Jiddu Krishnamurti-Lot Orła 1. Wolność 2. Fragmentacja 3. Medytacja 4. Czy człowiek może się zmienić? 5. Dlaczego nie umiemy żyć w pokoju? 6. Zupełność życia 7. Strach 8. Transcendentalność 9. O przemocy 10. O radykalnej przemianie 11. Sztuka widzenia 12. O przenikaniu do nieznanego Myśl, przyjemność i ból Dla większości z nas wolność jest ideą a nie rzeczywistością. Gdy mówimy o wolności, chcemy być zewnętrznie wolni by robić to, co lubimy, podróżować, wolni w wyrażaniu siebie na różne sposoby, wolni we własnym sposobie myślenia. Zewnętrzne wyrażanie wolności wydaje się być niezwykle ważne, zwłaszcza w krajach, w których panuje tyrania czy dyktatura – natomiast w tych, gdzie zewnętrzna wolność jest możliwa ludzie poszukują coraz więcej i więcej przyjemności, więcej i więcej rzeczy w swym posiadaniu. Jeżeli mamy dogłębnie zbadać, co oznacza wolność i być całkowicie i absolutnie wewnętrznie wolni – co zewnętrznie wyraża się w społeczeństwie, w związkach – musimy, wydaje mi się, spytać czy ludzki umysł, silnie uwarunkowany, taki, jakim jest, może się w ogóle w pełni uwolnić. Czy zawsze musi żyć i działać wewnątrz ograniczeń własnego uwarunkowania powodując, że wolność wcale nie ma możliwości zaistnienia? Okazuje się, że ten umysł, rozumiejący werbalnie, że nie ma tu, na tej ziemi wolności wewnątrz ani na zewnątrz, zaczyna wynajdować ją w innym świecie, przyszłe wyzwolenie, raj i temu podobne. Odłóżcie na bok wszelkie teoretyczne, ideologiczne koncepcje wolności, abyśmy mogli zbadać, czy nasze umysły, wasze i mój, w ogóle mogą być prawdziwie wolne, wolne od zależności, od strachu, obaw, i od niezliczonych problemów, zarówno uświadomionych, jak i tych w głębszych warstwach nieświadomości. Czy może nastąpić całkowita psychologiczna wolność, ażeby umysł ludzki był w stanie dotrzeć do czegoś, co nie powstało z czasu, nie zostało zebrane przez myśl, a ponadto nie jest ucieczką od faktycznych realiów codziennej egzystencji? Dopóki nie jest on wewnętrznie, psychologicznie w pełni wolny nie można zobaczyć, co jest prawdą, ani czy istnieje rzeczywistość nie stworzona przez strach, nie ukształtowana przez społeczeństwo bądź kulturę, w jakich żyjemy, a jednocześnie nie będąca ucieczką od codziennej monotonii z jej nudą, samotnością, rozpaczą i obawą. By sprawdzić, czy rzeczywiście istnieje taka wolność trzeba uświadomić sobie swe własne uwarunkowania, problemy, monotonną płytkość, pustkę, niespełnienie w życiu, a przede wszystkim uświadomić sobie strach. Trzeba być świadomym siebie nie introspektywnie ani analitycznie, ale w chwili obecnej, takim, jakim się jest, i dostrzec, czy można pozostać zupełnie wolnym od wszystkich tych spraw, jakie zdają się pętać umysł. Aby badać, jak zmierzamy to zrobić, wolność musi być obecna nie na końcu, lecz już od początku. Jeśli nie jest się wolnym nie można badać. By patrzeć dogłębnie musi zaistnieć nie tylko wolność, ale również dyscyplina konieczna podczas obserwacji – wolność i dyscyplina towarzyszą sobie (to nie tak, że trzeba być zdyscyplinowanym aby stać się wolnym). Używamy tu słowa ‘dyscyplina’ nie w przyjętym, tradycyjnym sensie, gdzie oznacza podporządkować się, naśladować, przyjąć narzucony wzór, ale raczej w pierwotnym znaczeniu tego słowa, czyli ‘poznawać’. Poznanie i wolność towarzyszą sobie, wolność przynosząca swą własną dyscyplinę – bynajmniej nie tę wymuszoną przez umysł celem uzyskania określonego rezultatu. Te dwie rzeczy są zasadnicze: wolność i akt poznania. Nie można poznawać siebie, gdy nie jest się wolnym, wolnym na tyle by obserwować, nie zgodnie z jakimś wzorcem, regułą czy pojęciem, lecz obserwować siebie w chwili obecnej takim, jakim się jest. Ta obserwacja, ta percepcja, to postrzeganie wprowadza swą własną dyscyplinę i poznanie, w których nieobecne jest podporządkowanie, naśladownictwo ani jakakolwiek kontrola – a w tym przejawia się wielkie piękno. Nasze umysły są uwarunkowane – to fakt oczywisty – uwarunkowane przez określoną kulturę bądź społeczeństwo, poddane wpływom przeróżnych wrażeń, czynników ekonomicznych, klimatycznych, edukacyjnych, napięć i nacisków w związkach, wymagań religii i tak dalej. Nasze umysły są wyszkolone by akceptować strach i, o ile możemy, uciekać od niego, nigdy nie będąc w stanie rozwiązać, zupełnie i kompletnie, całej jego natury i struktury. Tak więc nasze pierwsze pytanie brzmi: czy umysł, tak mocno obciążony, może rozwiązać całkowicie nie tylko swe własne warunkowanie, ale też strach? Bo to strach powoduje, że akceptujemy uwarunkowania. Nie wysłuchuj jedynie wielu słów i idei – które właściwie nie mają żadnej wartości – ale poprzez akt słuchania, obserwacji swoich własnych stanów umysłu, zarówno werbalnie, jak i niewerbalnie, po prostu zbadaj, czy umysł potrafi być wolny – nie akceptując strachu, nie uciekając, nie mówiąc „Muszę rozwinąć w sobie odwagę, odporność”, ale naprawdę będąc w pełni świadom lęku, w jakiego sidła wpadłeś. Jeśli nie jest się wolnym od zależności od strachu, to nie widzi się czysto i dogłębnie. I oczywiście tam, gdzie jest strach, nie ma miłości. Czy zatem umysł może naprawdę być wolny od strachu? Wydaje mi się to – dla każdej osoby podchodzącej zupełnie poważnie – jednym z najbardziej pierwszorzędnych i zasadniczych pytań, które muszą paść i na które trzeba znaleźć odpowiedź. Istnieje strach fizyczny i psychologiczny. Fizyczny lęk przed bólem oraz psychologiczny strach powstający z pamięci bólu w przeszłości i obawy przed powtórzeniem go w przyszłości; jak również strach przed starością, śmiercią, poczucie zagrożeń fizycznych, niepewność jutra, lęk przed niemożliwością osiągnięcia sukcesu, nieumiejętnością dokonania czegoś – poczucie bycia nikim w tym raczej nieprzyjemnym świecie, strach przed zgubą, lęki samotności, braku miłości i tak dalej – strach uświadomiony i nieświadomy. Czy umysł może się uwolnić, całkowicie, od tego wszystkiego? Jeśli stwierdza, że nie może, to się ograniczył, wypaczył i jest niezdolny do percepcji, do zrozumienia, niezdolny by pozostać zupełnie spokojnym, cichym – jak gdyby znajdował się w ciemności szukając światła a nigdy go nie znajdując i tworząc w zamian ‘światło’ słów, koncepcji, teorii. Jak umysł, tak mocno obciążony strachem, z całym swoim uwarunkowaniem, ma się od tego uwolnić? A może musimy zaakceptować lęk jako rzecz nieuniknioną w życiu? – i wielu z nas akceptuje, znosi go. Co powinniśmy zrobić? Jak mamy ja, istota ludzka, wy jako istoty ludzkie uwolnić się od tego strachu? – nie jakiegoś szczególnego lęku, ale w ogóle od całej natury i struktury strachu? Czym jest strach? (Nie akceptuj, o ile mogę zasugerować, słów mówcy: nie jest on żadnym autorytetem, nie jest nauczycielem, nie jest guru – bo, gdyby był nauczycielem, ty byłbyś naśladowcą, a gdy jesteś naśladowcą niszczysz zarówno siebie jak i nauczyciela.) Próbujemy odkryć, jak wygląda prawda naszego pytania o strach, na tyle kompletnie aby umysł już nigdy nie żywił obaw, w efekcie czego uwolnił się od wszelkiej zależności od innych, wewnętrznie, psychologicznie. Piękno wolności polega na tym, że nie pozostaje po tobie ślad. Orzeł, w swym locie, nie zostawia śladu – w przeciwieństwie do naukowca. Aby wejrzeć w pytanie o wolność potrzebna jest nie tylko naukowa obserwacja, lecz także lot orła, po którym nie zostaje ślad – jedno i drugie jest wymagane, musi być obecne zarówno werbalne wyjaśnienie jak i niewerbalna percepcja – ponieważ opis nigdy nie jest rzeczywistością, którą opisuje, wyjaśnienie nigdy nie jest tym, co objaśnia, słowo nigdy nie jest rzeczą. Jeżeli wszystko to jest całkiem jasne, możemy iść dalej, możemy odkryć sami dla siebie – nie poprzez mówcę, nie przez jego słowa, nie przez jego idee albo myśli – czy umysł może być zupełnie wolny od strachu. Pierwsza część to nie wstęp – jeśli nie wysłuchałeś jej dokładnie lub nie zrozumiałeś, nie możesz przejść do dalszej. Aby badać potrzebna jest wolność patrzenia, potrzebna jest wolność od uprzedzeń, od koncepcji, ideałów umożliwiająca obserwację na bieżąco, dla siebie samego, czym jest strach. Czy, kiedy obserwujesz z bliska, bardzo dokładnie, strach jest w ogóle obecny? Właśnie: możesz przyjrzeć się z bliska, bardzo, bardzo dokładnie, czym jest strach tylko, gdy ‘obserwator’ jest ‘obserwowanym’. Zamierzamy się tym zająć. Więc czym jest strach? Jak się pojawia? Można pojąć naturalne lęki, takie, jak zagrożenie fizyczne, na które pojawia się natychmiastowa odpowiedź; są dość łatwe do zrozumienia, nie musimy się za bardzo nimi zajmować. Ale mówimy o strachu psychologicznym – jak powstają te psychologiczne lęki? Jakie jest ich pochodzenie? – oto problem. Istnieje strach przed czymś, co zdarzyło się wczoraj, strach przed czymś, co może nastąpić dziś jeszcze bądź jutro. Istnieje lęk przed tym, co znamy i przed tym, czego nie znamy, a co oznacza dzień jutrzejszy. Można samemu bardzo wyraźnie zobaczyć, że strach przychodzi poprzez strukturę myśli – poprzez myślenie o tym, co wydarzyło się wczoraj a budzi obawy, lub przez myślenie o przyszłości – zgadza się? Myśl rodzi strach – czy nie tak? Proszę, bądźmy zupełnie pewni – nie akceptujcie słów mówcy, bądźcie absolutnie pewni na własny użytek – tego, czy to myśl jest źródłem strachu. Myślenie o bólu, psychologicznym bólu, który zaistniał jakiś czas temu oraz pragnienie by się nie powtórzył, pragnienie zapomnienia o tej sprawie, myślenie o tym wszystkim rodzi strach. Jeśli nie widzimy tego bardzo wyraźnie nie będziemy w stanie pójść dalej. Myśl, myślenie o jakimś zdarzeniu, doświadczeniu, stanie zdenerwowania, zagrożenia, smutku czy bólu wywołuje strach. A myśl, wypracowawszy pewne psychologiczne poczucie bezpieczeństwa, nie chce, żeby było ono zakłócane – każde zakłócenie jest groźne i stąd bierze się strach. Myśl jest odpowiedzialna za strach i tak samo też – za przyjemność. Przeżyłeś szczęśliwe zdarzenie – myśl zastanawia się nad nim i chce utrwalić, a gdy to niemożliwe pojawia się opór, gniew, rozpacz i strach. Tak więc myśl jest odpowiedzialna i za strach i za przyjemność – zgoda? To nie werbalna konkluzja, to nie recepta na uniknięcie strachu. Tak się dzieje, że, gdzie jest przyjemność, tam też ból i strach utrwalony przez myśl; przyjemność towarzyszy bólowi, te dwie rzeczy są nierozdzielne, a myśl odpowiada za obie. Gdyby nie było jutra, następnej chwili, o której można myśleć w kategoriach czy to strachu czy przyjemności, nie istniałyby one. Możemy stąd kontynuować? Czy to rzeczywistość? – nie idea, ale rzecz, którą sam odkryłeś, i która, dlatego właśnie, jest prawdziwa, więc możesz powiedzieć „Odkryłem, że myśl rodzi i przyjemność i strach”? Przeżyłeś rozkosz seksualną, później odtwarzasz ją w wyobraźni, w wymyślonych obrazach, i właśnie myślenie o niej daje siłę przyjemności, która jest teraz obecna w wyobraźni, a kiedy zostaje udaremniona pojawia się ból, obawa, strach, zazdrość, irytacja, gniew, brutalność. Nie mówimy bynajmniej, że nie należy zaznawać przyjemności. Błogość nie jest przyjemnością, ekstaza nie została wywołana przez myśl, to rzecz całkowicie inna. Możesz przejść do błogości lub ekstazy dopiero, gdy rozumiesz naturę myśli – jaka rodzi i przyjemność i strach. A zatem powstaje pytanie: czy można zatrzymać myśl? Skoro rodzi ona strach i przyjemność – bo, gdzie jest przyjemność, tam musi być ból, to zupełnie oczywiste – zadajemy sobie pytanie: czy myśl może dobiec kresu? – co nie oznacza końca percepcji piękna, radości z piękna. To tak, jakbyśmy widzieli piękno obłoku czy drzewa i cieszyli się nim zupełnie, całkowicie, w pełni. Lecz, kiedy myśl pragnie przeżyć jutro to samo doświadczenie, taki sam zachwyt, jak wczoraj, gdy widziała ten obłok, to drzewo, tamten kwiat, tę piękną twarz, wtedy wywołuje niezadowolenie, ból, strach i przyjemność. Tak więc czy myśl może dobiec kresu? A może jest to zupełnie nieprawidłowo postawione pytanie? Pytanie jest błędne, ponieważ chcemy doświadczyć ekstazy, błogości, jaka nie jest przyjemnością. Mamy nadzieję, że, poprzez ustanie myśli, dotrzemy do czegoś, co jest nieograniczone, co nie jest produktem przyjemności i strachu. Jakie miejsce w życiu zajmuje myśl? – nie: jak zatrzymać myśl? Jaki jest związek myśli z działaniem i bezczynnością? Jaki związek ma myśl z działaniem tam, gdzie jest ono konieczne? Dlaczego, gdy obecna jest pełna radość z piękna, myśl w ogóle się pojawia? – przecież, gdyby się nie pojawiła, nie zostałaby przeniesiona w dzień jutrzejszy. Chcę odkryć dlaczego – gdy obecna jest pełna radość z piękna góry, urodziwej twarzy, tafli wody – przychodzi myśl, wykrzywia to i mówi „Muszę znów mieć tę przyjemność jutro”? Muszę odkryć jak myśl przejawia się w działaniu i dowiedzieć się czy musi się wtrącać, kiedy w ogóle nie ma potrzeby myślenia. Widzę wspaniałe drzewo bez jednego liścia na tle nieba, jest ono niezwykle piękne i to wystarczy – koniec. Dlaczego przychodzi myśl i mówi „Muszę przeżyć ten sam zachwyt jutro”? I widzę też, że myśl musi przejawić się w działaniu. Zręczność w działaniu to również zręczność w myśleniu. Jaki jest zatem rzeczywisty związek między myślą i działaniem? Nasze działania opierają się na koncepcjach, na ideach. Mam ideę bądź koncepcję tego, co powinno być zrobione, a to, co zostaje zrobione jest przybliżeniem tej koncepcji, idei, tego ideału. Istnieje więc podział na działanie i koncepcję, ideał, ‘to, co być powinno’ – w tym podziale tkwi konflikt. Zapytuję siebie „Jak myśl przejawia się w działaniu?” Jeżeli następuje podział między działaniem i ideą, to działanie jest niepełne. Czy istnieje takie działanie, w którym myśl widzi coś w jednej chwili i bezzwłocznie reaguje, więc nieobecna jest idea, ideologia oddzielonej reakcji? Czy istnieje takie działanie, w którym samo widzenie jest działaniem – w którym samo myślenie jest działaniem? Widzę, że myśl rodzi strach i przyjemność, widzę, że gdzie jest przyjemność, tam jest ból i w efekcie opór przeciw niemu. Widzę to bardzo wyraźnie, widzenie tego jest bezzwłocznym działaniem, w widzeniu tego uczestniczy myśl, logika i bardzo jasne rozumowanie, ponadto widzenie tego jest natychmiastowe i działanie jest natychmiastowe – dlatego się od tego uwalniam. Czy rozumiemy się nawzajem? Powoli, to rzeczywiście trudne. Proszę, nie mówcie zbyt łatwo ‘tak’. Jeśli mówisz ‘tak’, to, kiedy opuścisz tę salę, musisz być wolny od strachu. Twoje ‘tak’ to jedynie potwierdzenie, że zrozumiałeś werbalnie, intelektualnie – co nic w ogóle nie znaczy. Dziś wy i ja rozpatrujemy tutaj pytanie o strach i, gdy opuścisz salę, musi nastąpić całkowita wolność od niego. To oznacza, że będziesz wolną ludzką istotą, inną ludzką istotą, zupełnie przekształconą – nie jutro, ale teraz. Widzisz bardzo wyraźnie, że myśl rodzi strach i przyjemność, widzisz, że wszelkie wartości są oparte na strachu i przyjemności – moralne, etyczne, społeczne, religijne, duchowe. Jeżeli dostrzeżesz w tym prawdę – a, aby dostrzec w tym prawdę, musisz być niezwykle uważny, logicznie, zdrowo, rozsądnie obserwując każde poruszenie myśli – wtedy sama percepcja jest działaniem pełnym i dlatego, kiedy wyjdziesz, nie będziesz nim związany – w przeciwnym razie zapytasz „Jak mam być wolny od strachu od jutra?” Myśl musi przejawić się w działaniu. Gdy masz pójść do domu, musisz pomyśleć, tak samo aby złapać autobus, pociąg, pójść do pracy, myśl działa wtedy efektywnie, obiektywnie, nie osobiście, nie emocjonalnie, ta myśl jest niezbędna. Lecz, kiedy przenosi ona doświadczenie, jakiego doznałeś, przenosi je poprzez pamięć w przyszłość, takie działanie jest niepełne, stąd rodzaj oporu i cała reszta. Chyba możemy przejść do następnego pytania. Postawmy je w ten sposób: czym jest źródło myśli i kim jest myślący? Można zobaczyć, że myśl jest odpowiedzią wiedzy, doświadczenia zgromadzonego w pamięci, z której pojawia się reakcja na każde wyzwanie – jeżeli słyszysz pytanie, gdzie mieszkasz, pojawia się natychmiastowa odpowiedź. Pamięć, doświadczenie, wiedza są źródłem, to stąd pochodzi myśl. Tak więc nie jest ona nigdy nowa, jest zawsze przedawniona, nigdy nie może być wolna, bo związana jest z przeszłością i dlatego też nie może dostrzec nic nowego. Gdy rozumiem to, bardzo jasno, umysł się ucisza. Życie to ruch, nieustanny, wzajemnie powiązany ruch, a myśl, próbując go ująć w kategoriach przeszłości, jako pamięć, obawia się życia. Widząc to wszystko, widząc, że wolność jest konieczna aby badać – a, aby badać dogłębnie, potrzebna jest dyscyplina poznania, nie tłumienia i naśladowania – widząc, jak umysł został uwarunkowany przez społeczeństwo, przez przeszłość, widząc, że każda wypływająca z niego myśl jest przedawniona i dlatego nie potrafi zrozumieć nic nowego, umysł ucisza się zupełnie – nie kontrolowany, nie kształtowany by milczeć. Nie ma żadnego sposobu ani metody – bez znaczenia, czy to zen z Japonii, czy jakiś system z Indii – aby uciszyć umysł, to najgłupsza rzecz: dyscyplinować go, żeby się uciszył. Teraz, gdy widzisz to wszystko – widzisz faktycznie, nie jako kolejną teorię – działanie następuje poprzez tę percepcję, samo postrzeganie jest działaniem uwalniającym od strachu. A więc, w razie pojawienia się strachu, następuje natychmiastowa percepcja i jego zanik. Czym jest miłość? Dla większości z nas jest to przyjemność i, w jej wyniku, strach – oto, co nazywamy miłością. Jeśli rozumiemy strach i przyjemność, czym wtedy jest miłość? I ‘kto’ próbuje odpowiedzieć na to pytanie? – mówca, ksiądz, książka? Czy za pośrednictwem czegoś z zewnątrz dowiemy się, że działamy w sposób doskonały? A może, w efekcie sprawdzania, obserwacji, nieanalitycznego przyglądania się całej strukturze i naturze przyjemności, strachu, bólu, odkrywamy, że ‘obserwator’, ‘ten, kto myśli’ to element myślenia? Gdyby nie powstała myśl nie byłoby ‘tego, kto myśli’, te dwie rzeczy są nierozdzielne; myślący jest myślą. To odkrycie niesie ze sobą piękno i subtelność. A gdzie jest w tym momencie umysł, który zaczynał badać nasze pytanie o strach? – rozumiecie? W jakim znajduje się stanie teraz, po przebrnięciu przez to wszystko? Czy tym samym, co wcześniej, zanim tu dotarł? Zobaczył te sprawy z bardzo bliska, zobaczył naturę tego, co nazywamy myślą, strachem i przyjemnością, zobaczył wszystko – jaki jest jego rzeczywisty stan teraz? Oczywiście na to pytanie nie potrafi odpowiedzieć nikt oprócz ciebie – jeżeli faktycznie w to wniknąłeś, zobaczysz, że nastąpiła zupełna przemiana. Słuchacz: (Niesłyszalne) Krishnamurti: Oto jedna z najłatwiejszych rzeczy: zadać pytanie. Prawdopodobnie niektórzy z nas zastanawiali się jak ono zabrzmi jeszcze w czasie, kiedy mówca nie skończył. Jesteśmy zainteresowani naszymi pytaniami bardziej niż słuchaniem. Musimy zapytywać o samych siebie, nie tylko tutaj, ale zawsze. Sformułowanie ‘właściwego’ pytania jest daleko ważniejsze niż otrzymanie odpowiedzi. Rozwiązanie problemu leży w jego zrozumieniu – odpowiedź nie znajduje się na zewnątrz, poza problemem, jest w nim samym. Spraw nie można zobaczyć bardzo wyraźnie koncentrując się na odpowiedzi, na rozwiązaniu. Wielu z nas tak bardzo pragnie rozwiązać problem bez wejrzenia w niego – a, aby w niego wejrzeć, potrzeba energii, żywotności, pasji, nie opieszałości i lenistwa, jakie ma w sobie większość z nas – że raczej wolelibyśmy, ażeby ktoś inny go rozwiązał. Nie istnieje nikt, kto rozwiąże którykolwiek z naszych problemów, czy to politycznych bądź religijnych czy też psychologicznych. Trzeba mieć dużo witalności, pasji i żywotności by patrzeć i obserwować problem, a wtedy, podczas obserwacji, jest tam odpowiedź, zupełnie jasna. Co nie oznacza, że nie macie pytać, przeciwnie musicie to robić, musicie wątpić we wszystko, co od kogokolwiek, włączając mówcę, słyszycie. Słuchacz: Czy istnieje niebezpieczeństwo w samoobserwacji podczas zgłębiania problemów osobistych? Krishnamurti: Dlaczego miałoby nie istnieć? Niebezpieczeństwo jest obecne podczas przechodzenia przez ulicę. Czy chciał Pan powiedzieć, że nie mamy patrzeć, bo to niebezpieczne? Pamiętam, jak kiedyś – o ile mogę przywołać pewne zdarzenie – bardzo bogaty człowiek przybył by spotkać się z nami. Powiedział „Traktuję zagadnienie bardzo, bardzo poważnie, jestem zainteresowany tym, o czym Pan mówi i chcę rozwiązać wszystkie moje ‘znów i znów’, zna Pan te nonsensy, które ludzie powtarzają.” Odpowiedziałem „Dobrze, proszę Pana, wejdźmy w to” i rozmawialiśmy. Przychodził kilkakrotnie a po dwóch tygodniach przybył ze słowami „Mam straszne sny, przerażające sny, wydaje mi się, jak gdyby wszystko wokół znikało, różne rzeczy odchodziły.” Potem dodał „To chyba rezultat moich badań nad sobą, widzę w tym niebezpieczeństwo” i już więcej się nie pokazał. Wszyscy pragniemy bezpieczeństwa, wszyscy chcemy czuć się pewnie w naszym małym pięknym świecie, świecie ‘dobrze zaprowadzonego porządku’, jaki jest nieporządkiem, świecie naszych specyficznych związków, do zakłócenia których chcielibyśmy nie dopuścić – związku pomiędzy żoną i mężem, w którego ciasnych więzach trzymają się nawzajem, w którym obecne są cierpienie, podejrzliwość, strach, w którym pojawia się zagrożenie, zazdrość, gniew, dominacja. Istnieje sposób patrzenia w głąb siebie bez strachu, bez zagrożenia – należy patrzeć bez jakiejkolwiek krytyki, bez żadnego osądu, po prostu patrzeć, nie interpretować, nie sądzić, nie oceniać. Aby tak działać umysł musi mieć w sobie pragnienie poznania podczas obserwacji tego, co faktycznie jest. Jakie niebezpieczeństwo tkwi w ‘tym, co jest’? Istoty ludzkie są okrutne, oto faktycznie ‘to, co jest’, a zagrożenie, jakie wnoszą w ten świat jest efektem ich okrucieństwa, oto rezultat strachu. Cóż jest niebezpiecznego w obserwacji rzeczywistości i próbach zupełnego wykorzenienia strachu? – to, że możemy stworzyć inne społeczeństwo, inne wartości? Jest wiele piękna w obserwacji, w widzeniu rzeczy takimi, jakimi są – co nie oznacza odrzucania ani pragnienia by coś zrobić z ‘tym, co jest’ – zupełna percepcja ‘tego, co jest’ wywołuje swą własną przemianę. Trzeba tylko znać sztukę ‘patrzenia’, a nie jest ona nigdy introspektywną ani analityczną sztuką, lecz po prostu obserwacją bez żadnego wybierania. Słuchacz: Czy nie istnieje strach spontaniczny? Krishnamurti: Czy nazwałby Pan go strachem? Gdy masz przed sobą pożar, gdy widzisz przepaść, czy to strach powoduje, że się cofasz? Czy, kiedy spotykasz dzikie zwierzę, węża, wycofanie się oznacza strach? – a może inteligencję? Ta inteligencja może być efektem uwarunkowania, bo uwarunkowano cię na niebezpieczeństwo napotkania przepaści, przecież gdyby tak nie było mógłbyś w nią wpaść, co oznaczałoby koniec. Twoja inteligencja każe ci zachować ostrożność – czy oznacza ona strach? Lecz czy to inteligencja działa, kiedy dzielimy się na narody, na grupy wyznaniowe? – czy, gdy dokonujemy podziału pomiędzy tobą i mną, nami i nimi, obecna jest inteligencja? Czy to, co powoduje takie działanie i powstanie tego podziału, co przynosi zagrożenie, co dzieli ludzi, co wywołuje wojnę, jest efektem pracy inteligencji czy strachu? Jest tam strach, nie inteligencja. Innymi słowy podzieliliśmy siebie na kawałki: pewna część nas działa, gdy trzeba, inteligentnie, na przykład omijając przepaść czy unikając przejeżdżającego obok autobusu, ale nie jesteśmy wystarczająco inteligentni by zobaczyć niebezpieczeństwa nacjonalizmu, niebezpieczeństwa podziałów między ludźmi. Tak więc część nas – bardzo mała cząstka – jest inteligentna a reszta nie. Tam, gdzie występuje fragmentacja, musi pojawić się konflikt, musi być obecne cierpienie – istotą konfliktu jest właśnie podział, sprzeczność wewnątrz nas. Tej sprzeczności nie da się zintegrować. To jedna z naszych osobliwych manii, że próbujemy na powrót się scalić. Właściwie nie wiem, co to znaczy. Kim jest osoba, która zamierza połączyć dwie rozdzielone, sprzeczne natury? Czyż scalający sam nie jest elementem podziału? Ale gdy widzisz całość tego, kiedy sobie pozwolisz na percepcję bez żadnego wybierania – nie ma podziału. Słuchacz: Czy istnieje różnica między prawidłową myślą i prawidłowym działaniem? Krishnamurti: Kiedy używa Pan słowa ‘prawidłowy’ odnośnie myśli i działania, wtedy ‘prawidłowe’ działanie staje się ‘nieprawidłowym’ – zgoda? Używając słowa ‘prawidłowy’ ma się już ideę tego, co prawidłowe. Gdy masz ideę tego, co ‘prawidłowe’, jest to ‘nieprawidłowe’, ponieważ ‘prawidłowe’ opiera się na twych uprzedzeniach, na uwarunkowaniach, strachu, na twojej kulturze, na społeczeństwie, na twych specyficznych nawykach, obawach, zasadach religii i tak dalej. Masz swój model, wzorzec działania: ten właśnie wzorzec jest sam w sobie nieprawidłowy, niemoralny. Moralność społeczeństwa jest niemoralna. Zgadza się Pan z tym? Jeśli tak, to odrzucił Pan społeczną moralność, która oznacza chciwość, zazdrość, ambicję, nacjonalizm, kult podziałów klasowych i całą resztę. Ale czy faktycznie Pan to zrobił i teraz potwierdza mówiąc ‘tak’? Moralność społeczna jest niemoralna – czy rzeczywiście to ma Pan na myśli? – a może to tylko masa słów? Proszę Pana, być naprawdę moralnym, prawym to jedna z najbardziej niezwykłych rzeczy w życiu, i taka moralność w żaden sposób nie ma nic wspólnego ze społecznymi zachowaniami określonymi przez warunki zewnętrzne. Trzeba być wolnym aby być rzeczywiście prawym, a nie jesteś wolny jeżeli poddajesz się społecznej moralności z jej chciwością, zazdrością, współzawodnictwem, uwielbieniem sukcesu – zna Pan wszystkie te sprawy przedstawiane przez kościół i społeczeństwo jako wzór moralności. Słuchacz: Czy musimy czekać, aż to nastąpi, czy istnieje jakiś rodzaj dyscypliny, której możemy użyć? Krishnamurti: Czy potrzebujemy dyscypliny aby sobie zdać sprawę, że prawdziwe widzenie jest działaniem? Potrzebujemy? Słuchacz: Co powiedziałby Pan o spokojnym umyśle – czy to wynik dyscypliny? A może nie? Krishnamurti: Proszę spojrzeć: żołnierz na placu apelowym, bardzo spokojny, plecy wyprostowane, broń dokładnie we właściwym miejscu, został wyszkolony, szkolono go dzień po dniu, dzień po dniu, wszelka wolność została w nim zniszczona. Jest bardzo spokojny, ale czy to spokój? Albo kiedy dziecko jest zaabsorbowane zabawką, czy to spokój? – usuńmy zabawkę i chłopiec stanie się tym, kim jest. A więc czy dyscyplina (proszę to dobrze zrozumieć, raz na zawsze, to przecież proste), czy dyscyplina zaprowadzi spokój? Może spowodować otępienie, stan stagnacji, lecz czy powoduje spokój w sensie pełnej aktywności a jednak ciszy? Słuchacz: Co chce Pan, byśmy zrobili my, ludzie tu, na tym świecie? Krishnamurti: Zupełnie po prostu, proszę Pana: nie chcę niczego. To po pierwsze. Po drugie: żyjcie, żyjcie na tym świecie. Jest on tak cudownie piękny. To nasz świat, nasza ziemia przeznaczona by na niej żyć, ale my nie żyjemy, jesteśmy ograniczeni, jesteśmy podzieleni, jesteśmy zaniepokojeni, jesteśmy wystraszonymi ludzkimi istotami, i dlatego nie żyjemy, nie wchodzimy w związki, jesteśmy odizolowani i zrozpaczeni. Nie wiemy, co to znaczy żyć w ekstatycznym, błogim sensie. Twierdzę, że żyć w ten sposób można tylko kiedy się wie jak pozostać wolnym od wszelkich głupstw codziennego życia. Wolność od nich jest możliwa jedynie gdy staniesz się uważny w swoich związkach, nie tylko z istotami ludzkimi, lecz również z ideami, z naturą, ze wszystkim. W takim związku odkrywasz, kim jesteś, widzisz swój strach, niepokój, rozpacz, samotność, swój kompletny brak miłości. Jesteś wypełniony teoriami, słowami, wiedzą o tym, co powiedzieli inni ludzie, o sobie nie wiesz nic i dlatego nie wiesz jak żyć. Słuchacz: Jak wyjaśni Pan w kategoriach ludzkiego mózgu różne poziomy świadomości? Mózg wydaje się być sprawą fizyczną, umysł zaś nie. Poza tym umysł zdaje się posiadać część świadomą i nieświadomą. Jak możemy widzieć z jakąkolwiek jasnością, gdy weźmie się pod uwagę wszystkie te różne koncepcje? Krishnamurti: Jaka jest różnica pomiędzy umysłem i mózgiem, czy o to Panu chodzi? Nasz fizyczny mózg będący wynikiem przeszłości, rezultatem ewolucji, wielu tysięcy dni wczorajszych, z wszelkimi wspomnieniami oraz wiedzą i doświadczeniem, czy ten mózg nie jest częścią całego umysłu? – umysłu, w którym zawiera się zarówno świadomy jak i nieświadomy poziom. Fizyczny tak samo jak niefizyczny, psychologiczny, czy wszystko to nie stanowi jednej całości? – czy to nie my podzieliliśmy ją na świadomość i nieświadomość, na mózg i nie-mózg. Czy nie możemy patrzeć na wszystkie te rzeczy jak na niepodzielną całość? Czy nieświadomość tak bardzo różni się od świadomości? A może nie jest częścią całości, chociaż ją oddzieliliśmy? W tym miejscu pojawia się pytanie: w jaki sposób świadomy umysł ma uświadomić sobie nieświadomość? Czy pozytywna, praktyczna część – rzecz, która funkcjonuje przez cały dzień – jest w stanie obserwować nieświadomość? Nie wiem, czy mamy czas aby to zgłębić. Nie jesteście zmęczeni? Panowie, proszę, nie traktujcie naszego spotkania jak rozrywkę, przyjemny pobyt w ciepłym pomieszczeniu, słuchanie czyjegoś głosu. Zajmujemy się bardzo poważnymi sprawami i, jeżeli pracowaliście jak należało, musieliście się zmęczyć. Mózg nie potrafi przyjąć naraz więcej niż pewną określoną porcję a wejście w zagadnienie nieświadomego i świadomego wymaga obserwacji bardzo bystrym, jasnym umysłem. Bardzo wątpię, abyście po półtorej godziny byli do tego zdolni. Więc może, jeśli się zgodzicie, podejmiemy ten temat później? Londyn, 16 marca 1969 Rozdział 2. Fragmentacja Podział. Świadome i nieświadome, umierając dla ‘ znanego’ Dziś wieczór zamierzamy omówić zagadnienie świadomego i nieświadomego, powierzchni umysłu i jego głębszych warstw. Zastanawia mnie, dlaczego dzielimy życie na fragmenty: życie w pracy, życie społeczne, rodzinne, religijne, sportowe i tak dalej? Skąd bierze się ten rozdział, nie tylko w nas, lecz również w społeczeństwie – my i oni, ty i ja, miłość i nienawiść, umieranie i życie? Myślę, że powinniśmy wejść w to zagadnienie dość głęboko by odkryć, czy istnieje sposób życia, w jakim nie ma w ogóle podziałów między żywym i martwym, między świadomym i nieświadomym, pracą i życiem społecznym, życiem rodzinnym i osobistym. Podziały pomiędzy narodami, religiami, klasami społecznymi, cały ten wewnętrzny rozłam, w którym zawiera się tak wiele sprzeczności – dlaczego żyjemy w ten sposób? Rodzi to tyle zamętu, konfliktów, wojen, powoduje prawdziwe niebezpieczeństwo, zewnętrzne jak i wewnętrzne. Istnieje tak wiele podziałów: na Boga i diabła, dobrych i złych, ‘to, co być powinno’ i ‘to, co jest’. Myślę, że warto poświęcić dzisiejszy wieczór na próbę sprawdzenia, czy istnieje sposób życia – nie teoretycznie czy intelektualnie, ale faktycznie – sposób życia, w jakim nie ma jakiegokolwiek podziału, sposób życia, w którym działanie nie jest fragmentaryczne, więc zachodzi ciągły przepływ, a w nim każde działanie jest powiązane z każdym innym. Aby odnaleźć sposób życia, w którym nie ma fragmentacji, trzeba wejść bardzo głęboko w zagadnienie miłości i śmierci – rozumiejąc je będziemy może w stanie zbliżyć się do sposobu na życie, które jest ciągłym nieprzerwanym ruchem, sposobu na życie prawdziwie inteligentne. Umysł rozdrobniony na fragmenty gubi inteligencję, człowiek prowadzący pół tuzina żywotów – co jest akceptowane jako wysoce moralne – ukazuje najzwyczajniej brak inteligencji. Wydaje mi się, że w idei zintegrowania się – połączenia rozmaitych fragmentów aby stworzyć całość – nie ma, w oczywisty sposób, inteligencji dlatego, że wymaga ona istnienia osoby integrującej, kogoś, kto scala, łączy wszystkie kawałki; jednak jednostka, która próbuje to zrobić, sama również jest elementem układanki. Tym, czego trzeba, jest taka inteligencja i pasja, jaka spowoduje radykalną rewolucję w życiu, ażeby nie było już sprzecznych działań, lecz całość, nieprzerwany ruch. Aby wprowadzić tę przemianę do swojego życia potrzebujesz pasji. Jeśli masz zrobić cokolwiek wartościowego, musisz mieć tę żywą pasję – która nie jest przyjemnością. By zrozumieć takie działanie, w którym nie ma fragmentacji ani sprzeczności, potrzeba pasji. Nie zmienią życia intelektualne koncepcje i recepty, jedynie tylko prawdziwe zrozumienie ‘tego, co jest’, a do niego potrzebne jest zaangażowanie, pasja. Aby zbadać, czy istnieje sposób życia – życia codziennego, nie klasztornego – dla jakiego właściwa jest taka pasja i inteligencja, trzeba zrozumieć naturę przyjemności. Zagadnieniem przyjemności zajmowaliśmy się już któregoś dnia: jak myśl przeżywa doświadczenie, które dało chwilę zachwytu i jak, poprzez myślenie o nim, podtrzymuje przyjemność, a gdzie jest przyjemność tam również ograniczenie bólem i strachem. Czy miłość jest przyjemnością? Dla wielu z nas wartości moralne opierają się na przyjemności: zupełne wyrzeczenie się siebie, kontrolowanie się aby się podporządkowywać to ponaglanie przyjemności – większej, dostojniejszej, czym by ona nie była. Czy miłość należy do dziedziny przyjemności? Na dodatek słowo ‘miłość’ zostało tak przeciążone, każdy go używa, od polityka po żonę i męża. A wydaje mi się, że tylko miłość, w głębszym znaczeniu tego słowa, jest tym, co może zaprowadzić sposób życia, w którym w ogóle nie ma fragmentacji. Strach zawsze stanowi część przyjemności; oczywiście w związkach, gdzie jest obecny jakikolwiek jego rodzaj fragmentacja musi zachodzić, musi istnieć podział. To naprawdę głębokie zagadnienie, takie badanie, dlaczego ludzki umysł oddziela się, stawia w opozycji do innych, wywołując przemoc i co ma nadzieję poprzez tę przemoc uzyskać. My, istoty ludzkie zostaliśmy wystawieni na życie w sposób, który prowadzi do wojny, a jednocześnie pragniemy jednak pokoju, pragniemy wolności, tyle, że ten pokój to tylko idea, ideologia, a wszystko, co równocześnie robimy, warunkuje nas. Istnieje psychologiczny podział czasu, czas jako przeszłość (wczoraj), dziś i jutro – musimy w to wejrzeć, jeżeli mamy znaleźć sposób życia, w jakim w ogóle nie ma podziału. Musimy rozważyć, czy istnieje czas w sensie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości – czas psychologiczny – oto przyczyna podziału. Czy podział został spowodowany przez to, co znane, czyli pamięć będąca przeszłością, zawartością samego umysłu? A może powstaje on, ponieważ ‘obserwator’, ‘doświadczający’, ‘myślący’ zawsze jest oddzielony od rzeczy, którą obserwuje, jakiej doświadcza? Czy to nie egoistyczne, skoncentrowane na sobie postępowanie, oznaczające ‘ja’ i ‘ty’, tworzy własne opory, własne odizolowane poruszenia powodując podział? Wchodząc w to trzeba być świadomym wszystkich tych zagadnień: czasu; ‘obserwatora’ oddzielającego się od obserwowanej rzeczy; ‘doświadczającego’ różnego od doświadczenia; przyjemności; i czy wszystko to ma cokolwiek wspólnego z miłością. Czy psychologicznie istnieje jutro? – faktycznie, nie wynalezione przez myśl. Istnieje ono w czasie chronologicznym, ale czy faktycznie nastąpi psychologicznie, wewnętrznie? Jeśli jutro jest obecne jako idea, to działanie nie jest kompletne, a takie działanie wprowadza podział, sprzeczność. Idea jutra, przyszłości powoduje – czyż nie? – że nie widzisz spraw bardzo wyraźnie, tak, jak teraz – „Mam nadzieję ujrzeć je wyraźniej jutro”. Człowiek jest leniwy, nie ma tej pasji, tego żywotnego zainteresowania, które pozwala odkrywać. Myśl stwarza ideę dotarcia kiedyś, zrozumienia w końcu, a do tego potrzebny jest czas, trzeba wielu dni. Czy czas przynosi zrozumienie, czy pozwala widzieć coś bardzo wyraźnie? Czy umysł może uwolnić się od przeszłości, a zatem nie być ograniczonym przez czas? Psychologicznie jutro istnieje w kategoriach znanego – czy można zatem uwolnić się od rzeczy znanych? Czy możliwe jest działanie nie w kategoriach znanego? Jedną z najtrudniejszych spraw jest komunikacja. Komunikacja werbalna jest oczywiście konieczna, ale myślę, że istnieje jej znacznie głębszy szczebel, który polega nie tylko na werbalnym zrozumieniu, lecz wspólnocie, gdzie obaj spotykamy się na jednym poziomie, z takim samym zaangażowaniem, z tą samą pasją – następuje wtedy wspólnota, coś daleko ważniejszego niż zwykła komunikacja werbalna. A jako, że mówimy o kwestii raczej złożonej, która bardzo głęboko dotyka naszego codziennego życia, potrzebujemy nie tylko werbalnego porozumienia, ale też wspólnoty. Tym, co nas interesuje, jest radykalna rewolucja w psychice, nie w jakiejś odległej przyszłości, ale w chwili obecnej, dziś, teraz. Jesteśmy zdecydowani by odkryć, czy ludzki umysł będąc tak mocno uwarunkowany może się zmienić natychmiast, ażeby jego działania były niepodzielną całością, a dzięki temu zmierzyć się ze swym żalem, rozpaczą, bólem, strachem, obawą, swoją winą i tak dalej. Jak może on odrzucić to wszystko i być zupełnie świeży, młody i niewinny? Oto istota zagadnienia. Myślę, że nie jest to możliwe – taka radykalna rewolucja – tak długo, jak istnieje podział pomiędzy ‘obserwatorem’ i obserwowanym, między ‘doświadczającym’ i doświadczeniem. To ten podział wywołuje konflikt. Każdy podział musi powodować konflikt, a, poprzez konflikt, przez walkę, poprzez bitwę, niemożliwa jest, co oczywiste, przemiana w głębokim psychologicznym sensie – choć powierzchowne zmiany mogą nastąpić. Jak zatem umysł, serce i mózg – jedna całość ma stawić czoła problemowi podziału? Powiedzieliśmy, że zajmiemy się zagadnieniem świadomego i głębszych warstw czyli nieświadomego: pytamy zatem, dlaczego istnieje podział między umysłem świadomym zajętym swoimi codziennymi czynnościami, strapieniami, problemami, powierzchownymi przyjemnościami, zarabianiem na życie itd. a jego głębszymi poziomami, gdzie mieszczą się wszystkie ukryte motywy, pragnienia, przesadne wymagania, wszelkie lęki? Dlaczego zachodzi ten podział? Czy dlatego, że jesteśmy tak bardzo zajęci – powierzchownie – nieustanną paplaniną, ciągłym żądaniem – powierzchownej – zabawy, zaspokojenia potrzeb, czy to religijnych czy innych? Może dlatego, że umysł na powierzchni zapewne nie umie dociekać, wejść w głąb, w siebie wtedy, gdy powstaje podział. Co zawierają głębsze warstwy umysłu? – nie według psychologów, Freuda i reszty – i jak to odkryć, jeśli nie korzystasz z tego, co powiedzieli inni? Jak sprawdzisz, czym jest twa nieświadomość? Będziesz ją obserwował, czyż nie? Czy może będziesz oczekiwał, że twoje sny objaśnią zawartość nieświadomości? A kto ma tłumaczyć te sny? Eksperci? – oni też zostali uwarunkowani przez swoją specjalizację. Powstaje tu pytanie: czy można nie śnić w ogóle? – za wyjątkiem oczywiście koszmarów wskutek zjedzenia niewłaściwego pokarmu lub zbyt ciężkostrawnego posiłku przed snem. Istnieje – będziemy chwilowo używać tego słowa – nieświadome. Co je tworzy? – oczywiście przeszłość, cała świadomość rasowa i jej pochodne, tradycja rodzinna, przeróżne uwarunkowania religijne i społeczne – ukryte, mroczne, nieznane. Czy wszystko to można odkryć i uwidocznić bez pośrednictwa snów? – i bez chodzenia do analityka? – ażeby umysł, kiedy nie śpi, był spokojny zamiast nieustannie aktywny. I czy, w efekcie uspokojenia, może nie nadejść dla niego zupełnie inna jakość, całkowicie inny sposób postępowania, nie przywiązanego do codziennych trosk, lęków, utrapień, problemów, wymagań? By to odkryć, czyli nie śnić w ogóle – o ile to możliwe – aby umysł był w pełni świeży, gdy budzi się rano, trzeba być uważnym przez cały dzień, zauważać wskazówki i sygnały. Można je dostrzec jedynie w związkach, kiedy obserwujesz swe relacje z innymi bez potępiania, osądzania, oceniania, po prostu obserwujesz swoje zachowanie, twe reakcje, patrzysz bez żadnego wybierania, tylko przyglądasz się, wtedy ukryte, nieświadome ukazuje się w ciągu dnia. Dlaczego nadaliśmy tak wielką doniosłość i znaczenie nieświadomości? – przecież jest ona tak samo trywialna jak świadomość. Jeżeli świadomy umysł jest niezwykle aktywny obserwując, słuchając, patrząc, to staje się on daleko ważniejszy niż nieświadomość, której zawartość ukazuje się w tym stanie cała, podział na różne warstwy osiąga kres. Obserwacja swych reakcji, kiedy jedziesz autobusem, gdy rozmawiasz z żoną lub mężem, kiedy pracujesz sam w biurze – o ile kiedykolwiek jesteś sam – ten cały proces obserwacji, ten akt widzenia (w jakim nie ma podziału na ‘obserwatora’ i ‘ obserwowane ’) kończy sprzeczność. Gdy jest to w miarę jasne, możemy spytać: czym jest miłość? Czy miłość to przyjemność? Czy miłość to zazdrość? Czy miłość jest zaborcza? Czy miłość narzuca cokolwiek? – jak mąż żonie i żona mężowi. Na pewno ani jedna z tych rzeczy nie jest miłością, a jednak zostaliśmy nimi wszystkimi obarczeni, a jednak mówimy do męża czy żony czy kogokolwiek –Kocham cię–. Obecnie większość z nas jest, w ten czy inny sposób, zazdrosna. Zazdrość pojawia się wskutek porównywania, jako efekt przymierzania się do faktów, na skutek pragnienia by być czymś innym niż się jest. Czy możemy zobaczyć zazdrość taką, jaką faktycznie jest, i całkowicie się od niej uwolnić, ażeby już nigdy nie wróciła? – jeśli nie, to miłość nie może zaistnieć. Miłość nie należy do dziedziny czasu, nie może być kultywowana, nie pochodzi od przyjemności. Czym jest śmierć? Jaka zachodzi relacja pomiędzy miłością i śmiercią? Myślę, że odnajdziemy związek między nimi obiema, kiedy zrozumiemy znaczenie ‘śmierci’ – aby je pojąć, musimy oczywiście zrozumieć, czym jest życie. Czym jest, w tej chwili, nasze życie? – życie codzienne, nie coś ideologicznego, wydumanego, co, jak uważamy, być powinno, ale faktycznie jest fałszem. Czym jest, w tej chwili, nasze życie? – życie codzienne złożone z konfliktu, rozpaczy, samotności, izolacji. Nasze życie to pole bitwy, śpiące i budzące się, próbujemy od niego uciec na różne sposoby: poprzez muzykę, sztukę, muzea, angażowanie się w kwestie religijne lub filozoficzne, przędąc, złapani w sidła wiedzy, przeróżne teorie, wszystko oprócz położenia kresu konfliktowi, bitwie, które nazywamy życiem z jego nieustającym smutkiem. Czy smutek codziennego życia może się zakończyć? Dopóki umysł nie zmieni się radykalnie, dopóty nasze życie ma niewielkie znaczenie – codzienne chodzenie do pracy, zarabianie pieniędzy, umiejętność zręcznego cytowania innych, sprawiania wrażenia osoby bardzo dobrze poinformowanej – życie, które jest puste, prawdziwie mieszczańskie życie. A gdy uświadomisz sobie tę sytuację, zaczynasz odkrywać doniosłość życia, odnajdujesz znaczenie, jakie można mu nadać. Poszukiwanie mądrych ludzi, którzy podadzą znaczenie, cel życia to kolejna od niego ucieczka. Ten jego rodzaj musi przejść radykalną transformację. Dlaczego boimy się śmierci? – tak, jak większość ludzi. Boimy się czego? Proszę, obserwuj swój własny strach przed tym, co nazywamy śmiercią – lęk przed dotarciem do kresu tej bitwy, jaką nazywamy życiem. Boimy się tego, co nieznane, a co może się wydarzyć, boimy się zostawić rzeczy znane: rodzinę, książki, przywiązanie do domu i mebli, do ludzi obok nas. Boimy się, przez co nie pozwalamy odejść rzeczom znanym, a znane to nasze życie w smutku, bólu i rozpaczy, ze sporadycznymi przebłyskami radości – nie ma końca tej ciągłej walki, oto, co nazywamy życiem – czego się trzymamy i boimy puścić. Czy właśnie ‘ja’ – będące wynikiem całego tego gromadzenia – boi się, że dobiegnie końca? – dlatego żąda przyszłej nadziei, dlatego potrzebna jest reinkarnacja. Idea reinkarnacji, jaką wyznaje cały Wschód, mówi, że urodzisz się po raz kolejny na trochę wyższym szczeblu drabiny. Jesteś w tym życiu pomywaczem, w następnym będziesz księciem, kimś ważnym – kto inny przyjdzie zmywać za ciebie naczynia. Dla tych, którzy wierzą w reinkarnację, to, czym jesteś w tym życiu, ma bardzo duże znaczenie, bo od tego, co robisz, jak się zachowujesz, jakie są twoje myśli, jak wyglądają twe działania, od tego w przyszłym życiu zależy, czy otrzymasz nagrodę, czy zostaniesz ukarany. Lecz tacy ludzie nie dbają ani odrobinę o to, jak postępują, dla nich to tylko kolejny przesąd, taki, jak wiara, że istnieje niebo, Bóg, czy jeszcze coś innego. Tak naprawdę wszystko to sprowadza się do kwestii, kim jesteś teraz, dziś, jak faktycznie się zachowujesz, nie tylko na zewnątrz, ale też wewnętrznie. Zachód ma własną metodę pocieszenia odnośnie śmierci, racjonalizuje ją, ma swe własne uwarunkowania religijne. Więc czym faktycznie jest śmierć – koniec? Organizm dobiega kresu, bo jest stary, albo z powodu choroby lub wypadku. Bardzo niewielu z nas dożywa w piękny sposób starości, ponieważ jesteśmy udręczonymi jednostkami – nasze twarze ukazują to, gdy jesteśmy starsi – i pojawia się smutek starości, pamiętania spraw przeszłych. Czy można umrzeć psychologicznie dla wszystkiego, co ‘znane’, robić tak dzień po dniu? Dopóki nie ma wolności od tego, co ‘znane’, nie można osiągnąć tego, co ‘możliwe’. To tak, że nasza ‘możliwość’ zawsze znajduje się wewnątrz obszaru ‘znanego’, lecz gdy zaistnieje wolność, ‘możliwość’ jest nieograniczona. Czy można umrzeć psychologicznie dla całej przeszłości, dla wszelkich przywiązań, lęków, dla trwogi, próżności i dumy tak zupełnie, że jutro obudzisz się jako nowa, świeża istota? Powiesz „Jak to zrobić, jaka jest na to metoda?” Nie ma metody, bo ‘metoda’ oznacza jutro, implikuje, że będziesz praktykował i coś w końcu osiągniesz, jutro, po wielu jutrzejszych dniach. Ale czy widzisz od razu prawdę tego – widzisz faktycznie, nie teoretycznie – że umysł nie może pozostawać świeży, niewinny, żywy, żarliwy, dopóki nie nastąpi, psychologicznie, koniec wszystkiego, co należy do przeszłości? Ale nie chcemy pozwolić odejść przeszłości, bo my jesteśmy przeszłością, wszelkie nasze myśli bazują na przeszłości, cała wiedza to przeszłość, więc umysł nie umie pozwolić jej odejść, każdy wysiłek, jaki czyni by pozwolić, jest ciągle częścią przeszłości, przeszłości mającej nadzieję osiągnąć inny stan. Umysł musi być niezwykle spokojny, cichy – a staje się taki, bez żadnego oporu, bez użycia żadnego systemu, kiedy widzi całość spraw. Człowiek zawsze szukał niemoralności, maluje obraz, umieszcza na nim swe imię, co jest formą niemoralności – pozostawiając imię zawsze chce pozostawić coś z siebie. Lecz co musi on pozostawić – poza wiedzą technologiczną – co musi dać z siebie samego? Czym jest? Ty i ja, czym jesteśmy w sensie psychologicznym? Możesz mieć większe konto w banku, być sprytniejszy niż ja, może coś jeszcze, ale psychologicznie, czym jesteśmy? – masą słów, wspomnień, doświadczeń, i chcemy je przenieść na syna, umieścić w książce lub namalować na płótnie, ‘ja’. ‘Ja’ staje się szalenie ważne, ‘ja’ w opozycji do społeczności, ‘ja’ pragnące się zidentyfikować, chcące się zrealizować, dążące by zostać czymś wielkim – całą resztę tego znacie. Kiedy obserwujesz ‘ja’, widzisz, że to wiązka wspomnień, pustych słów: oto, przy czym trwamy, oto właśnie istota rozdziału pomiędzy tobą i mną, nimi i nami. Gdy rozumiesz to wszystko – obserwuj, nie poprzez innych ale przez siebie samego, przyglądaj się z bardzo bliska, bez osądu, oceny, tłumienia, po prostu obserwuj – wtedy zobaczysz, że miłość jest możliwa tylko, gdy istnieje śmierć. Miłość to nie pamięć, miłość to nie przyjemność. Mówi się, że jest ona związana z seksem – wracamy znów do podziału na miłością świecką i świętą, z pochwałą jednej i potępieniem drugiej. Miłość na pewno nie jest niczym takim. Nie można do niej dotrzeć, zupełnie, całkowicie, dopóki się nie umrze dla przeszłości, dla całego mozołu, konfliktu i smutku – wtedy pojawia się ona, wtedy można zrobić, co się chce. Jak już mówiliśmy któregoś dnia, zadać pytanie to dość łatwe, ale, gdy zadać je celowo i trzymać się go, aż, dla nas samych, problem będzie całkowicie rozwiązany – takie pytanie ma doniosłość; lecz pytania przypadkowe nie mają zbyt dużego znaczenia. Słuchacz: Jeżeli nie byłoby podziału na ‘to, co jest’ i ‘to, co być powinno’ można by popaść w samozadowolenie, nie martwić się o straszne rzeczy, które się dzieją. Krishnamurti: Czym jest realność ‘tego, co być powinno’? Czy jest to w ogóle rzeczywiste? Człowiek jest okrutny, ale ‘powinien być’ pokojowy. Czym jest realność ‘tego, co być powinno’ i dlaczego to mamy? Czy, gdyby ten podział miał zaniknąć, człowiek popadłby w samozadowolenie, akceptował wszystko? Czy akceptowałbym przemoc, gdybym nie miał ideału braku przemocy? Działanie bez przemocy głosi się od najdawniejszych czasów: nie zabijaj, okazuj współczucie i tym podobne, a faktycznie człowiek jest okrutny, oto ‘to, co jest’. Jeśli akceptuje to jako nieuniknione popada w samozadowolenie – tak jak teraz. Zaakceptował wojnę jako sposób na życie i właśnie tak działa pomimo tysięcy sankcji, religijnych, społecznych i wszelkich innych, mówi „Nie zabijaj” – nie tylko ludzi, zwierząt też, ale ciągle zabija i zjada zwierzęta oraz idzie na wojnę. A gdyby wcale nie było ideału, zostałbyś z ‘tym, co jest’. Czy wywołałoby to samozadowolenie? A może miałbyś wtedy energię, zainteresowanie, żywotność by rozwiązać ‘to, co jest’? Czyż ideał braku przemocy nie jest ucieczką od faktu jej istnienia? Kiedy umysł nie ucieka, ale zostaje skonfrontowany z faktem okrucieństwa – tym, że jest okrutny, nie potępiając tego, nie osądzając – wtedy taki umysł osiąga zapewne zupełnie inną jakość i przemoc już dłużej nie istnieje. Taki umysł nie akceptuje przemocy. Przemoc to nie tylko, kiedy kogoś się uderzy czy zabije, przemoc stanowi zniekształcenie powodujące dopasowywanie się, naśladowanie, przyjmowanie moralności społecznej lub stosowanie specyficznej własnej. Każda forma kontroli i tłumienia to rodzaj zniekształcenia i skutkiem tego przemocy. Na pewno by zrozumieć ‘to, co jest’ potrzeba natężenia, czujności pozwalającej odkryć to, co faktycznie jest. To, co faktycznie jest, to podział stworzony przez człowieka, przez nacjonalizm będący jedną z głównych przyczyn wojen, akceptujemy to, wielbimy flagę; istnieją też podziały wywołane przez religię: jesteśmy katolikami, buddystami, tym lub tamtym. Czy nie możemy być wolni od ‘tego, co jest’ dzięki bieżącej obserwacji stanu faktycznego? Możesz uwolnić się jedynie wtedy, gdy umysł nie zniekształca tego, co obserwuje. Słuchacz: Jaka jest różnica między widzeniem pojęciowym i faktycznym? Krishnamurti: Czy drzewo widzi Pan jako pojęcie czy faktycznie? Kiedy patrzy Pan na kwiat, czy widzi go bezpośrednio, czy może poprzez ekran swej indywidualnej wiedzy, botanicznej lub innej, czy może przez przyjemność, jaką sprawia? W jaki sposób Pan go widzi? Jeżeli jest to widzenie, że tak powiem, pojęciowe, to został on uwidoczniony przez myśl, czy to widać? Czy widzisz swą żonę lub męża? – czy tylko wyobrażenie, jakie na jego lub jej temat masz? Ten obraz to koncepcja, przez którą widzisz pojęciowo, jednak, kiedy w ogóle nie ma wyobrażenia, widzisz faktycznie, wtedy rzeczywiście uczestniczysz w związku. Więc czym jest mechanizm, który buduje obraz powstrzymujący nas od faktycznego widzenia drzewa, żony czy męża lub przyjaciela albo czegoś jeszcze? Oczywiście – chociaż mam nadzieję, że się mylę – macie wyobrażenie o mnie, mówcy – nie? Jeśli masz obraz mówcy, to naprawdę nie słuchasz go w pełni. A kiedy patrzysz na swą żonę, męża itd. poprzez wyobrażenie, to nie widzisz naprawdę osoby, widzisz ją przez obraz i dlatego nie istnieje tu żaden związek – możesz powiedzieć ‘Kocham cię’, ale to w ogóle nie ma znaczenia. Czy umysł może przestać tworzyć obrazy? – w sensie, o jakim mówimy. Jest to możliwe tylko, kiedy jest on całkowicie uważny w momencie wyzwania, w chwili odbioru wrażenia. Weźmy bardzo prosty przykład: ktoś ci schlebia, lubisz to i właśnie twoje ‘lubię’ buduje wyobrażenie.Jednak, jeżeli słuchasz tych pochlebstw z pełną uważnością, ani lubisz ani nie lubisz, wysłuchujesz ich w pełni, całkowicie, obraz nie powstaje, nie nazywasz tego kogoś przyjacielem ani, przeciwnie, osobą, która cię obraża, nie nazywasz go wrogiem. ‘Tworzenie wyobrażeń’ pochodzi od nieuważności – gdy obecna jest uważność, nie ma budowania żadnych koncepcji. Zrób tak, to się odkrywa samo, bardzo łatwo. Kiedy w pełni poświęcasz uwagę patrzeniu na drzewo lub kwiat czy chmurę, nie zachodzi projekcja twej wiedzy botanicznej, ani twojego ‘lubię, nie lubię’, po prostu patrzysz – co nie znaczy, że identyfikujesz się z drzewem, przecież nie możesz nim zostać. Jeśli patrzysz na żonę, męża lub przyjaciela bez obecności jakiegokolwiek wyobrażenia, to związek jest czymś całkowicie innym, wtedy w ogóle nie włącza się w niego myśl i miłość ma możliwość zaistnienia. Słuchacz: Czy miłość i wolność współistnieją? Krishnamurti: Czy potrafimy kochać bez wolności? Jeśli nie jesteśmy wolni, to czy umiemy kochać? Jeżeli jesteśmy zazdrośni, to czy umiemy kochać? Przestraszeni, czy umiemy kochać? Albo jeśli w pracy realizujemy jakąś naszą ambicję i przychodzimy do domu ze słowy ‘Kocham cię, moja miła’ – czy to miłość? W pracy jesteśmy brutalni, przebiegli a w domu próbujemy być potulni, kochający – czy to możliwe? Jedną ręką zabijać, drugą kochać? Czy człowiek ambitny może kiedykolwiek kochać, albo człowiek żyjący współzawodnictwem z innymi – w jakikolwiek sposób wiedzieć, co znaczy miłość? Akceptujemy wszystkie te rzeczy, i moralność społeczną; kiedy jednak jej zaprzeczymy, całkowicie, całą naszą istotą, stajemy się prawdziwie moralni – lecz nie robimy tego. Jesteśmy godni społecznego, moralnego szacunku i dlatego nie wiemy, czym jest miłość. Bez miłości nie potrafimy odkryć, czym jest prawda, ani czy istnieje taka rzecz – czy może jej nie ma – jak Bóg. Możemy wiedzieć, czym jest miłość, tylko, gdy wiemy, jak umrzeć dla wszelkiego wczoraj, dla wszystkich wyobrażeń przyjemności, seksualnej czy innej – wtedy, gdy istnieje miłość, która sama w sobie jest cnotą, która sama w sobie jest moralnością: cała etyka jest w niej – wtedy dopiero pojawia się ta rzeczywistość, to coś, czego nie da się zmierzyć. Słuchacz: Indywidualna jednostka, trwając w zamęcie, tworzy społeczność. Czy, by zmienić społeczeństwo, zaleca Pan ażeby indywidualność odłączyła się tak, aby nie zależała od społeczeństwa? Krishnamurti: Czy indywidualność nie jest społeczeństwem? Wy i ja stworzyliśmy to społeczeństwo, z naszą chciwością, ambicją, z naszym nacjonalizmem, pragnieniem współzawodnictwa, brutalnością, okrucieństwem, oto, co uczyniliśmy w świecie zewnętrznym, ponieważ tym jesteśmy wewnątrz siebie. Wojna, jaka toczy się w Wietnamie: jesteśmy za nią odpowiedzialni, wy i ja, faktycznie, ponieważ zaakceptowaliśmy wojnę jako sposób życia. Sugeruje Pan, żebyśmy się odłączyli? Wręcz przeciwnie, jak możesz odłączyć się od siebie? Jesteś częścią całego tego bałaganu i możesz być wolny od tej brzydoty, tego okrucieństwa, wszystkiego, co jest tu obecnie, nie poprzez odłączenie się, ale przez poznanie, poprzez obserwację, przez zrozumienie całości spraw w sobie a skutkiem tego stać się wolnym od wszelkiego okrucieństwa. Nie możesz odłączyć się od siebie – przywołuje to problem, ‘kto’ ma to zrobić. ‘Kto’ ma odłączyć ‘mnie’ od społeczeństwa albo ‘mnie‘ od siebie samego? Jednostka, która chce się odłączyć, czyż nie jest częścią całego widowiska? Zrozumieć to wszystko – że ‘obserwator’ nie jest czymś innym od obserwowanej rzeczy to medytacja, wymaga ona potężnej, nieanalitycznej wnikliwości względem siebie – poprzez obserwację związków z rzeczami, z obszarem swego posiadania, z ludźmi, z ideami, z naturą, dociera się do poczucia całkowitej wewnętrznej wolności. Londyn, 20 marca 1969 Rozdział 3. Medytacja Znaczenie ‘poszukiwania’, problemy związane z praktyką i kontrolą, jakość ciszy Chciałbym porozmawiać o czymś, co, jak myślę, jest bardzo ważne: rozumiejąc to powinniśmy umieć, mam nadzieję, osiągnąć sami dla siebie zupełną percepcję życia bez jakiejkolwiek fragmentacji, ażebyśmy mogli działać w pełni, w sposób wolny, szczęśliwy. Zawsze poszukujemy pewnego rodzaju tajemnicy, bo jesteśmy tak bardzo nieusatysfakcjonowani życiem, jakie prowadzimy, płytkością tego, co robimy, co ma bardzo niewielki sens, a czemu próbujemy nadać doniosłość, znaczenie, lecz jest to działanie intelektualne a poprzez to jedynie powierzchowne, podstępne i ostatecznie nieznaczące. A jednak wiedząc o tym wszystkim – wiedząc, że nasze przyjemności po chwili się kończą, nasze codzienne czynności to rutyna, wiedząc też, że nasze problemy, tak wiele z nich, prawdopodobnie nigdy nie znajdą rozwiązania, nie wierząc w nic, nie pokładając wiary w tradycyjnych wartościach, w nauczycielach, w guru, w sankcjach Kościoła czy społeczeństwa – wiedząc o tym wszystkim, większość z nas stale sonduje lub poszukuje, próbuje odkryć coś naprawdę wartościowego, coś, czego nie dotknęła myśl, coś, w czym rzeczywiście jest poczucie niezwykłego piękna i ekstazy. Wielu z nas, wydaje mi się, próbuje odnaleźć coś, co jest trwałe, czego nie da się łatwo zepsuć. Odkładamy na bok oczywistości i pojawia się głęboka tęsknota – nie emocjonalna ani sentymentalna – dogłębne dociekanie, jakie może otworzyć drzwi do czegoś, czego nie da się zmierzyć myślą, czegoś, co nie może być zaliczone do kategorii wiary czy nadziei. Ale czy istnieje jakiś sens badania, poszukiwania? Zamierzamy przedyskutować kwestię medytacji: to raczej złożone zagadnienie i, zanim w nie wejdziemy, musimy mieć zupełną jasność odnośnie badania, poszukiwania doświadczeń, prób odnalezienia rzeczywistości. Musimy zrozumieć znaczenie poszukiwania i dążenia do prawdy, intelektualnego błądzenia w nadziei dotarcia do czegoś nowego, co nie pochodzi z czasu, nie zostało stworzone przez nasze wymagania, przymus i rozpacz. Czy prawda może być kiedykolwiek odnaleziona poprzez poszukiwanie? Czy rozpoznasz ją, gdy odnajdziesz? Jeśli tak, to czy możesz powiedzieć „Oto prawda”, „Oto rzeczywistość”? Czy szukanie ma w ogóle jakiś sens? Wielu religijnych ludzi ciągle mówi o poszukiwaniu prawdy, a my pytamy, czy prawda może zostać w jakikolwiek sposób odszukana? Czyż w idei poszukiwania, odnajdowania nie zawiera się również idea rozpoznania – idea, że, jeśli coś znajdę, muszę umieć to rozpoznać? Czy rozpoznanie nie oznacza, że już to znam? Czy prawda jest ‘rozpoznawalna’ – w takim sensie, że została wcześniej doświadczona, więc można powiedzieć „To jest to”? Jaką zatem wartość ma w ogóle poszukiwanie? A może, jeśli nie ma żadnej wartości, to wartościowa jest tylko ciągła obserwacja, ciągłe słuchanie? – które nie jest tym samym, co poszukiwanie. Kiedy obecna jest ciągła obserwacja, nie zachodzi ruch przeszłości. ‘Obserwować’ oznacza bardzo jasne widzenie – aby widzieć bardzo jasno potrzeba wolności, wolności od oburzenia, wolności od wrogości, od wszelkich uprzedzeń czy urazy, wolności od wszelkich wspomnień utrwalonych jako wiedza, które wtrącają się, gdy patrzysz. Czy wtedy, kiedy obecna jest taka jakość, ten rodzaj wolności z ciągłą obserwacją – nie tylko rzeczy na zewnątrz, ale również wewnątrz – tego, co się dzieje naprawdę, istnieje potrzeba jakiś poszukiwań? – przecież wszystko tam jest: stan faktyczny, ‘to, co jest’ – pod obserwacją. Lecz w momencie, w którym chcemy zmienić ‘to, co jest’ w coś innego, ma miejsce proces zniekształcania. Obserwując z wolnością, bez żadnych zniekształceń, bez żadnego oceniania, bez jakiegokolwiek pragnienia przyjemności, poprzez samą tylko obserwację widzimy, że ‘to, co jest’ przechodzi niesamowitą przemianę. Wielu z nas próbuje wypełnić życie wiedzą, rozrywkami, aspiracjami duchowymi i wiarą, co, jak obserwujemy, ma niewielką wartość. Pragniemy doświadczyć czegoś transcendentalnego, czegoś ponad wszystkie ziemskie rzeczy, pragniemy doświadczyć czegoś wspaniałego, co nie ma granic, w czym nie ma czasu. By ‘doświadczyć’ czegoś niezmierzonego trzeba zrozumieć implikacje ‘doświadczania’. Dlaczego w ogóle chcemy ‘doświadczać’? Proszę, nie akceptujcie ani nie odrzucajcie tego, co słyszycie z ust mówcy, po prostu sprawdźcie to. Mówca – miejmy ponownie jasność w tej materii – nie prezentuje sobą jakiejkolwiek wartości. (Tak jak telefon: nie podporządkowujesz się temu, co mówi. Nie ma on przecież żadnego autorytetu, ale go słuchasz.) Jeżeli słuchasz z uwagą, jest w tym uczucie: nie zgoda czy niezgoda, lecz właściwość umysłu, który stwierdza „Zobaczymy, o czym mówisz, zobaczymy, czy ma to jakąkolwiek wartość, zobaczymy, co jest prawdą, a co fałszem.” Nie akceptuj ani nie odrzucaj, ale słuchaj i obserwuj, nie tylko to, co się mówi, ale również swoje reakcje, zniekształcanie podczas, kiedy słuchasz, zobacz swe uprzedzenia, twoje opinie, wyobrażenia, twe doświadczenie, zobacz, w jaki sposób starają się powstrzymać cię od słuchania. Pytamy: jaki jest sens doświadczenia? Czy ma ono jakiekolwiek znaczenie? Czy może obudzić umysł, który śpi, który doszedł do pewnych wniosków i został zatrzymany i uwarunkowany przez wiarę? Czy doświadczenie może go obudzić, rozbić całą tę strukturę? Czy taki umysł – tak mocno uwarunkowany, obciążony własnymi niezliczonymi problemami i rozpaczą i żalem – może odpowiedzieć na jakiekolwiek wyzwanie? – może? A jeśli nawet, to czy odpowiedź nie musi być nieadekwatna i skutkiem tego prowadzić do nasilenia konfliktu? Poszukiwanie szerszego, głębszego doświadczenia transcendentalnego jest zawsze formą ucieczki od bieżącej rzeczywistości ‘tego, co jest’, a co oznacza nas samych, nasz własny uwarunkowany umysł. Umysł, który jest w najwyższym stopniu przebudzony, inteligentny, wolny, dlaczego miałby w ogóle potrzebować jakiegoś ‘doświadczenia’? Światło to światło, nie prosi o więcej światła. Pożądanie kolejnych ‘doświadczeń’ jest ucieczką od rzeczywistości, od ‘tego, co jest’. Jeśli obecna jest wolność od nieustannego poszukiwania, wolność od żądania i pragnienia by doświadczyć czegoś nadzwyczajnego, to możemy kontynuować odkrywanie, czym jest medytacja. Słowo to – jak i ‘miłość’, ‘śmierć’, ‘piękno’, ‘szczęście’ – jest tak przeciążone. Istnieje wiele szkół, które nauczą cię, jak medytować. Jednak, żeby zrozumieć, czym jest medytacja, trzeba położyć fundament prawego postępowania. Bez tej podstawy jest ona właściwie formą autohipnozy: bez wolności od gniewu, zazdrości, chciwości, zachłanności, nienawiści, współzawodnictwa, pragnienia sukcesu – wszelkich moralnych, szacownych odmian tego, co uważa się za prawe – bez położenia właściwego fundamentu, bez przeżywania na bieżąco życia codziennego wolnego od zniekształceń powodowanych przez indywidualny strach, troskę, chciwość i tak dalej, medytacja ma bardzo małe znaczenie. Położenie fundamentu to wszystko, co ważne. Powstaje więc pytanie: czym jest cnota? Co to moralność? Proszę nie mówcie, że to mieszczański problem i jest bez znaczenia w społeczeństwie, które przyzwala, które dopuszcza wszystko. Nie rozważamy tego typu społeczności, zainteresowani jesteśmy życiem całkowicie wolnym od strachu, życiem, jakie umożliwia głęboką, trwałą miłość. Bez tego medytacja staje się dewiacją, jest jak zażywanie narkotyku – co wielu robi – celem doznania niezwykłego doświadczenia podczas, gdy życie pozostaje miałkie, tandetne. Ci, którzy biorą narkotyki, przeżywają pewne osobliwe doświadczenia, może widzą w trochę czystszych barwach, może stają się odrobinę bardziej wrażliwi, a uwrażliwieni – w tym wywołanym chemicznie stanie – może widzą rzeczy bez odstępu pomiędzy ‘obserwatorem’ i tym, co obserwowane, jednak, kiedy chemia zakończy swe działanie, trafiają z powrotem tam, gdzie byli ze strachem, z nudą, są znów z powrotem na starej ścieżce – muszą więc ponownie zażyć narkotyk. Dopóki nie położy się fundamentu cnoty, medytacja pozostaje chwytem służącym do kontroli umysłu, zmuszenia go by się uciszył, spowodowania aby dopasował się do wzoru wymuszanego przez system mówiący „Rób to a otrzymasz wspaniałą nagrodę.” Jednak taki umysł – zastosuj, cokolwiek chcesz spośród wszelkich dostępnych metod i systemów - pozostanie ciasny, małostkowy, uwarunkowany, i skutkiem tego bezwartościowy. Trzeba zbadać, czym jest cnota i jak wygląda twoje postępowanie. Czy jest ono wynikiem uwarunkowań środowiskowych, społecznych, kulturowych, w jakich wyrosłeś? – postępujesz według nich. Czy to cnota? A może polega ona na wolności od moralności społecznej opartej na chciwości, zawiści i całej reszcie? – moralności uważanej za wielce szacowną. Czy cnotę można kultywować? – a, jeśli można, to czy nie stanie się ona czymś mechanicznym i dlatego wcale nie będzie cnotą? Cnota to coś żywego, płynnego, co się ciągle odnawia, chyba nie może być poskładana w miarę upływu czasu – to tak, jakby ktoś sugerował, że możesz kultywować pokorę. Czy umiesz kultywować pokorę? Oto próżny człowiek, który ‘kultywuje’ pokorę – czego by nie zrobił, pozostanie próżny. Ale w bardzo jasnym widzeniu natury próżności i dumy, w takim właśnie widzeniu jest wolność od nich, a w niej – pokora. Kiedy to całkiem jasne, możemy kontynuować odkrywanie, czym jest medytacja. Medytacja, jeżeli rozumiesz, co oznacza, jest jedną z najbardziej zadziwiających rzeczy, chyba jednak nie będziesz w stanie jej pojąć dopóty, dopóki nie dotrzesz do końca poszukiwań, błądzenia, pragnień, kurczowego trzymania się tego, co uważasz za prawdę, a co jest twą własną projekcją. Nie będziesz umiał tam dotrzeć do chwili, kiedy przestaniesz już dłużej żądać jakiegoś ‘doświadczania’ lecz zrozumiesz zamęt, w jakim żyjesz, nieporządek swego własnego życia. Poprzez obserwację tego nieporządku, przychodzi porządek – który nie jest schematyczny. Gdy tak zrobiłeś – co jest samo w sobie medytacją – to można spytać nie tylko, czym jest medytacja, ale też, czym ona nie jest, bo w zaprzeczeniu fałszu kryje się prawda. Każdy system, każda metoda, jaka ma cię nauczyć, jak medytować, jest, w oczywisty sposób, fałszywa. Można zobaczyć dlaczego, intelektualnie, logicznie: bo, jeżeli praktykujesz coś według metody – jak by nie była znakomita, jak by nie była starożytna, jak by nie była nowoczesna, jak by nie była popularna – powodujesz, że twe działania są mechaniczne, robisz coś w kółko i w kółko żeby osiągnąć jakiś cel. W medytacji cel nie różni się od tego, co po drodze. Jednak metoda coś ci obiecuje, jest środkiem do celu. Jeśli środek, działanie jest mechaniczne, to efekt jest również czymś wytworzonym przez maszynę, zmechanizowany umysł mówi „Coś osiągnę”. Trzeba być całkowicie wolnym od wszystkich metod, wszelkich systemów, to już początek medytacji, już zaprzeczasz czemuś, co jest absolutnie fałszywe i bez znaczenia. I znów, istnieją ci, którzy praktykują ‘uważność’. Czy możesz praktykować uważność? – jeśli ją praktykujesz, to cały czas jesteś nieuważny. Więc bądź świadom swojego braku uwagi, nie ćwicz, jak być uważnym – jeżeli jesteś świadom swojego braku uwagi, poprzez tę świadomość powstaje uważność, nie musisz jej praktykować. Proszę, zrozumcie to, to tak jasne i proste. Nie musisz jechać do Birmy, Chin, Indii, miejsc romantycznych, ale nie reprezentujących sobą czegoś unikalnego. Pamiętam, jak pewnego razu z grupą ludzi podróżowaliśmy samochodem po Indiach. Siedziałem z przodu, obok kierowcy, z tyłu znajdowały się trzy osoby zajęte rozmową o uważności, pragnące pomówić ze mną na ten temat. Samochód jechał bardzo szybko. Na drodze znalazła się koza a kierowca nie poświęcił jej wiele uwagi i rozjechał biedne zwierzę. Dżentelmeni z tyłu dyskutowali o tym, czym jest uważność – w ogóle nie zorientowali się, co zaszło! Śmiejecie się, ale my wszyscy tak robimy, jesteśmy intelektualnie zainteresowani ideą uważności, werbalnym, dialektycznym rozpatrywaniem opinii, jednak faktycznie nie zdajemy sobie sprawy, co się dzieje. Nie ma praktykowania, tylko żywa rzeczywistość. I pojawia się pytanie: jak kontrolować myśl? Myśl wędruje we wszelkie dostępne miejsca: chcesz o czymś pomyśleć, a ona jest zupełnie gdzie indziej. Słyszysz: praktykuj, kontroluj, myśl o obrazie, sentencji, albo jeszcze czymś, koncentruj się – myśl ucieka w innym kierunku, więc ją powstrzymujesz i toczy się bitwa, w tę i z powrotem. Więc pytamy: skąd w ogóle potrzeba kontrolowania myśli i kim jest jednostka, która zamierza to robić? Proszę, przyjrzyjcie się tej kwestii z bliska. Dopóki rzeczywiście nie zrozumiesz tego zagadnienia, nie będziesz w stanie zobaczyć, co oznacza medytacja. Kiedy ktoś mówi „Muszę kontrolować myśl”, to kim jest kontrolujący, cenzor? Czy jest on czymś innym niż to, co zamierza kontrolować, kształtować czy przekształcić w inną jakość? – czy jedno i drugie to nie to samo? Co się dzieje, gdy ‘myślący’ widzi, że jest myślą – a przecież nią jest – że ‘doświadczający’ to doświadczenie? Co ma wtedy zrobić? Czy nadążacie za tym? Myślący to myśl, a myśl wędruje: wtedy myślący, myśląc, że jest czymś oddzielnym, mówi „Muszę ją kontrolować.” Czy jest on czymś innym niż, to, co nazywa się myślą? Jeśli myśl jest nieobecna, to czy istnieje myślący? Cóż ma miejsce, kiedy myślący widzi, że jest myślą? Co się faktycznie dzieje, kiedy ‘myślący’ jest myślą, a ‘obserwator’ obserwowaną rzeczą? Co zachodzi? Nieobecna w tym jest separacja, podział, a dzięki temu konflikt – nie potrzeba więc dłużej kontrolować, kształtować myśli – co ma wtedy miejsce? Czy następuje w ogóle jakaś wędrówka myśli? Przedtem działała kontrola, istniała koncentracja myśli, powstawał konflikt między ‘myślącym’, który chciał ją kontrolować i wędrującą sobie myślą. Tak dzieje się z nami wszystkimi przez cały czas. A teraz następuje nagłe uświadomienie sobie, że ‘myślący’ to myśl – uświadomienie sobie nie sformułowane słowne, ale jako rzeczywistość. Co ma wtedy miejsce? Czy obecne jest coś takiego jak wędrówka myśli? Istnieje ona tylko, kiedy ‘obserwator’ jest czymś innym niż myśl i chce ją ocenzurować – może wtedy powiedzieć „Ta jest dobra a ta zła”, albo „Myśl wędruje, błądzi, muszę ją kontrolować.” Jednak czy, kiedy myślący zda sobie sprawę, że sam jest myślą, błądzenie w ogóle zachodzi? Panowie, wejdźcie w to, nie akceptujcie tego, a zobaczycie sami, na własny użytek. Błądzenie istnieje tylko, kiedy obecny jest opór próbujący powstrzymać konflikt; opór został stworzony przez myślącego, któremu wydaje się, że jest czymś oddzielnym od myśli, jednak, gdy uświadomi on sobie, że sam nią jest, nie ma oporu – co nie oznacza, że, na odwrót, myśl rozpełza się po całym dostępnym obszarze i robi, co zechce. Cała koncepcja kontroli i koncentracji przechodzi kolosalną przemianę, staje się uważnością, czymś całkowicie innym. Jeżeli pojmujesz naturę uważności, to, jak może być ona ukierunkowywana, to rozumiesz, że to coś całkiem innego niż koncentracja będąca odłączeniem. Zapytasz wtedy „Czy mogę zdziałać coś bez koncentracji?”, „Czyż nie potrzebuję jej aby coś zrobić?” Ale czy nie możesz tego zrobić z uważnością? – która nie jest koncentracją. ‘Uważność’ oznacza być obecnym, to jest słuchać, słyszeć, widzieć całością swej istoty, ciałem, nerwami, oczami, uszami, umysłem, sercem, zupełnie. Dzięki tej zupełnej uważności – w której nieobecny jest podział – możesz uczynić cokolwiek, i, dzięki takiej uważności, nie ma oporu. A wtedy, następna rzecz to, czy umysł zawierający w sobie mózg – mózg uwarunkowany, rezultat tysięcy tysięcy lat ewolucji, mózg, który służy za magazyn pamięci – czy może on pozostać cichy? Bo tylko, gdy cały umysł jest spokojny, cichy, następuje percepcja, czyste widzenie, umysłem, w którym nie ma zamętu. Jak może on pozostać cichy, nieporuszony? Nie wiem, może sami zauważyliście, że, aby popatrzeć na przepiękne drzewo lub obłok pełen światła i blasku, trzeba patrzeć zupełnie, spokojnie, inaczej nie patrzy się bezpośrednio na nie, patrzy się poprzez pewne wyobrażenie przyjemności lub pamięć dnia wczorajszego, właściwie nie patrzy się na nie, patrzy się raczej na obraz niż na faktyczną sytuację. Więc zapytujemy, czy całość umysłu, uwzględniając mózg, może być zupełnie nieporuszona? Ludzie zadawali to pytanie – ludzie traktujący rzecz naprawę bardzo poważnie – nie byli w stanie znaleźć odpowiedzi, próbowali podstępów, powiedzieli, że umysł można uspokoić poprzez powtarzanie słów. Próbowaliście tego kiedyś? – powtarzania ‘Ave Maria’ albo słów w sanskrycie, jakie ktoś przywiózł z Indii, mantr – powtarzania pewnych wyrazów celem uspokojenia umysłu. To bez znaczenia, jakie to słowa – Coca Cola, cokolwiek – dodaj do nich rytm, powtarzaj często i zobaczysz, że umysł się ucisza, tyle, że wpada w otępienie, brak mu wrażliwości, czujności, wigoru, witalności, żarliwości, zainteresowania. Otępiony umysł, chociaż może powiedzieć „Przeżyłem potężne doświadczenie transcendentalne”, oszukuje sam siebie. Nie chodzi zatem o powtarzanie słów ani próby wymuszenia czegoś – zbyt wiele chwytów stosowano wobec umysłu, ażeby go wyciszyć – a jednak gdzieś głęboko wewnątrz siebie wiesz, że, kiedy umysł jest cichy, wszystko się kończy, że nastaje wtedy prawdziwa percepcja. Jak umysł, w tym mózg, ma się całkowicie uciszyć? Niektórzy mówią: oddychaj prawidłowo, bierz głębokie oddechy, o to chodzi, wprowadź więcej tlenu do krwi; mały, tandetny umysł oddychając bardzo głęboko dzień po dniu, może się nawet wyciszyć, jednak pozostaje ciągle tym, czym jest, małym, tandetnym umysłem. Albo praktykuj jogę? – znowu, tak wiele spraw się z tym wiąże. Joga oznacza sprawność w działaniu, nie tylko wykonywanie pewnych ćwiczeń, potrzebnych dla utrzymania zdrowego, silnego, wrażliwego ciała – zawiera się w tym spożywanie właściwego pokarmu, nie napychanie się masą mięsa i resztą (nie będziemy w to wchodzić, zapewne jecie mięso). Zręczność w działaniu wymaga wielkiej wrażliwości, lekkości ciała, spożywania właściwego pokarmu, nie tego, co dyktuje twe podniebienie lub do czego przywykłeś. Cóż zatem należy robić? Kto stawia to pytanie? Widzisz bardzo jasno, że nasze życie to nieporządek, wewnątrz i na zewnątrz, a jednak porządek jest konieczny, tak uporządkowany jak porządek matematyczny, a to może nastąpić jedynie poprzez obserwację nieporządku, nie przez próby dopasowania się do planu, jaki inni, albo nawet ty sam, mogą uważać za porządek. Poprzez widzenie, przez pozostawanie świadomym nieporządku, przychodzi porządek. Widać również, że umysł musi być niezwykle cichy, wrażliwy, czujny, nie złapany w sidła nawyków fizycznych czy psychologicznych – jak to ma się stać? Kto stawia to pytanie? Czy zostało ono zadane przez umysł paplający, umysł posiadający tak dużo wiedzy? Czy nauczył się czegoś nowego? – brzmi to „Mogę widzieć bardzo jasno tylko, kiedy jestem cichy, dlatego muszę się uciszyć.” Potem mówi „Jak mam się uciszyć?” Niewątpliwie pytanie to jest samo w sobie błędne: w chwili, gdy umysł pyta –jak–, szuka schematu, a skutkiem tego niszczy właśnie to coś, co badał, czyli: jak umysł może być zupełnie nieporuszony? – nie w sposób mechaniczny, nie poprzez narzucanie czegoś, nie zmuszany do bezruchu. Umysł, którego nie zmusza się do bezruchu jest niezwykle aktywny, wrażliwy, czujny. Jednak, gdy pytasz ‘jak’, następuje podział na obserwatora i obserwowaną rzecz. Gdy sobie zdasz sprawę z tego, że nie ma metody, systemu ani mantry, nauczyciela, nic na świecie, co pomoże ci się uciszyć, kiedy sobie uświadomisz prawdę tego, że tylko cichy umysł widzi, wtedy staje się on niezwykle cichy. To tak, jak zobaczyć niebezpieczeństwo i uniknąć go – w taki sam sposób, przez widzenie, że umysł musi być zupełnie cichy, ucisza się on. Teraz istotną rolę odgrywa jakość ciszy. Maleńki umysł może być bardzo cichy, ma on mało przestrzeni, w której należy ciszę zachować: ta niewielka przestrzeń ze swoją małą ciszą to całkowicie martwa rzecz – znacie to. Ale umysł, który dysponuje nieograniczoną przestrzenią i taką ciszą, taką nieporuszonością, który nie ma centrum, czyli ‘ja’, ‘obserwatora’, to coś zupełnie innego. W tej ciszy ‘obserwator’ w ogóle nie istnieje, taka jakość ciszy dysponuje ogromną przestrzenią, nie ma granic i jest w wysokim stopniu aktywna, aktywność takiej ciszy jest całkowicie inna niż działania skoncentrowane na sobie. Jeśli umysł doszedł tak daleko (a tak naprawdę to niedaleko, to zawsze tam, o ile wiesz, jak patrzeć), to być może to, czego człowiek szukał poprzez wieki, Bóg, prawda, niezmierzone, bezimienne, bezczasowe, tam jest. Taki człowiek jest błogosławiony, tam znajduje się prawda dla niego i ekstaza. Czy powinniśmy ponownie omówić kwestię zadawania pytań? Możecie mnie spytać „Jaką wartość ma to wszystko w życiu codziennym? Muszę żyć, chodzić do pracy, jest rodzina, szef, współzawodnictwo – cóż całe te nasze rozważania mają z tym wspólnego?” Nie stawiacie sobie takiego pytania? Jeśli je zadajecie, to nie prześledziliście wszystkiego, o czym była mowa dziś rano. Medytacja nie jest czymś różnym od codziennego życia, nie odchodź w kąt, żeby medytować przez dziesięć minut a potem stamtąd wrócić i nadal być rzeźnikiem – czy w metaforycznym sensie czy też rzeczywiście. Medytacja to jedna z najbardziej poważnych spraw, wykonujesz ją przez cały dzień, w pracy, w domu, kiedy mówisz komuś „Kocham cię”, gdy bierzesz pod uwagę swoje dzieci, kiedy edukujesz je by zostały żołnierzami, zabijały, akceptowały nacjonalizm, wielbiły flagę, edukujesz je by same weszły w pułapkę nowoczesnego świata – obserwacja tego wszystkiego, uświadomienie sobie własnego w tym udziału, to wszystko jest częścią medytacji. I, kiedy tak medytujesz, odnajdziesz w tym niezwykłe piękno, będziesz działać właściwie w każdej chwili, a jeżeli w jakimś momencie nie zareagujesz prawidłowo, nie będzie to miało znaczenia, uchwycisz to następnym razem – nie będziesz tracić czasu na żale. Medytacja to część życia, nie coś od tego życia różnego. Słuchacz: Czy może Pan coś powiedzieć o lenistwie? Krishnamurti: Lenistwo – przede wszystkim, co jest złego w lenistwie? Nie mylmy lenistwa z korzystaniem z wolnego czasu. Wielu z nas jest, niestety, leniwych i skłonnych do opieszałości, więc wbijamy sobie ostrogi, ażeby wymusić aktywność – przez co stajemy się jeszcze bardziej leniwi. Im bardziej opieram się lenistwu, tym bardziej się rozleniwiam. Popatrzcie na nie jednak: rano, kiedy wstaję z poczuciem straszliwego rozleniwienia, z pragnieniem by nie robić wielu rzeczy. Dlaczego ciało się rozleniwia? – prawdopodobnie z przejedzenia, zbytniego folgowania sobie w seksie: poprzedniego dnia i nocy uczyniono wszystko by je obciążyć, otumanić; i teraz mówi: na litość boską, zostawcie mnie w spokoju jeszcze chwilę – a człowiek chce je spiąć ostrogą, zmusić do aktywności, jednak nie skoryguje sposobu, w jaki żyje, bierze więc pigułkę aby być aktywnym. Lecz jeśli obserwujesz, zobaczysz, że ciało ma własną inteligencję – potrzeba potężnej inteligencji by obserwować inteligencję ciała. Wymuszasz ją, próbujesz kierować; jesz mięso, pijesz, palisz i robisz całą, znaną ci, resztę i dlatego ciało traci swą własną wewnętrzną organiczną inteligencję. By pozwolić ciału działać inteligentnie, umysł potrzebuje inteligencji i nie może przyzwalać sobie na wtrącanie się w sprawy ciała. Spróbuj tego a zobaczysz, że lenistwo przejdzie potężną przemianę. Istnieje też zagadnienie wolnego czasu. Ludzie mają go coraz więcej i więcej, zwłaszcza w bogatych społeczeństwach. Co się z nim robi? – staje się to problemem: więcej zabawy, więcej kin, więcej telewizji, więcej książek, więcej jazgotu, więcej łodzi, więcej krykieta: znacie to wszerz i wzdłuż, wypełnianie wolnego czasu wszelkimi rodzajami aktywności. Kościół mówi: wypełnij Bogiem, chodź do kościoła, módl się – ciągle te same chwyty, jakie stosowali dotychczas, jakie nie są niczym innym, tylko kolejną formą rozrywki. Albo gadasz bez końca o tym czy tamtym. Masz wolny czas, czy użyjesz go by zwrócić się na zewnątrz czy do wewnątrz? Życie to nie tylko życie wewnętrzne, życie to ruch, jest jak morze odchodzące z odpływem i powracające w przypływie. Co zrobisz z czasem wolnym? Bardziej się podszkolisz, nauczysz lepiej cytować książki? Wyjdziesz prowadzić wykłady (co właśnie robię, niestety) czy wejdziesz bardzo głęboko do wewnątrz? By wejść głęboko do wewnątrz, to, co na zewnątrz musi również zostać zrozumiane. Im lepiej pojmujesz rzeczy zewnętrzne – nie tylko fakt istnienia dystansu między nami tutaj i księżycem, wiedzę technologiczną, ale zewnętrzne poruszenia społeczeństwa, narodów, wojen, nienawiści z tym związanej – gdy zrozumiesz to, co na zewnątrz, możesz wejść bardzo głęboko do wewnątrz i ta wewnętrzna głębia jest nieograniczona. Nie mówisz „Osiągnąłem kres, oto oświecenie.” Oświecenia nikt nie może ci dać, przychodzi ono, gdy obecne jest zrozumienie zamętu, a, aby zrozumieć zamęt, trzeba na niego popatrzeć. Słuchacz: Jeżeli mówi Pan, że myślący i myśl nie są rozdzieleni, i że jeśli się myśli, że myślący to coś osobnego a skutkiem tego próbuje kontrolować myśl, to jedynie sprowadza się z powrotem walkę i zamęt umysłu, że w ten sposób nie nastanie spokój, to ja nie rozumiem – jeśli myślący to myśl – jak powstaje rozdzielenie w pierwszym przypadku. Jak myśl może walczyć sama ze sobą? Krishnamurti: Jak powstaje rozdzielenie pomiędzy myślącym i myślą pomimo, że faktycznie są jednym? O to Panu chodzi? Czy to rzeczywisty fakt, że myślący jest myślą – czy uważa Pan, że tak być powinno, więc nie jest to dla Pana rzeczywistość? Aby zdać sobie z tego sprawę trzeba dysponować wielką energią – można powiedzieć, że, kiedy widzi się drzewo, trzeba mieć energię, nie podział na ‘ja’ i drzewo. By zdać sobie z tego sprawę potrzeba potężnej energii – nie ma wtedy podziału a dzięki temu konfliktu, nie ma kontroli. Jednak, jako że większość z nas została przyzwyczajona do idei, że myślący to coś innego niż myśl, konflikt powstaje. Słuchacz: Dlaczego wydajemy się sobie tak skomplikowani? Krishnamurti: Bo mamy bardzo złożone umysły – czyż nie? Nie jesteśmy prostymi ludźmi, którzy traktują rzeczy tak po prostu – mamy złożone umysły. A społeczeństwo rozwija się stając się bardziej i bardziej skomplikowane – jak nasze własne umysły. By zrozumieć coś bardzo złożonego trzeba samemu być bardzo prostym. Aby zrozumieć coś złożonego, bardzo skomplikowany problem, musisz patrzeć na niego bez wtrącania do badań jakichkolwiek wniosków, odpowiedzi, przypuszczeń i teorii. Gdy patrzysz na problem – wiedząc, że odpowiedź znajduje się w nim samym – twój umysł staje się bardzo prosty: prostota tkwi w obserwacji, nie w problemie, który może być złożony. Słuchacz: Jak mogę ujrzeć całość rzeczy, wszystko, jako jedność? Krishnamurti: Przyzwyczajeni jesteśmy do patrzenia na rzeczy w sposób fragmentaryczny, widzenia drzewa jako czegoś oddzielnego, osobno żony, pracy, szefa – wszystko w kawałkach. Jak mogę zobaczyć świat, którego jestem częścią, zupełnie, całkowicie, niepodzielony? Teraz, proszę słuchać, proszę Pana, proszę słuchać: kto odpowie na to pytanie? Kto powie Panu, jak patrzeć – mówca? Postawił Pan pytanie i czeka na odpowiedź – od kogo? Jeśli sprawa jest rzeczywiście bardzo poważna – nie mówię, że Pańskie pytanie jest złe – jeżeli kwestia jest rzeczywiście poważna, to co jest problemem? Oto problem: „Nie widzę rzeczy jako pełni, bo patrzę na wszystko po kawałku!” Kiedy umysł parzy na rzeczy fragmentarycznie? Dlaczego? Kochaj żonę i nienawidź szefa! – Rozumiecie? Jeżeli kocham żonę, muszę też kochać całą resztę. Nie? Nie mów ‘tak’, bo nie robisz tak: nie kochasz żony ani dzieci, nie kochasz, chociaż możesz o tym mówić. Jeśli kochasz żonę i dzieci, będziesz je edukował w inny sposób, będziesz się o nie troszczył, nie finansowo, ale całkiem inaczej. Tylko, gdy obecna jest miłość, nie ma podziałów. Rozumie Pan? Kiedy nienawidzisz istnieje podział, jesteś wtedy wystraszony, chciwy, zawistny, brutalny, okrutny, ale, gdy kochasz – nie umysłem, miłość to nie słowo, miłość to nie przyjemność – gdy naprawdę kochasz, to przyjemność, seks i reszta mają zupełnie inną jakość – w takiej miłości nie ma podziałów. Podział powstaje, gdy obecny jest strach. Kiedy kochasz nie istnieje ‘ja’ i ‘ty’, ‘my’ i ‘oni’. Lecz teraz Pan powie „Jak mam kochać? Jak mam zdobyć ten perfum?” Jest na to tylko jedna odpowiedź: patrz na siebie, obserwuj siebie, nie spinaj ostrogami, ale obserwuj – poprzez tę obserwację, widzenie rzeczy, jakimi są, może odkryjesz miłość. Trzeba jednak pracować bardzo ciężko nad obserwacją, nie być leniwym, nie być nieuważnym. Londyn, 23 marca 1969 Rozdział 4. Czy człowiek może się zmienić? Energia, jej utrata w konflikcie Patrzymy na uwarunkowania rozpowszechnione na świecie i obserwujemy, co tam się dzieje – zamieszki studenckie, uprzedzenia klasowe, konflikt między czarnymi i białymi, wojny, zamęt polityczny, podziały narodowe i religijne. Jesteśmy również świadomi konfliktu, walki, niepokoju, samotności, rozpaczy, braku miłości, i strachu. Dlaczego akceptujemy to wszystko? Dlaczego akceptujemy środowisko moralne, społeczne wiedząc bardzo dobrze, że jest ono całkowicie niemoralne, wiedząc to dla siebie samych – nie jedynie przez emocje czy sentyment, lecz poprzez patrzenie na świat i na siebie – dlaczego żyjemy w taki sposób? Dlaczego dzieje się tak, że nasz system edukacyjny nie tworzy prawdziwych istot ludzkich, ale zmechanizowane jednostki wyszkolone by wykonywać określoną pracę i w końcu umrzeć? Edukacja, nauka i religia ani trochę nie rozwiązały naszych problemów. Dlaczego, patrząc na to zamieszanie, każdy z nas je akceptuje i dopasowuje się, zamiast rozbić w sobie cały ten proces? Myślę, że powinniśmy zadać to pytanie, nie z poziomu intelektu ani w celu znalezienia jakiegoś boga, jakiegoś stanu świadomości, jakiegoś indywidualnego szczęścia, co nieuchronnie wiedzie do różnego rodzaju ucieczki, ale patrząc na to w ciszy, niezachwianym wzrokiem, bez żadnego osądu i oceny. Powinniśmy, jako dorośli ludzie, spytać, dlaczego tak się dzieje, że żyjemy w ten sposób – żyj, walcz i umrzyj. A kiedy zadamy to pytanie na poważnie, z pełną intencją zrozumienia, filozofie, teorie, spekulatywne idealizacje w ogóle nie mają miejsca. To, co istotne to nie to, co być powinno lub co by być mogło bądź jakiej zasady powinniśmy przestrzegać, jaki rodzaj ideału wyznawać ani do jakiej religii lub do jakiego guru mamy się zwrócić. Wszystkie te odpowiedzi są, w oczywisty sposób, całkowicie bez znaczenia, gdy zostajesz skonfrontowany z tym zamętem, z niedolą i ciągłym konfliktem, w jakich żyjemy. Uczyniliśmy z życia pole bitwy: każda rodzina, każda grupa, każdy naród przeciwko pozostałym. Widząc to wszystko, nie jako ideę, ale coś, co właśnie obserwujesz, wobec czego stajesz, zapytasz siebie samego, o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego ciągle działamy w ten sposób, ani żyjąc ani kochając, lecz pozostając pełni strachu i przerażenia aż umrzemy? Gdy zadasz to pytanie, cóż zrobisz? Nie umieją go postawić ci ludzie, którzy ulokowali się wygodnie pośród znajomych ideałów, w komfortowym domu, z odrobiną pieniędzy i którzy są w wysokim stopniu godni szacunku, na wskroś mieszczańscy. Jeżeli tacy ludzie zadają pytania, tłumaczą je zgodnie ze swoim indywidualnym pragnieniem satysfakcji. Oto jednak prawdziwie ludzki, typowy problem, jaki dotyka życia każdego z nas, bogatego i biednego, młodego i starego: dlaczego prowadzimy to monotonne, nic nie znaczące życie, chodząc do biura lub pracując w laboratorium czy fabryce przez pięćdziesiąt lat, rodząc kilkoro dzieci, edukując je w absurdalny sposób i, na koniec, umierając? Myślę, że powinieneś zapytać o to całą swoją istotą, ażeby odkryć. Wtedy możesz zadać następne pytanie: czy istoty ludzkie mogą się kiedykolwiek zmienić radykalnie, fundamentalnie, tak, ażeby popatrzyły na świat od nowa – innymi oczyma, innym sercem, nie wypełnionym dłużej nienawiścią, antagonizmem, uprzedzeniami rasowymi – umysłem, który jest bardzo jasny, który dysponuje potężną energią. Widząc to wszystko – wojny, absurdalne podziały wywołane przez religie, rozdźwięk pomiędzy jednostką a społecznością, rodzinę w opozycji do reszty świata, każdą istotę ludzką uczepioną kurczowo pewnego szczególnego ideału, dzielącą siebie na ‘ja’ i ‘ty’, ‘my’ i ‘oni’ – widząc to wszystko, zarówno obiektywnie jak i w aspekcie psychologicznym, pozostajemy z jednym tylko pytaniem, jednym fundamentalnym problemem, a brzmi on: czy ludzki umysł, który został tak silnie uwarunkowany, może się zmienić. Nie w którejś przyszłej inkarnacji ani na koniec życia, ale radykalnie zmienić się teraz, ażeby był nowy, świeży, młody, niewinny, nie przeciążony, tak, abyśmy wiedzieli, co znaczy kochać i żyć w pokoju. Wydaje mi się, że to jedyny problem. Gdy zostanie rozwiązany, wszelkie inne, ekonomiczne czy socjalne, wszystkie te rzeczy, które prowadzą do wojen, zakończą się i nastanie inna struktura społeczeństwa. Zatem nasze pytanie brzmi: czy umysł, mózg i serce mogą żyć jak gdyby było to po raz pierwszy, nieskażone, świeże, niewinne, wiedząc, co to znaczy wieść życie szczęśliwe, ekstatyczne, pełne głębokiej miłości. Wiecie, w słuchaniu retorycznych pytań kryje się niebezpieczeństwo; to ani trochę nie jest pytanie retoryczne – to nasze życie. Nie zajmujemy się słowami ani ideami. Wielu z nas zostało schwytanych przez słowa, wcale nie zdając sobie sprawy z tego, że słowo nigdy nie jest rzeczą, że opis nigdy nie jest tym, co opisuje. A gdybyśmy mogli spróbować, podczas tych pogadanek, zrozumieć ten głęboki problem, w jaki sposób umysł ludzki – uwzględniając tu mózg, umysł i serce – został uwarunkowany w ciągu wieków, przez propagandę, strach i inne wpływy, to bylibyśmy w stanie spytać, czy może on przejść radykalną transformację – ażeby ludzie na całym świecie umieli żyć w pokoju, w prawdziwej miłości, w wielkiej ekstazie i świadomości tego, co niezmierzone. Oto nasz problem: czy umysł, który został tak obciążony wspomnieniami przeszłości i tradycją, może bez wysiłku, walki czy konfliktu, wywołać w sobie płomień przemiany i spalić szczątki dnia wczorajszego. Postawiwszy to pytanie – jakie zadaje, jestem pewien, każda rozważna, podchodząca serio osoba – skąd powinniśmy zacząć? Czy od zmian w biurokratycznym świecie, w strukturze socjalnej, na zewnątrz? A może należy rozpocząć od wewnątrz, to jest od kwestii psychologicznych? Czy mamy rozważać świat zewnętrzny, z całą jego wiedzą technologiczną, cudami, jakich człowiek dokonuje na polu nauki – stąd zacząć i wywołać rewolucję? Już tego próbowano. Mówiono: kiedy radykalnie zmienisz kwestie zewnętrzne, jak to robiły wszystkie krwawe rewolucje w historii, to zmieni się człowiek i stanie się on szczęśliwą istotą. Komuniści i inni rewolucjoniści twierdzili: wprowadź porządek dookoła a nastanie on wewnątrz. Mówili też, że to nie gra roli, jeśli brak porządku wewnątrz, istotne jest by mieć porządek w świecie wokół – porządek ideologiczny, Utopię, w imię której zabito miliony. Rozpocznijmy zatem od wewnątrz, od kwestii psychologicznych. To nie znaczy, że zezwalasz by obecny porządek społeczny, z całym jego zamętem i bałaganem, pozostał niezmieniony. Ale czy istnieje podział pomiędzy światem wewnętrznym i zewnętrznym? A może jest tylko jeden ruch, w którym to, co wewnątrz, i to, co na zewnątrz istnieją nie jako dwie oddzielne rzeczy, lecz po prostu jako sam ruch? Myślę, że to bardzo ważne, jeśli mamy nie tylko nawiązać werbalne porozumienie – korzystając z angielskiego jako naszego codziennego języka, używając słów, które są dla obu stron zrozumiałe – ale zrobić również użytek z innego rodzaju komunikacji; ponieważ zamierzamy wejść w zagadnienie bardzo głęboko i zupełnie na poważnie, musi zaistnieć komunikacja na poziomie werbalnym i ponad nim. Musi powstać wspólnota, co oznacza, że obie strony są dogłębnie zainteresowane, uważne i patrzą na problem z uczuciem, z pragnieniem zrozumienia go. A więc musi zachodzić nie tylko komunikacja werbalna, ale też głęboka wspólnota, w której nie ma kwestii zgadzania się z czymś lub nie. Zgoda i niezgoda wcale nie powinny się pojawić, bo nie mamy do czynienia z ideami, opiniami, koncepcjami czy ideałami – rozpatrujemy problem przemiany ludzkości. I ani twoja ani moja opinia w ogóle nie ma tu wartości. Jeżeli mówisz, że to niemożliwe by zmienić ludzkie istoty, które takie są od tysięcy lat, to już się zablokowałeś, nie pójdziesz dalej, nie zaczniesz dociekać ani badać. Jednak jeśli jedynie powiesz, że to możliwe, to wkroczysz w świat możliwości, nie obiektów rzeczywistych. Trzeba zatem podejść do tego zagadnienia bez ustalenia, że zmiana jest, bądź nie jest możliwa. Trzeba podejść do niego ze świeżym umysłem, gorąco pragnącym odkryć, wystarczająco młodym by dociekać i badać. Musimy nie tylko nawiązać przejrzystą komunikację werbalną, ale musi powstać wspólnota pomiędzy mówcą i tobą samym, poczucie przyjaźni i żarliwości, jakie istnieje, gdy jesteśmy w coś wszyscy ogromnie zaangażowani. Kiedy mąż i żona są głęboko zainteresowani swoimi dziećmi, odkładają na bok wszelkie opinie, swe indywidualne upodobania i uprzedzenia, bo zajmuje ich dziecko. W tym zaangażowaniu obecne jest wielkie uczucie, nie jest to opinia kontrolująca działanie. Podobnie poczucie głębokiej wspólnoty pomiędzy tobą i mówcą musi być obecne, abyśmy obaj stanęli wobec tego samego problemu, z takim samym zainteresowaniem, w tym samym czasie. Wtedy możemy stworzyć wspólnotę, która już sama powoduje głębokie zrozumienie. Pozostaje więc pytanie, jak umysł, głęboko uwarunkowany, taki, jakim jest, może zmienić się radykalnie. Mam nadzieję, że stawiasz je sobie samemu, bo dopóki nie istnieje moralność, która nie byłaby moralnością społeczną, dopóki nie istnieje prostota, która nie byłaby prostotą duchownego z jego surowością i okrucieństwem wobec siebie, dopóki nie ma porządku głęboko wewnątrz, dopóty to poszukiwanie prawdy, rzeczywistości, Boga – dajcie mu imię, jakie chcecie – jest w ogóle bez znaczenia. Być może ci z was, którzy przyszli tutaj żeby odkryć, jak uświadomić sobie Boga albo jak doświadczyć tajemnicy, będą zawiedzeni – bo dopóki nie dysponujesz nowym, świeżym umysłem, oczami, które widzą, co jest prawdą, dopóty nie możesz pojąć niezmierzonego, nienazwanego, tego, co jest. Jeśli pragniesz jedynie szerszych, głębszych doświadczeń, ale prowadzisz tandetne, nic nie znaczące życie, to znajdziesz takie doświadczenia, jakie nie są nic warte. Musimy wejść w to razem – zobaczycie, że to bardzo złożone zagadnienie, ponieważ dotyczy wielu spraw. Aby je zrozumieć trzeba wolności i energii – te dwie rzeczy wszyscy musimy mieć: wolność obserwacji i wiele energii. Jeżeli jesteś przywiązany do określonego przekonania, jeśli pragniesz zrealizować jakąś szczególną wyidealizowaną Utopię, to oczywiście brakuje ci wolności patrzenia. Oto ten złożony umysł, uwarunkowany jako katolik czy protestant, szukający bezpieczeństwa, ograniczony ambicjami i tradycją. Dla umysłu spłyconego – za wyjątkiem obszaru dotyczącego technologii – lot na księżyc to osiągnięcie na poziomie cudu. Lecz ci, którzy zbudowali statek kosmiczny wiodą swe własne tandetne żywoty, mało ważne, pełne zazdrości, niespokojne i ambitne a ich umysły są uwarunkowane. Pytamy, czy takie umysły mogą stać się zupełnie wolne od wszelkich uwarunkowań, ażeby mógł nastać całkowicie inny rodzaj życia. By to odkryć potrzeba wolności by obserwować, nie jako chrześcijanin, Hindus, Holender, Niemiec lub Rosjanin czy cokolwiek innego. Aby obserwować bardzo dokładnie potrzebna jest wolność, jaka powoduje, że sama obserwacja jest działaniem. Sama obserwacja wywołuje radykalną rewolucję. Żeby być zdolnym do takiej obserwacji, potrzebujesz dużo energii. A zatem zamierzamy odkryć, dlaczego istotom ludzkim brak tej energii, dążenia, pragnienia zmiany. Mają dosyć energii aby się kłócić, zabijać nawzajem, dzielić świat, lecieć na księżyc – na te rzeczy wystarcza im energii. Ale najwyraźniej nie mają energii, żeby się radykalnie zmienić. Więc pytamy, dlaczego brak nam tej potrzebnej energii. Zastanawia mnie, jaką dacie odpowiedź, kiedy postawi wam się takie pytanie. Powiedzieliśmy, że człowiek ma dość energii by nienawidzić. Podczas wojny walczy a, gdy chce uciec od tego, co faktycznie jest, ma energię na tę ucieczkę – w idee, w rozrywkę, do bogów, w pijaństwo. Kiedy pragnie przyjemności, seksualnej czy innej dąży do niej z wielką energią. Ma inteligencję pozwalającą na uniezależnienie się od środowiska, dysponuje energią umożliwiającą przeżycie na dnie morza lub w przestworzach – na to ma dosyć energii życiowej. Jednak najwyraźniej brakuje mu jej by zmienić nawet najdrobniejszy nawyk. Dlaczego? Bo rozpraszamy ją w konfliktach wewnątrz siebie. Nie próbujemy was tu do niczego przekonać, nie uprawiamy propagandy, nie zastępujemy starych idei nowymi. Próbujemy odkryć, zrozumieć. Widzicie, zdaliśmy sobie sprawę z tego, że musimy się zmienić. Weźmy jako przykład okrucieństwo i brutalność – są to fakty. Istoty ludzkie są brutalne i okrutne, zbudowały społeczeństwo, które jest okrutne pomimo wszystkiego, co religie powiedziały o miłości do bliźniego i miłości do Boga. Wszystkie te rzeczy to jedynie idee, nie mają żadnej wartości, bo człowiek pozostał brutalny, okrutny i samolubny. I pozostając brutalnym, wynajduje przeciwieństwo, czyli działanie bez przemocy. Proszę wejdźcie w to ze mną. Człowiek cały czas próbuje wykształcić w sobie sposób działania bez przemocy. Powstaje więc konflikt pomiędzy tym, co jest, czyli przemocą, i tym, co być powinno, czyli brakiem przemocy. Powstaje konflikt między tymi przeciwieństwami. Tutaj właśnie następuje utrata energii. Tak długo, jak istnieje dualny podział na to, co jest, i to, co być powinno – człowiek próbujący stać się czymś innym, nie szczędzący wysiłku by osiągnąć ‘to, co być powinno’ – ten konflikt jest marnowaniem energii. Tak długo, jak istnieje konflikt pomiędzy przeciwieństwami, człowiek nie dysponuje energią wystarczającą żeby się zmienić. Dlaczego mam w ogóle mieć przeciwieństwo, jak brak przemocy, jako ideał? Ideał nie jest rzeczywisty, nie ma znaczenia, prowadzi jedynie do różnych form hipokryzji: będąc okrutnym stwarzam pozory, że taki nie jestem. Albo jeżeli mówisz, że jesteś idealistą i kiedyś zostaniesz człowiekiem pokojowym, to tylko doskonała wymówka, usprawiedliwienie, bo uwolnienie się od przemocy zajmie ci wiele lat – a nawet może nigdy nie nastąpić. W międzyczasie jesteś hipokrytą i pozostajesz okrutny. Tak więc jeśli możemy, nie abstrahując ale faktycznie, zupełnie odłożyć na bok wszelkie ideały i pozostać tylko z faktem – którym jest przemoc – to nie nastąpi utrata energii. Jest naprawdę bardzo ważne by to zrozumieć, to nie jakaś szczególna teoria stworzona przez mówcę. Tak długo, jak człowiek żyje w korowodzie przeciwieństw musi marnować energię i dlatego w żaden sposób nie może się zmienić. Możesz więc jednym oddechem wymazać wszystkie ideologie, wszelkie przeciwieństwa. Proszę wejdź w to i zrozum to: ma miejsce coś, co jest naprawdę niezwykłe. Jeżeli rozgniewany człowiek stwarza pozory spokoju lub próbuje się nie złościć, jest w tym konflikt. Jednak jeśli powie „Będę obserwował, czym jest gniew, nie będę próbował uciec ani racjonalizować go”, to wtedy ma energię aby zrozumieć i zakończyć gniew. Jeżeli jedynie wymyślimy ideę, że umysł trzeba uwolnić od uwarunkowań, pozostanie dualny podział pomiędzy faktem i ‘tym, co być powinno’. Dlatego jest to marnowanie energii. Natomiast jeśli mówisz „Odkryję, w jaki sposób umysł został uwarunkowany”, to tak, jakbyś zwrócił się do chirurga, gdy masz raka. Zajmuje się on operowaniem i usunięciem choroby. Lecz jeżeli pacjent rozmyśla o tym, jakie cudowne chwile przeżyje po operacji albo obawia się jej skutków, następuje utrata energii. Rozpatrujemy jedynie fakt, że umysł jest uwarunkowany, a nie to, że ‘powinien on być wolny’. Jeśli umysł nie jest uwarunkowany, to jest wolny. A więc zamierzamy odkryć, zbadać z bardzo bliska, co powoduje, że umysł przyjmuje uwarunkowania, czym są wpływy, które wywołały warunkowanie i dlaczego je akceptujemy. Przede wszystkim, tradycja odgrywa ogromną rolę w życiu. W tej tradycji mózg wymyślił, że może znaleźć fizyczne bezpieczeństwo. Nie można żyć bez bezpieczeństwa, to zupełnie pierwsze, podstawowe zwierzęce pragnienie, ażeby mieć poczucie bezpieczeństwa na poziomie fizycznym – trzeba mieć dom, jedzenie i ubranie. Jednak psychologiczny sposób, w jaki wykorzystujemy tę potrzebę, powoduje chaos wewnątrz i na zewnątrz. Psychika, która reprezentuje dokładnie strukturę myśli, chce również czuć się bezpiecznie wewnątrz, we wszelkich związkach. Wtedy zaczynają się kłopoty. Potrzebne jest fizyczne bezpieczeństwo dla każdego, nie tylko dla niewielu – lecz zaprzecza się temu, kiedy bezpieczeństwa psychologicznego szuka się w idei narodu, religii, rodziny. Mam nadzieję, że rozumiecie i że nawiązaliśmy pomiędzy nami jakiś rodzaj komunikacji. Powstaje zatem uwarunkowanie konieczne dla fizycznego bezpieczeństwa, obecne jest jednak poszukiwanie i pożądanie bezpieczeństwa psychologicznego i warunkowanie staje się straszliwie skuteczne. Tak się dzieje, w aspekcie psychologicznym, w naszych relacjach z ideami, ludźmi i rzeczami, pragniemy bezpieczeństwa, ale czy w ogóle istnieje bezpieczeństwo w jakimkolwiek związku? Oczywiście, że nie. Psychologiczne pragnienie bezpieczeństwa jest zaprzeczeniem bezpieczeństwa na zewnątrz. Jeżeli chcę czuć się psychologicznie bezpiecznie jako Hindus, z całą tradycją, przesądami i ideami, to identyfikuję się z większą jednostką, co zapewnia mi niezły komfort. A więc wielbię flagę, naród, plemię i oddzielam się od reszty świata. A ten podział powoduje oczywiście poczucie fizycznego zagrożenia. Gdy oddaję cześć narodowi, obyczajom, dogmatom religijnym, przesądom, oddzielam się wewnątrz tych kategorii i oczywiście muszę odmówić fizycznego bezpieczeństwa wszystkim, którzy nie są ze mną. Umysł potrzebuje bezpieczeństwa fizycznego, co zostaje zaprzeczone, gdy szuka psychologicznego. To fakt, nie opinia – tak to działa. Kiedy poszukuję bezpieczeństwa w rodzinie, żonie, dzieciach, domu, muszę postawić się w opozycji do świata, muszę odseparować się od innych rodzin, stanąć przeciw reszcie ludzkości. Można bardzo wyraźnie zobaczyć, jak zaczyna się warunkowanie, jak dwa tysiące lat propagandy wytworzyły w świecie chrześcijańskim cześć dla jego kultury podczas, gdy na Wschodzie rzeczy odbywają się w ten sam sposób. Więc umysł poprzez propagandę, poprzez tradycję, przez pragnienie poczucia bezpieczeństwa, zaczyna się warunkować. Ale czy psychologicznie istnieje jakiekolwiek bezpieczeństwo, w związkach z ideami, z ludźmi i z rzeczami? Jeżeli związek oznacza znalezienie się w bezpośrednim kontakcie z czymś, to nie jesteś związany, jeśli w kontakt nie wszedłeś. Jeżeli mam ideę, wyobrażenie mojej żony, nie jestem z nią związany. Mogę z nią spać, ale nie jestem związany, bo moje wyobrażenie o niej przeszkadza mi wejść w bezpośredni z nią kontakt. A ona, wraz ze swoim wyobrażeniem, uniemożliwia sobie bezpośredni związek ze mną. Czy jest tu jakakolwiek psychologiczna pewność albo takie bezpieczeństwo, jakiego umysł zawsze szuka? Oczywiście, gdy obserwujesz dowolny związek z bardzo bliska, nie ma pewności. W przypadku męża i żony czy chłopaka i dziewczyny, którzy chcą stworzyć stabilny związek, cóż się dzieje? Gdy żona lub mąż patrzą na kogoś innego pojawia się strach, zazdrość, obawa i nienawiść, nie ma tu ciągłego związku. A jeszcze przez cały czas umysł pragnie poczucia przynależności. Oto więc czynniki warunkowania, przez propagandę, gazety, czasopisma, z ambony, i stajesz się niesamowicie świadom, na ile to konieczne aby w ogóle nie polegać na czynnikach zewnętrznych. Wtedy odkrywasz, co znaczy nie podlegać wpływom. Proszę, prześledźcie to. Kiedy czytasz gazetę, poddajesz się, świadomie bądź nie, wpływowi. Gdy czytasz powieść lub inną książkę poddajesz się wpływowi, pojawia się presja, nacisk, abyś zaliczył to, co czytasz, do pewnej kategorii. Oto właśnie cel propagandy. Zaczyna ona już w szkole i idziesz przez życie powtarzając to, co powiedzieli inni. Dlatego jesteś istotą z drugiej ręki. Jak taka wtórna istota ludzka może odkryć coś oryginalnego, coś prawdziwego? To bardzo ważne by zrozumieć, czym jest warunkowanie i wejść w to bardzo głęboko – gdy na to patrzysz, masz energię żeby rozbić wszystkie te uwarunkowania, jakie trzymają umysł. Teraz być może chcielibyście pytać, a więc wejdźcie w tę materię mając świadomość, że zadać pytanie to bardzo łatwe, ale sformułowanie właściwego pytania jest jedną z najtrudniejszych rzeczy. Co nie znaczy, że mówca powstrzymuje was od zadawania pytań. Musimy pytać, musimy wątpić we wszystko, co ktoś powiedział: książki, religie, autorytety, wszystko! Musimy kwestionować, wątpić, być sceptyczni. Jednak musimy też wiedzieć, kiedy pozwolić odejść sceptycyzmowi i zadać właściwe pytanie, ponieważ w takim właśnie pytaniu tkwi odpowiedź. Więc jeżeli chcecie pytać, proszę bardzo. Słuchacz: Czy Pan oszalał? Krishnamurti: Pyta Pan mówcę, czy oszalał? Dobrze. Zastanawiam się, co ma Pan na myśli używając słowa ‘szalony’. Czy oznacza ono niezrównoważony, chory umysłowo, ze specyficznymi ideami, neurotyczny? Wszystko to zawiera się w słowie ‘szalony’. Kto to rozsądzi – Pan, ja, czy może ktoś inny? Poważnie, kto jest sędzią? Czy szalona osoba oceni, kto jest szalony, a kto nie? Czyż ocena, jeżeli osądzasz, czy mówca jest zrównoważony czy nie, nie jest częścią szaleństwa tego świata? Sądzić kogoś, nie wiedząc o nim nic za wyjątkiem reputacji, wyobrażenia, jakie stworzyłeś na jego temat. Jeśli oceniasz według reputacji i propagandy, jaką wchłonąłeś, to czy jesteś w stanie osądzić? Sądzenie oznacza pychę – czy sędzia jest neurotyczny czy przy zdrowych zmysłach, zawsze jest w tym pycha. Czy pycha może dostrzec, co jest prawdą? – albo czy nie potrzebujesz wielkiej pokory by patrzeć, by zrozumieć, by kochać? Proszę Pana, to jedna z najtrudniejszych rzeczy: zachować zdrowe zmysły w tym nienormalnym, chorym świecie. Zdrowie psychiczne oznacza brak złudzeń, zupełny brak wyobrażeń o sobie lub innych. Mówisz „Jestem tym, jestem tamtym, jestem wielki, jestem mały, jestem dobry, jestem godny”, wszystkie te określenia to obrazy ciebie. Gdy masz obraz siebie, na pewno jesteś chory, żyjesz w świecie złudzeń. A, obawiam się, dotyczy to większości z nas. Gdy nazywasz siebie Holendrem – wybaczcie, że to mówię – nie jesteś w pełni zrównoważony. Oddzielasz się, izolujesz – jak inni, kiedy nazywają siebie Hindusami. Te podziały narodowe, religijne, wraz ze swoimi armiami, ze swymi kapłanami, wskazują na stan choroby psychicznej. Słuchacz: Czy można zrozumieć przemoc bez obecności jej przeciwieństwa? Krishnamurti: Gdy umysł chce stanąć wobec przemocy, tworzy ideał jej braku. Proszę popatrzeć, to bardzo proste. Chcę pozostać z przemocą, czyli tym, jaki jestem, jakie są istoty ludzkie – brutalne. Mam jednak tradycję dziesięciu tysięcy lat, która mówi „Kultywuj działanie bez przemocy.” Istnieje zatem fakt, że jestem okrutny, i myśl podpowiada „Spójrz, musisz przestać taki być.” Takie są moje uwarunkowania. Jak mam się od nich uwolnić, ażeby popatrzeć w sposób pozostawiający mnie z przemocą i pozwalający ją zrozumieć, przejść poprzez nią i ją zakończyć? – nie tylko na powierzchni, ale również w bezdennej głębi, na tak zwanym poziomie nieświadomym. Jak umysł ma się nie dać złapać ideałowi? Czy o to chodzi w Pańskim pytaniu? Proszę posłuchać. Nie rozmawiamy o Martinie Lutherze Kingu ani panu Gandhim czy X, Y, Z. W ogóle nie zajmujemy się tymi ludźmi – oni mają własne ideały, własne uwarunkowania, własne ambicje polityczne, a ja nie jestem zainteresowany niczym spośród tego. Stajemy wobec tego, czym my jesteśmy, wy i ja, istoty ludzkie, jakimi jesteśmy. Jako istoty ludzkie jesteśmy okrutni, zostaliśmy uwarunkowani przez tradycję, propagandę, kulturę by tworzyć przeciwieństwa – używamy przeciwieństwa, gdy nam to odpowiada a nie korzystamy z niego, kiedy nam to nie na rękę. Używamy go w polityce albo w kwestiach duchowych, na różne sposoby. Jednak teraz mówimy o tym, że, gdy umysł chce pozostać z przemocą i zrozumieć ją całkowicie, tradycja i zwyczaj przychodzą i wtrącają się. Mówią „Musisz mieć ideał braku przemocy.” Oto fakt a oto tradycja. Jak umysł ma się jej wyrwać, żeby poświęcić całą uwagę przemocy? Oto pytanie. Zrozumieliście je? Oto fakt, że jestem okrutny a oto tradycja mówiąca, że muszę przestać taki być. Teraz popatrzę nie na przemoc, ale jedynie na tradycję. Jeżeli się wtrąca do mojej chęci poświęcenia uwagi przemocy, to dlaczego to robi? Dlaczego przychodzi? Koncentruję się nie na zrozumieniu przemocy, ale na zrozumieniu wtrącania się tradycji. Złapaliście to? Poświęcam temu mą uwagę i wtedy nie wtrąca się ona. Tak więc odkryłem, dlaczego tradycja odgrywa tak ważną rolę w życiu – tradycja przechodząca w nawyk. Czy to nałóg palenia czy picia, nawyk seksualny czy sposób wyrażania się – dlaczego żyjemy przyzwyczajeniami? Czy jesteśmy ich świadomi? Czy jesteśmy świadomi naszej tradycji? Jeżeli nie jesteś w pełni świadom, jeśli nie rozumiesz tradycji, nawyków, rutyny, to są one zmuszone wkraczać, wtrącać się do tego, na co chcesz patrzeć. To jedna z najłatwiejszych rzeczy, żyć przyzwyczajeniami, ale rozbicie tego pociąga za sobą wiele spraw – mogę stracić pracę. Gdy próbuję się wyrwać, boję się, ponieważ życie pośród nawyków daje mi poczucie bezpieczeństwa, powoduje, że czuję się pewnie, bo wszystkie inne istoty ludzkie robią to samo. Nagłe wystąpienie w Holandii ze słowy „Nie jestem Holendrem” wywoła szok. Zatem pojawia się strach. A jeżeli powiesz „Jestem przeciwny całemu temu ustalonemu porządkowi, który jest nieporządkiem”, wyrzucą cię – więc się lękasz i akceptujesz. Tradycja gra niezwykle istotną rolę w życiu. Czy próbowałeś kiedyś jeść pożywienie, do jakiego nie jesteś przyzwyczajony? Spróbuj a zobaczysz, jak twój żołądek i podniebienie się zbuntują. Jeśli masz nałóg palenia, to nie przestajesz palić a na zerwanie z nim poświęcisz lata walki. Tak więc umysł odnajduje bezpieczeństwo w nawykach, mówiąc „Moja rodzina, moje dzieci, mój dom, moje meble.” Gdy mówisz ‘moje meble’ ty jesteś tymi meblami. Możesz się śmiać, ale przecież kiedy ten konkretny mebel, który kochasz, zostanie ci odebrany, wpadniesz w gniew. Jesteś tymi meblami, tym domem, tymi pieniędzmi, tą flagą. Żyć w ten sposób oznacza nie tylko wieść płytkie, głupie życie, ale również żyć rutynowo i w nudzie. A gdy żyjesz rutynowo i w nudzie musisz być okrutny. Amsterdam, 3 maja 1969 Rozdział 5. Dlaczego nie umiemy żyć w pokoju? Strach, jak on powstaje. Czas i myśl. Uważność – pozostać ‘ przebudzonym ’ Wydaje się dziwne, że nie potrafimy odnaleźć sposobu życia, w jakim nieobecny jest żaden konflikt ani niedola czy zamęt, lecz obfitość miłości i rozważności. Czytamy książki intelektualistów mówiące nam, jak społeczeństwo powinno być zorganizowane z ekonomicznego, społecznego i moralnego punktu widzenia. Potem zwracamy się do tych napisanych przez ludzi religii i teologów z ich spekulacjami. Najwyraźniej większości z nas znalezienie sposobu na życie żywe, pokojowe, pełne energii i jasności, bez zależności od innych wydaje się bardzo trudne. Uważani jesteśmy za ludzi bardzo dojrzałych i doświadczonych. Starsi spośród nas przeżyli dwie przerażające wojny, rewolucje, przewroty, i każdy możliwy rodzaj nieszczęścia. A jednak jesteśmy tutaj tego przepięknego ranka, rozmawiając o wszystkich tych sprawach, być może pragnąc aby ktoś nam powiedział, co robić, żeby pokazał praktyczny sposób życia, abyśmy naśladowali tego kogoś, kto może dać nam klucz do uroku życia i ogromu czegoś spoza codziennego kieratu. Zastanawiam się – a może wy też – dlaczego słuchamy innych. Dlaczego dzieje się tak, że nie umiemy znaleźć sami dla siebie jasności we własnych umysłach i sercach, bez żadnych zniekształceń, dlaczego musimy obciążać się wiedzą z książek? Czy nie możemy żyć bez denerwowania się, w pełni, w wielkiej ekstazie i w prawdziwym pokoju? Taka sytuacja wydaje mi się niezmiernie osobliwa, ale tak to wygląda. Zastanawiałeś się kiedykolwiek, czy mógłbyś wieść życie zupełnie bez żadnego wysiłku czy zmagań? Bez końca podejmujemy wysiłki by zmienić to, tamto przekształcić, coś stłumić, zaakceptować coś innego, naśladować, stosować pewne reguły i idee. A ja się zastanawiam, czy kiedykolwiek spytaliśmy samych siebie, czy to możliwe, aby żyć bez konfliktu: nie w izolacji intelektualnej bądź wiodąc emocjonalną, sentymentalną, raczej niewyraźną egzystencję, ale żyć w ogóle bez jakiegokolwiek rodzaju wysiłku. Ponieważ wysiłek, jak by nie był przyjemny (lub nieprzyjemny) czy pożyteczny, jakiego by nie wywoływał zadowolenia, zniekształca i wypacza umysł. To jak maszyna, która zawsze zgrzyta, nigdy nie pracuje równo, a więc zużywa się bardzo szybko. Powstaje tu pytanie – a myślę, że warto je zadać – czy można żyć bez wysiłku, nie popadając jednak w lenistwo, izolację, obojętność, brak wrażliwości, nie stając się ospałą istotą. Całe nasze życie, od momentu narodzin aż do śmierci, jest nieprzerwaną walką aby się dopasować, żeby się zmienić, by zostać czymś. A ta walka i konflikt wywołują zamęt, otępiają umysł i nasze serca stają się niewrażliwe. Więc czy to możliwe – nie jako idea, ani coś beznadziejnego, poza naszym zasięgiem – by znaleźć sposób życia bez konfliktu, nie tylko na powierzchni, ale też głęboko w otchłani tak zwanej nieświadomości, w głębi nas samych? Być może zgłębimy dzisiaj to zagadnienie. Przede wszystkim dlaczego wynajdujemy konflikty, i przyjemne i nieprzyjemne, i czy można z tym skończyć? Czy umiemy z tym skończyć i wieść zupełnie inny rodzaj życia, z wielką energią, jasnością, sprawnością intelektualną, motywacją, i serce mieć pełne obfitej miłości w prawdziwym sensie tego słowa? Myślę, że powinniśmy użyć naszych umysłów i serc aby to odkryć, zaangażować się w to zupełnie. Konflikt istnieje oczywiście z powodu sprzeczności w nas, co zewnętrznie wyraża się w społeczeństwie, w poruszeniach ‘ja’ i ‘nie ja’. Oto ‘ja’, z wszelkimi ambicjami, skłonnościami, dążeniami, przyjemnością, niepokojami, nienawiścią, współzawodnictwem i lękami, oraz ‘reszta’, czyli ‘nie ja’. Istnieje też idea życia bez konfliktu bądź przeciwstawienia się sprzecznym pragnieniom, dążeniom i skłonnościom. Jeśli jesteśmy świadomi tego napięcia, możemy je w sobie dostrzec: szarpnięcia sprzecznych żądań, przeciwstawnych przekonań, idei i dążeń. Oto właśnie dualność, te przeciwne pragnienia wraz z lękami i sprzecznościami, które powodują konflikt. Myślę, że to zupełnie jasne, jeżeli obserwujemy to w sobie. Ten wzór powtarza się znowu i znowu, nie tylko w codziennym życiu, lecz również w tak zwanym życiu religijnym – między niebem i piekłem, dobrym i złym, godnym i niegodnym, miłością i nienawiścią itd. Jeśli mogę zasugerować, proszę nie słuchajcie jedynie słów, ale obserwujcie się nieanalitycznie, wykorzystując mówcę jako lustro, w którym ujrzycie samych siebie zgodnie ze stanem faktycznym, a zatem uświadomicie sobie, patrząc w nie, sposób działania swoich własnych umysłów i serc. Można zobaczyć, jak dowolny rodzaj podziału, oddzielenia lub sprzeczności, wewnątrz lub na zewnątrz siebie, niechybnie wywołuje konflikt pomiędzy przemocą i jej brakiem. Czy, zdając sobie sprawę z tej sytuacji, jak wygląda ona naprawdę, można ją zakończyć, nie tylko na powierzchni świadomości, w życiu codziennym, ale też głęboko w samych korzeniach naszej istoty, ażeby nie było sprzeczności, przeciwstawnych żądań i pragnień, działalności dualistycznego, fragmentarycznego umysłu? Teraz, jak tego dokonać? Budujesz pomost między ‘ja’ i ‘nie ja’ – ‘ja’ ze wszystkimi ambicjami, skłonnościami i sprzecznościami i ‘nie ja’ będącym ideałem, regułą, koncepcją. Zawsze próbujemy zbudować pomost pomiędzy tym, co jest i tym, co być powinno. A w takim działaniu obecna jest sprzeczność i konflikt i wszelka nasza energia zostaje w ten sposób zmarnowana. Czy umysł może przestać dzielić i pozostać całym sobą z tym, co jest? Czy, gdy rozumie się to, co jest, konflikt w ogóle występuje? Chciałbym zająć się tą kwestią patrząc na nią inaczej, w odniesieniu do wolności i strachu. Wielu z nas pragnie wolności, chociaż żyjemy działaniami skoncentrowanymi na sobie i pędzimy nasze dni zajęci sobą, naszymi niepowodzeniami i spełnieniami. Chcemy być wolni – nie politycznie, co jest stosunkowo łatwe za wyjątkiem świata dyktatur – lecz również wolni od propagandy religijnej. Każda religia, starożytna czy nowoczesna, to efekt pracy misjonarzy i dlatego właściwie nie jest religią. Im poważniej rzecz traktujesz, im bardziej zainteresowany jesteś całością spraw życia, tym usilniej poszukujesz wolności i pytasz, nie akceptując ani nie przyjmując na wiarę. Pragniesz być wolny aby odkryć czy istnieje taka rzecz jak rzeczywistość, czy istnieje coś wiecznego, bezczasowego, czy nie. Pojawia się to niezwykłe pożądanie wolności we wszelkich związkach, jednak wolność ta zazwyczaj pozostaje procesem samoizolowania się a skutkiem tego nie jest prawdziwą wolnością. W samym pożądaniu wolności obecny jest strach. Bo może ona wymagać całkowitego, absolutnego braku bezpieczeństwa i boisz się znaleźć w zupełnej niepewności. Niepewność wydaje się rzeczą bardzo niebezpieczną – każde dziecko żąda pewności w swoich relacjach. A gdy stajemy się starsi nie przestajemy pragnąć bezpieczeństwa i pewności we wszelkich związkach – z rzeczami, z ludźmi i z ideami. To pożądanie bezpieczeństwa niechybnie rodzi strach a przestraszeni coraz bardziej i bardziej wpadamy w zależność od rzeczy, do których jesteśmy przywiązani. A zatem pojawia się kwestia wolności i strachu oraz czy to w ogóle możliwe by się od niego uwolnić, nie tylko fizycznie, ale też psychologicznie, nie tylko powierzchownie, ale w przepastnej głębi najciemniejszych zakątków naszego umysłu, w tajnych zakamarkach, do których nikt nigdy nie zaglądał. Czy umysł może zupełnie, całkowicie uwolnić się od strachu? To strach niszczy miłość – to nie teoria – to strach wywołuje niepokój, przywiązanie, zachłanność, dominację, wszelką zazdrość w związkach, to strach powoduje przemoc. Jak można zaobserwować w przepełnionych miastach z ich eksplodującą populacją, objawia się tam zagrożenie, niepewność, strach. A wszystko to ma swój udział w wywołaniu przemocy. Czy możemy się uwolnić od strachu, ażebyś, kiedy opuścisz tę salę, odchodził bez cienia mroku, jaki on przynosi? By zrozumieć strach musimy zbadać nie tylko lęki fizyczne, ale też rozległą sieć obaw psychologicznych. Chyba możemy w to wejść. Oto pytanie: jak powstaje strach – co go podtrzymuje, pozwala trwać, i czy można go zakończyć? Lęki fizyczne są całkiem łatwe do zrozumienia. Następuje natychmiastowa odpowiedź na zagrożenie fizyczne, jest ona reakcją wielu stuleci warunkowania, ponieważ bez niego fizycznie niemożliwe byłoby przetrwanie, zakończyłoby się życie. Na poziomie fizycznym trzeba przetrwać a tradycja tysięcy lat podpowiada ‘bądź ostrożny’, pamięć mówi ‘uważaj, to niebezpieczne, działaj natychmiast’. Ale czy ta fizyczna odpowiedź na niebezpieczeństwo to strach? Proszę, prześledźcie uważnie to wszystko, bo zajmujemy się czymś zupełnie prostym, jednak złożonym i dopóki nie poświęcicie tej sprawie całej swej uwagi nie zrozumiemy jej. Pytamy, czy ta fizyczna odpowiedź zmysłów na niebezpieczeństwo wywołująca natychmiastowe działanie jest strachem? A może to inteligencja, i dlatego wcale nie strach? I czy inteligencja to kwestia kultywowania tradycji i pamięci? Jeżeli tak, to dlaczego nie działa w pełni, tak jak powinna, na obszarze psychologicznym, gdzie tak strasznie boimy się tylu rzeczy? Dlaczego ta sama inteligencja, jaką odnajdujemy, gdy dostrzegamy zagrożenie, nie działa, kiedy pojawiają się lęki psychologiczne? Czy można zastosować inteligencję fizyczną do psychologicznej natury człowieka? Dzieje się tak, że powstają różnego rodzaju lęki, które wszyscy znamy – strach przed śmiercią, ciemnością, tym, co żona czy mąż powie lub zrobi, albo co pomyśli sąsiad bądź szef – cała sieć lęków. Nie zamierzamy zajmować się szczegółami różnych form strachu, jesteśmy zainteresowani strachem samym w sobie, nie jakimś konkretnym lękiem. A gdy obecny jest strach i go sobie uświadomimy, następuje ruch dążący do uniknięcia go, lub do stłumienia go, ucieczki od niego, oddania się różnym rodzajom rozrywki, uwzględniając oferowane przez religie, bądź wytworzenia odwagi będącej oporem wobec niego. Ucieczka, rozrywka i odwaga to różne formy oporu wobec bieżącego faktu istnienia strachu. Im większy strach tym większy opór i tak wywołane zostają różne neurotyczne działania. Obecny jest strach, a umysł – lub ‘ja’ – mówi ‘strach musi przestać istnieć’, i w ten sposób powstaje dualność. Istnieje ‘ja’, które jest czymś innym niż strach, które od niego ucieka i mu się opiera, które zbiera energię, teoretyzuje lub idzie do analityka, i ‘nie ja’! ‘Nie ja’ to strach, ‘ja’ zostało od niego oddzielone. A więc następuje natychmiastowy konflikt pomiędzy strachem i ‘ja’ przełamującym go. Istnieje obserwator i rzecz obserwowana. Obserwowane to strach a obserwator to ‘ja’, które chce się od niego uwolnić. Zatem jest tu przeciwieństwo, sprzeczność, oddzielenie a skutkiem tego konflikt pomiędzy strachem i ‘ja’ pragnącym się uwolnić. Czy nawiązujemy ze sobą kontakt? Tak więc problem polega na konflikcie między ‘nie ja’ strachu i ‘ja’, które myśli, że różni się od strachu i opiera mu się, lub które próbuje przełamać go, uciec od niego, stłumić go bądź kontrolować. Ten podział niechybnie prowadzi do konfliktu, jak pomiędzy dwiema narodami z ich armiami i marynarką i oddzielnymi suwerennymi rządami. Istnieje zatem obserwator i obserwowane – obserwator mówi „Muszę się uwolnić od tej strasznej rzeczy, muszę się jej pozbyć.” Ciągle walczy, znajduje się w stanie konfliktu. Przeszło nam to w nawyk, stało się tradycją, uwarunkowaniem. A przełamać jakiś rodzaj przyzwyczajenia to jedna z najtrudniejszych rzeczy, ponieważ lubimy życie z naszymi nawykami, jak palenie, picie, zwyczaje w sferze seksu czy psychiki – i tak samo dzieje się z narodami, niezawisłymi rządami mówiącymi ‘mój kraj i twój kraj’, ‘mój Bóg i twój Bóg’, ‘moja wiara i twoja wiara’. Nasza tradycja to walka, opór wobec strachu a skutkiem tego podsycanie konfliktu i podtrzymywanie życia strachu. Jeżeli jest to jasne, możemy przejść do następnego kroku, to znaczy: czy istnieje, w tym konkretnym przypadku, faktyczna różnica między obserwatorem i obserwowanym? Obserwator sądzi, że różni się od obserwowanego, czyli strachu. Czy istnieje jakaś różnica pomiędzy nim i rzeczą, jaką obserwuje, czy obie są tym samym? Oczywiście, że obie są tym samym. Obserwator jest tym, co obserwuje – jeśli pojawia się coś zupełnie nowego, to w ogóle nie ma obserwatora. Jednak dlatego, że obserwator rozpoznaje swoją reakcję jako strach, jaki zna z wcześniejszych doświadczeń, powstaje tu podział. A jak wejdziesz w to bardzo, bardzo głęboko, odkryjesz dla siebie samego – tak, jak, mam nadzieję, robisz to teraz – że obserwator i obserwowane istotnie są tym samym. Dlatego, skoro są tym samym, eliminujesz jednym ruchem sprzeczność, ‘ja’ i ‘nie ja’ i równocześnie wymazujesz również zupełnie wszelki rodzaj wysiłku. Lecz nie oznacza to, że akceptujesz strach lub identyfikujesz się z nim. Istnieje strach, rzecz obserwowana, i obserwator będący częścią tego strachu. Co należy więc zrobić? (Czy pracujecie tak intensywnie jak robi to mówca? Jeżeli jedynie słuchacie słów, to, obawiam się, nie rozwiążecie dogłębnie kwestii strachu.) Istnieje tylko strach – nie obserwator mu się przyglądający, bo obserwator jest strachem. Ma tu miejsce kilka rzeczy. Po pierwsze, czym jest strach i jak się pojawia? Nie rozmawiamy o skutkach strachu czy jego przyczynach ani jak swą nędzą i brzydotą przyćmiewa życie. Lecz pytamy, czym jest strach i jak się pojawia. Czy trzeba to analizować bez końca aby odkryć niezliczone przyczyny strachu? Przecież, gdy zaczynasz analizować, analizator musi być niezwykle wolny od wszelkich uprzedzeń i uwarunkowań, musi patrzeć by zaobserwować. W przeciwnym razie, jeśli w jego osądzie obecny jest jakikolwiek rodzaj zniekształcenia, zwiększa się ono w miarę kontynuowania analizy. A więc analiza mająca na celu zakończenie strachu nie spełnia swej roli. Mam nadzieję, że są tu jacyś analitycy! Bo podczas odkrywania przyczyn strachu i pracy nad tym, co odkryto, przyczyna staje się skutkiem a skutek przyczyną. Skutek, i działanie na ten skutek celem odnalezienia przyczyny, oraz odkrycie przyczyny i działanie według danych o niej, przechodzą w następny etap. Na nim i skutek i przyczyna tworzą nieskończony łańcuch. Jeśli odłożymy na bok próby zrozumienia przyczyn i analizowanie strachu, to cóż pozostaje do zrobienia? Wiecie, to nie rozrywka, jednak w tym odkryciu obecna jest wielka radość, w zrozumieniu tego wszystkiego jest wiele zabawy. Cóż zatem tworzy strach? Tworzą go czas i myśl – czas jako wczoraj, dziś i jutro: istnieje strach, że jutro coś się zdarzy – utrata pracy, śmierć, odejście żony czy męża, powrót choroby i bólu, jakie przeżyłem wiele dni temu. To stąd przybywa strach. Czas dotyczący tego, co jutro mój sąsiad może o mnie powiedzieć, albo czas, który, jak dotąd, ukrywa coś, co zrobiłem wiele lat temu. Obawiam się głębokich sekretnych pragnień, które mogły pozostać niezaspokojone. Czas jest więc uwikłany w strach, strach przed śmiercią, która przychodzi u kresu życia, która za chwilę może ode mnie czegoś chcieć, i boję się. Tak więc strach jest związany z czasem i myślą. Czas nie istnieje jeżeli nie ma myśli. Myślenie o tym, co zdarzyło się wczoraj, obawa, że jutro może się to znów przytrafić – oto, co tworzy czas jak również strach. Obserwuj to, proszę popatrz na to sam dla siebie – nie akceptuj ani nie odrzucaj niczego, lecz słuchaj, odkryj na własny użytek prawdę tego, nie słowa zaledwie, nie to, czy się zgadzasz czy nie, ale idź dalej. By odnaleźć prawdę musisz mieć uczucie, pasję odkrywania, wielką energię. Zobaczysz wtedy, że myśl rodzi strach: myślenie o przeszłości bądź przyszłości – przyszłości będącej następną chwilą lub następnym dniem czy tym, co za dziesięć lat – myślenie o tym kreuje zdarzenie. A myślenie o wczorajszym przyjemnym wydarzeniu podtrzymuje bądź nadaje ciągłość tej przyjemności, czy seksualnej, zmysłowej, intelektualnej czy psychologicznej, myślenie o niej, budowanie wyobrażenia, jak robi to większość ludzi, daje temu zdarzeniu z przeszłości ciągłość w myślach i rodzi dalszą przyjemność. Myśl rodzi strach tak samo, jak przyjemność – są one sprawkami czasu. Zatem myśl tworzy tę dwustronną monetę przyjemności i bólu – czyli strach. Co należy więc zrobić? Wielbimy myśl, która stała się tak niezwykle ważna, iż myślimy, że im jest sprytniejsza, tym lepiej. W świecie biznesu, w świecie religii czy w świecie rodziny myśl jest wykorzystywana przez intelektualistów pozwalających sobie używać tej monety w girlandzie słów. Jak poważamy ludzi, którzy są intelektualnie, werbalnie zręczni w myśleniu! Lecz myślenie odpowiada za strach i rzecz zwaną przyjemnością. Nie mówimy, że nie powinniśmy zaznawać przyjemności. Nie jesteśmy purytanami, próbujemy ją pojąć, a przez samo zrozumienie tego całego procesu strach osiąga kres. Zobaczysz wtedy, że przyjemność to coś zupełnie innego, wejdziemy w to jeśli starczy czasu. A więc myśl odpowiada za tę męczarnię – z jednej strony męczarnia, z drugiej przyjemność i jej przedłużanie: pożądanie i pogoń za przyjemnością czy religijną czy każdego innego rodzaju. Co myśl ma z tym zrobić? Może to zakończyć? Czy to właściwe pytanie? I kto ma tego dokonać? – czy ‘ja’, które nie jest myślą? Ale ‘ja’ jest wynikiem myślenia. I dlatego masz znowu ten sam stary problem: ‘ja’ i ‘nie ja’ czyli obserwatora, który twierdzi „Jeżeli tylko mógłbym zakończyć myślenie, to prowadziłbym inny rodzaj życia.” Ale istnieje jedynie myśl a nie obserwator mówiący „Chcę zatrzymać myśl”, ponieważ obserwator to jej produkt. A jak powstaje myśl? Bardzo łatwo można zobaczyć, że jest ona odpowiedzią pamięci, doświadczenia i wiedzy będącej mózgiem, jej siedzibą. Gdy cokolwiek woła o to, odpowiada on reakcją, która jest pamięcią i rozpoznaniem. Mózg jest wynikiem tysiącleci ewolucji i warunkowania – myśl jest zawsze przedawniona, nigdy nie jest nowa, myśl to odpowiedź całego uwarunkowania. Cóż należy zrobić? Gdy myśl zda sobie sprawę, że najprawdopodobniej nie może nic zrobić ze strachem, bo ona sama tworzy strach, nastaje cisza, całkowicie zaprzeczony zostaje każdy ruch rodzący strach. Dzięki temu umysł, w tym mózg, obserwuje cały ten fenomen nawyków i sprzeczności i walki pomiędzy ‘ja’ i ‘nie ja’. Uświadamia sobie, że obserwator to obserwowane. A widząc, że strachu nie wystarczy jedynie zanalizować i odłożyć na bok, lecz pozostanie on na zawsze, dostrzega też, że analizy donikąd nie prowadzą. Pytasz wtedy: co jest źródłem strachu? Jak on powstaje? Mówiliśmy, że pojawia się poprzez czas i myśl. Myśl jest odpowiedzią pamięci i w ten sposób tworzy strach. A strach nie potrafi zatrzymać myśli jedynie przez jej kontrolę bądź tłumienie, ani przez próby jej przekształcenia, czy przyzwalania na wszelkie triki, jakie stosujemy wobec siebie. Uświadamiając sobie cały ten wzór bez wybierania, obiektywnie, wewnątrz siebie, widząc to wszystko, myśl sama mówi „Będę cicho bez żadnej kontroli czy tłumienia”, „Będę spokojna.” Następuje wtedy koniec strachu, co oznacza koniec smutku i zrozumienie siebie – samowiedzę. Bez znajomości siebie nie będzie końca smutku i strachu. Tylko umysł, który jest wolny od strachu, umie stawić czoła rzeczywistości. Być może pragnęlibyście teraz zadawać pytania. Trzeba je stawiać – to zapytywanie, to odsłanianie się przed sobą nawzajem jest konieczne tutaj, i również, gdy jesteś sam w swoim pokoju lub ogrodzie, siedzisz cicho w autobusie bądź spacerujesz – musisz pytać, ażeby odkryć. Lecz trzeba zadawać właściwe pytania, a w samym sformułowaniu właściwego pytania zawarta jest właściwa odpowiedź. Słuchacz: Akceptacja siebie, swojego bólu, swego smutku, czy to właściwa rzecz do zrobienia? Krishnamurti: Jak można zaakceptować to, czym się jest? Chciał Pan powiedzieć, że akceptuje swą brzydotę, brutalność, okrucieństwo, swoją pretensjonalność, hipokryzję? Potrafi Pan zaakceptować to wszystko? I nie pragnie się zmienić? – czy naprawdę nie należy tego zmienić? Jak możemy zaakceptować ustalony porządek społeczeństwa z jego moralnością, która jest niemoralna? Czy życie nie jest ciągłym ruchem zmian? Kiedy się żyje, nie ma akceptacji, jest tylko przeżywanie. Pozostajemy wtedy w zgodzie z ruchem życia a wymaga on przemiany, rewolucji psychicznej, mutacji. Słuchacz: Nie rozumiem. Krishnamurti: Przykro mi. Być może używając słowa ‘akceptować’ nie zdawał sobie Pan sprawy, że w potocznym angielskim, oznacza ono akceptować rzeczy takim, jakimi są. Może sformułowałby Pan to po holendersku. Słuchacz: Akceptować rzeczy, jakimi przychodzą. Krishnamurti: Czy zaakceptuję rzeczy, jakimi przyszły, proszę powiedzieć, kiedy żona mnie opuści? Czy, gdy tracę pieniądze, gdy zostaję wyrzucony z pracy, kiedy jestem wzgardzany, obrażany, zaakceptuję te sprawy, jak przychodzą? Zaakceptuję wojnę? Aby brać rzeczy tak, jak przyszły, faktycznie, nie teoretycznie, trzeba być wolnym od ‘ja’. A o tym dziś rozmawialiśmy, opróżnienie umysłu z ‘ja’ i ‘ty’ oraz ‘my’ i ‘oni’. Wtedy możesz żyć z chwili na chwilę, bez końca, nie angażując się w walkę, nie wchodząc w konflikt. Właśnie na tym polega prawdziwa medytacja, prawdziwe działanie, nie konflikt, okrucieństwo i przemoc. Słuchacz: Musimy myśleć, to nieuniknione. Krishnamurti: Tak, rozumiem. Czy sugeruje Pan, że w ogóle nie powinniśmy myśleć? Trzeba myśleć aby wykonać pracę, żeby pójść do domu – zachodzi komunikacja werbalna, która jest wynikiem myślenia. Jakie więc miejsce w życiu zajmuje myśl? Musi ona działać, kiedy coś robisz. Proszę to śledzić. Aby wykonać jakieś zadanie technologiczne, funkcjonować tak, jak robi to komputer – jeżeli nawet nie tak efektywnie – potrzebna jest myśl. Myślenie jasne, obiektywnie, nieemocjonalnie, bez uprzedzeń, bez opinii, myśl jest konieczna by działać w jasny sposób. Jednak wiemy też, że myśl rodzi strach, a właśnie on powstrzymuje nas od efektywnego działania. Więc czy można działać bez strachu, gdy myśl jest wymagana, i zachować ciszę, gdy nie jest? Rozumie Pan? Czy można mieć umysł i serce rozumiejące cały proces strachu, przyjemności, myśli i ciszę umysłu? Czy można działać rozmyślnie, gdy to konieczne i nie używać myśli, kiedy brak takiej potrzeby? To chyba zupełnie proste, czyż nie? Chodzi o to, czy umysł może być tak całkowicie uważny, że, kiedy nie śpi, będzie myślał i działał, gdy to konieczne i pozostanie w tym działaniu przebudzony ani nie zapadając w sen ani nie pracując w sposób mechaniczny? Tak więc rzecz nie w tym, czy musimy myśleć czy nie, lecz w tym, jak pozostać przebudzonym. By pozostać przebudzonym trzeba dogłębnie zrozumieć myśl, strach, miłość, nienawiść i samotność, trzeba zaangażować się całkowicie w ten sposób życia, jakim się jest, jednak rozumieć w pełni. Można to zrozumieć dogłębnie tylko, gdy umysł jest całkowicie przebudzony, bez żadnych zniekształceń. Słuchacz: Czy chciał Pan powiedzieć, że, gdy stoi się wobec niebezpieczeństwa, reakcja pochodzi z doświadczenia? Krishnamurti: Czyż nie? Czy, kiedy widzi Pan niebezpieczne zwierzę, nie reaguje z poziomu pamięci, w oparciu o doświadczenie? – być może, niekoniecznie swoje własne, ale dziedzictwo rasowe mówiące ‘bądź ostrożny’. Słuchacz: To właśnie miałem na myśli. Krishnamurti: Ale dlaczego nie działamy równie efektywnie widząc niebezpieczeństwo nacjonalizmu, wojny, oddzielnych rządów z ich suwerennymi prawami i armiami? To najbardziej niebezpieczne sprawy, dlaczego nie reagujemy, dlaczego nie mówimy „Zmieńmy to wszystko”? Oznacza to, że zmieniasz siebie – znaną istotę: że nie przynależysz do żadnego narodu, do żadnej flagi, kraju, ani religii, czyli że jesteś wolną istotą ludzką. Lecz my nie jesteśmy. Reagujemy na zagrożenia fizyczne, ale nie na psychologiczne niebezpieczeństwa, które są dużo bardziej niszczycielskie. Akceptujemy rzeczy, jakimi są, lub buntujemy się przeciwko nim, aby stworzyć zmyśloną Utopię, co prowadzi z powrotem od tego samego. Widzieć niebezpieczeństwo wewnątrz i widzieć zewnętrzne zagrożenie to jedna rzecz, oznaczająca pozostać przebudzonym – czyli być inteligentnym i wrażliwym. Amsterdam, 10 maja 1969 Rozdział 6. Zupełność życia Nieumotywowana pasja zrozumienia To zastanawiające, dlaczego istoty ludzkie na świecie gubią pasję. Chcą one mocy, pozycji i różnych form rozrywki i seksualnej i religijnej i mają jeszcze inne rodzaje pożądliwych pragnień. Lecz najwyraźniej niewielu dysponuje tą głęboką pasją, jaka poświęca się zrozumieniu całego procesu życia, nie oddając swej energii na działania fragmentaryczne. Dyrektora banku ogromnie zajmują sprawy firmy a artysta i naukowiec są oddani własnym specyficznym zainteresowaniom, najwyraźniej jednak to jedna z najtrudniejszych rzeczy by posiąść tę trwałą, intensywną pasję oddaną zrozumieniu zupełności życia. Jako, że wchodzimy w kwestię tego, co stanowi całkowite zrozumienie życia, miłości i śmierci, będziemy potrzebowali nie tylko zdolności intelektualnych i silnego uczucia, lecz wiele ponad to, wielką energię, jaką tylko pasja może dać. Jako, że mamy ten kolosalny problem, złożony, subtelny i bardzo zupełny, musimy poświęcić całą naszą uwagę – która stoi za wszelką pasją – by zobaczyć i odkryć samemu dla siebie, czy istnieje sposób życia, całkowicie inny niż ten, w jaki teraz żyjemy. Aby to zrozumieć trzeba wejść w kilka zagadnień, trzeba zbadać proces działania świadomości, sprawdzić obie strony oraz głębokie warstwy własnego umysłu, i trzeba też spojrzeć na naturę porządku – nie tylko na zewnątrz, w społeczeństwie, ale wewnątrz siebie. Trzeba odkryć sens życia – nie jedynie nadać mu intelektualnie znaczenie, ale popatrzeć, co to znaczy żyć. I trzeba też rozpatrzyć kwestię, czym jest miłość, i co to znaczy umrzeć. Wszystko to musi zostać sprawdzone w świadomości i w głębokich, ukrytych zakamarkach własnego umysłu. Trzeba spytać, czym jest porządek, co rzeczywiście znaczy żyć, i czy można żyć całkowitym, zupełnym uczuciem, współczuciem, czułością i miłością. Trzeba też odkryć dla siebie samego znaczenie tej niezwykłej rzeczy zwanej śmiercią. To nie kawałki, lecz absolutny ruch, zupełność życia. Nie będziemy w stanie go zrozumieć, jeżeli potniemy go na życie, miłość i śmierć – wszystko jest jednym ruchem. By zrozumieć cały jego proces potrzeba energii, nie tylko intelektualnej, ale energii silnego uczucia, z czym wiąże się posiadanie nieumotywowanej pasji, jaka stale płonie w człowieku. A jako, że nasze umysły podlegają fragmentacji, konieczne jest wejście w kwestię świadomego i nieświadomego, bo stąd zaczyna się każdy podział – ‘ja’ i ‘nie ja’, ‘ty’ i ‘ja’, ‘my’ i ‘oni’. Jak długo istnieje to oddzielenie – między narodami, w rodzinie, pomiędzy religiami z ich osobnymi obszarami wpływu – tak długo podział niechybnie będzie obecny w życiu. Istnieć będzie prowadzone na co dzień życie ze swą nudą i rutyną oraz ta rzecz, jaką nazywamy miłością, ogrodzona nienawiścią, zachłannością, zależnością i dominacją, istnieć będzie strach, nieuchronność śmierci. Czy moglibyśmy zająć się tą kwestią na poważnie – nie jedynie teoretycznie bądź werbalnie, ale zbadać ją naprawdę poprzez spojrzenie w siebie i zapytanie, dlaczego zachodzi podział rodzący tyle rozpaczy, zamętu i konfliktu? Można bardzo wyraźnie w sobie zaobserwować aktywność na powierzchni umysłu z jego koncentracją na pieniądzach, zachłanną wiedzą technologiczną, naukową. Można zobaczyć współzawodnictwo w pracy, można zobaczyć aktywność wierzchniej warstwy swego własnego umysłu. Lecz istnieją ukryte obszary, które nie zostały zbadane, bo nie wiemy, jak to zrobić. Jeśli chcemy wystawić je na światło jasności i zrozumienia, to albo czytamy książki mówiące nam o nich albo idziemy do analityka bądź filozofa. Jednak nie wiemy sami dla siebie, jak patrzeć na te sprawy: chociaż możemy być zdolni do obserwacji powierzchownej, widocznej aktywności umysłu, najwyraźniej nie potrafimy zajrzeć do tej głębokiej, ukrytej jaskini, w której mieszka cała przeszłość. Czy świadomy umysł wraz ze swoimi kategorycznymi żądaniami i twierdzeniami może wejrzeć w głębsze warstwy swej własnej istoty? Nie wiem, czy kiedykolwiek tego próbowaliście, ale, jeśli tak i podeszliście w wystarczającym stopniu konsekwentnie i serio, to może sami dla siebie znaleźliście obszerną zawartość przeszłości, dziedzictwo rasowe, nakazy religii, podziały – wszystko to kryje się tutaj. Wywołana przypadkowo propozycja opiniowania wypływa z przeszłego nagromadzenia opartego zasadniczo na minionej wiedzy i doświadczeniu z ich różnymi rodzajami wniosków i opinii. Czy umysł może wejrzeć w to wszystko, zrozumieć to i wyjść poza to, ażeby podział w ogóle przestał istnieć? To ważne, ponieważ jesteśmy tak mocno uwarunkowani by patrzeć na życie w sposób fragmentaryczny. I tak długo, jak fragmentacja ta zachodzi, obecne jest żądanie zaspokojenia – ‘ja’ pragnie spełnić się, osiągnąć, prześcignąć, zrealizować ambicje. Oto fragmentacja życia powodująca, że jednocześnie jesteśmy indywidualistami i ludźmi działającymi kolektywnie, skoncentrowani na sobie jednak potrzebujący identyfikacji z czymś większym, podczas, gdy oddzielenie trwa. To ten głęboki podział w świadomości, w całej strukturze i naturze naszej istoty powoduje podziały w naszych działaniach, w naszych myślach i w naszych uczuciach. Tak więc dzielimy życie na to, co nazywa się miłością i śmiercią. Czy można zaobserwować ruch przeszłości będący nieświadomością? – jeżeli można użyć słowa ‘nieświadomość’ bez nadawania mu specjalnego psychoanalitycznego znaczenia. Głęboka nieświadomość to przeszłość i stąd działamy. Dlatego powstaje podział na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość – który oznacza czas. Wszystko to może brzmieć trochę skomplikowanie, ale takie nie jest – to naprawdę zupełnie proste, jeżeli patrzy się w siebie, obserwuje się siebie w działaniu, obserwuje funkcjonowanie swoich opinii oraz myśli i wniosków. Kiedy patrzysz krytycznie na siebie, możesz zobaczyć, że twe działania opierają się na przeszłych wnioskach, regułach bądź wzorcach, które rzutują się w przyszłość jako ideał, a ty działasz zgodnie z tym ideałem. Więc przeszłość zawsze oddziałuje poprzez bodźce, wnioski i reguły, umysł i serce są mocno obciążone wspomnieniami, które kształtują nasze życie powodując fragmentację. Trzeba zapytać, czy świadomy umysł może wejrzeć w nieświadomość tak całkowicie, że zrozumiana zostanie cała jej zawartość będąca przeszłością. Wymaga to umiejętności krytycznego patrzenia – ale nie samoopiniującego krytycyzmu – wymaga to przyjrzenia się. Jeżeli jest się prawdziwie przebudzonym, to kończy się podział całości świadomości. Taki stan przebudzenia jest możliwy jedynie, gdy istnieje krytyczna samoświadomość wolna od osądów. Obserwować oznacza poddawać krytyce – nie używać krytycyzmu opartego na ocenach, opiniach, lecz pozostawać krytycznie czujnym. Jeśli jednak to krytyczne podejście jest osobiste, podszyte strachem bądź jakąkolwiek formą uprzedzenia, przestaje być naprawdę krytyczne, staje się jedynie fragmentaryczne. To, czym zajmujemy się teraz, to zrozumienie całego procesu, zupełności życia, nie określonego fragmentu. Nie pytamy, co zrobić odnośnie specyficznego problemu, odnośnie aktywności społeczeństwa, która jest niezależna od całości procesu życia, ale próbujemy odkryć, co zawiera się w zrozumieniu rzeczywistości i czy taka rzeczywistość, taki bezmiar, wieczność istnieje. Oto ta pełna, całościowa percepcja – nie fragmentaryczna – jaką rozważamy. Takie zrozumienie całego ruchu życia jako pojedynczej jednolitej aktywności jest możliwe dopiero, kiedy w całej naszej świadomości nastanie kres własnych koncepcji, zasad, idei i podziałów, jak ‘ja’ i ‘nie ja’. Jeśli jest to jasne – a mam taką nadzieję – to możemy przejść do odkrywania, co to znaczy żyć. Traktujemy życie jako pozytywne działanie – robienie, myślenie, nieustanną krzątaninę, konflikt, strach, smutek, winę, ambicję, współzawodnictwo, pożądanie przyjemności z jej bólem, pragnienie sukcesu. To wszystko nazywamy życiem. Oto nasze życie, ze sporadyczną radością, z chwilami współczucia bez żadnego motywu i szczodrości nie stawiającej żadnych warunków. Pojawiają się rzadkie momenty ekstazy, błogości, jaka nie zna przeszłości ani przyszłości. Lecz chodzenie do pracy, gniew, nienawiść, pogarda, wrogość są tym, co nazywamy życiem codziennym i uważamy za niezwykle pozytywne. Negacja pozytywnego to jedyna naprawdę pozytywna rzecz. Zanegowanie tego tak zwanego życia, które jest brzydkie, samotne, straszne, brutalne i okrutne, gdy się nie zna innego, jest najbardziej pozytywnym działaniem. Czy rozumiemy się nawzajem? Wiecie, zaprzeczyć całkowicie powszechnie uznawanej moralności oznacza być wysoce moralnym, bo to, co nazywamy moralnością społeczną, moralnością szacowności, jest całkowicie niemoralne: współzawodniczymy, jesteśmy chciwi, pełni wrogości, szukamy własnej drogi – wiecie, jak się zachowujemy. Nazywamy to moralnością społeczną – ludzie religijni mówią o innym rodzaju moralności, ale ich życie, cała ich postawa, hierarchiczna struktura organizacji religijnych i wiary są niemoralne. Zaprzeczenie temu to nie reakcja, ponieważ, kiedy reagujesz, jest to inny rodzaj niezgody wywołanej przez twój własny opór. Jednak, gdy zaprzeczasz temu, bo to rozumiesz, obecna jest najwyższa forma moralności. Na tej samej zasadzie, zanegować moralność społeczną, zanegować sposób, w jaki żyjemy – nasze małe, nieważne żywoty, nasze płytkie myślenie i egzystencję, zadowolenie na powierzchni ze wszystkimi rzeczami nagromadzonymi w głębi – odrzucić to wszystko, nie reagując, lecz widząc kompletną głupotę i destrukcyjną naturę takiego sposobu życia – zanegować to wszystko znaczy żyć. Widzieć fałsz jako fałsz – takie widzenie to prawda. Teraz, czym jest miłość? Czy to przyjemność? Czy miłość to pożądanie? Czy miłość to przywiązanie, zależność, posiadanie osoby, którą kochasz i nad którą dominujesz? Czy to mówienie „To moje a nie twoje, moja własność, moje prawa seksualne”, z którymi wiąże się zazdrość, nienawiść, gniew i przemoc? I znów, miłość podzielono, jako element uwarunkowań religijnych, na świętą i świecką. Czy to wszystko jest miłością? Czy możesz kochać i być ambitny? Czy możesz kochać męża, czy może on powiedzieć, że cię kocha, gdy jest ambitny? Czy miłość może istnieć tam, gdzie występuje współzawodnictwo i pogoń za sukcesem? Zanegować to wszystko, nie tylko intelektualnie czy werbalnie, ale wymazując ze swej własnej istoty by nie doświadczyć już nigdy zazdrości, zawiści, współzawodnictwa ani ambicji – zaprzeczyć temu wszystkiemu, to na pewno jest miłość. Te dwa sposoby działania nigdy nie mogą współistnieć. Mężczyzna, który jest zazdrosny ani kobieta, która dominuje, nie wiedzą, co znaczy miłość – mogą o niej mówić, mogą spać razem, posiadać się nawzajem, zależeć od siebie ze względu na wygodę, bezpieczeństwo lub przez strach przed samotnością, lecz wszystko to na pewno nie jest miłością. Czy, gdyby ludzie, którzy mówią, że kochają swe dzieci, faktycznie mieli to na myśli, to wybuchłaby wojna? A czy istniałyby podziały narodowe – czy powstałoby to rozdzielenie? To, co nazywamy miłością to męka, rozpacz, poczucie winy. Taka miłość bywa zwykle identyfikowana z przyjemnością seksualną. Nie jesteśmy purytańscy ani pruderyjni, nie mówimy, że przyjemność ma przestać istnieć. Kiedy patrzysz na obłok lub niebo czy piękną twarz, obecny jest zachwyt. Gdy patrzysz na kwiat, widzisz jego piękno – nie zaprzeczamy pięknu. Piękno to nie przyjemność myśli, ale myśl jest tym, co dodaje przyjemność do piękna. W taki sam sposób, gdy kochamy i uprawiamy seks, myśl dodaje do niego przyjemność, wyobrażenie tego, czego doświadczyliśmy i powtórkę na jutro. Jest w tej powtórce przyjemność nie będąca pięknem. Piękno, delikatność i zupełne znaczenie miłości nie wykluczają seksu. Jednak dziś, gdy wszystko wolno, wydaje się, że świat nagle odkrył seks i uczynił go niezwykle ważnym. Jest to prawdopodobnie jedyna ucieczka, jaką człowiek ma teraz do dyspozycji, jedyna wolność: wszędzie gdzie indziej został przyciśnięty, przymuszony, zgwałcony intelektualnie, emocjonalnie, w każdy możliwy sposób jest niewolnikiem, został złamany i jedyny moment, kiedy potrafi być wolny to doświadczenie seksualne. W tej wolności dociera do pewnej radości i pragnie jej powtórzenia. Patrząc na to wszystko, gdzie jest miłość? Tylko umysł i serce pełne miłości mogą dostrzec całość ruchu życia. Wtedy, cokolwiek uczyni, człowiek dysponujący taką miłością jest moralny, dobry a to, co robi, jest piękne. A gdzie wkracza w to wszystko porządek? – wiedząc, że nasze życie jest tak pogmatwane, tak bezładne. Wszyscy chcemy porządku, nie tylko w domu, umieszczając rzeczy na właściwych im miejscach, ale również na zewnątrz, w społeczeństwie, gdzie obecna jest ta bezgraniczna niesprawiedliwość. Pragniemy również porządku wewnątrz – potrzebny jest porządek, głęboki, matematyczny porządek. A czy ma on zostać wywołany przez dopasowanie się do wzorca, który uważamy za uporządkowany? Powinniśmy wtedy porównywać wzorzec z faktami i powstałby konflikt. Czyż właśnie ten konflikt nie jest nieporządkiem? – a dlatego nie jest cnotą. Kiedy umysł walczy aby zostać cnotliwym, moralnym, etycznym, opiera się i w samym tym konflikcie obecny jest nieporządek. Tak więc cnota to istota porządku – chociaż, w nowoczesnym świecie, możemy nie lubić tego słowa. Nie zostaje ona wywołana przez konflikt myśli, ale przychodzi jedynie, gdy widzisz nieporządek krytycznym okiem, z przebudzoną inteligencją, rozumiejąc siebie. Powstaje wtedy zupełny porządek najwyższego rodzaju, czyli cnota. A może ona nadejść jedynie, gdy obecna jest miłość. Pozostaje jeszcze kwestia umierania, którą starannie odsunęliśmy daleko od siebie jako coś, co zdarzy się w przyszłości – może za pięćdziesiąt lat, może jutro. Obawiamy się osiągnięcia końca, fizycznego dotarcia do kresu i oddzielenia od rzeczy, jakie posiedliśmy, na które pracowaliśmy, jakich doświadczyliśmy: żony, męża, domu, mebli, ogródka, książek i wierszy, które napisaliśmy bądź mieliśmy nadzieję napisać. A boimy się pozwolić temu wszystkiemu odejść, bo jesteśmy meblami, jesteśmy wyobrażeniem, jakie posiadamy – jeśli umiemy grać na skrzypcach, to jesteśmy tymi skrzypcami. Ponieważ zidentyfikowaliśmy się z tymi rzeczami – jesteśmy nimi wszystkimi i niczym więcej. Czy kiedykolwiek spojrzałeś na to w ten sposób? Jesteś domem – z zasłonami, łazienką, meblami, które bardzo starannie polerowałeś przez lata, które posiadasz – oto czym jesteś. Jeżeli usuniesz to wszystko, jesteś niczym. Oto, czego się obawiasz – bycia niczym. Czy to nie bardzo dziwne, jeśli spędzasz czterdzieści lat chodząc do biura, a kiedy przestajesz to robić, masz problemy z sercem i umierasz? Jesteś biurem, dokumentami, szefem bądź urzędnikiem czy jaką pozycję zajmujesz – jesteś tym i niczym więcej. I masz wiele idei na temat Boga, dobroci, prawdy, jakie powinno być społeczeństwo – to wszystko. W tym leży smutek. Uświadomić sobie na własny użytek, że tym jesteś, to wielki smutek, ale jeszcze większy to nie zdawać sobie z tego sprawy. Zobaczyć to i odkryć, co to znaczy, to umrzeć. Śmierć jest nieunikniona, wszystkie organizmy muszą dotrzeć do kresu. Jednak boimy się pozwolić odejść przeszłości. Jesteśmy przeszłością, jesteśmy czasem, smutkiem i rozpaczą, ze sporadyczną percepcją piękna, rozkwitem dobroci czy głębokiej czułości jako chwilową, nietrwałą rzeczą. A obawiając się śmierci pytamy „Czy będę żył ponownie?” – co oznacza kontynuowanie bitwy, konfliktu, niedoli, posiadania rzeczy i nagromadzonego doświadczenia. Cały Wschód wierzy w reinkarnację. Chciałbyś widzieć reinkarnowane to, czym jesteś – ale jesteś tym wszystkim, tym bałaganem, tym zamętem, tym nieporządkiem. Reinkarnacja oznacza też, że narodzisz się w kolejnym wcieleniu, dlatego rolę gra to, co robisz dziś, nie to, jak zamierzasz wieść swe następne życie – o ile takie coś istnieje. Jeżeli narodzisz się ponownie, tym, co istotne będzie, jak żyłeś dziś, ponieważ dzień dzisiejszy sieje ziarno piękna bądź ziarno smutku. Jednak ci, którzy tak żarliwie wierzą w reinkarnację nie wiedzą jak się zachowywać – gdyby zajęli się swym postępowaniem, nie interesowaliby się jutrem, bo dobroć polega na uważności w dniu dzisiejszym. Umieranie to część życia. Nie możesz kochać bez umierania, umierania dla wszystkiego, co nie jest miłością, umierania dla wszelkich ideałów będących projekcją twych własnych żądań, umierania dla całej przeszłości, dla doświadczenia, ażebyś poznał, co znaczy miłość a dzięki temu, co to znaczy żyć. A więc życie, miłość i umieranie to ta sama rzecz polegająca na życiu w pełni, całkowicie, teraz. Pojawia się wtedy działanie, które nie jest sprzeczne, nie przynosi ze sobą bólu i smutku – istnieje życie, miłość i śmierć, w których następuje działanie. Takie działanie to porządek. A jeśli żyjemy w ten sposób – a tak trzeba, nie w sporadycznych momentach, lecz codziennie, w każdej chwili – to będziemy mieli porządek w społeczeństwie, to nastanie jedność ludzi i rządy będą dokonywane przez komputery, nie przez polityków z ich osobistymi ambicjami i uwarunkowaniami. Więc żyć to kochać i umrzeć. Słuchacz: Czy można się uwolnić natychmiast i żyć bez konfliktów czy zajmuje to czas? Krishnamurti: Czy można żyć bez przeszłości od zaraz, czy pozbycie się jej wymaga czasu? Czy uwolnienie od przeszłości zajmuje czas i czy to powstrzymuje od życia natychmiast? Oto problem. Przeszłość jest jak ukryta jaskinia, jak piwnica, w której trzymasz wino jeśli je posiadasz. Czy potrzeba czasu aby się od tego uwolnić? Co wiąże się z poświęceniem czasu? – czyli tym, co zwykliśmy robić. Mówię sobie „Wykorzystam czas, cnota to rzecz do przyswojenia, wypraktykowania dzień po dniu, pozbędę się nienawiści, okrucieństwa, stopniowo, powoli” – oto, do czego się przyzwyczailiśmy, oto nasze uwarunkowanie. A zatem pytamy samych siebie, czy to możliwe aby odrzucić całą przeszłość stopniowo – co oznacza czas. Wygląda to tak: będąc okrutnym mówię „Stopniowo się tego pozbędę.” Co to znaczy – ‘stopniowo’, ‘krok, po kroku’? W międzyczasie jestem okrutny. Idea stopniowego uwolnienia się od okrucieństwa to rodzaj hipokryzji. Oczywiście, jeśli jestem okrutny, nie mogę się od tego uwolnić stopniowo, muszę zakończyć to natychmiast. Czy umiem zakończyć sprawy psychologiczne od razu? Nie potrafię, jeżeli akceptuje ideę stopniowego uwalniania się od przeszłości. Jednak to, co gra rolę, to widzieć fakty, jakimi są teraz, bez żadnego zniekształcenia. Jeśli jestem zazdrosny i zawistny, muszę zobaczyć to całkowicie poprzez zupełną, nie częściową, obserwację. Patrzę na swą zazdrość – dlaczego jestem zazdrosny? Bo jestem samotny, osoba, od której byłem zależny, opuściła mnie i nagle zostałem skonfrontowany z mą pustką, moim oddzieleniem i boję się tego, dlatego uzależniam się od ciebie. A jeżeli się odwrócisz, wpadam w gniew, staję się zazdrosny. Faktem jest, że jestem samotny, potrzebuję towarzystwa, potrzebuję kogoś nie tylko po to by mi gotował, zapewniał wygodę, przyjemność seksualną i całą resztę, ale również dlatego, że z gruntu jestem samotny. Oto dlaczego jestem zazdrosny. Czy potrafię zrozumieć tę samotność natychmiast? Mogę to zrobić tylko, jeśli ją obserwuję, jeżeli nie uciekam od niej – jeżel umie patrzeć na nią, krytycznie ją obserwować, z przebudzoną inteligencją, nie szukam usprawiedliwień, nie próbuję wypełnić pustki ani znaleźć nowej znajomości. Aby spojrzeć na to potrzeba wolności, a gdy wolność patrzenia jest obecna, uwalniam się od zazdrości. Więc percepcja, zupełna obserwacja zazdrości i wolność od niej, nie są sprawą czasu, ale poświęcenia pełnej uwagi, krytycznej świadomości, obserwacji bez wybierania, niezwłocznie, wszystkich rzeczy, kiedy się pojawiają. Wtedy istnieje wolność – nie w przyszłości, ale teraz – od tego, co nazywamy zazdrością. Tak samo znajduje to zastosowanie wobec przemocy, gniewu i każdego innego nawyku, czy palisz, pijesz czy masz przyzwyczajenia seksualne. Kiedy obserwujemy je bardzo uważnie, całkowicie, sercem i umysłem, jesteśmy w inteligentny sposób świadomi całej ich zawartości, wtedy powstaje wolność. Gdy uważność zacznie działać, to cokolwiek się pojawia – gniew, zazdrość, okrucieństwo, przemoc, złudzenie podwójnego znaczenia, wrogość, wszystkie te sprawy mogą być zaobserwowane natychmiast, w pełni. Jest w tym wolność, a obserwowana rzecz przestaje istnieć. Tak więc przeszłość nie ma być wymazywana przez czas. Czas nie jest drogą do wolności. Czy idea stopniowości nie jest rodzajem lenistwa, nieumiejętności zajęcia się przeszłością natychmiast, kiedy się pojawia? Gdy masz tę zadziwiającą zdolność dokładnej obserwacji tego, co przychodzi i oddajesz jej całkowicie swój umysł i serce, przeszłość zanika. Tak więc czas i myśl nie zakończą przeszłości, bo czas i myśl to przeszłość. Słuchacz: Czy myśl jest ruchem umysłu? Czy uważność to działanie nieumotywowanego umysłu? Krishnamurti: Jak powiedzieliśmy któregoś dnia, myśl to odpowiedź pamięci, jak komputer, który nakarmiłeś wszelkimi rodzajami informacji. A gdy zadajesz pytanie, to, co zostało w nim zmagazynowane odpowiada. W ten sam sposób umysł, mózg jest magazynem przeszłości będącej pamięcią, która sprowokowana odpowiada myślą zgodnie ze swą wiedzą, doświadczeniem, uwarunkowaniem i tak dalej. Więc myśl to poruszenie, czy raczej część ruchu, umysłu i mózgu. Pytający chciał wiedzieć, czy uważność to spokój umysłu. Czy potrafisz obserwować cokolwiek – drzewo, swą żonę, sąsiada, polityka, duchownego, piękną twarz – bez poruszenia umysłu? Wyobrażenia żony, męża, sąsiada, wiedza o obłoku lub o przyjemności, wszystko to się wtrąca, czyż nie? Więc, gdy następuje zakłócenie przez dowolnego rodzaju wyobrażenie, subtelne czy rzucające się w oczy, nie ma obserwacji, nie ma prawdziwej, zupełnej uważności – obecna jest tylko uważność częściowa. By obserwować dokładnie nie można mieć wyobrażenia wchodzącego pomiędzy obserwatora i obserwowaną rzecz. Czy, kiedy patrzysz na drzewo, umiesz spojrzeć na nie bez wiedzy botanicznej na jego temat, bez wiedzy o przyjemności czy pożądania jej? Czy potrafisz patrzeć tak zupełnie, że znika przestrzeń pomiędzy tobą – obserwatorem – i obserwowaną rzeczą? To nie oznacza, że staniesz się drzewem! Ale, gdy przestrzeń ta zniknie, przestanie istnieć obserwator i pozostanie tylko rzecz, którą obserwujesz. W takiej obserwacji obecna jest percepcja, widzenie rzeczy z niezwykłą żywością, koloru, kształtu, piękna liścia czy pnia – gdy nie ma obserwacji przez centrum ‘ja’, pozostajesz w bliskim kontakcie z tym, co obserwujesz. Gdy pojawia się wyzwanie, na które trzeba nią odpowiedzieć, następuje ruch myśli będącej częścią mózgu i umysłu. Jednak, aby odkryć coś nowego, coś, na co nie patrzyło się nigdy, potrzeba intensywnej uważności bez żadnego poruszenia. Nie jest to nic tajemniczego ani nadprzyrodzonego, co musisz praktykować latami i latami – to czysty nonsens. Zachodzi to, kiedy, pomiędzy dwiema kolejnymi myślami, obserwujesz. Wiecie, jak człowiek odkrył napęd odrzutowy? Jak to się stało? Wiedział wszystko, co można o silniku spalinowym i szukał jakiejś innej metody. By patrzeć musisz zachować ciszę – jeśli zabierzesz ze sobą całą wiedzę o napędzie spalinowym, znajdziesz tylko to, co już poznałeś. To, czego się nauczyłeś, musi pozostać uśpione, ciche – wtedy odkryjesz coś nowego. Na tej samej zasadzie, żeby widzieć żonę, męża, drzewo, sąsiada, całą strukturę społeczeństwa, która jest nieporządkiem, musisz odnaleźć w ciszy nowy sposób patrzenia i dzięki temu nowy sposób życia i działania. Słuchacz: Gdzie znajdziemy siłę by żyć bez teorii i ideałów? Krishnamurti: Skąd ma Pan siłę by żyć wraz z nimi? Skąd Pan ma tę zadziwiającą energię by żyć z regułami, z ideałami, z teoriami? Żyje Pan z nimi – skąd ma Pan energię? Energia rozprasza się w konfliktach. Ideał jest gdzieś daleko a ty jesteś tutaj i próbujesz żyć według niego. Tak więc powstaje podział, istnieje konflikt, co oznacza utratę energii. Kiedy zatem widzisz marnotrawstwo energii, gdy widzisz absurdalność posiadania ideałów, reguł, koncepcji, wszystkiego, co powoduje ten ciągły konflikt, kiedy to widzisz, masz energię by żyć bez tego. Masz wtedy energii pod dostatkiem, bo w ogóle nie jest ona tracona w konflikcie. Lecz widzicie, z powodu naszego uwarunkowania obawiamy się żyć w ten sposób. I akceptujemy strukturę reguł i ideałów tak, jak zrobili inni. Żyjemy z nimi, akceptujemy konflikt jako sposób na życie. Jednak, kiedy widzimy to wszystko, nie werbalnie, nie teoretycznie, nie intelektualnie, ale odczuwamy całą swą istotą absurdalność takiego życia, wtedy mamy dostatecznie dużo energii, która przychodzi, gdy nie ma jakiegokolwiek konfliktu. Pozostaje wtedy tylko fakt i nic więcej. Faktem jest, że jesteś chciwy; nie ideał, że nie powinieneś taki być – to strata energii – ale fakt, że jesteś chciwy, zachłanny i pragniesz dominować. Oto jedyny fakt, a gdy poświęcisz mu całą swoją uwagę, masz energię aby to rozproszyć i wtedy możesz żyć wolno, bez żadnego ideału, bez żadnych zasad, bez żadnej wiary. A to oznacza kochać i umrzeć dla całej przeszłości. Amsterdam, 11 maja 1969 Rozdział 7. Strach Opór. Energia i uwaga Wielu z nas zostało schwytanych przez nawyki – przyzwyczajenia na poziomie fizycznym i psychologicznym. Niektórzy są ich świadomi a inni nie. Jeżeli je sobie uświadamiasz, to czy możesz od razu powstrzymać określone przyzwyczajenie i nie przenosić go poprzez miesiące i lata? Czy, będąc świadomym pewnego nawyku, możesz położyć mu kres bez żadnego rodzaju walki, zarzucić go natychmiast – nałóg palenia, specyficzny tik głowy, notoryczny śmiech lub którekolwiek z naszych przeróżnych indywidualnych przyzwyczajeń? Stać się świadomym nieprzerwanej paplaniny o niczym, niepokoju umysłu – czy można to zrobić bez żadnego rodzaju oporu czy kontroli a zatem zakończyć łatwo, bez wysiłku i natychmiast? Pociąga to za sobą parę spraw: po pierwsze zrozumienie, że walka przeciw czemuś, na przykład pewnemu nawykowi, tworzy formę oporu wobec niego, i przekonujesz się, że opór w dowolnej postaci rodzi nowy konflikt. Jeżeli opierasz się przyzwyczajeniu, próbujesz je stłumić, walczysz z nim, to energia potrzebna do zrozumienia go jest tracona na walkę i kontrolę. Z tym wiąże się druga sprawa: zakładasz z góry, że konieczny jest czas, że każdy poszczególny nawyk trzeba stopniowo przepracować, trzeba powoli wytłumić lub pozbyć się go. Przywykliśmy z jednej strony do idei, że od nawyku można uwolnić się jedynie poprzez opór, przez stworzenie przeciwnego przyzwyczajenia a z drugiej, że możemy to zrobić tylko stopniowo z upływem czasu. Lecz jeśli rzeczywiście to zbadasz, zobaczysz, że każdy rodzaj oporu powoduje dalsze konflikty i również, że czas, poświęcenie wielu dni, tygodni, lat, naprawdę nie kończy z przyzwyczajeniem – i pytamy, czy można je zakończyć bez oporu i bez czasu, natychmiast. By uwolnić się od strachu potrzebny jest nie opór w pewnym okresie czasu, ale energia, która jest w stanie spotkać się z tym nawykiem i rozpuścić go od razu: a to jest uważnością. Uważność to właśnie istota każdej energii. Poświęcić uwagę oznacza oddać swe serce, swój umysł, całą energię fizyczną, być obecnym i wraz z tą energią stawić czoła, czyli je sobie uświadomić, określonemu przyzwyczajeniu: zobaczysz wtedy, że traci ono punkt zaczepienia – natychmiast znika. Możesz myśleć, że twoje różnorodne nawyki nie są szczególnie ważne – masz je, co nieistotne, lub znajdujesz dla nich usprawiedliwienia. Jednak gdyby można wprowadzić do umysłu przymiot uważności, uchwyciłby on fakt, prawdę, że energia to uważność i że uważność jest konieczna aby rozpuścić przyzwyczajenia, każde z osobna – wtedy, uświadamiając sobie określony nawyk, czy tradycję, zobaczysz, że osiągają one kres, całkowicie. Masz swój sposób wysławiania się albo folgujesz sobie w niekończącej się paplaninie o niczym: jeżeli stajesz się tego uważnie świadom, to dysponujesz niezwykłą energią – energią, która nie powstała z oporu, jak to bywa z większością naszych energii. Energia uważności to wolność. Jeśli naprawdę rozumiesz to bardzo głęboko, nie jako teorię, lecz bieżący fakt, z którym eksperymentujesz, fakt dostrzeżony, którego jesteś w pełni świadom, to możesz przejść do wejrzenia w całą naturę i strukturę strachu. I trzeba, rozmawiając o tych, raczej skomplikowanych kwestiach, mieć na uwadze, że komunikacja werbalna pomiędzy tobą i mówcą staje się coraz trudniejsza – jeżeli nie słuchasz z wystarczającą dbałością i uwagą, to porozumienie jest niemożliwe. Jeśli myślisz o jakiejś sprawie a mówca rozważa inną, to komunikacja się kończy, co oczywiste. Jeśli koncentrujesz się na własnym konkretnym lęku i poświęcasz mu całą swą uwagę, to komunikacja werbalna pomiędzy tobą i mówcą również osiąga kres. By porozumieć się nawzajem, na poziomie werbalnym, potrzeba przymiotu uważności, w jakiej zawarta jest troska, w której obecna jest intencja, pilna potrzeba zrozumienia kwestii strachu. Ważniejsza od komunikacji jest wspólnota. Komunikacja jest werbalna a wspólnota niewerbalna. Dwoje ludzi znających się nawzajem bardzo dobrze może, bez wypowiedzenia słowa, zrozumieć się nawzajem całkowicie i natychmiast, ponieważ ustanowili oni pewien rodzaj porozumienia między sobą. Kiedy mamy do czynienia z taką bardzo skomplikowaną sprawą jak strach, wspólnota jest potrzebna w takim samym stopniu jak komunikacja werbalna – obie muszą cały czas współistnieć, bo, w przeciwnym razie, nie będziemy pracować razem. Powiedziawszy to wszystko – co było konieczne – rozważmy kwestię strachu. To nie tak, że musisz być wolny od strachu. W chwili, gdy próbujesz się od niego uwolnić, tworzysz przeciw niemu opór. Opór, dowolnego rodzaju, nie kończy strachu – on tu będzie zawsze, chociaż możesz próbować go uniknąć, odeprzeć, kontrolować, uciec od niego itd., on tu będzie zawsze. Ucieczka, kontrola, tłumienie, wszystko to odmiany oporu, a strach trwa choćbyś nawet rozwinął w sobie większą siłę odporności. A więc nie rozmawiamy o uwolnieniu się od strachu. Uwolnienie się od czegoś nie jest wolnością. Proszę, zrozumcie to, bo wejście w to zagadnienie oznacza, że, o ile poświęcicie w pełni swą uwagę temu, co się tu mówi, musicie opuścić tę salę nie odczuwając strachu. To jedyna rzecz, jaka ma znaczenie, nie to, co słyszysz z ust mówcy lub to, co pominął ani to, czy się z nim zgadzasz czy nie – ważne jest tylko, że powinieneś zupełnie, we wnętrzu swej własnej istoty, psychologicznie zakończyć strach. Więc to nie tak, że trzeba się uwolnić czy oprzeć strachowi, lecz należy zrozumieć całą jego naturę i strukturę, zrozumieć ją – to znaczy, poznać, obserwować, wejść w bezpośredni z nią kontakt. Mamy poznawać strach, nie uczyć się, jak od niego uciec ani jak mu się oprzeć dzięki odwadze i tym podobnym. Mamy poznawać. Co znaczy słowo ‘poznawać’? Na pewno nie chodzi tu o gromadzenie wiedzy o strachu. Zajmowanie się tym zagadnieniem będzie raczej bezużyteczne dopóty, dopóki nie zrozumiecie tego całkowicie. Myślimy, że poznawanie oznacza gromadzenie wiedzy o czymś: jeśli chcesz nauczyć się włoskiego, musisz zebrać słowa i ich znaczenia, gramatykę i jak łączyć ze sobą zdania oraz całą resztę – zgromadziwszy tę wiedzę jesteś w stanie rozmawiać w określonym języku. Tak to wygląda, następuje akumulacja wiedzy a potem działanie, wiąże się z tym czas. Teraz mówimy, że ta akumulacja nie jest poznawaniem. Poznawanie zachodzi zawsze w aktywnej teraźniejszości, nie jest rezultatem zgromadzonej wiedzy – poznawanie to proces, działanie, które zawsze odbywa się w teraźniejszości. Większość z nas przywykła do idei przede wszystkim gromadzenia wiedzy, informacji, doświadczenia i działania poprzez nie. Mówimy coś całkowicie odmiennego. Wiedza zawsze należy do przeszłości i, gdy działasz, przeszłość determinuje to, co robisz. Mówimy, że poznawanie to właśnie działanie samo w sobie i dlatego w ogóle nie następuje akumulacja w postaci wiedzy. Poznawanie strachu zachodzi w teraźniejszości, jest czymś świeżym. Jeżeli podejdę do niego wraz z przeszłą wiedzą, z minionymi wspomnieniami i skojarzeniami, to nie stanę z nim twarzą w twarz i dlatego nie poznam go. Mogę to zrobić tylko jeśli mój umysł jest świeży, nowy. I tu napotykamy trudność, bo zawsze podchodziliśmy do strachu z wszelkimi skojarzeniami, wspomnieniami, wydarzeniami i doświadczeniami, jakie powstrzymują nas od spojrzenia na niego od nowa i poznania od początku. Istnieje wiele lęków – strach przed śmiercią, lęk przed ciemnością, strach przed utratą pracy, obawa o męża czy żonę, niepewność, obawa niezaspokojenia, lęk przed brakiem miłości, strach przed samotnością, obawa nie odniesienia sukcesu. Czy te liczne lęki nie są wyrazem jednego głównego strachu? Powstaje tu pytanie: czy zamierzamy zajmować się poszczególnymi z nich, czy może faktem istnienia strachu jako takiego? Chcemy zrozumieć naturę strachu, nie to, jak wyraża się on w jakimś określonym obszarze. Jeżeli umiemy zająć się głównym faktem istnienia strachu, to powinniśmy być w stanie rozwiązać, albo coś z nim zrobić, każdy konkretny lęk. Tak więc nie bierzcie pod uwagę któregoś z waszych indywidualnych lęków i nie mówcie „Muszę go rozwiązać”, ale zrozumcie naturę i strukturę strachu – będziecie wtedy potrafili postępować z każdym poszczególnym lękiem. Zobaczcie, jak to ważne, ażeby umysł pozostawał w stanie, w którym nie istnieje jakikolwiek strach. Ponieważ, kiedy strach jest obecny, nastaje ciemność i umysł się przytępia – szuka wtedy różnorodnych ucieczek i pobudzenia przez rozrywkę – czy tę dostarczaną przez Kościół czy też futbol lub radio. Taki umysł boi się, nie zna jasności i nie wie, co to znaczy kochać – może znać przyjemność, ale na pewno nie wie, co to znaczy kochać. Strach niszczy umysł i powoduje, że staje się on odrażający. Istnieje strach fizyczny i psychologiczny. Oto fizyczny strach przed niebezpieczeństwem – na przykład spotkaniem węża lub wpadnięciem w przepaść. Ten strach, fizyczny lęk przed niebezpieczeństwem, czyż to nie inteligencja? Oto przepaść – widzę ją i natychmiast reaguję, nie zbliżam się. Czy strach nie jest teraz inteligencją mówiącą mi „uważaj, tu jest niebezpiecznie”? Ta inteligencja została zgromadzona przez czas: innym zdarzyło się wpaść lub matka czy przyjaciel ostrzegali by uważać na przepaści. Więc w fizycznej ekspresji strachu obecna jest pamięć i inteligencja działające jednocześnie. No i mamy lęk psychologiczny przed fizycznym strachem, jaki przeżyliśmy, przed chorobą, która wywołała wiele bólu – znając ten ból, zjawisko czysto fizyczne, nie chcemy, żeby się powtórzył ponownie i podtrzymujemy psychologiczny lęk, chociaż ból od dawna nie istnieje. Teraz, czy ten strach psychologiczny może zostać zrozumiany, ażeby w ogóle się nie pojawiał? Odczuwałem ból – jak wielu z nas – było to w zeszłym tygodniu lub rok temu. Ból był rozdzierający, nie chcę by się powtórzył i boję się, że może powrócić. Co ma tu miejsce? Proszę, śledźcie to uważnie. Oto pamięć bólu i myśl mówiąca „Nie pozwól by znów się pojawił, bądź ostrożny.” Myślenie o przeszłości sprowadza strach przed jej powtórzeniem, myśl przynosi ze sobą strach. Oto specyficzny rodzaj strachu, strachu przed powrotem choroby z jej bólem. Istnieją różnorodne lęki psychologiczne wywodzące się z myśli: strach przed tym, co sąsiad może powiedzieć, obawa, że nie jest się wysoce szacownym i mieszczańskim, lęk przed niedopasowaniem się do społecznej moralności – która jest niemoralna – obawa utraty pracy, strach przed samotnością, lęk przed niepokojem – niepokój sam z siebie przechodzi w strach i tak dalej – wszelki owoc życia opartego na myśli. Istnieje nie tylko strach uświadomiony, ale również głębokie lęki ukryte w psychice, w głębszych warstwach umysłu. Można uporać się ze świadomym strachem, ale głębokie, ukryte obawy są trudniejsze. Jak te nieuświadomione, głębokie, ukryte lęki masz wynieść na powierzchnię i ujawnić? Czy świadomy umysł potrafi to zrobić? Czy świadomy umysł wraz ze swą aktywną myślą może odsłonić nieświadome, ukryte? (Nie używamy słowa ‘nieświadome’ w sensie analitycznym, lecz: nie uświadamiając sobie, lub nie znając, ukrytych warstw – to wszystko.) Czy umysł świadomy – umysł wyszkolony, aby się dostosowywać by przeżyć, żeby przyjmować rzeczy, jakimi są – znacie go, wiecie jaki jest podstępny – czy ten umysł może odkryć całą zawartość nieświadomości? Nie wydaje mi się aby to umiał. Może odkryć jakąś warstwę, którą przetłumaczy zgodnie ze swymi uwarunkowaniami. Jednak samo tłumaczenie wywoła w nim dalsze uprzedzenia, będzie zatem w mniejszym wręcz stopniu zdolny do zupełnego zbadania następnej warstwy. Jak widać, zwykły świadomy wysiłek by badać głębsze obszary umysłu jest niezmiernie trudny dopóty, dopóki na powierzchni umysł nie jest całkowicie wolny od wszelkich uwarunkowań, od wszelkich uprzedzeń, od wszelkiego strachu – w przeciwnym razie nie potrafi patrzeć. Jak widać, może to być w najwyższym stopniu trudne, zapewne zupełnie niemożliwe. Powstaje więc pytanie: czy istnieje inny sposób, całkowicie odmienny? Czy umysł może się opróżnić z całego strachu poprzez analizę, swą własną albo fachową? Wiąże się z tym coś jeszcze. Kiedy analizuję, patrzę na siebie, warstwa po warstwie, badam, osądzam, oceniam, mówię „To dobre”, „To złe”, „To zachowam”, „Tego nie”. Czy, kiedy analizuję, różnię się od analizowanej rzeczy? Muszę na to pytanie odpowiedzieć sam dla siebie, zobaczyć jaka prawda się w nim kryje. Analizator, czy różni się on od tego, co analizuje – powiedzmy zazdrości? Nie różni się, jest zazdrością, i próbuje oddzielić się od niej jako jednostka mówiąca „Zamierzam popatrzeć na zazdrość, pozbyć się jej lub wejść z nią w kontakt.” Ale zazdrość i analizator są nawzajem częścią siebie. W proces analizy zaangażowany jest czas, to znaczy poświęcam wiele dni albo wiele lat na analizowanie siebie. Po upływie wielu lat boję się nadal. Tak więc analiza donikąd nie prowadzi. Wymaga ona wielkiej ilości czasu a, gdy płonie dom, nie siedzisz i nie analizujesz ani nie idziesz do fachowca i nie mówisz „Proszę, powiedz mi wszystko na mój temat” – musisz działać. Analiza to rodzaj ucieczki, lenistwa i nieudolności. (Neurotyk może potrzebować wizyty u analityka, ale nawet w jej efekcie jego neuroza nie dobiegnie w pełni końca. Lecz jest to inne zagadnienie.) Analiza nieświadomego przez świadome nie prowadzi donikąd. Umysł dostrzegł to i mówi sobie „Nie będę już więcej analizował, widzę bezużyteczność tego”, „Nie będę się dłużej opierał strachowi.” Śledzicie, co w nim zaszło? Kiedy odrzucił tradycyjne podejście, podejście analizy, oporu, czasu, cóż dzieje się wtedy z nim samym? Umysł staje się niezwykle bystry. Umysł staje się, poprzez konieczność obserwacji, niezwykle wytężony, bystry, żywy. Pyta: czy istnieje inne podejście do problemu odsłonięcia całej mej zawartości, przeszłości, dziedzictwa rasowego, uwarunkowań rodzinnych, obciążeń tradycją kulturową i religijną, rezultatu dwóch lub dziesięciu tysięcy lat? Czy umie on uwolnić się od tego wszystkiego, czy potrafi porzucić to wszystko, a wiec odrzucić też wszelki strach? Tak więc mam ten problem, problem, który wyostrzony umysł – umysł, który odrzucił wszelkie rodzaje analizy, jaka z konieczności zabiera czas i dlatego nie ma przyszłości – musi rozwiązać całkowicie, teraz. Dzięki temu nie istnieje ideał, nie ma kwestii przyszłości, mówienia „Uwolnię się.” Dzięki temu umysł jest teraz w stanie zupełnej uważności. Już dłużej nie ucieka, nie tworzy czasu jako sposobu rozwiązania problemu, nie stosuje analizy ani oporu. Dzięki temu sam z siebie osiąga zupełnie nową jakość. Psychologowie twierdzą, że trzeba śnić, inaczej się oszaleje. Zapytuję siebie „Dlaczego w ogóle mam mieć sny?” Czy istnieje sposób życia taki, ażeby wcale nie śnić? – bo wtedy, gdy nie ma snów, umysł rzeczywiście wypoczywa. Był aktywny przez cały dzień, obserwując, słuchając, pytając, przyglądając się pięknu obłoku, twarzy uroczej osoby, wodzie, ruchowi życia, wszystkiemu – obserwował i obserwował, a gdy śpi, musi wypocząć całkowicie, w przeciwnym razie zbudziwszy się rano będzie zmęczony, wczorajszy. Powstaje zatem pytanie, czy istnieje sposób by w ogóle nie śnić, ażeby umysł podczas snu wypoczywał całkowicie i umiał dotrzeć do pewnych jakości niedostępnych mu w godzinach przytomności? Jest to możliwe jedynie – i jest to fakt, nie przypuszczenie, nie teoria, nie wymysł ani nadzieja – jest to możliwe jedynie, gdy jesteś w pełni przebudzony w ciągu dnia, obserwując wszelką aktywność swoich myśli, swe uczucia, przebudzony na wszelkie bodźce, na każdy sygnał, każdą wskazówkę dotyczącą tego, co w głębi: kiedy paplesz, gdy spacerujesz, gdy kogoś słuchasz, kiedy obserwujesz swą ambicję, swą zazdrość, obserwujesz swoją reakcję na ‘chwałę Francji’, gdy czytasz książkę mówiącą „twoje przekonania religijne są bzdurą” dostrzegając, co oznacza wiara. Podczas godzin przytomności bądź w pełni przebudzony: kiedy jedziesz autobusem, gdy rozmawiasz z żoną, dziećmi, przyjacielem, kiedy palisz – dlaczego palisz – gdy czytasz kryminał – dlaczego go czytasz – kiedy idziesz do kina – dlaczego – dla rozrywki, dla seksu? Kiedy widzisz przepiękne drzewo lub ruch obłoku na niebie, bądź w pełni świadom tego, co się dzieje wewnątrz i na zewnątrz, zobaczysz wtedy, że, kiedy śpisz, nie śnisz, a gdy obudzisz się rano, umysł jest świeży, wytężony i żywy. Paryż, 13 kwietnia 1969 Rozdział 8. Transcendentalność Przeniknąć rzeczywistość? Tradycja medytacji. Rzeczywistość i nieporuszony umysł Rozmawialiśmy o chaosie w świecie, przemocy, wielkim zamęcie, nie tylko na zewnątrz, lecz również wewnątrz. Przemoc to rezultat strachu a kwestią strachu się zajmowaliśmy. Myślę, że teraz powinniśmy wejść w coś, co może być trochę obce większości z was: jednak trzeba to rozważyć i nie odrzucać mówiąc, że to złudzenie, fantazja i tym podobne. Poprzez całą historię człowiek – zdając sobie sprawę, że życie jest bardzo krótkie, wypełnione przypadkiem, smutkiem i nieuchronną śmiercią – zawsze formułował ideę zwaną Bogiem. Uświadomił sobie, jak i my teraz, że życie jest krótkotrwałe i zapragnął doświadczyć czegoś bezmiernie wspaniałego, doskonałego, doświadczyć czegoś nie zebranego przez umysł czy przez emocję – zapragnął doświadczyć lub odczuć jak trafić do świata, który byłby całkowicie inny, świata wykraczającego poza ten znany, świata, jaki leżałby poza wszelką niedolą i cierpieniem. I miał nadzieję odnaleźć ten transcendentalny świat poprzez poszukiwanie. Powinniśmy zająć się kwestią, czy istnieje, czy też nie, rzeczywistość – nie gra roli, jakie dasz jej imię – która znajduje się w całkowicie innym wymiarze. By przeniknąć jej głębię trzeba naturalnie zdać sobie sprawę, że nie wystarczy rozumieć jedynie na poziomie werbalnym – bo opis nigdy nie jest tym, co opisuje, słowo nigdy nie jest rzeczą. Czy potrafimy przeniknąć tajemnicę – o ile tajemnicą jest to, w co człowiek zawsze próbował wkroczyć, czym pragnął zawładnąć, zapraszając, podtrzymując, wielbiąc, zostając wyznawcą? Życie takie, jakim jest – raczej płytkie, puste, pokręcona sprawa bez większego znaczenia – próbujesz odkryć jego doniosłość, nadać mu sens. Jeśli masz odrobinę sprytu, to znaczenie i cel tego odkrywania okazują się dosyć złożone. A nie znajdując piękna, miłości, poczucia nieograniczoności, stajesz się cyniczny, przestajesz wierzyć w cokolwiek. Można zobaczyć, że to mocno absurdalne, złudne i bez wielkiego znaczenia, gdy stwarza się jedynie ideologię, regułę, utrzymując, że Bóg istnieje, albo że nie istnieje podczas, gdy życie nie ma jakiegokolwiek sensu – co jest prawdą, sposób, w jaki żyjemy, jest bez znaczenia. Więc nie wynajdujmy go. Gdybyśmy mogli pójść razem i odkryć sami dla siebie, czy istnieje, czy też nie, rzeczywistość nie będąca tylko intelektualnym czy emocjonalnym wymysłem, ucieczką. Człowiek w ciągu historii twierdził, że istnieje rzeczywistość, do której musisz się przygotować, oprzeć się wszelakiego rodzaju pokusom, kontrolować się, kontrolować seks, dopasować się do wzoru ustanowionego przez autorytet religijny, świętych i tak dalej, albo musisz odrzucić świat, wycofać się do klasztoru, do jaskini, w której możesz medytować, pozostawać w samotności i nie dawać okazji pokusom. Widać tu absurdalność tych usiłowań, widać, że najprawdopodobniej nie da się uciec od świata, od ‘tego, co jest’, od cierpienia, od rozterek, i od wszystkiego, co człowiek zgromadził w nauce. I teologie: trzeba oczywiście odrzucić wszelkie teologie i każdą wiarę. Jeśli odłożysz całkowicie na bok wszelkiego rodzaju wierzenia, to nieobecny jest jakikolwiek strach. Wiedząc, że moralność społeczna nie jest moralnością, że jest niemoralna, dostrzega się, że trzeba być niezwykle moralnym, bo to pomimo wszystko jedyna droga do porządku zarówno wewnątrz siebie jak też na zewnątrz – potrzebna jest jednak moralność w działaniu; nie tylko wyidealizowana czy pojęciowa moralność, ale bieżące moralne postępowanie. Czy można zdyscyplinować się bez tłumienia, kontroli, ucieczki? Źródłowe znaczenie słowa ‘dyscyplina’ to ‘poznawać’, nie dopasowywać się ani zostawać czyimś uczniem, nie naśladować bądź tłumić, ale poznawać. Sam akt poznania wymaga dyscypliny – dyscypliny, jaka nie została wymuszona ani nie przystosowuje się do jakiejś ideologii – nie surowej prostoty mnicha. Jednak bez dogłębnej prostoty nasze zachowanie w codziennym życiu prowadzi jedynie do nieporządku. Można dostrzec, jak to istotne aby mieć w sobie zupełny porządek, taki, jak porządek matematyczny, niezależny, bezwzględny, nie stworzony przez wpływy zewnętrzne. By mieć w umyśle zupełny porządek, trzeba stosować prawe postępowanie. Umysł udręczony, zwiedziony, ukształtowany przez środowisko, dopasowujący się do społecznej moralności musi być wewnętrznie pomieszany, a taki nie potrafi odkryć, co jest prawdą. Jeżeli ma on dotrzeć do tej niezwykłej tajemnicy – o ile coś takiego istnieje – musi położyć fundament postępowania, moralności innej niż społeczna, moralności nie opartej na jakimkolwiek strachu i dzięki temu wolnej. Tylko wtedy – po położeniu takiego głębokiego fundamentu – umysł może zacząć odkrywać, czym jest medytacja, ten przymiot ciszy, obserwacji, w jakiej nie ma ‘obserwatora’. Jeśli w życiu, w działaniu brak podłoża prawego postępowania, to medytacja ma niewielkie znaczenie. W krajach Orientu istnieje wiele szkół, systemów i metod medytacji – w tym zen i joga – które sprowadzono na Zachód. Trzeba z pełną jasnością zrozumieć, co oznacza sugestia, że poprzez metodę, dzięki systemowi, przez dopasowanie się do pewnego wzorca bądź tradycji umysł może dotrzeć do tamtej rzeczywistości. Można zobaczyć, jakie to absurdalne, nieważne czy zostało przywiezione ze Wschodu czy wymyślone tutaj. Metoda oznacza dopasowywanie się, powtarzanie, metoda oznacza, że ktoś, kto osiągnął pewien poziom oświecenia, mówi: rób to, nie rób tamtego. A my, tak gorąco pragnąc tamtej rzeczywistości, naśladujemy, dopasowujemy się, podporządkowujemy, praktykujemy, co kazano, dzień po dniu, jak maszyny. Otępiony, niewrażliwy umysł, umysł nie dysponujący zbyt wysoką inteligencją, może bez końca praktykować metodę: stanie się jeszcze głupszy, bardziej i bardziej tępy. Przeżyje swoje własne ‘doświadczenie’ wewnątrz obszaru swych własnych uwarunkowań. Być może niektórzy z was byli na Wschodzie i studiowali tam medytację. Stoi za nią cała tradycja. Z Indii, na obszar Azji, rozprzestrzeniła się ona w czasach starożytnych. Nawet teraz ciągle utrzymuje się w umysłach, napisano o niej nieskończoną liczbę ksiąg. Lecz każdy rodzaj tradycji – czegoś przeniesionego z przeszłości – jakiej się używa by odkryć, czy istnieje tamta wspaniała rzeczywistość, to oczywiście zmarnowany wysiłek. Umysł musi być wolny od wszelkiego rodzaju tradycji i sankcji duchowej, w przeciwnym razie wykazuje zupełny brak najwyższych form inteligencji. Więc czym jest medytacja, jeżeli to nie pochodna tradycji? – a nie może się ona wywodzić z tradycji, nikt nie może cię jej nauczyć, nie możesz pójść określoną ścieżką mówiąc „Na tej drodze nauczę się, czym jest medytacja.” Pełne znaczenie medytacji można dostrzec, kiedy umysł się całkowicie uspokaja, uspokaja nie tylko na poziomie świadomym, ale też na głębokich, tajnych, ukrytych poziomach nieświadomości, uspokaja się tak zupełnie i całkowicie, że myśl się ucisza i nie wędruje już po wszelkich dostępnych miejscach. Jedna z nauk tradycji medytacyjnej – tradycyjnego podejścia, o jakim rozmawiamy – mówi, że myśl należy kontrolować; trzeba jednak zupełnie odłożyć ten pomysł na bok a, aby to zrobić trzeba popatrzeć na niego z bardzo bliska, obiektywnie, nieemocjonalnie. Tradycja mówi, że potrzebujesz guru, nauczyciela, który pomoże ci medytować, powie, co robić. Wschód ma własne odmiany tradycji, modlitwy, kontemplacji i wyznawania. Lecz sama zasada, że ktoś inny wie a ty nie wiesz, że ten, kto wie, nauczy cię, da ci oświecenie, oznacza autorytet, mistrza, guru, zbawiciela, Syna Bożego itp. Oni wiedzą a ty nie wiesz, mówią: stosuj tę metodę, ten system, rób to dzień po dniu, praktykuj a może się tam dostaniesz – jeśli będziesz miał szczęście. Co oznacza, że walczysz ze sobą przez cały dzień próbując dopasować się do wzorca, do systemu, próbując stłumić własne pragnienia, własne zachcianki, własną zawiść, zazdrość, ambicję. A więc powstaje konflikt pomiędzy tym, czym jesteś i tym, czym być powinieneś według systemu – to oznacza obecność wysiłku, a umysł podejmujący wysiłek nie umie zachować spokoju, dzięki wysiłkowi nie potrafi być całkowicie nieporuszony. Tradycja mówi też: koncentruj się by kontrolować myśli. Koncentrować się to po prostu się opierać, budować mur wokół siebie, pilnować zogniskowania wyłącznie na jednej idei, zasadzie, obrazie lub czymś podobnym. Tradycja mówi, że musisz przez to przejść, ażeby znaleźć, czegokolwiek szukasz. Twierdzi ona również, że nie wolno ci uprawiać seksu, nie wolno patrzeć na ten świat – jak nakazywali wszelcy święci, którzy w większym lub mniejszym stopniu byli neurotykami. A kiedy widzisz – nie tylko werbalnie i intelektualnie, ale faktycznie – co się z tym wszystkim wiąże – a możesz to dostrzec jedynie, gdy nie jesteś w to zaangażowany i potrafisz patrzeć obiektywnie – wtedy odrzucasz to zupełnie. Trzeba zupełnie to odrzucić, bo wtedy, dokonawszy odrzucenia, umysł staje się wolny a dzięki temu inteligentny, przebudzony i niepodatny na schwytanie przez iluzje. Aby medytować, w najgłębszym znaczeniu tego słowa, trzeba być cnotliwym, moralnym – nie moralnością wypraktykowaną, zgodną ze wzorcem albo porządkiem społecznym, ale przychodzącą naturalnie, niechybnie, słodko, gdy zaczniesz rozumieć siebie, kiedy jesteś świadom swoich myśli, swych uczuć, swoich czynów, swoich zachcianek, ambicji i tak dalej – świadom bez żadnego wybierania, jedynie obserwując. Poprzez tę obserwację przychodzi właściwe działanie nie mające nic wspólnego z dopasowywaniem się ani postępowaniem według ideału. Wtedy, gdy to istnieje głęboko w tobie, ze swym pięknem i prostotą, w jakiej nieobecna jest odrobina surowości – bo surowość istnieje tylko tam, gdzie jest wysiłek – kiedy obejrzałeś wszystkie systemy, wszelkie metody, wszelkie obietnice i popatrzyłeś na nie obiektywnie nie decydując, czy je lubisz czy nie, wtedy możesz odrzucić wszystkie jednocześnie, ażeby twój umysł uwolnił się od przeszłości – możesz wtedy przejść do odkrywania, czym jest medytacja. Jeżeli faktycznie nie położyłeś fundamentu, możesz bawić się medytacją, ale jest to bez znaczenia – tak robią ludzie, którzy jadą na Wschód, idą do mistrza, żeby im powiedział, jak siedzieć, jak oddychać, co robić, to czy tamto, i którzy po powrocie piszą książkę będącą czystym nonsensem. Musisz być swoim własnym nauczycielem i uczniem siebie samego, nie ma autorytetu, jest tylko zrozumienie. Zrozumienie jest możliwe jedynie, gdy zachodzi obserwacja bez centrum czyli obserwatora. Czy kiedykolwiek obserwowaliście, przyglądaliście się, próbowaliście odkryć, czym jest zrozumienie? Nie jest ono procesem intelektualnym, nie jest intuicją ani odczuciem. Kiedy stwierdzasz „Rozumiem coś bardzo jasno” zachodzi obserwacja w zupełnej ciszy – tylko wtedy istnieje zrozumienie. Gdy mówisz „Rozumiem coś”, masz na myśli to, że umysł słucha w wielkim spokoju ani się zgadzając ani nie zgadzając, w tym stanie słucha zupełnie – jedynie wtedy istnieje zrozumienie a takie zrozumienie to działanie. To nie tak, że najpierw następuje zrozumienie a potem idzie za nim działanie, to równoczesne, w jednej chwili. Tak więc medytacja – słowo, które zostało tak mocno przeciążone przez tradycję – to wynieść umysł i mózg, bez wysiłku, bez przymusu w dowolnej postaci, na poziom ich najwyższych zdolności, czyli inteligencji korzystającej z wysokiej wrażliwości zmysłowej. Mózg jest spokojny, ten magazyn przeszłości, efekt miliona lat ewolucji, aktywny nieprzerwanie i bezustannie – ten mózg jest spokojny. Czy to w ogóle możliwe by mózg – który cały czas, odpowiadając na najdrobniejszy bodziec, reaguje zgodnie ze swoim uwarunkowaniem – się uspokoił? Tradycjonaliści twierdzą, że można go uczynić nieporuszonym poprzez prawidłowe oddychanie, przez praktykowanie uważności. To znów wiąże się z kwestią, ‘kto’ jest jednostką kontrolującą, praktykującą, kształtującą mózg. Czy to nie myśl mówiąca „Jestem obserwatorem i zamierzam kontrolować mózg, położyć kres myśleniu”? Myśl rodzi myślącego. Czy to możliwe by umysł był całkowicie spokojny? Odkrycie tego jest częścią medytacji, nikt nie jest w stanie ci powiedzieć, jak to zrobić. Twój mózg – który został tak silnie uwarunkowany przez kulturę, przez każdy rodzaj doświadczenia, mózg będący wynikiem niezmierzonych lat ewolucji – czy umie on pozostać nieporuszony? – bo bez tego, cokolwiek zobaczy czy doświadczy, będzie zniekształcone, zostanie przetłumaczone według jego uwarunkowań. Jaką rolę w medytacji, w życiu gra sen? To bardzo interesujące zagadnienie: jeżeli wchodzisz w nie samodzielnie, wiele odkryjesz. Jak mówiliśmy któregoś dnia: sny nie są konieczne. Powiedzieliśmy: umysł, mózg musi być w pełni świadomy w ciągu dnia – uważny na to, co się dzieje i na zewnątrz i wewnątrz, świadom wewnętrznych reakcji na zewnętrzny świat z jego napięciami wywołującymi reakcje, uważny na sygnały z nieświadomości – a potem, na koniec dnia musi wszystko wziąć w rachubę. Jeżeli na koniec dnia nie podsumujesz wszystkiego, co się zdarzyło, mózg musi pracować w nocy, kiedy śpisz, aby wprowadzić porządek wewnątrz siebie – co oczywiste. Jeśli zrobiłeś to wszystko, to, kiedy śpisz, poznajesz zupełnie inną rzecz, poznajesz w zupełnie innym wymiarze, a to jest częścią medytacji. Oto położenie fundamentu postępowania, w jakim działanie jest miłością. Oto odrzucenie wszelkiej tradycji, ażeby umysł uwolnił się całkowicie a mózg zupełnie uspokoił. Jeżeli w to wszedłeś zobaczysz, że umysł umie zachować spokój, nie skutkiem jakiegoś podstępu, nie przez zażycie narkotyku, ale dzięki tej aktywnej a równocześnie pasywnej uważności w ciągu dnia. I jeśli wieczorem pozbierasz, to, co się wydarzyło a dzięki temu zaprowadzisz porządek, to przychodzi sen, mózg jest spokojny, poznając w innym ruchu. Tak więc całe ciało, mózg, wszystko, są spokojne, nie wprowadzając żadnego rodzaju zniekształceń – tak się stanie tylko, jeśli istnieje rzeczywistość, jakiej taki umysł może doznać. Nie da się jej zaprosić, tego bezmiaru – jeżeli istnieje taki bezmiar, o ile istnieje nienazwane, transcendentalne, jeśli istnieje coś takiego – tylko taki umysł potrafi dojrzeć fałsz lub prawdę tej rzeczywistości. Mógłbyś powiedzieć „W czym to wszystko dotyczy życia?” „Muszę wieść to codzienne życie, chodzić do pracy, myć naczynia, jeździć zatłoczonym, pełnym hałasu autobusem – cóż do tego wszystkiego ma medytacja?” Przecież medytacja to zrozumienie życia, przeżywanie każdego dnia w całej jego złożoności, niedoli, smutku, samotności, rozpaczy, dążeniu do sławy czy sukcesu, strachu, zawiści – zrozumienie tego wszystkiego jest medytacją. Bez tego zrozumienia usiłowanie odnalezienia tajemnicy jest bez wartości, dokonuje się całkowicie na próżno. To, jak nieuporządkowane życie, nieuporządkowany umysł próbujący znaleźć porządek matematyczny. Medytacja we wszystkim dotyczy życia, nie jest wejściem w pewien ekstatyczny stan emocjonalny. Pojawia się w niej ekstaza nie będąca przyjemnością, przychodzi ona jedynie, gdy masz w sobie matematyczny porządek i jest absolutem. Medytacja to sposób życia, każdego dnia – tylko wtedy to, co nieprzemijające, w czym nie ma czasu, może zaistnieć. Słuchacz: Kim jest obserwator uświadamiający sobie swe własne reakcje? Czym jest energia, jakiej się używa? Krishnamurti: Czy patrzył Pan na coś bez reagowania? Czy popatrzył Pan na drzewo, na twarz kobiety, na szczyt górski, lub obłok, bądź odblask światła na wodzie, by tylko obserwować bez przekładania na to, co się lubi a czego nie, przyjemność czy ból – by tylko obserwować? Czy w takiej obserwacji, kiedy jesteś w pełni uważny, istnieje obserwator? Proszę to sprawdzić, nie pytać mnie – jeśli Pan tak zrobi, to Pan odkryje. Proszę obserwować reakcje, bez osądzania, oceny, zniekształcania, być całkowicie uważnym na każdą z nich a poprzez tę uważność zobaczy Pan, że w ogóle nie ma obserwatora ani myślącego czy doświadczającego. Teraz drugie pytanie: aby coś w sobie zmienić, wywołać transformację, rewolucję w psychice, jakiej używa się energii? Skąd ją wziąć? Mamy teraz energię, ale w napięciach, w sprzeczności, w konflikcie – bierze ona udział w walce pomiędzy dwiema pragnieniami, między tym, co muszę i co powinienem zrobić – to pochłania znaczną jej ilość. Jednak, gdyby nie istniały jakiekolwiek sprzeczności, to byłoby energii pod dostatkiem. Proszę spojrzeć na swe własne życie, faktycznie na nie popatrzeć – pełne jest sprzeczności: pragniesz żyć w pokoju a nienawidzisz kogoś, chcesz kochać a jesteś ambitny. Te sprzeczności rodzą konflikt, walkę, ta walka to marnowanie energii. Gdyby nie istniała jakakolwiek sprzeczność, dysponowałbyś wielką energią do przekształcenia siebie. Powstaje pytanie: jak można usunąć sprzeczność między ‘obserwatorem’ i ‘obserwowanym’, między ‘doświadczającym’ i ‘doświadczeniem’, pomiędzy miłością i nienawiścią? – ta dualność, jak można żyć bez niej? Jest to możliwe, gdy istnieje tylko fakt i nic więcej – fakt, że nienawidzisz, że jesteś okrutny, a nie tego przeciwieństwo czyli idea. Kiedy się boisz stwarzasz przeciwieństwo, odwagę będącą oporem, sprzecznością, wysiłkiem i napięciem. Ale gdy rozumiesz w pełni, czym jest strach i nie uciekasz w przeciwieństwo, kiedy poświęcasz całą swą uwagę strachowi, to nie tylko następuje jego zanik, psychologicznie, ale masz też energię potrzebną by stawić mu czoła. Tradycjonaliści twierdzą „Musisz mieć tę energię, dlatego unikaj seksu, unikaj świata, skoncentruj się, poświęć swój umysł Bogu, zapomnij o świecie, nie daj okazji pokusom” – wszystko po to, żeby mieć energię. Ale ciągle jesteś ludzką istotą z pragnieniami, rozpaloną wewnątrz seksualnymi, biologicznymi popędami, chcącą zrobić to czy tamto, kontrolującą, wymuszającą itd. – poprzez to tracącą energię. Lecz jeśli żyjesz z faktem i niczym więcej – jeżeli jesteś rozgniewany, zrozum to a nie „jak mam się nie gniewać”, wejdź w to, bądź z tym, żyj z tym, całkowicie poświęć temu uwagę – zobaczysz, że masz dostatecznie dużo energii. To taka energia, jaka podtrzymuje jasność umysłu, otwartość serca, ażeby objawiła się obfitość miłości – nie idei, nie sentymentów. Słuchacz: Co ma Pan na myśli mówiąc ‘ekstaza’, czy może Pan to wyjaśnić? Mówił Pan, że ekstaza to nie przyjemność, że miłość nie jest przyjemnością? Krishnamurti: Czym jest ekstaza? Kiedy patrzysz na obłok, na odblaski światła na nim obecne jest piękno. Piękno to pasja. By dostrzec piękno obłoku lub oświetlonego słońcem drzewa potrzeba pasji, intencji. W tej intencji, w tej pasji nie ma jakiegokolwiek sentymentu, żadnego odczucia, że to lubię bądź nie. Ekstaza nie jest osobista, nie jest ani wasza ani moja, tak, jak miłość nie jest ani wasza ani moja. Kiedy pojawia się przyjemność należy ona do was lub do mnie. Gdy działa medytujący umysł, zna on swą własną ekstazę – jakiej nie da się opisać, nie da się ująć w słowa. Słuchacz: Czy mówi Pan, że nie ma dobrego ani złego, że wszystkie reakcje są dobre – czy tak Pan twierdzi? Krishnamurti: Nie, proszę Pana, nie mówiłem tego. Powiedziałem: obserwuj swoje reakcje, nie nazywaj ich dobrymi ani złymi. Kiedy je tak nazywasz powodujesz sprzeczność. Czy kiedykolwiek patrzył Pan na swą żonę – przepraszam, że tego dotykam – bez wyobrażenia, jakie ma Pan na jej temat, wyobrażenia powstałego poprzez gromadzenie w okresie ponad trzydziestu czy iluś lat? Ma Pan jej obraz a ona ma obraz Pana – te wyobrażenia wchodzą w związek – Pani i ona nie jesteście związani. Takie wyobrażenia powstają, gdy nie jest się uważnym w swoich relacjach – to nieuważność rodzi obrazy. Czy umie Pan patrzeć na żonę bez potępiania, oceniania, mówienia, że ma rację, że jej nie ma, po prostu obserwować bez włączania swoich uprzedzeń? Zobaczy Pan wtedy, że następuje zupełnie inny sposób działania, wywodzący się z takiej obserwacji. Paryż, 24 kwietnia 1969 Rozdział 9. O przemocy Czym jest przemoc? Przymus jako źródło przemocy psychologicznej. Potrzeba obserwacji. Nieuważność Krishnamurti: Intencją tej dyskusji jest utrzymanie twórczej obserwacji – przyglądania się sobie w twórczy sposób podczas, gdy rozmawiamy. Każdy z nas powinien zaangażować się w temat, na jaki chcemy pomówić oraz potrzebujemy pewnej otwartości – nie arogancji ani opryskliwego wskazywania głupoty czy inteligencji innych – lecz każdy z nas powinien wziąć udział w omówieniu pewnego zagadnienia w całej jego rozciągłości. Przez samo wyrażanie wszystkiego, co czujemy, lub co rozpatrujemy, musimy odnieść wrażenie uświadomienia sobie czegoś nowego. Jest to tworzenie, nie powtarzanie starego ale ekspresja nowego przez odkrywanie siebie, gdy wyrażamy się za pomocą słów. Myślę, że wtedy ta rozmowa będzie miała wartość. Rozmówca (1): Czy możemy wejść głębiej w zagadnienie energii i tego, jak jest ona tracona? Rozmówca (2): Mówił Pan o przemocy, przemocy wojny, przemocy w tym, jak traktujemy ludzi, przemocy w tym, jak myślimy o innych i jak na nich patrzymy. Ale co z przemocą w obronie własnej? Gdybym został zaatakowany przez wilka, broniłbym się z pasją ze wszystkich swoich sił. Czy można używać przemocy w jednej części siebie a w pozostałych nie? Krishnamurti: Padła sugestia odnośnie przemocy, zniekształcania siebie by dopasować się do określonego wzorca społecznego lub moralnego; i pojawiło się też zagadnienie obrony własnej. Gdzie przebiega granica pomiędzy samoobroną – która może czasem oznaczać przemoc – i innymi formami przemocy? Czy chcecie o tym pomówić? Audytorium: Tak. Krishnamurti: Przede wszystkim, czy mogę zasugerować, abyśmy przedyskutowali różnorodne odmiany przemocy psychologicznej a potem zobaczyli, jakie miejsce w tym zajmuje obrona przed atakiem? Zastanawiam się, co myślicie o przemocy. Czym ona jest dla was? Rozmówca (1): To odmiana obrony. Rozmówca (2): To zakłócenie mojej wygody. Krishnamurti: Co oznacza dla was przemoc, odczucie, słowo, natura przemocy? Rozmówca (1): To agresja. Rozmówca (2): Jeśli jesteś sfrustrowany stosujesz przemoc. Rozmówca (3): Jeżeli człowiek nie jest w stanie czegoś zrealizować stosuje przemoc. Rozmówca (4): Nienawiść, w sensie przezwyciężania. Krishnamurti: Co oznacza dla was przemoc? Rozmówca (1): Wyraz niebezpieczeństwa, gdy wchodzi w to ‘ja’. Rozmówca (2): Strach. Rozmówca (3): Na pewno poprzez przemoc ranisz coś lub kogoś, albo mentalnie albo fizycznie. Krishnamurti: Czy znacie przemoc, ponieważ znacie działanie bez przemocy? Czy wiedzielibyście, czym ona jest bez jej przeciwieństwa? Czy rozpoznajecie ją dlatego, że znacie stan braku przemocy? Jak poznajesz przemoc? Ponieważ jesteś agresywny, współzawodniczysz i widzisz efekty tego wszystkiego, czyli przemoc, tworzysz stan braku przemocy. Gdyby nie było przeciwieństwa, skąd wiedziałbyś, że przemoc ma miejsce? Rozmówca: Nie nazywałbym tego, ale coś bym odczuł. Krishnamurti: Czy to odczucie istnieje czy pojawia się, bo zna Pan przemoc? Rozmówca: Myślę, że powoduje ona, że zadajemy ból, to niezdrowe uczucie, którego chcemy się pozbyć. Oto dlaczego pragniemy uwolnić się od przemocy. Krishnamurti: Nic nie wiem o przemocy, ani o jej braku. Nie zaczynam od żadnej koncepcji czy reguły. Rzeczywiście nie wiem, co znaczy przemoc. Chcę to odkryć. Rozmówca: Doświadczenie, gdy zostało się zranionym i zaatakowanym, powoduje pragnienie zabezpieczenia się. Krishnamurti: Tak, rozumiem, taka sugestia padła już wcześniej. Ciągle próbuję odkryć, czym jest przemoc. Chcę dociec, pragnę to zbadać, chcę ją wykorzenić, zmienić – nadążacie? Rozmówca: Przemoc to brak miłości. Krishnamurti: Czy wie Pan czym jest miłość? Rozmówca: Myślę, że wszystkie te sprawy pochodzą od nas samych. Krishnamurti: Tak, dokładnie tak jest. Rozmówca: Przemoc ma źródło w nas. Krishnamurti: Tak jest. Chcę odkryć czy pochodzi ona z zewnątrz czy z wnętrza. Rozmówca: To rodzaj zabezpieczania się. Krishnamurti: Proszę, idźmy powoli, to raczej poważny problem i wiąże się z tym cały świat. Rozmówca: Przemoc marnotrawi część mojej energii. Krishnamurti: Wszyscy mówili o przemocy i jej braku. Ludzie twierdzili „W życiu musisz używać przemocy” albo, widząc tego efekty, nakazywali „Musisz żyć w sposób pokojowy.” Słyszeliśmy tak wiele, z książek, od kaznodziejów, od wychowawców i innych, pragnę jednak zbadać, czy to możliwe by odkryć naturę przemocy i jakie zajmuje ona miejsce – o ile jakiekolwiek – w życiu. Co czyni cię okrutnym, agresywnym, ambitnym? I czy przemoc wiąże się z dopasowywaniem się do wzorca, na ile szlachetny by on nie był. Czy przemoc to część dyscypliny narzuconej przez samego siebie lub przez społeczeństwo? Czy przemoc to konflikt wewnątrz i na zewnątrz? Chcę odkryć, co jest źródłem, początkiem przemocy, w przeciwnym razie obracam jedynie wieloma słowy. Czy używanie przemocy jest naturalne w sensie psychologicznym? (Przypadki fizyczno-psychologiczne rozważymy później.) Czy, wewnętrznie, przemoc to agresja, gniew, nienawiść, konflikt, tłumienie, dopasowywanie się? A czy dopasowywanie się opiera się na nieustającej walce, żeby znaleźć, by osiągnąć, żeby się stać, aby dotrzeć, aby się zrealizować, by być szlachetnym i całej reszcie? Wszystko to należy do obszaru psychologicznego. Jeśli nie umiemy wejść w to bardzo głęboko, to nie będziemy w stanie zrozumieć, jak możemy wywołać odmienny stan w naszym codziennym życiu, co w pewnym stopniu wymaga samoobrony. Zgoda? Więc zacznijmy stąd. Czym, jak uważacie, jest przemoc – nie werbalnie, ale faktycznie, wewnętrznie? Rozmówca (1): To pogwałcenie czegoś innego. Narzuca ona coś. Rozmówca (2): Co z odrzuceniem? Krishnamurti: Weźmy najpierw przymus, pogwałcenie ‘tego, co jest’. Jestem zazdrosny i wymuszam na tym ideę, że mam taki nie być: „Nie wolno mi być zazdrosnym.” Narzucanie, pogwałcenie ‘tego, co jest’ to przemoc. Po trochu zaczynamy, prawdopodobnie to jedno zdanie może opisać całą sprawę. ‘To, co jest’ pozostaje zawsze w ruchu, nie jest statyczne. Gwałcę to przez narzucenie czegoś, co, jak myślę, ‘być powinno’. Rozmówca: Czy ma Pan na myśli, że, gdy czuję złość, myślę, że jej nie powinno być i, zamiast się złościć, powstrzymuję to? Czy to przemoc? Czy może stosuję przemoc, kiedy to wyrażam? Krishnamurti: Proszę popatrzeć na to: złoszczę się i, aby to uwolnić, uderzam cię a to powoduje łańcuch reakcji prowadzących do tego, że mi oddajesz. Samo wyrażenie złości to przemoc. A gdy na fakcie, że jestem zdenerwowany, wymuszam coś innego, czyli że „mam się nie złościć”, czy to nie jest również przemoc? Rozmówca: Zgodziłbym się z tą bardzo ogólną definicją, ale przymus musi zachodzić w brutalny sposób. To czyni go przemocą. Jeżeli wymuszasz coś stopniowo, nie będzie to przemoc. Krishnamurti: Rozumiem, proszę Pana. Jeśli stosujesz przymus z delikatnością, z taktem, nie jest on przemocą. Naruszam fakt, że nienawidzę, poprzez stopniowe, łagodne tłumienie go. Abym, jak mówią dżentelmeni, nie używał przemocy. Ale czy zrobisz to z okrucieństwem czy delikatnie, faktem pozostaje, że wymuszasz coś innego na ‘tym, co jest’. Czy zgadzamy się mniej więcej w tej kwestii? Rozmówca: Nie. Krishnamurti: Zbadajmy to. Powiedzmy, że mam ambicję zostać największym poetą na świecie (czy gdziekolwiek to będzie) i jestem zawiedziony, bo nie potrafię. Ten zawód, sama ta ambicja to odmiana przemocy wobec faktu, że mi się nie udaje. Czuję zawód, bo jesteś lepszy niż ja. Czy to nie rodzi przemocy? Rozmówca: Wszelkie działanie przeciwko osobie lub przeciw rzeczy to przemoc. Krishnamurti: Proszę spojrzeć na trudność w tym zawartą. Oto fakt i pogwałcenie go przez inne działanie. Powiedzmy na przykład, że nie lubię Rosjan, czy Niemców bądź Amerykanów i narzucam swą specyficzną opinię czy pogląd polityczny – oto rodzaj przemocy. Kiedy ci to narzucam jest to przemoc. Gdy porównuję się z tobą (mądrzejszym, bardziej inteligentnym), stosuję przemoc wobec siebie – czyż nie tak? Stosuję przemoc. W szkole ‘B’ zostaje porównany z ‘A’, który wypada znacznie lepiej na egzaminach i dostaje świetne oceny. Nauczyciel mówi do ‘B’ „Musisz być taki, jak on.” W wyniku porównania ‘B’ z ‘A’ powstaje przemoc i niszczy ona ‘B’. Zobaczcie, co oznacza ten fakt: kiedy wymuszam na ‘tym, co jest’ ‘to, co być powinno’ (ideał, doskonałość, wyobrażenie itd.) pojawia się przemoc. Rozmówca (1): Odczuwam w sobie, że, jeżeli obecny jest jakiś opór, cokolwiek, co mogłoby niszczyć, to przemoc się pojawi, ale też, że, jeśli się nie opierasz, możesz gwałcić siebie. Rozmówca (2): Czy wszystko to nie dotyczy siebie samego, ‘ja’ będącego źródłem wszelkiej przemocy? Rozmówca (3): Załóżmy, że przyjmę Pańskie słowa na ten temat. Przypuśćmy, że nienawidzisz kogoś i chciałbyś wyeliminować tę nienawiść. Istnieją dwa podejścia: pierwsze wykorzystujące przemoc i drugie bez jej użycia. Jeżeli wymusisz na swej własnej istocie eliminację nienawiści, dokonasz przemocy wobec siebie. Jeśli z drugiej strony poświęcisz czas, pofatygujesz się by poznać swoje odczucia i obiekt nienawiści, to stopniowo ją opanujesz. Wtedy rozwiążesz problem bez użycia przemocy. Krishnamurti: Myślę, że to zupełnie jasne, czyż nie, proszę Pana? Nie próbujemy obecnie odkryć, jak pozbyć się przemocy w taki czy inny sposób, ale co ją w nas wywołuje. Czym jest przemoc w nas, psychologicznie? Rozmówca: Czy poprzez przymus nie następuje rozbicie czegoś? Wtedy odczuwa się przykrość i zaczyna stosować przemoc. Krishnamurti: Rozbicie idei, sposobu życia itd., to powoduje dyskomfort. Ten dyskomfort wywołuje przemoc. Rozmówca (1): Przemoc może pochodzić z zewnątrz lub z wnętrza. Zazwyczaj potępiam przemoc na zewnątrz. Rozmówca (2): Czy korzenie przemocy nie sięgają rezultatów fragmentacji? Krishnamurti: Proszę, istnieje wiele sposobów pokazania, czym jest przemoc i jakie są jej przyczyny. Czy nie możemy widzieć pojedynczego prostego faktu i stąd zacząć, powoli? Czy nie umiemy dostrzec, że każda odmiana przymusu, użyta przez ojca wobec dziecka czy przez dziecko wobec ojca, przez nauczyciela wobec ucznia, przez społeczeństwo bądź przez księdza, wszystko to są odmiany przemocy? Czy nie możemy zgodzić się z tym i stąd rozpocząć? Rozmówca: To pochodzi z zewnątrz. Krishnamurti: Dokonujemy tego nie tylko na zewnątrz, ale też wewnątrz. Mówię do siebie „Jestem rozgniewany” i wymuszam na tym ideę, że nie wolno mi się gniewać. Stwierdzamy, że to przemoc. Zewnętrznie, gdy dyktator poskramia ludzi, to przemoc. Kiedy tłumię to, co czuję, bo się boję, bo nie jest to szlachetne, bo nie jest to czyste itp., to również przemoc. A więc brak akceptacji faktu ‘tego, co jest’ powoduje przymus. Jeśli zaakceptuję fakt, że jestem zazdrosny i nie przeciwstawię mu oporu, to nie ma przymusu, wtedy będę wiedział co z tym faktem zrobić. W tym nie ma przemocy. Rozmówca: Mówi Pan, że edukacja to przemoc. Krishnamurti: Tak. Czy istnieje sposób edukacji bez przemocy? Rozmówca: Zgodnie z tradycją, nie. Krishnamurti: Oto problem: z natury, w swoich myślach, w sposobie, w jaki żyję, jestem okrutną ludzką istotą, agresywną, ambitną, brutalną i tak dalej – tym jestem. I mówię sobie „Jak mam żyć inaczej?”, ponieważ przemoc rodzi potężny antagonizm i zniszczenie w świecie. Chcę to zrozumieć i uwolnić się od tego, żyć inaczej. Więc zapytuję siebie „Czym ta przemoc jest we mnie?” „Czy to frustracja, bo pragnę być sławny a wiem, że nie mogę, dlatego nienawidzę znanych ludzi?” Jestem zazdrosny a chcę taki nie być i nienawidzę tego stanu zazdrości z jego wszystkimi obawami i strachem i irytacją, dlatego go tłumię. Robię to wszystko i uświadamiam sobie, że to rodzaj przemocy. Teraz chcę odkryć, czy to nieuniknione, czy może istnieje sposób zrozumienia tego, spojrzenia na to, wzięcia się z tym za bary prowadzący do innego życia. Tak więc muszę odkryć, czym jest przemoc. Rozmówca: To reakcja. Krishnamurti: Za bardzo się Pan śpieszy. Czy pomoże mi to w zrozumieniu natury mojej przemocy? Chcę w to wejść, pragnę odkryć. Widzę, że jak długo obecna jest dualność – mamy przemoc i jej brak – musi istnieć konflikt a dzięki niemu musi powstać więcej przemocy. Kiedy wymuszam na fakcie, że jestem głupi, ideę, że mam być mądry, zaczyna się przemoc. Gdy porównuję się z tobą reprezentującym sobą o wiele więcej niż ja, to również przemoc. Porównywanie, tłumienie, kontrola – wszystko to wskazuje na obecność jakiejś formy przemocy. Takim zostałem stworzony. Porównuję tłumię, jestem ambitny. Zdając sobie z tego sprawę, jak mam żyć nie używając przemocy? Chcę odkryć sposób życia bez tych zmagań. Rozmówca: Czy to nie ‘ja’, które staje przeciw faktowi? Krishnamurti: Dojdziemy do tego. Zobaczcie fakt, zobaczcie, co dzieje się najpierw. Całe moje życie, od początku edukacji do teraz, składało się z przemocy. Społeczeństwo każe mi się dopasować, akceptować, robić to, nie robić tamtego, a ja się temu podporządkowuję. To odmiana przemocy. A gdy buntuję się przeciw społeczeństwu, to również rodzaj przemocy (buntuję się w takim sensie, że nie akceptuję wartości przez nie ustanowionych). Buntuję się przeciw niemu a następnie tworzę moje własne wartości, które stają się wzorcem – i wzorzec ten zostaje narzucony innym albo mnie samemu, co prowadzi do kolejnej formy przemocy. W ten sposób prowadzę życie. Tak jest: stosuję przemoc. Co teraz powinienem zrobić? Rozmówca: Po pierwsze powinien Pan spytać siebie, dlaczego nie chce dłużej używać przemocy. Krishnamurti: Bo widzę, co uczyniła ona z istniejącym obecnie światem: wojny na zewnątrz, konflikt wewnątrz, konflikt w związkach. Obiektywnie widzę toczącą się wewnątrz bitwę i mówię „Na pewno musi istnieć inny sposób życia.” Rozmówca: Dlaczego nie odpowiada Panu ta sytuacja? Krishnamurti: Jest bardzo destrukcyjna. Rozmówca: Oznacza to, że sam Pan nadał już najwyższą wartość miłości. Krishnamurti: Nie nadaję wartości niczemu. Jedynie obserwuję. Rozmówca: Jeśli coś Panu nie odpowiada, to nadaje Pan wartość. Krishnamurti: Nie robię tego, obserwuję. Zauważam, że wojna jest destrukcyjna. Rozmówca: Cóż jest z nią nie tak? Krishnamurti: Nie mówię, że jest dobra lub zła. Rozmówca: To dlaczego chce Pan to zmienić? Krishnamurti: Chcę to zmienić, bo mój syn zginął na wojnie i pytam „Czy nie ma sposobu życia bez zabijania się nawzajem?” Rozmówca: A więc wszystko, co pragnie Pan zrobić, to eksperyment z innym sposobem życia, potem porównanie nowego sposobu z tym, który funkcjonuje obecnie. Krishnamurti: Nie, proszę Pana. Nie porównuję. Wyjaśniałem to wszystko. Widzę, że mój syn zginął na wojnie i mówię „Czy nie istnieje inny sposób życia?” Chcę odkryć czy można żyć tak, aby przemoc nie była obecna. Rozmówca: Jednak zakładając... Krishnamurti: Żadnych założeń, proszę Pana. Mój syn zginął na wojnie i chcę odkryć sposób życia, w jakim inni synowie nie będą zabijani. Rozmówca: Więc to, czego Pan chce, to któraś z dwu możliwości. Krishnamurti: Jest tuzin możliwości. Rozmówca: Pańskie pragnienie odnalezienia innego sposobu życia jest tak wielkie, że chce Pan jakiś zastosować – cokolwiek to będzie. Chce Pan poeksperymentować z nim i porównać go. Krishnamurti: Nie, proszę Pana, obawiam się, że kładzie Pan nacisk na coś, czego nie wyjaśniłem. Albo akceptujemy istniejący obecnie sposób życia, z przemocą i całą resztą, albo mówimy, że musi istnieć inny, jaki ludzka inteligencja potrafi odnaleźć, w którym nie ma przemocy. To wszystko. I stwierdzamy, że przemoc będzie istnieć tak długo, jak długo porównywanie, tłumienie, dostosowywanie się, uczenie się wzorca jest sposobem na życie. Jest w tym konflikt a dzięki niemu przemoc. Rozmówca: Dlaczego powstaje zamęt? Czy nie tworzy się on wokół ‘ja’? Krishnamurti: Dojdziemy do tego, proszę Pana. Rozmówca: Sprawa, jaka kryje się za przemocą, korzenie, istota przemocy to fakt oddziaływania. Na skutek faktu, że sami istniejemy, oddziałujemy na resztę istnienia. Jestem tu. Poprzez oddychanie powietrzem wpływam na istnienie w nim. Tak więc twierdzę, że istotą przemocy jest fakt oddziaływania właściwy istnieniu. Gdy wpływ jest dysonansem, dysharmonią, nazywamy to przemocą. Jeżeli jednak dokonamy tego harmonijnie, to jest to druga strona przemocy – lecz ciągle zachodzi oddziaływanie. ‘Oddziałuje się przeciwko’, co jest przemocą, lub odwrotnie oddziałuje się zgodnie. Krishnamurti: Proszę Pana, czy mogę o coś zapytać? Czy jest Pan zainteresowany przemocą? Czy przemoc Pana dotyczy? Czy jest Pan zainteresowany przemocą w sobie i w świecie w tym sensie, że czuje Pan „Nie mogę żyć w ten sposób ?” Rozmówca: Gdy buntujemy się przeciw przemocy stwarzamy problem, bo bunt to przemoc. Krishnamurti: Rozumiem, proszę Pana, ale w jaki sposób będziemy ten temat kontynuować? Rozmówca: Nie zgadzam się ze społeczeństwem. Bunt przeciw ideom – pieniądzom, efektywności i innym – to moja odmiana przemocy. Krishnamurti: Tak, rozumiem. Dlatego bunt przeciw obecnej kulturze, edukacji itd., to przemoc. Rozmówca: To jest to, o czym chcę się dowiedzieć. Krishnamurti: Również pragnę dowiedzieć się na ten temat. Przyjrzyjmy się temu. Rozmówca: Jeśli mam problem z jakąś osobą, mogę go zrozumieć znacznie dokładniej. Jeżeli kogoś nienawidzę, znam to, reaguję przeciw temu. Ale to niemożliwe w społeczeństwie. Krishnamurti: Rozpatrzmy to, proszę. Buntuję się przeciw obecnej strukturze moralnej społeczeństwa. Zdaję sobie sprawę, że zwyczajny bunt przeciw niej, bez odkrycia, czym jest prawdziwa moralność, to przemoc. Czym jest prawdziwa moralność? Dopóki tego nie odkryję i nie przeżyję, dopóty bunt przeciw strukturze moralności społecznej ma bardzo małe znaczenie. Rozmówca: Nie może Pan poznać przemocy, gdy nie żyje Pan z nią. Krishnamurti: O! Czy twierdzi Pan, że muszę żyć z przemocą zanim będę mógł zrozumieć coś innego? Rozmówca: Mówił Pan, że, aby zrozumieć prawdziwą moralność, trzeba ją przeżyć. Musi Pan żyć z przemocą, aby zobaczyć, czym jest miłość. Krishnamurti: Gdy mówi Pan, że muszę żyć w ten sposób, narzuca mi już ideę, tego, co Pan uważa za miłość. Rozmówca: To powtórzenie Pańskich słów. Krishnamurti: Proszę Pana, oto moralność społeczna, przeciw której się buntuję, bo widzę, jak jest absurdalna. Czym jest prawdziwa moralność, w jakiej nie ma przemocy? Rozmówca: Czy prawdziwa moralność to nie kontrolowanie przemocy? Chyba we wszystkich istnieje przemoc, ludzie – tak zwane istoty najwyższe – kontrolują ją, w naturze jest ona zawsze obecna – czy jako burza z piorunami czy dzikie zwierzę zabijające inne albo umierające drzewo, przemoc jest wszędzie. Krishnamurti: Mogą istnieć wyższe odmiany przemocy, subtelniejsze, słabsze i mamy brutalne jej formy. Całość życia to przemoc, mała i duża. Jeżeli chce się odkryć, czy można wydostać się poza tę całą jej strukturę, trzeba w to wejść. Oto, co próbujemy zrobić. Rozmówca: Przepraszam, co Pan rozumie przez ‘wejście w to’? Krishnamurti: Przez ‘wejście w to’ rozumiem po pierwsze oglądanie, badanie ‘tego, co jest’. By badać potrzeba wolności od wszelkich wniosków, od wszelkich uprzedzeń. Patrzę wtedy, z tą wolnością, na problem przemocy. Oto ‘wchodzenie’. Rozmówca: Czy coś się wtedy dzieje? Krishnamurti: Nie, nic się nie dzieje. Rozmówczyni: Zauważam, że moją reakcją na wojnę jest „Nie chcę walczyć”... Jednak stwierdzam, że to, co robię polega na próbie trzymania się z dala, życia w innym kraju albo unikania ludzi, którzy mi nie odpowiadają. Po prostu trzymam się z dala od społeczeństwa amerykańskiego. Krishnamurti: Mówi Pani „Nie organizuję demonstracji ani protestów, ale nie mieszkam w kraju, gdzie obecne jest to, co mi nie odpowiada. Trzymam się z dala od ludzi, których nie lubię.” Wszystko to jest odmianą przemocy. Proszę, poświęćmy temu trochę uwagi. Użyjmy naszych umysłów by zrozumieć to zagadnienie. Co ma zrobić człowiek, który widzi cały wzór zachowań politycznych, religijnych i ekonomicznych, z jakim w mniejszym czy większym stopniu wiąże się przemoc, który czuje się schwytany w pułapkę, jaką sam stworzył? Rozmówca: Czy mogę zasugerować, że nie ma przemocy, lecz myślenie ją tworzy. Krishnamurti: O! Zabijam kogoś i myślę o tym, dlatego jest to przemoc. Nie, proszę Pana, czyż nie bawimy się słowami? Czy nie moglibyśmy wejść w to trochę bardziej? Zobaczyliśmy, że kiedykolwiek narzucam sobie coś, psychologicznie, ideę lub wniosek, rodzi to przemoc. (Zajmiemy się tym za chwilę.) Jestem okrutny – rozumiem to werbalnie i odczuwam. Wymuszam na tym, że „Nie wolno mi”, i uświadamiam sobie, że to rodzaj przemocy. Co mam uczynić z tym odczuciem okrucieństwa bez narzucania mu czegoś innego? Czy mogę je zrozumieć bez tłumienia go, bez uciekania od niego, bez żadnego rodzaju uników czy udawania? Oto fakt – jestem okrutny. Oto mój problem i żadna ilość wyjaśnień, mówienia „powinieneś, nie powinieneś” nie rozwiąże go. Oto kwestia, która mnie dotyka i pragnę ją rozstrzygnąć, bo widzę, że może istnieć inny sposób życia. Więc mówię sobie „Jak mogę uwolnić się od tego okrucieństwa bez konfliktu”, ponieważ w chwili, gdy rozpoczynam konflikt by pozbyć się okrucieństwa, już wniosłem przemoc w swą istotę. Więc najpierw muszę mieć pełną jasność, co oznacza konflikt. Jeżeli istnieje jakiś konflikt w odniesieniu do okrucieństwa – od którego chcę się uwolnić – z niego właśnie rodzi się przemoc. Jak mam się uwolnić od okrucieństwa bez konfliktu? Rozmówca: Zaakceptować je. Krishnamurti: Zastanawiam się, co rozumiemy przez akceptację swego okrucieństwa. Oto ono! Nie akceptuję ani nie odrzucam go. Co dobrego wynika ze stwierdzenia ‘zaakceptuj to’? Faktem jest, że mam brązową skórę – tak jest. Dlaczego mam to akceptować lub odrzucać? Faktem jest, że jestem okrutny. Rozmówca: Jeżeli widzę, że jestem okrutny, to akceptuję, rozumiem to – ale też boję się działać w okrutny sposób i to podtrzymywać. Krishnamurti: Tak. Powiedziałem „Jestem okrutny.” Ani tego nie akceptuję ani nie odrzucam. To fakt, a oto kolejny fakt, że, kiedy następuje konflikt mający usunąć okrucieństwo, pojawia się przemoc. Muszę więc mieć do czynienia z tymi dwoma sprawami. Przemoc, okrucieństwo i pozbycie się ich bez wysiłku. Co mam zrobić? Całe moje życie to szamotanina i walka. Rozmówca: Kwestią nie jest przemoc, ale tworzenie wyobrażenia. Krishnamurti: Wyobrażenie zostaje narzucone ‘temu, co jest’ – zgoda? Rozmówca: Pochodzi ono z nieznajomości swej prawdziwej istoty. Krishnamurti: Nie do końca wiem, co rozumie Pan przez ‘prawdziwą istotę’. Rozmówca: Rozumiem przez to, że nie jest się oddzielonym od świata, że jest się światem, a dlatego odpowiada się za przemoc obecną wokół. Krishnamurti: Tak. Powiedział Pan, że prawdziwa istota to rozpoznanie, że jesteś światem i świat jest tobą, a okrucieństwo i przemoc nie są czymś innym, tylko częścią jedności. Czy to miał Pan na myśli? Rozmówca: Nie. Rolę ignorancji. Krishnamurti: A więc mówi Pan, że istnieje prawdziwe ja i jego nieznajomość? Obecne są dwa stany, prawdziwa istota i ukrywanie jej pod ignorancją. Dlaczego? To stara teoria indyjska. Skąd Pan wie, że istnieje prawdziwa istota schowana pod iluzją i ignorancją? Rozmówca: Jeżeli zdamy sobie sprawę, że problemy, jakie mamy, istnieją w kategoriach przeciwieństw, to wszelkie problemy znikną. Krishnamurti: Wszystko, co trzeba zrobić to nie myśleć przeciwieństwami. Czy tak robimy, czy to jedynie idea? Rozmówca: Proszę Pana, czyż dualność nie jest właściwością myśli? Krishnamurti: Doszliśmy do jakiegoś miejsca i odchodzimy od niego. Wiem, że jestem okrutny – z różnych przyczyn psychologicznych. Oto fakt. Jak mam się uwolnić bez wysiłku? Rozmówca: Co ma Pan na myśli mówiąc ‘bez wysiłku’? Krishnamurti: Wyjaśniałem, co rozumiem przez wysiłek. Jeśli tłumię okrucieństwo, obecny jest wysiłek związany z odczuciem, że jest w tym sprzeczność: okrucieństwo i pragnienie by go nie było. Następuje konflikt pomiędzy ‘tym, co jest’ i ‘tym, co być powinno’. Rozmówca: Jeżeli rzeczywiście na to spojrzę, nie mogę pozostać okrutny. Krishnamurti: Pragnę odkryć, nie akceptować stwierdzenia. Pragnę odkryć, czy to w ogóle możliwe by uwolnić się od okrucieństwa. Czy można się od niego uwolnić bez tłumienia, bez uciekania, prób pokonania go. Co mam zrobić? Rozmówca: Jedyna rzecz do zrobienia to je wyrazić. Krishnamurti: By je wyrazić muszę pozwolić mu wyjść, pozwolić aby się ukazało – nie w sensie stania się bardziej okrutnym. Dlaczego nie pozwalam mu wyjść? Przede wszystkim boję się tego. Nie wiem, czy przez pozwolenie na taką ekspresję, nie stanę się bardziej okrutny. A jeśli je wyrażę, to czy jestem w stanie je zrozumieć? Czy umiem popatrzeć na nie z wielką starannością, co znaczy uważnie? Mogę to zrobić tylko, jeśli moja energia, zainteresowanie i pragnienie zbiegają się w chwili ekspresji. W takim momencie potrzebuję pilnego pragnienia by zrozumieć, potrzebuję umysłu bez żadnych zniekształceń. Potrzebuję olbrzymiej energii by patrzeć. I te trzy rzeczy muszą mieć miejsce jednocześnie dokładnie w chwili ekspresji. Co oznacza, że jestem wystarczająco wrażliwy i wolny, ażeby dysponować taką energią witalną, intencją i uważnością. Skąd wezmę tę intensywną uważność? Jak do niej dotrę? Rozmówca: Jeżeli doszliśmy do tego momentu desperackiego pragnienia zrozumienia, to tę uważność mamy. Krishnamurti: Rozumiem. Pytam jedynie „Czy to możliwe by być uważnym?” Poczekajcie, zobaczcie, co z tego wynika, zobaczcie, co się z tym wiąże. Nie nadawajcie znaczeń, nie układajcie nowych zbiorów słów. Jestem tu. Nie wiem, co znaczy uważność. Prawdopodobnie nigdy nie poświęciłem niczemu uwagi, bo przez większość mojego życia jestem nieuważny. Nagle przychodzisz i mówisz „Patrz, bądź uważny wobec przemocy”, a ja odpowiadam „Będę” – ale co to znaczy? Jak mam sprowadzić ten stan uważności? Czy jest na to metoda? Jeśli istnieje metoda i mogę praktykować uważność, zajmie to czas. A w tym czasie pozostaję nieuważny i dzięki temu powoduję dalsze zniszczenia. Więc to wszystko musi nastąpić natychmiast! Jestem okrutny. Nie będę tłumił, nie będę uciekał, co nie oznacza, że jestem zdeterminowany nie uciekać, co nie oznacza, że zdecydowałem nie tłumić tego. Lecz widzę i rozumiem dzięki inteligencji, że tłumienie, kontrola, ucieczka, nie rozwiązują problemu, dlatego odkładam je na bok. Teraz dysponuję inteligencją, jaka zaistniała przez zrozumienie daremności tłumienia, ucieczki, prób pokonania. Dzięki tej inteligencji badam, przyglądam się okrucieństwu. Uświadamiam sobie, że, aby na nie patrzeć, potrzeba wielkiej uważności a, aby nią dysponować, muszę bardzo uważać na mą nieuważność. Co to znaczy? Jeżeli praktykuję uważność, staje się to mechaniczne, głupie i bez znaczenia, ale jeśli zauważę lub uświadomię sobie brak uwagi, to zaczynam odkrywać, jak powstaje uważność. Dlaczego jestem nieuważny wobec uczuć innych ludzi, wobec sposobu, w jaki się wyrażam, w jaki jem, wobec tego, co ludzie mówią i robią? Poprzez zrozumienie stanu negatywnego powinienem dojść do pozytywnego, czyli uważności. Tak więc badam, próbuję zrozumieć, skąd bierze się nieuważność. To bardzo poważne zagadnienie, bo cały świat płonie. Skoro jestem częścią tego świata a świat jest mną, muszę położyć kres temu pożarowi. Więc ugrzęźliśmy z tym problemem. Ponieważ to brak uważności wywołuje cały ten chaos w świecie. Widać tu osobliwość faktu, że nieuważność jest negacją – brak uwagi, brak ‘bycia tutaj’ w tej chwili. Jak można uświadomić sobie w pełni swą nieuważność, ażeby stała się uważnością? Jak mam być całkowicie, natychmiast, świadom, z wielką energią, okrucieństwa we mnie, ażeby nie istniały tarcia, sprzeczności, aby powstała całość, jedność? Jak to spowodować? Powiedzieliśmy, że to możliwe jedynie, gdy obecna jest zupełna uważność, a nie istnieje ona, bo nasze życie to marnowanie energii w nieuważności. Saanen, Szwajcaria, 3 sierpnia 1969