Ariana Nagórska CORAZ DWUTYSIĘCZNIEJ Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 pejzaż bocznicy w poruszeniu nagłym stacyjka docelowa ? ??za zwrotnic ugorem tory do ziemnej nory lgną w szpalerach ostu most przytroczony krzywo między polem-borem i nagle w samą porę (!) ekspres prosto z mostu w nowy wiek! gna bezsennie inter-city zdalny przez rdzewiejące ziemie taborów sypialnych poprzez restauracyjne mięsopustne trakcje na przełaj gdzie tor giętki pulsujące stacje w?agonalne podrygi tyralierą idą monitor każdej szyby chwyta inny widok i transmituje rzutem pod nasypu szczyt cug?widmo, intermedium przestrzeni trans ??mit! rajski sad semaforów, pnie wskroś łąk piętrzone dźwigają jabłka świetlne czerwone?zielone wąż pełza między nimi po żelaznych strunach paszczą elektrowozu do złotego runa sięga, po ostrzach wieżyc po wiaduktów podiach wtacza się na firmament elektryczny zodiak i coraz dwutysięczniej ku obrzeżom świata pędzi multimedialna torpeda ??Lewiatan! a u nas stagnacja pleneru chmur matowe lastriko ni hokus?pokus tutaj ni abrakadabra echo plącząc sylaby pyta pasażerów czy zabrali swój bagaż z wagonów – ??donikąd... tak, szczęście że ten balast choć tam można zabrać! II?IV?V 97 5 Makrowizyjna 6 u progu może ten nowy wiek nie wyrwie nas z korzeniami oszczędzi płonących rydwanów nie skoczy wilkiem lot sępów oddali za las stępi jastrzębia pazur do rytuału krwi dat swoich nie dopisze odejdziemy równinnie gładkim lustrem jeziora co z wolna falę po fali przerzuca za horyzont noc 28 /29 XI 94 7 świetlana przyszłość (optymistom) chaos niejasnych treści, pokruszonych form wiatr znosi w przestrzeń echa dawnych salw czy braw w płucach martwe powietrze, ponad głową sztorm u stóp bezgwiezdne morze do przebycia wpław znów głupcom wschodzi w głowach jakaś tam jutrzenka gwiazda tłumu przewodnia (pewnie betlejemska) ognikami urojeń błyska w świecidełkach złoty grosz, orzeł?reszka, zwycięstwo i klęska amulety, zaklęcia, gdy historii nurt staje się nagle wirem, a czas odrzucony znów purpurą podpełza do okrętu burt ciężkich od wiar we wróżby, sny i zabobony ten przez was odrzucony czas wielu (i mój) odrzucony przeze mnie czas wielu (i wasz) każdy z innej przeszłości oręż wniósł i strój każdy ku innej stronie w przyszłość zwraca twarz a w parkach i na placach kolorowy festyn bo ponoć znów z niewoli wywiódł święty głos całe tabuny głupców wpatrzonych bez reszty w swoją przyszłość świetlaną jak płonący stos 16?17 X 92 8 inwazja księżyc błyska zdradliwie jak Judasza srebrnik a wróżba astrologów obawą spętana masz na swoją obronę tylko wszechświat gniewny gdy z Zachodu ruszają hufce Dżyngis-chana nieważne czy umykasz górą czy doliną już się ta pieśń naiwna nikomu nie przyda górą ponaddźwiękowe hordy głos twój miną dolinę tną straceńcy w niklowych bolidach pędzą z Zachodu hufce Dżyngis-chana po księgach wieszczów, po odłamkach ikon drżą ognie laserowe na zbożowych łanach piersi słowiańskich bogiń wypełnia sylikon programowany tłum wyzbyty trwogi gwizdem zagłusza w pył strącane dzwony miast zapaść w ziemię ??wypełza na drogi tratując znicze ??roznieca neony bezpańskie ziemie Wschodniej Europy z liryczną pasją (która biesom znana) chlebem i solą ścielą się pod stopy mknącym z Zachodu hufcom Dżyngis-chana 14?15 V 94 9 oda do rzeczywistości czas antypoetycki nie do pogardzenia wśród ekranów pustynnych oko me zatrudnia ambitny rzut monetą do mknącego cienia pereł grochem o ścianę co chłonie jak studnia a za oknem budują katastrofę przyszłą (błędne koła rozjazdów, rusztowania w szpic) to wszystko razem zwie się rzeczywistość małe coś wielkie nic ktoś zaraz powie o straconych szansach skwaśniałym piwem skrzydła naoliwi stanę po drugiej stronie krzykliwego miasta i dni, godzin niepewna spróbuję się zdziwić że tylko smętna kropla (stwierdzam jako widz) spadła z chmur zwiastujących ulewę siarczystą małe coś wielkie nic (to wszystko razem zwie się rzeczywistość) noc 18 IV 93 10 * * * tłum ??wierzchnia warstwa ziemi niestały ląd co z każdym krokiem naprzód zstępuje w głąb wokół ruchliwe stopy dłonie i głowy wszystko co umierając przechodzi w skowyt wszystko co zmartwychwstając przechodzi w blask wszystko co zasypiając wstrzymuje czas purpurowe języki źrenice barwne to wszystko co o zmierzchu szare i czarne to co z kolejnym świtem nic już nie waży plama na tle powietrza ??pamiątka twarzy lecz w każdym ziarnie piasku oddechu ślad minione gesty trwają ??zaklęte w wiatr tłumna powierzchnia morza tłumne i dno tłum w mglistym oku Stwórcy drażniące źdźbło III 94 11 konkrety i magie ma swą magiczną stronę: drugą, trzecią, czwartą zarówno pora właściwa jak i czas spóźniony tak samo liść jak i dywan tak sznur jak i warkocz chleb, perła, moneta, chwast święta księga i komiks ku stronom magicznym się chylą portrety, misteria, symfonie estrady happeningów, strofy sonetu i hymnu do krain magicznych przylega wszelkiej materii tworzywo: wełna, blacha, szkło, nylon, aksamit, aluminium jedynie oko ludzkie zaprzedane konkretom śpiąc na powierzchni zjawisk krain sekretnych nie wchłania eter dlań nieprzejrzysty tak samo jak beton kropka kończy odpowiedź nie czekając pytania gdy raz na wiek ??na mgnienie znienacka ktoś im spiętrzy w brokaty i płomienie słów miałkich zblakły kir niepokój zżera powierzchniowe mrowię: ??z jakich odludzi ten człowiek gorętszy? ??jaka orbita wyznacza ten wir? 8?10 X 95 12 demontowanie demona stół w mroku wyboisty otocz kołem polarnym wbijając cyrkiel kredy w czarne arkusze powietrza nie wychylaj się z koła jakąś tam kwadraturą formułą mc2 ostrosłupem komety pierwsza warstwa demona to łuska ??podmuch ją strząsa drugą warstwę demona odcinasz ??syty miąższ trzecią warstwę demona rozłupujesz ??kość z kości czwartą będziesz zmuszony przeoczyć, byle wejść w piątą warstwę ??wehikuł cofający do źródeł gdzie się trop wiersza zapada pod nieprzystępny blat tym razem pierwsza warstwa demona ??to politura zdrapując, dostrzegasz słoje drzewne ??demona krwiobieg drążąc w głąb iskry trocin uwalniasz ??demona oddech dławiony suchym deszczem gdy stół obraca się w drzazgi z drzazg konstruujesz ogień ??czyli demona rozkład tak rozłożysty ??że miejsca brakuje nawet na lęk 2?3 XI 96 13 turbo manno zaranna, domie w gotyk przenikający z dowolnego miejsca bramo gdzie bies kamienie toczy węgielne głazy przez ucho igielne na białą stronę mapy nieczytelnej gdzie się rozciąga Terra Vice Versa barko przymierza, w tej oto stolicy mądrości ząb tak nietrudno wyszczerbić na przyjście Pana (Godota) nie liczyć w poezję wierzyć aż do bigoterii więc się wyobraź póki masz port bez klamek już nie od święta ale raz wyobraźże się wreszcie do kroćset na amen! [turbina imaginacyjna, makrokompresor termodynamiczny, turbina imaginacyjna, kompresor termodynamiczny, turbina imaginacyjna... i tak dalej...] 9?10 III 98 14 gdy poeci sobie poszli... miejsce spotkań autorskich ? ??zapomniana giełda wiatr śnieżne kule toczy ot, i robak pełza parkiety froterując mechatym odwłokiem za oknem taki widok jakby zbrakło okien nie podają herbaty nie podają ręki i nie podają także przyczyn całej klęski ludziom do wiadomości jest tak jakby wszystko niczym już nas nie mogło zaskoczyć bezlistność każdej każdej rośliny barwy chodzą w czerni terminalny się zdaje każdy każdy termin miejsce spotkań autorskich ? ??spustoszony jarmark tok?szok, marketingowy bajer, barabaria! tylko kotek na płotek do rymu się pcha przez chwilę zaraz potem wraca do M?2 nigdzie nie mają książki zażaleń, spirytus wyparował więc chociaż laski dynamitu nie żałujcie gdy ktoś chce wzbić się w nieba ogrom ??śmietnik, kochana pani, to nie aerodrom. 4 X 96 15 Ziemia ??rodzaj żeński idą wirując Ziemią słońcem wiatrem ku chmur wyboistych wertepom Anny Wandy Reginy Magdaleny Marie bujnym ogrodem wschodzące w koleinach epok Heleny aksamity w Rubensowskich wizjach renesansowej Margot w mrok zwierzenia ciepłe Dagny ??przełomu wieków secesyjna linia Melisanda ??strzelisty łuk gotyckich sklepień Jadwiga ??hymn stateczny a Oxana ??nokturn Kinga w polifonicznych rozbrzmiewa mi chórach swingująca Noemi, Janis z rhythm-and-bluesa Bianka patronująca pieśniom trubadura Melisanda do której zawsze miły powrót... w półmrokach romantycznych biały cień Maryli Natalia z Gałczyńskiego srebrnych zawirowań Beatrycze wiodąca w mistrzowskie tercyny Grażyna poematów, Laura sonetowa bujnym ogrodem wschodzące w koleinach epok hen od bramy niebieskiej do gwiazdy zarannej Aldony Katarzyny Emilie?Cecylie Ewa ??prolog eposu wszechdziejów Joanny kończąca każdą strofę Melisanda?refren... a potem już RYTM tylko ICH RYTM nieustanny 16?26 IV 95 16 balanga Baala gdy z wszystkich luster sypnęli się goście w czeluść balkonu rozwartą na oścież jak struny gitar drżące balustrady zawibrowały. I rytm tej ballady rozgrzał puchary, pulsowaniem urzekł poszły w tan pary po pionowym murze skrajem krawędzi wahnięć mikrofala bal balkonowy ??balans, balans, balans stacza się kołem fortuna na parter a iskry boże drwią z piorunochronów i wszystko wokół tyle tylko warte ile wychyleń z twego znasz balkonu na brak przestrzeni nikt tu nie narzeka barierki giętkie jak panny z żurnala ktoś szepcze ??amen, ktoś krzyczy ??eureka! balustradowy balans, balans, balans gdy rydwan śmiga wprost ze ściany nośnej a piąte koło w Wielkim Wozie skrzypi jak tu z ckliwymi rozmawiać o wiośnie za święty spokój jak tu toast wypić? wleźć by na podium skoro podejmują być na językach jak Wielki co zmarł już koncert ryzyka ??nic dodać nic ująć bal balkonowy ??balustradivarius bis! na ciasnotę nikt tu nie narzeka barierki giętkie jak panny z żurnala ktoś szepcze ??amen, ktoś krzyczy ??eureka! balansotwórcza balanga Baala 11?15 XI 96 17 owaki pejzaż... na tej ulicy żaden dom nie wspiął się w kwiecie wieku ani na pół cegły wszelka wysokość raz na zawsze dana a punkt widzenia z wszystkich stron od sedna sprawy jednako odległy a nurt wydarzeń ??tylko po kolana stukocze serce jakichś tam społeczeństw gdy chodzą tędy starzy?średni?młodzi lecz czort wie o co w tym chodzeniu chodzi ktoś kiedyś Ziemię ruszył ??więc się przedsięwlecze na tej ulicy żaden parkan z doskonałości pionu nie uroni źdźbła bramy na baczność sterczą w wojskowym ordynku półksiężyc deszczem wzbiera jak rozbita barka a słońce raz wstrzymane słupem żaru trwa – ??pręgierzem pozłacanym w błotnej studni rynku tutaj nawet martini pije się do dna... 19?20 IV 97 18 pochwała dystansu mówisz że trzeba żyć, a nie stać z boku pytam: czy można w zamęcie cyklonu zrozumieć spokój odwiecznych wyroków? czuć przestrzeń dźwięku w samym sercu dzwonu? jeżeli toniesz, myśl twa nie zachowa olśnień potęgą morskiego żywiołu na karuzeli trudno wyrokować o stabilności lądów i cokołów ten który spłonął, nie jest bogiem ognia ten który umarł, nie jest śmierci panem gdy tylko żyjesz, coś tam tracisz co dnia gdy patrzysz w życie, coś tam ci jest dane! 15 II 92 19 erotyk uniwersalny żyjemy ? ??póki gwałci nas powietrze tam i z powrotem porusza się w krtani wybucha w płucach zapładniając głodem przez długie lata namiętność swą syci gdy nas porzuca ??jesteśmy zużyci w proch się obraca perwersyjny ogień 28 III 96 20 alfa przerzuć pasemko wiersza nad głębiną drogi niech po nim przemkną nieznani wybrani jeśli nawet dźwigają najbujniejsze skrzydła do startu jest niezbędny choćby pył pod stopą ziarenko ognia grudka żywej wody ten punkt podparcia ? ??prawiekowy kłębek co przez stulecia snuje nitkę ruchu 17 VI 98 21 w punkcie twe zmienne krajobrazy cofają się chyłkiem za najbliższą przecznicę za odległy detal niosą okruchy czasu w zakamarkach murów minione twarze w oknach na zawsze zamkniętych radosne urodziny osób dawno zmarłych zapomniane dzieciństwo idących u boku tyle BYŁO pejzaży gdy ty tutaj JESTEŚ to nie czas jest ruchomy to odchodzi przestrzeń a moje krajobrazy wyruszają w drogę ku widnokręgom innym ku jutrzejszym strofom niosą okruchy czasu w nawrotach pór roku z wciąż rozchylonych okien wiatr usuwa twarze i nikt już nie dogoni tych ram do portretu nie rozgości się drzewem na kroczącym gruncie TAM BĘDZIE moc pejzaży lecz ja TUTAJ JESTEM to nie czas jest ruchomy to ucieka przestrzeń 21 I 95 22 oko cyklonu obciążony balastem zbyt solidnych siedzib wlokący ślepe drogi od świtu po świt uwięziony w zdarzeniach toczących się kołem zaplątany w pór roku mechaniczny system czas przykuty do ziemi trwale naklejony na arkusz krajobrazu nie potrafi minąć a przecież już powinien być cokolwiek dalej zostawić głazy pierzyn i wiatr uwiązany do najbliższego płotu rzekę co najdosłowniej spoczęła w korycie by donikąd nie płynąć ptaka co swe gniazdo zasiedla docelowo ??jak mogilną klatkę czas osadzony w miejscu wszystkim tu dogadza zatrzaśnięty w zegarze, skostniały w bursztynie rozproszony po księgach od lat nieczytelnych zbytecznie ugodowy bo choćby i zamarł i tak dziś albo jutro PRZYJDZIE tutaj PRZESZŁOŚĆ! 5 III 98 23 płynne zwierciadło miasto spiętrzone falą w godzinie południa zaledwie kwadrans dalej jest tylko równiną nurt wartki przed północą lasem się zaludnia o świcie może minąć... lecz dopóki w tej rzece ścigają się chmury możesz szybować ??tonąc jeśli okien wieczornych ułowisz kontury zaczerpnij świateł dłonią i schnące od ciemności łąki na przystani tym światłem podlej jeśli uliczka jakaś pluszcze pod mostami bądź jej przechodniem nim się wynurzysz z tej wciąż nie oznaczonej na żadnych mapach strony w płynnym zwierciadle pełnym po brzegi strome zdarzeń minionych 25 XII 98 24 zaufaj... zegary bez wskazówek nie mylą się nigdy wszystkie chwile możliwe ukazują naraz ten kruchy zmierzch za szybą może być sprzed wieku jak również zapowiadać wcale nie najbliższą noc lecz na przykład stutysięczną z rzędu na wszystkich grobach świata winny stać zegary pozbawione wskazówek mówiące do żywych: zamieszkać w innym czasie to nie znaczy odejść zamieszkać w innym czasie można o pół kroku, na wyciągnięcie ręki nie tak znów bezsilnej... każdy czas znajdzie miejsce na twarzy zegara jeśli tylko nie zechcesz ranić jej tą strzałą która twą własną porę boleśnie wyznacza zaufaj lustrom skierowanym OBOK ukażą więcej niż się zwykło sądzić wielki tydzień 27?28 III 97 25 ballada A-4 biały prostokąt to jest taki potrzask na który nie ma zaklęcia ni rady grzęzną w nim słowa skazane na odstrzał z ołtarza blatu do czyśćca szuflady biały prostokąt jak nagła zapadnia bez uprzedzenia na drodze się ściele tam w śnieżny ugór zapadają zdania i im bezsilniej tym bielej... tym bielej biały prostokąt bermudzki na stole powierzchnia mniejsza od najlichszej celi kto znakiem ciemnym na to wkracza pole demony budzi niedosytem bieli takiemu larum! takiemu to dramat! lecz perspektywę czas mu skrócić ciut... wiersz, odcisk buta czy od sosu plama dla białej kartki ??jednaki to brud! 12?13 I 98 26 fantastan zegar stracił rachubę wskazówka złamana wbija się w mięsień tarczy oleista struga NIL ??CZAS żłobi szyb windy w cielsku Lewiatana aż po widnokrąg studni... tak, wieczność jest długa szeroka i głęboka ? ??jak pewien filozof mawiał trylologicznie aż mówić zaprzestał by w osłupieniu czekać na jedyne Słowo zakute w ołowiany dogmatu majestat rok utracił rachubę pór skołował jesień wirem śnieżnych powodzi babie lato wywiódł aż po wiosenne wschody krokusowych rzesz maćku w koło trwa wieczność zbiór czasów chór godzin więc twe durne pięć minut ??to jest wieczność też! 9?10 VIII 96 27 * * * mówią ??nasz czas przyspiesza na złamanie karku miga w źrenicach bezduszną torpedą ktoś mu boleśnie dotrzymuje kroku ktoś pozostaje na obrzeżach pędu hołd wam obrzeża wirujących epok nie punkty, ale okręgi odniesień czas się nad wami z hukiem przeistacza w coraz to nowy rok, wiek (wieki wieków) konfetti ??popiół ??znicz ??róża ??konfetti pląsy kuligów, piruety żagli jeszcze za dorożkami nie zamknięto bram a już Formuły I serpentyna cięta na skos na zatracenie polem?lasem w amok jedna dłoń kwietna dryfuje po łąkach druga żelazna iskrzy w trybach maszyn oko liryczne ??oko laserowe krwiobieg strzelisty ??krwiobieg niskopienny cięciwy deszczu, rozbicie kryształów styczniowych wiosny jak zielone bicze sierpnie toczone ku wąwozom chłodu wikłam się w krajobrazy, wydarzenia, wiersze coraz zawrotniej coraz dwutysięczniej I?V 96 28 Automagiczna 29 IQ 144 Równorzędnym cudowne dziecko rozrzuca zabawki tu hiperprzestrzeń tam mikroforteca wrony?anioły?orły stroszą pióra gdy dziecko miesza w chaosach w strukturach zabaw z cudownym dzieckiem nie polecam cud to perwersja cud to kontrnatura ciekawski geniusz wschodząc ??wstecznym lotem wraca przez zieleń w embrionalne fazy cud to powtórka ciągła (z każdym krokiem) czegoś co się nie zdarza ponoć ni dwa razy z dzieckiem cudownym wyjdziesz na idiotę gdziekolwiek wejdziesz (cud to kiepski azyl) powyższe dziecię wszechświaty na głowie ma w kształt wstęgi Möbiusa fantazyjnie spięte jednako egzystuje w niebiosach jak w rowie tyle razy stracone ile i poczęte! noc 16 I 96 30 prototyp oto maszyna do robienia wierszy średniej wielkości rodzaj nadajnika gdy wyłączona ??brak znaków szczególnych w trakcie działania ??kuriozum?unikat ni to krzyk mody, ni to anachronizm porównywalnych parametrów brak tu błyski laserów i łuczywa płomyk gry wirtualne w polu manufaktur zimny mechanizm co żarliwe kłótnie wznieca, kodując jedynki i zera pomiędzy harfy, bzy, sonety, lutnie w elektroniczno?lirycznych aferach oto maszyna do robienia wierszy skonstruowana przez Wielkiego Kpiarza Wzgórz Wiekuistych inżynierom ziemskim ten Pan Mechanik wciąż się czymś naraża! 13?14 XII 97 31 swawolo ma poezjo do zbawienia koniecznie potrzebna przymusowe wpędzenie do rajskiego sadu z ciepła przytulnych piekieł wygnanie na wiatr o grzechu urodzajny swawolna twa wola poezjo do stracenia nie mająca wiele chyba tylko codzienność tę (nie wartą dnia) świat bardziej płaski od kartki i blatu tłum nudziarzy jaskrawych i szarych wariatów poddajesz próbie blasku swawolna twa wola z łąk umajonych swą pieśń nad pieśniami cierpliwie wznosisz gardząc pośpiechu amokiem Ziemię ciężką od epok czynisz mi obłokiem i swawolna twa wola i twa wolna swawola krajobrazy wprowadza do oślepłych okien 17?18 V 95 32 rejs surrealny w szafie zimują zeszłoroczne śniegi ulewa mokre bicze w poprzek drogi pręży dziurawą łodzią płynę gdzie kart białych brzegi nad blatem stołu wschodzi głaz ??nie księżyc przez zerwane dno łodzi jak przez lód zwierciadła zerkają wodorostów zielone patrole gdy betlejemska Wenus ??madonna upadła nad blatem stołu kreśli aureolę tak płynie ??tonąc ??światło na uwięzi (zaklęte aureoli kręgiem gdzieś w pustkowiu) jeżeli nawet głaz wschodzi ??nie księżyc nad blatem mego stołu nie ma pory nowiu! 9 VII 94 33 widokówka z Parnasu ziemia ogień powietrze woda i co mi po tym stąd się raczej nie spada stąd nie da się wznieść wyżej widziałam z bliska tak zwany lazur i to jest siarka paliwo iskry bożej zidentyfikowałam tutaj historia Ziemi zatacza koło na czole erą mych strof i szaleństw czwartorzęd pierwszorzędny stąd się raczej nie spada stąd nie da się wznieść wyżej alkohol tango?mango efedryna i dym Wybrańcy bogów wzwyż zawirowani, Chimery strojne wydrążone trwogą, Kompas ich zmienny a stery bez granic. Dantejskim metrum oswajają pogoń Tłumnych obrazów, z których każdy rani Nie będąc domem dla wiersza ni drogą. gloria gloria gloria in excelsis rodeo pozdrawiam leżąc pionowo przemijając równinnie (koszt tej przesyłki określa rozporządzenie alfa: nadawca płaci wszystko adresat wciąż nieznany) 1 XII 94 34 psia ballada poetycka północ do świtu przedłużała trwanie w równinny pejzaż zima kołem szła księżyc prześwietlał rzek zastygłych granie wiatr świstał w gardle wyjącego psa tłum dzielił chleby w wieczernikach miast wojennych igrzysk płomień wzniecając niekiedy durnie szukali poezji wśród gwiazd od lśnień Centaura do mgieł Andromedy w ukryciu trwałam ostrząc groty piór a pies obok kły ostrzył ślinę tocząc z pyska aż wynieśliśmy z miasta wiersz... i chleba wór zostawiwszy tłumowi gwiazdy i igrzyska noc 19 IV 93 35 ego?istota to nie jest przypływ mistycznego morza to nie mozaika nadrealnych znaków gdy inni śledzą lot ptaka w przestworzach widzę przestworza uwięzione w ptaku jest ciężar ziemi w zwiewnych płatkach kwiatu prehistoryczne w oczach zwierząt tonie jest cząstka świata lustrem wszystkich światów z litery pierwszej poznasz księgi koniec i choćbyś wzrok odwracał nie dając mi wiary w mych poszukiwań gwiazdę wątpił pomyloną znajdę punkt docelowy gdzie wszystkie zegary spieszą się w nieskończoność 24 III 91 36 terrarium gdy zeszłam do terrarium wszystko tam było jak trzeba słońce przygotowane od kilku milionów lat przodkowie z oceanów wybiegli zdobywać ugory przodkowie latający uznali wygodę klatek zasiedliśmy pod kloszem by wróżyć z orlich jelit do zmagań ze szklaną kulą zdałby się tylko kamień już w czas Wielkiego Huku ktoś mnie dokładnie przewidział miałam spożywać chleb igrzysk, oddychać od słowa do słowa nie byle co z byle czego zdarzyło się w czas stworzenia nie byle co z byle czego czynię kolejny raz gdy zamieszkałam w terrarium kamień już powstał i był tam wszyscy go podnosili więc wymyśliłam nieważkość wszyscy jak on milczeli więc wymyśliłam dźwięki ale od słowa do słowa oddychać ??oznacza brak tchu nie opuszczę terrarium póki zdań nie przedłużę poza schron grawitacji, poza powietrza schron wtedy finalnym gestem pozbawię czarną kulę dwóch niepotrzebnych biegunów i zbędnych czterech stron 12?13 I 98 37 szalona w krainie landrynek lirycznie komercyjnym Izoldo umajona w stylowych zwierciadłach ćmo?iskro pląsająca na skos i wokoło zamiast miodem mnie poić bym wiersz twój wzniosła na Parnas dajże mi nimfo w spokoju uprawiać ten kamieniołom! Heloizo nadobna niecierpliwa zwinnie już w świetle kandelabrów ckliwą ćwiczysz pozę a przecież jeszcze nie wiesz czy słów twych gnuśne linie uczynię serpentyną lontem czy powrozem liryki komercyjnej Afrodyto gładka wonna jak rum swe fajerwerki wzniecam tylko w izolatkach zbytecznie wzywasz tłum a z tłumem ekranowo?głośnikowa armia bossowie sponsorowie i prasowy organ. Nie czas na kurtuazję ??żegnam Lauro twój jarmark potrzebna mi pustynia do mych fatamorgan! 29 I 95 38 towarzyskosć Na Tysiąclecie Gdańska tak, tak się zjawię na owym bankiecie przytaszczę monstrum?kwiat jak konar dębu będę gość ??psia kość niezgody w dom ten tak, tak zasiądę na prażonych koksach będę wymyślać swoje dyrdum?hopsa całkiem precz od was będąc, całkiem hen obły gospodarz do harfy się klei suszona nimfa toczy garniec ścierwa tak, tak tu można czule się rozerwać na sto sonetów i ćwierć epopei abrakadabra w kandelabrach i... ...zjawia się stwór zmyślony od ogona do głów ma grzbiet bardziej skrzydlaty od słowiańskich orłów wzdłuż trampoliny grzbietu superstruna drży odtąd już nie ma wyjścia choćby w pełnej gali wystroili mnie w dyby muszę miarę przebrać tutti frutti di mare, mariackie safari do patyny cekiny z fałszywego srebra a że mnie nieopatrznie tutaj zapraszali nobliwym gościom na łeb leci manna z cebra II?V?VI?IX 96 39 ballada destrukcyjna zanim się deszcze rozsypią po stołach zanim mróz skuje powierzchnie obrazów nim wiatr przetoczy zegarowe koła wnętrza przedmiotów zgłębi czarny pazur z twych marionetek sypną się trociny śrubki sekretne z wehikułów mowy blask ujdzie z lampy, z barłogu sprężyny pies ci zostawi obrożę i skowyt uwolnisz plagi, ożywisz słowami nie bacząc na to jakie żniwo zbiorą byle się wizjom twoim poddawały dwudziestowieczna Kasandro – ??Pandoro! 19?20 VIII 97 17 I 99 40 Zielna?Ognista l. lato złotą monetą kołuje po drogach chowając w cieniu srebrny rewers zimy wszystkie owoce toczą się do morza bo jest dojrzałość wystąpieniem z brzegów nieuniknionym przebieraniem miary strunę upału rój owadów trąca oburącz zgniatam dziki nadmiar skrzydeł przewagę lotu nad kierunkowskazem tak wicher wiążę hermetyczną strofą aby powstrzymać żaglowce jesieni 2. madonna zielna z piórem pawim piętno cierniowej aureoli we wrzących strugach deszczu pławi purpurą żłobiąc rynny dolin 3. lato staje przed lustrem i widzi bezlistność lustro zamarza, brązowieją ramy pęka powierzchnia, czernieje przerębel wypływa ryba listopadonośna w sieć drobnych pęknięć wikła się, szeleści spadają łuski z wysokich gałęzi lato się cofa poza obręcz światła aby powstrzymać inwazję zwierciadeł 4. madonna z lampą Aladyna niesiona przez kolejny przypływ w stroficznych wirów serpentynach płomienia chwyta się jak brzytwy 5. bo jest dojrzałość wystąpieniem z brzegów przewagą lotu nad kierunkowskazem... noc 4 XI 96 noc 7 I 97 41 Małgorzacie ??bez tytułu tak pogrążona w sobie przepływasz jak fantom mijając drzewa, ludzi tak wzdłuż czasu ściany po omacku błądząca zimnych świateł rampą odgrodzona od zjawisk wiatr ciszą spętany tak na palcach, tak zwiewnie miękko wchodzisz w obłęd ostrząc miecz kolorowy spoglądam z ukosa chcąc rozciąć tego węzła granity i ognie wśród których pląsasz naga szronna, luto?bosa a tenże twój Mefisto ??bóg mistycznych ciemni to dla mnie tylko kuglarz z ogonem ze słomy. Patrz, mała, jak jesteśmy durni (choć tajemni) gdy nad nami skalistych więdną chmur ogromy... 20 III 93 42 Marzenna i ja i świat patrzymy w sufit. pisarskie spotkanie to do patrzenia w sufit świetna aura ktoś sugeruje brać się za sprzątanie a my na laurach do szpiku na laurach trzy moje książki w twych papierów stercie trzy twoje książki w moim bałaganie choćby nasz pokój sprzątać przez stulecie z tych sześciu zbiorów i tak coś zostanie Marzenna zmienia świat w balową salę miga w zieleni kroplą amarantu ja nitkę autostrady nawijam na palec by jej się pod nogami nie plątała w tańcu ktoś proponuje pakować szpargały bo jest autobus dwunasta czterdzieści. ależ do końca dziejów byśmy pakowały! gdzieżby kuferek świata zdołał TO pomieścić... 13?14 IX 98 43 nasz portret zawsze bywałeś poboczem mej drogi wiem, bez pobocza wszystko błądzi polem lecz brak konturów to przywilej bogiń tu opór granic musi boleć więc do krwi rzeźbię ??cóż że z plasteliny cóż że z papieru gdy taki nasz portret jakby w toń płótna opadły lawiny jakby zabiegło drogę zwarte stado fortec w pole bitewne portretu ??od frontu z sąsiednich koszar regiment nadciąga a kwiaty papierowe wśród scenerii Boscha drżą na łodygach z zapalonych lontów o wiele żywsze od tych, co na klombach! 23 III 96 44 wczorajsi... moich wczorajszych rówieśników w zmurszałe ramki wpędził cofający wiatr niczym tłum z fotografii w zamkniętym albumie wciąż od nowa wstępują do tej samej rzeki wręczają sobie kwiaty sprzed tak wielu lat że tylko czarno?białe unoszą bukiety czasami w pełnym słońcu wieczorki przy świecach oferują... z wierszami tak przedwczorajszymi że jest w tym wszystkim coś z archeologii moich wczorajszych rówieśników raz do roku odwiedzam w tłocznej piaskownicy by po dyskusjach ene?due?rabe na dłuższy okres odejść bez języka 1?3 IV 97 45 deszcz ??wtorek ??czerwiec nie umiałabym nazwać WSZYSTKICH kropel deszczu tylko kilka więc będzie nieanonimowych choćby ta szarobura co spadła na kartkę rozmazując wyrazy już i bez niej mgliste ta czarna która topi małego owada błękitna ??kątem oka zatrzymana w biegu i jeszcze ta różowa co na blacie stołu łącząc się z iskrą wina tworzy ciepły łuk potem już tylko klęska urodzaju kropel ulewa bez imienia bez miejsca na Ziemi Białej ??w kuleczkę zmiętej szeleszczącej ciszą bo wartki diablik wiersza tkwi w szczegółach prozy wyprutych z nieprzejrzystej materii wydarzeń jak kamyk uwikłany w swawolę obłoków jak staw smagnięciem bicza zamieniany w strumień 30 VI 98 46 raport o stanie zastanym społeczną użyteczność mą określa angaż na czterdzieści sześć godzin w skali tygodniowej pozostałe godziny nie są użyteczne przezorne społeczeństwo zbywa je milczeniem po godzinie piętnastej mogę bez konfliktu iść precz w bezużyteczność na użytek muzy po godzinie piętnastej problem być lub nie być staje się tak prywatny że przestaje istnieć w dni ustawowo wolne nikt nie nakazuje społecznie użyteczną być ??więc piszę wiersze wskutek czego nazajutrz w miejscu zatrudnienia mam znikomą świadomość praw i obowiązków otrzymuję za przerwy pomiędzy wierszami ekwiwalent pieniężny opodatkowany sarkofag owocuje dochodem i stażem życia nikt nie wymaga (pal sześć z tym mirażem!) 1 X 95 47 uwikłana na mgnienie nie kryję głowy w piasek ??chcę znać dalszy ciąg absurdalnej fabuły którą los rozpętał lecz chociaż dla zasady nie umywam rąk bezsilna ??coraz częściej bywam obojętna śni szczebiotka naziemna o kosmicznych gniazdach typ z watą w uchu drąży melodyjność frazy kolekcjoner bezruchu ciągle trwa w rozjazdach ślepiec palcem na wodzie maluje obrazy wyznaczam rytm ich krokom, uplastyczniam cienie lecz wikłam się w ten przepływ jedynie na mgnienie w skalistych labiryntach nie czekam na owoc co każą zapamiętać ??umiem w mig zapomnieć wiek dwudziesty mnie gości tylko tymczasowo ten nieurodzaj wkoło nie należy do mnie! 11?12 I 95 48 Satyroidalna 49 sabat wariatów swojskich aria na alt pól basa koka i coca?cola od sasa do parnasa sodoma i gondola orgia na sto fajerek plus?minus WR?blues EB, RP, OBerek muzyka muz aria na siedem grzechów błogowstawiona bosa poddanka branka fanka erosa i etosa spod ziemi między swemi wschodząca farsa z marsa pociecha lecha czecha rusa sawy warsa aria?nana?górska maniana wena?bis morena bezdenna plenna lechicka pollena zbożna zdrożna miękkoramienna balladacznica neptunnej świtezi pragnie strzec i rozmarynistycznie na dnie swoim lec! 5?6 X 94 50 w porządku nie jestem, proszę państwa, aż tak odlotowa jak by mogło wynikać z wstępnej ekspertyzy doświadczenia życiowe mam przyziemne zgoła: staram się nie wysiadać z pędzących pociągów nie patrzę w telewizor gdy wyłączą prąd wiem że jak gdzieś tam dzwonią trzeba mówić „halo” iż wiosna jest radosna wiem też nie od dzisiaj bez nadzwyczajnych natchnień wiersz ten napisałam czytam go sobie czytam (ma się tę cierpliwość) Pani, gdy chce, potrafi stłumić fanaberie. Pisać fajnie?zwyczajnie niech się pani stara. w porządku... ...więc na państwa specjalne życzenie umieszczę wszystkie słońca w lampce na baterię skieruję do naparstka wodospad Niagara! 25 XI 94 51 niektórzy wydaje się niektórym że bez nich mnie nie ma bez ich jazgotu milknę wiekuiście bez ich głupoty tracę rozeznanie bez ich macania wpadam w bezcielesność ??jeśli nie z nami no to Z CZYM do ludzi?! ??bez nas to istny koniec twego świata! półpiśmienni się trapią o jakość mych wierszy a głuchoniemi o poprawność tonu zdaniem leżących daleko nie zajdę martwych zaś martwi moja nieżyciowość samobójczynią względnie masochistką zwą wyproszeni i nie zaproszeni ??bez nas cię ziemia ni chwili nie zniesie! ??bez nas ci na łeb gwiazdy spadać będą! tymczasem bez nich żadnych wojen gwiezdnych planetoniczność jak wielki rym nie dość że manna ??to jeszcze hosanna niektórym znów się roi że to dzięki nim! 6?7 I 97 52 erotyk pracoholiczny moja praca wymaga portek nie do zdarcia polisy od wypadków i kofeiny na życie narzędziem pracy jest krzesło – ??czyli płaszczyzna tarcia odcinka lędźwiowego po gwoździach i aksamicie jestem sobie tak zwany redaktor ??czyli zero stawiające przecinki w mądrych akapitach podczas gdy odśrodkowo kręcą mnie w bolero wielostroficzne spazmy fraz świętego Wita muzy wzmagają orkę sadów niskopiennych więc kiedy o piętnastej strzela pąk zenitu mam w lirycznych papierach balans popromienny iskry z segregatorów i drzazgi z sufitu moja praca to zębów zgrzytanie... i jeszcze pętelka do wiązania rąk by w fazie transu portek z nagła nie zrzucić i nie zgwałcić krzesłem szyby za którą widać pejzaże awansu 29 II 96 (dzień dodatkowy roku przestępnego) 53 wehikuł czasu „Święta ziemia, co nas nosi, święta ziemia, co nas znosi” Z Kabaretu metafizycznego Manueli Gretkowskiej na jednym ponoć wózku, koleżanko z biura jedziemy do Europy uczcić koniec wieku patrzę w tył nostalgicznie kędy słońce wschodzi ty zaś wzrok wybałuszasz tam, kędy zapada opowiadam ci baśnie z życia służb specjalnych kiwając się na słomie w rytm Johny Walkera gapią się na nasz przejazd krowy niskodojne owieczki kołtuniaste, bezjajeczne kury z opłotków mknie z wykładem ekshibicjonista lecz cofa się z powodu nazbyt elitarnych fiksum?dyrdum polemik w kwestii dróg do NATO tudzież w temacie kursów światowego banku po obu stronach trasy świątki, hamburgery mordownie, gabinety fizycznej odnowy znajoma z biura chłonie Inny świat Herlinga ja zaś metafizyczny Gretkowskiej kabaret gdzie w półmrokach zachodu odnajduję zdanie: „nie można całą dobę funkcjonować na żywca” fakt, ścina z nóg maligna, stres i Reisefieber drogi to i szmatławy szmat drogi do raju 8?9 XI 95 54 urok małych ojczyzn kwadrat pokoju ??niepokoju okrąg buty siedmiomilowe: spacer okno?drzwi buty ośmiomilowe na rajd winda?schody buty dwustumilowe: trasa parter?pułap kwadrat balkonu bal kondygnacji poniżej powyżej maszt zbiorczych wizji – ??zastrzyk z drutu w miąższ chmur jeśli otworzysz oczy masz pejzaż na mur?beton jeżeli oczy zamkniesz masz mur?beton by night ...a zwyczajni pracują piwo warzą, spółkują Bogu modły serwują wiodą dzieci i psy czasem na płótnie lub w druku artysta zrobi im kuku. że też mu nie wstyd szaleć gdy mała ojczyzna śpi (!) 96 55 nostalgia za siedmioma górami lat siedemdziesiątych za siedmioma rzekami gierkowskiego landu wielu poetów wzeszło decyzją odgórną orbitują do dzisiaj całkiem nie z tej ziemi roszczenia księżycowe, kosmiczne pretensje do historii, pogody i ekosystemu Czarnobyl im do kości zakłócił natchnienia a muza z wolnym rynkiem ma układ na bakier seryjne motylice z amatorskich klubów wpełzły w dom rodząc dziatwę trąconą przełomem szemrze toto marudnie, porykując z nagła: ??ruszaj stary na giełdę, pióro nie interes! a przecież w realbaśni, zaledwie przedwczoraj hej, płacili?kadzili na lirycznej niwie przyziemny lot przyjemny bywał dla autora pisało się na przemiał długo i szczęśliwie! 19?20 IV 96 56 bankiet okresu przejściowego (refleksja z dyskusji w piwnicy „Żaka” w dniu 23 III 93) gosposia?śmieszka, robotnik piszący piwna marzanna, bard wolnego rynku i urzędniczka kosmiczna po grób przy rozwodnionym drinku w takim to gronie żyjąc, pijąc, gnijąc wiedziemy dyskurs... cieć camela pali za oknem autostrady donikąd się wiją i pierwszą gwiazdką błyska kapitalizm zawiane miss polonie snują się bez twarzy bezrobotny za miedzą pogwizduje z pańska dyskretnie wzrasta wierszem z rozwalonej bazy nadbudowa niebiańska 26 III 93 57 dywagacje cząsteczki X studzienka odpływowa u skraju chodnika na żeliwiastym ruszcie dogorywa bukiet przechodnie taszczą światy z podejrzanym hukiem w makrostrukturę zmierzchu cząsteczkami wnikam oskar! mkną dziwki ślizgiem po filmowych kadrach zatrąbił limuzyniarz z komórkowca strzelił slang, co diabli nadali to anieli wzięli ropieją aureole niczym w zadzie zadra na zielonych pastwiskach Parnas?Kocborowa żebrak pogryza Owoc Wiadomości Złego i choć neonów przypływ ubarwia nam ego nad łbami pomrocznieje studnia odpływowa --- 20 VI 97 58 Konkretna znów dyskutuje o rzeczach ostatecznych przeczucie końca świata wciąż Konkretną dręczy: ??Powiedzże mi po ludzku dlaczego prorocy gadają tak zawile jak (za przeproszeniem) poeci istny obłęd, co krok metafora czym anioł ma dąć w trąbę skoro nie ma płuc? gdzie gwiazdy spadać będą skoro każda jedna stokroć większa od Ziemi? a dnia i godziny trudno nie znać ? ??kalendarz i zegar ma każdy! sprowadź mi normalnego co by w prostych słowach niczym dziad do obrazu rzecz wyłożył zwięźle tylko na litość boską nie z twojego grona (ten od Apokalipsy to też nie prozaik!) 2 X 94 59 Tamta na dobrą sprawę brałbyś Tamtą w obrót raz na pół roku z górą raz na kwartał przez resztę czasu trzymał w dobrym zdrowiu karcił jak senior podglądał jak smarkacz sześć godzin obrad i ten żar za szybą Tamta w pijalni soków i na skwerze Tamta ponownie cóż ci da ten widok w sali posiedzeń (ni wstać, ni poleżeć) sześć godzin obrad w auli zwierciadlanej herbatkę czynią bo u wrót listopad dziewiąte okno w trzecim rzędzie z prawej siedziba Tamtej dno czy areopag? sześć godzin obrad... cichnie sesja gwarna podpis, protokół... i już tylko jesień na szczęście Tamta (nieprotokólarna) wychodzi z baru znów masz punkt odniesień! 1?3 VII 98 16 IX 98 60 trelefikcja p. Walendziakowi w mass mediach masło ma słodki kant a margaryna amarant a randkę ma amantka Maryna a amant dandys?frant pal sześć na siedem a palmowych niedziel nie dziel na napalmowe i palmolive Bill, Michael, Tina da capo al finał seri/alAl/aska hit and HIV zatory torów i sen seniorów w senacie demoliberalingwista des, d, De Mono zagra za zasłoną lud patrzy na trzy zmiany bicie piany sodoma ??sadoma?sochizm i zmagania mas (a historii bujność rubensowska) serial Al Capone da capo al koniec za pic?mamonę Oskar! 14 IV 96 61 niechże Belzebub powie! hej przeleciał pegaz kalinowy przełaz pod włos orkanu poszło w drzazgi powietrze utkwił w furtce nieba wytrych kormoranów żmije zygzakiem rosły w pion błyskawic, drzewa pełzły w krzakach niechże Belzebub powie tym poetom ??won! bo przyrodę przerodzą w lunapark hejta?wiśta w cwał muza w prążkowanych rajtuzach szarpiąc blaszaną struną gna po sierpniowych groblach (ani chybi do Nobla) runęło leśne runo (!) inni w diabelskich młynach na werblach, tamburinach hejże nadawać ton aż jęło zacne miasto wibrować kopulasto ...niechże Belzebub powie tym poetom won! 13 VII 96 62 nekro?mikro gdy raczy umrzeć pisarz podobno jest to strata s-trata ta (zagrzmią fanfary) jest niepowetowa ? ??na wiwat nie czas już strzelać tylko upoważnieni mają prawo wydalić salwę na wiatr, a ja posłucham Oficjalnego co sztywny jak sam trup przemowę rzuca z głowy dwa i pół metra w dół idą panny żałobne z usteczkami w ciup cyklicznie łezkę roniąc co krok, co kroku pół a z pisarzem nie koniec igra na bożym łonie w lazurowej zatoce piórko mu się migoce! dołem zaś kawalkada identycznych jak on znicze, ordery, jesienne liście ??jest literacko i wiekuiście z obiegu nikt nie wypada i nagle najgorsza z kar dotyka nieśmiertelnych chyłkiem nam grabarz zmarł (był to ostatni czytelnik) 31 I ??1 II 98 63 umiejscowienie w miejscu można stać, dreptać albo w znieczuleniu miejscowym być, mieć wszystko na właściwym miejscu wykupić sobie miejsce cmentarne i sprzedać póki jeszcze dla niebios jesteś zamiejscowy w zdaniu ktoś pieprzy w bambus ma miejsce stwierdzenie że czynność nie na miejscu lecz precyzja wielka co (prawdę powiedziawszy) z niniejszym utworem kojarzy się w tym miejscu kojarzy się z miejsca! noc 8 XII 98 64 paragonitwa Gedania ??neonowy York golf na polu golfowym mierzę zdobiąc bazar a w paczce chipsów słonko ??premiowany bon sto gram wygram czy dwieście hazard! Gedania ??Monte Carlo szyk Koło Młodych się kręci i nęci i zgrzyta tu wiersz na deser, tam znów płciowe danie ekstra dużego owocu doznanie o jogobella! o le! bela vita! Fundusz Ochrony Zabytków ??pięć groszy złożę na mur wam darz bór! jak miasto poetom tak poeci miastu! prorok zza grilla łeb wytknął, ujrzał mnie, jęknął o, kurwa! (co nie jest zgodne z prawdą od lat przynajmniej piętnastu) dziś... jak tu od imperium obniżyć podatek dumam, więc mnie Europa instruuje krótko ? ??nim odejdziesz od kasy weź paragon fiskalny boża krówko słowiańska, ośla niezabudko! 29?30 I 99 65 Flirt z kalendarzem (dodatek nadzwyczajny) 66 bzdurka z wiosennego podwórka marzanny zatopione odpłynęły w eter z cepeliowskich pisanek lęgną się pisklęta jeszcze tylko choinkę przystraja w lametę pani A.N. ??ta zawsze jest z innego święta ona się bawi w wyobraźnię a w krąg czułe poetki falbankami kwitną i politycy rządzą jakoś raźniej taka ich (niech to licho) wiosenna ambitność doliną?górą z wierszem biegnie juror w dziewczęcych snach wariaci jak wschodzące słońca skaczą łukiem z parteru na błękitny dach 24 II 94 67 ona plecie o lecie poetki owocują czule pod lipami nie szykuje się żaden polityczny szczyt u wariatów dożynki ??upał zmysły mami pod namiotem bez klamek słychać kosy zgrzyt na rozpalonych plażach ta z innego święta z kreacji karnawału otrzepuje śnieg ptasich jurorów do odlotu wiodąc marzanny wskrzesza z dna wyschniętych rzek 26 II 94 68 niecodzienna bujda jesienna pani A.N. (co zawsze jest z innego święta) z pierwszomajową flagą brnie w zeschniętych liściach czułe poetki liczą zmarszczki na sukienkach wejście na świecznik bada polityk bez wyjścia wariaci tak zgnuśniali że trudno ustalić któremu piąta klepka rozmokła w ulewie wokół listopadowo i mglisto?matowo nad wszystkim czuwa juror co wie że nic nie wie ranek 26 II 94 69 rymy zimy na życzenie poetek spadła pierwsza gwiazda wariaci z zimna znormalnieli kulig wyrusza w jasełkowej scenie dostarczam bukiet Matce Boskiej Zielnej pędząc saniami na wniebowstąpienie rządzących elit juror bada na boku te cztery pory wyskoków (szykuje się reprymenda) tymczasem nad ziemią i morzem Szalony Koziorożec rozwiesza nowy kalendarz 26 II 94 70 Spis treści pejzaż bocznicy w poruszeniu nagłym Makrowizyjna u progu świetlana przyszłość inwazja oda do rzeczywistości * * * (tłum ??wierzchnia warstwa ziemi) konkrety i magie demontowanie demona turbo gdy poeci sobie poszli Ziemia ??rodzaj żeński balanga Baala owaki pejzaż pochwała dystansu erotyk uniwersalny alfa w punkcie oko cyklonu płynne zwierciadło zaufaj ballada A-4 fantastan * * * (mówią ??nasz czas przyspiesza) Automagiczna IQ 144 prototyp swawolo ma rejs surrealny widokówka z Parnasu psia ballada poetycka ego?istota terrarium szalona w krainie landrynek towarzyskość ballada destrukcyjna Zielna?Ognista Małgorzacie ??bez tytułu Marzenna i ja i świat nasz portret 71 wczorajsi deszcz ??wtorek ??czerwiec raport o stanie zastanym uwikłana na mgnienie Satyroidalna sabat wariatów swojskich w porządku niektórzy erotyk pracoholiczny wehikuł czasu urok małych ojczyzn nostalgia bankiet okresu przejściowego dywagacje cząsteczki X Konkretna znów dyskutuje o rzeczach ostatecznych Tamta trelefikcja niechże Belzebub powie! nekro?mikro umiejscowienie paragonitwa Flirt z kalendarzem (dodatek nadzwyczajny) bzdurka z wiosennego podwórka ona plecie o lecie niecodzienna bujda jesienna rymy zimy