Relacja dorosły-dziecko w opiece zastępczej Judit Falk, Myriam David, Maria Vincze, Vida Ma!ek-Ybnan Relacja dorosły-dziecko w opiece zastępczej Redaktor Maria Koiankiewicz Tłumaczenie Aleksandra Rączka Zofia Szymanowska Anna Sikorska Dom Małych Dzieci im. ks. C.R Baudouin* Wydawnictwo Akademickie "Żak" Warszawa 1999 Redaktor Józef Marek Śniecinski Opracowanie graficzne Elżbieta Malik Korekta Ewa Róży cka Copyright by wydawnictwo "Żak" and Maria Kolankiewicz Tytuł dotowany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej Centralny Ośrodek Doskonalenia wydawnictwo Akademickie "Żak" Teresa i Józef Śniecińscy 02-127 Warszawa, uL Mołdawska tel./fax 822-82-67 Druk i oprawa: Od redakcji Problemem, wobec którego stajemy już w pierwszym dniu pracy z dziećmi i który jest najważniejszy w domu małych dzieci jest ustalenie i utrzymanie odpowiedniej relacji między dziećmi a dorosłymi. Relacji, która odpowiada na potrzeby i stanowi podstawę rozwoju dla każdego dziecka, a także jest źródłem satysfakcji i kompetencji wychowawczych opiekunów. W przypadku placówki opiekuńczej problem relacji dorosły-dziecko jest bardziej złożony, ponieważ mamy do czynienia z dziećmi oddzielonymi od rodziców, o których jednak - bez względu na częstotliwość i jakość ich kontaktów z dzieckiem -nie możemy zapominać. Relacja dorosły-dziecko w opiece zastępczej jest zatem relacją opiekunka-dziecko-rodzice, nawet wtedy, gdy rodzice są nieobecni i dopiero przyszłość określi, czy dziecko powróci do rodziny naturalnej, czy jej miejsce zajmie rodzina adopcyjna. Zatem związek opiekunki z dzieckiem nie jest wyłączny, zawsze musi istnieć w nim miejsce dla relacji dziecka z rodzicami naturalnymi bądź adopcyjnymi. Innym problemem istotnym w wychowaniu dzieci poza rodziną jest osobista historia każdego dziecka. Opiekując się dzieckiem w domu dziecka lub w zastępczej rodzinie preadopcyjnej, zobowiązani jesteśmy do troski o zachowanie ciągłości jego historii, do dbałości o to, aby konieczne zmiany w życiu dziecka odbywały się w sposób łagodny, nie traumatyczny, to znaczy, aby dziecko było do nich właściwie przygotowane. Jest to trudne, ponieważ często zdarza się, że nie znamy przeszłości dziecka i nie jesteśmy pewni jego przyszłości. Ale świadomość znaczenia zmian w życiu małego dziecka oraz konsekwencji zerwania więzi i zaburzeń procesu pierwotnego przywiązania obliguje nas do podejmowania wysiłków w celu zapewnienia dziecku jak najlepszych warunków w tym okresie. Dlatego właśnie problem dorosły-dziecko stał się tematem drugiego zeszytu M%/e &MC&O M/ p&KHhfce adresowanego do pracowników domów małych dzieci, zastępczych rodzin pre-adopcyjnych, ośrodków adopcyjnych, a także innych instytucji zajmujących się problematyką opieki zastępczej. Znalazły się w nim teksty Judit Falk - pediatry, Genevieve Appell - psychologa i Myriam David - psychiatry dziecięcego, które prowadziły szkolenia kadry domów małych dzieci, jakie odbywały się od 1995 roku w Warszawie. Teksty te opisują metody wypracowane w Instytucie Emmi Pikler, którego przedstawicielka, też pediatra - Maria Vincze omawia system "opiekunki odpowiedzialnej". Ostatni tekst opowiada o tymczasowym pobycie dziecka w zastępczej rodzinie preadopcyjnej. Jest to forma opieki, która choć mało rozpowszechniona, istnieje też w Polsce i jest nadzieja, że stanie się alternatywą dla domów małych dzieci. Seria Mgfe &!ec&o powstała z inicjatywy kadry domów małych dzieci i jest merytorycznym dopełnieniem ogólnopolskich spotkań w tym gronie. Za pomoc i wsparcie finansowe dziękujemy Ministerstwu Edukacji Narodowej oraz Centralnemu Ośrodkowi Doskonalenia Nauczycieli. M'.' Judit Falk pediatra, Instytut Emmi Pikler Budapeszt Relacja dziecko-dorosły ł ' w domu małych dzieci: szacunek, bezpieczeństwo, autonomia Dzieci wychowywane w domu małych dzieci potrzebują stałych, intymnych i serdecznych związków z ograniczoną liczbą dorosłych. Relacja opiekunka-dziecko, mimo że powinna poniekąd zastąpić związek z matką, różni się w swych zasadniczych cechach od związku matka-dziecko. Uznanie możliwości dziecka i jego prawa do autonomicznej aktywności zmienia spojrzenie dorosłego na dziecko. Doniosłe doświadczenia pierwszych tygodni, miesięcy i lat życia dziecka mogą zostać zintegrowane w jego kształtującej się osobowości tylko wtedy, gdy dziecko odbiera wrażenia i przeżywa wszystkie doświadczenia w ramach stabilnego systemu więzi interpersonalnych. Świadomość siebie samego, swojej osobowej tożsamości i indywidualnej integralności może wytworzyć się w dziecku jedynie w sytuacji, gdy wszystko, co go dotyczy, dzieje się w ramach stabilnej relacji opartej na rzeczywistej wymianie, która pozwala dziecku uświadomić sobie obecność osoby opiekującej się nim, jak i swe własne istnienie. Taki system relacji jest konieczny dla bezpieczeństwa uczuciowego dziecka, aby mogło ono znieść nieuniknione frustracje, konieczne do osiągnięcia dojrzałej osobowości, by - poprzez naśladownictwo i identyfikację - mogło przyswoić sobie system wartości przyjęty w społeczeństwie, normy osądzania, zachowania się oraz system zakazów. Siła i stałość cech moralnych dziecka zależą od stałości i głębokości związków łączących je z osobą, która daje mu bezpieczeństwo uczuciowe i służy za modeł, z którym się ono identyfikuje. Aby niemowlęta i dzieci wychowywane w domu małych dzieci miały możliwość kształtowania osobowości o właściwej strukturze oraz przeżywania harmonijnego rozwoju uczuciowego i umysłowego, potrzebują one stałych i ciągłych relacji, intymnych i serdecznych, z bardzo ograniczoną liczbą właściwie dobranych osób dorosłych, oraz znaczącej relacji z jedną osobą dorosłą na stałe związaną z daną instytucją wychowawczą. Jednym z głównych warunków ochrony zdrowia psychicznego dzieci wychowywanych w domu dziecka jest unikanie rotacji osób zajmujących się dziećmi. Częste zmiany osób sprawiają, że kontakty z dziećmi stają się powierzchowne, zaś zabiegi pielęgnacyjne - bezosobowe. Gdy duża liczba osób dorosłych dzieli się opieką nad jednym dzieckiem, żadna z nich nie spędza z nim dostatecznie dużo czasu, aby dobrze je poznać i mieć do niego indywidualne podejście. Opiekunka, która z powodu niewłaściwego planu pracy lub z innych przyczyn pracuje z coraz to innymi dziećmi, nie może poznać żadnego dziecka, które jest jej powierzone. Jeżeli jest ona zręczna i kompetentna, to może przyciągnąć wzrok jednego dziecka, u drugiego wywołać uśmiech, a z kolei na trzecie mieć jakieś oddziaływanie czy uzyskać jego współpracę. Pracując z całą grupą dzieci, może ona osiągnąć nawet atmosferę spokoju i ciszy. Nie zauważa ona jednak, że brak jej rzeczywistego kontaktu z pojedynczym dzieckiem, i że prawdziwe relacje z dziećmi nie zostały nawiązane. Nawet jeśli powstają interakcje między opiekunką a dziećmi, to są one najczęściej ubogie i stereotypowe. Opiekunka nie zna zwyczajów dzieci, a dzieci nie znają jej zwyczajów. Nie odbiera ona ich sygnałów, nie rozumie ich, nie rozpoznaje ich gestów i nie odróżnia płaczu, nie potrafi dostosować swoich starań do indywidualnych potrzeb dzieci. Powoduje to, że dzieci coraz rzadziej i w sposób coraz uboższy manifestują swoje potrzeby. Praca opiekunki staje się mechaniczna i rutynowa, postawa jej jest bezosobowa i często obojętna. Jeżeli natomiast opiekunka zajmuje się stale niewielką liczbą dzieci - najwyżej ośmiorgiem - to dzięki wzajemnej znajomości opieka ta ma charakter bardziej indywidualny i bierze pod uwagę sygnały i reakcje poszczególnych dzieci. Relacja opiekunka-dziecko w domu dziecka, jakkolwiek ma zastąpić relację dziecka z matką, różni się zasadniczo od relacji matka-dziecko. Inne są źródła, motywacje, odmienne są elementy składowe tej relacji i również inna jej przyszłość. Wymaganie, aby postawa opiekunki była podobna do instynktownej postawy matki, niesie ze sobą pewne zagrożenia. Relacje oparte na instynktownych uczuciach, bogate w spontaniczność, mimo że wydają się bardzo owocne, budzą pewien niepokój tak u dzieci, jak u opiekunki. Opiekunka, która opierając się na własnych uczuciach, z łatwością budzi w dziecku potrzeby i żądania emocjonalne niemożliwe do zaspokojenia, powoduje u dziecka przykry zawód i bolesną frustrację. Ona sama również czuje niewłaściwość tej sytuacji i doświadcza wyrzutów sumienia ze względu na niemożność zaspokojenia pragnień wzbudzonych przez nią w niektórych dzieciach, jak również w stosunku do innych dzieci, których nie mogła obdarzyć tym samym uczuciem. Jej poczucie winy i niepokój wyrażają się często poprzez niecierpliwość i agresję. Ponadto ewentualne odejście dziecka obdarzonego przez nią niekontrolowanym, emocjonalnym uczuciem, powoduje u niej powstanie bolesnej frustracji, która utrudnia jej, jeśli wręcz nie uniemożliwia, serdeczne zwrócenie się ku innym dzieciom. W obawie przed niepokojem i bólem przyszłych rozstań z dziećmi, jej postawa profesjonalna może stopniowo stać się coraz bardziej bezosobowa i mechaniczna. Sprawując z czułością i ciepłem opiekę nad powierzonymi sobie dziećmi, pogłębiając osobowy charakter zabiegów pielęgnacyjnych, opiekunki powinny świadomie zachowywać pro- fesjonalny dystans. Muszą też one stale panować nad swoimi uczuciami, aby uniknąć sytuacji, w której dzieci stają się obiektem ich nieobliczalnych i niekontrolowanych emocji. Jeżeli chcą one być dobrymi opiekunkami, to zamiast odnosić się do dzieci z instynktownymi uczuciami macierzyńskimi, powinny dogłębnie interesować się stanem i rozwojem ogólnym każdego dziecka, ze wszystkimi jego szczegółami. Jeżeli będą one obserwować z autentycznym zainteresowaniem zachowanie, aktywność, postępy i rozwój dzieci, widząc w nich efekty swej własnej pracy, to żarliwe emocje będą mogły zostać twórczo zastąpione przez intensywne zainteresowanie potrzebami i rozwojem dzieci. W ten sposób opiekunka może stworzyć podstawy autentycznej relacji uczuciowej, zapewniającej równowagę i bezpieczeństwo uczuciowe wszystkim dzieciom pod jej opieką. Najważniejsze i najbardziej intymne w oddziaływaniu dziec-ko-dorosły są momenty pielęgnacji ciała. Jeśli w czasie tych zabiegów dziecko doświadczyło głębokiego poczucia bezpieczeństwa, może ono następnie skorzystać z możliwości podjęcia samodzielnych działań i zwrócenia się z zainteresowaniem i radością ku światu zewnętrznemu bez interwencji dorosłych. Jeżeli dziecko może mieć wpływ na wydarzenia, które go dotyczą, wówczas zaczyna czuć się podmiotem uczestniczącym, a nie tylko przedmiotem, dyrygowanym i manipulowanym; prowadzi to do wzmocnienia jego poczucia sprawczości. Wiele zależy od tego, czy dziecko traktowane jest jako osoba, która czuje, obserwuje, rejestruje i rozumie, lub która będzie rozumiała, gdy da jej się taką szansę wyrażoną słowem i łagodnym gestem świadczącym, że rozumiemy, że dziecko jest wrażliwe na wszystko, co się z nim dzieje i nie może być manipulowane w interesie dorosłego. Od najmłodszego wieku dziecka podczas czynności pielęgnacyjnych wytwarza się pewna koordynacja czynności dwóch partnerów. Poprzez ten dialog dziecko otrzymuje coraz więcej narzędzi, aby dać sygnał, który może wpłynąć na dotyczące go zdarzenia. Ze swej strony dorosły otrzymuje również coraz to więcej środków, aby zakomunikować dziecku w sposób czytelny swoje zamiary, bądź dostosować swe czynności do potrzeb wyrażanych przez dziecko. Porozumiewanie się, które ma miejsce w czasie tego wspólnego działania, jakim są zabiegi pielęgnacyjne, uczy dziecko prawdopodobnego następstwa gestów dorosłego i pozwala mu wyprzedzać jego ruchy i działania, aby w ten sposób nie poddawać się biernie zabiegom pielęgnacyjnym, lecz brać w nich aktywny udział. W ten sposób dziecko, w swoim własnym rytmie, uczy się samodzielności. Podejście do dziecka jako do aktywnego partnera oznacza rozwijanie w nim od samego początku kontaktu przez wzrok, dotyk, gesty i słowa; kontaktu, który nie jest tylko wywoływaniem interakcji, lecz który wychodzi przede wszystkim od znaków dawanych przez dziecko, odpowiada na nie, wzmacnia je i nadaje im sens. Rozwija to w dziecku nie tylko duże bezpieczeństwo uczuciowe, lecz również świadomość siebie samego jako osoby w pełnym tego słowa znaczeniu. Opiekunka powinna być głęboko przekonana, że równie cenne jak momenty spędzone przez dziecko z dorosłym są chwile wolnej i autonomicznej aktywności dziecka, bez bezpośredniej interwencji dorosłego. Pozwala to opiekunce poświęcić czas kolejno każdemu dziecku i skupić całą uwagę akurat na tym, którym się w danym momencie zajmuje. Bez tego przekonania opiekunka uważać będzie autonomiczną aktywność dziecka za namiastkę jego kontaktu ze sobą i będzie mu nieświadomie przekazywać swoje poczucie winy z powodu pozostawienia go samemu sobie ze względu na konieczność zajęcia się innymi dziećmi. Dziecku zaś, zamiast przyjemności działania, pozostanie poczucie niezadowolenia, opuszczenia, frustracji, które może doprowadzić pozostałe dzieci, a nawet całą grupę, do podniecenia i niepokoju. Jeżeli opiekunka docenia role autonomicznej aktywności dzieci i swym działaniem stwarza odpowiednie warunki dia tej 11 10 aktywności, to jej pragnieniem jest wytworzenie w dzieciach stanu uczuciowego, który pozwaia im interesować się otoczeniem w stopniu określonym dojrzałością funkcjonalną i wcześniejszymi doświadczeniami wewnętrznymi oraz pozwała im zaspokoić ciekawość poprzez własne doświadczenia. Uznanie kompetencji dziecka w jego stosunkach z dorosłym i docenienie jego autonomicznej aktywności przekształcają radykalnie spojrzenie dorosłego na dziecko, wprowadzając w ich relacje szacunek, który staje się jedną z fundamentalnych skła* dowych ich interakcji. Tłuma Jłłdit FaHt, ^, (w) Ew/Swce, t. 43, n° 1/1990, s. 43-49. Myriam David psychiatra dziecięcy!-Genevieve AppeH { psycholog j Paryż, ,,m", ^.^ Analiza czynników powodzenia Instytutu Lóczy ,..,,,.,,,., ^ v .-,," ",.^,-.< Teoretycznie podstawowe czynniki niepowodzenia związane z życiem domu dziecka są dobrze znane: częste zmiany środowiska i opiekunek, pozbawiona osobistego kontaktu i lekceważąca jego znaczenie opieka, niemożność nawiązania głębokiej więzi emocjonalnej, mającej zasadnicze znaczenie dla budowania osobowości, niedostateczna stymulacja rozwoju psychomotorycznego, brak otwarcia na świat zewnętrzny, monotonia otoczenia i ubogie relacje społeczne. Problemy te pozostają ciągle nie rozwiązane w większości ośrodków dla małych dzieci, jakie miałyśmy okazję obserwować we Francji i za granicą. Tymczasem doktor Emmi Pikler i jej zespół postawili sobie za cel rozważyć każdy z tych czynników niepowodzenia i stwierdzić, na ile są one poważne. Następnie znaleźli środki, aby je prze- zwyciężyć. .^.^.,:-. ..... .'i'..,.-.. .-.. ;,,,,,., ..^,1.. . :., Jednym z najpoważniejszych i najtrudniejszych do uniknięcia czynników niepowodzenia opieki jest wielość zmian, na jakie narażone są małe dzieci w wieku, kiedy są najbardziej wrażliwe, zmian wywołanych powtarzającą się utratą osób, do których się przywiązują. Budzi to w nich niepokój, wzmożony przez strach przed nieznanym i przed obcymi. Co więcej, dziec- 13 ko w tym wieku nie potraR poradzić sobie z tym uczuciem bez wsparcia w postaci emocjonalnej relacji. Gdy jej brakuje, dziecko, aby się chronić, ucieka się do obronnych mechanizmów psychicznych, które krępują rozwój jego osobowości. W placówce opiekuńczej zmiany są szczególnie częste, ponieważ w większości ośrodków określone pomieszczenia, a także często także personel, są przeznaczone dla dzieci w określonym wieku, a dzieci przenosi się z grupy do grupy w miarę, jak rosną. Poza tym w wielu ośrodkach dzieci przebywają tylko do ukończenia pierwszego lub drugiego roku życia, muszą więc zmieniać miejsce pobytu. Nie bez znaczenia są również pobyty w szpitalu i wynikające z nich zmiany. Dzieci przechodzą z grupy do grupy najczęściej pojedynczo, tracąc w ten sposób zarówno opiekunów, jak i kolegów. Co gorsza, zmiany te mają charakter niespodziewany dla dziecka. Obca osoba zabiera je z łóżeczka niczym paczkę i przenosi w nowe miejsce, gdzie dziecko nikogo nie zna. Cały świat znika mu wtedy z oczu. Czystko to może odbyć się bez słów, czasem nawet z pewną szorstkością w gestach; bez złej woli, ale również z całkowitą nieświadomością szkody, jaką może to wyrządzić dziecku. Nierzadko zdarza się również, że opiekunkom wyznacza się, chwilowo lub na stałe, inne zadania. Zmiany te podyktowane są korzyściami dla placówki, pojmowanymi przez dyrekcję lub personel jako ważniejsze niż niebezpieczeństwo, jakie niosą dla dzieci ciągle zmiany. Organizacja Instytutu Lóczy opracowana jest w najdrobniejszych szczegółach w ten sposób, aby oszczędzić dziecku sytuacji, które wywołują lęk. Dba się tam o to, aby poszczególne wykwalifikowane opiekunki wykonywały zabiegi przy tym samym dziecku zawsze w ten sam sposób, aby wszelkie zbyteczne zmiany były wyeliminowane, aby dokładnie i z dużym wyprzedzeniem przygotować do pracy nowe osoby, wnikliwie rozważając i planując każdą zmianę i starając się całkowicie wyklu- 14 czyć możliwe przyczyny dodatkowego stresu, takie jak: zdenerwowanie lub nieobecność opiekunek. Wybiera się najbardziej dla dziecka sprzyjający moment, przywiązując wagę do tego, aby nie zostały mu odebrane: jego łóżeczko, jego rzeczy i towarzysze życia i czyni się wszystko, aby opiekujące się dzieckiem opie kunki, albo chociaż jedna z nich, pozostały te same. Szczegól nie bacznie obserwuje się dziecko przez następne dni, zwracając uwagę, czy nie zmieniły się jego reakcje i starając się zapewnić mu wsparcie, jakiego potrzebuje. a a) i n W domach dziecka często można obserwować, jak dzieci są myte, ubierane, karmione, przenoszone z łóżeczka do kojca, lub w inne miejsce, bez tłumaczenia im, co się z nimi dzieje; nie mówi się do nich, a czasami nawet nie patrzy i nie zwraca uwagi na ich reakcje. Niektórzy zachowują się z wrodzoną łagodnością, inni szorstko, przejawiając tolerancję, cierpliwość, lub irytację, jeśli dziecko nie jest posłuszne lub okazuje strach czy niezadowolenie. Dziecko nie jest traktowane jako osoba, ale jak przedmiot poddający się woli i działaniom dorosłego, laka praktyka daje się rzecz jasna zauważyć również poza placówkami, ale w ośrodkach dla małych dzieci wydaje się powszechna. Przyczyn tego zjawiska jest oczywiście wiele. Główną jest przeciążenie pracą: opiekunki mają pod swoją opieką zbyt wiele dzieci na raz, często nawet nie tych samych, co sprawia, że nie znają dzieci, którymi się zajmują. Taki sposób postępowania dziecko odczuwa szczególnie dotkliwie. Po pierwsze jest przekazywane z rąk do rąk, a po drugie jego spontaniczne zachowania są bardzo rzadko zauważane i doceniane i nie stają się punktem wyjścia wymiany między nim a osobą, z którą się kontaktuje i która śledzi jego rozwój. Wszystko to przeszkadza mu odczuwać ciągłość swego istnienia i własnej osobowości. Wręcz przeciwnie, przyczynia się do utrzyma- nią fragmentarycznego obrazu otaczającego świata i, być może, do niemożności odnalezienia się w czasie i przestrzeni, jaką te dzieci odczuwają w późniejszym wieku. Podobnie brak emocjonalnej odpowiedzi na ich działania i postępy nie dostarcza koniecznych składników ich rozwojowego narcyzmu, rodząc później wrażenie, że ich egzystencja jest niepełna, a oni sami pozbawieni wartości. Odczucie to jest jeszcze wzmagane przez przekonanie o ubóstwie własnego języka i miernych zdolnościach intelektualnych. Instytut Lóczy radzi sobie z tym problemem przez ujęcie opieki w dokładny system wsparcia pedagogicznego zbudowany na obserwacji dzieci. Taka metoda zwraca uwagę opiekunek na to, co robi dziecko oraz uczy rozumieć i wykorzystywać wysyłane przez nie sygnały. Opiekunki dowiadują się również, jak skupić uwagę dziecka na tym, co się dzieje przez opowiadanie mu, od urodzenia, co mu robimy, co się z nim dzieje i co nastąpi później. Takie postępowanie może wydawać się krępujące przez swoją sztuczność. Można się również zastanawiać, czy dziecko w kołysce słucha, co mówi do niego dorosły, albo przynajmniej rozumie jego intencje. Jesteśmy jednak przekonane, że pozytywne efekty takiego postępowania są niebagatelne. Przede wszystkim, taka metoda zmusza opiekunkę do reagowania na sygnały wysyłane przez dziecko. Poza tym przeciwstawia się ona powszechnej tendencji niemówienia do dziecka. W pewnym sensie docenia dziecko, pozwala mu zaistnieć. Pozwala pokazać dziecku, jak ważny jest dla nas jego rozwój, jednocześnie zmienia podejście opiekunki, czyniąc je bardziej świadomym, a w konsekwencji ułatwia udoskonalenie sposobu opieki nad dzieckiem. Jest to, jak się wydaje, idealna, choć nieczęsto stosowana, metoda rozwijania u dziecka poczucia integralności i tożsamości. < - Jednym z najpoważniejszych niedostatków, jaki mogą odczuć dzieci w domu dziecka jest niemożność zbudowania znaczącej relacji. Głównymi przyczynami takiego stanu rzeczy są: powtarzające się zmiany otoczenia - miejsc i osób, wielość opiekunek, rutynowa opieka. Z pewnością dziecku, do którego ktoś z personelu przywiązuje się w szczególny sposób, udaje się uniknąć takiego losu. W rzeczywistości jednak, z czego dorośli często nie zdają sobie sprawy, takie przywiązanie bywa rozczarowujące, ponieważ nie przejawia się w sposób ciągły i konsekwentny, jeśli dzieckiem zajmują się różne osoby. Taka forma relacji jest prawdopodobnie zadowalająca w danej chwili, ale w perspektywie wywołuje u małych dzieci postawy odbierane jako emocjonalna zachłanność. Jest to mylące, jako że dzieci sprawiają wtedy wrażenie wyjątkowo uczuciowych, podczas gdy rodzą się w nich oczekiwania, które nigdy nie zostaną zaspokojone. Mowa tu o dzieciach, które oddane do domu lub do rodziny zastępczej, bywają odsyłane z powrotem, ponieważ nie potrafią kochać ani przyjmować miłości, którą się im ofiarowuje. Zawsze rozczarowane i nie zaspokojone, czasami destrukcyjne, szybko prowokują zdenerwowanie i odrzucenie ze strony rodziców lub opiekunów, którzy napotykają przeszkodę w postaci niezdolności dziecka do przyjęcia miłości, jaką mu ofiarowują. W Instytucie Lóczy unika się, przynajmniej częściowo, tych trudności, przez stworzenie między dzieckiem i dorosłym relacji znaczącej. Dzieje się tak dzięki stałej obecności trzech/czterech opiekunek. Gwarantuje się także dziecku czas spędzony sam na sam z jedną opiekunką, co pozwala na pełny kontakt, w którym jedno całkowicie oddaje się drugiemu. Daje to dorosłemu szansę reagowania na sygnały wysyłane przez dziecko. I to nie w jakikolwiek sposób, ale przez słowa i gesty, którymi dorosły zaświadcza o swojej uwadze, swoim zainteresowaniu i zaangażowaniu w to, kim dziecko jest i co sobą przekazuje. Takie podejście, być może trochę wyolbrzymione, kiedy dzieci są małe, umożliwia prawdziwy dialog, kiedy dorastają. Gdy patrzy się na starsze dzieci, można zaobserwować głęboką więź emocjonalną między dzieckiem i opiekunką, a wymiana między nimi ma charakter autentyczny i naturalny. Łatwo także zauważyć, że opiekunki o dużym doświadczeniu postępują w sposób mniej skrępowany i bardziej spontaniczny, niezależnie od wieku dzieci, nie odstępując od zaleceń metody. Wydaje się więc, że wraz z doświadczeniem i zrozumieniem stawianych im wymagań, opiekunkom udaje się je u wewnętrznie i stosować spontanicznie. Dziecko zna swoje trzy/cztery opiekunki, a z jedną z nich jest związane mocniej niż z pozostałymi i wcześniej ją rozpoznaje -jak utrzymuje personel Lóczy - już między czwartym a siódmym miesiącem życia. Będąc pod jej opieką, dziecko wydaje się mniej spięte, bardziej czujne, wesołe i gadatliwe. Około drugiego roku życia staje się przy niej bardziej wymagające, kapryśne i zazdrosne. Kiedy, mimo wszelkich starań, konieczna jest zmiana "opiekunki odpowiedzialnej", dziecko jest niespokojne. Zespół zajmujący się dzieckiem łatwo zauważa ten niepokój i robi wszystko, aby ułatwić dziecku przeniesienie przywiązania na nową osobę. Jednakowe i konsekwentne zachowanie opiekunek sprzyja temu procesowi, niemniej wymaga on czasu. W każdym wieku dzieci w ośrodku reagują podobnie na obcych jak dzieci wychowane w naturalnej rodzinie: obserwacja i uśmiech u najmłodszych, powściągliwość i niepokój między ósmym a dziesiątym miesiącem życia, rezerwa, ale z domieszką zainteresowania i chęci nawiązania kontaktu kilka miesięcy później - chęci, którą dziecko stara się zaspokoić poprzez rozmaite próby kontaktu. Wreszcie, u najstarszych, jest to obojętność lub zainteresowanie - różnie u poszczególnych dzieci. W żadnej grupie wiekowej nie zauważa się strachu ani pośpiechu. Wszystko to zdaje się dowodzić, że mamy do czynienia ze znaczącą relacją uczuciową. ^ -., j i ; < ; ; j/',',/ i Od czasu badań doktora Spitza wielokrotnie zauważano opóźnienia w rozwoju psychomotorycznym u dzieci wychowanych w zbiorowości. Przede wszystkim to właśnie zjawisko budziło zainteresowanie. Próbowano je przezwyciężyć przez wprowadzanie zabawek, urozmaicone i kolorowe otoczenie, wyjmując najmłodsze dzieci z łóżeczek i sadzając je na krzesłach, umieszczając w kojcu i wykonując z nimi ćwiczenia gimnastyczne. Zaobserwowano znaczące postępy. Dziś wciąż jeszcze wiele osób ogranicza swoje wysiłki do tych metod, wierząc, że urozmaicenie otoczenia i liczne zajęcia dostosowane do wieku i upodobań dzieci to nie tylko najlepszy, ale i jedyny środek skuteczny w pracy nad pełnym rozwojem małych dzieci. Tymczasem skuteczność tej metody, jeśli nie stosuje się poza nią żadnej innej, jest raczej ograniczona. Zauważyłyśmy, że zainteresowanie przedmiotami wyczerpuje się u najmłodszych dzieci bardzo szybko, jeśli nie ma oparcia w emocjonalnej relacji, starsze dzieci zaś niszczą przedmioty i stają się agresywne. Podczas wizyt w rozmaitych dobrze wyposażonych ośrodkach wydało się nam, że jeśli dzieci w pełni je wykorzystywały, to działo się tak dlatego, że zajęcia oparte były na ciepłych relacjach z dorosłymi, którzy się nimi opiekowali. Znaczenie tych relacji nie zawsze jest doceniane. Osoby odpowiedzialne często pokazywały nam sprzęt i metody pedagogiczne, nie wspominając nawet o uczuciowych relacjach. W Instytucie Lóczy zadziwiająca jest intensywność zaangażowania dzieci w zajęcia, przy bardzo niewielkiej bezpośredniej stymulacji ze strony dorosłych podczas zabawy. Należy również dodać, że są to prawdziwe działania, a nie wzmagające osamotnienie działania zastępcze, ani tym bardziej stereotypowe czynności, które przyczyniają się do zubożenia osobowości, óf 19 18 Wartość tych pełnych zaangażowania działań jest niezaprzeczalna, niezależnie od wieku dzieci, zarówno ze wzgłędu na oczywistą przyjemność, jakiej dostarczają, jak i cechy, które rozwijają: uwaga, koncentracja, spostrzegawczość, chęć podejmowania wysiłku i sprostania wyzwaniom, a taikże harmonijny rozwój psychoruchowy, poczucie bezpieczeństwa i fizyczna zręczność. O iłe łatwo jest zrozumieć, jak urządzenie pomieszczeń, przestrzeni i sprzętu przyczynia się do tych dobrych rezultatów, to potrzebowałyśmy czasu i wielu rozmów z doktor Emmi Pikler i doktor Judit Falk, aby pojąć i docenić znaczenie "nieinterwencji" dorosłych, która z początku głęboko nas szokowała. Cóż może być złego w zabawie z dziećmi, podczas której pokazuje się im różne rzeczy, w trzymaniu na kolanach, skoro wiemy, jak wielką przyjemność im to sprawia (nie wspominając o naszej własnej przyjemności), i skoro jest to tak zwyczajny i zarazem owocny sposób podtrzymywania więzi między dorosłym i dzieckiem. A jednak dziś jesteśmy przekonane, że jest to jedna z mocnych stron całego systemu. Pewne porównanie pozwoli to zrozumieć: od kiedy istnieją w górach wyciągi, narciarze nie potrafią się już bez nich obyć i zatracili chęć podjęcia wysiłku wspinania się, które dawało tak głęboką satysfakcję, lak samo jest z dziećmi. Jeśli wkracza dorosły, pozbawia dziecko radości dokonania czegoś samemu, wywołując w nim jednocześnie zadowolenie z poczucia zależności, którego niełatwo zechce się pozbyć. Kiedy później dziecko zostaje pozostawione samemu sobie, jest sfrustrowane, ponieważ nie jest w stanie tak szybko osiągnąć celu, brak mu cierpliwości, aby kontynuować wysiłek, denerwuje się, żąda pomocy i reaguje złością i rozczarowaniem, jeśli dorosły nie zaspokaja jego żądania. Bez wątpienia korzystne jest znalezienie dobrej proporcji między interwencją i nieinterwencją. W rodzinie jest to możliwe, choć nie zawsze łatwe i stanowi częste źródło napięć między matką i małym dzieckiem. W domu dziecka jest to o wiele trud- niejsze. Zdarza się, że w zabawie zainicjowanej przez dorosłego dochodzi do uwolnienia oczekiwań, które nie mogą zostać zaspokojone, likwidując niemal możliwość twórczego wkładu dziecka w niezależne działanie. Aktywna, bezpośrednia stymulacja staje się przeszkodą w rozwoju spontanicznej działalności, zamieniając się w źródło frustracji zamiast przyjemności. Ścisły podział czasu na zajęcia bez udziału dorosłych i opiekę, w której dorosły całkowicie poświęca się dziecku jest pod tym względem jedną z najciekawszych reguł. Wbrew pozorom ma ona dla dziecka o wiele więcej zalet niż wad. Z pewnością w pewnych okresach rozwoju może być źródłem frustracji, jako że jest to nieodłączny element wychowania, ale wydaje się, że następuje tu istotne zadośćuczynienie w postaci czasu spędzanego sam na sam z własną opiekunką podczas zabiegów pielęgnacyjnych, które są przyjemne i stanowią bez wątpienia spodziewane i oczekiwane chwile. Ta stała pewność rodzi u dzieci zdolność czekania. Podobnie powyższa metoda pozwala opiekunce całkowicie poświęcić się każdemu dziecku podczas pie-łęgnacji i eliminuje poczucie winy, że nie odpowiada na żądania innych dzieci w tym czasie. Żądania prawdopodobnie by ją irytowały, albo porzucałaby to jedno, to drugie dziecko w sposób impulsywny w zależności od humoru i okoliczności. Nie biegając od jednego dziecka do drugiego, może oddać się przyjemności bycia z każdym z nich po kolei. Wszystko to ułatwia stworzenie i rozwój znaczącej relacji, o której była mowa wcześniej, w sposób pośredni zaś, w trakcie samodzielnych zajęć stymuluje rozwój psychomotoryczny. .y y ' Brak otwarcia na świat zewnętrzny i możliwości poznania różnych relacji społecznych to kolejne dwa zjawiska, które przyczyniają się do słabszego rozwoju dzieci żyjących w placówkach. 20 l Wiele jest takich ośrodków, z których małe dzieci w ogóle nie wychodzą na zewnątrz i nigdy nie mają okazji poznać świata innego niż ten, który je otacza. Najczęściej pierwsze wyjście jest związane z hospitalizacją lub ma miejsce, kiedy dziecko opuszcza placówkę. Jest zatem źródłem poważnego lęku dla dziecka w tym wieku, ponieważ reaguje ono prawdziwym strachem na nieznane. Uczucie to zamyka mu drogę poznania otaczającego świata. Wreszcie, i może przede wszystkim, w domu dziecka dzieci narażone są na kontakty powierzchowne, mało znaczące lub rozczarowujące, ze zbyt dużą liczbą osób, przede wszystkim kobiet, na dodatek w fartuchach lekarskich, a każda z nich ma wobec niego tę samą pozycję. Nie potrafi ich ani rozróżnić, ani żadnej naprawdę poznać. Wiemy, że u dzieci wychowanych w ten sposób kształtuje się powierzchowna towarzyskość, nieodporna na próbę czasu. Nadzwyczaj szybko doświadczają frustracji i budzą podobne uczucie u dorosłych, z którymi się kontaktują. Co więcej, wychowane w takich warunkach, nie lubią się z innymi dziećmi, przejawiają skłonności do agresji i destrukcji, albo odłączają się i izolują od grupy. Te trudności są w Lóczy w znaczącym stopniu zredukowane. Jasny przydział do grupy i znacząca relacja z opiekunką dają dziecku dostatecznie duże poczucie bezpieczeństwa, aby mogło ono, w odpowiednim momencie, podjąć aktywny kontakt z innymi dorosłymi - znanymi i obcymi. Dziecko jest ze wszystkimi pracownikami w przyjaznych stosunkach, a duża liczba osób zatrudnionych w placówce jest tutaj zaletą wprowadzającą różnorodność. Każdy zwraca uwagę, aby nigdy nie próbować zastąpić opiekunki, ale zapewnić dziecku relację autentyczną, ale zupełnie innego rodzaju; każdy jest przyjacielem, który ma swoje miejsce i swoją rolę - lekarz, który regularnie bada dziecko, pedagog, który obserwuje grupy albo bierze udział w spacerach, przedszkolanka, ogrodnik, dozorca, który naprawia zniszczony sprzęt, odwiedzający, i przypadkowe osoby spotkane w czasie spacerów. Aby uniknąć pomyłek, wszystkie te osoby wykonują przy dziecku inne czynności niż opiekunki. W szczególności odkrywanie świata poza swoją grupą, a nawet poza placówką, odbywa się najczęściej z zaprzyjaźnioną dorosłą osobą. Zróżnicowane zajęcia stopniowo rozszerzają świat dziecka, a przeprowadzane są z myślą, aby były dla dziecka zarówno wzbogacające, jak i przyjemne. Oczywiście nie oczekuje się tu bogactwa i różnorodności wydarzeń, jakie mają miejsce w życiu rodzinnym. Ale monotonia i odosobnienie są dzieciom oszczędzone, podobnie jak lęk przed samotnym stawieniem czoła nieznanemu światu. Jeśli chodzi o relacje między samymi dziećmi, to zaskakująco rzadko dochodzi między nimi do konfliktów. Między czwartym a ósmym miesiącem życia każde dziecko wydaje się traktować rówieśników jak wspaniałe zabawki; spotkanie jest źródłem przyjemności - patrzenie, dotykanie, ssanie dłoni, stopy, twarzy innej istoty idzie w parze z przyjemnością poddawania się tym czynnościom ze strony drugiej osoby. Począwszy od ósmego miesiąca zdarza się, że ta przyjemność zanika, a dzieci czują się skrępowane. Jednakże jeśli wzajemne reakcje pozostają dobre, opiekunka rzadko interweniuje i spotkanie innego dziecka przeradza się w okazję do zabawy, a radość naśladowania staje się nowym impulsem. Między pierwszym a drugim rokiem życia, jak w rodzeństwie, pojawiają się kłótnie, ale nie nabierają one nigdy wielkiej intensywności i słabną w następnych latach. Tak jak w rodzinie, najważniejsze zmiany i zawiązanie szczególnie istotnych więzi obserwuje się około trzeciego roku życia. Jesteśmy zdania, że tolerancja dzieci wobec siebie i zdolność korzystania od siebie nawzajem ma źródło w dającej poczucie bezpieczeństwa, choć odległej relacji, jaką każde dziecko ma ze swoimi opiekunkami. Dzieci mało zależne w czasie zabawy, kiedy 23 r nie są poddawane żadnym zabiegom, i, jak się wydaje, usatysfakcjonowane w jej trakcie, nie rozpoczynają rywalizacji o opiekunkę. Mają, rzecz jasna, miejsce pewne przejawy zazdrości, ale nie wykraczają poza pewne granice i nie powodują łańcucha zachowań agresywnych. Nieustanna obecność opiekunki wśród dzieci i jej interwencja na odległość, sprawiająca, że każdemu dziecku zdaje się, że istnieje ona właśnie dla niego, z pewnością przyczynia się do szybkiego łagodzenia konfliktów. Wreszcie rozsądne rozplanowanie przestrzeni i wystarczająca liczba identycznych zabawek pozwalają dzieciom zająć się sobą i nie zazdrościć sąsiadowi, nie wchodzić sobie w drogę, tylko spotykać się od czasu do czasu. Wprowadzenie systemu opieki dostosowanego do życia w placówce Opieka nad dziećmi i typ relacji, jaki się im proponuje w Instytucie Lóczy, są zupełnie wyjątkowe. Różnią się one od zwykłych matczynych zabiegów, co prowadzi do postawienia dwóch kwestii: - charakter opieki zastępczej w stosunku do relacji macierzyńskiej, - wzór interakcji opiekunka-dziecko w tym systemie opieki. op:ei, czy Terminy "opieka", "matkowanie", "opieka zastępcza" są dość rozpowszechnione. Ileż to razy słyszymy, jak mówi się o pracy tych, które nazywane są piastunkami w żłobku lub domu małych dzieci: "Chodzi tylko o matkowanie", albo o opiece nad poważnie chorym: "Potrzebuje tylko matczynej troski", sprowadzając w ten sposób opiekę do czułości i pieszczot. Rozumienie powyższego terminu tyłko w ten sposób jest śmieszne. Czułość i pieszczoty zajmują z pewnością ważną i przyjemną część matczynych zabiegów. Ale tylko część. Poza tym, czy osobę, którą się opiekujemy, obdarowujemy pieszczotami i czułością zawsze wtedy, kiedy tego zażąda? Czy gesty te są zawsze tak samo wartościowe? W psychiatrii termin ten ma głębsze znaczenie: oznacza opiekę oferowaną w bardzo bliskiej relacji, stawiającą chorego w pozycji zależności i sprzyjającą odruchom regresywnym, prowokowanym w celu terapeutycznym. W Lóczy opiekę pojmuje się zupełnie inaczej. Przede wszystkim jest pozbawiona wszystkiego tego, co sprzyja zależności. Z początku ten system opieki może nie bardzo nam odpowiadać - redukcja, jeśli nie całkowity brak spontanicznych przejawów uczucia między opiekunką i dziećmi, samokontrola wszystkich osób, które mają styczność z dziećmi - wydaje się, że takie podejście jest całkowicie pozbawione spontaniczności i nadaje relacji opiekunka-dziecko sztuczny i tak mało "matczyny" charakter. Nasuwa się więc pytanie: po co w tak rygorystyczny sposób reguluje się stosunki między dzieckiem i jego opiekunką? Czy ten system opieki jest substytutem zwykłej macierzyńskiej więzi, czy też ma służyć i być narzędziem równie prawdziwej, choć zgoła innej relacji, która, aby była korzystna, musi w warunkach życia w placówce opiekuńczej przyjąć tak szczególną formę? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy najpierw rozważyć, co dzieje się z tą "macierzyńską spontanicznością" kiedy, jak ma to miejsce w placówce, jedna osoba ma pod swoją opieką kilkoro dzieci, które nie są jej własnymi i na dodatek są w tym samym wieku. Wiadomo, co się dzieje, kiedy nowicjusz w poszukiwaniu doświadczeń wchodzi po raz pierwszy do sali z małymi dziećmi. Jeśli da się ponieść odruchom macierzyńskim i zacznie spontanicznie wchodzić w kontakt z dziećmi, jedno pocieszając, z innym włączając się do zabawy, trzecie biorąc na ręce lub sadzając na kolana - zostanie natychmiast otoczony i przytłoczony żądaniami dzieci. Każde będzie go chciało tylko dla siebie, coraz bardziej odpychając i atakując inne dzieci. Tam, gdzie był porządek, zaczyna panować chaos. Krzyki i poruszenie szybko biorą górę nad przyjemnością. Nie pozostaje nic innego jak uciec, albo przynajmniej odejść na bezpieczną odległość. Odejść na bezpieczną odległość? Bez wątpienia jest to koniecz* ne i ma podstawowe znaczenie. Ale czy da się od razu odmierzyć odpowiednią odległość, tak, aby nie stracić emocjonalnego kontaktu? Doświadczenie pokazuje, że nie jest to łatwe i przy nieznajomości rzeczy i niedojrzałości, improwizowane, spontaniczne reakcje nie są satysfakcjonujące i przynoszą całą gamę braków, opisanych wcześniej. To prawda, że w dobrych placówkach ukrywa się te braki poprzez przyjazne pomieszczenia, idealną zewnętrzną opiekę, uprzejmość opiekunek lub ich łagodną szorstkość. Uczuciowe gesty, jakich nie skąpią od czasu do czasu to jednemu, to drugiemu dziecku w chwilowych kontaktach zapewniają je o ich macierzyńskich kwalifikacjach, pozbawiając jednak dziecko możliwości zbudowania prawdziwej więzi, a nawet przynosząc, jak widzieliśmy, bezwiednie i niejako mimochodem, coś nieprawdziwego i rozczarowującego. Doświadczenie pokazuje, jak trudno jest w placówce opiekuńczej wejść w emocjonalny kontakt z cudzym niemowlęciem. Mimo to wydaje się, że jest to możliwe w pewnych warunkach, chociaż wywołanie u opiekunki macierzyńskich uczuć w stosunku do dziecka pochłania tyle, że nie pozwala jej wypełniać wszystkich obowiązków, ani postępować identycznie z innymi dziećmi, które ma pod swoją opieką. Co więcej, odejście kochanego dziecka pozostawia ją w bezsilną i niezdolną do zajęcia się następnym. Toteż należy zerwać z przekonaniem, ciągle jeszcze rozpowszechnionym we Francji, że każda kobieta może zajmować się małymi dziećmi, jeśli tylko jest serdeczna, rozsądna, lubi dzieci i nie ma osobistych problemów. Złudna jest także wiara, że kobieta może opiekować się dziećmi w placówce budując, relację odwołującą się do uczuć macierzyńskich. W istocie rzeczy, ten typ zaangażowania fałszywie zakłada równoważne wzajemne oddziaływanie między dorosłym i dzieckiem, które, ze swojej strony, jest zawsze gotowe dawać i wymagać więcej. Wynikają z tego wielkie oczekiwania, których dorosły nie jest w stanie zaspokoić, a to z kolei rodzi w nim niepokój i poczucie winy. Może więc doznawać uczuć agresywnych w stosunku do dziecka, które wymaga więcej, niż on może dać. Agresja wzmaga w nim jeszcze niepokój. Dziecko doznaje odrzucenia, a opiekunka głębokiego dyskomfortu. Przeciw tego rodzaju porażkom personel wypracowuje postawy obronne, które chronią przed jakimkolwiek zaangażowaniem emocjonalnym w stosunku do dzieci. Takie postawy czynią relacje w placówce niesłychanie oficjalnymi i sprawiają, że opiece nad dziećmi można wiele zarzucić. Jest to być może miejsce i czas, aby wspomnieć o krzywdzie wyrządzanej kobietom - które zajmują się małymi dziećmi w placówkach opiekuńczych, mimo że nie dysponują niczym ponad własne doświadczenie i dobre chęci od których oczekuje się, że w sposób spontaniczny znajdą zdolność do kochania dzieci, wciąż pozostając od nich we właściwej odległości. To duża niesprawiedliwość, ponieważ nie dając im odpowiedniego przeszkolenia nieuchronnie naraża się je na porażkę. Jest to trudne do zniesienia, a nawet traumatyczne przeżycie, ponieważ podważa ich zdolności jako matki, a co więcej, właśnie to staje się przedmiotem stawianych im zarzutów. W takim kontekście należałoby omówić relację opiekunka-dziecko w Instytucie Lóczy, jako że w placówce spontaniczne relacje typu macierzyńskiego prowadzą w ślepy zaułek. Z drugiej zaś strony, jesteśmy przekonani, że osobowość kształtuje się poprzez relację rodzice-dziecko, która to tworzy się wraz z rozwojem dziecka, przyczyniając się do jego dojrzewania. Twierdzimy ponadto, że można ją zbudować poprzez opiekę nie podyktowaną uczuciami macierzyńskimi. Relację inną w kształcie i w charakterze, ale prawdziwą i przynoszącą korzyści. 27 26 Właśnie to próbuje się robić w Lóczy i to postaramy się zanalizować. Odwołamy się do badań, które przeprowadziłyśmy kilka lat temu na temat relacji matka-dziecko. W pracy tej pokazałyśmy, jak bardzo poszczególne relacje matka-dziecko różnią się między sobą, a każda z nich jest wyjątkowa i złożona. Tłumaczy się to i wyraża przez wzór interakcji, który jest stały i specyficzny dla każdej pary. Wzór ten realizuje się w sposób subtelny i zróżnicowany we wszystkich dziedzinach życia, jego stałość zaś i siłd przyczyniają się do tego, podobnie jak interakcje, w których dziecko bierze aktywny udział, a które kształtują jego rozwój. Relację opiekunka-dziecko można traktować posługując się tym samym systemem odniesienia, to jest interakcjami. Jest to wygodny i obiektywny sposób rozważenia tak delikatnej kwestii, jaką jest relacja; pozwala spojrzeć na nią nie jak na monolit, ale zauważyć jej różne, uzupełniające się aspekty, z których każdy odgrywa rolę w kształtowaniu osobowości. Ułatwi nam refleksję, którą podejmiemy później, mianowicie nad skutkami sposobu wychowania stosowanego w Lóczy. Tu również, podobnie jak w relacji macierzyńskiej, istnieje wzór interakcji. Ma stałość i siłę. Trudno przecenić jego znaczenie - przejawia się w ciągu całego życia dziecka i przez to stanowi podstawowy czynnik w kształtowaniu jego osobowości. Niemniej charakteryzuje się kilkoma cechami, które znacznie różnią go od wzoru zaobserwowanego między matkami i ich własnymi dziećmi. W relacji matka-dziecko wzór dla każdej pary jest inny, tutaj, w najogólniejszym zarysie, jest identyczny dla każdej pary opiekunka-dziecko. W placówce, gdzie dziecko jest pod opieką co najmniej trzech kobiet, które traktują je w podobny sposób, jest to zaletą, jeżeli nie koniecznością. Dzięki temu dziecko unika dzielenia opiekunek na dobre i złe, wcześnie doświadcza współistnienia dobra i zła, to znaczy ofiarowania i pozbawienia od tej samej osoby. Toteż kiedy opiekunki się zmieniają, przeniesienie relacji z jednej na drugą jest prawdopodobnie łatwiejsze. Ale we wzorze interakcji matka-dziecko ważne są przede wszystkim głębokie motywacje matki w konfrontacji z tym, czym są i co dla niej znaczą zachowania i reakcje dziecka, nadające wzorowi kierunek i specyfikę. To właśnie intensywność tych dogłębnych przeżyć emocjonalnych daje wzorowi siłę, wyciska na nim swój sens i jakość, do tego stopnia, że sprawia on wrą-żenię nienaruszalnego. Rzecz ma się zgoła inaczej między opiekunką i dzieckiem. To nie osobiste motywacje opiekunki nadają kształt wzorowi. Jest on stworzony i konsekwentnie utrzymywany dzięki regule ośrodka i metodzie pracy, stanowi w pewnym sensie zastosowanie leczenia. Narzucony opiekunkom, ogranicza ich matczyne instynkty i chroni je przed nimi. Pozwala im to zrozumieć konieczność takiego traktowania i zastosować je, a rygorystyczne trzymanie się schematu przez każdą opiekunkę w miarę rozwoju dziecka zapewnia ciągłość wzoru, który dzięki temu staje się, jak w interakcji matka-dziecko, czynnikiem organizującym osobowość. Wzór ten może być uwewnętrzniany tylko stopniowo i pozostaje nietrwały prawdopodobnie dlatego, że jest dyktowany z zewnątrz i często idzie na przekór spontanicznym gestom opiekunek. Może być porównany do sztucznego organu, który zastępuje naturalne, głębokie motywacje. Tak jak i on, sztuczny wzór potrzebuje skomplikowanej, drobiazgowo opracowanej i prawidłowo zastosowanej aparatury, wymagającej stałej kontroli. Ale, co najważniejsze, cała ta aparatura jest ukształtowana i działa dzięki czułości wobec dzieci ze strony osób, całego personelu ośrodka, u których powstało pragnienie: aby te dzieci były piękne, zdrowe, silne, aby żadna droga nie była przed nimi zamknięta i aby szybko zdołały uniezależnić się od dorosłych, ponieważ, tak jak naturalnych rodziców, będzie im ich brakować. Wreszcie, o ile w relacji matka-dziecko to wzajemne odruchy uczuciowe organizują wzór oddziaływania, tutaj mamy do 28 czynienia z kierunkiem odwrotnym - rygorystyczne i konsekwentne stosowanie wzoru pozwala na wytworzenie i rozwój relacji między opiekunką a każdym z dzieci. Proces ustanawiania relacji jest długi, relacja powoli traci zdystansowany charakter i nabiera zaangażowania emocjonalnego. Z początku odległa, z czasem nabiera mocy, aby objawić się w oczywisty sposób w grupach najstarszych dzieci. Mimo że nie ma ona z pewnością bogactwa ani siły radosnych i burzliwych wybuchów relacji macierzyńskiej, powinna jednak, jak powiedzieliśmy, istnieć w każdej parze opiekunka-dziecko i harmonizować z życiem w placówce. Wzór interakcji jest całością wielowymiarową, którą można opisywać począwszy od liczby i formy kontaktów, częstości ich występowania, sposobów, charakteru i celu zastosowania. Jego rozmaite aspekty połączone są w system współzależności, solidnie spojony elementem, który je determinuje, kontroluje i ożywia, na który składają się pragnienia, lęki i konflikty matki, czy raczej obojga rodziców. W domu dziecka element przewodni oddziaływania, ukształtowany przez wymogi wychowania w zbiorowości, widoczny jest w zaangażowaniu w samodzielne działania, ścisłym określeniu bliskości-dystansu, kontrolowaniu emocjonalnych żądań tak, aby nie dopuścić do ich wygórowania, podczas gdy nie mogą być spełnione i mogą stać się źródłem wzajemnej frustracji. a) Z tego względu /KX&g &OMfa&fÓM^, a przede wszystkim częstość ich występowania, jest w Instytucie Lóczy uregulowana w ten sposób, aby podczas zabiegów pielęgnacyjnych dziecko całkowicie zajmowało uwagę opiekunki, a z kolei opiekunka bezustannie znajdowała się w polu uwagi dziecka. W ten sposób wzajemne oddziaływanie podczas pielęgnacji pozostaje nieprzerwane. Z kolei w czasie pomiędzy zabiegami pielęgnacyjnymi oddziaływanie jest celowo zmniejszone po to, aby skierować uwagę dziecka na zabawę i samodzielną działalność, a uwaga opiekunki mogła przenieść się na inne dziecko. Oddziaływania te mają charakter krótkotrwały i odbywają się prawie wyłącznie w przerwach między zabiegami. b) FbfTTM oddziaływania służy podtrzymaniu odpowiedniego dystansu w relacji. W czasie pomiędzy zabiegami pielęgnacyjnymi chodzi przede wszystkim o kontakt niebezpośredni, wynikający z takiej czujności opiekunki, która polega na ocenianiu z daleka, czy należy wprowadzić nowe zabawki, czy też zmienić coś w kojcu, nie zwracając się bezpośrednio do dzieci, ale tak, aby z chęcią wykorzystały nową możliwość. Mogą to być też &df^;e ?<3MCMc%7y re%&c;/, krótkie interwencje opiekunki, kiedy jedno z dzieci zaczyna płakać lub marudzić, albo też kiedy wszczyna się kłótnia. Opiekunka wypowiada wówczas parę słów lub zanosi dziecko do łóżeczka. Podczas pielęgnacji interakcje przybierają u małych dzieci formę szybko następujących po sobie bardzo krótkich łańcuchów. Są one inicjowane przez opiekunkę, która głośno komentuje czynności dziecka, zadaje mu pytania lub pokazuje mu różne rzeczy, opierając się na jego spontanicznych zachowaniach. Jeśli z początku dziecko w ogóle nie reaguje, możemy obserwować, jak powoli łańcuchy wydłużają się, a dziecko zaczyna być aktywne. Zdarza się również, że dziecko samo inicjuje oddziaływanie poprzez spojrzenie, uśmiech, dźwięk, gest, później wołanie lub słowa. Opiekunka zawsze na to odpowiada, ale nigdy nie stara się przedłużyć oddziaływania, po tym, jak zostanie ono przerwane przez dziecko. c) Sposoby interakcji są liczne i zróżnicowane, ale znaczące są te, które sprzyjają rozwojowi i drodze ku samodzielności, a także osiąganiu przez dziecko samoświadomości i świadomości otoczenia. Spojrzenie i mowa są wśród nich dominujące; mają 30 nad innymi tę przewagę, że działają również na odległość. Równie często stosowane są sposoby kinestetyczne, wzmagające poczucie bezpieczeństwa i komfort dziecka. Dlatego właśnie wielką wagę przypisuje się gestom wykonywanym przez opiekunkę, ich zgodności ze spontanicznymi zachowaniami dziecka i stanem jego napięcia. Za to wszystko, co mogłoby sprzyjać powstaniu lub pogłębieniu pragnienia uzależnienia się (na przykład pieszczoty) jest, w miarę możliwości, ograniczane. Kontakty fizyczne są rzadkie, powściągliwe i całkowicie pozbawione podtekstu erotycznego. W ogóle nie stosuje się prostych sposobów, takich jak kołysanie, noszenie, trzymanie na kolanach, przekomarzanie się. Są one odradzane, jeśli nie zabronione. d) I wreszcie fon iMfer^c/;, będący nośnikiem intensywności i istoty przekazów emocjonalnych, jest tutaj szczególny. Dominującą jego cechą jest delikatność i łagodność. Wybuchy emocjonalne dzieci, wyrażające miłość, złość, agresję, jakkolwiek byłyby intensywne, trafiają zawsze na spokojne, opanowane, nieco przytłumione odpowiedzi dorosłego, wyrażające uwagę i przychylną czujność, dzięki której dziecko może czuć się docenione. Tymczasem opiekunka nie pozwala sobie na jakiekolwiek okazanie uczuć, czy będzie to radość, miłość, złość, zdenerwowanie czy zniecierpliwienie. Doktor Pikler przywiązuje równą wagę do kontrolowania agresji, co zachowań serdecznych. Te ostatnie groziłyby, jak pokazaliśmy, wzrostem żądań dzieci. To pierwsze zaś zachwiałyby ich poczuciem bezpieczeństwa. W istocie rzeczy, twierdzi doktor Pikler, jeśli agresja matki może bez szkody, a nawet z pożytkiem dla dziecka, wyrażać się we wzajemnym oddziaływaniu, to dzieje się tak dlatego, że istnieje ona obok wielu innych doświadczeń, które są przyjazne i pozytywne. W placówce więź dziecka z dorosłymi jest zbyt krucha, a kontakt zbyt krótki i rzadki, aby nagle mógł być przerwany lub zakończony agresywnym gestem. W takich warunkach dziecko pogrąża się w stanie niepewności, która blokuje jego aktywność i często wywołuje w nim agresję wobec innych. Tym samym poziom agresji w całej gru? nie wzrasta i zaczyna zagrażać całej wspólnocie. Taki stan rze^ czy nie może być tolerowany. : Oto więc jak, w sposób niewymuszony, czy inaczej: uspoka<- jający, dość monotonny, ale przyjazny, placówka odpowiada na pragnienia, radość i złość dzieci. Wpływ interakcji na osobowość dziecka W studium na temat interakcji matka-dziecko stwierdziłyśmy^ że każde spontaniczne zachowanie dziecka jest odbierane w toku interakcji na jeden z poniższych sposobów: - czasami jest przyjęte i docenione, zostaje mu nadana wartość przez obopólną przyjemność, której każda ze stron doświadcza na swój sposób: zjawisko to wykształca stymulujące odbi? cię, które pozwala temu zachowaniu powtarzać się i rozwijać; - czasami pozostaje zignorowane i nie zauważone, przy bra^ ku reakcji ze strony matki zachowanie to zamiera, albo przynajmniej nie ewoluuje; - czasami pragnienia lub zachowania dziecka napotykają na zakazy. Jeśli zakazy są jasno określone, konsekwentne i egzekwowane bez dwuznaczności i konfliktu ze strony matki, dziecko dość łatwo rezygnuje, przenosząc swoje pragnienie na inny obiekt lub zmieniając sposób jego spełnienia, podczas gdy zakazy przypadkowe i niekonsekwentne zachęcają dziecko do prowadzenia walki i wejścia w konflikt bez rezygnowania z pragnień; - czasami wreszcie zachowania dziecka budzą w matce zaszłe konflikty. Rozgrywa się on wtedy między nią a dzieckiem, a oddziaływanie wzmaga tylko konflikt, nie dając możliwości rozwiązania. Oglądany pod tym kątem, wzór oddziaływania między opiekunką a dzieckiem pozwala dość dobrze zrozumieć obserwacje poczynione na temat dzieci w ośrodku Lóczy; pozwala również 33 32 uchwycić, przynajmniej hipotetycznie, jego wpływ na rozwój iukształtowanie ich osobowości. S/ery Wielka wartość przypisywana przez opiekunkę i całą placówkę każdemu przejawowi rozwoju psychomotorycznego dziecka sprawia, że każdy postęp jest zauważony i odżywa w różnych formach interakcji: bezpośrednio podczas zabiegów pielęgnacyjnych i pośrednio między nimi. Stanowi poważny czynnik stymulujący przyjemność dziecka, którą sprawia mu osiąganie nowych celów, rozwój, ruch do przodu, nowe odkrycia, które zapewniają je o użyteczności, dobrym działaniu i pełnej funkcjonalności jego aparatu psychomotorycznego. Działania nie stymulowane z zewnątrz, samodzielna aktywność jest źródłem ogromnej satysfakcji. Dlatego sprzyja się im i ochrania je poprzez rozmaite formy oddziaływań pośrednich i na odległość. Równie duże znaczenie przypisuje się poznaniu przez dziecko samego siebie i otoczenia, tudzież jego dążenie do samodzielności. Zainteresowanie to jest nieustannie wyrażane, rodząc tym samym obopólną przyjemność sprzyjającą rozwojowi. Jednocześnie stałe, ścisłe i rozsądne ograniczenia dotyczące kierowania ^%M&< na opiekunkę sprzyjają, bez wątpienia, jego przeniesieniu na działania i zabawy, w które dzięki temu dziecko bardziej się angażuje, a to z kolei przyczynia się jeszcze do ożywienia jego rozwoju. Z drugiej strony, można zwrócić uwagę na nie wykorzystane możliwości: znalazłyby się tu zabawy symboliczne, świat wyobraźni, działalność artystyczna. Prawdą jest, że mamy tu do czynienia z bardzo małymi dziećmi, ale niektóre z nich mają już ponad trzy lata. Mimo to nie zauważyłyśmy żadnych oddziaływań w tych dziedzinach, ani zachęty do tego typu zabaw ze strony opiekunek, ani wprowadzenia książek, rysunków, obrazków i tym podobnych przedmiotów, zdolnych przyciągnąć uwagę dzieci w tym samym stopniu co inne zabawki. Wydaje się, że dzieci z najstarszych grup miały mało zabawek symbolicznych i działających na wyobraźnię, podczas gdy ich zajęcia ruchowe i intelektualne były bardzo różnorodne i rozwijające. Należy zauważyć, że dzieci wydają się przyjmować bez trudu i sprzeciwu większość codziennych zwyczajów, które się im narzuca, zupełnie jakby pochodziły od nich samych; czy chodzi o jedzenie, o rytm snu, o zabiegi pielęgnacyjne, czy też o ubranie lub kontrolę załatwiania się; do tego stopnia, że sprawiają wrażenie naturalnie zdyscyplinowanych. Obserwacja dowodzi, że jeśli tak jest, to z jednej strony dlatego, że te zwyczaje są elastyczne i dostosowane do potrzeb na podstawie codziennych obserwacji. Są więc wynikiem bardzo ścisłej, choć niebezpośredniej relacji między zachowaniem dziecka odnotowanym przez opiekunkę i jej reakcją na to zachowanie. Z drugiej strony, te rutynowe zwyczaje są stosowane regularnie, punktualnie, spokojnie, w ścisłym porządku; nie tylko nie stanowią nigdy źródła konfliktu między opiekunką i dzieckiem, ale wręcz przeciwnie, zapewniają przyjemność kontaktu z dorosłym, podczas którego każdy przejaw aktywnego udziału dziecka w nabywaniu i przyswajaniu dyscypliny jest zauważany, doceniany i wykorzystywany. Nauka kontrolowania potrzeb fizjologicznych może tu świetnie posłużyć za przykład. Opiekunka tak długo, jak to potrzebne, bez komentarzy toleruje, że dziecko moczy się lub zanieczyszcza. W delikatny i łagodny sposób myje je, nie przedłużając jednak przyjemności bardziej niż to konieczne. Późniejsze zainteresowanie, jakie dziecko wykazuje swoimi odchodami odbierane jest przez opiekunkę z uwagą, ponieważ traktuje je jako postęp w stosunku do poprzedzającego je braku zainteresowa- 34 nią. Wszelkie przejawy stadium analnego są akceptowane, nigdy się ich nie zabrania, ani nie potępia. Przyjmują one różne formy, które opiekunka zauważa, ale nie przypisuje im nadmiernego znaczenia. Tymczasem, w sposób wyraźny chwali spontaniczne próby przejmowania wzorców starszych dzieci. Daje się dziecku różne możliwości - może na przykład załatwiać się do nocnika i opróżniać go, co jest pojmowane jako środek samorealizacji, a nie egzekwowania od niego zachowania czystości. Tak więc nie przez nakazy, zakazy, ani tym bardziej kary odbywa się ta nauka. To zgodne pragnienia dziecka i opiekunki sprzyjają uwew-nętrznieniu przez dziecko wartości przypisywanej nauce i doj^ rzewaniu, byciu "dużym". Poprzez tę wymianę dyscyplina jest od początku stopniowo przyswajana, bez przeszkód i sprzeciwu. Chodzi o rzeczywistą wymianę między opiekunką i dzieckiem, podczas której opiekunka kontrolując swoje emocje z jednej strony, daje dziecku wolność czerpania przyjemności związanych ze sferami erogennymi i daje wyrazy swojego zainteresowania, z drugiej zaś okazuje mu radość z powodu jego postępów i sukcesów. Nie jest to proste zastosowanie przez opiekunkę reguły postępowania zalecanej przez placówkę, lecz bardzo osobisty sposób, którego używa ona, odpowiadając dziecku w stosownym momencie, przy wzajemnym zainteresowaniu i zaangażowaniu emocjonalnym, na wydarzenie, które dotyczy ich obojga. Sfery, w których mają miejsce: kontrola i zakazy są ściśle ograniczone. Nie istnieją żadne ograniczenia w dziedzinie samodzielnych działań, żadne zakazy, jeśli chodzi o przejawy au-toerotyzmu, żadne wymagania mające na celu zmuszenie do nauki. Ograniczenia istnieją tylko w dwóch, jasno określonych dziedzinach: żądania emocjonalne dziecka wobec opiekunki i agresja wobec innych. Jak już powiedzieliśmy, dziecko podczas całego pobytu w ośrodku otrzymuje bezustannie oznaki uwagi, zainteresowania i uczucia ze strony swojej opiekunki. Stopniowo rozwija się między nimi więź, w której opiekunka daje dziecku prawdziwą i głęboką satysfakcję w dziedzinach, w które dziecko najbardziej się angażuje. Jednocześnie ogranicza jego wszelkie żądania dodatkowej uwagi albo zmniejszenia dystansu w relacji. W gruncie rzeczy potrzeba zwiększenia indywidualnej uwagi jest widoczna i oczywista tylko w grupie dzieci mających mniej niż cztery miesiące i grupach od siedmiu do dwudziestu czterech miesięcy, w innych grupach wiekowych ustanowiona jest stabilna równowaga we wzajemnych wymianach i żądaniach między opiekunką i dzieckiem. Na żądania dodatkowej uwagi, niekiedy o dużej intensywi ności, opiekunki nie pozostają obojętne i nie ignorują ich. Nie-* mniej nie odpowiadają na nie podług własnych wzruszeń, pragnień czy podenerwowania, ale według metod dozwolonych i polecanych przez placówkę: wspierające słowa, dodanie zabawki, niewielka zmiana w pomieszczeniu; mogą także interweniować w inny sposób, na przykład przenieść dziecko w inne miejsce, zdjąć część ubrania, dać trochę herbaty, ewentualnie odnieść do łóżeczka. Jeżeli przejawy niepokoju utrzymują się, a nawet wzrastają, nie mogą pozostać nie zauważone. Podejmuje się wtedy rozmaite kroki prowadzące do modyfikacji bądź systemu, bądź otoczenia, specjalną uwagę zwracając na oddziaływanie opiekun-ka-dziecko. Sprawdza się, czy między partnerami istnieje prawdziwe porozumienie i czy opieka jest dla dziecka korzystna i zgodna ze wzorem oddziaływania. Zasadniczo odpowiedzi daje się na odległość i w sposób nie-bezpośredni. Odpowiedzi bezpośrednie są maksymalnie ograniczone. Nigdy nie poświęca się dzieciom dodatkowej uwagi, 36 w jakiejkolwiek formie - pieszczoty czy zabawy. Wydawało się nam, że tu właśnie leży źródło frustracji - w dziedzinie, z której dziecko najwięcej się uczy. - j , nocześnie serdeczne i rozsądne w swoich żądaniach, przypuszczalnie usatysfakcjonowane wymianami, jakie mają z opiekunka przy okazji mycia, wyjścia do toalety, kładzenia do łóżka, posiłku. Są to wymiany, w których ważną rolę pełni słowo, dzięki czemu mogą się spełniać również w trakcie zabawy. Jeśli nasze obserwacje umożliwiły uchwycenie reakcji dzieci w danym momencie, to dwutygodniowy pobyt w ośrodku nie pozwolił śledzić rozwoju każdego z dzieci. Niemniej różnice reakcji w poszczególnych grupach wiekowych dają pewien obraz ewolucji zarówno samych żądań, jak i reakcji na frustrację. U najmłodszych dzieci reakcją jest płacz, głośny krzyk, rozdrażnienie, zmiana pozycji i chęć ssania. Wydaje się, że nie licząc wyjątków, konsekwentny sposób reagowania na płacz prowadzi do jego zaniku około trzeciego miesiąca, a energia MwJo i agresja znajduje możliwość skanalizowania się w ssaniu kciuka, zabawie rękami i mobilizacji całego ciała dla osiągnięcia celu. W istocie, między trzecim-czwartym a ósmym-dziewiątym miesiącem zostaje osiągnięta pewna równowaga. Jeśli żądania dzieci są zredukowane do wymiaru tego, co dorośli chcą i mogą dać, pragnienie emocjonalne nie gaśnie i, jak u wszystkich dzieci, przybiera na sile około ósmego-dziewiąte-go-dziesiątego miesiąca. Mieliśmy jednak wrażenie, że żądania te wyrażały się w sposób pozbawiony intensywności, a reakcje na frustrację miały charakter depresji raczej niż protestu: pochlipywanie, apatia, ssanie kciuka w pozycji leżącej, sporadyczne kołysanie. Reakcje te zaobserwowano u dzieci z grupy najmłodszej. W grupie dzieci nieco starszych pojawiały się bardziej otwarte przejawy złości i akty agresji w stosunku do innych dzieci. A ponieważ agresja nie jest dozwolona, obserwujemy czasami odwrócenie jej ku sobie. Kryzys ten wydaje się dosyć szybko rozwiązany, bowiem w grupie starszej jego ślady są mało widoczne, a dzieci są jed- Wskaźnik agresywności w Instytucie Lóczy wydał nam się niezwykle niski. Zauważyłyśmy, iż zdarza się, że dziecko, zwłaszcza w grupie młodszej, stara się przycisnąć lub ugryźć inne dziecko. Ponieważ jednak od trzeciego miesiąca życia dzieci przyzwyczają się przebywać ze sobą i pozbywać siebie nawzajem, to jeśli się biją nie wydaje się, aby traktowały to jako coś nadzwyczajnego i zazwyczaj udaje im się oswobodzić bez krzyku. Byłyśmy też świadkami agresywnych wystąpień w grupie nieco starszej, atakowania jednego dziecka przez inne. Najczęściej było to wywołane frustracją związaną z niespełnionym żądaniem wobec opiekunki. Jednak żadne dziecko nie staje się ofiarą z własnej chęci w obawie przed rozbudzeniem, przez swoje krzyki, agresywność atakującego, który najczęściej wyżywa się na poduszce lub zabawce. Do tego stopnia, że nie zanotowałyśmy podczas naszego pobytu "dzikich" zależności między atakującymi i atakowanymi, jakie często rozwijają się w grupach tego przedziału wiekowego. Na akty agresji, takie jak ugryzienia, opiekunki odpowiadają zakazem - jeśli to możliwe słownym, jeśli nie - zabierając zaatakowane lub atakujące dziecko, kiedy trwa ono przy swoim. Jednak ani słowami ani zachowaniem nie pozwalają sobie na okazanie złości lub zdenerwowania. Jednocześnie ograniczenia i zakazy dotyczące żądań emocjonalnych są stałe i konsekwentne, tutaj nie dopuszcza się do wybuchów agresji. Wszystkie inne formy agresji są tolerowane, albo nawet lekceważone. 39 38 Po interwencji opiekunki zaatakowane dziecko najczęście) szybko się pociesza. Zdarza się, że atakujący wraca do zabawy; bywa, że interwencja na nowo rozbudza jego agresję, a na ko-lejną interwencję reaguje silnym bujaniem się, potrząsaniem łóżka, jeśli się go położy, gryzieniem prześcieradła albo siebie. Później następuje ewolucja i u starszych dzieci mamy do czynie nią z niebezpośrednim wyrażaniem agresji - przez rzucenie przedmiotu lub silne uderzanie go, przez krzyczenie na psa !tp. Ale dzieci nie atakują siebie nawzajem, przynajmniej nie zdarza się to częściej niż agresywne gesty lub słowa w stosunku do opiekunki albo niszczenie zabawek lub ubrań. Podsumowując, możemy stwierdzić, że popędy Mn&? i agresjt są w dużej części włączone w działanie, przyjemność bycia w ruchu, poznania; podczas gdy pozostała część, dużo słabsza i hardziej kontrolowana, jest zaangażowana w relację z opiekunką i tnny-mi dziećmi. Kontroli i kanalizacji popędów sprzyja rozwój sil nie zakorzenionego w planie psychomotorycznym ego i zawiązek mocnego wperggo, które nie karze i nie zabrania przyjemności. które widywałyśmy w sałach prewentorium, w dużych domach małego dziecka, a nawet w żłobkach. Różnią się one także znacznie od cierpiących poważne probłemy dzieci z rodzin zaburzonych i problemowych. Tp^zystkie one, poza bardzo nielicznymi wyjątkami, wyglą dają na zdrowe. Są ładne, dobrze rozwinięte, zrównoważone, bystre, aktywne, ufne i otwarte w stosunku do dorosłych. Ale są też, choć subtelnie, inne niż ich rówieśnicy, którzy wycho wują się w naturalnej rodzinie. Nie mają tego samego błysku w oczach, tych samych impulsów, ani tej radosnej pewności i po twierdzenia siebie w świecie, który do nich należy. Bardzo wcze śnie nabywają czegoś poważnego, uważnego, refleksyjnego z odcieniem, by tak rzec, wycofania czy kruchości. Jest to su biektywne odczucie, a mimo to dzielimy się nim z czytelnika mi; odczucie, które można by oddać słowami: przedwczesna doj rzałość i uczuciowa delikatność. ,*' <^t Próbując podsumować nasze wrażenia, aby ocen%jł^a tem opieki jako całość, proponujemy następujące i Podsumowanie tego systemu opieki Dokładne oszacowanie wyników byłoby pasjonujące. Wymagałoby psychologicznego przebadania dzieci obecnie przebywających w ośrodku, uważnej obserwacji ich reakcji, kicd\ opusz-czają instytut, tudzież mechanizmów przystosowania, ;akie stosują, i wreszcie pogłębionej analizy osobowości wychowanków, którzy opuścili placówkę wiele lat temu. Nad tą ostatnią sprawą trwają badania, a pracownicy I oczy są gotowi stawić czoło wszelkim trudnościom, jakie wiążą się z prowadzeniem takiej placówki. Jeśli o nas chodzi, to obserwowałyśmy dzieci przez dwa tygodnie i nie poddawałyśmy ich żadnym badaniom. Możemy tylko zaświadczyć, że w niczym nie są podobne do małych dzieci, Szansę dane dzieciom Poprzez jakość zindywidualizowanej opieki i życia na świe żym powietrzu, gdzie mogą bez ustanku brać udział w zabawach ruchowych, dane jest im zdrowe i pełne życia ciało. Dzięki uwadze, jaką przywiązuje opiekunka do tego wszystkiego, co pochodzi od dziecka, do tego, kim jest i co robi; przez stabil ność otaczającego je świata, dzieci nabywają z pewnością umie jętności ukonstytuowania osobowości i pozostania integralną całością w pokawałkowanym świecie; umiejętności pozytywne go myślenia o sobie, to jest realizowania podstawowego solid nego zaangażowania narcystycznego. \ Dając im przestrzeń odpowiadającą ich potrzebie bezpieczeńp stwa, systematycznie ją powiększając stosownie do ich rozwój 40 ju, wypełniając przedmiotami i osobami zdolnymi je zainteresować, czyni się je świadomymi własnego ciała, a także tego, co im się przydarza i co się przydarzy; świadomymi miejsca, w kto rym się znajdują i rozwoju wydarzeń, które ich dotyczą. Wyda je się, że przez to wszystko jest im dana możliwość budowania w swoim tempie pojęć przestrzeni, czasu i schematu własnego ciała, pojęć, które są niezbędne do pełnego rozwoju psycho-motorycznego i intelektualnego. Wspierając relację podczas pielęgnacji poprzez nieustanny kontakt werbalny, który ma za zadanie przekazać dziecku wie-dzę o nim samym, o osobach i przedmiotach z jego otocz e nią, zdaje się, że jest mu przekazywany język, a przez niego, dostęp do myślenia symbolicznego - wspaniała umiejętność, jeśli zna się związane z tym trudności dzieci wychowanych w ptacówce opiekuńczej. Dając im wolność i możliwość robienia i odkrywania tego do czego są zdolne, a jednocześnie poznawania własnych ogra niczeń, nakładając na nie proste, ale ścisłe reguły życia, doceniając ich możliwości i sukcesy, daje się im zdolność u\vr\\ nętrz nienia dyscypliny w pozytywny sposób, który powinien rozwojowi silnego, ale elastycznego i nie karzącego W ten sposób te dzieci pozbawione rodziny, podczas pierwszych lat życia uchronione są przed dramatycznym losem, kie-dy to człowiek czuje się niepotrzebny i niedobry. Udaje się )e uchronić przed tym nieustającym i niezaspokojonym pragnie-niem miłości, nigdy nie przeżytej ani nie odnalezionej; uchronione są przed pasją niszczenia, przed kolejnym odrzuceniem i porzuceniem, a to już dobrze. Czują się potrzebne, mają po czucir \\ła\nei wartom!, chce ! ino/h\\<^c działania, a to już dużo. Pozostają, rzecz jasna, kwestie, które namacahnc ukazują gra nice wychowania dzieci w placówce. Niektóre z nich nie mają żadnego związku z całym systemem, o nich krótko tylko wspomnimy. Inne ściśle wiążą się ze specyfiką systemu opieki w ośrodku Lóczy, przedstawimy je w dalszej kolejności. ' "<' f Ograniczenia W Lóczy odejście dziecka stanowi problem tylko jeżeli chodzi o dzieci starsze niż osiem miesięcy. Wydaje się, że młodsze dzieci znajdują się w istocie w dużo bardziej sprzyjających warunkach, aby znieść zmianę miejsca i przenieść wrodzoną zdolność przywiązania z opiekunki na matkę lub matkę adopcyjną. Chociaż jest to tylko hipoteza, wydaje się nam, że dzieci między ósmym a piętnastym miesiącem życia nie wykształciły jeszcze całkowicie osobistego przywiązania do swojej opiekunki; ich pragnienie większej bliskości z dorosłym, w placówce będącej źródłem pewnej frustracji, w tym wypadku może być pomocne w przeniesieniu oczekiwań na inną osobę. Tymczasem dzieci starsze nie mogą uniknąć dramatycznego zerwania podstawowego przywiązania do opiekunki. Jest to nieuchronne przy każdym dłuższym pobycie w placówce. Zauważmy jednak, że Instytutowi Lóczy udaje się łagodzić ten problem, kiedy podejmuje wszelkie wysiłki, aby powrót do rodziny lub adopcja miały miejsce najwcześniej, jak to tylko możliwe i przygotowując dziecko oraz rodziców na szok zerwania z ośrodkiem oraz tworząc, w miarę możliwości, warunki sprzyjające ponownemu zawiązaniu relacji. Można mieć również nadzieję, że dzieci ładne, aktywne, samodzielne i w miarę zdyscyplinowane dadzą się łatwo pokochać i będą mogły bez większej szkody rozstać się z wcześniejszymi przywiązaniami. Niezależnie od wysiłków podejmowanych na rzecz zmniejszenia przyczyn wyobcowania, jakie rodzi życie w placówce, niektóre z nich wydają się niemożliwe do wyeliminowania i bar- 43 42 dzo poważne. Z pewnością dzieci utrzymują znaczącą więź z opiekunką, mają także-zróżnicowane relacje społeczne z do rosłymi obu płci, pełniącymi przy nich i w życiu placówki ro/ maite rołe. To nie jest bez znaczenia. Nie należy jednak zapominać, że tak naprawdę nie znają one dorosłych. U swojej opiekunki dziecko obserwuje jedynie spo-sób, w jaki zachowuje się ona wobec niego. Zna ją tyłko z tej szczególnej relacji, gdzie poświęca się ona wyłącznie jemu i innym dzieciom, zawsze w ten sam sposób. Nie ma dostępu do innych aspektów jej życia i przede wszystkim, nie jest włączone w relacje, jakie ma ona z innymi osobami - przede wszystkim złożoną uczuciową relację, jaka istnieje między parą rodziców. Z tego względu, możliwości interioryzacji dorosłego są bardzo ograniczone i jest to bez wątpienia jedna z przyczyn, dla której wyobraźnia dzieci z Instytutu Lóczy wydaje się słabo rozwinięta. Jakkolwiek istotne są te braki, nie mają one dla nas podsta-wowego znaczenia. W istocie większość dzieci trafia do środo wiska rodzinnego przed ukończeniem drugiego roku życia, a prą wie wszystkie przed trzecim. Mo^ą \\iec korzystać z doświadczeń dotychczas nieobecnych w ich życiu. To jednak pod warunkiem, że będą do tego przygotowane przez wcześniejsze doświadczenia i właśnie w tej dziedzinie, naszym zdaniem, mamy do czynienia z najpoważniejszymi problemami. Niebezpieczeństwa opieki w Lóczy Należą one do dwóch porządków: a) Rozwój osobowości dzieci w Instytucie Lóczy dokonuje się innymi drogami niż dzieci wychowanych w rodzinie. Czyż nie jest prawdą, że osobowość dzieci, które dorastają z ojcem i matką kształtuje się na bazie konfliktów? Czyż nie jest tak, ze zetknięcie z konfliktami, przeżywanie ich, szukanie z nich wy] ścia prowadzi do rozwoju i wzbogacenia osobowości, otwierających dziecko na coraz bardziej głębokie i wypracowane relacje? O ile niepodważalną zasługą Lóczy jest umożliwienie zbudowania i utrzymywania relacji z drugim człowiekiem, to nie należy lekceważyć faktu, że owa "dialektyka konfliktu" związana z relacją z dorosłym jest dzieciom oszczędzona. Dzieci znajdują się poza zasięgiem głębokich motywacji uczuciowych opiekunek, jako że ich działania mają na celu przede wszystkim interes dzieci i spełnienie ich potrzeb, a nie służą wyrażeniu osobowości opiekunek. Oczywiste jest, że inni dorośli, których dziecko spotka, będą zachowywać się w sposób zgoła inny. Dzieci zetkną się więc, po raz pierwszy, z motywacjami emocjonalnymi rodziców, ich pragnieniami, oczekiwaniami, obawami i będą musiały, nie będąc na to przygotowane, uczestniczyć w relacjach konfliktowych o dużo większym skomplikowaniu niż te, których wcześniej doświadczyły. Jak poradzą sobie, po powrocie do domu lub trafiwszy do rodziny adopcyjnej, z konfliktami emocjonalnymi, które stanowią integralną część życia rodzinnego? b) Inną, jeszcze bardziej podstawową kwestią, jest zdolność dzieci do zaangażowania się w głębokie relacje emocjonalne. Czyż nie jest niebezpieczne pozbawić malutkie dziecko pełnej więzi, odpowiadającej na jego pierwotną potrzebę zależności? Istnieją różne poglądy na tę sprawę. Jedni twierdzą, że to matki, przez swoją zachłanność i władczość, budzą i wzmagają w dziecku potrzebę zależności, której dziecku tak trudno później się pozbyć. Próby pozbycia się jej wywołują gniew i agresję, wyrażające się trudnymi do przyjęcia i do wytrzymania wybuchami wrogości. Inni utrzymują coś przeciwnego, mianowicie że zależność jest koniecznym i żyznym terenem, z którego solidnie zakorzenione dziecko może czerpać i rozwijać się, pod warunkiem, że matka i dziecko w odpowiednim czasie wydostaną się z niej. Jakie mogą być skutki stosowania tej ścisłej, wręcz nielitości-wej, metody ograniczania wszelkiego zapotrzebowania uczucio- 44 wego? Nie odpowiadając na wezwanie malutkich dzieci ciepłymi, bliskimi, pełnymi miłości kontaktami, nie odpowiadając na ich potrzeby także w kluczowym wieku między d/k-wiatym a piętnastym miesiącem, zapewniając im opiekę p \\sctagtiwa i opanowaną raczej niż uczuciową, odbieramy im być może na zawsze pewną część uczuciowego bogactwa. Jednocześnie stawiając to pytanie, nie należy zapominać, że dzieci znajdowały się w warunkach zagrożenia. Nawet jeśli odebrana jest im jakaś część cennego daru, otrzymały od Lńczy prawdopodobnie więcej szans na przystosowanie, niż straciły uczuciowych możliwości. Mimo wszystko chcemy także przy tej okazji poruszyć kwestie związane z przebywającą w Lóczy grupą dzieci z zaburzeniami. Nieliczne, podczas naszego pobytu było ich tam sześcioro, zwracają uwagę nietypowym zachowaniem i brakiem odporności na frustrację, inne - mniej poważnymi problemami. Zwróćmy najpierw uwagę na wysiłek, jaki placówka wkłada w opiekę nad dzieckiem "problemowym". O ile nam wiadomo, żadne upośledzone dziecko nie jest odsyłane, jeśli może być leczone na miejscu. Należy także docenić czujność zespołu medycznego, który zauważa najmniejsze nawet odchylenia i wcześnie stawia diagnozę. Jeśli zaburzenia są długotrwałe i odporne na modyfikację otoczenia, odwołuje się do dwóch rodzajów czynników - organicznych i dziedzicznych. W związku z tym chciałyśmy postawić dwa pytania: Nie negując możliwości istnienia czynników organicznych i dziedzicznych, zastanawiamy się czy, gdyby zastosowano inną formę opieki zastępczej, u niektórych dzieci problemy nie ustąpiłyby, zamiast ewoluować w stronę stanu psychotycznego, lub w stronę syndromu niezaspokojenia emocjonalnego? Mamy tu na myśli dzieci nadwrażliwe i nadaktywne. Prowadzi nas to jednocześnie do sformułowania następnego pytania: ^.M}ł;7^ dziecko opiekunom ze szpitala położniczego. Opowiadali mi oni dużo o matce i o wysiłkach, jakie włożyli w to, by nakłonić ją do zmiany zdania. Przepełniały ich sprzeczne uczucia, w których empatia i identyfikacja z rozterkami przeżywanymi przez matki mieszały się ze złością, krytyką i zdecydowanym potępieniem." Z biegiem lat, dzięki spotkaniom i rozmowom przeprowadzanym przez ekipę ośrodka rodzin zastępczych z pracownikami szpitali położniczych, stali się oni bardziej ufni i zaczęli przygotowywać dziecko do odejścia do rodzin zastępczych. Pielęgniarka dziecięca opowiada opiekunce małych dzieci, która będzie pełnić funkcję przejściowej rodziny zastępczej 94 o pierwszych reakcjach i przyzwyczajeniach noworodka, o których dowiedziała się w szpitalu położniczym. Tym samym dodaje jej otuchy i służy radą co do opieki, jaką należy zapewnić dziecku. W tym celu w ciągu pierwszego tygodnia odwiedzi jeszcze rodzinę zastępczą raz lub kilka razy, w zależności od potrzeby. Przy ^ażJyw Jz;ec&M Josw/aJczaw t^e/^ic/7 ewoc/7 - WÓK^ paM? A., &?Óra przy/WM/e M SłeŹMe /MŻ 3ZeS7?as?e Jz?ec^O. - Drżę oJ c^w///, gJy Jow/aJM/e s/e o przy^yc/M noMwoJ&a. Za razew zaJa/e soźwe ^e same py^a^M; Czy Jz/ec^o ww/e czy wszys^o &e&;e Joź?rzef czy Ź7eJe s/yszec w Mocy /ego p/acz f Z ^r^Jew zasyp/aw M/ Moc poprze Jza/aca przybycie Pani S. wyraża ten sam niepokój w inny sposób: Zawsze &awiaw s;'e, czy ^eJe MWM/a sprosfac po raz Ao/e/wy M, /a^/e spawów/ ^o Jz/ec^o, %fore w/asM/e przybywa, oc%7<3w ^o, ^^óre o^e wM^e oJe$z?o. Jztec&o, /e^^ew /eJMocze^M^ ;eże// ;M^ o^o c/7M&;'Mf&;e / ywe. Te wrażenia podziela większość opiekunek małych dzieci. Na widok dziecka doświadczają one uczuć złożonych, czasem sprzecznych, związanych zarazem z kruchością, jak i z siłą dziecka. /e; /ew. Tego Mwego g^y ^/e ^ego M/e c^ce, O^/e, że ;e^^ fo / opM^zczo^e. Po/dw?<3 ^/e M^ÓM^cz^M c^ec M/e ^%żJe Jz/ec^o t^yJa/e w/ $/e ^rJzo p/e^^e. E// , /ecz WM/^ ogrowMe, p/e^Me oczy, Afóre o^/e^/a/y ;e; wo/e /ew/e &yc/% cw^. Może Pani A. zauważa, że u dużej liczby dzieci, a szczególnie tych, które - jak się zdaje - odczuwały cierpienie, dostrzega wielkie pragnienie życia. "Chodzi bardziej o siłę życiową, niż żywotność" - mówi. Pielęgniarka zwraca natomiast uwagę, że w momencie jej przybycia z dzieckiem do rodziny zastępczej płacz dziecka jest bardzo często postrzegany przez opiekunkę małych dzieci jako wyrażający pragnienie ssania, nawet jeśli niedawno było ono karmione na oddziale położniczym. "Chcesz wiedzieć, czy tu dostaje się jeść? Nie niepokój się, wypełnimy twoje maleńkie policzki i te paluszki jak zapałki." Znalazłszy się sama z dzieckiem, opiekunka może w spokoju opowiedzieć mu o sobie. Tłumaczy mu, kim ona jest i dlaczego ono jest u niej. "Zanim zacznę mu mówić o jego matce biologicznej, czekam często dzień lub dwa, by lepiej je poznać" - mówi pani C. Za ^zż^yw razeTM, g^y przy; w M/e Mot^e Jziec&o, n^e/e o /ego ??Mfce &K)/ogK:zMe/' - zderza s/e paw A. - Ja&^e %?y %?y?y przyczyny, &fóre /a Joprowa&^y Jo fa&/e/' Jecyz//, że fo wMs/a/o %?yc J/a M/e/ c/eż&w? przeżyc/ew. Zreszfa M^ piew-szyc%? J?nac/7 M^yJa/e w^ s/e, że Jz^ec^o /e^^ /eszcze zt^/azawe ze Większość opiekunek przyznaje, że choć zdarza im się myśleć o matce biologicznej, myśli te jednak odsuwa: "Na jej temat odczuwa się złożone emocje". /a& wspierać / poJfrzywywac &M&wame M^ezi? Jak widzimy, opiekunka małych dzieci przyjmuje noworodka często w stanie cierpienia fizycznego i psychicznego, zawsze zranionego wcześniejszymi przeżyciami. Dziecko wymaga od niej stałej uwagi oraz szczególnie czułego i pełnego "matkowania" (fnafernage), które mogłoby ukoić jego trwogę. W ciągu kilku pierwszych tygodni w tej pracy nad poszukiwaniem sposobu zapewnienia dziecku jak najlepszego samopoczucia, opiekunce towarzyszy zespół ośrodka rodzin zastępczych. Pomaga jej od- 97 kryć i rozszyfrować niewyraźne niekiedy sygnały, które daje dziecko. "Matkowanie" wymaga od opiekunki szczegółnej bliskości z dzieckiem. Nie może ona jednak poddać się pragnieniu przy właszczenia go sobie, które normalnie rodzi taka bliskość. Prze ciwnie, posługuje się ona zdolnością przywiązywania się dziec ka, aby mu pomóc w zwróceniu się do przyszłych rodziców adopcyjnych lub w ewentualnym powrocie do rodziców natu ralnych. b^:'-^.!, Q'l{ Pani S. raz jeszcze mówi o Luizie, która trwała "w swoim kokonie" ponad sześć tygodni, niezmiennie śpiąc w czasie wszystkich zabiegów pielęgnacyjnych, tak jakby nie chciała wiedzieć o niczym, co ją otacza. CztoM/te& czM/e ^^ ^ezM^y, gdyż !, że &!ec^o M^M oJyzMCj; MM ^^ M/^edy poczMc^e ogromne; ^e; *Cdż zro^!/dw M!e ^^?^ Pocz^^owo ! co Jo M/łaswych ^owpe^enc;(, /ecz po^ew, gjy s&w ieM ^rwa, przyc^oJz! o^awa o Jziec&o ! ^!e, czy z /^t^o M/ orz<%M. Na Opiekunki małych dzieci uważają, że w porównaniu z ich własnymi i innymi znanymi im dziećmi, noworodki, z którymi się stykają w swojej pracy, są bardziej uważne i poważniejsze, czy wręcz bardziej czujne. Po przybyciu do rodziny zastępczej, choć mają zaledwie kilka dni i pozostają jeszcze ciągle "w swoim kokonie", wykazują prawie zawsze objawy wrażliwości na zaistniałe zmiany. Objawy te są następujące: ucieczka w sen, odmowa kontaktu cielesnego i wzrokowego, intensywny płacz i nadwrażliwość wszystkich zmysłów. ! p%?M S. - że dz^ec&o pofyze%?K/e czagM, a&y e. Teyaz /ep;e; ło rozMw/ew ^ szann/e f o. Mdtt^e ; "Me fMMSMZ ?M?Me a&cepfOM/ac od razM, /ecz /d /M% op/e-.* Mdt^e WM o oso&ac%?, ^tdre s/e M(w opFeAoMW-/y w szpłta/M po/oŻM;czyw. Większość opiekunek zrozumiało, że dziecko musi się zakli-matyzować, i nie przeżywają już wspomnianych objawów jako odrzucenia ich osoby. Czasayy", gdy o&res teM przec^ga s/e, łe, że wożę dz/ec^o we wa oc^o^y ^MgdżoM/j