Ks. Andrzej Kowalczyk Przejście Pana w miasteczku Darłowo Katolickie Stowarzyszenie "Jezus Żyje" Gdańsk 1999 Projekt okładki Mirosław Mitogrodzki Redakcja Ewa Penksyk Korekta Renata Korewo Imprimatur: Kuria Metropolitalna Gdańska j i- ks. dr Wiesław Lauer, WikariuszGeneralny Gdańsk Oliwa, dn. 4. 03. 1999 (c) Copyright by Andrzej Kowalczyk 1999 Skład i przygotowanie do druku: Abakart 81-703 Sopot, ul. Władysława IV 14 tel.zfax(0-58)551-51-48 Druk: Drukarnia Oruńska 80-180 Gdańsk, ul. Świętokrzyska 47a tel.zfax (0-58) 309-93-51 Wydawnictwo: Katolickie Stowarzyszenie "Jezus Żyje" 80-838 Gdańsk, ul. Warzywnicza 1 tel.zfax(0-58)305-14-45 ISBN 83-911713-0-2 Wielki Czwartek Przejście ze śmierci do życia "Dlaczego przyjechałaś właśnie tutaj?" Julia ma dwadzieścia siedem lat i jest asystentką na wyższej uczelni. Rozmawiamy w pustoszejącej powoli stołówce szkolnej, która w czasie tych trzech dni Wielkiego Tygodnia będzie służyła prawie dwustu pielgrzymom przybyłym z różnych stron Polski. "Dlaczego tutaj?" Julia nagle poważnieje, zastanawia się nad czymś, zdejmuje czarny kapelusik, poprawia długie ciemne włosy, które z niebieskimi oczyma tworzą uderzający kontrast, i zaczyna opowiadać. Pochodzę z rodziny, w której nie było nawet tradycji katolickiej. Poza babcią nikt nie chodził do kościoła. Nie wiem, czy to właśnie z tego powodu, ale jak sięgnę pamięcią, zawsze zastanawiałam się nad sensem życia. Nie wystarczały mi dobre warunki materialne w domu, boleśnie odczuwałam brak miłości w naszej rodzinie. Wszyscy, to znaczy ojciec, matka i ja, żyliśmy jakby obok siebie. Rozmawialiśmy tylko o pogodzie, o różnych mało ważnych rzeczach. Przez dwadzieścia trzy lata byłam bardzo samotna. Czułam się odrzucona przez tatę, który jest osobą bardzo poranioną, gdyż pochodzi z rozbitej rodziny. Ta chora relacja między mną a ojcem zaważyła na moich związkach z chłopakami. Miałam skłonność do robienia z chłopca jakiegoś bożka, który miał spełniać rolę ojca, brata i oczywiście sympatii. W mamie też nie znajdowałam oparcia. Bardzo pragnęłam być kochana. Teraz to widzę jasno: rodzina, w której nie było Boga, nie mogła dać mi miłości. Pytałam się: Po co żyję? Często pojawiały się myśli samobójcze. Nawet raz w wieku lat czternastu odkręciłam gaz, żeby skończyć ze sobą. Na szczęście przestraszyłam się i zrezygnowałam. W szkole średniej bardzo dużo się uczyłam. Miałam ambicję być zauważoną, być pierwszą. I udawało mi się. Byłam najlepszą uczennicą w klasie. Jednocześnie byłam dziewczyną bardzo zamkniętą, bez uśmiechu, bez radości, jakby bez życia. To powodowało, że raniłam innych. Chodziłam w masce. Bardzo dużo miałam tych masek. Udawałam osobę silną, radzącą Sobie z życiem, ale wieczorami, kiedy nikt nie widział, płakałam. Często Pytałam Boga: Boże, dlaczego tak mnie karzesz? W tym czasie, w tej ici słuchałam dużo muzyki. Szukałam w niej unicestwienia. Właśnie nie wyzwolenia, ale unicestwienia. Ta muzyka jeszcze bardziej mnie . Dziwne, nie chciałam tego, a jednak to mnie coraz bardziej Lubiłam to świadome umęczanie się. Poszukiwałam wiedzy. bardzo dużo książek z filozofii i psychologii, zetknęłam się z psychologią. Kiedyś przeczytałam, że na pytanie o sens życia nie może odpowiedzieć ani filozofia, ani psychologia, tylko religia. Zdanie to utkwiło mi , ale jeszcze przez długi czas nie zaowocowało niczym pozytywnym. Zaskoczeniem było dla mnie, gdy mój chłopiec z czasów szkolnych powiedział mi w oczy na pożegnanie, że jestem okropna, że zawsze się mnie bał. Więc sobie uświadomiłam, że wewnątrz jestem zupełnie inna niż na zewnątrz. były studia i nowe rozczarowanie: wiedza nie dawała mi szczęścia, nie mogłam przy jej pomocy osiągnąć tego, czego tak bardzo pragnęłam - bycia jedyną, kochaną. i w białym fartuchu, która wydawała w okienku tace z kolacją, zestawiać krzesła. Poza nami dwojgiem i obsługą już nikogo nie było. "Czy nie przeszkadzamy?" - spytałem. "Nie, nie", i grzecznie. Julia mówiła więc dalej. - zakochałam się z wzajemnością. Na początku było świetnie, mieliśmy się pobrać. Miałam wtedy dwadzieścia lat. Ale po pół roku wszystko zaczęło się psuć. Przez dobre trzy lata próbowałam ratować nasz związek, ale było coraz gorzej. Wtedy zaczęłam się modlić. Znałam tylko "Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo", których nauczyła mnie babcia. Nie byłam ia, ale byłam ochrzczona i przyjęłam pierwszą Komunię św. :anicc - pamiątkę pierwszej Komunii. W tej rozpaczy zaczęłam modlitwę różańcową w intencji, ażeby Bóg -jeżeli jest - wziął mnie w swoje ręce, bo ja nie umiem zapewnić sobie szczęścia. Pamiętam, tak się modliłam: Boże, jeżeli jesteś... Nie rozumiałam sensu, nie rozumiałam, dlaczego cierpię. się, że moja koleżanka miała wziąć ślub kościelny, ale ponieważ erzmowana, musiała zaliczyć kurs przygotowawczy do tego Przyszła do mnie i zaproponowała mi: "Chodź, załatwimy sobie la ci się, kiedy sama będziesz wychodziła za mążz Zrobiłam z nią na przystąpiłam do bierzmowania. Teraz widzę, że to było bardzo żenię w moim życiu: wyraźnie stanęłam na drodze do przemiany, :ątkowo zupełnie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Po bierzmowaniu nastąpiła jakby pustynia, spotkały mnie nowe dramaty, rozstałam się z narzeczonym, a później zaplątałam się w związek z mężczyzną rozwiedzionym. Ten związek był wielkim ciosem dla mojej pychy. Popełniałam grzech, który zawsze potępiałam u innych, nie przypuszczałam, że sama mogę być taka słaba. Nadszedł taki dzień - nigdy go nie zapomnę - kiedy w moim sercu zapanowała całkowita ciemność. Wpadłam jakby w czarną dziurę bez wyjścia. Byłam roztrzęsiona. Pojechałam do mojej przyjaciółki, zawsze bowiem spotkanie z nią pomagało mi. Tym razem jednak nie umiała mi nic doradzić. Powiedziała: "Nie wiem, co się w twoim życiu dzieje. Nie umiem ci pomóc." I dodała: "Wiesz co? Jest taki ksiądz, który już pomógł wielu ludziom. Jedź do niego!" Byłam gotowa jechać natychmiast. Zapytałam, kto to jest. "Jakiś ksiądz Józef." Okazało się, że prowadzi on grupę modlitewną i że mogłam z nim porozmawiać następnego dnia na spotkaniu grupy. Nazajutrz pojechałam. Pamiętam, że w drodze płakałam. Przed kościołem spytałam jakiegoś chłopca o grupę Odnowy w Duchu Świętym. Odpowiedział, że dzisiaj grupa nie ma spotkania. Nogi się pode mną ugięły. On widocznie zauważył moją rozpacz i dodał:, Ale jest Msza św. z modlitwą o uzdrowienia, przyjdź na nią!" Do Mszy była jeszcze godzina. Nie wiedziałam, co zrobić z tym czasem. Podeszłam do tego chłopca i zapytałam jeszcze raz: "Tutaj jest pewien ksiądz Józef..." Na to odpowiedział mi tylko: "Pierwszy konfesjonał na prawo." Nie planowałam żadnej spowiedzi, ale poszłam. Nawet nie wiem, jak to się stało, że znalazłam się na kolanach przy kratkach konfesjonału i zaczęłam mówić o swoim życiu, zanosząc się wprost od płaczu. Zdziwiłam się, że ksiądz wiedział dokładnie, co się dzieje w mojej duszy. Powiedział mi: "Jezus ci wybaczył, wybacz sama sobie." To był naprawdę mój problem, ponieważ nie umiałam sobie wybaczyć. I wtedy poczułam wielkie miłosierdzie Boga. Czułam, że Jezus mnie nie potępia, chociaż jestem brudna. Każdy człowiek miał prawo mnie potępić, a oto Jezus - jedyny czysty, bez grzechu - tego nie uczynił. Nareszcie znalazł się ktoś, kto mnie kocha taką, jaka jestem. Później - mówi Julia - zaczęła się Msza św. z modlitwą o uzdrowienie. Obecni w kościele modlili się i śpiewali z wielką wiarą, gestami wyrażali uwielbienie Jezusa. I wtedy zdarzyła się dziwna rzecz, która mnie znowu bardzo poruszyła: w czasie czytania intencji modlitw usłyszałam: "Za Julię, o uzdrowienie wewnętrzne." To było moje imię. Zaczęłam się rozglądać, kto mnie tutaj zna, kto mógł podać taką intencję na kartce. Nie widziałam jednak nikogo znajomego. Było to dla mnie jakby uderzenie w serce. Wtedy zwróciłam się bardzo osobiście do Jezusa. Powiedziałam: "Jezu, Ty możesz : : . . . 7 mnie uzdrowić, możesz zabrać niechęć do życia, te myśli samobójcze, możesz dotknąć mojego życia." I poczułam w sobie bardzo mocne ciepło. Z tej Mszy wyszłam zupełnie odnowiona. Zaczęłam się uśmiechać. Po tygodniu weszłam do grupy modlitewnej, a potem sama zaczęłam mówić o spotkaniu Jezusa. Przyjechałam do Darłowa, ponieważ dowiedziałam się, że można tutaj bardzo głęboko przeżyć Paschę. Chcę towarzyszyć Jezusowi w Jego przejściu ze śmierci do życia. Nie przyszedłem sądzić Julia urwała swoje opowiadanie i pochyliła się nad talerzem z kolacją, a mnie przypomniał się wykład o ósmym rozdziale z Ewangelii Jana, wykład dosłownie sprzed kilku dni. Faryzeusze i uczeni w Piśmie przyprowadzają do Jezusa kobietę, którą pochwycono na cudzołóstwie. Zadają podstępne pytanie: Czy należy ją ukamienować? - ponieważ Prawo nakazuje w takim wypadku kamienowanie: Ktokolwiek cudzołoży z żoną bliźniego, będzie ukarany śmiercią i cudzołożnik, i cudzołożnica. (Kpł 20,10) Sądzą, że Jezus, który uważa się za Posłanego od Boga, nie będzie mógł sprzeciwić się Prawu Bożemu. Jeżeli jednak nakaże kamienowanie, wzbudzi niezadowolenie ludu swoją surowością, a także podważy wiarygodność swojej nauki o miłosierdziu Boga. Scena ta miała miejsce na placu świątynnym, na którym Jezus często w czasie świąt nauczał. Tu zawsze byli jacyś pielgrzymi i można sobie wyobrazić, że Jezusa, kobietę i jej oskarżycieli otoczył wkrótce spory tłum. Przyglądano się oskarżonej w milczeniu. Na kogo faryzeusze podnieśli rękę? Starano się odgadnąć, do jakiej klasy społecznej należy. To zresztą nie było trudne do odgadnięcia: ubiór, ozdoby, cera twarzy zdradzały stan. Jan jednak nic na ten temat nie pisze. Nie sugeruje też, czy należała do kobiet pysznych, które surowo osądzał prorok Izajasz, przepowiadając im klęskę: Pan powiedział: "Ponieważ się wbiły w pychę córki syjońskie, ponieważ chodzą wyciągając szyję i rzucając oczami, ponieważ chodzą wciąż drepcąc i dzwonią brząkadełkami u swoich nóg, przeto Pan sprawi, że wyłysieją czaszki córek syjońskich, Pan obnaży ich skronie." W owym dniu usunie Pan ozdobę brząkadeł u trzewików, słoneczka i półksiężyce, kolczyki, bransolety i welony, diademy, łańcuszki u nóg i wstążki, flaszeczki na wonności i amulety, pierścionki i kółka do nosa, drogie suknie, narzutki i szale, torebki i zwierciadełka, cienką bieliznę, zawoje i letnie sukienki. (Iz 3,16-23) Być może kobieta stojąca przed Jezusem nie była wystrojona w te wszystkie ozdoby, które tak bardzo raziły proroka, i na pewno nie rozglądała się na wszystkie strony, nie strzelała oczami. Na pewno nie w tym momencie. To była godzina sądu. Nietrudno było domyślić się, jakimi uczuciami kierowali się jej prześladowcy; nie było w nich współczucia, wydawało się, że są gotowi na wszystko, jej los położyli na szalę jak w jakimś przetargu. Rzeczywiście uczeni w Piśmie i faryzeusze chcieli wygrać z Jezusem przetarg o pobożność. Już od pierwszego momentu Jego wystąpienia z publicznymi naukami dojrzeli w Nim zagrożenie dla siebie, dla swojego autorytetu, pozycji społecznej, dla szacunku, którym ich otaczano. Jezus nie należał do ich grupy i nie starał się do niej wejść; działał samodzielnie, nie odwoływał się do pielęgnowanej przez nich tradycji starszych, odwoływał się jedynie do Boga i do Pisma. Partia faryzeuszy liczyła w tym czasie około sześciu tysięcy osób i uważana była powszechnie za siłę przywódczą. Swoimi korzeniami sięgała do legendarnych hasidim, czyli pobożnych, walczących w obronie ojczystej religii w okresie krwawych prześladowań jahwizmu za rządów króla Antiocha IV Epifanesa sto lat wcześniej. Hasidim, poderwani do walki przez gorliwego kapłana Matatiasza z Modin i jego synów Judę Machabeusza, Jonatana i Szymona, doprowadzili do całkowitego wyzwolenia z niewoli greckiej i do odrodzenia państwa. Swoją pozycję utwierdzili później w wyniku wojny domowej, którą w obronie zachowywania Prawa wszczęli przeciwko rodzimej dynastii królewskiej założonej przez wspomnianego Szymona. W wojnie tej ponieśli ogromne straty - siedmiuset z nich zostało ukrzyżowanych po przegranej bitwie z królem Aleksandrem Janneuszem - ale ostatecznie to oni odnieśli zwycięstwo: po nagłej śmierci Aleksandra jego żona doszła do porozumienia z faryzeuszami. Do ich wielkich sukcesów trzeba dodać również nieugiętą postawę, którą się wykazali dwukrotnie odmawiając Herodowi Wielkiemu podpisania listy lojalności. Czy Jezus byłby silniejszy od tamtych potęg? Jezus jednak miał coś, czego nie mieli faryzeusze - przemawiał z mocą. Święty Marek pisze w swojej Ewangelii, że świadkowie wystąpienia Jezusa w synagodze w Kafarnaum zdumiewali się jego nauką, a kiedy wypędził demona z opętanego, pytali jeden drugiego: Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. (Mk 1,27) Coraz większe tłumy, które zbierały się wokół Proroka z Nazaretu, wzbudzały w nich też coraz większą zazdrość i zniecierpliwienie. Starali się przyłapać Go na jakimś błędzie, ale ze wszystkich potyczek słownych odchodzili pokonani, a co gorsza - Jezus sam zaczął ich atakować. Nie mogli przejść do porządku nad tym, co powiedział do słuchającego Go tłumu nad Jeziorem Galilejskim: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. (Mt 5,20) Oni mieliby nie wejść do królestwa? Oni, którzy niczego nie wezmą do ust bez umycia rąk, którzy płacą dziesięciny na świątynię ze wszystkiego, co nabywają, poszczą, dużo czasu poświęcają na modlitwę i ściśle przestrzegają spoczynku szabatowego? Przecież tego Jezus nawet od uczniów swoich nie wymaga, nie widziano, żeby na przykład pościli. Pewnego razu przyszli do Proroka z Nazaretu uczniowie Jana z zapytaniem: Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą? (Mt 9,14) I czy Jezus się zmieszał? Nie. Jak zwykle, znalazł odpowiedź: Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć. (Mt 9,15) Jeśli chodzi o spoczynek szabatowy, ten święty obowiązek Izraela, raz przyłapano uczniów Jezusa na jego łamaniu - a On wziął ich w obronę. Było to tak: szli drogą wśród zbóż i uczniowie prawdopodobnie z głodu zaczęli zrywać kłosy, łuskać ziarno i jeść. Obecni przy tym faryzeusze natychmiast podeszli do Jezusa z oskarżeniem: Oto Twoi uczniowie czynią to, czego nie wolno czynić w szabat. (Mt 12,2) Łuskanie kłosów można zaliczyć bowiem do jednego z trzydziestu dziewięciu rodzajów czynności, które rabini wymieniają jako zabronione w szabat. A Jezus wcale się tym nie przejął, powiedział, że Dawid, kiedy był głodny, jadł i dał też swoim głodnym wojownikom do jedzenia chleb poświęcony, który według Prawa mogli jeść tylko kapłani. Mało tego, Jezus wtedy sam postawił zarzut faryzeuszom: Gdybyście zrozumieli, co znaczy: " Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary", nie potępialibyście niewinnych. (Mt 12,7) Ogromne oburzenie powstało wśród faryzeuszów, kiedy pewnego razu Jezus publicznie zwrócił się do nich w słowach: To wy właśnie wobec ludzi udajecie sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca. To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych. (Łk 16,15) Prawdę mówiąc, sami sprowokowali Jezusa, drwiąc sobie z Jego ostrzeżenia: Nie możecie służyć Bogu i Mamonie. (Łk 16,13) Czy pieniądz przeszkadza Bogu? Czy pobożność polega na żebraniu? Uśmiechali się złośliwie: znalazł się - idealista. Niektórzy nawet uważali, że to właśnie Jezus ich prowokował. A inni dodawali z przekonaniem: przebrała się miarka. Jak Jezus poradzi sobie teraz? 10 Kto słuchał Jego nauk, wiedział, że jest On jeszcze bardziej wymagający od Mojżesza. W Kazaniu na Górze Jezus ostrzegał: Słyszeliście, że powiedziano przodkom: "Nie cudzołóż!" A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. (Mt 5,27-29) Stojąca w kole kobieta zapewne słyszała o Jezusie jako Proroku; słyszała, z, że mieszka w Galilei, ale przybywa od czasu do czasu do Jerozolimy, i wtedy szczególnie dużo o Nim mówiono. Prawie wszyscy się Nim interesowali. Był tematem rozmów w pełnych hałasu bramach ubogich domów, przy straganach drobnych kupców, na rogach ulic i w pałacach starszych ludu. Dokonywał rzeczy, które wzbudzały podziw, a nawet lęk. Uważał się za "Posłanego przez Ojca". Nie wydaje się jednak, aby owa kobieta należała do Jego zwolenniczek, zapewne nie włączała Boga w swoje plany życiowe i nie miała ochoty spotykać się ani z uczonymi w Piśmie znającymi na pamięć sześćset ileś przykazań Tory, ani nawet ze sławnym Prorokiem. Panie, gdy Ty chodzisz ulicami Jerozolimy, wzywasz do pokuty, do odmiany życia, gdy na placu świątynnym obiecujesz wierzącym w Ciebie strumienie wody żywej, są tacy, którzy schodzą Ci z drogi, aby Cię nie spotkać, zamykają drzwi i okna, aby Cię nie słyszeć, i szukają miejsca, aby zaplanowany grzech mógł dojść do skutku - czy to nie jest smutne? Panie, żyją, jakby Ciebie nie było! Przyszedłeś do nich, ale oni o tym nie chcą wiedzieć. Nie chcą Ciebie. Są pewni, że nie masz nic, co mógłbyś im dać. Co teraz zrobisz? Plac świątynny w dniu uroczystego nabożeństwa. Idę w długim szeregu dziewcząt, ubrana w białą suknię, z welonem na głowie. W ręku trzymam bębenek, uderzam rytmicznie wykonując przy tym taneczne gesty i kroki. Poprzedzają nas śpiewacy. Jest dokładnie tak, jak czytamy w Psalmie 68: Boże, widać Twoje wejście, Wejście Boga mego, Króla mego, do świątyni. Śpiewacy idą przodem, na końcu harfiarze, w środku dziewczęta uderzają w bębenki. (Ps 68, 25-26) Tłum zgromadzony w świątyni wznosi okrzyki i śpiewa. Wiem, że uderzam w bębenek najlepiej ze wszystkich dziewcząt, że moje ruchy są najbardziej płynne. Nawet gdy zamknę oczy, jestem świadoma, że wszyscy na mnie patrzą, podziwiają mnie. I Najwyższy za podwójną zasłoną ze swojego miejsca Świętego Świętych też patrzy na mnie. To On stworzył mnie godną podziwu. Chcę tańczyć jeszcze piękniej. Wszyscy wpatrują się we mnie. Nie ma drugiej takiej jak ja. Zgromadzony tłum wpatruje się w kobietę stojącą przed Jezusem. A On opuścił głowę i zakrył dłonią oczy, jakby chciał sobie przypomnieć coś z dalekiej przeszłości, potem pochylił się i zaczął pisać palcem na piasku. Faryzeusze i uczeni w Piśmie niecierpliwią się. Nie chodzi im o Prawo, chcą jednego: oskarżyć Jezusa - o cokolwiek - przed ludem, przed Sanhedrynem, przed Piłatem. Są pewni, że Jezus w tej chwili nie wie, jak postąpić, nie wie, co powiedzieć; nareszcie czegoś nie wie. A więc pułapka okazała się skuteczna. Przywódca grupy faryzeuszów spogląda znacząco na swoich towarzyszy, jakby chciał powiedzieć: przewidziałem, że tak będzie; spogląda na zebrany tłum zaskoczony powstałą sytuacją. Jaką wielką ma chęć wykrzyczeć im w oczy - tym prostakom, którzy nie znają Prawa - że faryzeusza trudno omamić byle czym, zgrabnie ułożoną przypowieścią, jakimś uzdrowieniem. Patrzcie, patrzcie, kto tu jest górą! Przeciwnicy Jezusa ponawiają pytanie, domagają się odpowiedzi, z każdą chwilą stają się coraz bardziej natrętni, bojowi. Gdy napięcie objęło już nie tylko ich, lecz i apostołów, i tłum świadków, Jezus podniósł się, popatrzył uważnie w oczy swoim przeciwnikom i powiedział z naciskiem, tonem, który bynajmniej nie wskazywał na niepewność, raczej na poczucie władzy: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. (J 8,7) Tego nikt się nie spodziewał. W jednej chwili oskarżający zostają poddani sądowi, mają sami się osądzić. Jakiż mistrzowski ruch w obronie kobiety. Potem Jezus pochyla się i znowu pisze coś na piasku. Faryzeusze i uczeni w Piśmie tracą odwagę, wycofują się, bo może Jezus zna przeszłość każdego z obecnych, to byłoby niebezpieczne! Czy domyślili się, że pisał ich ukryte czyny? Kto się teraz odważy szukać kamieni? W kręgu pozostaje tylko Jezus i kobieta. A więc nie będzie sądu? Nie będzie wyroku? Byli na miejscu świadkowie przestępstwa (zgorszeni i oburzeni), byli znawcy Prawa. Wierzono powszechnie, że Mesjasz, gdy przyjdzie, przede wszystkim oczyści naród z wszelkiego grzechu. Jan Chrzciciel wołał: Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. (Łk 3,9) Siekiera już przyłożona... Tak, mój uczniu. Ale przypomnij sobie, co pewnej nocy powiedziałem do Nikodema: Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. (J 3,17) 12 Znawcy Prawa byli pewni, że spotkanie kobiety z Jezusem stanie się dla niej najtragiczniejszym spotkaniem w życiu i może ostatnim epizodem przed śmiercią. Ale jakże się pomylili! Jezus kończy pisać na ziemi, podnosi się i pyta: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił Jezus czyni ją - dotąd oskarżoną - świadkiem oskarżenia prześladowców. Przecież jeżeli odeszli, uznali się winnymi. I kobieta to poświadcza. Jezus jednak dodaje jeszcze coś, co można uważać za naprawdę - nazwijmy to tak - sensacyjne; mówi do niej: I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz! (J 8,11) Gdyby to nie było napisane w Ewangelii, trudno byłoby w to uwierzyć. Jezus nie daje jej żadnej kary, nawet symbolicznej, nie wygłasza jej żadnego kazania, i nie potępia. Wydało mi się, że tłum śpiewa i zewsząd podnoszą się radosne okrzyki. Przede mną szli śpiewacy. Byłam znowu w białej sukni, w ręku trzymałam bębenek. Głośno płakałam. Nikt jednak nie zwracał uwagi na mój płacz. Wszystko wypełniały dźwięki rogów, harf i cytr, bębnów i fletów, i brzęczących cymbałów. Jeszcze nigdy chór nie brzmiał tak radośnie. Kościół Tuż przed godziną osiemnastą nasza mała procesja, złożona z kilku kapłanów, braci zakonnych, świeckich szafarzy Eucharystii i ministrantów staje przed potężną wieżą kościoła parafialnego Najświętszej Maryi Panny. Kościół jest, bardzo duży, pochodzi z czternastego wieku. Kiedy mijamy przedsionek, proboszcz pokazuje mi po prawej stronie specjalną kaplicę, , w niej trzy sarkofagi: księżnej Elżbiety, żony księcia Bogusława XPV, władcy Pomorza Zachodniego (XVII w.) ze stolicą w Szczecinie, księżnej Jadwigi, córki duńskiej księżniczki Elżbiety i księcia brunszwickiego Henryka Juliusza, która właściwie zamieszkiwała w Szczecinku i tam zmarła bezpotomnie w 1650 roku, oraz sarkofag króla Danii, Szwecji i Norwegii Eryka I, syna Warcisława VII i Marii Meklemburskiej, panującego w latach 1397-1436. Po utracie władzy na rzecz księcia Palatynatu Reńskiego Krzysztofa w roku 1436 Eryk przez jakiś czas przebywał w Gotlandii, a w roku 1449 na stałe osiadł w Darłowie i tutaj umarł w 1460 roku. Wnętrze kościoła na każdym robi duże wrażenie. Czysty gotyk, starannie odrestaurowany, kolumny i żebra z czerwonej cegły, ściany otynkowane. Nawa główna ma ponad 30 metrów długości, prezbiterium jest bardzo obszerne, jego długość wynosi ponad 17 metrów. Ołtarz główny zasłonięty jest szerokim czerwonym płótnem, zwieszającym się od samego stropu, na tle płótna 13 widnieje wielki krzyż z figurą Chrystusa. Wierni zajmują wszystkie ławki, wypełniają nawę główną i stoją w nawach bocznych. Procesja pełna symboli Na każdą Mszę św. Ojciec Janusz wchodzi procesyjnie przez główne wejście. Takie właśnie wejście ma ożywić wiarę i w jakimś sensie zapowiedzieć - zgodnie z duchem liturgii katolickiej - ponowne przyjście Jezusa na ziemię na Sąd Ostateczny. Na czele procesji niesiony jest krzyż - znak Jezusa, który ma się ukazać na końcu świata. Chrystus bowiem powiedział: Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego... (Mt 24,30) To będzie niewątpliwie krzyż. Przecież o nim św. Paweł pisze jako o znaku, którym się chlubi: Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata. (Gal 6,14) Krzyżowi towarzyszą ministranci ze świecą, czyli światłem, które jest znakiem Boga i Jego obecności. Kolumna światła towarzyszyła Izraelitom na pustyni - świadczyła o tym, że Bóg ich prowadzi. Orszak ubranych w białe alby ma przypominać orszak aniołów przybywających z Jezusem na Sąd, jak w słowach Jezusa: Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim... (Mt 25,31) Liturgia jest dla proboszcza tej parafii jednym z najcenniejszych skarbów Kościoła, żyje nią i dużo wysiłku wkłada w to, aby jego parafianie zrozumieli, czym ona naprawdę jest; nie tylko jakąś ceremonią, nie wyłącznie przypomnieniem tego, co wydarzyło się kiedyś, bardzo dawno temu, lecz uaktualnieniem minionych wydarzeń i spotkaniem z Jezusem działającym dzisiaj, nauczającym, Jezusem zbawiającym człowieka dziś. W świątyni Z Ewangelii św. Jana dowiadujemy się, że na sześć dni przed Paschą Jezus przyszedł do Betanii, do domu Łazarza, Marty i Marii, zaś następnego dnia uroczyście wjechał do Jerozolimy, witany przez wielką rzeszę pielgrzymów i mieszkańców miasta (J 12,1-12). W związku z tym, że Pascha tego roku przypadała w szabat, uroczysty wjazd do Jerozolimy musiał mieć miejsce w niedzielę. Jakże wspaniały to był dzień! Kiedy zbliżali się do wioski Betfage niedaleko Jerozolimy, Jezus zatrzymał się, wezwał dwóch uczniów, nakazał im iść do tej wioski i przyprowadzić osiołka. 14 Określił dokładnie, gdzie go znajdą: będzie stał przed domem tuż przy drodze i będzie uwiązany do drzwi. Jeszcze nikt na nim nie jeździł. Niech go odwiążą, a gdyby ktoś protestował, niech powiedzą, że Jezus go potrzebuje. Dwaj uczniowie zaraz po wejściu do wsi rzeczywiście zobaczyli osiołka przy drzwiach i zaczęli go odwiązywać o nic nikogo nie pytając, nie zważając w ogóle na ludzi stojących obok. Niektórzy z nich zaczęli więc wołać: Co to zma znaczyć, że odwiązujecie oślę? (Mk 11,5) Uczniowie odpowiedzieli tak, jak im Jezus nakazał, i ci pozwolili im, zaraz też zaczęli biegać po wiosce i zawiadamiać o przybyciu Jezusa. Szykowało się jakieś wielkie wydarzenie. Prowadząc zwierzę, dwaj uczniowie głośno komentowali polecenie Jezusa i żaden z nich nie mógł sobie przypomnieć, kiedy Jezus jechał na osiołku. Tymczasem z Betfage naprzeciw Jezusowi zaczęły wychodzić grupki mieszkańców. Słońce stało już wysoko, ale nie było zbyt gorąco. Przyprowadziwszy osiołka, uczniowie pozdejmowali płaszcze, zarzucili na zwierzę, po czym pomogli Jezusowi na nim usiąść. Do głowy przychodziły im różne myśli, następowały jakby w przyspieszonym tempie, a każda była lepsza od poprzedniej. Widocznie Jezus podjął decyzję o przejęciu władzy. Jerozolima jeszcze nie wie, co wkrótce się tam dokona, ale oni już wiedzą. Zastanawiali się, jaka będzie reakcja arcykapłanów, faryzeuszów, herodianów, uczonych w Piśmie, Rzymian. Czy jednak ktokolwiek jest w stanie pokrzyżować plany Jezusowi? Właściwie ten wymarzony dzień mógł się zdarzyć - tak uczniowie sądzili - już rok wcześniej, po cudownym nakarmieniu na pustyni nad Jeziorem Galilejskim wielkiego tłumu liczącego samych mężczyzn kilka tysięcy. Ludzi opanował wtedy taki entuzjazm i wiara w mesjaństwo Jezusa, że chcieli Go niemal siłą zaprowadzić do Jerozolimy i obwołać Królem. Jezus zmylił ich straże - w sposób zresztą niepojęty - i następnego dnia, po drugiej stronie jeziora, w Kafarnaum, wygłosił mowę o swoim Ciele jako chlebie życia, przez co - można powiedzieć - zepsuł cały efekt cudownego rozmnożenia chleba. Ale oto nadszedł czas, już dalej nie można zwlekać. W miarę zbliżania się do Jerozolimy w sercach uczniów Jezusa rosła pewność zwycięstwa i radość. Tłumy ludzi wiwatowały na Jego cześć, nazywały Go Synem Dawida, Błogosławionym, który przychodzi w imię Pańskie. Nie było żadnej wątpliwości, za kogo Go uważano. Rzucano przed Nim na drogę zielone gałęzie, rozkładano płaszcze. Uczniowie nie widzieli dotąd niczego podobnego ani w Galilei, ani w Judei. Zastanawia mnie relacja św. Marka o przybyciu Jezusa tego dnia do świątyni: Tak przybył do Jerozolimy i wszedł do świątyni. Obejrzał wszystko, a że pora była już późna, wyszedł razem z Dwunastoma do Betanii. (Mk 11,11) Jezus obejrzał świątynię. 15 Wyobrażam sobie, jak Jezus z Dwunastoma i wielkim tłumem idzie wolnym krokiem przez najobszerniejszy i zarazem najniższy plac świątynny zwany dziedzińcem pogan, ponieważ mogli przebywać na nim również poganie. Dłuższy bok tego dziedzińca mierzył aż dwieście dwadzieścia pięć metrów. Przepisy zabraniały przychodzić tutaj z kijem, w brudnym obuwiu i pluć na ziemię, nie wolno też było mieć przy sobie monet nieczystych. Jezus co jakiś czas przystaje i przygląda się potężnym krużgankom i murom. Każdy Izraelita jest gotowy oddać życie za to miejsce, każdy wie bowiem, że jest to dom Boga - jedyny na świecie. Zresztą był to wspaniały kompleks architektoniczny, wzbudzający podziw każdego, kto go widział, duma Żydów. Świątynia za czasów Jezusa była prawie dwukrotnie większa od tej zbudowanej przez Salomona, a po kilku wiekach zburzonej przez Babilończyków w roku 586 przed Chrystusem. Była też prawie dwukrotnie większa i piękniejsza od świątyni odbudowanej przez Zorobabela w latach 520-516 przed Chrystusem, po powrocie Izraelitów z niewoli. Żydów nie było wówczas stać na bogaty wystrój świątyni, a jednak miała ona zajaśnieć chwałą większą od pierwszej. Oto, w jaki sposób prorok Aggeusz pociesza Żydów, budowniczych drugiej świątyni: Przyszła chwała tego domu będzie większa od dawnej, mówi Pan Zastępów; na tym miejscu Ja udzielę pokoju - wyrocznia Pana Zastępów. (Ag 2,9) Rozbudowy świątyni podjął się Herod Wielki. I to jest dziwne, że właśnie on, Idumejczyk na tronie Dawida, znienawidzony przez Żydów, człowiek, który nigdy nie liczył się z zasadami religijnymi, który starał się zgładzić nowo narodzonego Mesjasza, że to on przygotował Jezusowi świątynię tak piękną, jakiej jeszcze nie było. Prace nad rozbudową trwały prawie dziesięć lat, do roku dziesiątego przed narodzeniem Chrystusa; brało w nich udział tysiąc kapłanów i dziesięć tysięcy rzemieślników. Ale wykańczanie i upiększanie świątyni trwało jeszcze prawie siedemdziesiąt lat, do roku 63 po narodzeniu Chrystusa, czyli niemal do końca jej istnienia, bo w roku siedemdziesiątym zniszczyły ją wojska rzymskie. Jezus był ze świątynią związany od dziecka. Przybywał tutaj corocznie z Maryją i Józefem na święta Paschy. Gdy miał dwanaście lat, tutaj właśnie wdał się w dyskusję z uczonymi w Piśmie, zadziwiając ich swoją mądrością. Łukasz Ewangelista tak o tym pisze: Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. (Łk 2,46-47) Ileż razy już jako sławny Nauczyciel przemawiał na tym dziedzińcu! Po prawej stronie, naprzeciw Góry Oliwnej, wzdłuż muru wschodniego, znajdował się portyk noszący imię Salomona, jakkolwiek nie miał on już wiele 16 wspólnego z pierwszą świątynią. Odwróciwszy się za siebie, Jezus mógł zobaczyć Herodowy portyk królewski przylegający do muru południowego. Mierzył on 185 metrów długości. Sto sześćdziesiąt cztery siedmiometrowe kolumny dzieliły go na trzy nawy. Cały przykryty był drewnianym, bogato rzeźbionym dachem. Tutaj Jezus nie tylko nauczał, ale przeżył też kilka dramatycznych momentów, które po ludzku sądząc mogły zakończyć się śmiercią. Za każdym razem powodem komplikacji było Jego pochodzenie. Pewnego razu do tych, którzy uwierzyli w Niego, powiedział: Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli. (J 8,31-32) Słowa te zirytowały pozostałych słuchaczy. Zaczęli wołać, że są potomstwem Abrahama, nigdy nie byli niewolnikami i nie potrzebują wyzwalania. Wtedy Jezus im odpowiedział: Każdy, kto popełnia grzech,jest niewolnikiem grzechu. I dodał: Gdybyście byli dziećmi Abrahama, to byście pełnili czyny Abrahama. Teraz usiłujecie Mnie zabić, człowieka, który wam powiedział prawdę usłyszaną u Boga. Wtedy Żydzi znowu zaczęli wołać: Myśmy się nie urodzili z nierządu, jednego mamy Ojca - Boga. Na to Jezus im odpowiedział: Gdyby Bóg był waszym Ojcem, to i Mnie byście miłowali. Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie wyszedłem od niebie, lecz On Mnie posłał. Dlaczego nie rozumiecie mowy mojej? Bo nie możecie słuchać mojej nauki. Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa. A ponieważ Ja mówię prawdę, dlatego Mi nie wierzycie. Kto z was udowodni Mi grzech? Jeżeli prawdę mówię, dlaczego Mi nie wierzycie? Kto jest z Boga, słów Bożych słucha. Wy dlatego nie słuchacie, że z Boga nie jesteście, (por. J 8,34-47) Zarzuty Jezusa stawiane przeciwnikom były największego kalibru. Tego nie mogli przełknąć uczeni w Piśmie i faryzeusze. Oni nie są z Boga? Zarzucili więc Jezusowi, że jest po prostu opętany. Na to Jezus: Ja nie jestem opętany, ale czczę Ojca mego, a wy Mnie znieważacie. Ja nie szukam własnej chwały. Jest ktoś, kto jej szuka i sądzi, zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeśli kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki. Obietnica ta wydała się przeciwnikom Jezusa absurdalna, zawołali: Czy Ty jesteś większy od naszego ojca Abrahama! Po dalszej wymianie zdań Jezus wyznaje: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Zanim Abraham stał się, JA JESTEM. (J 8,58) Wtedy porwali kamienie, aby Go ukamienować. Podobnie dramatycznie zakończyła się dyskusja Jezusa z tłumem zebranym w portyku Salomona w czasie uroczystości Poświęcenia świątyni, ,. .17 która przypadała 25 grudnia. Właściwie wymiana zdań zaczęła się obiecująco. W Ewangelii św. Jana czytamy na ten temat: Obchodzono wtedy w Jerozolimie uroczystość Poświęcenia świątyni. Było to w zimie. Jezus przechadzał się w świątyni, w portyku Salomona. Otoczyli Go Żydzi i mówili do Niego: Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie! (J 10,22-24) Stojący przy Jezusie uczniowie sądzili, że nadszedł czas, by Jezus publicznie przyznał się do swojego posłannictwa; już widzieli oczami wyobraźni wielkie poruszenie w tłumie, już niemal słyszeli radosne komentarze: spełniła się przepowiednia Jana Chrzciciela, spełniły się proroctwa) Ale Jezus zwlekał z odpowiedzią. Wreszcie rzekł: Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, które dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie... (J 10,25) Tak, czyny Jezusa były wymownym znakiem, niemniej Jezus nie nazwał siebie Mesjaszem. Dlaczego nie mówił otwarcie? Dlaczego zmienił temat na zupełnie dla Żydów niezrozumiały? - mianowicie, że jest równy Ojcu: Ja i Ojciec jedno jesteśmy. (J 10,30) Wtedy znowu zaczęli szukać kamieni. Możemy sobie wyobrazić rozpacz Jego uczniów w takich sytuacjach: wydawało im się, że Jezus specjalnie ludzi prowokuje, aby ich zniechęcić, marnuje doskonałe okazje do zjednania sobie mas, a może nawet i starszych ludu. Pomimo takich, trudnych do zrozumienia wypowiedzi, Jezus miał zawsze ogromną rzeszę słuchaczy. Łukasz pisze, że w ostatnim tygodniu Jego działalności cały lud spieszył do Niego, aby Go słuchać w świątyni. (Łk 21,38) A w innym miejscu pisze: z nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani I uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem. (Łk 19,47-48) Co takiego fascynującego było w Jego nauczaniu? Zapewne słuchaczy bardzo poruszał w kazaniach Jezusa obraz Boga jako dobrego Ojca. Może i w świątyni Jezus powtórzył to, co Łukasz w swojej Ewangelii umieszcza w okresie Jego podróży do Jerozolimy - I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzyma; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy poprosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, którzy źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą. (Łk 11,9-13) Z dziedzińca pogan wchodziło się na położony sześć metrów wyżej dziedziniec niewiast. Przy schodach na ten dziedziniec znajdowały się ostrzeżenia wjęzyku greckim i łacińskim: "Żaden cudzoziemiec niechaj się nie 18 waży przekraczać poręczy otaczającej świątynię i ogrodzenie. Ten, który by to uczynił, będzie winien swojej śmierci." Co Jezus pomyślał, przechodząc obok tego napisu? Jego pragnieniem było zjednoczyć wszystkich ludzi przed tronem Boga: tych, którzy mają za praojca Sema i tych od Chama, i tych od Jafeta (por. Rdz 9,18), tych, którzy mówią po aramejsku, po grecku i po łacinie - i przekonać ich, że Bóg kocha ich wszystkich bez wyjątku. Jeżeli Jezus jeszcze wyróżniał Izraelitów z reszty narodów, to tylko dlatego, aby ich od siebie nie odrzucać, byli bowiem na tym punkcie bardzo wrażliwi. A jednak przed powrotem do Ojca każe apostołom iść do wszystkich narodów (por. Mt 28,19). Dla Jezusa nieważne jest pochodzenie, ważne jest zjednoczenie się z Nim w Duchu i naśladowanie Go. Doskonale to pragnienie Jezusa objawi pod natchnieniem Ducha Świętego Paweł Apostoł: A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ttni nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich [jest] Chrystus. Jako więc wybrańcy Boży - święci i umiłowani - obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, takiwy! (Kor 1, 3,11-13) Na dziedzińcu kobiet stało trzynaście wielkich skarbon, do których pobożni Żydzi wrzucali ofiary na utrzymanie świątyni. A trzeba wiedzieć, że w czasach Jezusa w świątyni zatrudnionych było na cztery zmiany około 20 000 kapłanów, nie licząc lewitów. Pewnego razu Jezus siedział niedaleko tych skarbon przyglądając się, jak ludzie wrzucają swoje ofiary. Kiedy pewna uboga kobieta wrzuciła zaledwie dwa drobne pieniążki, Jezus wskazał ją swoim uczniom i powiedział, że ona wrzuciła najwięcej, wszystko bowiem, co miała. Być może Jezus tam na nią czekał. Jeszcze wyżej znajdował się trzeci dziedziniec - Izraela, który podzielony był na dwie części: mniejszą dla mężczyzn i większą dla kapłanów i lewitów. Jezus, nie należąc do pokolenia Lewiego, nie mógł według prawa Mojżeszowego wejść na dziedziniec kapłanów. W części dla kapłanów znajdował się wielki ołtarz z nie ciosanych kamieni o wysokości 4,5 metra, a długości i szerokości po 14 metrów. Na tym ołtarzu oprócz innych ofiar składana była codziennie o godzinie trzeciej (dziewiątej rano) i o dziewiątej (trzeciej po południu) ofiara stała (Tamid) z jednorocznego baranka i z płodów ziemi: mąki, oliwy i wina. Ofiarę tę składało pięciu kapłanów, którzy na jej zakończenie udzielali błogosławieństwa zgromadzonym w świątyni. Tekst błogosławieństwa wyjęty był z Księgi Liczb 6,24-26: Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie oblicze swoje i niech cię obdarzy pokojem. 19 Z ofiarą poranną łączyło się odmówienie przez kapłana modlitwy Szemć i odczytanie tekstu Pisma Świętego ze specjalnego podwyższenia przy ] stopniach schodzących na dziedziniec mężczyzn. Patrząc na kamienny ołtarz, Jezus zapewne pomyślał i o tym, że za kilka dni popołudniowa ofiara z baranka zostanie tu złożona w momencie Jego śmierci na krzyżu. Za dziedzińcem kapłanów widać było wysoką na 45 metrów i tyleż metrów szeroką budowlę mieszczącą miejsce święte (Hekal) i najświętsze (Debir) oraz około trzydzieści osiem sal przeznaczonych dla kapłanów. Wejście do tej budowli było zasłonięte drogocenną zasłoną utkaną z hiacyntu, bisioru, karmazynu i purpury, które to elementy miały wyobrażać cały świat: karmazyn - ogień, bisior - ziemię, hiacynt - powietrze, purpura - morze. To właśnie ta zasłona według Ewangelii Mateusza po skonaniu Jezusa rozdarła się od góry do dołu. Był to wielki znak: dzięki śmierci Jezusa - Baranka Bożego - droga do Boga została otwarta, człowiek, jeżeli zechce, może śmiało przystąpić do Ojca w niebie. W miejscu świętym znajdował się stół z dwunastoma chlebami, świecznik siedmioramienny i cały pokryty złotem ołtarz kadzenia. Na ołtarzu tym dwa razy dziennie składana była ofiara kadzidła. W miejscu najświętszym, odgrodzonym od poprzedniego zasłoną, niegdyś znajdowała się Arka Przymierza, ale od czasu zburzenia świątyni przez Babilończyków nie znajdowało się tu nic. Do miejsca najświętszego mógł wejść tylko arcykapłan, i to raz do roku, w Dzień Pojednania. Jezus wchodząc na kolejne dziedzińce oglądał wszystko. Żegnał się ze świątynią? Nowy etap walki Od niedzieli do czwartku w ciągu dnia Jezus nauczał w świątyni, ale na noc wracał do Betanii. Mateusz działalność tę przedstawia jako serię polemik Jezusa z Jego przeciwnikami, zakończoną niezwykle ostrym, skierowanym do nich przemówieniem, w którym wielokrotnie powtarza się ostrzeżenie: Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy! Jezus, zawsze łagodny, tym razem jednak nie szczędzi swoim przeciwnikom najbardziej gorzkich epitetów: przewodnicy ślepi, ślepi, węże, plemię żmijowe. Do tych ostrych wystąpień musiało dojść, gdyż mówienie prawdy o każdym i każdemu należało do misji Jezusa. Warto zwrócić uwagę, że Mateusz w jednym dniu nauczania Jezusa w świątyni (21,23-23,39) umieszcza osiem polemik, czyli tyle samo, ile Jozue stoczył bitew w ziemi obiecanej w ciągu jednej kampanii po zdobyciu Aj. 20 t.Joz 10,7-39) Niewątpliwie nie jest to przypadkowe: Mateusz pragnie w ten sposób podkreślić podobieństwo Jezusa do Jozuego. Według Mateusza kampania Jozuego zapowiadała walki, które Jezus miał stoczyć dla zdobycia nowemu ludowi wybranemu nowej ziemi obiecanej - królestwa niebieskiego. Dodajmy jeszcze, że wszystkich polemik Jezusa w Judei w Ewangelii Mateusza (19,1-27,61) jest tyle samo, co wszystkich bitew Jozuego w ICanaanie (por. Joz 1,1-11,15). W czwartek walka Jezusa o królestwo Boże dla nowego ludu wchodzi w nową fazę, to już nie będą utarczki słowne, lecz męka i śmierć. Zasiadając do stołu Jezus oznajmia uczniom, że wieczerza tego dnia będzie ostatnią, którą z nimi spożywa na tej ziemi. Nie wspomina jednak ani o uwięzieniu, ani o śmierci, to byłoby dla nich zbyt ciężkie do zniesienia w tej chwili, mówi raczej o uczcie w nowym królestwie. Arcykapłani i starsi ludu zebrani w pałacu Kajfasza, najwyższego kapłana, postanowili, że Jezusa trzeba za wszelką cenę zlikwidować, wzrost Jego autorytetu zaczyna być groźny dla ich władzy, gdyż Jezus działa zupełnie niezależnie, powołuje się jedynie na Boga, nie szuka z nimi współpracy, nie dąży do porozumienia. Urażona pycha zabija w nich wszelkie ludzkie uczucia. Już znaleźli usprawiedliwienie dla swej zbrodni: Jezus zagraża bezpieczeństwu Izraela, dalsza Jego działalność może doprowadzić do rozwoju nastrojów mesjańskich, nie kontrolowanych zbrojnych zamieszek i oczywiście do narodowej katastrofy. Ostrzeżenie Kajfasza wydało się wszystkim zgromadzonym w jego pałacu jak najbardziej logiczne: Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród. (J 11,49-50) Wśród dwunastu uczniów Jezusa był jeden, który też tak sądził i należał do spisku. Ostatnia Wieczerza Msza św. w Wielki Czwartek jest w szczególny sposób związana z Ostatnią Wieczerzą. Niestety, żaden z ewangelistów nie opisuje jej dokładnie. W trzech pierwszych Ewangeliach jej opisy są do siebie bardzo podobne, krótkie i schematyczne. Najdłuższy z nich znajduje się w Ewangelii Łukasza i można go podzielić na sześć części: przygotowanie, zapowiedź zdrady, ustanowienie Eucharystii, spór apostołów o pierwszeństwo, zapowiedź zaparcia się Piotra oraz spojrzenie w przeszłość i w przyszłość. Jan Ewangelista daje zupełnie inny, bardzo długi opis, zawiera on jednak niemal wyłącznie wypowiedzi Jezusa. . * --,:; --.: 21 Przebieg Ostatniej Wieczerzy, jako że była ona wpisana w kontekst wieczerzy paschalnej Izraelitów, możemy sobie częściowo odtworzyć na podstawie tradycji żydowskiej, której zasadnicze elementy znajdujemy w dwunastym rozdziale Księgi Wyjścia. Wieczerza ta miała przypominać Izraelitom oswobodzenie ich przodków z niewoli egipskiej i samą ucztę w noc wyjścia, kiedy to Jahwe idąc przez Egipt "przeszedł" ponad naznaczonymi krwią baranka domami Izraelitów. Obrzęd Paschy utrzymywał się przez wieki, ulegając jedynie nieznacznym zmianom. Do najważniejszych innowacji doszło po osiedleniu się Izraela w Kanaanie, święto Paschy połączono wtedy z wiosenną uroczystością Przaśników. Ponieważ w święto Przaśników pielgrzymowano do sanktuarium, zaczęto dążyć do tego, by Paschę także obchodzić w świątyni. Reforma króla judzkiego Jozjasza w 622 roku przed Chrystusem zawęziła miejsce obchodu Paschy do Jerozolimy: baranka należało ofiarować w świątyni i spożyć tego samego wieczora. Dokładny opis rytuału Paschy w czasach Chrystusa podaje żydowski traktat Pesahim wchodzący w skład Miszny (jedna z dwóch części Talmudu). Paschę obchodzono w miesiącu Nizan, który był pierwszym miesiącem w kalendarzu żydowskim. Każda rodzina powinna postarać się o jednorocznego baranka bez skazy. Czternastego Nizana zabijano baranka w przedsionku świątyni w godzinach popołudniowych, między piętnastą a osiemnastą. Czyniono to według specjalnego rytuału w ten sposób, aby wyciekła z niego krew. Kapłani wylewali krew na stopnie ołtarza, a stamtąd przez kanał spływała ona do potoku Cedron. Część zwierzęcia palono na ołtarzu, a części jadalne zabierano do domu. Już w domu należało upiec baranka w całości na rożnie. Nie wolno było łamać jego kości. Co zostawało po uczcie, wrzucano do ognia. Należało przygotować także gorzkie zioła, przaśny chleb, owoce i wino. Z tłuczonych orzechów, imbiru i wina sporządzano czerwoną papkę, która symbolizowała glinę służącą Izraelitom w Egipcie do wyrobu cegieł. Gorzkie zioła oznaczały ciężką pracę Żydów w Egipcie. Wieczerza winna być spożywana po zachodzie słońca, ale przyjął się zwyczaj urządzania jej już w późne popołudnie. Kiedy ojciec rodziny obmył ręce i odmówił błogosławieństwo, wypijano pierwszy kielich wina oraz spożywano potrawę z gorzkich ziół maczanych w czerwonej papce. Teraz najmłodszy syn pytał ojca o znaczenie uczty: "Dlaczego ta noc różni się od wszystkich innych nocy?" Wówczas ojciec rodziny wygłaszał haggadę, czyli opowiadanie tłumaczące symbolikę święta, posługując się tekstami z Księgi Wyjścia i Powtórzonego Prawa o wyjściu z Egiptu. Opowiadanie rozpoczyna się od słów: "Niewolnikami byliśmy u Faraona 22 w Egipcie". Po opowiadaniu wszyscy śpiewali pierwszą część Halielu (Ps 113-118), sławiącego wyjście z egipskiej niewoli. Rozpoczynał się on od słów: Alleluja. Chwalcie, słudzy Pańscy, chwalcie imię Pana: Niech imię Pańskie będzie błogosławione odtąd i aż na wieki! Od wschodu słońca aż po zachód jego niech imię Pańskie będzie pochwalone! Od początku II w. modlitwa ta kończyła się słowami wyrażającymi nadzieję na przyszłe wybawienie. Po modlitwie wypijano drugi kielich, i następnie pozostali uczestnicy wieczerzy umywali ręce i spożywano przaśny chleb i baranka. Trzeci kielich zwany był "kielichem błogosławieństwa" i był wspólny dla wszystkich. Nad czwartym kielichem, kończącym wieczerzę, iccytowano resztę hymnu Hallel. Byliśmy niewolnikami faraona. Zapędzano nas do ciężkiej pracy przy wyrobie cegieł. Domagano się, byśmy wyrabiali ich coraz więcej. Pytano, dlaczego nie wykonaliśmy planu. Karano nas niesprawiedliwie. Każdy dzień zdawał się udręką. Nie mieliśmy żadnej przyszłości: naszych synów kazano topić w Nilu zaraz po urodzeniu. Wołaliśmy do Boga naszego praojca Abrahama: Ratuj! Śmierć zagląda nam wszystkim w oczy. Zagłada całego Twojego ludu już jest blisko. Nikt już nie wezwie Twego imienia. I usłyszał nas Bóg. I wysłuchał nas. I rzekł: W noc wiosennej pełni księżyca przejdę przez Egipt i uczynię sąd, w każdym domu zjawi się śmierć po najstarszego syna, tylko domy, gdzie drzwi będą pomazane krwią baranka - ominę. Krew baranka była znakiem, krew baranka uratowała nas. Tej nocy wyszliśmy z Egiptu z podniesioną ręką. Dla Izraelitów wieczerza paschalna była przypomnieniem nie tylko wyjścia z. Egiptu, lecz także prawdy o wybraniu ich narodu, potomków Abrahama, do szczególnej relacji z Bogiem: Bóg zechciał zawrzeć z nimi przymierze - byli ludem przymierza z Tym, który stworzył świat, którego tron był ponad wszystkie trony ziemi. Bóg ich wyzwolił, ponieważ przeznaczył ich do wielkich zadań w rodzinie narodów: mieli stać się królestwem kapłanów i ludem świętym (por. Wj 19,6). O tym dowiedzą się pod górą Synaj. W noc strasznego sądu, kiedy po dziewięciu plagach przyszła ostatnia, najgorsza z możliwych, Izraelici zgromadzeni wokół zabitego baranka doświadczali już błogosławieństwa przymierza z Bogiem. I nie miało to być jednorazowe doświadczenie. 23 Przymierze trwało nadal. Noc paschalna zapowiadała opiekę Boga również w przyszłości. Niech naród wspominając noc wyjścia odnawia w sobie wiarę w moc przymierza! Niech się cieszy swoim wybraniem! Niech nikt z wybranych nie śpi tej nocy! W Księdze Wyjścia czytamy: Tej nocy czuwał Pan nad wyjściem synów Izraela z ziemi egipskiej. Dlatego noc ta winna być czuwaniem na cześć Pana dla wszystkich Izraelitów po wszystkie pokolenia. (12,42) Czy Jezus opowiedział apostołom haggadę paschalną? Wyjście z Egiptu było właściwie tylko zapowiedzią tego, co się miało dokonać tej nocy i następnego dnia, było figurą zaplanowanego przez Boga nowego wyjścia z niewoli o wiele bardziej wyniszczającej i okrutnej, bo z niewoli potężnego i niesłychanie inteligentnego ducha zbuntowanego przeciwko odwiecznej Prawdzie i odwiecznej Miłości. Ducha tego nazywał Jezus "księciem tego świata" i "ojcem kłamstwa", a także "Szatanem". Baranek, którego krwią pomazano drzwi, był tylko figurą "Baranka Bożego", którego Krew przyniosła wyzwolenie nie jednego narodu, lecz wszystkich ludzi, którzy uwierzą. Jezus kieruje uwagę apostołów ku nowemu wyzwoleniu i nowemu przymierzu. O przymierzu nowym mówił prorok Jeremiasz: Oto nadchodzą dni - wyrocznia Pana - kiedy zawrę z domem Izraela (i z domem judzkim) nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich Władcą - wyrocznia Pana. Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach - wyrocznia Pana: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę ich Bogiem, oni zaś będą Mi narodem. (Jer 31,31-33) Po cóż opowiadać o tym, co było? Teraz dokonuje się coś jeszcze większego. Bóg zawiera ze swoim ludem nowe przymierze. Nowe przymierze stanie się podstawą nowego Izraela - ludu, który będzie miał prawo wypisane w sercu i będzie nim żył, dla którego Bóg będzie naprawdę Bogiem. 24 Ś w. Mateusz pisze: A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom mówiąc: "Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje." Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im mówiąc: "Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów." (Mt 26,26-28) Obecnie Żydzi na wieczerzy paschalnej nie spożywają baranka. Umywanie nóg Przed liturgią Eucharystii proboszcz zgodnie z przepisami liturgicznymi umywa nogi wybranym mężczyznom: biorącym udział w koncelebrze kapłanom oraz ojcom dzieci, które na tej Mszy św. przystępują do pierwszej, wczesnej, Komunii św. Do wczesnej Komunii św. przystępuje dzisiaj kilkunaścioro dzieci. Wszystkie siedzą wraz ze swoimi rodzicami i rodzicami chrzestnymi w pierwszych ławkach. Proboszcz na kolanach z dzbankiem i ręcznikiem w ręku przesuwa się od osoby do osoby, polewa wodą prawą nogę, wyciera i całuje. Zdejmuję but, ściągam skarpetkę. Jest to dosyć krępujące. Czy naprawdę taka ceremonia jest potrzebna? Św. Jan w swojej Ewangelii pisze, że Jezus na wieczerzy przed Świętem Paschy, wiedząc, że Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca już nadeszła, umiłował swoich do końca. Następnie pisze, że Jezus złożył szaty, przepasał się prześcieradłem, nalał wody do miednicy i zaczął umywać nogi swoim uczniom (por. J 13,1 nn). Umywanie nóg było czynnością niewolnika. Nic dziwnego, że Szymon Piotr protestuje, nie chce dopuścić do takiego poniżenia się Jezusa: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał. Ale Jezus nie ustępuje. Możemy sobie wyobrazić, jak głęboka cisza musiała zapanować w wieczerniku, kiedy Jezus przechodził od jednego do drugiego ucznia z miską i dzbanem. Któż nie zamilknie w obliczu czegoś zupełnie niezrozumiałego? Jak się wtedy czułeś, Szymonie Piotrze? - Byłem oszołomiony, w głowie huczały mi słowa: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego (Mt 16,16) - za które Jezus na drodze w okolicach Cezarei Filipowej pochwalił mnie. Cały czas się modliłem: Boże Jedyny, Przedwieczny, czy nie ma innego sposobu na oczyszczenie mnie grzesznego? Opamiętaj swojego Syna, daj Mu znak, że wystarczy! Panie, czy nie za bardzo się poniżasz? Kiedy ludzie się o tym dowiedzą, zlekceważą Cię. Co pomyślą o Twoim Ojcu w niebie, bo przecież powiedziałeś: Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. (J 14,9) - Ojciec niebieski nie tylko pragnie, żebyś był czysty, On cię po prostu umywa, oczyszcza, narażając się, że Go nie rozpoznasz, że Go zlekceważysz, 25 a może nawet odepchniesz. Stworzyłeś sobie obraz Boga na wzór swoich bożków. Właśnie chce ci ten obraz zburzyć. To prawda, bożek nie umywa nóg Zrozum, że Bóg jest zupełnie inny. W homilii proboszcz zachęca mężczyzn - głowy rodzin - aby dzisiaj po uroczystej wieczerzy w domu umyli nogi swoim domownikom. Jezus powiedział: Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana, ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować. (J 13,15-17) Postanawiam zapytać jutro przygodnie napotkanych parafian, czy u nich w domu wezwanie proboszcza potraktowano poważnie. Zdrada Judasza Obok Jezusa siedział Jan, gdzieś blisko Piotr, a także Judasz Iskariotaj W pewnym momencie w czasie Ostatniej Wieczerzy, gdy wszyscy jedli, Jezus powiedział: Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was Mnie zdradzi. (Mt 26,21) Spoglądali uczniowie jeden na drugiego niepewni, o kim mówi. (J 13,22) - Panie, jesteśmy wybrani. Co mówisz? Wiemy, że z Tobą jest Bóg. - A jednak widzę noc... - Trzeba wyjaśnić sprawę! Czy myślisz o tym, który nie mógł zrozumieć . zakazu rozwodu i powtarzał w kółko: Jak to możliwe? Czy o tym, który ciągle zostawał w tyle, by poprawić sandał? Czy o tym, który marzył: będę pierwszy po Nim - i mówił do Ciebie: Ja się nadaję żeby być Twoją prawą ręką? Czy o tym, który zbierał na chleb dla Ciebie? - Kto z nas zdradził Jezusa? Bardzo tym zasmuceni zaczęli pytać jeden przez drugiego: "Chyba nie ja, Panie?" On zaś odpowiedział: " Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził". Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: "Chyba nie ja, Rabbi?" Odpowiedział mu: "Tak jest, ty". (Mt 26,22-25) Zastanawiam się nad zaślepieniem Judasza. Jezus nie mógł mu wyraźniej powiedzieć, że wie o jego niecnym planie, i nie mógł mu w gorszych barwach przedstawić konsekwencji jego czynu: Lepiej, żeby się nie narodził. A jednak 26 Judasz stawia obłudne pytanie i w dalszym ciągu gra rolę dobrego ucznia. Całkowita nieczułość sumienia. Panie, powiem szczerze: Nie rozumiem, dlaczego wybrałeś Judasza do grona swoich apostołów. Przecież dobrze go znałeś. Jak mogłeś zachować spokój w jego towarzystwie przez całe trzy lata? Jak mogłeś cieszyć się i uwielbiać Ojca, mając przy sobie człowieka, który Cię zdradzi? Czy nie raniło Cię każde jego słowo, każde jego spojrzenie? - Dlaczego wybrałem Judasza? A dlaczego wybrałem Piotra, Jakuba, ciebie, miliony i miliardy innych? Zawsze dla tego samego: Aby objawić imię Ojca, i aby miłość, którą Ojciec Mnie umiłował, w was była i Ja w was (por. J 17,26). - Panie, ale wiedziałeś, jak to się skończy. - Tak, wiem też, jak to się skończy z wybraniem innych milionów i miliardów. Ale muszę objawiać Ojca wszystkim. - Panie, dlaczego on, będąc tak blisko Ciebie, zwątpił? ; - Straszna jest potęga zła. ?. Judasz zwątpił w Jezusa już na długo przed Ostatnią Wieczerzą - i tylko należy się dziwić, że nie odszedł wcześniej, jak to zrobiło wielu innych. Wiemy, że Jezus jeszcze w czasie nauczania w Galilei dał do zrozumienia Judaszowi, co o nim myśli, chcąc pobudzić go do refleksji nad sobą. Było to po cudownym rozmnożeniu chleba, po kazaniu o Eucharystii i opuszczeniu Jezusa przez wielu uczniów. Jezus wtedy zapytał apostołów: "Czyż i wy chcecie odejść?" Odpowiedział Mu Szymon Piotr: "Panie do kogóż pójdziemy, Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga." Na to rzekł do nich Jezus: "Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem". (J 6,67-70) Jan komentuje te słowa Jezusa następująco: Mówił o Judaszu, synu Szymona Iskarioty. Ten bowiem -jeden z Dwunastu - miał go wydać. (J 6,71) Nie jest to łatwe do zrozumienia: Jezus nazywa "diabłem" Judasza, jednego z dwunastu, który miał władzę uzdrawiania chorych i wyrzucania złych duchów, tym dwunastu bowiem Jezus polecił: Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. (Mt10,8) Ukrywanie niewiary w Jezusa, a jednocześnie przyznawanie się do Niego jako do Mistrza, czyli życie w całkowitym zakłamaniu, doprowadziło Judasza do największego nieszczęścia - do opętania przez złego ducha. Ten, który ze złym zwycięsko walczył, został w końcu przez niego zwiedziony i zniewolony. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na to, że ostateczne opętanie Judasza dokonało się przez coś, co właściwie powinno przynieść mu błogosławieństwo. 27 W Ewangelii Jana czytamy: Jezus odparł: "To ten, dla którego umaczam kawałek [chleba] i podam mu". Umoczywszy więc kawałek [chleba], wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty. A po spożyciu kawałka [chleba] wszedł w niego szatan. (J 13,26-27) Jeżeli w sercu zapanował "ojciec kłamstwa", nawet najświętsza rzecz staje się przekleństwem. ;,, Jezus i Książę tego świata Pierwsze spotkanie Jezusa z Szatanem miało miejsce na pustyni w godzinie największego upału, kiedy Jezus osłabiony był pragnieniem i głodem: nic nie jadł i nie pił już czterdziesty dzień. Szatan przyszedł jak mędrzec szukający ucznia, jak ktoś, kto przynosi pomoc. Było jednak w nim coś dziwnego: jego smukła, ściśle okryta płaszczem sylwetka nie rzucała na ziemię żadnego cienia. To było niesamowite. Usiadł naprzeciw Jezusa i długo milczał. Jeszcze nie miał do czynienia z Kimś, Kogo Bóg w tak uroczysty sposób nazwał swoim Synem. Od czego powinien rozpocząć? Rozmowę z Ewą w raju rozpoczął od pytania: Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie ze wszystkich drzew tego ogrodu? (Rdz 3,1) Pytanie to nie miało na celu znalezienia prawdy, jego celem było zwiedzenie. I udało się. Teraz - na pustyni - Szatan postanowił zacząć równie uprzejmie: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem. (Mt 4,3) Słowa te można było rozumieć niekoniecznie jako wyraz braku wiary. Mogły wypływać z troski o zabiedzonego i zgłodniałego człowieka. Przemienić kamień w chleb - i tak zawsze przemieniać. Jeżeli chcesz uszczęśliwić świat, daj ludziom taką moc! - Chleb z kamienia? Tylko obfitość chleba? Czym byłoby życie na ziemi bez znajomości świata ducha? Nie mów mi o postępie, jeżeli masz na myśli tylko coraz doskonalsze maszyny, z nimi rośnie również strach przed jutrem. Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych. (Mt 4,4) Szatan zna również Pismo. Może cytować je przez cały dzień: Jeżeli tak ślepo wierzysz Słowu Bożemu - i jeżeli jesteś Synem Bożym - rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkażę o tobie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień. (Mt 4,6) - Nie manipuluj słowami Pisma Świętego! Wyjęte z kontekstu (także historycznego) mogą zatracić swój właściwy sens. - Czy wiesz, Synu Boży, jak krucha jest wiara ludzi w moc Twojego Ojca? Zobacz, w czym szukają zdrowia, na czym chcą budować pomyślność dla 28 siebie i swoich rodzin. Szukają mocy w tym, co ja im podsuwam. To może być śmieszne aż do łez, ale gdy im powiem: uwierzcie w moc gwiazd, w moc kamieni i metali - uwierzą; gdy cokolwiek im ukażę i powiem: "Bierzcie! to wam zapewni dojście do celu bez potrzeby rozróżniania grzech-cnota, dobro-zło", wezmą to. Zrobią wszystko, aby tylko nie zwracać się z prośbą do TWojego Ojca, aby nie wychodzić z ciemności, z mojego królestwa. Nawet jeśli powiem temu czy owemu: rzuć się w dół ze szczytu tej góry! - to rzuci się. A jak Ty wierzysz w moc Ojca? Odrzekł mu Jezus: Ale jest napisane także: "Nie będziesz wystawiał na próbę Pana Boga swego". (Mt 4,7) Szatan zniecierpliwił się. Zdania z Pisma Świętego przewrotnie zinterpretowane bardzo często sprawdzały się jako dobry oręż w walce właśnie z pobożnymi, ale zbyt pewnymi siebie albo szukającymi prawdy, bez znajomości całego Bożego Objawienia. Jezus okazał się dobrym znawcą Pisma. Dialog na chwilę się urwał, jednocześnie na pustyni zaczęło się dziać coś dziwnego: chociaż niebo pozostawało bezchmurne, na ziemię od strony Szatana zaczęły zstępować jakieś cienie, mieszać się, tworzyć obrazy coraz bardziej złożone i wyraźne, piękne: obrazy wielkich budowli, wielkich miast pełnych życia, wielkich zgromadzeń ludzi rozśpiewanych i roztańczonych. Szatan nie odwrócił się, był jednak świadomy tego, co się za nim dzieje. Przyglądał się Jezusowi, chciał odgadnąć, czy Jezus podziwia je, szykował się jakby do ostatniego ataku. I znowu zaczął mówić. - Spójrz na ten świat. Nie na pustynię, oczywiście, ale na te miasta-molochy, w których miliony ludzi pracują od rana do nocy, aby dodać jakąś nową rzecz do tych, które już mają, nowe doświadczenie do tych, które przeminęły, aby stanąć wyżej na panującej nad miastem górze sukcesu, aby się bawić. Spójrz na karawany samochodów jadących równymi szeregami podwójnymi, potrójnymi, poczwórnymi, na ich posiadaczy pewnych, że przestrzeń jest tylko kwestią czasu i pieniędzy. Spójrz na tych, którzy właśnie mówią o nieograniczonych możliwościach człowieka, i na tych, którzy sprzedają nadzieję: kolorowym światłem malując na ekranie marzenia na pociechę znudzonych. Jacy są wspaniali! Dam ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon. (Mt 4,9) Otóż właśnie, Szatan, cokolwiek by powiedział i jakiekolwiek hasła by Kłosił, zawsze ma na celu to samo: oddaj mi pokłon, poddaj się pod moją władzę! Zamęcza go żądza dorównania Bogu. Do rozmowy Jezusa z Szatanem dochodzi na pustyni. Pustynia to w tradycji Hebrajczyków miejsce, gdzie najłatwiej można spotkać kogoś ze świata duchów: tam Mojżesz miał widzenie krzewu gorejącego i usłyszał 29 z niego głos Boga; tam, na górze Synaj, cały naród ujrzał budzące lęk znakij Boże. Szatan, w swojej przewrotności naśladujący Boga dla uwiedzenia człowieka, również nie stroni od pustyni: wie, że samotność i zmęczenie nie zawsze otwierają na to, co dobre. Iluż to spragnionych, poszukujących wody życia piło z jego zatrutych zapasów! Iluż to zabłąkanych pozostawiło tu swoje kości, idąc ku wyczarowanym przez niego fałszywym oazom! Dlaczego Jezus, nie uchyla się od rozmowy z Szatanem? Cóż może przynieść wymiana słów miłości z nienawiścią, prawdy z kłamstwem i prostoty z pychą? Może Jezus chce doświadczyć w pełni ludzkiego losu? Wydaje się jednak, że Jezus po prostu nie mógł uchylić się od spotkania z Szatanem, przecież dzieło zbawienia polegało między innymi na uwolnieniu człowieka od jego władzy. Zwróćmy uwagę na to, co pisze Mateusz: Wtedy Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. (Mt 4,1) To spotkanie zostało zaplanowane przez Boga. Jezus w imieniu całej ludzkości ma trzy razy powiedzieć Szatanowi - "nie!" Syn Boży przyszedł na ziemię, aby dać świadectwo prawdzie, a prawda jest taka: uszczęśliwić człowieka może tylko Bóg, który jest miłością, tylko On może dać pełnię życia. I Bóg tego pragnie, ponieważ jest miłością: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. (J 3,16) Szatan przy spotkaniu z Jezusem na pustyni musiał przekonać się o Jego niezwykłej sile; odszedł pokonany, ale bynajmniej nie zrezygnował z walki; wiedział, że obecnie jego najpotężniejszym przeciwnikiem jest Ten, którego Ojciec niebieski nazwał swoim Synem umiłowanym; wiedział też, że będzie musiał przygotować bardzo szczegółowy i długofalowy plan Jego zniszczenia. Według ewangelisty Łukasza Szatan po trzeciej pokusie odstąpił od Jezusa aż do czasu. (por. Łk 4,13) Nie znaczy to jednak, że Jezus nie spotykał już więcej złych duchów na swojej drodze, spotykał je ciągle - przede wszystkim w opętanych. I wypędzał je. Opętany z kraju Gerazeńczyków Jezus chciał nieco odpocząć, ponieważ od wielu dni otaczały Go tłumy ludzi. Przychodzili do Niego chorzy, biedacy wyczekujący jakiejś istotnej przemiany w życiu, pobożni chcący zobaczyć Proroka, zwolennicy Jezusa, którzy - gdy był w okolicy - rzucali wszystko, aby Go posłuchać, a także Jego przeciwnicy zbierający materiał do złośliwych krytyk, no i po prostu ciekawscy. Każdy uważał, że ma prawo być jak najbliżej Jezusa. Ludzie wystawali godzinami przed domem, do którego właśnie wszedł, tłoczyli się w uliczkach, którymi miał przejść, szli za Nim od wioski do wioski. Uczniowie Jezusa byli 30 zachwyceni, taką popularnością swojego Mistrza. drugą stronę jeziora, na miejsce pustynne, " do Wz,, pogoda by,a p*»- KU. r: - aluzja do nadchodzącej wojny z Rzymem? Niego Mieli nadzieję porozmawiać z Jezusem na drugim brzegu, chcieli zaciągnąć się do służby w Jego ochronie. Szymon zwany Gorliwym miał jeszcze ciągle w uszach słowa królestwa niebieskiego przez ludzi gwałtownych, chociaż Jezus kilka dni wcześniej zastanawia się jak czy Jakub nie jest bardziej pojętny od niego. Obaj zgodzili się że zo kto jestwz U, więcej nie przyjść i będziesz narzekał na Tylko Jezus może zmienić Twoje życie. Z Nim przybywa królestwo niebieskie." Obyś go nie przegapił!" Innym razem znowu Galilejczykom ubranym według najnowszej mody, słuchającym go z obojętną miną, cytował Pismo wymachując ręką: Od rana do wieczora okoliczności się zmieniają i wszystko prędko biegnie przed Panem. (Syr 18,26) Szymon Gorliwy co i raz rzucał wzrokiem na któregoś z wiosłujących razem z nim apostołów i oceniał w sercu: czy jest odważny, oddany sprawie, czy jest gwałtownikiem królestwa niebieskiego? Wydawało mu się, że najbardziej aktywni i przedsiębiorczy w całej grupie są niewątpliwie Piotr i Judasz. Wysoko cenił Jana i Jakuba, których Jezus wyróżniał. Jan gotów był dla Jezusa niszczyć piorunami wsie samarytańskie... Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. (Mk 1,15) Cóż to może oznaczać? - pytał sam siebie Szymon Gorliwy - jeśli nie zapowiedź bliskiego przewrotu, wyzwolenie Izraela, a może podbicie całego świata przez legiony mesjańskie? Esseńczycy z Qumran, jeszcze dokładniej przestrzegający Prawa niż faryzeusze i znający ponoć jakieś tajemne objawienia, już od wielu dziesiątek lat szykują się do wielkiej wojny z synami ciemności. Mają nawet gotowe regulaminy dla oddziałów wojskowych Mesjasza. A co głosił Jan Chrzciciel? Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. (Łk 3,9) Dla Boga nie ma znaczenia, że jesteśmy niewielkim krajem. Szymon wiosłując wpatrywał się w Jezusa z miłością i wprost religijną czcią, potem rzuciwszy okiem na łodzie płynące za nimi, zaczął liczyć, ilu jest na nich ludzi. Synowie ludu wybranego. Czyści, wierni Jedynemu, Przedwiecznemu, który z ich ojcami zawarł przymierze na Synaju. Takim właśnie - prowadzonym przez Jozuego - nie mogły się oprzeć plemiona Kanaanu. Następnie apostoł zwrócił oczy na daleki brzeg i zrodziło się w nim nagle olśniewające przeczucie: już niedługo będą tam miały miejsce wielkie, historyczne wydarzenia. Zamknął oczy i zaczął w myśli recytować ulubiony fragment z Psalmu sześćdziesiątego ósmego: Bóg wstaje, a rozpraszają się Jego wrogowie i pierzchają przed Jego obliczem ci, którzy Go nienawidzą. Rozwiewają się jak dym się rozwiewa, jak wosk się rozpływa przy ogniu, tak giną przed Bogiem grzesznicy. A sprawiedliwi się cieszą i weselą przed Bogiem, i radością się rozkoszują. (Ps 68, 2-4) Znowu zaczął wpatrywać się w Jezusa, wydawało mu się, że Pan się modli, albo zmęczony działalnością przed południem - zasypia. Teraz Szymona 32 zaczeła męczyć inna sprawa: nauczanie Jezusa w przypowieściach. Był pewny, że Jezus coś świadomie przed ludem ukrywa, że nie chce wszystkiego powiedzieć. Jest znamienne, że kiedy apostołowie spytali Go, dlaczego naucza w przypowieściach, odpowiedział: Wam dano poznać tajemnice królestwa, im zaś nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. (Mt 13,11-12) Czy Jezusowi nie chodzi o zmylenie czujności Rzymian? Przecież to jest jasne, że Rzymianie nie mogą dowiedzieć się, kim Jezus jest naprawdę i jakie ma plany. Natychmiast staraliby się udaremnić te plany. Oni nie mają Prawa, nie mają obietnic mesjańskich, dlatego niczego nie mogą otrzymać od Mesjasza - a w dodatku utracą to, co mają; Mesjasz odbierze im władzę, zniszczy całą ich potęgę. A jednak przypowieść, którą Jezus wcześniej wygłosił, trudno skojarzyć z powstaniem, wojną. Ziarno padło w różne miejsca, wydało plon tylko to, które padło na glebę żyzną. Nie ma tu nic o zbrojnym konflikcie. Potem Jezus wyjaśnił, że ziarnem jest Słowo Boże. Nagle piękna dotąd pogoda zmieniła się, pojawiły się ciężkie, ciemne chmury i jednocześnie od wschodu zaczął wiać silny wiatr, podnosząc na wodzie coraz wyższe fale. Łodzią zakołysało. Uczniowie przy wiosłach starali się ustawić dziób pod wiatr, ale przy każdej nowej fali woda dostawała się do wnętrza. Szymon Gorliwy spojrzał na Jezusa, który od pewnego czasu odpoczywał na dnie łodzi, na płaszczach swoich uczniów, które zwinął i podsunął Mu Piotr - i spostrzegł, że Jezus śpi. Prymitywne posłanie było już całkiem mokre. Piotr z kilkoma innymi zaczęli dłońmi wylewać wodę, której jednak ciągle przybywało. Fale stawały się niebezpieczne. Łodzią rzucało na wszystkie strony i aż dziwne było, że Jezus jeszcze się nie obudził. Na twarzach uczniów pojawił się lęk. Gdyby łódź wywróciła się, Jezus na pewno by się utopił. Ktoś krzyknął do Piotra, żeby obudził Jezusa. Ten zwlekał, tylko jeszcze gorliwiej zaczął wylewać dłońmi wodę. Nagle wysoka fala uderzyła o łódź i wyrwała Szymonowi z rąk wiosło, a wiatr prawie porwał go z miejsca. Apostoł z całych sił uchwycił się burty, aby nie wypaść na zewnątrz. Był przekonany, że to nie jest zwykła burza, jeszcze nigdy niczego podobnego nie przeżył na tym jeziorze, nigdy nie bał się jak w tej chwili; jakaś siła mąciła wodę, zrobiło się ciemno. Czy tak miałby się skończyć sen o królestwie? Wtem kolejna fala wprost zalała łódź. Przemoczeni do ostatniej nitki i przerażeni uczniowie rzucili się w stronę Jezusa wołając: Panie, ratuj, giniemy! (Mt 8,25) Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? (Mk 4,38) Jezus uniósł się na lewym ramieniu, a potem usiadł. Patrzył nie na groźne i wzburzone jezioro, lecz w oczy uczniów. Był zupełnie spokojny. Ten spokój zaskoczył Szymona. "Może On nie zdaje sobie sprawy z tego, co . -. ... 33 się dzieje" - pomyślał. Ale przecież to niemożliwe: łodzią nadal kołysało tak, że Jezus pochylił się mocno w stronę lewej burty. Wreszcie rzekł: Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary? (Mt 8,26) "Panie, jak to - małej wiary? - Szymon chciał zakrzyknąć, ale nie otworzył nawet ust. - Czyż ta łódź nie ma prawa zatonąć? Jeżeli fale nas zalewają, to wszystko może się zdarzyć." Jezus spojrzał na niego w taki sposób, jakby znał jego myśli. Uczniowie wpatrywali się w swego Mistrza spodziewając się jakiegoś polecenia, wskazówki, jak się ratować. Ale On przeniósł swój wzrok na jezioro, na rozkołysane fale, na pędzone przez wiatr chmury, potem wstał bez pośpiechu i zawołał: Milcz, ucisz się! (Mk 4,39) I w jednej chwili wszystko się uspokoiło. Wody jeziora utworzyły równą taflę, czarne chmury jakby się rozpłynęły, na powrót zajaśniało słońce. Uciszenie burzy napełniło uczniów lękiem nie mniejszym niż sama burza, pytali jeden drugiego: Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne? (Mk4,41) Kim On jest? Szymon Gorliwy przypomniał sobie, że Jozue potrafił wstrzymać w swoim biegu słońce, a Eliasz sprowadzić z nieba ogień. Tak, niewątpliwie - myślał - Jezus należy do tych nielicznych wybranych, którym Bóg powierza do wypełnienia nadzwyczajne zadania; ta burza była potrzebna, abyśmy ujrzeli Jego moc; nigdy już nie zwątpię, nigdy nie utracę wiary w Niego. Po niedługim czasie dobili do południowego brzegu jeziora w kraju Gerazeńczyków. Nie było to zbyt dobre miejsce. Brzeg wznosił się nad jeziorem na wysokość od sześciu do dwunastu metrów i musieli szukać dogodnego miejsca, aby wysiąść. Kraj Gerazeńczyków nie należał do Heroda Antypasa, lecz wchodził w skład terytorium Dekapolu zarządzanego bezpośrednio przez Rzymian. Tylko połowę tutejszej ludności stanowili Żydzi. Kiedy wysiedli z łodzi i przeszli dosłownie kilkanaście kroków wzdłuż wysokiego i pustego brzegu, zdarzył się bardzo nieprzyjemny wypadek. Nagle ze znajdującego się nie opodal cmentarza wybiegł człowiek na pół nagi, brudny, z rozwichrzonymi włosami i brodą, z dzikim wyrazem twarzy. W jego czarnych wytrzeszczonych oczach było coś przerażającego. Podbiegł do Jezusa, upadł przed Nim na kolana i opierając się o ziemię rękami, z głową nisko pochyloną, wyraźnie bojąc się spojrzeć na Niego, zaczął krzyczeć ochrypłym głosem: Czego chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? (Mk 5,7) Wstrętny fetor uderzał w nos, zaciskał gardło, uczniowie poczuli, że nie mogą przełknąć śliny. Spojrzeli na Jezusa niezdecydowani, jak mają się zachować. Nie było wątpliwości, że jest to człowiek opętany przez złego ducha. Skąd bowiem znałby imię Jezusa, skąd by 34 wiedział, że jest On Synem Bożym? Jezus w tej okolicy nigdy jeszcze nie był. Ludzie nie nazywali Go dotąd Synem Bożym. Natomiast świat duchów wiedział już, kim jest Jezus. Różne są stopnie opętania. W skrajnych przypadkach człowiek traci całkowicie władzę nad sobą, nie kieruje się własnym rozumem ani wolą, jego ciało staje się narzędziem, którym posługuje się zły duch. Oczywiście jest to możliwe tylko wówczas, kiedy człowiek otworzy się na jego wpływ, kiedy przez grzech świadomie i dobrowolnie odrzuci Boga jako swojego Pana, a zwłaszcza kiedy zgodzi się na korzystanie z mocy ofiarowanej mu przez księcia ciemności. Niebezpieczną drogą, która może doprowadzić do opętania, są między innymi praktyki okultystyczne. Oprócz opętania istnieją także zniewolenia i opresje, które mogą istnieć jednocześnie ze wszystkimi oznakami życia religijnego. Jezus patrzył z powagą na ofiarę złego ducha, zdegenerowaną, zniszczoną psychicznie i fizycznie; nie był zaskoczony, wydawało się, że spodziewał się tego spotkania. Po chwili milczenia rozkazał: Wyjdź duchu nieczysty z tego człowieka! (Mk 5,8) Opętany zaczął jęczeć: Zaklinam Cię na Boga, nie dręcz mnie! (Mk 5,7) Upadł na ziemię, odwracał głowę gwałtownie w lewo, w prawo, jakby jakaś niewidzialna ręka chciała mu skręcić kark. Jezus zapytał ducha: Jak ci na imię? Ten odpowiedział: "Legion", bo nas jest wielu. Następnie duchy zaczęły błagać Jezusa, aby nie wypędzał ich z tej okolicy, mówiły: Poślij nas w świnie, żebyśmy w nie wejść mogli! Teraz apostołowie zauważyli, że na zboczu wzgórza, niedaleko od brzegu pasie się wielka trzoda świń, mnóstwo, które trudno było oszacować. Trzoda wyglądała jak żywe, garbate i rozległe pole. I Jezus - ku zdumieniu swoich uczniów - pozwolił duchom nieczystym wejść w nie. Kiedy "Legion" otrzymał Jego zgodę, opuścił człowieka, a ten przestał jęczeć i wykrzykiwać, ustały skurcze mięśni, podniósł się z ziemi do pozycji siedzącej i rozglądał się po wszystkich z twarzą zupełnie odmienioną, jego oczy nabrały rozumnego wyrazu. Widać było, że czuje się zupełnie zagubiony w sytuacji, w której się znalazł. Spoglądał na swoje brudne ręce i nogi, poszarpane, skąpe i cuchnące odzienie... Nagle uwagę wszystkich zwrócił hałas od strony wzgórza: cała ogromna trzoda pędziła jak oszalała w kierunku stromego brzegu jeziora. W potwornym kwiku setek zwierząt całkowicie ginęły krzyki pasterzy i ujadanie psów. Na uratowanie trzody nie było sposobu. Apostołowie ze zgrozą obserwowali, jak świnie - jakby poddane przymusowi - rzucają się do jeziora i giną. To trwało niesamowicie długo, za długo, aby zachować spokój, aby nie uświadomić sobie, że oto tutaj, na ich oczach rozgrywa się fragment tajemniczej bitwy, w której biorą udział niewidzialne dla nich, a jednocześnie 35 potężne siły, będące w stanie wdeptać w ziemię takich jak oni Odruchowo cała Dwunastka skupiła się ciaśniej przy Jezusie. ciało i krew Zagrożenie dla ciała i dla duszy W złych duchach Jezus widział główne zagrożenie dla nas - ludzij Nie tylko dla naszego życia wiecznego, również dla życia doczesnego Niektóre choroby przypisywał właśnie ich wpływom. Na przykład Ewangelista Marek opowiada, że po przemienieniu na górze Jezus uzdrawia pewnego* chłopca, niemowę od dzieciństwa, który objawia również wszystkie cechy epileptyka. Uzdrowienia tego dokonuje Jezus przez wyrzucenie złego ducha mówiąc: Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź więcej w niego! (Mk 9,25) Kiedy w pewien szabat Jezus spotkał w synagodze kobietę, która od osiemnastu lat była pochylona i nie mogła się wyprostować, uzdrowił ją, a potem w odpowiedzi na zarzut przełożonego synagogi, że uzdrawia w szabat, określił jej chorobę jako związanie przez szatana: A tej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi, nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu? (Łk 13,16) Zwalczane przez Jezusa złe duchy starały się poprzez ludzi, na których miały wpływ, podważyć autorytet Jezusa i w ogóle przeszkodzić Jego działalności. Znamienne, że ewangeliści, pisząc o niektórych żądaniach i pytaniach stawianych Jezusowi przez faryzeuszów, używają czasownika "kusić", czyli tego samego co w opowiadaniu o kuszeniu na pustyni, np.: Nadeszli faryzeusze i zaczęli rozprawiać z Nim, a chcąc wystawić Go na próbę (kusić), domagali się od Niego znaku. (Mk 8,11; por. 10,2; 12,15) Nie wszystko, co wydaje się wynikiem sił natury albo ludzką tylko działalnością, rzeczywiście tym jest. Św. Paweł był zupełnie pewny, że musimy walczyć z wrogimi nam duchami. W Liście do Efezjan pisze: Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. (Ef 6,13) Najbardziej niebezpiecznym przeciwnikiem jest ten, którego sobie nie uświadamiamy, może nas bowiem zaskoczyć. Według św. Jana zniszczenie dzieła diabła było głównym celem przyjścia Jezusa na ziemię (por. l J 3-8). O Edwardzie i jego zainteresowaniu okultyzmem dowiedziałem się od pani Leokadii. Znała go dobrze i była zaniepokojona tym, co opowiadał o swoich 36 doświadczeniach w tej dziedzinie. Próbowała przekonać go, że grozi mu niebezpieczeństwo, ale bezskutecznie. Wreszcie postanowiła zorganizować mu spotkanie z jakimś księdzem (a dokładnie ze mną). Pomysł ten spodobał się Edwardowi. Prawdę mówiąc, zaczął niedomagać na zdrowiu i być może począł również zastanawiać się, czy na pewno ma rację. Od razu po powitaniu poprosiłem go, aby opowiedział jak "to" się zaczęło, jakim praktykom okultystycznym się oddawał; później miałem mu przedstawić naukę Kościoła W odniesieniu do tego, co czynił i czego doświadczał, wreszcie miałem go ostrzec przed skutkami okultyzmu w jego życiu zarówno fizycznym, jak i duchowym. Oto jego opowiadanie: Pewnego dnia nudziliśmy się w pracy z koleżanką i ona zaproponowała: "Wywołujmy duchy!" Pochodzę z rodziny katolickiej. Takich rzeczy u nas się nie robiło. Ale wtedy ogarnęła mnie wielka ciekawość. Na kartce papieru wypisaliśmy litery, położyliśmy talerzyk i zaczęło się. Talerzyk przesuwał się po kartce z dużą szybkością. Składaliśmy z nich całe słowa i zdania. Zgłosił się jej patron astralny. Zadawaliśmy mu pytania i on odpowiadał - trzeba powiedzieć, że trafnie. To było fascynujące, postanowiłem więc nawiązać z nim rozmowę w domu. Zapytałem, czy mnie odwiedzi. A on mi na to: "Domyśl się, co masz zrobić!" Domyśliłem się, że powinienem iść do kościoła i złożyć ofiarę za jego duszę. Przychodzę do domu, ale nie wiem, jak o tym powiedzieć żonie. W końcu mówię: "Basiu, jestem umówiony z duchem na godzinę dwudziestą. Muszę zrobić tablicę medialną i kryptoskop." Żona patrzy na mnie jak na wariata. A ja poważnie: "Będzie tu duch, przyjdzie rozmawiać." Wreszcie zgodziła się. We dwoje siedzimy przy stoliku i czekamy na reakcję kryptoskopu. Zadawaliśmy mu wiele pytań, na różne tematy. Zaskoczyło nas, że wiedział o wszystkim. Powiedział nam między innymi o ciężkiej chorobie brata, który był za granicą. Po dwóch miesiącach, gdy brat przyjechał do kraju i poszedł na badania lekarskie, okazało się to prawdą. Po odwiedzeniu grobów w dzień zaduszny do naszej rozmowy z duchem dołączyła babcia - kobieta wierząca - zadawała wiele pytań, przede wszystkim na temat rodziny. Przesiedzieliśmy tak przy stoliku dziewięć godzin bez przerwy. Ja zapytałem, jak "tam" jest. Odpowiedział: "Jak przyjdziesz, to się dowiesz." Duchy poddane są kontroli, nie mogą mówić o wszystkim. Powiedział mi, że jestem w trzecim wcieleniu. A moja babcia była w dziewiątym wcieleniu. Tutaj muszę dodać, że według uzdrowiciela ze Szczecina jestem w piątym wcieleniu. To wprawdzie niezgodność, ale duchy wyjaśniły mi, że człowiek może w jednym życiu przeskoczyć kilka wcieleń. Od tego ducha dowiedziałem się, że poszukiwany przez milicję ksiądz Popiełuszko został zamordowany - co później okazało się prawdą. 37 Wywoływane przez nas duchy namawiały nas, żebyśmy wierzyli w Boga, bo Bóg jest. Pewnego razu zgłosił się duch, który przedstawił się jako mój astralny przyjaciel, podał swoje imię, poinformował nas, że na ziemi był księdzem i że na umówiony kod będzie do mojej dyspozycji. Bardzo często z nim rozmawiałem. Powiedział mi, że mam zdolności do leczenia, żebym się tym zajął. Tak też zrobiłem. Praktykuję akupunkturę stóp. Kiedyś powiedział mi, że między życiem u nas i u nich nie ma wielkiej różnicy. Jeśli człowiek był na przykład pijakiem na ziemi, będzie pijakiem i u nich. Edward nie tylko rozmawiał z duchem, również dużo czytał o życiu po śmierci, życiu poza ciałem, ciałach astralnych, reinkarnacji, wędrówkach dusz itp., niestety dziełka autorów spod znaku okultyzmu i New Age. Zaczął mi wyjaśniać zjawisko śmierci - po swojemu... Mówię wreszcie: "Jest Pan w wielkim błędzie, to wszystko nie zgadza się z Pismem Świętym - a Pismo mylić się nie może. Poza tym jest to niebezpieczne." Był zdziwiony: "W czym się nie zgadza, dlaczego rozmowa z dobrym, przyjacielskim duchem może być niebezpieczna?" Trzeba było jednak rozmowę kończyć. Umówiliśmy się na następne spotkanie. Ale przed umówionym terminem zawiadomił mnie, że spotkanie trzeba przełożyć ze względu na pewne nieprzewidziane obowiązki w pracy. Następny termin też odwołał. Edward nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie miał wcale do czynienia z przyjacielskim duchem, że duch podający się za księdza wcale nie musiał mówić prawdy. Podanie prawdziwej informacji o chorobie brata czy inne tego rodzaju rewelacje to sposób zdobycia sobie zaufania, wcale to nie znaczy, że wszystkie odbierane wiadomości są prawdziwe. Nietrudno odgadnąć, że zgłaszający się do rozmowy duch miał na celu wprowadzenie Edwarda w błąd w kwestii życia po śmierci i innych istotnych dla zbawienia wiecznego spraw. To, co mówił o tym, jak "tam" jest, nie zgadza się z nauką Jezusa i Kościoła. Zauważmy, że duch nie mówi nic o sądzie, o nagrodzie, o karze, o czym właśnie mówi Jezus. Nauką o kolejnych wcieleniach stara się on podważyć autorytet Kościoła i w konsekwencji prowadzi do zerwania więzi z Kościołem - przewodnikiem na drodze zbawienia. Reinkarnacja (powtórne wcielenia) nie jest zgodna z nauką Pisma Świętego; w Liście do Hebrajczyków czytamy bowiem: A jak postanowiono ludziom raz umrzeć, a potem sąd... (Hbr 9,27) Odpowiedzi na pytania, dobre rady to haczyk, na który "przyjaciel astralny" chce złapać nie zdającego sobie sprawy z podstępu człowieka. Czy jeszcze mamy wątpliwości, kim naprawdę jest ten "przyjaciel" i jak niebezpieczne są takie przyjaźnie? Przypomnijmy sobie, jak Bóg w Starym 38 testamencie surowo potępia wywoływanie duchów: Jeżeli jakiś mężczyzna ,czy jakaś kobieta będą wywoływać duchy albo wróżyć, będą ukarani śmiercią. Sumieniami zabijecie ich. Sami ściągnęli śmierć na siebie. (Kpł 20,27) Trzeba wiedzieć, że jeżeli zły duch weźmie kogoś pod swoją opiekę, oczywiście za przyzwoleniem tego kogoś, niełatwo z niego rezygnuje. Niedawno ojciec duchowny w seminarium duchownym w Oliwie, ksiądz Karol opowiedział mi niezwykłą przygodę ze swojego życia. Zdarzyło się to kiedy pracował jako wikariusz w parafii w dużym mieście. Pewnego razu przyszło na plebanię dwoje młodych ludzi - zapłakanych - z prośbą o natychmiastową wizytę z posługą kapłańską u ich ojca, który był umierający,opowia dali, że przyjechali samochodem i mogą go tym samochodem zabrać. Karol zapytał, czy umierający jest przytomny, czy może przyjąć Komunię. a ponieważ otrzymał odpowiedzi pozytywne - wziął z kościoła nie tylko oleje sakramentu chorych, lecz także Hostię św. i pojechał. Ale po przejechaniu około stu metrów samochód zatrzymał się. Na nic nie zdały się kolejne próby uruchomienia go. Czas uciekał. Ks. Karol postanowił więc wrócić pieszo do plebani i poprosić któregoś z księży z samochodem, aby podwiózł go pod dom chorego. Na szczęście zastał jednego z księży i po kilku minutach wyruszyli. Niestety, nie ujechali zbyt daleko, samochód się zatrzymał. Znowu bezskuteczne próby uruchomienia. Ksiądz-kierowca wysiadł, podniósł maskę silnika i zaczął się uważnie przyglądać. "Chyba trzeba będzie oczyścić świecę" stwierdził. Co za pech! Ks. Karol zatrzymał pierwszą przejeżdżającą taksówkę, wsiadł, podał adres i odetchnął z ulgą - może jednak zdąży. Ale cóż to? Jeszcze pozostał kawał drogi, a taksówka się zatrzymuje. Właściciel nie wie, co się stało. Paliwo jest... Ks. Karol nie szukał już następnej taksówki, wyruszył pieszo. Kiedy wreszcie dotarł pod wskazany adres, dowiedział się, że chory mężczyzna już umarł. Za chwilę przyjechali swoim samochodem młodzi ludzie, którzy mieli księdza przywieźć. Czy to był przypadek? Raczej należy przypuszczać, że złe moce, które widocznie rościły sobie jakieś prawo do tego umierającego człowieka, nie dopuściły do wizyty kapłana. Jan Apostoł Jan na Ostatniej Wieczerzy nie tylko siedział obok Jezusa, lecz nawet opierał głowę na Jego piersi. Zachował się wobec Jezusa jak małe dziecko wobec ojca. Skąd ta śmiałość? Jezus niejednokrotnie wyróżniał Jana razem z Piotrem i Jakubem, bratem Jana. Tych trzech zabrał na górę przemienienia, oni byli świadkami wskrzeszenia córki Jaira. Jan należał do pierwszych 39 czterech uczniów powołanych przez Jezusa nad Jeziorem Galilejskim. Wydaje się, że matka Jana i Jakuba należała do kobiet towarzyszących Jezusowi i apostołom w ich podróżach misyjnych, a może nawet wspierała ich materialnie. Ona to pewnego razu zwróciła się z prośbą do Jezusa, aby jej dwóch synów uczynił w swoim królestwie najwyższymi ministrami. Jezus nie przyrzekł jej tego. Trzeba jeszcze dodać, że Jan wraz z Andrzejem, bratem Szymona Piotra, był w ogóle pierwszym uczniem Jezusa, pierwszym człowiekiem, jaki za Nim poszedł po chrzcie w Jordanie. Jan dobrze pamiętał to pierwsze spotkanie z Jezusem, i musiał o nim często myśleć, gdyż wspomina je w swojej Ewangelii, pisze nawet, o której godzinie miało miejsce - "była godzina dziesiąta". Jan, syn Zebedeusza, należał do grupy rybaków z Galilei. Podobnie jak bardzo wielu innych Izraelitów, uwierzył w prorockie namaszczenie Jana Chrzciciela, przyjął od niego chrzest - znak nawrócenia i oczyszczenia - i oczekiwał pojawienia się Mesjasza. Według Jana Chrzciciela Mesjasz już nadchodził. Nie mogło być wspanialszego proroctwa dla Izraelitów żyjących pod władzą Rzymian i oddanej Rzymowi dynastii Herodianów. Łukasz pisze, że lud oczekiwał z napięciem, a niektórzy snuli domysły, czy Mesjaszem nie jest po prostu Jan. Ten jednak niezmiennie mówił o kimś innym, kto przewyższa go godnością i mocą i kto będzie chrzcił nie wodą, lecz Duchem Świętym i ogniem. Dziwne jest, że Jan apostoł w przeciwieństwie do trzech pierwszych ewangelistów nie opisuje chrztu Jezusa, pisze tylko, co Jan mówił Żydom o sobie i o Jezusie, a potem o swoim spotkaniu z Jezusem. Było już popołudnie. Nad Jordanem stał tylko Jan Chrzciciel i dwaj jego uczniowie - Andrzej i Jan. Być może rozmawiali o niezwykle ważnych wydarzeniach z ostatnich dwóch dni, wydarzeniach, które należało uważać za przełomowe. Otóż dwa dni wcześniej do Jana Chrzciciela przybyła delegacja kapłanów i lewitów ze świątyni jerozolimskiej, a zatem niewątpliwie od arcykapłana Kajfasza i jego potężnego teścia Annasza, z pytaniem, kim jest: czy jest Mesjaszem, czy może prorokiem. Zainteresowanie najwyższej władzy religijnej Izraela działalnością Jana Chrzciciela mogło wskazywać na bliski wielki przewrót. Jeszcze ważniejsze wydarzenie przyniósł jednak następny dzień: nad Jordan przybył pewien Człowiek, którego Jan ukazał ludowi jako Mesjasza, Baranka Bożego i Syna Bożego. To był Jezus z Nazaretu. Na razie jednak nic się nie stało. Jezus minął Jana i również nie zatrzymał się przy tłumie, który go otaczał. Było o czym mówić. I oto na drodze znowu pojawia się Jezus. Jan wskazuje Go swoim dwóm uczniom: "Oto Baranek Boży". Ale i tym razem Jezus nie zatrzymuje się. Co należy zrobić? Andrzej i Jan prawdopodobnie wyczuwają intencję Jana 40 rybakami. Czy Król Izraela potrzebował raczej usłyszy, że ktoś za Nim idzie? Układałem w milczeniu , Jnienem chyba najp --mwsta. A potem prośby me wiemy, co jedną przede . Wiemy tylko, że Bóg nam synowl Abrahama dzieci, nie mogliśmy się wydobyć głosu. e SP dzieją pod *to", tez tak tajemnicze jak Jezu z . oczekiwana, 41 o ludziach i wydarzeniach zaczęły zanikać pod Jego spojrzeniem jak śnieg na słońcu. Mieliśmy wrażenie, że tracimy to, cośmy przez lata zdobywali, czegośmy się uczyli. Nagle to wszystko stało się mało ważne. I wcale nie było nam żal. Czuliśmy, że właściwie nie musimy Mu odpowiadać, że On widzi nasze wnętrze, świat naszych myśli i uczuć, że zrozumiał nas, a ponadto - że jest nastawiony przyjaźnie. Zapragnęliśmy być z Nim. Niech zawsze patrzy na nas Panie, my szukamy Ciebie. Teraz wiemy już na pewno, że to Ciebie szukaliśmy całe życie. Prawie jednocześnie wyszeptaliśmy te same słowa: Na uczycielu! - gdzie mieszkasz ? A On odpowiedział po prostu: Chodźcie, a zobaczycie (por. J 1,38-39). Wtedy, nad Jordanem, Jezus pokazał im, gdzie mieszka, i pozostali z Nim. Na Ostatniej Wieczerzy Jezus mówi o innym mieszkaniu: W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. (J 14,2-3) Opierając się na piersi Jezusa, Jan musiał czuć się szczęśliwy. Wprawdzie Jezus mówił o zdradzie, ale przecież sobie poradzi. On uciszał burze na jeziorze, słuchały Go wichry, wyprowadzał umarłych ze świata ciemności. Kim jest Judasz i jego mocodawcy wobec potęgi Jezusa? Gdy teraz przypominał sobie pierwsze spotkanie z Jezusem, lęk przed Nim - uśmiechał się. Wtedy jeszcze nie znał Jezusa, nie miał nawet wyobrażenia, jakich wielkich dzieł On dokona, nie przeczuwał też, z jaką wielką spotka się w Jezusie dobrocią, łagodnością, prostotą, miłosierdziem I zrozumieniem. Dobroć Jezusa udzielała się tym, którzy z Nim przebywali, zmieniała ich serca, ich spojrzenie, ludzie zaczynali myśleć, że świat wraca do swojej pierwotnej doskonałości. Przede wszystkim jednak pod wpływem Jezusa w ich umyśle zmieniał się obraz Boga, jakby przekazane przez proroków słowa o dobroci Boga nabierały życia, stawały się tak przekonujące, że nie można było w nie wątpić. Dopiero przy Jezusie Jan nauczył się śpiewać z całego serca Psalm 145: Pan jest łagodny i miłosierny, nieskory do gniewu i bardzo łaskawy. Pan jest dobry dla wszystkich i Jego miłosierdzie ogarnia wszystkie Jego dzieła, (ww. 8-9) Jezus nie nazywał Boga imieniem Jahwe - jak Mojżesz i prorocy - ani imieniem Adonai - jak uczeni w Piśmie - lecz przede wszystkim "Ojciec mój" 42 lub "Ojciec wasz". Idea Boga jako Ojca nie była zresztą Izraelitom obca, np. w Księdze Wyjścia czytamy, że Mojżesz miał powiedzieć faraonowi z polecenia Boga: Synem moim pierworodnym jest Izrael. (Wj 4,22) Tytuł ten w odniesieniu do Boga w Starym Testamencie jest jednak używany bardzo rzadko - i najczęściej oznacza tam relację między Bogiem a narodem wybranym. W nauczaniu Jezusa natomiast jest to tytuł zasadniczy. W jednym tylko kazaniu na górze w Ewangelii Mateusza (rozdz. 5-7) znajdujemy raz tytuł "Pan", dwa razy "Bóg", raz "Król", za to dziewięć razy "Ojciec wasz", pięć razy "Ojciec twój", raz "Ojciec nasz" i raz "Ojciec mój". Jezus odkrywa przed człowiekiem coś istotnego w obrazie Boga, coś, z czego ludzie nie zdawali sobie sprawy: Bóg chce być pojmowany przez człowieka nie tylko jako Stworzyciel, Władca, Sędzia, lecz jako Ojciec. Bóg uważa się za naszego Ojca, przyjmuje za swoje dziecko każdego człowieka - nie tylko jeden naród. Jezus chce nas ośmielić, abyśmy do Boga mówili "Ojcze". To jest właśnie część Jezusowej Dobrej Nowiny. A jaki jest ten Ojciec w niebie? Lepszy od najlepszego na ziemi. Chyba najbardziej przekonywająco przedstawił nam to Jezus w przypowieści o synu marnotrawnym (por. Łk 15,11-32). Czy ktoś przed Jezusem rozczytany w historii wyjścia Izraelitów z Egiptu, znający na pamięć wszystkie kary, które spadały na nieposłusznych Bogu, i przerażające znaki boskiej obecności, mógł sobie wyobrazić Najwyższego jako opuszczonego Ojca, tęskniącego za niewdzięcznym synem? Czy nie załamałby mu się głos, gdyby chciał powiedzieć to, co powiedział Jezus o Ojcu - Bogu, który widzi powracającego grzesznika: ...wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go (Łk 15, 20)? - Panie, czy naprawdę Bóg tak kocha ludzi? Nawet tych, którzy marnują Jego dary, ciągle przed Nim uciekają, mówią, że Go nie ma? - Tak. Właśnie tak. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał. (J 7,29) Jego miłość do was nie zależy od tego, jak odpowiadacie na Jego miłość. Jeśli Go szukacie - daje się znaleźć, przytula was; jeśli się przed Nim chowacie - woła was, stawia na waszej drodze znaki. Jest Bogiem, więc jego miłość jest nieskończona: nieskończenie cierpliwa, nieskończenie wyrozumiała, nieskończenie wrażliwa... To dlatego, że was kocha, leczy was lekarstwem niepowodzeń, a nawet cierpień, pozwala wam wpaść w pułapkę waszych własnych złudzeń i błędów, aby otworzyć wasze oczy na prawdziwe wartości. Nigdy, ani przez chwilę, nie życzy wam zguby. Na Ostatniej Wieczerzy Jezus okazał apostołom przyjaźń i miłość w sposób, który ich zaszokował: umył im nogi. Później nakazał im miłować się nawzajem, mówiąc: Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie 43 miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. (J 13,34) A potem jeszcze powiedział: Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi... (J 15,15) Dlatego Jan nie obawiał się położyć głowy na piersi Jezusa. Później w liście do wiernych Jan napisze: W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. , Ten zaś, kto się lęka, ; .. . nie wydoskonalił się w miłości, (l J 4,18) Tajemnica Eucharystii W trzech pierwszych Ewangeliach Ostatnia Wieczerza nazwana jest po prostu Paschą, czyli jest utożsamiana z rytualną wieczerzą Żydów. Według tych Ewangelii miała ona miejsce w pierwszy dzień Przaśników. Mateusz pisze: W pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i zapytali Go: "Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spożycia?" (Mt 26,17). I dalej:,Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu. (Mt 26,20) Interesujące, że ostatni Ewangelista - św. Jan - nie wspomina, że Ostatnia Wieczerza odbyła się w dzień Przaśników, pisze ogólnie: Było to przed Świętem Paschy. (J 13,1) Jan, piszący swoją Ewangelię w czasie, kiedy doszło już do definitywnego rozdziału między judaizmem a chrześcijaństwem, być może nie chce identyfikować pożegnalnej uczty Jezusa z rytualną wieczerzą żydowską. Msza święta, zwana dzisiaj coraz powszechniej zgodnie z terminologią Soboru Watykańskiego II Eucharystią, składa się zasadniczo z dwóch części: liturgii Słowa i liturgii Eucharystii. Liturgia Słowa to po prostu czytanie tekstów biblijnych z Nowego i Starego Testamentu wraz z homilią (czyli swego rodzaju komentarzem) oraz modlitwy, między innymi modlitwy psalmami. Część ta została ukształtowana na wzór nabożeństwa synagogalnego, znanego pierwszej gminie chrześcijańskiej w Jerozolimie. Druga część Mszy świętej koncentruje się na tajemniczej czynności dokonanej przez Chrystusa na Ostatniej Wieczerzy, o której wspominają trzej pierwsi Ewangeliści oraz święty Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian, mianowicie na tym, że Jezus wziął do ręki chleb, dzięki czynił, łamał i powiedział: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje, a nad kielichem z winem powiedział: Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza... (por. l Kor 11,23-25) ; : 44 Nie jest to symbol czy pamiątkowy ryt, Jezus naprawdę daje apostołom wszystkim swoim uczniom, swoje Ciało i Krew pod postaciami chleba i wina. Właśnie ten nieprawdopodobny dar zapowiedział w synagodze w Kafarnaum po cudownym nakarmieniu tysięcy ludzi na pustyni. Jan ewangelista chce, abyśmy dobrze sobie uświadomili, że Eucharystia jest czymś bardzo świętym i ważnym, i niezbędnym w życiu chrześcijańskim. Tylko im przytacza słowa Jezusa: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywać Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie (...) Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. (J 6,53-55) Eucharystia jest najstarszą formą kultu chrześcijańskiego. Chrystus chciał, aby to, co uczynił na Ostatniej Wieczerzy, było powtarzane; powiedział do swoich uczniów: To czyńcie na moją pamiątkę! (Łk 22,19) Z Dziejów Apostolskich wiemy, że w gminie jerozolimskiej Eucharystię nazywano „łamaniem chleba" i że była ona czymś istotnym w życiu tej gminy; ci, którzy przyjęli chrzest, trwali (...) w nauce Apostołów i we wspólnocie, włamaniu chleba i w modlitwach. (2,42) Eucharystia zajmowała też centralne miejsce w życiu późniejszych wspólnot chrześcijańskich. Święty Justyn, filozof i męczennik, autor cennych listów wyjaśniających i broniących wiary chrześcijan oraz ich zwyczajów, żyjący w latach 100-167 po Chrystusie, umieścił w pierwszej swojej Apologii wręczonej cesarzowi rzymskiemu Antoninowi Piusowi wspaniałą katechezę O Eucharystii. Dowiadujemy się z niej, jak sprawowano i czym była Eucharystia dla wiernych w Rzymie w drugim wieku: "Tylko ten może brać udział w Eucharystii, kto wierzy, że prawdą jest, czego uczymy, kto także został zanurzony w wodzie odradzającej i przynoszącej odpuszczenie grzechów, i żyje tak, jak nauczał Chrystus. Albowiem nie przyjmujemy tego pokarmu jak zwykły chleb albo zwykły napój. Lecz jak za sprawą Słowa Bożego nasz Zbawiciel Jezus Chrystus stał się człowiekiem i przybrał ciało i krew dla naszego zbawienia: tak pokarm, który stał się Eucharystią przez modlitwę zawierającą Jego własne słowa, dzięki przemianie odżywia nasze ciało i krew naszą. Przekazano nam zaś w pouczeniu, że ów pokarm jest właśnie Ciałem i Krwią wcielonego Jezusa. Apostołowie w napisanych przez siebie pamiętnikach, czyli Ewangeliach, podali nam, że takie przykazanie otrzymali od Jezusa, który wziął chleb, dzięki składał i rzekł: »To czyńcie na moją pamiątkę. To jest Ciało moje«. Podobnie też wziął kielich, dzięki składał i rzekł: »To jest Krew moja«. I rozdawał tylko im samym. Odtąd więc czynimy to samo na Jego pamiątkę, a zamożniejsi spośród nas wspierają tych wszystkich, którzy cierpią niedostatek, i tak zawsze 45 stanowimy jedno. I przy każdej ofierze wielbimy Stwórcę wszechrzeczy przez Jego Syna, Jezusa Chrystusa, i przez Ducha Świętego. A w dniu zwanym Dniem Słońca (tzn. w niedzielę) zbieramy się wszyscy razem w jednym miejscu, czy to z miast, czy też ze wsi, i czyta się wtedy pamiętniki apostolskie albo Pisma prorockie tak długo, jak na to czas pozwala. Gdy zaś lektor skończy czytać, ten, który przewodniczy, upomina nas i zachęca do wprowadzenia w życie tych przepięknych pouczeń. Następnie powstajemy z naszych miejsc i modlimy się; po czym, jak to już powiedziano, gdy przestajemy się modlić, przynoszą chleb oraz wino i wodę a ten, który przewodniczy, zanosi modlitwy dziękczynne, ile tylko może, a lud odpowiada «Amen». Wreszcie wszystkim obecnym rozdaje się i rozdziela to, co się stało Eucharystią, nieobecnym zaś rozsyła się ją przez diakonów. Warto zwrócić uwagę na to, że Justyn nazywa Eucharystię ofiarą. Kościół katolicki zawsze i nieustannie nauczał i naucza - i w tym różni się między innymi od Lutra, Kalwina i innych braci odłączonych - że Eucharystia jest nie tylko uobecnieniem Ostatniej Wieczerzy i duchowym pokarmem, lecz jest również uobecnieniem jedynej ofiary Nowego Przymierza - ofiary Jezusa na krzyżu. Chleb i wino są obrazem rozłączenia Ciała od Krwi, czyli śmierci Jezusa. Na ten aspekt Eucharystii jako ofiary wskazuje na przykład święty Paweł: Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pana głosicie, aż przyjdzie, (l Kor 11,26) Na ten aspekt również wskazuje proroctwo Malachiasza o ofierze czystej: Od wschodu słońca aż do jego zachodu wielkie będzie imię moje między narodami, a na każdym miejscu dar kadzielny będzie składany imieniu memu i ofiara czysta. (Mal 1,11) Malachiasz nie mógł mieć na myśli ofiar Starego Testamentu, gdyż one mogły być składane tylko w jednym miejscu na świecie: w świątyni jerozolimskiej. W dalszej części swojej katechezy Justyn wyjaśnia między innymi, dlaczego lud zbiera się na uczestniczenie w Eucharystii w niedzielę. Ostatnia Wieczerza miała miejsce w czwartek, z kolei Biblia Starego Testamentu mówi o szabacie (sobocie) jako o dniu świętym. Niektórzy, np. bracia odłączeni adwentyści, mają nam za złe, że zamieniliśmy szabat na niedzielę jakoby wbrew prawu Bożemu. Na ten temat Justyn pisze: "Dlatego zaś zbieramy się w Dniu Słońca, bo w tym pierwszym dniu Bóg przemienił ciemności i materię i stworzył świat. W tym dniu zmartwychwstał nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus. W przeddzień bowiem dnia Saturna został On ukrzyżowany, a nazajutrz po owym dniu, czyli właśnie w Dniu Słońca, Liturgia Godzin. Codzienna modlitwa ludu Bożego, t. 2. Pallottinum. Poznań 1984, s. 548-549. 46 objawił się Apostołom i uczniom oraz pouczył ich o tym wszystkim, i właśnie przedstawiliśmy Wam tutaj do rozważenia. W Starym Przymierzu świętowano wspomnienie Bożego dzieła stworzenia, w Nowym świętujemy pamiątkę odnowienia stworzenia przez Jezusa Syna Bożego albo wprost "nowe stworzenie". Święty Paweł pisze: Jeżeli więc ktoś zawsze w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe. (2 Kor 5,17) Wszystko stało się nowe, również znaki Przymierza, prawo, kult, święta. Chrystus powiedział: Nie wlewa się też młodego wina do starych bukłaków. (Mt,17) A już zupełnie wyraźnie wolność hrześcijan od nakazanych przez Prawo Mojżeszowe świąt ogłasza św. Paweł W liście do Kolosan: Niechaj więc nikt o was nie wydaje sądu co do jedzenia, bądź w sprawie święta czy nowiu, czy szabatu! Są to tylko cienie spraw przyszłych, a rzeczywistość należy do Chrystusa. (Kol 2,16-17) Modlitwa w Getsemani i obnażenie ołtarza Msza święta Wieczerzy Pańskiej kończy się przeniesieniem Najświętszego Sakramentu do bocznej kaplicy w prawej nawie, gdzie będzie można Go adorować do północy. To przeniesienie symbolizuje drogę Jezusa do Ogrodu Oliwnego, rozłączenie Jezusa z apostołami i Jego uwięzienie. Księżyc w pełni był niezwykle blady, jakby wiedział. Patrzył na miasto i na . Getsemani, Oliwny Ogród. Tam na skale leżał Człowiek - mały punkt, prawie niewidoczny pośród drzew, pośród krzyżujących się dróg i wyniosłych gór. i umierał. Jeszcze przed chwilą w pełni sił. Szły ku niemu ze wszystkich stron cienie nie umiejące kochać, radujące się bólem i śmiercią. Otaczały Go, szeptały: "Nic się nie zmieni. Świat, który stworzyłeś, chce być zgubiony, nie chce istnieć. ! Mówiłeś, że posłał Cię Ojciec, ale świat nie chce znać Ojca. Mówiłeś, że jesteś życiem, świat nie chce żyć. Mówiłeś, że jesteś prawdą, on nie chce znać prawdy." Pot na twarzy Jezusa staje się czerwony od krwi. Stworzyłeś ich na swoje podobieństwo, więc mają wolną wolę, mogą wybierać. Będą wybierać mnie, anioła kłamstwa, będą chcieli być bogami w świecie bez miłości, będą gorszyli się Twoim krzyżem. Śmierć przybliża się do Człowieka na skale, nie ma jednak odwagi zrobić ostatniego kroku. Krople krwi stają się jeszcze obfitsze: spływają po twarzy, znacząc na niej ciemne ślady. 47 Piotrze, Jakubie, Janie, biegnijcie do Jezusa, na ratunek! Cisza. Niech Piotr powtórzy, co już kiedyś powiedział: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. (J 6,68) Śpią. Niestety. Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. (Łk 22,43) Panie, popatrz na tych, którzy uwierzą! Potem ujrzałem: a oto wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: "Zbawienie u Boga naszego, Zasiadającego na tronie i u Baranka". (Ap 7, 9-10) Po krótkiej modlitwie w kaplicy wracamy do prezbiterium i ustawiamy się wokół ołtarza. Teraz następuje jego obnażenie. Dwaj klerycy, stojąc naprzeciw siebie po dwóch stronach ołtarza, gwałtownym ruchem ściągają białe obrusy. Ukazuje się kamienna pokrywa. Ołtarz jest symbolem Chrystusa. W czasie liturgii eucharystycznej znajduje się w centrum zgromadzenia, a kiedy kapłan podchodzi do niego i na zakończenie liturgii odchodzi, całuje go oraz oddaje mu cześć przez głęboki ukłon. Ołtarz powinien być zrobiony z kamienia, gdyż Chrystus przyrównał siebie do kamienia węgielnego. Zwykle jest on przykryty jednym lub dwoma obrusami, a także udekorowany kwiatami. Obnażenie ołtarza wskazuje na sytuację nienormalną, na poniżenie Chrystusa, wydaje się, jakby sam Jezus został dotknięty ludzką ręką - ręką złoczyńcy, niewdzięcznika, zdrajcy. W całym kościele panuje wielka cisza. Pierwszy raz został Jezus upokorzony ręką człowieka w Ogrodzie Oliwnym. Święty Jan pisze w swojej Ewangelii, że kohorta rzymska, trybun oraz strażnicy żydowscy pojmali Jezusa i związali Go (por. J 18,12). Ręce Jezusa zostały związane powrozem, aby nie mógł się bronić. .: Czyje ręce związaliście? Ręce Cieśli z Nazaretu muszą być skrępowane - są niebezpieczne. Właśnie dlatego, że nie są jak nasze. Trzymajcie krótko ten sznur! Nie bawcie się w tolerancję! 48 Ludzie z mieczami i pałkami nie chcieli zrozumieć, że Jezus idzie z nimi dobrowolnie. Byli czujni. Widzieli, że się nie broni, ale może w milczeniu układa plan ucieczki. W mieście ma tysiące zwolenników. Nie. Jezus nie będzie uciekał. Chce iść z wami. Chce iść z tobą, sługo arcykapłana, który przed Najwyższą Radą uderzysz Go w twarz, chce iść, aby zapytać cię: Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz? (J 18,23) Słowo, które było na początku, które było u Boga i było Bogiem (por. J 1,1), pozwoliło spoliczkować się przez człowieka. Stoję w wielkim półokręgu wokół spustoszonego kamiennego ołtarza i staram się zrozumieć tajemnicę, którą wyraża odbywająca się tutaj przed chwilą ceremonia. Niezbyt mi się to jednak udaje. Słyszę tylko, jak powracające echo, pytanie Jezusa: Dlaczego Mnie bijesz? Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. Dlaczego Mnie bijesz? Jeżeli źle powiedziałem... Trzy dni dla Pana Mszą Wieczerzy Pańskiej rozpoczynają się Trzy Święte Dni. Proboszcz przypomina, że mają to być dni wyłącznie dla Pana. Koniec ze sprzątaniem, pieczeniem, zakupami i wszelką pracą, którą wykonuje się codziennie. Nie udziela się też w te dni żadnych sakramentów poza Chrztem i Eucharystią. A więc nie ma już spowiadania, w Niedzielę Wielkanocną nie będzie ślubów. Kolacja dzisiaj powinna być uroczysta - i koniecznie z czerwonym winem. Refektarz w klasztorze ojców franciszkanów w Darłowie nie jest wielki, ale przy dwóch szerokich stołach kilkanaście osób mieści się bez problemu, podziwiam oryginalny sufit złożony z głębokich białych kasetonów. Ojciec Juliusz staje pośrodku i każdemu wskazuje miejsce. Potem odczytuje fragment Ewangelii. Pierwszy raz znajduję się we wspólnocie franciszkańskiej i w związku z tym nie tylko słucham, ale też nieznacznie rozglądam się, próbując odgadnąć, kim są ci ludzie w czarnych habitach przepasanych śnieżnobiałymi cienkimi sznurami. Zauważam przede wszystkim, że większość z nich to ludzie młodzi i że każdy z nich przepasuje się tym sznurem w nieco inny sposób. Wśród zakonników są ojcowie, czyli kapłani, oraz bracia. Po krótkim przemówieniu ojca Janusza jeden z braci składa życzenia kapłanom - bo Wielki Czwartek uważany jest w Kościele katolickim za dzień ustanowienia Sakramentu kapłaństwa. Otrzymuję różę i kubek (do czerpania wody życia). Obok mnie siedzi ojciec Krzysztof, który siedem lat spędził na misjach Kenii, a obecnie przebywa na urlopie. Zajmuje się też grupą tutejszej młodzieży. Rozmawiamy na temat liturgii Wielkiego Czwartku, ale niebawem przechodzimy do spraw afrykańskich, które ojcu Krzysztofowi - widać to wyraźnie - są bardzo bliskie. Dowiaduję się, że w parafiach afrykańskich ofiary zbiera się zawsze tak, jak to odbyło się dzisiaj, to znaczy każdy osobiście przynosi je do ołtarza. Nikt nie chodzi z tacą po kościele. Zresztą niektóre ofiary są w naturze. Jak położyć na tacy worek owoców? Tutaj można dodać, że Afrykańczyk nie nosi żadnych ciężarów, paczek, tłumoków, nie nosi drzewa ani wody - od tego są kobiety. Mężczyzna wrzuca do kosza pieniądze, ofiary w naturze przynoszą kobiety. Jeśli chodzi o Kenię i o Wielki Tydzień - mówi ojciec Krzysztof- to w Wielki Piątek mamy najwięcej ludzi. Nasi czarni parafianie najbardziej przeżywają ten właśnie dzień. Jest taki zwyczaj, że w piątek zbierają się w dwudziestu istniejących w parafii kaplicach i z krzyżami w ręku udają się na tzw. market w wiosce. Tam formują procesję i wyruszają do kościoła parafialnego. Idąc do kościoła odprawiają nabożeństwo drogi krzyżowej. Kiedyś powiedział mi jeden z nich: "Musimy iść z krzyżem w ręku, aby zamanifestować naszą - katolików -obecność". Procesja z krzyżami jest czymś charakterystycznym wyłącznie dla katolików. Mam wrażenie - dodaje ojciec Krzysztof - że do tej procesji dołącza też wielu ludzi z różnych sekt. Krzyż ich pociąga. Na stół podano między innymi baraninę i oliwki, dużo jarzyn i owoców. Czy miało to przypominać wieczerzę w starożytnej Jerozolimie? Rzeczywiście myśli biegły w tamtą stronę. Poszedłem w lewo Na zakończenie proboszcz i gwardian wspólnoty zakonnej w jednej osobie poinformował, że następnego dnia nie będą wydawane posiłki, będzie można dostać w kuchni tylko herbatę i chleb. Prosił też o zachowanie ciszy przez cały dzień. W mieszkaniu na pierwszym piętrze biorę do ręki "Pisemko Parafii Mariackiej" w Darłowie i pod wpływem rozmowy z ojcem Krzysztofem zaczynam czytać list misjonarza z Afryki. Autor pisze o trudnym problemie, którym jest w Afryce wiara ludzi w moc czarów. Coś na ten temat już słyszałem. Podobno Afrykańczyk może umrzeć ze strachu, jeżeli czarownik zapowie mu śmierć. Czytam, że do autora listu przyszedł z szesnastoletnią córką dobrze mu znany katechista, przykład wiary dla całej wioski, i po krótkim wstępie oświadczył: "Ojcze, poszedłem w lewo." Misjonarz był zaskoczony tym stwierdzeniem, a jednocześnie wiedział, że człowiek ten nic mu więcej nie powie, musi sam zgadnąć, o co chodzi. Strzelił więc: "Byłeś 50 u czarownika." "Tak" - odpowiedział tamten. Był z córką, która zachorowała na chorobę przypominającą epilepsję. Leczyła się w szpitalu, ale bezskutecznie. Ktoś mu podpowiedział, że czarownik może pomóc, no i chęć uzdrowienia córki przemogła wszelkie religijne zakazy. Czarownik obiecał uleczenie, zażądał Jednak, aby dziewczyna wyrzekła się wiary chrześcijańskiej, i niestety oboje na to przystali. Warto zwrócić uwagę, jakimi siłami leczą czarownicy - siłami, którym Wiara w Jezusa jako Zbawiciela akurat przeszkadza. Zaklęcia nie uleczyły jednak dziewczyny, która po pewnym czasie zaczęła mieć tak wielkie wyrzuty sumienia i pragnienie powrotu do chrześcijaństwa, że płaczem zmusiła ojca, żeby przyszedł do misjonarza i wszystko mu wyznał. Cała sprawa skończyła się Sakramentem pokuty, wyrzeczeniem się zła, wyznaniem wiary, odnowieniem przymierza chrztu św. i Komunią św. Postanowiono też, że po każdej Mszy św. misjonarz będzie modlił się nad chorą dziewczyną o uzdrowienie. Na dziedzińcu arcykapłana Na dziedzińcu pałacu arcykapłana wielki ruch. Dowódca straży świątynnej polecił zebrać oddział sług uzbrojonych w miecze i pałki, polecił też przygotować pochodnie i sznury. Wszyscy wiedzą, na co się zanosi: tej nocy wezmą udział w aresztowaniu Jezusa z Nazaretu. Przed chwilą do pałacu wprowadzono jakiegoś mężczyznę, podobno jednego z Jego uczniów, który przystąpił do spisku. Przed pałacem stoi już oddział żołnierzy rzymskich gotowych do akcji. Po co tyle ludzi? - dziwi się Malchus, jeden ze sług arcykapłana. Od Judasza wiemy, że z Jezusem jest tylko jedenastu uczniów i najwyżej jeszcze kilka innych osób. Jezus przebywa w ogrodzie Getsemani za murami miasta i nie wydaje się, aby zastosował jakieś środki obrony. To prawda, że do miasta przybyło tysiące Galilejczyków, a także sami mieszkańcy Jerozolimy są bardzo przychylnie, nawet entuzjastycznie, ustosunkowani do Jezusa - teraz jednak śpią. Jedenastu uczniów! Popędzimy ich z powrotem do Galilei. Przyglądając się mieczowi trzymanemu w ręku, Malchus zaczął myśleć o ostatnim spotkaniu z Jezusem. Było to w ów feralny pierwszy dzień po szabacie, kiedy Jezus na osiołku, na czele wielkiego tłumu pielgrzymów wjechał do miasta. Całą Jerozolimę jakby ogarnęła histeria, ludzie zdejmowali płaszcze i kładli na bruk, ścinali zielone gałązki z drzew i rzucali przed Jezusa, wołali - cały tłum - jednym, potężnym głosem: Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie! (Mt 21,9) Ktoś na pewno tym kierował. Wydawało się, że arcykapłani i członkowie Sanhedrynu na chwilę stracili głowę. Nie wiedzieli, jak zareagować. W każdym razie udali 51 się do świątyni, aby tam spotkać się z Jezusem. Tak entuzjastyczne przyjęcie przez lud dodało Jezusowi pewności siebie, traktował arcykapłanów w taki sposób, jakby nie oni, lecz On miał tutaj władzę. W ich obecności odważył się na coś nieprawdopodobnego: zaczął przeganiać ze świątyni zatrudnionych przez arcykapłana bankierów i sprzedawców gołębi ofiarnych. Wywracał ich stoły, ławy, popędzał smagnięciami sznura, ludowi podobało się to. Straż świątynna stała bezczynnie, jakby zahipnotyzowana. Widziałem, że stary arcykapłan Annasz był blady jak ściana, chciał coś powiedzieć, ale w tym czasie podeszli do Jezusa jacyś chorzy, prosząc o uzdrowienie, i Jezus zajął się nimi. Co Jezus myślał o sobie, ukazuje dobrze pewne wydarzenie. Otóż przed Nim, w obecności arcykapłanów zebrała się gromadka dzieci - widocznie popchniętych przez rodziców - i dzieci te zaczęły wołać: Hosanna Synowi Dawida! Arcykapłani oburzyli się, uważali, że Jezus powinien zabronić takich hołdów, tymczasem On uśmiechał się do maluchów, przytulał je do siebie, był bardzo z nich zadowolony i przez to samo przyznawał się do pochodzenia od Dawida i do godności Mesjasza. Rzekli więc do Niego: Słyszysz, co one mówią? A Jezus na to: Tak jest. Czy nigdy nie czytaliście: "Z ust niemowląt i ssących zgotowałeś sobie chwałę?" (Mt 21,16) Apostoł Piotr Jest godzina dwudziesta trzecia. Czy Chrystus jeszcze modlił się w Getsemani? Otwieram Ewangelię Mateusza i wzrok mój pada na opowiadanie o procesie przed Sanhedrynem i o zaparciu się Piotra. A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana. Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik. (Mt 26,58) Ciepła noc. Po oświetlonej przez księżyc drodze z Ogrodu Getsemani do miasta idzie tłum uzbrojony w miecze i kije. Prowadzą kogoś. Wchodzą do bramy w murze zewnętrznym i kierują się wąską uliczką do pałacu Annasza. Otwierają im bramę na dziedziniec. Za tłumem spieszy dwóch mężczyzn, ale nie zbliżają się do niego. Szymon Piotr jest zupełnie roztrzęsiony, opuściła go zwykła pewność siebie. Wydarzenia sprzed kilkunastu minut uderzyły go jak obuchem w głowę. Uciekł, gdy Jezus dobrowolnie oddał się w ręce tłumu. Gorące zapewnienia, że nigdy Go nie opuści, okazały się pustymi słowami. Co miał zrobić? Przecież rzucił się z mieczem na najbardziej zuchwałego sługę arcykapłana - i sam Jezus powstrzymał go. Wszyscy uciekli. 52 Szymonie, dlaczego trzymasz się z daleka? Dlaczego chowasz się w cieniu? Jakże byłeś szczęśliwy, gdy Pan Ci powiedział: Ty jesteś Piotr czyli skała, na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. Zrozumiałeś, dlaczego Pan zmienił Ci imię: masz być kimś bardzo ważnym, najważniejszym z dwunastu. Masz otrzymać klucze. Ile razy nad tym myślałeś! Kiedy stałeś przy Jezusie, otoczony wielkim tłumem, przychodziła Ci do głowy obietnica: na tej Skale zbuduję... i wtedy próbowałeś objąć wzrokiem ten lud, obliczałeś, ilu ludzi... Piotrze, nie możesz trzymać się z daleka! Jestem zwykłym człowiekiem. Kiedyś, po cudownym połowie, powiedziałem do Jezusa płynącego w mojej łodzi: Odejdź ode mnie, Panie, bom człowiek grzeszny. (Łk 5,8) Jestem zwykłym, grzesznym człowiekiem. Jak mogłeś zwątpić? Przecież chodziłeś po wodzie. Gdy odebrano mi miecz... Przecież chodziłeś po wodzie. Szymonie, w tę noc nie wchodź między ludzi! Będą Cię pytać, czy do Niego należysz. Kiedy Piotr był na dole na dziedzińcu, przyszła jedna ze służących najwyższego kapłana. Zobaczywszy Piotra grzejącego się [przy ogniu], przypatrzyła mu się i rzekła: "I tyś był z Nazarejczykiem Jezusem". (Mk 14,66-67) A zatem masz szansę wszystko naprawić: powiedz, że byłeś Jego uczniem, że nim jesteś i że zawsze będziesz. Powiedz, że nic cię od Niego nie oderwie: ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie. (Rz 8,38-39) Powiedz im, że chodziłeś po wodzie, powiedz, co widziałeś na górze przemienienia, albo zacznij od tego, że Jezus, którego widzą, zakłada nowy lud Boży nie do pokonania przez bramy piekielne. Lecz on zaprzeczył temu, mówiąc: "Nie wiem i nie rozumiem, co mówisz". (Mk 14,68) Nie wiesz, nie rozumiesz? Dlaczego więc zostawiłeś sieci i poszedłeś za Nim? Dlaczego nie odstępowałeś Go ani na krok jak wierny uczeń, jakbyś wszystko rozumiał? O czym myślałeś, gdy On przemawiał do tłumów, a ty stałeś tuż przed Nim? Przypomnij sobie, jak chleb mnożył ci się pod ręką, abyś mógł dawać dziesiątkom, setkom. Jak w imię Jezusa uwalniałeś od zła chorych i załamanych na duchu. Nie rozumiałeś? Gdy cały lud śpiewał hosanna, wiedziałeś dlaczego. Panie, Twoja Skała jest krucha jak gliniany dzban. Na czym chcesz zbudować Kościół? Przecież on miał być nie z tego świata, miał prowadzić, a oto teraz w tę noc próby nie chce być rozpoznany. ; .:. . ...-.. 53 A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział: "Dziś, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz" Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał. (Łk 22,61-62) - Panie, dlaczego wybrałeś właśnie Szymona, aby był Skałą? On przyznał się, że jest człowiekiem grzesznym. - Może dlatego, że się przyznał. Przeczytaj wiersz ósmy i dziewiąty z pierwszego rozdziału pierwszego Listu św. Jana: Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, i [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy ; odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. Kto potrafi być moim zastępcą, kto utrzyma dzieło, które buduję, kto zrozumie mój plan, kto wcieli w życie moje Słowo, jeśli go nie stworzę na nowo, nie wleję w niego nowego życia i nie stanę przy nim? ...beze Mnie nic nie możecie uczynić. (J 15,5) Uczniu, nie bój się! Przecież powiedziałem: A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. (Mt 28,20) - Bracie, myślałem, że jestem najlepszy, że nikt mi nie dorównuje, a fakt, że Jezus mnie wyróżniał, jeszcze mnie umacniał w tym przekonaniu. Jezus zawsze korzystał z mojej łodzi, w moim domu bywał najczęściej; nikomu nie powiedział: Błogosławiony jesteś, a do mnie tak powiedział na drodze do Cezarei. No i ta obietnica: Tobie dam klucze królestwa. Myślałem: Jezus wie, co robi, jestem najlepszy. To było tak jak wtedy, gdy szedłem do Jezusa po wodzie. Najpierw wydawało mi się to możliwe: iść po wodzie. Przecież widziałem, że Jezus idzie. Kiedy jednak oddaliłem się od łodzi, opanował mnie jakiś zamęt, woda i niebo zakołysały się, uświadomiłem sobie, że jestem zawieszony nad śmiertelną głębią i że nic mnie przed nią nie broni. Niebezpieczeństwo wydało mi się bardziej rzeczywiste niż Pan. A jeśli ta postać przede mną jest tylko grą wyobraźni, a jeśli to nie Jezus, lecz zły duch? I oto poczułem, że woda się rozstępuje... Ja już nie szedłem, nie miałem o co oprzeć stopy... Zakrzyknąłem: Panie, ratuj mnie! Na szczęście Jezus był prawdziwy, stał tuż obok, wyciągnął rękę, chwycił mnie; jednocześnie poczułem, że jakaś potężna siła wydobywa mnie z głębi. Wtedy Jezus patrząc mi w oczy powiedział: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? (Mt 14,31) . 54 Szymonie, jak mogłeś powiedzieć, że Go nie znasz? Łkacie, po tym wydarzeniu na jeziorze byłem przekonany, że nigdy nie odstąpię. To ja pierwszy w wieczerniku zaklinałem się: Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy... (Mt 26,33) Ja to mówiłem szczerze. Jak mogłem? Jesteśmy jak iskra unosząca się nad ogniskiem: piękna, świecąca, kiedy jest blisko ognia, a gdy wiatr ją porwie, gaśnie. Teraz widzę, że nie jestem lepszy od innych, i małej wiary. Gdy Jezusa wyprowadzali z sądu, spojrzał na mnie, na czarny pyłek opadły na ziemię. W jednej chwili utraciłem to wszystko, co było moją chlubą, rozpadł Się fałszywy obraz moich zdolności, malowany przez pychę i próżność, opuściła mnie wiara w siebie. Stałem - nędzarz z pustym workiem - niezdolny zarobić na życie; dygotałem jak w gorączce. Przecież jestem uboższy niż ci żołdacy, oni się nie zaparli nikogo. Jezus mnie wyróżniał. Mnie - beznadziejnego nędzarza. Wtedy poznałem, kim naprawdę jestem. Jedno mnie tylko nie opuściło - zaufanie do Jezusa. Nie uciekłem, nie zakryłem twarzy, szukałem ratunku w Jego oczach. I wierz mi - wstąpił we mnie ogień, poczułem się, jakbym dostał nowe życie. Przecież mógł mnie przydeptać, ale nie, On chciał, żebym się rozwinął, żebym stał się naprawdę mądry. Łzy zalewały mi oczy, szeptałem w ciemność: "Panie, ja siebie nie znałem. Panie, ja jestem ostatni." Dziwne, ale nie czułem nienawiści do ludzi stojących obok. - Już nie chciałeś być pierwszy? - Chciałem, aby Jezus żył. 55 Wielki Piątek Inny świat Liturgia Wielkiego Piątku rozpoczyna się od porannej modlitwy Kościoła, czyli jutrzni. Proboszcz zrezygnował z wejścia do kościoła procesyjnie głównymi drzwiami, ponieważ na dworze wieje wiatr i pada śnieg. W ławkach w głównej nawie siedzi około czterystu osób. Wszyscy trzymają w rękach teksty odpowiednich psalmów i modlitw, wszyscy Śpiewają. Po jutrzni na ulicy między kościołem a klasztorem spotykam kilka kobiet zajętych rozmową i zatrzymuję się przy nich. Pytam, czy są z tej parafii. Okazuje się, że tak. Stawiam więc drugie pytanie: czy w waszych domach rzeczywiście ojciec rodziny obmywał domownikom nogi, do czego zachęcał proboszcz? Przyznaję, że nigdzie jeszcze takiego zwyczaju nie spotkałem. Kobieta w czarnej pelisie odpowiada, że cała ich rodzina, tzn. ona z, mężem i dwaj synowie, była wczoraj na Mszy św., po powrocie z kościoła spożyli uroczystą kolację z czerwonym winem, a później mąż umywał wszystkim nogi. Pozostałe panie przytakują, że u nich też tak było. - Czy to ma jakieś znaczenie dla życia rodziny? - pytam dalej. Pani w czarnej pelisie - najodważniejsza z całej grupy - mówi, że tak i dodaje: - Przed ceremonią umycia mąż podszedł do mnie, pocałował w policzek i powiedział: "Przepraszam cię za wszystko." W tym momencie, jeśli jeszcze czułam jakąś złość, to ona znikła. To nam bardzo pomaga. O umywaniu nóg pamiętamy przez cały rok, o tym nie zapomina się szybko. - A co z tym świętowaniem od wczorajszego popołudnia? Czy macie już wszystko przygotowane na święta? - Mamy. Może chce ksiądz zobaczyć? - A daleko stąd mieszkacie? - Nie. - No to idziemy! 57 Ulica Królowej Jadwigi znajduje się chyba na krańcu miasta, ale Darłowo nie jest metropolią, zresztą idąc rozmawiamy z ożywieniem na temat przeżywania Triduum Paschalnego przez parafię i droga się nie dłuży. A poza tym poznaję miasto. Dla nas - mówią moje znajome - trzy dni Paschy są najpiękniejszymi dniami w roku. Czekamy na nie. Można powiedzieć: żyjemy od Paschy do Paschy. Liturgia przenosi nas jakby w inny świat. Kiedy w ubiegłym roku w poranek wielkanocny wyszłyśmy z sąsiadką z kościoła po całonocnym czuwaniu i zobaczyłyśmy puste ulice, powiedziałam do niej "Wracamy!" Patrzę na nie trochę z niedowierzaniem. - Oto nasz blok - mówi kobieta w czarnej pelisie. Ma na imię Elżbieta Widzę, że takich czteropiętrowych bloków jest tutaj kilka. Wchodzimy do klatki schodowej (czystej jak najbardziej) i do mieszkania. Pani Elżbieta otwiera w kuchni lodówkę. - Proszę, ciasto upieczone! - Drugie ciasto leży w pokoju na regale. Ze względu na post pani Elżbieta częstuje gości: sąsiadkę Beatę i mnie jedynie herbatą. Za chwilę do niskiego stołu dosiadają się także jej synowie. Pani Beata wypija łyk herbaty i mówi: - Kiedyś Wielkanoc była dla mnie pustym świętem. Co innego Boże Narodzenie, ono zawsze miało dużo uroku - choinka, kolędy, opłatek. Z Wielkanocą nie łączyły się żadne przeżycia. Dopiero po przyjeździe do tej parafii Wielkanoc nabrała sensu. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz usłyszałam o całonocnym czuwaniu z Wielkiej Soboty na Niedzielę Zmartwychwstania, powiedziałam: "Jeżeli proboszcz nie może spać, niech czyta gazetę, a nie ściąga ludzi do kościoła." Na pierwszą noc czuwania poszłam wyłącznie w charakterze widza i byłam zaszokowana tym, co się działo. - Co się działo? - Modlitwy na głos jednoczesne z uniesieniem rąk. Wielka radość. Taneczne korowody. W następnym roku brałam udział w tym czuwaniu już nie jako widz. Piętnastoletni syn pani Elżbiety mówi: - Wielki Piątek i Wielką Sobotę poświęcamy całkowicie Panu. Na przykład dzisiaj o ósmej była jutrznia, o dziesiątej będzie katecheza, o dwunastej modlitwa w ciągu dnia, o piętnastej godzina czytań i o osiemnastej liturgia męki Pańskiej. - Czy to nie za dużo naraz? - Nie, jeśli się jest przygotowanym do świąt. W tej chwili wchodzi wysoki mężczyzna w średnim wieku w mundurze marynarki wojennej - głowa rodziny. Jest nieco podekscytowany, ponieważ godzinę temu samochód, którym jechał, wpadł w poślizg, ściął znak drogowy 58 po przeciwnej stronie jezdni i wylądował w rowie. Na szczęście obyło się bez ofiar, Żona przynosi mu szklankę herbaty. Katecheza o liturgii Punktualnie o godzinie dziesiątej rozpoczyna się w kościele katecheza. Widzę, że wszystkie ławki są pełne. Na początku ojciec Janusz stawia pytanie: Po co ta katecheza? I odpowiada: Aby odkryć Jezusa, który przechodzi. Żyjemy jak ów ślepiec z Jerycha, który słyszał, że przechodzi obok wielki tłum i pytał, co się dzieje. I wyjaśniono mu: Jezus przechodzi. Siedzę za filarem, ale niezupełnie zasłonięty, i staram się zanotować przynajmniej to, co wydaje mi się ważniejsze. Ojciec Janusz mówi dalej: Potrzebujemy wyjaśnienia znaków liturgii. Ewangelizować należy wszędzie, nie liturgię sprawuje się we wspólnocie Kościoła. Pierwsi chrześcijanie sprawowali liturgię przy zamkniętych drzwiach. Jezus powiedział, że nie można rzucać pereł przed wieprze, a przecież liturgia jest czymś najcenniejszym. Wprowadzenie do liturgii w pierwotnym Kościele miało miejsce w Wielką Sobotę. Stopniowo odsłaniano katechumenom znak za znakiem. Liturgia zakładała wiarę. Jeżeli nie ma wiary, liturgia pozostanie tylko jakąś zbyteczną ceremonią. Masy chrześcijańskie weszły do Kościoła nie przez wiarę, lecz przez chrzest - nie rozumiały języka, znaków. Kapłan stał odwrócony do wiernych tyłem. Ludzie w dobrej wierze zaczęli tworzyć paraliturgię, inscenizacje, nabożeństwa. Teraz Kościół chce powrócić do liturgii. Musimy ją odkryć na nowo. Sobór Watykański II zajął się najpierw liturgią. Pierwszy dekret odnosił się właśnie do niej. W Triduum Paschalnym Kościół koncentruje się na liturgii. Dlaczego? Ponieważ jest ona dziełem Bożym. Jest darem Boga dla nas. Wielu ludzi sądzi, Że to dla Pana Boga przychodzi na Mszę świętą, dla Pana Boga się modli, że w ten sposób uszczęśliwia Pana Boga. Tymczasem my nic nie możemy zrobić dla uszczęśliwienia Boga, On jest zawsze w pełni szczęśliwy. Nie musimy też niczego robić, żeby Pan Bóg nas kochał. To w religiach pogańskich człowiek zabiegał o przychylność swoich bóstw. My wiemy, że Bóg nas zawsze kocha, zawsze jest po naszej stronie. To właśnie Bóg robi wszystko, aby nas zdobyć, On chce podzielić się z nami swoim szczęściem. I po to jest święta liturgia. Jest ona uświęcającym i zbawiającym działaniem Boga. Jeżeli tego nie zrozumiemy, wszystko, co dzieje się w kościele, będzie dla nas jedynie teatrem, okazją do jakichś przeżyć i wzruszeń. Liturgia jest anamnezą, czyli uobecnieniem, urzeczywistnieniem tych wydarzeń, które wspominamy, celebrujemy. Kościół nie obchodzi kolejnej 59 rocznicy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Triduum Paschalne to nie są obchody rocznicowe. To jest uobecnienie. Mocą Ducha Świętego działające w Kościele przeszłość staje się obecnością. Dlatego liturgia uświęca nas i zbawia Nie musimy zazdrościć tym, którzy oglądali Chrystusa dwa tysiące lat temu na ulicach Jerozolimy, którzy byli blisko Niego, w zasięgu Jego ręki. On jest też bowiem blisko nas, jest z nami. Liturgia jest akcją Jezusa Chrystusa. Powiedziałem - rozwija dalej swoją katechezę ojciec Janusz - że pierwsi chrześcijanie sprawowali liturgię przy zamkniętych drzwiach. Rozumiemy, dlaczego tak było. Na liturgii nikt nie może być z przypadku, nikt nie może być bierny. Liturgia jest dziełem wspólnym: Jezusa, kapłana i wiernych. Każdy wierny musi być w nią zaangażowany i każdy ma w niej do spełnienia jakieś zadanie. Każdy też powinien być do niej przygotowany. Nie może to być człowiek z ulicy. Słowa, gesty, postawa ciała - to jest mowa Boga do nas. I wiedz, że Jezus potrzebuje cię do liturgii jako swojego Ciała. W bocznej nawie, tuż przy mojej ławce, jakaś młoda kobieta słucha i cały czas zajmuje się dzieckiem, wozi je w wózku w tę i z powrotem, potem bierze na ręce. Podchodzi jej mąż, odbiera dziecko, nosi od filara do filara. Co jakiś czas do kościoła ktoś wchodzi głównym wejściem i kieruje się prawą nawą do kaplicy, w której wystawiony jest do adoracji Najświętszy Sakrament. Co jakiś czas ktoś z kaplicy wychodzi. Triduum Paschalne - podkreśla z naciskiem ojciec Janusz - to trzy święte dni, czyli dni oddane Bogu. Ani Wielki Piątek, ani Wielka Sobota nie są dniami przygotowania do świąt. Przygotowanie trwa przez czterdzieści dni postu. Nie róbmy w te dni tego, co robimy przez cały rok: żadnych zakupów, sprzątania, żadnej zbędnej pracy. W naszej parafii w te dni święte już od ośmiu lat nie ma ślubów i wesel. Święta paschalne nie mają charakteru świąt rodzinnych. Obchodzimy je we wspólnocie Kościoła. Centrum tych świąt jest noc z soboty na niedzielę - Wielka Noc. Bartymeusz Może w niezbyt dobrym momencie, ale właśnie teraz staje mi przed oczami wspomniany na początku katechezy niewidomy z Jerycha i przypominam sobie wspaniały komentarz do opowiadania o jego uzdrowieniu, meksykańskiego biblisty Jose Prado Floresa (człowieka świeckiego), wygłoszony ponad pół roku temu na rekolekcjach dla księży w Szkole Nowej Ewangelizacji w Skorzeszycach koło Kielc. Trudno zapomnieć tego rodzaju komentarz nie tylko ze względu na treść, lecz i ze względu na sposób przekazu: Jose Prado przemawia nie tylko słowami, mówi oczami, twarzą, rękami, całym ciałem. 60 wcześniej, przy jakiejś okazji starał się nas przekonać, jak ważny w komunikacji jest gest Podobno ponad sześćdziesiąt procent treści przekazujemy nie słowem lecz tonem i gestem. Dlatego też głoszenie Ewangelii głosem " i bez entuzjazmu wyrażającego się w ruchach, z kamienną twarzą nie może być skuteczne - podkreślał. Wydaje się, że wielu księży boi się popaść w gadulstwo i niestety wylewa dziecko z kąpielą. Trzeba powiedzieć, że wygłaszający katechezę ojciec Janusz nie należy do nich, przemawia bardzo żywo i z przekonaniem. Opowiadanie o niewidomym z Jerycha znajduje się w Ewangelii Marka , mateusza i łukasza (18 35-43). W Ewangelii Mateusza jest niemal identyczne, Z Łukaszem, ów niewidomy - Bartymeusz, syn Tymeusza (Mk 10,46-52). Tylko w opowiadaniu Łukasza niewidomy zapytuje przechodzących, co się dzieje. Wszyscy trzej ewangeliści piszą natomiast zgodnie o wielkiej rzeszy idącej z Jezusem, Jerycho było miastem przeklętym. Było to pierwsze miasto w ziemi położonej za Jordanem, które Izraelici pod wodzą Jozuego musieli zdobyć, objawiła się wielka moc Jahwe: mury obronne miasta rozpadły się same tak,że wojownicy izraelscy nie mogli z tego miasta niczego zabrać, teżJozue ostrzegł ich, że jeśli wezmą cokolwiek obłożonego klątwą ściągną nieszczęście na swój własny obóz. To całkowite odsunięcie ludu od bram Jerycha zastanawiało mnie niejednokrotnie. Czy nie chodzi o to, że trieia nie tylko potrafili ufać Bogu w trudnej sytuacji, lecz by także w dzień sukcesu umieli słuchać Go jako jedynego Pana. W Księdze Jozuego czytamy, że Jozue wypowiedział wobec ludu przysłowie. Niech będzie przeklęty przed obliczem Pana człowiek, który podjąłby się zbudować miasto Jerycho: Za cenę życia swojego pierworodnego [syna fundamenty, za cenę żyda najmłodszego syna postaw, bramy. (Jz 6,26) z pierwszej Księgi Królewskiej dowiadujemy się, że miasto Jerycho zostało odbudowane prawie czterysta lat później, za czasów króla izraelskiego Za jego czasów Chiel z Betel odbudował Jerycho według zapowiedzi przez Jozuego syna Nuna; założył jego fundamenty na swoim pierworodnym, Abiramie, a na swoim najmłodszym Segnie, postawił bramy, (Krl 16,34) Panowanie króla Achaba to czas głębokiego upadku religii iahwistycznej w Izraelu. Dlatego Jezus w swojej ostatniej podróży do Jerozolimy wybiera drogę przez Jerycho? Nie jest to chyba przypadek. Sądzę, że należy brać pod uwagę przez Jerycho manifestuje w ten sposób zbliżające się nowego wyjścia, na które czekali Żydzi. 61 Ukoronowaniem wyjścia z Egiptu było podbicie ziemi Kanaan pod wodzą Jozuego. Celem nowego wyjścia jest zdobycie przez Jezusa królestwa niebieskiego, które dokona się w Jerozolimie. Jezus wybiera szlak Jozuego, jest bowiem w jakimś sensie nowym Jozuem. Zwycięstwo Jozuego stało się dla Jerycha dniem sądu, nikt w nim nie przeżył poza rodziną pewnej prostytutki imieniem Rachab. Myślę, że między uratowaniem Rachab i jej rodziny, a uzdrowieniem ślepego jest pewna analogia. Rachab została uratowana za to, że ocaliła od niechybnej śmierci dwóch szpiegów izraelskich, a ocaliła ich, ponieważ uwierzyła, że Jahwe da ziemię obiecaną swojemu ludowi. Niewidomy zostaje uzdrowiony, ponieważ uwierzył, że Jezus idzie do Jerozolimy wypełnić obietnice Boże, tzn. odnowić królestwo Dawida. W obu wypadkach wiara doprowadza do zbawienia. Być może Bartymeusz znalazł się pod Jerychem, aby powtórzyło się coś, co już w jakimś sensie miało miejsce tysiąc trzysta lat wcześniej, i aby jego uzdrowienie potwierdziło realizowanie się odwiecznego planu Bożego. Pobyt Jezusa w Jerychu może mieć jeszcze inne znaczenie: jest świadectwem, że Jezus przychodzi na ziemię, aby zdjąć klątwę z tego, co kiedyś było pod klątwą. A teraz wróćmy jeszcze do owej Rachab. Nie zdradzę żadnej tajemnicy, jeśli powiem, że jest ona jedną z praprababek Jezusa. Sam Duch Święty zechciał nas o tym powiadomić, gdyż jej imię występuje obok Tamar i Betszabe w genealogii Jezusa w Ewangelii Mateusza. I znowu można by się zastanawiać, dlaczego Bóg w swoim odwiecznym planie zbawienia wybrał dla Jezusa taką antenatkę: pogankę, czyli kobietę, z którą Prawo Mojżeszowe zabraniało Izraelicie się żenić, a w dodatku - jak to mówią - kobietę z przeszłością. Nie tylko świętych Bóg wybiera do realizacji swoich zamiarów. Bartymeusz siedział przy drodze niedaleko bramy miasta, starając się wzbudzić litość przechodniów i użebrać na codzienny chleb. Zapewne w mieście wszyscy go znali, a i on znał wielu, potrafił rozpoznać ich po głosie, przewidzieć, co może dostać, jak zareagują na jego wołanie. Jałmużna była według nauki faryzeuszów - przywódców narodu - dobrym uczynkiem wysoko cenionym u Boga. Do jałmużny zachęcały święte Księgi. Mędrzec Syrach natchniony przez Boga pisał: Nie odpychaj żebrzącego w strapieniu, a od ubogiego nie odwracaj swej twarzy. (Syr 4,4) Siedział przy drodze, po której sam nie mógł chodzić. Wiedział tylko, że prowadzi do Jerozolimy. I wiedział, że idąc tą drogą w przeciwnym kierunku, można było dojść do rzeki Jordan, która kończyła swój bieg w Morzu Martwym niezbyt daleko od Jerycha. Niekiedy myślał o Jerozolimie i o świątyni, która nie miała sobie równej na całym świecie. Niekiedy myślał o Jordanie i Morzu Martwym. 62 Takiego drugiego morza też na świecie nie było. Słodkie wody Jordanu wpływają do niego od wieków, a ono nie przestaje być martwe; nie może wrócić do życia, musi do końca świata pozostać znakiem sądu Bożego. Grzechy Sodomy i Gomory... I jego, Bartymeusza, życie było jak to morze: martwe, martwe. Upływały dni i lata, ale on pozostawał zawsze taki sam - ślepy żebrak. Nic się nie mogło zmienić na lepsze. Ileż to razy zadawał sobie pytanie, dlaczego przekleństwo ślepoty dotknęło właśnie jego. Jaki grzech popełnił? Kiedy w synagodze czytano o Hiobie, wzruszał się, jakby czytano o nim. Rozumiał Wszystkie pretensje Hioba, modlił się jego słowami i przeklinał jego słowami: Niech przepadnie dzień mego urodzenia i noc, gdy powiedziano: "Poczęty mężczyzna". Niech dzień ten zamieni się w ciemność, niech nie dba o niego Bóg w górze. . Niechaj nie świeci mu światło, niechaj pochłonie go mrok i ciemności. (Hb 3,3-4) Niemniej los Hioba był lepszy od jego losu. Hiob miał co wspominać. Siedząc na gnoju, mógł przynajmniej powiedzieć: byłem szczęśliwy, Bóg mnie osłaniał, świecił mi lampą nad głową, moi chłopcy mnie otaczali, nogi w mleku kąpałem, oliwa płynęła ze skały, przede mną usuwali się młodzi, starcy wstawali z miejsc, ucho chwaliło mnie słysząc, a oko godziło się patrząc (por. Hb 29,1-11). Czy Bartymeusz miał siedmiu synów, czy miał trzy córki najpiękniejsze na całym Wschodzie? Czy miał kiedykolwiek siedem tysięcy owiec albo trzy tysiące wielbłądów? Nigdy nic nie posiadał. I nie będzie posiadał. Kiedy umrze, nawet nie zapłaczą na jego pogrzebie, powiedzą: dobrze, że umarł. Zawsze, gdy myślał o tym, rodził się w jego sercu bunt przeciwko sam nie wiedział komu - bo jednak Boga Najwyższego się bał. Bunt jak trucizna zatruwał mu umysł i nawet zmysły, wszystko wydawało mu się śmierdzące: ziemia, którą deptał, kamień, na którym siedział, powietrze, którym oddychał. I znowu przeklinał słowami Hioba: Po co się daje życie strapionym, istnienie złamanym na duchu, co śmierci czekają na próżno... (Hb 3,20-21) Droga ożywiała się w niektóre dni: w czas świątecznych pielgrzymek, w dni targowe; wtedy mógł wrzucić więcej do swojej żebraczej torby. Lubił ruch na drodze, lubił na niej gwar i śpiew. 63 To jednak, co się teraz działo, było dla niego zaskoczeniem. Przemarsz rzymskiej kohorty? Nie, to był tłum mieszkańców miasta. Nie wyczuł paniki, słychać było okrzyki radości starych i młodych. Tłum sunął powoli od strony centrum miasta, przystawał i znowu ruszał. Bartymeusz nasłuchiwał z uwagą i w miarę jak głosy ludzi przybliżały się, zaczęło go ogarniać coraz większe podniecenie. Czy ma się cieszyć, czy bać? Co się dzieje w Jerychu? Zaczął pytać: "Ludzie, co się dzieje? Co się dzieje w Jerychu?" Wtedy ktoś biegnąc zawołał: "Idzie Jezus z Nazaretu." Ślepy żebrak już nieraz słyszał o Jezusie. Jedni mówili, że to prorok, inni że Mesjasz, jeszcze inni bali się na Jego temat wypowiadać, choć sami przyznawali, że czyni niezwykłe znaki i cuda. Im bardziej rosła sława Jezusa jako cudotwórcy i nauczyciela, tym bardziej jawna i nieprzejednana stawała się wrogość do Niego faryzeuszy i starszych ludu, a także środowiska kapłańskiego. Siedząc przy drodze rozpalonej południowym słońcem zasłaniając się starym płaszczem przed jego palącymi promieniami lub moknąc w zimowym deszczu, Bartymeusz zastanawiał się nad tym, co mu ludzie donosili, oceniał ich opinie i marzył o Mesjaszu. Wyobrażał sobie, jak Mesjasz go uzdrawia, a potem przyłącza go do swoich sług i nawet powierza jakieś ważne zadania. Przecież Izajasz prorok przepowiedział narodowi: Wszyscy twoi synowie będą uczniami Pana, wielka będzie szczęśliwość twych dzieci. (Iz 54,13) Zapragnął podejść do Jezusa. Ale jak? Zwrócony w stronę tłumu zaczyna wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Nie bał się prześladowania ze strony wrogów Jezusa, przecież nie miał nic do stracenia. Bartymeusz mówi do Jezusa po imieniu, podobnie jak nawrócony łotr wiszący na krzyżu. Czyżby było regułą, że człowiek dotknięty nieszczęściem czuje się bliski Jezusowi? Jeżeli Jezus jest Mesjaszem - jest też Synem Dawida. I jeżeli jest Mesjaszem, nie będzie mógł zbagatelizować tego wołania; Bartymeusz wzywa Go jako Mesjasza - Synu Dawida! Jezusie, Mesjaszu, Synu Dawida, nie możesz zostawić mnie ślepego przy tej drodze, przy drodze, którą idziesz! Nie możesz mnie wykluczyć ze swojego królestwa, ja wierzę, że jesteś Mesjaszem! Podniósł ręce ku niebu, potrząsał nimi, chciał być nie tylko słyszany, lecz i widziany. Tu jestem, tutaj jest ślepy! Wołanie Bartymeusza z każdą chwilą stawało się bardziej dramatyczne. Wiedział, że to jego jedyna szansa na zasadniczą zmianę w życiu; taki dzień może się już nigdy nie powtórzyć. Zaczął krzyczeć i jego wrzask zapanował nad całym tłumem. Łukasz pisze, że ci, co szli na przedzie, nastawalina niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał... (Łk 18,39) Co znaczy "ci na przedzie"? Ci, którzy wyprzedzali Jezusa - a zatem wielki tłum nie tylko 64 za Jezusem, lecz również przed Nim. Marek nie pisze, że "ci namawiali", lecz że "wielu nastawało na niego, żeby umilkł". Wielu ludzi denerwował ten krzyk, mącił im radość, raziła ich natarczywość ślepego, Bartymeusz nie liczył się w tej chwili z nikim. Dlaczego ma milczeć? Dlaczego nikt nie weźmie go za rękę, nie podprowadzi do Jezusa? Dlaczego wszyscy myślą tylko o sobie? Nie wszyscy jednak myśleli o sobie. Jezus słyszał krzyk Bartymeusza, myślał o nim. Marek pisze: Jezus przystanął i rzekł: "Zawołajcie go!" wtedy pobiegło do ślepca kilka osób, gdyż każdy lubi przynosić dobre nowiny, każdy też chce być świadkiem wielkich wydarzeń, a tutaj zanosiło się na sensację. Ci, którym dotąd krzyk ślepego przeszkadzał, stają się jego przyjaciółmi, pocieszają go: Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię. Bartymeusz zrywa się ze swojego miejsca, zrzuca z siebie płaszcz i idzie za przewodnikami, dlaczego zrzuca płaszcz? Czy po to, żeby mu nie przeszkadzał? Czy dlatego, że był zbyt związany z jego żebraczym życiem? Może intuicja podpowiedziała mu: zostaw ten stary płaszcz, tak jak zostawiłeś to miejsce przy drodze, to co było dla ciebie dotąd ważne, miało znaczenie. Kiedy Bartymeusz stanął przed Jezusem, podniósł twarz niepewny, w którą stronę się zwrócić, tłum wyciszył się. Zamilkły okrzyki, urwały się rozmowy, każdy pragnął usłyszeć, co Jezus powie. Wpatrywano się w Niego z rosnącym napięciem. Jeżeli wezwał ślepego, to z pewnością, aby go uzdrowić. Po chwili, która mogła się wydawać długa, Jezus zwrócił się do Bartymeusza z pytaniem, które musi budzić zdziwienie i którego prawdopodobnie nikt z obecnych nie przewidział, mianowicie: Co chcesz, abym ci uczynił? Czego mógł pragnąć ten człowiek, jak nie jednego - przejrzeć? Czy trzeba było go o to pytać? Myślę, że dotykamy tutaj pewnego szerszego problemu, a mianowicie problemu modlitwy błagalnej. Niektórzy mają wątpliwości, czy musimy przedstawiać Bogu w modlitwie nasze prośby, tak jakby Bóg nie wiedział, czego potrzebujemy. Tym bardziej że Jezus w Kazaniu na Górze w Ewangelii Mateusza przestrzega przed gadulstwem w modlitwie: Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich, albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. (Mt 6,7-8) Nie jest to jednak jedyne pouczenie na temat modlitwy błagalnej w Ewangeliach. W tymże Kazaniu na Górze Jezus zachęca, aby Boga prosić: Proście, a będzie wam dane (Mt 7,7), natomiast w przypowieści o natrętnym przyjacielu Jezus zachęca do modlitwy ufnej i nieustępliwej: Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. (Łk 11,8) Jezus chce, 65 abyśmy Go prosili, abyśmy wyraźnie mówili Mu, o co nam chodzi. Modlitwa błagalna jest wyrazem naszego zaufania do Niego, wysłuchanie zaś modlitwy, jest znakiem Jego miłosierdzia i wszechmocy. Jezus lubi pytać: - Co chcesz, abym ci uczynił? Bartymeusz odpowiedział: Rabbuni, żebym przejrzał! Rabbuni znać; "Mój Mistrzu". Bartymeuszu, na jakiej podstawie uważasz się za ucznia Jezusa? Przecież kazał cię tylko przywołać do siebie, tylko pyta się, co od Niego pragniesz otrzymać, a ty już wyznajesz, że do Niego należysz, przed całym tłumem ogłaszasz Jezusa "swoim" Mistrzem. Czy wiesz, czego twój Mistrz uczy? Czy Go zrozumiesz? Zapewne nie wiesz, że dotąd nikt Go nie rozumie, nawet ci najbliżsi, którzy bardzo poważni stoją obok Niego. Nie rozumieją, dlaczego uczy w przypowieściach, dlaczego mówi o swojej śmierci, dlaczego każe przebaczać siedemdziesiąt siedem razy, dlaczego bogatemu trudno się zbawić, dlaczego nie można rozwieść się z żoną... Czy naprawdę chcesz iść za Nim? Nie myśl, że ci wszystko wyjaśni! Już wielu od Niego odeszło mówiąc: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać? (J 6,60) Wiara Bartymeusza w moc Jezusa i jego wyznanie "Mój Mistrzu" podobają się Jezusowi. Więcej słów nie potrzeba: żadnych wyjaśnień, żadnych zapewnień. Marek pisze, że Jezus w odpowiedzi rzekł: Idź, twoja wiara cię uzdrowiła! Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą. I tak zmieniło się życie niewidomego żebraka z Jerycho. Ujrzał przed sobą drogę, mógł iść drogą, mógł iść tam, gdzie chciał. Nie wrócił po swój płaszcz. Interesujące, że Jozue tysiąc trzysta lat wcześniej Izraelitom, którzy mają przejść Jordan naprzeciwko Jerycha, oznajmia, że będą szli drogą, której dotąd nie znali: Tak więc poznacie drogę, którą macie iść, bo nigdy nią nie szliście. (Joz 3,4) Poznają drogę idąc za Arką Przymierza. Bartymeusz poznaje drogę idąc za Jezusem. To jedyny wypadek w Ewangeliach, że uzdrowiony idzie z Jezusem. Być może Mateusz ze względu na analogię między Izraelitą z czasów Jozuego a działalnością Jezusa pisze nie o jednym niewidomym, lecz o dwóch, ponieważ dwóch niewidomych lepiej harmonizuje z liczbą mnogą w Joz 3,4. Zresztą nie jest wykluczone, że niewidomych było rzeczywiście dwóch, a Marek wspomina tylko jednego, ponieważ tylko jeden z nich, Bartymeusz oraz jego ojciec Tymeusz, znani byli w pierwotnej gminie. Pokusa Zacheusza Przejście Jezusa przez Jerycho tak poruszyło wszystkich jego mieszkańców, że nawet bogaty celnik, Zacheusz, którego powszechnie 66 uważano za grzesznika, wszedł aż na drzewo, żeby tylko zobaczyć Jezusa. udzielił mu się jakiś dziwny entuzjazm, o który nigdy siebie nie podejrzewał, nie pociągały go takie hasła jak "Królestwo Boże", nie liczył na pomoc jakiegoś Mesjasza, zawsze myślał trzeźwo, w synagodze czuł się obco. wiedział, że pieniądz robi pieniądz i do tej prawdy dostosowywał swoje plany życiowe. Po co wiedzieć więcej, skoro to właśnie pieniądz rządzi światem? Nagle wielka sensacja w mieście, bieganina, arystokraci i prostacy, bogaci biedni tworzą jeden wielki tłum. Coś się w Zacheuszu zaczęło łamać. Którędy Jezus będzie szedł? zacheuszu! Nie wchodź na drzewo! Nie wiesz, co będzie potem. Nasycisz ciekawe oczy, ale pomyśl, co możesz stracić. Słyszę szyderstwa za tobą. Jeśli uwierzysz Mu, pogardzisz złotem. Staniesz w szeregu z biednymi ziemi. Nie wchodź na drzewo! Skryj się za nim raczej, niech cię Pan nie dojrzy! Ale bogatego Zacheusza jakby coś zamroczyło, jak mały chłopak zaczął wdrapywać się na drzewo, uczepił się gałęzi. Czekał. Jezus otoczony wielkim tłumem rzeczywiście tamtędy przechodził, właśnie obok tego drzewa, obok Zacheusza. I stało się coś, czego Zacheusz nie przewidział. Św. Łukasz pisze: Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: "Zacheuszu zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu". Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. (Łk 19,5-6) Z czego się tak cieszysz, sąsiedzie? Nie poznaję cię. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: "Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie." (Łk 19,8) Jezus też był uradowany, chociaż wielu mówiło: Do grzesznika poszedł W gościnę. (Łk 13,7) Najbardziej niezadowolony z gościny Jezusa u Zacheusza był pewien faryzeusz, który w drodze usilnie namawiał Jezusa, aby zatrzymał się u niego. Zapewniał, że cieszy się u wszystkich dobrą opinią i kilka razy wspominał, że jeszcze nigdy nie podał ręki poganinowi, zgodnie z Pismem, które nakazuje: Nie dotykajcie nic nieczystego! (Iz 52,11), że szczerze nienawidzi każdego, kto nie przestrzega Prawa, że nigdy, od dzieciństwa nie zasiadł do stołu bez umycia rąk, zachowuje post dwa razy w tygodniu i daje dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywa (por. Łk 18,12). Pójście Jezusa do Zacheusza dotknęło go do głębi, poczuł się znieważony, jakby oszukany przez człowieka, na którego mógł absolutnie liczyć. Zaczął nawet zastanawiać się, czy On na pewno jest posłany przez Boga. Czy to możliwe, aby posłany przez Boga wszedł do domu grzesznika? Może mają rację bracia faryzeusze z Galilei, którzy o Jezusie mówią z niechęcią: żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników (por. Mt 11,19). 67 A Zacheusz radował się nie tylko podczas wieczerzy z Jezusem. Po niej radość go już nie opuszczała. Patrzył na smutnych ludzi i dziwił się ich smutkom . Co to jest Pascha? Dalsza część katechezy wielkopiątkowej poświęcona jest tematowi paschy. Ojciec Janusz mówi krótkimi zdaniami z dużym uczuciowym zaangażowaniem] jakby sięgał do własnych przeżyć. Naród żydowski w Egipcie. Skazany na śmierć, na eksterminację. Sam nie może się uratować. I Bóg przychodzi mu z pomocą. W języku hebrajskim "pasach" oznacza przechodzenie, wychodzenie, Pascha to przejście z niewoli do wolności, ze śmierci do życia. Na samym początku ucieczki dostają się w potrzask: z jednej strony wojska egipskie, z drugiej Morze Czerwone. Bóg otwiera morze. To jest pascha. Sytuacja Izraelitów w Egipcie i ich wyzwolenie to symbol rzeczywistości, która ma miejsce w życiu każdego z nas, przede wszystkim w życiu duchowym: nie możemy wyzwolić się z naszych wad własnymi siłami. W takiej niemożności był św. Paweł apostoł, pisze bowiem: Wiemy przecież, że Prawo jest duchowe. A ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię. (Rz 7,14-15) I w końcu znajduje wybawienie w Jezusie: Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! (Rz 7,24) W śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa widzi św. Paweł również swoją Paschę. Jezus przybił nasze grzechy do krzyża i chce nam dać godność dzieci Bożych. Wszystkich, którzy w Niego uwierzyli, czyni nowymi ludźmi. Czy mogę się sam poprawić, udoskonalić? - stawia retoryczne pytanie ojciec Janusz. I odpowiada: - Potrzebuję Paschy, czekam na nią jak na wybawienie. Dzisiaj, w Wielki Piątek, dokonuje się sąd nad światem. Nie tylko Żydzi przed pretorium Piłata, ale wszyscy, którzy zgrzeszyli, którzy żyją w grzechu, wołają: Ukrzyżuj Go! Ukrzyżuj Go! Uwolnij Barabasza! To my jesteśmy tym Barabaszem. My powinniśmy zawisnąć na krzyżu. I dla nas ten krzyż był przygotowany na Kalwarii, bo przecież Pismo mówi: zapłatą za grzech jest śmierć. (Rz 6,23) Jezus wziął wszystko na siebie. Post i krzyż Jednym z tematów katechezy wielkopiątkowej jest post. Wielki Piątek to dzień postu, umartwienia. Dlaczego powstrzymujemy się od jedzenia? Ojciec 68 Janusz ma na to wiele argumentów, ale podaje tylko jeden: współcierpienie solidarność z Jezusem. Chrystus dziś traci życie. Wprawdzie nie możemy na znak zjednoczenia z Chrystusem odebrać sobie życia, ale z miłości możemy w taki sposób uczestniczyć w Jego konaniu - przez odmawianie sobie . To nic, że słabniemy; na tym ma polegać post, powinniśmy właśnie znosić ból i głód. Można to jednak zrozumieć tylko wówczas, jeśli się kocha, jeśli się wierzy, że Chrystus jest naszym Oblubieńcem, Oblubieńcem kościoła. Będąc na ziemi, Jezus powiedział o swoich uczniach: Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, i wtedy, w owe dni, będą pościli. (Łk5,35)3 Następnie ojciec Janusz wyjaśnia, dlaczego w Wielkim Tygodniu zasłania krzyż. Jest to bardzo stara tradycja, a wiąże się z tym, że krzyż w pierwszych wiekach chrześcijaństwa był znakiem zwycięstwa, a nie śmierci Chrystusa na krzyżu przedstawiano żywego, zwycięskiego, ubranego w szaty kapłańskie lub królewskie. Kiedy więc rozważano mękę Chrystusa, zasłaniano krzyż. Zwyczaj ten pozostał, choć od czasu średniowiecza Jezus na krzyżu ukazywany jest jako umęczony, pełen bólu. Zresztą to chyba dobrze zasłonić na jakiś czas krzyż, aby potem, odsłoniwszy go, lepiej zrozumieć jego sens. Adoracja Przez dwa wielkie, nie zaciemnione witrażami gotyckie okna wpada do kaplicy dużo światła. Białe ściany, białe palmowe sklepienie. Całe piękno tej kaplicy to architektura. Nie ma tu żadnych obrazów, ołtarzy, figur, ławek ani krzeseł. Dowiedziałem się, że na życzenie parafian raz w tygodniu odbywa się w tej kaplicy kilkugodzinna adoracja Najświętszego Sakramentu. Dzisiaj od rana aż do wieczornego nabożeństwa męki Pańskiej zgodnie z liturgią wielkopiątkową odbywa się również taka właśnie adoracja. Na posadzce przykrytej wykładziną klęczy grupa ludzi w różnym wieku: widzę kilka osób starych, kilka w wieku akademickim, nie widzę natomiast młodzieży. Obok barczystego młodego mężczyzny w pierwszym szeregu klęczy mały chłopiec i jeszcze mniejsza dziewczynka z klipsem w lewym uchu. Dziewczynka wyraźnie się nudzi, patrzy w sufit, odwraca się, robi śmieszne miny, przygląda się obecnym, wchodzi na małe podium przed tabernakulum. Ojciec każe jej zejść. Schodzi, ale potem przewraca się o to podium. Chłopiec klęczy bez ruchu. Po chwili spogląda na ojca, jakby chciał odgadnąć, czy ojciec nie ma zamiaru skończyć tego rozmyślania, ten jednak nie zwraca na niego uwagi. Co jakiś 1 Por. O. Janusz Jędryszek OFM. Conv., Święte Triduum we wspólnocie parafialnej, Toruń-Pelplin 1996, s. 35. 69 czas ktoś wstaje i wychodzi, i ktoś wchodzi. Chyba więcej jest wychodzących Jest nas może dziesięć osób. Kryzys? Ale oto pojawiają się trzej młodzi franciszkanie. Dziewczynka znowu stoi na podium tyłem do Najświętszego Sakramentu. Ojciec chyba zamknął oczy i nie widzi tego. Starszy brat daje jej jakieś znaki ręką. Wszystkich to na pewno rozprasza, a może też zamknęli oczy. Zamknąłem drzwi -jak kazałeś - za sobą, zamknąłem uszy na zgiełk tego świata, zamknąłem oczy, by nawet światło nie było przeszkodą w tym, co chcę przedstawić. Oto mój plan, Panie, oto wszystkie korzyści - nie wyłącznie mnie: nie myślę tylko o sobie. Można by świat choćby w części naprawić, można by wiele pól z kąkolu oczyścić. Najlepiej zacznij od zaraz! Chyba że masz plan lepszy. Dialog z Samarytanką Większość adorujących Najświętszy Sakrament w kaplicy to kobiety. Współczesne Marie i Marty, siostry Łazarza? Samarytanki? Dzień dzisiejszy jest dniem pracy, o tej porze nie można więc spodziewać się mężczyzn na modlitwie, są w fabrykach, biurach. Przychodzi mi na myśl, że Jezus kilka ważnych zbawczych prawd objawił swojemu Kościołowi właśnie przez kobiety. Może to nawet wydawać się dziwne, że o potrzebie nowego kultu nie rozmawiał ani z faryzeuszami, ani z uczonymi w Piśmie, ani z Nikodemem, a nawet nie wiadomo, czy z apostołami, lecz z kobietą, która przyszła po wodę do studni. Jej też Jezus objawił się jako Mesjasz w sposób tak wyraźny, jak chyba nikomu innemu. Około południa Jezus z Apostołami przybył w okolice miasteczka samarytańskiego Sychar i zatrzymał się przy studni zwanej Jakubową, w pobliżu pola, które według tradycji Jakub dał swojemu synowi Józefowi, to jest temu, którego bracia chcieli zabić, a w końcu sprzedali jako niewolnika kupcom zdążającym do Egiptu. Przedziwna jest Opatrzność Boża! Józef odrzucony przez braci stał się później, w czas głodu, ich wybawcą. Może Jezus, siedząc przy studni w cieniu kępy drzew, myślał właśnie o losach Józefa? On też miał być odrzucony przez swoich. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. (J 1,11) I właśnie dzięki temu odrzuceniu będzie mógł nasycić wszystkich pragnących życia wiecznego, głodnych sprawiedliwości, pokoju duszy, miłości. Tak - wszystkich, nie tylko potomków Jakuba. Jezus wie, iż Ojciec umiłował każde swoje stworzenie i każdy człowiek 70 jes tMu tak drogi, jakby był jedyny na świecie. Dla miłości Boga nie ma granic, przenika wszelkie wznoszone przez ludzi mury, wszelkie podziały, dąży do opanowania każdego otwartego serca. Apostołowie poszli do miasteczka kupić coś do zjedzenia. Jezus został sam. To nie był przypadek. Jezus zaczął przyglądać się leżącym w oddaleniu niewysokim górom Garizim i Ebal. Z nimi też łączyły się bardzo stare tradycje Izraela. W Torze zapisany jest nakaz Mojżesza, aby po wejściu do ziemi obiecanej starsi pokolenia Symeona, Lewiego, Judy, Issachara, Józefa i Beniamina weszli na szczyt góry Garizim i błogosławili lud, natomiast starsi pokolenia Rubena, liada, Asera, Zabulona, Dana i Neftalego weszli na szczyt góry Ebal ! wygłosili przekleństwa na tych, którzy dopuszczą się określonych grzechów, tych przekleństw było dwanaście. Po każdym wygłoszonym przekleństwie cały lud odpowiadał "Amen" (Pwt 27,11-26). Jezus nie popełnił żadnego grzechu, a jednak wiedział, że spadnie na Niego przekleństwo. "Cały lud" (Mt 27,25) będzie domagał się Jego ukrzyżowania - kary dla przeklętego, bo przecież pismo mówi: ...wiszący jest Przeklęty przez Boga. (Pwt 21,23; por. Ga 3,10) Lud, który tak ukochał, uzna Go za przeklętego. Swoi sprzedadzą Go kupcom za garść kadzidła, za farbowaną suknię, za dwanaście srebrników. I nie raz, nie sto, nie tysiąc razy... Każde pokolenie stanie przed tym samym wyborem, pod dom każdego człowieka przybędą kupcy. - Ojcze, dlaczego słyszę przekleństwo za czyny miłości? Dlaczego spotyka mnie odrzucenie, odrzucenie za Dobrą Nowinę? - Wiesz dlaczego. To przecież o Tobie mówił prorok Izajasz: On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby. (Mt 8,17) A kiedy Twoi uczniowie będą zadawać te same pytania, powiedz im: Błogosławieni jesteście, gdy ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. (Mt 5,11-12) Na drodze do studni od strony miasteczka pojawiła się młoda kobieta. Niosła na głowie dzban. Była elegancko ubrana, nawet zbyt elegancko, jeśli wziąć pod uwagę, że szła tylko po wodę. Widocznie zależało jej na tym, aby budzić zainteresowanie wszędzie, gdzie się pojawia. Zauważyła Jezusa przy studni i jeszcze bardziej się wyprostowała, spowolniła krok; miała spuszczone oczy, ale co jakiś czas nieznacznie spoglądała przed siebie sprawdzając, czy ów człowiek nadal tam siedzi. Była pewna, że ją obserwuje. Kiedy podeszła do studni, rzuciła na Jezusa przelotne spojrzenie i domyśliła się, że jest On Żydem, prawdopodobnie z Galilei. W milczeniu zdjęła z głowy dzban i postawiła na ziemi. Powinna teraz okazać owemu Mężczyźnie całkowitą obojętność. 71 Wiedziała, że Żydzi uważali mieszkańców tego niewielkiego terytorium wciśniętego między Galileę a Judeę za religijnych schizmatyków, lud obcy, wrogów.i To prawda, że oni - Samarytanie - nie byli czystej krwi potomkami Izrael,i W czasie niewoli babilońskiej, a więc sześć wieków temu, okupanci zasiedlili te tereny plemionami arabskimi, ale tutejsi ludzie wierzą w Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba i żyją według Prawa Mojżeszowego. Konflikt sięga czasów powrotu Żydów z niewoli babilońskiej, kiedy to władze żydowskie nie dopuściły Samarytan do współpracy w odbudowie świątyni jerozolimskiej. Konflikt ten jeszcze się pogłębił w związku z wybudowaniem przez Samarytan około stu pięćdziesięciu lat później własnej świątyni na górze Garizim uważanej przez nich za górę błogosławieństw Ebal, oraz po zburzeniu tej świątyni przez wojska izraelskie Jana Hirkana po kolejnych stu siedemdziesięciu latach. Żydzi uważali Samarytan za nieczystych, nieczyste też były dla nich ich naczynia i żywność. Kobieta uświadomiła sobie, że jej obojętność stała się niespodziewanie dla niej samej sztuczna i że tych kilka gestów towarzyszących postawieniu dzbana na ziemi wypadło fatalnie. Jeszcze raz spojrzała na siedzącego przy studni Człowieka. I wtedy On rzekł: - Daj Mi pić! (J 4,7) - Mnie prosisz o wodę? , - Studnię, do której przyszłaś, wykopano na tę godzinę. - Mój dzban nieczysty dla Ciebie. Dzieli nas wszystko, co najważniejsze. - Ja cię tutaj przywiodłem. Od założenia świata wyznaczyłem ci tutaj spotkanie. Chcę dać ci wodę, która gasi wszelkie pragnienia. - Ty jesteś Żydem, a ja Samarytanką. - Wiem, kim jesteś w oczach Boga. I dlatego szedłem tutaj od tysięcy lat. - Daj mi więc tę wodę, abym nie musiała przychodzić do studni! - Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj! (J 4,16) To polecenie wzbudziło w sercu kobiety niepokój. Była zafascynowana tym, co Jezus mówił, i chciała wypaść jak najlepiej w Jego oczach. Ale oto sytuacja się skomplikowała. Mężczyzna, z którym żyje, nie jest jej mężem. Co odpowiedzieć? Wreszcie rzekła: - Nie mam męża. (...) - Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą. (J 4,17-18) - Nauczycielu, dlaczego wymusiłeś na niej to wyznanie? - Ponieważ wody żywej nie mogą pić usta kłamliwe. Woda żywa stanie się trucizną w sercu pogrążonym w ciemnościach fałszu. Abyś żył, musisz stanąć 72 ..-.. w prawdzie, przede wszystkim musisz przyjąć prawdę o sobie samym. Dlatego, co brudne, nie możesz ukrywać, chronić przed słońcem, przed nieba, przed pasterzem, którego stawiam na twojej drodze. Jakich szuka Bóg? Bóg szuka czcicieli, którzy będą Mu oddawać cześć w Duchu i prawdzie.(J 4,23) Kobietę zaskoczyło to, że Jezus tyle wie o jej życiu. Skąd mógł ją znać? Nigdy dotąd Go nie spotkała. Patrzyła na Jezusa z rosnącym uwielbieniem nie miała Mu wcale za złe, że zrobił jej delikatny wyrzut. Wyraźnie wtrącał się w jej życie, ale to bynajmniej nie odrzucało jej od Niego. Była w Nim jakaś siła, która nie pozwalała jej odejść. Czyżby siedział przed nią prorok? Kiedyś Bóg przysyłał swojemu ludowi nadzwyczajnych mężów, przez których pouczał, ratował w nieszczęściach. Kiedyś, kiedyś, to było bardzo dawno. Panie, widzę, że jesteś prorokiem. (J 4,19) Samarytanka zupełnie zapomniała o dzbanie, który stał pusty obok studni, do głowy zaczęły przychodzić jej różne pytania, bardzo poważne, a pierwsze było takie: Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga. (J 4,20) Jezusowi wyraźnie spodobała się ta kwestia. Odpowiedział jej spokojnie jak nauczyciel uczniowi, o którym wie, że nie miał jeszcze okazji wyrobić sobie poprawnej opinii na dany temat: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie. (J 4,21-24) Gdyby uczeni w Piśmie i faryzeusze byli świadkiem tego dialogu, mieliby jeszcze jeden argument przeciwko Jezusowi jako posłanemu przez Boga: rozmawia publicznie z kobietą, i to na temat drogi zbawienia. Który szanujący swoją godność rabbi zgodziłby się odpowiadać na pytania kobiety, czyli innymi słowy - potraktowałby ją jak jednego ze swoich uczniów? Odpowiedź Jezusa wydała się Samarytance dosyć zawiła. Chwilę zastanawiała się nad nią. Jak to, nie będzie żadnych świątyń, żadnych poświęconych Bogu miejsc? Cóż to znaczy "w Duchu?" Dała wreszcie spokój tym refleksjom i ośmielona do dalszej rozmowy słowami Jezusa Wierz Mi, kobieto, postanowiła pochwalić się swoją wiedzą: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. (J 4,25) Wtedy Jezus patrząc jej prosto w oczy rzekł: Jestem nim Ja, który z tobą mówię. (J 4,26) : . , 73 Kiedy Samarytanka wróciła do miasteczka, powstało w nim wielkie zamieszanie, biegała bowiem od domu do domu z sensacyjną nowiną, że przy studni Jakuba siedzi Mesjasz. Zdumionym sąsiadom opowiadała, jak wygląda, o czym z nią rozmawiał i ciągle powtarzała, że wiedział wszystko O jej życiu. Mężczyźni słuchali jej nieufnie, bali się ośmieszyć zbytnim zainteresowaniem; również kobiety, zwłaszcza te najbardziej szanowane w miasteczku, nie dawały wiary, wydawało im się nieprawdopodobne, że Mesjasz rozmawiał akurat z taką, co to ma piątego nibymęża. Na wszelki jednak wypadek starsi w miasteczku zaczęli zbierać się u najbogatszego z mieszkańców i po naradzie postanowili wysłać kilka osób do studni Jakuba dla sprawdzenia, ile jest prawdy w tym, co kobieta mówi. Mieli jednak pewien problem: jak stwierdzić, że siedzący przy studni człowiek jest naprawdę Mesjaszem? Delegacji oczekiwano w miasteczku z niecierpliwością, słuchając ciągle tego samego świadectwa kobiety, która była całą sprawą wyraźnie podekscytowana, ale i pewna tego, co mówi. Doradzała, żeby Mesjasza zaprosić do miasteczka i nawet wysuwała propozycje, gdzie by mógł zamieszkać. Mówiła, że nie jest sam, towarzyszy Mu dwunastu uczniów; ich także trzeba będzie przyjąć. Ci, którzy przysłuchiwali się kobiecie, ze zdziwieniem stwierdzali, że nagle dokonała się w niej jakaś przemiana: jej zawsze piękna twarz teraz była jakby promieniująca, jej zawsze ciekawe i rozbiegane oczy teraz były poważne, niesamowicie poważne, uśmiechała się życzliwie nawet do tych, którzy patrzyli na nią niechętnie, wydawało się, że opuściły ją wszystkie troski i niepokoje przypisane codziennemu życiu. Coś za tym musiało się kryć. Po niedługim czasie na uliczkach wyjątkowo o tej porze cichych dało się słyszeć wołanie: "Idą, idą!" Stojący tu i ówdzie przed swoimi domami mieszkańcy zaczęli uważnie obserwować drogę prowadzącą ku studni: wracała delegacja, a pośrodku niej szedł Nieznajomy, do którego odnoszono się - co było widać z daleka - z wielkim szacunkiem. Za nimi podążała grupa dwunastu mężczyzn. Na usilne prośby mieszkańców Jezus już drugi dzień nie opuszcza miasteczka. Wokół Niego od rana do wieczora zbiera się tłum ludzi. Ci, którzy przychodzą z ciekawości, a nawet ze starym do Żydów uprzedzeniem, szybko stają się Jego zwolennikami. To, co Jezus mówi, trafia im do serca, wydaje im się logiczne. Wszyscy zauważyli, że z przyjściem Jezusa zwykły dzień zamienił 74 się w święto: człowiek uśmiecha się do człowieka, dzieci słuchają rodziców, nikt nie podnosi głosu. Teraz nie razi już nikogo Samarytanka, która spotkała Jezusa przy studni - chociaż początkowo wielu miało jej za złe, że nie odstępuje od Jezusa, jakby była najważniejsza w miasteczku. A co Jezus mówi? Mówi to samo, co mówił Żydom: Nie gromadźcie sobie skarbów tam, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie... (Mt 6,19-20) Apostoł Tomasz po raz drugi opowiada przypowieść Jezusa o miłosiernym Samarytaninie. Chciał iść wcześniej spać, ale słuchacze nie pozwalają mu. Do izby wchodzi ktoś nowy, przynosi placek, owoce albo wino, zachęca do jedzenia, a potem siada w kręgu i słucha. I Na to uczony w Piśmie - ciągnie swoje opowiadanie Tomasz - zapytał się Jezusa: A kto jest moim bliźnim? (Łk 10,29) Jezus nie odpowiedział mu wprost. Zastanowił się i zaczął opowiadać tę historię. Gdy Tomasz skończył, z różnych kątów posypały się pytania. - - To było między Jerozolimą a Jerychem? - Tak. - Kapłan i lewita minęli tego rannego człowieka? - Tak. - Ten trzeci to był na pewno Samarytanin? - Tak. - To znaczy według Jezusa najlepszy okazał się Samarytanin? - Tak. Samarytanin zatrzymał się, opatrzył mu rany, zawiózł na swoim bydlęciu do gospody i zapłacił gospodarzowi za dalsze jego leczenie. - Co na to powiedzieli Żydzi? - Byli zdziwieni, ale nic nie powiedzieli. - A co powiedział uczony w Piśmie? - Jezus zapytał się uczonego, kto okazał się bliźnim dla tego nieszczęśliwca, więc on odpowiedział, że bliźnim okazał się ten, który potraktował nieszczęśliwca z miłosierdziem. - Uczony nie powiedział, że to właśnie Samarytanin okazał się bliźnim? - Nie. - A co Jezus na to? - Jezus nakazał mu czynić podobnie jak ten Samarytanin. - Czy to prawda, że w czasie poprzedniej podróży nasi ludzie nie chcieli przyjąć was na nocleg? - Tak. - Byliście oburzeni na nas? - - Byliśmy zdenerwowani maksymalnie - oprócz Jezusa. - I co Jezus wtedy powiedział? - Powiedział, żeby szukać noclegu gdzie indziej. Jedna czwarta wakacji W klasztorze, w wielkim pokoju gościnnym, spotykam młodą kobietę i młodego mężczyznę. Ją widziałem w kościele - należy do zespołu muzycznego. Śpiewa w czasie liturgii, stojąc na dużym podwyższeniu, ponad głowami ludzi, tuż przed prezbiterium, ale oczywiście z boku nawy głównej. Przedstawia się: Ania - i dodaje - a to mój narzeczony. Dowiaduję się, że Ania studiuje w Cambridge językoznawstwo i przyjechała tutaj w ramach dwutygodniowych wakacji świątecznych. - Należałaś chyba do oazy prowadzonej przez ojca Janusza? - Tak. Przyjeżdżam do Darłowa co roku, ponieważ bardzo podoba mi się liturgia tutaj odprawiana, a również dlatego, że spotykam się tu z kolegami i koleżankami z oazy. Są to ludzie, z którymi nauczyłam się rozumieć sprawy najważniejsze w życiu, z którymi wzrastałam w wierze. Wielu z nas mieszka obecnie w różnych stronach Polski, Triduum jest okazją, żeby się spotkać. Tym razem przyjechałam z moim narzeczonym - Polakiem z Ameryki - chcę, by i on, tak jak ja, doświadczył, czym jest święto Wielkiej Nocy. Okazuje się, że mężczyzna jest wykładowcą matematyki na uniwersytecie w stanie Ohio, dobrze zapowiadającym się naukowcem. Mówi, że pochodzi z rodziny katolickiej i jest praktykującym katolikiem, przyjechał tutaj, aby poznać świat, w którym żyła jego narzeczona, poznać to, co jest dla niej tak ważne. Mówi: "Od pierwszej chwili naszej znajomości Ania podkreślała wagę wiary w jej życiu. Jestem bardzo zadowolony z tego, co już tutaj przeżyłem." Herod Antypas Herod Antypas był jedynym człowiekiem, z którym Jezus nie chciał rozmawiać; nie odpowiedział mu na żadne pytanie, nie przemówił ani jednym słowem. Herod Antypas był synem króla Heroda Wielkiego i czwartej z jego dziesięciu żon - Samarytanki Maltake. W chwili śmierci ojca miał siedemnaście lat. Herod Wielki w testamencie dał mu Galileę i Pereę z tytułem tetrarchy, podczas gdy Archelausowi, jego starszemu o rok bratu z tej samej matki - Judeę i Idumeę z tytułem królewskim, a Filipowi z piątej żony - Kleopatry z Jerozolimy - terytorium na wschód i północ od Galilei, 76 Neę z tytułem tetrarchy. Antypas wiedział jednak, że w poprzednim testamencie (w sumie były trzy) ojciec właśnie jego naznaczył na króla Judei, ale rodzina Heroda stawiła się przed cesarzem Augustem w celu podWażenia testamentu, Antypas, mając poparcie między innymi wpływowego na dworze w Jerozolimie historyka Mikołaja z Damaszku,próbował unieważnienie ostatniego testamentu, tłumacząc, że Herod chwili jego spisywania był już poważnie chory i z punktu widzeniaj ego niepoczytalny. Cesarz jednak rozstrzygnął spór między braćmi na korzyść Archelausa, z tym jednak, że nie nadał mu tytułu króla, lecz monarchy. elaus miał przewagę nad Antypasem nie tylko z powodu wieku, ale i zewzględu na niemal dwukrotnie dłuższy, bo aż pięcioletni pobyt w Rzymie w celu edukacji, a także z powodu udanej - w opinii Rzymian - chociaż zbyt brutalnej akcji przeciwko buntującym się Żydom po śmierci Heroda. Zginęło wtedy trzy tysiące Żydów. O ile jednak Archelaus po dziesięcioletnich rządach został skazany przez Augusta na wygnanie, Antypas będzie panował w swojej tetrarchii przez czterdzieści trzy lata, do roku 39 po Chrystusie, i on jednak skończy na wygnaniu. Nie można powiedzieć, że Antypas wyróżnił się czymś szczególnym. z jego osiągnięć należy wymienić przede wszystkim wybudowanie na zachodnim brzegu jeziora Genezaret stolicy, którą na cześć cesarza Tyberiusza nazwał Tyberiadą. Wydaje się, że Jezus nie lubił tego miasta, w Ewangeliach nie spotykamy żadnej wzmianki o tym, że tam nauczał. Wiele ważnych wydarzeń w historii rządów Antypasa łączy się z jego żoną Herodiadą, z punktu widzenia religii Mojżeszowej nieprawną. Była ona wnuczkąMariamme (żony Heroda Wielkiego, zamordowanej przez niego), siostrą sławnego Agryppy I, przyjaciela cesarzy Kaliguli i Klaudiusza, prawną żoną Heroda Filipa, przyrodniego brata Antypasa, ale nie tego Filipa, syna Kleopatry Jerozolimskiej, którego Herod Wielki obdarzył w spadku terytorium na wschód i północ od jeziora Genezaret. Herod Filip, prawny mąż Herodiady, stale przebywał w Rzymie, na uboczu wielkiej polityki. Herodiada pochodziła więc nie tylko z rodziny Heroda, lecz także przez babkę Mariamme z żydowskiej dynastii królewskiej Hasmonejczyków. W związku z tym marzyły się jej tytuły królewskie i władza. Antypas poznał ją w czasie jednej ze swoich podróży do Rzymu - miała około trzydziestu sześciu lat - zakochał się w niej i jakkolwiek był już żonaty z córką króla Nabatejczyków Aretasa IV, przyrzekł ożenić się z nią, a dotychczasową żonę oddalić. Herodiada opuszcza męża i niezgodnie z prawem Mojżeszowym, które zabrania małżeństwa z bratową (por. Kpł 18,16), zawiera małżeństwo z Antypasem. Przeciwko temu będzie później 77 występował Jan Chrzciciel, przez co narazi się Herodowi i zostanie z jego rozkazu ścięty. Rosnąca sława Jezusa jako proroka bardzo niepokoiła Heroda. W Ewangelii św. Łukasza czytamy, że pewnego razu przybyli do Jezusa faryzeusze z ostrzeżeniem: Wyjdź i uchodź stąd, bo Herod chce Cię zabić. (13,31) Wtedy to Jezus nazywa go szakalem. Jezus nie chciał rozmawiać z Herodem. Może myślał o Janie Chrzcicielu. Taniec i śmierć Flety, cytry, lutnie, bębny - królewska kapela dzisiaj na przedzie. Muzyka porywa biesiadników. Oto tańczy księżniczka Salome. Kielichy puste. Ogień i burza, i cicha woda, motyl w kolorze tęczy. Wszystkie żywioły i wszystkie uczucia! Oprócz tego najważniejszego. Salome, tańcz! Nie daj melodii odpłynąć, nie daj zastygnąć ciału! Na skraju pustyni taniec o szczęściu. Królu, przedłuż ten sen! - Bogini serc, weź połowę królestwa! - Nie, nie chcę ziemi, chcę życia! - Królu, zaczekaj z decyzją! Czy z powodu tańca, który cię zachwycił, ma umrzeć człowiek? - Człowiek może umrzeć z każdego powodu. Widzę, że celem tego tańca była śmierć. - Królu, niech twój zachwyt zamieni się w szczęście innych, nie okrywaj ludu żałobą! - Nie wiem, co to jest szczęście. . . , ,: . ... ;. - Zabijesz sprawiedliwego. ; - Sprawiedliwi są niebezpieczni. . - Odtąd taniec stanie się dla ciebie przekleństwem. - Już od dawna przekleństwo nie odstępuje mnie, jesteśmy przyjaciółmi. Światło oświetla zimne kamienie - to jeszcze nie światło słońca. - Czy to Ty, Synu Dawida? - Nie, nie, proroku. To ja, kat - ktoś pragnie twojego życia. Janie, czy wiesz, że kiedyś cię szukałem? Wody Jordanu patrzyły na mnie obojętnie. Słońce natomiast traktowało mnie jak wroga. Przyszedłem za późno. Mówili: zabrali Go. Jeszcze inni stali nad brzegiem, pokazywali ręką - tędy. A mnie drażniło moje własne imię. Już od dawna piękno zamieniam w brzydotę zupełnie bezwolnie. Wesoła pieśń ucieka przede mną jak spłoszony ptak. Nie potrafię się 78 rzucać. Podniósł się we mnie bunt. Przeciw komu? Przed kim mam ć mój grzech? Woda zabierała resztki nadziei razem z liściem oderwanym od łodygi kwiatu. I wtedy usłyszałem: jacyś ludzie z Galilei mówili o zbawieniu. Idź w górę rzeki! Poszedłeś? To był Jezus. Nie poszedłem. Twoje uwięzienie odebrało mi siłę. Stałem się pustką. Nie ma takiej pustki, której by Bóg nie chciał wypełnić. Nie wolno wątpić w Jego moc. On, aby stworzyć świat, posłużył się nicością. Szedłem obcy przez ziemię jałową, skały ze mnie szydziły złe, że stamtąd wszyscy wyszli. Niosłem bukłak z wodą i na plecach, w worku, suchary oraz księgę, a w niej takie zdanie: "Idź dalej!" Jednak zjadłem cały chleb i wypiłem całą wodę, zanim doszedłem do środka pustyni. o to chodziło, żebym nic w worku nie miał? Janie, oddałeś Mu rodzinę i dom - a On cię opuścił. Jadłeś szarańczę i miód leśny - a On cię opuścił. Zamiast miękkiej szaty nosiłeś wielbłądzią skórę - On zapomniał o tobie. Wskazałeś Go ludowi - i teraz wszyscy idą za Nim. Dosyć! Już raz powiedziałem: Ten, kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Potrzeba, aby On wzrastał, a ja się umniejszał. (J 3,29-30) - Janie, pozwól, że pójdziemy i spytamy Go: dlaczego zapomniałeś o tym, którego prosiłeś o chrzest? - Nie. On nie zapomniał. Gdybym przestał Mu ufać, przestałbym żyć. - Herod już wydał na ciebie wyrok, umrzesz z jego ręki. - Jest śmierć i śmierć. - A więc powiemy Mu tylko: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? (Mt 11,3) - Janie, rozkaz króla przynagla. Kat bierze topór. Cichną flety, cytry, lutnie, bębny - przerwa w tańcu. - Kacie, gdy spełnisz swoją powinność, odszukaj Jezusa. To ten, o którym mówiłem: Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. (Mk 1,7) Musisz koniecznie powiedzieć Mu: Jan do końca wierzył, że zbawisz lud swój od jego grzechów (por. Mt l,21). Widziałem, jak zstąpił na Niego Duch i słyszałem głos z nieba: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. (Mt 3,17) 79 Krew, wielka kałuża krwi rozlewa się po kamieniach. : Uczniowie Jana, ja, Herod, chce wam powiedzieć, że wasz Pan przesadził z tą krytyką króla, zawsze się starałem i będę się starał, aby w moim państwie przestrzegano tolerancji. Jeśli Słowo padnie na kamień Gdy Herod Antypas zobaczył Jezusa w kajdanach, przestał się Go lękać, Uradował się, że będzie mógł z Nim porozmawiać, że być może dowie się, w jaki sposób Jezus uzdrawiał, że Mistrz wyjawi mu jakieś tajemnicze zaklęcia, magiczne znaki... - Jak przemieniłeś wodę w wino? Czy użyłeś energii kosmicznej A rozmnożenie pięciu chlebów dla pięciu tysięcy osób? Czy można dojść do takich rezultatów przy pomocy medytacji? Czy byłeś w Indiach? Co to było za błoto, którym pomazałeś oczy niewidomemu? Ale Jezus, który zechciał odpowiedzieć łotrowi wiszącemu na krzyżu dla Heroda Antypasa nie znajduje żadnego słowa. - Panie, a więc są ludzie, z którymi nie chcesz rozmawiać? - To, co miałem mu do powiedzenia - powiedziałem: ...biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie. Albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. (Łk 6,24-26) Z relacji ewangelistów wynika, że do śmierci Jana Chrzciciela doprowadziła Herodiada; Antypas po aresztowaniu Jana nawet wielokrotnie z nim rozmawiał, radził się go i otaczał swego rodzaju szacunkiem. Koniec panowania Antypasa łączy się też z Herodiadą. Otóż kiedy po śmierci cesarza Tyberiusza władzę w Rzymie objął Kaligula, mianował on swojego przyjaciela Heroda Agryppę, brata Herodiady, królem państewka zmarłego właśnie Heroda Filipa. Herodiada zaczęła wówczas namawiać męża, aby i on postarał się u cesarza o tytuł króla, który według niej bardziej mu się należy niż Agryppie. Antypas posłuchał żony i wybrał się z nią do Italii. Ale Agryppa postanowił przeszkodzić tym planom: w wysłanym do Kaliguli liście oskarżył Antypasa o podejrzaną działalność, między innymi 80 o wyłudzenie dużej ilości broni i konszachty z królem Fartów, Artabanusem. Kaligula uwierzył Agryppie, pozbawił Antypasa tronu i zesłał do Galii na wygnanie. Nazaretanie Nie należy jednak sądzić, że Jezus nie podobał się tylko wielkim tego "Świata. Poddani Heroda z miasta Nazaret, prości ludzie, którzy znali Jezusa od dziecka, zachowali się wobec Niego jeszcze gorzej. Po chrzcie w Jordanie Jezus nie powrócił prosto do Nazaretu, najpierw zatrzymał się w Kanie Galilejskiej, a później widzimy Go działającego w Kafarnaum. Do rodzinnego miasta przybył poprzedzony już sławą cudotwórcy. Zapewne wszyscy w mieście czekali na Niego z niecierpliwością. Kiedy po miasteczku rozeszła się wieść, że przybył Jezus i prawdopodobnie W szabat zabierze głos podczas nabożeństwa w synagodze, o niczym więcej już nie mówiono. Na nabożeństwo przybył tłum tak wielki, jak nigdy. Ludzie mieli różne zdania na temat działalności Jezusa. Zgadzano się tylko co do jednego - że do czasu przyjęcia chrztu od Jana Chrzciciela Jezus nie mówił o sobie, że jest kimś niezwykłym. Co mogło się stać? Wielu mieszkańców Nazaretu również było uczniami Jana i w głowie im się nie przewróciło. I oto jest w synagodze. Po odśpiewaniu psalmów przełożony synagogi, już wcześniej powiadomiony, że Jezus chce przemówić, podaje Mu zwój Pisma świętego. Jezus ma trzydzieści lat, ma prawo nauczać, jest dojrzałym mężczyzną. Rozwija zwój i czyta: Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, ; A więźniom głosił wolność, . a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana. (Łk 4,18-19) Św. Łukasz pisze: Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Począł więc mówić do nich: "Dziś spełniły się te słowa, któreście słyszeli." (Łk 4,20-21) Dalej tenże ewangelista pisze, że obecni w synagodze przytakiwali słowom Jezusa; musieli więc słyszeć nie tylko o cudach w Kanie Galilejskiej i w Kafarnaum, lecz także o świadectwie Jana Chrzciciela w odniesieniu do Jezusa. Wszyscy są 81 zaskoczeni tym, jak Jezus przemawia: wypowiada się płynnie, nie szuka słów, nie powtarza się, jest pewny tego, co mówi. Po jakimś czasie sytuacja : jednak się zmienia, zachwyt przechodzi w niechęć, mieszkańcy Nazaretu zaczynają rozumieć, że Jezus czyni się Mesjaszem. Co to znaczy: Dno Pański spoczywa na Mnie? Zaczęto Go pytać, dlaczego nie uzdrowił nikogo w swoim rodzinnym mieście. Obecni w synagodze dzielą się na zwolenników i przeciwników Jezusa, nawet niektórzy z Jego rodziny są przeciwko Niemu Przewodniczący synagogi, uczony w Piśmie, zarzuca Jezusowi, że wprowadza ludzi w błąd, bo Mesjasz ma przyjść z pustyni, nikt nie będzie znał Jego rodziny ani miejsca zamieszkania. Pewność siebie Jezusa coraz bardziej go drażni. Czyż to możliwe, żeby Bóg wybrał jakiegoś syna cieśli na zbawiciela narodu? On uciśnionych odeśle wolnymi? Dlaczego Jezus nie zechciał porozmawiać wcześniej na ten temat z nim - przełożonym synagogi? Jezus sugeruje, że zna lepiej Pismo niż on, choć nigdy go nie studiował. Tymczasem wiele osób wstaje z miejsc i podchodzi do Jezusa. Zaczynają zarzucać Go pytaniami. Nabożeństwo zamienia się w hałaśliwe zgromadzenie jak na bazarze. W końcu przełożony synagogi nakazuje Jezusowi opuścić synagogę. - Panie, dlaczego ludzie, którzy znali Cię od dziecka, nie mogli uwierzyć, że ich czymś przewyższasz? Czy naprawdę przez te trzydzieści lat nie różniłeś się od nich niczym? Jak mogłeś się od nich nie różnić? Przecież Ty byłeś święty, byłeś doskonały pod każdym względem. Czy ktoś wypełniał Prawo tak jak Ty? Czy ktoś kochał bliźniego tak jak Ty, prawdziwą miłością, o której pisze św. Paweł, miłością, która jest ...cierpliwa, łaskawa, (...) nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. (l Kor 13,4-7) - Prawdziwa doskonałość jest zwyczajna. I dlatego trudno ją zauważyć. To pycha szuka niezwykłości i chce się wyróżniać. Trzeba samemu umieć kochać, aby zauważyć prawdziwą miłość. Można żyć z drugim człowiekiem w tym samym domu, ale widzieć tylko siebie. Gdy Ja uwielbiałem Ojca zachwycony pięknem świata, lilią przy drodze, niebem pełnym gwiazd, gdy Ja szukałem czystości w oczach i dobroci w sercach, oni szukali dowodów na to, że są lepsi od innych. Czy mogłem im w tym pomóc? Nasze drogi ciągle się rozmijały. - Panie, oni nie mogli zrozumieć, że żyłeś tak długo wśród ich ubogich, pokrzywdzonych, chorych - i nic. Słyszałeś ich płacz i nie zamieniłeś go w śmiech. To ich mogło zgorszyć. . : . 82 Wiesz, co odpowiedziałem uzdrowionemu paralitykowi przy Sadzawce Owczej? Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło. (J 5,14) Ale przecież nie wszyscy, którzy płaczą, ciężko zgrzeszyli. A Błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi. (Mt 11,6) Nazaretanie siłą wyprowadzają Jezusa z synagogi, wyrzucają z miasta, grożą śmiercią. Nie żałuj nikomu łaski Boga, ponieważ nie będzie to miłe Bogu. Jeżeli Bóg kocha twojego wroga, to mimo wszystko lepiej dla ciebie. Piłat Jezus nie rozmawiał z Herodem, lecz mówił z Piłatem. Czy Piłat bardziej zasługiwał na rozmowę z Jezusem niż Herod? Według opinii Żydów tego czasu, ma przykład Filona z Aleksandrii, Piłat był "twardy, przekupny, gwałtowny, wzgardliwy", zarzucano mu okrucieństwo i skazywanie na śmierć niewinnych. Trzej pierwsi ewangeliści relacjonują proces Jezusa przed Piłatem w niewielu słowach. Mateusz i Marek nie piszą nawet, o co arcykapłani i starsi ludu oskarżyli Jezusa. Ale na podstawie pytania, które Piłat zadał Jezusowi, można wnioskować, że oskarżyli Go, iż czyni się królem żydowskim. Piłat zapytał bowiem Jezusa: Czy Ty jesteś królem żydowskim. Łukasz jest w tym wypadku dokładniejszy, według niego Najwyższa Rada Żydowska sformułowała swoje oskarżenie w następujący sposób: Stwierdziliśmy, że ten człowiek podburza nasz naród, że odwodzi od płacenia podatków Cezarowi i że siebie podaje za Mesjasza -Króla. (Łk 23,2) Żadne z tych oskarżeń nie było prawdziwe. Jezus nigdy w przemówieniach do Żydów nie nazwał siebie Mesjaszem ani Królem, nigdy też nie odwodził od płacenia podatków Cezarowi. Owszem, faryzeusze i zwolennicy Heroda chcieli Go do tego sprowokować, ale nic z tego nie wyszło. Na nic się zdały pochlebstwa, które miały zamaskować podstęp: Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej wprawdzie nauczasz. Na nikim Ci też nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką. Powiedz nam więc, jak Ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek Cezarowi, czy nie? Jezus kazał wówczas podać sobie monetę podatkową i kiedy podali Mu denara, zapytał ich: Czyj jest ten obraz i napis? Odpowiedzieli, że Cezara. A zatem mówi Jezus: Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga. (Mt 22,21) Mateusz pisze, że odeszli zmieszani. Teraz jednak, kiedy Jezus wydaje się być pozbawiony swojej mocy, zapomniany przez Boga i opuszczony przez lud, bez żadnego zażenowania mówią nieprawdę. Zarzucają Mu jeszcze inne wymyślone 83 przestępstwa, gdyż Piłat zwraca się do Jezusa; Nie słyszysz, jak wiele zarzucają przeciw Tobie? (Mt 27,13) Mateusz i Marek piszą, że Jezus nie bronił się ani słowem, co Piłata bardzo dziwiło. Dalszy ciąg procesu u każdego z trzech pierwszych ewangelistów jest nieco inny. Mateusz wspomina o ostrzeżeniu, które żona Piłata przesłała swojemu mężowi, aby nie czynił nic złego oskarżonemu. Łukasz pisze, że Piłat, kiedy się dowiedział, że Jezus pochodzi z Galilei, odesłał Go do Heroda Ań typasa. Wszyscy trzej natomiast zgodnie stwierdzają, że chciał on uwolnić Jezusa. Czy Piłat postanowił być sprawiedliwy akurat w procesie Jezusa? Prawdopodobnie chodziło o coś innego: uwalniając Jezusa, chciał upokorzyć Żydów. Od pierwszej chwili przejęcia władzy w Judei między nim a Żydami toczyła się zimna wojna i trzeba powiedzieć, że dumny namiestnik z kolejnych potyczek nie wychodził z honorem. Gorycz porażek rozniecała w nim coraz większą nienawiść. Poncjusz Piłat był piątym prokuratorem Judei. Został nim w roku w okresie wielkich wpływów Sejana, ministra Tyberiusza, znanego ze swej wrogości do Żydów. Piłat od samego początku okazywał Żydom pogardę Zaraz po objęciu władzy zlekceważył przywileje Żydów nadane im przez cesarzy, zgodnie z którymi nie wolno było żołnierzom rzymskim wchodzić do Jerozolimy z godłami, sztandarami i tarczami z wizerunkami cesarza. Sporządzanie wizerunków człowieka sprzeciwiało się bowiem według Żydów Prawu, które im nadał Bóg. Piłat, chcąc okazać Żydom, kto nimi rządzi, rozkazał nocą wnieść godła do miasta. W odpowiedzi na to około 5000 Żydów udało się z protestem do Cezarei nad morzem, gdzie przebywał namiestnik. Kilka dni oblegali jego pałac, aż w końcu Piłat kazał otoczyć ich wojskiem i zagroził masakrą. Myślał, że tłum się rozproszy. Stało się jednak inaczej: Żydzi obnażyli szyje, oświadczając, że raczej zginą, niż sprzeniewierzą się swojej religii. Piłat musiał ustąpić. Innym razem wprowadził do pałacu Heroda tarcze z imieniem cesarza, przez co doprowadził gorliwych Żydów do wściekłości. W Jerozolimie doszło do zamieszek. Tym razem u cesarza interweniowała cała rodzina Herodianów. Tyberiusz udzielił wtedy nagany Piłatowi i nakazał przenieść tarcze do Cezarei. Do rozlewu krwi doszło w Jerozolimie, kiedy Żydzi dowiedzieli się, że aby wybudować nowy wodociąg dla miasta, Piłat zagarnął pieniądze ze skarbca świątynnego. Wzburzeni mieszkańcy Jerozolimy postanowili zorganizować wielką demonstrację. Piłat, uprzedzony o tym, nakazał swoim żołnierzom przebranym za zwykłych obywateli wmieszać się w tłum, a na dany znak wydobyć ukryte miecze i uczyć nimi porządku i posłuszeństwa. W czasie tej manifestacji wielu Żydów zginęło, wielu zostało pojmanych i później skazanych na śmierć. 84 Wykopaliska na terenie Palestyny dostarczyły archeologom niemało monet prokuratorów rzymskich, którzy rządzili Judeą od usunięcia przez Cezara syna Heroda Wielkiego - Archelausa do chwili, gdy Cezar Klaudiusz ustanowił Heroda Agryppę I, wnuka Heroda Wielkiego, królem w Jerozolimie do 41 r. po Chrystusie). Znamienne, że monety bite przez czterech innych prokuratorów, poprzedników Piłata, nie mają żadnych symboli, które mogłyby urazić uczucia religijne Żydów - widzimy na nich kłos jęczmienia, drzewo palmowe, gałązkę oliwną, róg obfitości, grono winne - natomiast na monetach wydanych przez Piłata znajduje się między innymi laska augura, czyli wróżbity. Taki symbol musiał budzić sprzeciw Żydów, którym Prawo zabraniało wróżbiarstwa. Łukasz w swojej Ewangelii (13,1) pisze o wydarzeniu, które nie jest znane ani ze źródeł rzymskich, ani z żydowskich, a mianowicie o jakimś krwawym pogromie dokonanym przez Piłata wśród Galilejczyków przybyłych do Jerozolimy w celu złożenia ofiar w świątyni. Tego rodzaju czyny Piłata nie mogły oczywiście sprzyjać dobrym stosunkom między nim a Antypasem. W istocie w Ewangelii Łukasza czytamy o nieprzyjaźni istniejącej między nimi; połączyła ich przyjaźń dopiero po tym, jak Piłat odesłał Jezusa do Antypasa (por. Łk 23,12). Być może Piłat chciał w ten sposób pozbyć się trudnego przypadku, ale mógł też spodziewać się, że Antypas z radością przyjmie ten jego gest jako okazję do poznania Jezusa. Wiemy, że tetrarcha ucieszył się, widząc przed sobą Jezusa w kajdanach. W roku 35 doszło w Samarii do wielkiej masakry ludności w związku z wystąpieniem jakiegoś pseudoproroka, który obiecał swoim wiernym, że pokaże na górze Garizim przedmioty kultu schowane tam ponoć przez Mojżesza. W oznaczony dzień wielki tłum uzbrojony w miecze, podekscytowany tym, co ma się stać, zebrał się u stóp góry Garizim w wiosce Tirathana. Nie wiedziano, że Piłat wysłał do wioski zbrojny oddział kawalerii i ciężkiej piechoty. Żołnierze rzymscy właściwie bez żadnej przyczyny zaatakowali zgromadzonych w wiosce, głównie Samarytan. Byli zabici i ranni. Samarytanie złożyli skargę do legata Syrii, a ten nakazał Piłatowi wytłumaczyć się przed cesarzem. Piłat wyjechał w roku 36 z Cezarei i już nie wrócił. O dalszych losach Piłata historia milczy. Dziwne, że Piłat nie zainteresował się Jezusem, do którego przybywały wielkie tłumy ludzi z Galilei, Samarii, Judei i Zajordanii. Czy rzeczywiście nie widział w tym żadnego niebezpieczeństwa dla władzy rzymskiej? Być może otrzymywał informacje, iż Jezus nie atakuje w swoich przemówieniach imperium, a nawet więcej: jest nastawiony pokojowo do Rzymian, i że zachowuje się i działa raczej jak cudowny uzdrowiciel niż gorliwy nacjonalista. Niewykluczone, że Piłat 85 wiedział o uzdrowieniu przez Jezusa sługi setnika rzymskiego, może także wiedział i o tym, że przy tej okazji bardzo ostro skrytykował przywódców swojego własnego narodu: - Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim. A synowie królestwa zostaną wyrzuceni na zewnątrz - w ciemność, tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. (Mt 8,11-12) Daje dużo do myślenia wzmianka Mateusza o Piłacie: Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali (Mt 27,18) Z tego można wnioskować, że Piłat wiedział więcej o Jezusie, niż to wynika z opisu procesu w Ewangeliach, że doskonale zdawał sobie sprawę z konfliktu, który istniał między Jezusem a klasą przywódczą narodu. - Czy Ty jesteś królem żydowskim ? (J 18,33) To pytanie w ustach namiestnika cesarza rzymskiego w Judei było właściwie pozbawione sensu: czyż nie on - Piłat - miał najwyższą władzę w Jerozolimie? Tego dnia jednak wszystko w dziwny sposób wydawało się bez sensu. Czyż bowiem kiedykolwiek mógł przypuszczać, że sami Żydzi przyprowadzą mu kogoś ze swoich za to, że chce być ich królem? Czy mógł spodziewać się, że jego zrobią sędzią w swoich sporach? I oto znowu zdarzyło się coś absurdalnego - Jezus potwierdza: Tak, Ja nim jestem. (Mt 27,11) Piłat patrzy na Jezusa ze zdumieniem. Może jest szaleńcem? Chce spojrzeć Jezusowi w oczy - przez nie można sięgnąć do wnętrza człowieka, do świadczyć jego myśli; oczy powinny Go zdradzić, powiedzieć, kim jest. Już raz ich spojrzenia się skrzyżowały, ale wtedy nie zauważył niczego szczególnego - może był zbyt rozproszony. Teraz Jezus ma oczy przymknięte. Piłat wpatruje się w twarz Jezusa z coraz większym napięciem. Uświadamia sobie, że od trzech lat tysiące Żydów były pod urokiem tego człowieka - i stwierdza, że rzeczywiście, ma On w sobie jakąś pociągającą moc. Jego twarz jest pełna spokoju, a przy tym wyraża poczucie siły. Piłat jest pewny, że przyjściu na świat Jezusa musiał towarzyszyć wyjątkowo sprzyjający układ gwiazd. Wygląda na to, że Jezus jest spokojniejszy niż on - sędzia. Piłat czuje, że jego oficerowie i wysocy urzędnicy są również zafascynowani Jezusem. Czyż ten oskarżony król bez poddanych nie zdaje sobie sprawy, jak może się skończyć ta sprawa? Tej nocy gwiazdy przestały się do Niego uśmiechać. Wreszcie Jezus podnosi wzrok. Piłat odczuwa jakby uderzenie tajemniczej fali, potężnej, lecz delikatniejszej od powietrza. Oczy Jezusa wpatrują się w jego oczy. Piłat na swoim krześle sędziego odchyla się nieco do tyłu, jest wyraźnie zmieszany, machinalnie rozgląda się po swoim otoczeniu. Wszyscy stoją na miejscu. Cisza przedłuża się - i w tej ciszy Jezus zaczyna mówić wolno i dobitnie: Królestwo moje nie jest z tego świata. (J 18,36) To nie ma sensu - stwierdza Piłat, ale jednocześnie czuje się coraz mniej pewny siebie. 86 W czasie procesu sługa żony Piłata przynosi mu tabliczkę z tekstem. Prokurator spogląda na nią niechętnie, wprost nie znosi, kiedy żona wtrąca się W jego służbowe sprawy; w takich wypadkach ma chęć zrobić jej na złość. Tego jeszcze nie było, by ośmieliła się przeszkadzać, kiedy on rozpoczął już dochodzenia. Co w tej chwili może być tak ważnego? Prawie zmusza się do Nie miej nic do czynienia z Tym Sprawiedliwym, bo dzisiaj we śnie wycierpiałam się z Jego powodu. (Mt 27,19) Czyta jeszcze raz i każe wymazać tekst. Czuje się jeszcze bardziej poirytowany. Co znaczy, cierpiała "z Jego powodu"? Przecież to znowu jakiś bezsens. Zresztą jak to sobie wyobraża: ma wydawać wyroki na podstawie snów? Sen żony zaniepokoił jednak Piłata, w gruncie rzeczy był on zabobonny i wierzył w możliwość odbierania w czasie snu objawień, ostrzeżeń i pouczeń. Astrologowie, którym ślepo ufał, przykładali wagę do snów i wszelkich dziwnych znaków nie tylko na niebie. Wyjątkiem pod tym względem był naród, którym rządził; Piłat wiedział, że Bóg Żydów zabrania korzystania z wiedzy wróżbitów (por. Pwt 18,10) i że przy świątyni w Jerozolimie w ogóle ich nie ma. Nie da się jednak zaprzeczyć, że nawet w żydowskich księgach świętych jest mowa o proroczych snach. Wielkie wrażenie zrobiło na nim opowiadanie o śnie króla babilońskiego Nabuchodonozora, wyjęte właśnie z ksiąg żydowskich; sam niejednokrotnie nad nim rozmyślał, była tam bowiem mowa o potędze Rzymu - tak sądził. Król babiloński Nabuchodonozor, który wstąpił na tron sto czterdzieści osiem lat po założeniu Rzymu i panował prawie czterdzieści trzy lata, miał niezwykle sugestywny sen. Śnił mu się wielki posąg. Głowa tego posągu była z czystego złota, pierś jego i ramiona ze srebra, brzuch i biodra z miedzi, golenie z żelaza, stopy zaś jego częściowo z żelaza, częściowo z gliny. Patrzyłeś, a oto odłączył się kamień, mimo że nie dotknęła go ręka ludzka, i ugodził posąg w jego stopy z żelaza i gliny, i połamał je. Wtedy natychmiast uległy skruszeniu żelazo i glina, miedź, srebro i złoto - i stały się jak plewy na klepisku w lecie; uniósł je wiatr, tak że nawet ślad nie pozostał po nich. Kamień zaś, który uderzył posąg, rozrósł się w wielką górę i napełnił całą ziemię. (Dań 2,32-35) Według młodzieńca Daniela, natchnionego przez Boga Izraela posąg oznacza cztery kolejne królestwa. Głowa ze złota to królestwo babilońskie, ze srebra - następne mniejsze. Piłat uważał, że chodzi w tym wypadku o królestwo perskie. Wiadomo bowiem, że w roku 215 od założenia Rzymu król perski Cyrus podbija Babilonię. Trzecie królestwo, z miedzi, to chyba królestwo Aleksandra Wielkiego i jego spadkobierców. Aleksander Wielki staje się panem królestwa Persów w roku 417 od założenia Rzymu. Daniel mówi o tym królestwie, że będzie panowało nad całą ziemią. 87 Rzeczywiście nie było przed Aleksandrem tak wielkiego zdobywcy i nikt przed nim nie potrafił zjednoczyć pod swoim berłem tyle ziem. Natomiast czwarte królestwo to na pewno Rzym. Daniel tego nie powiedział, ale tak je określił, Czwarte zaś królestwo będzie trwałe jak żelazo. Tak jak żelazo wszystko kruszy i rozrywa, skruszy ono i zetrze wszystko razem. (Dań 2,401 Po czterystu latach panowania Greków na wschód od Morza Śródziemnego i w Afryce legiony rzymskie przebyły Hellespont. Piłat był przekonany że królestwo z żelaza oznacza imperium, którego jest wysokim urzędnikiem Gdy o tym myślał, ogarniało go błogie uczucie dumy, czuł się wybrany przez bogów do rządzenia. Jedna tylko rzecz była w tym proroctwie niezrozumiała - kamień. Skąd on się wziął? Piłat nie wyobrażał sobie upadku Rzymu. Kamień rozrośnie się i napełni całą ziemię? Patrząc na Jezusa oskarżonego o aspiracje do królowania, zaczął sobie przypominać, co doniósł mu o Nim jego wywiad. Ciągłe potyczki z uczonymi w Piśmie i faryzeuszami na temat pochodzenia Jezusa, obietnice szczęścia w królestwie niebieskim. Królestwo niebieskie podobne jest do ziarna gorczycy: najmniejsze ze wszystkich, potem wzrostem przewyższy inne. I nagle przypomina mu się coś o kamieniu. Podobno Jezus miał powiedzieć do starszych ludu: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach. Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce. Kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie, zmiażdży go. (Mt 21,42-44) Piłat znowu intensywnie przypatruje się Jezusowi, zastanawia się, czy mógł On to mówić o sobie. Zresztą, to już nie ma znaczenia. Nagle przychodzi mu do głowy myśl, która - tak mu się wydaje - już dawno istniała w jego podświadomości: może rzeczywiście uratować Jezusa i wykorzystać Go dla polityki Rzymu? Wiadomo, że Jezus nie wypowiadał się przeciw Cezarowi. Jego słowa: Oddajcie Cezarowi to, co należy do niego, stanowią całkiem niezłą platformę porozumienia. Gdyby wszedł ze mną w układy, mógłbym Mu dać oddział do obrony, jakiś pałacyk Heroda. Nie, zbrojna pomoc z mojej strony odrzuciłaby od Niego Żydów, a przecież chodzi o to, aby cieszył się wśród nich popularnością i oddziaływał na nich uspokajająco. To by było mistrzowskie zagranie: faryzeusze i świątynia bezsilni wobec Jezusa, a On popierałby władzę cesarską. Można by Go wysłać do Rzymu, dać Mu poznać całą naszą kulturę, nasze prawo, naszą armię. Piłat poprawił się na swoim sędziowskim krześle, pochylił się nieco do przodu, oparł brodę na ręku - zdawał sobie sprawę, że to, co teraz powie, będzie bardzo ważne. Ale co właściwie ma powiedzieć? Narzucało mu się tylko jedno pytanie. - A więc jesteś królem! Spodziewał się, że Jezus zacznie teraz mówić. Czekał z napięciem na Jego słowa. Może Jezus domyślił się, odkrył intuicyjnie, jakie on - Piłat - ma plany? Jezus w sytuacji, w której się znalazł, najlepsze, co może zrobić, to podać rękę namiestnikowi Cezara. Dlaczego Jezus zwleka z odpowiedzią? - chociaż nadal robi wrażenie człowieka spokojnego, który wie, kim jest i czego chce. Może czyni to specjalnie, dla podkreślenia tego, co powie? Wreszcie Jezus odpowiada: - Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na Świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu. (J 18,37) Piłat lekko skrzywił usta, przekonanie Jezusa o własnej nadzwyczajnej misji uraziło go. Nie rozumiał, dlaczego tak się przy tym upiera, w czasie całej swojej działalności nie głosił, że jest Królem. Lepiej by zrobił, gdyby zapewniał, że zaszło jakieś nieporozumienie. Przecież widzi, że on - Piłat - okazuje Mu życzliwość. Mówiąc takie rzeczy, jak przed chwilą, pogarsza swoją sytuację. - Cóż to jest prawda? (J 18,38) Rzucając to pytanie, nie czekał na odpowiedź. Nigdy nie pasjonowało go szukanie prawdy; szukał tego, co pomoże mu zrobić karierę, dojść do zamierzonego celu, umożliwi zachowanie tego, co zdobył. W świecie, w którym żył, liczył się pieniądz, siła, protekcja, łaska panującego. Prawda kojarzyła mu się z filozofem w wytartej todze, wygłaszającym mowy o tym, jak być szczęśliwym. Pytanie to rzucił Jezusowi na pożegnanie. Wstał z krzesła. Postanowił ogłosić Żydom stojącym przed pretorium, że nie znajduje winy w Jezusie i zaproponować uwolnienie Go w związku ze świętem Paschy, z okazji którego corocznie uwalniał jakiegoś więźnia na prośbę Żydów. Idąc w stronę drzwi, uświadomił sobie, że właściwie zamierza zrobić coś pozbawionego sensu: uwolnić niewinnego, nie zdjąwszy jednak z niego winy, tak jakby mimo swojej niewinności zasługiwał na karę. Co za fatalny dzień! Kiedy zobaczył tłum, ogarnęło go uczucie niechęci większe niż zwykle. Wiedział, dlaczego nie chcieli wejść do wnętrza budynku - ponieważ budynek należał do niego, poganina; oni byli przekonani, że przekroczenie progu jego domu uczyni ich nieczystymi. W oczach tych ludzi, którzy nie znali się na pięknej architekturze, nie czytali arcydzieł literatury greckiej, pogardzali teatrem, sportem, nie ozdabiali rynków swoich małych miast posągami bohaterów, był kimś gorszym. Nie robiła na nich wrażenia ani potęga Rzymu, ani jego wspaniałe prawo, ani jego geniusz organizacyjny, dzięki któremu zarządza 89 niemal całym światem. Nie weszli pod jego dach, aby zachować czystość. Jedyny taki naród w całym cesarstwie. Piłat popatrzył na arcykapłanów zatrzymał wzrok na tym i owym w tłumie, jakby chciał przewidzieć ich reakcje na swoje słowa, wreszcie rzekł: Ja nie znajduję w Nim żadnej winy. Jest u was zwyczaj, że na paschę uwalniam wam jednego [więźnia]. Czy zatem chcecie, abym wam uwolnił Króla Żydowskiego? (J 18,38-39) Zebrany przed pretorium tłum przyjął werdykt Piłata w milczeniu, później jednak zaczęły podnosić się głosy przeciwko uwolnieniu Jezusa, krzyczano: Nie tego, lecz Barabasza! (J 18,40) Piłat widział, że protestom przewodzili starsi ludu, członkowie Sanhedrynu, do nich dołączali inni; nie miał wątpliwości, że byli to ludzie przekupieni. Znowu poczuł się poniżony, pomimo całej swojej władzy. Czyż musi ustąpić przed tym tłumem? Wrócił do sali, w której przesłuchiwał Jezusa, i stanął przed oknem, potem jął się przechadzać: kilka kroków w jedną stronę, kilka kroków w drugą. On miał przecież w tym mieście władzę najwyższą. Zatrzymał się przed setnikiem, który natychmiast przyjął postawę na baczność. Piłat zauważył, że zbroja prezentuje się na mężczyźnie doskonale, jest wyczyszczona i wypolerowana, bez najmniejszej skazy, hełm z pióropuszem wygląda po prostu pięknie, u boku miecz o przepisowej długości... Niezwyciężona armia rzymska - pomyślał. W tej chwili na terytorium Judei miał pięć kohort piechoty i jedno skrzydło kawalerii. Każda kohorta liczyła ponad pięciuset żołnierzy. W niedalekiej Syrii stacjonowały legiony. Czy musi liczyć się z kimkolwiek? Postanowił nie zgodzić się na żądanie arcykapłanów. Zwrócił się do setnika: Ubiczować Go i przyprowadzić z powrotem! Wychodząc z sali, spojrzał na Jezusa, jakby odruchowo. Jezus patrzył na niego. Piłatowi wydawało się, że usłyszał słowa: Jeżeli jestem niewinny, dlaczego każesz mnie ubiczować? Tego chyba jednak nie powiedział Jezus - to był wewnętrzny głos. Piłat machnął ręką. Sam nie wiedział, dla kogo był ten gest, co chciał przez niego wyrazić. Wyglądało to tak, jakby trzymał w ręku bicz i zadał nim cios. Biczowanie było okrutną karą, stosowaną łącznie z krzyżowaniem lub bez krzyżowania. Jeżeli skazany był Rzymianinem, bito go kijami, jeżeli nie - bito go rzemiennymi biczami zakończonymi kulkami z ołowiu lub haczykami. Po biczowaniu skazany wyglądał jak skrwawiony, posiekany kawałek mięsa. Piłat znowu machnął ręką: dlaczego muszę Go ubiczować? Łukasz w zakończeniu swojego opowiadania o kuszeniu Jezusa pisze: Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu. (Łk 4,13) biczowanie to niewątpliwie ten czas, kiedy szatan znowu pojawia się przy Jezusie. W trzeciej pokusie Szatan obiecywał Jezusowi cały świat w zamian za uznanie jego władzy, a ponieważ Jezus odpowiedział mu "idź precz", teraz zły obiecał odwet. Oto wreszcie doprowadzi} Jezusa do klęski, ukazał Mu, jaki jest zależny i kto naprawdę rządzi na ziemi. Nie na próżno Jezus nazwał go kiedyś ..księciem tego świata". Teraz mógł się zemścić za całe trzy lata Jego działalności: za solidarność z przyjmującymi chrzest pokuty w rzece Jordan, za odrzucenie pokusy przemiany kamienia w chleb, za niezgodę na poddanie Boga próbie, za odmówienie złożenia jemu - szatanowi - pokłonu, za powołanie pierwszych uczniów; za kazanie na górze, za uzdrowienie trędowatego, za uzdrowienie sługi setnika, za uzdrowienie teściowej Piotra i liczne uzdrowienia w jego domu, za uciszenie burzy, za wypędzenie złego ducha z opętanego w kraju Gerazeńczyków, za uzdrowienie paralityka, za powołanie Mateusza na apostoła... za to, że zawsze miał rację, za to ciągłe nawoływanie do nawrócenia, za zasadę: Wszystko, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! (Mt 7,12), za mówienie o Bogu jako Ojcu, za przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, za przypowieść o zagubionej owcy, za przypowieść o synu marnotrawnym, za naukę o przebaczaniu, za naukę o wytrwałej modlitwie, za mówienie o zmartwychwstaniu... Dlaczego Mateusz pisze, że wszyscy domagali się ukrzyżowania Jezusa: pytał ich namiestnik: "Którego z tych dwóch chcecie, żebym wam uwolnił?" Odpowiedzieli: "Barabasza". Rzekł do nich Piłat: "Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?" Zawołali wszyscy: "Na krzyż z Mim ."(Mt 27,21-22) Czy naprawdę nie było w tłumie ani jednego zwolennika Jezusa? Nikt się nie sprzeciwiał? Kilka dni wcześniej z powodu przybycia Pana do Jerozolimy poruszyło się całe miasto, wołano na Jego cześć: Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie! (Mt 21,9) Dlaczego nikt z tych witających Go z entuzjazmem nie znalazł się przed siedzibą Piłata? Czy doszli do przekonania, że ponieważ Jezus okazał się słaby, nie jest Synem Dawida? Dawid był mocny, pobił wszystkich nieprzyjaciół, zwyciężał w każdej bitwie. Może, gdy opadły emocje, zaczęto zastanawiać się nad nauką Jezusa i wtedy poczęły rodzić się wątpliwości. Właściwie co to jest za program? Błogosławieni ubodzy w duchu. (...) Błogosławieni, którzy się smucą. (...) Błogosławieni cisi. (...) Błogosławieni czystego serca. (Mt 5,3-9) ": - Panie, świat nie lubi ubogich; świat nie lubi zasmuconych ani cichych, śmieje się z czystych serc. Panie, wydaje się, że nikt nie chce Twojego królestwa. 91 Widzisz, że nikt Cię nie broni. Czy nie pomyślałeś, że czynisz za dużo dla nich? - Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. (J 18,37) A prawda jest taka, że Bóg jest miłością i Wchodzisz w świat miłości. Tutaj rozum się gubi. - Panie, jeżeli Bóg jest miłością, dlaczego człowiek ma możność skazać Ciebie na śmierć? Dlaczego zło? - Ponieważ człowiek nie jest miłością, ale jest do niej powołany. A Piłat ponownie wyszedł na zewnątrz i przemówił do nich: "Oto wyprowadzam Go do was na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w Nim żadnej winy". Jezus więc wyszedł na zewnątrz, w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: "Oto Człowiek". (J 19,4-5) Zastanawiające są te dwa ostatnie słowa w ustach Piłata. Co chciał on przez nie powiedzieć? Przed chwilą przyznał się, że nie wie, co jest prawdą, ale teraz wyznał prawdę. Ręka Boska dotknęła go. Duch Święty posłużył się nim, cynikiem i poganinem, aby przedstawić światu Jezusa jako Człowieka doskonałego, Człowieka - prototyp wszystkich ludzi, wzór do naśladowania, Człowieka, jakiego Bóg zaplanował. Pierwszy człowiek - Adam - przekreślił Boży plan, Jezus plan ten w pełni zrealizował. "Oto Człowiek", jakiego jeszcze nie było - Człowiek prawdziwy. Nikt nie potrafił wykazać Mu błędu w rozumowaniu, nikt też nie potrafił udowodnić Mu złej woli, udawania - i wreszcie - nieposłuszeństwa Bogu. Pewnego razu Jezus zapytał swoich przeciwników: Kto z was udowodni Mi grzechl (J 8,45) I nikt nie mógł tego uczynić. Dlaczego ludzie ubiczowali prawdziwego człowieka? Dlaczego Człowiek doskonały został ukoronowany cierniem? - Przypomnij sobie, co powiedziałem do Nikodema o sądzie: Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. (J 3,20) Ubiczowanie Jezusa nie zadowoliło jednak zgromadzonych przed pretorium, domagali się ukrzyżowania, a jako powód wysunęli przekroczenie przez Jezusa Prawa Mojżeszowego, gdyż nazywał siebie Synem Bożym. Oskarżenie Jezusa o Synostwo Boże zrobiło na Piłacie pewne wrażenie. Słyszał o Jego cudach. A jeśli jest On rzeczywiście narodzonym z jakiegoś boga? Skazując Go na śmierć, można wpaść w poważne kłopoty. Bogowie są potężni i mściwi. Piłat ze złością uświadomił sobie, że znowu stracił panowanie nad sytuacją. Może jednak należałoby dowiedzieć się od Jezusa czegoś więcej? Piłat wrócił do pretorium i kazał przyprowadzić Jezusa. 92 Kiedy Jezus znowu przed nim stanął, Piłat zapytał Go: Skąd Ty jesteś? II 19,9) Właściwie pytanie to nie było przemyślane, Jezus już wcześniej powiedział mu, że królestwo Jego nie jest z tego świata. Słowa Piłata Jezus tym razem zbył milczeniem. Dla obserwatora tego procesu mogłoby się wydawać, że Jezusowi po przejściu biczowania nie zależy już na życiu, że może nie był w pełni świadomy tego, co się wokoło dzieje? Czerwony płaszcz był przesiąknięty krwią, nikt nie zdjął Mu z głowy cierniowej korony, po dłuższej chwili Piłat odezwał się ponownie: Nie chcesz mówić ze mną? Czyż nie wiesz, że mam władzę uwolnić Ciebie i mam władzę Ciebie ukrzyżować! (J 19,10) Piłacie, jeżeli masz władzę, to po co te pytania? Orzekłeś już niewinność Jezusa. Gdy trzeba bronić sprawiedliwości, nie potrafisz niczego więcej ponad mnożenie słów. Mam władzę Ciebie ukrzyżować. Jakże to musiało Jezusa zaboleć! Przecież On sam, chociaż uważał się za posłanego przez Boga, nigdy nie powiedział, że ma władzę kogoś zabić, nawet nie chciał rozsądzać z pozycji mającego władzę różnych drobnych ludzkich spraw. Kiedy ktoś przyszedł do Niego z prośbą, aby rozsądził sprawę spadku między nim a bratem, odrzekł: Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią, albo rozjemcą nad wami? (Łk 12,14) Raz tylko Jezus odwołał się do swojej władzy, mianowicie do władzy odpuszczania grzechów. Było to w Galilei. Ponieważ uczeni w Piśmie zgorszyli się słysząc, że Jezus powiedział do sparaliżowanego: Ufaj, synu. Odpuszczają ci się twoje grzechy!, Jezus dodał: Dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach? Cóż bowiem jest łatwiej powiedzieć: "Odpuszczają ci się twoje grzechy", czy też powiedzieć: "Wstań i chodź!" Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów - rzekł do paralityka: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu!" (por. Mt 9,2-6) "Mam władzę odpuszczania grzechów." "Mam władzę Ciebie ukrzyżować." Jezus nie zamierzał bronić się ani wyjaśniać, jak doszło do tej sytuacji, ani powtórnie wyjawiać, kim jest, ale odpowiedział Piłatowi: Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry. Dlatego większy grzech ma ten, który Mnie wydał tobie. (J 19,11) A zatem, Piłacie, nie bądź taki pewny siebie: gdyby Bóg nie chciał, nie siedziałbyś na tym krześle - władzę otrzymałeś od Boga. Zwróćmy uwagę, że Jezus mówi Piłatowi o jego grzechu - to chyba miłość do prawdy i miłość do człowieka, który Go sądzi, każe Mu skierować rozmowę właśnie w tym kierunku. Popełnisz grzech. Będziesz musiał rozliczyć się z tego wyroku. 93 Jezus jednak za bezprawie, które ma się dokonać, nie obwinia tylko Piłata. większy grzech popełnia ten, kto Go wydał. Czy chodzi o Judasza? Czy chodzi o Kajfasza? } Kto wydał Jezusa pod osąd świata? Kto Go postawił przed trybunałem człowieka, który nie chce znać prawdy? Już Go znowu prowadzą - mają nowy zarzut. Miłość! Świat idzie naprzód Płacz jest tylko zjawiskiem fizjologicznym - a szczęście? Nie zaśmiecaj ziemi! Po co ci wiedzieć, kim jesteś - ufaj siłom natury. Kiedy rozwiniesz przemysł, przestanie cię pociągać niebo. Wszystko jest twoje, nie ma zakazanych owoców. A jeśli nawet spożyjesz coś zatrutego - umiera się tylko raz. Przede wszystkim chcemy sami decydować, co jest dobre, a co złe (już kiedyś o tym była mowa). Wielki tłum tańczy, oślepiony sztucznym światłem. Zwątpili że to On stworzył świat. Teraz wszystko ma być inaczej: miłość inaczej, wolność inaczej, prawda inaczej. Nic pewnego. Sami będziemy czynili cuda. Krótka wymiana zdań z Jezusem na nowo pobudziła Piłata do przeciwstawienia się Żydom. Spokój Oskarżonego coraz bardziej go niepokoił. Nie chciał wpaść w konflikt z jakimś bogiem; postanowił ogłosić wyrok uniewinniający. Jan pisze: Odtąd Piłat usiłował Go uwolnić. (J 19,12) Starsi ludu jednak nie ustępowali; zaczęli wołać: Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi. (J 19,12) To była prawdziwa pułapka. Czy można było zbagatelizować oskarżenie przed Cezarem, że nie jest się jego przyjacielem? Piłat wiedział dobrze, co dzieje się od dwóch lat w Rzymie, od czasu wykrycia spisku Sejana, najbliższego ministra Tyberiusza. Siedemdziesięcioczteroletni Cezar wpadł w manię prześladowczą, podejrzeniom o zdradę nie było końca. Ginęli senatorowie i wysoko postawieni urzędnicy. Jak niegdyś przyjaźń z Sejanem była drzwiami do zrobienia wspaniałej kariery, tak teraz stała się ona w najwyższym stopniu niebezpieczna. A przecież Piłat został prokuratorem Judei za rządów właśnie tego ministra, z jego zatem poręczenia. Nie, Piłat nie mógł prowokować Cezara podobnymi podejrzeniami. Gdyby ten proces miał miejsce dwa lata wcześniej, zarzut stawiany mu teraz przez Żydów, oczywiście bezsensowny, po prostu by wyśmiał. Dlaczego nie może czynić tego, czego chce? Co za fatalny piątek! Wszystko dzisiaj stanęło na głowie. Piłat nakazał wyprowadzić Jezusa z pretorium. Był świadom, że przegrał jeszcze jeden spór z Żydami. Czuł się upokorzony, dlatego tym mocniej chciał podkreślić swoją władzę. Nie ogłosił od razu wyroku. Najpierw wskazał na Jezusa i powiedział: Oto król wasz! Wiedział, jak tłum zareaguje: będą 94 protestować, będą hałaśliwie się oburzać, będą domagać się Jego śmierci. Nie mógł odmówić sobie tego widowiska. I tak rzeczywiście się stało. Protesty zgromadzonych sprawiały mu radość. Siedział na trybunale z powagą, jakby dokonał czegoś wielkiego, jakby naprawdę ogłosił Jezusa królem. Piłacie, czy wiesz,, co powiedziałeś? Powiedziałeś prawdę. A tymczasem ludzie przed pretorium oszaleli wprost z nienawiści. Ogłoszenie Jezusa królem odebrali jak osobistą zniewagę, jak podeptanie ich wolności; wołali potrząsając zaciśniętymi pięściami: Precz! Precz! Ukrzyżuj (J 19,15) Być może domyślili się, że Piłat gra - i to ich jeszcze bardziej rozjątrzyło. Czyż króla waszego mam ukrzyżować? (J 19,15) - Piłat przedłużał tę scenę, znowu czuł się w tym mieście najważniejszy. To, że czekano na każde jego następne słowo, dawało mu satysfakcję. W pewnej chwili arcykapłani podeszli nieco bliżej i zaczęli do niego wołać: Poza Cezarem nie mamy króla. Piłat pomyślał, że tym wyznaniem mógłby się pochwalić przed Cezarem. Hałas przed pretorium nie ustawał, wołano: Ukrzyżuj Go!, albo: Na krzyż z Nim! Należało proces zakończyć, już zbliżało się południe. Piłat postanowił jeszcze raz zamanifestować, że uważa Jezusa za niewinnego: kazał przynieść sobie miskę z wodą i publicznie umył ręce, mówiąc: Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz. (Mt 27,24) I wydał im Jezusa na ukrzyżowanie. To był dziwny dzień. Czarne znaczyło białe - białe znaczyło czarne. Niewinny był skazany jako winny. Przeklęty, powieszony na krzyżu, był Zbawicielem tych, którzy Go wieszali. Przekleństwo stawało się błogosławieństwem. Skąd to straszliwe pomieszanie pojęć i znaczenia słów? Czyż nie był to dzień triumfu szatana - ojca kłamstwa? Ale też dlaczego ze złych intencji i z ignorancji błyska prawda i dobro jak słońce z ciemności nocy? Czyż to nie triumf Bożej potęgi? W tym wiosennym dniu, w piątek przed paschą 33 roku Syn Boży i szatan spotkali się w decydującej bitwie - wszystko zawirowało, straciło swoje normalne znaczenie. Ostrzeżenie Żaden z ewangelistów nie pisze o apostołach na drodze krzyżowej, choć O Janie mowa jest w scenie na Kalwarii. Według Łukasza za Jezusem obarczonym krzyżem szedł wielki tłum, w tym kobiety, które zawodziły i płakały nad Nim (por. Łk 23,27), nikogo jednak nie wymieniono po imieniu. Czy rzeczywiście poza Maryją i Janem nie towarzyszyli Mu bliscy? A może Łukasz sądził, że nie należy tego odnotować? Pisze jednak, że Jezus 95 odezwał się do kobiet, które płakały. Wiemy, właśnie z Ewangelii Łukasza, że oprócz apostołów Jezusowi w czasie podróży misyjnych towarzyszyły także kobiety: Maria zwana Magdaleną, Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda, Zuzanna i wiele innych (por. Łk 8,2-3). Czy to do nich Jezus teraz się zwraca? Wydaje się, że nie. Wymienione pochodziły z Galilei, tymczasem kobiety, które płaczą, Jezus nazywa "córkami jerozolimskimi". Marta i Maria, bardzo oddane Jezusowi, mieszkały w Betanii niedaleko Jerozolimy. Jezus podczas drogi krzyżowej odzywa się do kobiet, których nie zna, ale które okazują Mu współczucie, do nich wygłasza swoje ostatnie kazanie: Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: "Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły". Wtedy zaczną wołać do gór: "Padnijcie na nas; a do pagórków: "Przykryjcie nas! "Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?" (Łk 23,28-31) Scenę tę wspomina się w nabożeństwie "Drogi krzyżowej" i często nazywa się ją - "Jezus pociesza płaczące niewiasty". Właściwie jednak nie jest to pocieszanie, lecz ostrzeżenie i proroctwo o wielkiej klęsce, która spadnie na miasto. Wiemy, że proroctwo o zagładzie miasta wygłosił Jezus już kilka dni wcześniej w rozmowie z apostołami, którzy zachwycali się świątynią: Widzicie to wszystko? Zaprawdę, powiadam wam, nie zostanie tu kamień na kamieniu, który by nie był zwalony. (Mt 24,2) Proroctwo Jezusa spełniło się prawie czterdzieści lat po Jego śmierci i zmartwychwstaniu, dokładnie w roku siedemdziesiątym. W wyniku powstania Żydów przeciwko Rzymianom Jerozolima i świątynia zostały zniszczone, w oblężonym mieście zginęło około miliona Żydów. Co się stanie z drzewem suchym? Drzewo suche to takie, które nie ma życia w sobie i nie wydaje owocu. Czy człowiek żyjący może nie mieć życia? W Apokalipsie jest mowa o takim człowieku, Jezus mówi: Znam twoje czyny: masz imię [które mówi], że żyjesz, a jesteś umarły. (Ab 3,1) Człowiek umarły - człowiek bez Jezusowego Ducha. Mojżesz w swoich ostatnich mowach wzywa do miłowania Boga i zachowania Jego prawa, gdyż Bóg umożliwia życie: Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się... Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc 96 życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego; bo tu jest twoje życie... (Pwt 30,15-20) Największe nieszczęście - prawdziwa śmierć przychodzi z chwilą, kiedy człowiek zarażony szatańskim wirusem pychy i nienawiści nie tylko nie umie kochać, ale także nie chce być kochany, nawet przez Boga. Bóg nie pragnie wojen, burzenia miast i zabijania. To człowiek chce wojować, burzyć i zabijać. " .; -i Jeśli człowiek nie chce Boga, Bóg musi go opuścić. - «! Wtedy otwierają się bramy piekieł. Suche drzewo. Cały las suchych drzew. Co się stanie z tym lasem? ; Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym? Liturgia męki Pańskiej W Wielki Piątek nie odprawia się w kościele Mszy świętej, lecz specjalną przeznaczoną na ten dzień liturgię, która składa się z modlitw za wszystkich ludzi, czytania Pisma Świętego, homilii, adoracji krzyża i Komunii świętej. O godzinie osiemnastej orszak księży i służby liturgicznej przechodzi nawą główną od drzwi wejściowych do prezbiterium. Kościół pełen wiernych. Wszyscy milczą. Kapłani stają przed ołtarzem pozbawionym wszelkich ozdób i padają na twarz. Chłód posadzki przenika przez cienki dywan. Czoło oparłem na złożonych dłoniach, zamknąłem oczy i staram się skupić na tym, co dwa tysiące lat temu wydarzyło się na wzgórzu Golgota. Wyobrażam sobie, że tuż przede mną osadzony w skale wznosi się ku niebu krzyż, a na nim Jezus. Krople Krwi spływają ku ziemi szkarłatną strugą. Boję się, że ludzie rozdepczą tę Krew, że wsiąknie Ona w ziemię albo słońce Ją wypali. Panie, przyjdą turyści, będą szukać śladów i nie znajdą, i powiedzą: tutaj nie było żadnej Krwi. Wszystko pójdzie w zapomnienie. Jezu, ludzie o wszystkim zapomną. - Świat będzie chciał zapomnieć, ale moi uczniowie mu nie pozwolą. Nie bój się! Dam wam Ducha mojego, który wam wszystko przypomni. Krew moja naznaczyła ziemię znakiem, który będzie świecił na wieki, żaden but nie zdoła Jej zadeptać, słońce Jej nie wypali. Cisza. Wydaje się że nikogo wokół nie ma. Wielka pustka w umyśle. Wielka pustka w sercu. Ciszo, trwaj! ; .. Spełniła się przepowiednia zawarta w czwartej pieśni Sługi Jahwe: Jak wielu osłupiało na Jego widok - tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd 97 i postać Jego była niepodobna do ludzi - tak mnogie narody się zdumieją, królowie zamkną przed Nim usta, bo ujrzą coś, czego im nigdy nie opowiadano, i pojmą coś niesłychanego. (...) Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic. Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. (Iz 52,14-53,5) Nikt aż do czasów Jezusa nie rozumiał tej przepowiedni. Nie wiedziano, do kogo się ona odnosi. Mesjasza utożsamiano z królem i zdobywcą. Jezus wiedział, że to jest napisane o Nim. Niósł tę wiedzę sam - straszną wiedzy o swojej śmierci. Nawet kiedy najbliższym mówił, co Go czeka w Jerozolimie, nie rozumiano Go, nie chciano zrozumieć. Pierwszy raz wspomniał Jezus O swojej śmierci po wyznaniu Piotra. Wówczas już uważano Jezusa niemal powszechnie za kogoś niezwykłego, zesłanego przez Boga; jedni uważali Go za zmartwychwstałego Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, za Jeremiasza albo za jednego z proroków. Wiarę apostołów w ich imieniu wyznał Piotr: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. (Mt 16,16) Jezus stwierdził, że przyszedł czas, aby wyjaśnić apostołom, jakim ma być Mesjaszem. Św. Mateusz pisze: Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. (Mt 16,21) Te słowa Jezusa zaszokowały słuchających. Coś takiego nie może się stać! Trzeba przejąć władzę, pokonać wszystkich wrogów, a nie oddawać się w ich ręce. Apostoł Piotr odciąga Jezusa na bok i zaczyna Go pouczać. Co za przedziwna historia: człowiek chce poprawić Boży plan. Ale też co za przedziwny plan! Nie mieści się w głowie. Ile dramatyzmu zawiera tych kilkanaście słów: A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: "Panie, niech Cię Bóg broni! 98 Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie." (Mt 16,22) Nie można zrozumieć zwątpienia, nie można zrozumieć Chrystusa, nie mając Jego Ducha. Dobrze wyraził to św. Paweł: Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest i bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić, (l Kor 2,14) Przyjęcie ze spokojem cierpienia fizycznego lub duchowego, choroby, upokorzenia, niesprawiedliwości to wyraźny znak wyzwolenia się z wyłącznie ludzkiego sposobu myślenia, to znak poddania się Duchowi Jezusa, znak dojrzałości chrześcijańskiej. Jezus wbrew całemu światu wierzy w sens swojej ofiary. Nie pozwala się nikomu zatrzymać na wyznaczonej sobie drodze, nawet jeśli tym kimś jest wybrany przez Niego uczeń. Co odpowiada Piotrowi? Zejdź mi z oczu, Szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki. (Mt 16,23) Zawsze robi na mnie wielkie wrażenie obraz, który kreśli Marek Ewangelista: A kiedy byli w drodze, Jezus wyprzedzał ich, tak że się dziwili; ci zaś, którzy szli z Nim, byli strwożeni. (Mk 10,32) Ostatnia podróż Jezusa do Jerozolimy. Jezus wyprzedza wszystkich, idzie sam. Nie mogło to być Jego zwyczajem, jeżeli wszyscy się dziwili. Dlaczego idzie sam? Bo nikt Go nie rozumie, nikt z tych, którzy za Nim idą, nie chce nieść z Nim ciężaru Jego przeznaczenia. Nie chcą zrozumieć, że miarą miłości jest ofiara. O czym myślą? Wiemy, o czym, bo nie ukrywają swoich pragnień. Święty Marek pisze: Wtedy podeszli do Niego synowie Zebedeusza, Jakub i Jan i rzekli: "Nauczycielu, chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy". On ich zapytał: "Co chcecie, żebym wam uczynił?" Rzekli Mu: "Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twej stronie". (Mk 10,35-37) Idzie Jezus przez pustą ziemię, nieurodzajną: piasek i skały. Poprzedza wszystkich. Droga wiedzie w górę, ku Jerozolimie, stolicy kraju. O tej drodze mówił w jednej ze swoich przypowieści. Była to przypowieść o pobitym człowieku na drodze z Jerycha do Jerozolimy i ludziach, którzy go mijali. Dopiero trzeci z przechodzących drogą zatrzymał się i pomógł mu, okazał mu litość, zabrał ze sobą. Nagle powraca do świadomości proroctwo o Mesjaszu z trzeciej pieśni Sługi Jahwe: Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym Mi brodę. . Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. (Iz 50,6) 99 Czyż On nie jest Synem Człowieczym? Kto się przy Nim zatrzyma? Pewnego człowieka przymuszą, aby Mu pomógł nieść krzyż. Nie zrobi ( z własnej woli. Tłum za Jezusem nie może nadążyć. Dziwią się, że nic nie mówi. , . . . _ Szymon Cyrenejczyk Szymon Cyrenejczyk kochał swoje pole. Leżało niedaleko miasta – Jerozoliny. było tak cenne. Wyorywał z niego wciąż nowe kamienie, jakby je ziemia rodziła. I ciągle usuwał je w pocie czoła - budował z nich mur. Gdy pole użyźniał słaniał się ze zmęczenia, ale wiedział, że gleba odpłaci mu bogatym plonem. Jego pole - to cały jego świat. Oby Wszechmocny zesłał deszcz w odpowiednim czasie. Tego dnia wracał do domu wcześniej. Należało przygotować paschę, zanieść baranka do świątyni, a potem zabite zwierzę oprawić i upiec. Gdy o tym myślał, natknął się na wielki tłum wypełniający ulicę, która pro wadziła z pretorium do bramy w pobliżu wzgórza Golgota. Na przedzie jechał setnik rzymski na koniu, a za nim szedł oddział rzymskich żołnierzy. Zapewne prowadzą kogoś na stracenie - pomyślał. Ogarnęło go uczucie nienawiści do tych obcych ludzi uzbrojonych po zęby. Nawet jeśli prowadzili pospolitego bandytę, nie jemu złorzeczył w sercu, lecz właśnie im. Kiedy Wszechmocny z litością spojrzy na swój lud i wyzwoli go spod władzy nieczystych? Tyle ostatnio mówi się o Mesjaszu z Galilei. Szymon usunął się pod samą ścianę stojącego przy ulicy domu, nawet przycisnął się plecami do chłodnych kamieni, żeby przechodzący pogański żołnierz nie dotknął go. Według nauki faryzeuszów dotknięcie poganina brudziło bardziej niż gnój, czyniło Izraelitę nieczystym. Zauważył, że skazanych było trzech. Każdy z nich niósł na ramionach belkę krzyża. Jeden miał na głowie wieniec z gałązek cierniowych. Zauważył też niesioną przez żołnierza tablicę z napisem w trzech językach: po hebrajsku, grecku i łacinie - Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski. A więc to Ten uważany przez wielu za Mesjasza. Koniec marzeń. Szymon nigdy nie widział Jezusa z bliska, nie słuchał Jego nauk. Nie pociągały go wezwania do nawrócenia. Uważał, że nie ma się z czego nawracać: nikogo nie zabił, nikogo nie okradł. Kiedy w pierwszy dzień tego tygodnia rozgorączkowani sąsiedzi wpadli do niego z wiadomością, że całe miasto wyszło witać Jezusa, przestrzegał ich przed niepotrzebnymi emocjami. Pytał ich: Kto naprawdę widział wskrzeszonego Łazarza? Kto widział tych uzdrowionych dziesięciu trędowatych? Czy to nie byli jacyś podstawieni kłamcy? Uważał też, że krzyczeć "Hosanna Synowi Dawidowemu" pod pałacem Piłata to wygląda 100 na prowokację. Szymon nienawidził potęgi Rzymu, ale bał się jej. Kochajmy nasze pola! O Wszechmocny, spuść deszcz we właściwym czasie! Nagle nad tłum wzbił się krzyk. W chwili, kiedy orszak mijał Szymona, Jezus potknął się i z rękami przywiązanymi do belki upadł na bruk. Leżał teraz nieruchomo całkowicie pozbawiony sił. Żołnierze zatrzymali pochód. Idący za skazanymi starsi ludu, członkowie Sanhedrynu, wpatrywali się w leżącego z niepokojem, zaczęli rozmawiać między sobą i dawać znaki setnikowi. Nie chcieli, aby Jezus umarł na ulicy, powinien dojść do Golgoty. zatem należało zdjąć z Niego krzyż i dać komuś do niesienia. Rzymianie też byli tego zdania. Setnik rozglądał się przez chwilę po stojących obok Zatrzymał wzrok na Szymonie. Ich oczy się spotkały. Skinął na niego ręką. Nie!" -jęknął Szymon, pot wystąpił mu na czoło, poczuł się jakby smagnięty biczem, zaczął wycofywać się ku czołówce pochodu, ku bramie miasta. Ale setnik nie lubił takich rzeczy, jego ruch ręki to rozkaz; natychmiast krzyknął na żołnierzy i Szymona przytrzymano, potem poprowadzono do Jezusa. "Wiekuisty! - modlił się w duchu Szymon - Dlaczego ja?" Chciał wziąć do rąk belkę krzyża tak, aby nie poplamić się krwią, ale to nie było możliwe. Po ubiczowaniu Jezus był cały pokrwawiony, na wszystkim, czego dotknął, pozostawiał czerwony ślad. Wielką sensacją archeologiczną było odkrycie po drugiej wojnie światowej w dolinie Cedron, na wschód od Jerozolimy grobowca zawierającego urnę z napisem greckim "Aleksander syn Szymona" oraz hebrajskim "Aleksander z Cyreny". Napisy te skojarzono od razu z Ewangelią Marka, w której Szymon Cyrenejczyk nazwany jest ojcem Aleksandra i Rufusa (por. Mk 15,21). Tezę, że natrafiono na urnę właśnie Aleksandra syna Szymona, który niósł krzyż za Chrystusem, jest bardzo prawdopodobna. Trzeba jednak dodać, że nie różniła się ona niczym od innych urn hebrajskich. Czyżby Aleksander i wmieszany w historię Jezusa jego ojciec nie zostali chrześcijanami? Raczej należy sądzić, że chrześcijanie pochodzenia żydowskiego w gminie jerozolimskiej nie używali przy pochówkach żadnych szczególnych znaków albo że nie zawsze ich używali. Nazwanie w trzech pierwszych Ewangeliach po imieniu człowieka, który niósł krzyż za Jezusem, sugeruje, że był on znany w pierwotnej gminie jerozolimskiej, że do niej prawdopodobnie należał. Ciekawe, że tylko Marek piszący w Rzymie podaje imiona synów Szymona. Można by z tego wnioskować, że byli oni znani w gminie rzymskiej. Taki wniosek potwierdza pozdrowienie zamieszczone przez św. Pawła Apostoła w Liście do Rzymian: Pozdrówcie wybranego w Panu Rufusa i jego matkę, która jest i moją matką. (Rz 16,13) Rufus i jego matka musieli cieszyć się w gminie rzymskiej 101 szczególną czcią, na pewno ze względu na Szymona Cyrenejczyka. Paweł nie pozdrawia Aleksandra, bo może w tym czasie nie było go już w Rzymie, a może już nie żył, umarł w Jerozolimie i tam został pochowany. Nie mam człowieka Uzdrowiony przez Jezusa paralityk szedł daleko w tłumie. Był jeszcze nieprzytomny, nogi ledwo go niosły, przed oczami latały mu ciemne plamy. Przed chwilą ktoś z rodziny przybiegł do niego z wiadomością, że Jezusa z Nazaretu prowadzą na stracenie. Dom pełen był pielgrzymów, jak zwykle w czasie świąt. Akurat w tym momencie opowiadał im, jak Jezus przywrócił mu zdrowie. Tę opowieść znał na pamięć, gdyż często ją powtarzał: Chorowałem trzydzieści osiem lat, poruszałem się z wielkim trudem, nie pomagały żadne leki postanowiłem więc szukać uzdrowienia w cudownej wodzie, w Sadzawce Owczej w Jerozolimie. Przybywa tam codziennie niezliczona rzesza chorych, przynoszą tam też sparaliżowanych, wiadomo bowiem, że pierwszy chory, który wejdzie do sadzawki po poruszeniu się wody, zostaje uzdrowiony. Niestety, nigdy nie udało mi się wejść do wody pierwszemu. Otóż w pewien szabat sadzawkę odwiedził Jezus - którego jeszcze wtedy nie znałem - ze swoimi uczniami. Szedł jakby prosto do mnie, leżałem na noszach, zatrzymał się nade mną i zapytał: Czy chcesz być uzdrowiony? - Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki. (J 5,7) Cudowna woda znowu burzy się nie dla mnie. Niegdyś bracia przynosili mnie tutaj, teraz robią to ich dzieci. Patrzę, jak cień kolumny wędruje każdego dnia w tę samą stronę przez wszystkie pory roku. Chromi, którzy przychodzą, odchodzą zdrowi. Czy ja żyję po to, aby ich witać i żegnać? Miasto jest pełne ludzi, aleja pozostaję samotny. Nikt nie chce usiąść przy mnie. Już trzydzieści osiem lat jem chleb miłosierdzia i piję wodę łaski. Nie mam człowieka. - Nie masz człowieka? - Panie, jestem nie do pary jak zagubiony sandał przy drodze. Chyba Niebo zapomniało o mnie. Gdy zstępuje anioł i porusza wodę, prowadzą innego, a ja w ciemnościach nocy nie umiem znaleźć sposobu, żeby zatrzymać nadzieję. - Czy wiesz, że Ojciec posłał Mnie, aby znaleźć to, co zginęło? - Nie wiem. - Nie musisz na nikogo czekać, zostałeś znaleziony. - Będziesz przy Mnie? - Wstań, weź swoje łoże i chodź! (J 5,8) : , , : ; ,:,,,. 102 To były słowa pełne mocy. Poczułem w ciele jakieś ciepło, zrozumiałem, że dzieje się ze mną coś dziwnego, spróbowałem poruszyć nogami, rękami - były mi posłuszne, wstałem i zacząłem chodzić. A tymczasem wokół nas zebrał się wielki tłum. Zauważyłem w pewnym momencie, że ludzie stojący pod kolumnadą i leżący na brzegu po przeciwnej stronie sadzawki, przy której leżałem, patrzą w moją stronę. Byłem tak zajęty sobą, że nie spostrzegłem, jak Jezus wmieszał się w tłum i odszedł. Nie zdążyłem podziękować. Wziąłem więc łoże i zacząłem Go szukać. Po wyjściu z krużganku sadzawki zatrzymali mnie jacyś ludzie i zwrócili uwagę: Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża. Odpowiedziałem im: Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje łoże i chodź! (J 5,10-11) - Kto mógł tak powiedzieć? - Patrzyli na mnie podejrzliwie. - Leczyć też w szabat nie wolno. Opisałem im, jak ten człowiek wyglądał, i dodałem, że właśnie Go szukam. Nakazali mi stanowczo, abym zostawił łoże na miejscu, kiedy zaś znajdę tego człowieka, mam ich o tym zawiadomić - będą w sali posiedzeń Sanhedrynu. Niedługo potem spotkałem Jezusa w świątyni w krużganku Salomona. Stał otoczony dużą grupą ludzi. Mówił głośno, tak żeby wszyscy słyszeli: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego. Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni. Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje Mu to wszystko, co On sam czyni, i jeszcze większe dzieła ukaże Mu, abyście się dziwili. Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce. Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne... (J 5,19-24) Spytałem kogoś stojącego obok, kto to jest. Odpowiedział, że to Jezus z Nazaretu, Prorok, na którego czekał Izrael. Po przemówieniu Jezus sam odszukał mnie w tłumie i powiedział: Oto wyzdrowiałeś, nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło. (J 5,14) Uzdrowiony paralityk od pierwszego swojego spotkania z Jezusem, kiedy wziął łoże i wstał, nie miał wątpliwości, że spotkał Mesjasza, i nigdy się z tą pewnością nie krył. Jezus kiedyś powiedział: Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. (Mt 10,32-33) Narastająca wrogość 103 starszych ludu do Jezusa nie odbierała uzdrowionemu paralitykowi odwagi mówienia o Jezusie. Cieszył się, kiedy mógł o Nim mówić, nawet szukał takiej okazji. Kiedy kłócono się na temat Jezusa, zabierał głos i stawał po Jego stronie. Teraz jednak, gdy szedł za skazańcami, opuściła go pewność. Ciągle wracał myślą do owego dnia przy Sadzawce Owczej, do spotkania z Jezusem w świątyni, do słów, które wypowiedział do Niego: Nie mam człowieka i do tych, które usłyszał od Jezusa: Wstań i chodź! - nie grzesz już więcej... Bogaty młodzieniec Bogaty młodzieniec od czasu spotkania z Jezusem w Galilei nie mógł znaleźć spokoju, ciągle przypominała mu się rozjaśniona twarz Jezusa i Jego ledwo zauważalny, ale niewątpliwy uśmiech wyrażający wielką sympatię, kiedy usłyszał od niego - młodzieńca - że przykazania Boże zachowuje od dziecka, Znajomi, świadkowie tego spotkania, mówili mu później, że Jezus spojrzał na niego z miłością. Tak, bogaty młodzieniec nigdy jeszcze nie doświadczył takiej mocy spojrzenia i takiej przenikającej aż do głębi serca radości czy światła. Wydawało mu się, że na niebie świecą jednocześnie słońce i gwiazdy, że pustynia rozkwita jak ogród, a w małych miasteczkach nad jeziorem słychać pieśni weselne. Dałby wiele, żeby jeszcze raz przeżyć taką chwilę! Był jednak pewny, że to się już nigdy nie powtórzy. Nie potrafi stanąć przed Jezusem. Już dawno dzień zaglądał przez małe okienko, a on ciągle siedział przy stole nad kawałkiem papirusu. Noc mu zeszła jak jedna chwila. Znowu wraca do początku. Jak to się zaczęło? Dobrze pamięta, że kiedy słuchał kazania Jezusa, pociągała go do Niego] jakaś wielka siła, że gdy Jezus wstał i zaczął iść w kierunku jeziora otoczony uczniami, postanowił podejść do Niego jak najbliżej i zapytać Go choćby o coś błahego. Później przyszła refleksja: dlaczego o coś błahego? Zapytam, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne. Nie wszyscy w Izraelu wierzyli w życie wieczne, znał wielu takich, którzy mówili: życie wieczne to mrzonki, nie uciekaj od rzeczywistości, ciesz się tym, co masz. Zresztą nawet mądry Kohelet poucza: Wszyscy żyjący mogą mieć jeszcze nadzieję - bo lepszy jest żywy pies niż lew nieżywy - ponieważ żyjący wiedzą, że umrą, a zmarli niczego zgoła nie wiedzą, zapłaty też więcej już żadnej nie mają, 104 " bo pamięć o nich idzie w zapomnienie. . : : Tak samo ich miłość, jak również ich nienawiść, jak też ich zazdrość -już dawno zanikły, i już nigdy więcej udziału nie mają żadnego we wszystkim, cokolwiek się dzieje pod słońcem. (Koh 9,4-6) Takiego zdania byli saduceusze, ale bogaty młodzieniec wierzył raczej faryzeuszom, którzy przyjmowali istnienie życia po śmierci. Czuł intuicyjnie, że tak powinno być. Kohelet wyraża w tych słowach - jakkolwiek natchnionych - ludzkie doświadczenie, a cóż może człowiek żyjący na ziemi powiedzieć o życiu pozagrobowym? Potrzeba kogoś posłanego przez Boga, aby wyjaśnić do końca nasze przeznaczenie. Jezus to właśnie czynił. Bogaty młodzieniec słuchał nauk Jezusa z zapartym tchem, wydawało mu się, że czekał na nie od zawsze. Jezus bowiem nauczał, że życie nie kończy się Śmiercią. Przypomina sobie, jak kiedyś Jezus powiedział: Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. (Mt 5,11) Wtedy, nad jeziorem, przepychając się w stronę Jezusa, postanowił ostatecznie zapytać o to, jak ma żyć, aby osiągnąć życie wieczne. Szedł nie spuszczając Jezusa z oczu, już zrównał się z uczniami, zaczął ich mijać i wreszcie znalazł się obok Niego, ale nie śmiał Go zatrzymać, wybiegł nieco do przodu i rzucił się przed Nim na kolana. A potem wyrecytował długo układane pytanie: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? (Mk 10,17) Jezus stanął przed nim i odpowiedział pytaniem: Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. (Mk 10,18) Bogaty młodzieniec często zastanawiał się nad tymi dwoma zdaniami Jezusa. Dlaczego tak powiedział? Przecież On jest dobry. To się widzi w każdym Jego geście i słowie, nawet kiedy podnosi głos, kiedy ostrzega, grozi. Mało tego, przy Jezusie wszyscy wydają się być dobrzy, dobro staje się tak naturalne jak oddychanie. Może Jezus chciał przy tej okazji pouczyć, że wszelkie dobro pochodzi od Boga, a człowiek jest na tyle dobry, na ile otworzył się na działanie Boga w sobie. Jeszcze jedno: tylko na Bogu się nie zawiedziesz, a na człowieku - tylko jeśli jest pełen Boga. Potem Jezus dodał: Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę. Bogaty młodzieniec pamięta, że odpowiedział Jezusowi: Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegam od mojej młodości. Gdy to mówił, nadal przed 105 Nim klęczał, nie zwracał uwagi na to, jak patrzyli na niego ludzie. Nikt poza Jezusem nie był wtedy dla niego ważny. A potem stało się coś, czego wspomnienie gryzło go jak robak: spojrzał na niego z miłością i rzekł: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną (por. J 10,19-21) To było tak niespodziewane, że młodzieńca jakby sparaliżowało. Oczekiwał pochwały, a tymczasem Jezus zaproponował mu utratę majątku i życie w niepewności, życie wędrowca bez solidnego oparcia w rodzinie. Nie wiedział, co ma powiedzieć, posmutniał, w milczeniu odszedł. Z trudem, jakby dźwigał na sobie wielki ciężar. Zszedł z drogi Jezusowi. Minęli go uczniowie, minął go idący za Jezusem tłum. Miał żal do siebie, że nie potrafił odpowiedzieć "tak", i miał żal do Jezusa, że tak wiele od niego zażądał Kiedy został sam, rozpłakał się: Nauczycielu, dlaczego żądasz ode mnie więcej niż od innych? Miałby utracić dorobek kilku pokoleń? Dorobek swojego dziadka, który bez pracy nie mógł przeżyć ani jednego dnia, ani godziny (poza szabatem oczywiście) - a Bóg mu błogosławił przymnażając wołów i owiec, miałby stracić dorobek swojego ojca, niezwykle utalentowanego i aż do przesady oszczędnego kupca. Jak by to przyjęła matka? Wpadłaby w rozpacz Już widzi kpiący wyraz twarzy wuja Jakuba, który ciągle go napominał: daj sobie spokój z tym prorokiem z Nazaretu, weź się za handel, jest tyle interesów do zrobienia. Jak by zniósł pogardliwe spojrzenie Sary? Sprzedaj wszystko, co masz! Przypomina sobie, że kiedyś Jezus powiedział dziwną przypowieść: Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Z radości poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. (Mt 13,44) Wtedy nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Myślał: człowiek ten sprzedał wszystko, ale też kupił więcej, w sumie zyskał. Teraz zaczął rozumieć, że skarb nie jest rzeczywistością doczesną. Będziesz miał skarb w niebie. Nauczycielu, czy można stawiać cały swój los na coś, co jest zakryte i nieznane? Bogaty młodzieniec obejrzał się za odchodzącym tłumem, a potem przyglądał się śladom stóp na piasku, śladom sandałów, podeptanej trawie. Znowu ogarnął go smutek. Czuł, że coś stracił, ale nie wiedział co. Usiadł powoli na ziemi, podniósł twarz i zaczął się modlić: Boże ojców naszych, ja zawsze zachowywałem Twoje przykazania... Bogaty młodzieniec od triumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy, w którym zresztą brał udział, gdzieś na końcu pochodu, daleko od oczu Jezusa, starał się nie stracić ani jednego z Jego przemówień w świątyni. Zawsze jednak chował się za innymi, nie chciał, aby Jezus go rozpoznał - po prostu wstydził się. Nic go nie cieszyło, unikał nawet najbliższych w rodzinie, przyjaciół, ludzi, 106 z którymi jeszcze do niedawna czuł się dobrze nie wydawało mu się godne uwagi. Wreszcie nadchodzące święta Paschy zapowiadały się w Jerozolimie jako czas może historycznych przemian; wielu rozpowiadało, że Prorok z Nazaretu zrobi w świątyni coś niezwykłego, na co naród w istocie czeka; inni z całą uwagą twierdzili, że arcykapłani i Najwyższa Rada postanowili zmienić do Jezusa; jeszcze inni utrzymywali, że triumfalny wjazd do miasta przeraził Piłata i można spodziewać się, że wycofa wojska z twierdzy Antonia. Plotki te nie młodzieńca, ale od kilku dni nie dawała mu spokoju myśl, żeby napisać list do Jezusa i przesłać Mu przez jednego z Jego uczniów. Nad tym listem trudził się całą noc: poprawiał, przepisywał, wreszcie stwierdził, że nic lepszego już nie ułoży. Podszedł do okna i przeczytał go jeszcze raz. "Panie! Chciałem zacząć budować na skale, wszystko jednak rozpada mi się w rękach. Chciałem iść za Tobą, dokądkolwiek pójdziesz, ale droga mi się urwała, a przede mną otchłań na pół świata. Nie umiem latać. Chciałem się modlić do Boga i pójść za Tobą. Zostałem sam. Postanowił nieco odpocząć, rano zz Jz czy i prawie zasypiając, myślał, kto rezuzucznzu w §redmm wieku, pełnemu ,emu o ascetycznej twarzy z długą brodą, czy temu w temu dochodziło z mieśde J 1C n W sprawdzić, na wąskiej oddział rzymski członków Najwyższej Rady i spory tłum ludzi. Gdy pochód P«j Jezu, zachwiał się jak uderzony obuchem: jednym z tr zzz energii, który robi zzzz najmłodszemu - Janowi. Ten z kolei wyda e si udzielenia pomocy. Obudził się jednak późnię, południe. Wyszedł ze swojego obszernego domu, pośpieszył prosto w kierunku pałacu Hasmonejczyków, w prawo i wejść na dziedziniec świątyni prze, znSenil plan: postanowił udać się zachodnim narożniku świątyni a czy me dokonują się jakieś ruchy wojsk (tm) uliczce niedaleko twierdzy natrafił na trzech skazańców, którym towarzyszyli Najwyższej Rady i spory tłum ludzi. Gdy pochód Potem jednak przyszła refleksja: nie, nie możesz uciekać, musisz powiedzieć Jezusowi to, co powinieneś! Ale co mam powiedzieć? Jezus już był prawie przy nim, może o trzy kroki; miał spuchniętą twarz, spuszczony wzrok, coraz bardziej się pochylał. Bogaty młodzieniec nabrał w płuca powietrza, jakby chciał krzyknąć, ale zabrakło mu sił, a może odwagi, więc tylko wyszeptał: Nauczycielu dobry! Jezus odwrócił głowę, jakby usłyszał ten szept, jednocześnie zachwiał się i upadł bezwładnie, jak podcięte drzewo. Zaraz otoczyli Go żołnierze. Pochód zatrzymał się. Młodzieniec był przekonany, że Jezus umarł. Ogarnęła go rozpacz, stał oparty o ścianę, ręką przysłonił oczy i powtarzał w kółko to samo: Boże mój, Boże mój! Nagle jak błyskawice pojawiło się pytanie: Czy przed chwilą, na tej drodze powiedziałeś, że wszystko sprzedasz? Raz miał wrażenie, że powiedział, zaraz potem - że nie. Boże mój! -jęczał - czyja to jednak przyrzekłem? Testament z krzyża Jan pisze, że Jezus przemówił z krzyża do swojej Matki oraz do umiłowanego ucznia - A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: "Niewiasto, oto syn Twój." Następnie rzekł do ucznia: "Oto Matka twoja". I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie. (J 19,25-27) Niewątpliwie Jan nie pisze o tym testamencie Jezusa tylko dlatego, żeby czytelnik jego Ewangelii wiedział, kto się zaopiekował Maryją po śmierci Jezusa - chodzi o coś więcej; Jan zrozumiał, że Jezus oddaje swoją Matkę jako Opiekunkę i Matkę każdemu swojemu uczniowi, każdemu, który stanął z Jego Matką pod Jego krzyżem. Jeśli ktoś chce być umiłowanym uczniem Jezusa, musi wziąć do siebie Maryję - taka jest wola Jezusa. Ostatnia jego wola. Dla Maryi być naszą Matką to bardziej obowiązek niż wyróżnienie, cóż bowiem dodaje do Jej godności Matki Syna Bożego? Jeśli mówimy o wyróżnieniu, to na mocy tego testamentu Jezusa dostąpili go przede wszystkim Jego uczniowie: Matka ich Pana i Zbawiciela stała się także ich duchową Matką. "Pragnę" Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: "Pragnę". (J 19,28) Gdzie jest mój lud, z którym zawarłem przymierze? Gdzie jest mój lud, któremu dałem poznać drogę zbawienia? Znaliście to prawo: Jeśli nie usłuchasz głosu Pana, Boga swego, i nie wykonasz pilnie wszystkich 108 zlecceń i praw, które ja dzisiaj tobie daję, spadną na ciebie wszystkie te przekleństwa i dotkną cię. Przeklęty będziesz w mieście i przeklęty na polu. Przeklęty twój kosz i twoja dzieża. Przeklęty owoc twego łona, plon twej kadzi, przyrost twego większego bydła i pomiot bydła mniejszego. Przeklętebędzie twoje wejście i wyjście. Pan ześle na ciebie przekleństwo, zamieszanie i przeszkodę we wszystkim, do czego wyciągniesz rękę, co będziesz czynił. Zostaniesz zmiażdżony i zginiesz nagle wskutek przewrotnych swych czynów, ponieważ Mnie opuściłeś... (Pwt 28,15-20) jednak nie wzięliście sobie tego do serca. Nie ma sprawiedliwego, nawet ani jednego, nie ma rozumnego, nie ma, kto by szukał Boga. Wszyscy zboczyli z drogi, zarazem się zepsuli, nie ma takiego, co dobrze czyni, zgoła ani jednego. Grobem otwartym jest ich gardło, językiem swoim knują zdradę, jad żmijowy pod ich wargami, ich usta pełne są przekleństwa i goryczy; ich nogi szybkie do rozlewu krwi, zagłada i nędza są na ich drogach, droga pokoju jest im nie znana, .-..-,, bojaźni Bożej nie ma przed ich oczami. (Rz 3,10-19) Przekleństwa, które musiały się spełnić, grzechy, które musiały zostać ukarane, przybyły z czterech stron świata jak burza, nie do powstrzymania i skupiły się nad Kalwarią, sięgnęły słońca i zakryły je. W ciemnościach bardziej przerażających niż ciemności Egiptu, niż czarne dziury w kosmosie, począł dojrzewać piorun sprawiedliwości tak potężny jak błysk światła w pierwszym dniu stworzenia. Kto przeżyje jego uderzenie? Czy ziemia nie zostanie starta w drobny pył? Czy Jezus wytrzyma ten ogień? Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku. Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, (...) Tobie zaufali nasi przodkowie, zaufali, a Tyś ich uwolnił; : do ciebie wołali i zostali zbawieni, - Tobie ufali i nie doznali wstydu. Ja zaś jestem robak, a nie człowiek, . : 109 pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu. Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą, i rozwierają wargi, potrząsają głową: "Zaufał Panu, niechże go wyzwoli, niechże go wyrwie, jeśli go miłuje" (.. Rozlany jestem jak woda i rozłączają się wszystkie moje kości; jak wosk się staje moje serce, we wnętrzu moim topnieje. Moje gardło suche jak skorupa, język mój przywiera do podniebienia, kładziesz mnie w prochu śmierci. (...) Przebodli ręce i nogi moje, policzyć mogę wszystkie moje kości. (Ps 22) - Pragnę! - Panie, czego pragniesz? Tu mają dla Ciebie tylko piołun i żółć. Panie, przepraszam. Ojcze, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Daj chleb głodnym! Przebacz winy grzesznym! Nie dopuść, aby ich kuszono ponad siły! I broń ich od złego! (por. Mt 6,9-13) Nie ma cudu Serce Jezusa bije coraz słabiej. Jeżeli ucichnie, co się z nami stanie? Kto się ośmieli mówić o królestwie Bożym? Kto uwierzy w dobroć Boga? Już nadchodzi ciemność, już ogarnia świat; słońce traci swoją moc. Patrzcie! Wypala się. Wokoło słychać bluźnierstwa. Nadchodząca śmierć pobudza do radości zatrute umysły. Zatruta radość. Nienawiść chodzi w parze ze śmiercią. Co to jest prawda? Niech żyje Barabasz! A Barabasz był zbrodniarzem. (J 18,40) Morze zbrodni nie wyleje od jednej kropli. Nie chcemy innego świata. Niech Łazarz leży przy bramie, niech go liżą psy. Jeżeli jesteś Synem Bożym, zstąp z krzyża! Nie zdarzył się cud. Niebezpieczeństwo minęło. 110 Krzyż położył się cieniem na świat, pamięć zastygła w bólu. Gdzie iść, gdzie spocząć? Wszędzie czeka grób, wszędzie mówią - koniec. A przecież byliśmy pełni życia, dopiero kwitły drzewa. Nie tak miał wyglądać sąd, przyłożono siekierę nie do tego korzenia. W samym środku ogrodu zadano cios, zatrzęsła się ziemia, krzyk się podniósł do nieba - i ucichł jak ptak, nagle. ,już wstaje dzień podobny do wczorajszego, czas nie leczy ran i coraz mniej światła. Znowu ktoś szepcze: nie szukaj sensu, musisz ukochać śmierć. Nie wróci uśmiech na twarz dziecka, wszyscy ludzie się postarzeli. W oczach niepewność, a u stóp lęk waruje jak pies. Nadzieja rosła przez trzy lata i z-więdła w ciągu dwóch nocy. Olejki pachnące, flakon z alabastru, ogród pod miastem. Kto nam kamień odsunie? Szalone wiosny odeszły w cień, upalne lata przeminęły z burzą. Fala łodzią kołysze, niepotrzebna sieć - nie będzie cudownego połowu. Po co zieleni się brzeg, po co pustynia okrywa się kwiatem? Chłopiec z rybami będzie siedział sam, nikt nie zechce też jego chleba. A w górach wybuchnie szatański śmiech, powrócą dwaj opętani. Kto nam odsunie kamień? Czytania Pisma Świętego i Modlitwy za Kościół i świat Kapłani i diakoni wstają z posadzki i zajmują miejsca na krzesłach po bokach prezbiterium między ołtarzem a wielkim wiszącym krzyżem zasłoniętym czerwonym płótnem. Główny celebrans odczytuje modlitwę, po czym następują czytania Pisma Świętego: tekst z Księgi Izajasza o cierpiącym Słudze Jahwe (Iz 52,13-53,12) i tekst z Listu do Hebrajczyków o Jezusie Arcykapłanie doświadczonym przez cierpienie (Hbr 4,14-16; 5,7-9). Trzeci tekst biblijny - opis męki Jezusa według Ewangelii św. Jana (J 18,1-19,42) śpiewają trzej kantorzy. Postać Sługi Jahwe jest przedstawiona w tzw. Księdze Pocieszenia Izajasza (rozdz. 40-55), której autorstwo przypisuje się bliżej nieznanemu prorokowi okresu niewoli babilońskiej. W tej księdze Bóg przychodzi do swojego ludu, aby go wyzwolić. To wydarzenie prorok przedstawia na wzór wyjścia z Egiptu. Ale nie chodzi tutaj tylko o wyjście z niewoli, także o wskrzeszenie narodu do nowego życia w łączności z Bogiem. Lud "ślepy i głuchy" (43,8) na nowo usłyszy głos swego Pana. Na tle tego orędzia ukazana jest w czterech pieśniach tajemnicza postać Sługi Jahwe (Iz 42,1-7; 49,1-8; 50,4-9; 52,13-53,12). W pieśniach tych mamy tak dokładny obraz męki Chrystusa, że można je nazwać protoewangelią tej męki. W Nowym Testamencie spotykamy trzykrotnie aluzję do pieśni o Słudze Jahwe: w Łukaszowym opisie Ostatniej Wieczerzy (Łk 22,37), w legionie Jezusa - Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wszystkich. (Mk 10,45), oraz w Dziejach Apostolskich 8,32-35, gdzie diakon K M l wyjaśnia eunuchowi królowej Kantaki, że Sługa Jahwe to Jezus. Prorok Starego Testamentu przedstawia Sługę Jahwe jako głosiciela prawdy i jako przymierze między ludem a Bogiem. Otrzymawszy od Boga Ducha, ma on nawrócić i zgromadzić Izraela oraz być światłością narodu. Wypełniając swoje zadanie, Sługa Jahwe spotka się z licznymi trudnościami - będzie musiał cierpieć i poniesie śmierć. Temat cierpienia najbardziej rozwinięty jest w pieśni czwartej, którą śpiewa się właśnie dzisiaj. Wyniszczenie Sługi dokonuje się na oczach licznych narodów zdumionych tym doświadczeniem. Prorok objawia je jako niebywałego i nieprawdopodobnego. Sługa dotknięty cierpieniem nie wygląda na przywódcę, raczej na przeklętego przez Boga; ludzie z przerażeniem odwracają się od niego, ale właśnie w jego poniżeniu ujawnia się "rabbi, Jahwe", czyli zbawcza moc Boga. Sługa nie popełnił żadnego grzechu, cierpi niewinnie i aż do momentu wywyższenia go przez Boga nikt nie wie, że te cierpienia mają charakter ekspiacyjny. Zbawczy sens działalności i ofiary Sługi Jahwe ujawniają zwłaszcza ostatnie wiersze pieśni: Spodobało się Panu zmiażdżyć go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego. (Iz 53,10) Ponieważ Sługa dobrowolnie uczynił siebie ofiarą całopalną za grzechy, zostaje uwolniony przez Boga od śmierci. To uwolnienie stanowi paradoksalny element pieśni, która powstała w epoce, kiedy wiara w zmartwychwstanie nie była jeszcze poświadczona. Sługa Jahwe jest nie tylko cierpiący, lecz także uwielbiony. Opowiadanie o męce w Ewangelii Jana jest najdłuższe i najbardziej oryginalne, co nie znaczy jednak, że Jan nie opuszcza wielu szczegółów znajdujących się w poprzednich Ewangeliach. Opuszcza między innymi ustanowienie Eucharystii, choć rozbudowuje opowiadanie o Ostatniej Wieczerzy, opuszcza krwawy pot Jezusa w Getsemani, opis końca życia Judasza, interwencję żony Piłata, proces przed Herodem Antypasem, wspomnienie o niewiastach na drodze krzyżowej, opowiadanie o dwóch łotrach, cuda po śmierci Jezusa, straż przy grobie, otwarcie grobu przez anioła, przekupienie strażników. Natomiast tylko z jego Ewangelii 112 dowiadujemy się, że Jezus był przesłuchiwany przez Annasza, że był przez Piłata ukazany Żydom po biczowaniu w cierniowej koronie - Oto Człowiek, oddał swoją Matkę jemu - Janowi, że Jezus po skonaniu został przebity włócznią. Cechą charakterystyczną jego opowiadania jest również bardzo szerokie przedstawienie procesu przed Piłatem. W czasie drugiego czytania uderzają mnie słowa: A chociaż był Synem, iuczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają. (l Ibr 5,8-10) Lektor podnosi lekcjonarz i mówi: "Oto słowo Boże". A chociaż był Synem... Panie skazany na krzyż, wierzę niezachwianie, że jesteś Synem Boga żywego. Odcinam się od tych, którzy mówią: jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża! (...) Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. (Mt 27,40-42) Nieważne, do jakiego należą stronnictwa, do jakiej Rady. Wierzę słowom Jana Chrzciciela, który słyszał świadectwo Ojca o Tobie: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie. (Mk 1,11) Panie, wierzę, że stałeś się sprawcą zbawienia wiecznego. Tylko Ty jesteś w stanie zbawić mnie od wszystkiego, czego nienawidzę, co potępiam, czego się boję, co jest ponad moje siły, co mnie zalewa, abym utonął w beznadziejności, co zatruwa goryczą winy, od fałszywego pokoju serca i zwodniczych świateł, od miłości własnej w masce Twojego sługi, od śmiechu, który nie rodzi się z radości, i od smutku, który nie przyczynia się do uzdrowienia, od tego, przed czym nie mogę uciec, bo jest we mnie, i od tego, przed czym nie mogę się ukryć, bo jest wszędzie; tylko Ty możesz zbawić tych, którzy do mnie przychodzą szukając drogi, i tych, którzy odchodzą, i tych, którzy stoją blisko, i tych, którzy stoją daleko... Nagły głośny śpiew kantora: "Męka naszego Pana Jezusa Chrystusa według świętego Jana" rani mnie boleśnie niczym ostry kolec. Kiedy śpiewający doszedł do słów: A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: "Wykonało się!" I skłoniwszy głowę, wyzionął ducha (J 19,30), jeden z ministrantów siedzący w ławce za mną zemdlał. Dwóch mężczyzn wyniosło go do zakrystii. W Wielki Piątek po odśpiewaniu opowiadania o męce Jezusa i homilii następują modlitwy za Kościół, wszystkie jego stany i za cały świat. W ten dzień, szczególnie związany ze zbawczą śmiercią Chrystusa, Jego uczniowie nie pomijają w swoich modlitwach właściwie nikogo: polecają Ojcu niebieskiemu - tak jak Chrystus nauczał - nawet swoich nieprzyjaciół. Kościół jest powołany nie tylko do tego, aby świadczył o prawdzie, głosił Ewangelię, lecz również, aby uświęcał świat, 113 wypraszał dla niego łaskę, chronił przed złem. Czyż Chrystus nie powiedział do Apostołów: Wy jesteście solą dla ziemi (Mt 5,13)? W pierwszej modlitwie główny celebrans prosi Ojca niebieskiego w imieniu wszystkich zebranych o opiekę nad całą wspólnotą Kościoła Powszechnego "Wszechmogący, wieczny Boże, Ty w Chrystusie objawiłeś swoją chwałę wszystkim narodom, strzeż dzieła Twego miłosierdzia, - aby Twój Kościół, rozszerzony na cały świat, trwał z niewzruszoną wiarą w wyznawaniu Twojego imienia. : Przez Chrystusa Pana naszego." Odpowiadamy "Amen". W dalszej kolejności główny celebrans modli się w intencji papieża, za wszystkie stany Kościoła, katechumenów, o jedność chrześcijan, za Żydów, za niewierzących w Chrystusa, za niewierzących w Boga, za rządzących państwami oraz za strapionych i cierpiących. Po tych modlitwach następuje adoracja krzyża. Adoracja krzyża Od tak zwanej niedzieli pasyjnej poprzedzającej niedzielę palmową, upamiętniającej uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy, zasłania się krzyże w kościołach. Adoracja krzyża rozpoczyna się od jego uroczystego odsłonięcia. Ministrant staje twarzą do ludu i podnosi wysoko krzyż, następnie kapłan odsłania go w trzech etapach i trzykrotnie śpiewa coraz wyższym tonem: "Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata." Po odsłonięciu kapłan i wszyscy wierni całują krzyż. W Darłowie adoracja została zaplanowana nieco inaczej: wielki krzyż wisi wysoko w prezbiterium między ścianą frontową a ołtarzem. Najpierw zostaje odsłonięty zgodnie z przepisami krzyż trzymany przez ministranta, a następnie kapłan zrywa wielkie płótno zasłaniające krzyż w prezbiterium. Wszyscy adorują przez przyklęknięcie ów krzyż wiszący wysoko. W tym czasie chór na przemian z ludem śpiewa litanię do wszystkich świętych. Dlaczego tę litanię? W ten sposób wzywamy do adoracji wszystkich, którzy przed nami uwierzyli w zbawczą moc męki Jezusa i doszli za Jezusem do chwały wiecznej. Panie, jak wielkiego dokonałeś przewrotu! Tylko Syn Boży mógł tego dokazać: ze znaku śmierci uczynić znak życia, ze znaku hańby - znak chwały. 114 Ty jesteś wszechmocny. Ten wielki cud mocy Jezusa został zapowiedziany już w Starym Testamencie, w historii wyjścia z Egiptu. W Księdze Liczb 21 czytamy, .- kiedy Izraelici szli od góry Horeb w kierunku Morza Czerwonego, stracili cierpliwość i z powodu braku mięsa zaczęli mówić przeciwko Bogu i Mojżeszowi. Bóg zesłał wtedy jadowite węże i wielka liczba Izraelitów zmarła. Przyznając się do winy, przybyli więc ludzie do Mojżesza z prośbą o wstawiennictwo. Wówczas Bóg, nakazał Mojżeszowi sporządzić miedzianego węża i umieścić go na wysokim palu. Każdy, kto został ukąszony, a spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu. A zatem obraz tego, co przynosiło śmierć, ratował przed śmiercią. To samo spotykamy w historii Jezusa, czyli w czasach nowego wyjścia: krzyż, który był narzędziem śmierci, stał się narzędziem zbawienia. Aby zrozumieć krzyż, klęknąć przed nim, ukochać go, trzeba mieć Ducha (hrystusowego. Nikt nie jest w stanie tego uczynić poza Kościołem. Adoracja krzyża trwa już ponad godzinę i nie widać końca szeregu wiernych podchodzących do krzyża. Młody człowiek ze służby liturgicznej pomaga podnieść się z klęczek osobom w podeszłym wieku i chorym. Niekiedy matka lub ojciec prowadzą dziecko i klękają razem z nim, niekiedy ktoś klęczy nieco dłużej, zwleka z powstaniem. - Panie, dlaczego wisisz między dwoma złoczyńcami? Kto tego chciał? Czy pragnąłeś dać im szansę, czy to świat pragnął Cię wyszydzić? Wszedłeś do wód Jordanu jako Brat potrzebujących pokuty i wszedłeś w mroki śmierci jako Brat osądzonych. Źle odczytano Twoją pokorę. Szukałeś tych, którzy źle się mają, więc dołączono Cię do nich. Panie, nie mogłeś ustawić swego tronu pośród aniołów? - Uczniu, popatrz na tego z mojej prawej strony. On mi współczuje, on potępia swoje życie, wyraża żal, ufa Mi. Jeszcze dziś będzie ze Mną w raju. Czyj to był plan? - Łotrze z prawej strony, miałeś niesłychane szczęście. Sprawiedliwi i prorocy ubiegłych wieków chcieli widzieć to, co ty widzisz, a nie widzieli, i słyszeć to, co ty słyszysz, a nie słyszeli. Jezus ogłosił ciebie mieszkańcem raju. Osiągnąłeś cel, który Bóg wyznaczył każdemu człowiekowi. Twoje przegrane życie odzyskałeś w ostatniej godzinie. Panie, dziękuję Ci, że chciałeś umierać przy jego krzyżu. Dzień Łaski Wielki Piątek był dniem mojej najgłębszej duchowej depresji i zarazem dniem nawrócenia, mówi Zofia. Wyszłam wtedy z domu i było mi obojętne, czy skończę pod samochodem, czy na torach. Przed chwilą pożegnałam męża, który święta postanowił spędzić u innej kobiety. Zostałam sama, dorosła córka była daleko. Szłam przed siebie. W pewnym momencie film mi się urwał. Ile nadziei wiązałam z zawarciem małżeństwa trzydzieści lat temu! Ślub! mieliśmy katolicki. Obydwoje wychowywaliśmy się w rodzinach niepełnych,! Ja nie miałam matki, która umarła, kiedy miałam półtora roku. Mąż nie miał ojca, który odszedł od rodziny, gdy jego synek miał dwa lata. Wynajęliśmy mieszkanie, zaczęliśmy je urządzać. Po trzech latach przyszła na świat córka! Ciągle potrzebne były pieniądze, więc żeby wrócić do pracy zawodowej,! szybko postarałam się o opiekunkę dla dziecka. Mijał rok za rokiem! Przypominam sobie, że pewnego dnia zaczęłam się zastanawiać nad sensem swojego życia. Było mi ciężko: dziecko, mąż, dom, kariera zawodowa,! wydawało mi się, że za duży ciężar wzięłam sobie na barki, ale wtedy miarą naszego szczęścia były dobra materialne. Nie spostrzegłam, że dobrobyt stał się naszym bożkiem. Bóg był na dalszym planie; gdy przychodziło niepowodzenie, biegłam do Niego, prosiłam o pomoc, stawiałam pytania, ale już nie miałam czasu czekać na odpowiedź Przestałam uczęszczać na niedzielne Msze św. - w niedziele musiałam zająć się pracą w domu Wciągnięta w wir życia nawet nie zauważyłam, że mąż zaczął się ode mnie oddalać, w naszej rodzinie pojawił się problem nie spełnionych oczekiwań Chociaż znajomi uważali nas za dobre małżeństwo, a także za ludzi, którym się w życiu powiodło, coraz częściej czułam się tym moim życiem zmęczona. Aż przyszedł moment, kiedy moja egzystencja legła w gruzach. Dowiedziałam się, że mój mąż ma inną kobietę. Tego się nigdy nie spodziewałam, to przeszło moje najgorsze wyobrażenia. Tak bardzo poświęcałam się dla rodziny - i oto, co mnie spotkało! Codzienne wyjazdy męża do tej kobiety były dla mnie koszmarem. Zaczęłam szukać odwetu na innych mężczyznach, wypełniać pustkę alkoholem, szukałam rozwiązania w horoskopach, u wróżek, jasnowidzów itp. Żal, złość, gorycz, nienawiść kumulowane we mnie, sprawiły, że zaczęłam podupadać na zdrowiu - chore serce, choroba kości, choroby kobiece; dostałam ostrzeżenie, że jeżeli nie zadbam o siebie, grozi mi wózek inwalidzki. Moim ratunkiem stała się teraz medycyna niekonwencjonalna, bioenergoterapeuci. Na jakiś czas następowała poprawa, ale później choroba wracała ze zdwojoną siłą i w dodatku zaczęły się zaburzenia w sferze duchowej, pojawiły się myśli samobójcze. I tak nadszedł ten Wielki Piątek. Jak znalazłam się w kościele, tego moja pamięć nie zarejestrowała. Kościół był pusty. Było mi bardzo zimno. Szlochając przypomniałam sobie z dzieciństwa, że w Wielki Piątek po południu odbywa się specjalne nabożeństwo. Postanowiłam na nie czekać. Po godzinie kościół zapełnił się ludźmi. 116 W pewnej chwili uświadomiłam sobie, że śpiewam: "W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości nauka... Więc nie rozpaczaj, módl się, wybaczaj, a krzyż cię sam ocali." Kiedy po nabożeństwie wyszłam z kościoła, brzmiały mi ciągle w uszach słowa tej pieśni. W domu długo rozmyślałam o swoim cierpieniu i o Bogu. I nagle jakby przyszło olśnienie: Boże, przecież ja nic o Tobie nie wiem, ja cię w ogóle nie znam. W jakiego Boga wierzyłam? Co robiłam przez ponad czterdzieści lat? Przypomniałam sobie, że w ubiegłym roku mąż kupił Biblię. Ale gdzie ona jest? Po długim poszukiwaniu znalazłam ją w pawlaczu. Odnalezienie Biblii zrozumiałam jako znak od Boga, że o mnie pamięta i że wszystko może zmienić. Trzech lat potrzebowałam, żeby posprzątać sobie z grubsza całe to moje zaśmiecone życie. Miałam wielki głód Boga, dużo czytałam na tematy religijne. Zrozumiałam, że musiałam zejść do otchłani, musiałam doświadczyć całkowitej bezradności, bezbronności, pozbyć się zadowolenia z siebie, abym otworzyła się na działanie łaski Bożej. Nauczyłam się modlić. Pewnego razu, nie wiem, jak to się stało, zaczęłam modlić się słowami Psalmu: "Daj mi poznać Twoje drogi, Panie - Naucz mnie chodzić Twoimi drogami - Prowadź mnie w prawdzie - Według swych pouczeń - Boże i Władco W Tobie mam nadzieję." Moje życie nabrało blasku, odnalazłam dawno zagubioną radość, Prawda mnie wyzwoliła. Nie mam żadnych wątpliwości, że to Chrystus, który umarł za nas, zmartwychwstał i który żyje wśród nas, podał mi rękę, postawił moje stopy na skale. Mam nadzieję, że Pan będzie uzdrawiał także mojego męża, dla Jezusa Chrystusa nie ma rzeczy niemożliwych. Aby byli jedno Tunika zaś nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu. Mówili więc między sobą: "Nie rozdzierajmy jej, ale rzućmy o nią losy, do kogo ma należeć". (J 19,23-24) Tunika Jezusa tak była utkana, że nie można jej było podzielić. Jest to symbol. Tunika, szata najbliższa sercu, wyobraża niepodzielny Kościół. Dziękuję Ci, Maryjo, że tunikę utkałaś swojemu Synowi w tak misterny sposób! Nie zszywałaś jej z części, ale cierpliwie prowadziłaś nić jedną i tą samą od początku do końca. Dzięki Tobie nie porwano jej na łaty do starych płaszczy. - Maryjo, czy nie chciałaś odebrać żołnierzowi tej tuniki? W czyje ręce się dostała! Widziałem na nich brud i krew. - Jezus dał mi do zrozumienia, że nie tylko Jan, ale również ten żołnierz ma być teraz moim synem - i że moim zadaniem jest dawać, a nie odbierać. Wszystko zaczęło się od Anioła. Stał poważny na złotym tle. Podniósł rękę w geście pozdrowienia i rzekł: Pełna łaski. Co znaczą te słowa? Głos znajomy - nieznana twarz. Przed jego blaskiem słońce zasłoniło oczy, a proroctwa z Biblii jak ciekawe dzieci wyszły, aby go zobaczyć. - Pan z Tobą! - Nie wiem, jak to się stanie. - Ależ Maryjo, powiedz - tak! Tu jest napisane: Oto Panna pocznie i porodzi Syna. (Iz 7,14) Na słowo Boga powstał świat, niebo i ziemia. Twoja odpowiedź zapali światło jak w pierwszy dzień, Słowo stanie się Ciałem. Na wieki. Amen. To nic, że ktoś nie uwierzy. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła. (Łk 1,45) Błogosławiony świat. - Drzwi gospody zamknięte. I to wyjaśnianie: izby nasze wąskie, a przybyłych z daleka wielu - patrz, jaki tłum. Nieczęsto pieniądz tak sypie. Idź, siostro dalej, to nie nasza wina, że jesteś ostatnia. - Wtedy pójdziesz przez ten oliwny gaj aż do szopy. ;; - Tam żłób tylko i zwierzęta. - Ale On chciał mieć właśnie taką cichą noc. - Dlaczego mówisz: "w sercu miecz, znakiem sprzeciwu" Dziecko Boga? (por. Łk 2,34-35) - Nie pytaj teraz, nie czas, popatrz: Twój Syn powołał uczniów, zaczyna iść z nimi drogą. Zeszły się tłumy, słucha Go cała wieś, chromi biegiem wracają do domu. - Czy to wtedy wzięłaś do ręki nić? Pomyślałaś: w tym będzie wyglądał dobrze? Dom cichy. Zresztą nie wiem. Na pewno jednak ktoś czeka przy studni. Wieści z ostatnich dni: uczeni mówią, że moc Belzebuba mieszka w Nim, należy Go unikać jak zarazy. - Gdzie jest Anioł na złotym tle? Niech objawi prawdę! Gdzie są proroctwa? Wyjdźcie! Otwieram Księgę. Jesteście uczniom potrzebne. - Chciałbym wiedzieć, Maryjo, czy Jezus na ziemi nazwał Cię kiedyś "Świętą"? Czy Cię zachęcił: Rozjaśniaj świat tym światłem, które masz w sercu? Rzekł Bóg do węża: Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę. (Rdz 3,15) - Co to znaczy nieprzyjaźń? - To jest droga krzyżowa i śmierć. Ale nie bój się, Maryjo! Możesz chodzić wszędzie. Kazałem Aniołom i kwiatom, aby rozwijały dywan przed Tobą. - A wąż? - Słowa wyroku zagrodziły mu drogę do Ciebie. Twoje podobieństwo do 118 Mnie pali go jak ogień, nie wytrzyma Twojej obecności, gdy się pojawisz. Nie bój się, Maryjo! Jesteś pełna łaski i Pan jest z Tobą (por. Łk 1,28-30). Po skończonej adoracji krzyża Po skończeniu adoracji krzyża ministranci nakrywają ołtarz obrusem, a diakon przynosi z bocznej kaplicy puszki z Komunikantami. Komunia św. trwa bardzo długo. W tym czasie chór i zespół muzyczny śpiewają odpowiednie pieśni, między innymi wspaniały "Trisagion" wzięty z liturgii prawosławnej Rabulasa z Edessy z piątego wieku: "Boże mój, Boże mój, Wieczny i Święty, zmiłuj się nade mną! Ty, który jesteś Ojcem miłosierdzia, zmiłuj się nade mną! O Chryste, chroń nas przed karą piekła, Zgrzeszyliśmy przeciw niebu i przeciw Tobie, Słyszałem o Twojej łasce dla biednych i słabych, Pochylam się przed Twym chwalebnym krzyżem..." Później główny celebrans wkłada do monstrancji dużą Hostię i poprzedzony służbą liturgiczną oraz kapłanami zanosi ją do bocznej kaplicy. Idziemy przez środkową nawę wąskim szpalerem pośród stojących w milczeniu wiernych. Światła w kościele wygaszone. Wydaje mi się, że to prawdziwy pogrzeb Chrystusa - milczący tłum, chóralna pieśń pełna smutku, powolny krok w procesji. Ludzie, których mijam, zapatrzeni są w Kogoś lub w coś tuż za mną, wyobraźnia podsuwa, że tuż za mną niosą Jezusa na marach przykrytego białym płótnem. Wokoło rozchodzi się dym kadzidła. To nie jest pieśń, to raczej płacz. Kogo dotknęłaś, o śmierci? Pewnego razu Jezus powiedział: Ja jestem życiem. Zasypałaś źródło. Idziemy powoli małymi krokami, buty szurają po posadzce kościoła. Dokąd możemy dojść, jeżeli nie ma już na świecie źródła życia? Każdy krok zbliża nas do końca istnienia. Milczenie wiernych jest tak samo przejmujące jak śpiew chóru. Dobrze, że milczą. Przed głównym wejściem skręcamy w lewo. Szpaler nieco się rozszerza i w głębi nawy widać kaplicę adoracji rozświetloną świecami. Tłum zapatrzony w coś za mną. Pogrzeb. Chór nagle staje się głośniejszy, to już nie jest pieśń, to śpiewający zaczęli wykrzykiwać jakieś słowa zniekształcone przez trwogę. Każdy osobno, bezładnie, bez harmonii. Nie mogłem zrozumieć. Domyślałem się tylko, że to jest wołanie: Jezus umarł! Jezus umarł! . 119 Jakub Apostoł: Kiedy nastała ciemność, byłem pewny, że zaraz zaczną spadać gwiazdy. Gdy zatrzęsła się ziemia, wiedziałem już, że nieprawość dobiegła końca. Czekałem na aniołów, którzy ogłoszą Dzień Pański. Jak powiedział Pan? ...Słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku; gwiazdy zaczną padać z nieba i moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy będą narzekać wszystkie narody ziemi; i ujrzą Syna Człowieczego przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą. (Mt 24,29-30) Poczułem wyrzuty sumienia, szeptałem: Panie, przebacz, żeśmy krzyża nie chcieli widzieć! : Nikodem: Wiedziałem, że tak się skończy. Brałem udział w posiedzeniach Najwyższej Rady. Wysuwano przeciw Niemu coraz poważniejsze zarzuty. W środę doszło do formalnego spisku, który objął całą starszyznę. Wszystkie frakcje połączyły się ze sobą. Ci, którzy normalnie nie podają sobie ręki, uścisnęli się jak bracia. Zabrałem głos, ale zakrzyczano mnie. Uczeni w Piśmie stwierdzili, że w Jego sposobie myślenia jest jakaś obca ścieżka, niezgodna z tradycją, że On nie należy do nas. ;. ,:, ; ,{: Tomasz Apostoł: Spoglądając na Jerozolimę powiedziałem: - Panie, patrz na te wysokie mury, na te wiązania kamieni białych jak perły. Najwyższy wybrał z tysięcy to miasto, leżące pośród oliwnych ogrodów, aby stąd prawda rozeszła się na cały świat. A On na to: - Cieni przybywa. Niosą miecze. A co niosą w sercu? - Popatrz, budowle pną się wyżej i wyżej. Nie mieszkamy w namiotach. Nasz rozum wznosi się do gwiazd. Czy to źle, że chcemy widzieć więcej? - I wyprowadzą Go poza miasto. I poddadzą męce. I powieszą nad Nim tablicę z napisem: Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski. - Nie mamy Nilu ani Eufratu, ani Tygrysu, ale kiedyś będziemy mieli rzekę, której cudowne wody ożywią Morze Martwe. Wypłynie ze środka miasta. - Nie zostanie z niego kamień na kamieniu. - Panie, dlaczego? -.,-. .-. Maria Magdalena: Wszyscy już byli obecni i jak zwykle dyskutowali, kto gdzie ma siedzieć. Piotr i Jan trzymali się najbliżej Pana. Postawiłam dzban z wodą i właśnie 120 wychodziłam, kiedy jeszcze raz spojrzałam na Niego i nagle ogarnęło mnie przeczucie, że Go więcej nie zobaczę. Pomyślałam: co może się stać? Przecież to niemożliwe, żeby nas zostawił. Nie odda nas światu. Czyż sam nie powiedział: Moje owce słuchają mego głosu... Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki (J 10,27-28)? Urzędnik Sanhedrynu: Bracia! Wiem, że cały proces był fikcją. Wyrok został wydany już w środę na rannym posiedzeniu Najwyższej Rady. Moim zadaniem było opracowanie całej dokumentacji: zeznań świadków i zeznań Oskarżonego. Świadkowie nie byli ze sobą zgodni, ciągle mylili okoliczności, przeinaczali sens słów. Nie mogłem poradzić sobie z tą pracą. W końcu szef kancelarii stwierdził: nie trudź się już, idź do domu, do żony i dzieci. Złóż tylko swój podpis. Co byście zrobili na moim miejscu? Weronika: Stanęłam z kobietami na drodze z pałacu do bramy. Filip powiedział, że tędy będą Go prowadzić. Przyszło dużo ludzi z Galilei. Jeszcze wszystko było możliwe. Czy nie mógł jednym gestem przemienić drogi krzyżowej w drogę triumfu? Tłum zaczął gęstnieć. Nagle spostrzegłam Go, idącego między dwoma szeregami żołnierzy. Ujrzałam Jego twarz. I zobaczyłam w Jego twarzy mękę. Wtedy zrozumiałam: Jezus naprawdę szedł na śmierć. Podniósł się wielki płacz wśród kobiet. One też to zrozumiały. Andrzej Apostoł: Hałas na ulicy wzmagał się, ktoś zapukał do drzwi. Sparaliżował nas strach. Pragnęliśmy, żeby wszyscy, którzy nas znali, wymazali nas z pamięci, żeby zapomnieli nasze imiona! Myślałem: Panie, czy po to przyszedłeś, aby rozpalić tęsknotę za królestwem, na które świat się nie zgodził i nigdy nie zgodzi? Szymon z Cyreny: Wiem, że bliźniemu należy pomagać, ale nie w noszeniu krzyża. Niech każdy dźwiga swoje przekleństwo, na które zasłużył. Pytałem Boga, dlaczego musiało się tak zdarzyć, że wracałem z pola właśnie o tej porze, dlaczego poganin miał prawo nałożyć na mnie ten krzyż? Szedłem obok tego Człowieka, jakbym był skazany razem z Nim, nawet chciałem wołać, że zostałem przymuszony, że nie mam z nim nic wspólnego, że nie zasłużyłem sobie na taką hańbę. Jedno jest pewne, bez mojej pomocy nie doszedłby na Golgotę. 121 Żołnierz: - -, - : -.- Tunika była całodziana, dobra robota, szkoda było drzeć ją na sztuki. Postanowiliśmy rzucać los: weźmie ten, na kogo wypadnie. Padło na mnie. Zacni bracia, ja spełniałem tylko swój obowiązek. Włożyli mi w ręce młotek, dali gwoździe. Jestem tylko sługą, z którym nikt się nie liczy. Kiedy położyliśmy Go na krzyżu, powiedział: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. (Łk 23,34) Bracia, nie wiedziałem, co czynię. Weźcie tę szatę! Niech mi nie przypomina tego wzgórza przed bramą miasta, ani tego dnia, ani kim jestem. Zabierzcie tę szatę - i jeszcze tę moją! Sługa Annasza: Ta ciemność nie była zwykłym zjawiskiem. Dzień był bezchmurny. Nagle jasne niebo utraciło blask, słońce jakby się wypaliło. Ostry cień krzyża na ziemi zaczął się rozpływać. Spojrzałem wokoło. Twarze stojących na wzgórzu poszarzały. Około godziny trzeciej po południu Jezus zawołał głośno: Wykonało się. I oddał ducha. Zaraz potem wstrząsnął powietrzem przeraźliwy huk pękającej skały. Potem drugi. Ludzi opanował lęk. Zgromadzony tłum zaczął się spiesznie rozchodzić. Wieczorem dowiedziałem się, że o tej samej porze zasłona w świątyni rozdarła się na pół. Jan Apostoł: Zauważyłem, że z grona Dwunastu zostałem sam. Dlaczego? Na górę Tabor Pan wybrał mnie i dwóch innych. Teraz nie wybierał, nie mówił, żebyśmy przyszli. Ale ja nie mogłem Go opuścić. On niewątpliwie chciał, żebym był blisko, do końca. Kiedy przebito Mu bok, przypomniałem sobie słowa Pisma o baranku paschalnym: Kość Jego nie będzie złamana. (J 19,36) Z wielkiej rany wypłynęła krew i woda. Patrzyłem z przerażeniem i mówiłem półgłosem: Panie, jak to możliwe? Daj nam znak życia! Daj znak, że się tylko ukryłeś za obrazem śmierci, tak jak ukrywałeś w swojej ludzkiej postaci światło mocniejsze od światła słońca. Przemień się, jak przemieniłeś się na górze Tabor. Okryj się obłokiem, jak okryłeś się wtedy i pochyl się nad nami, jak tam się pochyliłeś! Daj znak! Niech woda zamieni się w krew, a krew napełni serce! Jak świat ma uwierzyć, że posłał Cię Ojciec? Znowu odejdą. Wszyscy odejdą. Nikt ich nie przekona. Kiedy niespodziewanie ciemność zaczęła zasłaniać niebo, wydawało mi się, że Bóg mnie wysłuchał. Zacząłem wołać: Nie bójcie się tych ciemności. Zostańcie! Józef z Arymatei: Oddałem Mu grób wykuty w skale, w ogrodzie, na stoku wzgórza, gdzie o zachodzie słońca lubię czytać Psalmy Dawida i kontemplować zmęczone 122 dniem święte miasto. Nie zastanawiałem się długo. Gdy przybywał na święta, zapraszałem Go do siebie z uczniami: mój dom obszerny, z płaskim dachem, góruje ponad innymi. A teraz stałem się właścicielem Jego ciała. Czy Sanhedryn nie zemści się? Nie obłoży podatkiem ogrodu, muru, każdego drzewa? Nie. Oni już osiągnęli swój cel. Setnik: Uczniowie Ukrzyżowanego! Uwierzyłem, że On był Synem Bożym. Czy śmierć jakiegokolwiek człowieka zamienia dzień w noc? Czy łamią się skały, gdy zwykły śmiertelnik kończy życie? O losie Syna Bożego zadecydowali ważniejsi ode mnie. Ja tylko wypełniałem rozkazy. Ale wiedzcie, że do raportu dodałem: Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym. (Mk 15,39) Niech Niebo zapomni mi wszystko, co zdarzyło się w moim życiu poza tym jednym, że uwierzyłem i świadczę! Panie, powiedziałeś: Kto we Mnie wierzy, nie umrze na wieki... A tymczasem sam umarłeś. Teraz zaczepiają nas na rogach ulic i mówią, że jesteś taki sam jak stu innych zbawicieli. Nie różniłeś się od nich urodzeniem i nie różnisz się śmiercią. Mówią nam: nie przez Ciebie zdobędziemy moc, aby stać się władcami świata. Mówią nam, że byłeś zupełnie inny, niż głosi założony przez Ciebie Kościół: nie uzdrawiałeś, nie wskrzeszałeś i nikt nie zna Twoich prawdziwych słów. Bardziej pomocni od Ciebie mogą okazać się jacyś kosmici, jakieś zielone ludziki... Główny celebrans ustawia monstrancję z Hostią w kaplicy adoracji. Klękamy. W tej parafii nie urządza się symbolicznego grobu. 123 Wielka Sobota Dar serca Po śniadaniu udaję się z ojcem Januszem do domu Sióstr Franciszkanek od Pokuty i Miłości Chrześcijańskiej, który znajduje się tuż przy kościele. Dom jest niewielki i chyba bardzo stary. Mieszkają w nim cztery siostry: dwie katechetki, organistka i zarazem szefowa biura parafialnego oraz zakrystianka. Jest tutaj zwyczaj, że proboszcz w Wielką Sobotę przed południem odwiedza siostry, aby poświęcić im pokarmy, w zamian częstowany jest mazurkiem i kawą. Popijam kawę, zjadam kawałeczek ciasta - wszyscy tutaj jedzą w niewielkiej ilości, ponieważ zalecany jest post - i słucham pochwał proboszcza pod adresem siostry organistki. Siostra - niemłoda już, oj, niemłoda - potrafi podobno całą sobotę zajmować się przygotowaniem liturgii, potem w nocy czuwać i prawie przez cały następny dzień grać w kościele na organach i śpiewać. Skąd bierze te siły? Ojciec Janusz wskazuje na jedną z sióstr i mówi, że od dziesięciu lat organizowała ona pielgrzymki do pewnego znanego sanktuarium, gdzie w Wielkim Tygodniu przedstawia się Mękę Pańską, ale w tym roku zrezygnowała z niej, uświadomiła sobie bowiem, że w tym przedstawieniu zbyt mocno podkreśla się fizyczne cierpienie Jezusa, natomiast zbyt słabo motywy tego cierpienia, czyli miłość do człowieka. Rozmowa schodzi na temat kwiatów do dekoracji kościoła. Już na katechezie o. Janusz mówił o wielkiej ofiarności parafian na ten cel. Siostra zakrystianka informuje, że w tym roku z ofiar parafian zakupiono rekordową ilość kwiatów, mianowicie osiemset doniczek za czterdzieści milionów starych złotych. Jest to rzeczywiście wielka suma. Ale nie będę obliczał, co za to można by kupić. Są jak drogocenny olejek ofiarowany w Betanii przez Marię. Ewangeliści Mateusz i Marek poprzedzają wzmiankę o zdradzie Judasza i opis Ostatniej Wieczerzy opowiadaniem o namaszczeniu Jezusa w Betanii, Jan też wspomina o namaszczeniu w Betanii, ale wydarzenie to umieszcza przed uroczystym wjazdem Jezusa do Jerozolimy. Jego opis jest najbogatszy 125 w szczegóły: Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła, A dom napełnił się wonią olejku. (J 12,1-3) Wartość olejku była tak duża, że czyn Marii wywarł na wszystkich wielkie wrażenie; kosztował on około trzystu denarów, a trzeba wiedzieć, że zapłata za jeden dzień pracy robotnika najemnego wynosiła wówczas jeden denar. Zaczęto zastanawiać się, co można by było za to kupić. Według Mateusza wszyscy uczniowie się oburzyli: Na co takie marnotrawstwo? (Mt 26,8) Marek przez szacunek dla uczniów nie pisze, że wszyscy, ale niektórzy oburzyli się, mówiąc między sobą: Po co to marnowanie olejku? (Mk 14,4) Natomiast Jan wymienia tylko Judasza: Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który miał Go wydać: "Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim?" (J 12,5) Oburzenie Judasza razi Apostoła Jana w sposób szczególny, wie bowiem, że nie przemawiała przez niego troska o ubogich, chodziło o coś zupełnie innego, zaraz więc dodaje: Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano. (J 12,6) Tutaj rodzi się pytanie: czy Apostołowie wiedzieli jeszcze za życia Jezusa, że Judasz jest złodziejem, czy to wydało się dopiero później? W każdym razie Jan surowo ocenia Judasza, nie może znieść jego obłudy, nie ukrywa jej, pisząc o tym co się stało wiele, wiele lat wcześniej, reaguje gwałtownie, tak jak niegdyś na drodze samarytańskiej. Pamiętamy to wydarzenie w Samarii. Kiedy pewnego razu Jezusa idącego do Jerozolimy ze swoimi uczniami Samarytanie nie chcieli przyjąć na nocleg, Jan i jego brat Jakub zaproponowali Jezusowi: Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich ? Nie wiedzieli Samarytanie, co im groziło. Na ich szczęście Jezus myślał inaczej niż ci dwaj Jego uczniowie. Według Łukasza Jezus odwróciwszy się zabronił im. (por. Łk 9,51-56) Wróćmy jednak do Betanii. Wydaje się, że była to ta sama Maria, siostra Marty, o której Łukasz pisze w swojej Ewangelii, że siedziała u nóg Jezusa zasłuchana w Jego słowa, podczas gdy Marta uwijała się w kuchni (por. Łuk 10,38-42). W Ewangelii Jana w opowiadaniu o namaszczeniu w Betanii występuje także Marta. Warto przypomnieć, że w opowiadaniu Łukaszowym owa bezczynność Marii denerwowała jej siostrę do tego stopnia, że wreszcie nie wytrzymała i poszła ze skargą do Jezusa: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła. Tak się dziwnie składa, że Maria z powodu uwielbienia, które okazuje Jezusowi, ciągle komuś się naraża. Najpierw siostrze, a teraz Jego uczniom. To był rzeczywiście cenny olejek; myślała, że wszyscy się uradują... Może oddadzą Jezusowi hołd należny Synowi Dawida? Może powstaną i zaśpiewają na Jego cześć Psalm 45 - weselną pieśń dla Pomazańca Bożego? Tyś najpiękniejszy z synów ludzkich, wdzięk rozlał się na twoich wargach: przeto pobłogosławił tobie Bóg na wieki (...) Miłujesz sprawiedliwość, wstrętna ci nieprawość, dlatego Bóg, twój Bóg namaścił ciebie olejkiem radości hojniej niż równych ci losem; wszystkie twoje szaty pachną mirrą, aloesem; płynący z pałaców z kości słoniowej dźwięk lutni raduje ciebie. (Ps 45,3-9) A tymczasem uczniowie posmutnieli, oburzyli się. Tyle pieniędzy! Maria stoi z alabastrowym flakonikiem jak przed sądem, nikt jej nie popiera, jej bliscy i przyjaciele patrzą na nią z wyrzutem, z grymasem niezadowolenia na twarzy: ile chleba można by za to kupić, ryb, cebuli, czosnku! Pałace z kości słoniowej? Dźwięk lutni? Szaty pachnące mirrą i aloesem? Niech nie przesadza z tymi emocjami! Co powie Jezus? Już raz wziął ją w obronę - przed Martą. Czy i teraz stanie po jej stronie? Marek pisze: Lecz Jezus rzekł: Zostawcie ją; czemu sprawiacie jej przykrość? Dobry uczynek spełniła względem Mnie (...). Ona uczyniła, co mogła; już naprzód namaściła moje ciało na pogrzeb. Zaprawdę, powiadam wam: Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co uczyniła. (Mk 14,6-9) Chyba Maria lepiej rozumiała Jezusa niż Jego uczniowie. Mario, Pan naprawdę się ucieszył. I chce, aby o tobie mówiono na całym świecie, dopóki świat będzie istniał. Gdy będą mówić o Jego śmierci, będą mówić także o twoim flakonie pachnącego olejku za trzysta denarów. Jan w swojej relacji o uczcie w Betanii pisze, że Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Zastanawiam się: czy to możliwe, aby także i on żałował tego olejku? Czy człowiek, który przeżył własną śmierć, może przywiązywać wagę do pieniędzy, w ogóle do czegokolwiek na tym świecie? 127 Jest jeszcze inny problem: dlaczego Jezus pozwolił umrzeć swojemu przyjacielowi? Czy śmierć Łazarza była Mu potrzebna? Wiemy na pewno, że była ona wpisana w historię zbawienia tak jak i jego wskrzeszenie. Łazarz został ściśle związany z losem Jezusa, ale czy to było dla niego źle? Przecież wszystko, cokolwiek go mogło spotkać, dzięki Jezusowi miało perspektywy życia. I okazało się, że nawet śmierć nie potrafiła temu zaprzeczyć. Z ludzkiego punktu widzenia Łazarz i jego rodzina zostali jednak ciężko doświadczeni. Z Ewangelii Jana można wnioskować, że Jezus przebywał wtedy za Jordanem, na miejscu pustynnym, gdzie szukał spokoju i odpoczynku po burzliwych dyskusjach z uczonymi w Piśmie i faryzeuszami w Jerozolimie na temat swojego posłannictwa i swojego pochodzenia. Dysputy te niemal doprowadziły do Jego ukamienowania. Chyba jeszcze nigdy Jezus nie mówił tak otwarcie o swojej równości z Ojcem. Powiedział między innymi, że daje życie tym, którzy za Nim idą (por. J 10,28), a przecież wiadomo, że tylko Bóg jest źródłem życia. Powiedział też, że Ja i Ojciec jedno jesteśmy. (J 10,30) Incydenty w Jerozolimie bardzo wystraszyły Jego uczniów, cieszyli się więc, że są daleko od stolicy. Tu właśnie znalazł Jezusa posłaniec od Marty. Jestem posłańcem od Marty. Twój przyjaciel umiera pod Jerozolimą w małym domku z ogrodem. Znasz dobrze ten dom. Marta wierzy, że nie odszedłeś daleko. I że śmierć boi się Twoich oczu: na samą wiadomość, że się zbliżasz - odejdzie. - Czy Łazarz czeka na mnie? - Tak, Panie. On mówi tylko o Tobie. A wszyscy go pocieszają: Łazarzu, wiesz, że Pan cię kocha. Z kim tak chętnie rozmawiał, jak z tobą? - A zatem wyruszymy za dwa dni. - Panie, on nie dożyje. Po dwóch dniach Jezus powiedział do swoich uczniów: Chodźmy znów do Judei! Rzekli do Niego uczniowie: "Rabbi, dopiero co Żydzi usiłowali Cię ukamienować i znów tam idziesz?" (J 11,8) Nie byli przekonani o słuszności tej decyzji. Jezus wyjaśnił im powód: Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić. (J 11,11) Ale uczniowie nadal się upierali: Panie, jeśli zasnął to wyzdrowieje. (J 11,12) - Uczniowie, dajcie spokój! Jezus musi tam iść, On nie zapomina o swoich przyjaciołach. A poza tym, kto wie lepiej, co należy czynić, niż Słowo przedwieczne, Które było na początku, przez Które wszystko się stało (por. J 1,2-3)? Wreszcie Jezus mówi: Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz chodźmy do niego. 128 Uczniowie z niechęcią przyjmują decyzję swojego Mistrza, a wyrazicielem panujących nastrojów wszystkich staje się Tomasz, który zwraca się do jedenastu w słowach: Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć. Właściwie powinni się radować, przecież Jezus mówi, że się raduje. Niestety, ciągle jeszcze radości Jezusa nie są ich radościami ani Jego smutki ich smutkami. Jezus nie wszedł od razu do Betanii, zatrzymał się przed miasteczkiem i kazał powiadomić Martę o swoim przybyciu; zapewne nie chciał rozmawiać z nią na oczach ludzi zgromadzonych właśnie w jej domu. - Panie, już po wszystkim. - Dla tych, którzy wierzą, wszystko jest zawsze przed nimi: żaden następny dzień nie umniejsza liczby dni, życie nie wyczerpuje się, nie ubywa światła. - Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga. (J 11,22) Marto, ja chrześcijanin - z końca dwudziestego wieku - nie rozumiem, co miałaś na myśli. Czy brałaś pod uwagę wskrzeszenie brata? Rzekł do niej Jezus: "Brat twój zmartwychwstanie". Rzekła Marta do Niego: "Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym". Rzekł do niej Jezus: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie". (J 11,25-26) Maria zaczęła od tych samych słów, co Marta: Panie, gdybyś tu był...-i płacze. Nie wie, że Jezus tu był. Wszyscy idą do grobu i płaczą. Panie, przecież miałeś jego los w swoim ręku. Jezus nie odpowiada, idzie razem z Martą i Marią, ze wszystkimi przyjaciółmi Łazarza, idzie do jego grobu i płacze. Katecheza paschalna Godzina dziesiąta. Znowu pełne ławki w kościele. Rozpoczyna się katecheza o Wielkiej Nocy. Ojciec Janusz na wstępie zwraca uwagę, że święta wielkanocne tradycyjnie łączymy z niedzielnym porankiem, właśnie rano odprawia się najbardziej uroczystą Mszę św. - rezurekcyjną. Tymczasem szczytem Triduum Paschalnego jest liturgia nocna. Według przepisów liturgicznych Msza św. w wielką sobotę powinna być odprawiona po zachodzie słońca - i już w czasie tej Mszy św. ogłasza się zmartwychwstanie Jezusa. Noc z soboty na niedzielę zmartwychwstania Pańskiego jest dla chrześcijan czasem czuwania, nikt, który wierzy w Chrystusa, nie powinien tej nocy spać. Następnie ojciec Janusz omawia bogatą symbolikę liturgii odprawianej dzisiejszej nocy. 129 Uświadamiam sobie, że rezygnując z nocnego czuwania i świętowania w kościele, tracimy wielką okazję doświadczenia mocy Jezusa zmartwychwstałego. Czyż nie przez wytrwałość w modlitwie i poszukiwanie pełne zaparcia się siebie znajdujemy Jezusa? Czy możemy napełnić się Jego pokojem i radością, nie mając czasu na przebywanie z Nim? Jeżeli święta wielkanocne zredukujemy do nieco dłuższej niż zwykle Mszy św. i trzykrotnego obejścia z procesją budynku kościoła, trzech lepszych niż zwykle posiłków i trzech bardziej sensacyjnych niż zwykle filmów w TV, to czy rzeczywiście dobrze wykorzystamy dany nam przez Boga czas? Każda niedziela powinna być okazją do pogłębienia naszej relacji z Panem, a cóż dopiero doroczne święto zmartwychwstania Chrystusa! W pierwotnym Kościele wierni spędzali całą wielką noc na wspólnej modlitwie - może między innymi dlatego ich wiara zwyciężała świat. Być chrześcijaninem to znaczy myśleć o Chrystusie, wsłuchiwać się w Jego słowa, szukać znaków Jego obecności, uwielbiać Go, naśladować Go, mówić O Nim. Jeżeli ktoś nie ma czasu dla Chrystusa, jeszcze nie jest Jego uczniem. Zawsze ze wzruszeniem czytam rozdział o modlitwie i pogłębianiu znajomości Chrystusa w dziełku Hipolita Rzymskiego z III wieku pt. "Tradycja Apostolska": "Wszyscy wierni, mężczyźni i kobiety, rano, jak tylko wstaną, zanim cokolwiek uczynią, niech umyją ręce i modlą się: później niech idą do swoich prac. Jednakże jeśli naucza się religii, niech każdy uda się przede wszystkim na tę naukę, mając na uwadze, że słucha samego Boga przemawiającego przez usta nauczyciela. Kto modli się w kościele, potrafi uniknąć zła w ciągu dnia. Kto boi się Boga, słusznie sądzi, że będzie to wielką stratą nie iść na naukę religii, zwłaszcza jeśli on umie czytać i naucza człowiek dobrze przygotowany. Niech nikt nie spóźnia się do kościoła, gdzie naucza się religii. Ten, kto właśnie ma obowiązek mówić, powie wiele pożytecznych rzeczy dla każdego i usłyszysz rzeczy, o których nawet nie myślałeś I osiągniesz korzyści z tego, co Duch Święty da ci za pośrednictwem nauczającego. W ten sposób twoja wiara wzmocni się. Dowiesz się również, co masz czynić w domu. Dlatego niech każdy pilnie uczęszcza na zebrania, gdzie duch wydaje owoce. W dni, kiedy nie ma nauki, niech każdy weźmie dobrą książkę i przeczyta to, co mu wydaje się pożyteczne wiedzieć. O godzinie trzeciej, jeśli jesteś w domu, módl się i chwal Boga; jeśli jesteś gdzie indziej, módl się do Boga w swoim sercu. O tej godzinie Chrystus został przybity do krzyża (Mk 15,25)... Również módl się o godzinie szóstej, ponieważ kiedy Chrystus został przybity do drzewa krzyża, dzień został przerwany i stała się wielka ciemność (Mk 15,33)... O godzinie dziewiątej módl się i chwal Boga długo, naśladując sposób, w jaki dusze sprawiedliwych 130 który wspomniał na swoich świętych i wysłał. Katecheza chrzcielna rodzina czternasta Katecheza o etacie. Ojciec Janusz me tyto wyjaśnia ze zarówno wy, jak i wasze azie P wykorzystywać, niszczyć. Toruń -Pelplin 1996, s. 56. udzielano niemowlętom, domagano się wiary rodziców. Rodzice chrześcijańscy mieli gwarantować, że dzieci zrozumieją swoje powołanie. Chrzest jest potrzebny, aby być chrześcijaninem i jako chrześcijanin służyć zbawieniu świata. Przez ten sakrament stajemy się solą ziemi, światłem świata i miastem na górze leżącym. Tak właśnie swoich uczniów nazwał Jezus (por. Mt 5,13-16). Tajemnica sakramentu chrztu jest bogata w treść, owoce są tak rozliczne, że nie wszystkie z nich mogą być w krótkiej katechezie wyczerpująco omówione. Ojciec Janusz zatrzymuje się dłużej przy obowiązkach wynikających z tego sakramentu: obowiązku miłowania bliźniego jak Jezus i obowiązku budowania z Jezusem królestwa Bożego na ziemi. O tym rzeczywiście chyba za mało się mówi. Patrzę na obecnych w kościele - znowu ławki są pełne. Niektórzy robią notatki. Są wśród nich ludzie różnych zawodów, z różną pozycją społeczną, młodzi na dorobku i tacy, którzy już sporo w życiu osiągnęli; myślę, że wspaniałym owocem tej katechezy byłoby, gdyby wszyscy tutaj obecni uświadomili sobie, że są przede wszystkim chrześcijanami: jestem robotnikiem, ale przede wszystkim chrześcijaninem; jestem urzędnikiem, żołnierzem, ale przede wszystkim chrześcijaninem; jestem inżynierem, lekarzem, kandydatem na senatora, ale przede wszystkim chrześcijaninem. Liturgia w Wielką Sobotę rozpoczyna się przed kościołem późnym wieczorem ceremonią poświęcenia ognia i świecy paschalnej. Ogień jest symbolem Jezusa, który przez zmartwychwstanie rozświetla ciemności świata; świeca paschalna naznaczona krzyżem i zapalona od poświęconego ognia zostanie uroczyście wprowadzona do kościoła. Od niej wszyscy wierni zebrani na liturgii zapalą swoje świece. Procesja idąca przez kościół ma przypomnieć noc wyjścia Izraelitów z Egiptu, kiedy to na czele ludu pojawił się ognisty słup. Jest też ona symbolem naszego chrześcijańskiego życia, które powinno być podążaniem za Jezusem - "Światłością świata" - do niebieskiej ojczyzny. Ojciec Janusz bardzo zwraca uwagę na to, żeby liturgii dnia dzisiejszego nie rozpoczynać wcześniej, dopóki nie zrobi się zupełnie ciemno. Symbol musi być czytelny - mówi. Kapłani, klerycy i długi szereg ministrantów wychodzi z kościoła głównymi drzwiami i kieruje się w stronę małego placyku między kościołem a klasztorem. Lampy uliczne są zgaszone, ciemne są też okna w mieszkaniach - wszystkie prócz jednego. Nic nie widzę, w pewnym momencie nawet potrącam kogoś przed sobą, ale i tak staram się trzymać blisko tej osoby, aby nie zbłądzić. Tuż nad dachem domu po lewej stronie zauważam jaśniejącą delikatnym światłem kometę z wyraźnym ogonem. O tej komecie dużo się ostatnio pisało w prasie. 132 Już ją kilkakrotnie obserwowałem, teraz jednak, w tej ciemności, robi na mnie duże wrażenie: wydaje mi się, że przygląda się nam ktoś z innego świata. Schodzimy niepewnie i ostrożnie po kilku kamiennych schodkach i zatrzymujemy się na placyku. Starsi ministranci z latarkami kręcą się przy wysokim stosie drzewa. Tworzymy wokół niego krąg, który trzeba ciągle powiększać, ponieważ ludzi przybywa. Nagle pojawia się ogień. W świetle płonącego stosu kościół, klasztor, małe kamieniczki, drzewa, stojący dookoła ludzie wyglądają prawie nierealnie. Długo w ciszy przyglądamy się wysokim językom ognia, kołującym nad nimi iskrom, wreszcie ojciec Janusz odmawia modlitwę nad ogniem: "Boże, Ty przez swojego Syna udzieliłeś wiernym światła swojej chwały, poświęć ten ogień i przez święta wielkanocne rozpal w nas tak wielkie pragnienie nieba, abyśmy z czystym sercem mogli dostąpić świąt wiekuistej światłości. Przez Chrystusa Pana naszego." Następnie na świecy paschalnej kreśli krzyż mówiąc: "Chrystus wczoraj i dziś. Początek i koniec. Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieczność. Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków. Amen." Kiedy zapala paschał od płonącego stosu, mówi: "Niech światło Chrystusa chwalebnie zmartwychwstałego rozproszy ciemności naszych serc i umysłów." Wracamy do kościoła, w którym nadal wszystkie światła są pogaszone. W drzwiach kapłani zapalają swoje świece od paschału. Kiedy procesja z paschałem dochodzi do ołtarza, wszyscy zebrani wierni trzymają w ręku zapalone świece - piękny widok, a jednocześnie jaki wspaniały symbol Kościoła: w tej chwili zacierają się różnice między starymi a młodymi, bogatymi a ubogimi, w oczy rzucają się tylko płonące światełka identyczne z tym przy ołtarzu. Wy jesteście światłem świata (...). Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. (Mt 5,14-16) Przewodniczący koncelebry zasiada na swoim miejscu. Podają mu kadzielnicę z rozpalonymi węgielkami, które obficie zasypuje kadzidłem. Unosi się pachnący dym. Następnie kleryk okadza mszał. Za chwilę diakon odśpiewa z niego orędzie wielkanocne. Melodia tego orędzia jest niewątpliwie jedną z najpiękniejszych w liturgii rzymskiej, aż szkoda, że śpiewa się ją tylko raz w roku: "Weselcie się już zastępy Aniołów w niebie! Weselcie się słudzy Boga. Niechaj zabrzmią dzwony głoszące zbawienie, gdy Król tak wielki odnosi zwycięstwo!" Podstawową część wigilii paschalnej stanowią czytania Pisma Świętego, czyta się osiem tekstów: o stworzeniu świata (Rdz 1,1-2,2), o ofierze Abrahama 133 (Rdz 22,1-18), o przejściu Izraela przez Morze Czerwone (Wj 14,15-15,1), o trwałości przymierza (Iz 54,4a.5-14), o nowym i wiecznym przymierzu (Iz 55,1-11), o Księdze przykazań Boga jako mądrości (Ba 3,9-15,32-4,4), proroctwo o pokropieniu czystą wodą i nowym sercu (Ez 36,16-17a.l8-28), o nowym życiu (Rz 6,3-11) i Ewangelię o zmartwychwstaniu Chrystusa. Czytania przedzielone są śpiewaniem psalmów i modlitwą. W tutejszej parafii każdy ze wspomnianych tekstów biblijnych poprzedzony jest przygotowanym przez osoby świeckie wstępem. I oto miła niespodzianka: pośród osób, które przygotowały i wygłaszają wstępy do czytań, rozpoznaję całą niemal rodzinę z ul. Św. Jadwigi. Najdłużej z nich mówi (nie czyta) syn - to była prawie homilia. Od pierwszych słów orędzia wielkanocnego atmosfera w kościele staje się coraz bardziej radosna, choć dopiero tekst z Ewangelii mówi wyraźnie O zmartwychwstaniu Jezusa. Diakon przed odczytaniem opowiadania o tym, co stało się rankiem w pierwszy dzień tygodnia, na znak największej czci okadza Lekcjonarz, z tekstami biblijnymi. Słowo Boże. Słowo życia. Już samo jego słuchanie daje nam moc, podnosi na duchu. To Słowo uobecni nam za chwilę nie tylko konkretne wydarzenie historyczne, ale samego Jezusa. Panie, wierzę najmocniej, że przez Swoje Słowo uczysz mnie, uzdrawiasz, czynisz nowym człowiekiem. Uwielbiam Cię w Twoim Słowie. Na rany, na krew - mirra i aloes. Wyjęto z głowy ciernie. Podajcie chusty! A grób? Bracie, nie żałuj Mu swego grobu! Jest nowy. Ludzie, śpieszcie się, nie ma czasu płakać! Boże, czy dlatego nakazałeś szabat, aby Syn Człowieczy nie miał pogrzebu? Pierwszy dzień tygodnia. Trzy kobiety nakupiły wonności i poszły do grobu Jezusa. Czy można z ciała wypędzić śmierć, jeśli już przyłożyła swoją pieczęć? Słońce nie rozjaśni tego smutku. Pierwszego dnia Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem I pustkowiem; ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód. (Rdz 1,2) Wszystko wróciło więc do stanu zerowego: miasta i wsie, domy i ludzkie serca; nikt nie jest na swoim miejscu, słowa nie znaczą nic, w ciemności trudno odróżnić życie od śmierci. Kobiety potykają się, ukrywają nakupione wonności przed złem, które już je wytropiło. Tutaj był ogród, a oto pustkowie. Ile jeszcze kroków do grobu? Nie otwieraj ust, nie mąć ciszy, której nawet rozpacz boi się naruszyć! Dlaczego noc nie cofa się przed świtem? Panie, powiedz po raz drugi: Niechaj się stanie światłość! 134 Po odczytaniu Ewangelii ojciec Janusz stoi w milczeniu, nieruchomo. Ogarnia wzrokiem tłum wypełniający kościół. Wszyscy wiedzą, co powie, znają już dobrą nowinę, a jednak wyczuwa się wielkie napięcie. Oczy wpatrzone w twarz kapłana. Cisza. Być może w ten sam sposób zebrana w wieczerniku gromada uczniów ukrzyżowanego Jezusa wpatrywała się w twarz Piotra, kiedy z Janem powrócił od grobu w ów poranek pierwszego dnia tygodnia. Dlaczego czekacie na wiadomość dobrze wam znaną? Czy spodziewasz się, że twój mąż powie dzisiaj: nigdy więcej alkoholu, będę człowiekiem? Pewnie chciałbyś usłyszeć, że twoja żona nie jest naprawdę chora. Biedni ludzie, omamieni nadzieją, że coś się zmieni. Od dwóch tysięcy lat powtarza się to samo. Tu się niczego ważnego nie dowiecie. Idźcie do tych, którzy mają coś do powiedzenia o życiu, o świecie. Wiedzą, co jest modne, w co inwestować, znają prawa rynku! O czym tutaj możecie usłyszeć? Mnie złóżcie pokłon! On umarł! Cisza przedłuża się. Przypominam sobie, że w ciągu tych trzech dni kilkakrotnie przeżywałem coś podobnego: oczekiwanie na jakieś bardzo ważne wydarzenie. Czy to czas się zatrzymał? Jeszcze chwila, jeszcze sekunda i wreszcie ojciec Janusz mocnym pełnym wzruszenia głosem woła: Jezus Chrystus zmartwychwstał! Jezus Chrystus zmartwychwstał! Radość, radość. Setki ludzi obecnych w kościele odpowiada: "Prawdziwie zmartwychwstał" - wierzy, nie ma wątpliwości. Ciemność Go nie zwyciężyła. Przecież mówił: ...Ja życie moje oddaję, aby je [potem] znów odzyskać. (...) Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. (J 10,17-18) Wydaje się, że serca wszystkich porusza ta sama siła i że wypełnia je wspólna, nieuchwytna dla ucha pieśń, całkowicie duchowa, której melodii nie da się powtórzyć ani słów zapamiętać. Ta pieśń mówi mi o życiu więcej niż grube księgi. Z nią to, co trudne, staje się łatwe, ciemne staje się jasne, dalekie odwiedza mnie jak sąsiada. Oby się nie skończyła! Hosanna Synowi Dawidowemu! Ty jesteś Panem. Przed Tobą zegnie się wszelkie kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych (por. Fil 2,10). W Twoim świetle Ziemia na nowo pokryje się zielenią, stada owiec wyjdą na szerokie doliny, a człowiek stanie się człowiekiem, prawdziwym człowiekiem, jakiego zaplanował Bóg. Panie, już wiemy, jaki powinien być świat. Wierzymy, że z Tobą zmartwychwstanie jej mąż, -jego żona, , . .-.-,.-. . :: : :z-- :; :: " " iV -1-1 . 135 - ich dzieci. Wierzymy w Twoją moc. Opis chrztu Po zakończeniu liturgii Słowa następuje chrzest. Po prawej stronie ołtarza ministranci ustawiają przyozdobioną zielenią drewnianą wanienkę z ciepłą wodą. Ojciec Janusz prosi, aby rodzice z dziećmi, które mają otrzymać chrzest, oraz rodzice chrzestni wyszli z ławek i ustawili się w szeregu przed prezbiterium. Wychodzi z ławek wielu ludzi, ledwie mieszczą się w szerokości nawy głównej. Widzę, że chrzest ma przyjąć także kilkuletni chłopiec. Na początku rytuchrzcielnego kapłan pyta o imię dziecka. Ojciec Janusz pyta nie tylko o imię, niekiedy pyta też, dlaczego rodzice je wybrali. Jeden z ojców wyjaśnia, że chce, by jego córka nosiła imię Miriam, ponieważ dziecko to jest niejako wymodlone za pośrednictwem Maryi. Później rodzice z dziećmi udają się do bocznej kaplicy, gdzie maluchy zostają rozebrane. Do nawy głównej wnoszone są zawinięte w kocyki. Chrzest udzielany jest przez trzykrotne zanurzenie w wodzie. Jestem zdziwiony, że żadne z dzieci nie płacze. Po udzieleniu chrztu kapłan oddaje dziecko ojcu, a ten podnosi je wysoko ponad głowę. Rozlega się pieśń uwielbienia Boga: Gloria, Gloria... Śpiewa cały kościół przy wtórze trąbek i bębnów. Za każdym razem jest to bardzo wzruszający moment. Widzę łzy nie tylko w oczach rodziców. Dziecko wysoko nad ołtarzem, nad tłumem, jest widoczne z najdalszych miejsc. Błyskają flesze aparatów fotograficznych. Wspólnota Kościoła zebrana w Wielką Noc raduje się z każdego nowo ochrzczonego, śpiewa z radości. Każdy nowy chrześcijanin to nowa szansa dla tego miasta, dla świata, szansa na życie w miłości i pokoju, to jeszcze jeden świadek zwycięstwa Jezusa nad śmiercią i grzechem. Przypominają mi się słowa z katechezy chrzcielnej: "Jedni się zbawią, bo są solą, inni, bo zostali posoleni przez chrześcijan. W jaki sposób ludzie tego świata mają uwierzyć, że jest Bóg i że Bóg jest miłością? Uwierzą, kiedy na ich drodze stanie chrześcijanin, który umie kochać nawet nieprzyjaciół. Chrzest czyni zdolnym do takiej miłości." Dlaczego w Kościele pierwszych wieków udzielano chrztu właśnie w Wielką Noc? Nie tylko dlatego, że było to początkowo jedyne święto chrześcijan. Chrzest łączy się ściśle ze zmartwychwstaniem Chrystusa. Św. Jan Ewangelista, któremu bardzo zależało na tym, abyśmy wiedzieli, czym naprawdę jest chrzest, umieścił w swojej Ewangelii dialog Jezusa z dostojnikiem żydowskim Nikodemem na temat nowego narodzenia. Ów Nikodem przychodzi do Jezusa w nocy i chce porozmawiać jak uczony z uczonym na temat królestwa Bożego. Wierzy, że Jezus otrzymał od Boga nadzwyczajną mądrość, a nawet więcej - że jest posłany przez Boga. Zaczyna od wyznania: Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z Nim. (J 3,2) Jezus docenia szlachetność Nikodema, jego dobrą wolę, pragnienie znalezienia prawdy. I nawet nie bierze mu za złe, że przychodzi nocą, bojąc się kompromitacji w oczach ludzi ze swojego środowiska. Nie gardzi nim z tego powodu, lecz poświęca mu swój czas przeznaczony na spoczynek. Jezus nawiązuje do jego słów o znakach i poucza, że widzenie znaków to jeszcze nie oglądanie królestwa Bożego. Mówi: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego. (J 3,3) Uczony faryzeusz jest zbity z tropu. Jak to? Powtórnie się narodzić? Jezus odpowiada: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. (J 3,5-6) Jest noc. Jezus siedzi przy oliwnej lampce z jednym człowiekiem. Ludzie, których uzdrowił, śpią już zmęczeni opowiadaniem, jak to się stało. Ten jeden człowiek stanął przed zamkniętymi drzwiami. Był pewny, że mu otworzą. - Dlaczego, bracie, przyszedłeś nocą? - Kiedy serce przepełniają wątpliwości, słońce razi, ludzkie spojrzenia zadają ból. Panie, nie żałuj oliwy w lampce! Próbowałem złożyć w całość Twoje Słowa i mój świat, ale nie pasują, wszystko się rozpada, a przecież wierzę, że jesteś posłany przez Boga. - Musisz wyjść ze swojego świata, bo on jest nieprawdziwy. Musisz narodzić się na nowo. Mówisz, że Mnie znasz, ale to nieprawda; myślisz, że znasz Ojca, ale tak nie jest. Niewiele wiesz o życiu. Czy rozumiesz słowa: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3,16)? - Tak Bóg umiłował świat... - Panie, jeszcze długo będziesz mu tłumaczył? Jutro przyjdą tysiące. Czekają na Ciebie miliony. Od owego nocnego spotkania Nikodem bronił Jezusa. Ewangelia Jana wspomina go jeszcze dwukrotnie. Pierwszy raz w opowiadaniu o działalności Jezusa w Jerozolimie w czasie święta namiotów (por. J 7,1-53). Arcykapłani wysłali wówczas straż, aby aresztowała Jezusa, ta jednak bała się podnieść na 137 Niego rękę tłumacząc się: Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia. Obecni przy tym faryzeusze udzielili strażnikom nagany Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty. Wtedy właśnie odezwał się Nikodem: Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada, co czyni? Drugi raz mowa jest o Nikodemie w relacji o pogrzebie Jezusa. Jan pisze, że wziął w nim udział także Nikodem i że przyniósł dla namaszczenia Ciała Jezusa około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu (por. J 19,39). Czy uwierzył w nowe narodzenie? Królestwo Boże jest przede wszystkim rzeczywistością duchową, nadprzyrodzoną, trzeba więc - aby do niego wejść - narodzić się powtórnie, tym razem do życia duchowego, nadprzyrodzonego. Tym narodzeniem jest chrzest. I teraz możemy odpowiedzieć na pytanie: dlaczego chrzest w Wielką Noc? Otóż dlatego, że duchowe narodzenie jest owocem śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Gdyby Jezus nie umarł za grzechy świata, trwalibyśmy nadal w grzechu i w śmierci bez żadnej nadziei na odrodzenie. Człowiek sam nie jest w stanie wyjść poza swoją naturę i nawiązać kontaktu z Bogiem, nie jest w stanie przezwyciężyć słabości spowodowanej przez grzech pierworodny, wyjść z kręgu zła, które zapanowało na świecie - tego może dokonać tylko dzięki Bożej pomocy. Krew Chrystusa, Syna Bożego, oczyszcza nas, a jego zmartwychwstanie pociąga ku życiu nadprzyrodzonemu całą naturę ludzką. Wszyscy, którzy szukają zbawienia na drodze samodoskonalenia się, medytacji transcendentalnej i różnego typu praktyk zalecanych przez New Age, są w błędzie: nie tylko nie dojdą do celu, ale co gorsza - poddadzą się zniewoleniu przez księcia tego świata, księcia ciemności, którego Jezus nazywa także kłamcą i zabójcą. Konsekwencjami takiego zniewolenia nie może być nic innego jak degradacja osoby ludzkiej, nienawiść do światła, odrzucenie miłości i wreszcie śmierć. Trzeba też zdać sobie sprawę, że w takim wypadku śmierć ciała nie będzie wyzwoleniem ducha, lecz utrwaleniem na wieki stanu zniewolenia, a więc duchowej pustki, lęku, braku miłości, zakłamania i nienawiści do samego siebie. Źródłem prawdziwego rozwoju człowieka, możliwością przejścia na wyższy poziom życia, już nie mieszczący się nawet w granicach natury, jest śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Związek między śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa a naszym chrztem doskonale wyraża św. Paweł: Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy 138 zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie -jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca. (Rz 6,3-4) Wysoki mężczyzna odbiera od kapłana swoje ochrzczone dziecko, małego spokojnego naguska, i podnosi go wysoko. Burza oklasków. Znów trąbka gra hejnał, huczą bębny, wszyscy zebrani w kościele wybuchają potężnym śpiewem. Gloria, Gloria! Dziecko, kiedy urośniesz i zaczniesz stawiać różne pytania, rodzice powiedzą ci, że Bóg stworzył cię z miłości, przeznaczył do swojego królestwa i nigdy nie przestanie cię kochać. Nie może bowiem światło być zarazem ciemnością, a ogień zamienić się w lód. Dowiesz się także, że Bóg wziął cię w opiekę od samego początku twojego istnienia i rodzicom nakazał chronić twoje życie od samego początku. Pierwszy raz jestem przy udzielaniu chrztu w Wielką Noc i pierwszy raz widzę, żeby wierni tak głęboko przeżywali ryt chrzcielny. Wszyscy się radują, jakby chrzest każdego kolejnego niemowlęcia dotyczył ich osobiście. W takiej atmosferze trudno pozostać obojętnym. Teraz ojciec z dzieckiem w ramionach schodzi z położonego wyżej prezbiterium do nawy głównej i oddaje malucha żonie, która okrywa go kocykiem. Już wszystkie dzieci zostały ochrzczone, a zatem cały pierwszy rząd osób w nawie głównej udaje się ponownie do bocznej kaplicy, gdzie dzieci zostaną ubrane. Po powrocie kapłan namaszcza im czoła poświęconym olejem, co ma oznaczać, że przez swoje zjednoczenie z Jezusem otrzymały udział w Jego godności kapłańskiej, prorockiej i królewskiej. Na zakończenie ojcowie zapalają od paschału świece, które symbolizują Jezusa-Światło. Ochrzczeni mają się wychowywać w świetle Jezusa, właściwie mają coraz bardziej stawać się dziećmi światłości. Matki przyglądają się małym twarzyczkom i zapewne modlą się: oby tak się stało! Przypomina mi się tekst z Ewangelii o tym, jak matki z dziećmi otoczyły Jezusa prosząc, aby je pobłogosławił. Dzieci poważne o wielkich oczach. Co z nich wyrośnie? Oaza zieleni nad czystą wodą - ich mały świat. Lew daje łapę na powitanie znajomej owcy. Lecz zło się czai. Niech im nie szkodzi! Włóczy się ból po drogach miasta i szuka domu. Czy był już w każdym? Im więcej lat - trudniej się ukryć. Niech ich nie dotknie! Oczy wpatrzone w oblicze Pana. Przyszedłeś z nieba? Powiedz, by lew nie skrzywdził owcy! Trzeba przygładzić zwichrzone włosy i wytrzeć nos. Zanim cokolwiek tutaj zrozumiesz, trzymaj się matki. Panie, niech także moje dziecko wejdzie do Twego królestwa! 139 Jezus nie tylko je błogosławił, lecz także brał na ręce i pewnie uśmiechał się do nich. Dziwne, ale apostołom to się nie podobało. Czy dlatego, że już dawno minęła pora wieczornego posiłku? Zaczęli tłumaczyć kobietom, że trzeba kończyć, a kiedy to nie skutkowało, nakazywali w tył zwrot - autorytatywnie. Gdy Jezus zorientował się, co robią jego uczniowie, oburzył się na nich (por. Mk 10,14). To jedyny wypadek w Ewangeliach, kiedy Jezus oburzył się na apostołów. Zwyczaj udzielania chrztu w czasie nocnej liturgii zmartwychwstania wprowadził w tej parafii ojciec Janusz. Początkowo parafianie nie byli tym zachwyceni. Rodzice nie chcieli, żeby ich pociechy były zanurzane w tej samej wodzie, co inne dzieci. Tak więc początkowo tylko oazowicze z dawnej wspólnoty ojca Janusza ustawiali się w prezbiterium ze swoimi niemowlętami otulonymi w kocyki. Kiedy jednak parafianie zaczęli brać udział w tej liturgii, zmienili zdanie. Przychodzili do kancelarii parafialnej i pytali, czy liczba chrztów w Wielką Noc jest ograniczona, czy tylko dzieci oazowiczów? Teraz już nikt tutaj nie ma wątpliwości, że chrztu należy udzielać właśnie dzisiejszej nocy, właśnie w taki sposób. Lud wybrany Po Mszy św. główny celebrans ustawia na ołtarzu monstrancję z Najświętszym Sakramentem i rozpoczyna się mająca trwać aż do świtu adoracja, uwielbienie Jezusa zmartwychwstałego. Im głębiej przeżywaliśmy Jego mękę i śmierć, tym większej doświadczamy teraz radości. Wydaje się, że Jezus stanął wśród nas tu, na wysokości ołtarza i że się nam przygląda. Chrystus pełen światła i życia, zwycięski i miłosierny. Cały lud wpatrzony w białą Hostię. Nikt nie wychodzi z kościoła. Bo kogo ważniejszego mógłby spotkać na zewnątrz? Tam jest noc. Może już niedaleko za progiem zdrada i rozpacz, niesprawiedliwość i niewdzięczność, ból duszy, na który nie ma lekarstwa. Szklany ekran na stoliku pulsuje kolorami: ktoś o tobie myśli, możesz zapomnieć o swoich kłopotach, o sobie, usiądź wygodnie. Popatrz! Będą oszukiwać, ale nie Ciebie; będą domagać się pieniędzy, ale nie Twoich; będą uciekać przed śmiercią, ale ciebie to nie dotyczy. Strzał. Wielki ogień. Musi być ogień. Wybuch jeden, drugi... Kogoś trafiono. Ale Ty, nasz drogi telewidzu, żyjesz i nadal siedzisz sobie w fotelu. I tak zostanie, dopóki będziesz nam uiszczał opłaty. A może wolisz śpiew? Proszę bardzo. Już ktoś śpiewa leżąc na łóżku, zaraz postawimy go na głowie. Zobacz, jak gestykuluje! Zabawne? Jesteśmy w stanie przekazać Ci dziesiątki obrazów na minutę. My wiemy, jak wypełnić twoją pustkę. :... . ; : 140 Może dla tych z zewnątrz liturgia jest stratą czasu, ale my, czuwający w tę noc w kościele, myślimy inaczej. Co tracimy, będąc tutaj? Co oni zyskują, gdziekolwiek by byli, jeśli nie ma tam Chrystusa? Przecież On jest Prawdą. W Jego obecności napełniamy się życiem. Przejmująca cisza. Nie potrzeba słów? Wystarczy patrzeć na Pana? A może jednak w tej ciszy toczą się setki dialogów? Może każde serce mówi o sobie, swojej wierze, nadziei, o swojej miłości, o swojej śmierci? A Pan im odpowiada, mówi do każdego inaczej, bo każde serce jest inne: Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. (J 10,27-28) Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. (Łk 12,32) Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. (J 15,18-19) Jakże potrzebny jest śpiew! Przychodzi taka chwila, kiedy wszyscy chcą się połączyć w jeden wielki głos, by wyrazić to, co czują. Chór ustawia się, organistka zasiada przy klawiaturze, zaraz ożyją blaszane piszczałki wielkich organów, do nich dołączy chór i cały zebrany lud. I oto pod wysokie sklepienie kościoła wznosi się pieśń poczęta w medytacji pełnej zachwytu i radości, powolna, ale nabrzmiała mocą: "Zmartwychwstał Pan, Zmartwychwstał Pan, Alleluja. Dzięki niech będą Ojcu, Który nas prowadzi do królestwa, Gdzie się miłością żyje..." Później pieśni nabierają tempa, obecni w kościele zaczynają słowa podkreślać gestami, co chwilę podnoszą w górę ręce: ; "Jezus zwyciężył, to wykonało się. Szatan pokonany, Jezus złamał śmierci moc. :,.-, Jezus jest Panem, o alleluja! Po wieczne czasy Królem królów jest." Wreszcie zabrzmiały też instrumenty: trąbki, bębny i gitary, z niecierpliwością czekały na swój moment, chyba nie dałyby się już uciszyć. Zresztą, kto by chciał je uciszać? Żaden zespół, choćby najgłośniejszy, nie zagłuszy w tej chwili radości uczniów Jezusa. Oto dzień, który Pan przygotował swojemu Kościołowi. Kim są ci ludzie? Od początku, gdy tylko pojawili się wierzący w Jezusa jako Mesjasza i Syna Bożego, stawiano sobie to pytanie. Czy są to omamieni muzyką? Słyszałem taką opinię. Bardzo mi się podoba świadectwo, które dał 141 o wyznawcach Chrystusa anonimowy pisarz chrześcijański z drugiego wieku, w dziełku zatytułowanym "List do Diogneta". Oto jego fragment: "Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem, nie posługują się jakimś niezwykłym dialektem, ich sposób życia nie odznacza się niczym szczególnym. Nie zawdzięczają swej nauki jakimś pomysłom czy marzeniom niespokojnych umysłów, nie występują, jak tylu innych, w obronie poglądów ludzkich. Mieszkają w miastach greckich i barbarzyńskich, jak komu wypadło, stosują się do miejscowych zwyczajów w ubraniu, jedzeniu, sposobie życia, a przecież samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają owe przedziwne i wręcz nie do uwierzenia prawa, jakimi się rządzą. Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest ich ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. Żenią się jak wszyscy i mają dzieci, lecz nie porzucają nowo narodzonych. Wszyscy dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. Słuchają ustalonych praw, a własnym życiem zwyciężają prawa. Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są zapoznani i potępiani, a skazywani na śmierć zyskują życie. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im niedostaje, a opływają we wszystko. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę. Spotwarzają ich, a są usprawiedliwieni. Ubliżają im, a oni błogosławią. Obrażają ich, a oni okazują wszystkim szacunek. Czynią dobrze, a karani są jak zbrodniarze. Żydzi walczą z nimi jak z obcymi, Grecy ich prześladują, a ci, którzy ich nienawidzą, nie umieją powiedzieć, jaka jest przyczyna tej nienawiści."6 6 Liturgia Godzin. Codzienna modlitwa ludu Bożego, tom II, Pallottinum 1984, s. 658-659. 142 Wielka Niedziela Uwielbienie Pana Śpiewa cały lud, a niekiedy tylko chór lub zespół muzyczny. Melodie pieśni są piękne, nie znaczy to jednak, że słuchamy ich bez współuczestnictwa, jak publiczność na koncercie. Chyba w każdym z obecnych jest coś, co każe mu uwielbiać Jezusa: gdy śpiewa i gdy słucha. To coś nie pozwala też patrzeć na zegarek i spoglądać w stronę drzwi. Godziny mijają zupełnie niepostrzeżenie. Ojciec Janusz zwraca się z apelem do siedzących w ławkach, aby zamienili się miejscami z tymi, którzy stoją. Robi się ruch. Niektórzy już wcześniej wpadli na ten pomysł. Wszyscy czują się związani ze sobą. Czy w obliczu Jezusa można nie dostrzegać brata, zachowywać się - używając terminologii św. Pawła - jak człowiek cielesny? Jezus zmartwychwstał i daje nam swojego Ducha, abyśmy stali się ludźmi nowymi, żyjącymi według ducha. A cóż jest owocem Ducha? Apostoł podpowiada: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. (Gal 5,22-23) Pobożność pozbawiona tych cech jest zgoła podejrzana, nawet trudno w takim wypadku mówić o prawdziwym chrześcijaństwie. Uprzejmość, radość, pokój - to nie jest jakiś luksus dla wybranych przez los, jest to podstawowe wyposażenie uczniów Chrystusa. Nikt z obecnych w kościele nie uważa uwielbiania Jezusa za uciążliwy obowiązek - pomimo zmęczenia. Możliwość stania przed Nim i włączenia się w pieśń na Jego chwałę jest tutaj rozumiana jako łaska i przywilej. Trzeba mieć wiarę, aby to zrozumieć, trzeba otworzyć się na Ducha, Tego samego, który natchnął Maryję do uwielbiania Boga: Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. (Łk 1,46-47) Nowy lud Boży rozmyśla o swoim Założycielu, Jego nauce, przeżywa tajemnice Jego życia i dlatego nie może pozostawać z zamkniętymi ustami, szuka okazji, aby Go wielbić, dziękować Mu; w uwielbianiu Jezusa i Jego 143 Ojca, i Ducha Świętego odnajduje sens swego istnienia - choć nie jedyny. Niedziele i święta, dni dla Pana, zachowuje rzeczywiście dla Pana. Uwielbienie Ojca przez Jezusa w jedności Ducha Świętego, które dokonuje się w Eucharystii, jest dla niego najświętszą czynnością i ukoronowaniem życia wspólnotowego. Żołnierze - świadkowie Żołnierze! Słyszeliście huk w głębinach ziemi, kiedy kamień odsłonił pusty grób. Idźcie teraz do setnika i powiedzcie: miałeś rację, nazywając Go Synem Bożym. Gwiazdy zasłonił blask ze Wschodu. Chór ptaków wita słońce. Miasto śpi w ciszy. Wszystko byłoby normalne, gdyby nie ta warta przy grobie u podnóża góry straceń. Czy człowiek z przebitym sercem może być niebezpieczny? Czy opuszczony za życia może po śmierci poderwać się do walki? Staliśmy z mieczem, aby dobić nadzieję wierzących w Niego. Ale kto jeszcze wierzył? Każdy z nas czuł, że to była najbardziej haniebna służba, jaką zdarzyło nam się pełnić. Nagle stało się coś, co przeszło wszelkie pojęcie. - Żołnierze! Widzieliście anioła. - Nie, nie widzieliśmy. : - Świat czeka na wasze świadectwo. - Nie mamy nic do powiedzenia. - Wasze słowa mogą zmienić bieg historii. . - Otóż właśnie, nie chcemy niczego zmieniać. Panie, postawiłeś na straży nie tych, co trzeba. - O, słudzy nieużyteczni! Uczniu, nie bój się! Czy sądzisz, że prawda jest za słaba, aby zwyciężyć? Nie pamiętasz moich słów: Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć (Mt 10,26)? Należy zaznaczyć, że tylko Mateusz w swojej Ewangelii pisze o warcie przy grobie Jezusa i o fałszywych zeznaniach strażników. Marek pominął ten szczegół, nie chcąc prawdopodobnie rzucać cienia na armię rzymską, adresatami bowiem jego Ewangelii byli oficerowie rzymscy. Pozostali ewangeliści poszli za nim. W rzeczy samej, po co wspominać ludzi, którzy powinni być głównymi świadkami zmartwychwstania, a tymczasem dali się przekupić - i milczeli? Mogli głosić Dobrą Nowinę, ale nie zrozumieli, że jest cenniejsza niż złoto. Zmarnowali szansę zapisania swoich imion w niebie. Oto, co Jezus powiedział 144 swoim uczniom powracającym z misji w Galilei: ...nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane «} w niebie. (Łk 10,20) Jezus objawia się uczniom w Galilei Łódź lekko się kołysała, jezioro było spokojne, jakby uśpione. Cisza i ciemność panowały nad wodą i ziemią. W tej ciemności nie było nic widać. W tej ciszy słyszało się tylko własny oddech i od czasu do czasu plusk wioseł. Zarzucano sieci raz tu, raz tam, ale bezskutecznie, ryby wyniosły się gdzieś na głębiny, wiedzione instynktem schroniły się w miejsca, które trudno odgadnąć. Cała noc wiosłowania i czuwania, i zarzucania sieci nic nie przyniosła. Zmęczenie, gorycz zawodu - i w dodatku zaczyna odzywać się głód. Zawracamy! Na wschodzie pojawiła się już smuga światła. Boże, który karmisz ptaki niebieskie i okrywasz lilie, dlaczego nic nie złowiliśmy? Jezus mówił, że znasz wszystkie nasze potrzeby. Znowu zaczęto wyciągać sieci. Są puste. W pewnym momencie usłyszeli kogoś wołającego z brzegu: Dzieci, czy macie co na posiłek? (J 21,5) Cóż to za człowiek wyszedł naprzeciw, akurat wtedy, kiedy niczego nie mają. To wołanie jeszcze bardziej pogłębiło w nich uczucie niemocy i zniechęcenia. Dlaczego nazywa ich dziećmi? Dlaczego czyni się ich ojcem? Odpowiedzieli: nie. Tylko tyle mogli powiedzieć. Ale ów człowiek nie odwrócił się i nie odszedł, lecz nakazał im: Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie. (J 21,6) Byli już niedaleko brzegu, wiedzieli, że tutaj nie ma ryb, ale w tym poleceniu wyczuli jakąś moc. Kiedyś Jezus dał Piotrowi podobne polecenie, także po nieudanym całonocnym połowie: Wypłyń na głębie i zarzućcie sieci na połów. (Łk 5,4) I wyłowił wtedy bardzo dużo ryb. Posłuchali zupełnie bez zastanowienia, jakby ręce same chwyciły sieci i wyrzuciły za burtę. A za chwilę linki naprężyły się, łodzią szarpnęło, zaczęli wyciągać sieć z oczami utkwionymi w ciemną taflę wody, ale już byli pewni - sieć nie była pusta, ciążyła jak napełniona ołowiem. Wtedy Jan zaczął wpatrywać się w człowieka na brzegu. Kto to jest? Nagle oczy rozszerzyły mu się i zajaśniały, jakby zobaczył coś niezwykłego. Niczym błyskawica olśniły go słowa zapadłe głęboko w pamięci: Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie. (Mt 28,7) Pochylił się do Piotra i szepnął: To jest Pan! (J 21,7) Piotr natychmiast nałożył tunikę i wyskoczył z łodzi, nie chciał czekać, aż poradzą sobie z sieciami, chciał jak najszybciej być przy Panu. Nie bał się spotkania z Jezusem, mimo że się Go 145 zaparł. Może znowu zacznie płakać nad swoim grzechem, może już płacze? Jak ja mogłem powiedzieć: Nie znam tego człowieka? - Panie, jak to mogło się stać? - Szymonie, nie znałeś siebie. Otrzyj łzy! Właśnie po to umarłem i zmartwychwstałem, abyś wiedział, na Kim się oprzeć. Dopóki ufasz sobie, swoim talentom, doświadczeniu, roztropności, sile woli, jesteś na drodze do upadku. Dopóki nie masz czasu na modlitwę, na spotkanie ze Mną - ufasz sobie. - Panie, dlaczego nie przyszedłeś w blasku słońca jak na górze Tabor? Dlaczego trudno Cię rozpoznać? - Jeśli najpierw nie nauczysz się rozpoznawać Mnie w człowieku, nigdy Mnie nie zobaczysz. Aby ujrzeć Mnie w całym blasku, musisz przyzwyczajać oczy do światła. Pamiętasz, jaki lęk ogarnął cię w dzień Mojego przemienienia? Na ziemi przed Jezusem żarzyły się węgle, a na nich leżała ryba i chleb. A więc Jezus nie potrzebował ich ryb. Dlaczego pytał, czy coś złowili? Towarzysze Piotra zeszli już na brzeg i stanęli za nim onieśmieleni, wpatrując się w Pana. Niebo stawało się coraz jaśniejsze, wstawał wiosenny, pogodny dzień, trawy i kwiaty otrząsały się z rosy, niewysokie drzewa nad brzegiem, dopiero co przebudzone, delikatnie poruszały liśćmi. W tym ostatnim czasie wydarzyły się rzeczy, które sprawiły, że Jezus stał się dla apostołów tajemniczy, nieprzenikniony, ponadludzki; widzieli Go tuż przed sobą, można było uczynić jeszcze kilka kroków i uchwycić Go za rękę, a jednocześnie dzieliła Go od nich Jego męka, śmierć, przebite serce, pogrzeb i grób. Czy te trzy lata, kiedy Jezus chodził z nimi po drogach Galilei i Judei, rozmawiał jak przyjaciel z przyjacielem, jadł i pił przy jednym stole, nie były snem? A może to ten Jezus jest snem? Wielu faryzeuszów i uczonych w Piśmie, uczonych - biegłych w matematyce, geometrii, znawców geografii i życia zwierząt, a także wielu ludzi prostych różnych epok, którzy nie lubią tracić czasu na myślenie, będzie właśnie tego zdania. Piotrze, Jakubie, Janie, to jest sen. Po prostu zmęczenie, niewyspanie i szalone nadzieje, i jeszcze tlejąca w waszych sercach wiara dały o sobie znać. To jest sen, znamy się na tym. Mało takich niedobudzonych chodzi po świecie? Apostołowie stali przed Jezusem w milczeniu i było im dobrze. Niech wszyscy powątpiewcy wszystkich czasów mówią, co im się żywnie podoba! Oni chcą, aby ten poranek nigdy się nie skończył: niech słońce jeszcze nie wychodzi, niech miasto śpi, niech ten brzeg jeziora będzie tylko dla nich! Rzekł do nich Jezus: Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili! (J 21,10) Poszedł Szymon i wyciągnął na brzeg pełną sieć. Dołączyli do niego 146 inni. Wyjmowali ryby i przynosili do Jezusa. Były bardzo duże. Policzyli je, było ich sto pięćdziesiąt trzy. Nie mogli się nadziwić, że słaba sieć się nie rozerwała. Potem Jezus zaprosił ich do jedzenia: Chodźcie, posilcie się! (J 21,12) Usiedli na trawie wokół ogniska, jak to często bywało w ciągu tych trzech lat - obok Jezusa Piotr i Jan - ale nastrój był inny. Tego się nie da wyrazić w kilku słowach, a w wielu można się poplątać i powiedzieć nie to, co trzeba. Kochali Jezusa bardziej niż poprzednio, ale nie tylko o to chodzi, coś nowego zmieszało się z tą miłością. Przypomnijmy sobie ucztę z Jezusem na brzegu jeziora, kiedy to rozmnożył pięć chlebów i dwie ryby dla pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci. Wtedy rozmawiali z Nim swobodnie. Kiedy Jezus zapytał Filipa: Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili? (J 6,5), ten zaczął szybko obliczać, ile trzeba by było mieć pieniędzy - jakby Jezus naprawdę nie wiedział, co zrobić - i powiedział: Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać. (J 6,7) A zaraz potem Andrzej powiadomił Jezusa, że pewien chłopiec ma kilka chlebów i dwie ryby. Jak to było miło informować o czymś Jezusa i być Mu potrzebnym! Teraz opuściła ich śmiałość. W czym mogliby Mu pomóc? Jezus rozdaje upieczone ryby, każdemu po jednej. Wie, że są głodni. Wyciągając ku Niemu rękę, uświadamiają sobie, że w pytaniu Dzieci, czy macie co na posiłek! - nie chodziło o posiłek dla Niego, lecz dla nich. Przyszedł, aby dać im jeść. Wszystko przygotował. Apostołowie, marszcząc brwi, spoglądali ukradkiem na Jego dłonie i stopy. - Panie, może teraz zapytasz: gdzieżeście byli, gdy stałem przed Piłatem? Wiesz, co Ci odpowiemy. Twoja uległość przeraziła nas. Potęgi tego świata wydały nam się nie do pokonania. Zapomnieliśmy o Twoich słowach: Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat. (J 16,33) Panie, to wszystko było tak dalekie od Twojego zwycięstwa, to wyglądało jak klęska. Byliśmy pod wrażeniem organizacji, siły, techniki, inteligencji Twoich prześladowców. My jesteśmy tylko rybakami. - Przecież macie moc, jakiej świat nie ma. Co wam rozkazałem, posyłając na misję w Galilei? - Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, wypędzajcie złe duchy! (Mt 10,8) Macie moc, jakiej świat nie ma. I będziecie mieli jeszcze większą. Dlaczego Jezus kazał policzyć złowione ryby? Czyżby ta liczba miała jakieś znaczenie? Jan jej nie wyjaśnia, ale spróbujmy potraktować ją jako zakodowane słowo, podobnie jak traktuje się liczbę czternaście w genealogii Jezusa w Ewangelii Mateusza 1,17. Według wielu egzegetów czternaście jest symbolem imienia Dawid, które składa się z trzech liter hebrajskich: dalet - waw - dalet. W piśmie hebrajskim 147 liczby oznaczano literami. "Dalet" oznacza 4, "waw" 6. Mamy więc: 4+6+4= N Jeżeli do liczby ryb złowionych - 153 - dodamy rybę, którą Jezus sam przygotował, otrzymamy 154. Ta zaś liczba jest sumą 77+77. Z kolei jeśli 77 podzielimy na dwie części w następujący sposób: 70+7, otrzymamy dwie litery hebrajskie ain (70) i zain (7). Dwie te litery zestawione razem dają słówko hebrajskie "aż", które oznacza: potęga, moc, siła. Można więc przypuszczać, że liczba wszystkich ryb, jakie Jezus podarował apostołom w czasie swojego objawienia się w Galilei, jest symbolem podwójnego daru mocy. Apostołowie, którzy w czasie męki Jezusa okazali się słabi i lękliwi, potrzebowali mocy, aby głosić światu Ewangelię. Cudowny połów stu pięćdziesięciu trzech ryb symbolicznie moc tę im zapowiada. Dlaczego dwa razy po siedemdziesiąt siedem, podwójna moc? Być może podwojenie jest semickim sposobem podkreślenia wagi tego, o czym się mówi. Św. Paweł w drugim Liście do Koryntian 2,3 pisze o podwójnym smutku. Procesja rezurekcyjna O świcie otwierają się szeroko drzwi kościoła i wychodzimy na zewnątrz. Tworzy się długa procesja. Widzę poczty sztandarowe. Służba liturgiczna i klerycy idą przed kapłanami, za nimi lud. Biją dzwony. Orkiestra zaczyna grać pieśń wielkanocną: "Wesoły nam dzień dziś nastał". Zabieramy ze sobą z kościoła całą naszą radość, chcemy rozdawać ją światu; wiemy, jak bardzo za nią tęskni. Miasto jeszcze śpi. Puste place. Ilu nas jest? Na przedzie krzyż - świadek zwycięstwa. Miasto! Głosimy ci dobrą nowinę, najlepszą - Jezus żyje! Ptak wyjrzał z gniazda. Jacyś ludzie idą naprzeciw. Grób stał się pusty. Jedna chorągiew, druga, trzecia. Żydzi? Rzymianie? Grecy? Trąby i bębny. Wszystko jedno którędy. Abym dał świadectwo prawdzie. Żyje Pan. Otwórzcie okna, otwórzcie drzwi! Zaczyna się nowe stworzenie. Ci z naprzeciwka wierzą? Nie wierzą? Puste place. Jutrzenka. Głoszenie zmartwychwstania Jezusa jest najświętszym obowiązkiem Jego uczniów. Św. Piotr w pierwszym liście do wiernych pisze: Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła, (l P 2,9) Nie głosić zmartwychwstania, nie mówić światu o Jezusie to znaczy przekreślić Boży plan względem nas. Bóg wezwał nas do przedziwnego swojego światła, Józef Homerski, Ewangelia według św. Mateusza. Wstęp - Przekład z oryginału. Komentarz, Poznań-Warszawa 1979, s. 74. 148 aby uczynić nas światłem świata. Tak właśnie określa nasze zadanie Jezus: Wy jesteście światłem świata. (Mt 5,14) Jak wielki byłby to wstyd: stanąć kiedyś przed Jezusem i przyznać się, że się nikomu o Nim nie mówiło, nikomu nie pomogło Go znaleźć. Miasto! Głosimy ci dobrą nowinę: To, co dawne, minęło, a oto [wszystko] stało się nowe. Wszystko to zaś pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania. Albowiem w Chrystusie Bóg jednał ze sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania. (2 Kor 5,17-19) Ja Go potrzebuję Wszyscy pielgrzymi zostali przez ojca Janusza zaproszeni na śniadanie do stołówki szkolnej. Spora grupa ludzi. Stoimy na korytarzu, bo ktoś zapomniał otworzyć drzwi, a może jeszcze to śniadanie nie jest gotowe. Nawiązuję rozmowę z trzema studentami. - Skąd jesteście? - pytam. - Jesteśmy ze wspólnoty modlitewnej z Łodzi - mówi jeden z nich, Łukasz. A domyślając się, że chciałbym wiedzieć więcej, dorzuca: - W Darłowie na Triduum Paschalnym byłem także w ubiegłym roku. Tutaj po raz pierwszy prawdziwie cieszyłem się ze zmartwychwstania Jezusa. Te trzy dni przeżyłem, jakbym rzeczywiście brał udział w wydarzeniach sprzed dwóch tysięcy lat. Kiedy w Wielką Sobotę, po wezwaniu "Światło Chrystusa" zapalałem świecę w jeszcze ciemnym kościele, zrozumiałem, że Chrystus mnie oświeca, On naprawdę daje mi coś bardzo ważnego. Ja Go potrzebuję w moim życiu. Nareszcie drzwi się otwierają i wchodzimy do wielkiej sali. Na stołach przykrytych białymi obrusami stoją talerzyki ze świątecznym poczęstunkiem. Jakieś panie rozlewają do szklanek herbatę. Grupy znajomych chciałyby usiąść przy tym samym stole, a więc dają sobie znaki, rezerwują miejsca. Robi się ciasno, ale wydaje mi się, że nie ma zawiedzionych, wszyscy gdzieś usiedli. Przychodzi ojciec Janusz i składa życzenia świąteczne zebranym pielgrzymom, potem odmawia modlitwę przed posiłkiem. Myślałem, że to śniadanie będzie dla niego okazją do spotkania się z wieloma starymi przyjaciółmi, chociaż prawdę mówiąc - nie byłaby to dobra okazja, bo przecież ciasnota, zmęczenie i głód. Po modlitwie ojciec Janusz wraca do klasztoru. Tymczasem ja, skubiąc jajko na twardo, nawiązuję przyjazne kontakty z osobami przy stole. Nie sprawia to trudności - już nas bowiem połączyła wspólna trzydniowa modlitwa. Dowiaduję się, że siedzące obok mnie 149 małżeństwo nie należało do oazy ojca Janusza, a przyjechało tutaj za namową swoich znajomych - i oczywiście są bardzo zadowoleni. To już wiecie, czym jest Pascha. Że jest przejściem ze śmierci do życia. A może coś takiego wydarzyło się w waszym życiu? - pytam dalej odważnie jak zawodowy dziennikarz. Kobieta patrzy na mnie przez chwilę i odpowiada: - Owszem, wydarzyło się. Przy pożegnaniu obiecuje, że mi przyśle świadectwo o swoim nawróceniu, i zgadza się, aby zostało opublikowane. Gdy miałam dwanaście lat, mój ojciec, który zaczął rozglądać się za innymi kobietami i pić alkohol, wyprowadził się z domu. Widziałam, jak głęboko mama przeżywała rozpad swojego małżeństwa. Była skromną, pracowitą i dla wszystkich życzliwą osobą. Wychowała się w rodzinie bardzo wierzącej, ale nie zawsze uczęszczającej w niedzielę na Mszę św. - może z przepracowania, może z powodu choroby - nie wiem. Zarabiała niewiele pomimo pracy na dwóch etatach, na mnie otrzymywała od ojca niewielkie, przyznane przez sąd alimenty. Pamiętam, że w liceum bardzo boleśnie odczuwałam brak miłości ojca i rozłam w rodzinie; może dlatego angażowałam się w związki uczuciowe z osobami, które wykorzystywały moją naiwność i pragnienie miłości. Wbrew oczekiwaniom mamy postanowiłam iść na wyższe studia i w związku z tym przenieść się do dużego miasta, chciałam "wypłynąć na szerokie wody". Niestety, na pomoc rodziców w opłaceniu studiów nie mogłam liczyć - choć ojcu bardzo dobrze się powodziło. Chcąc ziścić swoje pragnienia, zgodziłam się zamieszkać z Maćkiem, mężczyzną starszym ode mnie, wykształconym, dobrze zorientowanym w możliwościach pracy i nauki w dużym mieście. Poszukiwał on ładnej, młodej, naiwnej i pracowitej dziewczyny. Rozpoczęłam pracę i dalszą naukę. Starałam się być systematyczna i wytrwała w tym, co robię. Praca i nauka pasjonowały mnie. Od szkoły średniej do opisywanego tu okresu życia mój kontakt z Bogiem uległ przerwaniu. Bardzo rzadko chodziliśmy z Maćkiem do kościoła, właściwie tylko z okazji czyichś chrzcin lub ślubów. Maciek pochodził z rodziny niepraktykującej. Zauważyłam, że nastawiony był na robienie dużych pieniędzy. Corocznie musiał spędzać urlop za granicą. Moje zarobki zabierał na nasze bieżące utrzymanie, a swoje przeznaczał na budowę domu. W tym czasie urodziła nam się córeczka. Nieco później dowiedziałam się, że Maciek był żonaty (miał ślub kościelny). Tłumaczył mi, że opuścił żonę z powodu jej niepłodności, to jednak okazało się nieprawdą: opuścił ją, ponieważ rodzina żony przestała pomagać im materialnie. Córka rosła, a ja w swojej naiwności dawałam się sterować Maćkowi. Wreszcie, po prawie ośmiu latach wspólnego życia, ciągłego rozliczania się 150 z pieniędzy (moich), uświadomiłam sobie, że między nami nie było i nie będzie duchowej więzi. Wszystko zaczęło być koszmarem. Poszłam do spowiedzi. Ksiądz zdecydowanie poradził mi, abym jak najszybciej zerwała ten związek, gdyż on nigdy nie stanie się sakramentalnym małżeństwem. Posłuchałam i odeszłam z córką do mamy, pozostawiając swoje rzeczy, meble itp. Maciek, gdy dowiedział się o mojej ucieczce, zaczął mnie straszyć, potem płakać, a wreszcie prosić o wzięcie z nim ślubu cywilnego. Nie zgodziłam się. Mama wystarała mi się o zaproszenie na wyjazd za granicę do pracy w czasie wakacji. Wyjechałam nie znając języka. Początkowo nie mogłam nic znaleźć, byłam załamana. Bardzo pomogła mi wtedy koleżanka ze szkoły, która już od dawna tam mieszkała; zamieszkałam u niej, a później trafiła się jakaś praca. Po czterech miesiącach kupiłam używany samochód i rzeczy niezbędne do gospodarstwa domowego. W Polsce mogłam już wynająć mieszkanie. Przez kolejne wakacje córki brałam urlopy bezpłatne i wyjeżdżałam za granicę do pracy. W Polsce zarabiałam niewiele. Postanowiłam w końcu wyjechać na dłużej i wziąć ze sobą córkę. Nie był to łatwy okres, obie tęskniłyśmy do kraju. Miałyśmy trudności w zalegalizowaniu naszego pobytu. Tak jak inni Polacy, chodziłyśmy w niedzielę do polskiego kościoła, przed którym kupowałam religijne pisma. Co wieczór czytałam córce na dobranoc fragmenty z "Biblii dla najmłodszych", pokochałam Biblię. Jednak coraz trudniej było zdobywać pozwolenie na pobyt i na pracę. Przyszedł taki czas, że ogarnął mnie lęk: co będzie dalej? W czasie którychś świąt wybrałam się z córką na krótki wypoczynek do Polski, w góry. I tam zdarzyło się, że w czasie samotnego spaceru, zamiast pójść w kierunku pięknego hotelu, coś mocno pociągnęło mnie w stronę przeciwną. Niespodziewanie znalazłam się w kościele ojców Jezuitów. I wtedy jakbym doznała oświecenia, zobaczyłam moją grzeszność, odczułam wielki żal, z płaczem upadłam na kolana, i zaraz potem odprawiłam spowiedź z całego życia. Wychodziłam z kościoła lekka, jakbym uwolniła się od jakiegoś ciężaru. Po powrocie za granicę ciągle nękało mnie pytanie: co mam robić? W tym czasie też bardzo gorąco modliłam się o dobrego męża, który żyje z Bogiem. Wreszcie pewnej nocy posłyszałam w swoim wnętrzu odpowiedź: Wracaj do Polski! Uznałam, że to jest Boży plan. Natychmiast zaczęłam przygotowywać się do powrotu. W Polsce, mając trochę pieniędzy, założyłam firmę. Jednocześnie Bóg postawił na mojej drodze mężczyznę, kawalera, żyjącego blisko Pana, o dobrym sercu i o miłej aparycji. Na imię miał Piotr. Pomagał mi w przeprowadzce, towarzyszył mnie i córce w wolnych chwilach. W tym czasie ktoś namówił mnie na spotkania w "Szkole życia". Były ciekawe. Opowiadaliśmy na nich o naszych kłopotach ze sobą, o problemach 151 w rodzinie, a nasza "guru" podawała na nie recepty, zaczerpnięte, jak się później okazało, trochę z chrześcijaństwa, trochę z New Age, trochę z praktyk okultystycznych. Uczyłam się tam medytacji transcendentalnej. Piotrowi nie podobało się jednak moje uczestnictwo w "Szkole życia", był oczytany w literaturze katolickiej i wiedział, że idee propagowane w tej szkole są niebezpieczne. Nie chciałam wierzyć, dopiero kiedy przeczytałam pożyczoną mi przez niego książkę na temat zagrożeń ze strony New Age, postanowiłam już więcej na te spotkania nie chodzić, a także wyrzuciłam wszystkie książki zalecone przez "guru". W tej szkole byłam kilkanaście miesięcy. Po latach spotkałam jedną ze znajomych z grupy, która brała udział w zajęciach razem ze swoją matką. Wydawało się, że bardzo się kochały. Niestety, dowiedziałam się, że obecnie matka jest jej największym wrogiem oraz że rozeszła się ze swoim mężem i związała z innym mężczyzną. Po zerwaniu ze "Szkołą" odprawiłam rekolekcje Ignacjańskie w ośrodku ojców Jezuitów w Gdyni. Początki nie były łatwe, ale otrzymywałam tyle znaków Bożej miłości, że przezwyciężałam kolejne oczyszczenia z grzechów. Tu dokonało się moje głębsze nawrócenie do Boga. Rok później na drugim etapie rekolekcji Ignacjańskich rozeznałam w obliczu Boga moje powołanie do małżeństwa z Piotrem i po czterech latach znajomości przyjęłam jego oświadczyny. Wzięliśmy ślub. Kochamy się, ufamy sobie i szanujemy się nawzajem. Firma się rozwija. Wybudowaliśmy dom. Dzisiaj sobie uświadamiam, że Bóg towarzyszył mi w całym moim życiu, że mimo różnych pozorów w gruncie rzeczy byłam nieszczęśliwa, lekceważąc Jego miłość i Jego prawo - w końcu, że poczułam się naprawdę szczęśliwa i wolna, kiedy całym sercem zwróciłam się ku Niemu. Odnalezienie Boga - dobrego Ojca - było dla mnie rzeczywiście jakby przejściem ze śmierci do życia. Jest trochę czasu, więc wybieram się do znajomych na ul. Królowej Jadwigi, ale przez przypadek, szukając właściwego mieszkania, trafiam do nieznajomych. Są zdziwieni taką ranną wizytą księdza, a ja - jakbym właśnie po to przyszedł - pytam, czy byli na nocnym czuwaniu w kościele. Odpowiadają, że tak, i zapraszają do pokoju na kawę z ciastem. Razem ze mną przy stole siedzi pani w średnim wieku, jej matka i syn maturzysta. Pani w średnim wieku mówi, że jej matka przyjechała z pobliskiej wioski specjalnie na triduum. Maturzysta mówi: Człowiek nieraz zbłądzi i wtedy oczekuje tych świąt, żeby znowu spotkać się z Chrystusem. 152 - Nie mógłby spotkać się wcześniej? - - W tych świętach jest jakaś moc. Chciałbym, żeby były częściej. - Byłeś u spowiedzi świętej? - Tak. Ostatnio nieco się zagubiłem. Potrzebowałem zmartwychwstania. Przyznam się, że rok nie byłem u spowiedzi... Wydaje mi się, jakbym dotknął frędzla szaty Jezusa, który przechodził. - A nie wypominał Ci, że tak długo zwlekałeś z tym spotkaniem? - Miałem kontakt z Bogiem przez modlitwę, ale też był grzech... A jednak dotknąłem Chrystusa. Wtrąca się matka chłopca: - Mieliśmy jechać na wesele chrześniaczki męża, ale ze względu na nocne czuwanie zostaliśmy. Pojechał tylko mąż. Maturzysta: - Dla nas ważniejsze było to czuwanie niż wesele. Festyn na rynku Z ulicy Królowej Jadwigi wracam przez rynek do klasztoru, gdzie mają być tańce z okazji święta zmartwychwstania Chrystusa. Na razie widzę tylko w jednym kącie grupę młodzieży, mały zespół muzyczny i samochód z jakimś sprzętem. Obok samochodu kilka osób ustawiających megafony. Po drugiej stronie rynku jacyś starsi panowie zajęli trzy ławki. Na ulicach ruch też niewielki. Przechodzę plac i siadam na jednej z pustych ławek. Po mojej lewej stronie stoi jednopiętrowy budynek Urzędu Miejskiego. Wygląda jak pałac. Wysokie okna. Nad głównym wejściem herb miasta. Przed Urzędem trzy flagi na wysokich masztach: polska, papieska i Maryjna, a przed nimi, w środku kamiennego cokołu, fontanna - nieczynna - z figurą rybaka. Na cokole siedzi trzech chłopców i dziewczyna, chyba uczniowie szkoły średniej. Rynek dokładnie kwadratowy. Z jednej strony zamknięty jest wspomnianym pałacem - urzędem, a z trzech pozostałych małymi kamieniczkami w kolorze różowym, kremowym, żółtym. Każda kamieniczka jest inna, innej wysokości i ma inny dach - jak w bajce. Wydaje się, że przygotowania zostały skończone. Odzywa się trąbka, gitara, organy elektroniczne i ponad rynkiem zaczyna płynąć melodia poloneza. Grupa młodzieży przekształca się w korowód: idą tanecznym krokiem, wolno, z powagą. Już dochodzą do środka placu. Jest godzina jedenasta trzydzieści. Ludzi przybywa. Duży tłum wyszedł z kościoła. Wielu się zatrzymuje i przygląda tańczącym. Ławki wokół rynku już zajęte. Zabawie sprzyja piękna pogoda - pierwszy ciepły dzień po tygodniu zimna. W piątek padał śnieg, dzisiaj jest naprawdę wiosennie. Ktoś przez mikrofon zaprasza wszystkich do walca. 153 Niestety, muszę już iść, nie widzę nikogo z mojej grupy na rynku, siedzą już chyba w samochodach. Mijam pojedynczych ludzi i całe rodziny idące w stronę kościoła. - Bogaty młodzieńcze, a ty co tu robisz? - Jak to co? Ja tu mieszkam. - Samarytanko, nie mogę uwierzyć... .-.-., ..:-.,. - Jestem tutaj z całym moim miasteczkiem. W co nie możesz uwierzyć? - że Jezus żyje? - O, Maria i Marta! A gdzie Łazarz? ; - Idzie za nami. - - Chcecie spotkać Pana? - W tym tłumie będzie trudno, ale On na pewno nas odwiedzi, On przyjdzie do nas. Pan wszedł do naszej rodziny Myślę, że można tę opowieść o przejściu Pana zakończyć świadectwem pewnej kobiety o odwiedzinach Jezusa w jej rodzinie, choć nie działo się to w Darłowie. Mogłoby jednak właśnie tam się wydarzyć. Na Mszy św. z modlitwą o uzdrowienia, sprawowanej w kościele Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych w Rumi w kwietniu 1997 roku świadectwo o uzdrowieniu dała między innymi pewna kobieta. Po Mszy św. poprosiłem ją do zakrystii i świadectwo to zapisałem. Oto ono: Mam na imię Hanna, mam lat 38, wykształcenie wyższe. Od kilku lat chorowałam na dyskopatię. Od czterech lat jestem pod stałą opieką znanego w Polsce neurologa i w tym czasie, dwa razy w roku brałam udział w tygodniowej kuracji. Niestety, bez rezultatu. Ostatnie miesiące były bardzo ciężkie: ciągły ból - nie ustawał nawet po odpoczynku. Miesiąc temu byłam na Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie. - Jak Pani tutaj trafiła? - Koleżanka zachęciła mnie do uczestnictwa w spotkaniach wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym w Gdyni. Tam dowiedziałam się o tej Mszy św. Postanowiłam przyjść, tym bardziej że w tym czasie przeżywałam też problemy w domu i w pracy, z którymi nie potrafiłam sobie poradzić. W pracy spotkałam się z niesprawiedliwością w stosunku do mnie, w domu mocno dotykał ranił brak zrozumienia ze strony męża. To było nerwowe załamanie. Byłam kłębkiem nerwów. Nie mogłam spać po nocach. .... 154 W czasie Mszy św modlono się nade mną i pamiętam, że wtedy poczułam Że mnie nie boli. Dotychczas postawa mojego męża radykalme. dodał mówić mi, że mnie kocha. Pan wszedł do naszej rodziny. 155 SPIS TREŚCI Wielki Czwartek Przejście ze śmierci do życia ...5 Nie przyszedłem sądzić ...8 Kościół ...13 Procesja pełna symboli ...14 W świątyni ...14 Nowy etap walki ...20 Ostatnia Wieczerza ...21 Umywanie nóg ...25 Zdrada Judasza ...26 Jezus i Książę tego świata ...28 Opętany z kraju Gerazeńczyków ...30 Zagrożenie dla ciała i dla duszy ...36 Jan Apostoł ...39 Tajemnica Eucharystii ..44 Modlitwa w Getsemani i obnażenie ołtarza ...47 Trzy dni dla Pana ..49 Poszedłem w lewo ...50 Na dziedzińcu arcykapłana ...51 Apostoł Piotr ...52 Wielki Piątek Inny świat ...56 Katecheza o liturgii ...59 Bartymeusz ...59 Pokusa Zacheusza ...66 Co to jest Pascha ...68 Post i krzyż ...68 Adoracja ...69 Dialog z Samarytanką ...70 Jedna czwarta wakacji ...76 Herod Antypas ...76 Taniec i śmierć ...78 Jeśli Słowo padnie na kamień ... 80 Nazaretanie ...81 Piłat ...83 Ostrzeżenie ...95 Liturgia męki Pańskiej ...97 Szymon Cyrenejczyk ...100 Nie mam człowieka ...102 Bogaty młodzieniec ...104 Testament z krzyża ...108 "Pragnę" ...108 Nie ma cudu ...110 Czytania Pisma Świętego i Modlitwy za Kościół i świat ...111 Adoracja krzyża ...114 Dzień Łaski ...115 Aby byli jedno ...117 Po skończonej adoracji krzyża ...119 Wielka Sobota Dar serca ...125 Katecheza paschalna ...129 Katecheza chrzcielna ...131 Opis chrztu ...136 Lud wybrany ...140 Wielka Niedziela Uwielbienie Pana ...143 Żołnierze – świadkowie ...144 Jezus objawia się uczniom w Galilei ...145 Procesja rezurekcyjna ...148 Ja Go potrzebuję ...149 Festyn na rynku ...153 Pan wszedł do naszej rodziny ...154