PRAWDZIWA OPOWIEŚĆ O ŻYCIU WSPÓŁCZESNEJ ARABSKIEJ KSIĘŻNICZKI! JEAN SASSON Prawdziwa historia życia księż- niczki Sułtany z królewskiego rodu Saudów - władców współczesnej Arabii Saudyj- skiej. Książka, której wydanie w 1992 roku wywołało między- narodowy skandal dyploma- tyczny, zakazana w większości krajów arabskich. Pozbawiona prawa wyborcze- go, kontroli nad własnym ży- ciem, z twarzą za długim, czarnym welonem, Sułtana jest więźniem swojego ojca, męża i brata, swojego kraju. Kraju, w którym trzynastoletnie dziew- częta są nierzadko zmuszane do poślubiania mężczyzn pięciokrotnie od nich starszych, a młode kobiety zabijane w okrutny sposób przez włas- nych ojców za „wykroczenia przeciw miejscowym zwycza- jom lub zamykane dożywotnio w celach bez światła i okien. Kraju, w którym swoboda wypowiedzi jest karana śmier- cią, a seksualna perwersja na porządku dziennym. Jean Sasson mieszkała w Arabii Saudyjskiej ponad 10 lat, stając się bliską przyjaciółką i powier- nicą Sułtany. Opowiadając historię jej życia i małżeństwa,a także losów osób z najbliż- szego otoczenia księżniczki - sióstr, przyjaciół i służących - daje czytelnikowi możność wejrzenia w samo serce tej niezwykłej społeczności, w której seks, pieniądze i tradycja dominują nad wszystkim. Polecamy Długo oczekiwana trzecia część (po „Księżniczce" i „Córkach księżni- czki Sułtany") historii księżniczki Sułtany, siostrzenicy króla Arabii Sau- dyjskiej Fajsala. Piórem swojej wieloletniej przyjaciółki, Amerykanki Jean Sasson, kreśli opowieść o swoim niezwykłym życiu. Wychowana w nie- słychanym bogactwie jest właścicielką prywatnego odrzutowca, opływa w drogą biżuterię i suknie z najsławniejszych domów mody na świecie. W rzeczywistości żyje jak ptak w pozłacanej klatce. Ukończywszy czter- dzieści lat dochodzi do wniosku, iż niczego w życiu nie osiągnęła. Nie uchroniła swojej bratanicy Muniry przed małżeństwem z dużo starszym, zdeprawowanym mężczyzną. Niepowodzeniem zakończyła się próba uwol- nienia przetrzymywanych wbrew własnej woli dziewcząt z haremu królews- kiego kuzyna Fadela. Dopiero podczas rodzinnej wyprawy na pustynię Sułtana odnajduje sens życia. Ze wzmożoną siłą rozpoczyna walkę o prawa kobiet w krajach muzułmańskich, ratując m.in. przed strasznym losem młodą Pakistankę. JEAN SASSON Z angielskiego przełożyła IRENA CHODOROWSKA WARSZAWA 2000 Tytuł oryginału: PRINCESS Copyright © Jean P. Sasson 1992 Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2000 Published by arrangement with William Morrow & Co., an imprint of HarperCollins Publishers Inc., New York, U.S.A. Cytaty z Koranu w Dodatku A: Koran, PIW, 1986 przekład Józefa Bielawskiego Wszelkie arabskie nazwy pospolite i własne są podane w transkrypcji spolszczonej, używanej dla celów popularyzatorskich. Konsultacja merytoryczna: dr hab. Danuta Madeyska, UW Redakcja: Lucyna Lewandowska Zdjęcie na okładce: Barnaby Hali Opracowanie graficzne okładki: Andrzej Kuryłowicz ISBN 83-88722-03-4 Zamówienia hurtowe i wysyłkowe: Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa tel./fax (22)-631-4832 www.firma-olesiejuk.com.pl Wydawnictwo L & L Kościuszki 38/3, 80-445 Gdańsk tel. (58)-520-3557, fax (58)-344-1338 Zamówienia wysyłkowe: Księgarnia Wysyłkowa Faktor skr. poczt. 60, 02-792 Warszawa 78, tel. (22)-649-5599 WYDAWNICTWO ALEKSANDRA I ANDRZEJ KURYŁOWICZ S.C. Adres dla korespondencji: skr. poczt. 55, 02-792 Warszawa 78 Warszawa 2000. Wydanie I (w tej edycji) Skład: Plus 2 Druk: Abedik.iP/c Dedykuję tę książkę Jackowi W. Creechowi, któ- ry od początku doceniał potrzebę opowiedzenia historii Sułtany. Tylko on wie, ile bólu wycierpia- łam, przeżywając na nowo długoletnią przyjaźń z Sułtaną w trakcie pisania tej książki. To on był tym, który podtrzymywał mnie na duchu w trudnych chwilach uwieczniania dziejów księżniczki. Dzieje księżniczki Sułtany są autentyczne, choć zostały przedstawione słowami autorki. Opisane tu niewiarygodne tragedie ludzkie wydarzyły się w rzeczywistości. Zmienione zostały jedynie imiona, a także niektóre zda- rzenia, aby nie narazić na niebezpieczeństwo osób, które można by łatwo rozpoznać. Gdy już postanowiłam napisać tę książkę, po wiele- kroć czytałam notatki i dzienniki Sułtany, które ze- chciała mi powierzyć. Kiedy dokonałam wyboru wy- darzeń z jej niezwykłego życia, odczuwałam podnie- cenie detektywa. Dziękuję Ci, Sułtano, za odwagę. Decydując się na ujawnienie swego życia światu, pozwoliłaś nam po- znać Arabię, tak egzotyczną i niezrozumiałą dla Za- chodu. Mam nadzieję, że odsłaniając intymne szcze- góły życia arabskiej kobiety, pełne cierpienia i chwa- ły, pomogłaś rozwiać wiele rozpowszechnionych na świecie negatywnych stereotypów o swych rodakach. Ci, którzy przeczytają Twoje dzieje, z pewnością zro- zumieją, że tak jak w każdym innym kraju, i tutaj do- bro przeplata się ze złem. Ludzie Zachodu znali do- tąd Arabię Saudyjską tylko ze złej strony. Ale my obie wiemy, że pomimo prymitywnych obyczajów, które tak okrutnie zniewalają Twoje rodaczki, jest wśród was wiele osób takich jak Ty, zasługujących na szacu- nek i podziw swoją walką z wielowiekową niewolą. Pragnę podziękować Lizie Dawson z wydawnictwa William Morrow, którą historia Sułtany oczarowała od chwili przeczytania rękopisu. Jej komentarze i su- gestie podniosły wartość książki. Chcę również podziękować Peterowi Millerowi, mojemu agentowi literackiemu. Doceniam jego nie- słabnący entuzjazm dla książki. Specjalne podzięko- wania należą się doktor Pat L. Creech, która od same- go początku brała czynny udział w tworzeniu poprzez komentarze i wkład redaktorski. Jej błyskotliwość pomogła nadać książce kształt. Spisanie dziejów Sułtany byłoby nieskończenie trudniejszym zadaniem, gdyby nie miłość i oparcie, jakie znalazłam w rodzinie. Szczególne słowa wdzięczności należą się moim rodzicom, Neatwoodo- wi i Mary Parks. Ich miłość i zrozumienie były bar- dzo pomocne w tworzeniu tego tak bardzo osobistego dzieła. ARAB/A SAUDYJSKA Al-Dżubajl Al-Chubar -. • Medyna Dahran Ar-Rijad • Dammam Jean Sasson Oficjalna nazwa: Powierzchnia: Ludność: Rząd: Religia: Język: Klimat: Waluta: Gospodarka: Królestwo Arabii Saudyjskiej 2 149 000 km2 17,9 milionów monarchia absolutna zdominowana przez ród Sa'udów; król wyznacza Radę Ministrów, która pomaga w kształtowaniu polityki 95% ludności to muzułmanie sunniccy, 5% szyici, którzy zamiesz- kują głównie wschodnią część kraju arabski i angielski, który jest powszechnie używany w kręgach biznesu suchy i gorący; temperatura sięga w czasie gorących letnich mie- sięcy 32°C w cieniu, zimą waha się od 10°C do 27°C rial saudyjski (1 USD równa się 3,73 SR) głównym źródłem dochodów kraju jest eksport ropy naftowej; Ara- bia Saudyjska jest największym producentem ropy wśród krajów OPEC, jedna szósta światowej produkcji pochodzi z tego kraju Dane dot. liczby ludności Arabii Saudyjskiej i krajów sąsiadujących pochodzą z 1995 roku (wg Nowego Laksykonu PWN, wyd. z 1998r.). 11 ARABIA SAUDYJSKA I KRAJE SĄSIADUJĄCE IZRAEL Morze Śródziemne EGIPT IRAN BAHRAJN ARABIA KATAR ZJEDNOCZONE EMIRATY ARABSKIE SUDAN EGIPT IZRAEL JORDANIA IRAK KUWEJT BAHRAJN KATAR ZJEDNOCZONE EMIRATY ARABSKIE IRAN OMAN JEMEN ETIOPIA SUDAN Morze Arabskie Ludność: 59,2 miliony. Religia: islam sunnicki (90%); chrze- ścijaństwo obrządku koptyjskiego (10%) Ludność: 5,5 miliona. Religia: judaizm (82%); islam sunnic- ki (14%); chrześcijaństwo (2,5%); inne (1,5%) Ludność: 5,4 miliona (tylko wschodnie wybrzeże). Religia: is- lam sunnicki (93%); chrześcijaństwo (5%); inne (2%) Ludność: 20,4 miliona. Religia: islam szyicki (54%); islam sunnicki (43%); chrześcijaństwo (3%) Ludność: 1,7 miliona. Religia: islam sunnicki (63%); islam szyicki (28%); chrześcijaństwo (7%); hinduizm (2%) Ludność: 586 000. Religia: islam szyicki (48%); islam sunnic- ki (38%); chrześcijaństwo (7%); inne (7%) Ludność: 551 000. Religia: islam sunnicki (93%); chrześcijań- stwo (5%); inne (2%) Ludność: 2,3 miliona. Religia: islam sunnicki (74%); islam szyicki (21 %); chrześcijaństwo (5%) Ludność: 67,3 miliona. Religia: islam szyicki (92%); islam sunnicki (7%); inne (1%) Ludność: 2,2 miliona. Religia: islam badycki (69%); islam sunnicki (18%); hinduizm (13%) Ludność: 12,7 miliona. Religia: islam sunnicki (53%); islam szyicki (47%) Ludność: 56,7 miliona. Religia: chrześcijaństwo obrządku koptyjskiego (53%); islam (32%); wierzenia animistyczne (15%) Ludność: 28,1 miliona. Religia: islam sunnicki (74%); wie- rzenia animistyczne (16'%); chrześcijaństwo (8%); inne (2%) 12 13 Wstęp Jestem księżniczką w kraju, gdzie nadal rządzą kró- lowie. Możecie mnie poznać tylko jako Sułtanę. Nie mogę wyjawić mojego prawdziwego imienia z obawy przed represjami, jakie mogłyby spotkać mnie i moją rodzinę za to, co chcę wam opowiedzieć. Jestem saudyjską księżniczką, należącą do królew- skiego rodu Sa'udów, obecnych władców Królestwa Arabii Saudyjskiej. Jako kobieta żyjąca w kraju rzą- dzonym przez mężczyzn, nie mogę zwrócić się do Was bezpośrednio. Poprosiłam moją przyjaciółkę, amerykańską pisarkę Jean Sasson, aby mnie wysłu- chała, a następnie opowiedziała moją historię. Urodziłam się wolna, a przecież jestem skuta łańcu- chami, choć niewidzialnymi. Zaciągano je łagodnie, aż wreszcie zamieniono moje życie w jedno pasmo trwogi i cierpień. Wszystkie arabskie nazwy pospolite i wiasne podane są w transkrypcji spolszczonej, używanej dla celów popularyzatorskich. Objaśnienia arabskich wyrazów znajdują się w słowniczku na końcu książki. 15 Z pierwszych czterech lat mego życia nie pozostały mi żadne wspomnienia. Myślę, że śmiałam się i bawi- łam jak wszystkie małe dzieci, w błogiej nieświado- mości, że jako dziewczynka nie przedstawiam zbyt wielkiej wartości w ojczystym kraju. Aby zrozumieć moje dzieje, musicie poznać tych, którzy byli tu przede mną. Ród Sa'udów sięga sześciu pokoleń wstecz, aż do epoki pierwszych emirów z Na- dżdu, ziemi beduinów będącej teraz częścią Króle- stwa Arabii Saudyjskiej. Owi pierwsi Sa'udowie sięg- nęli jedynie po pobliskie ziemie pustynne, organizu- jąc nocne najazdy na sąsiednie plemiona. W 1891 roku klan Sa'udów spotkało nieszczęście. Zostali pokonani w bitwie i zmuszeni byli uciekać z Nadżdu. Abd al-Aziz, mój przyszły dziadek, był w owym czasie dzieckiem. Przeżył niewygody uciecz- ki przez pustynię i później często wspominał, jak na rozkaz swego ojca, płonąc ze wstydu, musiał wczołgać się do dużego worka, który potem przewieszono przez siodło wielbłąda. Jego siostra Nura została wtłoczona do drugiego worka, przerzuconego z drugiej strony siodła. Rozgoryczony, że zbyt młody wiek nie pozwa- la mu walczyć, gniewnie spoglądał z ukrycia na klę- skę swego ojca, podczas gdy wielbłąd stąpał, kiwając się na boki. Był to punkt zwrotny w jego życiu. Po dwóch latach koczowania na pustyni ród Sa'udów znalazł schronienie w Kuwejcie. Życie ucie- kiniera było tak nieznośne dla Abd al-Aziza, że po- przysiągł sobie odzyskanie piasków pustynnych, któ- re kiedyś nazywał swoim domem. I tak się też stało. We wrześniu 1901 roku dwudzie- stopięcioletni Abd al-Aziz powrócił tam, skąd go wy- gnano. 16 stycznia 1902 roku, po wielomiesięcznych zmaganiach, on i jego ludzie rozprawili się ze swymi wrogami Raszydytami. W następnych latach, aby za- pewnić sobie lojalność plemion pustynnych, Abd al- -Aziz poślubił przeszło trzysta pochodzących z nich kobiet, które urodziły mu ponad pięćdziesięciu sy- nów i osiemdziesiąt córek. Synowie ulubionych żon mieli pozycję uprzywilejowaną i jako dorośli ludzie znaleźli się w samym centrum władzy naszego kraju. Najukochańszą żoną Abd al-Aziza była Hassa Sudajni. Synowie Hassy stoją teraz na czele połączonych sił Sa'udów i rządzą królestwem stworzonym przez ich ojca. Fahd, jeden z nich, jest obecnie naszym królem. Wielu potomków naszej rodziny poślubia kuzynów z najważniejszych gałęzi rodu, takich jak Turkisowie, Dżiluwisowie i Abirowie. Książęta z tych związków należą do najbardziej wpływowych Sa'udów. Dziś, w roku 1991, nasza rozległa rodzina składa się z pra- wie dwudziestu jeden tysięcy członków, z czego bli- sko tysiąc to książęta i księżniczki pochodzące w pro- stej linii od naszego wielkiego wodza, króla Abd al- -Aziza. Ja, Sułtana, jestem jedną z nich. Moje pierwsze wyraźniejsze wspomnienie wiąże się z przemocą. Gdy miałam cztery lata, moja zazwyczaj łagodna mama uderzyła mnie w twarz. Dlaczego? Na- śladowałam ojca w jego modłach, lecz zamiast modlić się twarzą w stronę Mekki, modliłam się do mojego sześcioletniego brata Alego. Sądziłam, że jest bogiem. Skąd mogłam wiedzieć, że nim nie był? Trzydzieści 16 17 dwa lata później przypomniałam sobie tamto palące uderzenie i pytanie, które zaczynało już wtedy kieł- kować w mym umyśle: jeśli mój brat nie był bogiem, dlaczego traktowano go jak boga? W rodzinie składającej się z dziesięciu córek i jedne- go syna rządził strach: strach, że okrutna śmierć sięgnie po jedyne dziecko płci męskiej; strach, że nie narodzą się następni synowie; strach, że Bóg przeklął dom samymi córkami. Moja matka z przerażeniem oczekiwała kolejnego połogu, modląc się o syna i drżąc z obawy, że znów będzie dziewczynka. Rodziła jedną córkę po drugiej, aż wreszcie było ich dziesięć. Sprawdziły się najgorsze obawy mamy: ojciec wziął sobie drugą, młodszą żonę, aby powiła mu upragnio- nych synów. Młoda żona dała mu ich trzech, wszyscy jednak urodzili się martwi. Rozwiódł się z nią, jednak dopiero czwarta żona obdarzyła go szczodrze potom- kami płci męskiej. Ale mój starszy brat jest pierwo- rodnym i jako taki zostanie głową rodu. Podobnie jak moje siostry, udawałam szacunek dla niego, ale niena- widziłam go z całej duszy. Matka poślubiła mego ojca, gdy skończyła dwana- ście lat. W owym czasie był on już dwudziestoletnim mężczyzną. Miało to miejsce w 1946 roku, po zakoń- czeniu wielkiej wojny, która przerwała eksploatację ropy naftowej. Ropa, dzisiaj podstawa gospodarki Arabii Saudyjskiej, nie przysporzyła nadmiernych bogactw rodzinie ojca, Sa'udom, jednak już wtedy przywódcy wielkich państw zaczynali składać dowo- dy uznania naszemu królowi. Brytyjski premier, Winston Churchill, ofiarował królowi Abd al-Azi- zOwi luksusowego rolls-royce'a. Jaskrawozielony sa- mochód, z tylnym siedzeniem przypominającym tron, lśnił w słońcu niczym klejnot. Coś jednak w tym wehikule, pomimo całej jego wspaniałości, rozczarowało króla, gdyż podarował go jednemu ze swych ulubionych braci, Abd Allahowi. Abd AUah był wujem mojego ojca i jego bliskim przyjacielem, więc ofiarował mu pojazd na miesiąc miodowy. Ojciec przyjął dar ku radości mamy, która nigdy do tej pory nie jechała samochodem. W roku 1946 wielbłąd był nadal normalnym środkiem trans- portu na Bliskim Wschodzie. Minęły trzy dziesięcio- lecia, zanim przeciętny Saudyjczyk zaczął poruszać się samochodem. Potem przez siedem dni i nocy moi rodzice szczęś- liwie przecinali szlak pustynny, kierując się do Dżuddy. Ale tak się pechowo złożyło, że ojciec, opuszczając w pośpiechu Ar-Rijad, zapomniał namio- tu; z powodu tego przeoczenia oraz obecności wielu niewolników małżeństwo nie zostało skonsumowane przed dotarciem do Dżuddy. Ta męcząca podróż należała chyba do najszczęśliw- szych wspomnień mamy, gdyż później dzieliła czas na »przed podróżą" i „po podróży". Kiedyś zwierzyła mi się, że oznaczała ona dla niej kres młodości, była bo- wiem wtedy zbyt niedoświadczona, by zrozumieć, co ją czeka u jej kresu. Rodzice mamy zmarli na zarazę, osierocając ją w wieku ośmiu lat. Gdy była dwunasto- letnią dziewczynką, poślubiła żywotnego mężczyznę o sadystycznych skłonnościach. Jej życie polegało od- tąd na spełnianiu jego rozkazów. 18 19 Po krótkim pobycie w Dżuddzie rodzice wrócili do Ar-Rijadu, siedziby dynastii Sa'udów. Ojciec był człowiekiem okrutnym i związek z nim wpędził mamę w głęboką melancholię. Ich małżeń- stwo obrodziło szesnaściorgiem dzieci, z których przetrwało jedenaścioro. Dziś życiem dziewięciu mo- ich sióstr zrodzonych z tego związku rządzą mężczyź- ni przez nich poślubieni. A jedyny syn moich rodzi- ców, dostojny saudyjski książę, biznesmen, ma cztery żony, mnóstwo kochanek i prowadzi życie wypełnio- ne przyjemnościami. Z lektury wiem, że większość cywilizowanych spadkobierców wczesnych kultur uśmiecha się na myśl o prymitywnej ignorancji swoich przodków. Obawę przed zniewoleniem jednostki rozwiał postęp cywilizacji. Społeczność ludzka chętnie chłonie wie- dzę i skłania się ku zmianom. Jednak kraj moich przodków uległ niewielkim zmianom w stosunku do okresu sprzed tysiąca lat. Tak, to prawda, powstały nowoczesne budowle, najnowsze zdobycze medycyny są dostępne dla wszystkich, ale los kobiet i jakość ich życia nadal pozostają obojętne mężczyznom. Niesłuszne jednak byłoby obwinianie o to naszej religii, islamu. Chociaż Koran naucza, że kobiety są gatunkiem drugorzędnym i podobnie jak Biblia upo- ważnia mężczyzn do sprawowania nad nimi władzy, nasz prorok Mahomet zachęcał do łagodności i uczci- wości wobec mojej płci. Ale ci, którzy nadeszli po Nim, woleli postępować zgodnie ze zwyczajami i tra- dycjami ponurego okresu głębokiego średniowiecza, niż stosować się do Jego nauk i zaleceń. Mahomet po- ił dzieciobójstwo dokonywane na niechcianych dzieciach płci żeńskiej. W Jego słowach wyczuwa się njepokój o los kobiet: „Tego, który obdarzon jest cór- ką, a nie pogrzebie jej żywcem ani nie będzie czuł gniewu wobec niej, ani przedkładał nad nią męskiego potomstwa, Bóg wprowadzi do raju". A przecież nie ma takiej rzeczy, jakiej mężczyźni nie uczynili i nie uczynią w tym kraju, aby zapewnić sobie narodziny męskiego potomka. Wartość dziecka narodzonego w Królestwie Arabii Saudyjskiej mierzy się posiadaniem lub brakiem męskiego organu. Mężczyźni w moim kraju wierzą, że są tym, czym się stać musieli. W Arabii Saudyjskiej męski honor jest ściśle związany z kobietami jego domu, tak więc pan musi narzucić swoją władzę swym kobietom - w przeciwnym wypadku okryje się hańbą. W związku z przekonaniem, iż kobiety nie panują nad swym po- pędem płciowym, staje się nieodzowne, aby mężczy- zna stał na straży seksualizmu kobiet. Ta całkowita kontrola kobiet nie ma nic wspólnego z miłością, lecz jedynie z obawą przed zszarganiem męskiego honoru. Władza saudyjskiego mężczyzny jest nieograniczo- na: jego żona i córki przetrwają tylko wtedy, jeśli takie jest jego życzenie. W naszych domach on jest jedyną siłą sprawczą. Inaczej rzecz wygląda w przypadku wy- chowywania chłopców. Od wczesnych lat dziecku płci męskiej wpaja się przekonanie o niewielkiej wartości kobiet: są one po to jedynie, aby zapewnić mu wygo- dę i komfort. Dziecko jest świadkiem lekceważenia okazywanego jego matce i siostrom przez ojca; ta jaw- na pogarda prowadzi do lekceważenia wszystkich 20 21 osób płci żeńskiej i czyni niemożliwą przyjaźń z nimi. Od wczesnego dzieciństwa syn jest przyuczany do ro- li pana, trudno się zatem dziwić, że gdy już na tyle doj- rzeje, aby wziąć sobie towarzyszkę życia, traktuje ją jak swoją własność, a nie partnerkę. W wyniku takiego wychowania kobiety w mym kraju są ignorowane przez ojców, pogardzane przez braci i wykorzystywane przez mężów. Trudno prze- rwać ten łańcuch, a mężczyźni, którzy narzucają ko- bietom taki los, również nie są szczęśliwi w życiu małżeńskim. Jakiż bowiem mężczyzna może odczu- wać zadowolenie w tak smutnym otoczeniu? Toteż szukają rekompensaty, biorąc sobie kolejne żony i ma- jąc mnóstwo kochanek. Niewielu zdaje sobie sprawę, że mogliby zaznać szczęścia we własnym domu z żo- ną-partnerką. Traktując kobiety jak niewolnice, jak przedmioty, uczynili miłość i prawdziwe partnerstwo między płciami czymś nieosiągalnym. Historia kobiet saudyjskich jest ukryta za czarnym welonem, tak jak ich twarze. Ani nasze narodziny, ani śmierć nie figurują w żadnym oficjalnym rejestrze, podczas gdy narodziny dzieci płci męskiej są odnoto- wywane w kronikach rodu czy zapiskach plemion. Powszechnie wyrażanym uczuciem przy narodzinach dziewczynek jest smutek lub wstyd. Rośnie wpraw- dzie liczba urodzin w szpitalach i ich rejestr w aktach rządowych, jednak większość narodzin na obszarach wiejskich odbywa się w domu. Rząd Arabii Saudyj- skiej nie dysponuje żadnym spisem ludności. Często zadawałam sobie pytanie, czy to, że nasze narodziny i śmierć nie są nigdzie rejestrowane, ozna- cza że my, kobiety pustyni, nie istniejemy? Czy jeśli nikt nie wie o moim istnieniu, oznacza to, że mnie nie ma? Już sam ten fakt, bardziej niż niesprawiedliwości, jakich doznałam w życiu, skłonił mnie do podjęcia poważnego ryzyka i opowiedzenia moich dziejów. Kobiety saudyjskie skrywa czarny welon, a ich życie kontrolują sztywne, patriarchalne reguły, ale to musi się zmienić, gdyż jesteśmy już zmęczone krępującymi nas więzami i tęsknimy do swobody osobistej. Sięgając do mych najwcześniejszych wspomnień i tajnego dziennika, który zaczęłam prowadzić w wie- ku lat jedenastu, spróbuję nakreślić obraz życia księż- niczki z domu Sa'udów. Postaram się odsłonić sekre- ty życia innych kobiet saudyjskich, milionów mych rodaczek niezrodzonych ze związków królewskiej ro- dziny. Moja gorąca chęć ujawnienia prawdy jest oczywi- sta, gdyż jestem jedną z tych ignorowanych przez oj- ców, lekceważonych przez braci i wykorzystywanych przez mężów. Jest nas bardzo wiele, inne jednak nie mają możliwości opowiedzenia swej historii. Rzadko się zdarza, aby prawda opuściła mury pała- cu saudyjskiego, gdyż nasze społeczeństwo spowija mrok tajemnicy, ale to, co znajdziecie na kartach tej książki, jest prawdą. 22 Dzieciństwo Któregoś dnia odmówiłam bratu oddania mu lśnią- cego czerwonego jabłka, które właśnie dała mi paki- stańska kucharka. Gdy nie chciałam wypuścić owocu z rąk, twarz Alego zaczęła purpurowieć z wściekłości, ale ja nadal odgryzałam duże kęsy i w całości je poły- kałam. Odmawiając uległości wobec niego, popełni- łam czyn oburzający i wiedziałam, że wkrótce ponio- sę jego konsekwencje. Ali kopnął mnie dwa razy i po- biegł do Omara, egipskiego szofera ojca. Moje siostry bały się go prawie tak samo jak ojca lub Alego. Ucie- kły do domu, pozostawiając mnie samą na pastwę gniewu mężczyzn. Po chwili przez boczną furtkę wbiegł Omar, a za nim Ali. Wiedziałam, że z nimi nie wygram, gdyż moje młode życie obfitowało w podobne doświadcze- nia. Wcześnie odkryłam fakt, że każde życzenie Ale- go winno być spełnione. Niemniej jednak połknęłam ostatni kęs jabłka i spoglądałam na brata z triumfem. Na próżno zmagając się z silnym uchwytem olbrzy- mich rąk Omara, zostałam uniesiona w górę i odtrans- portowana do gabinetu ojca. Ojciec niechętnie pod- niósł wzrok znad czarnej księgi rachunkowej i z iry- tacją spojrzał na niechcianą córkę, równocześnie z ra- dością wyciągając ramiona do cennego klejnotu, ja- kim był jego syn. Alemu wolno było przemówić, mnie - nie. Mimo to przepełniona pragnieniem zdobycia miłości i aproba- ty ojca wykrzyczałam prawdę o incydencie. Ojciec i brat zaniemówili z wrażenia. Nasze surowe społe- czeństwo potępia wygłaszanie przez istoty płci żeń- skiej swoich opinii. Wszystkie kobiety od wczesnej młodości uczą się raczej manipulacji niż konfrontacji. Ogień w sercach dumnych i odważnych niegdyś ko- biet beduińskich zgasł; w ich miejsce pojawiły się miękkie istoty niewiele przypominające tamte. Strach ścisnął mnie w żołądku i usłyszałam swój krzyk. Nogi ugięły się pode mną, gdy ojciec wstał z krzesła. Ujrzałam ruch jego ręki, nie poczułam jed- nak uderzenia na twarzy. Kara miała być inna. Ali otrzymał wszystkie moje zabawki. Ojciec dał mu też prawo napełniania mojego talerza w czasie po- siłków. Triumfujący Ali nakładał mi najmniejsze por- cje i najgorsze kawałki mięsa. Co wieczór kładłam się spać głodna, gdyż Ali postawił u mych drzwi strażni- ka z przykazaniem, żeby baczył, czy matka lub siostry nie donoszą mi pożywienia. Pastwił się nade mną, zjawiając się o północy z tacą pełną parujących tale- rzy, z których unosiły się zapachy mięsa kurczęcia i gorącego ryżu. Wreszcie znudził się tą zabawą, ale od tego momen- 24 25 tu, a miał wtedy dziewięć lat, stał się mym zawziętym wrogiem. Chociaż byłam zaledwie siedmioletnią dziewczynką, w wyniku incydentu z jabłkiem uświa- domiłam sobie, że jestem istotą płci żeńskiej pozba- wioną wszelkich praw. Widziałam poniżenie mamy i sióstr, ale nie wątpiłam, że nadejdzie dzień triumfu sprawiedliwości. Żywiąc to głębokie przekonanie, od wczesnych lat stałam się utrapieniem rodziny. Miałam jednak w życiu również radosne momenty. Najszczęśliwsze chwile spędziłam w domu mojej ciot- ki, siostry mamy. Owdowiała, zbyt stara, by zwracać na siebie uwagę, a więc wolna od wszelkich kłopotów ze strony mężczyzn, była pełną radości istotą. Często wspominała czasy swej młodości i walk plemiennych. Widziała powstawanie swego narodu i opowiadała nam fascynujące historie o wyczynach króla Abd al- -Aziza i jego wiernych towarzyszy. Wraz z siostrami siedziałam ze skrzyżowanymi nogami na kosztow- nym wschodnim dywanie, skubałyśmy ciasta, dakty- lowe i migdałowe torty, zasłuchane w opowieści o bo- haterskich wyczynach naszych krewnych. Poczułam przypływ dumy, słysząc o męstwie Sa'udów podczas ich walki z klanem Raszydytów w 1891 roku. Wpraw- dzie zostali wtedy pokonani i musieli uciekać, ale dziesięć lat później członkowie rodziny płci męskiej powrócili z Abd al-Azizem, by odzyskać utracone zie- mie. Brat cioci walczył u boku Abd al-Aziza. Ten do- wód wierności zapewnił mu wejście do rodziny kró- lewskiej dzięki związkom małżeńskim. W wyniku te- go scenariusza urodziłam się jako księżniczka. Gdy byłam dzieckiem, moja rodzina należała do 26 uprzywilejowanych, choć nie najbogatszych człon- ków rodu. Dochód z eksploatacji ropy zapewniał ob- fitość jedzenia i opiekę lekarską, która w owym czasie należała do największych luksusów. Mieszkaliśmy w ogromnej willi zbudowanej z beto- nowych bloków i pomalowanej na śnieżnobiały kolor. Otaczające naszą posiadłość mury miały prawie dzie- więć metrów wysokości. Dom mego dzieciństwa, dla mnie zupełnie zwyczajny, jawił się pałacem w katego- riach zachodnich, a przecież był tylko zwykłym do- mostwem w porównaniu z oczekiwaniami współczes- nych Saudyjczyków. Jako dziecko uważałam, że jest zbyt duży, by mógł być przytulny. Długie i ponure korytarze wiodły do różnych kształtów i rozmiarów pokoi, kryjących mroczne sekrety naszego życia. Ojciec i Ali zajmo- wali drugie piętro przeznaczone dla mężczyzn. Gnana ciekawością, często tam zaglądałam ukradkiem. Ciemnoczerwone aksamitne zasłony broniły dostępu słonecznego światła. W powietrzu wisiał zapach tu- reckiego tytoniu i whisky. Rzucałam jedno nieśmiałe spojrzenie i co tchu biegłam z powrotem do prze- stronnego kobiecego skrzydła na parterze. Pokój, któ- ry dzieliłam z moją siostrą Sarą, wychodził na pry- watny ogród kobiet. Pokój mamy był pomalowany na jasnożółty kolor, dzięki czemu nabrał życia, którego brakowało pokojom w pozostałej części willi. Służba i niewolnicy żyli w maleńkich, dusznych Pomieszczeniach w oddzielnym budynku, umiejsco- wionym na tyłach ogrodu. W przeciwieństwie do wy- Posażonej w klimatyzację willi, pomieszczenia dla 27 służby nie były przystosowane do gorącego klimatu pustyni. Pamiętam, jak cudzoziemskie pokojówki i szoferzy mówili z niepokojem o porze nocnego wy- poczynku. Jedyną ulgę dawały elektryczne wiatracz- ki. Ale mój ojciec twierdził, że gdyby wyposażył po- koje służby w klimatyzację, przesypialiby całe dnie. Tylko Omar sypiał w małym pokoiku w głównym budynku. U wejścia do domu wisiał długi złoty sznur, połączony z dzwonkiem w pokoju Omara. W razie potrzeby dźwięk dzwonka, w dzień czy w nocy, pod- rywał go na nogi i sprowadzał do drzwi ojca. Wiele ra- zy pociągałam za sznurek w czasie jego drzemki lub w środku nocy, a następnie ile sił w nogach gnałam do pokoju i kładłam się do łóżka, udając mocno śpiące, grzeczne dziecko. Któregoś wieczoru mama przyłapa- ła mnie, gdy biegłam do łóżka. Ze smutkiem na twa- rzy uszczypnęła mnie w ucho i zagroziła, że powie oj- cu. Nigdy jednak tego nie uczyniła. Od czasów mego dziadka mieliśmy rodzinę sudań- skich niewolników. Liczba naszych niewolników wzrastała po każdorazowym powrocie ojca z hadżdż, dorocznej pielgrzymki do Mekki odbywanej przez wiernych. Pielgrzymi z Sudanu i Nigerii sprzedawali swe dzieci bogatym Saudyjczykom, by mieć za co wrócić do domu. Nabyci w ten sposób niewolnicy uczestniczyli w naszym życiu domowym i w intere- sach ojca jak jego własne dzieci, nie było więc w nich służalczości. W 1962 roku, gdy rząd zniósł niewolnic- two, nasza rodzina błagała ojca, żeby ich zatrzymał. Żyją w jego domu po dzień dzisiejszy. Ojciec zachował w pamięci swojego ukochanego 28 króla Abd al-Aziza. Mówił o nim tak, jak gdyby widy- wał g° codziennie, i głęboko przeżył jego śmierć w 1953 roku, trzy lata przed moim urodzeniem. po śmierci naszego pierwszego władcy królestwo znalazło się w niebezpieczeństwie, gdyż następca ustanowiony przez zmarłego króla, jego syn, nie po- siadał cech przywódcy. Trwonił bogactwo na pałace, samochody i błyskotki dla swych żon, w wyniku cze- go krajowi zaczął grozić polityczny i gospodarczy chaos. Pamiętam jak kiedyś, w 1963 roku, członkowie pa- nującego rodu zebrali się w naszym domu. Byłam w tym czasie nadal tą samą ciekawską siedmiolatką. Omar, kierowca ojca, wpadł wtedy do ogrodu i przy- dając sobie ważności krzykiem, zapędził nas na górę. Machał rękami, jakby odprawiał egzorcyzmy. Zgro- madził nas przy schodach i wtłoczył do małego salo- niku. Sara, moja starsza siostra, ubłagała mamę, by pozwoliła jej ukryć się za rzeźbą balkonową. Chciała przyjrzeć się naszym władcom przy pracy. Choć czę- sto widywałyśmy wujów i kuzynów w czasie spotkań rodzinnych, nigdy jednak nie uczestniczyłyśmy w ważnych wydarzeniach kraju. Gdy dziewczyna za- czynała miesiączkować, przywdziewała welon i zosta- wała całkowicie odcięta od osobników płci męskiej, oprócz ojca i braci. Nasze życie upływało w odosobnieniu i nudzie, więc tego dnia mama zlitowała się nad nami. Przyłą- czyła się do swych córek zgromadzonych na piętrze nad przejściem i z balkonu przysłuchiwałyśmy się Mężczyznom siedzącym w dużym salonie pod nami. 29 Ja, jako najmłodsza, siedziałam na jej kolanach. Pal- cami lekko przyciskała mi wargi, powstrzymując przed wydaniem jakiegokolwiek odgłosu. Gdyby nas tu znaleziono, ojciec byłby wściekły. Spoglądałam wraz z siostrami jak urzeczona na pa- radę braci, synów, wnuków i kuzynów zmarłego kró- la. Mężczyźni zbierali się z godnością i powagą. Spo- kojna twarz następcy tronu, księcia Fajsala, przycią- gała naszą uwagę. Nawet moje młode oczy dostrzegły jego bezgraniczny smutek. Do 1963 roku wszyscy Saudyjczycy zdali sobie sprawę z umiejętności rzą- dzenia państwem przez księcia Fajsala - w przeci- wieństwie do króla Sa'uda, który sobie z tym nie ra- dził. Chodziły słuchy, że władza Sa'uda miała być je- dynie symbolem jedności rodu. Panowało ogólne przeświadczenie, że był to układ niesprawiedliwy dla kraju i nie do utrzymania na dłuższą metę. Książę Fajsal stał z dala od całej grupy. Spokojnym głosem oznajmił, że chce przemówić w sprawach nie- zwykłej wagi dla rodziny i kraju. Wyraził obawę, że tron, tak trudny do zdobycia, wkrótce zostanie stra- cony. Stwierdził, że naród zmęczyły ekscesy rodziny panującej, że mówi się o zrzuceniu z tronu dotychcza- sowego władcy za jego postawę, odsunięciu całego klanu Sa'udów i wyborze na przywódcę kogoś ze strażników religii. Spojrzał ostro na młodsze książęta i jasnym, pew- nym głosem oświadczył, że ich brak poszanowania dla tradycyjnego stylu życia może zachwiać tronem. Dodał, że jego serce wypełnia smutek, iż tak niewielu z nich przejawia chęć do pracy i zadowala się życiem 30 przyznawanych za ropę stypendiów. Kiedy prze- rwał? czekając na komentarze swoich braci i krew- nych, nikt nie wyraził ochoty zabrania głosu. Dodał vńęc, że gdyby on decydował o rozdziale dochodów za ropę? przypływ pieniędzy dla książąt uległby zmniej- szeniu, po czym skinął głową bratu Muhammadowi i usiadł z westchnieniem. Zauważyłam z balkonu ner- wowe poruszenie wśród kilku młodszych kuzynów. Najwyższe miesięczne stypendium nie przekracza dziesięciu tysięcy dolarów, główne dochody człon- ków klanu Sa'udów płyną z ziemi. Arabia Saudyjska jest ogromnym krajem, a większość ziemi należy do mojej rodziny. Każdy kontrakt budowlany jest rów- nież źródłem ogromnych zysków. Potem zaczął przemawiać książę Muhammad, trze- ci najstarszy z żyjących braci. Wywnioskowałyśmy z jego przemówienia, że król Sa'ud nalegał na przy- wrócenie mu władzy absolutnej, której go pozbawio- no w 1958 roku. Krążyły słuchy, że przebywa poza miastem, prowadząc kampanię przeciw Fajsalowi. Były to ciężkie chwile dla rodziny Sa'udów, gdyż ich członkowie zawsze stanowili zwarty front wobec resz- ty Saudyjczyków. Przypomniałam sobie, jak ojciec opowiadał, dlacze- go najstarszy z żyjących synów po Fajsalu został po- minięty w sukcesji do tronu. Stary król zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby predyspozycje Muhammada znalazły oparcie we władzy królewskiej, wielu ludzi Poniosłoby śmierć, ponieważ książę znany był ze swe- go gwałtownego temperamentu. Moja uwaga ponownie skupiła się na zebranych 31 i usłyszałam, jak książę Muhammad oznajmia, że mo- narchia znalazła się w niebezpieczeństwie; rozważał możliwość zrzucenia króla z tronu i osadzenia na nim księcia Fajsala. Fajsal jednak oznajmił wszystkim, że przysiągł ojcu na łożu śmierci, iż nigdy nie powstanie przeciw władzy brata, i żadne okoliczności nie skło- nią go do złamania obietnicy, nawet gdyby Sa'ud do- prowadził kraj do bankructwa. Jeśli celem spotkania ma być projekt zrzucenia króla z tronu, to on, Fajsal, będzie zmuszony opuścić zebranie. W końcu rodzina postanowiła, że Muhammad, jako najstarszy po Fajsalu, powinien wpłynąć na króla. Przyglądałyśmy się, jak mężczyźni, trzymając w dło- niach filiżanki od kawy, składali przysięgę lojalności. Wszyscy synowie Abd al-Aziza mieli stanąć wspól- nym frontem przeciw światu. Po tradycyjnym poże- gnaniu zaczęli w milczeniu opuszczać pokój. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że był to począ- tek końca panowania mego wuja, króla Sa'uda. Wkrótce nasza rodzina ze smutkiem musiała się przy- glądać, jak synowie Abd al-Aziza eksmitują jednego ze swoich z ojczystego kraju. Wuj Sa'ud do tego stop- nia stracił panowanie nad sobą, że wysłał list pełen pogróżek do swego brata, księcia Fajsala. Ten uczy- nek przypieczętował jego los, gdyż jest nie do pomy- ślenia, żeby jeden brat obrażał drugiego lub mu gro- ził. Istnieje niepisane prawo beduińskie, że brat nie może zwrócić się przeciw bratu. W rodzinie i w całym kraju zapanował kryzys. Do- wiedzieliśmy się z czasem, że rewolucja, do której dą- żył nasz wuj, została zażegnana dzięki pełnemu taktu postępowaniu księcia Fajsala, który usunął się ze sce- ny i pozostawił podjęcie decyzji co do losów naszego kraju swym braciom i strażnikom religii. Dwa dni później dowiedzieliśmy się o abdykacji króla. Jedna z naszych ulubionych ciotek, żona króla Sa'uda, wpadła do nas wzburzona. Byłam zszokowa- na, widząc, jak zrywa welon z twarzy w obecności mę- skiej służby. Przybyła z pałacu Nasrija, znajdującego się na pustyni. Budowla ta zawsze zdumiewała mnie swoim niezmierzonym bogactwem i wskazywała do- bitnie, co spowodowało finansowy kryzys w naszej oj- czyźnie. Zebrałyśmy się z siostrami wokół mamy, podczas gdy ciotka, nie panując nad sobą, wykrzykiwała oskarżenia pod adresem całej rodziny. Była szczegól- nie oburzona na księcia Fajsala i winiła go za sytu- ację, w jakiej znalazł się jej mąż. Powiedziała, że bra- cia męża konspirowali, aby odebrać mu tron pozosta- wiony decyzją ojca. Płacząc, oznajmiła, że Rada Reli- gijna przybyła dziś do pałacu, żądając ustąpienia kró- la. Cała ta scena wprawiła mnie w niebywałe zdumie- nie, gdyż tego rodzaju konfrontacje są czymś rzadkim w naszym społeczeństwie, w którym przemawia się cichym głosem, słucha tych, co mają nad nami wła- dzę, a wszystkie problemy rozwiązuje się w skrytości. Gdy ciocia, która była niezwykle piękną kobietą, za- częła wydzierać sobie włosy z głowy i rwać kosztow- ne perły na szyi, zrozumiałam, że sprawa musi być Poważna. Wreszcie mamie udało się ją uspokoić i za- Prowadzić do salonu, gdzie wypiła filiżankę herbaty. 32 33 Siostry zebrane pod drzwiami próbowały podsłuchi- wać. Ja zaś schyliłam się, by pozbierać perły. Zebra- łam ich całą garść i umieściłam w pustym wazonie w holu. Mama zaprowadziła płaczącą ciotkę do czekającego na nią czarnego mercedesa. Przyglądałyśmy się, jak szofer uwozi w pośpiechu swą nieutuloną w żalu pa- sażerkę. Nie ujrzeliśmy jej więcej, gdyż towarzyszyła mężowi na wygnaniu. Mama jednak przestrzegła nas przed nieprzychylnymi uczuciami wobec wuja Fajsa- la. Wyjaśniła, że wuj Fajsal wiedzie kraj do dobroby- tu, lecz jego poczynania sprowadzają na niego gniew ludzi nieudolnych. Choć wedle kryteriów zachodnich mama nie należała do osób wykształconych, cecho- wała ją jednak prawdziwa mądrość. Rodzina Pomimo sprzeciwów ojca mama, zachęcana przez Iffat, żonę nowego króla Fajsala, zdołała kilka z nas wykształcić. Ojciec nie chciał nawet rozmawiać na ten temat. Pięć moich starszych sióstr uczyło się jedy- nie na pamięć Koranu od prywatnej nauczycielki, która przychodziła do domu. Przez sześć dni w tygo- dniu po dwie godziny dziennie powtarzały wersety z Koranu za czterdziestopięcioletnią Egipcjanką Fati- mą. Kiedy Fatima poprosiła rodziców o pozwolenie na rozszerzenie programu nauczania o przyrodę, hi- storię i matematykę, ojciec stanowczo odmówił. Niebawem jednak ojciec zauważył, że wiele rodzin królewskich zezwala na kształcenie córek. Wraz z bo- gactwem płynącym z produkcji ropy, większość sau- dyjskich kobiet, z wyjątkiem beduinek i mieszkanek wsi, uwolniona została od wszelkiej pracy. Członko- wie rodziny królewskiej byli znacznie bogatsi niż większość Saudyjczyków, ale i tak majątki uzyskane dzięki ropie sprowadzały prawie do każdego domu 35 służących przybyłych z Dalekiego Wschodu i innycłJ ubogich obszarów. Ja i moje siostry również nie miałyśmy nic do robo. ty poza zabawą lub wypoczynkiem w ogrodzie. Nie miałyśmy też gdzie pójść, gdyż w czasach mojego dzieciństwa w mieście nie było nawet ogrodu zoolo- gicznego czy parku. Mama, zmęczona swoimi pełnymi energii córkami, uważała, że kształcenie rozszerzy nasze horyzonty, a ją odciąży. Wreszcie z pomocą cioci Iffat udało jej się uzyskać niechętne przyzwolenie ojca. I tak oto pięć najmłodszych córek naszej rodziny, w tym Sara i ja, skorzystało z nowej ery - akceptacji kształcenia kobiet. Pierwsza nasza lekcja odbyła się w domu królew- skiej kuzynki. Siedem rodzin klanu Sa'udów zatrud- niło młodą kobietę z Abu Żabi, pobliskiego miasta w Emiratach. Nasza grupka składała się z szesnastu uczennic. Lekcje odbywały się codziennie w domu naszej kuzynki, od dziewiątej rano do drugiej po po- łudniu, od soboty do czwartku. Na tych właśnie lekcjach ujrzał światło dzienne ta- lent mojej ulubionej siostry Sary. Była znacznie by- strzejsza niż dziewczęta dwa razy od niej starsze. Na- uczycielka spytała, czy przeszła już etap kształcenia podstawowego, i ze zdumieniem pokręciła głową, otrzymując przeczącą odpowiedź. Nasza pani miała to szczęście, że jej nowocześnie myślący ojciec posłał ją do Anglii na nauki. Z powo- du zniekształconej stopy nie było chętnych do jej po- ślubienia, mogła więc pójść drogą wolności i niezależ- ni Z uśmiechem powtarzała, że zniekształcona stopa była darem od Boga, gdyż dzięki temu jej umysł ie uległ deformacji. Chociaż mieszkała w domu na- : królewskiej kuzynki - wciąż jest nie do pomyśle- nia, aby samotna kobieta mieszkała sama w Arabii Saudyjskiej - zarabiała pieniądze i samodzielnie po- dejmowała decyzje o swym życiu. Lubiłam ją, gdyż była uprzejma i nie robiła mi uwag, gdy zapomniałam odrobić lekcje. W przeci- wieństwie do Sary nie miałam akademickiego umy- słu. Znacznie bardziej pociągało mnie rysowanie niż matematyka, i śpiewanie niż odmawianie modlitw. Sara czasem mnie szczypała, gdy się niestosownie za- chowywałam. Gdy jednak zaczynałam krzyczeć, zo- stawiała mnie samej sobie. Nasza pani z pewnością zasługiwała na imię nadane jej przed dwudziestu siedmiu laty - Sakina, co po arabsku znaczy „spokój". Panna Sakina oznajmiła mamie, że Sara jest naj- zdolniejszą uczennicą, jaką kiedykolwiek miała. Wte- dy ja, podskakując, spytałam: - A ja? Pomyślała chwilę i odparła z uśmiechem: - Sułtana z pewnością zostanie sławna. Tego wieczoru przy obiedzie mama z dumą powtó- rzyła ojcu to, co usłyszała o Sarze. Promieniała zadowo- leniem, lecz on złośliwie zapytał, jak córka zrodzona z jej łona może być zdolna do sukcesów. Alego, który był prymusem w nowoczesnej szkole średniej w mie- ście, również nie poczytał mamie za zasługę - zakładał Prawdopodobnie, że wszelkie intelektualne uzdolnie- nia jego dzieci odziedziczyły wyłącznie po nim. 36 37 Jeszcze dziś z niesmakiem przyglądam się wysil- kom moich starszych sióstr, gdy usiłują coś dodawać lub odejmować, i wciąż odmawiam dziękczynne mo- dły za ciocię Iffat, która odmieniła życie wielu sau- dyjskich kobiet. Historia jej małżeństwa również jest godna wzmianki. Latem 1932 roku wuj Fajsal wybrał się w podróż do Turcji. Dowiedziawszy się, że młody saudyjski książę przybył do Konstantynopola, młodziutka Iffat z rodu Sunajjan wraz z matką poprosiła go o pomoc w spra- wie odzyskania własności, wokół której toczyły się spory. Należała ona do jej zmarłego ojca. Fajsal, pora- żony niezwykłą urodą Iffat, zaprosił ją wraz z matką do Arabii, by rozwiązać ów problem. Nie tylko zwró- cił jej posiadłość, ale także ją poślubił. Podobno oświadczył później, że była to najmądrzejsza decyzja w jego życiu. Mama mówiła, że Fajsal zmieniał kobie- ty jak opętany, dopóki nie spotkał Iffat. W okresie panowania wuja Fajsala Iffat umożliwiła rozwój edukacji młodych dziewcząt. Bez jej wysiłków kobiety w dzisiejszej Arabii nie przestąpiłyby progu szkoły. Siła jej charakteru budziła mój największy po- dziw i poprzysięgłam sobie, że gdy dorosnę, będę ta- ka jak ona. Jej dzieci nie zdołały zepsuć pieniądze. Niestety ze smutkiem muszę stwierdzić, że więk- szość moich królewskich kuzynów bogactwo wykole- iło. Mama zwykła mawiać, że beduini mogli prze- trwać w ciężkich pustynnych warunkach, lecz nigdy nie uporają się z dobrobytem zapewnianym im przez pola naftowe. Zdobycze umysłu i głęboka wiara przodków nie przemawiały już do młodych Sa'udów. \ atwe życie niekorzystnie wpłynęło na nasze pokole- je a wielkie bogactwa pozbawiły nas ambicji i praw- dziwego zadowolenia. Przyczyn słabości monarchii należy też upatrywać w przyzwyczajeniu do rozrzut- ności- Obawiam się, że przyśpieszy to nasz upadek. Większość dzieciństwa upłynęła mi na podróżach po kraju. Koczownicza krew beduinów płynie w ży- łach wszystkich Saudyjczyków i po powrocie z jednej podróży rozpoczynają rozmowy na temat następnej. Nie musimy już wprawdzie wypasać owiec, wciąż jed- nak poszukujemy coraz to zieleńszych pastwisk. Ar-Rijad było siedzibą rządu, jednak nikt z rodziny Sa'udów nie przepadał za miastem; było tam zbyt go- rąco i sucho, strażnicy religii traktowali swoją rolę bardzo poważnie, a noce dokuczały nadmiernym chłodem. Większość rodzin wolała Dżuddę czy At- -Ta'if. Dżudda jako miasto portowe była bardziej po- datna na zmiany, poza tym oddychało się tam lżej morskim powietrzem. Miesiące od grudnia do lutego na ogół spędzamy w Dżuddzie, marzec, kwiecień i maj - w Ar-Rijadzie, upalne letnie miesiące od czerwca do września prowa- dzą nas w góry At-Ta'if, październik i listopad znów zastaje nas w Ar-Rijadzie. Oczywiście miesiąc Rama- danu i dwa tygodnie miesiąca pielgrzymki spędzamy w Mekce, naszym świętym mieście. Zanim ukończyłam dwanaście lat w 1968 roku, mój ojciec stał się niesłychanie bogatym człowiekiem. Jed- nak pomimo tak ogromnego bogactwa był najmniej rozrzutnym z Sa'udów. Ale każdej ze swoich czterech rodzin wybudował pałace w Ar-Rijadzie, Dżuddzie, 38 39 At-Ta'if i w Hiszpanii. Pałace te były identycznej włącznie z kolorem dywanów i doborem mebli. Ojciec nienawidził zmian i chciał czuć się zawsze, jakby przebywał w tym samym domu. Polecił mamie zaku- pienie wszystkiego po cztery sztuki, łącznie z dziecię, j cą bielizną i zabawkami. Nie chciał, aby rodzina zada- wała sobie trud pakowania walizek. Ogarniało mnie niesamowite uczucie, gdy wchodząc do pokoju w Dżuddzie czy At-Ta'if stwierdzałam, że jest iden- tyczny jak pokój w Ar-Rijadzie, nawet z takimi samy-1 mi ubraniami w szafach i książkami w bibliotece. Mama rzadko uskarżała się na cokolwiek. Kiedy jednak ojciec kupił cztery czerwone porsche dla mo- jego czternastoletniego brata, była oburzona takim marnotrawstwem. Ale nigdy nie szczędzono wydat- ków, gdy chodziło o Alego. Na dziesiąte urodziny otrzymał swojego pierwszego złotego rolexa. Byłam wtedy szczególnie przygnębio- na, gdyż poprosiłam ojca o grubą złotą bransoletkę z suku, a on szorstko odmówił. Ali już drugi tydzień pysznił się swoim rolexem, gdy któregoś dnia spo- strzegłam, że zostawił go na stoliku koło basenu. Po- żerana zazdrością, roztrzaskałam zegarek kamieniem w drobny mak. Choć raz nie odkryto mojej psoty i z dziką radością usłyszałam, jak Ali dostał burę od ojca za brak posza- nowania dla swoich rzeczy. Jednakże w ciągu tygo- dnia otrzymał następnego rolexa, a moja dziecięca uraza jeszcze się nasiliła. Mama często rozmawiała ze mną o mojej nienawi- ści do brata. Dostrzegała ogień buntu w mych oczach, 40 wet jeśli kapitulowałam. Jako najmłodsza wśród córek byłam najbardziej rozpieszczana przez siostry ' innych krewnych. Ponieważ byłam drobna jak na swój wiek, w przeciwieństwie do reszty sióstr, które były wysokie i postawne, traktowano mnie jak małe dziecko. Wszystkie moje siostry odznaczały się spo- kojem i powściągliwością, jak na saudyjskie księż- niczki przystało. Ja jedna byłam hałaśliwa i nieokieł- znana, niewiele dbałam o mój książęcy image. Na ja- ką próbę musiałam wystawiać ich cierpliwość! Ale nawet dziś każda z sióstr stanęłaby w mojej obronie wobec najmniejszego zagrożenia. Dla ojca natomiast stanowiłam źródło nieustan- nych rozczarowań, choć przez całe moje dzieciństwo próbowałam zaskarbić sobie jego miłość. W swej roz- paczliwej chęci zdobycia jego uczucia usiłowałam zwrócić na siebie uwagę - choćby nawet miała to być tylko kara za wybryk. Miałam nadzieję, że gdy często będzie na mnie spoglądał, dostrzeże we mnie wresz- cie swoją córkę i pokocha, być może nawet na równi z Alim. Jednakże moje natrętne zachowanie przemie- niło jego obojętność w jawną niechęć. Mama pogodziła się z faktem, że kraj, w którym się urodziła, jest miejscem odwiecznych konfliktów płci. Ja, będąc jeszcze dzieckiem, nie potrafiłam tego zro- zumieć. Patrząc teraz wstecz, myślę, że Ali musiał mieć za- równo dobre jak i złe cechy, wtedy jednak wszystko Przesłaniała mi jego zasadnicza ułomność: był okrut- ny- Widziałam, jak dokuczał kalekiemu synowi na- szego ogrodnika. Biedne dziecko miało długie ręce 41 i dziwnie ukształtowane nogi. Gdy do Alego przycho- dzili koledzy, często wzywał biednego Sarniego i ka- zał mu demonstrować jego „małpi chód". Nigdy nie dostrzegał żałosnego wyrazu twarzy kaleki ani łez spływających po jego policzkach. Kiedyś Ali znalazł kocięta, schował je przed kotką i z zadowoleniem obserwował, jak ich szuka. Nikt w domu nie odważył się go za to ukarać, gdyż ojciec nie uważał takiego postępowania za zło. Po kolejnej rozmowie z mamą postanowiłam zasto- sować wobec brata saudyjski sposób manipulacji za- miast konfrontacji. Mama odwoływała się w naszej rozmowie do Boga, a nic tak nie przekonuje dziecka. Spróbowałam spojrzeć na mój stosunek do Alego oczami mamy, i uznałam, że moje obecne postępowa- nie sprowadzi mnie na ciernistą drogę. Moje dobre intencje ulotniły się jednak w ciągu na- stępnego tygodnia z powodu podłego zachowania Ale- go. Znalazłyśmy z siostrami maleńkiego szczeniaka, który najprawdopodobniej zaginął matce. Psiak skomlał z głodu. Podniecone popędziłyśmy po lalczyne butelki i napełniłyśmy je ciepłym kozim mlekiem. Ustaliłyśmy z siostrami kolejkę karmienia małego. Niebawem szcze- niak stał się nabity i tłusty. Ubierałyśmy go w różne szmatki i nauczyłyśmy siedzieć w lalczynym wózku. Muzułmanie nie przepadają za psami, jednakże rzadko zdarza się, by ktoś skrzywdził jakieś szczenię. Nasza mama również spoglądała z uśmiechem na za- bawnego malca. Któregoś popołudnia pchałyśmy wózek z Basimem (co po arabsku znaczy „uśmiechnięta buzia") i tak się 42 7łożył°5ze waśnie obok nas przechodził Ali z kolega- mi Widząc ich zainteresowanie szczeniakiem, mój brat postanowił, że psiak będzie należał do niego. Moje siostry i ja krzyczałyśmy i walczyłyśmy, gdy usi- łował go nam wyrwać. Ojciec usłyszał hałas i wyszedł ze swego gabinetu. Gdy Ali powiedział, że chce szcze- niaka, ojciec polecił nam go oddać. Nic nie mogło wpjynąć na zmianę jego decyzji. Ali chciał szczenia- ka - Ali dostał szczeniaka. Płakałyśmy gorzko, gdy nasz brat odchodził z Ba- simem pod pachą. Tak więc ostatnia szansa pokocha- nia brata została zniweczona. Moja nienawiść do nie- go jeszcze się ugruntowała, gdy mi powiedziano, że Ali, znudzony Basimem, wyrzucił go przez okno pę- dzącego samochodu. Sara Moja ukochana siostra Sara jest dziewiątą żyjącą córką mych rodziców, o trzy lata starszą ode mnie. Między nami przypadają narodziny Alego. Zbliżały się właśnie jej szesnaste urodziny i powinna była ob- chodzić je z radością, ale mama oznajmiła jej przygnębiającą nowinę przekazaną przez ojca - wkrótce miała zostać wydana za mąż. Od dwóch lat, odkąd zaczęła miesiączkować, osła- niała twarz welonem. Tak więc skończyły się jej dzie- cięce marzenia o wielkich osiągnięciach. Welon za- szeregował ją do podludzi. Oddaliła się ode mnie, swej młodszej siostry, i od nas wszystkich. Tym do- tkliwiej odczułam jej odsunięcie, że wciąż żywo pa- miętałam radosne, wspólnie przeżyte chwile z nasze- go dzieciństwa. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bar- dzo byłyśmy szczęśliwe, dopóki nie ujrzałam jej roz- paczy. Sara była znacznie ładniejsza ode mnie i pozosta- łych sióstr. Jej wyjątkowa uroda stała się przekleń- 44 stwem, gdyż wielu mężczyzn słyszało o niej od swych matek i sióstr i pragnęło ją poślubić. Była wysoka i szczupła, miała kremowobiałą cerę i ogromne czar- ne oczy, a jej długie lśniące włosy stanowiły źródło za- zdrości wszystkich sióstr. Niestety nie tylko uroda stała się jej przekleń- stwem? ale także wyjątkowa inteligencja. W naszej oj- czyźnie daje ona kobiecie jedynie rozpacz, gdyż nie ma tu niczego, na czym mogłaby skoncentrować swój umysł- Sara pragnęła studiować historię sztuki we Wło- szech, a potem chciała otworzyć w Dżuddzie galerię. Dążyła do tego celu od dwunastego roku życia. Jej po- kój wypełniony był książkami wielkich mistrzów. Głowa mi puchła, gdy słuchałam, jak opisuje wspa- niałą sztukę europejską. Tuż przed ogłoszeniem mał- żeństwa, gdy po kryjomu buszowałam w jej pokoju, znalazłam listę miejsc, które zamierzała zwiedzić we Florencji, Wenecji i Mediolanie. Wiedziałam, że jej marzenia się nie spełnią. Większość małżeństw w moim kraju jest kojarzo- nych przez starsze kobiety w rodzinie. U nas o wszystkim decydował ojciec. Dawno temu postano- wił, że najpiękniejsza z jego córek poślubi mężczyznę bardzo wpływowego i bogatego. Człowiek mający poślubić Sarę należał do kupiec- kiej rodziny w Dżuddzie, z którą ojciec powiązany był finansowo. O wyborze pana młodego zdecydowa- ły przeszłe i przyszłe układy handlowe. Miał sześć- dziesiąt dwa lata, a Sara miała zostać jego trzecią żo- ną. Choć nie poznała go do tej pory, on słyszał o jej 45 wyjątkowej urodzie od swych krewnych płci żeńskiej i nalegał na rychłe wyznaczenie daty ślubu. Mama próbowała interweniować w tej sprawie, ale ojciec jak zwykle okazał się nieugięty. I teraz właśnie Sara dowiedziała się o swym ślubie. Mama kazała mi wyjść z pokoju, ale mówiąc to, była odwrócona do mnie plecami, więc udałam, że wycho- dzę, szurając nogami i zatrzaskując drzwi, po czym wślizgnęłam się do otwartej szafy, przeklinając ojca, mój kraj i kulturę. Sara tak bardzo płakała, że umknę- ło mi wiele jej słów, ale usłyszałam, jak wyszlochała, że jest ofiarnym jagnięciem. Mama również płakała, nie znalazła jednak niczego na pocieszenie. Wiedziała, że jej mąż ma wyłączne pra- wo decydowania o związkach małżeńskich swoich có- rek. Sześć z nich poślubiło już mężczyzn nie wybranych przez siebie. Mama zdawała sobie sprawę, że pozostałe cztery czeka podobna przyszłość. Nie było takiej siły na ziemi, która by je przed tym mogła uchronić. Mama usłyszała hałas w szafie, lecz kiedy mnie tam odkryła, nie uczyniła nic, by mnie wyrzucić z pokoju. Kazała mi przynieść mokre ręczniki i znów poświęci- ła całą uwagę Sarze. Gdy wróciłam, umieściła ręczni- ki na jej głowie, starała się ją ukoić i nakłonić do snu. Siedziała i długo przyglądała się swej młodziutkiej córce. Wreszcie wstała i z głębokim, pełnym smutku! westchnieniem wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do kuchni. Chociaż nie była to pora posiłku, przygoto- wała mi talerzyk ciasteczek i szklankę zimnego mle- ka. Potem posadziła mnie sobie na kolanach i tuliła przez dłuższą chwilę. 46 Łzy Sary tylko wzmogły zawziętość ojca. Ból, który odczuwała, do tego stopnia wytrącił ją z równowagi, że oskarżyła ojca o nienawiść do kobiet. Zacytowała słowa Buddy: „Zwycięstwo rodzi nienawiść, gdyż zwyciężeni są nieszczęśliwi...". Ojciec, wściekły, od- wrócił się i wyszedł, a Sara z płaczem rzuciła za nim, że lepiej byłoby dla niej, gdyby się nigdy nie urodzi- ła skoro skazano ją na takie cierpienia. Na to ojciec oschłym głosem odparł, że w tej sytuacji przyśpieszy datę ślubu, żeby skrócić jej męki. Ojciec zazwyczaj przychodził do nas co czwarty dzień. Muzułmanie z kilkoma żonami dzielą swój czas równo między wszystkie swoje rodziny. Gdy mężczyzna odmawia odwiedzin u swej żony i dzieci, uważane jest to za karę. W domu panowało takie za- mieszanie spowodowane nieszczęśliwym małżeń- stwem Sary, że ojciec polecił mamie, która była jego pierwszą żoną, a więc stała na czele wszystkich żon, aby poinformowała pozostałe trzy, że będzie je kolej- no odwiedzał, pomijając naszą rodzinę. Zanim wy- szedł, rzucił oschle, aby mama wyleczyła swą córkę z histerii i poprowadziła ją do jej przeznaczenia, któ- re w jego ustach oznaczało rolę „obowiązkowej żony i dobrej matki". Z trudem przypominam sobie dni ślubu moich sióstr. Jak przez mgłę pamiętam ich łzy. Byłam wtedy zbyt młoda, a emocjonalny szok związany z poślubie- niem zupełnie obcego człowieka nie docierał jeszcze całkowicie do mej świadomości. Dziś jednak, gdy za- mknę oczy, potrafię odtworzyć najdrobniejszy szcze- gół każdego wydarzenia poprzedzającego ślub Sary: 47 samą ceremonię zaślubin i łańcuch smutnych wyda- rzeń, które nastąpiły później. Miałam w rodzinie opinię trudnego dziecka. Nieza- leżna i zuchwała, siałam zamęt w całym domu. To ja wsypałam piasek do silnika nowego mercedesa Ale- go; ja podwędziłam pieniądze z portfela ojca; ja za- kopałam kolekcję złotych monet brata na tylnym dziedzińcu; ja wypuściłam zielone węże i wstrętne jaszczurki ze słoika do basenu, gdy Ali, drzemiąc, unosił się na dmuchanym materacu. Sara była idealną córką, posłuszną i pilną w nauce. Choć bardzo ją kochałam, uważałam, że jest słaba. Jednakże w okresie poprzedzającym ślub zadziwiła nas wszystkich. Widocznie miała w sobie sporo ukry- tej odwagi, gdyż zadzwoniła do ojca do biura i zosta- wiła mu wiadomość, że nie zamierza wychodzić za mąż. Zatelefonowała także do biura mężczyzny prze- znaczonego jej na męża i zawiadomiła ostrym tonem jego hinduską sekretarkę, że uważa go za obleśnego starucha, który powinien żenić się z dojrzałymi ko- bietami, a nie dziewczętami. Sekretarka nie uznała widocznie za wskazane przekazywanie tej wiadomo- ści swemu pracodawcy, gdyż Sara nie otrzymała żad- nej odpowiedzi. Zdeterminowana, postanowiła za- dzwonić jeszcze raz i osobiście się z nim rozmówić; nie było go jednak w biurze. Poinformowano ją, że wyjechał do Paryża na kilka tygodni. Ojciec, zmęczo ny zachowaniem Sary, kazał wyłączyć telefony, a ją zamknąć w pokoju. Przeznaczenie mojej siostry zbliżało się nieubłaga nie. Nadszedł dzień ślubu. Tygodnie rozpaczy nie 48 przyniosły uszczerbku jej urodzie. Wydawała się jesz- cze piękniejsza. Utrata wagi spowodowała, że jej czar- ne oczy dominowały w całej twarzy. Dostrzegłam w nich strach. Starsze siostry, kuzynki i ciocie przybyły wczesnym rankiem w dniu ślubu, aby przygotować pannę młodą dla narzeczonego. Moja niepożądana obecność umknęła ich uwagi, gdyż ukryłam się w kącie dużej garderoby, która została zamieniona na gotowalnię panny młodej. Przygotowaniami do ślubu zajmowało się co naj- mniej piętnaście kobiet. Pierwsza ceremonia, halawa, dokonana została przez mamę i najstarsze ciotki. Wszystkie włosy z ciała Sary, z wyjątkiem głowy, mia- ły zostać usunięte. Specjalna mikstura z cukru, wody różanej i soku cytrynowego, którą smarowano całe ciało, bulgotała teraz na malutkim ogniu w kuchni. Gdy lepki koktajl zastygł, usuwano go wraz w włosa- mi. Wzdrygałam się, słysząc krzyki bólu mojej siostry. Potem przygotowano hennę do spłukania wspania- łych loków Sary. W jej lśniących włosach będzie te- raz połyskiwać rdzawe światło. Paznokcie miała po- malowane na jaskrawoczerwony kolor - kolor krwi, jak pomyślałam ponuro. Jasnoróżowa koronkowa suknia ślubna wisiała na drzwiach. Brylantowy na- szyjnik oraz taka sama bransoletka i kolczyki czeka- ły na toaletce. Prezent od pana młodego, przysłany wiele tygodni temu, leżał nie tknięty i nie zauważo- ny przez Sarę. Gdy Saudyjka jest szczęśliwa, cały dom wypełnia radosnego oczekiwania. Przed ślubem Sary at- 49 mosfera była tak ponura, jakby przygotowywano cia- ło do pochówku. Wszyscy rozmawiali szeptem. Sara w ogóle nie reagowała i wyglądała jak odurzona. Póź- niej dowiedziałam się, że to ojciec w obawie, iż Sara skompromituje rodzinę nieodpowiednimi wypowie- dziami lub nawet obrazi pana młodego, polecił jedne- mu z pakistańskich pałacowych lekarzy podać jej coś mocnego na uspokojenie. Dowiedzieliśmy się też, że ten sam lekarz wręczy! panu młodemu pigułki uspokajające przeznaczone dla Sary. Powiedziano mu, że jest to lekarstwo na ból brzucha. Ponieważ pan młody nie znał Sary wcześ- niej, musiał dojść do wniosku, że jest wyjątkowo spokojną, łagodną młodą kobietą. Ale wielu starych mężczyzn poślubia młodziutkie dziewczyny. Jestem przekonana, że przywykli do strachu, jaki budzą w swych młodych żonach. Głosy bębnów zasygnalizowały przybycie gości. Ko- biety ukończyły wreszcie przygotowywanie Sary. Ubrano ją w suknię i zasunięto zamek. Na stopy wło- żono różowe pantofelki. Mama zapięła diamentowy naszyjnik. Zauważyłam głośno, że zamiast naszyjnika równie dobrze można by nałożyć pętlę. Jedna z ciotek uderzyła mnie lekko w głowę, a druga uszczypnęła w ucho, ale Sara nie wydała z siebie żadnego odgłosu. Spoglądałyśmy na nią w nabożnej ciszy. Wiedziałyśmy, że nie było i nie będzie piękniejszej panny młodej. Na tylnym dziedzińcu ustawiono ogromny namiot, w którym miała się odbyć ceremonia zaślubin. Ogród tonął w kwiatach przysłanych z Holandii, a tysiące kolorowych świateł iluminowało całą scenerię. Odu- 50 żona Jei wspaniałością, zapomniałam na moment o tragizmie sytuacji. Namiot zapełniony był gośćmi. Kobiety z rodziny królewskiej, obwieszone brylantami, rubinami i szmaragdami, siedziały wszystkie razem, z dala od innych. Kobiety niższego stanu również mogły przy- glądać się ceremonii - pod warunkiem wszakże, że będą osłonięte i nie będą usiłowały spoufalać się z członkami rodu królewskiego. Goście płci męskiej natomiast byli podejmowani w jednym z większych hoteli w mieście, spędzając wspólnie czas na rozmo- wach, tańcach i jedzeniu. Śluby w Arabii Saudyjskiej są celebrowane w od- dzielnych miejscach dla kobiet i mężczyzn. Jedynie mężczyźni, którzy mogą być obecni na ceremonii, to pan młody, jego ojciec, ojciec panny młodej i członek policji religijnej, mający dopełnić obrządku. Ponie- waż ojciec pana młodego już nie żył, tylko nasz ojciec towarzyszył mu przy zaślubinach. W pewnej chwili niewolnicy i służba zaczęli wysta- wiać jedzenie, więc wszyscy rzucili się ku stołom. Te zawoalowane pierwsze zaatakowały talerze. Koszto- wano wędzonego łososia z Norwegii, kawioru z Rosji, przepiórczych jaj i innych przysmaków. Cztery ogromne stoły uginały się pod ciężarem jedzenia; za- kąski stały po lewej stronie, główne dania pośrodku, desery po prawej, a z boku ustawiono napitki. Alko- holu nie było, jednakże wiele kobiet z rodziny kró- lewskiej miało przy sobie ozdobne flakoniki w toreb- kach. Od czasu do czasu, chichocząc, wychodziły do toalety, żeby się pokrzepić. 51 Na środek namiotu wysunęły się mistrzynie tańca brzucha z Egiptu. Wszystkie kobiety ucichły. Była to moja ulubiona część uroczystości, jednak większość kobiet odczuwała skrępowanie wobec tego pełnego erotyzmu przedstawienia. Saudyjczycy biorą siebie zbyt serio, zabawę i śmiech traktują podejrzliwie. To- też w zdumienie wprawiła mnie jedna ze starszych ciotek, która wyskoczyła z tłumu i dołączyła do tan- cerek. Radziła sobie zupełnie dobrze, ale kilka kuzy- nek wydało pomruk dezaprobaty. W powietrzu rozległo się ponownie dudnienie bęb- nów i wiedziałam, że nadszedł czas na pojawienie się Sary. Wszyscy goście spoglądali na wejście do willi. Po chwili drzwi otwarły się szeroko i panna młoda w towarzystwie mamy po jednej i cioci po drugiej stronie została doprowadzona do podium. Na twarzy miała udrapowany różowy welon, przy- trzymywany tiarą z różowych pereł. Przezroczysta materia podkreślała jeszcze jej niezwykłą urodę. Wśród gości rozległ się szmer podziwu. Wyglądała na cierpiącą i przestraszoną, lecz tak właśnie według wszystkich powinna wyglądać dziewicza narzeczona. Tłum kuzynek postępował za nią, wznosząc trady- cyjne okrzyki i trele. Pozostałe kobiety odpowiadały im ostrym piskiem. Sara potykała się, ale mama ją podtrzymywała. Wkrótce ukazał się ojciec i pan młody. Wiedziałam, że oblubieniec jest starszy od mego ojca, ale jego wi- dok mną wstrząsnął. Wyglądał jak starzec i przypo- minał łasicę. Wzdrygnęłam się na myśl, że będzie do- tykał mojej nieśmiałej i wrażliwej siostry. 52 pan młody uśmiechał się pożądliwie, unosząc we- lon- Sara była pod wpływem narkotyków i stała nie- ruchomo przed swym nowym panem. Właściwa cere- monia ślubna odbyła się na wiele tygodni wcześniej. Brali w niej udział tylko mężczyźni, gdyż polegała ona na podpisaniu porozumienia dotyczącego posagu i wymianie dokumentów prawnych. Dzisiejsza uro- czystość miała dopełnić ceremonii. Ojciec wymówił rytualną formułkę, oddając Sarę w zamian za posag. Następnie popatrzył na pana mło- dego, który odpowiedział, że przyjmuje ją na żonę i będzie się nią odtąd opiekował. Żaden z mężczyzn ani razu nie spojrzał na Sarę. Czytając ustęp z Koranu, mutawa pobłogosławił małżeństwo mojej siostry. Wszystkie kobiety zaczęły wydawać okrzyki radości. Sara została poślubiona. Mężczyźni również uśmiechali się z zadowoleniem. Gdy panna młoda stała bez ruchu, pan młody wyjął z kieszeni swej soby mały woreczek i rozrzucił wśród gości złote monety. Wzdrygnęłam się, patrząc, z jakim zadowoleniem przyjmował gratulacje z powodu po- ślubienia tak pięknej kobiety. Wziął siostrę za ramię i w pośpiechu zaczął zbierać się do wyjścia. Wzrok Sary spoczął na mnie. Pomyślałam, że ktoś powinien jej pomóc, ale wiedziałam, że nikt tego nie uczyni. I nagle przypomniałam sobie jej słowa wypo- wiedziane do ojca: „Zwycięstwo rodzi nienawiść, gdyż zwyciężeni są nieszczęśliwi". Mój żal nie znalazł ukojenia w przekonaniu, że pan młody nigdy nie za- zna szczęścia w tym gorzkim związku. Żadna kara nie wydawała mi się dla niego dość wysoka. Rozwód Ojciec zabronił nam odwiedzać Sarę przez pierwsze trzy miesiące. Oświadczył, że młoda żona potrzebuje czasu, by przystosować się do swego nowego życia i obowiązków, a widok rodziny pobudzi tylko jej pra- gnienie powrotu do świata dziewczęcych marzeń. Wyrażane przez nas obawy były kwitowane jedynie obojętnym wzruszeniem ramion. Zgodnie z przeko- naniem ojca czyniła to, do czego Bóg stworzył kobie- ty: miała służyć mężczyźnie i rodzić mu dzieci. Nie zabrała niczego ze swego pokoju. Być może zdawała sobie sprawę, że obecność książek i innych przedmiotów, które sprawiały jej radość, uczyni jej życie jeszcze bardziej nieznośnym. Opłakiwałam ją, spędzając długie godziny w jej pokoju, pośród należą- cych do niej drobiazgów. Zaczęłam interesować się tym, czym niegdyś ona, i czułam się, jak gdyby prze- niknęła mnie część jej osobowości. Czytając dziennik Sary, zaczęłam mieć wrażenie, że jej marzenia stają się moimi. Płakałam z wściekłości, powątpiewając w mą- 54 drość Boga, który zezwala, aby zło zapanowało nad niewinnością. Kiedy mama znalazła mnie w łóżku Sary, w jej ko- szuli nocnej, czytającą jej książki o sztuce, poleciła za- mknąć pokój siostry. Pięć tygodni po ślubie Sara usiłowała popełnić sa- mobójstwo. Przebywałam właśnie w ogrodzie, roz- mawiając ze zwierzętami w naszym nowo powstałym prywatnym zoo, gdy nagle Omar poderwał się i za- czął biec do frontowej bramy. Jego cera, zazwyczaj ciemnobrązowa, nabrała szarawego odcienia. Odrzu- cił swą sobę, otrzepał sandały z piasku i kazał mi szu- kać mamy. Mama, gdy tylko go zobaczyła, spytała, co się dzie- je z Sarą. Żaden Arab nie powie krewnemu, że czło- nek jego rodziny jest chory, umierający czy martwy. Należymy do ludzi, którzy nie potrafią przekazywać takich wiadomości. Jeśli dziecko umiera, osoba, któ- ra ma zawiadomić bliskich, zaczyna od informacji, że nie czuje się ono dobrze. Po wypytaniu przyzna, że trzeba posłać po lekarza, aż w końcu oświadczy, że dziecko jest już w szpitalu. Po usilnych indagacjach ze strony rodziny posłaniec w końcu oznajmi, że cho- roba jest poważna i należy przygotować się do podró- ży, by znaleźć się przy łóżku chorego. Następnym eta- pem będzie informacja, że życie dziecka jest poważnie zagrożone. Może upłynąć kilka godzin, zanim odkry- je się rzeczywistą powagę sytuacji. Nikt jednak nie Powiadomi o śmierci bliskiej osoby. Najdalej, dokąd Arab się posunie, to przygotowanie rodziny na gorsze wieści od lekarza. 55 Omar powiedział mamie, że Sara zjadła zepsute mięso i jest w szpitalu, w prywatnej klinice w Dżud- dzie. Za godzinę mama miała wsiąść do samolotu. Za- cisnęła wargi i pośpieszyła po swą abaję i welon. Krzyknęłam i przywarłam do niej, więc pozwoliła mi lecieć, pod warunkiem jednak, że nie będę urzą- dzać scen, nawet jeśli okaże się, że Sara jest bardzo chora. Obiecałam to mamie i pobiegłam do pokoju siostry. Chciałam wziąć dla niej jej ulubioną książkę o sztuce. Omar zawiózł nas do biura ojca, gdyż zapomniał papierów podróżnych. W Arabii Saudyjskiej mężczy- zna musi dać pisemne zezwolenie podróży dla kobiet ze swojej rodziny. Bez takich dokumentów mogliby nas zatrzymać na cle i w ogóle nie wpuścić do samo- lotu. Ojciec przekazał nam również paszporty, gdyż, jak poinformował mamę, być może trzeba będzie le- cieć na kurację do Londynu. Zepsute mięso? Lon- dyn? Wiedziałam, co tu jest zepsute - opowieść ojca. Byłam przekonana, że Sara nie żyje. Poleciałyśmy do Dżuddy małym prywatnym samo- lotem. Lot przebiegał bez zakłóceń, ale atmosfera w kabinie była bardzo napięta. Mama niewiele mówi- ła i miała prawie cały czas zamknięte oczy. Zaledwie kilka lat wcześniej po raz pierwszy jechała samocho- dem. Widziałam jej poruszające się wargi i wiedziałam, że odmawia modły, błagając Boga o życie Sary i bez- pieczny lot. Obaj piloci byli Amerykanami i oczarowali mnie swoją bezpośredniością i przyjaznym stosunkiem. Za- 56 pytali, czy chcę usiąść w kokpicie. Mama dała nie- chętne przyzwolenie, widząc, jak podskakuję i ma- cham niecierpliwie rękami. Nigdy przedtem nie sie- działam w kokpicie, natomiast Ali zawsze. Z początku przestraszył mnie widok otwartego nie- ba _ wydałam okrzyk przestrachu i cofnęłam się. John, większy z dwóch Amerykanów, uśmiechnął się uspokajająco i cierpliwie wyjaśniał, do czego służą różne przyciski i drążki. Ku własnemu zdumieniu zo- rientowałam się po chwili, że stoję oparta o jego ramię i jestem całkowicie spokojna. Był to jeden z bardzo nielicznych przypadków w moim młodym życiu, kie- dy czułam się pewnie i bezpiecznie w obecności płci przeciwnej. Było to dziwne wrażenie: czułam się odu- rzona świadomością, że mężczyźni, których uczono mnie traktować jak groźne bóstwa, są zwyczajni i przyjacielscy. Gdy wyjrzałam przez okno samolotu, zrozumiałam, co czuje orzeł, gdy szybuje w przestworzach, doświad- czyłam cudownego uczucia wolności. Moje myśli po- mknęły ku Sarze i przysięgłam sobie, że będę panią mego życia - bez względu na to, co bym musiała uczynić, żeby tego dokonać. Przed lądowaniem wróciłam do mamy; przytuliła mnie do siebie i trzymała przez cały czas w objęciach, gdy samolot zniżał lot. Była okryta welonem, ale wiedziałam, jak zbolałą ma twarz, i słyszałam jej długie, pełne cierpienia wes- tchnienia. Pożegnałam się z uprzejmymi Amerykanami. Mia- łam nadzieję, że zawiozą nas z powrotem do Ar-Ri- 57 jadu, gdyż wydali mi się bardzo bliscy, okazując tyle uwagi rozkapryszonemu dziecku i jego śmiesznym pytaniom. Kiedy przybyłyśmy do kliniki i szłyśmy długim ko- rytarzem, wszędzie słyszałyśmy płacz i krzyki. Mama przyśpieszyła kroku i chwyciła mnie mocno za rękę. Sara żyła, choć była na granicy życia i śmierci. Wstrząsnęła nami wiadomość, że usiłowała skończyć ze sobą, wsadzając głowę do piecyka gazowego. Była spokojna i bardzo blada. Jej męża nie było przy niej, przysłał jedynie swoją matkę, starą kobietę, która od razu zaczęła wymyślać Sarze za wstyd, jaki przyniosła synowi i jego rodzinie. Miałam ochotę rzucić się na nią z pazurami, ale pamiętałam obietnicę złożoną ma- mie. Stałam więc, z trudem oddychając ze wzburzenia i głaszcząc nieruchome dłonie Sary. Mama odsłoniła twarz i zwróciła się ku tamtej z py- taniem, co uczynił jej syn, że doprowadził młodą dziewczynę do takiej rozpaczy. Kazała jej zostawić Sa- rę w spokoju. Stara kobieta wyszła, nie osłaniając twa- rzy welonem, i zaraz potem usłyszałyśmy jej gniewne okrzyki. Gniew mamy wzbudził mój nabożny szacunek i przez krótką chwilę czułam, że Bóg nas nie opuści. Sara będzie uratowana. Wiedziałam jednak, że życie mamy zamieni się w piekło, gdy ojciec dowie się o wszystkim. Na pewno nie będzie współczuł Sarze i nie zrozumie jej desperackiego czynu. W Arabii Saudyjskiej starsi ludzie są prawdziwie poważani. Bez względu na to, co mówią czy też jak się zachowuj ą> nikt nie ośmiela się im sprzeciwić. Stając naprzeciw 58 tej starej kobiety, mama wystąpiła przeciw prawom swego kraju. Byłam dumna z jej odwagi. po trzech dniach, bez żadnej wcześniejszej wizyty, przybył do kliniki po swą własność mąż Sary. Zanim się zjawił, mama poznała przyczynę rozpaczliwego czynu Sary, przyjęła więc swego zięcia z pogardą. Mąż Sary był sadystą. Poddawał moją siostrę torturom seksualnym, więc doszła do wniosku, że śmierć jest dla niej jedynym wyjściem. Gdy ojciec przybył do Dżuddy, nawet on był zgorszony tym, czego się do- wiedział. Zgodził się jednak ze swym zięciem, że żo- na należy do męża. Tamten obiecał mu, że jego sto- sunki z Sarą wrócą do normalności. Mama jęknęła, gdy ojciec powiadomił ją o swej de- cyzji. Sara zaczęła płakać i próbowała wstać z łóżka twierdząc, że nie chce żyć. Zagroziła, że podetnie so- bie żyły, jeśli będzie zmuszona wrócić do męża. Wte- dy właśnie mama po raz pierwszy w życiu sprzeciwi- ła się swemu mężowi. Oświadczyła, że Sara nie wróci więcej do domu swego męża potwora, a ona uda się do króla i opowie mu wszystko. Ojciec zagroził mamie rozwodem, ona jednak twardo obstawała przy swoim, mówiąc, że on może robić, co uzna za słuszne, ale jej córka nie będzie dalej cierpieć. Ojciec stał chwilę i analizował decyzję mamy. Wie- dział, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Rada Religijna nakaże Sarze powrót do męża. Jeżeli to, co zaszło, było precedensem, poleci się mężowi, by po- stępował z żoną zgodnie z zasadami Koranu, i na tym strażnicy religii zakończą całą sprawę. Ale ojciec wi- dział niezłomność mamy i chcąc uniknąć publicznej 59 ingerencji w sprawy rodzinne, po raz pierwszy w ży- I ciu ustąpił. Ponieważ byliśmy członkami rodziny królewskiej, a mąż Sary nie chciał zrywać kontaktów z ojcem, zgo- dził się na rozwód. Islam przyznaje mężczyznom prawo do rozwodu bez podania motywów. Kobiecie jednak niezmiernie trudno jest go uzyskać. Gdyby Sara była zmuszona złożyć podanie o separację, pojawiłoby się wiele trud- ności, a władze religijne mogłyby wydać werdykt: „Być może nie podoba ci się coś, co Allah postanowił dla twego własnego dobra" - i zmusiłyby Sarę do po- zostania przy mężu. Jednakże mąż Sary uległ presji i wypowiedział trzykrotnie słowa „Rozwodzę się z to- bą" w obecności dwóch świadków płci męskiej. Roz- wód stał się faktem dokonanym. Sara była wolna i wróciła do domu. Każda nagła zmiana pociąga za sobą inne przemia- ny. Mój młody świat uległ całkowitemu przeobraże- niu przez ślub Sary, jej próbę samobójstwa i rozwód. Przestałam rozumować kategoriami dziecka. Całymi godzinami rozmyślałam o prymitywnych tradycjach, związanych z zawieraniem małżeństwa w moim kraju. Wiele czynników determinuje zamąż- pójście dziewczyny w Arabii Saudyjskiej: nazwisko rodowe, fortuna, uroda. Towarzyskie kontakty i rand- ki są zabronione, tak więc mężczyzna może jedynie polegać na dobrym wzroku swej matki i sióstr, które szukają dla niego odpowiedniej partii. Nawet po zło- żeniu obietnicy małżeństwa i ustaleniu daty narze- czona rzadko spotyka swego przyszłego męża przed 60 ślubem, chociaż czasami rodziny zgadzają się wymie- nić podobizny. Jeśli dziewczyna pochodzi z dobrej rodziny i nie ma żadnych cielesnych deformacji, będzie otrzymy- wać liczne propozycje małżeństwa. Jeśli w dodatku jest piękna, propozycji będzie znacznie więcej, gdyż uroda jest bardzo ceniona w Arabii Saudyjskiej. Oczywiście żaden skandal nie może rzucić cienia na reputację urodziwej panny. Może wtedy liczyć jedynie na to, że zostanie trzecią lub czwartą żoną starego człowieka z odległej wioski. Wielu Saudyjczyków pozostawia żonom decyzję w sprawie związków małżeńskich ich córek. Matka również może nalegać na zawarcie związku odrzucane- go przez córkę. Przecież ona też poślubiła człowieka, którego się bała, lecz jej życie przebiega bez spodziewa- nego strachu czy bólu. Miłość i uczucie nie trwają wiecznie; lepiej jest związać się z rodziną, którą się zna. Są jednak tacy mężczyźni jak mój ojciec, którzy szuka- jąc mężów dla córek, kierują się możliwością uzyskania korzyści osobistych poprzez taki związek i nic nie wpłynie na zmianę ich decyzji. Moja siostra, pomimo całej swej urody i inteligencji, stała się w końcu jedy- nie pozycją przetargową w ekonomicznych planach oj- ca, dążącego do pomnożenia swego majątku. Los Sary zmienił moje spojrzenie na otaczającą mnie rzeczywistość. Doszłam do wniosku, że to my, kobiety, powinnyśmy mieć decydujący głos w spra- Wach, które wpływają na całe nasze życie. Od tego czasu zaczęłam podejmować starania, byśmy mogły żyć godnie i znaleźć osobiste spełnienie. Ali W kilka miesięcy po powrocie Sary do domu moja najstarsza siostra Nura przekonała ojca, że powinny- śmy z Sarą zwiedzić inne kraje. Żadnej z nas nie uda- ło się wyrwać Sary z chronicznej depresji i Nura do- szła do wniosku, że taka podróż będzie najlepszym le- karstwem. Jeśli chodzi o mnie, to byłam już dwukrot- nie w Hiszpanii, lecz wspomnienia z dziecięcych lat się nie liczą. Nura poślubiła jednego z wnuków naszego pierw- szego króla. Robiła, co jej kazano, bez zadawania py- tań. W miarę upływu lat ojciec coraz bardziej był z niej kontent, gdyż niewiele jego córek było tak ule- głych. Od chwili rozwodu Sary ciągle stawiał nam Nurę za przykład. Poślubiła nie znanego sobie czło- wieka i jej małżeństwo okazało się udane. Oczywiście prawdziwym powodem takiego stanu rzeczy był cha- rakter męża, bardzo jej oddanego i spełniającego każ- de jej życzenie. Ojciec był przekonany, że to Sara sprowokowała 62 swego męża do niedozwolonych wyczynów. Na Bli- skim Wschodzie mężczyzna nigdy nie jest winny. Na- wet jeśli zamorduje swą żonę, znajdzie „uzasadnione" powody tego czynu. Czytałam artykuły w gazecie peł- ne podziwu dla mężczyzn dokonujących egzekucji na żonach czy córkach, które popełniły zbrodnię „nie- przyzwoitego zachowania". Najmniejsze podejrzenie niewłaściwego zachowania w sprawach seksu, na przykład pocałunek, może sprowadzić śmierć na mło- dą dziewczynę. Straż religijna publicznie składa w ta- kiej sytuacji dowody uznania ojcu za czuwanie nad przestrzeganiem przykazań Proroka. Nura i Ahmad byli w trakcie budowy pałacu i mo- ja siostra chciała pojechać wraz ze mną i Sarą do Eu- ropy po włoskie meble. W drodze powrotnej mieli- śmy zatrzymać się w Egipcie, by jej dzieci zwiedziły piramidy. Ojciec często zaznaczał, że kobiety są przekleń- stwem dla mężczyzny. Również buntowniczy stosu- nek młodszych córek wobec mężczyzn przyczynił się do jego niechęci. Nasze słowa i czyny nie budziły je- go entuzjazmu. Wiedziałyśmy doskonale, że nie osiąg- niemy tyle, ile pragniemy, ale już samą możliwość wyrażania głośno naszych opinii uznałyśmy za pew- nego rodzaju zwycięstwo, gdyż żadna Saudyjka nie śmiała poruszać tematów, które my omawiałyśmy cał- kiem swobodnie. Nura chciała, aby mama również pojechała z nami, ale mama od powrotu Sary stała się dziwnie obojętna. Wyglądało to, jak gdyby jej pierwszy i jedyny wielki bunt przeciw władzy ojca zupełnie pozbawił ją ener- 63 gii. Zachęcała nas jednak do tej podróży, gdyż prag- nęła, aby Sara zwiedziła Włochy. Chociaż uważała, że jestem za młoda na taką podróż, jak zwykle wywal- czyłam sobie to, co chciałam. Sara przejawiała nie- wielkie zainteresowanie możliwością obejrzenia cu- dów artystycznych we Włoszech, ja jednak nie posia- dałam się ze szczęścia. Ale wkrótce moja radość została przyćmiona oświadczeniem Alego, że również wybiera się z nami. Ojciec sądził, że potrzebna mi jest przyzwoitka. Wie- działam, że obecność brata zrujnuje mi wakacje, i po- stanowiłam obrazić go w najgorszy możliwy sposób, by zniechęcić do podróży. Złapałam jego nową ghutrę oraz ikal i pognałam z tym do łazienki. Nie wiedzia- łam jeszcze, co zrobię, ale dla Saudyjczyka jest nieby- wałą obrazą, jeśli ktoś nawet dotknie jego okrycia głowy. Gdy Ali pobiegł za mną, wrzeszcząc, że powie o wszystkim ojcu, zatrzasnęłam niemal na nim drzwi łazienki. Ali miał na sobie sandały i impet drzwi zła- mał mu duży palec u nogi i posiniaczył rękę. Jego wrzaski i jęki sprowadziły służbę. Myślano chyba, że go morduję, nikt jednak nie kwapił się na ratunek. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, być może tak po- działały na mnie jęki i błagania tego bysia, ale spuści- łam jego ghutrę do toalety. Ikal jednak została na wierzchu, choć usiłowałam ją wepchnąć za pomocą przepychacza. Nasiąknięty sznur utkwił w toalecie. Gdy Ali zobaczył, co zrobiłam, rzucił się na mnie. Walczyliśmy na podłodze, gdzie mu zdrowo dopie- kłam, ciągnąc go za złamany palec. Mama usłyszała 64 rozpaczliwe krzyki i przybiegła, uwalniając Alego od mojej nagromadzonej przez lata wściekłości. Wiedziałam, że czekają mnie duże kłopoty. Do- szłam do wniosku, że nic mi już nie zaszkodzi, gdy więc mama i Omar pojechali z Alim do kliniki, by opatrzyć palec, wślizgnęłam się do jego pokoju i zabrałam „skarby", które były zabronione przez re- ligię i władze naszego kraju. Te „skarby" to przedmioty kolekcjonowane przez wszystkich młodych chłopców na całym świecie. Jed- nakże w Arabii Saudyjskiej posiadanie ich jest poważ- nym wykroczeniem przeciw prawu. Od dawna już od- kryłam jego kolekcję „Playboyów" i innych po- dobnych czasopism. Ostatnio znalazłam nowy zbiór slajdów. Zaciekawiona zaniosłam je do sypialni i obejrzałam na projektorze. Nadzy mężczyźni i ko- biety robili różne dziwne rzeczy; na niektórych były kobiety ze zwierzętami. Ali niewątpliwie pożyczał je kolegom, gdyż na ramce każdego diapozytywu wid- niało starannie wykaligrafowane jego imię. W tym czasie byłam zbyt niewinna, by wiedzieć, co to wszystko znaczy, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że są to złe rzeczy. Swoją sekretną szkatułkę Ali trzy- mał zawsze w tym samym rozwalonym pudle z napi- sem „notatki szkolne", którego zawartość była mi do- brze znana. Ostrożnie wyjęłam wszystkie czasopisma i slajdy. Znalazłam też siedem maleńkich buteleczek z alkoholem, które Ali przywiózł do domu z ostatnie- go weekendu spędzonego w Bahrajnie. Uśmiechnę- łam się z zadowoleniem, pakując wszystko do papie- rowej torby. 65 W Arabii Saudyjskiej meczety są budowane we wszystkich dzielnicach, by świątynia znajdowała się w niewielkiej odległości od mieszkania każdego Sau- dyjczyka. Jeśli modły mają odbywać się pięć razy dziennie, łatwiej to uczynić, gdy dom modlitw jest blisko. Chociaż modlić się można w dowolnym miejscu (pod warunkiem oczywiście, że stoi się twarzą do Mekki), to jednak zaleca się chodzenie do meczetu. Mieszkając w jednej z najbogatszych dzielnic mia- sta, mieliśmy do dyspozycji ogromną świątynię z opa- lizującego marmuru. Ponieważ było około drugiej po południu, wiedziałam, że południowe modlitwy już się skończyły. Wolałam, by nikt mnie nie widział. Pełna strachu otworzyłam drzwi meczetu i zajrza- łam do środka. Ponieważ nie osłaniałam jeszcze twa- rzy welonem, uznałam, że moja obecność nie wzbudzi zbytniej ciekawości. Gdyby jednak mnie przyłapano, miałam gotową historię - wyjaśniłabym, że szukam mojego kotka, który gdzieś tutaj wbiegł. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że w środku jest chłodno i przyjemnie. Nigdy nie byłam wewnątrz, ale wiele razy towarzyszyłam ojcu i Alemu do progu świątyni. Od chwili gdy mój brat ukończył sześć lat, zachęcano go do odprawiania pięciu modlitw dzien- nie. Przypomniałam sobie ból, jakiego doznałam, wi- dząc, z jaką dumą ojciec wprowadzał Alego głównymi drzwiami do meczetu. Mnie, mało ważne stworzenie płci żeńskiej, pozostawiał zawsze samą przed wej- ściem, pełną rozpaczy i gniewu. Kobietom w moim kraju nie wolno wchodzić do meczetu. Chociaż prorok Mahomet nie zabronił im 66 tego, stwierdził, że lepiej byłoby, gdyby odprawiały modły w prywatności swych domów. W rezultacie żadnej kobiecie w Arabii Saudyjskiej nie pozwolono wejść do wnętrza świątyni. Nikogo w pobliżu nie dostrzegłam. Szybko przeszłam po marmurowej posadzce; moje sandały stukały obco i dziwnie. Torbę z zakazanymi przedmiotami umieściłam na schodach wiodących na balkon, gdzie znajdują się głośniki. Pięć razy dzien- nie płyną z nich na ulicę słowa Mahometa. Wspomi- nając wezwania muezinów, nawołujących wiernych do modłów, poczułam wyrzuty sumienia. Po chwili jednak przypomniałam sobie pełen wyższości uśmie- szek mojego brata, gdy oznajmiał mi, że zostanę wy- chłostana i że on, Ali, własnoręcznie wykona tę chło- stę. Wróciłam do domu z uśmiechem pełnym satys- fakcji. Choć raz Ali będzie miał za swoje. Tego wieczoru, zanim ojciec wrócił do domu, pod naszą bramę przybyli trzej mutawa. Ja i trzy flipińskie służące podglądałyśmy przez okno na górze, jak krzy- czeli na Omara, gwałtownie gestykulując i wznosząc ręce do nieba. W rękach trzymali książki i czasopi- sma, na które patrzyli z wyraźnym obrzydzeniem. Chciało mi się śmiać, zachowałam jednak powagę. Większość cudzoziemców i Saudyjczyków boi się mutawa, gdyż mają oni ogromną władzę. Nawet członkowie rodziny królewskiej robią wszystko, by nie zwrócić na siebie ich uwagi. Dwa tygodnie wcześniej jedna z naszych filipiń- skich służących rozwścieczyła któregoś z nich, idąc na suk w spódnicy do kolan. Policja obyczajowa zbiła 67 ją kijem i opryskała jej odsłonięte nogi czerwoną far- bą. Rząd Arabii Saudyjskiej nie zezwala na wjazd ob. cym, jednakże mimo to jest tu wiele cudzoziemek, które pracują jako pielęgniarki, sekretarki czy pomo- ce domowe. Wiele z nich odczuło gniew tych, którzy głoszą słowo boże, ale mają za nic naszą płeć. Jeśli któraś z kobiet jest na tyle odważna, by wbrew trady- cjom pokazywać się z odsłoniętymi ramionami i no- gami, naraża się na bicie i spryskanie farbą. Służąca usiłowała zmyć farbę za pomocą rozpusz- czalnika, nic to jednak nie pomogło. Teraz była prze- konana, że ktoś z policji obyczajowej wyśledził, gdzie mieszka, i przyszli po nią, żeby ją wtrącić do więzie- nia, więc schowała się pod moje łóżko. A ja nie mog- łam zdradzić jej celu wizyty mutawa, musiałam strzec swego sekretu nawet przed filipińską służbą. Omar z poszarzałą twarzą wbiegł do willi, głośno wzywając Alego. Ujrzałam mego brata, jak kuśtykał wzdłuż holu, ostrożnie trzymając górną część stopy w powietrzu i stąpając na pięcie. Poszłam za nim do salonu, w którym zastałam również mamę. Omar za- dzwonił po ojca do biura. Mutawa odeszli, powierza- jąc Omarowi próbki kontrabandy Alego: jedno pi- smo, kilka slajdów i buteleczkę alkoholu. Resztę za- trzymali jako dowód winy mojego brata. Popatrzyłam na niego i dostrzegłam, że cała krew odpłynęła mu z twarzy, gdy ujrzał swoje tajne „skarby" spoczywają- ce na kolanach Omara. Omar zauważył mnie i kazał mi opuścić pokój. Ja jednak przytuliłam się do maminej spódnicy, a ona pogłaskała mnie po głowie. Mama nie znosiła, gdy Omar rządził jej dziećmi. Postanowił więc zignoro- wać moją obecność. Kazał Alemu usiąść i oznajmił, że ojciec jest w drodze do domu, a mutawa poszli po policje- Oświadczył z głębokim przekonaniem, że Ali zostanie aresztowany. Zapadła cisza. Byłam przerażona, ale mój brat szyb- ko odzyskał spokój i powiedział: _ Oni nie mogą mnie aresztować. Jestem księciem. Ci religijni fanatycy są niczym więcej jak dokuczliwy- mi komarami. I wtedy przyszło mi do głowy, że więzienie nie za- szkodziłoby Alemu. Pisk hamulców oznajmił przybycie ojca. Wpadł do pokoju, z trudem hamując gniew. Obejrzał wszystkie za- kazane przedmioty. Gdy zobaczył czasopisma, spojrzał ostro na Alego. Buteleczkę whisky odstawił z pogardą, gdyż wszyscy książęta mają alkohol w domu. Ale kiedy obejrzał slajdy, wrzasnął na mamę i na mnie, każąc nam opuścić pokój. Słyszałyśmy, jak bił Alego rękami. Krótko mówiąc, był to dla mego brata ciężki dzień. Mutawa doszli do wniosku, że lepiej nie sprowa- dzać policji, lecz wrócili po kilku godzinach i nawet ojcu trudno było się wytłumaczyć ze slajdów, na któ- rych były kobiety kopulujące ze zwierzętami. Król Fajsal nie był tak tolerancyjny wobec mło- dych książąt jak jego starszy brat Sa'ud. Mutawa zda- wali sobie sprawę ze swej przewagi. Obecna polityka zmierzała ku odnowie kraju i król Fajsal wciąż napo- minał braci i kuzynów, by pilnowali swoich dzieci. Chciał uniknąć gniewu strażników religii wobec war- stwy rządzącej. 68 69 Zapewniał starszyznę religijną, że prowadzi kraj ku nowoczesności, a nie zachodniej degeneracji, lecz mu- tawa widzieli zgubny wpływ Zachodu w zachowaniu się władców. Kolekcja Alego była potwierdzeniem, że ich obawy są słuszne. Długo w nocy słyszałyśmy sprzeczki strażników re- ligii, którzy zastanawiali się nad rodzajem kary dla książęcego syna. Mutawa wiedzieli, że bez zgody kró- la żaden książę krwi nie może być sądzony w normal- nym trybie. Gdyby jednak Ali był przeciętnym Sau- dyjczykiem lub cudzoziemcem, zostałby skazany na długie więzienie. Znana nam była smutna historia brata jednego z naszych filipińskich szoferów. Cztery lata temu ów człowiek, który pracował dla włoskiej firmy budowla- nej w Ar-Rijadzie, został aresztowany za posiadanie] filmu pornograficznego. Biedaczysko odsiadywał te- raz siedmioletni wyrok. Nie dość, że został pozbawio- ny wolności, to jeszcze co piątek był poddawany chło- ście. Nasz kierowca odwiedzał go co sobotę i płakał, opowiadając, że za każdym razem jego nieszczęsny brat był siny od szyi po czubki palców na nogach od razów zadanych poprzedniego dnia. Obawiał się, że nie przeżyje następnego roku. Wina Alego nie ulegała wątpliwości, gdyż jego imię było wyraźnie wypisane na każdym z zakazanych przedmiotów. W końcu zawarto kompromis: ojciec podarował świątyni ogromną sumę pieniędzy, a Ali miał być obecny pięć razy dziennie na modlitwach, by ułagodzić Boga. Mutawa wiedzieli, że taka kara bę- dzie dla niego szczególnie dotkliwa, ponieważ niewie- 70 lu młodych książąt odprawiało modlitwy. Oznajmio- no też, że ma się pokazywać naczelnikowi straży reli- gijnej w naszym meczecie podczas każdej modlitwy przez dwanaście najbliższych miesięcy. Jedynym usprawiedliwieniem nieobecności będzie wyjazd z miasta. Ponieważ Ali zazwyczaj sypiał do dziewią- tej, nie w smak mu była myśl o modlitwie o wscho- dzie słońca. Ponadto miał napisać tysiąc razy na ostemplowanym przez mutawa papierze: „Bóg jest wielki i obraziłem go, naśladując zgniłe i niemoralne poczynania bezbożnego Zachodu". Wreszcie jako ostatni warunek kazano mojemu bratu wyjawić na- zwisko osoby, która zaopatrzyła go w slajdy i czasopi- sma. Ali przemycił czasopisma, wracając z podróży zagranicznej, gdyż książę przechodzi przez cło prawie bez kontroli, ale slajdy sprzedał mu znajomy z Zacho- du, którego poznał na przyjęciu. Mój brat z radością obciążył owego złoczyńcę, podając jego nazwisko i miejsce pracy. Później dowiedzieliśmy się, że tamten został aresztowany, wychłostany i deportowany. Czułam się okropnie. Mój głupi wybryk zhańbił ca- łą rodzinę. Nie sądziłam, żeby było to nauczką dla Alego - dotknęło jedynie moich rodziców i innych niewinnych ludzi. Wstyd mi to przyznać, ale najbar- dziej byłam przerażona tym, że zostanie wykryty mój udział w całej sprawie. Modliłam się do Boga, obiecu- jąc, że jeśli pozwoli mi ujść z tego cało, stanę się od- tąd idealnym dzieckiem. Omar wyprowadził mutawa z naszych posiadłości, ama i ja czekałyśmy na ojca i Alego. Kiedy wrócili salonu, ojciec głośno oddychał i ściskał mojego 71 brata za ramię, popychając go ku schodom. Ali spO]\ rżał w moim kierunku i uświadomiłam sobie, że wie kto jest sprawcą jego kłopotów. Ze smutkiem do] strzegłam, że wygląda raczej na zranionego niż gniewanego. Zaczęłam płakać. Ojciec spojrzał na mnie współczuciem, odepchnął Alego i wrzasnął, że spra wił przykrość całej rodzinie. Potem po raz pierwszy wziął mnie w ramiona i powiedział, żebym się nie martwiła. Poczułam się naprawdę podle. Jego uścisk, do któ- rego tak tęskniłam przez całe życie, był niezasłużony Mój postępek osiągnął jednak zamierzony cel. Nie wspominano więcej o złamanym palcu czy spuszczo- nym do toalety nakryciu głowy Alego. Podróż Pomimo zamętu w rodzinie podróż do Włoch i Egiptu została zrealizowana. Nie było jednak rado- ści w moim sercu. Przygotowałam listę rzeczy do za- pakowania i obserwowałam, jak Ali kręci się w pobli- żu mych drzwi. Dawniej poświęcał mi niewiele uwa- gi, lecz teraz patrzył na mnie innym wzrokiem. Od- krył nagle, że ja, nic nie znacząca istota płci żeńskiej i najmłodszy członek rodziny, jestem niebez- piecznym i godnym uwagi przeciwnikiem. Sześć limuzyn odwiozło nas na lotnisko: Nurę i Ahmada wraz z trojgiem z ich pięciorga dzieci, dwie filipińskie służące, Sarę i mnie, Alego i jego przyja- ciela Hadiego. Hadi, dwa lata starszy od Alego, był studentem In- stytutu Religijnego w Ar-Rijadzie, kształcącego przy- szłych mutawa. Wciąż cytował Koran i zachowywał się bardzo pobożnie, toteż ojciec był przekonany, że będzie miał dobry wpływ na jego dzieci. Hadi twier- dził} że kobiety powinny siedzieć w domu, i uważał, że są przyczyną wszelkiego zła na świecie. 73 Z Alim i Hadim mogliśmy się spodziewać rzeczy- wiście udanej wycieczki i miłej atmosfery... Mama nie pojechała z nami na lotnisko. W ciągu ostatnich kilku dni była apatyczna i smutna. Wybry. ki Alego bardzo ją zmartwiły. Pożegnała nas w ogro- dzie, stojąc przy frontowej bramie. Była osłonięta we- lonem, ale wiedziałam, że po jej twarzy spływają łzy. Mieliśmy lecieć samolotem, który był własnością mojego szwagra Ahmada. Kiedy weszłam na pokład, poszłam zobaczyć, czy pilotami są ci sami Ameryka- nie, którzy lecieli z nami do Dżuddy. Zawiedziona uj- rzałam innych pilotów. W kokpicie siedzieli dwaj Brytyjczycy, lecz również wyglądali dość przyjaźnie. Nura i służąca sadowiły się z trójką maluchów, Sara, z odsuniętym welonem, owinięta w koc, ściskała swo- je ukochane książki. Hadi z niesmakiem spojrzał naj nią i szepnął coś ze złością do Alego, który polecił mojej siostrze zasłonić twarz. Sara odparła, że nie mo- że czytać przez grubą tkaninę, więc lepiej by zrobił, gdyby się zamknął. Jeszcze nie zdołaliśmy się oderwać od ziemi, a już doszło do rodzinnej utarczki. Usiłowałam nadepnąć na złamany palec Alego, ale mi się nie udało, on na- tomiast próbował trzepnąć mnie w głowę, lecz uchy- liłam się i nie trafił. Ahmad, jako najstarszy z męż- czyzn, krzyknął, żebyśmy siedzieli spokojnie, a po- tem wymienił spojrzenie z Nura, które wyraźnie wskazywało, że powątpiewają w słuszność swego wiel- kodusznego zaproszenia. Trzy święte miejsca muzułmanów to Mekka, Medy- na i Jerozolima. W Mekce Bóg objawił swą wolę Ma- 74 , ornetowi. Podstawą naszego religijnego życia jest pięć rytualnych obowiązków, zwanych filarami wiary. Jednym z tych obowiązków jest odbycie przynajmniej raz w życiu pielgrzymki do Mekki. Drugim naszym świętym miastem jest Medyna, uznana za „miasto Proroka". Tam odbył się pogrzeb Mahometa. Trzecie nasze święte miasto to Jerozolima. Maho- met został stąd zabrany przez Boga do nieba z kopu- ły skalnej. Ale jest to obecnie miasto okupowane, nie- dostępne dla naszego narodu. Mekka, Medyna i Jerozolima są duchowym źró- dłem dla muzułmanów, Kair zaś jest źródłem naszej dumy. Potęga, bogactwo i osiągnięcia starożytnego Egiptu sprawiają, że zyski, jakie nam przynosi ropa, wydają się nikłe i nieważne. To właśnie w Kairze stałam się kobietą. W kulturze arabskiej, gdzie tak wielką wagę przywiązuje się do przemiany dziewczyny w kobietę, każda młodziutka dziewczyna z niecierpliwością oczekuje widoku pierwszej krwi. Gdy moje zachodnie przyjaciółki mó- wiły mi, że nie wiedziały, co się dzieje, gdy zobaczyły krew, i były przekonane, że umierają, omal zaniemó- wiłam ze zdumienia. Rozpoczęcie miesiączkowania jest tematem swobodnej rozmowy w świecie islamu. Po prostu dziecko zamienia się nagle w kobietę. Nie ma już powrotu do wygodnego kokonu dziecięcej nie- winności. W Arabii Saudyjskiej pojawienie się miesiączki jest °znaką, że pora wybrać sobie welon i abaję. Właścicie- e sklepów wypytują z szacunkiem, kiedy dziewczyn- 75 ka zaczęła miesiączkować, a potem uśmiechają się wyrozumiale i usiłują tak dobrać abaję i welon, by ich młoda klientka wyglądała jak najkorzystniej. Chociaż można nosić welon tylko czarnego koloru, jest wiele możliwości wyboru rodzaju tkaniny. Może być uszyty z cienkiego materiału, tak że widoczne są zarysy kobiecej twarzy. Ale średniej grubości materiał jest bardziej praktyczny, gdyż nie jest się narażoną na natrętne spojrzenia lub ostre uwagi ze strony tych, co' stoją na straży wiary. Konserwatywne kobiety oprócz czarnego welonu noszą czarne rękawiczki i grube czarne pończochy, aby nie widać było ani kawałeczka ciała. Są też i takie, które pragną wyrazić swoją indywi- dualność i poczucie mody, więc kupują welony przy- brane biżuterią. Kosztowne, zwracające uwagę przy- brania są też często naszywane na boki i tył abai. Mężczyźni sprzedający okrycia dla kobiet potrafią w modny sposób upiąć welon i pokazać elegancki sposób okrywania głowy. Wielką wagę przykłada się też do sposobu wiązania abai, tak aby była widoczna tylko część pantofelka. Każda młoda dziewczyna z za- pałem eksperymentuje w poszukiwaniu własnego sty- lu noszenia tradycyjnego stroju. Do sklepu wchodzi dziecko, a wychodzi z niego ko- bieta w wieku małżeńskim. Jej życie ulega zmianie w ciągu ułamka sekundy. Arab nie rzuci nawet okiem na wchodzące do sklepu dziecko. Z chwilą jednak, gdy młodziutka dziewczyna wdzieje na siebie abaję i welon, zaczynają biec w jej kierunku dyskretne spoj- rzenia. Mężczyźni będą usiłowali pochwycić wzro- kiem fragment twarzy lub kostki u nóg, które nagle nabrały aury zmysłowości. Osłonięte welonem arab- skie kobiety mają w sobie coś prowokującego, godne- go pożądania dla arabskich mężczyzn. Teraz jednak byłam w Kairze, nie w domu, w Ara- bii Saudyjskiej, toteż widok pierwszej krwi wzbudził we mnie jedynie uczucie irytacji. Sara i Nura poin- struowały mnie, co należy czynić, i ostrzegły przed Alim- Gdyby dowiedział się o tym, zażądałby natych- miastowego zawoalowania mnie już tu, w Kairze. Sa- ra przyjrzała mi się ze smutkiem i przytuliła. Wie- działa, że od tego momentu będę stanowić pokusę dla wszystkich mężczyzn, dopóki nie zostanę wydana za mąż i bezpiecznie zamknięta za murami domu. W Kairze Ahmad miał w centrum miasta luksuso- wy apartament, który zajmował trzy piętra. Ahmad i Nura ulokowali się na górnym piętrze. Dwie filipiń- skie służące, dzieci Nury, Sara i ja zajęłyśmy drugie piętro. Ali, Hadi i egipski służący zostali na pierw- szym. Sara i ja uściskałyśmy się z radości, że Ali i Ha- di są oddzieleni od nas całym piętrem. Pierwszego wieczoru Ahmad, Nura, Hadi i Ali za- mierzali wybrać się do klubu nocnego, by obejrzeć ta- niec brzucha. Ahmad uważał, że Sara i ja powinny- śmy zostać w domu z dziećmi i służącymi. Sara nie wyraziła sprzeciwu, ja jednak tak usilnie przekony- wałam Ahmada, aż w końcu zmiękł. Stolica kraju faraonów obudziła we mnie nieznane uczucia, których do dziś nie potrafię wytłumaczyć. Mężczyźni i kobiety wszystkich ras, ubrani w wielo- barwne stroje, przemierzali ulice wolni i radośni. 76 77 Zrozumiałam, że moje życie było do tej pory puste, pozbawione jakiegokolwiek bodźca, i odkryłam, że Kair jest przeciwieństwem naszych arabskich miast, które moim młodym oczom wydały się smutne i bez życia. Odkryłam tu także przerażającą nędzę, ale tkwiła w niej wola życia. Nędza może być siłą sprawczą prze- mian, bez których świat utknąłby w martwym punkcie. Pomyślałam o moim kraju i doszłam do wniosku, że naszemu życiu bardzo przydałoby się trochę takiej siły. W Arabii Saudyjskiej również jest wiele warstw społecznych i nie brak ludzi pracujących zarobkowo, nikt jednak, nawet cudzoziemscy robotnicy, nie jest pozbawiony podstawowych środków życiowych. Każ- dy obywatel płci męskiej ma zapewniony dom, opie- kę lekarską, wykształcenie, pracę, nieoprocentowane pożyczki, a nawet pomoc pieniężną, jeśli zajdzie taka potrzeba. O kobiety troszczą się mężczyźni z ich ro- dzin - ojcowie, mężowie, bracia lub kuzyni. Dobrobyt pozbawił Saudyjczyków energii, którą wyzwala pożądanie dóbr materialnych. Dlatego też z rozpaczą zastanawiam się, czy w moim kraju kiedy- kolwiek coś się zmieni. Jesteśmy zbyt bogaci, zbyt po- grążeni w lenistwie, by dążyć do jakichkolwiek prze- mian. Przemierzając samochodem ulice Kairu, po- dzieliłam się tymi myślami z moją rodziną, ale tylko u Sary znalazłam zrozumienie. Słońce zaczęło zachodzić i niebo rozbłysło złotem. Na jego tle ostro odcinały się kontury piramid. Obfi- ty, powoli płynący Nil ożywiał swym oddechem mia- sto i pustynię. 78 Ali i Hadi byli wściekli, że Sara i ja, dwie niezamęż- e istoty płci żeńskiej, uzyskałyśmy pozwolenie na pójście do klubu nocnego. Hadi odbył długą i poważ- ną rozmowę z Alim na temat upadku wartości w na- szej rodzinie. Oświadczył ze złośliwą satysfakcją, że wszystkie jego siostry zostały powydawane za mąż przed czternastym rokiem życia i były pilnie strzeżo- ne przez mężczyzn z jego rodziny. Oznajmił też, że ja- ko strażnik religii po powrocie z podróży złoży pro- test przed naszym ojcem. Sara i ja, odważne z dala od Ar-Rijadu, wykrzywiłyśmy się do niego i powiedzia- łyśmy, że jeszcze nie jest mutawa, więc żeby to sobie „darował". Był to zwrot, którego nauczyłyśmy się z filmów amerykańskich. Przyjaciel Alego pożerał wzrokiem tancerki i wypo- wiadał grubiańskie uwagi na ich temat. Twierdził, że to tylko kurwy i że gdyby on mógł decydować, zostałyby ukamienowane. Hadi był pompatycznym durniem. Nawet Ali poczuł do niego niechęć i zaczął z irytacją stukać palcami po stole, rozglądając się wokół. Tym bardziej byłam zaszokowana jego poczynania- mi na drugi dzień. Ahmad wynajął szofera, który miał zawieźć Nurę, Sarę i mnie na zakupy. On sam udał się na spotkanie z klientem. Dwie filipińskie służące i trójkę dzieci służący zawiózł na basen do hotelu Mena. Tylko Ali i Hadi pozostali w domu, aby odespać ubiegłą noc. Straszliwy upał szybko zmęczył Sarę i zapropono- wałam, że wrócę z nią do domu. Nura zgodziła się i poleciła kierowcy, żeby nas odwiózł. Później miał po nią wrócić. 79 Gdy weszłyśmy do apartamentu, usłyszałyśmy zdy» szone krzyki. Hałas dochodził z pokoju chłopców, Drzwi nie były zamknięte i nagle ujrzałyśmy Hadie. go, gwałcącego małą, najwyżej ośmioletnią dziew- czynkę. Ali ją przytrzymywał. Krew była wszędzie, i Na widok tej wstrząsającej sceny Sara doznała ata- ku histerii i wybiegła z pokoju. Twarz Alego wykrzy- wiła wściekłość. Wypchnął mnie z pokoju z taką siłą, że upadłam na podłogę. Podniosłam się i pobiegłam za Sarą. Gdy już nie mogłam dłużej znieść krzyków, ze- szłam na dół, zastanawiając się gorączkowo, co mogę uczynić. W tym momencie rozległ się dzwonek u drzwi. Zobaczyłam, że Ali poszedł je otworzyć. W progu stanęła Egipcjanka w wieku lat około czter- dziestu. Ali wręczył jej piętnaście egipskich funtów i spytał, czy ma więcej córek. Kobieta skinęła twier- dząco głową i obiecała powrócić tu jutro. Hadi wy- prowadził płaczące dziecko. Matka z obojętną twarzą wzięła córeczkę za rękę. Mała szła kulejąc, łzy spły- wały jej po twarzy. Gdy Nura z gniewem wypytywała Alego o szczegó- ły tego zdarzenia, ściągnął usta i powiedział, że mat- ka sama kupczyła własnym dzieckiem i nic nie moż- na na to poradzić. Pomimo przyłapania na kompromitującym czynie, Hadi i Ali zachowywali się, jakby nic się nie wydarzy- ło. Gdy spytałam Hadiego, jak może uważać się za strażnika religii, roześmiał mi się w twarz. Zwróciłam się do Alego i oświadczyłam, że powiem o wszystkim ojcu. Roześmiał się jeszcze głośniej niż Hadi i powie- 80 dział? że ojciec sam dał mu kontakt z człowiekiem, który zapewnia tego rodzaju usługi. Oznajmił, że małymi dziewczynkami jest zabawniej, a poza tym ojciec sam zawsze to robi w Kairze. Poczułam się jak porażona prądem. Głowa mi pło- nęła i nie mogłam złapać tchu. Patrzyłam tępo na mo- jego brata. Moją pierwszą myślą było, że wszyscy mężczyźni bez wyjątku są źli. Chciałam wyrzucić ten dzień z pamięci i wrócić do bezpiecznego kokonu dzieciństwa. Odeszłam cicho do siebie, z przeraże- niem myśląc, co jeszcze przyjdzie mi odkryć w okrut- nym świecie mężczyzn. Nadal wspominam Kair jako wspaniałe miasto, ale zepsucie niesione przez nędzę zmusiło mnie do zasta- nowienia się nad wcześniejszymi wnioskami. Kilka dni później ujrzałam tę samą Egipcjankę pukającą do drzwi z kolejną córeczką. Chciałam ją zapytać, jak matka może sprzedawać własne dziecko, ale ona do- strzegła wyraz mojej twarzy i oddaliła się spiesznie. Sara i ja długo rozmawiałyśmy z Nura na ten temat. Moja zamężna starsza siostra z westchnieniem powie- działa, że według Ahmada jest to praktykowane w większości rejonów świata. Gdy krzyknęłam z obu- rzeniem, że wolałabym głodować niż sprzedawać włas- ne dzieci, Nura zgodziła się ze mną, ale stwierdziła, że sytemu łatwo tak mówić. Wkrótce opuściłyśmy Kair i Sara wreszcie mogła skonfrontować swoje wyobrażenia o Włoszech z rze- czywistością. Zwiedziliśmy Wenecję, Florencję i Rzym. Wesołość 1 Pogoda Włochów ujęły mnie za serce. Myślę, że ich 81 radość życia zaćmiewa nawet ich osiągnięcia w sztuce i architekturze. W Mediolanie Nura wydała w ciągu kilku dni więJ cej pieniędzy, niż większość ludzi zarabia w całym swoim życiu. Wyglądało to tak, jakby ona i Ahmad szaleństwem zakupów pragnęli wypełnić jakąś pustkę w życiu. Hadi i Ali spędzali czas, kupując kobiety, gdyż wło- skie ulice pełne są młodych, pięknych kobiet, dostęp, nych o każdej porze dnia czy nocy dla tych, którzy mają pieniądze. Widziałam Alego takim, jakim był - egoistycznym młodym człowiekiem goniącym za własnymi przy- jemnościami. Jednakże Hadi zachowywał się jeszcze podlej. Płacił kobietom i gardził nimi. Pożądał ich i nienawidził, tak samo jak systemu, który dawał mu taką swobodę. Jego hipokryzja stanowiła dla mnie istotę natury mężczyzn. Gdy nasz samolot dotknął ziemi w Ar-Rijadzie, wiedziałam, że teraz, kiedy już stałam się kobietą, czeka mnie ciężki los. Pomimo wielu przykrości, ja- kich doznałam w dzieciństwie, pragnęłam, by trwało wiecznie. Wiedziałam, że moje życie będzie odtąd ciąg- łą walką ze społecznym porządkiem, który dyskrymi- nuje naszą płeć. Wszystkie te obawy zbladły jednak wobec tego, co zastałam w domu. Mama była umierająca. Podróż dobiega końca Jednego w życiu możemy być pewni - śmierci. Ma- ma jako wierna muzułmanka, wierząca głęboko w słowa Proroka, nie czuła strachu przed przekrocze- niem tej ostatniej granicy. Wiodła życie zgodne z na- kazami islamu i wiedziała, że czeka ją sprawiedliwa nagroda. Obawiała się jednak o przyszłość swych nie- zamężnych córek, wiedziała, że z chwilą jej odejścia będziemy zdane na kaprys losu. Mama wyznała, że czuła nadchodzący kres już wte- dy, gdy wyruszałyśmy w podróż. Swoje przeczucie uzasadniała trzema wizjami, jakie ją nawiedziły w czasie snu. Rodzice osierocili ją, gdy miała osiem lat. Jako je- dyne dziecko płci żeńskiej, pielęgnowała ich w czasie krótkiej choroby. Wyglądało na to, że oboje wyzdro- wieją gdy nagle, w czasie silnej burzy piaskowej, oj- ciec uniósł się na łokciach, uśmiechnął się w kierun- ku nieba i wypowiedział dwa słowa: „Widzę ogród", Po czym zmarł. Jego żona odeszła wkrótce po nim. 83 Moja mama została pod opieką czterech braci i wcześ- nie wydano ją za mąż. Ojciec mamy był współczującym i dobrym człowie- kiem. Kochał córkę na równi z synami. Gdy inni oj. cowie gniewali się z powodu narodzin córek, śmiał się z nich i kazał im dziękować Bogu za błogosławień- stwo czułej ręki w domu. Mama mówiła, że gdyby oj- ciec żył, nie musiałaby tak wcześnie wstępować w związki małżeńskie. Wierzyła, że ofiarowałby jej parę lat swobodnej młodości. Siedziałyśmy z Sarą przy jej łóżku, a mama z wysił- kiem opowiadała nam o swoich niepokojących snach. Pierwszą wizję miała cztery dni przed otrzymaniem wiadomości o próbie samobójstwa Sary. - Znajdowałam się w beduińskim namiocie. Był ta- ki sam, jak namiot z czasów mego dzieciństwa. Ze zdu- mieniem dostrzegłam rodziców młodych i zdrowych, siedzących przy ogniu, na którym gotowała się woda na kawę. W oddali słyszałam głosy braci, powracających z wypasu owiec. Rzuciłam się w kierunku rodziców, ale oni mnie nie widzieli ani nie słyszeli. Potem do namio- tu weszli dwaj moi bracia, już nieżyjący, i usiedli obok rodziców. Popijali ciepłe wielbłądzie mleko w małych kubkach, a ojciec tłukł fasolę, która służyła nam jako namiastka kawy. Sen zakończył się, gdy ojciec zacyto- wał wiersz o raju, który czeka na wszystkich dobrych muzułmanów. Był to prosty i krzepiący wiersz: Rzeki miłe przepływają, drzewa złocistość słońca ocieniają. 84 Owoc ściele się wokół stóp. Mleka i miodu jest w bród. Bliscy czekają na tych, których więzi ziemia. Na tym sen się urwał. Mama uznała, że był on wia- domością od Boga, że rodzina jest w raju. Mniej więcej tydzień po powrocie Sary do domu mama miała następną wizję. Wszyscy członkowie jej nieżyjącej rodziny siedzieli w cieniu drzewa palmo- wego i spożywali posiłek ze srebrnych naczyń. Ale tym razem dostrzegli ją i ojciec podniósł się na jej po- witanie, a potem wziął ją za rękę, usiłował posadzić i skłonić do jedzenia. Mama poczuła strach i próbowała uciec, ale ręka oj- ca zacisnęła się mocno. Mama przypomniała sobie, że ma dzieci, o które musi się troszczyć, i błagała ojca, żeby ją puścił. Oświadczyła, że nie ma czasu na wypo- czynek i jedzenie. Wtedy jej mama wstała i dotykając jej ramienia, zwróciła się do niej: „Fadilo, Bóg się zaj- mie twymi córkami. Nadszedł czas, abyś powierzyła je jego pieczy". Mama obudziła się i w tym momencie zrozumiała, że jej czas na ziemi dobiega końca, że wkrótce dołączy do tych, którzy odeszli wcześniej. Dwa tygodnie po naszym wyjeździe mama zaczęła odczuwać bóle pleców, szyi i brzucha, miewała też za- Wroty głowy. Wiedziała, że niewiele czasu jej zostało. 85 Poszła do lekarza i powiedziała mu o swych snach i bó. lach. Lekarz zignorował sny, jednakże zaniepokoił się bólami. Badania specjalistyczne wykazały, że na kręgo. słupie powstał nowotwór, którego nie da się zoperować. Trzeci sen mama miała po wieczornej wizycie dok- tora, który potwierdził jej śmiertelną chorobę. W tym ostatnim śnie przebywała w niebie z rodziną, jedząc, pijąc i radując się. Znajdowała się w towarzystwie ro- dziców, dziadków, braci i kuzynów - krewnych, któ- rzy zmarli dawno temu. Z uśmiechem przyglądała się maluchom raczkującym po ziemi w pogoni za moty- lami. Jej matka uśmiechnęła się do niej i rzekła: „Fa- dilo, dlaczego nie zwracasz uwagi na swe dzieci? Czyż I nie rozpoznajesz twej własnej krwi?". Wtedy mama nagle uświadomiła sobie, że to rze-' czywiście jej dzieci, te, które zmarły w niemowlęc- twie. Wgramoliły się jej na kolana, cała piątka, a ona zaczęła je huśtać i przytulać do siebie. Mama przenosiła się do tych, których straciła. Od- chodziła od nas. Szczęśliwie nie cierpiała w chwili śmierci. Chcę wierzyć, że Bóg widział, jak bardzo cza- sem musiała się zmagać w życiu, widział jej dobroć i nie chciał dodatkowo przysparzać bólu. Nie odstępowałyśmy na krok od jej łoża - spoczy- wała otulona miłością tych, którzy byli krwią z jej krwi i ciałem z jej ciała. Jej wzrok błądził po naszych twarzach i choć nie padły żadne słowa, czułyśmy, że nas żegna. Gdy jej spojrzenie spoczęło na mnie, dostrzegłam troskę zasnuwającą jej oblicze. Wiedzia- ła bowiem, że moje życie będzie trudniejsze niż pozo- stałych z powodu mej nieustępliwości. Ciało mamy zostało umyte przez starsze kobiety rodziny i przygotowane do powrotu do ziemi. Przy- glądałam się, jak okrywają białym całunem jej wy- chudzone, wyniszczone wieloma porodami i chorobą ciało. Na twarzy uwolnionej od ziemskich trosk ma- lował się spokój. Po śmierci wyglądała znacznie mło- dziej niż za życia. Trudno mi było uwierzyć, że uro- dziła szesnaścioro dzieci, z których przetrwało jede- naścioro. Cała nasza rodzina wraz ze wszystkimi żonami ojca i jego dziećmi zebrała się u nas. Odczytano werset z Koranu ku pokrzepieniu serc. Ciało mamy, owinię- te całunem, zostało złożone na tylnym siedzeniu li- muzyny i odwiezione przez Omara na miejsce ostat- niego spoczynku. Nasze obyczaje nie zezwalają na obecność kobiet przy pochówku, jednakże moje siostry i ja stanęłyśmy nieugiętym frontem wobec ojca, który zgodził się w końcu pod warunkiem, że nie będziemy płakać ani wyrywać sobie włosów z głowy. Tak więc cała nasza rodzina odprowadzała na pustynię karawan ze zwło- kami - smutny, milczący karawan. Według zasad islamu okazanie żalu z powodu utra- ty bliskiej osoby oznacza niezadowolenie z woli Boga. Poza tym nasza rodzina pochodzi z Nadżdu, a ludzie z tego rejonu Arabii Saudyjskiej nie mają zwyczaju publicznie rozpaczać po śmierci bliskich. W bezkresnej pustyni sudańscy służący przygoto- wali już świeży grób. Ostrożnie spuszczono zwłoki, a Ali, jedyny syn, odsłonił twarz mamy, przykrytą do- tąd białą tkaniną. Moje siostry stały w pewnym odda- 86 87 leniu, lecz ja nie mogłam oderwać się od grobu mamy, Byłam ostatnim zrodzonym z niej dzieckiem i chcia. łam zostać przy jej ziemskiej powłoce aż do ostatniej chwili. Wzdrygnęłam się na widok niewolników zsy. pujących czerwone piaski pustyni Rab al-Chali na jej twarz i ciało. Gdy przyglądałam się, jak piasek przykrywa naj- droższą mi istotę, przypomniałam sobie nagle piękne słowa wybitnego libańskiego filozofa, Chalila Dżu- brana: Pogrzeb na ziemi oznacza być może przyjęcie weselne wśród aniołów. Wyobraziłam sobie mamę u boku jej rodziców, z maleństwami w ramionach. Nabrałam pewności, że któregoś dnia poczuję jej umiłowany dotyk, i przestałam płakać. Podeszłam do sióstr, szokując je swym promiennym uśmiechem i spokojem. Zacytowałam wspaniałe słowa, które Bóg zesłał mi, aby ukoić ból, i siostry skinęły głowami ze zrozumieniem. Pozostawiłyśmy mamę wśród ogromu pustyni i wiedziałam, że nie ma znaczenia fakt, iż żaden ka- mień nie zaznacza tego miejsca ani nie odprawiono modłów w jej intencji. Nagrodą dla niej był powrót do tych, których kochała, i tam będzie nas oczekiwać. Po raz pierwszy w życiu Ali poczuł się zagubiony i wiedziałam, że jego ból jest szczery. Ojciec od czasu śmierci mamy unikał naszej willi. Posyłał nam wia- domości przez swoją drugą żonę, która zajęła miejsce mamy. Nim upłynął miesiąc, dowiedzieliśmy się od Alego, że ojciec przygotowuje się do kolejnego ślubu. Posia- danie czterech żon jest powszechne w moim kraju, lecz nie dotyczy to warstwy średniej. Koran nakazuje traktowanie wszystkich żon jednakowo. Bogaci nie mają problemu z zapewnieniem takiego samego po- ziomu życia swoim żonom, najbiedniejszym zaś wy- starcza postawienie czterech namiotów i wniesienie skromnej opłaty - dlatego tylko najbogatsi i najbied- niejsi muzułmanie mają po cztery żony. Średnia war- stwa na ogół zadowala się jedną żoną, gdyż zapewnie- nie równego standardu czterem oddzielnym rodzi- nom jest niemożliwe. Ojciec zamierzał poślubić jedną z królewskich ku- zynek, Randę, dziewczynę, z którą bawiłam się w dzieciństwie, co wydawało mi się teraz czymś nie- bywale odległym. Nowa narzeczona ojca miała pięt- naście lat, była więc tylko o rok starsza ode mnie, naj- młodszej córki naszej mamy. Cztery miesiące po pogrzebie uczestniczyłam w przyjęciu ślubnym ojca. Zachowywałam się z rezer- wą i nie miałam zamiaru brać udziału w zabawie. Rozsadzała mnie wściekłość. Wiedziałam, że mimo urodzenia mu szesnaściorga dzieci i całkowitego od- dania przez te wszystkie lata, ojciec bez większego wysiłku usunął mamę z pamięci. Byłam wściekła nie tylko na ojca, ale i na koleżan- kę z lat dziecięcych, która miała zostać jego czwartą żoną. Przyjęcie weselne było wspaniałe, a narzeczona młoda i piękna. Mój gniew na Randę minął, gdy uj- rzałam, jak ojciec z ogromnej sali balowej prowadzi ją do małżeńskiego łoża. Wargi Randy drżały z przera- żenia. Widok jej rozpaczy przemienił moją zawziętą 89 nienawiść we współczucie. Poczułam wstyd, gdy zrozumiałam, że Randa, podobnie jak my wszystkie jest bezbronna w zdominowanym przez mężczyzn świecie. Ojciec wyruszył ze swą dziewiczą panną młodą na miesiąc miodowy do Paryża i Monte Carlo. Moja zmiana uczuć dla Randy sprawiła, że niecierpliwie oczekiwałam jej powrotu, obiecując sobie pozyskać ją dla swoich celów - walki o wolność kobiet w naszym kraju. Wiedziałam, że boleśnie dotknę ojca, rozbu- dzając jego młodą żonę politycznie i duchowo. Nie mogłam mu wybaczyć, że tak łatwo zapomniał, jak cudowną kobietą była mama. Przyjaciółki Po powrocie z miodowego miesiąca ojciec i Randa wprowadzili się do naszej willi. Chociaż mama już nie żyła, młodsze dzieci nadal mieszkały w domu ojca, a młoda żona objęła obowiązki pani domu. Ponieważ ja byłam najmłodszym dzieckiem, zaledwie o rok młodszym od Randy, sytuacja wyglądała dość grote- skowo. W Arabii Saudyjskiej nie ma jednak miejsca na zmianę obyczaju, by móc dostosować sytuację do konkretnych warunków. Tak więc Randa została za- instalowana w naszym domu; dziecko grające rolę ko- biety i pani naszej ogromnej rodziny z całym dobro- dziejstwem inwentarza. Powróciła z podróży cicha i przygnębiona. Niewie- le mówiła, nigdy się nie uśmiechała, a poruszała się tak ostrożnie, jakby bała się wyrządzić jakąś szkodę. Ojciec wydawał się rad ze swojej nowej własności, gdyż spędzał wiele czasu w apartamentach młodej żony. Po trzech tygodniach nieprzerwanego zaintereso- 91 wania ojca Randą Ali rzucił jakiś dowcip na temat możliwości seksualnych ojca. Zapytałam brata, co są. dzi o odczuciach Randy w związku z tym, że została zaślubiona przez kogoś, kogo nie znała i nie kochała. Nieobecne spojrzenie Alego powiedziało mi wyraź- nie, że nie tylko nie zastanawiał się nad tym, ale takie rozważania nie znajdą płodnego gruntu w jego umy. śle. Uświadomił mi tym, że nic nie jest w stanie prze- bić pancerza egoizmu arabskiego mężczyzny. Bardzo różniłyśmy się z Randą od siebie. Byłyśmy zwolenniczkami różnych filozofii. Ona wierzyła, że życie każdego człowieka jest wypisane na jego twarzy. Ja zaś uważałam, że jest odbiciem tego, co kryje się w naszym umyśle. Poza tym Randa była okropnie nieśmiała, podczas gdy ja zawsze chwytałam byka za rogi. Widziałam jej oczy, gdy obserwowała wskazówki zegara; już na kilka godzin przed przybyciem swego męża zaczynała okazywać niepokój. Ojciec polecił jej, by posiłki spożywała wcześniej, a potem brała prysz- nic i przygotowała się na jego przybycie. Codziennie w południe Randa kazała kucharce po- dawać lunch, a potem szła do siebie. Ojciec przy- jeżdżał na ogół około pierwszej i po skończonym je- dzeniu udawał się do swej młodej żony. Około piątej z powrotem wychodził do biura, gdyż w moim kraju dzień pracy dzieli się na dwie części: od dziewiątej do trzynastej i po czterogodzinnej przerwie od siedem- nastej do dwudziestej. Widząc zbolały wyraz twarzy Randy, miałam ocho- tę zapytać ojca o nauki Koranu, który nakazuje każ- 92 demu wiernemu dzielić dni i wieczory pomiędzy cztery żony. Od chwili poślubienia Randy pozostałe trzy starsze żony były całkowicie zaniedbywane. Po namyśle zrezygnowałam jednak z mojego zamiaru. Wieczory były powtórzeniem przerwy popołudnio- wej. Randa kazała podawać sobie kolację około ósmej, a następnie szła do swych apartamentów przygotować się na przyjęcie męża. Na ogół nie widywałam jej już, aż do rana następnego dnia. Miała polecenie pozosta- wać w sypialni do chwili wyjścia ojca do pracy. Gdy obserwowałam niewesołe życie Randy, przy- szedł mi do głowy pewien plan. Miałam dwie przyja- ciółki, które nawet mnie zadziwiały swoją odwagą; ich żywotność mogłaby dobrze wpłynąć na Randę. Nie zdawałam sobie sprawy z burzy, jaką rozpętam, tworząc wraz z Randą i dwiema nieposkromionymi pannami klub dziewcząt. Nazwałyśmy siebie „żywymi wargami", gdyż na- szym celem była walka przeciw milczącej akceptacji zniewolenia kobiety w arabskim społeczeństwie. Uro- czyście przysięgłyśmy kierować się następującymi za- sadami: 1. Nasze wargi i języki zawsze będą służyć obronie praw kobiet. 2. Każda członkini klubu będzie dążyć do wprowa- dzenia co miesiąc nowej osoby. 3. Naszym głównym celem będzie zapobieganie małżeństwom między młodymi kobietami i starymi mężczyznami. Zrozumiałyśmy, że w naszym kraju mężczyźni ni- §dy nie będą dążyć do przemian społecznych i że sa- 93 me musimy o to walczyć. Tak długo, jak długo my kobiety saudyjskie, będziemy akceptować istniejącą rzeczywistość, mężczyźni będą nami rządzić. Doszły, śmy do wniosku, że obowiązkiem każdej kobiety jest dążenie do kierowania własnym życiem i namawianie do tego innych kobiet w obrębie swojej grupy spo- łecznej. Moje dwie przyjaciółki Nadia i Wafa nie należały do rodziny królewskiej, były jednak córkami ludzi3 którzy wiele w Ar-Rijadzie znaczyli. Do ojca Nadii należała duża firma budowlana. Chętnie ofiarowywał ogromne prowizje różnym ksią- żętom, dlatego też otrzymywał poważne zlecenia od rządu. Zatrudniał tysiące cudzoziemców ze Sri Lan- ki, Filipin i Jemenu. Był prawie tak bogaty jak człon- kowie rodziny królewskiej; bez trudu utrzymywał trzy żony i czternaścioro dzieci, w tym siedem córek. Nadia miała siedemnaście lat i widziała, jak jej trzy starsze siostry zostały wydane za mąż ze względu na koneksje. Niespodziewanie wszystkie trzy małżeń- stwa okazały się bardzo udane. Siostry były szczęśli- we, trafiły bowiem na dobrych mężów. Nadia powie- działa, że taka szczęśliwa passa musi się wreszcie skończyć, i pełna pesymizmu twierdziła, że ją wyda- dzą za brzydkiego i okrutnego starca. Znajdowała się jednak w szczęśliwszym położeniu niż większość saudyjskich kobiet; jej ojciec postano- wił, że może kontynuować swą edukację. Oświadczył, że nie musi wychodzić za mąż przed dwudziestym pierwszym rokiem życia. Ta ustalona granica wolno- ści pobudziła ją do czynu. Stwierdziła, że skoro pozo- 94 stały iei Jeszcze cztery lata, musi spróbować w życiu wszystkiego, by mieć co wspominać w czasie nudne- go związku małżeńskiego z jakimś starym ramolem. Ojciec Wafy był jednym z ważniejszych mutawa, a jego ekstremalizm pobudził Wafę do ekstremalnych działań. Miał on tylko jedną żonę, mamę Wafy, był jednak okrutnym i niegodziwym człowiekiem. Wafa zaklinała się, że nie chce mieć do czynienia z religią, która ma za przywódców takich ludzi jak jej ojciec. Wierzyła wprawdzie w Boga i uważała, że Mahomet był Jego wysłańcem, ale była przekonana, że słowa Mahometa zostały przekręcone przez jego następców, gdyż żaden Bóg nie pragnąłby takiej niedoli dla kobiet. Jej matce nigdy nie wolno było wyjść z domu; stała się dozgonnym więźniem, zniewolonym przez sługę kościoła. Wafa, przychodząc na świat, miała już pię- ciu dorosłych braci. Sama była spóźnionym i niespo- dziewanym dzieckiem, a jej ojciec poczuł się tak roz- czarowany urodzeniem się dziewczynki, że całkowi- cie ignorował jej istnienie. Miała siedzieć w domu, uczyć się szyć i gotować. Od siódmego roku życia zmuszona była nosić abaję i zasłaniać włosy. Codzien- nie rano od dziewiątego roku życia ojciec pytał ją, czy pojawiła się już pierwsza krew. Bał się panicznie, że jego córka mogłaby wyjść na ulicę z odsłoniętą twa- rzą, będąc już kobietą. Wafa miała niewiele przyjaciółek, a i te wkrótce straciła, gdy ojciec zaczął indagować je publicznie o pierwszą krew. Mama Wafy, udręczona rygorem zaprowadzonym Przez męża, postanowiła w końcu stawić mu bierny 95 opór. Pomagała córce wymykać się z domu, mężowi natomiast mówiła, że dziewczynka śpi lub studiuje Koran. Zawsze wyobrażałam sobie, że jestem odważna i nieposkromiona, ale w porównaniu z Nadią i Wafą moja postawa była niczym. Powiedziały mi, że moje wysiłki mające pomóc kobietom są niewiele warte. Przecież moje życie nie uległo zmianie. Doszłam do wniosku, że mają rację. Nigdy nie zapomnę wydarzenia, które miało miej- sce w budynku parkingowym w centrum miasta, w pobliżu suku, niedaleko placu zwanego przez cu- dzoziemców „placem ryziu-ryziu", gdyż tam właśnie co piątek, w nasz święty dzień, pozbawiano przestęp- ców głów lub rąk. Ukryłam przed ojcem pojawienie się pierwszej mie- siączki, nie śpieszyło mi się bowiem do zakutania w czarne szaty. Niestety Nura i Ahmad uznali, że już zbyt długo z tym zwlekam. Moja siostra oświadczyła, że jeśli ja nie powiem o tym ojcu, ona to zrobi. Tak więc zebrałam swoje przyjaciółki łącznie z Randą i wybrałyśmy się na zakup „życiowego mundurka",' czyli czarnego szala, czarnego welonu i czarnej abai. Omar zawiózł nas do wejścia na suk i wszystkie wy- siadłyśmy, umawiając się z nim na tym samym miej- scu za dwie godziny. Omar zawsze towarzyszył nam na suku i pilnował czujnie, tego dnia jednak miał coś do załatwienia i skorzystał z okazji. Poza tym nowa żona ojca była ze mną i Omar czuł się uspokojony jej obecnością. Nie dostrzegł żadnych objawów budzenia się Randy z długiego, ciężkiego snu niewolnictwa. 96 Buszowałyśmy po sklepach, oglądając różne szale, welony i abaje. Szukałam czegoś specjalnego, czegoś, co by mnie wyróżniało w morzu czarno ubranych ko- biet. Zła byłam na siebie, że we Włoszech nie zamó- wiłam abai z pięknego włoskiego jedwabiu w zawiłe artystyczne wzory. Ludzie wiedzieliby wtedy, iż mija- jąca ich kobieta to indywidualność, klasa i styl. Moje towarzyszki były osłonięte welonami. Gdy zmierzałyśmy w naszych poszukiwaniach na środek suku, zauważyłam, że Wafa i Nadia szepczą coś i chi- choczą pochylone ku sobie. Przyśpieszyłyśmy kroku z Randą, pytając, co je tak rozśmieszyło. Nadia spoj- rzała na mnie przez zasłonę i powiedziała, że przypo- mniały sobie mężczyznę, którego spotkały w czasie swojej ostatniej wyprawy na suk. Mężczyznę? Popatrzyłam niepewnie na Randę. Znalezienie odpowiedniej abai, welonu i szala za- brało nam godzinę; wybór był dość ograniczony. Zmiany w moim życiu następowały tak szybko! Na teren suku weszłam jako pełna życia młoda dziewczy- na z twarzą oznajmiającą światu wszystkie odczucia i myśli, a wychodziłam okryta od stóp do głów czer- nią, jako istota bez twarzy. Muszę przyznać, że pierwsze chwile pod osłoną we- lonu wydawały się ekscytujące. Była to nowość i wi- działam, jak chłopcy saudyjscy przyglądają mi się z ciekawością. Zdawałam sobie sprawę, że pragną, aby wiatr poruszył materią, by mogli dojrzeć to, co zaka- zane. Przez chwilę wyobrażałam sobie siebie jako piękne cacko, tak cenne, że należy je chronić welo- nem przed pragnieniami mężczyzn. 97 Ale moje podniecenie nową sytuacją szybko minę, ło. Gdy wyszłyśmy z chłodnego suku na upał, zabrak- ło mi powietrza. Usiłowałam wdychać je poprzez tkaninę, ale było stęchłe i suche, przefiltrowane przez cienką gazową materię. Kupiłam najcieńszy welon, jaki znalazłam, a mimo to odniosłam wrażenie, że pa- trzę na świat przez grubą, ciemną szybę. Jak kobiety noszące zasłony z grubszego materiału mogły cokol- wiek widzieć? Niebo straciło swój błękit, a słońce blask. Serce skurczyło mi się na myśl, że poza domem już nigdy nie zobaczę życia we wszystkich jego bar- wach. Świat stał się nagle miejscem nudnym, nawet niebezpiecznym. Kuśtykałam po wyboistym chodni- ku, bojąc się złamać nogę. Przyjaciółki zaczęły się śmiać, widząc moje nie- zdarne ruchy. Wpadłam na dzieci kobiety beduiń- skiej i z zazdrością spojrzałam na nią. Beduińskie ko- biety okrywają twarz, jednak ich oczy pozostają nie- osłonięte. Jakże pragnęłam być jedną z nich! Z chęcią osłaniałabym samą twarz, byle tylko móc oglądać wszystkie barwy świata wokół siebie. Na umówione z Omarem miejsce przyszłyśmy za wcześnie. Randa spojrzała na zegarek; miałyśmy jesz- cze prawie godzinę do jego przybycia. Zaproponowa- ła więc, żebyśmy wróciły na suk, gdyż skwar zbyt się dawał we znaki. Nadia i Wafa spytały nas, czy mamy ochotę się zabawić. Przytaknęłam bez wahania. Ran- da szukała wzrokiem Omara; widziałam, że poczuła się nieswojo, słysząc słowo „zabawić się". Namówi- łam ją jednak, żeby poszła z nami. Kierowała mną ciekawość, co też takiego wymyśliły Nadia i Wafa. Obie dziewczyny uśmiechnęły się znacząco do sie- bie i kazały nam iść za sobą. Skierowały się ku par- kingowi obok nowego biurowca, niedaleko oa suku. parkowali tu swoje samochody mężczyźni, którzy pracowali w budynku i pobliskich sklepach. Kiedy przechodziłyśmy ostrożnie przez ruchliwe skrzyżowanie, Randa krzyknęła i uderzyła mnie w dłoń, gdyż uniosłam zasłonę, by móc dojrzeć ruch uliczny. Za późno jednak, zdążyłam już obnażyć twarz przed wszystkimi mężczyznami na ulicy, którzy znieruchomieli z powodu gratki, jaka im się trafiła: ujrzeli kobiecą twarz w publicznym miejscu! Gdy znalazłyśmy się przy windach parkingowych, zaniemówiłam z wrażenia, przyglądając się poczyna- niom moich obu przyjaciółek: podeszły do wyjątko- wo przystojnego Syryjczyka i spytały go, czy chce się zabawić. Przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby chciał rzucić się do ucieczki: spojrzał w prawo, w lewo i wcis- nął guzik windy. W końcu jednak widocznie posta- nowił skorzystać z rzadkiej możliwości poznania dwóch młodych i być może pięknych Saudyjek, gdyż nie wsiadł do kabiny. Zapytał, o jaki rodzaj zabawy chodzi. Wafa chciała się dowiedzieć, czy ma własny apartament i samochód. Syryjczyk odparł, że ow- szem, ma mieszkanie, które dzieli z kolegą Libańczy- kiem. Nadia zapytała go więc, czy przyjaciel nie szu- ka dziewczyny. Syryjczyk z uśmiechem odpowiedział, że istotnie, obaj szukają. Randa i ja doszłyśmy do siebie na tyle, by móc po- ruszać nogami. Uniosłyśmy nasze abaje i w śmiertel- nym przerażeniu wybiegłyśmy z parkingu. Biegnąc, 99 zgubiłam szal; gdy odwróciłam się, żeby go podnieść Ran da zderzyła się ze mną i upadła na ziemię, odsła- niając nogi. Gdy Wafa i Nadia wróciły do nas, oddychałyśmy z trudem, opierając się o wystawę sklepową. Dziew- częta pękały ze śmiechu. Widziały nas już wcześniej, kiedy pomagałam Randzie wstać. Ze złością zwróciłyśmy się do nich. Jak mogły ro- bić coś tak idiotycznego? Podrywać cudzoziemców! I jak zamierzały się zabawiać? Czyż nie zdawały sobie sprawy, że Randa zostałaby ukamienowana, a pozo- stała trójka w najlepszym razie uwięziona? Zabawa to zabawa, ale to, co one robiły, było samobójstwem! Wafa i Nadia roześmiały się, wzruszeniem ramion kwitując nasz wybuch. Wiedziały, że gdyby je złapa- no, nie uniknęłyby kary, lecz było im wszystko jedno. Czekająca je ponura przyszłość sprawiła, że chciały zaryzykować. Może uda im się poznać sympatyczne- go cudzoziemca i wyjść za niego? Jakikolwiek cudzo- ziemiec byłby lepszy od Saudyjczyka! Myślałam, że Randa za chwilę zemdleje. Wybiegła na ulicę, szukając wzrokiem Omara. Wiedziała, że jej mąż będzie bezlitosny, jeśli się dowie o tym wszyst- kim. Była śmiertelnie przerażona. Kiedy Omar nas zobaczył, od razu wyczuł, że coś się stało. Randa zaczęła coś mówić nieskładnie, ja przerwałam jej jednak i opowiedziałam historyjkę o młodym chłopcu, który ukradł złoty naszyjnik na suku. Został brutalnie pobity przez właściciela sklepu 1 odstawiony do więzienia przez policjanta. Głos mi drżał, gdy to mówiłam. Dodałam, że jesteśmy zdener- 100 wowane, gdyż był to młody chłopak, a na pewno obe- tną mu rękę. Odetchnęłam z ulgą, gdy Omar przestał zadawać pytania. Wyglądało na to, że mi uwierzył. Randa wsunęła dłoń pod moją abaję i uścisnęła mnie z wdzięcznością. później dowiedziałam się od Nadii i Wafy, co rozu- mieją pod pojęciem „zabawić się". Spotykają się z cu- dzoziemcami, na ogół z sąsiednich arabskich krajów, czasem z Brytyjczykami lub Amerykanami przy win- dach parkingowych. Wybierają przystojnych męż- czyzn; takich, których mogłyby pokochać. Czasami mężczyźni wbiegają do windy i jadą na inne piętro, czasem jednak okazują zainteresowanie. Jeśli mężczy- zna wyrazi chęć bliższego poznania, Wafa i Nadia wy- znaczają mu spotkanie przy tej samej windzie. Proszą, żeby dla kamuflażu przyjechał po nie ciężarówką. O wyznaczonej porze wybierają się na zakupy. Szofer podwozi je do wejścia na suk; tam kupują kilka dro- biazgów i udają się na spotkanie. Zdarza się, że męż- czyzna nie pojawia się, najczęściej jednak wyczekuje nerwowo. Dziewczęta sprawdzają, czy nikogo nie ma w pobliżu, i wskakują do ciężarówki. Mężczyźni ostrożnie jadą do swych mieszkań i równie ostrożnie wprowadzają dziewczyny do środka. Gdyby zostali złapani, wyrok byłby surowy, być może nawet byłby to wyrok śmierci dla wszystkich. Wyjaśnienie potrzeby użycia ciężarówki było pro- ste. W Arabii Saudyjskiej kobiety i mężczyźni nie mogą przebywać w tym samym samochodzie, chyba ze są ze sobą blisko spokrewnieni. Jeśli mutawa na- biorą podejrzeń, mogą zatrzymać samochód i spraw- 101 dzić tożsamość pasażerów. Dotyczy to przede wszyst- kim samochodów osobowych. Samotni mężczyzni nie mają również prawa przyjmować kobiet w swych domach. Przy najmniejszym podejrzeniu, że dzieje się coś niestosownego, mutawa otaczają dom cudzo- ziemca i zabierają wszystkich do więzienia. Bałam się o moje przyjaciółki. Ostrzegałam je wie- lokrotnie, ale były młode, nierozważne i znudzone. Z rozbawieniem opowiadały mi, co robiły. Wykręcały dowolne numery telefonu, aż usłyszały cudzoziemski głos. Każdy mężczyzna był dobry, pod warunkiem że nie był to Saudyjczyk ani Jemenczyk. Pytały go, czy jest sam, czy nie ma ochoty na damskie towarzystwo. Na ogół odpowiedź była twierdząca, gdyż niewiele kobiet jest wpuszczanych do Arabii Saudyjskiej i wszyscy pracujący tu cudzoziemcy mają status ka- walerów. Dziewczęta prosiły swego rozmówcę, by opisał swoje ciało. Mężczyzna szczegółowo odmalo- wywał własny wygląd, a następnie prosił, żeby one uczyniły to samo. Wafa i Nadia spełniały jego prośbę bez żadnych zahamowań. Powiedziały mi, że to świet- na zabawa. Czasami spotykały się ze swoimi telefo- nicznymi znajomymi w taki sam sposób jak z parkin- gowymi kochankami. Zastanawiałam się, jak daleko się posuwały, i do- wiedziałam się, że robiły wszystko z wyjątkiem wpro- wadzenia członka. Nie mogły ryzykować utraty dzie- wictwa, gdyż zdawały sobie sprawę z tego, co spotka- łoby je w noc poślubną. Ich mężowie odesłaliby je do domu, ojcowie również by się od nich odwrócili- Strażnicy religii zaczęliby prowadzić dochodzenie. 102 Mogły stracić życie, a w najlepszym razie zostałyby wypędzone z domu. Wafa powiedziała, że w czasie tych spotkań nigdy nie odsłaniały twarzy. Zdejmowały całe ubranie, we- lon jednak pozostawał nietknięty. Mężczyźni czasem usiłowali zmusić je do odsłonięcia twarzy, ale dziew- częta oświadczały, że dopóki nikt nie widzi ich twa- rzy, czują się bezpieczne. Powiedziały również, że od- słonią twarz, jeśli któryś zainteresuje się nimi poważ- nie. Oczywiście żaden z nich nie przejawiał większe- go zaangażowania. Oni również chcieli się tylko zaba- wić. A moje przyjaciółki wciąż rozpaczliwie usiłowa- ły odgrodzić się od przyszłości, która majaczyła w od- dali niczym ponure widmo. Randa i ja byłyśmy w rozpaczy z powodu ich zacho- wania. Czułam coraz większą nienawiść do panują- cych w moim kraju obyczajów. One to bowiem dopro- wadzają młode dziewczyny do desperackich czynów, które mogą kosztować je życie. Nim minął rok, Nadię i Wafę aresztowano. O ich poczynaniach dowiedzieli się członkowie samozwań- czego Publicznego Komitetu Moralności, którzy krą- żyli samochodami po ulicach Ar-Rijadu, usiłując zła- pać ludzi popełniających czyny zakazane przez Ko- ran. Gdy tylko obie dziewczyny znalazły się z tyłu w ciężarówce, podjechali i zablokowali pojazd. Od ty- godni obserwowali ten teren, ponieważ jeden z człon- ków komitetu podsłuchał Palestyńczyka, który opo- wiadał, jak dwie zawoalowane dziewczyny składały propozycje na parterze przy windach. Życie zostało im darowane tylko dlatego, że ich 103 błony dziewicze były nietknięte. Ani Komitet MoralJ ności, ani Rada Religijna, ani ojcowie nie uwierzyli że dziewczęta poprosiły o podwiezienie, bo ich kie. rowca się spóźniał. Ale było to jedyne możliwe tłuma- czenie w tych okolicznościach. Rada Religijna przepytywała wszystkich pracują, cych w tym rejonie i znalazła czternastu mężczyzn którzy potwierdzili, że zaczepiały ich dwie osłonięte welonem kobiety. Żaden jednak nie przyznał się do wspólnych eskapad. Po trzech miesiącach więzienia, z powodu braku dowodów czynów seksualnych, Komitet zwolnił Wa- fę i Nadię i odesłał je do rodzin w celu ukarania. Zadziwiający był fakt, że ojciec Wafy, nieugięty człowiek wiary, usiadł obok córki i usiłował wydobyć z niej powód takiego postępowania. Gdy z płaczem opowiedziała mu o odrzuceniu i beznadziejności, któ- re odczuwała, wyraził żal, że była tak nieszczęśliwa. Pomimo jednak całego swego współczucia poinformo- wał córkę, że musi usunąć wszelkie pokusy z jej życia. Miała studiować Koran i prowadzić proste życie z da- la od miasta. Spiesznie wydał ją za mąż za pięćdziesię- ciotrzyletniego mutawa z małej wioski. Wafa miała lat siedemnaście i została jego trzecią żoną. Natomiast tolerancyjny przedtem ojciec Nadii wpadł w szał. Nie chciał z nią rozmawiać i zabronił jej opuszczać pokój, dopóki nie podejmie decyzji co do rodzaju kary. Kilka dni później mój ojciec po wcześniejszym po- wrocie z biura wezwał Randę i mnie do salonu. Nie wierzyłyśmy własnym uszom, gdy powiedział nam, 104 że Nadia zostanie utopiona przez własnego ojca w ba- gnie rodzinnym, nazajutrz w piątek, o dziesiątej ra- no Cała rodzina ma być obecna przy egzekucji. Zamarłam z przerażenia, gdy ojciec spytał Randę, cZy któraś z nas towarzyszyła Wafie bądź Nadii w tych bezwstydnych eskapadach. Usiłowałam zaprzeczyć, jednakże ojciec krzyknął na mnie i pchnął na kanapę. Randa rozpłakała się i opowiedziała mu historię owe- go dnia, gdy kupowałyśmy dla mnie pierwszą abaję i welon. Ojciec siedział nieruchomo i czekał, aż Randa skończy. Potem zapytał nas o klub kobiet, ten, który ma w swej nazwie słowo „wargi". Powiedział, że może- my wyznać całą prawdę, gdyż Nadia opowiedziała już wszystko, i wyjął ze swej teczki nasze klubowe papiery, notatki i listę członkowską. Znalazł je w moim pokoju. Spokojnie odłożył papiery, spojrzał Randzie w oczy i oznajmił: - Rozchodzę się z tobą. Ojciec za godzinę przyśle po ciebie szofera, który zabierze cię do twojej rodziny. Od tej chwili nie wolno ci się kontaktować z moimi dziećmi. Po chwili milczenia zwrócił się w moją stronę: - Jesteś moim dzieckiem. Twoja matka była dobrą kobietą. Ale mimo to, gdybyś współuczestniczyła wraz z Nadią i Wafą w tym wszystkim, zastosował- bym się do nauk Koranu i skazał cię na śmierć. Nie będę ci poświęcał więcej czasu. Zajmiesz się nauką, a ja znajdę dla ciebie odpowiednią partię. Pogódź się ze swą przyszłością, ponieważ nie masz wyboru. Wziął swoją teczkę wraz z papierami i opuścił po- kój, nie patrząc na żadną z nas. 105 Upokorzona i pełna rozpaczy, podążyłam za Randą do jej pokoju. Z odrętwieniem przyglądałam się, jak układa biżuterię, ubrania i książki w nieuporządko- wany stos na ogromnym łożu. Jej twarz nie odzwier- ciedlała żadnych emocji. Nie byłam w stanie wyrazić tego wszystkiego, co kołatało się w mej głowie. Zaraz potem u drzwi zadźwięczał dzwonek i po chwili po- magałam służbie znosić rzeczy do samochodu. Randa opuściła mój dom, ale nie moje serce. O dziesiątej rano następnego dnia siedziałam sama na balkonie przylegającym do mojej sypialni, patrząc niewidzącym wzrokiem przed siebie. Myślałam o Nadii i wyobrażałam ją sobie skutą ciężkimi łańcu- chami, w ciemnym kapturze. Widziałam ręce podno- szące ją z ziemi i opuszczające do błękitnozielonej wody w basenie. Zamknęłam oczy i czułam, jak jej ciało uderza o wodę, usta chwytają powietrze, a płuca duszą się z braku powietrza. Widziałam jej błyszczą- ce czarne oczy i charakterystyczny ruch podbródka, gdy się śmiała. Pamiętałam jej miękką, jasną skórę i pomyślałam z bólem o dziele zniszczenia, którego wkrótce dokona ziemia. Spojrzałam na zegarek. Była dziesiąta dziesięć. Serce mi się ścisnęło na myśl, że Nadia nigdy już się nie roześmieje. Była to najbardziej ponura chwila w moim młodym życiu, i wiedziałam, że to, co moje przyjaciółki robi- ły, bez względu na to, czy było to złe, nie powinno być przyczyną ani śmierci Nadii, ani przedwczesnego małżeństwa Wafy. Cudzoziemki Po nagłym odejściu Randy, małżeństwie Wafy i śmierci Nadii popadłam w odrętwienie. Sądziłam, że moje ciało nie potrzebuje już świeżego tchnienia życia. Wyobrażałam sobie, że jestem w stanie hiber- nacji, i chciałam poznać, co odczuwają zwierzęta, któ- re potrafią miesiącami trwać jakby w półśnie, prawie nie oddychając. Położyłam się na łóżku, zatykając palcami nos i zaciskając mocno usta, ale wkrótce za- częłam się dusić. Zrozumiałam, że nie umiem pano- wać nad swoimi funkcjami życiowymi. Domowi służący podzielali mój ból, gdyż ja rów- nież zawsze okazywałam im współczucie i troskę. Filipińska pokojówka Marci próbowała skierować moje myśli na inne tory i opowiadała mi historie o lu- dziach ze swoich stron. Nasze długie rozmowy ożywi- ły bezosobowe stosunki, jakie normalnie panują mię- dzy służbą a państwem. Któregoś dnia nieśmiało zaczęła mówić o swoich Planach. Chciała oszczędzić trochę pieniędzy, pracu- 107 jąc u nas jako służąca, by po powrocie do swego kraju studiować pielęgniarstwo. Wszędzie na świecie poszu- kuje się pielęgniarek, a dla filipińskiej kobiety jest to bardzo lukratywne zajęcie. Marci powiedziała, że po skończeniu studiów wró- ci do Arabii Saudyjskiej, żeby pracować w jednym z naszych nowoczesnych szpitali. Oznajmiła mi, że fi. lipińskie pielęgniarki otrzymują wynagrodzenie w wy- sokości 3800 riali miesięcznie! Była to równowartość około 1000 USD, czyli pięć razy więcej, niż otrzymy- wała jako służąca. Zarabiając tak dużo, mogłaby utrzymać całą swoją rodzinę. Gdy Marci miała trzy lata, jej ojciec zginął w kata- strofie górniczej. Mama była wtedy w siódmym mie- siącu ciąży z drugim dzieckiem. Było im ciężko, ale babcia Marci zajmowała się dziećmi, a mama praco- wała na dwie zmiany jako pokojówka w pobliskich hotelach. Często powtarzała, że wiedza to klucz do wyjścia z nędzy, i oszczędzała jak mogła na naukę dla dzieci. Dwa lata przed wstąpieniem Marci do szkoły pielę- gniarskiej jej młodszy brat Tony został potrącony przez samochód i doznał licznych obrażeń. Trzeba było amputować obie nogi. Leczenie pochłonęło wszystkie oszczędności przeznaczone na naukę. Słuchając jej opowiadania, płakałam. Zapytałam ją, jak mogła zachować pogodę ducha wobec takich prze- ciwności losu. Marci uśmiechnęła się szeroko i wyja- śniła, że nie jest to trudne, gdy ma się swoje marzenia i dąży do ich realizacji. Dorastała w nędznej dzielnicy na Filipinach, więc 108 jej obecna praca i możność zjedzenia trzech posiłków dziennie sprawiły, że czuła się bardzo szczęśliwa. Lu- dzie z jej stron nie umierali wprawdzie z głodu, lecz z powodu złego odżywiania byli narażeni na wiele chorób, nie występujących w zdrowym społeczeń- stwie. Marci tak żywo opowiadała o swych rodakach, że czułam się, jakbym sama była mieszkanką jej kraju i spadkobierczynią jego bogatej kultury. Dopiero te- raz zrozumiałam, jak mało ceniłam Marci i innych Filipińczyków, uważając ich za prosty, pozbawiony ambicji naród. Kilka tygodni później Marci odważyła się opowie- dzieć mi o swej przyjaciółce Madeline. Mówiąc o niej, poruszyła sprawę moralności w moim kraju. Od niej dopiero się dowiedziałam, że kobiety z Trzeciego Świata trafiały do Arabii Saudyjskiej jako niewolnice przeznaczone do seksualnych usług. Marci i Madeline przyjaźniły się od wczesnego dzieciństwa. Rodzina Marci była biedna, lecz rodzina Madeline jeszcze biedniejsza. Wraz z siedmiorgiem rodzeństwa Madeline żebrała na autostradzie łączącej ich prowincję z Manilą. Od czasu do czasu jakiś cu- dzoziemski samochód zatrzymywał się i jego pasaże- rowie rzucali monety na wyciągnięte dłonie dzieci. Gdy Marci chodziła do szkoły, jej przyjaciółka wal- czyła o przetrwanie. Ale Madeline od wczesnego dzieciństwa nosiła w sobie marzenie i zaplanowała sposób, który dopro- wadziłby do jego realizacji. Gdy skończyła osiemna- ście lat, przerobiła stary szkolny płaszcz Marci na su- 109 kienkę i wyruszyła do Manili. Tam znalazła agencję która werbowała Filipińczyków do pracy za granicą. Szukała posady pokojówki, ale była taka ładna, że Li- bańczyk, który był właścicielem agencji, powiedział że mógłby jej znaleźć pracę w burdelu w Manili. Za- rabiałaby tam mnóstwo pieniędzy. Jednakże Made- line, choć wychowana w biedzie, była żarliwą kato- liczką. Jej gwałtowna reakcja uświadomiła Libańczy- kowi, że nic nie wskóra. Wzdychając z żalem, kazał jej wypełnić formularz i czekać. Po kilku dniach poinformował ją, że zawarł kon- trakt na wysłanie przeszło trzech tysięcy Filipińczy- ków do pracy do Zatoki Perskiej, a Madeline ma pierwszeństwo, ponieważ bogaci Arabowie zawsze żą- dają ładnych służących. Mrugnął do niej i poklepał ją po pośladkach, gdy wychodziła. Madeline czuła podniecenie i strach. Miała dostać posadę służącej w Ar-Rijadzie, w Arabii Saudyjskiej. Mniej więcej w tym samym czasie plany Marci upad- ły i postanowiła pójść w ślady Madeline. Gdy jej przyjaciółka wyruszała do Arabii Saudyjskiej, Marci oznajmiła, że nie pozostanie długo w tyle. Uściskały się na pożegnanie, obiecując pisywać do siebie. Kiedy cztery miesiące później Marci wciąż nie mia- ła wieści od Madeline, postanowiła ją odszukać. Pamiętam wieczór, kiedy Marci do nas przybyła. Prowadzeniem domu i zatrudnianiem służby zajmo- wała się mama. Marci wyglądała na wystraszone bie- dactwo, które natychmiast poszukało opieki u naj- starszej z naszych filipińskich służących. Mieliśmy przeszło dwadzieścioro służby, więc na 110 dziewiętnastoletnią Marci niewiele zwracano uwagi, przydzielono ją dwóm najmłodszym córkom domu, to jest Sarze i mnie. Miała sprzątać nasze pokoje. Nie zwracałam na nią prawie uwagi, gdy chodziła za mną, pytając, czy czegoś nie potrzebuję. Zdumiała mnie, kiedy powiedziała, że pozostałe fi- lipińskie służące uważały, iż ma dużo szczęścia, gdyż ani Sara, ani ja nigdy nie uderzyłyśmy jej ani nie podniosłyśmy na nią głosu. Zapytałam ją, czy w na- szym domu bito służbę, i westchnęłam z ulgą, gdy zaprzeczyła. Stwierdziła tylko, że trudno dogodzić Alemu, który zawsze zwracał się do służby głośno i obraźliwie, ale jedynym gwałtownym czynem z je- go strony było kopnięcie Omara kilka razy w łydkę. Roześmiałam się, nie odczuwając wcale współczucia dla Omara. Marci powiedziała jednak, że wyjątkiem jest tu dru- ga żona ojca, która szczypie i bije codziennie swoje służące. Jakaś nieszczęsna dziewczyna z Pakistanu doznała nawet poważnych obrażeń głowy, gdy została zrzucona przez nią ze schodów. Powiedziano jej wcześ- niej, że nie pracuje dość szybko, więc wszystkie swo- je zadania wykonywała biegiem. Niechcący potrąciła przy tym panią domu, a ta wpadła we wściekłość i uderzyła ją w brzuch tak mocno, że dziewczyna spad- ła ze schodów. Gdy leżała, jęcząc z bólu, żona ojca zbiegła do niej i kazała jej dokończyć zaczęte czynno- ści. Kiedy dziewczyna się nie ruszała, oskarżyła ją o udawanie. W końcu trzeba było zabrać służącą do doktora; okazało się, że coś z nią jest nie tak: obejmo- wała głowę rękami i cały czas chichotała. 111 Powolny życzeniu żony ojca, lekarz wydał świadec- two stwierdzające, że dziewczyna upadła i uległa wstrząsowi mózgu. Gdy tylko była w stanie podróżo- wać, odesłano ją do Pakistanu, lecz nie wypłacono jej pensji za ostatnie dwa miesiące. Wróciła do rodziców z pięćdziesięcioma rialami w kieszeni, co równało się piętnastu dolarom amerykańskim. Moja filipińska służąca chciała wiedzieć, dlaczego jestem taka zdziwiona tym, co mi opowiedziała. Prze- cież większość służących w Arabii źle traktowano; nasz dom należał do wyjątków. Powiedziałam jej, że bywałam w wielu różnych domach i nigdy nie widzia- łam, żeby bito służbę. Niektórzy z moich przyjaciół obrzucali wprawdzie służące obelgami, nigdy jednak nie posuwano się do przemocy. Marci westchnęła i stwierdziła, że fizyczne i seksu- alne znęcanie się jest starannie ukrywane. Uświado- miła mi, że mieszkam tylko kilka metrów od pałacu, który skrywa cierpienia wielu młodych dziewcząt, i poprosiła, abym starała się zobaczyć, jak są traktowa- ne kobiety z innych krajów. Kiwnęłam głową. W trakcie tej rozmowy Marci postanowiła opowie- dzieć historię Madeline. Pamiętam jej zwierzenia tak wyraźnie, jakby to było wczoraj. - Madame, chcę, żeby dowiedziała się pani prawdy o mojej najbliższej przyjaciółce, Madeline. Jesteś księżniczką. Być może nadejdzie dzień, w którym bę- dziesz mogła pomóc nam, biednym filipińskim ko- bietom. Byłam sama tego ranka i nudziłam się, więc skinę- łam głową, gotowa wysłuchać jej wynurzeń, nawet je- 112 Kobieta w tradycyjnym welonie beduińskim ;: <- Matka Sułtany została pochowana w nieoznakowanym grobie w nagiej, wysmaganej wiatrem pustyni Wielbłądów nie używa się już jako środka transportu, ceni się je jednak z powodów sentymentalnych Forteca Mismak w Ar-Rijadzie. Tu został pokonany przez klan Raszydytów pierwszy król Arabii Saudyjskiej z rodu Sa'udów - Król Fahd, obecny władca Arabii Saudyjskiej Typowy pałac w Arabii Saudyjskiej Saudyjskie kobiety nawet na plaży muszą nosić welon o;' w pałacu saudyjskim urządzony na wzór namiotu. Wiele królewskich domów ma takie pokoje w dowód szacunku dla swego beduińskiego pochodzenia Sklep ze złotego suku w Al-Rijadzie U Kobieta w tradycyjnym welonie i abai dotyczyć tylko filipińskiej służącej. Usa- dowiłam się na łóżku. Marci ułożyła mi pod głową poduszki w taki sposób, jak lubiłam. Zwróciłam się do niej: _ Zanim rozpoczniesz swą opowieść, przynieś mi mię ze świeżymi owocami i czarkę labanu. Gdy wróciła z owocami i napojem, wysunęłam spod kołdry stopy i poleciłam, żeby je masowała w trakcie opowiadania. Jeszcze dziś płonę ze wstydu na wspomnienie mo- jego samolubnego, dziecinnego zachowania. Miałam wysłuchać tragicznej historii czyjegoś życia, a prze- cież najpierw zażądałam spełnienia swoich zachcia- nek! Teraz, gdy jestem starsza i mądrzejsza, dostrze- gam, jak bardzo egoistyczne są nasze obyczaje. Żaden znany mi Saudyjczyk nie okazał nigdy najmniejszego zainteresowania losami służącej: liczebnością jej ro- dziny, marzeniami, aspiracjami. Ludzie Trzeciego Świata byli po to, by nam służyć, i nic więcej. Nawet mama, która była dobra i współczująca, rzadko inte- resowała się problemami służby. Spoczywało na niej jednak wiele obowiązków, prowadziła ogromny dom i starała się zadowolić mojego wymagającego ojca. Ja nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie. Jakże mi wstyd, gdy pomyślę, że Marci i inne służące znaczyły dla mnie niewiele więcej niż roboty wypełniające mo- je rozkazy. I pomyśleć tylko, że uważały mnie za do- brą, gdyż tylko ja wypytywałam je o sprawy osobiste. Marci w zadumie zaczęła masować moje stopy i snuć swą opowieść. - Madame, zanim opuściłam mój kraj, poprosiłam 113 Libańczyka o adres Madeline. Nie chciał mi go dać Posunęłam się do kłamstwa, mówiąc, że jej mama da. ła mi parę rzeczy, które mam jej przekazać. W końcu zgodził się, dał mi numer telefonu i po-wiedział, w jakiej dzielnicy Ar-Rijadu Madeline pra. cuje. - Czy jej pracodawca jest księciem? - Nie, pani. Mieszka w dzielnicy zwanej Al Małaz około trzydziestu minut jazdy samochodem stąd. Nasz pałac znajdował się w Al Nasirija, prestiżowej dzielnicy zamieszkanej przez członków rodziny kró- lewskiej, najbogatszej w całym Ar-Rijadzie. Kiedyś jednak byłam w Al Malaz i pamiętałam wiele znajdu- jących się tam pałaców Saudyjczyków należących do wyższej warstwy. Wiedziałam, że Marci nie wolno opuszczać pałacu. Jedynie raz w miesiącu jeździła na zakupy, na które żeńską służbę zawoził Omar. Ponieważ nasza domo- wa służba, podobnie jak w innych saudyjskich do- mach, pracowała siedem dni w tygodniu przez pięć- dziesiąt dwa tygodnie w roku, zastanawiałam się, w jaki sposób mogła wymknąć się z wizytą do swej przyjaciółki. - Jak ci się udało tam pojechać? - zapytałam. Mar- ci zawahała się. - No cóż... Zna pani Antoine'a, szofera z Filipin? Mieliśmy czterech kierowców, dwóch Filipińczy- ków i dwóch Egipcjan. Mnie na ogół woził Omar lub jeden z Egipcjan, natomiast zakupy spożywcze lub in- ne sprawy załatwiali Filipińczycy. - Antoine? Taki młody, zawsze uśmiechnięty? 114 _ Tak, ten sam. Lubimy się spotykać i zgodził się zawieźć mnie do mojej przyjaciółki. _ Marci, masz chłopaka! - Wybuchnęłam śmie- chem- - A Omar? Jak ci się udało uniknąć kłopotów z Omarem z tego powodu? _ Zaczekaliśmy, aż Omar wyjedzie z rodziną do At- -Ta'ifi i wykorzystaliśmy ykorzystaliśmy okazję. - Marci uśmiechnę- ła się, widząc moją radość. Wiedziała, że nic nie spra- wiało mi większej przyjemności niż wyprowadzenie w pole mężczyzn w naszym domu. - Najpierw zadzwoniłam pod numer, który otrzymałam na Fili- pinach, ale nie dopuszczono Madeline do telefonu, powiedziałam, że mam wiadomości od jej mamy, i w końcu poinformowano mnie, jak znaleźć willę. Antoine pojechał tam z listem. Wziął go od niego ja- kiś Jemeńczyk. Dwa tygodnie później Madeline za- dzwoniła do mnie. Ledwie ją słyszałam, gdyż mówiła szeptem, obawiając się, że usłyszą, jak korzysta z tele- fonu. Wyznała, że jest w okropnej sytuacji, i prosiła mnie o pomoc. Przez telefon ułożyłyśmy plan. Odsunęłam jedzenie i powiedziałam Marci, żeby przestała masować moje stopy. Czułam niebezpie- czeństwo związane z tym spotkaniem i moje zaintere- sowanie dzielnymi Filipinkami wzrosło. Cała za- mieniłam się w słuch. - Minęły dwa miesiące. Zaczęło się upalne lato - ciągnęła Marci. - Obawialiśmy się, że Madeline wyje- dzie do Europy z swym pracodawcą, jednakże polecono jej zostać w Ar-Rijadzie. Gdy pani wraz z rodziną i Oma- rem wyjechała, ukryłam się na tylnym siedzeniu czarne- go mercedesa i Antoine zabrał mnie do Madeline. 115 Zostałam w samochodzie, a Antoine poszedł 25. dzwonić do drzwi. Zauważyłam fatalny stan domu. Farba złaziła, furtka była zardzewiała, a resztki ziele- ni zwisające z muru zwiędłe. Widać było, że to niedo- bre miejsce. Wiedziałam, że Madeline nie może być dobrze, skoro pracuje w takim domu. Antoine musiał dzwonić kilka razy, zanim ktoś otworzył drzwi. Wszystko było tak, jak mówiła Made- line. Dostałam gęsiej skórki. Bramę otworzył stary Je- meńczyk owinięty w pled. Wyglądał jak wyrwany z drzemki, a jego brzydka twarz wyraźnie mówiła, że nie jest zachwycony naszą wizytą. Antoine poprosił o rozmowę z panną Madeline z Filipin. Jemeńczyk słabo znał angielski, ale Antoine mówi trochę po arabsku. Dogadali się, lecz Jemeńczyk nie zgodził się nas wpuścić. Zaczął już zamykać furtkę, gdy wysko- czyłam z samochodu i zaczęłam płakać. Powiedzia- łam, że Madeline jest moją siostrą, a ja dopiero co przybyłam do Ar-Rijadu i pracuję u jednego z książąt. Sądziłam, że to go wystraszy, lecz wyraz jego twarzy wcale się nie zmienił. Pomachałam w jego kierunku listem, otrzymanym niedawno z Filipin, i dodałam, że nasza mama jest poważnie chora. Muszę porozma- wiać przez chwilę z Madeline, żeby przekazać ostat- nią wiadomość od umierającej mamy. Modliłam się, aby Bóg nie pokarał mnie za te wszystkie kłamstwa. Myślę, że mnie wysłuchał, gdyż Jemeńczyk na dźwięk arabskiego słowa „matka" za- czął się zastanawiać. Popatrzył na Antoine'a, potem na mnie i kazał nam zaczekać. Zamknął bramę i usły- szeliśmy klapanie jego sandałów, gdy wchodził do do- mu. Wiedzieliśmy, że poszedł do Madeline i kazał so- bie opisać siostrę. Spojrzałam na Antoine'a. Wygląda- ło na to, że nasz plan się powiedzie... Marci urwała, wspominając tamten dzień. Po chwi- li podjęła swoją opowieść: _ Madame, ten Jemeńczyk był okropny. Miał nie- godziwy wyraz twarzy i nosił u pasa zakrzywiony nóż. Niewiele brakowało, a oboje z Antoine'em wskoczyli- byśmy do samochodu i odjechali. Jednakże myśl o mojej biednej przyjaciółce tchnęła we mnie odwagę. Madeline mówiła, że willi i kobiet w niej zamiesz- kujących pilnowało dwóch Jemeńczyków. Żadna słu- żąca nie miała prawa oddalić się z miejsca pracy. Przyjaciółka powiedziała mi, że młody Jemeńczyk jest złym człowiekiem i nikogo by nie wpuścił, ale sądziła, że może się nam udać ze starym. Ponieważ cała rodzina spędzała wakacje w Europie, młody Jemeńczyk dostał dwutygodniowy urlop i wrócił do kraju, by tam wziąć ślub. Stary Jemeńczyk i ogrodnik z Pakistanu byli jedynymi mężczyznami w domu. Po jakimś czasie usłyszeliśmy wreszcie szuranie butów. Stary wrócił. Furtka otwierała się powoli ze zgrzytem. Zadrżałam, gdyż miałam wrażenie, że przestępuję bramy piekła. Stary dał znak ręką, że Antoine ma zaczekać na zewnątrz. Tylko mnie po- zwolił wejść. Wyobrażałam sobie strach, jaki odczuwała Marci. - Nie bałaś się? Ja wezwałabym policję! - zawoła- łam. Marci potrząsnęła głową. - Policja w tym kraju nie pomaga Filipińczykom. 116 117 Zameldowano by o nas naszemu pracodawcy i zosta- libyśmy uwięzieni lub deportowani. Tutejsza policja jest dla silnych, nie dla słabych. Wiedziałam, że tak jest. Filipińczycy byli o stopień niżej od kobiet. Nawet ja, księżniczka, nie otrzymała- bym pomocy ze strony policji, gdybym postąpiła wbrew życzeniom męskich członków mojej rodziny. Nie chciałam jednak myśleć w tej chwili o własnych problemach. Byłam całkowicie pochłonięta opowia- daniem Marci. - Mów dalej! Co takiego zdarzyło się wewnątrz?-! ponagliłam ją. Widząc moje zainteresowanie, Marci ożywiła się i w bardzo wyrazisty sposób, posługując się mimiką, opisała swoje dalsze przeżycia. - Idąc powoli za Jemeńczykiem, rozglądałam się dokoła. Dom chyba nigdy nie był malowany. Nie- wielki budynek stojący obok nie miał drzwi, ich funkcję pełnił stary, postrzępiony koc. Sądząc po ster- cie brudnych mat, otwartych puszek i smrodzie, prawdopodobnie było to mieszkanie starego Jemeń- czyka. Przeszliśmy obok basenu, nie było w nim jed- nak wody, tylko nieco cuchnącego szlamu na dnie. W płytszej części spoczywały trzy małe szkieleciki, które wyglądały na kości kociąt. - Kociąt? Boże! - krzyknęłam. Marci wiedziała, jak kocham zwierzęta. - Tak. Myślę, że urodziły się w pustym basenie i kotka nie mogła ich stamtąd wydobyć - odpowie- działa. Wzdrygnęłam się. Marci ciągnęła: - Była to duża willa, ale wyglądała tak samo nie- 118 chlujnie jak zewnętrzny mur. Farba złaziła, a burze piaskowe nie dodały jej urody. W ogrodzie wszystkie rośliny zwiędły z powodu braku wody. Widziałam cztery czy pięć ptaków w klatkach pod dużym drze- wem- Były chude, smutne i milczące. Jemeńczyk krzyknął coś po arabsku do niewidocz- nej osoby, a potem skinął ku mnie głową i wskazał na wejście. Zawahałam się w przejściu, gdyż owionęło mnie śmierdzące powietrze. Dygocząc ze strachu, za- wołałam Madeline. Jemeńczyk zawrócił i poszedł do siebie, zapewne podjąć przerwaną drzemkę. Kiedy Madeline pojawiła się w długim, ciemnym holu, po ostrym słońcu na zewnątrz z trudem ją doj- rzałam. Gdy zobaczyła, że to naprawdę ja, zaczęła biec. Rzuciłyśmy się sobie w objęcia i ze zdumieniem stwierdziłam, że jest czysta i ładnie pachnie. Była chudsza, niż kiedy ją widziałam ostatnio, ale żywa! Ogarnęło mnie uczucie ulgi, gdyż obawiałam się, że Marci mi powie, jak natknęła się na swą przyjaciółkę na wpół żywą, leżącą na brudnej macie, i wydającą po- lecenie, aby zabrano jej ciało do Manili. - I co dalej? - Moja chęć poznania końca opowie- ści rosła. Głos Marci przeszedł w szept, jakby wspo- mnienia stały się zbyt bolesne: - Po przywitaniu, pocałunkach i uściskach ruszy- łyśmy z Madeline długim korytarzem. Trzymając mnie za rękę, poprowadziła do małego pokoiku po prawej stronie. Usadowiła mnie na kanapie, sama zaś usiadła na podłodze, położyła głowę na moich kola- nach i wybuchnęła płaczem. Gładziłam ją po włosach i prosiłam, żeby wszystko opowiedziała. Gdy przesta- 119 ła płakać, opisała mi swoje życie od chwili, gdy opu- ściła Manilę, a było to przed rokiem. Na lotnisku spotkało ją dwóch jemeńskich służą. cych. Trzymali tabliczkę z jej nazwiskiem napisanym po angielsku. Poszła z nimi, gdyż nie miała wyboru przeraził ją jednak ich dziki wygląd i bała się o swoje życie, gdy szła z nimi przez miasto. Kiedy przybyła na miejsce, była już noc. Nie paliły się żadne światła, nie zauważyła więc brudu. Rodzina pracodawcy odbywała właśnie pielgrzym- kę do Mekki. Stara Arabka nie znająca angielskiego wskazała Madeline pokój, który miała zajmować. Do- stała do jedzenia ciasto, daktyle i gorącą herbatę. Wy- chodząc, Arabka wręczyła jej kartkę, na której było napisane, że o swoich obowiązkach zostanie poinfor- mowana następnego dnia. - To musiała być babka - zauważyłam. - Możliwe, Madeline nie powiedziała mi tego. Gdy światło dzienne ukazało jej nowy dom, biednej Made- line ścisnęło się serce. Wzdrygnęła się na widok łóżka, w którym spała, gdyż pościel była okropnie brudna. Po szklance i talerzu z poprzedniego wieczoru łaziły karaluchy. Znalazła łazienkę, jednakże prysznic był zepsuty. Próbowała umyć się w zlewie, używając resz- tek brudnego mydła. Błagała Boga, aby uciszył jej przerażone serce. Wtedy do drzwi zapukała stara Arabka i kazała jej iść ze sobą. Madeline poszła z nią do kuchni, gdzie wręczono jej listę obowiązków. Prze- czytała nagryzmoloną w pośpiechu notatkę, z której wynikało, że ma pomagać kucharce oraz sprzątać i opiekować się dziećmi. Stara kobieta gestami poleci- 120 ła jej przygotować sobie coś do zjedzenia. Po śniada- niu Madeline zaczęła szorować brudne gary i patelnie. W domu znajdowały się jeszcze trzy inne służące: stara kucharka z Indii oraz dwie młode dziewczyny - jedna ze Sri Lanki, a druga z Bangladeszu. Ta ze Sri Lanki była bardzo ładna. Kucharka miała co najmniej sZeśćdziesiąt lat, pozostałe dwie po dwadzieścia kilka. Kucharka nie przejawiała ochoty do rozmowy z kimkolwiek. Za dwa miesiące wracała do Indii i my- ślała tylko o domu i rodzinie. Jedna z młodych służą- cych również była milcząca i smutna, gdyż jej umowa upływała dopiero za rok. Ładna dziewczyna ze Sri Lanki niewiele robiła i spędzała głównie czas przed lustrem. Dała Madeline do zrozumienia, że pan do- mu darzy ją wielkim uczuciem. Miała nadzieję, że po powrocie z Mekki kupi jej złoty naszyjnik. Madeline była zdziwiona, gdy tamta kazała jej się obrócić i obejrzała figurę. Następnie dotknęła jej bioder i stwierdziła, że pan uzna ją chyba za zbyt kościstą, ale może spodoba się któremuś z synów. Moja przyja- ciółka nic z tego nie rozumiała. Cztery dni później rodzina powróciła z Mekki i Madeline zobaczyła, że jej pracodawcy pochodzą z niskiej warstwy społecznej. Bogactwo nabyli przy- padkiem, a ich wykształcenie ograniczało się do zna- jomości Koranu, który zawsze interpretowali w wy- godny dla siebie sposób. Drugorzędna rola kobiet wyznaczona przez Koran była przez pana domu utożsamiana z niewolnictwem. Każdą kobietę niemuzułmankę traktowano jak pro- stytutkę. Ojciec i obaj synowie podróżowali cztery ra- 121 zy w roku do Tajlandii, gdzie odwiedzali burdele w Bangkoku, płacąc za usługi seksualne piękny^ młodym Tajlandkom. To, że niektóre ze wschodnich kobiet sprzedawały swe ciało, utwierdziło ich w prze- konaniu, że wszystkie kobiety poza muzułmankami są do kupienia. Zatrudniając służącą, uważali, że bę. dzie zaspokajać wszystkie ich kaprysy. Od pani domu Madeline dowiedziała się, że została zatrudniona, aby świadczyć usługi seksualne jej I dwóm nastoletnim synom, Basalowi i Farisowi, co] drugi dzień każdemu. Wiadomość ta wprawiła Made- line w rozpacz. W dodatku ku zdziwieniu służącej ze Sri Lanki pan domu uznał, że Madeline odpowiada jego upodobaniom. Oświadczył synom, że mogą z nią sypiać, ale dopiero po tym, jak zaspokoi jego. Zaniemówiłam z przerażenia. Wiedziałam, co Mar- ci mi teraz powie, i nie chciałam tego słyszeć. - Pierwszej nocy po powrocie zgwałcił Madeline -I zaszlochała - i tak mu się spodobała, że potem gwał- cił ją codziennie. - Dlaczego nie uciekła, nie szukała pomocy? - Próbowała. Błagała służące, żeby jej pomogły, ale stara kucharka i brzydka służąca nie miały ochoty się angażować i stracić wynagrodzenia, a ładna służąca nienawidziła Madeline, gdyż uważała, że przez nią pan nie kupił jej złotego naszyjnika. - Ja bym wyskoczyła oknem, uciekła! - zawołałam- - Próbowała uciekać wiele razy, ale za każdym ra- zem ją łapano i domownicy otrzymali polecenie, żeby jej pilnować. Kiedyś, gdy wszyscy spali, wspięła się na dach i rzucała stamtąd na chodnik kartki z błaga- 122 jem o pomoc. Sąsiedzi znaleźli te kartki i oddali Je- meńczykom. Została wychłostana! _ A co się stało po tym, jak ją znalazłaś? _ próbowałam wielu rzeczy. Dzwoniłam do naszej ambasady w Dżuddzie. Powiedziano mi, że otrzymu- ją bardzo dużo podobnych skarg, ale niewiele mogą zdziałać. Pieniądze przysyłane przez naszych ludzi z zagranicy wiele w moim kraju znaczą i nasz rząd nie chce powodować zadrażnień z rządem saudyjskim, składając oficjalne zażalenia. Antoine konsultował się ze znajomymi szoferami, czy należy powiadomić policję, ale odradzili mu, wy- jaśniając, że policja uwierzy w każdą historię opowie- dzianą przez saudyjskiego pracodawcę i Madeline może znaleźć się w jeszcze gorszej sytuacji. - Marci! Cóż może być gorszego? - krzyknęłam. - Nic, pani. Nie wiedziałam, co robić. Napisałam do mamy Madeline o sytuacji córki, a ona udała się do agencji w Manili, odprawiono ją jednak z kwit- kiem. Próbowała szukać pomocy u burmistrza nasze- go miasta, ale on również nic nie mógł zrobić. Nikt nie chciał się w to mieszać. - Gdzie jest teraz Madeline? - Otrzymałam od niej list miesiąc temu. Dzięki Bogu, została odesłana do swojego kraju, gdy upłynął jej dwu- letni kontrakt. Na jej miejsce przyjechały dwie nowe Fi- lipinki, jeszcze młodsze od niej. Czy może pani uwie- rzyć, że Madeline jest na mnie zła? Uważa, że opuściłam ją, nie próbując pomóc. A ja naprawdę zrobiłam wszyst- ko, co mogłam. Napisałam do niej list, w którym opisa- łam moje poczynania, ale nie otrzymałam odpowiedzi... 123 Nie mogłam powiedzieć ani słowa w obronie moich rodaków. Patrzyłam na Marci w milczeniu. Widzia- łam, jak bardzo jest przygnębiona z powodu swojej przyjaciółki. Ja sama czułam się przybita po usłysze- niu tego wszystkiego. Wstydziłam się za mych roda- ków i nie odczuwałam już wyższości wobec tej młodej dziewczyny, która mi podlegała. Przytłoczona wyrzu- tami sumienia, oddaliłam Marci ruchem ręki i zanu- rzyłam twarz w poduszce. Przez wiele dni byłam cii cha i milcząca. Rozmyślałam o tysiącach udręczo- nych kobiet, cudzoziemek i Saudyjek, żyjących na ziemi, która była moją ojczyzną. Ileż jest tu takich Madeline usiłujących znaleźć opiekę, a znajdujących jedynie bezdusznych urzędni- ków? Mężczyźni z kraju Marci byli niewiele lepsi od Saudyjczyków, gdyż unikali osobistego angażowania się w problemy swoich rodaczek. Kiedy ocknęłam się z letargu, zaczęłam wypytywać przyjaciółki, próbując zbadać, jaki jest los żeńskiej służby. W swych uporczywych poszukiwaniach otrzy- małam z pierwszej ręki mnóstwo informacji o niewy- obrażalnych wręcz aktach zła i przemocy popełnia- nych przez mężczyzn mojego kraju na kobietach róż- nych nacji. Słyszałam o dziewczynie z Indii, Shakuntale, którą rodzina sprzedała za 600 riali, czyli 170 USD. W dzień pracowała, a w nocy wykorzystywano ją w taki sam sposób jak Madeline. Jednakże Shakuntale została ku- piona, była więc własnością swych dręczycieli. Słuchałam w przerażeniu, jak jedna z saudyjskich pań domu, śmiejąc się, mówiła o swej tajlandzkiej 124 służącej? która została zgwałcona przez jej syna. Oświadczyła, że młodzi mężczyźni potrzebują seksu, a matkom zaś jest obojętne, z kim idą do łóżka. ChłoPcy w oczach swoich matek są królami. Świadoma już szerzącego się wokół mnie zła, zapyta- łam Alego, dlaczego on i ojciec wyjeżdżają do Tajlandii i Filipin trzy razy w roku. Skrzyczał mnie, mówiąc, że to nie moja sprawa. Ale ja już znałam odpowiedź, gdyż wielu braci i ojców moich przyjaciółek również odwie- dzało kraje, które sprzedają swe kobiety i młodziutkie dziewczęta każdemu, kto ma pieniądze. Stwierdziłam, że bardzo mało wiem o mężczyznach i ich seksualnych apetytach. Ale wkrótce odkryłam, co kryje się za fasadą naszego życia, i zrozumiałam niewykonalność zadania, przed którym stanęły sau- dyjskie kobiety. Równość między płciami jest nie- osiągalna, gdyż ta groteskowa infekcja absolutnego prymatu zagnieździła się w spermie wszystkich męż- czyzn i przechodzi z pokolenia na pokolenie - groźna i nieuleczalna choroba, której nosicielem jest mężczy- zna, a ofiarą kobieta. Władza nad mym ciałem i duszą wkrótce przejdzie z ojca na obcego człowieka, którego będę nazywać mężem, gdyż ojciec poinformował mnie, że w trzy miesiące po szesnastych urodzinach wstąpię w związ- ki małżeńskie. Zostało mi już tylko sześć krótkich miesięcy, żeby znaleźć jakieś wybawienie. Nic jednak nie wymyśliłam. Czekałam mego przeznaczenia jak bezradny owad, który znalazł się w sieci. Huda Był 12 stycznia 1972 roku, dziesiąta wieczór; moje dziewięć sióstr i ja słuchałyśmy przepowiedni Hudy dotyczącej przyszłości Sary. Od czasu swego drama- tycznego małżeństwa i rozwodu Sara zajęła się astro- logią i była przekonana, że Księżyc i gwiazdy zadecy- dują o jej dalszym życiu. Huda od wczesnego dzieciń- stwa opowiadała nam o czarnej magii, skupiając na sobie uwagę wszystkich i stanowiąc rozrywkę w na- szym monotonnym życiu. Wszyscy wiedzieliśmy, że Huda w 1899 rokuj w wieku ośmiu lat, oddaliła się od swojej matki wyko- pującej bulwy yamów na kolację dla rodziny i została schwytana przez arabskiego handlarza niewolników. Opowiadała nam o tym bardzo wiele razy. Za każdym razem odgrywała niesłychanie żywo własne porwanie. Najpierw kucała przy kanapie i śpiewała cicho, symulując kopanie w ziemi. Nagle gwałtownym ruchem porywała z kanapy pokrycie na poduszkę, zarzucała je sobie od tyłu na głowę 126 i udawała, że kopie wyimaginowanych prześladow- ców. Jęczała, rzucała się na podłogę i wzywała matkę, ^reszcie wskakiwała na stolik do kawy i wyglądała przez okna salonu, opisując nam błękitne wody Mo- rza Czerwonego, po którym płynął statek wiozący ją z Sudanu ku pustyniom Arabii. W chwilę potem walczyła z wyimaginowanymi zło- dziejami, którzy chcieli jej ukraść skąpe racje żywno- ści. Porywała brzoskwinię lub gruszkę z tacy z owoca- mi i chciwie pakowała ją do ust. Następnie maszero- wała uroczyście wokół pokoju z rękami z tyłu, modląc się do Allaha o uwolnienie, gdy prowadzono ją na targ niewolników. Sprzedano ją za strzelbę członkowi klanu Raszydy- tów z Ar-Rijadu. Kulała, gdy w czasie burzy piasko- wej prowadzono ją do fortecy Mismak, gdzie stacjo- nował klan Raszydytów. Pokładałyśmy się ze śmiechu, gdy odgrywała, bie- gając od jednego mebla do drugiego, ucieczkę przed kulami naszego krewniaka, Abd al-Azizą, i jego sześć- dziesięciu ludzi, kiedy zaatakowali fortecę i pokonali Raszydytów, odzyskując kraj dla klanu Sa'udów. Gru- ba Huda usiłowała ukryć się, gdy pustynni wojowni- cy wyrzynali swych wrogów. Opowiadała nam, jak mój dziad ją wyratował, i kończyła przedstawienie, ściągając jedną z nas na podłogę, całując ją i mówiąc, że całuje naszego dziada, dziękując mu za ratunek. I tak Huda nastała do mojej rodziny. Gdy dorastałyśmy, odwracała naszą uwagę od przy- krych wydarzeń, usiłując nas zauroczyć swoimi czara- mi- Mama traktowała to z uśmiechem, ale kiedy któ- 127 rejś nocy obudziłam się, krzycząc ze strachu, zabroni- ła Hudzie opowiadania o czarach młodszym dzie- ciom. Teraz jednak, gdy mamy już nie było wśród nas, Huda powróciła do starych praktyk. Przyglądałyśmy się jak urzeczone Hudzie, gdy oglądała linie przecinające dłoń Sary. Jej oczy mówi- ły, że widzi całe przyszłe życie mojej siostry. Sara nie przejęła się zbytnio, gdy Huda oznajmiła że nie uda jej się zrealizować planów życiowych. Ja jednak pragnęłam, aby siostra zaznała szczęścia, toteż wszystkie te przepowiednie zirytowały mnie i usiło- wałam je potraktować jak brednie. Huda nadal przy- glądała się dłoni Sary. Podrapała się w podbródek i mruknęła: - Hmm... widzę, że niedługo wyjdziesz za mąż. Sara wstrzymała oddech i wyrwała rękę. Koszmar kolejnego małżeństwa nie był tym, czego oczekiwała. Huda roześmiała się i poradziła Sarze, by nie ucie- kała od swego przeznaczenia. Dodała też, że znajdzie szczęście w swym małżeństwie i urodzi sześcioro dzieci, które przyniosą jej wiele radości. Sara zmarszczyła brwi i wzruszyła ramionami. Nie miała przecież wpływu na to, co się stanie. Spojrzała na mnie z uśmiechem i poprosiła, by Huda odczytała z mojej dłoni, jakich to nieobliczalnych czynów do- kona jej młodsza siostra. Jeśli potrafi to przewidzieć, wtedy ona, Sara, uwierzy we wszystkie jej proroctwa. Wszystkie moje siostry wybuchnęły śmiechem, ale ich spojrzenia świadczyły, że kochają swoją najmłod- szą siostrzyczkę, która tylekroć wystawiała na próbę ich cierpliwość. 128 podniosłam głowę z dumą, której wcale nie odczu- łam, i niechętnie usiadłam przed Hudą. Podałam jej dłoń i zażądałam nieprzyjemnym, rozkazującym tonem, żeby powiedziała, co się wydarzy od dzisiaj za rok. Huda zignorowała mój niegrzeczny ton i uważnie obejrzała linie przecinające dłoń. Po chwili potrząs- nęła głową, mruknęła coś do siebie i jęknęła głośno. Wreszcie utkwiła spojrzenie w mojej twarzy i ponu- rym głosem poinformowała mnie o zbliżającym się małżeństwie. Znajdę w nim gorycz i szczęście. Moje poczynania przyniosą rodzinie zarówno dobro, jak i zło. Będę obiektem głębokiej miłości i nienawiści, istotą niezrozumiałą dla tych, którzy mnie kochają. Powiedziawszy to, wzniosła ręce w powietrze, bła- gając Allaha, by chronił mnie przed samą sobą. Po- tem objęła mnie za szyję i zaczęła zawodzić dzikim, cienkim głosem. Nura zerwała się i wyzwoliła mnie z jej uścisku. Kiedy ją wyprowadzała z pokoju, Huda wciąż mam- rotała pod nosem modlitwy do Allaha, aby chronił córkę jej ukochanej Fadili. Przepowiednia wstrząsnęła mną. Zaczęłam szlo- chać histerycznie, bo przypomniałam sobie, jak Huda przechwalała się kiedyś, że jej mama była czarownicą, a ona, Huda, wyssała tę moc wraz z jej mlekiem. Po- myślałam, że musi to być prawdą, bo przecież tylko czarownica może rozpoznać zło w człowieku. Tahani, jedna z mych starszych sióstr, kazała mi za- milknąć, uważała to bowiem tylko za głupią zabawę i nie widziała powodów do histerii. Sara otarła mi łzy 129 i próbując rozładować atmosferę, stwierdziła, że rn0]- rozpacz podyktowana jest świadomością, iż nigdy nie sprostam dzikim przepowiedniom Hudy. Reszta mo- ich sióstr podchwyciła jej myśl i zaczęła żartować wspominając moje niektóre wybryki. Szczególnie upodobały sobie jeden i zaczęły o nim opowiadać po- raz kolejny. Poprosiłam wtedy jedną z moich przyjaciółek, aby zadzwoniła do Alego, udając, że jest pod jego wraże- niem. Godzinami słuchałyśmy, jak nasz brat wygadu- je bzdury do słuchawki telefonicznej i układa plan spotkania z jej kierowcą za pobliską willą w budowie. Dziewczyna przekonała Alego, że powinien przyjść na to spotkanie z malutkim koźlęciem na smyczy, że- by szofer mógł go zidentyfikować. Powiedziała mu, że rodzice wyjechali i ma udać się z kierowcą do jej do- mu. Willę budowano po drugiej stronie domu mojej przyjaciółki, więc moje siostry i ja przybyłyśmy do' niej i zajęłyśmy punkt obserwacyjny na balkonie jej sypialni. Płakałyśmy ze śmiechu, przyglądając się, jak Ali czeka wiele godzin, trzymając koźlę i rozglądając się pilnie za szoferem. Ku naszej uciesze dziewczynie udało się namówić go na identyczne spotkanie aż trzy razy! Chcąc ją spotkać za wszelką cenę, zupełnie zgłu- piał. Myślę, że zasłanianie twarzy może czasami przy- nieść korzyści drugiej stronie! Dzięki żartom sióstr udało mi się wymazać z pa- mięci proroctwa Hudy. Przecież miała już ponad osiemdziesiąt lat, mogło więc dać o sobie znać starcze zdziecinnienie. 130 Jednakże powtórnie poczułam niepokój, gdy ojciec komunikował nam, że znalazł dla mnie odpowied- niego męża. Ze ściśniętym sercem pomyślałam, że oto sprawdza się pierwsza z przepowiedni. Ogarnięta przerażeniem, zapomniałam nawet spytać o imię me- go przyszłego męża i wybiegłam z pokoju na oślep. Leżałam potem, nie mogąc zasnąć przez większość nocy, i rozmyślałam o proroctwach Hudy. Po raz pierwszy zaczęłam się bać przyszłości. Następnego ranka Nura znów nas odwiedziła i po- wiadomiła mnie, że mam poślubić Karima, jednego z królewskich kuzynów. Jako dziecko bawiłam się z jego siostrą i pamiętałam, że nie mówiła o nim ni- czego dobrego. Narzekała, że lubi się szarogęsić. Te- raz miał dwadzieścia osiem lat, a ja miałam zostać je- go pierwszą żoną. Nura widziała jego zdjęcie i stwier- dziła, że jest niezwykle przystojny. Ponadto ukończył w Londynie studia prawnicze i tym się różnił od resz- ty królewskich kuzynów, że miał prawdziwą pozycję w świecie biznesu. Ostatnio otworzył własną firmę prawniczą w Ar-Rijadzie. Moja starsza siostra dodała, że mam dużo szczęścia, gdyż Karim powiedział ojcu, iż chce, abym przed zamążpójściem zdobyła wy- kształcenie. Nie zamierza brać za żonę kobiety, z któ- rą nie mógłby prowadzić dyskusji intelektualnych. Nie byłam zachwycona tak protekcjonalnym sto- sunkiem, więc zrobiłam do siostry brzydką minę, na- ciągnęłam kołdrę na głowę i wrzasnęłam, że to nie ja mam szczęście, lecz mój przyszły mąż! Po jej wyjściu zadzwoniłam do siostry Karima i po- wiedziałam jej, żeby doradziła bratu, aby ponownie 131 rozważył swoje zamiary względem mojej osoby. Zagro; ziłam, że gdy mnie poślubi, nie będzie mógł ożenić się z innymi kobietami, gdyż przy pierwszej nadarzającej się okazji wytruję wszystkie żony. A poza tym, doda- łam, ojciec miał problemy ze znalezieniem mi męża gdyż miałam wypadek w szkolnym laboratorium. Kie- dy siostra Karima spytała, co mi się stało, odpo- wiedziałam, że upuściłam niechcący butelkę z kwasem i w efekcie mam okropne blizny na twarzy. Miałam do- brą zabawę, gdy spiesznie odwiesiła słuchawkę i po- biegła do brata z zasłyszanymi informacjami. Jeszcze tego wieczoru wpadł do domu rozwścieczo- ny ojciec z dwoma ciotkami Karima. Musiałam stać spokojnie, a one oglądały mnie dokładnie, szukając jakichkolwiek okaleczeń. Byłam tak zła z powodu tej inspekcji, że kazałam im obejrzeć zęby, jeśli się nie boją. Nachyliłam się do nich i zaczęłam warczeć, jak- bym chciała je ugryźć. Spoglądając z niesmakiem przez ramię, wyszły z pokoju, a ja rżałam jak koń i podnosiłam nogi podeszwami do góry w ich stronę, co jest straszliwą obrazą w świecie arabskim. Ojciec stał i przyglądał mi się przez chwilę. Widać było, że zmaga się ze sprzecznymi uczuciami, ale w końcu ku mojemu niewysłowionemu zdumieniu potrząsnął głową i zaczął się śmiać. Nie zbił mnie i nie skrzyczał. Po chwili ja również zaczęłam skręcać się w konwulsjach śmiechu. Sara i Ali zaciekawieni przyszli do pokoju i stali z pytającymi uśmiechami na twarzach. Ojciec opadł na kanapę i wytarł łzy brzegiem swej soby. Spojrzał na mnie i rzekł: 132 _ Sułtano, czy widziałaś ich twarze, gdy usiłowałaś je ugryźć?! Dziecko, jesteś doprawdy niezwykłym stworzeniem. Sam nie wiem, czy kuzynowi Karimo- ^i należy współczuć, czy zazdrościć. - Wydmuchał nos. - Jedno jest pewne: życie z tobą nie będzie nud- ne. Pod wpływem impulsu usiadłam na podłodze i oparłam się o jego kolana. Ojciec uścisnął mnie za ramiona i spojrzał z uśmiechem na swą zabawną cór- kę, a ja pragnęłam, aby ta chwila trwała wiecznie. Ko- rzystając z okazji, spytałam go, czy mogłabym spo- tkać Karima przed ślubem. Ojciec odwrócił się i popatrzył na Sarę; coś w wyra- zie jej twarzy wzruszyło go. Poklepał miejsce obok siebie i poprosił, by usiadła. Siedzieliśmy w milcze- niu, po raz pierwszy czując łączące nas więzy. Ali, zdumiony uwagą ofiarowaną przez ojca istotom rodzaju żeńskiego, oparł się o framugę z szeroko otwartymi oczyma; wyglądał jak zamieniony w słup soli. Karim Ku ogromnemu zdumieniu ojca i memu gorzkiemu rozczarowaniu rodzina Karima nie zerwała zaręczyn. Mój przyszły mąż wraz ze swym ojcem przybył wkrótce do biura mojego ojca i poprosił o pozwolenie poznania mnie, oczywiście w obecności osób towa- rzyszących. Słyszał od swych krewnych o moim nie- ortodoksyjnym zachowaniu i chciał sprawdzić, czy jestem zupełnie szalona, czy też po prostu żywego usposobienia. Ojciec nie odpowiedział na moją wcześniejszą proś- bę spotkania Karima przed ślubem, ale prośba wyra- żona przez rodzinę męża to coś zupełnie innego. Po omówieniu wszystkiego z kilkoma ciotkami i Nurą, udzielił przyzwolenia. Oszalała z radości tańczyłam po pokoju, gdy ojciec przyniósł tę wieść do domu. Miałam spotkać mojego przyszłego męża jeszcze przed ślubem! Byłyśmy nie- bywale podniecone, gdyż coś takiego nie zdarzało się w naszym społeczeństwie. 134 Rodzice Karima, mój ojciec i Nura ustalili, że Ka- rim odwiedzi nas wraz ze swą matką za dwa tygodnie w porze podwieczorku. Spotkamy się z nimi w obec- ności Nury, Sary i dwu naszych ciotek. Na horyzoncie pojawiła się możliwość kontrolowa- nia własnego życia, a wraz z nią zawitała nadzieja, która jeszcze wczoraj nie miała dostępu nawet do naj- śmielszych wyobrażeń. Byłam niezwykle podniecona i zastanawiałam się, czy Karim mi się spodoba. I na- gle uderzyła mnie nowa i niemiła myśl: a może to ja się nie spodobam Karimowi?! Och, jakże chciałam być tak piękna jak Sara! Stawałam przed lustrem i godzinami przyglądałam się sobie, przeklinając swoją drobną budowę i krótkie niesforne loki. Nos wydawał się zbyt mały w stosun- ku do twarzy, a oczy pozbawione blasku. Może jednak byłoby lepiej ukryć się za welonem aż do nocy po- ślubnej? Sara zaśmiewała się z moich obaw i próbowała mnie uspokoić; mówiła, że mężczyźni uwielbiają drobne kobietki, zwłaszcza z małymi zadartymi nos- kami i śmiejącymi się oczyma. Nura, której opinię każdy poważał, powiedziała, że wszystkie kobiety w naszej rodzinie uważają mnie za ładną. Przepełniona pragnieniem podobania się Karimo- wi, oświadczyłam ojcu, że nie mam się w co ubrać. My, saudyjskie kobiety, dla wszystkich obcych osło- nięte welonem i abają, zrzucamy jednak nasze czarne wierzchnie ubrania, wchodząc do własnego domu lub do przyjaciółki. Ponieważ nie mamy okazji wprawiać w podziw mężczyzn innych niż własnego męża, usiłu- 135 jemy olśnić naszymi strojami inne kobiety. Na pro- szonym podwieczorku Saudyjka zjawia się ubrana w koronki i satynę, przyozdobiona brylantami i rubi- nami. Wiele moich cudzoziemskich przyjaciółek okazy, wało zdumienie na widok obfitej ilości biżuterii i ele- ganckiej odzieży ukrytej pod zgrzebną abają. My, ko- biety w czerni, poświęcamy więcej czasu i wysiłku na dobór garderoby niż zachodnie kobiety, które mogą swobodnie paradować w modnych ubraniach. Ojciec okazał zainteresowanie moimi planami mał- żeńskimi i łatwo uległ prośbom. Nura i jej mąż zabra- li mnie do Londynu na trzydniowe zakupy u Harrod- sa. Z dumą opowiadałam sprzedawczyniom, że w przy- szłym tygodniu mam spotkać narzeczonego, lecz mo- je pełne dumy wyznanie wcale nie wywołało z ich strony zdziwienia ani nabożnego zachwytu. Czułam się zawiedziona. Ci, którzy są wolni, nie potrafią zro- zumieć wartości drobnych zwycięstw tych, którzy tkwią w pętach. W Londynie Nura załatwiła mi pobyt w salonie piękności i kartę kolorów garderoby. Powiedziano mi, że szmaragdowa zieleń jest moim kolorem, nabyłam więc siedemnaście zestawów tej barwy. Moje niesforne włosy zostały ściągnięte do tyłu w gładki węzeł i z roz- koszą przyglądałam się eleganckiej nieznajomej, któ- rej odbicie widoczne było w szybach wystawowych, gdy przemierzałam handlowe ulice Londynu. W dniu przyjęcia Sara i Marci pomogły mi się ubrać. Przeklinałam niemożność skopiowania mod- nej fryzury z Londynu. I nagle w drzwiach sypialni ukazała się Huda. „Strzeż się! - krzyknęła, a jej oczy zamieniły się w szparki - najpierw zaznasz szczęścia, ale potem nadejdzie nieszczęście." Rzuciłam w nią szczotką do włosów i wrzasnęłam, żeby nie psuła mi mego uroczystego dnia głupim gadaniem. Sara uszczypnęła mnie w ucho i powiedziała, że powin- nam się wstydzić; Huda jest tylko starą kobietą. Ale ja wcale nie czułam wyrzutów sumienia. Powiedzia- łam o tym Sarze, a ona odparła, że ja w ogóle nie mam sumienia. Dąsałyśmy się na siebie do chwili, aż roz- legł się dzwonek u bramy; wtedy uściskała mnie i stwierdziła, że wyglądam uroczo w szmaragdowej sukni. Miałam za chwilę ujrzeć swego przyszłego męża! Moje serce waliło jak oszalałe. Zarumieniłam się, czu- jąc na sobie spojrzenia wszystkich zebranych w poko- ju osób. Och, jakże pragnęłam powrotu do bezpiecz- nych lat dziecinnych! Wszystkie te emocje okazały się niepotrzebne. Ka- rim był nie tylko najprzystojniejszym mężczyzną, ja- kiego kiedykolwiek widziałam; jego zmysłowe spoj- rzenia pieściły każdy mój ruch i sprawiły, że czułam się jak najrozkoszniejsza istota na ziemi. W ciągu kil- ku pełnych napięcia chwil, gdy byliśmy sobie przed- stawiani, nabrałam przekonania, że nigdy nie zerwie naszych zaręczyn. Odkryłam też w sobie talent naj- bardziej przydatny kobietom, które muszą manipulo- wać, by osiągnąć swój cel: byłam urodzoną uwodzi- cielką. Spoglądałam na Karima spod przymrużonych Powiek i wyobrażałam sobie, że jest tylko jednym spośród wielu starających się o mnie. 136 137 Matka Karima przyglądała mi się z widocznym nie- zadowoleniem - wyraźnie nie podobało się jej moje zachowanie. Sara, Nura i ciotki również wymieniały zbolałe spojrzenia. Mój przyszły mąż jednak patrzył na mnie jak zahipnotyzowany, nic więc innego się nie liczyło. Zanim wyszli, Karim spytał, czy może do mnie za- dzwonić któregoś dnia, aby omówić plany weselne. Zgorszyłam ciotki, udzielając mu przyzwolenia bez uprzedniego zapytania ich o zgodę. - Oczywiście - odparłam. - Dowolnego dnia po dziewiątej wieczorem. Gdy żegnał się ze mną, posłałam mu uśmiech pełen obietnic. Nura, Sara i ciotki wypomniały mi każdą popełnioną tego wieczoru gafę. Oświadczyły, że mat- ka Karima z całą pewnością będzie nalegać na odwo- łanie ślubu, gdyż moje zachowanie było zbyt prowo- kacyjne. Odparłam im na to, że są po prostu zazdros- ne, same bowiem nie miały okazji poznać swych mę- żów przed ślubem. Pokazałam ciotkom język i oznaj- miłam, że są zbyt stare, by zrozumieć bicie młodego serca, po czym wyszłam z pokoju, pozostawiając je z szeroko otwartymi oczyma, osłupiałe z powodu mo- jej bezczelności. Potem zamknęłam się w łazience i zaczęłam śpiewać co sił w płucach moją ulubioną li- bańską balladę miłosną. Gdyby Karim mi się nie podobał, z pewnością za- troszczyłabym się o to, żeby go do siebie zniechęcić. Ale ponieważ mi się podobał, chciałam, żeby się we mnie zakochał. Moje poczynania były dobrze prze- myślane: jeśliby był odrażający, lecz nie dążył do od- 138 wołania zaręczyn, bekałabym przy jedzeniu prosto w twarz jego matce i rozlałabym jej gorącą herbatę na kolana. A gdyby wciąż jeszcze nie byli przekonani, cZy warto zerwać zaręczyny, być może puściłabym ga- zy. Szczęśliwie dla obojga uroda i charakter Karima przypadły mi do gustu, nie musiałam więc manifesto- wać swojej niechęci. Odczuwałam ogromną radość, że nie muszę poślubiać starego, zużytego człowieka. By- łam przekonana, że w naszym związku miłość znaj- dzie odpowiedni grunt. Piastując te miłe myśli, podarowałam Marci sześć ładnych strojów z mojej kolekcji i oświadczyłam, że poproszę ojca, by pozwolił jej odejść wraz ze mną do mojego nowego domu. Karim zatelefonował do mnie jeszcze tego samego wieczoru. Mocno rozbawiony powiedział mi, że jego matka jest przeciwna małżeństwu. Trzęsła się ze złości z powodu mojego zachowania i przepowiedziała, że ten związek przyniesie mu tylko ból, a także nieszczę- ście dla całej rodziny. Doradziłam mu wobec tego, by rozważył radę matki, lecz Karim odpowiedział, że je- stem dziewczyną jego marzeń: królewskiego pocho- dzenia, błyskotliwa i żywego usposobienia. Oświad- czył, że nie mógłby poślubić kobiet wybranych przez jego matkę, które siedzą nieruchomo jak posągi i będą odgadywać każde jego życzenie; nudziłby się z nimi. Podobały mu się odważne kobiety. Dodał zmysłowym szeptem, że uszczęśliwiłam jego oczy. Potem poruszył dość zaskakujący temat - zapytał, czy byłam poddana obrzezaniu. Odparłam, że spytam o to ojca, ale on ostrzegł mnie, bym tego nie czyniła. 139 - Nie, nie pytaj. Jeśli nie wiesz, to znaczy, że nie byłaś - powiedział. Ja jednak wspomniałam o tym przy obiedzie. Ponieważ był to dzień, który ojciec spędzał ze swą trzecią żoną, Ali zajmował miejsce pa. na domu. Skonsternowany moim pytaniem, postawił z hukiem szklankę na stole i spojrzał na Sarę. Zajęta jedzeniem, nie dostrzegłam niepokoju w oczach sióstr. Dopiero po chwili zorientowałam się, że wszys- cy patrzą na mnie wyczekująco. Mój brat, uważając się za głowę rodziny, walnął pię- ścią w stół i zapytał, gdzie usłyszałam to słowo. Przy- pomniawszy sobie ostrzeżenie Karima, odparłam, że użyła go któraś ze służących. Wtedy Ali polecił Sarze, aby sprowadziła Nurę, która miała porozmawiać z „tym dzieckiem". Po śmierci mamy Nura, jako najstarsza z sióstr, by- ła odpowiedzialna za uświadamianie młodszego ro- dzeństwa. Przybyła do willi już przed dziesiątą i uda- ła się prosto do mego pokoju. Usiadła na brzegu łóżka i zapytała mnie łagodnie, co wiem o stosunkach mię- dzy kobietą a mężczyzną. Odparłam, że wszystko, co można na ten temat wiedzieć. Siostra uśmiechnęła się. - Obawiam się, że język jest twoim panem, sio- strzyczko. Może jednak nie wiesz wszystkiego. Ale ja o samym akcie seksualnym wiedziałam na- prawdę dużo. W Arabii Saudyjskiej, tak jak i w innych krajach arabskich, seks jest tematem tabu. W rezultacie ko- biety rozmawiają głównie o tym. Seks, mężczyźni i dzieci to główne tematy rozmów w czasie kobiecych spotkań. 140 W moim kraju istnieje niewiele sposobów, żeby za- bawiać kobiety. Jedyną rozrywką jest spotykanie się u sie- bie nawzajem. Kobiece przyjęcia odbywają się co- dziennie z wyjątkiem piątków, który jest naszym świętym dniem. Zbieramy się, pijemy kawę, herbatę, jemy słodycze i plotkujemy. Gdy tylko dziewczyna przywdziewa welon, zaczyna brać w tych zebraniach udział. Z zafascynowaniem słuchałam opowiadań młodych mężatek o nocy poślubnej. Nie szczędzono żadnego szczegółu. Niektóre z młodych kobiet szokowały nas oświadczeniem, że seks sprawia im przyjemność. Inne twierdziły, że udawały przyjemność, aby powstrzymać męża przed wzięciem kolejnej żony. Były też i takie, które nie znosiły seksu; z zamkniętymi oczyma, ze wstrętem i strachem wypełniały obowiązki małżeń- skie. Była też grupka kobiet, które nie wypowiadały się na ten temat. Należały do niej te, z którymi mężczyźni obeszli się w sposób okrutny, podobnie jak z Sarą. Nura pojąwszy, że wiem, czego należy się spodzie- wać, dodała tylko, że moim obowiązkiem jako żony jest być dostępną dla Karima, kiedy tylko zechce, nie bacząc na własne odczucia w danym momencie. Oświadczyłam, że będę robić to, co będę chciała, i Karim nie zmusi mnie do niczego. Nura potrząsnę- ła głową. Ani Karim, ani żaden inny mężczyzna nie zniesie odmowy. Łoże małżeńskie to jego prawo. Od- powiedziałam na to, że Karim jest inny. Nigdy nie użyje siły. Nura jednak stwierdziła, że mężczyźni nie są wyrozumiali w takich sprawach. Nie powinnam na to liczyć, gdyż czeka mnie gorzkie rozczarowanie. 141 Aby zmienić temat, spytałam siostrę o obrzezanie Załamującym się głosem Nura powiedziała mi, że zo- stała obrzezana w wieku czternastu lat. Rytuał został dopełniony na trzech kolejnych siostrach. Sześć po- zostałych uniknęło tego barbarzyńskiego obrządku dzięki interwencji zachodniego lekarza, który rozma- wiając z ojcem przez wiele godzin, przekonał go, by zaniechał poddawania córek owemu zabiegowi. Nura oświadczyła, że powinnam dziękować za to Bogu. Widziałam, że jest bliska łez, więc zapytałam o przyczynę i usłyszałam, jak okrutnie ją potraktowa- no. Od wielu pokoleń kobiety w naszej rodzinie były poddawane obrzezaniu. Nasza mama, jak większość kobiet saudyjskich, została obrzezana na krótko przed ślubem. Gdy Nura stała się kobietą, mama, po- słuszna tradycji, przygotowała ceremonię. Młodociana Nura była honorowym gościem wyda- nego z tej okazji przyjęcia. Tuż przed ceremonią ma- ma poinformowała córkę, że starsze kobiety muszą dopełnić na niej pewnego obrządku, i ma w tym cza- sie spokojnie leżeć. Jedna z kobiet biła w bęben, dru- ga zaczęła śpiewać. Zebrały się wokół wystraszonego dziecka. Nura została obnażona od pasa w dół. Cztery kobiety przytrzymywały ją na prześcieradle rozpo- startym na ziemi. Najstarsza z nich uniosła dłoń w powietrze; Nura z przerażeniem dostrzegła coś w rodzaju brzytwy w jej ręku. Głośno krzyknęła. Za- raz potem poczuła okropny ból w okolicy genitaliów. Kobiety uniosły oszołomioną dziewczynkę w powie- trze i pogratulowały jej pełnoletności. Przerażona zo- 142 bacZyła, że leje się z niej krew, ale zaraz zaniesiono ją do namiotu i opatrzono. Wszystko zagoiło się szybko, jednakże podczas no- cy poślubnej Nura cierpiała straszliwie i znów dosta- ła krwotoku. Ponieważ sytuacja powtarzała się, seks zaczął ją przerażać. Wreszcie zaszła w ciążę, a zachod- ni lekarz, który ją obejrzał, był wstrząśnięty wido- kiem blizn. Stwierdził, że jej całe zewnętrzne narządy rodne zostały usunięte i stosunek płciowy zawsze bę- dzie powodował ból i krwawienie. Gdy powiedziała mu, że jej trzy siostry również zo- stały obrzezane, a dalsze sześć czeka ten sam los, na- kłonił rodziców, by odwiedzili go w klinice. Moje trzy siostry również go odwiedziły. Bahar znajdowała się w jeszcze gorszym stanie niż Nura i le- karz nie mógł zrozumieć, jak w ogóle może wytrzy- mać pożycie z mężem. Nura była świadkiem obrzeza- nia swych sióstr i wspomniała, że Bahar usiłowała się wyrwać. Udało jej się nawet uciec, ale ją złapano. Po- nieważ jednak szarpała się dalej, spowodowało to większe okaleczenie i sporą utratę krwi. Ku swemu zdziwieniu lekarz dowiedział się, że to właśnie mama nalegała na dopełnienie rytuału. Sama przez to przeszła i wierzyła, że taka jest wola Allaha. Lekarzowi udało się przekonać ojca o nonsensowno- ści tego obyczaju oraz ryzyku, jakie niesie dla zdro- wia. Dzięki temu następnym córkom oszczędzono okrutnego i niepotrzebnego bólu. Zapytałam Nurę, dlaczego mogło to interesować Karima. Odparła, iż mój przyszły mąż prawdopodob- nie uważa, że kobieta powinna być nienaruszona, 143 choć wielu mężczyzn żąda obrzezania swych młodych żon. Zależało to też od regionu zamieszkania lu^ przekonań rodziny, z której pochodziła dziewczyna Niektóre z rodzin kultywowały tę ponurą tradycję inne uznały to za pozostałość z barbarzyńskich cza- sów. Karim chyba pragnie, aby żona dzieliła z nim przyjemność, a nie była wyłącznie przedmiotem jej dostarczającym. Nura odeszła, pozostawiając mnie pogrążoną w my- ślach. Wiedziałam, że mam szczęście, i wzdrygnęłam się na myśl o koszmarze, jaki przeszły moje siostry. Byłam rada, że Karim ma na uwadze moje dobroJ Pomyślałam sobie, że niektóre kobiety mogą być szczęśliwe nawet w kraju, który pielęgnuje tradycje nie do przyjęcia w cywilizowanym społeczeństwie. Jednak poczucie niesprawiedliwości nie opuszczało moich myśli. My, kobiety arabskie, mogłyśmy zna- leźć szczęście tylko wtedy, jeśli mężczyzna okazał się wyrozumiały. W przeciwnym wypadku nasz los był godny pożałowania. Po wyjściu Nury zasnęłam ponownie. Śniło mi się, że mam na sobie piękną szmaragdową suknię ślubną i czekam na pana młodego - na Karima. On jednak nie przybył, a mój sen zamienił się w koszmar: stara kobieta w czerni goniła mnie z brzytwą i skrzeczącym głosem żądała mojej krwi. Obudziłam się drżąca i zla- na potem. Zawołałam Marci, żeby przyniosła mi zimnej wody. Byłam przerażona, gdyż zrozumiałam znaczenie snu: główną przeszkodą na drodze do zmian w naszym ży- ciu są same kobiety - takie jak te z pokolenia mojej ' 144 mamy,, niewykształcone i wierzące w to, co mówią im mężczyźni. Tragiczną konsekwencją tego stanu rze- czy był° podtrzymywanie barbarzyńskiej tradycji ob- rzezania przez przedstawicielki naszej płci, które sa- me cierpiały jej skutki. Nieświadomie sprzymierzały się w ten sposób z mężczyznami. Nawet nasza mama, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa, obstawała przy zachowaniu tradycji; nie wyobrażała sobie innej drogi dla swych córek niż ta, którą sama stąpała - z obawy, że odejście od zwyczaju zniweczy szansę na małżeństwo. Jedynie my, młode wykształcone kobiety, możemy zmienić dotychczasowe obyczaje. Niecierpliwie wy- czekiwałam daty ślubu. Będę pierwszą saudyjską ko- bietą, która przeciwstawi się tradycji. Moje dzieci przemienia Arabię w kraj, w którym będą mogli god- nie żyć wszyscy jej mieszkańcy, zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Ślub Z okazji ślubu cała gotowalnia rozbrzmiewała śmiechem. Otaczały mnie kobiety z mojej rodziny. Nie można było usłyszeć pojedynczej osoby, gdyż wszystkie śmiałyśmy się i mówiłyśmy jednocześnie. Przygotowania do ślubu odbywały się w pałacu Nu- ry i Ahmada, ukończonym kilka tygodni wcześniej. Nura była bardzo z niego zadowolona i pragnęła, aby wieść o jej nowej siedzibie rozeszła się wśród miesz- kańców Ar-Rijadu. Ja jednak uważałam, że pałac jest okropny. Chcia- łam, by mój ślub odbył się w Dżuddzie, nad morzem, jednakże ojciec obstawał przy tradycji i po raz pierw- szy w życiu nie buntowałam się z powodu niezaspo- kojenia moich żądań. Postanowiłam ukrywać emocje i nie ujawniać irytacji, chyba że byłyby to sprawy wy- jątkowej wagi. Nura promieniała szczęściem, gdy rodzina i krewni zachwycali się jej marmurowym pałacem. Wymieni- łam z pozostałymi siostrami uśmiechy, gdyż już daw- 146 no wszystkie doszłyśmy do wniosku, że jest bardzo brzydki. Setki robotników z Filipin, Tajlandii i Jeme- nu, nadzorowanych przez ponurych niemieckich spe- cjalistów, pracowało dniem i nocą, wznosząc to mon- strum- Każdy z rzemieślników przemawiał własnym językiem. W rezultacie powstało dzieło pełne dy- sonansów. Hole były bogato zdobione złotem i obrazami. W samym tylko frontowym holu naliczyłyśmy z Sarą 180 malowideł. Sara wzdrygnęła się na widok ich do- boru. Były one kupowane przypadkowo i nie dowo- dziły znawstwa w sztuce osoby, która je nabyła. Krzyk- liwe dywany, haftowane w ptaki i bestie, pokrywały wszystkie posadzki. Przeładowane ozdobami sypial- nie również wyglądały okropnie. Zastanawiałam się, jak ludzie, w których żyłach płynie ta sama krew, mo- gą się tak bardzo różnić w ocenie piękna. Nie wykazawszy się dobrym smakiem w urządza- niu wnętrza domu, Nura błysnęła za to mistrzostwem w projektowaniu ogrodu. Jezioro i trawniki okalające pałac przyozdabiały wspaniałe kwiaty, krzewy i drze- wa. Wśród nich znajdowały się liczne niespodzianki radujące oko: rzeźby, kolorowe ptasie domki, fontan- ny, a nawet karuzele dla dzieci. Miałam poślubić Karima w ogrodzie, o dziewiątej wieczorem. Nura wiedziała, że przepadam za herba- cianymi różami, więc sprowadzono ich mnóstwo sa- molotem z Europy i unosiły się teraz na jeziorze obok krytego różami pawilonu, do którego Karim miał po mnie przyjść. Nura z dumą oznajmiła, że wszyscy uważają, iż będzie to ślub stulecia. 147 W Arabii Saudyjskiej nie ogłasza się zaręczyn ani ślubów. Są to sprawy ściśle prywatne. Jednakże plotki dotyczące ekstrawagancji pieniężnych roznoszą się po całym kraju, a różne odłamy rodziny królewskiej sta- rają się prześcigać wzajemnie w tego typu wspaniało- ściach. Podrapałam pazurami ciotki, gdy usuwały brutal- nie włosy z intymnych części mojego ciała. Krzycząc z bólu, zapytałam, skąd przyszły do nas te barbarzyń- skie zwyczaje. Jedna z ciotek uderzyła mnie w twarz za moje zuchwalstwo i oświadczyła, że ja, Sułtana, bę- dąc córą islamu, powinnam wiedzieć, iż Prorok ze względów higienicznych zalecał usuwanie co czter- dzieści dni włosów z łona i spod pachy. Wrzeszcza- łam, że ten obyczaj nie ma sensu; współcześni muzuł- manie, wyposażeni w gorącą wodę i mydło, mogą z ła- i twością przestrzegać higieny w inny sposób. Nie mu- simy w tym celu używać piasku pustyni! Ciotka wie- działa, że dyskusje ze mną są bezowocne, więc nic na to nie odpowiedziała. Zaszokowałam wszystkich obecnych głośnym stwierdzeniem, że gdyby nasz Prorok mógł przemówić teraz, w dobie nowoczes- nych udogodnień, zapewne kazałby skończyć z tymi idiotycznymi tradycjami. My, Saudyjczycy, jesteśmy niczym tępe muły, kontynuowałam. Kroczymy tą sa- mą ścieżką, chociaż grozi to spadnięciem ze skały. Otaczające mnie kuzynki wymieniły niespokojne spojrzenia, gdyż obawiały się mojego nieposkromio- nego ducha i czuły się bezpiecznie tylko w towarzy- stwie uległych kobiet. Moje zadowolenie z wybrane- go dla mnie męża poczytywano za cud, ale żadna 148 krewnych nie zaznała spokoju, dopóki ceremonia nie dobiegła końca. Suknia ślubna została uszyta z najjaskrawszej czer- wonej koronki, jaką mogłam znaleźć. Byłam odważną panną młodą, a poza tym czerpałam przyjemność z gor- szenia rodziny, która błagała mnie, żebym zgodziła się na kolor bladoróżowy. Oczywiście odmówiłam, bo wiedziałam, że mój wybór jest słuszny. Nawet moje sio- stry przyznały, że do twarzy mi w jaskrawych kolorach. Gdy Sara i Nura włożyły mi suknię i zapięły jej gu- ziki, ogarnęło mnie radosne oszołomienie. Poczułam jednak także przypływ smutku, kiedy Nura upinała mi wokół szyi ślubny prezent Karima: naszyjnik z rubinów i brylantów. Przypomniał mi się dzień ślubu Sary. Będąc jeszcze dzieckiem, siedziałam na podłodze i przyglądałam się, jak mama upina na niej niechciany naszyjnik. Było to zaledwie dwa lata temu, a wydawało mi się tak odległe. Otrząsnęłam się z ponu- rych myśli, gdy uświadomiłam sobie, że mama z pewnoś- cią przygląda mi się teraz z oddali. Z trudem oddycha- łam w obcisłym staniku, gdy brałam bukiet wiosennych kwiatów wykonanych w całości ze szlachetnych kamie- ni, specjalnie zaprojektowany na tę okazję przez Sarę. Spoglądając na uśmiechnięte twarze sióstr, oznaj- miłam: - Jestem gotowa. Nadeszła pora zacząć nowe życie. Orkiestra sprowadzona z Egiptu ogłuszyła wszyst- kich biciem bębnów. Z Nurą po jednej i Sarą po dru- giej stronie ukazałam się gościom oczekującym z nie- cierpliwością rozpoczęcia ceremonii. 149 Karim i jego rodzina znajdowali się w jednej części pałacu, ja zaś z moją w innej, a przywódca religijny szejk, chodził od pokoju do pokoju, pytając, czy AK- ceptujemy jedni drugich. Karimowi i mnie nie wolno było wypowiedzieć słów przyrzeczenia małżeńskiego w obecności innych. Jak w przypadku wszystkich ślubów w naszym kra- ju, oficjalna ceremonia odbywa się wcześniej. Dzisiej- sza uroczystość była tylko dla nas, oblubieńców. Od czasu pierwszego spotkania aż do tej pory nie widziałam mojego przyszłego męża. Nasze zaloty od- bywały się przez telefon. Prowadziliśmy długie, wie- logodzinne rozmowy. Teraz zobaczyłam, jak Karim w towarzystwie ojca powoli zbliża się w stronę pawi- lonu. Był taki przystojny! Wyczuwałam bicie jego serca, mogłam liczyć kolej* ne uderzenia, spoglądając na pulsujące gardło Karima. Pomyślałam: „To serce należy do mnie. Będę mogła sprawić, by było szczęśliwe lub by przytłaczał je ból". Wreszcie stanął przede mną. Poczułam, że drżą mi wargi, a oczy wypełniają się łzami. Gdy odsłonił mi twarz, oboje wybuchnęliśmy śmiechem, tak silne by- ły nasze emocje. Zebrane wokół kobiety zaczęły klas- kać, gdyż w Arabii Saudyjskiej rzadko się zdarza, by młodzi tak od pierwszej chwili przypadli sobie do gu- stu. Nie mogłam oderwać oczu od Karima ani on ode mnie. Nie wierzyłam własnemu szczęściu. Byłam dzieckiem ciemności, a mój mąż, który niegdyś jawił mi się jako groźna niewiadoma, przybywał teraz jako słodkie uwolnienie. 150 pragnąc cieszyć się sobą w samotności, pozostali- śmy tylko przez chwilę wśród zebranych, przyjmując gratulacje. Karim rozrzucił złote monety, a ja wy- mknęłam się, aby przebrać się w ubranie podróżne. Chciałam jeszcze porozmawiać z ojcem, ale on opu- ścił ogród, gdy tylko ceremonia zaślubin została do- pełniona. Poczuł ulgę, gdy najmłodsza i sprawiająca najwięcej kłopotów córka pierwszej żony wyszła za mąż. Nie ponosił już za nią odpowiedzialności. Karim obiecał mi, że nasz miodowy miesiąc spędzi- my tam, gdzie będę chciała, i będziemy robić to, na co będę miała ochotę. Każde moje życzenie było dla nie- go rozkazem. Uradowana jak dziecko, wypisałam wszystkie miejsca, które pragnęłam obejrzeć, i wszyst- kie rzeczy, które chciałam robić. Pierwszym przystan- kiem na naszej trasie miał być Kair, następnie mieli- śmy się udać do Paryża, Nowego Jorku, Los Angeles i na Hawaje. Mieliśmy dla siebie osiem tygodni wol- ności. Przebrana w szmaragdowozielony kostium, uścis- kałam na pożegnanie moje siostry. Sara płakała, nie chcąc mnie puścić. Szeptała: „Bądź dzielna" - a ja wiedziałam, że myśli o koszmarze swojej własnej no- cy poślubnej. Ale może z upływem lat te wspomnie- nia zblakną. Narzuciłam abaję na mój wytworny kostium i przy- tuliłam się do męża na tylnym siedzeniu mercedesa. Czternaście sztuk mojego bagażu pojechało na lotni- sko już wcześniej. Karim wykupił wszystkie miejsca w pierwszej kla- sie na każdy odcinek naszego przelotu, żebyśmy mog- 151 li być sami. Libańska stewardesa przyglądała nam sie z uśmiechem. Zachowywaliśmy się jak para nastolat. ków, gdyż nigdy przedtem nie poznaliśmy sztuki za- lotów. Kiedy dolecieliśmy do Kairu i przeszliśmy odpra- wę celną, pojechaliśmy do wytwornej willi nad brze- giem Nilu. Została wybudowana w osiemnastym wie- ku przez bogatego tureckiego kupca. Odrestaurowano ją i teraz należała do ojca Karima. Składała się z trzy- dziestu pokoi rozmieszczonych na różnych pozio- mach. Łukowate okna wychodziły na przepiękny ogród. Ściany pokrywały delikatne bladoniebieskie I matowe kafle z tajemniczymi rzeźbionymi postacia- mi. Dom urzekł mnie od pierwszej chwili i powie- działam Karimowi, że cudownie jest rozpoczynać ży- cie małżeńskie w takim otoczeniu. Wspaniale urządzona willa przywiodła mi na myśl krzykliwe i niegustowne wnętrza pałacu Nury. Uświadomiłam sobie, że pieniądze nie obdarzają au- tomatycznie dobrym smakiem. Miałam dopiero szesnaście lat, toteż mój mąż, z pełnym zrozumieniem dla mojego młodego wieku, ułatwił mi wejście w dorosły świat niezwykłym roz- wiązaniem. Podobnie jak ja nie akceptował obycza- jów panujących w naszym kraju. Uważał, że intym- ność nie może łączyć ludzi sobie obcych, nawet jeśli ci obcy to mąż i żona. W jego mniemaniu mężczyzna i kobieta powinni się wzajemnie poznać i pozwolić dojrzeć wzajemnemu pożądaniu. Powiedział mi, że już wiele tygodni temu zdecydował, iż po ślubie na- dejdzie dla nas czas zalotów. A gdy będę gotowa, by 152 go przyjąć, powiem któregoś dnia: „Chcę cię poznać całego". Spędzaliśmy więc wspólnie noce i dnie, zalecając się do siebie. Spożywaliśmy razem posiłki, jeździli- śmy konno wokół piramid, wędrowaliśmy po rojnych bazarach, czytaliśmy książki i rozmawialiśmy. Służba była zdumiona zachowaniem radosnej pary, która na dobranoc składała sobie niewinne pocałunki i udawała się do oddzielnych sypialni. Czwartej nocy zaprosiłam męża do siebie. Kiedy już było po wszystkim, z głową opartą o ramię Kari- ma szepnęłam, że będę jedną z tych gorących mło- dych żon, które z radością oznajmiają, iż seks z mę- żem sprawia im przyjemność. Nigdy nie byłam w Ameryce i ciekawili mnie lu- dzie, których kultura objęła tak rozległe połacie świa- ta. Nowojorczycy jednak przerażali mnie swym spo- sobem bycia. Byłam rada, gdy przybyliśmy do Los Angeles, które wydawało się bliższe Arabom przez swą staroświecką atmosferę. Po paru tygodniach poznawania Amerykanów oznajmiłam Karimowi, że lubię tych dziwnych, głoś- nych ludzi. Gdy spytał mnie, dlaczego, powiedzia- łam: - Uważam, że ta wspaniała mieszanka kulturowa jest bliższa człowiekowi niż jakakolwiek inna kultu- ra. - Czułam, że Karim mnie nie zrozumiał, zaczęłam więc wyjaśniać: - Tak niewiele państw potrafiło za- pewnić całkowitą wolność swym mieszkańcom. Ame- rykanom to się udało, choć wydaje się prawie niemoż- liwe, by tak wielu ludzi mogło zachować pełną swo- 153 bodę, przy tylu możliwych opcjach. Pomyśl tylko, co stałoby się w krajach arabskich. W ciągu minuty mielibyśmy wojnę, a każdy byłby przekonany, że jedynie jego racja jest słuszna i dobra dla wszystkich. U nas każdy patrzy na koniec własnego nosa. Tutaj jest ina- czej. Karim popatrzył na mnie zdumiony. Nie nawykł do kobiet mających szerszy krąg zainteresowań, za- stanawiających się nad zagadnieniami politycznymi i sytuacją w świecie. Rozmawiał ze mną do późnej no- cy, pragnąc poznać moją opinię na wiele tematów. W końcu pocałował mnie w szyję i oznajmił, że po powrocie do Ar-Rijadu będę kontynuowała edukację. Poirytowana jego przyzwalającym tonem zauważy- łam chłodno, że nie sądziłam, by moje wykształcenie podlegało dyskusji. Nasz ośmiotygodniowy miesiąc miodowy wydłużył się do dziesięciu tygodni. Dopiero po telefonie ojca Karima niechętnie ruszyliśmy w drogę powrotną. Za- mierzaliśmy mieszkać w pałacu rodziców Karima, dopóki nie wybudują naszego. Wiedziałam, że jego matka patrzy na mnie z nie- smakiem. Teraz znalazłam się w jej mocy i mogła mi dokuczać. Pomyślałam o moim idiotycznym zacho- waniu w czasie pierwszego spotkania, które tak ją zi- rytowało, i przeklinałam siebie, że nie próbowałam znaleźć w niej sprzymierzeńca. Wiedziałam, że Karim nigdy nie stanie po stronie żony, przeciwko matce. To ja będę musiała przybyć z gałązką oliwną. Gdy samolot miał wylądować w Ar-Rijadzie, Karim 154 musiał przypomnieć mi o zasłonięciu twarzy. Wzdryg- nęłam się na myśl o okryciu się czernią i poczułam tę- sknotę za słodkim zapachem wolności, którą pozna- łam w Ameryce. Czując skurcz w gardle i przejmujący strach, wkro- czyłam do pałacu matki Karima, by zacząć swe mał- żeńskie życie. Wiedziałam, że jego matka bardzo mnie nie lubi i na pewno podjęła odpowiednie dzia- łania? by zniszczyć nasz szczęśliwy związek. Życie małżeńskie Istnieje jedno słowo, którym można opisać życie kobiet saudyjskich pokolenia mojej mamy - czeka- nie. Ich życie upływało na czekaniu. Kobiety tej epo- ki nie miały dostępu do edukacji, nie mogły też pra- cować zawodowo. Jedynym ich zajęciem było czeka- nie: czekanie na ślub, na dzieci, a potem na wnuki i starość. W krajach arabskich zaawansowany wiek przynosi kobietom wiele satysfakcji, gdyż te z nich, które speł- niły swe obowiązki prokreacyjne i zapewniły konty- nuację rodu, cieszą się wielką czcią i poważaniem. Moja teściowa, Hanan, czekała na synową, która obdarzy ją należnym jej szacunkiem. Karim był jej najstarszym i najukochańszym synem. Obyczaj sau- dyjski nakazuje, by żona pierworodnego stosowała się do życzeń jego matki. Jak wszystkie młode kobiety, wiedziałam o tym, jednakże rzeczywistość nie zawsze jest zgodna z wyobrażeniami. Pragnienie męskiego potomka jest charakterystycz- 156 ne dla wszystkich potencjalnych ojców na całym świecie, nigdzie jednak nie jest ono tak silne jak ^ krajach arabskich. Kobieta przechodzi tu piekło oczekiwania na rozwiązanie, nie wiedząc, czy zamiast upragnionego syna nie urodzi córki. Dzieci płci mę- skiej są tak cenne, że pomiędzy matką a synem rozwi- ja się szczególna więź. Tylko miłość do innej kobiety może rozdzielić tych dwoje. Od chwili naszego ślubu matka Karima traktowała mnie jak rywalkę, a nie członka rodziny. Stanowiłam klin między nią a jej synem. Moja obecność potęgowała jeszcze jej permanentny stan ogólnego niezadowolenia, spowodowany tym, że kilka lat wcześniej w jej życiu zaszła gwałtowna zmia- na, która wywarła na nią niedobry wpływ. Jako pierwsza żona ojca Karima, urodziła mu sied- mioro dzieci. Gdy Karim skończył czternaście lat, je- go ojciec wziął sobie drugą żonę, Libankę, kobietę wielkiej urody. Od tej chwili nikt w pałacach obu żon nie zaznał spokoju. Hanan, kobieta o podłej duszy, źle życzyła drugie- mu małżeństwu swego męża. W swej nienawiści po- sunęła się nawet do knowań z wróżbitą z Etiopii, któ- ry służył w pałacu króla, ale był również wynajmowa- ny przez innych członków rodziny królewskiej. Za- płaciła mu dużą sumę pieniędzy, by swą klątwą wyja- łowił Libankę i pozbawił ją możliwości rodzenia. Dumna z własnej płodności, była przekonana, że jej mąż rozwiedzie się z drugą żoną, jeśli ta nie da mu sy- nów. Jednakże ojciec Karima kochał swą libańską żonę 157 i oświadczył, że nie dba o to, czy urodzi mu dzieci czy też nie. W miarę upływu lat stało się dla Hanan oczywiste, że Libanka nie będzie miała dzieci, ale też nie zostanie porzucona. W swej nienawiści do niej po- nownie wezwała etiopskiego wróżbitę i zapłaciła mu jeszcze więcej pieniędzy, by zesłał na rywalkę śmierć. Gdy ojciec Karima dowiedział się o wszystkim wpadł w szał. Poprzysiągł, że jeśli jego libańska żona umrze przed Hanan, rozwiedzie się z nią. Zostanie odesłana w hańbie do rodziny i nie wolno jej będzie kontaktować się z dziećmi. Hanan, przekonana, że jałowe łono Libanki było rezultatem czarnej magii, przeraziła się, że czarownik z Etiopii potrafi również sprowadzić śmierć. Od tego czasu zmuszona była chronić tę drugą. Był to zaiste dziwny dom. W swym nieszczęściu Hanan wyżywała się na wszystkich wokół, wyjąwszy jedynie własne dzieci. Ponieważ nie byłam krwią z jej krwi, a w dodatku Ka- rim mnie kochał, stanowiłam najdogodniejszy cel. Jej chorobliwa zawiść była widoczna dla każdego z wy- jątkiem Karima, który jak większość synów nie wi- dział żadnych wad w swej pełnej poświęcenia matce. Zresztą Hanan udawała wielkie uczucie do mnie, gdy tylko syn znajdował się w pobliżu. Każdego ranka odprowadzałam mojego męża do bramy. Pracował w firmie prawniczej i wychodził o dziewiątej, godzinie niezwykle wczesnej dla każde- go w Arabii Saudyjskiej, a szczególnie dla księcia. Niewielu członków rodziny królewskiej wstaje przed dziesiątą czy jedenastą. 158 Byłam przekonana, że Hanan obserwuje wszystko z okna swej sypialni, gdyż natychmiast po zamknię- ciu się bramy zaczynała mnie wołać, bardzo znie- cierpliwiona. Trzydzieści trzy służące zatrudnione w domu nie wystarczały - ja musiałam podać jej go- rącą herbatę. Ponieważ całe dzieciństwo byłam źle traktowana przez mężczyzn, nie miałam ochoty spędzić drugiej połowy mego życia wykorzystywana przez kobiety, nawet jeśli byłaby to moja teściowa. Na razie jednak zachowałam milczenie. Istnieje sta- re arabskie przysłowie, które mówi: „Cierpliwość jest kluczem do rozwiązania problemu". Uznałam, że do- brze jest zastosować się do mądrej rady przekazywa- nej z pokolenia na pokolenie: będę cierpliwa i pocze- kam na sprzyjającą okazję ograniczenia jej władzy na- de mną. Nie musiałam czekać długo. Młodszy brat Karima, Munir, powrócił właśnie ze studiów w Ameryce. Jego niezadowolenie z powodu powrotu do kraju mocno nadwerężyło domowy spokój. Chociaż dużo pisano o monotonii życia kobiet arab- skich, niewiele uwagi poświęcano zmarnowanemu ży- ciu wielu młodych mężczyzn. To prawda, że ich los w porównaniu z losem kobiet jest godny pozazdrosz- czenia, jednak młodzi arabscy mężczyźni spędzają czas równie jałowo, pozbawieni jakichkolwiek bodź- ców czy motywacji. Nie ma u nas kin, teatrów, klubów, nie ma też zwyczaju wspólnego spożywania posiłków. "Mężczyźni i kobiety nie mogą pójść razem do restau- racji, chyba że są małżeństwem lub ojcem i córką. 159 Munirowi, nawykłemu w Ameryce do swobody styl życia w Arabii Saudyjskiej zupełnie nie odpowia. dał. Właśnie ukończył szkołę biznesu w Waszyngto. nie i zamierzał być łącznikiem w kontraktach rządo. wych. Czekając na możliwość wykazania swej przy. datności w tej dziedzinie, zbratał się z grupą książąt znanych ze swego ryzykownego zachowania. Urzą- dzali oni mieszane przyjęcia, w których brały udział cudzoziemki o wątpliwej moralności, pracujące w szpi- talach czy liniach lotniczych. W użyciu były narkotyki i alkohol. W upojeniu al-l koholowym lub odurzeniu narkotycznym młodzi lu- dzie głośno wyrażali swoje niezadowolenie z krewnia- ka, który rządził krajem. Pragnęli zachodniego stylu życia i rwali się do rewolucji. Ich buntownicze poczy- nania stały się wkrótce powszechnie znane. Król Fajsal, niegdyś beztroski młodzieniec, a obec* nie nabożny władca, próbował odwieść młodych lu- dzi od pustego życia pełnego ekscesów. Niektórzy I z kłopotliwych książąt zostali wciągnięci do rodzin- nego biznesu, inni zaś wcieleni do wojska. Po rozmowie króla z ojcem Munira, w której Fajsal wyraził swą troskę o jego syna, z gabinetu dobiegły nas krzyki. Wraz z pozostałymi kobietami z rodziny nagle uznałam, że mamy coś pilnego do zrobienia w pokoju z mapami, umiejscowionym naprzeciw ga- binetu. Z oczami utkwionymi w mapie i uszami ło- wiącymi krzyki, wstrzymałyśmy wszystkie oddech. Usłyszałyśmy, jak Munir oskarża rodzinę królewską o korupcję i marnotrawstwo. Przysiągł, że on i jego przyjaciele wprowadzą zmiany potrzebne krajowi, po 160 cZym z przekleństwem na ustach i wezwaniem do buntu wybiegł z willi. Twierdząc, że kraj wymaga zmian, Munir nie wyka- zywał wielkiego zaangażowania, a jego rzeczywiste poczynania sprawiały całej rodzinie wiele kłopotu. prat Karima był smutnym przykładem zepsucia; alkohol i łatwe pieniądze zmanierowały go, jak wielu innych młodych książąt. Przed 1952 rokiem alkohol nie był w Arabii Sau- dyjskiej zakazany dla innowierców, lecz dwa tragicz- ne wydarzenia związane z książętami z rodziny kró- lewskiej spowodowały, że nasz pierwszy król, Abd al- -Aziz, wprowadził pełną prohibicję. Kiedy pod koniec lat czterdziestych powrócił ze Stanów Zjednoczonych książę Nasir, syn władcy, był zupełnie odmieniony. Odkrył przyjemności, jakie może dawać alkohol i towarzystwo pozbawionych za- hamowań zachodnich kobiet. Ponieważ był gubernatorem Ar-Rijadu, miał wiele sposobności uzupełniania swego zapasu trunków. Urządzał zakazane przyjęcia, zapraszając na nie ko- biety i mężczyzn. Latem 1947 roku po trwającym do późna przyjęciu siedmioro ludzi zmarło - wypili al- kohol metylowy. Wśród zmarłych były również ko- biety. Król Abd al-Aziz, ojciec Nasira, był tak rozwście- czony tą niepotrzebną tragedią, że osobiście wychło- stał syna i wsadził go do więzienia. W 1951 roku jego inny syn, Miszari, w stanie upo- jenia alkoholowego zastrzelił brytyjskiego wicekon- sula i omal nie zabił jego żony. Cierpliwość króla wy- 161 czerpała się i od tego czasu w Królestwie Arabii Sau- dyjskiej wprowadzono zakaz używania alkoholu. Na. stępstwem tego było powstanie czarnego rynku; Sau- dyjczycy reagują na wszelkie zakazy podobnie jak lu- dzie innych kultur - owoc zakazany staje się tym bar- dziej upragniony. Większość znanych mi saudyjskich mężczyzn i ko- biet pije towarzysko. Jeszcze nie zdarzyło mi się zna- leźć w domu saudyjskim, w którym gościom nie za- proponowano by dużego wyboru doskonałych trun- ków. Od 1952 roku cena szkockiej whisky wzrosła do 650 riali, czyli 200 USD za butelkę. Na imporcie nielegal- nych trunków można zbić majątek. Munir i jego dwaj kuzyni, również z książęcych rodów, postanowili sprowadzać alkohol z Jordanii i wkrótce dorobili się na tym procederze ogromnych fortun. Gdy straż graniczna nabierała podejrzeń co do ła- dunku, wręczano im łapówki. Jedyną przeszkodą w nielegalnym importowaniu alkoholu były Komite- ty Propagowania Cnoty i Zapobiegania Złu. Owe ko- mitety składały się z mutawa, których zuchwalstwo członków saudyjskiej rodziny królewskiej szczegól- nie gniewało, ponieważ uważali, że właśnie ona po- winna dawać dobry przykład innym. Jeden z tych komitetów dopomógł mi wkrótce w rozwiązaniu moich problemów z teściową. Była sobota, początek tygodnia (jak już wspomnia- łam, muzułmanie czczą swój święty dzień w piątek, który zamyka tydzień) - dzień, którego nikt z rodzi- ny mojego męża nigdy nie zapomni. 162 Karim wrócił po ciężkim dniu z biura i trafił aku- rat na moją kłótnię z Hanan. Gdy matka go ujrzała, głośno szlochając oznajmiła, że ja, Sułtana, nie oka- zuję jej należnego respektu i bez żadnych powodów wszczęłam awanturę. Odchodząc, uszczypnęła mnie w rękę. Wpadłam wtedy w jeszcze większą wściekłość i ruszyłam za nią, usiłując odpłacić jej pięknym za nadobne. Kiedy Karim próbował interweniować, Hanan spojrzała na mnie twardo i powiedziała synowi, że nie nadaję się na żonę i gdyby dokładniej przyjrzał się moim poczynaniom, z pewnością zdecydowałby się na rozwód. Każdego innego dnia Karim roześmiałby się tylko z powodu naszego dziecinnego zachowania, gdyż ko- biety, które nie mają nic do roboty, często wplątują się w różne sprzeczki. Tego dnia jednak jego londyński makler poinformował go o stratach na giełdzie, nie był więc w najlepszym nastroju. Ponieważ żaden Arab nie wystąpi przeciw matce, jego złość skierowa- ła się przeciw mnie. Uderzył mnie trzykrotnie w twarz. Uderzenia te miały na celu jedynie obraże- nie, gdyż nie były zbyt mocne, ja jednak odebrałam je inaczej. Zazwyczaj wobec kłopotów ogarnia mnie zdener- wowanie i lęk, ale gdy czuję się poważnie zagrożona, staję do walki. Chwyciłam cenną wazę, która stała w pobliżu, i za- machnęłam się nią na Karima. Udało mu się uniknąć ciosu szybkim pochyleniem w lewo. Waza rozprysła się, uderzając w obraz Moneta wart setki tysięcy dola- 163 rów. Waza i akwarela zostały zniszczone. Rozwście> czona chwyciłam kosztowną orientalną rzeźbę z kości słoniowej i cisnęłam nią w głowę mojego męża. Hałas ściągnął wszystkich domowników. Rzucili się w naszym kierunku. Karim tymczasem zoriento- wał się, że zamierzam zniszczyć pokój pełen ukocha- nych skarbów jego ojca. Próbując powstrzymać moje zapędy, uderzył mnie w szczękę. Otoczyła mnie ciem- ność. Gdy otworzyłam oczy, stała nade mną Marci, zwil- żając mi twarz szmatką namoczoną w zimnej wodzie. Usłyszałam w oddali podniesione głosy. Sądziłam, że to reperkusje mojej walki z Karimem, ale okazało się, że to Munir spowodował zamieszanie. Mój teść został wezwany przez króla Fajsala w sprawie konteneru pełnego alkoholu, który wyciekał z samochodu jadą- cego ulicami Ar-Rijadu. Egipski kierowca stanął, że- by coś zjeść, i zapach spirytualiów zwabił tłum ludzi. Wystraszony szofer, zatrzymany przez jednego z członków Komitetu Zapobiegania Złu, podał imię księcia. Zawiadomiono Radę Religijną, ona zaś po- wiadomiła o wszystkim króla, który wpadł w szał. Karim wraz z ojcem opuścili willę i udali się do pała- cu królewskiego. Wysłano służbę na poszukiwanie Munira. Zajęłam się swoją spuchniętą szczęką, ukła- dając jednocześnie plan zemsty na Hanan. Doprowa- dziłam wygląd do porządku i ruszyłam w kierunku schodów. Usłyszałam rozpaczliwe szlochy matki mojego mę- ża i poczułam satysfakcję. Weszłam do salonu, z któ- rego dobiegał płacz. Uśmiechnęłabym się, gdyby nie 164 moja szczęka. Hanan, wciśnięta w kąt pokoju, błaga- ła Allaha o ratunek dla swego syna, o złagodzenie gniewu króla i strażników religii. Gdy tylko mnie ujrzała, natychmiast umilkła. Po dłuższej chwili ciszy spojrzała na mnie z pogardą i rzekła: - Karim obiecał, że rozwiedzie się z tobą. Uważa, że „kto nabrał nawyku, umrze z nim"*, a ty jesteś dzi- ka i nie do poskromienia. Nie ma miejsca dla takich jak ty w naszej rodzinie. Prawdopodobnie oczekiwała łez i próśb, zachowa- nia typowego dla bezbronnych. Uważnie przyglądała się mojej twarzy, gdy oświadczyłam, że sama zamie- rzam żądać rozwodu. Oznajmiłam, że Marci właśnie pakuje moje rzeczy. W ciągu godziny opuszczę jej dom, ale przekonam mojego ojca, by kara nałożona na jej drugiego syna stała się przykładem dla tych, którzy naruszają zasady naszej wiary. Munir zostanie wychłostany lub uwięziony, a może jedno i drugie. Potem wyszłam z pokoju, pozostawiając Hanan w przerażeniu i rozpaczy. Kości zostały rzucone. Moja teściowa w żaden spo- sób nie mogła sprawdzić, czy miałam możność speł- nienia swoich gróźb. Radowałaby się niezmiernie, gdyby to Karim rozwiódł się ze mną, ale przeraziła się, gdy powiedziałam, że właśnie ja żądam rozwodu. Otrzymanie rozwodu przez Arabkę nie jest bowiem niemożliwe, choć bardzo trudne. Ponieważ jednak mój ojciec był bliżej spokrewniony z naszym pierw- * Arabskie przysłowie (przyp. aut.). 165 szym królem, Hanan przeżyła chwilę trwogi, że moje groźby zostaną spełnione. Nie wiedziała, że ojciec ra- czej wyrzuci mnie z domu za nieroztropność, niż uleg- nie moim życzeniom. Aby nie okazać się gołosłowną, musiałam podjąć odpowiednie kroki. Gdy Marci i ja ukazałyśmy się w drzwiach obładowane walizkami, wybuchło istne trzęsienie ziemi. Właśnie wtedy Munir, zlokalizowany w domu przyjaciela, otrzymał polecenie powrotu. Nieświa- dom sytuacji, w jakiej sam się znalazł, zaklął brzydko, gdy poinformowałam go, że jego matka doprowadziła do rozwodu między mną a Karimem. Zalała mnie fala przewrotnej radości, gdy Hanan, przestraszona moim nieskrywanym gniewem, starała się zatrzymać mnie w domu. Podwójny kryzys osłabił jej zawziętość. Po jej usilnych błaganiach niechętnie pozostałam. Gdy powrócił Karim, spałam wyczerpana wydarze- niami wieczoru. Słyszałam, jak prosił Munira, żeby miał na względzie nazwisko ojca, zanim popełni jakiś następny zakazany czyn. Nie musiałam się specjalnie wysilać, by usłyszeć arogancką odpowiedź szwagra. Oskarżał Karima o podtrzymywanie przestarzałej machiny, jaką było Królestwo Arabii Saudyjskiej. Większość Saudyjczyków szanowała króla Fajsala za oddanie słusznym sprawom i pobożny styl życia. Starsi książęta z rodziny również bardzo go poważali, wyprowadził bowiem kraj z kryzysu, do którego do- szło za panowania króla Sa'uda. Inaczej jednak miała się sprawa z młodszymi członkami rodu. Pożerani żą- 166 dzą bogactw, nienawidzili króla, ponieważ zmniejszył im przydział funduszy, potępiał nielegalne transakcje i udzielał reprymendy w przypadku zejścia z prawej drogi- Między tymi dwoma obozami ciągle wrzało, nie było mowy o kompromisie. Tej nocy mój mąż spał w naszym ogromnym łożu z dala ode mnie. Słyszałam, jak kręci się i rzuca, nie mogąc zasnąć. Wiedziałam, że dręczy się kłopotami swojej rodziny, i poczułam dla niego współczucie. Po- stanowiłam, że jeśli nasz kryzys małżeński minie, utemperuję swoje zachowanie. Ale następnego ranka objawił mi się nowy Karim. Ignorował całkowicie moją obecność. Wobec tego moje nocne postanowienia przestały cokolwiek zna- czyć. Oznajmiłam mu głośno, że najlepszym wyj- ściem będzie rozwód, choć w głębi serca marzyłam o zawarciu pokoju. Spojrzał na mnie i oświadczył sucho: - Jak sobie życzysz, ale dopiero wtedy, gdy minie rodzinny kryzys. Nie zważając na ten nowy przejaw wrogości, usia- dłam, beztrosko nucąc pod nosem, podczas gdy Ka- rim kończył się ubierać. Otworzył drzwi sypialni 1 wyszedł, rzucając: - Zwiodłaś mnie swą kobiecością, pod którą ukry- łaś buntowniczego ducha. Po jego wyjściu leżałam i płakałam gorzko. Hanan usiłowała zawrzeć ze mną pokój i wysłała kierowcę na suk po brylantowy naszyjnik dla mnie. Ponieważ ja również pragnęłam pojednania, kupiłam najdroższy złoty napierśnik, jaki udało mi się zna- 167 leźć. Wydałam przeszło 300 000 riali i mało mnie wzruszało, co na to powie Karim. Dostrzegłam moż- liwość zawarcia pokoju z kobietą, która mogła spra- wić mi wiele zgryzoty, jeśli moje małżeństwo prze- trwa. Mijały tygodnie, a decyzja w sprawie Munira jesz- cze nie zapadła. Rodzina królewska nie bardzo chcia- ła ujawniać wykroczenia popełnione przez najbliż- szych krewnych. Gniew króla został złagodzony przez mojego ojca i członków rodu, którzy przedsta- wili cały incydent jako zły wpływ Zachodu. Hanan, sądząc, że to moja zasługa i mój wpływ na ojca, głośno wyrażała swą wdzięczność losowi, że ob- darzył ją taką synową. Nigdy nie wyszło na jaw, że wcale nie rozmawiałam na ten temat z ojcem. Ponie- waż jednak Karim był moim mężem, a ojciec nie chciał jakichkolwiek powiązań z jego bratem na wy- padek skandalu, wolał zatuszować sprawę - ja zaś z zadowoleniem odgrywałam w oczach teściowej nie- zasłużoną rolę bohaterki. Munir wyjechał do Dżuddy kierować nowo powsta- łymi biurami swego ojca. Aby ułagodzić jego nieza- dowolenie, powierzono mu ogromne rządowe kon- trakty. Niebawem poinformował rodzinę, że chce wstąpić w związki małżeńskie. Wyszukano mu odpo- wiednią dziewczynę i wkrótce dołączył do szeregu książąt, których życie upływa na zawieraniu kolej- nych transakcji i gromadzeniu pieniędzy. Po naszej ostatniej rozmowie Karim przeniósł się do oddzielnej sypialni i rodzice w żaden sposób nie mogli skłonić go do zmiany decyzji. 168 W tydzień potem odkryłam, że jestem w ciąży. Po głębokim namyśle uznałam, że muszę ją usunąć. Zda- wałam sobie sprawę, że Karim nigdy nie zgodzi się na rozwód, wiedząc, że jestem w ciąży. Ale ja nie uzna- wałam małżeństwa z przymusu. Nie wiedziałam jednak, jak sobie z tym poradzić. Aborcja nie jest zjawiskiem powszechnym w moim kraju. Nie miałam pojęcia, gdzie należy się udać. Wreszcie zwierzyłam się jednej z kuzynek, która powiedziała mi niedawno, że jej młodsza siostra, spę- dzając wakacje w Nicei poprzedniego roku, zaszła w ciążę. Swój stan odkryła dopiero po powrocie do Ar-Rijadu. Ze strachu przed ojcem targnęła się na ży- cie. Matka zataiła wszystko i skontaktowała się z hin- duskim lekarzem, który za ogromne honoraria doko- nywał aborcji. Starannie zaplanowałam swoje wyjście z pałacu do gabinetu lekarza. Powiedziałam o wszyst- kim jedynie Marci. Czekałam właśnie na przyjęcie, gdy do poczekalni wpadł Karim. Byłam osłonięta, jednak bez problemu rozpoznał mnie wśród wielu zawoalowanych kobiet, gdyż nosiłam oryginalną jedwabną abaję i czerwone włoskie pantofle. Złapał mnie i wyciągnął na ze- wnątrz, wrzeszcząc do recepcjonistki, że wsadzi leka- rza do więzienia. Uśmiechnęłam się, gdy Karim na przemian wyzna- wał mi swą miłość i mnie przeklinał. Mój mąż szalał! Obawy utracenia go pierzchły, gdy wyznał, że nigdy nie zamierzał się rozwodzić. Powodowała nim złość i urażona ambicja. O planowanym przerwaniu ciąży dowiedział się od 169 jednej ze służących, której Marci powierzyła sekret Ta natychmiast pobiegła do Hanan, która odnalazła Karima w biurze i wykrzyczała histerycznie, że za. mierzam zabić jej nienarodzone wnuczę. O życiu dziecka zadecydowały ułamki sekund. Bę- dę musiała wynagrodzić to Marci. Karim zaciągnął mnie do domu i tam, w naszej sy- pialni, zaczął okrywać mnie pocałunkami. Zawarli- śmy pokój. Osiągnęliśmy to, idąc mocno wyboistą drogą. Narodziny Najpełniejszym i najbardziej wymownym wyrazem życia są narodziny. Akt poczęcia i narodzin ma w so- bie więcej głębi i piękna niż jakiekolwiek dzieło rąk ludzkich. Takiego przekonania nabrałam, oczekując naszego pierwszego dziecka. Planowaliśmy z Karimem każdy szczegół dotyczą- cy narodzin. Wszystko wydawało nam się ważne. Po- czyniliśmy rezerwacje podróżne cztery miesiące przed spodziewaną datą - postanowiliśmy bowiem, że urodzę w Klinice im. Guya w Londynie. Jak to często bywa, wszystkie nasze plany obróciły się wniwecz. Matka Karima, mając na sobie nowy we- lon z grubszej niż zwykle materii, wpadła na starą ko- bietę beduińską siedzącą na suku i naciągnęła sobie ścięgno w kostce. Zaraz potem okazało się, że bliski kuzyn ma właśnie podpisać ważny kontrakt i prosi, by Karim zrezygnował z wyjazdu, a moja siostra Nu- ra przeraziła całą rodzinę domniemanym atakiem wyrostka robaczkowego. 171 Gdy już to wszystko minęło, zaczęły się bóle Wprawdzie okazały się fałszywym alarmem, ale le- karz zabronił mi podróżować. Pogodziliśmy się ze zmianą planów i zaczęliśmy czynić przygotowania do porodu w Ar-Rijadzie. Niestety specjalistyczny szpital króla Fajsala, który mógłby zapewnić mi właściwą opiekę lekarską, rue był jeszcze gotowy. Miałam rodzić w mniejszym, zna- nym z brudu i zobojętniałego personelu. Ponieważ pochodziliśmy z rodziny królewskiej, mieliśmy znacznie większe możliwości niż przeciętny Saudyjczyk. Karim wynajął stolarzy, malarzy i deko- ratorów wnętrz z Londynu, którzy przeistoczyli trzy pokoje na oddziale porodowym w luksusowy aparta- ment. Zarządca szpitala zaprowadził tam mnie i moje sio- stry. Apartament lśnił błękitem jedwabnych pokryć i draperii. Wyszukane dziecięce łóżeczko z dobraną kolorystycznie do wystroju wnętrza pościelą było przymocowane do podłogi, na wypadek gdyby nie- uważny personel potrącił łóżko, zrzucając nasze cen- ne dziecię! Nura zwijała się ze śmiechu i mówiła, że Karim doprowadzi wszystkich do szału swą nadopie- kuńczością. Zaniemówiłam ze zdumienia, gdy mój mąż poin- formował mnie, że z Londynu ma przybyć sześcio- osobowy zespół lekarski, by odebrać poród. W skład zespołu wchodził znany londyński położnik i pięć wykwalifikowanych pielęgniarek. Ich przylot do Ar- -Rijadu został zaplanowany na trzy tygodnie przed rozwiązaniem. 172 Sara przeprowadziła się do mnie pod koniec mojej ciąży? by mi pomagać. Ze smutkiem dostrzegłam, jak bardzo moja ukochana siostra się zmieniła. Wygląda- ło na to, że już nigdy nie dojdzie do siebie po swoim strasznym małżeństwie; kiedyś była wesołą dziew- czyną - teraz straciła całą swoją werwę. Jakże niesprawiedliwe bywa czasami życie! Ja, z moją agresywnością, na pewno lepiej poradziłabym sobie z takim mężem, gdyż tego rodzaju typy nie wy- kazują swej przewagi wobec kogoś, kto im się prze- ciwstawia. Ale łagodna i uległa Sara stanowiła łatwy cel. Cieszyłam się jej cichą obecnością. W miarę zbliża- nia się terminu rozwiązania stawałam się coraz bar- dziej nerwowa, a Karim, podniecony swoją nową rolą ojca, całkowicie stracił zdrowy rozsądek. Z powodu obecności Asada, brata Karima, i wielu kuzynów, którzy wchodzili i wychodzili o różnych porach, Sara zawsze osłaniała twarz, opuszczając apartamenty na drugim piętrze. Nieżonaci mężczyźni zajmowali wprawdzie inne skrzydło, ale można ich było spotkać w różnych miejscach domu o wszystkich porach. Po trzech dniach pobytu Sary w naszym do- mu moja teściowa zawiadomiła ją przez Karima, że nie musi się osłaniać, wchodząc do głównych po- mieszczeń mieszkalnych lub ogrodu. Każde rozluźnienie rygorów w naszym niełatwym życiu to wielka przyjemność. Sara odczuwała na po- czątku skrępowanie, ale później śmielej zaczęła ko- rzystać ze swobody. Kiedy któregoś wieczoru wypoczywałyśmy w ro- 173 dzinnym ogrodzie, ciesząc się chłodnym nocnym po- wietrzem, nieoczekiwanie wrócił Asad. Towarzyszyło mu czterech jego znajomych. Słysząc zbliżających się mężczyzn, Sara odwróciła twarz ku ścianie, gdyż nie chciała ściągnąć hańby na rodzinę, pokazując się obcym. Mnie nie chciało się postąpić tak samo, więc krzyknęłam, że w ogrodzie są niezawoalowane kobiety. Mężczyźni przyśpieszyli kroku i nie patrząc w naszą stronę, weszli bocznymi drzwiami do męskiego salonu. Asad, chcąc okazać uprzejmość, przechodząc obok nas, zapytał o Karima i wtedy jego wzrok padł nagle na Sarę. Jego reakcja była tak gwałtowna, że myślałam, iż dostał ataku serca. Zaczął się trząść, a potem cały ze- sztywniał. Poderwałam się tak szybko, jak tylko po- zwalał mi na to mój duży brzuch, i potrząsnęłam go za ramię. Nie zareagował. Poprowadziłam go ostroż- nie do krzesła i przywołałam służącego, by przyniósł wody. Ponieważ nikt się nie zjawił, Sara zerwała się i po- biegła po wodę. Asad, który tymczasem trochę do- szedł do siebie, próbował wstać i wyjść, ale obawia- łam się, że za chwilę zemdleje, i nalegałam, by pozo- stał. Moja siostra wróciła ze szklanką wody mineralnej. Nie podnosząc oczu, uniosła ją do warg Asada. Jego dłoń musnęła palce Sary. Kiedy popatrzył na nią, szklanka wyśliznęła się z jej dłoni i rozbiła o podłogę. Odwróciła się szybko i wbiegła do wnętrza willi. Pozostawiłam Asada wraz z jego przyjaciółmi, któ- rzy tymczasem pojawili się w ogrodzie. Byli bardziej 174 zmieszani widokiem mojej odsłoniętej twarzy niż ogromnym brzuchem. Ruszyłam w ich stronę, kiwa- się wyzywająco z boku na bok, i przywitałam ich twarzą w twarz. Karim obudził mnie w nocy, żądając wyjaśnień, co właściwie wydarzyło się w ogrodzie. Na wpół śpiąc, zrelacjonowałam mu wszystko i zapytałam o zdrowie Asada. Usiadłam zdumiona, gdy Karim poinformował mnie, że jego brat zamierza poślubić Sarę. Podobno oświadczył, że nie zazna w życiu szczęścia, jeśli Sara nie zostanie jego żoną. Nie posiadałam się wprost ze zdumienia. Kilka tygodni wcześniej Asad oświadczył przecież matce, że nigdy się nie ożeni. Powiedziałam Karimowi, że nietrudno było do- strzec jego zauroczenie Sarą w ogrodzie, ale zamiar jej poślubienia, po zaledwie kilku chwilach od wzajem- nego poznania, był wręcz niewiarygodny! Potrakto- wałam to jak czysty nonsens i próbowałam ponownie usnąć. Gdy mój mąż brał prysznic, jeszcze raz przemyśla- łam wszystko, wstałam z łóżka i zapukałam do drzwi Sary. Ponieważ nikt nie odpowiadał, weszłam do środka. Moja siostra siedziała na balkonie i przyglą- dała się gwiazdom. Ulokowałam się w kącie balkonu i czekałam, aż Sa- ra się odezwie. Nie patrząc na mnie, powiedziała w końcu: - On chce się ze mną ożenić. - Tak, wiem - potwierdziłam. Sara kontynuowała z płonącymi oczyma: 175 - Zaglądając mu w duszę, zobaczyłam całe życie. To człowiek, którego Huda mi wywróżyła przepowiadając miłość. Przewidziała również w tej miłości, sześcioro dzieci, które narodzą się z tego związku. Zamknęłam oczy, usiłując odtworzyć ów pamiętny dzień w domu rodziców, kiedy Huda mówiła o nie. zrealizowanych ambicjach Sary i mającym nastąpić małżeństwie. Wzdrygnęłam się na myśl o tym, co po- tem mnie przepowiedziała. Bałam się dopuścić do siebie myśl o miłości Asada do Sary od pierwszego wejrzenia. Ale nagle przypo- mniałam sobie własne uczucia, gdy ujrzałam pierw- szy raz Karima, więc ugryzłam się w język i nie po- wiedziałam ani słowa. Moja siostra poklepała mnie po brzuchu. - Wracaj do łóżka, Sułtano. Twoje małe potrzebuje wypoczynku. Moje przeznaczenie mnie nie ominie. Powiedz Karimowi, żeby Asad rozmówił się z ojcem w tej sprawie. Gdy wróciłam do łóżka, mój mąż jeszcze nie spał. Powtórzyłam mu słowa Sary, a on pokręcił zdumiony głową i mruknął, przytulając się do mego brzucha, że życie jest pełne niespodzianek. Usnęliśmy spokojnie, gdyż nasze życie biegło starannie wytyczonym szla- kiem i nie spodziewaliśmy się żadnych nieoczekiwa- nych zmian. Następnego ranka zostawiłam golącego się Karima i z trudem zeszłam na dół. Usłyszałam głos Hanan, zanim ona mnie ujrzała. Właśnie cytowała jakieś przysłowie. Słuchałam, stojąc w drzwiach. 176 Człowiek poślubiający kobietę dla jej urody zo- stanie oszukany - tłumaczyła synowi. - Ten, który lubią rozsądną kobietę, może śmiało powiedzieć, że zawarł dobry związek małżeński. zamierzałam kaszlnąć, by zaznaczyć swoją obec- ność, gdy jednak Hanan ponownie zaczęła mówić, zmieniłam zamiar. Wstrzymałam oddech i nastawi- łam uszu. - Asad, ta dziewczyna była już zamężna. Szybko doszło do rozwodu. Kto wie, jaki był powód. Zostaw ją, synu, możesz przecież poślubić, kogo tylko zaprag- niesz. Mądrze jest zacząć od świeżej kobiety, a nie zużytej! Poza tym spójrz tylko na tę jej arogancką sio- strę - Sułtanę. Czy sądzisz, że Sara jest ulepiona z in- nej gliny? Weszłam do pokoju w ślad za moim brzuchem. By- łam wściekła. Hanan ostrzegała Asada przed Sarą! Leopard nie zmienił futra. Moja teściowa wciąż mnie nienawidziła. Byłam dla niej gorzką pigułką do prze- łknięcia. Świadoma słabego charakteru Asada, nie byłam przekonana co do tego związku. Teraz jednak uzna- łam, że muszę mu sprzyjać. Z ulgą poznałam po wy- razie twarzy brata Karima, że nie zamierza zmieniać swoich planów. Nadal był szaleńczo zakochany w Sa- rze. Rozmowa urwała się, gdy zauważyli wyraz mojej twarzy. Z trudnością ukrywałam gniew. Oczywiście Hanan miała rację co do mojego buntowniczego du- cha, ale nie zamierzałam się zmieniać, a porównywa- nie Sary ze mną wcale mi się nie podobało. 177 W dzieciństwie często słyszałam, jak stare kobiety mówiły: „Gdy staniesz koło kowala, pobrudzisz się sadzą, a gdy staniesz obok sprzedawcy perfum, będzie się za tobą unosił zapach pachnideł". Hanan widocz- nie wierzyła, że Sara pobrudziła się sadzą rozsypaną przez młodszą siostrę. Czułam głęboką niechęć do mojej teściowej. Uroda Sary wzbudzała zazdrość u wielu kobiet. Wiedziałam, że jej wygląd wyklucza wyrozumiałość i sympatię, jakie mógłby obudzić łagodny charakter i błyskotliwy umysł. Biedna Sara! Asad wstał i skinął głową w moim kierunku, po czym przeprosił nas i zamierzał wyjść. Przedtem jed- nak zwrócił się ku Hanan: - To postanowione. Jeśli ona i jej rodzina mnie przyjmą, nic nie jest w stanie mnie powstrzymać. Hanan krzyknęła za nim coś na temat bezczelności młodych, a potem zawołała, że przez to wszystko pewnie już długo nie pożyje, gdyż serce jej słabnie z dnia na dzień. Gdy Asad zignorował jej wymówki, potrząsnęła boleśnie głową i zajęła się swoją kawą. Mocno wzburzona, zadzwoniłam po kucharza i za- mówiłam na śniadanie jogurt i owoce. Po chwili do pokoju weszła Marci i zręcznym masażem przyniosła ulgę mym spuchniętym stopom. Hanan usiłowała na- wiązać rozmowę, ale byłam zbyt wściekła, by jej od- powiedzieć. Zaczęłam skubać świeże truskawki, co- dziennie przysyłane z Europy, i w tym momencie za- częły się bóle porodowe. Wystraszyłam się i zaczęłam krzyczeć, gdyż ból był niespodziewany i bardzo ostry. Hanan poderwała się i zawołała Karima, Sarę, pie- 178 lęgniarkę i służbę. Mój mąż porwał mnie na ręce i za- niósł do specjalnie przygotowanej limuzyny. Zamiast foteli wstawiono do niej łóżko, pozostawiając jedynie trzy siedzące miejsca dla Karima, Sary i pielęgniarki. Lekarz i pielęgniarki, przybyli z Londynu, wyruszyli oddzielną limuzyną. Trzymałam się za krzyż, gdy pielęgniarka próbowa- ła sprawdzić mi puls. Karim krzyknął na kierowcę, żeby jechał szybciej, i zaraz potem kazał mu zwolnić, wściekając się, że szybka jazda wszystkich zabije. Gdy inny samochód przeciął nam drogę, trzepnął biedaka w głowę. Zaczął przeklinać sam siebie za niezałatwienie eskorty policyjnej. Sara robiła, co mogła, by go uspo- koić, on jednak nadal szalał. Wreszcie brytyjska pie- lęgniarka zwróciła mu uwagę, że jego zachowanie przynosi szkodę żonie i dziecku, i zagroziła, że usunie go z samochodu, jeśli się nie uspokoi. Karim zaniemówił, do tej pory bowiem jeszcze żad- na kobieta nie ośmieliła się go skrytykować. Ode- tchnęliśmy z ulgą. Wszyscy pracownicy szpitala czekali przy bocznym wejściu. Zarządca był zachwycony, że dziecko urodzi się tutaj, gdyż normalnie większość członków rodzi- ny królewskiej wyjeżdżała w tym celu za granicę. Bóle porodowe były długie i silne, gdyż byłam drobnej budowy, a dziecko duże. Z samego aktu naro- dzin niewiele pamiętam, gdyż znajdowałam się pod wpływem narkotyków. W pokoju panowała nerwowa atmosfera, słyszałam, jak lekarz wścieka się na perso- nel. Z całą pewnością wszyscy modlili się o dziecko 179 płci męskiej, otrzymaliby bowiem wtedy sowite wy- nagrodzenie. Urodziny dziewczynki rozczarowałyby wszystkich. Ja jednak marzyłam właśnie o dziew- czynce. W moim kraju z pewnością nastąpią zmiany uśmiechałam się więc na myśl o przyjemnym życiu jakie czekałoby moją córkę. Radosne okrzyki lekarza i personelu wyrwały mnie z odurzenia. Urodził się syn! Byłam pewna, że słyszę szept doktora: - Szmaciana głowa w sukni posmaruje nam kiesze- nie. Mój umysł zaprotestował gwałtownie przeciw obra- żaniu mego męża, lecz zaraz zmorzył mnie głęboki sen i zapomniałam o tej uwadze. Dowiedziałam się potem, że Karim podarował le- karzowi jaguara i pięćdziesiąt tysięcy funtów angiel- skich. Pielęgniarki otrzymały biżuterię i po pięć ty- sięcy funtów każda. Zarządca szpitala dostał ogromne subsydia na modernizację oddziału położniczego, a jego osobiste wynagrodzenie równało się trzymie- sięcznym poborom. Na widok rozkosznego malucha, którego ułożono w moich ramionach, pierzchły wszelkie myśli o cór- ce. Przyjdzie w następnej kolejności. A to dziecię płci i męskiej będzie wychowywane inaczej niż wcześniej- sze pokolenia. Mój syn nie będzie miał tak zacofa- nych poglądów, jego siostry zajmą należne im miej- sce, on zaś pozna i pokocha swą przyszłą partnerkę, zanim ją poślubi. Otwierało się przed nim mnóstwo wspaniałych możliwości. Wszak czasami jeden czło- wiek dokonywał przewrotu, który zmieniał życie mi- 180 lionów. Rozpierała mnie duma, gdy rozważałam, ile dobrego spłynie z tego maleńkiego ciałka spoczywają- cego w mych ramionach. Nowe życie kobiet arab- skich być może zacznie się z mojej krwi. Karim niewiele zastanawiał się nad przyszłością swego pierworodnego. Czuł się wniebowzięty i wygła- szał idiotyczne komentarze na temat następnych sy- nów, których razem spłodzimy. Mroczne tajemnice Śmierć jest uwieńczeniem narodzin, życie to tylko przystanek, nie zawsze jednak odejście nie budzi sprzeciwu. Godzimy się ze śmiercią, gdy jest zakoń- czeniem spełnionego życia. Gdy przychodzi po kogoś w kwiecie wieku, traktować to należy jako smutne wy- darzenie, najgorsze jednak ze wszystkiego jest prze- rwanie młodego życia w wyniku działań ludzkiej ręki. Przy okazji narodzin mego syna znów zetknęłam się ze śmiercią. Chodziło o młodą, niewinną dziew- czynę, skazaną przez sąd religijny. Karim i personel medyczny usiłowali uchronić mnie przed kontaktami z innymi saudyjskimi kobietami, które znajdowały się blisko mojego apartamentu. Mój syn spał obok mnie, podczas gdy inne niemowlęta przebywały razem w jednym pomieszczeniu. Ale cie- kawość kazała mi opuścić mój azyl. Jak większość członków rodziny królewskiej, nie miałam kontaktu ze zwykłymi obywatelami, teraz więc, gdy otworzyła się taka możliwość, postanowiłam z niej skorzystać. 182 Moim życiem rządzili mężczyźni, jednak na swój sposób było ono chronione ze względu na przynależ- ność rodową. Większość kobiet nie miała nic do po- wiedzenia w sprawie swego losu. Rodząc pierwsze dziecko, miałam osiemnaście lat. Inne kobiety w moim wieku zazwyczaj odbywały już czwarty, a nawet piąty poród. Kiedy wyszłam ze swego apartamentu, zobaczyłam na korytarzu stojącą nieruchomo dziewczynę. W jej oczach widniał ból, gdy przyglądała się krzyczącym niemowlętom. Wiedziałam, że nie zdaje sobie sprawy z tego, co się dzieje wokół niej. Znajdowała się myśla- mi daleko stąd, uwikłana w jakiś mroczny dramat. Dowiedziałam się od niej, że pochodzi z małej wios- ki leżącej w pobliżu Ar-Rijadu. Na ogół kobiety z jej okolic rodziły w domu. Ona jednak odczuwała bóle porodowe nieprzerwanie od pięciu dni i w końcu mąż przywiózł ją do szpitala. Wiele mi o sobie powiedzia- ła. Wyszła za mąż w wieku dwunastu lat, za pięć- dziesięciotrzyletniego mężczyznę. Była jego trzecią, najbardziej ulubioną z żon. Mahomet nauczał, że mężczyźni powinni dzielić swój czas równo między poszczególne żony. W tym wypadku jednak mąż był tak zajęty swoją młodą żo- ną, że pozostałe dwie zrezygnowały ze swych kolejek. Dziewczyna powiedziała mi, że jej małżonek odzna- czał się ogromną potencją i robił „to" wiele razy dziennie. Kiedy zaszła w ciążę, żyła w ciągłym stra- chu, że urodzi córkę, a nie syna. Jej mąż byłby zły, gdyż pierwsze dwie żony urodziły mu synów jako pierworodnych potomków. 183 Niewiele pamiętała ze swego smutnego dziecin- stwa, które trwało bardzo krótko. Wychowała się w biednej rodzinie, doświadczyła jedynie ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Opowiadała mi, jak pomagała swym licznym braciom i siostrom wypasać kozy i wielbłądy i uprawiać mały ogród. Zapytałam ją o poglądy na temat życia, nie uzyskałam jednak od- powiedzi, gdyż była to prosta, niewykształcona dziewczyna. Odeszła, zanim zdołałyśmy się pożegnać. Ze smut- kiem myślałam o jej ponurym życiu. Obawiając się o bezpieczeństwo syna, Karim umie- ścił straż u drzwi mego apartamentu. W trakcie po- rannego spaceru ze zdziwieniem ujrzałam strażników również przed drzwiami innego pokoju. Pomyślałam, że na oddziale znajduje się jeszcze jedna osoba z kró- lewskiego rodu. Spytałam brytyjską pielęgniarkę o imię nowo przybyłej księżniczki, ale ona poinfor- mowała mnie, że jestem jedyną księżniczką przeby- wającą w szpitalu, a potem opowiedziała mi o wszyst- kim. Otóż poprzedniego dnia, ku oburzeniu personelu szpitalnego, sprowadzono zakutą w kajdany na no- gach i rękach dziewczynę. Na oddział porodowy tra- fiła pod eskortą straży. Strażnikom towarzyszyła gru- pa zagniewanych mutawa, za którymi szedł przestra- szony zarządca szpitala. Oni też wyznaczyli lekarza dla dziewczyny. Ku swemu zdumieniu lekarz dowiedział się, że dziewczynę sądzono w sądzie szari (tj. kierującym się boskimi prawami) jako oskarżoną o cudzołóstwo. Po- 184 nieważ jest to zbrodnia przeciw Bogu, kara za jej po- pełnienie musiała być surowa. Mutawa przybyli wraz z winowajczynią, by dopilnować jej wymierzenia. Lekarz, muzułmanin z Indii, nie protestował prze- ciw mutawa, był jednak rozgniewany wyznaczoną mu rolą- Cudzołóstwo jest zazwyczaj karane chłostą, ale w tym wypadku ojciec żądał kary śmierci. Dziewczy- na miała przebywać pod strażą do rozwiązania, a na- stępnie zostać ukamienowana. Wargi pielęgniarki drżały, gdy mówiła, że młoda matka jest zaledwie czternasto-, piętnastoletnim dzieckiem. Oznajmiła, że nic takiego nie mogłoby wydarzyć się w jej kraju, wśród cywilizowanych Bry- tyjczyków, i że w porównaniu z nimi reszta świata to po prostu barbarzyńcy. Prosiłam Karima, by dowiedział się wszystkich szczegółów. Odparł, że to nie nasza sprawa, ale po moich usilnych błaganiach, obficie zroszonych łza- mi, obiecał, że się dowie. Tymczasem odwiedziła mnie Sara z nowinami o swym kwitnącym romansie. Asad rozmawiał z na- szym ojcem i uzyskał jego zgodę. Mieli się pobrać za trzy miesiące. Czułam ogromną radość, gdyż moja siostra nie zaznała dotąd szczęścia w życiu. Sara przyniosła mi jeszcze inne wiadomości, które spowodowały, że moje serce skurczyło się ze strachu. Otóż planowali z Asadem spędzenie jeszcze przed ślu- bem weekendu w Bahrajnie. Gdy zaprotestowałam, oświadczyła, że uczyni to z moją pomocą lub bez niej. Zamierzała powiadomić ojca, że zostanie u nas, by pomóc mi w nowej roli matki. Teściowej natomiast 185 powie, że wraca do domu. Uważała, że nikt niczego się nie domyśli. Zapytałam, jak zamierza wyjechać, nie mając zgody ojca. Wszystkie dokumenty trzymał zamknięte w swym sejfie w biurze, poza tym potrzebne było je- go pisemne zezwolenie - bez niego nie wpuściliby jej na pokład samolotu. Sara poinformowała mnie, że pożyczyła paszport i zezwolenie od przyjaciółki, któ- ra planowała odwiedziny u krewnych w Bahrajnie i w ostatniej chwili odwołała wizytę z powodu choro- by jednego z członków rodziny. Ponieważ Saudyjki nie pokazują się bez welonu, a straż na lotnisku nie ośmieliłaby się zażądać odsło- nięcia twarzy, wiele z nich korzysta z takiej sposobno- ści. Sara odwzajemni się, planując podróż do pobli- skiego kraju, a następnie odwołując ją w ostatniej chwili. W ten sposób przyjaciółka będzie mogła sko- rzystać z jej dokumentów. Był to starannie obmyślo- ny plan, nie do wykrycia przez któregokolwiek z męż- czyzn. Bawiła mnie łatwość, z jaką oszukiwało się urzędników lotniska. Ponieważ jednak rzecz dotyczy- ła mojej siostry, bardzo się wszystkim denerwowa- łam. Chcąc odwieść Sarę od tych planów, opowiedziałam jej historię dziewczyny, która czekała na ukamieno- wanie. Podobnie jak mnie, bardzo przygnębiła ją ta opowieść, jednak nie zmieniła swych planów. Zgodzi- łam się ją kryć, widząc jej radość z oczekiwanego spo- ! tkania. Zamierzali zatrzymać się w Al-Manamie, sto- licy Bahrajnu, gdzie przyjaciel Asada miał własny apartament. 186 Sara wzięła moje dziecko w ramiona i z zachwytem prZyglądała się jego maleńkiej twarzyczce i rączkom, oświadczyła, że i ona zazna rozkoszy macierzyństwa, gdyż wraz z Asadem marzyli o sześciu maleństwach wywróżonych przez Hudę. Cieszyłam się razem z siostrą jej szczęściem, ale w mojej duszy zagościł strach. Wieczorem przybył ponownie Karim. Przyniósł in- formacje o skazanej dziewczynie. Została ponoć uzna- na za nieposkromioną seksualnie i zaszła w ciążę po licznych stosunkach z kilkunastoletnimi chłopcami. Mój mąż oświadczył, że łamiąc nasze prawa, zhańbiła nazwisko własnej rodziny, nie można więc postąpić wobec niej inaczej. Zapytałam go, jaką karę wyznaczono młodym męż- czyznom, którzy w tym uczestniczyli, ale nie otrzy- małam odpowiedzi. Wyraziłam przypuszczenie, że zamiast wyroku śmierci prawdopodobnie uraczono ich wykładem. W świecie arabskim kara za niedozwo- lony seks spada na kobietę - ze zdumieniem odkry- łam, że Karim to aprobuje. Błagałam go, by interwe- niował u króla, który mógł wpłynąć na rodzinę skaza- nej i nakłonić do złagodzenia kary, on jednak z nie- ukrywaną irytacją zażądał, bym zaniechała tematu. Czułam do niego głęboką urazę, gdy się ze mną że- gnał. Obsypał syna pocałunkami i obietnicami wspa- niałego życia, po czym wyszedł, pozostawiając mnie moim ponurym myślom. Właśnie szykowałam się do wyjścia ze szpitala, gdy do mojego apartamentu wpadła brytyjska pielęgniarka. Przyniosła nowe wieści o skazanej. Opowiedziała 187 wszystko, czego dowiedziała się od hinduskiego leka. rza. Biedaczka we wczesnych godzinach rannych uro- dziła dziecko płci żeńskiej. Trzej mutawa wiedzieli 0 oburzeniu obywateli obcych państw, stali więc wraz ze strażnikami przy wejściu na porodówkę, by nikt z cudzoziemców nie pomógł dziewczynie w ucieczce Po urodzeniu dziecka odwieziono ją na wózku do strze- żonego pokoju. Mutawa poinformowali lekarza, że zo- stanie zabrana jeszcze tego samego dnia i ukamienowa- na. Co do noworodka nie podjęto dotychczas żadnej de- cyzji - ale wiadomo było, że rodzina się go wyrzeknie. Ze zgrozą w oczach pielęgniarka opowiedziała hi- storię dziewczyny. Skazana miała na imię Amal i by- ła córką właściciela sklepu w Ar-Rijadzie. Miała zale- dwie trzynaście lat, gdy jej świat się zawalił. Dopiero co zaczęła nosić welon. Był czwartek wieczór (w Arabii Saudyjskiej czwar- tek jest odpowiednikiem soboty w zachodnim świe- cie). Rodzice Amal wyjechali na weekend do Emira- tów i mieli wrócić dopiero w sobotę w południe. Trój- ka filipińskiej służby spała, a szofer przebywał w ma- łym domku przy wejściu, z dala od głównych po- mieszczeń. Jej starsze zamężne rodzeństwo zamiesz- kiwało w innych rejonach miasta. Z całej rodziny znajdowali się w domu tylko ona i siedemnastoletni brat. Brat i filipińska służba mieli się nią opiekować. Brat skorzystał z nieobecności rodziców i zaprosił przyjaciół. Późną nocą Amal usłyszała głośną muzykę 1 głosy. Pokój, z którego dochodził hałas, znajdował się tuż pod jej pokojem. Była pewna, że wszyscy palą marihuanę, co jej brat ostatnio bardzo polubił. Wreszcie, gdy hałas stał się nie do zniesienia, zde- cydowała się zejść na dół i poprosić, żeby ściszyli mu- zykę. Ubrana w cienką koszulę, nie miała zamiaru wchodzić do środka. Chciała tylko wsadzić głowę W drzwi i krzyknąć, żeby się uciszyli. Światła były przyćmione, w pokoju panowała ciemność. Brat nie reagował na jej wołanie, weszła więc do środka, chcąc go odszukać. Nie znalazła go jednak. Chłopcy przebywający w środku byli prawdopodobnie podnieceni narkoty- kami i rozmowami o kobietach, gdyż nagle Amal zna- lazła się na podłodze, dopadnięta przez kilku naraz. Krzyczała, wołając brata, i usiłowała wytłumaczyć, że jest córką tego domu, jednakże nie dotarło to do ich odurzonych narkotykiem umysłów. Zerwano z niej koszulę i zaczęto gwałcić. Muzyka stłumiła wszelkie odgłosy i nikt nie usłyszał wołania o pomoc. Gdy zgwałcił ją trzeci chłopiec, Amal straciła przytom- ność. Jej brat odurzony narkotykami spał w łazience przez resztę nocy. Nad ranem chłopcy otrzeźwieli i kiedy zorientowali się, kogo zaatakowali, opuścili w pośpiechu willę. Dziewczynę odwieziono do pobliskiego szpitala. Dyżurny lekarz zawiadomił policję. Do sprawy włą- czyli się mutawa. Amal nie miała dotąd styczności z mężczyznami, nie mogła zidentyfikować napastni- ków. Oświadczyła jedynie, że byli znajomymi brata, on zaś zdecydował się podać ich nazwiska. Jednakże zanim wezwano ich do złożenia zeznań, ułożyli zgrabną bajeczkę. Stwierdzili, że nie było żadnych 188 189 narkotyków. Słuchali jedynie głośnej muzyki i w ich spotkaniu nie było nic gorszącego. Nagle do poko- ju weszła dziewczyna ubrana w cienką koszulę i zaczęła nakłaniać ich do stosunku. Powiedziała, że czyta wła- śnie książkę o seksie i chce wiedzieć, na czym to po- lega. Przysięgali, że najpierw jej odmówili, jednakże ona siadała im na kolana, całowała i pieściła własne ciało, nie byli więc w stanie powstrzymać się dłużej Dodali jeszcze, że była nienasycona i zachęcała wszystkich do udziału. Kiedy rodzice wrócili z Emiratów, matka uwierzy- ła Amal, nie było jednak sposobu, żeby przekonać jej ojca o niewinności dziewczyny. Przejął się bardzo zdarzeniem, uważał jednak, że chłopcy zrobili to, co każdy osobnik płci męskiej uczyniłby w podobnej sy- tuacji, i z ciężkim sercem uznał, że córka musi po- nieść karę za pohańbienie rodowego nazwiska. Brat Amal, obawiając się oskarżenia o używanie narkoty- ków, nie wystąpił w obronie siostry. Mutawa ofiarowali ojcu wsparcie moralne i wyrazi- li aprobatę dla jego nieugiętej postawy wobec niegod- nego postępku córki. Dzisiaj dziewczyna miała umrzeć. Przepełniona ża- lem i trwogą, ze smutkiem myślałam o daremnych wysiłkach matki, by ocalić Amal przed straszną śmier- cią. Ja sama nigdy nie byłam świadkiem kamienowa- nia, ale Omar oglądał je trzykrotnie. Czerpał z tego ogromną przyjemność, uważał bowiem, że tylko na to zasługują kobiety, które nie strzegą swego honoru, tak cenionego przez mężczyzn. Chętnie też opowiadał o tym, co widział, a jego relacje były bardzo obrazowe. 190 Gdy miałam dwanaście lat, kobieta z małej wioski niedaleko Ar-Rijadu została oskarżona o cudzołóstwo i skazana na śmierć przez ukamienowanie. Omar i szofer sąsiadów pojechali obejrzeć spektakl. Tłum zbierał się od świtu. Nie mogli doczekać się skazanej. Kiedy zgromadzeni zaczęli już okazywać gniew i zniecierpliwienie, zajechał samochód policyj- ny i brutalnie wywleczono z niego piękną dwu- dziestoparoletnią dziewczynę. Miała związane ręce i nisko opuszczoną głowę. Urzędnik głośno odczytał, o co została oskarżona. Brudną szmatą zakneblowano jej usta, na głowę wciąg- nięto czarny kaptur i zmuszono, by uklękła. Egzeku- tor wymierzył jej chłostę - pięćdziesiąt uderzeń w plecy. Następnie zajechała ciężarówka, z której wysypano kamienie. Człowiek, który odczytał wyrok, poinfor- mował tłum, że pora zacząć egzekucję. Natychmiast grupka ludzi, głównie mężczyzn, rzuciła się w stronę kamieni i zaczęła ciskać je w skazaną. Szybko upadła na ziemię, lecz nadal jeszcze żyła. Od czasu do czasu egzekucję przerywano, by lekarz mógł sprawdzić puls. Po prawie dwóch godzinach oznajmił zgon i za- przestano miotania kamieni. Moje smutne rozważania przerwała pielęgniarka, wchodząc do mnie wielce wzburzona. Policja i muta- wa zabierali Amal na egzekucję. Powiedziała, że mo- gę zobaczyć skazaną, stojąc w drzwiach, gdyż dziew- czyna nie ma osłoniętej twarzy. Słychać było hałas dochodzący z korytarza. Niewiele myśląc, osłoniłam twarz i ruszyłam w tamtą stronę. 191 Amal była kruchym, drobnym dzieckiem. Głowę miała nisko pochyloną, trudno więc było dojrzeć twarz. Domyśliłam się jednak, że musiała być bardzo ładna - z pewnością wyrosłaby na piękną kobietę, gdyby jej na to pozwolono. W pewnym momencie podniosła głowę i z przerażeniem spojrzała na przy- glądających się jej z ciekawością ludzi. Widziałam jak bardzo się bała. Nie było przy niej nikogo bliskie- go, tylko obcy, towarzyszący jej w mrocznej podróży do grobu. Pełna smutku wróciłam do siebie. Wzięłam moje dziecko w ramiona i przytuliłam tkliwie. Jakże byłam wdzięczna losowi, że nie należy do słabszej płci. W zadumie przyglądałam się jego drobnej twarzycz- ce. Czy w przyszłości przyczyni się do ugruntowania tak niesprawiedliwego dla jego matki i sióstr syste- mu? Zastanawiałam się, czy nie lepsze byłoby uśmiercenie wszystkich niemowląt płci żeńskiej za- raz po narodzinach. Być może brak kobiet złagodził- by stosunek mężczyzn do nas. Potem nasunęło mi się kolejne pytanie: jak matka może ochronić swoje dziecko tej samej płci przed prawami tego kraju? Oczy brytyjskiej pielęgniarki były mokre od łez, gdy z oburzeniem spytała mnie, dlaczego ja, księż- niczka, nie usiłowałam zapobiec temu szaleństwu. Powiedziałam, że kobiety w naszym kraju nie mają prawa głosu, nawet te z rodziny królewskiej. Z gory- czą pomyślałam o prawdziwych winowajcach przeby- wających na wolności. Zaraz potem zjawił się Karim. Nasz powrót do do- mu przygotował bardzo starannie. Policja eskortowa- 192 . samochód, dzięki czemu ruch miejski mniej dał am się we znaki- Ale gdy opowiedziałam mężowi 0 wydarzeniach w szpitalu, kazał mi zamilknąć. Nie chciał słuchać smutnych historii, trzymając w ramio- nach syna, którego płeć i pochodzenie zapewniały mu gładką, różami usłaną przyszłość. Moje uczucia dla Karima ochłodły, gdy zobaczy- łam, jak niewiele obchodzą go losy nieszczęsnej Amal. Westchnęłam głęboko, rozmyślając nad tym, co przyniesie przyszłość mnie i moim nienarodzo- nym jeszcze córkom. Śmierć króla Rok 1975 przyniósł wiele szczęścia i wiele smutku naszej rodzinie i całemu krajowi. Mój ukochany syn Abd Allah obchodził właśnie swe drugie urodziny. Z Francji przyleciał naszym prywatnym samolotem mały cyrk, który pozostał przez tydzień w pałacu ojca Karima. Sara i Asad bezpiecznie przetrwali swe śmiałe zalo- ty i teraz oczekiwali pierwszego dziecka w szczęśli- wym małżeństwie. Asad poleciał do Paryża i wykupił cały zapas dziecięcych ubranek z trzech dużych ma- gazynów. Hanan mówiła wszystkim, którzy jej słu- chali, że Asad postradał rozum. Obdarowana taką mi- łością, moja siostra promieniała szczęściem. Ali studiował w Stanach Zjednoczonych i nie inte- resowały go już nasze sprawy. Któregoś dnia poinfor- mował ojca, że zakochał się w pewnej pracującej za- wodowo Amerykance i zamierza, się z nią ożenić. Jed- nakże wkrótce oznajmił, że woli saudyjską żonę. Póź- niej odkryliśmy, że dostał od tamtej lichtarzem w gło- 194 „ gdy zaczął się agresywnie zachowywać po odmo- wie okazania przez nią posłuszeństwa. jVlłode, nowocześnie myślące arabskie pary zaczęły stosować pewne ulgi w surowych prawach dotyczą- cych kobiet. Zawdzięczamy to królowi Fajsalowi i je- go żonie Iffat, którzy z powodzeniem usiłowali wpro- wadzić edukację i ulgi dla naszej płci. Wiele kobiet przestało osłaniać twarz i śmiało spoglądało na straż- ników religii, którzy przyjmowali to z oburzeniem. Wciąż nosiły abaje i przykrywały włosy, jednakże ich odwaga obudziła w nas nadzieję. Nam, kobietom z rodziny królewskiej, nigdy nie będzie wolno okazać takiej swobody. Tylko średnia warstwa mogła przeja- wiać swą siłę. Mutawa już nie demonstrowali publicz- nie swej dezaprobaty wobec szkół dla kobiet, a my wierzyłyśmy, że powszechna oświata wprowadzi kie- dyś równość między płciami. Nadal jednak zdarzały się wyroki śmierci wydawane na kobiety przez nie- oświeconych fanatyków. Pomaleńku, krok po krocz- ku - mówiłyśmy sobie ponuro. Niespodziewanie w ciągu sześciu miesięcy staliśmy się właścicielami czterech nowych domów. Nasz pa- łac w Ar-Rijadzie został ukończony, lecz Karim uznał, że jego syn wyrośnie na silnego mężczyznę, je- śli będzie wdychał morskie powietrze - kupiliśmy więc willę nad morzem w Dżuddzie. Mój ojciec miał ogromny apartament w Londynie, cztery przecznice od Harrodsa, i gotów był go odsprzedać za niewielką kwotę któremukolwiek ze swych dzieci. Ponieważ wszystkie moje siostry i ich mężowie nabyli wcześniej mieszkania w Londynie, a Sara i Asad byli w trakcie 195 kupowania apartamentu w Wenecji, chętnie skorzy staliśmy z nadarzającej się okazji urządzenia sobie do mu w tym barwnym mieście, tak ukochanym przez Arabów. Ponadto w trzecią rocznicę naszego ślubu, w nagrodę za obdarzenie go bezcennym męskim po- tomkiem, Karim podarował mi wspaniałą willę w Ka- irze. Z okazji urodzin Abd Allaha jubiler naszej rodziny przyleciał z Paryża do Ar-Rijadu z kolekcją brylan- tów, rubinów i szmaragdów, składającą się z siedmiu zestawów naszyjników, bransoletek i kolczyków. Po- czułam się szczodrze obdarowana za zrobienie czegoś, co i tak chciałam zrobić. Karim i ja spędzaliśmy najwięcej czasu w Dżud- dzie. Nasza willa znajdowała się w miejscu niezwykle atrakcyjnym, często odwiedzanym przez rodzinę kró- lewską. Grając w backgammon, obserwowaliśmy naszego syna otoczonego filipińskimi służącymi i bawiącego się w ciepłych błękitnych wodach, obfitujących w eg- zotyczne ryby. Nawet my, kobiety, mogłyśmy się ką- pać, chociaż musiałyśmy trzymać swoje okrycia cia-1 sno wokół siebie, dopóki nie byłyśmy zanurzone po I szyję. Jedna ze służących uwolniła mnie od abai i mog- łam do woli pluskać się w wodzie. Byłam tak wolna, 1 jak to tylko możliwe dla kobiety w naszym kraju. Był koniec marca, niezbyt gorący okres w Arabii Saudyjskiej, nie przebywaliśmy więc długo na ze- wnątrz. Po południu kazałam służącym wziąć nasze dziecko i opłukać je pod przenośnym gorącym prysz- nicem. Przyglądaliśmy się, jak radośnie wierzga swy- 196 mi króciutkimi nóżkami, i uśmiechaliśmy się z dumą. uścisnął mnie za rękę i powiedział, że wstyd mu za taki nadmiar szczęścia. Oskarżyłam go potem, że przyniósł pecha wszystkim Saudyjczykom, głośno wyrażając radość. Większość Arabów wierzy w „złe oko"; nigdy nie mówimy, że się z czegoś cieszymy, ani nie chwalimy urody naszych dzieci. Jakiś zły duch mógłby to usły- szeć i skraść nam obiekt naszej radości lub zabrać ukochaną osobę. By ochronić się przed tym, przypi- { namy dzieciom do ubrań błękitne koraliki. Nasz syn również je nosił. W chwilę później cofnęliśmy się ze zgrozą na widok Asada, biegnącego ku nam ze słowami: „Król Fajsal nie żyje! Zamordowany przez członka rodziny!". Za- niemówiliśmy z wrażenia i siedzieliśmy jak sparaliżo- wani, gdy Asad opowiadał nam to, co sam usłyszał od jednego z kuzynów. Przyczyn tego tragicznego wydarzenia należy upa- trywać w sporze, jaki wynikł już dziesięć lat wcześ- niej, a dotyczył otwarcia stacji telewizyjnej. Król Fajsal zawsze dążył do modernizacji naszego zacofa- nego kraju. Karim słyszał, jak król oświadczył kiedyś, że czy nam się to podoba, czy nie, będziemy musieli wejść w dwudziesty wiek. Problemy, jakich nastręczali mu fanatycy religijni, były podobne do tych, z którymi stykał się jego oj- ciec, Abd al-Aziz. Mutawa zażarcie walczyli przeciw otwarciu pierwszej radiowej stacji. Nasz pierwszy król pokonał ich opór, wydając polecenie czytania Koranu w eterze. Strażnicy religii nie mogli mieć nic 197 przeciwko rozpowszechnianiu słowa bożego szybki sposób. Historia powtórzyła się, kiedy J^ lat później Fajsal usiłował stworzyć stację telewizyi ną. Podobnie jak jego ojciec, napotkał silny opór ze strony Rady Religijnej. Tak się złożyło, że członkowie rodziny królewskiej popierali sprzeciw mutawa. We wrześniu 1965 roku jeden z kuzynów króla został zabity przez policję, gdy szedł na czele demonstrujących, kilka kilometrów od Ar-Rijadu. Kiedy wraz ze swymi poplecznikami na- padł na stację, został zastrzelony. Minęło dziesięć lat, i króla dosięgła zemsta z ręki młodszego brata zabite- go księcia. Karim i Asad polecieli do Ar-Rijadu. Zbierałyśmy się wraz z kuzynkami w pałacu, płakałyśmy i wyraża- łyśmy nasz żal. Większość kobiet lubiła króla, gdyż był on jedyną szansą na poprawę położenia kobiet saudyjskich. Odczuwał niewolę tak, jakby dotyczyła go osobiście. Kiedyś sama słyszałam, jak oznajmił, że choć role obu płci są odmienne, żadna z nich nie mo- że posiadać nad drugą niekwestionowanej i absolut- nej władzy. Powiedział wtedy, że nie zazna szczęścia, dopóki każdy obywatel jego kraju, bez względu na płeć, nie będzie panem swego losu. Wierzył, że edu- kacja kobiet może przyczynić się do zmian, gdyż to nasza własna ignorancja trzyma nas w ciemnościach. Żaden następny władca nie okazał się orędownikiem sprawy kobiet. Nasz krótki, ale szybki marsz do przo- du został nagle zatrzymany. Ze smutkiem zdałyśmy sobie sprawę, że szansa na wolność została pogrzeba na wraz z królem Fajsalem. 198 Wszystkie czułyśmy złość i nienawiść do rodziny, która spłodziła mordercę. Jedna z kuzynek twierdzi- ła że jego ojciec, Musa'id, również ma pomieszane ^ głowie. Urodzony w królewskiej rodzinie, jako przyrodni brat króla Fajsala, odciął się jednak od po- zostałych członków rodu. Synowie poszli w ślady oj- ca - jeden z nich był fanatykiem gotowym umrzeć, byle zapobiec zainstalowaniu stacji telewizyjnej, dru- gi zabił naszego ukochanego i poważanego króla. Nie mogło nas spotkać nic gorszego niż pozosta- wienie kraju bez mądrej ręki, która by nim kierowa- ła. Cały naród odczuwał głęboki ból. Najlepszy przy- wódca, jakiego wydała nasza rodzina, został zgładzo- ny przez jednego z nas. Trzy dni później córka Sary zadziwiła matkę, przy- chodząc na świat nóżkami do przodu. Nadano jej imię naszej mamy. Mała Fadila oderwała nasze umy- sły od smutku i wniosła radość w życie. Sara w obawie o przyszłość córki skłoniła Asada do podpisania dokumentu, który zezwalałby jej w przy- szłości samej wybrać sobie męża, miała bowiem prze- rażający sen, że ona i Asad zginęli w katastrofie lotni- czej, a ich córka została wychowana w rygorach obo- wiązujących nasze pokolenie. Oświadczyła mężowi, że prędzej popełni morderstwo, niż wyda swoje dziec- ko za człowieka o złych skłonnościach. Asad, wciąż szaleńczo zakochany w swej żonie, podpisał żądany dokument i złożył w banku szwajcarskim milion do- larów na nazwisko dziecka. Tak więc córka Sary uzy- skała prawne i finansowe zabezpieczenie, które w ra- zie potrzeby zapewni jej niezależność. 199 Ze Stanów przyjechał na wakacje Ali. Uznałam J zrobił się jeszcze bardziej odpychający. Opowiad i nam chełpliwie o swoich podbojach i twierdził, 2 wszystkie Amerykanki są kurwami. Karim próbował podważyć tę opinię, mówiąc, m spotkał wiele wartościowych kobiet, gdy przebywał w Waszyngtonie. Ali jednak roześmiał się i oświad- czył, że dużo się od tego czasu zmieniło. Powiedział że kobiety napotkane w barach same występowały z nieprzyzwoitymi propozycjami, zanim on w ogóle poruszył ten temat. Karim odparł na to, że w tym tkwi sedno sprawy. Jeśli kobieta sama przebywa w ba- rze, to najprawdopodobniej poszukuje przygody. W końcu kobiety w Ameryce cieszą się taką samą swobodą jak mężczyźni. Poradził Alemu, żeby zaczął chodzić do kościoła lub na imprezy kulturalne, gdzie spotka zupełnie inne kobiety. Ali jednak obstawał przy swoim. Twierdził, że wypróbował kobiety ze wszystkich sfer i wszystkie okazały się kurwami. Jak większość muzułmanów, mój brat nigdy nie pojmie zwyczajów i tradycji innego kraju. Wiedza, ja- ką Arabowie posiadają na temat Amerykanów, pocho- dzi z kiepskich amerykańskich filmów lub niewiele wartych programów telewizyjnych. Większość Sau- dyjczyków podróżuje samotnie. Ponieważ prawo nie pozwala im na towarzystwo kobiet w ich kraju, będąc w podróży, interesują się cudzoziemkami. Niestety poszukują kontaktów z takimi, które pracują w ba- rach, ze striptizerkami i prostytutkami. To wypacza ich opinię na temat zasad moralnych panujących na Zachodzie. Kobiety saudyjskie nie podróżują, wierzą 200 wjęc opowiadaniom mężów i braci. W rezultacie większość moich rodaków jest przekonana o rozwiąz- łości kobiet Zachodu. Trzeba przyznać, że mój brat był niezwykle przy- stojnym mężczyzną, mógł więc przyciągać uwagę wie- lu kobiet. Nie mam jednak żadnych wątpliwości co do tego, że nie wszystkie Amerykanki są kurwami, powiedziałam Karimowi, że chętnie wybrałabym się w podróż z Alim. To by dopiero była frajda, gdybym w momencie ja- kiejś jego konkiety mogła stanąć za nim z tablicą: TEN MĘŻCZYZNA TOBĄ GARDZI!!! GDY PO- WIESZ MU „TAK", OGŁOSI ŚWIATU, ŻE JE- STEŚ KURWĄ! Przed powrotem do Stanów Ali oznajmił ojcu, że jest gotów wziąć sobie pierwszą żonę. Życie bez seksu jest dosyć kłopotliwe, w związku z tym chciałby mieć do swojej dyspozycji kobietę za każdym razem, gdy przyjeżdża na wakacje. Ponadto nadeszła jego pora, by mieć syna. W Arabii Saudyjskiej mężczyzna nie mający synów nie cieszy się zbyt wielkim szacun- kiem. Jego żona oczywiście żyłaby w willi ojca, pilnie strzeżona przez Omara i resztę służby. On natomiast korzystałby z pełnej swobody w Ameryce. Jego jedy- nymi wymaganiami co do żony, poza dziewictwem oczywiście, był młody wiek, nie więcej niż siedemna- ście lat, wyjątkowa uroda i posłuszeństwo. W ciągu dwóch tygodni Ali zaręczył się z jedną z królewskich kuzynek. Datę ślubu wyznaczono na grudzień, w cza- sie przerwy międzysemestralnej. 201 Patrząc na mojego brata, doszłam do wniosku, że miałam dużo szczęścia, wychodząc za kogoś takiego jak Karim. Niewątpliwie mojemu mężowi daleko by. ło do doskonałości, ale Ali był typowym saudyjskim samcem. Życie z takim człowiekiem byłoby bardzo nieprzyjemne - zwłaszcza dla kobiety mego pokroju. Przed wyjazdem Alego do Stanów zebraliśmy się wszyscy w naszej willi w Dżuddzie.