Zofia Beszczyńska       Miriel     Pewnego dnia zobaczyłem Kaję w towarzystwie nieznanej mi dziewczyny. Była dość wysoka i bardzo szczupła, tak szczupła, że nieomal wątła; miała ciemnomiodową skórę, chłopięcą sylwetkę i krótko przycięte włosy. Wyglądała na czternaście lat, ale jej piersi były zupełnie płaskie.     Obserwowałem obie dziewczyny pewien czas, szły przez łąkę jakby tańcząc i sprawiały wrażenie bardzo sobą zajętych. Nie dostrzegły mnie - albo tylko udawały, że nie widzą. Z daleka wyglądały niczym kruche wiosenne motyle.     Tego wieczoru, przy kolacji, starając się nadać memu głosowi brzmienie jak najbardziej obojętne, zagadnąłem moją siostrę:     - Masz nową koleżankę, Kaju?     Spojrzała na mnie uważnie znad talerza z rozgrzebaną jajecznicą; jej oczy na chwilę rozbłysły.     - Koleżanka? - spytała po dłuższym czasie, nienaturalnie zawieszając głos.     - No tak - ciągnąłem nie zrażony..- Widziałem was dzisiaj. - A ponieważ Kaja nadal milczała, wciąż wlepiając we mnie rozszerzone źrenice, dodałem od niechcenia: Wydała mi się jakaś ... inna.     Kaja wreszcie opuściła powieki. Uśmiechnęła się tak nieznacznie, że mogłem to uznać jedynie za skrzywienie warg. - Bo... ona... - zająknęła się - nie jest stąd - oznajmiła chłodno. - To znaczy: nie z naszego świata.     Podchwyciłem jej badawcze spojrzenie. Milczałem jednak, ona zaś wstała, i ruszyła w strona drzwi. Na progu odwróciła się:     - Ma na imię Miriel.     Co to znaczy: nie z naszego świata?     - Podobno przybyła z nieba czy, jeżeli kto woli, z gwiazd. Nie wiadomo, jak długo tu zostanie. To nie zależy od niej.     - A od kogo?     Wzruszenie ramion. Uśmiech.     Obnażone białe zęby, jak u dzikiego zwierzątka.     Jest inna. Ale czy mało to "innych" dziewcząt na świecie? Mówi się, że potrafi to, czego nie umie nikt ż nas. Ale kto to widział?     Na łące, w lesie, w miasteczku.     Raz z jadowitym wężem oplecionym wokół nagiego ramienia, czy może nawet szyi. Raz na grzbiecie wilka albo lisa. To znika, to znów pojawia się niespodziewanie.     Co więcej, dziewczyny utrzymują, że Miriel jest chłopcem. Takie tam... historyjki dorastających panienek.     Właśnie zaczęły się wakacje, ale oboje musieliśmy zostać w domu, moja młodsza, prawie bliźniacza siostra i ja. Ona znikała z domu wczesnym rankiem (nie jestem nawet pewien, czy przedtem jadła jakieś śniadanie), ja wychodziłem na łąka albo dalej nad wodę i całymi godzinami leżałem z książką, wcale jej nie czytając. Słońce prześwietlało liście nad moją głową, nagrzana letnia trawa grała tysiącem głosów niby żywa, tajemnicza istota, niby nieznany organizm.     Codziennie widziałem Miriel, jej długie, niemal przejrzyste ciało, poruszające się tak ulotnie, jakby za chwil mogło pofrunąć, jakby nie miało żadnego ciężaru. Nosiła długie luźne szorty i bluzę, pod którymi zdawała się nie mieć nic; patrzyłem na jej smukłe nogi i włosy koloru ciemnej miedzi, tylko oczu nie mogłem dostrzec.     Codziennie widziałem też Kaję.     Była przy Miriel zupełnie odmieniona, jej twarz promieniowała wewnętrznym światłem, które zauważyłem u niej po raz pierwszy. W domu coraz częściej było słychać jej śpiew, wieczorami - wiem o tym - długo siedziała w otwartym oknie, aż ciężkie od zapachów powietrze napełniało cały dom. Przechodząc koło mnie uśmiechała się lekko, enigmatycznie i nieznacznie odwracała głowę. Ze zdumieniem stwierdziłem, że stała się kimś innym, kimś kogo nie znałem. Obcym.     Wszystko się zmieniło. Miriel, te dziwną Miriel, otaczał rój dziewcząt i chłopców, Miriel umiała wszystko, Miriel umiała to, czego nikt z nas nigdy by nie potrafił. Najlepiej grała na gitarze i najlepiej pływała, jeździła konno i zwinnie wspinała się na najwyższe drzewa, najcieńsze gałęzie, rzeźbiła w drewnie i odgadywała cudze myśli, była wyrocznią we wszystkim. Jej śmiech dźwięczał w całym miasteczku, jej gibką roślinno-zwierzecą sylwetka okrążały dotknięcia, muśnięcia rąk, warg, uśmiechów, gestów i słów: kim była? Dziewczyną czy chłopcem, czy może kimś zupełnie innym? I gdzie znikała wówczas, gdy my wszyscy spaliśmy, pogrążeni w dusznych marzeniach o niej, o tym jej innym świecie?     Wieczorem Miriel często odprowadzała Kaja, którejś nocy dobiegł mnie gorący szept pocałunków. Ręce zanurzone we włosach, płonący blask na policzkach, oczy świecące w ciemności i ona znikająca tak nagle, jakby jej wcale nie było, tylko cień przestraszonych liści, noc senna i ociężała niby ogromne leniwe zwierze, duszna.     - Miriel, mój jedyny...mój śliczny. Miriel, Miriel...     - Kogo wołałaś, Kaju? - pytałem, zaniepokojony. - Kim jest Miriel?     Milczała, lecz z jej skóry ulatniał się drażniący zapach jakby mi znajomy, ale przecież inny, inny...Zapach mężczyzny.     Pokój Kai, do którego kiedyś rano wszedłem niespodziewanie, pusty, lecz ze zmiętą pościelą rozrzuconą na łóżku...     I mój pokój, moje łóżko...     W końcu nie mogłem już dłużej.     - Zaprosiłabyś...swoich przyjaciół - powiedziałem może zbyt wolno - do domu, przecież mi nie przeszkodzicie. A skoro Miriel jest kimś...tak interesującym, jak słyszę, to i ja chętnie....     Zabrzmiała cisza; Kaja uśmiechała się niepewnie, ale wiedziałem, że drżą jej ręce.     Następnego wieczoru jednak z bliska patrzyłem na spokojną, chłodną twarz o rysach zbyt ostrych jak na dziewczynę i zbyt delikatnych jak na chłopca, ciemnobrązowe oczy i ledwo widoczny puch na smagłych policzkach.     - Podobno nie jesteś stąd... - zaryzykowałem nie najmądrzej, ale odpowiedzią był swobodny śmiech, oczy, które nagle okazały się złote, wskazywały na niebo i usłyszałem:     - Już niedługo... Kaja siedziała ze spuszczonymi powiekami, nieruchoma, lecz domyślałem się, że pod stołem uda jej i naszego gościa stykają się, niemal było słychać przebiegające miedzy nimi iskry. Poczułem mrowienie na skórze.     - A gdzie...mieszkasz?     Uśmiech. Białe obnażone zęby.     - Kaju, przecież wiesz - ożywiłem się - że mamy jeden pokój zupełnie wolny... że tak powiem...gościnny...Więc...     Kaja zarumieniła się, ale ja nie pamiętałem już o Kai. Widziałem tylko te długie ramiona i ciemnomiedziane włosy, w których był wiatr...Kim była? Czy może...kim był?     - Och, nie wiem, czy warto, to jeszcze jedna, najwyżej dwie noce, ja zaraz...- I uśmiech. - Muszę wracać - dobiegł znów cichy szept albo tylko westchnienie.     - Nie szkodzi, nie szkodzi. - Poderwałem się. Kaja spojrzała na mnie uważnie, lecz może tak tylko mi się zdawało. - Już późno...     - Ależ ja wcale nie musze spać...     Wychodząc dostrzegłem utkwione we mnie złotobrązowe oczy.     Czyjeś chłodne udo dotknęło mojego uda, i znowu ogarnął mnie ten zapach...Otrząsnąłem się.     Śniło mi się, że trzymam w ramionach kobietę, nie, nie kobietę - młodziutką dziewczynę, może taką, która dopiero pierwszy raz. Jak moja siostra?     Obudziłem się i poczułem, że chłodna dłoń dotyka mojej ręki, potem zsuwa się na plecy...Obok był zapach słońca łąki, wody...Ciepło słońca i chłód wody...Miriel. Lęk i ból, i zdziwienie. Jak moja siostra?     Szeptałem     - Kim jesteś?     Piersi miała płaskie, ale gorące, ramiona po dziewczęcemu pełne...i wiedziałem już, że nie była, nie mogła być chłopcem.     Rano znalazłem pokój pusty, i tylko ta pościel, rozrzucona na łóżku, i tylko ten zapach w powietrzu...A Miriel, Miriel znikła.     - Nie ma go - słyszałem ze wszystkich kątów szept Kai.     - Nie ma jej - powtarzałem w myślach.     Wyszedłem z domu, szukałem jej wszędzie, lecz nigdzie nie znalazłem; mijały mnie senne twarze dzieci nagle przemienionych w dziewczyny i chłopców, w mężczyzn i kobiety, we wszystkich rysach był ślad Miriel, Miriela.     Motyli cień na wklęsłym niebie, białe szerokie skrzydła, niby latawca, którego razem z Kają puszczaliśmy w dzieciństwie.     - Odleciał, widocznie musiał odlecieć - powiedziała tylko Kaja.     Lecz ja usłyszałem więcej: Mój pierwszy chłopak, nikogo takiego...     - Kim ona jest? - zapytałem. - I skąd?     Lecz myślałem: Moja pierwsza dziewczyna, już nigdy nikt:..     Trawa była mocno nagrzana słońcem, wiatr przynosił chłodny rybi zapach wody.     Położyliśmy się na wznak, każde z nas pogrążone we własnym milczeniu.     Gdzieś daleko, daleko przemykały cienie ludzi, którzy może nie byli już ludźmi.     powrót