlych (1683, wyd. poi. 1911), Rozmowy o wielości światów (1686, wyd. poi. 1765), Historia wyroczni (1687, wyd. poi. 1777), Digression sur les Anciens et les Modernes (1688), w której opowiadał się po stronie nowożytników 68, 200, 267, 269—271 Forbin, rodzina 119 Forbin-Gardanne Claude kawaler de, potem hrabia (1656—1733), słynny marynarz, wielki admirał, generał wojsk królewskich, zarządca Bangkoku; brał udział w wyprawach morskich Duquesne'a, Barta, Duguaya, walczył na Antylach, szczególnie odznaczył się w bitwach z Anglikami 175—177, 179—181, 238 Forgerot, prostytutka 69 Formont Annę de, zakonnica 268 Fouquet Louis, biskup Agde, brat Nicolas 155 Fouquet Nicolas (1615—1680), nadintendent finansów, prokurator generalny Paryża; dzłęly swoim funkcjom zgromadził olbrzymią fortunę, stając się protektorem sztuki; popierał Moliera, La Fontaine'a, zbudował zamek w Vaux; aresztowany z poduszczenia Colberta za nadużycia finansowe i skazany na wieczną banicję zmarł w twierdzy Pignerol; opinia publiczna była po jego stronie 10 Fragonard Jean-Honore (1732—1806), malarz i grafik w stylu rokoka, autor m.in. pracy Hasards heureux de 1'escarpolette 101 France Anatole (Anatole Francois Thibault) (1844—1924), powieściopisarz i krytyk, od 1896 członek Akademii Francuskiej, noblista w 1921, autor m.in. Zbrodni Sylwestra Bonnard (1881, wyd. poi. 1922) i Pierścienia z ametystem (wyd. poi. 1949) 74, 242 Francheville Catherine de, zm. 1689, założycielka domu rekolekcyjnego dla kobiet 142 Franciszek I de Valois (1494—1547), król Francji od 1515 56 Franciszek Ksawery, święty 266 Franciszek Salezy (1567—1622) święty, biskup Genewy od 1602, założył konfraternię' Krzyża w celu kształcenia ubogich i zakon wizytek, wywarł wpływ na matkę Anielę Arnauld, autor Drogi do życia pobożnego (1609, wyd. poi. 1827), Traite de 1'amour de Dieu (1616), kanonizowany w 1665, doktor Kościoła w 1177 224 Fryderyk II Hohenzollern zw. Wielkim (1712—1786), król Prus od 1740, dzięki podbojom i reformom Prusy za jego czasów stały się mocarstwem 9, 161 299 Słownik-indeks osób 300 Furetiere Antoine (1619—1688), autor Dictionnaire universel, napisanego przed ukazaniem się słownika Akademii i śmiało z nim konkurującego, za co pod zarzutem plagiatu został w 1682 z niej wykluczony; napisał jeszcze pamflet na poetów, prokuratorów i kupców pt. Roman bourgeois (1666) 8, 15, 22, 40, 59, 64, 65, 95, 98, 100, 101, 104, 105, 110, 111, 135, 138, 144, 178, 200, 217, 242, 263, 264, 271, 272 Cabaret de, zesłany do Hiszpanii w 1662 47 Gaillard Honors Reynaud de (1641—1727), jezuita, kaznodzieja, spowiednik królowej angielskiej, rektor paryskiego kolegium jezuitów 77—80 Galen Claudius (ok. 130—200), lekarz rzymski pochodzenia greckiego 107 Galpin, skarbnik Francji 92, 93 Gaume Therese, kobieta-żołnierz w pułku z Vaudemont 163 Gaussault, duchowny, autor Reflexions sur les differents caracteres 267 Gaxotte Pierre (ur. 1895), historyk i dziennikarz, członek Akademii Francuskiej, autor Revolution frangaise, France de Louis XIV, Histoire des Francoises oraz Ludwika XIV (wyd. poi. 1984) 36 Gencjan, święty 219 Genowefa, święta 112 Gerberon Gabriel (1628—1711), benedyktyn-maurysta, adept jansenistów, których dzieje spisał 135 Gherardi Evariste, aktor włoski, odtwórca roli Arlekina 85 Girardon Francois (1628—1715), rzeźbiarz, pracował indywidualnie i pod kierunkiem Le Bruna w Paryżu ł Wersalu, autor Apolla w kąpieli, Kąpieli nimf, Porwania Prozerpiny, nagrobka Richelieugo i statuy Ludwika XIV na placu Victoirs 9, 90, 91 Giratone (Giaraton) Giuseppe, włoski aktor 85 Girie Filbert, duchowny, przełożony kolegium w Thoissey 157 Glandeves, rodzina 173 Gobelins, bracia Gilles i Jean z rodziny farbiarzy w Reims; w 1662 Colbert kupił ich paryską fabrykę i nazwał ją Królewską Manufakturą Tapiserii 9 Godeau Antoine (1605—1672), biskup Grasse, pisarz, jeden z pierwszych członków Akademii Francuskiej, bywalec salonu Rambouillet 149, 266 Goubert Pierre, historyk, autor m.in. Louis XIV et vingt millions de Franęais (1966) 8 Gracian y Morales Baltasar (1601—1658), jezuita, pisarz i moralista hiszpański, autor dziełek El Heroe (1637), EJ Politico (1640), El Discreto (1646) oraz Wyroczni podręcznej (1647, wyd. poi. 1764) 34 Gramont Antoine diuk de, hrabia Guiche (1604—1678), marszałek Francji, autor pamiętników 78 Grange Jacques de la, intendent Strasburga od 1681 186 Grignan Francois-Adhemar de Monteil hrabia de (1629—1714), gubernator Prowansji, bronił Tulonu przed wojskami księcia Eugeniusza; zięć pani de Sevigne 34, 35 Grignan Francoise-Marguerite de Sświgne hrabina de (1646—1705), żona Francois, córka i adresatka od 1671 listów pani de Sevigne 45, 54, 109, 179, 182, 231, 241, 264 Grossolles Frangois markiz de Flamarens, uczestnik słynnego pojedynku w 1663 47 Grotius (Huig de Groot) (1583—1645), prawnik holenderski, autor Wolności mórz (1609, wyd. poi. 1955), Trzech ksiąg o prawie wojny i pokoju (1625, wyd. poi. 1957) 7, 11 Słownik-indeks osób Gueguen Jeanne, Bretonka 116 Gueguen Louise, panna z Kerbrat w Bretanii, siostra powyższej 115, 116 Guerard F., rytownik, autor sztychu z 1701 100 Guilloire Madeleine, zakonnica 268 Guise Elisabeth d'Orleans diuszesa de, żona Loułs-Josepha, stryjeczna siostra Ludwika XIV 142 Guise Henri diuk de (1550—1588) zw. Le Balafre, przywódca Ligi Katolickiej, inicjator Nocy św. Bartłomieja, obwołany królem przez lud Paryża w Dniu Barykad 1588 170 Guyon Bouvier de la Motte Jeanne-Marie (1648—1717), mistyczka religijna, wyznaw-czyni doktryny Molinosa, teologii serca, znanej pod nazwą kwietyzmu; Fenelon i przez jakiś czas pani de Maintenon byli pod jej wpływem; Bossuet uważał ją za awanturnicę i spowodował, że kwietyzm został oficjalnie potępiony przez papieża; autorka rozpraWki Moyen court et facile pour I'oraison (1685) 266 Harlay, rodzina 185 Harlay de Champvallon Francois (1625—1695), arcybiskup Paryża, członek Akademii, jeden z głównych sprawców odwołania Edyktu nantejskiego i prześladowań Port-Royal; celebrował ślub Ludwika XIV i pani de Maintenon 2Q, 79, 91, 119, 134, 135, 142, 224 Hervey William (1578—1657), medyk angielski, anatom i fizjolog, w pracy Exercita-tio anatomica do motu cordis et sanguinis in animalibus z 1628 dał pierwszy opis budowy i funkcjonowania układu krążenia krwi 107, 108 Haussmann Georges-Eugene baron de (1869—1891), prefekt departamentu Sekwany, na polecenie Napoleona III przeprowadził w 1852—1856 przebudowę Paryża 71, 74 Heinsius Nicolas (1620—1681), holenderski dyplomata, filozof i poeta łaciński 87 Henault Charles-Jean-Frangois (1685—1770), prezydent parlamentu Paryża, członek Akademii Francuskiej od 1723, autor Abrege chronologique de 1'histoire de France i pamiętników 132, 133 Henryk II (1519—1559), król Francji od 1547 89, 95, 157 Henryk III Walezy (1551—1589), król Polski w 1. 1573—1574, król Francji od 1574, ostatni z dynastii Valois, współinicjator Nocy św. Bartłomieja, wypędzony z Paryża przez Gwizjusza w Dniu Barykad, skrytobójczo zamordowany 27 Henryk IV (1553—1610) zw. Wielkim, król Nawarry od 1562 i Francji od 1589, pierwszy z dynastii burbońskiej, dziad Ludwika XIV; ocalały z masakry w Noc św. Bartłomieja, odniósł wiele zwycięstw nad Ligą Katolicką, przeszedł na katolicyzm i wydał Edykt nantejski kończący 30-letnią wojnę domową, zrównujący protestantów w prawach z katolikami; zasztyletowany przez katolickiego fanatyka 22, 28, 35, 40, 170 Herbigny Henri-Frangois-Lambert markiz de Thibouville, zm. 1704, intendent Lyonu, autor rzetelnego, nie wydanego dzieła Memoire sur le gouvernement de Lyon 215 Heudicourt markiz d', wielki łowczy wilczy 23 Heudine Eustache-Laurent, pan na Brecour w Normandii 222 Hieronim (Jerome), bernardyn, kaznodzieja 79 Hieronim, święty 129 •Hipokrates (ok. 460—377 p.n.e.), lekarz grecki 107 Hocquincourt, rodzina 169 301 Slownik-indeks osób 302 Hofmannsthal Hugo von (1874—1920), poeta i dramatopisarz austriacki, autor librett do oper Ryszarda Straussa 81 Homebon, święty 219 Homer, poeta 92, 102 Horacy (Quintus Horatius Flaccus) (65—8 p.n.e.), liryk rzymski 92, 93 Huby Vincent (1608—1693), jezuita, teolog i nauczyciel, krzewiciel adoracji najświętszego sakramentu ł serca Jezusowego, autor Oeuvres spirituelles (1755) 142 , Huet Pierre-Daniel (1630—1721), uczony teolog i poeta, członek Akademii Francuskiej, biskup Soisson i Avranch.es, preceptor delfina, autor Censura philosophiae cartesianae z 1687 88, 150 Hurtain, kapitan okrętu 173 Huxelles Nicolas du Ble markiz d' (1652—1730), marszałek Francji, generalny namiestnik, prezydent Rady Spraw Zagranicznych za regencji 50 Huygens Christłaan (1629—1695), fizyk, astronom i matematyk holenderski, autor pierwszego podręcznika z zakresu rachunku prawdopodobieństwa; był w zażyłych stosunkach z Kartezjuszem, członek francuskiej Akademii Nauk od 1666 87, 88 "i & V-"pl i Ignacy, święty 266 '•-•.• ' i • , • . '•'.-• ' Imberti Ottavio 144 Iwon, święty 229 i.<- Jakub II (1633—1701), król Anglii, Irlandii i Szkocji w 1. 1665—1688; zdetronizowany za próbę przywrócenia katolicyzmu, resztę życia spędził we Francji, utrzymując tu własny dwór w Saint-Germain; tron angielski objęli jego córka Maria i jej mąż Wilhelm III Orański 16 Jan Baptysta, kaleka z Taraskonu 137 Jan Baptysta de la Salle (1651—1719), święty kanonik z Reims, autor Regies de la bienseance et de la civilite chretienne z 1705, kanonizowany w 1900 145, 148, 183, 264 Jan Kazimierz (1609—1672), król Polski w 1. 1649—1668; w czasie wojny 30-letniej służył w armii austriackiej, w 1. 1638—1640 więziony we Francji jako sprzymierzeniec Habsburgów, w 1668 po abdykacji wyjechał do Francji 270 Jansenius (Cornelius Jansen) (1585—1638), teolog holenderski, biskup Ypres, rektor uniwersytetu w Louvain, w 1. 1609—1614 przebywał w Paryżu; w dziele Augusti-nus przedstawił swój pogląd na temat łaski, wolnej woli i przeznaczenia w doktrynie św. Augustyna, przeciwny molinizmowi z jego koncepcją łaski wystarczającej; dzieło to, wydane pośmiertnie w 1640, przywiezione do Francji przez Saint-Cyrana, przełożonego Port-Royal, potępione w 1653 bullą Innocentego X Cum occasione stało się podstawą doktryny jansenistów (samotników w Port--Royal: Arnauld, Nicole'a, Pascala) głoszącej rygoryzm moralny, minimalizującej zasługi ludzkie w dziele zbawienia, atakującej kazuistykę jezuicką, rozpowszechnionej w 2 pół. XVIII w. w sferach świeckich i duchownych, intelektualnych i dworskich 10 Jeremi, święty 186 Jerzy, święty 237 Joly Claud (1610—1678), doktor Sorbony, biskup Agen, znany kaznodzieja 119 Jourdain, małżeństwo wieśniaków z Coutances 105 Jurieu Pierre (1673—1713), najbardziej wojujący i nietolerancyjny pastor Kościoła Słownik-indeks osób reformowanego; przewidując odwołanie Edyktu nantejskiego, schronił się w Holandii w 1681, skąd słał listy pasterskie podżegające kalwinów do buntu, napastliwe wobec Arnauld i Bayle'a, lżące Bossueta za jego pracę o przemianach w Kościołach reformowanych 245 Justiniani (Giustiniani), ambasador wenecki 49 Juwenal (Decimus lunius luvenalis) (ok. 60—127), satyryk rzymski 92, 93 t Kalwin (Calvin) Jean (1509—1564), reformator religijny, twórca doktryny protestanckiej, która rygorystycznie pojmuje predestynację, nakłada obowiązek aktywnej służby Bożej, szerzyła się jako ewangelicyzm reformowany, prezbiteria-nizm lub purytanizm 246 Karol II (1661—1700), król Hiszpanii od 1665, ostatni z Habsburgów na tronie hiszpańskim, którego spadkobiercą uczynił diuka Andegawenii, drugiego wnuka Ludwika XIV; po jego śmierci wybuchła wojna sukcesyjna 35, 189, 191, 243 Karol Wielki (742—814), syn Pepina Krótkiego, król Franków od 768, Longobardów od 774, cesarz od 800 17, 156 Kartezjusz zob. Descartes Renę Katarzyna matka (Catherine de Sainte-Suzanne), zakonnica z Port-Royal, sparaliżowana córka Filipa de Champaigne 136 Katarzyna de Bar, mistyczka religijna 118 Katon (Marcus Porcius Cato Uticensis) (ok. 234—149 p.n.e.), rzymski mąż stanu,~ pisarz moralista i mówca 156 Keller, bracia Jean-Jacques (1635—1700) i Jean-Balthasar (1638—1702), odlewnicy większości posągów z brązu w Wersalu i posągów Ludwika XIV na placu Van-dome w Paryżu oraz w Lyonie 32 Kervilly, pracownik hrabiny Trevigny z Bretanii 233 Kosma (Cosme), kaznodzieja 77, 78 Kosma, święty, męczennik za Dioklecjana ok. 287, patron lekarzy 219 Kryspin, święty 214 Krystyna (1626—1689), królowa Szwecji w 1. 1632—1654, córka Gustawa Adolfa,, ostatnia z linii szwedzkich Wazów, po abdykacji przeszła na katolicyzm 92—94f Krystyna de Pisań (1363—1431), poetka 269 La Bourdonnaye, biskup 119 La Bruyere Jean de (1645—1696), skarbnik Francji, pisarz i moralista, członek Akademii Francuskiej od 1693, preceptor i sekretarz wnuka Wielkiego Kondeusza, autor Charakterów (1688—1694, pierwsze wyd. poi. 1787, ostatnie 1965) 8, 56, 97, 218, 271, 272 La Chaise Francois d'Aix de (1624—1709), jezuita, spowiednik Ludwika XIV od 1675; od niego wywodzi się nazwa słynnego paryskiego cmentarza; przygotował odwołanie Edyktu nantejskiego; był zaangażowany w spór o teoretyczne podstawy akcji chrystianizacji Chin. W 1697 jezuici wydali dzieło Konfucjusz, filozof Chińczyków, w którym dopatrywali się analogii między konfucjanizmem-a chrześcijaństwem, usiłując go zasymilować; fakt ten wykorzystali opozycjoniści Towarzystwa Jezusowego na Sorbonie i zakony konkurencyjne, by zarzucić' jezuitom sprzeniewierzenie się prawdziwej wierze 131, 133 La Chapeile Jean de (1655—1723), pisarz rywalizujący z Racine'em, autor kilku tragedii, jednej komedii Carosse d'Orleans i powieści; zajął miejsce Furetiere'* w Akademii Francuskiej 84 80S ^Slownik-indeks osób •304 "ka Fayette Marie-Madeleine Pioche de la Vergne hrabina de (1634—1693), prowadziła salon literacki, w którym bywali: La Rochefoucauld, pani de Sevigne, La Fontaine, Corneille; autorka Princesse de Montpensier (1662), słynnej Księżny de Cleves (1678, wyd. poi. 1928) oraz Dziejów Henrietty Angielskiej (1688, wyd. poi. 1968) 9, 20, 28, 109, 269, 271 La Ferte Henri-Francois diuk de (1657—1680), syn marszałka, intendent generalny w 1693 41 La Feuillade Louis d'Aubusson diuk de (1673—1725), marszałek, ambitny, lecz mało zdolny, pobity pod Turynem w 1706 podczas wojny o sukcesję hiszpańską 168 La Fontaine Jean de (1621—1695), poeta, członek Akademii Francuskiej od 1648, protegowany Fouqueta, wierny mu nawet po aresztowaniu (Ode au roi pour M. Fouąuet), potem na dworze diuszesy Orleanu; autor 5 ksiąg Contes et nou-velles en vers (1665—1685) oraz Bajek wydanych w 12 księgach i 4 zbiorach w 1. 1668—1694 (wyd. poi. 1699), dedykowanych młodej hrabinie de Bouillon; przyjaciel Boileau i Racine'a, starożytnik 8, 76, 132, 271, 272 La Frette, bracia, uczestnicy słynnego pojedynku w 1663 47 La Grange, galernik 70 La Grange Charles Varlet pan de (1639—1692), aktor Moliera, pozostawił Rejestr (wyd. 1876), bezcenny dokument o historii tego teatru 83, 84 X,a Hire Philippe (1640—1718), astronom i fizyk, członek Akademii Nauk, profesor w College de France 88 Lambert Anne-Therese de Marguenat de Courcelles markiza de (1647—1733), autorka dzieł na temat edukacji, w swoim salonie, Hotel de Nevers, podejmowała najlepsze towarzystwo, m.in. Fontenelle'a i Montesquieugo 268—270 iamoignon Francois-Chretien de Basville (1644—1709), syn Guillaume'a, prezydent „a mortier", przyjaciel Bourdalou, Racine'a i Boileau 45 Lamoignon Guillaume de Basville (1617—1677), pierwszy prezydent parlamentu Paryża, przewodniczył procesowi Fouqueta z całą bezstronnością 42, 45, 46, 99, 253 -Lamoignon Nicolas de Basville, markiz de la Motte, hrabia de Launay-Coursouint (1648—1724), syn Guillaume'a, intendent Montpellier, zasłynął surowym postępowaniem wobec protestantów 45, 146, 184, 187, 231 Lancelot Claude (1615—1695), samotnik z Port-Royal, filolog i pedagog, współzaJo-, życiel tzw. Małych Szkół, zamkniętych w 1660, guwerner diuka Chevreuse i księcia Conti, autor pamiętników i wielu książek upowszechniających metody nauczania Port-Royal, wspólnie z Wielkim Arnauld i Nicole'em napisał Gram-maire generale et raisonnee, zwaną Gramatyką Port-Royal 121 Langeron markiz de, inspektor konstrukcji morskich Ludwika XIV 32 Langlee Pierre de (1644—1724), preceptor hrabiego Tuluzy, biskup Boulogne od 1698 49 Lannes Jean (1769—1809), marszałek Napoleona, uczestnik wszystkich jego kampanii, książę Montebello od 1808 170 La Porte Pierre de (1603—1686), pokojowiec Anny Austriaczki i Ludwika XIV, autor pamiętników 31 La Quintinie Jean de (1626—1688), zarządca ogrodów królewskich w Wersalu od 1673, autor podręcznika o zakładaniu sadów i ogrodów warzywnych (1690) 9, 16 La Rochefoucauld Francois VI diuk de (1613—1680), pisarz i moralista, za udział we Frondzie odsunięty od dworu; autor pamiętników (1662) oraz Maksym i rozważań moralnych (1665, wyd. poi. 1923) 17, 18, 46 Słownik-indeks osób La Rochefoucauld Francois VII diuk de, książę de Marcillac (1634—1682), syn autora Maksym, faworyzowany przez króla, wielki łowczy, potem wielki szatny 23 La Rue Charles de (1643—1725), jezuita, kaznodzieja, poeta łaciński i dramatopisarz, autor Panśgyriąue des saints i mowy na pogrzebie Boufflersa 78, 79 Lauzun Antoine Nompar de Caumont diuk de (1632—1723), faworyt Ludwika XIV, potem w niełasce, skazany na 10 lat zamknięcia w twierdzy Pignerol; poślubił sekretnie Wielką Panienkę w 1670, zwiasek ten rozpadł się w 1684 19, 31 Lavisse Ernest (1842—1922), historyk, członek Akademii Francuskiej, w 1. 1893—1900 kierował pracą nad publikacją Histoire general 8 Le Boux Wilhelm (1624—1693), oratorianin, kaznodzieja królewski 78 Le Brun, wieśniak z Coutances 105 Le Brun Charles (1619—1690), malarz i dekorator, ozdabiał pałac Vaux Fouqueta, Sceaux Colberta i przez 18 lat Wersal, mianowany przez Colberta kierownikiem wszelkich tam poczynań artystycznych, od 1663 dyrektor manufaktury braci Gobelins 9, 89, 262 Le Clerc Michel (1622—1691), poeta, członek Akademii Francuskiej, współautor (z Corasem) Ifigenii (1675) wymierzonej przeciw Racine'owi, wystawionej na scenie Guenegaud, zamiar się nie powiódł 84 Lecoeur Annę, nauczycielka w Reims 148 Lecointe Charles (1611—1681), oratorianin, historyk, autor Annales ecclesiastici Fran-corum (1665—1683) 156 Lefebvre d'Orval, radca parlamentu w Douai, którego informacje umożliwiły Villar-sowi zwycięstwo pod Denain 192 Le Gallic, marynarz bretoński 174 Le Gendre, intendent Montauban w 1. 1700—1704 187 Le Gendre Louis (1655—1733), historyk, sekretarz arcybiskupa Paryża Harlaya, z jego protekcji został kanonikiem Notre Damę 79, 80, 91—93, 134 Le Gendre Thomas, zm. 1706, handlowiec z Rouen uszlachcony w 1685 199, 200 Le Gouz de Morin Charles, szlachcic z Burgundii 104 Leibniz Gottfried Wilhelm (1646—1716), niemiecki filozof i matematyk, członek francuskiej Akademii Nauk od 1700, odkrywca niezależnie od Newtona rachunku całkowego i różniczkowego 7, 161 Le Long Gabriele, zakonnica 268 Lemercier Jacques (1590—1660) architekt ł rzeźbiarz, pracował dla Ludwika XIII przy rozbudowie Luwru (Pawilon Zegarowy) i dla Richelieugo; twórca m.in. kościoła Sorbony, Palais Cardinal 89 Le Muet Pierre (1591—1669), architekt pomagał przy budowie La Salp§triere, twórca sklepień i fasady Val-de-Grace w Paryżu 257 Lenclos Anne zw. Ninon (1620—1705), znana z urody i zalet umysłu, jej salon odwiedzali wolnomyśliciele: Kondeusz, La Rochefoucauld, Saint-Evremond 99, 268, 270 Le Nobletz Michel (1577—1652), otoczony legendą misjonarz jezuicki, autor Journal des missions (1666) i dzieł teologicznych 139 Le Nótre Andre (1613—1700), twórca francuskiego stylu ogrodowego, projektant parków wersalskich, Vaux, Chantilly, Dijon, Clagny i Sceaux 9, 16, 19, 269 Le Peletier Claude (1630—1711), prawnik, po śmierci Colberta kontroler generalny finansów w 1. 1683—1689, jedna z najciekawszych postaci na dworze Ludwika XIV, opiekun artystów 20, 46 20 — Bluche 305 Slownik-indeks osób 3Qg Le Peletier de Souzy Michel, intendent Flandrii, dyrektor generalny fortyfikacji w 1. 1691—1715 21, 184, 185 Le Proust Ange, zm. 1698, augustianin, założyciel żeńskiego stowarzyszenia zakonu św. Tomasza z Villeneuve 128 Lesage Alain-Rene (1668—1747), pisarz i dramaturg, autor m.in. Diabła kulawego (1707, wyd. poi. 1777), Przypadków Idziego Blasa (1715—35, wyd. poi. 1769, 1950) oraz komedii Turcaret (1709, wyst. poi. 1788) 42, 267, 272 Le Tellier de Louvois, rodzina 184 Le Tellier Charles-Maurice (1642—1710), syn kanclerza, arcybiskup Reims, bibliofil 119 Le Tellier Elisabeth de Turpin, zm. 1698, kanclerzowa 113 Le Tellier Michel (1603—1685), kanclerz i strażnik pieczęci od 1677, kontrasygnował akt odwołania Edyktu nantejskiego, ojciec Louvois 20, 111—113, 122 Le Tellier Michel (1643—1719), teolog, prowincjał paryski jezuitów, ostatni spowiednik Ludwika XIV od 1709, główny inicjator zburzenia Port-Royal des Champs i narzucenia bulli Unigenitus z 1713 potępiającej jansenizm, profesor kolegium św. Ludwika, członek Akademii 131, 133, 134, 161, 274 Le Vau (Leveau) Louis (1612—1676), architekt, następca Lemerciera przy rozbudowie Luwru i Tuilerii, wzniósł pałac Fouqueta Vaux-le-Vicomte, zaprojektował plan ogólny Wersalu i rozpoczął jego konstrukcję 9, 19, 89, 257, 269 Lister Martin (1638—1712), lekarz nadworny królowej Anny, autor książek naukowych oraz Journey to Paris in the year 1689 90 Łoili, aktor teatru włoskiego, odtwórca postaci Doktora 82 Lomenie de Brienne, rodzina 119 Loppin Marie-Anne, szlachcianka z Burgundii 104 Lorge Guy-Aldonce de Durfort de Duras (1630—1702), marszałek, siostrzeniec Tu-renne'a, teść Saint-Simona, ocalił armię alzacką przez zręczny odwrót w 1675, w 1692 pod Pforzheim wziął do niewoli księcia Wirtemberskiego 168 Lorme (Delorme) Marion de (1611?—1650), znana kurtyzana za Ludwika XIII, intrygowała przeciw Richełieumu, bohaterka dramatu Hugo (1831) 269 Lorraine-Armagnac Philippe zw. kawalerem Lotaryńskim, kochanek Monsieur 28 Lorraine Charles hrabia de Marsan (1648—1708), młodszy brat kawalera Lotaryń-skiego 47 Lorraine Henri diuk d'Elbeuf, generał-lejtnant, gubernator Pikardii 44 Lottin Alain, wydawca Dzienników Chavatte'a 192 Louvois Frangois-Michel le Tellier markiz de (1641—1691), syn kanclerza, minister wojny, twórca potęgi wojskowej Francji, zwiększył liczebność armii, podporządkowując ją królowi, zreorganizował system rekrutacji, tworząc milicję, unowocześnił uzbrojenie, we współpracy z Vaubanem wzniósł wiele nowych fortyfikacji; jako główny zarządca budownictwa i manufaktur od 1683 przyczynił się do rozwoju przemysłu 8, 15, 20, 21, 28, 50, 87, 88, 99, 110, 161, 166, 179, 184, 185, 189, 191, 202 Loyola Ignacy (Ińigo Lopez de) (1491—1556), święty, założyciel zakonu jezuitów w 1534 z pierwotnym celem pracy misyjnej w Palestynie, autor Ćwiczeń duchowych, w 1622 kanonizowany 132, 134, 141, 142, 246 Ludwik XI (1423—1477), król Francji z dynastii Valois, poparł bunt przeciw ojcu Karolowi VII zw. pragerią, po objęciu władzy stłumił opozycję 157 Ludwik XIII (1601—1643), król Francji od 1610, syn Henryka IV z dynastii Burbo- Słownik-indeks osób nów, ojciec Ludwika XIV, uległy wobec Richelieugo, który od 1625 jako pierwszy minister faktycznie sprawował władzę 22, 31, 34, 40, 47, 81, 89, 254, 266 Ludwik XIV, passim Ludwik XV (1710—1774), król Francji od 1715, prawnuk Ludwika XIV (do 1723 rządy sprawował regent Filip Orleański), ożeniony z Marią Leszczyńską w 1725, uwikłany w wojnę o sukcesję polską w 1. 1733—1735 228, 237 Ludwik, mały delfin, diuk de Bourgogne (1682—1712), wnuk Ludwika XIV 24, 26, 27, 91, 96, 164, 168, 169 Ludwfk, wielki delfin zw. Monseigneur (1661—1711), syn Ludwika XIV, z małżeństwa z Marią Anną Krystyną Bawarską miał trzech synów: Ludwika diuka de Bourgogne, Filipa d'Anjou, późniejszego króla Hiszpanii, i Karola de Berry 24, 26, 28, 30, 42, 44, 46, 47, 50, 51, 57, 108, 170 Lulli Jean-Baptiste (1632—1687), od 1652 kompozytor nadworny Ludwika XIV pochodzenia włoskiego, twórca francuskiej opery narodowej: Cadmus et Hermione, Alceste, Prozerpine i in. do librett Quinault, Psychs (1678) według poematu T. Corneille'a i Fontenelle'a; komponował balety, m.in. do Mieszczanina szlachcicem (1676) i utwory religijne (Te Deum, skąd ponoć ma pochodzić melodia hymnu angielskiego) 9, 80, 81, 83, 86 Luxembourg Frangois-Henri de Montmorency-Bouteville diuk de (1628—1695), marszałek, jeden z największych wodzów XVII w., zwycięzca spod Cassel; w związku z aferą trucizn uwięziony z rozkazu Louvois; przywrócony do łask, został głównodowodzącym w armii flandryjskiej podczas wojny z Ligą augsburską; nazwany Tapiserem z Notre Damę z powodu wielości sztandarów zdobytych na wrogu 27, 168 Luynes Charles-Philippe d'Albert diuk de (1695—1758), autor pamiętników 23 Lyonne Paule de, ministrowa 77 Łukasz, święty 158 Mabillon Jean (1632—1707), słynny benedyktyn i erudyta związany z opactwem Saint-Germain-des-Pres i kongregacją Saint-Maur, członek Akademii; stworzył podstawy dyplomatyki w De re diplomatica libri sex (1681—1704) i paleografii w Acta sanctorum ordinis Sancti Benedicti; spierał się z Rancem o kwietyzm 118, 128, 129, 136 Madame zob. Orleans Charlotte Elisabeth de Baviere Mademoiselle zob. Orleans Anne-Marie-Louise Mailly panna de, żona Polignaca 102 Maine Anne-Louise-Benedicte de Bourbon-Conde diuszesa du (1676—1753), wnuczka Wielkiego Kondeusza, żona syna Ludwika XIV z panią de Montespan; jej dwór w Sceaux miał ambicje salonu literackiego i politycznego, bywał tam Wolter; intrygowała przeciw regentowi 269, 270 Maine Louis-Auguste de Bourbon diuk du (1670—1736), syn legitymowany Ludwika XIV i pani de Montespan, generał galer, wyznaczony testamentem Ludwika XIV na regenta, ubiegł go jednak Filip Orleański 17, 28, 170 Maintenon Frangoise d'Aubigne markiza de (1635—1719), wnuczka hugenoty Agryppy d'Aubigne, wychowana w duchu kalwinizmu, przeszła na katolicyzm i stała się gorliwą jego wyznawczynią; w 1652 poślubiła poetę Scarrona, po jego śmierci w 1660 została wychowawczynią dzieci króla i pani de Montespan; od 1684 mor- Słownik-indeks osób Słownik-indeks osób ganatyczna małżonka Ludwika XIV, wywierająca znaczny wpływ na politykę, zwłaszcza religijną; po śmierci króla usunęła się do Saint-Cyr, domu, który powołała w celu wychowywania młodych dziewcząt 19—22, 26, 28, 31, 47, 49, 56, 86, 99, 142, 173, 225, 267—270, 273 Maksymilian Emanuel (1662—1726), elektor bawarski, ożeniony z Teresą Kunegundą Sobieską 16 Malebranche Nicolas de (1638—1715), filozof i pisarz, metafizyk, schronił się przed światem u oratorianów, skąd słał swe pisma: Recherche de la verite (1675), Traits de la naturę et de la grace (1680), Meditations metaphisiques et chretien-nes (1683), Traits de 1'amour de Dieu (1697), budzące entuzjazm i krytykę (Bossueta, Fenelona, Arnauld); usiłował pogodzić kartezjanizm z wiarą chrześcijańską, wyjaśniając dualizm duszy i ciała okazjonalną interwencją Boga 132, 133, 265, 271, 272 Malezieu, rodzina 119 Mallet, kapitan statku 254—257 Malot Hector (1830—1907), powieścioplsarz, autor Sons {amille (1878) 216 Małgorzata od św. Sakramentu, karmelitanka z Beaune 99 Małgorzata Maria Alacoque (1647—1690), zakonnica z klasztoru wizytek w Paray-le--Monial, inicjatorka pobożności do Serca Jezusowego, kanonizowana w 1920 120 Mansart-Hardouin Jules (1646—1708), architekt w służbie Ludwika XIV od 1686, nadintendent budowli królewskich w 1699; jego dziełem są Wielkie Stajnie, oranżerie, kaplica w Wersalu, place Vendome i Victoires w Paryżu, Grand Trianon i Marły 9, 19, 23, 57, 87, 89 Marcjan, święty 219 Marek, święty 237 Mareschal de Bievre Georges (1658—1736), lekarz nadworny Ludwika XIV i Ludwika XV, założyciel Królewskiej Akademii Chirurgii 107 Maria Adelajda Sabaudzka diuszesa Burgundii (1685—1712), żona małego delfina, matka Ludwika XV 44, 45 Maria Anna Austriaczka (1634—1696), królowa Hiszpanii, żona Filipa IV, regentka za małoletności Karola II 191 Maria Anna Krystyna Wiktoria księżna Bawarska, żona wielkiego delfina 26, 51, 153 Maria Beatrycze Eleonora d'Este, królowa angielska, żona Jakuba II 16 Maria Luiza Gabriela Sabaudzka (1688—1714), królowa Hiszpanii, żona Filipa V od 1701 27 Maria Teresa Austriacka (1638—1683), królowa Francji, córka Filipa IV, żona Ludwika XIV; na jej pogrzebie wygłosił słynną mowę Bossuet 19, 49, 78, 89, 262 Marillac Renę II de, zm. 1719, intendent Poitou i Rouen, radca stanu; do spółki z Louvois wymyślił słynne dragonady, tj. obowiązek dawania kwater żołnierzom 187, 249, 250 Mariotte Edme (1620—1684), fizyk, jeden z założycieli Akademii Nauk 88 Martin Claude (1619—1696), teolog, benedyktyn, autor Meditations chretiennes (1669) i Pratique de la regle de saint Benoit (1674) 128 Mascaron Jules (1634—1703), biskup Tulle, potem Agen, słynny kaznodzieja, autor mów pogrzebowych ku czci Anny Austriaczki (1666), Henrietty Angielskiej (1671), Turenne'a (1675) 77—79, 112, 119 Masse Jean-Baptiste (1687—1769), malarz i rytownik, strażnik galerii obrazów Ludwika XIV, z których robił ryciny 90 Massialot, autor książki kucharskiej pt. Cuisinier roial et bourgeois 50—52, 218 l Massillon Jean-Baptiste (1663—1742), oratorianin, kaznodzieja, członek Akademii Francuskiej od 1719, biskup Clermont od 1717, wygłaszał kazania na dworze w Wersalu i mowy pogrzebowe ku czci Kondeusza (1709) i delfina (1711) 78, 80, 127, 133, 272 Matel Jeanne de, zm. 1670, założycielka zakonu Slowa Wcielonego 129 Mathieu Georges 262 Maunoir Julien (1608—1683), jezuita, filolog, błogosławiony 139 Maupeou, biskup Chalon 120 Maupeou, rodzina 185 Maur, zm. 518, święty, zwolennik św. Benedykta z Nursji, założyciel klasztoru w Gaule; w 1613 benedyktyni w Vannes powołali do życia kongregację św. Maura zasłużoną dla rozwoju nauk, szczególnie historycznych 136 Maure, benedyktyn 80 Mazarin Jules (Giulio Mazzarini) (1602—1661), kardynał i pierwszy minister po śmierci Richelieugo w 1642, w czasie regencji Anny Austriaczki 8, 12, 20, 34, 258 Mecenas (Caius Cilnius Maecenas) (?—8 p.n.e.), starożytny protektor artystów 8 Medyceusze, florencki ród kupiecko-bankierski, od XVI w. książęcy 7 Menippos (IV/III w. p.n.e.), satyryk grecki z Gadary, filozof cynik 92 Merceron Jean, magazynier w Małej Wenecji, wiosce marynarzy z Wielkiego Kanału w Wersalu 33 Mercier Louis-Sebastien (1740—1814), pisarz i dramaturg, autor Obrazu Paryża (1781—88, wybór poi. 1959) 43, 75, 274 Mere Georges Brossin kawaler de (1607?—1684), światowiec, człowiek o wielu przymiotach ; Saint-Beuve'owi posłużył za model w definicji „godnego człowieka XVII w.", Pascal dyskutował z nim na tematy nauk ścisłych i uczył się od niego sztuki przekonywania; pozostawił listy, maksymy i sentencje 34, 37 Meslier (Mellier) Jean (1664—1729), proboszcz z Etrepigny, autor wydanego pośmiertnie Testamentu (1864, wyd. poi. 1955), rodzaju ateistyczno-rewolucyjnego pamfletu na system społeczny, którego ofiarami są chłopi, znanego w rękopisie Wolterowi 221 Mesmer Franz Anton (1734—1819), lekarz niemiecki, twórca poglądu głoszącego, że w organizmach żywych istnieje magnetyzm zwierzęcy, odrzuconego przez naukę, lecz inicjującego badania nad hipnozą i psychoterapią 276 Meyer Jean, historyk, autor m.in. biografii Colberta (1981) 8 Meynaud Claudine, sparaliżowana dziewczyna z Noves 137 Mezeray Francois-Eudes de (1610—1683), historiograf królewski, protegowany Richelieugo, członek Akademii Francuskiej; za krytykę niektórych instytucji Col-bert pozbawił go pensji; brat św. Eudesa: napisał Histoire de France (1643), Histoire des Turcs oraz Traite de 1'origine des Francois 87 Mezzetin (Angelo Constantini) (1654—1729), aktor włoski, odtwórca Arlekina i Ska-pena zwanego Mezzetinem 86 Michał, święty 158, 214 Michał od św. Ducha, karmelita, autor Saint pelerinage de Notre-Dame de Lumieres 137 Michelet Jules (1798—1874), historyk i eseista, członek Akademii Nauk Moralnych i Politycznych, profesor Sorbony i College de France, autor m.in. Histoire de' France i Histoire de la Revolution francaise (1847—53), Pologne et Russie (1851) oraz Czarownic (1862, wyd. poi. 1961) 7, 8 Mignard Pierre (1612—1695), po śmierci Le Bruna został malarzem nadwornym i dy- 309 ft' Słownik-indeks osób 310 rektorem Królewskiej Manufaktury, pozostawił obrazy religijne i portrety, m.in. pani de Sevigne, Colberta, Bossueta 9, 19 Mikołaj, święty 155, 214 Miramion Marie Bonneau pani de (1626—1696), założycielka wspólnoty zakonnic opiekujących się biednymi i chorymi i wychowujących małe dziewczynki, od 1665 występujących pod imieniem sióstr genowefek 118, 142, 143, 153 Mirepoix Gaston-Jean markiz de, adwersarz hrabiego de Grignan 45 Molay Jacques de (1240?—1314), ostatni wielki mistrz templariuszy, uwięziony w 1307 przez Filipa IV, torturowany i spalony jako heretyk 209 Molier (Jean-Baptiste Poquelin) (1622—1673), najwybitniejszy komediopisarz francuski, aktor i dyrektor trupy teatralnej, najpierw wędrownej, od 1658 osiadłej w Paryżu, autor wielkiej komedii, komediobaletu (we współpracy z Lullim) i farsy, m.łn. Don Juana, Mizantropa, Lekarza mimo woli, Grzegorza Dyndały, Skąpca, Świętoszka, Mieszczanina szlachcicem, Hrabiny Escarbagnas, Chorego z urojenia (ostatnie wyd. poi. 1988) 9, 40, 42, 53, 59, 76, 79, 80, 82—86, 88, 108, 110, 144, 176, 196, 231, 232, 264, 270 Molina Louis (1535—1600), jezuita hiszpański, autor traktatu De liberi arbitrii cum Gratiae donis concordia, w którym wykłada teorię łaski otrzymanej od Boga w chwili narodzin i wystarczającej do zbawienia; doktryna łaski skutecznej, adaptowana przez jezuitów, była ostro zwalczana przez dominikanów, kalwinów i jansenistów 130—132 . Molina Tirso de (Gabriel Tellez) (1571—1648) dramatopisarz hiszpański, autor m.in. farsy Zielony Gil 84 Monseigneur zob. Ludwik, wielki delfin Monsieur zob. Orleans Philippe Montargis, rodzina 53 Montauban Jacques Pousset de (1620—1685), prawnik i poeta dramatyczny, autor komedii Les aventures de Panurge (1674) 84 Montbron de, gubernator Cambrai 185 Montespan Frangołse-Athenais de Rochechouart markiza de (1640—1707) faworyta Ludwika XIV, z którym miała siedmioro dzieci; jej pamiętniki opublikowano w 1830 19, 52, 99, 110, 263, 269 Montesquieu Charles de Secondat baron de (1689—1755), prawnik, pisarz polityczny, teoretyk monarchii konstytucyjnej, członek Akademii Francuskiej od 1727; autor m.łn. O duchu praw (1748, wyd. poi. 1777) i Listów perskich (1721, wyd. poi. 1778, 1951) 15, 36, 48, 273—276 Montfleury Antoine de (1639—1685), komediopisarz, naśladowca i adwersarz Moliera, napisał na niego paszkwil Impromtu de 1'Hótel de Conde (1663); autor Ecole des jaloux, Ecole des filles, Damę medecin 84 Montfort Louis de Grignion (1673—1716), mariolog, twórca ruchu misyjnego, założyciel wspólnot Cór Mądrości, Księży św. Ducha i Braci św. Gabriela, kanonizowany w 1947 118, 139 Montpensier diuszesa de zob. Orleans Anne-Marie-Louise Montrevel Nicolas-Auguste de La Baume markiz de (1646—1717), marszałek 187 Morin Jean-Baptiste, autor kompozycji Polowanie na jelenie 44, 45 Mortemart Marie-Anne de Colbert diuszesa de 42 Motteville Frangoise Bertant Langlois de (1621—1689), dama dworu Anny Austriaczki i jej zaufana, autorka pamiętników 31 Słownik-indeks osób Mozart Wolfgang Amadeus (1751—1791), genialny kompozytor austriacki okresu kla-sycyzmu 81 Murat Joachim (1767—1815), marszałek Napoleona, książę Neapolu od 1808, najbardziej brawurowy dowódca kawalerii, rozstrzelany po upadku cesarza 170 Napoleon (1769—1821), cesarz 170 Nevers diuszesa de, żona pisarza Philippe-Juliena Mancini, siostrzeńca Mazariniego 54 Newton Isaac (1643—1727), angielski fizyk, astronom i matematyk, od 1699 członek francuskiej Akademii Nauk; w dziele Philosophiae naturalis principia mathe-matica (1687) rozwinął naukę o przestrzeni, czasie, masach i siłach 131 Ney Michel (1769—1815), marszałek Napoleona, książę Elchingen od 1808 i Moskwy od 1812 170 Nicole Pierre (1625—1695), pisarz religijny i moralista, samotnik z Port-Royal, współpracował z Arnauld przy Logice, pomagał Pascalowi w zbieraniu dokumentacji do Prowincjałek, które przetłumaczył na łacinę; autor Essai de morale i Institution theologique oraz pamfletu na poetów, pisarzy i dramaturgów pt. Imaginaires et les visionnaires (1667), na który odpowiedział Racine, jego dawny uczeń 80, 86, 130—132, 265, 272 Noałlles Anne-Jules de (1650—1708), marszałek, zarządca Langwedocji, zacięty wróg kalwinów, stosował wobec nich dragonady 168 Noailles Louis-Antoine de (1651—1729), brat poprzedniego, kardynał, arcybiskup Paryża; występował przeciw Fenelonowi w sporze o kwietyzm, zezwolił na zburzenie Port-Royal; później, w czasie regencji sprzyjał jansenistom ł gallikanom, przepędzając jezuitów ze swojej diecezji i nie zgadzając się na sygnowanie bulli Unigenitus 119 Nodier Charles (1780—1848), literat i krytyk, członek Akademii Francuskiej od 1833, jego wieczory w Arsenale, gdzie był bibliotekarzem, przyciągały najwybitniejszych artystów romantycznych 102 Noirmoutiers, uczestnik sławnego pojedynku w 1663 47 Oktawian August (Caius luius Caesar Octavianus Augustus) (63 p.n.e. — 14 n.e.), pierwszy cesarz rzymski 7 Olier Jean-Jacques (1608—1657), proboszcz Saint-Sulpice, przyjaciel i uczeń Berulle'a, założyciel Towarzystwa Sulpicjańskiego w 1650 150 Onufry, święty 219, 220 Orański książę zob. Wilhelm III Orański, król Anglii Orinel Marc, pomocnik diakona z Quedillac 150 Orleans Anne-Marie-Louise diuszesa d' (1627—1693), córka Gastona Orleańskiego, stryjeczna siostra Ludwika XIV, zw. panną de Montpensier, Wielką Panienką, Mademoiselle; brała udział we Frondzie, popełniła mezalians, poślubiając Lau-zuna 50, 78, 157 Orleans Charlotte-Elisabeth de Baviere diuszesa d', zwana Madame, księżną Pala-tynką, druga żona Filipa Orleańskiego, brata Ludwika XIV, matka regenta Filipa 17, 28, 41, 47, 50, 52, 53, 55, 77, 78, 92, 99, 106, 107, 111, 135 Orleans Francoise-Marie de Bourbon diuszesa d', książna Chartres, córka Ludwika XIV i pani de Montespan, żona Filipa Orleańskiego 52 Orleans Henriette-Anne d'Angleterre diuszesa d', zm. 1670, pierwsza żona Filipa Orleańskiego, brata Ludwika XIV 28, 77 311 Słownik-indeks osób 312 Orleans Philippe diuk d'Anjou (1640—1701), zwany Monsieur, brat Ludwika XIV 23, 27, 28, 49, 50, 77, 78, 80, 83, 218 ' Orleans Philippe książę de Chartres zob. Filip Orleański Ormesson, rodzina wielkich urzędników 185 Ouen (600—683), święty, biskup Rouen, kanclerz króla Dagoberta 136 Ouilly d', szlachcic z Normandii 221, 222 Oursel Jean, podróżnik 198 Palatynka zob. Orleans Charlotte-Elisabeth Pascal Blaise (1623—1662), matematyk, fizyk, filozof i pisarz; pod wpływem swojej siostry Jacqueline, która wstąpiła do Port-Royal w 1654, zerwał ze światowym życiem i osiadł w wiosce des Granges, poświęcając się ascezie i obronie janse-nizmu; cudowne wyzdrowienie jego siostrzenicy przez dotknięcie św. Ciernia z korony Chrystusa, relikwii przechowywanej w Port-Royal, utwierdziło go w wierze; autor Prowincjale^ (1657, wyd. poi. 1921), napisanych w formie listów atakujących moralność jezuitów, oraz Myśli, fragmentów do zamierzonego i nie ukończonego dzieła Apologie de la religion chretienne, opublikowanych pod tym tytułem przez jego przyjaciół z Port-Royal (1670, wyd. poi. 1921) 118, 131, 134, 265 Passage du, szlachcic z Delfinatu, generał lejtnant 46 Pavilion Nicolas (1597—1677), biskup Aleth od 1639, w sprawie nominacji biskupów przez króla wypowiadał się przeciw polityce Ludwika XIV; podejrzany przez Stolicę Apostolską o sprzyjanie jansenizmowi 118, 121—124, 150, 151 Pellisson Paul (1624—1693), pisarz, hugenota, wierny przyjaciel Fouqueta, więziony przez 5 lat w Bastylii, potem zdobył zaufanie Ludwika XIV, przechodząc na katolicyzm w 1676, był jego historiografem i zarządcą Kasy Nawróceń; członek Akademii Francuskiej 31, 183, 249 Perigny, prezydent, domownik króla 31 Perrault Charles (1628—1703), pisarz, członek Akademii Francuskiej, autor Ślecie de Louis XIV (1687) i Paralleles des anciens et des modernes (1688—1696), gdzie dał palmę pierwszeństwa pisarzom współczesnym, oraz głównego swego dzieła Bajek Babci Gąski (1697, wyd. poi. 1961) 62, 63, 88, 89, 102, 272 Perrault Claude (1613—1688), brat poprzedniego, architekt, lekarz, matematyk i fizyk, członek Akademii Francuskiej, współtwórca wschodniej kolumnady Luwru, projektant Obserwatorium w Paryżu, tłumacz Witruwiusza O architekturze ksiąg dziesięć 9, 88, 89 Persjusz (Aulus Persius Flaccus) (34—62), satyryk rzymski 92, 93 Perykles (ok. 500—429 p.n.e.), ateński mąż stanu 7 Petit, kanonik 67 Phelypeaux, rodzina 119 Philippot (1595—1670), śpiewak uliczny z Pont-Neuf 65 Pimentel, ambasador Hiszpanii na dworze Krystyny szwedzkiej 93 Piraube, rusznikarz 90 Pirot, spowiednik markizy de Brinvilliers 113 Pląs Jeanne-Anne de, przeorysza opactwa Faremoutiers w Brie 267 Platon (ok. 427—347 p.n.e.), filozof 92 Plaut (Titus Maccius Plautus) (ok. 250—184 p.n.e.), komediopisarz rzymski 92 Plutarch (45—50 — 120—125), grecki pisarz i filozof 92, 170 Słownik-indeks osób Pointis Jean-Bernard-Louis (1645—1707), przywódca eskadry, walczył pod rozkazami Duques'ne'a i Tourville'a, zdobył Kartaginę Amerykańską w 1697 175 Poitiers Diana de (1499—1566), faworyta Henryka II 269 ... ; •*< Polignac, wicehrabia de 102 Polverel, biskup Aleth do 1639, były kapitan kawalerii 122 Pomereu Auguste-Robert de, intendent Bretanii 186 Pomponne de Bellievre, prezydent 258 Pomponne de Bellievre, rodzina 56 Pomponne Simon Arnauld markiz de (1618—1699), syn Arnauld d'Andilly, bratanek Wielkiego Arnauld, minister spraw zagranicznych w 1. 1672—1679, potem w niełasce, negocjował pokój w Nijmegen, autor pamiętników 40 Pontchartrain Jśróme Phelypeaux hrabia de Maurepas (1674—1747), syn kanclerza, sekretarz stanu do spraw marynarki i domu królewskiego 172, 175 Pontchartrain Louis Phelypeaux hrabia de (1643—1727), kontroler generalny finansów, sekretarz stanu do spraw marynarki i domu królewskiego (1690—1699), minister Paryża, kanclerz w 1. 1699—1714 21, 61, 63, 69, 85, 152, 175 Pont de Baise du, szlachcic z Normandii 221 Pontual Maria-Henriette de, zm. 1704, ociemniała wizytka z Nantes 129 Porrieres kawaler de, kapitan okrętu 173, 175 Poullart des Places Claud-Francois, założyciel seminarium św. Ducha -w 1703 151, 152 Pradel Charles de, biskup Montpellier w 1677 146 Pradon Nicolas (1632—1698), dramatopisarz, autor Phedre et Hippolyte, napisanej w 1677 na polecenie diuszesy de Bouillon, aby doprowadzić do fiaska Fedry Racine'a 84 Prestet, duchowny, autor Elements de mathematique z 1675 157 Prix, święty, biskup Clermont, zamordowany w 676 136 Procoppio, Sycylijczyk, założył słynną kawiarnię Procope w Paryżu w 1689, istniejącą do dziś, miejsce spotkań intelektualistów w XVIII w. 76 Pussort Henri (1615—1697), radca stanu, wuj Colberta, osławiony w procesie Fouqueta 113 Quentin Jean, perukarz 54 Quesnel Pasquier (1634—1719), oratorianin, doktor Sorbony, jansenista; w 1671 wydał wznowione w 1698 Reflexions morales, z powodu których musiał wystąpić z zakonu i schronić się w Niderlandach; dzieło to zostało zakazane w słynnej bulli Unigenitus (1713) przez Klemensa XI, oficjalnie potępiającej jansenizm 132, 133, 265 Quinault Phillippe (1635—1688), poeta i dramaturg, członek Akademii Francuskiej od 1670, autor poematu Psyche i wielu librett do oper Lullego: Fetę de l'amour et de Bachus, Cadmus, Alceste 80, 81, 83, 88 Quincy Joseph Sevin kawaler de, autor Histoire militaire du regne de Louis le Grand (1726) 170, 171 Habelais Frangois (1494—1553), pisarz, humanista, lekarz, w młodości franciszkanin, autor Gargantui i Pantagruela (1532—1564, wyd. poi. 1916) 84 Racan Honors de Bueil markiz de (1589—1670), poeta, członek Akademii Francuskiej od 1634, autor pastorałek Bergeries (1619) 231 Hacine Jean-Baptiste (1639—1699), tragediopisarz realizujący najpełniej ideały kla- 313 r Słownik-indeks osób 314 sycyzmu, historiograf królewski, członek Akademii Francuskiej od 1673, rzecznik starożytników; wychowany w Małych Szkołach Port-Royale pod kierunkiem Nicole'a, pod wpływem jego krytycznych uwag o teatrze zerwał z jansenistami, pojednał się z nimi po 12 latach; debiutował Tebaidą (1664), autor Andromaki, Brytanika, Bereniki, Ifigenii, Fedry — tragedii czułych, w przeciwieństwie do Corneille'owskich o prostej akcji i bogatej psychologii postaci, przeważnie kobiecych — oraz Estery i Atalii, tragedii biblijnych, napisanych już po zerwaniu z teatrem, wystawionych w Saint-Cyr pod protektoratem pani de Maintenon 8, 31, 36, 76, 84, 88, 92, 93, 170, 187, 271, 272, 278 Ramboułllet Catherine de Vivonne Pisani markiza de (1588—1665), prowadziła w 1. 1610—1660 salon literacki przy ul. Thomas-du-Louvre, gdzie bywali: La Rochefoucauld, panie de Sevigne i de La Fayette; salon kształtował ducha ł gust francuski, tworząc ich klasyczny ideał, z czasem się wynaturzył, spotykając się z krytyką Boileau i Moliera 34, 94, 269 Rancś Armand-Jean Le Bouthillier de (1626—1700), po śmierci swojej metresy pani de Montbazon wstąpił do trapistów, reformując ten zakon, autor prac: Conduite chretienne (1697), De la saintetś et des devoirs de la vie monastiąue 118, 129, 220 Ravignan pan de, poseł z oblężonego w 1709 Tournai 21 Regnard Jean-Francois (1655—1709), autor komedii: Foire de Saint-Germain (1695), Gracz (1696, wyst. poi. 1774), Roztargniony (1697, wyst. poi. 1778), Legataire universel (1708) 76, 83, 85, 107, 108, 272 Regnier-Desmarais Frangois-Seraphin (1632—1713), pisarz, członek i sekretarz Akademii Francuskiej, autor gramatyki uzupełniającej Stotcnifc Akademii 92, 93 Renaudot Eusebe, zm. 1679, lekarz m.in. żony delfina, redaktor „Gazette de France", założonej przez jego ojca Theophraste'a 90 Renoir, płatnerz 90 Retif de Bretonne Nicolas, autor powieści Vie de mon pere 226—229 Reynie Gabriel-Nicolas de la (1625—1709), pierwszy namiestnik policji paryskiej, przewodniczył tzw. Izbie Gorejącej w Komisji Arsenału powołanej w 1679 do badania zbrodni trucicłelstwa (por. hasło Brinvilliers) 28, 48, 64, 66—68, 96, 114, 115 Richelieu Jean du Plessis diuk de (1585—1642), kardynał, od 1624 pierwszy minister i faktyczny rządca Francji; w polityce wewnętrznej dążył do centralizacji państwa, zagranicznej — zdominowania Habsburgów; założył Akademię Francuską 12, 40, 119 Rigaud Hyacinthe (1659—1743), malarz, portretował m.in. Ludwika XIV w 1701 9, 28, 89 Riquet Pierre-Paul de (1604—1680), inżynier z Beziers, budowniczy Kanału Południowego 193, 194 Riviere de la, szlachcic-hugenota z Poitou 180 Roberval Gilles-Personne de (1602—1675), matematyk, jeden z pierwszych członków Akademii Nauk 88 Roche-sur-Yon de la zob. Conti Francois-Louis książę Roland Nicolas, założyciel kongregacji nauczającej dziewczęta w Reims 148 Rollin Charles (1661—1741), profesor i rektor uniwersytetu w Paryżu, autor Traite des etudes (1726) ł Histoire ancienne (1730—1738) 158 Roquette Gabriel de (1623—1707), biskup Autun od 1666, posłużył Molłerowi jako prototyp Tartuffe'a 120 Słownik-indeks osób Rosę Toussaint (1615—1701), sekretarz Mazariniego, potem Ludwika XIV, członek Akademii Francuskiej od 1679, prezydent Izby Kontroli 31 Rosimondo, aktor, autor fars 84 Rousseau (1630—1696), zwany kapucynem z Luwru, wynalazca wielu przepisów medycznych 90 Rousseau Jean-Jacques (1712—1778), pisarz, filozof, pedagog, autor m.in. Nowej Heloizy (1761, wyd. poi. 1962), Emila (1762, wyd. poi. 1930—1933), Umowy społecznej (1762, wyd. poi. 1918) 265 Rousseau Marie, mieszczka z La Maladrerie 253 Roye Frederic hrabia de, bratanek Turenne'a 49 Ruau Palu du, intendent Wysp Wiatru 256 Sable Madeleine de Sauvre (1599—1678), znana z finezji umysłu, miała salon przy placu Royale, gdzie narodziły się Maksymy La Rochefoucauld, uczestniczka Frondy, schyłek życia spędziła w Port-Royal, oddając się modlitwie; zostawiła listy i maksymy 130 Sacy Louis-Isaac Lemaistre de (1613—1684), siostrzeniec Wielkiego Arnauld, kierownik duchowy zakonnic z Port-Royal des Champs, więziony w Bastylii, wypędzony z klasztoru w 1679, zamieszkał u swojego wuja markiza de Pomponne; autor przekładu Biblii (1667), potępionego przez papieża, Psalmów, Naśladowania Chrystusa (1662) oraz bajek Fedrusa, komedii Terencjusza i Eneidy 118 Saillant hrabia de 169 Saint-Aignan diuk de zob. Beauvilliers Francois Sainte de la Coste, narzeczona Charles'a de Sevigne 103 Saint-Evremond Charles de Marguetel de Saint-Denis (1613—1703), filozof, moralista i pisarz, więziony w Bastylii w 1661; autor esejów filozoficznych i krytycznoliterackich (poi. wybór O sztuce życia i życiu sztuki, 1962), komedii i pam-fletów 35, 107, 268, 270 Saint-Germain Jacques hrabia de, zm. 1784, tajemniczy awanturnik, w 1. 1750—1760 budził w Paryżu sensację jako człowiek żyjący od wieków; podejrzewany przez Choiseula o szpiegostwo został z Francji wypędzony 276 Saint-Gobert, żona kompozytora Desmaretsa 102 Saint-Louis, kobieta-żołnierz w kompanii z Genestoux 163 Saint-Pierre Charles-Francois (1658—1743), duchowny, publicysta i filantrop, autor Projet de paix perpetuelle (1713) i Memoire pour perfectionner la police sur les chemins (1715) 178 Saint-Pol kawaler de, dowódca eskadry 175 Saint-Prest Jean-Ives de, zm. 1720, historyk, radca w Wielkiej Radzie, dyrektor Akademii Politycznej, szkoły przygotowującej dzieci z dobrych domów do pracy w dyplomacji 154 Saint-Simon Louis de Rouveroy diuk de (1675—1755), pisarz, autor słynnych Pa-miętników z lat 1691—1723 (wybór poi. 1961), nie lubiany przez Ludwika XIV, odgrywał znaczną rolę polityczną za regencji 7—10, 17, 22, 24, 25, 27, 29, 31, 36, 41, 69, 70, 141, 170, 278 Samson Frangois, diakon z Guemśne 149 Sanguin Louis markiz de Livry, ochmistrz królewski 52 Sanson Guillaume, zm. 1703, syn i brat wielkich geografów Nicolas, autor wielu publikacji z tej dziedziny 90 Sauvage, przeor Juilly w 1715 157 315 Słownik-indeks osób Saxe Herman-Maurice hrabia de (1695—1750), zwany marszałkiem, syn naturalny Augusta II, króla Polski, był we Francji zasłużonym generałem za Ludwika XV, pozostawił listy i pamiętniki 169 Scarron Paul (1610—1660), pisarz, wprowadził burleskę jako gatunek, autor Opowieści uciesznej (1651—57, wyd. poi. 1954), mąż Francoise d'Aubigne, późniejszej pani de Maintenon 19, 66 Schomberg Armand-Frśdśric hrabia, potem diuk de (1615—1690), marszałek, odwołanie Edyktu nantejskiego zmusiło go do opuszczenia Francji, zaciągnął się na służbę do księcia Orańskiego, pomagając mu w osiągnięciu tronu angielskiego; zginął w czasie kampanii irlandzkiej 168 Sśguier Pierre (1588—1672), kanclerz za Ludwika XIII i Ludwika XIV, osławiony w tłumieniu buntu bosaków w Normandii w 1638, przewodniczył procesowi sądowemu Fouqueta, jeden z fundatorów Akademii Francuskiej 112 Seguin de, burgrabia Luwru 90 Seignelay Jean-Baptiste Colbert markiz de (1651—1690), starszy syn Colberta, minister do spraw marynarki, przyczynił się do rozwoju potęgi morskiej Francji 21, 50, 161, 172, 173, 194, 243 Serafin (Seraphin), kapucyn, kaznodzieja 79, 141 Sercy Charles, właściciel księgarni pałacowej 50 Serres David, galernik hugenota, przywódca Kościoła Wyznawców 245 Sevigne Charles baron de, ur. 1648, syn pani de Sevigne 102 Sevigns Marie de Rabutin Chantal markiza de (1626—1696), odegrała znaczną rolę w życiu intelektualnym i towarzyskim swoich czasów, do literatury weszła jako autorka Listów (1671—1696), pisanych głównie do uwielbianej córki od chwili jej małżeństwa z hrabią de Grignan w 1696 i wyjazdu do Prowansji; pierwsze prywatne wydanie Listów (dla króla) w r. 1680, najpełniejsze wyd. 1862—68, wybór poi. 1981 19, 34, 45, 54—56, 77, 79—81, 102, 109, 110, 112—114, 130, 134, 178, 179, 231, 234, 236, 241, 250, 264, 269, 271, 272 Silvestre Israel (Issac) de (1621—1691), rysownik i grawer, przygotował dla Ludwika XIV serię widoków Paryża, Wersalu i Fontainebleau 90 Simon Richard (1638—1712), oratorianin, pierwszy wystąpił z krytyczną egzegezą Pisma Św. w pracach: Histoire critique du Vieux Testament (1689), Versions du Nouveau Testament (1690), Principaux commentateurs du Nouveau Testament (1693), za co został wykluczony z zakonu i napiętnowany przez Bossueta w jego Obronie tradycji i świętych Kościoła 131, 133, 134, 265, 266 Six Antoine, urzędnik Kompanii Zachodnioindyjskiej 254—256 Soanen Jean (1647—1740), oratorianin ł augustianin, kaznodzieja, biskup Senez od 1695; za ostry protest przeciw bulli Unigenitus zawieszony w swych czynnościach w 1727 i skazany „lettre de cachet" na zesłanie do probostwa Chaise--Dieu 80, 133 Sofokles (ok. 496—406 p.n.e.), tragediopisarz grecki 92 Sorel Agnes (1422—1456), metresa Karola VII 269 Sourches Louis-Francois du Bouchet markiz de (1645—1716), wielki prewot, autor pamiętników z lat 1681—1712 o dużej wartości historycznej 9, 21, 23, 31, 49, 67, 113, 121, 201, 250 Souzy de zob. Le Peletier de Souzy Michel Spanheim Ezechłel (1629—1710), ambasador elektora pruskiego na dworze francuskim, którego ciekawą kronikę zawarł w swych pamiętnikach 9, 29 Staal de.Launay Marguerite baronowa de (1684—1750), lektorka diuszesy du Maine, Słownik-indeks osób w swych pamiętnikach (wyd. 1821) bezlitośnie odmalowała dwór w Sceaux ł obyczaje regencji; Saint-Beuve nazwał ją La Bruyere'em w spódnicy 270 Stanisław Leszczyński (1677—1766), król Polski w 1. 1704—1709 i 1735—1736, ojciec Marii, żony Ludwika XV, królowej Francji; po abdykacji otrzymał od swego zięcia w dożywocie księstwo lotaryńskie, którym rządził mądrze, popierając nauki i sztukę 275 Stefan (Etienne), kuplecista z Pont-Neuf 65 Stendhal (Henri Beyte) (1783—1843), pisarz, uczestnik kampanii napoleońskiej, znaczną część życia spędził we Włoszech, autor m.in. powieści Czerwone i czarne (1830, wyd. poi. 1889), Pustelnia parmeńska (1839, wyd. poi. 1889) 107 Strauss Richard (1864—1949), niemiecki kompozytor i dyrygent, autor oner: Salome (1905), Elektra (1909), Kawaler z różą (1911) 81 Tabor (Talbot) Eduard, medyk angielski 110 Tallard Camille d'Hostun diuk de (1652—1728), marszałek i dyplomata; odniósł zwycięstwo nad Habsburgami pod Spirą, został pobity przez Marlboroughta pod Hochstaedt w 1704; był ambasadorem w Anglii, sygnował traktaty, które w przyszłości miały zapewnić Francji sukcesję hiszpańską 168 Tallemant des Reaux Gedeon (1619—1690), ożeniony z Elisabeth de Rambouillet, wydał pamiętniki opublikowane w 1834 pt. Historiettes 181, 182, 225 Terencjusz (Publius Terentius Afer) (ok. 190—159 p.n.e.) komediopisarz rzymski 92 Teresa z Avila (1515—1582), święta hiszpańska i doktor Kościoła, reformatorka zakonu karmelitańskiego w 1562, założycielka wielu klasztorów żeńskich i męskich wspólnie ze św. Janem od Krzyża, wielka mistyczka, pod której wpływem pozostawał Berulle w swojej działalności reformatorskiej i Bossuet 142 Tesse Renę de Frouillai hrabia de (1650—1725), marszałek, odznaczył się podczas wojny o sukcesję hiszpańską 18, 45, 48, 102, 108, 168 Thianges Gabrielle de Rochechouart-Mortemart markiza de, siostra pani de Monte-span, dama dworu 89 Thianges markiz de, mąż powyższej 169 Thiers Jean-Baptiste (1636—1703), duchowny i erudyta, wikary z Vibray, autor wielu dzieł teologicznych, m.in. rozprawy o świętej łzie z Vendome (1699) oraz słynnej Histoire des perruques, w której zwalcza zwyczaj noszenia peruk przez duchowieństwo 136, 266 Thoilliere de la, aktor Moliera, później Hotel de Bourgogne 83 Tomasz z Villeneuve (Thomas Garcian) (1488—1555), święty, zwany nowym apostołem Hiszpanii 128 Torcy Jean-Baptiste Colbert markiz de (1665—1746), bratanek Colberta, minister spraw zagranicznych od 1699; w 1700 wysłany do Londynu w celu uregulowania przyszłej sukcesji hiszpańskiej; w 1712 założył Akademię Polityczną 21, 22, 154 Toulouse Louis-Alexandre de Bourbon hrabia de (1678—1737), syn legitymowany Ludwika XIV i pani de Montespan, admirał wielki; w 1704 dzielnie stawił czoło Anglikom pod Malagą 17, 170 Tourville Anne-Hilarion de Costentin hrabia de (1642—1701), admirał walczący z Holendrami pod rozkazami Estrees i Duquesne'a, następnie wspomagający Jakuba II w Irlandii; poniósł klęskę pod La Hougue, ale w rok później koło przylądka św. Wincentego (1693) wziął rewanż na flocie anglo-holenderskiej; za to zwycięstwo został mianowany marszałkiem 171, 172, 175 Słownik-indeks osób 318 Trevigny markiza de, ofiara powstania chłopskiego w 1675 w Bretanii 233 Trochę de la, przyjaciółka pani de Sevigne 54 Tuluzy hrabia zob. Toulouse Louis-Alexandre de Bourbon Turenne Henri de la Tour d'Auvergne wicehrabia de (1611—1675), marszałeek, w czasie wojny trzydziestoletniej odznaczył się pod Fryburgiem i Nordlinggen (1645); wciągnięty do Frondy przez panią de Longueville, siostrę Kondeuszaa, zwyciężony pod Rethel, służył odtąd wiernie królowi; pokonał Kondeuszaa w 1652; dowodził armią podczas wojny dewolucyjnej (1667) i wojny z Holanddią (1672); wsławił się obroną Alzacji (1674—75); odegrał też znaczną rolę w d.dyplomacji 46, 168, 169, 177, 246 Turgot, rodzina wysokich urzędników pochodzenia szkockiego 165, 185 ^ •11 Urfe Claud d', duchowny, nauczyciel w kolegium w Condon 156 Urfe Honors d', autor Astree (1607—1627), popularnego romansu pasterskiciego 13 Ursins Marie-Anne de La Tremouille księżna des (1642—1722), agentka Ludtfwika XIV w Rzymie i Hiszpanii, przygotowała małżeństwo Filipa V z Marią I Luizą Sa-baudzką, była duszą dworu hiszpańskiego, odwołana przez nową króloową, wróciła do Rzymu w 1719, pozostawiła korespondencję 55, 102, 110, 111 Valence, rodzina 53 Valery Paul-Ambroise (1871—1945), poeta i eseista, członek Akademii Frrancuskiej, twórca poezji „czystej", intelektualnie skondensowanej; polski wybóńr esejów: Estetyka słowa (1971) i Rzeczy przemilczane (1974) 87 Valliere Louise de La Baume Le Blanc diuszesa de la (1644—1710), danma dworu Henrietty Angielskiej, później faworyta królewska, dała Ludwikowi XriV czworo dzieci; ustępując miejsca pani de Montespan, zamknęła się u karrmelitanek w 1674, napisała tam Reflexion sur le Misericorde de Dieu par une &&me peni-tente (1680) 19, 99, 269 Vallot, rodzina 119 Valois Louis de, jezuita, założyciel domów rekolekcyjnych w Normandii J 142^ Vardes Renś du Bec-Crespin markiz de (1621—1688), zaufany dworak Ludwwlka XIV, po ujawnieniu przed królową stosunku króla z panią de la Valliere w;vyrzucony z dworu; po 20 latach zdobył na nowo wpływ na Ludwika 19 Varenne, kuchmistrz w domu namiestnika generalnego markiza Huxelless i autor Cuisinier irangois (1651) 50 Varlet, opiekunka sierocińca w Reims 148 >1 Vatry pani 269 Vau de la, duchowny, bibliotekarz w Luwrze 90 Vauban Sebastien Le Pestre, później markiz de (1633—1707), marszałek, , inżynier wojskowy, twórca nowego systemu fortyfikacji bastionowej, członek J Akademii Nauk; w 1707 opublikował Pro jet de dime royal, w którym żądał spprawiedli-wych podatków i który naraził go na niełaskę 9, 11, 63, 96, 161, 168, , 178, 205, 206, 208 Vauguyon, uczestnik pojedynku w 1691 47 4 , Vaumoriere, komediopisarz, autor Cavalier par amour (1678) 84 Vayer de, intendent Soisson 46 Vendome Louis-Joseph diuk de (1645—1712), wnuk Cesare'a, syna naturalnnego Henryka IV i Gabrielle d'Estrses, marszałek, odznaczył się we Flandrii, w l Katalonii i we Włoszech pod Luzzara i Cassan, jego zwycięstwo pod Villavicios>sa umoc- Słownik-indeks osób niło pozycję Filipa V w Hiszpanii; na nim została zamknięta w 1694 lista książąt legitymowanych po diuku du Maine i hrabim Tuluzy 17, 27, 168, 170, 171 Vendome Philippe diuk de (1655—1727), brat poprzedniego, w 1693 mianowany wielkim mistrzem zakonu kawalerów maltańskich, walczył pod Namur, Steinkerque, we Włoszech i Katalonii 171 Vermandois Louis de Bourbon hrabia de (1667—1683), syn Ludwika XIV i pani de la Valliere, legitymowany w 1669 i mianowany admirałem Francji 47 Verney Joseph Guichard du, profesor anatomii, członek Akademii Nauk 153 Verthamon, rodzina 65, 119 Vianney Jean-Baptiste (Marie) (1786—1859), święty, proboszcz z ATS, jego gorliwa służba duszpasterska przez 41 lat w tej samej parafii przyczyniła się do wielu nawróceń 124 Vigarani, twórca wielkiej sali teatralnej w Tuileriach zwanej Salle de Machines 90 Viguerie Jean de 119, 128 Villars Louis-Hector diuk de (1653—1734), marszałek, dyplomata, członek Akademii Francuskiej; walczył dzielnie w Hiszpanii w 1702, w 1704 spacyfikował kami-zardów w Sewennach, pod Malplaquet w 1709 miał mniej szczęścia wobec połączonych sił Marlboroughta i księcia Eugeniusza, ale zwyciężył pod Denain w 1712; brał udział w wojnie o sukcesję polską; autor pamiętników, ważnych dla historii militarnej Francji 21, 41, 168, 169, 177, 187, 192, 279 Villars Marie Gigault de Bellefonds markiza de (1624—1706), matka powyższego, żona Pierre'a, towarzysząca mu w jego misjach dyplomatycznych m.in. w Hiszpanii 111 Villele Joseph (1773—1854), mąż stanu 237 Villeroy Frangois de Neufville (1644—1730), marszałek, niezbyt zdolny, walczył we Włoszech (1701—1702), we Flandrii, przyczynił się do utraty Niderlandów francuskich; bardzo zręczny dworak, został gubernatorem Lyonu i guwernerem przyszłego Ludwika XV 168 Villeroy Nicolas de Neufville markiz de (1598—1685), ojciec poprzedniego, marszałek, guwerner Ludwika XIV, szef Rady Finansów w 1661 24, 31 Villette markiz de, ur. 1632, dowódca marynarki pod Velez-Malaga w 1704 99 Vivonne Louis-Victor de Rochechouart diuk de Mortemart (1636—1688), brat pani de Montespan, marszałek, walczył na Sycylii w 1675—78 w czasie buntu przeciw Hiszpanom, ale tusza zniweczyła dalszą jego karierę wojskową; znany z dowcipu, Ludwika XIV nazywał swoim szwagrem 89 Vollichon, prokurator 81 Vossius Isaac (1618—1680), historyk holenderski, autor De vera mundi aetate (1651) 87 Voysin Daniel-Frangois de la Noiraye (1654—1717), intendent w Hainaut, od 1709 sekretarz stanu w ministerstwie wojny, kanclerz w 1714, członek Rady Regencyjnej od 1715 21 Voysin de, żona poprzedniego 21 Walezjusze (Valois), dynastia panująca we Francji w 1. 1328—1589; po wygaśnięciu starszej linii tron przeszedł w 1498 na gałąź orleańską, a następnie przypadł Burbonom 27 Watteau Jean-Antoine (1684—1721), malarz vi rysownik inicjujący styl rokokowy, malował sceny z życia arystokracji, zabaw i przedstawień teatralnych 85, 262 Wergłliusz (Publius Vergilius Maro) (70—19 p.n.e.), epik rzymski 13, 231 Słownik-indeks osób 320 Wilhelm I Orański (1533—1584), zwany Milczkiem, hrabia Nassau, książę Oranii od 1544, od 1572 wybierany kolejno stathouderem poszczególnych prowincji Niderlandów 169 Wilhelm III Orański (1650—1702), wnuk powyższego, stathouder Holandii od 1672, ożeniony z Marią, córką Jakuba II w 1677 i wraz z nią powołany na tron angielski w 1689 po obaleniu katolickiego Jakuba; brał udział w koalicji anty-francuskiej, w walce o sukcesję hiszpańską 27, 41, 169, 191 Wincenty a Paulo (1581—1660), święty, był pod wielkim wpływem Berulle'a, w 1625 założył w Paryżu zgrsmadzenie Pretres de la Mission, zwane później lazary-stami, oraz żeńską kongregację sióstr miłosierdzia, zorganizował opiekę nad podrzutkami, w swej charytatywnej działalności wyznając kult ubogiego Chrystusa 119, 128, 221, 258 Wolter (Francois-Marie Arouet) (1694—1778), filozof i pisarz z rodziny jansenistów, wychowanek kolegium jezuickiego, historiograf królewski od 1746, współpracownik Encyklopedii; rozmiłowany w literaturze XVII w., pierwsze kroki stawiał w gatunkach tradycyjnych: epopei (Henriada, 1723, wyd. poi. 1803) i tragedii (Zaira, 1732, wyd. poi. 1753), ale najlepiej czuł się w ogniu walki na idee, polemizując i propagując swoje koncepcje filozoficzne: Discours sur 1'homme — 1738, Poeme sur le desastre de Lisbonne — 1756, Kandyd — 1759, wyd. poi. 1767; w Histoire de Charles XII (1731), Ślecie de Louis XIV (1751) i Essai sur les moeurs (1756) ujął historię jako dzieje cywilizacji 7, 8, 10, 87, 133, 134, 171, 254, 262, 265, 270—272 Wtirtemberg Karol książę von, wzięty do niewoli przez marszałka de Lorge w 1692 168 Zola Emile (1840—1902), przedstawiciel i teoretyk naturalizmu w sztuce, autor cyklu powieściowego Rougon Macąuart. Historia naturalna i społeczna rodziny za Drugiego Cesarstwa (wyd. poi. 1956—61), zawierającego m.in. Ziemią (1887) 218 SPIS ILUSTRACJI ILUSTRACJE CZARNO-BIAŁE 1. Gerard Edelinck wg Henriego Vatele, Portret alegoryczny Ludwika XIV. Miedzioryt. Gabinet Rycin Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Zbiór króla Stanisława Augusta. 2. Stefano delie Bella, Uroczystości Bożego Ciała w Paryżu z udziałem rodziny królewskiej. Akwaforta, 1646. Gabinet Rycin BUW. Zbiór Stanisława Kostki: Potockiego. 3. Jean Marot, Te Deum w katedrze Notre Damę w Paryżu. Akwaforta. Rycina z dzieła Histoire de la triomphante entree du Roy et de la Reyne dans Paris-le 26 d'Aoust 1660. Avec la representation et..., Paris 1665. Gabinet Rycin BUW. 4. Jean Le Pautre, Triumfalny wjazd pary królewskiej do Paryża 26 sierpnia 1660 roku (fragment). Akwaforta. Rycina z dzieła Histoire de la triomphante entree..., Paris 1665. Gabinet Rycin BUW. 5. Adriaen Frans Baudewyns wg Adama Fransa van der Meulen, Polowanie na jelenia (fragment). Akwaforta, ok. 1685. Rycina z 23-tomowego dzieła Cabinet du Roi (tom Vues, marches et autres sujets servant d 1'histoire de Louis XIV). Dział Ikonografii Biblioteki Narodowej w Warszawie. Kolekcja Wilanowska. 6. Sebastien Leclerc wg Charles'a Le Brun, Bitwa z Hiszpanami pod Brugią-w 1667 roku. Akwaforta retuszowana rylcem, 1680. Rycina z Cabinet du Roi (tom Tapisseries du Roy...). Dział Ikonografii BN w Warszawie. 7. Gerard Edelinck wg Sylvaina Bonnet, frontispis I tomu dzieła Charles'a Perrault Les hommes illustres..., Paris 1696. Akwaforta. Gabinet Rycin BUW. Zbiór króla Stanisława Augusta. 8. Landry, Ludwik XIV i książę de Bourgogne podczas omawiania planu strategicznego bitwy pod Loudun. Miedzioryt, scena w almanachu z 1699 r. Gabinet. Rycin BUW. Zbiór króla Stanisława Augusta. 9. Antoine Trouvain, Delfin grający w karty. Reprodukcja ryciny z: Frangois. Courboin, Histoire illustree de la gravure en France, t. l, 2, Paris 1923, 1924. 10. Abraham Bossę, Dzieciństwo. Rycina z 1660 r. Paryż, Cabinet des Estampes,. Bibliotheque Nationale. 11. Jean Le Pautre, Posiłek u księżnej de Montpensłer zw. La Grandę Mademoiselle. Reprodukcja ryciny z książki F. Courboin. 12. Abraham Bossę, Bal. Reprodukcja ryciny z książki F. Courboin. 13. Abraham Bossę, Sala w szpitalu dla ubogich. Reprodukcja ryciny z książkS F. Courboin. 14. Abraham Bossę, Odwiedziny u chorego. Reprodukcja ryciny z książki F. Courboin. 15. Abraham Bossę, Pasaż handlowy „La Galerie du Palais". Reprodukcja ryciny z książki F. Courboin. 16. Gerard Edelinck wg Hyacinthe'a Rigaud, Portret Jules'a Hardouin-Mansart-Miedzioryt, 1704. Gabinet Rycin BUW. Zbiór króla Stanisława Augusta. 17. Perelle, Plan ogólny Wersalu. Akwaforta. Gabinet Rycin BUW. Zbiór króla Stanisława Augusta. 18. Perelle, Fontanna Apollina w Wersalu. Akwaforta. Gabinet Rycin BUW. Zbiór króla Stanisława Augusta. 21 — Bluche Spis ilustracji 322 m~ Michel Hardouin, Widok fasady zamku w Clagny od strony ogrodu. Akwaforta, 1678. Gabinet Rycin BUW. 20. Michel Hardouin, Plan pierwszego piętra zamku w Clagny. Akwaforta, 1678. Gabinet Rycin BUW. 21. Sebastien Leclerc, Budowa Luwru. Akwaforta, 1677. Rycina z Cabinet du Roi (tom Plans, elevation et vues des chateaux). Gabinet Rycin BUW. Zbiór króla Stanisława Augusta. 22. Sebastien Leclerc, Uroczystości w manufakturze braci Gobelins (1684). Reprodukcja ryciny z książki F. Courboin. 23. Jean Le Pautre, Sztuczne ognie na kanale wersalskim. Akwaforta retuszowana rylcem, 1676. Rycina z Cabinet du Roi (tom Fetes de Versailles...). Gabinet Rycin BUW. Zbiór króla Stanisława Augusta. 24. Jean Le Pautre, Wzory dzbanów z czasów Ludwika XIV. Akwaforta. Dział Ikonografii BN w Warszawie. Kolekcja Wilanowska. 25. Klęska jansenistów. Rycina alegoryczna. Miedzioryt. Gabinet Rycin BUW. Zbiór króla Stanisława Augusta. 26. Philippe de Champaigne, Ex-voto. Obraz przedstawiający matkę Catherine- -Agnes Arnauld i siostrę Catherine de Sainte-Suzanne — zakonnice z Port- -Royal. Olej na płótnie, 1662. Paryż, Louvre. 27. Popiersie Jeana Mabillon. Miedzioryt. Gabinet Rycin BUW. Zbiór króla Stanisława Augusta. 28. Jean Le Pautre, Kaznodzieja, 1659. Reprodukcja ryciny z książki F. Courboin. 29. Jean Le Pautre, Przedstawienie Chorego z urojenia Moliera w ogrodach wersalskich. Miedzioryt i akwaforta, 1676. Rycina z Cabinet du Roi (tom Fetes de Versailles...). Gabinet Rycin BUW. Zbiór króla Stanisława Augusta. 30. Jacques Le Pautre wg J. Berin, Taneczny korowód postaci w strojach teatralnych. Miedzioryt, przed 1684. Dział Ikonografii BN w Warszawie. 31. Antoine Watteau, Komedianci włoscy. Olej na płótnie. Waszyngton, National Gallery of Art. 32. Gerard Edelinck, Jean-Baptiste Lulli. Miedzioryt. Rycina z dzieła Ch. Perrault, Les hommes illustres, t. l, Gabinet Rycin BUW. 33. P. Landry, frontispis dzieła Jacques'a Savary, Le parfait negotiant, 1675. Paryż, Cabinet des Estampes, BN. 34. Rozdawanie chleba przed Luwrem podczas klęski głodu. Rysunek anonimowy, 1662 (fragment). Paryż, Cabinet des Estampes, BN., 35. U piekarza podczas drożyzny chleba. Paryż, Cabinet des Estampes, BN. 36. Pobór do milicji w parafii Authon 22 grudnia 1705 roku. Rysunek anonimowy. Paryż, Cabinet des Estampes, BN. 37. Jacques Dassonville, Wnętrze karczmy. Akwaforta. Dział Starych Druków BN w Warszawie. 38. Claudine Bouzzonnet-Stella wg Jacques'a Stella, Zaręczyny. Akwaforta. Gabinet Rycin BUW. Zbiór Stanisława Kostki Potockiego. 39. Claudine Bouzzonnet-Stella wg Jacques'a Stella, Odpoczynek wieśniaków. Reprodukcja ryciny z książki F. Courboin. 40. Gabriel Perelle, Zabawa przed karczmą. Akwaforta. Rycina z dzieła Recueil de cent-quatre-vingt-deux marines paysages... graves par Gabriel Perelle..., Paris (1670?). Gabinet Rycin BUW. Spis ilustracji ILUSTRACJE BARWNE 323 i. ii. ni. iv. v. VI. VII. Hyacinthe Rigaud, Portret Ludwika XIV. Olej na płótnie, 1702 Paryż, Louvre Grand Trianon — widok od strony ogrodu na skrzydło mieszczące' Galerię Wersal — widok na dziedziniec główny z pomnikiem konnym Ludwika XIV Wersal — Galeria Lustrzana (Galerie des Glaces). Andrś-Charles Boulle, Komoda z dekoracją z brązu. Wersal. Antoine Watteau, Wiejski taniec. Olej na płótnie. Indianapolis, Museum of Fine Arts. Sśbastien Bourdon, Bójka w strażnicy (fragment). Olej na płótnie. Dulwich Picture Gallery. VIII. Wytwórnia kart do gry w domu przy placu Dauphin. Obraz z ok. 1680 Paryż Musee Carnavelet. ' Na obwolucie Charles Le Brun, Kanclerz Seguier w orszaku przy wjeździe Marii Teresy do Paryża w dniu 26 sierpnia 1660 roku. Olej na płótnie. Paryż, Louvre. Louis Le Nain, Rodzina wieśniaka we wnętrzu domu. Olej na płótnie. Paryż Louvre Frangois Desportes, Martwa natura z pawiem, 1715. Lyon, Musee des Beaux Artes.' Reprodukcje fotografii czarno-białych wykonali: Hanna Balcerzak nr 1—4, 7—9, 11—23, 25—30, 32, 38—40, Maciej Bronarski nr 10, 33—36, Pracownia Reprografii Biblioteki Narodowej nr 5, 6, 24, 31, 37. Diapozytywy barwne: Teresa Żółtowska. SPIS RZECZY V PROLOG ...... . . ... . . . » . » . . . . . , 7 / Król . . . : : ....... Y'1''."' ...... 8 Królestwo ......... :ffi . ....... 11 V " *T'.- • • '•• j... Rozdział pierwszy V/DWOR ..................... 15 - Kontrasty dworu ................ 16 Sprawy poważne w życiu króla ............ 19 Filozofia i ceremoniał . . . . . . . . .' . . . . . . 22 Satelici Króla-Słońce ............... 26 Domownik króla: pierwszy szlachcic . ,. ......... 29 Prestiż i użyteczność dworu . . . .; •; . . . . . . . . 31 Godny człowiek ................. 33 v/Rozdział drugi -''• OD DWORU DO MIASTA .............. ^.. 37 Miecz, toga, finanse ................ 38 W kręgu służby ................. 40 Odcienie społeczne ................ 43 Naśladowanie dworu ............... 46 Szał gry w karty ........ : ........ 48 Stoły królewskie i mieszczańskie . . . ' "^ ........ 50 Despotyzm mody ................ 52 Oprawa życia ................. 56 Rozdział trzeci PARYŻ ..................... 59 Choroba Francji: sklepik z urzędami ........... 60 Niedole Paryża ................. 63 Namiestnictwo policji ............... 66 Kiedy d'Argenson przeprowadza reformę obyczajów ...... 69 Ci, co grosz zbijają — ci, co grosza nie mają ........ 71 Rozrywki w Paryżu ................ 75 Czas pięknych kazań ............... 77 Paryżanie lubią teatr ............... 80 Komedia francuska i komedia włoska ........... 82 Kłopoty Arlekina ................ 85 Uposażenia ludzi kultury .............. 86 Luwr ofiarowany narodowi . . . . . .* . . . . . . . 88 Popołudnia w Auteuil .......;....... 91 Rozdział czwarty X OD KOLEBKI DO MOGIŁY ... °. ............ 95 Nadzieja życia ................. 96 r Spis rzeczy l 326 Okresy życia .............. ^ ... 98 Obrazy dzieciństwa ................ 99 Alianse i mezalianse ................ 102 Związki „worków pieniędzy" ............. 104 Para małżeńska ................. 105 , ~ „Clisterium donare, postea krwiopuszczare, a potem purgare" .... 107 Medycyna i wolność ............ i.j ... 110 „Trzeba umrzeć, Pani, i to niebawem" ...... ^ ... 112 Wzorcowe testamenty ............... 114 Rozdział piąty WIELKI WIEK POBOŻNOŚCI ............... 117 Wiek świętych ........ -.......... 118 Biskupi francuscy . . . . . . . ;,.- •.••. • • '• & • •-;• • • 119 Grobowiec świętego prałata .....,....,>,.. 122 Cienie i blaski pracy duszpasterskiej . ;,. ,,, . . . ......,» . . . 124 Powołanie i obserwancja . . . , ^ ;.,; , . , . . . . . 127 Paradoksy i pobożność ............... 129 Ad maiorem Dei gloriam aliqua pugna .......... 132 świątynie, pobożność i cuda ............. 135 Misje wewnętrzne .................. 138 Rekolekcje duchowe ............... 141 Rozdział szósty OŚWIECENIE PUBLICZNE ................ 144 Szkoła w okolicach Montpellier ............. 145 ', Edukacja ubogich dziewczynek ........ »; . , . . 147 Postępy seminariów . . . . . . . . . . Y . , . . 149 Nauczanie wyższe ........... f . * .. 152 Oratorium: kolegia klasyczne i nowoczesne ......... 155 Życie szkolne ............ '*»«}. łsł&ftf . . 157 . syn. Rozdział siódmy ,,,'^.^.4-- ŻOLNIERZE I MARYNARZE .......... .^j.; .,. • • 161 „Wiadomość dla młodych ludzi, kochających sławę i pieniądzol" , . . 162 Żołnierze dodatkowi .......... m» • • 165 Oficerowie i żołnierze ............... 168 Pięćset czterdzieści jeden dni podróży morskiej ........ 171 „Niech Bóg nas uchroni przed kawalerem de Forbin!" ...... 175 Rozdział ósmy POPRZEZ PROWINCJE ................. 178 W drodze .................. 179 Prowincja daleka ł bliska .............. 181 Pan intendent ................. 183 Podbój, schowanie pazurów, asymilacja .......... 188 Francuz mimo woli ................ 190 Wyposażenie południa: cud Europy ............ 193 Spis rzeczy Miasta i instytucje ................ 195 327 Spokojne miasto: Rouen ............... 197 Rozdział dziewiąty ŻYCIE UBOGICH .................. 201 Pracownicy w Saint-Gobin ............... 202 Rytm pracy i wynagrodzenie ............. 205 „Devoirants" i „gavots" ............... 208 Majstrowie i robotnicy ............... 212 Migracje ludności ................. 214 Rozdział dziesiąty LUDZIE „TUTEJSI" ................. 217 Wioska świętych ...*•......-....... 219 Głęboka prowincja ................ 220 Wzorowe praktyki religijne ............. 223 Bogaci rolnicy burgundzcy .............. 226 W poszukiwaniu wiejskiego szlachcica .......... 229 Poślizg i koniec buntów ............... 232 Wspólnota wiejska ................ 234 Prace i dni ................... 236 Od domu do karczmy ............... 237 Święto na wsi ................. 240 Rozdział jedenasty DYSYDENCI I MARGINES SPOŁECZNY ............ 242 Blaski ł cienie galer ................ 243 Nienawiść do protestantyzmu ............. 246 Prześladowanie protestantów ............. 248 Zbrodnie i kary . .... ~ ............ 252 Pierwsi handlarze czarnymi niewolnikami ......... 254 Przytułek powszechny ............... 257 Życie w przytułku w Mantes ............. 259 Rozdział dwunasty BRZASK OŚWIECENIA ................. 262 Pierwsze promienie higieny .............. 262 Zdrada klerków ................. 264 Od Ninon de Lenclos do Teresy de Lambert ......... 268 „Drugi oddech" literatury .............. 271 Nauka Listów perskich ............... 273 KONKLUZJA 277 Bibliografia .........,.•••••»•• 28° Słownłk-indeks osób ........,•••••••• 287 Spis ilustracji ............•••••• 321 PRINTED IN POLAND Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1990 r. Wydanie pierwsze Nakład 20 000 + 300 egz. Ark. wyd. 26,1. Ark. druk. 20,5 Papier pism. kl. III, 71 g, 70X100 cm Oddano do składania w styczniu 1989 r. Podpisano do druku w grudniu 1989 r. Zakłady Graficzne w Toruniu Nr zam. 935. A-100