Emmio Donaggio        Dziwotwór     Dziwotwór patrzył - a raczej PATRZYLI - na nich. Chciał przemówić. Albo zaryczeć. Albo zawyć. W słowniku Ziemian nie było na to odpowiedniego słowa. Ale i dla opisania samego Dziwotwora trudno było znaleźć właściwe słowa. Spróbujcie zresztą opowiedzieć o czymś, czego nigdy wcześniej nie widzieliście i nie jesteście w stanie tego do niczego przyrównać. Jeśli na przykład spotkalibyście faceta, który ma sześcioro ust, osiem głów oraz osiemnaście nosów - i jeśli wszystkie te usta jednocześnie coś mamrocą o sześciu różnych rzeczach to jak byście to określili? "On mówi"? "Oni mówią"? Podobne pytanie było zupełnie na miejscu w odniesieniu do Dziwotwora, stojącego przed delegacja Ziemian. Wpił się w nich wszystkimi dziesięcioma oczami i głośno sapał dziesięcioma nosami na raz - jeśli te jakieś tulejkowate wypustki można nazwać nosami. W ogóle - należałoby raczej powiedzieć, że Dziwotwór PATRZYLI na nich. I zupełnie wyraźnie było widać, że ani Dziwotwór, ani Ziemianie nie bardzo wiedza, co dalej począć. - Jaki czort kazał tym z Kosmosu nasyłać nam tu takie straszydło?! wybuchnął Senator. - Hrr.., ghrr... - zachrypiał Prezydent. Nie próbował wcale przemówić w języku Dziwotwora. Poprostu przeczyścił sobie gardło, dając tym wyraz dezaprobacie wobec nietaktownej uwagi Senatora. - Nie wadziłoby... - zaczął Najbardziej Pomysłowy Członek delegacji, ale zaraz zamilkł. Dziwotwór PRZYMRUŻYŁY oczy. Co jakiś czas z jego ust sączyły się strużki jakiejś żółtej cieczy, bardzo przypominającej miód. Dziwotwór pluł miodem nie ze złości, lecz ze zmieszania. Ale ludzie nie mogli o tym wiedzieć. Byli bardzo niezadowoleni i zbici z tropu. - Pozwoli pan? - zapytał Generał, którego cechowała mania uruchamiania z byle powodu wyrzutni rakiet z głowicami atomowymi. - Nie pozwolę! - uciął Prezydent. Generał zaczął już obmyślać tekst podania o dymisję, lecz zwrócił uwagę na mrówkę, bez strachu pełznącą po jego lewej nodze. Nie mógł się jednak zdecydować na podrapanie. I wtedy nieoczekiwanie Dziwotwór PORUSZYŁY ustami; wydając jakieś dźwięki. Należałaby raczej powiedzieć, że zaczęły grać - bo przypomniało to brzmienie najlepszych stereofonicznych magnetofonów. Bez najmniejszych zakłóceń. - Przecież to "Błękitna Rapsodia"! - zawołał Prezydent, który nieźle znał się na muzyce jazzowej. - Cole Portera - krótko, po wojskowemu dorzucił Generał. - George'a Gershwina - mruknął ktoś z delegacji. - Proponowałbym... - zaczął Generał, ale zająknął się pod surowym wejrzeniem Prezydenta. Na pociechę więc zaczął sobie wyobrażać, jak rakieta z głowicą atomową trafia w mrówkę, wytrwale pnącą się po jego lewej nodze. Dziwotwór przestały wypluwać miód ~i zaczęły emitować wyładowania elektryczne. Czul się teraz o niebo pewniej, przekonany, iż pierwsze lody zostały przełamane. W kłopotliwym położeniu znaleźli się natomiast ludzie; zaczęli chaotycznie wymachiwać rękami, sprzeczając się z sobą. Dziwotwór wziął to za dobry omen - analiza ich kory mózgowej utwierdziła go w tym przekonaniu. Po krótkiej przerwie Dziwotwór znów zagrały. - To neapolitańska piosenka "O, odewrzyj się okienko!" Cholera, ale ma repertuar! - zirytował się Senator. - Zgadzam się, że tuba w finale mogła pana wprowadzić w błąd, ale tym razem się nie mylę - to Cole Parter... - Sprzeciwił się Generał. - Gaselini - rzucił krótko Prezydent. Nikt z delegacji nie odważył się zaoponować. Wszyscy milczeli nawet wtedy, kiedy stało się już jasne, że Dziwotwór stroją po prostu instrumenty. Po chwili zaczęły grać. - "Saint Louis Blues" - podpowiedział delegat stojący w głębi sali, ten sam, który wymienił uprzednio nazwisko Gershwina,. Prezydent łaskawie zauważył, że szanowny kolega jest widać znawcą muzyki jazzowej. Generał zdesperowany wymierzył mrówce silne uderzenie żylastą łapą. Odgłos uderzenia zbiegł się z początkiem menueta, przerywanego gwizdami i brawami. Dziwotwór odtwarzaIi go lewymi ustami. - Menuet w wykonaniu Californiano - powiedział Senator i po raz pierwszy zaczął żałować, że poświęcił życie studiom nad twórczością Mozarta. - Nie, to Dave Brubeck - powiedział Prezydent, który był młodszy od Senatora, miał ładną żonę i żywo interesował się życiem muzycznym kraju. - Rewelacyjny pianista... - dorzucił. - Fakt - potwierdził Meloman. Prezydent uśmiechnął się z zadowoleniem, lecz w tym samym momencie uśmiech zastygł mu na twarzy. - pozwolę sobie jednak zauważyć - ciągnął dalej znawca muzyki że trudno mi podzielać pański zachwyt. Dave Brubeck to doskonały technik, ale brak mu wyczucia i umiejętności improwizacji. - Tym niemniej jego koncerty cieszą się niesłabnącym powodzeniem! - Prezydent obstawaj przy swoim. - Kogo! Nieświadomych ludzi! Profanów! - odcinał się Meloman. - Gdyby nie miał w swoim zespole saksofonisty Paula Desmonda, wszyscy by się przekonali, że Brubeck nic nie jest wart... - Niesubordynacja! Lekceważenie władzy, spisek w obliczu wroga... zaczął wyliczać Generał. Dziwotwór przywołał go do porządku, wyrzucając z siebie strużkę miodu. Prezydent zamilkł. Znawca również. Uprzytomnił sobie, że z zamiłowania do obiektywizmu utracił realną szansę otrzymania profesury w katedrze jazzu stołecznego uniwersytetu. - "A pan chyba... - zaczął Prezydent, ale Senator mu przerwał. - Dlaczego nie mielibyśmy mu pokazać kilku liczb? - Won!!! - wrzasnął Prezydent, który będąc z krwi i kości demokratą nie - znosił, kiedy Senatorzy się wtrącali. - Niel Nie pójdę!!! - desperacko oświadczył Senator, popychany już w kierunku wyjścia przez usłużnego Generała. - Nie bez powodu proponuję licz... - Niesubordynacja, lekceważenie władzy, spisek... - dobitnie wyliczał Generał. - ... by, zwykłe liczby! - wykrzykiwał falsetem Senator, wyrywając się spod drzwi. - Zaraz, co pan ma na myśli; zapytał Prezydent. - Zbiór liczb... - wyjaśnił pospiesznie Senator, podbiegając truchtem do Prezydenta. - Najprostszych... - i przypomniawszy sobie nagle program, który niedawno oglądał w telewizji, dorzucił: - Liczby są uniwersalne! Pokażemy mu tabliczkę mnożenia. To może posłużyć za podstawę do konstruktywnego, dwustronnego dialogu. Błyskawicznie przyniesiono elektroniczną tablicę z klawiaturą. Wystarczyło tylko wcisnąć odpowiednie kombinacje, by na świetlnym ekranie zaświeciła się odpowiednia liczba małych żaróweczek. - Dwa razy dwa równa się... cztery - powiedział nie bez dumy Prezydent. W mgnieniu oka zaświeciły się cztery żaróweczki, pomigotały chwilę i zgasły. - Dwa razy trzy jest sześć. I znów zapaliła się odpowiednia liczba żaróweczek. Siedem razy siedem wywołało istny popłoch. Członkowie delegacji byli ludźmi stosunkowo młodymi i o wyżej matematyce mieli nader mgliste pojęcie. Zdecydowano jednak nie wzywać głównego matematyka. I tak sala była już wypełniona po brzegi. - Siedem razy siedem... - Pięćdziesiąt jeden... - półgłosem rzucił Prezydent. - Sześćdziesiąt cztery! - wypalił Generał, który nie dosłyszał słów Prezydenta. - Czterdzieści dziewięć - powiedział Meloman. Prezydent uwierzył na słowo Melomanowi i ostrożnie nacisnął klawisze. Na ekranie rozbłysło czterdzieści osiem żaróweczek. Jedna była przepalona. Dziwotwór znów zaczęły wypluwać miód. Generał złapał żaróweczkę i stwierdził, że była produkcji zagranicznej. - Sabotaż!!! - wycharczał. Dziwotwór pomyślał, że Ziemianie to przedziwne typy. Wprawdzie po raz pierwszy zdarzyło mu się napotkać mieszkańców innego świata, ale równie głośne zachowanie wydawało mu się co najmniej niegrzeczne. Z tą myślą zapadł w drzemkę. Ziemianie zdecydowali się przejść do kontrofensywy. Generał zrozumiał to jako sygnał do niezwłocznego uruchomienia wyrzutni rakiet. Szybko jednak musiał odwołać swój rozkaz i osobiście udać się do domu po płytę z nagraniami Louisa Armstronga - ulubionego jazzmana jego starszego syna. Dziwotwór obudził się wreszcie z myślą, że może drugi dzień kontaktów z Ziemią okaże się pomyślniejszy. Po nagraniach Armstronga, które nie przyniosły zamierzonego rezultatu, Senator osobiście odegrał koncert Mozarta. Grał w natchnieniu, biorąc w ten sposób jakby odwet na bezczelnym Generale. Dziwotwór jednak odpowiedział na to kolejnym miodotokiem. - Tutaj trzeba Chico Hamiltona odrzekł Prezydent z miną świadczącą o wypowiadaniu słów wielkiej wagi, które będą sobie z ust do ust przekazywać pokolenia. Muzyka zabrzmiała na ośmiu ścieżkach na raz i Dziwotwór nie zdecydował się już uciec do swego wypróbowanego środka. Potem zapadło ciężkie milczenie. I nagle Dziwotwór przemówili: - Mister Jackson... Wszyscy drgnęli. Prezydent postąpił krok do przodu. - ... próbowano rozwiać obawy bractwa co do możliwości, jakie stwarza fakt bezwzględnego egzekwowania postanowień komisji arbitrażowych. W przypadku, kiedy postanowienia takie będą dobrowolne, procedury tego typu stanowić będą jedynie zamianę... - Wygląda to na dziennik telewizyjny - odezwał się z głębi sali Meloman. - To monstrum to błyskotliwy polityk! - przyznał z przekonaniem Senator. - ... zwycięstwo National League nad American League. Absolutnie łatwe zwycięstwo, uzyskane w tym meczu, rozegranym przez naszych chłopców w piękny, słoneczny dzień, zostało już zapewnione po jednym z podań Mayesa, który posłał piłkę... - Nie! To dziwadło to sportowiec! I do tego bezczelny prowokator ! ryknął Generał, którego zabolała porażka American League. - Wygląda to na dziennik telewizyjny... - powtórzył niezmiennie Meloman z głębi sali. - ...płótna, rzeźby, kobierce, gobeliny i inne dzieła sztuki, pochodzące zarówno z narodowych zbiorów, jak i z kolekcji prywatnych, zostały włączone do... - Parszywy intelektualista! - warknął Senator, ale w tej samej chwili zmuszono go do milczenia. - Wygląda to na... - zaczął znów Meloman. - ...dziennik telewizyjny! - pochwycili zgodnym Chórem delegaci. Trwało tak do samego wieczora. Trzy fragmenty muzyczne, a potem długie, bez składu i ładu, mowy. - Rozmowy utknęły na martwym punkcie - zreasumował Prezydent. Na noc Dziwotwór udał się do swego pojazdu. Wtedy ktoś zaproponował, by Dziwotworowi zagrać na dobranoc coś wesołego. Skoro tak lubi muzykę. - Najlepiej jakiś mocny jazzowy kawałek - zaproponował Prezydent. Któż mógł przewidzieć, że to właśnie zepsuje cała sprawę? - Rytmy Telloniusa Monica nawet umarłego zmuszą do tańca - stwierdził autorytatywnie Meloman. Ale Dziwotwór był najwyraźniej przeciwnego zdania. Zaczął wściekle bluzgać miodem i w pośpiechu się oddalił. W ciągu paru minut statek wzbił się ku niebu, pozostawiając w rozterce osłupiałych Ziemian. W zamieszaniu od grupy Delegatów odłączył się Meloman. Podszedł do Prezydenta i dobitnie powiedział: - Moim zdaniem, sprawa wygląda tak: kosmita pragnął się nauczyć języka Ziemian - słuchał więc naszych audycji radiowych i telewizyjnych. I wszystko mu się pomieszało. Muzykę wziął za mowę, mowę za muzykę. Kiedy wreszcie... Nie zdążył dokończyć, kiedy Prezydent złapał garść miodu i zamierzył się na nierozważnego delegata. - Impertynent! - wrzasnął. - Co za brednie! Precz mi z oczu!!! Machnął potem bezradnie ręką i po kiwał głowa. Zresztą - czy można się było spodziewać czegoś innego po typie, któremu nie podoba się Dave Brubeck? W tym czasie Dziwotwór siedząc w fotelu swego statku kosmicznego wściekle porykiwał. Rzecz w tym, iż zgodnie ze zwyczajem nie posługiwał się wulgarnymi środkami nawiązywania kontaktu. I dlatego teraz nie przemawiał ,już, nie muzykował, lecz wył... Cztery lata świetlne zmarnował, by wyuczyć się ich języka I setki wysłuchanych audycji telewizyjnych i radiowych! Przecież przyleciał na Ziemię dopiero wtedy, kiedy upewnia się, iż poznał bezbłędnie wszelkie niuanse ich języka. I jakie rezultaty Jeden czort wie!!! Przemówił - a oni najpierw odpowiedzieli muzyką. Więc zagrał - a oni zaczęli gadać. Ciemne bałwany I Nie odróżniają nawet mowy od muzyki... przekład : Krzysztof Malinowski     powrót