ţroţ. Dr. tI. Graetz Z Oţ ţ przţloźyl ST. ţţENIiAK Tom pierwszy OD POCZflTKÓW NRRODU ţYDOWSKlEGfl ţO WYGNRNIA BRBILflŃSKIEGO clnţ * 1ţ ţ ţ i -ţ ţ ^ I.ţ .r ~ ţ r ,ţ r I t, ',S> V ţlSlJIIlţ * e9 5ţ rţ WYfl>ţţţ,'NICii ţO ţJtlDIţliCH", WţRSZRWH 1929 - 3 - przedmowa. Heinrich Graetz Auto'r ksżţżkż Heżtz'rżch Gt'aetz by.t żydozţ>skż%n. hżstot-ykżenz dzża- Zajţcyţn. 2u Nżeţrcczech. Urodzżt sżę 31 X 18l 7 r. ţw Ksżţżu 1.u Pozţań- skże%rc, znzat-t 7 IX I 891 z,u Motzako. Naukę 7ozpoczqrX w szkole z.u Żerko- t,uże, a 'u> latach 1842-1846 studżowat tza unżzfţet'sytecże tue W'rorţa- ţwżu. W 1850 r. zostai dyrektoreţn szkţy hebţajskżej ţw Lun- denbu'rgu. Od 1854 t'. aż do śţn.że'rcż 2t>ylc,tadat t.t> żydo2uskżmz. seţn,żna- rżuţn teologżczny%n. z.ue W'roctawżu. Od 1869 'r. by.t pţofesore%n, wro- r,taţwskżego unżţwet-sytetu. H. Graetz stt.uoţzyţ ea,tţ śzkatę hżstot'ycztzţ. Jego gtównyţn. dzże- -te%n, jest "Geschżchte deţr Juden. von den altesten Zeżten bżs auf dże Gegenţwart" (Lżpsk 1853-75, II to7n,ót.u ukazujţcych sżg sukcesywţże do 1889 r.). Zostato on.o p'rzettuţrcaczon,e na t.użele językóu> europej- skżch; w Polsce ukazato sżę skrócone, dzżesżęcżotoţn.ou>e 2.uydanie pt. "Hżstorża Życlów". Po za tyţn, ţwydai koţnentaţz ż pţzektad "Pżeśţż nad Pżeśnża7n,ż" (Wżedeń 1873), a także t.ţżele prac naukoţych pośt.vżęconych dzżejoţrc bżblżjţy7n.. H. Gţaetz ţwiasne prace z zakresu hżstoţżż ż kţytykż bżblżjn,ej publżkowa,t rówtzżeż i.v pżśnzże "Montschrift fur Geschżchte und Wżssenschaft des Judetztu7n.s", któ7e ţw latach 1869-1887 redago'u>at wraz z P. F. F-ran,kle%n. Zeklad Graf. "STEREOTYP' Warszawa. Od lat wielu z różnych stron zwracano się do mnie z pochleb- nemi radami, abym napisał krótki, dla szerszych kół przystępny podręcznik, obejmująey całokształt historji Żydów, gdyż moje jedenastotomowe dzieło ma zakrój zbyt obszerny dla takieh czytelników. Jakkolwiek wezwania te sprawiały mi szczególną radość, przebijał w nich bowiem fakt, iż zainteresowanie się tragicznemi, a jednocześnie wzniosłemi kolejami dziejów ple- mienia żydowskiego ogarnęło koła szerokie, i jakkolwiek chętnie zaspokoiłbym te życzenia, które odpowiadały moim wlasnym gorącym pragnieniom, inne zajęcia literackie stanęły mi na przeszkodzie do ułożenia podobnego dzieła. Teraz dopiero, po częściowem prac tych załatwieniu, u schyłku życia mego, po- stanowţiłem zadośćuczynić ujawnionej potrzebie. Niełatwo przyszło mi to zadanie, bo nie pomijając żadnego ważnego faktu historycznego, nie pozostawiając luk w ich związku i oświetle- niu, w szczupłe ramy wtłoczyć je musiałem. By sprostać tym podwójnym wymogom, zniewolony byłem przedstawić w części materjał historyczny w innem ugrupowaniu, niż w jedenasto- tomowem dziele. Historja popularna nie jest przeto krótkim wyciągiem z obszernego dzieła, lecz zwięźlejszem opracowaniem materjału, tak pod względem formy, jak stylu dostosowanem do pojęć wykształconej publiczności. Rzecz prosta, że do książki tej wplotłem fakty świeżo zdobyte, których pewność ustaliły badania, bądź moje własne, bądź innych historyków. - 3 - Heinrich Graetz Autor ksążki Heżţţżeh Gţaetz by.t żydol.uskż%n, hżstorykże%n, dzża- ůlajţcynz u> Nżenzezech. Urodzii sżę 31 X I 8l 7 r. w Ksżţżu ţ Poznaţ- skżeţn., zţn.aţZ 71X 1891 w Moţako. Naukg ţozpoczcţl w szkole z.u Żerko- 1,uże, a ţ latach 1842-1846 studżol.ua,1 tza utzżz.ue'rsytecie u>e Wroců1a- z.użu. W 1850 'r. zosta,1 dy'rektore%n szkoZy hebrajskżej ţ.u Lun- denbuţgu. Od 1854 r. aż do śţn,żeţcż Z.uyklada,1 w żydowskżmz. seţrzżţa- t-żu%n, teologżeznyn7, we W7oclawżu. Od 1869 r. by.1 profesoreţn. t.uro- c1a'u>skżego unżwersytetu. H. Graetz stţoţzyZ ca,tţ śzkalg hżstorycznţ. Jego gůtóu>ţyţn, dzże- leţn. jest "Gesehżehte der Juden von den altesten Zeżten bżs auf dże Gegetzţwart" (Lżpsk l853-75, II to%n.ót.u ukazujţcych sżę sukcesywnże clo 1889 r.). Zosta,1o ono pt'zetluţrcaczone na wżele językóu> europej- skżeh; ţ.u Polsce ukaza,to sżg sk'róeone, dzżesżęcżoto%n.ou>e t.uydanże pt. "Hżstorża Żydóu>". Po za ty7n. wyda,1 koţn,en.tarz ż przeklad "Pżeśn.ż ţad Pżeśnżanzż" (Wżedeţ 1873), a także uţżele prac naukowych pośi.użęconych dzżejo%n, bżblżjm,yţrc. H. Gţaetz z.uůtasne pţace z zakresu hżstot'żż ż kt'ytyk2 bżblżjnej publżkowa,1 ró1.unżeż 1.u pżśţn,że "Montsehrżft fur Gesehżehte un,d Wżssen.sehaft des Judentu%res", któ're t.u lataeh 1869-1887 redagozua,t ţwraz z P. F. F-rankleţn,. Zaklad Graf. "STEREOTYP" Warszawa. Przedmowa. Od lat wielu z różnych stron zwracano się do mnie z pochleb- nemi radami, abym napisał krótki, dla szerszych kół przystępny podręcznik, obejmujący całokształt historji Źydów, gdyż moje jedenastotomowe dzieło ma zakrój zbyt obszerny dla takieh czytelników. Jakkolwiek wezwania te sprawiały mi szezególną radość, przebijał w nich bowiem fakt, iż zainteresowanie się tragicznemi, a jednoeześnie wzniosłemi kolejami dziejów ple- mienia żydowskiego ogarnęło koła szerokie, i jakkolwiek chętnie zaspokoiłbym te życzenia, które odpowiadały moim własnym gorącym pragnieniom, inne zajęcia literaekie stanęły mi na przeszkodzie do ułożenia podobnego dzieła. Teraz dopiero, po częściowem prac tych załatwieniu, u sehyłku życia mego, po- stanowţiłem zadośćuczynić ujawnionej potrzebie. Niełatwo przyszło mi to zadanie, bo nie pomijając żadnego ważnego faktu historycznego, nie pozostawiając luk w ich związku i oświetle- niu, w szezupłe ramy wtłoczyć je musiałem. By sprostać tym podwójnym wymogom, zniewolony byłem przedstawić w części materjał historyczny w innem ugrupowaniu, niż w jedenasto- tomowem dziele. Historja popularna nie jest przeto krótkim wyciągiem z obszernego dzieła, lecz zwięźlejszem opracowaniem materjału, tak pod względem formy, jak stylu dostosowanem do pojęć wykształconej publiezności. Rzecz prosta, że do książki tej wplbtłem fakty świeżo zdobyte, których pewność ustaliły badania, bądź moje własne, bądź innych historyków. - 4 - Przy opracowaniu miałem też na względzie uczącą się mło- dzież wyższych klas gimnazjów i szkół realnych, której -- co ţ radością zaznaczam - wykładaną też bywa w wielu zakładach bistorja pobiblijna aż do czasów nowożytnyeh, a która, jak za- pewniają mnie nauczyciele religji żydowskiej, i tą częśeią dzie- jów żydowskich interesuje się żywo. Niniejsza przystępnie napi- sana historja Żydów nastręcza więc chciwej wiedzy młodzieży pożądaną zapewne lekturę domową, podezas gdy nauczycielom służyć może za podrţcznik do wykładów. Czym utrafił w ton właściwy, o tem sąd pozostawiam życzliwemu czytelrikowi i krytyce miarodajnej. H.GRAţTZ Wroeław, w maju l888. - 5 - OKftES PIERWSZl' CZASY PRASTARE. ROZDZIAŁ PIERWSZY. Osiedlenie sig i początki narodu. Kraj, położony nad brzegami szumiącego morza, urozmaico- ny wyniosłemi ţórami, pagórkami, płaskowzgórzami i głębokie- mi dolinami, pobudza zamieszkującą ţo ludność, o ile nie jest zgoła pozbawiona zdolności, do czynów niepowszednich. Jeżeli kraj ten przedstawia nadto szezególne właściwości przyrody, prawidłowe opady wodne i prawidłowe pory roku, wysoką prze- ciętną temperaturę, a stąd bujną żyzność i wspaniałą roślinność, mało mgły, przez większą część roku zawsze pogodne i przez- roczyste powietrze i inne jeszeze niezwykłe zjawiska, które ścią- gają na siebie uwagę, to nadają one wyższţţ polot ludowi i są mu bodźcem do rozwinięcia odrębnego życia umysłowego. Jeżeli nadomiar serca takiego ludu w wieku dzieeięcym zapłodniło na- sienie duchowe, jeżeli gośei w nim przeczucie, acz niejasne jesz- cze, że powołany jest do wielkieh czynów, które go od innych narodów odróźnią i wyosobnią, jeżeli przewodnicy tak wycho- waniem jego pokierują, że to niejasne przeczueie nabierze mocy niezachwianego przekonania, to naród taki, w talţiem otoezeniu, niechybnie wyrobi sobie odrębne, niezatarteceehy charakteru. Taką krainą była ziemia Kanaan (dziţ Palestyną zwana), południowa sąsiadka Fenicji, na wybrzeżu morza Śródziemneţo, a ludnością, która w niej osiadła, byli synowie Izraela czyli Izra- elici. Przed osiedleniem się swojem doznali już przygód, które w ich oczach za cudowne uchodziły. W siedemdziesiąt tylko 6- 7- dusz wywędrowawszy czasu głodu z kraju Kanaan,odwieczne- od jednego z Faraonów (nie wiadomo,który to był z samoubóst- go siedliska praojców, do Egiptu i przyjaźnie zrazu przyjęei, wiających się władców Egiptu), aby obdarzył wolnością rozmnożyli się nadzwyczajnie w Egipcie północnym (ziemi Go- ich współplemienników i pozwolił im kraj opuścić. sen).Siedemdziesiąt dusz rozrosło się w siedemdziesiąt rodzin, r Dopiero gdy kilka z rzędu ciężkich klęsk nawiedziło kraj i je- te zaś utworzyły dwanaście ściśle zjednoczonych pokoleń.I by- go mieszkańców,jeden z Faraonów ujrzał się zniewoloţym do liby Izraelici obrali kraj nadnilowy na stţłe siedlisko i z biegiem zadośćuczynienia temu żądaniu. Wyjście Izraelitów z Egiptu czasu zmieszali się z Egipejanami,gdyby król pewien,z obawy przeistoczyło niewolników w naród.Po tem cudownem zdarze- przed ich rozrostem i przemocą,nie włożył na nich jarzma nie- niu nastąpiły jeszeze inne: przejście przez morze Sitowe,(jezio- woli i nie przynaglił do budowy grodów śpichrzowych,a może ro Krokodylowe czterdziestoletnia wędrówka przez pustynię, też do wznoszęnia olbrzymich obelisków i potężnych mauzoleów zanim dotarli do granic upragnionej ziemi ojców,i najdonios- w kształcie piramidy.Niewola znów przywiodłaby ich z czasem lejsze.ze wszystkich, nadanie na górze Synaj dziesięciorgţ do stanu zdziczenia,gdyby niektórzy naczelnicy rodów i poko- przykazań,podwaliny prawdziwego poznania Boga i wysokieţo leń nie zachowali żywego wspomnienia o przodkach: o patrjar- uobyczajenia.Nie mogąc dostać się najkrótszą drogą z południa sze Abrahamie,czezonym jako ideał poświęcenia,szlachetności do kraju Kanaan,wskutek przeszkód,stawianych przez wrogie i bojaźni bożej,o synu jego Izaaku,o jego wnuku Jakóbie-Izra- plemiona,musieli czterdzieści lat przebiegaE wzdłuż i wpoprzek elu,co przeciwności wielu doświadezył, o prawnuku Józefie, pustynię i znacznie nałożyć drogi w kierunku wsehodnim,nie- htóry stał się dobroczyńcą Egiptu.Tem dotkliwiej też dawała raz też miecza dobywać, aby sobie wejście utorować. U kresu się we znahi Izraelitom niewola,że była objawem bezwstydnej stanąć miało dopiero młodsze,przez Mojżesza wychowane po- niewdzięczności. kolenie,które pozbyło się tchórzostwa i wstrętu do oręża pierw- Do rzędu tych wspomnień należały też swoiste pojęcia ţeli- szych wychodźców,nagiętych do niewoli.Wszystkie te nadzwy- gijne patrjarehów o oddawaniu czci jedynemu Bogu,Stwórcy czajne zdarzenia natehnęły lud odwabą i wiarą,że zdoła opa- nieba i ziemi i jej obfitości,który miłuje sprawiedliwośE i spra- ţ, nować Ziemię Obiecaną. wiedliwości broni w przeciwieństwie do czezonych pod postacią Po zgonie wielkiego proroka,którego grobu nikt nie poz- zwierząt bożków egipskich,Ozyrysa,Izydy,wołów,kozłów i ko- nał,aby wielbiciele jego nie oddawali mu czci jako bogu lub tów.Im więcej wśród uginającego się pod ciężkiem jarzmem półbogu,przeprawił ich z wiosną uczeń Mojżesza.Jozue syn Nuna, niewoli gminu izraelsţiego zacierały się te kontrasty religijne, przez rzekę Jordan,stanowiącą granicę kraju,i rozpoczął dzieło a nawet samo pojęcie Bóstwa,tem gorliwiej piastowała testa- podboju.Zwycięstwa, odniesione z tamtej strony Jordanu nad ment i tradycje patrjarehów i chroniła je od zapomnienia szezu- dwoma potężnymi książętami,Sehonem i Ogiem,wzmoeniły ener- pła garstka przodowników narodu,a zwłaszeza poholenie.Lewi. Z pokolenia tego wyszli dwaj braćia,synowie Amrama i Joche- ţję ludu i były mu bodźcem do zmierzenia się z mieszkańcami kra- bed, którzy w głębi serca zaehowali odziedziczone po przod- ju celem wyparcia ieh z siedlisk,jak i oni niegdyś wyparli zamie- kaeh poznanie Boga i zajaśnieli jako żywi jego świadkowie. szkałe tam dawniej plemiona.Leez trudniej było we,jść w posia- Młodszy z nich,Mojżesz,mąż boży,pierwszy i największy z pro- danie kraju,niż zdobyć go,czego dokonali w gwałtownym za- roków,był wychowawcą ludowym,nie mającym równego so- pędzie przeciwstawiając większe masy szezupłym drużynom. bie; już jako prawodawca tylko zaćmił wszystkich potomnych, Kanaan bowiem przy wkroczeniu Izraelitów składał się z wielu a z innemi nadzwyczajnemi zaletami umysłu i serca łączył skrom- drobnych państewek (było ich.podobno 31),któremi rządźili ność i łagodność.Starszy brat jego, Aron,wymowniejszy odeń, służył mu poniekąd za narzędzie mowy.Obaj naprbżno żądali osobni królowie.Posiadłości tyeh tak zwanych królów obejmo- - 6 - dusz wywędrowawszy czasu głodu z kraju Kanaan, odwieczne- go siedliska praojców, do Egiptu i przyjaźnie zrazu przyjęei, rozmnożyfi się nadzwyczajnie w Egipcie północnym (ziemi Go- sen). Siedemdziesiąt dusz rozrosło się w siedemdziesiąt rodzin, te zaś utworzyły dwanaście ściśle zjednoczonych pokoleń. I by- liby Izraelici obrali kraj nadnilowy na stţłe siedlisko i z biegiem czasu zmieszali się z Egipejanami, gdyby król pewien, z obawy przed ich rozrostem i przemocą, nie włożył na nich jarzma nie- woli i nie przynaglił do budowy grodów śpichrzowych, a może też do wznoszgnia olbrzymich obelisków i potężnych mauzoleów w kształcie piramidy. Niewola zn6w przywiodłaby ich z czasem do stanu zdziczenia, gdyby niektórzy naczelnicy rodów i poko- leń nie zachowali żywego wspomnienia o przodkach: o patrjar- sze Abrahamie, czezonym jako ideał poświęeenia, szlachetności i bojaźni bożej, o synu jego Izaaku, o jego wnuku Jakóbie-Izra- elu, co przeciwności wielu doświadezył, o prawnuku Józefie, który stał się dobroczyńcą Egiptu. Tem dotkliwiej też dawała się we znaki Izraelitom niewola, że była objawem bezwstydnej niewdzięczności. Do rzędu tych wśpomnień należały też swoiste pojęcia reli- gijne patrjarehów o oddawaniu czci jedynemu Bogu, Stwórcy nieba i ziemi i jej obfitości, który miłuje sprawiedliwość i spra- wiedliwości broni w przeciwieństwie do czezonych pod postacią zwierząt bożków egipskich, Ozyrysa, Izydy, wołów, kozłów i ko- tów. Im więcej wśród uginającego się pod ciężkiem jarzmem niewoli gminu izraelsţiego zacierały się te kontrasty religijne, a nawet samo pojęcie Bóstwa, tem gorliwiej piastowała testa- ment i tradycje patrjarehów i chroniła je od zapomnienia szezu- pła garstka przodowników narodu, a zwłaszeza poholenie.Lewi. Z pokolenia tego wyszli dwaj braćia, synowie Amrama i Joche- bed, którzy w głębi serca zachowafi odziedziczone po przod- kach poznanie Boga i zajaśnieli jako żywi jego świadkowie. Młodszy z nich, Mojżesz, mąż boży, pierwszy i najwięhszy z pro- roków, był wychowawcą ludowym, nie mającym równego so- bie; już jako prawodawca tylko zaćmił wszystkieh potomnych, a z innemi nadzwyczajnemi zaletami umysłu i serca łączył skrom- ność i łagodnoţć. Starszy brat jego, Aron, wymowniejszy odeń, służył mu poniekąd za narzędzie mowy. Obaj napróżno żądali od jednego z Faraonów (nie wiadomo, który to był z samoubóstů wiających się władców Egiptu), aby obdarzył wolnością ich współplemienników i pozwolił im kraj opuścić. Dopiero gdy kilka z rzędu ciężkich klęsk nawiedziło kraj i je- go mieszkańców, jeden z Faraonów ujrzał się zniewoloţym do zadośćuczynienia temu żądaniu. Wyjście Izraelitów z Egiptu przeistoczyło niewolników w naród. Po tem cudownem zdarze- niu nastąpiły jeszeze inne: przejście przez morze Sitowe, (jezio- ro Krokodylowe czterdziestoletnia wędrówka przez pustynię, zanim dotarli do granic upragnionej ziemi ojców, i najdonios- lejsze ze wszystkich, nadanie na górze Synaj dziesięciorga przykazań, podwaliny prawdziwego poznania Boga i wysokiego uobyczajenia. Nie mogąc dostać się najkrótszą drogą z południa do kraju Kanaan, wskutek przeszkód, stawianych przez wrogie plemiona, musieli czterdzieści lat przebiegać wzdłuż i wpoprzeh pustynię i znacznie nałożyć drogi w kierunku wsehodnim, nie- raz też miecza dobywać, aby sobie wejście utorowaE. U kresu stanąć miało dopiero młodsze, przez Mojżesza wychowane po- kolenie, które pozbyło się tehórzostwa i wstrętu do oręża pierw- szych wychodźców, nagiętych do niewoli. Wszystkie te nadzwy- czajne zdarzenia natehnęły lud odwaeą i wiarą, że zdoła opa- n.wać Ziemię Obiecaną: Po zgonie wielkiego proroka, którego grobu nikt nie poz- nał, aby wielbiciele jego nie oddawali mu czei jako bogu lub półbogu, przeprawił ich z wiosną uczeń Mojżesza. Jozue syn Nuna, przez rzekę Jordan, stanowiącą granicę kraju, i rozpoczął dzieło podboju. Zwycięstwa, odniesione z tamtej strony Jordanu nad dwoma potężnymi książętami, Sehonem i Ogiem, wzmocniły ener- gję ludu i były mu bodźcem do zmierzenia się z mieszkańeami kra- ju celem wyparcia ich z siedlisk, jak i oni niegdyś voyparli zamie- szkałe tam dawniej plemiona. Leez trudniej było we.jść w posia- danie kraju, niż zdobyć go, czego dokonali w gwałtownym za- pędzie przeciwstawiając większe masy szezupłym drużynom. Kanaan bowiem przy wkroczeniu Izraelitów składał się z wielu drobnych państewek (było ich. podobno 31), któremi rządźili osobni królowie. Posiadłości tych tak zwanych królów obejmo- wały przeważnie jedno miasto wraz z należącemi doń polami i pastwiskami. Yrawdopodobnie osłabili się wzajem, wskuteh częstych waśni, przynajmiej nie łączyły ich żadne związki. I tah jaż odjęła im odwagę wieść o licznym ludzie, co wyruszył z Egip- tu, poraził potężnych królów zajordańskich i ufny w.pomoc swego Boga szedł zwycięsţo naprzód. Trwoga, wyprzedzająca najeżdzców, tak była okropna, iż mieszkańcy czterech miast, ob- jęci wspólną nazwą Gibeonitów, zdali się na ich łaskę i sehylili kar- hi pod jarznio paddaństwa. W ten sposób podbili Izraelici pod wodzą Jozuego, w pierwszym zapędzie, kilka pojedyńezych ple- mion kanaańskich i królików i owładnęli krajem środkowym oraz częścią południa. Nie tak łatwo już było przebić się dale,) na północ, gdyż plemiona tamtejsze bardziej były zaprawione do sztuki wojennej i do walki wyprowadzały wozy żelazne. Wszakże udałoby się pokonać i tych przeciwniţów, gdyby Izra- e,lici wytrwali w dotychezasowej jednomyślności. Lecz niektó- re pokolenia to tylko miały na oku, aby jaknajrychlej wejść w posiadanie zdobytych dzielnic, odpasać miecz i cieszyć się od- dawna niezaznanym spoczynkiem. Przyczyną rozluźnienia spoistego dotąd związku było prze- dewszysthiem samolubstwo pokolenia Józefa, na którem też ciąży wina połowicznego tylko wykonania planu podboju. Poko- lenie to, dzielące się na dwa mniejsze, Efraim i Manasse, rościło sobie prawo do pewnego pierwszeństwa, które usprawiedłiwiało stanowiskiem swojem podezas pobytu w Egipcie, dzięki znacze- niu założyciela rodu; roszezenia te podsycała okoliczność, iż na- czeIny wódz ludu, Jozue, był teź czlonkiem tego poţolenia. ţa- garnęło też najlepszą część kraju, wzgórza środkowe, nader ob- fitą w źródła i urodzajną. Okolicę na północ i południe od Si- chem, urozmaiconą górami i dolinami, zajęło pokolenie Efraim. Sichem został stolicą tego pokolenia, a dla swego położenia w dolinie pośród dwóch gór (Garizim i Ebal), które zewsząd za- silają go wodą, zasługiwał, aby obrano go na stolxcę całego kra- ju. Ale pokolenia Efraim i Manasse nie poprzestały na tej pięk- nej i żyznej ziemi, (która od pierwszego z nich otrzymała naz- wę gór Efraim), lecz w nadziei, że wódz, co wyszedł z ich łona, niczego im nie odmówi, wystąpiły z żądaniem większego jeszeze udziału, powołując się na to, iż przyznanej im ziemi nie starezy - g, na potrzeby wielkiej liczby ich rodzin. ţądały przeto nietylko pięknej i urodzajnej równiny, która ciągnie się kilka godzin na północ od gór Efraim, lecz nadto jeszeze ziemi, otaczajacej wynios- łą górę Tabor. Ale Jozue okazał się twardszym, niż przypusz- czały. Zbył je złośliwą uwagą, że skoro są tak liezne, to niechże zajmą zbrojną siłą położone na północy góry i wykarezują lasy: Widząc, że samolubne ieh roszezenia nie znalazły poparcia na- wet u Jozuego, wyrzekły się udziału we wspólnych przedsię- wzięciach ; i, istotnie, mogly być 7.adowolone z tego co ţposiadały. Wystąpienie ich ze związku było hasłem dla pozostałych po- koleń, aby to samo uczyniły, to jest, aby zapewniły sobie pţze- dewszystkiem sţmat własnej ziemi. Cztery pokolenia zwróciły oczy ku północy, cztery zaś ku południowi i zachodowi. Na co nie odważyli się Józefidzi, to przedsięwzięli śmiało Isasehar, Ze- bulon, Aszer i Naftali. Zstąpili na równinę Jezreel (Esdrelom), osiedli częścią tamże, częśćią zaś przerznęli się na północ do plas- kowzgórza, które się rozpośeiera u południowego podnóża Liba- nu. Do wszezynania walk z mieszkańcami równiny pokolenia te mniej jeszeze były pochopne, niż Józefidzi, gdyż nie zdołały- by się oprzeć wozom wojennym. Pokolenie Isasehar zadowolni- ło się pozyskaniem pastwisk na wielkiej dolinie i nie mogło na razie myśleć o zdobywaniu ţrodów warownych, uYegło owszem zwierzehnictwu okolieznych Kanaańezyków, bo zasmakowało w pokoju, a ziemia była żyzna. Poprzestało ono, lubo nie bez ciężkich ofiar, na roli cierpianych przybyszów. Bliźniak Isas- chara, Zebulon, nie tyle łaknący odpoczynku, wywalezył s jak się zdaje, stałe siedliska na płaskowzgórzu, na półnoţ, Tabor. Najtrudniej, zda się, przyszło znaleźe siedzibę dwom po- zostałym pakoleniom, Aszerowi i Naftali. Tu bowiem ludność tubyleza była bardziej wojownicza i ściślej zespolona. Istniał tu rodzaj miasta stołecznego, Ghaeor, którego król Jahin panował kilku dziedzinom. Śpiesmie tedy wezwali Jozuego, aby podążył z siłą zbrojną na pomoc. Tyle jeszeze zostało ducha jedności wśród pokoleń, że Jozue znalazł je chętnemi do podania natych- miastowego ratunku zagrożonym na północy braeiom. Z wojow- nikami, których prowadził, napadł Jozue znienacka, nad jezio- rem Meromskiem, na sprzymierzonych pod wodzą Jţbina Ka- naańezyków, pobił ich i zmusił do ucieczki niedobitków. Bitwa - 10 - uad jeziorem Meromskiem pozwoliła obu pokoleniom usadowić się między górnym biegiem Jordanu a morzem ţródziemnem. Aszer i Naftali; najbardziej na północ wysunięte pokolenia, two- rzyły niejako straż kresową. W tym samym czasie cztery inne pokolenia zdobyły sobie siedliska na południu i to także o własnych siłach, bez pomo- cy całego narodu. Drobniutkie pokoIenie Benjamin otrzymało zapewne od Józefidów, z którymi pozostawało w śeiślejszym żwiązku, wąski, niezbyt urodzajny pas ziemi; składały się nań niemal wyłącznie posiadłości ujarzmionych Gibeonitów, z kilkoma przydatkami od wsehodu i zaehodu. Przerznąć się dalej na południe było również trudno, jak na pólnoc, przez ţvielką równinę. Albowiem w środku kraju, w górach, miesz- kali Jebusyci, lud silny i wojowniczy, którego posiadłości bro- niła niedostępna twierdza skalna, Cyon. Mieszkańcy równiny na żachodzie, od strony morza, mieli też żelazne rydwany wo- jenne, którym Izraeliei w pierwszych czasaeh najazdu nie śmieli stawić czoła. A jednak nieopatrzonym dotąd pokoleniom nie pozostawało nic innego, jak tylko rozejrzeć się na południu i zachodzie i tam sobie siedzib poszukać. Wśród tych pokoleń Jehuda (lub Juda) by! jednem z najliezniejszych i najpotężniej- szych, a stało doń w stosunku wasala do lennodawcy pokolenie Szymon. Najbardziej po maeoszemu uposażono pokolenie Dan, za- wisło ono, że się tak wyrazimy, w powietrzu. Liczba składają- cych je rodzin była, zdaje się, niewielka i nie posiadało nawet w innem pokoleniu orędownika, coby je wziął w swoją obronę. Ciągnęło, jak wnosić można, pospołu z Efraimem, a to samo- lubne pokolenie oddało mu niepewną i trudną do utrzymania potać na południozachodzie swego udziału, czyli raczej małą cząstkę dziedziny Benjamina. Mieli byli Daniei podbić Nizinę {Szefela) lub równinę Sarońską aż do morza i tam się usadowić. Ale zamieszkali w tamtyeh stronach Emoryei udaremnih te za- fniary i wyparli ich w góry. Tu znów Efraim i sąsiedni Benja- min przeszkodzili im do zajęcia stałych siedlisk. Tak więc ţnusieli Danici wieść długo życie tułaeze, a później nawet zu- pełnie wywędrować, aby szukać sobie sehronien.ia na północy. - 11 - Dwa pokolenia, Ruben i Gad, jeszeze przed przeprawą przez Jordan osiadły w kraju zajordańskim. Pomimo przeszkód, podboju większej częśei kraju dokona- no tak szybko, że w oezach współezesnych i potomnych za nowy cud uchodzić musiał. Dopiero pół wieku temu cofnęli się Izraelici od granic na wieśE przez szpiegów przyniesioną, że kraj zamieszkują olbrzymi zbyt potężni, aby im można było podolać. A teraz groźne te ludy taka na widok Izraelitów zdej- mowała trwoga, że przeważnie bez oporu opuszezały swe ziemie, a gdziekolwiek występowały obronnie, tam doznawały porażki. Wpoiło to w naród przekonanie, że sam Bóg kroczy! na czele zastępów izraelskich, mieszał szyki przeciwników i rozpra- szał ich. Poezja wysławiała w pięknych pieśniach wyjście z Egiptu, pochód przez pustynię, zdobycie i zajęeie kraju. Albo- wiem i boski dar pieśni przypadł Izraelitom w udziale. Jakkolwiek skąpo i po macoszemu obdzielono niektóre po- kolenia, jak Szymona i Dana, bądź co bądź otrzymały one po skrawku ziemi, jako oparcie dla chwilowego bytu i dla dalsze- go rozwoju. Jedno tylko pokolenie Lewi wyszło z próżnemi rękoma. Wiernie wykonana została ustawa Mojżesza, aby Le- wici, pokolenie rodowitych kapłanów, w zabiegach koło roli nie sprzeniewierzyli się swemu powołaniu, aby pod pozorem in- teresów religijnych nie zabierali, jak kapłani egipscy, ziemi ludowi i nie utworzyli kasty bogatej, lecz trwali w ubóstwie i przestawali na tem, czego im użyczą rolnicy i hodowcy trzód. Uwagę ich pochłaniać miała jedynie świątynia i Zakon. Za punkt środkowy służył im zrazu Gilgal, obozowisko między Jordanem a Jerychem, gdzie stał namiot z arką przymierza i dwiema ta- blicami kamiennemi dziesięciorga przykazań, nadanycţ na gó- rze Synaj, i gdzie też przynoszono ofiary. Ale Gilgal niedługo mógł służyć za ognisko, leżał bowiem w niezbyt urodzajnej okolicy, zdala od dróg ożywionych. Gdy więc ustaliły się sto- sunki i wojowników z pokolenia ţ Gad wyprawiono dc ziemi rodzinnej z tamtej stronyţ oţţţaiiu, i;ţt żało poszukać in- nego miejsca dla przybytku. ţ<ůvo pţjţć, ż8 ówezesnem po- łożeniu rzeczy nadawać się ţ`ła jeţyńae ni : cowość, leżąca w udziale Efraima. Obrano ţ Śţo, ţtţzfe tetţţrzyniesiono arkę przymierza i zbudowano ołtaiţţr7lţ ţchpćiziţy się, jeśli nie - 12 - wszystkie, to przynajmniej środkowe pokolenia: Efraim, bta- nasse i Benjamin. Najstarszy kapłan z domu Arona, Pinehas, i jego następcy tu mieli swoją siedzibę, tu też zapewnP mieszka- ło wielu Lewitów, podezas gdy inni rozproszyli się wśród po- zostałych pokoleń i po innych miastach, pędząc przeważnie życie tułacze. Wskutek osiedlenia się Izraelitów kraj Kanaan przybrał nie tylko inną nazwę, lecz także cechy odmienne. Stał się Ziemią Swiętą, dziedzictwem Bożem. Miał się przyczynić do tego, aby naród mógł spełnić swe posłannictwo: świecić przykładem ży- wota świątobliwego i sprawiedliwego. Wszystkie inne kraje uchodziły wobec niego za niepoświęcone; dochowanie wiary jedynemu Bogu i stwierdzenie uczynkiem Jego Zakonu, oto zadanie, któreby gdzieindziej, jak mniemano, napróżno czekało rozwiązania. Ziemi Świętej przypisywano wraźliwość, sądzono, że odezuwa ona bogobojne lub bezbożne postępowanie narorlu, że nie znosi trzech za najohydniejsze poezytywanyeh zbrodni: zabójstwa, wszetećzeństwa i bałwochwalstwa, że dla takich be- zeeezistw odtrąciła pierwntnych mieszkańców, wyrzuciła ich ţ>oniekąd z siebie, i że nieprawośei takich nie ścierpi i u ludu izraelskiego. W oczach ludności izraelskiej kraj ten był jakimś odrębnym, ubłogosławionym ziemiotworem, z którym żaden inny nie mógł iść w zawody. I rzeezywiście, kraj Izraela, jak się od czasu wejścia na- zywa, odznacza się uderzającemi właściwościami, jak żaden inny kraj na kuli ziemskiej, gdziekolwiek stanęła stopa bada- cza. Na szezupłej przestrzeni, 225 kilometrów długiej, a 90 sze- rokiej, (wliezy,wszy w to już ziemię z tamtej strony Jordanu), skupiły się kontrasty, nadające mu żnamię swoiste. Wiecznym śniegiem pokryte szezyty Libanu i Hermonu, na północy, spo- glądają poprzez szereg wierzehołków gór mniEjszych, po- przez doliny, aż ku pustyni piaszezystej, na połudţiu, ţdzie żar afrykański zwarza wszelką roślinność. W bliskiem sąsiedztwie dojrzewają tu społem gatunki drzew, które gdzi.eindziej unikają się wzajem, wysmukła palma, co w wysokiej jeno temperaturze wyrasta, i dąb, co takiego upału nie znosi. Jeżeli skwar połu- dniowy burzy krew w człowieku i popycha go do czynów gwałtownych i namiętnych, to wiatr, co ze śnieżnyeh pól półno- - 13 - cy nadciąga, wraca mu chłodną rozwagę i żastanowienieţ Woda z dwóch stron ujmuje kraj w ramy: na zaehodzie morze Śród- ziemne, którego szlak nadbrzeżny tworzy przystanie d!a okrętów, na wsehodzie długą wstęgą -snu;ący się Jordan, co, po- częty w łońie Hermonu, bieży w prostym niemal kierunku z północy ku południowi, i przerzyna dwa wielkie jeziora, jedno u źródeł prawie, drugie u ujścia. Na północy płynie przez jezioro Harfowe (Kineret, Tiberias), a na pdudniu gubi swe wody w dziwnem jeziorze Słonem. I oba te jeziora tworzą kontrast. W jeziorze Harfowem woda jest słodka; w głębinach jego uwijają się rozmaite gatunki ryb; na żyznych brzegach do,rrzewają palmy, figi; winograd i inne drzewa owocowe. VCţ'y- śoki stopień ciepła sprawia, iż w pobliżu jego owoc przychodzi do pory o miesiąc weześniej niż w górach. Wręcż przeciwny jest wpływ jeziora Słonego, które też słusznie nosi imię morza ltlartwego, gdyż zţvierzęta kręgowe nie mogą żyć w jego wo- dach. Wielka ilość soţi, którą zawiera, w oł ezeniu z ma- gnezją i bryłami asfaltu, zabija wszelkie życie w jego fţlach, I powietrze też przesycone ;est soią; a ziemia nkoliezaaa, pełna żup solnych, okropną przedstawia pustynię. Owalny wieniee gór otacza morze Martwe, tworząc kotlinę, które; ściany ţznoszą się mżejscami wyzej 1300 stóp nad poziom wód; pozbawione ro- śliţności, nagie jej grzbiety nadaja okolicy wejrzenin ponure. A jednak nad brzegami tego jeziora, między zwierciadłem wońy a ţcianą gór, znajdują się oazy, które pod względem urodzajno- ści nie ustępują najszezodrzej uposażonym zakątkom ziemi i ro- r7zą rzadkie rośliny balsamowe. Żyzna jest oaza ţn-Gadi ţv środku mniej więcej wybrzeża zachodniego. Więţszym może jeszeze blaskiem jaśnieje oaza w południowowsehodnim kącie morza ţlartwego, gdzie ieżţło miasto Coar, od swoich lasów pahnowych miastem palmowem (Taůmara) par excellenee zwane. I tu też niegdyś dojrzewał krzew balsamowy. O półtorej godri- ny na północ od morza Martwego rusł słynny balsţm gileadzki, opcJţ! miasta Betharam. A naţ tem samem morzem ciąţnţ się na kilka godzin błota słone. Oba jednak jeziorţ, Słone ţ Harfo- we, ;edno wspólne cechuje zjawisko, że na ieh brzegaeh biją źródła gorące, siarką nasycone, które przywraeają zdrowie - 14 - w pewnych rodzajach chorób. (Kallirrhoe ha ţvsehodzie morza Martwego i Ammaus nad jeziorem Kineret). Prawdziwem błogosławieństwem dla kraju Izraela są jego góry. Jest to kraj przeważnie górski. Dwa rozciągłe majesta- lyczne łańcuchy gór, oddzielone od. siebie głęboką doliną, wy- strzelają na półnoey, jak dwa pot4żne olbrzymy z białemi gło- wami: Liban, którego szezyt najwyższy, przeszło 10,000 stóp wysoki, wznosi się w regjonach wiecznego śniegu i Hermon (Antiliban), którego najwynioślejszy wierzehołek sięga 9,300 stóp. Liban nigdy nie należał db kraju Izraela, zawsze zostawał w posiadaniu Fenicjan i Aramejezyków oraz ich spadkobier- ców. Ale ze słynnyeh lasów cedrowych Libanu korzystali też Izraelici, a poezja hebrajska większy jeszeze pożytek ciągnęła z jego wyniośle sterezących wierzehołków i z zapachów rosną- cyeh nań drzew. Bliższym był Izraelitów Hermon z błyszezą- cym śnieżnym szezytem. Gdzie go nie zasłaniają przedgórza, można go podziwiaE w odległości przeszło 150 kilometrów. Do podnóża stromych jego stoków południowych sięgała grauica kraju Izraela. Odnogi obu tych łańcuchów tworzyły góry Izraela na półno- cy. Wyżyny te spadają zwolna ku wielkiej urodzajnej równinie Jezreel. Rozległa ta równina, kształtu trójkąta, dzieli poniekąd, wraz z otaezającemi ją pasmami gór: z jednej strony Iţarmelem, z drugiej zaś Gilboą i niezbyt od niej odległym ostrokręgiem, 'Iaborem (Itabyrium), cały kraj na dwie nierówne części, na mniejszą północną połowę (później Galileą zwaną) i na większą południową. Na południe od doliny Jezreel zicmia zn6w się wznosić zaczyna i tworzy kilka wyżyn, sięgającyeh przeszło 2,000 stóp. Są to góry Efraim. Od Jerozolimy do Hebrońu, ku południowi, piętrzą się ponownie góry, dochodzące do 3,000 stóp; to góry Jehuda. Dalej ziemia opuszeza się nieznacznie, tak iż Beerseba, niegdyś miasto pograniczne, jest już nisko położo- na (700 stóp). Zarówno góry Efraim, jak góry Jehuda, pochyla- ją się od wsehodu ku zachodowi. Tutaj od śzlaku gór do morza Sródziemnego rozpościera się równina, zwana równiną Sarońską i Niziną (Szefela). Na wsehodzie opuszezają się góry ku Jorda- nowi. Kilka szezytów gór Efraim i Jehuda pozyskało szezególne znaczenie: obie góry obok Sichemu, Garizim, "góra błogosła- - 15 - wieństwa," i Ebal, "góra przekleństwa"; Betel na wsehód od późniejszej stolicy i Miepe o kilka godzin od niej, wreszcie góra Cyon (2,610 stóp) na południozachodzie i góra Oliwna (2,720 stóp) na wsehodzie Jerozolimy. Wskutek tego osobliwego ukształtowania kraju powstaje rozmaitość, która nietylko na płody ziemi wpływ wywiera, lecz oddziaływała też na charakter ludzi. Od północy ku południowi dzieli się kraj na trzy pasy. Szeroki pas górski zajmuje środek, nizina zachód aż do morza, a błonia wsehód do Jordanu. W ni- zinie klimat jest łagodny, w górach w porze deszezowej surowy, w letnieh zaś miesiącaeh umiarkowany, a na błoniach nadjor- dańskich przez większą część roku gorący. Rzek zasługujących na to miano, któreby przez cały rok za- Rierały w swem łożysku wodę, kraj nie posiada, jedyny chyba Jordan, a i ten nie jest spławny. Wiosną tylko, gdy roztopy na szezytach Hermonu zasilają go obficie wodami, użyźnia doliny% po obu swych brzegach, więcej wszakże na wsehodzie niż za- chodzie. Inne ůzbiorowiska wód nie są to właśeiwie rzeki, gdyż w porze gorącej wysychają. Niemniej wszakże i takie rzeki zi- mowe zapładniają okolicę, przez którą płyną; to też wzdłuż ich brzegów ciągną się grunta orne. Użyźniają również ziemię małe źródła, które wytryskają z gór, leez nie mogą rzeki utworzyć. Okolice, pozbawione źródeł, zaopatrują się w wodę deszezową, którą przechowują w zbiornikach, wydrążonych w skale. Dzi,ęki formacji ziemi i bogactwu wód, dostarezanych przez Liban i Hermon wraz z ich odnogami, przez źródła i dwa razy do roku obficie spadający deszeż, ţv jesieni i na początku wio- sny, przeważna ezęść kraju ubłogosławiona jest bujną żyzno- ścią. Był to ż po częśei jest to jeszeze teraz, o ile człowiek ręki przyłoży, kraj "mlekiem i miodem płynący," piękny kraj "po- toków i źródeł, jezior, dolin i gór, kraj pszenicy, jęczmienia, winogradu, fig i granatów, kraj oliwy i miodu daktylowego, kraj, którego nie trzeba zabezpieczać od klęski głodowej gro- madzeniem zapasów, któremu na niczem nie zbywa, którego ka- mienie dostarezają żelaza, a góry miedzi." Nadzwyczajną zwłaszeza płodnośeią odznaczały się równiny i dawały pracowi- tym dłoniom dwa zbiory do roku. Ale i kraj na północ od równiny Jezreel polożony był ţeż urodzajny; rosło tam za daw- - I6 - nych czasów tvle drzew oliwnych, że mówiono: "nogi nurzają woliwie". Kraj środkowy, na południe od wielkiej równiny Jezreel, posţadłość Efraima i Manassego, obfitym plonem wyna- gradzał mozoły tolnika. Wszędy ze skał tryskają źródła, skupia- jţ swe wody i, nabrawszy sił, zraszają ziemię i pędzą młyny. Lbłogosławioną była dziedzina synów Józefa. Darami nieba, rosy I toni rozlanej pod nią, i daranZi, które dojrzewają od słońea, I darami, które wydobywają kţiężyce. Na stokach gór maiły się ongi wspaniałe ogrody i winorośle ţ jędrnych gronach, na wyźynach rosły lasy cieniste, terebinty, dęby i cisy. W miejscach, nadających się po teţu, strzefały wy- smukłe palmy, które rodziłţ słoţki owoc i często sok swój na ziemię wylewały. Tylko ku południowi zmniejsza się żyzność, gdyż tu przeważają łyse pagórki wapienne, a coraz mniej napotyka się dolin. I:ecz i tu były pastwiska d!a trzód. Na samem południu, za Hebronem, krajobraz nosi piętno pustyni. Klimat kraju, dzięki górom i nieprzerwanemu prądowi po- wietrza z wyżyn i z morza, jest ze wszeehmiar zdrowym i zrn- dził tęgą rasę iudzi. Niema tu zgniłych błot, zatruwających powir- trze. Choroby są rzadkie, o ile nie mają źródła w zewnętrznyrţţ ţrazie. Rzadko srożą się zarazy, a obecnie zdarzają się tylko wskutek zawleczenia zzewnątrz. 1'V'ięcej jeszeze pokarmu i zdroţvia dostarezał kraj ten duszy. Jest on wprawdzie drobniuchny w porównaniu z rnzległymi ob- szarami świata starego. Z pewnych punktów na szezytach gór, ţ środku kraju, można ogarnąć jednem spojrzeniem granice jegn od wsehodu do zachodu, z jednej strony ujrzeţ roztocz morża iródziemnego, z drugiej zwierciad8o wóći morza Martwego, Jor- dau i góry Gilead. Z Hermonu wzrok jeszeze dalej sięga. Lecz jah podniosłym jest ten widok dla duszyl Z wielu miejsc widzi oko ţajpiękniejsze, najwspanialsze krajobrazy. Powietrze przez większą część roku tak jest czyste i przezrocze, że działa jak szkła sztucznie złożone, znosi rozległe przestrzenie międży okicna a widnokręgiem i zbliża punkty dalekie. W kraju tym ukazuje się wrażfiwej i myślącej duszy palec boźy: "`Tabor i Hermon opie- - 17 - wają chwałę. Jego imienia". Piękne kształty wierzehołków lub faliste grzbiety gór nie przytłaczają duszy jak niebotyczne olbrzymy, nie przeraiają jej fantastycznemi urwiskami i dzikie- mi rozpadlinami, lecz unoszą ją łagodnie i miękko nad poziomy i wlewają w nią dobroczynne uczucie czegoś niewypowiedzianie .miłego, swojskiego, bliskiego sercu. Jeżeli w piersi widza drze- mie zarodek daru wieszezego, to pod wpływem tyeh pięknych, malowniczych krajobrazów rozkwitnąć może wspaniale. Szezera, głęboka poezja natury na tej tylko ziemi powstałţ. Tak późno poznana, a jednak dla wędrówki ziemskiej człowieka tak doniosła idea, że wszechpotężny światowładny Duch, którego skinieniu posłuszna jest natura, kieruje też ko- lejańii rzeczy ludzkich, że Bóg niezmiennych praw przyrody przejawia się też w pierwociu i upadku narodów, idea ta jest płodem myśli plemienia, którego wzrok zaostrzony dzięki jego ţlziejom i szerokim widnokręgom przeniknął w krainę dziwów i cudów. Kraj z tamtej strony Jordanu, Gilead, niegdyś posiadłość królów Sihona i Oga, którą zajęły i zachowały pokolenia Ruben i Gad, przedstawiał podobne fenomeny, eo kraj z tej strony rzeki. I z jego szezytów oko objąe może rozległe obszary. Ale morza, z hukiem toczącego swe fale oglądać tu nie można, conajwyżej szlaczek niebieski. Tu nie miała poezja do- statecznyeh podniet, jak w kraju na zachód od Jordanu. Jak ţaleko pamięć sięga, Gilead nie wydał żadnego poety, a szere- ţom proroków dostarezył jednego tylko syna, surowego i dzi- kiego, jak kształty gór, jak szumiące wąwozy tej krainy. Nie iylko granicę naturalną tworzył Jcrdan, ale i miedzę umysłową. Jeszeze jedną przewagę miał kraj przedjordański nad Gileadem. Tam już przy podboju zastały pokolenia stałe miasta i urządze- nia miejskie, pierwsze podwaliny ż;rcia społecznego, podezas gdy w Gilead miast było niewiele i nadomiar znacznie odległych od siebie. Tymezasem kraj przedjordański bynajmniej nic cały został zajęiy i podzielony między pokolenia; znaczne przestrzenie po- zostawały jeszeze w rękach pierwotnych mieszkańców. Trudno teraz dociec, w jakim stopniu winien był Jozue, że sprawy pod- boju nźe przeprowadzono do końea. Nie miał on takiej rzeźkiej Historja Żydów Tom 1 ark. 2 - 18 - slarości, jak mistrz jego, Mojżesz. Na stare lata buława hetmań- ska, zdaje się, z rąk mu wypadła. Nie ulega wszakże wątpli- wośei, że wojownieze zapędy powściągały pokolenia Efraim i Manasse. Gdy, ujrzawszy śię w posiadaniu najżyźniejszych obszarów, spoczęły na wawrzynach, wówezas innym też pokole- niom uśmiechnął się kawałek własnej ziemi i wypoczynek, wło- żyły więc miecz do pochwy. Każde pokolenie, każda grupa od- tąd polegać musiała na własnych siłach. Trudno przeto było odosobnionym pokoleniom zaokrąglić swe dzielnice kosztem pierwotnych mieszkańeów. Tak więc nie został podbity cały pas nadbrzeżny, w części urodzajna, w części piaszezysta nizina od Gazy lub od rzeki egipskiej (Rhinokolura) do Akko. Ten kraj nadinorski jakoteż bardziej jeszeze na północ wysunięte wybrzeże, od Akko do Tyru i Sydonu, nigdy też i w następstwie nie zostały wcielone do kraju Izraela. Północna część należała do Fenicjan, południo- wa zaś do Filistynów. Wskutek tego wiele pokoleń mieszkało w sąsiedztwie lub w pośród ludności pogańskiej. Zupełnie wy- osobnione od reszty, pokolenia Jehuda i Szymon przebywały wśród obcych szezepów w ściślejszem jeszeze zespoleniu, a to wśród takich, co z pasterzy przedzierzgnęły się w rozbójników. Jakeśmy nadmienili, Jebusyci stanowili mur, oddzielająţy poko- lenia południowe od północnych. Jeżeli Jozue u sehyłku dni swych przejęty był radością, że ziśćiła się dana praojcom obietnica, to radość ta nie była wolna od goryczy. Jak to często bywa w życiu osobników i ludów, tak i teraz urzeczywistniła się nadzieja w sposób odmienny zgoła od marzeń. Prawda, iż kraj należał do synów Izraela, ale należał do nich zaledwie w połowie i zdoţyte posiadłości, przy energicznem zespoleniu sił pozostałych tubylców, mogły być im napowrót wydarte, oni zaś znowu mogli się znaleźE bez przytułku. Owa niezupełność dzieła zakłóciła niewątpliwie troską ostatnie godzi ů ny Jozuego, troską tembardziej uzasadnioną, że urzędu swego nie mógł złożyć w ręce zdolnego dowódey, takiego przynajmniej, któregoby słuchać chciały pokolenia, a zwłaszeza chciwy władzy Efraim. Zgonem swym osierocił naród, który nie odezuł nawet swego sieroctwa. Nie opłakiwał drugiego wodza, jak opłakiwał śmierć piţrwszego. Jedno tylko pozostawił Jozue ludowi, na- - 19 - dzieję i widoki, że kiedyś zdoła posiąść kraj cały na własność nietykalną. Nadzieje, do których ludy lgną upor- czywie, iszezą się zazwyczaj. Ale czekały Izraelitów ciężkie ţţalki, zanim mógł się urzeezywistnić ten ideał niepodzielnego władania. Abowiem ilu sąsiadów, tylu wrogów liczyli od samego po- czątku. Jakkolwiek ludy sąsiednie nie wiedziały, że nowa nauka, wyznawana przez Izraela, zmierzała do strącenia ich bogów, do zburzenia ich ołtarzy, do unićestwienia całego aparatu bałwo- chwależego, jakkolwiek wogóle nie miały najmniejszego pojęcia o wybitnej różnicy, zachodzącej między ich własną istotą a naj- tajemniejszemi dążeniami przybyszów, mimo to nienawidziły na- jeźdźców, którzy z mieczem w dłoni zajęli znaczną część kraju. Co miały czynić pokolenia izraelskie wobec tej otwartej lub skrytej nieprzyjaźni? Zniewolone były albo prowadzić z sąsiada- mi wojnę na śmierć i życie, albo zawrzeć z nimi przyjazne, są- siedzkie stosunki. Walka była niemożliwa, gdyż po śmierci Jozu- ego zbywało na wodzu, na jednośei, a i na duchu wojowniczym. Więc też zdobywcy wkładali stopniowo miecze do pochew i usi- łowali wejść z sąsiadami w związki przyjaźni. Kanaańezykowie i Fenicjanie narazie niczego więcej nie żądali. Mając na oku cele raczej pokojowe, niż wojownicze, zadowolnili się tem, że stanęły otworem drogi karawanowe, że więc bez przeszkód mogli prowadzić handel zewnętrzny. Za to inne ludy ościenne, Filisty- nowie na południozaehodzie, Idumejezycy na południu, Ammo- nici i Moabici na wsehód od Gileadu; za Jordanem, postępowały jednomyślnie; ilekroć chodziło o krzywdzenie i ucisk izraelskich sąsiadów. Gwoli potrzebie wytehnienia ponosili Izraelici wielkie ofia- ry i niejednokrotnie dla miłości obeych poświęcali interesy bratnich pokoleń. Aby utrzymać przyjacielskie stosunki z sąsia- dami i dać poniekąd rękojmię na przyszłość, zawierali z nimi związki małżeńskie, t. j. ojćowie wydawali swe córki za Kana- ańezykóţ, a dla synów swyeh wprowadzali do namiotu dziew- częta kanaańskie. Takie małżeństwa mieszane zdarzały się 2apewne najezęściej wśród pokoleń kresowych, które stosunki pokojowe uważały za niezbędny warunek dalszego istnienia.- Od spowinowacenia się z sąsieţnimi poganami do uczestnictwa - 20 - w bałwochwalczym ieh kuleie jeden był krok tylko. Krajowcy posiadali już objatnice i miejsea cudowne, z któremi kojarzyły się podania, przemawiająee do naiwnych umysłów. Większe g6ry i uroeze doliny u stóp ich, w dziedzinie Izraelitów, miały już charakter poświęcony. Wieśniacy, którzy o różnicy, zachodzą- eej między fałszywymi bożkami pogańskimi a izraelską wiarą w jedynego Boga, słabe tylko mieli pojęcie i uparcie jeszeze obstawali przy przewrotności egipskiej, bez wielkiej odrazy ţrzyjmowali udział w biesiadach ofiarnych pogan. Uczestnictwo w kulcie bałwochwalezym ogarnęło zwolna szerśze kora, zwłaszeza, że Fenicjanie w sztukach pięknych i przemyślţ mieli przew_ agę nad Izraelitami. Kult ludów sąsiednich wogóle aż na- zbyt dogadzał zmysłotn i przypadał do natury młodzieńezego jeszeze narodu. Natomiast kult izraelski nie przybrał dotąd form ustalonţ-ch. W owym ezasie, a nawet później jeszeze, ofiara uchodziła za najważniejszy akt służby bożej i obcowania z boską Istotą. Kto więc czuł potrzebę po temu, musiał wznieść sobie ołtarz domowy lub przyłączyć się do jakiego przybytku. A na- uka z Synaju nie posiadała jeszeze widomego przedstawiciela r mistrza, któryby nauezał innego rodzaju służby bożej. Lewi- tom, których zadaniem było mieszkać wśrbd wszystkich pokoleń i oświeeać umysły, nie wyznaczono własnych siedzib po mia- stach, że zaś nie nadano żm ziemi, byli ubodzy i mało poważani. Wiele okoliczności, przyzwyczajenie, naśladownietwo, zmysło- wość, nęciło Izraelitów do bałwochwalezych praktyk sąsia- dów, gdy tymezasem czysta służba boża, w myţl nadanego na Synaju Zakonu, niewiele miała powabu i podniet. Nic dziwnego przeto, że wyżyny ziemi izraelskiej pokryły się mnóstw em ołtarzy, obok których wznosiły się oheliski (macebot). Szezególnie rozwielmożnił się kult bóstw fenickich, Baala (Ado- nis), jako widomego wizerunku słońca, i Astarty, jako symbolu księżyca, sprowadzającego urodzaje. W zachowaniu też były bożki domowe (Terafim) w postaci ludzkiej, jak mumje, i ueho- dziły za duchy opiekuńeze. Bądźcobądź nie zatarły się stare wspomnienia o cudownych wypadkach i niewidzialnemi węzłami oplatały pokolenia mimo ich rozdziału i bałwochwalstwa. Ojciec opowiadał je synowi, a ten z kolei przekazywał je swym dzieciom. W czasach niţ- - 21 - doli Ignęły do tych wspomnień jednostki i całe pokolenia. "Gdzież są cuda boże, o których opowiadali nam nasi ojeowie, że z Egiptu zaprowadził nas do tego kraju?" Zdarzenie na pło- nţcym Synaju zawsze zaprzątało umysły tyeh, co nie należeli do bezmyślnego pospólstwa. Nie zbywało też na głosaeh przestrogi, które powoływały się na owe czasy łaski i surowo potępiały ży- wot bałwochwalezy. Według wszelkiego prawdopodobieństwa byli to Lewici, strażnicy tablic przymierza i Zakonu, słudzy przybytku w Silo, którzy od czasu do czasu, przy nadarzającej się sposobności, a zwłaszeza w dobie klęsk powszechnych, pod- nosili głos na zebraniach ludowych przeciw rozpasaniu po- ţaństwa. Jeżeli jednak mówcy jakiemu udało się na chwilę po- ruszyć umysły zgromadzonych, to nastrój ten nie był trwałym. Uążność do ścisłego połączenia się z sąsiadami i do naśladowa- nia ich obyczajów zbyt była potężna, aby ryehło przełamać się dała. Jedno złe pociągało za sobą drugie. Samolubstwo Efraimi- tów sprawiło, że inne też pokolenia radziły tylko o sobie, przez co rozluźniła się spójnia narodowa. Samolubstwo to uniemożli- wiło jednolite rządy. Ponieważ żadne pokolenie nie mogło w razie nagląceţ potrzeby liczyć na pomoc innych, wszystkim więc nasuwała się konieczność zachowania dobrych stosunków z ościennymi poganami, zawierania z nimi związków rodzin- iiych, uczestniczenia w ich obrzędach bałwochwalskich, przyj- mowania ich obyczajów i sprosności. Odstrychnienie się we- wnętrzne było skutkiem zewnętrznego rozłamu. Daremnie jed- nak Ignęli do obcych z zaparciem się ducha własnego, nie zapewniło im to ani błogiego spokoju, ani znośnej niezależności. Odkąd nieprzyjaźni sąsiedzi wzrośli w potęgę, zawsze dawa- li Izraelitom do poznania, że uważają ich tylko za natrętnych przybłędów, ktţrych zniszezenie doszezętne, a nrzynajmniej upo- korzenie, za cel sobie obrali. Zaledwie Jozue zamknął oczy, na- stały smutne czasy. Jedno pokolenie po drugiem ulegało napa- dom, krzywdzie, upokorzeniu, a nawet poniżeniu niewoli. Pra- wda, że gdy niedola dochodziła do szezytu, stawali u wyłomu mężowie, pełni zapału i odwagi, i dokazywali cudów waleczności. Ci bohatersey zbawcy narodu (szoftim) lub sędziowie jak ich zwykle nazywają, jednoczyli wprawdzie w czasiţ ucisku kilka - 22 - pokolpń do wsp&lnego działania, nie potrafili jednakże skupić całego narodu, ani nawet utrzymać w jednośei zrzeszonych w chwili niebezpieczeństwa pokoleń, nie zdołali słowem stwo- rzyć trwałego porządku. Mniej jeszeze byli w stanie ci zbawey narodu i chwilowi przewodnicy wytępić naleciałe a bałamutne zabobony i nieobyczajne praktyhi i wierze ojezystej jednać zwo- lennihów, gdyż sami zarażeni byli bałwochwalstwem, a o nauce z Synaju mgliste tylko mieli pojęcie. Dwunastu lub trzynastu wojowniczych sędziów-bohaterów, htórzy to w jednem, to w drugiem poholeniu, współeześnie lub w różnyeh okresach, zwalezali nieprzyjaciół, nie zdołało wyprzeć na zawsze wrogich sąsiadów z granic ziemi izraelskiej, ani też ładu ustaliE. Nawet najznakomitsi z nich, ani pełen entuzjastycznego zapału Barah, ani waleczni bojownicţţ Gideon i Jeftah,ţjakkolwiek stali na czele kilku zjednoczonych poholeli, ani też wieszeza prorokini Debo- ra, htóra natehnioną pieśnią hilka pokoleń zagrzała do walki, nie zdołali stworzyć, a raczej odbudować jedności narodowej. Wprawdzie jednemu z tych sędziów-bohaterów, Manassycie czy- li Gileadycie Jairowi, udało się rozszerzyć granice kraju zajordań- shiego hu północozachodowi i przygotować w hrainie Basan siedliska dla połowy poholenia Manasse. Lecz przyrostten z tamtej strony rzehi nie powiększył bynajmniej potęgi narodu. Sędziowie posiadali wogóle chwilowe tylho znaczenie, dop&hi nie odparli nieprzyjaciół, nie zażegnali niebezpieczeństwa i znośne- go bytu nie zapewnili ludowi. Władzy żadnej nie mieli nad temi nawet pokoleniami, które bohaterstwu ich zawdzięczały pomoc i swobodę; nie sprawowali też rządów zwierzehniczych i nie cieszyli się powagą, htóraby posłuszeństwo nakazywała. Wy- osobnienie i rozdrobnienie poholeń trwało w dalszym ciągu, po- mimo doraźnych ich zwycięstw, a osłabienie wewnętrzne wzma- gało się raczej niż zmniejszało. Daremnie Samson hąsał jah wąż i kłuł jah bazyliszeh, Filistynowie nie przestawafi uważae oho- licznych pokoleń za swych poddanych, a raczej niewolników ihrzywd im wyrządzać, zwycięstwa zaś Jefty nie wpłynęły na Ammonitów, aby się zrzekli roszezeń do ziemi wsehodnich po- koleń, Rubena, Gada i połowy Manasse. Ale właśnie ten wysoki stopień osłabienia, skoro je odezuto, skońezvł się przesileniem, po którem naród zaczął przychodziE - 23 - zwolna do zdrowia i sił nabieraE. Niektórzy przewodnicy poholeń musieli nareszcie zrozumieE, że bratanie się z sąsiadami i przej- niowanie obrzędów bałwochwalshich zamiast wyjść im na do- bre, zwątliły ich owszem niezmiernie. Wspomnienie o Bogu ujców niewątpliwie znów ożyło i poruszyłó sumienia, a gdy się raz odezwało, to zbudzeni przypomnieli sobie poświęcony temu Bogu przybytek w Silo i zaczęli go odwiedzać. Dzięhi tej oko- Iiczności pod koniec okresu sędziów zgromadzaly się w Silo liczniejsze rzesze niż dawniej. Tu znajdowali się Lewici, htórzy slrzegli jeszeze przekazanej przez Mojżesza nauhi, i ci zapewne ţa zebraniach ludowych, zwoływanych w ehwili niebezpieezeń- stwa, pouczali zgromadzonych, że tylko odstępstwo od Boga Izraela i oddawanie czci bóstwom hanaańshim w takiej pogrą- eyło ich niedoli. W tej dobie ucishu mieszhał w Silo kapłan, godny swych przodhów, Arona i Pinehasa, pierwszy Aronida od dłuższego rzasu, htórego imię przeszło do potomności. Nazywają go po- prostu Elim i opisują jaho czcigodnego starca, z którego ust wy- chodziły jeno słowa pełne słodyczy, htóry nie mógł się zdobyć na surową naganę nawet wobec własnych niegodnych syn&w. Taki starzec cnotliwem postępowaniem i życiem świątobliwem musiał wywierać wpływ dobroczynny i nauce, htórej był przed- stawicielem, jednać zwolennihów. I jeżeli coraz to więeej przy- bywało :io Silo zrozpaczonych ze skargą na ustach; jedni z po- ţoleń Efraim i Benjamin, żaląc się na hrzywdy, doznawane od Filistynów, inni z poholeń gileadzhich, utyskując na bezprawia Ammonitów, to Eli miał sposobność zwraeać ich do pomocnego zawsze Boga Izraela i upominaE, aby wyrzehli się obcych bo- gów. W ten sposób hrzepił serca. Niejeden z przewódców poko- leń odwracał się od Baala do Boga swych przodhów, a wślad za nimi postępowali zazwyczaj inni członkowie pohalenia. Eli nie posiadał zapewne ducha wojowniczego, owszem z natury był usposobienia pokojowego. Kapłani izraelsey nie mieli w zwyczaju wyruszać w pole z mieczem i wł&cznią. Nie- mniej wszakże zaliczają Elego do sędziów i zbawców Izraela. Pziałalność jego na tem chyba polegała, że gdy zwracały się doń po radę lub wskazówki hufce izraelshie, w injieniu Boga - 24 - zagrzewał je do walki z nieprzyjacielem, który na kraj częste robił najazdy. Jak u wielu innych ludów, tak i w Izraelu nastąpxłyby może po panowaniu bohaterów (okres bohaterski) rządy kapłanów, gdyby powaga Elego przeszła na jego potomków. Lecz oko- liczności złożyły się inaczej, niż należało oezekiwać. Dwaj sy- nowie jego, Chofni i Pinehas, nie kroczyli śladami ojca. Gdy później naród nawiedziła ciężka niedola, upatrywano w niej karę Niebios za wykroczenia synów Elego, jakoteż za miękką pobłażliwość dla nich ojea. Filistynowie dopuszezali się częstych najazdów łupieżezych na ziemię Izraela, a pokolenia sąsiednie, najbardziej wystawione na niebezpieczeństwo, nie występowały przeciw nim bezładnemi gromadami, lecz w porządnym już szyku bojowym. W każdym razie Filistynowie ze s,vemi wozami wojennemi mieli nad nimi przewagę. Z porady starszyzny sprowadzono z Silo arkę przy- mierza w przekonaniu, że sama jej obecność zapewni zwycię- stwo. Pomimo to biiwa skońezyła się porażką. Hufce izraelskie rozproszyły, się w dzikim popłoehu, arka przymierza wpadła w ręce FilistynSw, a synowie Elego, którzy jej strzegli, śmierć ponieśli. Filistynowie szerzyli trwogę w całej okolicy. Ledwie dysząe z przerażenia, przybył zwiastun nieszezęścia do Silo i doniósł pełnemu otuchy ludowi i arcykapłanowi Elemu, który u bramy wyglądał wieści pomyślnej, o klęsce Izraela: "Uciekli Izraelici w wielkiej porażce, polegli też obaj twoi synowie, a arka przymierza wzięta do niewoli." VViadomość o zabraniu arki przymierza przeraziła starca uięcej jeszeze, niż śmierć sy= nów; padł nieżywy ze stołka. Zwycięzcy Filistynowie nie poprzestali na grabieżnych wy- cieczkach po kraju, lecz wszerz go przebywszy, dotarli aż do Silo. Tu wraz z miastem zburzyli też przybytek, który był jesz- cze świadkiem pełnych łaski czasów mojżeszowych. Późniejszy poeta opisał tę dobę niedoli z sercem jeszeze żałością śeiśnionem. "Porzucił (Bóg) przybytek Silo, Namiot ustawiony wśród ludzi. I oddał w niewolę potęgę Swoją (arkę przymierza). A chlubę Swą w rękę eiemięzey." Klęska ta złamała zupełnie siły i odwagę narodu. Bezwła- - 25 - dent dotknięte zostały te właśnie pokolenla, które stanowiły po- niekąd przedlrlurze Izraela. Najbardziej możc:, lubo nie bez winy, ueierpiało pokolenie Efraim. Wraz z upadkiem świątyni, która za Elego zaezęła się stawać miejsecm zgromadzeń ludowych, przeciętym też być się zdawał wszelki związek z pokolc:niauii północnemi. Filistynowie byli przekonani, żeţz wzięciem do niewoli arki przymierza, rzekomego talizmanu Izraelitów, i ze zburzeniem przybytku, zwyciężyli też Bóstwo opiekuńeze narodu izraelskie- go. Lecz czekało ich niebawem przykre zbudzenie ze złudnych t5,ch marzeń. Zaledwie przewieźli arkę przymierza do najbliższe- ţo miasta Aszdod (Azotus), nawiedziły kraj klęski wszelakie. 7djęci przerażeniem postanowili książęta filistyńsey za radą ka- płanów i wróżbitów, odesłać zdobytą arkę przymierza do kraju rodzinnego i załączyć dary pokutne. Po siedmiu miesiącach nie- woli u Filistynów przewicziono ją przez granicę i umieszezono w Kirjat-Jearim (miasto leśne), na pagórku. Strzegfi jej za- mieszkali tamże Lewici, lecz lud tak dalece nie odezuwał jej braku, że- kilka dziesiątków lat minęło, zanim przypomniał ją sobie. Ani treść, ani starożytność przeehowywanych w niej ta- blic przymierza nie miały w oezach zdziczałego ludu doniosłego znaczenia. RQZDZIAŁ DRUGI Początek wţadzy królewskiej. Sainucl i Saul Lecz właśnie nawaţ klęsk, zburzenie przybytku w Silo i uczueie opuszezenia, wywołały zmianę na lepsze. Umysły, nie stępiałe ze szezętem, nie mogły przecież nie przyjść do poznania, że przyczyną tyeh nieszezęść był dotychezasowy rozstrój reli- gijny i polityezny. Lewici, którzy uszli z życiem po zburzeniu Silo i osiedlili się w różnych punktach kraju, nie omieszkali za- pewne szezepić w sercach przywiązania do tradyeyj ojezystych. Może też odesłanie arki przymierza przez Filistynów wywarło głębokie wrażenie i wznieciło nadzieję lepszych czasów. Coraz wůiększe koła ludu tęskniłyţdo Boga Izraela. Zbywało tylko na wielkim mężu, pełnym ducha i zapału, któryby zaślepionemu na- - 26 - rodowi mógł wskazać drogę prawdziwą, aby przygnębionyeh niednlą poprowadzić ku poprawie. I oto w sam czas pojawił się mąż taki, co zwrot wywołał w dziejach izraelskich. Samucţl, syn Elkany, był owym mężem doskonałym, który spoił na nowo rozpadłe oddawna wiązania społeczeństwa izra- clskiego i zapobiegł ostatecznem u upadkowi i skażeniu wewnę- trznemu. Wielkość jego w tem już się przejawia, że wyznaczają mu drugie miejsce po Mojżeszu, nietylko w następstwie kolej- nem, leez i ze względu na powagę jego jako proroka. Była to 4sobistość wzniosła, charakter niezłomny, surowy dla siebie i dla innych. ţyjąc wśród ludu i obcując z nim ciągle, prze- wyższał swyeh współezesnych pobożnością, szlachetnym sposo- bem myślenia i zaparciem się.siebie samego. Więcej jeszeze, niż temi cechami umysłu i serca, górował darem proroczym. Wzrokiem ducha przebijał mroki, przesłaniające przyszłośE, zwiastował swe widzenia, a co przepowiadał, to się iściło. Samuel był potomkiem jednej z najbardziej poważanych rodzin lewickich, które siedzibę swą miały w Rama, na rubieży pokoleń Efrairh i Benjamin. Po matce swej, Chanie (Anna), której żarliwa, lecz cicha modlitwa wzorem się stała po wszystkie czasy, odziedziezył serce miękkie i tkliwe. Weześnie powierzyła go opieee Elego. W ten sposób Samuel został Lewitą służebnym przybytku w Silo. Codzień otwierał jego wrota, po- magał przy służbie ofiarnej i nawet noce spędzał w świętym namiocie. Za młodu już, choć sam o tem nie wiedział, obudził 5ię w nim duch proroczy. We śnie głębokim usłyszał z wnętrza przybytku, gdy stała tam jesżeze arka przymierza, głos wzywa- jący go po imieniu. Było to pierwsze widzenie prorocze Samuela. Wkrótce potem spadły klęski, porażka wojska izraelskiego przez Filistynów, porwanie arki przymierza, śmierć Elego i obu jego synów. Służba Samuela skońezyła się ze zburzeniem świątyni, powrócił więc do domu rodzicielskiego w Rama, żałosny i zng- kany. W kołach Lewitów, wśród których wzrósł, panowało prze- konanie, że pogrom był skutlciem odstępstwa od Boga Izraela. ,Niemasz już przybytku," znaczyło to tyleż, co gdyby Bóg lud sw6j odtrącił. Z czasem jednakże pogodził się zapewne Samuel z nieodwrotnym wyrokiem przeznaczenia i inne idee umysł jego - 27 - zajęły. IViema przybytku, niema ofiar! Czyż ofiara jest tak nie- odzownym warunkiem kultu prawdziwego Boga i życia świą- tobliwego? Dojrzała w nim myśl, którą później przy sposobno- ści głosił, że ofiary podrzędne tylko mają znaczenie, że tukiem baranów nie można przypodobać się Bogu. Na czemże więc ma polegać służba boża? Na ślepem przestrzeganiu przykazań bo- skieh. A jakaż jest wola boża? Samuel podezas pobyiu swego w Silo zapoznał się nietylko z treścią tablic kamiennych, prze- chowywanych w arce przymierza, lecz i z księgą praw, pocho- dzącą od Mojżesza, i przejął się jej duchem. Święte te.księgi przepisywały prawo i sprawiedliwość, łagodność i równość Izra- elitów, bez różnic kastowych, bez przewagi jednego stanu nad drugim, a zalecały je jako przykazania boskie; natomiast nie mówiłynic, albo niewiele o ofiarach. Samuel, który o wiele stu- leci bliższym był początków narodu izraelskiego i nauki izrael- skiej niż późniejsi prorocy, żywił równie jak oni przeświadeze- nie, że Bóg nie po to dokonał oswobodzenia Izraelitów, aby Jemu, nie zaś innemu składali ofiary, lecz aby Jego ustawy stwierdzali uczynkiem. Treść tych ksiąg czyli Zakon, oto wola boża, której Izraelici poddać się mają posłusznie. Zakon ten noszţc w sercu, Samuel stał się jego narzędziem, aby go wpoić w lud jako modłę żywota. Drogą tego rozmyślania Samuel znalazł cel swego życia: nauczanie i wychowanie ludu w duchu Zakonu i odzwyczajenie go od nieprawości pogańskich i przewrotnych poglądów, które z biegiem stuleci w krew mu przeszły. Środkiem, jakim się po- sługiwał, aby cel ten doniosły osiągnąć, było żywe słowo. proro- cze. Samuel posiadał ową przekonywającą wymowę, która wy- wiera wpływ na umysłţ. Sam przejęty swemi widzeniami pro- roczemi, dzielił się niemi z słuchaczami, zrazu zapewne w mie- ście rodzinnem, Rama. Myśli swoje, które zwiastowały rzeczy nadzwyczajne, prze- hraczające ciasny widnokrąg umysłowy, wynurzał, zdaje się, w mowie wiązanej, wierszem uczłonkowanym, w obrazaeh i przypowieściach poetyeznyeh. Jeszeze przed powrotem do do- mu ojeowskiego poprzedziła Samuela sława, że w Silo kilkakro- lnie dostąpił objawień, które się też ziśeiły. Niebawem rozeszła się wieść w okolicach Ramy, coraz to szersze zataczając kręgi, - 28 - fe powstał proroh w Izraelu, że dueh boży, co na Mojżeszu spoczywał, spoczął teraz na synu Elkany. Faht, że B6g zbudził drugiego Mojżesza, wzniecił nadzieję, iż świta zaranie lepszych czasbw. -- Samuel miał przedewszystkiem na oku odzwyczajenie ludu od czci bałwoehwalezej Baala i Astarty i wyleczenie go z wiary w wyrocznie. Skłonność pewnej części narodu do wyrzeczenia się do- tychnzasowych błędów i do uznania Boga Izraela ułatwiła Sa- muelowi zadanie. Porywające jego mowy, htóre ognishowały się w idei: że bożhi pogazishie to marne złudzenia, co ani pomóc, ani zbawić nie mogą, że głupstwem i występhiem jest radziE się zwodniezych wyroczni i dawać wiarę huglarstwu wróżbitów, wreszcie, że Bóg nigdy nie opuści swego ludu, - mowy te co- raz potężniejszy oddźwięk znajdowały w sercach tych, co ich słuchali, i tych, co się o nich dowiadywali. Samuel nie czekał aż lud przyjdzie do niego, aby przemówień jego słuchać, lecz sam chodził między tłumy. Objeżdżał hraj, zwoływał zebrania ludowe i obwieszezał rzeszom, czem go natehnął duch boży. A lud hrzepił się jego proroctwami, budził się z odurzenia, w które wprawiła go niedola, nabierał ufności w swego Boga i we własne siły i wehodził na drogę poprawy. Albowiem zna= lazł męża opatrznościowego, którego przewodnictwu mógł się powierzyć czasu klęshi i ucisku. Ale Samuel nie stał samotnie, w przeciwnym bowiem razie nie zdołałby dokonać zmian tak pomyślnych. Miał owszem gro- no pomocników, na których mógł polegać. Lewici, niegdyś w Silo zamieszkali, uciekli po zburzeniu tego miasta i świątyni, a z ucieczhą stracili cel życia. N.awyhli krzątać się hoło ołtarza i pełnić służbę w przybytku; inna działalnoţć była im obea. Co mieli począć w rozproszeniuţ Nówego ognisha hultu dotąd nie założono, aby tam mogli zwrócić swe hroţi- Więc też ten i ów garnął się do Samuela, htórego znaczenie poznał w Silo, a on umiał naginać ich do swych celów. Powoli zebrało się ich tylu, że utworzyli rodzaj bractwa. Jeszeze inna oholiczność przyczyniła się podówezas do do- dania otuchy zdrętwiałemu ludowi. Przez cały okres sędziowski pokolenie Jehuda uchylało się od wszelhiego udziału w spra- wach publicznych. Na ustroniu wygonów i puszez swej dziedzi- - 29 - ny. wiodąc życie koczownieze hodowców trzód, przestało niema! istnieć dla reszty pokoleń. Jebusyci, którzy zajmowali okolicę między górami Zfraim i Jehuda, tworzyli mur, co pokolenie to, od braci na północ zamieszkałych oddzielał. Dopiero częste na- pady Filistynów na ziemię izraelską, zda się, poruszyły to po- lcolenie i wypłoszyły z odosobnienia. Jakiekolwiek zresztą okoliczności stan ten wywołały, to pe- wna, że za czasów Samuela pokolenie Jehuda wraz z swoim lennikiem, Szymonem, przyłączyło się do rzeszy. Jakób i Izrael, rozdzieleni przez wiele wieków od chwili wnijścia do kraju, teraz znów się zjednoczyli. Ze wstąpieniem Jehudy do dziejów przybył świeży, silniejszy, odmładzający niejako żywioł. Poko- lenie to zastało w prowinejach, zajętych przez siebie, mało miast i brak rozwoju życia miejskiego. Jedynem znaczniejszem miastem był Hebron; zresztą istniały tvlko zagrody, zamieszka- ne przez hodowców bydła. Zniewieściałość i zwyrodnienie, wy- chodzące z Fenieji, nie nawiedziły Judejezyków i Simeonitów Kult Baala i Astarty z jego wszeteczeństwem i zmysłowością nie znalazł do nich wstępu. Pozostali przeważnie tem, czem byli, ţdy wehodzili do kraju, prostymi pasterzami, co wolność swą kochali i bronili, lecz nie ubiegali się za sławą wojenną i za- szezytami. Proste obyczaje czasów patrjarehalnych zachowały się zapewne dłużej w pokoleniu Jehuda. Wszelako bez imponującej i dzielnej osobistości Samuela nie ţvzmógłby sie naród, nie spotężniałaby wiara. Syn Elkany, acz nie był wojownikiem, uchodził za mocny filar, na którym ogie- rały się oboje. Poparty przez zakon prorocki Lewitów, wiele lat rozwijał swą działalno5ć z gorliwością i energją. Lud patrzał nań jako na przewodnika, prowadził go też do zwycięstw, porywając natehnionym zapałem. Zwycięstwo w pobliżu miejsca, gdzie przed laty Filistynowie w pień wycięli zastępy izraelskie i za- brali arkę przymierza, miało pierwszorzędne znaczenie. Izraeliei podnieśli się, Filistynowie upadli na duchu. Lat z dziesiątek może cieszył się znów naród błogim po- hojem, a Samuel nie szezędził starań, aby szezęście nie zepsuło znów tego, co zrządziła niedola. Dążył zapewne duszą i ciałem_ do utrzymania związku pokoleń, od którego zależała ich siła. Co rok zwolyţvał starszyznę narodu, wyłuszezał jej obowiązki, - 30 - przywodził na pamięć dni klęski, które naród ściągnął na sie- bie odszezepieństwem, obcowaniem z bałwochwalcami i naśla- dowaniem ich zdrożności - i ostrzegał ją przed recydywą. Punktem środkowym jego działalnośei była Micpa w poko- leniu Benjamin, która też została ogniskiem kultu. Zawdzięcza- my mu nowy element w izraelskiej służbie bożej: psalm po- chwalny ze śpiewem. Sam też Samuel, protoplasta korachickich psalmistów, co się później wsławili, niewątpliwie pierwszy two- rzył pieśni pochwalne dla liturgji. Wnuk jego, Heman, uchodził w następnem pokoleniu, obok Asafa i Jedutuna, za psalmistę i muzyka. Nadobne bliźniaczki, co się wzajem dopełniają, po- ezję i muzykę, zaprzągł Samuel do służby bożej, która dzięki temu zyskała na uroczystej podniosłości i wywierała trwały i uszlachetniający wpływ na umysły. Przez wprowadzenie chórów lewickich i pieśni pochwalnych obrzędy ofiarne same przez się straeiły na swej pierwotnej do- niosłości. Kapłanów, synów Arona, zepehnął Samuel na stano- wisko niezbyt poważane, w cień ich poniekąd usunął. Po zbu- rzeniu Silo jeden z wnuków Elego, Achitub, ocalił się ucieczką do mieściny Nob (w pobliżu- Jerozolimy). Zabrał też z sobą szaty kapłańskie. Wszyscy członkowie domu Arona zebrali się później w Nob, które dzięki temu stało się miastem kapłań- skiem. Ale Samuel nie uznawał nowego siedliska kultu, miał howiem na widoku tylko środek i południe kraju. W miarę jed- nak jak w lata zachodził, nie mógł już rozwijać tej sprężystej energji, co w młodości i dojrzałym wieku męskim. Synowie jego nie cieszyli się względami narodu, zarzucano im, że przyj- mowaniem datków nadużywają swego stanowiska. Innych ener- gicznych mężów w gronie, które otaczało Samuela, nie było. Węzły, zespalające naród, rozprzęgały się zwolna, gdyż prorok nie mógł już teraz tak często stykać się ze starszyzną. Nadomiar odwieczni nieprzyjaciele ludu izraelskiego podówezas właśnie wzrośli wielee w potęgę. Filistynowie za Samuela wprowadzili władzę królewską, albo też narzucił ją im władca jednej z penta- polji. Ambicja nowego krbla filistyńskiego łaknęła rozległych podbojów. Zdaje się, że nawet z Fenicjanami prowadził wojny szezęśliwe i zburzył miasto Sydon. Sydońezycy sehronili się na okręty i na skale, wrzynającej się głęboko w morze, zbudowali - 31 - nowe miasto, któremu dali nazwę Tyr, miasto skaliste. Tuk więc Filistynowie zostali panami całego pomorza od Gazy dó Sydonu. Teraz spojrzenia swe zwrócili w głab lądu i sądzili, że wzbiwszy się w moc, z łatwością zdołają zawładnąć całym kra- jem Izraela. Znowu więc wszezęły się krwawe walki Filistynów z Izraelitami. A za Jordanem powstali też znowu upokorzeni niegdyś prz^z Jeftę Ammonici pod wodzą wojowniezego króla Nachasza, który rozpuścił zagony w siedziby pokoleń Gad i połowy Manasse. Nie będąc w:możności same stawić pola najeźdźcom, wyprawiły po- słów do Samuela z prośbą o pomoc skuteczną i wyrzekły słowo, które do żywego ubodło proroka, ale było wyrazem ogólnego na- stroju. Żądały, aby na czele rzeszy izraelskiej stanął król, który= by mocą swej władzy mógł przynaglić wszystkie części narodu do zgodnego i energicznego działania, prowadzić do boju i odno= sić zwycięstwa. Król w Izraelu! Na dźwięk tego wyrazu Samuel przeraził się niemal. Maż cały naród zależeć od kaprysu i samo= woli jednostkil Równość wszystkich członków narodu przed Bogiem i prawem, swobodna niezawisłość każdej grupy rodzin pod patrjarehalną władzą naczelnika rodu weszła tak dalece w nałóg, że zmiana tego stanu przechodziła pojęcie i zdawała się kryć w sobie zapowiedź strasznego nieszezęścia. Prorok Samuel, przejrzawszy odrazu całą brzemienną w klęski doniosłość tego żądania, żerwał się jakby ze snu drę- cząeego. W dobitnych słowach wyłuszezył starszyźnie nie- uniknione skutki władzy królewskiej, dowodził, że dobrowolne poddanie się narodu pod panowanie jednego człowieka w końcu doprowadzić musi do haniebnej niewoli. Lecz nie zważaţąc rţţ usilne przestrogi Samuela, starsi obstawali przy tem, że król tylko wybawić ich może z niedoli, a pokolenia przedjordańskie w utrapieniu swem żądania te natarezywie popierały. Filistyno- wie, nie napotykając w częstych najazdach na żaden opór lub na słaby, przeprowadzali coraz dosadniej i bezwzglęrlniej swoje zwierzehnictwo i ujarzmienie Izraelitów. Nie poprzestali już teraz na oderwaniu ziziast pogranicznych, lecz rozciągnęli swe pano- wanie na eałą szerokość kraju, niemal do Jordanu. W niektó- rych miastaeh ustanowili poboreów dla ściągania podatków w bydle i żbożu. ţV tvm stanie rzeczy coraz głośniej i natarezy- - 32 - wiej odzy,wały się życzenia obioru króla. Nawet SaInuel, pomimo iż zrazu opierał się bardzo tym zachceniom, przychyliE się mu- siał wreszcie do powszechnego żądania. Duch wieszezy nakazał mu ulec jednomyślnej woli przedstawicieli narodu, wybrać króla i namaściE go. Nowa forxna rządu, która na odmienne miała pehnąE tory naród izraelski, stała się koniecznością. Od- irącał ją przenikliwy rozum Samuela, lecz duch proroczy, co w nim gościł, przystaE na nią xnusiał. W boleściach przyszło na świat królestwo izraelskie, nie powiła go miłośE, przymus był mu ojcem. Nie mogło przeto znaleźE sobie odpowiedniego miej- sca w niejednolitym gmachu społeczności izraelskiej, a umysły podnioślejsze pa#rzyły nań zawsze z nieufnością jako na żywiiil szkodliwy. Król, którego wyniosły gwałtowna natarezywość narodu i niechętne przyzwolenie proroka, osobą swą stwierdził w wyż- szym jeszeze stopniu, niż prżytoczone przez Samuela dowody, że władza królewska nie zdoła sprowadziE błogosławieństwa, ja- kiego się po niej spodziewano. Człowieka prostego, pełnego zalet, w którym do chwili wstąpienia na tron nie było cienia żądzy zaszezytów i panowania, przywiodła do tego, że nie uląkł się ţawet okrucieństwa i zbrodni, byle tylko zachowaE koronę. Przezorne kierownictwo proroka usiłowało zapobiec, aby kr61 nie ziścił odstraszającego obrazu jednowładztwa, jaki Samuel tak jaskrawo odmalował, aby w pysze swej nie deptał praw, niţ przekraczał granic swej władzy i aby zawsze pamiętał o swojem pochodzeniu. Nie z butnego pokolenia Efraim wybrał go Samuel, lecz z pośród najpodrzędniejszego, Benţamina. Rodzina jego na- leżała do najniższych, ojciec jego, Kisz, niţzem się szezególnem nie odznaezał; był pospolitym kmieeiem, a na jego pochwałę nic więcej później wyrzec się nie dało, jeno że był zacţym człowie- kiem. Saula, htóry miał być obrany, cechowała iście chłopska wstydliwóść i obawa ludzi. Okoliczność ta oraz inne przymioty Saula zdawały się być pewną rękojmią, że do przyszłego króla Izraela podszegiy pychy nie znajdą przystępu. Wolno było prży- puszezać, że prorokowi, co go z nizin społecznych na najwyţśze wyniósł dostojeństwo, będzie uległy, a słowa jeţo przyjmować Zsędzie, jakby głos własnego sumienia. Na sejm elekcyjny zjechał też Saul wraz z rodziną Kisz - 33 - Frzed przystąpieniem do obioru przypomniał prorok jeszeze raz zgromadzonym, że wprawdzie pragnţc podlegać królowi, sprze- niewierzają się Bogu, niemniej atoli duch proroczy polecił mu uczyniţ zadość ich życzeniu. Wniósł, aby los rozstrzygnął, a ten padł na Saula. Ale narazie niepodobna ţo było znaleźć, ukrył saę bowiem. Kiedy odszukano go wreszcie i przedstawiono zgro- madzeniu, wszyrstkich uderzyła jego postać. Saul był wzrostu olbrzymiego, wszystkich obeenyeh przewyższał o głowę, kształ- tny był i piękny, a silne wzruszenie zapewne też zjednało mu ą, ţ g serca. "Patrzcie, rzekł Samuel, "oto m ż które o Bó obrał na króla, niemasz mu równego w całym narodzie." Większa część nbecnych, porwana uroczystością aktu i postacią Saula, zawołała jednogłośnie: "Niech żyje król!" Poczem prorak namaścił nowe- ţo króla poświęconym olejem, co go uczyniE miało nietykalnym. Uradowali się starsi, że nareszcie ziściły się ich serdeczne pra- gnienia, że król stanął na ezele Izraela. Obiecywali sţbie s#ąd przyszłośE szezęśliwą. Przy tej sposobnośei Samuel wyłuszezył zbromaćlzonym przywileje królewskie. Była #o ćhwila stanoweza w życiu narodu izraelskiego; ten obiór króla zadeeydował o cţ- łej jego przyszłości. Lecz radosnţ i urţezysty nastrój zamąciła nuta fałszywa. Kilku niezadowolonych, - byli #o prawdopo- dobnie Efraimici, którzy spodziewali się zapewne, że król wy- brany będzie z ieh łona, - głośńo wynurzyło swój zawód: Alboż ten nas wybawi?" Podezas gdy wszyscy inni naczelnicy 9, zgodnie z powszechnym zwyezajem składali obranemu królowi dary hołdownicze, a niektórzy z nieh, odważnego serca, towarzy- szyli mu do Gibea, aby dzieliE z nim trudy wyprawy przeciw wrogom Izraela, malkontenci trzymali się odeń zdala i nie chcie- ţi go uznaE. ţlęstwo Saula ţzmogło się chyba znacznie od czasu elekeji, ţ. może też dzięki niespodzianemu wyniesieniu powziął nieza- chwiane prţekónanie, że Bóg krokami jego kieruje, skoro odwa- żył się bodaj pomyśleć o wystąpieniu przeciw potęźnemu nie- przyjacielowi i a uporządkowaniu skołatanego państwa. Gdy obejmoţrał rządy, połoźenţe narodu było nad wyraz smutne ţ przy%gnębiająee, gorsze może jesacze niż za czasów sędziow- skich. Zwyeięzcy Filistyńowie odebrali wszystkint bez wyjątku oręż: łuki, strzały i mieeze, nże pozţsćţ:wili teź w kraju płatne- Historja Żydów Tom 1 ark. 3 - 34 - rzy, którzyby nową broń sporządzić mogli. Jedynie nowoobrany król posiadał miecz, ów symbol władzy królewskiej u wszystkielz narodów i po wszystkie czasy. Według wszelkiego prawdopodo- bieństwa nawet elekeja jego odbyła się w takiej tajemnicy, że do Filistynów wieść o niej dojść nie mogła. Poborcy filistyńsey wysysali kraj do ostatniej kropli, mieli też polecenie, aby wszelkie zakusy rokoszu w zarodku tłumili. Tak dalece upo- korzeni byli Izraelici, że część ich musiała wyruszyć z Filistyna- mi, aby dopomagać im do ujarzmienia własnych braci. Sami nie- przyjaciele traktowali ich z pogardą. Cud tyllco mógł zrządzie zbawienie, a cud ten zdziałali Saul, syn jego i krewni. Najstarszy syn Saula, Jonatan, godniejszy byłby jeszeze tronu od ojca. Skromny, bez cienia samolubstwa, odważny aż dţ pogardy śmierci, łączył z temi przymiotami jednającą umysły uprzejmość, ciepłe, wierne serce dla przyjaźni; zbyt miękkim był raczej i powolnym. Ta zaleta byłaby niewątpliwie wielkinz błędem w monarsze, który bez pewnej stanowezości i surowości obejść się nie może. Z natury szezery, wróg wszelkich wybiegów, zdanie swe wypowiadał otwarcie, nie dbając, że ściągnie na siebie niechęć, że narazić może swe stanowisko, a nawet i życie. Poparty przez tego syna, przez krewnego swego, Abnera, ręba- cza nieustraszonego, i innych wiernych z pokolenia Benjamin, które dumne było, .że przezeń nabrało znaczenia, podjął Sau1 nierówną walkę z Filistynami. Taniec rozpoczął Jonatan; rapadł znienaeka na jednegţ z wójtów filistyńskich i wyciął w pień załogę. Było to pierwsze wypowiedzenie wojny, a nastąpiło na rozkaz Saula lub przynaj- mniej zyskało jego aprobatę. Następnie rozkazat król dźwiękiem rogu obwieścić w całym kraju Benjamin, że rozpoczęły się krwawe zapasy z Filistynami. Wielu wieść tę przyjznowało z ra= dością, inni z przerażeniem. Mężni zrzeszali się w hufce i spie= szyli pod rozkazy króla, aby wraz a nim zmyć hańbę z Izraela, lub życie położyć. Tehórzliwi uciekali za Jordan lub kryli się po jaskiniach, rozpadlinach skał i podziemiach. Z trwogą ocze- kiwano wyniku walki. Punktem zgromadzenia Izraelitów był Gilgal, miasto najbardziej odległe od kraju Filistynów. Miejsee to wybrał prorok Samuel i polecił Saulowi, aby sam też udał sie - 35 - d ţ Giiţal i tam oczekiwał przyhycia jego i dalszych rozpţrzą- dzeIi. Tymezasem Filistynowie uzbrajali się dó wojny na śmierć i życie z Izraelem. Wieść o napadzie Jonatana na jeden z ich posterunków rozjątrzyła ich niepomału: bardziej byli tem zdu- mieni niż przerażeni. Jakże mogli tehórzliwi a nadomiar pozba- wieni broni Izraelici aż tak się rozzuchwalić, że napadają na Filistynów, swyeh panówl Liczne zastępy piechoty, zasilone konnicą, wyruszyły przez doliny południowych stoków gór Efraim, przez całą szerokość kraju do Michmas. Była to chwila fatalna dla narodu izraelskiego. Podezas gdy Filistynowie posuwali się zwolna, Saul z męż- nymi swego pokolenia, którzy się dokoła niego skupili w Gilgal, wyglądał niecierpliwie przybyeia S,amuela, aby mu udzielił na- tehńionych wskazówek i wojowników izraelskich zagrzał do boju. Ale dzień mijał po dniu, a Samuel się nie pokazywał. Każda godzina w bezezynności strawiona zdawała się uda- remniać szezęśliwy obrót sprawy. Już część wojsk, otaczających króla, umknęła chyłkiem, dopatrując się niepomyślnej wróżby w nieobecności Samuela. Nie mogąc już dłużej wytrzymać, po- stanowił Saul działać na własną rękę. Zgodnie z odwiecznyzn zwyczajem rozpoczął od ofiary, aby wyjednać u Bóstwa po- myślny koniec wałki. W chwili właśnie gdy stał u ołtarza, uka- zał się nagle Samuel i ostro zgromił króla, że dał się porwać niecierpliwości, poczem odstąpił go. Był to ciężki cios dla Saula, gdyż w niebezpiecznem tem przedsięwzięciu wielką pokładał na- dzieję w pomocy proroka. Po oddaleniu się Samuela z Gilgal, nie miał i Saul powodu pozostawać tam dłużej. Przegląd wojska vo źe Samuel chwalił t wysławiał ezasy sędziów, naród czuł przeeiet, że hról lepiej potrafi go bronić, niż to czynili owi sędziowie-bohatergy:'Chętnie poświęeił wolnośE republikariską za cenę zjednoeţenia i płynącej stąd siły. - 38 - Ustrój monarehiczny wywołał, rzecz prosta, zmiany roz- liczne. Saul utworzył przedewszystkiem hufiec wyborowy z wa- lecznyeh mężów i młodzieńców, rodzaj stałego wojska, którego wodzem mianował swego brata stryjecznego Abnera. Potrzebo- wał też król osobnej klasy urzędników: tysiączników i setników, nadto radeów i przyjaciół, co do stołu jego zasiadali. Odrębny rodzaj służby stanowili laufry lub drabanci, posłuszni wyko- nawcy rozkazów królewslcich, zarazem policjanci i kaci, zbrojne gachołki. Oni i zwierzehnik ich do króla tylko udawali się po rozkazy. Dzięki pobytowi stałego wojska i urzędników, Gibea, dotąd małe miasteczko, a może wioska tylko, wyniesioną została do godności stolicy. Z początku król okazywał wielką uległość dla proroka. Gdy mu Samuel w imieniu Boga polecił podjąć wojnę eksterminacyjną z Amalekitami, Saul skwapliwie zgodził się na to i nakazał pospolite ruszenie. Amalekici byli od wieków zaciekłymi wrogami ludu izraelskiego, w pochodzie przez pu- stynię i w chwili wkroezenia do kraju, dopuszezali się okru- cieństw względem Izraelitów. I później łączył się nieraz Amalek z nieprzyjaciółmi Izraela, aby go osłabić. Król ich Agag wy- rządził, zdaje się, za czasbw Saula wiele krzywd pokoleniu Je- huda. Uchodził za dzielnego wojownika i siał naokół przeraże- nie. Amalekici cieszyli się sławą wielkiej waleczności. Nielada to było zadanie przedsięwziąć przeciw nim wyprawę. Mimo to Saul nie wahał się ani chwili. Walkę prowadził z wielką pono zręcznością i męstwem i zwabił nieprzyjaciela w zasadzkę, dzięki ezemu odniósł walne zwycięstwo. Zdobył stolicę, zabił niężów, niewiasty i dzieci i wziął w niewolę groźnego króla. Bo- gate łupy wpadły w ręce izraelskim wojownikom, wszakże skarby te z rozkazu Samuela nie miały być obrócone na użytek, lecz ulec zniszezeniu, aby zatarty został w pamięci wszelki ślad Amaleka. Ale wojownicy nie chcieli zrzec się bogatej zdobyczy, p Saul, skądinąd bardzo surowy, patrzał na to przez palce i w ten sposób przekroczył rozkaz proroka. Z tego zwycięstwa nad groźnymi Amalekitami Saul dumny był niezmiernie. Króla Agaga, eo niegdyś postrach taki szerzył, prowadził w kajdanach jako żywą oznakę zwycięstwa. Upojo- nego powodzeniem oręża odstąpiła dotychezasowa pokora. Wra: - 39 - cając do domu, wzniósł w oazie Karmel pomnik tego zwycię- stwa. Tymezasem Samuel miał widzenie prorocze, że król po- lecenia jego nie wykonał ściśle. Powinien był wyjść na spotkanie odurzonego zwycięstwenl Saula, lecz przychodziło mu to z trud- nością. Całą noc pasował się z sobą i modlił. Wreszcie posta- nowił wyjechać naprzeciw Saulowi, gdy atoli w drodze doszła go wieść, że król do tego stopnia dał się opanować pysze, iż kazał sobie pomnik postawie, zawrócił i udał się do Gilgal. Saul, dowiedziawszy się o tem, podążył za nim. Starsi Benjamina i sąsiednich pokoleń stawili się również, aby powitać zwyeię- kiego króla. Wypadło im wszakże być poniekąd świadkami roz- terki, która zapowiadała nastanię złych czasów. Jakgdyby nic nie zaszło, stanął król grzed prorokiem ze słowami: "Wykonałem rozkazy Boga." Na to Samuel ofuknął ţo ostro: "Cóż więc znaczy ten bek trzody, który słyszę?" "Lud to," odparł Saul, "oszezędził najlepsze stada baranów i wołów aby je w Gilgal ofiarować na ołtarzu." Na tę wymówkę prorok nie mógł już powśeiągnąć gniewu. Odpowiedział skrzydlatemi Słowy : "Azaliż Wiekuisty naa takie upodobanie W całopaleniaeh i ofiarach, jak w posłuszeństwie? Lepszeć posłuszeństwo, niźli ofiary, I uległość, niźli tuk baranóţv. Albowiem grzech wróżbiarstwa wyrasta z nieposłuszeństwa, A cześć bałwanów i 'Terafim z krnąbrności." "Za to żeś pogardził słowem Boga, Bóg cię odtrącił, abyś nie był królem Izraela." Saul upokorzony temi obraźliwemi słowy, chcąc zatrzymać Samuela, uczepił się szat jego tak mocno, że je podarł. Na to zauważył Samuel: "Oto znać Bóg zdarł z ciebie ţţładzę królewską i odda ją godniejszemu, choćby nawet przez tn Izrael rozdarty miał zostać." Jeszeze raz błagał Saul pro- roka: "Uczcij mnie przynajmniej przed starszymi mego pokole- nia i zawróć." ţ%Vówezas Samuel namyślił się i towarzyszył mu do ołtarza, gdzie król upokorzył się przed Bogiem. Następnie rozkazał prorok przyprowadzić okutego w kajdany króla Agaga. Tehórzliwie zawodził król Amalekitów: "O jak gorzką, gorzką jest śmierć." Na te lamenty odparł Samuel: "Jak miecz twój pozbawił niewiasty ich dzieci - 40 - Tak twa matka pozbawiona będzie wojownika." Rzekłszy tn, rozkazał go zabić. Od zajścia w Gilgal król i prorok unikali się wzajemnie. Zwycięstwo, które Saul odniósł nad Amalekiem, zamieniło się dlań w porażkę; duma jego poskromiona została. Zapowiedź, że Bóg go opuścił, rzuciła cień posępny na jego duszę. Melaneholja, która później przerodziła się w szaleństwo, zaczątek swój miała w groźnych słowach Samuela: "Godniejszemu odda Bóg władzę królewską nad Izraelem." Brzmiały one zawsze straszliwie w uszaeh Saula. O ife wzbraniał się przyjąć godności królew- skiej, o tyle wstrętną mu była myśl wyrzeczenia się jej. Przytem czuł swoją niemoc. Góż miał począć z surowym prorokiem? W wyprawach wojennyeh szukał odurzenia. Dość było nieprzy- ţaciół na granicaeh ziemi izraelskiej, z którymi można było pn- tykać się zbrojnie. Innej jeszeze drogi chwycił się Saul, aby po- sagę swego dostojeństwa wrazić w umysły narodu. Wewnątrz kraju mieszkały ciągle jeszeze pnśród Izraelitów rudy kanaań- skie i drobne plemiona, których przy podbnju nie wyparto, bo niepodobna było ich wyprzeć. Uwiodły one Izraela do oddawa- nia ezei kłamliwym bożkom i do sprośności bałwoehwalezyeh. Sądziłtecly Saul, że zasłuży się dobrze narodowi i wierze izrael- ţkiej, jeżeli wytępi lub wyruguje z kraju pogańskich sąsiadów. Stał się więc zagorzafym rzecznikiem Izraela, t. j. jął usuwać wszystko, co obce, nieizraelskie, i cudzoziemców, nieizraelitów. Do tolerowanych innoplemienników należeli przedewszystkiem Gibeonici, którzy dobrowolnie poddali się wkraczajţcym Izraeli- tom. Nie bacząc na przysięgę, która zapewniła im wówezas to- leraneję i niezależność, taką rzeź im sprawił, ţe niewieh: tylko zdołało ujść z życiem. Obok obcyeh plemion kanaańskieţ ścigał też Saul wróżbitów i zaklinaczy, mających styczność z obrzę- dami bałwoehwalezemi. Jeżeli Saul z jednej strony ubiegał się ţoniekąd o przyehylność i wzgiędy narodu, a przesadngm ţa- gorzalstwem narodowem i religijneni chciał pozyskać sławę sii- rnwego wykonawcy praw boskich, to z drugiej strony usiłowaţ wpoić w lud korną cześć dla władzy królewskiej. VVłoźył na słowę złotą koronę na znak, że wysokiem stanowiskiein swem góruje nad ludem. Cheiał, aby współeześni, którzy ţo znali jeszeze rolnikiem i sletonni byli obehodzić się z nin z jak róţni - 41 - z równym, zapomnieli o jego przeszłości i przyzwyczaili siţ spo- gląrlać na niego z uwielbieniem, jako na pomazańea Pańskiego, eo nosi świętą koronę. lito się zbliżał do króla, musiał pasE przed nim twarzą. Wprowadził też ów zbytek królewski- wielożeństwo. W nieustannych zapasach z zewnętrznymi wrogami, w żar- liwośei, z jaką wewnątrz kraju tępił obce żywioły, w przepychu i blasku, jakim się otnezył, zapomniał moźe Saul o groźnych słowach proroka, których dźwięk przenikliwy o uszy mu się obił. Lecz nim się obejrzał, słowa te jak upiór stanęły mu przed oczyma, przybraly ciało i duszę, wkradły się doń w postaci pięknego młodziana.i czar nań rzuciły. Rywala, którego się obawiał, sam musiał przygarnąć i tulić, wynieść go na tron obok siebie i niejako zaprawić do wspbłzawndnictwa. Los, co mu był zgotowany, musiał ściągnąć na siebie własnemi ręknma. Gdy pewnego razu, po kilku utarezkach z Filistynami, przy- szło do wojny ţoważnej i Saul wezwał pod broń liczną drużynę, stały czas jakiś naprzeciwko siebie szyki bojowe, oddzielone jeno głgboką dnliną. Obie strony ociągały się z pierwszym kro- kiem, który mógł być brzemienny w następstwa. Wreszeie za- proponowati Filistynowie rozstrzygnięcie sprawy 'pojedynkien> i stawili jako zapaśnika olbrzymiego rycerza Goljata. Saul pra- gnął bardzo, aby i z jeho wojska stawił się siłacz, przyrzekł szezndrze obdarzyć zwycięzcę, dom jego ojca uwolnić od daniny i zaciągu, a jemu samemu oddać nawet rękę jednej z swyeh córek. Lecz i za taką cenę nie odważył się nikt z wojska izrael- skiego wystąpić przeciw Goliatowi. Natenezas, jakby przy- padkiem, znalazł się na placu boju młody pasterz z pobliskiego rniasta Betlehem, który rzecz tę rozstrzygnął. Ten paster: betle- hemski, tak bezpośrednio jak pośrednio, wywołał wielki prze- wrót nietylko w dziejach narodu izraelskiego, lecz i w historji zodu ludzkieao. Imię Dawida, podówezas znane tylko mieszkań- com wsi czy miasteczka Betlehem, stało się rozgłośnem na całej prawie kuli ziemskiej. Poróżniwszy się z Saulem, Samue! miał widzenie, ţ którem Bóg poleeił mu udać się do Betlehem i tam z pośród ośmiu sy- nów sędziwego Isai jednego obrać i pomazać na przyszłego króla Izraela na niiejsce Saula. Udał się do Betlehem potajemnie, gdyż - 42 - obawiat się knowań Saula. Lecz tylko najmłodszy, o oku pięk- nc:m i wabnem, o miiem obliczu i nadobnej postaci, wydał mu się prawdziwym wybrańcem bożym; był to Dawid. W obeeności braCi jeeo namaścił go Samuel na króla Izraelskiego. Ten akt prosty, lecz niezluiernie doniosly, oclbył się, rzecz prosta, w naj- śClŚICJSZCm kole, zachowany w tajemnicy przez Samuela, ojca i braei Dawida. lsai, ojeiec nowego króla, nie pochodził bynajmniej z naj- znakoiuitszej rodziny judzkiej, przeciwnie, jak wszysCy mie- szkańcy ţetlehem, należał do jednej z najniższyeh. W chwili pornazania na króla Dawid był młodzieńcem; liezył mniej wię- eej lat ośmnaście i nżewiele dotąd doświadezył, a mniej jeszeze zdzia ał. Piękne pastwiska dokoła Betlehem były mu dotąd ca- łym światem. Lecz w młodzieńcu kryły się dary, które czekały tylko podniety, by mógł tak wznieść się dućhem ponad wszy- stkich współezesnych, jak Saul przewyższał ich zaletami ciała. Dawid miał przedewszystkiem dar do poezji i muzyki i pewnie niejedna pieśń jego rozlegała się echem po górach, gdy pasł swe irzody. Lecz nawskroś poetyczny nastrój duszy nie uczynił zeń marzyciela. - Gdy nieopodal Betlehem wybuchła walka prze- riw Filistynom, nie w smak mu poszło życie pasterskie i z rado- ścią przyjţł polecenie ojca, aby zaniósł wieść jakąś braciom, którzy podówezas służyli w szeregach. lPrzybywszy do obozu, zwierzył się nieśmiało otaczającym, że gotów byłby wstąpić w<ţ szranki z niegodziwym Filistynem, co tak urągał wojsku Boga żywego; wkrótce też daszło do uszu króla, że pewien mło- dzieniec ofiaruje się do pojedynku. Ze zdumieniem, lecz i z uśmiechem niedowierżania pozwolił mu Saul iść w zapasy i dał mu własną zbroję. Pierwszy kamień, wprawną ręką z procy rzucony, trafił zdaleka ciężko uzbrojonego, nieruchawego olbrzyma, który padł naziemię. W mgnieniu oka rzueił się nań Dawid, wyrwał mu miecz z pochwy i uciął mu nim głowę. Filistynowie, spostrzegł- szy z góry upadek swego szermierza, który za niepokonalnego uchodził, uznali się za zwycięionych i nietylko zaniechali wojny, lecz nawet uciekli do swyCh miast warownych. Drużyna izrael- ska, porţvana zwycięstţvem Dawida, śCiţ-ała uciekającego wroga. Z krwawą głoţ;ţ w ręku stanął młody zwycięzca przed Saulem - 43 - któremu był dotąd zupełnie nieznany. Nie przemknął się kró= lowi przez głowę ani cień podejrzenia, że ten młodzieniee, któ- remu niepodobna było odmówić podziwu, mógł być owym tak groźnym dlań współzawodnikiem. Radowało,ţgo tylko walne zwycięstwo. Syn jego, Jonatan, serce szezere, miękkie, ofiarne, nie zdołał się oprzeć urokowi młodego bohatera. Zapałał ku niemu miłością silniejszą nad miłość do niewiasty. Wkrótee rozbrzmiało imię Dawida po dzielnicaeh wszystkich pokoleń. On zaś, jak gdyby nic nie zaszło, wrócił do domu ojcowskicgo, przynosząe tylko na pamiątkę swego czynu czaszkę Goljata i zbroję królewską. Lecz niedługo w domu zabawił; przeznaczenie Saula spełniać się zaczynało, a Dawid miał byE jego naţęţziem. Mgła smutku, która od chwili rozterki z prorokiem duszę króla osnuła, coraz gęstszym zalegała -ją mrokiem. Rozdrażnienie przeszło w za- dumę, która tak się wzmogła, że niekiedy występowały objawy szalţństwa. "Zły duch nawiedził króla," szeptali sobie do ucha słudzy. Dźwięk strun tylko mógł go rozweselić; to też powierni- ey radzili mu ściągnąć na dwór zdolnego lutnistę i poetę i po- lecili mu syna Isai. Dawid przybył na dwór Saula i oczarował go swoją grą i całą swą osobą. Ile razy król wpadał w zadumę, Dawid dotknięciem lutni wnet rozpraszał chmury smutku, co duszę jego tłoczyły. Saul ulebł powabom młodziana, pokochał go jak syna i uprosił wreszcie jego ojca, aby go na zawsze przy dworze zostawił. Uczynił go swym giermkiem, by mieć go ciągle przy boku i w towarzystwie jego znajdowaE rozrywkę. Był to pierwszy szezebel do wyniesienia Dawida. Lecz nietylko król pozostawał pod urokiem swego giermka; na całe otoczenie Saula wywierał wpływ magnetyezny, serca rwały się ku niemu. Najbardziej atoli umiłował go Jonatan, a druga córka Saula, Michal, kryła w swem sereu skłonność do Dawida. Na dworze Saula zaprawiał się Dawid do rzemiosła wojen- nego i nieraz lutnię na miecz zamieniał. Że nie zbywało mu na odwadze, odznaczył się wkrótce w małych utarezkach, z których wracał zwycięzcą. Gdy. pewnego razu zadał nieprzyjaeielowi klęskę dotkliwą i radością napełniał ziemię Izraela, wychodziły z miast na jego spotkanie niewiaţty i dziewice ze śpiewem, bębnami i zelţmi, wykonywały tańce i witały zwycięzcę w ra- dosnem upojeniu: "Saul poraził tysiąee, a Dawid dziesiţtki ty- sięcy." Te oznahi czci, z jakiemi tah jaskrawo i entuzjastycznie przyjmowano młodego bohatera, otworzyły wreszcie Saulowi nezy. A więc ten godniejszy, htórego Bóg wybierze na króla Izraela, według groźby proroha, wspóţzawodnik, htórego tak sit ol>awial, lecz htóry dotąd zjawiał mu się tylko jako mara senna żyje, stoi mu przed oczyma przyobleczony w ciało, jest ulubień- cem ludu i samego hróla, włada wszysthiemi sercami! Odkrycie to wstrząsnęłu do głębi Saula. "Mnie dają tylko tysiące, jemu zaś dziesiąthi tysięcy, przehładają go już nademnie, czegóż mu jeszeze trzeba, aby był królem?" Okrzyki radosne chórów nie- wieścich, ich tańce i śpiewy złowrogo brzmiały mu od tej chwili w uszach i przypominały groźne słowa proroka: "Odtrącony jesteś od Boga." Odtąd miłość Saula hu Dawidowi zmieniła się w nienawiţć, htóra go przypraR-iła o obłęd. Nazajutrz już po powrocie Dawida z pochodu zwycięshiego wpadł Saul w szał i cisnął weń oszezepem, lecz Dawid zręcznym ruchem ciosu unikńął. I w tym rzucie chybiunynţ dopatrzył się Saul, gdy przyszedł do siebie, znaku, że sam Bóg osłania jego ţroga. Od tego czasu usiłował podstępem usunąE wspóţza- ţodnika. Napozór wyróżniał Dawida, uczynił go dowódcą ty- siąca wyborowego żołnierza, powierzał mu kieruwr,ietwo nie- bezpiecznyeh wypraw i w końcu, wbrew woli, musiał mu dać za źonę swą córkę, Miehal, która pokochała młodego bohatera. Tak ona, jak Jonatan, bronili sprawy Dawida przed ojcem, co tak rozjątrzylo Saula, że godził na jego życie zrazu tajemnie, późnżej otwarcie, wyprowadzając przeciw niemu swe hufce. Wyjţty z pod prawa, Dawid pozbawiony był wszelkiej pomocy. Lecz niebawem przy:tączyli się doń młodzieńcy i mężowie zuehwałej odwagi, rębacze, malkontenci, prześladowani, błędni rycerze, a przedewszystkiem bliscy krewni, Joab i dwaj bracia jego, Abi- sai i Asael. Utworzyli oni zawiązeh hufea bohaterskich wo- jowników, dzięki htórym Dawid szezebel po szezţblu na tron się wspinał. Przystał też do niego pewien prorok ze szkoły Sa- muela, imieniem Gad. Ostatniego przedstawiciela arcykaplańskie- go domu Elego pehnţł wręcz Saul w objęcia wrzekomego wroga. Kazał mianowicie stracić okrutną śmiercią wszystkich ka- płanów z Nob, potomków i krewnych Elego, rozgniewany, że - 45 - sprzyjają Dawidowi, i zburzyE miasto kapłańshie Nob. Jedyny tyIhu czţoneh tej rodziny uszedl z duszą, Abiatar. Uciehł do llawida, który go przyjął z otwartemi rękoma. Nienawiść hu rywalowi uczyniła Saula okrutnym i hrwio- ierezym. Wszysthie usiIowania Jonatana, htóry stał w pośrodhu obu, aby pogodzić ojca z przyjacielem, spełzły na niczem i po- glębiły jeszeze przepaść, co ich dzieliła. Ponieważ wina była po stronie Saula, część przeto narodu sprzyjała Dawidowi i, gdy nie mogła popierać go otwarcie, przychodziła mu z pomocą po- ţajemnie: W ten tylho sposób uniknąć zdolał zdradziechich zasadzek. Źle było, że pędząc życie tułacze, wśród ciągłych opałów, zmuszony był Dawid do nawiązania przyjacielskich stosunków :z wrogami swego narodu, jak z hrólem Moabu, z królem ammo- nichim, Nachaszem, i z hrólem filistyńskim, Achiszem. $ciągną:t #em nţ siebie podejrzenie, jakoby dopuścił się zdrady przeciw ojezvźnie i jahoby nieprzyjaźń Saula niepozbawioną była pod- stawy. Związek zwłaszeza Dawida z Achiszem, u którego lubo raz wypędzony, powtórnie szukał sehronienia, nastręczał pole do podejrzeń. Achisz wziął go w opiekę i da! mu miasto Ciklag z warunhiem, aby zupełnie zerwał z Saulem i z ojezyzną, aby na wypadek wojny połączył swój hufiec, licząey sześeiuset wo- jownikbw, z zastępami filistyńshiemi i walezył z własnym naro- dem, aby nawet w czasie pohoju przedsiębrał wyprawy do odle- głych dzielnic pokolenia Jehudy i część zdobytych łupów składał swemu lennodawcy. Dawid, jak się zdaje, istotnie zamierzał uchyliE się od tych warunków, lub przy sposobnośći połączyć się z ziomhami przeciw swemu sprzymierzeńcowi. Lecz w tahim razie zniewolony był chodzić manowcami i zaprzeE się uczciwo- ści, która go dotąd znamionowała. Co do Achisza, ten w Dawi- dzie widział wiernego sojusznika, htóry swój talent wojenny i walţczność swojej drużyny obracał na sţkodę własnych roda= ków i który wskuteh takiego postępowania, nigdy już z naro- ţem sţoim pojednaE się nie zdoła. Pod wpływem tego złurizenia, które wywołała przebźegłośv Dawida, sądził Achisz, źe może teraz podjąć stanuwszą wojnę przeciw Izraelowi. Saul zapadł w żadumę i po zerwaniu z zig- ciem stracił na dawnej sprawnośei. Najdzielniejsze ra.ţię, eo - 46 - niegdyś zań walezyło, najbogatsza w pon iysły głowa, co zań myślała, zwróciły się przeciw niemu. Najbitniejsi młodzieńcy i mężowie Izraela oddali się pod rozkazy Dawidowi. Achisz. ţciągnął też wszystkie swe wojska, aby zadać cios stanowezy Izraelowi. W myśl umowy zawezwał król filistyński Dawida, aby wziął udział w tej na wielką skalę podjętej wyprawie przeeiw Saulo- wi i wojowników swoich weielił do szeregów filistyńskich. Z ciężkiem zapewne sercem wyruszył Dawid w pochód, lecz nie miał innego wyobru, zaprzedał się bowiem wrogom swego narodu Atoli możnowładcy filistyńscy wybrali go z dwuznacznego położe- nia. Stanąwszy przed swym królem, natarezywie domagali się, aby odprawił do domu Dawida wraz z jego hufcem, bo na wierności jego polegać nie można. Było to szezęściem dla Dawida, nie groziła mu już alternatywa, albo dopuścić się zdrady przeciţv swemu narodowi, albo zlamać wiarę Achiszowi. Tymezasem Filistynowie ciągnęli dalej setkami i tysiącalni. Saul, którego doszła wieść o przygotowaniach wojennych Fili= stynów i o ich pochodzie, nakazał pospolite ruszenie, forsow- nemi marszami wyszedł naprzeciw wrogowi i stanął obozem dopiero u stóp gór Gilboa. Następnie okrążył przeciwległe stoki i rozłożył się u północnozachodniego podnóża gór tych, nie= opodal Endor. Na widok licznych hufców filistyńskicli, a zwłaszeza konni- ey, zwątpienie ogarnęło Saula, smutne życie, którego sam był sprawcą, odjęło mu odwagę. Gzuł się opuszezonym przez Boga, ţdyż na zapytanie, jaki obrót przyjmie wojna, nie mógł otrzy= mać odpowiedzi od Boga, ani przez kapłana, ani przez proroka: VV tem położenţu bezradnem udał się do pewnej brzuchomów- czyni w Endor, która uszła przed prześladowaniem i potajemnie oddawała sţę praktykom czarnoksięskim. Dziwnie zawzięły się losy na Saula, że uciec się musiał do guseł, które sam wyplenić pragnął. Ze smutnem przeczueicm w sercu otworzył Saul bitwę, która, jakgdyby król zwątpieniem swem zaraził szeregi; skoń- czyła się dlań nieszezęśliwie. Mężnie walezyli Izraelici, bitwa trwała cały dzień, lecz na równinie nie zdołali ostać się przeciw konnicy i wozom wojennym i uciekli w góry, gdzie w poScigu - 47 - wyciţli ich Filistynoţvie. W potrzebie tej poległ też sympatyczny Jonatan wraz z swymi braćmi. Saul ujrzał się naraz samotnyin, giermka miał tylko u boku, gdy natarli nań łucznicy filistyńscy. Nie ehciał uciekać, a tem mniej jako jeniec podţać się na po- ţmiewisko Fiłistynów. Nie pozostawało mu więc nie innego, jeno rzucić się na własny miecz i umrzeć śmiercią godną króla. Gier- mek też śmierć sobie zadał. Klęska była okropna. Hwiat wojska izraelskiego zaległ górę Gilboa i równinę Jezreel. Wypocząwszy w nocy po dniu gorącym, Filistynowie przetrząsnęli pole bitwy i zdarli z poległych szaty i klejnoty. Tu też znaleźli zwłoki Saula i trzech jego synów. Głowę króla i jego zbroję posłali jako trofea do domu i na pamiątkę zwycięstwa nad Izraelem złożyli czaszkę w świątyni Dagona, a oręż w świţtyni Astarty. Nţ- stępnie wtargnąwszy do miast na równinie Jezreel i na pbłnoc- nowsehodniem błoniu nadjordańskiena, zajţli je; mieszkańcy na wieśE o porażce na wyżynach Gilboa uciekli za Jordan. Na urą- gowisko Izraelitom zawiesili Filistynowie bezgłowe trupy Saula i jego syna, Jonatana, na muraeh Betszeanu. Zdaje się, że w dalszym pochodzie zwyeięskim szli od góry C'ţiţboa i Betsze- anu ku południowi i opanowali wszystkie znaczniejsze miasta. 1\Ta stolieę Saula, Gibeat-Saul, zbliżenie się Filistynów taki rzu- ciło popłoch, że piastunka pięcioletniego synka Jonatana, Mefi- Boszeta, ratując się ucieczką w góry, w pośpiechu upuściła ehłopca. W upadku dziecko złamało nogę i okulało na zawsze. W smutnym stanie zostawił Saul kraj po śmierei, w smut- niejszym jeszeze, niż w ehwili, gcly go króiem obrano. Pogrom był tak straszny i nagły, że narazie nikt nie myślał o oporze. Znikła wszelka odwaţa; za śmiaty już ezyn uchodzito, że killcu mężów z Jabesz-G3lead, z tamtej strony Jordaţţu, powodowa- nych wdzięcznością dla Saula, który ocalił ich miasto, odważyło się wyzwolić z pohaIibienia szezątki swego króla. W nocy, prze- szedłszy Jordan, zakradli się do Betszeanu, odcięli z muru zwło- ki Saula i Jonatana, zanieśli je do swego miasta i, pochowawszy pod drzewem terebintowem, ustanowili siedmiodniową żałobę. Pokolenia z tej strony Jordanu na takie męstwo zdobyć sig nie mogły, alboteż nie żywiły podţbaej wdzięczności dla Saula, który unieszezęśliwił kraj rcţzterką swą z Dawideln. Taki był - 48 - ţoniec króla, w ktGrego obiorze naród tak wielką pokładał nadzieję. ROZDZIAŁ TRZECI KHÓL DA WID. ţokoio 1055-1015 przed Chr.) Zdawało się, że narGd zapomniał też o Dawidzie, który był niegdyţ jego ulubieńeem. Cóż zdziałał, gdy ojezyzna krwią się zalewała? Bez względu na io, czy pochód jego pospołu z Fili- stynami doszedł lub nie doszedł do powszechnej wiadomoţci, dziwnem wydawać musiało się wszystkim, że w tej smutnej do- bie, myśląc tylko o własnem zbawieniu, trzymał się zdala od wszelkiego niebezpieczeiistwa i nie pośpieszył na pomoc uciśnio- nemu narodowi, co większa, nie zerwał nawet przymierza z Fi- listynami. Przyznać trzeba, źe sam był w owym czasie w opałach, lecz przygody, których doznał wtedy, ujawniły się później do- piero. Narazie dla wszystkich tych, co się na wypadkach pu- blieznych rozumieli, bolesnem być musiało, że Dawid skojarzył się z wrngiem i, podezas gdy król Achisz prowadził woj- nę z Izraelem, broţił poniekąd granic jego państwa. - Gdy bowiem Dawid wskutek nieufności możnowładców filistyńskich, odprawiony został z poehodu, zaskoczyła go w domu niespo- dzianka: miasto jego, Ciklag, w perzynę obróeone, niewiasty, dzieci i wszyscy, co z nim nie wyruszyli, w niewolę zabrani. tłmalekici, niepokojeni najazdami Dawida, zmuszeni byli uciec na pustynię; teraz skorzţ,stali z jego nieobecnośei, aby wywza- jemnić się wyprawą łupieżezą. Boleść wojowników Dawida, gdy za powrotem nie zastali swyeh najbliższych i ujrzeli zglisaeza miasta Ciklag, tak była ţvielka, że w rozdrażnieniu powstali na Dawidaţ W pogoni za złoezyńcami wywiedzieli się przez nie;ţolnika egipskieţo, którego znaleźli choreţo przy drodze, ó obozowisku bandy Amalekitów t w miejscu wskazanem uderzyli na nźţ znienaekţ. Rozjţtrzeni wojownicy rąbali tak zaciekle, że ţţ,ięţ.sza jeţ czę.ţć zaleeła po- ţe bitwy i niewielu tylko ucickło na ţvielbł2dach. - 49 - Dawid wrócił z swym hufcem do CilVag, upojony zwycię- stwem, i natychmiast zabrał się do odbudowania i urządzenia miasta. Z łupów zdobytych na Amalekitach posłał dary pocze- sne starszym Jehudy i przyjaciołom swoim w wielu miastach od Beerseby do Hebronu. Pragnął w ten sposób obwieścić wszy- stkim swe zwycięstwo i zarazem zjednać ich sobie. Zaledwie znów się usadowił w Ciklag, gdy doszła go wieść żałobna, że wojsko izraelskie poniosło okropną porażkę pod Gilboą i że polegţ też Saul wraz z synami. Pierwszem uczuciem flawida na tę wiadomość był smutek, smutek głębuki; bolał go nieszezęsny los króla, a bardziej jeszeze zgon ukochanego przy- jaciela, Jonatana. Nakazał też publiczną żałobę z powodu ich śmierci i klęski, jaka cały naród dotknęła. Podezas obehodu ża- łobnego wygłosił pełną głębokiego uczucia elegję. Jakkolwiek szezerţ był smutek Dawida na wieść o śmierci Saula, tnusiał bądź co bądź obrócić ją na swoją korzyść. Za cias- no mu już było w zapadłym Ciklagu, rwał się na szerszą widow- nię. Starożytne miasto Hebron, siedzibę szlachty judzkiej, obrał na miejsce pobytu. lVie zaprosili go tam wszakże starsi, lecz sam się poniekąd narzucił, tak dalece ucierpiała popularnośE jego a> własnego nawet pokolenia z powodu przymierza z Filistynami. Sześ‚set żoinierza wraz z dowodzącymi nim mężnymi wojowni- kami towarzyszyło mu i osiedlţło się z rodzinami w Hebronie. Ten krok samodzielny uczynił, gdy Filistynowie zajęci jeszeze byli zbieraniem na północy owoeţw swego zwycięstwa. Dopiero gdy Dawid zamieszkał na stałe w ówezesnej stolicy pokolenia Jehudy, starsi całego pokolenia obrali go królem za sprawą przyjaciół, których sobie zjednał uprzedzającą grzeeznością. Niezwłoeznie wszedł w stosunki z pokoleniami zajordańskiemi, ażeby i te przeciągnąć na swoją stronę. Do przedjordańskich na- tomiast, które jeszeze pozostawały pod panowaniem Filistynów, nie mGţł i nie ważył się zwrócić. Nieszezęsny los uwikłał go w sieci Filistynów; rozsądek borykał się w nim z miłością ojezy- zny. Ta nakazywała mu, nie oglądajţc się na nie, zerwać fa- talne przyniierze, tamten znów doradzał nie drażnić potężnego sąsiada. Achisz nie przeszkadzał ţynajmniej Dawidowi bawić się w króla Jehudy i przedsiębrać najazdów na okrainy puszezy, Historja Żydów Tom 1 ark. 4 - 50 - r których łupu po dawnemu część swą odbierał; dalej wszakże nie wulnu by#o Dawidowi ani na kruk postąpić. Joab, w którym krył się wódz, pełen genjalnych pomysłów, musiał poprzestaĆ na niezaszezytnej roli herszta bandy grabieżezej. Wyzwolenia kraju z mocy Filistynów, o czem Dawid nie mógł i marzye, bo miał ręce związane, dokonał wódz Saula, Abner. Zdołał on ujść z strasznego pogromu pod Gilboą i nie stracił nadziei, że z ro- zbicia domu Saulowego da się jeszezeţ coś uratować. Z innymi zbiegami udał się za Jordan gdzie ich dosięgnąć nie mogli Fili- stynowie i gdzie dla domu Saula biły wdzięczne śerea. Miastţ Machanaim obrał Abner za punkt środkowy dla zwolenników tej dynastji, tu też sprowadził pozostałego przy życiu syna Saula, Isz-Boszeta, i wszystkich ezłonków nieszezęśliwej rodziny królewskiej i uokazał tego, że pokolenia zajordańskie uznały Isz-Boszeta za króla. Zebrawszy zbrojną drużynę z pokoleń za- jordańskich i Benjaminitów, którzy się doń przyłączyli, Abner rozpoczął walkę z Fiiistynami i kruk za krokiem wypierał ich. z kraju przedjordańskiego. Lecz dopiero po czterech lub pięciu latach udało mu się oczyścić całą ziemię z nieprzyjaciela (1055- 1051), tak uparte, widać, toczyły się boje. Najtrudniej pewnie przyszło odzyskać dzielnicę pokolenia Benjamin, gdyż Filisty= nowie mogli tam z łatwością rzucać swe hufce. KażdE pokolenie, które Abner wyzwalał, z raduścią hołd składało synowi Saula: Abner dokazał czynów nadzwyczajnych, nietylko bowiem wy- walezył niezawisłość, lecz wciągnął nadto w sferę jedności pań- stwowej te pokulţnia, które jeszeze za Saula zachowywały się ţpornie. Jego też należy uważać za istotnego założyciela państwa dziesięciu pokoleń, czyli królestwa izraelskiego, którego członki mocniejszem połączył ońniwem. I.ecz wskutek jego zwycięstţv i usiłowań naród rozpadł się naraz na dwie połoţvy, królestţvo izraelskie i królestwo judzkie, każde rząţzone przez osobnego króla. Pokolenie Jehuda, dzięki zabiegom Samuela i Saula za- ledwie wyrwane z odosobnienia i zespolone z innemi pukolenia- mi, znowu odstrychnęło się od rzeszy. Zrvycięstwo.ţbnera nie sprawiło radości, bo pociągnęło za sobą rozdwojenie. Szybko przemknął nad niem rylec dziejopisa i zaznaczył je zaledwie kilku rysami. Położenie byłu tego rodzaju, że o zlaniw się obu don iów - 51 - mowy być nie mogło. Nietylko obaj królowie, Dawid i Isz-Boszet, opierali się dobrowolnemu zjednoczeniu pokoleń, gdyż w tym wypadku jeden z nich musiałby zrzec się korony, lecz więcej jeszeze może ich stronnicy, a zwłaszeza obaj naczelni wodzowie, Joab i Abner, godni siebie mistrze w sztuee wojennej, którzy wielką ku sobie pałali zawiścią. Doniosłe znaczenie miała dla Jehudy okoliczność, że rządził nią waleczny i w rzeczaeh wojny doświadezony król, co był namaszezony przez proroka Samuela, a stąd uchadził za osobę poświęconą, gdy tymezasem Isz-Boszet, król tylko z imienia, nie był zatwierdzony głosem Boga i, jak się zdaje, nie odznacţał się duchem wojowniczym. Cała władza spoczywała w rękach ţnaczelnego wodza, Abnera. Isz-Boszet sie- dział w zapadłym kącie z tamtej strony Jordanu i nie był chyba świadom wszystkiego, co się działo pomiędzy obiţma połowami narodu, podezas gdy Dawid miał siedzibę w środku swego po- kolenia i z liebronu mógł kierować sprawami państwa. Gdy więc Abner zjednał lub odzyskał dla Isz-Boszeta wszystkie pokolenia, z wyjątkiem Jehudy, ţwybuchła wojna bra- tobójeza między dwoma państwami, a raczej między domem Saula a domem Dawida, i trwała dwa lata (ok. .1051-1049). Lecz nad domem Saula zawisło fatum tragiczne. Abner rzucił pożądliwe spojrzenie na piękną nałożnicę Saula, Riepę, która z swymi dwoma synami bawiła również w Machanaim. Jakkol- wiek Isz-Boszet nieraz znosić musiał pobłażliwie wybryki swego wodza, bQ nie potrafił obejść się bez niego, tego jednak nie mógł ścierpieć, aby wdnwa po jego ojcu znaleźć się miała w objęciach Abnera, gdyż widniał w tem zamiar przywłaszezenia sobie wła- dzy królewskiej. Zgromi# go więc za to uroszezenie, czem do- tknięty Abner zarzucił w oczy malowańemu królowi niewdzi:ęcz- ność i sprawy jego odstąpił. Wkrótee potem wszedł w kon- szachty z Dawidem, przyrzekając zjednać mu wszystkie Qoko- lenia. Wzamian za to zastrzegł sobie zapewne zachowanie god- ności wodza naczelnego pokoleń izraelskich. Chętnie przystał Dawid na tę propozycję, leez jako rękojmi przymierża zażądał zwrotu ulubionej małżonki Michal, którą Saul, odebrawszy mu, wydał za Benjaminitę Paltiela. Sam Isz-Boszet uznał niewątpli- wie słuszność teţo żądania i nie podejrzewał; że się święei coś złego. Następnie opuścił Abner swego króla pod pozorem, że - 52 - chce się zająe sprawą rozwodu Miehal z jej mężem, udał się do ţ,izielnicy Benjamina i zmusił Paltiela do zwolnienia żony; Pal- tiel z płaczem towarzyszył jej przez część drogi, lecz złajany przez Abnera z boleścią zawrócić musiał. Tak więe Dawid po- siadł znów małżonkę, którą ukochał pierwszą młodzieńezą mi- łością. Abner tymezasem objeżdżał pokolenia i tajemnie jednał po- pleczników Dawidowi. Wielu Izraelitów życzyło sóbie zapewne w skrytości, aby raz położony został koniec nieszezęsnej wojnie domowej przez poddanie się władzy króla judzkiego, nawet nie- którzy Benjaminici nie byli przeciwni zjednoczeniu. Z dwudzie- stu zaufanymi przyjaeiółmi, których pozyskał dla sprawy Da- wida, przybył Abner do Hebronu, zawsze jeszeze w tajemnicy. Frzezorny Dawid, chcąc pozbyć się z Hebronu na czas jego po- bytu Joaba i brata jego, zawistnych i podejrzliwych svnów Cerui, zlecił im jakąś wyprawę wojenną. Pod ich nieobecność porozumiał się Dawid z Abnerem co do sposobu, w jaki można- by skłoniE naczelników pokoleń do pozbawienia tronu Isz-Bo- szeta i złożenia hołdu Dawidowi. Już był Abńer opuścił Hebron, celem wydania odezwy do starszych pokoleń, aby, idąc za jego przykładem, przysięgli na wierność królowi judzkiemu, kiedy Joab powrócił z wycieczki z swymi hufcami. Tu go czekała nie- spodziana nowina, że Ahner, dawny wróg Dawida, podejmo- Rany był jaknajserdeczniej i jaknajserdeczniej żegnany. Za jego oczyma wszedł kr61 w potajemne układy, których on paść miał ofiarą, to bowiem wydawało mu się ńieuchronnym ich rezulta- tem. Nie namyślając się też długo, posłał w ślad za Abnerem goń- ców, a ten zawrócił. U bramy Hebronu zasadzili się nań Joab i Abisai - i Abner znienacka mieczem rażony, padł hez życia na ziemię. $mierć Abnera dotknęła głęboko Dawida. Jedyny mąż, ůco mógł i chciał drogą pokoju zjednać mu wszystkie pokolenia, w przeddzień ziszezenia zamiaru zginął z ręki skrytobójcy. Da- wid znalazł się nadto w przykrem położeniu. Aby zrzucić z sie- hie podejrzenie, jakoby zdradziecko przyczynił się do śmierci Abnera, dał szezeremu żalowi wyraz uroczysty. Poległemu boha- terowi sprawił wspaniały pogrzeb w Hebronie, wszystkim swym ţ,vorzanom kazał postępować za ciałem w szataeh żałobnych, - 53 - sam szedł za niem i ze łzami boleţć swą wylal w pieśni żałob- nej, której poezątek dochował się jeszeze: "Jak wyrzutek umrzeć musiał Abner!.- Ręce twe nigdy nie były związane, Nóg twoich nigdy nie tknęły kajdan5 Z ręki zbrodniczej poległeś!" Pieśń ta wywarła na obeenych potęzne wrażenie, wszyscy wybuchli płaczem, a ton, jakim Dawid tren swój wygłosił, przekonał słuehaczy, że żal jego był szezery. Nże śmiał jednak-ţ że Dawid pociągnąć do odpowiedzialności synów Cerui, lub nawet odezwać się słowem wyrzutu, zbyt bowiem niezbędni mu hyli. Tylko w kole powierników dał folgę gorzkim skargom na nich: "Wiedzeie, wielki wódz w Izraelu poległ dziś, zbyt słaby jestem, nie pamazany jeszeze na króla całego narodu, a synowie Cerui silniejsi są odemnie. Niechaj Bóg odpłaci bezecnikom." Wieść o zdradzieckiem zabójstwie Abnera wywarła na Isz- Boszeta przygnębiające wrażenie. Podstępnej działalności zmar- łebo wodza nie przeczuwał zgoła. O dezuł też tylko stratę nieza- stąpionego ramienia, głównej podpory swego tronu. Zaledwie ochłonął z przerażenia, jakim go zdjęła ta wiadomość, gdy go samego śmierć zaskoczyła. Dwaj nikezemni bracia Benjaminici, dowódcy oddziału partyzanekiego, zamordowali pogrążonegQ we śnie Isz-Boszeta, aby zaskarbić sobie łaskę Dawida. Nędznicy spodziewali się hojnej nagrody za odciętą głowę króla izraelskie- go, którą przynieśli Dawidowi w rękach krwią jeszeze zbroczo- nych. Lecz on wywarł gniew sprawiedliwy na sprawcaeh te5o czynu ohydnego. Skinął na straż przyboczną i wnet rozstali się z życiem. Po śmierci Isz-Boszeta państwo dziesięeiu pokoleń samo przez się przypaść musiało w udziale Dawidowi. Miał on i tutaj z dawniejszych czasów zwolenników, którzy zachowali w pa- mięci jego czyny wojenne za Saula przeeiw Filistynom i którzy go czcili jako wybrańca I'ańskiego przez proroka Samuela. Inni przeszli na jego stronę już za sprawą Abnera. Ci nawet, których gorszył sojusz Dawida z nieprzyjaciółmi Izraela, musieli przyjść do przekonania, że nie było inneţo wyboru, jeno hołd mu zło- żyć. Więc też starsi pokoleń przybyli do Hebronu, zawarli z nim przymierze, przyrzekli, że wiernie staE przy nim będą, i złożyli - 54 - mu dary hołdownieze. 1V'awet Benjaminici przysięgli mu na wierność, jakkolwiek wielu czyniło to z tłumioną niechęcią. Zi- ściły się najgorętsze pragnienia Dawida; z książątka jednego pokolenia stał się po tylu przeszkodaeh i cierpieniach królem całego Izraela. Rozterka między domem Jehudy a domem Izra- ela zażegnana została na razie pod wróżbą pomyślną dla króla. Kapłani i prorocy nie zachowywali się vţzględem niego wrogo, jak względem Saula, owszem sprzyjali mu z całego serea. Po- tomek domu Elego, Abiatar, znajdował się w jego orszaku, dzie- lił z nim cierpienia, jakie go nawiedzały, a prorocy wzór z niebo brali - wszak był namaszezony przez Samuela. Prorok Gad towarzyszył mu również, a inny prorok owych czasów, Na- tan, był mu poniekąd spowiednikiem. Obie więc potęgi duchow- ne wspierały jego kroki, i wogóle wewnątrz kraju drogę miał udeptaną. Lecz nazewnątrz należało pokonać wielkie trudnoaci jeżeli cheiał panować jako król niezawisły. Przedewszystkiem musiał Dawid zerwać z FiIiśtynami, ina- czej nie mógłby wywalezyć sobie niezależnośći i odzyskać w pełni miłości narodu. Musiał się zdecydowaE na krwawe za- pasy z dotychezasowymi sprzymierzeńcami swymi. Jednakże walki z nimi nie podjął natychmiast; zbyt byli jeszeze potężni. Wpierw cheiał sobie z innej strony ręce rozwiązać. W środku dzielnicy pokolenia Benjamin znajdowała się enklawa, którą zajmowali Jebusyci. Wysokie wzgórze Cyon z trzech stron było niedostępne dzięki wąskim dolinom i sztucznym okopom, a naj- dostępniejsze od południa, gdzie skalna ściana pagórka wzno- siła się niemal prostopadle z wąwozu. Z tego to grodu na skale panowali Jebusyei nad ziemią okoficzną i czuli się bezpiecznymi. Otóż Dawid, przed wdaniem się w wojnę z Filistynami, uważał za pożyteczne zawładnąć twierdzą Cyonu. Wpierw wszakże we= zwał Jebusytbw, aby ją poddali dobrowolnie i zgodnie, i ofiaro- vooetem karcicie- lowi, któryby się odważył zuchwale powiedzieE słowa prawdy ukoronowanej glowie, rzekomemu obrazowi Boga na ziemi. Ale Dawid; ţdy mu stawiono przed oczy zwierciadło jego nie- prawości, rzehł przejęty skruchą: "Tak, zgrzeszyłem.". Lecz chociaż Bóţ ciężkie ţrzechy odpuścił królowi, nic przebaczyli mu ich ludzie; podkopały one złowrogo spokój Da- wida i dobrobyt kraju. Batseba, żona Urjasza, była córką Eiia- ma, jednego z bohaterskich wojowników Dawida, a wnuczką doradcy jego, Achitofela. Dziad czuł się dotknięty na czci przez shańbienie wnuczki i nie wybaczył. tego nigdy Dawidowi. i\lilezat wprawdzie i krył się z nienawiścią, lecz podsycał ją - 65 - eiąţle w swem sercu i czekał tylko dogodnej pory, aby dać jţ uczuE królowi. Dawid czynił co mógł, by go ułagodzić. Wyniósţ Batsebţ do godności pierwszej ţrólowej, przyrzekł jej w tajemni- ey, że syna z niej zrodzonego, Salomona, uczyni dziedzicem korony, i uroezyście zaprzysiągł tę obietnicę. Ale Achitofel nie daţ się przebłagać. Sprawę i tak już zawikţaną pogmatwał jesz- cze bardziej brzţ,dki wypadek w rodzinie Dawida, który.zatruł niu ostatnie lata życia i był może następstwem wlasnych win jego. Najstarszy syn Dawida, Amnon, w mniemaniu, że jako ţastępca tronu, za jakiego się uważał, na wszysfko sobie po- zwolić moźe, pokochał przyrodnią swą siostrę, Tamarę, milością namiętną, leez występną. Mógł był wprawdzie prosiE o jej rękę, ale o texn nie myślał. Idąc za zgubną radą przyjaciela, zwabił ją Qod pozorexn choroby do swegó mieszkania, zgwałcił i do bez- wstydu przydając obelgę, ţaza:ć wypędzić ją z izby, jakţdyby ona to właśnie jego, cnotliwego Józefa, uwieśE zamierzała. ftoz- darłszy na sobie szatę, szla Tamara do swojej komnaty z zataţ manemi rękoma i z placzem. W tym stanie rozpaczy spotkał ją brat jej, Absalom, i na jej widok myśl jakaś błysnęła mu w gţo- wie. Uspokoił siostrę, nakazał jej milezenie i przyrzekł, że po- mści jej hańbę. WieśE o zuchwałym postępku Amţona doszţa do uszu Dawida i dotknęla go boleśnie; lecz zbyt pobłaźliwym był dla swţch dzieci i na sprawki ich i wyhroczenia pţtrzaţ przez palce, Ahsalom potrafił zataiE nienawiśE do starszego brata, hańbiciela siostry, i ukryE zgubne dlań zamysły. ţTie zţ- mienił z nim slowa przyjazneţn, lecz nie odezwał się też z sło- wem niechęei, aby zarówno jego, jak i ojca, ukoţysaE uczuciem bţzpieczeństwa i wpoić w nich ţrzeţwiadezenie, że zapomniał o sromocţe swej siostry. Przebiegłością nie ustępował Achitofe- lowi, który zawarł z nim eożc przymierze i nakreślił mu plan działaniţ. Pewxteţo dnia Absalom, ţtóregc dobra iţ trzody znajdowałv Się ţ ţobliżu Jerozolimy, zaprosił na uroczystośE strzy,źy owiee wszystkich synów królewskielx. Podeżas uczty, z okazjż tej wţ- prawionej, sţaidzy jego. napadli z rozkazu swego panţ na Amno- na i zadali mu cios śmiertelny. Popelńiając tę zbrodnię, Absa- lom miał cel podwójny na oku. Pomścił niesławę siostry i spo- Historja Żyslów 7om 1 ark. 5 - 66 - dziewał się, że przez usunięcie starszego brata utoruje sobiţ drogę do tronu. Wieść o tem morderstwie oszołomiła Dawida. Jego syn bratobójcą! Pierwszą jego myślą było podążyć za wy- rodnym synem, który po dokonaniu niecnego czynu uciekł do swego dziada, na północnozachodnie pogranicze Jehudy, i wy- mierzyć mu zasłużoną karę, nie cofając się nawet przed użyciem siły zbrojnej. Lecz oparły się temu wpływy uboezne, wogóle bowiem od wypadku z Batsebą na dworze Dawida wszezęły się intrygi. Joab przeciwny był przeznaczeniu na następcę tronu Salomona, najmłodszego z synów, i sprzyjał Absalomowi, który obecnie był najstarszy Również Achitofel, nieomylny doradca Dawida, pragnął ocalenia Absaloma. ţdyż zamierzał użyć go za narzędzie przeciw ojcu. Gdy Dawid postanowił udać się do występnego syna, luh zażądać jego wydania, uciekł się Joab do podstępu, aby go odwieść od tego zamiaru. Wezwał do siebie mądrą i wymowną niewiastę z pobliskiego miasta Tekoa i polecił jej wystawiE kró- lowi w najżywszych barwach całą zgrozę zamysłu ojca, htóry ţodzi na życie rodzonego syna, ponieważ dopuścił się zabójstwa. niepozbawionego zresztą słusznych powodów. Roztropna niewiasta udała się przeto do króla w szatach żałobnych, jak gdyby przyszła błagać go o sprawiedliwość i za- wołała głosem żałośnym: "Ratuj mnie, królu, ratuj!" Gdy Dawid zapytał, czego żąda, opowiedziała mu przypowieść o dwóch braciach, z których jeden zabił drugiego, a pomimo obsłony król natychmiast zrQzumiał, że napomyka ona o stosunku jego do Absaloma. Kiedy kobieta z Tekoa w końcu wyznała mu szeze- rze, że Joab był istotnym autorem tej maskarady i zmyślenia, kazał go król zawołać i polecił mu sprowadzić Ahsaloma do Jerozolimy. Mądra i zręczna mowa niewiasty z Tekoa przeko- nała Dawida, że wywarcie krwawej zemsty na własnym synu byłoby niedorzecznością. Joab sprowadzil Absaloma z Geszur, gdzie się ukrywał, jed- naţźe po powrocie do Jerozolimy nie wolno mu było pokazy- wac się ojcu, leez w domu swym musiał pędzić życie wygnańcaţ Nie domyślał się Joab, że wstawiennictwem swojem wniósł nie- pokój do domu Dawida. W odosobnieniu, na jakie go niełaska króla skazała, Absalom dniem i noeţ knuł zbrodnicze plany - 67 - strącenia z tronu ojca. Lecz aby bezpiecznie dokonaE zamiaru, uciekł się do sztuczek obłudnych. Przedewszystkiem musiał dą- żyć do pozornego przynajmniej pojednania się z ojcem. Wreszcie gdy już dwa lata minęły od powrotu Absaloma do Jerozolimy, zdecydował się Dawid, za przyczyną Joaba, przy- puśeiE go przed swoje oblicze. Przy spotkaniu udawał Absalom po miśtrzowsku skruchą przejęţego, uległego syna, otrzymał od Dawida pocałunek ojcowski i pojednanie nastąpiło. Siedm lat już upłynęło od śmierci Amnona. Teraz intrygi następowały jedna po drugiej. Absalom mie- Hał niewątpliwie częste sehadzki tajemne z Achitofelem i działał według jego wskazówek. Odtąd grał rolę następcy tronu, spro- wadził sobie z Egiptu rumaki i wozy, otoczył się drabantami i wogóle rozwinął przepych królewski. Był najpiękniejszym mężezyzną swego czasu, w pełni wieku męskiego, liczył bowiem wtedy lat trzydzieści kilka. Włos bujny, piękny, spływał mu, jak lwia grzywa, na kark i ramiona. Wszystkich, co się doń zbliżali, czarował swoją uprzejmością. A Dawid w zaślepieniu swem nie widział, że przebiegły syn przeciąga na swoją stronę umysły życzliwe dotąd królowi. Absalom czekał tylko sposobnej okazji, aby otwarcie wystąpić przeciw ojcu i zagarnąć władzę. Sposobność ta nastręczyła się niebawem. W ostatnieh latach swego panowania Dawid, jak siţ zdaje, pracował nad planem wielkiej wyprawy, która wymagała znacznego pocztu wojowników. Już był zwerbował nowe zaciąbi najemne, sześciuset Chityjezyków pod wodzą Itai, który, prze- jęty bezgranicznem uwielbieniem dla bohaterskiego króla, dawał mu dowody niezmiennego przywiązania. Chciał też król powziąć wiadomość o liczbie zdolnych do noszenia broni mężów wszy- stkich pokoleń izraelskich, poczynając od dwudziestoletnich i wyżej, aby się przekonać, czy może na ich czele podjąć wojnę, przypuszezalnie trudną i długotrwałą. Spis zdatnej do broni ludnośei powierzył król naczelnemu wodzowi, Joabowi, i innym dowódcom. Z cyfr, które nas doszły - o ile są dokładne- wynikałoby, że cały kraj mógł dostarezyć miljona bitnych mło- dzieńców i mężów i że ludność jego wynosiła około czterech miljonów. Tenspis ludnośei był jednak, jak się okazało, chybionym ţ 6g ţ ;yomysłem, który Dawid ciężko odpokutować musiał, wywołał bowiem w narodzie ogromne niezadowolenie. Już sam przez się ţył niepopularny, gdyż wskazywał, iż zanosi się na brankę i wojnę długotrwałą, Nadomiar, zgodnie z ówezesnemi pogiąda- mi, zapanowała obawa, że spis ludności pociągnąć musi za sobą zgubne następstwa. Gdy więe wkrótce potem wybuchła straszna zaraza i porwala znaczną ilość ofiar, to wielu powzięło nie- złomne przekonanie, że spis to właśnie klęskę tę na kraj ściągnął. Stolica, rzecz prosta, z powodu większego skupieniat ludności, ţcierpiałţ najwięcej od moru. Na widok stosu ciał, lub, mówiąc ubrazowym językiem owych czasów, "anioła zniszezenia," który lud porywal, modlił się Dawid: "Zgrzeszyłern i zbłądziłem, cţiż zawiniła biedna trzoda? Niechaj ręka Twa dotknie mnie i dom ojca mego." Zaraza ominęła trafem pagórek Morija, na któryrn osiedli Jebusyci. Natychrxiiast też zwiastował prorok Gad królo- wi, że gdy na tym paţórku zbuduje ołtarz, i złoży.ofiarę, wów- czas wygaśnie zaraza w Jexozolimie. Dawid udał się tam nie- zwłocznie wraz z całym swym dworem. Naczelnik Jebusytów, Arna, pospieszył na spotkanie Dawida, powital go i z pokariiţ ţotowością przystał na życzenie króla, który chciał nabyć na własność pagarek i postawić na nirn ołtarz. Zaledwieů stanął z pośgiechem wzniesiony ołtarz i złożono ofiare, aliści ustała pono w Jerozolimie zaraza. Odtąd pagórek ţlorija uchodził za miejsce uprzywilejowane, do którebo klęska przystępu nie miała i gdzie też niţgdyś Abraham zamierzaţ ofia- roţvać syna swego, Izaaka. Leez zaraza ţdstręczyţa naród od Dawżda; zwalił on nań odpowiedzialność za śmierć tysięcy, zrnie= ţionych tak nagle przez "anioła zniszezenia." Niechęć tę wyzy- skał Achitofel dla celów swej zemsty i użył Absaloma za nţrzę- dzie. Obmyślił ţeţpół z nim plan spxzysiężenia, który nie rnógł ieh zawieść. W HeLţronie, stţliey pokolenia Jehudy, miało wszeząć się najpierw powstanie, Tu starszyzna była już po stronie Aţsaloma. ţby podţóżą do Hebronu nie ściągnąć na siebie podejrzenia, umiał A1-,saloxn tak zręcţnże upozorować ją pţzed ţrólem, że Dawid, nie przeczuwajţc knowań, pozţvolił mu wyruszyć ţţ clro;ę. Vţ' to,varzystwie przyjaciół, drabantów i dwustu poważanycta 69 - obywateii jerozolimskich, którycll pod jakimciś pozorem zapro siţ, przybyl Absalom do Hebronu. Tych dwustu w niewinności ducha przyezyniło się do powodzenia spislcu; gdy bowiem mie- szkańcy Hebronu ujrzeli, że znakomici nawet mężowie stołeczni przeszli na stronę Absaloma, uważali sprawę Dawida za prze- graną. Achitofel, zmyśliwszy jakiś pretekst, wydalił się ze dworu i przybył rówIiież do Hebronu, gdzie otwareie oświadezył się za Absalomem, co było rzeezą pierwszorzędnej wagi, uchodził bowiem powszechnie za prawą rękę Dawida. Plan sprzysięże- nia udał się zupełnie. Hebronici i reszta obecnych obwołali przy ołtarzu ofiarnym Absaloma królem. Niektórzy też członkowie domu Dawida, idąc za podszeptem ambitnych nţdziei przyłą- czyli się do Absaloma, a zwłaszeza Amasa, brat jegţ cioteczny, htóry uważał się za wielkiego wodza i czuł się upośledzonyna wyniesieniem Joaba. Gońcy, trąbiąc na rogu, dawali po miastach umówione sygnały, a zjednani Absalomowi spiskowey, zbiegali się groinadnie i wołali również: "Nieeh żyje król Absalom!" PorS-wţali za sobą tych wszystkich, co nie ochłonęli jeszeze a oburzenia, jakie wywołał spis ludności, nakazany przez Dawi- da, oraz tych, co w zamęcie i prţewrocie szukali korzyści dla siebie. c;njaminici, zepehnięci z pierwszorzędneţo stanowiska, jakie za 5aula zajmowali, wiecznie niezadowoleni Efraimici, których najbardziej cieszył upadek Dawida, tem skwapliwiej przysięgli na wierność przywłaszezycielowi koroţy, że spodzie- wali się pewno przez strącenie ż tronu Dawida odzysţać dawne swe znaczenie, lub dawną niepodległoţć. Sądzili, że łatwiej niż z Dawidem dadzą sobie radę z próżnym Absaloznem, który nie długo eieszyć się będzie względami narodu. Z wielu miast, ze wszystkich pokolezi przybywali do liebronu wysłańcy dla zło- żenia przysięgi nowemu królowi i z każdym dniem rosły zastępy jegó zwolenników. Zrazu wodzireje spisku otaczali go, rzeţz prosta, tajemnieą; nie wolno było nikomu jeździć z Hebronu do Jerozolimy, aby wieść o nim nie dotarła do stolicy. Dawid dowiedział się o sprzysiężeniu wówezas dopiero, gdy detronizacja jego była już faktem spełnionym i gdy odstąpiły go pokolenia domu Je- hudy i domu Izraela. Była to dlań chwila bolesna. Lecz na- tychmiast powziął postanowieyiie: nie cheiał dopuścić do wojnţů domowej, którą doradzali mu zapewne synowie Cerui i inni stronnicy. Opuszezony przez wszystkie pokolenia, musiałby zamknąć się w stolicy, która nie zdołałaby się ostać przeciw naporowi licznych zastępów, a wówezas - co do tego nie łudził się bynajmniej - niecny Absalom nie cofnąłby się przed spra- wieniem rzezi w Jerozolimie. Z.wiązek Aehitofela z samozwań- czym synem najbardziej bolał Dawida. Ogarnęło go zniechęce- nie. Po niewezasie spostrzegł się, że sprzysiężenie gotuje się oddawna. Teraz zrozumiał, że wobec gruntownie obmyślonego planu wszelki opór na złe mu tylko wyjść może, oznajmił więc swym sługom, że opuści natychmiast Jerozolimę, zanim Absalom zdąźy nadciągnąć z Hebronu z liczną rzeszą swoich zwolenników. W ucieczce Dawid przekonał się, że posiada jeszeze wiernych przyjaciół, gotowych oddać zań życie. Gdy z pałaeu swego przy- był na rynek przekupniów pachnideł u południowowsehodniej bramy miasta, spostrzegł na swoją pociechę, że towarzyszył mu liczny orszak; nietylko wódz naczelny, Joab, i brat jego, Abisai, ze swemi hufcami, nietylko znaczna część drużyny bohaterskiej, najemne wojsko Kreti i Pleti wraz z swym dowódcą, Benajahu, lecz również Itai Chityjezyk z sześciuset wojownikami, któryeh Dawid przed niedawnym czasem zwerbował. Ludność stolicy zanosiła się od płaczu, gcly Dawid szedł do- liną Kidron, aby przez górę Oliwną uciec do pustyeh okolic Jordanu. Szukać sehronienia w jakiemkolwiek mieście nie śmiał z obawy przed zdrajcami. Podążyli za nim dwaj arcykapłani, Gadok i Abiatar, z Lewitami i przynieśli arkę przymierza. Dawid polecił im odnieść arkę do Cyonu i rzekł łagodnie: "Jeśli znajdę łaskę u Boga, że wróci mnie do Jerozolimy, ujrzę znów arkę przymierza i przybytek, jeżeli zaś Bóg mnie odtrąci, gotów je- stem poddać się Jego wyrokom." Sądził też, że obaj kapłani większą usługę oddać mu mogą w Jerozolimie, niż na wygnaniu. Podezas gdy oni pośpiesznie wracali z arką przymierza do Jerozolimy, Dawid wstępował na górę Oliwną, boso, z zakrytą głową, tonąe we łzaeh; cały orszak jego wybuchnął głośnym płaczem. Lecz gdy smutek i rozpacz króla wezbrały; zbliżył się doń na najwyższym punkcie góry Oliwnej z przeeiwnej strony przybywający przyjaciel, co miał mu przynieść ocalenie. Chuszai z miasta Erech, powiernik Dawida i doradca, mą- drością nie ustępujący Achitofelowi, przybył w szatach żało- bnych, aby dzielić z królem niedolę. Ale Dawid ofiary tej nie przyjął, w przeświadezeniu, że starzec nie podołałby mozołom Lycia wygnańezego, natomiast przy boku Absaloma mógłby mu większą wyświadezyć przysługę, obracając w niwecz zamysły Achitofela i nadsyłając mu w tajemnicy wskazówki. Posłuszny królowi, Chuszai udał się do Jerozolimy. Pierwsze miasto, które Dawid mijał w ucieczce, było benja- miniclţie Baci urim. Zamiast życzliwego przyjęcia spotkały go tu tylko obelgi i zniewagi. Pewien Benjaminita, Szimei, klął i lżył Dawida: "Ty krwiożerco, wyrzutku, Bóg ci odpłaeił za to, eoś uezynił domowi Saula, którego koronę przywłaszezyłeś sobie." Iţawał drogi towarzyszył Dawidowi, ciskając nań kamieniami i sypiąc ziemią, że aż wojownicy musieli zasłaniać króla. Lecz i przyjaciół znalazł Dawid w Bachurim. Upokorzony i wyczer- pany przybył przez pustynię w strony Jerycha. Tu król nieszezę- sny zamieszkał z swoją świtą w namiotach i odpoczywał po wy- siłkach ciała i duszy, wyczekując wieści, które mu nadesłać mieli z Jerozolimy wierni przyjaciele. Kiedy Dawid w ucieczce dążył nad Jordan, Absalom tym- czasem wszedł z spiskowcami i zdrajcami rlo Jerozolimy, mająe n boku złego doradcę, Achitofela. Ten poduszezał samozwańea do nowych niegodziwości, aby na zawsze zerwał z ojcem i unie- Inożliwił pojednanie. Namawiał go do zagarnięcia haremu Da- wida i shańbienia dziesięciu nałożnic, które tam przebywałyţ IVie obehodziło to bynajmniej Achitofela, że sromotnym tym czynem Absalom może śeiągnąć na siebie nienawiść narodu. Pragnął tylko pomścić się na Davţidzie i strącić go z tronu. Absalom nie był dlań niezem, tylko narzędziem. Występny pół- główek, który się kazał królem nazywae, lecz bez doradców nie- zdolny był do żadnego przedsięwzięcia, dał się nakłonić do tego bezeceństwa. Lecz podezas gdy Absalom nurzał się w zbrodniach, przy jego boku znajdował się mąż, który miał zniweezyć zbrodnicze zamiary uzurpatora. Chuszai złożył pozorny hołd nowemu kró- lowi i zapewnił go, że służyć mu będzie z tą samą wiernością, 7 jaką służył jego ojcu. Na podstęp użył podstępu, a Absalom - 72 - obdarzaţ go zaufaniem. Przy współudziale obecnych w Hebronie starszych pokoleń odbyła się narada, na której zastanawiano się nad środkami zwyciężenia i zgubienia Dawida. Achitofel z sza- tańską przebiegłością radził niezwłocznie, tejże jeszeze nocy, pu- ścić się z licznem wojskiem w pogoń za Dawidem, niespodzianą napaścią i przewagą liczebną rozproszyć słaby jego hufiec, sa- mego zaś króla, wyczerpanego i przygnębionego - takim bo- wiem wyobrażał go sobie - wziąć do niewoli i zabić. Po jego zgonie naród bez wyrzutów suxnienia i szezerze przywiązałby się do nowego króla. Chuszai, zapytany o zdanie co do planu wyprawy na Dawida, oSwiadezył się przeciw wxxioskowi Achitofela, który według niego. nie rokował zgoła powodzenia, i opinję swą poparł tak wymownemi, acz pozornemi dowodami, że Absalom dał się wy- prowadzić w pole. Radził natomiast ściągnąć wszystkie siły, a rada ta przeważyła zdanie Achitofţla. Zaniechano natychmia- stowego pościgu i odroczono pochód do czasu zebrania liezniej- szych zastępów. Chuszai oczywiśeie zawiadomił niezwłocznie Da- wida o wynikach obrad przez Jonatana i Aehimaasa, synów obydwu arcykapłanów. Pierwszy pomyślny zwrot dla Dawida nastąpił, gdy Achito- fel opuścił Jerozolimę i w mieście rodzinnem Gilo powiesił się z żalu, że Absalom radę jego odrzueil, a może teź wskutek prze- konania, że gdy Dawid zyska na czasie, to sprawa Absaloma musi być przegrana, a wtedy nie minie go zasłuźona kara. To samohójstwo Achitofela było ciężkim ciosem dla samozwańea, ho w gronie swych powierników nie posiadał ani jednego zdol- nego męża, sam zaś nie odznaczał się duchexn wojowniczym, ani przezornością. IV'aczelny wódz jego, Amasa, mało okazał dzielno- ści. Zwołano wprawdzie pospolite ruszenie, leez zanim wojsko się zebrało, Dawid zdążył daleko posunąć swoje przygotowania do walki. Udał się do Machanaim, z tamtej strony Jordanu, a mieszkańcy tego miasta przyjęli go z taką samą serdecznością, z jaką niegdyś przyjmowali zbiegłego syna Saula. Wszyscy Izra- elici zajordańscy oddali się pod jego rozkazy, aby pomagać mu do zwalezania niecnego syna. Dwuch mężów z Gileadu przesa- dzało się w uprzejmośei dla nieszezęśliwego króla i ojca i zaţpa- trywali cały dwór jego we wszelkie potrzeby. - 73 = Gdy Absalom, lub Arlasa, zebrał nareszeie zraczną ilość żoł- r,ierza, wojsko przeszło wbród Jordazx i zbliżyło się do ţlaehana- im. W lesistej okolicy tego miasta Absalomici stanęli obozexn bez wszelkiego, zda się, planu i ładu, Dawid natomiast podzielił swój hufiec na trzy części, z których jedną dowodził Joab, drugą Abisai, a trzecią Itai, wszyscy trzej doświadezeni wojownicy i wodzowie. Samego Dawida usunęli rlowódcy od udziału w boju, znali bowiem jego słabości dla wyrodnego syna. Wszezęła się walka, która pochłonęła wiele ofiar. Lubo 4bsalomici rozpo- rządzali przeważającexni siłami, ulegli jednakże, bo walezyli bez- ładnie i nie umieli orjentować się w lesie, gdv przeciwnie wojsko Dawida stało jak jeden mąż. Las był dla ţich zgubniejszy je- szeze od miecza; legło w nim pono dwadzieścia tysięcy wojowţţ- ków. I samego Ahsaloma las Refaim o zgubę przyprawił. Zaczţ- piwszţ sżę ţługiemi włosami, któremi tak się pgsznił, o gałąż wiei- kiego dębu, zawisł naaaiej, a muł jego pocwałował dalej. Cios śxniertelny dziwnem zrządzeniem lusu zadał xnu sanx Joab, on, co mu niegdyś tak sprzyjał, ezem mimowoli poparł buntowrxieze zamysły. Joab rozkazał wnet zatrąbić w róg, co było syţnałem dla wojska Dawida, aby dalszej walki zaprzestało. Absalomici, ţlowiedziawszy się o zgonie swego króla, rzucili się do ucieezki i przeszli Jordan. Tak się skońezyła druga wojna domowa za panowania Da- ţida, wojna tembardziej godna potępienia, że sţn i ojciee stanţli tu wrogo naprzeciw sobie. Smutne były jej następstwa. Przede- wszystkiem należało donieść Dawidowi o zwycięstwie, zadanie nader przykre, boć każdy wiedział, ţak boleśnie dotknie Dawida, bez względu na wszystko, co zaszło, śmierć wyrodneţo syna. VVieść o niej istotnie przeraziła Dawida, płakał i szlochał i wołał raz po raz: "Synu mój, synu mój, Absalomie, radbym był um- rzeć miasto ciebie". Niezbadane są głębie serca ojcowskiego.- Uważał może Absaloma raezej za ofiarę Achitofela, który go w sidła swe uwikłał i do buntu nakłonił. tţVojownicy nie śmieli wkroczyć w trjumfie do Maehanaixn, lecz wkradli się chyłkiem do miasta, jakgdyby po doznanej po- rażce wstydem okryci wracali. Dawid zamknął się przed ludź- mi i oplakiwał ustawicznie śmierć syna. 1\'areszcie Joab, na- brawszy odwagi, w ostrych słowach strofował go za niewdzięcz- - 74 - nnśE, jakiej się swym żalem wzţlędern wojownikóţv dopuszeza. Aby wyrwać króla z boleści, w której sţę pogrążył, nie cofnął się nawet przed groźbą: Jeźeli nie ukaże się natyehrniast wojowni- ţom, nie przemówi do nich przyjaznemi słowy, to wszyscy wier- ni tejże nocy jeszeze porzucą go i pozostawią własnemu losowi. 'ho surowe ţpomnienie szorstkiego, lecz wiernego Joaba sprawiło, że Dawid przemógł swój smutek i ukazał się ludowi. Po Absalomie ślad tylko został. Zwłoki jego wrzucono do dołu w lesie Refaim i zasypano wiellţim stosem kamieni. Nie zo- stawił sgna, jeno piękną córkę; trzech synów, co mu się urodzili, śmierć jeszeze przed powstaniem zabrała, jakgdyby niewart był syna, kto na życie własnego ojca godził. Atoli za krótkiego pa- nowania sweţo wzniósł sobie pod Jerozolimą, w dolinie Królew- skiej, grobowiec wspanialy, "pornnikiem Absaloma" zwany, co rniał uwiecznić jego imię, a tylko hańbę jego uwiecznił. Lecz jego czyny zbrodnicze zostawiły w dziejach więcej śladów. Po ukońezeniu wojny zamierzał Dawid wrócić do Jerozolimy; nie thciał się jednak narzucać pokoleniom, wolał czekać, aż same ze skruchą doń przyjdą i hołd mu złożą. Rzecz dziwna, że wła- śnie wśród pokoleń północnych nastąpiła najpierw pomyślna dla Dawida zmiana przekonań. Lud wołał do starszych: "Król, co nas od wrogów wybawił, musiał uciekać przed Absalomem... ţzemuż nie śpieszycie sprowadzić go napowrót?" Natomiast po- koIenie Jehuda, wbrew oczekiwaniu, ociągało się z objawami wierności dla króla, co ród swój z niego wywodził. Czy od po- jednania z Dawidem powstrzymywał je wódz naczelny samo- zwańca, Amasa, który nie mógł liczyć.na przebaczenie? Wywie- rał on wielki wplyw na Judejezyków. Wątpić się godzi, czy roz- tropnie postąpił Dawid, przyrzekając mu tajemnie amnestję i wyniesienie na godność pierwszego wodza naczelnego, jeżeli hołd złoży królowi, i przekładając starszym tego pokolenia, że obo- ţiţzkiem ich jest prosić króla, aby powrócił do stolicy. Wsku- tek tebo Judejezycy wyprawili do Dawida poselstwo z formalnern zaproszeniem. Z większą świtą od tej, z jaką w ucieczce przeprawiał się grzez Jordan, wracał teraz Dawid, mając przy boku szezerych przyjaciół i wielbicieli. Pierwszem miastem po przebyciu Jorda- nu był Gilgal. Tu czekali nań wysłaricy pokoleń przedjordań- - 75 - skich celem złożenia mu ponownego h4łdu; widząc, że ubiegli ich Judejezycy, zdumieli się i obrazili. Spodziewali się, że Ju- dejezycy pospołu z nimi wyruszą na spotkanie Dawida, w gorli- vţ-ości tej dopatrywali się obłudy, ktbrą dom Jehuda pragnął zaskarbić sobie łaski królewskie ku szkodzie domu Izraela. Starsi izraelscy nie taili się z swojem niezadowoleniem, lecz objawili je w obecności Dawida. Judejezţ-cy nie zostali im dłużni odpowiedzi. Obie strony zwaśnione zawzięły się na sie- bie. Dawid, jak wn4sić można, skłaniał się ku Judejezykom. Pewien Benjaminita, Szeba z rodziny Bichri, skorzystał z zamętu, zadął w róg i zawołał: "Nie mamy działu w Dawidzie, ani dzie- dzictwa w synu Isai, niechaj każdy z Izraela powróci do swego namiotu"! Posłuszni temu wezwaniu, starsi pokoleń północ- zrych oddalili się i poszli za Szebą. Tylko Judejezycy dochowali vriary Dawidowi i odprowadzili go do Jerozolimy. Radosny po- ţţrót zatruło zmartwienie. Wybuchła nowa rozterka i nowa woj- na bratobójeza stanęła u progu. W tem smutnem położeniu Da- wid zdecydował się na krok, który, stosownie do poţlądu, uwa- żać można za mądry, lub nieroztropny. Odkąd król się dowie- dział, kto był sprawcą śmierci Absaloma, Joab wpadł w niełaskę: Pawid nie chciał zostawić mu nadal urzędu wodza naezelnego, a zresztą stanowisko to przyrzekł Amasie i pragnął mu słowa dotrzymać. Ponieważ pokoleniţ Jehuda było obecnie jedyną je- go podporą, czuł ternţardziej konieczność zjednania sobie Ama- sy, który na Judejezyków wpływ przemożny wywierał. Tah więc za plecami Joaba polecił Dawid Amasie zwołać w ciągu trzech dni wojowników pokolenia Jehudy i wyruszyć prze- ciwko wichrzycielowi. Termxn jednak upłynął, a Amasa nie da- wał znaku życia. Zaniepokoiło to Dawida. Miałżeby go Amasa zdradzić i przejść na stronę buntowników? Pośpiech był nie- zbędny, aby nie dopuścić Szeby do zajęcia miast warownych. Nie miał Dawid innego wyboru, jeno zwrócić się znowu do sy- nów Cerui, wojowników doświadezonych, których niezmiennej wierności nie zdołaţły zachwiać doznawane często upokorzenia. Jednakże Dawid nie chciał poruezyć naczelnego dowództwa Joa- bowi, lecz powierzył je bratu jego, Abisai. Ponzimo to Joal, uczestniczył w pochodzie, a raezej on to właściwie był ţvodzem. Zdaje się, że wydał odezwę do ludu, aby grnmadnie doń spieszył. - 76 - Przybywszy do Gibeon, zetkrrął się z podejrzanvm Amasţ i pehnięciem miecza pozbawił go życia. Nie zatrzymując się tu dłużej, wierni synowie Cerui puśeili się w pogoń za buntowni- czym Szebą. Judejezycy, któryeh zaciągnął Amasa, podążyli za nimi i we wszysikieh miastach, jakie rnijali, spotykali zwolenni- hów Dawida. Szeba nie zjednał sobie wielu stronników; z szezupłym hufcem, który mu towarzyszył, rzucił się na waruw- ne miasto Abel, a reszta jego wojska zajęła o godzinę odeń na wsehód położony Dan, u stóp Hermonu. Nie wzywając mie- szkariców do poddarria się, Joab otoczył pospiesznie wałem mia- sto Abel i ţoprowaciził przekopy celem zburzenia murów. Po- płoch padł na mieszkańców. Wówezas jakaś rnądra niewiasta wymoţ-nemi słowy czyniła mu z muru gorzkie ţyrzuty: "Na- leżało wpierw przecież przemówić, należało zapytać w Abel i Dan, czy wszyscy stxonnicy pokoju i wierni znikli ţr Izraelu! Czemu pragniesz zagłady dzieci i matek izraela`? Gzemu Czemu chce:,z zburzyć dziedzictwo Izraela?" ţoab odparł, że chodzi mu o pojmanie męża, co podniósl rękę na króla; jeżeli mu wydadzą Benjaminitę, to niezwłoeznie odciągnie od miasta. Mądra kobieta zaręezyła, że niebawem uůzucą mu z muru głowę buntownika. Tak też się stało, a Joah odstąpił od oblężenia, rozpuśeił wojsko i powrócił z wieścią o zwycięstwie do Jerozolimy. Dawid musiał wbrew woli zostawić mu gţdność wodza naezelnego. Oczyszezony z grzechu wracał król do stolicy, bo za winę sţą podwójnie ucierpiał i odpokutował. Shańbił potajemnie żonę jednego z najwierniejszych sług swoich, własny syn jego po- hańhił mu żony; przelał krew Urjasza, potoki krwi popłynęły w własnynr jego domu i omal nie pochłonęły go samego. Smutne doświadezenie przekonało go, że nawet król dobrotliwy nie może polegać na miłości narodu. Rozbiły się rozległe plany wielkiej ţyprawy. U progu przeto starości, w ostatnich latach swvgo pa- nowania, poprzestał na działalności wewnętrznej. Jedną myśl wszakże, którą zapewne długo żywił w swej duszy, chciai jeszů cze przed śmiercią urzeczvwistnić. Bogu Izraela, eo go z tylu niebezpieczeństw wybawił, zamierzał wznieść wspaniałą świą- ty nię. Zanim atoli przystąpił do wykonania zamiaru, zasięgnął - 77 - wpiţxw rady proroka Natana; prorok górował podówezas nad kaptanem: "Ja mieszkam w domu eedrowym, a arka. boża ciągle jeszeze przebywa w namiocie ruchomym. Ghcę zbudować dla niej świątynię z drzewa cedrowego." Natan pochwaiił ten zamiar, lecz oświadezył, że Dawid nie jest powołany do zbuţowania śwţątyni, bo za dużo krwi przelał, że jednaţ syn jego zadania tego dokona. Zwiastował też Dawidowi, że tron jego przetrwa długie lata, że długi szereg jego potomków królować będzie na- rodowi, jeżeli z drogż Pańskiej nie zboczą. Jakkolwiek Dawid z całego serca pragnął wznieść ţv Jerozolirnxe okazałą ţwiątynię, poddał się jednak z pokorą obwieszc:zonym mu przez Natarţa wyrokom boskim i zaniechał zamiaru. A w żarliwej modlitwie przed ţrką przymierza złożył Bogu dziękezynierrie za łaskę, kt6- rej dusiąpił, iż z prochu go wyniósł. Szezególną wdzięcznością przc;ţełniła serce jego zapowiedź, że dom i tron jego królewski lirzetrwa dłuţie wţeki. L Tezucia swe wylał w psalrnie, co był mo- że jego pieśnią łabędzią. I:ubo Dawid nie przystąpił do budowy świątyni, poczynił przeciţż ku temu przygotowania. Część łupuţ który zdobył na ludach zwyciężonych, przeznaczył na rzecz świętego przybytku. Onteż niewątpliwie ustalił porządek służby bożej. Uchodził również za wynalazeę różnveh narzędzi muzycznych, które później wprnwadzono do liturgţi. Zanim wszakżc doszeclł do lat siedmdziesięciu, Dawid po- ţupadł na zdrowiu. Pełna mozołów młodość, trudy wojenne, przygnębiająţe wyţadki w rodzinie: sromotny postępek Amnona. bunt Absaloma, sterały go przedweześnie. Ciepło uchodziło z jego ćiała, marzł w gorącym klimacie Jerozolimy; ciepłe szaty, któ- remi się otulał, nie zastąpiły braku ciepła naturalnego. Korzţţ- stając z tej niemocy, czwarty syn jego, Adonţasz, usiłował za- pewnie sobie następstwo tronu. Był on no ţmierci Amnona i Ab- ţaloma najbliższym ţziedzicem korony, lękał się przecież, by mu się nie wymknęła, gdyby czekał na nią aź du zgonu cijca. Adonjasz nie zamźerzał, jak AbsaIom, wszezyţZae bulitu przeciw ojc:u, chciał tylko, hy pxaZva jego do tronu nie r,rcţgł3ţ nadal ule- ţaţ wątpliwości i aby uznalţ je dostojnicy ţaństwa. ţiţszedł więe w stţsunki z tymi sługami Ilawida, co byli g>rzeciwni nţstępstwu Salomona zwłaszeza z Joabem, kt,irv go popieraţ. Ilruţini po- - 78 - wiernikieni był Abiatar, któremu Dawid, jak się zdaje, nie oka- zywał już dawnych względów. Rozpoczęły się znowu intrygi na dworze. Adonjasz byt nie- mal tak piękny, jak Absalom, i jak on umiał jednać sobie serca; cechowała go też, jak się zdaje, taż sama, co brata nieroztrop- ność, ten sam brak zdolności do rządów. Dawid był dlań z ta- kiemże pobłażaniem, jak dla Absaloma, nie kładł tamy jego rozrzutności i tem samem uznawał go milezkiem za następcę. Pewnego dnia Adonjasz zaprosił swych powierników i wszy- stkich synów królewskich, wyjąwszy tylko Salomona, na ucżtę u źródła Rogel na południowsehodzie Je;ozolimy. Pod skałą składano ofiary, a podezas biesiady wtajemniczeni wołali: "Niech żyje król Adonjaszl" Pogłoska o hołdzie przenikła do miasta i do pałacu, Dawid tylko o niczem nie wiedział. Grzał zziębłe członki zamknięty w komnacie. Pierwszym, któremu niepodobało się następstwo Adonjasza; był prorok Natan. Nie obcą mu była tajemna obietnica Dawida, dana pod przysięgą Batsebie, że syn jej, Salomon, tron po nim obejmie. Poszedł więc do niej, opowiedział, co zaszło, i ułożył t nią plan, który miał pokrzyżować zdmiary Adonjasza. BatSeba udała się do króla, przypomniała mu przysiębę i zauważyła, że w razie wstąpienia na tron Adonjasza ona i syn jej padną ofiarą, a małżeństwo jej z Dawidem naznaczone będzie piętnem hańby. Zaledwie skońezyła przerywany szlochaniem obraz smutnego lo- su, jaki ją czeka, jeżeli Salomon upośledzony zostanie, gdy zja- wił się prorok Natan i potwierdził jej słowa. Dawid zdobył się na prędkie postanowienie, które teţoi dnia wykonano. Zależţło mu bardzo na przekazaniu, zgodnie z przysięgą, berła Salomonowi: Zwołał więc dostojników, których nie łączyły stosunki z Adon- jaszem, i oznajmił im, że wolą jest jego, aby Salomon jeszeze za jego życia pomazany został na króla. Wszyscy oni ślubowaIi uroczyście, że uznają Salomona za swego pana, poczem Dawid kazał zgromadzić Kreti i Pleti, aby towarzyszyli Salomonowi, który na mule miał jechać z Cyonu do doliny Gihon, na zachod= niej stronie miasta. Liczne tłumy ludu dążyły za nimi, a gdy arcy- kapłan Cadok i Natan namaścili Salomona olejem z naczyniaţ przţchowywanego w przybytku, i wojownicy zatrąbili w roţi, lud zebrańy zavc,ołał: "Niech żyje król Salomon!" Wielkie ivzbu- - 79 - rzenie zapanowało dnia tego w Jerozolimie. Wsehodnie góry roz- brzmiewały okrzykami: "Niech żyje król Adonjasz!" a po zacho- dniach echa powtarzały: "Niech żyje król Salomon!" Gdyby obaj synowie królewsey i ich zwolennicy niezłomnie obstawali przy swoich prawach, to przyszłoby znowu do wojny domowej. Lecż Adonjasz pod tym względem niepodobny był do Absaloma; nie chciał posunąć się aż do buntu. Skoro dowiedział się, że Salomon z rozkazu ojca namaszezony został na króla, odstąpiła go odwa- ga i podążył do ołtarza arki przymierza na Cyonie, aby w świą- tyni szukać sehronienia. Salomon, który niezwłocznie objął rzą- dy państwa, kazał oznajmić bratu, że włos mu z głowy nie spad- nie, dopóki nie dopuści się żadnego przewinienia. Adonjasz udał się przeto do młodego króla, złożył mu hołd i doznał łaskawego przyjęcia. Na tem skońezył się spór o koronę. Osłabienie Dawi- da wzmagało się coraz bardziej; zmarł po czterdziestu lataeh i szęściu miesiącach burzliwego panowania (ok. 1017). Otwo- rzył szereg grobów królewskich w pieczarze skalnej, ktbrą za- łożył na południowym stoku góry Cyon. Nie ulega wątpliwości, że zgon Dawida opłakiwano szezerze, bo uczynił naród niepodległym, wielkim i szezęśliwyzn. Śmierć ţo opromieniła, zapomniano z czasem o jego błędaeh, wszak ohupił je drogo. Potomność byţa dlań wyrozumialszą od współ- czesnych. Wielkie jego czyny, właśeiwa mu łagodność i pokora wobec Boga sprawiły, że w wspomnieniu późniejszych pokoleń Da- wid przybrał postać króla idealnego, co świecił przykładenz wszystkim lepszym monarehom. Stał się modłą, z którą porów- Ilywano późniejszych królów z jego domu, by sprawdziE, o ile byli doń podobni lub niepodobni. Okres rządów Dawidowych zajaśniał w oddali czasów jako epoka najdoskonalsza, kiedy to panowały prawo i sprawiedliwość, bogobojność i zgoda, a siła sprzęgła się z pokorą. Z każdym wiekiem potężniała coraz bar- dziej aeurola Dawida, przyoblekając go w kształty czyste. ide= alne, i czyniąc zeń wzór cnotliwego króla i świętego pieśniarza. ROZDZIAŁ CZWAHTY. KRÓL SALOMON. (1017-977) Dawid zostawil państwo w tak kwitnącym stanie, i.e nas- - 80 - tępea iego, jeżeli nie był półgłówkiem lub rozpustnikiem, jeżeli nie ulegał zgubnym doradcom, mógł sprawować rządy bez wiel- kich zachodów. Ale Salomon więcej uczynił, kraj Izraela oto- czył blaskiem, przechodzącym najśmielsze marzenia, tak świet- nyxnr że rhzjpóźniejsze pokolenia grzały się w promieniach, co z panowania jego wytrysły. Zaprawdę, jeżeli kr61 jaki potęgę i ţowagę państv;a, acz nie zakłada, wszelako zachowuje, wzmac- nia i xni3nży, ,ieţeli nţ lud swój zlewa błogosławieństwo pokoju , je.ţ:ţli pełnym roţiem s;ţpie na kraj swój takie skarby, że z naj- rriższej strzechy rędzę wyplasza, jeżeli poddanym swym toruje ţowe drogi ţţo sił rozwoju i przyczynia się doń wielkiemi środka- mi, jeźeli nadonxiar przerxikliwym rozumem ogarnąwszy donioś- łość dążeń umysłnwych, nadaje im polot i sam też budzi i szerzy zxnysł piękna, jeżeli za pomocą wszystkieh tych tworów, mater- jalnych i umysłowyeh, kraj przez siebie rządzony czyni pań- stwem wzorowem, jakie niţdy jeszeze przed nim nże istniało, to król taki ńiewątpliwie godzien jest szumnych pochwał, kt6- rych nie szezędziła xx:u potomność. Ujęta ogromem dzieł jego, zamknęła nawet oczy na wady, uważając je za nieuchranne następstwo ułomności ludzkiej. Wszystkie te doniosłe znamiona przebijają się w Salomonie. Przedewszystkiem krajowi swemu zapewnił pokój, choeiaż przy środkach, jakie mu ojciec zostawił, nietrudxnn było o nowe podhoje. Stąd też ofrzymał swe imię, 99 kr61 pokoju" (Szelonxo). Przysporzył ludowi dostatku i wygód źyciowyeh, przez co wyrwał go z przygnębienia i nędzy. Rzą- dził nim mţdrze i sprawiedliwie, bezstronnie rozţtrzygał spory jednostek i pokoleń. Zasiał kraj miastami i dbał o bezpieczeń- stwo dróg i wypraw handlowyeh, przepychem napełnał Jerozo- iimę i zbudował wspaniałą świątynię ku chwale Boga Iţraela. Sam oddawał się poezji, przez co zapoznał naród z powabami życia. W5,iknął wreszćie narodowi cele podniosłe i nauczył ţo ţlataE naţ poziomy. Słtxsznie też rozbrzmiewa jego sława jako ţrbla mądreţo. Wszelako początek rządów Salomona krwią był zbryzgany, a koniec zaszPdł chmurą, co blask ich przyćmiła. Upodobanie w przepyehu wywarło na obyczaje wpływ szkodliwy. Salomon władzę królewską przeistoczył w surswy dţsţotyzm, w którym wola wszystkich musiała się kornie przsd jego wolą. uginać. ţiłożył 8t- na naród jarzmo, który ten długo znosił cierpliwie, Iecz otrząs- nął się z niego w chwili przyjaznej. Ale despotyzm ów nie był bądt co bądź podobny do egipskiego, który dusił wszelką dążność do swobody i trzymał naród w niewolniczej zależności. Młody był Salomon, gdy obejmował rządy, nie miał mo- ie lat dwudziestu. Lecz umysł jego, pomimo młodości, mężny i dojrzały dążył do celu wielkiego, do podniesienia powagi Izra- ela. Kiędy po wstąpieniu na tron zwiedzał wielki ołtarz w Gi- beon, to, według opowieści, nie modlił się o długie życie, ani o bogactwo lub zaszezyty, lecz o rozum, aby lud swój mógł są- dzić sprawiedliwie. Ową mądrość, ową zdolność; która pozwala przenikać stan duszy i nastrój strozi prawujących się, rozezţ3ć odrazu w zawiłościach mowy istotę rzeczy i prawdę, nie sądzić z pozorów, nie rozstrzygać sprawy pod wrażeniem dźwięcznych wyrazów, zdolxtość tę posiadał młody król w stopniu wysokim. Znany jest sąd Salomona. Wyrokiem, przez który uczucie ma- cierzyńskie na jaw wyjść musiało, poznał w sporze pomiędzy dwiema kobietami o prawo do dzieeka, po czyjej stronie była prawda, a po czyjej udanie. - Wogóle prawo i jego wymiar najbardziej leżały Salomonowi na sercu. W państwie jego nikt nie powinien był krzywdy doznawaE. Gdyby nawet nie pocho- dziło odeń zdanie "sprawiedliwością tron się utrwala", to w każ- dym razie poglądy jego oddaje. Mądrość Saloxnona zjednała sobie sławę w innym też kie- runku ; oddawał się bowiem również poezji; a mianowicie bajkopi- starstwu (maszal). Kazał przemawiać wyniosłym cedrom Libanu i niskim, z murów wyrastającym roślinom, jako symbolom rze- czy najwyższych i najniższych, czworonogom, górnolotnym ptakom i pełzającym gadom, a nawet niemym rybom. Jednakże popełniał hłędy, wypływające przeważnie z przecenienia god- ności królewskiej. Przestrogę proroka Samuela przy obiorze króla usprawiedlawił w wyźszym jeszeze stopniu mądry król, niż jego poprzednik. Na nieszezęście Salomon był młodszym synem, któremu korona dostała się wbrew prawu zwyczajowemu, gdy natomiast brat jego, Adonjasz, obwołany już królem przez jedno stron- nietţvo, uchodził w ocaach ludu za prawowitego dziedzica. Do- póki on żył, panowanie Salomona nie mogło być trwałe luh Historja Żydów Tom 1 ark. 6 - 82 - przynajmiej król nie czuł się bezpieczny Należalo więc usu- nąć Adonjasza. Dowódca straży przybocznej, Benajahu, wtarg- nął do jego domu i pozbawił go życia. Gdy ten zginął, przeczuł Joab, że i jego, jako byłego zwolennika Adonjasza, czeka los podobny. Wielce zasłużony hetman, który się tyle przyczynil do pomnożenia potęgi narodu izraelskiego i do blasku domu Dawidowego, niby zbrodniarz sehronił się błagalnie pod osłonę ołtarza na górze Cyon i uchwycił się go, aby ujść śmierci. Be- najahu przelał i jego krew u ołtarza. Dosfojnego stronnika Adon- jasza; Abiatara, nie odważył się jednak Salomon sprzątnąE jak tamtych, pozbawił go tylko godności arcykapłańskiej. Odtąd Cadok był jedynym arcykapłanem, potomkowie jego piastowali ten urząd tysiąc lat przeszło. Dał również gardło Benjaminita Szimei, który tak nielitośeiwie Iżył Dawida, kiedy, uciekając przed Absalomem, na spółezueie raczej zasługiwał,a którego jed- nak król ten ułaskawił. Potrójną tą zbrodnią okupiono bezpie= czeństwo tronu. Na samym wstępie panowania Salomon postanowił dwcir swój otoczyć blaskiem nadzwyczajnym, jak przystało na wiel- kiego króla, htórego słowo znajdowało posłuch od granic Egiptu aż do Eufratu. W owych czasach nieodzownym warunkiem prze- pychu królewskiego był liczny poczet małżonek. Więc też Sa- lomon zalożył sobie również nader ludne gineceum, nie dla zas= pokajania żądz nieokiełznanyeh, lecz ponieważ wyniagały tego obyczaje; a raczej nieobyczajność królów ówezesnych. Pierwszą jego żoną byla Naama, córka hróla ammonickiego. Najwięcej po= chlebiło jego dumie, że król egipshi Psusennes dał mu swą cór= kę ţa żonę. Salomon mniemał, że małżeństwo to było zręcznym krokiem politycznym, że przez spowinowacenie sie z dynastją egipską wzmoże się jeszeze bardziej potęga jego państwa i powa- ţa jego domu. Córkę Psusennesa przyjął w stolićy izraelskiej z najwyższemi honorami i przyznał jej pierwsze miejsce w swoim haremie. Wstyd mu było, że tej królowej nie może oddać do rozporządzenia wspaniałego pałacu. Czemże bowiem był zbu- dowany przez Dawida na górze Cyon pałac cedrowy w porów- naniu z olbrzymiemi gmachami i zamkami królów egipskichţ Zamyślał przeto Salomon wznieść gmach okazały, godny córkţ Faraona. - 83 - Zţviązek z dynastją egipską spowodoţvał nader doniosłe zmiany w Izraelu. Do inowacji tych należało też wprowadzenie ivmaków i powozów. Z Hiramem, królem Tyru, którego już z Dawidem łączyły przyjazne stosunki sąsiedzkie, wszedł Salo- mon w przyjaźń zażyłą. Ścisły związek obu monarehów dał po- chop do rozległych przedsięwzięć. Posiadanie wielkiego gineceum wymagało licznej czeladzi. Salomon prowadził też dwór okazałv. Posłowie dannicznych i zaprzyjaźnionych monarehów, którzy przybywali do Jerozolimy dla złożenia królowi hołdu i haraczu, przyjmowali byli z nadzwyczajną wystawnością. Salomon przy- wiązywał najwyższą wage do przepychu i otaczał się nim przy wszelkiej sposobności, stąd więc utrzymanie dworu wymagało wiefkiego nakładu. Z czego opędzał te niezmierne wydatki? Własnych dóbr dom królewski nie posiadał, naród więc musiał koszta ponosić. Wielki też przepych roztoczył Salomon w swoich budow- lach. Pierwszą jego myślą było wznieść w stolicy kraju wspania- lą świątynię Bogu Izraela. Nie mogło to być dlań obojętnem, te w krajach ościennych, z których władcami łączyła go przy- jaźń, w Egipcie i Fenićji, istniały olbrzymie świątynie, poświę- cone boţom miejscowym, gdy tymezasem w jego państwie świą- tynia ciągle jeszeze mieściła się w namiocie. Dlatego też natych- miast po wstąpieniu na tron Salomon rozpocząl przygotowa- nia do budowy. Miejsce już było upatrzone: pagórek Marija na północozachodzie Jerozolimy, gdzie Dawid po ustaniu zarazy wzniósł ołtarz. Przygotowano też zawezasu potrzebne ku temu srebro i złoto, leez materjały budowlane, kamienie i drzewo ce- drowe, należało dopiero sprowadzić. Kamieni było wprawdzie poddostatkiem w pobliżu stolicy, ale prawidłowe ciosy i bloki, zdatne do budowy, trzeba było dopiero łamać pod ziemią z wnę- trza skalistego. Skąd brano licznych robotników do mozolneţo lamania, ciosania i przenoszenia kamieni? Od swego teścia, Fa- raona Psusennesa, nauczył się Salomon, jak bez wszelkiego na- kładu można zaopatrzyć się w robotnika. W kraju izraelskim mieszkały resztki ludności kanaańskiej. Saul je przerzedził już nieco, lęcz dla zatargów z Dawidem nie mógł im zadać ciosu osta- teczneţo. Dawid pozostaţvił ich w spokoju, gdyź żyli w zgo- dzie z Izraelitan ii i pomagali mu w walkach z Filistynami i in- - 84 - nymi nieprzyjació'mi. Im więcej wzbijali się w potęgę Izraeliei, tem mniej szkodliwą mogła być dla nich ta ludność tuziemna. Nie bacząc na to, Salomon ogołsił naraz półniewolnikami niedo- bitki Emorytów, Chityjezyków, a nawet Jebusytów, któryxn Da- wid pozwolił mieszkać poza obrębem murów, okalająeych Jero- zolimę, i zmusił ich do odrabiania pańszezyzny. Liczyli oni jesz= cze 150,000 młodzieńców i zdolnych do pracy ţnężów i tworzyli ludność robotniczą. Przeszło trzy tysiące dozoreów izraelśkich nagliło do roboty tych skazanych na poniżającą niewolę aţtoch- tonów. Przełożony dozorców, Adoniram, czuwał nad dozoreaxni i robtnikami, których 80,000 pracowało dniem i nocą w ka- mieniołomaeh przy świetle kagańebw. Pod kierunkiem specja- listów z Biblos (Giblim) vţyłamywafi ze skały ciężkie kamienie, ciosali je i zaopatrywali po brzegach w odpowiednie zwory. Sie- demdziesiţt tysięcy niewolników wydobywało eiężkie ciosy z ot- woru i przenosili je na miejsce budowy. Drzewa cedrowego i cyprysowego do budowy świątyni dos- larezał król tyryjski, Hiram, przyjaciel Salomona. Na Libanie ścinano pnie, przeważono je do Tyru lub do innego portu, tarn zbijano w tratwy, splawiano do miasta portowego, Jaffy, skąd przez góry i doliny, co najmiej dziesięE godzin drogi, z mozołem sprowadzano do Jerozolimy. Jakieh robotników u.żywano do ścinania cedrów i cyprysów i do sprowadzania ich na miejsee przeznaczenia? Poddanych kanaańskich nie starezyło ku temu, Salomon więc użył Izraeli- t6w. Trzydzieści tysięcy zebrano w tym celu i po dziesięE tysię- cy posyłano co miesiąc naprzemian do lasów, aby ścinali tenl drzeţva i zajmowali się ich transportem. Trudno było wymagać, by Hiram za darmo wycinał swe la- sy cedrowe i cyprysowe i oddawał do rozporządzenia swych cieś- li i budowniczych. Wzamian za to Salomon dostarezał mu rok rocznie, dopńki nie ukońezył swych budowli, pszenicy, wina i ofi- wy. I na tę też dostawę zboża, wina i oliwy składały się niewą- tpliwie zbiory i mozoly narodu. Lecz i złota musiał Hiram poży- czyć do ozdoby wnętrza świątyni. Jeszeze flota Salomona nie wprowadziła tego kruszezu szlachetnego. Za dostarezane złoto $alomon ustąPił mu dvc,ţdzieścia miast na poţraniczu F'enieji z posiaclłościami Izraela w pokoleniu Aszer. Miasta te były tak - 85 - liche, że nieszezególnie podobały się Hiramowi; bądź co bądż były to ziemie izraelskie, które oddano Feniejanom. Hiram osa- dził tu różne narodowości, dzięki ezemu prowineja ta otrzyma- Ia nazwę "obwodu ludów" (Galil), a stąd później nazywano ją Galileą. Gdy kamienie i budulec zniesiono na miejsce, gdzie stanąć miała świątynia, co zajęło trzy lata, rozpoczęto budowę pod kie- runkiem arehitektów fenickich i w stylu fenickim. Wystawiono świątynię z kamienia ciosowego, ściany nazewnątrz wyłożono balami z drzewa cedrowego, ńa których znajdowały się złotem pokryte wizerunki palm, otwartych kieliehów kwiatów i Che- rubbw (skrzydlate istoty z twarzami ludzkiemi). Sześ‚dziesiąt łohci długa, dwadzieścia szeroka, a trzydzieści wysoka świąty- nie dzieliła się na przenajświętsze - kwadrat o boku dwadzie- ścia łokci długim - i na święte, które miało dwadzieścia łokci długości, a dwadzieścia szerokości. W przenajświętszem, jak się zdaje, wzniesionem ponad święte, stały dwa złote powleczone Cheruby z drzewa oliwkowego, każdy na dziesięć łokci wysoki, o skrzydłach rozpostartych, po pięć łokci długości mających. U wnijścia świątyni znajdowało się otwarte przedsienie (ulam), we- dług miary szerokości świętego, a przed przedsieniem tem stały dwa poiężne słupy miedziane, kształtne i kapitelami zdobne, którym nadano dotąd jeszeze nieţyjaśnione nazwy Jachim i Boaz. W przenajświętszem widoczne były tylko Cheruby, prze- znaczone do osłony arki przymierza i tablic Zakonu. W świętem stał jeno ołtarz z drzewa cedrowego, ze wszystkich stron pozłaţ cţny, pięć pokrytych złotem ţwieczników po prawej i iyleż po lewej stronie, wreszcie stół złocony na dwanaście chlebów wy- stawnych. Świątynię otaczał ro7legły dziedziniee. W obrębie przed- dworza stała niewielka ofiarnica miedziana i zbiornik obszerny, zwany "morzem miedzianem," z brzegiem, niby kraj kielicha u góry liljami obwiedzionym, u spodu zaś kolokwintami ozdo- bionym. Cysterna ta spoczywała na dwunastu z miedzi odlewa- nych wolach, z których co trzy w inną patrzały stronę. Wodę w zbiorniku, przeznaczoną dla kapłanów do umywa- nia rąk i nóg przed wejściem do przybytku, spuszezano za- - 86 - pewne za pomocą kranów ruchomych. Dziesięć małych zbIorni- ków kunsztownej roboty stało na hołach w przeddworzu i mogly być przesuwane z miejsca na miejsce. Złote naczynia do -służby bożej; czary ofiarne i kadzielnice, kazał Salomon w znacznej iIości sporządzić. Na zewnątrz i na wewnątrz jaśniała świątynia t,ogactwem i przepychem. Słupy przeddworza i wielki zbiornik uchodziły za arcydzieła sztuki. Obok ofiar pamiętano też o podniesieniu solenności służby bożej przez wprowadzenie ţpiewu i gry na instrumentach stru- nowych. W tym celu Salomon kazał sporządzić harfţ i lutnie z drzewa sandałowego. Uroczyście odbyło się poświęcenie świą- tyni po dokonaniu budowy, która siedm lat zajęła (ok. 1007). Na obehód ten wybrano miesiąc, w którym końezą się zwykle roboty w polu i ţţiţnţranie. Zaproszono starszych wszystkich pokoleń i naczelników rodów, zbliska i zdaleka płynęły tłumy ludu, aby podziwiać blask domu bożego i uczestniczyć w nie- zwykłem widowisku. Uroczystość rozpoczęła się od przeniesienia arki przymierza z góry Cyon, miasta Dawidowego, na pagórek Morija. Zaledwie ustawiono arkę przymierza w przenajświętszem, gdy gęsta chmura zaległa cały obszar świątyni, tak że kapłani nie mogli odprawiać służby bożej. Zjawisko to poczytano za znak łaski; stwierdzający, że poświęcenie odbyło się podług my- śli Boga. W tłumach przytomnych poświęceniu zapanował na- strój podniosły a radosny i pobożne skupienie. Król w krótkiej przemowie dał wyraz uczuciom obecnych: "Bóg zapowiedział, że zamieszka w obłoku. Zbudowałem Ci stałą siedzibę, o Boże! stolieę, abyś w niej osiadł na wieki." Góra Morija stała się dzięki temu odbieiem góry Synaj, na której głos Boga objawił się z gęstego obłoku. Z czcią głęboką spoglądał odtąd lud na świątynię, jako na widome siedlisko Boga, który wypełnia też niebo i ziemię. Stąd spodziewał się niezawodnych zapowiedzi, co wskazywać mu będą drogę; po której ma kroczyć. Obecny tam prorok zwiastował w imieniu Boga królowi Salomonowi: "Jeżeli postępować będziesz według mego Zakonu i spełniać moje przy- kazania, dotrzymam obietnicy, htórą dałem twemu ojcu, Dawi- dowi." Swiątynia złotem i miedzią błyszeząca, prosta w budowie - 87 - i bez wizerunku bóstwa, wy,wierała głębokie i trwałe wrażenie na umysły widzów. "Dom boży" -- w skojarzeniu tych wyra- zów tkwi sprzeczność, co też później zrozumiano - "dom boży" nastręczał punkt oparcia płochej wyobraźni, która du- chowości bez obsłony zmysłom dostępnej przedstawić sobie nicţ umie. Świątynię nazywano dumą, potęgą Izraela, rozkoszą jego flczu. Wraz z poświęeeniem jej wzięła również początek hic- rarehja duchowna, która przedtem ani w ograniczonych sto- sunkach przybytku w Silo, ani w okresie przejściowym namiotu na Cyonie ustalić się nie mogła. Dopiero za Salomona na czek: reszty kapłanów stanął arcykapłan i zaprowadzono porządek hierarehalny. Godność arcykapłańską otrzymał, po śmierci Ca- noka, syn jego, Azarjasz. Pod jego zwierzehnictwem piastowała swój urząd reszta kapłanów. Uległ też zmianie ustrój Lewitów. letţrzy byli podwładni Aronidom. Jedni pełnili służbę przy ofia- rach, inni stali na straży po czterech stronach świątyni, wresz- cie niektóre rody przewoclniezyły śpiewom i grze na instrumen- taeh strunowych. Dopiero dzięki świątyni i wprowadzeniu hierarehji Jerozoli- ma stała się prawdziwą stolicą kraju. Na święta jesienne przy- bywali pielţrzymi dla uczestniczenia w uroczystej służbie bożej, jakiej nastrrezyć im nie mogły ołtarze rodzinne. Ponieważ Je- rozolima zdobyła powoli znaczenie ważnego miasta handlowego, w którem ukazywały się najpierw towary zagraniczne i rzadkie nrobliwości i do którego też napływali cudzoziemcy, zaczęła więc ściągać liczniejszych jeszeze niż dotad gośei ze wszystkich pokuleń. Jerozolima najmłodsze ze wszystkich miast kraju Izra- ela, prześcignęła i zaćmiła starsze ryczałtem. Salomon obwaro- ţał ze wszystkich stron wyniesioną przez siebie do znaczenia pierwszorzędnebo miasta Jerozolimę, a do obwodu fortyfikacji aţcielóno też górę Morija. Budowa pałacu królewskieţo trwała lat trzynaście. Leez też był to cały szereg ţmachów, które zajmowały rozległe obszarţţ na północnym paţórku w dzielnicy lVlillo. '\Tajbliższym wejśein był "dom lasu Libanu," ktńrv swą nazwę otrzymał od licznych kolumn cedrowych. Służył on za zbrojownie i kordegardţ Icró- lewską; stało tu na straży trzystu drabantów, z złotemi włócznia- mi i iarezami, którzy towarzyszyli królowi, ilekroe udawał się - 88 ţ do świątyni. Wiele starania łożył Salomon na urządzenie sati sądowej. W sali tej stał tron, który uchodził za arcydzieło sztuki, cały z kości słoniowej, złotem powleczonej W tej otwartej sali sądowej słuchał Salomon stron zwaśnio- nycr i wydawał wţ,roki. Urząd sędziowski uważał za jeden z najważniejszych i najświęiszych obowiązków monarehy. Tu też przyjmawał posłów licznych krajów, którzy na dwór jego przybywali dla złożenia mu hołdu, lub dla zagajenia przymierza. Osobny pałac zbudowano dla króla, żon jego i służby. Królewna egipska, główna jego małżonka, zajmowała dom oddzielny, zdala od innych żon i nałożnic Salomona. Salomon przeprowadził też prawdopodobnie wodociąg do Je- rozolimy dla zaopatrzenia miasta i świątyni w wodę, a miano- wicie z obfitych źródeł Ain-Etam (dwie godziny na południe od Jerozolimy). Wszakże nietylko Salomon, lecz i arystokracja krajowa, któ- ra stale przebywała w Jerozolimie, książęta, wysocy urzędnicy i ulubieńcy, wznosili sobie okazałe pałace z drzewa cedrowego. Dzięki bogactwom, które napływały do kraju trzema głównemi kanałami, łatwo było dogadzać pociągowi do przepychu, jaki za przykładem króla ogarnął klasy wyższe. Poważani kupcy fenicey, prowadzący na wielką skalę inte- resa, bankierzy i kapitaliści, pożyczający na procent, osiadali w Jerozolimie. Tworzyl: ani udrębną korporację lub bractwo, pozostawali pod osłoną traktatu, zawartego z Hiramem, i rządzi- li się swobodnie własnemi praţvami, zwyczajami i obyczajami. Nie broniono im nawet odprawiania nabożeństwa według ich własnego bałwochwalezego obrządku. Trzema źródłami bogactw, które na stolicę spuściły deszez złoty, były: potęga państwa, związek z Egiptem i handel z Indja- mi. Ci monarehowie, co przymierze z Dawideizt zawarli, docho- wali go też jego następcy, a prócz nich inni o przyjaźń jegc zabiegali. Wszyscy ci władcy i ludy posyłali, według przyjętego zwyczaju, na dwór jego bądź haracz, bądź bogate podarki hoł- downicze, złote i srebrne naczynia, szaty drogocenne, korzenie, rumaki i muły. Obfitsze jeszeze plony przynosił sojusz z Egip- tem, który zdawna dostarezał rumaków wojennych ubogim w koniţ krajom górzystym. Cieszyły się też wziętością sporzţ- - 89 - dżane w Egipcie wozy wojenne. Władcy Aramu i krajew nad- eufrackich, którzy dawniej potrzebneůsobie konie i wozy sprowa- dzali bezpośrednio z Egiptu, teraz nabywaE je musieli z rąk korporacji handlowej, powołanej do życia przez Salomona. Kraj izraelski został podówezas pośrednikiem przywoza i wywozu tycţ artykułów wojennych. Wskutek tego układu towarzystwo handlowe odnosiło zyski olbrzymie i ściągało do kraju wielkie kapitały. Rzecz prosta, że i do własnego kraju Salomon sprowadzał z Egiptu konie i wozy wojenne. Zbudował też miasta, przezna- czone dla jezdnych i rumaków. Utrzymywał pono dwanaście tysięcy wierzehowców i tysiąc czterysta wozów wojennych, każdy w dwa konie zaprzęgany, i wzniósł w tym celu gmachy obszerne, ktare mieściły cztery tysiące stajni. Największe wszakże dochody ciągnął Salomon z handlu z Indjami. Fenicjanie, których nęciły niezmierne bogactwa tej krainy cudów, nie mogli się odważyć na tak daleką, licznemi irudnościami najeżoną podróż, dopóki w okolicach morza Czer- ţvonego grasowały dzikie i łupieżne plemiona. Związek króla Tyru, Hirama, z Salomonem nastręczył bliższą i bezpieczniejśzą drogę do Indyj. Otwartą została połţt oci południowej granicy Jehudy do zatoki wsehodniej morza Czerwonego i przylądka Ailat. Odtąd karawany z bjuczonemi wielbłądami mogły ciągnąć bezpiecznie z Jerozolimy i od morza ţróţziemnego do północne- go przylądka morzţ Czerwonego. ţ purady Hirama kazał Sa- lomon w warsztatach okrętowyeh zbudować i wyekwipować całą flotę mocnych i obszernych statków, a na załogę tej floty dał Hiram najzdolniejszych swoich marynarzy, dobrze z szla- kiem morskirn obeznanych. Dodano im Izraelitów z pokolenia Aszer i Zebulon, którzy, jako mieszkańcy pobrzeża, przyzwy- czaili się do kaprysów morza. Okręty te miały odbyć długą po- dróż morską aż do ujścia Indu. Z portu Ailat flota izraelsko-fenicka wypłynęła na morze Czerwone i, żeglując wzdłuż wybrzeży aż do ujścia Indu, zawi- nęła do kraju Ofir (dzisiejszego Sind). Po upływie trzech lat powróciła z pierwszej poţróży z bogatym ładunkiem. Długi sznur wielbłądów wkroczył do Jerozolimy, dźwigając skarby zdobyte, ku wielkiemu zdumieniu całej ludności. Przywiezionţ - 90 - ,vięcej niż czterysta talentów złota, srebro w znacznej ilości, kość słoniową, drzeţvo hebanowe, brzydkie małpy i paţţie o pięknem upierzeniu, drzewo sandałowe i wonne rośliny. Tę wyprawę do Ofir, czţţli Indyj, Salomon kilkakroć ponawiaţ. a każda sprowadzała do kraju nowe bogactwa i godne widzenia osobliwości. Ailat, miasto nad przystanią zatoki tegoż irnienia, doszło dzięki temu do wielkie5o znaczenia; osiedIili się tu Ju- dejezycy, przez co kraj Izraela rozszerzył swe granice od krań- ców morza Gzerwonego aż do Eufratu. Dla transportu koni i wozów do krajów aramejskieh i okolic Eufratu, a towarów z Fenieji do portu, należało przeprowadzić wygodne drogi i dbać o bezpieczeństwo wypraw handlowych. Salomon starał się i temu zaradzić. W kraju górzystym z trudno- ścią przychodzi zwierzętom jucznym, a tembardziej koniom i wozom przebiegać rozleţłe przestrzenie, gdyż ciągle stają im na przeszkodzie strome wyżyny, przepaściste urwiska, lub kupy staczających się głazów. VVażnem dla potomności było założenie miasta Tadmor (późnżej Palmyrą zwanego), które jeszeze za czasów rzymskich niepozbawione było znaczenia. W ten sposób Salomon ustalił ład w całym zakresie urzą- dzeń państwowych i pamiętał też o przyszłośei. Nie miał przy boku przenikliwego, mądrego doradcy, jakiego Dawid posiadał w osobie Achitofela, który pomagał mu do zaprowadzenia po- rządku. Polegał wyłącznie na własnym rozumie. Natomiast umiał dobierać sobie zdolnych urzędników, którzy rozporządzenia ţego, według planów przezeń nakreślonych, energieznie wyko- nywali. Rozszerzenie granic państwa i rosnąee potrzeby dworu spowodowały utworzenie nowych urzędów. Rozległa wskutek częstyeh odwiedziţ cudzoziemeów gospodarka dworska wyma- gała zarządcy; mianowany w tym celu nadzorca pałacowy do- izedł z czasem do wielkiego wpływu. Osobny urzędnik utrzy- mywał w posłuszeństwie tuziemców, do pańszezyzny obowiąza- nych. Dzięki porząclkowi wewnętrznemu, rozszerzeniu nazevcţţątrz i skarbom, przez Salomona obficie gromadzonym, kraj Izrţela stanął na trwałych podwalinaeh, jako mocarstţvo, które z naj- większemi pańsţwami śvriata starożytnego, z Asyrją i Eţiptem, mierzyć się mogło. Do władcy tego pańţtwa udawali się monar- - 91 - ehowie i ludy, spór z sobą wiodącv, i króla, którego mądrość rozbrzmiewała szeroko, obierali na rozjemcę. Największem je- dnak błogosławieństwem rządów Salomona był niezamącony po- kój i bezpieczeństwo kraju. Od Dan do Beerseby mogli Izraelici używać słodyczy istnienia, odpoczywając pod winogradem lub drzew em figowem. Traktaty handlowe, dobrobyt mieszkańców, bezpieczeństwo życia, owoc długotrwałego pokoju, ściągały do kraju bliskich i dalekich sąsiadów, Dlţoabitów, Ammonitów, Idumejezyków, a nawet Egipejan. Odrębny, wyższy nad bałwochwalstwo kult Izraelitów, który w świątyni jerozolimskiej znalazł wspaniałą siedzibę, zachęcał prawdopodobnie inteligentnych cudzoziemców do uczestnictwa, do tulenia się pod "skrzydła Boga Izraela." Sława kraju, ludu i Boga Izraela rozeszła się szeroko po świe- cie. Żeglarze izraelscy, którzy zawadzali o tyle krajów, portów i targowisk, i kupcy izraelscy, których łączyły stosunki z zagra- nicą zapoznawali odległe narody ze swoją ojezyzną. Izraelscy marynarze i kupcy byli bezwiednie pierwszymi apostołami i krzewicielami nauki.Boga Izraela wśród ludów pogańskich. Pewnego dnia niezwykły gość zawitał niespodziewanie do Jero- zolimy. Mądra królowa obfitującej w korzenie Sabei, na połu- riiowoarabskiem wybrzeżu morza Czerwonego, przybyła z licz- nym orszakiem do stolicy izraelskiej, tyle bowiem rzeezy nad- zwyczajnych słyszała o sławie Salomona i Imieniu Boţa Izraela, że naocznie przekonać się chciała o prawdzie lub bezpodstawno- ści rozgłosu, który doszedł do jej uszu. Przyjmowana z należne- mi względami przez Salomona, królowa Sabei prowadziła z nim rozliczne rozmowy i podziwiała jego mądrość, świątynię Pańską, kiórą zbudował, ład i przepych jego dworu. Mądrości jego do- świadezała zagadkami, które mu zadawała, a które on ku zdu- mieniu jej rozwiązywał. Wszelako świetne panowanie Salomona, który kraj swój otoczył potęgą i dostatkiem, nosiło już w sobie zarodek niedo- magania, co gmach państwowy, z takim mozołem dźwignęły, do upadku przywiodło. Pomimo wzniesienia świątyni, która ogni- skiem była dla kraju, pomimo zabiegów podjętyeh przez Salo- mona celem wykorzenienia odrębności pokoleń, pomimo dążeń do ścisłej jedności, ciągle jeszeze nie można było osiągnąć zu- - 92 - pełnego zlania się pokoleń w jednolity naród. Tylko pokolenie Benjamin łączyły mocniejsze oţniwa z pokoleniem JeHuda, p0- nieważ Jerozolima i świątynia zbudOwane były na ziemi benja- minickiej i możne rody tego pokolenia osiadły w nowej stolicy. Nie osłabła natomiast wzajemna odraza dOmu Izraela i domu Jehudy, czyli pokoleń pbłnocnych i południowych. Półnoene po- kolenia nurtowała nieehęć do Salomona, pomimo dostatku, co i na nie spłynął; zmuszone do stałego dostarezania swych plo- nów na potrzeby dworu, czuły tţllco ucisk włoźonego na nie jarzma. Salomon podzielił kraj cały na dwanaście powiatbw, których granice wytknął dowolnie, a każdy z nich musiał na przemian zaspokajać przez miesiąc olbrzymie potrzeby stołu królewskiego i świetnego dworu, a nawet łożyć na utrzymanie licznych rumaków. Na czele każdego powiatu stał mianowany przez króla powiernik, który czuwał nad regularnym i wystar- ezającym wpływem daniny. W liczbie tych urzędników znajdo- wało się dwu zięciów Salomona. Ten nowy podział zerwał od- wreczny układ pokoleń. Zarówno ta reforma, jak i powinności, uiszezanc na rzecz budowli i dworu, wznieciły wśród pokoleń wielkie, acz tłumione, niezadowolenie, które czekało tylko spo- Sobności, aby wybuchnąć rokoszem. Jakkolwiek mądry był Salomon, nie czytał dość biegle w przyszłości, by zrozumieć, że własnymi błędami podważa mocny grzaach państwa. 1 Vśród urzędników Salomona, którzy mieli dozór nad wznn- szonemi przezeń budowlami, znajdował się pewien Efraimita, inteligentny, odwaźny, a nadewszystko ambitny. Był to Jero- beam, syn Nebata, z miasteczka Cereda, nieopodal Jordanu. Ojciec odumarł go weześnie; dzieckiem jeszeze pożbywszy 5ię rygoru ojcowskiego, mógł iść za popędem własnyeh skłonności, nie krępowany obcemi wplywami. Jerobeam kierował robotami koło obwarowania Jerozolimy, przyczem okazał wiele zręczności i stałości wobec pańszezyznianych robotników, a Salomon tak kontţnt był z niego, że powierzył mu zwierzehnietwo nad dziel- nicami Efraima i bZanassego. Tu miał Jerobeam sposobność ob- ţerwować objawy niezadowolenia ludu z ciężaru, jaki na barki jego wtłoczył Salomon, objawy, które wśród wiecznie nadąsa- nyeh Efraimitów musiały być głośniejsze, niż gdzieindziej. .Nie- zadowolenie to było mu na rękę ze względu na tajemne, ambitne - 93 - zamiary, z któremi Się n05ił, postanowił tedy obróció je na wła- sną korzvść i czekał tylko dogodnej okazji. Sposobność nastrę- czyta się niebawem. Lle zrobił Salomon, że tolerował ołtarze ofiaţne ţultów bałwochwalezych. Bądź że cudzoziemskie żony jego wymogłv na nim na starośţ t0 ustępstwo, bądź że eudzo- ziemcy, Fenicjanie i inne narodowości, które osiadły w Jerozoli- mie, wyjednali sobie u niego pozwolenie na oddawal3ie czei swym bogom w kraju Izraela według ojezystych zwyczajów, dość, że na górze Oliwnej powstały siedliska kultu pogańskiego Astarty Sydońskiej i innych jeszeze bożyszez. Jeszeze wierzenia ludu nie ustaliły się o tyle, aby, za tym zdrożnym przykładem, nie mógł znów popaśe w bałwochwalstwo. Pewien odważny prorok wyrzucał krblowi tę obojętność i groził mu, że tak postępując, postradać może władzę nad Izraelem. Salomon, jak się zdaje, na przestrogi te nie zważał. Oburzony indeferentyzmem króla, pro- rok Achjasz z Silo udał się do,Terobeama, aby go użyć za na- rzędzie d0 ukarania Saloluona. Zapewne przejrzał ambitne za- miary Efraimity. Gdy pewnego razu Jerobeam opuszezał Jero- zolimę, zbliżył się doń prorok, zerwał z siebie szatę zwierzehnią, rozdarł ją na dwanaście kawałów, a z tych dziesięć wręczył mu ze słowami: "Weź te dziesięć kawałbw, oznaezaJţ one dziesięć pokoleń, ktbre oderwą się od domu Dawida, a ty będziesz kró- lem nad niemi.ţ` Tej właśnie aprobaty proroka trzeba było Je- robeamowi, aby do skutku doprowadzić ambitne projekty. Czeniprędzej wyjechał do dzielnicy Efraim i wezwał Efraimitów do oderwania się od domu Dawida. VVieść o tych knowaniach doszła atoli dość weześnie Salomona; zanim powstanie zdążyło się rozszerzyć, wysłał swych drabantów, aby zabili wichrzyciela, lecz Jerobeam uciekł manoweami do Egiptu. W kraju tym podówezas właśnie nastąpila zmiana dynastji. Ia pierwszego krbla z nowego domu, Szeszenka (Sziszakaţ, roz- przęgły się węzły, które łączyły Izraela z Egiptem dzięki mał- żeństwu Snlomona z królewną egipską. Szeszenk żywił owszem wrogie zamiary względem państwa izraelskiego, którego potęgţ korciła go wielce. Gdy więc buntownik Jerobeam szukał u niego sehronienia, przyjął go łaskawie, aby go użyć za narzędzie prze- ciw Salomonowi. Jeszeze jeden wróg Izraela uciekł się pod obronę Faraona i doznał źyczliwego przyjęcia, książę idumejski, - 94 - który zemstą dyszał przeeiw narodowi izraelskieniu. Hadad, po- tomek króla idumejshiego, zwyciężanego przez Dawida, uszedł jako młody chłopiec przed rzezią, htórą dla jakiegoś buntu Joab sprawił w tym hraju. Zaledwie Szeszenh wstąpił na tron egipshi, królewicz idumejski niezwłocznie udał się do Egiptu. Lecz po- mimo uprzejmego przyjęcia, łiadad pragną# powrócić do Edomu, aby odzyskać kraj, który mu wydarto. Plan sw.ój wykona# istotnie, ţ poparty przez Sţeszenha, wiedział bowiem, że duch wojowniczy, htóry panował za Dawida i Joaba, osłabł za poko- jowych rządów Salomona i że wojna podjazdowa w hraju gó- rzystym, nie narażając go zbytnio na niebezpieczeństwo, przyspţ- rzy mu wiele korzyści. Hadad, stanąwszy wraz z hufcem przez siebie zebranym na ziemi idumejskiej, wyrządzał wielkie szhody harawanom Salomona, htóre woziły towary od zatohi Ailat do granic izraelshich i odwrotnie, a wojownicy Salomona bezsilni byli wobec niego. Tymezasem na pó#nocy zbierała się inna jeszeze chmura, której Salomon nie dostrzegł, a która później oberwać się miała, siejąc zniszezenie w Izraelu. Jeden ze s#ug króla Coby, Hadade- zera, którego Dawid zwycięży#, imieniem Rezon, utworzy# po porażce swego pana bandę łupieżną i robił najazdy na kraje pomiędzy Eufratem a północnemi odnogami Libanu położone. Dzięki pomyślnym wyprawom ros#a coraz bardziej zgraja Rezo- na, a z nią jego odwţga i potęga: Wreszcie zdołał zawładnąć starożytnem miastem Damaszkiem i narzucił mu się na hróla. I on też, na północy, zachowywa# się wrogo względem Izraeli- tów i ich sprzymierzeńców, nie dóznając żadnej tamy ze strony Salomona. W ten sposób tu i owdzie rozwinęły się z małych po- cząthów nieprzyjaźnie dla szezęśliwego Izraela usposobione po- tęgi, htóre z łatwością można było zdusić w zarodhu. Nadomiar zanosiło się na rozterhę wewnętrzną. Nie sądziły Izraelowi losy zostać państwţm potężnem. Lecz Salomon nie doży# nadciągają- rego fatum i osłabienia swego królestwa. Zmarł spohojnie w sześ‚dziesiątym roku żywota (ohoło 977). Zwłohi jego po- chowano z wielhą pompą w pieczarze, założonej przez Dawida na po#udniowym stoku góry Cyon. Opowiadano później, że tak Salomon; jah jego ojciec przechowywali, we wnętrzu tej pie- czary nieprzebrane skarbyů i klejnoty, htóre ţo wielu wiekach - 95 - wydobyli hrólowie judzcy. Lubo Satomon posiadal znaczną ilość małżonek, pozostawił jednak, jak się zdaje, niewielu tylko po- tomków. Na syna jego, Rehabeama, przeszła korona i jemu to przeznaczonem było vcłasnoręcznie rozłam wywołaţ. Potomność przypisywała Salomonowi nietylko nadludzkie siły umysłu i mą- drość, lecz i władzę nad tajemniczymi duchami i demonami, co posłuszne jego skinieniu, gromadziły się lub rozpraszały. Nawet piţrścień, na którym wyryte było imię jego, możny pono czar wywierał na demonów i trzymał ich na wodzy. Dźwignięte przez Salomona na szezebel pierwszorzędnego mocarstwa pań- stwo izraelskie podobneţ było do stworzonego przez skrzętue duchy świata czarodziejskiego. Czar prysł z jego śmiercią; cza- ródziejskiego pierścienia swego nie przekazał synowi. ROZDZIAŁ PIĄTY. ROZDZIAŁ PAŃSTWA. (977-887). Po raz pierwszy od czasu ustanowienia królesiwa w Izraelu zmiana tronu po śmierci Salomona odbyła się bez zawieruchy i rozterki. Szezęśliwszy od ojca i dziada, mógł Rehabeam bez przeszkód objąć ster do rzędu mocarstw wyniesionego palistwa i snuć złote rojenia o potędze i pomyślności. f3yl to atoli umysł rnniej niż mierny; pod żadnym względem nie przypominał swe- go ojea, a iţniej jeszeze swego dziada, Dawida. Jak wszyscy w purpurze zrodzeni synowie królewscy, którym natura odmó- wiła wybitnych zalet charakteru, krótkowidzem był i pyszałkiem, a prżytem tak niesamodzielnym, że radzić sobie nie umiał. Nie posiadał dueha wojowniezego, wzniosłe dążenia nie mialy dlań powabu. W tronie widział li tylko źródło potęgi, słodkiego wy- wezasu i wygód życiowych. Lecz niebawem rozwiały się złudne marzenia, któremi się kołysa#, i ńastąpiło przţ-kre przebudzenie. Niespodzianie ukazał się wróg, co go pozbawił potęgi, spokoju i wygód, a w państwie izraelskiem wywołał rozprzężenie, htóre- go nic już zażegnać nie moglo. Jerobeam, Efraimita, który w ostatnieh latach panowania - 96 - Salomona rozwinął sztandar rokoszu, lecz narazie niţ doznał powodzenia i ueiekł do Egiptu, na wiadomość o zgonie Salomona powrócił natycllmiast do ojezyzny, aby po raz drugi podjąć ambitne zamiary, przez jakiegoś proroka pochwalane. Powrót do kraju ułatwił mu zapewne orędownik jego, Szeszenk, król Egip#u. Kiedy ten zuchwały, przed niczem nie cofający się Efra- imita przybył do Sichem, drugiego a wiecznie burzliwego miasta w kraju, zawrzało wśród zawsze do wichrzeń pochopnych Efra- imitów. Zaproszono go na zebranie ludowe, a raczej sam był inicjatorem i kierownikiem zebrania, na którem obradowano nad środkami, jakie należało przedsięwziąć, aby wyzwolić się z pod jarzma despotyzmu, odzyskać swobodę, a jednah nie ze- rwać odrazu z uświęconą tradycją. Wezwano również starszych innych pokoleń, do przyjęcia udziału w zamysłach Sichemitów, aby w ten sposób nadać powstaniu cechę woli narodu. Uradzo- no przeţewszystkiem nie wyprawiać starszych pokoleń, według dotyehezasowego zwyczaju, do Jerozolimy dla złożenia hołdu nowemu królowi, lecz zaprosić króla, aby dla odebrania przy- siţgi na wierność sam przybył do Sichem. Rehabeam zgodził się na to, nie bez wstrętu zapewne i w nadziei, że obecność jego zdoła zapobiec możliwym rozruchom. Była to ćhwila fatalna, brzemienna doniosłemi naţtępstwami dla dziejów Izraela. Rehabeam wyruszył do Sichem w towarzystwie swych rad- ców, talc starszych, co służyli jego ojcu, jak i młodszyeh, któ- ryeh do boku swego powołał. Na wszelki wypadek zabrał też 7 sobą przełożonego nad dozorcami, Adonirama, który zwykł był nieposłusznych robotników piorunować posępnem spojrze- niem i batem z nóg zwalać. Gdy Rehabeam przybył do Sichem, uua1i się cloń naczelnicy pokoleń, aby wynurzyć przed nina swe żale. W imieniu ich przemawiał JerobeaBi, który myśli swych nie zdobił pięknemi słówkami: "Ojciec twój wtłoczył na nas twarde jţrzmo i narzucił nam uciążliwe poddaństwo. Jeżeli ulżysz nam ciężkiego brzemienia, będziemy ci posłuszni." Zdu- miony tą ţmiałą, niedwuznaczną mową, odparł Rehabeam z ţniewem tłumionym, że za trzy dni mogą się zgłosić po odpo- ţ,iedź. Jakąż odpowiedź miał dać starszym pokoleń? Sam tego zrazu nie wiedział i wpierw zasięgnął rady swych powierników. Starsi przemawiali za łagodnośeią, młodsi za suroţością, a nie- - 97 - roztropny hról usłuchał tych ostatnich. Gdy na tr2eci dzień udzielił znowu posłuchania starszym i Jerobeamowi, przyjął ich .groźnemi słowy, które, zdaniem jego, powinny były wywrzeć miażdżące wrażenie: "Mały mój palec grubszy jest od lędźwi ojea mego! Jeżeli on chłostał was rózgan::i, ja was będę smagał skorpionami." Tego spodziewał się Jerobeam, na to liczył. Zwróciwszy się do starszych, rzekł Efraimita, co od początku nosił się z myślą odstępstwa: "Jakiż udział mamy w Dawidzie, jahież dziedzictwo w synu Isai? Wróćcie do swoich namiotów, Izraelici, a ty, Dawidzie, pilnuj własnego domu." Rozwinąwszy następnie sztandar buntu, Jerobeam zebrał Sichemitów, którzy nehoczo garnęli się do niego, aby zamanifestować nieprzyjaźń, jaką dla Rehabeama żywili. Wybuchły naraz zazdrość i niena- wiść, htórą za rządów Dawida i Salomona tłumili w sobie Efra- imici, dothnięci utratą pierwszorzędnego stanowisha i rţeko- mem upośledzeniem. Skorzystali z sposobności, by wyzwolić się z pod berła Dawidowego i, jak niegdyś za czasów sędziowskich, stanąE na czele pokoleń. Z bronią w ręhu rzucili się Sichemici; żawsze pod wodzą Jerobeama - na dom, w którynt mieszkał Hehabeam. Ten wysłał przełożonego nad dozorcami, Adonirama, aby poskromił wichrzycieli, jak się poshramia zbuntowanych niewolnihów. Przyjęty gradem kamieni, Adoniram padł bez du- szţ na ziemię. Rehabeam, ţtórego żyeiu również groziło nie- bezpieczeństwo, uszţdł na wozie z Sichem i przybył do Jerozo- limy. Rozłam stał się faktem spełnionym, a nie 'było nihogo, coby go zagodził. Pomimo oburzenie, jakiem go przejţły wypadki w SicheZsa, musiał Rehabeam przed zrobieniem stanţţczego kroku zapewnić się, czy może jeszeze liczyć na wiernych zwolennihów. Coby to było, gdyby pokolenia najbliższe stoliev, idąc za przykładem Si- .chemitów, wypowiedziały mu również posłuszeństwo? Gdzieżby kres miato odstępstwo? Lecz ta obawa była płonna. Pokolenie Jehuda, szezerze przywiązane do dorritţ Dawiţa, nie sprzeniewie- rzfło mu się i teraz. Pokolenie Szvmon tak cialece zrosło się jako anţks z Jehudą, że nie uważano go zgoła za samorstny organizm. Ale i pokolenie Benjamin dochowało wiary Rehabeamowi, ze- spolilo się juź ono ściśle z Jehudą i nazawsze sprzęgło z nim swe losy. W Jerozolżmie mieszkało więcej Benjaminithw, niż Fiistorja 2ydbw Tom 1 ark. 7 - 98 - Judejezyków. Te więc pokolenia wiernie stały przy Rehabea- mie. Zapewniwszy się z tej strony, pomyślał, rzeez prosta, o zmu- szeniu siłą miecza do posłuszeństwa Sichemitów i wogóle Efra- imitów, coby mu się może udało, gdyby Jerobeam nie potrafił obróciE na swoją korzyść rokoszu. Przekonał Efraimitów, że tylko przez obiór własnego króla zdołają stawić skuteczny opór najazdoţvi Rehabeama, ci zaś sami może żywili przeświadezenie, że tylko król z ich łona zapewnić im może zwierzehnictwo nad resztą pokoleń. Postanowili więc obrać króla. A któż godniej- szym był korony od Jerobeama? On jeden okazał odwagę i zręczność, był nadto Efraimitą. Dla zalet tych starsi obwołali go królem i pociągnęli za sobą inne pokolenia. Tak więc mąż ten z Ceredy, co z nizin społecznych się wybił, został władcţ większej części narodu (ok. 977-955). Państwo jego obejmowa- ło dziedziny dziesięciu pokoleń. Dom Izraela od wieku zaledwie zespolony z domem Jehudy, znów się od niego odłączył. Oba opierały się zlaniu dwóch połów; odmienne koleje dawniejszych ich dziejów stanęły na przeszkodzie zjednoczeniu. Dom Izraela. a zwłaśzeza pokolenie Efraim, zrzec się wolał wielkich korzyści. jahich i jemu przysparzał związek z dynastją Dawida, byle tylko, zależnym będąc od niego, nie zajmować podrzędnego sta- nowiska. Ludzi dobrej woli w obydwu państwach rozłam ten smutkiem i żalem przejmował, lecz zaradzić mu nie zdołali. Wojnę domową, bliską wybuchu, zażegnał prorok Szemaja, któ- ry do Judejezyków i Benjaminitów, udających się w pochód zawołał w imieniu Boga: "Nie wyruszajcie na wojnę przeciw waszym braciom z domu Izraela, bo odemnie sprawa ta wyszłarţL Małe tylko utarezki zachodziły przez czas długi pomiędzy obu bratniemi państwami, lecz potyczki te, tak naturalne wobec za- wziętośei sąsiadów, rzeczy rozstrzygnąć nie mogły. Aby nie pozostawać ciągle na stopie wojennej i w pełnym rynsztunku wyczekiwać wroga, obaj królowie starali się za po= mocą związków wzmocnić swe siły i udaremnić zawezasu na= pastne zamiary przeciwnika. Rehabeam zawarł przymierze z no- wopowstałem królestwem Damaszku, co powściągało Jerobeama od zbrojnego najazdu na państwo judzkie. Jerobeam znów za- ţrarł sojusz z Egiptem i w ten sposób trzymał na wodzy Hehţbeama. - 99 ţ Chcąc zabezpieczyE się ze strony Egiptu i Izraela, Rehabeam otoczył stolicę pierścieniem zamków obronnych, o kilka,godzin od niej odległych. Lecz gdy wybiła godzina niedoli, twierdze te nie odpowiedziały celowi. Szeszenk podjął przeciw Rehabeamo- wi wojnę na wielką skalę (około 972), z olbrzymim pocztem piechoty, konnicy i wozów wojennych. L Tlegając przemocy, pod- dawały się miasta warowne jedno po drugiem wojsku egipskie- mu i Szeszenh dotarł aż do Jerozolimy. Stolica, jak się zdaje, bez oporu otworzyła swe bramy nieprzyjacielowi, wskutek czego król egipski poprzestał na złupieniu skarbów, nagromadzonych przez Salomona w pałacu i świątyni, zabrał wszystko złoto, jakie znalazł w Jerozolimie, nawet złote tareze i włócznie, z któremi drabanci zwykli byli towarzyszyE królowi w pochodzie jego do świątyni, nie zniósł wszakże królestwa judzkiego i pozostawił też Rehabeama na tronie. ů Zawarte przez Salomona z Egiptem przymierze, którego za- kładem miała być królewna egipska, było ţader króthotrwałe. SmierE Salomona położyła kres wspaniałości i potędze państwa; zapadło się ono, rzec: można, w ciţgţ dnia jedne.go. Większa częśE jego oderwała się od całości, reszta stała się wasalką Egiptu i musiała może opłacać mu roczną daninę. Hołdownicze niegdyś ludy, Filistynowie i Idumejezycy; skorzystały niewątpli- wie z osłabienia Jehudy, aby odzyshaE niepodległośE. Od czasu, gdy postradał władzę nad Idumeą, me mţgł już Rehabeam wy- syłać okrętów do złotodajnego Ofiru, wysehło więc najobfitsze źródło bogactwa. I inne też źródła płynąE przestały. 'Ustał han- del pośredni końmi i wozami wojennemi z Egiptu, których aż w okolice Eufratu dostarezało hrólewskie towarzystwo handlowe. albowiem wywóz do krajów północnych przecięło powstanie państwa dziesięciu pokoleń. Zgasła w Jehudzie ţwietność czasów Salomonowych, rozwiała się cudów kraina. Lecz i w państwie dziesięciu pokoleń nie wszystko sţło po myśli Jerobeamowi. Na stolicę swoją i środowisko państwa obrał, rzecz prosta, Sichem, który miał współzawodniczyć z Jerozoli- nIą lub nawet ją zaćmić. Pokolenie Efraim tworzyło podwalinę państwa dziesięciu pokoleń, które też nazywano Efraimem lub domem Józefa. Ale Sichemici, przewodnicy pokolenia Efraim; którzy Jerobeamowi utorowali drogę do tronu, nigdy nie byli - 100 - ţewnymi sprzymierzeńcami, n tem mniej uległyţni poddanymi. Zaciekli rzecznicy nowineh, nie posiadali ani cierpliwości, ani zi- mnej krwi, ahy je znosić, gdy im ziężyć zaczynały. Jak za cza- sów sędziowskich wodza pewnego królem zrazu obwołali i po- pierali niegodziwe jego postępki, a wkrótce potem wrogo przeciwţ niemu wystąpili, tak też, jak wnosić można, odmówili posłuszeń- stwa ţerubeatnowi, gdy ten, nie myţląc być królem malowanym, surowţ się z nimi obehodził i uległości wymagał. Między Jero- beaanem a Sichemitami przyszło, jak się zdaje, do zatargów, wskutek których król opuścił Sichem i stolicę swą przeniósł do miasta Tircy (dziś Taluza). Wzţląd na interes własny skłonił Jerobeama dcr. zaprowa- dzenia reform wewnętrznych. ądź z przyzwyczajenia, bţdź z przekonania, niektóre rody pokoleń północnych nie przesta- wały i po rozdziale państwa odbywać jesienią pielgrzymek na ţwięto żniw do świątyni jerozolimskiej i tam uezestniezyć w kul- cie bez wizerunku Bóstwa. Takie ciążenie bodaj cząstki tylko ludu do stolicy judzkiej niepokoiło bardzo Jerobeama. Cóżby się stało, gdyby lud, coraz tłumniej pżelgrzymując do świątyni, .pojednał się znowu z domem Dawida? Czyż nie groziłhy nzu wówezas upadek również naţły, jak nagłem było wyniesienie? Aby temu możliwemu odstępstwu zapobiec, wpadł na pomysţ bezecny, który Izrţela cofnał w czasy bałwochwalstwa. Podezas clługoletniego pobytu w Egipcie, Jerobeam poznał kult miejscowy i przekonał się, że ubóstwianie zwizrząt, a zwła- 5zeza byka, niezmierną królom korzţţć przynosi, przytępia bo- wiem ţmysł narodu, liult taki, politycznie korzyst-ny, mógłby wyjść na clobre i jemu, parţvenjuszowi - xnyślał Jerobeaan- za.pewniłby mu też zarazem względy dworu egipskiego. Izrael stałby się jeno prowineją Egiptu, i oha te kraje łączyłyby, obok wspólnego wyznania i wspólnych obyczajów, wspólne równaeż interesy. Aby jednak w rzeczach, wiary dotyczących, nie uehodzić za now tora, postanowił przedstawić kult byka jako starożytną właśnie religję Izraelitów. Wszakże w Egipcie, a nawet pófniej jeszeze w własnym kraju, oddawali cześr Apisowi (Abţr). Na- tomiast pozbawiona wizerunku Bóstwa służba boża w świ:ţtyni jerozolimskiej nziała być rzekonlo reformą, zaprowadzoną przez SaloZnona, Jerbbeam zaś odnowicielem prastarej wiary - 101 - Izraela. Ten plan, pełen przebiegłej rachuby, Jerobeam wykonał istotnie. Najpierw zabronił pielgrzymek do Jerozolimy i kazał wyobrazić Boga Izraela w postaci młodego byczka (cielca). Dwa takie wizerunki sporządzić polecił i ustawił je w dwóch miastach, które już dawniej uchodziły za miejsca poświęcone, w Betel i w Dan, jeden dla południowych, drugi dla północnych poko- leń. Cżyniąc to, miał na względzie wygodę pokoleń, aby mie- szkańcy dalszych okolic nie potrzebowali na świţta żniw odby- wać długiej podróży Gdy ustawiono owe dwa posągi, Jerobeam kazał obwieścić: "To jest twój Bóg, Izraelu, który cię wywióclł z Egiptu." W Betel, w którego kulcie sam uczestniezyć zamierzał, wzniósł świątynię większych rozmiarów. Aby odzwyczaić lud od obehodzenia świąt jesiennych w Jerozolimie, ustanowił; że obeho- dţzone być mają o miesiąc później (ósmego zţmiast siódmego). Przeważna część ludu nie gorszyła się bynajmniej tą reformą, ktţra wydawała jej się istotnie wskrzeszeniem kultu odwieczne- go. Przecież nie naruszyła zaţadniczej nauki i zakorzenioneţo już przekonania o jedności Boga. Jerobeam nie zaprowadził wie- lobóstwa, lecz posiać tylko nadał jedynemu Bogu Izraela, postać byka, która miała być symbolem siły i płodności. Naród, prze- ważnie zmysłţţy jeszeze, rad był wystawiać sobie Bóstwo w wi- zerunku; duchowośE Boga, żadnym znakiem zewnętrznym nie wyobrażona, była podówezas sferze jego pojęć bardziej niedo- stępna, niż jedynośe. Rozwiązłość i wszeteczeństwo kanaańskiej służby Baala obce były kultowi byka, nie obrażały przeto uczuć moralnych. Tak więc pielgrzymki do Betel lub Dan na Ewięta jesienne weszły zwolna w nałog ludowi, pozatem skła- dał ofiary w domu lub w najbliższej, zdawna poświęconej miejscowości. Jerobeam najzupełniej cel swój osiągnął; naród zgłupiał i okazywał mu posłuszeństwo niewolnicze: "Efraim stał się podobnym do głupiego gołębia bez rflzumu. Drewna pyţnł c wyroki, a kij miał mu przyszłość obwieszezać." Źródłem kłopotów było dla Jerobeama pokolenie Lewi. Ża- den Lewita nie chciał się zgodzić na sprawowanie kapłaństwa przy kulcie byka, tak trwały wpływ wywarły na to pokolenie nauki prorocze Samuela. Obawiając się, aby ieh do tego siłą nie znaţlono. Lewici z miasi izraelskich wywędrowali do państwa judzkiego. Cóż miał począć Jerobeam? Lewici, a zwłaszeza po- - I 02 - tomhowie doniu Arona, tworzyli niezaprzeczenie stan kapłańshi i uchodzili za pośredników pomiędzy Bogiem a ludźmi, shłada- jąc w tym ceiu ofiary i spełniając czynności religijne. A teraz odstąpili go ci hapłani, a tem samem cale jego urządzenie od- rzucili i napiętnowali. Lecz że bez hapłanów obejść się nie mogł, brał tahich, jacy mu się nawinęli, pierwszego lepszego, co mu usługi swoje ofiarował. Sam podezas obehodu jakiegoś święta pełnil funheje kapłańshie, aby znaczenie ich podnieść w oczaclz narodu, a może też naśladując tylho zwyczaj egipski. Nowy hult ten zachowaţ się przez cały czas trwania państwa dziesięciu po- holeń; żaden z następców Jerobeama nie usilował nawet zmian zaprowadzić. Lubo wojownih pewien, imieniem Baesza, uknuwszy spisek przeciw synowi Jerobeama, Nadabowi, zgotował zupełny upadek temu domowi, to jednak założona przezeń dynastja w hulcie żadnych zmian nie poczyniła. Nie uległ również zmianie stosunek do doinu Jehudy. Baesza i syn jego toczyli drobne ntarezki z Asą; jednym z następćów 'Rehabeamaţ podobrire jah ich pń- przednicy napastowali Abijama, syna Rehabeama. Dopiero w czterdzieści lat po rozdziale państwa zaszły hrwawe wypadki, które w obu połowach zwrot wywołały. Syn Baeszy, Ela, odda- ny lenistwu i pijaństwu, zginął z ręki jednego z sług swoich, Zimrego, a wraz z nim uległ też zagładzie caly dom jego. (ok. 932). Zimri oczywiście sięgnął po horonę, lecz rządy jego nader krótko trwały, bo jeden tylho tydzień. Zaledwie wojsko dowie- działo się o hrólobójstwie w Tircy, obwołalo niezwłocznie hrólem wodza naczelnego, Omrego: Ten wyruszył ze swemi hufcami pod mury stolicy, a zastawszy bramy zamkniętc, obległ miasto i zro- bił wyłom w murze. Skoro Zimri zmiarkował, że jest zgubiony, nie chcąc narażać się na śmierE haniebną z obcej ręhi, podpalił pałac i rzueil się w płomienie. Byţ to już trzeci hról Izraela z pośród pięciu, co umierał śmiercią gwałtowną, a dwóch tylho pochowanó w dziedzicznych grobach królewskich, które założył Jerisbeam. Niebawem czwarty hról miał paść ofiarą mordercy. Omri zamierzał zająE natychmiast tron opróżniony, lecz na- tafił na opór. Część ludności stołecznej obrała hrólem Tibnego, syna Ginata, który był, jak się zdaje, tubylcem. Wojsko nato- - 103 - miast zisilnie popieralo Omrego. W ten sgosób utworzyły się w stolicy izraelskiej dwa stronnictwa, ktbre źwalezały się wza- ţem. Do przepełnienia miary brakowało jeszeze wojny bratobój- czej. Całe cztery lata trwała walka stronnictw (932-ţ928). Wreszcie zwyciężyła partja wojskowaţ Tibni zginął śmiercią gwałtowną, a Omri został samowładcą (928). Lecz Tirca nie przypadła mu do smahu; pałac od śmierci Zimrego obrócony był w perzynę, a na tem nie ograniczyło się zapewne zniszezenie ,v ciągu czteroletniej wojny domowej. Zwyciężone stronnictwo żywiło dlań wrogie uczucia. Względy te shłoniły go do obrania innej stolicy. Do Sichemu nie chciał jej przenieść, gdyż niespo- kojny, wichrzycielshi duch ludności nie dawał bynajmniej rę- kojmi bezpieczeństwa; innego znacznego miasta w środku kraju riie było. Omri postanowił przeto zbudować nową stolicę. Płaski Pagórek o hilha godzin na północowsehód od Sichemu wydał mu się w tym celu odpowiednim, nabył go więo, wzniósł na nim budowle, pałac i inne domy, obwarował go i dał mu nazwę Szomron (Samarja). W rok po zwycięstwie nad hrólem wrogiego stronnietwa Omri opuścił Tircę i osiadł w nowej stolicy (927), ţtóra przez dwa stulecia była współzawodniezką Jerozolimy, a później zburzona, po dwustu przeszło latach, powstała z gru- zów do nowego życia i odnowila dawną wţględem Jehudy i Je- rozolimy nieprzyjaźń. Samarja odziedziczyła nienawiść Siehemu ku Jerozolimie i posunęla ją do granic ostatecznych. Nowe mia- sto przelało swe imię na państwo dziesięciu poholeń, htbre też później nazywalo się Samarją. Omri, pierwszy król Samarji, lubo niţ odznaczał się wielką zizielnością i wojowniczością, roztropnym jednak był mężem; nie zadowalała go horona, którą zawdzięczał przyjaznej raczej chwili, niż osobistej energji, chciał kraj i 1ud swój uczynić zno- wu wielkim, poważanym, a nawet bogatym. Czyżby nie można było wskrzesić dla Iżraela czasów Salomonowych? Wprawdzie naród rozdarty został na dwie nierówne połowy, a rozdwojenie to było przyczyną niemocy. Lecz ezyż koniecznie między dwiema połowami ciągłe musiały toczyć się bóje i miecz pożerae musiał ofiary? Azaliż nie mogłyby. związane przecież pokrewieństwem plemiennem i wspólnemi interesami, zjednoczyć się w pokoju i iść ręha w rękę? Omri nsiłował przedewszystkiem zawrzeE - 104 - przymierze z domem Dawidowym i przekonać ţo, że polityka po- kojowa byłaby nader korzystną d1a obu, gdyż dzięki jej mogliby odzyskać panowanie nad dawnemi krajami hołdowniczemi. I w samej rzeczy, przez długi przeciąg czasu panowała zgoda pomiędzy obu państwami, za króla judzkiego Jozafata, syna Asy, i za jego następców, i odtąd pomagały sobie zamiast na- pastować się wzajemnie. Również, a może więcej jeszeze, leżało Omremu na sercu utrzymanie przyjaznyeh stosunków sąsie- dzhich z Fenicją, pragnął bowiem, aby część obfitych zasobów, jakich temu krajowi przysparzały rozległa żegluga i handel, wpływała także do państwa dziesięciu pokoleń. I w Tyrze w owych czasach panowało kilku z rzędu monarehów królo- bójezych, aż nareszcie Itobal (Etbaal), kapłan Aśtarty, wstąpił na tron po zamordowaniu swego poprzednika. Krwawe wypadki w stolicy fenickiej hraj osłabiły. Możne rody, zmuszone do emi- gracji, założyły kolonje na północnem wybrzeżu Afryki. Musiał więc Itobal starar się o wzmocnienie sił państwa za pomocţ sojuszów, a najbliższem mu było państwo dziesięciu pokoleń. Za- warcie przymierza zaczepno-odpornego korzystne było zarów- no dla Omrego, jak dla Itobala. To pożądane dla nbu przymie- rze przypieczętowano związkiem rodzinnym. Syn Omrego, Ahab; pojął za żonę cbrkę Itobala, Izebel (Jezabel), a z małżeństwa. tego urosnąE miały tragiezne wypadki. Omri, wzmocniony z tej strony, mógł myśleć o wojennych imprezach. Od Moabu, który prawdopodobnie za Jerobeama wywalezył sobie niepodległość, oderwał kilka miast i hraj ien zniewolił znowu do opłacania haraczu. Moab musiał co rok po- sy#ać w daninie całe trzody hozłów i wełnistych baranów. Po- niţważ między Moaţ>. em a Aramem zachodził rodzaj związku; mającego na celu pomoc wzajemną, i że wogóle na wzrost po- tęgi Izraela Aram patrzał okiem zawistnem, więc też aramejski król Damaszhu, Ben-Hadad I, najechał państwo izraelskie i zmusił Omrego do zawarcia pokoju pod ueiążliwemi warunka- mi i do otworzenia mu dróg kardwanowych przez dzielnice izraelskie, aby jego wyprawy handlowe mogły bez przeszkód hraj przebywaE. Natomiast węzţy, #ączące go z państwem tyryjskiem, Omri zacieśniał coraz ţvięcej i przemyśliwał nad kanaanizacją swego - 105 - ludu. Czemuż wyodrębnił się Izrael od sąsiadów? Jakąt stąd horzyść odnosi? Czyż nie byłoby rozsądniej i zbawienrxiej nadać państwu dziesięciu poholeń charakter zgoła tyryjski lub fenicki? Bliskie sobie języhiem i obyczajem, azaliż nie mog#yby oba te ludy zespolić się jeszeze ściślej, gdyby Izrael przyswoał też sobie obrzędy religji f-enichiej? Omri utorował drogę do tego zjedno- czenia. Wprowadził hult Baala i As:tarty, jaho religję ofiejalną; w stolicy swej, Samarji, wzniósł Baalowi świątynię, powołał do niej hapłanów i rozkazał, aby wszędzie czyniono ofiary Baalowi i Astarcie. kult byka w Betel i Dan miał być zniesiony, za- nadto bowiem jeszeze wydawał się izraelshim, zbyt wielki two- rzył przedział między Fenicjanami a Izraelitami. Jehowa, czezo- ny pod postacią widomą lub bez niej, za,wsze stanowił prze- ciwieństwo do tyryjskiego Baala lub Adonisa, a Omri chciał znieść to przeciwieństwo przez wzgląd na interesy polityczne, aby Izraelowi zapewnić korzyści ścisłego przymierza z Fenicją. I w samej rzeczy, dzięki Omremu do państţa dziesięciu pokoleń znowu zaczęło napływać obficie srebro i złoto. 5yn jego mógł sobie pozwolić na tahi zbytek, jak wyłożenie pałacu kością sło- niową, gdy tymezasem Salomon, pomimo wielhiego upodobania w przepychu, nie miał ůdość środków ku temu i poprzesiać musiał na tronie z kości słoniowej. Reforma Omrego miała o wiele donioślejsze znaczenie, niż reforma Jerobeama, czyli mówiąc języhiem źródła, postępował daleko bezbożniej jeszeze od swoich poprzedników. Jerobeam wydawał jeszeze postać byka za Boţa Izraela, Omri zaţ chciał pozbawić lud jego Boga, wynarodowić go i sprawiţ, aby zapo- mniał, że powinien tworzyć odrębną, przeciwną bałwochwalcom narodowość. Ponieważ Omri zmarł w sţześć lat po za#ożeniu Sa- marji (około 922), to oczywiście grzewrót, wywołany przezeń we wszystkich dotychezasowych obyczajach i wierzeniach, nie mógł puścić głęboko korzeni. Dopiero syn jego, Ahab (922- 901), miał dalej prowadzić jego dzieło, jakgdyby spełniając ostatnią wolę rodzica. Rzecz prosta, że i on utrzyntywał ścisły związek z Tyrem i z królem judzhim. Leez wykonanie testamentu, nahazującego gwałtowny za- mach na sumienie narodu, zawisło, przy najlepszych nawet chę- ciach spadkobiercy, od okoliczności i zrządzenia losu, których - 106 - najtęższa głowa nie zdoła z góry przewidzieć. Dwojakie prze- szkody stanęły na drodze kanaanizacji państwa dziesięciu poko- leń, jedne leżały w usposobieniu Ahaba, drugie były wynikiem niespodzianego przeciwdziałania, które zamach gwałtowny osła- biło, jeżeli nie sparaliżowało zupełnie. Następca Omrego, skoro chciał lud przeistoczyć w przydatek Fenicji, uczynić go obcym samemu sobie i własnym tradyejom, powinien był odznaczać się dzielnym umysłem, nieugiętą wolą i bezwzględną surowością, aby silną dłonią łamać wszelkie przeszkody. Lecz Ahab był ży- wem tego przeciwieństwem: słaby, łagodny, zwolennik spokoju ţ wygód, wolał raczej wţmijać trudności i zawady, niż szukać :ch i je usuwać. Gdyby to wyłąeznie od niego zależało, zarzuciłby system swego ojea. Ahab nie Posiadał nawet ducha wojowniczego; od krblów sąsiednich znosił cierpliwie obelgi, które monarehę choć cokol- ţ iek o swój honor dbałego popehnęłyby do rozpaczliwego oporu. Lecz jak wbrew swym skłonnościom musiał wypowiedzieć woţnę zuchwałemu sąsiadowi, tak też zniewolony był podjąć walkę z narodowością izraelską. Ojeiec dał mu małżonkę, która w przeciwieństwie do niego obdarzona była silną, męską wolą i zamiary swe w czyn wprowadzała, używając środków suro- wych i okrutnych. Izebel, królewna fenicka, której ojciec spra- wował urząd kapłana przy kuleie Astarty, żarliwie popierała kanaanizację ludu Izraela. Z energją i bezwzţlędnością podjęła dzieło, rozpoezęte przez Omrego, i pozbawionego woli małżonka popychała do wszeIkieh gwałtów i zbrodni. Ona dzierżyła berło, a Ahab był tylko narzędziem w jej ręku. Posępny umysł Izebel, jej zaciekłość i nieeofająca się przed niczem energja wznieciły w państwie dziesięeiu pokoleń niepokoje i rozruchy, z których ůwynikły krwawe zdarzenia, które wszakże, jak burza niszeząca, spowodowały oezyszezenie powietrza. Najpierw Izebel kazała wznieść Baalowi świątynię w stolicy Samarji. Dla kultu bałwo- chwalezego ściągnęła do kraju cały rój kapłanów i proroków fe- nickich, 450 dla służby Baala, a 400 dla służby Astarty, których utrzymywano na koszt domu królewskiego i zapraszano do stołu królowej. Jedni sprawowali urząd ofiarników przy ołtarzach w Samarji, inni zaś snuli się jak szaleni po kraju, aby po wsiach i po miastaeh oddawać się wszetecznym praktykom. - 107 - Odziani w szaty niewieście, z twarzą i oczyma według zwy- czaju białogłowskiego umalowanemi, z obnażonemi po plecy ra- mionami, nosili miecze i siekieryţ, żniţli też bicze, grżechotki, brzmiące cymbały i bębny. Tańeząc i wyjąc, kręcili się w koło, sehylali się naprzemian głową ku ziemi i włóczyli włosy po błocie ulicznem, szarpali sobie zębami ramiona, i zadawali rany w brzuch mieczami i nożami, aż pociekła krew, którą ofiarowali krwiożerezej hogini. W napadzie szaleństwa niektórzy z nich wytrzebiali się i urządzali ohydne procesje. Przy pomocy tych zastępów kapłanów Baala i Astarty spodziewała się Izebel od- ,.wyczaiE lud izraelski od Boga jego ojców i wywołać zupełny przewrót w jego wierzeniach. Przedewszyśtkiem zburzono ołta- rze, poświęcone Bogu Izraela, a na ich miejsce wzniesiono inne ţi-edług obrządku kanaańskiego. Chciano zmusić w ten sposób lud, czujący potrzebę składania ofiar, do przynoszenia ich, w braku własnych ołtarzy, na miejscach, poświęconych Baalowi i Astarcie. Jakżeż łatwa; jeśli moearze użyją przebiegłości i śiły; 'skłonie naród do wyrzeczenia się swych obyczajów i znamion i do prze- jęcia urządzeń cudzoziemskich. Ludność miast przywykła, dzięki dobrobytowi, do życia wykwintnego i zniewieściałego i nabrała skłonności do uciech zmysłowych, a pociągowi temu dogadzał aż nadto sprośny kult Baala i Astarty. W miastach nowe porządki przyjęły się rychło i sprowadziły skażenie obyczajów. Koło sie- dmiu tysięcy tylko wytrwalo w wierze swych ojców, nie padali na kolana przed Baalem i nie dawali mu czołobitnych pocałun- ków. CzęśE wszakże ludu, do której należeli też wieśniacy, chwia- ła się w swych poglądach i postępkach i, nie wiedząc, kto po- tężniejszym jest Bogiem, czciła Baala otwarcie, a Jehowę taje- mnie. Byl to okres naprężenia i zamętu, jaki zwykle poprzedza przełomy dziejowe. W takich czasach osobistość potężna, w któ- rej sercu ożyły i zawładły niem niepodzielnie wznioślejsze prze- konania, wywiera zazwyczaj wpływ rozstrzygający, stałością swoją, zapałem i poświęceniem porywa chwiejne umysły, po- krzepia słabe, podnieca gnuśne, gromadzi zastęp obrońców za- grożonej przez obce naleciałości swojszezyzny i ocala ją od zagłady. Mąż taki ukazał się w owej dobie trwożnej niepewności - I 08 - w osobie proroka Eljasza z miasta Tisbe (działał ok. 920 -900). Z Gilead, z tamtej strony Jordanu, rodu swego nie wywodził, lecz ţależał do póługrawnionych tylko osadników (tos7abim) tego ţraju. Była to natura burzliwa, obea wszelkim względom, gotoů wa bez namysłu życie położyć w obronie swoich przekonań. W czasach gotomnych uchodził za wcielenie żarliwości religijnej i etycznej. Jak burza nadciągał, jak burza spadał z łoskotem na słabego, przez żonę na paskach wodzonego hróla Ahaba, pioru- nował go og#uszającetn słowern, jak burza odlatywał i nieuchwytny znikał nagle z widowni. Ożywiała go jedna myśl wyłącznie- zachowanie pamięci Boga Izraela, która zacierała się powoli w umysłach narodu; Jemu się poświęcił, Jego służbie się oddał. Nazewnątrz wyróżnia# się Eljasz swoją odzieżą. W przeci- wieństwie do zniewieściałości, przepychu i cudactwa proaoków Baala i Astarty, ściągał pasem skórzanym suknię spodnią, na htórej nosił czarny płaszez włosiany, i zapuszeza# sobie włosy na g#owie. W przeciwieństwie do rozpustnego życia czcicieli Baala, wstrzymywał się od wina i zaprowadzi# nazarejstwo, htóre na tem właţniţ polega#o, aby nie pić wina i nie śtrzyc w#osów. \'ţ takiej odzieży i w takxrn trybie życia głosił jedną, lecz pełną treści ideę: "Jedynie Jehowa jest Bogiem." Eljasz znalazł słu- chaczy, których swym duchem ognistym porywał do wspó#- działania. W krótkim czasie utworzył się zastęp proroków lu1, uczniów prorochich, gotowych oddać życie w obronie odwiecz- nych znamion narodowych. Przejęli oni tryb życia Eljasza, stali sięţnazarejezyhami. Hasłem tego nowoutworzonego bractwa by- #o: prowadzić życie proste, nie mieszkać w miastach, gdzie pa- nowały przepych i zniewieţcia#ość, lecz na wsi, pod namiotem, nie pijać wina i nie sadzić winnic, wogóle nie ugrawiać roli, lecz, jah praojcowie i poholenia w okresie młodzieńezym, utrzymy- at'ać się z hodowli bydła. Jonadab, syn Rehaba, który bezwątpie- niţ należa# do grona zwolenników Eljasza, ustanowił te grawidła dla siebie i dla swego domu. ţljasz nietylko gwoli potrzebie chwilowej zbudził i do czynu zagaIił obrońców wiarţ, rodzinnej, lecz i potomności nowe utorował drogi. C'rnuśności i inzkoszy przeciwstawi# prostotę i wstrzemięźliwość. Na czele swych uczniów zaczą# w żarliwości swej tcu Jehowże przeciwdziałać kapłanom i prorokom Baala, przebiega# z miţstţ - I 09 - do miasta, zwţływa# lud i porywał go namiętną wymową, htóra onniskowała się w myśli: "Jehowa sam tylko jest Bogiem, a Baal i Astarta to nieme, martwe ba#wany." Dopuszeza# się też może nieraz gwałtu na kapłanach Baala, z którymi się stykał. Izebel nie mogła długo patrzee obojętnem okiem na krzyżujące jej plany postępowanie żarliwego Tisbity. VVysłala zapewne swych drabantów przeciw zwolennikom Eljasza, a ci, co wgadli im w ręce, ginęli śmiercią okrutną. Byli to pierwsi męczennicy, co położyliżycie za wiarę staroizraelshą. Izebel, córka hapłana Astarty, Etbaala, była pierwszą prześladowez,ynią wiary. Samego jednak Eljasza, na którym jej najbardziej zależało, nigdy nie można było dosięgnąć; zawsze wymykał się z rąk siepaczy. .Iuż gorfiwość jego wpływ tak donios#y wywarła, że rządca pałacowy Ahaba, Obadjasz, sprzyjał pokryjomu dawnej religji. On, co otrzyma# może poleeenie prześladowanża uczniów prorockich, stu z nich ukryć putrafi# w dwóch jaskiniach góry Karmel, po ţięEdziesięciu w kaźdej, i zaopatrywał ich w chleb i wodę. Eljasz stał się w ten sposób potęgą, której nie można było skruszyć tah łatţso. Jakżeż mog#a Izebel walezyE z niewidziahiym wro- ţiem, co w własnym jej domu znalazł pomocników? Pewnego dnia Eljasz przystąpi# do Ahaba, aby kr&la, które- ţn s#aby, gowolny eharakter byłţ mu znany, przerazić obrazem zbrodni, jakie tolerował. Ahaţ by# miłośnikiem budowania i ob- warowywania miast. Zţłoży# nową stolicę na pięknej równinie Jezreel, aby w niej spędzać surowe miesiące zimowe; Samarja służyła odtąd tylko za rezydeneję letnią. Nowţ to miasta, Jeare- el, htóre miało zostać widownią tragicznych wygadków. zbudo- u-ano z wielkim przepychem. Oboje królestwo wznieśli tam so- bie pa#ac z kości słoniowej. Ale Ahab potrzel:ţował w Jezreel rcţzległych przestrzeni dla swoich ogrodów i pożąda# pięknej winnicy w pobliżu pałaeu, która należa#a do Nabota, jednego z najbardziej gowţżanych obywateli w Jezreel. Wzamiţn zţ siią Ahab ofiarował właścicielowi inną posiad#ość lub zapłatę, ale Nabot nie chciał zbyć puścizny sw3ch ojców. Odmowa tak za- smuciła Ahaba, że nie grzţjmowaţ posiłku. W tym stanie roz- drţżnienia zastała go Izebel i wyśmiała jego dąsy dziecinne i teh_órzliwą bezradnośE. "Także to chcesz zachować panowanie ţţd Izfaelem`?" Przyrzekła mu, że wprowadzi go niebawem - I10 - w posiadanie upragnionej winnicy. W imieniu króla wystosowa- ła listy do tych starszych w Jezreel, o których niewolniczej ule- głości nie wątpiła, nakazując im zwołanie sesji sądowej i po- stawienie dwóch świadków; ţtórzyby oskarżyli Nabota o blu- źnierstwo przeciwko bogom i królowi. Bojaźliwa czy sprzedajna starszyzna, przezwyciężywsz5ţ skrupuly, wytoczyła niewinnemu sprayvę gardłową. Wystąpiło dwóch wyrzutków i złożyli świadectwo, jakoby słyszeli, że Nabot lżył bogi i króla. Nabot został skazany przez starszych na karę śmierci; i wyrok ten wykonanó niezwłocznie na nim i na jego synach. Dobra skazańca przechodziły na własność króla. Z trjumfem rzekła potem Izebel do swego małżonka: "Teraz mo- żesz wejść w posiadanie winnicy Nabota, bo już nie żyje." Do- wiedziawszy się o tej oburzającej zbrodni, Eljasz nie mógł dłużej ţrytrzymać. Udał się do JezreeI i spotkał króla; gdy ten zwiedzał właśnie winnicę Nabota w towarzystwie dwóch jezdnych, z któ- rych jeden miał być później mścicielem niewinnej ofiary. Pioru- nującym głosem krzyknął prorok na króla: "Zamordowałeś, a teraz wehodzisz w posiadanie? Widział Bóg wezafajţ hiewinţ nie przelaną krew Nabota i jego synów, na tem polu karę za to poniesiesz." Groźba ta oszołomiła niezatwardziałego bynajmniej Ahaba, opamiętał się i w pokorze czynil pokutę. Lecz do trwałe- go nawrócenia się króla nie dopuśziła niecna Iżebel, która zu- pełnie opanowała niedołężnego małżonka. Eljasz, który znikł również nagle, jak się ukazał, śtanął po raz wtóry przed Ahabem, aby mu zwiastować, że klęska głodowa kraj nawiedzi i kilka lat pcţtrţra- Głód istotnie srożył się w kraju, zabrakło nawet paszy dlţ koni i mułów królewskich. W utragieniu swem wysyłał Ahab wszędy gońeów za gońcami, aby odszukali posępnego proroka, nikt wszakże miejsca pobytu jego nie wyśledził. Pewnego dnia Eljasz ukazał się rządcy pałacowemu, Obadjaszowi, i rzucił mu krótkie słowa: "Idź, powiedz iwemu panu:ů Eljasz pr.zybył." Na jego widok zauważył Ahab: "Tyżeś to, co zgubę gotujesz Izra- elowi?" Na to odparł prorok: "Nie ja gotuję zgubę Izraelowi, lecz ty i dom ojca twego waszem przywiązaniem do Raala." Jak- gdyby jemu to właśnie przystało wydawać rozkazy, polecił kró- -- 111 - lówi, aby zwołał na górę Karmel kapłanów Baala, tam się ókaże, kto jest prawdziwym, a kto fałszywym prorokiem. Zdarzenia na górze Karmel, gdzie spór się rozstrzygnął, mu- siały wywrzeć niezmierne wrażenie, lecz wieści o nich doszły nas tylko mgłą przesłonięte. Ahab kazał się zgromadzić na górze wszystkim prorokom Baala, sam też przybył, a wraz z nim wy- legły tłumy ludu, ciekawe, jaki też obrót przyjmie nieporozu- mienie króla z prorokiem i czy wskutek tego ustanie oddawna trwająca posucha. W jaskiniaeh góry Karmel ukrywało się stu proroków, których ocalił i żywił Obadjasz. I oni zapewne byli świadkami owych zapasów. Eljasz, który nad zgromadzeniem gó- rował, przemówił do obecnych: "Długoż jeszeze chcecie jak ptaki przelatywaó z galęzi na gałąź? Jeżeli Jehowa jest Bogiem, przystańcie do niego, jeżeli Baal jest Bogiem, dochowajcie mu wiary." Następnie rozkazał prorokom Baala wznieść ołtarz, zło- żyć ofiary i wezwać swego boga, aby zdziałał cuda, co też uczy- nifi, zadając sobie, według swego zwyczaju, rany nożami i mie- czami, aż cali krwią ociekli, i wołając od rana do południa: ,:O Baalu, wysłucl':ţaj nasl" Alţ:Baal nie dawaţ. znaku życia. Z uszezypliwą ironją, która stała się cechą wybitną wymowy proroczej, zachęcał ich Eljasz do podwojenia usiłowań: "Wołaj- cie nań głośniej, może rozmawia, bawi się iub podróżuje, może śpi, aby się zbudził." Kiedy kapłani Raala ze wstydem zanie- chali bezowocnych zabiegów, modlił się Eljasz cicho: "Wysłuchai mnie, Hoże Abrahama, Izaaka i Izraela, aby lud poznał, że je- ateś Bogiem, żem działał z Twego rozkazu, i abyś serca ich od- mienił." Znak nastąpił tak nagle, że całe zgromadzenie, padłszy na twarz, zawołało: "Jehowa jedynie jest Bogieml" Nagły pio- run - tak niesie podanie - spalił ofiarę i wszystko, co było na ołtarzu lub ob.ok niego, pochłonął nawet wodę, poczem Eljasz, płacąc wet za wet kapłanom Baala, rozlsazał ludowi chwytuć ich; zabijać i ciała ich wrzueać do płynącebo nieopodal Iţiszonu. Ahab, odurzony scenami, których był świadkiem, nie przeszkadzał temu. Nie tak obojętnie rzecz tę przyjęła krwiożereza Izebel. Za- ledwie doszła ją wieść o tych zajściach, zagroziła Eljaszowi ta- kim samym losem, jeżeli wpacinie jej w ręce. Chcąc życie ocaliE, prorok uciekł do państwa judzkiego, tu jednak, ze względu nţ - 112 - przymierze, łączące króla Jozafata z Ahabem, nie znalazł, jak się zdaje, przytułku, podążył więc dalej aż za Beersebę i w taka wpadţ rozpacz, że śmierci wzywał. Pokrzepiony sennem widze- niem, w którem otrzymaţ rozkaz udania się w głąb pustyru do góry Horeb, wycuszył w dalszą drogę. W miejscu, gdzie objawio- na została prawdziwa i prosta nauka o Bogu i prawach porzą- dku etycznego, miał się dowiedzieć, że w żarfiwości swojej dla tej nauki zapędził się zbyt daleko. Kiedy w jednej z jaskiń Synaju, w okropnţm pustkowiu, gdzie o uszy obijał mu się tylko dźwięk własnych wyrazów, wylewał swe żale: "Żarliwie broniłem Jeho- wy, gdy Izraelici od Twego przymicrza odstąpili, Twoje ołtarze zburzyli, Twóich proroków zgładzili, i osamotniony zostałem, a nawet na życie moje czyhają," otrzymał odpoţviedź przez zna- ki, "że Bóg nie przemawia w burzy, ani w trzęsieniu ziemi, ani w żarze płomieni, lecz w łagodnym powiewie." Rozkazano mu aby powrócił, wybrał następcę i ustąpił z widowni. Za bezwzglę- dną gorliwość, w której posunął się aż do rozlewu hrwi, spotkała ţo na I-lor2bie nagana. 1'odezas dłuższej nieo3>ecności Eljasza między domem Omre- go a zwolennikami Tisbity nastąpiło, jak się zdaje, niejako za- ţţieszenie broni. Utworzyły się grona uczniów prorockich, któ- rych nie prześladowano. Jeden tylko z tych proroków lub ucz- ni6w prorockich nie przestawał żywie względem Ahaba uczuć n,ieprzyjaznţeh: bIichasz, syn Imli. Ile razy Ahab chciał podjąE jaką sprawę i wzywał Michasza, aby z ust jego dowiedzieć się o przyszłości, zawsze przepowiadał mu nieszezęście. Lecz Ahab ţiie pozbawił go życia, dość miał na tem, że trzvmał go w ścisłem zamknięciu. Różne niepowodzenia, jakieh doznał, mogły służyć hrólowi dziesięciu pokoleń za przestrogę, aby z błędnej drogi ţawrócił. Król Aramu, Ben-Hadad II, coraz bardziej wzrastał w potęgę, roszezenia swe i żądzę podbojów coraz dalej posuwał. Przy pomocy sojuszników lub wasaiów wszezął wojnę z Ahabem, zapewne korzystając z bezsilności, spowodowanej klęską głodo- wą i zamieszkami wewnętrznemi. Ben-Hadad zagarnţł całe dziel- nice państwa dziesięciu pokoleń i obległ wreszcie Samarję (ok. 904). Przyciśnięty koniecznością, Ahab prosił o pokój, lecz Ben- Hadad stawiał twarde, haniebne warunţi: żądał, aby król Izra- ela wydał mu nietylko wszystko złoto i srebroY ale nawet swoje - 113 - żony i dzieci. Straciwszy odwagę, Ahab był gotów już niemal za taką nawet cenę pokój okupić, leez starsi, zapytani o zdanie, i cały naród radaili prowadzić dalej walkę do upadłego. Ahab mógł przeciwstawić małą tylko garstkę licznemu woj- sku nieprzyjaciela. Mimo to Izraelici, zrobiwszy wycieczkę, po- razili i rozproszyli hufce aramejskie. Sam Ben-Hadad ocalenie swe zawdzięczał szybkiej ucieczce. Podezas drugiego najazdu, aż do doliny Jezreel, Ahab odniósł powtórne zwycięstwo i tak rozgromił wroga, że Ben-Hadad ujść nawet nie zdążył. Teraz na niego przyszła kolej prosić o pokój. W szatach żałobnych, z po- wrozami na szyi, biodra worem przepasawszy, słudzy Ben-Ha- dada stanęli przed Ahabem, oddali mu się w ręce jako jeńcy i błagali o życie swego króla. Widok potężnego wroga, hornie żebrzącego litości, pochlebił dumie Ahaba, przyrzekł więc wszy- stko uczynić i posadził obok siebie na wozie wydobytego z ukry- cia Ben-Hadada. Ułaskawiony tak niespodzianie, król aramejski nie szezędził obietnic. Przyrzekł zwrócić Ahabowi wszystkie mia- sta, które ojciec jego, Ben-Hadad I, wcielił do swego hraju, a nadto pozwolić mu jeszeze na utrzymywanie i ochronę dróg handlowych w obrębie Damaszku, jak niegdyś podobne ustę- pstwo wymógł Aram na Omrim w państwie Izraela. Wezorajsi ţrogowie przedzierzgnęli się w dobrych przyjaciół, zawarli przy- mierze, zaprzysięgli je też pewnie na wszystko, co jest najświę- tszego, aby je złamać nazajutrz przy sposobnej okazji. Ten po- kój, dość lekkomyślnie zawarty, zganił słusznie pewien prorok i przepowiedział Ahabowi, że śeiągnie przezeń na siebie nie- bezpieczeństwo. Ben-Hadad, uszedłszy szezęśliwie z życiem, istotnie nie za- mierzał zupełnie dotrzymać warunków pokoju i przyrzeczeń; miast zajordańskich, zwłaszeza ważnego Ramot-Gilead, punktu oparcia dla całej dzielniey, nie myślał zwracać, a gnuśny Ahab nie upominał się o nie dość energicznie. Im dłużej z tem zwlekał; tem trudniej przyehodziło inu nalegać o dotrzymanie słowa, po- nieważ Ben-Hadad wzmógł się tymezasem na siłach. Zostawiony sobie samemu i swemu wojsku, Ahab nie zdołałby może odzy- skać mocą oręża Ramot-Gilead, na rękę więc mu były odwie- ţziny króla judzkiego, Jozafata, z którym łączyło go ścisłe przy- mierze. Przy jego pomocy odważył się wszeząć wojnę z Ben-Ha- Historja Żydów Tom 1 ark. 8 - 114 - dadem. Było to w istocie wypadkiem zdumiewającym, że między przedstawicielami obu wrogo względem siebie usposobionych kraj&w nastąpiło tak przyjazne porozumienie, iż jeden drugiego odwiedził w jego stolicy. Stosunki z domem Omrego tak były serdeczne, że Jozafat nie wahał się prosić dla swego syna o rękę córki Ahaba, Atalji, i w ten sposób wejść w związki powino- wactwa z bałwochwalezą dynastją. Jozafat niezwykłą swą wizytą w Samarji miał zapewne na widoku zadzierzgnąć jeszeze ściślej węzeł sojuszu z Ahabeni i przez to wzmocnić swe państwo, Ahab zaś skorzystał z tej sposobn,ţści, aby prosić swego gościa królewskiego o pomoc przeciw Brn-Hadadowi. Jozafat oddał mu do rozporządzenia siebie sameţo, lud swój i swoją konnicę, lecz pragnął wpierw się upewnić przez wyrok proroka Jehowy o pomyślnym skutkiz wyprawy i skłonił Ahaba, aby do jednego z nich udał się z za- pytaniem. Do proroków Baala nie miał Jozafat zaufania. Przez uprzejmość dla swego sprzymierzeńea, Ahab zţodził się na to i pozwolił uczniom prorockim przybyć do Samarji i otwarcie swe myśli wynurzyć. Wszyscy, co z pozwolenia tego użytek 7robili, na zapytanie Ahaba: "Czy mamy wyruszyć na Ramot- Gilead, czy też zaniechać tego?`ţ odpowiedzieli jednozgodnie: "Wyrusz, a Jehowa odda ţe w ręce króla". Lecz Jozafat w tenţ zdaniu jednobrzmiącem dopatrzył się snać braku szezerości i dał do zrozumienia, że rad byłby usłyszeć wyrok proroka Mi- chasza, którego Ahab trzymał w zamţnięciu. Ahab, acz niechę- tnie, przystał i na to i rozkazał rzezańeowi, aby przyprowadzil proroka przed oblicze obu królów. Michasz, zapytany, dał zrazu, podobnież jak uczniowie proroccy, wykrętną odpowiedź: "Wyjdż i bądź szezęśliwy, albowiem Przedwieczny odda Ramot-Gilead w ręce króla." Lecz ton jego mowy przekonał Ahaba, że wyrok ten nie płynął z głębi duszy, zaklinał go przeto, aby w imieniu Jehowy powiedział mu szezerą prawdę. Natenezas Michasz, na- tehniony uehem wieszezym, zapomniał zupełnie o świecie i wy= buchnął: "Widziałem Izraela rozproszonego, jako trzodę bez pa- slerza, a Jehowa rzekł: "nie mają pana, niechaj powr&cą w po- koju do domu." Ahab, na poły wierząc, na poły nie wierząc, kazał bezwzględnego proroka osadzić w Samarji pod surowszą ţesze,ze strażą i żywić go Iichą strawą i skapemi porejami wody. - 115 - dopóki sam z pochodu nie wróci. Leez gdy już puczynił ws,clkie przygotowania do wojny, zdjął szaty królewskie i przebrał się, aby nie być poznany przez wroga i w. ten sposób uniknţć fa- talnego przeznaczenia. Zanim wszakże walka rozgorzała na do- bre, dosięgła go na wozie wojennym strzała i zadała mu ranę śmiertelną. Ahab zachował jeszeze tyle przytomności, że rozka- zał wożniey, aby go wyprowadził ze zgiełku bitwy. Bojownicy, t3ic o tem nie wiedząc, walezyli dalej do wieczora. Dopiero gdv kr61, kąpiąc się we krwi własnej, ducha wyzionął, herold obwie- ścił głosem donośnym: "Każdy do swego kraju, każdy do swego miasta." Wskutek tego wojsko izraelskie i judzkie udało siţ w powrotną drogę przez Jordan, a Aramejezycy dotrzymali pola i zachowali w swem posiadaniu miasto górskie Ramot, o które toezyła się walka. Zwłoki Ahaba przewieziono do Sa- marji i tam je pochowano. Gdy krew jego, której' pełen był w6z królewski, w stawie płukano, psy ją lizały. Po Ahabie wstąpił na tron syn jego, Achazjasz; po raz to pierwszy w państwie dziesięciu pokoleń korona przeszła na wnuka. Drugi Omryda rządził zbyt kr&tko (ok. 901-900) i tak mało wspomnień po sobie zostawił, że trudno sądzić o jego oso- bie. To pewne, że nie zważając na przestrogi, trwał w przewro- tności swoich rodziców, a nawet ubiegł ich w niej jeszeze. Gdy Achazjasz wypadł oknem z galerji pałacu swego w Samarji i legł na łożu boleści, posłał umyślnych do słynnego w owych czasach bożka Baal-Zebuba (Belzebub) w Ekron, aby zapytali wyroczni, czy wzmoże się z choroby, upadkiem spowodowanej. Eljasz po- wrócił właśnie w tym czasie z dalekiej wędrówki do Horebu, lecz pomny przestrogi, jaką tam otrzymał, żył w odosobnieniu, prawdópodobnie na górze Karmel, i w biegu spraw żadnego nie brał udziału. Obrał sobie za następeę Elizeusza, syna Szafata, z okolic Jordanu. VC'ybór ten rzuca eiekawe światło na charakter Eljasza. Spotkał Elizeusza na polu w chwili, gdy ten, idąc za jarzmem wołów, uprawiał rolę swego ojca. Prorol przystąpił do niego, zarzueił nań w milezeniu swój ezarny płaszez prorocki i oddalił się. Jeżeli Elizeusz godzien był zostać jego następcą, to nie mógł tego znaku nie zrozuniieć. I w samej rzeczy młodzieniec pobiegł za nim i prosił go, aby poczekał, aż ucałuje rodziców i pożegna się z nimi. ,,A więc wróć się," odparł sucho Eljasz, - 116 - "cóżem ci uczynił?" Elizeusz zrozumiał, źe chcąe być gorliwyrn prorokiem bożym,,powinien opuścić ojca i matkę i złożyć w ofie- rze porywy serca i nałogi życia. Nie wracając do domu rodzi- cielskiego, poszedł za Eljaszem i usługiwał mu, czyli, jak wów- czas mówióno, oblewał mu ręce wodą. Raţ jeden jeszeze tylko wtrącił się Eljasz do spraw publicznych. Wysłańcom, których Achazjasz wyprawił do Baalzebuba, zabiegł drogę i zawołał: "Powiedzcie królowi, który was wysłał: "Czyż niema Boga w Izraelu, że do Ekron posyłasz, aby w chorobie poradzić się Baalzebuba?" Wysłańcy powrócili do Samarji i powtórzyli tiró-- lowi, co im powiedział ten mąż niezwykły. Z opisu jego postaci i odzieży domyślił się Aehazjasz, że Eljasz znowu jest w kraju, i rozkazał gońcom, aby wezwali proroka przed jego oblicze. Po długiem wahaniu Eljasz bez żadnej obawy udał się do Sarnarji i przepowiedział Achazjaszowi, że nie wstanie już z łoża boleści. liról zmarł wkrótce potem, że zaś nie zostawił potomstwa, tron po nim odziedziczył brat jego, Joram (899). W tym samym czasie znikł i Eljasz z widowni. Gdzież się podział? Uczniowie jego i uczniowie uczniów jego nie mogli sobie wyobrazić, aby ten dueh ognisty stać się miał pastwą ~robu i proehu, i opowiadali sobie, że podezas burzy wstąpił do nicba. Potomni tylko zdumiewającemi cudami objaśnić sobie mogli owocną działalność Eljasza, który wśród ciężkich walk i prześladowań ocalił naukę rodzimą o Bogu ojców w przeci- vc-ieństwie do narzucanego przemocą bałwochwalstwa, o święto- ţci w przeciwieństwie do nierządu kultu Baala i Astarty i o życiu prostem w przeciwieństwie do coraz bardziej szerzącego się zbţţtku. Ale największym cudem, jaki zdziałał F.Ijasz, było założenie bractwa, które podtrzymywało święty znicz starożytnej nauki i w miarę potrzeby występowało z głośnym lub cichym prote- stem przeciwko zdrożnościom. Powołana przezeń do życia szkoła prorocka utworzyła odrębną gminę w państwie dziesięeiu po- koleń. Dłoni swoich nie kalała jałmużną. Uczniowie proroccy żyli z praey rąk swych w prostocie i ubóstwie. Po zniknięciu Eljasza bractwo to potrzebowało kierownika i młody jeszeze Elizeusz sianął na jego czele. Utrzymywano, że sam Tisbita prze- kazał mu pra,vo pierworodztwa nad swemi dziećmi duchowemi - 117 - i zostawił mu w spuściźnie swój płaszez prorocki, co spadł mu z ramion. Elizeusz kroczył zrazu śladem swego mistrza, stronił od społeczeństwa i bawił przeważnie na górze Karmel. Lecz nieznacznie zaczął mieszać się z tłumem, odkąd zdołał zaehęcić dzielnego męża do strącenia nienawistnej dynastji Omrego i do wytępienia kultu Baala. Joram, trzeci Omryda (899-887), nie krzewił tak zapamię- tale zdrożności bałwoehwalezych, jak jego matka, Izebel: Po- mimo to Elizeusz żywił ku niemu wstręt tak nieprzeparty, że nie mógł mu patrzeE w oblicze. Po śmierci brata Joram podjął wojnę z Moabitami, aby króla ich, Mezę (Mesza), ukarać za odstępstwo i do uległośei przywrócić. Lecz sam jeden lękał się wpole wyruszyć, wymógł więc również na Jozafacie, z którym za przykładem poprzedników utrzymywał związki przyjaźni, aby przyszedł mu ze swem wojskiem na pomoc. Wyprawę do Moabu skierowano na Idumeę, kraj na południu morza ţiartwego po- łożony, a król, czy namiestnik Idumei, zależny od Jozafata; wi- nien był również wysłać posiłki. Po tej drodze ku południowi Joram zawadzić musiał o Jerozolimę i od sprzymierzeńća swego doznał uprzejmego przyjęcia w stolicy judzkiej. Po rozdziale państwa oba domy, Izraela i Judę, zdawała się kojarzyć zażylsza przyjaźń, niż w czasie jedności państwowej. Lecz tylko zwietz- chnicy państw tych szli ręka w rękę. I tym ůrazem Jozafat nalegał, aby zapytać proroka Jehovůy, jaki obrót przyjmie wyprawa, wezwano więc Elizeusza, następcę Eljasza, jako cieszącego się największą powagą. Prorok, stanąwszy przed obliczem królów; rzekł Joramowi w oczy: "Gdyby nie wzgląd na króla Jozafata, nie spojrzałbym na ciebie; zwróć się do proroków ojca twego i matki twujej!" Jednakże przepowiedział pomyślny wynik kampanji. Meza, król Moabu, który z wojskiem oczekiwał sojuszników na południowyeh kresach swego kraju, uległ przewadze nieprzy- jaciela i uciekł do twierdzy gţrskiej Kir-Chareset. Joram, mszeząc się na Moabitach, zburzył wszystkie miasta, przez które ciągnęły wojska sprzymierzone, zasypał kamieniami urodzajne pola, zatkał źródła i wyciął drzewa owocowe. Kir-Chareset opa- sano wojskiem i przypuszezono doń szturm kamieniami z procy. 1\Zeza usi;tował przerznąć się w kilkaset wojownika przez linję - 118 - oblężniczą, aby połączyć się z królem Edomu, o htórego zdra- dzieckich zamiarach musiał mieć wiadomość. Ponieważ usiłowa- nia te spełzły na niczem, przyniósł w ofierze swego najstarszego syna na murach miasta w oczach wojsk oblegających, aby prze- błagać boga Kemosza (bóg wojny), którego gniewowi przypisy- wał swą klęskę. Później, jah się zdaje, wybuchła zaraza w obozie Jorama, wskutek ezego wraz ze swymi sprzymierzeńcami odstą- pićmusiał od oblężenia. Wprawdzie więhsza część Moabu uległa spustoszeniu, lecz Meza bądź co bądź posiadłości swoje zdołał zachować. Wkrótce potem, prawdopodobnie już po ślnierci Jozafata, i Ldom oderwał się od państwa judzkiego. Już podezas wspólnej wyprawy przeciw Moahowi przybrał postawę, nie wzbudzającą bynajmniej ufności, i po odstąpieniu sprzymierzonych wszedł, jak się zdaje, w honszaclaty z Mezą. $cisła przyjaźń i powino- wactwo z domem Omrego zdawały się grozić klęską i domowi Dawida. Jehoram, syn Jozafata, tegoż imienia, co szwagier jego, król Izraela (894-888), do tego stopnia zadziţrzgnął węzeł przy- jaźni z dynastją izraelshą, że i w swoim hraju zaszezepił wsze- teczeństwo bałwochwaleze. Nie ulega wątpliwości, że do kroku tego popehnęła go żona jego, Atalja, która podobnie jak matka jej, Izebel, była żarliwą wyznawezynią ohydnego hultu Baala. Nareszcie spełnić się miało przeznaczenie domu Omreţo, który zapadając się, pociągnął za sobą do zguby dom Dawidowy. Nici tego przeznaczenia uprządł prorok Elizeusz. W Damaszhu nastąpiła zmiana dynastji. Ben-Hadad II, htóry prowadził wojnę r Ahahem, zginąl, zaduszony przez jednego ze swoich powierni- ków, a tronem zawładnął morderea jego, Chazael. Wśród ucz- niów prorockich chodziła gadha, że Elizeusz był sprawcą tej rewolucji pałacowej. Zasiadłszy na tronie, Chazael postanowił odzyskać niegdyś siłą oręża zdobyte na państwie dziesięciu po- holeń, lecz za Ben-Hadada znowu utracone prowineje. Pierwszy atak shierował przeciw pokoleniom zajordańskim. Joram, hról Izraela, wyruszył przeto do Ramot-Gilead, na obronę tej ważnej ivarowni. Wśród uporezywej, jak się zdaje, walki o lZamot-Gile- ad król izraelski rażony został strzałą. Dla wyleezenia się z ra- ny wyjechał do Jezreel, powierzywszy obronę twierdzy jednemu ze swych wodzów, imieniem Jehu. Pewnego dnia z rozkazu EIi- - 119 - zeusza odwiedził tego wodza uczeń prorocki, wywołał go ż grona starszyzny wojskowej do izby ustronnej, namaścił go na króla izraelskiego, zalecił mu wykonanie wyroku, shazującego na za- gladę całţ dom Omrego, i znikł tak nagle, jak przybył. Gdy .Jehn powrócił do wodzów, zauważyli, że zaszła w nim jahaś zmiana, i zapytali ciekawie, co mu obwieścił ów uczeń proroeki. Zrazu nie chciał prawdy powiedzieE, w hońcu jednak wyznał im, że z polecenia Elizeusza namaszezono go na króla państwa dziesięciu pokoleń. Wodzowie niezwłocznie hołd mu oddali, rozpostarli na najwyższym stopniu pałacu swe płaszeze purpu- rowe, aby mu za tron służyły, zatrąbili w róg i zawolali: "Niech żyje król Jehu!" Uznany przez wojsko za następcę Jorama, potrafił Jehu działać stanowezo i szybho, aby pomyślnym skutkiem uwień- czyć sprzysiężenie. Najpierw rozkazał zająć wszystkie drogi, prowadzące z Ramot-Gilead do Jezreel, aby dojść tam nie mogła wiaclomość o zaszłych wypadkach. Następnie na czele części wojska przeszedł przez Jordan i lotem ptaka podążył do Jezreel, gdzte bawił jeszeze Joram, lecząc się z rany. Po szalonym pę- dzie, który zdala już zwrócił uwagę, straży odźwiernej, hról domyślił się, że to dowódca Jehu, znany z gwałtownego tempe= ramentu, a nadomiar podejrzanem mu się wydawało, że nie po- wrócili gońcy, wysłani mu naprzeciw. Joram hazał przeto za- prząC do wozu, aby osobiście dowiedzieć się, co sprowadz2 Jehu z takim pośpieehem do Jezreel. Achazjasz, hról juţzki, który przed niedawnym czasem wstąpił na tron po swoim ojcu, .Jehoramie, (888-887), i bawił właśnie w odwiedzinach u cho- rego wuja, towarzyszył mu również na wozie. Spotkali Jehu jeszeze na polu Nabota, który za sprawą Izebel padł ofiarţ morderstwa sądowego. Gdy spostrzegli nadjeżdżającego Jehu, zawołał doń Joram: "Azali pohój jest, Jehu?" "Jakiż pokój być może wobec wszeteczeństwa i guseł twojej matki, Izebel!" odparł zapytany. Na tę odpowiedź Joram rzucił się do ueieczhi i wołał na Achazjasza, aby poszedł za jego przyhładem, bo życiu ich grozi niebezpieczeństwo. W tejże chwili ugodziła go strzała, wypuszezona przez Jehu, i padł nieżywy na wóz. Jehu rozkazał ciało jego wyrzucić na pole Nabota i przypomniał swemu towa- szyszowi, Bidharowi, że obaj byli świadkami groźby proroczej, - 120 - którą Eljasz na tem polu rzucił Ahabowi. On, Jehu, powołany jest na wykonawcę przeznaczenia, które zawisło nad domem Ahaba. I Achazjasz, krbl judzki, padł, rażony strzałą, lecz za- wlókł się jeszeze do Megiddo i tam dueha wyzionął. Nastąpił przewrót zupełny, cały dom Ahaba uległ zagładzie, a nie było nihogo, coby go piersią swoją chciał zastawić; nawet domownicy opuścili pozostałych przy życiu członkbw rodziny królewskiej. Jehu bez przeszkód wkroczył do Jezreel. Królowa-matka, Izebel, zachowała jeszeze dość męstwa, aby w bogatym stroju wyjrzeć przez okno pałacu i zawołać do Jehu: "Co słychać; kró- Iobójco, podobny Zimremu?" Zamiast odpowiedzi Jehu rozkazaf rzezańcom paiacowym wyrzucić ją na ulicę, co też posłusznie spełnili. Rumaki stratowały królową, tylu klęśk sprawezynię, a krew jej obryzgała ściany pałacu i kţnie. Gdy później Jehu polecił pochować ją, jako córkę królewską, znaleziono tylko jej czaszkę i szezątki rąk i nóg, resztę psy pożreć zdążyły. Ta za- służona kara przejęła zgrozą wspołezesnych, co pamiętali ów dzień, wţ którym niby przestępców stracono Nabota i jeţo rodzi- nę. Lecz ze śmiercią syna i babki nie wszystko się jeszeze skoń- czyło. Żyli jeszeze w Samarji synowie, wnuki i krewni Jorama, blisko siedmdziesiąt dusz, wychowani pod kierunkiem najbar- dziej poważanych mężów Samarji. Do tych zwrócił się Jehu z wezwaniem, aby jednego z potomków Ahaba osadzili na tronle. Lecz oni nie wierzyli w szezerość tegoţ wezwania i, obawiając się działać na własną rękę, zdali się na wolę tego, co zabił dwóch królów. Wówezas Jehu kazał im przybyć z głowami synów ich pana do Jezreel. Zrozumiefi go i przybyli z odeiętemi głowami potomków Ahaba, tak mało uczucia życzliwości zdołał obudziE dla siebie dom Ahaba w godzinę niedoli. Naczelnik miasta, rządea pałacowy, inni urzędnicy, wychowawcy i starsi, wszyscy stawili się w Jezreel, przynosząc zwycięzcy w naczyniach okrwa- wione głowy ostatnich Omrydów. Jehu kazał w nocy ustawić te głowy przed bramą miejską w dwa rzędy i następnego poranka zwołał tam mieszkańców Jezreel. Na widok czaszek, wyszeze- rzających zęby, oświadezył, że sprzy siągł się tylko przeciw Jo-. ramowi, tych zaś inne dłonie życia pozbawiły i że ziściło się- proroctwo Eljasza o domu Ahaba. Jehu umiał kojarzyć przebie- głość ze stanowezością. Ponieważ nikt z domu krblewskiego z ży- - 121 - riem nie uszedł, Jehu zajął tron opróżniony, a mieszkańcy Jezreel hołd mu złożyli. Aby pozyskać sobie serca ţviernych Jehowie, postanowił wyplenie kult Baala z Samarji, która była jego środowiskiem. Udał się tam z swymi powierniicami i spotkał w drodze braci i krewnyeh króla judzkiego, Achazjasza, którzy, nic nie wiedząc o ostatnieh wypadkach, zamyślali przyjść na pomoc Izebel lub zemścić się naaJehu za krwawe jego czyny; być też może, że wydaliła ich z Jerozolimy matka Achazjasza, Atalja, aby bez przeszkód dokonać zamierzonej zbrodni. Na skinienie Jehu poj- mano wszystkich książąt judzkich, zamordowano ich i wrzucono do cysterny. Zanim Jehu przybył do Samarji, przyłączył się doţ Jonadab, który w rodzinie swej za.prowadził krzewione przez Eljasza nazarejstwo. "Czy żywisz względem mnie daţvne uczu- cia?" zapytał go Jehu. "Bez wątpienia," odparł Jonadab. "A więc podaj mi rękę." Jehu wtajemniczył ucznia Eljasza w zamiary swe względem kapłanów Baala w Samarji i wziął go na swój wóz, aby był świadkiem jego żarliwości. Przybywszy do Samarji, zwołał wszystkich ofiaruików Baala na dzień ozna- czony do świątyni, udał, że sam w jego służbie chce uczestniczye, i rozkazał im przywdziać szaty do tych obrządków potrzebne. Tymezasem wewnątrz i zewnţtrz świątyni Baala,ustawił taje- mnie zbrojnych paehołków, a sam wszedł do niej z Jonadabelu. Zaledwie złożył pozorne ofiary, aliści wszyscy kapłani i czciciele BaaIa sami padli ofiarą. Drabanci jego siekli ich wewnątrz świątyni, a uciekających rąbali pachołkowie nazewnątrz ustawie- ni. Następniţ wtargnęli do przenajświętszego, spalili wizerunki bożka, zburzyli ołtarz, obeliski, nareszcie zaś samą świątynię, a miejsce, na którem stała, obrócili w gnojowisko. I wszędzie, w całym kraju, kazał Jehu niszezyć narzędzia tego ohydnego bałwochwalstwa, o ile stały na wţdoku publicznym; udawał ucznia Eljasza, żarliwego wyznawcę Jehowy. Tylko w jednej Jerozolimie ostał się kult Baala, : raezej wprowadziła go tam na przekór, z całym aparatem fanatyzmu, córka Izebel, godna swej matki. Jest to zjawisko uderzające, że kobiety, owe z przyrodzenia kapłanki czystości i dobrych obyczajów, czuły w wiekach sta- rożytnych szezególny pociąg do wszetecznego kultu Baala - 122 - i Astarty. Maacha, królowa-matka, w państwie judzkiem stwo- rzyła dlań siedlisko w Jerozolimie, Izebel w Samarji, a teraz znowu Atalja w Jerozolimie. Lecz nie była to ani jedyna, ani największa zbrodnia Atalji. Córka Izebel o wiele przewyższyła swoją matkę okrucieństwem i krwiożerczością. Tamta kazała zabijać tylko proroków i zaciętych wyznawców wiary ojczystej, w każdym razie tych jeno, których uważała za wrogów osohi- stych, Atalja zaś pozbawiła życia własnych swych krewnych, ţ przynajmniej krewnych swego małżonka i syna. Zaledwie do- wiedziała się o gwałtownej śmierci swego syna, Achazjasza, pod Ibleam, kazała oddanym sobie pachołkom wyrznąć wszystkich pozostałych jeszcze w JerozoIimie członków domu Dawida. Naj- młodszy syn króla, Joasz, rok życia dopigro liczący, miał r6w- nież daE gardło, lecz przez ciotkę ocalony został. Atalja taki na iud judzki popłoch rzuciła, że nie znalazł się nikt, coby usiłował przeszkodziE jej zbrodniom. Lud i kapłani schylili przed nią ozoło. Nawet arcykapłan Jojada, spowinowacony z domem kró- lewskim, zachowywał milczenie. ţţV Jerozolimie postarviono po- sąţ Baala wraz z obeliskami i ołtarzami, w tym samym właśnie czasxe, w którym Jehu te godła bałwochwalstwa rozkazał zbu- rzyE w Samarji, a dla odprawiania obrządków pogańskich po- wołano cały poczet ofiarników z arcykapłanem Matanem na czele. Gzy Atalja nie targnęła się na świątynię Salomona, czy nie sprofanowała jej? Zdaje się, że w zuchwalstwie swem mniej konsekwentna i bojaźliwsza od królów późniejszych5 nie odwa- żyła się wizerunku Baala wprowadziE do wzniesionej na pagórku I\lorija świątyni, natomiast nie pozwalała odprawiać vv niej słu- żby bożej. Karyjśkie wojska najemne, które na żołdzie jej zo- stawały, oraz zdawna do rozporządzenia królowej oddani dra- banci stali, jak się zdaje, na straży u bram świątyni, aby nie do- puszczaE do niej ludu. SześE lat (ok. 887-881) trzymała Atalja naród na wodzy, narzucając mu przemocą swoją politykę i wia- rę; arystokratyczne rodziny judzkie prawdopodbnie popierały jej działalnoţE. Najbliższy tylko domu królewskiego arcykapłan Jo- jada dochował wiary odwiecznej nauce i domowi Dawida. Mał- żonka jego, imieniem Jozabat (Jehoszabat), była córką króla judzkiego, Jehorama, a siostrą z jednego ojca, zamordowanego przez Jehu króla Achazjasza. Gdy Atalja bez litości wytępiła - 123 - ostatnich członków domu Dawida, Jozabat ocaliła od rzezi naj- młodsze dziecko swego brata i umieściła je z mamką w homnacie świątyni, gdzie zazwyczaj sypiali Lewici. W tem schronieniu ukrywało się długo dziecię królewskie, chowane przez ciotkę, a Aronidzi i Lewici, wierni Jojadzie, nie zdradziłi tajemnicy. Sam już wiek pacholęcy ostatniej latorośli domu Dawidowego budził wzmożone współczucie. W ciągu sześcioletnich samowol- Iiych rządów Atalji w Jerozolimie Jojada rąk nie zakładał, wcho- dził w poufne rozmowy z dowódcami żołdaków haryjskich i dra- bantów i uchylał powoli rąbka tajemnicy, że pozostało przy życiu chłopię królewskie, prawy dziedzic judzkiej korony. Przekonał się, że wszyscy oni przychylni są. domowi królewskiemu, a do przywłaszczycielki tronu, Atalji, żywią nienawiść. Upewniwszy się o życzfiwości dowódców, wprowadził ich do świątyni i po- kazał im siedmioletniego Joasźa, a oni po rysach twarzy pacho- lęcia poznafi zapewne prawowitego spadkobiercę tronu i z roz- kazu Jojady przysięgli mu wiernośE. Prży ich pomocy m6gł Jojada doprowadziE do skutku pTan przewrotu, a zarazem odbu- dowy. Pewnej soboty oddział drabantów i Karyjczyków stanął, jak zwykle, na straży, inni zaś zajęli wejście do ţwiątyni. Wszy- scy odebrali rozkaz wyraźny, aby porąbali każdego, co w nie- przyjaznych zamiarach przekroczy ogrodzenie dziedzińca świą- tyni. Zabezpieczywszy w ten sposób królewicza od wszelkiej na- paści, Jojada wezwał i lud na dziedziniec. VC'śród powszechnego natężenia, gdy Karyjczycy i drabanci dobyli mieczów, a dowódcy trzymali już w ręku broń honorową Dawida, arcykapłan wy- wiódł Joasza z komnaty w której się ukrywał, włożył mu na skronie koronę, namaścił ţo na króla i posadził na tronie w kształcie kolumny, który ustawiono dla królów na dziedzińcu fwiątyni. Trąby zagrzmiały, szczęknęli oręźem drabanci, lud kla- snął w dłonie, a wszyscy zawołali: "Niech żyje kr61 Joaszl" Dopiero gdy zgiełk w świątyni rozległ się echem w pałacu Atalji, oeknęła się z beztroski i uczucia bezpieczeństwa, którem się kołysała, ufna w wierność wojsk najemniczych. Gzemprędzej udała się do świątyni z nielicznym orszakiem i tam ku swemu przerażeniu ujrzała dziecię w koronie na głowie, własne swe wojska, otaczające je ku obronie, i tłumy ludu w radosnem unie- sieniu, Widząc się zdradzoną, rozdarła na sobie szaty i zawołała: - I24 - "sprzysiężenie, sprzysiężeniel" Niezwłocznie ujęło ją kilku do- wódców i, wyprowadziwszy z dziedzińca świątyni do pałacu, tam pozbawili ją życia. Tak to ostatnia wnuczka Omrego zginę- ła również jak jej matka śmiercią haniebną. Ścisłe prz_ymierzg z Tyrem nie przyniosło szezęśeia obu państwom. Matka i córka Izebel i Atalja, podobne były do swojej bogini Astarty, spraw- czyni zniszezenia, śmierci i upadlcu. Niewiele snać zwolenników miała córka Ahaba w Jerozolimie; w godzinę śmierci nie zna- lazła żadnego orędownika. Kapłani Baala nie mogli jej pomóc, sami bowiem potrzebowali pomocy. I oni padli ofiarą gniewu narodu. Jojada, który był sprawcą tego doniosłego przewrotu, nie szezędził zabiegów, aby tak smutne zdarzenia nie mogły się na przyszłość powtórzyć w Jerozolimie. Korzystając z radosnego .i podniosłego nastroju młodziutkiego króla i ludu, starał się za- trzeć ślady kultu Baala i wznieeić w umysłach uczucie wiernego przywiązania do Boga praojców. W świątyni wezwał króla i zgromadzonych do uroczystego oświadezenia, że będą odtąd wiernie służyli Bogu i nie będą czcili obok niego żadnych boż- ków. Przyrzeezenie, dane głośno przez króla i naród, zapietzę- towano przyznierzem. Jojada więcej jeszeze może uezynił, aby temu wyznaniu wiary, po raz pierwszy uroczyście złożoneinu, nadać moc i trwałość. Księga praw i nauki, przypisywane Moj- żeszowi, uprawiane były dotychezas tylko w kołach Aronidólv i Lewitów. Nawet dekalog nie był wszezepiony w serca ludu; tablice, które go zawierały, ,spoczywały w arce przymierza jako prastary, święty zabytek. W arce przymierza naród widział ra- czej talizman. Dopiero arcykapłan Jojada zapoznał go, jak się zdaje, z treścią Zakonu i przy tej sposobności zapewne odezytał ze zwoju, zawierającego księgi Mojżeszowe, stosowne do óweze- snego położenia rozdziały. Jeden z rozdziałów opowiada o dru- giem objawieniu się Boga Mojżeszowi na górze Synaj. Gdy dla łamiącego przymierze ubóstwiania złotego cielea na pustyni na- leżało naród na nowo pouczać, zawołał Pan do nich z góry, że wprawdzie jest Bogiem łaskawym, miłosiernym, cierpliwym, peł- nym miłości i wiernośei, że łaską swoją obdarza tysiące rodów i nie wytępia ich, że jednak jest też Bogiem zapalezywym i grze- chy ojców karze w tr zeciem i czwartem pokoleniu ; że przestrze- - 125 - gał ţrzed wehodzeniem w związek z bałwochwalezemi naroda- mi kraju, gdyż nieszezęście tylko mogą przynieść ludowi. Wsku- tek przymierza z sąsiadami zachodziłyby małżeństwa mi2szane, a córki bałwochwalców przeciągnęłyby synów Izraela do czci svroich bogów. Należy raezej zburzyć ołtarze pogańskie, po- trzaskać obeliski, wyciąć dtzewa, poświęcone Astareie. "Nie bę- dziesz czcił innego I3oga, gdyż Jehowa jest Bogiem zapalezy- wym." Pratvda słów tego ustępu uderzyła niezawodnie słucha- czy. Każdy wyraz nadawał się wybornie do ówezesnego położe- nia. Czyż Omri i Ahab, a za nim królowie judzcy, nie zawarli przymierza z Tyryjezykami? A jakiż był skutek`? Izebel i Atal- ja zwabiły swych małżonków do bałwochwalstwa i do zguby przywiodły. Mieszkańcy Jerozolimy nauki te niezawodnie w czyn wpro- wadzili; rzucili się na świątynię Baala, którą wzniosła Atalja, zburzyli ołtarze, rozbili posągi i zniszezyli wszystkie przedmioty, należące do kultu bałwoehwalezego. Sam naród podjął obronę swej wiary odwiecznej. Dopiero gdy król i naród zatwierdzili odnowione z Bogiem przymicrze, wojsko; drabanci i lud wpro- wadzili Joasza w trjumfie z góry Morija do pałacu i osadzili go na tronie ojców, a w całej Jerozolimie zapanowało radosne wzru- szenie. Stronnicy straconej królowej zachowywali się spokojnie i nie śmieIi zakłócić radosnego nastroju. Hzecz dziwna, że do politycznego przewrotu, który w krót- lcim odstępie czasu zaszedł w Samarji i Jerozolimie, nie przyło- żył ręki Elizeusz. Jednemu ze swych uczniów kazał namaśeić Je- hu na króla pod warunkiem pomszezenia się na domu Omrego, lecz sam trzymał się na uboczu i nie był nawet obecny przy strą- ceniu Baala, a tembardziej nie miał udziału w upadku Atalji i bałwochwalstwa w Jerozolimie. Elizeusz poświęcił się pewnie więcej kształceniu uczniów prorockieh, aby nie dać wygasać za- palowi, wznieconemu przez Eljasza. Nie wszyscy uznawali go za przewodnika, jak Eljasza. Zarzucano mu, że nie zapuszeza, jak tamten, włosów i nie pozwala rosnąć im dziko, że przykłada przeto mniejszą wagę do nazareństwa. Dzieci adeptów proro- ckich przyjmowały go okrzykami: "Ej, ty łysie, łysie.ţ` Mimo to Elizeusz otaczał swych uczniów gorliwą troskliwością. I pod tym jeszeze względem różnił się od swego mistrza, że nie za- - 126 - sklepiał się sam w sobie, jak tarnten, lecz obcował z ludźmi, W pierwszych czasach swej działalności, za Omrydów, i on rów- nież mieszkał na górze Karmel i odbywał stąd podróże do swo- ich uezniów w okolice Jordanu. W Sunemie, gdzie w pewnym domu bogobojnym zwykł był przyjmować posilek, gospodyni ofiarowała mu małe mieszkanie na poddaszu z łóżkiem, stołem, krzeslem i lampą, aby się na czas jakiś rozgościł i odpoczął, a prorok przyją! tę ofiarę. Później, za Jehuidów, osiadł na stałc w Samarji i stąd znany był pod mianem "proroka z Samarji." Dzięki przyjacielskim stosunkom z ludźmi wywierał wplyw na nich i wpajał w nich własne przekonania. Poważani mężowie odwiedzali proroka, zasięgając od niego wskazówek. Tylko w państwie judzkiem i Jerozolimie nie ukazywał się Elizeusz. W Jerozolimie szezególną uwagę zwrócono na świątynię i Zakon, odkąd Jojada dowodnie okazał, że jest surowym ich stróżem. Świątynia za panowania Atalji doznała uszhodzeń. Nie- tylko złoto, kiórem wyłożone było drzewo cedrowe, miejscami odbito, lecz nawet hamienie ciosowe gwałtem wyłamano z muru i inne jeszeze szezerby zrobiono. Rzeczą więc było pierwszo- rzędnej wagi dla młodego króla Joasza, w początku jego pano- wania, ůnaprawić te szkody, na co też zapewne nalegał Jojada; lecz brakło środków po temu, gdyż skarbiec świątyni, utworzony z wotów poprzelnich królów i pobożnych ofiarodawców, zagar- nęła niewątpliwie Atalja i użyła na cele kultu Baala. Wskutek tego król polecił kapłanom zbierać pieniądźe na odnowienie świątyni i nakazał im zająć się kwestą tak gorliwie, jakgdyby była osobistą ich sprawą. Lecz bądź że składki płynęly ospale, bądź że kaplani obracali je na własny użytek, do odnowienia ţţątyni przez długi czas jeszeze nie przystępowano. Wreszcie rozkazał król arcykapłanowi Jojadzie (ok. 864), aby w tej sprawie przmówił do serc samego narodu. W przedsieniu świą- ţyni umieszezono zaopatrzoną w otwór skarbonkę, do której każdy, idąc za popędem pobożnego serea i szezodrobliwośei rzucać miał odpowiednią do stanu majątkowego dobrowolną ofiarę. Dla zachęcenia lndu do składania hojnych daţów, odezy- tano pewnie poraz drugi, ţ dzień jakieţoś święta,. ze zwoju Moj- żeszowego ustgp, dotpezący dziejów budawy prţbţţu, ţiedy io grzodkţe, męźezyini ź kobiety" nţ ţcţ ţţ11 R, ţţrze - 127 - srebro i złoto, miedź i purpurę, aby godnie i wspaniale przyozdo- bić nową świątynię, i kiedy to darów sypano tak wiele, że Moj- żesz kazał ogłosić, aby lud zaniechał składania zbytecznych już ofiar. Być może, że właśnie odezytanie tyeh nieznanych dotąd ludowi szezegółów wydało pożądane owoce. Składki płynęły obfi- cie i wystarezyły na kupno budulcu i ciosów, oraz na opłace- rtie mularzy i cieślów. Arcykapłaństwo, które dotąd, z najlep- szych nawet królów, zajmowało podrzędne stanowisko, Jojada przy tej sposobności wyniósł na stopień równy władzy królew- skiej. Czyż zapałem swym i mądrością arcykaplan nie ocalił mo- narehji? Azali nie zginęlaby ostatnia latorośl domu Dawida, gdy- by Jojada nie strącił hrwiożerezej Atalji? Mógł też słusznie wy- stąpić z żądaniem, aby arcykapłanowi przyznano głos prze- możny w sprawaeh państwowych. Musiało to koniecznie wywo- lać z czasem rozterkę między władzą królewską a arcykapłań- ską, pierwsza bowiem z natury swej opierała się na kaprysie osobistyrn, gdy druga odwoływała się do praw ustalonych. Do- póki żył Jojada, któremu Joasz wszystko zawdzięczał, nie przy- szło do starcia. Przez wdzięczność i szacunek Joasz stosował się zapewne do rozporządzeń arcykaplana. Zwłokom jego ten za- szezyt wyrządził, że kazał je pochować w grobowcach w mie- ście Dawidowem. Atoli po śznierci Jojady między jego synem i następcą, Zacharjaszem, a hrólem wybuchły z jakiegoś powo- du niesnaski, które arcykaplan życiem przyplacił. Z rozkazu ,loasza, - jak wieść niesie, - kilku książąt judzkich ulcamie- niowało syna Jojady w przedsieniu świątyni, a młody arcykapłan w godzinę śmierci zawołał pono: "Bóg widzi i (o krew moją) siţ upomni.ţ` Zresztą, po doszezętnej zagładzie wszystkich członków domu Omrego, który tyle wstrząseń i zatargów spowodował w Samarji i Jerozolimie, zapanował w obu krajach pokój we- wnętrzny. Położenie było znośne, wyjąwszy jeno, że w pań- stwie judzkiem stały cigle jeszeze na wyżynach prywatne ołtarze, a w państwie dziesięciu pokoleń ciągle jeszeze Boga Izraela pod postacią byka. ţ obu królestw jednak wyrugowano kult Baala. Lecz nazewnątrz oba kraje nie były szezęśliwe. Jehu, śmiały do- wódea jazdy, który dom Omrego wytępił w Jezreel i Samarji, nie okazał równej dzielności wobec potęgi wroga zewnętrţneţo. Vlţ - 128 - Dantaszku wybuchłarewolucja pałacowa. Królob‚jea Ghazael tron sobie przywłaszezył. Był to mąż wojowniezy, przedsiębiorcy, żądny podbojów i zamierzał uczynić Darnaszek państwem po- tężnern i wpływowern. PTzedwszystkiern chciał się rozprawić z królestwern dziesiecirr pokoleń, które na pnprzedniku jego wymogło pewne ustępstwa. Nie zważając na na zawarte przy- rnierze, zalał swemi hufcarni kraj izraelski, brał szturmem miasta warowne, palił dorny i nie przepuszezał ani dzieciom, ani ko- bietom hrzemiennvrn. Zdobywał też rniasta z tarntej sirony Jor- danu, a król DZeza, którernu tak dotkliwie dał się we znalci król izraelski, Jehoram, był, jak się zdaje, jego sojusznikiem. Gałą dzielnicę pokoleń Manasse, Gad i Ruhen, od góT Ba- szan do Arnon, odebrano państwu dziesięeiu pokoleri, ujarzinio- no mieszkańców, a niektóryeh z wymyślnem okrucieristwem 7niiażdżono pod wozami żelaznerni. Jehu nie zdołał oprzee się Ghazaelowi. Jeszeze gorzej powodziło się synowi jego, Joacha- sowi (ok. 859-845). Ghazael i syri jego, Ben-Hadaci III, tak srodze kraj trapili i tak daleee uszezuplili siły zbrnjne Izraeli+ów, że pozostało zaledwie 10,000 pieehoty, pięedziesięciu jezdnych i dziesięć wozów wojennych. Qd czasu do czasu Aramejezycy ro- bili najazdy na ziernie izraelslcie i nietylko łupili kosztownośei, łeez porywali też ludzi, których traktowali jak niewolników i sprzedawali. Było to położenie beznadziejne, jak w okresie sę- dzioţskirn. Joachas, jak się zdaje, zawarł haniebny pokój ze zdo- byweą i wojskorn jego dozwolił swobodneţo przejţcia przez swoje posiadłości. DopieTo za króla izraelskiego Jnasza (ok. 845-830) udało się powoli złamać przeţvaţę państwa ararnej- skicgo, prawdopodobnie dzięki temu, że sąsiedţţi królowie chity,j- scy (nad Eufratem) i eţipscy, zazdrosnern olcie:n pairząc na vc-zrost potFgi Damaszku, przybrali 1a'zţlţrlnm niego wrogą postawę. Osłabienie Aramu wyszło Tównież na dobre państwu judz- kiernu za króla Amazjasza, syna Joasza, ktÓTy z5111ął Z ręki spis- koweów (około 343). Damaszek wziął pod swoją opiekę małe kraiki Moab, Ammon i Edom, które zachowywały się nieprzy- jaźnie względem Izraela hrb Judy, i bronił ich od napaści. Upo- knrzenie Ben-Hadada rozvcţiązało przeto ręce Amazjaszowi i po- zţţ'nliło mu odzyskać dawne pxowineje dornr; Dawida. Paristew- - 129 - ko Edorn przed p&łwiekiern wybiło się z zależności od tej dynastji i uczyniło się niezawisłem. Któryś z jego królów zbudował nową stolicę na jednej z wyżyn g&r Seir, co, złożona z wapnia i por- firu, wznosi się więcej niż n 4000 stóp nad poziom morza. Ta- ras do niej z dolin prowadził. Wtem gdzieździe skalnem (Sela, Petra) Idumejezycy czuli się bezpieczni od wrogich na- paści. Dumnie przemawiał Edom:,Kto z wyżyn ściągnie mnie na głębinę?" Amazjasz odważył się zajrzeć do ich g&rskich wa- xowni. Wyruszyli wprawdzie z licznem wojskiem naprzeciw rriernu i w dolinie Solnej, niedaleko morza, pTzys_zło do bitwy; lecz Amazjasz poraził ich na głowę, a niedobitki ratowały się ucieczką i otworzyły mu drogę do zdobycia miasfa skainego. ţuzazjasz durnny był nader z szezęśliwego tej wojny zakońeze- nia, lecz pychą swą ściągnął klęskę na siebie i na lud swój. Pxzyjazne za Omrydów i Jozafata stosunki między państ- ţvem dziesięciu pokoleń a Jehudą nadwątliły się za panowania Jehu i jego następców, jakkolwiek zar&wno dla obojga sprawą było pierwszorzędnej wagi poskramiać zwolennik&w kultu Baala i kłaść tamę ieh związkorn z bałwochwalezą zagranicą. Joasz, król izraelski, i Amazjasz, król judzki, por&żnili się z sobą. Gdy Anţazjasz gowr&cil zwycięzcą z wojny edomskiej, strzeliła mu do głowy rnyśl śmiała: z wypróbowanemi w boju hufcami swemi chciał najechać r&wnież państwo dziesięciu pokoleri i pndbić je nanowo. Szukając, jak sięůzdaje, preiekstu, zażądał dla swego sv- na ręki królewny izraeIskiej, aby na wypadek odmovay rozpo- eząć kroki wojenne. Szyderezą odprawą zbył JoasZ ţe ţoszeze- nia: "Cierri posłał razu pewrrego do ćedru Libanu, rnówiąc: "Daj twnją córkę synowi memu za żonę." I wypadły dzikie zoţierzęta Libanu i zdeptały cierń. Przeto, iż poţaziłeś Edom, wynosi się seTee twoje. Zaehowaj swą sławę i siedţ w domu. Czemu kusisz złe losy, abyś upadł i Juda wraz z tobą?" Leez Amazjasz nie dał się odwieść od zamiaru. Pnsunął swe wojska ku granicom państ- wa dziesięciu pokoleń, a Joasz, któreţo już wówezas zwycięstwa nad Arameiczykami natehnęły ufnością we własne siły, wyruszył naprzeciw niemu. ţV Bet-Szemesz, na podranţczu, prZyszło do bitwy, i Judejezycy, pobici na głowę, uciekli. Sam Amazjasz do- stał się do niewoli króla izraelskieţo. Jest to niewątpliwie dowe- dem nadzwyezajnej łabodności, że Joasz nie nadużył zwycięstwa, Historja Żydów Tom 1 ark. 9 a nawet nie wyzyskał go należycie. ţlógł wszakże strącić z tronu pojmţnego króla, unieważnić prawa domu Dawida i hraj judzhi wcielić do swego hrólestwa. Jednak nie uczynił tego, lecz poprze- siał na zburzeniu północnej części murów Jerozolimy od bramy Efraim do bramy narożnej (400 łokci) i na ogołoceniu z kosz- towności miasta, pałacu i świątyni. Jerozolima, htórą przezna- czenie dziejowe tylekroć nawiedziło zburzeniem, po raz pierw- szy od czasu swego istnienia wpaţła w ręce królowi izraelskie- mu i nległa częściowej zagładzie. Natomiast jeIica królewskie- go Joasz obdarzył swobodą, lecz dla pewności kazał sobie dać zakladnihów. Łagodne postępowanie Joasza przypisać chyba należy wpływom proroka Elizeusza lub jego uczniów, których rady hról często zasięgał. Po śmierci Joasza (ok. 830) Amazjasz panował jeszeze piętnaście lat blisho (830- 816), lecz nie słu- żyło mu szezęście. Natomiast hrólestwo efraimskie za panowania prawnuţa Jehu do tego stopnia wzbiło się w potęgę i rozszerzy.o swe gra- nice, że zdawała się zmartwychwstawać świetność czasów Dawi- dowych. Jerobeam II, trzeci Jehuida, odznaczał się większą dzielnością, niż wszyscy jego poprzednicy od czasu rozdziału państwa, a szezęście mu sprzyjałó. Użyczyl'o mu niezwykle dłu- giego żywota; przeszlo sześ‚dziesiąt lat rządził (oh. ů 830-769j, a w tym długim okresie mógł prowadzić wiele wojen i wiele zwycięstw odnosić. Najpierw zwrócił zapewne swój oręż przeciw Aramejezyhom, najzaciętszym wrogom państwa dziesięciu poho- leń, htóre od czasów Ahaba niepnhoili i trapili. Nie doszţy nas szezegóły czynów wojennych Jerobeama, z wyników jego wnosić można o ich rozległośei. Graniee państwa Izraela ciągnęły się zn6w od drogi, do Hamat prowadzącej, aż hu morzu Martwemu. Współezesny proroh Jonasz, syn Amitai, z miasta zebulóńshiego Gat-Chefer, zachęcił Jerobeama do tej wojny z Aramem. Zdaje się, że podbił też Moab i wrielił znowu do państwa dziesięeiu poholeń. Upohorzenie, htórego doznał Amazjasz, obezwładniło go zu- pełnie. Ponieważ Jerozolima postradała swoje warownie, nie mógł prowadzić wojen ţ za szezęśliwego poczytywać się musiał, jeżeli nie nagabywali go nieprzyjaciele. Albowiem nie wolno mu było murów naprawić, za co odpowiadali głoivą zakładnicy, - 131 - trzymani w stolicy izraelshiej. Zdaje się, że lud, a więcej jeszeze możni hsiążęta judzcy, nie byli zeń zadowoleni, a niezadowole= nie to shońezyło się sprzysiężeniem na jego zgubę. Trzeci to już król z domu Dawida, co ginął od miecza, a drugi, co padał ofiarą spishu (Amazjasz i ojciec jego, Joasz). Po śmierci Amazjasza nastały dla Jerózolimy i hraju judz- kiego dni jeszeze sroższej niedoli. Książęta judzcy, po strąceniu i zamordowaniu króla, nie wypuścili, zdaje się, z rąh steru rządu, htórym zawładnęli. Jedyny syn Amazjasza, imieniem Azarjasz (Asarjasz, przez shrócenie Uzjasz), był jeszeze dzie- cięciem, a hraj dohoła otaczali sami wrogowie. Z tej bezradnej niemocy shorzystali pierwsi Idumejezycy, pobici ńiegdyś i upo- korzeni przez Amazjasza. Podjęli wyprawę odwetową przeciw państwu judzhiemu, a Egipt poparł ich i tym razem, jah za cza- sów Rehabeama. Dotarli do Jerozolimy, htórej mury ziałv jesz- cze wyłomami, i zagarnęli wielu ludzi w niewolę. Bliższych Bliższych szezególów o tym najeździe Idumejezyhów nie zna- my. Zdaje się, że w owym czasie oderwano hilka dzielnic od Judy i wcielono częścią do Edomu, częścią zaś do Egiptu. Bar- barzyńscy wojownicy pojmanych chłopców judzhich i dziew- częta zamienili na wino i nierządnice. Inne ludy sąsiednie, lubo same czynnego udziału nie brały; ze złośliwą uciechą patrzyły na nieilolę Jehudy. Państwo dziesięciu poholeń, htórem rządził; wówezas Jerobeam II, pamiętało tylho o krzywdach, dozna- nych od Jehudy, nie zaś o pokrewieństwie i obowiązku podania dłoni pómocnej uciśnionym braciom. Filistynowie dopuszezali się podwójnych ohrucieństw na Judejezykach. Zbiegów, co w ich miastach szukali sehronienia, wydawali Idumejezyhom, zabranych zaś w niewolę judzhich chłopców i dziewezęta od- kupywali od wojownikóQv za wino i wszetecznice i odprzeda- wali z holei Jońezykom, htórzy wówezas w zawody z Fenicją prowadzili handel niewolnikami. Nie lepiej postępowali Tyryj- czycy, niepomni związków przyjaźni, które tak długo łączyły ich z domem Dawida. W owym czasie (około 815-805) państwo judzkie i dom Dawidowy zdawały się być bliskie upadku. Wtedy ao po raz pierwszy zaczęlo się rozproszenie Judejezyków po hra- jach odległyeh, do których Jońezycy sprzedawali ich jaho nie- wolników. Ci niewolniey judzcy krzewili zapewne wśród ludów - 132 - zachndnieh zarodki szezytniejsz5ţeh poglądów i wyższego uoby. czajenia, gdyż pomiędzy jeńcami znajdowali się też szlachetni młodzieńcy i dziewice z Jerozolimy, którzy z swego otoczenia i z bogatych dziejów swego narodu wynieśli wyższe poznanie i na obczyźnie nauezyli się lepiej je cenić, niż w ziemi ojezystej. ROZDZIAŁ SZÓSTY. Wskutek rozterek wewnętrznych i najazdów nieprzyjaciel- skich państwo judzkie po śmierci gwałtownej Amazjasza w taką ţopadło bezsilność, że stało się pośmiewiskiem u narodóvv. Współezesny prorok riazwał je "zapadłym namiotem Dawida" i niejednokrotnie wolał: "Kto podniesie Jakóba, gdy jest tak maluczkim." I z tej niemocy i poniżenia dźwignęło się i wzbiło w taką potęgę, że stało się postrachem dla wrogich sąsiadów. Przedwszystkiem należalo zaradzić nieładowi wewnętrznemu. Przeciw możnym rodom, które po raz drugi dopuEeiły się królo- bójstwa, przez co wznieciły zamieszki, povvstał cały lud judzki i nţłnsił królem młodego Azarjasza, czyli Uzjasza. Ten król szesnastoletni, co, jak współezesny mu Jerobeam II, panował długn (ok. 80a-755), odznaczał się energją, stanowezością i roz- wagą, dzżęki którym udato mu się podnieść zapacţy namiot Dawida. Pierwszvm jeţo krokiem było przeniesienie zwlok ojca. w Lachisz pogrţebanycţ, do Jerozoliiny i pochowanie ich w ţro- haeh królevvskich. Czy uţarał morderećw swego ojca, o tem nic nie wiadomo. Następnic; zabrał się do zagojenia głębokiela ran svvego kraju. Trudne to było zadţnie, gdyż nietylko mial prze- eiw sobie wrogów domowych i ościennych, lecz nie sprzyjała mu też sarna natura. Jakgdyby niebo na kraj się sprzysięgło, spadł nań szereţ siejących zagładę zjawisk przţrody, zdolnych najod- waźţiejszţţo nawei tzk znękać, że vv odrętwieniu zdaje się bea oporu na łaskę wypadków. 'Gajpierw wstrzęsła się ziemia za czasów LTzjasza i lţrzera- ziła ludność Palestyny niezwvkłością zjawiska. ZawaIiły się l2k- ko zbudowane domy i niektóre miasta rozpadły się w ţruzy. Mieszkańcy z okrzykiţm rozpaczy ucieliali w popłoehu po chwieţąc:ej się ziemi, spodziewając siţ, że lacla chwila poţhłonie ieh otehłań. Tovv,arzysząee trzęsicniu ziemi fenoziţţnv potęgn- - 133 - waly jeszeze przerażenie. Wzniosła się nagle gęsta mgla i zasło- niła słońce, a to zaćmienie, od czasu do czasu rozjaśniane miga- niem bły.skawic, grozę wzmagało. Zdawalo się, że księżyc i gwiaz- dy postradaly swe światło. Morze, wstrząśnione w swem łożu, pieniło się i szalało; ogłuszający huk jego słychać było zdaleka. Okropność trzęsienia ziemi tem większym lękiem zdejmowało ser- ca, że prorok pewien przepowiedział je w państwie dziesięciu po- holeń na dwa lata przed jego wybuchem. W imieniu Boga móvviţ prorok Amos: "Oto sprawię, by ziemia skrzypiala pod wami, jako skrzypi wóz, pelen snopów. I ucieczka zawiedzie chyżeţo, i mocarz nie zdoła się ocalić, nie ostoi się łucznxk, jeźclziec z ży- ciem nie ujdzie, a najmężniejszy wśród bohaterów dnia teţo bę- dzie nago uciekał." Ziszezenie się groźnej rzepow:edni napełni.ło trwogą umysły, koniec świata zdawał się zbliżać. Zaledwie przeminęła ta paniha, aliści nowe spadło nieszezę- ţcie. Chybily prawidłowe npady wodne i rosa też nie orzeźwiała ziemi, długotrwała posucha zwarzyła trawę, wysehły zbiorniki wody, słońce buchało żarem i obróciło w pust5nię łąki i pola. Miţszkańcy miast, w których panował zupełny brak wody, wlekli się z spieczonemi wargami do najbliższego miasta, gdzie spodziewali ţ,ię znaleźć więkśze zapasy, nie mogli jednak dosta- wlelili się ze spieczonemi wargami do najbliższego miasta, gdzie w zalanej lawa okolicy Hauranu, przeleciała przez Jordan i pn- żarła w państwie dziesięciu pokoleń i kraju judzkim wszystko, co ocalało od suszy. Nadciągała zţvartemi chmarami, które za- ćtniewały słońce, i w mgnieniu oka toczyła do czysta winorośle, figi, granaty, palmy i jabłonie. Plaga ta powtarzała się przez kilka lat zrzędu, a za nią szly głód i rozpacz. W kraju judzkim, który wskutek klęsk wojenn5,ch stanął nad brzegiem przepaści, przygnębienie dosięgło wysokiego stop- nia. Można było mniemać, że Bóg zaparł się swego dziedzictwa, ludu, kraju i świątyni i rzucił je na pastwę hańby i niedoli. Dla odwrócenia nieszezęścia ustanawiano wielokrotnie żałobę pu- bliczną i procesje blagalne. Wiele zapewne przyczynil się do pod- niesienia upadłych na duchu Joel, syn Petuela, który w dobie klęski publicznie przemawiał i z.apowiadał padejście lepszych czasów. Nie przebrzmia.a z pevvnością bez wrażenia jego jędrna a dobitna mowa, zwłaszeza że ustała posucha i plaga szarańezy, - 134 - deszcz pokrył znowu wspaniałą zielonoţcią łąki i ogrody, napef- niły się znowu potoki i cysterny i skończył się brak wody i klęs- ka głodowa. Młody kr6I Uzjasz, korzystając z poprawy położe- nia, postanowił ukarać nieprzyjaciół Jehudy. Najpierw zwrócił się przeciw Idumejczykom, którzy kraj jego puśtoszyli, zwycię- żył ich i przyłączył nawet znowu do Jehudy miasto Ailat nad zatoką morza Czerwonego, dzięki czemu można było wznowić zyskowną żeglugę do Arabji i Ofiru- (Indyj). Pogromił też Filisty- nów, ktbrzy podczas jego małoletności zachowywali się wrogo względem Jehudy i wydawţli Idumejczykom zbiegów i wy- chodźców. Oderwţwszy niektóre prowinćje od kraju filistyńskie- go, wcielił je do swego państwa i wzniósł w nićlZ miasta wa- rowne. Z wielkim zwłaszcza zapałem zabrał się do ponownego ob- warowania Jerozolimy. Mur północny wskutek nieszczęśliwej wojny ojca jego z Joaszem, królem Izraela, uległ zburzeniu na przestrzeni czterechset łokci. Uzjasz kazał go naprawić, a może nawet odporniejszym uczynić. W trzech miejscach wzniósł wieże na sto pięćdziesiąt łokci wysokie. Na wieżach i blankach usta- wiono maszyny, za pomocą których można było miotać daleko ciężkie kamienie. Wogóle Uzjaśz krzątaţ się gorliwie koło przy- gotowań w ojennych ; wojowników zaopatrzył w tarcze, pancerze i włócznie. Wprowadziţ też nanowo konnicę i wozy wojenne, a to, jak za czasów Salomona, z Egiptu. ţDzięki temu bogactwa znów napływaly do Judy i Jerozolimy. "Pełna jest ziemia srebra i złota, a niemasz końca jej skarbom, pełna jest rumaków, a nie- masz końca jej rydwanom." Uzjasz do tegoţstopnia kraj swój podniósł zbrojnem pogotowiem i bogactwem, że znowu w sąsia- dach budził szacunek; nawet w Egipcie imię Uzjasza miało wielkie zachowanie. Państwo dziesięciu pokoleń doszło w tymże czasie do jeszcze Riększego rozkwitu za panowania Jerobeama II, który, podobnie jak Uzjasz, ożywiony był duchem wojowniczym. W dalszym ciągu długich swych rządów ucterał się ustawicznie z Aramej- czykami, wziąţ stolicę aramejską, Damaszek, i dotarł zwycięsko aż do miasta Hamat, które również zdobył i do państwa swego przyłączyţ. Samarja tak opływała w bogactwa, że nietyllco król, lecz - 135 - możni panowie i ludzie majętni otaczali się wielkim przepychem, większym może, niż za czasów Salomona. Król Jerobeam posia- dał pałac Ietni i zimowy; domy z dużych kamieni ciosowych, ozdobionych kością słoniową, i krzesla z takiejże kości stały się rzećzą powszednią. Uważając jeno na wzrost potęgi obu hrajów, można bylo uIec złudzeniu, że ciągle jeszcze trwają czasy Salo- monowe, że ta tylko zaszła zmiana, iż zamiast jednego panowało dwóch królów, że wreszcie rozłam wcale nie nastąpił, lub że zgoiły się rany. Atoli niemoc wewnętrzna, którą w państwie izraelskiem dobrobyt w wyższym jeszcze stopniu wywołał, niż w państwie judzkiem, rychło położyła kres dniom szczęśliwym i przyspieszyła upadek. Kult byka w Betel i Dan nietylko po dawnemu, lecz jeszcze się więcej rozkrzewił. W Samarji i Gilgal stanęły również posągi Iţyka. W Betel wzniósl Jerobeam główną świątynię. Tu rządził Aniazjasz, coś w rodzaju arcykapłana, o godnośE swą nader za- zdrosny. Jakgdyby nie dość było na tym obłędzie, ohydny kult Baala i Astarty znowu rozparł się w kraju, a w orszaku jego szło skażenie obyczajów, wszeteczeństwo i zgnilizna. Dla dogodzenia chuciom wszystko goniło wyłącznie za zlotem. Majętni trudnili się lichwą i wierzytelności swoje ściągali tah bezwzględnie, że zubożałych i nie mogących uiściE się dlużnikóţv lub dzieci ich za- przedawali w niewolę. Szczególnie zajmowali się bogacze liehwą zbożową. W latach głodowych otwierali swe śpichrze, sprzeda- wali żywność - przyczem używali falszywej miary i wagi- a gdy biedacy nie mogli zwróciE pożyczki, bez litości zabierali im dzieci. Gdy nieszczęśliwi na zebraniach ludowych użalali się na doznawane krzywdy, nikt im ucha nie dawał; sędziowie sami współwinni lub przekupieni, byli głusi na głos sprawiedliwości. Igromadzone skarby trwonifi w codziennych hulankach. Współ- cześny prorok Amos maluje dosadnie to życie rozwiązłe boga- tych i możnych w miastach stołecznych za panowania Jerohe- ama: "Leżą na lożach z kości słoniowej i wyciągają się na swo- ich posłaniach, jedzą tłuste owce i karmne cielce, brzdąkają na harfie, piją wino z puharów i namaszczają się najprzedniejszym nlejkiemţ` Żony magnatów naśladowały zły przykład swych mę- ż6w, lub nawet prześcigały ich jeszcze, podżegały ich do ciemię- żenia ubogich i wołały do nich: "przynieście, a będziemy piły." - 136 - Ale w narodowości izraelskiej nieład moralny nie mógł się tak dalece rozwielmożnić, aby za porządek uchodził i zapano- wał wszechwłţdnie. Czystość obyezajów, sprawiedliwość i kult prwdziwego Boga miały tam swoich przedstawiceli, którzy prze- ciw skażeniu możnyeh z=coraz większą stonowezością podnosili glos przestrogi i potępienia, a jakkolwiek niepozornie odziani, posłuch sobie wyjednae umieli. Wprawdzie minęło już bliska siulecie, odkąd prorok Eljasz z rozwianym włosem gronził zbrod- nie Ahaba i Izebel, ale powolana przezeIi do życia szkoła pro- rocka istniala jeszeze i działała w jego duchu i z jego zapałem. Młodzież, pochopniejsza zazwyczaj ku dążeniom idealnym, ży- wiła odrazę dn zagęszezajţcego się zepsucia olţyczajóţv i skupiała się gromadnie koło uczniów prorockich w Betel, Gilgal i Jerycho: Ród Eljasza, który Eliżeusz wychował i nauczył, przyjął ze- wnętrzne oznaki nazarţjstwa, żywot wstrzemięźli,vy, zapuszeza- nie włosów, a zwłaszeza powściągliwość od wina, nie poprze- stał wszakże na powierzehownyeh znamionacb, lecz piorunował na przewrotność religijną, rozpustę i niemoralnośE. Synowie wy- stępowali przeciw swym ojcom jako sędziowie obyczajów. Mło- dzieńcy wstrzymywali się od wina, podezas gdy mężowie doj- rzali i starcy na ucztach pławili się w winie. Młodociany zastęp adeptów prorockich, jako uosobienie strofującego sumienia, kar- ał donośnie na zebraniach ludowych, ţv obliczu króla i magna- tów, zdrożności i zatwardziałość bogaczy. Czy od prześladowa- nia broniła tej młodzieży znaczna jej liczbaţ Czy też może wśród uczniów proroclcich znajdowali się synowie możnych rodzi- ców, grzeciw którym nie cheiano użyć środków surowych? Rzecz to w każdym razie godna uwagi, że żarliţ=ym młodzień- com żadnej krzywdy nie wyrządzano. Godownicy naglili ieh tylko do wina i zakazywali im wygłaszania mów strofującyeh. Nienawidzili wprawdzie tych karcieieli, co odkrywali ich na= gość, nie przeţladowali ieh przeeież. Z tej wolności słowa w pazistwie dziesięciu pokoleń zrobił użytek prorok, co otwiera szereg wielkich, wieszezych, bogactwo myśli z pięknością formy kojarzących proroków, którzy magna- tom i ludowi w ostrych słowach prawdę mówili. Był to Amos z miasta Tekoa. Nie należał do bractwa proroków, nie był uczniem prrţockim, nie nosił zapewne włosieniev, jak Eljasz, nie - 137 - zapuszezał też chyba włosów, lecz był prostym właścicielem trzód i hodowcą sykomorów, które rosną obficie na równinie (Szefela). Gdy trzód swoich strzegţ, porwał go razu pewnego duch wieszezy tak potężnie, że nie mogąc się oprzeć, wystąpił publicz- nie. Bóg przemówił do niego, odezwał się w nim, miałże nie prorokowaćţ Dueh proroczy kazał mu udać się do Betel, tam w świątyni królewskiej i w czasowej rezydeneji króla Jerobeama II gromić zdrożności i występki i skutki zbrodni stawiać przeţ oczy. Wywołało to chyba w Betel pewne wrażenie, że wieśniak, w którym po odzieży znać było pasterza, odważył się przema- wiać publicznie. Na wysokim snać stopniu stała podówezas oświata i w państwie samarytańskiem, jeżeli pasterz mógł wy- głaszaE mowy, odznaczające się prześticznym stylem i doskona- łą rytmiką, a lud je rozumiaţ, lub przynajmniej przypuszezana że rozumieć je może. Czy Amos pierwszy wprowadzil ten nowy rodzaj krasomówstwa? O ile można przejrzeć wstecz szţregi proroków ażů do Samuela, wygowiadali oni slowa przestragi lub Iiagany w mowie prostej, bez polotu poetycznega, wplatali do niej conajwyżej przypowieść, której towarzyszył jakiś czyn znamienny. Innego rodzaju są mowy Amasa i ţego następców; potoczystość i dostępność prozy łączą z uczlonkowaniem, ryt- mem i dźwięcznością poezji, której dodali jeszeze skrzydeł za pomocą porównań i obrazów, pełnych fantazji i źyeia. Rodzaj ten można nazwać od biedy kunsztowną poetycką wymową. Mowy Amosa zdradzały stan jego, używał w nich bowiem porównań, zapożyczonych z życia pasterzy. Widać z nich, że pasąc swe trzody, ryk lwa nieraz słyszał i że po nocach śledził gwiazdo- zbiory na niebie. Atoli te viłaściwości dodawały jeszeze mowom ,ţego powabu. Amas ukazał się w Betel jeszeze grzed trzęsieniem ziemt i zapowiedział je wyraźnie w widzeniu proroczem. Gdy póţniej nastąpiły w orszaku wszelkie okropnośei, spodziewał się stąd nawrotu hu poprawie. Leez płonna to byla nadzieja. Przeciw tej zapamiętałości przemawiał z większą jeszezţ cierpkością i zwiastował nadejście dnia strasznego: "Miasto, z któreţo wychadziło tysiąc, Stu tylko zaehowa, A z którego stu wychodzilo, - 138 - Dziesięciu tylko zachowa." "Przeto, iż depezecie ubogiego I zabieracie mu pożyczone ziarno, W domach z ciosu, któreście zbudowali, Nie zamieszkacie, Z winnic, któreście zasadzili, Wina piE nie będziecie." Przeciw niedowiarkom, którzy groźby proroka szyderezemi uwagami przyjmowali, przeciw tym, co ufni w swą potęgę, po- bożnoţć lub pochodzenie, za nietykalnych śię uważali, pioruno- wał z tem większą goryezą i gwałtownością, im bardziej nie- poprawnymi się okazywali. Arcykapłan z Betel, Amazjasz, sądził, że należy kres położyć tym śmiałym przemowom, które nie folgowaly nawet domowi hrólewskiemu. Zawiadomił więc o nich króla Jerobeama. W je. ţo to zapewne imieniu rzekł Amazjasz: "Wieszezu, udaj się co rychlej do krajuţ Jehuda, jedz tam chleb i tam prorokuj, lecz w Betel nie będziez odtţd prorokował, gdyż to świątynia kró- lewska i stolica państwa." Nie stropił się tem Amos, lecz odparł: "Nie jestem prorokiem, ani uczniem prorockim, jeno hodowcą trzód i sadownikiem. Ale Pan rzekł do mnie: idź, prorokuj na- rodowi memu, Izraelowi." Poczem najdosadniejszemi slowy zakońezył grożną zapowiedź kary. Z łagodniejszą mową zwracał się Amos do słabego państwa judzkiego. W widzeniu proroczem, zwiastującem, że nowe klęski kraj nawiedzą i spaść też mogą na Judeę, wstawiał się za nią: "Rzekłem, Panie Boże, zaniechajże tego, któż podniesie Ja- kóba, co jest tak maluczki?" Niemcţ w kfórą wpadła Jehuda po śmierci Amazjasza i z której nie wzmogła się jeszeze w pierwszych lataeh pano- ţania Uzjasza, budziła w proroku litość dla tego kraju. Nie chciał zniechęcać jeszeze bardziej ludu i domu królewskiego, które podźwignąć się miały, żywił bowiem przekonanie, że z Jehudy wyjdzie zbawienie dla czasów potomnych. Przepowie- dział przeto przyszłe zjednoezenie bratnich pokoleń pod domem Dawida. To były ostatnie, pełne wiary w szezęśliwą przyszłość - 139 - słowa wielkiego proroka z Tekoa. O jego życiu i zgonie nic nie wiadomo. W tym samym prawdopodobnie czasie ukazał się prorok w Jerozolimie, o którym mniej jeszeze, a raczej nic zgoła nie wiemy, Joel, syn Petula. Większa częśE proroków z pomroki wypływała i w pomrokę zapadała, nie zostawiając śladu swej ţsobistości. Joel wystąpił w czasie, gdy wskutek całego szeregu nieszezęśliwych wydarzeń, najazdu Idumejezyków i innych lu- dów sąsiednich, trzęsienia ziemi, długotrwałej posuchy i klęski szarńezy, ogarnęło umysţy zwątpienie i rozpacz, z osłupieniem ţranicząća. W Jerozolimie i całym kraju ludzie umartwiali się postem i żalem, rozdzierali szaty na znak żałoby, z narzekaniem i płaczem hupili się dokoła świątyni, aby gntew boży odwróciE. Jóel miał przeto inne, niż Amos zadanie; nie potrzebował karcić i gromiE, lecz owszem śerca pokrzepiE, natehnąE odwagą i uśmie- rzyE nurtującą je rozpacz. Nie wypadało mu obnażać grzechów i zdrożności narodu, lecz zlekka tylko o nich nadmieniE, na- pomhnąE tylko o pijanicach, k#órym brakło wina, o zewnętrznej pokucie, która objawiała się w rozdzieraniu odzieży, lecz na poprawę serca wpływu nie wywierała, o opacznem mniemaniu, jakoby bez nfiar nie można było przejednaE Bóstwa. Całej po- tęgi swej wymowy ńżyć musiał Joel, aby w ludzie judzkim i je- rozolimskim budziE przekonanie, że Bóg nie cofnął odeń swej łaski, że Sjon jest jeszeze Jego świętą górą, że ludu Swego na haribę nie poda, że jest cierpliwym, pełnyia miłosierdzia i że hez ofiar i postów klęskę odwróci. Joel prorokował przewrót polityczny. Powrócą z nie- woli jeńcy Judy i Jerozolimy, których Filistynowie i Tyryjezycy zaprzedali Jońezykom, a których ci handlarze ludźmi rozproszyli po świecie. Na narody, które dopuściły się okrueieństwa, przyj- dzie dzień surowej kary w dolinie Jozafata, gdzie Bóg wszyst- kie ludy przed sąd Swój powoła. Judea zaś i Jerozloima za- mieszkanie będą z pokolenia w pokolenie. Zawita wówezas wyż- szy porządek etyćzny. Wszelkie stworzenie będzie pełne bo- skiego, proroeznego dueha. "Wyleję ducha Swego na wszelkie stworzenie, Wasi starcy śniE będą sny prorocze, Wasi młodzieńcy widzieć będą widzenia. - 140 - I na niewolników też i niewolnice Ducha Swego w one dni wyleję." Trzeci proro& za czasów Jerobeama i Uzjasza, Hozeasz, syn Beeri, przemasviał z większą jeszcze stanowczością przeciw państwu dziesięciu pokoleń, a za domem Jakóba. Działał praw- dopodobnie w BeteI lub Samarji. Podczas gdy Amos za przed- miot gromu i szyderstwa obrał wyłącznie skażenie obyczajbw, Hozeasz chłostał odszczepieństwo religijne, gdy państwo dzie- sięciu pakoleń uderzyło znowu czołem Baalowi. Wprowadzenie &ultu Baala do państwa izraelskiego odmalował prorok pod posta"ią cudzołożnićy, która garnie się do swego gacha w uro- jeniu, że gach ten, Baal, obdarzył ją dostatkiem, niepomna, że Bóg to był szafarzem jej zboża i wina, srebra i złota, &tóre trwoniła dla swego bożyszcza, Baala. Lecz Bóg pozbawi ją wszystkiego, nie zostawi jej nawet tyle, aby miala czem przy- kryć swą nagość. W niedoli swej opamięta się i rzecze: "Po- wrócę do swego pierwszego małżon&a, bo wówczas powodziło mi się lepiej." Dalej proro& opisuje powrót. Przejęta skrushą niewiaśta pozna calą swą niegodziwość i powróci znów do małżonka, na- zywać go będzie,mężu mbj," nie zaś "ţanie mój," już samo bowiemj imię pana (Baal) będzie dla niej nienawistne. Róg pojedna się ze skruszoną grzesznicą: "Poślubię cię sobie znowu na wieki, Poślubię cię sobie w prawie i sprawiedfiwości, Poślubię cię w łasce i miłosierdziu, Poślubię cię w wierze i poznaniu Boga." Malżonkę, co się z Nim pojednała, naród, Bóg obsypie zno- wu łaskami, jak w czasie wyjścia z Egiptu. Z pustyni wprowa- dzi ją napowrót do kraju ojczystego, i zanuci ona znowu pieţni pochwalne, jak czasu swet mlodości, jak w dniu, w &tóry'tn wyruszyła z Egiptu: Przymierze, które Bóg zawrze z nią na- nowo, obroni ją nawet od dzikich zwierząt, znikną łuki, miecze i wojna. Hozeasz zwiastował również zjednoczenie dziesięciu pokoleii z pokoleniami bratniemi pod berłem domu Dawida. Gdy roztaczał świetną przyszłość przywróconych do łaski dzie- sięciu pokoleń, nie łudził swych słuehaczów, że czas ten już jest niedaleki. W drugiej swej mowie prorokował, że wiele dni nie- - 141 - szczęśliwych uplynie, zariim nastągi ów nawrót dziesięciu pnů holeń i ich pojednanie. Zdrożności jednego państwa a niedola drugiego vdţdobyły z głębo&iego u&rycia na światło dzienne szlachetny &ruszec wy- mowy proroczej, &tóra świetną swą formą i treścią wywierała doniosły wpływ na umysły: Zbrodnie Ahaba i Izebel zbudziţ Eljasza, a bezprawia Jerobeama II i jego dygnitţrzy wyciągnę- ły z pastwis& Amosa, a I-Iozeasza z zacisza na widownię dzie- jową i zniewoliły ich do wygłaszania w formie powabnej myśli, co serca ich nurtowały. Bóle ich i nadzieje, idee i przekonania stawały się nadal własnością szerszcgo grona, podniecały i uszlachetniały. Słuchający ich w skupieniu uczniowie wrażali sobie w pamięE ich słowa, lub przechowywali je piţmiennie. Były to pierţvsze kart&i piśmiennictwa proroczego; htEre miaţy góźniej wyrwaE z odrętwienia narody ziemi. Jeslen z tych pro- rţków, Joel lub Hozeasz, nakreţllł obxaz prżyszłości, do htóre- go lgnęły i lgną jeszcze teraz najszlachetniejsze umysły: "I będzie w późne czasy; utwierdzana stanie góra domu Wiekuistego na szczycie gór, wywyższona ponaţ wzţţţzţ, a splywać do niej będą wszystkie narody: I wyruszą ludy liczne i powiedzţ: Zabrerzcie się, a ţaostąpmy na g8rę Wiekuistego, do d.omu Bogs Jakóbowego, bţ nas na- ţiczył o drogae;h swoich, i abyśzny postępowafi ściţźkami jego, bo z Sjonu wychodzi nauka, a slowo Wiekuiśtego z Jerozolimy. "I rozsądzać będzie między narodami i rozstrzygać u ludów wielu, i przekują miecze swoje na pługi, a włócżnie swoje na sierpy. Nie podniesie naród prżeciw narodowi oręża i nie bęńą ćwiczyE się nadal do boju." Ten wzniosły obraz wiecznego pokoju, którego podwaliny założy wvchodząea z Sjonu aauka Izraela, aby naxzędzia wo3- ny w środki owocnej działalnośa przekształćić, promiennym swym blaskiem zaćmiewa wszystkie utwory sztuki, co przyku- wają do siebie o&o i umysł czţowieka. Wraga postawa obu pxoroków z państwa dziesięciu pokoleń względem dynastji Jehu nie pozostała bez wpływu na bieg wypad- ków dziejowych. Jak Elizeusz i uczeń jego uzbroili ambitnego fołnierza przeciw ostatniemu Ctmrydzie, tak teź żarliwośe Amo- `a i Hoţeasza wzbudziła wrońa na ostatnieńo Jebuidę. Jero- - 14ţ- bţam II zmarł spokojnie w późnej starości, po długiem i szezę- śliwem panowaniu, lecz gdy na tron wstąpił syn jego, Za- charjasz (oh. 769), uknuto nań spiseh, na czele którego stał Szallum; syn Jabesza. On to zamordował czwartego potomka Jehu, po sześciu miesiącach panowania. Zabójca tah samo pa- stwił się nad rodziną królewshą Jerobeama II, jah niegdyś Jehu nad domem Ahaba. Kobietom nawet i dzieciom głowy strzashano. Szallum udał się do Samarji, by zagarnąE horonę i pańśt- wo; lecz przez miesiąc tylko zdołał się utrzymaE. Albowiem i przeciw niemu wszezęły się hnowania, htórych duszą był Me- nahem, syn Gadi, mieszkaniec dawnej stolicy, Tircy. Wyruszył przeciw Samarji, a stolica bez oporu wpuściła go wraz z innyţ mi ucżestnihami spishu; Szallum zginął od miecza. Atoli Me- nahem napotkał na silniejszy up6r, niż się spodziewał, bo cho- ciaż stolica otworzyła mu bramy, to jednah inne miasta odrazu goddać się nie chciały. Wszelako Menahem był śmielszym od swego poprzedniha, a z zuchwalstwem łączył ohrucieństwo tamtego. Oporne miasto Tapua póty oblegał, aż je do podda- nia się zmusił, poczem w pień wyrznąE kazał całą ladność, męż- czyzn, kobiety i dzieci, i nie przepuścił nawet brzemiennym, które zazwyczaj w kamiennych nawet sercach fitośE budzą, lub przejmują je jakąś trwogą przed zagadhą bytu; bez miłosierdzia też zgładziE rozhazał mieszhańców okolic tego miasta. Po tym krwawym czynie udał się du Samarji i zasiadţ na tronie Jehuidów. Król tah okrutny serc sobie chyba zniewolić nie zdo= łał. Natomiast zniósł, jak się zdaje, kult Baala, ostał się wszah- źe hult byka. Za jego panowanaa losami dziesięciu pokoleń wa- żyć poczęło potężne państwo, powołane do polożenia kresu do- mowi Izraela. Jeżeli zacniejsze o5obnihi z tego domu, obmierziwszy sobie zdrożne postępowanie, zwracały się do domu Jehuda, to i tu odstręczały je ohydne skandale. Za czasów Uzjasza toczyły śię w Jerozolimie-walki wewnętrzne, na które snać umy;lnie rzu- cono zasłonę. Uzjasz uwagę swą zwrócił wyłącznie na podnie- sienie siły bojowej państwa, obehodziły go jeno łuki, tareze i miecze, nie dbał natomiast wcale o sprawy umysłowe. Aroni- dom dał zapewne niejeden powód do zgorszenia, zwłaszeza że - I43 - od czasu dziada jego, Joasza, nadwyrężyły się przyjazne sto- sunhi pomiędzy władzą królewshą a hapłańshą. To niezawodne, że w ostatnich latach panowania Uzjasza między nim a ów- czesnym arcyhapłanem, Azarjaszem, wybuchły zatargi, jah między Joaszem a Zacharjaszem. Król chciał być zarazem kapłanem. Udał się do przenaj- twiętszego z kadzielnicą i jął na złotym ołtarzu paliE wonnoţci, a jestto właśnie czynność przysługująca wyłącznie arcyhapłano- wi. Samowola ta wywołała wśród Aronidów ogromne oburze- nie. Arcykapłan Azarjasz podążył za nim do przenajświętszego na czele ośmdziesięciu kapłanów i rzekł groźnie do,króla: "Nie tobie, Uzjaszu, przystoi palenie kadzideł, lecz poświęconemu kapłanowi z rodu Arona. Wynijdź czemrychlej z świątyni, bo do- puszezasz się świętokradztwa, a to ci sławy nie przysporzy." Dalsze zdarzenia kryje mrok tajemnicy. Ponieważ Uzjasz w ostatnich latach swego panowania doihnięty był trądem i do końca życia zamieszhać musiał w domu odosobnionym, naród w tej brzydkiej chorobie dopatrywał się hary boskiej za ţrzech, jaki popełnił, roszeząc sobie pretensje do sprawowania służby kapłańskiej. Z walki władzy królewskiej z kapłańską ta ostatnia wys2ła zwycięsko. Lecz niebawem inna potęga duchowa miała wypowiedzieć wojnę zarówno samolubnemu kapłaństwu; jak i pyszniącej się koronie, - profetyzm Gdy kr61 Uzjasz ostatnie lata swego życia zniewolony był pędzić na ustroniu, objął ster państwa młodţ jeszeze syn jego, Jotam. W państwie dziesięciu pokoleń rzadził żelazną zaţewne dłonią okrutny sa- mozwaniec Menahem. Oba państwa kroczyły dawnemi torami I nie przeczuwały, że na dalekim widnokręgu zbierają się chmu- Ty brzemienne piorunami, którc uderzyć w nie miały, siejąc zniszezenie. Z półnoey, z krajów nad Eufratem i Tygrysem po- łożonyeh, ciężkie czekały oba domy próby. Państwo asyryjskie wzbiło się podówezas w szerokowładną potęgę. Asyryjezyey byli dzielnem plemieniem, które żądni podbojów królowie za- prawili do trudnych zapasów. Z gór armeńskich mieli pod= dostatkiem koni_ i jako tędzy jeźdzcy z łatwością mogli odnosiE zwycięstwa nad nieprzyjaeiółmi, którzy przeciw nim wyprowa- dzali tylko piechotę. Wieszez judzki kreśli wierny obraz asyryj- skiego narodu: "Nadbiega chyżo i rączo. Niemasz wśród nich sirudzonego i osłabionego. Ani drzemie, ani śpi. Nie rozwalnia slę pas jego bioder, nie pęka rzemień jego sandałów. Strzały jego wyostrzone, a wszystkie łuki napięte. Kopyta koni jego do krzemienia pndobne, a wozy jego jako wicher. Ryczy jako lwy, porywa zdobycz i unosi, a nikt mu jej wydrzeć nie zduła." L Asyryjezyków, jak u wszystkich ludów starożytnych- wyjąwszy Greków i Rzţmian - król dzierżył wszelką władzę, a naród był tţlko trzodą, którą wolno było na rzeź prowadzić. Władcyasyryjscy pierwsi przybrali pyszny tytuł "wielkich króiów". Wszak mogli się chełpić, że nawet podlegli im monar- chowie byli królamil Rozszerzywszy swe granice od pţłnocy, wsehoćlu i zachodu, Asyryjezycy zţrócili oezy hu południowi. Najpierw zamierzali zawładnąć pornorzem fenickiem, ţy zagarnąć bogactwa iego handlowego narodu. Na druţim planie stał Egipt, którego skarby i świetność również nęciły zdobywców. 1'ak więc po rţz ţierwszy ukazało się na ziemi izxaelskiej wojsko asyryjskie, naród, którego przeznaczeniem było szerzyć txwogę w obu poło- waclr państwa i polożyć kres państwu dziesięciu pokoleń. Phul był pierwszym królem asyryjskim, co wtargnął do dzielnic izraelskich. Z Hamat i Damaszku posuwało się wojsko asyryj- skie, napadało na miasta gileadzkie, brało do niewoli mieszkań- eţw, c4 nie zdążyli ratować się ueieczką, i rabowało ich mieniţ. Następnie prţeszlo przez Jordan i srnżyło się w ten sam sposób w udziałach Zebulun i Naftafi. Krńl Menahem nie śmiał tej nie- zzniernej potędze przeciwstawić swych hufców. Zamieszki we- wnętţzne snać niepomału moc jego nadwątliły, skoro ani myślał o oporze: Przekleństwo królobójstwa dotknęło go ciężko, a bar- dziej jeszeze zaciążyło krajowi. Gdy Phul stanął na ziemi izrael- skiej, niepraţjaciele Menahema zanieśli, jak się zdaje, prośbę,do niego, aby strącić z tronu króla, który się narzucił narodowi. Ale uprzedził ich Menahem. I on udał się do zdubywcy asyryj- skiego i przyrzekł mu sumę ogrţmną, jeżeli w rękrr jego rządy pozostawi. Phul poprzestał na ofiarowanym okupie i oguścił państwo izraelskie, uprowadzając jeţców i łupy. Haraczu tego król Menahem nie wypłacił ze swego skarbca, lecz wymógł go na ţoţaczach; każdy z nieh musiał złożyć ţnaczną, jak na owe ezasy, sumę (ukoło 12G marek). - 145 - Był to początek końca. Proroctwo Amosa, przed półwiekiem jasno wyrzeczonc, że dţleki naród zapędzi Izraelitów hen za Damaszek w odleţłą krainę, ziściło się w części.. Pierwszych Izraelitów osadzono nad Tygrysem, czy też w innej prowineji wielkiego państwa asyryjskiego. Na pozór atoli państwo dzie- sięciu pokoleri kwitnąć się jeszeze zdawało. Liczyło jeszeze G0,000 ludzi zamożnych, którzy na tak znaczny okup zdobyć się mogli. Jeszeze Dlenahem posiadał jazdę, narzędzia wojenne i grody warowne, na których, jak sądził, mógł śmiało polegać. Lecz niepostrzeżenie przyszła na naród zgrzybiałość, jak pewien prorok trafnie określił stan rozprzężenia, któe nastąpiło. Zamęt wewnętrzny rozkołatał powoli wiązania państwa. Gdy po śmier- ci okrutnego Menahema, tron po nim objął syn jego, Pekach= jasz, (757), mógł się utrzymać zaledwie dwa lata. Własny jego woźnica, Pekaeh syn Remaljahu, uknuł przeciw niemu spisek, pozbawił go żyeia w własnym jego pałacu w Samarji (756) i zagarnął koronę. Szezegóły teţo królobójstwa, siódme- go już od czasu powstania państwa dziesięcitr pokoleń, kryjc tajemnica. Syn Remaljahu, przedostatni król Izxaela (755-736), był niężem stanowezym, bezwzględnym, gwałtowny_m, który lud srożej od poprzedników swoich uciskał. Prorok Zacharjasz na- zywa go nierozsądnym pasterzem, "co zaniedbuje swej trzody, nie szuka zaginionych, nie leczy chorych, a nadomiar zjada mięso zdrowyeh". Dla bezpieczenia się od napaśei Asyryj- czyków przystąpił do przymierza, które zawarli ze sobą władcy krajów sąsiedrrich, aby pułączonemi siłami skuteczniejszy mogli stawić opór potędze niniwijskiej. Inicjatywa wyszła zapewne z Damaszku, który znów miał króla, imieniem Recyn, i bar- dziej niż inne państwa narażony był na zapędy zdobywezych Assyryjezyków. Sprzymierzeni siarali się też weiągnąć do sojuszu Jotania (754-739), króla Jehudy. Nie posiadał on żadnych wybitnych zdulności, a poiitykiem był niezbyt wytrawnym; kroczył torem przez ojca udeptanym. Na pozór trwały po dawnemu wszystkie objawy potęgi, którą założył był Uzjasz. Oddziały jazdy, wozy wujenne, okręty Tarszyszu, które pruły wody morza Gzerwo- nego, boţactwu i świetność. Jotam wzmocnił jeszeze więcej Historja Żydów Tom 1 ark. 10 - 146 - twierdze Jerozolimy, a mianowicie od strony wsehodniej na pagórku Morija i, jego odnogach. W górach judzkich założył, ţ raczej obwarował miasta, a na lesistych wyżynach wzniós# zamki i wieże. Z królem Pekachem zawarł przymierze. Przyjazne stosunki między obu państwami z jednej strony, z drugiej zaś wybujanie pełnej roszezeń szlachty najgorszy wpływ wywarły na obyczaje w Jehudzie, a szezególniej w sto- licy. Podezas choroby Uzjasza, za regeneji Jotama, możne rody tak wysoko głowę zadarły, że niemal zaEmiły króla. "Książęta Jehudy" rej wodziti i rozstrzygali najważniejsze sprawy pań- stwowe. Każdorazowy nadzorca pałacu trząsł dworem i służbą i zwolna doszedł do takiego wpływu, do takiej potęgi; iż uwa- żano go za miarodajnego regenta; on to kierował sprawami państwa, udzielał nagród i wymierzał kary, słowem tak wielką piastował władzę, że król panował tylko, nie rządził. Nosił ty- tuł "rządcy dworu" (sochen). Również naczelnicy najznako- mitszych ródów, "starsi" Jehudy i Jerozolimy, rościli pretensje do samodzielnego stanowiska, gospodarowali w swych powia- tach według upodobania i niewiele troszezyli się o rozkazy kró- lewskie. Jeżeli tylko byli w porózumieniu z nadzorcą pałaco- wym, mogli bezkarnie rozrządzać ludem i osadnikami swego po- wiatu. Gi wielcy panowie, "książęta Jehudy", byli rakiem, cn toczył organizm państwa judzkiego. Rozprzężenie, występki. nierząd, które zawsze towarzyszą możnowładztwu, i tu się za- gnieździły. Szlachta judzka nie była ani lepszą, ani ţorszą, niż nią po wszystkie czasy była ta uprzywilejowana lub do przy- wilejów roszeząca sobie prawo kasta Pod błahemi pozorami magnaci przemocą wehodzili w po- siadanie domów i gruntów swoich sąsiadów. Jeżeli pokrzyw- dzeni zanosili skargi przed sędziów, to nie znajdowali posłuchu, gdyż ci, należąc do tegoż, co grabieżcy stanu, albo byli uczestni- kami ich zbrodni, albo, przekgpieni, prawo gwałcili. Urosły ztąd owe zgubne stosunki, że wrogo naprzeciw siebie stanęły z jednej strony niezmierne bogactwo, z drugiej zaś wycień- czającţ siły człowieka ubóstwo, że wszystkiemi nieszezęsnemi następstwami, jakie zazwyczaj kontrast ten poseiąga za sobą. Povyoli przyszło, jak się zdaje, do tego, że książęta i starsi stnlr - 147 - się panami rozległych włości, które dla nich uprawiaE musieli niewolnicy, lub do stanu niewoli poniżeni ubodzy. Nie wahali się nawet obracać w niewolników dzieci biedaków, którzy nie mogli uiścić się z długu, i napędzać ich do pracy w deptaku. Z tem krzyczącem bezprawiem szły w parze inne adrożno- ści. Bogaci aż do zbytku książęta Jehudy chciefi ůużywać świata, wyprawiać wspaniałe biesiady, pędzić żywot w szumnem we- selu. Wezesnym rankiem zrywali się z łoża do ueiech kielicha i aż do późnej nocy zagrzewali się winem. A na tych ucztach grały im huczne kapele na lutniach, harfach, bębnach i fletach: Była to atoli niewinna rozrywka w porównaniu z innym ro- dzajem rozkoszy. Wino zagłusza uczucie wstydu i wznieca chu- cilubieżne. Lecz surowość obyczajów, przez Zakon nakazy- wana, wrogą była rozpuście. Dopóki ten trwał w swej mocy, przeczulona zmysłowość nie mogła wybujać nad miarę. Na rę- kę przeto był książętom Jehudy pţzyjacielski związek z pań- stwem dziesięciu pokoleń. Tam, zwłaszeza w stolicy Samarji, nie ścigało prawo wyuzdanej swawoli, owszem uświęciło ją ponie- kąd i uczyniło z niej część śkładową czci oddawanej bo- żyszezozń. Życie rozwiązłe właściwe było kultowi Baala i Astary. Tam świątynie roiły się od nierżądnic. W państwie dziesięciu pokoleń przynoszono ofiary na szezytach gór i pa- lono kadzidła na pagórkach, a w cieniu dębów i terebintów rozsiadło się wszeteczeństwo. Rozwielmożniło się ono do tego stopnia, że córki i synowie nie oparły się zepsuciu i poszły za przykładem śwych ojców i teściów. Tam wino i żądze nieczyste skaziły serca możnych. Od tyćh możnowładców z państwa dzie- sięciu pokoleń, od "opilców Efraima" pfzejęli książęta Jehudy życie na wszelką rozpustę wylane: Znieśli słupy graniczne i z obu paţistw uczynili jedno. Byli to pojętni uczniowie, wpro- vţadzili do swych dzielnic kult bałwochwalezy Baala i Astarty, sporządziţi srebrne i złote bałwany - wszak byli bogaci- i napawali się dziwolągami cudzoziemezyzny. Służba boża w świątyni jerozolimskiej była wprawdzie urzędownie uzna- waną, hołdował jej król, oddawali się jej Aronidzi i Lewici; lecz nie przeszkadzało to szlachcie uprawiać pod swym da- chem kult Baala. Braterskie pożycie Izraela z Jehudą to tylko wydało owoce, że tu i tam jednako krzewiły się plugawe po- - 148 - gaństwo, rozpasanie, pijaństwo, pycha i urąganie prawu. Leez jakkolwiek wyrodziła się szlachta izraelska i tudzka, to jednak i w tych sterach dokładano starań, aby to zwyrodnie- nie nie zostało uznane za porządek legalny i wskuteh teţo nie rozpełniło się jeszeze bujniej. W narodzie izraelskim nigdy nie mogły wytworzyć się tak potworne stosunki, aby bezprawie cieszyło się publicznem uznaniem. Byli to mężowie, co naigra- wanie się z praw i deptanie ludzr ubogich potępili głosem do- nośnym, nawoływali do życia sprawiedliwego, do czystości serca i bronili słabych od gwałcicieli całą potęgą swej wymo- wy. Właśnie w owej dobie zwyrodnienia, za hróla judzkiego Jotama i za krbla izraelskiego Pekacha, ukazało się kilku mę- żów bożych, którzy w płomiennych mowach powstawafi prze- ciw skażeniu możnych. Było to trzecie pokolenie a-ielkich pro- roków po Eljaszu, Eliżeuszu i po Amosie, Hozeaszu. Najznakomitszym z pośród nich był Jezajasz, syn Amoca z Jerozolimy. Ze współezesnymi sobie prorokami: Zacharjaszem I, Hozeaszem II i Nlichaszem II, dzieli nieustraszoną otwartość, z jaką grzeehy, zdrożnośei i przywary po imieniu nazywa i pię- tnuje bezwzględnie. Lecz tak ich, jak wszystkieh swoich poprze- dników zaćmił bogactwem myśli, powabem formy, wzniosłośeią języka poetyckiego, misternością porównań obrazowych i jasno- ścią proroczego widzenia. Jeśli wymowę proroka wspierała ţodna jej dykeja, to wywierała ona niechybnie głębokie, trwałe wrażenie na słucliaczy. O życiu jego wiemy niewiele. W mło- dości obracał się zapewne w kołach hulaszezych magnatów i pań, pogrążonţch w uciechach i zbytku. Znał na palcach szezegóły niewieściego stroju, jak lubieżnik, który do tych fata- łaszków wielką przywiązuje wagę. Później pojął żonę, która również dostąpiła widzeń proroezych. Nosił szatę prorocką, płaszez z włosia koziego. Powołanie proroka obrał sobie, jak Eljasz, za wyłţczny cel swego życia. Całą swoją działalność skie- rował jedynie na przestrzeganie i upominanie ludu i na ukazy~ vranie mu świetnego ideału prayszłości, który miał urzeczywist- nić. Synom swym nadał symboliczne imiona, mające zwiastować rawezasu przyszłe zdarzenia i służyć za znak i za przykład. Je- dneţo nazwał "Szear-Jaszub" (szezątek nawróci się), dając terţi do poznania, źe część narodu nawróci się szezerze do Boga, ale - 149 - tylko szezątek. Drugiemu synowi dał imię "Maher-Szalal Chasz- Bac" (rychło stanie się łupem), co było zapowiedzią, że dwaj niebezpieczni przeciwnicy domu Dawidowego staną się nieba- wem łupem Asyryjezyków i postradają możność szkodzenia. Więcej niż czterdzieśei lat (755-710) piastował swój urząd pro- rocki z zupełnem poświęeeniem, niestrudzony, mężny, nieulę- kły. W chwilach niebezuieczeństwa, gdy wszyscy, wieley i mali, król i książęta, oddawali się rozpaczy, on jeden nie tracił wiary w zwycięstwo i budził nadzieję i otuchę. Roku śmierci króla Uzjasza poraz pierwszy wystąpił Jeza- jasz; mógł wfedy liczyć około trzydziestu lat życia. Obwieścił wówezas ludowi, może na górze -świątynioweţ, pierwsze swoje widzenie i jak odebrał poświęcenie na proroka. Opowiedział, że w wizji swej ujrţał Pana zastępów na wy- niosłym i wspaniałym tronie, otoczonego skrzydlatemi istotami, Serafinami. Jeden Serafin wołał do drugiego: "$więty, święty, święty Wiekuisty zastępów", tak przeraźliwym głosem, że za- trzęsły się posady podwojów świątyni. "I rzekłem: Biada mi, je- stem zgubiony, bom człowiek nieczystych warg i śród narodu nieezystych warg przebywam, i oczy moje wiadziały Pana zastę- pów! Ale nadleciał do mnie yeden z Serafinów, a w ręku miał kamień rozżarzony, który wziął z ołtarza, dotknął nim ust mych i rzekł: "Otóż dotyka on ust twoich, a znikła wina twoja, a grzech twój będzie odpuszezony." Wtedy usłyszałem głos Pana mówiącego: "Kogoż mam posłać i któż Nam pójdzie?" I rzekłem: Jestem gotów, poślij mnie. Rzekł: "Idź i powiedz na- rodowi temu: "Słyszycie tylko, ale nie cheecie rozumieć, patrzyţţů cie tylko, ale nie cheecie poznawać." "Znieczul serce narodu tego, a uszy jego przystęp, a oczy jego zasklep, aby nie widział oczyma swemi i uszyma nie słyszał i sercem nie rozumiał, a nie nawrócił się, by był uzdrowion 1" Rzelełem : Dopókiż Panie? Rzekł: Dopóki nie opustoszeją miasta dla braku mieszkańców, a domy dla braku ludzi, a ziemia spustoszeje jako step. Wydali Wiekuisty człowieka, a wielką będzie opustoszałośE wpośród ziemi. A jeżeli jeszeze zostanie w niej część dziesiąta, ta również zniszezona będzie. Ale jak sosna lub dąb, .u którţch po zrzucexx>iu Gści pień zostaje, tak i zagajem świętym pozostanie pień jej.`ţ W pierwszej swej mowie Jezajasz dotknął tylko zlekka - 150 - zdrożności magnatów, napomknął tylko, że niedostępni byli dla lepszego przehonania. W innej mowie wdał się w szezegóły i zwłaszeza "hsiążętom Jehudy" stawił przed oczy zwierciadţo ich głupoty i niegodziwości. Chłostał ich bałwochwaleze zaśle- pienie, naigrawanie się z prawa, grabieże, rozpustę, a nade- wszystko pychę, zbytki i nieobyczajność szlachcianeh, i uhazy- wał w oddali shuthi takiego postępowania. "Wiekuisty na sąd przyjdzie przeciw starszym narodu swego i jego książętom: "Wyście wszah spaśli winnicę, krzywda biednego w domach waszych. "Czemu gnębicie lud 1\lój i zaprzęgacie synów ubogich do pracy w młynie?" Jezajasz sięga aż do głębokiego źródła złego, htóre spowodo- vnego szezątku Izraelitów, po- zostałych w kraju po upadku pazistwa dziesięciu pokoleń. Chu- tejezykowie odbywali pielgrzymki do świętych miejsc Betelu, gdzie służbę bożą pełnili jeszeze izraelscy kapłani. Opowiadano później, że cudzoziemcy, osadzeni w Samarji, uległszy napadowi lwów, które się rozmnożyły podezas wyludnienia kraju, i przy- pisująe ten naţad zwierząt drapieżnych gniewowi boga krajowe- go, prosili jednego z królów asyryjskich o przysłanie im izrael- skiego arcykapłana. Król do ich prośby przychylił się pono i po- słał im arcykapłana, który obrał siedzibę w Bebel, obok starej świątyni Jerobeama. Pomimo to Chujteczykowie nie zaprzestali czcić również i bożków ojezystych, a niektórzy z pośród nich za- bijali nawet ludzi na ofiarę i w ten sposób stali się napoły Izrae- litami, napoły poganami. Assar-Haddon podbił następnie cały Egipt, powierzył rządy krainy nadnilowej własnym swym wo- dzom i powiózł do Asyrji oznaki zwycięstwa, ţ a między niemi kamienne sfinksów kolosy. Manasse został przez Assar-Haddona, czy też następcę jego, wypuszcony z niewofi i odprawiony do ojezyzny. Niedola nie poprawiła go chyba. Bałwochwalstwo i cały ów stan rzeczy, wywołany przez rozwiązłe obyczaje i krwawe prześladowania, przetrwał do końca jego życia. Gdy umarł (641), nie pochowa- no go, jak poprzedników, w mieście Dawidowem, lecz w ogrodzie llzza, obok pałacu królewskiego, zapewne pod osłoną jakiegoś wzniesionego tamże posągu bóstwa. Tron po nim oddziedziczył syn jego, Amon (640-639), a cho- ciaż berło piastować począł w wieku dojrzalszym, niż ojciec,-li- czył bowiem podówezas dwadzieścia dwa lata - to przecież, jak się zdaje, nie więcej posiadał rozumu, niż miał go Manasse, gdy chłopięciem jeszeze obejmował rządy. Za jego panowania nie ustał bynajmniej zakał pogaństwa i, co za tenz idzie, skatenie - 188 - obyczajów. Rządy jego wszelako trwały tak krótko, iż niewiele doszło nas wieści o jego osobie, czynach i dążeniach. Z jakiego powodu obudzi# niezadowolenie możnowładców? Słudzy jego, t. j. rządca pałacowy i inni bliscy mu dygnitarze dworscy, sprzysięgli się przeciw Amonowi i zamordowali go we własnym pa#acu (639). PrzychylnośE ludu Amon snać zjednaE sobie potrafił, gdyż na wieść o skrytobbjstwie tłumy napadły na spiskowców, pomordowały ich i królem obwołały ośmioletniego syna Amona, Jozjasza (633-608). Zmiana tronu żadnych na- razie nie w ywo#ał przeobrażeń. W imieniu nieletniego króla rzą- dzili znowu książęta Jehudy i synowie królewscy, a ci trwali uparcie przy zdrożnych urządzeniach Manassego, usiłując nadaE im moc wiekuistą. Jakgdyby niedość było kłaniania się gwiaz- dom, ohydnej służby Molocha, ku czci którego zabijano dzieci,- aprowadzali nadto obrządki pogańskie, od innych jeszcze zapo- życzone ludów. Ponieważ Egipt znowu zjednoczył się wówczas i wzrósł w potęgę pod królem Psametychem, k$iążęta judzcy za- biegali o #aski tego monarchy i sądzili, że najłacniej zaskarbią je sobie przez przyswojenie egipskich obyczajów, a raczej sprośno- ści. W ten przeto sposób znalazł wstęp do Jerozolimy egipski kult zwierząt. Przed bramą miejską wzniesiono kozłom ołtarze. Obok bałwochwalstwa podczas ma#oletności Jozjasza trwały nieprzer- wanie przemoc i bezprawie. Ten ogrom przewrotności i zepsucia zbudził za Jozjasza sze- reg proroków, co, poświęciwszy krasomówstwo swe i zapał pło= mienny wyszydzonej wierze i wzgardzonemu prawu, pomyślny zwrot wywołali; była wśród nieh i prorokini, której słów chętnie 3łuchano, jak niegdyś przemówień Debory. Najstarszym z tej póżnej odrośli proroków był Cefanjasz. Pochodził on z Jerozo- limy, z zacnej rodziny. Nieulękle chłostał ułomności swych współczesnych, a zwłaszcza możnych i synów królewskich, szu- kających chluby w naśladowanuu cudzoziemczyzny. Podobnież jak dawni prorocy, Amos i Joel, zwiastował nadejście "straszli- wego dnia Pańskiego". Innym również narodom wróżył Cefa- njasz klęski: Filistynom, Amonitom i Moabitom, którzy w py- sze swej z góry na naród judzki spoglądali. Lecz nadewszyśtko dumnej Niniwie prorokował sromotną zagładę. W tym czasie poczęła istotnie Asyrja staczać się zwolna z - I89 - wyżyn swej potęgi. Ludy, które wcześnicj jeszcze nie odpadły, odzyskały swobodę za przedostatniego króla asyryjskicgo, lub też do wypowiedzenia posłuszeństwa zmuszone zostały przez Medów, którzy z kolei narzucili na nie jarzmo niewoli. Wtóry król Medów, Fraortes, zwalczał narody jeden po drugim, wresz- cie podbił i Persów i wespół z nimi podją# wyprawę przeciwko Niniwie. Wszelako Asyryjczycy, ů lubo opuszczeni przez soju;z- ników, dość jeszcze zaehowali potęgi i ducha wojowniczego, by zadać klęskę wojsku medyjskiemu (635), przyczem Fraortes iy- cie postrada#. Atoli syn tego ostatniego, Kyaksares, bardziej je- szcze przedsiębierczy i śmielszy od ojca, pragnąc co rychlej pom- ścić śmierć swego rodzica, zgromadził liczne zastępy, które po- dzielił odpowiednio do różnych gatunków broni, najechał Asy- rję, pobił bufce nieprzyjacielskie i dotar# pod samą Niniwę (634). Gdy wszakże oblegał stolicę Asyrji, zaskoczyła go wieśE, iż ze stepów Donu, Wołgi, Kaukazu i okolic morza Kaspijskiego wtar- gnęły do Medji niezliczone hordy, barbarzyńskie, okrutne, szka- radne, - dzicy Scytowie czyli Sakowie, wspierani przez ujarz- mione plemiona; że tłuszcza ta na koniach ca#y kraj zalała, ra- bując, plądrując, szerząc zniszczenie i pożogę, żywej duszy nie przepuszczajac. Rad nierad musiał Kyaksares zaniechać oblężeţ nia Niniwy i poprowadzić wojska ku obronie kraju własnego. Nie zdoła# wszakże hord tych pokonać i zniewolony był pokój okupić daniną. Koczownicze to plemię w pogoni za ńrabicżą i łupem obfitym przeciţgnęło też, jak burza niszcząca, przez Asy- rję. Stąd zwrócili się na zachód, ku zasobnym miastom Fenicji, następnie pomknęli wzdłuż wybrzeża morskiego do kraju Filisty- nów (ok. 632), zamyślając zalać i Egipt, który nęcił ich swemi skarbami. Ale król Psametych skłonił ich bo5atym okupem do poniechania jego państwa. Jeden hufiec pozosta# w kraju Fili- stynów, gdzie spalił świątynię asyryjskiej bogini nierządu (My- litty). Z Filistei roje barbarzyńców spadły i na sąsiedni kraj judzki i nawiedziły go okropnem zniszczeniem, uprowadzając byd#o pasterzom i w perzynę obracając miasto i sioła. Do Jero- zolimy nie wtargnęli może: młodociany król Jozjasz wyszedł prawdopodobnie na ich spotkanie i skarbami skłonił do oszcţţę- dzenia stolicy. Owa epoka grozy, kiedy to przerażające wieści o spalonych - 190 - miastaeh, okrutnie pomordowanych ludziach wszystkie dokoła narody ustawicznym zdejmowały lękiem, potężne wywarła w Ju- dei wrażenie. Jeśli nie wróżby proroków, to same już fakty do- wiodły namacalnie niedorzeezności bałamuetw bałwochwal- czych. Czyż bożkowie Asyryjezyków, Babilońezyków, Fenicjan, Filistynów zdołały ocalić te ludy od najazdu barbarzyńskieh Seytów? Dzięki temu wśród ludności, przynajmniej jerozolim- skiej, zaszedł zwrot w poglądach, a najpotężniej przejawiał się w umyśle samego króla Jozjasza. Był on z natury łagodny, po- bożny, wraźliwy; przy szkaradzie bałwochwalezej trwał tylko z nałogu. Wstrząsające zdarzenia posłużyły mu za zbawienną naukę; pojął, że wraz z ludem na błędnej znajduje się drodze. Lecz wbrew lepszemu przekonaniu nie śmiał przecież wyrugo- wać pogaństwa, które dłużej niż pół wieku, bo od czasu objęcia rządów przez jego dziada, panoszyło się w stoliey i kraju. Nie chciał ściągnąć na siebie gniewu książąt Jehudy. Trzeba tu by- ło bohaterskiej odwagi, a na taką Jozjasz zdobyć się nie umiał. hależało tedy zagrzać go do czynu, do zaimponowania sţvemu otoczeniu królewską powagą. Stronnictwo proroków pracowało też usilnie, by skłonić Jozjasza do przywrócenia należnej czci Bbstwu praojców i do wyparcia kultu obcego. On tymezasem jeden krok tylko uczynił; postanowił podźwignąć osierociałą i za- padającą świątynię Jehowv. Po wprowadzeniu cudzoziemskich kultów świątynia. lubo nie poszła całkiem w zapomnienie, mało wszakże na siebie zwracała uwagi. Tyle przecież innyeh było siedlisk kultu, tyle bóstw, ile grodów. Mury, krużganki i zabu- dowania świątyni porysowały się i groziły runięciem, ornamen- tacje były zeszpecone. Któż bo miaţ dbać o to? Aronidzi, któ- rym powierzona była piecza nad świątynią, obcym zaprzedali się kultom, ci zaś, co wytrwali w wierze, potomkowie Cadoka, po- padli w niełaskę i wygnani zostali z obrębu świątyni. Tej to iewnętrznej ruinie starał się przedewszystkiem Jozjasz zaradzić. I'owołał Aronidów i Lewitów do służby świątyniowej i polecił im ;ok. 627) zakrzątnąć się koło gromadzenia ofiar na odnowę świą- tyni. Na ich czele postawił arcykapłana Hilkjasza, syna Meszu- llama z rodu Cadoka. Lecz skąd mieli ezerpać potrzebne fun- rusze? Bogaci tak ostygli w swej ku świątyni miłości, ogół zaś mieszkańców, wskutek łupieżnego Scytów najazdu, tak zubożał - 191 - iż trudno było liczyć na składki dobrowolne, jak temu dwa nie- mal stulecia za króla Joasza. Musiano więc żebrać poprostu o datki i ofiary na odnowienie świętego przybytku. Odźwierni Le- wici krążyli od domu do domu, po miastach i siołaeh, prosząc o zasilek na cel powyższy. Jakkolwiek król Jozjasz gorliwie zajął się sprawą świątyni, niedość wszakże posiadał energji, by czynnie wystąpić przeciw fałszom pogaństwa. Dopiero pod wpływem innyeh wypadków, zdobył się na konieczną odwagę. Z dwóch stron naraz wyszła dlań podnieta do przedsięwzięcia stanowezych środków w tej mierze: z usta proroka, który już w zaraniu młodości władał po- tężną, zniewalającą umysły wymową, oraz z księgi, która królo- wi unaoczniła.jego połowiczność. Jedno zaś i drugie wrażało się w serca z nieprzepartą siłą i w szerszych kołach podnioślejszy wywołało nastrój, nadając odwiecznej nauce zapach świeżości i urok poezji. Młodzieńcem tym był prorok Jeremjasz, księgą zaś - nowe objawienie, a raczej nowy wykład starego objawienia Zakonu. Jeremjasz, syn Aronidy Hilkjasza (ur. 645-640, zm. 580- 570), pochodził zůmałej mieściny Anatot (o 11/z godziny na pół- nocowsehód Jerozolimy) w udziale pokolenia Benjamin. Z ro- du acz nie ubogi, nie wielkiem przecież uposażony był boga- ctwem. Bogatą natomiast i zasobną była dusza Jereţnjasza, przezrocysta, by gładkie zwierciadło, lub źródło z głębiny bijąee. 1'kliwego serca i do smętku skłonny, od najpierwszych lat swej młodości bolał niezmiernie nad moralno-religijnym stanem w spółezesnego społeczeństwa. Wstręt żyw ił do fałszu, przewrat- ności, bezprawi: widok ich napawał go żałością. Rodaey jego, kapłani z Anatot, od chwili, gdy począł działać, z tak zaciekłą prześladowali go nienawiścią, iż niepodobieństwem jest, aby oni ności, bezprawia, widok ich napawał go żałością. Rodacy jeţo, i sposób myślenia wpływ niewątpliwie wywarły pisma, pozostałe po dawniejszych prorokach. Tak w nich ducha swego zagłę- biał, iż używał, jak własnyeh, ieh myśli, zwrotów i wyrazów. Te studja nad ţpiśmienną wieszezów spuścizną naprowadziły mło- dzieńca na drogę prawdziwą, natehnęły go wzniosłemi pojęciami o Bogu i moralnym świata porządku, o Izraelu wielkiej przeszło- ści i znaczeniu jego dla czasów potomnych i wţnieciły w nim - 192 - - 193 - nienawiść do nikezemnych postępków i rozpustnej swawoli, po- wiadała "straszny dzień Pański," co sprowadziE ma przewrót zu- gardę dla bałamuctw i nicości bałwochwalstwa. pełny, po którym zabłyśnie dla Izraela jutrzenka idealnego okre- Wzniosłym tym poglądem przejęty, czuł się obcym w swo- su. Groźby kary i wieszezby zbawienia niejasno brzmiały w jem otoczeniu, w małej mieścinie Anatot. Naraz spłynął nań ustach dawniejszych proroków; jedyny w tym względzie wyjątek duch proroczy. Usłyszał wyraźnie głos, wzywajţcy go, jak ongi stanowi Jezajasz. Stąd też skłonna do szyderstwa IudnośE Jero- Samuela w Silo: "Zanim cię utworzyłem w żywocie, wybrałem zolimy drwiła sobie ze strasznych przepowiedni proroczych. rię, a zanim wyszedłeś z łona, poświgciłem cię, na proroka na- "przeminą dni, a proroctwa się nie ziszezą", mawiano, lub "pro- rodom postanowiłem cię." Lękliwie odpowiedział na to: "O Pa- rokują dla dni odległyeh i czţsów dalekich. Jeremjasz podjął nie, Wiekuistyl Otom niezdolny mówić, bom młodzieńcem je- ţ.alkę z tą szyderską obojętnością na przepowiednie prorocze. szeze." Na to głos: "Nie powiadaj, młodzieńcem ja; lecz dokąd- Zwiastował ludowi karę, która w najbliższej przyszłości, za jego holwiek cię poślę, pójdziesz, a cokolwiek ci rozkażę, mówiE bę- jeszeze czasów; spotkać miała Jehudę i Jerozolimę. VVszystkich dziesz." Jednocześnie zdawało mu się, że dłoń jakaś ust jego do- swych poprzedników ryczałtem przewyższył niezaprzeczenie cu- lknęła, i znów głos się odezwał: "Oto kładę słowa Moje w usta downym darem proroczego widzenia. Przepowiadał zdarzenia twe. Patrz, ustanawiam cię dzisiaj nad narody i królestwa, abyś 7razu z roku na rok, później, gdy tragiczne rozwiązanie stało już wypełniał i druzgotał, niweczył i burzył, budował i zasadzałl" u progu, z miesiąca na miesiąc, a wizje jego sprawdzały się z po- Tu ujrzał pełne znaczenia wizje, które dlań były wyraźną wska- dziwu godną dokładnością. Widział przyszłość nie w dwuznacz- rbwką, że "od północy spadnie nicbawem klęska na wszystkich nych marzeniach sennyeh, lecz wśród białego dnia, na jaţrie, ob- mieszkańców Jerozolimy i kraju. W końcu otrzymał przestro- cujcą ze światem zewnętrznym. Nie zagadkami tedy przemawiał gę, by był mężny i nie obawiał się przemawiać przeciw królom, ţ nie uciekał się do sztucznych aluzyj, lecz po imieniu rzeczy na- książętom, kapłanom i ludowi. Wrogiem wprawdzie ku niemu zywał. zapałają uczuciem, lecz szkodzić będą mu mogli nie więcej, niż Od pierwszej chwili swego powołania - w trzynastym roku kolumnie żelaznej lub murowi ze śpiżu. panowania Jozjasza (626), a w rok po częściowem otrząSnięciu W taki to sposób odebrał święcenia prorocze, o czem obwie- się króla tego z gnuśnego nałogu - świetlana ta dusza prorocza fcił też innym, bądź w Anatot, bądź w Jerozolimie. Wymowa p6ł wieku niema! mozoliła się nad ciężkiem zadaniem sprowa- jego nie może wprawdzie iść w porównanie z mistrzowskiem kra- dzenia na drogę prawdy zbłąkanego ludu. Skoro tylko Jerem- somówstwem syna Amoca. ţecz co jej zbywa na pięknie i polo- jasz otrzymał z góry rozkaz przemawiania bez wszelkiej boja- cie, wynagradza przystępnością i przejrzystością. Czas innej fni, znikły natychmiast nieśmiałość jego i potulność. Sam odma- vcymagał, niż dawniej, wymowy. Skażenie moralne głęboko lował wrażenia, jakie wzbudził w nim duch proroczy. W piersi w żarło się w życie narodu, -zwłoka groziła niebezpiećzeństwem; swej czu! żar ognia i uderzenia żelaţnej maczugi, zdolnej kru- trzeba było natychmiast pomyśleć o lekach. Nie przemawiał też szyć skţly. Porywającą odznacza się potęgą pierwsza jego mo- Jeremjasz, jak dawniejsi prorocy, do szezupłego tylko koła wy- ţa, wymierzona przeciw sprzeniewiţrzeniu się ludu tradycji oj- kształconych, lecz do całego narodu. Styl wykwintny i subtelny czystej, przeciw zdróţnościom basţvochwalstwa, wszeteczeństwu byłby tu niewłaściwy. Aby mowa nie chybiła celu, mówiE na- i zhrodniom. Słowa takie, z ust młodyeh płynące, nie mogły leżało jasno i zrozumiale; przemawiał tedy Jeremjasz najezęściej przpţţ,zmieć bez echa. Niektóre rodziny szlaehetne zaniechalţ niewyszukaną prozą, tu i owdzie tylko wplatając retoryczne rozpustnego życia i naţ-róciły się do ţoga, wyznawanego przez kwiecie. Inną jeszeze właściwością odznaczały się prorocze mo- Jţremjasza i innych proroków. Ród Szafanów, wysokie piastują- vry Jeremjasza. Większość proroków z czasów ubiegłych wr6- ey urzędy, przyłączył się do stronnictwa proroków i sprawy jego żyła w słowach, mgłą przesłoniętych, przyszłośE odległą, przepo- , bronił usiluie. Historja ŻYdów Tom 1 ark. 13 - 192 - nienawiśE do nihczemnych postępków i rozpustnej swawoli, po- gardę dla bałamuctw i nicości bałwochwalstwa. Wztiiosłym tym poglądem przejęty, czuł się obcym w swo- jem otoczeniu, w małej mieścinie Anatot. Naraz spłynął nań duch proroczy. Usłyszał wyraźnie głos, wzywający go, jah onţi Samuela w Silo: "Zanim cię utworzyłem w żywocie, wybrałem cię, a zanim wyszedłeś z łona, poświęciłem cię, na proroka na- rodom postanowiłem cię." Lęhliwie odpowiedział na to: "O Pa- nie, Wiekuistyl Otom niezdolny mówić, bom młodzieńcem je- szcze." Na to głos: "Nie powiadaj, młodzieńcem ja; lecz dokąd- holwieh cię poślę, pójdziesz, a cokolwiek ci rozhażę, mówić bę- dziesz." Jednooześnie zdawało mu się, że dłoń jakaś ust jego do- lhnęła, i znów głos się odezwał: "Oto kładę słowa Moje w usta twe. Patrz, ustanawiam cię dzisiaj nad narody i królestwa, abyś wypełniał i druzgotał, niweczył i burzył, budował i zasadzał!" Tu ujrzał pełne znaczenia wizje, które dlań były wyraźną wska- rówką, że "od północy spadnie niebawem hlęska na wszystkich mieszhańców Jerozolimy i kraju." W końcu otrzymał przestro- gę, by był mężny i nie obawiał się przemawiać przeciw królom, hsiążętom, hapłanom i ludowi. Wrogiem wprawdzie hu niemu zapałają uczuciem, lecz szkodzić będą mu mogli nie więcej, niż holumnie żelaznej lub murowi ze śpiżu. W tahi to sposób odebrał święcenia prorocze, o czem obwie- ţcił też innym, bądź w Anatot, bądż w Jerozolimie. Wymowa jego nie może wprawdzie iść w porównanie z mistrzowskiem hra- somówstwem syna Amoca. ţecz co jej zbywa na pięknie i polo- cie, wynagradza przystępnością i przejrzystością. Czas innej wymagał, niż dawniej, wymowy. Shażenie moralne głęboko R żarło się w życie narodu, 'zwłoka groziła niebezpieczeństwem; trzeba było natychmiast pomyśleć o lekach. Nie przemawiał też Jeremjasz, jah dawniejsi prorocy, do szczupłego tylko hoła wy- kształconych, lecz do całego narodu. Styl wykwintny i subtelny byłby tu niewłaściwy. Aby mowa nie chybiła celu, mówić na- leżało jasno i zrozumiale; przemawiał tedy Jeremjasz najczęściej niewyszuhaną prozą, tu i owdzie tylko wplatając retoryczne hwiecie. Inną jeszcze właściwością odznaczały się prorocze mo- wy Jeremjasza. Więhszość proroków z czasów ubiegłych wr6- żyła w słowach, mgłą przesłoniętych, przyszłośE odległą, przepo- - 193 - wiadała "straszny dzień Pafzski," co sprowadziE ma przewrót zu- pełny, po którym zabłyśnie dla Izraela jutrzenka idealnego okre- su. Groźby hary i wieszczby zbawienia niejasno brzmiały w ustach dawniejszych proroków; jedyny w tym względzie wyjątek stanowi Jezajasz. Stąd też skłonna do szyderstwa ludność Jero- zolimy drwiła sobie ze strasznych przepowiedni proroczych. "Przeminą dni, a proroctwa się nie ziszczą", mawiano, lub "pro- rokują dla dni odległyeh i czasów dalekich." Jeremjasz podjął walkę z tą szyderską obojętnością na przepowiednie prorocze. Zwiastował ludowi karę, htóra w najbliższej przyszłości, za jego jeszcze czasów; spothaE miała Jehudę i Jerozolimę. Wszysthich swych poprzedników ryczaltem przewyższył niezaprzeczenie cu- downym darem proroczego widzenia. Przepowiadał zdarzenia 7razu z roku na rok, później, gdy tragiczne rozwiązanie stało już u progu, z miesiąca na miesiąc, a wizje jego sprawdzały się z po- dziwu godną dokładnością. Widział przyszłośE nie w dwuznacz- nych marzeniach sennych, lecz wśród białego dnia, ţa jaţie, ob- cujcą ze śwlatem zewnętrznym. Nie zagadkami tedy przemawiał, nie uciekał się do sztucznych aluzyj, lecz po ilnieniu rzeczy na- zywał. Od pierwszej chwili swego powolania - w trzynastym roku panowania Jozjasza (626), a w rok po częściowem otrząSnięciu się hróla tego z gnuśţego nałogu - świetlana ta dusza prorocza pół wieku niema! mozoliła się nad ciężkiem zadaniem sprowa- dzenia na drogę prawdy zbłąkanego ludu. Skoro tylko Jerem- jasz otrzymał z góry rozkaz przemawiania bez wszelkiej boja- źni, znihły natychmiast nieśmiałość jego i potulność. Sam odma- lował wrażenia, jakie wzbudził w nim duch proroczy. W piersi swej czuł żar ognia i uderzenia żelaţnej maczugi, zdolnej kru- szyE skały. Porywającą odznacza się potęgą pierwsza jego mo- wa, wymierzona przeciw sprzeniewierzeniu się ludu tradycji oj- ezystej, przeciw zdróżnościom baţwochwalţtwa, wszeteczeństwu i zhrodniam. Słowa takie, z ust młoţych płynące, nie mogły przebrzmieć bez echa. Niektóre rodziny szlachetne zaniechał5ţ rozpustnego życia i nawróciły się do Boga, wyznawanego przez Jaremjasza i innych proroków. Ród Szafanów, wysokie piastują- ey urzędy, przyłączył się do stronnictwa prţroków i sprawy jegn bronił usilnie. Historja Żydów Tom 1 ark.13 - 194 - liról Jozjasz tymezasem pracował gorliwie koło odnowy chy- )ącej się do upadku świątyni. Trzem wysokim dostojnikom, a między nimi i kanelerzowi Szafanowi, polecił (621) nakłoniE ar- cykapłana Hilkjasza, by zrobił nareszcie właśeiwy użytek z fun- duszów, zebranych w tym celn. Hilkjasz, zdając ofiary, wręczył jednocześnie Szafanowi wielki zwój ze słowami: " Tę oto księgę Zakonu znalazłem w świątyni." Szafan zwój otrzymany odezy- tał i tak jego treścią został uderzony, iż składając przed królem rachunek z zebranych pieniędzy, zawiadomił go zarazem o zna- lezieniu rodału. Osobliwsze to dzieło wywarlo wpływ nie- zmierny. Rodał, czyli księga Zakonu, którą arcykapłan Hilkjasz przez Szafana doręczył królowi, podaje się za ostatnią wolę proroka i prawodawcy Mojżesza, jaką tenże przed śmiercią gorąco polecił pamięci wychowanego przez się ludu. Ma ona wstęp hiśtoryczny i takiż epilog; doprowadza mianowicie dzieje do zgonu Mojżesza, a nawet do czasów późniejszych. Sama sobie nadaje miano nau- ki powtórnej, czyli powtórnej księgi Zakonu (Deuteronomium). Księga praw, pełna ujmującej serdecznośei i tkliwego wyla- nia, niewątpliwie rzadkie to zjawisko. Prawa przemawiają za- zwyczaj chłodno, bezwzględnie i szorstko, wznosząc jednocześnie z groźbą palec: "czyń to, lub nie czyń tego, inaezej surowa spo- tka cię kara." Nie tak przemawia za panowania Jozjasza znale- ziony kodeks - nazywją go deuteronomicznym. Upomina on, przestrzega, błaga poprostu, to uczynić, a tamtego zaniechaE; nie grozi, lecz powołuje się na złowrogie następstwa przekroczenia. Mówi językiem kochającego ojca, który synowi wielkie wytyka cele i ostrzega go, by nie marnował lekkomyślnie świetnej swej przyszłości i nie narażał się na pogardę i hańbę. Wieje z tej deu- teronomicznej księgi Zakonu jakieś łagodne, orzeźwiające tehnienie. Stawiąc przed oczy dzieje dawniejsze, nie snuje ich wţtku chronologicznie, leez na porządek nie bacząc, takie wybiera zda- rzenia, któreby, jako materjał dowodowy, stwierdzić i poprzeć mogły doniosłe nauki. Ze wspomnieniem takich ważnych ehwil w życiu narodu izraelskiego łączy zachętę lub przestrogę; historja czasów ubiegłych ma być mistrzynią pokoleń potomnych. Czte- ry szezególniej idee pragnie w umysły wpoić deuteronomiczna - 195 - księga Zakonu: Majestat Boży, wielkość posłannictwa ludu izrael- skiego, nader niski, wbrew temu posłannictwu, poziom współeze- snego pokolenia i wreszcie uEwiadomienie następstw nierozwią- zanej tej sprzeczności. Boga Izraela przedstawia jako nad wszelkiem górującego jestestwem, nieznoszącego żadnych przy- równań do istot, przez ludy jako bóstwa czezoyneh. "Dowiedzio- no ci namaealnie, że Wiekuisty tylko jest Bogiem na niebie wy- snko i na ziemi niko, niemasz innego." Szezególny kładzie na- cisk księga deuteronomiczna na jedyność i wyłączność Boga te- ţo. "Słuchaj, Izraelu, Wiekuisty Bóg nasz, Wiekuisty jedyny." Bóg ten z osobliwszą troskliwością prowadził w minionych cza- sach Izraela, jak ojciec nosi rodzonego syna. A celem wyboru tego i tkliwego przewodnictwa jest wyniesienie Izraela na sto- pień ludu świętego. Praţnie nastepnie księga deuterenomiczna uprzytomnić żyjącemu pokoleniu, że lud nie ziścił pokładanych w nim nadziei, że nie zasługuje bynajmniej na miłościwe zbawie- nie. Od swych zaczątków aż po dziś dzień trwa w krnąbrności, nieposłuszeństwie i uporze, wciąż jeszeze nie ma oka ku widze- niu, ucha ku słyszeniu, serca ku uwadze. Koleje wreszcie dziejo- we służyć winny niepoprawnym pokoleniom za dowód niezbity. że zaparcie się Boga własnego zawsze za sobą pociągało karę. Albowiem Bóg jest wprawdzie Bogiem wiary, który slowa Swego i łaski Swej dochowuje aż do tysiącznego pokolenia miłującym Go i przestrzegającym Jego przykazań, lecz wrogom Swoim od- płaca, każdemu w obliczu jego. Z przestrzegających części kodeksu deuteronomicznego od- bywa się głóţ nowego niejako objawienia, lub nowego poznanla. Sam on podaje się za coś nowego, za nowe przymierze, które B6g zawarł nad Jordanem na krótko przed śmiercią Mojżesza i przed wejśeiem do kraju, odmienne od pierwszego na Horebie przy- mierza. Dziesięeioro synajskie tak proste jest i przystępne, iż nawet du- sze służaleze zrozumieć je są w stanie. Nie można przecież było się spodziewać, by ci, co jeszeze wezoraj niewolnicze dźwigali łańcu- chy, wniknąć zdołali głębiej w pojęcie ludu izraelskiego. Uważa- no, że dopiero synowie ich i wnuki dojrzeli po temu. W nich to wszezepił Mojżesz, na krótko przed zgonem, w piśmie deutero- nomicznem pojęcie o miłości ku Bogu: "Wiekuisty jest jedyny - 196 - i będziesz nţiłował Wiekuistego Boga twego calem sercem, całą du- szą, calą mocą twoją." "Czego, Izraelu, żąda Bóg tw6j od ciebie? Nic więcej nad to, byś go czcił, eJgo drogami chadzał, miłował Go, wielbił Go całem sercem, całą duszą." U wszystkich ludów ziemi pobożnośE była córą bojaźni; obawa niewidzialnej potęgi, istoty zagadkowej w obłokach lub miejscach budzących grozę, rginała kolana, a wszelkie narzędzia czci, bóstwa, ołtarze, świą- tynie, ofiary, ceremonje, miały na celu jedynie przebłagać wszechmocne jestestwa i przychylnie usposobić je dla siebie. Przedziaţ między bóstwem a człowiekiem mierzono na odległości niebios. Kodeks to deuteronomiezny po raz pierwszy obwieścił miłoţć ku Bogu, jako sp.rężynę bogobojności i czystości ubyeza- j&w, i dzięki temu o całe nţebo zbliżył człowieka do Bóstwa. Uczynił serce ludzkie przybytkiem, kędy pragnie byE uţvielbiana boska Istota, i nadał stosunkowi obojga cechę twliwego przywią- zania, podobną do stosunku ojca do syna. Niema już odtąd czło- wiek gotrzehy drżeE przed Bóstwem, jak niewolnik przed ponu- rym swym panem, rnoże się on doń zbliżaE z radością dziecięcţ. Wzniosłe to pojmţwanie miłości Boga powtarza się w księdze d teronomicznej. Z tem samem przejęciem, co nad wyrugowaniem bogów łał- szywych, zastanawia się to parwodawstwo i nad trybem służby hożej, zwłaszeza zaś nad czcią Boga praojców. Uderza tu oko- IicznośE, jak małe stosunkowo znaczenie przywiązuje ono do ofiar. Wprawdzie prawodawstwo deuteronomiczne nakazuje składać ofiary li tylko w określonem miejscu, które B6g sam sobie upatrzy, a zatem uznaje służbę ofiarną za uprawnioną i mi- lą Bogu, pragnie ją ono atoli zamknąć w nader ciasnych grani- cach. Poza miejscţm, stanowiącym punkt ogniskowy, wcale ofiar składaE nie wolno. Mię"a poza odrębem twego ogniska nie trze- ba święeić starym obyczajem, jako ofiarę, może je owszem spo- żywać, bez uprzedniego poświęcenia, zarówno czysty, jak i nie- czysty. W ten sposbb prywatne przybytki kultu i wzniesione na wyżynach oltarze strarily rację dalszţgo istnienia. Fragnęţo tţdy praţo deuteronomiczne odwieśE nar&d od sa- nxoţolńego obierania kultu. Miało ona również na oku ujęcie w ciaśniejsze ramy kultu ofiarnego łównej świątyni. Wolno więc było w jej murach spożywaE według rytuału ofi ego ţylko - 197 - dziesięcinę, pierworodne zwierzęta i ofiary ślubne. "Jeśli zanie- chasz ślubowania ofiary, nie będzie na tobie grzechu. Winieneś dochowaE tylko wyrzeczenia warg twoich." W tym względzie porawodawstwo deuteronomiczne znacznie wyprzedza dawniejů sze. Dziesięcin, pierworodnych trzód i pierwocin płodów wolno było nie wręczaE Aronidom, mógł je właściciel spożyE sam w środowisku kultu. Usilnie tylko zaleca prawo, by do biesiad ofiarnych dopuszezano Lewitów, a również i sieroty, wdowy i cudzoziemców, nie posiadających gruntu własnego, szezeţólniej zaś niewolników i niewolnice; należało ich przeto uważaE za członków ofiarującej rodziny. Podnosi dalej znaczenie żywego słowa przy zwiedzaniu świţ- tyni. Rozdawcy dobrodziejstw dziękezynienie i modły składaE należy. Ile razy rolnik odbędzie do świątyni pielgrzymkę, winien wynurzyE przed oltarzem coś nakształt wyznania i, sięgając wstecz wspomnieniem, dziękowaE za wybawienie z niewoli egip- skiej i objęcie kraju w posiadanie. Go trzeci rok, roku doręczania dziesięciny Lewitom, obcokrajowcom i sierotom, winien posia- daez griţntu zeznać przed ołtarzem, źe sumiennie spełniał obo- wiązki swe w miarę danych mu przez Boga środków, że z do- bytku swego użyczał potrzebującym, winien wreszcie zmbwić modlitwę nietylko za siebie, ale i za ogól. Trzy do świątyni pielgrzymki ustanawia prawo deuterono- miczne, jakó święta radości: święto przaśników, święto tygodni oraz święto szałasów. W ueiechach biesiadnych ma braE znowu udział ludność bezrolna. "Pamiętaj, iź niewolnikiem byłeś w Egipcie," a przeto i nieszezęśliwych należy dopuśzić do godów. Szezególną uwagę zwraca prawodawstwo deuteronomiczne na sprawy sądownictwa. We wszystkich miastach należy usta- nowiE sędziów i pisarzy (szoterim), pierwszych do ferowania, drugich do wykónywania wyroków. Sędziowie powinni mieE na oku prawo jedynie i nic prócz prawa, mają wszelkich wystrze- gać się względów i nie frymarzyE surnieniem. Wyrok śmicrci wydać wolno tylko na podstawie zgodnego zeznania dwu lub trzech świadków. Świadków należy badać gruntownie i szezegółowo, aby stwierdziE, czy oskarżenie slusz- ne jest i uzasadnione. Sędziowie pilnie baczyć mają, by nie przelano krwi niewinnej, A wina nie została bez kary. SześE - 198 - " miast sehronienia" wyznaczyć należy, aby mimowolni morder cy mogli w nich znaleźć przytułek. Karę śmierci ustanawia praů wo deuteronomiczne nietylko za zabójstwo, bałwochwalstwo i kupezenie ludźmi, lecz także za cudzołóstwo i udowodniony nierząd oblubienicy w domu jej ojca; śmiercią też karze niepo- słusznego, krnąbrnego syna, kfbry mimo wychowanie, dane przez rodziców, głosu ich nie słucha i pogrąża się w pijaństwie i roz- puście. Nader surowo obehodzi się również prawoţawstwo to z przekonanym o winie świadkiem fałszywym : "Uczyńcie mu :to samo, eo zamyślał uczynićbliźniemu swemu", bez litości, życie za życie, oko za oko, noga za nogę, ręka za rękę. Lecz i w prze- stępcy prawo to nie zapoznaje godności człowieka. Ciţło skaza- nego na śmierć i powieszonego na drzewie nie powinno pozo5ta- wać na niem przez noc, należy zdjąć je i pochować tegoź jeţzeze dnia. Gdy sędzia skaże kogo na chłostę, wolno mu wymiprzyć okTeśloną tylko ilość razów: "czterdzieści" - nie więcej "by brat twój nie był poniżony. w twych oczach (przez nadmierną ilość razów i rany)." Kara chłosty wymierzaną być ma osLezerey, gdy np. oskarży fałszywie wprowadzoną w dom żonę o rozpvstţ i potwareze rozsieje wieści o córze Izraela. Kodeks deuteronomiczny mówi też o władzy królewskiej i za pomocą ograniczeń stara się uczynić ją nieszkodliwą. Król po winien być wybrany przez Boga, t. j. zatwierdzony przez proro- ka. "Nie ustanowisz nad sobą cudzoziemca, któryby nie był twym współplemiennikem." Król niech nie utrzymuje znacţnej liczby koni i niech nie zawiera sojuszu z Egiptem, by stamtąd konie sprowadzać. Dalej nie powinien się otaczać licznym zastę- pem małżonek, by serce jego, skłaniając się do nich, Boga nic odstąpiło. Nie wolno mu wreszcie gromadzie srebra i złota. Seree jego nie powinno wynosić się w pysze nad braci swych, a prawo ma być stałym jego drogowskazezzţ. Księga ta zawiera równier oryginalne prawo wojenne. Po zwalezeniu tuziemnych szezepów kanaańskich żadnej duszy ţ nie należy przy życiu zostawić, aby was nie nauczyli naśladowania ich plugastw." Natomiast przy obleganiu miast poza granicami kraju należy naprzód przedłożyć mieszkańcom warunki pokoju. Gdy przystaną na nie, należy na nich haracz tylko nałożyć, lecz życia nie pozbawiać. Jeśli jednak odrzucą propozycję pokoju, to niechaj po zdobyciu - 199 - miasta wszyscy dojrzali inężezyźni, wojownicy, głowy pod miecz ćladzą, kobietom zaś i nieletnim życie ma być darowane. Przy obleganiu miast należy oszezędzać drzewa owocowe, nie wolno ich niszezyć nawet w celach oblężniczych. Każdy nowożeniec ma być wolny przez rok od służby wojskowej i wogóle od wszel- kich osobistych powinności państwowych, "aby mógł żonę swą ucieszyć." Przed zgromadzonem i do wyprawy wojennej goto- wem wojskiem heroldowie obwołać winni: "Kto nowy dom zbu- dował, lub nową zasadził winnicę, albo zaręczył się z niewiastą, niech opuści szeregi, aby, gdy zginie na wojnie, kto inny nie wszedł w posiadanie świeżej a drogiej mu wła,sności." Lękliwym i tehórzliwym wolno opuścić szeregi, aby tehórzostwem swem nie zarażali wojowników. Obóz wojenny należy utrzymywać w czystości i nie plugawić niechlujstwem. Albowiem B6g (arka przymierza) kroczy wśród twego obozu, ma on przeto być świę- tym, niech w nim nie będzie widać nic sromotnego." Główną troską kodeksu deuteronomicznego jest dobro nę- dzarzy, pragnie też wpoić dla nich w umysły tkliwe uczucie bra- terstwa i otacza ich pieczą szezególną. Oprócz dziesięciny pewna jeszeze część zbiorów na ich ma iść użytek. Wracając siódmego roku swobodę niewolnikowi hebrajskiemu, nie należy go puścić z próżnemi rękoma; pan jego dotychezasowy powinien udzielić mu ze swyeh stad, klepiska i tłoczni. I w innych też stosunkach zaleca usilnie to prawodawstwo łagodność, ludzkość i miłosierdzie. Niewolnika, który z kraju sąsiedniego zbiegł do kraju Izraela, szukając sehronienia przed swym panem, wydać nie wolno. "Niech zostanie z tobą i wybierze sobie miasto na zamieszkanie, ty zaś nie uciemiężaj go." Nawet względem wroga powodować się trzeba fitośeią. "Gdy kto piękną brankę wprowadzi do domu, by ,ą j;ţojąć za żonę, niech jej da miesiąc czasu do opłakania swych krewnych; dopiero, gdy skońezy się jej żałoba, niech mu żoną zostanie." Gdy pan jej przestanie sobie w niej podobać, niech jej nie sprzedaje jako niewolnicy, lecz niech jej zwróci swobodę. Przy wybieraniu gniazda ptasiego, niechaj ptasznik nie zabiera matki wraz z pisklętami i jajami, nawet w zwierzęciu powinien szanować uczucie macierzyńskie. Ze szezególnym naciskiem zaleca Mojżesz ludowi przestrze- gać i pilnie wykonywać wszystkie te prawa i ustawy. Stanowią - 200 - one bowiem "w oczach ludów chwalę Izraela, mądrośE jego i ro- zum." Usłyszawszy o prawach tych, powiedzą one: "naród ten z pewnością mądry jest i rozumny." Boć przecież tak łatwo ustaw tych przestrzegać i dzięki temu życie swe przedłużyć. Nie jest to prawo ani niedostępne, ani da- lekie. "Nie na niebie ono, żebyś rzekł: któż wstąpi dla nas do nieba, aby je nam dostał i obwieścił je, abyśmy je pełnili. Ani za morzem ono, abyś rzekł: kto przeprawi się dla nas za morze i dostanie je nam i obwieści je, abyśmy je pełnili. Lecz nader bliskiem tobie słowo to: w ustach ono twoich i w sercu twojem, abyś je pełnił." Co siódmy rok, w końcu roku odpuszezenia w święto szałasów, Zakon ten odezytywać należy ludowi zgro- madzonemu: mężom, nieţviastom, dzieciom i tudzoziemcom, aby się wszyscy uczyli czcić i miłować Pana i praw tych przestrze- gać. Każdy król Izraela powinien po wstąpieniu na tron odpis sobie tych praw sporządzić, mieć go zawsze pod ręką i ustawicznie w nim rozezytywaE. Słusznie wysławiają ten odnaleziony kodeks, ostatnią odrośl nauki synajskiej, jako księgę niezwykłą i szezytną. Ogłoszenie jej stanowi punkt zwrotny nietylko w dziejach ludu izraelskiego, lecz i wszystkich narodów cywilizowanych. Treść tych praw, for- ma, w jaką są ujęte, głos serdeczny, ojcowski, jaki w nich roz- brzmiewa, przepis, by w pewne uroczystości były odezytywane i głoszone całemu ludowi, nie wyłączając kobiet i cudzoziemców, wszystko to miało nader doniosłe znaczenie. I nauka ta nie w ciasnem zamknęła się kole, lecz stała się wspólnem dobrem ca- łego narodu i nawet przychylnych dlań cudzozicmeów. Jakkul- wiek niejeden zawiera ona przepis, dotyczący świątyni, ofiar, ochędóstwa publicznego i obrządków, największy przecież kła- dzie nacisk na sprawiedliwość, łagodność, obyezajność i czystość, a zwłaszeza na pobożność z serca p.łynącą. Przewidział Mojżesz - prawi dalej księga - że pomiino przestróg jego i przedstawień, lud przecież uchybi Zakonowi i że wskutek tego na zehyłku dni straszna nań zwali się niedola. Lud jednak zapozna ţZ pływ nieposłuszeństwa i winę Bogu swe- mu przypisze. W przewidywaniu tego wygłosił pieśń i rozkazał uczyć się jej na paţnięć. Pieśń ta zapowiaţa, że lud, zepsuty po- wodzeniem, zboczy z drogi prawdy i zwróei się ku bałwanom. - 201 - jakich przodkowie jego nie żnali, i że uharze go wyrzutek lu- dów, lud-potwór. Wóţczas zrozumie, że obrani przezeń bogowie nie mu nie pomogą, że jeden Bóg, który mu tak cudownie prze- wodniczył i szezęściem obsypał, zabija i wskrzesza, rani i uzdra- wia, że On jeden pomści go i oczyści skalaną glebę kraju Swego. Wstrząsającą do głębi duśzy jest zapowiedż kary, którą ko- deks ten grozi ludowi, jeśli praw jego nie będzie przestrzegał. Zdziera on zasłonę z tajników przyszłości i maluje okropne ka- tusze, jakie czekają naród i jego króla; jeśli trwać będą na do- ţychezasowej drodze. W najżywszych barwach oddaje posępny ten obraz wszelkie klęski, która człowieka przywieśE mogą ţo głuchej rozpaczy: nieurodzaj, głód, posuchę i pomór z jednej strony, poniżenie, upokorzenie, gnębiącą niewolę i hańbę z dru- giej = a jako następstwa tych cierpień ciała i duszy - złamanc serea, oblęd i stępienie umysłu. "Bóg przywiedzie na ciebie naród zdaleka, z krańca ziemi, lotny jak orzeł, lud, którego mowy nie rozumiesz, lud zuchwały, okrutny, który pozbaţi cię wszyseóiE~ go i osaczy twierdze twe i grody wyniosłe, na których polegasz. Wśród klęsk oblężenia będziesz pożerał ciało własnych dzieci, Bóg cię rozproszy między wszytkie narody od krańea do kţańca; tam wielbić będziesz bogi z drzewa i kamienia, a spokoju między ludami temi nie zaznasz, da ci Pan serce lękliwe, duszę chorą i rozpacz. Zrana będziesz mawiał w trwodze: o gdybyż już był wieczórl - a wieczorem: gdybyż poranek nastąpiłl A i kr61 twój, którego ustanowisz nad sobą, pójdzie wraz z tobą w niewolę do nieznanego ci ludu." Oryginalny ten kodeks, pełen za serce chwytających nauk i ponurego przeczucia przyszłości, kodeks, który arcykapłan Hilkjasz po znalezieniu odezytał i doręczył Saafanowi, kanelerz niezwłocznie zaniósł do króla Jozjasza i odezytał mu z niego nie- które ustępy. Kr61, do żywego przejęty zapowiedzią kary i świa- domością winy zgnębiony, - albowiem pozwalał dotychezns na takie właśnie występki, jakie wyraźnie wzmiankuje zwój odne leziony, - rozdarł w rozpaczy szaty na sobie. Owładnęła sercem jego trwoga, że mogą ziścić się kary, któremi pismo grozi za na- ruszenie przymierza. Sam nie wiedząc, co począć, polecţ Joţţ:ţsz wezwać arcykapłana Hilkjasza, aby jego rady zasięgnąć. Za jego wskazówką wysłał król samego arcykapłana wraz z kilku - 202 - urzędnikami do pewnej niewiasty, słynącej z daru proroczeg0 aby ją o przyszłość zapytaE. Jeremjasza pominięto zapewne dţa jego młodości, zbyt krótko jes2cze działał, by wróżbami swemi mógł zjednać sobie uznanie; lecz i proroka Cefanjasza, nie wie- dzieć dla jakie przyczyny, o zdanie nie zapytano. Niewiastą do z urzędników królewskich, szatnego Szalluma, ze starego pocho- dząca rodu. Kazała ona posłom uspokoić króla, że zapowiadana klęska, jaka nawiedzić ma naród i króla,. nie spadnie za dni jego, gdyż ukorzył się ze skruchą przed Bogiem. Skrucha przecież sama nie wystareza, należy przystąpić do czynu i wyplenić całą ohydę czei bożków, wszelkie bezprawia i zbrodnie. Uspokojony co do losu narodu za dni swego panowania, za- brał się król Jozjasz z niezwykłym zapałem do poprawy oby- czajów i stosunków. Zńalezioną księgę praw obrał za drogo- wskaz w pracy i o wiele jeszeze surowiej i radykalniej, niż Hiskjasz, poczynał sobie z tępieniem bałwochwalstwa. Zwołał przedewszystkiem do świątyni starszych ludu, tak ze stolicy, jak i kraju. całego, tudzież, rzecz prosta, całą ludnośe stołeczną, ka- płanów i proroków, a nawet niskiego stanu drwalów i nosiwo- dów świątyniowych i polecił wobec nich wszystkieh odezytać treść znalezionego kodeksu; sam przy czytaniu stał na trybunie, wzniesionej na słupach w świątyni dla królów. Następnie rozka- zał wszystkim obecnym zawrzeć formalne przymierze i zobo- wiązać się do wypełniania z całej duszy i z całego serca wszelkich praw i przepisów, które dnia tego poznali. Rozległy się okrzyki: "Przeklęty, kto przekroczy słowa przymierza tegol" Wszyscy obecni zawołali na to: "Amen." Z rozkazu króla usunięto szka- radę różnych obrządków bałwochwalezych. Gorszący wizerunek Astarty, który Manasse ustawił w świątyni, ołtarze i cele dla nierządnic świątyniowyeh, rumaki słońca u wrót świątyni, ołta- rze wreszcie ku czei gwiazd wzniesione - wszystko to usunięto, zburzono, spalono w dolinie Kidron, a popioły rozsypano na grobach pospólstwa. Przybytek w dolinie Hinnom, gdzie dzieci palono na stosach ofiarnych, kazał Jozjasz splugawić. Potem zniesiono wszystkie ołtarze na wyżynach krajowych. Usunięto ofiarników bożków i ołtarzy, wzniesionych na wyżynach; ci z nich, co pochodzili z pokolenia Lewi, zamieszkać musieli w Je- rozolimie, gdzie oddano ich pod dozór, ofiar składać nie wolno - 203 - im było, otrzymywali wszakże swoją częśE z dziesięeiny, należne Aronidom. Ofiarników eudzoziemskich, którzy sprawowali ka- płaństwo przy obeych obrzędach, wydalono z kraju. Okrutny uczynił Jozjasz wyjątek względem izraelśkich kapłanów w Betel, którzy trwali jeszeze w zaprowadzonej przez Jerobeama czci byka. Kapłanów tych kazał zgładzić na znajdujących się tamże ołtarzach, same zaś ołtarze koś‚mi ludzkiemi znieważyE. Z Be- telu wyszedł pierwszy impuls do wierzeń obłędnych, uwłaszeza- jących prastaremu poznaniu prawdziwego Boga, dlatego też Jozjasz tak surowo obszedł się z kapłanami tamecznego kultu. Mniej winni wnukowie musieli, jak to często bywa, odpokuto- wać za występnych przodków. Taki był koniec czei byka w Be- telu. Profanacja świątyń fałszywych w tem mieście odbyła się pod osobistym kierunkiem króla. W miesiącu wiosennym tegoż roku (621) zwołał Jozjasz cały naród, by zgodnie z przepisem Zakonu wspólnie obehodził święto przaśników w Jerozolimie. Lud stawił się teraz nie z przy- musu, jak to było za czasów Hiskjasza, lecz dobrowolnie. Pod- niosłe psalmy z towarzyszeniem instruinentów strunowych i śpiewu Lewitów nadały ţwiętu, po raz pierwszy wspólnie obehodzonemu przez lud, zgromadzony tak licznie i tak chętnie, szezególnie uroczysty charakter. Sprężyste wystąpienie Jozjasza przeciw bałwochwalstwu wydało się prawowiernej części naro- du tak płodne w następstwa, że stronnictwo proroków nową od tego roku rozpoczęło rachubę czasu. Liczyło ono lat tyle a tyle od czasu oczyszezenia świątyni przez Jozjasza. Poprawiły się też zapewne stosunki społeczne. Jozjasz nakazał prawdopo- c)obnie wyzwalanie niewolników hebrajskich po sześciu latach służby, gdyż nauka, którą obrał sobie za modłę, przestrzeganie tego prawa usilnie zaleca. Może też wysyłał do miast i wsi świa- tłych Lewitów z odnalezionym kodeksem, by ciemny lud na- uczali. Zaprowadził też Jozjasz podobno doniosłą reformę. Arki przymierza, która dotąd stale, jako talizman, towarzyszyła hufcom, wyruszającym na wojnę, i którą dźwigali Lewici, za- kazał nadal używać w tym celu; miała ona być punktem środko- wym świątyni i mieścić się w przenajświętszem. Obok arki król złożył zapewne, zgodnie z przepisem, kodeks deuteronomiczny, który sobie obrał za drogowskaz. - 204 - Jeremjasa w pierwszej swej mowic proroczej przepowiedział okres powszeehnej zagłady i spustoszenia, po którym miało na- stąpić odrodzenie. Zwrot ten rozpoczął się w ostatnich latach panowania Jozjasza. Olbrzymie państwo asyryjskie, ktbre tyle ujarzmiło narodów, chyliło się ku ostatecznemu upadkowi, a na jego gruzaeh nowe miały powstać mocarstwa. Kyaksares, król 1\iedji, i Nabopolassar, król Babilonji, stargali ostatnie ogniţwa, ţakie jeszeze łączyły kraje ich zAsyrją, i uczynili się niezawi- słymi. Wzrastającą niemoc państwa asyryjskiego zapragnął wy- zyskaE i Egipt, by przedewszystkiem pomściE tak często wyrzą- dzane sobie krzywdy. Rządy tego kraju objął król pełen odwagi, Vecho, syn Psammetycha, który postanowił wskrzesiE dawną świetność Egiptu. Kilku więc naraz ambitnych monarehów dą- żyło podówezas usilnie do złamania niezmiernej potęgi państwa asyryjskiego, aby zagarnąć pozostałą po niem spuściznę. Necho, bardziej jeszeze wojowniczego i przedsiębierezego ducha, niż ojciec, z którego rozkazu flota fenicka poraz pierwszy opłynęła Afrykę, uzbroił liezne zastępy, goiując się do wielkiej wyprawy, aby zdobyE krainę Libanu do samego Eufratu i upokorzyć Asyrję. Ponieważ współzawodnik jego, Kyaksares, uwikłał się w uciążliwą wojnę z Alyattesem, królem Lidji, mniemał Necho, że z łatwością uda mu się wcieliE do Egiptu kraje syryjskie, a może i samą Asyrję. Zamiaru tego wszakże urzeczywistniE nie zdołał. Kyaksares bowiem zawarł z Alyatesem i Nabopolassarem ścisłe trójprzymierze, które większej jeszeze mocy nabrało dzięki małżeństwu córki króla lidyjskiego z synem Kyaksaresa, córki zaś króla medyjskiego z synem Nabopolassara, Nebukadnecarem, Związek ten wymierzony był przeciw Asyrji, rządzonej podów- czas przez rozpustnego i nikezemnego króla, Sardanapala. O je- dnej porze wyruszyli najpotężniejsi królowie owego czasu (608) na rozległe podboje; Kyaksares pospołu z Nabopolassarem prze- ciwko Niniwie; Necho zaś na kraje ńadeufrackie, do których droga wiodła przez dawne dzielnice izraelskie. Ponieważ podjęta przez Faraona wyprawa zagrażała również Jehudzie, postanowił Jozjasz czynnym oporem pokrzyżować mu plany zdobyweze. Ufał on w pomoc Boga, którego Zakon z takim zapałem hrzewił wśród swego narodu. Zaledwie Necho z hufcami swemi dotarł do środka równiny Jezreel, zetknął się pod Megiddo z wojskiem - 205 - judzkiem, zamierzającem przeciąć mu drogę. Przyszło do rozpra- wy orężnej. Walka wypadła nader dla Jozjasza niepţmyślnie, wojsho jego zostało pobite, a on sam śmiertelnie raniony (608). Słudzy ponieśli z pośpiechem dogorywającego króla do Jerozo- limy, gdzie po przybyciu wnet ducha wyzionął. Na widoh zwłoh ukochanego monarehy zapanowała w stolicy nieutulona żałoba. Gdy grzebano je w ogrodzie Uzza, w nowych grobach ostatnich królów judzhich, mężezyźni i kobiety, płacząc i narzehając w zawody, wołali: "O panie, majestacie!" Odtąd w hażdą roczni- cę dnia, w którym padł przeszyty strzałami ostatni dzielny hról z domu Dawida, powtarzano pieśń żałobną, z okoliczności tej przez Jeremjasza ułożoną. Nigdy poległego króla nie opłahiwano szezerzej, niż Jozjasza. Nieszezęsna bitwa pţd Megiddo, na rów- ninie Jezreel, stanowiła punkt zwrotny w kolejach dziejów ludu judzhiego. ROZDZIAţ 6SMY. Ostatni &rólowie judzcţ. (808-586). PaIehoż sięga przezornoţE Iudzha? O włos zaledwie poza chwilę obecną. Pragnąc zabezpieczyE niezawisłośE Jehudy, za- mierzał Jozjasz położyE tamę wścibstwu Ggiptu, htóry ustawicz- wtrącał się do spraw obcyeh hrajów, - i tem właśnie przyczy nił się do ujarzmienia przez to mocarstwo własnego narodu. Bitwa, przegrana pod Megiddo, przetrzebiła chyba doszezętnie zdatne do oręża zastępy Jehudy, skoro nie spróbowano nawet wywołaE powśtania na tyłach posuwającego się naprzód Farao- na. W Jerozolimie, opłakującej śmierE poległego hróla, o ni- czem więcej nie pomyślano, prócz przystąpienia do wyboru na- stępcy. Jozjasz z dwóch żon trzech zostawił synów, pierţorod- ne o Eljakima i dwóch młodszych, Szallurna i Matanjasza. Oj- ciee, jalc się zdaje, miał zamiar przeznaczyţ na uastępcę syna średniego. Szanując wolę nieadżałowanego nzonRrehy, lud ob- wołał hrólem Szalluma, o dwa lat młodszego nd Eljahima. By tron jego królewski zabezpżeczyE przeciw sporom o sukcesję, na- - 206 - maszezono go w drodze wyjątku. Obejmując rządy, przybrał on, stosownie do zwyczaju, nowe imię - Jehoachas (Joachas). Atoli przyszło już do tego, że ani wola ludu nie mogła króla ustanowić, ani święty olej uczynić go nietykalnym; inna teraz rozstrzygała potęga. Necho, któremu zwycięstwo pod Megiddo oddało w ręce zwierzehnictwo nad krajem, inne miał widoki. 1\Tapozór nie troszeząc się bardzo o Jehudę, dotarł, Necho spiesz- nymi marszami do okolic Eufratu, objął w posiadanie należące do Asyrji ziemie Aramu, czyli Syrji, i obrał sobie w Ribla tym- czasową rezydeneję. Tam też udał się do niego Szallum-Jehoa- chas, aby uzyskać odeń zatwierdzenie wybóru i otrzymać w lenno kraj judzki. Ale nowoobrany król nie znalazł łaski w oczach zwycięzcy egipskiego. Necho pozbawił go dostojeństwa królew- skiego, kazał okuć w łańcuchy i wywieźć do Egiptu, królem zaś Jehudy mianował Eljakima. Jehoaehas trzy tylko miesiące no- sił koronę. Eljakim, czyli, jak się po objęciu rządów nazywał, Jojakim ţ607--596), zaraz na wstępie swego panowania przykrą musiał spełnić powinność. Za karę, że Jozjasz przeszkodzić chciał jego pochodowi przez Judeę, nałożył Necho na kraj wysoką kontry- bucję w złocie i srebrze. Nie było podówezas skarbów w pałacu ani świątyni. Obciążył przeto Jojakim podatkiem wszystkich zamożnych mieszkańców, odpowiednio do majątku każdego, i podatek ten polecił swym sługom ściągać przemocą. Do upoko- rzenia, zwątpienia, niemocy i potulnej uległości względem zwy- cięzey, nowa się przyplątała klęska. Lud, ufając zapowiedzi od- nalezionej i odezytanej księgi Zakonu, oczekiwał po zarzą- dzeniu przez Jozjasza poprawy religijnych i obyczajowych stosunków, nadejścia dni szezęśliwych i sądził, że Jehuda, jak za czasów Dawida iSalomona, znów między narodami wybitne zaj- mie stanowisko. A oto stało się wręcz przeciwnie. Król, całem serce oddany Jehowie, padł w zgiełku walki i, przewieziony do stolicy, zawarł gasnące oczy, kwiat wojska izraelskiego zaległ plac boju. Syn królewski jęczał w kajdanach, a kraj cały w ha- niebną popadł niewolę. Co za rozezarowanie! Wraz z zwrotem tym zaszła.też zmiana w poglądach, następstwem której była re- cyydwa. Lud, nie wyłączając nawet inteligeneji, zaczął pową- tpiewać o potędze Boga Izraela, który poniekąd nie dotrzymał, - 207 - lub nie mógł dotrzymać swych obietnic. Uroił więc sobie, że kult bożków, który tak długie za Manassego przetrwał lata, snad- niej potrafi go uszezęśliwić. Znów tedy zabrnął w dawne swe grzechy, puścił w niepamięe uroczyście ślubowany rozbrat z bał- veţochwalstwem, znów pobudował ołtarze na każdem wynioślej- szem wzgórzu, pod każdenl drzewem rozłożystem. Znów każde miasto w Jehudzie miało swego Boga. Zwłaszeza też poezęto cześć oddawać bogini egipskiej Neit, królowej niebios, którą najborliwiej uwielbiano w Sais, rezydeneji króla Necho. Alboż bogini ta nie obdarzyła zwycięstwem króla egipskiego. Potężna ta niebianka mogłaby i zwyciężonym mocy użyczyć i wyrwać ich z niedoli. Więc też na ulicach Jerozolimy i w innych miastach Jehudy składano ofiary rzekomej niebios władezyni. Wznoszono znowu w domach posągi bóstw ze złota i srebra, z drzewa i ka- mienia, ba, nawet figury ze wstyd obrażającemi częściami i w gorszącej postawie. Znów, jak za czasów Manassego, zelżono świątynię sprośnemi bałwanami. Lecz co najbardziej oburzaE mogło, weszły znów w zwyczaj, jak za czasów Ahaza i Manasse- go, ofiary dzieci. Znowu wzniesiono ołtarz w pięknej dolinie Ge- Hinnom, by na cześć blolocha palić tu bez litości dzieci kwilące. Szezególniej pierworodnych rzucano na pastwę ognia. Bałwo- chwalstwo, zawleczone niegdyś do kraju w niewinności ducha, bądź skutkiem ciemnoty, bądź też poprostu z popędu do naśla- downietwa, uprawiano za Jojakima, jak za ţ\lanassego, z świa- domym czynu zapałem. Ręka w rękę z bałwochwalezym obłędem, z rozpasanym i dzieciobójezym kultem szły występki i skażenie obyczajów, cu- dzołóstwo, ciemiężenie cudzoziemców, wdów i sierot, przedaj- ność sędziów, klamliwość, nierzetelność, nadmierna lichwa i sro- gość względem niewypłacalnych dłużników, wreszcie morder- stwa. Dzieło poprawy, nad którem Jozjasz z takim zapałem pra- eował, w kilka lat po fatalnej jego śmierci runęło i znikło, nie pozostawiając śladu w życiu publicznem; przestrogi księgi, któ- rej odkrycie tak wstrząsające wywarło wrażenie, nie znajdowały posłuchu u tłumu. Istniały już wprawdzie koła, co Zakon wysoce ceniły i wzdychały na widok ohydy i zbrodni. Lecz, niestety, szlaehetniej myślący na westehnieniach jeno poprzestać musieli - 208 - wobec olbrzymiej masy tych, co się z każdym dniem bardziej pogrątali w zakale bałwochwalstwa i zwyrodnienia moralnego. CzęśE kapłanów z domu Arona zaofiarowała dobrowolnie swe usługi temu wszetecznemu kultowi, stanowiskiem swem i powa- gą nadając mu znamię świętości. Popierali bałwochwalstwo i związaną z niem swawolę nadewszystko, zda się, Aronidzi z Ana- tot, krewni i towarzysze proroka Jeremjasza. Fałszywi prorocy przemawiali w obronie pogańskiego szału i rozpusty, już nietyl- ko dla własnej korzyści i chleba, jak to było dawniej, lecz i z pewnem przekonaniem i żarliwością. A król Jojakinz? Nie na- kazał on wprawdzie, ani popierał tego narodu ku bałwochwal- stwu, cierpiał je przecieź, pozwolił mu się krżewiE, sam może w niem uczestniczył i nie usiłował zaźeţnaE upadku obyezajów. Prorocy Jehowy, bojujący za sprawę prastarej nauki, szcze- rej bogobojności i czystości obţezajów, w zwyrodniałej tej opoce znajdowali się, rzecz prosta, w cięźkich warunkach i wystawie- ni byli na nienawiść, prześladowanie i obelgi. Mało atoli zwa- żali na niebzpieczeństwa, czując w sobie nieprzeparty popęd do nieustraszonej walki z moralnem i religijnem zepsueiem. Niţdy tylu nie było proroków, ile w ostatniem dwudziestoleciu przed upadkiem państwa judzkiego. Upatrywali oni zbawienie oj- czyzny fi tylko w przywiązaniu do Boga Izraela, w posłuszeń- stwie dla pochodzącej od.eń nauki, powstrzymywaniu się od plu- gawych praktyk bałwochwalstwa, tudzież w niepokalaności sło- wa i czynu. Przemawiali niemal codziennie, przy każdej okazji, do ludu, clo książąt, do króla, zachęcali, zagrzewali, grozili i za- powiadali zgubę, gdyby zdrożności wszelkiego rodzaju trwaE na- dal miały. Czterech z nich tylko przeszło do potomności: Jerem- jasz, Urjasz, Habakuk i Ezechjel; dochowały się przecież proro- ctwa i takich, htórych imiona poszły w niepamięć. Proroka Ur- jasza, syna Szemaji z miasta leśnego (Kirjat-Jearim, znamy tylko z jeţo śmierci tragicznej. Zwiastoţał on w pierwszych ehwilach panoţania króla Jojakima (międży 607 a 604) klęski i zagładę Jerozolimie i całemu kxajowi, jeżeli lud i król nie zejdą z błędnej droţi i do Boga nie wrócą. Jojakim, dowiedziawszy się o tej zło- wróżbnej przepowiedni, posłał gońcóţ, by ujęli i pozbawili ży- cia proroka. Urjasz atoli uszedł do Egiptu. Jojakim, rozjątrzo- ny na niego, wyprawił do Egiptu jednego,z książąt, aby zażądał - 209 - wydania zbiega. Przyprowadzoneţo do Jerozolimy kazał król gardłem ukaraE, a zwłoki jego rzuciE na cmentarz pospólstwa. Działalność prorocza Jeremjasza rozpoczęła się dopiero ze wstąpieniem na tron Jojakima, z chwilą więc, gdy zaszedł zwrot ku dawnym szkaradom; w ostatnich latach panowania Jozjasza prorok zachowywał milczenie. Teraz dopiero pojął Jeremjasz znaczenie słów, jakie usłyszał młodzieńcem w pierwszą uroczy- stą godzinę proroczego swego powołania: "Czynię cię grodem obronnym, słupem żelaznym i murem śpiżowym przeciwko kró- lom Jehudy, książętom, kapłanom i ludowi.ţ Należało byE sta- ły i niezłomny i bez obawy spoglądać w oczy grożącemu prze- śladowaniu. Przygotował się też do energicznego wystąpienia przeciw powodzi zepsucia i do zwiastowania nieuchronnej zaţła- dy, aczkolwiek tkliwe serce jego krwią się przy tem zalewało i sam częstokroE dodawaE sobie musiał otuchy, by nie paść pod ciężarem złowieszczych przepowiedni, co duszę jego tłoczyły. Lubo już doszedł wieku męskiego, nie wprowadził Jeremjasz żony do domu swego; nie był bowiem w stanie napawać się ucie- chami życia rodzinnego, widząc z trwogą w duszy, jak coraz gę= ściej kładły się cienie, rzucane przez przyszłośE, klęskami brze- mienną. Kroczył więc samotny i posępny, nie biorąc udziału w życiu towarzyskiem, gdy wesołego nastroju pozbawiał go ból ser- deczny na widok samobójczej zapamiętałości narodu. Radby był zamieszkaE gdzieś daleko, bodaj w najokropniejszej pustyni, rad- by był lud swój opuściE, byle nie być świadkiem jgeo nieprawo- ści. Ale nie m6gł zejść z pola, coś ţo przykuwało, jakby żelazneů mi więzy, w piersi gorzał zapał do czynu: musiał przemawiaE, przekładać, ostrzegać, aby lud, ku zgubie naoślep dążący, po- wstrzymaE swem słowem. Nieraz pod stropem ţwiątyni wylewał smutek swej duszy w cichej modlitwie, prosząc, by B6g, mimo wszystko, raczył odwrócić od ludu swego wiszącą nad nim klę- skę, a zawsze duch mu szeptał proroczy, że modły te są da- remne. Jedną z swych pierwszych mów za rządów Jojakima ścią- gnął na siebie nienawiśE stronnictwa zagorzałych bałwochwal- c6w, a zwłaszcza kapłanów i pseudo-proroków. Gdy w pewne święto licznie się lud zgromadził z ofiarami w świątyni, w ostrych słowach wyrzucał mu Jeremjasz jego przewrotnośE. Ze Historja Żydów Tom 1 ark. 14 - 210 - szezególną zapalezywością uderzal na nowozaszezepiony kult egipskiej bogini Neit, rzekomej królowej niebios, i na ofiaro- wanie dzieci. Zaledwie skońezył przemowę, ujęli go kapłani i fałszywi pro- rocy, wołając: "Umrzesz, boś prorokował, że świątynia ta zgi- nie, jak przybytek w Silo." Wskutek tego powstało zbiegowisko na placu przed świątynią. Niektórzy z obecnych stanęli w obro- nie Jeremjasza. Zgiełk sprowadził do świątyni kilku książąt. VVśród nich znajdował się Achikam, syn Szafny, i inni, należący do stronnictwa proroków. Książęta ei zarządzili doraźne posie- dzenie sądowe u jednej z bram świątyni i wysłuchali oskarżenia i obrony. Kapłani i kłamliwi prorocy mówili: "Mąż ten na śmierć zasłużyl, albowiem zwiastował zagładę miastu temu i świątyni." Jeremjasz zapewniał uroczyście, żeprzemawiał w imieniu Boga: "Wiedzcie, że gdy mię zabijecie, przelejecie krew niewinną; sprostujcie drogi swe i uczy-nki, a Bóg odwróci od was nieszezęście." Na to rzekli książęta do rozjątrzonych kapłanów i pseudoproroków: "Mąż ten na śmierć nie zasłużył, przemawiał bowiem do nas w imieniu Boga naszego." Staraniem przyjacibł a zwłaszrza Achikama, uniewiniono na ten raz Jeremjasza. Lecz tem zacieklej ścigali go swą nienawiścią kapłani i fałszywi pro- rocy, czyhając na lada sposobność, aby dać mu się we znaki. . Tymezasem państwo asyryjskie dosięgła dłoń karząca. Pierwsze to mocarstwo, co sześó z górą wieków dyktowało prawa narodom, a rozpościerając się od podnóży Kaukazu i brzegów morza Kaspijskiego do morza Perskiego i od Medji wsehodniej do Azji Mniejszej i Egiptu, wszystkie te ujarzmione ziemie z nie- słychanem traktowało okrucieństwem, państwo, którego arcy- królowie za bogów się uważali, państwo to olbrzymie runęło sromotnie dzięki skojarzonym usiłowaniom Kyaksaresa, króla Medji, i Nabopolassara, króla Babilonji. Niniwa, gród kolosal- ny, upadta po oblężeniu (ok. 605). Taki wymiar kary na stolicę i lud asyryjski zwiastowali już dawniej dwaj prorocy judzcy, Nahum i Cefanjasz. Śledzący bacznie losy dziejowe ludów współezesnyi;h prorocy w upadku Asyrji upatrywali świadectwo swych przekonań o istnieniu moralnego układu świata, przeja- wiającego się w życiu narodów. Asyrja zginę.a, ponieważ była występna i biitna, i tak też legną w gruzach najpotężniejsze pań- - 211 - stwa wszechświatowe, skoro dopełnią miary nikezemności. Z po- wodu upadku Asyrji znaczne wynikły zmiany na ówezesnej wi- downi dziejowej. Medja główną została spadkobierezynią asy- ryjskich niegdyś posiadlości; lwią część zagarnął Kyaksares, soju- sznikowi swemu, Nabopolassarowi, zostawiając tylko Babilonję, Elymais, a nadto prawo do krajów na zachodnim brzegu Eufra- tu, do których zaliczała się też Jehuda. Gdy zmarł współpogromca Niniwy, król Nabopolassar, mnie- mał Necho, iż łatwe odniesie zwycięstwo nad młodocianym jego następcą. Ale młody ten władea, Nebukadnecar, który po ojeu objął rządy Babilonji (G04-561), był bohaterem, pełnym cnót wojennych; jemu to przeznaczone było przeobrazić z gruntu polityczne stosunki narodów, zamieszkałych między Egiptem a Eufratem: Przyszło do bitwy pod Karkemisz (Circesium), mia- stem przy ujściu Chaborasu do Eufratu. W Jehudzie i Jerozo- limie z natężeniem oczekiwano wyniku starcia Egiptu z Babilonją. Lud życzył porażki Nechowi, który był sprawcą upokorzenia Jehudy, ujarzmiająe ją napoły. Jeremjasz zaostrzył jeszeze ogól- ne napięcie mową, w której przepowiedzial porażkę wojska egipskiego; rzecz ta posiada też wartość artystyczną. Wojsko Necha w istocie poniosło nad Eufratem (604) klę- skę okropną. Zdobywca egipski musiał zaniechać planu podbo- ju Babilonji. Z trudnością udało mu się utrzymać przy do- tychezasowych zaborach. Gdy wojsko egipskie wracało z pogro- mu do ojezyzny, poznali Judejezycy, że ziściło się proroctwo Je- remiasza. Dzięki klęsce pod Karkemisz kraj chwilowo wyzwolił się z pod władzy egipskiej. Lud, a zwłaszeza możni, pozbyli się też innej obawy, znikła groźba stojącej już niemal u progu ruiny państwa. Jeremjasz zwiastował nieraz żyjącemu pokoleniu przy- szłość ponurą, gdyby nie wyrzekło się swego obłędu i nieprawo- śei. Jeżeli te wróżby złowieszeze nie oddziałały na zachowanie się króla i dworzan, niemniej jednak dręczyli się oni trwogą ta- ţemną. Leez oto Egipt, najbliższy wróg, doznał porażki, co siły jego zwątliła, Asyrja, przez sto lat z górą biczem i jarzmem bę- dąca dla Judy, wykreślona została z listy narodów. Mógł przeto kr61 Jojakim i jego książęta, wybiwszy sobie z głowy troskę o przyszłość, oddać się bez przeszkód rozpuście i wybrykom. Jojakima opanowała niepohamowana namiętność budowa- - 212 - nia, jakgdyby pragnął Jerozofimę, której zgubę przyśpieszył swo- ją przewrotnością, oddać w ręce wroga niby strojną ofiarę. Po- lecił wznieśE sobie pałac obszerny, z przewiewnemi krużganki i długim szeregiem okien, kazał go barwnie pomalowaE i po- kryE boazerją z eedru. Do budowy sprowadzał również cedry z Libanu. Chciał naśladować Salomona. Przy budowie przecież nie zatrudniał, jak ten ostatni, Kanaanitów, lecz zmusił do szar- warku wolnych obywateli, każąc smagaE aż do ostatniego tchu tych, co usiłowali uchyliE się od tej pańszczyzny. Wolny chwi- lowo od kłopotów, pędził życie hulaszcze, trawiąc czas na biesia- dach i orgjach pijackich. Z błogiego wywczasu, w jakim pogrążyli się kr61 i magnaci, zbudził ich szorstko Jeremjasz. Wieszcze jego oko jasno przej- rzało, że upadek Asyrji nietylko nie położy końca wglądaniu lu- dów z nad Eufratu i Tygrysu w sprawy krajów zachodnich, a wraz z niem krwawym wojnom, łupiestw, niedoli i przesiedle- niu mieszkańców, lecz że trwać będą one we wzmożonym jeszcze zakresie. Widział w ukazaniu się ludu chaldejskiego, dotţd za- ledwie znanego z imienia, i w królu jego Nebukadnecarze, które- go postaE wylonila się z mroków, - narodziny nowej monarchji światowładnej, co potęgę swą zaEmi jeszcze Asyrję i całą ziemię napełni zdumieniem. Zaraz po pierwszem wystąpieniu króla ba- bilońskiego, wkrótce po zwycięstwie, odniesionem nad Nechem, przepowiadać zaczął Jeremjasz zwycięską jego nad narodami przewagę, która zwłaszcza Jehudzie da się dotkliwie we znaki. Gdy raz z jakiejś okazji zgromadziła się ludność stolicy i kraju, obwieścił prorok z Anatot nieulękle objawione sobie widzenie i bez ogródek wyja5nił, jakie losy czekają Jehudę i ludy sąsiednie. Przypomniawszy na wstępie, że sam od lat już dwudziestu trzech zachęca do poprawy, że inni także prorocy niemal codziennie w tymże sensie daremnie przemawiali, prorokował, że zdawna zapowiadane klęski spełnione będą przez ludy północy, dłonią Nebukadnecara, którego Bóg w tym celu powolał. Lecz i ta mo- wa prorocza odbiła się bez echa od głuchych, zatwardziałych, lekkomyślnych serc króla i zamożnych. Niemniej wszakźe pra- wił Jeremjasz i nadal niestrudzenie w najróżnorodniejszych, po- rywających źwrotach o zagrażającem ujarzmieniu przez Chaldej- czyków i Nebukadnecara. - 213 - Przestrogi, przepowiednie i karcące mowy Jeremjasza, Ha- bakuka oraz innych proroków, pomimo elokwencji swej i do- sadności, rozbijały się o zakamieniałe serca możnowładców. Owo właśnie tak częste powtarzanie przez proroków ich gróźb - co rano bowiem przemawiali - ten wywołało skutek, że się ucho z niemi oswoiło, stępiało i straciło wrażliwośE. Pędzóno dalej żywot bez trosk, licząc na traf szczęśliwy i lekceważąc potęgę Ne- bukadnecara, i szydzono z proroków, że jakoś się nie spełnia przepowiadana przez nich kara. "Gdzież słowo boże?" mówio- no, "niechże się ziścil" albo też przeczono prawdziwości proro- ctwa: "Klęska na nas nie spadnie, wojny ani głodu nie zaznamy, prorocy z wiatrem się rozwieją, nie mówi przez nich głos Bo- ţa." - Ci nawet, co dawali wiarę słowom proroków, pocieszali się, że nie spotka ich zapowiedziana niedola, że wróżby dotyczą późniejszych, odleglejszych czasów: "Upłyną dni i wszelkie pro- roctwa obrócą się w niwecz." Zwodnicze przemówienia kłamli- wych proroków obezwładniały w zupełnośei wpływ i przestrogi Jeremjasza i jego towarzyszy. Uspakajali oni lud, wołając bez ustanku: "Pokój, pokójl wojna ominie kraj." Od fałszywych tych proroków i fałszywych kapłanów znosił Jeremjasz najwię- cej przykrości, że bezwzględnie i ostro przemawiał, kładąc palce w jątrzącą się ranę. Właśni jego przyjaciele knuli przeciw nie- mu plany mordercze i zastawiali nań sidła. Wierny jego uczeń, Baruch, syn Nerjasza, nieodstępnie za nim kroczący, jak Efize- usz za prorokiem z Tiszby, ściągnął również na siebie gniew prze- śladowców, którzy mistrza jego gnębili. I on też miał słuszny powód narzekać na troski i cierpienia. Lecz nakoniec przyznano słusznoţE prawdziwym prorokom, wróżby ich poczęły się iscić, nadchodziła godzina głoszonej przez nich klęski z rąk Chaldejczyków. Nebukadnecar, utrwaliwszy nazewnątrz potęgę rozszerzonego państwa, pobudzawszy olbrzy- mie gmachy i przekopawszy kanały celem ułatwienia żeglugi, nową zamyślii wyprawę zaborczą. Asyrja aramejska, czyli Sy- rja, uległa zapewne bez oporu; przyszła następnie kolej na Fe- nicję, której kr61, Itobal II, również został wasalem Nebukadne- cara, ujarzmienie zaś ich otworzyłoby mu drogę. Coraz więc da- lej posuwało się wojsko chaldejskie, dążąc ku kresom Egiptu. Jojakim otrzymał zapewne wezwanie potężnego zdobywcy do - 214 - ukorzenia się i poddania kraju, jeżeli pragnie uniknąć zagłady. Z drugiej atoli strony zaehęcał go Egipt do energicznego oporu, obiecująe pomoc i łudząc, jak zwykle, pięknemi słówkami. Judea znalazła się znów mivdzy młotem i kowadłem, jak niegdyś za cza- sów Hiskjasza, zmuszona służyć za boisko, na którem dwa miały się zmierzyć potężne mocarsiwa. Trzeba było powziąć jakie po- stanowienie, lecz w oczekiwaniu pomocy Egiptu, ezy też cudu, odkladali je Jojakim i doradcy jego z dnia na dzień. W tej trwodze zapowiedziano post na miesiąc dziewiąty (zi- mą 600r.) i zwołano kraj cały, by się zgromadził w Jerozolimie i tu błagał Boga o odwrócenie groźnego nieszezęścia. Mimo wszel- kie zabobony bałwochwaleze naród wciąż pokładal ufność w po- święconej Jehowie świątyni, wierząe, iż osłonić go zdoła przed najpotężniejszym bodaj wrogiem. Spodziewano się zakląć nie- bezpieczeństwa za pomocą lieznych ofiar i oznak żałoby, głowę posypawszy popiołem. Lud miotany niepokojem i trwogą o :przy- szłość płynął tłumnie na plac świątyni, jakby tu bezpieczne mógł znaleźć sehronienie. Jeremjasz zaś polecił swemu wiernemu uczniowi, Baruehowi, spisae mowę proroczą, jaką przed kilku laty wygłosił, o niezwyciężonej potędze państwa chaldejskiego, które dopiero co wynurzyło się na widownię dziejową, i odezytać jej treść przed świątynią wobec zgromadzonego ludu stolicy i prowineji. Niechże się z niej przekona, że tak bliskie dziś nie- bezpieczeństwo prorok dawno już prżewidywał i wieszezył. Prze- szkodziło mu coś wystąpić osobiście, prosił przeto Barueha, by ţo wyręczył. Ale ten wzdragał się zrazu dopełnić tak niebezpie- cznego zleeenia. Powtórzeniem mowy Jeremjasza miał nakłonić lud caly do ukorzenia się przed Nebukadnecarem w chwili właś- nie, gdy lud ten umartwiał się postem, pragnąc uniknąć jarzma chaldejskiego. Zawołał tedy Baruch: "Biada mi, bo do daw- nych nowe mi Bóg przydaje strapienia! Jużem wyczerpany wzdychaniem, a spokoju znaleźć nie mogę." Jeremjasz odrzekł na to napoły z wyrzutem, napoły ze słodyczą: "Tak mówi Bóg: Oto, com zbudowal, cheę zburzyć, eom zasadził, chcę wykorze- nić, a ty dla siebie wymagasz rzeczy nadzwyczajnych? Nie po- winieneś tego wymagać." W dobie bolesnych walk i przeobrażeń winna jednostka życie swe chętnie położyć w ofierze. Baruch uleţł i podjął się zlecenia. W otwartym krużganku, w przedsie- - 215 - niu świątyni, odezytał treţć zwoju przed calym zgromadzonym ludem. Niektórzy z obecnych słyszeli zapewne już dawniej tę mowę pełną przestróg, nie zwrócili wszakże na nią uwagi, albo zapomnieli. Obecnie atoli, w obliczu bliskiego niebezpieczeństwa, gdy zastępy Nebukadnecara stanęły nieopodal Jerozolimy, rzecz ta wywarła potężne wrażenie. A więc wypadki, tak groźnie dziś nad Judeą wiszące, już kilka lat przedtem przewidziane były przez proroka, który zwiastował, że król Babelu wtargnie nie- rhybnie do kraju i odda go na zagładę, jeżeli naród nie wejdzie na drogę poprawy. Zdumienie i wzruszenie ogarnęło słuchaezy. Młodzieniec pewien, imieniem Mieha, syn Gemarjasza pospieszył natychmiast ze świątyni do książąt, zebranych w jednej ze sal pa- lacowyeh i, cały jeszeze pod wrażeniem mowy proroczej, doniósł im o tem, co słyszał. Książęta również doznali wstrząśnienia. Zaprosili oni Barucha, aby odezytał raz jeszeze w ich obecności treśE zwoju, stwierdzającego prawdziwość proroctw Jeremjasza. Każdy jego wyraz w serce ich godził, opanowała ich trwoga. Postanowili więc podać go do wiadomości króla w nadziei, że i jego przejmą te słowa i skłonią do zaniechania wszelkiego wobec Nebukadnecara oporu, a może nawet do zabiegów koło zmiany i poprawy stosunków, jak niegdyś ojca jego, Jozjasza, do podob- nych starań zniewoliły słowa kodeksu deuteronomicznego. Udali się przeto do króla i oznajmili mu o tem, co zaszło w świątyni. W pierwszej chwili zabłysła im nadzieja, albowiem Jojakim roz- hazał rodał odezytać. Król, że było zimno, grzał się przy usta- wionym na środku komnaty pieeyku, pełnym płonących węgli, a dokoła niego stali książęta krwi królewskiej i możnowładcy. Z natężoną uwagą słuchali oni słów zwoju Jeremjaszowego, który odezytywał jeden z umiejących czytać dygnitarzy. Tymezasem Jojakim kazał sobie podawać kolejno każdą przeczytaną kartę i z zimną krwią rzucał ją w piecyk. Z przerażeniem patrzyli na to ci z magnatów, cţ spodziewali się pomyślnego wyniku, i błagali króla, by nie wyzywał przeznaczenia. Leez nie zważając na ich przekładania, król rzucał dalej w ogień kartę za kartą, póki cały nie spłonął rodał. Nadomiar wydał rozkaz odszukania zwiastu- jącego niedolę proroka i ucznia jego, zamierzając pozbawió ich życia, jak to uczynił był z prorokiem Urjaszem. Na szezęście za- niepokojeni możnowładcy zarządzili zawezasu odpowiednie - 216 - środki, by Jeretţjasza i Barucha ukryć w bezpiecznem schronie- niu. Uszfi tedy z życiem. Był to niewątpfiwie dzień ogromnego w Jerozolimie wzbu- rzenia, wielkie atoli zgromadzenie ludowe rozproszyło się bez- ow4cnie. Odczytanie zwoju nie zostało bez wpływu: wywołał on rozłam wśród książąt. Ci, co wierzyli w proroctwa Jeremja- sza i czynili starania, aby go ocafić, byfi stanowczo za poddaniem się Nebukadnecarowi, do nich należał pisarz wojskowy który za- rządzał sprawami wojny. Skoro ci i wielu jeszcze inych poważ- nych mężów rady, oświadczyli się przeciw wojnie, nie mógł jej Jo- jakim podejmować, w przeciwnym bowiem razie postawiłby na ţedną kartę bezpieczeństwo swego tronu. Zawarł więc pokój z Nebukadnecarem, zapłacił nałożony haracz, przyrzekł też zapewne brać czynny udział w jego wyprawach i wogóle pełnić wszelkie powinności, jakie podówczas obowiązywały wasala. Taki był początek zależności Jehudy od Chaldejczyków (600). Jere- mjasz opuścił zapewne swe schronienie: lubo król nienawiścią dy- szał ku niemu, włos mu przecież nie mógł spaść z głowy. Osła- niali go książęta, co mu sprzyjali. podobnież i zdobywca chaldej- ski, przed którym nie zatajono chyba, że prorok świetną przepo- wiedział mu karjerę i radził uznać jego, potęgę, pewnie go już wtedy, jak później, otaczał opieką. Jojakim wszakże zżymał się na jarzmo chaldejskie, nie mógł już bowiem, jak dawniej, wodzy popuszczać swym namiętno- ściom. I król egipski z pewnością nie przestał go podżegać do sprzeniewierzenia się Nebukadnecarowi. Gdy przeto król feni- cki, Itobal II, wypowiedział temu ostatniemu posłuszeństwo (598) i miasto Tyr tak obwarował, iż mogło stawiać op6r długotrwa- ły, w niepojętem zaślepieniu zbuntował się i Jojakim, odmówił daniny i połączył się z Egiptem, a może i z Fenicją. Nebukadne- car musiał wskutek tego skupić potęgę swą wojenną przeciw Fenicji iwszczął oblężenie Tyru, które ciągnęło się lat trzynaście. Nie był tedy narazie w możności ukarać buntowniczego króla Jehudy, tak że Jojakim łudził się, iż nazawsze odzyskał niezależność. Nie mógł się jednak cieszyć nią spokoj- nie. Wprawdzie Nebukadnecar nie był w stanie wysłać przeciw niemu hufców znaczniejszych, natomiast trapił kraj judzki pod- jazdami. Była to przegrywka do sroższej jeszcze niedoli. Wśród - 217 - takiej spraw niepewności zmarf Jojakim (597) i spoczął w gro- bach, przez Manassego dla królów Jehudy założonych; ostatni to był król z domu Dawida, w ojczystej pogrzebany ziemi. Rządy po nim objął osiemnastoletni syn jego, Jojaehin, (zwany też Je- chonja, a przez skrócenie Khonjahu), w#aściwie zaś matka jego 1\Techuszta, córka obywatela jerozolimskiego, gdyż ona to ster rządów dzierżyła. Jojachin trwał w urojeniu, że zdoła oprzeć się Nebukadnecarowi i nie chciał mu złożyć powinnego hołdu. ?'rwał też we wszystkich zdrożnościach i bałwochwalczych za- bobonach swego ojca. Wszelako zaślepienie Jojachina i matki jego rychły kres wzięło. Nebukadnecar zdołał wreszcie uwolnić z pod Tyru znaczną część wojska, by je poprowadzić przeciw Egiptowi, który wrogie rozpoczął działania. Chaldejskie te za- stępy z łatwością cały kraj podbiły aż do rzeki egipskiej (Rhino- kolura) Zajętą też została cała Judea, z wyjątkiem kilku miast na południu. Mimo to Jojachin nie zaniechał dalszego oporu; mniemał on się być bezpiecznym poza potężnemi murami Jerozo- limy, a w razie oblężenia liczył na odsiecz Egiptu. Rozjątrzony niespodzianym oporem wysłał Nebukadnecar kilka wodzów ce- #em oblężenia Jerozolimy. Jeremjasz, który może milczał w ostatnich latach panowa- nia Jojakima, podczas oblężenia przemawiał z taką odwagą, iż zrozumieć ją można, przypuszczając tylko, że popierali go nie- którzy książęta i część ludu. Na młodocianego króla oraz matkę jego miotał cierpkie i pełne groźby wyrazy. Jojachin wszakże nie miał nawet czasu myśleć o poprawie, albowiem klęski, spowodowane oblężeniem, zagłuszały wszystkie inne spra- wy. Klęski te, jak się zdaje, potęgował jeszcze brak deszczu. Gdy Nebukadnecar osobiście przybył do obozu, udali się doń z pokorą król i królowa-matka wraz ze świtą, aby go ů prosić o przebaczenie. Zwycięzca nie dał się jednak przebłagać i ţţ ciężkie stawiał warunki. Jojachin musiał zrzec się korony i wraz z matką, która nim powodowała, żonami, rodzeństwem i rze- zańcami pójść na wygnanie do Babilonu; zasiadał on na tronie bawida sto dni zaledwie. Już w tem Nebukadnecar dostateczną okazał łagodność, iż pozostawił ich przy życiu i że wogóle krwi nie przelewał.. Skazał tylko na wygnanie dziesięć tysięcy miesz- lkańców Jerozolimy i osadził ich w Babilonji; w tej liczbie siedtn - 218 - tysięcy wojowników, dwa tysiące osób, ze starożytnych pochodzą- cych rodów, a między nimi Arnidów, Lewitów i Benjaminitbw. zamieszkałych przeważnie w stolicy, wreszcie tysiąc rzemieślni- ków, zajmująeych się płatnerstwem i robotami fortyfikaeyţnemi. Że Nebukadneear ogołocił ze skarbów świątynię i pałac, nie byl to bynajmniej akt osobliwej przemocy, gdyż czyn ten zgadzał się zupełnie z ówezesnem prawem wojennem. Pozostawił wszakże dawny ustrój państwowy, nie tknął Jerozolimy, ani jej murów, uszanował też i świątynię. Pierwszy cudzoziemski zdobywca Je- rozolimy, po pięciuset niemal latach jej istnienia, odszedł się z nia nierwnie łagodniej, niż wielu zdobywców czasów późniejszych. Nie obalił też Nebukadnecar i tronu Dawida, osadził on na nim najmłodszego, dwudziestoletniego syna Jozjasza, Matanję, który przybrał imię Cydkjasza (Cedekjasz). Był to charakter ła- ţodny, nierycerski, obcym wpływom powolny. Zdobywca babi- loński we właściwościach tych upatrywał rękojmię, że Cedekjasz żadnych mu kłopotów nie przysporzy. By atoli zupełnie byE pewny wierności jego, zawarł z nim Nebukadnecar uroczy- śte przymierze i kazał mu wykonać przysięgę lenniezą. Kraj judzki miał dlańszezególne znaczenie, jako przedmu- rze przeciw Egiptowi, którego podbój zaprzątał go ciągle. Dlate- go też skazał na wygnanie rody szlacheckie i książąt Jehudy, aby ci w zapamiętałości swej i zuchwalstwie nie popehnęli króla do wojennych awantur i do odstępstwa od swego lennodawcy. Judea stanowić miała nadal małe tylko i słabe państewko, któreby się wyłąeznie na nim wspierało i z niego calą swą siłę czerpało. Z pośrbd szlachty tym tylko Nebukadnecar zostać pozwolił, o któ- rych przychylności był przekonany, lub na których żadne nie Fţadało podejrzenie. Oni to utworzyli jądro stronnictwa chaldej- skiego, które było mu również zakładem wierności. Na czele ieh stał dom Szafana, wnuk którego, Gedaljasz, został gorącym I,oplecznikiem Nebukadnecara. Prorok Jeremjasz, jakkolwiek nie był wprost zwolennikiem Chaldei, stanowił przecież pewniejszą jeszeze porękę dobryeh z Babilonją stosunków, niejednokrotnie bowiem głosił, że władza jej nad ludami jest zrządzeniem bożem. Wobec tego życzył sobie Nebukadneear nietylko dalszego istnie- nia, leez nawet pomyślności i wewnętrznego rozwoju społeezeń- stwa judzkiego, byleby tylko nie unosiło się butą i nie rościło - 219 - pretensji do niezawisłości. Miało ono przypominaE - jak obra- ich stał dom Szafana, którego wnuk Gedaljasz, został gorącym któremu wzrostu nie tamują, aby jeno nie wystrzelał wysoko, lecz chylił niskie latorośle ku niemu (Nebukadnecarowi) i swe korzenie w jego ziemię zapuszezał. I rzeczywiśeie mogłaby Judea byt swój przedłużyć, gdyby na skromnej poprzestała roli. Po ciężkich ciosach rychłoby się wzmogła. Jakkolwiek bolesnem było dla pozostałych wygnanie tylu rodzin szlaehetnych, jądra potęgi wojennej i kwiatu narodu, jakkolwiek jarzmo cudzoziemskie okryło żałobą stolicę i kraj cały, podźwignęły się jednak rrędko nad podziw i nowym za- kwitły dobrobytem. Któżby dał wiarę, że wkrótce po wywiezie- niu przez zdobywcę skarbów świątyni i pałacu i po zabraniu przez zesłańców mienia swego do Babilonu, ziemi wygnania, w Jerozolimie taki panował dostatek, iż "dzieci w purpurę przybra- ne ważone były na złoto?" Jerozolima do ostatka uchodziła za gród ludny i piękny, a jej mieszkańcy wysławiali ją, jako "koro- nę,piękności," "pociechękraju całego, księżniczkę narodów." Rozsiadła sę na kilku wyżynach, opasana wstęgą uroczych dolin i wieńcem gór, a powab jej położenia podnosiły jeszeze gmachy wspaniałe. Obok pałacu, zbudowanego przez Salomona, a osta- tnio rozszerzonego i upiększonego przez Jojakima, wznosiły się okazałe domy dostojników z pni cedrowych lub cyprysowych i z. wielkich bloków kamiennych. Świątynia, różnemi czasy odna- wiana i powiększona szeregiem krużganków, zajmowała niepo- dzielnie górę Morija i z wysokości swej imponujący przedsta- wiała widok. Z jakichże źródeł czerpała Judea dochody tak obfite, że pozwalały jej zdobić się w szatę tak świetną, skąd brał środki potrzebne ku temu kraik drobny, sięgający zaledwie od Jordanu do morza Śródziemnego, państewko, którego kresem północnym było miasto Geba, a południowym Berseba? Oto ziemia jego kryła w swem łonie nieprzebrane źródła bogaetwa. Feniejanie, ţtórzy ze wszystkiemi krajami utrzymywali stosunki handlowe i nabywali od nich za towar zamienny lub za gotówkę najlepsze płody, by w innych sprzedawać je stronach, wywozili rok rocz- nie z Jehudy żnaczną ţlość doskonałej pszenicy, miodu daktylo- wego, oliwy, balsamu i innego jeszeze cennego produktu - pa- - 220 - - 221 - nagu, którego znaczenie jest dotychezas zagadką dla języko- ne zwroty i finezje proroków przeznaczone były dla słuchaczy znawców. Od dłuższego wprawdzie czasu odebrano królowi Je- na takie rzeczy wratliwych. Uszezypliwe słówka i urągliwe żarty, hudy rodzące drogocenny balsam ogrody na południowym krań- którym prorocy opędzać się musiPli. świadezą również, jak wiel- ru Gileadu, z tamtej strony Jordanu, i obfite stąd źródło docho- kie przywiązywano w Jerozolimie znaczenie dn wykwintnego dów do innych skierowano kanałów. Wielka przeeież starannośE, języka. z jaką rolnicy judzcy uprawiali swe niwy, a ogrodnicy hodowali Kobiety przyjmowały udział w życiu społecznem, w jego do- drzewa owocowe, powetowała niebawem tę stratę. Wzgórza, po- datnich i ujemnych przejawach. Ich to ulegając wpływom, czynając od góry Oliwnej aż do Hebronu, podatne były zwłaszeza w zbytkach się nieraz pogrążali mężowie, one to częstokroć pod- ku uprawie oliw, a również tyle rodziły wina, iż można je było ţ żegały mężów znakomitych rodów do czynów przemocy i nakła- nawet wywozić zagranicę. Góry aż po po same szezyty żyznym niały do bałwochwalstwa. Znaleziona za Jozjasza księga praw pokryte były czarnoziemem i przeistoczone w pola uprawne. zawiera przeto przepis, aby i płeć żeńska obecna była przy Biegli w swym zawodzie ogrodnicy poświęcali się gorliwie ho- ţ odezytywaniu jej i uczestniczyła w nauce. Mądrość przysłowiowa, dowli drzew owocowych. Co zbywało krajowi na obszarze, wy- najrzetelniejsze ukazująca odbicie życia społecznego, niejedno za- nagradzały mu wyżyny. W okolicach jałowych, niedostatecznie wiera zdanie o szezęściu, jakie mężowi dobra daje żona; i o zţry- zapładniałych przez deszeze, przekopano kanały wodne. Zabieg- zotach, jakie zła mu gotuje. Wszystkie te przysłowia pozwalają liwość taka, wydzierająca glebie jej skarby, dostarezała ludowi wnioskowaE, iż każdy mężezyzna jedną tylko posiadał w domu coraz to świeżych źródeł zamożności. małżonkę; stąd też kobieta korzystała z przywileju uczestnicze- Pewne rzemiosła i sztuki kwitły w Judei aż do ostatniego nia w sprawach społecznych. kresu jej dni. Budowa twierdzy wysokiej, jak na owe czasy, do- Wzajemne obcowanie płci obojga nie było wogóle w Jehudzie sięgła doskonałości. Rzeźba - jak dawniej w państwie dziesię- wzbronione. Młodzieńcy i dziewezęta w ochocznym poruszali się ciu pokoleń - wzięła początek z Asyrji. Giserzy izraelscy, na tańcu, przy akompanjamencie bębna ręcznego, zwłaszeza na urągowisko własnej religji tworzyli ze srebra lub złota według weselach i podezas winobrania, przyczem nie zbywało na gło- wszelkich prawideł sztuki, posągi wielkości natural- śnych wybuchach śmiechu i śpiewach radosnych. Bo też Jerozo- nej, lub większych jeszeze rozmiarów. Pałace możnych powle- lima była miastem wesołem, niegardzącem uciechami życia. Mło- czone były farbami, a posadzki komnat zdobiły mozajkowe figu- dzieńcy zbierali się ţ winiarni, tworzyli coś w rodzaju cechu pi- ry, z pstrych ułożone kamieni. Jeżeli nie w całej Judei, to już jackiego, śpiewali z towarzyszeniem harfy i nie dbali o to, co im sianowezo w stolicy oświata na wysokim znajdowała się stopniu. jutro przyniesie. Pisać i czytać umiały tak niższe, jak i wyższe warstwy. Pisano Gdy naród dojdzie do tej fazy rozwoju, że przestaje po- zazwyczaj na zwojach z wyprawnego łyka lub skór zwierzęcych; omacku sądzić o rzeczach i wypadkaeh i ogarnia je wysubtel- rzeczy donioslejszej treści ryto na tablicach z drzewa lub wyrzu- nionym rozumem, gdy zbogacone jego doświadezenie oraz wyż- nano w kamieniu.1Vytworzyła się już kursywa ludowa, obok in- szy stopień poznania ścielą mu widnokręgi poza ciasny obręb te- nego pisma, dostępnego tylko dla bardziej wykształconych. rażniejszości, wówezas w łonie jego zachodzi rozdział na stan Wysoki poziom oświaty, rozpowszechniony w Jerozolimie, oświecony i nieokrzesane pospólstwo. Oboje łączą jego język przebijał się w pieśniach poważnych i wesołych, w trenach i przy- i obyczaje, poniekąd też poczucie wspólności pochodzenia, przy- powieściach. Prorocy ze swem pełnem polotu krasomówstwem, ze należność do jednego państwa i wspólne wspomnienia. Atoli spo- swemi hymnami i mędrcy ze swemi jędrnemi maksyma- sób myślenia, pogląd na rzeczy i kierunek woli u oţu tych mi stanowili uczelnię, w której czerpał naród swą warstw tak dalece są różne, jakgdyby do dwu odmiennych nale- Riedzę. Otaczała go niejako atmosfera poezji i wymowy. Mister- żały szezepów. Nieinaczej działo się i w państwie judzkiem. Kla- - 222 - sa wykształcona, mająca przedstawicieli głównie w stoliey, dzię- ki udziałowi w sprawach politycznych i ruchu umysłowym, roz- winęła się intelektualnie i rozszerzyła zakres swych pojęć, stała też nieskońezenie wyżej od ludności prowinejonalnej, pędzącej żywot przeważnie po wsiach i w małych miasteczkach, zajętej cały rok boży uprawą roli i hodowlą bydła i stąd eiemnej i ogra- niczonej. Za to oświecona ludność stołeczna niedomagała na wy- rafinowanie i przemądrzałość. Z pełnem buty zarozumieniem od- woływała się ona do swej mądrości i mniemała, że może się obyć bez wskazówek. "Samiśmy mądrzy", mawiała, "nauka boża jest przy nas". Do nich to musiał zawołać prorok Jeremjasz, pragnąc przytłumić tę wiarę w własną nieomylność: "Niechaj nie chełpi się mędrzec swoją mądrością, odważnţ swoją odwagą, bogacz swojem bogactwem."Wskutek tych różnic umysłowych zapanował nawet wśród mieszkańców prowineji jakiś wrogi nastrój względem ludności stołecznej, ta bowiem z góry na nich spoglądała i dawa- ła im odezuć swoją wyższość. Zbudziła się znów, pod inną tylko postacią, stara niechęć Jehudy do Benjamina, Benjaminiei bo- wiem byli po większej części mieszezanami, Judejezycy nato- miast przeważnie wieśniakami. Książęta Jerozolimy byli to głów- nie Benjaminici. Ci zpośród ludnośei stołeeznej, co dzięki posia- danym środkom i zacnemu rodowi wybitne zajmowali stano- wiska, wyróżniali się pewną wytwornością mowy i eleganeją ru- chów. Umieli oni tyleż dokazać łatwością wysłowienia, perswazją i ujmującem obejściem, ile przemocą; potrafili tłum miejski na swoją przeciągnąć stronę, zniewalać sobie popleczników i wszel- kie przeprowadzić zamiary. Ta ich wymowność i układność da-- wały im przewagę i potęgowały znaczenie ich i wpływy. Nato- miast dobrodusznym i poczciwym ziemianom ta obrotność języ- ka i umiejętność kaptowania sobie ludzi wydawały się, rzecz pro- sta, obłudą, hipokryzją i fałśzem. Stąd wzajemna odraza, pomi- mo wspólności plemiennej i polityeznej. Rodziny szlacheckie, za- mieszkałe w stolicy, wywierały wpływ nietylko na lud, leez i na dwór. Królowie niewielkie mieli znaczenie; odkąd, za przykładem Sardanapalów, zamknęli się w swoich pałacach i, niedostępni dla nikogo, trawili czas na płochych rozrywkach, wśród swego ha- remu. Otacżali się rzezańcami i czarnymi Etjopami, którzy czu- wali u wejść do pałacu. Podezas gdy mężezyźni z ludu o tyle po- - 223 - stąpili w uobyczajeniu, że zawierali związki małżeńskie z jedną tylko kobietą, królowie utrzymywali liczne małżonki w swoieh ţineceach. Im większą otaczali się pompą i ceremonjałem, im bardziej poprzestawali na zaspakajaniu błahyeh zachcianek, tem mniej byli zdolni do przeprowadzenia swej woli w doniosłych sprawach państwowych. Książęta krwi królewskiej również znie- wieśeieli i pielęgnowali przesadnie swe ciało, aby jak najdłuźej zachować urodę. I oni większą przywiązywali wagę do przepy- chu i wystawy, aniżeli do kierownictwa interesami publicznemi, a tembardziej do zabiegów około podźwignięcia ludu i kraju. W ten więc sposób jedynie rodziny szlacheckie judzkie i ben- jaminekie w Jerozolimie dzierżyły faktyczną władzę w swych rękach. One to w doniosłych sprawach występowały z iniejatywą i według upodobania nadawały im kierunek. Tem snadniej udało się im głosowi swemu zapewnić przewagę, ile że król Cedekjasz odznaczał się wcale nie królewską słabością i małodusznością i nawet nie śmiał przeeiwnego być zdania. Miał on dobre chęci, nie osobliwie, jak się zdaje popierał bałwochwalstwo, ubolewał na wieść o objawach zdziczenia moralnego i skłaniał ucho na przestrogi proroków. Nie posiadał przecież dość energji, by po- łożyć tamę samowolnej gospodarce szlachty. W pierwszych la- tach po wygnaniu króla Jojachina i tysięcy rodów ţstarożytnych popłoch i obawa przed potęgą Chaldejezyków tłumiły wszelką poważną myśl oporu przeciw jarzmu obcemu. W ciągu trzech przeto, czy czterech pierwszych lat panowania Gedekjasza nie zaszła żadna zmiana w dawnych porządkach, a,raczej nicrządzie. Bałwochwaistwo, bezprawia, ucisk, wywierany przez możnych na ubogich - wszystko to trwało, jak za Jojakima.ţ Ustało tylko prześladowanie stronnictwa proroków, Cedekjasz bowiem, łagod- niejszy od swego przyrodniego brata, Jojakima, nie pozwalał na taden czyn przemocy, a w głębi duszy wierzył nawet w proro- ctwa Jeremjasza, który nie. przestawał nakłaniać do pogodzenia się z zwierzehnictwem chaldejskiem i zaniechania wszelkich pla- nów powstańezych, dla możności dalszego istnienia. Ale możnowładcy niebawem przełożyli rokosz, wdali się ţr nierozsądne knowania i zwolna wciągnęli w przepaść króla i naród. Oţarnął ich szał zawrotny. Z kilku stron naraz poczęto kusić do buntu przeciw Nebukadnecarowi. Naprzód więc obłu- - 224 - dny i zwodniczy Egipt z królem Psam;nisem na czele. Egipt, co wiecznie podżegał, wiecznie świetne czynił przyrzeczenia soju- szu, lecz rzadko słowa dotrzymywał. Był on dla Jehudy, według trafnego porównania proroka, jak złamana trzcina, która, gdy ją ująć, gnie się i rani dłoń drzazgami, a gdy się na niej oprzeE, pę- ka i powoduje upadek. Utworzyło się w Jerozolimie pod kierun- kiem szlachty stronnictwo egipskie, które pełnemi żaglami dą- żyło do oderwania się od Babilonji. Otwarcie, coprawda, nie mogło ono okazać swej do Egiptu skłonności, manifestowało ją więc przez zaprowadzenie egipskiej czci zwierząt. W jednym z przedworzy ţwiątyni kazało wyryE na ścianach kilku sal wspa- niałych, wykładanych mozajką, wizerunki uwielbianych w Egip- cie zwierząt i paliło ku czci ich kadzidła. Z drugiej znów strony, parł też król Tyru, Itobal, Jehudę wraz z ościennemi krajami do wojny z Nebukadnecarem. Iirólo- wie sąsiednich kraików byli już w tym celu zjednani. Chodziło o to, by i króla Cedekjasza nakłonić do związku Babilonowi wro- giego. Jeszeze i trzecia strona popychała Jehudę do wvmówienia posłuszeństwa Babilonji; byli to wygnani do Chaldei Judejezycy, którzy z ziemią swą macierzystą przez gońców i listy w ożywio- nych zostawali stosunkach. Poduszezali do wojny, karmiąc się mglistą nadzieją, że wojsko Nebukadnecara poniesie porażkę, oni zaś, w ten lub inny sposób, odzyskają wolnośE i powrócą do ojezyzny. Czwartego roku panowania Cedekjasza (593) ziPzhali się jednocześnie w Jerozolimie posłowie krajów, pragnąc5ţch nakło- nić króla do złamania słowa i wiary Nebukadnecarowi, miano- wice Edomu, Moabu, Ammonu, Tyru i Sydonu; wysilili oni całą swą wymowę, robili przyrzeczenia i plany, byle tylko zachęciE chwiejnego króla do stanowezego kroku. Jehuda mogłaby się szezycić, iż o udział jej tak się starano i zabiegano. Jeremjasz miał sobie wszakże za obowiązek proroezy naprzód ostrzec przed sojuszem przeciw Babilonji, następnie zaś wykazać całą bezpod- stawność szalonych nadziei i tumanienia fałszywych proroków. Bawiąeym w Jerozolimie posłom królów cudzoziemskich podał, każdemu zosobna, czarę z napojem, co miało ozaaczać symbo- licznie, że każdy z królów będzie musiał wyehyliE czarę zatrutą L ręki Nebukadnecara. Do obałamuconyeh wygnańców w Babi- - 225 - lonji wystosowaţ pismo następującej treści: "Budujcie domy i zamieszkujcie je, sadźcie winnice i pożywajcie ich owoc, poj- mujcie żony i plódzcie synów i córki, wprowadzajcie do domów swych żony dla synów i wydawajcie swe córki na obezyźnie, troskajcie się o pomyślność miasta, do którego was wygnano, z jego bowiem pomyślnością związana jest i wasza. Nie dajcie się zwodzić prorokom waszym i wieszezkom, gdyż po siedmdziesię- ciu dopiero lataeh zaprowadzę was do Jehudy z powrotem." Jden atoli z tamecznyeh uwodzicieli ludu, Szemaja Nachla- mi, oskarżył go listownie, iż działa zdradzieeko, nakłaniająe wy- gnańeów do stałego osiedlenia się w Babilonji. Dalej gorzkie czy- nił wyrzuty nadzorcy świątyni, kapłanowi Cefanji, iż zanadto po- błaża prorokowi; twierdził, że obowiązkiem jest jego postąpić surowo tak z Jeremjaszem, jak i ze wszystkimi prorokami tegoż sposobu myślenia, co zachowują siţ jak szaleńcy; że należy za- mknąć ich w węzieniu, hodaj nawet wziąć na tortury. A z war- chołami Babilonu w najpiękniejszej zostawali hamonji warehoły jerozolimskie. Kłamliwi prorocy wołaIi bez ustanku: "Śniło mi się", i opowiadali sobie wzajem sny o wielkiem zbawieniu, jakie czeka Jehudę, skoro ośmieli się skruszyć jarzmo Babelu. W ogłu- szającym tym odmęce coraz słabiej brzmiał głos Jeremjasza. Mógł on tylko skargą jeszeze wybuchać: "Z winy proroków serce me we mnie skruszone, rozprzęga się cała ma istota, stałem się, jak czlowiek pijany, jak mąż przesiąkły winem." Wichrzącym głosom wewnętrznym, naleganiu zzewnątrz Egiptu i krajów ośeiennyeh, natarezywości wreszcie ambitnych dostojników Jehudy nie mógł się długo opierae' wątły duch Ce- dekjasza. Dał on się porwać falom burzliwym, odmówił daniny Nebukadnecarowi i, niepomny na przysięgę, zerwał w ten sposób swój stosunek wasala (591). Padł tedy los, co rozstrzygnąć miał o eałej przyszłości ludu judzkiego. Największą ufność pokładali mieszkańcy miasta, Je- rozolimy w niewytłomaczonej, duchowej sile odpornej miasta, w cudownem jakiemś ocaleniu. Głos Jeremjasza mniejszy jeszeze posłuch znajdował podezas przygotowań do wojny. Powodzenie zdało się potwierdzać wieszezby fałszywych proroków i wróźbi- tów pomyślności. Nebukadnecar nie wysłał niezwłocznie wojsk swych dla ukarania złej wiary Cedekjasza i nieposłuszeństwa Je- Historja Źydów Tom 1 ark.15 - 226 - hudy. Zwlekał on rok z gbrą z rozpoczęciem wojny, następnie zaś rok jeszeze z natarciem na Jerozolimę. W Jerozolimie wyuzdana panowała radość w ciągu tych lat, przez które nie pokazywało się taką trwogę budzące wojsko rhaldejskie. Nie mniejszym był szał radosny i wpośród zesłańców babilońskieh, a.czkolwiek musiano się z nim ukrywać. Ich tęskno- ta do powrotu z wygnania, by zająć w ojezyźnie ponownie wy- bitne śwe niegdy stanowiska, w odległych rachubach kazała im widzieć bliską nadzieję, w nadziei zaś - rzeczywistość. Obłędna ţţiara Judejezyków babilońskich ze swej znów strony, dzięki nie- ustannym stosunkom z ojezyzną, oddziaływała na mieszkańców Judei, tak, że ani tu, ani tam nie mogły znaleźć gruntu trzeźwa rozwaga i postępowanie. Naraz wśród wygnańców ukazał się prorok prawdziwy, któ- ry po ciężkiej walce i szamotaniu się miał wreszcie utorować drogę zdrowszemu na rźeczy poglądowi. Był to Ezechjel (Jeches- kel), syn Buzy, Aronida (ur. ok. 620, zm. ok. 570), wieszez po- tężnej, porywająeej wymowy, żywej, bujnej, wrącej wyobraźni, słodkiego, ujmującego głosu, pełen odwagi i wytrwałości, cały przejęty szezytnym ideałem, który miał urzeczywistnić lud ju- dzki. Za Jojachina dostał się wraz z innymi wygnańcami do Ba- bilonu, gdzie zamieszkał nad wielkim kanałem, który przekopać kazał Nebukadnecar dla połąezenia Eufratu z Tygrysem. Tu również osiadły liczne poważane rodziny zpośród wychodźców .Iehudy, którym pozostawiono wielką swobodę i dozwolono za- chować ustrój patrjarehalny, jaki przynieśli ze sobą z ojezystego kraju. Wśród nich żył Ezechjel spokojnie lat kilka, własnemi za- jęty sprawami, i mieszkał wraz z żoną we własnem domostwie. Nagle przed wzrokiem jego dziwne poczęły majaczeć widzenia, jakgdyby się niebiosa rozwarły i boskie odsłoniły mu zjawiska. Zrazu przecież nie podniosło go na duchu wspaniałe w swej zgrozie widzenie, lecz owszem znękało. Odurzony podwrócił do domu, do swych współwygnańeów, i siedem dni siedział między nimi, milezący i pomieszany, poczem zaczął ziomkom swym opo- wiadać swą wizję, oznajmiając, iż polecono mu wbrew kłamli- wym prorokom klęskę zwiastować. Niezwłocznie też doznał sro- giego obejścia; jak obłąkańca skrępowano go powrozami i zaka- zano mu przemawiać publicznie. Dłuższy więc przebył ezas w - 227 - tem częścią przymusowem, częścią dobrowolnem więzieniu i jął się czynów symbolicznego postępowania, głosił, że Jerozolima ciężkiem nawiedzona zostanie oblężeniem, że jej mieszkańcy chleb swój odważony spożywać będą w trwodze i wodę odmie- rzoną pić w odrętwieniu, że większość ludu, na wszystkie rozpro- szona wiatry, zginie od ognia, miecza i zniszezenia i tylko mały jego pozostanie szezątek, że będzie nań klęska walić się za klęską i że znieważony będzie sam święty przybytek. Gdy wszystko to do- sadnemi wyłuszezył słowy, poczęło wierzyć jego otoczenie, że jest wysłanym od Boga prorokiem. Starsi jęli odwiedzać go w domu i zwracać się doń z zapytaniami. Skoro się doń zbliżyli, byli już na- poły pozyskani, wymowie bowiem jego, przyjemnym popartej gło- sem, trudno się było oprzeć. Wzorem wprawdzie Ezechjela był Jeremjasz; mowy jego prorocze naogół wielce są podobne treś- cią do mów Jeremjasza; natomiast żywszą posiadał wyobraźnię, więcej daru poetyckiego od swego pierwowzoru. Mowy jego prze- to są polotniejsze, bogate w zwroty, zajmujące, częstokroć mis- ternego układu, a wplecione w nie zagadkowe wyrocznie, alegor- je i gra słów trzymają w napięciu uwagę słuchacza. Jerernjasr mówił krótko, nie przekraczając miary tematu, jaki sobie całożył; obrazy jego są delikatne, refleksje, nastrojone na nutę elegijną, trhną słodyczą i rzewnością, jakgdyby mówił ze łzami. Ezechjel natomiast lubił się rozwodzić; obrazy, jakie maluje, zewsząd wy- stępują z ram, nie unika też rubasznych wrażeń, dbająe jeno o to, aby myśli swe oddać jaknajdosadniej, nigdy też nie zdradza roz- tkliţvienia. Od chwili wystąpienia tego bogato uposażonego proroka da- tuje się początek pomyślnego zwrotu w zapatrywaniach wygnań- ców babilońskich. Obnażał on bez litości przed nimi ich niego- dziwość i grzechy ludu całego, burzył niemiłosiernie próżne na- dzieje dalszego istnienia, wytykał całą ich marność i wskazywał jasno a dobitnie drogę do poprawy. Podobnie jak Jeremjasz, gło- sił Ezechjel, że zmiana w przekonaniach nie wyjdzie z łona zwy- rodniałych mieszkańców kraju ojezystego, lecz objawi się na- przód wśrórl wygnańców babilońskich. Zasadniczą ideę, tkwiącą w tym zwroeie, zawarł trafnie w określeniu "nowe serca i nowa dusza." Nietylko zachęcał on wygnańeów do nabycia nowego serca i nowego ducha, lecz zwiastował również, że kamiennie ich - 228 - serca przeistoczą się w miękkie, giętkie, wratfiwe serca z ciała. Pierwszy on, prorok wygnania, nadał przezrocze kształty idei, że Izrael wzorem się stanie dla innych dzięki wewnętrznemu swemu oczyszczeniu i odnowie. Ideę tę zaznaczył w pierwszej zaraz przemowie, jaką miał wo- bec starszych, htórzy go odwiedzili. Powtarzał też raz po raz myśl Iţardynalną, że Bóg wyrzekł się Jehudy i Jerożolimy, a wygnań- ców n;atomiast obrał na podwalinę odrodzonego narodţu. Podczas gdy mieszkańcy Jerozolimy, nawet zacniejsi, z najbliższego oto- czenia proroków, uważali "gród boży i świątynię bożą" za nie- ţożyte schroniska, które zdaleka omijać będzie wróg i niedola, głosił Ezechjel, iţ są one opuszczone i porzucone, że Bóg gości już nie w Jerozolimie, lecz pośród wygnańców w Babilonie. Szlachta tymczasem na wygnaniu była jeszcze bardzo daleka od dania wiary słowom swego proroka i od poprawy. Oderwanie się właţnie Jehudy od Nebukadnecara utwierdziło ją w błędnem mniemaniu, że bliski już jej powrót do kraju. Urojenie to wyple- niał Ezechjel w ich sercach symbolem i słowem. Wdział szaty więzienne i krążył w dzień z miejsca na miejsce, a wieczorem pociemku podkopywał się pod mury, zasłaniał oblicze i rzeczy swe dźţvigał na barkach. Gdy go zapytali ziomkowie, coby to zna- czyE miało, oznajmił im, źe to obraz tego, co czeka lud i króla Jehudy. Z każdą mową wzrastała powaga jego wśród współwygnań- ców. Ci, co go niegdyś skrępowali i dręezyli, odwiedzali go często, wypytując o rezultat walki, którego z nadzţT=yczajnem wyglądali natężeniem. Przychodzili doń. nawet ze swemi bałwankami na sercu, aby mu zadawać pytania. Gdy wtem nświaczył im znie- nacka, że nie będzie odpowiadał tym, co stają przed nim, jako jawni bałwochwalcy. Pogróżka ta skuteczną snać była, odwiedza- no go bowiem jeszcze częściej, otrzymując odeń wyroki, które niewątpliwie do smaku przypaść im nie mogły. Nadeszła wreszcie chwila okrutnej niedoli. Nebuhadnecar, który czas niejaki nie dawał o sobie wieści, wyruszył wreszcie z wojskiem, aby ludy powstańc.ze ukarać dothliwie, jak zbunto- wanych niewolników. Przybywszy do okolic Libanu, !ub też Jor- danu, postanowił rozstrzygnąć losem, przeciw htóremu krajowi rozpocząć ma najpierw krohi wojenne: przeciw Amonowi, czy - 229 - też Jehudzie; miotał strzały, na htórych wypisane były nazwy tych krajów, radził się bożków domowych, kazał badać wątrobę zwierząt ofiarnych. Los padł naprzód na Jerozolimę. Jak się zdaje, ludy sąsiednie, które pierwsze podżegały do odmówienia posłuszeństwa, ukorzyły się niezwłocznie na widok nadciągającego nieprzyjaciela i u stóp jego pełzały służalczo. Edom, najbliżej Judei położony, wrogą nadomiar przybrał wobec niej postawę. Tyr, sam w opałach, żadnej dać nie mógł pomocy. Liczyć więe mogła Judea jedynie na poparcie Egiptu. Lecz i ten ociągał się zrazu z krokiem stanowczym. Łatwo więc przyszło Ne- bukadnecarowi zdobyć większą część grodów obronnych, poczem wojsko chaldejskie przystąpiło do oblężenia Jerozolimy dzie- siątego dnia dziesiątego miesiąca (w końcu 588 lub na początku 587). Stoliea Judzka zdążyła się tymczasem obwarować oraz zao- patrzyć się w żywność i wodę w ilości dosiatecznej na wypadek dłuższego oblężenia. Atoli mieszkańcy prowincji wraz z dziećmi : trzodami schronili się za nadejściem wroga do miasta, powięk- szając liczbę spożywców. Prawdopodobnie z porady Jeremjasza i na rozkaz króla, możni obdarzyli wolnością współplemiennych niewolników i nie- wolnice, mężczyzn zepewne celem wcielenia ich do szregów. Mu- sieli się chyba Jerozolimianie bronić odważnie; z krótką przerwą trwało oblężenie niema! półtora roku (od styeznia 587 do czerw- ca 586). Przywódcą zastępów judzkich był zresztą eunuch, pozos- tający na służbie u króla Cedekjasza. Król sam zachowywał się biernie. Gdy już oblężenie Jerozolimy dobiegało rohu,w ciągu htó- rego ze zmiennem zapewne szczęściem walczono zdaleka, zaszła naraz niejaka odmiana. Kró! egipski, Apries ţHofra), postanowił wreszcie dotrzymać tylekroć powtarzanej obietnicy i wysłał woj- sko przeciw Nebukadnecarowi. Hufce egipskie musiały być dośE znaczne, gdyż Chaldejczcy na wieść o ich nadciąganiu, odstą- pili od oblężenia Jerozolimy i rzucili się na ich spotkanie (luty lub marzec 586). Wielka zapanowała w Jerozolimie radość. Gdy go tak długiem zawarciu otworzono bramy, mieszkańcy z po- ţpiechem wybiegli za miasto, by znów się naeieszyć wrażeniem swobody, zobaczyć, co tam się dzieje na wsi, w polach i winni- cach, a także by ponownie zaopatrzyć się w żywność na wypa- - 230 - dek powtórnego osaczenia. Zaledwie przeminęła okropność oblę- żenia, a już szlachta i bogaeze znów w dawnych pogrążyli się zbrodniach. Dopiero co usamowolnionych niewolników i niewol- nice przywrócono do dawnych obowiązków i dawnego poniżenia, bez względu na uroczyste przymierze i przysięgę. Jeremjasza do głębi duszy oburzyła taka zatwardziałość i samolubstwo, zwrócił się też do możnych i króla z piQFunującą apostrofą, w której zarzu- cał im wiarołomstwo i przepowiadał, że lubo cofnęli się Chaldejezy- cy, wrócą, zdobędą Jerozolimę, i że ogień,wojna, głód i mór sro- żyć się będą wśród zaślepionych. Królowi, który go przez dwu dworzan i nadzorcę świątyni, Cefanjasza, upraszał, by modlitwą zażegnał ponowny napad Chaldejezyków, odpowiedział, że gdyby nawet zdołali wszystkich wrogów wytępić i gdyby z pośród nich dwóch tylko pozostało rannych, to i ci ranni obrócą miasto w perzynę. Jeżeli już poprzednio wielu książąt Jehudy niechętnem na Jeremjasza spoglądało okiem, to od czasu ostatniej jego mowy śmiertelną ku niemu powzięli nienawiść. Gdy więc zapragnął rów- nież opuścić stolicę, by udać się do rodzinnego miasta Anatot, za- trzymał go naraz strażnik jakiś opd pozorem, że zamierza zbiec do Chaldejezyków. Mimo zapewnienia, że daleką odeń była wszel- ka myśl ucieczki, oddano go w ręce książąt. Ci, radzi, że się im taka do zemsty nastręcza sposobność, obeszli się z ziim jak ze zdrajcą, obili go i wtrącili do lochu (wiosną 586) w domu kan- clerza Jonatana i tego dostojnika, człowieka twardego, bez serca, ustanowili jego dozorcą. W tem ciasnem, brudnem, niezdrowem więzieniu spędził Jeremjasz dni wiele. Surowy jego dozorca ni- kogo doń nie dopuszezał, nawet krewnych, jakgdyby miał za- miar zgnębić go samotnośeią, lub nawet i dobić. Targnąć się ot- warcie na życie proroka nie mieli książęta odwagi. W ciemniey tej wylewal Jeremjasz w trenach żale nad smutnym swym losem, nietyle narzekając na cierpienia, ile na zapoznanie jego za- miarów. Upojenie radosne i uciecha niedlugo trwały w Jerozolimie. Wojsko chaldejskie, które pociągnęło na spotkanie egipskiego, pobiło to ostatnie na głowę. I oto Judea oddaną została własnemu losowi. Ludy sąsiednie, nawet niegdyś sojusznicy, szyderstwo tylko dla niej miały i z niecierpliwością wyglądały dnia upadku Jerozo- - 231 - limy. Chaldejezycy znowu oblegli stolicę i, aby prędzej z nią skońezyć, ciaśniejszym jeszeze ścisnęli ją pierścieniem. Teraz odwaga poczęła opuszezać oblężonych. Wielu, myśląc tylko o własnem ocaleniu, wykradało się w punktach niestrzeżonych z osaczonego miasta i przechodzili do Chaldeów, lub uciekali do Egiptu. Sam król Cedekjasz zaczął wątpić o pomyślnym wyniku i poznał poniewezasie, jaką niedorzecznością było mierzyć się z potęgą babilońską, nie mająe za sobą ludu, ożywionego gorącą miłością swobody. Wątłą jeszeze nadzieję pokładal w proroku Jeremjaszu. Kazał go potajemnie sprowadzić do jednej z wewnętrznych komnat pałacu i zapytał, czy mu natehnienie prorocze nie zwia- stuje rezultatu walki. "Istotnie", odparł Jeremjasz, "zwiastuje, że wpadniesz niechybnie w moc króla Babelu, jeśli się zawezasu przed nim nie ukorzysz." Z przygnębieniem i rezygnacją słuchał tych słów Cekedjasz; byl on dość sprawiedliwy, by nie mścić się za nie na wieszezu. Przeciwnie, na prośbę jego nie pozwolił go ţuż odprowadzić do ohydnego więzienia kanelerza Jonatana, lecz dał mu mieszkanie w własnym palacu, w pţdwórcu Mattara, pole- cając wydzielać mu eodzień po bochenku chleba z piekarni królew- skiej. W tem nowem więzieniu przebył Jeremjasz kilka miesię- cy. Używał tu wszakże względnej swobody, mógł bowiem przyj- mować gości i przemawiać; miał znów tuż pod bokiem wiernego swego towarzysza, Barucha. Oblężenie Jerozolimy tymezasem z ka- żdym dniem budziło więcej zgrozy. Już nietylko wojną poehłaniała ofiary, przyłączyła się do niej i klęska głodowa. Zapasy były już na sehyłku i chleb musiano na poreje rozdawać. A było go coraz mniej i mniej i bladolice widmo głodu poczęło kosić mieszkańców. Miecz nazewnątrz, głód wewnątrz słały codzień większe stosy ciał w domach i na ulicach, niepodobna już było ic.h ~rzebać, gniły więc śród gorącej pory roku i zgubną szerzyły zarazę. Jakgdyby złowieszeze przepowiednie proroków, nastę- pujących po sobie przez dwa wieki nieprzerwaną koleją, do- słownie ziścić się miały, aby nadmiarem cierpień i grozy grun- townie uleczyć lud z bałwochwalezego szału i skażenia oby- czajów, - ulice Jerozolimy stały się widownią przerażających seen, które nigdy nie mogły zatrzeć się w pamięci tych, eo je przeżyli. Tu wątłe dzieci wiły się na placach, kwiląc: "o, matko, daj nam chleba i winal" i z jękiem osta!nim oddawały ducha na łonie swych matek. Tam, ze skórą przysehłą do kości, snuli się, jak cienie, starcy i magnaci, którzy dotąd smacznych kąsków mieli poddostatkiem i w purpurze byli chowani ; dziś nikt ich nie poznawał w tem przeistoczeniu i wlekli się tak, dopóki wyczerpa- ni nie padli. Jak to przepowiadali prorocy, a zwłaszeza Ezechjel, daremnie bogacze skarby swe za chleb oddawali. Lecz, co naj- okropniejsza, tkliwe, kochające matki własnemi dłońmi dzieci swe warzyły, aby się ich ciałem posilić. Dopiero w tej dobie ucisku przemówił Jeremjasz do wszy- stkich, co go słyszeć mogli: "Kto zostanie w mieście, zginie od miecza, z głodu i zarazy, leez kto przejdzie do Chaldeów, życie zachowa, miasto bowiem upaść musi i stanie się pastwą pło- mieni." Skoro dyżurni dostojnicy otrzymali wiadomość o tych namowach, jęli usilnie nalegać na króla, aby skazał na śmierć proroka, ponieważ odbiera odwagę reszcie wojowników do pro- wadzenia dalszej walki. Cedekjasz, własnego nie mając zdania, ani woli, odrzekł: "Wszakże jest w waszej mocy, boć i król wam nie podoła." Kazali tedy książęta wrzucić Jeremjasza do pełnej szlamu studni w podwórcu Mattara. I teraz jeszeze nie ważyli się targnąć na jego życie, chcieli tylko pośrednio śmierć jego przyśpieszyć. Zginąłby tam niechybnie, gdyby się nad nim nie zlitował pewien Etjop ze służby królewskiej, imieniem Ebed- Melech. Niewolnik ten oburzył się na srogie obejście książąt judzkich z prorokiem i na słabość króla, który na takie postępo- wanie pozwalał. Zwrócił on uwagę Gedekji, że Jeremjasz zginie niewątpliwie z głodu w tej studni. Wówezas kr61 pozwofił wy- ciągnąć Jeremjasza na linie z podziemia. Studnia tak była głę- boka, a ludzie tak zwątleli, że trzydziestu potrzeba było mężezyzn do wydobyeia z jamy jednego. Jeremjasz uszedł z duszą, wolno- ści jednak nie odzyskał, gdyż król trzymał go pod strażą w Mat- tara, baeząc jednak, by możni na życie jego nadal nie godzili. Cedekjasz w głębi serca skłaniał się już do poddania stolicy wrogowi, wstrzymywały go jednak skrupuły rozliczne. Aby upewnić się co do następstw tak fatalnego kroku, wezwał Jerem- jasza do tajemnej komnaty i zapytał go, czy też miasto nie- uchronnie upaść musi i, gdyby się odważył przejść do wroga, czy go zbiegli do obozu chaldejshiego Judejezycy nie zelżą i nie - 233 - zamordują. Prorok zapewnił go krotko a węźłowato, te i włos mu z głowy nie spadnie w obozie nieprzyjacielskim, natomiast, gdyby dalej walkę chciał toczyć, własne jego niewiasty szydzić zeń hędą. Król przecież nie mógł się zdobyć na męstvr-o, nie uczynił nic i ściągnął na siebie niedolę. Nie zdołał on aż do końca prze- zwyciężyć wrodzonej chwiejnośei. Tymezasem anioł śmierci w trojaki sposób sprzątał ludność stolicy; licżba wojowników coraz bardziej topniała, aż wreszcie taka ich jeno garstka została, że nie byli już zdolni bronić murów miasta. Wybiła nakoniec ostatnia godzina Jerozolimy, uważanej dotąd nawet przez pogan za niezdobytą. Dziewiątego Tammus (czerwiec 586) nie było już w mieście ani odrobiny chleba, a gdy ţł6d wyczerpał do szezętu siły obrońców, udało się Chaldejezy- kom zrobić w murze wyłom szeroki, przez który wtargnęli do miasta. Dowódcy, kierujący oblężeniem, dotarli bez przeszkód aż do śródmieścia i rozbili swój namiot w bramie środkowej, łą- czącej miasto dolne (Millo) z Sjonem, by tu ferować na ludność wyroki. Wojownicy chaldejscy rozleli się niewstrzymaną falą po vne odezwały się zaraz ţo zţţnie Darj;isza za jeţo następcy, Kser- ksesa (Achaszwerosz ţţJ-'ţţţţ. NleprZyţuClele Judejezyków osobliwie Samary ian:e, nie oznieszkali zwrócić uw agi na ieh za- grażające całasci państwa zamysly i wyjţdnać u dworu nieprzy- ehylnych dla nieh edyktów. Nadto następujący po sobie koleją lat namiestniCy całą swą myśl wytężali, by posiadaezom grun- tóiv przymnażać bez liku ciężaróli. Stan Judejezyków w ojezy-, źnie, którą nie5dvś ţţ,:aCajţey witaii pełni otuehy radosne,j,. poţarszał się z dnia na dzień w dru;iem i trzeciem pckoleniu. By przynajmniej w częśei opţdzić się ciągłym szykanom, zdobyły się możne rody na krok, który spowodoţał z czasem ţroźne zatargi. Foczęły się one zbiiżać do lud‚w ościennych, lu Ir też robione sobie przez nie ţţvţnse przyjmować życzliwie i ku rękojmi dobrych stosunkóţţ, zawierać z nimi zwiţzţi rodzinne: Jak w porze pierwszego wejścia do ziemi kanaańsţiej, . w po- czątkach okresu sędziów, potrzeba zgodne;o pożycia z sąsiadami ctała poehop do małżeństw mieszanych, tak też za drugą imigra: c:ją taż sama potrzeba sprowadziła kroki też same. Leez warunki zmieniły się teraz. Kańaańezycy, Chityjezycy i ińne szezepy tu- byleze hołdowały wstrętneinu kultowi i zarazłły Iţraela swezn - 284 - wszeteczeństwem. Natomiast nowi sąsiedzi społeczności judzkiej, zw łaszeza Samarytanie, porzucili bałwochwaleze narow y i z du- szy serea pragnęli przystępu do służby bożej w Jerozolimie. Byli to właściwie prozelici judzcy, lub chcieli nimi zostać, a stąd radzi byli zespolić się z Judejezykami w jedną gromadę współ- wierezą i przejąć ich zwyezaje i obyczaje. Wypadałoż odtrącać ieh ciągle z mrukliwym uporem? Większość arystokracji judz- kiej była stanowezo za przypuszezeniţn obeych do zwaązhu, a ówezesny arcyhapłan Jojakim, czy też syn jego, Eljaszyh, po- dzielał to zdanie, lub może poparł je nawet powagą swego do- stojeństwa. Dzięki temu prądowi zachodziły liczne koligacje z Samaryta= nami i innemi ościennemi ludami, nawet w domu samega arcy= kapłana. Samarytanie i Judejezycy omal nie zleli się w lud je- dnorodny. Moabiei też i Amoniei, niegdyś zaciekli wrogowie imienia izraelskiego, z htórymi prawo deuteronomaczne wyraźnie hrewnić się wzbrania, wstępowali z szlaehtą judzką w śluby małżeńskie. Tylko Idumejezycy, acz o ścianę mieszkając z Judeą, trzymali się zdala. Przez napół arabski, napół syryjski szezep I\Tabatejezyków wyparei z gór swych, a nawet ze stoliey Petry, usadowili się Idumejezycy na południu Judei, w dziedzictwie po- ţoleń Juda i Szymon, i zajęli nawet znaczne miasto Hebron. Zagarnięte przez nich azielnice, ziemie odwiecznie judzkie, nosiły odtąd miano Idumei, gdy ich pierwotne siedliska przybrały na- zwę Nabatei. Nienawiść Edomu dla Jakóba przetrwała czasy wy- gnania. Za to Samarytamie cţsnęli się formalnie do gminy juţzhiej. 1'Vodzem mieli podówezas męża niepożytej woli i energji, mądre- ţo, przebiegłego, dzikiego i wytrwałego, imieniem Sanballat (Sa- naballat). Ten do wiary żydowskiej najszezerzej się skłaniał; z całej duszy rad był służyć Bogu Izraela i wielbić Go w Jego świątyni, lecz królestwo niebieskie chciał zdobyć szturmem po- niekąd, a gdyby mu udziału w niem odmówiono, gotów był wywalezyć ţo sobie przemocą lub zdradą. Sekundował mu w tem ţewien znakomity Amonita, Tobjasz, spowinowaeony podwójnie z domami judzkiemi. Pojął za żonę córhę szlachetnego rodu Arachów, a Meszullam, syn Bereehji, mąż zażywający wśród ziomków powagi, oddał swą córkę synowr Tobjasza. Atoli, jak się rzekło, małżeństwa mieszane z Amonem i Moabem były su- - 285 - cowo prţţ.,vem zaţazane. Przedstawiciele spoteczeństwa judzhie= go, arcy-kapłan i inni, skoro chyba usta,vy wręez pţzestąpić nie chcieli, musieli widać jakimś treść jej łagodzącym wykładem su- mienie swoje ukołysać. Nie wszyscy jednak byli skłunni do ustępstw. Drobna eząstha najzacniejszych rodów w tem kumaniu się udziału nie brala i wyrzehała na przekraezanie Zahonu i za- cieranie rdzennych cech narodowych przez tak bliskie związki z zupełnie obcym żywiołem. Najpilniej, jak wnosić można, wy- strzegała się ślubbw mieszanych klasa pieśniarzy, piastunów i chronicieli mowy hebrajskiej i jej starożytnych, czeigodnych zabytków. Nieraz podnosili zapewne głos swój przeciw temu przesadnemu ustępstwu i giętkości nadmiernej, przeciw łączeniu się z obcemi szezepami, lecz że byli w mniejszości, nie mogli swym surowym poglądom wywalezyć zwycięstwa. Gdy atoli z hraju wygnan,ia przybyła do Jerozolimy osobistość wpływowa, rozbrzmiały wśród owej mniejszości na te nadużycia donośniej- sze jeszeze sarhania i wywołały przewrót tak radykalny, iż nie mógł się nie ozwać przyhremi skutkami. Rzadko hiedy wybuchają ewolucje dziejowe przełomem tak jaskrawym, tah nagłym, by uderzyć musiał współezesnych, by im każdym szezegółem, hażdym życia przejawem przywodził na pamięć, że dawny stan rzeczy bezpowrotnie minął i nastały nowe porządki. Zazwyczaj pokalenie, htóre dopust losu postawił na punkcie zwrotnym historji, nie dostrzega zmian, ţ,chodzących w niem samem, w jego pojęciach, obyczajach, a iiŃţvet języku. Taka to, zrazu nieznaczna, lecz w swym końcowym wyniku gruntowna przemiana dohonała się w pierwszej połowie wiehu piątego wśród Judejezyhów. Acz przekonani, że eiągną jeno dalej dzieło pradziadów tymże sposobem i temiż środkami, przeobra- zili się sami i pracowala bezwiedmie nad kształtowaniezn ţowych stosunkóţv. Zwrot ten nie wyszedł ze społeczności w Judzie i Je- rozolimie, lecz z ziemi wygnania, wciągnął atoli w swe kręţi nie- bawem i tamtę i wycisnął na niej swe ţiiętno. W Babilonji, hraju niewoli, pozostał znaczny odłam potom- stwa wygnańeów, bądź to dla spraw mająthowych, bądź z przy- zwyezajenia czy innych pabudeh. I tyeh wprawdzie ogarnął za= pał do powrotu i odnowy ojezyzny; brali w nich udział swemi żyezeniami i hojnemi darami. Ale do Jerozolimy wracać nie - 286 - chcieli. Niemniej jednak przywiązywali wagę do zachowania swej odrębności i cech narodowych. Odgrodziwszy się murem od swe- go otoczenia, zawierali związki małżeńskie między sobą wyłącznie i przekazaną sobie naukę obrali drogowskazem żywota. Właśnie dla tego, że żyl>t wśród obcych, oddzieleni wielkim przestworem od ziemi ojezystej, strzegli jak oka w głowie znamion rodzimych i obserwowali ściśle ustawy Zakonu, upatrując w nich węzeł, eo miał ich zespolić w naród odrębny. Ofiar, coprawda, czyniE nie mogli, ani też pelnić praw, dotyczących świątyni. Tem gorliwiej natomiast przestrzegali niezawisłych od niej przepisów, soboty, świąt, obrzezania i rytualu pokarmowego. Niewątpliwie posiadali domy modlitwy, gdzie zbierali się w pewnych okazjach. Przy- swoili sobie wprawdzie dokładnie język krajowy, aramejski czyli chaldejski, i używali go nawet w życiu domowem, pielęgnowali przecież hebrajski o tyle, że język ten nie był im oţcy. Skąd brali jego znajamość? Z piśmiennictwa, którego z rąk nie wypuszezali i w którem rozezytywali się z tem większą pilnością, że z niego tylko czerpać mogli zasady swej wiary. Stąd też zyskał na zna- czeniu ów dział, na który dotąd niewiele zwracano uwagi: pięcio- ksiąg Zakonu, wraz z jego nauką o prawach i obowiązkach. Dawniej, w epoce wygnania, eieszyły się większą wziętością pisma proroków, bo przynosily poeiechę w strapieniu. Gdy wszakże przyszlo do stwierdzenia ezynem nowych nastrojów i pojęć i do wyciśnięcia na przejawach życia zţnamion odrębnych, należalo wydobyć Zakan z ukryeia i iść za jego wskazówką. Tak dłu.go zaniedbywaţa w ojezyźn;ie Tora czyli Zakon na obcej dopiero ziemi zjednała sobie cześć i powagę. W Judei naprzyklad przez czas długi nie obehodzano soboty tak skrupulatnie, jak w gminach babilońsko-perskich. Wcieleniem tych żarliwych za- biegów o zupelne ziszezenie Zakonu, t. j. o wejście w życie jego przepisów, był Ezdrasz; on to wlaśnie sprawił ów przewrót w kolejach dziejowych plemienia judzkiego i nowe nadał mu piętno; nie stal jednakże samotnie, lecz miał zwolenników. Dzięki swemu poehodzeniu mąż ten, co stał się twórcą kie- runku religijno-prawnego, był jakby powołany do wzniecania zapału dla Tory. Był on potomkiem arcykapłanów. Przodek jego, Hilhjasz; znalazł w świątyni kodehs deuteronomiczny i przet Rręezenie go Jozjaszowi wywolał zmianę zupełną. Byl prawnu- - 287 - klem owego arcykapłana Seraji, htórego straciE kazał Nebukadne- car, a którego synowie przynieśli, jak się zdaje, do Babelu księgi Zahonu. Pośwaęcił im atoli większą od swych poprzedników i krewnych uwagę. Zgłębiwszy je, nie szezędził zabiegów, by nie zostały jeno martwą literą, lecz by życia nabrały przez wprowaţ dzenie w czyn i pełnienie przepisów. Rzecz prosta, iż zaczął od siebie. Starał się pełnić sumiennie wszystkie obowiązhi, jakie Za- hon sklada na każdą jednosthę, wszystkie powinności, odzieży, poharmów i świąt dotyczące. Zaczem wystąpił jako nauczyciel swoich rodaków, ţ wykładał im Zakon w sposób tak jasny, że rozumiee go mogli słuchacze, i upominal, by jego ustawy wyko- nywali wszechstronnie. Księga praw była dlań emanacją bóstwa; ktfra'ą ţlojżeaz objawił Izraelowi. Stawial ją też wyżej, zvieskońţ czenie wyżej nad inne hsięgi proroków. Sam jej treścią przejęty, dążył duszą i ciałem do zapewnienia jej bezwzględnej powagi; udało mu się też istotnie natehnąć gminy babilońsko-perskie własnemi myślami i własţym zapałem. Ezdrasz wśród gmin tych zajmowal stanowisko wybitne; słowo jego uchodziło za wyrocznię i jednalo mu posluch chęt,niejszy; niż ongi prorokom plomienne ich krasomówstwo. Czy Ezdrasz powziął wiadomość, że w ojezyźnie Zakon peł- niono ozięble, czy podróżą swą i namiętnym zapałem zamierzał mu zjednać powszechne uznanie? A moźe idąc tylko za porywem serca, chciał osiąść wţJerozolimie, by dopełniać tam takich rówţ nież obowiązków, jahie na pobożnego wkładały świątynia i obrzą= dek ofiarny? Skoro postanowił puścić się w drogę, porozumiał się z gronem jednomyślnych rodaków, gotowych przyjąć udział w wyprawie. Była to pokaźna gromadka, z górą 1600 mężezyzn wraz z żonami i dziećmi z znakomitych rodzin, lţtóre pozostały jeszeze w hraju niewoli, w tej liczbie taţże prawnuk Zerubabela z linji Dawidowej. Gi, co w wychodztwie uczestniczyć nie chcieli, wręczyli Ezdraszowi na rzecz świątyni dary bogate w złocie, sre- brze i drogocennych naczyniach. Nic w tem dziwnego, że król Artakserkses Długoręhi zlożył również dla świątyni w Jerozoli- mie ślubne ofiary i że za przykładem monarehy poszli teůż jego radcy i inni dygnitarze persey. Faktern jest, że w tej dobie Bóg Izraela liczył między Per- samţ ż ;nnemi ludami pobożnych czcicaeli. Od wsehodu do za- - 289 - chodu słońca Imię Jego było wielkie i czezone pośród naro- dów. Artakserkses nietylko przychylił się do prośby Ezdrasza, by mu wolno było Persję opuścić, lecz dał mu oraz listy żelazne do satrapów tych krajów, przez które musiał przechodzić, tu- dzież do wielkorządców Palestyny. Chciał mu też przydać eskortę, , by osłaniała w drodze wychodźców od napadów szajek łupie- skieh, leez Ezdrasż i jego towarzysze nie przyjęii tej łaski mo- narszej, zapewniając, że Bńg tak im, jak i wszystkim, którzy Go wielbią, udzieli pornocy w niebezpieczeństwie. Przybycie Ezdrasza do Jerozolimy z licznym orszakiem (459-458) musiało tu wywrzeć niezmierne wrażenie. Przybywali z pełnemi rękami; ożywieni zapałem, z pismami polecającemi od króla. Sława Ezdrasza, jako biegłebo w Zakonie i egzegiety, prze- nikła bezwątpienia i do Judei, przyjmowano ţo też z wielkim szacunkiem. Zaledwie Ezdrasz objął swój urząd sędziowski, pra- wowiercy, którzy potępiali małżeństwa mieszane z siąsiedniemi ludami, zwłaszeza z Moabem i Amonem, zanieśli skargę przed niego na tych, co związki takie zawarli. Wiadomość o tych wy- padkach przejęła zgrozą Ezdrasza. Przedstawiciele ludu i świą- tyzii połączyli się ślubem małżeńskim z pogaństwem na urąţowi- sko ustawom Zakonu? W oczach Ezdrasza był to grzech śmier- telny; zdaniem jego lud judzki, czyli Izraelici, stanowił "święte potomstwo, święte nasienie" i takiem mieszaniem się z obcemi ludami, gdyby nawet wyrzekły się swoich bałwanów, sam na so- bie popełnia świętokradztwo. Według jego wykładu Zakonu bałwachwalców, którzy naţţ=róćili się do wiary żyţowskiej, można wprawdzie przyjmować do związkuţgminncóo, nie wolno im atoli przyznawać równości bezwzględnej; mają oni owszern two- rzyć grupę odrębną. Jak dawniejsi Gibeonici, niewolnicy świąty- niowi (Netinim nazwani), lubo od łat już z górą tysiţţa wcieleni do państwa i przywiązani do wiary, mimo to w odosobnieniu zo- stawać musieli i z ludnością rdzennie izraelską kreţvnić się nie moţli, tak też ţnależy traktować prozelitów z narodów pogańskich. Nie wolno zbyt ściśle kojarzyć się z nimi. Nie kierował śię tu Ez- drasz czezą pychą rodową, lecz niejasnem uczuciem, nie pozba- wionem w owej dobie słusznej podstawy, że przyjęcie licznych prozelitów liib półprozelitów, którzy nie przeszli prżez proces oczyszezenia, jak Abrahamowe nasienie, nie byli wypróbowani w "piecu niedoli", mogłoby nadać przewagę obcym żywiołom i w niwecz obrócić moralno-religijny dorobek. Obawa ta ogarnęła całţ jego istnośe. Boleśnie dotknięty grzeehem, jakiego dopu5ciła się znaezna część gminy; grzeehem ţv jego oczach zgubnym nie- zmiernie, bo na szw ank wystawiający m egzysteneję narodu, roz- darł Ezdrasz szaty na sobie, rwał sobie włosy z ţłowy i brody i siedział strapiony i smutny, aż do wieczora nie przyjmując po- siłku. Poezem udał się na przeddworze świţtyni i złoż5ł na klęcz-: kach wstrząsające wyznanie grzechów : że lud, niepoprawiony sro= giemi ciosam;i, pupadł anowu w dawne swe błędy. Ta spawiedź z głębi serca płynąca, wśród łez i łkania ezyniona, porwała obee- nych, którzy dokoła mistrza poczţli się kupie, nţężóţv, niewiasty i dzieci; polały się łez strumienie, jakgdyby lud zmyć niemi pra- gnął haniebne karty swych dziejów. Zdjęty rzeţţ,nem uezuciem, wyrzekł jeden z przytomnych słowo doniosłe : "Uczyńmy przymie- rze, że porzucimy żony cudzoziemskie i zrodzone z nich dzieei wyţ łąezymy z gromady." To słowo Ezdrasz podehwycił natyehmiast, powstał z klęezek i we?waţ wszystkich obecnych naczelników ro- dzin, aby w obliczu świątyni stwierdzili przysięgą, że wszyscy, co z obcych narodów pojęli małżonki, rozłączą się z niemi i wy- rzekną się dzieci. Chwila ta miała stanowić o całej przyszłoţei na= rodu judzkiego. Ezdrasz i jego stronniey wznieśli wał między lu= dem judzkim a otaczającym go światem. .Ponieważ nieposłusznym zagrożono konfiskatą i klątwą, rozstali się tedy z żonami i dziećmi zrazu Jerozolimianie, a następnie mieszkaricy prowineji, którzy vreszli byli w związki mţeszane. Zdaje się atoli, że niejc:den oparł się sroţiemu żądaniu z miłośei dla najbliższych i przez wzgląd na ich rodziców i krewnych, z htórymi łączyły go węzły serdeczne. Ta surowość w pr.zeprowadzeniu sepaţaeji od ludów sąsie- rlnich, a zwłaszeza Samarytan, spowudowała, eo łatwo było prze- widzieć, niemiłe następstwa. llur, którym Ezdrasz i prawowierne stronnictwo nawet od bogobojnych i szezerze do gminy przywią- zanych inoplemiericów odgrodzić się chcieli, rozjątrzył tych osta- tnich niezmiernie. Zali będą nadal odsunięei od Boga, którego upodobali sohie, od przybytku w Jerozolimie, na który mieli pra- wo dotyehezas? Doręczony im list rozwodowy przeistoczył naraz przyjazne dotąd z gminą judzką stosunki we wrogie; niemasz za- ciehlejszej nienawiţei nad tę, co po,vstaţa z miłośei wzgardzonej. H istorja Żydów Tom 2 ark. 4 - 290 - Żałoba córeţ i sióstr, opuszezonych i wygnanyeh pezez judzkich małżonków, widok dzieci, których zaparli się rodzeni ojcowie, mu- ţiaL serca krewnych napełnić podsycaną ustawicznie goryczą. Nie- przvehylne Judejezykom losy zdarzyły, że na czele wyłączonych z społeczności judzkiej stało dwóch mężów dzielnych i obrotnych: Sanballat i Tobjasz, spowinowacony z rodzi,naani judzkiemi. Umi- łowali wiarę żydowską, a oto odtrąeeni zostali. Wnet przybrali też wrogą wobec Judy postawę, cheieli udział swój w świątyni jero- zolimskiej i czci wielbionego w niej Boga wymusić przemocą lub zdradą. W Jerozolimie i miastaeh prowinejonalnych istniało stronnictwo, pobłażające małżeństwom mieszanym i nie pochwa- Iające surowych środków Ezdrasza. Światli tego strannictwa członkawie inaczej zapatrywaLi się na dopuszezaLnaśe, czy też nie- dopuszezalność, małżeństw mieszanych z kobietami, które przy. najmniej zewnętrznie przylgnęły do wiary żydowskiej. Byłali ta surowość uprawniona? Małoż nastręczały przykładów wspomţnie- nia z dziejów zamierzehłej przeszłości, że IzraeLici z pośród ob- cych ludów pojnrtowali małżonki? Takie i tym podobne zagadnie- nia narzueać się podówezas musiały. Odgłos nastroju i sądów umiarkowańszych umysłów rozlega się w nadobnym utworze, htbry według wszelkiego prawdopodobieństwa powstał w tym cza- sie, w księdze Rut. Autor opowiada bez wszelkich napozór celów ubocznych sielską historję o możnej rodzinie judzkiej z Betlehem, która wywędrowała do Moabu, gdzie dwaj tego domu synowie pojęli za żonę Moabitki; lecz osnţwą swojej powiastki pocuszył palącą sprawę doby ówezesnej. ftut,1\ţloabitka, wdowa po jednym z śynów, rzekła do świekry swej, Noemi: "Nie nalegaj na mnie, byţz eię opuściła! Gdziekolwiek pójdziesz i ja pójdę, gdzie za- ţnieszkasz i ja tam zamieszkam, lud twój jest moim ludem, Bóţ twój jest moim Eogiem, gdzie ţmrzesz i ja umrę i tam poehowaną będę. Śmierć jeno rozłączy mię z tobą." Dloabitka Rut wiernie do- tr.zymała słowa. Gdy poszła za Judejezyka Boaza, !ud wołał: "Nie- chaj zbuduje Pan dom twój, jak Rahe1 i Lea, które zbudowały obie dom Izraela." Syn, kfórego Rut urodziła Boazowi, był przod- kiem Dawida, bogobojnego króla Izraela. Poszezególne rysy tej wytwornej i pełnej wdzięku sielanki odznaczają się misternem ţykońezeniern. Głównym przecież ceLem poety było podniesienie dwóćh faktów: e dam królewski w Izraelu r6d swbj od Moebitki - 291 - ţywodzi, i że ta bloabitka, zespoliwszy się śeiśle z judzkim naroů ţem i przytuliwszy się pod skrzydła Jehowy, zajaśniała wszyst- Priezni cnotami, jakie kiedykolwiek zdobiły eórę Izraela, wstydIi= %vością, tkliwością i poświęceniem. Mor.ał, wypływający z tej opo= Wvieści dla draźliwych stosunków ówezesnych, zbyt był jaskrawy, aby go można było przeoczyć. Czyliż wśród żon opuszezonych, lub tych, które miano opuścić, nie można było znaleźć kobiet podob- nych do Ruty? A dzieci, z obcyeh niewiast zrodzone, z ojców zaś ţudejezyków spładzone, godziłoż się niby pagan adtrącać? ţ%V,ięc już chyba i rodzina królewska, dom Dawidowy, którego protopla- sta pojął Moabitkę, nie należy do narodu judzkiego? Lecz wszystkie te dowody na nic się ńie zdały. Ezdrasz i se- hat, rządzący w Jerozolimae, ubstawali niezłomnie przy wyłącze- niu z gromady wszystkich żywiołów, które nie pochodziły z szeze- pu judzkiego, "śt'viętego nasienia." Gdy usiłowania pojednaweze rozbiły się o stałość żarliwców jerozolim.skich, przyszło do starć nieprzyjaznych (457-444), ktbre trwały lat kilkanaście. Jerozo- limianie od.nieść musieli porażkę, bo Ezdrasz nie był mężem zdol- nym do czynu, umiał on tylko modlić się i wzruszać, a nadaaniar lliczne rodziny w skrytości sprzyjały wrogowi, gdy Sanballat i jego towarzysze odznaczali się przeciwnie nieugiętą energją, a pałajţc namiętną nienawiścią ku swym wzgardzicielom, korzystali z każ- dej sposobności, by im dać się we znaki. Przyszło aż do tego, że uderzyli na samą Jerozolimę. Co ich mogło natehnąć takiem zuchwalstwem, skoro przecież wiedzieli, że Ezdrasz jest w fawo- rach u króla perskiego i że ulubieńcy judzcy mają wpływ niemały u dworu? Czydo tego kroku ośmielił ich rokosz przeciw Artak. serksesowi zwycięskiego satrapy Syrji, hlegabyza, ktbre,mu pod.le- gały Judea i Samarja? A może, gdy buntownik gromił jedno woj- sko królewskie za drugiem, wspierani przez niego, podjęli zbrojay najazd, by ugodzić wroga w samo serce? Sanballat i jego koledzy stali na czele walecznej drużyny, gdy tymezasem wodaowie jero- zolimscy nietęţo się znali na rzemiośle rycerskiem. S,końezyło siF na tem, że Ssţzarytanie porobili wyłomy w murach Jerozok- my, spaţli bramy drewniane i zburzyli w mieţcie wiete domów. ţerozolima legła znów w gruzach. Świątyni jednak nie tknęLi; lţyła i dla nich świętością. Osierociał natomiast dona boży. tţViększość mieszkańców ogołoconej z murów Jeroţolimy opu- - 292 - ściła miasto i osiadła tam, gdzie jej los nadarzył przytułeh. Aro- nidzi i Lewici, pozbawieni danin i dziesięcin ze zbiorów, porzu- cili świątynię, by gdzieindziej sobie chleba poszukać. Smutne to były czasy dla odbudowanej zaledwie od wieku społeczności judzhiej. Wiele rodzin szlaeheckich zawarło pokój z sąsiadem, przyjęło napowrót do domu wygnane małżonki, lub wstąpiło po- nownie w związki podobne. A w zakład tego przymierza za- przysięgli je sobie zapewne nawzajem. ţlożna było mţiemać na- razie, że na marne poszło dzieło Ezdrasza, że zaţrożony jest na- wet sam byt społeczności. Czyż wiele brahowało do zupełnego jej rolprzężenia? Ale zapał, wzniecony przez Ezdrasza, zbyt głęboko serca przeniknął, by go tak łatwo stłumić z,ńołały nieszezęsne wypad- ki. I'o zburzeniu i wyludnieniu Jerozolimy, hilku mężów, bole- jąeych serdecznie nad oplakanym stanem Judei, podţżyło do Persji, by tam ratunku poszukać. Liczyli zwłaszeza na Nehemja- sza, podezaszego i faworyta Artaltserksesa. Krewny jego, Cha- nani, naoczny śţiadek owyeh wypadków, odwiedził go i opisał mu w barwach ponurych całą grozę połażenia Judejezyków iv oj- ezyţţnie i upadek miasta świętego. Wieść ta przeraziła Nehţnja- sza. Należał on do żarliwyeh wykonawców Zahonu. Jerozolima, gród święty, cieszący się szezególną opieką Boţa, żyła w jego wyobraźni ţpasana murezn ploţnienistym, do któreţo żaden w:róţ bezkarnie zbliżyć się nie móţł. A oto, jak każdy inny gród ziem- ski, zasromocona, zgwałcona została ! Lecz ţie dał się przemóc bo- leści. Był to mąż niestrudzonej energji, pelen śmiałyeh po- mysłów. Na dworze zbadał tajnie sztuki rządzenia, nauczył się silną wolą powodować ludźmi i ujarzmiać stosunki. Natychmiast puwziął postanowienie udać się osobiście do JerozoIimy i hres położyć hrytycznenau stanowi. Lecz jah tu się wydalić? Wiązały ţo r!o dwaru obowiązki służbowe. Względy właţnie, jakiemi go darzył monareha, przykuwały Nehemjasza najbardziej do miej- sca i odejmowały mu narazie widohi wyjażdu. Właściwa Nehemjaszowi ruztropność nakaaywała mu po- wstrzymae się z prośba o pozwolenie na wyjazd do czasu, gdy się nastręrzy jaka przyjazna po telnu sposobność. Atoli boleść tah gryzła mu szrce, że ueiţrpiały na tem jego wygląd i pogoda nmysłu. Gdy pewnego dnia naleţvał wina króloivi i króloţvej, - 293 - zwróctł na saebie uwagę cierpiącym wyrazeoa oblicza, a Artahserţ kses zapytał go o powód tej zmiany. Wnet skorzystał z przy- chylnego usposobienia monarehy i odrzehł: "Jahże nie mam ź1ţ wyglądać, gdy miasto, w którem spoczywają prochy mych przodhów, spustoszało i bramy jeţo spalone?" Zaczem wynurzył życzenie, by mu wolno było udać się do ojezyzny i zaradzić jej smutnemu stanowi. Artakserksţs miłościwie zgodził się na wszys- tho: pozwolił mu wybrać się w podróż, odbuduwać zţów mury Jerozolimy i uporządhować skołataną gminę. Dał mu teź pisma golecające do urzędników hrólewshieh, by mu żadůnyeh po dro.. dze nie czynţili wstrętów i zaopatrzyli go w potrzebny budulec. Ofiarował mu nawet eshoţtę, z pieszych i jeţzdnych złţżoną, i maa- nował go namiestnikiem czyli wielkorządeą Judei. Za honieczny przecież warunah urlopu postawił, że Nehemjasz nie osiądzie na zawsze w Jerozolimie, lecz po niejakim czasie na dwór po- wróci. Z podróżą Nehemjasza do Jerozolimy (444) poczyna się no- wa zmiana w losach społecznośei judzkiej, a raczej podróż ta była uwieńezeniem utorowaneţo przez Ezdrasza zwrotu i kie- runku. W licznym orszaku krewnyeh, służby i poeztu konwoju- jącyeh go wojowników opuścił Nehemjasz miasto stołeczne Su- zę. W przejeździe przez dawne dzielnice państwa dziesięciu pokoů !eń okazał tamecznemu wielkorządcy listy polecające, dzięhi cze- mu Sanballat i Tobjasz powzięli wiadomość o celu podróży Ne- hemjasza i przeczuli, że pójść im wypadnie w nowe zapasy. Ku ich przykremu rozezarowaniu wielkorządcą mianowany został Judejezyk, ulubieniec królewski, htóry nie omieszka się ująć za prześladowanynzi ziomkami. Po przybyeiu do Jerozolimy, Nehemjasz przez trzy dni po- zostawał w ukryciu. Chciał wpierw oswoić się z widownią przyszłej dzaałalności i poznać bliżej osoby, z któremi przestawaćmu przyj- dzie. Urządził tymezasem coś nakształt dworu - posiaţał ma- jątek książęcy i po hsiążęcermu też złotem szafował. Cel swej podróży chował zrazu w takiej tajemnicy, że nawet judzhim ma- gnatom nie zwierzył się z niego, nie ufał im bowiem. Pewnej nocy zrobił tajemną wycieczkę, by przehonawszy się naocznie o rozmiarach uszkodzenaa murów, móţł obmyśleć plan ich napra- wy. Poczem zwołał naczelników rodzin i oznajmił im ku zdu- - 294 - - 295 - ţieniu, że umocowany został przez króla nietylko do odbudowy bie odzienia. Sam w6dz uwijał się ciągle na placu budowy, krąźţc murów, lecz araz do zaraądu kţajem i że zazniţreQn jest jego z miejsea na miejsce, z nieodstępnyni trębaczem przy boku. położyć kres hańbie i niedofi społeczności judzkiej. Zgromadzeni Sanballat i jego towarzysze, widząc, że napadem nie zdołają mężowie oświadezyli swoją gotowość przyłożenia ręki do dzieła. ` xobót powstrzymać, uciekli się znowu do intryg. Rozpuścili po- Ci nawet eo spokrewnili się z cudzoziemcami i byli z nimi na głoskę, że Nehemjasz wnet po obţvarowaniu Jerozolimy zamygla stopie przyjaznej musieli miną nadrabiać. Atoli trudne niezmier- się królem ogłosić. 1\'apędziwszy tem strachu łatwowiernym, że nie było zadanie, które wziął na swe barki Nehemjasz. Musiał ich Persowie pamówić mogą o udział w tyeh planach, spodziewalţ odbudować rozprsęgłą doszezętnie społeczno:ść, której cz#on- się odwieśE ich od pracy. Złotem kupili sobie zdrajców z pośrbd ţawie, powodţwani obawą, słabością, prywatą i ţozlicz.neţo ro- Judejezyków. Zaprzyjaźnieni z wrogami naczelnicy rodów weszli dzaju względami, nie posiadali potrzebnej stałości, by niebez- z Tobjaszem w ożywione śtosunki listowne. Wszelako wszystkie pieczeństwu zajrzeć ţmiało w oczy. Zakrzątnął się też przede- te intrygi rozbiły się o stałość lţ Tehemjasza; dokonał on dzieła roz- wszystkiem koło obwarowania Jerozolimy, w przeciwnym bo- l:oczętego z takim zapałem i wprawił niem w podziw nawet nie-ů ţţiem razie każde przedsięwzięcie i każda naprawa mogłyby byE ţrzyjació#. gniweczone za jednym zamachem. Lecz i w granicach własnej społeczności musiał I\Tehermjasz Robotami koło umocnienia miasta kierował Nehemjasz oso= zţţalezać szkodliwe objawy. Niektóre z rodów szlacheckich gra- biście i ułatwił je przez rozdzielenie pomiędzy grupy rodzţn za- #y rolę bardzn dwuznaczną, sprzyjały nieprzyjaciołom w skry- ţnażnych i pojedyńezych bogaczy. Nie tak,gładko atoli postę- tośei i dunosiły im o każdem słowie namiestnika, a nadomiţr Qowała budawa. Odtrącenż prozelici, z Sanballatem i Tobjaszem srogim ucishiem gnębiły ubogich. Jeśli biedacy, pożyezając od bo- ' h d a#aln.ości ţaczy bądź to pieniędzy na opłacenie królowi czynszu grun- na czele, którym ţe emjasz na samym wstępie swo,ţej zi odjął wszelkie nadzieje sojuszu - "nie będziecie mieli żadnego toţego, bądź zboża na przedndwku na opędzenie pierwszych udziału, żadnej zasługi i żadnej pamiątki w Jerozolimie" - usi- potrzeb życia, dawali im w zastaw albo swe pola, winnice, oliaţ- łowali przeszkodzić mu w pracy z tą samą gorliwością, z jaką niee, albo też dom st.vój, a czasem nawet swe dzieei, to wierzyciele on usiłował dzieła dokonać. Z początku wojowali ţodstępem zabierali sobie na własność grunta niewypłaealnych dłużników próbowali podać Nehemjasza w ţodejrzenie, że knuje oderwanie ţ lub też obracali w poddanyeh ich synbw i córki. Gdy skargi do- ţię od państwa pţrskiego i żywi ambitny ţamiar ogło- tkniętych taką nieludzkością coraz częściej i coraz głoţniej oţijaE szenia się królem Judejazyków. Nastęţţie starali śię zniechęaE ţię poczęły o uszy Nehemjasza, postanowił upomnieE nůieużytych robotników, czynili szydereze uwagi nad obronnośćią murów hagaczy. Zwołał tedy wielkie zgromadzenie i ostro głajał ich wzţoszonych, mówili, że są one tak wąţłe, że szakal pţrzez nie ţa tę nieczułość, którą Zakon surowo potępia: "My Judejezycy przebić się zdoła. Gdy przecież naprawiono i zamknięto mury do ţ ; ţ Persji wykupowaliśmy wedle możności braci naszych poţanom połowy wysokośei, zmówili się wrogowie uderzyE na robotników ţaprzedanych. Gdybyście więc teraz waszych braci sprzedali, to i zburzyć ich dzieło. .mogą byE nam oţi napowrót sprzedani, rzekł do nich z Lecz tym zdradzieckim zamysłom zapobiegła ezujność Ne- ironją. Tak wielka przecież była powaga I\'ehemjasza, tak do- hemjasza. Część swoich ludzi, tudzież panów judzkich rozstawit ţiosły głos jego, tak wrażliwi byli magnaci i bogacze na z bronią w ręku na straży. Robotnicy przypasali miecz do boku ţ>pomnienia w imię Zakonu, że natychmiast przyrzekłi nietylka ţ tragarze w jednej ręce dzierżyli oţęż, drugą dźwigali ciężary. By wy puścić zepehnięte do rzędu niewolników osoby, ale też zwrócić nkońezenie murów przyspieszyć, kazał Nehemjasz pracować od pola, dţmy i ogrody ich właścicielom i umorzyć zupełnie ich gwitu aż do wsehodu gwiazd, przyezem część załogi czuwała w ţltjblţ Korzystając z oehotnego nastroju, kazał Nehemjasz boţa- obrębie stolicy. ţ'Vartoţvnicy przez czas pewien nie zwłóczyli z sie- czom zţoż5ţć przysięgę, że słowa swego dochowajţ. - 294- - 295- ţnieniu,że umocowany został przez króla nietylko do odbudowy bie odzienia.Sam w6dz uwijał się ciągle na placu budowy,krążţc mnrów,lecz araz do zaraţdu kţajem i że za2niţreQn jest jego z miejsca na miejsce,z nieodstępnym trębaczem przy boku. położ5ć kres hańbie i niedofi społeczności judzkiej.Zgromadzeni Sanballat i jego towarzysze,widząc,że napadem nie zdołają mężowie oświadezyli swoją gotowość przyłożenia ręki do dzieła. ` xobót powstrzymać,uciekli się znowu do intr5ţg.Rozpuścili po- Ci nawet co spokrewnili się z cudzoziemcami i byli z nimi na głoskę,że Nehenzjasz wnet po obwarowaniu Jerozolimy zamygla stopie przyjaznej,musieli miną nadrabiać.Atoli trudne niezmier- się królem ogłosić.1\'apędziwszy tem strachu łatwowiernym,ae nie było zadanie,które ţvziął na swe barki Nehemjasz.Musiał ich Persowie pomówić mogą o udział w tych planach,spodziewali odbudować rozpraęgłą doszezętnie społeczność, której człon- ţ się odwieśE ich od pracy.Złotem kupili sobie zdrajców z pośrbd howie,gowodowani obawą,słabością, prywatą f mozliczţeţo ro- 3udejezyków.Zaprzyjaźnieni z ţvrogami naczelnicy rodów weszli dzaju względami,nie posiadali potrzebnej stałości,by niebez- z Tobjaszem w ożywione stosunki listowne.Wszelako wszystkie pieczeństwu zajrzeE ţmiało w oczy.Zakrzątnął się też przede- te intrygi rozbiły się o stałość Iţ Tehemjasza; dokonał on dzieła roz- wszystkiem koło obwarowania Jerozolimy,w przeciwnym bo- 1%aezętego z taţkim zapałem i wprawił niem w podziw nawet nieţ ţiem razie każde przedsięwzięcie i każda naprawa mogłyby byE ţrzyjaciół. Lecz i w granicach własnej społeczności musiał I\Teheanjasz zniweezone za jednym zamachem: zaţalezaE szkodliwe objawy.Niektóre z rodów szlacheckieh gra- Robotami koło umocnienia miasta kierował Nehemjasz oso- biScie i ułatwił je przez rozdzaelenie pomiędzy grupy rodzin za= ły rolę bardzn dwuznaczną,sprzyjały nieprzyjaciołom w skry- ţtażnych i pojedyńezych bogaczy.Nie tak ţładko atuli postę- tośei i donosiły im o każdem słowie namiestnika, a nadomiar powałţ budţwa.Odtrącenż prozelici,z Sanballatem i Tobjaszţn srugim ucishiem gnębiły ubogich.Jeśli biedaey,pożyczając od bo- na czele,którym ţehemjasz na samym wstępie swojej zia a ci eaczy bądź to pienięclzy na opłacenie królowa czynszu grun- odjął wszelkie nadzieje sojuszu - "nie będziecie mieli żadnego = tQwego,bądź zboża na przednówku na opędzenie pierwszych udziału,żadnej zasłuńi i żadnej pamiątki w Jerozolimie" - usi- ţ potrzeb życia,dawali im w zastaw albo swe pola,winnice,oliţ- łowali przeszkodzić mu w pracy z tą samą gorliwością,z jaką ţ nice,albo też dom swój,a czaţem nawet swe dzieci,to wierzyciele on usiłował dzieła dakonać.Z początku wojowali godstępem; ţ zabierali sobie na własnośE grunta niewypłacalnych dłużnikńw próbowali podać Nehemjasza w podejrzenie,że knuje oderwanie lub też obracali w poddanych ich synów i córki.Gdy skargi do- się ad państwa perskiego i żywi ambitny ţamiar ogło- tkniętych taką nieludzkością coraz częściej i coraz głoţniej oţijać szenia się lcrólţn Judejezyków.Nastęţţie starali śię znieehęciE ţię poczęły o uszy Nehemjasza,postanowił upomnieE nůieutytych tobotników,czynili szydereze uwagi nad obronnością murów hagaczy. Zwołał tedy wielkie zţromadzenie i ostro złajał ich wzţoszonych,mówili,że są one tak wąńłe,że szakal przţz nie za tę nieczułość,którą Zakon surowo potępia: "My Judejezycy przebić się zdoła.Gdy przecież naprawiono i zamknięto mury do : ţ Persji wykupawaliśmy wedle możności braci naszych paganom połowy wysokości,zmówili się wrogowie uderayE na robotników ţaprzedanych.Gdybyście więc teraz waszych braci sprzedali,to i zburzyć ich dzieło. mogą byE nam oţi napowrót sprzedani,` rzekł do nich z Lecz tym zdradzieckim zamysłom zapobiegła czujność Ne- ironją.Tak wielka przecież była powaga Nehemjasza,tak do- hemjasza.Część swoich ludzi,tudzież panów judzkich rozstawit ţiosły głos jego, tak wrażliwi byli magnaci i bogacze na z bronią w ręku na straży.Robotnicy przypasali miecz do boku ţFomnienia w imię Zakonu,że natychmiast przyrzekli nietylko r tragarze w jednej ręce dzierżyli aręż,drugą dźwigali ciężary.By wypuścić zepehnfęte do rzędu niewolników osoby,ale też zwrbciţ nhońezenie murów przyspieszyć,kazał Nehemjasz pracować od pola,dómy i ogrody ich właścicielam i umorzyć znpełnie ich świtu aż do wsehodu gwiazd,przyezem częśE załogi czuwała w ţlugi.Korzystając z ochotnego nastroju,ţazał Nehemjasz baga- ohrębie stolicy.Wartoţvnicy przez czas pewien nie zwłóczyli z sie~ czom złoż5ć przysięgę,że słowa swego dochowajţ. - 294 - rnieniu, że umocowany został przez hróla nietylko do odbudowy murów, lecz araz do zareţdu kţajem i że zamiţreun jest jego położyć kres hańbie i niedoli społeczności judzkiej. Zgromadzeni mężowie oświadezyli swoją gotowość przyłożenia ręki do dzieła. Ci nawet co spokrewnili się z cudzoziemcami i byli z nimi na stopie przyjaznej, musieli miną nadrabiać. Atoli trudne niezmier- nie było zadanie, które wziął na swe barki Nehemjasz. Musiał odbudować rozpraęgłą doszezętnie społeozność, której człon- howie, powodowani obawą, słabością, prywaią a ţozliczneţo ro- dzaju względami, nie posiadali potrzebnej stałości, by niebez- pieczeństwu zajrzeć ţmiało w oczy. Zakrzątnął się też przede- wszystkiem koło obwarowania Jerozolimy, w przeciwnyzn bo- ţv iem razie każde przedsięwzięeie i każda naprawa mogłyby byE yniweczone za jednym zamachem. Robotami hoło umocnienia miasta hierował Nehemjasz oso= biście i ułatwił je przez rozdzielenie pomiędzy grupy rodzin za= inażnych i pojedyńezych bogaczy. Nie tak,gładko atoli pastę- powała buţawa. Odtrąceni prozelici, z Sanballatem i Tobjaszem na czele, którym Nehemjasz na samym wstępie swojej dLiałal'nţci odjął wszelkie nadzieje sojuszu - "nie będziecie mieli żadnego udziału, żadnej zasługi i żadnej pamiątki w Jerozolimie" - usi- łowali przeszkodzić mu w pracy z tą samą gorliwością, z jaka on usiłował dzieła dokonać. Z początku wojowali godstępem; próbowali podać Nehemjasza w podejrzenie, że knuje oderwanie gię od państwa pţskiego i źywi ambrtny ţamiar ogło- szenia się hrólem Judejozyków. Nastęţţie starali śię znieţhęcţć robotników, czynili szydereze uwagi nad obronnośćią murów wznvaszonych, mówili, że są one tak wąrtłe, że szakal przerc nie przebić się zdoła. Gdy przecież naprawiono i zamknięto mury do połowy wysokości, zmówili się wrogowie uderzyE na robotnikówr i zburzyć ieh dzieło. Leez tym zdradzieckim zamysłom zapobiegła czujność Ne= hemjasza. Część swoich ludzi, tudzież panów judzkich rozstawit z bronią w ręku na straży. Robotnicy przypasali miecz do boku, ţ hagarze w jednej ręee dzierżyli oręż, drugą dźwigali ciężary. By nhońezenie murów przyspieszyć, kazał Nehemjasz pracować od świtu aż do wsehodu gwiazd, przyţzem część załogi czuwała ar obrębie stoliey. ţ'Vartolv nicy przez czas pewien nie zwłóczyli z sie- - 295 - bie odzienia. Sam w6dz uwijał się ciągle na placu budowy, krążţc z miejsca na miejsce, z nieodstępnyni trębaczem przy boku. Sanballat i jego towarzysze, widząc, że napadem nie zdotgjţ robót powstrzymać, uciekli się znowu do intr5,g. Rozpuścili po- głoskę, że Nehemjasz vcţnet po obţvarowaniu Jerozolimy zamygla się królem ogłosić. I\'apędziwszy tem strachu łatwowiernym, że ich Persowie pamówić mońţ o udział w tych planach, spodziewali się odwieść ich od pracy. Złotem kupili sobie zdrajców z pośród Judejezyków. Zaprzyjażnieni z ţţ,rogami naezelnicy rodów weszli z Tabjaszem w ożywione śtosunki listowne. Wszelako wszysthie te intrygi rozbiły się o stałość 1\Tehemjasza; dokonał on dzieła roz- ţ;oczęteţo z takim zapałem i w praw ił niem w podziw nawet nie- ţrzyjaciół. Lecz i w granicach własnej społeczności musiał Nehţnjasz zţalezać szkodliwe objawy. Niektóre z rodów szlacheckich ţra- ţv rolę bardzo dwuznaczną, sprzyjały nieprzyjaciołom w skry- tośei i donosiły im o każdem słowie namiestnika, a nsdomiar srogim uciskiem gnębiły ubogich. Jeśli biedaey, pożyczając od bo- ţaczy bądź ta pieniędzy na opłacenie królowa czynszu grun- tovrego, bądź zboża na przednówku na opędzenie pierwszych potrzeb żyeia, dawali im w zastaw albo swe pola, winnice, oliw- nice, albo też dom sţvój, a czasem nawet swe dzieci, to wierzyciełe zabierali sobie na własność grunta niewypłacalnych dłużnikńw lub też obracali w poddanych ich synów i córki. Gdy skargi do- tkniętych taką nieludzkością caraz częścicj i coraz głoţniej oţijaţ się poezęły o uszy Nehemjasza, postanowił upomnieF nůieuţytych ţogaczy. Zwołał tedy wielkie zţromadzenie i ostro złajał Ich ţa tę nţeczułość, którą Zakon surowo potępia: "My Judejezycy v,- Persji wyhupowaliśmy wedle możności braci naszych poţanom eaprzedanych. Gdybyście więc teraz waszych braci sprzedali, to mogą byE nam ani napowr&t sprzedani," rzehł do nichz ironją. Tah wielha przecież była powaga Nehemjasza, tah do- ţiosły głos jego, tak wrażliwi byli magnaci i boţacze na 9ţpomnienia w imię Zakonu, że natychmiast przyrzekli nietyłko wypuścić zepehnaęte do rzędu niewolników osoby, ale też zwrócić pola, domy i ogrody ich właścicielam i umorzyć zupełnie ich długi. Korzystając z ochotnego nastroju, kazał Nehemjasz boga- czom złoż5ć przysięgę, że słowa swego dochowajZ. - 296 - Było to w alne zwycięstw o, które Zakon, godnie przez Nehemţ- jasza reprezentowany, odniósł nad brudną chaiwością. Ale też na. maestnik Judţi świecił gminie gţtowością do afiar. Nie= tylko zrzekł się należnych sobie danin, lec;z dawał też ubo- gim zaliczki w pieniądzach i zbożu, a jeżeli kto uiścić się nie mógł, dług mu orlpuszezał. Krewni jego i słudzy postępowali rówţ nież bezinteresow nie i-zacnie. Takim przykładem zdołał Nehemjasz pokonać wszystkie trudności, stojące na drodzeţţprawidłowemu rozwojowi gminy. Lud jego słowom dawał baczne ucho, a i szlaehta, rada nierada, słuchać go musiała. liłopotów atoli nie przebrało się jeszeze. Gdy wreszcie wywiedziono cały obwód murów i powstawiono już bramy, ujawnił się brak odżwiernej straży lewickiej i wogóle Le- witów. Ponieważ po zburzeniu miasta przestała ieh dachodzić dziesięcina, wywędrować musieli na prowineję. Jerozolima mało posiadała mieszkańców, wiele domów uległo zrniszezenuu lub sta- ły pustkami. Trzeba było zatem zaludnić ją znowu i zaopatrzyć w służebników świątynię. Najpierw zawezwał I\'ehemjasz do stałego zamieszkania w stolicy tych wszystkieh, którzy dla niepewnych stosunków opuści- li ją byli, lub od samego początku osiedli po miastach prowin- cjonalnych.1Viele znakomitych rodzin oświadezyło swą gotowoś& w tej mierze. Gdy jciinakże nie starezyło ochotników ku zupeł= nemu zaludnieniu Jerozolimy, postanowiono, że dziesżąta część mieszkańców prowineji, losem wybrana, przenieść się ma do sto= liey. Nie wszystkich przecież uważał Nehemjasz za godnyth oby- watelstwa m ţasta świętego, a już najmniej tych, co zrodzili się z małżeństw mieszanych. W tylll celu kazał przedstawie sobie wy- kaz rodzin, które pow róciły z Babilonji, i badał pochodzenie każ- dej rodziny, by ocenić jej zdolność obywatelską. A poczynał so= bie wţtej sprawie surowo. Trzy familje, 642 osoby, które izra- elskiego poehadzenia udowodnić nie mogły, dostały odţrawę, a ţrzy domy Aronidów, że rodowodu swebo nie były w stanie od- szukać, zrzueił 1,'ehenijasz narazie z kapłaźistwa. Ku abronie świţtyni od napadów nieprzyjaznyclt mieszańców, wzniósł na jej północ zamek warowny i osaclził w nim hufiec cudzoziemski, htóry dał mu król Artakserkses. Zamek ten, co w dziejach po- tomnych odegrać miał rólę fatalna. otrzvmał miano Birah (Baris). Lmocniţvszy Jerojawioţyni przez Mojżesza Zakonem. Wszyscy, nie wyłączając kobiet, dzie- ci dojrzalszyeh, niewalników świątyniawyeh i szezerze Judej= czykum oţdanych prozelitów, stwierdzili przysięgą przyrzeczenie, że dotrzymają wszelkich zobowiązań, jakie przyjęli na siebie. Główny punkt opieţvał: nie wydawać córek za cudzoziemzeów i z pośród nićh żon nie pojmować. Sprawa ta leżała Fţzdraszowi i Nehamjaszowi najbardziej na sercu, to też wysunęli ją oni na czo- ło. Drugi artykuł brzmiał: święcić sobotę i dni uroczyste i w świę- ta te nic nie nabywać od cudzoziemców, któray przywozili towa- ry na śprzedaż. Dalej, co siódmy rok zostawiać pola odłogiem i długi odpuszezać. Na utrzymanie świątyni i jej potrzeby każdy pełnoletni opłacać miał rocznie trzecią część szekla a nadto w oznaczonych terminach; koleją losem wskazaną, do- - 299 - starezaE drzewa na ołtarz. Pierwociny płodów polnych i owoców drzew co rok przynosić do domu bożego i wogóle nie zaniedbywać świątyni. Wreszcie kapłanom i Lewitom oddawać dziesięcinę. Osnowę tyeh podjętych obowiązków, spisaną na zwoju pod- pisali i przypieczętawali naczelnicy rodbw wszystkich warstw, przedstawiciele narodu. Na czele podpisanych był Nehemjasz, ogółem ośmdziesięciu czterech lub pięciu mężów przedniejszych połażyło swe imion~a na tym dokumencie. Według pewnego poda- nia atoli umowę przypieczętować miało swym podpisem stu dwudziestu przedstawicieli narodu. Liczne to zebranie nazwano "wielkiem zgromadzeniem" ţKeneset ha-gedolah). Wiele, niezmiernie wiele zdziałał Nehemjasz w tym krótkim przeciągu czasu. Nietylko odbudował skołataną gminę, utrwalił ją obwarowaniem stolicy i nieprzyjaciołom odjął możność trapie- nia jej napadami, lecz obeznał też lud z jego wiarą i nastroił go z nią do harmonji. Zdaje się, że Nehemjasz z umysłu zwoływał tłumne zebrania ludowe, by na obeenych sprawić głębokie wrażenie. Zwołał on lud po raz wtóry na poświęcenie murów, za jego sprawą dźwţgnię- tych. I do tej uroczystości, jak do pierwszego czytania z księgi Zakonu, dopuszezono kobiety i dzieci. Chcąc ţym obehodem obu- dzić radosne wzruszenie, kazał przybyć do Jerozolimy wszystkim Lewitom z oddziału śpiewaków, by śpiewem i grą na instrumen- tach strunowyeh rozweselili serca zebranych. Ustawił dwie duże grupy, które z jednego punktu wyszedłszy, okrążyły mury w prze- ciwnym kierunku i spotkały się znowu w świątyni. Na czele każ- dego pochodu postępował chór śpiewaków lewickich, wywodząc hymn pochwalny i dziękezynny ku uczezeniu dnia radosnego, a każdemu chórowi przydano ośmiu Lewitów, którzy towarzyszyli śpiewom na harfach, nabliach i zelach. Za jednym z chórów kroţ czył Ezdrasz, za drugim Nehemjasz, dwaj przewódcy i głowy spo- łeezności. Do każdego z korowodów przyląezyła się połowa książąt i połowa ludu wraz z niewiastami i dziećmi. Jedna tedy tłumna proeesja, wyruszywszy od zachadu, obeszła po murach zachodnią, południową i wsehodnią stronę miasta; druga z tegoż punktu pu- ściwszy się w drogę, okrążyła jego zachodnią, północną i wseho- dnią dzielnicę. Szeroko rozbrzmiewały dźwięki cymbałów, harf, puzonów i śpiewów z ust mnogich Lewi#ów, a po'ţvtarzane i roz.. - 300 - tmszone ţrzez górskie odgłoey wlewały w serca otuchę. po żatobnym i pokntnym nastţpił dzień poaszechnego wesela. Pamiętaţ tet Nehemjasz o praţeidłowym trgbie świątyni. Aby stutba ofiarna nie nległa znów przerwie, na1 ţrronidom i Lewitom zabezpieczyć docho_ dy. Wprawdzie dacze ţgrnntóţr zobowiţzali się ulnczyście uiszczać daninę jeţ a dziesi‡cinę , nie popnestaţ na tţ jeţdnak Nehem uwaiajţc za tonieczne ustanoţwienie dozoru nad regulara wplywem tych oplat. Podczas iniw ţvţinni byli Lewici udać się ţ : ż ţvieś, pobrać dziesięcinţ i zawietć jţ do Jerozolimy. Dla r6 sprawiedliwego podziału dziesięciny, której część dziesiţtţ ţ rali Aronidzi, urzţdził Neheoţjasz obszerne hale na śpichrre przecho nagromadzonego zboża. i owoców i tu tet wal się podział pod dozorem nrzędników, umyślnie w tym .mianowanych. Zaradziwszy- wyludnienin Jerozolimy, staraţ ęównież Nehemjasz o dostarczenie mieszkań noa:ej ludności. co na hudowę domów środlców. ţe mieli, kazał je stawiać wtas ţ, nym naktadeţn, jako te miaţ zawsze tieszeń otwartą dla potrt = ţgóţu. Ijźwignţł tedy nowe ponietţd,państwo, którego zndani łbyło tywot swój wzorować na Zatonie. Dwanaście lat spraţr rządy Judei (4ţ4-ţS2), poczem mnsiaţ wracać na dţ'ţ Artahsert , n ttbrego ciţgle,jeszcze byt w łastach. Opusz awe stanowisto z otuchą, te ostoi się atworzone przczcń dz zewnęlrznego bezpieczeástwa i wewnętrznego wzmotegia.. Zmienne są atoli dziela rţk ludztich. Ledwie Nehemjasz jechat, jntci ujawniły się prţdy przeciţvne, wychodzţcc, jat ţ ţ~ zdaje, od arcytapłana Eljaszyba. Wbrew postanowicniu wiett go zebrania ten i ów znów zblifać się poczţt do Samary-tan i çzańców. W zattad przymierza cztonet domu arcykaplańskˇegţtţ ţ imieniem Manasse, pojął córtę Sanballata, Nihaso. Za prrytţ dem domn arcykaptańskiego poszli tet inni, co mofe jut dawn tswili niechęć tłnmionţ do surowego partţkularyzmu Ezdraszat Nehemjasza. Była to zupe2na zmiana ţstemu. Tobjasz, drugi wróţ ţ Neheţjasza, mbgt nienagabywany przybyć ponnwńir do Jero:ólţ ţ my. W dziedzińcu świątyni oddano mn nn mieszkani,ţ salę 0ţ ` szerną. Rozstrbj głęboti byt następstwetn tak naglego przewrntu, któ-. ţrţ dziś pozwalat na rzeczy surowo jeszcze wţ:toraj wzhronionc. ţ - 301 - ţrr.oţţ na arcykapłana i jego czeredţ, te nie tait Wţaściciele gruntów przrstali dawać 1ut ki. Ucierpieli przţiet na tcm i niewin- pozbawieni, by nie mrzeć gtodu, opuścili i ntolicţ. Usta.ţy tei składki na potrzeby ofiarne, prţţnia ţrótnowat, zarxynali lcaptani, ţnający pieczţ chore, chrome, ślepe, plugawe. Obmie- :=:ţdcie post‡powanie przedstawicieli świţtyni, nie- ţţţre neţce od przybyttu i dobra ogbłu i wtasnemi rvami, lekceważţc nieraz praAo i za nic majţa . przysięgę. Gdy takim ludziom w prz‚dsięwziţ- ţţrţcyjato, to pomyślność ich wprowadzała w btţd ych borykać niţ z przeciwnościami iycia. ţ," mówili, "çhityć Bogn i jakit stţd mamy po- jţgo przykazań i w pokucie kroczymy przed jilţymi aypada nam micnić zuchwałych grzesz- ţyła rozter.ka, któţ za ţastaniem przţewrotu `ţotecţność, nie panijając nawet ognist ro- Iţţ. ivy i prawa? Ojcţec nie zgndzał się z synem ţ;%iden azedł za surowym, drugi za łagodniejszym Iţi leiţy nimi i innymi czlonkami rodziny wybu- iţţ`ţVVobec tałc optakanych objawbw stojarzyli siţ . ttórych wiarţ nic zachwiaţ nie mogło, i ania: Ich myśIi.i nadzieje spoczęły na =ţ.znowu na dworze Artatserksesa bawiącym. ţrrdcić do Jerozolţny, wbwczas za j‚dnym za- Iţ ` t ţieznośnemu stanowi i w Jerozolimie tgoda, dbało ć o dobro poţrszechne i po- sţ tego icota, - szerzţcym. się nierzţdem, a zwtasz- ţtwţ arcěkaţłeńskiego do głębi dotkţięty _ natchnionţ, wystţpił odważnie, by grzesz- -ţ cnotliwych pocieszać. Był to Malachi, ostatni ţ`on godnie długi szereg mętów, nast‡pujących iIG .afulecia nieprzerwaną koleją. dnchn i zwţtpiałym prorokowal Matachi rychłe r'lţtuńa przymierr.a, pana. do ktlţrego wiclu tęskni, ţţaţy sprowadzi. "Kto ztiiesic dxień jego przyjścia, - 300 - noazone priez górskie odgłosy wlewały w serca otuchę. Po daiu żatobnyţ i pokntnym nastţpił dzień powszechnego weseła. Pamiętaţ tet Nehemjasz o prawidłoţwym trybie nrr.ţdzeń świątyni. Aby słuiba ofiarna nie nległa mów przerwie, naletaţo ţlronidom i Lewitom zabezpieczyć dochody. Wprawdzie po6ia- dacze ţrnntóaţ zobowiązali aię uroczyicie uiszczać daninţ jednym, n dziesiţcinţ , nie poprzestaţ na tem je„nak Nehemjaaz, uwatajţc za konieczne ustanowienie dozoru n d r rnym wplywem tych opłat. Podczas żniw winni byli Lewici udać się na wieś, pobrać dziesiţcinę i zawieić ją do Jerazolimy. Dla równego, sprawiedliwego podziału dziesi‡ciny, której czţść dziesiţtţ ódbic- raŢ Aronidzi, nrrţdził Nehemjaaz obslerne hale na śpichrze do przecho nagromadzonego zbota. i owoców i tu tet odby- wał się podział pod dozorem urzędnihów, umyślnie w tym celu .mianowanţch. Zaradziwazyţ wyludnieniu Jerozolimy, ataraţ si‡ ębwnież Nehemjasz o dostarczenie mieszhań nowej IudnoSci. Tym, co na budowę domów ńrodtów nie mieli, kazał je stawiać włas- nym nakładem, ,jako te miaţ zawsze kiesz‚ń otwartą dla potrzcb ogóţu. I2źwignţł tedy nowe poniekţd państwo, którego zadaniem ţyło tywot awój wzomwać na Zakonie. Dwanaście lat spraţrnwrrł rzţdy Judei (444-432), poczem. mnsiaţ wracać na dwór Artahserks , n ktbrego ciţgle jeszcze był w łaskach. Opuszci.ał swe stanowisko z otnchą, te ostoi się atworzone przczcń ţieto zewnęśrznego bezpieczeństwa i wewnęhznego wzmotegia.. Zmienne są atoli dziela rţk ludzkich. Ledwie NehemjaĄz od- jechat, jutci ujawniły się prţdy przeciwne, wychodzţcc, jak się zdaje, od arcykapłana Eljaszgba. Wbrew postanowicniu wielhie- go zebrania ten i bw znów zblitać się poczţt do Samarstan i mie- çzańców. W rakład przymierza członek domu arcykapIańsţieţo, imieniem Manasse, pojął córkę Sanballata, Nitaso. Za pr:yhła- dem domn arcykapłańskiego poszli tet inni, co mofe jnt dawniej tywili niechęć tłnmionţ do surowego partykularyzmu Ezdrasza i Nehemjasza. B-ała to zupetna zmiana aystemu. Tobjasl, dragi wróg Nehemjasza, mógł nienagabywany przybyć ponowńic do Jeęozóli- my. W dziedzińcu świţtyni oddano mu nu mieszkaniţ salę ob- szernţ. Rozstrój głęboki był następstwem tak naglego przewrotu, któ- .ry dziś pozwalaţ na rzeczy surowo jeszcze w,:toraj wzbronionţ. ţ - 301 - tnd tak był oburzony na arcykaplana i jego czered‡, te nie tait ţ z ţwojq kn nim Wlaściciele gruatów przcstali dawać ţicsięcinę i obroh ka ki. Ucierpieli przeciet na tem i niewin- ni; Lewici nwego dziţ#u pozbawieni, by nie mrzeć gtodu, opuścili znowu świţtyuiţ i stolicţ. Ustały tet skţadki na potrzeby ofiarnc, ţby więc ołtarz nie prótnował, zarxynali kaptani, mający pieczţ nad ofiarami, zwierz‡ta chore, chrome, ślepe, plugawe. Obmie- niwszy sobie takie postępowanie przedstawicieli świţtyni, nic- ,jeden odw.racał swe serce od przybytku i dobra ogółu i właanemi zaprzţtal się aprawami, lehceważţc nieraz prano i za nic majţc uroczyście złotonţ przysięgę. Gdy takim ludziom w prz‚dsięwziţ- iiach szczę5cie sprzyjało, to pomyślność ich wprowadzala w bląd pobotnych, :musmnyeh borykać si‡ z przeciwnościami tycia. ,;Próżna to rzecz," mówili, "çłuiyć Bogn i jakii stţd mamy po- żytek, ie strzetetny jego przykazań i w pokucie kroczymy przed Panem? Szczţsnymi wypada na mienić zuchwałych grzes:- ników !" Gor9zţ jesżcze była rozterka, którţ za nastaniem przţwrotu nurtowała judrtţ ţapotecmość, nie pomijajţc nawet ognisk ro- dzinnych. Co aţ uatawy i prawa? Ojciec nie zgadzał się z aynem w tej mierze, jeden azedł za aurowym, drugi za ţagodniejszym poglądem, sśţd między nimi i innymi członkami rodţiny wybu- chały niesnaski: Wobec tałc optakanyćh objawów skojarzyfi aiţ prawdziwie pobożni, których wiarţ nic zachwiać nie mogło; i nradzili plan post‡powania: Ich myśli.i nadzieje spoczęly na Nehemjaazu, teraz znowu na dworze Artakserksesa bawiącym. Gdyby aiţ atţonił wrócić do Jerozolţy, wówczas za j‚dnym za- machem treţby polofył ţieţnośnemu stanowi i w Jerozolimie :agościtaby znowa Igoda, dbało ć o dobro poţrszechne i po- myślnośćt Jeden z tego kota, - szerzţcym - się nierzţdem, a z.wtaaz- ţza dţ.iaţalnością strormţctwa ercyk ńskiego do głębi dothţi‡ty # duchem wieszczym natchniony; wystąpił odważnie, by grzeaz- nSch strofować, a cnotliwych pocieszać. Był to Malachi, ostatni prorok. Zamyha on godnie długi szereg mężbw, nast‡pujących no sobie przez cztery ţatulecia nieprzcrwaną koleją. Upadłym na duchn i zwątpiałym prorokowat Malachi rychle prxyběcie zwiastuna przymierţ.a, pana. ţlo którego wiclu t‡skai, który lepsze ćzusy sprowadzi. "Kto zniesie dxień jego przyjścia, - 302 - .kto się na w idok jego ostoi ? Bo on jako ogień szmelcarzy i jako ług praczów. ZasiQdzie, by oczyazcţać i wyţalać, i oczyści aynów Lewi i wypali, jak zł4to i srebro, i będţ ofiarnłkami w apraţvic- dliwości.`ţ Prorok upominał lud cały, by d1a niegodziwoţci nie- licznych jednostek nie odmawiał dziesięcin, leoz po dawnemu rnosił je do gumna. - Odległej potomno ci z.wiaatoAał Malachi, jak pierwsi prorocy, nastanie dnia wielkiego i shaszliwego, vr którym wyjdzie na jaw rbżnica miQdzy cnotliwym a grzesznym: Przerl rezświteţn tego dnia Pańskiego pośle Bbg proroha Eljasza, htbry pojedna znóţv ojców z synaţni. A jalco przewodniţ gwia:- de żywota podaje ostatni prnroţ naukQ Mojżesza, którţ na górze Horeb nakazał jako ustawy i prawa. Była to mowa pożegnalna profetyzmu. Zakon, ktbry dziQki gorfiwym staraniom Ezdrasza uprzystępniony został ludowi i znalazł grono miahzów i upraw- ców; uczynił słowo prorocze zbytecznem. Biţły w Zakonie zaţ stępuje odtąd męţa botego, czytanie Tory na :ebraniach ludo- wych i w domach modlitwy - przepowiednie prorocze. Czyt zabiegła na dwór perski do Neheţnjasza wiadom4ść, ie go w Jerozolimie wyglţdają z takţ tQshno#ą? Czyli,t wiedział, że Malachi z jego przybyciem wiţte nadziej‡ uzdrowieni,a sko- łatanej gminy? Rychlej nad wsţelhie spodziewanie ukazał się w judzkiej stolicy. Po raz wtóry uproaił sobie u króla Artakser- ksesa povwolenie do powrotu do swoj‚j ojczyzny duchowej (430--425). Wnet po przyjetdzie rozwinął w istocie czynność podobną do działania ognia szmelcarzy i ługu praczów. Oczyścit społeczność z plugawych tywinłbw. Pierwszym jego krokiem było- wyrzucenie Ammonity Tobjasza z hali, htórą mu, jako krew- niakowi, dał na mieszkanie arcyhapłan Eljaszyb, a tego ostatniţ- go złożył z urzędu. Następnie zwołał naczelnilców ludu i czynił im gorzkie wyrzuty, że gdy nie troszczyli się o wţpływ dziesię- ciny, z łaak.i ich Leţwici opuścili świţtynię. Dość było wezwania Nehemjasza, by skłonić właścicieli gruntów do uiszcţzenia się : zaniedbanych obowiţzków, á Lewitów do ponownego objęcia służ- by w świątyni. Zdaje się, fe i kult do czci pierwotnej przywrócił i usunţł leţkomyślnych służebni.ków ołtarza. Rzeczą wielkiej wa= gi bylo w oczach Nehemjasza rozţviązanie skojarzonych ponow- nie stadet mieszanych. W sprawie tej przyszło do starcia z do- mem arcykapłańskim. Manasse, ayn czy śeţ krewny a.rcyhaplana - 303 - JójnÔy, 'nie chciał aię ţ nic rozstać : swo,ją małtonkq, Samary- tantţ Nika.so, cór.-xţ Sanballata, ţ Nehemjasz z swej strony ty.. le ohazał s.tałości, te ţrywołał go z granic ojczyzny. Inni Aro- nidzi i Judejczycy; którzy wzbraniali siQ słuchać jego rorkazu, ausieli również iţć na wygnanie. Gdy przywrócił w stolicy daw- ny ţorzţdek, udał siQ do miast prowincjonalnych, by i futaj %nie ć nadużyc.ia. W okolicy, w której Judejczycy mieszkali w be:pośredniem sąsiedztwie z oţcemi ludami; Aszdoditami, Amo- nem, Moabem i Samarytanami, zawierane z nimi śluby miesza- ne dogrowadziły do takich wyników, te połowa zrodzonych z nich dzieci posługiwała się mowţ swych matek i zczţtnţe :apomniała języka judzkiego. To wyzucie się z własnej narodo- ţvo ci spłodzonego przez Judejczyków potomstwa do żywego obru- a:yło Nehemjaszaţ i gniew w nim wzbudziło. Groznił też ojcóA, przeklinał ich i smagać kazał opornych. Dzięki środkom tak ener- gicznym zdolał przeprowadzić Nehemjasz rozwiţ.zanie małżeástw mieszanych, tudzież podrastającemu pokoleniu zţchować język oj- czysty. Pracował też wytrwale nad przyuczeniem ludu do ścisłego przţhzegania uroczystoţcţţaabatu, obchodzonej dotychczaa ozię- ble. 2e prawo zahazuje w tyţ dniu roboty, to rzecz niezawndna. Ale jakie czynności ma na uwa,dze? To jeszcze wymagało obja l nienia. Stąd Judejczyh prowincjonalny nie rozumiał się na tem, tłoczył w sobotę wino, ładţwał na osły zboże, winogrona, figi iinne ciężary i wyjetdżał z teţmi produktami na targ do stolicy. .Zauważywszy to powszedniodzienne traktowanie dnia odpoczyn- lcu, zwdał Nehemjasz przybyłych na targ wieśniaków i pouczył ich, że takie tępowanie przeciwne jţt prawu, a oni mu by- li posłuszni: Trudniej8zţ była walha, którţ przyszło mu stoczyE = zadawnionym.w Jerozolimie ţzwyczajem. Tyryjscy bandlar.ze ţţvykli byli przywozić z morza w sobotę na sprzedaż świeże ry- by i inne towary i znajdowali chętnych nabywców. Roţzkazai tedy Nehemjasz zamykać odtąd bramy w przedjutrze soboty ţt do.je,j zejścia i nie wpuszczać przekupniów, a aurowościţ ţwoją dokazał, tc odpoczynek sobotni przestrzegany był nadal ţrapulatnie. Przeprowadził ściałe wykonywanie Zahonu, cze- mn poczţtek dał Ezdrasz, i mur, odgradzający Judejczyków od. reazty narodów, do tego stopnia umocnit, że o przebiciu jego mo- - 304 - wy być prawie nie mogło: Ci, którym nie podobała się taka nuto- woś.ć, mu:ieli wy:tţpić : :poteczności judzkiej i utworzyć ţctţ odrębnţ. Nehemjţz dnczehţł mote zawiţzania :ię pierw:zego odSzczepieństwa, ţ poniewai :ię do niego przyczynił, zr co niejeden zapeţvne spottał go zarzut, uwafał tedy za necz nic- odzownţ wy:tţpić z obronţ :woich zarzţdzeń i uţvydţ#nić zţ- :ługţ, jakie koło dź ' igciţ pr:ywiedţioncj do upadku gminy połotył. Nţ :tţrość napisał mdzţj pamiętnika, w htóryzn to :zczegbłowo, to znbw ţv pobietnych zary:ach wyłuazcza, oo r.ţ.iałał za pienv:zem i drugiem przybyciem dla bezpieczeństwţ małego puńntew.ka i podţie:ieniţ pow ' Zahonu. Wyrata :on od eza:u do cra:u życzenie, aby Hóg mu pamiętał; oo dln narodu :wcgo uczynił, i by nie zmazţł :aaług, połofonyeh przcaeń dla  ţviţtyni i jej bezpieczeńt:wa. Imiţ Neh jţ:za zachował aţdzię- czny naród ţę wiecznej p mięci. Jemu i Ezdra:zowi, twórcom oţvycb pţdóţe duchowych, ao w łonic judţiţmu zdobyły :_ obie moc niepotytţ, przypiĐata wdzięczáa potomnońć ţv:zy:tśie zbţ- ţvienne u:tawy, których iródło okrywa pomroka dziejowa. ROZDZIAţ TRZECI. Cratp ponrhemja:zomţ, :ojerycznG (ţ20-ţ!2) Nieţţţ co :ię z miło5oi ţvylţła, :ilniej:zţ je:t i zaciet. Iejnrţ od tej, co powstała z ni aczoţ‚j odrazy, zţzdro - .ci lub hrzyţrdy dóuianej. Sanballat i Iud Samarytaęmki, uko- chawszy wieţbionego w Jerozolimie , zabiegali ţv:zy:tkiemi :iłami o przţjęcie ich do :połeczeţtţva judzkiego. Namiętność wrogich ich uczuć ku Nehemjaszowi, ţtóry nstrój ţołeczny od roztładu ocalił, byłţ właściţvie porywczem oświadczeniem mi- ţo6ci, pragnţcej przebojem wymusić zwŚązek. :erdecţny. Gdy atołi te ich zaloty spotykała - stała odprawa,  trzefiste ţfekty wzgar- dżonych znmieniły :ię ~ płomiennţ nienawiść. Sţ.nballat mnˇe- mał, te przez spowinowacenie aię z arcykaptańskţ rodzi.nţ stanął u celu :wych tyczeń, at tu wyrzţdzajţ mu naraz zniewngę wy- ţeołaniem z kraju Manassego, męta,jego c6rki, za to, tc nie - 305 - ţhcial żony por.zucić. Przebrała się miara. Przebiegłość podylc- towała mu plan podkopania społeczności judzkiej rękami wła:- nych jej członków. A gdyby tak temuż Bogu zbudować świątyniţ lctóraby z jerozolimską o lepszą iść mogła? ţ'Vszakte miał kapłţ ţrów z potomstwa Arona, którzyby w nowym przybytku spra- wować mogli słutbę legalną, wedle przepisów Zakonu. Zięć jego ţtanasse mbgłby w nim piastować godność arcykapłańską, a inni również wygnani Aronidzi być mu pomocą. Tym spoaobem wszystko złożyłoby mu się jaknajpomyślniej. Z  jednym zacho- dem uczyniłby zadość swemu nabożeństwu do Boga Izraela, oraz :wej ambicji, gdyby stanął na czele gminy zamkniętej. Wz.nţiósł tedy Sanballat śwţątynię na szczycie urodzajnej gbry Garizim, nieopodal Sichemu, w okolicy, stanowiącej w prawdzżwem tego słowa znaczeniţ środkowy punkt Palestyny; nastąpiło to ţrawdopodobţrie juf po zgonie króla Artak.aerksesa Długorękiego (ok. 420). Miejsce na ten ce1 upa#rzy’i biegli w Zakonie Aroni= dzi, wyłączeni ze społeczeństwa judzkiego, albowieţm na tej g6- rze według kodeksu deuteronomicznego udzielone być miało bło- gosławieństwo tym, co przestrzegają Zakonu. Gichaczem przywią- 'ali Sam rytanie do słów tych sens zgoła odmienny. Nazwali i ţţo dziś dzień nazywają Garizţm "górą błogosławieáţtwa", jak- gdyby błogostawieństwo i abawżenie z gbry iej wogólţ ţłynęły. Nawet miastii Sichem nadali z tego powodu miano "Błogosła- ţieiˇstwo" ţMabrachta). Nadto- Sanballat, czy tef kapłani świţ. ;tyni na gbrze Garizim twierdzili, że Samarytanie, lud z mieszani- ţny wielorakieh szczepbw powstały, nie sţ rzekomo potomkami owych wygnańców, osadzonych ongi w tej okalicy przez jakiegoś ţtróla asyryjskiego, lecz owszem szczerymi Izraelitami, szczţt- tiem dziesieciu pokoleń lub pokolenia Józef i Efraim. Istotnie, ţogli znajdować się pośród nicţ nieliczni pofomkowie rodzin, ţ:łţtóre po upadku państwa dziesięciu, pokoleil utrzymały się jeszcze :ţv pobliżu Samarji. Lecz to, fe wszyscy Chutejczykowie około =Sanballata skupieni wydawali się w czambuł za prawowitţ lato- roţl.Józefa i Efraima i nazywali się Izraelitami, było jednem : owych fałszerstw zuchwałych a zręcznych, które właśnie dlţ :wej potworności zbijajţ z tropu tych nawet, co o fakcie prze- t:iwnym najmocniej sţ przcświadczeni. Zdradzał ich przecież ję- ţţ, wskazujący wymowţnie, że są oni ţ,lepkiem pleniio.n rnz- "ţstoţje Żydów Tom 2 ark. 5 - 306 - licznych; była to gwara, złotona z aramejskichţ i innych, tak óbco brzmiących pi‚rwiastków, te do ich tródła dotrzeć niepo- dobna. Bądtcobądt, rzut był szczęśliwy. Samaryfanie mieli świţ- tynię, dokoła ktbrej gromadzić się mogli, mieli kapłanów z domu Arona, przeciwstawili rezolutnie swój Hargarizim - jak nazy- wali świętą swą górę - gbrze Morlja, .wykazali cytatą z ksi‡gi Zakonu, że sam Bóg upatrtył tę górę na çwięśe miejsce dla ofiar, i mienili się z dumą Izraelţtami. Sanballat i jego n stępcy sta= rali się zwabić możliwie wielką liczbę Judejczyków. Tym, co przechodzili do nich, dawali sadyby i grunta i wspierali ich wszel. kiemi siłami. Kto więc w Judzie lub Jerozolimie dopuścił się ja.kie= goś przestępstwa i.obawiał się kary, uciekaţ do Samarytan, ktbrzy przyjmowali go z otwartemi ;ękoma. Z takich to żywiołbw wytwo- rzyła się nowa gmina ţpółjudzka, czyli sekta, samarytanizm, w odrębMej dzielnicy, Samarją nazwanej, a punktem środkowym niającej albo mia=to, od którego otrzymała swe miano, albo też Sichem. Wyznawcy lub członkowie tej sekty utworzyli energiczny, wytrwały, przedsiębiorczy narodek, jakgdyby jej założyciel tchnţt w swe dzieło ducha własnego. Pomimo swojej drobności prze- trwał on cudeţn do dziś dnia. Powstanie samaęytanizmu było właściwie zwycięstwem: judzkiej nauki i kultu; skoro ludek z przeróżnych. .pierwiastków sklecony tak przemożnie przyciągn‡= ły do siebie, te je.uczynił gwiazdą przewodnią swego tywota i mimo wszelkich klesk i, przeciwności nigdy nie spuścit ich z oczu. Torę, przekazanţ przez Mojtesza księgę Zakonu, którţ przvniegli im wygnani z Jerozolimy kapłani, uwatali Samarytanie i do dzi4 dnia uwatają narówni z Żydami za świ‡ta i regulujţ w my l jej przepisów religijne i społeczne przejawy swego tyţeo- ta. Lecz bcz wzgl‡du na wspólne podwaliny istnienia nie miał narbd judzki powodu cieszyć się z oţvego przyroetu terytorjum swojej nauki. Pierwsza sekta żydowska zgotowała mu niemniej ndręczeń, nit fa, co z jego łona pbźniej powstała. Samarytanie przez długie lata nietylko byll najzaci‡tszymi jego Arogami, lecs wprost odmawiali mu prawa do bytu. Twierdzili, te oni wyłącz- nie sţ potomkami Izraela, przeczyli świętoici Jerozolimy i tam- teţszej świątyni, głosili, że wszystko, co naród judzki dotychczas stworzył i zdziałał, .było znieprawieniem zwyczajów i obycza- - 307 - jow staroizraelskicţ. Sfrzelali wprawdzie ciągle oczami za słupy graniczne, by przyswoić sobie podpatrzone w Judei porządki, a ţednak, gdyby to było w.ich mocy, zniweczyliby swój pierwowz‹r nienawiśrrią płomienną.1\Tiemniejszą żywili nienawiść Judejczycy do swych samarytańskich sąsiadów. Nazywano ich tu "ludem wyrzutków, mieszkającyţm w Sichem." Wrogie współzawod- nictwo Jerozolimy z Samarją za czasów istnieţia państwa dzie- ţięciu pokoleń otyło nanowo; nie nosiło ono wprawdzie obećnie cech politycznych, było tylko wewnętrznej, religijnej natury, ale ţłaśnie dlatego tem namiętniej, tem gwałtowţniej wybuchało. Powstanie sekty samarytańskiej miało przecież dla Judejczy- ków i stronę dodatnią. Gdy odtąd przyszło im ścierać ţię u granic z antytezą swych wierzeń, .gdy o uszy ich odbijały się zbliska wstrętne im nad wyraz zasady, musieli wszystkich sił utyć dla Iglębţiezuia wlasnej istoty. Saţmarytanie byli im bodźcem do sa- rnopoznania. Jakaż jest rzeczywista natura tţych rótnic, które nietylko od świata pogańskiego ich dzielą, lecz i od wielbiących ţtegoż samego ; uznającyr,h tęż samą, co i oni, ksiggę Zakonu ţąsiadów? Tţką dopiero drogą uświadomili sobie dokładnie odręb- ność swojej konfesji, dzięki tej to aţtytezie wyłoniła się idea "ju- dţizmu." Nie oznaczał on już teraz znamion narodowych, ata ţvyznanie religijne. Imi‡ "Judejczyk" postradało odtąd znaczeala indywidualności plerniennej i stało się ogblnem mianem wszyst- tich wyznawcóţe judaizmţ bez względu na to, czy naleteli do po- toleń Juda lub Benjamin; czy tet byli Aronidami lub Lewitam.i. Najważniejszym tej konfesji dogmatem.było uznanie koi‡gi Iakonu za bezpośrednie objawienie Boga przez prorokţ Mojżţ- sza. Jak wielka panowała dawniej obojętność dln tej ksi‡gi ţvśród wi‡kszości narodu, tak w.i‚lkţ również stała aię jej cţeść i po- ivaga po śmierci Ezdrasza i Nehemjasza. Tor‡ uwatano za Acie= knie wszelkiej mądroçci i jako takie jţ czczono. Poezja hebrţj= ska, ciągle jeszcze czynna, wysła.wiała ją pod obłoki. Rzecz jasna, fe wobec tego stała si‡ Tora k,odekaem małego państewka, czyli gminy Juda. Nie podejmowano żadnego czynu, tadnego zabiegu, nie upewniwszy nię zgbry, czy nie jest przeciwny "przepisom". Aliewolnictwo dla krajowców zniesiono zupeţnie. Je#eli Judejczyk chciał się zaprzedać w niewolę, nie znajdował nabywcţ. Skutkiem ţtego rok jubileuszowy, ktbry ujarzmionych obdarzał ţvotnościţ, - 308 - ţ':ţ - 309 - dał się w głównym swym ceru zbyteczny. Natomiast rok saba= toţvy, tah co do osób, jak roli, przestrzegany był ściśle. Co siórlm.y rok przepadały długi uboższych, a pola przez ten rok leżały odłu. giem. Już poprzeÔnio wyjednnli zapew.ne faworyci judzey u dţvoa perskiego, by w tym roku ugorowym 'nie pobierano podatkóţr od produktó.w zienii. I tak też we wszystk.ich swych przejawach rzţdziło się życie społeczne ustawami Zakonu. Pauperyzmowi po- śţvięcono szczegblną uţvagę, w myśl upomnienia prawa deutero- no,micznego, aby nikt w kraju biedy nie cierpiał. Rozdawanic jałmużny uchodziło w nowym ustroju za cnotę wysoką. W każ- deiii mieście wybierano z pośród gminy członków, aby zajmowali się sprawaiui dobroczyniiości publicznej. Tak często przez proro- ków i psalmistów wynurzane skargi na nieczułość dla ubogich i bezradnych straciły nadal podstawę. Sądownictwo urzţd.zono wzorowo, funkejonowało ono z taką sumiennościţ, że wszystkim narodom ziemi świecić mogłoby przykładem: Zupełna róvţność w obliczu prawa zdawało się rzeczţ tak naturalną, że nie uţvata. iio nawet za potrlebne zosobna o niej wspoininać. Dwa razy na tydzień odbywały się sądy wc wszystkich znaczniejszych mia- stach, w poniedziałki i c:wartki, może dlatego, ie już dawnicj przyjeżdżali w dni te na targi tygodniowe rolnicy. Skoro już dn- ny był impuls do urządzenia gminy według Zakonu, czyli ni podstawach biblijnych, c:emut nie mieliby kierownicy duchoţri iiarodu wpaść na myśl ustanoţvienia władzy najwyższej, której atrybucjţ byłoby uchwalanie praw i icli wykład? Prawo deutero= nomiczne nakazuje ustanowienie najwyższego trybunału, który- by wsprawach wţtpliwych wydawał ostateczne wyroki; trybu- nał taki powinien iiiieć najwyższţ powagţ i od jego decyzji niţ. wolno nikomu odstąpić ni w prawo, ni w lewo. Mężowie, którţţ w czasach ponehenijaszowych stali na czele narodu i przej‡ci byli duchem Zakonu, uważali przeto za obowiţz‚k powołać do łycia tahą władzę najţvyższą, z nadaniem jej rzeczonych kom- petencji. Z ilu członków miała się składać? I co do tego Zaţkon nastręcza wskazówkę. ?\tojżesz otoczył się siedemd:iesięr.ioma "ntarszymi", którzy dzielili z nim brz‚mi‡ kłopotów publicznych; byli to przedstawiciele siedemdziesięciu głbwnych rodów. ţ Vyţ pływał stąd wniosek, że i Vl.'ysokţ Radę, majţc; atanowić sád najwyższej instancji f ciało prawodawcze, należało złotyć z sie- =; ych". Ta osobliwa instytucja, htbra prze u udzielności judzkiej, a byţa gorfiwym atrb- ţţi ała czasami nie:mierne znaczeţe, inatytucja ţowstata w tej dobie. Z "wielkiţo zebrania" za ego raz tylko dla przyjęcia na się obowiqz. ţ ntała korporacja dla obradowanla nad donio- i, prawnemi i moralnemi kweatjami. Sieilem- ţbw Wysokiej Rady wybierano prawdopodobniţ rod:in. Arcykapłana niewolno było zapewne ;. esy niegodţy, stawał on zawsze na czele Rady ;: .;cj przewodniczył. Jemu to mocarze perscy poru. ţro gminy, skţd też miał i pod względem poli. 'ţe. Grono siedemdziesięciu czlonków nţleżţło ', a liczba ta utrzymała się stale. Przewod- ţ tytut "ojca trybunału" (Ab Beth-din). Więk- ;;ţ:łonków tego zgromadzenia ntanowili uc:eni . 'acţyŢ biegli w Zakonie (Soferim). . ucja zwróciła niezwłocznie swţ dziaţalnośţ :ţţeţ Ezdrasza i Nehemjasza wskazanym, by ju. on;. przelać w krew i ko5ci narodu. Wysoka Ra- ś#ţi=.pr:ewrót zupełny. Wszystkie zmiany, jakfţ ar dwa wiek9 później w ţpołeczności judzkiej, były ţ ;.ţ: ţovve urzţdzenia, htóre tradycja przypisuje Ezdra. ţ.:ţane pod mianem ustaw Soferów, były wyłączniţ racji. Połotyła ona trwały fundament pod :'ţtyţi;coleciom stawićmiał czoło. Nasamprzód űa ţr tym c:asie regularne odczyty ţ Pięcioksięgu. ţ ţ każdego śwlęta należało wobec zgromadzonej ţţseń ustęp. Nadto dwa ra.zy na tydzieţ, w dnl 'i;ţę lctbrych wieśniacy pr:ybywali do pobliskich tţg hib aa sądy, naletało bodaj hilka tylko wierszy ÖÖIIţ: łosić: Zra:u czytanie było funtcjţ biegłych w Za- ', gdy tatdy miał sobie :a punkt homoru, by go , ych zaliczano, cisnęło się wielu do tego. Lecz aby ÖIIţţ mógł kilka wierszy odczytać, musiało być pismo Tyniczascm tekst Tory sporządzano dotqd pismem ; fenickiemi, czyli starohebrajskiema' :nakami, które iţaaţrni uczeni odcyfrować ţmieli. Dla Judejczykbw - 308 - dał się w głównym swym ceţu zbyteczny. Natomiast rok saba- toţvy, tah co do osób, jak roli, przestrzegany był ściśle. Co siódmy rok przepadały długi uboższych, a pola przez ten rok leżały odło- giem. Już poprzedţio wyjednali zapew.ne faworyci judzcy u dţvoru perskiego, by w tym roku ugorowym ţnie pobierano podatków od produktów ziemi. I tak też we wszystk.ich swych przejawach rzţdziło się życie społeczne ustawami Zakonu. Pauperyzmowi po- śţvięcono szczegblną uţvagę, w myśl upomnienia prawa deutero- nolnicznego, aby nikt w kraju biedy nie cierpiał. Rozdawanie jalmużny uchodziło w nowym ustroju za cnotę wysoką. W każ- deiii mieście wybierano z pośród gminy członkbw, aby zajmowali się sprawaiui dobroczyniiości publicznej. Tak często przez proro- ków i psalmistbw wyuurzane skargi na nieczułość dla ubogich i bezradnych straciły iiadal podstawę. Sądownictwo urzadzono wzorowo, funkcjonowało ono z takţ sumiennościţ, że wszystkim narodom ziemi świecić mogłoby przykładem: Zupełna równolć w obliczu prawa zdawało się rzeczţ tak naturalną, że nie uwata- iio nawet za potrzebne zosobna o niej wspoininać. Dwa razy na tydzień odbywały się sądy wc wszystkich znaczniejszyeh mia- stach, w poniedziałki i czwartki, może dlatego, te już dawnicţ przyjeżdżali w dni te na targi tygodniowe rolnicy. Skoro już da- ny był impuls do urządzenia g.miny według Zakonu, czyli na podstawach biblijnych, c:emut nie niieliby kierownicy duchowi iia.rodu wpaţć na myśl ustanowienia władzy najwyższej, której atrybucją byłoby uchwalanie praw i icli wykład? Prawo deutero; nomiczne nakazuje ustanowienie najwyższego trybunału, który- by wsprawacli ţvţtpliwţţch wydawa# ostateczne wyroki; trybu- nał taki poţvinien iiiieć najwyższą powagę i od,jego decyzji nie wolno nikomu odstąpić ni w prawo, ni w lewo. Mętowie, którzy w czasach ponehenijaszowych stali na czele narodu i przej‡ci byli ducheni Zakoiiu, uważali przeto za ţobowiţz‚k powdać do tycia taką władzę najţvyższą, z nadaniem jej rzeczonych kom- petencji. Z ilu członków miała się składać?ţI co do tego Za.kon nastręcza wskazówkę. ?\iojżesz otoczył się siedemd:iesięc.ioma "atarszymi", którzy dzielili z nim brz‚mię kłopotów publicznych: byli to przedstawiciele siedemdziesięciu głównych rodów. ţ Vyţ pływał stąd wniosek, że i Vţ'ysokţ Radę, majţcţ ţtanowić sád najwyższej instancji i ciało prawodawcze, naletało złożyć : siţ - 309 - dţmdzlesięciu "starszych". Ta osobliwa instytucja, która prze- trwała aż do upadku udzielności judzhiej, a by#a gorliwym atró- iem Zakonu i miewała czasami niezmierne znaczenie, instytucja ta niewţtpliwie powstała w tej dobie. Z "wielkiţo zebrania" za Nehemjasta, zwołanego raz ty,lko dla przyjęcia na się obowiţz. kbw, rozwinęła się stała korporacja dla obradowanla nad donio- słemi, religijnemi, prawnemi i moralnemi kwestjami. Siedem. dziesięciu członkbw Wysokiej Rady wybierano prawdopodobniţ z pośród rbżnych rodzin. Arcykapłana niewolno było zapewne pomijaţ, godny; czy niegodţţy, stawa# on zawsze na czele Rady i czynnościom jej przewodniczył. Jemu to mocarze perscy poru. czyli kierownictwo gminy, skţd też miał i pod względem poli. tycznym znaczenie. Grono siedemdziesięciu członków naleta#o powiększyć o jedność, a liczba ta utrzymała się stale. Przewod- niczący otrzymał tytu# "ojca trybunału" (Ab Beth-din). Więh- szość przeciet członhów tego zgromadzenia stanowili uczeni w Piśmie, czyli biegli w Zakonie (Soferim). . Nowa instytucja zwróciła niezwłocznie swţ dzia#alność w kierunku, przez Ezdrasza i Nehemjasza wskazaţym, by ju- daizm, czyli Zakon, przelać w krew i kości narodu. Wysoka Ra- da sprowadziła przewrót zupełny. Wizystkie zmiany, jakie ujawniły się w dwa wiekţ późnie,j w społeczności judzkiej, były jej dzie#em; nowe urzadzenia, które tradycja przypisuje Ezdra- szowi lub też znane pod mianem ustaw Soferów, były wyłţczniţ tworami tej korporacji. Połotyła ona trwały fundament poţ gmach, który tysiácoleeioiii stawićmia# czoto. Nasanzprzód wprowadzono w tym czasie regular.ne odczyty ţ Pięcioksięgu. Hatdej soboty i każdego śwlęta należało wobec ţromadzonej gminy odczylać zeń ustęp. Nadto dwa ra.zy na tydzieţ, w dni powszednie, w których. wieśniacy przybywali do pobliskich miast na targ lub na sądy, należało bodaj hilka tylko wierszy publicznie wygłosić. Zrazu czytanie było funkcjţ biegłych w Za- konie, pótniej, gdy katdy m ał sobie za punkt honoru, by go w poczet uczonych zaliczano, cisnęło si‡ wiełu do tego. Lecz aby pierwszy lepszy móg# kilka wierszy odczytać, muaia#o być pismo rzyśelne. Tyţiiczasem tekst Tory sporządzano dotţd pismem odwiecznem, fenickiemi, czyli starohebrajskiemţ' xnakami, które tylko ţrprawni uczeni alcyfrowaţ umieli. Dla Judejczyków - 310 - w państţtrie pei'sţhicm ţamleszkałych Tóra, starożytnţni znaka- mi pisana, byłţ w wyţszym jţzcze stţniu, nit dla ich. braci w Judei, księgą na siedem pieczęc.i zawartţ. Było tedy nieodzowną potrzebţ zastąţić starodawne znaki; "pismo hebrajskie", nowemi, które owemţi czasy ţweszły w uży. cie w krajach nad Euf.ratem i Tygrysem położonych. Ten nowy gatunek pisma, .którym Judejczycy w ojczyźnie, a więcej jeszcze w perskich dzielnicach, posługiwali aię w życiu powszedniem, ţastosowano tet do tekstów Zakonu i reszty ksiţg świętych, o ile ,ţut istniały podówczas, i, w odróżnieniu od starożytnego, nazwa- no go pismem "asyry,ţskjem", gdyż wytworzył siţ w jednej Z prowincyj dawnej Asyrji. Natomiast Samarytanie utrzymalŚ naprzekbr starohebra;jakie litery dla tekstu Pţięoiokţięgu, by prze= ciwników swych móc obarczyć zarzutem, te w.prowadzili zţka- z:ane nowinki i sfałszowali Zakon. I dz,isiaj jeszcza ich Pismo ţwięte zachowało znaki prastare, co je ţawet dla więkavości kapłanów czyni niedostępne;n. Dzięki regularnym odczytom z Zakonu i czytelţogci tekstów gowstał wśrbd Judcjczyków ofywiony ruch umysłowy, ktbry na całem plemieniu niezţacznie wycisnţł piętno odrębne. Tora stała się ich własnościţ duchowa; przybytkiem w ich giersi. Inną ,jeszcze instytucję powołano w tej dobie do 2ycia: uczeln,ie dla dorosłej młodzieżě, by jej wpoić znajomość Zakonu i roznł'eţić wjej sercach miłość dla niego. Duchowni przewodnicy narodu, czyli Wysoka Rada, zalecali uailnie pokoleniom potom.nym: "Wyţtawiajcie jaknajwięcej uczniów", a co zalecali jako rzecz ţvielkicj wagi, temu niewţtpliwie poświęcali ai‡ sami z zapałem. Nauazyciek nosi1i miano ;,anţţvcbw Zakonu" ' (Soferim)ţ 1ub "mędrcbw", młodziet taţ azkoinţ zwnao "uczniami.mţdrców." Działalność zakonoznawców była dwojakicgo frodzaju; z jednej ţtrony objaśniali oni ustawy Tory, z drugiej zaś stosowali jţ do żyoia jednostek i gminy. Tę uzupełniajţca interpretację Piţ ama nazywano "wykładem" (Midrasz). Nie był on dowolny, lccz opierał się na pewnych, lubo nieknnieczn.ia jasnych regu- tach. Wysok.a Rada i uozeln.ia wzięły siţ za ręce.i dopel.niały się wza,jem. Niewidzialna, ale głęboko sięgajţca podnieta była ich czyn- ności wynikiem, a wyryła ona na potţnnkach patrjarchów piętno \ - 311 - tak znami e, że stało się niemal przyrodzoną ich wł : popęd do badania, komentowania, wysilania dowcipu, by z każ- dej rzeczy, z katdego wyrazu wycisnąć treść utajoną. Najwyższa władza duchowna, zwana w następstwie Synhedryn, z ktbrej łona wyszły stopniowo wszystkie te instytucje i pobudki, nie ograair,zyła się przecież do wykładu i wprowadzenia w życie Łstaw Zakonu, lecz stanowiła też samodzielnie prawa, by religij- nym i moralnym przejawom bytu narodowego nadać trwałe pra- widła, by go podniecić i wzmocnić. Zdacnie, ze starych pocho- dzţcc czasów, nawoływało ţ wspbłczesnych i ţ potomnych: "Uczyńcie ogrodzenie naokoło Zakonu." W tem upomńieniu wytknięty został prawodawstwu kierunek: winno ono zabraniać rzeezy dozwolpnych, jeśli potrącają o zakazane, lub z niemi po. mieszane być mogą. Ta dąiność do zapobiegania możliwym przewinom, czyli ;,ogrodzenie", miała w czasach przejściowych dość słuszne podstawy. Ogół ludu, nie pouczony jeszcze w tej mierze, miał się przyzwyczaić ta drogţ do przestrzegania praw i pełnienia obowiţzków. Tej prewencyjnej zasadzie zawdzięcza ţwój początek cały szereg praw, wydanych w okresie Soferbw. Stopnie pokrewieńatwa, w których zwiţzek małżeński nie jest dozwolony, uległy ţnacznemu rozszerzeniu w linji wstępnej, zstępnej i boeznej. Wykroczeniom przeciw czystości obyczajów zapobieżono przezornie. Mętczyzna nie powinien z cudzą żong zostawnć sam na sam w miejscu ustronnem. Obojętność, z jakţ za czasbw Nehţnjasza traktowaáo sprawę odpoczynku sobo- tniego, znalazła antytezę w niezmiernie surowem przţtrzeganiu soboty. Aby odwrócić wszelką ewentualność znieważenia sabatn i çwiąt uroczyatych, nakazano zaprzestawać roboty jeszcze przed zachodem słońca dnia poprzedniegó. Ustanowiono w tym celţ urzędn.ika, który dawał na rogu-hasło odpoczynku. Sobota i  więta miały budzić w duszy podniosły, uroczysty nasśrbj, wybijaţ z myśli mozoly i troski dni powszednich. Gwoll tcmu nakazano w okresie Soferów wypijać po kielichu wina na za. czątku i schyłku tych dni odpoczynku, by z ich nastaniem uprzvta- m-aiać sobie błogosławieństwem, że są one uświęcone grzez Boga (H.iddusz), a na ich zamknięciu przywodzić sobie na pamięć, że nad :bliżajţcemi nię teraz dniami roboczemi gbrują powagţ (Haw: dalah). Urzadzenia tc nie pozostały martwą literą i nadały saba- - 312 - loivi charakter nader uroczysty. Pierwszy wieczór świţ wio- :ennego, w który wedle zwyezaju spożywano paschalnego ba. ranka, nabrał równleż w okresie Soferów doniosłego znaczenia; by z ţatdym rokiem budzićţi odnawiać pamięć o wybawieniu : Egiptu i uczucie wolno5ci. Przepis, albo też zwyczaj chciat mieć, by tego wieczora wypijano kilka ćzar wina - i nawet najuboższy znajdował 5rodki potrzebne ku nabyciu tej "roz- weselającej serca rozkoszy", albo otrzymywali je ze składek na ubogich. Zgodnie siadali do stnłu w ten wieczór paschalny czlon- howie rodziny i jej przyjaciele, nie dla uciech biesiady zbytkow- nej, lecz dla wskrzeszenia wspomaień o cudownem wybawieniu z Egiptu i dla wystawiania w pie5niach pochwalnych Boga :wych ojebw; jedli gorzkie zioła, tamali prza5niki, spożywaliţ nie- co z ofiarě paschalnej i spiełniali kielichy, nie teby odurzyć sie winem, lecz by uroczystoţć pamiątkowţ obchodzić sercem ra- dosnem. ţ'Veszto powoli w zwyczaj, te przyjaciele łączyli się ţv bractwa` by wraz z. ezłonkami swych rodzin święcić spotem wieczór paschalny i spożywać baranka. Przytem śpiewano psal- my. Stała się. też Pascha z czasem mila uroczystością rodz:innq. Obok ofiar w świątyni wprowadzono modlitwę, do której Judejezycy przywykli podezas niewoli babilon'skiej. Modlono się trzy razy na dzieiˇ: rano; po południu i wieczorem. Lecz gdy dawniej modlitwa byta przeważnie spowiedzią, wyrazem pokuty i skruchy z powodu odszezepieiˇstwa od Boga Izraela i pogrąże- nia się w zabobonach pogańskţh, otrzymata o:na w okresie So- ferów cechę odmienną. Poszezególne modlitwy nie posiadały- w.prawdzie form ustalonych, lecz tok myśli byţ Qaogóţ wska- :any. Porzţdek modlitw w 5wlątyni slutyt :a wzór dla domów modlitwy, czyli "domów gminy", poza obrębem Jerozolimy` Słutba boża rozpoczynałaţ się zrana w który.mś z przedsionków trviqtyni jednym lub kilhoma wybranemˇ psalmam.i pochwalneţ mi i dziękezynnemi. Po zakońezeniu psalm&w. gmˇna odzywala nię z formulq pochwalnţ (dotesologją): "Niech będzie pochwa- lony Bóg Izraela, który sam tylko cuda czyni; i niech będzie po. chwalone Imię wspanialości Jego na wieki, a wspanialo‚ć dego niechaj calq ziemię wypetni." Następowała modlitwa dziękezyn.. na za światto slońca, którem Izraela obdarzyl. Z kolei odbywało si‡ czytanie Lilku ustępów z Tory, dekalogu, "Szgma", które - 313 - ţrvpaja jedyność Boga i miłość do Niego, ţęuţiego pokrewnego mu treścią uęywku i ustępu, upominającego, bţţ nic i5ć za po- tţdliţvośeiţ oczu i za podszeptem serca. Po skończeniu Szemţ: "Słuchaj;.Izraclu, Bóg nasz jedyny," gmina odzywała się znowu: "Niech będzie pochwalone Imi‡ wspaniałośei Jego królestwa nţ wieki wicków." Gtówna modlitwa składała się z sześciu małych urvn.ków, a treściq jej byty: dziękexynienie za to, że Bóg wţfbrat na służbę swq ojebw; uzna-nie wszechmocv bożej w przyrodzie przez użyźniajţcy deszez, a w5ród ludzi przez przyszłe wskrze- szeţnie umarłych z ich grobów, uznanie 5á iętości Bnga ; prośba o wysłuchanie życzeń kafdego, błagającego o miłościwe przyjęcie ofiar; modlitwa dziękezynna za danie życia i jego zachowanie, wreszcie modły o pokbj, po ktbrych następowało błogosławicń. stţvo kapłanbw. Po potudniu i wieczorem zgromadzała się gmina znów na modlitwę, krbtkţ tym razem, bo opuszezano wstępnq jej czę5ć (psalmy) i czytanie urţ,wków. - Poranna słutba bota w sobo#y i święta nie rbżniła się te- sadniczo od rwykţej, vryjţţvszţ=, że dodan,ano osobnţ modlitţvţ dla podniesienia i uprzţţomnienia świ‡to5ci dnia: To tylko siuż= bie 5nią#ecznej użvezało większej powagi, że na jej zatcońezenie odezţ,ivţvano dłuższy us#ęp z Zakonu. Z biegiem czasu czytywaţ tei zaczętn proroków, a mianowicie takie f nich urvwki, ktbre pozostawały w związku z uroczţstośeią i nadaţrałţ, jej dosad- niejszą ekspresję. Pochop do tej inowacji miał źródło w owych kontrasiach, które Judejezykbw poróżniłv z Samarvtanami. Ci ostţlni zaprzeczali 5więtości Jerozolimr i jej donţu bożego i cał- kowicie odrztieali piśmiennictţ,o prorockie, ponieważ kartv jego prţelţelnia,.gród boży" i chwała a,ybraneţ przez Boga 5wiqtyni. 1'em.nieodbitszţ wydała się przedstawicielom judaizmu ko- nieczno5ć odwołania si‡ do proroków, j2ko śţviadków tego po- niekad na samo czoło wvsuniętego. artţkutu aiary i przţ,wodzc- nia tego świadeetwa na pamięl rodakom w każdţ sobotę i w kat- dv dzień święta. Dzięki temu urzţdzeniu słoţvo proroków, któ- retnu za,ich życia mało k:iedy posłaeh dawano, roţbrzmiewato ţv kafdej judzkiej bożnicy i, lubo przcz przeważną część ţminy przez póţ rozumiane, wlewało w serca radosnţ otuelię i budziło nastrbj podnioslţ,. Ponieważ czvtaniem z Prorokóţv ramvkano zazwyţczaj naboteństwo goranne, nazwano je przeto :akończţc- - 314 - niem (Haftarah). Wynikła stąd potrzeba zebrania pism proroţ czych i zamknięcia ich; a raczej ustanowienia, : które księgi do nich zaliczyć, a które wyłączyć nalety. Wyboru tego dokonała według wszelkiego prawdopodobieństwa władza prawodawcza w okresie Soferbw. Weielono do tego zb.ioru cztcry księgi histo- ryczne (Jvzue, Sędziowie; Samuel, Królowie - tak zwani daw- niejsi prorocy), dalej trzy pisma obszerne, noszące miano pro-- roków Jezajasza, Jeremjasza i Ezechjela, a wreszcie dwunastu: mniejszych proroków (Hozeasz, Amos; Joel, Obadjasz,ţţ Jonasz, .Michasz, Ńahum, Habakuk, Cefanjasz, Chaggaj, Zacharjasţz i Malaehi, wraz z trzema większymż póę.niejszymi prorokami nazwani). Księgi te uznano ţ również za ;,Pismo $więte", ac: nie rówţoznacznej; bliskiej przeciet Zńkonowi powagi, za Swiętość drugorzędną. .- W ten sposób ukształtowała się słutba boża w okresie Sofeţ rów. Była ona prosta a podniosła, nie zaw.ierała nic zbytecznego, nic nużącęgo, nie, coby jej bieg prawidłowy mogło zakłbcić, ţ poczęła się ţv duchu wielhich zdobyczy proroków i psalmisló-ţv doby minionej. Prźyjęła jeden tylko obcy element, ţviarę we. wskrzeszenie z grobów umarłych w oczekiwanym, pełnym łaski czesie sądu Pańskiego: P,ozatem wszystko w n.iej :płynęło.z czv. atego tródła prastarej nauki. Ponieważ mieszkańey miast pro- winejonalnych, osiedleni wieńcem w pobliżu stolicy, mieli jţ sposobność często odwiedzać i brać udzial w nabożeństwie miexj- scowem poza obrębem świąt uęoczystych, obeznali się tedy z li-. turgją i zaprowadzili w domu też satne porządki. Obyło się w tej mierze bez rozkazów zwierzchności. Tak powstały przţţ- najmniej w ţviększych miastach prowinejonalnych domy mo- dlitwy, synaŇo i, które zaprowadziły porządek naboteiˇstwa, stanowiący w,minach po dziś dzień rdzeń słutby ţ botej. Lcţz obok duchowej służby bożej została jednakże shiżba ofiarna glówną ezęścią składo:vą religji, ile że nakazywała ją Tora, ksie= ga za najţwiętszą uţvażana, i ponieważ ţistniał w tym ceţlti  więty przybytek. Trzymano się w tym względzie ści5le przepi- aów Zakonu. Pomimo wszakże niezgody wewnętrznej tworzyly obie formy całokształt, uzupełniały si‡ wzajem i zapoiyczałţ' si‡ jedna u dnigiej. Duehowa słiiżba boża podporządkowala siţ co do pory słui- - 315 - bie ofiarnej. W tym samym czasle, .gdy kapłani czynili ofiary, zbierały się gming na nabożeástwo. W soboty i śwţęta, w ktbre dla szczegblnego znaczenia dnia składano ţr „wiţtyni nadzwy- czajne ofiary, zgromadzała siţ gmina czterykroć na modły. I służba ofiarna nie mogła przed żywem słowem zazdęośnie się zamhaąć, i ona też musţeła' uduchownić ţ w części, wcielić śpiew psalmów do zakresu swych funkcyj, tak ţotężny byţ wpływ tej wzniosłej poezji. Ale słuiba świątyniowa i ofiarna miała silnie wpadająeţ w oczy stronę, zdolnţ stłumić tchnienie duchowe, ktbre wiało z ksiąg,proroczych i psalmów, i powściągnţć wzloty idealne. áył-y to przepisy o czystości i obawn nieczystości przy służbie ofiarnej i w świątyni. Wprawdzie i w tym przedmiocie stanowiła lţora prawa wěratne. Nieczystemu nie wolno czynić ofiar, ani przekraczać obęębu świątyni i nic poświęconego spotywać. Içtnieje tei kilka stopni nieczystości. 2akon podaje również prze. pisy, jak tacy nieczyści lub zmazani majţ być przyvPróceni na- pvwrót do stanu czystoţci i jakich środków w tym celu używać nalety. Osobne przepisy dotpczţ zachodzącego ezęściej zanieţ ezyszezenia przez trupy. Ostateczne oczyszezenie nastąpió ma przez obmycie się w wodzie ţ źródlanej. Ale wszystkie te prawa lewţickie, dotyczące czystości, nie nabrałyby tak doniosłego, nad wszelkiem.i przejawami tycia panowanie swe rozaiţgającego zna- czenia, gdyby JŁdejezycy nie pozostawali przez wieki w stosunţ ţach z Persami, którzy mieli o wiele.jeszeze surowsze w tej mie- rze przepisy i jaknajskrupulatniej ich przestrzegali. Prawa o nieczystości według Awesty Persów, których kapłanami byli inagowie, odżnaczały si‡ niezmiei'nţ surowościţ, a ich środki oczěszezania budzą obrzydzenie. W otoczeniu magizmu Judejezycg niejedno przejęli od Per- abw. Nie mogło ujść.ich uwagi, te niektóre nauki i ustawy per- ţtfe są uderzajţco podobne do ich własnych praw i obrzţdków, lnbo różnią się formţ, i ulegli temu wpłgwowi. Wszelako zasadnicze pojęcie o Bbstwie, jako jedynej, ducho- ţrej, doskonaiej Istocie, tak silnie wkorzeniło się w serca Judej- czyków, że nie mogło :adnego wywrzeć nań wpływu, acz udu- chowione, wyobrażenie o Ahura-Mazdzie, bogu światła u Persów. Ich wieszezowie z wlaściwą sobie bystrością odkryli natychmiast - 316 - blţd, thw.iący w wierzeniach irańskiego magizmu: rozdwojenie w wszechświecie przez walkę boga  wiatla i dobra, z bogiem ciemności, złym Angro-Mainyusem ţArymanem). Jezajasz babi- lońshi przeciwstav%il temu pojęciu bóstwa wła%ne przekonanie, że B6g Izraela stworzył światło. i cicmność, dobre i złe, że świat i tu- dzie nie są szarpani, ani dwojeni przez dwie nieprzyjazne sobie potęgi, lecz powolani do jedności i pohoju. Temu wyznaniu dali w czasach Soferów, hu przestrodze pobożnym, przewodnicy du- chowi wyraz w modlitwie porannej. Wtr.ącili do niej te slowa: Bbg jest stwórcą i sprawcţ ciemności, uczynił pokój i wszech- świat stworzyl. Aczkolwiek przcto Judejczycy nie thnęli właściwego juda- izmowi pojęcia o Bóstwie, wcielili przeciet bezwiednie do niego niektóre z wierzcń pershich zapożyczone poglţdy i prahtyhi, lub przynajmniej nie powntrzymyali się od nich do ć konsehwen- lnie. Sţdziii oni, te uświetniţ Majestat boty, jeśli wzorem Iranów otoczţ go mirjadami posţusznych, wolę swego władcy shwapli- wie pełniących slutebntów. "Zwiastunowie Boga," htórzy w pi. dmiennictwie biblijnem majţ charahter poslańcbw dla wyhony- wania Jego poleceń, przeistoczyli się na modlę Amţza-Spenta i Jazata religji perskiej w istoty niebieshie z odrębnemi cechami, z indywidualnościţ wyraźnţ. Powstali stąd anidowie z hţbraj- skiemi imionamj, i z wlaściwym hażdemu z na rahresem czynności: Rafael; aniot uzdraţriajţcy, Gabryel, anioţ zwycię- stwa, Michael, opiekuńczy aniol Izraela, Uriel, czyá Suried, aniot światła, Matatron, może odbicie boga pershiego Mitry. Podobnie jah nauhę o aniołach przejęŢ też Judejcţycy oÔ babilońsho-pershiego otoczenia pojecţie o zlych duchaclz (demo- nach), doktrynę nie w tym stopniu co pierwsza niewinn;; Paţso- wie przydawaá ciemności, Angţo-Mainyusowi, orszat de- vców, gţjuszóţv dj hich; htórzy czyhają na życic crţowieha. Odm lowany w hsiędze Joba obra: szatana, htóry wszysthich ludzi, choćby najgodniejszych, ze zjadliwţţ uciechţ osharża, dał pochop do stworzenia faţszywych, pelnych zlości genjuszów. Tak powstały zte duchy o cech-ach ţydowskich, szatan, jaho demon naczelny, poniekąd odbicie Angro-Mainyusa, a oboh niego inne jeszcze djably: Aszmodaj, Samael. anioł śmierci, który dybie na duszę człowieha. - 317 - Te od ma ' u pcrshicgo zapotyczone przesţdy ţ ţv:pływ szhodliwy naţ ţaiarę fydflţvshţ, whradły się bowiem dp niej azpecţGe jej charakter prahtyhi i bezmyçlne formuły, htórym przypisywano moc czarnohsięshţ. Przyswo''e poglţdu, te złc duchy majţ moc nad czławiehiem w stanie nicţystości; we śnic, przy pewnych czyunościach, w pobliża zwłot i trapiarni i te od- pędzić je motna za pomocq c onji i obmyć, dały poczţtet dziwacznym przepisom, htóre posępnţ chmurţ tycie çpowiły i napehţiły umysţg obawţ upioróţv. Również pod wptywem irańsho-peţrshich wyobrażeń pownta- ła w judair.mie nţowa nauha o zap#acie wedle uczynhów. Dzieliţa ona wsţzechśwdat na dwa wdel.hie hrólestwa, państwo światţa i ciţ- mności, i mieściła czyatych, zwoleo,nihów Ahura-Mazdy, w pań- stwie ńwiatła, w raju, nieczystych zaţ; stronnihów Angro-Ma,iny= usa, w państwie ci ', w ţehţe. Po erci czlowieka dusza trzy dni.jeszcze bawi w pobliżu ciała, poczem, zalefnie od :jcj postępowania na ziemi, prowadzţ jţ Jazaty do raju lub Deaţ vvloką dn piehla. I ta idea zaplaty pośmiertnej znalazla wstţp do Judejczyhów. Ogród Eden ţGan Edem), w htórym historja stworzenia lokuje pierwszţ parę w atanie niewinno ci, przeobra- zil się w raj, a dolina Hinnoţ (Ge-Hinnam) pod Jerozolimţ, ţv htórej niegdy  czyniono ofiary z dzieţci, dała miano nowotţe- mu pieklu. W raju przebywafi cnotliţri i prawowicrni, a w Ge- Hinnom (Geh a) niezbożni i grzesznicy. Zw,iţzane z tem po- jęcie ze sfery wierzeń irańskich o przyszłem wshţzeszeniu z grobu ţzłowieha tah dalece zagnieźdzţiło się w umyslach narodu judz- tiego, że staţo aię obowiązujţcym artyłcułem wiary, aczholwieh autor hsięgi Joba podaje tę dohtrynę w wątpliwość. Magizm, htó- ry stţrorzył i głosi; nauhę o zmartwychwstaniu ciaţa, przenosi je ţv czasy potomne, gdy Ahura-Mazda, zwyciętywszy i zniweczy- wszy swego przeciwniha, zmusi go. do zwrotu porwanych ciaţ "czystych mężów." Tę śwţetlanţ, serce hrzepiącą nauhę tem ahwapliwiej przygarnţI judaizm w ohresie ţ 5oferóţv, ile że we ţlasnem piśmiennictwie znajdował jej echa i ślady. W powoty- vcaniu się proroków na "dzień sądn oţtatecznego" npatrywali aczeni myśl o zmartwychwstaniu i uczynili tę nadzieję artyku- Iem wiary. W codziennej modlitvrie dziękowano Bogu za to, że nmartych zbudzi kiedyś ponownic do tycia. Wieszcz z owej doby, - 318 - w której naród judzki pasował si‡ ze śmiercią, pocieszal cierpiţ- cych: "Wielu z tych, co w prochu zasnęli, obudzi się znowu, jedni do tycia wiecznego, inni na wieczną hańbę i na wieczne potępie- nie." Wytworzyla sig z tego osobliwa.nauka o zaplacie wedlug uczynków, malująca żywemi barwami przyszło‚ć, czyli "ś.wiat przyszly." Cudowna kraina rozwarła się oku i rozmarzyła je swemi czarami. Ucichną kiedyś wszystkie rozdtwięki, zniknţ wszystkie zawody iywota. Zbożni i dobrzy, wierni ustawom i sprawiedliwi, ktbrzy tyle wycierpieli na zţiemi, z grobu powsta- ną i wejdą do życia wiecznego w czystości i niepokalaności. Równiet grzesznicy, co jeno przez lekkomyślność i słabość zbłţ- dzili, oczyszczeni w piekle pokutą i do poznania przyszedłszy, ratywać będą ucieth wiecznego żywota.. Lecz jakiż kształt przy- bicrze owo zmartwychwstanie i ów piękny a czysty świat przy= szly? Z tego nie zdawano sobie sprawy, to już przechodziło sferę wyobrażeń. Mocna wiara i,tęskna nadzieja dociekać nie zwykły.. Niosą duszy pokój w przeświadczeniu, że nastąpi kiedyś spra- wiedliwa zapłata, i uśmierzają boleść w niedoli tywota. Kieţki tej wiary, lubo na obcej niwie podjęte, judaizm zaplodn,il obficiej i umoraln,iającą moc im udzielił. . W tym długim okresie, obejmującym dwa blisko stulecia, w htórym umocniono prawami uçtrbj spoleczeństwa judzkiego i dtwignięto gmach judaizmu przez rozszerzenie własnego do- robku i przyswojenie obcych pierwiantkbw, w okresie zgonu Ne- hemjasza dfl upadku państwa perskiego, nie rozbęzmiewa bodaj jedno imię z zastępu budowniczych wspaniałego dzieła, co urţga burzom tysiącleci. Nie zaznaczają tet dzieje tadnego ważniejsze- go zdarzenia. Nie _ zaszedł taden wypadek, któryby zasługiwał na wzmiankę. Cała działalność.społeczności judzkiej skupiła się wewnątrz, a szczególyţ tej pracy nie wydawały się wspólczesnym dość doniosłemi, by ich początki, przebieg i skutki przekazali potomnym. Zbywsło na wątku, któryby motna bylo rozsnuć w obraz dziejowy, lubo objawy stopniowó rozwijającego się iy- cia możeby uderzyły oko przybysza. Ale krajowiec, ktbry sani się w tem tyciu codziennie obracał, cbż w nich mógł dostrzec tah szczególnego, by af je zapragnął pismem awiecznić? Oddany wyląoznie pokojowym zajęciom, lud judzki nie znał się na rze- miośle rycerskiem, nie potrnfiłby może obronić wlasnych posia- - 319 - dłoścˇ od najazdu sąsiadbw. I jeśli prorok Ezechjel zwiastoţ ţ o przyszlym ustroju państwa judzkiego po powrocie z wygnania, ţe "będzie to kraj odwrócony od wojny, zebrany z pośróÔ _wielu narodów na górach Izraela," to takim stał się w istocie. Życie ţaciszne uchodzi bacznej uwagi. W zawieruchach wojennych, które się u granio jego srotyly; naród judzlci nie przyjmował z pewnością ndzialu. Za Artakserk- :esa II Mnemona ţ404-362) i za Artakserksesa III Ochusa (361-338) malkoţtenci egipscy, ktbrzy się nazywali krblami, lcilkakrotnie usilowali siţ wybić z pod jarzma perskiego i wskrze- sić dnwniejszţ niepodlegţość o,jezyzny. Nieraz wzdłuż wybrzety judzkich - morza $ródziemţego ciągnęly do Egiptu perskie zastę- py, lub też egipskie do Fenicji, a greckie drutyny zaciężne, na usługach obu pot ţvalczące, snuły się tam i napowrbt; z gór ţwoich mogli dudejczycy śledzić pochody tych hufców. Lecz nie ţawsze chyba byli spokojnymi świadkami owych ruchów wojen- nych, bo chocżat nie naglono ich do stawania pod broniţ, to ţţ pewnością nie darowano im innych, pdţczonych z wojną, cięta- ţţ'ów. Nadwyrętyl się właśnie. naówczas ich dobry stosunek do monarchów peęskich. Ci ostatni, ulegając wplywom postronnym, zaczęli slutyć bałwanom. Bogini wszetecznej miłości, z której :wod,niczym kultem, jako Beltis,1\fylitty lub Afrodyty, stykali si‡ ţrszędzie w swoich wyprnwach, znęciła do slutby swej Persów, i tak już przez zabory i zdobyte bogactwa łakomych na rozkosze zmysłowe. A przyjąwszy kult tej sprośnej boţini, nadali jej mia- no perskie, Anahita, Anaitis, i wcielili ją do swej mitologji. Ar- ltakserkses Iá cze ć jej zatwierdzil edyktem i hazal jej stawiać Qosţgi w całem swem państwie olbrzymiem, w Babilonie, Suzie, Ekbatanie, trzech miastach atolecznych, dalej w Damaszku, Saę. deţ i innych m.iastach Persji i Baktrji. Skutkiem tej inowacji po- ţiosly wierzenia irańskie szkodţ podwbjną; wprowadzono obce bóstwo i, wbrew dotychczasowym zasadom, zaczęto wznosić sta- #uy i oddawać im cześć czolobitną. Zerwala też ona węzel du- ţhowy, który łączyţ Persów z wyznawcami wiary żydowskiej, ţvipólnţ odęazę do obrazochwalstwa. Odtąd zaprzestali Persnwic pnlić kadżidła duchowemu Bogu Judejczyków. Zdaje się, te óvr lţ'takserkses narzucil podvvladnym sobie ludom kult tej bogini hţieżnej i te gwałt ten zadal rbwnież Judejczykom; ałyc…ać - 320 - przynajmniej, że ostatni satrapowie perscy obchodzili się nieraa z nimi haniebnie, pragnąc ich zmusić do zmiany przelconań, .oai ţvszakte woleli mosić raczej najgorsze obelgi, życie swe nawet r.łożyć w ofierze, aţ.iżeh siţ zaprzeć wiary pradziadbw. Osobliwa wieść niesie, fe Artakserhses Ochus podezas wyprawy na Egipt (361-360) uprowadził Judejczykbw z ójczyzny i osadzil ich na ţvybrzetach morzţ Haspijskiego. . W Jerozolimie sţotkała ich owemi czasy krwawa zniewaga od jednej z owych lichych kreatur, które z coraz bardziej wzra- stającem znikczemnieniem dworu perskiego, z coraz bliżej ku ostatecznemu uwiądowi chylącą się zgrzybialością teţo państwa, wyniosly się z prochu na wladcóţv trţn i krajbw. Był to rzeza- niec Bagoas (Bagoaes), który za królt Artakserksesa III w tţk wielką wzmógt siţ potţgę, że zgladzil ze ńwiata tego mona=chţ wraz z całem jego potomstwem i według upodobania rozrządzat opróżnionţ stolicţ. Nim atoli u.rósţ w takiego mocarza, był do- wódcą wojsk, które leżaly obozem w Femicji i Syrji, i na tem sta- nowisku dorob,ił siţ wyzyakiem bogactw niezmiernych. Do tego poczciwca zwrócił się ambitny syn arcykaplena; Jozua, abţ datkiem sowitym wyjednać sobţie u niego inwestyturę na arcy- haplaństwo, z pominięciem starazţgo brata Jochanana. Obaj byli synami Jojady, którego hrewny Manasse, spowinowaciwszy siţ z Sanballatem i przez Nehemjaszţ a Jerozolimy wyţnan.y, zapro- wadzil kult konkureţcyjny na górze Garizim. Po  rţierci Jojady, mlodszy syn, pewny pomocy Bagosesa, sięgnţł po djadp.,m arcy- haţlański, ale uroszczeniem teţr oburzony Jochţnan zabil Bago- sesowego klijenta w świţtyn.i. Byla to smutna wróżba na pr:yţ szlość. Na wieść o wypadku ţv Jernzolimie udał się tamte rzeza- ţ niec, nie dla pumszczenia śmţerci klijeţta, leţz by pod pozorem zasłuionej kary wymóc na winowajcach pien.iţdze. Za kafdţego baranka, ofiarowanego codz.iennie w świątyni, musiał lud grzyw- ny opłacać i shładać je każdego rana przed rozpoczęciem czyn- ności Ofiarnej. Musieli tedy Judejczycy walczyć w tych czasach o zacbowa- nie swej egzystencji. W ogblności dwa te stulecia nie obfitowaly dla nich w jasne godziny: p erwsze, pełne zapału, dni po powro= cie do kraju, panowţrnie darzţcego ich lashţ króla Darjusza I, wreszcie pobyt w Jerozolimie Nebemjaszţ i jego gorliwa dział l: - 321 - ao ć, t4 jedyne chwile pogodne. Pozatem udzialem ich byţy ucisk, nędza i IiWść bndzţcy stan bezradności. Czynią wraże- nie, jaţgdyţy wiecznie słali do niebios ţvzrok łzţ zamglony : trwoţem ţţtaniem.: "Skţdże mi ţrzyjdzie ratunek?" $ladţ rbiedzenia i niemoţy zdradzajţ też reszthl zabytkóţv piśmiennych z tego dwuwiekowego. okresu. Z bólu piekącego i wzbudzonej tęsknicy, które podczas niewoli trzymały umysły w krańcowem napięciu, wystrzelilo bogate, przecudne kwiecie proroctwa i pie- śni. Lecz zaledwie minęło to po„niecenie i nadzieje oblokły siţ ţrr ciaţo, omdlafy -wnet loty sţrzydeł duchowych i wieszczych. ţalmy, bezbaęwne i suche, lnbujţ się w powtarzaniach, lub mi- ţ:ţbcţ odblaskiem dawnych ntworóţv. . Wdzięczna sielanlca księgi Rţ gtanowi wyjţtek w piśmienn:ictw,ie tej doby. Nikt zgola nie ţţ o zobrazowanie wspomnień dziejowych. Ezdrasz i Nehem- ţţsz pozostawi’i jeno pamiętniki własnego żywota, skreślone rr stglu treściwym, pozbawionym znamion artyzmu. Dopiero na ţyłku tego okresn, pod koniec panowania perskiego, ulożţt pe- ţ‰fen Lewita dzielo bistoryczne od stworzenia świata do własnych dni, tytnł jego jest Hroniha (Paralipomena) ; zawiera ona cenne ţrspomţenia z czasów dawţ.iejszych, skţpe atoli z przesztuści wnej i z wlasnej autora epoki. Wcielţa tet przerobione po- tt‡ţci pamigtniki Ezdrasza i Nehemjasza. Jeszcze za życia autora Hroniki, whrótce po jej nkończeniu, śţbłysnţł brzask nowego zupehrie okrcsu, htóry Judeţczylcbţr f judaizm podniecil do nowych wysiłków i w którym wěkazeć i actwo swej treści duchowej. Grecy to byll sprawcami tej ţej epoki. Naród i genjasz -helleński wywotaţy przewrót towny w sposobie myślenia, zwyczajach i obyczajţch Indzko- ţci i podniosły o kiika szczebli w rozwo,ju spoţeţznym wszystkiţ ţ.wplywy kulturalne wrażliwe narody znţtcgo podówczţs 6ţrieta. Atoli rozkrzewianie tej cywaţlizacji nie ţvyszţo bezpoţre- dnţO z głównego siedl.iska Hellenów, lecz ze stanowi;cej ţieţzB- man‡ greckich i barbarzyńskich pierwiasthów Macedonji, którţ do 1ţj m1i uzdolnily niezmierna potęga politţczna i szaroho rozpo- ţte ţvładanie. Miitwja 2ydbw Tom 2 ark. 6 - 322 - ROZDZIAţ CZWţRTl'. Jadejc:gcţ pod beţem macedoi…kiant. (332-115). ţlehaander Wielki, król mae‚doński, htórego dla błyska- ţricznych ţodbojów wieszcz judzki porównał do lamţarta, obdarzonego shrzydlami orlemi, zadał cios śmiertelny zbutw.iaţe- ţnu pańatwu pershiemu; Azja Mniejsza, Syrja i Fenicja u nbg jego legły, wielu hrblów i hsiątţt wyszło w paradnych szatach na jego spothanie i hołd mu złofylo. Tyr po siedm.iu, a Gaza po dwóch ţmiesiącach.zţemhniecia ţdobyte (sierpień i listopad r. 332), oba dośw,iadczyty losu amgiego. Jahfef powodzilo się drobniu- chnej Judei pod potęfnym zdobywcţ, przed htórym uklęhła nie- bawem ziemia dum.nych Faraonów? Wspomnienia historyczne : tej doby dochowały się jeno w legendowej obłoczy, skąd nie dają wiernego obrazu wypadków: Trudno przypuśCić, by Judej- czycy wzbraniali aię złotyć hoklq Alehsandrowi, za grzech po- ezytując aobie ztamanie przysięgi na wierność perskim monar- rhom. Ani nie wykonali nigdy tahiej. przysięgi, ani tef miećby nie mogli żadnych skrupuţów, gdyt ostatni królowie perscy nie obchodzili się z nimi zbyt sprawiedliwie. Do dziedziny mitów nalefy stanowczo wiadomość, fe Alehsander zawadził tef w swo- ich pochoda.ch o Jerozolimę i zdumiony niezwyhłem zjawishiem obsypał Judejcz.yhbw dowodami swej łashi. Jak bowiem niesie podanie, arcyhapian wyszedt naprzeciw niemu w świętych swych ezatach, ze świtţ kapłanów i Lewitbw, i tą procesją wywarł na mlodyţm zwycięncy łah silne wrażenie, że ten zmienił gn.iew ewój ţr tyczliwość, gdyf, jak się zwierzyl swemu otóczeniu; jeszcze w Ma- eedoaji przyśaţiła mu się postać arcyhapłana na czele podobnego pochodu i zwiastowała mu przyszłe zwycięstwa. To potęfne vţra- ţeniţ miaţ wedtug jednej gadhi sprawić na zdobywcy macedoń- - 323 - áhim arcyhaptan Jaddua, według innej wnuk jego, Szymon. Pierwsze spotkanie hellenizmu z judaizmem, z htórych hafdy pieść misł narodom odęębną oświatę, było przyjaznej natur,. Pierwszy wystąpil zewnętrznie vr całym swym blasku i sile, drugi uhazał się w swej bezsilności i w błagalnej postawie. Judea stała się w ten sposób częścią kompleksu ziem, poto- #onych między górami Taurem i Libanem od północy, a Egiptem od południa i zwanych Syrją dolną, ćzyli Celesyrją, w odrófnie- niţ od Syrji górnej. Wielkorządca tych rozległych obszarów. Ittóre w czasach dawniejszych obejmowały liczne państwa udziel. rm, miał swą rezydencję w Samarji; musiało to zatem być miasto ţvarowne i ludne, lecz zaszczyt ten, czyli raczej niebetpiecznţ tţ rolę, zawdzięczało swemu położeniu w samym środku kraju, ţr #yznej okolicy. Andromach było na imię wielkorządcy, htóre- ţo Alehsander ustanowil nad Celesyrją. Dlacz‚go ţamarytanie nie byli z dowoleni z tego pozornego ţęyr‹fnienia? Mofe gniewalo ich, fe Aleksander przychylniejszţ dla znienawidzonych Judejczyków, niż dla nich? Tak dalece unieśli się złością, fe ich wodzowie, nie dbając o skuthi, wszczęll ţokosz przeciw Andrómachowi i, pojmawszě go, w ogień ţvrzu. ţii (wiosną 831). Gniew Aleksandrţ-na wieść o zabójstwie jedn‚- ţo z nług jego był Tównie sgrawiedliwy jak straszny. Cały Egipt 1ţ 8tóp mu się czołgal, a ten marny narodek śmial stawić mu ţpór? Za powrotem z wyprawy na Egipt podążył do Samarji, aby ţrţwrzeć zemstę na sprawcnch zbrodniczego czynu. Kazał ich cić wśród okrutnych katuszy, ustanowił innego namiestnika, ţeniem Memnon, i zasiedlił Samarję maćedońską ludnością. ţţlc przytarłszy rogów Samarytanom, Aleksander ukarał ich, jah zdaje, jeszcze inaczej. Poniewaf nie moglo to ujść wiadomo- ţ jego, fe są oni wrogami Judejcţyków, darzył więc wzgţędami .ostatnich, by tamtym dać uczuć swoją nielaskę. Kilka dziel- pośrodku Judei i Samarji, przedmiot częstych zatsrgów po- y ludm.ością obu tych hrajów, oddał na własność Judejczy- i uwolnţ je, jah calą Judeę, od daniny w latacll sabatowych. lţţtţror ten błahy dla dawcy, lecz dla obdarowanych nader donio- ţIţily, podsycił jeszcze więcej nienawiść Sa.nţarytan ku ich judzkim ţieprzyjaciołom; każdy podmuch wiatru nawiewał świeiego za- iţ. - 324 - Dopóki wsznkże trwała potęga Aleksandrowa, mnsieli: Sama. rytanie tłumić złość w aobie; nie znosił on, aby ttórykolwiek na- sodek na całym ohszarze podległych mu krajów podejmoţał krok jatiś bez jego poś;iţ , czy tei bezpośredniego rozkazu. Jego rţcze a szcz‡ţiwe podboje ţt do Indu i Haukazu urzekţy niejako umysty i oţbezwła„nialě kţtţdy ruch aamodzielny. Poza widownia ţvalki chwilowej panowaţ pohój gţęboki od Grecji do Indyj, od Etjopji aż po brzegi morza gaspijskiego. Alekaander byţ pierw- izym wţadcţ, który tolerancję cech indywidualnych katdego na- rodn uznaţ ra podstaw‡ mţţej,polityki. Szanował on równiet rótnice form religijnych i obrzţdkowych. W Egipcie c:ciţ Apisa i Amona, a w Babilonji bbstwa chalde,jskie. Wśr d ro' pla- nów jedynej monarchţi wazech wiatowej zmaţ młody bohater (w czerwcu sţ3), nie tawiwazy prawowitego dzicdzicţ :wţ. go tronu i duclia. Powstaţy atuthiem tego b‚rradno ć i zamţt tak ţeśród narodów wszyatldch części ś ' , jak i w ych zastę- pach Aleksandrowych; mófna było ć, te wybnehţ,jakig kataklizm w prawach przyrody, który prawidlowţ kolejność jej zjawisk ni ţ ţ uczy.nţ. W aiţ ntţd krwawe ţaay, podobne „o boju . der zo6taw,ił tak licmy poczet hetmanów, ţ ţţ,którzy na mnogich polach rţotyli dowody mţtno- atwa w aztuce wojennej; te gdyby ofywiaţţ ich zgoda, zdolaliby utwierdzić wiţzania państwa macedońakiego. Ale oni, lnbo niţ ţaliczali się do rdzennych Hellenów, upośledzali owsnem tych oa- tatnich, prze,jęli przeciet od Greków ducha namowoli i nie- nległości, przenoszenie osobistej korţyści nad interea pańatwa, wyzy9kiwanie władzy jako środka. do rozhosţţ i rbytkbţv, prze- jęli, słowem, caţą ich nikczemność. Przysnło tedy do ţodziatu p macedońsk.iego, 'ędzy walćzţcych z namicstni- ków. Władcţ Egipta zostaţ Ptolomeusz I Soter (z przyd 'etn Lagi), któremu też ţięki bitwie azczęśliwej przyţdła Celesyrja z Judeţ. Gdy na jego wezwanie mieszkańcy Jerozolimy wrbra- ninli się bram mu otworzyć, ubiegl miasto pewnej aoboty, gdyż Judejczycy nie chcieli w ţiu tym jţć aię oręta, pobţałţ w plon licţnych j i uproţvrţdsił ich do Egiptu. W tymfe czasie uţribiţ też Samarytan ţr jaayr egipskx. Judejczycy i Samarytanie wieśćby mogli fywot szc:ęśliţvy, jak na owe srogie, telazne czaay, gdyby pozostali do końca pod- - 325 - Ôţnymi Lagidy Ptolomeusza. Byt to bowiem najtagodniejszy :e wszystkich wojujących podówczas następcbw ţlek- -ţnd.ra, umiał on.cenić wartość ludzi i szkód. im większych nie ţdzał, niż tego ţvymagat jego własny interes. Ale Ptoloţeuaz nie posiadł jeszc:e prawa na Celesyrję. Zmieniajţcy aię kolejno ţegeţci, którzy cţgle jesaţze u ' pozory jedţulitego zaaţzţţ -rlu caţym państwem, nie zatwierdzili mu posiadania drielnic ţajętych, a raczej jego przyjaciele, aprzymierzeni wodzowie, krzywem okiem patrzali na jego nabytki, jeden zţvlaszcza z do- ţtychclasowych jego sojusznikbw i wspólspiskowców, Antygon, natura ' ta, wojownik bohateraki i zręczny, ktbry zţmyślat poskromić wszystkich kolegów i połączyć w swej potężnej dloni ţrszysthţe prowincje olbrzymiej monarchji macedońskiej. Po kilkuletnich przygotowaniach przyszlo do bitwy stanowczej, mię- d:y ţynem Antygona, Demetrjuszem, a Ptolomeuszem, kt‹ra d!a tamtego wypadţa niepomyślnie. Bitwa pod Gazţ ţwiosnţ 321) upamiętniła się na zawsze, gdyt walczţcy jako zbieg pospołu z ţolomeţuţem wódz Seleuk datowaţ od tego roku początek sweţ go panowania i wprowadzi; nowţ rachubę czasu, zwaną erţ Sc- lencyd‹w lub greckţ, która weszla tet w ażycie u Żydów i docho- wţta siţ n niech najdłużej. Demetrjusz, wskutek porażki odniesionej pod Gazą, musˇaţ ţ cofnţć na pómoc i zostawić kraj caly w rękach ţwycięzcţ. Lec: gdy włcrótce potem Antygon i syn jego polţczyli swe hufţ ţe i wyra.sayfi ţ nową wypţraw‡: Ptodomeusz,zţiewdony byţ ustţpić i zţównać t r.ieţ.iţ twierdţe miast, nad i w głę- bi kraju polożonych, .Akko, Joppe, Gazy, Samarji i Jerozolimy, ţ nieprzy,jaciel nie mógţ w nich znaleźć achronˇenia. Kilka lat pnetrwał jeazcze ten ntan niepewny Judei i składajţćych Cele= rţţrję krajów, aż w bitţvie pod Ipaoa w Azji Mniejszej (latem s0i r.) Antygon ulegt koaficji czterech wodzów, Ptolomeuaza, Lizy- macha, gassandra i Seleuka, ţ wraz z aţawţ wojenną tyci‚ po ţradaţ. Ci cśterej podmelali ţę pa macedofiskiem. Ptolo. meusz otrzymaţ Egipt i kraje ościenne, a Śeleuk całţ.prawie ilzję i Persję do 1ndu. Dzięki temu Judea, wcielona do państwa Ptolomenszowego, czyli Lagidoţvego, aprzţła z nim na czas ja- kiś ţţre lony. N Judejczycy.w miaatach babilońakicb - 326 ţ- f pershich przeszli pod berło Seleuka i zostali poddanymi zało- iouego przezeń państwa Seleucydów. Położenie dude,jczyków nie uległo przez te wypadki zmianiţ ţeatniejsze;. Powinno ci, uiszczane dawniej dworowi pershiemu, uiszczali teraz egipshomacedońskim monarchom. Swoboda ru- cliów i samodzielność nie były więcej ścieśnione, nit przedtem; atosunki poprawiły się raczej. W Judei arcykaplan, odpowie- dzialny za wpływ daniny, został jednocześnie polityczţym iwierzch.nikiem; piastawał on god.ność wielkorządcy i był hsię- ciem duchownym. Ptolomeusz I odznaczał się charakterem łagod- nym i dbał o dobro swych hrajbw. Do ciemiężenia Jndejczykbw nic miał ni powodu, ni pozoru. Założone przez Aleksandr  mia- :to nadmorshie Alehsandrja, które pierwszy król egipskomace- doński uczynił swţ stolicą, potrzebowalo licznej ludności, chęt- nie też widział Ptolomensz, te osiedlafi się tu Judejczycy z ościennej krainy. Podczas wszczętej przez Aatygona zawieruchy wojennej spora garść mieszhańcbw Judei przeniosła się do Aleh- nandrji i przez Ptolomeusza porównana została w prawach z ţudnością macedofiską. Tak powstała gmina egipskotydowsha, powolana do celbw odrębnycfi. W innych podobnież miejsco- wośoiach zawiązały się judţkie kolonje. Ptólomeusz, przeświad- czony o przychylnych dlań uczŁciach Judejczyków, osadził ich w różnych warownych miastach Egiptu, a również w Cyrenic. Seleuk, fundator państwa Seleucydów, którego środek ciężkości thwił w Persji, otrzymał górnţ rzęść Syrji, a założywszy tu nowe mia%to, Antjochję (ak. 800), obrał je sobie za stolicę. D1a zaludnie- nia Antjochji i wielu jeszcze innych miast, zbudowa.nych przez siebie, musiał rówáież śeiţgać mieszk ńców i osiedlił tet w nich dobrowolnie lub też nawpbł przemocą, Jude,jczyków z Babilonji i Pereji. I także nadał osadnikom judzhim zupełne prawa oby- ţvatelshie. A jak powstały w hrajach grechomaccdońskich judzkie ko- lonje, tak też na ziemi judzkiej urosły greckie osady. Wzdłui wybrzeży morza $ródziemnego założono nowe miasta portowc, a stare rozszerzono, upięhszono i nadano im nazwy helleńskie. Wielki plan Alehsandra połţczenia Zacbodu ze Wschodem prze. prowadzali w dalszym ciţgu jego następcy, zniewoleni to tego oţolicznościami. Stąd też ze wszystkich stron otoczyła Judeţ - 327 - kidność., użyţvajţca języka greckiego. Języh grechi stał się oczy- ţri cie panującym w kolonjach palestyńskich, a wraz z nim pęzeszczepiono tet grechie obyczaje i grecką ţozwţązłogć. Co do samej Judei, opierała się ona jeszcze czas jahiś greckiemu wply- wow.i. Kraj nie byt dość bogaty, a ludzie niekoniecznie sympa-. tyczni dla Grehów. Żądna uciech płochość z jednej strony, po- ţ‡pna zaś powaga z Ôrugiej nie mogly czuć hu sobie wzajemnego pociţgu. Lecz dolatujące z sţsiedztwa greckie wyrazy wywal- ęzyły sobie zwolna prawo obywatelstwa w języku potocznymţ. Judejczyków. Od wieku zgórţ, bo od zgonu Nehemjasza, przedstawiał lud judzki nawewnątrz obraz poczwarki, co omotała si‡ przędzţ, by snuć ze swych sohów nici na thankę, a nazewnątrż obraz męczennika, który znosi upokorzenia i ust nie otwiera. Nie wydał an i nie wypiastował dotychczas żadnej postaci, zdolnej obrócić ţaţ indywidualność i bogactwo treści duchowej w diwignia # :bodziec do przeobrażenia. ţodnietę do rozwoju i doskonalenia dacha własnego otrzymywał on niągle zzewnątrz, od znahomitych ţińţtów w Babilonie i Persji. Ale od braci w tych hrajach od- ţtodził Judeę nowyţ układ warunków politycznych. Jude,jczycy ţ ţţ=ńad Eufratu i Tygrysu nie mogli już utrzymywać z ziomkami ţv kraju macierzystym dawnych ofywionych stosnnkbţv; gdyż dynastje panujące, domy Selevcědów i Ptolomeuszóţv, miały się irzajemnie w podejrzeniu. Na częste odwiedziny Jerozolimy ţvdejczyków z państwa Seleucydów apoglţdanoby ohiem. nie- .ţhętnem w Aleksandrji, albo w Antjochji. Gdyby lud zamieszhały ţţiI II ojczyźnie nie zdolał się podnieść bez pomocy zewnętrznej, ;pkgłby niechybnie zagładzie, lub--co na jedno wychodzi, çkoro ţva o ludzie - zmarniałaby duchem. Albowiem naród, htóry o bytu o własnej sile utrzymywać nie może, ani go pogłębić . IIk umie, musi zniszczeć i postradać znaczenie. Nie pozwoliły przecież losy zmarnieć ludowi judzkiemu, w samţ porę ukazał ţ mąż opatrznościowy, który swţ mţdrościţ i energjţ podźwi- ţł społeczeństwo judzkie z grożącego upadku. Mężem tym 1ył Szymoţ Sprawiedliwy, syn Onjasza I, (działał ok. 300-270ţ. ţ ţiV ubogiej we wspomnienia dobie wystrzela jego imię, niby gonne ţ'g‡stym liściem porosłe drzewo w okolicy pustynnej. Legenda ţzieła go w swoje władanie i przypisała mu rzeczy cudowne. - 328 - Jest to bţdtcobţdź najlepszem świadectwem dla postaci dziţ- jowej i dla donioełego jej wplywu na łcoła szerokie, je li padn- nje rozgłasza jej chwałę. Lubo nawet rzetelna historja mało co o Szymonie I pow.iedzieć nam umie, to przeciet i te akţpe szcze- gbły, jakie przekazała, po:walajţ nam poznać w nim;,męta nie- pośledniej wartości. Był on wqgóle jedyţym arcyłcaţłaţem z .domu Jezua czyli Jocadak, o którym uczynić ona mote wzmiank‡ .=aszczytną, i jedynym arcykapłanem, który dq dawnej : czci przy- .ţvrócił kapłaństwo. "Miał piecze o swym ludzie, aby do upadku nie przyszedł." 1\lury Jerozolimy, które Ptolomeusz I zburzyć rvzkazał, Szymon odbudował i wzmocnił. Niewątpfiwie zezwole- nie na to uzyskał u króla. Qdnowił swiątynię, wzniesionţ pr:ez wygnańcbw, wróconych, za Cyrusa ojczytnie, gdyt w oiagu dwu- atu 1at awojego istnieţia doznała uszkodzeń. W innym jeazcze kie- runku ujawnił dbałość o dobro pokoleń ţotomnych. Jerozolima pvsiada wprawdzie niejedno tródło w poblitu, lećz w auchym :roku nie dawały one dostatecznej ilaści wody do picia. Krom tego potrzebowaţ duto wody kult świątyniowy, odkąd obostrzone zostały lewickie przepisy o czystości, ezyniac nieodzownemi częste ablucje. Dla zaradzenia tej potrzebie kazał Szymon wydrţ- tyć pod fundamentami świţtyni zbiornik gł‡boki, do lctórego ţ.budowany w tym celu kanał ţodziemny doprowadzał stale .świeżą wodę ze źţbdła Etam ( o dwie godziny na pduţie Jero- ţolimy). Dzięhi tPmu urządzeniu świţtynia, a pośredGnio i miasto, ţaopatrzone były ustawiczţie w wodę; odţąd nawet w,czasie dtuższego oblężenia nie cierpiała ludność jej braku. Późniejszy po.eta, Jozue Sirach, wysławia postać Szymona w pełnych zachwytu wyrazach: "Jak wspaniałym był (Szymon), gdy opuszczał wnętrze - prtybytku, "Gdy z przenajświ‡tszego wychodziłt "Jak gwiazda jutrzenaa z za zrębu chmur, "Jak pełnia kiiętyca w dni wiosny. "Kiedy wdziewał strój uroczysty "I oblekał się w szaty odświętnc. "Dokola niego -wieniec braci, , Otaczţli go niby słupy palmowe." - 329 - Szymoţ Sprawiedliwy nietylhţ.o jako arcyhapłan pţzewodni. c:ył apołeczności i Wysokiej Radzie, lecz tet jako mistrz atał na czele uczelni. Uczniom awym wpajał nentencję: "Na trzech rze- rzach atoi świat ţrzesza judtka), na nţuce Zakonu, nţ słutbie .bożej w śwţtyni i na uczynkach miłosiernych." Godri aiţ mote ţ.przypisać temu czcigodnemu kapianowi wspdłautorstţro jędrnej maksymy najznahomitazego z jego adeptów, Antygona z Socho. Zwykł on bţt uczniom awoim powtarzać: "Nie bţdtcie jako ału- ;dry, którzy s;użţ panu; by otrzymać miesięcznţ racjţ tywności, ţle jako słudzy, co nie spodziewajţc aię myta, wţernie ałużţ panu." Po  mierd Szymona áastały z winy jego własnych potomków :dni opłakane, które naród judżki na nowe wystawiły próby. ţSzymon por,ostaw.ił dwo,je dzieci, młodego ayna i córkg, wydanţ .ţ ţ‡ża ni ego zapewne znaczenia,. : ęodu kapłański , …nie- Tobjaaz. Syn Szymţona nazywał aię Onjasz, jah d:iad je- ,ţq,. o którym nic więcej powiedzie‘ nie można, jeno że nie był do ţ: ţ,jca podobny. Czany tego arcykapłana atanowią, aczkolwiek aam ; jţldţ to wţływu ţie ł, punkt przełomowy w tokn dziejów judzkiego. Zapaay wojenne, które dru.giţ, trzeci i czwarty cydzi zwodzili z drugim i trzecim Ptolomeusţami przez całe -dziesiątki, tamci, aby zdobyć, ci zaś, by zachować Celeayrj‡, ţ.ţdţałały na lo.ey Jndei. , Celesyrja z Judeą utrzymałg się wprawdzie pod berłem egip- , ale Seleuk II Kallinik instygował zawzi‡cie w tych kra- by je akłonić.ţo adpadnięcia od Egiptu. DIa aprawy swej ţ ţvał, jak aiţ zdaje, pozyskać tet arcykapłana Onjasza II. Za- e akutkiem tych kn Onjasz zawiesił naraz ţyptaţţ dţ- ţ ţ;" ţvynoszţćej dwadzieścia taleQtów, które Judea, winna byłţ ć corocznie Ptolomeuszom.ţ Rzecz proata, te krok ten aprţ= ţţţcţkre 'e na dworze egipakim. Do daniny, pomimo ; ţv4śajej była nieţvielka, prz ' zywam wagţ jako doozoaki ćy . Gdy wezwanie Ptolomeusza IiI Euergeteaa o jej zapła- 4pie o akutkn, zagroził, że ve razie dalazego trwanla po…zieli kraj judzki między cudzoziemców. Z grotbą tţ ţ wił. do Jerozolimy umyçln poata, jednego z swych ulu- , imieniem Atenion. Daremnie nalegali na Onjasza zroz- ' Jerozolimianie, aby przestał : królem zadzierać; tak siţ - 330 - zaciţ w swoim uporze, że na wszelkie przehtadania byt gluchy, W tean trndnem pototeniu wystąpi;.mąż pewien : ˇah; stano- wczością i energ,tą, że mniemaćby można, iż sam tego piwa nmyślnie ńawarzyţ, by przy sposobńości pzbić siţ na urzţd wyso- ki. Mąż ten imieniem Jázef, co uścieliţ drogę noţwemu prądowi, byţ siostrzeńcem Onjasza, a synem owego Tobjasza, który poţubţ cárhę Szymona Sprawiedliwego. Ujmującej postaci, zręczny, przebiegły, obrotny, tadnych me wzdrygajţcy.śię 6w, gdy chodziło o przeprowadzenie jakiegoś zamiaru; ńrodźił się syn Tobjaszowy do wladzy. Lecz według przyjętego :dawiendawna porządku staţ mu na prreszkodzie arcykapłan:, który byt zarazem zwierzchnihiem politycznym narodu. Teraz nadarzaţa ţię przyja- zna okazja do usunięcia go z tego staaowisha. Otrzymawszy wia- domość o przybyciu do Jerozolimy krŁlewshiego wynţańc  i o groźnem jego orędziu, pddątył z miasta rodţinnego do stolicy i osypał swego wuja Onjasza wyrzutami, ie odmową ńaitiny bciągnąt na narád wielkie niebezpieczeńśtwo; jeţdttocześnie prze- cież ozna;jsţit gotowość udania aię w poselstwţe do ţleks ndrp i zagajenia tam pojednawczych rołcowaţ. Ledwie Onjasz upo- wafńił go do tego, a już Józef zwolat lud na dziedźiniec świątyni i, uśmierzywszy jego obawy, hnął, te w nim tylko. całţ. nadzieję i ufność winien pokţadać, gdyż on jeden niebezpieczeńţ stwo zażegnać potraf.i. Zgrom dzenie przyjęło jego mowę okrzy- kami wdzięczności i uznania i mţanowało go urzędowym prze- wódcţ narodu. Od tej chwili ţvystţpuje Józef z stanowczością, jakgdyby plan jego oddawna dojrzał mu głowie. Znał na wylot słabostki Greków, wiedział, te sţ czuli na pochlebstwa i nciechy biesiadne. Podejmował tedy posla Ateniona wymyślnemi ucztami, obdaro- wał bogatemi npominkami, zdotaţ go wresteie namówić, by po- ţvrácił na dwór egipţki i z ęęcţył królowi, że on ţiebawem prtybę- dzie i uiści zaległą daninę. Skoro posel. opuścit Jerozolimę, ţvszedł Józef z przyjaciółmi, czy tet lichwiarzami samarytańskim.i w uklady o potyczkę na opędzenie wydatków, htóre za koniecz- ne uważał. By wystąpić godnie na dworze, pohzebował szat paradnych, zaprzęgbw i środhów do wyprawiania bankietów. Saanţ nieţnajętny, nie.znalazł Józef w całej Judţ mikogo, kţaby móţł mu dostarczyć w tym celu funduszáw. Ludność bawila :ię - 331 - tylko rolą i hodowaniem drzew owocowych, nie porała_ się hand- lem i do gromadzenia bogactw sposobności dotąd nie miała. Mu- siaţ więc Józef szukać pieniędzy u baakierów w Samarji, której mieszhańcy trudnili się jut przemyţIem kupieckim i do- robili się na nim dostatków. Atenion, wyprzedziwszy Jbzefa, przygotowaţ mn u dworu łaskawţ przyjęcie. Tyle naopowiadat o jego sympatycznych przymiotach i o rzutności jego umysłu, te obudzţ tem ciekawośó w Euergetesie. Król był w istocie ta.k zachwycony wymową Jó- zefa, że zapraszał go nawet na dworskie biesiady. Posloaţic miast palestyńskich i fenickich, którzy przedtem czynili złośliwe uwagi nad niezbyt okazałym orszakiem Józefa, teraz patrzali z zawiścią na dopuszczenie go dó najściślejezego koła dworshie- go. Niebawem nastręczył im powód nietylho do zazdrości, lecz nawet do nienawiści i przekleństw. W czasie pobytu sy,na Tobjaszowego w Aleksan„rji, zjecha- li tam ci wszyscy, co pragnęli ubiegaţ się o dzierżawę ceł w należących do Egiptu miastach, aby ofertţ swą zţożyć w obec- ności krbla i dworu. W interesie wszysthich letało ofiarować ce- nţ możliwie najnitszą. Naraz wdat siţ w to Józef, htóry prędko zrţiarkowat, że licytanci, jaţgdyby byli z sobţ w zmowie, sta- rali się hrbla oszukać, i zobowiązał sig pţacić sumę podwójna, obiecując nadto inne dochody. Ze zdumieniem spojrzeli obecni na wyzywającego ich Judejczyka, który ţv porównaniu z nimi był nędzarzem. Podobało się królowi Euergetesowi to niespodzie- wane podkupne, lecz zażądaţ od niego pewnej rękojmi, że zaciąg- niętych zobowiąaań dopełni. Z dworskţ finezją odparł na to Józef, że postawi dwbch za najleps:ych uwatanych poręczycieli, hróla i hr Wową. Ten zwrot pochlebny przypadł do serca królowi ; w zręczności, odwadze i rezolutnóści tego Judejczyka upatrywat on najpewniejszą gwarancję. że podniesienie dochodu z podatków da się uskutecznić. W ten sposób syn Tobjaszowy został głów- nym dziertawcą wszysthich cd z miast i prowincji Celesyrji i Fenicji. Na jego życzenie daţ mu też krbl dwa tysiące zaciężnego iolnierza, ahy mu byli pomocni do bezwzględnego ściągania na- leżności sharbowych. Dzięki temu hufcowi Józef stał się w istocie rvładcą całej Palestyny, tem więccj szanowanym i grotnyih, ile że zasharbiţ sobie ţaskę królewshą. Z nadzwyţczajną surowością - 332 - ţ - 333 - egzekwował podatki. W Gazie i Scytopolis, Ictórych greckţi ţudnoi’ ośmieli#a siQ stawi,ć mu opór i obrzuciła go obelgami, kaza# ńciţl; najprzedniejszych i naţ‹ogatszych obywateli i zabrsć na rzecţ .tróla ich wielkie majątki. Dwadzieścia dwa lata sprawowa# J6zef ten urzţd dzieriawcy podatków, czyli rodzţj wielkorzţdztwa nad krajami Celesyrjţ i Fenicjţ, i korzystając zc swego stanowiska, zgromadził nie- zmierne bogactwa i wzbi# sţiQ w potęgQ. Po śmierci Euergeteaa ná- stępcn jego, Ptolomeusz IV Filopator ţ222-206), ţozos#awi# go na tym urzędzie. I za tego monarchy tak dalece nie ţ ţzczQdzi# prz wiţajacych si#Q ptatniczţ reţublilc, że w obecności ţcrólţ nczyni# kto  z#ośfiwţ uwagQ: "J6zef zdaţ# : całej Syrji mieso i sa- me z niej to ci zostawił." Przez chwilę gwiazda jego szczęścia -zdawa#a się gasnţć. Kr61 syryjçhi, Antţoch, któremu pochlebcy nadah miano Wielkiego, ofywiony niepohamowanym animuszeţm rycerskim, pelen planów ţozleg#ych, lecz niewytrwa#y i nieata- teczny, pragnţł wyzyshać osłabienie Egiptu, spowodowane zbyt. hami i rozpustţ hróla Ptolomeusza Filopatora, aby mu odebrać CelesyrjQ (218). Poczţteţ najazdu zdawa# siQ wrótyć ţtttjochowi zwyciQstwo. Wodmwie egipscy przechodzili zdradziecto do wroga i podd.awali mu miasta wraz.z zţdogami. I Sţmarja wpadła mu w ręce. Judea i Jerozolima,. rzţdzone parzez syna Tobjasmwego, dochowały Egżptowi wiary. Lecz czyt długo :d4tajţ s,iQ oatać przeciw naporowi wojst Seleucydy'? !\ jeżeli Syryjczyk wtargnie do traju, za kim ma aiQ Józef oświadczyć? Wreszcie wybi#a sta- nowcza gndzioa.. Filopator otrzţanţł siQ : hulaszczego fyaia, wy- ruszyl naprzeciw wrogowi i zada# mu pod Rajfţ tlQnkQ talc dotkliwţ, te ţntjoch odstţpi# do swej stolicy i zrzek# siQ posia- dania Celesyrji. DtiQti tţu zwyţięstwu Jbzef utrzyma# siţ na kwem stanowisku i przy #asce u króla Filopatora. Pod jego wpływem i stutkiem stosuntóţv, jatie go wiţzałţ z dworem egipstim, zaszła w fycin narodn judztiego g#Qhoka przemiana, nie tak mote na prowincji widoczna, za to rzucajţca siQ w oczy w atolicy. DziQlci niezţiernym bogactwom, ktbre Jó- zef zebra# na dzierżawie podatków, spad# na Jndeę prawdziwy deszcz z#oty. Wydvbył naęód z ubóstwa i nędzy i zla# nań do6ta- tek. Dla ściągania daniny potrzebował zaufanych poborców i wy- biera# ich oczywiście najchętniej z nośi-bd w#asnego natodţ ţiţ urzQdnicy bogacili aiţ przyrodzonţ ncczy tolţjţ i w miarB ţosnţcej zamo ' podnosili coraz wyżej g#owţ. Fortuna tat nagle :dobtta, zacho ie, w jakiem syn Tob. jaszowy by# n dworu FiMpatora, ţufiec, ţtóry mia# ;iod swojcmi tnakami, ' dziQici czeţnu tţzyma# na wodty rozlic:ne narodowoś… Palestyny, szczţtki Filistynów, Feaicjan, Edomitów, ţ ţawet ko- lonje greckomacedoństie, wszyatto to obudzi#o tat w nim, jat ţr jego. otoczţiu, poczucie własnej godności i wydtwignQto wo- .g‹le lud ca#y z przygnQbiajţcego stoaunhu do aţniadów. Widno- trţ um .iudejczyiCów, jmniej J ian, ze- rnył siQ wskutek zetkn' ţ obcowţunia z ' i ţ im patrzeć na rzeczţ i pr2ejawg ţycia innemi oczami, nit to czy- nić mogli dotychczas, :asklepieai w ciaţnej storupie. Ulegli nasamprzód wytwornemu smakowi Hellţów. Zac:Qţ sŃbie bu- dować piQtniejsze mieszkania, a i malarstţvo grunt u nich zna- laz#o. Zamieszkali w ţl.leksandrji Judejczycy, obracajţc siQ jut ad wiekn w greckieţ śr istu, zgreczyli aţQ zeţenQtţ.ţie i wy- wierali z swej ntrony wţływ na Judejczyhbw, ttórych aprowa= dzały nad Nil stosunki Józefa : dworan tim. Zţska#  nţ tem niewţtpliwie og#ada z wi‰ţ przeciet eztodą dla dotychcza- sowej prostoty obyczajów. Zaledwie naród judziui wyzwolţ si‡ t narzucanego mu przez stulecia z‚wnQtţznym pr:ymusem azja- tyzmu, zaledwie z jego barbarzyfiskich wad siQ otrzţsnţt, alić ţrszedł w blitszţ styczn z enropejskţ tnlturţ Hcllenów i za. chwyci# od aich przywar wykwinśnychţ Deszcz zţoty.nie ma siły tyciodawczej, sieje owszem zniszczenie i- 2epsucie. Bogaci parwenjusze stracili równowagę. Nie to jeszcze najgorsze, te słufyli mamonie i przetładafi interena pieniQfne nad inne zawody, lecz że stali siQ wielbicielami i naśladowcami H‚llenów, fe nie szczQdtili :ahiegów, aby przyswoić sobie ich p#oche obyczaje i w poniewierce mieli cnoty ojczyste. Grecy prze- padali za życţiem towarzyskiem, lubili wspólne biesiady i wyuzda- ną wesotość w tole godowem. By#o to naˇlntbwnictwo niewiHne, #e i Judejczycy ten zwyczaj pr:ejęli, obiadowali spolem, przţ jedleniu spoczywali we trzech na sofie, zamiast siadać u sto#u, 1 uprzyjemniafi sobie bankiet winem, muzykţ i śpiew . ţle niţ  tończ5ţło sie na tych nieszkodliwych życia oslodach. Rozwiţz#ośţ weiągała ich coraz głębiej w swoje oŁmęty. Syn Tobjaszowy by# - 334 - cz‡stym gościem na dworze hróls Ptolomeuaza Filopatora, ik= hroć w swych sprawach odwiedzal atolicę egipsţkţ. Ale ten dwór byl rozaadnikiem wazeteczeństwa. Dni achodziţy tam na wystaţr- nych banlcietach, ţ noce na bezwstydnej rozpuśc e. Nieszţd paradowat w calej awej nagości, zatruwając lud i wojako swym jadem; Filopator wpadł na pomysl pocieszny, że jego przodhoţwie pochodzţ od boga wţta Djonizosa ţBachusa), miał tedy sobie za obowiţZek oddaţvać się z wielkiem neboţeństwem pijaństwu i poiţ- czonej z niem awawoli bachicznej. Hto chciał znaleźć ţaakę u krb- la i jego czeredy, muaiał zaţpiaać aię do bractwa djonizowego i prowadzić życie hulaazcze. Za katdym w Alekaandrji poběteţ spotyhaţ Jbzefa zsszczyt dwuZnacZny" te zapraaZanó go na gody królewakie i przyjmowa- no do cechu bachusowego. Pewnego razu rozm:iłowaţ się w jed- nej z owych rozwiązłych tancer‚k, których na tych ucztaćh nigdy Iiie brahło. Namiţtność tak dalece odurzyła wnuka arcyhapţana Szymona Sprawiedliwego, że zwierzył się z niej swemu bratu Solitnjuazowi, pruszţć go uailnie, by mu przyprowadził tajemnie heterę, gdyż uatawy judaizmu nie pozwalajţ mu z cudzoziemhţ obcować. A był iui podówczaa ojcem aiedmiu aynbwl Nie ominęła Jerozolimy ta zgnilizna moralna, Józef i jţo towarzysze zawlekli ja tu Z Alekaandrji. Ponieważ forytujący go król byl tak gorliwym czcicielem boga wina, Djonizosa, dla przy- milenia aię tady monaraze, zaprowadz,iłł Józef w Judei jedno z owych świţt bachnsowych, w których zwyhł był brać ndziţ w- Egipcie. Na przetomie zimy i wiosny, gdy winograd okrywa aię li ciem, a w.ino w beczkach ulega powtórnej fermentacji, obchodzi’i Grecy z rozhukanem weselem uroczyaţtţo ć Atteateryj, "święto otwierania beczek i  więto dzbanów." Dwa dni poświ‡- caţo pijatyce. Przyjaciele obdarzali aię wzajeţ. petnemi wina dZbanami, a hto najwięcej wypić potrţfił, tego witano w trjum- fie jaho zwycięzcę. To "święto otwierania beczek" malazło też watęp do Judei. Syn Tobjaazowy z czţţ je zapewne pierwazy ob- chodzić w awoich winnicach. Tak więc z.razu w szczuplejazych. a z czasem w coraz azerazyćh kolach speţniano w Judei przez dwa dni rzęsiste kielichy i obaylano przyjaciół darami. Dla po- krycis atoli święta obcego pokoatem żydowskim zwykli byli bo- gacze w dni te rozdawać ubogim jałmużnę. Rozwiązłość jest nˇe. - 335 - odţcmţ tţwarzysZhţ. nadmˇernych libacyj. Plutokracja judzha ţryzuła aiţ niebawem z honoru i watydu, puścţa w niepamiţć nstţwy ojczyate i, naśladując grechą awawolţę, otoczyła aię na ncztach zaa t ncerek,  piewaczek i heter. Pewien poeta gnomiczny podnoai głos przeatrogi przeciw tej coraz bujniej ţCrZe\PiţCej 8’ţ ZdrOŻţnOŚC’: "Nie Zadanvaj aiţ z niewiaatţ wazetecznţ, "ţyţ nie wpadl w jej ţ,idła. "Nie przeţtawaj z tanecmicţ, ,Byś aię w jej fortele nie uwihłał. "Nie oddawaj duazy nierządnicy, "Abyś dziedzicfwa awego nie poatradał." Z kalokagatjţ (pighnem i dobrem), którţ ayn Tobjaszowy przejąţ od Greków i do Judei wprowadził, ze aztukami i ama- kiem wykw.intnym zapanował w głowach i aercach zamţt zu- pełny. Nawet poważni mężowie poczęli pod naciakiem wpływu greckiego powątpiewać o tradycyjnych wierzeniach, zastanawiać ţię, zali wszystko, czego judsizm naucza i co nakazuje, jeat też ţe istocie prawdą rzetelaą, czy bóstwo żţda od ludzi wyrzeczenia aię rozkoszy i uciech, czy w ogólności troazczy aię o makmk ţrszechświata i o mihrokoam czţowţeka. Nauha Epikura, htóra ţloaiła obojętność bogów na sgrawy atworzenia i z  utyciţ, znalazła najglośniejazyoddźwiţk  ród zwyradniałego  wiata greckomacedońskiego, a zwlaszcza śród wytazych waratw Aleh- iandrji. Wţływ jej fatalţy przemiknţł równiet do JemZolimy. I tu tet poczęto mędrhować i pomiatać uatawami judaizmu. To mędrkowanie przeazłoby może w podnietę do apotţowaţ nej twórczości duchowej, gdyby do zarwanych przez hda par- ţvenjuazów przywar nie przyłţczyta aię nadomiar brzydha nie- zgoda. Pomiţdzy aiedmioţa aynami Józefa z pierwazego maţ- feţstwa a najmłodgzym Hţkanem z córhi Solimjusza wybachła :azdrość i nienawţiść, z każdym rnkiem poţtępy czyniţce. Hyr- tan z mlodych lat odznaczał ţię rozwagţ, pnebiegłościţ i apry- tem i dzięki tym przymiotom atat aiţ ulubieńcem rodzica.. Gdy rozpuatnemu królowi Filopat.orowi urodzit aię nieapodzi nyn (ok. 210), późniejnţy Ptolomeuaz V Epifanes, monarcha ała- bego rozumu; przedstawiciele miast i gmin Celeayrji na wy cigi sleţadali parze królewskiej, w dowód miloçci poddańczej, tycze- - 336 - nia i dary. I Józefowi niewolno się było od tcgo nchylić. Pnnie. waż sam ţw podrót paścić się nie mógł, pragńţł wyreczyć siţ jed- nym z swych ţynów. Ale faden z nich nie pocznwał nię do po- trzebnej w tej misji spra ' i odwagi, prácz jednego Hyrtaţ na, którego sami bracia jednogłośnie zalecli o,jcţ, jako zdolnego wywiţzać się z trudnego za„ania. Jednocześn.ie pr ţ dali znać przyjacioţom swym w Aleksandrp, aby go zgładziii ze świa- ta. Atoli młody Tobjada zdobył sobie wpręrlce fawory.u dworu. Rozrzutţemi darami = stu pięknycb niew ihdw dla króla i tylef pięknych niewolnic dla królowej, z htórych kaźde niosło po talencie złota, by go darobiei.cy doręczyć - zaćţmił wszyst- kich, co czdobitność srrţ dnia tego n ' hami zaśw;iadczyć Pţţţ. ţ'ţomno5ciţ umysłn i dowcipem, ujawnianym w mz- mowaţh z m i ţe kole bi ' dnem, zjednaţ sobie łaski królewskie. Z dnmţţ Hyrkan do domn. W drodze wy.padli nań z zasadzki bracia wraz z swojţ czeladziţ, zamierzajţc pozba- wić go życia. On ;jednaicte i jego towarzyaze doţtrzymałi im placu i zabţi dwóch braci. Cbmnrno przyjţł go ojaiec w Jerozoliţi‚, gnieţvny o roztrwooioţne na dworż‚ pieniţdze. Nie mógţ te„y Hyrkan bawiţ tn dłntcj i zapţvne powrócţ do Alehsandrp. Jeszcze rozterka nie wyazła bFła za progi domn Tobjady i nie ogarnęła narodu, a raczej mţeţzkańców Jerozolimy. Jcszcze nie przeczuwano tu zgota, te t rosnţcych tcgo rodn niesnaset i jego ciţt kn obyczajam greckim i obţ‡dom niewyţopwwne spaść ma- jţ na naród cierpienia: Nawa rzeszy iołysała się dotţd łagodnie na gładkiej jak zwierciadło roztoczy. Jndea tchnęla jeszcze nie- zmţconym pośojem i z stodyczy istnieaia. Rozlana na kraj cały zamotnţ podawała 5rodti upiętntania fywota. Ludy nţsiednie uchyliły ‡zdo przed wodzem narodu i nie  miały, jak d wniej, traktować go z pogardţ: Od zgunn Nehemjasza nie znaţ- dowała się Jndea w tak kwitnţcym stţnie: Mogło siţ tedy poczţć w tej dobie rrcydzieto poezji, które na iycie tamtoczesne sieje blaţk rófovry i ţni jasne, ciche, szczęśliwe do złudzenia malnje. Utwór to antyczny, w którym odbijajţ sig niebo bezchmmţne, łţki zielone, wonne kwiaty, a nadewţszystko Prbżna trosk pogodaţumyţłn; mţ' a6by mofna, te nic pilniej- nzego niemasz na świecie nad przechadzki po ţvzgórzach myrrţ porosłych, nad pasanie pomiędzy liljami, szeptanie sobie ţţdwek - 337 - miłosnych i pogrążenie si‡ w rozkoszy chwili ulotnej. "Piţśń nad gieiniami" /Szţr haszirţim), dziecię nicfrţoblţţvych dni i ochoty do iycia, ktbrem j‡zyk hebrajski okazał dowoţie, że zdolny jest tet oddać słodyoz i głębię ucauoiţ i czar tęsţknicţ owianych djalo- ţów, te rozporządza wszelkiemi barwami, jakich tylko zapragnţć mote poezja natury, pieśń ta najprawdopodobniej powstała ţr tym okresie ciszy, poprţedzajţcej terwaţnie eię burzy. Pełen szczerego liryrmn poeta rozejrzał siţ po  wţecie helleńskim, na- poił się urokiem jego jţzyka i przejţł niejeden podpatrzony tţu ţOsdb, zwłaszcza pumysł wprowadz pasterza i pasterki = wbtenia im w usta rozmów miłosnych. Lecz czystemi obrazami tţj powiewnej poezji chciał wieszcz zwrócić nwagę na zepsucie ţvspótcze:nej epoki. W sprzeczności z wszetecznem gamractwem hviata greckiego stworzył istotę id , pasterkę Sulamitkţ, pi‡knţ córę Aminadaba, która tywiţw sţvţn sercu głębokţ, sttczerą, niewygasłą miłość dla pasterza, co "pomiędzy liljami pa" ţc", a mimo to, lub właśńie dlatego, pozostaje sromiętliwą i czyţ ttţ. Piękność jej podnoszţ niezwykłe zalety: czaruje ona śpieţţ nym swym głosem, pociga ku sobie słodkţ wymowţ, a gdy pnçci ţiţ w tany, katdy ruch jej tcńnie pow i wdziękiem. Miłujţ ţ vego pasterza całym tarem dziewiczego serca. I właśnie ta mi- łość plomierma chroni jţ od wszel ' o czynu ţprośnego, od wszelkiego gorszącego wyrazu, od wszeltiej myśli plugawej. Jako jţj oczy podobne sţ do oczu golębicy, tak jej serce pehie jest nie- ţrinności gołębiej. W kwietnym języku eterycznej poezji odsłania hvórca "Pieśni nad pieśniami" deprawację ówczesnţ, dorywczą, śmyslową, przedajnţ miłość, rozwiązłość tancerek i ńpiewaczek pţblicznych, bezlik wszetecznic, zniewieńciałość tycia miejskiego, niazczące ciało i dncha rozkoszc bieaiadne i orgje pijackie. -, hzywspaniałe zabytki piśmierm‚ mowy hebajshiej rozjaśniajţ, jlth trzy  wietne meteory, mroczne tło Đytnacp spdeczeństwa 'egv. Djalog dramat.yczny Job daje nam poznać n‡kajţcţ lmţysły niepewność co do sprawiedliwo ci rzţdów wszechświata, iţkţnta opowieść ksiţi Rut - rozdwojenie nkutkiem małżeństţr zaţch ' łe, a szţt miłosny,;Pieśni nad pieśniami"- iowy ţpadek stanu moralnego powszechności judzkiej. ljţmczasem ze śmieniţ Józefa (ok. 208), wnnka Szymonţ 8prawiedliwego, rásł coraz bardziej rozstrój wewnţtrzny, a zţ- "ţaH Żydbw Tom 2 ark. 7 - 338 - wnţtrzne ţvypadki polityczne postępy jego przyśpieţzały. Dziertţ= v‚a cet i polączoţe z niţ wytsze stanowisko przeszly zţpcwne nţ nynów Józefa, te zaś najmłodszy z nich, Hyrkan, sam jeden tylto był znany naţţdworze egţiţpahim i zaskarbit sobie wzglQdy kr6lţ Fitopatora, więc on tet niewątpliwie otrzymal pierwszeţstwo, dzięki czemu wzmogłţ niţ jeszcze nienawiść braci do niego. Gdy przybyţ do Jerozdimy celem objęcia nrzędu, bracia przybrali otwarcie wrogţ wobec niego postawţ i werbowali atronników, by ţo zwalczyć siłţ oreta i wypędzić z atolicy. Atoli i on umial so. bie jednać przychylnych, akutkiem czego wybuchły w Jerozolimie zţtargi, gotnwe katdej chwili przerońzić aię.w wojnţ domową. Szalę przewafyţ arcykaptan Szymon II, ayn owego Onjasza II, ktbre:nu Józef zawdziţczat swoje wyniesienie. O wiadczyl aię oĺ za starszymi btytani, a kmk ten tak dalece wgmocţlţ ich partjţ, źe Hyrkan w Je,rozolimi‚ oatać aiţ nie zdolał. Wygnaniec, jak tego ţatwo domyślić niţ motna, podţtyt co rychlej do Alehnandrji, by zanieść awa krzywdę przed króla. Nic tu przeciet nie wskórat, gdyt niebawem zmarţ orţdownik jego Filopator (206), a  mierć hróla dała hasło do zamętu i przewrotu w aamym Egipcie. Z nie- mocy domu Ptolomeuszów i jego rządu skorzystali dwaj ambitni królowie, by podzialem miţdzy siebie Egiptui pbdlţłych mu dzielnic rozszerzyć własne granice. Byli to Antjoch Wielki, kró1 Syrji, i Filip, król Macedonji. Starsi aynowie Józefa, lnb tet, jak ich, nazywano, synowˇe .Tobjasza, przez nienawiść do najmłodszego brata i do forytują- cych Hyrhana Ptolomeuazów, postanowiG niezwłocznie przejść na stronę Antjocha i ţvybić aiţ z pod ţvţadzy egipskiej. Zawiţ.zali oni partję seleucydzkţ. Przedatawiają ich jako zdrajców i wyrzuthów; jakot w dalszym toku wypadków ujawniają zupelny brak zasad, pragnieniu bowiem zemsty i dogodzeniu własnym namiętnościom poświęca,jţ dobro ojczyzny. Otworzyli królowi syryjskiemu bramy Jerozolimy i hdd mu złotyli. Sprzyjające Ptolomeuszom stron- nictwo przeciwne uchylito glowy, zdłavyiońe przemocą. W sto lat po zagarniţciu Judei, jaho części Celesyrji, przez dom króIewski Lagţdów kraj ten pneszedł pod berţo dynastji aeleucydzkiej ţ202). Gdy pewien dowódca etolski, Skopaa, na czele zaciętnego ţd- nţerza podjţł walkţ z zwycięskim Syryjczykiem i w hrótkim cza- 5ie opanował krainy po obu stronach Jordanu, stronnictwo sele- - 339 - ucydzkie, Tobjadzi i ich zwolennicy, daremne czyniło wysilhi, by nie dostać się pod wladzţ-Lagidów. Ate Skopas i jego dzikie zastępy odnieśli zwycięstwo i rozsrożyli się oczywiście bez żadne- go pardonu. Zdobywszy szturmem Jerozolimę, splądrowali mia- 8to i świątyniţ i wyrznęli tych wszystkich, których im jako wro- gów wskazano ţok. 201). Wielu mieszkańców Jerozolimy szukaţoţ ocalenia w uciecze. By utrzymać w klubacb resztę ludności i na dalszy przebieg działaiˇ wojennych zabezpieczyć sobie çllną pozy- cję, osadzil Skopas zalogą etolską twierdzţ Baris, czyli Akrę, na pbłnocozachóÔ świątyni. Partja Ptolomeuszom przychylna wyply- nęła dzięki temu znów na wierzch. Nie zdołał jednak Skopas od- ţskać Judei i Celesyrji dla,pacholęcego króla Ptolomeusza ţ1 Epi- fanesa. W pięknej dolinie u podnóty Hermonu, pod m.iastem gór- ţkiem Panion, nieopodal tródeł Jordanu przyszło do bitwy znor. derczej, w której wojsko Skopaça doszczętnie rozgromione zosta- ţo. Znów na Judeę spadly klęski wojenne i plaga waśni domowej. Podobna była podbwczas do miotanego burzą okrętu, który rozhu- kane bałwany raz w tę, raz w tamtę przewalają stronę. Oba wal= ţzące stronnictwa zadały jej rany dotkliwe. Wielu miesżkańcóvr zawleczono w niewolę. Odzyskawszy kraje z tej i tamtej strony Jordanu, Samarję i Abilę, powiódt Antjoch swe wojska na Jerozolimę. Wysoka Rada ţtarców, çtoţąc  n  czeiţ ńarodu;.i hapţani =ţvysLli ţna jeg” spotka- ţie i, przeprowadziwszy do miasta, dostarczyli mu żywności dla ţojska i aloni. Jeszcze atoli stala w Akrze załoga eto,lska; należało ja wyprzeć z tej warownej pozycji. Antjoch, czy też jeden z jego hetmanów, Ptolomeusz, syn Meropa, przystąpił do jej oblężenia, ţv czem pomocni mu byli mieszkańcy Jerozolimy. I1o tej pomocy i do przyctiylności mieszkańcbw Judei przy. ţviązywal znać. Antjoch wagę niemalą. $wiadczy o tem rozkaz da- ny Ptolomeuszowi, by im obwieścił dowody łaski monarszej. I?ţzyrzekt napraţvić uszkodzenia świątyţi : podźwignąć z ruiny ierozolimę. Nadał Judejczykom liczne swobody i pozwolit im tządzić się własnemi prawami. Nadto wzbronił edyktem, by itikt, kto nie należy do szczepu judzkiego, nie ważył się wcho- ţzić do świętego przybytku, wprow dzać do Jerozolimy padliuy t ţv:szelkich rzeczy nieczystych, ani tet wogble zakazanych zwie- trţt hodować. - 340 - Antjoch utrzymał się w posiadniu Celesyrji, a więc i potţ- czonej z tţ dzielnicţ Judei. Teraz zwrócił spojrzenie na Egipt i podwtadne dotychczas mu kraje, htórych podbój zdal mu się ţatwym przy rozstroju nurtujţcym -to państwo pod rządami niedetniego monarchy. A gdy Rzymiaţie, zbywszy się wonczas kło- potn pokoţaniem Hartaginy i. jej mętnego hetmana, Hannibala., i do dalszych d;tţc zaborów, poţvściţgnęli zapędy Antjochowe, umyślił pójść z nţmţ w zapasy i po odniesionem zwycięstwie za- garnąć catţ Azję Mniejnzţ i Grecję. By zapewnić sobie posiada- nie miast w Azji Mniejszţ, pneniósł dwa tysiace rodzin judz- lcich z siedlislc odwiecznych w Babilonji i Mezopotamji do Lidji i Fţygji (ok.198), gdyt po ţvypróbowanej ţch wierno‚ci i męst- ţvie spodziewal się ţv nich znaletć zaporę przeciw aakusoni. ro. lcoszu wiecznie tţdnych pnewmtŁ Greków. Nadal tym judzkim dnţikom zu n ę wyznania, równość obywatelskţ i inne jeszcze watne przywileje. Holoniçci ci byli zawiţz:;iem gmin judzkich w ţvielkich miastach Azji Mniejszej, Efezie, Sar- deaie i Pergamie. W awej nowej ojczyźnie zachowały te gminy przez dhigie wieki przywiţzanie do Jerozolimy i świţtyni. Uslugi, jakieby oddać mogli królowi Syrji ci babilońsko. judzcy mętowie, gdyby rm Azji Mniejszej poprzestal, sam uda- reţnił zarówno przecenieniem swej siţy wobec przemocnego jut Rţmn, jaho tet szalonemi wybrykami. Rzymianie, ktbrych po- gardliţwem.i słowy chciaţz Grecji wypędzić, aţdali Antjochowi pod Magnezjţ ţpótnţ jesienią 190) tak okropnţ porathę, te mu- niał im odstţpţć poczynione w Grecji i w części Azji Mniejszej zdobycze, wydać całą swţ flotę i przez lat dwanaście placić po piętnaście tysięcy talentów tyttrłcm kosztów wojennych. Wza= tlad zaś pokoju i regularnej wypłaty rat kontrybucyjnych znie- ţvolony byţ poelać do Rzymu drugiego swego syna, Antjocha Epifanesa, htóry pótniej zapisał się krwawemi gloskami w rocz- nitach narodu judzkiego. Zgubnie odbiło się na państwie Sele- ucydów to przecenienie własnej potęgi ze śtrony Antjocha. Aby uińcić olbrzymie koszta wojenne, przyszło krblom syryjskim jţć atię ţupienia pnybytków, a temi zamachami na świţtynie po- ‰ali nię w nienawiść narodów i najcierpliwsze z nich nawet nţbroiti na sicbie. ţAntjoch Wielkim nazywany znalazł śmierć ţśntkiem usiłowanego świętokraţztwa (187). I syn jego porywał - 341 - …ę na świątynię, czem wywdad bunt i ţvmţcnienie narodu judzkiego, tudziet wlasne upokorzenie i corag bardziej rosnţce zwţtlenie państwa Seleucydów. Naravie atoli datujţcy od czasów dowódcy i dziertawcy po- datków Józefa rozkład wewnętrzny wzmagał się z przeratajţcţ szybhościţ i nabraţ wielkich rozmţ'arów skŁtkiem wojen Sele- ucydów z Lagidami o posiadanie Celesyrji i dzięki zwadom fahcyjnym. Wodzowie partji Lagidów, Tobjadzi i ich zwolenni- cy, nie przebierali w ńrndkach, zdolnych ich zdaniem zapewnić własnej çprawie zwycięstwo i zniweczyć wrogie stroţnnictwo- Przedewszystlciem starali się znaletć jakiś punkt oparcia poza granicam; własnego narodu, nietylko u wpływowych mężdw w Antjochji, a!e takte wśród ludności ościennych. Dla osiadłych w miastach Padestyny i nad wszystkiemi jej ludami górujţcych Helleţnbw, jalcoţtet. nţemniej dla mieszkańców pierwotnych byli przedmiotem nienawiści. Nie mogli im oni tadnţ miarą przeba- czyć tyloletnich krzywd, doznawanych od judzkich dzierżaw-: ców podathów. Odwieczna antypatja odezwała się znowu, pozo- stały nawet stare miana nieprzyjaciót, a wypadki obecne były istnem odbiciem epoki nędziowskiej. Idumejczycy i Filistynowie istnieli jeszcze i, jak przed wieham.i, pałali hu Judejczyhom wro- giem uczuciem. Nie pomijali tadnej okazji, by im dać uczuć swoją rţienawiść. Na pólnocy czynţli to samo Samarytanie. Dla zawarcia z nimi przyjaznych zwiţzków sţsiedzkieh, nie znaleźli światowcy ţv Judei innego sposobu, jak zblityć się do nich oby- czajami, trybem tycia i mowţ, i usţowali żwłaszcza nadać so- bie polor heUeński. Tahiem postępowaniem spodziewali się uzyskać pmtekcję panów macedońshich, gţbwnodowodzących I nrzędników hrajowych, i zjednać sobie u nich szacunek. W Jemzdimie ci, co się jut pogreczyli zewnętrznie, przemyśli- wali nad wychowaniem na greck;.modłę judzhiej młodzieży, nad hartowaniem jţej na igrzyskach gonitwami i szermierkţ i za- prawianiem do znojów rycershich. Te małpy greckich zwyczajów, grekofile, czyli helleniści ty- dowscy, utworzyli silne stţonnictwo w narodzie, zlotone, rzecz prosta, z bogatych i możnych. Naletat tet do ich kota sěn arcy- kapłański Jezua, który zwał się Jazonem, i inni Aronidzi. Ww dzami tej partji byli pozostali jeszcze przy życiu synowie dzier, - 342 - tawcy podatków Józefa i -jego wnukowie, Tobjadzi, zgrafn ze czci i wiary wyzuta. Poniewat prawo judzkie i judzkie obyczaje ţtały tym now.inhom na zawadzie, a zwłaazcza zrzucanie ţv za- pasach odzieży miały %a postţpek wszeteczny, zwróciła się przc- to złość grehofilów przeciw ojczystemu Zakonowi i obyczajom pradziadów i jęli przemyślać o ich dţzczętnem zniesieniu, by bcz przeszkód oddawać się mogli hellenizacji narodn judzkiego. Zlanie się, zlanie zupełne z pogańskţ Helladą, było celem gorą- cych ich pragnień. Na oo się zdało ogrodzenie, którem Ezdras:, Nehemjasz i Wysoka Rada otoczyli ustawy judaizmu? Helleniści obalili płoty i chcieli tet wyciţć pnie starodrzewne. Jah to często niţ :darza w tyciu dziejowţn, jeśli naród niţ :tępiał lub zgłupiał, tah i teraz przebranie miary przez jednych wywołało przesade u drugich. Ci, co z bólem i g.niewem patrzali na zabiegi hellenistów, zrzeszyli ţiţ w zwiţzeh, by całţ duszţ przylgnąć do Zakonu i :wyczajów ojczystych i strzec ich, jaţ źrenicy oha własnego. Zawiţzali "towarzystwo pobotnych" , czyli asydejczyków (Chassidim). Ci gorliwcy chcieli hażdy obrzęd religijny uwatać za  więtość nţetyhalnţ. Ni bna wţ- obrazić sobie jaskrawszej antytezy od tej, co dzieliła obadwa ntronniotwa. Przestali się zupełnie rozumieć, jakţdyby nie bylt synami jednego plemienia, członkami jednego narodu. Co d1a hellenisty było przedmiotem wcstchnień gorţcych, to jako be:- dennţ ohydę, zbrodnię, niesłychaną zdradę miał w obrzydzeniv Asydejczyk i piętnował sprawców przydomkiem "gwałcicieli Za- konu i zdrajców przymierza". Co znów dla tego byłó dtbgic i święte, to wyśmiewał grekofil jaho niedorzeczno‚ć, to prze- hlinał jako zawadę dla pomyślności i istnienia narodu. Do tych prawowierców nurowych naleteli niewţtpliwie dwaj tamtocze6nl nauczyciele Zakonu, Jose ţJbzef), syn Joezera, z miasteczha Ce- redy i Jose, syn Jochanana, z Jerozolimy, którzy założyli dwie azkdy. Pierwszy przywią.zywał wţiększe znaczenie do teoretycz- nych studjbw Zakonu, drugi kładł większyţnacisk na praktycznţ ;ţobożność. dose z Ceredy wpajał swym uczniom maksymę: ,.Dom twój niech będrie domem zgromadzenia dla ţnędrcbw, otrzţsaj na siebie.kurz z ich stóp,i wchłaţiaj chciwie ich sło- wa." Jerozolimshi jego kolega ţouczał natomiast: "Dom twbj nţechaj bţrlzie naściężaj otwarty, ubodzy,niech bţdţ - 343 - twymi domownikami i nie wdawaj siţ z niewiastą w przydługia mzmovry."- Pomiędzy obicma krańcowo przeciwnemi sobiepartjami, ţsydejczyhaţni i hellenistami, stał tłum pośrodhu, jah to zawsze bywa ;iodczas waśai fakcyjnych w łonie narodu, obcy przesadzie ţednej i drugiej koterji. Podobały mu si‡ wprawdzie wprowa- dzone przez grehomanów wygody życiowe i wykwint, nierad był krţpować się więzami ponurej surowości asydejskiej, nie po- chwalał atoli grekofilshich wybryków, nie chciał zrywać z przeţ szłością narodu; a tem mniej nowatorstwem przewrotowem zma- zywać Zradycji. W wir namiętnej walki, htóra rozgorzała między obiedwiema partjami, wciągnięci też zostali, rzecz jasna, i ci po- 6rodkowcy i musieli oświadczyć się za jednţ stronţ lub drugą. Jeszcze pobożni, czyli narodowcy, mieli przewagę w kierow. nictwie sprawaţni gromady. Na czel‚ ich stał arcykapłaa Onjas: III, syn Szymoma II, jednocześnie głowa polityczna. Opisują go. jako pełnego cnót męża, htbry, lubo łagodnego umyslu, strzegł gorliwie Zakonu, zwalczał złe, popierał pobotno ć i bezprawie hellenistów surowo powściţgał. Nienawidzili go tet z duszy i ser= ca. Największych wrogów miał w osobach trzech braci z motnej rodziny benjaminickiej, nie ustępujących sobie w zuchwalstwie. Hyli to: Szyonon, Onjasz (także Menelaus zwanţ) i Lizymach a prócz nich  ciśle z nimi zespoleni' Tobjadzi. Nienawidzili arcy- lcapłana nietylho dla jego niedwuznacznej odrazy do ich nowa. torstwa, lecz oraz dla jego związku z Hyrhanem, którego bracia i krewni ciţgle jeszcze prześladowali wszelhiemi siłami. Hyrhan, jtlc wnosić można, zdobył też sobie fawory u młodego króla ptolomeusza V Epifanesa i otrzymał arzţd lub dzierżaţvę podat- táw w jednej z dzielnic po tamtej stronie Jordanu: Na stanowi- eţcu tem gn‡bił egzekucjami :amieszkałych w okolicach Hesbonu i Medaby Arabbw. czyli Nabatejczyháw; z tţ samą bezwzględno- 6cią, z jaką ojciec jego Józef gospodarzył był niegdyś w Cele- ayrji.. W ten sposób zgromadził akarby bogate, ktáre pozwoliły mu zbudować w poblifu Hesbonu zamek na skale` zarazem twierdzę ţv minjaturze, Tyros nazwany: Przewyżhę grnmadzonych bogactw posyłał Hyrhan od czasn do czasu, ku tem większej pewności, do Jerozolimy, na prze- chowanie w nietykalnej nawet dla pogan świątyni. Zespolony - 344 - ţvęzłami pr:yjatni z arcykaplanem Onjaszem III, powierzat swc fundusze opiece podleglego temuż przyby#ku. Z tej to przyczyny; jako też dla s i, z jakţ zwalczal obyczaje i swawolę hel- kńskţe, tywţ1i Tobjadzi i wodzIrej partji grekofilów, Szymon tak namiętnţ nienawiçć do tego pobotnego )caplana, te nţć z niej musiały w Jerozolimie zatargi i walki. Szgmon sprawowal ja.tiç ţrzţd w świţtyni i w tym charakterze stawił aię anać hardo swe- mu zwierzchnikowi. By zaż ć wzmagajţcţ się w Jerozolimia niezgodę, skazal arcykaplan na wy ţe krnţbrnego Snymona, n zapewne tet i synbw: Tobjaszowych. Ale krokiem tym roz- dmuchal jeszcze więcţj tagiew rozterki. Sam z siţie, czy tet do apółłci z swoimi kaţmra#y, uloiył Szymon nikczemny plan zemsty nad swym arcywrogiem. Udat się do naczelnego =hetmana wojsk w Celesyrji i Fenicji atojących, Apolonjusza, syna Trasejosa, z denucjacjţ :dradzieckţ, te ţv çwi;tyni jerozolimskiej chowane aą atarby ogromne, nie będące własaością przybytku, a.przeto z prawa należne do krbla. Apo- lunjusz nie omieszka-ł oczywiście zawiadomić o tem Seleuka.IV 1181-115), a ten, odziedziczywszy po oţu ciężar nalożonej przez Rzym kontrybucjI, atţd w klopotach nielada, uchwycił się akwapliwie okalji zdobycia upragnionych funduszów i podskar- .biemu swemu, Heljodorowi, rozkazal udać się do Jerozolimy i zabrać deponowane w przybytku bogactwa. Jak to łatwo było przewidzieć, Oájasz oparl się temu zgda bezprawnemu tţdanin i odmówIt wydania lca.pitalbw, zaczem Heljodor, powołujţc siţ na rozkaz królewaki, zamierzał przestţpić progi świţtyni. Zapa- nowało wielhie  rbd mieszkańcóţr Jerozolimy wzbnrzenie nţ wieść, te poganfn :abiera aię wejść do przybytku i dogu Cić się w nim  więtokradztwa. Wówczas zaszedt jakiś wy.padek, który podskarbiemu przeszkodzi; zbezcześcić świţtyţę. Co się zdarzy- ło, niepodobna docieć; pobotne podanie otoczyło ten incydent aureolţ cudu, gţoszţc, te Heljodor powalony zostat na ziemię w ńwiątyni przez aniola na białym rumaku. Szymon atoli nie ustawał w :abiegach nad przywiedzeniem do zguby arcykapłaţa, ku ktbremu nieprzej ţ wrzaţ niena- wiścią. Najţł nawet podobno skrytobójców, aby zgładzili Onja- aza. Przekon.ał się tedy arcykaplaţ, fe cisza i spokój w judzkiej ţtolicy wówczas chyba tylko przywrócić się dadzţ, jeśli osobiśeiţ - 345 - ţcyjaśni królowi Seleukowi istotę atronniczych, odałóni bezprawia swych wrogów i wyjedna nobie jego poparcie. Poata- nowi; ţwięc pojechać do Antjochji i ţast‡pcţ swoIm mianowaţ brata Jezuę, inaczej Jazonem zwanego. Pod jego niţobecność poczęli helleniści knuć jeszcze zawzięciej int.rygi, zmierzajţce do atrącenia Onjasza i zagarnięcia na rzecz własnej partji najwyż- szej godności duchow,nej. Arcykaplan z ich łona wybrany niQ- tylko zawladnąţby skarbenn świţtyniowym, lecz opanowałby też eerca narodu. Mógţby naościet otworzyć podwoje tak pożţdanej. pczez nich reformie, wprowadzić grecki tryb życia i poprzeć go powagţ awego stanowiska. Tak już zwyrodnieli helleniści, że nic aięcej nie było dla nich świętego. Jakkolwiek taili się zrazu z swemi know i przeciw ni emu Onjaszowi, nie mogŢ przećież długo utrzymać na uwi‡zi języka i wzburzyfi z pewno- ściţ umysly tych wazystkich, w czyich oczach wywrót dawnego pnrzţdku i poniewierka wspomnień starodawnych ţa grzech uchodziła śmiertelny. ţ Pewien poeta gnomiczţny, do glębţi duszy zasmucony temi rţj- kiami, usiłował kroczţcych po zboczach urwistych powstrzymać przestrogţ od niechybnego at się w przepaść. Byl to Joznţ Sirach, syn Eleazara (ok. 200-116) z Jerozolimy. Wzmagające aię w jego mieście rodziunem zamieszki przejmowaly go śalo- fciţ i bólem i natchnęly myślţ ułożenia księgi przypowieści, bţ 0dslonić w niej szkodliwe objawy i tym sposobem naprowadzić ţodaţców n  starţ a prawdziwţ drogę. Epigon poetbw gnomi- cznych, oczytany w Zakonie, prorţokaeh i innych pismach treçci budującej i dyda.ktycznej, zaglębiał aię Sirach najchętniej w Sa- lomonowych księgach prz,powieści i przyswoţt sobie wtaçţţwţ im formę. Nie dorównał atoli ich kunsztowne) prostocie. Sirach nie należat do bractwa ponurych Asydejazyków, co ţeyrzekli się nawet dozwolonych mzkoszy i potępiali je równieţ n innych. Przemawiat owszem gorąco za godami w gronie kom- panów przy dzbanie i gędźbie. Mţcicielom radości, którzě ochotę bIesiadnţ zwykli byli ploszyć zbyt poważnţ rozmowţ, .przygania ţ aubtelnţ ironjţ: . "M6w, starcze, jak ci przystoi, : gruntownţ znajomościţ luczy, lecz nie przeszkadzaj muzyce. Gdzie wino piją, tam nie rozprawiaj i nie popisuj się niewczesną mţdrością. Jałco sygnet - 346 - izmaragdowy w złotej osadzie, tak dfwięczna muzyka przy słodkiem winie." Wbrew opinji prz dnie pobofnych, którzy pomiatali sztukţ lekarską i wykonywanie jej grzache,m mienili, twierdząc, te: i cierpienia cielesne odwracane być winny li tylko modlitwą do. Boga, podnosił Sirach z naciskiem niezbędność lekarzy i środhów leczniczych, jako atworzonych przez Boga dla ziszczenia swych. celów. I jego atoli gniew porywat płomienny na widok szerZącej się wśród współczesnych moţalnej i religijn‚j destrukcji: Chło- ţtał usżczypliwemi słowy swawolę, obłudę i pożţdliwość boga- czy, czci…eli mamony, stanowiących rdzeń stronţictwa gre- ckiego. Gromit rozpustę, przestrzegał przed obcowaniem z tan- ćerkami i śpiewaćzkami, przed ţpoţvabnym grzechem, którego Judejczycy zachwycili od Greków. Odţialował Qrzesadny ţţmofe obraz cbr Izraela, który je przedstawia w świetle niekorzystnem. Zarzewie złego i źródło upadku upatrywał Sirach w ponie- wierce ustaw judaizmu i tę to pogardęţ usiłował zwalczyć swoje- mi gnomaţi. Dotknął tet owej trapiącej bodţczki, co zaprzątała soDţ uwagę wytszych sfer Jerozolimy, - zuchwałych knowań hellenistów, dątących do złotenia z urzędu arcykapłanţ Onjasza i wyniesienia na tę godność jednego ze swoich, luboby nawet nie był potomkiem Arona. Albot urZąd arcykapłański koniecznie dziedzicznym być musi w jednej rodzinie? Takie pytanie zada- wali aobie amhitni. Przeciw tej czczej paplaninie i zamachom na porządlci odwieczne odezwał się Sirach z przestrogţ w formie przysłowia. Mbgt tyUco zlekka o to potrącić, nie nazywając rzeczy po imieniu: "Czemu jeden dzień gbruje nad drugim, gdy przeciet wszelţ kie światło dzi‚rme od słońca pochodzi? Mţdrość Pana nczyniła między nimi rozdział i wyrbtnił On czasy i święta. Niektóre dni wywyższył i uświęcił, a inne ustanowił jako dni powszednie. A tak tef wszyscy ludzie są z prochu i Adam Został z ziemi stwo. rzony. W nieprzebranej mądrości rozdżielił ţ ich Pan i wskazał im drogi odrębne. Niektórych błogosławił i wywyfszył i niektórych poświęcił i zblitył Ôo siebie. Innych z ich dţiczby przeklał i nonifył". Ustawa, ordynujţca dom jeden na słufbę w śwţtyni, wy- chodzi od Boga, chce powiedzieć poeta gnomiczny, podobnie jak nadanie dniom pewnym wyrbfniającej je cechy świąt uroczy- - 347 - stych. Na ustawę tę nie powinien czţowiek zamierzać się ręk; zuchwałą. Przykładami z dziejów narodu izraelskiego pragnţ wieszcz pouczyć współczesnych, fe przestrzeganie Zakoţu i ustaw miało zawsze skutki szczęśiiwe, gdy natomiasf ich naruazeniţ przyprawiało o zgubę Zuchwalców. Wyprowadzţ.w tym celn długi poczet sławnych lub też osławionych w starofytnych dnie. jach postaci i w krótkich słowach streścił ich cZyny lub zbrodnie. Z rzucającţ się w ocZy tendencją kładzie Sirach w tym dłu- gim rejestrze naciek na ţokosz zgrai Horacha, "zuchwalców, pała- jących ku Aronowi gniewem zawiści; ogniem atoli zgładZeni zo- stali, a blask Aronowy spotężniał." Miało to służyć za przestrogę współczesnym; te ; Zţwistnicţ- OţjaSţr.ţOmlCa... AţŃna,,.ţţ.(IOZIţaĆ mogą losu zgrai Koracha. Równief długo zatrzymuje się nad wizerunkiem Pineh sa, wnuka Aronowego, trzeciego na stolicy nrcykapłańskiej, który wy,jeţdnał odpuszczenie win Izraela. Szybko przemyka pneZ nieszczęsną dobę roZdziału królestwa i zastanawia siţ długo nad działalnością pmroków. Z cZasów po- wygnaniowych przytacza tylko Zerubabela, arcykapłana Jezuţ i Nehemjasza. WresZcie z niedawnej przeszłości opisuje Sirţch z wielkiemi pochwałamţ Szymoţa Sprawiedliwego, jego czynţ i dostojność kapłańską. Poniewaţ Szymon byţ protoplastţ tego- czesnej rodziny arcykapţańskiej, a zarazem synów Tobjaszo- wych, chciał poeta zaimponować ambitnym wywrotowcom t; wzniosłą postacią, by odwieçć ich od niewczesnych zamiarów. Dzieţo swe kończy modlitwą o pokbj i Zgodę. Ale miast upragnionego pokoju wzmogła się jeszcze niezgodţ i pr:ez machinacje i nikczemność hellenistów atanął lud judzkţ nad brzegiem przepaści. ROZDZIA,ţ PIĄTY. Pr:gmusouţa hellcnizacja za Antjocha Eţifanesa. (17 -168) Wystąpił oto na widownię dziejowţ mąż z krwi królewskiej, htţremu losy kazały jeszcze bardziej pogmatwać i tak jŁż do rozwi- hłania niełatwy stan rzeczy w Judei i śţ;iţgnąć na dom Izraela , dni opłakane, jakich w tym stopniu nigdy jeszcze dotąd nie za- znał. Był to napi‡tnownny przez dzieje Antjoch Epifanes (Wspa- - 348 - nialy), jcdna z owych nat,nr ţwoistych, rlepiouych ze %łości i uh. chetnych porywbw, chytr%e wyrachowţay a zararem kapry ny, drobnostkowy w sprawach wielkiego %nac%enia, a wielki w drob- nostkach. Stţd to nawet wspóicześni nie %dotafi przeniknţć jego charakteru, ani odgadnţć, kţ li, czy też wypływem przyro- dmnej ulomności umysţu były niedor%eczńe ţwybryki, których jato król się dopus%czaţ i któremi ośmţieszal aię w oczach naro. dn, jahgdyby pilno mu było %ynhać pr%ydomeh "Szalony'ţ f Epiţ manes). Szkola, którţ pr%eszedł w mlodości, przyczyniła sig ţrvielce do wytrąoenia go z normalnej k ţ tywota. Ojciec wy- prawił go do Rzymu ţv ţakład wiernoţci przymierza i uiszczenia aię z nałotonych nań koa%tów wojennych:. Spędził tu lst dwana- ście. Właśnie w oţvej porze, po mzgmmieniu Hartaginy, Mace- donji i Syrji, stał niţ R%ym stolicţ świata całego i od surowej mo. ralności Hatonów pr%echylać się począł kn rozpuście Hlaudju- azów. I tu tef ragnieżdziły aię plugawe obyczaje Hellenów, nie- rzţd i przeciwne naturze dogadzanie tţdzom cielesnym. Lecz c%ego się Antjoch w Rzymie naţlepiej nauczył, to pogardy dla lud%i i ich instytucji, znchwalstwţ, obcej wszelhiemu wspbłczu- cin arogości, olţrutnej obludy, która igra % ofiarţ, %anim jţ %a- dusi. Wskntek %abiegów Antjocha, po%wolono mu opuścić rzymsk; stolicę i pr%yjęto w% jako :akładnˇka, brataáka jego, Dţ- metrjusza, syna hróla Seleuha Fiiopatora. Udal aiţ tedy do Syrji, zapewne % %amiarem wydarciri bratu korony. Ale nbiegt go w w tem kto inny. Heljodor, jeden % doetojników dworu syryjskie- go, pozbawţ tycia.Seleukţ (175) i zawładnţi królestwem. Czy lţntjoch rţk swych w tej aprawie zgola nie maczał? Baţvił po- dówczas w drodze powrotnej, w Atţach. Wróg jego ojca, Eume- nes, krbl Pergamu, ţi brat tegoż, Attalus, wyświadczyli Ant,jocho- wi tę rvielkţ usłngę, fe zmusiws%y do ucieczki zabójcţ Heljodo= ra, wprowadzili go na opróżniony tron Syrji i A%ji. Zainauguro- wał tedy Antjoch swe rzţdy podstępem i priywłas%czeniem sobic komny, której prawym dtiedzicem był trzymany w Rzymie ty- tulem zakładn bratanek jego, Demetrjus%. ţe popierali aamozwańca, gdyt podsycaniem waśni w damach rzţdzţcych zwykli byfi wywolywać osłabienie państw, na które ich zachłan- ność parol zagięla. A tę rzymską przebiegłość umyślił Antjoch - 349 - przechytrzeć. Wieszcz judzki maluje dosadnemi ryaam'i pocr,ţtet jego rządbw: "Na miejsce jego wystţpi nikc%emţih, któremn nic dali purpury królestwa. I prze% zwiţzek z nimi utyje podstţpn i wyruszy i zwycięży maţym ludţ. Znienacha z mo2nţmi swego hraju wyciţgţnie i uc%yni, czego nie c%ynili jego ojcowic i dziady. ł,upy i bogactwa sypać im (motnym) będzie." Antjocb wprowa- dzil do Antjochji ulubione Rzymţţ igr%yska szermierstic (gladjatorów), w których niewolnicy lub jeńcy. dopbty musieli potykać się z sobţ, póki jedeţ nie uległ lub zginţt. Z bojatni bo- żej wyzul się Antjoch doa%czętnie. "O bţów sţvoich ojców nic dbal i w ogólności o tadnego boga, ił aię bowiem nad ţeszystko." Temu potworowi o sercn z kamienia, pomiaţajţcemn ludfmi, obyczajami, prawem i wţarą, oddani zosta.lz' na łup Judejczycy, gdyt % samozwańc%em jego na tron wstţpieniem atali aiţ igraszkţ jego kaprysów. Gdţby w Jndeţi panowaţa zgoda, us%ţaby ona może baczności Antjocha. Lecz wzniecona przez gţelcofilów rnz- terka zwróciła jego oczy na naród żydowski, ci bowiem sami ta- tţdali jego int cji w czysto wej aprawie Judei. Na. samprzód ściţgnęli jego uwag‡ na nieuawistnego aobie Hyţkana, który z swego zamkn pod Hesbonem wybicraţ podatki ţv iţenin króla Egiptu. Z obawy śmierci haniebnej, pozbawţ aig Hyrkaa aam tycia, a Antjoch zagarnţł wszystkţ po nim pnścizn‡. Następnie ziçcili helleniści %aţmiar odűawna iyAiony, gdy „rugiego swego przeciwnika, .ercykaptana Onjas%a, %łożyli : urzędu. Własny brat tegot, Jezua-lazon, przyrzekţ Antjocho- ţri sumę niezţmiernţ za nadanie mn godności arcykaplańskieţ, a król, potr%ebnjţc pieniędzy, bez skrupułn pr%ychyliţ się do jego iyczenia (114). Zapewne i przed nowym hrólem oczerniono On- jasza, jako atronnika Ptolomeuszdţv, dzięki czemn oskarżyciel grekofiiów stał się aam z kolei osharionym. Drugim ţmtiem bellenistów, c%y tef a.rcykaplana Jezua-Jazona było nproszeniţ Antjocha, aby Żydów wyćwiczonycb w grechich igr%yskacb a%naţ wano %a Antjocbeńczyków lub Macedończyków, t. j. za rbwno- uprawnionych obywateli, i dopus%c%ano do wn%ystkich %ebrań i popisów publicmych, nrzţd%anych pr%e% Greków. Gay %a- ţvsze hattowali zabawţ powatnie i czynli % niej cel swego życia. Ci z nicb, co w Palestynie i Feaicji oaieţi, starali się podtrzy- Prof. ţr. H, Giţaetz ţstor a ów Pr:clo:yţ $T. SZENHAK I " r o iu t r : e c i O D P A ţ O W A N I A H E R O D A I - g ct DO POWTÓRNEGO ZBURZENIA dEROZOţl\1Y ţWY IlA ZVNICT\ţ?Q "J U D A I C A" H' p RSZţţţA - 483 - EPOKA HERODJAŃSKA. ROZDZlrlţ PIERWŚZY Hcrod l. (37-4). Druk. "POLţ' Warszawa Niewolnik idumeţski, jaţk Heroda naród nazywał, stanął tetly u. niety ambihnych zabiegów; wprawdzie tron swbj utwierdz? .na gruzach i trupach, lecz czuł się dość sţnyin, by go zachować, gotów będąc, gdyby tego zaszła potrzeba, otoczyć go szerokim strumiemiem posoki. Wobec przychyiności Rzymu i łaskawych ţntonjusza uśmiechów za nic sobie ważył wstręt ludu judzkiego, któremu bez najmniejszej zasługi, bez wszelkich tytuł.ów po te- mu, narzucił się na pana i władcę. Drogi swej polityki bystrem ogarnąl spojrzeniem; same okoliczności wytk.nęły mu poniekąd jej cele: oddać się ciałem i duszą rzymskim mocarzom, by miee. w nich potężţą ostoję przeciw niechęci narodu, tę niechęć zaś rozbroie nieznacznie pozornemi, błahemi ustępstwy, lub zdnsić niezbłaganą srogością. Poli.tykę tę.uţrawiał z konţe,kwencjţ straszliwą, od pţerwszej chwili swego trjumfu aż do tchu ostat- niego, przez cały trzydziestoczteroletni okres swych rządów, . nie- czuły, bezlitosny jak przeznaczenie. Naţa,et w pierwszym zamę-. rie przy zdobywaţiu góry Morija zachował krew zimną i polecił przywódcy swej straży przyboczne,j, Kostobarovii, obsadzić bra- my Jerozolimy i wszystkich zbiegóţţ zagarniać w niewolę. Gro- madnie mordowano zwţlenników Antygona, a w tej liczbic zţi- nęło czterdziestu pięciu członków najprzedniejszych rodbw. Nie puścił przytem Herod dawnych ura.z w niepamięć; synhcdry- stów, którzy divanaEcie lat temu, zagrzani mţaną mową Sţzemai. omal nic skazali go na śmierć za zbrodnie, stracić rozkazał ry- czałtem, wyjąwszy obydwu przewodniczţcvch, Szemaję i Ab- tallona. - 484 - l\lajątki w szy stkich skazańeów ţazał żabierać na rzecz sweţ go skarbu; od Rzymian, swych mistrzów, przejąl zyskowny sy- stem konskrypeji i kunfiskat. Grognadzonemi codzień skarbami mógł podsycać ustawicznie fawory Antonjusza, ktbremu na wła- sne zbytki i dogodzenie cliciwości Kleupatry nie starezyło nigdy pieniędzy. Cierpliwie znosił naeód wszystkie te ţwałty, sprzy- krzyły mu się rokoszeţ i wojny, które z kţótkiemi przerwami grzez trzydzieści lat za.kţócały wszelkie sprawy życiowe i ţod- kopywały dobrobyt. Tęsknił za pokojem i dosyć miał na tem. żc panował mu król, .który wyznawał bądźcoţiądź religję żydow- skţ i ktbry, ja1c sobie tuszono, nie targnie się na obyczaj praojţ ców. Niejeden też, zdjęty podziwem dla przezwyciężającej wszet- kie przeszkody zręczności i energji Heroda, przychylał serce ku niemu, król zaţ życzliwych sobie nie omieszkiwał hojną rţką na- gtadzać. Lecz naogół niebaůrdţ.o ufał krajowcom; czuł, że nieza- dowolenie ich z dróg, któremi zdobył korong, i ze środków, ktb- remi ją usiłował zachowaiţ, nie da się doszezętnie wykorzenić, stąd też przy obsadzeniu urzęńów zaszezytnvch dawał. pierwszeń- slwo Judejezykom zagranieznym. Arcykapłaństwo nadał, z pominięciem domu hasmonej;tciego, niejak.iemu Aţnanelowi, który lubo był Aronidą, nie należał ani do hasm4nejskiej, ani d4 jakiejkolwiek innej poważanej rodziny ka- ţłafiskiej. Aby jednak nie jątrzyć uczuć nader drażliRego w rze- czach wiary narodu, zwłaszeza gdy cliodziło o świątynię i ponty- fikat, podał nominata za T3abilońezyka, w Palestynie bowiem przyznawano Aronidom babilońskinz prerogatywę wyższej sţ.Iaclity rodowej z racji czy,stości ich krwi, nieskalamţţj jakoby Iadną przymieszkţ. AutentycznośL babilońskiego poehodzenia Ananela iiiebardzo jest pcţvna; vciarogodńiejsze żr6dło wywodzi go, owszem, z Egiptu. A i sic;bie samego mieůnił Herod potomkiem starojudzkiej, z Babilonji przybyłej rodziny, chcąc oczyścić się z plamv przţ,należności do szezepu idumejskiego, nawrbconeţo przemocţ iia wiarę żydoţvską. Jeżeli nie źdółat wmówić tego w krajoţvców, którzy parantelę jrgo znali dţkładnie, udało mu siţ- za to oanylić cudzoziţmców i pogaţ. 7.aufany jego grzyjaciel, dziţţ,ţnpis Mikolaj z Damaszku. rozpowszechniţţt4 bajkę, ktbrţ z ust fleroda zapisaţ. Jak stolicę arcykaplańskţ, tak tei i opróżnio- :ţc Smiereią Szesnţai i Abtaljons krzesta prezvd,jalnţ. w Cynhe- - 485 - dţjum ofiarawaţ Herod przybyszotii, jak się :daje Babiloriezy- kom z nodu Bene-Batyra. Dţvie osoby mogly jeszezţ zagrażać panowaniu Heroda, sta- rzec i młodzieniec: Hyrkan, który nosił był niegdyś knronţ i dja- dem kap#ański, i wnuk jego, Arystobul, dziedzic obydwu dnsto- jeţństw. Dopóki żyli ci ludzie, nie mógł Idumejezyk pożywać spo- kojnie owoców swoich trjumfów. Wprawdzie Hyrkaţn popadł w niewolę partyjską, a nadto nabawiony kalectwa, niezdatny był już do pelnienia funkeji kapłańskich, lecz Partowie wspeniało- myślnie obdarzyli go wolnością, a Judejezycy babilońscy, pra- gnąc ţvybić z myśli nieszezęśliw u królowi przebyte cierpienia, ţodejmoţţali go z wyszukaną grzec:nością i obsypywali hołda- dami. Atoli te objaţvy czci nie mogły w nim zagłuszyć ţieprze= partej tęsknoty za krajem, Herod więc żywił obawę, że Hyrkan, czy też babilońscy jego rodacy mogą nakłonić Partów do powró- eenia mu tronu, z którego go sami wyzuli. Aby to niebezpieczeństwo zţżegnać, umyślił Herod usuiiąć Hyrlcana z pod wpływów partyjskich; wolał go mieć tuż pod bo- kaem. Z właściwą sobie obłudą zapmsił Hyrkana przez swego przyjacicla Saramallę z Antjochji, aby powrócił do JerozoGmy, podzielił z nim władzę i tron i przyjął podziękę, należną sobie za tyle dobrodziejstw. Daremnie przestrzegali Judejezycy babiţońscy łţtwowiernego starca, by się nie rzucał powtórnie w wir spraw politycznych; podążył naprzeeiw swemu przenaczeniu. Przybyłc- go do Jerozolimy powitał Herod nader przyjaźnie, dał tnu miej- ticc honorowe u s.tdu i w kole obradnem, a ta uprzedzajaea tiprzejmość tak dalece otumaniła słabego Hyrkana, że nie do- strzegał spojrzeń badawezych, któremi go obrzucał Idumejczyk. Zamknięty ar ztotej klatce nie budził już Hyrkan obawţ w Herorhie. Groźnigjţaym zdał mu się Arystţbul, ktbry swem po- chodzeniem, młodością i niezwykłą urodą zniewalał sobie wszy- stkie umysły. Sţdził Herod, że przez odţunięcie swego szwagca od należnej mu godności najwyższego kaplana pozbawi go wszel- kiego znaczenia, lecz ten środek okazal się zawodnym. ţwrekra ldumejezyka, Aleksandra, intrygantka, nie ustępująca mu wca- te w zrţczności, potrafiła zaskarbid synowi potężną protţheję. Posłała Antonjuszowi wizerunek dvrojga swych dzieci, Dlarjamny i Arystabuta, najpiękniejszych wśrbd judzkiego narodu, w pţze- - 486 - ţwiadezeniu, że najlatwicj wkupić się w łaski tego zniewieściałe- ţo ryceţrza zapomvcą podniet zmysłowych. Antonjusz, zachwy- cony portretem, zapragnął osobiście poznać młodziana, sktitkiem ez Herod mianował szţvagra areykapłanem, by nie dopuścić ţo do zawarcia stosunku z mocarzem ţ35). Ananel, oczywiście ů wbrew prawu i zwyczajowi, złożony został z urzędu. To wynie- sienie syna nie zaspokoilo przecież ambitţnej Aleksandry; knuła potajemnie plany zdobycia dlań również korony, którą nosili jej ojeowie. Tem gorliwiej musiał Herod przemvśliwać, jakby się pozbyć ţieţezpiecznego młodzieńca. I tak już przyehylil ţsobie Arystobut serea narodu. Przemocą nie mógł Herod usunąć rywala, którego oslaniat potţżnv patronat Iţ'leopatry. Uciekł się zatem do podstę- pu. Zaprosił Arystobuţla do Jerycha, gdzie go słudzy Herodowi wśród żartów rzekomych utopili z rozkazu pańskiego w kąpieli (jesienią 35). Z siedemnastoletnim Aystobuleţi III uschla ostat- nia płonka domu hasmonejskiego; Ananel przywrócony został na nrząd. Daremnie wywodził Herod żale obłudne nad zgonem młodego szwţţgra, daremnie szezodrą dłonią rozwiewał drogo- cenne wonności nad cialem. Krewni i przyjaciele Hasmoneuszów upatrywali ţv nim istotneţo mordercę, lecz usta nie śmiał5ţ otwar- eie myśli wynurzyć. Ale opłakane następstţva tej zbrodni zatruły mu resztę życia katuszą piekielną. Rzadko kiedy mści się przţstępstwo na spraw- ey tak oczywistym łańcucheţ krwawych wydarzeń, jak się zent- ścilo na Herodzie. Coby serce mniej zatwardţziałe skłonić zdotało do nawrotu, to było dlań tylko bodtcem do długiego szeregu czy- nów zbrodniczych. Aleksandra, która w wyniesieniu syna za- kladała całą ambicjg, widząc ruinę swych planów, nie omieszka- ła zanieść do Kţeopatry skargi na zabó,jcę, a ţaţiętna bez miary królowa, pożądliwem okiem patrząca na ziemie Heroda, sko- rzvţtała z tej zbrodni, aby go u wielbiciela swego podać vr nie- nawiţć. Zaczem Antonjusz, bawiący temi czasy w Laodycei, we- zwał d,o siebie Heroda, aby się oozyścił z zar.zutu. Drżţc o swo- jţ głowę, udat się tam rzymskţi ţołdownik; wszelako bogatemi dţrami i wymownemi słowy tak sobie umiał Antonjusza zniewo- lić, że nietylko przebaczył mu śmierć Arystobula, lecz obsypał po nndoţn:ar zaszezţţtami (34). Z radosnem sercem wracał He- - 487 - rod do swej stolicy. Postradal wprawdzie kosziowną perłę swo- jej korony: Antonjusz zabrał rizu słynną z drogocennego balsa- inu i gajów palmowych okolicę Jerycha i uczynił z niej prezentţ Kleopatrze. Herod zmuszony był za opłatą 200 talentów wziąć od hrólowej w dzierżawę plony własnej ziemi. Lecz cóż znaczył ten okup w porówţaniu z wielkiemi stratami, ktbre mu grozţi- łyl. Mógł być zadowolony z takiego abrotu. Alc na progu własneţo pałacu czyhał naii demon rozterki, by mii napoić duszę rozpaczą. Przeń wyjazdem poruczył był mężowi swej siostry Salome, Józefowi, małżonkę swoją Nlaţja- mnę, z tajemnem zleceniem pozbawienia jej życia, gdyby Im= przyszło nielaskę Aţntonjuţsza gardłem przypłacić. lţliłość do tej pięknej niewiasty, której nie chciał zostawić żadnemu następcy, tudzież płynąca z nienawiści obaţţa, aby Hasmonejki nie dożylv uciţţchy z jego upadku, natchnęły ţo tym pomysłem szatańskim. JózLf, nie wiedzieć z jakiej przyczyny, wyjawił Marjamnie otrzy- irţaiie od króla rozkazy. Kiedy więc gruehnęła w Jerozolimie fałszywa pogłoska o śmierci Heroda, zamierzała \larjamna od- dać się. wraz z matką pod opiekę rzymskich sztandarów. Prze- wrotna Salome, nieţnawidząca zarówno bratowej jaţk męża, skorzy- stała z tej o,kazji, by oczernić oboje przed bratem. Niţprzystępny zrazu potwarzy, uwierzy ł jej Herod, skoro wyszło na faw, że Maţr- jamna wie o jeţo tajemnem zleceniu. Nże posiadţając się z gniewu, kazał ściąć Józefa, Aleksa.ndrę zaś wtrącić do więzienia i poświęcił- by też Marjamnę na zgubę, gdyby miłość jego dla niej nie prze- mogła pasji. Wypadek ten posiał w najściślejszym Iţole rodzi- ny kąkol wrogich uczuć i podejrzeń ţ34). Nazewnątrz szezęśeie sprzyjało Idume,jezykowi i nie opusz- czało go nawet w sytuacjach rozpacznych. W szóstym roku pa- nowania Herodaţ zawisły nad jego głową chmury gromowe. Po- Iostała przy życiu siostra ostatniego króla hasmonejskiego An- tygona wystąpiła jako mścicielka swego brata i rodu, zebrała wojsko i, niewiadomo jakiemi dţrogami, opanowała twierdzę 1-lyrkanjon (ok. 32). Zaledwie uporał się z tą przeciwniczką, gdy zajiţzało mu w oczy niebezpieczeństwo o wiele groźniejsze. h-leopatra uknuła plan, który mógł go z;ubić bez wielkich Ia- rhodów. Zaiadata od niego gwaraneji dochodów, przyznanych - 488 - jej z pewnej części ziem nabatejskich i uwikłała go w wojnę z królem Naba#ejczyhów, Maliclzem. Ledwie zdążył soţie zapewnić pokój z tej strany, ;dy zerwała się burza, któr.a wstrząsiięła w pasadach świat ţzymskţ i zmieść też mogła ulubieńca rzymskich mocarzy. Odkąd Rzym i podwładne mu ludy runęły u stbp trţu.mwirów, Oktawjana Cezara, Marka Antonjusza i Emi.ljusza Lepida, z których każdy, w.pogoni za jedńow ładztwem, przemyśliw ał o sprzątnięciu kolegów, przesy- eona byla atmosfera poli.tyczna ciężarnemi w klęski żywiolemi, które każdej chwiii mogły wybuchnąć. Niesłychane też dawał z siebic widowisko jeden z tych trzech potentatów, opętany przez z..ţlotną i szatańską Kţleopatrę, która czarem.swo,jej urody rada byla uslać sabie drogę do panowania nad Rzymem; choóby lţdy i wţţspy rozpłonąć przez to miały pożogą. W tej doţie burz- liwej zwiastował pewien judzki poeta w formie wyroczni sy- billińskiej, pięknym wierszem grec.kim, zaţładę grzesznego świa- ta grecko-rzymskiego i jutrzenkę wspaniałej epoki mesjańskiej. Okropne ţni wróżyła Sybilla, a raczej bw wieţszez judzkohełleń- ski, dni, w których Beliar ţBeliaal), antymesjasz, usidli i zgu- bi wielu ludzi. "Gdy Rzym Egiptem zawładnie i ţrządzić nim będzie, wów- czas nastanie wśród ludzi największe z państw nieśniiertelnego króla i przybędzie święty książę, ktbry przez wsze czasy, pty- nąee wiekuistą koleją, panować będzie wszystkim krajom ziemi. Wtedy wybuchnie nieubłagany gţniew mężów latyńskich. Trzej obalą Rzym z okropnţo dapustu i pod własnym daehem ludzie poginą. Biadać niesze.zęsnej, gdy ów dzień zaświta." lPrzyszły ist4tnie dni brzemienne klęskami, pojawiło się coś nakształt Beliara, lecz zwiastuny nie sprowadziły jutrzenki mes- jańskiej. Gdy z ust Oktawjana i Antţn,jusza padło hasło woj- ny domowej, rozgorzał bój krwawy pomiędzy rzymski.m Zacho- dem a Wschodem; były to istne zapasy narodów. Rychły atoli kres wzięły pogroţnem Antonjusza w bitwie pod Akejum (? ţvrześnia 31). Parażka ta ugodziła też Heroda z siłţ miażdżącą. 7.arówno on sam, jak i jego wrogowie ani wątpili, że upadek gţównego protektora wróży i jemu niechybţą ruinę. Był przecież najwierniejszym sprzymierzeńcem Antonjusza. Poţodził się z najgorszą ewentualnością, ale złe jeţo seret - 489 - nie clzciało dopuścić, aby ostatnie ţatorośle Hasmon,euszów, asiemdziesięcioletţi Hyrkan, ziiałżpnka jego llarjamna i niatkţ jej Aleksandra, przeżyly jego upadek. HyrLana oskarżyţ że z królem nabatejskiin wszedł w karvgodne konszachty. Niewin- ny starzec, uznany za winnegp, dał głowę. ţiarjamnę i jej ţmatkę zamknął Herod w twierdzy Aleksandrjon pod dolorem jakiegoś Iturejezyka; wiadoniość o zgonie królewskim miała przynieść wyz'ok śmierci obydţvu niewiastom. Zanim się udał w podróż do zwyeięzey, od którego losy jego zaţisły, przyţzwolił, zbiegieţn okoliczności do tego zmuszany, na zmia;nę w Synhedr,juiii, nţ1 którąby się chyba nie zgodził wśród innţţch warunkóţv. Dzięki teniu szezeaólnemu zdarzeniu zwierzchnikii.zn Sytzhedrjuui zo- stał niezlzany dotychezas Babilońezyk Hillţ:l, torowliik noweón -w judaizmie kierunku, co rozwidlony w tysiączne odnogi i drói. ţi, po dziś dzień. działanie swoje przejawia. Hillel ţur. ok. 70 przerl Chţr., zmarł ok. 5 po Chr.) wywodzii swój ród-po k.ądzieli od samego króla Dawida. Lubo wysokiegţţ urodzenia, żył pono ţv ubóstwie, z.e wsparć, których mu udzielał bogaty brat Szebna. Przybywszjů prawdopodońnie do Jerozolimy z wracającym z Babilonji Hyrkanem ţ36), został jedtiyiţi z naj- gorliwszych słuchaczv synhedrystów Szemai i Abtaljona, któ- rych tradycję zwykł był podawać z dosţównością skrupulatną.- Najţvybitniejszą cech;ţ Hillela była owa chwytająca za serce sło- dycz gołębia, która wzhierajţłeeniu gniewowi nie dopiiszeza na chwilę paiiowania nad subţ, owa najszezersza miłość bliźniego, mająca swe źródlo we własziej pokorze i przůţchyln ţţch s:ţdach o drugich, wreszcie owa naaţet widokiem nieduli niezmącona po- ţda umţsłu, płynąca z najgłęhszej ţiarţţ ţv Opatrzność. Po- ton iiie czasy nie znały doskonalszych ţ idealów 'łaţodności i śkronmości nad Hillela. Iiojnuś, co gotów był przvjąţţ judaiţn i w jedneni tylko zdaniu zawart5ţ, podał treść jego Hiltrl w złotej maksyţmic:.,Nie czţzi drugiemu, co tobie niemiło." To przyţa. zaţie ziaezelne; ţ,szţstko inne jest t5lko jego rozwinięciem. Pp- jednawezy charakte.r Hillela ujawniał się w pełni, iţlekroć opp. nowano jego pţgłądom. Miłosierdzie jego granic nie znała, a dobrodziejstwa świadezył z owym taktem subtelnym, ktbry obdarowaneao datkiem nie zaţvstydza, lecz stosownie do stanu uczeić ţo umie. - 490 - - 491 - Tym samym duchem ożywione są jędrne a zwięzle seţten- cje Hillela, w czem przewyższył jeszczţe swoich poprzediiików. Jed,na z nich brzmi: "Jeżeli.saţm dbać o siebie (o swoją duszę) nie będę, któż uczyni to za mnie? Jeżeli tylko dla siebie czyţnić to będę, wieleż zdzialam? Jeżeli nie teraz, to kiedyż?"-"Bądź uczniem Arona, miłuj pokój, szukaj pokoju, kochaj ludzi, tą drogą zawiedziesz ich do nauki." Dla nauki judaizmu żywił cześć tak ţłęboką, że oburzał się na nadużywanie jet jako ţrodka do pogodzenia aţmbicji i żądzy rozgłosu. "kto swe imię pragnie wywyższyć, poniża je, kto się nie przykłada do nauki, niewart jest życia, kto w niej nie czyni,postęţów, marnie,je, kto z wieńca nauki chce uszczknąć korzyść, zatracon będzie.`ţ - Jak wysokie cnoty Hillela świeciły potomiiości niedośc,iţłym przykładem, tak i działal.ność jego na polu religji stanowi epo- kę w rozwoju judaizmu zaţkonnego; uważają go też obok Ezdra- sza za duchowego wsţkrzesiciela nauki. W ţiwbch kierunkactţ odbywała się ta odnowcza i odżywcůiţ dzţłalţność. Skarbnicę nauki ustnej, ţktórą przyswoił sabie w obcowanţiu z synhedrysta- mi Szemają i Abtaljonem, wzbogacil prastaremi tradycjami. ţto- li nierównie donioślejszem dţziełem było opracowsnie foţmalne praw niepisanych. Sprowadził je do zasad ogblnych i co p.rzed. tem bylo konwenansem lub zakorzenionym zwyczajem, to wy- iiiósł na wyżyny poznania. Zdaniem Hillela w samejże tradycji tkn-i racja jej bytu i prawomocnóści; nie potrzebuje się ona po- wagami zasłaniać. Utorował tem poniekąd pojeţnanie fary- zeizmu z saduceizmem, gdyż obadţva te stronnictwa nie mogty odmbwić waloru jego zasadom. Teorja jego kładła kres sporom szkolnym o moc obowiązu- jącą praw tţradycyjnych. Gndził się Hillel z jednej struny na aks- ,jomat saducejski, że wszelki ţprzepis wtedy tylko ma moc i po- wagę, jeżeli oparty jest na brzmieniu Pisma świętego, z drugicj atoli twierdził, że uzasadnienie jego nie spoczywa wylącznie w niartwej literze, lecz w. oaólnych przesłankach, na które tekst ćwięty sam napomyka. Zapomocą siedmiu prawideł interpre- tacyjnych ţszeba midot) można wyprowadzić I Pin.mn ustnţ ustawę, równie obowiazującą jak prawo wyraźne. Reţuly Hilłelo- we, rozwinięte później i rozszerzone pod wielu względami. sta- ţr się pndwaliną owej metody bystrych roztrząsań i wniosko- wań, którą nazywamy Talmudem w ściślejszem tego sţţowa znaczeniu. Te prawidła nie znalazły, jak się zdaje, zrazu oddtwięku. Nastrgczyţa się przeciţż Hillelow.i sposub.ność wykaţzania.publiţ cznie ich wartości w sprawie, której rozstrzyńnięcia wyczekiwał cały naród z natężeniem, a sposobność ta wypromowala go na krzesło prezydjalne w Synhedrjum. Wiailja świţta, w które oFiarowţne być miały baranki paschalne, przypadţa, rzadkiem podówczas zdarzeniem, w sobotę, a Synhedrjum batyreńskie su- szylo sobie bezowoonie głowę pytaniem, czy też wolno bić w so- botę ofiary. Hillel, kţtórego niepoślednie zdolności zwrócily już zapewţne przedtem uwagę światlejszych jednostek, zabrał głos w tej dyskusji i dowodzil, że według regul interpretacji Pisma świętego pascha, jak wszelka ofiara za ogół, strąca sobotę. Z tfumów zebraţnych na obchód świąt uroczystych i przyslu- chujţcych się z zaciekawieniem gorącym rozprawom, odzywały siţ sţowa już tó zaţhęty, już też przygany. Jedni wolali: "Babi- lończyk da nam najlepszą wskazówkę,ţţ inni mówili z przeką- sem: "cbż dobrego spodziewać się możemy po Baţbilończyku?" Ponieważ Synhedrjum nie chcialo się przychylić do argumen- tacji Hillela, powołał się w końcu na tradycję, zasłyszaną z uśt Szemai i Abtadjana, a stwierdzającą jego wywody. Z dnieaţ tym nabrało imię Hillela takiego rozgłosu, że synhedryści batyreńscy zţożyli swoje urzędy-niewiadomo, czy z wlasnego natchnienia, czy też pod naciskiem opinji publicznej-i oddali przewodnictwo Hillelowi (ok. 30). To wywyższenie nie wbiło bynajmniej w pv- Ehę Htllela, owţszem, niezadowolany byţ z niego i łajal synhed- rystom: "Co sprawiło, że ja (nieznany Babilończyk) muszę pre- zydować ţv Synhedrjum? Wasza opieszałość, boście mimo uszu puszczali nauki Szemai i Abtaljona." Herod, jak się zdaje, nie stawiał żadnych przţzkód temu wyborowi, częścią, ie niepewny korony i głowy przed spotkaniem z Oktawjanem, nie chcial sobie narażać narodu, częścią, że Hillel, jako Babilończyk i apos- tol pokoju, nie byl mu niemiły. Ten małoważny wypadek po- stawił na czele Synhedrjum męta, który to dostojeństwo ozdobił prześţrietţnemi cnotami, który na rozwój judaiţu wywarł wplyw gţęboki i lc.tórţo potomkowie przez czfery stulecia reţ prezentowali godnie sţwój narbd i wiarę. - 492 - Pośród ustaw, które zawdzięczamy działalności Hillela, bu- dzi jedţa ţowszechny interes i śůwiadczy, że się liczył z wymoga- mi życia. Rok sabatowy umarzał z mocy praw wszystkie na- leżnnści. Ale ten sposób wyrównywania przesuniętych stoeun- hów majątkowych, tak zbawienny dla państwa, ugruţtowanego na rolnictwie i pasterstwie, tudzież na zasadach moralţtoţci, mniej celowy był w czasae, w którym pieniądz stał się potęgą; zrażał bowiem bogatych do ratowania niezamożnych pożyc:icţ w potrzebic. Ze względu na zmienione warunki egzysteneji, Hil- lel, nie uchylając zgoła prawa, unieważniającego.pretensje pie- niężne, ustanowił, że wierzyciel powinien przed upływem terminu przekazać na piśmie należność swoją sądowi, celam jej ściągnięcia, eo mu pozwadało odzyskać kapitał bez obrazy Zakonu. Ta usta- wa na dobie, dla wierzyciela jak dla dłużnika zarówno korzy- stna, otrzymała od przekazywaţia długu sądowi greckie miano prusbol(e), przekaz. . Drugie miejsce abok Hi:llela, jako jego zastępca, zajął Eseń- czyk Menahem, niewątpliwie na wyraine życzenie Heroda, któ- ry mu sprzyjał w stopniu wysokirn. Według późniejszej opo- wieści powód tej sympatji hył taki. Z mocy przypisywaţego Eseńezykom daru widzenia przyszłości przepowiedział Menahem Herodowi, gdy ten był jeszeze chłopięciem, że zosfanie królem Jerozolimy, lecz te śwţietność swego panowania zaćmi bezboż- nością i bezprawiem. Wróżbę, która chłopcu wydała się bajką, przypomnial sobie mąż, gdy przywdział koronę. Natychmiast wezwał do siebie wieszc.zbiarza i zapytał go, zali długo będzie paţował. Że zaś Menahem ţni.lezał upazcie, jął wymiemiać liczby w tonie pytania: dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, a gdy tamten najmniejszym gestem nie zaprzeczył, poczytal to sobie Herod za wróżbę pomyślnţ, że trzydzieści lat przynajmniej będzie berło piastowaţ. Tyle podamie. Atdi Menahem nie czuł się snać dob- rze na swoim urzQdzie, zrzekł się go, aby cofnąć się w ustroń samotną. Następcą jego zostal Szammaj, przeciwieństwo, a za- razem uzupelnienie Hillela. Był to niewątpliwie Palestyńezyk, stąd też brał udział najżywszy we wszystkich politycznvch i re- ligijnych komplikac,jach kraju ţrodţţnmego. Jego poglţdy religijne eechowała pedantyczna surowość. Nie był jednak Szammaj by- najmniej mizanhopem posępţym. Zalecał owszem uprzejmoćć - 49ţ- dla wszystkich, o czem świadczy maksyma, htóra pozostała po nim: "Niechaj zajęcie naukţ będzie głównym przedmiotem twyeh myśli, inów mało, czyń wiele i witaj kaţdeţo człowţieka życz,liweni sţojrzeniem." Ci dwaj synhedryści, Hillel i Szammaj, zxlaiyli szkoły osobne, które w wielu kwestjach, religijnych, mo- ralnvch i prawţych, rovmijały się w zdţniach, a pbźniej, w do- bie wojennej, oddzieływały przemocnie na tok wydarzeń dz.iejo- ţrvrh. Nie przeczuwał Herod, jakie nieprzejednane dla jego dy- nastji iywioly dojrzewały niepostrzeżenie w samotni domu 3zkolnego. Z śmiertelną trwogą w sercu udał się do Hodu, d.o bawią- rego tanţ Oktawjana Cezara, ktbry po zwycięstwie nad Antonju- saem pod Akejum został samowładnym panem ziem rzymskich. Wyniosły u siebie, stanţł przed moearzem z pokorţ, bez w5ze1- kich klejnotów, ale nie bez męskiej stałości. W rozmowie z Oktavţjanem nie przemilezaţ Herod byna,jmiej swych ścisłych z Antoţjuszem stosunków; lecz mógl sie też i na to powołać, że odwrócił się od nieţo na wieść o bitwie pod Akejum, i na= trącił nieznacznie, że uslugi, które świadezyl Antonjiiszowi, gotów ţest teraţz oddawać jego zwycięzcy. Nie był Oktawjan dosyć szlache Aţny, aby pogardzat sprzedajnemi duszami, ani też czuł siĄ dosyć bezpiecznym, by mógl się obejść bez ich poanţxy. Przţjął tedy łaskawic skruszonego Heroda, kazał mu włożyć na.powrót djadem i oţsyţanego zaszezyţtami odprawił do domu f30.) Herod, któţry sig umial znaleść w każdem położeniu, stał się również wiernym stronţiţkiem Olstawjana, jak nim przez lat dwana.ţ'ţrae był dla Antanjusza. Kiedy Oktawjan rozpoczął 1;ani- paiiję przeciw Egiptoţ.i. udat siţ z bugatţmi darami na je;;o spotkanie do Akko, opatrvwał jrgo wojskn lţdowe w pochoţdzie przez okolice bezwodne w wodę i wino, i Antonjusz, zaţnim śmierć soţie zada.ł, mógł się przekonać, że wiernośe Heroda. nie bvła bynajmniej ţniewzruszona jak skała. Doczekał się Herod i tej satysfakeji, że zacieta jego przeciwniczl;a, Kleopatra, nie zdoławszy usidlii zwţţcięzcţ pnnętami swţ,ţh wdziękónţ. a in- nego ţyjśeia nie mając, pozbawiła się życia, Podzielali z nim Ie Tadość Żydzi ;zleksandryjscy, bo i im nieţawiść krblowej da- ţa sie we znaki. ,Jeszeze na krótko przed śmiereiţ zar7,ierzała ta nieluţlzka I;obieta wymţrdowai. wszystkich Judeţczyków w sto- - 494 - licy egipskiej, ponieważ trzymali stronę Ohtawjanat: Za tę życzliwość swoją dla O,ktaţwjana uzyskaţli Judejczycy egip- scy potwierdzenie praw obywatelskich i irme nadło przywileje; takie do ich wierno.ści żywił zaufanie, ie nrţ- barsze judzkiemu powierzył kontrolę nad cłami portoirenzi na Nilu i marzu, ktbrą spraţţwowali poprzednio z ra.mienia królów egipskich, Ptolomeusza Filometora i obydwu starszych Kleopatr. Było to tym większym dowodem ufności, iţle że pierwszy cesarz tak ţvielką przywiązywał wagę do posiadania Egiptu, śpichlerza rzyţmskaego, a zwłaszcza Aleksandrji jako miasta porlowego, że bez pozwolenia cesaţrza żaden senator nie miał pţawa odwie- dzać tego kraju. Gdy zmarł ówczesny arabarcha, zezw.olit Oktawjan Żydom aleksandryjskim wybrać następcę, a nowokre- owanemu arabarsze, Nikanorowi, dał wszystkie przywilejţ je- ţo popr.zedników. Kiedy greckicţh Aleksandryţnów, dla ţch zcpsu.. cia, niestatku i warchol3twa, ograniczył znacznie w swobodach, pozbawił organów samorządu i poddał władzy sędziów nzianowa- nych przez siebie, utworzył z własnego popęriu radę żydowskţ. którą przydał do boku ara.barsze, czyli etnarsze. Ten rządził ţmi= ną judzką saţmoţdţierţie, rozstrzygał s:prawy sporne i pilnowaf wykonania rozkaţzów cesarskich i umów. Również licznie osiadłym w Rzymie Judejczykom, Iibc;rty- nom, nadał pierwszy cesarz, jeśli nie szczególne przywileje.. to przynajmniej tolerancję prak.tyţk religijnych, a przykład jego stał się mi.arodajny na przyszłość. Pozwolono im budować własne domy boże i odprawiać nabażeństwa publiczne, lubo wszţ- kie schadzki źle były w Rzymie widziane; wolno im też było przesyłać co rok do Jerozolimy ofiary ńa rzecz przybytku świę- tego, chţociaż skądinąd wywóz znaţzniejszych sum zsgranice był zakazany. Nie pomijano też Judejczyków rzymskich przţ rozdawnictwie zboża ludowi. Jeżeli podział przţpadł w sobo- tę, crtrzymyţvali część sţwoją dnia następnego. Tak zarządzit pienvszy cesarz rzymski. Królowi judţzkienu ofiarował Oktawjan straż przyboczną królowej Kleopatry, czterystu Gallów ţCeltów), i zwrócił mu wszystkie oderwane od Judei miasta nadmorskie i oţoliţ:ę.Fcţ - 495 - ryoha. Waielono też do Judei Samarjţ, Gadarę i Hippos z tam- jţj shoţy Jordanu. Wróciła tedv znowu do granic, ktbrych ţrţed wojną bratobójczą i interwencją rzymską sięgała. lecz wţrbd jakże zmienionycli okoliczności. Herod stał obecnie na szczycie swojej potęgi. Wypadki, htbre groziły mu zgubą, przysporzyły mu jeszcze potţgi i blas- ku. I,ecz nie sądzono mu było cieszyć się szczęściem. Każń jeao zbrodni sţzła trop w trop za nim i zaprewiała mu garyczą wszel- kţ uciechę. W ścisłem kole jego rodziny rozegrał się dramat tak straszny, że nic tragiczniejszeţo nie zddałabţ- wymyślić fa.n- #azja poety, i oshym bólem przeszył ţnu serce. Marjaţmna, trzy- niana w czţasţie nieobecności małżoţţka wraz z matką pod stra- żą, dowiedziała się od swego dozorcy Soema o sekretnym rozka- zie, który Hwrod j.uż po raz drugi wydawaţ, aby na wieść o jegv .ţgonie stracono oţie kabiety. Gdy wrócit, .nie hryła się wcale z swoją nienawiścią do niţo, a gdy jej szeptat czude wyznania. ţvypominała mu śmierţ brata i dziada, śmierć wszystkich naj- bliższych. Miłość do tej cudnej niewiasty i nienawiść do tej prze- ci,Aniczki jego osoby i władzy nurtowały napczemian serce He- rodţ. W tej rozterce duchowej, która ogarnęła całą jego istotę, pozwolił chętnego ucha nikczemţnem.u oszczerstwu swej siostry Snlome, jakoby Mar,jamna przekupała poţczaszego Heroda, aby sprzţtnąţ kró.la trucizną. Zaţrządzone niezwloc7ţnie śledztwo wy- świetliło, że nie obce było Marjamnie polecenic dane Socmowi w ścrsłej tajemniţ.cy, a ta zdrada jednţo z najwierniejszych słu- ţebników podsyciła jeszcze trawiącą go zazdrość i roz.pętała w jego piecsi całe rojowisko namietności gwałtownych. Wstrzą- śnięty bolesnemi uczuci,ami, oskarżył małżoaţkę przed zwotanţ ra- dą o cudzołóstwo i usţowanie otrucia. SQdziowie, chcąc siţ przy- podobać krblowi,skazali ją na śmierć. A gdy Herod zamierzat adroczyć wykonanie.wyroku, prţţszkodziła temu Salame, która pot.rafiła brata przekonać, że ţlud jeszcze gotów zrobić poţvstaniG ţby uwolnić Marjamnę z ţvięzienia. Tak więc najpięknie,jeza ko- bieta n Judei. księżnicżka hasmoncjska, duma narodu, zawie- dziona została w kwiecie wieku na miejsce tracenia. Wstąpita na %zafot z rezygnacją %pokojną, bcz słabości i niewie5ciej oWi- godna sţrych przodków (29). :ůtarjamna bvta ţriernvm - 496 - obrazem Judei, którţ podstępne intrygi i namiętnośei wydawały pod topbr hatowski. ţle krew Marjamny nie ugłaţkaţa demonów zemsty w pier- si Heroda, rozpasaţa, oţs:em, jeszeze więcej ich furjţ. IYie mo- gąc ţr:eboleć straty małżonki, wpadţ Herod w szal i chorobę. Żc żaś ţvzbu.tţzenie wewnętrzne zawţsze rozlewem krwi hoiţ, uţa-. rţt ţacdţem jej sędtiów, najzaufańszych swoich przyjacióţ: Dozna- ne wţtrţţś.n ieniţ. moralne rzucidy go w końcu na loie boleści; 2an,ie- ţrtóţł tak ciężho, ,iż leharze zwątpili o jeţo żyeiu. Z tej doskona- łej s o&ci pragnęła skoţzy%tać Aleksandra, aby zawładnąć Jeromlimţ i złotyF z tronu śmżertehiego wroga. Blisko&ć nie- bţzpierzeństwa, o którem powziął wiadomość, zaelekhyzowafa siły żywotne Heroda. Wszak laţzła mu w ręce okazja pozţyciţ sięostatniej Hasţonejki. Zap.adł wyrok, sţhazujący ua śmierć Alek- sţ.ndrę, i niezwłocznie został spelniony ţak. 29-28). Zgasła z nią ostatnia latorośi szezepu hasmonejshiego: -Nie.uszła przezna- czenia swojej rodziny. Wkrótce potem spadţy gţowy ostatnlch ezłonków linji ţocznej domu hasmonejskiego, Bene-Baba, skąd pótniejszemi czasy słusznie pawiadano, że kto się szezyci po- chod%eoiem z rodziny hasmonejskiej, ten siţ tem samem przy- ruţje do nieszlachetnej hrwi niewolţika idumejshiego, Heţroda. Wraz z Bene-Baba porio%ło też śmierć kilku zauszników i siţ- pţczy Heroda. Pozostale dw,ie trzecie części rządów Herodowyeh obracają sie bez wszelhiego po%tępu, twarząc długi ţańcuch slużalezego plasz- rzţia się Augustowi i Rzymowi, budowania coraz tó nowych gmţţhów i produkowania coraz to nowych widowisk, zagę- szcţonego zepiucia obyczajbw, opła.kanych spisków i iţtryg dwarskich w oţszaku, coraz to nowych zbrodni i wyroków ţmiţrci. Aby zapewnić sobie wzţlędy potęinego cesarza, za.pro- wadził w Jerozolimie uroczystość czteroletnieh Akejad (2 wrzc- gniţ 28) na paţiątkę zwycięstwa Augusţta nad jego rywaian. óbudował teatr i tor wyścigowy, wyprawiał igrzyska z attetamr i dzihiţmi zwierzętami, budzac oburzenie patrjotbw iipatnţ,jţ- cych słuţznie w tych nowinkach objawy powolneţo pţzeobra:- żaniţ jadaizmn w kult rzymskopogański; zwlaszrra ustaeviuae ţr tcatrţe trofea i orţ zdejmowaly dusre pobnżne nbawą in- ţvazji vrie1oblţStwa rzymskieţo. Dziesięciu męţhn odwainycis - 497 - sprţyţiegło się na zgubę rozmilowanego w spektakladti HelCoda, a do tego grona spiskowców przylączyţ się też jakiś niewido- my w przeświadezeniu, że ţajlepszy z swego żyGia uczyni użyteh, jeżeli je poświęci na uwolnienie ojezyzny od tyrana i siewcy zlych obţţczajów. Spisek się wydał; konjuratorów, którzy eDlu. bili się swem przedsięwzięciem, wśród mąk. stracono. Alţ luĆ rozszazpał donosiciela w kawały, które rzucţ psum na potar- cie. Innyui jeszeze krokiem obraziţ Herod cięţho uczucia naro- du: miasto Samarję, przedmţiot odwiecznej nieţawiści Judei, ozdo. Diţ na półmilowej przestrzeni nowemi wspaniałeizii gmacha.mi i co gorsza, dał do poznania, że ze względu na zalety jej poloże- nia chętniebţy ją obrał za swoją stolicę. Zbudziłby #em Jero- zolimie rywalkę i odar! ją ze świętości i powagi. Wzniósł też tam świątynię pogańską. Nowozbudowaną Samarję nazwţţ ku czci Augusta Sebaste, jak przedtem zamek Baris, zbrojownip Ha9moneuszów, na północozachodniej stronie świątyni, naţzwat ţtnttonją ku czci Antonjusza. Usia! Judeę pomnikami i grodami. którym ponadawał miana sR,ych orędownikówţ rzymskich lub czţonków własnej rodziny. W miejscu, gdzie stała wieża Strato- nţ, założy! ogromnym. nakładem jedno z najpiękniejszych miast portowych i da! mu nazwę Cezarei. Na terytorjum ziemi świţtej nie zawahał się Herod zbudować rzymskiej świątyni. Cezareţ przyozdobi! dwoma kolosami, z których jeden dźwigal olbrzymi ţosąg Augusta, przypominający rozmiarami i hształtem Zeusa Olimpijskiego, drugi zaś statuę Romy według pierwowzoru Ju- oony Argiwskiej. Świadkowie ukaizałego poświęcenia Cezarei, której budoţţa zajęla bez mała dwanaście lat ezasu ţ21-12), mogli mniemać, że przeniesiono ich nagle do miasta pogańskie- go;ţsłusznie ież przezwałi patrjoci to miasto malym Rzymemţ dla jego mianta, poczţtku i znaczenia. Poczęto ono pbźniej vrspółzawodniczyć z Jerozdimą, póki nie odniosło wre%zcie zu- pelnego nad nią zwyeięstwa. Każdy trjumf Cezarei okrywał ,Terozolimę żalobţ. Port pod Cezareą, który siţ z czasem rozwi- rţąt W miasto samoistne, nazwa! Hcrod Sebastos. Sam sobie po- siawil pomţik o dwie mile mniej więcej ku potudniozacbodowi od Jerozolimy, na wzgórzu, gdzie nad ścigającfm go w ucieczce tlumem odniósł zwycięstwo. Na tej wynioslośei, która przybraţa rţd niego imię Herodjum, zbudował palac wspaniały z wysokie- Historja ćydów Tom 3 aůk. 2 - 498 - mi basztami i urządził go z. komfortem i zbytkiem. Dwieście stopni z białego marmuru wiodło doń od podnóża pagórka, a przeprowadzony dużym kosztem wodociąg zaopahywał Herod- jum w wodę. Herod niewątpliwie upiększył Judeę, lecz tak, jak się wieńezy ofiarę na śmierć poświęconą. Wszystkie te budowle dogodziły jego zamiłowaniu w przc- pychu, lecz nie dogodziły jego żądzy sławy. Rezygţnując po- niekąd z przychylności własnych poddaţnych; chciał Herod wprawić w podziw dla siebae obce naţrody.i spopularyzować ţvśród nich sţvoje imię. Wycieńczał siły podatkowe narodu judz. kiego, mnożył zdzierstwa, poszuk.iwał skarbów w starych gro- bowcach króleţwshich, sprzedawał oskarżonych o kradzież ţv zagraniczną nieţwolę i trwonił te wszystkie dochody na przy= ozdobie,nie miţst w Syrji, Azji Mniejszej i Grecji. Niezmierne su- my wywiózł Herod z kraju na te cele. Wznibsł gimnazja ţv 'lţy- polis i Damaszku, opasał wałami Byblos, zbudował teatr, placc publiczne i świątynię w Sydonie. Ustanowił na.grody dla chylą- cych się już do upadku igrzţůs.k olimpijskich, aby wskrzesić iţh świetţość zaţasłą. Za to też lekkomyślni Syryjezycy i Grecy wy- nosili g4 pod obłoki. August konte;at był z niego ţi wyraził się kiedyś: Herod ţodzaeii nosić koronę Syrji i Egiptul" Dotykalţ ną korzyść przyniosło mu to przymila.nie się bezwstydne, ţdy mu Auţust podarował ţ24-23) Bataneę (Basan), płaskoţwzgórzţ Auranitis (Hauran) i wulkaniczną, dziką Trachonitis na pbłnoc nd Hauranu; roţo się w tych dzaelnicach od band rozbójniczych, łctbre sam tylko Herod zdolny był ukrócić. Nie był to upominek przyjemny, musiał bowiem stoezyć wiele walk z mieszkańcami, grasującymi jak dzik.ie zwierzęta, i w ţońcu posłać do Tracho- nitis 3000 Idumejezyków, a.by ich trzyiinali na wodzy. ţ i póź- niej znacţnie, bo na krbtko przed śţmiercią, zniewołony byt przedsiţbrać środki przeciw łupieskim zagonom Trachon,itbvţ. ţiiodza babilońskiego, Zamarysa, który na czelp złożonej ze stu czlonków rodzinyiţpięciuset zbrojnych jeźdźców przeţprawił sie przez Eufrat.i zamieszkał na północ jeziora Meroanskieţo, nnţkłonit Herod do osiedlenia się wraz z swojţ drużyną vr ITatanci, aby ujţć Trachonitów w karby posłuszeństwa. Gdy wszelhie myśli i checi He,rodţ zmierzały wyłącznie do przypodobania się ob- cym narodom, do zjednţnia sobie rzyznskich faworów i zdo- - 499 - bycia popularuości u Greków, nie dziw, że wszystkie dworsicie urzędy poobsadzał przybyszami, a ţwłaszeza Grekami. Mikotaj z Damaszku, słyaţy swego czasu kra.somówca,i dzie,jopis, przytem kawał filozofa, był jego prawą ręką; zastępował on go często i, gdy zachodziła potrzeba, wstawiał się za nim u Ok- tawjana Augusta. Brat Mikołaja, Ptolomeusz, był doradcą He- roda i zarządcą państwa. Grek Andromach i Rzymianin Geme- lius byli wychowawcami je.go synów z Dlarjamny i cies.zyli się większem zaufaniem sţvych uczniów, niż ojciec rodzony. Zyskał Herod poklask i sympatję Rzymian, Hellenów i Jţu- dejezyków, za krajem osiadłych, którym jego powaga u Cezarz iiiosła korzyści, ale mieszkańcy Judei nie mieli innych eczuć próc2 wstrętu do aroganekiego parwenjusza, który chciał ich wy- zuć z obyczajów ojezystych. Jeżeli czasu shasznej klęsłci ţłodoweţ (24), której towarzyszyły choroby epidemiczne, okazał się dla ludu hojnym dobroczyńcą, to całe jego zachowanie pogrążyto wnet w niepamięci te ţdobrodziejstwa, a naród widział w nim tylho uzurpatora, mordercę Hasmoneuszów, tępiciela wszystkich zacniejszych obywateli, dusiciela wołţności. Trzy dostojeństwa: hrólestwo, kapłaiistwo a Synhedrjuan pohańbił jedţo po drugiem. Pierwsze samemu sobie.przywłaszezył, daţugiem, które aż do je- go czssów było z nielieznemi wyjątkam.idzaedzicţzne, rozrządzał, jak mu podyktował kţpry s lub ţţ-łasny interes ; atrybucje Synhe- drjum skurczył do nikłych rozmiarów. Po Ananelu mianował arcykapłanem Jozuego z rodziny Fiabi, ale oczarowany powabami pięknej dziewczyny, Ma.rjamny, córki nieznanego kaţłana Szymo- na, Růyniósł do godności arcykapłańskiej jej ojca, aby.mógł się : nią polączyć ślubami jako tako równego małżeństwa ţ24). 7'en arcyhaplan Szymon, syn Boetosa z Aleksandrji, lctóremu ustąpić musiał Jozue Fiabi, założył podwalanę świetności domu Boetos, który wydał jeszeze kilku najwyższych kaţłanów. Ta- kiemi bezwzględ.nemi zamachami nie mógł sobie Herod zaskar- bić przychylnośei narodu. Wiedział o tej niechęci podda- nycb, lecz że nie mógł jej rozbroić zupełnie, chciał przynajmnie,j stgpić jej oshze. Kazał tedy narodowi złożyć sobie przysi ę na wiernoţć i tych, którzy usiłowali uchylić się od niej, ukarał su- rowo. Odpuścit ją tylko Eseńezykom, którzy brzydzili się wszel- ka przysięgą, jako nadużyciem świętego Imienia bożego; ich - 501- - 500 - ciehe, rozmyślaniom pośwţięcone ż5ţćie nie budziło w nim obaw na,ţmnieţzych. Z Faryzeuszów odmówili przysięgi zwolennicy miłującego pokój Hillela, a jeszeze stanowezej adherenci suro- Rego Szammaja. Przez wzgląd na cieszącego się powszechną tniłością Hillela uwotnił ieh od niej. Inni oporni nałożyli za prţ- test swój głową. Lecz pomimo tych ţţszystkieh środków ostrożności nie ufał ludowi i żywił całą zgraję szpicgbw, którzy mieszali się z ttu- mem i podsłuchiwaLi prowadzone rozmowy. Sam wkradał się nieraz w przebraniu na wiece ludowe i biada temu, komu wy- mknęło się słówko niecheci; chwytano go n.atychmiast i osadza- no w twierdzy Hyrkan ţan lub potajemţnie zgładzano ze świa.ta. Ałe względy narodu maja tyle słodyczy, że nawet tyran nierad się ich zrzeka, a Herod temţaTdziej o nie zabiegał, poniewazţ w nezach Rzymian cheiał ychodzić za popularnego monţrchę, zwłaszcza w oczach Augusta, z którvm zjechat się w Syrji (201. Aby zasłużyć sobie na przvchylność narodu, darował iizu tcţecią ezţśe należnyeh podatków pod pozorem, że kraj ucierpiał nie- dawno od długotrţvałej posuchy. Ten wzgląd w połączeniu z manją budowania natchnął go.myślą podjęeia gruntovmej a świetnej odnowy szezupłeńo rozmiarami i stroświecezyznţ trącącego przybytku, który dźţ-igał już brżemię pięciu stuleci. Przţdstawiciele narodii, którţţm objawił swą wolę, przyjęli orędzie z przestrachem, obaţviali się, że Herodowi chodzi jedynie o ro- zţbranţe starego przybytku, albo też, że budowa przeciţgnie się g po ţţ ţw- w dłu ie lata, słowem, że tak czy owak zbawieni iyni. Uspokoił ich Herod zapewnieniem, że póty starych murów nie ruszy, aż nie będzie zwieziony materjał budowlany i nie sta- nie do pracy pokatny zastęp.murarzy. Niebawem tysiąee wnzów I ciosem i marmiirem ciţgnąć poezeły na miejsce budowy. Dzie- sięţ tysięcy ludzi, wyćwiczanych w sţvym fachu, czekało ţa hesţo rotpoczęcia robót. Osiemnastego roku panowania fia'ţ1a (słţczeń 19) przystąpiono do dzieła, a w półtora roku ukońcţo- ne już byto wnętrţe świątyţi. Części zewnętrzne budowţţ: mury pţţysionki, portyki zajęły osiem lat czasu, a długo jeszeze po- tem, bo do samej niemal chwili zburzenia, pracowano nad ze- wnţtrznemi gmachami śůwţiţtyni. Świţtynia Herodowa byla arcydzietem architektury. dla ţo vezniosłej piękności nie mogli współeześni znalţţ ţţţ słbvr uwielbienia. Różniła się od zwalonej świątyni Zeruţabela zţţsţnţ ţţţmi i wţzmożoną świetn ţi ţţţb mţţ ry świţţiowej, oPasaaej muremn wysokim i ţ,ţrgz z wcielonym w jej abręb zamkiern Antonją szţţ stadjów ; piętrzył się nakształt tarasu. Dzięki takiemu położeniu pano- wała świątynia nad eałą okolicą i czyniła na widzu potţane wrażenie. Wzdłuż całego muru zewnętrzţego ciągnęły się obszer- ne przysionki i portyki, wykładane drzeţarem cedrowţyi brţ kowane pstremi kamiemiami, z trzech stron w dwa rz , struny P otudniowej, gdzie ţvięcej było wolnej przestrzeai, w trzy . Pierwsze, otwaţrte pr.zeddworze, ujęte w ramy h.rużgan- r e zgrom eń, gdz hów, służyło ludowi za miejsc adz ie naradzano się nad ważţemi s rawami. Poganie oraz nieczyści tu tylko wstęp p kazał umieścić na słupach napisy ţreckie mieli; to też Herod i zzymsţie, przestrzegające pogan, aby nie zapuszezali się dalţ). bo jAko niepodlegający przepisQm lewickim uważani byli za niL- ţzyţ,ţb. Napis na słupach, obejmująey siedm wierszy i wyrv- i adającemi w oczy literami, opiewal: "Żaden obcţ ty dużeţ, ţ ţ y ko- niecbaj nie rzekracza ogrodżenia świ t ni. i obwałowania; P rzypisze, jeţli ţmierć go spotka.ţţ go zdybią, samemu sobie winę P t kołem otrzymało Drugie przeddworze, da'ţ''niej oţţ y pomieszezenia świątyni za Heroda mur niewysokţi, lecz m nie uległy zmianom ważniejszym; składały się one, jak daw.niej, z trzech niekrytych podwbrebw wewnţtrznych i z nakrytego dachem przyţbytku. Ten zachoţwał wewnţtrz dawţne rozmiary: śwjţte, w którem zaajdował się świecznik, stbł pokładny i oł- taţz złoty, czterdzieści łokci długie, a dwadzicścia szerokie, prţe- "a'ţriętsze na skraţnym zachodzie, kwadrat o boku dwudziesęoţ łotciowym, Lecz na2ewţnątz'z przybrała świątynia o wiele ţi ţ sze rozmiary: sto łokci wysokości i tyleż długośei od wsţhodu ku xachodowi--włączając w to przedsienie na wschodzie-aie iyţcţ siedemdziesiąt łokci szerokości z póţnocy na południeţ $ciany przybytku składały się z niepokalanie białego marmuru, a ie był wmiesiony na najwyiszym wierzchołku i wystrzelał p ţ r,ad gmachy frontowe, roztaczał zewszad zdaleka widok ws nieity Rozległa połaE przed świętţn, przţienie (pronaos), r 1 paţata Siţ Da oddziały dla kobiet, laików, hapţanów i służb - 502 - otiarnej. Weţnţtrz i zewnątrz środkowego przedsienia biegiy hale bądź to otwarte, bądź też zam.knięte, na różne przeznaczo- ne oele, między innemi na skarbce. Wzdłuż ściany południovţej i północnej, od strony wewnętrznej, ciągnęły się kryte portyki z kamiennemi ławami, gdzie w upał lub słotę mogli sprawujţ- ry służţbę kapłani znaleść sţhronienie. Dziedziniec dla.żeńskiego pogtowia, które obecnie thimniej niż przedtem nawiedrało świţ= tvnię, był odosobniony zupełnie, a nazewnątrz szły w przeddvro- rzu dla koţb,iet w hzech kierunkach gaţlerje, z których przyglądţać się moţły uroczystym obch.dom. Nadzwyczajny roztoczono przepych w podwojach, odrz= wiţc.h i nadprożach wrót świątyniowych. Na dziedziniec dla ko- biet prowadziła od wschodu ku zachodowi brama ze skrzydłami odlewa.neţi z błyszezacego śpiżu korynekiego, które ofiarowat bogaty i pobożny Aleksandryjezyk, maie ówezesny araba.r: cha Nţkanor, skąd zapeţvne jej miano,;brama Nikanora." Wio- dło do niej piętnaśaie stopni na dziedziniec przeznaczony dla łaików przez drugie wrota, którym wyniosłe położeţnie zjednało nazwę ,.wyţsokiej bra.my." Przedsienie nie było zamknięte wrotami, za to do świętego prowadziła stąd brama, wyższa i.szersza od in- Iiych, o podwójnych wierzejach, otwierającyeh się nazewnątrz i na wewną.trz, a inkr.ustowaţnych grubą warstwą zło#a. Była to ,.ţvielka brama," ezyli, jak nazywann ją z.prosta "bramţ świąty- niowa." $więtego nie odgradzała od przenajświętszego braina iecz wspaniała zasłona roboty babilońsk:iej, t,kana z nici bisioro- wţch, niebieskich, ponsowych i szkarłatnych. Wyniosły dach świątyni opatrzony był w złocone iglice, które odstraszały pta- hi od słania na nim gniazd. Te iglice, połyskując w słońcu, przydawały wiele hlasku gmachowi, a przytem, o czem zapew- ne budowniczym ani się śniło, służyły za konduktory, chroniące świţtynię od wyładowania chmur piorunowych. Pompa poświęcenia wzniesionej z rozkazu Heroda świţtyni zaćmiła swoją okazałością konsekrację przybytku Salomoţowe- go. Całe hekatomby padały pod nożami kapłanbw i dla ludu zastawiono stoły biesisdne. Złowieszezym trafem akt po6wiţce= nia przypadł w rocznicę dnia, w któryţn Herod dwadzieścia lat temu ţwkroczył zwycięsko po truţach do Jerozolimy (c:erwiec 78}. Rţka, co zbudowałţ świątynię, zapełiła jui dla niej pochod- - 503 - nię zniszezenia. Heţod oddał ją pod opiekę Rzyniu. Zţoty orţeł symbol rzymskiej potęgi, zawisł na nadżwierku portalu głbţvne- go ku zgorszeniu pobożnych. Codziennie czyniono w świątyni I rozkazu Heroda ofiary za cesarza, hołd może obojętny dla nie- go. Z czasem stała się ta ofiara obowiązkoţvą oznaką pod- daństwa. Z ţntanji, przeznaczonej do czuwania nad świątynią, prze- kopał Herod przejście podziemne, aby m.ieć stamtąd ako na wszystko, cn się działo w przybytku, i móc stłumić odrazu każ- dy ruch nieprzyjazny. Nieufność do ujarzmionego przezeń na- rodu nurtowala mu duszę: Erekeja świątyni była jedynem dziełem tIerodţ, które zjednało mu wdzięczność naa.odu, jakkolwiek nie zjednało mu jego miło- ści. Zresztą tylko Judejezy cy zagraniczni ciągnęli korzyści z jego panowa.nia. Grecy w Azji Mniejszej nie przestawali dawać się ţe znaki swoją nietoleraneją osiadłym wśród nich Judejezykom, nic zważając na nakazy wţładz rzymskich, aby nie przeszkadza- 1ţ im w wykonaniu praktyk pobożnlţch. :Vosili się nawet z za- aiiarem ţozbawienia ieh praw obywatelskich. Zwłaszeza stoli- ea tej prowineji, Efez, okazywała zaţvsze wrogie Judejezykom uezucia, zmuszata ich do stawania przed sądem w soboty i święta, do pełnienia powinności wojskowej i podejmowania uciążliwych a kosztownych urzędów, zabraniając im nadto wysyłać do Je- rozolimv ofiar na rzecz świątyni zebranych, aby je obrócić na potrzeby miasta, zapewne na popisy publiczne. Rzecz charak- terystyczna, że Judejezycy tameczni, dotknięci uciskiem religij- ny.m, nie zwrócili się do f-leroda z prośbą o pomoc; widocznie nie mieli do niego zaufania, jako orędownika wszystkiego, co greekie. A przeeież przyszedł il-n z pomocą. ţta.rek Agryppa, zięć i ţonickąd uczestnik ţvładzy Augusta, sprzyjał Herodowi nie mnicj niż cesarz. Powiadano, że Herod najmilszy jest sercu Augusta po Agryppie, ţa sereu Agryppy po ţuguście. Odbywają- cego właśnie objazd prowineji ţar5-ppe zaprosił Herod do Jero- zolimy, gdzie ao przyjął z wyszukaną uprzejmością, poczem towe- rzyszył mu do Azji ţlniejszej w podróży powrotnej. Okazję tę pochwycili tamtejsi Judejezycy, aba poskarżyć się przed Agryppą w obecności Heroda na znieţagi i szykany, ktbremi dokuczali im Grecy. ţţţidząc, że wypada mu wziąć ich pod swoją obro- nę, sklonił Herod swego przyjaciela, krasomówcę Mikołaja - 504 - I Damaszku, aby się wstawił za nimi. G.recy nie zapieralisię by. najanţniej krzywd Judejezykom wyrządzonych, lecz nie przy- znawali im wogóle prawa za.mieszkiwania w A:ji Alnićjszej, ja= ko pozbawionym wszelkich praw cudzoziemcom, lubo osiedli tam byli od wieków. Zaczem Agryppa ośţaviadc:ył na zebraniu publicznem, że przez przyjaźń dla Heroda zapewni Judejezykom Frzy.najmniej wolność wykonywania ţrzeţisów eeligj.i i nie po- zwolţi prześladować ich Grekom. Jakoż wystosował pismo surowe do władz efeskich, aby się nie ważyły konfiskować darów zbie= ranycb przez Judejczyków na potrzeby świątyni, gdyż czyn taki karany będzie jako świętokradztwo, jednocześnie też nakazat pretorowi, aby, nie pozywał Judejezyków przed sąd w sobotę i świę#a. Ale maeszkańcy Aţzji Mniejszej nieţwiele snać dbali o tę admo.- ţicję i po dawnemu prześladowali wspóţoţywateli żydowskich, ţkoro ci wyţrawili poselstwo do samego A;ugusta, aby zaniosło Iţrzed niego ich krzywdy. August oţłosil edykt, zakazujący za- mach&w na przywileje Judejezyków, którzy zawsze byli wierny- ini stró.nnikami domu Cezara i jako tacy otrzymali od senatu i ludu swobodę pełţienia przepisów swej wiaţry. W sobotę, a nd- aet od południa poprzedzającego ją dnia nie mają być pozywa- ţi przeţ sądy; wvlno im też zbierać ofiary.na rzecz świątyni i.pr: esyłać je do,lerozolimy. A ktoby położył rękę na tych ofia- rach, albo skradł im z arki ich księgi święte, poniesie karę jako świętokradzca. Ten edykt polecił August oţublikować na miej- scach widoczţych ku powszechnej przestrodze. Jednocześnie .ţrokonsul Azji, Norbanus Flaccus, odebrawszy instrukeję, abr nie dopuszezał naruszeaia przywilejów żydowskich, wystosowat ţv tym duchu odezwţ do obywatelstwa Efezu i Sardesu. Lecz tak zacietrzewili się, zwłaszeza Efezowie, w swej nienawiści do Ju- dejezyków, że na te rozporządzenia nie zwracali żadnej uwagi, wober czego w kilka lat potem Judejezycy zniewoleni byli wy- stąpić z ponowną skargą do prokonsula Juljusza Antonjus:a (syna trjumwira Antonjusza). I ten wydał surowy rozkaz w tej sprawie. Czyli też odniósł skutek pożądany? Rów.nież w prowineji afrykańskiej, Cyrenaice, gdzie Judej- ćzycy zagnieździli się za pierwszych Ptolomeuszów, mieli w owym czasie powód do utyskiwań na krzţţwdy, doznaneod Gre- - 505 - h6ţ. Stanowił.i oni w tym kraju poważaą częśţ ludności i Tzadzili się. wţasnemi prawami. Zająwszy tę dzielnicţ, Rzymianie aili oczywiście Judejezyków w posiadaniu pełnych prave ob;y- aatelshich i wszystkich przysługujących im dotąd przywile Jów. Naraz zaprzeczyli im Grecy tych prerogatyw; i tutaj tet nţtc chcieli obywaţtele pozwalić im na wysyłanie do Jerozolimy ofiar. zţoiţonych na śwaątynię. Lubo i w Cyţrenie oţrzymano ok6lnik Auţusta, pozwalający Judejezykom pełnić beź przeszkód astaţ- wy religji, pomiţmo to obywatele pogarisey przyţţłaszezyłi sobK sumy, zebrame na potrzeby świątyni. Ałe gdy posłowie judzc, udali się do Agryppy ze skargą na tę samowolę, zabronił on na- dal Cyrenejezykom podobţych wybryków i rozkazał zwróciE zagrabione pieţniądze. Byłoż to skutkiern toleraneji Augusta i Agryppy dla wiary żydawsţiej, że namiestnik Cyrenaiki, Maretc Tittus, ohazat się dla audejezylców nader przychylnym? Arţ chontowie judzcy w Berenice w podziękę za jego życzliwość ofiarowali mu wierec oliwţy i postanoţvili wspomnieć pochwal- nie jego imię na żgromadzenaach w soboty i nowie. A na jednyJn z celniejszych placów w amfiteatrze wznieśli kółumnę z maţrmuru paryjskiego z napasem, zawierającyţm rzeczoną uohwałę. Powróciwţszy do Jerozolrmy ze zjazdu : Agryppą, zwołţţ Herod zgmmadzenie ludowe, na którem nie omieszkał pochwa- lić saę z utgami, jakie wyjednał u Agryţpy dla osiadłych w Azji Mniejszej Judejc:ţków. Podarował też czwartą część podatków zaległych tym, ktbrzy nie zdołali ich uiśrić w roku ubiegłym. Przy tej sţposobności pojednał saę z nim naród i witał go radosţc- mi okrzy.ka.mi. Ale gdy już mniemal, że zaskarbił sobie miło6ć narodu, zafruły mu demnny zemsty tţ krótkotrwałą uciechę. Ostatnia, trzec5,a część ţanowania Heroda ściągnęła okropnţ niedolę na głowę sześć^ţziesięcioletniego już teraz grzesznika, nie- dolę, oo w:prawiła go w ów staţn głuchej rozpaczy, w którym czto- wiek przedzierzgţ się w zwierzę. Mary niewi.nnych ofiar otoczyły go upiornym korowodem, ścigająe go we śnie i na jawie i zatru- wając mu żyeie hatuszą piekielną. Prbżno oglądał się za sercem kochającem, za dusza życzliwą, któraby w tej udręce wegprzeć i utulić go chciała. hţrew z krwi i kość z kości jego, rodzeństwo, Sa)nroe i Feroras. których wyniósł na wysokie stanowiska, ro. - 506 - dzane dzieci - wszyscy vni wţrogsţi mu byţ i godzili na jego spokbj, a nawet i życie. Męczarnie te wyzuły go z resztek ludzho- ści i do cna rozpasały krwiożereze popędy, czyniąc go niebez- piecznyţ dla otoczeaia. Główną przyczyną jego.n.ieszezęść byţţ śmierć Marjamţny. Pozostawiła inu ona dwóch synów, Aleksandrţ i Arystobula, którzy, skoro przyszli do rozumu, tak się przejęli tragicznym losem matki nieţwinnej, że stracili serce do ojca. Jako Hasmonejezyków po kądzieli przeznaczył ich Herod na swoich następców i wysłał do Rzymu na wychowanie, aby się zawczasu grzali w promieaţiaeh ła.sk Augustoţwych i nasiąk.li obyczajami rzymskiearri. Pożenił ich poůtem: starszego, Aleţksandra. z G1afyrţ, córką króla kapadockiego, Archelausa, mlodszego z córką Salo- my, Bereniką. Krokiem tyţm zaţmierzał zaszezeţpić zgodę w zana- drzn swojej rodziţy. Lecz nienawiść Salomy i brata jej, Ferora- sa, do Hasmonejki Marjamny, której nawet śmierć nie zdołała za- gasić, nie pozwoliła dojrzeć tej zgodzie; przelali oni zawziętţ zlość ku nieboszezce na abydwu jej synów, lu:bo jeden z nţich bvł zięciem Salumy. Potrafili nakłonić Heroda, aţby syna z pierwsze- go małżeństwa z Dorydą, któreao wygnał byl wraz z matką przed zawarciem ślubóţw z Hasţmonejką Marjamną, pa.zyjąţ napowrót do domu i traktował jak księcia. Ten syn Dorydy, Antypater, odzie- dziczył z krwią idumejską jej przewrotność, nieludzkość i obtu- dę i zţoţć swoją zwrócił przeciw ojcu i braciom. Ci troje, Salome, Feroras i Antypater, śmiertelţni skądinąd sobie wrogawie, zjedno- czyli się pod hasłem wspblnej nienawiści do synów Marjaţmny. Iţ ţrięrej wyrbżniał ieh ojciec, z im większem upodobaniem spoczy- wały oczy narodu na Hasmoneusrţach po matce, tem żywszy bu= dzili w nich obadwaj mţodzieńcy wstręt i obawę. Antypater oskar- żyl Aleksandra i Aryetoţbula, że śůmţierć swojej matki zamierzają pomścić na sprawcy. Słowa niechęci, ktţóre się im wymknęly z ţat nieostrożnych, nastręczyły powód dA tej deţunejacji. Podejrzliwţ dusza Heroda chłonęla z lubością oszezerstwa; począł nienawi- dzieć swych synów i, aby ich ukarać, udzielił Antypatrowi rów- nych z nimi praw do koţrony, co jeszGze więrej rozjątrzyło synbw Hasmonejki i popchnęto do bezwzględnych wynurzeń przeciw ojcu. W.ynurzenia te, wydęte do rozmiarów formalnego spisku ne ojca, doezţy do uszu Heroda. Antypater postarał się o zgromadze- nie dowodbw winy obydwu młodzieńców. Daremnie wstawinł siţ krói hapadocki i sam ţawet August za oskţarżonymi. Pod pła- szcsykiem najserdeczniejszej miłości dla braci knuł Antypater przeciwko nim coraz nowe intrygi. Słudzy Aleksaţndra i Arysto- hiila, wzięci na tortury z rozkazu Heroda, zeznali wszystko, cze- ţo zażądano. Skutkiem tych zeznań obaj bracia skazani zostali na śrnicrć przez trybunat zwołaţny do Berytu, a złożony ze 150 przy- jaciół królewskich. Herori pospieszył z wykonaniem wyroku; za- ţţleczeni do Samarji, w której przed trzydzieţtu laty wyrodny ich ojciec święcił gody małżeńskie z ich matką; oddali głowy pod to- .pór (oh. 7), a ciaţa ich pogrzebano w Aleksandrjon. Atoli śmierć ich nie położyła końca machinaejom iia zgubę Heroda, lecz podsycita je, owszem, ,nowym żywiołem. Obecny dziedzic horony, Antypater, nie czuł się pewnym na swem stano- ţvisku, pbki żył ojciec, a żył jego zdaniem zbyt długo. Ukartował tedy wespół z Ferorasem zamach na życie ojca i dobrodzieja. Fe- roras poróżnił się z bratem, który zganił niu mezaljans z niewol- iiicą. Salome, rozstawszy się z nimi, ostrzeţla Heroda o grożącem niţbezpieczeństwie. Ale oko króla tak już stępiało, że nie chciał dać wiary temu doniesieniu. Nie dostrzeół nawet sieti, zastawionej iiań w najbliiszem o.toczeiziu. Cz,tery kobiety, utrzymujące z An- typatrem i Ferorasem ciągłe stosunki, powzięły zamiar pozbawie- nia życia Heroda: matkţ Antypatra, Doryda, bawiąca znowu w ţpałacu, żona Ferorasa, tudzaeż jej matka i sńostra. Kobiety te miewały z sobą schadzki tajemne, zjedţnały one sobie rzezańca Hţrodowego, Bagoasa, oraz pięknego młodzieńca Karusa, którego z krblem łączyły związki przeciwne naturze. Przystali do tego sprzysiężenia niewiast najzagorzalsi Faryzeusze, serdecznie niena- widaący Heroda ea poniewieranie wiary ţi abycz.ajbw ojcţzystych. Niewiadomo, skąd wyszła pierwsza i.nicjatywa wspólnego działa- nia, od Faryzeuszów, czy też od kobiet. Kie.dy ci Faryzeusze i ich twolennicy nie usłuchali rozkazu złożenia królowi przysięgi na vrierność i za upór ukarani zostali znacznemi grzywnami, zapła- ciła za nich karę żonţ Ferorasa. Przeszło sześć tysięcy Faryzeu- szów, prawdopodobnie ze szkoly Szammaja, pałało ku królowi idumejskiemu nienawiścią zawziętą. Aby go obalić, niektórzy fa- iiatycy z tego grona obwieścili w tajemţn.icy żonie Ferorasa, że itpadek domu Herodowego postanowiony został przez Boga, a berło przej.dzie do rąk jej potamków. Eunuchowi zasię zwiastowali, - 508 - te powołany jest, aby był ojcem i dobrodziejem narodu judzblego i że nietylko jako kţrbl zasiądzie na tronie, lecz nawet cudowaiym sposabem doczeka się dzieci. Te obietnice, - urojenia głów egzal- towanych, czy też matactwa zręcznych szalbieţrzy - znalazły wia- rę i zachęciły aspirantów do przyspieszenia śmierci Heroda. Król tymezţsem nie wiedzlał nic zgoła o tem, co się kliuło tui pod jego bokiem. Dopiero siostra otworzyła mu oczy n,a te m.achi= nacje. ţ:atwa pojąć, że z uczestnikami spisku nie obszedł się zbyt delikatnie. Najbardziej skompromitowani Faryzeusze, eunuch. ulubieniec królewski Karus, tudzież wszyscy krewni, ,ktńrym pro- roctwa Faryzeuszbw trafiły do serca, przypłacili życiem swoje za- miary. I małżonce Ferorasa wy.mţierzylby również chętnie ude- rzenie śmiertelne, lecz miał jakąś niepojętą słabość dla brata i nie mógł go nawet zmusić, by się z nią rozłţczył. Tylko względem głównego winowajcy, Antypatra, trwał w zaślepieniu, zţkazałmu przecież wszelkich stosunkbw z Ferorasţni i "kobietami" i zesłał go do księstwa, ktbre mu wyjednał a Auguţsta pod mianem tetrar- chji ţerei. Aby się zabezţpiec.zyć i ujść przed nienawiścią narodţi, uprosił.ţntyţpater ţojca, iż go wysłał do Rzymu, gdzie "ńciał uzy- skae od Augusta patwierdţenie swych praw do korany. W Rzy- mie zaczął znów intrygować przeeiw swoim bracioln. Wyszły wreszcie na jaw maţnewry szatańskie. Umarł nagle Feroras /5), a ponieważ winę jego śmierci przypisano małźonce, którą pojął wbrew woli Heroda, wdrożono przeciw niej dochodzenie. ţledz- two wykryło tajemnicę, zgoła rbżną od tej, jakiej się damyślano. Kobieta zeznała, że Feroras i Antypater chcieli o.truć króla. Już przyrządzano truciznę, gdy Feţrora5, wzruszony odwiedzinami bra- ta podezas jego choraby, kazał ją wylać; re.sztki jej pokazała nie- wiasta w dowód prawdziwości słSw swoich. Badanie świadków i inne okoliczności stwierdziły niezbicie, że Antypater zamierjał ojca zgładzţić trucizną. To odkryeie było sţt.raszliwym ciosem dla Heroda. A więc właśnie syn, którego wyniósł z nicości, któremu tron swój przeznaczył, gwoli któremu kazał stracić synów nieza- pomnianej dotąd Marjamny, syn ten był mu wrogiem śmiertel- nyml Dotknięty do żywego, musiał się jed.nak maskować i uda- wać miłość dla Antypatra, aby go zwabie do Jerozolimy. Gdy Antypater powrócił z Rzymu, oskarżył go ojciec przed trybuna- łern, któremu przewodniczył namiesżnik rzymski, Kwintyljusz - 509 - Warus, o spowodowaaie bratabójstwa i usiţowa.nie ojcobójsiwa. Ponieważ potwór zapewniał o swej niewi.nności, wystąpił przetiw niemu przyjaciel Heroda, Mikołaj z Damaszku, w rali nieubłaga- iie,go osţarżyciela. Antypater skazany został na śmierć i Herod udał się do Augusta z prośbą o zatwţerdzanie zapadłego wyroku. Uwikłała się też w tę sprawę jedna z ośmiu małżonek Heroda, druga Marjamna, której synowi śmierć Anty.patra otwierała dro- gę do tronu. Zaczem Marjamna poszła na wygnanie, syn jej wy- kreśloţy został z testanientu, a ojciec, arcykapłan Szyman Ben- Boetos, musiał złożyć djadem. hiiej,sce jego zajął Ma#jasz, syn Teofila (4). Tak liczne i dluóotrwałe wstrząśnienia powaIiły siedmdzie- gięcioletniego już blisko Heroda na łoże boleści. Rozbiły się ţvsz5ţ- stkie jego nadzieje, obrzydło mu dzieło tylu mozołów, tylu zbro- dni krwawych, bo spaść miało dzaedzictwo na synbw, których uważał za swoich nieprzyjaciół. Któremuż z nich ma teraz zau- fać? Po raz trzecţi zmienił następcę i przeznaezył koronę naj- młodszemu sy.nowi Antypasowi. Atoli stan duszy, ktbryby w każ- dym innym zradził uczucia słodkic i tkliwe, rozpętał w izim ta- buny dzikich i okrutnych ţrnstynktów. Zniechęcony do życia i nad mogiłą %tojący jue starzec ukaraţ drohne wykroczenie mło- dych zapaleńców z tą samą nieludzkaścią i srogością, jakie go ce- chowały za młodu, gdy śmiałe a ambitne rojenia pierś mu wzno- siły. W Faryzeuszach nie mţiał przyjaciół, zwłaszeza nienawidzil.i go zwolennicy surowej szkoły Szammaja. W audytorjach swoich podżegali młodzież przeciw Idumejezykom i romanofilom, a czy- nić to mogli bez wszelkiej obawy, stosując allegorycznie do He- roda i jego rodziny kary, ktbremi Edamowi grozili prorocy. Wśród wrogich Herodowi i Rzymianom Faryzeuszów wyr8ż- niali się żarliwością i bezwzględnością Juda Ben-Saryfaj i Matjasz Ben-Margalot, co zjednało im wielką sympatję. Zasłyszawszy o eiężkiej niemocy Heroda, podburzjůli swoich słuchaczy do zrzuce- nia orła rzymskiego, zawieszonego nad główną bramą świątyni. Pogłoska o śţmierci Heroda, która obiegła właśnie Jerozolimę, spr.zyjała śmiałemu przedsięw zięciu. ţ'Vnet młodzieńcy, uzbrojeni w topory, ţpodążyli do partalu świąţtyni i kilku z nieh, wciągnięoi w górę na linach, orła strąciło. Na wieść o zbiegowisku wyruszy- ły wojska Herodowe i pojmały czterdziestu orłoburców wraz r - 510 - obydwoma przywódcalizi. Gasnące życie Heroda roztlało nowţ eizergją na widok ofiar, poświęconych jego mściţvości. Pr.zy prze- słuchaniu obiły mu się o uszy wyrazy, dowodzące wymownie, że za słaby jest jednak, aby mógł przełamać nieugiętą wolę narodu Więźniowie przyznali się do czynu bez najmniejszej trwogi, ma- jţc go sobie owszem za chlubę, a na pytanie, hţo ich do niego poţ duszczţţł, odrzekli: "Zakon." Kazał ich spalić wszystkich żywcem jako śţviętokradców i zdawało się, że nie myśli poprzestać na tych ofiaracli; zatiiţchał przecież w końcu dalszych prześladowań, nie z przesytu krwi niewątpliwie, lecz raczej z obawy. Arcykapłan Matjasz, zamieszany w tę sprawę, otrzymał dymisję, a miejsce je- go zajął sprzyjająćy Rzymianom doa.zar, syn Szymona z rodziny Boetos, szósty arcykapłan za rządów Heroda. ţ Zamilkły usta, wyrzucające królowi jego nikezen mość, spło- oęli na stosach śmiałkoţvie, co w oburzeniu nie szezędzili mu ţorzkich słów prawdy, cała przecież potęga Heroda nie mogła wy- .trącić rylca jednemu z wspólezesnych, który potomţości zostawił w izeţrunek jeţo krwawych czynów i głuchej rozpaczy, co nim mio- tała w ostatnich la#ach panowania. Obraz ten, lubo kreślony w ry- sach ostrożnych, taką jednak drga prawdą życiową, że gdyby był się nawinął na oczy krGlowi, zapadłby chyba wskraś ziemi, prze. rażony własną niecnotą.. Znać rękę mistrza w tem malowidle po- nurem, oprawionem w ramy ówezesnej niedoli i nędzy, w jakiej król z łaski rzymskiej pogrążył wszystkie warstwy ludności Judei. Nawet zboczenia chorobliwe. spowodowane przez matackiei krwawe rzą,dy Heroda, umiał ten artysta uwydatnić. Gdyby swe myśli, często zdumiewające, rozţvinął był w porządku kolej. nyzn, gdyby je przelał w formę potoczystą, w óivezas utwór jego godzien byłby stanąć obok skońezonych arcydzieł. Atoli roz.my. ślania nad przewrotnością swojej epoki i wynikające z tych roz- myślań nauki, snuje w przeskokaeh, bez ogniw pośrednich, nie. raz zagadkowym językiem, już to wpadając w tony szydereze lub ironiczne, już też wybuchając okrzykiem boleści. Kohelet- oto imię, które nadają temu poecie i jego księdze niezwykłej, .w pokarm duchnwy h4gatej. Lecz Kohelet jest to właśeiwie imię króla, . ktflremu nieznany ţ autor wkłada w usta medytacje nad zdrożnościami pewnego króla i jego epo.ki. Król, co założył so- bie cele wysokie, a końezy tak nędznie i z rozpaczą w sercu - 511 - śmicru wygląda, sam się tam chłoszeze, sam siebie za odstrasza- jący przykład podaje. Sterawszy życie w próżţnych zabiegach, zmuszony jest wyznać: "Marność nad marneściami i wszystłro marność." Wszedako Kohelet nie jest tylko satyrą na krbla, na jego złe rzady, na bezowoaność jego usiłowań i przţvsůrotność tej doby, lecz też filozofżeznem upomnieniem narodu, aby się nie ugiął pod brzem.ieniem opłakanych wypadkbw ówezesnych, aby otuchy nie tracił. Poglądy religij.ne autora rbżnią się wielce nietylko od po- glądbw jego własnej epoki, lecz i wszystkich czasbw. Bogoboj- ność, którą nam w swej księdze przedstawia, nie ma chorobli- wych rumieńców ponurej zadumy i sţmutnyeh rozpamiętywań o n ţdzocie świata, lecz tchnie zdrową ufţnością, że jego Kierownik od samego początku wszystko ku najlepszemu urządził i ustano- wił. Pomżmo całej nieţoli, którą He:od ściągnął na narbd ty- dowski, pomimo rozkładu, ktbry spowodował, t.yle jeszeze pozo- stało w ludzie energji duchowej, że mógł się zdobyć na kompo- zycję tak obmyślaną - ostatnią zapew.tte z czasbw powygnanio- wych. Po krótkim a nader ciekawym wstępie o wiekuistem trwaniu wszechświata w wiekuistym toku wszechrzeezy, wprowadza księ- ga krbla Knheleta, który poznał próżność swe5ivh zabiegów. "Ja, Itohelet, byłem krblem w Jerozolimie i umyśliłem w swem sereu zbadać mądrże i dociec wszystko, co się dz:ieje pod słońcem-zła to zabawa, którą Bbg dał człowiekowi, aby się dręczył. Widzia- łem wszystkie sprawy, co się dzieją pod słoiicem, a oto wszystko marność i pościg za wiatrem." Spowiedt króla z doznanego roz- czarowania posuwa się jeszeze dalej. "Rzekłeům w sercu mojem: otam stał się wielki i zdobyłem wiecej mądroścţi, niż wszyscy przede mną w Jerozolimie. Pójdę a dogwiadezę serca mego w uciechach i rozkoszaeh... Czegokolwiek pożądały oczy moje, nie broniłem im tego. Bo serce moje cheiało się cieszyć moim mozo- łem. A kiedym spojrzał na wszystkţie dzieła, ktbre stworzyły me ręce, obaczyłem, że wszystko marność i pogoń za wiatrem i nie- masz użytku pod słońcem... I znienawidziłem życie, bo obmierzłyţ mi sprawy, które się dzieją pod słońcem; brzydzę się wszystką mą pracą, bo mam ją zostawić temu, co po.mnie nastąpi, a któż wie, zali będzie mądry ezy głupi-, a władać ma wszystkiem, nad - 512 - czem się trudzţłem. I to właśnie marność." Nieraz jeszeze wkłada autor w usta królowi takic smutne tne= dytacje nad przyszłością. "Jest jeden, który nie ma nad sobą dru- giego, ani też syna, ni brata, a nieniasz końca jego mozdoxn. Lecz dla kogoż śię męczę i trapię swą duszę? Marţność to i niedo- bra zabawa." G.dyby z tych fysów nie można jeszeze było poznać I-leroda, to postać jego wyłaniają na światło dobitniejsze jeszeze aluzjc do jego rządów apacznych, które strąciły czoło natodu, a vţywyższyły podłą hołotę. "Chłap posadzony jest na szezycie wy- niosłyům, a magxxat siedzi na dole; widziałexn niewolników na ko- niach, a książąt chodzących po ziemi jak niewolnicy." A jeszeze dosadniej: "Biada ci, ţiemio, której krbl niewolnikiem, której .ksiażęta zrana ucztują. Szozęśliwaś, ziemio, której król jest wal ny, której książęta w porę jadają".. . "Lepsze pach.ulę ubogie a mądre, niż król stary a głupi, którego pr,;żno przestrzegać." Ja- każ ironja tkwi właśnie w tym rysie, że sam krul króla takiego, a raczej siebic samego pod pręgierzem wysiawia! Lecz z obawy, aby nie paść ofiarą swej satyry, autor, ilekroć rzucił na króla światło jaskrawe, nagle urywa i z miną niewinną przechorlzi do innego przedmiotu. Swobodniej mógl się obracać, niówiąc o zbrodniach i zdroż- nościach tego akresix. ,,A i to poznałem pod slońcem: na miejscu prawa bezprawie, xza xn.iejscu bogobojności grzech: A znów wi- działeţxn ţvszelki ucisk pod słońeem; łzy uciśnionych, których nikt nie pociesza, bo w rţku ciţnięzcy władza; i nicmasz, ktoby sżę wstawił za nimi. Więc za szezęśliwszych xniałen i umarłych, co daţvno nie żyją, niż jeszeze żyjących, a za szezęśliwszych od je- dnych i drugich tych, co nie narodzili się jeszeze i ilie widzieli złe- go, które się dzieje pod słońcem." Z ironją knże autor mówić kró- lowi - zawsze satneniu królowi Koheletowi - "jeżeli ujrzysz ucisk ubogich i łupiestwo ţna miejscu prawa i sprawiedliwośei, nie dziw się spr.awom takowym, bo jedon wysoki czuwa nad drugim, a nad niego są jeszeze ţv5ůżsi." Nie przepuszeza też nasza księga szpiegostţvu i donosicielstwu, cechującym system rządów IIerodo- wych, przez które tylu ludzi wtrącono do ciemţicy, lub zgładzono chyłkiexii ze świata:.,Nawet wśrbd znajomych nie złorzecz królo- wi i w łożţicy swej nie lżvj magnatów, bo ptak niebieski głos twój zanieść może, a mąż skrzţ-dlaty słowa twoje zdradzić." - 513 - Że jednakże autorowi ţie ehodziło jedynie o napisaţie satyry na hróla, lerz przedţwszystkiem o sanację niezdrowych stosun- ków, jakie zapanowały pod przewrotnemi rządami Heroda, mu- siał tedy i w tyţxn k.ierunku ostro wystąpić i nazywać rzeczy po imieniu. Nic dziwnego, że na widok rozprzężeuxia, które ogarnęio w.szystkie przejawy życiowe społeczeństwa judzkiego, zagnietdzżł się w umysłach nastrój posępny, znieehęcenie do życia. W cóż tţbróci się Juda i judaizm, gdy cudzoziemżec, pachołek Rzyxnian, zagarnął ţvsţzystkie środki rządzenia i nadużywa swej wła.dzy, nie- iylko żeby naród ujarzxnić, leez by go wyzuć z obyczajów ojezy- siych, uchybiać Zakanowi, znżeważać kapłaństwo i nadamiar zxnuszać patrjotów, aby mu przysięgali na wierność i przykładali ręki do jego sprawek nikezemnych? Biada teanu, kto takich eza- sów doczekał! Takie było usposobie.ţxże tych wszystkich, których serca biły dla narodxx i Zakonu. Uleciało z Judei wszelkie wesele, w milezeniu kroczył towarzysz obok towarzysza, aby miuzowoli xxie dać ţvyrazu swojej niechęcż i nie ściągnae nieszezęścia na lirzyjaeicla i siebie. Zţvolennicy szkoły szarxzmaickiej, którzy ze stanowiska swych surowyeh poglądów na życie i wiarę w cie- ţizniejszyeh jeszţze barţ,ach widziedi wypadki współezesne, stre- ścili swój pesymizm w tych słowach: "Lepiej byłoby dla eLło- aieka. gdyby się był wcale nie urodził." Wielu tęskniło za śmier- cią, zţvłaszeza młodziei wyksztełcana w szkołach. Z tą to pogar- dą życia, która ahezwładnia wszelką energję i o wiele groźniej- szą przyszłość gotuje, zwodzi autor Koheleta wa.lkę namiętną i pośţviţca jej znaczną część swojej k,ięgi. W jednem miejscu przy- tacza zdania przeţdstawicieli tych posępnyth zapatrywaxi na ży- cie, aby je wyszydţzić. "I.elţsze dabre imię, niż dobra oliwa, I dzień ţůmierci, niżJi dzień narodzin. Ilepiej pójść do domu żałoby, niż do domu wesela, Bci przy smutnem ob1iczu sesce szezęślţiwe być może. ż1 żywy do serca wziąć to może. I.epszy frasunek, niżli krotochwila, Bţi przv smutnem obliczu serce szczęśliwem być może. .ţţ,erce n;ądreóo w domu żałoţy, Seree głupiego w domu ţvesela." \a to axxtoţ-, albo ţvproţv Zdznna przezeń figura: "i to jest ţ listur;a Zr"=ůţţ Tr in 3 =rk.3 - 514 - marność" i maksy:mę zbijając maksyn zţ: "Lepszy koniec rzeczy, niż początek, "Lepszy cierpliwy, niż smutny.:` "Nie bądź do zţryzot pochopny, bo zţryzota gości w sercu głupca. 1\'ie mów, czemu to się dzieje, że dawniejţsze czasy lepsze by.ły niż Iiasze? Bo nie przez mądrość tak pytasz... Bacz, że to dzieło boże, a któżby zdołał sprostować, co On wypaczył? W dzień szezęścia zażywaj szezęścia, a w dzień niedoli pamię#aj, fe i ten stworzył Bóg w przeciwieństwie do drubiego." Taka była fi- lozofja autora, prawdopodobnie Saduceusza, któremu nie podoba- ła się przţsadna pohożność i posępne poglądy na życie Fnryzeii- szów i Eseńezyków. lV Ta widok zbrodn.i i złţgo tylko nţie rozpaczać i śmierci ţie wzywać; gdy wszystko od Boga pochadzi, jest tedy i zło zjawiskiem koniecznem. Wszystko, co stworzył, bywa dobre w swoim czasie, bo wszyůstko ma swoją porę; nie powinien więc człowiek doszukiwać się wszędzie istoty i przyczyn Alboţvieul ani ţvadliwego poprawić, ani niedoskonałego uzupełnić nie zdota. Dać pokój dociekaniom! "Im więcej bowiem mądrości, tem wię- rej kłopotów, im więcej wiedzy, tem więcej boleści." Trudno, człowiek przyczyny rzeczy zbadać nie może. Czem to się dzieje, że lepsze były czasy dawniejsze? "Co byůło, i nadal będzie, a co się stało, znowuż się stanie, niemasz nic nowego pod słońcem. Jest rzecz, ó której mówţą: "owóż to jest nowe!" Było zdawiendawna ţv czasach ubiegłych, które były przed nami, lecz nie zostało pamięci o rzeczach dawnych i nie zo- stanie też wspomnienia o rzeczach póź,niejszych, które będa. u tych, co się jeszeze później urodzą." Gdy zatem świat pozostaje zawsze niezmienny, gdy "jedno pokolenie przemija i drugie przy- thodzi, a ziemia zawsze trwa niewzruszenie," nie należy wiec ţv niedoli rozpaczać, odwiedzać domów żałoby i śmierci przyţzywać: Nie trzeba też gryůźć się i umartwiać. ţycie, dar boży, ma swojţ wartość. "Wszyscy żyjgcy mają nadzieję; psu i.ywemu powodzi się lepiej, niż lwu maI'tţvemu. Żyjący wiedzą, że umrzeć mają, ale umarli nic już nie wiedzą." W energicznej opozycji staje autor z tymi, którzy dzień śmierci poczytują za bardziej pożądany, niżli dzień narodzin. "Słodkie jest światło i miła rzecz oczom słoiice oglądać. Choćby wiele lat przeżye przyszło człnwiekoţvi, powinieu się ze wszystkich weselić, bo dni ciemności będą jeszeze liczniej- - 515 - sze. Przeto raduj się, młodzieńeze, twojej młodościl" - tak przemawia autor do piastunów przyszłości, aby im pesymizm du= szy nie zaţtruł. - "Rozjaśniaj twoje serce wese.lem w d:izi twojej męskości, otrząsaj serce ze smutku i wypędzaj z ciała zgryzoty,. bo młodość i siła męska znikome." Idąc za trzeźwym poglądem saducejskim, wbrew tym, co, życiem wzgardziwzsy, umartwiali swe ciało, oświadeza autor na- der dobitnie: "Niemasz nic w życiu lepszeţo, jak jeść i pić i ra- dować się życiu. Albowiem dar to boży," a więc nie należy niem gardzić. - Idźże ţtedy, a jedz chleb twbj z weselem i pij wino twe z serceţzz radosnem. Zażywaj życia z niewiastą, którą miłu= jesz, po wszystkie dni znikomego żywota twojego." -.Takitż rozmiary przybrać musiała ta pogarda życia i uchylanie się od zawierania związków małżeńskich, skoro moralista uważa sobie za obowiązek nawolywać współezesnych, by nie unikali uciech. światowych. Ten moralista zwodzi też walkę z wiarą w nieśmiertełnotć: Rezolutnie przeczy, aby dusza żyć miała d,alej po śanierci c.złowie- ka, co było wytyczną ideą wierzeń, panujących w ty--m wieku: "Jednaki los człowieka i zwierząt, jak on umiera, tak umierają i one i nie ma człowiek nad zwierzęciem przewaţi. Wszystko przen -iija, wszystko zmierza do celu jednego. Wszystko, co z pro- chu powstało, w proch się obraca. Ktbż wie, zali duch synów człowierzych w górę się wzbija, a duch zwierząt w zieznię zapa- da?" Grot to widocznie ţvymierzony do jednej z partji religijnych , do Faryzeuszów czy Eseńezyków, a może do obu. Przesadnie Iţa- bożnym prawi w ogólności rzec-zy niemiłe: "Jednaki los czeka sprawiedliwego i grzesznika, dobrego i złego, czyniącego ofiţry i nie czyniącego ofiar, przysięgającego i tego, co unika przysiţgi." "Nie bądź zbyt pobażny i nie mędrkuj za wiele; cze.mu się udrę- czasz? Bo niema pobożnego na ziemi, któryby tylko dabrze ezy- nił, a nie grzeszył." Kohelet nie przepuszeza żadnej z owych szpetnych narośli, któremi nikezemne rządy Herodowe okţcyţy cia- ło narodu judzkiego. Atoli sprawiedliwość przedwżeczţa ukarała Heroda jeszeze dotkliwiej, niżby to uczynić mogły powodowaţne oburzeniem i su- rowością sądy doczesne. h'awet radość, którą mu zesłała, zanim był uległ wstrętnej chorobie, była dlań ciężkim dopustem. Od - 516 - ţţuţgusta nadeszto pozwolenie, aby z nikezemnym Anfygatreům roz- prawił się według uznania. Uciecha, że może wywrzeć zemstę na synu, uśmierzył aia chwilę bóle łieroda, leez w.net. wróciły z taţką ţwałtownością, że usiłoţval sobic nożem życie odebrać. Na.rzeka- nia, którenai skutkiem tego zajścia rozbrzmiał patac w Jerycho, abiły się o uszy więzionego tamże A.ntypatra. Powziąwszy znowu nadzieję, że mu się uda życie ocalić, jąt zaklinać strażnika, aby go puścił na wolność. Nie chcąc własnej glowy lekkaniyślnţie naraiae, podążal strażnik na pokoje królewskie, aby naocznie stwierdzić zgori 1-leroda. Krbl, skoro się z ust jego dowiedział, że Antypater łudzi się nadzieją, iż ojea przeżyje, kazał swym drabantom stra- cić go niezwłocznie, co też spetnili. Lubo Aţtypater dziesięćkroć na śmiere zasłuEył, wszystkich przecież obruszyło do żywego okru- rieństwo ojca, który trzeciego już syna mieczem ukarał. Otrzy- ţiawszy wţiadomość o egzEţkuc,ji Antypatrţ, wyraził się August, ie "ţvolałby raczej być wieprzem -Heroda, niż jego synean." I'óźniejsza legţda rozdęła t-o gastwienie się Heroda nad wła- snom potomstwem do potworniejszych jeszcze rozmţarów, czy- niąe go mordţrcą wszystkich dziatek powyżej dwóch lat w Bet- lehem i calej jego okulicy, gdy zasłyszal, że w miasteczku tem urodził się 1\lţsjasz z rodu Dawiduwego. Tą przynajmniej rzezią iiiţwiniątek nie abazţczył wielki zbrod.zień swego surnienia. Jeszeze ostatnie myśli Heroda zţprzątaly się edyktem mor- dercników, stawiono Jezusa przed Synhedrjum. któremu przewodniczyţ acykapłan Józef Kajfasz. Przesłuchaniem go chciał się trybunał przekonać, czy się Jezus istatnie ma za syna ţożeţo, jak to utrzymvwali świadkowie. lirzmi to wręcz nicwiaraţodnie, jakoby wytocżono mu proces o to, że twierdził, iż może zburzyć świątynię i w trzy dni jţ odbudować. Słowa pudobne, gdyby je rzeezywiście wypo- ţriedział, moglyby conajwvżej śmiech obudzić. Akt oskarienia ţarzucał m u raczej bluźnierstw o, polegające na tem, że się po- daje za syna bożego. Zadane sobie w tym przedmiocie pvtanie ţbył Jezus milezenicm. Gdy go przewndniczţcy pQnownie zapy- - 551 - tał, czyii jest synem bofym, odparł podobno: "Tyś powiedzial ţ' i dodał: "Ujrzysz niebawem syna człowieczego, siedzącego po prawicy ů tronu bożego i jadącego na obłokach niebieskich." Ze słów tych, jeśli je wyrzekł istotnie, mogli sędziowie wnieść, że się sam uważał za syna bożego. Zaczem na takie bluźnierstwo arcy- kapłan rozdarł szaty na sobie i trybunał skazal go na śmierć jako bluźniercę. Pozory były przeciw niemu. O zatwierdzenie a raczej wykonanie wyroku zwróciło się Synhedrjum do proku- ratora Ponejusza Piłata, bawiącego właśnie w porze świątecznej w Jerozolimie. Piłat, przed którego przywiedziono Jezusa, zainteresowany polityczną stroną tej sprawy, zapytał go, czy się jako Mesjasz nazywa królem żydowski,m, a gdy Jezus odparł na to dwuznacz- nie: "Tyś powiedzńał," skazał go i prokurator na śmierE. To tylko należało do niego. Wymyślony jest rys, jakoby Piłat, nie znalazł- szy w nim winy, chciał go ocalić, lecz uległ Judejezykom, do- magająeym się jego głowy. Jeżeli naigraw-a.no się z Jezusa i wlożono mu karonę ciernio- wą na urągowisko z jego królewskości mesjańskiej, to barba- rzyństwa tego nie doţuścili się Żydzi, lecz rzymscy żołdacy, raţzůi zapewţe, że mogą w nim wyszydzić naród żydowski. Sędziowie iudzcy natamiast nie żywili snać zupełmie nieprzychylnych uczuć dla je.go osoby, skoro jak każden iu skazańcowi podali mu puhar z. winem i kadzidłem, aby go odurzyć i złagodzić mu cierpienia przeclzgonne. Ponieważ Jezus przed śiniercią był obiczowan, to ţvidocznie Piłat postąpił z nim według ustaw karnych prawa rzymskiego, kodeks bowiem jndzki nie poddawał cbłoście na śmierć skazanego. Rzymscy to oprawcy (liletorowie) osmagali ze złośliwą ueiechą rzek4mego "ţróla żydowskiego" powrozami albo rózţami. Oni też rozpięli go na krzyżu z rozkazu Piłata i wykonali ng nim wyrok śmierci sromotnej według prawa rzyntskiego. Z chwilą bowiem, gdy stanowiący o życiu i śmierci urzętlnik rzymski dekret śmierci ferował, przestawał delikwent należeć do sweńo narodu i przechodził w ręce władz rzymskich. Nie Synhedrjum judzkie, lecz Piłat kazał stracić Jezusa jako wichrzyciela i przestępcę stanu. Według źródel chrześcijańskieh ukrzyżowany został żyweem o godzinie dzieţ-iątej przed połu- dniem, a dopiero o trzeeiej, po połurlniu clucha wyzionął (ok. 30- - 552 - ţ5?). Ostatniemi jego słowy miały być słowa psalmu w narzeczţ aramejskiţn: "Boże, mój Boże, przeczżeś mię opuścił! (Eli eli luma szebaktani)." Na urągowisko umieścili pono rzymscy żoł- nierze na krzyżu napis: "Jezus Nazareński hról żydowski." Ukrzyżowaţie a zapewne i pochowanie zwłok odbyło się za mia- stem na przeznaczonym dla skazańców cmentarzu, noszącym nazwę Golgata (Golgota, miejsce czerepów). Taka był honiee męża, który gracowţł nad uzdrowieniem moralnem zaniedba- riveh rodaków i padł może ofiarą niegarozumienia. Zgon jego stał się niewinną wprawdzae przyczyną nieprzeţraţyeh cierpień i wielorakich rodzajów, śmierci dla synów jego ludu. Jţdyny to mąż zrodznny z,niewiasţty, o którym bez przesady rzec można, że śmiercią swoją wżęcej zdziałał, niż życiem. Golgota stała się dla świata dziejowego nowym Synajem. Zresztą te dla chrze- ţcijaństwa tak doniosłe wypadki nic s.plţţwiły widaE narazie w Jerozolimie wielkiej sensacji, skoro historycy judzcy, Justus z Tyberjady i Józef Flawjusz, zapisujący najbłahsze zdarzenia, 7aszłe za rządów Piłata, nie wspominają ani słowem o Jezusie i jego straceniu. Ochłonąwszy nieco z przerażenia, wywołanego uwięzienienl i ukrzyżowaniem Jezusa, rozproszeni uczniowie zgramadzili się znowu, aby opłakiwać śmierć mistrza drogieţo. Cała rzesza zwo- lenników Jezusa, ten jej adłam przynajmniej, który się znajdo- wał podówezas w Jerozolimie, nie przenosił stu dwudziestu głów, a ryczałtowa liczba tych wszystkich, którzy wierzyli weń w Ga- lilei, dorhodzila zaleciwie do pięciuset. Dalecy od wyrzerzenia się wiary w jego mesjanizm, przejnnoţvali się, owszem, coraz wiek- szym dla nieţo zaehwytem; ich cześć dla Jezusa przybrała roz- miary ekstazy. Jedynym szkopułem była okoliezność, że mistrz, który Izraela odkupić i glorję królestwa bożego zapalić maał, umarł śmiercią sromotną. Gierpiący Mesjasz budził w nich po- ţvażne skrupuły. Ten szkopuł należało najpierw usunąć, zanim- t.y zwolennicy Jezusa bez zastrzeżeń moţli uwierzyć w jego me- sjanizm. Wówezas zapewne jaţiś piśmiennik z ich koła uspohoił siebie i innych przytoczeniem proroctwa Jezajaszowego: "Wy- rwany jest z ziemi żyjących i za grzerhy swego ludu rany po- nosi," bo i ten wiersz stosowano opacznie dţ Mesjasza. Ten uczo- ny wybawił z największeţo kłopatu przerażoną i nie wiedzącţ 9 - 553 - czeţo się trzymać garstkę adherentów Jezusa. To co byţo no- ţve i dziwne, uczynił zapomocą wyhładu starem i zgodnem z brzmieniem Pisma świętego. Zagrożon u w samym zawiązku rozhładem młodemu chrześůzijańsůtwu dał punbt oparcia. Wyhład Pisma był w tyan czasie potęgą, która w największy absurd po- trafiła sens włożyć i rzecz najniepodobniejszą do wiary wydaó za prawdę niezbitą. Bez słabej bodaj podpórhi z Pisţma świętega nie mogła żadna inowacja znaleźć oddźwięku ani się ostać. Ten tećly, lubo dziwaczny, wyhład proroctwa, zwiastującego jahoby Meśjaszowi drogę krzyżową, rozproszył wątpdiwości wyznawcóaţ Jezusa: tak stać się musiało. Nawet ów szezegół, źe Jezus poniósł śmierć jako przestępca, wydał się pełnym znaczenia, tym bowaem spos-obem spełniła się dosłownie zapowiedź o Mesjas'zu. Zaliż nie było o tem proroctwa, że między złoczyńców będzie policzony? Uczniowie przypominali sobie sława Jezusa, te idzie naprzeciw prześladowaniom, a nawet i śmierci. A zatem męki i śţiierć prze- mawiały na korzyść jego poslannictwa. Uczniowie przechodzili myślą jego życie i w najdrobniej$zym szezególe dagatrywali się wyższych aluzji mesjańskich; nawet ta okaliczność, że urodził się nie w Betlehem, ale w Nazaret, miała być urzeczywistnieniem przepowiedni: "aby był nazwany Nazarejezykiem (Nazireţczy- kiem?)" Tak więe zwolennicy nabrali przekonania, że Jezus Na- zareńezyk jest Chrystusem (Mesjaszem). Gdy się umysły wier- nych uspokoiły z tej strony, to nie było tůrudno uporać się z in- nem pytaniem: kiedyż nastanie obiecane królţtwo niebieshie, jeżeli piastun jego i iścieiel poniósł śmierć na hrzyżu? Na to odpowiadała nadzieja: "Mesjasz przyjdzie w chwale o,yca swego z aniołami swoimţ, a wtedy zapłaci hażdemu według uczynhów jego." Uwierzyli, że "niektórzy z żyjących podówezas śmierci nie zaznają, aż ujrzą syna człowieczego, przybywającego do kró- lestwa swojego." Każdej przeto chwili wyglądali wierni powratv J-ţzusa, podobni w tem zupełnie do Judejezyhów, z tą jedynie różnicą, że mesjanizm przenosili na osobistaść już znaną. Po swoim powrocie założy Jezus królestwo tyţącletnie, tysiącleeie sabatowe po upływie sześciu tysiącleei świat.a, które wiernym przyniesie wszelhie rozkosze pohoju i ţsţelką szezęśliwość ziemską. Aby ta wiara utrzymać się mogła, nie powinien był ţezus papaść w moc śmierci, lecz powstać z umarłych. Może - 554 - 'za zwiţłzku z opowie5ciţ biblijną o proroku Jonasţu, który trzy dni spędził w brzuchu ryby, powstało podanie, że Jezus trzy dni spoczywał w ţrobie, poczem zmartwychwstał, a ţrób jego okazał się pustym. N:iekt&rzy jego uczniowie twierdzili, że po śmierci ţ-idţieli go w różnych miejscach, rozmawiali z nim, dotykali ran jego, a nawet jedli z nim ryby i patokę. Dzięki takim relacjom nie mieli najmniejszej przycaany Iţowątpiewać o jego mrsja- nizmie. Ale pomimo najţłębszej czci i uwielbienia, jakiem pierwsi nyznawcy otaczali Jezusa, nie wynosili go ani przecież ponad sferę człowieczą; w entuzjazmie swym nie posuwali się do uzna- nia go 13oţiem. Uważali ţo tylko za ezłowieka wyższego, który, że jak nikt przed nim pełnił ustawy Zakonu, dustąpił pasłan- nictwa bożego. Nie uchylali się przeto od ţrzepisów wiary żydow- skiej, przestrzegali soboty, obrzezania, rytuału pokarmowebo i czcili Jerozolimę i świątynię. Atoli obok wiary w pnjawienie się faktţţezne Mesjasza, wyróżniali się też niektóremi od Eseńezy- k&w przejętemi cechami. Dobrowolne podjęcie ub&stwa, głoszone przez Jezusa, nadawało im znamię wybitne. Od tego nieprzy- muszoneţo ubóstwa nazywali się Ebionitami ţubo- gimi}, nazwa, którą sami przybrali, albo też otrzamali od stojących poza obrębe,m ich grona. Czyniło to nieodznw- nem pożycie w wsţólnośei majątku, to tţż każdy noţvy adhe- rent spieniężał swe mienie i uzyskany kapitał przelewał do kasy oţólnej. Pod tym wzţlędem nie różnili się pierwsi chrześci- janie, czyli chrześcijanie żydowscy -- przez Judejezyków Nţza- rejezykami lub Nazareńezykami nazwani - od swego ůgniazda ţierwotnego, esenizmu. Do zawiaţywania pieniędzmi i biesiadami wspólnemi ustanţwili obyczajem powszech- nţţm w gminach żydowskich, siedmiu przełożonych. Eseński tryb życia pierwszych wyznawców Jezusa przejawiał się też w ich powściągliwości od mięsa i wina, w celibaeie, nieużywaniu oliwy do namaszezania, niezaopatrywaniu się w odzież zbyteczną; po- przestawali na jednej białej szacie lnianej. O Jakóbie, hracie Je- zusa, który dla tego pokrewieństwa wybrany był na przełażozrego pierwszej gzzziny żydowskochrześcijańskiej i świecił jej przykła- clem, opowiadają, że nie pijał ami wina, ani żadnych innych na- pojów gorących, nie jadał mięsa, nie strzygł sobie włosów,- te - 555 - nie nosił n,igdy szaty wełnianej, lecz Inianą, i zawsze tylko jedng suhnię pnsiadał. Źył ściśle według ustaw Zakonu i zżyxrzał się, gdy chrześcijanie żydowscy dopuszezali się jakichbądź przeciw niemu uchyl>:ień. Obok niego przewodniczydi jszeze pierwszej gminie ebioniţkiej: Szymon Kefas, czyli Piotr Ben-Jonas, i Jan Ben-Zebeńaj. Tych uprzywilejowanych adeptów nazwano "fula- rami chrześcijaństwa." Szyanom Plotr był najezyntviejszyan z po- Srbd wszystkiţh uczniów Jezusa i zabiegał usilnie koło jednania zwolenników wieTze w Jezusa i regule chrześcijańskiej. Przedsta- wiają go jednak jako męża chwiejnego charakteru. Źródła ţhrześcijańskie danoszą, że prży uwięzieniu Jezusa, trzykroć się go zaţarł i że sam miţtrz nazwał go małodusznym. On, jakateż inni uczniowie twierdzili, że Jezus polecił iin iść do "zaginionych domu Izraela," aby ich przygatować do udziału w królestwie niebieskiem. Mieli oni za przykładem Jezusa i Jana Chrzciciela opowaadać królestwo boże. Zaledwie na świat wydane, rzuciło sig ţnet chrześcijaństwo do poţbijania dusz; była to puścizaia po żakonie eseńskim. Uczniowie twierdzili, że otrzymali od Jezusa moc uzdrawiania datknţiętych chorabą, wypędzania duchów nie- czystych i wskrzeszania uanarłych. EgzorcyzJn uczynili stałą funkeją swoich zwierzehników i rozkrzewili przyţniesioną z Ga- lilei wiarę w potęgę szatana i duchów nieczystyth, które dopiero dzięki tej wierze grzybrały postać realną. W łonie judaiţznu wiara w złe duchy była niewinnej natury, bez zabarwienia reli- gijnego, doţiero w chrześcijaństwie wyniesiona zastała da ţo- dności dogmatu, któremu tysiące żyć ludzkich poświęoono w ofie- rze. Przyjęcie nowiejuśza poprzedzał egzoTcyzm, jakgdyby był dotąd opętany przez djabła. Nżewinna kąpiel rzeczna według re- ţuły eseńskiej stała się w kołach ţhrześcijańskich aktem waż- Iţym, mistycznym. Nie dziw też, że Judejezycy Nazareńezyków, a poganie chrześcijan uważali zw egzorcysţów i magów. A1e w pierwszych dziesięcioleciach po śmierţi Jezusa nie zwracano na nich prawie uwagi w sferach żydowskich. Działalność ich, jako luţzi nisk,iej kondycji, nae rzucała się w oczy. Tworzyli oni sektę odrębną i pewţ7ie zaliczano ich do Eseńezyków, z kt&rymi mieli tyle wspblnego. Zniknęliby z czasem, gdyby się później nie ţkazał był mąż, który potrţfił sektę tak upowszechnić i wy.nieśe jţ na takie wyżyny, że zapewnił jej panowţnie naţ światem. -- 556 - IVteszczęţtiwa gwiazda świeciła nad narodem Judżkim od wieku, odkąd walka bratţbój.eza ostatnich Hasmoneuszów pod- dała pod jarzmo rzymskie Judeę. Każdy nowy wypadek potę- óował niedolę. Koheletowe slowa ţoC,iechy: "niemasz nic nowego gad slońceţn," ohazaly się również marne. Mgłą powiewną po- kutujące w umysłach tworzywo mesjańskie, przyoblehło się w kształty cielesne, co było przecież nawshroś nowem zjawi- skiem, którego świat dat.ąd nie widział, a teţt noworodeh z tru- pią maską na twarzy zadać mial narodowi jndzkiemu nawe i do- tkliwe rany. Mesjaństwo z Nazaret wyszło z lona sehty eseńskiej, a gdy ta zdawna czuła odrazę do opartego na zasadach faryzej- skich ży.cia narodu, odziedziczylo po niej dziecię tę nieehęć, htórą wzmógł jeszcze żal, wywołany śmiercią Chrystusa. Niţma- lo też przyczynił saę prokurator Poncjusz Piłat do wrngiego na- slroju sekty chrześcijańskiej ku własnej rodzicy. Do śmierci przydał szyderstwo i hańbę, obiczował ich Mesjasza, uhrzyżowaţ go jak najpodlejszego niewolnika i na urągowisho z "hróla ży- dowskiego" włożył mu na głowę koronę cierniową. Ten abraz krwią ociekającego Jezusa z koroną cie,rntiową unosił się ciągIe przed oczami jego wyznawców, budząc w nich pragmienie odwe- tu. Ale zamiast gniew swój skierować przeciw okrutnemu, hrwio- żerczemu rzymiaństwu, zwaţili winę na przedstawicieli narodu- judzkiego, a z czaseQn na cały jego ogół. Nie chcieli pamiętać, czy też zapomnńeli później istotnie, że Piłat był zabójcą iţh mi- strza, i obarezyli odţpowiedzialnością cały szczep judzki. Pod tg samą porę, albo nieco później pastwil się Piłat nad jakimś sa- marytańs,hi,m mesţzţ czy też prorokiem, który zwołał swych wiernych do wsi Tirataba i przyrzekł im pokazać na górze Ga- rizim święte sprzęty z czasów Mojżţsza. Prokurator rzymski, który wszelkie zgramadzenia ludowe i wszelki ruch marzycielshi traktował jaho rokasz przećżw panowaniu rzymskiemu, uderzył zlarojną siłą na Samarytan i wybitniejszych mężów, pojmanych a% ucieczce, hazał stracić wśrńd srogich hatuszy. Skutkiem skargi, zaniesicxnej na Piłata przez Judejczyhón~ i Samarytan, zlożył go namiestnik Syrji, Witeljusz, z urzędu i wyprawiţ do Rzymu, aby się usprawieclliwil przed cesarzent 1'yberjuszem ze swoich okrucieństw. Witeljusa, ojciec późniejsze- ţo cţarza tegoż itnienia, był dlu Judejczyków wogóle nader vprzejmy. Nietylho wysłuchał życzliwie ich żalów, lecz uţ.zano- wał też ich draźliwoţśE na punhcie religji z delihatnośc.ią ţe- zwyklą u Rzymian. Gdy przybył do Jerazalimy, aţby się o stanie rzeczy naocznie przekonać, złożył ofiarę w świątyni. Illżyl rle możności jarzma rzymskiego. Darował Jerozolimianom cło od owoców, dowożonych na targi. Uwolnił szaty arcykapłańskie z pod hlucza w zamhu Antomja i oddał je holegjuna kapłanów. Nie zrzehłC się atoli Witeljusz prawţ anwestytury na arcyha- płaństwo. Interes rzymshi lvymagał, aby tylho miła Rzymianom, lub przvnajmniej niţwraga osobistoţć piastowała tę godność, po- znie,sieniu bovoae-ţ w#adzy krblewskiej stał arcykapłam na czele możnowładztwa judzhiego i kierował sţrawami wewnętrznemi. Usuttął też Witeljusz arcykapłana Józefa Kajfasza, htóry urzę- dował za prokuratury Piłata i żyl z nim w dohrej komitywie, lecz nie cieszyl się sympatją narodu. Płynęlaż ta życzliwaść Witeljusza dla Judejczyków z wła- snego natehnienia, czy też byla wynikiean mniej lub więeej wy- raźnych wskazńwek cesarza? Zdaje się, źe Tyberjusz po upadhu swego wladcy, Sejana, złożyl dawna miechęE do tego narodu. Znibsł rozkaz, rugujący Juţejczyków z Rzymu i Italji. Mieli orsi orędowniczhę na dworze Tyberjusza w osobie młodszej Antonji, szwagierhi cţsarza a córhi trjumwira Marka Antoţjusza i Oh- tawji. Caeszyła s2ę oma wielką wziętoţcią u osamotnionego na t:aprei cesarza, doniosła zn.u bawien> o zdradzieckim planie Se- jana, zmierzającym do strącenia go z tronu. Byla przyjaci&lką pewnej zacnej księżniczhi judzkiej, zamieszkałej w Rzymie. Ara- barcha Alehsander Lizymach z Aleksandrji zarządzaţ hu zupel- nemu jej zadowolţniu dziedzicznemi dobrami, które posiadała w Egipcie. Ta tedy Antonja jako vzocznicżka narodu judzţ:iego wywołala zapewne korzystny dlań zwrnt w usposobieniu eesarza. Witeljusz otrzymał polecenie wyraźne, aby całą rozporzą- dzalną silą zhrojną poparł hsięcia Heroda Antygasa przeciw królowi nabatejskiemu, Aretasowi. Miał tu zresztą Witeljusz bro- niE sţrawy nieslusznej. Antyţas pojţ.ł za żonę cbrkę Areta.ca, lecz niepornny obowiązhów zadurzył się w Iierodjadzie, naałżonce brata przyrodniQgo Heroda, ktfxry wydziedziczony będţc przez ojca, Heroda I, żył w Cezarei jako czlaw%iek prywatny. Poznal' ją w Óż,Y do Rzvmu, f ambitna kobieta, ctująca się może - 558 - nieszezęśfiwą w stanie prywatnym, porzuciła wiarołoţnnie rnał'- żonha, ojca jej córki, i zawarła bez skrupułów z jego bratem aluby, ţiedozţalone przez Zahon. Słusznie rozgniewana na zdra- dę Antypasa uciekła Nabatejka do ojca i podburzyła go do wojny z przeniewierezym małżonkietn. Antypas ţoniósł ciţżką porażhę. Gdy doszła o tem wieść do cesarza, rozkazał Witeljuszowi we- sprzeć Antypasa. Namiestnih wyruszył z Ptolemaidy na czele dwóch legij, aby grzez Judeę i Jerozolimę wtargnąć do Nabatei. I znowu umiţszezone na sztandarach wizerunk,i cesarza wywo- łały zţorszenie Judejezyków. Tym razem wódz rzymsha tak da- lece swą uprzejmość posunął, że ominąwszy hraj judzhi, prze- prawił się z wojskiţm przez Jordan. ROZDZIAŁ CZWARTY Agryppa I (37-44y Gdy cesarz Tyberjusz zginął uduszony rękaini Makro;na (11 marca 37) i senat kołysał się przez chwilę słodką nadziejţ, że zdoła odzyskać dawne przywileje, nie przeczuwał Rzym, że w Jerozolimie w nieskansolidoovanej jeszeze gminie chrześci- jańskiej zrodził mu się wróg, który iaział rozprząc jego obyczaje, obalić jego bogów, moc jego skruszyć i przez uwiąd powolny do- prowadzić go do zupelnego rozkładu. Myśl grzez syna narodu judzkiego powzięta i na świat wydana, a przez gmin wzgartizony wypiastowana miała zetrzeć vc, proth potęgę i ehwałę państwa rzymskiego. Trzeci cesarz rzymski, Kajus Kaligula Germanicus, podał samochţąc w pogardę p-uliteizm rzvmski, gţówny filaţ imperjum rzymskieţo. Po posępnej mizantropji Tyberjuśza za- siadły na tronie cezarów obłęd i krwiożereza tţhórzliwość. Żaden ţ ujarzmionych przez Rzymian narodów nie odezuł żywiej od judzkiego skutków tej zmiany. Pierwsze lata rządów nowego monarehy zdawały się wróżyć zwrot dla Judei pomyślny. Kali- gula obsypał jednego z Irsiążąt żydowskich dowadanii swej łaski, co się pozwalało spţdziewać, że ucisk jarzma rzyznskiego nieco zwolnieje. Okazało się atoli niebawem, że te fawory,, ta życzli- - 559 - woţć były jeno przelotnym haprysen t; który wyparły noţve, ţtţiożereze faţtazje, wprawiając podległych berłu rzymskiemu Judejezyków w przerażenie i trwogę. Agryppa (ur. oh. 10 przed Chr., zm. 44 po Chr.) był synem straconego przez Heroda Arystobula, a wnukiem Hasmanejki Mţjţmny; płynęła więc w jego żyłaeh krew hasmonejsha i idu- mejska i oba te wrogie żywioły ścierały się w jego duszy dapóty, aż szlachetniejszy nie odniósł zţvycięstwa. Wychowywał się w Rzymie w towarzystwie syţa Tyberjuszowego, Druzusa. Tu ochnęły saę w nim z początku rnstynkty herodjańshie. Wysługi- wał się gorliwie Rzymianom, roztrwonił majątek, aby się wkupić w rzţ-mshie fawory, a orlziedziczona po babce wspaniałomyślność potęgowała jego rozrzutnośE. Przeszastawszy spaclek po matce Iierenice, cbrce Salomy, zabrmął w dłuţi. Znieţvalomy po ś2nierci swego przyjaciela Druzusa (23 po Chr.) opuśeić Rzym i wrócić do damu, wpadł w t2ką nęslzę, że przyszło mu się zagrzebać gdzieś w zapadłym hącie Idumei, jemu, co zwyhł był żyć huczno i dworno i za pan brat przestawać z synami cezaróvr. W tej niedoli opadła go myśl samobójstwa; w śmierci chcůiał szukać wyzwolenia. Aby go z rozgaczy w=ţyć, wielkoduszţna jego ntałżonha Kypros wstawiła się za nim tt jego siostry przyrodţiej Herodjady. :'lgryppa został dozorcą targowynl w Tyberjadzie. Gdy mu pewneţo razu Antypas dał uczuć zaleţność od siebie, porzucił go Agryppa i uczepił się klamhi namiestnika Syrji Flakhusa. Lecz i z tego dwuznaeznego stanowiska rezydenta namiesţni- ka SyTji wyparował Agryppę rodzony brat Arystóbul. Opuszezo- ny i prześţladowany przez krewnych, chciał Agryppa znóţv w Rzymie szezęścia spróbowae, leţz z trudnością unihţął wię- zienia za długi. 1\Tajbogatszy i najznahomitszy Judejezyk alek- sandryjski, arabareha Aleksander Lizymach, u kiórego szukał przytułku, zaopatrţył go w pieniądze na drogę. Ten arabţreha oddał, ţvidać, rodzi:nie cesarskie wielkie usługi, skţro go przy- brała za członha i pozwoliła znu nosie obok własnego iuLienia imię rodowe domu cesarskiego (Juljusz). Juljusz Aleksander ży- wił d1a świątyni jerozoţmskiej tak głęhokie uczutia, że wszy- st.kie po:iwoje bram, protvadząeysh nd skrajnego przţlworza do przPelsienia, kazcił szezerem złotem ţţyłożyć. lţie cţGiał tedţ - 56U- .ţeţsander pozwolić na zţubę Agryppy, h,tary również adoptowa- ny był przez roazinę Juljuszów. W Rzyanie rozpoczął znów Agryppa życie w przygody bagate. Przyjęty zrazu przez cesarza 1'yberjusza na Caprea przez pamięć na stosunki łączące go niegdyś ze zanarłym Druzusem, popadł niebaţvem w niełaskę, gdy się cesarz dowiedział, że winien jest znaczną suţę skarţbowi. Z tego nowego kłopatu wybaůwiła go jego orędowniczka, młodsza Antonja, htóra matkę :lţryppy zaclaowała ţv żyzzliwej pamięci. Dzięki jej staraniom poů,vróeił awarvturniczy hsiążę do łaski i zo- stał zaufanyuţ Qrzyjaciţleim naţtępcy tronu Kajusza Kaliţuli. I jakgdyby fortţna chciała na niţi ţo ana wyţrz:ţć swoje ha- prysy, wyrwano go z utoczenia przyszłego cesarza i wtrącono do wieży, iż pewnego razu, aby się przypochlebić Kali u1i, wy- raził źyczeţie: "Oby 1`yberjusz jakţţţţjrye:hlej zţzedł ze świata ż godniejszemu berło pozo.stawił!" JLd z jEgo niewolników doniósł o tyeh nierozwaśnych słţwach cţsarzowi. W więzieniu przebył Agryppa sześć miesiţcy, do śmierei Tyberjusza (:xnarzec 3i). Ze wstą.pieniţn na troll Kaliguli wzeszła dla Agryppy gwia- zda Eurtunna.1V'owy esarz uwolzził go z więzieţiia, po.darował mu na pamiątkę cierpień doznanych przez iniłość d!a ţiego złoty łańcuch, zamiast żelaznego, włożył mu na głowę djadem, do któreţo przy-wiązany był tytuł królewshi, i nadał mu przypadłe Rzymowi księ5twn`Filipa. Senat rzymski udzielił mu tytułu pre- tora (37). Tak przychylny bţţł dla niego cesarz Kaligula, że do- piexo po upływae roku pozwolił mu wyjechać do jego królestwa, z tym wszahźe warunkiem, że niebaweţn powróci do Rzymu. Gdy Agryppa jaho król i ulubieniec cesarza stanął w Judei, którą opuścił zadłużony po uszy, bez wszelkich środków do życia, obudziła ta nagła zmiana fortuny zawiść w jego siostrze, Herod- ,ţadzie. Trawiona amţicją mţlestowała małżanka, aby się udaţ również do ftzynlu i od szafującego hojnie łaskami młodebo cesarza wyprosił sobie przynajmnieţ hrólestwo. Z obawy, aby 4n:typas nie wkradł się równiţż w łaskę Kaliguli, a maże teź przez zemstę za doznane od niego zniewagi, oćzernił Agryppa swego stryja przed cesarzau. Potwarz ta przyprawiła Antypasa o utratę hsiţtwa i zesłaţie do Lugdunu w Galji, dokąd z nţe- spodzianą wiernośedą towarzyszyła mu żona (39). Wzţlędy, któremi Kaligula darzył zubożałţgo Agryţpę, a htó- - 561 - re, jah się spodziewano, spłynąć też miały na jego współwiţrcţw; cbudziły zazdrość w poganach i rozpęţ<ły zwłaszeza bezbrzeżną nienawiść do Judejezyków, drzemiącą zdaw-na w pietsiach Gre- ltów alehsandryjskich. Mieli wprawdzie Judejezycy na cały.iły zeń jeden z owych charah- terów moralnych, który'm głupţta, występki i brutalność ludzi wydają się niesozwiązalną zagadką. Taki był mţż, którego gmina aleksaţdryjska wybrała na swego rzeczzzika. Poganie aleksandryjscy wyprawili też z swej strany posţstwo do cesaţza, aby po!psuło szyki deputacji żydow- skiej. Na czele jego stanął arcywróg imaenia judzkiego, autor paszkwilu na żydostwo aleksandryjskie, a jednyţn z jego człan- ków był także zjadliwy Izydor. Poraz pierwszy w dziejach wy= stąpił judaizm w szranki z pogaństwem; obie strony reprezento- wali należycie, mężowie wykarmieni mlţkiem kultury helleńs,kiej: Filon, pełen goţdności i powagi, uosoţiţane dążenie do prawdy i zisz‚zenia ideałów etycznych, Apjon, wartoţgłów i oszezerca, wcielenie wygadaQiej chelpliwości i próżnej nadętoţci upadłego hellenizmu. Wyniki sporu Aleksandryjezyków pugańsxich z judzkimi są wątpliwe. Kaligula, który miał być rozjemcą stron powaśnionych, sam był stroną bardzo zainteresowaną w tej sprawie. Nienawidził Jţdejezyków, że nie eheieli go uznać i czcić jako boga, gdy wszystkie inne podległe jego berłu narody oddawały mtt z nikezemnem służalstwem cześć boską. Uzyskawszy pţsłuchanie. - 569 - nie m li się posłow.te ju:dzcy niemal odezwać. Na samym wstępie rzucił im Kaligula słowa szydereze: "Wyieście to, bezbożnicy, którzy nie chcecie mnie za buga uzţawać i wolicie się kła,nźać Bezţimiennemu?" ZaczeZn z rękoma, pod,niesionemţi do g6ry, bryz- gnął na Buga Izraela taţk ohydnem bluźnierstiwem, że histoţryk nie śmiał zapisać teţo wyraznx. W końcu odprţwił podobno derputa- eję w gnieţwie szalonysn, i Filon, mie przeczuwając ni.c dobrego, zwrbcił się do sţroich towarzyszy z upomztieniţm, aby słuszną swą sprawę poruczyli nadal boskiej apiece. Arabareba Aleksan- der wtrąeony zostaţ do lochu. Kaligula nie posiadał się z gniewu, że właśnie Judejezycy, którym przeţ wyniţienie Agryppy akazał życzliwość, nie chţciel-i przed jego buskaścią czołţn uderzyć. Nietylko w synagoţach, lecz w samej śwůiątyţi jerozolumskiej miał sţanąć pasąg cesarsţa; wszelki opór miał być złaanany siłą oţrę.ża. Namigstzzik Syrji, Pe- tronjusz, otrzyniał rozkaz, aby na czele swoich legjonów wkro- czył do Judei i nrzeistoczył przybytek judzki w świątynię pogań- ską. ţVlażna sţbie wyobrazić przestraţh śQnaertelny, jakim wieść ta agarnęła naród żyţowski. Przed oczyma wszystkich przesu- wały się najpaţępţiejsze obrazy przyszłych wydarzeń. W przeie śmierć własno- ręcznie. Zanim atali Petronju5z odebr.ał ten list niebezpieczny 7a:równo d1a n,iego, jak dla Juţejtzyków, nadeszła juţ była wia- domaść, że abłąkanţiec Kaliţula zginął śmiercią sramotną z rę- ki trybuna pretarjan, Chereasa (24 stycznia 41). Przyszło d. 22 szebat (marzee 41) donieţsiEnie: "Kajusz Kaliţţla zamordowany, ţ jego rozkaţy uthylono." Dzień, który przyniósł niespadziane - 571 - ,iybawienie od zguby niechybnej, obehodzony był odtąd jako dzień szezególnie radosny. Następcą Kaliguli na tronie cezarów został Klaudjusz, nie- dolęstwo skojarzone z pedanterją. Koronę swą zawdzięczał tra- fowi i interweneji dyplomatycznej króla Agryppy, który wzdra, ţającego się tehórza nakłanił do przyjęcia wybaru pretorjan, a opierający się senat do jego uznania. Jakże upadł Rzym, skoro drobne książątko judzkie, które dumni patrycjusze z czasów rxeczypospolitej zaledwie raczyli obdarzyć spojrzeniem, teraz mogło zabierać głos i traktować w kurji senatu i poniekąd dać pana Hzymowil Nie był też Klaudjusz niewdzięczny wzţlgdom księcia judzkiego. Poehwalił go na publicznej sesji senatu, nadal mu godnuţć konsula i uczynił go królem całej Palestyny, wcie- liwszy do jego państwa Judeę i Samarję, Galileę i Pereę. Hero- dowi II, bratu i zięeiowi króla Agryppy, udzielił Klaudjusz ty- tułu' pretora i mianował go księciem Chalcydy pod Liba- nem. Przewrót, który nastąpii w Rzymie po śmierci Kaligufi wy- szedţ też na dobre Judejezykom aleksandryjskim. Cesarz Klauţţ djusz, zaprzyjaźniony z arabareh.ą Aleksandrem, uwolnił go z aięzienia, do którego go wtrącił jego poprzednik i rozstrzygnąţ spór w Aleksandrji na korzyść Judejezyków. Zanim do stolicy- egipskiej przybyła wiadomość o wstąpieniu na tron n4wego ce- sarza, porwali Judejezycy aleksandryjscy za broń, aby położyć koniec codziennym cierpieniam i hańbie. Stronne postępowanie Kaliţuli zniewolilo ich uciec się do samopomocy. Nowy monar- cha przywrócił pokój edyktem, potwierdzającym równoupraw- nienie gminy aleksandryjskiej. Wskrzesił również arabarehat, uiezmicrnej doniosłości dla Judejezyków ebipskich. Za sprawą Agryppy zapewnił też Klaudjusz Judejezykom toleraneję relegijů ną na całym obszarze państwa rzymskietio i zabranił paganom przeszkadzać im w pełnieniu obrządków. Powiadają, że Klaud- jusz tak się zainteresował Filonem i jego kwiecistą greczyzną, że polecił mu odezytać w senaeie opis eierpień jeţo rodaków za rządbw Flakkusa i sprawozdanie z poselstwa do Kaliguli. Obsypany hojnie zaszezytami, pożegnał wreszcie Agryppa cesarza i powrócił z Rzymu do Judei, aby objąć w posiadanie swoje królestwo. Już pierwsze jego kroki przekonały podda= - 572 - nyeh, że zasz#a w nim anţtamorfoza wewnętrzna, że katastro, fa, która obaliła zuchwalca, a wyniosla na tron niedołęţę, wyţ warła na nim niezatarte wrażenie. Lekţuduch Agryppa prze- obrażił się w męża petnego pawagi, znikł dworak, ustępując ţiejsca patrjoeie, monarsze dbałemu o dobro narodu. Hasmo- nejezyh przezwyciężył w nim Herodjaniha. Pod berłem Agryppy cieszyła się Judea po raz ostatni krótką chwilą niezmąconej po- nţţślnbści. Tak szezerze usiłowal iśe ręka w rękę z narodem, narażająţ się ţawet na utratę rzymskieh faworbw, żę najzacięt- szych wrogów i rozbroił i ţaskarbił sobie ich przyjaźń. Zdawało się, że pragnie naprawić grzechy swego dziada, Heroda. ţV całym riarodzie zapanował po gwattownej śmierci Kaliţuli nastrój uro- czysty i podţniosły. Znów się w jeţo lasach palec boży przeja- ţił. Nadzieje jego wragów zawziętych runęły sromotnie. To też świę#a przygodne obehadził tego roku sercem radasnem i wdzię- rznem. Ofiarowanie pierwocin ptodów w świątyni, dotąd pozba- ţione ceeh solennaści, obehadzono w tym raku z uroczystośeią szezególną, z muzyką i śpiewem przez całe lato. Właściciele flgrodów w miastach i wioskach zgramatizali się grupami z ţierwoeinami owaeów w kaszach ozdoţnych--bagaci mieli ko- sze złate lub srebrne- i ruszali do stolicy powiatu. Do zgroţ ţnadzanej rzeszy wołał koryfeusz: "Dalejżel Pójdźmy do Sjonu, ţo świątyni Baga naszeţo." Wśród dźwięku fletni ciągnęli w Zeremonjalnym pachadzie do Jerozolimy. Padezas gdy wlaści- eiele ogrodów wręczali haplanom zdobne w wieńce kasze z pier- wiastkami owaców, składając prţytem dziękezynienie, śpiewa- ł5- chóry Lewitów psalm dziękezynny (30), którego osnową jest wybawienie od zguby: "Wielbię Cię, Paniţ, żeś mi zesłał ratunek T wroţom mnim nie pożwolił trju,mfować nade mną." Jak wszyscy, udał się król Agryppa do świątyni z hoszy: ţiem pierwoţin owoeów na ţamieniu i dopelnił akţu dziękezy- hienia. Filozof aleksandryjski a rzeeznik swojej gminy przed tronezn Kaliguli, Filon, litóry po akrutnej niednli doczekał się ţomyślnego przewrotu, bawił również o tej parze w Jerozolimie i zostawił nam barwny opis "święta koszów.`ţ Jesienią roku następneńo (42) święeono inną uraczystoţć w - 573 - usposobieniu radasnem. Przepis, stanowiąey, że hról na za- rnknięciu roku sabatoweţo i święta szatasów odezytywać ma ţublicznie ludowi ustępy z Zakonu, poszedł do upadku książąt machabejskich w zapomnienie. Agrypga wskrzesił to prawo na- npól przebrzmiałe. Z trybuny, wzniesionej w świątyni, odezytał przed zgromadzanemi rzeszami pţzepisane ustępy z rodału, ţtóry mu z uszanowaniem podał arcykapłan. Gdy przyszła ko- lej na wiersz, opiewający, że król powinien być wybierany z tona narodu, opadła go myśl, że jako p5liţumejezyh nie godzien jest judzkiej korany i zalal się łzami. Ale tłum przytomny, na- wet Faryzeusze, zawola,li z zagałem: "Jesteś naţzym bratem. jesteś naszym braiem l " Z przystugująceţa sobie prawa nominowaţnia najwyźszych kaplanów uczynił Agryppa właściwy użytek. Na miejsce Teofila, mianowanego jeszeze przez Witeljusza, wybrał Szymona Kante- ras, htórego nazwano Szymonem Pobażnym, jak jego poprzed- ńika z przeţ trzech stuleci, jeszeże przed okresem macha- bejskim. Nacechowane szlaehetnemi tendenejami rządy Agryppy oddzialaly zbawiennie na cale spoleczeństwo judzkie. Synhe- clrjum otrzymało niewątpliwie od niego dawny przywilej norzno- wania spraw wewnętrznych wedluţ ustaw Zakonu. Przewod- niczącym Synhedrjum był za czasów Agryppy godny wnuk Hi- lela, Gamaliel I, czyli Starszy, syn Szymona. Prezydjum urosło za Gamaliela w gowagę, gdyż Synhedrjum otrzymało, na modłę konstytucji palitycznej, formę do manarehicznej zbliżomą. Wtrą- eenie roku przybyszowego nie magło odtąd nasląpiţ ţez zezwo- lenia prezesa. Okólniki do gmin pobliskich i odległych wycho- rłziły od niego. Foa-mularz takich okólników ciekawy jest zarów- no treścią jak formą; świadezţ on, że gminy, tak judzkie, jah zagraniczne, przyznawały Synhedrjum i jego prezesowi najwyż= szą powagę. Oto, co pisze Gamaliel piórem swego biegłego w ję- zykaćh sekretarza Jochanana: "Braciom naszym w górnej i dol- ţe Galilei pozdrowienie. Wiado2no wam czynimy, że nastąpił czasţwytknięcia dziesięciny z waszych zbiarników oliw. "Na- szyxn braciůam, wygnańeom w Babilonji, 1'ledji, Janji i wszyst- kirri innym wyńnańcom Izraela pozdrowienie. Wiadomo wam rzynirxxy, że ponieważ teńoroczne jańnięta jeszţze są drobne, ţo- #ębie riezdolne jeszeze do lotu i wiosna opóźniła się w ogólności, - 574 - podobało się mnie i moim kolegom przedłużyE rak bieźţcy o dni trzydzieśei." Ten Gamaliel był inicjatorem niejednej zbawiennej ustawy; skierowane sţ one przeważnie przeciw nadużyciom, albo mają na celu dobro społeczeństwa. Od niegv też wyszły niewątpiiwie tehnące nawskroś duchem Hillelowej pojednawezości i miłośţ blitniego prawa o zachowaniu się względem bałwochwalców. Jedno z tych praw stanowi, że nie wolno zabraniać ubogim po- ganom zbierania w polu pukłosia, należy ich owszem pod każ- dym względem traktowaE narówni z Judejezykami. Z tego ustawodawstwa urosła filantropijna praktyka, że w miastach o mieszanej ludności opiekawano się ubogimi poganami jak wlasną biedotą, pielęgnowano chorych bałwochwalcaw, świad- czoţno im ostatnią posłuţę, pocieszano rodzinę zmarłego. Być może, że w tym czasie Synhedrjum z Rabbanem Gamalielem na czele ogłosiło jeszeze dalej sięgającą ustawę, nakazującą nie uważać pagan za bałwochwalców, a nawet traktować ich poţże- kąd jako Judejezyków, jeżeli ślubowali przestrzegać pewnych przepisów moralnych i religijnych, a mianowicie powstrzymy- waE się od kultu bałwanów, od kazirodztwa, mordu, spożywania zrazów mięsa z żywego bydlęcia, błuźnienia Bogu Izraela i ţ końcu, jeżeli się zobowiązali przestrzegać ustaw krajowych. Te siedem przegisów otrzymały miano "praw noachidzkich." Wy- rzeczenie się praktyk bałwochwalśkich i obyczajów brutalnych miało być dostatecznym warunkiem niemal zupełnego równo- uprawnienia Greków i Rzymian z Judejezykami. Rzym i Judea złożyły na chwilę obopóIną nienawiść i podały sobie rękę na zgodę. Do tego stopnia posunęli Rzymianie swoją uprzejmośE dla narodu judzkiego, że gdy banda płoehych młodzieńców z miasta Dora ze swawoli i nienawiści do Źydów, podburzona przez tłum, ustawiła w synagodze wizerunek cesarza, nůamiestnik ţetronjusz pnlecił, na skargę Agryppy, energicznie zwalezać po- rlobne wybryki gwałcicieli religji. Z druDiej strany, gdy Agryppa przez wdzięeznośE przyozdobił miastr> fenickie Beryt w teatr; łaźnię i pflrtyk, z niezmiernym zbudowane przepyehem, nie spotkała go za to od przedstawicieli religji ża.dna nagaţna. Po swoim dziadzie Herodzie odziedziczył Agryppa skłonnośE rln szukania pupularności u Greków i Rzymiaţ. .Tak.tamten ţţał - 575 - ţponiinki do Aten i innych miast greckich i jońskich, 0 tţek i wnuk jego wyświadezył tej podupadłej macierzy nauk i sztuk dobrudziejstwo, ktbre na długo utkwiło w pamięei obywateţţ ateńskich. Doznawali też dobrodziejstw Agryppy mieszkańcy Ce- zarei, rywalki Jerozolimy z łaski Heroda, i przesadzali się na-ů wzaţem w objawach wdzięczności. Mieszkańcy miasta portowe- ţo Sţbaśtos wznieśli trzem jego córkom ţosągi, a ku czci sa- megA króla wybili moţnetę pamiątkową, noszącą jego portret a napis: "Wielki król Agryppa, przyjaciel cesarza." Niedługo zresztą trwała wdzięczność Cezarei. Miasta portowe Antecłon i Gaza kuły rbwnież ku uczezeniu Agryppy monety. Nawet dzicy mieszkańcy Auranitis i Trachonitis uwiecznili napisami jego imię. Gdy powrócił do Rzymu, gdzie kreował cesarza. rlzięko- wały niektbre miasta w tamtych stronach Zeusowi "za ocalenie krbla Agryppy i jego powrót.`ţ Wszţstkie nazywały go wielkim króleţn, coprawda z dodatkiem: "przyjaciel cesarza i Rzymian:" Synowie krain cudzoziemskich bili mu czołem, jak nieńdyś kró.. Iţwi Dawidowi, lecz jedynie dlatego, że mial wielkie zachowa- nie a cesarza Klaudjusza. Lţbo Agryppa zaprzyjaźniony był ż niejednym księciem, który; jak i on, zaţdzięczal swoją władzę i świetność faworom Rzymu, a raczej istoty, noszącej miano cesarza i reprezentującej światowtadną monarehję, nigdy przeeież nie postała w nim myśl wyclawać swych córek w domy zaţraniczne, dopóki te prakty= kowały obrządki poţańskie. Wolat się spowinowacić z domem arabarehy aleksandryjskiego. Najstarszą córkę, l3erenikę, stynną L przecudnej urody i losów niezwykłych, zaręczył Markowi, sy- no,wi arabarehy Aleksandra Lizymacha, dla któreńo miat obo- Riązki wdżięczności i który, rówţież jak on, przybrany był ża członka domu cesarskiego Juljuszów. A gdy Marek umart w okresie narzeezeństwa, poślubił ją Agryppa swemu bratu, Herodo- ţvi 11, królowi Chalcydy. Drugą córkę, Dlarjamnę, ţbiecał moż- ttemu Judejezykowi, Juljuszowi Arehelansowi, synowi Chelkja- sra. Najmłudszą, piękną Druzyllę, wydał wprawdzie Agryppa za księcia pogańskieńo ţpifanesa, syna swego przyjaciela Antjo- cha z Kommageny, ale narzeczony musiał dać słowo, że przej- dzie na judaizm i pozwoli dokanać na sobie znaku przy.= mżerza. - 576 - Ostatnie lata pa.nowania Aţryppy uplynęty ţrtyślnie dla Judejezyków, w hraju i zagranicą osiadłych, niby grająca ty- siącznemi barwami zorza wieczorna przed zapadnięeiem nocy hurzliwej. Mają one niejahie podobieństwo do ezasów króla Jozjasza w dawniejszym akresie historji: pokój wewnątrz i zew- nątrz, niezawisłość w pewnych granicach i żywy ruch umysło- ţy. Dopatrzyć się też można w obydwu monarehach pewnych wspólnych rysów charakteru, obaj bowiem, zalani odmętern ogólnego zepsucia, wydźwignęli się późnaej z toni i stali się wzo- rowymi królami. Judejezycy zapalestyńscy, rozproszeni po ca#ym obszarze państwa rzymskieóo, doznali na sobie blagich skuthóţ: #ash, htóremi cesarz Klaudjusz darzy# Agryppę; nie prześlado- wano ich nigdzie za obyczaj i wiarę, więc mogli zaţhować swe cechy odrębne. Szezęśliwymi zwłaszeza czuli się Judejezycy eţ pscy, szezegó!- niej w Aleţśandrji, gdzie za Kaliguli przez lat kilka żyli w pQ- niżeniu i ucisku. Klaudjusz przyznał im aktem osobnym równo- uprawnienie z mieszhańcami greckimi i nakazał namiestnikom bronić ich od wszelkich bezprawi. Ich zwierzehnih, arabţ.reha Alehsander Lizymach, uwalniony przez cesarza z więziţniţ i przywrócuny na swój urząd wysoki, mógł rozwiţąć owocną dla ziomków dziatalnaść. Brat jeţo Filon otworzy# dap.iero za Klaudjusza skarbnicę swych myśli ku pouczenlu kół sze.rohich; jest to najwybitniejszy przestawiciel prądów umystowych judz- ţohelleńskich. Już przed nim Judejezycy, którzy przyswaili so= bie greeką oświatę, pisali dużo w greckim języku, częścią ku ndparciu bezezelnych napaści na ich religję i dzieje, częścią xaś ku własnej nauce i utwierdzeniu się w śwych przekananiach. Atoli, o ile sądzić wolno ze szezątków, nie posiadało to piśmien- nictwo trw alszej wartości. Między innymi niejaki Ezekielos (Teodektes?) p.rzerabił nţ dramat historję Mojżesza i wyjścia z Egiptu. Osobom, które w nżm wystęţpują, Mojżeszowi, jego żonie Seforze, Raţuelowi, jeţo teściuwi, a nawet Boóu samemu każe przemawiać wierszaJnż grcekiemi. Jak cala literatura judzkohellţńska z starszeţo ohre- su, dochował się i te,n dramat, noszący tytu# "Wyjście," jţno w ułţrnkach. lilasyczny okres piśmiennietwa judzkogreekieóo zbiega się - 577 - z dobą żywata genjalnego Filona, wspó#cześnika króla Agryppy. \V tyxn dopiero akresie ujawniają Judetezycy, mówiący pa ţrecku, głęboką znajomţśE źródet rodzimych, rozległy horyzont i szezytność myśli. Byty to narodziny odrębnej filozofji żydow- skiej, przybranej w wytworną szatę języka greckiego. Wzaren> swobodneńo wladania stylem helleńskim był obak Filona niezna- ny autor księgi "Mądrości Salomonowej," która oddziałała po- budzająco na kola chrześeijańskie i przez wzgląd na zdobiące jej nagtówek imię mţdrca w koronie ceniona by#a jako pismo na- wpół biblijne (apohryficzne). Trzej synowie judaizmu stanowią ozdobę pan,owania Agryppy: ten autor nieznany, Filon i Gama- liel Starszy. Prędko przeminę#y szezęśliwe czasy tych rząţaw. Pamuno zauEania, jakiem cesarz Klaudjuśz darzy Agryppę, śledzili jebo s#udzy podejazliwie każdy krok monarehy judzkieţo, wietrząc eiągle symptomy odstępstwa. Zręcz;no5ć, samodzielnaśr i patrjo- tyzm Aţryppy niepokoiły Rzymian, mających sposobność ob- sc:rwować go zbliska. Jakoż nie mylili się w swaich obawach. Robiąc s#odkie oczki do Rzymu, przygotowywał jednacześnie Agryppa Judeę do ewentualnego zmierzenia się z jego potęgą. Wszakże łaska lub niełaska Rzymu zależala do trafu, który tę !ub ową osobistośE wysuwa# na czo#o śwvatowładnej monarehji, zresztą na.jlepszy w#adca by# bezsilny wubec uprzedzeń rzym- skieh maţn,atów i intryg sweţo otoczenia. Aţryppa, który z ca- łega serca poświęei# się` obowiązkom króla judzkiego nie chciat, żeby losami jeţo narodu waźy# haprys pierwszej lepszej figury. Kaza# tedy zwieźe do JerozoliJny znaczną ilość materjałów bu. dowlanyeh i przystąpił do obwarawania przedmieścia na pańór- hu Bezeta mocnemi i wysokiemi murami. Dzielnica ta poţsta#ţ nieznaeznie skutkieţ przyrostu ludności. Odprawia#y się tam targţ ţretną, odzieżą i bydłem. Wrazie nieprzyjacielskieţo napadu na Jerozolimę, zagrożana byla przedewszystkiem Bezeta, a wraz z ţią i sąsieţnia Antonja. Skutlsiem teao uprosit Agryppa cesa- rza Klaudjusia, który nie xnógł mu niczeţo odmówić, aby po- zwelił opasać murem Bezetę, a opozycję wszeehwładnej kama- ryli uśpit darami. Nie pţsiadata też ta dzielnica świętości Jerozoţ limy, gdyż sta#a otworţm. Tak więc obwarowaniu Bţzetv przy- świecał cel godwójnv. Gdy wywiedziono mury do pewnej wţ- ~iistorja Źydów Tom 3 ark. 7 - 578 - sokoţci, odbyło się uroczyste poświęcenie przyłączonej dzielnicy. Iiról, wielkie Synhedrjum, chóry Lewitów, zapewne też arcy- baplan, a za nimi lud obeszli mury w ceremonjalnej procesji. ţ świątyni zaintonowały chóry Lewitów psalm (XXX), opieţ vy im zakomunikować najważniejsze uchwały. Poza świątynią, spajajţcą wszystkich ogniwami jedności, po- siadali Judejezycy zaţraniczni w Jerozoiimie własne domy bo- ie, w których się odbywały nabożezistwa i towarzyskie zebrania. Istniały w stolicy synagogi Aleksandryjezyków, Cyrenejezyków, Libertynów, Elimejezyków i Azjatów. Jak w Egipćie i ościennej Cyrenaice, mieszkali liczni Judejezycy i w Syrji, a zwłaszeza w stolicy teţo xraju, Antjochji. Tu stanowiii Judeţczycy pokaźną odsetkę ludności. Następcy Antjocha EpiEanesa powrócili im wszystkie prawa i równe z obywatelstwem miejseowem swobo- dy, którţ im odjął był ów półabłąkany monareha. Jeden z tych królów ţddał im nawet zagrabione sprzęty świątyniowe, które hrzechawywali w swej synagodze. Blisko dziesięć tysiţcy Judej- czyków mieszkało w Damaszku, a król nabatejski, Aretas Filo- demos, mianował jednego z ich łona zwierzţhnikiem gminy z tytułem etnarehy. Do stolicy świata, Rzymu, który wabił w swe mury wszystkich ambitnych, chciwych zysku, marzycieli, ma1: kóntentów, zgarnęła się wygnana za Tyberjusza ludność żydow- ska punownie takim nawałem, że gdy cesarz Klaudjusz chciał ją wypędzić z niewiadomej przyczyny, nie mógł wobec wielkiej ich liczby zdobyć się na wykonanie powziętej decyzji. Dopiero pod koniec swego panowania wyruţował ich w części skutkiem za- burzeń, wywo#anych przez pewneţo aposto#a chrześcijańskiego, Chrestusa. Pomimo to gmina judzka utrzyţnała się w Rzymie. ţliała ona zatwierdzoną przez państwo ustawţ, a na ezele,ţej stali przełożeni, noszący miano arehontów i geruzjarehós. Posia- - 583 - dała kilka synagóg z zwierzehnikiem duchownym, arehisynago- ţiem; udzieluno jej też placu pod cmentarz grzebalny. Na gro- bowcach widniały przeważnie napisy greckie, - gdyż człankowie gminy poehodzili pierwotnie z krajów, mówiącyeh po grecku, z Azji Mniejszej i Aleksandrji - z imieniem zmarłego i formutą końcową "Pokój" lub "Spoczywaj w pokoju." Kolumny grobowe dżwigały niekiedy symboliczny świecznik siedmioramienny. 2 Rzymu rozkrzewiły się gminy żydowskie po Italji północnej (Bononia) i południowej (Capua), aż w pobliże Neapolu; zachn- wały one ustawę i obyezaje gminy macierzystej. Pokaźniejszą jeszeze, niż w Europie, Syrji i Afryce była liczba Judejezyków w ziemiach partyjskich; były to szezątki dawniejszych egzulantów, którzy w Mezopotamji i Bţbilonji zaj= mowali cate dzielnice. Dwóch młodzieńców z Naardy (Nahardea nad Eufratem), Asinaj i Anilaj, założyło w pobliżu tego miasta państewko łupieskie, które rzucało postrach na kraje ościenne 130). Bracia Asinaj i Anilaj, tkacze z zawodu, ukarani razu gewnego przez majstra uciekli, i zebrawszy garść bezdomnej młodzieży, nałożyli haracz na pasterzy. Z dniem każdym rasły zastępy rozbójników naardeńskich, dzielnie robią- eych bronią i na wszystko gotowych; rozpuszezali też szeroko zagony grabieżne. Tak dalece zwolnialy cugle rządów partyjskićh, że hról Arlaban II zawarł z nimi przymierze i uznał ich for- rnalnie za władców rzeczypospolitej udzielnej. Piętnaście lat przetrwało to szezególne państewko żydowskie, aż go nie obaliła swawola i niezgoda domowa. Asinaj zganił bratu małżeńsiwo z poganką, za co mściwa niewiasta zgładzi#a szwagra trucizną. Ze śmiercią Asinaja uleeiała dusza jego państwa. Mitrydat, zięe Itróla partyjskieńo, zadał Anilajoţţsłośź poz.iamym po- jęciom balw ochwalców. Piastunowie szezytnych ideałdw, szukali Judejezycy gorliwie sposobu, w jakiby też udzielić ich moDli zaślepionym w btędzie ţaroslom. Lecz że judaizm nie cieszył się sympatją u ludów, uciekli się jego apostolowi-e do pobożneţo. podstępu: wzniosłe prawdy religji źydowskiej kazali głosić samymże poetom i wieszez- kom pogańskim. Opowity w mgłę podaniową śpiewak Orfeusz i wsţechmoc boţów wyslawiający traóik Sofokles musieli uży- ţzyţ swych imion rymotwórcani judzkohelleńskim, aby tak róż- ne od pogańskich nauki żydowskie mogly pod ich fla5ą bez- ,ţiecznie poptynąć. Obwieszeza tedy światu óvţ: Sofokles judzki: - 586 - "Jeden, zaprawdę, jeden jest Bóg, "Który stwarzył niebiosa i ziemi przestwory, "Morza pieniące się fale i rzek wartkie prądy. "Lecz my śmietelni w serca obtędzie, "Źądni pociechy w cierpieniach i nędzy, "Rzeźbim z kamienia lub śpiżu bagów posągi. "Tym sprawujemy ofiary iţuroczyste oł>chody "W mylnem mniemaniu, że Bóstwu należną cze5ć addajemy." Gdy z upowszechnieniem się cywilizacji rzymskiej poznano podanie o wieszezącej Sybilli, wkładali jej poeci judzcy w usta to wszystko, czego we własnem imieniu powiedzieć nie mogli lub co ze względu na źródło nie znalaztoby wśród pogan posłu- chu. Sybilla roztacza w formie wyroezni bagate skarby judaizmu, wstrząsa umysły obrazami okropnyeh skutków bezbożności, lu= dom wytępiającym się w krwawej rozterce podaje różdżhţ oliw.: ną pokoju i zgndy, byle się nawróciły do jedyneţo nieśmierteL nego Boga Izraela, i otwiera przed nimi wspaniałe widoki czasów szezęśţiwych; które zwiastowali prorocy. Woła na wstęgie do ludów pogańskich : "Jeden jest Bóg, jedyny, nieskońezony i wieczny, "Pan wszechświata, sam niewidzialny, lecz wszystko widzţcy. "Tak, otrzymacie myto należne za waszą głupotę, "Że prawdziwemu Baţu powinnej czci odmawiacie. .,Zamiast mu nieść hekatamby w ofierze; wyście demonom 'ţ- "Czynić woleli ofiary, nikezemnym marom Hadesu." Następnie zwraca się Sybilla do Grecji; jako przedstawţ- cielki pogaństwa : "Grecjo, przeczże5 swój las zawierzyla władcam śmiertelnym, "Których po krótkim żywocie śmierć niezawodna zabierze? "Czemu cieniam umarłych daramne czynisz ofiary,ů "Składasz obiaty bałwanorm? Któż tak ci serce opętał, "Że po manowcach blądzisz, na Boga wielkiego nie dbającţ" W przeciwieństwie do świata poţańskiego wychwala Sy billa doskonałoţE Izraela: "Im tylko Bóstwo włożyło w serca radę rozumną, "Im tylko dałó wiarę prawdziwą i ehęci szlachetne. "Oni nie biją czólem przed nędznym obrazem człowieka, "Z ztnta lub śpiżu wykutym, z kości słaniowej lub srebra, - 587 - .ţni się kruchym kłaniają figurom bożków bezsilnych, ,.Jak to czynią inne narody w myśli obtędnej. , Hankiem zerwawszy się ze snu, ku niebu dłonie swe wznoszą , ,Nieskalane i modlą się Panu, wszechmocnej Istocie, "Nieśmiertelnej, czezą swych rodziców i niemasz na świecie "Ludu, coby, jak oni, o czystość troszezyt się łoża. .,Ani się łączą w sprośnym uśeisku z męską młodzieżą, "Jak synowie Egiptu, Fenicji i ziemi Latynów, Jak szeraka Hellada i wiele innych narodów, " "Które wiecznego Baga ustawy gwałcą wzgardliwie. ' Jak wielcy prorocy, Jezajasz i Miehasz, przepowiada Sy- billa przyjście wieczneţo pokoju i królestwa bożego dla wszy- stkich ludów ziemi, jeżeli uwierzą w Boţa Izraela i wielbić go będą. "Grecjo nieszezęsna, złóżże nareszcie pychę niemądrą "I ku Panu zanieś błagania, a miej się na oku. ó, "Służ pot żnemu Ba u a dzień brzemienn losami " Wszem naradom zaświta i Pan na sądy zaśiądzie. "Krwawe wojny ustaną i ziemia już suszy nie zazna, "Ni też głodu, ni gradu niszezącego owace; "Niezakţłócony pokój na całym świecie zagości "I aż do końca dni będzie król przyjacielem królowi. "W'edłuţ jednego Zakonu wszystkiemi świata ludami "Będzie Bóg nieśmiertelny w gwieździstem niebie kierował." Ten pieśniarz pełen zapału, który w formie wyroezni chciał wśród ludów pogańskich rozpowszechnić prawdę judaizmu, był tym samym, co za ostatniej królowej Egiptu, Kleopatry, prze- powiadał przybycie w ehwale Mesjasza. Pod maską gnomika greckieţo Focylidesa głosi inny rymo= pis judzki Grekom i Rzymianom zasady etyczne judaizmu. Za- sady te przelał, jak twórca Sybillinów, w patoczysty heńzametr, aby się tem łatwiej w pamięć wrażały. Ten Pseudo-Focylides, współeześnik zapewne pierwszych cesarzy, przejrzał grzyczyny niemocy, która nękała obadwa przodujące podówezas kulturze narody: rozwiązłość i twardość serc musiały je, zdaniem jego, o zgubę przyprawić, gdyby się nie zdotaty z wad tych otrząsnąć. Aby je uzdrowić, podaje un balsam wyższej moralności, zawartej w księgach Mojżesza i innych: "Teć są arkana żywata zbożnego. - 588 - - 589 - Kto się niemi rządzi, temu dni szezęśliwie uplyną aż do progţ starości," powiadał im. Aby się tym naukom dobrych obyczajów i slodkiej milości bliźnieóo drzwi naoścież rozwarly, zţtaił z umysłu ich źródło i swe pochodzenie; jakoż udało mu się tak świetnie inkognito zachować, iż jego maksymy wykładano w szkoiach poţaliskich, w przeświadezeniu, że wyszty z pod pióra poety greckieţo. Przedewszystkiem przestrzegał Focylides przed wszeteczną miłościţ i ohydnem samcolóżstrvem, które spychały w przepaśe Greków i Rzymian. ,Nie jestci bóstwern Eros, lecz sprawcą gowszechnej niedoli." Jakaż otehłań dzieliln wiarę żydowską, nakazującą miłowaE nieprzyjaciól, od świata, uţruntowanego na zabójstwach i woj- nach! ,:bliecza na wroga nie podńoś, chyba w żywota obronie. ,.Lepiej nie iniaj go wcale, w słusznej niestţsznejli sprawie, ,Iio gdy wroga powalisz, splamisz krwią jego swe dtonie.ţ` ţ Viţcej jeszeze wierszy poświęca ten gnomik judzki miłoEci ţţ,roţów, którą judaizm głosił od samego początku. ţţ'paja dalej swym czytelnikom zasadę równości wszystkich ludzi, równo- prawności przybysza z kraiowcem, milosierdzie względem ubo- gich i nieszezęśliwych. liarci zdrożny obyczaj Greków i Rzy- mian niszezenia ptodu w łonie matki i podrzucania wţtłych no- worodkóţv - zbrodnię, którą nawet wykţvit mądrości greckţej w osobie Platona zaleca. "Niech nie uśmierca matka we własnem łonie dziecięcia, "Psom i sţpom na pastwę nieeh noworodka nie rzuca." Gromi też okrucieństwo, z jakiem Rzymianie traktowali swo- ich niewolników, piętnując ich np. rozpalonem żelazem. Lubo licząc się z uprzedzeniem, jakie panowało wśród Greków i Rzyů mian przeeiw wszystkiemu, co judzkie, zataił umyślnie ojezyznę tych nauk, jak królowa Estera swe pnehodzenie, nic ukrywa przecież korzenia, z któreţo wyrosnąć może szlachetny owoc ludzkości i życia zaeneţo, a tym korzeniem jest poznanie jedy- nego Iioga. Za prurokiem Jeremjaszem powtarza w greehim dwuwierszu : .,Nie chełp się swoją mądrością, potęgą ani hoţactwem, "I3óg jedynie jest mądry, wszechmocny i szezęsny bez granic." Ale Grecy chełpili się swoją mądrością, a Rzymianie swoją potęgą i bogactwem. Spoglądali też z pogardą na Judeę i juda- izm, zapoznając ich wielkie znaczenie.i brnąe dalej w grzeehy. tţVyszedł też ze szkoły judżkońreckiej, czyli hellenistycznej, cały szereb dzieł pisanych prozą, a nie mających inneţo zadania, jak z jednej strony obnażyć nicość pogaństwa, z drugiej zaś wysta- wić judaizm w świetle poehlebnem. Autorowie ich zmierzajţ po- prostu do krzewienia judaizmu wśród pogan. Za wzór im podają królów pogańskich, ktbrzy przyszli do poznania, że batwochwal- stwo jes't próżne i marne, judaizm zaś mieści w sobie prawdę zbawienną. Jednocześnie wystţpują z gorącą obroną swegu zia- rodu i obalają zarzuty, podnoszone przez pisarzy pogańskich przeciw Judejezykom lub religji żydowskiej. Specjalną apodo;ją judaizmu jest tak zwany list Arysteasza rlo brata Filokratesa o powstaniu greckieńo tłomaczenia Pięcio- księgu; wytwór ten fantazji przez czas długi uchodzit za prawdę dziejową. Autor, według wszelkiego prawdopodobieństwa współ- cześnik cesarza Tyberjusza, źył w Aleksandrji. Srorlze dotknięty zapoznaniem judaizmu, a zwtaszeza Pięcioksięgu Nlojżesza, któ- ry za skarb najdroższy uważal, umyślit przedstawić go czytelń.i- lcom grecţim z najknezystniejszej strony. W oczţch jego posia- da Pięcioksiąg takţ dostojność, że ktoby ţo nadużył, nie ujdzie kary bożej. Nietylko sam oryginał, ale i przekład nosi znamię świętości: To też autor przez usta poganina Tlemetrjusza z Fale- ry rzuea kţątwę na każdeţo, ktoby się w przekładzie dopuśeił jakichkulwiek wstrętów i skróceń. Sam król Ptolomeusz Filadel- fus przechowuje przeklad z największą traskliwością jaţo rzecz świętą. - Obok wielu absurdów zawiera to pismo niejedną rzecz godną uwagi. O wiele jeszeze rezolutniej niż Sibilliny, Pseudo-Focylides i List Arysteasza wyzywa pogaństwo "Księga mądrośţi Salomo- na," napisana oryginalnie po grecku. t-V szacie poetycznej ude- rza nieznany autor na niedorţeczność praktyk poţańskich, które uwaţa za źródło wszelkieńo zepsucia i występku; obok tych cie- mnych obrazów odbija z tţnt większą świetnţścią glorjţ reliţji fydowskiej. Sama mądrnść judzka, weielona w mądreţo króla Salomona, snuje tu swoje refleksje i zwracając się w jego imie- niu do królów ziemi (do mocarzy rzymskich), chłoszeze ich bez- - 590 - wţstydną autolatrją. "Milujţie sprawiedliwość, o wy sędziowie ` "p j ziemi,` wola do nich mąclrość Salomona, oznawa cie Pana w dobroci i w prostocie serca szukajcie Go." Wynalazek balwa- nów jest, zdaniem autora, początkiem weszeteczeństwa i prowadzi do zguby. Próżność ludzka stworzyla kult balwochwalezy, któ- rego kres niedaleki. Ojciec, nagłą śmiercią dziećięcia strodze stra- piony, uczynił sobie obůraz zmarłego, bez-duszny wizerunek po- czął czcţć jako Boţa i podwładnym swym narzucił misterje i obrządki. Z czasem ten zwyczaj bezbflżny otrzymał moe prawa i obrazy wielbiono z rozkazu tyranów. Jeżeli dla wielkiej odle- błości nie mogli ludzie składać hołdów królowi, sporządzali sobie jego konterfeki, aby nieobecnemu ja.ko abeenemu gorliwie sehle- biali. Ambicja artysty przyczyniła się jeszeze do rozkrzewienia kultu bałwanów wśród ciemnego ttumu. Albowiem chcąc się mo- carzowi grzymilić, wysilił swą sztukę, aby jaknajlepiej podo- hieństwo wyrazić, a tłuţzn, pięknośeią dziela olśniony, począł jako Boţu kłaniać się temu, kago datychezas czcił tylko jako czło- w ieka. Poszli na tę przynętę ludzie, dotknięci nieszezęściem lub uciskiem tyranów, i niewyrażone imię Boga nadali c;lrzewu i ka- mieniom. Skutkiem wierzeń obłędnych dopuszezają się praktyk dzieciobójezyeh, święcą mroczne misterje, odprawiają gody sza- lone i za nic mają ezystość małżeńską; jeden czyha na zgubę ţlrugiego lub zasmuca przyjaciela shańbieniem mu łoża. Wszyscy ţez wyjątku, upętani są krwią, mężţbójstwem, złodziejstwem. chytrością, zepsueiem, obłudą, krzywoprzysięstwem i buntem. niewdzięcznnścią, splugawieniem dusz, nierządem cudzolóstwa i beżwstydem. Albowiţzn Gześć bezdusznych bałwanów jest po- ezątkiem, przyczyną i celem wszystkiego złego. - Niemocnego błagają o zdrowie, matrwego o życie, bezradnego o pomoc. Przeciw ubóstwieniu eesarzy, które było karoną szaleństar poganizmu, powstaje mądraść Saloţona tţni słowy: "I ja (Sa- kţmon), lubom król, jestem człowiekiem śmiertelnym." I król nie ma innego początku rodzeni.a. Jednakie jest wszystkich wejście do życia i jednakie zejście. Autor, oţzytany w poetach i filozó- fach, żył za c,zasów cesarza Kaliguli i czyni tu aluzję cló jego szalonego edyktu, którym rozkazał addawać sobie cześć boską. Taką dawszy pogaństwu odgrawę, wyłuszeza autor z.asadni- cze poglądy judaizmu. Niemasz Bo,ga prócz jednego, któreţo - 591 - czezą Judejezycy, kt&ry stworzył świat z bezwładţnego chaosu, rządzi nim sprawiedliwie, wszystko według miary, ficzby i wagi nurmuje i miarę miarą odmierza. Od niegó wychodzi mąćţ'ośţ prawdziwa, ktbra jest tehnieniem jego wszechmocy, zwierciadłem bez skazy jego majestatu, emanacją jego chwały przeczystej, Hytryskiem wiecznej światłości, obrazem dobroci bożej. Człowie- ka stwoa'zyl Bóg nieśmiertelnym i ukształtował go ma swe podó- bieństwo. ţmierci Bóg nie stwórzył, nie podóba on sobie w za- traceniu istot obdarzţnych życiem, chce bowiem, by trwało niecznie wszystko, co stwar.zył. Mądraść strzegła pierworadnego człowieka, ocalila sprawiedliwego (Noego, z toni wodnej, zacho- wała sprawiedliwego (Abrahama) bez skazy przed Baţiem, wy- bawiła ţwięte nasienie (naród judzki) z ucisku narodbw, wstą- piła w duszę sługi bożego (Mojżesza) i stanęła przed królami wśród. straszliwych znaków i cudów. Dała świętym nagrodę ich mo.z4łów, wiódła ich cudownemi dragami i był.a im drogowska- zem we dnie, a światlem w nocy, przeprawiła iţh przez morze Czerwone i przegrowadzila przez fale. Izrael jest sprawiedliwym, którego Bbg sobie wybrał, posiada on gozzuanie Boga i słusznie zwać się mo.że "synem bożym", bo Bóg go darzy swemi łaskami. Jeżeli władcy ziemi prześladują sprawiedliwego (Izraela), iż kro- czy drogą, ód dróg ich odmienną, potępia ich żywot bezbożny, odrzuca ich jako nieczystych i Boga swoim ojcem nazywa; jeżeli ludy ziemi dybią na sgrawiedliwego, męczą go i śmierć mu ha= niebną zaţają, to są to tylko próby, któremi Bóg sweţo wybrań- ca nawiedza, aby go znalazł godnym siebie. Jako złota w tyglu próbuje go i przyjmuje go jako czystą ofiarę. Będzie kiedyś są- dził narody i ganowal ludom, a nad nim będzie Bóg wiekuiście rządy sprawował. Wtedy sţrawiţdliwy stanie odważnie przed obliczem swych prześladoweów; gadnie na nich trwoga i zdu- mienie nad jego petnem chwaly żbawieniem i rzehną skruszeni: . Ten ci to, co nam służył za pośmiech i za igraszkę wzgardzo- uąl W n.iewiadómości naszej mieliśmy żywot jego za oblęd i za sromotę jego koniee. A teraz policzony jest między synów bo- i ch i między świętymi dział jego! Zblądziliśmy z drógi praw- dziwej, nie gszyświeeało nam światlo sprawiecl iwości. Przez Izraela ţdał Bóg świaiu wiekuiste światlo Zakonu. - Wzorem ţezajasza bahilońskiego przedstawia ten mędrzec judzkoaleksan- - 592 - ctryjski Izraela jako ideał, który ma spełnić szezytne posłan- nictwo i zajaśnieć w przysztości aureolą promienną. Zagtębieni w piśmiennictwie greckiem i teorjach filozofów helleńskieh, których dźwięcznego języka używali za oręż prze- ciw obrządkom i zdrożnościom pogańskim, przesadzili Judejezy- cy aleksandryjscy cel, który sobie wytknęli pierwotnie. Założyli sobie obudzić wśród oświeconych Greków sympatję dla juda- izmu, jeţo starożytności i treśei, Irez nieznacznie zatracili go sami. fllyśli ich tak nasiąkły pojęeiami greckiami, że w końcu w naukach judaizmu nic prócz potoeznych idei filozoEji greck:ej dojrzee nie mogli. Odzżedziczuna nauka była ieh sereu tak dro- ţą, że padli ofiarą dziwneţo złudzenia. Zachwyceni głębakiemi myţlanai filozoEów grţckieh, uroili sobie, że nie są one własno- ścią ducha greckiţgo, lcez pożyezką, zaciągraiętą od znacznie starszego judaizmu. W tem mylnem przekonaniu entuzjazmo- wali się tylko pozornie d1a judaizmu jako skarbnicy, zawierają- cej wrzekomo najwz.nioślejsze nauki wszystkich EilozoEów, nie rozumiejąe, że hołdńją wtaściwie duchowi greckiemu. Rzecz Frost.a, że dla wielu zclań filozoEicznych brakło paraleli w pi- śmiennictwie świętem. Ale i z tego kłapotu potrafili się wywinąć łielleniści judzey. Za przewodem mędrków helleńskich, którzy swój własny światopoţląd wyluskiwali z wierszy Homera, używająe w tym celu osobliwych sztuczek wykładu, alegorji, t. j. naclając właści- wemu znaezeniu wyrazu inne, wyższe puzornie, za przewodem tym postępowali też myśliciele judzey z swoją księgą ksiąg, Pi- smţm śţviętem. ţVychodząc z zatożenia" że nie wszystko w niem rnożna i należy rozumieć dostownie, zaczęli i oni wyprawiać ła- rnańce egzegiezy alegoryeznej, czyłi tropoloaicznej, i po swojemu przeinaezać sens tekstu. Nietylko w każdem niejasnem wyra- żeniu doszukiwali się ukrytego ţv niom wyższeţo znaczeńia, lecz przekładali w aleţorje najprostsze nawet fakta dziejowe i najwy- raźniejsze przepisy, aby z nich wydobye jakiś kamunał filozo- ficzny. W ten sposób zadawali największy gwałt Pismu i póty nZęezyli najjaśniejsze slowa, aż nie wyciśnęli z nich filozofema- tţ. I3oţatą zwłaszeza kopalnię alegorji znaleźli w imionach wła- snych hebrajskich. Tak zaraźliwa była ta alegoryzująca maniera i do teţo sto- - 593 - pnia obałamuciła umysły, że nawet tłumy przestały sobie podo- laać w prostych opowie;ciach Pisrna święteóo ţ i delektowaty się tylko ńaciąganym wykładem. Kaznodzieje, którzy zwykli byli objaśniać bibtję w sobotţ, musieli się zastosować do mody po- wszechnej i radzi nieradzi alegoryzować historję i Zakon. Takie mędrkowanie zawiorlło ieh na manowce. Jeżeli prawa mają być jeno pokrowcami idei filozofieznych, jeżeli sabat oznacza tylko "potęgę bóstwa niestwoTzoneţo," to wszakże dosyć przyswoić sobie te myśli, poznae je teoretycznie. Jeden krok tylko dzielił ozięblość dla przepisów religji od odszezepicństwa. W Aleksan- drji też ujawnił się po raż pierwszy rozdźwięk pomiędzy wiedzą a wiarą w łonie żydostwa; oba te pierwiastki nie dostroiły się tu nigdy do zgody zupetnej. Tej oziębtości dla judaizmu zakonnego usiłowali przeciw- dzaałaE ci z pośród uezoţych, którzy nie zaprzepaścili się w gre- ckiej oświecie. Najznakomitszym z nich jest Filon, najwiękśzy umysł, jaki wydało żydostwo aleksandryjskie. W petnych na- maszezenia i zapatu słowach przemawiał za nieprzedawnioną mocą i powagą Zakoţu i wpajał znów swym współeześnikom miłość dla niego. Poţziela on wprawdzie ich przesądy i błędy, ale jasnym rozumem wystrzela ponad mgły tej epoki. I on też czyni niepomierny użytek z meto-dy alegaryrzneţ swych poprzedników, z którymi się zgadza w tej mierze. I on też w rozwijaniu tej metody zaprząta się bredniami symboliki licz- bowej, objaśnia wyrazy hebrajskie greckiemi, wyciąga z jednego i tego samego ustępu wnioski odmienne i sprzeczne. Dla Filona stanowił wykład alegoryczny, iżby tak rzec, nieodbitą potrzebę, i bytby go wynalazł, gdyby go niţ zastat. Lecz podzielająć, i to nawet w stnpniu wzmożonym, opaczny kierunek alegorystów, różni się z niml ivłaśnie w najważniejszym punkcie co do trwa- nia w nicustannej mocy praktyk zakonnych. Ostro pnwstaje przeciw tym, co zadowahiiają się znatezieniem w prawie wyż. szego rzekomo znaezenia i oliojętnie trahtują samo prawo; wy- rzuca ini ptochość i płytkość. ţoskość, świętość i niezmienność Zakonu judzkiego pndkre- śla Filon z szezeţólnym naciskiem. "Gdy prawa u innych naro. dów ciţţtym podlegają zmianom, pozostają prawa judaizmu zawsze niepożyte, niewzruszone, nietknięte, jakby nacechowane Historja ŻYdów Tom 3 ark. 8 - 594 - pieczęcią natury, od dnia, w którym objawione zustały, aż dn dnia dzisiejszego i z pewnością przetrwają po wiek wieków, do- rţóki słońee i księżyc i świat nie przeminą. W złej czy dobriţj doli nie odstąpił naród judzki ani na włos od sweţo Zakonu, bo czci go jako święty i baski. Ani klęska głorlowa, ani zaraza, ani wojna, ani groźby tyranów nie magły rozwiązać Zakonu, jakże ţo więc nie cenić i nie przekładać nadewszystko?" W zabytkach piśmiennych judaizmu zawarta jest, zdaniem Filona, mądrość najgłębsza. "Nie godneż są", woła, "czci najwyż- szej ustawy, które nakazują bogaczom dzielić się z nędzarzami swem mieniţzn, ubogim zaś niosą pociechę, że przyjdzie dla nich czas; kiedy nie będą po#rzebowali żebrać u progu bogatych, lecz odzyskają utracony dobytek. Z nadejściem roku siódmego wra- cają naraz wdowy, sieroty i wszyscy wydziedziţzeni do dawnej zamożności." Przeciw wroţim szkalowanioţn judaizmu przez ta- kiego Apjoaza i innych poczciwców teţoż pakroju pţdnasi Filan ludzkość, którą owiane są prawa żydowskie, ludzkość zalecaną nawet wzglęelţm zwierząt i roślin. "A oto nikezemzţi sykofanci wydziwiają na mizantropję religji żydowskiej, gdy ona właśnie eała na aniłości spoczywa." Pragnąc zwalezyć błędne pojęcia o judaizmie szyderców ; wzgardzicieli Zakonu z pośród własnych rodaków i Greków i natehnąć ieh lepszem mniemaniem o zabytkach piśmiennictwa fudzkiego, opracował Filon szereg traktatów; stanowiących w ca- łokształcie rodzaj komentarza fi,lozoficznego do Pięcioksięgu. Komentarz ten pozostaje w najściślejszym związku z apinją Filana o znaczeniu idealnezn naradu judzkiego. - Lubo niebo i ziemi.a tworami są Boţa, wybrał On przecież z całego radu ludz- Iů:iega lud Izraela, ludzi w prawdzţwem znaczeniu tego wyrazu, zaszezycił go szezególną opieką i powoţał na Swoją służbę, źródło cnót wszelkiţh. Wedłuţ Filona Izraelitom przypadło w udziale za- danie służyć całemu rodawi ludzkiemu za kapłanów i proroków, być śiewcami prawdy, a zwłaţzeza czystej czţi Boga. Stąd ież naród judzki eieszy się szezególną łaską u ftoóa, który się go ni- gdy nie wyrzeknie, nigdy nie opuści. W porównaniu zinnemi ludami wydaje się naród judzki sierotą. Inne narociy pomagają sobie nawzajem, on nato2niast, wyosobniony odrębnemi prawa- mi, nigdy na obcą poţnoc liczyć nie maże. Właśnie bowiem - 595 - najskrajniejsza surowość praw judzkich, tak ţieoclzowna ku csiągnięciu najwyższeţo stopnia cnotliwaści, odstręcza inne narody, oddane przeważnie uciechom zmysłowym. Lecz wła- śnie dla swego osieroeenia może naród judzki tem pewniejszy być zmiłowania bażego. - Filon przejęty był wiarą, że rozpro- szeni i cierpiący Izraelż.ci skupią się kiedyś znowu pod sterem Nlesjasza i powrócą w progi ojezyste, gdzie promień łaski bożej znów im zablyśnie w nagrodę za niewymowne cierpienia i mę- stwo wytrwałe. Stojąc w ten sposób mocno na-gruncie wierzeń ojezystych, nasaąknął przecież Filon zarazem sţrzecznemi z judaizmem doktrynanii mędrców helleńskich. Duch judzki i grecki władały nim z mocą jednaką i wydzierały sobie berło w dziedzlnie jego myśli. Napróżn4 usiłował pogodzić jaskrawe kontrasty; wţrogie z natury żywioły nie dały się żadną miarą pojednać. Gm.ach myśli, skonstruowany ze zdań, rozproszonych po pismach Filo- na, nosi też niezaprzeczoną ceţhę ducha napoły judzkiego, na- ţoły greckiego. Syśtem Filana po.siada przedewszystkiţn nawskroś reli- ţijny charakter. W Boţu jedynie widza on dobroć, daskonałość i rzeczywistość; materja, z której świat się śkłada, jest skbńezo- na, posiada byt jţno pozorny i jest źródłem złego. Bóg jest nie- skońezony i niestworzomy, nie można p-orównać Go z niţzem, co wzięło początek. Dlateţo też nie można Bogu pţzypisać żad- nego przymiotu, a raezej tylko przeczące; rzec tedy należy, że Bóg jest bezprzymi4tny. Stąd też żadną nazwą iśtoty Boga określić nie sposób; można o nim tylko powiedziee, że jest by- iującym, lub bytem woţóle. Niepod'obna oţraniczonym rozu- mem Boga ogarnąć; człowiek wiedzieć tylko może, że Bóg ist- nieje, lecz czem jest; to dla śmaertelnika jest tajemnicą. Aby jednak osobowość Baga ocalić, musiał syţtem Filonowy adstą- pić poczęści od tej bezprzytomności i przypisać też Bońu naj- wyższą działalność. Atrybutem jest Jeńo zarówno nieskońezona energja, jak i byt prawdziwy. Działanie jest Bogu równie wła- ściwe, jak ogniawi żar, a śniegowi zimno, a to tembardziej, że jest przecież przyczyną wszystkiego, co przejawia energję.- ţţV tej dz.vałalności Boga dţją s;ię wedłuţ Filona odróżnić dwie strony: potęga i dabroE, które w Biblji wyrażone być mają - 596 - dwoma imionami bożemi. Potęga jest królewską, prawodawezą, earzącą, dobroć dobroczynną, pelną łaski, m.ilosierną własno- ţcią Boga. Z uwagi na nieskońezoną działalność i wszechmoc należy Boga pojmować.jako twbrezą istotę, ze względu zaś na swą doskonatość i szezytność nie może On z pierwiastkiem złego zostawać w kontrakcie. To też system Filanowy przyjmuje isto- ty pośrednie pomiędzy Boţiem a światam. Bóg stworzył prze- den,szystkiem duchowy świat idei, które stały się jednocześnie siłami czynnemi i otaczają Boga orszakiem istot słuźebnych. Ia pośrednictwem tych sił duchowych przejawia Bóg w świe- cie swoją działalność. Są to jego namiestnicy i gońce, kierowni- cy świata, nierozerwalne węzły, które Bóg porozciąţat przez Rszechświat, kolumny, na których go oparł, czyste dusze, które Grecy nazywają dobremi demonami, a Mojżesz zwie aIuółami. Kwinteseneją tych sit duehowych, jako pośredników po- między Bogiem a światem, jest wedluń Filona "logos", czyli czynny rozum boży, mądrość boża, dueh boży, siła wszech sił. Loţos według nietyle filozoficznego, ile fantastycznego opisu Filona, jest pierworodnym synem bożym, który stoi na rubieży gomiędzy nieskońezono5cią a skońezanośeią, łącząc je i dzieląc zarazem. Mojżesz, największy ze wszystkich proroków, przyjaciel i ulubieniec Bóstwa, dostąpił przed innymi zaszezytu. że Bóg mu objawił swą naukę i wolę. To objawienie złożyt Mojżesz w księgach przez siebie spisanych o stwarzeniu świata, historji i prawach, które w łaśnie dlatego noszą pieezęć boskośa. Jakgdyby sam wszelkiemi siłami rozproszyć pragnął ma- jaki mistyczne, które mogty zludzić czytelnika jeţo utwórów, zaţaja swój komentarz do Pis.ma święteńo trzeźwem zestawie- nicm zasadnitzych nauk judaizmu. W opisie stworzenia świata uczy według nieţo Mojżesz pięciu prawd najprzedniejszych: przedewsystkiem, że jest Bóg - wbrew ateuszom i scepty- kam, --- że ten Bóg jest jedyny - wbrew tym, którzy niezńodę, panujţcą na ziemi, przenos.zą do nieba, że Bóg ten stworţył świat, że istnieje jeden tylko świat, ,vreszcie, że OpatrznośE bo- ża rządzi i kieruje światem. Pomimo to potomność, zwłaszeza chrześcijańska, wzgardziła zdrowym pokarmem, który jej Fi- - 597 - lon podawał, i rzueita się na niestrawne specjały, htóremi go przyprawił gwoli zepsutemu smakowi swojej epoki. Uczepiła się eiemnego wyrazu "logos", powţadając o nim, że "stał się cia- łem w Jezusie." Energiczniej od swyeh poprzedników wyzywa i zwaleza książęey filozof z Aleksandrji poţrąźone ţv występkach i ţzdzi- czeniu pogaństwo greckie i rzymskie. Cały jego przeglącl praw judaizmu zmierza w gruncie rzeczy do uwyd.atnienia jaskra- wego kontrastu światła i cieniów, jaki zazhodził pomiędzy nim a pogaństwem. Niemniej wszakże uważał Filon za rzecz nie- odzowną wziąć judaizm w obronę przeciw częstym za jeńo czasów kłamliwym napaściom i wykazać jego wznioslość w prostych wywodach. Główne jego dzieta przeznaczone były przedewstystkiem do użytku współţvyznawców i ziomków; lecz pisał je też dla nauki sfer irmowierezych. Lekkomyślni i złośliwi bajarze, sykofanei, jak,ich Filoa nazywa, taki np. arcyłgar.z Apjon, pomawiali prawod.awcę Moj- żesza o kuglaţrstwo i oszustwo, a jeóo prawa potępiali jako nie- ludzkie. Przeciw tym oszezercom utożył Filon pismo osobne, w którem zbija ich nikezemne oskarżenia. Wobec nielicznych objawów ludzkości, których odwieczenością ehlubifi się Gre- cy, - jak np. nie odmawiać nikamu ognia, zbłąkanemu wska- zywać drogę właściwą, - nietrudno mu przyszło przytoczyć cały szereg praw miłosierdzia, zalecanych poezęści wyraźnie przez Zakon lub tradycyjnie podawanych z ust do ust. Na czele praw niepisanych stawia Filon złotą inaksymę Hillela: "Nie czyń bliźniemu, co tobie niemiło." Judaizm nietylko za- brania odmawiania komukolwiek ońnia i wody, lecz równieţ nakazuje udzielać ubogim i słah<ţzn wszystkiego" czeţo potrze- bują do życia. Zabrania odrywać dzaeci od rodziców, a żonę od męża, choeby nabyci byli leńalnie jako niewolnicy. Nawet dla zwierząt zaleca Zakon współezucie. "Gzemże są wohec teţo`ţ woła do Greków, "wasze nieliczne ustawy, których staro- żytność tak wychwalacie`?" W końeu podnosi Filon btoţie na- stępstwa odpoczynku sobotnieńo i siódnţeóo roku uţorowego. Odpoczynek sobotni pozwala Judejezykom poświęcić jeden dzień w tyţodniu studjom nań prawem i w ten sposób ustrzec saę skutków nieuctwa; mąż żoţę, ojciec dţieci, pan maże cze- - 598 - ladź pauczać, tak że nikamu nie są obce przepisy Zakonu. Rok sabatowy nietylko ma na celu wzmocnienie roli wypoczynkiţn perjodycznym, lecz oraz dastarezenie ţrodków do życiţ ludno. sci bezrolnej, każdemu bowiem wolno zbierać ziemiopłody w tym raku, wktórymb ywa zawieszone prawo własności.- Złośliwym potwarcam prawadawcy odpawiada Filon żarto- bliwie: "Tak, Mojżesz imał się widać sztuk czarodziejskich, sko. ro cały naród, spragni4ny a gładny, dróg nieznający i ze wszyst- kiego obrany, nietylko w dostatku wśród ludów utrzymać, lecz pomimo nurtującej go roţteţki i buntu nagiąe do posłuszeń- stwa potrafił." Trzy gwiazdy etyczne pieţwszej wielkaśrń świeciły kolejno w ciągu jednego stulecia: Hiliel Babilońezyk, Jezus Nazareń- czyk i Filon Aleksazţdryjezyk. Ten ostatni największe.zasługi polożył kolo rozgłaszania chwały judaizmu w jego całoksţztałcie i szezegółach. Otţczało go też zapewne koło adeptbw. Trwały wpływ wywarł kunsztownie opracowaneţni gismami, które oświecen,i poganie zapewne pilniej wertawali ad Judejezyków, chłonąc w siebie sława pełne.zapału, jakiemi przeţnawia o Bo- ţu, Mojżeszu a duchu Zakonu. Mędrcy aleksandryjsey, ciągnąc dalej z powodzeniem dzieło wielkieh proroków, Jezajasza, Habakuka, Jeremjasza, uwiţ docznili najtępszemu wzrokawi niedorzeczność, bezpodstaw= ność, opaczność i zdrożność religji pogańskich. W mgłę rozwiafi eter przezraczy, który w mniemaniu Greków i Rzymian apro- mieniał Olimp. Zdolne do uczuć głębakich i moralne jednostki z pośród Greków i Rzyman uznawały swe błędy i odwracały się z niesmakiem ad wiary, która szerząc tak niskie wyabrażenia o bogach, z.dawała się uświęcać ich grzykładem żywot wy- stępny. Że zaś ludy świata starożytnego spragni4ne były w oţólności pociech religji, przyłączali się tedy poszukujący usilnie moralności i prawdy poganie do judaizmu, którego istotę magli goznać dakładnie bądź to w obcowaniu z Żydami, bądź też z greckiego przekładu żrbdeł religji żydowskiej i z li- teratury grecko-aleksandryjskiej. W ostatnich dziesięcioleciach przed upadkiem państwa judzkieńo pojawili się, niebywałym dotąd przykładem, liczni prnzeliei, których do przyjęcia ju- daizmu skłonił jeno szezery głos serca. Znajdowali w nim uko- - 599 - ţenie w swych wątpliwościach i pokarm dla umysłu i duszy. 2 ţasnego doświadezenia podaje nam Filon, że Grecy, którzy przeszli na judaizm w jeţa kraju ojezystym, wraz z religją zmienili też datychezasowy tryb życia na żywot, ozdobiony cnotą umiarkowania, łagadnaści i aniłości bliźniego. Zwłaszeza kobiety, których delikatne uczueia obrażał bezwstyd pluńastw mitoloţicznych, lgnęły do naiwnych a zarazem wzniosłych opowieści biblijnych. Było też łatwiej kobietom przyłączać sie ćio przymierza judzkiego. W Damaszku większa część niewi:ast pogańskieh nawróciła się na wiarę żydowską. Niektórzy. obmierziwszy sabie estetyczne, leez niemoralne obrządki po- ţańskie, nie wstępawali wprost da spoteczeństwa judzkieţo, lecz zachowywali dawny tryb źycia, cz.cili wszelako wyłącznie j_edyneţo Boga Izraela, pasyłali dary do świątyni jerozolimskiej, jaki taki święcił ńawet sobotę. 'fyeh nazywano "czcicielazni Bo ţa"; byli to półprazelici. Martwiło to swrowego w słowach, aIe nie w czynach, moralistę Senekę, nauczyciela ces.arzţ Nerona. ,.Tak się'rozwielmażniły obyczaje tego szkodliwego naradu", utyskuje filozof, "że już ziiemal we wszystkich krajach za- puściły karzenie i zwyciężeni dyktują prawa zwyciężcam." ţţVzięła ostatecznie przewagę łagadniejsza opinja Hillela, który nie pochwalał ciergkiego, opryskliwego odprawi;ania bałwo- chwalców, czującyeh pociąg do wiary żydowskiej. Dzięki goţliwej propagandzie znalazła nauka judzka go- ścinę na jednym z dworów azjatyekich, którego członkowie w ciągu kilku pokoleń poz.as,tali wiern5ţmi wyznawcami ju- daizmu. Adjabene nad brzegaţna Tygrysu, kraj holdowniczy monaůrehji gartyjskiej, podległy w tej dabie berłu stadła królew- skiego, Monobaza i Heleny, byl państwem niewielkiem, ale dość potężnem, i przetrwal kilka stuleci. Z p-amiędzy dzieci Mţnobaza z małżeństwa z Heleną i innemi żonami był Izates, lubo młodszy od braci, ulubieńcem radziţów. Obawiając się, aby dla tej predylekeji nie padł ofiarą starszego radzeństwa, ,cvyprawił go ojciec na dwór zaprzyjaźnioneţo książęcia, wład- nącego krainą; którą oblewają obiedwie odnaţi rzeki Tyţrysu aż do ich ujśeia do zatoki Persk3ej. Kraj ten, nosząey nazwę Mezene (śródlądzie), stał się z czasem ońniskiţm handlu Hszechświatowego. Abinerţlos, tak się boţviem nazywał książę, - 600 - którego opiece powierzony został Izates, polubił bardzo swego pupila i dał mu w matżeństwo swoją córkę, Samachę. Na dwo- rze tego władcy częstym bywał gościem pewien kupiec judzki, który, zalecając księżniczkom swoje towary, zalecał im jedno- cześnie religję fydowską i zjednał je dla niej. Samach przyjęła juriaizm i zwróciła uwagę swego małżonka na Ananjasza, któ- rego nauki trafiły Izatesowi do serca. Temiż czasy, o czem Iza- tes nie wiedział, nawrócił też jego matkę, królową Helenę, inny l;rzewiciel wiary żydowskiej wśród pogan. Przy najbliższej zmianie tronu przejawił się głęboki wpływ moralny judaizmu na prozelitów królewskich. Monobaz, umierająe, mianował na- stępcą faworyta sweţo, Izatesa, z pominięciem starszego po- tomstwa. Gdy Helena oznajmiła wielmożom adjabeńskim ostatnią wolę zmarłego małżanka, radzili jej oni zgładzić braci królewskich, aby przez zazdrość i nienawiść nie wywołali woj- ny domowej, - zbrodnia to dość często praktykowana na dworze partyjskim i innych dworach azjatyekich. Ale Helena, której judaizm wpoił tkliwsze uczucia, nie poszła za tą krwawą radą i poprzestała jedynie na zamknięciu braci Izatesa. Star.zy jej syn, Monobaz II, objął pod nieobecność brata rządy za- stępeze. Gdy Izates przybył do stolicy adjabeńskiej i zgodnie z ostatniem rozporządzeinem rodzica przţjął z rąk Monobaza koranę (ok. 22), uznał, że byłoby to czynem okrutnym męczyć braci dla własnego bezpieczeństwa w dożywotniem więzieniu. ţ'Vyprawił ich w eharakterze zakładników - co było raczej ţestaniem honorowem - częścią do Rzymu, częścią do sto- licy partyjskiej. O wielkiem przywiązaniu dynastji adjabeńskiej do religji żydowskiej świadezy okoliczność, że Helena, zdjęta tęsknotą do Jerozolimy, przedsięwzięta przy pumoey syna podróż daleką (ok. 43). Towarzyszyło jej pięciu synów Izatesa, aby się w Je- rozolimie nauczyć zasad wiary żydowskiej i mowy hebrajskiej. Radosne musiał wzbudzie w Jerozolimianach uczucie widok wjeżdżającej królowej, która pezybywała z dalekiego wsehodu, aby ich Boóu i Zakanowi szezery hołd złożyć. Oto przed ich oezami oblekło się w ciałn słowo prorocze, że druga świątynia więksLą będzie od pierwszej, ţdyż batwochwalcy wielbiE w niej będą jedynego Bogal Niebawem naśtręczyła się też Helenie - 601 - sposubność wystąpienia w roli dobrodziejki narodu. Za jej go- ściny zaciążyta srudze nad krajem klęska głodowa, dając siţ zwłaszeza we znaki klasie uboższej, wśród której porywała liczne ofiary. W świątyni zapasy mąki do ofiar śniednych były na sehyłku, a jednak zţłodniali kaptani nie obrócili na wtasny użytek ani okruszyny, przeznaczanej na oţień oltarzny. Aby tej niedoli zaradzić, sprowadzata Helena catemi okrętami zboże z Aleksandrji i fiţi z Cypru i rozdzielata zakupioną żywn4ść po- między łaknących (ok. 48). Izates dostarezyt jej środków obfi- tveh, aby moţła dogodzić wrodzonej hojności. $wiątynię obda- rzyła z szezodrotą królewską złotą szybą konehową do bramy wewnętrznego przybytku, która odbijając wielokrotnic pierw- szy promień wsehodząceţo stońea, rozblyskiwała i blaskiem swym oznajmiała jutrzenkę petniącym stużbę kapłanam. Po- darowała też do świątyni złotą tablieę, aby na niej wyryto ustęp z Zakonu, dający wskazówki postępowania przeciw żo- nie, podejrzanej o niewiarę małżeńską. Dar ten nie był pamyśl- nym objawem; świadezy on, że pod wptywem Rzymu i dynastji i-ieroda cudzołóstwo nie było w Judei rzadkim wypadkiem, lub przynajmniej że uczciwość niewiast żydowskich podawana by- wała często w wątpl:wość. ţlaród zachował pobożną i dobroezynną prozelitkę Helenę ţţ wdzięcznej pamięci. Przeżyła ona jeszeze swego syna Izatesa (zm. ok. 55), który pozţstawić miał dwudziestu ezeterech synów i dwadzieścia cztery córki. Tron po nim objţł brat jeţo, Manţ- baz II, również szezery wyznawca wiary żydowskiej. Po śmier- ci Heleny kazal złożyć jej szezţtki wraz z szezątkami brata ţ wspaniałym ţrobowcu, który królowa za sweţo pobytu w stoliey Judei wznieść poleciłac. To mauzoleum Heleny, o trzy stadja (570 metrów) ku pótnocy od Jerozolimy, znaczne trzema pi,ramidami z białego, przezroczego marmuru, uchodziło za ţrcydzieło budown;ictwa. Do dziE clnia przechowaty się szezţtki grobowca poţ btędną nazwţ "grobów królewskich." ţţVidaE jeszeze w wydrążeniu skały szereg komnat, hal i nisz podziemnych z resztkami sarko- fagów, stupów i misternie rzeźbionych winońron, kwiatów i wieńebw, które oparlv się niszezącemu czasowi. Te ruiny są ţlisko dwutysiącletnimi świadkami siły atrakcyjnej, jaką miał - 602 - ;udaizan dla pagan dostojnych. Dynastja adjabeńska okazała swe przywiązanie da Jerozolimy budowlami i d.arami. Jak He- lena zbudowała sobie pałac w mieście dolnem, tak jej wnuczka, księżniezka Grapte, zbudawała sobie gmach w dzielnicy Ofla- Monobaz, który również miał w Jerozolimie swój palac, poda- rował do świątyni złote naczynia, używane w dzień od- puszezenia. Z tego ciążenia pobożnych umysłów pogańskich do ju- daizmu osiągnęło główną korzyść młode nazareństwo. Przez owładnięcie i spotęgowanie tego nastroju polożyło omo kamień węgielny pod swe światowładztwo. Dwaj Judejezycy z krajów, używających języka greckiego, Saul z Tarsu.(znany pad imie- niem Pawła) i Józef Barnabasz z Cypru, pnzez rozwinięcie for- malnej propagandy wśród poóan nadali drabnej gminţe chrze- .Ecijańskiej takie rozmiary, że nazareństwo z oţraniczonych wa- runków sekty żydowskiej podniosło się na staFień samoistnej religji, ale też jednţoc,ześnie zmieniło charakter pierwotny. W dziesięć lat niespełna po śmiercţ r,.ałţżyciela půrzybyły szezu- płej gminie zastępy nowych wyznawców z dwóch kół, od Eseńezyków i Judejezyków z zierm greckich. Pierwsci, którzy dotąd ganili cz.cze mary i wyglądali cudu, któryby sprawadziţ lerólestwo niebieskie, dapatrzyli się zapewne w Jezuţie zis.zeze- nia swych rojeń. Pogadzawszy się z ideą cierpiąceóo mesjasza i uwierzywszy, że zamiast wystąpić jako oswabadziciel i zbawca swego narodu, musiał ponieść śmierć męczeńską na krzyżu, sta- li się ci mistycy garącymi zwolennikami grona bezpośrednţch uezniów Jezusa i skierowali w jego stronę cały swój zapał mi- syjny. Entuzjazmu tego udzielili też gminie prachrześcajańskiej, która w swej prastocie nie myślała zgola o powiększeniu kad- rów wyznawców, lecz wyglądała rychlego powţrotu Jezusa w petn,i chwały na obtakach niebieskirh. Niebawem apostalowie z ich łona poczęli przebieţţć kraje dla krzewienia wiary w mesjanizm Jezusa. Najważniejszym warunkiem prapagaudy owocnej byl dar wysłowien,ia, któryţn prości rybacy i rękodzielnacy galilejscy najmniej chyba pochwalić się magli. Z wielką tedy było karzy- ścią dla gminy nazareńskiej przyłączenie się Judejezyków mó- wiących po grecku. Z Syrji, Azji Mniejszej, Eţiptu, Cyreny, - 603 - z wysp Krety i Cypru, płynęły co roku na święta liczne rzesze żydowskie do Jerozolimy, gdaie też gościły przeważnie czas dłuższy; obok ludzi uczuciowych i marzycaeli nie brakło tam awanturników, nowatorów, żebraków. Wielu z nich tem chci- wiej chlonęło gloszone nowinki, że w oţólności o Piśmie i usta- wach pojęcia nie mieli i z gruntu opaczne stosowanie wierszy proroków nietylko nie raziło ich, jak biegłych w Zakonie, lecz owszem wydawato się im jedynie prawdziwym wykładem. Wspblność mien.ia i wspólne biesiady, które gmina ebionicko- chrześcijańska przejęla od swej macierzy eseńskiej, przypadały szezególnie do serca tym Judejezykom greţkim bez d.achu i ju- tra. Kto jaką taką posiadał chudobę, spieniężał ją i gotowiznę sktadał do skarbca braGkiego, kto nic nie posiadał, żył bez trosk na koszt korporaţji. Ci Judejezycy greccy, którzy od swych sąsiadów pagańskich nauczyli się sztuki razprawiania na teQnat dowolny i nawet rzecz, pazbawioną treści wewnętrznej, umieli przybraE w blyskotliwe i brzmiące wyrazy, użyczyli nowej re- ligji niezbędnego języka: "mówili językami." Z nich to mloda gmina rekrutowała swych kaznadziejów i apostałów najlep- szych. Ledwie nawróceni, rzucali się do nawracania innych. Iresztą ci przybysze niezawsze żyli w zţodzie z elementem kra- jowym, uskarżali się nieraz na upośledzenie i przeprowadzili w końcu wybór z ich łona siedmiu przetożonych nad ucztami wspblnemi, aby ich bronili ad krzywdy. Niebawem pierwiastki galilejskie, ebianickie i eseńskie prześeignięte zostały w tej mie- szaninie przez żywioY helleński. Helleniści, dla ktbrych Zakan był przeważnie księgą na sie- dem pieczęci zamkniętą, dţpuszţzafi się zapewne niejednego wy- kroczenia przeciw ustawom, bądź to mimowalnie, bąůdź też dla- tego, że o nie nie dbali. Sehwytani na gorącym uczynku i po- ciągnięci do sprawy, zastawiali, jak się zdaje, swoje uchybienia wiarą w mesjanizm ţezusa, jakgdyby i on lekceważył ustawy: Ale w Jerozolimie, czezonej jako gród święty, baczóno pilnie na przestrzeganie wszelkiego obyczaju i wszelkieţo przepisu. Po- ezęto też pndejrzewać mówiących językami Nazareńezyków, że umyślili naigrawać się z prawa. Najzacieklejszym przeciwnikiem tych nowatorów byt ţaul z Tarsu, który jako gorliwy zwolen- nik zasad faryzejskich, uważał Zakon, zarówno pisany, jak ust- - 604 - - 605 - -ny, za nietykalny w całym zakresie. Umiejąc po grecku, zdolny był ocenić daniosłośe wynurzeń hellţis,tów judzkochrześcijań. skich w Jerozolimie i zapatał gniewem. Jeden z tych Grek&s, unien.iem Stefan, posunął saę najdalej w tej mierze i bez ţgr6- dţk przemawiał przeciw świętości Zakoţu i przeciwko świątyni. Zdaje się, że Saul zadenunejował go jako bluźniercę, i Stefan ukamieniowany został, niewiadoano czy z wyroku trybunału, czy też doraźnie przţz tłum oburzoţy. Odtąd wzmogła się jesz- eze nieufnośE, i Nazareńezyków pociągano jeszeze częściej do prawa. I teraz najezynniejszy byl Paweł, który obehodził domy wiernych, mówiących po grecku, badał ich, askarżał i wyta- czał im sprawy sądowe. Oskarżonych wtrącano d4 więzaenia. Podsądni, praekonani przy badaniu o uchybieniu przepisom Za- ţonn czynem lub słowem z powołaniem sźę na mesjanizm Je- zusa, nie byli bynajmniej śmiercią karaůni, lecz skazywani na chłostę. Przerażeni taką surowością, uciekli cudzoziemscy Naxa- reńezycy z Jerozolimy i osiedli w mi,astach grec.kich, w których istniały gminy żydowskie, aby wśród nich ciągnąć dalej swoje apostolstwo. Prześladowano atoli jedynie hellenistycznych zwo- lermików Jezusa, krajowcy zaś, któ.rzy pamimo swej nnwej wia- ry nie zaprzeczali wiţkuistej świętości Zakonu, nie duznawalţ %adnej przykroţci. Trzej ich przełożeni; Jakób, brat czy też ku- zyn Jezusa, Piotr i Jan, którzy mieli swą siedzibę w Jerozoli- mie, wolni byli od wszelkiţh prześladowań lub bodaj nawet szykan. Zbiegli Nazareńezycy nie ustawali w swym zapale misjonar- skim. Nie mając d.achu nad głową, dążyli przedewszystkiem do zwerhowania grona strţtników i wprowadzeţtvia doń wspól- ności majątku, iżby żyE mogli bez troski o jutro. Ciąţnęły ich zRłaszeza dwa miasta, Antjo.chja i Daţznaszek, które posiadały liczne gminy greckożydowskie oraz spory zastęp prozelitek,- rozlegle pole do nawracań. Niebawem ujrzały oba te miasta w sţwych murach powsta- nie gmin nazareńskich, których członkowie uchodzili za Żydów, ţnowadzili też tryb życia żydowski, modlili się, śpiewali psalmy, atoli pewnemi eechami zdradzali zarodki sekty odrębnej. Seho- rlzili się na wspólną biesiadę, którą nazywali "wieczerzą pańską" iub "ucztą miłości" (agape), zmawiali bluţoslawieństwo nad wmem, pili koleją z jednego kielicha, łamafi się chlebem na j,amiątkę ostatniej godziny Jezusa i pozdrawiali się z pocało- waniem, mężezyźni i kobiety bez różnicy. Niektórzy wrbżyli w zachwyceniu, inni mówili językami, jeszeze inni podejmowali ţuracje magiczne w im.ieniu Jezusa lub też chlubili się cudo twbrstwem. Panowały w tem kole hellenistycznonazareńskiem tak nienaturalne podniecenie i marzycielstwo, że prędzej czy później musiałoby ono paść ofiarą szyderstwa. Mniej jeszeze szans powodzenia miało nazareństwo żydowskie, reprezentowane w Jerozolimie przez Piotra, Jakóba i Jana, krocząc bowiem nie- odstępnie szlakiem tradycji, niezdolne było zaptodnić nowych pierwiastków, tkwiących w działalności Jezusa. I byłoby młeEde ch.rześcijaństwo, goniąc za mrzonką, rozbiło się przy pierwszym wylocie o rzeczywistośE i jak stronnictwa innyeh mesjaszów pr,ze- brzmiało bez echa, gdyby Saul z Tarsu nie nadał mu nowego kierunku i silnego rozpędu, który uzdolnił je do życia i rozwo- ju. Bez Jezusa nie miatby oczywiście Tarseńezyk sposobności do rozległych podbojów dusz; atoli mniej jeszeze mogłoby się ostać bez niego ehrześcijaństwo. Saul (Szaweł), rzekomo z pokolenia Benjamin, była to na- tura niezwykła. W wątłem, słabowitem ciele mieszkała wytrwa- łość, nie lękająca się żadnej przeszkody. Posiadał on szezupty jeno zasób znajotiności piśmiennictwa judzkiego i Pismo święte xnał tylko z greckiego przekładu. U stóp Gamaliela nie siady- wał z pewnością, obeznałby się bowiem gruntowniej z Zakonem i przejąłby od mistrza więcej słodyczy; nauki pobierał zapewne u pokątnych uczonych w mieście rodzinnem. Jak jego wiedza` tak i myśli nie ogarniała horyzoniów rozleńłych. Odznaczal się przytem umysłem marzycielskim; pelnym urojeń. Byla to, slo- wem, osobistość chorobliwa a zarazem żelazna, jakby naumyślnie stworzţna do założenia nowej nauki i do wcieIenia w czyn rze- ; czy niemożebnych z pozoru. Z zapamiętałym ferworţn ścigał Na- xareńezyków helleńskich i wywlekał z kryjówek, aby ich po- ciągnąć do kary za odstępstwo od judaizmu faryzejskiego, ktbry uważał za jedynie prawdz.iwy. Lecz niedość miał na tem. Do- wiedziawszy się, że niektórzy z nich osiedfi w Damasżku, wy- ruszył za nimi żarliwiec tarseński, aby i w tem mieście zburzyć ich gminę. Nagle zaszedł xwrut w jeńo myślach. W Damaszku - 606 - było wiele prozelitek. Wielką sensaeję wywolało nawrócenie się na judaizm doinu adjabeńskieţo. Saul mi.ał prawdopoclobnie sposobność przyglądania się dworowi podróżnemu królowej He- hţ,ny, ciągnącej do Jerozolimy ku trjumfowi religji żydowskiej, w otoezeniu mlodych książąt i świty. W podróży tej (ok. 43) zawadziła ona niechybnie o Damaszek i prżyjęła hołdy judzkiej i prozelićkiej ludności tego miasta. Sceriy te musiały wywrzeć na Saula glębokie wrażeţie i nasunąć mu myśl, czy też nie na- stał już czas, w którym wedtug przepowiedni praroków wszyst- kie narody świata uwierzyć miały w objawioţeţo Izraelowi Bo- ga. Zadawszy sobie takie pytanie, musiat też przezwyciężyć po- ł:tezone z niem wątpliwości. Czyż podobna, pomimo wyraźnego ciążenia wielu poţan do wiary żydowsţiej, nawrócić cały świat batwoehwalezy, obowiązując go do zachowywania Zakonu, nakazując mu obsţrwować sobotę i święta, petnić przepisy po- karmowe, odróżniać rzeczy nieczyste od czystych, ba, n.awet śeieśnień faryzejskich skţupulatnie przestrzegać? W tych warun- kach :nie magtoby chyba nigdy nastąpić przyłţączenie się ludów do społeczeństwa judzkiego. Z drugiej znów sirany godziż się uchy- lać Zakon gwoli poganonn? Toż cały Zakon pochodzi od Boţa, który go objawił i przestrzeganie jego ustaw usilnie zaleciłl Moż- naż go więc uchylać? Wówezas przypomnaał sobie Saul zapewne zdanie swych mistrzów, że Zakon obowiążuje jedynie do przyj- ścia Mesjasza, jako środek wychowawezy, gdy się zaś ukaże Zbawi- ciel, ustanie sama przez się jego moc i powaga. Gdyby się więc Me- sjasz pojawił, lub jeżeli już się pojawit, wówezas z unieważnieniem Zakonu usunięte też zostałyby zawady, stojące na drodze proţagan- dy wśród pogan. A może Jezus istotnie był Mesjaszem ? Te rozumo- wania pochlaniały wszystką myśl Saula. Jego bujna wyobraźnia ro- proszyla wnet ostatni cień wątpliwośći. Uwierzył naraz najmoc- niej, że Jezus mu się zjawił. Znacznie później mówił sam o tem wiţzeniu, którego dostąpił: "Byłoż to zjawisko cielesne, nie wiem, bytoli duchowe, nie wiţm; zachwycony byłem aż do trze- ciego nieba," niekoniecznie wiaroţodne świadectwo prawdziwe= go zdarzenia. Późniejs,ze czasy nadaty temu widzeniu realniej- szą postaE. W podróży do Damaszku oświeeić miała nagle Saula świattość niebieska, czem przerażo;ny upadł na ziemię i usłyszał głas, wołający do niego: "Saulu, Saulu, cze.mu mię grześladu- - 607 - jesz?" Oślepiony zjawiskiem, przybył do Damaszku i dopiero w rozmowie z jakimś chrześcijaninem, który dal mu radę, aby chrzest przyjął, przejrzał, jakgdyby łuska z orzu mu spadła. Wobec przeświadezenia, że istotnie widział Jezusa, rozwiała się druga wątpliwość Saula i roztoţzyt się przed nim cały wid- nokrąg mesjański. Jezus umarł wprawdzie na krzyżu, a przecież mu się zjawil, musiał zatem zmartwychwstać. Jest on przeto pierwszym zmartwyehwstańcem i tţn samem dał świadectwo prawdzie zmartwychstania, o którą spieraly się szkoly, i zwias- towal bliskość królestwa bożego, z któreńo przyjściem, wedlug zapowiedzi proroka Daniela, umarli wstaną z swych grobów. W ten sposób były Faryzeusz tarseński uwierzył niezachwianie w trzy rzeczy: że Jezus zmartwychwstał, że jest prawdziwym, zwiasto- wanym Mesjaszem, że wreszcie zbliża się królestwo niebieskie, przyszły czas zmartwychwstania, i pokolenie obecne, a raczej wierzący w Jezusa, doczekają się wkrótce jego nastania. Z vţ%iary teţ wysnul Saul w dalszym ciągu wnioski następne: skoro się l4iesjasz ukazał, Zakon tedy ulegl zniesieniu i balwochwalcy mogą wziţe udział w btogoslawieństwie Abrahamowem bez przestrzegania Zakonu. Było to ostroţą dla jego energji. Uwie- rzył, że z żywota matki został wybrany na apostata wśród po- gan. U takiej duszy ognisteţ krótka byla droga pomiędzy myślą a czynem. Pod imieniem Pawła przystal w Damaszku do Naza- reńezykbw, którzy się niepomatu zdziwili, że ich prześladowea zostaje naraz ich towarzyszem i zamierza się oddać nawracaniu niewiernych. Nie mógł się jednak Paweł utrzymać w Damaszku i uciekł do Arabji, t. j. Auranitis, gdzie istniaty róţvnież gminy żydow- skie. Dopiero za powrotem do Dţnaţzku, gdy współwyznawcy zaczęli go darzyć większą ufnością i popierae jego dążenia, móńł się poświęcić gorliwemu gloszeniu nowej nauki. Ale swą popędli- wą, bezwzględną naturą i twierdzeniem, że Zakon moc swą po- stradał, rozjątrzy,ł gminę judzką w Damaszku. Etnareha judz- ţ ki w tem mieście chciał go uwięzić, lecz ocalili go towarzysze, spuśeiwszy go w koszu przez otwór w murze. Wymknąl się te- dy z rąk ludzi, którzy widzieli w nim stusznie burzyciela juda- izmu. Do Jerozolimy przybył dopiero w trzy lata po swem na- ţ' ţ wrbceniu, zamiast udać się tam natychmiast i od bezpośrednich - 608 - uczţiów Jezusa zasięgnąć dokładnych infţ>.acji o czynach, naukach i zamiarach ach mistrza. Czuł zapewne, że od Galilej- czyków chrześcijańskich dzieli go przepaść głęboţa i że ţię z nimi nigdy porozumieć nie zdola. Paweł ożywiony był myślţ jedyną, że błogosławieństwo dla wszysikich pokoţeń, czyli dana Abrahamowi obietnica, że będzie ojcţzn wieiu narodów i że rze- sze batwochwalstwo staną się jego potomstwţzn, - że btogosţa- wieństwo to ziśeić się może jedynie przez zniesienie Zakonu. Chciał on obalić szranki pomiędzy Judejezykieuţ a Grekiem lub poganinem, pomiędzy niewolnikiean a wolnym i połączyć wszystkich w sprzymierzu Abrahama jako braci i nasienie Abra- liamowe według abietnicy. Tę to radosną nowinę przedsięwziął upoţriadaE naradom. Byta to bądźcobądź dalekosiężna idea, niedostępna dla pojęE Ebi.anitów je.rţzolimskich, a nawet tak zwanych apostołów filamowych; ale przesadziła metę gońziwą. Po kr,ótkim pobyeie ţv Jerazolimie puśţił się Paweł w wę- drţwkę apostolską w towarzystwie Cypryjezyka Józefa Barna- basza. Zatożyli oni w wielu miejscach gminy greckochrześcijań- skie, zwtasrxaa w Galacie, Efezie, Fillippach, Tessalonice i lio- ryncie. Mógł sobie judaizm ponieţąd te sukcesy przypisać, pra- gnąc bowiem pogan pozyskać, musiał Paweł roztoczyć przed ni- mi część świetnej historji narodu judzkiego, zanim doszedł dţ główneńo wątku swych nauk. Musiał dalej uwydatnić czyste go- jęţie o Bóstwie w przeciwieńs.twie do bałamutnych wierzeń po- rţńsţiůch. Umysłów wrażliwych na idealne zasady judaizmu nie brakło wśród pogan. Wielu z nich, jak się rzekło, czuto wstręt do bajd mitologicznyeh i do utţóstwienia człowieţa. W świeżej jes,ţze tkwito pamięci bezprzykładne upodlenie, z jţkiGm wszystkie narody państwa rzymskieţo poświęcały potwarnemu Kaliguli ołtarze, biły mu jak Bogu pokłony i modliły się do niego. Prawe serca szukały bezowoenie Boga, do którego wznieś‚by się mogty. Aż oto przyszedł Paweł i przyniósł im tego Boga, spo- witego wprawdzie w opowieści cudowne, lecz właśnie w tej pa- włoce tem silniej przemawiającego do przekonań pogańskich: "syn boży" trafiał snadniej. do dusz bałwochwalskich, niż "zba- R'iciel mesjański." Niţtnniejszą też sposobnośE do zalecania nau- ki żydowskiej dawało Pawtowi szeroko rozpoavszechnione ze- psucie obyczajów, które w Grecji i we wszystkich innych dziel- - 609 - nicach państwa rzymskiego nie potrzebowato saę lękać światła dziennego, gdyż w osobie Nerona rozpieţato się w Rzymie na tronie. Co duch aleksandryjskojudzki na jaw wydobył i agłosił światu w Sybillinach, Księdze hlţdrości i dzietach Filona, to stawiał Paweł w kazaniach przed oczy swym sluchaczom po- gańskim, że mianowicie w wielobóstwie tkwi tródło deprawa- cji, panującej wśród pogan: "Odmienili chwatę nieśmiertelne- go Boga w podobieństwo obrazţ cztowieka śmiertelneţo, pta- ków, czworogonów i ptazów. Przeto podał ich Bóg pożądliwoś- eiom serca ich ku nieczystości, aby między sobą ciała swe sro- mocili." Takie kazania, wyţłaszane z zapałent przez osobistość, któ- ra catą duszę kładła w swe słowa, nie mogły nie wywrzeć wra- żenia na pogan zacniejszych. Niemałe też miało znaczenie, że trwoeę mistyczną, którą na ludzi ówezesnyeh rzucita wieść, ii koniec świata się zbliża, że trwogę tę uśmierzył Pawel mocną swą wiarą w bliskość zmartwychwstania i powrotu Jezusa i za- mienił w nadzieję, iż u,marli powstaną w ciele nieskażonem gdy zabrzmi trąba boża, a żywi uniesieni będą w obłakach do nieba. W ten sposób podbił Paweł wyobraźnię wielu pogan w swej wędrówce apţstolskiej z Jerozolimy do Illyrji. Ale z po- czątku jednał dla dobrej nowiny tylko osoby niskicj kondycji: nieoświcconych, niewolników, a szezególnie kobiety. Wyształcoů nym Grekom zdało się chrześcijaństwo, gtos.zone przez Pawła - ţsnzaf utatuţ;snţqaţn,ţiţtuz atuzaţłţm uazazJd auţrupesţzn ţ śmiechu godnym absurdţn. Wśród Judejezyków ţnusrało nie- odzownie pobudzić zgorszenie. Paweł umyślił poprostu zerwać nić, wiążącą naukę Chrys- tusa do wiary żydowslsiej.ţPoniewţż Zakon stał mu na zaţadzie cio przyjmowţnia prozelitów pogańskich, usiłował podkopać je- go powagę. Twierdził tedy, że wręcz jest szkodliwy do osią- ţnięcia wyźszej świţtoţci żywota i cnotliwoţci. Nietylko tak zwa- ne prawa ceremonjalne judaizmu, ale nawet prawa moralne uważał Paweł za zapory na drodze zbawienia. Dopóki Zakon nie nastał, nie znali ludzie rzekomo żadnej złej żądzy, dopiero za- Isaz: "Nie będziesz pożądał," wzbudził pożądliwość, dogiero przez Zakon przyszło poznanie grzechu. Człowiek jest cielesny i do grzechu skłonny; albowiem ułomne jest ciało i działa Historja Żydów Tom 3 ark. 9 - 610 - abrew przepisom Zakanu. Przeciwstawił tanu Pawel nową naukę. Dla grzechu pierwszego człowieka stał się człowiek do- piero cielesnym, słabym i grzesznym; przewinienie Adama zro- dziło niezmazany grzech pierwarodny i ściągnęlo śmierć na ród ludzki. Grzechu wrodzonego człowiekowi nie zdoła Zakon pako- nać. Dla zniszezenia grzechu i śmierci addał Bóg Mesjasza, swe- go syńa, w moc śmierci i wskrzesił go potem, a ten został dru- gim Adamem i zniweczył grzech pierwarodny, zmógt śmierć i życie wieczne sprowadził. Kto wierzy w Jezusa, ten ma udzial ţ tem życiu, tego nie imają się grzech, pakusa i chuci. Zamiast wyzwolenia z pod jarzma rzymskieţo, przyniósl odkupienie od grzechu. Posługując się metodą swoistą, wywnioskowat Pawet z Pisnzia świętego, że na każdym, Ifto Zakonowi podlega, a nie pelni go ściśle, ciąży przekleństwo. Było to właśnie zaslugą Je- zus.a, że wykupił wszystkieh od przeklţńśtwa Zakonu. Mieliż Judejezycy cierpliwie słuchać tego zgorszenia, znośić otwartą pogardę dla swego Zakonu, za który dopiero niedawno, gdy się nań targnął cesarz Kaligula, gotowi byli poświęcić swe ży- cie? Nie dziwić się, że oburzeni na wzgardzieiela Zakonu prze- śladowali go wszędzie, gdzie tylko sięţato ich ramię. Zresztą, ilekroć Pawla w ręce dostali; karali go tylko plagami, na życie nie gndząţ; pięć razy, jak sam opowiada, otrzymał po czterdzieś- ci plag bez jednej. Przeciw s4fistycznej nauce Pawła o szkadliwości świętego Zakonu zaprotestował garąco z ambony pewien kaznodzieja wy- trawny. W jednej z gmin heilenistycznych (może w Antjochji), gdzie wśród Judejezyków panowała grecka oświata i grecka wy- twarność, usiłowat ten mówca przekonać swoich stuchaczy, ţe, przeciwnie, wyhodowany i ukrzepiony przez religję żydow- ską "rozum gobożny`ţ zdołny jest utrzymaó na wodzy popędy i żądze. Zbrojny w subtelną sztukę retoryki greckiej i przejęty gorącą wiarą w zbawezą mdc Zakonu, wykazuje nasz kazno- dzieja tę prawdę to w suchych wywodach trzeźwej spekulacji, to znowu w pelnych palotu figurach, nie spuszezając nigdy z oka myśli przewodniej o potędze "rozumu pobożnego." Rzecz swoją ostţul na motywach uroczystości konsekracji świątyni (Cha- nuka) i argumentację nawiązał do bohaterskiej śmierci starca Eleazara i matki z siedmioţma synami w dobie machabejskiej. - 611 - "Razum pobożny" dość jest pctężny, by w Zakon boży wpatrzo- ny przezwyciężyć mógł męki przedśmiertne, a tembardziej okiet- znać żądze cielesne. W biegunowem przeciwieństwie do nauki Pawłowej, jakoby dopiero zakaz pożądania namiętności mia1 wzbudzić, głosi on: "Nasz Zakan powiada: "Nie będziesz pożą- dał żony bliźnieńo twego, ani żadnej rzeczy, która jego jest," a słowa te wpajają w nas przekonanie, że "razum pobożny" zdolny jest zapanować nad namiętnościami i wszelkiemi żądza- mi, xtóre sprawiedliwość tamują." W końcu nawołuje kazno- ţ dzie a swoich słuehacz z któr ch za ewne niejed y p en za- ~ chwiał się w wierze pod wplywem kuszącej da odśzezepieństwa naukţ Pawla: "O wy, potamkowie Abrahama, przestrzegajcie tego Zakonu i czcijcie go wielkim sposobem w przeświadezeniu, że "rozum pobożny panaţ jest chuci." Kazanie to, abieţające pod tytułem "Księgi czwarte Machabejskie", mialo wyraźnie na celu odparcie nazbyt ryzykawnej nauki "Duch och4tny; ale ciało mdłe." Atoli nietylko Judejezycy, lecz i Nazameńezycy aburzafi się na zakonoburstwo Pawłowe, co też dalo pachap do rozłamu w łonie młodego chrześcijaństwa. Pi.atr, który jako apastol zwra. cał się tylko do Żydów, nauczal innego chrześcijaństwa niż Pa- ţel, a inni apostołowie, opowiadający również ewangielję wśród poţan, Apollos z Aleksandrji i Chrestus, głasifi znów co innreńo. 1'awe1 niebardzo troszezył się o chrzest, boć i chrzest jest spra- wą Zakonu, gdy tymezasem Apollos przywiązywał doń wielkie znaczenie i uzależniał od niego zbawienie. Chrześcijanie żydow- sey ze zgrozą patrzyli na owace głcszanej przez Pawła wolności ewangielicznej. W gminach, założonych przez nieńo w Efezie i Koryncie, niejeden wraz z Zakoazem wyzbył s.ię wstydu wszel- kiego i puścił się na życie rozwiązle; ktoś tam żył nawet z żo- ną ojća wlasneţo. Apostolawie judzkachrześcijańscy pojechali przeto do Fawła, ogłosili jego naukę za btędną i zdrożną i obţ stawali za obowiązkowością Zakonu judzkieţo również dla chrześcijan, gdyż tylko Zakon zdolen jest akiełz,nać chuci zwie- rzęce. Zwłaszeza kwestja obţwiązkowości obrzezania dla chrześ- ţ ciţan pogańskich wywotała konflikt gorţcy pomiędzy apostolami ţ źydowskochrześcijańskimi a Pawłem. Ten przez ezas jakiś sam wprowadzal prozelitów pagańskich do grzymierza Abraha.ma. - 612 - Gdy atoli przez powstanie kilku gmin pogańshochrześcijańskieh poczuł się niezależnym od gminy macierzystej w Jerozalimie, za niechał obrzezania i sprowadził pewneóo razu do Jeruzolimy nieobrzezanego ucznia Tytusa. W Antjochji przyszło do żywega sporu pomiędzy Pawłem a apostolami judzkochrześcijańskiuni Piotr, który dotychezas na prawa poharmowe nie zważał i z chrześcijanami z pośród pogan siadał do stołu, przestrzeżonţ przez przedstawicieli ortodoksyjnej partji Jakóba, musiał za- przestać tego zwyczaju i oświadezyE się przeciw gwałceniu Za- honu przez Pawła.Ten, oczywiście, zadał mu na wielkiem zgro- madzeniu publicznie obłudę. Atoli wpływ surowych, prawowier- nych apostołów judzkochrześcijańshich tak był potężny, że nie- tylko wszyscy chrześcijanie żydowscy w An.tjochji odstrychnę- li się od stołu chrześcijan pogańskich, ale sam nawet Barnaba. dotychezasowy towarzysz i współpracownik Pawła. Wywołało to rozłam poważny w łonie chrześcijaństwa. Chrześcijanie ży- dowscy i pogańscy stanęli naprzeciw siebie jako wrogie obazy. Antypatje rasowe pońłębiły jeszeze ten rozłţm. Chrześcijanie ţreccy pogardzali chrześcijanami judzkimi i spoţlądali na nich z wysoka, jak Hellenowie na Żydów. Namiętny i zacięty Paweł. osamotniony obecnie, zawziął się jeszeze bardziej na stronnictwa judzkoehrze.ścijańskie, z poeardţ odzywał się o tak zwanyeh fi- larach gminy macierzystej w Jerozolimie, apostołów, hładących nacisk na świętość Zakonu, nazywał fałszywymi braćmi, htórzY przez zazdrość i hłótliwość fałszują ewangielję, i oskarżţł ieh. że szukaią jeno własnej korzyśţi, ziie zaś harzyści Chrystusa. Przeciw zwolennikom Zakonu oţłaszał pisma gwałtowne, pio- runował na Zahon i rzucił klątwę na tych, coby ewangielji ina- czej niż on nauczali. 1\Tie oszezędzali ţo też wierni Za,konowi chrześcijanie. Powolując się nţ samego zalożyciela w obronie nieprzedawnianej ważności Zakonu, stosowali do zakonobureze- go apostola słowa Jezusa: "Ktaby rozwiązał jedno z tych prţy- kazań najmniejszych i takby ludzi nauczał. będzie zwan naj- mniejszym w królestwie niebieskiem." Chrześcijanie żyriowscy pozostali na gruncie judaizmu, z4bowiązywali też nawrór,onyeh pogan do pełnienia Zakonu i czcili Jerazolimę, w któreţ spo- - 613 - dzie-ţafi się powrotu lţesjasza. Cerześeijanie pogańscy natamiast oddalali się eoraz bardziej od juctaizrnu i zajęli wragą wobec nieţo postawę. li:OZDZIAŁ SZÓSTY ţgrgppa II i wybuch wojnţ zn Nerona. (49-66) Pomimo trjumfów, które judaizm święcił dzięki garnącym się doń prozelitoQn, a nawet przez nawracanie saę pogan na wia- rę chrześcijańską, pomimo żapowiadającej się napozór jutrzen- ki dţia pięhnego, w którym według przegowieţni spojrzenia ludów świata całego zwróciţ się aniały ku Sjonowi, ku światłu, eo mrało stamtąd wytrysną.ć dla rodu ludzkie,go, - pomimţ tych zdarzer! wróżebnych w kraju ajezystym, a osobfiwiew sa- mej stolicy, czuł naród judzki tylho ucisk ciężkiego jarzma rzymshiego, htóre od śmierci Agryppy I z każdym dniem dothli- wiej go gniotło. Opłahany i trwożny stan teraźniejszy zagłuszał wszetką radość z tţaţ doniosłych wypadk&w, które z-dawały się torowaE judaizmowi panowanie nad światem. Panurym kirem zaeiągnęło się ostatnie dwudziestolecie państwa judzkiego. Uka- zuje nam ono naród judzki w przejmującej postaci więźnia, za- kutego w kajdany, którego duzorey dręczą nieustannie, aż katu- szy dłużej znosić nie mogąc, z gwałtownością, do jakiej rozpţcz jest zdolna, pęt swych nie skruszy. Krwawe zapasy Rżymu, na- wykłego do zwycięstw dzięki niewyczerpanym zasobam wojen- nym i przebiegłości, z ogołoconţ ze środh&w materjalnyćh i tglţo duchem krzepką Judeą budzą tem więhszy interes, ile że słaba c&ra Sjonu, pomimo nierówności sił obustrannych, wyszłaby z nich w hońcu zwycięsho, gdyby nie razdarły jej nie- snaśki wewnętrzne, nie omotała zdrada i gdyby wyczekała tylho chwili stos4wniejszej, słowem, gdyby jej Opatrzność nie skazała na zagładę jako na.rodowość. Ta waIka olbrzymia, której równyeh niewiele zapisały dzie- je powszechne, toczona była nietylko za wolność, o którą rów nicż Gallawie, Gemn.anawie i Bryt.owie bomykafi się z ţymţ, - 614 - ale miała charakter religijny. Krzywdzony codziennie w swyrh najświętszych uczuciach przez arbitralną gospodarkę rzymskich najeźdźców, chciał naród judzki wywalezyć sobie i zachowaE byt niepodległy jedynie dla nieskrępowaneţo pelnienia praktyk nabtżnych. Rzadko tylko wprawdzie, jak za Kaliguli, zagrażał Hzym religji żydowskiej, szanował, owszem, naoţól religijne uczucia Judejezyków, a jednakże obrażal je mimowoli surowemi rządami i zazdrosną kontrolą. Nadomiar jego zwodnicze fortele zatruly najszlachetniejszy odłam narodu. Przenikliwsze jedno- stki żywiły słuszne obawy, że ta zmartwiałość członków szla- chetnych ogarnie niebawem cały organizm. Jakoż w istocie w rodach arystokratycznych zapanowało takie zepsueie, że jeţo mjazmaty trujące nie mogły ominąE klas średnich. Zdrożny przyhład wyszedł od ostatnich latorośli He- roda; wychowane w Rzymie lub na małych dworach książąt holdownych Rzymowi, naśladowały one zwyrodniałość rzymską. :\gryppa 11 (ur. 27, zm. 91-93), syn ostatniego szlachetnego króla judzkiego, Agryppy I, addychał przy zgonie ojca jako sie- demnastoletni mlodzieniec zakażnnem powietrzem dwo- ru rzymskiego, gdzie Messaliny i Agryppiny najohydniej- szy bezwstyd obnosiły przed światem. Po śmierci króla tytular- nego, Heroda II, który miał prawo inwestjowania najwyższych kaplanów, przelał nań Klaudjusz to prawo, a wkrótce potem nadał mu drobne państewko Ghalcydę (49-50), posiadłośE te- goż Heroda. Szegtano s-obie na ucho, że ta ptonka domu hasmo- nejskiego i herodjańskiego żyje w kazirodnym związku z młod= szą tylko o rok od siebie a słynną z urody ţiastrą Bereniką, wdową po Herodzie II. Aby zamknąE usta plotkarzom, wydal ją Agryppa za Polemůcna, króla Cylicji, który więcej jej bo- ţactwem niź wdziękami znęcony, przyjął judaizm; niebawem atoli porzuciła wietrzniea nowego małżonka, aby wdać się zno- wu w ploehe miłostki. Rţzwiąźlejszą jeszeze byla młodsza jej siostra, Druzylla (ur. 38). Ojeiec zaręczył ją dzieckiem księciu Fpifanesowi, z tym wszakże warunkiem, że przejdzie na wiarę i5ůdowską. Gdy zaś Epifanes po śmierci Agryppy nie ehciał dla jej pięknych otzu zmieniać religji, zaślubił ją brat Azysowi, kró- lowi Emezy, który przyjął judaizm. Z tem wszystkiem Druzylla złamala śluby malżeńskie, poszla zţ Rzymianina, prokuratora - 615 - Felihsa, i porzuciwszy dla niego wiarę ojezystą, została poţţnhą. Fatszywy prorak, Szymon z Cypru, odeţral w tej sprawie rolę rajfura. - Aczknlwiek Agyppa II był z począthu tylho hsięciem Chalcydy, uchodził pr2ecież za króla judzkiego. Rzym pożostawi# niu tytul, lecz pozbawił go wladzy i używal go za powol.ne na- rzędzie do czuwania nad rucha.mi narodu. Oddał się też Agryppa domowi cesarskiemu duţzą i ciałem; i on również nazywał się "przyjacielem cesarza." Jedyną atrybucją, którą cesarz Klau- djusz zostawił tytularnemu królowi, a którą jeóo następca po- twiţrdził, była pieeza nad świątynią i mianowanie najwyższych kaplanów. Prży obsadzaniu stolicy arcykaplańshiej nie patrzył ,ţgryppa na pobożność i moralność kandydata. Kto się najdalej posunął w ślużalstwie i zaparciu się ducha narodowego, lub kto najładawniejszym trzosem zadzwonił, ten otrzymywał pierwszeń- stwo. W ciągu lat dwudziestu niespełna ńominował Agryppa co- iţajmniej siedmiu n.ajwyższych kaplanów. Odhąd pomtyfihat z łashi Heroda tah dalece znikezemniał, te dostąpić go można było podlością lub złotem, powsiały roay, które wzięły go poniekąd w dzierżawę: domy Boefos, Kanteras (Katras), Fiabi, Kamit i Anan; rzadko tyIko padał wybór na członka innej rodziny. Przedstawiciele tych rodów arcyhaplań- skich szli przeważnie z sobą o lepszą w bezdusznnści i niskości charakteru; często zazdrość wzajemna wybuchała obelgami czynnemi, i ulice Jerozolimy byly nieraz świadhami, jak zwo- lennicy domów nieprzyjaznych brali sţę za bary lub obrzucali się kamieniami. Każdy nominat starał się możliwie wyzyshać hróthi czas sprawowania urzędu i farytował swych hrewnych i przyjaciół na intratne posady w świątyni. Chciwość, żądza władzy i niesumiealność były sgrężynami postępków mężów, po- Aolanych do urzeczywistnienia ideałbw etyeznych. Świątynia została znieważona przez swych dostojników; zanim jeszcţe nţe- przyjaciel wtargnął z pochodnią. Od tego czasu - taka gadha chodziła - ustały wiţome znaki łashi w świątyni. Oddawna raniechali kaplani przy beţedykeji w świątyni wymawiania świętego Imienia bożeţo (Jahweh), uważţjąc, źe sami om.i i czas ieh niegodni są tego. Również arcykaptani, htórym należat się zaszezyt odprawiania służby bożej w dzień pţjednania, wyma- wiali to Imię tah cicho, że zalerlwie najbliżej stojący dosłyszeE - 616 - jc mogli. Niby trąd ropiejąey rozlewało się eoraz szerzej tn zepsucie rodów książęcych i arcykapłańskich, zarażając swym jaţem naj- bliższe im stany. Odkąd sądownictwo kryminalne wykanywane być poczęło w imieniu cesarza pod okiem prokuratora rzym- skiego, popadł stan sędziowski w zależność od Rzyznian i maż- nowładców. "Coraz bardziej krzewią się prywata, przedajn4ść, tehbrzliwa stronniczość, podszepty," biada gorżko moralista współeześny, "zrzucają z siebie jarzmo niebieskie, naginając wza- mian kark pod jarzmo człowieka. Niegodziwi wznoszą się, a szlachetni padają, a wraz z nimi coraz niżej upada społecz- ność: Nieczułość, zawiść i przemoc obficie się plenią, dmie się pańskość fałszywa, a córy Izraela radeby tylko za magnatów . , wychodzić." Niestatek niewiast i zwodnictwo mężezyzn stały się snać rzeczą powszednią, skoro najsłynniejazy zakonuznawca tej doby, Jochanan Ben-Zakkaj, zniósł rytuał dla poazlakowanych o niewiarę małżeńską. Szlachetniejs.ze jednostki rzewne wywo- dzą źale nad stanem, w któryxxi zewnętrzną pobożnaść więcej od czystości serca ceniono i w którym na profanację świątyni obu- rzano się bardziej, niż na mężobójstwo. W niższych klasach lu- dowych rozgościły się inne, ale niemniej zgubne zdrożności. Stronnietwo zelotów rosło z dniem każdym, odkąd aroganeja rzymska poczęła traktować ţudeę z samowolą zdobywców jako kraj zabrany. Vlţ'olność i wyuzdanie biorąc nieraz za jedno, de- ptali i zeloci przepisy i prawo. Z swych kryjówek w rozpaţli- nach gór i jaskiniach robili częste wycieczki, aby dogodzić swej żądzy wolności lub zaopatrzyć się w żywność niezbędną. Nie- które drużyny zelockie pod wodzą Eleazara Ben=Dinaj i Alek- sandra ożywione były wprawdzie patrjotyzmem szlachetnym- poprzysaęgły one Rzymianom śmierć i zaţładę - a1e nienawiść swą rozciągnęły na wszystkich, co trzymali stronę ciemięzców. Zdaniem ich, któremu clali wyraz w przysiędze, dochowywanej aż nazbyt skrupulatnie, Icażdy, kto sprzyjał Rzymianam, był wyjęty z pod prawa. Napadali też na możnych, burzyli ich damy i w ogólności wyrządził im wszelkie szkorly możliwe. Eleazar Ben-Dinaj i jego towarzysze nie byli to bynajmniej rabusie lub skrytobójcy, za jakich ieh mieli Rzymianie i ich zausznicy. Przejţci ideami założyciela zelotów, chc.iefi tylko odzyskać lub - 617 - pomśaE utraoomą wolność swego nanndu. Lecz źe usiłowafi do- konać tego nie w parę i nie przeluerali w środkach, byle cel sw6j osiągnąć, zamiast naród wybawić, pogrążyli go w jeszeze sroi.sůzą niedolę. Inna banda zelotów, która w swem rozwydrzeniu spuţciła ż oka szlachetny cel wyjarzmienia, uczyniła sobie rzemiosło z napaści na wrogów. Nazywano tych zelotów sykarjusza2ni od krótkiego puńinału (sica), który broń ich stanowił, a który no- sili w zanadrzu, aby utoţić go w sercu nieprzyjaciela ż za węgła lub jawnie. Sykarjusze byli wyrzutkami partji zelockiej. Zgraje te nie znały żadnej karności, lecz walęsały się samopas, uiy- czając swego ramienia każdemu, kto im zapłacił lub nastręczyl sposQbność do dogodzenia ich mściwym uczuciom. Uzbrojeni w sztylety, mieszali się pomiędzy gęste gromady, zwłaszeza w dni uroezyste, kiedy rojne tlumy falowaty po mieśeie; i sprzątali ci- chaczem upatrzuną ofiarę. Mordów tych dokonywali z tak bly- skawiczną szybkością i wprawą, że winowajców przez czas dłu- gi niepodobna był4 wyśledzić; a1e właţnie ta tajemniczość przej- mowała umysły lękiem okropnyzn. Tak się zagęściły zabójstwa, że nauczyciele Zakonu znieśli ofiarę żagrzeszną za krew niewin- trie przelaną, gdyż wobec mnóstwa wypadków byłoby tych ofiar za dużo. W tym to zapewne czasie wielkie Synhedrjum, widząc r bólem serca wzmańającą się swawoYę i zepsueie obyczajów, zawiesiło swoje czynnośei; przeniosło ono swoją siedżibę z hali ciosowej w świątyni do hali `argowej (chanujot) pod Betanją, akt zakrawający na odroczenie. W ten rozprzężeniu, z dnia na rlzień rosnącem, Ignęli najţ szlachetniejsi synowie narodu, tnzymajţcy ţ,ię zdala od zgiełku, ze zdwojoną miłoţcią do duchowego klejnotu swej wiary: Za- chowanie nauki, Zakotzu, było najwyższyzn celem ich życia. Za ich prżedstawiciela można uważać R. Jochanana Ben-Zakkaj. Obok przewodniczącego w Synhedrjuzn z rodu Hillela; był to najznakoanitszy nauţczyciel Zakonu w tej dabie, a może nawet przţchodził uezanością dostojnego kolegę. W chłodnym cieniu murów świątyni siadywał w gronie adeptów, którynz wykładał prawo piśane i ustne. Klęskom tym towarzyszył objaw odmiennej natury, ktary acz sam przeż się niewinny, zajątrzvł jeszeze bardziej panującą - 618 - niedolę. Inx beznadziejniej układały się stosunki ówezesne, tem. głośniej odzywała się w sercach wierzących tęsknota do ocze- kiwanego blesjasza, zbawiciela i piastuna pokoju. Z większem jeszc.ze natręctwem, niż za czasów Piłata, wiły się w umysłah rojenia mesjańskie, budząc marzycielskich samozwańców, któ- rzy zjednywali sobie wiarę u ludu. Wszyscy oni podawali wy- zwolenie z poţ jarzma rzymskiego za ostatni cel swoich przed- sięwzięć. Co zwolennicy Judy przeprowadzić chcieli siłą oręża, ti-go usiłowali następcy Teudasa dokazać bez walki, zapamaeą znaków i cudów. Nie byli to bynajmniej szalbierze, wierzyli owszem mocno, że są powotani, aby dokonali dzieła wybawienia: jedynie nieszezęśliwe wyniki ich akeji wyryły na nich piętno fałszywych mesjaszów i przyczepiły do nich nazwę guślarzy. Jako taki mesjasz wystąpił Szymon z Cyprxţ i pewien Judejezyk z Egiptu. Takie niewinne wypadki nabierały dopiero smutnej donio- słości dzięki krwawej powadze, z jaką je traktowali prokura= torowie. Jeżeli naród był zazdrosny o swoje wierzenia, jeżeli w przesadnej drażliwości najdrobniejsze uchybienie im przez Hzymianina uważał za zamach na reliţję ojezystą i odpowie- dzialnością zań obareza# namiestxiika, cesarza, całe państwn rzymskie, to i urzędnicy cesarscy w Judei byli nie= mniej drażliwi, najniewinnaejsze poruszenia narodu wydymali do znaczenia ubrazy majestatu i prześladowali winnych i nie- winnych z jednakową sroţością. Napróżno cesarz Klaudjusz; a po nim Neron okazywali przyehylność narodowi judzkiemu; prokuratorowie przekraczali zawsze swoje mandaty i przez żą- dzę złota i wtadzy obehodzili się z nim po tyrańsku. Szereg takich pięciu, krew i złoto wysysających wielko- rządców, otwarzył Kumanus (ok. 48--52), następca Tyberjusza Aleksandra. Otrzymał pono w zarząd tylko Judeę i Samarję, Galileę miał Klaudjusz powierzyć bratu swego ulubieńca Palla- sa, Feliksowi, protegowanexnu cesarzAwej Agryppiny. Kumanus i Feliks byli sobie śmiertelnymi wrogami. Wielkorządca Judei rozdrażxxił pierwszy uczucia narodu. Z ową pedejrzliwóścaą względem wszelkich zgromadzeń w świątyni, która ad powstania z powţdu cexxzusu wesz#a u namiestników rzymskich w trady- cję, rozstawił Kumanus uzbrojoną kohortę w krużgankach - 619 - świątţni, aby aniała oţo na rzesze pobożne. Jeden z legjouxi:stów z właściwą żoldakam bezwzględnnścią dopuścił saę nieprzyzwo- itego giestu w stronę przybytku, co lud poczytał za ţrofanację. Zdjęty oburzeniem, jął miţtać na żołnierzy kamienie i lżyć Ku- xnanusa, czyniąc go adpowiedzialnym za wyrządzoną świątyni zniewagę. Wszezął się rozruch, grożący przejściem w powstanie. lixx:manus ściągnął świeże koharty, cbsadził zaJxxek Antonję i za- jął groźną postawę. Na ten widak tłum, zgromadzony na górze świątynowej, rzucił się w papłochu do ucieczki, wywołując na- tlok okropny, w którym podobno przeszło 10000 ludzi bądź za- dusţ,ono, bądź stratowano. Poważniejszy charakter miało inne zţarzenic za Kuzxxanu- sa, dało bowiem pochop do krwawych zatargów. Na pielgrzy- mów galilejskich, dążących przez Samarję na święta Jerazolimy, napadli Samarytanie i rzeź im sprawili. Niewiadomo, czy ta zbrodnia była dziełem przygodnego zajścia, czy też abjawţzx zo- bopólnej nienawiści obydwu narodów. W każdyxn razie mieli przedstawiciele gxnin gafilejskieh zupełţe prawo żądać od pro- kuratora suxmwego wymiaru kary na winnych. Niesłychaxţa obo= jętność, jaką okazał w tej sprawie Kumanus, zmusiła Judejezy- ków do działaxxia własnţmi śr4dka'<ţi. Przywbdcy zelotów, Ele- azar Ben-Dinaj i Aleksander, podżegani przez Galilejezyków, tudzież Feliksa, wielkorządcę Galilei, pothwycili tę sprawę w swe dłonie i napadli na czele swyeh drużyn zaznieszkaną przez Samarytan dzielnicę Akrabatene, szerząc bez litości mord i znaszů- czenie. A gdy Samarytanie zanieśli skargę na burzycieli poţoju, pozwelił iţn się Kumanus uzbrożć i poslał im w pomoc wojsko rzyazxshie, które z kalei sprawi#o rzeź wśród zelatów. Ta oczy- nista stronność delegata cesarskiegb do tego stepnva rozjątrzyła ludność jerozolimską, że gotowa już była rzucić się na wojsko ltuxnanusa i wywoiać tem zawikłanaa, któreby może o lat dwa. dzieścia przvspieszyły katastrofę, gdyby przedţiejsi mężowie je. rozolimscy, przerażeni skutkami takiego aporu orężowi rzym- skiemu, nie zdołali zażegnać koazfliktu. Lud się rozbroił. Ale an5 Judejezycy, ani. Sanaarytanie nie mogli się utulić w żalu nad po- ległymi ziamkami; abie strany wyprawiły deputacje do xxaznies- tnika Syrji, Umidjusza Kwadrata, z wzajemnemi rekryminacjami i prośbą, aby sprawę sporţxą roz.pazţał. W tym celu przybył - 620 - Kwadratus do Samarji i na samym wstępie kazał ukrzyżawać pnjmanych Judejezyków, poczem dopiero złożył w Lyddzie try- bunał, przed którego szranki zapozwal strony zwaśnione. Atali sprawa tak się zagmatwała w dalszym przebie;u - Feliks bo- wiem wziął stranę Gnlilejezyków przeciw Samarytanom - że Itwadratus, nie moţąc z nią sobie poradzić, kazał obydwu stro- nom wyprawić poselstwo do Rzymu i zdać się na wyrok cesa- rza. Kumana złożył z urzedu i wyslal d4 Rzymu, aby zdał tam sprawę ze swoich postępków. Proces ten wprawil w ruch wszystkie tryby intryg na dwo- rze cesarskim; okolicz.ność, że prokurator uwikłał się w nieg4 jako oskarżony, naůdala mu większe znaczenie. Z jednej strany usiławal Kumanus wplynąć na ulubieńców Klaudjusza, aby usposobili dlań przychylnie cesarza, z druţiej zaś delegaci ży- dowscy i król Agryppa II, ciągle jeszeze w Rzymie bawaąey i cieszący się wzţlędami Klaudjusza, dokładali starań możli- trych, aby gv dla swej sprawy pozyskać. Cesarz wyznaczył posiedzenie sąţowe, nie oţ to jednak szalę przechylil, lecz stoją- ca za jego plecami małżonka, s2nutnej sławy Agryppina, której ţacherm był Pallas, brat Feliksa. Sam Feliks był ezłonkiem try- bunału. Cesarz wydat wyrak pomyślny dla Żydów, mae iżby uznał, że Samarytanie byli spTawcanli zatargu, lecz że tak chcia- ła Agryppina. Kilku Saana.rytan, uznanych za winnych, gardłem ţkarano, a Kumanus poszedł na wygnaţie. W tymże czasie, za- pewne za przyczyną cesarzowej, atrzymal Agryppa II królestwa na pótnacowsehód od Judei, w którego sklad weszły dzielnice, stanawiące nieódyś wtasţość tetrarehy Filipa. Właściwą nato- miast Judeę oplótt Rzym tak mocnym uściskiem, że nierad był widziee na jej czele księcia judzkiego, bodaj jako bezwłasţo- wolne narzędzie. Skutkiem zajątrzenia s.ię stosunków judzkasaanarytańskich musiało Synhedrjum zmienić dotychezasowy tryb zawiadamiania ţmin dalekich o dniu, w którym obehodzone majţ być święta. ţy ł zwyezaj, że gdy wiůdzialność nowego księżyea stwierdzana zo- stała świadkami, dawano znać zapamo.cą ognisk, roznieconych na górach wysokich, że dany dzień oznaczoţny zostal jako pierwszy miesiąca, od któreţo licz4ne winny być święta. Skoro pierwszy sygnal zajaśnial na górze Oliwnej, rozblyskiwaly k4lejno oţnie, - 621 - zdaleka widoczne na górach Sartaba, Grufina i Tabor z tej stro- ny Jordanu, z tamtej zaś na szezytach łańcucha gileadzkieţo, Aiacherus i Gadara, której odpowiadaly góry Haurańskie, a po nich Bet-Baltis sygnałem dostrzegalnym na granicach habiloń- skich. Czekające nań gminy judzkobabilońskie zapalaly wnet ognie na dachach swoich dormów. W ten sposób cala Palestyna t gminy nadeufrackie dowiadywaty się niemal jednocześnie o dniu, zatwierdzonym jako pierwszy miesiąca. Gdy więc razu pewnego Samarytanie, powodowani niechęcią do swaich sąsia= dów, pragnąc w bląd ich wprowadzić, rozniecili przed czasem ognie na górach, zniosło Synhedrjum, zapewne pod R. Gama- lielem, to urządzenie i a wyznaczonej neomenji zawiadamiało nadal gmi-ny przez gońebw. Następcą Kumana, sprawcy zatargów judzkosamarytań- skich, mianowano Feliksa, kreaturę bezecnej cesarz4wej Agryp- piny. W porozumieniu z Agryppą II inscenizowała ona przyjazd deputata judzkiego Janatana z praśbą, aby niby łaskę dla Jurlei t3ano jej za prokuratora Feliksa. Nowy wielkarządea (53ţ-59) zaćmił swych poprzedników zuchwalstwem. Jedyną troską tej duszy służalezej było gramadzenie skarbów i dońoţzenie swym ţoźądliwościom. Krew lala się za Feliksa jeszeze obficiej, niż datąd, ufny bawiem w wptywy swego brata u dworu, nie uląkł się żadnej zbrodnţi. Nawet po śrmierci Klaud;usza (54) broić xiie przestał; młady cesarz Neran sprzyjał wprawdzie, jak jego ojciec przybrany, domowi Heroda i królestwo Agryppy powiększyţ o cztery znaczne miasta wraz z obwodami, z których najważniej- szą byla Tyberjada, chętnie jednak widział Judeę pad rózgą krwiożercy. Feliks udawał obludnie, że ściga tylko burzących pokój wichrzycieli, lecz kłam mu zadawaly konszachty ze zţrają d;zikich sykarjuszów, których sztylet uwalniał go od niţniłţch cenzorów. Za jego rządów rozgroszenţi zostali zeloci pod Eleaza- rem Ben-Dinaj, i sam wódz sehwytany podstępem i odesłany da Rzymu. Urządzal też obtawy na proroków i mesjaszów. Ilużto niewinnych ukarać musial śmiercią pod pozorem, że byli nie- grzyjaciółmi Rzymian i buntownikami, skoro sam Jonatan, któ- ry jeździl po niego do Rzymu, odważyl się zganić surowo jego działalnośE. Przez zernstę nasłał nań prokurator uslużnych sy- karjuszów, którzy zgładzili ga skrytabójezo ze świata. - 622 - Bezwzględna arogancja, z jaką prokuratorowie przyzwycza- ili się naród traktować, nie została bez wptywu na zaehowanie obcej ludności, reprezentowanej zwłaszeza licznie w miastach gartowych. Syrejezycy, Grecy i Rzymianie, osiedleni w Judei, mogli bezkarnie zzranifestować wrogie dla współ.abywateli judz- hich uczucia i gospodarować w ich kraju jak w własnym. Ów rys w straszliwym obrazie kar, któremi wielki prorok groził na- radowi: "Przybysz pośrbd ciebie coraz wyżej wznosić się będzie, ty zaś coraz niżej będziesz upadałl" - rys ten ziścił się niernal dosłownie. Najdalej posunęli Syryjezycy w Cezarei swoją bez- czelność wobec Juriejezyków, zakwestjonowali bawiem ich udział w zarządzie sprawami miejskiemi. Ale Judejezycy, któ- rzy osiedli tu prawdopodbnie za Aţryppy ! i skrzętnaścią na polu przemysłu, zaţzrożnością, tudzież duchem rycerskim canaj- mniej dorównywali swy:m współabywatelonzr pogţńskim, nie dali sobie wydrzeć graw obywatelskich. Codzień prawie wyhuclrały zatargi. Gdy pewnego razu młodzież judzka, w orlwet za dozna- ną zniewagę, poturbowała sradze Syryjezyków i wyparła icb z pala, wdał się w tę sprawę prţkuratar Feliks, kazał się rozejść zebranym Judejezykom, a gdy nie usłuchali jego wezwaniţ, użył siły zbrojnej. Wielu Judejezyków zginęło w tem zajściu, inni dostafi się w niewolę; damy boţatych łupiono i burzonu. iVa widok tej rzezi i zniszeżenia notable judzcy w Cezarei, za- rriepokojeni o całość swego mienia, pospieszyli okazać prţkura- torowi swoją uległość. Nie załatwiło to jednak sprawy właści- wej- Przelana krew spatęgowała jeszeze zobopólną nienawiść, i przeciwnicy wysłali dele"atów do Rzymu, aby szukali spra- wiedliwości u samebo eesarza. Ponielvaż Syryjezycy cezareńscy urnieli sobie zjednać złotem sekretarza cesarskiego, Burrusa, wy- dał Neran wyrok, p4zbawiający Judejezyków graw obywate!- skich. Ta niesgrawiedliwa rezolucja rozjątrzyła jeszeze barrlziej naród przeciw Rzymowi i wywołała później pierwszy wybuch powstania przeciw despotycznym rządam najeźţźców. Feliksa wszelako odwołano z powodu stronnej interweneji w sprawie eezareńskiej (ok. 59). Następca Felżksa, Festus, ţiedługo sţrawował swój rrrząd (ok. 59-61). Położenie nie zţzrieniło się zgoła, gogorszyła sie raczej. Wzajemna nieufność rusła z dniem każdyJn. Król Agryp- - 623 - ţa l!, który w końcu przeniósł swą rezydeneję do Jţrţzalimy, nadbudował wzruesiany naprzeciw świątyni pałac Hţsmoneu- szów, aby z najwyższego piętra, ze swojej jadalni, ţieć oko na wszelki ruch w dziedzińcach przybytku. Ks.iążę ten przeozuwał widacznie, że się zanosi na sgisek, którego oţniskiem będzie świątyrria, i nie chciał dać się zaskoczyć wypadko2tr. Ale przed- stawicicli świątyni ubodła ta samozwańeza kontrala, aby więc zasłonić widok z pałacu, kazali wzrlieść anur wysaki od strany żachodniej. Nie w smak to znowu poszło Agryppie i prokurato- rowi i chcieli zburzyć Zzrur dopiero skońezony; obie strony ostro przemówiły się z sobą, lecz w końcu z chwalebną roztropnaścią postanawiły zdać się na wyrok cesarza. Wyprawiono w tym celu posłów do Rzyriru. Ale nie cesarz Nerom, lecz jego miłośnica Poppea Sabina spbr ten zagodziła. Ta równie bezwstyţna jak piękna kobieta powzięła niepojętym sposabem predylekeję dla judaizmu; że zaś na dwonze Neroma intrygi były sprężyną wszy- stkich interesów państwowych, skorzystali tedy judzey posłowie z tej okoliczności pamyślnej, aby na swoją stranę przeciągnąć eesarza. Deputacja wr&ciła z rezalucją, znoszącą padejrzliwy nadzór nad świątynią. W kilka lat patem wystąpiła Poppea po raz drugi z interwarreją w sprawie dwóch Judejezyków, zesłanych przez grokuratora Feliksa za jakieś przewinienie do Rzymu. gdzie w więzaeniu żyli tak pobożnie, że nic prócz owoców nie jedli, jak Daniel i jego gr.zyjaciele. Na życzenie Poppei, która podówezas była już legalną małżonką cesarza, obdarzył ich Ne- ron wolnością (63). Gdy prokuratar Feţtus zmarł po dwuletnich rządach, mianawa! Neron na to stanowisko Albina, który w sto- sunku do swych następców i poprzedmików mógł za sprawiedli- wego uchodzić. Zanim nowy wielkórządca przybył do poruczo- nej sobie prowineji, umyślił arcykapłan Anan, syn Ananjasza. wskrzesić n.apół obumarły saduceizm. Od upadku hołdujących ich zasadoan książąt machabejskich rozpamiętywali zwolennicy tej sekty na ustroniu swą świetnośe minioną. Nie mając w luţzie żadnego poparcia, poddal.i sůię wy- kładowi Faryzeuszów w wykonywaniu praw reliţijnych i ustaw społecznych i nie ţnrůieli wystąpić z pţotestem, nawet gdy giasto- wali jaki urząd lub godność najwyższego kapłana. Owóż arcy- kapłan Anan zţobył się na tę adwagę i wbrew Faryzeuszom - 624 - goczţl nieulękle wprowadzać w czyn saducejskie doktryny. 1'Vybuchł tedy ponownie odwieczny spór o wykład Zakonu, ale spór ten toczano zrazu orężem djalektyki szkolnej. Anan i przy- chylni mu uczeni saducejscy bronili swych pogPądów, trzymając się litery Pisma świętego. Ich oponentem faryzejskim był naj- znakomitszy naonezas nauczyciel Zakonu, J:ochanan Ben-Zakkaj. Gdy przecaeż Anan przed przyjazdem Albina złożył trybunał, który niewinnych pociągał do prawa i skazywał jako gwałci- cieli Zakonu, to tak się naraził. Faryzeuszom tym sądean bez- prawnym i jego procedurą surową, że udali się do króla Agryp- py z żądaniem, aby go p4zbawił urzędu. Wyruszyli też na spo- tkanie nadciągającego prokuratora Albina ze skargą na Anana, że uzurpował przyslugujący Rzymianorm wymiar prawa karne- go, i przeprowadzili jego dymţsję. Samozwańeza władza Anana Iue przetrwata nad trzy miesiące. Następcą jego został Jozua lien Dammuj (ok. 61-63), którego n,iebawem zluzował Jozua Ben-Gamaliel (Gamala, ok. 63-64). Gi areykaplani musieli przed rozpoczęcieun funkeji w świątyni w dzień odpuszezenia skłazlaE przysięgę, że nie odstąpią od tradycji w duchu teorji saducej- skich. Ben=Gamaliel po5lubił bogatą wdowę, Martę, córkę arcy- kaptańskieţo domu Boetos, która podobno datkiem sowitym wy- jednała u króla Agryppy djadem areykapłański dia swego mał- żonka. Ten frymark najświętszeani rzeezami zdyskredytował w oczach narodu wladzę królewską i kaptaIiską. Jozua Ben-Gamala nie należał zresztą do najgorszej kate- ţorji dostojników duchownych. Dokonana za jego sprawą re- forma szkolnictwa świadezy, że dbał o instytucje użyteczności publicznej. Zaprowadził po wszystkich miastaeb szkółki dla chłogców od lat pięeiu, wdzięcznie też wspominała jego imię gotoniność. I on niedtugo usieţzial na swoim urzędzie, musiał go ustąpić Matjaszowi Ben-Teofil (ok. G5), ostatniemu z dwu- dziestu siedmiu arcykaplanów z herodjańskiego i rzymskiego wyboru. Degradacja areykapłaństwa wywołała wśr&d podwład- nych kaplanom Lewitów pretensje do pewneţo zrównania praw obustronnych. Z trzech klas Lewitów: śpiewaków, odźwiernycb i pnmocników, pierwsza największe miała przywileje, sprawo- wała bowiţna najwdzięczniejszą część kultu świątyniowego. Stary obyczaj wzbraniał Lewitom występować z właściţwego od- - 625 - działu i imać się jakichkolwiek czynności, prócz tych, któryeb pelnienie spadło na nich dziedzictwem. W tej porze wszelako zażądata klasa śpiewaków, aby, jak kaptanom, wolno im było nosić podezas służby bożej plaszeze lniane, a część klasy po- mocników domagata się, by ją dopuszezono do chórów. Agryppa uczynit zadość tym życzeniom, może przez złość do rodów ka- płańskich, które skargą, zaniesioną do dworu rzymskiego, uda- remniły rózciągniętą przez niego nad świątynią kontrolę. Te awanse, zakrawające na zupetne równouprawnienie Lewitów z kapłanami, dotknęły Aron.idów do żyweńo. Zdaje się, że szlachta kaptańska zemściła się za to na Lewitach pozbawic- niem ich należnej dziesięciny. Nie zbywało jej na środkach przemocy. Prokurator Albin, który rządził blisko trzy lata (61-64) razgoryczył naród nieznośnym uciskiem podţtkowym; część t)-ch podatków plynęła do jego własnej kieszeţrzi. Dowiedziawszy się, że na jego miejsce rnianowano inneţo, kazal stracić sykar- juszów, uwięzionych za ciężkie przestępstwa, tych zaś, których za lżejsze przewinienia trzymano pod strażą, wypuścić za ukuţ pem na ţvolność. Uwolnieni z więzienia sykarjusze odegrali później smutną rolę w powstaniu naroţu, plamiąc słuszną spra- r<ę okrutnemi czynami. - Ostatni prokurator, Gesjusz Florus, ktGry swą nominację zawdzięczał Poppei, bezwstydną stran- nośeią, zdzierstwem i krwiożerezością przyspieszył urzeczywist- nienie zdawna ukartowaneeo planu malkontentów, otrząśnięcia się z jarzţna despotyzmu rzymskiego. Była to jedna z owych istot bez czci i wiary, dla których nic niema świętego, które nie krępują się nawet złożoną przysięgą. Łatrostw, które jego po- przednicy osłaniali plaszezykiemt form prawnych iub popetnia- li ciebaezem, dopilszezal się z nieslychaną czelnością w obliczu kraju całego, drwiąc sobie z prawa. Niedostţpny dla uczucia li- tości, pobłażliwy był tylko dla sykarjuszów, którzy dzielili się z nim plonami grabieży. Za jego prokuratury (64-G6) wiele miast ztu- piono doszezętnie, bo sykarjusze mogli broić bezkarnie. Wielu mieszkańców, w obawie o majątek i życie, porzucilo kraj, aby pod obcem nicbem znaleźć spokój, któreţo dać im nie mogła cjezyzna. Obawa przed chciwościţ prokuratorów tak wyţóro- w ała, żţ hie uważano już skarbu świątynioweńo za bezpieczny i Historja Żydów Tom 3 ark.10 - 626 - wolano go przeznaczyć na cele użytecznośści publicznej. Florus taką dokota siał trwoóę, że nikt się nie ważył zanieść nań skar- gi do namiestnika Syrji, Cestjusza Gallusa. Stosunki tak się zajątrzyły, że najtehórzliwszy naród stracić- by musiał cierpliwość. Nie mieli już chyba Judejezyey innego wyjścia prócz buntu. Mieliż przez posłów prosić o litość cesarza 1\Terona, tego kata rodu ludzkieeo i matkobójcę, tego podpalacza i rozpustnika niespełna rozunlu? Rzym był podoţny podówezas do domu warjatów, do jaskini zbójeckiej, w której cesarz plo- dził głupstwo za głupstwem, zbrodnię za zbradnią, pewny zaw- sze poklasku senatu i ludu. Mieliż w niedoli ukrutnej udawać się o pośreţ.ţ.ictwo do swego króla tytularnego, który sadził się na pachlebstwa dla Nerona i z przepychem przebudowaną C`ezareę-Filippi nazwał Nerunias, który śladem swego pradziada Iieroda za krwawicę poddanych przystrajal miasta zagraniczne i ofiarował im posągi pogańskie? Toż był tak lękliwy, że drżał przed Florusem. Nie było więc innego ratunku, jeno w ostrzu miecza własnego; czuly to wszystkie lepsze jeţnostki, ci wszy- sey, co zaprzedali duszy Rzymowi, ci wszyscy, których nie olśnił jeóo blask fałszywy, nie arlurzyła jeţo potęga. $miałko- wie nasifi się już padówezas z planami powstania. O tym fer- mencie i naprężeniu w judzkim narodzie dowiedział się na- miestnik Syrji, Cestjusz Gallus. Daniósł on o tem dwurowi, nie szezędzţc przestróg, że Judea knuje bunt i odstępstwo. Lecz nie dano mu ucha. Neron nie miał czţsu zaprzątać się takiemi głupstwami. Musiał grać na cytrze, odprawiać orgje i podpisy- wać krwawe edykta. Cesarzowa Poppea, orędowniczka Judej- czyków, już nie żyła. Wtedy Cestjusz ruszył konceptem, aby dwór Nerţnowy przekon.ać, jak gęsto jest zasiedlozza Judea i jak niebezpiecznie jest lekceważyć tę lud,naść. W parozumieniu z Agryppą i ów- czesnym arcykaplanem Matjaszem zainscemizował wsţania- łą lubo cihą demonstrację luriową zapamocą oryginalnego spisu ludności. Razţsłano okólnik dţ gmin w Judei i za jej gra- nicami, aby stawiły się licznie na święta (wiosna 66). Ściąţnęły też licţne tlumy, jak nigdy, ze wszystkich miast i wsi Judei i Syrji, zapewne też z krajów nadeufrackich i Egiptu do Jero- zolimy, która je zaledwie w swych murach mogła pomieścić. W - 627 - ţatłoku pabţnych, cżsnącycţ sţę na górę Morija, zaţhodaiły liczne wypadki uduszenia, skąd święto to atrzymało nazwę "Pasehy zaduszenia." Spisu důokonano w ten sposób, że z każ- dej ofiary pasehalnej wręczano jedną nerkę kaplanam. Za pod- stawę rachunku przyjęto dziesięć osób na jedneţo baranka, spo- żywanego wyłącznie w towarzystwie. Tą dr4gą, po zliczeniu otrzymanych nerek, stwierdzano obecnuść w Jerozolimie trzech miljoţów ludzi bez mała. Cestjusz Gallus przyjechał umyślnie w tej sprawie do gradu świętego. Zgromadzeni blagali go, aby się ufitował nad ich niewymowną nied4lą i uwolnił ich od "za- fazy kraju." Towarzyszący Cestjuszowi Florus uśuniechał się tvlko. Namiestnik obiecał nastroić prokuratora przyehylniej dla ludu. Zawiodła go jednakże srodze nadzieja, że ţpisem, d.akona- nym z jego inicjatywy, wywoła w Rzym9e wrażenie. Neron stał wówezas na szezycie potęgiţ: pycha jego i swawola granic nie znały. On, który trjumfami swemi zaćmił napozór Pormpejusza, Cezara i Augusta, miałżeby obawiać się Żydów? Sprawozdania Crestjusza Gallusa o liczbie ludności w Jerazalimie w parze świę- ta pasehy zaţewţe nie czytał, a jeżeli je czytał, to wnet o niem zapamniał. W Judei, a zwłaszeza w stolicy, rosłţ z dnţiem każdym wśród mładzieży i mężów dzielniejszych nienawiść do niezno- śnego jarzma rzymskiego. Cierpliwość wyczerpała się do cna. Wyglądali ani tylko chwili sposobnej, któraby hazardownemu ţrzedsięwzięciu wróżyła skutek pamyślny. Drobny wypadek, a raczej ujawniůo-ne w ninn bezprzykładne zuchwalstwo prokura- tora Fltrţusa, dał niecierpliwości ostrogę i nie dopuśził do glo- su rozwagi. Wybuchły nowe zatargi pomiędzy Judejezykami a Syryjezykami w Cezarei. Pewien pogański Cezareńazyk, chcąc Judejezykam dokuczyć, umyślił zabudować sklepami należący doń plac przed synagogą, zostawiając tylko ciasną uliczkę. Krew- ka mlodzież judzka usiłowała mu w tej robocie przes.zkadzić. Wtrąał się Florus w tę sprawę, lecz ujęty przez Judejezyków datkiem sowitym, wyjechał do Samarji. - Pewnej saboty (Ijar- Maj 66), podezas odbywającego się w synagadze nabożeństwa, ustawiłů jakiś Grek cezareński na placu dnem do góry naczynie i ofiarował na niem ptaki, co miało znaczyć, że Judejezycy są potoenkami trędowatych wygnańców. Zniewaţi tej nie chciała - 628 - puścić ptazem mładzież żydowska i rzuciła się na urągającyeh jej wrogów. Walka uliczna skońezyta się porażką Judejezyków. którzy tegoż dnia opuścili co do jednego gród nieţośćinny i uda- li się z księgami świętemi do pobliskieţo miasteczka Narbaty. skąd wystali deleţatów do bawiącego w Samarji Florusa. Da- rţnnie przypaminali mu posłowie otrzymane pieniądze i abie- caną wzaůmian obranę. Wieść o tym nowym gwałcie wzburzy- ła mieszkańców Jerazolimy, ale nim jeszeze zclążyli powziąć ja- ką uchwatę w tyan względzie, wystąpił Florus z nowţ szykaną. Postał razkaz przetożonym świątyni, aby mu ze skarbca święte- go wydali siedemnaście talentów, których potrzebował w intere- sie eesarza. ftozkaz ten, którego ukrytą tendeneję zrozumieii mie- szkańcy Jerazolimy, zgromadził ieh na placu świątyniowym, jakby ku obranie zagrożonych świętości. Lękliwi biadali, rezo- lutni lżyli imię prokuratora rzymskieńo i obnosili skarbankę, niby to zbierając składkę na wsparcie ubogiego Florusa. Ten przybył osobiście do Jerazolimy w przewidywaniu, że znajţzie sposobnaść do zaspokojenia swojej żądzy krwi i pienięţzy, i obecnością swą dolaY oliwy do oónia. Zasiadłszy na sądy przed pałacem Heroda, wezwał do Siebie arcykaptana i najprzedniej- szych obywateli i zwrócił się do nich z żądaniem, aby wydali mu tych, co go śmieli obrzucać obelgami. Gdy wezwani ze drżeniem usiłowali usprawiedliwić to zajście i prosili go, by winowajcom przebaczył, rozkazał żołnierzom splądrować rynek górny, dziel- nicę boţatych. Jak szatany rzuciło się dzikie żotdactwo na ry- nek i przylegYe ulice, zabijając mężów, kobiety i dzieci, burząc domy i unosząc z nich łupy. Z górą trzy tysiące ludzi zginęto dnia tego ( 16 Ijar). Jeńców kazał Flórus wyehłostać i ukrzyżować. Dareznnie księżniezka Berenika, objąwszy Florusa za kolana, błaţata go, aby potnżył tamę zniszezeniu i rzezi. Nic stuchał jej Florus. Zagrażona czynną zniewagą, musiała się sehronić do pa- łacu. Nazajutrz zebrały się tłumne rzesze w nawpół zburzanem mieście górnem (Sjon), zawodząc narzekania nad zwłakami po- Iegtych i ztorzecząc okrutnemu Florusowi; z trudnością udało się poważanym mężom uciszyć wzburzenie. Ale Florus posunął jeszeze dalej swoją bezezelność, żądająe, aby w dowód poko- jowego nastroju możni i lud wyszfi z uprzejmem powitaniem - 629 - naprzeciw nadciągającemu wojSku rzymskiemu. Dłuţich trzeba było perswazji ze strony przedstawicieli świątyni, zanim lud dał się do tego nakłonić- Niebawţn wszakże wyszły na jaw pod- stępne zamiary Florusa. Lud, robiąc z siebie ofiarę, powitaY woj- sko przyjaźnie. Ale żotnierzE mieli miny ponure i na pierwszy dźwięh szemrania obrażonega ttumu uderzyli nań, pędząc przed sobą, a kannica tratowała uciekających. Okropny tłok powstał u bram; droga, prowadząca z przedmieścia Bezety do miasta, zapetniła się ciałami zdeptanych, zgniecionych i zabitych. Prze- nikliwsi, widząc, że żnłnierze kierują swe kroki ku zamkowi Antonja i świątyni, dumyśfili się, że Florus zagiął parol na skarb świątyniowy. Pospieszyli tedy z uprzedżeniem łupieżćy i przy- jęli żolnierzy kamţeniami. Zarzem zburzyli poaţtyk, łączący An- tonję ze świątynią, i prokuratorowi, który chciał odegrać rolę drugieţo Krassusa, pomylił szyki. Czynem tym miesz- kańcy Jerozolimy, sami o tem nie wiedząc, rozpoczęli po- W StanlE. Na widok ţdeterminowanej postawy narodu odstąpiła Florusa odwaga; obwieściY więc przestawieielom stoţiey, że nby ůpokój przywrócić, gotowy jest oţuścić Jerozolimę, pozostawia- jdc w niej jeno szezupłą załogę. A gdy mu jęli przekładać, że więks:za czEść wojsk podała się okrutnem postępowaniem w nie- nawiść u ludu, pozwolił im wybrać tych, co najmniejszy wzięfi udiiat w rzezi bezbronnych. Przeţstawiciele judzcy dali pierw- szeństwo żotnierzom dowódcy Metyljusza. Po odejściu Florusa wyszumiał ferment burzliwy i przyszło do stanowezych decyzji. Mieszkańcy Jerozolimy roţszezepili się w stronnictwo rewolucji i pokoju. Do pierwszego należeli przeważnie młodzi, energiczni mężowie, hotdujący zasadom zalażyciela zelotów; pragnęli oni bodaj za cenę życia własnego skruszyć jarzmo pońańskieţo Rzy- mu i oclzyskać wolność utracaną. Na zmyśle politycznym nie zbywało tej partji. Zawiązata już byta stosunki z tak gorąco od= daną judaizmowi dynastją adjabeńską i potraEiła też zaintere- sować dla swej słusznej sprawy gminy partyjskobabilońskie. ţluszą partji rewolucyjnej w Jerozolimie byY Eleazar Beu-Anan- ja z rodu arcykaptańskieţo, mąż biegły w Zakonie, zwolennik surowej szkoYy szamJnaickiej, trzţ'rnająeej się przeważnie zasad zelockich. - 630 - Za pokojem byli ludzie oględni, zwolennicy szkaly Hillela, z zasady brzydzący się wojną, oczywiście też możni, czlonkowie rodów arcykaplańskich, którzy grzali się w pramieniach biją- cych od ftzymu, poplecznicy Herodjan, a wreszcie baţaci, lęka- jący się, aby wywrót tak gwaltowny nie gozbawił ich mienia. Wszyscy oni pragnęli utrzymania istniejącego dotąd porządku pod apieką berła rzymskiego, r,o nie przeszkadzało im zresztą obu- rzaE się na zuchwalstwo Florusa. Nie rozumieli atoli zacni przy- jaciele pokoju, że zła, które trawiło judzką sgołeczność, nie w osobistości przygodnej źródło swe miało, lecz w ogólnym systemie kurateli i w nieprzejednanem grzeciwieństwie pomiędzy rządzą- eymi przybyszami, a rządzanymi krajowcami. Nawet najlepsi prokuratarowie, ożywieni naJszezerszeQni chęciami zabezpiecze- nia opartego na prawie porządku, ţie mogliby uniknąć datknię- cia pobudliwej drażliwości narodu, wywolując tem ustawiczne zatargi. Miłośnicy pokoju pokwapili się zawiadomić o wszyst- kiem Cestjuśza i prasili go, aby przybył do Jerazalimy, spraw- dził naocznie zrządzome przez Flarusa zniszezenie i przekonał się o pokojowem uspasobieniu narodu. Ale przywódcy partji re- wolucyjnej doprowa-dzili tymezasem rzeczy do tego, że przestatţo płacić Rzymianom podatţi. Pod tę właśnie porę przybył do Je- rozolimy Agryppa, któreţo widoki osobiste czyniły rzeezni.kiem pokoju. Zawolał on lud, aby mu na niebezpierzeństwo azzy otwo- rzyć. Z wysakośri galerji naprzeciw świątyni przemówil do lu- du; księżniczka Berenika, która się tak gorąca wstawiała za ofiarami srogości Florusa, stała w pobliżu, zasłaniając go ţar- ezą swej papularności. W mawie swej razwinął Agryppa caly arsenal logicznych i sofistycznych przeciw wojnie z Rzymiana- mi wywodów. Uczynił też z początku wrażenie. Większość słuchaczy zawalała, że względem Rzymian nie żywią wrogich zamiarów, że chcieliby się tylko pozbyć Florusa. Zaczem Agryppa zwrócił się do nich z upamniţniem, aby gokq- jowe usgosabienie stwierdzili naprawą zburzanego partyku i opła- ceniem cesarzowi nieuiszezonyţh podatków. Zdawało się przerz chwilę, że wszystko wróci do stanu dawnego. Jedni przystąpili do restaurowania zwaloneţo portyku, inni zaś rozprosţyli się po miastach i wsiach, aby ściągnąć padatki. Widząc, że się wplyw jego utrwalił, uczynił Agryppa krok dalszy: począł naklazLiać - 631 - łud, aby póty byl posluszny Flarusawi, aż mu nie dadzą następ- cy. Ta pretensja zepsuła znowu wszystko. Partja rewolucyjna R zięła znów przewagę w apinji publicznej ; na mowę Agryppy od- powiedziano kamieniami i znaglono go do opuszezenia stolicy. Tak często oszukiwani, obawiali się, aby ten, rţo orędował za Flo- rusţ, tem uasobieniem wszelkieńo bezprawia i bezwstydu, nie oszukał ich znowu. Po odjeźdzae Agryppy nie było więcej mawy o placeniu podatków. Każdy rad był, że się pozbył zmary, co go dławiła, celniey zaś nie śmieli zapewne w niespokojnych czasach uciekać się środków przemacy. Dzień, N którym usunięto dzier- żawców padatkawych, obehodzono jako dzień pamiątkowy (25 Siwan-Czerwiec). Tymezasem dali znak życia i sykarjusze. Pod wodzą Menahema, potomka zalożyciela zelotów Judy, napadli na twierdzę Masada, wycięli rzymską załogę a, zaapatrzywszy się w broń, przybyli na glac walki w pełnym rynsztunku. Przychylnemu rewolucji nastrojowi nie pozwnlił przemmąE przywódca zelotów Eleazar, lecz pehnął naród do zupełnego zer- wania z Rzymem. Padwładnych sobie haplanów potrafil naklo.. niE, aby nie przyjmowafi nadal żadnego daru i żadnej ofiary od pogan. Taką sobie zdobyt ten mąż odważny powaţę, że sprawu- jţcy slużbę kapła,ni znieśli niezwłocznie cadzienną ofiarę za ce- sarza Nerona: Był to moment przelomowy powstania; aktem tym vtypowiedziano cesarzowi posłuszeństwo. Partja pokojowa zroů zumiała też doskanale doniaslość tego kroku i usiłowała go cafnąE. VVybitni nauczyciele Zakońu (niewątpliwie ze szkoły Hilleta) oświadezyli na wielkiem zgromadzeniu luůdowem, że wyłąGzenie pogan ad ofiar niezgodne jest z prawezn. Sędziwi kaplani po- uczali, że odwieczny abyczaj pozwala przyjmować wota od poţ ţan. Ale ich koledzy, sprawującţ służbę w świątyni, nie dbali o te wywody i bez pamięci rzucili się w wir rewolucji. $wiąty- nia sluchała ocltąd Eleazara i stała się płamieţnnţm ogniskiem powstania. Partja pokojowa z boleścią śledziła postępy ducha wojen- nego i chciała w iskrze zagasić rebelję, zanim wybuchła zgub- nym ptamieniem; ale środki, których użyła ku temu, dorzucily yeszeze więcej materjału palnego. Wyprawiła delegatów do Flo- rusa i Agryppy z průośbą usilną, aby niezwłocznie wyslali do Jero,zolimy dostateczny poczet żołnierzy. Florus odmówił, powo- - 632 - dowany tehSrzostweJn czy zemstą, prańnął bowiem może, aby nienawistni mu Judejezycy uwikłali się bez wyjścia w rozpo- czętą imprezę. Agryppa natomiast posłał w odwód partji pokojo- wej trzy tysiące jazdy pod wodzą Batyreńezyka Filipa z kolonji babilońskiej. Wojsko to zastało g6rę świątyniową i miasto dolne ţ, rękach zelotów, moţło więc tylko zająć zamek Antonję i arys- tokratyczną dzielnicę miasta górnego. Wywiązała się gorąca siedmiodniowa walka pomiędzy obydwiema partjami, w kt&Xej też wzięły udział wojska królewskie i pozostała rzymsa zatuga. VV święto drew (15 Ab) zmieniło się pţtożenie. Zeloci pozy- skali dla swej sprawy tłumy, przybyłe na święto z ofiara,mi w drzewie, i po#ączyli się też z sykurjuszami, którzy wkradli się z rzeszą pobożną do miasta. Wzmocnieni temi posiłkami, wy- parli przeciwników i stali się panami miasta górnego. Wściekłość ludu rozpętała się przeciw zwolennikom panowania rzymskiegó: poszły z dymem pałac Agryppy i księżniczki Bereniki, dom bo- gateţo kap#ana Ananjasza i wreszcie arehiwum, w którem prze- chowywano przekazy długów, powierzone sądowi. Przerażeni romanofile pochowali się częścią w kloakach, częścią zaś zamknęli się z wojskiem w pałacu Heroda na zacho- dzie. Nazajutrz obleţli zeloci straż rzymską Antonji i, zwycię- żywszy ją po dwudniowym wysiłku, wycięli do nogi (17 Ab). Na- stępnie otoezyli pałac Heroda, którego bronili Rzymianie i Agryp- pińezycy. Po osiemnastu dniach mozolneţo oblężenia, wśród ustawieznych, dzień i noc trwających zapasów, kapitulowa#a część garnizonu. Wojsku Filipa pozwolono odejść bezpiecznieů; Rzymianie natomiast, którzy wstydzili się prosić o łaskę, wal- czyli dalej z wież pa#acowych, dokąd się cofnęli. Sykarjusze pod wodzą Menahema, wtargnąwszy po odwrocie Rzymian do obozu; purąbali tych wszystkich, co nie zdążyli się ocalić ucieczką. Aż nadto prędko opatrzyli się mitujący ojezyznę zeloci, jak szkodliwą się sta#a dla nich spółka z niekarną zgrają sykarjuszów, jaki cień rzuciE może na słuszną ich sprawę. i\lenahem i jego drabanci, napuszeni zwycięstwem, odniesionem nad wojskiem Aţryppy, które broń przed nimi złoży#o, grasowali z oburzającţ srogością. Nadto domagał się Menahem naczelnego wodzostwa i na każdym kroku ujawnial pychę nieznośną. Chcial uchodzić za mesjasza i zbawcę. Pomiędzy nim a Eleazarem przyszło do - 633 - kłótni, a w końcu i do vs,alki, gdy w złupionym ornacie królew- skim chciał wejść do świątyni. Sykarjusze odnieśli porażkę. Me- nahem uciekł do Ofli, gdzie pojmany da1 gardło; a szezątki sy- karjuszów pod Eleazarem Ben-Jair sehroniły się do zajętej przez towarzyszy twierdzy Masada, Po tym kwawym epizodzie przystąpili zeloci pod wodzą Ele- azara do oblężenia wojsk rzymskich, zamkniętych w wieżach pa- łacu Heroda. Dowódca ich 1\letyljusz zmuszony był w końcu pro- sić o pardon. Pomiędzy nim a delegatami judzkimi stanął układ, że Rzymianie mają odejść bezpieeznie bez pakunkbw i broni. Lecz zaledwie złożyli miecze i tareze, uderzył na nićh hufiec i wyciął ich w pień. Sam tylko Metyljusz uszedł z du- szą, gdyż w strachu śmiertelnym ślubówał przyjąe judaizm. Ostał się jako żywe trofeum zwycięstwa Judejezyków nad Rzy- mianami. O bezinteresowności dążeń Eleazara i jego stroGnţików świadezy najwymowniej powściągliwaść w wyzyskaniu zwycięst- wa. Miasto wpad#o im w ręce, przeciwnicy zdaţi byli na ich łaskę i niełaskę, a jednak nie zrobili im krzywdy. Dotąd jedynem ogniskiean powstania była stoliCa; prowineja, #ubo niemniej podniecona; zachowywata się podezas zaburzeń w Jerozolimie spokojnie, oezekując wypadków, które z nich wy- wiązać się miały. Tymezasem Florus, siedząć w Cezarer naůpo- zór bezezynnie, robi# co móţł, aby wulkan rewolucji zalał niszezącą lawą cały ţraj aż za kresy. Na wieść o walce zelotów z rzym- ską kohoţtą w Jerozolimie napadli w Cezarei Grećy i Syryjezy- cy na Judejezyków, którzy do teţo miasta przybyli z powrotem. ţlusiały się tam dziać rzeczy okropne, bo źród#o mówi o 20,000 z górą zabitych. W Cezare-i nie ostał się ani jeden Judejezyk. Zbieów kazał Florus pochwytać, tvziąć w dyby i porozsytać na okręty jako galerników. Ta bţzprzykładna rzeź w Cezarei wgrawiła całą ludnośe Judei w gorączkowe wzburzenie. Jakby ţa hasło umówione potworzyły się wszędzie partyzanekie dru- żyny, które napad.a1g na poţan, mordowały ich, paliły im domy i niszezyły dobytek. Te krwawe zagony zniewoli#y znów pogan iv Judei i Syrji do obrany i szukania odwetu. Wiele miast sy- ryjskich i judzkich rozpadło się wskutek teńo na dwa wroţie obnzy, które w dzień toczy#y z sobą walkę zawziętą, a w nocy czuwa#y w ustawicznej obawie napadu. W mieście Betsan ro- - 634 - zegrała się na tle walki rasowej scena, otwierająůca szereg okrop- nych bratobójstw. Poţańscy mieszkańey tego miasta zawarli z współobywatelami judzkimi przymierze i obiecali żyć z nimi ţs pokoju, jeżeli pomoţą im odpierae napaści partyzantów judz- kich. Judejezycy betsańscy dotrzymali sumiennie warunków ugody i bez pardonu zwalezali swych braci. Odrznaczył się naj- więcej w tych bojaeh niejaki Szymon Ben-Saul, człek siły ol- rzymiej i animuszu wielkiego. Zaledwie jednak poganie pţczuli się bezpieczni z tej strony, uderzyli znienacka nocną parą na nieprzeczuwających nic złego judzkich kamratów i wyrżnęli ich w czambuł, 13000 ludzi bez mała. Oealał tylko Szyman wraz z swoją radziną. Ten zbliżającyeh się wroţów odstraszyl de- speracką miną i gotowym do ciosu orężem. Dţręţzony wyrzutami sumienia, że gwoli poţanom krew bratnią przelewał, chći.ał zgi- nąE z własnej ręki. Pozbawiwszy życia sędziwych rodzicuw, źonę i dzieci, przebił się mieczem i legł obok swoich. Nieprzyjaźń, która uzl'>.roiła na Judejezyków rękę pogańskich sąsţadów, z ulic Cezarei, gdzie wzięła początek, zatoczyła swe kręgi aż d4 Aleksandrji, powodując rzeź wśród rodaków tam zamieszkałych, rzeź tem smutniejszą, że nastąpiła na rozkaz za- przańca. Greey aleksandryjscy umyślili zvorócić się do lţlerona z. podaniem o adjęcie Judejezykom przywilejów, zatwierdzanych przez cesarza Klaudjusza. Zebrali się więc w amfiteatrze rniej- skim, aby dokonać wybaru poselstwa. Podniecony tłum, spo- strzegłszy kilku Judejezyków, którzy się wkradli na wiec, rzucił się nra nich i trzech z nich powlókł przez ulice, zamierzając spalić ich żywceun. Rozjątrzeni krzywdą swych braci, stanęli Judejezycy w ich obronie i porwawszy pochodnie, grozili spa- leniem amfiteatru, w którym odbywały się jeszeze wybory. Na- miestnik Tyberjusz Aleksanůder, znienawidzony przez ţydów za ţwą apastazję, wdał się w tę sprawę i dalał cliwy do ognia. Do tego stopnia stracił rozwagę, że legjunom swym kazał urlerzyć na dzielnicę żydowską, puszezając wadze ich dzikim instynktom. Srogie i chciwe łupu żolnierstwo, wtargnąwszy do pięknej flelty jak dzikie zwiersęta, mţardowało każdego, co się im nawinął. obra-cało domy w perzynę i napełn.iło place krwią i trupami- Pięć,dziesiąt tysięcy Judejezyków zginęło podţbno w tej rzezi. Tak więc zawierueha, wszezęta przez przewódţe zeMtów. - 635 - ţ Flearţara Ben-Ananja, przybraţa nader grotne rozmiary; rewo- . 'i lucja, skosztowawszy krwi, mknęła naprzód z niewstrzyznanym rozpędern, ograniając najobojętniejsze umysły i przemieniająr cały niemal naród w zelotów. Liczba odważnych wojowników rosła z dniem każdym. Naţeszły oczekiwane posiłki z Adjabeny i Babilonji. Członkowie dynastji adjabeńskiej i krewni króla Monobaza, Kenedaj i Moţnabaz, ofiarowali swoje usługi i wy- ţ trwali do ostatniej chwili. Przybyfi do Jerozolimy trzej bohţ- terzy, którzy stali za armję; Niger z Zajordania, Silas Babiloń- ţ czyk i Szymon Bar-Giţra, dziki patrjota, który swą gwałtowno- ścią i szaloną bawurą porywał swa drużynę do czynów walecz- ; nych. Zdumiewające zwycięstwo, dzięki którţmu w Jerozolimie ţ i na całym obszarze ziem judzkich zaginął wszelki ślad po Rzymianach, natehnęlo wodzów ufnością, że czasy obcowladz- twţa przeminęły na wieki, że wvlność zabezpieczona została na zawsze: Na znak odzyskanej niepodległości kazali 'bić, jaţ za dni maţhabejskich, monety z napis.2uni hebrajskiemi: "Pierwszy rok wybawienia Izraela" i "Jeruzalem" jako symbol wszelkiej świę- tości. Ponieważ zwycięstwo odniesiano na krótko przed.ţwiętem szałasbw, wyttoczano na tych monetach emblţnaty tego święta: równiankę świąteczną (gałązka palmowa, myrtowa i wierzbowa, w pęk powiązane), w pięknem w ksz#ţłt kosza naczyniu; jakie n iożnowładcy jerozoliJnscy zwykli byli nosiE w to święto, wraż z podobnym do cytryny owocem świątecznym (Ethrog). Na re- wersie widniała fasada szałasu w stylu szlaehetnym z ozdobami. Emblematy święta szałasów miały przywodzić na pamięć dobę zwycięstwa, a jednocześnie uzmysławiaţ radośE i ufnośE w boshą opiekę. AIe wolność nie b.yła jeszeze tak pewna. Narmiestnik Syrji, Cesijusz Gallus, odpowiedzialny za honor oręża rżyniskieţo, nie rnógl dłużej patrzeć obojętnie na krzewienie się buntu. Ściągnąţ tţdy swoje legjony i roty posiłkowe książąt ościennych. Przybyl też Agryppa na czele swoich hufców w pomoc wojsku rzţni- skiemu i ofiarował się za przewodnika po kraju tak niebezpiecz- nym dla gór i wąwozów. Cestjusz wyruszyl z Antjochji w 30000 wyEwicżonego żołnierza, nie wątpiąc zgoła, że od jednego ciosn zniszezy powstańców. Pochód swój wzdłuż wybrzeży mofza - 636 - znaczył ţo wszystkich miastach krwią i ţożogą. Dowiedziawszy się o natlciąganiu wojska rzymskiţgo, chwy- cifi zeIoci jerozolimscy za aręż. Geśtjusz stanął pod Gahaot, ţ, milę od Jerozalimy, srpodziewając się może, że rokaszanie uderzą w pokorę. Ale zelaci na1:arli na Rzymian z taţk.im ţnpe- tem, że przelamali ich szyki i w pierwszym zapędzie zabili z gbrţ 500 nieprzyjaciół, sami tylko 23 ludzi straciwszy (październik). 1 byłaby piechota rzymska dţia tego wyginęła doszezętnie, gdy- by ţie podążyła jej w adwód kannica. ObIadowani łupean bo- gatym, wrócili zwyeięsey do Jerozolimy, śpiewając hosanna. Trzy dni następne spędził Cestjusz bezezyn.nie w abaźie. Do- piero na czwarty podsunęło się wojsko rzymskie pod bramy stolicy. Zeloci opuścifi dzielni.ce żewnętrzne, nie przedstawiające dostatecznej osłţny, i cofnęli się da wnętrza.miasta, opasanego murenz warownynn, i do świątyţi. Rzymiańie żajęli niezwłoczţie parzucane pozycje i, zburzywszy przedmieście Bezetę, pomknęli dalej. Nieprzerażeni tem wcale zeloci, zrzucili z murów zdraj= ców, którzy chciefi otworzyć bramy wragowi, i prţzygotowali się do obţony zajętych stanowisk. Przez pięć dni z rzędu przy- puszezali Rzyimianie szturmy d4 murów, lecz za każdym razem ţdpiţral.i ich ablężezzi celnemi strrN płonęli ku sabie nienawiścią śmiertelną i nie ustępowali ţobie w przeţiegłośei i obłudzie. Widząc, żc większość Galilejezyków ciągle jeszc7e uważţ ţózefa za paţrjotę szezerego, zasługującego na wiarę, i w zaśle- pieniu swem wsgiera ţo wszelkiexni środkaani, posłał Jaţ sţego brata Szymona na czele stu irmych delegatów do Jerozoliţny, aby zanieśli skargę nţ jego szkodliwą działalność i skłonili Synhe- drjum do odjęcia xZZu udzielomyeh pelnomocnictw. Przeţvadni- ezący Synhedrjurm, Szymon Ben-Gaxnaliel, który był grzyjacie- lem Jana, a Józefa ńie darzył zbyhxią ufnościa, oraz były arcy- kapłan Anan gagarli ten wniosek. Dzięki ieh wplywom wypra- wiono do Galilei czterech komis,arzy z guleceniem, aby wszelkie- mi środkaQni zniewolili Józefa do złożenia urzędu i dostawili go żywcem Ixxb trupem do 3erozolimy. Dn większych gnxin, Tyber- jady, Seforydy i Gabary, rozesłalo Syllhţdrjum listy, ţrzedsta- wiające 3ózefa jako wroga ojezyzny i zakazxxjąee udzielać inu jakiejkolwţek pomrrcy, owszem pamaţaţ: Janoţvi. Wielkiţ nie bezpieţzeństwo zawisło nad głową Józefa. Rţzwinął wszţkże w teţţ eţraţţ=ie tak wyrafi;ţowana grzebiegłośe i tak nnerţicfna - 645 - działałność, że udarexnnił wyrok banicyjny. Nie wypowiaciająe posţuszeństwa władzQm synhedrjalnym, potrafił się utrzymać na zaszezytnym urzędzie. Opłakany dała rezultat ta nieucţciwa gra naxniestnika. Ścią- ţnęła na Galileę wojnę domową, osłahiła patrjotów, Tyberjadę, najważniejsze z miast galilejskich, spowodowała do odbieżenia sprawy narudowej, a sprzyjającej Rzymiananx Sefarydzie zosta- wiła dość czasu do zagajenia z nieprzyjacielem układów. Na Józefa spada hańba niezmyta, że dzielną i rycerską Galileę, to przedmurze kraju całego, ruzbił i rozbroił przez swoją niezręćz- ność, egoizm, n,iezgodność i postępowanie dwuznaczne. Chwali się, że kilka grodów umocnił, t. j. pozwolił je obwarować mie- szkańcam; ale gdy Rzymianie wkroczyli, ani wojsko, ani lud nie zaparly im drogi. Każda twierdza była zdana na siebie; nie- ufnaţć i wyczerpanie uczyniły z Galilejezyków samolubów, aez- kolwiek nie uczyniły z nich tehórzów. Trudno byłaby uwierzye tej niecnocie i perfidji naxniestnika Józefa, gdyby z bezprzykła- dną czelnością sam im nie dał świadectwa w swych dziełach. Wszystkie owoce czterech pierwszych miesaęcy powstania w Je- rozoţmie zniszezyła pięciormiesięczna gospodarka Józefa w Ga- lilei, zanim jes.z,eze niegrzyja.c.iel ukazał się w kraju (listopad li6 do marca 67). W ciągu tych dziewięciu miesięcy nie g ejmowali Rzymxa- nie iadnych prawie kroków przeciwko Judei. Cesarz Neron ba- wił właśnie w Grecji, aby w rali woźnicy, cytrzysty i śpiewaka zbieţrać oklaski Hellenów, gdy giorunem spadła naxi wieść o po- wstaniu Judejţzyków i pţrażce wojska rzymskiego. Nadeszło też xxiebawem doniesienie o nagłej śmierci Cestjusza Gallusa. Lęka- jąc się, aby rewolucja judzka nie ţ>rzybrała wielk.ich razmi.arów, złożył Nemn naGzelny kierunek wyprawy grzeciw Judei w ręGe ii.ajlepszego naanezas wodza, Flawjxxsza Weţpazjana, który w woţnie z Brytami zdobył wawrzyny i trjumfy. Tak wygórowa- ła obawa rokoszu judzkiego i jeţo następstw możliwych, że namiestnikaazx Syrji mianowano Licynjusza Mucjana w tej my- śli jedynie, aby nie pozwolił Partom pnsiłkować Judei. VVespa- zjan był padówezas w niełasce. Z ciężkiem tedy sereenx powie.. rzaţ Neron ţaczne siły zbrojne mężowi, któregn uważal za wro- ga. Ale nie miał innego wyboru; stłumienie mzrxxehów w Judei - 646 - Aymagato sprężystego ramienia. ţţ' zimie (Gi) udał się Wespd- zjan z Grecji na widownię walki i w Ptolemaidţie rţkrzątnął się około przyţotowań wojennych. Syn jego '!'ytus, który w woj- nie z Judeą miał zdabyć sobie pierwsze ostrogi, przyprowadził z Aleksandrji dwa legjony, piąty i dziesiąty, owych dzikich de- kumanów, których okrueieństwa doświadezyli już na sobie Ju- dejezycy aleksandryjscy, a niebawem też doświad.czyć mieli pţ- Icstyńscy. W Ptolemaidzie zebrało się świetne grono książąt ościennych, którzy przybyli złożyć hold wodzowi rzymskiţnu i oddać swoje poczty pod jego rozkazy, aby okazać tem swą życzliwość dla ftzymu. Nadciągnął też Agryppa z księżniczką Bţreniką, zmuszţny pńniekąd dać wyraz swej niechęci do buntu i swej wiernaści ftzymowi, gdyż Tyryjezycy oskarżyli go przerl ţ'Vespazjanem o zmowę z przewódcami powstania. Usiłując ruz- proszyć ostatni cień padejr.zenia, rozwinął Agryppa w interesie rzymskim gorliwą działalność. Siustra jego, pţmimo znacznej różnicy wieku, zawiązała w tym czasie z Tytusem stosunek mi- łosny, który przetrwał długie lata; piękność jej oparła się nisz- czącemu czasowi. Armja, złożana z wvborowego żołnierza rzymskiego i rot p4siłkowych, z której pomoeą chciał Wespazjan stłumić powsta- nie, liczyła 50000 z górą rycerzy, prócz mnogich ciurów obo- zowych, ciągnących zwyczajnie za wojskiţn. Dopiero na wiosnę skońezono przyţotowania wojenne i rozpoczęto wyprawę od wy~ slania małych oddziałów, które miały oczyścić z judzkich pod- jazdów drogi, prowadząee do twierdz galilejskich. Oględniejszy od swego poprzednika, Cestjusza. nie podejmował Wespazjan v< ojny przebojem, lecz od początku do końca prowadził ją z ow ą kunktatorską ostrożnnścią, która piędź za piędzią z pod nóg przeciwnika usuwa. Nie mogąc dotrzymać czoła Rzymianam cofał się Józef coraz dalej w głąb kraju. Ilekroć stanął do walki, odnosił klęskę sromotną, bo hufce jego nie miały tej wiary w swe siły, którą tylko hetman ofiarny natehnąć jest zdolny. Roz- praszały się też na pierwszy widok wojska rzymśkiego. Zupelnie innym duchem ożyw-ieni byli ci Galilejezycy, którym Jan z Gi- sehali udzielił swego zapału. Gdy się nieprzyjaciel zbliży# do Jotapaty, napadli nań mieszkańcy tego miasta z impetem i lubn jego zwnrtţţch szeregów przełainać nie magli, walezyli przecież - 647 - tak mężnie, że zmusili do ucieczki awangardę rzymską. Za pierwszy cel działań wojennych wytknął sobie Wespazjan podbój Galilei, aby w dalszym pochadzie na judzką stolicę nie bróździł mu na tyłach śmiały nieprzyjaciel. Pociągnęło tedy wojsko rzymskie przeciw twierdzam Galilei półnacnej, Gabarze i Jotapacie. Pierwsza, ogołotona z obrońców, padła łatwą zdor byezą i nddana została na pastwę płamieni. Całą ludność Ga- bary wymordował Wespazjan w ekspjację porażki, zadanej pod Jerozolizrţą rzymskim legjonom. Nie innego losu dozna#y wszyů stkie miasta i wsie okoliczne; mieszkańców bądt wycięto, bądź zaprzedano w n:iewolę. Józef przebywał w tym czasie zdala od teatru wojny w Tybţrjadzie. Już wtedy ţosił się z myślą przej= ścia do wrogów, lecz wstydził się jakoś zaraz w początku wojny uczynić ksak tak haniebny. Przedstawiwszy przeto Synhedrjum stan rzeczy, żądał instrukeji, czy ma wejść z nieprzyjacielem w układy, czy też w dalszym caągu wojnę prowadzić, i w tym ostatnim razie prosił o pasiłki. Galilea, gęściţj zaludniana od Ju- dei, potrzebowała już teraz posiłków, tak dalece osłabiła ją ka- rygodna gospodarka Józefa. Z Gabary ruszył Wespazjan na Jotapatę; wojsko jego mu- siało sobie mazolnie drogę torować, gdyż Galilejezycy pourzą- dzali w wąwozach i dalinach zasieki i zamienili drogi w bezdroża. Skała, na której się rozsiadła Jotapata, otoczona była wieńcem "ysokiCh i stromych pagórków, oddzielanych od miasta głębo= kiemi przepaściůami. Tylko od strony północnej była dostępna spadzistość, którą Jotapateńezyey obwarowali szańcem i kilkoma wieżami. Na szańcu tym nagromadzili bryły skalne, pociski, sirzały, kule procne i wszelkiego rodzaju środki obronne, które- mi powitany miał być nieprzyjaciţl. Przeeiw temu słabszţu ţnnhtowi skierowali Rzymian,ie swoje ataki; ustawili sześ‚dzie- siąt dztał oblężniczych i miotali bez przestanku do twierdzţ w#ócznie, kamienie i strza#y ogniste. Oblężeni walezyli z taką ţaciętţścią i pogardą śmierci, że znufyli Rzymian. Pakilkakroć odbijafi szturmy gwałtowne, burzyli często machiny oblężnicze i czynili też dobrze obmyślane i szezęśliwe wycieezki. Minął już sźósty tydzień oblężenia, a Jotapateńezycy nie ustawali ciąţle w obroţie, lubo cierpieli brak wody. Dapiero zdrada zbiega wy- da#a twierdzę wragowi. Wskazał on Rzyznianom słabo bronioną - 648 - pozycję, ktarą też oţvładnęli przed śwltemi, zasko:czywszy we śnie ,.męczonych obrońców i wyciąwszy ich w pień. Wielu wojowni- hów poległo od miecza własnego lub zrzuciło się z murów. Czterdzieści tysięcy męskiego pogłowi.a zginęło w tem oblężeniu, ţ bliskn tysiąc kobiet i dz.ieci wzięto w jasyr i zaprzedano w nie- wolę. Twierdzę zrównano z ziemią (czerwiee 67). Jotapata dała przykład całemu krajowi, jak ma ginąć z honore:m, otnezony nimbem bohaterstwa. Na kilka dni przedtem padła Jafa (Jafia) uieopod.al Nazaret, operiijąca na tyłach wojska rzymskiego. Jeszeze przed oblężeniem Jotapaty przybył do tego miasfa Józef i kierował z początku jego obraną. Ale widząc bezowac- ność swoich zabiegów, chciał miasto opuścić, na co jednak nic pozwalili mieszkańcy. Po uhiegnieciu twierdzy ukrył się w cy- sternie, połączonej z jakąś jaskinią, gdzie zastał czterdziestu wo- jowników, którzy znaleźli w niej chwilowy przytułţk. Kryjńwkę ich zdradzono, i Rzymianie wezwali Józefa, aby się poddał. Prze- żwyciężywszy wszelkie skrupuły, gotów już był przejść do try- buna Nikanora, z którym zaţaił był już przedtem rnkowania, a który w imieniu wodza rzyunskiego zapewnił mu życie, gdy towarzysze niedoli skrzyżowali mu na piersi swe miecze i za- grozili śmiercią, gdyby chciał shańbić Judejezyków takiem tehórzostwem. Ulegając grzemocy, musiał przyłączyć swbj głos do ogólnej uchwały, że wszyscy pazbawią się życia. Zbiegawie przysięgli wykunać tę uchwałę i dţtrzymali swojej przysięgi. Pa- dli jeden z ręki drugiego. 'rylko Józef, niepmmny przysięgi, zła- mał słowo umarłym, jak je złamał żyjącym. Ostawszy się do końca z towarzyszem samowtór, rozbroił go perswazją i siłą i podţał się ftzymţianom. Wespazjan przyjął go nader łaskawie, jakgdyby nigdy nie widział w nim wroga. Włożano mu wpraw- dzie kajdany i oddano pod straż; uczyniono to wszakże tylko dla oka, bn Wespazjan pozwolił mu wybrać żonę z pośród dzie- wiz, wziętych w niewolę, i nusić szatę paradną, obdarował go hojnie, zatrzymał przy sobie i dał go Tytusowi na stałego to- warzysza. Po zburzeniu Jafy i Jotapaty przyszła kolej na Samarytan. Wytrwały i bohaterski opbr, który Jotapateńezycy stawiii ma- chinom i sztuce wojennej najeźdców, ośmielił też Chutejezyków do podniesienża chorţgwi rokoszu przeciw Rzymianvm; aby spa= - 649 - raliżować ich plany zdabyweze. Złożywszy swą adwieczną nie- ehęE do ţydów, po$lubili ich sprawę i zebrali się na swojej świętej górze Garizian. Upatrując w tem niebezpieczeństwo dla posiępbw nręża rzymskiego, wysłał przeciwko nim Wesgazjan Ceseafisa, trybuna piątego legjonu, na czele 3000 piechoty i 600 jazdy. Ce- reaiis obległ górę Garizim i odciął Samarytanoţn wszelkie dowo- zy. Obiężanym pocţął dokuczać brak wndy i niejednego z n,ich zmagło pragnienie. Ale tylko tehórze przechodzili do Rţyţnian, w iększa część, 11600, pomimo palącego pragnienia, api.erała się l;uszącym ich amnestją Rzymianom, póki sţturm przypuszc.zony do szezytu Gaa,iz:um nie podał omdlewających obrţńców w ręce niepţzyjaciół, któnzy wymordowali ich ryczałtean (maj- czerwiec). Z h,alei zwrócił się oręż rzymski przeciw miast; u portowe- mu, Joppe. Zgromadziła się tu liczna.rzesza zbiegbw zelockich, którţy poczęli odbudawywać grbd przez Cestjusza zbu.zţ4 i wyprawili się ok.rętami na moţze, aby przejmować przezna- zzone dla Cezarei ładunki. Wespazjan, bawiący w Cezarei, wy= słaf przeciw Jappeńezykam sw4je kohurty: Wzaęły ome miasto nocną porą, a Judejţzycy musiefi się sehroţnić na swaje ukręty. Nagle zerwała saę na morzu burza szalona, która jakgdyby ţv zmowie z Rzymianami, rozpr.oţ;zyła okręty i rzuciwszy je na wystające z fal murskich ska,liska potężne lub wt:ąciwszy w wi- ry, dokonała zagłady ţpatr)otów jţppeńskich. O zawinięciu do zajętych przez Rzymian przystani nie mogło być mowy, więc ţeż wielu razbitków zadało sobie śmaerć własną dłonią.- żţVkrbtce patem dastała się i Tyberjada w Jnac Rzyznian: uniesz- kańůcy jej, sprzykrzywszy subie z.atargi z Józefţn i zniechęceni, nie stawili aparu i otwnrzyli brańIy wrogowi. Zelţci z Jazuą Ben-Safat na czele rzuciIi się do pobliskiej Tarychel, ţdzie ż murbw i ze statków na jeziorze bţiţ się nzęţnie. Ale raz- łam, ktbry niebawem wybuehnął w ich łonie, ułatwił oblegają- cym zadanie. Gród upadł, a patrjoca pţţyli życie. Przeszło dziesięE tysięcy jeńeów uprowa.dzono do Tyberjady. Sześć ty- sięey najsilniejszych młodzieńców, którzy w czasie woj,ny gali- lejskiej wpadli w niewolę, posłano Neronowi do Grecji, ab.y praoowali przy kopaniu pnzesmyku korynekiego, przeszło trzy- dzieţci tysięcy zaprzedano w ruiewolę, a tysiąc dwieście staaůców - 650 - i niezdolnych do pracy strawno na rozkaz Wespazjana ţ zţninţ krwią na arenie. W rok po powstaniu w Jerozolimie leżała ţ,,iększa część Galilei popiołem i pustką, ujarzmiona bardziej niż kiedy. Okazało się przy tej sposobności, że na wrogie pastępo- wanie Agryppy z własnym naradţn wptywała nietylko palitykn i obawa Rzymian. Wespazjan zwrócił mu jeńców, którzy byli jego poddanymi. Mógł ich udarować wolnością, albo ukarać. Wolał ich sprzedać w niewolę, składając tem dowód, że pţţ dobniejszy był do swego dzinda Heroda, niż do ojca Agryppy. Trzy tylko warownie żnajdowały się wrękach zelotów: Ga- mala, Góra Tabor i Gishala na skrajnej północy. Staraniůami dwóch przewódców zelockich, Józefa z Gamali i Charesa; wzięla pierwsza z twierdz wymienionych udział w powstaniu: Bezsku- tecznie oblegał ją przez kilka miesięcy jeden z wodzów pod- rzędnyeh króla Agryppy; zeloci apierali się mężnie. Wtedy na ten gr6d, położony wyzLiośle naprzeciw Tarychei, uderzyl Wes= pazjan z swojem wojskiem. Walka o Gamalę była jednym z najświetniejszych epizodów całej wojny. Karzyści abronnego po- łożenia neutralizowała szezuptość załogi, nieprzenoţzącej 9000 ludu zbrojneńo, a nadto obecnaść zbiegów wszelkiego rodzaţu, staţrców, kobiet i dzieći, ktGrych Iueludzkaść Rzymian zagn.ala ze wsi do Gamafi. Przez kilka dni walezyli Gamaleńezycy z obwarowaii zewnę- trznych z zapałem godnym swego ziomka, założyciela zelótów, Jńdy Galili. Namawiającemu ich do kapitulacji Agryppie odpo- wiedzieli gradem kamieni, które zraniły mu ramię. Wszelako ţdy rzymskie machiny oblężni-cze dosięgły wysokaści wałów, ćofnęli się oblężeni w głąb miasta i z ciał utworzyli nowy sza- niec: Po trzech tygodniach oblężenia wybiły machiny w murże otwór niewielki, przez który nieprzyjacie;l wtargnął do miasta. Oblężeni adstąpili pod górę, Rzymian:ie poszli w ich tropy, leţ ţdy zaplątali się w ciasne uliGzki, uderzyła na nich z dachóa ist.na burza poeisków. Zaskoczeni gwałtownym atakiean, usiłowaIi sehronić się na dachy domów poniżej położonych, lecz te nie wytrzymały ciężaru i, zapadłs,zy się, pogrzebały część Rzymian. Na glowy pierzehającyeh niedobitków rzucali Gamaleńezycy olbrzymie kamienie, co niezmiernie utrudniało im odwrót: Był to piękny dzień dla Gamali, dżień zwycięstwa (w święto sżałasów), - 651 - lecz zwycięstwa, za rzekę krwi kupionego. Na stţsaeh Rzymian golegtychleżały pokotem zwłoki wojowników judzkich, których straty nic zastţţpić nie mońło. Chares, jeden z dowódców, odniósł ranę śmicrtelną. Nazajutrz zwabili Itzymianie obrońców Gamali na wieżę podminowanţ zawezasu, która też runęła z straszliwyzn łoskotem, grzebiąc pod gruzami bohaterów, a w tej liczbie ostat- niego dowódcę, Józefa, syna akuszerki. Nieprzyjaciel opanowal Gamalę i wyrąbal wszystkich, co mu wpadli w ręce, ze cztery tysiţce ludzi. Blisko pięć tysięcy zginęlo śmicrcią samobójezą. Z calej ludności Gaanali uniknęły ogólnego pogromu tylko dwie kobiety, które przez kilka dni zastawaty w ukryciu. Tymezasem upadła też twierdza góry Tabor (Itabyrion) dzięki fortelowi wojennemu Placyda. \iiasto Tabor leży na wzno- szącej się pionowo wyżynie, która zews.ząd izolowana, wystrzela swym wierzehołkiem prawie na 1G00 stóp nad równiną Jezreel. Takie potożenie czyniło je niezdobytem. Ale Plaeyd potrafił wy- wabić z warowni jej obrońców zmyśloną ucieczką i, zwróciwszy nagle swą jazdę, wysiekł część napastników; reszta zaniechała oporu i picrzehta w przeciwnym kicrunku do Jerozolimy, a nie- liczni mieszkańcy poddali się z braku wody do picia. Nie mogło też również utrzymaE mate miasteczko Gisehala, któreţo broniła szezupła załoga pod dowództwem Jana. Gdy Ty- tus zbliżył się do niej z znacznemi sitami i wezwał jej zalogę do kapitulaeji, uprosił sobie Jan u niego rozejm jednodniowy pod pozorem, że to była właśnie sobota, i użyl tej zwłoki do opusz- ezenia miasta wraz z kilku tysiącami mieszkańców. Nazajutrz kapitulowała Gisehala i mury jej zburzono. Tytus wysłał poţoń za Janem, ale ten zdążył się już tymezasem odsadzić daleko i do- tarł szezęśliwie do Jerozolimy. Zdybanych w pościţu marude- rów, bez różnicy wieku i plci, wytracili rzymscy żołnierze. Było to ostatnie rzężenie przedzgonne pnkonanej Galilei. Ale Rzymianie tak byli znudzeni krwawym wysiłkiem i tak przetrzebieni w wal- kach zajadłych, że Wespazjan musiał dać im wytehnienże i za- pelniać luki w szeregach. - 652 - ROZDZIAŁ bSMY Upadek Jerozolirny (G7-70). Wszyscy zbiegowie galilejscy garnęli się w mury stolicy. Jan z Gisehali przyprowadził do Jerozolimy kilka tysięcy Galilejezy- hów, a z 1'yberjady przybyło dwa tysiące zbieţów. 11liłość wol- ności, patrjotyzm, ambicja, zemsta i rozpacz posyłały swych przedstawicieli do miejsca, gdzie rostrzygnąć się miały losy na- rodu. Opisy łamiącego wszelkie trudnaści bohaterstwa miast ţalilejskich, obrazy bezlitosnej rzezi bezbronnveh i słabych, kreślone żywemi barwami przez swiadków naocznych, burzyły krew w wojownikach miejscowych i potęgowały gorączkowe na- pięcie. W tem kole fanatyzmem tehnących zelotów czerpał zwątpiały nową odwagę, odważny stawał się lwem. Za niepo- konanych taż mieli się obrońcy ojezyzny, których liczba rosła z dniem każdym, a którzy przeważnie złożyli już dowody nie- żwykłego męstwa. Jeżeli zdobycie podrzędnych twierdz galilej- skich kosztowało Rymian t,yle mozołu i potu, czeţóż miałahy się lękać silnie ufortyEikowana st-alica? Podniecony nastrój podsy- cało jeszeze przekonanie niezłomne, że zbliża się już wielka doba zbawienia, którą przepowiadali prorócy, że Mesjasz, tak długo ţvyglądany, rychło przybędzie i przyniesie ludowi Izraela pano- wanie nad światem. Jerozolima nigdy nie była tak ludna, warowna i piękna, jak w czasie, gdy zawisła nad nią niechybna zaałada, jakgdyby na stolicy judzkiej sprawdzić się miało, że zewnętrzna siła i świet- nośe na nic się nie zdały. Obwód Jerozolimy w ob.-ębae murów okolnyeh wraz z przedmieściami, górnţ i dolną Bezetą, mierzył niemal siedem kilometrów (33 stadja), a wehodziły weń także ţioski Betanja i Betfańe, w których goście świąteczni stawali gospodą. bwezesną ludność Jerozolimy oceniano na blisko E00000. Ale należy wliczyć w to rzesze, cisnące się tłumnie z za ţiasta. Jerozolima podzielona była na kilka cyrkułów. Miasto górne, - 653 - czyli Sjon, stanowiło arystokratyczną dzielnicę. Ku półnoey, od- dzielone kotlinką, rozpościerało się miasto dolne (Akra), zbudowa.- ne w półhsiężye. Na północ miasta dolnego wznosiły się przedmie- ścia górna i dolna Bezeta, które Agryppa I począł umacniać, w czem przeszkodziła mu podejrzliwość władz rzymskich ; z nagro- madzonych podówezas materjałów bud4wlanych zrobili teraz ze- loci właśc.iwy użytek. Były tam targi towarów wełnianych, sprzę. tów metalowych, orizieży, bydła i drzewa. ţwiątynia ź przyle- ţająeym do niej od półnacazachodu zamkiam Antanją stanowiła odrębną dzielnicę; ku północy odeinał Antonję od Bezety przekop głębohi. Na południe ţwiątyni rozlegała się Ofla z pałacem księżniczki adjabeńskicj Grapte. Większość ulic i placów jero- zolimskich wyłnżana była ostatniemi czasy marmurem. Ale świecąc wspaniałemi gmachami, pozbawiona była prze- cież Jerozolima oţzeźwiajţcej krasy ogrodów. Fortyfikacje nada- wały jej wygląd ponury, lecz c.zynity ją orćţz niezdobytą. Z trzech stron, od potudnia, wsehodu.i zachodu, osłaniały wzgórze, na którem zbudowana była stolica, wąwozy i ściany skał stromych, a tę przyrodzoną niedostępność potęgował jeszeze wał sztucz- ny. Stronę północną, która mniejsze nieprzyjacielowi stawiała przeszkody, opięto potrójnym pierścieniem obwarowań. Po rozbrojeniu Galilei skoncentrowata się w Jerozolimie ca- ła Jude.a, jak ostatnie iskierki gasnącego życia zţstrzelają się w jedno ognisko. Ziemie Judei na zachód od JerozoliJny puzostawia- ne były przez zelntów w czasie wojny galilejskiej bez wszelkiej obrony, co pozwoliło armji Wespazjana posuwać się ku Jerozo- limie pomorzem, nie napotykając żadneţo oporu. Półnůocne stro- ny Judei i Perea nie widziały jeszeze wraţa. Na pierwsze skła- dało się jedenaście powiatów, z których tylko JaJnnia i Joppe były zdubyte. Inne prowineje, w tej liezbie Jeţozolima i jej oko- lice, były dotąd bezpieczaze. Perea, jak się rzekło, jeszeze nietknię- ta, miała główną obronę w Jazerze (Jaezer). 1\ţlieszkańey ws;zy- stkich dzielnic ptonęli patrjotycznym zapałţzn; wszyscy gotowi ţyli żyeie potożyE za ţvolnaść i za święte kIejnoty swej ţwiary w walce z zuchwałym najezdnikiem. Ale jerozolimscy kierowni- cy rewolucji, jak się zdaje, niebardzo się troszezyli o uczynienie z miast prowinejonalnych mocnej tamy przeţiw pochodowi wojsh rzymskich. Zbyt dtlfni w śżebie, zeloţi jerozolinlscy nie - 654 - zrobili może dla tych miast choćby tyle, by udzielić przyjaciotom pokoju swego zapału lub przynajmniej ndjąć im możnośe szko- dzenia. Zauiożni i przezorni, którzy po kontynuowaniu wojny nic sobie nie wróżyli dobrego, sktonni byli do poddania się ftzy- mianom; tylko mtodzież i nieinajętni podsycali ustawicznie zn.icz rewolueji. \V każdem kole rodzinnem, w każdej gminie zacho- dzity zatargi pomiędzy rzecznikami pokoju a grającymi na sur- mie bojowej, ale ci ostatni, nic znajdując oparcia w miastach otwartyeh, porzucali progi domowe, aby w Jerozolimie po- większyć liczbę zelotów. Tylko twierdza Masadd pod koRnendą Eleazara Ben-Jair była oóniskiem zdecydowanego rakoszu; ey- la to Jerozalima sykarjuszów. Bandy sykarjuszów zasiliła drużvţ na Szymona I3ar-Giora. Mąż ten, któremu w wojnie obecnej przy- paść miata rola naczelna, odznaczał się sitą fizyc,ną i szaloną brawurą, która nie opuścita go do tehu ostatniego. Za pierzeha- jącem wojskicm Cestjusza uganiat się w pierwszym szereţu, następując nieprzyjacielowi na pięty. Potem zgromadził zbrojną czeredę i żył roabojami w okolicy morza Martwego. Gdy miesz- kańcy tych stron, zagrożeni w swem bezpieczeństwie przez haj- damaków, zanieśli na Szymona skargę do władzy naczelnej, wy- sţała przeciw niemu umiarkowaną partja zeloeka poczet żotnie- rzy, którzy go zmusili do szukania przytułku w Masadzie. Z twierdzy tej rozpuszezat na spólkę z sykarjuszami zagony łu- pieskie po Idumei, aby zaopatrzyć w żywność załogę. Te grabie- żc uzbroity Idumejezyków ku wtasnej obrunie; sformowały się niebawem hufce ochotnicze pod wtasnymi wodzami. Bandy idu- mejskie nie ustępowały sykarjuszom w patrjotyzmie, dzikości i nie dajZeej pardonu srogości. Naptywający do JerozoIimy nieprzerwaną falą bojownicy swobody rozkotysali jeszeze bardziej i tak już podniecone umy- s3y i spowodowali ruehy potężne. Zdradziecka gra Józefa i jego pizejście do obozu rzymskiego daly też poniekąd podnietę w tej mierze. Dopbki w Jerozolimie sądzono, że JózeF zginął pod gru- zami Jotapaty, wspominano jego imię z niekłamanym żalem, ale skoro gruchnęła pogłoska, że znajduje się w rzymskim obozie i doznaje od wodza uprzejenego obejścia, zamieniło się uczucie źalu w zaciętą nienawiśE. Najpobłażliwsi oceniali jego postępo- wanie jako tehórzostwo, surowsi nazywali je wręcz zdradą. Nie- - 655 - ufnośE ţ podejrzliwość wkradty się w umysły ultrazelotów; aszystkich, co nie gardłowali za najskrajniejszemi środkami, uważali za zdrajców ojezyzny. Zleazar l3en-Szymon, mąż bystre- go rozumu i wielkiej enerţji, obceny przywódca zelotów, pa- trjota niestrudzony i mężny, który przytem miat w swych rękach ska,rb narodowy, pałat zwłaszeza żywą niechęcią do \Vysokiej Rady, która go skazata na bezezynność. Niech się tylko pokażą Hzymianie, wnet Syntiedrjum i partja herodjańska otworzą im bramy, na kolanach żebrać będţ przebaczenia i wydadzą spraw- ców wojny na pastwę ich zemstyl Taki nastrój dominowat wśród zelotów, a czuli się na siłach wytrącić ster rządów z rąk umiar- howanych lub sprzyjajţcych w duszy Rzymianom i bez żad- nych nadal hamulców ciągnąć z konwulsyjnym wysitkiem dzia- łania wojenne. Naprężenie pomiędzy zelotami jerozolimskimi a umiarho- ţaną partją synhedralną rosto z dnia na ţzą 1ţ, niż po pierwszem zburzeniu, bo żaden gr ţ niţ ţieszoţţ ţej teraz końca jej wdowieństwa i żałoby. ţţ ţ Treść tomu trzeciego OD PANOWANIA HERODA I-go DO POWTÓRNEGO ZBURZENIA JEROZOLIMY Epoka Herodjańska ROZDZIAŁ I.Herod I ţ ROZDZIAŁ II.Archelaus i pierwsi prokuratorowie rzymscy ROZDZIAŁ III.Początki chrześcijaństwa. Jan chrzciciel i Jezus z Nazaret ROZDZIAŁ IV.Agryppa I. ROZDZIAŁ V.Rozproszenie Judejczyków i rozrost wiary żydowskiej: Piśmiennictwo judzko-helleńskie ROZDZIAŁ VI.Agryppa II i wybuch wojny za Nerona ROZDZIAŁ VII.Wojna galilejska ROZDZIAŁ VIII.Upadek Jerozolimy 483 517 536 558 581 613 639 652 Opracowanie graflczne Wanda Woźnaak Redaktor Ryszard Kuţn.orek ftedaktorzy techniczni Elżbi.eta Biaty Cţrażyna Suder ţ Copyright by KAW Kraków 1990 , ISBN 83-03-02853-7 Krajowa Agencja Wydawnicza, Kraków 1990. Wydanie fotooffsetowe Nakład:19650+350 egz. Ark. wyd.: 43,418 Druk: Prasowe Zakłady Graficzne w Katowicach - zam. nr 325-15/89. Oprawa: Zakłady Fotopoligraficzne w Rudzie Śląskiej 0-16/2918