LESZEK ENGELKING MISTRZYNI KALIGRAFII I INNE WIERSZE 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 4 POLECENIE SLUŻBOWE Go, my songs Ezra Pound Idźcie na miasto, dalej, moje wiersze, Żywo, hultaje, przynieście tu wina, A pamiętajcie, że ma być szlachetne. Zwędźcie gdzieś ciasta, owoce, bakalie I podsłuchajcie śmieszne dykteryjki, Sprytne zagadki, sprośne anegdoty Albo mrożące krew w żyłach tragedie, Byście wieczorem miały o czym śpiewać. Lecz nade wszystko sprowadźcie Hermnionę, Rozchichotaną małą rozpustnicę, No wiecie przecież o kogo mi chodzi, Tę z haftem złotym... No?! Co za tępaki! 5 ANIOŁY STAŁY NA RODZINNYCH POLACH Powietrze tak zgęstniało, że nawet anioły padają jak muchy. Klepsydry przyklejono do firmamentu. Boję się otworzyć kran, boję się, że zamiast wody popłynie krew aniołów albo moja. Otwórz wreszcie kran albo drzwi. Na progu stoi anioł, który jest trupem, anioł w bryle powietrza, w grobowcu. Otwórz mu swoje żyły na oścież. Ostatnio klepsydry przykleja się do firmamentu. Taki nowy zwyczaj. 6 POWIEŚĆ W LISTACH Listy otwarte mogą być zamknięte w szczelnych szufladach. Listy zamknięte mogą być otwarte. Listy żelazne mogą być łatwopalne. Listy lokatorów mogą być listami gończymi. Listy wyborcze mogą być albo nie być (Hamlet, opera buffo). Listy obecności mogą być zbędne. Nieobecni i tak zawsze maja szczęście. 7 *** Od tego się nie umiera więc żyjemy dalej, zabici nie na śmierć. Od tego się nie umiera, więc liżemy rany, nawykli do smaku krwi, ropy i pustki. Od tego się nie umiera, więc umieramy w końcu, posłuszni, od czego innego. 8 *** I cóż mam z tobą zrobić, moja nienawiści, skoro zabijać nie mogę i nie chcę? Chodź, wyjdziemy z domu i będziemy śmieszni. Będziemy miotać kamienie przekleństw, będziemy zadawać ciosy pytań retorycznych, będziemy wznosić piramidy okrzyków. Będziemy śmieszni. 9 *** Rosjo leniwa i niechlujna, garbate chaty i majdany, bólu pijany, rozchełstany, rozpaczy nieustannie czujna. Skąd mi się wziął ten zryw tęsknoty? Cóż mi rosyjska put'–doroga, cóż mi rosyjski Bóg–nieboga i los – jak straszny sen idioty? Nigdzie nie jestem mniej w ojczyźnie, wolę od ciebie inne kraje, a jednak ciągle mi się zdaje, że krwią i łzami pamięć bryźnie, gdy jej pozwolę zerwać pęta, gdy jej przypomnieć cię pozwolę; po pustej ziemi jak po stole tęsknota toczy się przeklęta. 10 *** Z głębin mojej Azji wyłania się horda cuchnących koczowników. Mówią językiem, który mi coś mgliście przypomina. Wykrzykują gardłowo ciągle te same wyrazy. Ich kobiety warzą przy drodze strawę i patrzą na mnie wilkiem pustynnym. 11 *** Czas przypomnieć blask słońca na rynnie, Co w upale drzemała bezczynnie. Czas przypomnieć tramwajowe tory I na szynie – liść na szkarłat chory. Czas przypomnieć, czas w sobie rozboleć Jakiejś zimy minionej gołoledź, Jakiejś wiosny minionej i słotnej Zapach jezdni – po deszczu wilgotnej. Choć smagają, gotowe zbalsamieć Tamta dawna ulewa i zamieć, Tamten dawny blask słońca na rynnie, Co w upale drzemała bezczynnie. 12 *** W nieznanym mieście, w którym zabłądziłem, Nagle ujrzałem zamierzchłą cukiernię, Te same lampy i jaskrawe światło, Nie wypłowiałe przez te wszystkie lata, Ten sam kontuar, fotele, stoliki: Udzielne księstwo szparkiej kelnereczki (Jej drobnych draźniąt dotykałem we śnie) – Pachniała żądzą, ciastkami i piwem I już z daleka przeczuwałem zapach. Ten sam gwar miasta, ten sam zmierzch sierpniowy, Po którym przyjdzie ten sam, dawny, wieczór, Ta sama sadza na tej samej szybie Tych samych drzwi, lecz kiedy je pchnąłem, Pogasły światła. 13 EPITAFIUM RZYMOWI Na motywach cudzego sonetu Przybyszu, który oto Rzymu szukasz w Rzymie, Nie znajdziesz w Rzymie Rzymu, tylko Rzymu imię. Rumowisko, gruz, popiół, stłuczone kolumny, Rozwłóczone fragmenty jak trupy bez trumny. Oto Rzym! Chciał Rzym zdobyć świata okrąg cały, Więc musiał Rzym zwojować, by dojść pełni chwały. I stał się Rzym igrzyskiem płomieni i dymu, A teraz Rzym wyrasta na popiołach Rzymu. I będzie ten Rzym nowy też Rzym miał na imię, Choć nie znaleźć nikomu Rzymu w owym Rzymie. Już tylko zmienny Tyber, jak swe wody pędził, Tak pędzi je niezmiennie, bo czas go oszczędził. Niewzruszone czas ruszył, dążąc w swoja stronę, A to, co w ruchu było, trwa nienaruszone. 14 *** Kiedy człowiek w odpowiednim stopniu pochłonięty jest jakąś myślą, przywabia Umarłych, tak jak wysokie i ostre przedmioty przyciągają energię z atmosfery. Jakub Deml Spotkałem Jana. Wiedliśmy rozmowę na pomoście jakiegoś starego tramwaju (takie jeździły jeszcze w latach sześćdziesiątych, od remizy do sądu, ulicą Piekarską). Mówię mu wreszcie: „Ty przecież nie żyjesz”. „Tak – odpowiedział zapatrzony w niebyt. – Tylko przypadkiem nie rób z tego wiersza, spotykanie umarłych, we śnie czy na jawie, tyle już razy było opisane”. 15 UCZTA Wysyp proso pieśni, Przybiegną do niego zmarli – Łakomi, wygłodniali. Postaw miseczki przed nimi, Niech piją piwo pieśni, Niech je łapczywie chłepcą. Spuść ze smyczy psy pieśni, Niech teraz one ucztują, Żarłoczne trupojady. 16 KAMIEŃ W WODĘ Nadejdzie morze, wygładzi kamienie – kamienie młyńskie, kamienie u szyi, nawet kamienie do cudzych ogródków, Nawet kamienie obrazy będą gładkie, coraz gładsze, aż znikną. Nie oprą mu się kamienie probiercze, kamienie milowe ani węgielne Nadchodzi morze, idzie mi naprzeciw i delikatnie liże moje stopy. 17 *** Nocą, kiedy zostaliśmy sami, zapytałem morza: gdzie jest wyspa Ocolora, którędy tam dopłynąć, gdzie jest wyspa Bimini, gdzie Mag Meld, gdzie Ildatach, gdzie jest wyspa, na której tańczą zmarli? A morze nabrało wody w usta. 18 WIGILIA Śniegowe płatki wirują za szybą, Kto się w nie wpatrzy, ten zobaczyć zdoła, Jak śnieg się staje drzewem albo rybą, Twarzą kobiety lub skrzydłem anioła. Dziś w ciszy świerków rybia cisza będzie, Ryba zaś ćwierknie, miauknie lub zaszczeka, Wilk zaskowyczy do wtóru kolędzie I skowyt zabrzmi jak lament człowieka. A my siądziemy do śnieżystych stołów I porzucimy słowa nasze wilcze. Będziemy mówić językiem aniołów Albo milczeniem archaniołów milczeć. 19 *** To ja wypiłem księżyc; Teraz krąży w moich żyłach. To ja połknąłem słońce; Teraz pali mi wnętrzności. Przybądź do mnie, jasna panno, By przywrócić światu słońce. Przybądź do mnie, czarna panno, Mrok przywrócić mym aortom. Przybądź do mnie z mieczem srebrnym, Byśmy starli się w ciemności. Przybądź do mnie z tarczą złotą, Bym nie zranił cię nad miarę. Na brzeg rzeki mnie zaprowadź, Czarnej rzeki, chłodnej rzeki, Idźmy ku niej po omacku Najpierw miasta labiryntem, Sztolnią potem od krwi lepką. Kąpać się będziemy w rzece, Ja krwią srebrną będę broczył I wypłynie ze mnie księżyc, Z moją krwią wypłynie w ciemność. Wyjdzie ze mnie krwawe słońce Twojej jasnej krwi naprzeciw, Bladym płatkom, wonnym płatkom, I krwią czarną będę broczył, I zostanę sam w ciemności. 20 *** Wiersze często chodzą stadami jak autobusy albo chociaż parami jak nieszczęścia, nieszczęście ty moje, chodzą całkiem bez związku z moją miłością, miłości moja. Już dawno żadne stado tedy nie łaziło ani zbłąkały się tu pojedyncze sztuki. Więc nie dostaniesz wierszy, muzo ty była, ale rozmuziała, muzo ty moja przyszła, teraźniejsza. Miłości nie chodzą stadami, nieszczęście ty moje pojedyncze. 21 Z PODRÓŻY Wizja tak jasna, że to już niemal rzeczywistość: stary Chińczyk w knajpie kreśli na moim stoliku ideogram „nadzieja”. 22 MISTRZYNI KALIGRAFII Ideogram „nadzieja” taki jest niepodobny do ideogramu „rozpacz”. Mistrzyni kaligrafii umie jednakże zręcznie przekształcić jeden w drugi. Raz dwa i po wszystkim. 23 SĘDZIA Sędzia odgwizdał koniec meczu w regulaminowym czasie i skazał mnie na śmierć z zawieszeniem na pół godziny. Pani mecenas zostawiła mnie na lodzie jakby to był jakiś cholerny hokej. Mróz przechadza mi się po kościach. Rzut karny w drugiej połowie dogrywki będzie się podobno wykonywać moją głową. Nie ma się co tak oduchać douchać, pani prokurator, pani też skończy w siatce na motyle. Sędzia gwiżdże sobie w obłokach na wszystko. 24 *** Ujrzałem we śnie Siwę białowłosego Cygana z nadmierną liczba twarzy i łapsk. Właśnie wydychał wszechświat ku uciesze gawiedzi. 25 BALLADA Puka w niemalowane drzewo. „Czy mogę wejść w świat odczyniony z nieszczęścia?” Garbaci kominiarze w czarnych cylindrach wybuchają szyderczym śmiechem i zaraz potem drzazga wbija się jej w palec, a oni wyciągają sroki (ech, te dadzą w kość!) z pustych kapeluszy. „Lepsza sroka w garści niż sójka za morzem”. 26 Z NAUK WIELKIEGO GURU „Całe to życie gówno warte” – powiedział mi święty starzec z Góry Miłości w parku miejskim im. gen. Świerczewskiego. Święty mąż wieszczył natchniony somą, boskim napojem. Tak oto poznałem prawdę o ziemskim bytowaniu. 27 *** nim słońce wzejdzie rosa wyje do księżyca księżyc jest w pełni albo na nowiu jak jest na nowiu to podrzyna gardła nim słońce wzejdzie krew woła do nieba wola hej niebo pocałuj mnie gdzieś 28 *** Ech, ponieżyć by sobie trochę, ponieboszczykować, wreszcie porządnie odpocząć w schludnej skrzyneczce, przezimować. Tylko te ceny usług pogrzebowych... 29 *** Nieźle byłoby zostać nieznanym żołnierzem, dostawać wieńce z szarfami od głów państw i państewek, albo i nie dostawać, tylko ze smakiem gryźć sobie ziemię, albo i nie gryźć, tylko być gryzionym. Incognito. 30 ARS MORDENDI będę gryźć ziemię do krwi do skowytu do popłochu będę ją ścigać i gryźć jak doścignę gryźć proch powietrze z którego powstałem obrócę się i będę gryźć przeszłość potem przyszłość i teraźniejszość wszystko czego nie ma ugryzę pustkę z której powstałem i zęby i gryzienie wyrwę krwawy kawał ziemi nie z tej ziemi kawał powietrza nie z tego powietrza od powietrza ognia i wody i od ziemi zachowaj nas gryzie samogryzie sztuczna szczęko zgryźliwa sztuczko sztuko gryzienia 31 W SKLEPIE KOLONIALNYM w sklepie kolonialnym sprzedają towary z kolonii murzynów i hindusów z kolonii wytrząsnę wszystkie skarbonki wydam ostatni grosik na murzynkohinduskę albo hinduskomurzynkę z kolonii tam strumieniami płynie sobie reńskie na małą murzynkohinduskę imieniem lorelei 32 ŻYDZI NA MADAGASKAR! jak dam się obrzezać to może się przeszmugluję do tej całej afryki tam murzynki świecą gołymi tyłkami to bardzo czarne bardzo jasne światło cóż może lepiej rozjaśnić białą nieprzeniknioną noc naszego pieprzonego żywota 33 *** Trzeciorzęd był pierwszorzędny, siedziałeś sobie, a pod tobą wypuczała się Czomolungma. Starczyło siedzieć na dupie, żeby się znaleźć na szczycie. 34 *** skończę niedługo w zakładzie zamkniętym dla łysoni bez wody bez fajek to mi zwisa do samej podłogi ale i bez kobiet o Jezu żadnego przydziału kobiet nawet z okazji świąt państwowych i kościelnych nawet pod choinkę ani ani O Jezu na najgorszym oddziale dla łysych czeszących się z przedziałkiem 35 JEST DOBRZE Ale syf! Żaden tam AIDS – syf, zwyczajny syf. A może nawet stara poczciwa franca. 36 *** Otwórz okno, wpuść do pokoju gwiazdy. Rzeki płyną przez noc jakże rozległą. Otwórz okno, jesteś sam i mijasz. 37 *** Wieczór był dzisiaj aż do bólu błogi, Teraz wydycha ból i błogość gleba. O świcie trzeba zbierać się do drogi, Lecz jeszcze wcześnie, nic jeszcze nie trzeba. Wolno przeglądam stare katalogi, Śledząc przemiany gwiaździstego nieba. O świcie trzeba zbierać się do drogi, Lecz jeszcze wcześnie, nic jeszcze nie trzeba. Znajomy chrobot dobiegł spod podłogi, Mysz gryzie skórkę spleśniałego chleba. O świcie trzeba zbierać się do drogi, Lecz jeszcze wcześnie, nic jeszcze nie trzeba. 38 *** Na zegarze godziny pół bije niejasne, Tyle tylko, że nocne, dalej – bez przydziału. Sen nadbiegł. To sen rządzi mną teraz, nie ja snem I ku wyspom płochliwym płyniemy pomału. Ta wyspa jak się zowie, Cypr czy też Cytera? Na niepewności stale jej kształt poprzestawał. Lecz czemu ten, co wiódł mnie, właśnie tu umiera, Skoro wokół panuje odwieczny karnawał? Wtem gdzieś się zapodziewa taneczny korowód, Nagła pustka przytrafia się ziemi i niebu, Nie ma morza, wysp nie ma, a jedyny dowód Na istnienie stanowi trup snu bez pogrzebu. 39 *** Proszę sny, państwa sny do kontroli, kolejowe koszmary, majaki, jawa jeszcze przez sen nawet boli i świat boli, bo właśnie jest taki. Półsny śnione na pół, na trzy ćwierci, zasny, przysny, prześniłki, niedosny, dośniwany rankiem taniec śmierci, pocałunek ze śmiercią miłosny. Pocałunek z miłością śmiertelny, śniony stukom miarowym do taktu, sen się z jawą pomieszał, nieszczelny, został koszmar, ale snu już brak tu. Państwa sny, proszę sny przedstawić... Czy konduktor też natrętnie śni się? Czemu we śnie musiał się po–jawić? Kły ma wilcze, a kroki ma lisie. Kroki lisie, lamparcie pazury, chichot hieny, a wzrok ma sokoli i wypatrzy nim każdy sen, który chciałby wymknąć się jego kontroli. 40 SPIS TREŚCI Polecenie służbowe Anioły stały na rodzinnych polach Powieść w listach *** (Od tego się nie umiera...) *** (I cóż mam z tobą zrobić...) *** (Rosjo leniwa i niechlujna...) *** (Z głębin mojej Azji...) *** (Czas przypomnieć blask słońca...) *** (W nieznanym mieście...) Epitafium Rzymowi *** (Spotkałem Jana...) Uczta Kamień w wodę *** (Nocą...) Wigilia *** (To ja wypiłem księżyc...) *** (Wiersze często chodzą stadami...) Z podroży Mistrzyni kaligrafii Sędzia *** (Ujrzałem we śnie Siwę...) Ballada Z nauk wielkiego guru *** (Nim słońce wzejdzie...) *** (Ech, ponieżyć by sobie trochę...) *** (Nieźle byłoby zostać...) Ars mordendi W sklepie kolonialnym Żydzi na Madagaskar! *** (Trzeciorzęd był pierwszorzędny...) *** (Skończę niedługo...) Jest dobrze *** (Otwórz okno...) *** (Wieczór był dzisiaj aż do bólu błogi...) *** (Na zegarze godziny pół bije...) *** (Proszę sny, państwa sny do kontroli...) 41